@kasiul
Spis treści Prolog Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Ro...
29 downloads
34 Views
2MB Size
@kasiul
Spis treści Prolog Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21 Rozdział 22 Rozdział 23 Rozdział 24 Rozdział 25 Rozdział 26 Rozdział 27 Rozdział 28 Rozdział 29 Rozdział 30 Rozdział 31 Rozdział 32
Rozdział 33 Rozdział 34 Rozdział 35 Rozdział 36
Prolog 9 czerwca 1764, Londyn – Co…? – Nawet przez wąskie szparki oczu Georgia, hrabina Maybury, była w stanie dostrzec światło wczesnego poranka, co zdarzało się jej nader rzadko. Zwłaszcza gdy kładła się spać po drugiej w nocy. – Co? – powtórzyła i zwilżyła usta, zmuszając się do otwarcia oczu na całą szerokość, aby popatrzyć wilkiem na pokojówkę. – Mama? Usiadła, odgarniając z twarzy rude kosmyki. Jako dziewiętnastolatka wciąż była niemal w wieku szkolnym, więc się przestraszyła. Rozpuszczone włosy? Dlaczego? A gdzie czepek? Przypomniała sobie! Ostatniej nocy gościła w swoim łóżku Dickona. Właśnie dlatego tak wcześnie wróciła z balu u lady Walgrave. Dickon nalegał, żeby się wymknęli. – Do diabła, Georgie, chcę iść z tobą do łóżka – wymamrotał w końcu. Miała nadzieję, że jego niecierpliwość to zapowiedź odmiany, ale było nudno jak zawsze. Boże! A teraz rozczochrana siedziała na łóżku, w którym wcześniej leżała z mężem. Nic dziwnego, że matka marszczyła brwi. Ta kobieta o sztywnych wyprostowanych plecach i kanciastych ramionach siałaby postrach wśród generałów, gdyby tylko sobie tego zażyczyła. Ale co ona tutaj robi? – Mama? Czy to sen? Hrabina Hernescroft przysiadła na łóżku, szeleszcząc fałdami sukni. Ujęła dłoń Georgii. – Nie, córko. To nie sen, raczej koszmar. Musisz być silna. Maybury nie żyje. – Maybury? Nie żyje? – Sens tych słów do niej nie docierał. – Twój mąż nie żyje, zginął w pojedynku niecałe dwie godziny temu. – W pojedynku? Dlaczego Dickon wdał się w pojedynek? – Zanim matka zdążyła odpowiedzieć, Georgia wyrzuciła z siebie: – Nie żyje? To niemożliwe. Przecież był tutaj ostatniej nocy! – Odwinęła pościel, jakby Dickon mógł się chować pod kołdrą. Matka ścisnęła dłonie Georgii, by córka stała się uważniejsza. – Śmierć może nadejść w jednej chwili, Georgio. Wiesz o tym. Maybury nie żyje, a ty musisz podnieść się i zrobić to, co należy. Dała się pociągnąć za ręce i powoli wygramoliła się z wielkiego, wysokiego łoża. Po chwili jednak się wyrwała. – Nie żyje? Jak to? Pojedynek? Nie, nie! Przecież to najspokojniejszy człowiek na świecie! – Dziś rano Maybury spotkał się z sir Charnleyem Vance’em i poległ od ciosu szpadą w serce. – W serce? – szepnęła, chwyciwszy się za pierś, jakby i ona mogła otrzymać w to miejsce śmiertelną ranę. W głowie miała pustkę. – Nie, nie, nie! To na pewno pomyłka. Kawał. On lubi kawały. – Czy ja wzięłabym udział w takim żarcie? Dowód mamy pod ręką. Właśnie teraz układają jego ciało na dole. Ubierz się i zejdź tam. Włóż coś żałobnego – dodała na stronie. – Chyba nie ma nic takiego, milady – odezwała się pokojówka Georgii. Zdawało się, że jej głos dobiegał gdzieś z daleka.
– Wobec tego strój jak najprostszy i najbardziej stonowany. – Muszę skorzystać z nocnika – powiedziała Georgia. No właśnie, życie toczy się dalej. – Pomóż jej – poleciła matka pokojówce o imieniu Jane. – Nie potrzebuję pomocy. – Georgia pobiegła do garderoby i schowała się za parawanem. Dickon nie żyje? Miał dopiero dwadzieścia trzy lata. Nikt nie umiera w takim wieku. Chyba że podczas wojen. Może z powodu choroby, upadku z konia lub utonięcia w morzu. Lub w pojedynku. Szpada przebiła mu serce… Usiadła na pokojowym sedesie, objęła się ramionami i kołysała lekko. Dickon. Jej Dickon. Jej mąż, jej przyjaciel… – Milady! – zawołała Jane. – Proszę już wyjść. Pani matka czeka. – Odejdź. – Pani matka… – Odpraw ją. – Milady, proszę już wyjść. Nie może pani… Parawan usunął się na bok. – Georgio, przestań. – Matka chwyciła ją za ramię i pociągnęła do sypialni. – Ubieraj się! Jane przemawiała do niej znacznie łagodniej. – O, tak. Teraz zdejmiemy nocną koszulę. Mam tutaj kremową lustrynę… Wyrwała się. – Przestań! Przestań wreszcie! Obie się mylicie! – Oswobodziła się z objęć matki i pokojówki, przebiegła przez swój pokój do sypialni męża. – Dickon! Gdzie jesteś? Nie uwierzysz, co one mówią… Łóżko było w nieładzie. No właśnie, musiał niedawno wstać. Skoczyła do jego garderoby. – Dickon! W drzwiach ukazał się lokaj męża. Przez ramię miał przewieszoną koszulę. – On tam jest? – Zrobiła kilka kroków. Po bladych policzkach Pritcharda płynęły łzy. Pokręcił głową. Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. – To nieprawda. – Niestety, milord… odszedł. Muszę zanieść na dół czystą koszulę. Bo ta druga… Georgia wciąż kręciła głową. Prawda powoli do niej docierała. Jej mąż, jej przyjaciel, jej Dickon, nie żyje! – Nie! – Chwiejnym krokiem podeszła, aby przytrzymać się kolumny przy łóżku, spojrzeć na posłanie, na wgłębienie w poduszce; tu ułożył głowę, gdy spał. Jakże pragnęła, aby wrócił. Lecz on już nie wróci. Z płaczem rzuciła się na łóżko. – Zostaw ją na chwilę. – Hrabina Hernescroft chwyciła pokojówkę za ramię, lecz spoglądała na córkę. Jest taka piękna, pomyślała, beztroska… a tu taka tragedia. Przecież ona nie ma jeszcze dwudziestu lat. Może doprowadzenie do ślubu Georgii i Maybury’ego było błędem. Dziewczyna miała wprawdzie dopiero szesnaście lat, ale była nad wiek rozwinięta, i już wtedy doprowadzała mężczyzn do szaleństwa. Wydawało się, że będzie prościej, jeśli wcześnie się ustatkuje, u boku dobrotliwego sąsiada, starszego ledwie o trzy lata. Georgia poślubiła nowego hrabiego Maybury’ego, którego już dobrze znała. Uszczęśliwiona porzuciła naukę, aby zostać panią własnych włości, i to przed starszą siostrą. Maybury jednak nie zdołał jej
okiełznać. Powinni to przewidzieć i związać ją ze starszym mężczyzną. – Czy mam jej podać środek nasenny, milady? – wyszeptała pokojówka. – Przygotuj, z tym że Georgia najpierw musi zejść i zobaczyć ciało. – Czy to konieczne, milady? – Tak. – Dobrze – odpowiedziała pokojówka i wyszła. Lady Hernescroft skrzywiła się na myśl o nadciągającej burzy. Usłyszała, jak ktoś wchodzi do pokoju. Odwróciła się. Bogu dzięki. To jeden z jej synów, sędzia Peregrine Perriam, smukły, elegancki i pomimo wczesnej pory stosownie przyodziany na tę okoliczność w ciemnoszare ubranie. Perry był niepokojąco dyletancki. Zarazem był urzędnikiem w sądzie i protokolantem. – Ty musisz zajmować się sprawami ludzi – powiedziała cicho – i pilnować tego, co się mówi. Już pojawiają się nieprzychylne przypuszczenia. – Biedna dziewczyna. – Perry bardzo lubił siostry, za to mniej swoich braci. – Myślisz, że to prawda? – spytała szeptem. – Georgie i Vance? On nie jest typem strojnisia, który zakrada się do buduarów. Maybury zapraszał go na męskie rozrywki ze względu na jego sportowe umiejętności, ale wątpię, by Georgie miała sposobność, aby się z nim widywać. – Logika na niewiele się zda. Georgia popełniała tyle szaleństw, niektóre z udziałem mężczyzn. Powinieneś pokierować ją we właściwą stronę. – Przecież miała męża – zauważył. – Który nie stanął na wysokości zadania. Czego się dowiedziałeś? – O tej porze bardzo niewiele. Rozmawiałem z ludźmi na dole. Kellew, jego sekundant, twierdzi, że to miało miejsce ostatniej nocy w tawernie. Najpierw był wyścig, a potem zaspokajali pragnienie, gdy Vance zaczął szydzić z kiepskiego powożenia w wykonaniu Maybury’ego. Maybury chlusnął winem w twarz Vance’a, no i doszło do pojedynku. Maybury to beznadziejny woźnica, ale według mnie zbyt spokojny z natury, aby kruszyć kopie o taką błahostkę. – No właśnie – odparła lady Hernescroft. – Z tego powodu powstaną niestworzone kłamliwe oskarżenia. Błahostki często wykorzystuje się do obrony dobrego imienia damy w pojedynku, a jakaż dama mogłaby być powodem w tym przypadku, jeśli nie rozpuszczona żona Maybury’ego? – Te drapieżne kocice, które zazdroszczą Georgii urody i powabu, będą w swoim żywiole. W podobnych sytuacjach wiele żon uciekało za granicę. – Nikt z rodziny Perriamów nie zostanie wygnańcem. A teraz weź się do pracy. Dopilnuj, aby o świcie świat poznał odpowiednią wersję wydarzeń. Ja się postaram, aby ludzie obecni na dole ujrzeli twoją siostrę pogrążoną w głębokim żalu i aby opowiedzieli o tym w klubach. Każ pokojówce, aby przyniosła jej peniuar. – Podeszła do łóżka podnieść szlochającą córkę. – Chodź, musisz pokazać, że chcesz go zobaczyć. – Muszę? – Spojrzała szeroko otwartymi, poczerwieniałymi oczami dziecka, dziecka zszokowanego, oszołomionego swoim losem. – Tak. Nie musisz się specjalnie ubierać. Pokojówka niesie ci szlafrok. – Sama pomogła córce włożyć różową, jedwabną szatę. – Nie, nawet nie próbuj jej uczesać. Chodź, moja droga. Będę u twego boku. Perry odszedł, aby wykonać powierzone mu zadanie. W tej kwestii lady Hernescroft mogła mu zaufać. Dziękowała Bogu, że jej mąż przebywa na wyścigach konnych. Miał tendencje do inicjowania awantur, a sytuacja wymagała subtelniejszej taktyki. Zaledwie przed dwoma miesiącami lady Lowestoft uciekła po podobnym pojedynku, ale świat
dowiedział się, że była kochanką zabójcy i ulotniła się razem z nim. Po prawdzie nie było tu podobieństwa, ale złośliwi plotkarze na pewno coś wynajdą. Czy lepiej zabrać Georgię z miasta, czy też nakazać jej stawić czoło całemu światu i ukręcić łeb wszelkim porównaniom? Poprowadziła drżącą córkę korytarzem i dalej schodami okazałego domu w dzielnicy Mayfair do miejsca, gdzie na szezlongu spoczywały zwłoki Maybury’ego. Okrwawiona koszula została już zmieniona na czystą, a ciało aż po szyję przykryto czerwoną, brokatową narzutą. Miał zamknięte oczy, ale nie wyglądał, jakby spał. Na jego widok Georgia załkała. Lady Hernescroft pomyślała, że może nawet zwymiotuje, i zastanowiła się, czy sprawiłoby to dobre, czy też złe wrażenie. Jej córka z wyciągniętymi rękami nachyliła się nad ciałem. – Och, Dickonie, dlaczego? Dlaczego? – Odsunęła brązowe włosy z jego skroni, lecz po chwili wzdrygnęła się. – Jest już zimny! – Osunęła się na podłogę. Różowy peniuar i tycjanowskie włosy rozsypały się po karmazynowym brokacie. Lady Hernescroft nie była poetyczna, lecz efekt zrobił na niej duże wrażenie. – Dickonie, dlaczego? Dlaczego, mój kochany? Lady Hernescroft odetchnęła. Bez dodatkowych sztuczek córka świetnie odgrywała swoją rolę. Dwóch z czterech mężczyzn ocierało oczy, Kellew pociągał nosem. Po dłuższej chwili lady Hernescroft podniosła córkę i wzięła ją w ramiona. – Teraz musisz go zostawić, moja droga. Chodź ze mną. Damy ci coś na sen. Zaprowadziła Georgię z powrotem na górę i pomogła pokojówce ułożyć ją w łóżku. Z niesmakiem spojrzała na kiczowaty mebel. Łoże było białe ze złoconymi zdobieniami. Cztery kolumienki wspierały się na figurkach kupidynów, a na wezgłowiu widniały bawiące się nimfy i pasterze. Integralna część ekstrawaganckiego, frywolnego stylu życia jej córki. Razem z mężem oczekiwała, że młoda para przez większość roku będzie mieszkać w zamku Maybury Castle, który leżał blisko ich rezydencji Herne w hrabstwie Worcester. Nawet gdy nie było ich w Herne, aby sprawować nadzór, mogli to czynić w ich imieniu sekretarze i rządcy, poza tym matka Dickona cały czas mieszkała w zamku. Tymczasem gdy tylko Maybury osiągnął odpowiedni wiek i przejął kontrolę nad ogromną fortuną, młodzi przeprowadzili się do miasta, aby brylować w towarzystwie. Wizyty w zamku były krótkie, przeważnie Dickon przyjeżdżał do rodzinnego gniazda sam. Georgia mieszkała w domu w Mayfair, urządzonym według najnowszej mody. Opuszczała Londyn jedynie w najgorętszym okresie lata i przenosiła się do willi w Chelsea, której nadali nazwę Sansouci. Beztroska. Beztroska to nic złego, lecz zaniedbanie było już naganne. Maybury nie interesował się zbytnio swoimi posiadłościami, a dla Georgii liczyły się jedynie rozrywka i modne stroje. Mówili o niej „lady May”, była tak ulotna jak majowa jętka i mimo wszystko większość towarzyskiej elity ją uwielbiała. Jednak owa elita w jednej chwili mogła zmienić front i zwrócić się przeciwko tym, którym zazdrościli. Tak jak powiedział Perry, gdy tylko arystokraci usłyszą najnowsze wieści, wszelkiej maści zawistnicy zaczną ostrzyć szpony, aby zniszczyć reputację lady May. Pokojówka przyniosła napój nasenny. Lady Hernescroft zatrzymała ją ruchem dłoni. – Georgio, posłuchaj mnie. Teraz wypijesz miksturę i trochę pośpisz, ale potem wyjedziesz z miasta i wrócisz do domu. Do Herne. – Herne? Nie, pojadę do Sansouci. – Czy jesteś brzemienna?
Georgia uciekła wzrokiem gdzieś w bok. – Nie. Lady Hernescroft odwróciła załzawioną twarz córki w swoją stronę. – Uważaj. Mówiłaś, że Maybury przyszedł wczoraj wieczorem do twojego łoża. Przestań płakać. Czy możliwe, że jesteś brzemienna? Georgia otarła łzy. – Być może. Ale… minęły trzy lata, mamo. Dlaczego właśnie ostatnia noc miałaby uczynić różnicę? Miała rację. Trzy lata bez poczęcia. Gdyby zdarzył się cud, zostałby ujawniony w odpowiednim czasie, lecz stworzyłby kolejne problemy. Dziedzic poczęty w okresie obejmującym śmierć męża zawsze budził wątpliwości. Georgia musi regularnie przebywać w towarzystwie przyzwoitki, aby można było potwierdzić, że po pojedynku nie miała możliwości spotkać się w intymnej sytuacji z innym mężczyzną. Były też plotki na temat Vance’a. Bez względu na prawdę ludzie będą spekulować… Powinna kazać Perry’emu, aby jak najpilniej przychwycił Vance’a, aby ten mógł wszystkich zapewnić, że pojedynek dotyczył dysputy odnośnie do umiejętności powożenia, a nie kwestii związanej z dobrym imieniem jakiejś damy. Perry na pewno sam dopilnuje tej sprawy. Ogólnie jednak powstał niezgorszy kram, a wszystko przez lekkomyślność córki. Georgia wciąż nie rozumiała powagi sytuacji. – Jeśli nie nosisz pod sercem dziecka, Sansouci już nie będzie twoim domem, tutaj też nie możesz zostać, tak samo jak w zamku Maybury. Wszystko przejdzie na własność dziedzica, którym jest jego wuj, sir William Gable-Gore. – Co takiego? – Georgia była wciąż tak samo zszokowana jak w momencie, gdy dowiedziała się o śmierci męża. – Wszystko stracone? Wszystko? – Wszystko z wyjątkiem twoich rzeczy osobistych. – Nie… – Masz. Wypij to i prześpij się. Georgia wzięła szklankę, pociągnęła kilka łyków i skrzywiła się niemiłosiernie, czując gorzki smak. Płyn przynosił też ulgę, więc po chwili jednym haustem opróżniła szklankę. To przynajmniej było dobre – że jej nieposłusznej córce nie brakowało odwagi. Będzie jej potrzebna. Droga powrotu do świata nie będzie łatwa, i to bez względu na to, jak sprawnie uda się zażegnać kryzys. Pokojówka zabrała szklankę i podała drugą, z wodą, która zniweluje gorzki smak. Georgia musi wrócić do Herne, pomieszkać tam w żałobie, pozwolić, aby opadły emocje. Trzeba zorganizować kilka sąsiedzkich wizyt, aby stłumić plotki, że wyjechała za granicę z kochankiem. A tutaj, w mieście, Perry i jego pomocnicy utwierdzą wszystkich w przekonaniu, że pojedynek był tym, czym się wydawał – szaleńczym porywem pijanych młodzieńców. Gdyby prawda okazała się inna, należało ją stłumić. No tak. Będzie dochodzenie, niezdrowe zainteresowanie ciekawskich. Tym też należy się zająć, aby nazwisko Perriamów nie było szargane. Lady Hernescroft wybiegła myślami w przyszłość. Za rok Georgia poszuka drugiego męża, tym razem bardziej odpowiedniego. Starszego i poważniejszego. Georgia dopiła wodę. – Ostatniej nocy było jak zawsze. Cudownie. Byłam na balu u lady Walgrave. Byłam lady May. Flirtowali ze mną Beaufort i Ludlow, a Sellerby skomponował wierszyk ku chwale sprzączek u moich pantofelków. A teraz nie mam już nic. – Uniosła głowę. – Jak to możliwe?
Lady Hernescroft nie była czułą matką, ale to żałosne pytanie chwyciło ją za serce. Objęła córkę i pocałowała w rozczochrane włosy. – Twoje życie uległo wielkiej zmianie, ale nie jest tak, że straciłaś wszystko. Jako wdowa masz dożywocie, masz swoje cenne zalety, a ponad wszystko masz rodzinę. Zaopiekujemy się tobą. I obronimy cię.
Rozdział 1 29 września, 1764 Herne, Worcestershire Kochana Lizzie Twoje listy były dla mnie ogromną pociechą, mogę Cię tylko błagać o wybaczenie, że nie odpisywałam. Wydaje mi się, że przespałam całe lato, nie zauważyłam mijających dni ani nawet kwitnących i więdnących kwiatów. Chyba pogrążyłam się w żalu po utracie biednego Dickona. Jednak teraz przebudziłam się, być może za sprawą Dnia Świętego Michała, kiedy to służący w wiejskich majątkach podejmują decyzję, czy chcą pozostać, czy też poszukać sobie miejsca gdzie indziej. Co do mnie, gdybym tylko mogła, z całą pewnością zmieniłabym miejsce pobytu. Kiedy wróciłam do Herne, byłam niemal pewna, że wrócę do szkolnej sypialni, którą dzieliłam z Winnie. Okazało się, że dostałam do dyspozycji własne pokoje, lecz pod każdym innym względem mogłabym znowu mieć szesnaście lat! Nie mam więcej do powiedzenia w sprawach dotyczących zarządzania majątkiem niż wtedy, gdy miałam szesnaście lat, a przecież jeszcze niedawno byłam przyzwyczajona do odgrywania roli pani trzech domów. Nie mam pieniędzy! To znaczy – trochę mam, bo odzyskałam pensję, lecz suma wróciła do mojego ojca, a ten wydziela mi po kilka gwinei na miesiąc. Nie wiedziałam, że część można zwrócić, ale myślę sobie, że jeśli obie strony wyrażają zgodę, wszystko jest możliwe. Nowy hrabia Maybury chętnie zrzucił z siebie obowiązek wypłacania mi wdowiego dożywocia w kwocie dwóch tysięcy rocznie przez może nawet sześćdziesiąt lat, nawet jeśli teraz oznacza to poniesienie kosztu w wysokości dwunastu tysięcy. Na pewno rozumiesz, z jaką goryczą przyjmuję tę jałmużnę, to marne kieszonkowe. Ojciec płaci moje rachunki, ale czuje się upoważniony do kwestionowania moich zakupów, a wszystko to dokonuje się za pośrednictwem jego buchaltera, więc domyślasz się, jak mnie to drażni. Do tej pory zakupiłam tylko szaty żałobne i kilka niezbędnych drobiazgów, ale przebudziłam się i kusi mnie, aby zamówić coś ekstrawaganckiego. Może mi coś podpowiesz? Może modlitewnik oprawiony w klejnoty? Albo pozłacany nocnik? Już widzę, jak się śmiejesz i kręcisz głową, a ja uśmiecham się i jednocześnie płaczę. Chętnie zamówiłabym karetę i pognałabym w te pędy do Ciebie, lecz wiem, że lada dzień oczekujesz swojego maleńkiego skarbu, więc muszę się powstrzymać. Zwaliłabym się na głowę Babs, tyle że ona i Harringay są we Francji. Ach, ten Wersal! Czy jeszcze kiedyś go zobaczę? Oczywiście, że tak jak mówisz, gdy tylko minie rok mojej żałoby, wybiorę sobie nowego męża. Już słyszę Twój typowy zjadliwy komentarz na temat francuskiego dworu, wiejska szara myszko. Najdroższa przyjaciółko, czy mogę Cię błagać o zaproszenie do Twego wiejskiego raju na Boże Narodzenie? Matka usilnie nalega, abym przez sześć miesięcy pozostała w Herne, zważywszy na niedorzeczne opowieści krążące na temat mnie i Vance’a, wyobrażasz sobie, Lizzie? Komu uroiła się wizja mnie w jego łożu? Zwłaszcza że zabił Dickona! Pragnę tylko jednego – abym mogła tego nikczemnego drania pokiereszować jego szpadą! Wszelako do Bożego Narodzenia wszystkie skandale wypalą się, zostanie z nich popiół, a ja
postanowiłam, że opuszczę Herne, zabierając moje czarne szaty. Dobrze pamiętam, jak to miejsce wygląda zimą. Ogromne pokoje i marmurowe podłogi w wielu pomieszczeniach. Co za chory pomysł, aby budować w takim stylu na angielskiej ziemi. Twój jakobicki dwór jest o wiele przytulniejszy, wciąż miło wspominam święta, które spędziliśmy w Brookhaven z Dickonem. Wiem, że będzie spoglądał na mnie z góry i uśmiechał się, gdy będę pieściła Twoje maleństwa, bawiła się w ciuciubabkę, całowała się pod gałązką jemioły i flirtowała ze wszystkimi mężczyznami. O ile ktokolwiek zechce poflirtować ze mną, odzianą w szare i liliowe suknie, które w ogóle do mnie nie pasują. Znowu się śmiejesz, ale naprawdę – oba te odcienie nie pasują do mojej karnacji. Gdy opuszczę Twój dom, wrócę do miasta na zimowy sezon. Nikt mnie nie powstrzyma, bo umieram z tęsknoty za miastem! Dopiero tam wrócę do życia. O, zobacz, ten kleks to moja łza, lecz nie jest to tęsknota za wielkim światem wyższych sfer. Znowu wyobrażam sobie, jak kręcisz głową, moja najdroższa, najukochańsza przyjaciółko. Tak bardzo za Tobą tęsknię. Czekam niecierpliwie na Twój kolejny list z nadzieją, że przyniesie mi wieści o lekkim, bezpiecznym porodzie. Twoja Georgia M. 6 grudnia, 1764 Lizzie! Czy znasz najświeższe wiadomości? Matka Dickona opuściła ten padół. Zapewne powinnam wyrazić żal, ale ponieważ była wobec mnie niemiła przez większą część mojego małżeństwa, nie będę z siebie robiła hipokrytki. Bardzo niesprawiedliwie obwiniała mnie o to, że przeprowadziliśmy się do miasta, podczas gdy właśnie Dickon pragnął uciec, gdy tylko osiągnął pełnoletniość i przejął kontrolę nad swoim majątkiem. Jednak ona pisała do mnie, utyskując na naszą ekstrawagancję. Ale przecież już zwierzałam Ci się z tego w swoim czasie. A czy opowiadałam Ci o listach, które wysłała po śmierci Dickona? Chyba nie. Były napisane żrącym kwasem za pomocą plującego ogniem pióra. Próbowałam odpisywać w spokojnym tonie, naprawdę, bo rozumiałam ból rozdzierający matkę, która straciła jedyne dziecko, lecz w końcu kazałam, aby nie doręczano mi więcej tych listów. Nie odsyłałam ich, obawiałam się, że spowoduje to jeszcze większe cierpienie, ale nie byłam w stanie ich czytać. Ona wierzyła w najbardziej obrzydliwe plotki na mój temat. Wzięłam sobie jako kochanka nie tylko Vance’a, lecz także każdego mężczyznę, który mi nadskakiwał, no i oczywiście namówiłam Vance’a, aby pozbył się mojego niechcianego męża… Ech, nie będę już o niej pisać ani myśleć! Obawiam się, że jednak nie odwiedzę Cię na Boże Narodzenie. Nie chcę odgrywać hipokrytki, ale dla matki mojego męża muszę pozostać w żałobie jeszcze przez miesiąc. Jeśli Ty i Torrismonde nie przybędziecie do miasta na zimę, może odwiedzę Cię w styczniu. A teraz zbieram moje szale, grube pończochy i wełniane rękawiczki w nadziei, że przeżyję te chłody i ponownie Cię zobaczę. Twoja zmarznięta przyjaciółka, Georgia M.
– Perry! Georgia zbiegła po szerokich schodach, by uściskać ulubionego brata, kiedy tylko wszedł do dworu, lecz zaraz pociągnęła go z powrotem w kierunku stopni wiodących na górę. – Nie zrzucaj z siebie okrycia, dopóki nie znajdziemy się w moim buduarze. Chyba że chcesz wyziębić się na śmierć. Perry ze śmiechem rzucił kapelusz lokajowi i poszedł z nią na piętro. – Nie mogłam uwierzyć, jak napisałeś, że nas odwiedzisz – powiedziała. – Zwłaszcza w taką pogodę, święta już za pasem. Jesteś przejazdem w drodze do przyjaciół, którzy mieszkają jeszcze dalej na północ? Wszystko jedno, to cudownie. Widzieliśmy się kilka miesięcy temu. – Przyjechałem wyłącznie po to, aby ciebie zobaczyć. Nie lubię Herne tak samo jak ty, Georgie. – Bratnie dusze. Wejdź. Udaje mi się utrzymać we względnym cieple ten pokój i sypialnię, dlatego rzadko stąd wychodzę. Matka i ojciec mają przyjechać dopiero dwudziestego trzeciego. Wtedy pewnie będę musiała zacisnąć zęby i zejść do jadalni. – Która będzie nagrzana tak bardzo, jak się da, bez względu na koszty. – Ściągnął rękawiczki, szalik i podszytą futrem pelerynę, aby podać je pokojówce Georgii, Jane Nunn. Georgia rzuciła swoją pelerynę na kanapę, po czym jeszcze raz uściskała brata. Był szczupły i wyższy od niej ledwie o parę cali. Przez to często był lekceważony, a przecież miał cechy mocnego i wprawnego szermierza. Niektórzy sądzili także, że jego modne stroje znamionują płytkiego człowieka, lecz Peregrine Perriam skrywał o wiele więcej. – Czym cię poczęstować? Coś zjesz, napijesz się herbaty, piwa albo wina? – Herbata i coś na ząb. Na rozgrzewkę najlepsza byłaby zupa. – Herbata i zupa dla mojego brata, Jane, natychmiast. A potem coś konkretnego. I dopilnuj, żeby miał ciepło w pokoju. Perry podszedł do pokojówki i pocałował ją w policzek. – Jak zawsze piękna, a jeszcze bardziej niezastąpiona. Pomimo swoich trzydziestu pięciu lat Jane Nunn oblała się rumieńcem. – Co też pan. Jeśli chce pan dostać swoją strawę, lepiej niech mi pan pozwoli zabrać się do pracy. – Przy tobie bym nie zginął – stwierdził, ale pozwolił jej odejść. – Drażnisz się z nią – rzuciła Georgia. – Ale ona to lubi – odparł. Oczywiście miał rację. Georgia usiadła, nie mogła powstrzymać promiennego uśmiechu. – Czy przy tobie jakakolwiek kobieta jest bezpieczna? – Wszystkie. – Spoczął w fotelu. – Bo nie mam ochoty na żeniaczkę, a zadaję się tylko z tymi, którym to nie przeszkadza. – Z żonami. – Częstokroć, dzięki czemu niosę dobrodziejstwo im i ich mężom, którzy mogą swobodnie zabawiać się gdzie indziej. Stajesz się purytanką, moja droga? – Nawet tak nie mów! To pewnie niszczycielskie działanie Herne. – Ale nie permanentne. Spoważniała. – Przecież wiesz, że byłam wierną żoną, prawda, Perry? Być może flirtowałam… Uniósł dłoń. – Oczywiście, że wiem, kochana. Ale w tej materii przynoszę ci złe wieści. Również zrobił poważną minę, a Georgia szczelniej owinęła się szalem. Powinna się domyślić, że tylko w bardzo ważnej sprawie Perry mógł przybyć tu, tak daleko z miasta, zimą.
– Co? – Znowu jesteś bohaterką skandalu. – Po sześciu miesiącach? Dlaczego? Jak to możliwe? – Z powodu wdowy dziedziczki. Patrzyła na niego z szeroko otwartymi ustami. – Przecież ona zmarła i leży w grobie! – I zostawiła po sobie zatrute powietrze. Umierała przez tydzień, w tym czasie załatwiała ostatnie sprawy, lecz zarazem przyjmowała gości. Wmawiała wszystkim, że umiera z powodu złamanego serca. Złamanego przez nikczemną, bezpłodną kurtyzanę, z którą ożenił się jej syn. Skrzywiła się. – To nic nowego. – Mylisz się – powiedział ostrzegawczo. – Twierdziła, że niedawno otrzymała ostateczny cios, list, który Charnley Vance napisał do swojego sekundanta, Jellicoe’a. Użalał się, że nakłoniłaś go do zabicia męża, okazując swoją miłość i obiecując wspólną ucieczkę za granicę. – Co takiego? – Georgia zerwała się na równe nogi. – Kto w to uwierzy? Rzadko widywałam Vance’a, a poza tym prędzej poderżnęłabym sobie gardło, niż uciekła z kimś takim jak on! Perry również wstał. – Wiem, ale wystarczy, aby relacja o liście padła z ust umierającej kobiety… – Ale dlaczego? – jęknęła. – Dlaczego? Wymyśliła to, aby zadawać mi cierpienie nawet zza grobu. Perry, co zrobić? Wziął ją za ręce. – Na razie nic. Oczywiście szukamy już listu, aby udowodnić, że jest sfałszowany. – Lecz jeśli nigdy nie istniał… To takie okrutne. Jestem niewinna. Nie zrobiłam nic złego. Naprawdę! Objął ją czule. – Wiem, kochana. Kto cię naprawdę zna, ten wie, że nie wdałabyś się w zażyłość z Vance’em. Spojrzała na brata. – A inni? Czy wierzą, że mogłabym romansować z innymi mężczyznami? – Nie ci, którzy dobrze cię znają, ale… nie sprawiałaś wrażenia skromnej. – I przez to jestem ladacznicą! – Mówisz o flirtowaniu? Zakładaniu się o pocałunki? Schadzkach w ogrodzie podczas balów? – Przecież to tylko zabawa. Czy miałam być jej pozbawiona? Dickon nie miał nic przeciwko temu. – Odsunęła się. – Nie sądziłam, że będziesz mi czynić wyrzuty, Perry. – To nie są wyrzuty. To prawda o twojej sytuacji. Jest trudna, dlatego kolejne kroki będziesz musiała stawiać bardzo ostrożnie, aby nie utonąć w tym bagnie. – No, ale jestem tutaj, prawda? Gnuśnieję w Herne pogrążona w głębokiej żałobie. Zostałam tu, aby opłakiwać zmarłą wdowę, a w nagrodę otrzymuję większą dawkę nienawiści. Co jeszcze mam zrobić? – Zostań tu dłużej – odparł bez ogródek. – Ludzie zapomną, jeśli nie będziesz się rzucać w oczy. Wdowa nie żyje i to musi być koniec jej wpływu na twoje życie. Ten fałszywy list pójdzie w niepamięć, a wiosną wrócisz na salony. – Towarzystwo o wszystkim zapomni? – spytała cynicznie. – Nie, ale twoja osoba nie będzie już w centrum uwagi, wydarzą się kolejne skandale. Przyjaciele przypomną światu o twoich cnotach, a ty pojawisz się w częściowej żałobie, co przypomni im o prawdzie. O tym, że jesteś damą i wdową, tragicznie młodą wdową hrabiną Maybury. Patrzyła na niego z niedowierzaniem. – To niemożliwe!
– Po śmierci matki Dickona zostałaś najstarszą wdową rodu. – W wieku dwudziestu lat? Do diabła, przecież to niesprawiedliwe. – Oj! – Musiałam sobie zakląć. – Pamiętaj, że może ci to wyjść na dobre. – Tedy postaram się okazać wdzięczność, lecz nic mi po tym. Muszę szybko wyjść za mąż i pozbyć się tytułu wdowy dziedziczki. – Kiedy wrócisz do towarzystwa, zalotnicy zlecą się jak trutnie wokół królowej, gdy ta tylko opuści swój ul. Spojrzała na niego uważnie. – Czyż oni nie umierają? – To drobna nieścisłość, wiedziałem, że mi ją wytkniesz. – Uśmiechnął się. – Jeśli będziesz bystra, wszystko obróci się na twoją korzyść. Perry miał wiedzę o układach towarzyskich. Musiała mu zaufać. – Chciałabym wiedzieć, gdzie teraz jest ten przeklęty Charnley Vance – odezwała się. – Powiesiłabym go za kciuki, aż wyznałby prawdę na nasz temat! – A ja asystowałbym ci z rozgrzanymi do czerwoności szczypcami. To godne potępienia, że uciekł za granicę przed dochodzeniem, i od tamtej pory nikt o nim nie słyszał. Spojrzała przez okno na dwubarwny zimowy krajobraz: okrytą szronem ziemię i czarne szkielety drzew. – Jakby złośliwy los chciał mnie zniszczyć. Tylko dlaczego? Przecież niczym sobie na to nie zasłużyłam. – Oczywiście, że nie zasłużyłaś. Masz dobre serce. Jesteś tylko ofiarą przewrotnego losu, któremu pomagała twoja zgorzkniała teściowa. – I moje złe zachowanie – dodała, odwracając się do niego. – Szczera do bólu. Tak, pruderyjna hrabina nigdy nie dałaby powodów, aby stać się obiektem tak nonsensownych pomówień, ale… o, moje jedzenie. Weszła Jane, a za nią lokaj z tacą z jedzeniem. – Obiad będzie gotowy za kilka minut, milady. Georgia wskazała lokajowi stolik, przy którym zwykle spożywała posiłki. Usiadła na jednym z krzeseł, gdy Perry zajął drugie i zabrał się do pałaszowania zupy. – Dziękuję, że przyjechałeś, Perry. Mogłeś napisać. – Pomyślałem, że lepiej będzie przekazać ci to osobiście. – Doceniam twoje poświęcenie. Nalała obojgu herbatę i wzięła z talerza kawałek chleba. – Jak spędzasz tutaj czas? – spytał. – Nigdy nie lubiłaś bezczynności. – Podczas pogody ku utrapieniu naszych ogrodników zmieniałam aranżację ogrodów, a teraz zadręczam starego Brownholme’a. – A kto to taki? – Archiwista. Na pewno go pamiętasz. Jest tu tak długo jak te zakurzone księgi. – A, tak. Ale nie widywałem go zbyt często. W jaki sposób wystawiasz na próbę jego cierpliwość? – Nie jest tak, że on się niecierpliwi. Po prawdzie wydaje mi się, że wnoszę nieco urozmaicenia w jego szare życie. Spisuję przygody naszej prababki w okresie wojny domowej. – Pięknej lady Hernescroft, która ubłagała bandę zwolenników parlamentu, tych Okrągłych Głów, aby oszczędzili Herne?
Georgia popijała herbatę. – Pięknej lady Hernescroft, która przespała się z kilkoma oficerami Okrągłych Głów, aby ocalić Herne. – Chyba żartujesz. – Takie wnioski są jednoznaczne po lekturze jej listów i pamiętników. – Rany boskie! – Może i ja opublikuję moje opowieści… – Roześmiała się na widok jego miny. – Nie zrobię tego, ale schowam je głęboko w rodzinnych archiwach z nadzieją, że za sto lat ktoś je odnajdzie. Zaśmiał się. – Światek towarzyski stał się moralnym bagnem bez lady May. Obiecaj, że pozwolisz mi przeczytać swoje wspomnienia. Odstawiła filiżankę. – Pod warunkiem że przecierpisz tu ze mną Boże Narodzenie. – Co? To oburzające. – Taka jest moja cena. – Wiedźma! No dobrze, ale mam nadzieję, że przygody drugiej hrabiny będą tego warte. – Nie zawiedziesz się. Jest twoja kolacja. Wygląda na bardzo pożywną. – Uśmiechnęła się do lokaja. – Podziękuj ode mnie kucharce. Kiedy wyszedł, spoglądała, jak Perry rzucił się na befsztyk i smażone ziemniaki. Lubiła również obserwować jedzącego Dickona. Mężczyźni jedli z taką wdzięcznością, że planowała dla nich najsmaczniejsze posiłki. – Czemu się smucisz? – spytał Perry. – Miałam nadzieję, że spędzę święta u Torrismonde’ów – odpowiedziała nieszczerze. – Przecież możesz. – Nie. Nie będę zatruwać im świąt skandalem. A Boże Narodzenie w tym domu nigdy nie było radosne, prawda? – Ani ojciec, ani mama nie lubią tych tradycji. – Przyjeżdżają z miasta w Wigilię, pierwszego dnia świąt jadą do kościoła, rozdadzą hojne datki, a potem wrócą, aby powitać Nowy Rok na dworze. – Mimo to Georgia uśmiechnęła się. – Co oznacza, że możemy przyjemnie spędzić pozostałe dwanaście dni, zwłaszcza Trzech Króli, bez ich ingerencji. Zostaniesz do Trzech Króli? – Wiesz, że nie mogę. Wtedy muszę być na dworze. Westchnęła. Święto Trzech Króli na dworze. – Trudno, będę się bawić ze służbą w kuchni. – Chcesz, żebym zachęcił cię do powrotu razem ze mną, ale to nie przejdzie. Opowieści zmarłej wdowy są jeszcze zbyt świeże. Zaczekaj do Wielkanocy. Wzięła z jego talerza kawałek smażonego ziemniaka. Smakując go, rozważała coś w myślach. – Nie. Jeśli mam zaczekać, to pełny okres. Nie wrócę jako poważna wdowa. Pokażę się, gdy moja żałoba dobiegnie końca, jako lady May w pełnej krasie. – Na pewno sobie poradzisz – odparł z uśmiechem. Odstawił talerz i napił się wina. – Ale nawet wtedy zachowuj się taktownie. Unikaj sytuacji, które dadzą pożywkę krytykantom. – Zawsze musisz mi zepsuć zabawę. – Zrobiła obrażoną minę. – Musisz znaleźć dobrego męża. A dobrzy mężowie uciekną przed wdową skandalistką. – Tylko najwięksi nudziarze. No dobrze, postaram się być grzeczna – dodała szybko, widząc jego uniesione brwi.
– Albo będziesz grzeczna, albo zostaniesz wdową do końca życia. – Pokazała mu język, na co zareagował kolejnym uśmiechem. – Masz już na oku jakąś zdobycz? – Nie, ale mam wymagania. – Zaczęła liczyć na palcach. – Po pierwsze, ma być bogaty, po drugie, modny i elegancki, po trzecie, ma być hojny i wykazywać upodobanie do życia towarzyskiego. A po czwarte, ma być hrabią, markizem albo księciem. – Żaden wicehrabia czy baron nie ma szans? – A któż z własnej woli chciałby zejść o kilka stopni w dół z arystokratycznej drabiny? Spostrzegła, że Perry w myślach ocenia możliwości. – Beaufort? W odpowiedzi posłała mu słodki uśmiech.
Rozdział 2 Maj 1765 Herne, Worcestershire – Jesteś bardziej opanowany ode mnie – powiedział Tom Knowlton. – Ja pocę się za nas dwóch. Lord Dracy nie spuszczał wzroku z dwóch prowadzonych koni. – Mam to od czasu, gdy stałem na płonącym pokładzie pod ostrzałem wroga. – Na Boga, naprawdę tak było? – Zdarzyło się. – I takie sytuacje odbierają rozum? Dracy spojrzał na niego z rozbawieniem. – Niewątpliwie. Wiedział, że stanowią dziwną parę. Był szczupły i silny, a to na skutek aktywnego życia na morzu, gdzie wydzielano im głodowe racje żywności. Jego sąsiad, sir Tom Knowlton, nie zaznał niedostatku, lubił wygodne życie i był ładnie zaokrąglony. Unikał również ryzyka. Nie dosiadał narowistych koni i nie podróżował szybkimi powozami. Dracy także lubił wygodne życie, gdy było mu ono dane, lecz unikać ryzyka? Ryzyko nadawało życiu pikanterii, a pod tym względem było pozbawione smaku od czasu, kiedy odziedziczył baronostwo kuzyna i opuścił flotę. Może właśnie dlatego podjął to szalone wyzwanie. Razem z Knowltonem stali w cieniu wiązu w posiadłości hrabiego Hernescrofta, gdzie wkrótce miał się odbyć kameralny wyścig koni pełnej krwi. Słynna gniada klacz hrabiego, Fancy Free, miała stanąć w szranki z karą klaczą Dracy’ego, o imieniu Cartagena, a wyścig planowano według reguły: „Zwycięzca bierze wszystko”. W wypadku wygranej Fancy Free hrabia zostałby właścicielem obu koni, które uzupełniłyby jego stadninę wyścigowych wierzchowców. Gdyby wygrała Carta, Dracy stałby się posiadaczem dwóch świetnych klaczy pełnej krwi zamiast tylko jednej, co z kolei mogłoby przyczynić się do odbudowy jego stadniny. Gdyby przegrał, straciłby wszystko i nie miałby innego wyjścia, jak wrócić do marynarki. Niezwykła stawka pojedynku przyciągnęła kilku tuzów ze światka wyścigów konnych. Pojawili się książęta Portland, Beaufort i Grafton, a także hrabiowie Rockingham, Harthorne i Waveney. Gdy zawierali zakłady, żaden z nich nie spodziewał się zwycięstwa Cartageny, ale była to okoliczność korzystna. Jeśli – a raczej kiedy – Carta wygra, dzięki zdobytej gotówce Dracy wykona najpilniejsze naprawy zabudowań stajni. Cartagena, czterolatka, która dopiero wkraczała w świat wyścigów, miała już w dorobku dwa olśniewające zwycięstwa w niedawnych gonitwach. Po ostatnim triumfie lord Hernescroft, patrząc Dracy’emu prosto w oczy, zakpił, że nie pokonałaby Fancy Free, gdyby obie klacze spotkały się w pojedynku. W tej sytuacji Dracy’emu trudno byłoby się wymigać od konfrontacji, ale wcale tego nie chciał. Dreszczyk emocji towarzyszący walce o wszystko był przemożny. – Przyznaję, że Cartagena jest świetna – powiedział Knowlton podenerwowany – ale nie pojmuję, dlaczego nie poprzestaniesz na dotychczasowych sukcesach. Wygrywałeś spore sumki i mógłbyś zarabiać w ten sam sposób. Po co ryzykować wszystko? – Sama Carta nie zdoła przywrócić mi majątku – odparł Dracy, dodając – jak wiesz. – Knowlton od
wielu dni do znudzenia powtarzał te same argumenty. – Z czasem postawisz swój majątek na nogi. – Tak, za dziesięć lat albo później. – Twój kuzyn dłuższy czas doprowadzał go do ruiny. – Ja nie jestem taki cierpliwy. – Nie, ty jesteś po prostu lekkomyślny. Co możesz zyskać, podejmując tak wielkie ryzyko? Zmęczony dyskusją Dracy rozejrzał się i upewnił, że nikogo nie ma w zasięgu głosu. Widzowie – niektórzy stojący, inni na koniach, jeszcze inni siedzący w otwartych powozach – ustawili się po obu stronach miejsca startu i zarazem mety. Nikt nie znajdował się zbyt blisko, lecz mimo to Dracy ściszył głos. – Podobno Hernescroft ma szczególne upodobanie do Fancy Free. Urodziła się w jego stadninie, a imię nadała jej jedna z córek hrabiego. Ona też uwielbia tę klacz. Kiedy ochłonie po przegranym wyścigu, będzie skłonny do negocjacji. – A niech mnie! Więc chodzi o pieniądze? To ma sens. – Chodzi o ogiera. Herne może zatrzymać Fancy Free w zamian za Gosling-go. – Co?! – krzyknął Knowlton, zwracając na siebie powszechną uwagę, czego właśnie obawiał się Dracy. Po chwili oblał się rumieńcem i ściszył głos. – Myślisz, że mógłby to zrobić? Ma dwa rozpłodowe ogiery, a Gosling-go jest starszy. – I podobno narowisty jak diabeł, ale nie ma tego we krwi. – Sprawdziłeś jego młode? – Zawsze wytyczam kurs bardzo starannie. – A niech mnie – wymamrotał Knowlton. – Nic dziwnego, że wystroiłeś się w galowy marynarski mundur. – Nie wystroiłem się bardziej niż inni, ale to nie wynika z premedytacji. Powiedziałbym, że to spontaniczna decyzja. Knowlton się wzdrygnął. – A dlaczego nie mógłbyś kupić… przecież ogier taki jak Gosling-go będzie bardzo drogi, nawet gdyby hrabia Hernescroft chciał go sprzedać. Spłodził kilku czempionów. Co najmniej osiemset funtów. Ty masz przecież tylko tę jedną klacz. Dlaczego nie chcesz po prostu zapłacić za pokrycie? – Sam wolę zarobić na pokryciu, a w moim majątku są jeszcze trzy starsze klacze pełnej krwi, których Ceddie nie zdołał sprzedać. Mogłyby się oźrebić. Żadna do tej pory nie miała wartościowych źrebaków, ale taka możliwość istnieje. Nieraz wybitne konie pochodziły od niepozornych klaczy. – A więc to nadal wielka niewiadoma. – Całe życie jest wielką niewiadomą, Tom, zwłaszcza dla tych, którzy sami są kowalami swego losu. – Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – Jesteś prostodusznym człowiekiem, a Hernescroft mógłby coś wyniuchać. – Może niczego nie podejrzewa. Przecież jest pewien, że wygra. Dracy spojrzał na stojącego po drugiej stronie toru przysadzistego hrabiego z wydatnym brzuchem. – Ale nie wygra. – Nie możesz mieć pewności… – Nic nie jest pewne. Nawet to, że po tym spotkaniu bezpiecznie wrócimy do naszych domów. – Ależ… Przynajmniej ta ponura konstatacja zamknęła Knowltonowi usta, więc Dracy mógł uważniej obejrzeć swojego konia. Carta była perfekcyjnie zbudowana. Dostrzegał to nawet jego kuzyn, Ceddie. Głupiec zrujnował
majątek poprzez swoje upodobanie do londyńskiego trybu życia i modnych ubrań, sprzedał wspaniałe konie, żeby zapłacić za kosztowne błyskotki. Zatrzymał jednak Cartę, która wtedy nosiła imię Midnight Jade, w nadziei, że kiedyś będzie odnosiła zwycięstwa w wyścigach i wtedy sprzeda się za wyższą cenę. Carta była dla Ceddiego atutem w hazardowej rozgrywce, teraz tę samą rolę odgrywała dla Dracy’ego. Przemianował ją na pamiątkę najwspanialszej bitwy, w której brał udział. Życie albo śmierć, tak wtedy, jak i teraz. – Zaczynamy – odezwał się Knowlton, gdy dżokeje dosiedli wierzchowców. Jeździec Hernescrofta był ubrany w zielono-żółty jedwabny strój, a Dracy’ego nosił kasak w czarne i czerwone romby. Klacze spoglądały na siebie, jakby wiedziały, że wszystko zależy od tego wyścigu, od ich szybkości i wytrzymałości. – A niech to! – krzyknął Knowlton. – Co się stało? – Dracy rozejrzał się wokoło. – Skandalistka. Tam, w męskim ubraniu. Spojrzał i zobaczył mężczyznę, który właśnie nakładał kapelusz z szerokim rondem na głowę roześmianej, rudowłosej kobiety. – Wiesz, że masz prawo się sprzeciwić – powiedział Knowlton. – Ona może przynieść pecha. – Nie wierzę w takie fatum. – Dracy skupił się na ważniejszych sprawach. Do diabła, Carta niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę. Może nie spodobały się jej te rude włosy. – Maybury poległ w pojedynku z powodu jej nieobyczajnego zachowania. – Czyjego? – Lady Maybury. To właśnie hrabina skandalistka. – Zaplanowała to? – spytał zaintrygowany. – Nie, nie. Przynajmniej ja tak nie myślę. Mąż nie żyje, Vance uciekł z kraju, a ona tutaj radosna jak skowronek. Maybury był bardzo życzliwym człowiekiem. – Jeśli był na tyle życzliwy, żeby pozwolić jej na skok w bok, powinien być zbyt życzliwy na to, aby w tej sprawie wyzwać kogoś na pojedynek. – Do diabła, Dracy! – Nie interesują mnie ani lady Maybury, ani jej kochankowie. Uspokój się, Carta. Spokojnie. W taki sposób wytraci swoją energię, jeszcze zanim zacznie się wyścig. – Ma zbyt duży temperament. – Duży temperament to nic złego. – Prawdziwa piękność – stwierdził Knowlton. – To prawda. – Lecz zbyt dzika, by ją okiełznać. – Jarrocks i ona dobrze się rozumieją. – Kto? Do diabła, Dracy, mówiłem o Georgii Maybury. – Do diabła z Georgią Maybury. Zaraz startują. Gwar rozmów ucichł. Konie miały przebiec osiem razy wokół domu, co równało się dystansowi dwóch mil. Niech to piekło pochłonie, teraz miałby największe szanse. Wierzgała tak, jakby chciała wysadzić Jarrocksa z siodła. Dżokej obrócił klacz w ciasnym zwrocie, starając się zmusić ją do posłuszeństwa, ale stojący wokół mężczyźni kręcili głowami. Dracy spojrzał ostro na startera, sir Charlesa Bunbury’ego, który gawędził z Hernescroftem. Może poczuł na sobie jego wzrok, po chwili odwrócił się i poprosił o spokój. – Już – mruknął Knowlton.
Bunbury machnął flagą. Ruszyli. Carta została zaskoczona w półobrocie, więc Fancy Free objęła prowadzenie, galopując w kierunku dębu, który wyznaczał zakręt trasy. Dracy wyjął żeglarską lunetę i obserwował, jak Carta zmniejsza stratę, gdy oba wierzchowce minęły drzewo. – Na razie nic się nie dzieje – mruknął. Ale tego właśnie się spodziewał. Wyścig nie doszedłby do skutku, gdyby konie nie były do siebie dobrane. Dobrane jak diabli. Klacz Hernescrofta była o dwa lata starsza i miała dwa lata więcej doświadczenia w gonitwach. Ale Carta miała w sobie młodzieńczy ogień. Da z siebie wszystko, żeby wygrać. Nie można było wymagać więcej. Gdy konie pędziły z powrotem w kierunku widzów, ci zaczęli wołać, nawet ryczeć, narażając na uszkodzenie słuch Dracy’ego, tak jak kiedyś czyniły to okrętowe działa. Po chwili zdał sobie sprawę z tego, że sam również głośno pokrzykuje, zachęcając Cartę do szybszego biegu. Kiedy konie go mijały, dostrzegł, że wciąż jest pełna werwy. Wysforowała się na prowadzenie, jakby chciała zabłysnąć przed widownią, lecz po chwili Fancy Free dogoniła ją i znowu wyszła na pierwsze miejsce. I tak to trwało, jedno okrążenie za drugim, bez uzyskania przewagi przez któregoś z rywalizujących koni. Dracy’emu coraz szybciej łomotało serce, gardło miał wyschnięte od głośnych okrzyków. Szala zwycięstwa przechylała się to na jedną, to na drugą stronę. Ochrypł, podobnie jak wszyscy obecni, lecz nie ustawał w głośnym dopingu, zagrzewając do biegu konia, na którego postawił pieniądze. Jednocześnie wyrażał swój podziw dla tych wspaniałych, nieustraszonych zwierząt. W pewnej chwili czyjś piskliwy okrzyk odwrócił jego uwagę od rywalizacji galopujących wierzchowców. To ta skandalistka wymachiwała kapeluszem o szerokim rondzie, jej rude włosy uwolniły się od spinek i zalśniły ogniście w słońcu. Jej towarzysz ponownie nałożył kapelusz na jej głowę, a ona się roześmiała. Dracy stwierdził, że współczuje każdemu mężczyźnie, który musi się nią zajmować. Po chwili skupił całą uwagę na koniach. Jeszcze jeden nawrót i oto Carta i Fancy Free już gnały ku linii mety, z rozszerzającymi się rytmicznie nozdrzami, wyciągniętymi szyjami, najpierw Fancy Free prowadziła o grubość chrap, potem Carta, potem znowu klacz Hernescrofta… Dracy zamilkł, zbyt pochłonięty walką, aby krzyczeć. Dalej, dalej, dalej, jeszcze trochę, jeszcze odrobinę, moja śliczna, jeszcze… – Tak! – Wyrzucił kapelusz w powietrze, nie zastanawiając się, gdzie wyląduje. – Dokonała tego! O końskie chrapy. A nawet więcej. Knowlton podskakiwał radośnie. Przytrzymywał sobie kapelusz i uśmiechał się jak wariat. Dracy podbiegł do Carty okazać jej wdzięczność, upojony tym sukcesem bardziej niż najwspanialszym zwycięstwem w morskiej bitwie. Pogratulował dżokejowi o pomarszczonej twarzy, świadomy poklepywania po ramieniu i uścisków dłoni mężczyzn – nie tylko tych, którzy wygrali zakłady. Cieszyli się razem z nim, gdyż byli świadkami znakomitego wyścigu i dlatego że Dracy postawił wszystko i wygrał. Ktoś wcisnął mu w dłoń puchar z winem, a on wzniósł toast za oba konie i obu dżokejów, po czym podał trunek Jorrocksowi, aby ten też się napił. Znowu z podziwem przemówił do Carty, a ta, w momencie swojej chwały, zachowała się jak prawdziwa dama: stała bez ruchu niczym marmurowy posąg, przyjmowała wszystkie hołdy. – Moja śliczna!
Wciąż się uśmiechał, chociaż wiedział, że blizna wykrzywi mu usta. Miał ślad po oparzeniu na prawej stronie twarzy, ślad, na który bardziej wrażliwe osoby mogłyby zareagować nagłą bladością oblicza. Kiedy się uśmiechał, powstawał nieprzyjemny grymas. Starał się nie dręczyć obcych w ten sposób, lecz teraz wcale się tym nie przejmował. Szczerzył zęby i śmiał się na głos. To wspaniała chwila. Opróżnił jeszcze jeden puchar wina, lecz zaraz opanował się i ruszył, by odebrać nagrodę. A raczej żeton do dalszych negocjacji. Stajenni zajmujący się Fancy Free powitali go z grobowymi minami. Nie chcieli rozstawać się z klaczą, zwłaszcza gdy ta miała znaleźć się w popadających w ruinę stajniach Dracy’ego. Wcześniej Dracy dopilnował, aby wiadomość o tym dotarła do opiekunów konia oraz do samego hrabiego Hernescrofta. Fancy Free również sprawiała wrażenie przybitej, jakby wiedziała, co ją czeka. Niestety, nie mógł jej szepnąć, że nie musi się martwić, że nie będzie musiała opuszczać swojego luksusowego domu. Skłonił się zażywnemu hrabiemu o posiwiałych włosach. Jeśli nawet Hernescroft doznał ataku po przegranym wyścigu, zdążył już wrócić do pełni sił. Nie udawał zadowolonego, ale pogratulował zwycięzcy. – Piękny wyścig, Dracy. I wspaniały koń. Żałuję, że nie zamieszka w moich stajniach. – Obie biegły znakomicie. Zapewniam pana, że Fancy Free będzie otoczona troskliwą opieką w moich stajniach. Nie są tak dobrze utrzymane jak pańskie, ale zaspokoją jej podstawowe potrzeby. Twarz hrabiego, o wydatnej szczęce, wyraźnie zadrżała. – Może mogłaby jeszcze pobyć z opiekunami? Odpocząć dzień lub dwa przed podróżą? – Oczywiście. Tego samego chciałem dla Cartageny. – Świetnie. Czy zechce pan uczcić zwycięstwo kieliszkiem wina u mnie w domu? Omówilibyśmy sprawy. – Będę zaszczycony. – Dracy ponownie się ukłonił. – Dopilnuję tylko, żeby ktoś zajął się Cartageną. – Niech pan ją każe zaprowadzić do moich stajni. Tam i ona, i pańscy ludzie otrzymają najlepszą opiekę. Ludzie Dracy’ego to byli Jorrocks i trzynastoletni chłopak. Źle by się czuli w wytwornym otoczeniu. – Dziękuję, milordzie, ale wystarczy jej stajnia przy pobliskiej gospodzie Pod Bykiem, gdzie już przebywała. Odwrócił się, zaintrygowany tonem hrabiego. Może już teraz myśli Hernescrofta dążyły we właściwym kierunku. Carta bawiła się w kokietkę, ale bardzo grzecznie. Puszyła się dumnie na oczach wielbicieli, podskakując lekko, jakby chciała powiedzieć, że w każdej chwili może powtórzyć swój wyczyn. – Ach, ty trzpiotko – powiedział, gładząc ją po chrapach. – Jesteś piękną, cudowną kokietką. – Nachylił się do jej ucha. – W nagrodę przyprowadzę ci wspaniałego ogiera. Odesłał klacz do gospody, po czym zwrócił się do Knowltona: – Mam zaproszenie na kieliszek wina z przegranym. – Łaskawy gest z jego strony. – Tylko na to czekałem. – Odszedł z Knowltonem od coraz mniejszej grupy widzów. – Podejrzewam, że myśli o tym samym co ja. Wszystko idzie zgodnie z planem. – Nie możesz mieć pewności, że wygrasz – zastrzegł Knowlton. – Los jest kapryśny. Przeżyłem sytuacje, gdy ludzie stojący u mego boku po obu stronach zginęli, a nie uczynili nic, aby sprowokować swój pech. Widziałem, jak wiatr zmieniał się, aby dać przewagę jednej lub drugiej stronie podczas bitwy. Niektórzy wołają, że Bóg sobie ich upodobał, lecz dlaczego miałby to uczynić? Żadna ze stron nie była ani dobra, ani zła, a wojny zwykle są toczone o pieniądze i ziemię
w czyjejś kieszeni. – Ależ… Dracy żałował, że zaniepokoił przyjaciela. – W tym przypadku modlę się, aby ogier znalazł się w mojej stajni. – Chciałbym mieć twoją pewność siebie. – Nie jest ci potrzebna. Masz wszystko, czego pragniesz w swoim życiu. Nie musisz niczym ryzykować, aby zdobyć więcej. Knowlton się uśmiechnął. – Przyznaję ci rację, ale czasem myślę sobie, że moje życie jest nudne. – Powinieneś dziękować za to codziennie. Też bym tak chciał. – Myślisz o ożenku? – spytał zaskoczony Knowlton. Dracy myślał ogólnie o życiu, ale przypuszczał, że miłe życie zaczęłoby się od chwili, gdyby miał miłą żonę. Może kiedyś. – Mam za dużo na głowie, aby brać się do czegoś więcej. Muszę odbudować dom, majątek i stajnie. – Żonka mogłaby w tym dopomóc, zwłaszcza jeśli chodzi o dom. To jej domena. – Z pewnością nie moja. No dobrze, jeśli przyjdzie ci do głowy odpowiednia dama o spokojnym temperamencie, która potrafi oszczędnie prowadzić dom, a zarazem jest urodziwą wdową, daj mi znać. Najlepiej, żeby nie przeszkadzała jej moja blizna. Knowlton się naburmuszył, a Dracy znowu miał wyrzuty sumienia, że sprawił przyjacielowi przykrość. Łączyła ich dziwna zażyłość, ale naprawdę lubił Toma Knowltona, dzięki któremu miał wstęp do spokojnego, normalnego świata. Poklepał go po ramieniu. – Udaję się na spotkanie z przeznaczeniem. Życz mi szczęścia. Opowiem ci wszystko podczas kolacji w gospodzie.
Rozdział 3 Dracy szedł do dworu Herne przez rzedniejący tłum, wciąż zatrzymywali go mężczyźni, pragnąc mu pogratulować. Grzecznie odrzucił kilka zaproszeń na kolację lub nawet na parodniowy pobyt w tym czy tamtym majątku, lecz mimo to napawał się chwilą triumfu. Tęsknił za marynarką, zwłaszcza za bliskością towarzyszy broni, którą niejako wymuszały warunki panujące na zatłoczonych okrętach. Brakowało mu przyjaciół i znajomych w każdym porcie, zwłaszcza tych, którzy podzielali jego beztroski stosunek do życia. Każdy żołnierz bardzo szybko przekonywał się o tym, że kwestia przeżycia w znacznej mierze zależała od przypadku. Szczególnie brakowało mu spotkań z marynarzami, których poznał w czasach, gdy był jeszcze chłopcem okrętowym. Niektórzy już nie żyli, inni rozjechali się po świecie. Minęło prawie sześć miesięcy, a on wciąż próbował przystosować się do życia w sennej społeczności hrabstwa Devon, otaczającej majątek Dracy. Świat wyścigów konnych bardziej mu pasował, gdyż był domeną mężczyzn, przesiąknięty ryzykiem i nieobliczalny – często stawkę w grze stanowiły ogromne majątki. Jednak większość tych mężczyzn potem wracała do swojego przewidywalnego i wygodnego życia, tak jak Tom Knowlton. Nie mieli pojęcia, że nieszczęście mogło nadejść bez ostrzeżenia jak grom z jasnego nieba w słoneczny dzień. A powinni się tego nauczyć – Dracy spotkał w życiu mężczyzn, a nawet kobiety, którzy ciągle balansowali na krawędzi, tonęli w długach, z upodobaniem brali udział w ryzykownych rozgrywkach, flirtowali, wywołując kosmiczne skandale. Co pewien czas któryś z nich spadał w przepaść, jednak pozostali zdawali się nie dostrzegać faktu własnej śmiertelności. Czy uważali się za bogów? Wolał statecznego ziemianina, takiego jak Tom Knowlton niż tę śmietankę towarzyską. Ale ożenić się? Ta myśl wracała do niego uparcie, zwłaszcza teraz, gdy wygrał ten wielki zakład. Samotne życie nie wydawało mu się ekscytujące. Być może żona – taka okrąglutka i bardzo zaradna jak Annie Knowlton – wiedziałaby, jak zmienić zagrzybione i brudne zabudowania majątku Dracy w przytulny dom. Musiałaby jednak zrobić to za psie pieniądze. Do jego charakteru i temperamentu bardziej przemawiała stadnina niż areał pod uprawę, dlatego wkładał w nią każdego zaoszczędzonego pensa i niemal całą energię. Wiele razy sam sięgał po piłę czy siekierę i brał się do roboty. Jednak dom był domeną kobiet, tak jak powiedział Tom. Był pewien, że Annie Knowlton nie stroniła od ścierki i szczotki, sprzątając u boku służących. Może żona umiałaby zagonić jego nieliczną służbę do ciężkiej pracy. Odpowiednia żona wiedziałaby, jak sporządzać niedrogie a smaczne posiłki, jak pokonać stada moli i innych insektów, od których roiło się w budynku. Wieczorami siadałaby z nim przed kominkiem, cerując obrusy, podczas gdy on sam przeglądałby księgi rachunkowe. A potem razem udawaliby się do sypialni. Jak by to było? Do tej pory jego kochankami były wyrafinowane kobiety z wyższych sfer, które tego samego oczekiwały od swoich faworytów. Do powrotu do domu. Zubożały baron nie miał tego samego powabu co oficer marynarki w zagranicznym porcie, poza tym, oczywiście, sam wygląd czasami działał na jego niekorzyść. Nie, jego szanse na znalezienie sobie żony były raczej nikłe. Kiedyś jedna szczególnie wrażliwa dama w Devon zemdlała, gdy zobaczyła jego bliznę.
Nawet żona Toma odczuwała dyskomfort z powodu jego zniekształconej twarzy. Bardziej współczucie niż odrazę, lecz dopiero po dłuższym czasie przestała na to zwracać uwagę. Dzieci Toma jednak wciąż się bały Dracy’ego. Wpatrywały się w niego w milczeniu, trzymając się blisko opiekunki. Dlatego szybko nauczył się, aby w ich obecności powstrzymywać uśmiech. Nie należał do ludzi, którzy użalają się nad sobą i płaczą nad tym, czego nie da się zmienić, lecz zanim odszedł z marynarki, nie był świadomy swojej ułomności. Minął cisowy żywopłot i stanął, podziwiając wspaniały dom, znany jako Herne. Był ogromny, rozciągał się w lewo i prawo, w słońcu lśniły szyby wielu okien, mimo że z uwagi na ich liczbę zwiększony został należny podatek od nieruchomości. Od frontu z pewnością znajdowały się kolumny i portyki, lecz on zbliżał się do domu od tyłu, który też był bogato zdobiony, a przez środek budynku biegł długi taras z centralnie usytuowanymi schodami. Nie było sensu okrążać budowli, lecz czy z tej strony znajdują się wejścia? Z tarasu do wnętrza domu prowadziło troje drzwi, lewe otwarte. Stwierdził, że będą odpowiednie. Minął ogromne trawniki, na których stały blade klasyczne posągi, lawirował alejkami wiodącymi przez geometrycznie ułożone ogrody. Wszedł po szerokich schodach i ruszył przez kamienny taras, zatrzymując się przed parą gryfów, w połowie orłów, w połowie lwów. Jako symbole waleczności i wielkoduszności były znakomite, lecz jako obrońcy domostwa łatwo dawały się ominąć. Uczynił to i podszedł do otwartych drzwi. Zastanawiał się, czy jego wejście może zostać potraktowane jako niemile widziane wtargnięcie. W tym momencie zjawił się wypudrowany lokaj w liberii i złożył mu pełen szacunku ukłon. – Witamy w Herne, milordzie. Dracy skinął głową i z ulgą przekroczył próg. Hernescroft zadbał o jego komfort, a to dobrze wróżyło w kontekście umowy, jaką chciał z nim zawrzeć. Znalazł się w eleganckim pokoju o bogato zdobionym płaskorzeźbami suficie, na ścianach wisiały liczne obrazy. Zapewne nie był to prywatny salon, te z reguły były na wyższym piętrze, zapewniały więcej spokoju i odosobnienia. To pomieszczenie przeznaczone do spotkań towarzyskich. W myślach założył się ze sobą o szylinga, że pokój nosi nazwę sala tarasowa. Lokaj poprowadził go korytarzem do skrętu w lewo, potem kolejnym, aż opuścili główną część domu i przeszli do skrzydła urządzonego już z mniejszym przepychem. Zatrzymali się przed prostymi drzwiami. Czyżby prywatny gabinet? Niezbyt obiecujący. Jednak kiedy Dracy wszedł do środka, odniósł lepsze wrażenie. To musiał być gabinet hrabiego, choć z pewnością wykorzystywał go również jako wygodny azyl. Na podłodze leżał znakomity dywan, meble były wykwintne i bogato złocone, łącznie z ogromnym biurkiem. Również tutaj na ścianach wisiały obrazy przedstawiające konie, wyścigi oraz inne sporty. Stolik mógł służyć hrabiemu do samotnego spożywania posiłków. Przed kominkiem stały dwa fotele, a obok sofa dla dodatkowych gości. Dracy zdawał sobie sprawę z tego, że zwracanie uwagi na te drobiazgi może wydawać się dziwne, lecz działo się tak dzięki jego dawnemu instynktowi. Na wojnie szczegóły miały ogromne znaczenie, zwłaszcza podczas żeglugi po nieznanych akwenach. Czy to na wzburzonych morzach modnego świata, czy też na spokojniejszych jeziorach wiejskiego ziemiaństwa jedno niewłaściwe słowo mogło pogrążyć człowieka w wodnej otchłani. – Dracy, zapraszam pana do środka – odezwał się hrabia. – Klaret, brandy, porto? – Poproszę klaret, dziękuję bardzo. – Dracy zauważył, że lokaj wyszedł, a hrabia sam nalewa wino. Będzie to prywatna rozmowa.
Wcześniej przestudiował wszystkie dostępne informacje o hrabim Hernescrofcie. Chociaż był tęgi i rumiany, cieszył się dobrym zdrowiem. Jego dziedzic, wicehrabia Pranksworth, miał trzydzieści dwa lata i był już ojcem dwóch synów, więc kontynuacja pokoleniowa była zabezpieczona. Gdyby ta linia zawiodła, hrabia miał jeszcze trzech synów: jeden służył w armii, drugi w marynarce wojennej, a trzeci był miejskim próżniakiem. Miał też dwie córki, obie bardzo dobrze wyszły za mąż. Ale Dracy po chwili przypomniał sobie, że jedna z nich to już wdowa, w dodatku o niezbyt pochlebnej reputacji. Miał przed oczami roześmianą buzię i ogniste włosy. Odegnał tę wizję. Nie czas na myślenie o szlachetnie urodzonej latawicy. Uniósł kryształowy kielich. – Za wspaniałe konie i piękne wyścigi, milordzie. Hrabia również ujął kielich i powtórzył toast wzniesiony przez gościa. – Niech pan siada, Dracy. Chciałbym omówić pewną kwestię. Zabrzmiało to obiecująco. Usiadł w jednym z foteli, gospodarz zajął miejsce w drugim. – Gram i płacę – powiedział Hernescroft – lecz istnieją różne metody płatności. Rozważyłby pan przyjęcie nagrody o ekwiwalentnej wartości? Dracy pociągnął łyk wina, aby zyskać na czasie. – Byłbym gburem, gdybym odmówił. Ma pan na myśli innego konia? – Innego konia? – Hernescroft zmrużył podkrążone oczy. Czyżby hrabia miał inną propozycję? – A cóż innego mogłoby mieć podobną wartość? – Nie mam drugiej takiej klaczy jak Fancy Free, a nie śmiałbym proponować niczego gorszego. – Więc chodzi o ogiera? – Dracy starał się udawać zaskoczenie. – Przypominam sobie, że ma pan dwa cenne okazy. Jednak te zdolności aktorskie okazały się niewystarczające. – Do diabła! Czy to było ukartowane od samego początku? Pewnie chodzi o Gosling-go. – Zrobił niezadowoloną minę. – Nie baw się ze mną w ciuciubabkę, Dracy. Parę dni temu koń dostał ataku szału, walił kopytami w boks i zerwał sobie pęcinę. Trzeba było go zastrzelić. – Rozumiem. – Dracy próbował ukryć rozczarowanie. Powinien staranniej zbierać wiadomości, lecz kości zostały rzucone już kilka dni wcześniej. – To nieszczęście, milordzie. Nie wiedziałem. – Przeniosłem go do Lambourne, aby tam pokrył kilka klaczy. Może ta przeprowadzka nie przypadła mu do gustu. Sam dowiedziałem się o wszystkim dopiero wczoraj. Dracy upił jeszcze łyk wina, szybko zmieniając taktykę. – Wobec tego z żalem będę musiał sprzedać Fancy Free, aby za uzyskane pieniądze kupić dobrego ogiera. – Wystawić ją na aukcję? W ten sposób nie traktuje się takiego konia. – Zgoda, lecz mniej mi potrzebna świetna klacz od świetnego ogiera. Gdyby miał pan zapłacić tyle, ile jest warta… Hrabia przygryzł wydatną dolną wargę. – W dzisiejszych czasach trudno o gotówkę. Na pewno pan o tym wie. Wojna to wielkie koszty, ceny poszły w górę. Źle się dzieje. – Odsunął krzesło i podszedł do stolika, na którym stała karafka. – Jeden z młodszych synów sporo mnie kosztuje. Wykonał gest karafką, lecz Dracy odmówił. Nie miał pojęcia, dokąd prowadzi ta rozmowa. Hrabia ponownie zajął miejsce. – Mógłbym sprzedać kawałek ziemi, ale taka transakcja to niegodziwość. To zdrada naszych
przodków, którzy ją posiedli. – To prawda – odparł Dracy, myśląc o ziemi, którą kiedyś sprzedał Ceddie. Jednocześnie próbował odgadnąć, do czego hrabia zmierza. Długi karciane porucznika marynarki wojennej Arthura Perriama nie były zaskoczeniem, podobnie jak opinia hrabiego o świętości rodzinnej ziemi. Oba te fakty Dracy uwzględnił w kalkulacjach. Ale teraz Hernescroft sam nadawał kierunek konwersacji, a Dracy niecierpliwił się, że nie ma pojęcia, o co tu chodzi. – Mam propozycję innej wymiany. – Słucham. Hernescroft łyknął wina. Czyżby chciał zyskać na czasie? – To inny rodzaj młodej klaczy, ale jest ona warta więcej niż Fancy Free. O wiele więcej. Dracy postanowił nie okazywać specjalnego zainteresowania. – Moja córka. – Pańska córka? – Jej udział wynosi dwanaście tysięcy. Za te pieniądze kupi pan sobie całe stado ogierów. Będzie pan musiał podpisać umowę o dożywociu dla wdowy w wysokości dwóch tysięcy rocznie i zapewnić jej godziwe kieszonkowe, ale dwanaście tysięcy będzie pańskie, gotówka do ręki w dniu ślubu. To chyba uczciwa zamiana. – Rzeczywiście – odparł. Czuł się tak, jakby żeglował wzdłuż nieznanego wybrzeża i wpadł w gęstą mgłę. – Mam na myśli moją najmłodszą córkę, lady Maybury. To wdowa, ale dojrzała już do drugiego małżeństwa. Tycjanowskie włosy. Roześmiana, piękna kokietka. Nikczemna, rozpustna latawica. Zaniepokoiło go określenie „dojrzała” w odniesieniu do tej młodej damy, a sama propozycja była zdumiewająca. Przecież nie stanowił odpowiedniej partii dla finansowo dobrze zabezpieczonej córki hrabiego. – Na pewno pan o niej słyszał. – Pokazano mi ją podczas wyścigu. – To dopiero smarkula! – wybuchnął hrabia. – Do tego włożyła bryczesy. Powinienem zrugać Prankswortha, iż ją przyprowadził, ale on powie, że i tak sama by przyszła. Uparta dziewucha! Ale – dodał szybko – nie gryzie, i naprawdę nie jest zła. Mgła rozrzedziła się nieco, ale jedynie na tyle, by odsłonić ostre krawędzie skał. – Nie jest to dla mnie atrakcyjna propozycja – powiedział Dracy, wspominając swoje współczucie wobec mężczyzny, który musiał ją okiełznać. O dziwo, hrabia wybuchnął śmiechem. – Naprawdę? To dlaczego połowa mężczyzn w Anglii ślini się na jej widok? Na tym właśnie polega mój problem, Dracy. Ona chce ponownie wyjść za mąż. To naturalne, skoro ma dwadzieścia lat. – Dwadzieścia! – Dracy nie zdołał pohamować okrzyku. Spodziewał się, że ta grzesznica jest o wiele starsza. – Wyszła za mąż jako szesnastolatka. Dobrze znaliśmy Maybury’ego, który właśnie otrzymał swój tytuł. Miał dziewiętnaście lat, ale matka i opiekunowie chcieli go ożenić, zanim osiągnie pełną zdolność do czynności prawnych i poślubi jakąś rozpustnicę. Dracy zachował dla siebie komentarz, który sam się narzucał.
– Oczywiście nie był w stanie nad nią zapanować. Po prawdzie to sam ją zachęcał do coraz większych szaleństw. Głupiec lubił, gdy wywoływała plotki. Elita nadała jej przydomek Lady May, ale myśleliśmy, że ustatkuje się, gdy urodzi dzieci. To jednak nie nastąpiło, a potem ta sprawa z Vance’em. – Z kim? – Sir Charnley Vance, ten, który zabił Maybury’ego w pojedynku. Na pewno słyszał pan o tym? – Tylko parę słów podczas gonitwy. – Dracy odniósł wyraźne wrażenie, że Hernescroft pożałował swojej wypowiedzi. – Pewnie był pan za granicą, kiedy to się wydarzyło. Okropna sprawa. – Czy ten Vance był jej kochankiem, milordzie? W normalnych okolicznościach nie zadałbym tego pytania, lecz skoro ta młoda dama miałaby być moją żoną… – Ona przysięga, że nie, a ja twierdzę, mimo wszystkich jej wad, że mówi prawdę. Nigdy nie starała się ukryć innych grzechów – dodał Hernescroft z nachmurzoną miną. – Więc dlaczego jej mąż wyzwał tego Vance’a na pojedynek? – Diabli wiedzą. W życiu nie widziałem podobnej głupoty. Podobno Maybury uderzył kołami w furmankę podczas jakiegoś durnego wyścigu. Vance kpił z niego i po chwili został wyzwany na pojedynek. Mężczyźni stawali na ubitej ziemi z bardziej błahych powodów, ale Maybury uchodził za spokojnego i wyrozumiałego. Plotki przybierają złośliwy ton, no i wkrótce rozniosło się, jakoby bili się o moją córkę. Potem powstała wersja, że Vance był jej kochankiem. Niektórzy ze świadków potwierdzili, że jej imię padło podczas kłótni, lecz zgodnie przyznali się do mocnego upojenia alkoholem. – Doceniam pańską szczerość, milordzie. Pozwoli pan, że też będę szczery. Udział pańskiej córki rzeczywiście byłby mi bardzo na rękę, a w czysto finansowym aspekcie stanowi on wielokrotną wartość Fancy Free. Ale gdy będę szukał sobie żony, wybiorę taką, która zapewni mi spokojne życie i stworzy wygodny dom. – Nagle tknęła go pewna myśl. – Więc ona nie miała dzieci? – Jeszcze nie. – A jak długo była zamężna? – Trzy i pół roku. – Chciałbym mieć żonę, która urodzi mi dużo potomków. Proszę wybaczyć, ale lady Maybury w żadnym stopniu nie spełnia moich oczekiwań. – Doprawdy? – Hernescroft wyjął coś z kieszeni i podał Dracy’emu. Była to miniatura, na widok której serce Dracy’ego na chwilę przestało bić. Na Boga! Przedstawiała kobietę, którą wcześniej widział z daleka. Teraz spoglądała na niego szelmowsko. Lśniące oczy w kolorze morza, pełne uśmiechające się usta, gładka cera i to bogactwo tycjanowskich włosów, tym razem niedbale spiętych sznurem pereł. Prawdziwe piękności stanowiły rzadkość, lecz jeśli ten obrazek był wierny, ta nikczemna hrabina Maybury była jedną z nich. Jego instynktowna reakcja była jak strzał ostrzegawczy ponad dziobem okrętu. Rozsądny mężczyzna odwróciłby się i uciekł, ale Dracy nie był rozsądny. Oderwał wzrok od miniatury i przeniósł go na hrabiego. – Z jakiego powodu ona chciałaby mnie poślubić? – Zrobi, co jej każę. Darcy był pełen wątpliwości. – Wydaje mi się, że pan lubi ryzyko, Dracy. Nie wiadomo, z czyjej winy oni nie mieli dzieci. – A spokojne życie i wygodny dom? Hernescroft parsknął śmiechem.
– Na pewno pan tego chce? Do tej pory wiódł pan dość burzliwe życie i taka zastałość może się panu nie spodobać. Przenikliwość hrabiego była godna najwyższego uznania. Dracy nieraz utyskiwał na stan nowego majątku i ogrom pracy, jakiej wymagał, lecz czy naprawdę aspirował do takiego spokojnego życia, jakie było udziałem Knowltona? Nieustanne sztormy były nieprzyjemne, ale nieustanna cisza potrafiła doprowadzić ludzi do szału. – A ten skandal? Czy zostanie na powrót przyjęta do sfer towarzyskich? – Wciąż jest moją córką, a przeciwko niej nie ma dowodów. Za naszą radą tutaj spędziła rok żałoby, żyjąc w ciszy i odosobnieniu, aby cała sprawa przycichła. Nadal ma wielu przyjaciół i adoratorów. Przynajmniej dwóch z obecnych tu dziś mężczyzn przybyło właśnie ze względu na nią, a nie dla wyścigu. Zapewne niedługo znowu stanie się ulubienicą elity, i w tym właśnie sęk. – Hrabia znowu wlał sobie do ust wino, niemalże je przeżuwając. – Chciałbym ją wydać za solidnego, przyzwoitego człowieka, zanim znajdzie sobie jakiegoś szubrawca. – A według pana ja jestem solidny i przyzwoity? – Dowiadywałem się. Ach! Mgła ustąpiła niemal zupełnie, lecz skaliste wybrzeże wciąż wyglądało bardzo groźnie, a teraz pojawił się jeszcze wrogi okręt. Hernescroft wykorzystał wyścig do swojej podstępnej gry, podobnie jak on sam. Czyżby planował przegraną, a może nawet tak ustawił gonitwę? Nie, to byłoby wbrew naturze hrabiego pod każdym względem. Ale przecież mógł widzieć swoją wygraną bez względu na wynik wyścigu. Mógł wygrać i zdobyć Cartę albo przegrać i pozbyć się kłopotliwej córki, zatrzymując sobie Fancy Free. Dracy odczuł silną pokusę, aby skończyć z blefem i po prostu zabrać hrabiemu wygraną klacz. Byłaby to jednak pochopna decyzja. Gdyby podszedł do sprawy bardzo praktycznie, dwanaście tysięcy funtów spadłoby mu z nieba. Dzięki tym pieniądzom kupiłby znakomitego ogiera, kilka dobrych klaczy, wykonałby najpotrzebniejsze naprawy i remonty. Dożywocie wdowy w wysokości dwóch tysięcy rocznie było niedorzecznie wysokie, jeśli wziąć pod uwagę jego majątek, lecz Hernescroft mógł mieć nadzieję, że Dracy będzie lepiej stał finansowo, gdy za wiele lat przyjdzie do płacenia. To godziwe kieszonkowe trzeba będzie mocno okroić i skończyć z ekstrawagancją, lecz skoro mieli prowadzić ciche życie na wsi, nie powinna odczuwać tego jakoś szczególnie. Jednak to jej się nie spodoba, a niezadowolona żona to ciężkie brzemię. Czy w ogóle brał to pod uwagę? Tak. To był bez wątpienia hazard, który będzie miał wpływ na całe jego życie, lecz przecież morze było bardziej nieprzewidywalne niż jakakolwiek kobieta, a on miał swój sposób postępowania z nimi. Ponownie zerknął na miniaturę. Syrena. Nie, syreny były brzydkie i wciągały żeglarzy w śmiertelną pułapkę swoim śpiewem. Kirke była piękną czarodziejką, którą napotkał Odyseusz, lecz zmieniła jego towarzyszy w świnie. A ta zmieniła męża w trupa. – Nie oczekuję, że podejmie pan decyzję bez spotkania – odezwał się hrabia. Czar prysł. – Zaraz podadzą obiad, na którym będzie obecna moja córka. Proszę do nas dołączyć. Taki nieformalny posiłek dla wszystkich, którzy przybyli na wyścig i dla towarzyszących im żon. Na pewno zna pan ich z kręgów jeździeckich… Dracy zdał sobie sprawę z tego, że nadal wpatruje się w miniaturę. Zwrócił ją hrabiemu.
– Jeśli ma pan ochotę, może pan ją zatrzymać na pewien czas. – Nie, dziękuję. Hernescroft się roześmiał. – Mądrze. Ale ona potrzebuje właśnie kogoś takiego jak pan. Żelaznego człowieka, nawykłego do wydawania poleceń. – Przeciąganie pod kilem i kara chłosty? Kolejna salwa śmiechu. – No nie, ale pewna odmiana zapewne dobrze jej zrobi. Utrzyma ją w ryzach. Chodźmy więc, zapraszam. Sam pan ją oceni. Dracy z jednej strony chciał odwrócić się i odejść, póki jeszcze zachował resztki rozsądku, lecz pokusa była zbyt silna. W końcu nie groziło mu niebezpieczeństwo. Ta nieobyczajna lady Maybury na pewno nie okaże zainteresowania zubożałym żeglarzem o przeoranej blizną twarzy, a kiedy hrabia przyjmie to do wiadomości, znajdzie sposób, aby wypłacić mu pieniądze.
Rozdział 4 Kochana Lizzie Nie mogłam oprzeć się pokusie, żeby zobaczyć wyścig. W końcu Fancy Free to moja ulubienica, bo nadałam jej imię, gdy się urodziła. Przymilnością nakłoniłam Pranksa, żeby mnie ze sobą zabrał. Tak, oczywiście, przywdziałam bryczesy. Już widzę, jak kręcisz głową, ale nie chciałam, aby mnie rozpoznano. Nałożyłam kapelusz z szerokim rondem i zostałabym całkowicie anonimowa, gdyby nie zleciał mi z głowy. I to dwukrotnie. No dobrze, za drugim razem dałam się ponieść emocjom i sama zerwałam go sobie z głowy, żeby nim zamachać. Pewnie nikt tego nie zauważył, wszyscy byli wpatrzeni w ścigające się konie. Nie miałam zamiaru wywołać skandalu, nawet takiego malutkiego skandaliku. Po prostu bardzo pragnęłam, aby Fancy Free wygrała. Niestety, wbrew oczekiwaniom triumfowała Cartagena, własność lorda Dracy’ego, i to o cały łeb, a teraz biedna Fancy Free będzie musiała przenieść się do stajni Dracy’ego, które – jak słyszałam – są w opłakanym stanie. Czy myślisz, że konie mają takie samo poczucie swojego domu jak my? Kiedy pomyślę o Belling Row i Sansouci, nawet teraz, po roku, ogarnia mnie smutek. A przecież mieszkam w luksusie. Wyobraź sobie, co by było, gdybym musiała przeprowadzić się do jakiejś obskurnej nory w bocznej alei! Tak, wiem, że to się nie zdarzy, ale dla Fancy Free to będzie właśnie taka przeprowadzka. Poza tym ja mam pełną kontrolę nad swoją przyszłością, a ta biedna klacz musi iść tam, gdzie zostanie wysłana. Boże, niczym się nie różni od niewolnicy. Może powinnam zapoczątkować jakiś ruch przeciwko takiemu okrucieństwu? Tak, wiem, że to szaleństwo, ale naprawdę bardzo współczuję temu biednemu stworzeniu… Głośne pukanie do drzwi buduaru przestraszyło Georgię, aż na liście rozmazał się duży kleks. Zanim zdążyła odpowiedzieć, do pokoju weszła jej matka. – Georgia? A, tu jesteś. Masz się ubrać i zejść na obiad. Pośpiesznie wstała i dygnęła przed matką. – Co? Dlaczego? Lady Hernescroft była wysoką, chudą kobietą o stalowoszarych włosach. Ludzie mawiali, że Georgia przypomina matkę z lat młodości, co było niepokojące. Cienkie usta matki zacisnęły się jeszcze bardziej. – Bo prosi o to twój ojciec. Raczej każe, pomyślała, ale powstrzymała się od komentarza. – Mamo, wiesz, że nie chcę przebywać w towarzystwie do czasu zakończenia pełnego roku żałoby. – W takim razie nie powinnaś pojawić się na wyścigu. Skoro przyjechałaś, musisz teraz ocieplić swój wizerunek, prezentując podczas obiadu bardziej godne zachowanie. – Nikt mnie nie zauważył – zaprotestowała. – Wręcz przeciwnie. A ci, co nie zauważyli, już zdążyli usłyszeć. Bryczesy! Co ci strzeliło do głowy, dziewczyno? A teraz zrób to, o co się ciebie prosi. – To nie będzie rozsądne… – Kwestionujesz decyzje ojca?
– Nie! – odpowiedziała instynktownie. To byłoby to samo co kwestionowanie Słowa Bożego. – Ale dlaczego? – spytała jeszcze raz. – Przecież moja obecność na obiedzie nie zmieni niczyjej opinii. Matka wciąż mierzyła ją groźnym spojrzeniem, lecz po chwili, o dziwo, odwróciła wzrok. Coś było na rzeczy. – To ma związek z tą gonitwą. – Moja obecność tam nie była aż tak… – Nie chodzi o twoje zachowanie, Georgio. Chodzi o zwycięzcę. – Cartagenę? – O lorda Dracy’ego. Mimo porażki twój ojciec polubił go i zaprosił na obiad. A ty zadbasz o jego wygodę. – Jeśli zechce poduszki na krzesło albo taboretu, bo ma podagrę palucha na stopie? – Nie bądź taka zadziorna. Lord Dracy służył w marynarce wojennej do czasu, aż w styczniu tego roku zmarł jego kuzyn. Wówczas przejął jego obowiązki, lecz jest źle przygotowany do przebywania w wyższych sferach. Zajmiesz się nim podczas obiadu. Georgia ugryzła się w język, powstrzymując kolejny arogancki komentarz. Tym razem miał dotyczyć wyboru właściwego widelca. – Dlaczego ja? Przecież będzie tam Millicent. – Żona Pranksa uwielbiała cackać się z gośćmi, więc miałaby za złe Georgii, gdyby ta ją zastąpiła. – Millicent będzie nieobecna. Wiesz, jaka jest wrażliwa w czasie ciąży. To przez twoje błazeństwa musiała położyć się do łóżka. – Przykro mi z tego powodu, mamo, ale z pewnością… – Jest jeszcze druga przyczyna nieobecności Millicent. Lord Dracy został ranny podczas bitwy. Jedną stronę jego twarzy pokrywa okropna blizna, której widok może wywołać cierpienie u wrażliwej damy. – Za to ja jestem twarda jak niewygarbowana skóra? – Ty nie jesteś brzemienna. Georgia wmówiła sobie, że kolejny atak nie jest umyślny. – A ja myślę, że byłoby karygodne pobladnąć na widok człowieka oszpeconego w obronie nas wszystkich, nawet gdybym była brzemienna. – Nie krytykuj swojej szwagierki tylko dlatego, że ty jesteś ulepiona z bardziej szorstkiego materiału. – Szorstkiego? I dlatego mam być miła dla bohatera? Georgia dostrzegła, jak matka z wysiłkiem się opanowuje. Nawet uniosła kąciki ust w lekkim uśmiechu. – Ale masz dobre serce, córeczko. O co tu chodzi? – Co dokładnie mam zrobić? – spytała. – Dotrzymaj mu towarzystwa, rozmawiaj, bez względu na jego małomówność. Pomóż mu, doradzaj… – W jakiej kwestii? – Każdej, która się pojawi. Oczyma duszy ujrzała sprośną wizję i z trudem zachowała powagę. Szkoda, że nie ma z nią Dickona. On też by się uśmiał. – Masz jakieś inne pytania? – spytała matka. Tylko jedno, dlaczego? Czy to ma związek z polityką? Jej rodzice byli zaangażowani w polityczne rozgrywki, zwłaszcza teraz, gdy król poróżnił się ze swoimi ministrami, a różne kliki tworzyły coraz to nowe intrygi w każdym zakątku rządowej dzielnicy. – Mamo, o co tu chodzi?
– Jesteś w irytujący sposób nieposłuszna, Georgio – odparła matka, lecz mówiła zmęczonym głosem. – Skoro potrzebujesz wyjaśnienia, to Hernescroft żałuje straty Fancy Free. Ma nadzieję wynegocjować zmianę nagrody, a uprzejmość wobec lorda Dracy’ego może utorować drogę do tego celu. – No tak, to ma sens. Rozważyła, co robić. Chciała pozostać w odosobnieniu przez pełny rok. Gdy raz sobie coś przyrzekła, trwała w powziętym postanowieniu. Jednak sytuacja i los Fancy Free leżały jej na sercu. – Wobec tego zajmę się nim. Ze względu na Fancy Free otoczę najtroskliwszą opieką naszego marynarza z podagrą. – To oficer marynarki. Zignorowała tę uwagę. – A gdy zacznie ryczeć na całą jadalnię albo pluć na podłogę, zwrócę mu uwagę, żeby się lepiej zachowywał. – Czasami doprowadzasz mnie do rozpaczy! – ucięła matka, lecz zaraz przymknęła oczy, powstrzymując się od kolejnej przygany. – Pamiętaj, musisz także zatrzeć złe wrażenie, jakie pozostawił twój wygląd podczas wyścigu. Ubierz się skromnie i zachowuj z należną dystynkcją, a może wtedy nasi goście przekażą dalej pochlebne opinie na twój temat. Wyszła, a Georgia ulżyła sobie, pokazując język zamykającym się drzwiom. – Jestem taką samą niewolnicą jak koń. – Niech pani przestanie, milady – odezwała się Jane, która do tej pory stała cicho w kącie. Georgia ze śmiechem pokazała język także swojej pokojówce, po czym usiadła, aby dodać relację z tej rozmowy w liście do Lizzie. – Milady, musi się pani ubrać. – Zaraz. Georgia pisała szybko, kończąc słowami: …gdyby ten list mógł dotrzeć do ciebie na czas, to błagałabym: pomódl się za mnie. Na razie zatrzymam go, aby przed wysłaniem dopisać relację z najnowszych wydarzeń. Włożyła list do szuflady biureczka i zamknęła ją na klucz, a następnie oddała się w ręce Jane. Zdjęła suknię, po czym nałożyła gorset, aby Jane go zasznurowała. Pożałowała teraz słów: pomódl się za mnie. Świadczyły o nerwowości. Wyjaśniła już wczorajsze pozostanie w pokoju jako element swojego postanowienia, aby unikać towarzyskich spotkań przez rok, ale wiedziała, że chwytała się tego jak tonący brzytwy. Tęskniła za powrotem do prawdziwego życia, do eleganckiego świata, lecz gdy ten czas się zbliżał, na myśl o tym miewała mdłości. Ile osób jeszcze sądziło, że była kochanką Vance’a, a tym samym przyczyną śmierci Dickona? Skoncentrowała się na gorsecie, przesuwając płaski, fiszbinowy przód na właściwe miejsce. – To już przesada. Wieki nie nosiłam pełnego gorsetu. – Nie może pani nosić gorsetu od wiejskiej sukni do obiadu, milady. To rzuca się w oczy i robi złe wrażenie. – Wiem, ale to nie w porządku. – Ostrzegałam panią, żeby nie jechać na ten wyścig, milady. – Tak, ostrzegałaś, ale warto było. – Zawsze pani tak mówi – zrzędziła Jane, mocniej ściągając tasiemki gorsetu. – Ale wyjdzie pani na dobre, jeśli weźmie pani udział w małym spotkaniu przed powrotem na duże salony.
– A nuż masz rację. Jest tu Beaufort, a także Waveney. – Lord Waveney jest już żonaty, milady, a jego żona jest tutaj także. – Boże! Więc może uda mi się przyciągnąć uwagę Portlanda, chociaż jest nudziarzem. – Powinna pani zrobić dobre wrażenie przede wszystkim na damach, milady. To one będą pisać liściki i opowiadać. – Przynajmniej Millicent jest nieobecna, nie będzie ciągle wzdychać i rzucać pełnych wyrzutu komentarzy. Ale pewnie jej siostrunia otrzymała od niej wszelkie pełnomocnictwa. Nie mam pojęcia, dlaczego Eloisa Cardross tak mnie nie lubi. – Ależ ma pani pojęcie, milady. Uważana jest za piękność, ale nie dorasta pani do pięt. Proszę stanąć prosto, milady. Gorgia posłuchała. – Zaczęłam się garbić? To straszne! Powiedziałabyś mi o tym, gdybym zaczęła się garbić, prawda? – Oczywiście, jeśli tylko pani zechce słuchać. – Jesteś moją starszą, mądrą siostrą. Jane prychnęła ze śmiechem, gdyż w rzeczywistości były zaprzyjaźnione. Jane miała trzydzieści lat, gdy została najęta jako osobista pokojówka nowej hrabiny Maybury, i na początku wydawała się dość surowa. Jednak pod jej srogą miną kryły się kpiarskie poczucie humoru i upodobanie do mody, tak wielkie jak u Georgii. Dlatego szybko została przyjaciółką i powiernicą swojej pani, razem projektowały fantazyjne stroje, które nosiła lady May. Georgia wiedziała, że częściej powinna słuchać rozsądnych rad Jane, lecz jej przygody wydawały się nieszkodliwe, a przestrogi Jane – oficjalne i restrykcyjne. Wtedy nie ponosiła poważnych konsekwencji swojego postępowania, lecz różne wyczyny sprawiły, że nieżyczliwi wierzyli w to, co najgorsze. Gdy grała w kości o pocałunki. Gdy wkładała kostium bogini, dający iluzję nagich piersi. Gdy została przyłapana na całowaniu się z Harrym Shaldonem podczas balu u lady Rothgar. Tak, to nie było właściwe, ale Dickon się nie przejmował, a nawet stwierdził, że przegrał w karty prawo do tego pocałunku. Po fakcie również nie czynił jej wyrzutów. Kochany Dickon. Ta sytuacja wystarczyła, aby niektórzy ludzie tym łatwiej uwierzyli w jej romans z Vance’em. Gdybyż w ogóle można było to porównywać. Shaldon był odważnym, lubiącym przygody dżentelmenem, ale jednak dżentelmenem. Natomiast sir Charnley Vance, mimo swego urodzenia, wcale nim nie był. – Proszę teraz posłuchać mojej rady – odezwała się Jane, zawiązując tasiemki. – Musi pani zachowywać się bez zarzutu, bo oczy zebranych będą zwrócone na panią. Zebrani będą panią oceniać… – Wiem o tym. – Ale nie okazywać lęku ani wstydu. Ten pojedynek był szaleńczym pomysłem pani męża i niczym więcej, a chociaż opłakała go pani czule, to nie ma pani siebie za co winić. Georgia była gotowa polemizować, gdyż znała swoje grzechy, lecz słowa Jane niosły ze sobą samą prawdę. Była niewinna, przynajmniej nie popełniła żadnego ciężkiego występku. – Którą suknię pani włoży, milady? Kremową z połyskiem, błękitną, a może płową w róże? – Szarą w prążki. – Co takiego? Nie nadaje się nawet do tego, żeby w niej sprzątać, a co dopiero zasiadać do stołu w towarzystwie książąt i hrabiów. – To moja najlepsza półżałobna suknia. Nie włożę niczego w żywych kolorach, Jane. Obiecałam, że będę w żałobie przez dwanaście miesięcy, a gdybym nie dotrzymała tego postanowienia, udzielając się w towarzyskim światku, byłabym skazana na potępienie.
– Wątpię, czy ktoś z nich pilnuje tego terminu. Georgia się roześmiała. – Będą liczyć te dni tak skrupulatnie, jak odliczają dni do narodzin pierwszego dziecka. Szara suknia. I pośpiesz się. Moje spóźnienie będzie dla nich jeszcze bardziej znaczące. – Przyniosę ją, a tymczasem niech pani przywiąże kieszonki i obręcze. Georgia zawiązywała drugi supeł, gdy Jane wróciła z naręczem szarego materiału. Wyglądał jak ciemna chmura. – Kiedy pani wyrzuci tę suknię, złożę dziękczynne modły. Czyni panią burą i ponurą. To prawdziwy cud. – Właśnie bury kolor jest nam teraz najbardziej potrzebny. Jane podała spódnicę, którą Georgia nałożyła, potem stanik, skromnie okrywający ją niemal po szyję. Krytycznie przejrzała się w lustrze. – Poszukaj tej ozdobnej falbany, Jane. I czepca na głowę. Pokojówka prychnęła z odrazą, lecz zaraz przyniosła obydwie rzeczy. Falbana została przypięta wokół szyi Georgii i wsunięta pod stanik z przodu i z tyłu. – Jak zakonnica – stwierdziła Georgia. – To powinno zamknąć usta wszystkim tym, którzy mieli mnie za skandalistkę. – Skandalem jest to, że wszyscy tak panią nazywają, milady, a pani jeszcze niedawno była ledwie dziewczęciem. Proszę siąść, nałożę ten czepiec. – Według mnie wiek nie gra tu roli – odparła Georgia, zajmując miejsce. – W Danae House są dziewczęta, które były gwałcone, lecz inne już w wieku czternastu lat tańczyły wesoło na drodze do swego nieszczęścia. – Danae House to dom opiekuńczy dla pohańbionych służących. Jane zwinęła gęste włosy Georgii, a potem starannie je upięła. – Nie powinna pani zbytnio wiązać się z osobami ich pokroju. – A co złego w tym, że lady Rothgar jest patronką dobroczynności? Albo lady Walgrave czy księżna Ithorne? Co w nich złego? – Wszystkie są starsze od pani, milady. – Jane wsunęła ostatnią szpilkę we włosy Georgii i nałożyła czepiec, zakrywający tył jej głowy. Georgia sama wsunęła pod nakrycie kosmyki, które zostały z przodu. – Jakaś biżuteria, milady? Pokazanie się w samej tylko ślubnej obrączce byłoby ekscentryczne, lecz co jeszcze nałożyć? – Perłowe kolczyki – powiedziała Georgia, wyjmując z uszu proste złote ozdoby, które nosiła do tej pory. – I żałobna bransoleta. Kiedy Jane wróciła, Georgia nałożyła kolczyki, a bransoletę wsunęła na prawy nadgarstek. Spoglądając na nią, posmutniała. Czarno-srebrna ozdoba zawierała kryształ, który skrywał brązowy kosmyk włosów Dickona. Zawsze na jego widok miała przed oczami obraz jego nieżywego ciała. Popatrzyła na mały portret stojący na toaletce, ten wolała. Ukazywał jego uśmiechniętą twarz, modny strój, radość życia, której był pełen. Musnęła ustami palce i dotknęła nimi obraz, lecz szkiełko było tak zimne, jak wtedy jego ciało. Przełknęła ślinę i wstała, aby przejrzeć się w wysokim lustrze. – A niech to! Może Beaufort i cała reszta nawet nie zauważą mojej obecności. Jane jeszcze raz prychnęła. Georgia włożyła proste, czarne pantofle. – To mogłoby być całkiem przyjemne. Być niewidzialną jak duch na balu. – To zdumiewające stwierdzenie jak na lady May – odezwała się Jane. Miała rację. Georgia wzięła od Jane szary wachlarz i jeszcze raz odwróciła się do lustra, aby dokonać
ostatecznej weryfikacji swojego wyglądu. Schowała pod czepiec niesforny kosmyk, wygładziła fałdę na staniku. Grała na zwłokę. – Koniec tych rozterek – powiedziała wreszcie i opuściła pokój. Zeszła, lecz gdy usłyszała głosy dobiegające z sali tarasowej, zatrzymała się na trzecim schodku od dołu. Zmusiła się, by ruszyć, lecz… szła jak na wieczne potępienie! Serce biło jej o wiele szybciej, niż powinno. Jeszcze nigdy tak się nie bała. Nigdy. Wybuch śmiechu brzmiał bardzo niepokojąco, jakby śmiali się z niej… W holu stał lokaj i obserwował ją. Aby usprawiedliwić wahanie, spytała: – Czy lord Dracy już przybył? – Tak, milady, ale widziałem, jak przed chwilą wychodził na taras. – Dziękuję. – Skręciła, aby wejść na taras innymi drzwiami. Było to tchórzliwe posunięcie, ale mogła wykonać je pod przykrywką swojego obowiązku. Lord Dracy został powierzony jej opiece, a wszystko wskazywało na to, że zdążył już uciec od towarzystwa. Biedna rybka wyciągnięta z wody. Nie, wyrzucony na brzeg marynarz, jak wyrzucony na plażę wieloryb. Niezdarny, bezbronny. Przeszła przez przedsionek. Znalazłszy się na tarasie, zastygła w bezruchu. Na tarasie był tylko jeden człowiek, mężczyzna w brązowym stroju ziemianina, stał plecami do niej. To musiał być lord Dracy, lecz wcale nie sprawiał wrażenia niezdarnego wieloryba. Miał szerokie barki, długie, silne nogi… Ale co on tu robi… * Kiedy Dracy został przedstawiony towarzystwu zebranemu w domu Hernescrofta, żadna z obecnych dam nie zemdlała. Niektóre odczuwały jednak dyskomfort, więc uwolnił je od swojego widoku: wyszedł przez otwarte drzwi balkonowe na taras. Po tak długim czasie spędzonym na morzu i w obcych portach nigdy nie miał dosyć angielskiej wsi. Podszedł do kamiennej balustrady rozbawiony. Wyobraźnia podsuwała mu obraz rufowego pokładu na okręcie, bezkresnego morza, a także odgłos grającego na żaglach wiatru. Zamiast szarych fal ujrzał połacie zieleni starannie zaprojektowanego parku, a do jego uszu dobiegały ćwierkot i śpiew ptaków. Te dźwięki stanowiły rzadką rozkosz dla ucha. Z satysfakcją nabrał głęboko powietrza i wtem poczuł słodki aromat róż, dobiegający gdzieś z dołu. Nachylił się ponad szerokim gzymsem, aby znaleźć źródło zapachu. Po ścianie pięły się róże i wonne winorośle kapryfolium. Lecz czym są te wysokie, powyginane rośliny z białym kwieciem? – Mam nadzieję, że nie ma pan zamiaru targnąć się na swoje życie, lordzie Dracy. Stanął prosto, lecz celowo odwrócił się bardzo powoli. Jeśli ten aksamitny głos nie należy do Kirke, będzie bardzo rozczarowany. Należał, a lady Maybury, z przekornym blaskiem w niebieskich oczach była równie doskonała w swojej cielistej powłoce jak na obrazie, pomimo szarej sukni i skromnego czepca, skrywającego większość włosów. W rzeczywistości była nawet bardziej powabna. Szarości sprawiały, że promieniała pełnią życia.
Zebrał myśli i się ukłonił. Niemal powiedział: „Lady Maybury”, lecz na czas przypomniał sobie, że przecież jeszcze nie zostali sobie przedstawieni. – Ma pani nade mną przewagę, madame. Pani mnie zna, ale ja nie znam pani. Dygnęła dwornie. – Hrabina Maybury, milordzie, córka lorda Hernescrofta. Prosił mnie, abym się panem troskliwie zaopiekowała, więc obawiam się, że byłby mocno rozczarowany, gdyby skończył pan ze sobą, przerażony swoim pierwszym towarzyskim spotkaniem. Niech Bóg ma go w swojej opiece… Była błyskotliwa, miała wyszukane poczucie humoru, a co najdziwniejsze, nawet się nie skrzywiła na widok jego twarzy. Z pewnością uprzedzono ją, lecz gdy ich oczy spotkały się, nie dojrzał u niej najmniejszych oznak dyskomfortu. Nic również nie wskazywało na to, że wie o sprawie, która ich łączy. Nie lubił owijania w bawełnę, lecz tym razem postanowił zaczekać i cieszyć się chwilą. – Nie jest to moje pierwsze spotkanie towarzyskie, lady Maybury, lecz pierwsze z wykwintnymi angielskimi damami. – Co jest na tyle przerażające, by skoczyć z tarasu na głowę, milordzie? Uśmiechnął się, sprawdzając jej reakcję na swoje zdeformowane oblicze. Ku jego ponownemu zaskoczeniu na twarzy Georgii nie drgnął ani jeden mięsień. – Nie usiłowałem popełnić samobójstwa, madame. Po prostu chciałem zobaczyć, od czego pochodzi ten cudowny aromat. Przekonałem się, że to nie wysokie rośliny, lecz róże i kapryfolium. Podeszła, szeleszcząc fałdami sukni, wychyliła się, jednak bariera była zbyt szeroka, aby Georgia mogła sięgnąć wzrokiem w dół. Dracy ujął ją wpół i posadził na balustradzie, przytrzymując ramieniem w talii, oczywiście wyłącznie w celu zapewnienia jej bezpieczeństwa. Jej piękne oczy znalazły się ledwie kilka cali od niego, migoczące w nich subtelne odcienie zieleni i błękitu przypomniały mu o dalekich morzach. Miała brązowe, gęste rzęsy, nawet z bliska jej cera była idealnie gładka niczym płatek róży. I ten jej zapach… A może to były kwiaty?
Rozdział 5 Uwięziona w jego objęciach, Georgia znieruchomiała z bijącym mocno sercem, niepewna, co ma teraz zrobić, lecz zarazem nie zamierzała okazać słabości. – Ostrzegano mnie, że pańskie zachowanie może być mało wyszukane, milordzie, ale to… Na jego twarzy dostrzegła cień rozbawienia. – To wina mojej służby na morzu. Czuje się pani obrażona? – A jeśli tak? – Natychmiast postawię panią z powrotem na tarasie i złożę gorące przeprosiny. – Taki pan uległy? – Wolałaby pani, żebym dopełnił obrazy, strącając ją z balustrady? Nie potrafiła powstrzymać śmiechu. – Oryginał z pana, lordzie Dracy. – Może nawet ze szczyptą galanterii? Chciałem tylko pomóc, aby nie rozerwała pani sukni. – Nie byłaby to wielka strata. Za dwadzieścia cztery dni skończy się moja żałoba i wtedy będę mogła spalić suknię. No dobrze, zaufam panu i wychylę się. Tak też zrobiła, jednak nie spodziewała się, że na skutek tego ruchu prawą piersią dotknie jego dłoni. Bogu dzięki, że włożyła gruby gorset. – A, to wonny tytoń – powiedziała, wyprostowując się szybko. – Wątpię, żeby teraz odczuwał pan jego zapach. Uwalnia aromat wieczorem. Proszę mnie postawić na tarasie. – A jeśli nie, co pani zrobi? Zaczęła liczyć na palcach. – Po pierwsze, poradzę sobie sama. Po drugie, wyślę panu rachunek za zniszczoną suknię, gdyż będzie mi jeszcze potrzebna przez dwadzieścia cztery dni. Po trzecie, poinformuję cały świat, że jest pan nikczemnikiem, milordzie. – A po czwarte? – Te trzy rzeczy wystarczą. Więc, mam zejść sama? Zobaczyła, jak spogląda na jej usta. Boże! Nie, nie odważy się! – Widać nas z domu, sir. – A gdyby nie było nas widać? – Zapewne bym pana spoliczkowała. Roześmiał się. – Miałaby pani powód. Postawił ją na ziemi. Tym razem w jego silnych ramionach odniosła jeszcze mocniejsze wrażenie swojej nieważkości. Wyczuła, jak delikatnie i ostrożnie zdjął ją z balustrady i przeniósł na taras. Wygładzała fałdy sukni, żałując, że z taką samą łatwością nie potrafi się uspokoić. – Wonny tytoń – powiedział. – Nigdy o nim nie słyszałem. – To rzadka roślina, która wyrosła z nasion podarowanych kiedyś mojej matce. Ona ma upodobanie do aranżacji aromatycznych ogrodów. – Naprawdę? Zrozumiała jego sceptycyzm. – Nikt nie ma tylko jednego oblicza, lordzie Dracy. – Niektórzy są nawet wielolicowi. Podoba mi się ta roślina, która wydziela zapach tylko nocą. To
magiczna właściwość. – Jeśli jest magiczna, to z drugiej strony zupełnie zwyczajna. Mogę powiedzieć ogrodnikowi, żeby dał panu trochę nasion. – Zwyczajna magia, rozdawana z taką nonszalancją. Czy jest pani czarodziejką, lady Maybury? – To pan pierwszy wspomniał o magii, i to na temat błahego tytoniu. Pochylił się nad kamieniem gzymsowym. Był irytująco spokojny, ba, nawet sprawiał wrażenie, że to on kontroluje sytuację. – Najwyraźniej nigdy nie zaciągnęła się pani dymem tytoniowym po długim, ciężkim dniu, w przeciwnym razie nie lekceważyłaby pani tak jego magii. I tu go miała. – W rzeczy samej, paliłam kiedyś fajkę. – No jasne! I smakowała pani? – Nie. To obrzydlistwo. – Trzeba czasu, aby wyrobić w sobie upodobanie do palenia tytoniu. Georgia rozłożyła wachlarz i pomachała nim. – Trudno mi zrozumieć, że komukolwiek chciałoby się. – Jeszcze pani nie odkryła, że niektóre przyjemności doceniamy dopiero po pewnym czasie? Uniosła brwi. – Próba oswojenia się z fajką wydaje mi się podobna do próby polubienia siarki. W jego oczach pojawiły się ledwie widoczne ogniki. – A ja znam ludzi, którzy nauczyli się doceniać morską wodę. Odpowiedziała mu uśmiechem. – Proszę mi nie przypominać! Kiedyś wypiłam jej trochę. – Wzdrygnęła się, lecz po chwili zastanowiła, czy należy tak żartobliwie rozmawiać z obcym, poznaczonym bliznami oficerem. – Tylko raz? – spytał. – Jak mówiłam, nie staram się tolerować tego, co jest nieprzyjemne. – Nikt nie lubi morskiej wody, lecz wiele osób uwielbia palić fajkę. Czy to nie skusiło pani, aby jednak wytrwać? – Mam mnóstwo innych przyjemności, sir, których zaznaję bez konieczności krztuszenia się. Chodźmy, musimy wracać do domu. Skierowała się w stronę domu. – Czy umiejętność palenia fajki nie byłaby użyteczna, gdy próbuje pani odgrywać rolę mężczyzny? Odwróciła się do niego. – To aluzja do mojego stroju podczas wyścigu? Jeśli takie jest pańskie pojęcie o taktownej konwersacji, to niestety jest ono bardzo mylne. – Więc, miła pani, proszę mnie wyprowadzić z błędu. Znowu rzucał jej wyzwanie, i to w sposób dla niej niezrozumiały. Dotychczas nie spotkała takiego mężczyzny. – Czy naprawdę wyszedł pan na taras, bo czuł się pan nieswojo w towarzystwie subtelnych dam? – Może trochę. Nie chcę krępować swoją obecnością. – Nie? – spytała dobitnie. – No dobrze. Nie zawsze chcę krępować – poprawił. Georgia poczuła dziwną pokusę, aby zostać tu i prowadzić z nim tę szermierkę słowną, lecz przywołała się do porządku i postanowiła wracać do domu. Ruszył obok niej.
– Czy tam, w środku, będzie pani moją przewodniczką, lady Maybury? Ja naprawdę nie nawykłem do takich spotkań. – Dobrze. – Zostanie pani u mego boku? – Nawet dam panu kuksańca łokciem, gdy popełni pan gafę. – A może zanim popełnię gafę? – Nie potrafię czytać w myślach, sir. Musi się pan nauczyć na swoich błędach, tak jak my wszyscy. – Dracy zatrzymał się, więc odwróciła się do niego. – Ma pan tremę, lordzie Dracy? – Po prostu zastanawiam się, czy zawsze tak skrupulatnie spełnia pani prośby ojca. Na pewno nie oczekiwał, że posunie się pani do tego, by ocalić mi życie. – Z pewnością oczekiwał, że uczynię wszystko, aby osiągnął swój cel. – Swój cel? – powtórzył, choć przecież powinien rozumieć, co miała na myśli. Z pewnością ojciec wyraźnie zakomunikował jej, o co mu chodzi. – Aby zatrzymać Fancy Free – powiedziała. – Czy przyjmie pan coś w zamian? – Może zależy to od pani, lady Maybury. – Więc zmieni pan zdanie, jeśli będę miła? Dziwny sposób podejmowania decyzji w sprawie stadniny, ale aby zachować Fancy Free, będę tak miła, jak tylko potrafię. – Kusi mnie pani, abym odwlekał decyzję. A jak długo może potrwać pani życzliwość? – Około dwóch godzin – odparła szybko. – Moje zobowiązanie dotyczy tylko obiadu, sir, a nie mogę obiecać, że nawet wtedy będę miła i życzliwa. Jestem pańską mentorką, a nie pocieszycielką. – Lepszy byłby ze mnie Odyseusz niż Telemach. Znowu ruszyła w kierunku domu, lecz zaraz zawróciła na pięcie. – Nie rozumiem. – Nie ma pani klasycznego wykształcenia. – Na Boga, nie! Zaśmiał się. – Co za przerażenie na samą myśl. Ja też nie uczyłem się po ukończeniu dwunastego roku życia, ale zawsze lubiłem opowieści z Iliady i Odysei. Mentor był przyjacielem Odyseusza, nie nauczycielem. Uczył za to jego syna, Telemacha. Sam Odyseusz korzystał z rad bogiń, syren i czarodziejek. W naszym przypadku byłoby to bardziej na miejscu, prawda? Georgia ponownie rozłożyła wachlarz, skupiając uwagę, by nie zagubić się w tej rozmowie. – Czy to nie pewna czarodziejka zamieniła Odyseusza i jego ludzi w świnie? – Tak, Kirke. – Mój cel jest zupełnie odwrotny. – Świnia będzie pani wdzięczna. A niech to, oblała się rumieńcem. – Nie to miałam na myśli…! – Tylko żartowałem. – Lecz mimo to odezwałam się bezmyślnie. – Kiedy ostatnio czuła się tak niezręcznie? – Nie ma w panu nic ze świni, lordzie Dracy. Boże, to brzmi jeszcze gorzej! No tak… Lepiej chodźmy do środka. Odwróciła się w stronę drzwi, lecz nagle stwierdziła, że stoją z boku, przy ścianie, poza polem widzenia osób znajdujących się w środku. Jak to się stało? – Jeszcze chwilę – powiedział. – Dokuczyłem pani, a pani ojciec może się zastanawiać, co takiego uczyniłem. Stanęła do niego twarzą.
– Być może ojciec widział, jak pan mnie podnosi. Dlaczego pan tu wyszedł? Jestem pewna, że niczego się pan nie boi. – Może po prostu lubię świeże powietrze. – Ma pan na myśli morskie powietrze? Trudno było panu porzucić służbę na morzu? Chwila milczenia to znak, że trafiła w czuły punkt. – Jest pani pierwszą osobą, która mnie o to pyta, lady Maybury. – A jak brzmi odpowiedź? – Naprawdę chciała to wiedzieć. – Sam nie wiem. To była świadoma decyzja. – Czyżby? Nie miał pan wyboru w kwestii dziedziczenia tytułu. Śmierć kuzyna przypieczętowała pański los, ponadto oczekiwano, że podejmie pan swoje obowiązki. Czyjaś śmierć pozbawiła pana dotychczasowego, znanego panu życia. – Zbyt późno zrozumiała, że teraz mówi tak samo o sobie, jak i o nim. – Chodźmy. Jeśli tu zostaniemy, wywołamy niepotrzebne plotki. Wkroczyła do sali tarasowej, jakby to było bezpieczne miejsce. * Dracy wszedł za nią, czując nagłą zmianę wiatru. Rozmowy ustały, oczy zebranych skierowały się na nich. Obecni już widzieli jego twarz, więc była to reakcja na pojawienie się skandalistki. Zwalczył instynktowną chęć, aby stanąć przed nią i zasłonić ją ciałem. Czy to było pierwsze wystąpienie lady Maybury przed tak znakomitym gremium? Być może weszła na taras innymi drzwiami, a jeśli tak, to opowieści o jej skandalicznych wyczynach nie były fałszywe ani przesadzone. Spojrzenie jednej jasnowłosej damy było niczym strzała zatruta złośliwością. No tak, panna Cardross, siostra lady Pranksworth, żona dziedzica. Najwyraźniej uważała się za bardzo wyrobioną towarzysko, lecz wcześniej pokazała zupełnie coś innego, gdy na jego widok pogardliwie skrzywiła usta. Czy lady Maybury będzie wyobcowana tutaj, w domu ojca? Nie. Znowu rozległ się gwar rozmów, dwie kobiety powitały ją chłodnym skinieniem głowy, a po chwili podeszło do niej dwóch mężczyzn. Jednym z nich był jasnooki książę Beaufort. To jej przeznaczenie. Będzie wspaniałą księżną. Dracy szukał w pamięci imienia drugiego konkurenta. Był obecny na dzisiejszej gonitwie, lecz wcześniej nie spotkał go podczas wyścigów. Sellerby. Hrabia Sellerby, który jednak nie czuł się zbyt swobodnie w tym towarzystwie. Podczas gdy brązowe szaty Beauforta wyglądały na mocno znoszone, ubranie Sellerby’ego rzadko widziało światło dnia. Zważywszy na to, że hrabia rozmawiał tylko na londyńskie tematy, pewnie rzadko wypuszczał się na wieś. Mieszczuch do szpiku kości, a lady Maybury traktowała go jak starego przyjaciela, dziękując za listy, lecz zarazem beształa za niestosowne prezenciki, oczywiście wszystko to w żartobliwym tonie. Może to właśnie on, a nie książę, był jej wybrankiem. – Cieszę się, że widzę pana w dobrej komitywie z moją córką, Dracy. Dracy odwrócił się do hrabiego. – To urocza dama, milordzie. – Tak. – Lecz hrabia powiedział to takim tonem, jakby Dracy sugerował, że Georgia jest trędowata. – Będę wdzięczny, jeśli już nie będzie pan prowokował plotek na jej temat. – Plotek?
– Nosił ją pan jak worek zboża. – Na pewno byłem delikatniejszy, mimo to proszę o wybaczenie. Chciałem jedynie oszczędzić jej suknię. Hernescroft łypnął na niego. – I poczuć jej ciało, nie wątpię. Zadowolony? Nie mógł uderzyć gospodarza. Świadomy, że słuchają ich najbliżej siedzące osoby, odpowiedział spokojnie: – Książę Beaufort wydaje się zakochany, milordzie. Nie mogę z nim konkurować pod żadnym względem. – Byłaby to dobrana para, lecz wówczas nasze sprawy pozostaną niezałatwione. – Możemy je prosto zakończyć za pomocą gotówki. – No niech mnie… – Spokojnie, panowie. – Lady Hernescroft podeszła do nich, zacisnąwszy usta w pojednawczym uśmiechu. – Wyścig już zakończony – powiedziała głośno, aby wszyscy ją usłyszeli. – Nie spierajcie się o walory swoich koni. – Lub młodych klaczy – odezwała się któraś z dam, przy wtórze czyjegoś chichotu. Lady Hernescroft jeszcze mocniej zacisnęła usta. Do diabła, co to miało znaczyć? Lady Maybury wydawała się nieświadoma sytuacji, adorowana już przez trzech mężczyzn, gdyż dołączył do nich również sir Charles Bunbury. Nie konkurował o jej rękę, był już żonaty, lecz było zupełnie zrozumiałe, dlaczego pozostałe damy mają tak kwaśne miny. Dlaczego nie pokierowała się rozsądkiem i nie usiadła z nimi, aby porozmawiać o prowadzeniu domu, modzie czy o innych sprawach interesujących kobiety? Czy była tak zepsuta i rozpustna, jak głosiły plotki? Dracy zmusił się, aby odwrócić od niej wzrok. – Milady, spytałem lady Maybury o zapach, który unosi się wokół tarasu, a ona powiedziała mi, że to tytoń. Uśmiech lady Hernescroft nabrał nieco szczerości. – A, tak. Wspaniały, prawda? Interesują pana ogrody? Hernescroft chrząknął lekceważąco i zostawił ich, a Dracy z przyjemnością wdał się w rozmowę z panią domu, nawet jeśli była to głównie pogadanka o tym, jakich ulepszeń dokonać w jego ogrodach. Ludzie mają wiele twarzy. Powinien o tym pamiętać. – Wyślę panu nasiona oraz zalecenia dla pana ogrodników. Co prawda obecnie jego „ogrodnikiem” był staruszek, który trzebił chwasty tam, gdzie owce wychodziły na wypas, lecz mimo wszystko podziękował swojej rozmówczyni. Może już niedługo będzie miał czas i pieniądze, aby założyć prawdziwy ogród kwiatowy. Kiedy się ożeni. Jeszcze raz zerknął na lady Maybury. Miała już czwartego adoratora w osobie księcia Portlanda. – Zlatują się do niej jak ćmy do światła – powiedziała lady Hernescroft. – Nie aprobuje pani uroku córki, madame? – Ćmy giną w płomieniach, a moja córka nie potrzebuje więcej tragedii w swoim życiu. Podano do stołu. Lady Hernescroft zaprowadziła Dracy’ego do swojej córki. – Proszę, żeby pan się zajął lady Maybury. Niech pan otoczy ją opieką. – Będę zaszczycony, madame. Bez względu na burze. Lady Hernescroft popatrzyła na niego zdziwiona, lecz po chwili odciągnęła pozostałych mężczyzn. Do
diabła, dlaczego Hernescroftom tak bardzo zależy na skojarzeniu tego nieprawdopodobnego małżeństwa? Przecież pieniądze nie mogły być przeszkodą nie do pokonania, a Beaufort był zbyt dobrą partią, aby odsunąć go na bok. – Burze? – spytała lady Maybury. Znowu spojrzał na nią i znowu zachwycił się jej perfekcyjną twarzą. Czy to maska na obliczu diablicy? – Marynarz potrafi wyczuć wiatr, madame – powiedział, a ona wzięła go pod rękę. Nikogo nie było w pobliżu, więc dodał cicho: – Słyszałem, że wokół pani osoby powiewała bryza skandalu, a teraz widzę, że to prawda. Może to niezbyt rozsądne usidlać aż czterech mężczyzn? – Nie jest pańskim zadaniem pouczanie mnie, milordzie! – Po chwili zaskoczyła go. – Ale ma pan rację. Po prostu mężczyźni wydawali się bardziej przyjaźnie nastawieni. – Z pewnością nawykła pani do wzbudzania zazdrości u kobiet. Uniosła lekko brwi. – Przecież wtedy byłam zamężna, a to robi różnicę. – Tak. Byłoby pani łatwiej przebrnąć, gdyby nie była pani taka piękna. W przeciwieństwie do kobiet, jakie znał, nie zareagowała na taki opis. Najwyraźniej żyła z tą świadomością. – Owszem – powiedziała, gdy wraz z innymi skierowali się do sali jadalnej – ale, jak pan zapewne się domyśli, z własnej woli niechętnie zmieniłabym swój wygląd. * Powinna ugryźć się w język. Jak mogła powiedzieć coś takiego człowiekowi o naznaczonej bliznami twarzy? To spotkanie okazało się dla niej znacznie bardziej stresujące, niż sądziła. Nie mylił się w kwestii jej zachowania, chociaż nie miał prawa mówić głośno tego, co myśli. Zerknęła na niego, lecz nie zauważyła reakcji na swoje faux pas. Te nieszczęsne słowa wynikły z wcześniejszej sytuacji. Zanim matka przyprowadziła go do niej, widziała jego lewy profil, bez blizn, i uznała, że jest pięknym mężczyzną. Że był pięknym mężczyzną. Niecodzienne słowo do opisania żołnierza, lecz w tamtym momencie jego twarz wydała się jej klasycznie perfekcyjna. Może poczuł na sobie jej spojrzenie, gdyż odwrócił się i popatrzył na nią, rozbijając to wrażenie w drobny pył. Przedtem skierowała uwagę na towarzyszących jej mężczyzn, starając się ukryć zmieszanie. Jak to jest mieć taki idealny wygląd, a potem go stracić? Pewnego dnia spojrzeć w lustro i ujrzeć taką okropną zmianę na swojej twarzy? Kiedy się nad tym zastanowić, doskonale wiedziała, że przemawia przez nią lęk o własną urodę. Jej nie może się to przydarzyć. Nie zamierzała brać udziału w żadnej bitwie, jednak istniały inne sposoby utraty atrakcyjnego wyglądu. Na przykład ospa mogła zniszczyć cerę, jeśli wcześniej nie zabiła chorej osoby. Każdy mógł zostać ranny w wypadku jadącego z dużą szybkością powozu. A oparzenia zdarzały się nie tylko na wojnie. Biedna Henrietta Wrothley kiedyś za bardzo zbliżyła się do ognia, a wtedy płomienie zajęły jej suknię. Ugaszono je, lecz podobno miała okropne oparzenia całego boku. Od tamtej pory nie pojawiała się w towarzystwie. – Skąd to milczenie? – spytał cicho Dracy, gdy weszli do niedużej, rodzinnej sali jadalnej, w której mogło zasiąść przy stole co najwyżej trzydzieści osób. – Niepokój – wyznała szczerze. – To dla mnie trudniejsze, niż myślałam. – Proszę pamiętać, że jestem u pani boku.
Gdy zajął miejsce po jej lewej stronie, Georgia nie wiedziała, czy ma być zadowolona, czy też zawiedziona, że widzi tylko jego zniekształcony profil. Niestety, naprzeciwko niej zasiadła ta Cardross, ze wzmożoną uwagą czekająca na wszelkie potknięcia Georgii, aby mogła opowiedzieć o nich swojej siostrze. Tyle dobrego, że obok niej zajmował miejsce Sellerby, który powinien odwracać jej uwagę od złośliwej obserwacji. Jeden rzut oka na pozostałe osoby przy stole odebrał jej resztki odwagi. Waveney spoglądał na nią pożądliwie, co doprowadzało jego brzemienną małżonkę do furii. Pani Fayne, znana plotkarka, okazywała większy apetyt na skandale niż na swoją zupę. Czy ona rzuciła ten komentarz o młodych klaczach? I co miał oznaczać chichot, który nastąpił potem? Georgia ze ściśniętym gardłem mieszała zupę łyżką, w końcu odwróciła się do księcia Portlanda w nadziei na spokojną i nudną rozmowę.
Rozdział 6 – Wyglądało to tak, jakby te bestie chciały ją rozszarpać żywcem! – wybuchnął Dracy, wchodząc do prywatnego saloniku, który razem z Knowltonem wynajęli w gospodzie Pod Bykiem. Przez całą drogę wzburzony opowiadał o tym, jak to podczas obiadu niektóre z kobiet strzelały w lady Maybury zatrutymi strzałami. – Ta Cardross stwierdziła, że wizerunek zakonnicy dziwnie do niej nie pasuje. A lady Waveney dodała, że przystoi jej bardziej niż szata bogini. Nie wiem, dlaczego to wywołało ironiczne uśmieszki, ale było ohydne. Jadowite żmije! Fakt, że miała adoratorów, też jej nie wyszedł jej na dobre. Książę Beaufort, hrabia Sellerby, nawet Waveney uśmiechał się do niej w sposób obliczony na to, by wywołać zazdrość żony. Nic dziwnego, że lady Waveney zaczęła coś mówić o teatrze. Czy ta diablica występowała na scenie w bryczesach? – Lady Waveney? Nie miałem przyjemności jej poznać. Napij się piwa, Dracy. – Zapewniam cię, że nie byłaby to przyjemność. Leniwa kobieta, z tych, co to przypominają ciasto z zakalcem. – Dracy napełnił metalowy kufel piwem z dzbana. – Ale miałem na myśli lady Maybury. Chyba nie ma w zwyczaju grać na scenie? – Hm, coś sobie przypominam. – Jakiś prywatny występ? – Nie, o ile mnie pamięć nie myli, to było w którymś z londyńskich teatrów. – Niech to diabli. Ktoś powinien wziąć ją na postronek. Dracy przypomniał sobie słowa Hernescrofta o odmianie i poczuł niesmak. – Nie zazdrościłbym nikomu tego zadania – odparł Knowlton. – Nie? – W życiu! – Ona jest bardzo piękna. – Ale nie zapewnia życiowego komfortu. Knowlton mówił zupełnie poważnie. I miał rację. Skandalistka lady Maybury nie była w stanie zagwarantować życiowej wygody, lecz Dracy wspomniał przenikliwą uwagę Hernescrofta. Mógł zazdrościć Knowltonowi wygodnego życia u boku dającej mu dobre samopoczucie żony, lecz obawiał się, że w podobnej sytuacji już po kilku miesiącach oszalałby z nudów. Pociągnął duży łyk piwa. Małżeństwo z lady Maybury było ze wszystkich względów niemożliwe, w dodatku ona sama robiła wszystko, aby zdusić wszelką na nie nadzieję. Podczas obiadu stała się wobec niego bardzo chłodna i zostawiła go bez słowa, nawet bez spojrzenia. Jednak on nie mógł na to przystać. Nie chodziło tylko o jej urodę, lecz o nić sympatii, która nawiązała się między nimi na tarasie. Chyba nigdy nie rozmawiał z kobietą tak lekko, swobodnie i z taką przyjemnością, zresztą jeśli chodzi o mężczyzn, też nie znalazłoby się ich zbyt wielu. – Musi wypić piwo, którego nawarzyła – stwierdził Knowlton. – Podobno była z niej dzika kotka. Czerpała przyjemność z kokietowania mężczyzn, żonatych i samotnych, więc, oczywiście, te damy jej nie lubią. – Nic nie poradzi na to, że jest piękna. Knowlton spojrzał na niego z obawą. – Przyjmij radę mądrzejszych od siebie. Lady Maybury to śliczna, młoda kobieta. Nawet czarująca. Ale taka kobieta oznacza same kłopoty.
Dracy ponownie napełnił kufel i usiadł. – Jest bardziej bezbronna, niż ci się wydaje. Przyjęła pozę i udawała, że nie zauważa złośliwych spojrzeń i drwin, ale ja siedziałem obok niej. Była spięta i prawie wcale nie jadła. – Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz, wymościła sobie posłanie skandalicznymi ekscesami, a ty nic na to nie poradzisz. – Zapewne nie. Posłyszał jednak głos swego rozumu, serca i odwagi. Wzywał go, by stanął u jej boku na płonącym pokładzie. Kogo jeszcze miała do obrony? Rodzina w najlepszym wypadku odnosiła się do niej z dezaprobatą i planowała, by uwięzić ją w klatce, dzięki czemu nie mogłaby wywołać kolejnych skandali. W najgorszym razie stanowiła monetę przetargową, za którą można było kupić jedynie konia! Może Beaufort rzeczywiście konkurował o jej rękę i nawet by jej bronił, ale miał jeszcze niewiele wiosen. Sellerby był lepszym kandydatem. Właśnie dlatego Dracy poczuł do niego awersję. Przystojny, elegancki, obyty w towarzystwie, mimo że w ogóle nie interesowały go wyścigi konne, był też faworytem lady Maybury. – Znasz hrabiego Sellerby’ego? Knowlton się skrzywił. – Typ dworzanina. Jak dla mnie zbyt ambitny, ale miałem okazję go poznać. Nawet byłem z paroma przyjaciółmi w jego londyńskim domu, aby obejrzeć kolekcję klasycznych figur. Wszystko to współczesne odlewy, ale, jak twierdził, wykonane z najwyższą dbałością o każdy szczegół, zresztą wiele tych rzeźb miał jeszcze za granicą. – Jest więc bogaty? – Musi być. Nawet myślałem, aby kupić kilka podobnych figur do mojego domu. Mogłyby się spodobać Annie, o ile byłyby przyzwoicie odziane. Sellerby mówił coś o nowym rodzaju gipsu, który jest odporny na pogodę. Wypalany jak porcelana. Mógłbym postawić taką statuę albo dwie w ogrodzie. Dracy wątpił w sensowność stawiania klasycznych posągów w zacisznym dworze, ale zachował to dla siebie. Zamiast tego zaczął się na wyrost zastanawiać, czy Georgia Maybury chciałaby widzieć takie rzeczy w majątku Dracy. Jeśli tak, był przekonany, że wolałaby wersję z nieprzyzwoitym przyodziewkiem. Taka młoda, ale już doświadczona życiowo. Co w przypadku wdowy nie było przestępstwem… – Jak ci poszło z Hernescroftem? Dracy zdał sobie sprawę z tego, że wpadł do gospody jak burza, ciskając gromy na temat traktowania lady Maybury, i zupełnie zapomniał o innych sprawach. Co miał teraz powiedzieć? Napił się. – Dlatego topię smutki w piwie. Gosling-go zdechł. – Co ty mówisz! – Kilka dni temu. Miał atak szału i złamał pęcinę. – Jaka szkoda. – Prawda? – A więc zatrzymasz Fancy Free? Dracy nie lubił kłamać, zwłaszcza przyjacielowi, jednak musiał udzielać wymijających odpowiedzi. – Szukamy zamiennika. – Ale ty potrzebujesz ogiera, i to dojrzałego. – Wiem! Wybacz ton, ale kilka ostatnich godzin nie przebiegło zgodnie z moimi oczekiwaniami. Knowlton pokiwał głową.
– Weź pieniądze. Hernescrofta stać na to, a potem wybierzesz sobie, co będziesz chciał. Podobno książę Cumberland słabnie w oczach, a ma wspaniałą stadninę. Choćby Heroda. Herod był znakomitym ogierem, Dracy jednak pokręcił głową. – Wątpię, by pieniądze za Fancy Free pokryły aukcyjną cenę Heroda. Jak myślisz, tysiąc funtów? – Nawet więcej, jeśli będzie żywiołowa licytacja. Ale mając w ręku dwanaście tysięcy… – Kłopot polega na tym, że to Hernescroft trzyma ster. Wie, że ja nie chcę Fancy Free. Może nawet podejrzewać, iż w kwestii koni mam miękkie serce i nie chcę, aby zabrano klacz ze stajni, którą uważa za swój dom. Jeśli będzie utrzymywał, iż nie ma wystarczającej kwoty, że albo biorę Fancy Free, albo nic, to wyląduję na skałach. Knowlton wydawał się przerażony. – Myślisz, że hrabia Hernescroft coś knuje? – Po prostu chce postawić na swoim, a ja nie widzę wyjścia. Równie dobrze mogę wrócić do siebie i przeznaczyć wygrane pieniądze na odbudowę stajni. Zbierze się tego ze trzy setki. – Musisz jeszcze naprawić dach we dworze – przypomniał mu Knowlton. Dracy’emu niemal wyrwało się, że dach może sobie zgnić, lecz takie słowa zaszokowałyby przyjaciela. – Każę załatać parę dziur. Nie praw mi kazania, Tom. Tak czy inaczej, odbuduję stadninę w majątku Dracy. – Musisz mieć dach nad głową i plony z gospodarstwa. – Wiem, wiem. Ale całe to rolnictwo jest strasznie nudne. – Tylko w dobrych czasach – stwierdził sentymentalnie Tom. – Nie potrafiłbyś się ustatkować i prowadzić osiadłego, spokojnego życia? Dracy ponownie łyknął piwa, wiedząc, że odpowiedź na to pytanie jest przecząca. Niech szlag trafi osiadłe, spokojne życie, gdy miał w zasięgu ręki tę ognistą dzierlatkę, która mogła wnieść dosyć pieniędzy, aby postawić na nogi jego majątek – dom, stadninę i wszystkie dobra. Ognistą dzierlatkę, którą podziwiał, która stała oblężona przez wrogów i potrzebowała u swego boku silnego mężczyzny. Przypomniał sobie wypowiedź lady Hernescroft o ćmach, które giną w płomieniach. Lecz czymże było życie bez ryzyka? Lizzie! Obiad był okropny! Dlaczego nie potrafiłam tego przewidzieć? Miałaś rację, moja kochana, wątpiąc w pozytywne skutki tak długiego odosobnienia. Straciłam kontakt ze światkiem towarzyskim, nie rozumiałam nawet połowy tego, o czym była mowa. Komentarz o młodej klaczy miał mnie pogrążyć, ale nic dla mnie nie znaczył. To wszystko wina ojca, który kazał mi zejść na obiad. Gdybym planowała udział w tym spotkaniu, przestudiowałabym listę gości i byłabym lepiej przygotowana. Żona Pranksa była nieobecna, lecz jej siostra, Eloisa Cardross, wprawnie siała zamęt. Wcale nie zależało mi na atencji aż tylu dżentelmenów, lecz ona odebrała to jako osobisty atak i odcięła się uwagą o moim kostiumie bogini. Tak, wiem, że to szokujące, ale byłam okutana jeszcze bardziej niż inne obecne tam damy. Złośliwa flądra! A raczej pirania. Ma naprawdę ostre zębiska. Myślisz, że ona naprawdę ma chrapkę na Beauforta? Będzie miała duży posag, ale nie postawiłabym złamanego pensa na jej szanse. Może Sellerby, gdyby tylko potrafił ją znieść.
Przyszedł tam, udając bywalca wyścigów. Drwiłam z niego niemiłosiernie, bo rzadko dosiada konia. Mimo że moja żałoba jeszcze się nie skończyła, powiedział mi parę słów w tonie zalotów. Niestety, obawiam się, że będę musiała go rozczarować. Miło spędzałam czas w jego towarzystwie, w wielu kwestiach mamy podobne gusta, lecz gdy ponownie dokonam wyboru, będę szukała czegoś więcej niż bliska przyjaźń. Georgia przestała pisać, zanim zdążyła wyjawić więcej o tym, czego brakowało jej w małżeństwie. Dickon też był dla niej przyjacielem, lecz nikim więcej. Sama myśl o tym wywoływała w niej poczucie nielojalności, lecz przecież taka była prawda, a ona w przyszłości chciałaby czegoś więcej. Teraz żałowała, że pozwoliła Sellerby’emu pisać do siebie, szczególnie ubolewała nad tym, że mu odpisywała. W pierwszych miesiącach żałoby nie przyjmowała korespondencji od mężczyzn, z wyjątkiem jednego listu z kondolencjami. Nie otwierając ich, kazała je odsyłać do nadawców. Kiedy się dowiedziała o usiłowaniach Sellerby’ego, aby zyskać jej przychylność, napisała do niego list z podziękowaniem i od tamtej pory ograniczyła się do kontaktów na poziomie korespondencji. Lubiła tę wymianę listów, gdyż przekazywał jej najświeższe wieści z miasta, był też koneserem sztuki i dobrego stylu. Ich kontakty mogły wywołać w nim mylne wrażenie. Na kartce było już mało miejsca, więc obróciła ją w poprzek i zaczęła pisać na marginesie. A teraz opowiem Ci o innym dżentelmenie – lordzie Dracym. Wybacz, że piszę na marginesie, ale nie chcę obciążać Cię kosztem dodatkowej kartki. Dracy to oryginał – nie ma wątpliwości. Spotkałam go, gdy wychylał się przez balustradę tarasu, i to tak daleko, że ze strachem pomyślałam, iż zamierza rzucić się w dół. Ale nie, on tylko chciał zobaczyć kwiaty. Przypuszczam, że życie na morzu nie daje możliwości obcowania z ogrodami. Ja na pewno nienawidziłabym takiego życia, bo uwielbiam kwiaty. Gdy pomyślę o tych, które rosną w naszym londyńskim ogrodzie, zwłaszcza o tych w Sansouci… Lecz nie będę się pogrążać w tęsknocie. To już przeszłość, a niedługo będę miała nowe ogrody. Oczekiwałam zażywnego marynarza, lecz on – mimo ogorzałej od wiatru twarzy i wojskowych manier – na swój sposób jest całkiem okrzesany. I młody. Na pewno poniżej trzydziestki. Ma też ładną, męską figurę. Jednak musi się jeszcze wiele nauczyć. Uwierzysz, że bez pytania i pozwolenia podniósł mnie na balustradę, abym mogła dla niego sprawdzić, co to za kwiaty? Wpadłam w popłoch, bo jest bardzo silny. Przestała pisać, muskając usta koniuszkiem pióra. Mimo blizny, nadmiernej energii i braku manier ten mężczyzna miał w sobie coś. Był taki stanowczy, męski. Silny i pewny siebie. Koszmarna historia z tym jego wyglądem. Wstydziła się swojej reakcji i postanowiła poprawić się, jeśli jeszcze kiedyś przyjdzie im się spotkać. Na dobry początek mogła napisać o tym parę słów. Biedak ma okropną bliznę po oparzeniu na prawym profilu. Skóra w tym miejscu ma dziwny połysk i zmarszczki, ponadto deformuje mu czoło i usta po tej stronie, wygląda tak, jakby się cały czas szyderczo uśmiechał. Starałam się traktować go tak jak wszystkich, ale to bardzo przykry defekt. Kiedyś musiał być bardzo przystojnym mężczyzną. Miałam towarzyszyć mu podczas obiadu i pomóc przetrwać towarzyskie męki, lecz on
doskonale poradził sobie sam. Po prawdzie to on mi pomógł, kotwicząc u mego boku. Dobrze to ujęłam, prawda, zwłaszcza że chodzi o marynarza? Tak więc absorbował moją uwagę, dzięki czemu mogłam ignorować te hieny i lorda Waveneya, który wciąż łypał na mnie okiem. Teraz jest żonaty, więc powinien już przestać. Kiedy matka zajęła się damami, stwierdziłam, że nie chcę dłużej narażać się na ich wrogie ataki, więc wymówiłam się i wróciłam do siebie. Poprzysięgłam, że będę unikać spotkań towarzyskich do końca żałoby bez względu na ojcowskie rozkazy. Gdy wrócę na salony, uczynię to w pełnej chwale i w otoczeniu przyjaciół. Gdy zacznę spotykać się z ludźmi, bardzo szybko zrozumieją, że ich podejrzenia są idiotyczne. À propos salonów, to znaczy plotek, muszę wspomnieć, że był obecny książę Grafton, bez kochanki i bez żony. Dowiedziałam się, że księżna szuka kogoś innego. Ależ skandal! Biedaczka, lecz jego zachowanie jest nie do przyjęcia, co za ohydny człowiek. Jeśli już mowa o książętach, Beaufort cudownie flirtował ze mną i często napomykał o moim powrocie do światka towarzyskiego, chociaż obawiał się o moje bezpieczeństwo. Przeklęci tkacze i rozgniewany motłoch. Gdy się spotkamy, przypomnij mi, abym Ci opowiedziała historyjkę o Odyseuszu. To było bardzo ciekawe. Drobnym pismem udało się jej zmieścić jeszcze klika zdań: Na razie Fancy Free jest bezpieczna. Ma zostać tutaj do czasu naprawy stajni Dracy’ego lub do chwili, aż ojciec wymyśli stosowną zamianę, lecz moja rola w tej sprawie jest skończona. Napisz do mnie jak najszybciej, najdroższa przyjaciółko Georgia Złożyła kartkę na trzy i jeszcze raz na trzy, po czym wyjęła lak i swoją złotą pieczęć. Nie była ona dedykowana hrabinie Maybury, gdyż godło składało się z litery G otoczonej kwiatami, lecz to był podarunek od Dickona. Czy powinna jej używać, gdy ponownie wyjdzie za mąż? Skierowała wzrok na portret. – Tobie byłoby wszystko jedno, prawda, kochany? Jakby do niej przemówił. Georgia zmarszczyła nos, spoglądając na czarny lak. Dosyć. Chociaż jej żałoba miała skończyć się dopiero za kilka tygodni, dzisiejszy dzień odczuła jako początek nowego życia. Sięgnęła do szuflady po czerwony lak. Trzymała go w płomieniu świecy, aż na spojeniu zagiętych krawędzi pojawiła się plama laku, do której mocno przyłożyła pieczęć. Będzie ona zawsze słodką pamiątką po Dickonie. Nigdy nie wyszłaby za mężczyznę, który miałby coś przeciwko tej pieczęci. Odesłała Jane z listem, a potem, natchniona duchem nowego życia, wyjęła kartkę i zaczęła robić plany odnośnie do triumfalnego powrotu do centrum świata, co miało nastąpić za dwadzieścia cztery dni. Do Londynu. Do miasta. Do życia. * – Nie jechać do miasta? – Georgia wbiła wzrok w ojca. Siedział na zwyczajnie obitym krześle w rodzinnym salonie, lecz sprawiał wrażenie, jakby spoczywał na tronie. Matka zajmowała miejsce w pobliżu, lustrując jej strój.
Georgia na sofie poczuła się taka mała. Rodzice przyjechali do Herne z miasta specjalnie na tę rozmowę, co powinna potraktować jako ostrzeżenie, że coś jest na rzeczy. Planowała dojechać do nich nazajutrz, gdy jej żałoba oficjalnie dobiegnie końca. – To zbyt niebezpieczne – odparł ojciec. – Dziewczyno, przecież czytasz gazety. Tkacze jedwabiu z marketu Spitalfields rozbili szyby w oknach domu księcia Bedforda w proteście przeciwko importowi francuskiego jedwabiu, a tłum, wzburzony podatkami, atakował każdego, kto mu się nie spodobał. – Nie noszę francuskiego jedwabiu, ojcze, i nie angażuję się w żadne spory. – Nie, córko. To było Słowo Boże. Chociaż Georgia zacisnęła zęby w odruchu buntu, jakakolwiek inna reakcja byłaby daremna. Starannie dobierała słowa. – Nie mogę tu zostać, ojcze. Mogłoby to wyglądać, jakbym się czaiła. – Co nie zdziwiłoby nikogo, zważywszy na twoje zachowanie. – Więc dokąd mam pojechać? Niektórzy z moich przyjaciół są w mieście, Harringayowie, Arbuttowie i oczywiście Perry. – Niestety, nie – odezwała się matka. – Pojechał do Yorkshire. – Perry? Do Yorkshire? To równie prawdopodobne jak wyjazd do najczarniejszego zakątka Afryki! – Mimo wszystko to prawda. Udał się tam wypełnić przyjacielski obowiązek. Może czytałaś, że hrabia Malzard zmarł dwie niedziele temu. Nie zostawił synów, więc dziedzicem został jeden z przyjaciół Perry’ego, zupełnie nieprzygotowany do nowych obowiązków. – To niefortunne – powiedziała Georgia, mając na myśli różne znaczenia tego słowa. Była uzależniona od Perry’ego. – Malzardowie sprawiali wrażenie miłej pary. A kto został dziedzicem? – Któryś z braci, niedawno zakończył służbę w armii. Żołnierz, tak jak Dracy, pomyślała Georgia. Zastanawiała się, jak daje sobie radę z zarządzaniem majątkiem. Może znał się na tym tak samo jak na stosunkach panujących w towarzyskiej elicie. Jednak zaraz wróciła myślami do własnych kłopotów. – Perry na pewno niebawem wróci, matko, i chętnie wysłucham opowieści o jego przygodach na pustkowiach dalekiej północy, ale jego obecność w mieście podczas mojego powrotu na salony nie jest mi do niczego potrzebna. – Nie, Georgio – stwierdził ojciec. – Moim świętym obowiązkiem jest zapewnienie ci bezpieczeństwa. Więc to nie przejdzie. – Wobec tego dokąd mam jechać? Nie chciała tu zostać za nic w świecie, a ta nieoczekiwana przeszkoda w realizacji jej starannie obmyślonego planu była nie do przyjęcia. Źle znosiła swój roczny pobyt w Herne, lecz do tej chwili nie czuła się uwięziona. – Georgia naprawdę potrzebuje wyjazdu z Herne, drogi mężu. Popatrzyła na matkę nieufnie, zdumiona. – Jeśli pozostanie w Herne, mogłoby to być źle zrozumiane. Tak jakby bała się wrócić do towarzystwa. Jakby przytłaczało ją brzemię poczucia winy. Może powinna odwiedzić Winifred… – Hammersmith! – krzyknęła Georgia, przerażona zarówno miejscem, jak i myślą o wizycie u starszej siostry, która otwarcie okazywała jej dezaprobatę. – Mówisz tak, jakby to miejsce leżało daleko na północy, podczas gdy znajduje się mniej niż dziesięć mil od twojego ukochanego Sansouci. Mamy czerwiec, moje dziecko. Kto może, ten wyjeżdża z miasta do bardziej przyjemnych miejsc, również twoi przyjaciele. Georgia nie miała na to dobrego kontrargumentu. Nawet Perry w najgorętsze miesiące odwiedzał
przyjaciół na wsi, a obecny rok okazał się rzeczywiście bardzo ciepły. W poprzednim, kiedy to miał miejsce tragiczny pojedynek, Georgia z Dickonem planowali przeprowadzkę do Sansouci. Wyobrażała sobie swoje zmartwychwstanie jako powrót do miejskiego życia, którym cieszyła się rok wcześniej – do St. James i Mayfair, na dwór, do parków i teatrów. Jednak to, co najlepsze, było teraz niedostępne, gdyż król zdążył już przenieść się do Richmond. Lecz jechać do Hammersmith, ulubionego miejsca uczonych i katolików? Wydawało się typowe, że jej nudna siostra poślubiła człowieka, którego majątek znajdował się na skraju Hammersmith. Winifred, czyli lady Thretford, była dwa lata starsza, i zawsze miała Georgii za złe jej urodę. Kiedy wynikła kwestia związku z hrabią Mayburym, Winnie nalegała, że to ona, starsza siostra, powinna zostać lady Maybury. Jednak Dickon jej nie chciał, wolał Georgię i chciał mieć ją natychmiast. Jej rodzice chcieli odwlec ślub do czasu wydania za mąż Winifred, lecz Dickon nie chciał o tym słyszeć. A potem, oczywiście, Winnie wyszła za mąż, ale za wicehrabiego, co na zawsze ustawiło ją o jeden szczebel poniżej Georgii. Skompensowała to sobie, przyjmując pozę moralnej wyższości, posunęła się nawet do robienia Georgii wykładów na temat jej zachowania. Od lat ich kontakty były bardzo ograniczone. Winnie tak samo niechętnie gościłaby u siebie Georgię, jak i Georgia pragnęła odwiedzić siostrę, ale wydawało się, że Thretford Park to jedyne miejsce, do którego wolno byłoby jej wyjechać. Przynajmniej można tam szybko dotrzeć z miasta, gościńcem lub wodą, więc zrobiła dobrą minę do złej gry. – Chętnie odwiedzę Thretford, mamo, i z rozkoszą zobaczę córeczkę Winifred. Matka skinęła głową. – Ja też pragnę ujrzeć małą Charlotte. Pojadę tam z tobą, a ojciec wróci prosto do miasta i obowiązków. Zapowiadała się cudowna podróż. Matka chyba opacznie zrozumiała jej grymas. – Hammersmith to nie pustkowie, a Winifred będzie cię zabawiała. Może wyda bal. – Mamo, ledwie pół roku temu była w połogu. – Ale miała lekki poród i zapewniła mnie, że wróciła do pełni sił. Nie będzie miała nic przeciwko wypełnieniu swojego obowiązku. – Oczywiście, że nie – odezwał się ojciec. – Winnie to bardzo obowiązkowa córka. To świetny pomysł, lady Hernescroft. Bal stworzy możliwość spotkania poza miastem dla różnych osób, przyjaciół i wrogów. Niedaleko, lecz zarazem dyskretnie. A więc decyzja zapadła. Georgia nie czuła się bezsilna. Wszystko w jej świecie miało ukryty cel, a ona mogła obrócić tę sytuację na swoją korzyść. Jeśli będzie w Hammersmith, w taki czy inny sposób dostanie się do miasta. – Będą mi potrzebne nowe suknie – powiedziała. – Odwiedzę moją krawcową. – Masz szafy pełne ubrań – zaprotestowała matka. – Są stare i znoszone. – Większość ma rok, a wiele z nich założyłaś tylko raz. Pamiętaj, że nie masz już mężowskiego majątku, by finansować swoje ekstrawagancje. – Mam dwanaście tysięcy funtów – odparła, starając się nie nadawać głosowi szorstkiego brzmienia. – Ojcze, będzie mi potrzebne moje kieszonkowe. – Co? W ten sposób szybko stracisz cały kapitał. Dwieście na kwartał powinno ci wystarczyć. Georgia zaczęła kalkulować. – Jeśli będziesz płacić moje rachunki, ojcze… – Oczywiście, że nie będę! – Hrabia poczerwieniał ze złości. – Musisz ograniczyć swoje
ekstrawagancje, dziewczyno. Georgia wydawała dwieście funtów na suknię, lecz kłótnie byłyby daremne. – Jak sobie życzysz, ojcze – powiedziała i ujrzała na jego twarzy ulgę pomieszaną z zaskoczeniem. Czyżby oczekiwał scysji? Jego dzieci nie zostały wychowane w taki sposób, by przeciwstawiać się jego woli. Znowu poczuła prądy płynące pod wzburzoną powierzchnią wody. – Wyjeżdżamy jutro – powiedziała matka – więc teraz idź i przygotuj się do podróży. Odprawiła ją. Jak uczennicę. – Tak, mamo – odpowiedziała. – Wstała, dygnęła grzecznie i wróciła do swojego pokoju, jak przystało na dobrą córkę. – Polityka – poskarżyła się, spoglądając na Jane, gdy tylko zamknęła za sobą drzwi. – Jestem tylko pionkiem na szachownicy, ale przynajmniej nie wybrali dla mnie męża. Obawiałam się, że taki mają plan. – Mogą dokonać dobrego wyboru, milady. Sami wybrali lorda Maybury’ego. – To on mnie wybrał, ale, owszem, mogą dobrze wybrać. Tak samo jak ja nie chcą, abym poślubiła człowieka niższej rangi lub majętności. Ale ja sama chcę podjąć tę decyzję. – Thretford! – prychnęła z odrazą. – Oto cel mojej podróży. – Nie będzie aż tak źle, milady. To niewielki majątek… – I niedaleko miasta! – Georgia roześmiała się i uściskała pokojówkę. – Winnie ma mnie zabawiać. Bal! Nareszcie będę na balu! Jane odpowiedziała równie ciepłym uściskiem. – Raduje się moje serce, gdy widzę panią w takim dobrym nastroju. Czy będziemy miały dość czasu, aby zamówić nowe suknie? – Chyba mnie na to nie stać. Do czasu zamążpójścia będę dostawała tylko dwieście funtów na kwartał. I to na wszystkie wydatki! Jane zrobiła przerażoną minę, lecz szybko odzyskała pewność siebie. – Wobec tego odnowimy stare suknie. Na tę myśl Georgia zmarszczyła nos. – Nie, żadnych przeróbek czy poprawek. Moje najlepsze suknie są unikatowe i jako takie są zapamiętane. Jakakolwiek próba odświeżenia ich, aby wyglądały jak nowe, zrobi złe wrażenie. Będę je nosić takie, jakie są, jakie były. Ogłoszę światu, że lady May powróciła, nienaruszona, niezmieniona, nieugięta. Jane się uśmiechnęła. – Milady, ma pani tyle odwagi w sercu i tyle mądrości. Mądrości daleko wykraczającej poza pani młody wiek. – Mam nadzieję, Jane. Wiem, że wciąż krążą o mnie różne opowieści, lecz czy mam jakieś inne wyjście, niż odważnie spojrzeć wszystkim prosto w oczy? Nie ukryję się na wsi, a tym bardziej nie ucieknę za granicę. Będę sobą. Moje sumienie jest czyste.
Rozdział 7 Georgia przetrwała czterodniową podróż do Hammersmith głównie dzięki temu, że z matką rzadko odzywały się do siebie. Aż dziw, że matka nie wykorzystała tego czasu, aby udzielać jej instrukcji w kwestii stosownego zachowania się, które umożliwiłoby jej odzyskanie dobrego imienia. Na szczęście oszczędziła jej tych nauk. Jeszcze dziwniejsze było to, że nie próbowała rozmawiać z Georgią na temat wyboru męża. Zaczynała podejrzewać, że wyznaczyli już kandydata, może kogoś, kogo spotka w Thretford House. Nieważne. Nikt jej do niczego nie zmusi. W rzeczy samej, jako wdowa miała swobodę wyboru męża według swego uznania, nawet teraz, gdy nie ukończyła jeszcze dwudziestu jeden lat. Mimo braku scysji podczas podróży Georgia ucieszyła się, gdy dotarły do leżącego nad Tamizą majątku lorda Thretforda niedaleko Hammersmith. Thretford House był stylowym, nowoczesnym domem położonym w ładnej okolicy. Georgia postanowiła, że nie będzie wymagająca, ale raczej wyrozumiała i zadowolona. Czuła bliskość miasta, a gdy spojrzała na rzekę, zobaczyła na niej mnóstwo łodzi. Z prądem rzeki w niecałą godzinę mogłaby dotrzeć do samego serca całego świata i taką właśnie podróż zamierzała odbyć, gdy tylko będzie to możliwe, pod byle jakim pretekstem. Winnie wyszła im na powitanie, wyglądała zarazem i lepiej, i niemodnie. Jej suknia miała wszytą wstawkę, aby mogła pomieścić jej powiększone piersi, lecz te dodatkowe krągłości pasowały do Winnie, gdyż była chudsza i raczej płaska. Poza tym było coś jeszcze, jakiś blask… Jej siostra w końcu była zadowolona, zapewne z powodu maleństwa. – Mamo, Georgio, jak miło was widzieć. Mam nadzieję, że miałyście przyjemną podróż? – O tyle, o ile – stwierdziła matka, sztywno wysiadając z karety. – To znaczy niezbyt przyjemną, zważywszy na stan dróg. Chcę pójść do mojego pokoju, napić się herbaty i odpocząć. – Oczywiście, oczywiście – powtarzała z przejęciem Winnie. Emanujący z niej blask powoli przygasał, gdy prowadziła matkę do domu. Georgia poszła za nimi. Pomyślała cierpko, że teraz ona i jej siostra mają ze sobą więcej wspólnego niż w czasach szkolnej edukacji. Obie miały już na koncie małżeństwo, a ich rodzice nadal usiłowali nimi rządzić. Winnie zabrała je na górę, gdzie zaprowadziła matkę do dużego, pięknie umeblowanego pokoju. Thretford House nie był duży, a kilku gości miało tutaj spędzić noc po balu. Georgia przypomniała sobie, że pokój oddany do dyspozycji matki stanowił kiedyś prywatną sypialnię Winnie. W czasie wizyty miała spać z mężem. Czy będzie to dla niej gratka, czy raczej kara? Dickon sypiał w jej łożu tylko po tym, gdy się kochali, a i to nie zawsze. Ciepłe, leżące obok ciało było przyjemne, lecz on zajmował większą część miejsca, poza tym podczas snu często wiercił się i przewracał z boku na bok. Georgia wątpiła, czy zniosłaby to wiele nocy z rzędu. Winnie upewniła się, że matka ma wszystko, czego potrzebuje, następnie zaprowadziła Georgię do drugiego pokoju. – Obawiam się, że jest raczej niewielki, oprócz naszej sypialni mamy jeszcze tylko cztery inne, a wziąwszy pod uwagę zbliżający się bal… Przez chwilę obie widziały swoje wspólne odbicie w lustrze, lecz Winnie natychmiast odeszła na bok. Georgia doskonale wiedziała dlaczego. Były zbyt podobne do siebie, a zarazem zbyt różne. Włosy Winnie były bardziej brązowe niż lśniące, miała cofnięty podbródek. Gdy była młodsza, na jej
twarzy widniały liczne pryszcze, a chociaż ten etap miała już za sobą, po wielu krostach zostały ślady. Te blizny były niemal niedostrzegalne, lecz Georgia wiedziała, że porównanie jej nieskazitelnej cery do własnej wciąż było dla siostry bolesne. Georgia nie mogła przypisywać sobie zasługi ani obarczać się winą za to, czym obdarowała je natura. Niestety, miało to znaczenie dla ich relacji, lecz tak po prostu musiało być. – To ładny pokój. – Georgia zmusiła się do uśmiechu. – Piękny widok z okna, w oddali widać nawet rzekę. – Zbytnia bliskość wody byłaby niezdrowa. Wszyscy wiedzą, że rzeka jest brudna. – Ale chyba nie tak daleko w górnym biegu? – Dlatego Hammersmith jest lepszym miejscem niż Chelsea. A więc nadal rywalizacja. Sansouci znajdowało się przecież właśnie w Chelsea. Georgia wciąż uśmiechała się, zdejmując kapelusz. – To bardzo miło, że wydajesz dla mnie bal tak szybko po własnym odosobnieniu. – Ojciec tego chciał – odparła Winnie, pociągając za brązowe frędzle narzuty, aby wygładzić nieistniejącą fałdę. – Ale to będzie z korzyścią także dla mojego męża. Bardzo chciałby być rozjemcą między tymi, którzy najbardziej przyczyniają się do niezgody. – Oczekujesz przybycia króla? – Jego Królewskiej Mości? Oczywiście, że nie. – Po chwili Winnie pojęła, co jej siostra miała na myśli. – Georgie! – On jest źródłem problemu, sama o tym wiesz. Nie potrafi porozumieć się z tymi, którzy nie chcą, aby królowa była brana pod uwagę jako regentka. Co więcej, słyszałam, że on jest trochę… Popukała się w głowę. Winnie pobladła i chwyciła za kolumnę przy łóżku. – Georgie! Nie mów takich rzeczy nawet szeptem, nawet tutaj. Georgia szybko podbiegła do siostry. – To moje okropne poczucie humoru. Wybacz mi, Winnie. Obiecuję, że już nie będę. Ta długa podróż po wiejskich traktach musiała stępić mi rozum. – Zanim siostra zdołała wydać kolejny krzyk, dodała: – Kiedy będę mogła zobaczyć twoje maleństwo? Wybieg powiódł się. – Gdy tylko się odświeżysz. O, jest już woda dla ciebie. Niebawem wrócę i pójdziemy do pokoju mojej córki. Oddaliła się, a pokojówka nalała gorącej wody do porcelanowej misy. Kiedy sobie poszła, Georgia umyła ręce i twarz, myśląc, że to będzie bardzo długa wizyta bez względu na liczbę dni. Po chwili zjawiła się Jane z dwoma kuframi osobistych rzeczy Georgii. Reszta rzeczy jechała powoli z południa osobnym wozem. Jeszcze przed wyjazdem matka ostro zaprotestowała przeciwko takiej liczbie bagażu. – Dokąd to zabierasz? – A po co mam zostawiać rzeczy w Herne? – odparła wtedy, pomijając pozostałe powody. Że już nigdy nie wróci do Herne na stałe i że naprawdę chce strząsnąć kurz ze swoich butów i z sukien, i halek, i książek, ze swoich małych mebli… – Jane, w wolnej chwili dowiedz się, czy znalazłoby się pomieszczenie na moje rzeczy. Już zapomniałam, jak jest tu ciasno. Może będę musiała znaleźć dla nich inne miejsce do czasu, aż ponownie wyjdę za mąż. – Tak, milady. – Jane zamknęła drzwi za wychodzącymi lokajami. – Czy chce pani przebrać się w inną suknię?
– Jeszcze nie. Dziś ubrałam się lekko ze względu na upał. – Po chwili Georgia zmieniła zdanie. Cztery dni temu zaznaczyła koniec żałoby, pozbywając się wszystkich szarych i lawendowych ubrań, które przekazała wikaremu, aby rozdał je biednym. Czarne suknie pożegnała w ten sam sposób już pół roku temu. Najchętniej odbyłaby tę podróż ubrana w odcienie różu i żółci, lecz zdrowy rozsądek nakazywał jej przywdziać coś w bardziej stonowanych barwach. Lecz teraz nie miało to znaczenia. – Nałożę suknię w jasnych kolorach. I lekką. Zobacz, która tam jest najmniej wygnieciona. Jane otworzyła jeden z kufrów. – Taki dziś upał, milady, że w Londynie musi być nie do wytrzymania. – Nie opowiadaj głupot. – Ścieki śmierdzą i rozsiewają choroby – narzekała Jane, ostrożnie odwijając warstwy muślinu. – Powinna być pani wdzięczna, milady, że jest pani daleko od miasta i że to cały świat przyjedzie do pani. – Tak będzie. Przypomnij mi, abym sprawdziła listę gości na bal. Muszę się upewnić, że przyjadą odpowiedni ludzie. – Dobrze, milady. O, ta będzie dobra. W żółte paski. – Świetnie. – Georgia zaczęła rozpinać i zdejmować niebieską suknię. Już po chwili była ubrana w pasiastą, żółtą suknię i białą halkę. O wiele lepsza, chociaż bardzo prosta. Jane znalazła również czepek przyozdobiony wstążkami w tym samym kolorze, który poprawił nieco ogólne wrażenie. – A teraz szkatułka z biżuterią, Jane. Nałożę korale. Koralowa barwa doskonale pasowała do włosów Georgii, co również wyszło jej na korzyść. Dodała jeszcze kolczyki i pierścień od kompletu. – Zobacz – powiedziała, wstając. – Doskonały strój do podziwiania triumfu mojej siostry. – Niech pani nie będzie taka, milady. Dziecko to jest dziecko. – Powiedz to Annie Boleyn. – Komu? – Drugiej żonie Henryka VIII. – A, jej. Ale nie rozumiem… – Urodziła zdrowe dziecko, ale była to dziewczynka. Gdyby Elżbieta okazała się chłopcem, Anna nie musiałaby iść pod topór. – Przecież ona zrobiła rzeczy, których nie powinna, prawda? – Może tak, może nie. Gdyby była matką królewskiego syna i dziedzica, musieliby zgromadzić przeciwko niej więcej dowodów. A gdybym ja miała syna, nie straciłabym mojego życia. Winnie nie urodziła syna, lecz powiła maleństwo dziesięć miesięcy po ślubie, więc teraz była kolej na chłopca. Nikt nie będzie obserwował jej talii ani też sugerował, że powinna dać się zbadać medykowi, tak jak lady Hernescroft postąpiła z Georgią. Uczyniła to, czego oczekiwała matka, chociaż z ogromnym poczuciem wstydu poddała się żenującemu badaniu. Jednak stwierdzenie, że jest normalną, zdrową, młodą kobietą, nie wystarczyło. Zaproponowała, żeby Dickon zrobił to samo, lecz on tylko ją wyśmiał. – Ze mną wszystko w porządku, kochana, o czym przekonujesz się za każdym razem, gdy przychodzę do twego łoża. Zapomnij o tym. Jesteś jeszcze młoda, przyjdzie czas na macierzyństwo. Jednak do niczego nie doszło, tymczasem teraz Georgia znalazła się w takiej, a nie innej sytuacji. Siostra wróciła i Georgia poszła za nią, aby podziwiać dowód jej zwycięstwa. Po prawdzie to niewiele było do oglądania. Maleństwo spało w złocistej, ozdobionej koronkami kołysce, przykryte po szyję i w haftowanym czepku na głowie, który zakrywał twarzyczkę aż do linii brwi. Georgia pomyślała,
że może dzieciątko jest przegrzane, lecz – tak jak od niej oczekiwano – wydała z siebie ciche pomruki podziwu i gaworzenia. Nie było tu miejsca na zazdrość. Ze świeżo otwartymi ranami wróciła do swojego pokoju. A może brak potomstwa to jednak jej wina? Może jest bezpłodna? Skąd doktor mógłby o tym wiedzieć? Co będzie, jeśli wyjdzie ponownie za mąż i sytuacja się powtórzy? Dickon nigdy nie czynił jej wyrzutów, lecz mężczyźni pragnęli mieć dziedziców, zwłaszcza ci, którzy podsiadali tytuły i majątki. Nie chciała podejmować ryzyka, że po raz drugi zostanie bezdzietną wdową i w jednej okropnej chwili zostanie skazana na banicję. Podczas małżeństwa zastanawiała się, czy Dickon nie przychodził do jej łoża zbyt rzadko, lecz to nie częstotliwość stanowiła sedno problemu. Pomoc kuchenna, Maria, która była brzemienna, przysięgała, że jej luby tylko jeden raz przyjechał do niej do Londynu z hrabstwa Kent. A ona nie mogła regularnie grzeszyć, gdyż jej Michael dopiero po wielkich trudach uzyskał ten jedyny krótki urlop z pracy na farmie. – Tak bardzo za nim tęskniłam, milady – chlipała dziewczyna. – Tak bardzo tęskniłam. Okazało się, że Maria przybyła do Londynu, chcąc zarobić i zaoszczędzić trochę pieniędzy w nadziei, że za kilka lat będą mogli wybudować sobie własną chatkę i kupić ziemię, z której uda się wyżyć, a może nawet chować świnkę. Wynikła z tego kryzysowa sytuacja! Gospodyni nie chciała jej zatrzymać w domu nawet na jedną noc z obawy, że zdemoralizuje inne służące, a panna Hownslow była zbyt cenna, aby ją utracić. Georgia błagała o radę Babs Harringay, a ta powiedziała jej o Danae House, organizacji dobroczynnej wspomagającej służące, które zbłądziły i zeszły z drogi moralnego życia. Georgia zawiozła tam dziewczynę własnym powozem, gotowa zapłacić za jej przyjęcie, tam też poznała markizę Rothgar. Lady Rothgar, jak się okazało, była założycielką Danae House i starała się pozyskać inne arystokratki w roli patronek. Ceną za natychmiastowe przyjęcie Marii było przystąpienie lady Maybury do organizacji jako kolejnej patronki. Georgia chętnie zgodziła się, gdyż wzruszyła ją niedola Marii. Większość pensjonariuszek Danae House stanowiły dziewczęta uwiedzione lub zgwałcone przez mężczyzn z rodzin, które je zatrudniały, lub przez gości. Każdy przypadek rozpatrywano osobno, a gdy możliwe było małżeństwo, dziewczyna otrzymywała posag. To właśnie był wkład Georgii. Wpłaciła posag dla Marii, a potem wspomagała finansowo fundację regularnymi comiesięcznymi wpłatami. Były to drobne sumy. Dziesięć gwinei umożliwiło Marii i jej ukochanemu rozpoczęcie wspólnego życia, ale bywało, że wystarczała nawet mniejsza kwota. Georgia czuła satysfakcję, że pomaga, lecz ten charytatywny dom opieki wzbudzał w niej mieszane odczucia. Stanowił dowód na to, że krótka kopulacja, a nawet brutalny gwałt mogły zaowocować potomstwem. Weszła do swojego pokoju, a w jej głowie kołatało się wciąż to samo pytanie: Dlaczego ona, cnotliwa, kochana żona, nie zaszła w ciążę? Weszła Jane z naręczem wyprasowanych sukien. – Jak dzieciątko, milady? Georgia odpowiedziała jej uśmiechem. – Malutkie. Ale jeśli chcę mieć własne, powinnam zabrać się do poszukiwania męża. To jedyny sposób. Kobieta bez męża była nikim. Usiadła przy oknie, aby przejrzeć zapiski. Na czele listy znajdowali się nieżonaci książęta. – Mój pierwszy wybór to nadal Beaufort. Jest tylko trochę starszy ode mnie i da się urobić. – Jeśli szuka pani uległego męża, milady, to może lepszy będzie kochający staruszek? Georgia aż się wzdrygnęła.
– Pomarszczone ciało i zepsute zęby. Nigdy! Jest jeszcze książę Bridgwater, lecz ten nie okazuje zainteresowania małżeństwem. Podobno jedna z sióstr Gunning złamała mu serce, ale chyba jest poślubiony swoim kanałom. – I dzięki niemu powstaje ich całe mnóstwo, milady. – Ale masz dowcip, Jane! Kiedyś wykorzystam to zdanie. Bolton nie ma żony, ale na karku już czterdziestkę i się starzeje. A jeśli chodzi o markizów, to, niestety, po odejściu Asharta nie został ani jeden wolny. Będę musiała zadowolić się kolejnym hrabią. – Niech pani poszuka dobrego człowieka, milady, takiego, którego pani pokocha. – Pokocham właściwego mężczyznę, Jane, lecz nie mogłabym pokochać takiego, przez którego spadłabym o kilka szczebli arystokratycznej drabiny. Milczenie Jane było bardzo wymowne. Georgia obróciła się, aby na nią spojrzeć. – Czy twój status pośród służących nie pochodzi ode mnie? Teraz służysz hrabinie Maybury. Czy chcesz służyć u wicehrabiny Niskiego Stanu, czy u lady Upadłej w Błoto, gdybym wyszła za barona? – Barona jak lord Dracy… Szybko odsunęła od siebie tę myśl. – Czy mogłabyś znieść pozycję poniżej tych służących, które niegdyś plasowały się niżej od ciebie? – Ujrzała na twarzy Jane wahanie, więc dobitnie sformułowała pointę. – A z drugiej strony wyobraź sobie rolę dwórki u boku księżnej, mogłabyś rządzić całą służbą. – Wszystko mi jedno, jeśliby tylko pani była szczęśliwa, milady. – Nie byłabym szczęśliwa, i tyle w tym temacie. – Georgia wzięła kartkę. – Pójdę pomówić z siostrą. Winnie była w swoim buduarze, siedziała w okularach, szyjąc małe ubranko. Wyglądała trochę niechlujnie, ale wciąż była zadowolona. Spojrzała znad szkieł. – Masz wszystko, czego ci trzeba? Georgia usiadła. – Tak, dziękuję. Urocza sukieneczka. Charlotte będzie w niej ślicznie. Winnie się uśmiechnęła. – W kwestii balu. Czy mogłabyś dodać kilka nazwisk do listy osób zaproszonych? – Oczywiście, moja droga. Wiem, że musisz potrzebować jak najwięcej wsparcia. Georgia zacisnęła zęby, dotknięta dwoma aspektami tego zdania – współczuciem i określeniem „musisz” – mimo to nie przestała się uśmiechać. – Harringayowie są w mieście, gdyż Babs nie chce oddalać się od męża, on z kolei ma jakieś ważne zadania w ministerstwie. A majątek rodzinny Torrismondów nie jest daleko na zachód. – Wyślę do nich zaproszenia. Georgia przeszła do kolejnego punktu. – Czy będą jacyś książęta? – Newcastle, Bedford i Grafton. – Czy moglibyśmy dodać Beauforta? I Bridgwatera? Winnie obrzuciła ją uważnym spojrzeniem. – Wsparciem dla ciebie byłyby raczej księżne, a ci dwaj nie są żonaci. Winifred była bystra, więc zaprzeczanie nie miało sensu. – Może chciałabym zostać księżną. – W świetle twojej przeszłości może powinnaś mierzyć nieco niżej. „Może” było już słabsze, niż „musisz”, ale wciąż dotkliwe. – Winnie, ja nic nie zrobiłam, żeby sprowokować ten pojedynek, niczemu nie jestem winna. – Świat widzi to inaczej.
– Więc zmienię to, co widzi świat. A co do męża, nie śpieszy mi się tak bardzo – skłamała. – Chciałabym, aby moje drugie małżeństwo było idealne. Winnie spojrzała na nią ostro i wtedy Georgia zrozumiała, co wynikało z jej ostatniego zdania: że pierwsze małżeństwo było dalekie od ideału. – Oczywiście miałam na myśli, że moje następne małżeństwo będzie pobłogosławione potomkiem, tak jak twoje. – No tak. Ale tego nie można wiedzieć, Georgie. Chyba że poślubisz wdowca z dziećmi. Był to nowy pomysł i Georgia rozważała go w myślach. – Czy są jacyś młodzi wdowcy z dziećmi? – Everdon – odpowiedziała Winnie. – I Uxthorne, ale ponieważ jego biedna żona urodziła piątkę w osiem lat, mógłby się okazać zbyt… produktywny. – Boże, tak! – I wszystkie dzieci to córki. Potrzebny byłby wdowiec z synami, gdyby wina leżała po twojej stronie. – Nie leży! Doktor zapewnił mnie o tym. – A czy tego można być pewnym? – Ja sama mam taką pewność. – Zanim wywiąże się kłótnia, Georgia omiotła wzrokiem pozostałe nazwiska na liście. – Są jeszcze inni dżentelmeni. Ale to tylko hrabiowie, zobacz sama. A niech to! Ponieważ Thretford był wicehrabią jeszcze niższej rangi, w słowach Georgii kryła się niezamierzona uszczypliwość. – Nie chcę zwalać ci do domu zbyt wielu gości – powiedziała i natychmiast zdała sobie sprawę z tego, że to również mogło zabrzmieć jak docinek. Winnie uśmiechnęła się, zaciskając usta. – O ile dopisze nam pogoda, goście mogą przyjemnie spędzić czas na tarasie i w ogrodzie. Zazwyczaj wieszamy latarnie na drzewach, a niektóre puszczamy na jeziorze. Wygląda to bardzo ładnie. Nazwać mały staw jeziorem… Ale Georgia nigdy nie pomyślała o pływających lampionach. Pewnego dnia, gdy znowu założy własny dom, będzie mogła zapraszać gości… Już niedługo. – Chętnie to zobaczę. Bal i przyjęcie będą dla ciebie dużym obciążeniem, nie zaprzeczaj, Winnie. Pozwól mi pomóc w przygotowaniach. – Kiedy siostra popatrzyła na nią podejrzliwie, dodała szybko: – Tak, brakuje mi tej krzątaniny związanej z szykowaniem przyjęcia, ale też chcę ci ulżyć. Przecież musisz się zajmować małą Charlotte. W końcu opór Winnie nieco osłabł. – No dobrze, wobec tego, czy mogłabyś dopilnować wypisania zaproszeń? I zajęłabyś się kwiatami? Zawsze miałaś talent do aranżacji kwiatów. I nadal go mam, pomyślała Georgia. Nie zmieniłam się. – Oczywiście – odpowiedziała z uśmiechem.
Rozdział 8 Zabrała się do dzieła i natychmiast wyszła z domu w poszukiwaniu ogrodnika siostry. Wypytała go o rosnące w ogrodach kwiaty i zielone rośliny ozdobne, które można wykorzystać do dekoracji w domu. W czasie tej rozmowy wpadła na pewien pomysł. – Czy rośnie tu wonny tytoń? O ile wiem, ogrodnik mojej matki przysłał wam nasiona. Starszy mężczyzna się skrzywił. – Tak, milady, rośnie w samym rogu ogrodu. To brzydkie, pokraczne badyle. – Ale pięknie pachną po zmroku. Czy można by przesadzić kilka z nich do donic i postawić w miejscach, gdzie będą się przechadzać goście? – Na widok kwaśnej miny ogrodnika dopowiedziała: – Nie muszą być na widoku. – Dobrze, spróbuję. Nawet jeśli powiędną, nie będzie wielkiej straty. Georgia się opanowała. – Myślę, że pragniesz, aby przyjęcie wydawane przez lady Thretford było udane. Więc gdzie jest ten tytoń? Powłócząc nogami, zaprowadził ją na tyły ogrodu, za naparstnice i ostróżki, po czym wrócił do pracy. Georgia delikatnie dotknęła bladych kielichów kwiatów. – Mam nadzieję, że przeprowadzka was nie zabije, ale zasługujecie na większy podziw. Każę też wysłać więcej nasion do Dracy Manor. Z uśmiechem przechadzała się po ogrodzie. Niektóre miejsca wzbudzały jej zachwyt, w innych dostrzegała braki. Często wspominała tę chwilę na tarasie w Herne. Czasami nawet czuła jego ręce na swojej talii, gdy bez wysiłku podniósł ją na zwieńczenie balustrady i trzymał, odważnie i blisko. Aż zadrżała na to wspomnienie, lecz wszystkie obrazy zapamiętane z tego dnia przyćmiewała wizja jego okaleczonej twarzy. Miała kilka nocnych koszmarów, w których gorąca smoła spadała na jej twarz, po czym budziła się zlana potem i natychmiast biegła do lustra, aby się upewnić, że nadal ma nieskazitelnie gładką cerę. Czuła niejasną potrzebę, aby spotkać go jeszcze raz i przekonać się, czy to odczucie delikatnej więzi i przyjaźni było realne, ale po prawdzie cieszyła się, że wrócił do Devon, aby podnosić z ruin swój podupadający majątek. Wróciła do domu, aby sprawdzić postępy w pracy dwóch sekretarzy, którzy wypisywali zaproszenia. Jeszcze raz przejrzała listę gości, sporządzoną przez Winnie, zatrzymując się przy nazwisku Sellerby’ego. Wciąż pisał do niej listy, mimo że nie otrzymywał odpowiedzi, przysłał jej nawet piękną butelkę w kształcie serca, z pozłacanego weneckiego szkła. Był to niestosowny prezent między przyjaciółmi, otrzymała go dokładnie w dniu zakończenia żałoby, co jeszcze wzmogło jej dyskomfort. Dlatego odesłała prezent i od tamtej pory nie miała od niego więcej wiadomości, lecz przecież właśnie wtedy wyruszyła w podróż. Może list podążał za nią. Nie chciała Sallerby’ego widzieć na balu. Niestety, znaczek obok nazwiska świadczył o tym, że zaproszenie zostało już napisane. Odszukała je w stercie przygotowanych do wysłania kopert, wsunęła do kieszonki, po czym przeglądała inne zaproszenia, aby zakamuflować swój ruch. Nagle znieruchomiała. A to co? Podniosła zaklejoną kopertę z zaproszeniem i czym prędzej pobiegła do buduaru siostry. – Lord Dracy?
– Dracy? – Winnie przeniosła spojrzenie znad piastowanej w ramionach córeczki. – To sugestia matki. Powiedziała, że towarzysko wyjdzie mu to na korzyść. – Ale on przebywa w Devon. – Matka twierdzi, że jest w mieście. Nie ma tam adresu? Georgia spojrzała. – Marton Street. Byłam przekonana, że siedzi w swoim majątku. Winnie wzruszyła ramionami. – Zaproszenie może być swego rodzaju komplementem, nawet gdy dana osoba nie może przyjechać. – Mam nadzieję, że on nie może! – Dlaczego? Coś z nim nie tak? – Nie… – Nie umiała wyrazić słowami swego niepokoju w związku z jego wyglądem. – Chodzi o to, że… No tak. Fancy Free. Ojciec ciągle stara się osłodzić gorycz przegranej. – Bredzisz jak w gorączce, Georgio. Siadaj i wszystko mi opowiedz. Usiadła, lecz jej uwagę zaabsorbowała mała Charlotte. Była ledwie widoczna spod czepka i szala, lecz te małe rączki i wielkie oczy wpatrzone w matkę były wręcz zachwycające. – Jest cudowna. – Tak. – Winnie uśmiechnęła się do córki i posłała jej pocałunek w powietrzu. – I zdrowa, Bogu dzięki. W tym wieku dzieci są takie bezbronne. Więc, o co chodzi z tym słodzeniem? – Chodzi o Fancy Free – odparła Georgia i opowiedziała siostrze tę historię. – Ależ afera! Lecz jeśli majątek lorda Dracy’ego jest w takim opłakanym stanie, wcale się nie dziwię, że ojciec nie chce wysłać tam wspaniałej klaczy. – Cartagena też jest świetną klaczą, a jednak nie doznała tam żadnego uszczerbku. – Może to kwestia przyzwyczajenia. Ludzie też mieszkają w wiejskich chatach i są zadowoleni, ale my nie mogłybyśmy wieść takiego życia. Nawet wiejski dworek byłby mało komfortowy, zostałyśmy przecież wychowane w Herne. A wielu ludziom taki dworek wydawałby się pałacem. Święta prawda! – To działa także w drugą stronę. Osoba z chaty nie czułaby się dobrze tutaj, a my nie chciałybyśmy mieszkać w pałacu. – Na pewno nie w królewskim pałacu St. James’s! – stwierdziła Winnie i wybuchły śmiechem. Stary pałac był pełen komnat i korytarzy, w których hulały przeciągi. – Nic dziwnego, że rodzina królewska przeniosła się do Buckingham Palace – powiedziała Georgia. – Chcesz ją potrzymać? – spytała Winifred. Georgia zdała sobie sprawę, że w czasie rozmowy cały czas patrzyła na dziecko. Instynktownie chciała zaprzeczyć, lecz po prawdzie pragnęła wziąć Charlotte na ręce. Przysiadła obok siostry i wzięła małą istotę w ramiona. – Jaka ona lekka. – Wielkie niebieskie oczy wpatrywały się w Georgię. – Dzień dobry, moja śliczna. Dziewczynka otworzyła i zamknęła usteczka. Zachwycona Georgia się roześmiała. – Próbuje mówić! – Jeszcze nie, ale jest bardzo bystra. – Jest cudowna – powiedziała Georgia szczerze, czując bolesne ukłucie w sercu. Po raz pierwszy tak mocno zapragnęła zostać matką. Przedtem urodzenie potomka było jedynie wypełnieniem obowiązku, dowodem na to, że jest zdrową kobietą. Teraz po prostu chciała mieć dziecko. Dotknęła rączki, a maleństwo chwyciło mocno jej palec. – Ależ jest silna. – Oby nie za silna – odparła Winnie. – Będzie śliczną, idealną damą.
Możesz być, kim sobie tylko wymarzysz, pomyślała Georgia, spoglądając na dziecko, a twoja ciocia już dopilnuje, aby to się spełniło. – Więc trzeba zadbać o Dracy’ego – stwierdziła Winnie. – Jeśli przyjedzie, zrobię wszystko, co w mojej mocy. Ale jaki ma być cel? Czy ojciec ma nadzieję, że on przyjmie mniej, niż wynosi prawdziwa wartość konia? To chyba nie do końca uczciwe. – To nie będzie niższa wartość – odparła Georgia, wciąż zauroczona niemowlęciem. – Ale ojciec nie ma innej klaczy równie cennej jak Fancy Free. – Małej odbiło się, na co Georgia ponownie zareagowała śmiechem. – Gdyby twój wuj Arthur nie był takim głupcem – zanuciła do małej Charlotte – to twój szlachetny dziadek oddałby Dracy’emu całą sumę za Fancy Free i byłoby po sprawie. Winnie zabrała jej córeczkę. – Nie krytykuj naszego brata w jej obecności. – Czemu nie? Przegrał ponad dziesięć tysięcy w karty, podczas gdy jego dochody oficera marynarki i dodatkowa pensyjka wynoszą tylko tysiąc funtów rocznie. Ojciec powinien pozwolić mu iść do więzienia za długi, zamiast je spłacić, aby mógł nadal pływać we flocie. Boże, toż to dwie floty. – Co? – Więzienie jest przy Fleet Street, a druga to flota marynarki wojennej. Muszę zrobić z tego epigram. – Georgie, nie przystoi, aby dama była zbyt bystra. Charlotte załkała, a Winnie natychmiast skupiła na niej uwagę. – Ciii… maleńka. Nie płacz. Ciocia wcale nie chciała cię przestraszyć. Georgia wstała i odeszła kilka kroków, zanim zdołała cokolwiek odpowiedzieć. Boże, takie małe niemowlę, a tak głośno wrzeszczy. – Margaret! – zawołała Winnie, co niewiele zmieniło, poza tym że do pokoju wbiegła piersiasta pokojówka i zabrała dziecko. Nastąpiła błoga cisza. – Pewnie jest głodna. Mam wspaniałą mamkę. – Mówiłam tylko, że Arthur przysporzył nam kłopotów. Powinien przynajmniej przyznać się do błędu i okazać skruchę. Potem Pranks zamówił te wszystkie nowe figury do Herne i lustrzaną ścianę. A ojciec… Winnie zakryła sobie dłońmi uszy. – Georgie, przestań! Nie możemy mieć niezgody w rodzinie. – Wobec tego mężczyźni z naszej rodziny powinni się lepiej zachowywać – ucięła Georgia. – Przepraszam, Winnie – dodała po chwili. – Może powinnyśmy okazywać szacunek ojcu. – Być może? – Winnie opuściła ręce. – Przesadzasz, Georgie. – Ale dlaczego tak robią nasi bracia? – Bo to mężczyźni. Jej siostra była już bliska płaczu, więc Georgia postanowiła nie prowokować dalszej kłótni. Do tej pory spotkała bardzo niewielu mężczyzn godnych szacunku, a ponieważ to one na ogół były bardziej zaradne, wielu z nich nie poradziłoby sobie bez kobiety, która właśnie dla nich radziła sobie z życiowymi sprawami. – Teraz przypominam sobie tę sprawę z koniem – odezwała się zaintrygowana Winnie. – To było niedługo po urodzeniu się Charlotte, więc nie zwracałam zbytnio uwagi na plotki, ale zdaje mi się, że Thretford coś mówił, jakoby Dracy pragnął zdobyć Gosling-go. – Co takiego?! – krzyknęła Georgia, zupełnie zbita z tropu. – Więc Dracy cały czas chciał dokonać zamiany? A to spryciarz. Szkoda, że trzeba było go zastrzelić. Gosling-go dokonałby żywota w majątku Dracy, na gnijącej słomie i pod cieknącym dachem. Ale Fancy Free trzeba oszczędzić takiego losu, więc Dracy musi przyjechać i nie może zaznać dyskomfortu. Coś zaczęło jej świtać w głowie.
– Czy on jest bardzo nieokrzesany? – spytała Winnie. – Nie – odparła Georgia, gdyż takie określenie zabrzmiało krzywdząco, mimo że wtedy podniósł ją bez pozwolenia. – Ale ma nieco żołnierskie maniery i wydaje się, że chce tylko chodzić po swoich polach i czyścić z gnoju własne stajnie. – Więc jeśli się tu zjawi, każę mu oczyścić buty! Georgia wybuchła śmiechem, po czym się pożegnała. Wróciwszy do swojego pokoju, zaczęła podejrzewać, że jej siostra mówiła poważnie. A jeśli chodzi o tę myśl, która ją tknęła… Rozważyła to bardzo dokładnie, w końcu poszła do sypialni matki. Starsza pani właśnie pisała listy, co wydawało się jej głównym zajęciem w tym domu. Niemal wszystkie były do ojca Georgii, który odpisywał nawet kilka razy dziennie. Georgia rozumiała, że jej matka jest o wiele bardziej zaangażowana w politykę, niż sądziła, może to właśnie ona mitygowała wybuchowego męża. Gdzie tu był szacunek? Jednak jeśli rady matki były naprawdę istotne, to dlaczego siedziała w Thretford? Aby mieć na oku niesforną córkę? Georgia dygnęła. – Mamo, czy myślisz, że byłoby bezpiecznie, gdybym któregoś dnia pojechała do miasta? Mogłabym nawet popłynąć tam rzeką. Matka nie przerwała pisania. – Nie widzę takiej potrzeby. – Lord Dracy – powiedziała Georgia. Wtedy matka podniosła na nią wzrok lekko zaniepokojona. Georgia się roześmiała. – Mamo, co ty sobie wyobrażasz? Że się w nim zakochałam? Przed chwilą dowiedziałam się, że jest w mieście i został zaproszony na bal. Myślałam, że wrócił do Devon. – Tak też i mi się wydaje, ale skoro twierdzisz, że wrócił… – Pojadę tam tylko w sprawie tego zaproszenia. Ciekawe, czy ma na tę okazję stosowne ubranie, elegancki fular i czy umie tańczyć. Poproszono mnie, abym mu towarzyszyła – przypomniała. – A, tak… być może został zaproszony. – To mu nie przysporzy ogłady. – A ty sama chcesz odwiedzić jakieś miejsca – odparła matka. – To ma być z korzyścią tak samo dla ciebie, jak i dla niego. – Zastanowiła się, jakby to była sprawa wagi państwowej. – Na pewno nie chcemy, aby lord Dracy czuł się niepewny. – Oczywiście. – No właśnie. Pojadę z tobą – dodała matka, gasząc radość Georgii z wyjazdu. – Chcesz dopilnować szlifowania Dracy’ego, mamo? Matka popatrzyła na Georgię, tak jakby ta zaproponowała jej popływanie w Tamizie. – Muszę porozmawiać z twoim ojcem. Nie wszystko można przecież napisać. Ponieważ każda z nas pojedzie w swoją stronę, zabierzesz pokojówkę i lokaja. Chyba że – dodała – Dracy będzie czekał na przystani i sam cię odeskortuje. Georgia się zawahała. Chwyciła się tej wymówki, aby móc pojechać do miasta, nie zastanawiała się jednak nad konsekwencjami. Krótkie spotkanie z Dracym w celu udzielenia paru rad to jedno. Wielogodzinna eskorta to drugie. – Czyżby wzbudził twoją antypatię, moja córko? Obraził cię niewłaściwym zachowaniem?
Musiała zaprzeczyć, wstydziła się też swojej reakcji na jego wygląd. – Nie mam nic przeciwko eskorcie lokaja, jeśli Dracy będzie zajęty. – Napiszę i zapytam. – Lady Hernescroft wzięła kartkę, kreśląc parę słów, lecz po chwili obrzuciła Georgię badawczym spojrzeniem. – Tylko żadnych własnych eskapad. – Oczywiście, że nie. – Obiecaj mi to. – Mamo! Dlaczego miałabym to zrobić? – Nie wiem. Po prostu cię znam. – Jestem w pełni świadoma, że moje zachowanie musi być ponad wszelkie podejrzenia i z całą pewnością nie mam ochoty na mieszanie się z motłochem ani na wypady w niebezpieczne miejsca. – Tak, ale… – Georgia obawiała się, że matka zaraz odwoła ich wyjazd, ale po chwili odetchnęła z ulgą. – Modlę się, aby Dracy był wolny i mógł ci towarzyszyć w drodze z przystani. On nie pozwoli ci na żadne głupie gierki, a ponieważ będzie wam towarzyszyła pokojówka, nikt nie wywoła z powodu tej sytuacji nowego skandalu. Georgii nie podobało się to przypomnienie, że niektórzy ludzie wciąż potrafią wywołać skandal z niczego, lecz mimo wszystko nie chciała zrezygnować z szansy odwiedzenia miasta. – Wobec tego poproszę kogoś, żeby sprawdził godziny przypływów i odpływów oraz wynajął łódź – powiedziała. – Może być na jutro? – Jeśli to nie koliduje z planami lorda Dracy’ego. Za kilka godzin powinna nadejść od niego odpowiedź. – Lady Hernescroft zanurzyła pióro w atramencie i wróciła do pisania. – Każę sprowadzić tu naszą rodzinną krypę. W zasadzie to łódź. – Uniosła wzrok. – Jeśli garderoba Dracy’ego okaże się nieadekwatna, zabierzesz go do salonu Pargetera. – Do Pargetera! Zawsze chciałam zobaczyć wykwintne stroje, których pozbywają się dżentelmeni. – Mogłabyś sama oddać niektóre z sukien do podobnego przybytku dla dam. – I zobaczyć na jakimś przyjęciu jedną z moich unikatowych kreacji? Byłoby to żenujące dla wszystkich. – Na pewno odpowiednio je przerabiają. – Matka podpisała list i posypała kartkę piaskiem. – To nie przejdzie z moimi najpiękniejszymi sukniami. Tak czy inaczej, mam zamiar znowu je nosić, przynajmniej niektóre. Lady Hernescroft popatrzyła na nią groźnie. – Mam nadzieję, że nie ten kostium bogini. Georgia natychmiast zapragnęła włożyć ten strój, może nawet na bal w domu Winnie, ale zdała sobie sprawę z tego, że byłoby to szaleństwo. – Nie, nie ten kostium, mamo. Lecz pawie pióra… – Więc porzuciłaś pomysł nabycia nowych sukien? – A jaki mam wybór? Kieszonkowe nie wystarczy na zakupy, a nie zamierzam przerabiać starych w nadziei, że nikt ich nie rozpozna. – Twoja siła jest zarazem błogosławieństwem i przekleństwem. Mam tylko nadzieję, że niebo wygra. – Złożyła, zapieczętowała list i podała go Georgii. – Każ to wysłać. Georgia wzięła go i wyszła zdeprymowana komentarzem matki. Jak to się stało, że rozmowa o strojach doprowadziła do kwestii nieba i piekła? Tak czy inaczej, temat kreacji był bardziej na czasie. Przekazała list lokajowi, następnie szybko wróciła do swojego pokoju. – Jane, musisz znaleźć suknię w pawie pióra. Włożę ją na bal. – Ale miała pani przywdziać tę w pierwiosnki.
– Której dotychczas nie nosiłam, gdyż była zbyt skromna. – Ale właśnie teraz skromność jak najbardziej pani przystoi, milady, a wszyscy będą pamiętać pawie pióra z zeszłego roku. – O to chodzi. Powiedziałam, że wrócę jako lady May w pełnej krasie, a ta w pierwiosnki się do tego nie nadaje. Pawie pióra będą w sam raz, cały towarzyski światek dobrze je zapamięta. A poza tym, Jane… Jedziemy do miasta! I to już jutro! Na razie tylko na jeden dzień, ale zawsze. Możemy odwiedzić twoją siostrę i popytać o ostatnie modne fasony. – To wspaniale, milady – stwierdziła Jane, uśmiechając się tak samo szeroko jak jej pani, i czym prędzej pobiegła na poszukiwanie sukni w pawie pióra. Georgia odtańczyła mały taniec zwycięstwa i objęła się radośnie. Siostra Jane, Mary Gifford, szyła jej stroje. Kiedyś była zwykłą szwaczką, ale Jane namówiła Georgię, aby zamówiła u niej zimową suknię z zielonego aksamitu. Wykonała ją tak dobrze, że teraz pracowała dla Georgii, a także obsługiwała kilka innych dam, co czyniło ją bardzo poszukiwaną i umożliwiało pobieranie wysokich honorariów. Suknia w pawie pióra była prawdziwym majstersztykiem – wykonana z gładkiego, ciemnego jedwabiu, haftowanego z przodu w opalizujące pióra. Jeszcze piękniejszy był tył, tak przyozdobiony, że przypominał zwinięty pawi ogon. Była jeszcze embrun de mer z kilku warstw woalu w odcieniach zieleni, stąd nazwa „morska mgiełka” – owinięta wokół stanika sukni zamiast przyszyta do dolnej krawędzi gorsetu. Dawało to mniej formalny efekt przezroczystości, nawet gdy okręcono by ją wokół gorsetu i halki. Mary i Jane nie miały przekonania co do kostiumu bogini, ale Georgia postawiła na swoim, i strój stał się sensacją Olimpijskich Godów dwa lata temu. Przebrała się za Afrodytę w klasycznej szacie, lecz udrapowanej w taki sposób, że górna część ciała pozostawała niemalże naga – przynajmniej takie było wrażenie. W rzeczywistości była owinięta po samą szyję cielistą tkaniną. Wynikł z tego niezły skandal, a Dickon był z Georgii bardzo dumny. Oczywiście ludzie to podchwycili i rozpowiadali, że naprawdę była naga. Jednak teraz będzie musiała być skromna, przynajmniej przez pewien czas. Ale przynajmniej mogła wybrać się do miasta. A niedługo weźmie udział w pierwszym balu po roku oczekiwania, będzie tańczyć w swojej sukni w pawie pióra. Jeśli chodzi o lorda Dracy’ego, postanowiła, że nawet w najmniejszym stopniu nie da po sobie poznać, jak niepokojąco działa na nią jego fizjonomia. Został ranny, służąc swojemu królowi i krajowi, tak więc zasługiwał na wszelki szacunek i życzliwość. Zwłaszcza że podał doskonałą wymówkę na swoją wizytę w mieście.
Rozdział 9 Dracy stał pod kamiennym łukiem na York Stairs, patrząc na zbliżającą się lady Maybury, świadomy, że jego serce bije o wiele za szybko jak na tę sytuację. Kilka tygodni spędzonych na spokojnej wsi wcale nie pomogło mu odzyskać równowagi. Ona nawiedzała go w snach, nawet w ciągu dnia wyobrażał ją sobie jako swoją żonę. To było śmieszne, ale z myślą o niej naprawił dach oraz okno w salonie. To mogło zaczekać, ale salon był domeną damy. A teraz widział ją. Była inna niż kobieta, którą pamiętał, i jeszcze mniej pasowała do jego marzeń. Jej szeroki słomkowy kapelusz był obszyty różowymi wstążkami i kwiatami, a krynolinę wykonano z materiału w różowe paski. Miedziane włosy rozpuściła luźno. Ponadto z matką nie płynęły zwykłą barką, jakich pełno widziało się na Tamizie, lecz złoconą łodzią z sześcioma wioślarzami w liberiach i rodzinnym herbem hrabiego Hernescrofta na burcie, a na pokładzie towarzyszyli im jeszcze dwaj upudrowani lokaje. Ona żyła w innym świecie, nie powinien o tym zapominać. Gdy łódź była już blisko, zszedł po schodach, lecz powoli, aby lady Hernescroft zdążyła już przyjąć pomoc przy wysiadaniu od jednego z lokajów, on sam mógł zaoferować rękę Kirke. Ten szeroki, radosny uśmiech nie był wytworem jego wyobraźni. – Dobra robota, Dracy. Jest jeszcze dla pana nadzieja. – Nadzieja, lady Maybury? – W kwestii towarzyskiej. – Zatrzymała się, aby służąca mogła wyrównać fałdy sukni. – Ze zdziwieniem dowiedziałam się, że jest pan w mieście. – I cierpię z tego powodu. Ale odejdźmy od tej śmierdzącej rzeki na mniej śmierdzące ulice. – Skłonił się jej matce. – Wasze lektyki już czekają, lady Hernescroft. Lady Hernescroft nie wyczekiwała jego eskorty, lecz poszła przodem, oparłszy się na ramieniu lokaja. Wspaniale byłoby mieć matkę młodej damy za sprzymierzeńca. Oczekujące lektyki były nieoznakowane, lecz jednocześnie nie takie, które można wynająć. Stanowiły własność Hernescroftów, a uzbrojeni tragarze należeli do służby hrabiego. Może rodzina posiadała również złocone lektyki z herbami, lecz w obecnych, niespokojnych czasach arystokracja wolała nie ściągać na siebie uwagi na londyńskich ulicach. Obie damy zajęły miejsca, drzwiczki zamknięto, służąca lady Maybury i jeden z lokajów zajęli pozycję z tyłu, po czym cała grupa wyruszyła w drogę. Dracy zdecydował się iść obok lektyki lady Maybury, chociaż widział kobietę tylko do wysokości podbródka. Zresztą tak było lepiej. Jego serce jeszcze nie uspokoiło się po krótkiej wymianie słów i uśmiechów. Niebawem dotarli do Hernescroft House. Tragarze wnieśli lektyki do domu i postawili je w wielkim holu. Dracy pomógł Georgii wysiąść. – Coś pana niepokoi? – spytała. – Chyba przytłacza mnie to wnętrze, ale jednocześnie napawa mnie podziwem i respektem. Rozejrzała się, spoglądając na wiszące dookoła portrety. – Dziesiątki pełnych dezaprobaty przodków. To oni czują respekt przede mną. – Zawsze tak się pani czuła? – Byłam tu tylko kilka razy w życiu – stwierdziła.
– Dlaczego? – Wyszłam za mąż, gdy miałam szesnaście lat, pamięta pan? Jakiż mogłam mieć powód, aby przyjeżdżać do miasta? Wszyscy zjawiliśmy się na koronację. – Ile wtedy miała pani lat? – spytał. Z jasnymi oczami i rozpuszczonymi włosami wciąż wyglądała na dziewczynę. – Dopiero szesnaście i pragnęłam czegoś więcej, niż tylko podziwiać procesje i iluminacje. Oczywiście niedługo potem wyszłam za mąż, a mój mąż osiągnął pełnoletniość, więc przeprowadziliśmy się tutaj, żeby w pełni rozkoszować się życiem w mieście. – Czas w Londynie spędzę z Hernescroftem – wtrąciła się matka Georgii. Dracy się poderwał. Zupełnie zapomniał o lady Hernescroft. Spostrzegłszy jej znaczący uśmieszek, chciał powiedzieć, że nie ma wielkich nadziei. – Powierzam panu zapewnienie bezpieczeństwa mojej córce, milordzie. – Będzie to dla mnie zaszczyt, lady Hernescroft. – I wyzwanie, w co nie wątpię. Odeszła. – Więc jest pan gotów podjąć to wyzwanie, milordzie? – spytała Georgia. – Zawsze i wszędzie. Spojrzała na niego uważnie. – Zrobię wszystko, aby udowodnić, że nie da pan rady. – Wówczas zmusiłaby mnie pani, abym również poszedł na całość i udowodnił, na co mnie stać. Może wyczuła niebezpieczeństwo. – Niestety, teraz nie mogę podejmować wyzwań. Jestem skazana na wzorowe zachowanie. Wejdźmy do tego salonu, omówimy nasze plany na cały dzień. – Kiedy się zawahał, obrzuciła go kpiarskim spojrzeniem. – Będzie nam towarzyszyć moja służąca, więc nie musi się pan obawiać zaczepki tego rodzaju. Poszedł za nią. – Ja rzadko odczuwam strach, lady Maybury. A jeśli już, to z konkretnego powodu. – Czuję, że pan drwi sobie ze mnie, milordzie, jednak będę silna i nie dam się skusić. Czy jest pan odpowiednio wyposażony? Uśmiechnął się. – Na co? Zarumieniła się, ale nie speszyła. – Niegrzeczny… Na wojnę, mój panie, na wojnę. Innymi słowy, na bal u mojej siostry. – Pole bitwy to parkiet, a broń to zabawki. – Niech pan się nie oszukuje. Broń jest prawdziwa i może popłynąć krew. Mówiła poważnie, więc odpowiedział jej w ten sam sposób. – To prawda, ale dlaczego ktoś miałby brać mnie na celownik? Chyba że ma pani siebie na myśli. Rumieniec wcale nie był taki uroczy. – Bal to nie to samo co obiadek w Herne. Ja pójdę na bój dobrze przygotowana. – Ze mną w roli strażnika. – Myślałam, że to raczej ja powinnam pana chronić. – Może powinniśmy bronić siebie nawzajem, ręka w rękę. – To dość niewygodne, prawda? – Ale jest to doskonała pozycja obronna w razie ataku. – Jednak na balu wyglądałoby to dość dziwnie.
– W niektórych tańcach są takie kroki. Zaskoczyła go wybuchem śmiechu. – Ach, to naprawdę zachwycające! To pierwsza tak przyjemna rozmowa od bardzo dawna! – Mieszka pani w domu siostry w milczeniu? – Oczywiście, że nie, lecz rozmowa… Z moją siostrą można pokonwersować o dzieciach, a z matką o polityce. Ale wracajmy do rzeczy. Czy ma pan ubranie na elegancki bal? – Nie, ale to chyba nie ma znaczenia. Doznała szoku. – Ależ ma znaczenie! Będzie się pan okropnie czuł, jeśli będzie pan niestosownie ubrany. – Może będę się okropnie czuł w jedwabiu i koronkach. – Nonsens! – Widzę, że pani ma zamiar mną komenderować, a nie służyć mi pomocą. Mógłbym do tego przywyknąć. – Przywyknąć? Już panu mówiłam, że moja nad panem opieka jest tymczasowa. Ale tym razem, tak, rzeczywiście chcę zmusić pana do noszenia modnych strojów. Spodoba się panu na balu, a z wdzięczności niech pan przyjmie propozycję wymiany od mojego ojca, aby biedna Fancy Free nie musiała przenosić się do majątku Dracy. – Przecież Dracy Manor to nie rudera na bagnie. – Na pewno nie dla tych, którzy przywykli tam mieszkać. Pan nie chciałby mieszkać w wiejskiej chacie, a na przykład ja nie chciałabym rezydować w pałacu. – Brak aspiracji, by zostać królową? Roześmiała się. – Żadnych, nawet gdyby było to możliwe. Ale czy pan przypadkiem nie próbuje mnie zbić z tropu? Powtórzę pytanie: czy ma pan eleganckie ubranie? – Nie. I tak ma zostać. Jeśli nie zna pani żadnych magicznych zaklęć, będę musiał iść na bal w zwykłym ubraniu albo zostać w domu, bo wytwornych strojów nie da się zamówić i odebrać w jedno popołudnie. Uśmiechnęła się do niego. – Zatem być może elfy i wróżki czynią cuda u Pargetera, gdyż tam zdobędziemy stosowne ubrania. – Co to za miejsce? – Tam służący sprzedają niepotrzebne już eleganckie stroje swoich panów. Po mieście noszą się mniej wymyślnie, nie mają potrzeby wkładać haftowanych ubrań z jedwabiu i aksamitu. Ma pan służącego? – Nie – odpowiedział. Znowu poczuł się pod presją. – I nie jest mi potrzebny. – Niech pan najmie osobistego służącego, możliwie jak najszybciej. I musi pan go sowicie wynagrodzić, jeśli ma dobrze wykonać swoją pracę. – Nie potrzebuję służącego, lady Maybury. Od czasu do czasu wystarczy zwykły lokaj. – Wyczuwam rebelię! A może w pańskim przypadku należy powiedzieć „bunt”? Za to należy się stryczek, ale tym razem daruję panu. Jeśli planuje pan dla siebie nudne życie, to pańska sprawa. Moje zadanie to ułatwić panu wizytę na balu, więc nie może pan pojawić się tam w nieodpowiednim ubraniu. Zawsze chciałam odwiedzić przybytek Pargetera. – Wobec tego musimy tam jechać. – Proszę mi nie mówić, co „musimy”, zwłaszcza takim tonem. Nie jest to dla mnie aż takie ważne. Wolałabym spędzić kilka następnych godzin u mojej krawcowej. – Wobec tego pokornie proszę o wybaczenie i składam głęboki ukłon wdzięczności. Uniosła brwi. – Dąsa się pan? Co z pana za irytujący człowiek. Proszę mi coś obiecać.
Władcza jak królowa, którą sama nie chciała być. – Co? – Skąd ta obawa? To nic wielkiego. Robię to wszystko w określonym celu: aby pomóc Fancy Free. Proszę obiecać, że jeśli przyjemnie spędzi pan czas na balu, zostawi pan konia za kwotę, na którą mojego ojca będzie stać. Niech ją piekło pochłonie, jak i jej ojca, który to wszystko wymyślił! Chciał powiedzieć jej prawdę, tu i teraz, lecz gdyby to uczynił, odtrąciłaby go na zawsze. – Czy to takie trudne? – spytała ponaglająco. – Jest pani bardzo wrażliwa na los konia. – One mają uczucia. Pozwoli pan na ich cierpienie, aby wycisnąć ostatnią gwineę z wygranego wyścigu? – W moim majątku przyda się każdy pens… – Opanował się, ale teraz pragnął jej jeszcze bardziej. Nie bała się go, nie bała się żadnego mężczyzny. Zawsze da z siebie wszystko. – Dobrze, lady Maybury, przyjmuję propozycję. Jeśli przyjemnie spędzę czas na balu u pani siostry, zaakceptuję ofertę pani ojca. Ale musimy przypieczętować naszą umowę pocałunkiem. – Pocałunkiem? Przecież jest tu obecna moja służąca. – Nie zgodziłaby się pani, nawet gdyby jej tu nie było. – Gdyby jej tu nie było, nas również nie byłoby tutaj razem. – Słusznie. Więc jakie niebezpieczeństwo kryje się w pocałunku? Obserwował, jak miota się między złością a pokusą. Nie zdziwił się, gdy pokusa wygrała ani wtedy, gdy z pełną premedytacją dokonała wypłaty: wspięła się na palce i lekko pocałowała go w usta. – Proszę, a więc umowa stoi. To muśnięcie podziałało nań jak buchający płomień, zresztą może i ona odczuła to podobnie, gdyż pomimo trywialnych słów szybko się odwróciła. – Umowa stoi – powtórzył. Już wiedział, że będzie walczył do upadłego, aby zdobyć Georgię Maybury i pojąć ją za żonę na całą wieczność i jeszcze dłużej. – Więc teraz do Pargetera? – spytał. Zawahała się, spoglądając na niego z namysłem, lecz zaraz odwróciła się i szybkim krokiem ruszyła przodem, ponownie obejmując dowodzenie. * Georgia nie bardzo pojmowała, co się stało. Oczywiście chodziło o pocałunek, który był przejawem frywolności Dracy’ego, jednakże sam w sobie nie stanowił niczego niezwykłego. Mężczyźni i kobiety cały czas całowali się w różnych towarzyskich grach i zakładali się o pocałunki. Jednak ten pocałunek wywołał dreszczyk. Tylko dlatego że Dracy okazał się tak śmiały, wręcz nieprzyzwoity. Powinna pamiętać, że ten mężczyzna już wcześniej bez pozwolenia podniósł ją i bardzo odważnie z nią flirtował. Nie spełniał wszystkich jej kaprysów, przeciwnie, nawet stawiał jej opór. – Chce pani skorzystać z lektyki, lady Maybury? – spytał w holu. Byłoby to dobre zabezpieczenie przed kurzem i pyłem, lecz Georgia chciała przemierzać londyńskie ulice na własnych nogach. – Nie, pójdziemy piechotą. To niedaleko. Kiedy wyszli z domu, opuściła woal z kapelusza, zakrywając twarz, aby osłonić ją przed kurzem. – Sklep Pargetera jest przy Carlyon Street – powiedziała, skręcając w prawo.
– Przynajmniej nie jest pani delikatna jak mimoza. Często chodzi pani po mieście? – Krytykuje mnie pan, milordzie? Sugeruje, że jestem zrobiona z grubo ciosanego kamienia? – Lady Maybury, nikt nie mógłby pani określić takimi słowami. – Bogu dzięki. Obawiałam się, że ten rok odosobnienia na wsi kompletnie mnie wyniszczył. A dlaczego pan nie przebywa na wsi? Myślałam, że miał pan taki zamiar. – Polecono mi dopełnić pewnych obowiązków w mieście. – Naprawdę? Kto panu polecił? – Pani. Poczuła wypieki na policzkach. – To było bezczelne z mojej strony, bez dwóch zdań. Ale miałam rację. – Zawsze jest pani pewna swojej racji? – Zawsze, z wyjątkiem tych przypadków, gdy jej nie mam – odparła lekko. – A w kwestii balu na pewno się nie mylę. Dobra rada: będzie tam tyle samo o polityce, co o mnie. Thretford aspiruje do roli mediatora. On, mój ojciec i kilku innych potrzebują pretekstu, aby doprowadzić do spotkania paru wpływowych mężczyzn na neutralnym gruncie. – Brygady wojska na bardzo śliskim, drewnianym polu walki. Przeraża mnie pani. – Wcale nie – odparła. – Słucham? Spojrzała mu w oczy. – Pana nic nie jest w stanie przerazić, lordzie Dracy. – I tu pani się myli, lady Maybury. – Może to pan wywołuje we mnie lęk, milordzie. – A teraz może ma pani rację. Poczuła dreszcz wzdłuż kręgosłupa. – Jest pan dzisiaj bardzo dziwny – stwierdziła, raźno idąc naprzód. Ten dzień przebiegał niezgodnie z jej oczekiwaniami, jakiekolwiek by były. Ze zdziwieniem zauważyła, że jego twarz wcale nie budzi w niej negatywnych odczuć. Blizna wciąż była na swoim miejscu, lecz o wiele gorzej wyglądała w jej wyobraźni. Teraz nawet dawało się ją tolerować. Były jeszcze inne aspekty dzisiejszego dnia. Kiedy zobaczyła go, czekającego na schodach koło przystani, odległość nadała mu nową perspektywę. Uderzyła ją jego szlachecka postawa, a gdy schodził po stopniach – lekkość kroków. Z łatwością mogła go sobie wyobrazić na pokładzie okrętu, dowodzącego załogą, lub też jako silnego i zwinnego żołnierza podczas bitwy. – Mówiła pani, Carlyon Street? Głos Dracy’ego przerwał tok jej myśli. Zorientowała się, że dotarli na właściwą ulicę. – Tak, numer szesnaście. – Żwawym krokiem poszła dalej, aby czym prędzej wykonać wyznaczone sobie zadanie. – Jesteśmy. To bardzo dyskretne miejsce. Od ulicy wisi tylko tabliczka. Weszła na stopnie. – Niech pan zapuka. – Jaka szkoda, że nie przyjmują kobiet do wojska. Uniosła woal, aby się przekonać, czy rzeczywiście jest zły. Nie potrafiła wyczytać tego z jego twarzy. – Wydaję panu rozkazy? Dickon, mój mąż, czasami na to narzekał. – Obdarzyła go uroczym uśmiechem. – Mój drogi lordzie Dracy, czy byłby pan tak uprzejmy i zastukał kołatką w drzwi? * Dracy miał ochotę znowu ją pocałować albo – w równym stopniu – dać jej lanie. Naprawdę była jak
Kirke, z łatwością owinęłaby go sobie wokół ślicznego małego palca. Najgorsze było to, że wcale by nie protestował, o ile ona należałaby do niego. Zastukał kołatką, po chwili drzwi otworzyła pokojówka w średnim wieku, która dygnęła grzecznie i zaprowadziła gości do małego, lecz przyjemnego pokoju recepcyjnego. Kiedy wyszła, Kirke rozejrzała się dookoła. – Można by pomyśleć, że omyłkowo weszliśmy do czyjegoś prywatnego domu. – Nie była pani w podobnym przybytku dla kobiet? – Broń Boże! Nie miał pewności, czy jej oburzenie było udawane. – A co pani robi ze starymi sukniami? – spytał, kierowany szczerą ciekawością. – Zwykłe suknie daję Jane, pozostałe zachowuję. – Dlaczego? – Mam je sprzedać, a potem spotkać inną damę odzianą w moją suknię? To żenujące i dla niej, i dla mnie. Mam je rozpruć, aby ponownie wykorzystać niektóre wykroje? A pan pewnie uważa, że powinnam je spalić? – Powinna je pani nosić. Roześmiała się. – Zaspokoję pańskie ciągoty do oszczędności. Otóż przez kolejnych kilka miesięcy zamierzam nosić niektóre moje stare suknie. Docięła mu, ale miała rację. Rzeczywiście był oszczędny. Dlatego że nigdy nie miał pieniędzy, którymi mógłby szastać. Zjawił się korpulentny mężczyzna, idealnie pasował do tego miejsca – miał starannie uczesaną peruczkę, upudrowaną twarz, wokół niego rozchodził się aromat perfum. Skłonił się gościom. – Milady, milordzie, jestem zaszczycony! Jeffrey Pargeter, do usług. Jak mogę państwu pomóc? Dracy spostrzegł, że lady Maybury znowu zamierza komenderować, więc odezwał się pierwszy. – Potrzebuję stroju odpowiedniego na bal w letnim sezonie. Niestety, zaproszenie nadeszło bardzo późno, więc nie ma czasu, aby cokolwiek uszyć na miarę. Georgia musiała wtrącić swoje trzy grosze. – Do niedawna lord Dracy służył na okrętach. – To zaszczyt gościć u siebie bohatera, milordzie. – Pargeter zaczął nadskakiwać klientom. – Proszę za mną, sir, weźmiemy miarę i wtedy zorientujemy się, czy mamy coś odpowiedniego. Dracy poszedł za gospodarzem, miał pewność, że Georgia aż się rwała, aby ruszyć za nim. Uśmiechnął się. Nie miał nic przeciwko temu, by rządziła nim cudowna kobieta, lecz musiała się nauczyć, że nie zawsze będzie o wszystkim decydować.
Rozdział 10 Stojąca przy drzwiach Georgia zmarszczyła czoło. – Sama nie wiem, po co tu jestem. – Ja też nie, milady – stwierdziła Jane. – Lord Dracy doskonale daje sobie radę sam. – Ale nie ma pojęcia o stylu i modzie. – Pan Pargeter doradzi mu, milady. Georgia obróciła się, zniecierpliwiona, w małym pomieszczeniu, w końcu usiadła i wzięła ze stolika jakieś pismo. – „Almanach Damy”. Dziwne, że nie jest to „Magazyn Dżentelmena” lub coś w tym rodzaju. – A czy tutaj dżentelmen zjawiłby się w towarzystwie innego dżentelmena? – Gdyby tak było, miałabym pełną swobodę, aby wyjść razem z nim na zaplecze. Mogli tu wystawić przynajmniej jakieś fasony. A tak niczego się nie dowiem. Siadaj, Jane. Jak myślisz, który kolor najlepiej pasowałby do lorda Dracy’ego? – Niebieski, milady. – Jane usiadła na twardym krześle. – Ale nie granatowy, tylko jaśniejszy, taki jak jego oczy. – A jego oczy są jasnoniebieskie? – spytała Georgia, chociaż doskonale znała odpowiedź. – Może to od patrzenia na morze. – Ale morze jest raczej szare, milady. – Nie jesteś za grosz romantyczna. – Po prostu mówię prawdę. – To niebezpieczny zwyczaj. A jego włosy? Trzeba by je zakręcić w loki i upudrować. – A może lepsza będzie peruka? – Trudno go sobie wyobrazić, jak godzinami siedzi bez ruchu – zgodziła się Georgia. – A więc peruka, ale obecnie nie jest łatwo o dobre peruki… – Milady, lord Dracy to nie lalka, którą może pani ubierać zgodnie ze swoim upodobaniem. Zaskoczona Georgia spojrzała na służącą. – Oczywiście, że nie. Jednak chcę, aby dobrze się czuł na balu, a to ze względu na Fancy Free. Nie ma nic okropniejszego niż nieodpowiednie ubranie. – Są dziesiątki okropniejszych rzeczy, milady. Poza tym nie wiem, skąd pani ma pojęcie, jakie to uczucie, gdy jest się nieodpowiednio ubranym. – Jane, czy ty się na mnie złościsz? Pokojówka westchnęła. – Nie, milady, nie złoszczę się. Ale traktuje pani lorda Dracy’ego jak rozrywkę, a on jest inny niż typowi dżentelmeni, z którymi miała pani do czynienia. Większość czasu spędził na morzu, wiódł ciężki żywot marynarza, walczył, nawet zabijał. Musi się pani pilnować. – Rozumiem, że masz na myśli ten pocałunek – powiedziała Georgia. – Ale to nic takiego. – Skoro pani tak twierdzi, milady, ale nie o to mi chodziło. – Uważasz, że jest zbyt nieokrzesany, aby przebywać w towarzystwie? Zatem wypoleruję go jak mosiężny kocioł, aż Fancy Free będzie bezpieczna. – Nie zmieni go pani, milady. – Wcale tego nie chcę! Boże, dlaczego mówisz w taki sposób? Owszem, wykorzystałam lorda Dracy’ego jako pretekst do wyjazdu do miasta, lecz co w tym złego?
– Mogła pani wzbudzić w nim pewne nadzieje. – Nie byłby aż taki głupi – odparła, ale nie do końca przekonała siebie. – Jeśli masz rację, to prawdziwie niefortunne, ale jestem pewna, że on wkrótce zorientuje się, że nie jest kandydatem do mojej ręki. – Miejmy taką nadzieję, milady. – Nie rób takiej nieszczęśliwej miny. Wyszykuję go na bal, będę mu przewodniczką przez cały wieczór, a gdy Fancy Free będzie już bezpieczna, pomacham mu ręką na pożegnanie, kiedy będzie odjeżdżał do swojej posiadłości na bagnach. Jane wciąż miała niewyraźną minę, zdawała się mówić: Milady, pożałuje pani, jeśli nadal będzie pani postępować w taki sposób. – A niech tam! Nie ma powodu, abyśmy obie wycierały tu obcasy. Twoja siostra ma pracownię o kilka ulic stąd. Idź do niej i zaczekajcie na mnie. – Ale nie mogę pani tak zostawić, bez przyzwoitki. – Nie potrzebuję przyzwoitki, aby przejść kilka ulic w mieście. Gdy Dracy załatwi tu wszystkie sprawy, dojdziemy do was. – Proszę pamiętać, milady, że nie może pani prowokować do nowych plotek. – Jak miałabym to uczynić w takim czasie? Idź, Jane! – Nie sądzę… – Idź, bo zaraz wpadnę w złość! Jane wstała. – Wszystko zostaje na pani głowie, milady – powiedziała i wyszła. Co miała na myśli? Kiedy Georgia została sama, powoli uspokoiła się i poczuła wolna. A więc była w mieście, nieskrępowana i swobodna. Mogła teraz wyjść i udać się, gdzie dusza zapragnie, robić, co tylko przyjdzie jej do głowy… Co prawda nie mogła uczynić żadnej z tych rzeczy, gdyż musiała znowu zapracować na szacunek u innych, jednak sama świadomość możliwości poprawiła jej humor. Znowu wzięła żurnal, aby zapoznać się z najnowszymi trendami mody. Kiedy mieszkała w Herne, zdecydowała się nie czytać magazynów, gdyż wywołałyby u niej depresję, tak więc teraz była to prawdziwa uczta. Przeglądała kolejne strony, stwierdzając z ulgą, że w ciągu ostatniego roku moda nie przeszła rewolucji, tym samym jej stare suknie nie staną się pretekstem do ośmieszenia jej w oczach elity towarzyskiej. Były pewne stylistyczne detale i nowe sposoby wykończenia. Mogłaby dać do drobnych poprawek mankiety sukni, lecz czyż nie byłyby to żałosne ulepszenia? Zamiast tego zaczęła przemyśliwać o nowych kreacjach. Ta surowa w letnie kwiaty była nawet ładna, ale gdyby tak niektóre z nich zrobić z jedwabiu i tak naszyć, aby wyglądały jak rozrzucone? Albo ułożyć je w wianki? Czy tło z zielonej koronki, wzmacniające efekt liści, byłoby zbyt mocne? Spódnica sukni zebrana w morskie fale była absurdalnym pomysłem, lecz gdyby wykorzystać jedwabną siateczkę, ozdobić ją cekinami, mogłoby to wyglądać całkiem, całkiem. Nawet lepiej w innym kolorze niż biały. Na przykład jasnobrązowy jedwab i miedziane cekiny? Zachowała sobie te dwa pomysły w pamięci na przyszłość, gdy wyjdzie za mąż, i będzie miała pieniądze na takie wydatki. Z kolei przyjrzała się prostej sukni wiejskiej. Gdyby spódnicę nieco unieść z boku, jakby była podpięta do pracy… W tym momencie otworzyły się drzwi i do pokoju weszli Dracy, a za nim Pargeter i trzech jego
pracowników. Nieśli komplety złożone z surduta, kamizelki i spodni. Każdy zestaw wisiał na osobnym wieszaku, tak więc brakowało jedynie człowieka, który by je włożył. – Pomyślałem, że może poproszę panią o radę, lady Maybury – odezwał się Dracy nieco suchym tonem. – A który strój poleca pan Pargeter? – spytała dyplomatycznie. – Nie faworyzuje żadnego z nich, ale twierdzi, że po niewielkich poprawkach wszystkie będą pasowały. Georgia wstała, żeby obejrzeć ubrania, utrzymane w trzech różnych tonacjach kolorystycznych – ciemnoniebieskie, błękitne i szare haftowane w kwiaty. Wybrała strój błękitny i podała Dracy’emu. – Proszę potrzymać to przed sobą, milordzie. Ubranie miało barwę bliską barwie jego oczu, które były niebieskie, lecz Georgia poruszyła palcem z dezaprobatą. – A teraz szary. Kiedy przyłożył do siebie szary strój, cofnęła się o krok i spoglądała nań z namysłem. – Nie byłabym w stanie tego przewidzieć, dzięki czemu świat mody jest taki ciekawy. Czy to się da rozpoznać, Pargeter? Bo ten ciemnoniebieski należał do lorda Asharta. – Ma pani wprawne oko, milady. Zmieniliśmy wykończenie, bo bardzo dbamy o takie detale, ale prawdziwy znawca fasonu zauważy takie rzeczy. Jeśli jednak chodzi o szare ubranie, było ono noszone tylko w Irlandii. Nigdy w Londynie, no i oczywiście dokonaliśmy pewnych poprawek. Georgia skinęła głową i spojrzała na Dracy’ego. – Akceptuje pan ten wybór? – Jestem w pani rękach. Dla mnie to mało ważne. – A czy wszedłby pan na pokład okrętu nieodpowiednio ubrany? – spytała zniecierpliwiona. Uśmiechnął się. – Punkt dla pani. Skinęła głową. – Więc proszę dokonać zakupu, milordzie, a potem zajmiemy się innymi sprawami. Odszedł, zostawiwszy Georgię lekko poruszoną, chociaż sama nie wiedziała dlaczego. Przypomniała sobie niejasne ostrzeżenia Jane, lecz mimo wszystko nie chciała uwierzyć, że Dracy stanowi dla niej zagrożenie. Musiało chodzić o tę drugą rzecz, którą powiedziała o nim Jane – że jest żołnierzem. Walczył w bitwach, co znaczy, że musiał zabijać. Na pewno miał ciężkie okresy w życiu, może dlatego czasami tracił do niej cierpliwość. Nic nie mogła poradzić na fakt, że całe życie żyła w komforcie, i oczywiście niczego innego by nie chciała. Bardzo się różnił od innych znanych jej mężczyzn – od Dickona, Perry’ego, Beauforta i całej reszty. Mężczyzn wychowanych na gustujących w wykwintnych strojach dżentelmenów. Różnił się również od tych bardziej brutalnych, lubiących przygody mężczyzn, jak Shaldon i Vance. Oni sami decydowali o ryzyku, które podejmowali. Jednak to nie czyniło z Dracy’ego zagrożenia dla niej samej. Bynajmniej. W każdym razie na pewno nie podczas krótkiego spaceru do domu Mary Gifford. Ta myśl uspokoiła ją, więc gdy wrócił, powitała go swobodnie, po czym wyszli na ulicę. Może to Dracy czuł się trochę inaczej. – Gdzie się podziała pani służąca, lady Maybury? – spytał, gdy tylko drzwi do przybytku Pargetera
zamknęły się za ich plecami. – Zwolniłam ją, żeby odwiedziła siostrę tu niedaleko. Niech się pan nie przejmuje. Zaraz się tam z nią spotkamy. Czy będzie panu potrzebna peruka, czy też skorzysta pan z usług fryzjera? – Mam perukę. Czy to rozsądne pokazywać się ze mną bez przyzwoitki? – Nie. – To dlaczego znowu opuszcza pani woal? – Aby osłonić się przed kurzem. Czy usiłuje mi pan powiedzieć, że jest pan niebezpieczny, milordzie? – Nawet nie wyobraża sobie pani, jak bardzo. Próbował wytrącić ją z równowagi, ale nie zamierzała do tego dopuścić. – Ma pan na myśli swoje marynarskie sposoby, ale teraz bezpiecznie stąpamy po ziemi, nieprawdaż? Znajdowali się na ulicy, wszędzie mnóstwo ludzi. Śmieszne, że chwytała się takiej pociechy. Postanowiła zmienić temat na bezpieczniejszy. – Czy pańska peruka jest odpowiednia? – Tak myślę. Powinienem ją upudrować? – Większość mężczyzn będzie miała jasne peruki, podobnie jak kobiety. – Pani również? – Używam pudru tylko wtedy, gdy to niezbędne. Na przykład na wizyty na królewskim dworze i tym podobne. – To rozsądne, gdy pani włosy mają taki piękny kolor. – Dziękuję, milordzie. Odpowiedział jej uśmiechem. – Ale zapewne to nie jest dla pani nowina. Chyba nie jestem zbyt uprzejmy. Proszę o wybaczenie, ale lubię mówić wprost. Ciekawe, dlaczego białe włosy są takie modne. Przecież to oznaka wieku starczego. Georgia z radością podjęła bardziej trywialny temat. – Sama nigdy nie zadałam sobie tego pytania. Teraz gdy o tym myślę, naprawdę nie mam pojęcia, skąd wzięła się ta moda. Sto lat temu na pewno nie pudrowano sobie włosów. – Wtedy wszyscy nosili te długie, mocno kręcone peruki. Może to za dużo włosów, aby posypywać je pudrem? – Gdzie rządzi moda, wszystko jest możliwe – stwierdziła. – Rokokowa peruka nadawała mężczyznom romantyczny wygląd, nawet tym najmniej romantycznym. W Herne wisi portret mojego dziadka w średnim wieku, który pod każdym względem był twardym, surowym człowiekiem, ale w tych lokach niemal mógłby mnie uwieść. – Do czasu zrzucenia peruki. – Myślę, że podziękowałabym za ten zaszczyt dużo wcześniej. – Rozsądnie. My, mężczyźni, wszyscy jesteśmy twardzi i surowi pod koronkami i perukami. – Mój mąż taki nie był. Zatrzymał się. – Proszę o wybaczenie… – Nie, nie – zaprotestowała. – Nie chciałam pana strofować. Ale Dickon był taki słodki, hojny i delikatny. Dlatego to wszystko było takie straszne… – Przyspieszyła kroku, czując nieoczekiwaną falę żalu. – To ja proszę o wybaczenie – powiedziała, wdzięczna, że woal skrywa jej łzy. – Kiedy ostatni raz szła pani tymi ulicami? – Och. – Zatrzymała się. – Dzień wcześniej, gdy mój mąż jeszcze żył… – Przełknęła z trudem ślinę i zmusiła się, by nadać głosowi weselszą nutę. – Spodobałaby mu się wizyta u Pargetera. Oczywiście ze względu na rozrywkę.
– Naturalnie, że tak. Nie nosił używanych strojów. Czy był wesołym człowiekiem? – Tak, jak najbardziej. Jednak smutek nie dał się do końca zdusić i Georgia doskonale rozumiała, dlaczego tak jest. Nieświadomie skierowała swoje kroki nie do przybytku Mary Gifford, lecz na Belling Row, do ich domu. Do ich byłego domu. – Poszliśmy złą drogą – stwierdziła, odwracając się. Chwycił ją za ramię. – Wspomnienia? – Nieważne. – Owszem, ważne. Co znajduje się przy tej ulicy? Przez chwilę opierała się, lecz w końcu wyznała prawdę. – Mój dom. Mój były dom. Nasz dom. – Proszę mi go pokazać. – Nie! – Proszę. Zmarszczyła brwi. – Dlaczego? – Bo musi pani uporać się ze złymi duchami z przeszłości. Inaczej pozostaną i będą wżerać się w pani serce. – Wżerać się… – Może to zbyt mocne słowo, ale bez nich poczuje się pani dużo lepiej. Odgłosy miasta jakby przycichły, a wokół, tak, roiło się od duchów. – Czy mogłaby pani już nie wracać na tę ulicę? – spytał. – Nie wiem… Jednak nie mogła, a on miał rację co do tych demonów. Wyprostowała się i ruszyła dalej. Ulica Belling Row była podobna do innych w dzielnicy Mayfair, gdzie stały wysokie miejskie rezydencje z tarasami o lśniących czarnych relingach, z równymi rzędami okien o małych szybach. Nigdy nie patrzyła na te detale z taką uwagą jak teraz. Ten szczególny dom był coraz bliżej, Georgia czuła coraz szybsze bicie serca. – Nie jestem pewna, czy wuj Dickona… nowy lord Maybury – poprawiła – zatrzymał dom dla siebie, czy też go sprzedał. – Miała ściśnięte gardło, suche usta, lecz zmusiła się, by mówić dalej: – Większość właścicieli woli wynająć dom, gdyż spędzają w mieście jedynie kilka miesięcy. My spędzaliśmy tu jak najwięcej czasu, więc dom był nasz. To znaczy w dzierżawie, ale na bardzo długo… * Gdy szli ulicą, Dracy pozwolił jej mówić, sam rzucał od czasu do czasu tylko kilka słów. Zastanawiał się, czy bardziej żałowała utraty swoich domów, czy też męża. Jednak takie uczucie znamionowałoby osobę płytką, a pomimo frywolności Georgii Maybury wcale nie uważał jej za płytką. Owszem, była młoda i rozpieszczona, lecz – o dziwo – trzeźwo myśląca i silna. Być może mąż i domy były dla niej jedną wielką pustką? Zamilkła przed rezydencją, która w żaden sposób nie wyróżniała się od sąsiednich. – To ta? – spytał. – Tak. Niemożliwe, że nie mogę wejść do środka. – Po chwili ruszyła dalej. – Nie chciałabym, aby
ktoś mnie zobaczył, jak gapię się na dom niczym zagubiona dusza. – To tylko jedna budowla pośród całego rzędu takich samych. – Zapewne są też setki takich samych statków – odparła zniecierpliwiona – lecz czy nie tęskni pan za tym, którego pokład pan opuścił? Przez chwilę ważył w myślach odpowiedź, lecz po chwili powiedział jej prawdę. – Nie tęsknię. Brakuje mi trochę kilku marynarzy, którzy służyli na okręcie, ale z pozostałymi rozstałem się bez żalu. – Więc nie wie pan, jak to jest stracić dom. Domy. – Nie wiem – przyznał. – Jakie jeszcze inne? – Maybury Castle, chociaż tego nigdy za bardzo nie lubiłam. I Sansouci. – Nielubiany? – Mój dom… Nasz dom. W Chelsea, nad rzeką. Bylibyśmy tam teraz… to znaczy, gdy Londyn staje się nieznośnie gorący. Ogrody… Nowy lord Maybury zatrzymał Sansouci. Zapewne teraz jest właśnie tam. Nie potrafił pocieszyć jej inaczej niż tylko iluzją wsi i ogrodu. – Moglibyśmy pójść na przechadzkę do parku. Czy przez to bardzo nadłożylibyśmy drogi? Wzdrygnęła się głęboko zamyślona. – Nie – odparła i skręciła w kierunku zieleni trawy i drzew. Poszedł za nią, nagle uderzony myślą o bezdzietnej wdowie. W jednej chwili Georgia Maybury straciła nie tylko swojego męża, ale swoje domy. Została wyeksmitowana tak jak najemny robotnik rolny z folwarcznej chaty. I mogła ze sobą zabrać tyle co nic. Nowy lord Maybury przejął wszystko, co uważała za swoje. Nie tylko trzy domy, ale również meble, porcelanę, obrazy, dywany, biżuterię – wszystko z wyjątkiem jej ubrań i przedmiotów, które otrzymała w prezencie. Nic dziwnego, że miała obsesję na punkcie odzyskania wszystkiego, co utraciła. – To okrutny system – stwierdził – lecz jak inaczej można było to wszystko załatwić? Nawet nie udawała, że nie rozumie, o co chodzi. – Nie było innego sposobu. Wiem o tym. Szła raźnym krokiem, tak jak przedtem, lecz sprawiała wrażenie, jakby przed czymś uciekała. Zapragnął wziąć ją w ramiona i pocieszyć. W końcu zatrzymała się w cieniu drzewa. – Nic się nie zmieniło – powiedziała. – W tym parku? – W ogóle. Dom, park, Pall Mall… – Odwróciła się do niego. – Gdyby pan wrócił do marynarki, tam też wszystko byłoby po staremu. – Z pewnością służyłbym na innym okręcie, gdybym w ogóle dostał jakiś przydział. W czasie pokoju nie jest o to tak łatwo. Odchyliła głowę. – Jak się nazywał pański ostatni okręt? – „Pikla” – odpowiedział i uzyskał oczekiwany skutek w postaci jej uśmiechu. – Pan kpi sobie ze mnie? – Klnę się na mój honor, że nie. Wspaniałe nazwy są zarezerwowane dla wspaniałych okrętów. Jest też „Fretka” i „Łupacz”. – I nie tęskni pan za „Piklą”? – Nic a nic. – A rodzinny dom? Nie tęsknił pan za nim na pełnym morzu?
– Niczego takiego nie pamiętam. Rodzice zmarli, gdy miałem dziesięć lat, a ja zamieszkałem u ciotki i wuja w Dracy Manor. Bywałem tam już wcześniej i lubiłem ten dom, zwłaszcza stajnie, lecz nigdy nie czułem, że jest mój. Zresztą nigdy nim nie był. – Więc nie odczuwał pan żadnej straty, bólu rozstania. – Tylko troszkę. Z powodu pewnego kucyka. – Jak się nazywał? – Conquistador. Tak naprawdę nosił imię Homer, lecz to było zbyt poważne dla dziesięciolatka. – Lubię konie, ale nigdy nie polubiłam jazdy wierzchem. – Może powinna pani spróbować jazdy okrakiem – zasugerował. Uśmiechnęła się. – Może i powinnam. – Teraz majątek Dracy należy do mnie – stwierdził. Naprawdę chciał, aby to do niej dotarło. – Teraz to jest mój dom, a także moje odpowiedzialność i obowiązek. – Rozumiem to. Mam nadzieję, że przyniesie panu dużo radości. Tylko z tobą, pomyślał. – Zakładam, że Green Park nie wywołuje u pani bolesnych wspomnień – powiedział. – O, to ciekawe. – Nie sprawiała wrażenia, jakby ten temat był dla niej przykry. – Oczywiście, to miejsce nie jest dla mnie stracone. Mogę tu spacerować tak samo jak kiedyś, z taką sama przyjemnością. Dziękuję panu, uświadomił mi pan, że jeszcze mnóstwo rzeczy niesie mi radość. Parki, teatry, sklepy, dwór. To głupie rozpamiętywać kilka drobnych strat, gdy miasto wciąż jest na swoim miejscu i niedługo wszystko będzie tak samo jak kiedyś. Muszę tylko ponownie wyjść za mąż. Tak jak myślał, zamierzała przywrócić wszystko do poprzedniego stanu. Miał pewność, że jeśli tylko będzie mogła, odzyska ten dom przy Belling Row i Sansouci. Lecz on sam już nigdy nie odzyska swojej przystojnej twarzy. Kiedy ona zda sobie z tego sprawę? Przypomniał sobie, że dla niej to dopiero początki. – Biorę pod uwagę księcia – powiedziała lekko, wychodząc z cienia, aby przejść się po parku. – Chciałabym być księżną. Nie powinnam czynić tak szczerych wyznań, ale jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Aha, więc oto i wyzwanie, sugerujące „tylko przyjaciółmi”. Georgia Maybury nie była głupia, zdawała sobie sprawę, że ich poufna rozmowa przełamała pewne bariery, więc próbowała je zręcznie odbudować. – To dla mnie zaszczyt być pani przyjacielem, lady Maybury – powiedział Dracy – na zawsze. Mówił absolutnie szczerze. Przyjaźń w małżeństwie to był jego ideał. – Cudownie. Przypomina mi pan mojego brata, Perry’ego. Sędzia Peregrine Perriam. – Budowała mocniejszą barierę, przesuwając go z kategorii przyjaciela do kategorii brata. – Mogę z nim rozmawiać o wszystkim, a on rozumie mnie jak mało kto. Tak samo jak ja uwielbia miasto, dwór, modne stroje, teatr… Paplała, dokładając kolejne cegły do wznoszonego muru. W jej ustach ten przeklęty Peregrine Perriam brzmiał równie błaho jak kuzyn Ceddie. Bez wątpienia on również trwonił pieniądze na modne ubrania. Do czego nawykła też lady Maybury. I nie mogła się tego doczekać. Każde słowo padające z jej ust wznosiło jeszcze wyższą barierę. *
Georgia z takim zapamiętaniem starała się pozbawić Dracy’ego wszelkich złudzeń, że w pewnej chwili straciła poczucie rzeczywistości. – O, dom królowej. Rozumiem, że zna pan to miejsce. – Jeszcze nie byłem w środku. – Ale został pan przedstawiony? W pałacu St. James? – Tak. – No, oczywiście. Proszę mi wybaczyć. Nie wiem, dlaczego tak się z panem cackam, jak kaczka z jednym kaczątkiem. Roześmiał się. – Trudno mi sobie siebie wyobrazić jako puchatego ptaszka, ale może się pani ze mną cackać, ile pani chce. – To niebezpieczne zaproszenie, Dracy. Mogłabym nakarmić pana robakami. – Z pani ust, lady Maybury, nawet mógłbym je zjeść. Tym razem ona zaśmiała się, lecz sprawy znowu zmierzały w niepożądanym kierunku. – Jestem zbyt oddaną p r z y j a c i ó ł k ą – specjalnie zaakcentowała to słowo – aby tak pana męczyć. – Więc i ja będę zbyt oddanym przyjacielem, aby pani dokuczać. – Jak przyjaciele zwracają się do pana, milordzie? – Dracy. – Chodzi mi o imię. Chyba nie nazywa się pan Dracy Dracy? – Nie. – Więc jak? – Musielibyśmy się znacznie bardziej zaprzyjaźnić, abym to pani powiedział. – Co za nieznośny człowiek! Oczywiście teraz zżera mnie ciekawość. Spróbuję zgadnąć: Tom, Dick czy Harry? – To zbyt pospolite. – Matuzalem? – Rodzice pragnęli zapewnić mi długowieczność? – Łazarz? – Próba wskrzeszenia mnie po śmierci? – Gog? Parsknął śmiechem. – Z bratem imieniem Magog, gdybym takiego posiadał? – Proszę mi powiedzieć – zażądała. – Nie. Przyjrzała się mu. – Jeśli pan mi powie, pozwolę panu mówić do mnie po imieniu, Georgia. – To za mała łapówka. – A więc wycofuję pozwolenie. – Dumnie odchyliła głowę i pomaszerowała dalej, ale uśmiechała się pod wpływem ich rozmowy. Jako przyjaciel był wspaniały. Przypomniała sobie, co powiedział. – Nie ma pan braci? – Ani braci, ani sióstr. – To musiało być niezwykłe. Czy pana rodzice nie mieli nic przeciwko temu, by ich jedyne dziecko zostało marynarzem? – Wtedy oboje już nie żyli, ale zawsze chcieli, abym poszedł w ślady ojca.
– Mówił pan, że wstąpił do marynarki w wieku dwunastu lat? To musiało być okropne. – Wcale nie. Nie rzucono mnie na fale bez opieki. Zacząłem jako chłopiec okrętowy na statku dowodzonym przez starego przyjaciela mojego ojca i wcale nie wzbraniałem się przed wyjściem w morze. Czy to wystarczająco szczera odpowiedź, aby zasłużyć na zwracanie się do pani po imieniu? – Nie. – Dlaczego nie? Bo w pewien sposób byłoby to intymne zamiast przyjacielskie. – Gdyż byłoby to niestosowne – odparła – a ja muszę się zachowywać poprawnie. – Biedna Georgia. – Rzuciła mu ostre spojrzenie, lecz wcale się nie przestraszył. – Powiedziała pani, że jestem dla niej jak brat. – No więc na tych warunkach może pan. – Z uśmiechem stwierdziła, że trafiła celnie. – Tylko gdy jesteśmy sami. – Więc planujesz takie sytuacje, gdy będziemy sami. Nie mogę się doczekać. Boże! Szukała jakiejś riposty, gdy odezwały się kuranty zegarów. – Ojej, to już druga? Mam jeszcze tylko godzinę przed powrotem do łodzi! – Zatem musimy się pośpieszyć. – Chwycił ją za rękę i zaczął biec. Georgia krzyknęła, lecz po chwili podciągnęła spódnice sukni i pognała za nim, zaśmiewając się z ich dziecinnego zachowania. Jednak zaraz stanęła. – Stój. Mówię: stój! Posłuchał. – Co się stało? Przez chwilę szamotała się z suknią. – Nie przystoi mi biegać po parku. – Nawet w pośpiechu? Aha, rozumiem. Jesteśmy obserwowani i krytycznie oceniani. Ale twoją twarz zakrywa woal. – To prawda. – Spojrzała na Bellę Tresham i pokazała jej język. – Chodź. Mimo wszystko musimy się śpieszyć. Potrzebuję czasu, żeby obejrzeć lalki. – Lalki? Jesteś dość młoda, lecz… – Lalki modelki – powiedziała, szybkim krokiem wychodząc z parku. – Czy ty nic nie wiesz? – O takich rzeczach wiem mniej niż nic. – Dracy rzucił monetę chłopcu, który uprzątnął z ich drogi koński nawóz. – Powiedz mi o tych lalkach – poprosił, gdy szybko poszli dalej. – Krawcowa nie może szyć sukien pokazowych dla klientek, gdyż byłyby zbyt kosztowne, więc ubiera lalki. Są też ilustracje, ale fason najlepiej prezentuje się na lalce. Można je wysyłać na wieś, więc damy mieszkające daleko od miasta mogą się zapoznać z najnowszą modą. – Bawiłaś się tymi lalkami w Herne? – Skończ te prowokacje, mój panie. Nie zamawiałam ich. Byłabym skazana na potępienie, gdybym myślała o modnych sukniach, gdy nie były mi do niczego potrzebne. Ale teraz muszę nadrobić zaległości. Jesteśmy na miejscu. Stanęli przed dwupiętrowym domem z oknami po obu stronach wejścia. W jednym oknie były wystawione suknia i rozwinięte bele materiału. – Krawcowa – powtórzył. – Moi przyjaciele z marynarki by w to nie uwierzyli. – Nowe doświadczenia poszerzają horyzonty. Jeśli obiecasz mi poprawne zachowanie, poproszę Mary, aby wysłała kogoś po piwo dla ciebie, aby nie dłużył ci się czas oczekiwania. Uniósł do ust jej obleczoną w rękawiczkę dłoń.
– Dziękuję ci, Georgio. Zatem obiecuję, że będę bardzo grzeczny. To nie powinno wywołać panicznego bicia serca w jej piersi, ale tak się stało…
Rozdział 11 Georgia tak się zatraciła w oglądaniu różnych tkanin i fasonów, że Dracy musiał w końcu ponaglać ją do wyjścia. Na przystani oczekiwała jej matka. Georgia zrobiła niezadowoloną minę, lecz zaraz tego pożałowała. Mimo wszystko, jakież on miał prawo do strofowania jej i zmuszania do pośpiechu? Drogę na przystań przebyła w wynajętej lektyce, przeglądając jeden z dwóch wypożyczonych żurnali. Obiecała sobie pamiętać, aby zamówić ich regularną dostawę. Matka już czekała na łodzi. Spoglądała surowo na Georgię, lecz na niej nie zrobiło to wrażenia. Po raz pierwszy od śmierci Dickona poczuła się wolna. Mogła chodzić tam, gdzie chce, i sama wybierać sobie rozrywki. Zanim weszła na pokład, zatrzymała się, aby podziękować Dracy’emu. – Był pan doskonałym towarzyszem, milordzie. W pewien sposób był, szczególnie gdy pomógł jej odpędzić niektóre lęki i duchy przeszłości. – Jestem do pani usług tak długo, jak pozostanę w mieście, lady Maybury. – Łatwo powiedzieć, gdy ja przebywam w Hammersmith. – Ale pojawię się tam na balu. – A więc będę czekać z nadzieją, że ujrzę pana w pełnej gali. – Wsiadaj już – odezwała się matka. – Musimy wracać. Georgia odwróciła się i weszła na pokład z pomocą jednego z lokajów. – Czy będzie pani dostępna, aby służyć mi swoim towarzystwem i poradą, lady Maybury? – spytał Dracy. Widząc jej wahanie, dodał: – Przecież mamy umowę. Po raz kolejny rzucał jej wyzwanie, a ona poniewczasie przypomniała sobie inne aspekty tego dnia. Bieg przez park. Pocałunek. – Fancy Free musi być wolna – powiedziała i usiadła na miejscu obok matki. – Wykonam moje zobowiązania. Wioślarze rzucali cumy, gdy jeszcze coś sobie przypomniała. – Dracy, czy umie pan tańczyć? Posłał jej krzywy uśmiech. – Bez obaw, potrafię nawet wywijać matelota z najlepszymi. – Gdy łódź znalazła się w nurcie rzeki i lokaje chwycili za wiosła, skrzyżował ramiona na piersi i wykonał kilka zwinnych podskoków. Georgia patrzyła na niego osłupiała. – Matelot… – Na pewno zna podstawowe kroki innych tańców, córko – powiedziała matka, rzucając jej figlarne spojrzenie. – Wydaje mi się, że jesteś w dobrej komitywie z lordem Dracym. – Wykonywałam moje obowiązki, mamo, i czyniłam to najlepiej, jak potrafię, a jednocześnie zapewniłam mu odpowiedni strój. Szkoda, że zapomniałam o tańcach. – Przecież on nie mieszka na antypodach. Napisz list i poleć mu jakiegoś dobrego tancmistrza. Pargeter miał dla niego ubranie? – Tak, chociaż nie pozwolono mi dokonać wyboru. Widziałam tam strój Asharta. Pamiętam, bo wtedy pomyślałam sobie, że byłby to dla niego zbyt głęboki odcień niebieskiego. – Ale na pewno nie spędziliście tam całego czasu. Georgia nie lubiła być wypytywana, lecz tym razem nie było sensu stawiać oporu. – Odbyliśmy przechadzkę po Green Park, a potem towarzyszył mi podczas wizyty u krawcowej. Był
bardzo uczynny. – A jego oszpecenie? Sprawiałaś wrażenie, że ci to nie przeszkadza. – Bo wcale mi nie przeszkadza – odparła zdeterminowana, aby to była prawda. – Czy wiesz, mamo, że on nie ma rodzeństwa, a w dodatku jest sierotą? Ciekawe, jaką ma rodzinę. – Zdaje się, że bardzo nieliczną. Rodzice Cedrica Dracy’ego nie żyją, a on też był jedynakiem. – To jakieś rodzinne fatum. Byli wątłego zdrowia? – Rodzice Cedrica utonęli podczas przeprawy morzem do Holandii jakieś osiem lat temu. Historia zatonięcia „Brightly Bess” była swego czasu bardzo głośna. – A rodzice obecnego lorda Dracy’ego? – Chyba wypadek na morzu. Muszę go spytać. – Nie, nie ma takiej potrzeby, to tylko moja próżna ciekawość. Czy sprawy polityczne mają się dobrze, mamo? – Zdaje się, że ten cały nonsens zmierza ku końcowi. Może bal u Winifred będzie okazją do załagodzenia sporów. Co za szczęśliwy zbieg okoliczności, że twój powrót do życia towarzyskiego stanowi dobry pretekst. – Jestem szczęśliwa, że mogę się na coś przydać. Nawet jeśli matka wyczuła oschłość w jej głosie, nie dała tego po sobie poznać. Zaczęła się zastanawiać: dlaczego królowa tak dobrze gra w szachy, podczas gdy kobiety mają tak mało władzy na świecie? Georgia podejrzewała, że jej matka jest znacznie bardziej wytrawnym graczem politycznym niż ojciec, lecz mogła wywierać jakikolwiek wpływ na te kwestie tylko za jego pośrednictwem. Georgia pamiętała kilka sytuacji, gdy sama miała silne przekonania w pewnych sprawach, i namawiała Dickona, aby poszedł do parlamentu i zabrał głos. Gdyby sama mogła pójść, potrafiłaby wygłosić mowę na dany temat. Zapewne umiałaby przekonać parlamentarzystów swoim urokiem, jeśli nie elokwencją. – Czy myślisz, że kobiety będą mogły kiedykolwiek zasiadać w parlamencie?! – spytała szelmowsko. – Zasiadać w parlamencie? – zawołała matka. – Brać udział w wyborach? To absolutnie niestosowne, a mężczyźni nigdy nie zagłosowaliby na kobietę. – A gdyby kobiety miały prawo głosu… – Dość tych bzdur, Georgio! Kobiety mają dosyć zajęć w domu i przy dzieciach. Mężczyźni mają więcej czasu na takie rzeczy jak przemowy i negocjacje. Chociaż nie zawsze można na nich polegać, że pokierują się zdrowym rozsądkiem. Georgia przygryzła usta, by nie parsknąć śmiechem. Oczywiście to wyjaśniało, dlaczego matka tyle czasu poświęca politycznym sprawom ojca. Mimo wszystko była to ciekawa rozmowa. – A jaka jest sytuacja z lady Rothgar? – spytała. – Jest również hrabiną Arradale z urodzenia, a osoby z hrabiostwem Arradale mają miejsce w parlamencie. Ona twierdzi, że mogłaby je przejąć, a ja nie widzę powodu, dlaczego miałaby tego nie zrobić. – Lady Rothgar ma mnóstwo dziwnych pomysłów. Karmi swoje dziecko własnym mlekiem, jednocześnie prowadzi te wszystkie swoje działania. Pisze do gazet w kwestiach prawniczych. – Ale dlaczego to takie dziwne, że chce wykorzystać przysługujące jej hrabiostwu miejsce w parlamencie? Nie wolno jej wysłać zastępcy, więc tym samym pozbawiona jest wszelkiego wpływu na politykę. – Właśnie dlatego tytuły zawsze powinny przechodzić w linii męskiej – odparła matka. – Wszystko inne prowadzi do zaburzeń, a jest ich już na świecie wystarczająco dużo z różnych powodów. Zachowanie Amerykanów jest absurdalne, a jeśli nie będziemy działać ostrożnie, nienaturalne kobiety, takie jak lady Rothgar, wprowadzą zamęt również tutaj. Zastanów się: właśnie odbyła podróż na północ,
aby samodzielnie zająć się sprawami swoich majątków, w czasie gdy powinna być u boku męża w Westminsterze. Nie mam pojęcia, dlaczego nie mogła posłać tam plenipotenta, a w dodatku zabrała ze sobą dziecko. Miejmy nadzieję, że maleństwo przeżyje. Georgia nie miała pewności, czy ta nadzieja jest szczera. Zapomniała już, że Diana Rothgar wyjątkowo drażniła jej matkę. – Amen – powiedziała więc i uciekła w lekturę żurnalu. Matka otworzyła książkę, jakąś księgę rachunkową. Zapewne sprawdzała wpływy i wydatki majątku Herne, tak jak kiedyś ona sama liczyła wszystkie kwoty dotyczące posiadłości Maybury. Gdyby zostawiła to Dickonowi, wszystko pogrążyłoby się w chaosie, a wyżsi rangą służący kradliby fundusze na swój własny użytek. Czy wszyscy mężczyźni są tak samo leniwi w tych sprawach? Czy wielkie majątki były częściej zarządzane przez kobiety niż przez mężczyzn? Ciekawe spostrzeżenie. A kto nadzoruje rachunki w majątku Dracy’ego? Nie, nie zamierzała proponować mu pomocy w księgowości, chociaż brakowało jej tego elementu życia bardziej, niż myślała. Te fakty i liczby dawały jej dużo satysfakcji, gdy układała je w sensowną całość. Potrzebowała męża, który pozwoli jej na wykonywanie tej pracy, lecz jak się tego zawczasu dowiedzieć, stanowiło prawdziwą zagadkę. Tak jak imię Dracy’ego. Jakie mogło być, skoro tak bardzo go nie lubi? Mojżesz? Ezaw? Boaz? A czy nie było świętego o imieniu Chryzostom czy jakoś tak? Mężczyźni czasami przejmowali nazwisko po matce. Blatherwick? Peabody? Pickle? – Masz kaszel? – spytała matka. – Nie. – Georgia przygryzła wargę, by powstrzymać śmiech. Już nie mogła się doczekać, gdy przedstawi swoje sugestie Dracy’emu podczas balu. * Georgia właśnie oglądała kolekcję salaterek i waz swojej siostry, gdy odnalazł ją lokaj. – Milady, przyjechał hrabia Sellerby. – A niech to… – mruknęła pod nosem, ale nie mogła mu odmówić spotkania, skoro przyjechał aż z miasta. Miała niejakie poczucie winy z powodu zaproszenia, które podarła i wyrzuciła do „jeziora” Winnie. – Zaraz przyjdę – odpowiedziała lokajowi i poszła do swojego pokoju, aby zdjąć fartuch i doprowadzić się do porządku. – Może zechce się oświadczyć – zwróciła się do Jane. – Co ja mam zrobić? – Odrzucić go, milady? Georgia zamarła, gdyż nagle zdała sobie z czegoś sprawę. – Jeszcze nigdy nie musiałam odrzucać oświadczyn. – Wystarczy powiedzieć „nie”, milady. Ale uprzejmie. – Zapewne. Ale może wcale się nie oświadczy. On jest dobrze wychowany i najpierw zgłosiłby się do mojego ojca z prośbą o pozwolenie. Chyba że już to zrobił. Na Boga, ojciec by go nie zaakceptował, prawda? Bez porozumienia ze mną? – Nawet jeśli to zrobił, milady, nadal może pani odmówić. – Tak, oczywiście, że mogę. Ale ja nie… mam nadzieję, że przejdę przez to bez ostentacyjnego opierania się woli ojca. Jane położyła dłoń na jej ramieniu. – Do tego nie dojdzie, milady. Lord Sellerby jest prawdziwym dżentelmenem i nie dopuści do tego, by narazić panią na zgryzoty.
– Ale czuję się strapiona, kiedy otrzymuję od niego dowody oddania, a sama nie mogę odpłacić mu tym samym. Zejdziesz ze mną, Jane. Powinien zrozumieć taką aluzję. – Dobrze, milady, lecz faworyzowała go pani przez dobre dwa lata przed śmiercią lorda Maybury’ego. – A teraz jesteś moim sumieniem? Przestań! Jestem świadoma swoich błędów. Wtedy miałam męża, więc to nie było nic wielkiego. Był świetnym kompanem na towarzyskich spotkaniach, których Dickon nie lubił. Koncerty dawnej muzyki, wykłady o sztuce, dysputy filozoficzne… Chodźmy już i pozbądźmy się go. Przed nami jeszcze dużo pracy. Sellerby czekał w małym salonie. Wchodząc do środka, Georgia zatrzymała się, podziwiając jego prosty, lecz elegancki strój. Dopracowany w każdym szczególe, czego nie można było powiedzieć o jego wyglądzie podczas pobytu w Herne. Szary materiał, grawerowane srebrne guziki, starannie uczesane ciemne włosy, wąskie mankiety z ledwie widoczną koronką. Na palcu nosił pierścień, a w halsztuk miał wpiętą złotą spinkę. Może powinna jeszcze raz przemyśleć jego kandydaturę. – Sellerby – powitała go, podając rękę. – Jak to miło, że pofatygowałeś się tu aż z miasta. Ucałował jej dłoń. Wargami dotknął jej skóry, co nie było w pełni zgodne z obowiązującymi normami zachowania. – Moja droga Georgie, wiesz, że za tobą pojechałbym nawet do Indii. Już przed laty pozwoliła mu mówić do siebie po imieniu. Kolejna rzecz, której teraz żałowała. – Do Indii? – usiadła na krześle, aby nie próbował zająć miejsca obok niej. – A czy przywiózłbyś mi rubiny? – Wielkie jak gołębie jajka. Zaśmiała się, aby zbagatelizować te żarty. – Mam nadzieję, że przywozisz mi coś cenniejszego. Najnowsze ploteczki z miasta. Jak tam afery Graftona? Posłusznie przekazał jej najświeższe wieści, a Georgia tylko rzucała od czasu do czasu krótki komentarz. Uspokoiła się. Z całą pewnością nie przyjechał tu, aby się oświadczyć. Rozmawiał z nią bardzo swobodnie, doskonale wiedział, jakie tematy mogą ją zainteresować. Był przystojny… Chociaż nie do końca. Zdała sobie sprawę z tego, że jego twarz jest pospolita, a wydawała się piękniejsza tylko dzięki jego stylowemu ubraniu i wykwintnym manierom. – Kiedy przeprowadzisz się do miasta i sama będziesz na bieżąco? Przyznaję, to dla mnie zaskoczenie, że zamieszkałaś tak daleko. – Przyjechałam tutaj, aby odwiedzić siostrę i zobaczyć jej córeczkę. A teraz pomagam jej w przygotowaniach do balu. – Aż jęknęła, lecz słowa uleciały już z ust. – A, tak. – Wygładził fałdę na ubraniu. – Jeszcze nie otrzymałem zaproszenia. – Ciekawe, dokąd powędrowało – powiedziała Georgia, za wszelką cenę starając się ukryć poczucie winy. Lecz, do licha, przecież istniało wyjście z tej sytuacji. – Oczywiście, że jesteś zaproszony, Sellerby. – Pierwszy bal w twoim nowym życiu. Czy mogę prosić o pierwszy taniec? Nie, pomyślała impulsywnie, gdyż pierwszy taniec zawsze miał duże znaczenie. Jednak odpowiedziała mu żartobliwie. – No nie, Sellerby, nie możesz tego oczekiwać. To się okaże dopiero na balu. – Żadnej nagrody dla twojego najbardziej oddanego sługi? – Zapewniam cię, milordzie, że Jane otrzymuje ode mnie sowite wynagrodzenie. Czyżby jego gładkie rysy ściągnęła złość? Nawet jeśli tak było, to wrażenie było ulotne. – Dowcipna lady May. Twój świat czeka na ciebie. Podporządkuję się twej woli i odczekam cały
wieczór razem z twoimi dworzanami, lecz czy wolno mi przypomnieć ci, jak wspaniale razem tańczyliśmy? Miał rację. Był prawdopodobnie najlepszym tancerzem w całym światku towarzyskim i zawsze jej ulubionym partnerem, lecz teraz zabiegał o jej względy, mimo że robił to dyskretnie. Ale to za mało. – Nie zapomnę o tym – powiedziała, wstając. – Musisz mi wybaczyć, Sellerby. Ponieważ moja siostra niedawno powiła dziecko, większość przygotowań do balu spadła na moje barki. Posłusznie stanął na nogi. – A więc bal okaże się wielki triumfem, podobnie jak wszystkie wydarzenia z udziałem lady May. Ciekawe, jak będziemy się do ciebie zwracać, gdy ponownie wyjdziesz za mąż. Pomyślała cierpko, że zapewne miał na myśli „lady Sell”. Ale nie brzmiało to najlepiej. – Może czas na takie imiona szybko minie – powiedziała, kierując się do drzwi. – Wkrótce osiągnę pełnoletniość. – Staruszka… Uśmiechnęła się na ten żart. Wtedy wyjął coś z kieszeni i wcisnął jej w dłoń. – Taki drobiazg – powiedział. – Ale podarunek prosto z serca. Wyszedł, zanim zdążyła odrzucić prezent. Zobaczyła, że to para rękawiczek, a więc upominek, któremu nic nie można było zarzucić. A niech go wszyscy diabli, sprytnie złapał ją w pułapkę. – Obawiam się, że nadal będzie zabiegał o moje względy – powiedziała do Jane. – Zapewne ma pani rację, milady. Ale to bez znaczenia. Wystarczy, że pani odmówi. – Tak, ale… Będzie mnie obrzucał prezentami, a ja będę się zastanawiać, czy mam je odsyłać, czy zatrzymać. Rozwiązała kokardę i odwinęła papier. Białe jedwabne rękawiczki, tak jak myślała. Krótkie, pięknie wykonane, z wyhaftowanymi serduszkami wzdłuż mankietów. – Rzeczywiście, podarunek prosto z serca. – Podała rękawiczki Jane. – Zabierz je. Mam dużo pracy i tylko dwadzieścia cztery godziny.
Rozdział 12 Następnego wieczoru Georgia zastanawiała się nad swoją fryzurą, gdy ktoś zapukał do drzwi jej pokoju. Pomodliła się w duchu, aby to nie była matka. Tymczasem do środka weszła lady Torrismonde, jej przyjaciółka, ubrana w elegancką suknię z żółtego jedwabiu. Georgia rzuciła się jej na szyję. – Lizzie! Jak cudownie cię widzieć. Roześmiana Lizzie Torrismonde odwzajemniła uścisk. – Przecież wiesz, że w ciągu kilku minionych miesięcy mogłaś nas odwiedzić. – Tak, wiem, wiem, ale postanowiłam okres żałoby spędzić w Herne. Wspaniale wyglądasz! Lizzy nie była pięknością, ale wyglądała cudownie, miała gładką skórę i gęste jasnobrązowe włosy. Urodzenie dwójki dzieci nie wpłynęło na jej figurę, wciąż miała szczupłą sylwetkę, pociechy podniosły też poziom jej samozadowolenia. – Widzę, że nosisz tę pawią suknię – odezwała się Lizzie. – Zasługuje, aby ją po raz kolejny pokazać światu. To moja ulubiona suknia z twojej kolekcji. Georgia obróciła się, aby pokazać złożony pawi ogon, stanowiący ozdobę tyłu. – Ale czy powinnam wybrać egretę w pawie oka, czy też woal zdobiony kamieniami? Lizzie usiadła na sofie. – Pytasz, jakbym wiedziała lepiej od ciebie. A co nosiłaś ostatnim razem? – Jane, co miałam wtedy we włosach? – Oczywiście egretę, milady. – Wobec tego zrobię tak samo. Masz rację, Lizzie. – Georgia usiadła, aby Jane mogła przypiąć ozdobę, lecz odwróciła się, aby być przodem do przyjaciółki. – Zrozumiałaś moją intencję. Pojawię się taka jak wtedy, niezmieniona. – Czujesz się na siłach stawić czoło światu? – Oczywiście. – Więc czemu ociągasz się, żeby zejść na dół? – Z powodu włosów – odparła Georgia, lecz zaraz zrobiła kwaśną minę. – Znasz mnie aż za dobrze. Denerwuję się. Czyż to nie absurdalne? Lady May denerwuje się przed towarzyskim spotkaniem? Ale lista gości nie jest taka, jak się spodziewałam. Thretford nalegał na zaproszenie kilkunastu polityków. I ich żon. – Aha. – No właśnie. Ma być lord North, a Anne North nigdy mnie nie lubiła, podobnie jak lady Shelburne. Bogu dzięki, że Pranks pozostał w Herne razem ze swoją okropną żoną. – Georgio… – zaczęła Lizzie z wyrzutem. – Taka jest prawda! Nadstawia ucha, by usłyszeć wszystkie nowe plotki na mój temat. Przysłała w zastępstwie siostrę, uwierzysz? Eloisa Cardross przyjechała dziś bez zapowiedzi, a jest tak samo złośliwa jak Millicent, ponieważ widzi w nas rywalki do miana najbardziej urodziwej. Biedna Winnie ma mało pokoi, więc przebąkiwała coś o tym, by Eloisa mogła dzielić sypialnię ze mną, lecz ja postawiłam na swoim, dzięki czemu Eloisa dostała malutką izbę przeznaczoną dla służby. Pewnie nie powinnam być taka stanowcza… – Georgio, masz zbyt dobre serce. Każdy, kto przyjeżdża bez zaproszenia, powinien być wdzięczny, że
nie został odesłany do najbliższego zajazdu. – Może. Przywiozła nam wszystkim listy od Millicent. Nie wiem, co było w innych, ale mi w słodki sposób przypomniała o wstydzie, jakiego przysporzyłam rodzinie, i napisała, że powinnam za wszelką cenę unikać wzbudzania niezdrowej sensacji. Wspomniała nawet o liście, którego treść rozgłosiła wdowa dziedziczka i który nie będzie zapomniany. – Wstrętna żmija! – krzyknęła Lizzie. Z jej ust było to ogromne potępienie. – Zgadza się. A ja nie wybaczę jej z powodu tego, że jest brzemienna. To na pewno nie robi z kobiety takiej jędzy. – Oczywiście, że nie. Mam nadzieję, że spaliłaś ten list? – Natychmiast. Chciałabym spalić każdą nikczemność, lecz szeptów i plotek spalić nie można. – Ale można je ugasić albo zaczekać, aż same znikną z powodu braku paliwa, a to właśnie dotyczy ciebie. Musisz tylko unikać dramatycznych sytuacji podczas dzisiejszego balu. – Co za nuda! – stwierdziła instynktownie Georgia, lecz zaraz zmarszczyła nos, spoglądając z przekorą na przyjaciółkę. – Nie obawiaj się, zamierzam być uosobieniem skromności. Lizzie się roześmiała. – Naprawdę potrafię – oburzyła się Georgia. – W tej sukni? – Nie jest dużo głębiej wycięta niż twoja. – Lecz ta odrobina robi różnicę. Georgia obróciła się, aby ocenić stanik sukni. Piersi unosiły się pięknie nad płaskim przodem, a szafirowy naszyjnik przyciągał uwagę właśnie w to miejsce. – Nie widzę tu niczego niestosownego. – A gdzie się podziało uosobienie skromności? Georgia znowu odwróciła się do przyjaciółki. – No dobrze, nie będę udawać skromnej. Jednakże… Jane, czy już skończyłaś? – Na tyle, na ile mogłam, milady, bo cały czas kręci się pani w lewo i w prawo. – Mimo to dokonujesz prawdziwych cudów. Dziękuję. A teraz żałobna bransoleta. Georgia już nosiła medalion z portretem Dickona, przypięty między srebrzystymi koronkami trójkątnej wstawki stanowiącej przód sukni. Nie był widoczny, ale po prostu chciała mieć Dickona przy sobie. Wiedziała, że gdyby mógł, pilnowałby, aby nic złego jej nie spotkało. Czarno-srebrna bransoleta nie bardzo pasowała do reszty, lecz dzięki temu tym bardziej będzie rzucała się w oczy. Poprosiła Jane, aby zapięła ją na prawym nadgarstku, i spojrzała pytająco na Lizzie. – Tak? – Tak – odpowiedziała Lizzie. – To cudownie znowu mieć u boku moją mądrą przyjaciółkę. Czy podziękowałam ci dostatecznie gorąco za te wszystkie listy, które do mnie napisałaś? To dzięki tobie pozostałam przy zdrowych zmysłach. – Twoje listy też były rozkoszną lekturą, zwłaszcza zimą, gdy byłam wielka jak wieloryb, z Arthurem w środku. – No właśnie, jak on się miewa? Musi mieć… na Boga, czy ma już pięć miesięcy? Bardzo pragnę go zobaczyć. – Zatem musisz nas odwiedzić. Jest w tym cudownym wieku. – Lecz zarazem z jego powodu musisz pozostać na wsi. – Jest mi tam bardzo dobrze, a gdy sama urodzisz dzieci, także polubisz wiejskie życie. To o wiele zdrowsze dla maluchów.
Georgia uniknęła dalszej rozmowy o dzieciach, wstając, aby nałożyć szare jedwabne pantofle. Gdyby natura zadziałała, tak jak powinna, miałaby już dziecko, a gdyby to był chłopiec, zachowałaby niemal wszystko to, co utraciła w ostatnim okresie. Rezydencję w Londynie, Sansouci, Maybury Castle – na co najmniej kolejnych dwadzieścia lat. W pewnym momencie wyrwało się jej pytanie. – Dlaczego niektóre małżeństwa tak łatwo płodzą dzieci, może nawet zbyt łatwo, a inne pozostają bezdzietne? To takie niesprawiedliwe. – Taka jest wola boża. – Wobec tego, dlaczego Bóg ma takie życzenie? Lizzie wstała i objęła przyjaciółkę. – To dla mnie zbyt trudne pytanie, kochana. Lecz gdy ponownie wyjdziesz za mąż, na pewno będziesz miała potomstwo. – Oby nie za sprawą drugiego zwiastowania. – Georgio! – Po chwili Lizzie znowu ją uściskała. – Nic się nie zmieniłaś, co bardzo mnie cieszy. Oczywiście, jeśli ktoś pojawi się w twojej sypialni w anielskim przebraniu, powinnaś zachować najwyższą ostrożność. – Myślisz, że któryś z uwodzicieli już próbował tej sztuczki? „Ależ ojcze, to był anioł Gabriel”! Wszystkie trzy wybuchły śmiechem. Georgia nie przestała się promiennie uśmiechać, gdy wyszły z pokoju, aby stawić czoło przyjaciołom i wrogom. * Georgia zeszła schodami do holu, rozmawiając z Lizzie. Starała się być równie beztroska jak w przeszłości, co nie było łatwe, gdy wbijały się w nią spojrzenia wielu. Nawykła do bycia w centrum zainteresowania, lecz nie w taki sposób. Dla wielu gości było to pierwsze spotkanie z lady May od śmierci jej męża, więc wszyscy ją oceniali. I stwierdzali, że wygląda niewłaściwie? Czyżby oczekiwali, że wystąpi w żałobie albo w stonowanych szarych barwach? Zdała sobie sprawę z tego, że mimowolnie dotyka medalionu, więc opuściła rękę, ale pocieszała ją myśl, że Dickon jest przy niej. On zrozumiałby, dlaczego włożyła suknię w pawie pióra i na pewno zaaprobowałby jej wybór. Niech to wszyscy diabli, nie będzie płakała. Poszukała wzrokiem przyjaciół. Stał tam Harringay, który rozmawiał z Waveneyem, a ten z kolei należał do grona wielbicieli Georgii, lecz z tych zalotów mogło wyniknąć więcej kłopotów niż korzyści, jako że teraz był już żonaty. Babs Harringay musi być gdzieś w pobliżu. Zobaczyła księcia Bridgwatera, potencjalnego zalotnika. Wcale nie zwracał na nią uwagi, zapewne zajęty rozmową o kanałach. Pan Porterhouse uśmiechał się szeroko, więc odpowiedziała mu tym samym. Był jednym z najbardziej uprzejmych dworzan i zawsze można było na nim polegać. Dracy. Gdzie jest Dracy? Wyszedł im na spotkanie mąż Lizzie, życzliwie nastawiony do świata, lecz poza tym zupełnie zwyczajny mężczyzna. Ciepłym wzrokiem patrzył na żonę. Swoją żonę. Nie podziwiał eleganckiej sukni czy wyjątkowej urody, lecz po prostu ją. Czy Dickon chlubił się nią przede wszystkim ze względu na nią samą, czy też za modne ubrania…? Nie, musi odpędzić takie myśli. Zwłaszcza tu i teraz. Do licha, gdzie podziewa się Dracy? Omiotła wzrokiem hol, lecz bezskutecznie. Sama była zdumiona i trochę zła, że to dla niej takie ważne.
I wtedy zdała sobie sprawę z jednego: tak naprawdę to spodziewała się, że będzie na nią czekał, tak jak na schodach koło przystani, gotowy biec jej na spotkanie, być jej ostoją. A teraz… Boże, trzymała się jak najbliżej Torrismonde’ów niczym przerażone dziecko. Porterhouse konwersował z Berrisfordami, Waveney stał w towarzystwie żony. Tymczasem podeszła do niej Eloisa Cardross, ubrana w mocno wyciętą różową suknię. Uśmiechała się słodko. – Śliczny dom, prawda? – Uroczy – powiedziała Georgia. – Wspaniałe aranżacje kwiatowe. – Dziękuję. Eloisa rzuciła jej zdziwione spojrzenie. – Pomagałam siostrze układać kwiaty. Miło mi, że tak bardzo ci się podobają. Eloisa zrobiła taką minę, jakby chciała cofnąć słowa, które przed chwilą padły z jej ust. – Domyślam się, że brakuje ci własnego domu, którym mogłabyś samodzielnie zarządzać – powiedziała. Mógł być to wyraz współczucia, ale z pewnością intencja Eloisy była zupełnie inna. – Bardziej brakuje mi mojego męża. – Ale nie wątpię, że już ostrzysz sobie pazurki na następnego. – Tobie z kolei z pewnością nie brakuje apetytu na pierwszego małżonka – odparła Georgia. Wyszło bardziej uszczypliwie, niż zamierzała, ale było utrzymane w tym samym tonie co złośliwa uwaga Eloisy. – Z pewnością wybierzesz sobie któregoś z obecnych tu przystojniaków – dodała nieco słodszym głosem. – Jeśli zostawisz cokolwiek innym kobietom! – wypaliła Eloisa i odeszła. Georgia patrzyła za nią. Wiedziała, że Eloisa jest zawistna, lecz nie zdawała sobie sprawy z tego, ile ma w sobie jadu. Będzie musiała wyjechać z Thretford do miasta, i to jak najszybciej. Jak na złość w tym momencie przyplątał się Sellerby. – Moja najdroższa Georgia w pełnym rozkwicie. A może powinienem rzec: w pełnym upierzeniu? Nie mogła powstrzymać uśmiechu. Naprawdę potrafił być dowcipny. – Ciągnie swój do swego – odpowiedziała, podziwiając jego strój z liliowego jedwabiu. – Dziękuję, że przyjechałeś. Ale wiem, że przy pierwszej okazji czmychniesz, by dołączyć do polityków. – Nie, bo ty działasz na mnie jak magnetyt. – Jego oczy płonęły. Georgia musiała coś z tym zrobić. – Wiesz, że nie możesz mieć na mnie wyłączności. Chciałabym cię prosić, abyś okazał swoją atencję pannie Cardross, która chyba nie zna zbyt wielu obecnych tu osób. Być może pamiętasz ją, oboje byliście na kolacji w Herne. – Udało się jej opanować sytuację. – Jakże miałbym zwracać uwagę na inne osoby w twojej obecności? – mruknął, lecz był zbyt dobrze wychowany, aby okazać cokolwiek innego niż czysty zachwyt. Tymczasem przybył Bryght Malloren z małżonką, więc Georgia poszła, aby ich powitać, zastanawiając się, czy mogłaby w jakiś sposób skojarzyć Sellerby’ego i Eloisę. Ona była naprawdę piękna, co stanowiło dla niego niebagatelną zaletę, miała też pokaźny posag. Zapewne byłaby szczęśliwa z hrabią. Tak, Georgia mogła tu upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Lord Bryght miał tak naprawdę na imię Arcenbryght, które to imię Georgia uważała za zbyt ciężkie i poważne jak dla dziecka. Takie imię nosił jakiś średniowieczny książę czy ktoś taki. Ale teraz miał wystarczająco szerokie ramiona i plecy, aby je unieść. Był postawnym mężczyzną, wydawał się niedopasowany do swojej żony o imienu Portia, drobnej rudowłosej kobiety o przeciętnej urodzie i raczej pospolitym pochodzeniu. Mimo tych rozbieżności wydawali się bardzo w sobie zakochani. Naprawdę związki bywały bardzo dziwne.
Georgia poznała Portię Malloren dzięki swoim wizytom w Danae House, gdyż ona również była patronką, a zarazem szwagierką założycielki, markizy Rothgar. Nie znała jej zbyt dobrze, z mężem woleli życie na wsi, tak samo jak Torrismonde’owie, lecz stanowili dla Georgii bezpieczne towarzystwo. We trójkę rozmawiali na błahe tematy, takie jak pogoda czy prognozy dotyczące zbiorów, a chwilę potem dołączyli do nich Lizzie z mężem. Georgia przypuszczała, że Lizzie kręciła się w pobliżu, aby w razie czego służyć jej pomocą, lecz to Torrismonde pragnął przedyskutować kwestię budowy kanałów, a lord Bryght był powszechnie znanym zwolennikiem przedsięwzięcia Bridgwatera. Zaraz też obaj mężczyźni odeszli, aby porozmawiać z księciem. – Kanały, kanały, kanały – odezwała się lady Bryght, przewracając oczami. – O niczym innym nie słyszę. – Wydaje się, że to naprawdę ważna sprawa – powiedziała Lizzie. – I powoli zaczynają przynosić zyski, ale Bridgwater ma na ich punkcie obsesję. – Wszyscy mężczyźni mają swoje obsesje – stwierdziła Lizzie. – Ale kopanie kanałów wodnych wydaje się nieszkodliwe. O, widzę panią Wayworth. Wybaczcie mi, proszę. Georgia uśmiechnęła się do lady Bryght. – À propos obsesji, Lizzie i Maria Wayworth godzinami mogą rozmawiać o szklarniach i produkcji owoców tropikalnych. – Wyznam, że jestem zadowolona z moich sadów i krzewów. Żałuję, że mnie tam nie ma i nie mogę ich doglądać. – Więc mieszkacie teraz w mieście? – spytała życzliwie Georgia. – To do was niepodobne. – I wcale mnie to nie cieszy. Chaos polityczny fatalnie wpłynął na handel i giełdę, więc Bryght zdecydował, że musi być na miejscu i pilnować interesów Mallorenów. A ja byłam rozdarta, bo nie chcieliśmy ciągnąć dzieci do miasta. Skończyło się na tym, że zostawiłam je i przyjechałam z nim. Nie spodziewałam się, że tak długo będę poza domem. Dzieci. Kiedy ostatnio rozmawiały, lady Bryght miała tylko syna. – Proszę o wybaczenie. Niestety, nie jestem na bieżąco. Oczekiwała pani potomstwa… – Tak, urodziłam w czerwcu, gdy nie miała pani głowy do takich rzeczy. Jeszcze raz składam wyrazy szczerego współczucia. Portia napisała do niej, tak jak wszyscy przyjaciele i znajomi. Dostała górę listów. – Dziękuję. To był dla mnie trudny czas. Więc tym razem urodziła się córka czy syn? – Dziewczynka, Joanna, ma ciemne włosy po mężu zamiast moich marchewkowych. – Nie można oczekiwać, że druga rudowłosa istota będzie tak absorbująca. – Są rudzi i rudzi – odparła Portia. – Pani miedziany odcień jest śliczny. Georgia uśmiechnęła się i pomachała wachlarzem, nie chcąc zagłębiać się w ten temat. Włosy Portii Malloren miały barwę bliższą pomarańczy, a jej skórę dodatkowo pokrywały setki piegów. – A jak się miewa synek? – spytała grzecznie, miała jednak obawy, że przez cały wieczór będzie teraz słuchać tylko o dzieciach. Po kilku minutach opowieści o wspaniałym, mądrym i dobrym Francisie Mallorenie Georgia przeskoczyła na ich jedyny wspólny temat. – Czy podczas pobytu w mieście miała pani okazję odwiedzić Danae House? – Nie tyle okazję, ile obowiązek. Diana musiała wyjechać na północ, aby zająć się rozwiązaniem pewnych kłopotów, jakie pojawiły się w jej majątkach, więc kazała mi przyrzec, że raz na tydzień będę tam chodzić w jej zastępstwie na inspekcję. Gdyby nie to… – Spojrzała bystro na Georgię. – Czy mogłaby pani przejąć tę funkcję?
– Oczywiście – odpowiedziała Georgia, lecz zaraz się skrzywiła. – Tylko że utknęłam tutaj. – Dlaczego? – Ojciec twierdzi, że w Londynie jest niebezpiecznie. – Przyznam, że nadal jest niespokojnie, ale zamieszek już nie ma. Oczywiście mówię to również we własnym interesie. Gdyby mogła pani przejąć wizyty w Danae House do powrotu Diany, moglibyśmy wrócić do Candleford. Opóźnialiśmy wyjazd tylko ze względu na ten mój obowiązek. W rzeczywistości serce Georgii niemalże podskakiwało z radości. Oto doskonały powód, aby regularnie jeździć do miasta. A może nawet przenieść się tam na stałe? – A kiedy lady Rothgar wróci do Londynu? – spytała. – Nie wiadomo, jakie kłopoty zastała w swoich majątkach lub jak długo zajmie jej podróż. I to z dzieckiem! Sądzę jednak… ale nie będę jej krytykować. Wróci tak szybko, jak to będzie możliwe, bo przecież zostawiła Rothgara samego. To prawda, Rothgarowie niemal nigdy się nie rozstawali, jakby nie mogli bez siebie żyć. Czy i ona czuła to samo do Dickona? Tego nie potrafiła sobie przypomnieć. Dotknęła medalionu, przytłoczona poczuciem winy, jakby zdradziła męża. Zdała sobie sprawę z tego, że lady Bryght cały czas mówi o Danae House. – …jest tam dużo pracy. Takie mamy ciężkie czasy. Zupełnie jakby dobrobyt i pokój, jakie nastąpiły po wojnie, stały się przyczyną ubóstwa i bezrobocia. To takie niesprawiedliwe, ale… Ojej, nie powinnam tu rozmawiać o takich poważnych sprawach. Georgia miała nadzieję, że nie sprawiała wrażenia znudzonej. – Dlaczego nie? Większość mężczyzn debatuje o polityce. Albo o kanałach – dodała z uśmiechem. – Więc co z Danae House? – lady Bryght drążyła temat. – Czy jest szansa… Georgia podjęła decyzję. – Tak. Już wcześniej miałam oko na te sprawy z mojego domu w Chelsea, gdy w letnim sezonie większość patronek wyjeżdżała do swoich wiejskich majątków. Niestety, nikczemność i szaleństwo nie są zależne od pory roku. – Dziękuję serdecznie! – Przez moment Georgia obawiała się, że Portia ją uściska, tu gdzie stały, w centralnym holu. – Czuję się tak, jakby z moich barków spadło ogromne brzemię. A co do pór roku, miłość również zdarza się niezależnie od nich. – Tak samo jak gwałt – stwierdziła Georgia. – I letnie dramaty często dzieją się w wyniku wiosennej przemocy. – Niektóre dziewczęta schodzą na manowce wiedzione miłością, jak ta służąca, którą pani przyprowadziła. Dla takich jak ona mam wiele współczucia. To musi być bardzo trudne, czekać tyle lat, gdy miłość i pożądanie tętnią w żyłach gorącym płomieniem. Georgia próbowała znaleźć właściwe słowa, aby odpowiedzieć, zwłaszcza że lady Bryght spoglądała na męża takim tęsknym wzrokiem. – Z pewnością tak – odparła. Gdy miłość i pożądanie tętnią w żyłach gorącym płomieniem? Wiedziała, że nigdy nie czuła czegoś takiego wobec Dickona, nigdy nie rozpaczała z powodu rozstań, a teraz chciało się jej płakać. – Georgia! Odwróciła się z ulgą i zobaczyła korpulentną Babs Harringay, z podskakującymi ciemnymi lokami i ślicznymi dołeczkami w okrągłych policzkach. Serdecznie przywitała się z przyjaciółką i przedstawiła sobie obie panie, szczęśliwa, że może powrócić do normalnej rozmowy. Zresztą w ciągu kilku minut obie matki zaczęły mówić o dzieciach, ich urokach i psotach, ich karmieniu, ubraniach oraz tęsknocie za nimi,
gdy nie mogą być razem. Georgia przeprosiła je i odeszła, uśmiechając się. Witała kolejnych gości, lecz zarazem intensywnie rozglądała się, szukając Dracy’ego. Może za wszelką cenę unikał tematów związanych z opieką nad dziećmi. Przeszła z holu do sali recepcyjnej. Co kilka kroków zatrzymywała się, aby zamienić parę zdań z przyjaciółmi, poflirtować z chętnymi do tego dżentelmenami. Starała się jednocześnie ignorować przeszywające ją spojrzenia. Gdy już wszyscy oswoją się z faktem, że Georgia znowu jest taka sama jak kiedyś i nie popełnia grzechu nieczystości, będzie dobrze. Przypomniawszy sobie, gdzie po raz pierwszy spotkała Dracy’ego w Herne, wyszła na tylny taras. Niestety, żaden wyrzucony na brzeg marynarz nie pochylał się ponad balustradą, lecz przecież on nie miałby potrzeby, aby czynić to właśnie tutaj. Niski taras znajdował się ledwie cztery stopy ponad trawnikiem, a balustrada sięgała jedynie do bioder. Wróciła przez bibliotekę, którą przeznaczono do gry w karty, lecz wciąż nigdzie nie było go widać. Niemożliwe, żeby się wycofał. Mężczyzna taki jak on nie bał się niczego. A może dobrze ukrywał swój strach? Może obecni tu ludzie uważali ją za nieustraszoną, zresztą w przeszłości była to ocena jak najbardziej słuszna. Jednak teraz Georgia musiała przyznać, że czuje się co najmniej nieswojo. Nie uśmiechano się do niej tak samo ciepło, nikt nie wyrywał się, aby zaszczyciła go swoim towarzystwem. To nie był ten sam świat, który pamiętała. Ale oto zjawił się Beaufort! Podszedł do niej, cały rozpromieniony, zaspokajając jej dumę. Gdy całował dłoń Georgii, nawet się trochę zarumienił w taki ujmujący sposób. Po chwili dołączył do nich lord Everdon, może z intencją zabiegania o jej względy. Zaraz też podszedł kolejny zalotnik, książę Richmond. A więc już teraz skupiała na sobie uwagę dwóch książąt, mimo że jeden miał dopiero siedemnaście lat. Wszystko przebiegało, tak jak powinno. Pozwoliła Richmondowi zaprosić się do pierwszego tańca, formalnego menueta, głównie po to, aby podrażnić innych. Gdy weszła na parkiet, zobaczyła, jak Sellerby prosi Eloisę, więc może jej plan zaczynał działać. Gdyby jeszcze zjawił się Dracy, mogłaby uznać ten wieczór za naprawdę udany. Uśmiechnęła się do Richmonda. – To mój pierwszy taniec od roku, książę. Dziękuję za zaproszenie. Oblał się rumieńcem. – Cała przyjemność i zaszczyt po mojej stronie, lady May. Bez pani ten świat był nudny i smutny jak listopad. – To bardzo trafne stwierdzenie, książę. I bardzo miłe. Zaczerwienił się jeszcze bardziej. Rozległy się dźwięki muzyki i Georgia z radością zanurzyła się w spokojny taniec. Wiedziała, że perfekcyjnie wykonuje wszystkie kroki i ruchy. Bardzo z siebie zadowolona przyznała pierwszy ludowy taniec Beaufortowi, któremu ten honor mocno zakręcił w głowie. W tańcu przytupywała, machała rękami, obracała się i wciąż nie była w stanie przestać się uśmiechać. Lady May wróciła, a świat znowu wyglądał tak, jak powinien. Gdy taniec dobiegł końca, zobaczyła, jak zbliża się do niej Sellerby. Pomyślała, że będzie musiała z nim zatańczyć, lecz coraz bardziej niepokoiła się o Dracy’ego, więc wymówiła się z uśmiechem, przebąkując przeprosiny, po czym znowu wyruszyła na poszukiwania. W pewnym momencie natknęła się na swojego szwagra. – Czy lord Dracy już jest? – Dracy? – spytał Thretford. – A, ten marynarz, protegowany twojego ojca. Nie mam pojęcia, moja
droga. Może gdzieś zabłądził, przecież nie nawykł do nawigowania na stałym lądzie. Zarechotał z własnego dowcipu i poszedł powitać jakiegoś spóźnionego gościa. Nie był to jednak Dracy. Znowu obeszła cały dom, ale gdy wróciła do sali balowej, zobaczyła tam stojącego samotnie Sellerby’ego, który wciąż na nią czekał. Ujął jej dłoń. – Karmię mój wzrok widokiem lady May! Czasami wypowiadał się naprawdę niedorzecznie. – Zatem, czy oczy mają zęby, Sellerby? Parsknął śmiechem. – Mądra dziewczyna. Nie, mają tylko rzęsy, jak bicze. – Aby mnie rzęsiście wychłostać? Przestań już, to dziwna rozmowa. – Sama przeskoczyłaś od karmienia do zębów, droga Georgie, lecz zapewniam cię, że gdybym kiedykolwiek miał cię wychłostać, byłyby to bardzo delikatne razy. – Gdybyś miał mnie… – Kiedy będziesz moja. Ale chodźmy już, zaczyna się kolejny taniec. Te słowa, pełne władczej pewności siebie, wywołały w niej bunt. – Żałuję, ale musisz mi wybaczyć. Coś mi zaszkodziło… Pobiegła, jakby nagle potrzebowała skorzystać z toalety. Miała tylko nadzieję, że jej nagła ucieczka nie zwróciła niczyjej uwagi, gdyż mogło to wywołać kolejne plotki. Poszła korytarzem. Tymczasem nieduży dom wypełniało coraz więcej ludzi, w pomieszczeniach wzmagała się woń potu i perfum, co pogorszyło jej samopoczucie. Udała się na taras, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i uspokoić spanikowane serce, lecz zatrzymała się w miejscu niewidocznym z okien. W obecnym nastroju Sellerby mógłby kontynuować swe zaloty, a poza tym zaczynał zachowywać się bardzo dziwnie. Kiedyś uwielbiali tak się przekomarzać, ale chłosta? No i co miało oznaczać: Kiedy będziesz moja? Nigdy nie dała mu powodu, aby tak myślał. Ech, pewnie nie miał na myśli nic specjalnego, a ona przesadnie zareagowała, bo cały ten bal kosztował ją jednak sporo nerwów. Mimo że wszystko szło dobrze, nadal czuła się jak na cenzurowanym. W odpowiednim czasie wynagrodzi to Sellerby’emu. Na razie taras był pusty, więc mogła tu pozostać dłużej, oddychając rześkim powietrzem. Starała się odzyskać równowagę. Zapewne niedługo znajdzie ją tutaj jakiś adorator, a wtedy wróci na bal w dobrym towarzystwie i w świetnym humorze. W tym miejscu również aranżowała kwiaty, więc przyjrzała się swemu dziełu. W narożnikach ustawiono urny, a w nich wysokie białe kwiaty z różnobarwnym bluszczem. Blade kolory zawsze pasowały do wieczornych okazji, gdyż łapały światło, a po zachodzie słońca kolorowe kwiaty wyglądały szaro i smutno. Aby wzmocnić efekt, do każdej urny była przytwierdzona lampa z matowym kloszem. Prócz kręgów światła były też miejsca zupełnie ciemne, jak to, gdzie teraz stała, idealne na schadzkę. Niestety, ona sama nie mogła oczekiwać dziś żadnych schadzek, ani tutaj, ani w leżących poniżej ogrodach. Kolorowe latarnie w drzewach wyglądały urzekająco, lecz to już nie była jej zasługa. Winnie używała ich wcześniej, więc jej służący dobrze wiedzieli, gdzie je rozmieścić, także na stawie. Zapragnęła zobaczyć ten staw teraz, gdy nastawał mrok, więc przeszła na sam przód tarasu. Cudowny widok! Połyskujące światła za kolorowymi szybkami przypominały klejnoty leżące na czarnej satynie. Lecz gdzież się podziewają jej adoratorzy? Stała teraz na widoku, więc powinna być już otoczona gromadką mężczyzn. To przecież śmieszne. Richmond i Beaufort wiedzieli, że nie mogą liczyć na kolejny taniec tak szybko po pierwszym, a Sellerby był przekonany, iż źle się poczuła. Na pewno poprosił inną partnerkę. Gdyby
był tu Dracy… Przypomniała sobie o wonnym tytoniu. Chciała umieścić go w urnach, ale ogrodnik stwierdził, że ma tylko dwie zdrowe rośliny. Zastanawiała się, czy celowo uśmiercił pozostałe, ale nie miała sposobu, aby się tego dowiedzieć. Kazała mu postawić te dwie sztuki koło centralnych schodów wiodących do ogrodu. Podeszła do nich, lecz nie była w stanie wyczuć wyrazistego, słodkiego zapachu. Niech piekło pochłonie tego ogrodnika! Po chwili dobiegła ją bardzo delikatna woń. Położyła dłoń na niskiej balustradzie i ostrożnie się wychyliła. – Mam nadzieję, że nie ma pani zamiaru targnąć się na swoje życie, lady Maybury. Szybko wyprostowała plecy, lecz odwracała się bez pośpiechu, świadoma bijącego jej coraz szybciej serca. A więc przyjechał. Gdy stanęła twarzą do niego, jej serce pędziło już pełnym galopem. Boże, wyglądał naprawdę zachwycająco! Haftowane szare ubranie i upudrowana peruka w pewien sposób podkreślały jego siłę, która zdawała się tak daleka od jej modnego świata elity towarzyskiej. Nawet blizna, niezamaskowana i wyraźnie widoczna, nadająca jego twarzy cyniczny grymas, czyniła go jeszcze bardziej… Oddychaj, Georgio. Nie przestawaj oddychać…
Rozdział 13 Dracy zachował spokój, co nie było łatwe, gdy stał przed lady May w pełnej krasie. Wyglądała tak jak na tamtej miniaturze, lecz teraz była taka realna, majestatyczna, wspaniała. Najbardziej realistycznie wyglądały jej krągłe piersi, unoszące się nad sztywnym, haftowanym stanikiem sukni, który ledwie zakrywał sutki… Rozpostarty wachlarz z pawich piór uniósł się, by zasłonić mu ten widok. Uniósł wzrok. – Proszę o wybaczenie, lady Maybury, lecz ignorowanie takich cudów byłoby niewybaczalne. Ściągnęła usta, lecz zaraz roześmiała się, odsuwając wachlarz na bok. – Proszę patrzeć, ile dusza zapragnie, milordzie, lecz jeśli będzie pan równie odważnie pożerać wzrokiem inne damy, może pan tego pożałować. – Wątpię, by którakolwiek mogła się z tobą równać. – Dracy, ty chyba brałeś lekcje prawienia pochlebstw! – Tylko do użytku wobec innych dam. – Widzę, że szkoliłeś się także we wprawnym władaniu językiem. Ale nie w punktualności. Spóźniłeś się. – Zatrzymała mnie wizyta przyjaciela. Mocno go rozbawił mój widok w tak eleganckim stroju. – Przyjaciel ze służby na morzu? – Nie, z hrabstwa Devon. Prosiłem go, żeby pod moją nieobecność dopilnował majątku Dracy. Powiedział mi, że nie jest gorzej niż zazwyczaj. Zaśmiała się, jakby to był żart, lecz dokładnie takich słów użył Tom, zresztą z wymówką w głosie. Tom martwił się z powodu przedłużonego pobytu Dracy’ego w Londynie, a jeszcze większą troskę wzbudził w nim widok przyjaciela odzianego w wykwintny strój, wybierającego się na bal do siostry Georgii Maybury. Dracy zbył go, ale jutro będzie musiał z nim spokojnie porozmawiać. – Czyżbym wyczuwał wonny tytoń? – spytał. – Widzę, że nauczyłam czegoś twój nos! – Mój nos jest niezmiernie wdzięczny. Znowu zachichotała. Dobrze było ujrzeć ją w tak dobrym nastroju. Najwyraźniej bal przebiegał zgodnie z jej oczekiwaniami. Wobec tego dlaczego stoi sama na tarasie? – Matka przysłała mojej siostrze ziarna, lecz ogrodnik zasadził je w ciemnym kącie ogrodu. Chyba stracił węch. – Albo nie przebywa w ogrodzie, gdy robi się ciemno. – O tym nie pomyślałam. Kusi mnie, żeby go tu teraz wezwać. – Na pewno leży w łóżku i zasłużenie odpoczywa, aby wstać o świcie. Widocznie tego również nie wzięła pod uwagę. – Gdy my, po całonocnej zabawie, będziemy dopiero udawać się na spoczynek. Żyjemy w zupełnie innych światach, prawda? Pośród wielu rzeczy, które podobały mu się u Georgii, był sposób, w jaki jej bystry umysł chwytał jedną myśl i przeskakiwał ku następnej. Ktoś mógłby to uznać za roztrzepane gadulstwo, ale jej skojarzenia były zawsze bardzo sensowne. – Podczas służby na morzu rzadko leżymy w kojach – stwierdził. Mógł jeszcze dodać: Albo gdy
próbujemy postawić na nogi zrujnowany majątek. – Zatem teraz jesteś od tego daleki. Pozwolę ogrodnikowi wyspać się, zwłaszcza że zgodnie z poleceniem posadził przynajmniej jeden tytoń pod tarasem. Właśnie próbowałam to zobaczyć. – Mógłbym cię znowu podnieść. – Nie ośmielisz się! – Rzucasz mi wyzwanie? Uniosła podbródek. – Tak – powiedziała z dumną miną, lecz oczy jej promieniały. Zapewne chciała, być może nieświadomie, aby ją podniósł, dlatego zamiast to zrobić, sam wychylił się ponad balustradą. – Są tu jakieś dwa badyle. – Bo najpierw posadził je w złym miejscu i na pewno nie obchodził się z nimi zbyt łagodnie. Dracy się wyprostował. – Bardzo dba o to, by wszystko znajdowało się na właściwym miejscu. Najpierw ta klacz, teraz roślina. – A dlaczego nie? Rośliny w jednym miejscu rozkwitają, a w innym schną. – Naprawdę interesują cię ogrody? – Dom to domena kobiety, a ogród jeszcze go wzbogaca. Tylko nie wyobrażaj sobie, że na klęczkach grzebię gołymi rękami w ziemi, jak to czasami robi moja matka. Po prostu wydaję polecenia. – Jestem w stanie w to uwierzyć, ale że lady Hernescroft? Minęła schody i poszła dalej przez taras. – Wydaje mi się, że umieszczasz ludzi w bardzo wąskich kategoriach. – Staram się tego oduczyć. Twoja matka obiecała mi nasiona, a mój dom potrzebuje zmian, niestety nie mam żadnych tarasów. – To zbuduj je – powiedziała, jakby to było równie proste, co zasianie nasion. – Mam teraz inne wydatki. Łatwo było czytać w jej myślach. Zobaczył, że najpierw zdziwiła się, lecz zaraz przyjęła to jako element jego, jakże innego, świata. Dobrze że nie miał zbyt wielkich nadziei na uczynienie z niej pani domu w Dracy Manor. – A czy przy domu są rabatki? – spytała. – Nocą aromat kwiatów unosiłby się i wnikał do środka przez otwarte okna. – Może do sypialni. – Gdzie ty i ja leżelibyśmy szczęśliwi, spleceni w swoich ramionach. Może jego ton zdradzał myśli, gdyż rozłożyła wachlarz i poruszyła nim lekko. Typowy kobiecy odruch obronny, chociaż niezbyt skuteczny. – Jak wygląda dom w Dracy? Wyznał jej prawdę. – Zwykły dworek, mocno zaniedbany. Mój kuzyn wydawał pieniądze na swoją rezydencję w Londynie. – Głównie mieszkał w mieście, więc to rozsądne. – Ale nie powinien głównie tam spędzać czasu. Nie wtedy, gdy miał pod swoją pieczą majątek i dom wymagający naprawy. Zatrzymała się i spojrzała mu prosto w oczy. – Czy to krytyka mojej osoby i mojego męża, lordzie Dracy? Wcale nie miał takiej intencji, lecz była w tym cząstka prawdy. – Wydaje mi się, że poniekąd jesteś podobna pod tym względem do mojego kuzyna. Zdumiona otworzyła szeroko usta.
– Do Ceddiego Dracy’ego? Jeśli robisz takie porównania, mój panie… Zaśmiał się, unosząc rękę. – Tylko nie wyzywaj mnie na pojedynek. – Boże, to był bardzo niefortunny żart. – A dlaczego? Gdzie jest różnica? – Jak to gdzie? – Widzę, że naprawdę cię obraziłem. Z głębi serca przepraszam. Spotkałem mojego kuzyna tylko raz, od czasu gdy zacząłem pływać. – Twój kuzyn był fircykiem i lekkoduchem w najgorszym tego słowa znaczeniu. Mylił cenę z wartością i wydawał krocie na kosztowne szaleństwa. Brakowało mu dobrego smaku, elegancji i nie miał na tyle rozumu, by szukać porady u lepiej wyrobionych osób. – Niech to piekło pochłonie! Biedny Ceddie. Mógłbym mu nawet współczuć, gdyby nie doprowadził majątku do ruiny. Gdyby puścił pieniądze na obrazy lub rzeźby, może mógłbym je sprzedać, ale on kupował sobie ozdóbki i przyjaciół, którzy dziś nie są warci złamanego pensa. – Wyobrażam sobie. To musiało być przykre, przejąć takie dziedzictwo. Bezwiednie położyła dłoń na jego rękawie. Dracy musiał zwalczyć nagły przypływ pożądania. Którego doznał od dotyku przez rękaw. Lecz także od prawdziwej troski, jaką dojrzał w jej pięknych oczach, które spoglądały nań bez najmniejszego drgnienia. Poza tym te perfumy, te piersi… – Milordzie. – Zabrała rękę. Uniósł wzrok, wiedząc, że zdradził za dużo – swoje pożądanie, a może nawet głębsze uczucia. – Mam nadzieję, że nie wprowadziłam cię w błąd, mój panie, okazując szczere upodobanie do przebywania w twym towarzystwie. Mam też nadzieję, że jesteśmy przyjaciółmi, lecz nigdy nie będziemy dla siebie nikim więcej. – Nigdy? – spytał, próbując ukryć swoją reakcję. – Nigdy. I uwierz mi, że tak właśnie będzie. Jeśli to ma być dla ciebie zbyt trudne, nie będziemy mogli zostać nawet przyjaciółmi. Ja nie jestem Barbara Allen. To proste, szczere do bólu stwierdzenie trafiło w głąb jego duszy. Wiele pięknych kobiet uwielbiało miłosne podboje i kolekcjonowało złamane serca niczym trofea, jak to było z Barbarą Allen, opiewaną w pieśniach. Ale nie Georgia Maybury, która naprawdę zaczęłaby go unikać, gdyby uznała, że jego serce jest w niebezpieczeństwie. – A niech to – powiedział lekko – nie jestem typem człowieka, który umarłby w imię miłości, ale ty masz wyjątkową urodę i urzekającą osobowość, a ja nie potrafię wyobrazić sobie mężczyzny, przyjaciela czy wroga, który by nie reagował na takie przymioty. – Miałam nadzieję, że będziesz na to nieczuły – odparła niepewnie. – Może gdybym nosił opaskę na oczach – zakpił – a ty przestałabyś używać tych magicznych perfum? Przez chwilę w powietrzu wisiała cisza, lecz zaraz Georgia się roześmiała. – Więc wdychaj i podziwiaj – powiedziała, kręcąc głową. – Ale nie zakochaj się. Mam już nadmiar niechcianych adoratorów. Na zasadzie czystej przyjaźni zaryzykuję i zatańczę z tobą kolejny taniec. – Lubisz ryzyko, prawda? – Częstokroć – odrzekła i ruszyła pierwsza do domu, lekkim krokiem, z gracją i na pewno z uśmiechem. Poszedł za nią, spoglądając na jej przepiękną i niewątpliwie kosztowną suknię. Myślał o ich rozmowie. Inne światy i złamane serca.
Dlaczego w ogóle miał nadzieję? Przynajmniej przywrócił jej dobry nastrój. Wcześniej, kiedy przybył na bal i wszędzie szukał jej, słyszał różne plotki. Lady May jest zbyt piękna, co nie wyjdzie jej na dobre. I coś tam o jej mężu. Bez cienia wstydu. Przy całej uwadze, jaką poświęcali jej obecni na balu książęta, słyszał opinie, że teraz nikogo nie usidli. Szczególnie zaniepokoiło go słowo teraz. Zupełnie jakby skandal wyniknął w tych dniach, a nie przed rokiem. Gdzież są ci wszyscy książęta? Kiedy prowadził ją na parkiet, nie zauważył w pobliżu żadnego konkurenta. * Georgia dygnęła z nadzieją, że Dracy nie jest zbyt niewprawnym tancerzem. Musiała znaleźć pretekst, aby uciec z tarasu, zresztą prędzej czy później i tak musiałaby z nim zatańczyć. Była przygotowana na kolejną falę chichotów od swoich krytyków. Gdy wykonali pierwszy obrót, obrzuciła go jadowitym spojrzeniem. – To rzeczywiście marynarski matelot. Uśmiechnął się. – Umiem go świetnie odtańczyć, ale nie powinnaś lekceważyć oficera marynarki. Często jesteśmy zmuszeni wykonywać nasze obowiązki na brzegu. – Obejmują one również tańce? – spytała, obracając się w przeciwnym kierunku. – Uprzyjemniając życie lokalnym mieszkańcom. Zwłaszcza damom. A to drań! – Podobno po jednej w każdym porcie – stwierdziła, oddalając się w tańcu: dotykała dłoni mijanych dam i dżentelmenów. A niech to! Czy mógł odczytać ton jej wypowiedzi jako zazdrość? Była to raczej czysta irytacja. Dlaczego dzisiaj nikt nie był sobą? Zamiast zalecać się do znudzenia Sellerby wysuwał groźby, a Dracy wcale nie był zahukany i zmieszany, lecz elegancki, a nawet czarujący. Tańczył równie dobrze jak pozostali mężczyźni, co zostało zauważone przez większość kobiet. Nawet jeśli były zszokowane lub przerażone jego wyglądem, zwalczyły w sobie niechęć. Uśmiechały się, rumieniły, niektóre zbliżały się doń w tańcu bliżej, niż wymagały tego poszczególne figury. Georgia znała reputację tych kobiet i nie miała wątpliwości, że próbowały znaleźć sposób, aby zaciągnąć go do łóżka. A tymczasem ludzie krytykowali jej zachowanie jako nieobyczajne! Nie mogła być zazdrosna o mężczyznę, którego sama nie pragnęła, lecz mimo to w jej głowie dźwięczały słowa Dracy’ego i wynikające z nich implikacje. W pewnym momencie taniec znowu ich skojarzył. – Przypuszczam, że okręty niezbyt często stoją w portach. – Ale kiedy już zacumują – odparł rozbawiony – to przez wiele miesięcy. Jej napięcie jeszcze wzrosło, zobaczyła Sellerby’ego, który stał pod ścianą, spoglądając na nią zimnym wzrokiem. Boże! Najpierw wymówiła się złym samopoczuciem, żeby z nim nie tańczyć, a teraz wróciła z innym partnerem. Było to bardzo niegrzeczne. Jak mogła zachować się tak bezmyślnie? Gdy w kolejnej fazie tańca ponownie znaleźli się blisko, usłyszała jego pytanie: – Coś nie tak? – Nie, nic – odparła krótko. Gdy muzyka ucichła, znowu podszedł do niej.
– To nic nazywa się Sellerby? Gapił się na ciebie przez cały taniec. – To nieistotne. – Obraził cię? Wyglądał tak niebezpiecznie, że chwyciła go za rękę, lecz równie szybko ją puściła. Spoglądało na nią wiele osób. – To moja wina. Udawałam chorobę, gdy miałam z nim tańczyć. A wróciłam po to, aby zrobić to z tobą. Pozwolę mu zaprosić się do następnego tańca i przeproszę go z całą słodyczą, na jaką mnie stać. – I oczarujesz go, aż się rozchmurzy. – Georgia! – Na szczęście w tym momencie podeszła do nich Babs, lecz uwagę skupiała na Dracym, no i miała to roziskrzone spojrzenie. Georgia chciała go ostrzec, tylko przed czym? Babs to flirciara, która uwielbiała przystojnych mężczyzn, lecz była nieprzyzwoicie oddana mężowi, mimo że był krępym człowiekiem o krótkich nogach i twarzy buldoga. Sprawy małżeńskie wiecznie okazywały się takie irytujące. W każdym razie Dracy miał już doświadczenia z kobietami na całym świecie. Niech sam sobie radzi. – Lord Dracy, jak mniemam – powiedziała Babs z promiennymi oczami. – Witam panią, milady – odparł, lekko skłoniwszy głowę. – Wydaje mi się, że nie zostaliśmy sobie przedstawieni. – Ooo! Czyżbym właśnie dostała klapsa za niegrzeczność? Zapoznaj nas, Georgio. Chcę zatańczyć z tym władczym mężczyzną. Wbrew sobie Dracy sprawiał wrażenie rozbawionego, lecz Georgia miała ochotę wysłać Babs do wszystkich diabłów. Dokonała prezentacji, a po chwili spytała zimno: – Gdzie twój mąż? – Rozmawia o polityce – odrzekła Babs, nieczuła na chłód w głosie Georgii. – Twoja siostra i matka nękają mężczyzn, aby wypełniali swoje taneczne obowiązki. Powinnaś przejść się koło drzwi. Wyciągnęłabyś ich jak gwoździe magnesem. A ja uciekam z moją zdobyczą. Bab wzięła Dracy’ego pod rękę i odeszła. Może opierał się, ale niezbyt długo. Babs zapewne należała do tych kobiet, które naprawdę mu się podobały. Tańczył z nimi i flirtował w portach całego świata, a bez wątpienia robił z nimi dużo więcej. Marynarze cieszyli się złą sławą. – Co cię tak wzburzyło? Georgia odwróciła się i zobaczyła stojącą tuż obok Lizzie. – Mężczyźni, małżeństwo, w ogóle wszystko. – Biedactwo. Muszę z tobą porozmawiać. Ciekawe, o co jej chodzi? W głosie Lizzie brzmiała obawa, lecz właśnie w tym momencie zbliżył się Sellerby. Georgia obiecała mu następny taniec, lecz Lizzie była ważniejsza. Uśmiechnęła się do Sellerby’ego najsłodszym z uśmiechów. – Bardzo cię przepraszam, moja przyjaciółka mnie potrzebuje. Ale obiecuję, że mój następny taniec należy do ciebie. – Odwróciła się do Lizzie. – Chodźmy do mojego pokoju. Wyprowadziła Lizzie z sali balowej, po czym udały się do sypialni. – Lord Sellerby miał ochotę cię zamordować! – powiedziała Lizzie. – Miał powód. Ale ułagodzę go. Co się stało? – No właśnie, ciągle ten Sellerby. Przykro mi to mówić, ale on sugeruje, że jesteście zaręczeni i macie się pobrać. – Co? Niech go piekło pochłonie! – Georgia! – Tylko mnie nie strofuj. Dobre przekleństwo oczyszcza atmosferę. Już czuję się lepiej. Wrócę do
niego i wszystkiemu zaprzeczę. – To trudne, więc wymyśliłam mały plan. Gdy tylko znajdziemy się między ludźmi, powiem coś o tych zaręczynach, a ty okażesz swoje oburzenie. – Dziękuję ci. Sama nie wiem, jak przemówić mu do rozsądku! – On chyba nie kieruje się rozsądkiem, gdy chodzi o ciebie. – Potrzebny mu inny obiekt adoracji. Próbowałam nakierować go na Eloisę Cardross. – Czy miłością da się tak łatwo sterować? – On mnie nie kocha, w przeciwnym razie tak by mnie nie dręczył. – To bez sensu – stwierdziła Lizzie. – Właśnie dręczenie jest w naturze miłości. – Dickon nigdy mnie nie dręczył. – Bo nie miał takiej potrzeby. Oświadczył się i został przyjęty. – Ale dręczył mnie prezentami. Naprawdę, Lizzie, ten świat zupełnie oszalał! Ludzie myślą, że mogłam chodzić do łóżka z Vance’em. Teraz Sellerby wygaduje bzdury. Babs aż ślini się na widok Dracy’ego. – Babs lubi zabawiać się z przystojnymi herosami, ale wiesz, że jest całą duszą oddana Harringayowi. Lord Dracy to przystojniak, prawda? Ta jego blizna z początku szokuje, ale… potem już nie. – Jeśli zaczniesz z nim flirtować, będę wiedziała, że ziemia wyleciała ze swojej orbity. – Wydawałaś się bardzo szczęśliwa w jego towarzystwie. – Nie. Dracy ma wiele cennych zalet, ale jest niemożliwy. – Dlaczego? – Jest biedny, a jest baronem. Wiem, że to brzmi bardzo płytko, ale w takiej sytuacji nie mogłabym być szczęśliwsza, niż gdybym poślubiła biskupa. Lizzie się zaśmiała. – Muszę wyznać, że trudno sobie wyobrazić mniej prawdopodobną kandydatkę na żonę biskupa niż ty. – Więc sama widzisz. Muszę tam wrócić i zatańczyć z Sellerbym obiecany taniec. – Sądziłam, że wolałabyś go unikać. – Ale zachowałam się niezręcznie. Wcześniej odmówiłam mu tańca pod pretekstem złego samopoczucia. Widzisz, niepokoiłam się o lorda Dracy’ego. A potem wróciłam i tańczyłam właśnie z nim. – To niedobrze. – Więc teraz muszę z nim zatańczyć. Co za galimatias. Powiedz mi prawdę: co ludzie o mnie mówią? – Obserwują cię z wielkim zainteresowaniem. Wiem, że to dla ciebie dyskomfort, ale oni oceniają cię od nowa. – I to wszystko? – spytała Georgia, czując, że przyjaciółka coś przed nią ukrywa. Lizzie się skrzywiła. – Niektóre osoby uważają, że jeszcze powinnaś być w żałobie. – Mimo że minął już rok? Więc jak długo ma trwać moja żałoba? – Wiem, to nierozsądne, lecz pamiętaj, że nikt nie widział cię w żałobie. Lady May znikła, a teraz wróciła, taka sama jak kiedyś. – Nie pomyślałam o tym! Zrobiłam to, co moi rodzice uznali za najlepsze. – I pewnie tak było, ale ludzie potrzebują czasu. Gdy zobaczą cię pełną godności i opanowaną… – To znaczy nudną. Uważam, że to niesprawiedliwe. Dickon by tego nie chciał. – Samo mówienie nic nie daje. – A raczej: czyny mówią głośniej niż słowa. – Wszystko jedno. Powinnaś być bardziej ostrożna, kochana. Lizzie nie żartowała. Sytuacja rzeczywiście była bardzo poważna.
Georgia z westchnieniem zatęskniła za wolnością, za możliwością bycia sobą. Jednak teraz wszystko było stracone, gdyż nie miała syna. Wiedziała, że to nie jest dobry moment, ale musiała z kimś porozmawiać, a przecież Lizzie o świcie wróci do domu. Usiadła przed lustrem, jakby chciała poprawić sobie włosy. – Muszę wyjść za mąż, ale ciągle z niepokojem myślę o dzieciach. A jeśli to była moja wina? Mężczyźni pragną dziedzica, a ja chyba nie zniosłabym, gdybym znowu miała przynieść komuś rozczarowanie. – Równie dobrze to mogła być wina Dickona. Pomyśl o lady Emmersham. Przez dziesięć lat niepłodna jako pani Farraday, lecz gdy wyszła za Emmershama, urodziła w ciągu roku. – A nawet w ciągu siedmiu miesięcy – zauważyła Georgia. – Boże! – zawołała, odwróciwszy się do przyjaciółki. – Myślisz, że tak to zaplanowali? – Co zaplanowali? Że czekali do…? Georgia! – Nie krzycz na mnie. To ma sens. Emmersham potrzebuje dziedzica, a nawet jeśli za nią szalał, nie chciałby poślubić bezpłodnej kobiety. – Nie – powiedziała Lizzie. – No właśnie, więc… – Miałam na myśli to, że nie wolno ci tego zrobić. Nie wolno ci nawet pomyśleć o tym, aby wypróbować męża przed ślubem. Georgia nie zrobiła tego, ale teraz… – Jeśli nie zostanę brzemienna, nic nie stracę. – Nic? Stracisz honor i czystość. Nie wolno ci… – Przestań mi rozkazywać! To raczej potencjalny mąż mógłby mnie wypróbować. Pomyśl tylko, Lizzie. To lepsze niż małżeństwo, a potem comiesięczne wyczekiwanie. I comiesięczne rozczarowanie… Lizzie objęła przyjaciółkę. – Wiedziałam, że cię to gryzło, ale nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo. Ale ty nie możesz… Pomyśl tylko. Jeśli nie zostaniesz brzemienna z jednym mężczyzną, czy to będzie rozstrzygające? A jeśli nie, z iloma mężczyznami zechcesz zgrzeszyć i jak długo, zanim pogodzisz się z myślą o swojej niepłodności? Co za okropne słowo: „bezpłodność”. Wywinęła się z objęć przyjaciółki i zaczęła wygładzać suknię. – Nie wiem, lecz jeśli taki dzień nadejdzie, poślubię wdowca, który ma już dziedzica. Lord Everdon w zupełności wystarczy. Jest bogaty i ma podobne do moich upodobania, poza tym nie jest zbyt stary. Chyba nie przekroczył jeszcze trzydziestki. – Zanim to nastąpi, może ciebie już nie chcieć ani on, ani żaden inny mężczyzna. A ludzie dowiedzą się o twoich licznych związkach. Gdy znowu znajdziesz się w centrum skandali, to brzemię może się okazać zbyt ciężkie, abyś znalazła męża. – Wtedy całe życie będę skandalistką lady May, wolną jak ptak. Lecz z drugiej strony – dodała, jeszcze raz przeglądając się w lustrze – czy pawie kiedykolwiek są wolne? – Są znane ze swojej głupoty, a ty z pewnością taka nie jesteś. Lizzy była naprawdę przygnębiona, więc Georgia odwróciła się do przyjaciółki z przepraszającym uśmiechem. – Wiem, mam dziś szaleńczy i kapryśny nastrój. Nie przejmuj się, Lizzie. Nie mówię tego poważnie. Chodź, wracajmy na dół. Oprócz tego biedaka Sellerby’ego są tam ludzie, którzy złośliwie zinterpretują moją długą nieobecność.
Wślizgnęły się między gości, jakby właśnie wracały z toalety. Georgia rozejrzała się za Dracym, lecz nie było go w zasięgu wzroku. Pocieszała się, że Babs można zaufać, zresztą sama była winna taniec Sellerby’emu. Gdzie on jest? Tymczasem Stokesly zaprosił do tańca Lizzie i nagle Georgia została sama, bez narzucających się dookoła mężczyzn. Nie przypominała sobie, aby coś takiego miało miejsce w przeszłości. Nawet Sellerby trzymał się z daleka. Zobaczyła go po drugiej stronie sali – spoglądał na nią dziwnym, zimnym wzrokiem. Nie on jeden. Z wypiekami na policzkach podeszła do otwartych drzwi. Starała się wyglądać na niewzruszoną, lecz miała świadomość, że jest obserwowana. I że ludzie spoglądają na nią w nowy, nieprzyjemny sposób. Kiedy z uśmiechem skłoniła głowę w kierunku lady Landelle, ta ledwie dostrzegalnym ruchem odpowiedziała, ale zaraz szybko odwróciła wzrok. – Georgio, czyżbym miał aż tyle szczęścia, że odnalazłem cię wolną? Z wdzięcznością odwróciła się do lorda Harringaya. – Tak właśnie jest. – Świat oszalał, ale wyszło mi to na korzyść. Poprowadził ją na koniec szpaleru par ustawionych do tańca. Georgia nie przestawała się uśmiechać, lecz zarazem desperacko próbowała zrozumieć, co się dzieje. Ludzie traktowali ją o wiele chłodniej. A raczej więcej osób okazywało jej teraz chłód. Nawet we wzroku Richmonda widoczna była niepewność, gdy ich spojrzenia się spotkały. Ale dlaczego? Bo opuściła towarzystwo z Lizzie? Czyżby ludzie myśleli, że przebywała z jakimś mężczyzną? Zapragnęła konfrontacji, aby mogła rozwiać te niedorzeczne oskarżenia. Lecz mimo wszystko nadal uśmiechała się i tańczyła, jakby nie miała żadnych trosk. Gdy tylko muzyka ucichnie, znajdzie kogoś i wszystko wyjaśni. A może to tylko jej wyobraźnia? Bo oto zbliżył się do niej Sellerby. Z uśmiechem zaoferowała mu dłoń. – Oddałabym ci ten ostatni taniec, ale nigdzie cię nie widziałam. Za to następny należy do ciebie. – Twój dług wzrósł, Georgio. Teraz chcę głównego tańca. W tym przypadku wybór partnera powszechnie uznawano za bardzo znaczący, a Georgia przypomniała sobie ostrzeżenie Lizzie. – Wybacz, Sellerby, ale obiecałam go komuś innemu. Jego uśmiech zgasł. – Powinnaś zarezerwować go dla mnie. Niech go diabli, mówił naumyślnie głośno, aby słyszeli go najbliżej stojący goście. Jednakże Georgia bez wysiłku zrobiła zdumioną minę. – Dlaczegóż to? – Wiesz dlaczego. Moja droga Georgie, my… – My co, milordzie? – Wiem, że to jeszcze nieoficjalna, prywatna sprawa, ale… – Twoje prywatne sprawy mnie nie interesują, drogi panie! – To był błąd, nie powinna mówić tak ostrym tonem. Spróbowała załagodzić sytuację. – Chodźmy, zaczyna się nasz taniec. Skłonił się zimno. – Żałuję, ale obiecałem go komuś innemu. A więc uderzył w nią jej własnymi słowami. Dygnęła z uśmiechem.
– Szkoda. Może później. Odeszła, zachowując spokój, lecz gotowała się ze złości. Ze zwykłej sprawy zrobił scenę, a może wywołał tę zimną atmosferę swoimi kłamstwami. Czy teraz była już nie tylko nikczemną cudzołożnicą, ale i pozbawioną skrupułów uwodzicielką? – Dlaczego zawsze musisz robić sceny? – mruknęła do niej Winnie, która zjawiła się w pobliżu. Georgia rozłożyła wachlarz. – To wszystko wina lorda Sellerby’ego. – Skoro bawisz się z nim w kotka i myszkę… – Nigdy go nie zwodziłam, nawet w najmniejszym stopniu! – Wszyscy wiedzą, że był najważniejszym członkiem klubu twoich wielbicieli, a ty korespondowałaś z nim cały czas, gdy byłaś w żałobie i przebywałaś w Herne. – Skąd wiesz? – Millicent wspomniała coś o tym. Ukochana szwagierka, która jak żmija rozglądała się, szukając najmniejszego potknięcia Georgii, aby wysączyć swój jad. – Zdobyłam się na uprzejmość wobec niego, gdyż bronił mnie u matki Dickona. – Miała już dosyć tej rozmowy, a właśnie nadarzyła się sposobność ucieczki. – A, Porterhouse. Dziękuję ci! Porterhouse zamrugał niepewnie, gdyż jedynie przechodził obok, lecz był zbyt dobrze wychowany, aby jej odmówić, więc posłusznie poprowadził ją na parkiet. Był naprawdę dobrym, życzliwym człowiekiem. Nawet mogłaby go poślubić, gdyby tylko miał odpowiedni tytuł i duży majątek. Lecz w tym momencie zapewne nawet on nie chciałby jej za żonę. Czy wcześniej jedynie wyobrażała sobie ten panujący wokół niej chłód? Nie potrafiła sobie odpowiedzieć. W domu jej siostry, w obecności jej wpływowych rodziców, niewiele osób zdobyłoby się na otwartą niegrzeczność. Gdy wolnym krokiem szli na parkiet, Porterhouse odezwał się pierwszy. – Czuję, że powinienem cię ostrzec, lady Maybury. – Ostrzec mnie? Poprowadził ją na bok, gdzie akurat nikogo nie było. – Ludzie mówią różne rzeczy. – Niestety, ale już do tego przywykłam, przyjacielu. – Ale teraz wynikło coś nowego. Chodzi o list Vance’a. Ten, który podobno widziała stara dziedziczka lady Maybury. Georgia pomachała wachlarzem i uśmiechnęła się z wysiłkiem, lecz wiedziała, że nie może sobie pozwolić na łzy. – Stare opowieści i stare bzdury. – Georgio, któraś z obecnych tu osób twierdzi, że widziała ów list. Albo zna kogoś, kto go widział. Te pogłoski są mętne… – Jak to z pogłoskami bywa. Ale tu i teraz? – Georgia mimowolnie rozglądała się dookoła. – Kto je rozpowiada? – Nie wiem, może to nieprawda… – To musi być nieprawda. Taki list nie istniał. – Ale wiele osób wierzy w jego treść. Nie chcę zadawać ci bólu, moja droga, lecz uznałem, że powinnaś o tym wiedzieć. Obdarzyła go ciepłym uśmiechem.
– Dziękuję. Zapewniam cię, że między mną a Charnleyem Vance’em naprawdę nic nie było. – Jestem tego pewien – powiedział, lecz Georgia przypuszczała, że nawet on musiał mieć wątpliwości. – Wybacz, teraz muszę odszukać moją partnerkę do tańca wieczoru. Czy odprowadzić cię do matki? Miałaby podpierać ściany i poczuć się jeszcze bardziej wyobcowana? – Nie, dziękuję. Mam partnera do tańca. Skłonił się i odszedł, zostawiwszy Georgię samą, samotną, i to inaczej niż dotychczas. Ludzie uwierzyli w te niedorzeczne plotki, co oznaczało, że już wcześniej gotowi byli w nie uwierzyć. Nawet po roku większość elity towarzyskiej miała o niej jak najgorszą opinię. Musiała wrócić do miasta, odzyskać swoje życie, lecz teraz po raz pierwszy poczuła wątpliwości, czy miasto ją zaakceptuje. No i nie miała partnera na taniec wieczoru. Zamierzała ofiarować go Beaufortowi, lecz zobaczyła go w parze z Lucy Pomeroy. Richmond wyglądał na zachwyconego towarzystwem ślicznej panny Horstead, a Sellerby obserwował Georgię ze znaczącym uśmieszkiem. Czyżby chciał zaprosić ją do tańca jako partner ostatniej szansy? Wolałaby zjeść potłuczone szkło.
Rozdział 14 – To chyba nasz taniec, lady Maybury? Georgia odwróciła się i doznała ogromnej ulgi. Mimo to odezwała się do Dracy’ego z wyrzutem w głosie. – A, tu jesteś, milordzie. Już myślałam, że mnie zostawiłeś. – Przenigdy, lady Maybury. Przypomniała sobie, że nie powinna go zachęcać i łamać mu serca, lecz czuła się zbyt słabo, aby zrobić cokolwiek innego, niż tylko oprzeć się na jego ramieniu. Chciał poprowadzić ją na parkiet, ale zatrzymała go. W sali balowej uformowały się dwa rzędy. Sellerby właśnie zapraszał do tańca pannę Cranscourt, a owa dama, która była już w średnim wieku, zarumieniła się wdzięcznie. Georgia odczekała, aż zajęli miejsca w prawym rzędzie, po czym skierowała się z partnerem w lewą stronę. – Mamy unikać lorda Sellerby’ego? – spytał cicho Dracy. – Na całą wieczność. – Myślałem, że to twój faworyt. Nawet słyszałem wzmianki o zaręczynach. – On kłamie! – syknęła Georgia. – Pojedynek na szpady o świcie? – spytał z rozbawieniem, lecz zaraz spoważniał. – Proszę o wybaczenie. To było niezręczne porównanie. – Uwierz mi, że ukarałabym go, gdybym tylko mogła. – A więc pawie pióra o świcie. Postawiłbym na ciebie ostatniego szylinga. Podchodził do tego bardzo lekko, co ukoiło jej stargane nerwy. – To tak samo głupie, jak chłosta rzęsami. – Co takiego? W tym momencie musieli się rozdzielić i stanąć w rzędach naprzeciwko. W tej samej linii co Dracy stał Beaufort, nieco dalej Everdon. Jeszcze niedawno uznałaby taki układ za bardzo obiecujący, ale teraz była świadoma, że niemal wszyscy starannie unikają jej wzroku. Zabrzmiała muzyka, więc skupiła uwagę na Dracym. Tańczył znakomicie, był całkiem dobrze ubrany i miał rzadki dar stworzenia iluzji, że przy nim może się czuć bezpieczna. Zdumiała się, że mogła tak właśnie pomyśleć. Nie, Georgio. Nigdy nie byłabyś z nim szczęśliwa i jemu też nie dałabyś szczęścia. Straciłby cierpliwość do twojej frywolności i potrzeby obracania się w wielkim świecie. A ty odrzucałabyś każdą jego próbę ograniczenia twojej wolności i nie mogłabyś całe życie mieszkać na wsi. Zasługiwał na kogoś lepszego. A ona zasługiwała na lepszy los niż chłodne traktowanie ze strony tylu osób. Kiedy taniec dobiegł końca, wciąż się uśmiechała, lecz aż kipiała ze złości. Oczywiście Dracy to zauważył. – Czy pod tym uśmiechem zaciskasz zęby? Wszyscy już kierowali się na kolację, lecz Georgia czuła, że nie zdołałaby przełknąć ani kęsa. Czy Dracy usłyszał już tę opowieść o fałszywym liście? Od kogo? Ciekawe, czy potrafiłaby odnaleźć źródło tych jadowitych plotek. – Nie śpieszmy się na kolację – powiedziała. – Moglibyśmy na chwilę wyjść na taras. – Wyjedzą wszystkie najlepsze kąski.
– Jakoś to przeżyję. A ty? – Istnieje wiele rodzajów uczty – stwierdził i wyszedł z nią przez szeroko otwarte drzwi. Jednak ton tych słów natychmiast przypomniał jej o podjętych postanowieniach. Ostrzegała go, nawet bardziej dobitnie, niż odstraszyła Sellerby’ego, lecz obecna sytuacja mogła to zniszczyć. – Zmieniłam zdanie. – Odwróciła się, by podążyć za resztą gości. – Będzie pieczony homar. Chwycił ją za nadgarstek. – Powiedz mi o najnowszych plotkach. Miał ciepłą dłoń, trzymał ją za rękę tuż ponad żałobną bransoletą. Georgia odniosła dziwne wrażenie, że on i Dickon utworzyli przymierze w jej obronie. – Być może przyjaciel mógłby ci pomóc. Użył tego słowa celowo, aby miała świadomość, że on pamięta i doskonale rozumie jego znaczenie. Może sam zachował się podobnie, kiedy opowiadał o kobietach we wszystkich portach świata. Takie przechwałki nie były w jego stylu. Zapewne chciał, aby wiedziała, że była tylko jedną z wielu i nie musi zbytnio liczyć się z jego uczuciami. – Potrafisz żeglować po niebezpiecznych wodach – stwierdziła. – Mam nadzieję. – Rozluźnił chwyt. – Powiedz mi, co cię tak wzburzyło. Przeszła kawałek wzdłuż balustrady, aby nie słyszano jej z domu. – Czy słyszałeś o liście, który rzekomo widziała moja teściowa, wdowa dziedziczka lady Maybury? – Nie. Tak samo nic nie wiem o tej wdowie. – Pewnie w grudniu byłeś jeszcze na morzu. – Na lądzie, ale nie interesowałem się życiem arystokracji. – Mam na myśli wdowę, lady Maybury, matkę mojego męża. Zaakceptowała mnie jako żonę dla swego syna, ale była pewna, że Maybury i ja zamieszkamy w Maybury Castle pod jej nadzorem. Oczywiście od początku wybuchały między nami kłótnie, gdyż ja byłam nauczona prowadzić wspaniały dom i tego ode mnie oczekiwano. – I miałaś rację – odezwał się. – Wybacz. – Co mam ci wybaczyć? – Myślałem, że jesteś stworzona jedynie do zaznawania życiowych przyjemności. Nie przyszło mi do głowy, że mogłabyś czymkolwiek zarządzać, prowadzić dom. Oczywiście, że to robiłaś, i to bardzo dobrze. – Mam nadzieję. Doszłyśmy do pewnego porozumienia w kwestii zarządzania domem, ale gdy Dickon, mój mąż, osiągnął pełnoletniość, zapragnął opuścić rodzinne gniazdo i zamieszkać w mieście. Nie byłam temu niechętna, lecz w oczach jego matki to moja wina, mimo że wtedy sama mogłaby rządzić w zamku. Oczywiście przede wszystkim chciała rządzić Dickonem. – Rozumiem. Spojrzała na niego. – Pewnie zastanawiasz się, po co tyle mówię, ale to jest istotne. Jeszcze przed śmiercią mojego męża zdążyła mnie znielubić, ale gdy odszedł, stałam się niegodziwą jędzą z piekła rodem. – Zanim się odezwał, machnęła ręką. – Rozumiałam ją. Jej jedyne dziecko zostało zabite, więc musiała kogoś za to obwinić. A skoro krążyły te obrzydliwe plotki, dlaczego tym kimś nie miałabym być ja? Ujął jej dłoń. Nie protestowała. – Kiedy nowy lord Maybury przejął rządy, musiała opuścić zamek. Była to niezbyt głęboka rana, ale jednak bolesna. Zamieszkała w Cheltenham i jako główny cel swego życia obrała oznajmianie każdej napotkanej osobie, pisanie do wszystkich znajomych o mojej nikczemnej perfidii. Pisała nawet do mnie, lecz po pierwszym liście kazałam zatrzymywać następne, nie odsyłałam ich do nadawczyni. To jeszcze
bardziej pogłębiło jej cierpienia. – Jesteś niezwykłą kobietą, Georgio Maybury. – Moim zdaniem raczej niezwykle fatalną. Nie wiem, czy to celowe działanie, lecz z biegiem czasu jej opowieści wzbogacały się o coraz więcej pikantnych szczegółów. Wtedy o tym nie wiedziałam, lecz od rozsiewania pogłosek, że kusiłam mężczyzn, by zaspokoić swą grzeszną naturę, przeszła do ogłaszania wszem wobec, że wzięłam sobie Vance’a za kochanka, a potem spiskowałam z nim, aby pozbyć się mojego męża. Musiała przerwać, aby się uspokoić. – Pod koniec życia naprawdę przyćmiło jej umysł, zaczęła rozpowiadać odwiedzającym ją gościom, że widziała list od Vance’a, w którym to było opisane. Że nakłoniłam go do zabicia mego męża obietnicą wspólnej ucieczki wraz z rodowymi klejnotami rodziny Mayburych. Byłoby to niedorzeczne, gdyby aż tylu ludzi nie uwierzyło w te brednie. To się działo w grudniu. Sądziłam, że to szaleństwo umarło wraz z nią, a tymczasem dziś odżyło. – Jak? – spytał. – Ponoć ktoś z obecnych posiada ów list i chce go upublicznić. To by wyjaśniało, skąd pojawił się ten nagły chłód, lecz dlaczego komukolwiek zależałoby na rozpowiadaniu takich okropnych kłamstw? Dlaczego ktoś aż tak bardzo mnie nienawidzi? – Gdy uścisnął jej dłoń, zdała sobie sprawę z tego, że sama również trzyma go bardzo mocno. – To takie niesprawiedliwe. Jakże niskie i przyziemne… – Lecz prawdziwe. A zarazem niezasłużone i całkowicie nieuzasadnione. Jesteś pewna, że właśnie teraz ludzie o tym mówią? – Porterhouse powiedział mi wprost, dobra dusza. – Poczciwy człowiek. – Lecz ja nadal nie rozumiem dlaczego. Jaki ktoś może mieć w tym interes? – Upadek lady May. Z czystej zawiści, jak sądzę. I zapewne stoi za tym kobieta. Wiesz, że możemy ją odnaleźć. – Tak myślałam. Tu jest tylko około stu osób, wśród nich ona. Uśmiechnął się. – Mówiłem: co za niezwykła kobieta. – Bo chcę odnaleźć osobę, która źle mi życzy? – Bo w momencie ataku szybko przechodzisz do działania. – Nie doceniasz kobiet… Boże! Winnie mnie zabije, jeśli zrobię scenę. – Obronię cię. Czy masz jakiś pomysł, od kogo powinniśmy zacząć? – Mam trzy główne podejrzane. – Kogo? – Lady Waveney, lady North i panna Cardross. – Waveney – powtórzył. – On poświęcał ci dużo uwagi podczas kolacji w Herne, co mogło wyzwolić harpię w jego żonie. Panna Cardross nie może znieść, że mężczyźni ją ignorują, gdy jesteś w pobliżu. W okolicach swego domu na pewno jest w centrum zainteresowania. – Podobno nazywają ją Różą Gloucester. Lady North po prostu nie aprobuje moich szokujących zachowań. Gdy spojrzeć na to w taki sposób, wiele osób traktuje mnie jak nosicielkę ospy, która zaraża swoją perfidią cały światek towarzyski. Przygryzła wargę, by stłumić łzy, a on uniósł jej dłoń i przyłożył do niej ciepłe usta. – Nie poddawaj się, Georgio. Bądź silna. Bierzmy się do poszukiwań. Pozwoliła, by powoli obrócił ją w kierunku domu. – Ale jak?
– Będziemy szli po śladach. Czy masz tu prawdziwych przyjaciół, którzy mogliby pomóc? – Jeszcze niedawno powiedziałabym, że jest ich wielu, ale teraz nie mam już tej pewności. Państwo Torrismonde’owie i Harringayowie zawsze staną w mojej obronie. – A Porterhouse? – Może, ale nie sądzę, by chciał prowadzić z nami to śledztwo. Chciałabym powiedzieć, że do grona moich przyjaciół należą również Beaumont i Richmond, ale nie chcę ich stawiać w niezręcznej sytuacji. – Szóstka wystarczy. – Tylko co tak naprawdę mamy zrobić? Za nic nie chciałabym pogorszyć swego położenia. – Właśnie bezczynność może je pogorszyć, natomiast wykrycie sprawcy pozwoli powstrzymać eskalację nienawiści. – Eskalację… – Georgia wzdrygnęła się przed wejściem do domu. – Odwagi. Będziesz mogła decydować o każdym kolejnym ruchu, gdy tylko znajdziemy złoczyńcę. Rozejrzał się, po czym uniósł jej podbródek, aby ją pocałować. Prosty, krótki pocałunek. Niosący pociechę. Przyjacielski. Tylko dlaczego aż podkurczyła palce u stóp z błogiej przyjemności? Delikatnie odsunęła się od niego, wiedząc, że znowu może na niego liczyć. – Dziękuję ci. A więc ruszajmy na polowanie. * Dracy wszedł z Georgią do sali jadalnej, czujnie szukając jakiego tropu. Dostrzegł dziesiątki par odwracających się oczu, niektóre pełne chłodu, inne pogardy, jeszcze inne – rozbawienia połączonego ze wstrętem. Jednak nikt nie spoglądał na Georgię triumfalnie. A więc mieli do czynienia z przebiegłą diablicą. Wiedząc, co się dzieje, zaczął rozumieć niektóre zasłyszane słowa. Cały wieczór szeptano o Georgii, lecz zmiana w nastawieniu gości nastąpiła dopiero przed godziną. Przypomniał sobie, jak któryś z mężczyzn powiedział: „To, co dobre dla takiego człowieka jak Vance…”. Inny zachował się jak lady North i zastanawiał, czy towarzystwo lady Maybury było odpowiednie dla jego żony i córki. Dracy stał w jednej z grup, gdy Titus Cavenham stwierdził, że podobno przed samym pojedynkiem Vance przyznał, iż jest kochankiem Georgii. Cavenham był łajdakiem, ale w takiej kwestii nie ośmieliłby się kłamać. Ktoś inny zauważył, że słowa Vance’a nie mają nic wspólnego z prawdą, a więc Georgia wciąż ma sprzymierzeńców, jednak tamci mężczyźni z pewnością zapamiętali wypowiedź Cavenhama. Dracy obroniłby ją, gdyby wszyscy inni zawiedli, lecz musiał przyznać, że sam miał wątpliwości. Wierzył w dobroć Georgii, lecz naiwna i samowolna młoda żona mogła ulec sprytnemu mężczyźnie. Z opowiadań wynikało, że Vance nie był ani przebiegły, ani atrakcyjny, lecz Dracy znał kobiety, które ciągnęło do takich właśnie mężczyzn. A teraz nie dopuszczał do siebie myśli, że w tych plotkach tkwi choć ziarno prawdy. Lady May była niewinna, bezbronna, honorowa i osaczona, a on będzie stał u jej boku i zwalczał wrogów, nawet bez nadziei na jakąkolwiek nagrodę. – Nie widzę tu Harringayów ani Torrismonde’ów – powiedziała, rozglądając się. – Są jeszcze stoły na bocznym tarasie. Boczny taras był wąski, z donicami pełnymi kwiatów, markizami i lampami dającymi światło. Gdy
tylko tam wyszli, usłyszeli czyjeś wołanie: – Georgio! Głos dobiegł od stołu, przy którym siedziały trzy damy. Georgia ruszyła w tamtą stronę. Dracy wcześniej tańczył z czarnowłosą, korpulentną lady Harringay, został przedstawiony lady Torrismonde, pięknej damie o brązowych włosach i ciepłym uśmiechu. Drobną rudowłosą kobietą z licznymi piegami okazała się lady Bryght Malloren. W poprzednich tygodniach dowiedział się, że członkowie rodziny Mallorenów są bardzo wpływowi i należy się z nimi liczyć, lecz ta dama sprawiała wrażenie nieszkodliwej. Pomógł Georgii zająć miejsce i udał się na poszukiwanie jedzenia, szczególnie wyglądając homara. Gdy wrócił, trzech dżentelmenów siedziało przy swoich żonach. Znał już Harringaya i Torrismonde’a ze spotkań towarzyskich w mieście, lecz nie lorda Bryghta. Stanowił niezwykłe uzupełnienie żony, gdyż był wysoki, ciemnowłosy i równie onieśmielający co jego znakomity brat. Kiedyś markiz Rothgar pytał go o poglądy polityczne, co było dość nerwowym doświadczeniem dla człowieka niemającego pewności, która polityczna opcja jest mu najbliższa. Teraz Dracy zdziwił się, że lord Rothgar jest nieobecny, bawiąc się w mediację i politykę. Czy lord Bryght zastępował go? Nie wiadomo, gdyż w obecności dam mężczyźni unikali tematów politycznych. Czyżby kobiet rzeczywiście nie interesowały te sprawy? Spotykał wiele kobiet przejawiających żywe zainteresowanie polityką, a nawet rządzących całymi narodami. Caryca Katarzyna rządziła Rosją, cesarzowa Maria Teresa – Austrią, Węgrami i innymi krajami. Dracy był w pewnym afrykańskim państwie, gdzie panowała królowa. Bez polityki i spraw z nią powiązanych rozmowa dotyczyła plotek i błahostek, więc czekał, aż Georgia sama zdecyduje się w odpowiedniej chwili podjąć temat gnębiciela rozsiewającego kłamliwe wiadomości. Spostrzegł, że rozluźniła się, podczas żartobliwej rozmowy poczuła się jak ryba w wodzie, jak syrena przywrócona do morza. Była błyskotliwa, miała duże poczucie humoru, co chwilę rzucała dowcipne uwagi. Ta morska woda, pieniąca się, oświetlona blaskiem księżyca, była jej naturalnym środowiskiem. Wyciągnięcie jej z tej toni byłoby tak samo złe, jak zatrzymanie syreny w pułapce na lądzie, lecz Dracy nie był na tyle silny, by porzucić wszelką nadzieję, zwłaszcza gdy dookoła czaiło się tylu wrogów. Diabeł podpowiadał mu, że w majątku Dracy’ego Georgia byłaby bezpieczna. Tom i Annie zaprzyjaźniliby się z nią, a on sam by jej bronił. Razem uczyniliby z Dracy oazę spokoju, gdzie nie musiałaby bać się żadnego wroga.
Rozdział 15 Georgia odczekała, aż Mallorenowie odeszli, i dopiero wtedy zdecydowała się powiedzieć o swoich kłopotach. Być może oni też chcieliby jej pomóc, ale nie miała pewności, zwłaszcza co do reakcji lorda Bryghta. Mallorenowie zawsze rozgrywali własną grę. Nie było powodu, by angażować ich w jej osobiste problemy. Harringeyowie również wykonali ruch, jakby chcieli odejść, lecz wtedy Georgia zatrzymała ich. – Zostańcie na chwilę. Zapewne słyszeliście plotki o liście. Babs i jej mąż skrzywili się, zupełnie tak samo jak Torrismond, tylko Lizzie podjęła temat. – Jakim liście? – Nie chciałem cię martwić, kochanie – odezwał się jej mąż i opowiedział historię. – Co za podłość! W tym nie ma ani krzty prawdy. – Oczywiście – odpowiedział Torrismonde. – Ale niektórzy uwierzą w każdą pikantną historię. – Drapieżne hieny! – stwierdziła Lizzie. – Nie szkalujmy zwierząt – odparła Georgia. – Raczej szczury. Rozmawialiśmy o tym z lordem Dracym i chcielibyśmy odnaleźć tego szczura, tu i teraz. – Tu i teraz? – powtórzyła wystraszona Lizzie. Babs się nachyliła. – Uważam, że to doskonały pomysł. Ale jak? Odezwał się Dracy. – Georgia nie chce z tego robić wielkiej sprawy – zaczął cicho. – Pragnie tylko ostrzec złoczyńcę, że został wykryty. – Chcemy wyśledzić, od kogo pochodzi ta historia – potwierdziła Georgia. – Gdybyście mogli zwrócić się do osoby, która wam o tym powiedziała, i dowiedzieć się o źródło plotek, potem spytać kolejną osobę i tak dalej, zdołamy dojść po nitce do kłębka. Za godzinę spotkalibyśmy się na tarasie koło schodów, by wymienić się zdobytymi wiadomościami. – Ale ja nie chcę z nikim rozmawiać o takich okropnych rzeczach – zaprotestowała Lizzie. – Nie tchórz, Lizzie – powiedziała z naganą Babs. – Możesz głosić, że to niesłychana kłamliwa historia. – No tak. – Lizzie się wyprostowała. – To mogłabym zrobić. – Ale bez przesadnego oburzenia – podpowiedziała Georgia. – Nie chcę wywołać sceny ani popsuć balu w domu Winnie. A więc zgoda? Wszyscy przytaknęli. – Ale ty nie możesz brać w tym udziału – zauważył Dracy. – Nikt nie zechce z tobą rozmawiać na te tematy. Georgia chciała zaprotestować, lecz on miał rację. – Może ktoś ze mną zatańczy? Nie ty, Dracy. Nie dwa tańce pod rząd. To byłoby równoznaczne z ogłoszeniem zaręczyn. – Jestem chętny, jakby co – odparł z przymrużeniem oka. Wszyscy się roześmiali. Georgia jednak obawiała się, że nie mówił do końca żartobliwie. Torrismonde zaofiarował się być jej partnerem. Wszyscy wstali. – Darzbór! – zawołał Harringay na rozpoczęcie łowów. Babs natychmiast odciągnęła go, sycząc, aby zachowywał się bardziej dyskretnie. Georgia weszła do środka w towarzystwie trzech pozostałych osób,
naprawdę bała się powrotu między ludzi. Jak to się stało, że zwykły bal przekształcił się w takie piekło? Kiedy zbliżali się do parkietu, Dracy szepnął do niej: – Mogłabyś pomówić z Porterhousem. Powie ci, od kogo to usłyszał. Uśmiechnęła się. – Rozumiesz moją frustrację. Zaraz tak zrobię. Musieli się rozstać. Szybko zatęskniła za swą ostoją. * Dracy patrzył, jak Georgia i Torrismonde podchodzą do miejsca, gdzie Porterhouse siedział w towarzystwie dwóch dam. Sam nie miał kogo spytać o źródło wiadomości, gdyż jedynie przypadkowo podsłuchał kilka rozmów, lecz nikt nie zwrócił się do niego bezpośrednio, tak więc teraz przeszedł do salonu przeznaczonego na palarnię cygar. Było to główne miejsce intensywnych politycznych dyskusji, lecz niektórzy mężczyźni wykorzystywali je w celu, do jakiego było przeznaczone, więc mimo otwartych okien w powietrzu unosiły się kłęby dymu. Tytoń, pomyślał. Będzie go dręczył do końca życia, we wszystkich swoich formach, lecz palący mężczyźni dzielili się również najświeższymi plotkami. Ujrzał, jak Newcastle właśnie odchodzi od ojca Georgii, zostawiwszy hrabiego bez towarzystwa. To nawet lepiej. – Chciałbym zamienić z panem kilka słów, Hernescroft. – Oczywiście, Dracy. Zainteresowało pana nowe ministerstwo? – Skąd. Natomiast interesuje mnie pańska córka. Na pewno słyszał pan ostatnie pogłoski. Hrabia poczerwieniał. – Kolejny skandal, i do tego podczas balu w domu mojej starszej córki. Oczywiście nie ma w tym krzty prawdy. – Tak, ale mogłoby być ciekawe, gdybyśmy prześledzili wstecz drogę tej plotki aż do osoby, która rozsiewa te podłe kłamstwa, nie sądzi pan? Od kogo pan to usłyszał? – Od mojej żony – odparł Hernescroft. – Proszę ją spytać. Dracy podziękował i wyruszył na poszukiwanie hrabiny. Była w salonie, gdzie odpoczywała większość starszych pań. Dwie z nich spały. – Dojść do źródła? – spytała. – Świetny pomysł. Ja dowiedziałam się od córki, lady Thretford, ona od panny Cardross. Mam ją spytać, kto jej o tym powiedział? – Gdyby była pani tak miła, madame. – Ale serce tak się nie zachowuje. – Tak się zachowuje mój rozum. – Urwał i zdecydował się na szczerość. – Czy mógłbym się dowiedzieć, dlaczego jest pani za skojarzeniem małżeństwa pani córki ze mną? Na pewno Beaufort zapewniłby jej cichą przystań i bezpieczeństwo. – Ja tak nie uważam, poza tym jest jeszcze kwestia Fancy Free. – Jestem zdumiony, że interesuje panią taka błaha sprawa. – Nie jest błaha dla lorda Hernescrofta, a jego interesy dotyczą również mnie. Ledwie powstrzymał się od pytania: A czy interesy pani córki nie powinny być dla pani ważniejsze? Chyba nie potrafił do końca ukryć swoich myśli, gdyż lady Hernescroft dostrzegła jego emocje. – Musi się pan jeszcze dużo nauczyć, Dracy. W małżeństwie małe kompromisy często są o wiele skuteczniejsze od tych wielkich. – A gdy te wielkie są konieczne?
– To znaczy, że małżeństwo nie zostało właściwie dobrane. Uważa pan, że kompromisy między panem a Georgią byłyby wielkie? – Na pewno duże. Ona jest jak cieplarniana roślina, a ja w moim majątku nie mam ani jednej szklarni. – Za dwanaście tysięcy funtów można je wybudować. A wiele wypielęgnowanych roślin rośnie lepiej w bardziej naturalnych warunkach, jeśli zostaną odpowiednio zahartowane. – Jak, według pani, można zahartować pani córkę? Nie zareagowała na szorstki ton. – Powoli, lordzie Dracy. Bardzo powoli. Ale niech pan za bardzo nie zwleka, bo sezon wegetacji dobiegnie końca. Odeszła, a Dracy spoglądał za nią, zaciskając mocno zęby. Chciałby poślubić Georgię choćby tylko po to, by wyrwać ją ze szponów tej bezdusznej rodziny. Teraz mógł jedynie wytropić jej prześladowcę. Wrócił do palarni, gdzie – tak jak oczekiwał – usłyszał dwóch mężczyzn, wymieniających najnowsze plotki. – Jego własnymi słowami… A list ma być opublikowany i wystawiony na ekspozycji w drukarni Rope’a. – Przepraszam, mówicie panowie o liście dotyczącym lady Maybury? – wtrącił się. – Muszę was ostrzec, że to złośliwe wymysły, niemające oparcia w faktach. – Doprawdy? A skąd pan o tym wie? – Tak samo jak wy myślicie, iż wiecie, że to prawda. Ktoś mi powiedział. A czy mógłbym wiedzieć, kto wam powiedział? – Nie, jeśli to miałoby doprowadzić do rozlewu krwi. Dracy przypomniał sobie, aby się powstrzymać od uspokajającego uśmiechu. – Jestem bardzo spokojnym, pokojowo nastawionym człowiekiem, Morgan. Po prostu chcę się dowiedzieć, skąd wyrosły te chwasty. – Z niej samej, milordzie, z jej reputacji – odezwał się drugi z mężczyzn, Dormer. Dracy spojrzał na niego. – Jestem spokojny, ale nie będę stał bezczynnie w obliczu oszczerstw… – Powiedział mi o tym sir Quarles Cork – rzucił Morgan. Dracy się skłonił. – Dziękuję panom. – Natychmiast też wyruszył na poszukiwanie sir Quarlesa, którego zapamiętał jako młodego, otyłego i rubasznego mężczyznę. Jeśli trafił na właściwego człowieka, to był tu obecny jako sąsiad, a nie z powodów politycznych. Znalazł go w salonie karcianym i obserwował do chwili, aż zakończyło się kolejne rozdanie. – Czy można na słówko, sir Quarles? Byłbym bardzo wdzięczny. Cork zdziwił się, ale wstał i obaj odeszli na bok. – Nie będę panu przeszkadzał w grze, milordzie, ale próbuję ustalić źródło tego kłamstwa o liście napisanym przez niejakiego Vance’a. – Więc pan twierdzi, że to kłamstwo? Mnie przekazano to jako rzecz pewną i sprawdzoną… zaraz, od kogo? Już sobie przypomniałem. Od pięknej panny Pierce. Nawet pomyślałem sobie, że to dla niej dość gorący temat, no ale, oczywiście, wyrażała jedynie swoje bezbrzeżne zdumienie połączone z szokiem. – Oczywiście – odparł Dracy. – Bardzo dziękuję. Panna Pierce. To nic mu nie mówiło, poza tym nie wyobrażał sobie wypytywania jakiejś młodej damy, więc tymczasem postanowił odnaleźć Georgię. Tańczyła z lordem Bryghtem, co zapewne było dobrą taktyką, zważywszy na reputację Mallorena. Bez widocznego wysiłku sprawiała wrażenie swobodnej i zadowolonej, lecz Dracy miał ochotę przejść się
po sali balowej i zetrzeć te uśmieszki z ust obserwatorów. Zauważył lorda Sellerby’ego, który stał w towarzystwie dwóch starszych kobiet, lecz nieustannie spoglądał na Georgię. Już kiedyś stanął w jej obronie, więc można by było zwerbować go ponownie do tego zadania. Zaraz jednak sobie przypomniał, że Georgia próbowała go unikać, więc porzucił ten zamiar. Oby tylko on sam nie zadurzył się w Georgii tak jak Sellerby. Tamten potrzebował jednak kilku lat, aby zupełnie postradać rozum. Może Knowlton miał rację i Dracy powinien jak najszybciej uciekać do swojego majątku. Taniec kończył się, więc chciał podejść do Georgii, żeby powiedzieć jej o pannie Pierce, lecz zatrzymała go lady Hernescroft. – Eloisa Cardross twierdzi, że usłyszała tę historię od lady Waveney – oznajmiła i poszła dalej. Zdumiony Dracy zbliżył się do Georgii, która podziękowała Mallorenowi i się uśmiechnęła. Od razu poznał, że jest bardziej poirytowana niż wystraszona. – Coś już wiadomo? – spytała. – Mam dwa interesujące ślady, ale jeszcze nie udało się dojść po nitce do kłębka. Czy znasz pannę Pierce? – Oczywiście. Znajoma Grenville’a. Brunetka w jasnobłękitnej sukni, stoi tam, razem z matką. – Dla mnie za młoda, abym mógł podejść i ją zagadnąć. Powiedziała tę historyjkę sir Quarlesowi Corkowi. – Ja też mogłabym wpędzić ją w popłoch. Poproszę Lizzie – zdecydowała Georgia i oboje wyruszyli na jej poszukiwanie. – Twoja matka dotarła do lady Waveney. A co z Porterhousem? – Carlyon mu powiedział, więc nasłałam na niego Harringaya. Jestem przekonana, że złapiemy tego nędznego szczura. – Co napawa cię radością. Obdarzyła go kolejnym uśmiechem. – Tak. Zatańczysz ze mną? – A twoje paluszki są gotowe podjąć takie ryzyko? Zgodnie z jego intencją uśmiechnęła się na to wspomnienie wcześniejszej, frywolnej rozmowy, lecz gdy wrócili na parkiet, oprzytomniała. – Po tym tańcu porównamy nasze notatki. W jej oczach zapłonął tak ognisty blask, że musiał zareagować. – Tylko pamiętaj, bez rozlewu krwi. – Niestety, ale chciałabym ją zobaczyć. * Georgia tańczyła z Dracym świadoma, że to może być ich ostatni taniec. Świt był już niedaleko, a po balu on powinien wrócić do swojego majątku w Devon. Tak będzie najlepiej. Mimo to wiedziała, że będzie tęskniła za swoim przyjacielem. Gdy muzyka ucichła, wolnym krokiem przeszli na taras. – Więc… czy udało mi się uratować Fancy Free? – spytała. Spojrzał na nią pytająco. – Pamiętasz przecież. Jeśli miło spędzisz wieczór na balu, musisz przyjąć to, co mój ojciec zaproponował w zamian za konia. – A, o to chodzi. Z pewnością nie nudziłem się, więc obiecuję, że postaram się sprawić najlepiej, jak potrafię.
Mówił ostrożnie, zresztą jego oblicze także wyrażało pewną rezerwę. Właśnie podeszli do pozostałych przyjaciół. – Eloisa Cardross! – powiedziała im na powitanie Lizzie. – Nie myślałam, że upadnie aż tak nisko. – Jesteście pewni? – spytała Georgia, spoglądając po kolei na wszystkich. – Trzy tropy prowadzą prosto do niej – stwierdził Harringay. – Może nawet cztery – dodał Dracy. – Lady Hernescroft również słyszała to z jej ust. Co prawda panna Cardross wskazała jeszcze wcześniejsze źródło wiadomości, ale pamiętam, że lady Hernescroft użyła słowa: „Twierdzi”. I nie uwierzyła jej. – Moja matka jest bardzo bystra. – Panna Pierce też wie od niej – odezwała się Lizzie. – Wykazała się dużą pracowitością. Mam ochotę wyrwać jej z głowy wszystkie włosy! Georgia nie mogła powstrzymać śmiechu. – Kochana Lizzie, zazwyczaj jesteś z nas najspokojniejsza. – Ale nie w takiej sprawie. Co teraz zrobimy? – Rzucimy jej w twarz to wierutne kłamstwo – odparła Georgia. – Mimo wszystko trochę mi jej żal. – Tobie wszystkich żal! – zawołała Babs. – A jak usprawiedliwisz jej złośliwość? Georgia westchnęła. – Chciała spędzić wiosnę w mieście, lecz Millicent zażądała, aby dotrzymała jej towarzystwa w tym delikatnym czasie, więc tkwiła w Herne jak w pułapce, co jest wystarczające, aby każdego doprowadzić do zgorzknienia. A poza tym Millicent karmiła ją różnymi opowieściami na mój temat. – To nie jest wytłumaczenie – oburzyła się Babs. – No więc jak się z nią rozprawimy? – Na pewno nie my – zastrzegł Torrismonde. – Sześciu oskarżycieli śmiertelnie by ją wystraszyło. – Spojrzał na Georgię. – Dasz radę stanąć do takiej konfrontacji? – Nawet nie próbujcie mnie powstrzymać, ale będę potrzebowała wsparcia. – Pójdziemy razem – zaofiarował się Dracy. Georgia wiedziała, że powinna się sprzeciwić takiej stanowczej propozycji, ale rzeczywiście chciała go mieć u swego boku. – Możemy potrzebować obecności kilku dam, na wypadek gdyby dostała ataku szału – powiedziała Georgia. – Babs? Lizzie? – Oczywiście – zgodziła się Lizzie. – Ale gdzie mamy być? – W tym kłopot. Cały parter okupują goście zaproszeni na bal, a nie chcę wywołać publicznej sceny. Ciekawe, czy dałaby się nabrać na potajemną schadzkę. Na przykład w jej sypialni… – Nie zrobiłaby tego! – zaprotestowała Lizzie. – A według mnie to możliwe – odezwała się Babs. – Zrobiłaby wszystko, aby usidlić konkurenta z tytułem. Więc gdyby schadzka była z jakimś księciem… Georgia zakryła ręką usta. – To byłoby okrutne, ale sama sobie na to zasłużyła. Dobrze. Sfabrykujemy liścik miłosny, a potem Jane przekaże go zaufanemu lokajowi. Jeśli Eloisa wymknie się na górę, to ją mamy. – Którymi schodami? – spytał Harringay. – Nie wydaje mi się, by skorzystała ze schodów dla służby, ale są jeszcze dwie możliwości. – Spojrzała na dom. – Mój pokój jest tam, drugi z lewej, a jej sypialnia dwa okna dalej. Będzie musiała minąć moje drzwi. Zaczekam tam, a gdy chwyci przynętę, pomacham chustką przez okno. – To umysł wręcz stworzony do spisków – zadrwił Dracy. – Czy mam tam zaczekać? Georgia modliła się, by udało się jej powstrzymać rumieniec. – W mojej sypialni, drogi panie? Absolutnie nie. Możesz czekać tutaj ze wszystkimi. Szybko oddaliła się, w zasadzie uciekła. Przez moment jego pytanie zawisło w powietrzu niczym złote
jabłko pokusy. Była w połowie schodów, gdy zdała sobie sprawę z tego, że nie ma kartki, na której mogłaby napisać fałszywy list, więc udała się do gabinetu swego szwagra, w obawie, by nikt jej nie spostrzegł. Po krótkim poszukiwaniu w szufladach znalazła kilka czystych stron. Wyśliznęła się na korytarz z niemiłym poczuciem, że dokonała aktu kradzieży, i czym prędzej pognała do swego pokoju. W sypialni musiała zapalić świecę, zdenerwowana nie mogła sobie poradzić z hubką i krzesiwem. Gdy płomień wreszcie się uspokoił, usiadła, otworzyła kałamarz, przygotowała pióro i przez moment zastanawiała się, jak wygląda męskie pismo. Może jednak powinna zabrać ze sobą Dracy’ego, aby on to napisał. Nie dostawała wiele listów od mężczyzn. Kilka nagryzmolonych kartek od Dickona, gdy przebywali daleko od siebie. W formalnej korespondencji korzystała z pomocy sekretarza. Były jeszcze te długie listy od Sellerby’ego. Miał elegancki, zamaszysty charakter pisma. Sir Harry Sheldon kiedyś przysłał jej kilka miłosnych liścików. Pisał długimi pociągnięciami pióra, zużywając dużo inkaustu. Chwilę poćwiczyła na jednej z kartek, silniej przyciskając pióro do papieru. Uznała, że to wystarczy, i przyjemnością zaczęła pisać. Droga Pani Najjaśniejsza gwiazdo na niebieskim firmamencie, jestem zauroczony Pani urodą, dobrocią, powabem. Nie mogę znieść myśli, że miałbym opuścić ten dom, nie zamieniwszy z Panią choćby kilku słów. Lecz gdzie? Czy zechciałaby Pani uczynić mi ten zaszczyt, największy, o jakim może śnić każdy mężczyzna, i zaufać mi na kilka chwil w zaciszu swego pokoju? Już się dowiedziałem, który z nich Pani zajmuje. Proszę wybaczyć tę śmiałość, aniele mego serca. Georgia zerknęła na zegar. Dochodziło wpół do trzeciej. Będę czekał w pobliżu kwadrans przed trzecią, a gdy ujrzę, jak Pani wchodzi do pokoju, będę wiedział, że mogę mieć nadzieję. Pani najnowszy, najbardziej żarliwy wielbiciel, B. Zadowolona ze swego dzieła odczekała, aż atrament wyschnie, po czym starannie złożyła kartkę. Roztopiła trochę wosku, nakapała na papier i przycisnęła własną pieczęć. Szybko przesunęła ją, aby zamazać wizerunek, lecz taka pieczęć, nawet nieczytelna, wyglądała bardziej formalnie i robiła większe wrażenie. Potrząsnęła dzwoneczkiem i zaraz w pokoju zjawiła się Jane. – Czy coś się stało, milady? – Nie, za to ty wyglądasz tak, jakby przytrafiło ci się coś bardzo miłego. Jane zarumieniła się i poprawiła czepek. – Nie ma nic złego w odrobinie zabawy dla zabicia czasu. Czym mogę służyć, milady? Georgia wręczyła jej list. – Ma dotrzeć do panny Cardross, ale ona nie może wiedzieć, kto jest nadawcą. Czy jest tu lokaj, który potrafi trzymać język za zębami, przynajmniej przez pewien czas? – Charlie, milady. To dobry człowiek. – Świetnie. Poproś go, aby dyskretnie przekazał list pannie Cardross z zastrzeżeniem, że nie należy do jego obowiązków wyjawienie, kto mu go dał, może jedynie powiedzieć, że był to arystokrata. – Tak jest, milady, ale… czy pani szykuje jakiś figiel?
– To bardzo poważna sprawa, więc nie spraw mi zawodu. Później ci wszystko opowiem. Gdy Jane wyszła, Georgia zgasiła świecę i podeszła do okna. Iluminowany ogród wyglądał przepięknie, szczególnie światełka pływające po stawie. Ciekawiło ją, jak to jest zrobione. Widziała piątkę swoich przyjaciół stojących na tarasie, którzy rozmawiali w oczekiwaniu na rozwój wypadków. Było tam jeszcze kilka innych osób, ale cały czas grała muzyka do tańca. Bal powoli dobiegał końca, lecz i tak nikt nie zamierzał wracać do domu przed nastaniem świtu. Georgia stanęła przy drzwiach, nasłuchując kroków. Miała nadzieję, że Eloisa zaraz przyjdzie, gdyż potrzebowała wroga, z którym mogłaby odbyć walkę. Miała jednak świadomość, że szkód nie da się naprawić, jeśli Eloisa nie przyzna się do rozpowiadania złośliwych kłamstw. Georgia nie miała pewności, czy mogłaby to komukolwiek zrobić. Lecz oto ktoś nadchodził, minął jej drzwi, zaraz też otworzyły się i zamknęły drzwi w dalszej części korytarza. Podbiegła do okna, pomachała chustką, po czym wróciła do drzwi, aby je otworzyć. Poczekała na Dracy’ego, a gdy do niej dołączył, zapukała do pokoju Eloisy Cardross. Eloisa otworzyła je z zapałem, ale zaraz otworzyła szeroko usta, najwyraźniej skonsternowana. Georgia wkroczyła do środka. – Na słówko, Eloiso. – Co? Kto? Jestem niewinna! Georgia spojrzała na nią zaskoczona, ale szybko pojęła, że Eloisa obawiała się wykrycia schadzki. – Niewinna? – powtórzyła Georgia. – Mamy dowód, że podczas balu rozpowiadałaś o mnie złośliwe kłamstwa. – Co takiego? – krzyknęła Eloisa, ale nagła zmiana tematu kompletnie ją odmieniła. Nabrała pewności siebie. – Przyszłaś tu, aby udowodnić swoją niewinność? To nie przejdzie. – Jestem niewinna. Niczego nie zrobiłam. Wiem, że Millicent naopowiadała ci różnych rzeczy… – Bez tłumaczeń – przerwał jej Dracy. Miał rację, właśnie zamierzała stanąć w obronie Eloisy. Dracy przejął inicjatywę. – Panno Cardross, wiemy, że tego wieczoru umyślnie rozpowiadała pani kłamstwa o liście, który obciążałby lady Maybury, gdyby rzeczywiście istniał. Chcemy, aby naprawiła pani wyrządzone zło i wyjaśniła wszystkim, że to była pomyłka. Eloisa wbiła w niego ciężki wzrok, lecz po chwili się roześmiała. – Pana też nabrała, lordzie Dracy? Ja nie skłamałam ani słowem. – Odwróciła się w stronę szuflady, otworzyła ją i wyjęła rozłożony list. – Proszę, niech pan sobie przeczyta. Tak jak pan powiedział, faktycznie obciąża on lady Maybury i potwierdza jej ohydne dokonania.
Rozdział 16 Georgia wyrwała jej kartkę i szybko przebiegła wzrokiem obrzydliwy paszkwil. Mój drogi Jellicoe Piszę do Ciebie jako człowiek załamany, wygnany, pozbawiony pieniędzy i przyjaciół za sprawą machinacji jednej bezlitosnej kobiety. Wiesz, co mi obiecała? Że będziemy razem szczęśliwi i bogaci dzięki jej klejnotom. Jednak gdy pozbyłem się jej męża, wyśmiała moje nadzieje i napisała, że uwolniłem ją, aby mogła poślubić mężczyznę, którego naprawdę kocha. Ma wiosnę w swym imieniu, lecz lód w sercu. Czy z życzliwości do mnie mógłbyś przesłać mi jakieś fundusze do tutejszego banku Hartmanna? W przeciwnym razie będę musiał się zastrzelić. Vance – Same kłamstwa – powiedziała Georgia, gdy Dracy wziął od niej list. – Każde słowo to kłamstwo. – A mnie wydaje się autentyczny – odparła Eloisa z pogardliwym uśmieszkiem. Georgia musiała przyznać, że faktycznie list wyglądał na prawdziwy. Był trochę pognieciony, jakby odbył długą drogę i przeszedł przez wiele rąk. Dracy odwrócił kartkę, aby sprawdzić adres i miejsce nadania. – Wysłany z Kolonii, zaadresowany do majora Jellicoe’a. Georgia nie mogła nic wyczytać z jego twarzy. – Sama widzisz! – powiedziała Eloisa. – Ale to kłamstwa – zaprotestowała Georgia. Poczuła się tak, jakby uczestniczyła w najgorszym nocnym koszmarze. – Nie było żadnej umowy. W ogóle rzadko rozmawiałam z Charnleyem Vance’em! – Wiem o tym – odezwał się Dracy. – Albo Vance napisał list z jakichś własnych nikczemnych powodów, albo też pismo zostało sfabrykowane, aby ci zaszkodzić. – Sfabrykowany? Przez wdowę, moją teściową? – Georgia pokręciła głową. – Niemożliwe. Gdyby go miała, pokazałaby go. – Zatem nigdy go nie miała – stwierdził. – List jest prawdziwy – ucięła Eloisa – i dotyczy ciebie tak wyraziście, jakby było w nim napisane twoje imię. Jak długo jeszcze zamierzasz grać tę komedię? A niech to! Więc to ty podesłałaś mi ów liścik, aby mnie tu zwabić! Sama jesteś oszustką fałszującą listy, Georgio Maybury, zepsutą do szpiku kości. Georgia miała ochotę ją spoliczkować, lecz Eloisa najwyraźniej mówiła z pełnym przekonaniem o swojej racji, no i ten list… List był katastrofą. Teraz naprawdę była pogrążona. – Niech pani uważa na słowa, panno Cardross – powiedział Dracy. – List jest fałszerstwem, a rozpowszechniając jego treść, staje się pani wspólnikiem tego niegodziwego aktu. Triumfująca do tej chwili Eloisa poczuła się zagrożona. – Ja wcale nie… Ona… – Niegodziwy akt – powtórzył Dracy. – Kto dał pani ten list? – Nie wiem! – zawołała pobladła Eloisa. – Przyniósł go lokaj. – Koperta – zażądał. Podbiegła do szuflady i podała mu papier. Georgia wcale nie była zdumiona, że Eloisa się załamała. Dracy był bardzo poważny. Obejrzawszy obie strony kartki, podał ją Georgii.
– Rozpoznajesz charakter pisma? Przyjrzała się nazwisku na zewnątrz oraz krótkiemu zdaniu widniejącemu w środku: Wykorzystaj to według swego uznania, dla korzyści lub zguby. – To jest bardzo starannie napisane – powiedziała. – Jak w uczniowskim kajecie. – Dobry sposób na ukrycie charakteru pisma – stwierdził Dracy. Popatrzył na Eloisę, która pochlipywała w chusteczkę. – Niech pani sobie uświadomi, jak odniesie się do pani czynu rodzina Georgii. – Nie mów im, Georgio, proszę! – Chodźmy, lady Maybury. – Dracy wyprowadził ją z pokoju. Georgia usłyszała, jak Eloisa wybucha płaczem, lecz to nie poprawiło jej nastroju, nie przyniosło pocieszenia. – Nie mam jak się bronić! Wiem, że list jest fałszywy, ale inni wierzą w te kłamstwa. Dlatego widzą we mnie morderczynię mojego męża! Chwycił ją za ramiona. – Teraz nie możesz się poddać, zwłaszcza teraz. Zejdziemy, a ty będziesz lady May, z pogardą traktującą wszelkie podejrzenia. – Nie potrafię! – Nie ma rzeczy, której nie potrafilibyśmy zrobić, jeśli znajdziemy w sobie odwagę. Pamiętaj, jesteś niewinna. Patrzyła na niego uważnie. – Ty we mnie wierzysz? – Całkowicie. – Dlaczego? Prawie mnie nie znasz. Uśmiechnął się. – Znam cię wystarczająco dobrze, aby to wiedzieć. Wiedziałem, że jesteś honorowa, już przy naszym pierwszym spotkaniu. Przypomniała sobie. – Ach tak, w Herne. Owszem. To mnie podbudowało, wyzwanie było takie małe. – Więc niech cię teraz wyprostuje. Kto cię zna, ten wie, że wszystkie złośliwe plotki są kłamstwem. Zaśmiała się lekko. – Wobec tego zna mnie bardzo niewiele osób. – Kiedyś pewna mądra kobieta powiedziała mi, że nasze serce może umiłować tylko nielicznych. Zbyt szeroki krąg tworzy płytkie jezioro. – Co czyni świat elity towarzyskiej niewiele lepszym od kałuży błota. – Nabrała głęboko powietrza. – Dobrze. Znowu jestem sobą. Przynajmniej te lwy mnie nie zjedzą. – Szczury – poprawił. – W najgorszym razie tylko lekko podgryzą. – Chyba słyszałam o ludziach, których szczury powoli zagryzły na śmierć. Ale chodźmy. Lizzie i Babs czekały za zakrętem korytarza. – Co się wydarzyło? – spytała Babs. – Słyszeliśmy krzyki. Wyglądasz strasznie. – Tak, noszę w sobie strach. Eloisa nie wymyśliła tego listu. On istnieje i niestety wygląda na wiarygodny. – Oczywiście jest sfałszowany – powiedział Dracy, podając go Babs. Georgia chciała zaprotestować, ale stało się. – Fałszerstwo! – syknęła Lizzie. – To poważne przestępstwo. – Ale tylko gdy dotyczy fałszowania pieniędzy – powiedziała Babs, czytając list.
Georgia wróciła myślami do spotkania. – Ciekawe, dlaczego ona nie pokazała nikomu listu, a jedynie opowiadała o jego treści. – Nie śmiała – stwierdził Dracy. – Ona to taki szczur, który chciał zostać w cieniu. Widziałaś jej twarz, gdy wspomniałem o reakcji twojej rodziny? Georgia pamiętała ten widok i nawet poczuła coś na kształt współczucia, ale tylko przez moment. Lizzie także zapoznała się z treścią listu. – Och, Georgie, co teraz zrobisz? – Z jej miny wynikało, że myśli o ucieczce z kraju, a przynajmniej o szybkich przenosinach do Herne. – Dowiedzcie się, kto za tym stoi – powiedziała Georgia. – I przydepczcie szczura do ziemi. – Musisz spalić ten list – odezwała się Babs. – Powierzcie go mnie – poprosił Dracy. – To jest dowód. Nie dopuszczę, aby zaginął. Georgia pragnęła obrócić ów złowrogi papier w popiół, ale teraz nie chciała się sprzeczać. – Dobrze, a teraz wracajmy na dół, ale nie w tak dużej grupie. – Na pewno tego chcesz? – spytała Lizzie. – A co innego mam zrobić? Idźcie już. Gdy Lizzie i Babs odeszły, Georgia odwróciła się do Dracy’ego. – My też nie możemy zejść razem. – Tak, ale spotkajmy się na tarasie. – Nie powinnam. – Na oczach wszystkich. Nie możemy znowu iść razem do tańca, ale musimy omówić tę sprawę. A ja nie mogę zostawić cię na pożarcie szczurom. Zadrżała na samą myśl. – Dobrze. Więc za chwilę na tarasie. * Mając nową wiedzę, Georgia spodziewała się agresji pod swoim adresem, lecz to nie było w stylu elity towarzyskiej. Przeszła przez dom i wydostała się na taras bez najmniejszych zaczepek, niezauważona, jakby nie istniała. Zimne czy nawet gniewne spojrzenia przyniosłyby jej ulgę. Żałowała, że nie ma grubego wełnianego szala, mimo że mógłby zepsuć kompozycję jej sukni. Dracy już na nią czekał. – Czuję się tak, jakbym nie istniała. – Istniejesz dla mnie i dla swoich wiernych przyjaciół. – To bardzo mały świat. – Niech piekło pochłonie tego, kto za tym stoi! – Eloisa… – To nie ona, lecz nadawca listu, który wiedział, że ona tutaj nie będzie umiała powstrzymać się przed rozpowiadaniem jego treści. – O tym nie pomyślałam. – Spojrzała na pięknie rozświetlony dom. – Więc jest tu jeszcze jedna osoba, która mnie nienawidzi. Dlaczego? – spytała, odwracając się. – Dlaczego? Przysięgam, że celowo nigdy nikogo nie zraniłam. Ani nawet przypadkowo, o ile sobie dobrze przypominam. – Wierzę ci. Masz dobre serce. Czy mogę powalczyć w twojej sprawie? – Pojedynek? Nigdy! – Ależ skąd. Źle dobrałem słowa. Walczyć po to, aby oczyścić cię z zarzutów. Musimy odszukać nadawcę listu i jego twórcę, lecz przede wszystkim należy odnaleźć sir Charnleya Vance’a. Wtedy
wydostanę z niego prawdę. Uśmiechnęła się do niego smutno. – Mój drogi Dracy, już wiele osób próbowało go odnaleźć, lecz bezskutecznie. Może naprawdę zastrzelił się w Kolonii. – Nawet ciało da się odnaleźć. Kto mógłby znać jego charakter pisma? – Myślisz, że mógłbyś udowodnić fałszerstwo listu? – spytała z nadzieją. – Przecież jest fałszywy, więc dlaczego nie? – I został nadany z Kolonii? – Zapewne to także da się podrobić. – Coś przyszło mi do głowy… ale może to tylko życzenie, aby list okazał się falsyfikatem. – Powiedz mi. – Pismo jest trochę nierówne, ale sam język, dobrane zwroty wydają się bardziej wyszukane. Słabo znałam Vance’a, ale myślę, że nie wyrażałby swoich myśli takimi słowami. – Aha. Widzisz, teraz, gdy o tym wspomniałaś, przyznam ci rację. Trzeba odnaleźć tego majora Jellicoe’a i dowiedzieć się, czy Vance napisał do niego jakiś list. Znasz go? – Nie, ale on był sekundantem Vance’a podczas pojedynku. Miesiąc później jego pułk wypłynął do Indii. – W lipcu. – Wyjął list z kieszeni i przechylił, aby złapać trochę światła. – Tak myślałem. Datowany dziewiętnastego grudnia. – Vance uciekł z kraju kilka godzin po zabiciu mego męża, więc nie mógł wiedzieć, że Jellicoe opuścił Londyn. – Ta okoliczność sprzyja fałszerzowi. Kto jeszcze zna charakter pisma Vance’a? Intensywna rozmowa na ten konkretny temat pobudziła ją do myślenia. Zastanowiła się. – Sir Harry Shaldon był w tej samej grupie sportowej co Vance i mój mąż. – Więc odszukam Shaldona, a jeśli nie jego, to innych z tego światka. – Dracy, masz dużo pracy w swoim majątku, przyniesie ci więcej pożytku niż to szukanie wiatru w polu. Skąd twoje przekonanie, że jestem tego warta? – Bo znałem wiele rozwiązłych kobiet, a ty nie jesteś do nich podobna. – Może sprytnie się kamufluję? – Moja droga Georgio, czytam w tobie jak z otwartej księgi. – Naprawdę? – Nawet twój ojciec stwierdził, że jesteś uczciwa. – Tak? Kiedy to było? Odpowiedział z lekkim zażenowaniem. – Gdy rozmawialiśmy o twych licznych przymiotach. – Jestem zdumiona, że dostrzega we mnie jakieś przymioty. Dosyć tego – powiedziała tonem, który jej samej się nie spodobał. – Powinnam wrócić, ale tam zbytnio wieje chłodem. Przejdźmy się na skraj tarasu. Z mojego okna widziałam światła na stawie, wyglądały prześlicznie. Szedł obok niej. – Jeszcze dowiem się wszystkiego o tym pojedynku – powiedział. Georgia dotknęła żałobnej bransolety, zapragnęła mocniej niż kiedykolwiek wcześniej, aby Dickon właśnie teraz był przy niej. Co za bzdura! Gdyby tu był, obecna sytuacja nie miałaby miejsca. Ale teraz nie mogła rozmawiać o pojedynku, może już nie będzie w stanie poruszyć tego tematu. Zatrzymała się przy balustradzie, blisko stawu. – Stąd nie wyglądają już tak efektownie.
– Ale mimo to pięknie. Stał za nią, duży i silny, niczym strażnik broniący przed całym złem, które czaiło się w tym domu. Odniosła wrażenie, że część napięcia ustępuje, lecz mimo to nadal odczuwała wewnętrzną pustkę. Trzeba koniecznie udowodnić, że list jest falsyfikatem. I że ona jest niewinna. Nie zniosłaby, gdyby została pozbawiona wszystkiego, co kocha. – Świeczki kołyszą się na wodzie – odezwał się. – Ciekawe, jak są przymocowane. Może się przejdziemy i zobaczymy. Opuścić taras i odejść w ciemność? – Wcześniej padał deszcz – odpowiedziała. – Trawa będzie mokra. – Zanim jutro wstaniesz, służący zdążą już wszystko uprzątnąć. Pozwolisz, by wilgotny rąbek sukni powstrzymał cię przez oświeceniem? Rzucał jej wyzwanie. Kiedyś nawet by się nie zawahała… Więc i teraz nie będzie zwlekać. Staw był ledwie kilka stóp dalej. – I tak zapewne już nigdy nie włożę tej sukni. – Odwróciła się i zaczęła iść w kierunku niskich schodków. – Dwa razy to i tak o jeden raz za dużo. – Przykra strata – odpowiedział, idąc u jej boku. – Nie przyniosła mi dziś szczęścia. Widzisz, jaka to głupota dwa razy nosić okazałą suknię. – Plecy są pięknie haftowane. Zasługują na to, by być podziwiane. Krytykował jej ekstrawagancję, na co była przygotowana. To wystarczający dowód na to, że do siebie nie pasują. – Mogłabyś ją wywiesić jako dzieło sztuki – zauważył. – Byłoby to bardzo dziwne. – Ale ludzie wieszają gobeliny. – Więc tak zrobię – odparła, uniosła nieco spódnicę, aby zejść po niskich stopniach. – To znaczy wtedy, gdy będę miała domy wymagające dekoracji. Jednak ta trawa jest mokra. Poplamię sobie pantofle. – Czyżby to oznaczało, że pantofle wkładasz więcej niż jeden raz? – Ogarnął cię dziwny nastrój, Dracy. Ciemnoszary jedwab pasuje do wielu sukien. Wystarczy tylko zmienić klamerki i pantofle będą się nadawać. – A jakie klamerki masz dzisiaj? Uniosła rąbek i wystawiła stopę w kierunku światła. – Szafiry? – spytał. – Tylko szkiełka. – Osadzone w złocie. – To tombak! – ucięła, z trudem powstrzymując łzy. Ruszyła dalej w kierunku stawu. Miała już tego dosyć, zwłaszcza po takim wieczorze. Chciała, aby on był jej przyjacielem, a nie żeby z niej szydził, wypominając suknię i sprzączki przy pantoflach. Skupiła się na wodzie. – Drewniane łódeczki. Bardzo sprytne. Myślisz, że świeczki są przyklejone? – Ja bym je nadział na bolce i przywiązał. – Nawet mogłabym stworzyć bitwę morską. – Gdy będę miała cudowny dom i będę czynić przygotowania do przyjęć i balów. – Zapewne mogłabyś. Odwróciła się do niego. – Niby jak? – Po prostu bądź sobą. Heleno – dodał.
– Dostrzegam porównanie do Heleny Trojańskiej, nie trzeba mi tego wbijać młotkiem do głowy, ale wcale mi się to nie podoba. Ona przyczyniła się do śmierci tysiąca albo więcej mężczyzn. Ja jestem oskarżana o jedno zabójstwo. – Georgio. – Wziął ją za rękę, lecz się wyrwała. Zaraz tego pożałowała. – Wybacz mój nastrój – powiedziała z trudem. – To był męczący wieczór. Zaplanujmy bitwę na jeziorze. Wyglądał tak, jakby nie chciał ustąpić, ale też spojrzał na wodę. – Nie da się zrobić. Okręty musiałyby manewrować, a te są przymocowane w jednym miejscu. Pewnie przywiązali je do dna. – Można je uwolnić. – Wtedy będą bezładnie dryfować i się zderzać. To nie bitwa. Georgia spróbowała skupić się na tej kwestii. – Wobec tego można wykorzystać służących z długimi czarnymi żerdziami. Po jednym na okręt. Wystarczyłoby około dwudziestu, wszyscy ubrani na czarno, aby nie byli widoczni. – Dwudziestu służących – powtórzył. – Te ich tyczki będą sobie wchodzić w drogę. – A niech to… Więc może tylko popychaliby je i cofali żerdzie. – Jesteś bardzo pomysłowa. – Lubię takie rzeczy. Te małe okręty byłyby wykonane bardzo starannie w każdym szczególe, miałyby liny i żagle. Potrzebne jeszcze działa… Fajerwerki! Chwycił jej dłoń i odciągnął od wody. – Szalona kobieto, podpaliłabyś okolicę. – Ale byłoby wspaniałe widowisko! Czy zostaniesz moim marynarskim doradcą? Za późno, by cofnąć te słowa. – Musimy wracać – powiedziała szybko, zawracając ku schodkom. – Ludzie już pewnie gadają o moim zniknięciu w ciemności i interpretują to w najgorszy z możliwych sposób. Chyba dostrzegam korzyści mogące ze spazmów. Mogłyby wzbudzić współczucie. – Miałaś kiedyś coś takiego? – Nie. Podniosła lekko spódnicę i weszła dwa stopnie w górę, ale się zatrzymała. Thretford House jaśniał blaskiem świec, brzmiały dźwięki muzyki. Niektórzy goście ciągle tańczyli, inni rozmawiali. O niej. – O, tytoń – odezwał się za jej plecami. Odwróciła się. Stał o schodek niżej. Przypadkowo najbliższa lampa oświetlała jego lewy profil, ocieniając bliznę. Dotknęła szorstkiej skóry. – Jakież to tragiczne. Nakrył jej dłoń swoją. – Mogło być o wiele gorzej. – Ich spojrzenia się spotkały. – Georgio, co ty robisz? – Chyba daję się odurzyć temu tytoniowi. Pocałujesz mnie? – Dlaczego? – To jak zajrzeć w zęby darowanemu koniowi! – Dracy stał bez ruchu. – Bo tego chcę. – I to wystarczający powód? – Tak. – Ilu mężczyzn całowałaś?
Zastanowiła się. – Może dziesięciu. – A ile z tych pocałunków sprawiło ci przyjemność? – Po co tyle pytań? Jeśli nie chcesz… Objął ją i przyciągnął, aż przylgnęła do jego ciepłego, muskularnego ciała. Wciąż wpatrywał się w jej oczy, gdy przesunął rękę na jej kark, między ufryzowane włosy, przez chwilę poruszał palcami między lokami, by w końcu zniżyć usta do jej warg. Może dotyk, który poczuła, ją przestraszył. Odepchnęła go, lecz pocałował ją mimo wszystko, a pchnięcie utraciło całą moc. Przyciśnięta do męskiego ciała, do gorących, pożądliwych warg nie mogła nic zrobić, jedynie poddać się jego woli. I zupełnie opaść z sił. Jeszcze nigdy w życiu nikt nie całował jej w taki sposób. Najpierw poddała się, a potem zaczęła nieśmiało eksplorować – ustami, językiem, dłońmi wsuniętymi pod jego frak, sunącymi po gładkim jedwabiu kamizelki, z upodobaniem wyczuwając twarde, pełne energii mięśnie. Przeszedł ją dreszcz czystej przyjemności. Mogłaby robić to przez wieczność, jeszcze głębiej, goręcej, bez końca… Jednak to on przerwał pocałunek, ale wciąż ją trzymał w objęciach. Oddychał głęboko, opierając głowę na jej włosach. Znowu odsunęła się, tym razem, aby na niego popatrzyć. – Ani razu – powiedziała. – Co? – Nikogo tak nie całowałam, do dzisiaj. – A twój mąż… – Nie w taki sposób. Pogładził ją po twarzy. – Biedna Kirke. Biedny mąż. – Myślisz, że…? Nie. – Co? Wywinęła się z jego objęć, chociaż przez to poczuła chłód. – Taka głupia myśl – powiedziała, wygładzając suknię. Odwróciła wzrok. – Że takie pocałunki mogą mieć coś wspólnego z poczęciem. – Do poczęcia trzeba bardzo niewiele. To atawizm. – Odwrócił ją ku sobie. – Georgio, nigdy nie czyniłbym ci wyrzutów o bezpłodność. – Dracy, przestań! To się nie zdarzy. – Nie przyjmuję tego do wiadomości. Odwróciła się i pośpiesznie wspięła na schody. Była zła na siebie, że zapomniała o swoich postanowieniach i tak go zraniła. Gdy znaleźli się na tarasie, zmusiła się, by spojrzeć Dracy’emu prosto w oczy. – Ten pocałunek był cudowny. Jestem ci za niego bardzo wdzięczna, teraz wiem, czego jeszcze muszę szukać w moim przyszłym mężu. Ale ty nim nigdy nie będziesz. – Dlaczego? – Na jego bliźnie zalśniło światło świec. – Nic nas nie łączy. – Łączy nas bardzo dużo, a nie u każdego znajdziesz pocałunki, sama wiesz. – Na pewno nie są przypisane wyłącznie tobie – zaprotestowała. – Tobie i mnie. – Nie? Zastanów się dobrze nad tym, z czego rezygnujesz.
W tej nierealistycznej, magicznej chwili zastanowiła się… i ujrzała kolejną przeszkodę. – Byłoby to postrzegane jako przyznanie się do winy. – Oczywiście, że nie. – Nie? A z jakiego innego powodu lady May miałaby poślubić zubożałego barona? – Spostrzegła, że te okrutne słowa naprawdę go dotknęły. – W ten sposób jeszcze lepiej oczyścisz swe imię – odezwał się po chwili milczenia. Pokręciła głową, rozdarta między śmiechem a płaczem. – Dracy… Jak ty naprawdę masz na imię? Uśmiechnął się. – Humphrey. Znieruchomiała, kompletnie zaskoczona. – Muszę przyznać, że jest trochę niefortunne. – Gdy byłem chłopcem okrętowym, wołali na mnie Dzieciak. Byłem mały, ale urosłem. Od tej pory zostałem przy imieniu Dracy. Śmiech zwyciężył, chociaż pomieszany ze łzami. Oparła się o Dracy’ego i dała upust swemu rozbawieniu.
Rozdział 17 Dracy obejmował ją ramieniem, zdając sobie sprawę z tego, że to śmiech przez łzy. Nie mógł zrozumieć, dlaczego nie potrafi jednym mocnym uderzeniem zmieść brzemienia, jakie ona dźwiga na swych barkach. W prawdziwym życiu zdarzało się to nieczęsto, każdy musiał dźwigać swój krzyż. Jednak w jej wypadku krzyż był niezasłużenie za ciężki. Wiedział, że jakoś zdoła oczyścić jej imię, nawet jeśli Georgia dzięki temu zyska możliwość, by zostać księżną. Uspokoiła się i wydmuchała nos, spoglądając na Dracy’ego przepraszająco. – Jestem zaszczycony, że mogłem ci służyć za oparcie. – Przestań! Znowu mnie nakręcasz. Naprawdę musimy już wracać, ale nie chcę, aby było po mnie widać, że płakałam. Widać? Wystawiła twarz do światła, a on wykorzystał tę sposobność, aby uważnie się jej przyjrzeć. – Nie, ale widać już pierwszy brzask, z domu wychodzą ludzie, żeby to zobaczyć. Możemy do nich dołączyć, abyś nie musiała stawać w blasku świec. Rozejrzała się, oceniając sytuację. – Dobrze. Chyba widzę Harringayów. Rzeczywiście stali w rogu, częściowo ukryci za donicą. Gdy Dracy z Georgią podeszli, zobaczyli ich, złączonych w namiętnym pocałunku. – Szaleją za sobą – powiedziała Georgia. – To błogosławieństwo. – Czyżby? Nigdy nie odczuwać potrzeby bycia osobno? – To wygląda na bardzo piękny obrazek małżeństwa – stwierdził – chyba że stanie się obsesją. Zobaczyli Harringayów, którzy teraz uśmiechali się z czystej przyjemności, wcale niezawstydzeni faktem, że byli obserwowani. – Najlepszy sposób na powitanie nowego dnia – powiedziała Babs, lecz szybko oprzytomniała. – Jak się czujesz, Georgio? – Jestem gotowa powitać nowy dzień – odparła – chociaż bez większych nadziei, że będzie udany. Babs uściskała ją. – Wszystko będzie dobrze. Ale co chcesz zrobić? Czy myślisz, że panna Cardross odjedzie stąd? – Och! Może wcale nie odjedzie. Nie mogłabym przebywać z nią pod jednym dachem. – Jedź do miasta – zaproponowała Babs. – Możesz zamieszkać u nas. Dracy obserwował jej wewnętrzną walkę, ale wiedział, że nie wypada mu proponować Georgii wyjazdu do Devon. Czy rzeczywiście mogłaby zdecydować się na krok do jaskini lwa? Nie, do nory pełnej szczurów, poprawił się w myślach. Oczywiście. – Dobrze – powiedziała. – Już obiecałam Portii Malloren, że będę doglądać Danae House. Zamieszkam jednak w domu ojca. – Chyba tak będzie najlepiej – zgodziła się Babs. – Ale możemy się często odwiedzać. W mieście są też Arbuttowie, będziesz więc miała kilku innych przyjaciół. – Przygryzła wargę, wyrzuciwszy z siebie tę niefortunną uwagę, ale przynajmniej miała na tyle rozumu, by nie pogorszyć sprawy żałosnymi przeprosinami. – Torrismonde’owie już wyjechali. Lizzie cię szukała. – Oglądaliśmy te światła na stawie – powiedziała Georgia. – Bardzo pomysłowe. – Naprawdę? Chodź, kochany, musimy je zobaczyć.
Pociągnęła męża za sobą, a Georgia uśmiechnęła się smutno do Dracy’ego. Nie mógł się powstrzymać, wziął ją za rękę, splatając palce ich dłoni. Odwrócili się, aby popatrzeć na budzący się dzień, jak poświata na wschodniej stronie nabiera pomarańczowej, a potem różowej barwy. Powinna cofnąć rękę, ale zabrakło jej siły woli. Dobrze, że było się na czym skoncentrować, zyskała pewną anonimowość pośród obecnych na zewnątrz. Mężczyźni brali ją za rękę również w tańcu albo pod rękę, aby ją odprowadzić, także by złożyć pocałunek na jej dłoni. Jednak nie splatali palców w taki sposób, stanowczy i ciepły zarazem. Gdy sobie uświadomiła, że on niebawem odjedzie, odczuła przykrość, smutek, obawę, że oto zostanie sama i bezbronna. Kusiło ją, by gdzieś uciec, nawet wrócić do Herne, lecz właśnie to jeszcze bardziej pogrążyłoby ją w oczach całego świata. Musiała znaleźć w sobie odwagę, a to była w stanie zrobić. – Koniec nocy – odezwał się. – Zawsze mile widziany. – Noc też może obfitować w przyjemności, jak wiesz. Zerknęła na niego. – Tej nocy nie będzie więcej grzesznych czynów, milordzie. – Zapewniam cię, że potrafię być tak samo grzeszny również za dnia. Pokręciła głową. – Czyż gdzieś w Biblii nie jest napisane, że diabeł działa w samo południe? – spytał. – Jest napisane, że diabeł nigdy nie śpi. – Tak samo nie śpią jasne anioły. Przygryzła wargę. – Co takiego śmiesznego teraz powiedziałem? – To taki głupi dowcip o archaniele Gabrielu i zwiastowaniu. Ach… – Niebo rozświetlało się coraz bardziej. – Może anioły tańczą o świcie. – Może – przyznał. Po chwili poczuła na włosach delikatny pocałunek niczym muśnięcie anielskim skrzydłem. * Gdy słońce wstało na dobre, Georgia z Dracym celowo wrócili do domu w grupie wraz z resztą osób. Udało się jej uniknąć krytycznych komentarzy. Pod dom podjeżdżały kolejne karety, które zabierały ziewających gości. Niektórzy udawali się ku rzece, aby wykorzystać ostatnie chwile przypływu. – Czym jedziesz do domu? – spytała Georgia. – Przypłynąłem łodzią, ale zaproponowano mi miejsce w jednej z karet. Powinienem odszukać mojego dobroczyńcę. Georgia zamierzała pożegnać się z nim bez zbędnych uniesień, ale pomyślała, że nie wiadomo, czy jeszcze go zobaczy. Powiedział, że będzie dochodził prawdy o pojedynku, lecz mówił także o obowiązkach związanych ze swoim majątkiem, a teraz sprawa Fancy Free również zostanie załatwiona. – A, tu jesteście – powiedziała matka Georgii, podchodząc do nich. – Musimy porozmawiać. Na osobności. Georgia spojrzała na Dracy’ego przepraszająco. – Z panem również – dodała lady Hernescroft. Speszona Georgia weszła za matką do środka. – Nie wiem, jak mogliście jeszcze sprowokować ludzi do plotek. Nie chodzi tylko o te niedorzeczne historie o liście, widziano was w ogrodzie, jak się całowaliście!
Georgia poczerwieniała ze wstydu jak szesnastolatka, ale natychmiast odzyskała rezon. – Kto nas widział? – Eloisa Cardross. Która chętnie będzie o tym rozpowiadać. – Och… – Georgia ugryzła się w język, by nie zakląć. Jasne, że Eloisa będzie szukała sposobności, aby się odegrać. – Lady Hernescroft… – zaczął Dracy. Nie pozwoliła mu dokończyć. – Niech pan nie próbuje wziąć winy na siebie. Znam córkę. Jest na to tylko jedna rada. Ogłosimy, że było to przypieczętowanie waszego związku. – Co takiego?! – krzyknęła Georgia. Odwróciła się do Dracy’ego. Czyżby i on przyczynił się do skompromitowania jej, podobnie jak wcześniej Sellerby? Wyglądał jednak na równie zaskoczonego jak ona. – Lady Hernescroft… – spróbował ponownie. – Oczywiście nic nie musi z tego wyjść, ale wyjdzie na jaw, że wasz związek jest brany pod uwagę. – Zatem wkrótce zostanę tą, która porzuciła kochanka – zaprotestowała Georgia. – Nie, o ile sprawy pozostaną jako niezdecydowane. Zakładam, że pan odegra swoją rolę? – Będę służył lady Maybury w każdy sposób, jaki ona uzna za stosowny, milady. Te słowa udobruchały Georgię. Tak czy inaczej, nie mógł tego zaplanować. Sama poprosiła go o pocałunek. Nikogo innego nie mogła winić. – Dobrze, mamo. Chociaż wątpię, by wiele osób dało temu wiarę. – Wręcz przeciwnie – odparła z ponurą miną. No tak, przecież sama doszła do identycznego wniosku – światek towarzyski przyjmie wersję, że po zdemaskowaniu jej grzesznego występku przyjęła oświadczyny jedynego mężczyzny, który ją chciał. Miała ochotę chwycić pierwszą z brzegu wazę i cisnąć ją w lustro. Dracy ujął jej dłoń, ścisnął mocno, jakby ostrzegawczo, by unieść ją do swych ust. – To będzie ciekawa rozgrywka, lady Maybury. – I wielkie wyzwanie oraz kłopot dla pana, milordzie. – Wcale nie – odparł z uśmiechem. – Ale tak powinien pan to odczuwać. – Georgio – zganiła ja matka. Rozłożyła ręce. – Wygląda na to, że nie mam wyboru. Wobec tego powinniśmy dodać nieco koloru tej komedii, milordzie. Odprowadzę pana do karety. – Gdy tylko oddalili się od matki, Georgia dodała: – To nie mieści się w głowie! – Należało oczekiwać, że panna Cardross zechce się zemścić. – Tak, a ja nie cierpię głupoty. Nie uważam, abyś z tego powodu musiał zostać w mieście. Mogę odegrać rolę nieszczęsnej kobiety pod twoją nieobecność. – Pamiętaj, że nie potrafisz przekonująco kłamać. Mogę trochę zostać, a poza tym naprawdę chciałbym zbadać pochodzenie listu i dowiedzieć się czegoś więcej o pojedynku. Czuję, że od tego wszystko się zaczęło. – Oczywiście, że od tego – powiedziała zniecierpliwiona – ale nie ma już nic więcej do odkrycia. – Zobaczymy. Mam nadzieję, że powiesz mi wszystko, co wiesz. Nie cierpiała rozmawiać o pojedynku, gdyż to stawiało Dickona w bardzo niekorzystnym świetle. Głupie pijackie wybryki. – Mój brat, Perry, wie wszystko, co jest wiadome, gdyż wtedy sam badał sprawę. Zapewniam cię, że
jeśli on nie dokopał się do jakiegoś szczegółu, nie da się go wykryć. – Świeżym okiem często można zauważyć coś nowego, poza tym osoba z zewnątrz widzi rzeczy niewidoczne dla pozostałych. – Zatem z całego serca życzę ci powodzenia. Naprawdę bardzo bym chciała zostać oczyszczona z zarzutów. – Zdała sobie sprawę z tego, że bezwiednie obraca żałobną bransoletę. Przestała to robić. – Jeśli istnieje jakikolwiek sposób – powiedział – udowodnię fałszerstwo listu i znów będziesz cieszyła się opinią wiernej żony. I będę stał u twego boku. – Dracy, nie wolno ci… W tym momencie zbliżył się lokaj, aby powiadomić, że na lorda Dracy’ego już oczekuje kareta. Jeszcze raz ucałował dłoń Georgii. – Do następnego spotkania, lady May. Patrzyła za nim. Coraz mniej podobało się jej to przybrane imię. * Dracy wrócił do swojej kwatery w gospodzie Kot w Koronie niedaleko Strandu i położył się do łóżka. Zanim wstał, jak przystało na modnego arystokratę – przy dźwiękach południowych dzwonów, Tom Knowlton zdążył już wyjść do miasta i wrócić. Pokręcił głową z dezaprobatą, widząc, jak Dracy spożywa śniadanie o tak późnej porze. – Zrujnujesz sobie zdrowie – powiedział. – Zapewniam cię, że to nie jest moja rutynowa pora na pierwszy posiłek. Załatwiłeś swoje prawne sprawy? – Wszystko idzie dobrze – odparł Tom. Dracy przypuszczał, że głównym powodem podróży Toma był niepokój o przyjaciela. Prawnicy Knowltona urzędowali bowiem w Exeter. – Jak było na balu? – spytał Tom, siadając. – Nic specjalnego, tak jak na każdym innym – skłamał. Miał nadzieję, że Tom nie dowie się o najnowszym skandalu z udziałem Georgii. Przy odrobinie szczęścia wróci do Devon, zanim usłyszy gdzieś o sfingowanych zaręczynach. – Elegancki, nieduży dom, oświetlone ogrody, znośna kolacja. – A lady Maybury? – Wyglądała wspaniale w pawiej sukni. Ale głównie rozmawiano o polityce. Tom postrzegał politykę z perspektywy ziemianina osiadłego na wsi, głównie irytował się z powodu bałaganu w rządzie i parlamencie, więc ta kwestia skierowała rozmowę na bezpieczne tory. Gdy Dracy skończył śniadanie, wyszli na przechadzkę po dzielnicy St. James – wokół pałacu, po placu i parku. Obiad zjedli w karczmie, gdzie serwowano doskonałe a niedrogie mięsiwa, zasiadając przy długim stole w dobrej kompanii. Dracy od razu chciał się rzucić w wir działań mających na celu oczyszczenie Georgii z wszelkich zarzutów, lecz mimo to z przyjemnością spędził zwykły dzień w towarzystwie spokojnego Toma. Tak dalece zapomniał o tej sprawie, że aż podskoczył na dźwięk nazwiska Maybury, który doszedł z drugiego końca długiego stołu. Odwrócił się i zobaczył niechlujnie ubranego mężczyznę o ściągniętej twarzy. – Wróciła do swoich dawnych sztuczek. Albo dawne grzechy wróciły, żeby ją spalić. Co cię to obchodzi, stary capie? – Słyszałem, że to prawdziwa piękność – powiedział inny, młodszy mężczyzna. – Tak jak Dalila – odparł strach na wróble.
To zapoczątkowało debatę o atrakcyjności pięknych kobiet i zagrożeniach, jakie niosą. Dracy spostrzegł, że Tom spogląda na niego z bardzo wymowną miną. – Później – powiedział Dracy i by odwrócić uwagę, wspomniał o nowym typie łodzi do przewozu pasażerów i towarów, pływającej po Tamizie. Gdy opuścili karczmę i powoli wracali do zajazdu, Dracy w końcu przemówił. – To tylko kwestia tego, że ktoś podsyca stare plotki. Które i tak nie mają podstaw. Tom się nie odzywał. – Posłuchaj, to nieprawda. Możesz mi wierzyć. – Mój brat prawie ożenił się z Cyganką, przekonany, że będzie uczciwą, oddaną żoną. – Może właśnie taka by była. – Przed zawarciem związku ukradła mu srebrną zastawę. – No dobrze, rozumiem, co chcesz mi powiedzieć, ale do czasu tamtego pojedynku lady Maybury była szanowaną małżonką. Może trochę lekkomyślną, nawet figlarną, ale nie słyszałem, by ktokolwiek zarzucał jej zdradę. Kluczowym wydarzeniem był pojedynek, to od niego wszystko się zaczęło. Gdyby Maybury zabił się w wypadku podczas wyścigu powozów, ona straciłaby męża, domy, lecz pozostałaby tragicznie doświadczoną przez los wdową, a nie skandalistką. – Ale on się nie zabił w ten sposób – odparł Tom. – Został zabity w pojedynku przez mężczyznę, którzy rzekomo był jej kochankiem. – Tylko dlaczego? Dlaczego wszyscy dają temu wiarę? Gdyby… – Już miał powiedzieć „Annie”, lecz taka aluzja mogłaby dotknąć przyjaciela, zatem wybrał lady Swanton, cnotliwą żonę sąsiada z Devon. – Gdyby sir James Swanton zginął w pojedynku, co dla nas brzmi nieprawdopodobnie, czy ktokolwiek uwierzyłby, że walka odbyła się z powodu lady Swanton, a tym bardziej że wcześniej odbywała łóżkowe schadzki ze zwycięzcą? – Lady Swanton nie odgrywała spodenkowych ról w teatrze przy Drury Lane. – Naprawdę? Nie szkodzi, to nie jest to samo. – Może nie, ale sprzedawała pocałunki po gwinei. Istnieje możliwość, że osoby wierzące w te opowieści znają ją jednak lepiej niż ty. Sfrustrowany Dracy przeszedł na drugą stronę ulicy między dwoma wozami. Męska rola w teatrze. Sprzedawane pocałunki. Ona naprawdę potrzebowała twardej ręki… Jednak nie chciał być jej nadzorcą. Pragnął zostać jej kochankiem. Kiedy szedł Crock Lane, przypomniał sobie swoje własne słowa, że świeże oko potrafi dostrzec nowe rzeczy. – Tom, ten pojedynek był tak samo dziwny i nieprawdopodobny jak czysto hipotetyczna walka na śmierć i życie z udziałem naszego sir Jamesa Swantona. Wywiązał się ze sporu o umiejętności Maybury’ego powożenia dużym zaprzęgiem, ale pogłoski o tym, że dotyczył lady Maybury, zaczęły się roznosić od samego początku. Muszę się dowiedzieć dlaczego. Tom pokręcił głową. – Dałeś się otumanić. Wracaj ze mną do Devon i zapomnij o niej. – Przyjacielu, wcale nie dałem się otumanić – skłamał Dracy. – Mam tu jeszcze do załatwienia parę spraw, ale niedługo wrócę, najpóźniej za dwa tygodnie. – Kazałbym ci przysiąc, gdybym miał pewność, że dotrzymasz słowa. Dwa tygodnie, a już teraz przebywał poza domem prawie tyle czasu. Nie mógł bez końca zaniedbywać domu, był jego najważniejszym obowiązkiem. – Więc dam ci takie słowo. Obiecuję, że w ciągu dwóch tygodni wrócę do Dracy.
– Cieszę się. Zuch chłopak. Dracy parsknął śmiechem. – Zabrzmiało to tak, jakby twój przyjaciel przysiągł wieczną abstynencję od dżinu. Zapewniam cię, że panuję nad swoim rozumem i apetytem. To zrodziło kolejne pytanie. Mężczyźni zachowują się lekkomyślnie, gdy są pijani, ale dlaczego tamten pojedynek odbył się, gdy wszyscy zdążyli już wytrzeźwieć? Nie chciał już jednak niepokoić Toma swoimi przemyśleniami. – Szkoda siedzieć przy kominku w ostatni wieczór twojego pobytu w mieście – powiedział. – W gospodzie Pod Skosem jest wieczorem pokaz akrobatów i inne atrakcje, podają też przednie piwo. Nazajutrz w mieście miała się pojawić Georgia, a Dracy mimo wszystko cieszył się, że do tej pory Tom już wyruszy w drogę powrotną do zachodniej Anglii.
Rozdział 18 Georgia weszła na pokład płynącej do miasta łodzi z myślą, że jeszcze kilka dni temu czuła się taka szczęśliwa. Teraz czekała ją próba odwagi. Matka już poprzedniego dnia przeniosła się do Londynu, aby rozpocząć batalię na rzecz przeciwdziałania nowemu skandalowi, więc Georgii towarzyszyli tylko Jane oraz jeden z lokajów. Dracy miał czekać na nich koło przystani wraz z tragarzami i lektyką, będzie miała wystarczająca eskortę. Nie obawiała się jednak ataku wzburzonego tłumu na ulicy. Chyba że światek towarzyski można uznać za taki motłoch. Gdy łódź ruszyła z biegiem rzeki, po raz kolejny powtórzyła w myślach, że nie ma wyboru. Nie mogła zostać w domu Winnie, nawet gdyby chciała, podczas gdy przebywała tam Eloisa Cardross. Mogłaby zrobić coś, czego później by żałowała. Chociaż udało się jej dokonać małej zemsty. Eloisa próbowała dołączyć do pań, które wybierały się do miasta, lecz w tej kwestii Georgia i jej matka mówiły jednym głosem. Mogła sobie robić, co dusza zapragnie, ale nie będzie dla niej miejsca w Hernescroft House przy Piccadilly. Z pewnością od razu pójdą listy do Millicent przebywającej w Herne, skąd nadejdą wyrzuty i pretensje, lecz taką korespondencję z daleka łatwo można zignorować. Czego nie da się zastosować w przypadku nikczemnie kłamliwych listów z Kolonii. Wciąż zadawała sobie pytanie: kto nienawidzi jej do tego stopnia, by zdobyć się na tak podłą intrygę? I jaki może być kolejny krok? Mimo wiszącej nad nią groźby musiała przyjechać do miasta. W przeciwnym razie nie pozostałoby nic innego, niż przyjąć porażkę i skazać się na wieczne odosobnienie. Nigdy! Sprawiedliwość musi zwyciężyć. Ale nawet rzeka płynęła dziś leniwie, jakby niechętnie niosła ją do miejsca przeznaczenia. Co za bzdura! Przecież rzeka jest zależna od cykli odpływów i przypływów. Czasami kurczyła się niemal do rozmiarów błotnistej kałuży, i to wcale nie za sprawą ludzkich dziwactw. Teraz doprowadzi ją do nabrzeża, skąd Georgia uda się do domu ojca. A wtedy zacznie bywać na mieście, spotykać się z wiernymi przyjaciółmi i żyć nadzieją, że jej otoczenie odzyska rozum. Przecież teraz list jest u Dracy’ego, więc nie można go opublikować ani wystawić w oknie jakiejś drukarni. Ponieważ Eloisa twierdziła, że tak właśnie się stanie, zniknięcie listu obniży wiarygodność historii. A Eloisa z pewnością nie odważy się wystąpić w roli jedynego świadka, który może potwierdzić jego istnienie. Bez względu na wszystko Georgia odbyła podróż do Londynu pełna obaw, do czasu aż ujrzała oczekującego Dracy’ego, który był dla niej niczym bezpieczna kotwica podczas sztormu. Uśmiechnęła się, gdy pomagał jej wysiąść z łodzi. – Dziękuję. Ucałował jej dłoń. – Zawsze możesz liczyć na swego wiernego rycerza. Chodźmy, lektyka już czeka. Zajęła miejsce w środku. Wszystko było podobnie jak podczas jej ostatniej wizyty, a jednak zupełnie inne. Czy Londyn rzeczywiście bardziej śmierdzi niż poprzednio? Latem w mieście zawsze unosił się nieprzyjemny zapach, a w tym roku było wyjątkowo gorąco. Przykra woń ustępowała, w miarę jak oddalali się od rzeki, lecz jej miejsce zajęło co innego. Ścieki, koński nawóz, może nawet zdechłe koty i szczury. Po prostu spędziła za dużo czasu na wsi, więc jej powonienie było bardziej wrażliwe na każdy nieprzyjemny zapach.
Gdy dotarli na miejsce, Dracy wprowadził ją do wyłożonego kamiennymi płytami holu. We wnętrzu było chłodniej w porównaniu do panującego na zewnątrz upału. Georgia spojrzała na wiszące dookoła portrety przodków, których widok dodał jej otuchy. Zdawali się mówić: jesteś jedną z nas i nie wolno ci się poddać. Odwróciła się do swojego rycerza. – Dziękuję ci za eskortę. Czy wrócisz do nas na obiad? – Nie muszę nigdzie wychodzić. Lady Hernescroft była tak uprzejma, że zaprosiła mnie, abym na kilka dni zamieszkał w tym domu. – Tutaj?! – krzyknęła. – Myślę, że nie braknie wolnych pokojów. Georgia pożałowała swojej ostrej reakcji w obecności służby. – Oczywiście, I bardzo mi będzie miło, milordzie. O, jest już majordomus, który zaprowadzi mnie do mojego pokoju. A więc do obiadu, Dracy. Odeszła uśmiechnięta, lecz miotała się między zachwytem a obawą. Za bardzo go lubiła, a jeśli będzie widywać go rano, po południu i wieczorem, nie pomoże jej to w zachowaniu zdrowego rozsądku. – Wielkie nieba – powiedziała do Jane, gdy tylko zostały same w sypialni. – Znam wiele kobiet, które pochopnie wyszły za mąż i potem tego żałowały. – O czym pani mówi, milady? Georgia zignorowała pytanie, rozglądając się po pokoju. – Strasznie tu ponuro. Och, gdybym tak miała swój dom. Jedwabne tapety, jasna farba i złocenia. Do tego jeszcze… – obrzuciła wzrokiem rdzawy aksamit – zasłony w kwiaty. Jane nie odpowiedziała. Georgia miała świadomość, że służąca nie da się wyprowadzić w pole trywialną rozmową. Rozumiała powagę sytuacji. Teraz znowu mieszka w mieście. To pierwszy krok wstecz. Otworzyła okno, aby przez nie wyjrzeć. Żadnych zielonych pól, pustych, jeśli nie liczyć zwierząt, a tylko otoczony murem ogródek, a za nim dachy domów, kościelne wieże. A więc dużo ludzi z różnych stron globu. To obfitujący w bogactwo, fascynujący świat, do którego teraz należała. Usiadła, aby napisać list do Babs i zawiadomić ją o swoim przyjeździe do Londynu. Już po półgodzinie Babs ściskała ją w objęciach, radosna i beztroska, zachowywała się tak, jakby wszystko było w najlepszym porządku. – Wspaniale, że jesteś. Harringay cięgle jeździ między klubem, kawiarnią a rezydencją, negocjując polityczne ugody, a ja czuję się zaniedbana. Na dole spotkałam Dracy’ego. Więc mieszkacie pod jednym dachem. Cudownie. Uwiarygodni się wasz związek. – To tylko pozory – przypomniała jej Georgia. – Jane, proszę, podaj herbatę. – Wobec tego pomogę ci go zabawiać. Jest bardzo apetyczny. – To poznaczony bliznami były oficer marynarki, bardziej nawykły do wojny niż salonów. – Co zapewne wyjaśnia tę apetyczność. Aż czuję ciarki na plecach. I w innych miejscach. – Babs! – krzyknęła Georgia, czerwieniąc się. – A Harringay wie o tym? Uśmiechnęła się, ukazując urocze dołeczki w policzkach. – On mnie zna. Zostanie poddany ciężkiej próbie, gdy będzie mi towarzyszył taki przystojniak. To wspaniałe. – Babs! – Georgio, w pewnych sprawach jesteś taka niewinna! Jeśli kiedykolwiek będzie ci potrzebna dobra rada, zgłoś się do mnie. – Tak, książka, którą miałaś, była wystarczająco przewrotna.
– A raczej grzeszna! – zgodziła się Babs. – Razem z Harringayem badaliśmy wszystkie te nowe możliwości. Książka zawierała ilustracje par robiących niesamowite, pozornie niewykonalne rzeczy. Georgia oblała się jeszcze większym rumieńcem. – Och, wybacz mi – powiedziała Babs, opamiętawszy się. – Wyobrażam sobie, że rozmowa na takie tematy musi być bardzo przykra dla wdowy. Wobec tego opowiem ci o skandalu. Słyszałaś, że lady Benham uciekła ze swoim lokajem? Ojej! Przecież ty nie chcesz rozmawiać o skandalach. – Nie jest to mój ulubiony temat, ale jeśli naprawdę zrobiła coś takiego, nie ma to nic wspólnego z moją sytuacją. – Oczywiście, że zrobiła. Co prawda Benham to brutal, ale teraz wszyscy się zastanawiają, jak ona przeżyje bez pieniędzy. Może ubóstwo łatwiej tolerować u boku ukochanej osoby. – Nie sądzę, Babs, by ubóstwo w ogóle dało się tolerować – powiedziała Georgia. – A poza tym, czy miłość przetrwa? Jane wróciła i postawiła tacę na stole. Georgia podziękowała i odesłała ją, zanim Babs zdążyła powiedzieć kolejną szokującą rzecz. Teraz jednak nałożyła sobie kawałek ciasta. – Jak to było z Eloisą Cardross? – spytała. Georgia opowiedziała jej o zajściu. – Trzeba ją było zmusić, by przyznała się publicznie! – Po co? – odparła Georgia. – Stwierdziłaby, że mówiła o czymś, co ją wzburzyło, a cokolwiek powie teraz, jedynie zwiększy to powszechne zainteresowanie listem. – To prawda, niestety. I pomyśleć, że ktoś go sfałszował. To jakby ktoś dał jej do ręki naładowany pistolet, nie zastanawiając się, w kogo ona strzeli. – Ale jedynym celem mogłam być ja. – Jak możesz tak spokojnie o tym mówić! – Nie mam wyboru, Babs. Mogę jedynie żyć dalej tak, jakby nic się nie stało, z nadzieją, że właśnie wszystko się wyjaśni i sprawa pójdzie w niepamięć. Na twarzy Babs malowało się powątpiewanie. – Cóż, wobec tego, czy słyszałaś o maskaradzie? – Jakiej maskaradzie? – spytała, wdzięczna za zmianę tematu. – Vauxhall czy Ranelagh? – Carlisle House. Madame Cornelys została poproszona przez wigów, aby zorganizować wielką maskaradę na rzecz pokoju, dobrobytu i patriotyzmu. – Nic o tym nie słyszałam. – To nowa, wymyślona naprędce idea. – Kiedy ma się odbyć ta maskarada? – Za trzy dni. – Tak szybko? – Georgię ogarnęły obawy, że nie zdąży się przygotować, ale zaraz spostrzegła inny szkopuł. – Czy powinnam tam iść? – Oczywiście! Jaki ma sens pobyt w mieście, jeśli będziesz kryć się w tych murach? – Lady May nigdy się nie kryje. – Jane! A, odesłałam ją. Musimy natychmiast zacząć pracować nad kostiumem. Trzy dni! Nie da się zrobić. – Owszem, da się. A kostiumy lady May były tak piękne, że zawsze przyćmiewały pozostałe kreacje. A jednocześnie wzbudzały zazdrość i nienawiść. Georgia napiła się herbaty, myśląc, czy tym razem powinna włożyć coś konwencjonalnego. – A ty co zamierzasz włożyć, Babs?
– Przebiorę się znowu za aktorkę Nell Gwyn. Uwielbiam tę rolę. – Jaki to ma związek z pokojem, dobrobytem i patriotyzmem? Babs mrugnęła porozumiewawczo. – Była radosna, hojna i ze wszystkich sił służyła królowi. Georgia się roześmiała. – To zda egzamin. – A ty kim będziesz? – Może boginią pokoju. – Tylko nie w kostiumie bogini – powiedziała Babs naprawdę przerażona. – Oczywiście, że nie. Sądzisz, że oszalałam? Myślałam o normalnej, klasycznej sukni, zakrytej i konwencjonalnej. Kto był boginią pokoju? – Nawet nie wiem, czy takowa w ogóle była. – To zapewne wyjaśnia historię ludzkości. – Może jednak powinnaś unikać bogiń. A co powiesz na Brittanię? – A czy jej obraz nie powstał na podstawie wizerunku twarzy jednej z innych kochanek króla Karola? To zbyt pikantna konotacja. – Mogłabyś wystąpić jako święta. – Ludzie powiedzieliby, że jestem zwolenniczką papieża. – A królowa Elżbieta? – Królowa dziewica? Obawiam się, że zbyt daleko idąca deklaracja, poza tym pewnie będzie ich tam z tuzin. Mężczyznom pójdzie łatwiej. Większość z nich odkurzy togi i szaty trzymane na okazję tematycznych olimpijskich hulanek. Babs się uśmiechnęła. – Ciekawe, czy Ithorne powtórzy swój występ jako zwykły pastuch. Ma zgrabne nogi. Ty mogłabyś okryć się runem i zostać jedną z jego owieczek. To symbol pokoju. – Kusisz mnie, Babs. – Pamiętaj, że on już jest żonaty. – Pamiętam i… och! – Masz jakiś pomysł na kostium? Jaki? – Tajemnica. – Georgia uśmiechnęła się lekko. – Wybacz mi, kochana, ale muszę cię przeprosić, wezwać Jane i natychmiast lecieć do mojej krawcowej. Nie ma chwili do stracenia! – Dlaczego nie mogę iść z tobą? – Gdyż mój kostium będzie tajemnicą! – odparła Georgia, ściskając mocno przyjaciółkę. – Maskarada na temat pokoju. Czuję, że to dobry omen. * Dracy poszedł do swojego pokoju i zaczął przeglądać dokumenty, z którymi musiał się zapoznać. Ceddie nie tylko wyciągnął wszystkie pieniądze z majątku, ale i pozostawił bałagan w sprawach rachunkowych. Ponieważ uwielbiał miasto, zlecił administrowanie majątkiem jednej z londyńskich firm, a Dracy był właśnie w trakcie przenoszenia spraw z powrotem do Devon. Czytał wszystko bardzo uważnie, aby w razie czego przygotować sobie pytania do panów z kancelarii Lacombe, Bray i Pugh, ponieważ żadnemu z nich nie ufał w najmniejszym stopniu. Oczekiwał wiadomości od Georgii w sprawie planów na dalszą część dnia, lecz gdy minęła godzina, zszedł i zaczepił lokaja w holu.
– Czy lady Maybury wyszła? – Tak, milordzie, pani opuściła dom w dużym pośpiechu. – To zaniepokoiło Dracy’ego, ale tylko do chwili, gdy lokaj dokończył odpowiedź. – Prosiła, aby panu powtórzyć, że ma wizytę u swojej krawcowej i wróci na obiad. Krawcowa. Co w tym dziwnego? Lady May wróciła do miasta i od razu pomyślała o strojach. Musiał zaakceptować ją taką, jaka była, zamiast tworzyć sobie w myślach wizerunek wyimaginowanej kobiety, z którą mógłby zacząć spokojne życie w Dracy Manor. Podziękował lokajowi. Kusiło go, by zostać i zaczekać na nią w nadziei, że niebawem wróci. Ale postanowił wyruszyć ze swoją misją uwolnienia lady May od wszelkich zarzutów, aby mogła poślubić wymarzonego księcia. Poszedł do swojego pokoju, aby zabrać rękawiczki i kapelusz. Zastanawiał się nad dalszym ciągiem dnia. Już wcześniej napisał liścik do sir Harry’ego Shaldona i otrzymał odpowiedź, że adresata nie ma w mieście. Musiał poszukać innego człowieka, który mógłby znać pismo Vance’a, ale bez niczyjej pomocy będzie działał po omacku. Chciał także odnaleźć fałszerza listu, lecz również w tej materii nie miał żadnej wiedzy, więc przestępcę niełatwo będzie ujawnić. Obawiał się, że jego propozycja uwolnienia Georgii od oskarżeń zawisła w próżni. Najlepsze, co mógł teraz zrobić, to zebrać jak najwięcej informacji, a plotka podsłuchana w karczmie utwierdziła go w przekonaniu, że w ten sposób można się sporo dowiedzieć. Ulubionym miejscem spotkań londyńskich dżentelmenów były kawiarnie. Miały specyficzną klientelę, przy okazji załatwiano tam interesy. W zeszłym tygodniu z ciekawości był na aukcji towarów z Indii, która odbyła się w Jonathan’s Coffeehouse w dzielnicy Covent Garden. Jednakże dziś nie miał potrzeby odwiedzać miejsca spotkań kupców czy uczonych. Chciał znaleźć się wśród próżnych arystokratów, którzy wymieniali ploteczki przy filiżance kawy czy kieliszku jakiegoś trunku. Znał kilka takich przybytków. Gdy schodził, lokaj właśnie otwierał drzwi dżentelmenowi elegancko ubranemu w oliwkowy strój z kamizelką w paski, haftowane pończochy i pantofle na wysokich obcasach. Lord Sellerby w całej swojej okazałości. – Lord Sellerby do lady Maybury – powiedział przybyły i wszedł do środka. Lokaj wpuścił go przez próg, lecz zagrodził drogę. – Milady nie ma w domu. Sellerby zmrużył oczy, jakby nie dowierzał, lecz po chwili zobaczył Dracy’ego. – Milordzie! – zawołał i ukłonił się, lecz gdyby oczy mogły ranić niczym sztylety, Dracy by już krwawił. Musiał dowiedzieć się o możliwych zaręczynach. – Witam pana, milordzie – odpowiedział Dracy, idąc przez hol. Starał się ukryć jak na razie nieuzasadnione poczucie zwycięstwa. – Miło mi znowu pana widzieć. – Wychodzi pan? – spytał Sellerby. – Czy mógłbym panu przez chwilę towarzyszyć? Dracy wolałby zająć się oczekującym go zadaniem, lecz nie potrafił odmówić Sellerby’emu w grzeczny sposób, poza tym Sellerby może nawet zasługiwał na możliwość wylania swoich żalów. Lepiej, żeby wylał je na jego głowę niż Georgii. Gdy ruszyli razem ulicą, Dracy musiał zwolnić, aby Sellerby mógł dotrzymać mu kroku. – Podoba się panu życie w mieście? – Dosyć, chociaż nie mogę rozkoszować się nim przez cały dzień. Muszę się zająć swoim majątkiem. – I w związku z tym pewnie wkrótce powróci pan do Devon. Domyślam się, że po latach spędzonych na morzu tutejsze otoczenie wydaje się panu bardzo płytkie.
– Tylko częściowo – odparł Dracy, zastanawiając się, do czego zmierza ta rozmowa. – Rozruchy nie ustają, a ulice bywają bardzo niebezpieczne. – Zaiste. W zeszłym roku straciłem przez to służącego. Wysłałem go z pewną sprawą o kilka ulic dalej, a potem znaleziono jego ciało. Miał rozbitą głowę. – Straszne. Moje kondolencje. – Tak. To był bardzo dobry służący. Dracy uważał Sellerby’ego za człowieka, który dba wyłącznie o własne interesy. Co nie miało dlań żadnego znaczenia, z wyjątkiem tego, że chciał posiąść Georgię. – Wczoraj wieczorem doszła do mych uszu przezabawna plotka – odezwał się Sellerby. – Tak? – Dracy już zaczynał myśleć, jak się uwolnić od jego towarzystwa. – Słyszałem, tylko niech się pan nie zdziwi, że ma pan poślubić Georgię Maybury. Oczywiście natychmiast wyprowadziłem wszystkich z błędu. – To naprawdę niezwykle uprzejme z pana strony – odparł Dracy – ale może niepotrzebne. – Oczywiście, oczywiście. Jakem już powiedział, przezabawna plotka. – A może oparta na prawdzie? W końcu jestem gościem w Hernescroft House. Sellerby zatrzymał się, aby na niego popatrzeć. – Pan tam mieszka? – W zaistniałych okolicznościach wydawało się to właściwe. – Mój drogi Dracy! – Sellerby odzyskał pewność siebie i ruszył dalej. – Jest pan nowy w mieście, a nawet w pewnym sensie w Anglii. Nie można pana winić za nieznajomość reguł światka towarzyskiego. – Bardzo pan uprzejmy – odparł zafascynowany Dracy. – W szczególności może pan nie znać zachowań dam, takich jak lady Maybury, gdyż marynarka wojenna to przecież domena mężczyzn. – Spędziłem również trochę czasu na lądzie. – Ale na pewno nie w wyższych sferach. Dracy nie próbował wyprowadzać go z błędu. – Dlatego może pan nie rozumieć sytuacji, gdy dama zachowuje się frywolnie. – Ma pan na myśli konkretnie lady Maybury? – Jest najbardziej frywolna z nich wszystkich. Jeśli obdarzyła pana swoją atencją, a nawet flirtowała… – A nawet pocałowała mnie w ogrodach przy Thretford House? Sellerby znowu stanął, a jego dłoń zacisnęła się mocno na złoconej gałce laski. Dracy już planował najlepszą reakcję na ewentualne uderzenie, pamiętając, że w środku może być ukryta szpada. Jednak po chwili Sellerby uśmiechnął się łagodnie. – Frywolność, tak jak powiedziałem, sir. To jeszcze bardziej uzasadnia moje ostrzeżenie. – Ale może ja właśnie lubię taką frywolność. – Owszem, ale błędem byłoby branie jej na poważnie. Co za dużo, to niezdrowo. Tego szaleńca należało okiełznać, zanim przysporzy Georgii jeszcze więcej cierpień. – Czy hrabia Hernescroft jest frywolny, gdy omawia ze mną związek? A może hrabina po prostu sama się oszukuje, zapraszając mnie do skorzystania z gościny w Hernescroft House? Dracy widział, jak bardzo Sellerby chciałby rzucić mu prosto w twarz oskarżenie o kłamstwo. Oczywiście nic takiego nie zrobił. Mogłoby to sprowokować pojedynek, a taki ktoś jak Sellerby schowałby się pod stołem na wzmiankę o walce. – Mój drogi Dracy, obawiam się, że cała rodzina bawi się panem, chociaż nie mam pojęcia, z jakiego
powodu. Czy wyrządził im pan jakąś krzywdę? No tak, na wyścigu! – Sellerby się zaśmiał. – Hernescroft nie był zachwycony porażką. Niechże pan pomyśli. Jakiż związek może istnieć między panem a lady Maybury, zwłaszcza że widzieliście się tylko dwa razy? Ja jestem jej przyjacielem i mile widzianym towarzyszem od wielu lat. Mamy wspólne zainteresowania i gusta. – Wydaje się to bardzo niesprawiedliwe, prawda? – Powiedzmy, że niezwykłe. Czy mylę się, że odziedziczył pan majątek w kompletnej ruinie i nie ma innych środków materialnych? – Nie myli się pan, w skrócie tak to właśnie wygląda. – Czy ma pan pojęcie, ile Georgia Maybury wydaje na jedną suknię? – Ma ich dosyć, żeby wystarczyło na wiele lat, więc to bez znaczenia. – Bez znaczenia! Na Boga, ona nigdy nie wkłada tej samej sukni dwa razy! Sellerby uderzał w czułe miejsce, lecz Dracy nie chciał tego okazać, że go to dotknęło. – Z tego, co wiem, suknia, którą nosiła na balu u siostry, nie była nowa. – Ale ona właśnie wróciła po żałobie i potrzebuje czasu, by zaprojektować i zamówić nowe kreacje. – Sama je projektuje? To godne podziwu. Sellerby machnął ręką. – W większości robią to jej służąca i jej siostra, pani Gifford, ale lady Maybury ma bardzo wyszukany gust. – Zgadzam się z panem – odparł Dracy, wspominając pocałunek. – Ona pana nie poślubi – stwierdził zniecierpliwiony Sellerby. – Pragnę jedynie zaoszczędzić panu kłopotu i wstydu. – Jest pan bardzo miły. A czy wolno mi się panu odwzajemnić? Kiedy ona odzyska swoje dobre imię, zapewne wyjdzie za Beauforta. Oczekiwał, że oczywista prawda wyprowadzi Sellerby’ego z równowagi, ale ten uśmiechnął się lekko. – A czy ona kiedykolwiek odzyska swoje dobre imię? Gdybym tylko mógł, uczyniłbym to w jednej chwili. Prawdziwi przyjaciele zostaną przy niej, lecz Beauforta nie zaliczam do ich grona. – Będą więc inni konkurenci. – Skłonni puścić wszystko w niepamięć? Nie, w swoim czasie ona wyjdzie za mnie. Co za pewność siebie. W tym momencie Dracy dostrzegł coś jeszcze. Wzgardliwy uśmieszek? Nie, lekkie rozbawienie. Na wszystkie świętości, czy to możliwe, że Sellerby postanowił zbrukać jej dobre imię na tyle skutecznie, aby pozbyć się konkurentów? Na przykład za pomocą listu, który wypłynął podczas balu u Thretfordów? To była szaleńcza hipoteza, zwłaszcza że Sellerby w swoim czasie starał się zatuszować skandal i przekonać matkę Dickona, by spojrzała życzliwym okiem na lady Maybury. – Dał mi pan do myślenia, Sellerby. Bardzo panu dziękuję, ale teraz muszę iść w swoją stronę. Sellerby się ukłonił. – To ja dziękuję za fascynujące interludium. Dracy również odpowiedział ukłonem. – To było bardzo pouczające. Żwawym krokiem oddalił się, nie dbając o kierunek. Starał się uporządkować myśli. Kiedyś Sellerby występował jako przyjaciel Georgii w sprawie z wdową dziedziczką, ale to mogło mu podsunąć pomysł o obciążającym liście. Gdyby wtedy taki list istniał, chociaż Dracy nie miał pojęcia, jak Sellerby mógłby go nawet wykraść. Oczywiście, aby chronić Georgię. Jednak gdy zorientował się, że Georgia zaczyna triumfalnie oczyszczać swe imię po skandalu i w związku z tym zaczynają ją adorować
tacy jak Beaufort, wtedy Sellerby miałby w ręku potężną broń. Trudno było w to uwierzyć. Mimo wszystko ten fircykowaty Sellerby zamierzał poślubić Georgię. Nie chciałby przyczepić żonie etykietki skandalistki. A jednak… w jego zachowaniu wyczuwało się coś dziwnego, był bardzo pewny siebie mimo wysiłków Georgii, aby go odstraszyć. Dracy zrozumiał coś jeszcze. Jeśli jego spekulacje idą w dobrym kierunku, Sellerby musiał zabrać ze sobą list na bal, aby w razie konieczności go wykorzystać. Byłby to bardzo przebiegły, obmyślony z zimną krwią plan. W tej sytuacji mógł spróbować jeszcze raz, wywołując kolejne skandale, aż w końcu pozostałby jedynym kandydatem chętnym do ożenku z Georgią. Wyglądało to na bardzo destrukcyjne działanie, ale Dracy znał mężczyzn, którzy z szaleńczej miłości do kobiety tracili rozum. Jeśli chociaż część z tego była prawdą, Sellerby tak naprawdę nie kochał Georgii, jedynie płonął z żądzy, by ją posiąść. Co więcej, wcale jej nie znał. Ona wolałaby żebrać o chleb na ulicy, niż wyjść za mąż z desperacji. Może Dracy nie spędził z nią dużo czasu, ale to akurat wiedział. Zdał sobie sprawę z tego, że wraca do Hernescroft House, gdzie mógłby ostrzec Georgię. Zapewne nie było jej w domu, a on nie powinien jej niepokoić swoimi nie do końca udowodnionymi podejrzeniami. Postanowił to przemyśleć. Nawet jeśli Sellerby jest taki nikczemny, nie uderzy ponownie już teraz. Lepszym sposobem działania będzie przywrócenie jej dobrego imienia, więc Dracy zrewidował swój plan. Nie potrzebował kawiarnianych plotek, lecz ludzi, którzy znali Charnleya Vance’a i mogli znać miejsce jego pobytu, a przynajmniej potwierdzić jego charakter pisma. Co oznaczało poszukiwania dżentelmenów lubiących wyścigi. Skierował kroki do tawerny Pod Białą Szkapą.
Rozdział 19 Już odwiedzał to miejsce, jako że cieszyło się dużą popularnością pośród wielbicieli wyścigów konnych, więc mógł liczyć na to, że spotka tam kogoś znajomego. Dziś spostrzegł lorda Yatelya, szczupłego, trzydziestokilkuletniego mężczyznę, który dla rozrywki posiadał kilka koni czystej krwi, a także sir George’a Manna, śniadego Walijczyka tego samego pokroju. Sir Brock Billerton, z pokaźnym brzuchem, był zainteresowany wyłącznie hazardowym aspektem wyścigów. Z wyraźną radością powitał Dracy’ego. Jako jeden z nielicznych postawił pieniądze na Cartagenę i wygrał pokaźną kwotę, uważał też Dracy’ego za przyjaciela. Dracy zamówił piwo i się do nich przysiadł. Został przedstawiony dwóm innym mężczyznom, z których jeden, nie bawiąc się w konwenanse, spytał o pochodzenie jego blizn. Po wyjaśnieniu i wysłuchaniu zwykłych w takich sytuacjach pochwał za odwagę Dracy przestawił się na słuchanie, ciekawy, czy któryś z obecnych słyszał o najnowszym skandalu. Jednak na ten temat nie padło ani słowo, podobnie przemilczano sprawę zaręczyn. Nic w tym dziwnego, gdyż ci mężczyźni obracali się w innym świecie, a było ich w Londynie tylu, ile gwiazd na niebie. Rozmowa krążyła wokół tematu koni, lecz w pewnym momencie jeden z nowo przybyłych wymienił imię Georgii. – Lady May wróciła! – obwieścił Jimmy Crickdale i usiadł przy stole. – Widziałem, jak wysiadała z lektyki niecałe dwie godziny temu. – Darzbór! – zahuczał Mann. Dracy zacisnął pięść pod stołem. – Nie miałbyś u niej szans – prychnął Billerton. – Ona lubi dandysów, takich jak Sellerby. – Ciekawe, czy znowu zacznie przyjmować kawalerów – zastanowił się z zapałem jakiś młodzieniec. Siedzący obok mężczyzna popchnął go lekko. – Czego byś oczekiwał od flirtowania, gdy siedząc w buduarze, będziesz jej mówił, jaką broszą ma ozdobić suknię? Młody człowiek najwyraźniej nie miałby nic przeciwko temu, wręcz przeciwnie. Miał jednak dość rozumu, by zamilknąć. Mężczyźni żartowali o zalotnikach lady Maybury. W pewnym momencie Dracy zdecydował się zaryzykować i sam jako pierwszy wspomniał Vance’a. – A czy sir Charnley Vance należał do grona jej adoratorów? Wszyscy roześmiali się zgodnym chórem. – Charnley Vance nie nadawał się do buduarów! – powiedział Yately. – To wykwintne damy odwiedzały jego przybytek, a nie odwrotnie. – Wykwintne damy? – spytał zdumiony Dracy. To, czego do tej pory się dowiedział o mężczyźnie, zupełnie nie pasowało do takiego jego wizerunku. – W dużych ilościach – rzekł Billerton. – Mimo kosztownych jedwabi i ozdóbek niejedna księżna albo hrabina – mrugnął porozumiewawczo – lubi takie niewybredne przygody. A ja słyszałem, że Vance był wyjątkowo hojnie obdarzony przez naturę. – Tak – przyznał Mann. – Kiedyś widziałem, jak wyjął swego węża i pomachał nim w powietrzu. Pewnie są kobiety, które lubią takiego potwora. Najwyraźniej szydził, wśród mężczyzn rozszedł się pomruk dezaprobaty. Dracy wiedział, że przechwałki Vance’a uderzały mocno w ich męską dumę. Był jak ogier, a kobiety właśnie z tego powodu uganiały się za nim, nawet wykwintne damy.
Nie Georgia, miał pewność, ale rozumiał, dlaczego ludzie tak łatwo uwierzyli w plotki. Jeśli było powszechnie wiadomo, że damy z wyższych sfer romansowały z Vance’em, dlaczego nie miałaby tego robić również lekkomyślna lady Maybury? A więc zadanie Dracy’ego stawało się coraz trudniejsze. – Pamiętam drugiego takiego samego – odezwał się Yately. – Czyli jakiego? – spytał Billerton. – Obdarzonego hojnie przez naturę. Zresztą to przyjaciel Vance’a, niejaki Curry. – Ciągnie wąż do węża? – Cricklade zarechotał z własnego dowcipu. Pozostali co najwyżej się uśmiechnęli. – Curry! Pamiętam go. Markiz Rothgar rozprawił się z nim w pojedynku, razem z jego wężem. Pojedynek wywołał poruszenie. Dracy stwierdził, że musiało to być głośne wydarzenie, gdy człowiek o statusie Rothgara został uwikłany w spotkanie na udeptanej ziemi. – Podobno – odezwał się Mann uroczystym tonem, czekając, aż skupi uwagę obecnych – ten Curry został namówiony do tego pojedynku. – Namówiony? – spytał Yately. – Żeby zabić Czarnego Markiza. Ma wielu wrogów. – Wobec tego wybrali zły sposób – odparł Yately. – Rothgar to mistrz szpady. Curry oszalał, wdając się w taką walkę. – Na pewno zrobił to dla pieniędzy – zawyrokował Mann. Dracy stwierdził, że usłyszał już dosyć o niezbyt chwalebnych zachowaniach panujących w wielkim świecie, więc wyszedł z tawerny niewiele mądrzejszy niż przedtem. Do obiadu pozostawało jeszcze kilka godzin, a on musiał się czegoś dowiedzieć o liście. Dla bezpieczeństwa trzymał go w kieszeni, a teraz zerknął nań jeszcze raz, aby przypomnieć sobie adres. Major Jellicoe, kawiarnia Fellcott’s. Mężczyźni często wykorzystywali takie miejsca do odbioru korespondencji, a poza tym przybytek Fellcotta znajdował się niemal po drodze. Szedł tam, zdając sobie sprawę z wagi tej decyzji, ponieważ nie chciał, aby list okazał się autentyczny. Lecz, tak jak powiedział Georgii, zawsze lepiej poznać prawdę. Nalegał na rozmowę z właścicielem, lecz ani on, ani żaden z jego służących nie pamiętał konkretnego listu sprzed pół roku, ani też żadnego listu z zagranicy. – Major Jellicoe rzeczywiście używał adresu mojej kawiarni do korespondencji, milordzie – powiedział Fellcott. Widać było, że chce pomóc. – Pamięta pan go? – spytał Dracy. – Oczywiście. Bardzo silnie zbudowany, o gromkim głosie. Dobrze usposobiony, ale raczej należało go omijać, jeśli pan rozumie, co mam na myśli, milordzie. – Podobno niedawno brał udział w śmiertelnym pojedynku. – Tak jest, ale tylko jako sekundant. Ponura historia. Zginął pewien hrabia, a zabójca, przyjaciel Jellicoe’a, uciekł za granicę w obawie przed stryczkiem. Jellicoe też czuł się zagrożony za współudział, ale podczas śledztwa stwierdzono, że pojedynek odbył się zgodnie z obyczajem. – Wszystko jedno, smutna historia – powiedział Dracy. Nagle doznał olśnienia. Śledztwo! Gdzieś musiały być jakieś zapisy, protokoły. – Dziękuję panu za pomoc. Wyszedł ze świadomością, że może nareszcie jest na tropie solidnego dowodu. Nie miał pojęcia, gdzie są przechowywane akta śledztw, więc wrócił do Hernescroft House, aby spytać jednego z sekretarzy hrabiego. Gdy lokaj w holu podał mu list, Dracy uradował się, że to od Georgii. Co prawda nadawcą był ktoś inny, lecz treść pisma była dlań równie miła. Lady Hernescroft zawiadamiała go, że ich rodzina wybiera
się na wieczór muzyczny do rezydencji lady Gannet, a on jest zaproszony z nimi. Rodzina, a więc i Georgia, zatem spędzi z nią trochę czasu. Poprosił lokaja, żeby zaprowadził go do sekretarza Hernescrofta, Linleya, którego zapytał o protokoły śledcze. – Czy to konkretne śledztwo, milordzie? Dracy musiał powiedzieć prawdę, chociaż zapewne zabrzmi to bardzo dziwnie. – Śledztwo w sprawie śmierci hrabiego Maybury’ego. – Mamy tu gdzieś kopię, milordzie. Każę ją zanieść do pana pokoju. Po kilku minutach Dracy miał w ręku związany plik kartek z kopią protokołu śledztwa w sprawie śmierci Richarda, hrabiego Maybury’ego. Opis rozpoczynał się od przebiegu samego pojedynku, łącznie z zeznaniami obecnych osób. Lord Kellew był sekundantem Maybury’ego, a podobną rolę dla Vance’a odgrywał Jellicoe. Był tam również sir Harry Shaldon, lecz jego udział został pominięty. Wszystkie trzy zeznania były zgodne. Pojedynek odbył się bez pistoletów, więc od początku używano wyłącznie szpad. Uzgodniono zawczasu, że sekundanci nie będą walczyć. Potyczka trwała około pięciu minut bez rozlewu krwi, a lord Kellew zeznał, że miał nadzieję na bezkrwawe zakończenie. Vance jednak w końcu wykonał śmiertelne pchnięcie. Dracy odczytał dosłowną wypowiedź Kellewa w tej kwestii. Vance pchnął go w serce i zrobił krok wstecz. A więc się cofnął. Podczas walk na szpady zdarzały się różne wypadki, niektóre śmiertelne, lecz w takiej sytuacji, czy atakujący nie powinien w przypływie skruchy skoczyć do przodu i udzielić trafionemu pomocy? Przeczytał pozostałe zeznania, lecz żadne nie zawierało wzmianki na ten temat. A koroner, niech go wszyscy diabli, nie nalegał na bardziej szczegółowy opis poczynań Vance’a. Kolejne zeznanie pod przysięgą złożył lekarz, który stwierdził zgon Maybury’ego z powodu ciosu szpadą, która przebiła serce. Koroner następnie stwierdził, że sir Charnley Vance nie był obecny podczas śledztwa i że doniesiono o jego wyjeździe za granicę. Gdyby wrócił, był zobowiązany się zgłosić, aby złożyć swoje zeznanie. Na samym końcu koroner spytał świadków o to, co Vance mówił i jak się zachowywał. Wszyscy trzej zgodnie stwierdzili, że cały czas był spokojny, a po zabiciu Maybury’ego został tylko chwilę, po czym wsiadł na konia i odjechał. Na papierze to wszystko wyglądało na zabójstwo z zimną krwią, lecz Dracy dobrze wiedział, że pod wpływem szoku ludzie mogli działać nieoczekiwanie. Przypomniał sobie człowieka, którego najbliższy przyjaciel zginął u jego boku. Jeszcze przez kilka godzin zachowywał się zupełnie normalnie, a potem się załamał. Może Vance pobladł, a nikt o tym nie wspomniał. Może krok do tyłu był spowodowany przerażeniem na widok tego, co uczynił. Może odjechał i osunął się na ziemię dopiero wtedy, gdy uznał, że nie jest obserwowany. Dracy jeszcze raz przeczytał protokół, lecz nie dopatrzył się niczego nowego. Sąd przysięgłych potwierdził to, co było oczywiste – że hrabia zmarł od rany kłutej serca, zadanej szpadą podczas pojedynku przez sir Charnleya Vance’a, który następnie uciekł z kraju. Koroner ponownie wyraził nadzieję, że sir Charnley wróci i sam złoży zeznanie. Na tym koniec. Była już niemal pora obiadu, więc Dracy uspokoił się i zwrócił dokument sekretarzowi. – Czy była jakaś próba oskarżenia Vance’a? – Nie, milordzie. Stwierdzono, że pojedynek odbył się zgodnie z zasadami, a ponieważ Vance opuścił
kraj, nie było sensu go oskarżać. Jeśli wróci, może zostaną podjęte pewne kroki. Lecz nie przez rodzinę. Nie będzie oskarżenia przez rodzinę Perriama, aby nie podkreślać związku między Vance’em a Georgią. – Rozumiem, że podjęto wysiłki w celu zlokalizowania Vance’a. – Tak, milordzie. Szczególnie przez sędziego Peregrine’a Perriama. Tego próżnego fircyka, uwielbiającego miasto. Dracy nie wierzył, aby mógł wykazać się jakąś pracą. Podziękował Linleyowi i przeszedł do saloniku koło wejścia, gdzie rodzina i goście zbierali się przed posiłkiem. Wkrótce zjawi się również Georgia, a jego ponownie ogarnęły wątpliwości. Czy powinien podzielić się z nią swymi podejrzeniami dotyczącymi Sellerby’ego? Znała go długo i mogłaby lepiej ocenić prawdopodobieństwo jego intrygi, lecz oskarżenie kogoś o takie niegodziwości bez solidnych dowodów było wbrew naturze Dracy’ego. Kiedy wszedł do salonu, już tam była, serce zdradziecko załomotało w jego piersi. Rozmawiała z pewnym starszym dżentelmenem, a jej rodzice z lordem Bathurstem – George’em Grenville’em. A więc było to spotkanie polityczne, ale może również sposób zaprezentowania Georgii kilku osobom. Spojrzał na nią uważnie, lecz nie dostrzegł objawów niepokoju. Na jego widok uśmiechnęła się, więc podszedł i został przedstawiony sir George’owi Foster-Howe’owi, sąsiadowi z Worcestershire i członkowi Izby Gmin. – Zatem służył pan w marynarce? – powiedział sir George. – Dzielny człowiek. Paskudna rana. – Mogło być gorzej – odparł Dracy, a jego rozmówca przytaknął. – Co prawda, to prawda. – Czy miło spędziłaś poranek? – Dracy zwrócił się do Georgii. – Nawet bardzo, przepraszam, że cię zaniedbałam. – Uśmiechnęła się do sir George’a. – Obiecałam lordowi Dracy’emu, że będę jego przewodnikiem po mieście, a potem zostawiłam go samemu sobie. Na swoje usprawiedliwienie mam maskaradę pani Cornleys. Mało czasu na przygotowanie kostiumu. – Więc w jakiej roli pani wystąpi, lady Maybury? – Ależ sir George, zgodnie z tradycją to ma być tajemnica. A czy pan też będzie obecny? – Nie, moja droga. Podeszły wiek i maskarady nie idą w parze. – Sir George, przecież pan nie jest stary! W pana oczach widzę młodość. Zaśmiał się. – Wszyscy pozostajemy młodzi w naszych sercach, lady Maybury. Szkoda, że to się nie przekłada na moje stawy. Dracy zastanawiał się, na ile jej urok był naturalny, a na ile wymagał wysiłku. Tak czy inaczej, mogłaby zawojować światek towarzyski – wszystkich po kolei. Teraz skierowała swój wdzięk ku niemu. – A jaki będzie twój kostium na maskaradę? Dracy nawet nie wiedział, że jakaś maskarada ma się odbyć, niezbyt lubił takie imprezy. – Zgodnie z tradycją – odpowiedział – to ma być tajemnica. Zaśmiała się i poklepała go wachlarzem. Lokaj obwieścił, że podano do stołu. Georgia przeszła do sali jadalnej w towarzystwie sir George’a i Dracy’ego, również między nimi usiadła przy stole. Obiad miał charakter nieformalny, a rozmowa toczyła się głównie na tematy związane z polityką. Stało się wiadome, że obecni chcieli zachęcić sir George’a – a może zauroczyć – aby udzielił swego poparcia w pewnej kwestii dotyczącej podatków. Dracy wiedział, że powinien uważnie słuchać rozmowy, ale całkowicie absorbowała go siedząca obok kobieta.
Mówiła niewiele, lecz śledziła przebieg dyskusji. Dracy przypuszczał, że w każdej chwili mogłaby wtrącić jakiś zwięzły komentarz, gdyby uznała to za stosowne. Lady Hernescroft uczestniczyła w rozmowie, nawet jeśli od czasu do czasu skrywała własną opinię, zgadzając się ze słowami hrabiego. Inteligentne kobiety. Obydwie. Lord Bathurst nieoczekiwanie spytał go o osąd na temat redukcji floty. To dobre, że ta kwestia nie była skomplikowana. – Chciałbym wierzyć w wieczny pokój, milordzie, ale dobrze znam fakty. Francja znowu uderzy, gotuje się też w amerykańskich koloniach. Jak Brytania ma bronić siebie i swoich interesów bez silnej floty i wyszkolonych załóg? Powinniśmy budować okręty, a nie je likwidować. A także sadzić dęby z myślą o przyszłości. To ustawiło nowy kierunek rozmowy, która na szczęście zeszła na temat kolonii. W tej kwestii mógł zachować milczenie. – Sadzisz dęby w swoim majątku? – spytała go Georgia. – Tak, a zasadzę jeszcze dużo więcej, nawet jeśli skorzystają z nich dopiero przyszłe pokolenia. Wiek sir George’a nie wpłynął negatywnie na jego słuch. – Brawo! Zbyt dużo ziemi marnuje się na ozdobne drzewka, zawsze tak mówię. Tulipanowce, żenada. A wierzby płaczące są zbyt słabe, by przetrwać. Dracy z przyjemnością rozmawiał o drzewach i uprawie ziemi, pozostawiwszy Georgii tematy polityczne. Zupełnie różne światy, ale łączyły się ze sobą jak dęby z flotą. Po posiłku kobiety wyszły, ale rozmowa przy stole toczyła się, oscylując wokół polityki. Dracy przeprosił towarzystwo. Georgia będzie chciała podjąć się przygotowania kostiumu, a on musiał z nią porozmawiać. Zdążył, właśnie schodziła do holu. – Czy mogę prosić o kilka minut rozmowy, lady Maybury? – Nawet całe godziny, milordzie, ale po maskaradzie. Wybacz, Dracy, ale to wyższa konieczność. Jak miał nalegać bez wzbudzania spekulacji? One w przypadku Georgii mogły z łatwością przekształcić się w skandal. U krawcowej nie groziło jej żadne niebezpieczeństwo, a wieczorem będzie miał sposobność przekazać jej swoje przemyślenia na temat Sellerby’ego. – A więc ustępuję przed wyższą koniecznością i niecierpliwie oczekuję wieczoru. – Ja również – odpowiedziała i wyszła. Nie było celu złościć się z powodu ich rozstania. Sam też musiał się czymś zająć, zresztą tą samą sprawą. Jeśli Georgia miała stawić czoło całemu światu na maskaradzie, będzie musiał tam być, aby ją chronić. Odszukał lady Hernescroft i spytał ją o ten bal. – Ależ oczywiście, że musi pan tam przyjść, Dracy, aby nadać wiarygodności naszej małej mistyfikacji. – A co mam na siebie włożyć? – Większość mężczyzn ubierze się w mniej więcej klasyczne szaty, więc może pan zrobić tak samo. Na pewno coś dla pana znajdziemy. – Dziękuję, milady, ale myślę, że sam sobie poradzę. Był to szaleńczy pomysł, aby spróbować dorównać lady May, która słynęła z oryginalnych strojów, włącznie z tym śmiałym kostiumem bogini, mimo to postanowił to uczynić. Jeden z przyjaciół z marynarki kiedyś zachęcił go, aby zajrzał do jego brata, który był aktorem w King’s Theatre, więc teraz nadarzała się idealna sposobność. Edward Nugent okazał się bardzo pomocny i udostępnił mu tak ogromną kolekcję kostiumów, że Dracy mógł jedynie błagać o pomoc. – Coś w stylu marynarskim – stwierdził Nugent i zaczął przebierać wśród kostiumów. – O, tu jest
jeden, drugi, trzeci. Maska? Znam właściwą osobę. Trzeba użyć tego kleju, tylko ogrzać go przed nałożeniem ozdóbek. Bez obaw, schodzi, nie zrywając skóry. Nugent zapakował wszystko, ale potem nalegał, aby razem poszli do tawerny na piwo. Dracy bardzo przyjemnie spędził czas, a potem musiał pędzić do Hernescroft House, aby przygotować się na muzyczny wieczór w wielkim świecie. * Dołączył do towarzystwa spóźniony, za co przeprosił obecnych. – Zażywałeś miejskich przyjemności, Dracy? – spytała kokieteryjnie Georgia. – Muszę przyznać, że w dobrym towarzystwie miasto jest całkiem znośne. Próbował odgadnąć, dlaczego wyglądała inaczej. Suknia z żółtego jedwabiu podkreślała ciepły koloryt jej cery i piękno włosów. Dziś była ozdobiona haftowanymi białymi kwiatkami, a tu i ówdzie miała ciekawie wszytą srebrną nić. Może różnica w wyglądzie wynikała z prostoty, chociaż ta suknia zapewne kosztowała więcej pieniędzy, niż wielu ludzi było w stanie zarobić przez rok. Włosy Georgii były zebrane w cudny sposób i przystrojone jedwabnymi kwiatkami. Perły zdobiły jej uszy, szyję i prawy nadgarstek. A może są też na sprzączkach? Teraz widział jedynie czubek białego satynowego pantofelka. – Musisz tam być? – spytał ją ściszonym głosem. – Nie mogę co wieczór zostawać w domu. To nie powinno być niemiłe. Lady Gannet jest moją kuzynką, a towarzystwo to w większości rodzina. Powinien zdawać sobie sprawę z tego, że Perriamowie sprawnie zorganizują to pierwsze towarzyskie spotkanie w mieście. – Czy lord Sellerby też będzie obecny? – odezwał się po chwili. – Chyba nie, a dlaczego pytasz? – Muszę porozmawiać z tobą na jego temat. – Czy on cały czas rozpowszechnia tę absurdalną historię? Nigdy bym nie pomyślała, że potrafi być taki uparty. Ale to mój kłopot, Dracy. Nie zawracaj sobie nim głowy. Zapowiedziano, że podjechała kareta, więc nie mógł powiedzieć nic więcej. Kiedy zorientował się, że dom lady Gannet znajduje się przy sąsiedniej ulicy, podróż karetą wydała mu się śmieszna, ale przypuszczał, że wieczorem damy nie mogą chodzić ulicami w jedwabnych sukniach i przystrojone w klejnoty, zwłaszcza gdy w każdym odludnym miejscu mogło się czaić niebezpieczeństwo. Co powiedział Sellerby? Że jego służący został zaatakowany o kilka ulic od domu. Przybyli do eleganckiej rezydencji, gdzie już rozbrzmiewały dźwięki muzyki, po czym weszli po schodach do dużego salonu. Nie było ścisku. Około trzydziestu gości mogło swobodnie siedzieć na ustawionych w rzędy krzesłach. Jako nowo przybyli zostali ciepło powitani przez lady Gannet, a potem przez pozostałych. Nawet jeśli ktokolwiek z obecnych uważał Georgię za nikczemną ladacznicę, nikt tego nie okazał. Gdy wszyscy zajęli miejsca, Dracy zrozumiał, że raczej nie będzie tu możliwości na prywatną rozmowę, zwłaszcza że nie chciał wywołać kolejnych plotek. Przynajmniej muzyka była wspaniała. Wystąpiło troje artystów – szczupły flecista, krępy baryton i puszysta harfistka. Po ostatnich brawach towarzystwo zeszło do sali bankietowej na kolację przy długim stole, a trio grało dalej poza zasięgiem ich wzroku. Rozmowy dotyczyły głównie muzyki i sztuki, w których Dracy niezbyt się orientował, jednak bardzo
chętnie słuchał i zdobywał nową wiedzę. Teraz nie musiał być tak czujnym obrońcą Georgii, nikt z obecnych nie życzył jej źle. Ale mimo to wciąż ją obserwował. Ich rzekome zaręczyny usprawiedliwiały takie zachowanie. Widział, jak wykorzystuje swój urok i pozorną beztroskę niczym wytrawny admirał floty, czasami dodawała nieco młodzieńczej niewinności. Suknia! Ten aspekt, którego wcześniej nie umiał dokładnie wskazać, teraz ukazał się bardzo wyraźnie. Nisko wykrojony stanik sukni był gęsto obszyty cienką marszczoną koronką, całkowicie zakrywającą jej piersi. Bez wątpienia kazała krawcowej doszyć ją jeszcze dzisiaj, mając w zamyśle ten skromny efekt. W tej dziedzinie Georgia Maybury była prawdziwą arcymistrzynią. A nawet miała talent muzyczny. Po kolacji wszyscy wrócili do salonu, gdzie z kolei goście zaczęli zabawiać towarzystwo. Georgia wystąpiła jako trzecia. Nie była tak wprawna jak zawodowi muzycy, ale umiała grać na klawiszach i zaśpiewała lekką rymowaną pieśń o dziewczynie szukającej zaginionej makolągwy i flirtującej z młodzieńcem, który jej pomagał. Śpiewka pasowała do jej słodkiego głosu i jeszcze wzmocniła iluzję młodzieńczej niewinności. Dracy uświadomił sobie, że Georgia ma dopiero dwadzieścia lat i przypomina o tym fakcie obecnym. Jednak on miał w głowie zupełnie inną fantazję – oni razem bawią się i śpiewają tylko dla niego. Albo dla małego grona sąsiadów. A z czasem dla własnych dzieci. Niemożliwe, lecz równie niedorzeczne było takie myślenie. Miał coraz większą pewność, że jego podejrzenia pod adresem Sellerby’ego są śmieszne, lecz gdy wracali do domu, miał nadzieję, że znajdzie sposobność, aby podzielić się nimi z Georgią. Należało ją ostrzec. Tymczasem ona oddaliła się, pozdrowiwszy go jedynie zdawkowym „Dobranoc” i poszła na górę w towarzystwie matki. Dracy nie mógł odmówić lordowi Hernescroftowi, który zaprosił go na kieliszek koniaku. Oczekiwał niezręcznej rozmowy o zaręczynach. Wszelako na ten temat padło tylko jedno zdanie. – Mam nadzieję, że sprawa zaręczyn idzie w dobrym kierunku? – stwierdził Hernescroft, po czym rozgadał się o koniach. Dracy uciekł przy najbliższej sposobności i udał się na piętro, niezadowolony z przebiegu dnia. Zatrzymał się przed drzwiami sypialni zajmowanej przez Georgię, zatopił się w marzeniach. Czy ona jeszcze się nie położyła, może siedzi przed toaletką, a służąca rozczesuje jej włosy? A może jest już w łóżku i słodko, niewinnie śpi, starannie okryta kołdrą? Wciąż był pod wrażeniem jej występu, ale nie uważał słodyczy i niewinności za niestosowne. W domu nastała cisza. Korytarz był pusty. Łatwo byłoby wejść, znalazłby nawet rozsądne wytłumaczenie. Czy zareagowałaby krzykiem? Nie, byłaby świadoma konsekwencji takiego zachowania. Owszem, miałaby powód do wściekłości. Musiał się wykazać dużym hartem, aby minąć jej drzwi i wejść do swojego pokoju. W przejściu się zatrzymał. Georgia Maybury siedziała w fotelu twarzą do drzwi. Czekała na niego.
Rozdział 20 Była jeszcze bardziej zakryta niż podczas wizyty u lady Gannet, ale nocna koszula pod samą szyję oraz gruby jasnozielony szlafrok bynajmniej nie stanowiły ubrania. Zamknął za sobą drzwi. – Georgia? – Tylko nie wyobrażaj sobie za dużo, Dracy. Powiedziałeś, że musisz ze mną porozmawiać. – A ty uznałaś, że to najwłaściwsza chwila? – Jesteś zły? Wobec tego zaraz sobie pójdę. – Wstała, marszcząc brwi. – Przychodząc tu, nie miałam specjalnych intencji. Nie wyciągaj pochopnych wniosków. – Oczywiście – powiedział, rozpaczliwie szukając właściwych słów, co nie było łatwe, gdy wokół niej unosił się lekki aromat perfum. Chociaż jej obecność sprawiała mu cierpienie, nie chciał, aby wyszła. – Usiądź, proszę. Mam ci coś ważnego do powiedzenia. Posłuchała, ostrożnie przysiadła na brzegu fotela. Słodko niewinna. Łatwo było zapomnieć, że lady May jest bardzo młoda i jej jedyne życiowe doświadczenie to rola ukochanej żony. – Coś o Sellerbym? – ponagliła go. – Tak. Przyszedł tu do ciebie dziś rano. – Mówiono mi o tym. – Ja właśnie wychodziłem, więc przeszliśmy razem kilka ulic. Nie wziął sobie do serca twoich słów i nie porzucił nadziei. Nasze rzekome zaręczyny traktuje jako niedorzeczne. – I słusznie – odparła, ale nie miała zamiaru sprawić mu bólu. – On twierdzi, że odrzuciłaś jego zaloty jako element gry, którą podobno prowadzicie ze sobą od wielu lat. – Diabelski pomiot! Jest po prostu niemożliwy. – Zgadzam się, ale sama go zachęcałaś, prawda? – Nie w sprawie zabiegania o moją rękę. Przed… zanim Maybury zginął, on musiał zdawać sobie sprawę, że flirtowanie było tylko zabawą. Wyrażał swoje oddanie zbyt wyraźnie, więc musiałam poskramiać te zapędy. Dawał mi bardzo drogie prezenty, na co również reagowałam stanowczym sprzeciwem. Wobec tego darował mi bardziej stosowne drobiazgi, które przyjmowałam. Tak, to była gra, ale nie taka, która mogła doprowadzić do małżeństwa. Byłam oddana mężowi, o czym Sellerby doskonale wiedział. Wiele razy próbowałam znaleźć mu kandydatkę na żonę, lecz nie wykazywał zainteresowania. – Bo kochał ciebie. – Przecież miałam męża. – Miłość nie kieruje się zdrowym rozsądkiem. Georgia wzruszyła ramionami, a on zastanowił się, czy kiedykolwiek doświadczyła prawdziwej miłości. Zapewne była oddana mężowi, ale czy go kochała? – Czy ta gra trwała po śmierci twojego męża? – Oczywiście, że nie. Jak możesz tak myśleć? – Wybacz. Po prostu zastanawiam się, dlaczego po rocznej separacji przyjechał do Herne jako szczerze oddany wielbiciel.
– Zapewniam cię, że to naprawdę była roczna separacja. Ale pisaliśmy do siebie w ostatnich miesiącach. Od początku chciał nawiązać korespondencję, ale nie chciałam o tym słyszeć. Żadnych listów od mężczyzn. Jednak w grudniu wynikła sprawa listu i konflikt z wdową, matką Dickona. Wtedy to Sellerby stanął w mojej obronie i usilnie starał się przemówić jej do rozsądku. Napisałam do niego list z podziękowaniem i nawiązaliśmy korespondencję. Wyznaję, że chętnie czytałam wieści towarzyskie z miasta. Moje odpowiedzi nie zawierały nic, co mogłoby go zachęcić do zalotów. – Mimo że nie był twoim faworytem, łatwo mógł stworzyć sobie iluzję, która mu pasowała. Rozłożyła ręce. – Teraz mogę go jedynie unikać i postawić sprawę jasno przy najbliższym spotkaniu. Dziękuję za ostrzeżenie, będę pamiętała, że może się narzucać. Wstała. – Dlaczego nie chcesz uznać go jako kandydata na męża? – spytał – Jest bogaty, ma tytuł hrabiego, dzielicie wiele zainteresowań. Zmarszczyła czoło. – Nie wiem. Lubię go, a może kiedyś lubiłam, ale nic do niego nie czuję. Traktuję go raczej jak brata. – To samo powiedziałaś o mnie – zauważył. Zarumieniła się. – I musisz być dla mnie jak brat. Ruszyła do drzwi, a on poszedł przed nią, aby upewnić się, że korytarz jest pusty. – Droga wolna – powiedział. Zawahała się. Patrzyła na niego, stali ledwie kilka cali od siebie. Dracy opanował uśmiech. Mogła sobie mówić o braciach, ale lady May pragnęła pocałunku. Nie przyznała się do tego nawet przed sobą, lecz to pragnienie mogło być powodem, dla którego zjawiła się w jego pokoju. – Dobranoc – powiedział. Delikatny ruch brwi zdradził jej rozczarowanie, ale zaraz szybko poszła do swojej sypialni. Wtedy zdał sobie sprawę z tego, że jej obecność zupełnie go rozkojarzyła, przez co zapomniał powiedzieć jej o swoich podejrzeniach. * Georgia weszła do pokoju i oparła się o drzwi. Jej serce łomotało nieprzytomnie, z trudem stała na drżących nogach. Dlaczego? Dlaczego jej nie pocałował? Aż do tej chwili nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo pragnęła znowu doświadczyć jego namiętnego pocałunku. Oczywiście zachował się honorowo, zwłaszcza gdy wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nigdy nie będą sobie poślubieni. Brat, też coś! To, co czuła do niego, nie mogło się równać z odczuciami nawet do jej ulubionego brata – ale to nic nie zmieniało, a ona nie powinna wchodzić do jego sypialni. Zrzuciła szlafrok i położyła się do łóżka, lecz gdy zgasiła świecę i nakryła się kołdrą, jeszcze raz, tłumiąc łzy, wspomniała tę chwilę i pocałunek, który nie nastąpił. Dlaczego wszystko sprzysięgło się, aby ją unieszczęśliwić? Źle spała i obudziła się rano z bólem głowy. – Niech pani zostanie dziś w domu, milady – powiedziała Jane. – Nie ma sensu, by dzień spędziła pani u krawcowej. – Ale trzeba wprowadzać kolejne poprawki.
– Więc może później, milady. A rano odpoczynek. Georgia niespiesznie zjadła śniadanie, lecz nie mogła sobie wyobrazić wielogodzinnego siedzenia w domu. W pewnym momencie uprzytomniła sobie, co chce robić. Szybko napisała krótki list. – Jane, zanieś to do lorda Dracy’ego. Jestem mu winna trochę czasu jako przewodniczka po Londynie. Jednak pokojówka wróciła z wiadomością, że nie ma go w domu. – Został wezwany do admiralicji, milady. Otrzymał jakieś bardzo oficjalne pismo. – Na Boga, chyba nie każą mu wrócić do służby, jak myślisz? – Nie wiem, milady, ale to raczej mało prawdopodobne. O ile wiem, nie prowadzimy teraz wojny. – Oczywiście – odparła Georgia. Ogarnęła ją panika, która wyprowadziła ją nieco z równowagi. Na morzu czy w Devon, wkrótce zniknie z jej życia, a teraz nie było go tu, aby mógł odbyć wraz z nią wycieczkę po mieście. – No cóż, wezmę się do pisania listów, a potem odwiedzimy kilka sklepów. Po obiedzie zajrzę do Mary, aby sprawdzić, jak postępuje przygotowanie kostiumu. Napisała do Lizzie, do Clary Allworthy w Wiltshire i do Anny Long w Irlandii. Powtarzanie tych samych wiadomości było nużące, zwłaszcza że sporo rzeczy pominęła w listach do Clary i Anny. Sklepy nie okazały się tak atrakcyjne jak powinny, a gdy stwierdziła, że niektóre damy jej unikają, wróciła do domu, gdzie czuła się bezpiecznie. Nienawidziła sytuacji, w której się znalazła, oraz ludzi, którzy do niej doprowadzili. Gdyby nie ten kłamliwy list, jej położenie byłoby o niebo lepsze. Eloisa Cardross i kto jeszcze? Kto jej nienawidzi? Gdy Dracy nie zjawił się na obiedzie, chciało się jej płakać. – Pewnie zaprosili go na obiad w admiralicji – powiedziała, z wysiłkiem udając obojętność. – Ciekawe, czego oni mogą od niego chcieć. – Zastanów się, dziecko – odparła matka. – Teraz jest lordem. Zwykłym baronem, ale to daje mu miejsce w parlamencie. Chcą dopilnować, aby głosował na korzyść floty. Georgia dopuszczała taką możliwość, ale jednocześnie była pewna, że będzie oddawał głos zgodnie ze swoim przekonaniem, a nie na rozkaz. Na obiedzie obecnych było osiem osób, w tym dwie zamężne damy, które zachowywały się z tak wyszukaną grzecznością, że stanowiło to wręcz obrazę. Georgia zrobiła jedyną możliwą rzecz – zachowała całkowity spokój. Mimo to odczuła dużą ulgę, gdy posiłek dobiegł końca, i goście opuścili dom. Właśnie wychodziła z salonu, gdy zatrzymał ją głos matki. – Dziś wieczorem jesteśmy zaproszeni na wystawę w ambasadzie duńskiej. Chcesz jechać? Georgia wiedziała, że powinna zjawić się na tym spotkaniu towarzyskim jako słodka i niewinna, powinna użyć swego uroku, by ludzie znów zaczęli kierować się w odniesieniu do niej zdrowym rozsądkiem. Ale nie miała na to siły. – Od rana nie najlepiej się czuję, mamo. Położę się wcześniej. Gdy wróciła od krawcowej, pograła w karty z Jane, a potem zaczęła się szykować do snu. Odprawiła Jane, lecz nie mogła się uspokoić. Próbowała czytać, jednak co chwilę podchodziła do okna i wyglądała na dwór z nadzieją, że zobaczy podjeżdżającą karetę, z której wysiądzie wracający do domu Dracy. Było to głupie i zarazem swawolne, a dzisiaj nie miała żadnego usprawiedliwienia, aby złożyć wizytę w jego pokoju, lecz pokusa okazała się zbyt silna. Znajdzie pretekst. Tylko gdzie Dracy się podziewa? Minęła już ósma, sprawy w admiralicji na pewno nie przeciągnęły się aż do tej pory. Jak na osobę, która nie lubi miejskiego życia, hojnie korzystał z jego przyjemności. Usiadła, aby poczytać nowy tomik poezji, zakazując sobie kolejnego podejścia do okna. Wiersze były
naprawdę dobre, a gdy usłyszała odgłosy dobiegające z ulicy, na zegarze dochodziła dziesiąta. Podbiegła do okna, ale ujrzała jedynie oddalających się trzech mężczyzn. Może po prostu tędy przechodzili, ale czy przypadkiem nie dosłyszała pukania do drzwi? Owinęła się szlafrokiem i wyszła na korytarz, nasłuchując. Z holu dobiegały czyjeś głosy. Podeszła na górny podest schodów. Dźwięki były teraz o wiele wyraźniejsze. Dracy i zapewne jeden z lokajów. – Zostałem napadnięty na ulicy – powiedział Dracy. – To byli złodzieje. Macie bandaże? Georgia zbiegła po schodach. – Bandaże! Co się stało? Podniósł na nią wzrok, a ona przypomniała sobie, jak jest ubrana. Ale nie mogła się wycofać, jego kamizelka była zbroczona krwią. Podbiegła do niego. – Co ci się stało? – Rzezimieszki. Nic mi nie jest. – Przecież potrzebujesz opatrunków. Jesteś cały we krwi! – Wcale nie cały… – wymamrotał. – Dracy, jesteś pijany? – Tak jest, przyznaję się do winy. Przewróciła oczami, kiedyś zajmowała się Dickonem, który był w podobnym stanie. – Chodź, zaprowadzę cię do pokoju. Przynieś wody do mycia – poleciła lokajowi – i coś na bandaże. Idziemy. – I brandy – dodał Dracy. – Nie potrzebujesz więcej alkoholu – stwierdziła, próbując objąć go ramieniem. Odsunął jej rękę. – Pobrudzisz sobie krwią suknię… czy co tam masz na sobie. Mocno stoję na nogach. – Mniej więcej – mruknęła, gdy zaczął powoli wchodzić na schody. A zatem nie mógł być poważnie ranny. Jej tętno zaczęło zwalniać. Dracy zatrzymał się na górze i chwycił słupek poręczy, aby utrzymać równowagę. – Gdzie twoi rodzice? – Matka pojechała do rezydencji ambasadora Danii, a ojciec miał do niej dołączyć na miejscu. Ja postanowiłam spędzić spokojny wieczór w domu. – Boisz się? – Bynajmniej. – Kiepsko kłamiesz, Georgio. – Aleś ty niemądry, gdy sobie popijesz. Chodź. Ponownie powstrzymał ją gestem i ruszył do swojego pokoju. Po chwili przekręcił gałkę, otworzył drzwi i wszedł. Podążyła za nim. – Nie rób tego – powiedział. – Czego? – Nie powinnaś tu przychodzić. Mogę cię zniewolić. Znowu poczuła przyspieszone bicie serca. – Jesteś ranny! – Jedno nie wyklucza drugiego. Chociaż moje ramię może trochę utrudnić zadanie. – Usiadł na łóżku, przytrzymując rękę. – Jeśli cię zaatakuję, słodka Kirke, walnij mnie w lewe ramię.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem, ale wiedziała, że mówi poważnie. Trunek sprawił, że osłabły jego opory i naprawdę chciał ją zniewolić. Była zarazem podekscytowana i przerażona. – Co ci się stało w rękę? – spytała, dla bezpieczeństwa stając blisko drzwi. – Oberwałem pałką. – Jest złamana? – Nie. – Skąd wiesz? Zgiął rękę, więc zapewne miał rację, chociaż syknął z bólu. – A co z twoim bokiem? – Rana od noża. – Mogłeś zginąć! – Zrobiła kilka kroków w jego stronę, lecz w tej chwili zjawił się lokaj z gorącą wodą, a za nim Jane z bandażami. Obrzuciła Georgię srogim spojrzeniem. – On potrzebował pomocy – wytłumaczyła się Georgia. – Już ma pomoc. Pozwólmy, żeby Jem się nim zajął, milady. – Jest pijany. – Tym bardziej Jem powinien mu pomóc, milady. – Bardzo dobry pomysł – odparł Dracy i wykonał szeroki gest zdrową ręką. – Drogie panie, proszę opuścić okręt! Będą tu sceny, które nie nadają się dla waszych oczu. Georgia zachichotała. – Dobrze, ale wrócę tu, aby się upewnić, że przeżyjesz tę noc. Gdy tylko zamknęły za sobą drzwi, Jane zaczęła strofować Georgię. – Milady, niechże pani zachowa więcej rozsądku. – To mój obowiązek. – Więc chodźmy włożyć bardziej przyzwoite ubranie. – Jane, przestań robić tyle hałasu o nic. Jestem zakryta od stóp do głów, a wkładanie teraz gorsetu i halki byłoby śmieszne. Tak czy inaczej, on jest zbyt mocno poturbowany, aby mnie molestować. Jane mruknęła coś pod nosem, lecz Georgia wygoniła ją do łóżka z nadzieją, że wykona to polecenie. Sama zaś nie mogła się doczekać chwili, aż wróci do niego i upewni się, że nic mu nie jest. Pijany! Zakryła usta, by stłumić śmiech. Sprawiał wrażenie dobrze ułożonego, więc oglądanie go w takim stanie, pozbawionego hamulców, było fascynujące. Ale ktoś go napadł! Przeszła na drugą stronę korytarza i lekko uchyliła drzwi jego sypialni. – Dracy, potrzebujesz medyka? – Nie, dziękuję. Odejdź, lady Maybury. Zamknęła drzwi i wróciła do sypialni. Czyżby przemawiał przez niego rozsądek? Mężczyźni często przeceniali swoje zdrowie. Wtem usłyszała czyjeś kroki w korytarzu, a gdy wyjrzała, zobaczyła gospodynię, panią Crombie, która pomaszerowała prosto do pokoju Dracy’ego. – Przyniosłam mój balsam, milordzie. Pomaga na stłuczenia. – Dziękuję pani. Byłaby jeszcze szansa na filiżankę kawy? – Oczywiście, milordzie, ale jeśli wolno, udzielę panu pewnej rady. Nie jest mądrze chodzić nocą samemu po londyńskich ulicach. – Z pewnością wyszedłbym na tym lepiej, gdybym nie najął chłopca z pochodnią. Czy oni często współdziałają z rabusiami? – To się zdarza, milordzie, ale większość mężczyzn wie, dokąd idzie. – Bardzo cenna obserwacja, madame.
Pani Crombie wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Georgia zaczęła chodzić tam i z powrotem po sypialni. Chłopiec z pochodnią? Współdziała z rabusiami? Dracy mógł stracić życie! Postanowiła, że gdy dostanie swoją kawę, pójdzie tam i wysłucha całej historii. Znowu usłyszała odgłos kroków i otwieranych drzwi. – Nalej mi filiżankę, Jem, a potem możesz już iść. Po chwili dwaj lokaje wyszli, zamknąwszy za sobą drzwi. Ściszonymi głosami komentowali niebezpieczeństwa, jakie czają się na ulicach. Georgia zebrała się na odwagę i wśliznęła do sypialni Dracy’ego. – Jak się czujesz? – spytała, lecz zaraz umilkła. Nie pomyślała, że też mógł się przebrać do snu i był znacznie bardziej skąpo odziany niż zazwyczaj. W nocnej koszuli siedział oparty na łóżku, trzymając filiżankę z kawą. Nie nosił nawet szlafroka. Jego łydki były porośnięte gęstymi włosami, a silne stopy miały mimo to szlachetne kształty. Spoglądał na nią nieprzeniknionym wzrokiem. Postanowiła nie odgrywać cnotliwego dziewczęcia. Podbiegła do łóżka. – Dobrze się czujesz? Uniósł filiżankę w toaście. – Jestem zauroczony do szaleństwa, Kirke. – Widzę, że wciąż pod wpływem mocnych trunków. Gdzie się tak doprawiłeś? – O to nietrudno w tak wielkim mieście. – Masz rację. Jak twoje rany? – Powierzchowne. – Bok? – Tylko draśnięcie. – A ramię? – Boli. Przysiadła na brzegu łóżka. – Jesteś pewien, że nie chcesz medyka? – Jestem pewien. Możesz postawić filiżankę na stole? Spełniła jego prośbę, lecz zaraz wróciła na miejsce. Upojony wyglądał tak niewinnie. – Obawiam się, że to zdarzenie utwierdzi cię w złej opinii o Londynie. – Na pewno jej nie poprawi, ale… – Ale co? – Przecież wiem, że nie należy ślepo iść za chłopcem z pochodnią, więc jest w tym dużo mojej winy. – Ilu cię napadło? – Trzech. – Trzech na jednego? Jak zdołałeś uciec? – Moja szpada ostudziła ich zapędy, poza tym zawołałem o pomoc i jakiś dżentelmen nadbiegł z odsieczą. Gdyby pałka uderzyła naprawdę… – Pałka! – Poszła rykoszetem. Nic złego się nie stało. – Ale… – Przysunęła się, aby dotknąć jego głowy, ale odsunął jej rękę. – Georgio, zachowuj się. Nie powinno cię tu być. Spojrzała na niego z namysłem. – Może, ale jestem wdową, a nie niewinną panienką, a ty jesteś gościem w moim domu i zostałeś
ranny. Zabrzmiało to przekonująco, ale wcale nie była zdziwiona jego sceptyczną miną. – Poza tym – dodała – jestem strasznie ciekawa. Opowiedz mi, co się stało. Pokręcił głową, ale się uśmiechnął. – W razie czego będzie to twoja wina. Jeśli nas tu przyłapią… – Mogą to zrobić najwyżej moi rodzice, którzy zrugają nas, ale zachowają wszystko w tajemnicy. Więc co się wydarzyło? Zacznij od samego początku. Podobno zostałeś wezwany do admiralicji. – Tak, a tam spotkałem kilku starych, uziemionych przyjaciół, którzy zabrali mnie na obiad. Potem poszliśmy do tawerny, aby pogadać o dawnych czasach, a w końcu trafiliśmy do innego lokalu. – Jakiego znowu lokalu? – Nie znasz go. – Tak przypuszczałam, że masz na myśli jeden z takich lokali. Który konkretnie? – Jesteś niepoprawna. U Mirabelle. – Mój mąż opowiadał, że to świetne miejsce. Spojrzał na nią surowo. – To burdel. – Między innymi. Maybury lubił grać tam w karty, obserwując żywe statuy. – Czy wiesz, jak skąpo one są odziane? Jego oburzenie rozśmieszyło Georgię. Miał o niej zupełnie wypaczone wyobrażenie. – Noszą jedynie woal, ale za to bardzo piękny. – Więc ty tam byłaś? – Oczywiście, że nie, ale mieliśmy podobne miejsce służące rozrywce w Sansouci. Statuy męskie i kobiece. – To nieprzyzwoite! Tym razem nie umiała powstrzymać śmiechu. – Mężczyźni nosili saczki zakrywające przyrodzenie. Lecz jeśli można mieć w domu kamienne figury przedstawiające nagie ciała, dlaczego nie można ich oglądać w postaci cielesnej, przesłoniętych woalem? – To co innego i dobrze o tym wiesz. – Nie bądź taki prowincjonalny. – Jesteś za młoda na takie rzeczy. Uśmiechnęła się z sympatią i nachyliła, by pocałować go w policzek. – Mój drogi, słodki Dracy. Przytrzymał ją za włosy i siłą przywarł ustami do jej ust. Odepchnęła go odruchowo, lecz jednocześnie już przedtem pragnęła takiego pocałunku jak w Thretford. Lecz ten był zupełnie inny. Dracy całował ją namiętnie i władczo, jakby jej usta należały do niego, jakby miały się poddać bez ograniczeń. Był to zakazany pocałunek, lecz objęła mężczyznę za szyję i odpowiedziała tym samym, zajmując wygodniejszą pozycję. Jedwabie ślizgały się i gniotły. Uważaj na jego ramię. Ale zbliż się, mocniej… tak, jak rozkosznie, jak słodko. Jego smak był już taki znajomy, jakby całowali się tysiąc razy i trwali w objęciach całe wieki. Zapach jego ciała, miękkość włosów, twarde kości pod mięśniami, cała jego postać… Znieruchomiał, powoli odsunął ją od siebie. – Wystarczy. Musisz stąd wyjść, Georgio. Miał rację, ale nie posłuchała go.
– To był wspaniały pocałunek – powiedziała. Ale za krótki. – Nie przeczę. – Dłonią ścisnął lekko jej biodro. Nagle Georgia zdała sobie sprawę, że siedzi na nim okrakiem! A między jej udami wyrósł jakiś twardy grzbiet, który poruszał się i wzbudzał w niej gorący dreszcz, pozbawiał oddechu. To takie łatwe. Wystarczy unieść nieco ubranie i przesunąć się w tym kierunku… Patrzyła mu prosto w oczy, a on odpowiedział tym samym, odzwierciedlając jej pożądanie, podsycając je. Pragnęła go. Chciała się z nim zespolić, tu i teraz, bardziej niż kiedykolwiek w swoim życiu. Gdyby tylko mogła odczuć coś takiego z Dickonem, jak cudownie… Na tę myśl zeszła z niego, potem z łóżka, wygładziła ubranie, cofając się coraz bardziej. Miała świadomość, że była o krok od popełnienia cudzołóstwa. – Mądra uwodzicielka – powiedział z krzywym uśmiechem. Jego męskość była wyraźnie widoczna pod nocną koszulą, kusiła ją, zapraszała na ucztę rozkoszy. – Szkoda, że nie mogę – wyrwało się jej. Zamknął oczy i parsknął śmiechem. – Cóż za szczerość. Wdowie musi być trudno, gdy wcześniej zaznała przyjemności małżeńskiego łoża. Nie powinna wypowiedzieć następnych słów, ale ta chwila miała w sobie coś, co wymagało szczerości. – Nie zaznałam. Przyjemności. Otworzył oczy. – Chcesz mi powiedzieć, że jesteś dziewicą? – Nie! Nie. Ale nie sprawiało mi to przyjemności. Nie powinnam tego mówić. – Nie, ale… Przykro mi, że byłaś pozbawiona rozkoszy. Powinnaś postarać się, aby z następnym mężem było inaczej. – Jak mam tego dokonać, nie rujnując swojej reputacji? – Jesteś tutaj i nie zrujnowałaś jej. – Mało prawdopodobne, abym przespała się z odpowiednim mężczyzną – zauważyła. – Nieodpowiedni mężczyzna prosi cię o wybaczenie. Przyłożyła dłonie do rozpalonych policzków. – Przestań! Przepraszam. Nie chciałam… Ale sam wiesz, że to nie mogłoby się udać. – Znam jeden sposób, który by się udał. Wiedziała, co miał na myśli, sama pragnęła to udowodnić. – Nie jesteś wyjątkowy – przypomniała mu. – Wszyscy jesteśmy wyjątkowi, ale masz rację. Wielu mężczyzn ma umiejętności, by dać ci przyjemność, lecz równie wielu ich nie ma, a niektórzy nawet nie chcieliby próbować. – Wiem, ale… – Chyba o tym nie myślisz? – O czym? – Aby wypróbować mężczyzn przed ślubem. – Na Boga, nie! – Ależ z ciebie kiepska kłamczucha. Nie wolno ci tego robić, Georgio. – Nie mów mi, co mi wolno, a czego nie! – ucięła i odwróciła się, aby odejść jeszcze dalej od łóżka. – Nikt nie rozumie… – Nikt? Rozmawiasz o tym ze wszystkimi w londyńskich salonach? Odwróciła się gwałtownie.
– Oczywiście, że nie! Tylko z Lizzie… lady Torrismonde. I to nie jest tak, jak myślisz. – Rozłożyła ręce. – Nie chciałabym nikogo rozczarować. – Rozczarować? Uwierz mi, Georgio, to niemożliwe. – Nie możesz mieć takiej pewności. Nikt nie może jej mieć do czasu, aż będzie za późno. Och! – Podbiegła do okna. – Moi rodzice wrócili. Zejdę i opowiem im o napadzie. Wybiegła, uciekając przed odkryciem, a także przed pokusą, której towarzyszyło uczucie niespełnionego pragnienia. Przez cały czas ich rozmowy walczyła z chęcią powrotu do łóżka, chęcią tak silną, jakby Dracy przyciągał ją ku sobie za pomocą liny. Gdyby jej rodzice nie wrócili, mogłaby ulec, mogłaby wypróbować mężczyznę w całkowicie niemoralny sposób. * Dracy położył się na poduszce, z trudem studząc rozgrzane ciało. Sam nie wiedział, czy większe cierpienie sprawiały mu wizja białej pościeli i zielonego jedwabiu, czy wspomnienie intymnej rozmowy, czy też entuzjastyczny, acz niewprawny pocałunek. To grzech przeciwko wszelkiej świętości, że taka kobieta była związana z nieczułym głupcem. Chociaż chyba powinien współczuć Dickonowi Maybury’emu. Ożeniony za młodu, wychowany przez nadopiekuńczą matkę, hrabia z pewnością nie miał możliwości uzyskania takiego wykształcenia, jakie Dracy zdobył na całym świecie. Usłyszał kroki na korytarzu, więc czym prędzej schował się w pościeli. Do pokoju wkroczyła lady Hernescroft, również w zielonym okryciu – jednak tym razem była to ciemnozielona peleryna okrywająca złocistą suknię ozdobioną szmaragdami wokół nadmiernie wyeksponowanego biustu. Kontrast był niemal zabawny. – Szokująca historia, Dracy. Ma pan wszystko, co potrzeba? – Tak, dziękuję, milady. – To nauczka, żeby nie chodzić nocą samemu po ulicach. Zaczynał mieć dosyć dobrych rad, ale co racja, to racja. – Wystawię lokaja przed pańskimi drzwiami – powiedziała. – Jeśli będzie pan czegokolwiek potrzebował, wystarczy zawołać. – To nie będzie konieczne… – Jest pan moim gościem. Wyszła, a za chwilę zjawił się jej mąż. – Skandaliczna historia – powiedział, zapewne sam lekko oszołomiony wypitym alkoholem. – Jest szansa, by przychwycić tych bandytów? – Raczej nie. Pospolite złodziejaszki. Hernescroft skinął głową. – Najlepiej by było wyłapać całe to paskudztwo i wrzucić do morza. Moja żona ma rację. Niech pan nie chodzi nocą po ulicach samopas. W końcu dali mu spokój, co przyniosło mu dużą ulgę. W głowie miał pustkę. Już zasypiał, gdy nagle coś sobie przypomniał. Wygrzebał się z łóżka, chroniąc kontuzjowaną rękę. Sprawdził bok, lecz nie dostrzegł śladów krwi. Otworzył drzwi. W korytarzu siedział lokaj. Przynajmniej zapewnili mu krzesło. Młodzieniec natychmiast skoczył na równe nogi.
– Życzy pan sobie czegoś, milordzie? Zapewne to zadanie powierzyli najmłodszemu służącemu, który, jak się wydawało, został w tym celu wyciągnięty z łóżka. – Tak. Wejdź. Lokaj wykonał polecenie. – Czy pod tym łóżkiem jest drugie, wysuwane? Chłopak schylił się, żeby sprawdzić. – Jest, sir. – Wyciągnij je i połóż się. – Słucham? Miał nie więcej niż siedemnaście lat i obawiał się popełnienia jakiejś gafy. – Kazano ci być na moje zawołanie, prawda? – Tak, milordzie. – Wolę, abyś był bliżej niż w korytarzu. Mogę zasłabnąć i nie będę miał siły krzyknąć. Zamknij drzwi, wysuń łóżko, przynajmniej wypełnisz swoją wartę, leżąc. Nie obrażę się, jeśli zaśniesz, bo na pewno obudzisz się, gdybym dostał ataku, zaczął się dusić albo biegać nago w obłędnym widzie. Usta chłopaka zaczęły drżeć, ale zdołał się opanować. – Jak pan każe, milordzie. Dracy kiwnął głową, zgasił świecę i położył się ostrożnie na łóżku w możliwie najwygodniejszej pozycji. Nie chodź sam nocą po londyńskich ulicach. Nie zapomni o tym, ale postanowił, że maksymalnie skróci swój pobyt w tym okropnym mieście. Trzymały go tu tylko Georgia oraz jej sprawa. Czy zdobędzie się na wyjazd, gdyby nie miała mu towarzyszyć?
Rozdział 21 Jane wyrwała Georgię z głębokiego snu, przynosząc jej gorącą czekoladę oraz list. – Goniec powiedział, że to pilne, milady. Georgia chwyciła list. Może to od Dracy’ego, może rozgniewany wyjechał z Londynu po wczorajszym ataku? Złamała pieczęć i rozłożyła papier. Niestety, nadawcą listu okazała się Portia Malloren. Georgia kompletnie zapomniała o głównym pretekście, pod jakim przyjechała do Londynu. Szybko przebiegła wzrokiem list. – A niech to! Jest kłopot z dostawą wody do Danae House, a Portia niebawem wyjeżdża z miasta. Muszę jechać. Przygotuj mi jakąś zwykłą suknię, Jane. Problem z wodą to może być brudna sprawa. – Przecież nie musi pani pokazywać się w takim stroju. Poza tym dziś jest ostatnia przymiarka kostiumu. Maskarada już wieczorem. Georgia przyłożyła dłoń do głowy. – Wystarczy czasu na wszystko. Pośpiesz się, przynieś jedną z sukien, które miałam w Herne. Przywieźliśmy jakąś, prawda? – Te nudne szaty? Georgia zawahała się, gdyż mogła zostać zauważona na ulicy. – Tak, jedną z tych nudnych szat – potwierdziła. Usiadła, żeby napisać odpowiedź do Portii i jak najszybciej wysłać posłańca z listem, wtedy Mallorenowie mogliby wyruszyć w swoją podróż. Potem nałożyła prosty gorset, zawiązywany z przodu. – Sama dam radę się ubrać – powiedziała do Jane. – Idź i spytaj, jak się czuje lord Dracy. Może potrzebuje medyka. Koniecznie spytaj, czy nie ma gorączki. I zamów mi lektykę. Miała ochotę pójść sama i sprawdzić, jak on się czuje, ale nie była pewna, czy potrafi spojrzeć mu w oczy. Na samo wspomnienie wczorajszego pocałunku poczuła falę gorąca. Był naprawdę cudowny, lecz nie powinna do niego dopuścić – z wielu przyczyn. W ogóle nie powinna odwiedzać go w sypialni, a jeśli już chciała to zrobić, trzeba było włożyć stosowne ubranie. Nawet tę zwykłą suknię. Usiadła, aby uczesać włosy, lecz po chwili nadeszła Jane i zabrała się do układania fryzury swojej pani. – Zawiąż je w supeł – powiedziała Georgia. – Jak on się czuje? – Dobrze, milady. Boli go ramię, przynajmniej tak powiedział Jem, ten lokaj. Nie miała więc pretekstu, aby iść do jego pokoju. Aby choćby porozmawiać. Wczoraj gawędzili bardzo swobodnie w przytulnym świetle świecy, ale taka intymna atmosfera była niebezpieczna. Już wcześniej pokazał, jak słabo zna i rozumie ją oraz jej świat, więc obawiała się, że im więcej się o niej dowie, tym mniej będzie ją lubił. Nie powinna przyznawać się, że wie o tym burdelu u Mirabelle, że najmowała modeli na żywe posągi, lecz przecież bez szczerości nic nie miało sensu. Włożyła cienkie rękawiczki i właśnie przeglądała się w lustrze, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Dracy? Nie, nie przyszedłby tutaj. Jane uchyliła drzwi. – Lord Sellerby prosi o spotkanie z milady – powiedział lokaj. Georgia skrzywiła się, patrząc na swoje odbicie. Mogła się wymówić i odczekać, aż on sobie pójdzie, lecz przecież nie mogła unikać go w nieskończoność. Zachowywał się głupio, ale mogła go naprostować
konsekwentnymi, stanowczymi odmowami. – Jane, zejdziesz ze mną, ale potem musisz iść do Mary i pomóc jej. Powiesz, że na ostatnią przymiarkę przyjdę później. – Więc będzie pani podróżować tylko z tragarzami lektyki, milady? – A co ty byś mogła zrobić, gdyby mnie zaatakowali? To służący mego ojca, ludzie godni zaufania. Chodź. Z satysfakcją pomyślała, że ma na sobie kapelusz i pelisę, a na zewnątrz czeka lektyka. Była przygotowana do wyjścia. – Sellerby – powiedziała z uśmiechem, wchodząc do małego salonu. – Jak miło, że mnie odwiedzasz, ale dziś jest maskarada, więc sam rozumiesz. Jestem bardzo zajęta. Ucałował jej dłoń. Szczęśliwie wyglądał na opanowanego. – Rozumiem to doskonale i nie będę cię zatrzymywał, moja droga. A może zdradzisz mi choć odrobinę, jak będzie wyglądał twój kostium? – Chyba nie sądzisz, że ci powiem! – Mimo wszystko musiałem zapytać. Czy lord Dracy będzie obecny? – Tak sądzę, ale nie możemy oczekiwać, że jego kostium dorówna naszym. Ta odpowiedź zadowoliła go, lecz Georgia przypomniała sobie, że nie powinna sprawiać mu przyjemności choćby rozmową. Trudno było zachowywać taki dystans wobec starego przyjaciela. – Dotarły do mnie dziwne plotki, moja droga Georgio. Zesztywniała. Jakież kolejne nieszczęście? – Nie bierzesz pod uwagę kandydatury Dracy’ego na swego męża, prawda? Ach, to tylko o to chodzi. – A jest jakiś powód, dla którego nie powinnam? Zaśmiał się. – Moja droga. A czy jest powód, dla którego powinnaś? – To bohater, oficer marynarki, ranny w służbie dla kraju, dla nas wszystkich. – Takich są tysiące, niektórzy dużo ciężej okaleczeni. Małżeństwo to nie nagroda za służbę. Nie masz z nim nic wspólnego, a poza tym nie przystoi ci, abyś wykorzystywała go do jednej ze swoich gierek. – Wcale go nie wykorzystuję – zaprotestowała. – Jak możesz tak o mnie myśleć? Wbił w nią wzrok. Naprawdę bierzesz go pod uwagę? Nie lubiła kłamać. – Mój ojciec faworyzuje go, więc toczą się pewne rozmowy… – Oni obaj interesują się wyścigami, ale sama nie powinnaś dać się sprzedać jak koń. Nie pasujecie do siebie. Jego majątek, wygląd… – Uważam, że to bardzo niestosowne szydzić z jego blizny, Sellerby! – Co? Ależ nic takiego nie miałem na myśli. Chodziło mi o styl jego ubrań. – Gdy trzeba, potrafi być elegancki. To się staje męczące. Podziwiam lorda Dracy’ego i przyjemnie spędzam czas w jego towarzystwie, więc to nie jest nic. Nawet jeśli istnieją pewne rozważania dotyczące skojarzenia małżeństwa, na razie są bardzo wstępne. Tak jak zauważyłeś, wiele przemawia przeciwko niemu. Możesz mieć pewność, że decyzji nie podejmę pochopnie. A teraz muszę już iść. Wyszła do holu, a on za nią, aby pomóc jej wsiąść do lektyki. Przytrzymał jej dłoń. – Weź mnie pod uwagę, Georgio. Wiesz, że pasujemy do siebie. – Wezmę pod uwagę wszystkich kandydatów, ale dopiero po maskaradzie. Czyżby chciał jej towarzyszyć? I co wtedy miałaby zrobić?
Po chwili pożegnał się i poszedł w swoją stronę. – Zaczekajcie – powiedziała do tragarzy, na wypadek gdyby Sellerby zaczaił się w pobliżu. Było to głupie uczucie, ale zachowywał się nieracjonalnie, co znosiła coraz gorzej. Dlaczego po prostu mu o tym nie powiedziała? Okrucieństwo nie przychodziło jej łatwo. – Wychodzisz, Georgio? Wychyliła głowę przez okno i spojrzała do tyłu. – Dracy? Czy nie powinieneś zostać w łóżku? Podszedł do niej z uśmiechem. – Jestem twardy. Miałem nadzieję na wycieczkę po mieście z moją przewodniczką. Rzeczywiście wydawał się w świetnej formie. – Oprowadzę cię, jeśli naprawdę wydobrzejesz, ale to nie będzie typowa atrakcja. – Intrygujesz mnie. A dokąd się wybierasz? – Chodź ze mną, a sam zobaczysz. – Dobrze. – Wysłał lokaja po kapelusz, rękawiczki i szpadę. – Jane, widzisz, mam odpowiednią ochronę – powiedziała. – Teraz biegnij do Mary, ale jakby się zdarzyło jakieś nieszczęście, natychmiast daj mi znać. Gdy tylko Dracy był gotów, kazała tragarzom ruszać. Z wysiłkiem zdusiła szeroki uśmiech. To, co jeszcze niedawno wydawało się uciążliwym obowiązkiem, teraz dawało nadzieję na przyjemność. Mężczyźni chwycili poręcze i ruszyli na ulicę. Zostawiła okienko do połowy opuszczone, aby wpuścić do środka trochę powietrza i mieć możliwość rozmowy z Dracym. – Ani słówka o celu naszej wędrówki? – spytał. – Ani słówka. Zdała sobie sprawę z tego, że wczorajszy wieczór jednak niczego nie zepsuł. Co za piękny dzień. – Wydaje mi się, że zmierzamy wprost do Bloomsbury Square – zauważył. – Widzę, że orientujesz się w topografii. – Mapy to chleb powszedni marynarza. – Naprawdę nie tęsknisz za morzem? – Chyba wszyscy tęsknimy za aspektami przeszłości, ale nie trzeba się nad nimi rozwodzić. Tragarze wnieśli lektykę w wąską, obsadzoną drzewami uliczkę niedaleko Bloomsbury Square i zatrzymali się przed Danae House. Georgia wysiadła, nagle wystraszona ciążącą na niej odpowiedzialnością. Była patronką, zapewne jedyną w mieście, ale nie miała pojęcia o dostawie wody. – Danae House – odczytał słowa wykute w kamieniu nad drzwiami. – Kto to jest Danae? – Była – odpowiedziała, gdy jeden z lokajów uderzył kołatką w drzwi. – Matka Perseusza. Prorok ostrzegł jej ojca, że jej syn go zabije, więc kazał uwięzić ją w wysokiej wieży. Lecz Zeus przybrał postać złotego deszczu i uzyskał do niej dostęp. Przez otwarte powoli drzwi wyjrzała młoda kobieta z okrągłą buzią i wydatnym brzuchem. – Tak, proszę pani? Oczywiście, nikt tutaj nie mógł rozpoznać Georgii. Ze względu na przeznaczenie Danae House żadna kobieta nie przebywała w domu dłużej niż rok. – Jestem lady Maybury, jedna z patronek, a to lord Dracy. Dziewczyna otworzyła szeroko drzwi i dygnęła. – Proszę o wybaczenie, milady. I pana, milordzie. Miała akcent z zachodniej Anglii. Jaka jest jej historia? Panna Ossington, zarządzająca domem, przybiegła z zaplecza. Miała siwe włosy, wyglądała na zdenerwowaną.
– Och, lady Maybury! Jak to miło… Miałam nadzieję… Miała nadzieję, że zjawi się Diana Rothgar albo jedna z innych starszych patronek, a nie młoda, lekkomyślna skandalistka. – Nie mamy wody – powiedziała śpiesznie kobieta. – Już zawiadomiłam dostawcę, ale nic nie zostało zrobione. – Kiedy nastąpiła przerwa w dostawie? – spytała Georgia. Próbowała sprawić wrażenie zaradnej i zorientowanej w temacie. – Dwa dni temu, milady! W każdym razie wtedy zauważyłam, że w zbiorniku zaczyna brakować wody. Jest napełniany trzy razy na tydzień, więc wynika z tego, że ostatnio zostaliśmy pominięci, ale dostawca nie chce nikogo przysłać, aby to naprawił. – A czy sąsiedzi też cierpią na niedobór wody? – odezwał się Dracy. – Nikt nic nie mówił, milordzie. – Mogę obejrzeć ten zbiornik? Dracy przejmował inicjatywę, lecz skoro wiedział cokolwiek o takich urządzeniach, jego pomoc była mile widziana. – To jest lord Dracy, pani Ossington. Mój… – szukała odpowiedniego słowa – doradca. Kobieta ponownie dygnęła. – To bardzo uprzejme z pana strony, milordzie. Proszę za mną. Georgia dołączyła do nich, z zainteresowaniem oglądając zaplecze domu. Wcześniej nie była poza salonem dla gości i jadalnią. Wnętrza sprawiały wrażenie równie czystych i schludnych, jak i pomieszczenia dostępne dla osób z zewnątrz, co stanowiło dobry znak. Większość drzwi była zamknięta, ale w jednym z pokoi zobaczyła cztery dziewczęta zajęte pisaniem, natomiast w kuchni trzy kobiety i dwie dziewczyny szykowały posiłek. Wszystkie dygały grzecznie i sprawiały wrażenie wesołych mimo ich wstydliwej sytuacji. Z tego, co Georgia słyszała, tylko kilka dziewcząt było obojętnych wobec swojej sytuacji. Dracy czekał na nią na szczycie krótkich, wąskich schodów. – Wcześniej nie widziałaś tej części domu? – spytał. – Nie było takiej potrzeby – odparła, jakby usiłowała się bronić. – Co tam jest na dole? – Zbiornik. Zeszła, marszcząc nos. Wilgotne pomieszczenie było przesiąknięte wonią pleśni. Dobrze, że włożyła tę zwykłą suknię, której nie zniszczy wszechobecny kurz. Ołowiany zbiornik znajdował się w mokrym miejscu, miał przyłączoną rurę, przez którą dostawca zapewne napełniał go wodą. Wcześniej nie interesowała się systemem dostarczania wody do jej domu przy Belling Row. Płaciła pięć gwinei rocznie firmie New River Company i oczekiwała, że woda będzie dostępna w każdej chwili. To wszystko. – Zbiornik powinien być napełniany trzy razy w tygodniu? – spytała. – Tak, lady Maybury – potwierdziła pani Ossington. – A co to za rura stercząca do góry? – Prowadzi do pompy w kuchni, milady. – Aha. W Belling Row nie było pompy. Służący, aby nabrać wody, chodzili do zbiornika z wiadrami. Georgia żałowała, że nie znała takich możliwości. Ale w następnym domu każe sobie zainstalować lepszy system. Dracy wszedł po drewnianych stopniach i zajrzał do zbiornika. – Prawie pusty. I bezwzględnie wymaga czyszczenia. – Też chcę to zobaczyć – powiedziała Georgia. Zszedł i pomógł jej wejść na górę. Dno zbiornika pokrywała gruba warstwa szlamu.
– Nic dziwnego, że nikt nie pije tej wody. Macie tu wodę pitną? – Nie, milady. Wszystkie pijemy lekkie piwo. W swoim domu Georgia płaciła za beczki lekkiego piwa i dobrej wody pitnej, które przywożono z wapiennych dolin. Już chciała powiedzieć, że zapłaci za dostawę do Danae House, ale przypomniała sobie, że jej możliwości finansowe są bardzo ograniczone. Dracy postukał w rurę dopływową. – Możliwe, że dostawca zapomniał otworzyć wasz kurek, ale podejrzewam, że coś zablokowało rurę, pani Ossington. Podobno takimi przewodami wpływają nawet węgorze i inne ryby. – Boże, miej nas w opiece! – krzyknęła kobieta. Georgia przypomniała sobie, że to ona ma zażegnać powstały kryzys. Zeszła ze stopni. – Dopilnuję, aby ktoś sprawdził tę rurę. A jak sobie dajecie radę? – Dziewczęta chodzą do ogólnie dostępnej pompy przy Black Bull Lane i przynoszą wodę w wiadrach, milady. – Zamówię dostawę wody z pompy w beczkach. Mogę decydować o takich wydatkach. Pierwsza ruszyła na górę. Miała poczucie, że dobrze wypełniła swój obowiązek, z ulgą też wróciła do miejsca, gdzie było widno i gdzie mogła zaczerpnąć powietrza. Gdy przechodziła przez kuchnię, zatrzymała się, następnie podeszła do pulchnej, na oko siedemnastoletniej dziewczyny, która kroiła w plastry pigwy przeznaczone na konfitury. – Muszą być cieńsze – powiedziała łagodnie – inaczej nie przechowają się dobrze. Popatrz – powiedziała, biorąc nóż. Ukroiła bardzo cienki plasterek. Oddała dziewczynie nóż. – O, właśnie tak. Wyszła z kuchni, przypuszczając, że młoda kobieta zaraz wróci do krojenia grubych plastrów. To smutne, że niektóre z nich nie chciały być pracowite ani pilne bez względu na okazywane im dobre traktowanie. Jedna dziewczyna uciekła z Danae House, zabierając z pralni stertę sukienek. Diana Rothgar odmówiła ścigania i oskarżenia winowajczyni, ale kazała założyć zamki w drzwiach do wszystkich pomieszczeń magazynowych. Georgia obiecała zawiadomić o wszystkim lady Rothgar i zamówić wodę, po czym u boku Dracy’ego opuściła dom. – Ryby w rurach? – spytała. – Tak mi powiedziano. Zatrzymała się koło lektyki. – Skąd wiesz o takich rzeczach? – Zainteresowałem się mechanizmami życia w wielkim mieście. Cały Londyn ma podziemną sieć kanałów ściekowych, wodnych i strumieni. Spojrzała na ziemię. – Po tym, co powiedziałeś, mam wrażenie, że ten chodnik to cienka skorupa. – Skorupa nad nieczystościami, które są zmywane z ulic. – A za to podwórze na wiejskiej farmie jest takie słodkie? – rzuciła wyzywająco. – Albo powietrze, gdy na polach rozrzuca się nawóz? Tu przynajmniej są rozrywki i towarzystwo, które okazało się dla ciebie bardzo miłe, sam przyznałeś. – Tak. A teraz powiedz mi, do czego służy Danae House? – To dobroczynny przytułek dla młodych służących, które stały się brzemienne, i to często w wyniku uwiedzenia, a nawet gwałtu przez mężczyzn, w których domu pełniły służbę. Ten zbiornik powinien być regularnie czyszczony. Myślę, że mam upoważnienie do podjęcia również tej decyzji.
– Szybko działasz. I zadziwiająco dobrze orientujesz się w sprawach dotyczących prowadzenia domu. Georgia zajęła miejsce w lektyce, zgarniając poły sukni. – Pani domu powinna znać i rozumieć pracę służby, podobnie jak kapitan powinien wiedzieć, jak wykonuje się każdą, nawet najprostszą czynność na statku. Co nie oznacza, że kapitan ma ochotę szorować pokład. Uśmiechnął się. – Więc nie będziesz robić przetworów z pigwy? – Mam nadzieję, że nie. – Dziękuję za tę wycieczkę w nieznaną część Londynu. A czy mogę się odwdzięczyć i zabrać cię tam, gdzie jeszcze nie byłaś? Uniosła głowę. – Wątpię, czy to przyzwoite. – Moi przyjaciele z marynarki pokazali mi świetne miejsce, gdzie możemy zjeść pieróg i wypić piwo. – Zjeść pieróg i wypić piwo? – Moja biedna lady May, w ogóle nie zaznałaś prawdziwego życia – powiedział i polecił tragarzom udać się w kierunku tawerny. * Trzy godziny później Georgia wyszła z Dracym z tawerny. Była w znakomitym humorze, co mogło częściowo wynikać z działania mocnego porteru serwowanego do posiłku. Tak czy inaczej, czuła się znakomicie. Nie zawsze przebywała w arystokratycznych częściach miasta, lecz dotychczas nie posilała się pierogiem i mocnym piwem przy długim, prostym stole w towarzystwie tuzina oficerów marynarki. Oni też byli zaskoczeni jej widokiem, bo rzeczywiście – do tej pory niewiele dam gościło w tawernie Dolly Pott’s. Zdumieli się jeszcze bardziej, gdy Dracy ją przedstawił. Sam fakt, że jest hrabiną, wyjaśniał ich konsternację, jednak niektórzy uświadomili sobie, że to lady May, i może wiedzieli o jej nadszarpniętej reputacji. Mimo to żaden nie zachował się nieuprzejmie, czy nawet chłodno, co zapewne wynikało z ich dobrych manier lub nie robili tego przez wzgląd na Dracy’ego. Stało się jasne, że jest lubiany i podziwiany. Niebawem poczuła się swobodnie, co równie dobrze mogło wynikać z wypitego piwa. Było ciemne i mocne, z początku dziwnie smakowało, ale szybko się przyzwyczaiła do jego smaku. Mężczyźni trochę z nią flirtowali, żaden jednak nie posunął się za daleko. Czuła, że zachowywaliby się podobnie w towarzystwie każdej młodej kobiety, co wynikało z ich dobrego wychowania. Traktowali ją tak, jakby była mężczyzną – przyjacielem Dracy’ego. Niby ktoś z zewnątrz, szczur lądowy, ale osoba mile widziana. Zafascynowały ją opowieści o życiu na morzu i dalekich krajach, chociaż miała świadomość, że wybierali historie nadające się do szkolnej klasy. Pieróg był znakomity, tak samo piwo, a atmosfera wesoła i swobodna. Po prostu jak w niebie. Odesłała lektykę do domu, więc teraz szli ulicą Pall Mall w kierunku Hernescroft House. – Bawiłam się tak dobrze jak nigdy – powiedziała. – Więc może uchylisz przede mną rąbka tajemnicy co do twojego kostiumu? – Nie ma mowy! – Skoro będziemy jechać razem, i tak wszystko się wyda. – Dlatego pojadę osobno. – Sprytnie, ale postawię tysiąc, że cię rozpoznam.
– A czy masz tysiąc? – zakpiła, uśmiechając się. – Niestety, to dla mnie za duża suma. Wobec tego może wymyślimy bardziej sprawiedliwe warunki zakładu? – Zakładu? – Że cię rozpoznam, zanim zdejmiesz maskę. – Aby było uczciwie, powinien to być zakład o to, kto kogo pierwszy rozpozna. – Tak, ale trudno będzie ustalić nagrodę. – Owszem, jesteśmy tacy różni – zgodziła się. – Mężczyzna, kobieta. Niezamożny, bogata… – Ale oboje mamy tyle samo czasu – powiedział. – Czasu? – Zrozumiała, że ta rozmowa zmierza w niebezpiecznym kierunku, lecz z powodu wypitego piwa nie była tego taka pewna. – Wygrany zdobywa piętnaście minut na osobności z przegranym, z którym może robić wszystko według swego uznania. Ta propozycja natychmiast ją otrzeźwiła. – Absolutnie nie. Zamiast się kłócić albo ją namawiać, Dracy zmienił taktykę. – Bardzo mądrze. Nałożymy ograniczenie. Przegrany nie może czuć się zagrożony. – To po co ten zakład? – Więc chcesz poczuć się zagrożona? – Mogłabym mieć nadzieję na ekscytujące chwile. Uśmiechnął się. – Słusznie. Po cóż innego się zakładać? Mogłabyś mieć nadzieję na ekscytujące chwile także jako zwycięzca. Czego byś mogła żądać ode mnie przez piętnaście minut? Prowokował ją, więc powiedziała najbardziej szokującą rzecz, jaka jej przyszła do głowy. – Rozebrałbyś się do naga dla mnie? – Nawet tutaj, jeśli chcesz. Rozejrzała się dookoła. Na szerokiej alei było mnóstwo ludzi w różnym wieku. – Nie zrobiłbyś tego! – Masz na myśli, że ty sama byś tego nie zrobiła. – Oczywiście, byłabym skończona. – A ja nie. I myślę, że ty również nie straciłabyś reputacji za patrzenie na mnie, gdybyś zaczęła dostatecznie głośno wrzeszczeć. – Bardzo mnie kusi, aby sprawdzić twój blef, mój panie. – To nie blef. Mężczyźni często obnażają się między sobą, po bitwach, gdy są ranni, albo gdy chcą popływać, lub też w publicznych łaźniach. To dla mnie nic nie znaczy. Georgia wiedziała, że powinna krzykiem zakończyć tę rozmowę, a nawet uciec, ale nie mogła się oprzeć pokusie oraz perspektywie tego zakładu. To tylko kwadrans, a ona nie poczuje się zagrożona. Jej zdrowy rozsądek walczył z podsyconą alkoholem chęcią zabawy, lecz przegrał. – Ustalmy jasno warunki zakładu. Jeśli cię rozpoznam, zanim ty rozpoznasz mnie, będę miała piętnaście minut z tobą, podczas których zrobisz wszystko, co ci każę. – O ile nie poczuję się zagrożony – przypomniał jej, ale w jego oczach igrały szelmowskie ogniki. Obnażenie się w jej obecności w żadnym stopniu nie byłoby dlań dyskomfortem, co jeszcze bardziej działało na jej wyobraźnię, a może nawet pociła się od oblewających ją fal gorąca. Nigdy nie widziała mężczyzny w całej okazałości… – A jeśli ja wygram – powiedział – zyskam takie samo prawo wobec ciebie.
Miałaby się rozebrać? Na pewno nie miał tego na myśli. Przecież to sprawiłoby jej duży dyskomfort. Tak czy inaczej… Kiedyś trzymała w dłoni ptaka, którego serce biło tak samo szybko. Obawa przed nieznanym. Obawa przed nowym, niewybaczalnym skandalem. A przede wszystkim obawa przed podnieceniem, które ogarniało jej ciało. Zdrowy rozsądek jednak wygrał. Podjęła przerwany spacer. – Nie mogę sobie pozwolić na więcej skandali. – Mieszkamy w tym samym domu – zauważył – a twoi rodzice śpią w odległych pokojach. Nikt nie będzie wiedział, a nawet jeśli ja wygram, na pewno nie uczynię niczego, co wprawiłoby cię w zakłopotanie. Nigdy bym tego nie zrobił, Georgio. Spojrzawszy na niego, stwierdziła, że mówi szczerze. Zresztą to wiedziała. Mogła mu ufać w każdej sprawie, dzięki czemu ta przygoda nabierała realnych kształtów. – No dobrze – powiedziała. – Zresztą jestem pewna zwycięstwa. Wyróżniasz się, a ja sprowokuję też matkę, żeby mnie rozpoznała. – Zdajesz sobie sprawę, że bardzo zawęziłaś pole poszukiwań. – Niech tam, ale i tak jestem pewna, że wygram. A wtedy, jeśli zechcę, mogę zdecydować, że spędzimy te piętnaście minut, czytając głośno modlitwy. – Możesz, ale nie zrobisz tego. Odrzuciła głowę do tyłu. Niech go diabli, miał rację, a ich przedziwny zakład jedynie dodawał pikanterii oczekującej ich nocy. Nagle przypomniała sobie o maskaradzie. Kostium! – Która godzina? – spytała. Wyjął czasomierz. – Pół do piątej. – Jeju! Już za cztery godziny będę jechać na maskaradę. Pośpiesz się – powiedziała, zmieniając kierunek. – Muszę iść do krawcowej na ostatnią przymiarkę. Zostawisz mnie przed drzwiami – powiedziała surowo. – Nie dopuszczę, abyś czegokolwiek się dowiedział o moim przebraniu. * Kiedy ponownie ruszyli w drogę, Dracy poprosił: – Opowiedz mi o najbardziej pomysłowym kostiumie, jaki widziałaś. – Oprócz mojego? Strój syreny, wykonany tak, jakoby syrena siedziała na skale. – Wspaniałe, ale pewnie trudne do wykonania. Tak jak przebieraniec, którego widziałem w Neapolu. Przyszedł jako galernik. – Jak więc tańczył? – Nie tańczył. Podobnie jak dwóch innych, którzy przebrali się za wielbłąda. – Niezbyt przemyślana koncepcja. – A czy w swoim kostiumie będziesz mogła tańczyć? Rzuciła mu pełne politowania spojrzenie. – Tak mnie nie złapiesz, miły panie. Zaśmiał się. – Rozpoznam cię, nawet gdybyś przyszła w zbroi. – Jako Joanna d’Arc?
– To byłoby niestosowne ze względu na temat przewodni balu. Jesteśmy na miejscu. A teraz odejdź, proszę. Stali przed wejściem do pracowni krawcowej. Ucałował jej dłoń. – Dziękuję za uroczy dzień. – A ja tobie za niezwykły i bardzo przyjemny obiad. Zobaczymy się na maskaradzie. To znaczy – dodała – ja zobaczę ciebie, zanim ty zobaczysz mnie. Pożegnał ją uśmiechem, zanim weszła do środka, po czym odszedł zagubiony, tylko dlatego że nie było jej u jego boku. Jednak dzisiejszy dzień natchnął go nadzieją. Tak jak kiedyś zauważyła, ludzie mają wiele różnych twarzy, ale ona była prawdziwym diamentem. Lady May, w pawich piórach, była także patronką domu opieki i dzielnie chciała podjąć próbę naprawienia awarii w dostawie wody, jednak do tego zadania włożyła bardziej stosowne ubranie. Wiedziała, na czym polega rola pani domu, chociaż sama nie angażowała się w takie zajęcia, poza tym życzliwie nauczyła niewprawną dziewczynę kroić owoce na przetwory. Jedynie przez chwilę czuła się nieswojo w tawernie o niskich sklepieniach, gdzie na posypanej słomą podłodze stały długie stoły, a przy nich siedzieli wszelkiej maści biesiadnicy. Z pewnością nie przestraszyła się towarzystwa mężczyzn, niebawem oczarowała jego przyjaciół, a może nawet sama dała się trochę zauroczyć. Z zaciekawieniem słuchała ich opowieści, zadawała inteligentne pytania, chłonęła wiedzę o życiu na morzu i na lądzie. Czy wobec tego nie zainteresuje jej wiejski dworek i mieszkający wokół ludzie? Powstrzymał swój optymizm. Wiejska posiadłość to nie statek, nie egzotyczna wyspa korzenna. Zresztą dla niej to nie byłaby nowość, sama mieszkała w takim miejscu do osiemnastego roku życia, a jeśli została nauczona prowadzić duży ziemski majątek, to znała się na mleczarstwie, warzeniu piwa, organizacji pralni i uprawie przykuchennych warzywniaków. Wydaje się, że z czasem przestała to lubić. Majątek Dracy był o wiele mniejszy niż Herne. Gdyby był optymistą, powiedziałby, że bardziej przytulny, lecz teraz potrzebował żony, która nie tylko umiała kroić pigwę w cienkie plasterki, pozbywać się moli i chrząszczy, naprawiać zasłony i dekoracyjne tkaniny, ale naprawdę chciała to robić. Nie był marzycielem, więc może jednak oczarowały go syreny. Jednak to nie przeszkadzało mu niecierpliwie oczekiwać maskarady i wyniku ich bezwstydnego zakładu, bez względu na jego rezultat.
Rozdział 22 Była już niemal dziewiąta, gdy Georgia ostatni raz przejrzała się w lustrze i oceniła, czy kostium dobrze skrywa jej tożsamość. Dracy jej nie pozna, skoro niemal każdy skrawek jej ciała był starannie zakryty. Nie było łatwo wymyślić kostium przedstawiający gołębia pokoju, i to przebranie, które byłoby wygodne, wytworne, szybkie w wykonaniu. Ale udało się, i to niewielkim kosztem. Najwięcej pracy wymagało nakrycie głowy, ale idealnie przypominało gołębią głowę, z czarnym dziobem sterczącym nad nosem Georgii. Pióra schodziły po szyi i karku, aby wplatać się pomiędzy jej upudrowane na biało włosy, opadające luźno do pasa. To Jane rezolutnie zauważyła, że gołębie pióra będą za małe w tej powiększonej skali, poza tym trudno by je było zgromadzić w odpowiedniej ilości. Rozwiązaniem okazały się białe pióra gęsie, ułożone na plecach sukni do samego końca, gdzie tworzyły wachlarzowaty gołębi ogon. Z przodu Georgia chciała mieć klasyczną suknię, lecz Jane przekonała ją do czegoś skromniejszego, włożyła więc gorset, a na wierzch białą jedwabną suknię zapinaną po samą szyję. Nie nosiła obręczy, jedynie wałek materiału wokół bioder, aby lekko rozszerzyć spódnicę, na wierzchu której rozpościerała się warstwa siatki wyciętej w kształt piór, wykończona gęsim puchem. Ponieważ chciała rzucić wyzwanie Dracy’emu, pomalowała usta jaskrawą czerwoną pomadką i użyła innych perfum. Były delikatne, ponieważ nie lubiła ciężkich zapachów, lecz miały wyraźnie różany akcent. Uśmiechnęła się, gdy godzinę temu otrzymała książkę – prezent od niego. Według Jane była ona poświęcona mowie kwiatów, ale została też bardzo mocno uperfumowana, zatem Georgia jej nie dotykała. Później zbeszta go za tę próbę oznaczenia jej wyrazistym, egzotycznym zapachem. Kazała Jane dokładnie umyć ręce, zanim ta przystąpiła do ubrania swojej pani i dopasowania kostiumu. Ta chytra sztuczka sprawiła, że jeszcze mocniej pragnęła wygrać zakład. Poćwiczyła mówienie wysokim tonem, podobnym do szeptu. Ta metoda powinna się sprawdzić, zatem dzisiejszego wieczoru nastąpi grzeszne objawienie – jeśli zbierze się na odwagę, aby zechcieć tej nagrody, zażądać widoku jego nagiego ciała. Jednak zanim to nastąpi, musiał stawić czoło śmietance towarzyskiej Londynu zgromadzonej w jednym miejscu. Nigdy nie brakowało jej odwagi, więc zignoruje to lekkie ssanie w żołądku. Była zadowolona, że przez pierwszą godzinę pozostanie w przebraniu. Przejrzała się w lustrze i skinęła głową. – Jestem gotowa do walki. – Przecież to nie bitwa, milady. – Przeciwnie – odparła. Jej strategia była prosta. Zaprezentuje się jako najdoskonalszy symbol czystości i dopasuje do tego swe zachowanie. Kiedy zdejmie nakrycie głowy, aby się ujawnić, to wrażenie pozostanie. Nie wymaże przeszłości, bo to wymaga czasu, ale maskarada powinna przysłużyć się jej planom. Poruszenie i widmo skandalu wywołane listem rozeszły się we mgle z tej prostej przyczyny, że żaden list nie został ujawniony ani opublikowany. Taką zapowiedź uczyniono podczas balu, więc teraz – według Babs i innych przyjaciół – większość traktowało tę pogłoskę jako złośliwy wymysł. Niektórzy nawet wstydzili się, że tak szybko w nią uwierzyli, tym bardziej dręczyło ich poczucie winy. W sumie
Eloisa wyświadczyła jej przysługę, co przyprawiłoby ją o palpitacje, gdyby tylko zdawała sobie z tego sprawę. Dracy pomógł jej jeszcze, zabierając list. Może sama nie pomyślałaby o tym. Georgia włożyła ogromną pelerynę z kapturem, która skrywała całą jej postać z wyjątkiem twarzy. Gdyby okazało się, że Dracy oszukuje i szpieguje ją, niewiele by się dowiedział. Jane niosła gołębią głowę w torbie z czerwonego materiału. Ten kolor również miał wprowadzić w błąd. Rodzice zgodzili się, aby pojechała bez męskiej eskorty. Sami już wyszli i mieli odesłać karetę. Czekała przed domem. Po chwili była w drodze wraz z Jane, ponadto towarzyszyli jej stangret oraz dwóch uzbrojonych lokajów. Wkrótce powóz włączył się w kolumnę pojazdów zmierzających ku Carlisle House. Georgia spojrzała przed siebie na jasno oświetlony dom. – Wspaniałe dekoracje. – To prawda – zgodziła się Jane. – Podświetlone obrazy pokoju i pomyślności w całym rzędzie okien. – I girlandy lamp tworzących korony. Madame Cornelys przeszła samą siebie. My musimy zrobić to samo. Daj mi głowę, Jane. – Może lepiej odczekać, aż będziemy na miejscu, milady. Znajdziemy tam garderoby. – Nie, chcę zjawić się w pełnym przebraniu. – Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo broni się pani przed rozpoznaniem, milady. W ciągu godziny wszyscy zrzucą bardziej niewygodne części kostiumów na tańce. – Muszę pozostać anonimowa co najmniej do tego momentu. Założyłam się z zaprzyjaźnioną osobą. Pośpiesz się. Zrzuciła pelerynę. Jane wyjęła gołębią głowę i ostrożnie nałożyła ją na miejsce, wygładziła pióra na plecach, aby przenikały się z rozpuszczonymi włosami Georgii. – Dobrze wygląda? – spytała Georgia. – Szkoda, że nie mam lusterka. – W garderobie będą lustra – zauważyła Jane. – Moja droga Jane, pofolguj moim dziwactwom, tak jak zawsze. – Zawsze… a czasem gdy pani posuwa się za daleko, milady. – Na tej maskaradzie nie planuję żadnych niestosownych zachowań, obiecuję. – Georgia mówiła zupełnie szczerze. Usiadła, tak aby nie uszkodzić kostiumu, powtarzając sobie w myślach, że Dracy nie ma szans, aby ją rozpoznać. – A tutaj jest pani maska na drugą część balu, milady. – Jane sięgnęła do kieszeni. – I wachlarz. Jesteśmy na miejscu. Mam nadzieję, że pójdzie dobrze. – Tak będzie. Tobie życzę dobrej zabawy w sali dla służby. Ostrożnie wysiadła z karety, zostawiwszy Jane pelerynę. Z satysfakcją obserwowała reakcję tłumu gapiów. Często przybywała na wielkie bale we wspaniałej sukni, lśniącej od klejnotów, a tłum bił brawo, krzycząc: „Lady May”! – Gołąb pokoju – powiedział ktoś, a wokół rozległy się pomruk aprobaty i odgłosy aplauzu. Georgia uśmiechnęła się i wniknęła w wielki świat. Lady May wróciła, a dzisiejszy wieczór będzie cudowny. * Wnętrze domu madame Cornelys było często dekorowane w stylu weneckim, gdyż pani domu pochodziła właśnie stamtąd, a wenecka maskarada była jej specjalnością. Jednak dziś rezydencja przypominała elegancki angielski dom, udekorowany jedynie sztandarami zwisającymi z sufitu. Zmyślnie, uznała Georgia. Przypominały chorągwie wojenne, ale były sztandarami pokoju i dobrobytu.
Zobaczyła złączone ręce, bogaty wiejski krajobraz, lwa i baranka oraz statek handlowy. – Gołębica pokoju – powiedział jakiś dżentelmen w todze. – Bardzo stosownie. Georgia skinęła lekko głową lordowi Sandwichowi, lecz zaraz poszła dalej. Nie chciała flirtować z urzędnikami ministerstwa. Podobnie zlekceważyła kolejnych dwóch dżentelmenów. – Przypuszczam, że gołębice tylko gruchają – powiedział drugi z nich. – Gru… – powiedziała Georgia i poszła na górę, zadowolona, że Waverley jej nie rozpoznał. Nikt jej nie rozpoznawał, co oznaczało, że na razie jest wolna. Uwolniona od przeszłości. Uwolniona od oczekiwań. Uwolniona od skandalu i podejrzeń. – O szczęśliwa gołębico! – zawołał jakiś mężczyzna w stroju krzyżowca i chwycił jej dłoń, by ją ucałować. Gruchanie w tej sytuacji byłoby niewystarczające, więc oswobodziła rękę i odezwała się zmienionym, wysokim głosem. – Jest pan niestosownie odziany. Jak się ma rycerz do idei pokoju? – Jestem Ryszard Lwie Serce, gołębico, wielki wódz angielski. Strażnik pokoju. – Za pomocą rozlewu krwi. – Ujrzała innego rycerza w zbroi i też rzuciła mu wyzwanie. – Jestem święty Jerzy – powiedział, potrząsając włócznią. – Pogromca francuskiego smoka. Oczywiście towarzyszy mi piękna Britannia. Poznała, że to lord Trelyn, a pod postacią ponętnej Britannii występowała jego żona, której wąska maska nie chroniła przed rozpoznaniem. Zgodnie z wizerunkiem swojej bohaterki uwiecznionym na monetach nosiła hełm, a w rękach trzymała włócznię i tarczę. W opinii Georgii była przesadnie obciążona rekwizytami, lecz Nerissa Trelyn była kobietą silną i dorodną. – Ileż tu broni – westchnęła Georgia. – Gołębica pokoju chce płakać. – Broń zapewnia pokój, głupi ptaszku – odparła lady Trelyn. – Fruwaj. Odeszli, oszczędzając Georgii wysiłku związanego z kolejną odpowiedzią. Zastanawiała się, czy została rozpoznana. Kiedyś razem z Nerissą Trelyn pretendowały do miana najpiękniejszej, lecz na tym kończyła się ich rywalizacja. Lady Trelyn była przykładem godności i cnoty – Georgia nigdy nie zabiegała o te tytuły – ale brakowało jej szlachetnej cechy, życzliwości. Gdy ludzie w atmosferze skandalu zaczęli rozpowiadać złośliwe plotki o Georgii, Narissa Trelyn w dużym stopniu przyczyniła się do ich podsycania. Gdyby była obecna na balu u Winnie, stałaby się główną podejrzaną o rozpowszechnianie treści domniemanego listu. To przypomniało jej, że autor pisma wciąż jest nieuchwytny, a nawet może być obecny na maskaradzie. To niemal pewne. Nie chciała jednak dać po sobie poznać, że jest zdenerwowana. Spróbowała poszukać Dracy’ego. Miał mało czasu na zdobycie kostiumu, poza tym brakowało mu wprawy. Na pewno włożył jakiś prosty. Podczas zdawkowych rozmów wyeliminowała wielu mężczyzn, gdyż nie mieli jego wzrostu, szczupłej figury. Może jednak zdobył się na bardziej wyrafinowane przebranie. Spojrzała na wysokiego Araba w turbanie, z wydatnym brzuchem… – Gołębico, czy nosisz w dzióbku gałązkę oliwną? Musiała odwrócić się do mężczyzny odzianego w togę. W odpowiedzi na jego pytanie rozłożyła wachlarz, pokazując, że każdy jego element miał wymalowany liść drzewa oliwkowego. – Zaś ty, panie, walczysz o pokój w senacie? Zaśmiał się. – Tylko wtedy, gdy warunki pokoju są odpowiednie.
Dotknęła go złożonym wachlarzem. – Więc gołębica nie ma z tobą nic wspólnego. Odeszła od lorda Hollanda, któremu pasowałby kostium Krezusa. Podobno zgromadził pół miliona jako płatnik armii podczas ostatniej wojny. Mężczyzna w turbanie znikł w tłumie, lecz i tak nie sądziła, że to Dracy. Czuła, że rozpoznałaby go bez względu na przebranie. * Dracy rozglądał się dookoła, szukając Georgii. Zauważył z pół tuzina rudowłosych królowych Elżbiet. Suknia z epoki Tudorów maskowała dobrze, ale nie do końca. W każdym razie żadna z tych kobiet nie poruszała się z gracją lady May. Były też liczne Britannie, niektóre z nich lepiej nadające się do takiego kostiumu niż inne, jednak w większości odkrywały zbyt dużo ciała. Georgia nie zjawiłaby się tutaj w skąpym odzieniu, w jej sytuacji nie byłoby to wskazane. To kryterium eliminowało wiele innych kobiet w klasycznych szatach, występujących zapewne jako antyczne boginie. Niektóre nosiły wieńce z kwiatów lub greckie tiary, inne nosiły rogi obfitości lub snopki pszenicy. Szczególnie uważnie przyjrzał się kobiecie ubranej w suknię i kaptur przystrojone owocami i kwiatami. Czy Georgia jest na tyle przebiegła, aby nosić tak niezgrabny strój? Nie, nawet gdy chodziło o wygranie zakładu. Nie uosabiałaby również pola obsianego zbożem jak inna dama, która zostawiała za sobą ślad w postaci kłosów pszenicy. Więc gdzie ona jest? I czy potrafi go rozpoznać? Nie zastanawiał się, czy wygra, czy przegra, lecz duma kazała mu rzucić jej wyzwanie, więc teraz żałował, że wybrał kostium Neptuna, boga mórz. Aluzja była zbyt wyraźna. Miał nadzieję, że ukryje się w przydużej szacie, przewiązanej paskiem, tak aby sprawiać wrażenie osoby otyłej, a także dzięki skrywającej większość twarzy dekoracji głowy. W każdym razie upewnił się, że jego blizna pozostanie niewidoczna. Szwaczka pracująca dla teatru wycięła zielone sukno w kształcie morskich wodorostów i przytwierdziła je do kaptura jako włosy, częściowo opadające na twarz. Dodatkowo sporządziła zieloną maskę spadającą na policzki, aby ukryć bliznę. Za pomocą kleju Nugenta przykleił sobie siwą brodę i wąsy, które teraz niemiłosiernie go drażniły, wywołując swędzenie. Trójząb także okazał się nieporęczny, lecz gdy rozpoczną się tańce, będzie mógł odłożyć go na bok. – Muszę zakwestionować pańską ideę, sir – odezwała się kobieta o chropowatym głosie. – Przychodzi pan na maskaradę pokoju z bronią w ręku. Spojrzał na kobietę w masce, wspaniale prezentującą się w sukni z zielonego jedwabiu. – A pani w ogóle nie ma kostiumu, madame. Uśmiechnęła się umalowanymi ustami. – Zielony to kolor nadziei oraz płodności, a jako gospodyni mam prawo kwestionowania strojów jako niestosownych na dzisiejszą okoliczność. Poproszę o pańską broń. Skłonił głowę. – Madame Cornelys, pani osoba i talenty okryte są zasłużoną sławą. – Pochlebstwo jest jak najbardziej na miejscu, lordzie Neptunie, lecz w duchu dzisiejszej maskarady odbieram uczestnikom balu wszelką broń. Władczym gestem wyciągnęła dłoń. Oddał jej trójząb.
– Z rozkoszą wykonuję pani rozkaz. Tylko mi zawadzał. Lecz jakimż sposobem skonfiskuje pani urodę obecnych tu dam? Przekazała trójząb asystującemu jej służącemu, który miał już naręcze podobnych akcesoriów. – Cóż, panowie dżentelmeni będą musieli jakoś przeżyć te katusze. Wyruszyła dalej ze swoją misją, a Dracy z uznaniem pomyślał, że impreza została bardzo starannie zaplanowana. Nawet w większym stopniu niż bal w Hammersmith dzisiejsza maskarada ściągnęła przedstawicieli wielu zwaśnionych stron, aby ze sobą rozmawiali, a nie walczyli, dlatego każdy rekwizyt przypominający broń był odbierany. Drewniany parkiet jako pole bitwy i zabawki zamiast broni. Ile czasu minęło, gdy wypowiedział te słowa do Georgii już jakiś czas temu, gdy przybyła do Londynu, by pomóc mu dobrać strój na bal? Ostrzegła go, że broń jest prawdziwa. Miała rację. Prawdziwa i często ukryta. Która z nich to Georgia? Chciał znaleźć się u jej boku. W tym momencie usłyszał obok kobiecy głos. – Shaldon! W niewinnej bieli. Ale ubaw! Dracy odwrócił się i ujrzał mężczyznę w stroju z epoki elżbietańskiej, nieskazitelnie białym, jak słusznie zauważyła dama w przebraniu królowej Elżbiety. Kostium ukazywał wspaniałe nogi, które kobieta obrzucała pożądliwym spojrzeniem. Lecz oto właśnie natrafił na osobę, której szukał – jednego z mężczyzn obecnych podczas pojedynku, może kompana Vance’a. Z jakiegoś powodu nie zachęcał kobiety przebranej za królową, która oddaliła się gwałtownym krokiem. Dracy podszedł do niego, zanim inna dama zjawiła się, aby spróbować szczęścia. – Sir Harry Shaldon, prawda? – Pańska odzywka odbiega od ducha maskarady, Posejdonie. – Neptunie, a zresztą na jedno wychodzi. Czy mogę wykroczyć poza wymogi protokołu i poprosić o chwilę rozmowy? Shaldon nosił wąską maskę, więc Dracy łatwo spostrzegł, jak na jego twarzy odzwierciedla się walka irytacji z ciekawością. – Tylko chwilę, ani sekundy dłużej – powiedział w końcu. – Odejdźmy na stronę. Przeszli do spokojniejszej części domu, przeznaczonej na późniejsze schadzki, lecz obecnie goście z upodobaniem oddawali się szaradzie i odgadywaniu tożsamości innych. – Bardzo przepraszam za takie nagabywanie. Jestem lord Dracy, więc jeśli będzie pan jutro w mieście, moglibyśmy po prostu umówić się na dogodniejsza chwilę. – Dracy? To pański koń pokonał Fancy Free. – Zgadza się. – Niestety, jutro z samego rana wybieram się do Lambourne. Może nawet nie zaznam snu, jeśli ta noc przyniesie ekscytujące rozrywki. Czy jest to sprawa, w której mógłbym pomóc panu teraz? Dracy nie miał wyboru, musiał przystąpić do rzeczy bez zbędnych ceremonii. – Usiłuję pomóc lady Maybury, w związku z czym potrzebuję dowiedzieć się jak najwięcej o tamtym pojedynku. – I pana omotała swoją siecią? Jeśli szuka pan powodu pojedynku, to nie sądzę, by lady Maybury miała romans z Vance’em, ale nigdy pan tego nie udowodni. – Czy był pan tam obecny jako sekundant? – Nie. – Shaldon zamilkł. – Niepokoiła mnie ta sytuacja, więc poszedłem, aby zobaczyć, czy wszystko odbędzie się uczciwie. Poprzedniego wieczoru wypiliśmy sporo alkoholu, ale ja szybko trzeźwieję. Chciałem ich odwieść od walki, ale Vance stwierdził, że został wyzwany, a Maybury też nie miał woli
ustąpić. Wie pan, jak zachowują się słabi ludzie, gdy są pod presją? – Wiem. – W każdym razie Vance bagatelizował sprawę. Sugerował, chociaż później nie mogłem sobie przypomnieć jego słów, że wszystko odbędzie się dla zasady. Sekundant Maybury’ego, Kellew, okazał się bezużyteczny, czego się spodziewałem. Był zielony z przepicia i roztrzęsiony z nerwów. Poszedłem, aby obserwować, jak to się odbędzie, ale wszystko było, jak należy. Walczyli uczciwie. – O ile uczciwym można określić pojedynek, w którym wprawny szermierz walczy z żółtodziobem. Shaldon wzruszył ramionami. – W sumie okazało się, że pojedynek nie odbył się dla zasady, prawda? – spytał Dracy. – Czytałem protokół śledztwa. Pańskie zeznanie niewiele wniosło, ale Kellew stwierdził, że Vance uderzał, aby zabić. Czyżby to zeznanie również wynikało z nerwów? Myślał, że Shaldon nie odpowie, lecz po chwili odezwał się: – Nie, Kellew chyba miał rację. Po tej sprawie biedak zupełnie się załamał. – Dlaczego Vance zabił Maybury’ego? – Nie mam pojęcia – stwierdził Shaldon. – Potem musiał uciekać z kraju. – Więc pan wie, że to prawda? Shaldon zmarszczył brwi. – Według pana on wciąż może być w Anglii? Od tamtego dnia nikt go nie widział, nie udałoby mu się tak długo pozostać niewykrytym. Zresztą wysłał list z Kolonii, czyż nie? Sprawa listu wypłynęła na balu u lady Thretford. – Nie. To plotki. Zna pan charakter jego pisma? – Co takiego? – prychnął Shaldon. – Pan myśli, że wymienialiśmy korespondencję? Dostałem od niego nagryzmolony rewers, to wszystko. A teraz proszę mi wybaczyć, ale… – Nie chce pan uratować lady Maybury przed niezasłużonym skandalem? – Ja nie walczę z wiatrakami, Dracy. A panu radzę: niech się pan wyzwoli z jej sieci, zanim pana wciągnie w jakieś niebezpieczne szaleństwo. Adieu! Dracy musiał pozwolić mu odejść. Nie dowiedział się niczego więcej, ale przynajmniej uzyskał potwierdzenie w jednej kwestii: Charnley Vance celowo zabił lorda Maybury’ego. * – Gołębica, Georgie? Odwróciła się i ujrzała postawnego mężczyznę o szerokich ramionach, ubranego w biały strój z epoki Tudorów. – Jak mnie rozpoznałeś, Shaldon? – Po dłoniach. Zmarszczyła czoło. Wcześniej zdjęła obrączkę, lecz nie sądziła, że jej ręce są rozpoznawalne. – Powinnam włożyć rękawiczki. A co twój kostium ma wspólnego z pokojem? – Jest biały jak flaga na rozejm, poza tym znakomicie prezentują się w nim moje nogi. – Uważasz, że królowa Elżbieta kazała nosić bufiaste spodnie dla swej rozrywki? Parsknął śmiechem. – Gdybym był monarchą, kazałbym je nosić wszystkim kobietom. Jesteś doskonale zamaskowana. Pamiętam ten kostium bogini… Stuknęła go wachlarzem. – Nie igraj ze mną w ten sposób. Muszę cię o coś spytać. Czy Charnley Vance kiedykolwiek pisał do
ciebie? – Co? – Może wiesz, czy miał rodzinę? Kogoś, do kogo mógłby pisać. – Do diabła, Georgie, chyba między wami nic nie było? – Nie! – Z trudem powstrzymała się od rozpaczliwego krzyku. – Nie, Shaldon. Chodzi o to, by go odszukać i zmusić do powiedzenia prawdy na mój temat. – O to samo chodzi temu Neptunowi. Daj sobie spokój. Z czasem sprawa przyschnie. – Temu Neptunowi? – Georgia uśmiechnęła się na widok boga w obszernej szacie, z wodorostami zamiast włosów. Nawet nieźle sobie poradził. – Dziękuję ci, Shaldon! – A może podziękujesz mi pocałunkiem? Tym razem ona się zaśmiała. – Mogę cię co najwyżej cmoknąć dziobem – powiedziała, dotykając jego czubkiem podbródka Shaldona. Chciała podejść do Dracy’ego. A więc wygrała. Piętnaście minut władzy… – Gołębica, symbol czystości. Doskonały wybór. Sellerby. Przez chwilę chciała go zignorować, ale ostatnio dziwnie się zachowywał i mógł ją zawołać. Odwróciła się, aby zamienić z nim kilka grzecznościowych słówek. Był przebrany za anioła, co wiązało się z szatą, aureolą i niewygodnymi skrzydłami. Na samą myśl o zwiastowaniu musiała zacisnąć usta, by nie parsknąć śmiechem. Daremnie. – Wydaję ci się śmieszny? – spytał zimno. – Wybacz, Sellerby. Przypomniałam sobie pewien dowcip. – Zerknęła do tyłu. Dracy gdzieś sobie poszedł. – Moim kosztem? Znowu odwróciła się do swojego rozmówcy. Zachowała się dość niegrzecznie. – Oczywiście, że nie – powiedziała uprzejmie. Teraz już wiedziała, w jakim stroju występuje Dracy, więc będzie mogła go łatwo odnaleźć, gdy tylko pozbędzie się Sellerby’ego. – Mogę to wyjaśnić. To jeden z takich dowcipów, które za drugim razem już się nie sprawdzają. Masz wspaniały kostium. Gratuluję ci. Skłonił głowę. – Twój także jest świetnie wykonany, lecz twe cudowne usta nie potrzebują dodatkowej ozdoby. – To część przebrania. Muszę już iść… – A jednak cię rozpoznałem. Zatrzymała się. – Jak? – Mam swoje sposoby. – Uśmiechnął się z politowaniem i nagle Georgia nabrała podejrzeń. – Przekupiłeś służących? Sellerby, jestem w szoku. – Reguły uczciwej gry nie mają zastosowania na wojnie i w miłości. – Ale tu nie ma żadnej z tych rzeczy, więc żegnaj, aniele. Chwycił ją za ramię. – Nie zadbałaś, aby gołębica miała skrzydła. Nie będzie ci trudno odlecieć? – Ptaki potrafią również chodzić – powiedziała, usiłując oswobodzić rękę. – Przestań! Ludzie się patrzą. – Patrzą i widzą jedną z naszych miłosnych gier. – W życiu nie byłam bardziej poważna, milordzie. Puść mnie. W końcu posłuchał, a ona odwróciła się szybko, żeby odejść. Zrobiła tylko krok, gdy zatrzymało ją
gwałtowne szarpnięcie za suknię. Przydeptał tren będący ptasim ogonem. – Puść mnie – powiedziała, nie odwracając się – albo zacznę wrzeszczeć. Musiała mówić głośno, co rozzłościło ją, bo znalazła się w centrum uwagi. W końcu odstąpił. Zakręciła się na pięcie, aby go porządnie zrugać, lecz ujrzała jego czerwoną twarz i usłyszała wyraźne charczenie. To Neptun odciągał go do tyłu za skrzydła, które były przywiązane wokół szyi. Dracy! Lecz, na Boga, wyglądał tak, jakby chciał zamordować. – Puść go! – zawołała. Puścił, dodatkowo popchnął. – Leć stąd, aniołku, bo w przeciwnym razie możesz się znaleźć w towarzystwie swojego kompana, Lucyfera. Sellerby zwrócił się ku niemu z zaciśniętymi pięściami, lecz w tym momencie podeszła do nich madame Cornelys. – Panowie, panowie! To jest festiwal zgody. Będziecie się bić o gołębicę? Ktoś z tyłu odciągnął Sellerby’ego. Inny mężczyzna chciał to samo zrobić z Dracym, ale Georgia sama do niego podeszła. – Dziękuję, milordzie Neptunie. – Nie mogłem patrzeć, jak ktoś atakuje gołąbka pokoju, zwłaszcza dzisiaj – powiedział wyraźnie, aby wszyscy usłyszeli. – A ja nagrodzę pana pierwszym tańcem – obiecała, podając mu dłoń. Ucałował ją i po chwili odprowadził na bok, z dala od niechętnych spojrzeń i szeptów. – Mam ochotę zabić Sellerby’ego! – syknęła. – Zapewne masz po temu ważny powód. Przypomniała sobie o ich zakładzie. Stanęła i spojrzała na niego z uśmiechem. – Rozpoznałam cię, Dracy. – Ja już wcześniej wiedziałem, kim jesteś. – Nie potrafisz tego udowodnić. – Czy stanąłbym w obronie byle jakiego gołębia? Za bardzo lubisz ptaki, moja droga. – Do diabła! – zaklęła, na co zareagował śmiechem. – Wyrzekam się ptaków raz na zawsze. A co do rozpoznania, z pewnością zdemaskowałabym Neptuna już na pierwszy rzut oka, chociaż brak trójzębu to oszustwo. – Miałem trójząb, ale madame Cornelys i jej ludzie skonfiskowali wszelką broń. Jak się okazuje, to mądre posunięcie. – Wątpię, by Sellerby przyszedł uzbrojony. W końcu to anioł. – A nie słyszałaś o ognistych mieczach? Czego on chciał? – Nie wiem. Rozmawialiśmy o kostiumach. Przyznaję, śmiałam się, jednak nie z jego kostiumu, lecz z aniołów. To taki dowcip, który kiedyś opowiadałyśmy sobie z Lizzie, nic więcej. On to źle zrozumiał, ale potem rozmawialiśmy, nawet posprzeczaliśmy się o coś. A uwierzyłbyś, że przekupił kogoś, aby zdradził mu, jak wygląda mój kostium? Podła sztuczka. Wtedy chciałam odejść, ale mnie zatrzymał. – Zajmę się nim. – Tylko bez agresji, proszę – powiedziała, łapiąc go za ramię. – Nie chcę żadnej walki o mnie. Nakrył jej dłoń swoją. – Zatem bez agresji. Po raz pierwszy spojrzała mu prosto w oczy i się uśmiechnęła. – Siwa broda i wąsy? To ci nie pasuje.
– Zaczynają się odklejać i strasznie drażnią. – Jednym ruchem zerwał sztuczny zarost. – Już po wszystkim. Teraz jest dużo lepiej. Bardzo się postarałem, aby wygrać zakład. – Ale kto go wygrał? – spytała prowokacyjnie. – Być może oboje go wygraliśmy. Po piętnaście minut dla każdego? Poczuła na plecach zimny pot, a zaraz potem falę gorąca. Niesamowite wrażenie. Powinna odmówić, odmówić… – No dobrze – powiedziała. – Więc kiedy? – Zaraz po maskaradzie. Tego się spodziewała, a nawet pragnęła, lecz na skutek paniki miała gulę w gardle. – Odwlekanie niczego nie zmieni – powiedział. – Wszystko może się zmienić w jednej chwili. Oboje o tym wiemy. – Słusznie. A więc carpe diem, Georgio. Spłaćmy nasze długi tej nocy. – Masz na myśli, chwytaj noc. Dobrze. Gdy tylko dom pogrąży się we śnie, przyjdę do ciebie.
Rozdział 23 Zmiana tempa muzyki zapowiadała początek tańców, więc uczestnicy maskarady zaczęli zdejmować co bardziej niewygodne części kostiumów i przekazywać je oczekującej służbie. Było przy tym dużo śmiechu i zaskoczenia, a nawet rozlegały się brawa, gdy ujawniała się tożsamość kolejnych gości. Georgia pozwoliła, by Dracy zdjął jej gołębią głowę, którą zaraz przekazał Jane, a następnie nałożyła cienką maskę z piór. Służąca z ciekawością i rozbawieniem obserwowała rozgrywające się przedstawienie. Dracy podał jej również swój kaptur z motywem wodorostów. Zielona maska z powodzeniem zakrywała niemal całą jego bliznę, odsłaniając jedynie lekko zakrzywione usta. Georgia miała przed sobą przystojnego mężczyznę, którego falujące gęste włosy opadały luźno na ramiona, co wywoływało przyspieszone bicie jej serca. Z kilku powodów. – Z czasem mógłbyś sobie wyhodować barokową perukę. – Nie umiem sobie wyobrazić życia z taką burzą włosów wymagających starannego utrzymania. Kiedyś kusiło mnie, aby zgolić głowę i nosić perukę. – Nie! – krzyknęła, zanim pomyślała. Uśmiechnął się. – Podobają ci się moje włosy. Nie była w stanie zaprzeczyć. – Mnie też podobają się twoje, chociaż szkoda, że są upudrowane. – Żeby zmienić wygląd. Aby były tak białe jak pióra gołębia pokoju. – Nie mogę podziwiać twych szkarłatnych ust. Uderzyła go lekko wachlarzem. – Mówisz jak Sellerby. – A niech to, naprawdę? Możesz mnie ukarać chłostą. – Znowu powtarzasz jego słowa. – Poderżnę sobie gardło. Zatańczmy. Przeszli do sali balowej na pierwszy taniec. Wszyscy uznawali go za szczególnie ważny, a Georgia była zachwycona, że jej partnerem okazał się Dracy. Zresztą stało to w zgodzie z ich domniemanymi zaręczynami, a jeśli ludzie sobie pomyślą, że lady May musi się zadowolić mężem niższego stanu – niech sobie myślą. Z czasem poznają prawdę. O dziwo, jej wielkie ambicje teraz jakby straciły na znaczeniu. – Nie pozwól, aby ten prostacki anioł podciął ci piórka – powiedział cicho. Uśmiechnęła się do niego. Natchnął ją odwagą, był jej ostoją, zatem poczuła się gotowa na kolejne wyzwania. Chciałaby pozostać w towarzystwie Dracy’ego cały wieczór, lecz po pierwszym tańcu musiała przyjąć zaproszenie od innego partnera. O ten zaszczyt zabiegali: Waveney, Porterhouse i Shaldon, co zaspokoiło jej dumę. Wybrała Shaldona. Taniec z Waveneyem rozzłościłby jego żonę, a odziany w białą togę Porterhouse sprawiał wrażenie zbyt bezpiecznego i ułożonego. Shaldon nie był bezpieczny, ale rozumiała go. Dracy wpadł w sidła królowej Elżbiety, której sutki były widoczne pod cieniuteńką jedwabną siateczką. Georgia mała pewność, że mu się to spodoba. – Znowu wywołujesz zamieszanie, Georgio? – spytał Shaldon, gdy zajęli miejsca. – Czy wszyscy o tym mówią? – Niestety, tak.
– Przeklęty Sellerby! – powiedziała cicho. – Dlaczego chce mnie zniszczyć? Po kilku taktach znowu znaleźli się obok siebie. – Z desperacji – odparł. – Ja nigdy nie miałem najmniejszej nadziei. Ale on ją miał. – Nigdy nie dałam mu powodów – zaprotestowała, ale zaraz się uśmiechnęła. – Sama jesteś tym powodem, chyba że mężczyzna ma bardzo mocną głowę. Uwielbiała to, co przyznała w myślach podczas tańca. Być może jej uroda była darem i przekleństwem, lecz nie potrafiłaby z niej zrezygnować. W kolejnym tańcu partnerował jej Harringay, z jego strony również nie groziły jej żadne przykrości. Miała uczucie, że postęp w sprawie nastąpi tylko wtedy, gdy do tańca poprosi ją ktoś mniej przyjaźnie nastawiony. Spostrzegła Beauforta w dość nijakiej todze, a chwilę potem Bridgwatera w stroju z paskiem, z którego zwisały różne inżynierskie narzędzia. Przypuszczała, że przebrał się za Wielkiego Konstruktora. Żaden z nich do niej nie podszedł. W końcu zbliżył się Richmond, aby porozmawiać. Miał na sobie jedwabną togę, złocisty wieniec we włosach, który faktycznie mógł być ze szczerego złota. Wymieniali opinie o kostiumach, gdy usłyszała z boku męski głos: – Prosta biała suknia z postrzępioną pelerynką. Więc za kogo się przebrałaś…? Odwróciła się gwałtownie. – Perry! – Opanowała się i nie objęła brata ramionami, lecz w jednej chwili poczuła się tak, jakby wiatr rozgonił wszystkie chmury. Perry wrócił! Teraz ten chory świat znowu nabierze sensu. – Jak śmiałeś tak długo się nie pokazywać? – Minęły ledwie trzy tygodnie, z czego tydzień zajęły same podróże. – Przywitał się z Richmondem, który tak samo radośnie zareagował na spotkanie z Perrym. Jej brat był arbitrem w kwestiach mody i stylu. – Dlatego nikt nie wyjeżdża tak daleko od miasta – powiedziała. – A drogi na północy napawają grozą. – Nie tylko tam, w wielu miejscach. – Obejrzał ją od stóp do głów. – Wciąż nie mogę rozgryźć twego kostiumu. – W nakryciu głowy byłam wspaniałą gołębicą pokoju, prawda, Richmondzie? – Tak jest. Jak zwykle zachwycająca. – A co do ciebie – Georgia spojrzała na brata – nosisz ten sam kostium Dionizosa, który miałeś na Olimpijskich Godach. Oczekiwałam od ciebie nowego pomysłu. – Zlituj się! Dopiero dziś po południu wróciłem do miasta. – Słaba wymówka. – Wcale nie, solidna. Jakaś dama z obfitym biustem, ubrana w cienką szatę, „przypadkowo” otarła się o Richmonda, który po chwili odszedł razem z nią. – Powinna przebrać się za lisa – stwierdziła Georgia. – A on to niby kurczak? Opiekunowie ochronią go przed takimi drapieżnikami. Dziwię się, że z nim rozmawiałaś. Masz upodobanie do żołnierzy piechoty? Rozejrzała się, aby mieć pewność, że nikt ich nie słyszy. – Nie mam zbyt wielu wielbicieli. Zdziwiony uniósł brwi. – Masz takie złudzenia? – Nie, to wynik skandalu. Teraz gdy wróciłeś, na pewno możemy coś więcej zrobić w tej sprawie. Zostaniesz w Londynie?
– Oczywiście. – Słyszałeś o Sellerbym? – Nie. – On… ech, to zbyt skomplikowane, ale rozsiewał plotki, że mieliśmy wziąć ślub, zachowuje się, jakby był niespełna rozumu. – Nie powinnaś… – …zachęcać go. Tak, wiem. Był jeszcze incydent z listem na balu u Winnie. – Znowu wpadłaś jak śliwka w kompot? A może w pikle – powiedział z uśmiechem. – Co cię tak śmieszy? – Pikla. – Wypuściła powietrze, aby się opanować. – To ostatni okręt Dracy’ego. Uwierzysz? – Ceddie Dracy? Nie… – Mówię o nowym lordzie Dracym. Tak bardzo odciąłeś się od świata? Jego koń pokonał Fancy Free. – A, pamiętam. Byłem bardzo zajęty, moja kochana, ale przypominam sobie. Oficer floty. Był kapitanem „Pikli”? – Tylko porucznikiem. Jest coś jeszcze. Udajemy, że jest najpoważniejszym kandydatem do mojej ręki. Nie patrz tak na mnie. To pomysł matki. – Świat oszalał, lepiej zostawić to do jutra. Co mam zrobić z Dracym? – Nic. On nie sprawia kłopotów. Po prawdzie, lubię go. Obawiam się jednak, że ta komedia może mu złamać serce. – Nie, jeśli ma trochę rozumu. – Jest bardzo rozsądny. Tylko bardzo nie lubi życia w mieście. – Więc to szaleniec – odpowiedział. – Nie czyni z tego tajemnicy, wyobrażasz sobie? Pragnie wrócić do swego majątku na bagnach. – Zatem on i błoto są siebie warci. A co to takiego? Przez kolejne sale przechodzili lokaje, potrząsając małymi dzwonkami i zapowiadając, że w głównym holu nastąpi prezentacja gołąbka pokoju. – Co, mnie? – szepnęła przerażona Georgia. – Nie, to tylko duża samobieżna zabawka – uspokoił ją Perry. – Król przysłał urządzenie, które niedawno otrzymał w darze od kawalera d’Eona. Symbolizuje pokój i harmonię. Musiałaś być na jego prezentacji. – Nie, potwornie bolało mnie gardło. Ale słyszałam o tym. Wykonany ze srebra, zdobiony perłami, złotem i diamentami. – A tobie, jak wszystkim kobietom, na samą myśl zaświeciły się oczy. – Sam też nie jesteś obojętny na klejnoty, braciszku. Chodźmy, zajmiemy sobie dobre miejsca. Hol był zatłoczony, podobnie jak schody i galeria dookoła sali. Każdy chciał zdobyć możliwie najlepszą pozycję z widokiem na wielkiego srebrnego gołębia, spoczywającego na cokole w samym środku pomieszczenia. Georgia chciała być jak najbliżej, więc przepychała się, trzymając brata za rękę. Całe szczęście, że nie miała dziś obręczy podtrzymujących suknię. – Pięknie lśni – powiedziała, gdy byli już niemal na samym przedzie. – Pióra wykonane z macicy perłowej i srebra. Oczy z diamentów? – Raczej nie. Rothgar odpowiada za ekspozycję. Podobno zabrał gołębia do swojego warsztatu, by dokonać usprawnień. Wcześniej był dość prosty i pokraczny. – Wobec tego zapewne został poprawiony – stwierdziła. – Byłam kiedyś na jego wykładzie o takich zabawkach, gdy wystawił kilka z nich na licytację, aby wspomóc szpital dla chorych na ospę. Dickon kupił mi jedną z nich – przypomniała sobie. – To była śliczna tancerka. Nie widziałam jej od czasu…
Musiała zostać w domu. – Można ją odzyskać. Kusiło ją, by to zrobić, ponieważ była to piękna zabawka, z którą wiązały się liczne wspomnienia. Jednak pokręciła głową. – Ciii… Markiz wygłosił krótką przemowę w imieniu króla, dziękując wszystkim za uczczenie idei pokoju, dobrobytu i za patriotyczne serca. Na zakończenie powiedział: – Ponieważ mamy dziś z nami uroczą gołębicę, myślę, że to ona powinna uruchomić maszynę. Spoglądał w jej kierunku. Georgię ogarnęła fala niepokoju, lecz doznała szoku także z innego powodu. Lady May boi się znaleźć w centrum zainteresowania? Perry ujął dłoń siostry i lekko popchnął do przodu, więc jako lady May z uśmiechem wyprostowała się dumnie. Perry pomógł jej wejść po stopniach, lord Rothgar wskazał gałkę. – Trzeba ją tylko wcisnąć, lady Maybury. Poszło łatwo, a po chwili maszyna z terkotem zaczęła działać, przechylając głowę gołębia na boki. – Powinien mieć prawdziwe pióra – powiedziała cicho, lecz zaraz zacisnęła usta, by nie wypowiedzieć kolejnej niemądrej uwagi. W tym momencie ptak pochylił głowę, za pomocą dzioba podjął z ziemi gałązkę oliwną, a po chwili wyprostował się, rozpościerając skrzydła. Odsłonił się napis wypisany złotymi literami. Pokój. Paix. Wszyscy zaczęli bić brawo, łącznie z Georgią, zostało to bowiem zrobione niezwykle pięknie. Madame Cornelys zapowiedziała, że signora Terletti wykona nową pieśń ku chwale pokoju, skomponowaną przez pana Clemsona. Gdy pieśniarka wstąpiła na podwyższenie, Georgia z radością opuściła je, mając u boku lorda Rothgara. Wysłuchali na szczęście krótkiej pieśni, nagradzając artystkę zasłużonym aplauzem. Balowicze zaczęli się rozchodzić – na poczęstunek, aby pograć w karty, potańczyć lub po prostu posiedzieć w jednym z licznych salonów i oddać się rozmowie, często na tematy polityczne. Lord Rothgar spojrzał na Georgię. – Ma pani rację w kwestii piór, lady Maybury, ale prawdziwe z czasem się rozlatują, a srebrne i perłowe przetrwają dłużej niż każdy pokój w historii dziejów. – To interesujący dylemat, milordzie. Krótkotrwała perfekcja albo kompromis i trwający wiecznie zachwyt. – To samo zdarza się w życiu. Witam z powrotem w Londynie, Perriam. W imieniu mojej żony dziękuję za cały wkład pracy. Georgia spojrzała na obu mężczyzn. Perry i Diana Rothgar? – Miałem też na celu korzyści dla mojego przyjaciela, Malzarda, milordzie. – To wspaniale, że możemy odnieść liczne korzyści z jednego czynu. A właśnie, byłbym wdzięczny, gdyby zechciał pan zaczekać na mnie jutro. Perry złożył ukłon. – Do usług, milordzie. Rothgar odpowiedział skinieniem głowy i odszedł. – O co tu chodzi? – spytała zniecierpliwiona Georgia. – Diana Rothgar objeżdżała swe majątki w północnej części kraju, razem z małym dzieckiem, a tymczasem maleństwu wyrzynał się ząbek. Zabrałem ją z jakiegoś zajazdu w Yorku do Keynings, gdzie mieszka hrabia Malzard. Oczywiście pojechała wraz ze świtą i z wyjącym, śliniącym się potworem. Tak,
moja kochana siostro, ta podróż była pełna szlachetnych poświęceń. – A co na tym skorzysta Malzard? – Jego żona potrzebowała aprobaty. Opowiem ci później. – Może prędzej opowie mi Diana Rothgar. Znamy się. – A, tak, Danae House. Spytaj ją o wielką galę w Darlington. – W Darlington, gdziekolwiek to jest, mają wielką galę? – Ignorancja nie jest powodem do dumy, siostrzyczko. – Zacząłeś nagle uwielbiać północną Anglię? – To była przyjemna wycieczka, oderwałem się od codzienności. – Ale teraz wróciłeś tu, gdzie twoje miejsce. Dlaczego zostałeś wezwany do Malloren House? – Ha, za popełnione grzechy. Po wyprawie na północ zasługuję na trochę błogiej bezczynności, ale myślę, że Rothgar chce mnie zatrudnić, ojciec też pewnie ma jakieś żądania. No i twoja sytuacja nie jest taka szczęśliwa, jak bym sobie tego życzył. – Myślałam, że zawsze miałeś dużo wolnego czasu. – Zapewne nie przemęczam się rutynową pracą na moich stanowiskach, więc mogę poświęcać więcej uwagi innym zajęciom. Zawsze jednak możesz liczyć na moją pomoc. Położyła dłoń na jego ramieniu. – Wiem. Pocieszająca jest świadomość, że wróciłeś. Muszę z tobą porozmawiać na osobności. Jest tyle rzeczy… – Na to mi wygląda. Przyślij mi jutro wiadomość, jaka pora będzie dla ciebie dogodna. Jutro będzie po dzisiejszej nocy. – Coś nie tak? – spytał, a ona się uśmiechnęła. – Nic, jeśli pominąć mój skandal. – Chodź, taniec poprawi ci nastrój. – Jeśli cokolwiek jest w stanie to sprawić, to właśnie taniec z tobą – powiedziała. – Chociaż lord Dracy potrafi tańczyć niemal tak samo dobrze. – Naprawdę? – spytał Perry. – Sama byłam zaskoczona, ale najwyraźniej życie marynarza wiąże się także z pobytem na lądzie, niekiedy w eleganckich miejscach. I w towarzystwie wykwintnych dam. Nie chciała myśleć o jego wykwintnych damach. – On opowiada ci o swoich przygodach? – Rozmawiamy swobodnie na różne tematy – powiedziała, gdy zajęli miejsca. – O, jest tam, w tym brzydkim kostiumie. Wyglądał lepiej jako Neptun, lecz teraz pozbył się większej części przebrania. – Słyszałem, że jest oszpecony. – Nie widać tego pod maską. Zresztą nie jest to takie straszne, można się przyzwyczaić. – Naprawdę? – Perry spojrzał na nią. – Cieszę się. Rozpoczął się taniec. Georgia lekko stawiała kolejne kroki, w końcu poczuła się beztrosko. Perry powrócił. Znał miasto, był mistrzem dworskich intryg, a także jej najlepszym doradcą i przyjacielem. Wkrótce załagodzi i wyprostuje sytuację. Dobrze, że nie wiedział o zakładzie i schadzce, bo i tę sprawę załatwiłby po swojemu. * Dracy obserwował Georgię, ale na tyle dyskretnie, by nie obrazić swej partnerki w tańcu. Czuł obawę, gdy została zaproszona do odegrania głównej roli w prezentacji gołębia, lecz powinien wiedzieć, że to
naturalne otoczenie dla lady May. Był zazdrosny o Dionizosa, którego powitała z taką radością. Dowiedział się, że to tylko jej brat, frywolny Peregrine Perriam, który przybył jako bóg wina i chaosu, lecz mimo to potrafił ją uszczęśliwić. Niech go wszyscy diabli! Dojrzał pewne rodzinne podobieństwo, mimo że Perriam miał brązowe włosy i wyraziste rysy twarzy. Być może wszystko kryło się w oczach, minach i gestach. Dracy zmusił się, by odwrócić wzrok. Z ulgą stwierdził, że Georgia będzie bezpieczna ze swoim bratem, może nawet bezpieczniejsza niż pod jego opieką. Perriam na pewno lepiej rozumie skomplikowane stosunki panujące wśród arystokracji. Lecz nagle pojawiło się pytanie: czy przybycie brata pokrzyżuje ich plany związane z nocną schadzką? Nie, do tego nie dopuści.
Rozdział 24 Wybiła druga w nocy, gdy Georgia opuściła Carlisle House w towarzystwie Dracy’ego, Perry’ego i Jane. Rodzice wcześniej wrócili do domu, zapewne zdążyli ułożyć się do snu. I dobrze, o ile Perry nie wpadnie na pomysł, by pojechać z nią do Hernescroft House i porozmawiać o jej problemach, zamiast udać się do swoich pokoi. Gdyby to zaproponował, zaprotestowałaby, że jest zbyt zmęczona. Po prawdzie była nakręcona jak ta maszyna w postaci gołębia pokoju, gotowa do działania na dotknięcie. Wszystko to było tak niedorzecznie niebezpieczne, a ona starała się być rozsądna i dobra… Mogła stwierdzić, że skoro oboje wygrali, to nikt nie wygrał, a zatem nikt nie musi spłacać długu. Kareta zatrzymała się przed rezydencją, w której Perry miał pokoje. Wysiadł i się pożegnał. Jeden problem sam się rozwiązał, ale wkrótce dojadą do domu, gdzie Georgia będzie musiała podjąć decyzję. Była pewna, że Dracy ją obserwuje, koncentrowała się jednak na ciemności panującej za oknem. – Jesteśmy na miejscu. Kareta się zatrzymała. Dracy wysiadł pierwszy, by pomóc Georgii i Jane. Lokaj zapukał do drzwi i po chwili wszyscy znaleźli się w środku. Dostojni przodkowie rodziny spoglądali na nich z portretów w holu słabo oświetlonym blaskiem świec. Zdawali się patrzyć na Georgię z naganą. – Dobranoc, Dracy – powiedziała, sugerując, że zakład jest anulowany. – Dobranoc, lady Maybury – odpowiedział, akceptując jej deklarację. Gdy wchodziła do swojej sypialni na piętrze, pomyślała, że tak będzie lepiej. Jane pomogła jej zdjąć suknię i gorset. – Co mam zrobić z suknią, milady? Bez głowy gołębicy nie będzie z niej wielkiego pożytku. – Odłóż ją gdzieś. Może uda się ją przerobić na inną. Ale przypominaj mi, abym już więcej nie przebierała się za ptaka. – Dobrze, milady, ale dlaczego? – Nie lubię być przewidywalna. Przynieś mi wodę do mycia i idź spać. Pewnie jesteś tak samo zmęczona jak ja. – Ma pani puder we włosach, milady. – I tak zostanie do rana. Ale wtedy będę chciała wziąć kąpiel. – Dobrze, milady. – Jane dygnęła i wyszła. Georgia spojrzała w lustro. Wyglądała dziwnie blado w białej koszuli i upudrowanych włosach, rozpuszczonych i splątanych. Szkarłatne usta rzeczywiście wyglądały groteskowo. Spróbowała zetrzeć róż koszulą. Zepsuta gołębica. Szkarłatna kobieta, nierządnica. Gdzie jest Dracy? Jane wróciła z dzbanem parującej wody. Nalała wrzątku do misy. – Czy na pewno nie potrzebuje pani nic więcej, milady? – Na pewno. Dobranoc, Jane. Jane dygnęła i wyszła. Georgia wiedziała, że tej nocy już nikt nie będzie jej przeszkadzać, chyba że sama sprowokuje taką sytuację. Biała płócienna koszula leżała rozpostarta na łóżku obok szlafroka z zielonego jedwabiu. Narzuciła koszulę na parawan okalający stolik z miednicą i przeszła na drugą stronę, aby zdjąć halkę
i się umyć. Nawet gdy była sama, miała taki zwyczaj, wyniesiony jeszcze z dzieciństwa. Także kąpała się w halce, wchodziła w niej do wanny, zawczasu starannie zamknąwszy obwód parawanu. Jak w ogóle mogła sobie wyobrażać, że stanie nago przed Dracym? Jednak miewała takie wizje, a także wizje jego bez ubrania… Umyła się, w głowie wciąż miała zamęt. Mogła zostać w sypialni, bezpieczna, ale ponieważ Perry już wrócił, Dracy niebawem wyruszy w drogę do Devon. Może już nie nadarzy się jej taka sposobność. Wytarła się i włożyła koszulę, jednak nie poszła spać. Dlaczego tak trudno jest być rozsądną i cnotliwą? Wystarczyło położyć się do łóżka i zostać tam. Wiedziała, że Dracy nie przyjdzie. Wzięła szlafrok i położyła go na krześle. Ale dlaczego? Już wiedziała, że to zrobi. Nocna koszula. Miała ją jeszcze przed śmiercią Dickona. Czy nosiła ją dla niego? Nie. Koszula była prosta, a gdy Georgia wiedziała, że on przyjdzie do jej łoża, wkładała inną, bardziej wyszukaną. Tak jak tamtej ostatniej nocy… Zakopała głęboko to wspomnienie. Dzisiejsza noc będzie grzeszna, lecz bez cudzołóstwa. Ani ona, ani Dracy nie byli sobie oddani. Wszystko jedno, i tak żałowała, że nie kupiła kilku nowych koszul do snu. Zwykłe nocne koszule, które miała, były w doskonałym stanie, zatem zakup kolejnych byłby ekstrawagancją. W przeszłości nie zastanawiała się nad takimi błahostkami. Czy Dracy naprawdę mógłby poprosić, żeby dla niego rozebrała się do naga? Potrafiłaby to zrobić? Dziwne, że mogła wmieszać się między setki ludzi w kostiumie, który dawał złudzenie gołych piersi, lecz wahała się, gdy miała je obnażyć przed jedną osobą. * Lokaj przyniósł Dracy’emu gorącą wodę. Chciał mu asystować, lecz został odesłany, miał przynieść porto. Dracy zrzucił kostium i uniósł ręce, by odwiązać maskę. Znieruchomiał, spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Był ładnym chłopcem, potem młodzieńcem, w końcu przystojnym mężczyzną. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, jedynie czuł satysfakcję, że dzięki urodzie miał wybór kochanek. Nie rozpaczał długo z powodu utraty pięknego wyglądu, zwłaszcza gdy odkrył, że wciąż miał powodzenie u kobiet. Ale kiedy nałożył maskę, przypomniał sobie, jak było dawniej. Wtedy zaczął żałować swego wyglądu. Z powodu Georgii Maybury. Zdjął maskę i zaczął się myć, zeskrobując z twarzy resztki kleju. Mając tyle przeszkód na swojej drodze, szaleństwem byłoby myśleć, że szpetna blizna odgrywa znaczenie, ale zapragnął, by znikła. Dracy był nagi, kiedy lokaj przyniósł porto. Jednak Jem nie zwracał na to uwagi. – Czy rany dobrze się goją, milordzie? – Tak, dziękuję ci. Zawsze goją się szybko. Dobranoc. Jem wyszedł, a Dracy nalał sobie wina. Piękna i bestia. Gdyby ją zdobył, tak właśnie byliby postrzegani przez wielu. Tykający zegar odmierzał czas. Ile go minęło? Czy ona przyjdzie? Nie powinien czekać na nią bez odzienia. Sięgnął po szlafrok, lecz zaraz podszedł do szuflady, by wyjąć inny. Prezent od żony wysoko urodzonego kupca z Batavii, wykonany w Chinach. Czerwony jedwab z wyhaftowanym czarnym smokiem. Tak samo piękny i niepraktyczny jak najlepsze suknie
Georgii. Włożył szlafrok, zapinając długi rząd guzików z frędzlami. Jeśli ona przyjdzie, jeśli poprosi, aby się rozebrał, będzie mógł celebrować tę chwilę. Śmiejąc się z siebie, usiadł w fotelu twarzą do drzwi, w tym samym, który zajmowała kilka dni temu. Wtedy była ubrana w białą koszulę i zielony jedwabny szlafrok. Piękna i bestia. Gdyby ją zdobył, cały światek towarzyski oddałby się spekulacjom, dlaczego zdecydowała się na taki mezalians. Mówiliby, że lady May chciała uciec przed wstydem i zaszyła się na wsi. Że jej wytworni konkurenci odstąpili i musiała poślubić jedynego, który ją chciał. Że lady May gustuje w potworach. Tak jak było z Charnleyem Vance’em. Nie, nie przyjdzie. Z czego powinien być zadowolony. Lecz jako samolubny drań wcale nie czuł zadowolenia. Wcześniej uchyliła przed nim rąbka tajemnicy, ujawniła słaby punkt twierdzy – nie spełniła się w małżeńskim łożu, ale była ciekawa, jakie są możliwości. Nawet pocałunek ujawnił ukrytą w niej niepohamowaną namiętność. Mógłby ją uwolnić. W milczeniu wypił zdrowie kochanek z przeszłości, które radośnie podniecone uczyły młodzieńca, jak dawać im przyjemność. Niektóre lubiły robić to słodko i delikatnie, inne niegrzecznie, jeszcze inne chciały znaleźć się na skraju przerażenia, by osiągnąć pełne spełnienie. Właśnie te upodobały go sobie najbardziej, gdy już miał bliznę. Chciał odkryć upodobania Georgii i dawać jej tyle rozkoszy, by już została z nim na zawsze. Wstał, by przygotować scenę. Zgasił świece z wyjątkiem jednej, którą postawił daleko od łóżka. Możliwe, że Georgia nigdy nie widziała nagiego mężczyzny i sama nigdy nie była nago przed mężczyzną. Chciał dać jej przyjemność, a nie szokować. Jeśli ona przyjdzie. Dotknął karafki z porto. Trunek miał bogaty smak, był mocny i słodki. Nie wiedział, dlaczego kobiety tak rzadko piją to wino, bo przecież smakowało im, gdy się na nie skusiły. Miał tylko jeden kieliszek, lecz dzielenie się nim stanie się częścią wspólnej przyjemności. Podniósł flakonik z olejkiem kupionym w sklepie orientalnym z dala od modnych dzielnic Londynu. Szkło było ozdobione licznymi, przypominającymi klejnoty oczkami osadzonymi w złocie, mieniącymi się barwą czerwieni i oranżu. Gdy uniósł ją do światła, zajaśniała niczym ogień. Ogień, który zamierzał rozpalić. Jeśli ona przyjdzie. Kazał zmieszać wonne olejki zgodnie ze swoją recepturą – zioła i piżmo. Zapach był całkowicie różny od jej perfum, nie zawierał kwiatowej nuty. Nie chciał, by zapach olejku mógł cokolwiek zdradzić, więc używał specyfiku na sobie. Wcześniej posłał Georgii książkę skropioną olejkiem, aby dzięki temu zabiegowi wyjaśnić ślad męskiej woni, którą mogłaby zanieść do swojej sypialni. Jeśli ona przyjdzie. Postawił flakonik koło łóżka i odsunął narzutę, odsłaniając pościel. Potem znowu zasiadł w fotelu. Popijał wino i rozkoszował się powiewem bryzy od strony okna. Zegar odmierzał kolejne minuty, w końcu Dracy usłyszał jakiś dźwięk. Klamka w drzwiach się poruszyła. A więc przyszła. Poczuł wzmożone bicie serca. Wśliznęła się do środka, przestraszona, niepewna, lecz ślicznie zarumieniona, w szlafroku przypominającym spienioną falę. Szybko i ostrożnie zamknęła drzwi i oparła się o nie, spoglądając na Dracy’ego. Była ubrana tak samo jak poprzednio – w szlafrok na białej nocnej koszuli, wykończonej falbankami wokół szyi i nadgarstków. Tym razem rozpuszczone, splątane włosy pokrywała warstwa pudru. Nie był
tym zachwycony, ale musiał przyznać, że sprawiała magicznie nienaturalne wrażenie. Czyniąc przygotowania do tej schadzki, Dracy nie oczekiwał aż tak silnej erotycznej mocy, którą emanowała Georgia Maybury, księżniczka z bajki.
Rozdział 25 – Dracy? – wyszeptała. Wstał i podszedł do niej. – Jesteś jak istota z mitów i czarodziejskich opowieści. – Ty też. Skąd te smoki? – Nie bój się. One zjadają tylko dziewice. Uniosła brwi. – Więc ile dziewic pożarły? Roześmiał się ze sposobu, w jaki kojarzyła nową myśl, ale zrobił to cicho. Jej rodzice spali w odległej części korytarza, jednak w ciszy dźwięk mógł być słyszalny. – Ani jednej, lecz podgryzały o wiele bardziej doświadczone kobiety. Chciał, aby to wiedziała, aby przypomniała sobie, co mówił, i uwierzyła, że to prawda. Uniósł jej dłoń do ust, ale nie pocałował, lecz delikatnie ugryzł w paluszek. – Powinnam czuć się zgorszona – powiedziała niepewnie. – Jesteś zepsutym rozpustnikiem. – I zostanę skazany na wieczne potępienie w piekle? Aby zasłużyć na taki los, mężczyzna musi być szczególnie okrutny. Zapewniam cię, że nocą nie bywam okrutny wobec kobiet. Zanurzył koniuszek jej palca w winie i odessał trunek. Już samo to wystarczyło, by jej piersi zaczęły rytmicznie unosić się i opadać. Po chwili zwilżył winem swój palec i podsunął go Georgii. Zawahała się, lecz zaraz zlizała słodki napój. Jego serce przyspieszyło gwałtownie. – Podoba ci się to? – spytał. – Porto wydaje się dość dobre. Znowu się zaśmiał. Skąd mu przyszło do głowy, że wcześniej nie próbowała porto? Taka kobieta zapaliłaby fajkę, aby poznać jej smak, w domu dla czystej rozrywki trzymała żywe posągi, przedstawiające mężczyzn i kobiety. Lecz te pierwsze pozbawione męskości. Podał jej kieliszek. – Chcesz jeszcze? Wzięła i pociągnęła łyczek. – Więc kto pierwszy? – spytał. – Niby co? – Kto pierwszy wykorzysta swój kwadrans pełnej władzy? Zacisnęła dłoń na kieliszku. – Nie jestem pewna, czy powinniśmy. To grzech. – Owszem. Więc kto pierwszy? Oblizała wargi, co zupełnie go nie wzruszyło. – Ty – powiedziała. – Dlaczego? Milczała. – Wobec tego ty pierwsza. – Dlaczego?
– Ponieważ sama nie wiesz, czego zażądać, i masz nadzieję dowiedzieć się ode mnie. Jeśli zaczniesz pierwsza, postąpisz zgodnie ze swoim instynktem i z pragnieniem. – Stanął bliżej i objął dłonią jej dłoń trzymającą kieliszek. – Czego tak naprawdę pragniesz, moja gorąca Kirke? Co chcesz zobaczyć, co chcesz zrobić, czemu sama chcesz ulec? Cofnęła się o krok i oparła plecami o kolumnę przy łóżku z taką siłą, że rozległ się cichy chlupot porto w kieliszku. Pociągnęła kolejny łyk wina i połknęła szybko. – Chcę tego, o czym mówiliśmy. Zobaczyć cię nagiego. – To zbyt łatwe – powiedział i odsunął się, aby mogła lepiej widzieć. Powoli rozpiął guziki, potem zsunął szlafrok do tyłu i pozwolił, by opadł na podłogę. Cały czas na niego patrzyła. Jej oczy i usta otwierały się coraz szerzej. Zaraz jednak otrząsnęła się, zebrała w sobie i upiła łyk wina. Dopiero teraz przyjrzała się uważnie, wodząc wzrokiem do góry i w dół, dzielnie stawiając czoło temu wyzwaniu. Jednak koncentrowała się na jednym miejscu: na jego erekcji. – Odwróć się. Rozbawiony jej piskliwym głosem wykonał polecenie, obrócił się powoli, znowu stając przodem do niej, co nie było zgodne z jej intencją. – Masz dużo blizn, w różnych miejscach – powiedziała, patrząc uważnym wzrokiem na jego twarz. – Żadna nie była poważna. – Zapominam o twojej przeszłości we flocie. O twojej walce na wojnie. Wydajesz się… Nie jestem pewna, czy „delikatny” to właściwe słowo, ale… – Mam nadzieję, że jestem dżentelmenem i nie mam naturalnego upodobania do agresji w żadnej formie. – Ale czyniłeś swoją powinność i zawsze jesteś na to gotowy, prawda? Jak wtedy, gdy napadli cię złodzieje. Widzę ranę. – Zerwanie ze starymi nawykami wymaga czasu. Mam nadzieję, że powoli stanę się spokojnym ziemianinem. Uśmiechnęła się. – Musisz wyhodować trochę sadła na brzuchu i spowolnić swe ruchy. – Ruchy? – Ruszasz się jak wojownik gotowy objąć dowództwo. – Byłem tylko porucznikiem. Wykonywałem znacznie więcej rozkazów, niż wydawałem. – Gdybyś pozostał w marynarce, awansowałbyś na admirała. Jestem tego pewna. Nie żałujesz, że odszedłeś? – Georgio, o mojej karierze wojskowej możemy porozmawiać w każdej chwili. Czy będziesz marnować uciekające minuty? Nadal jestem na twoje rozkazy. Spojrzała na zegar stojący na kominku. Oddychała głęboko, coraz szybciej. – Możesz podejść, abym mogła cię dotknąć? – Jestem na twoje rozkazy – przypomniał jej. Odstawiła kieliszek z winem. – Więc podejdź. Posłuchał. Jego fallus sterczał wysoko. Dracy starał się stłumić narastające pożądanie. Był tuż przed nią, gdy oparła dłoń na jego piersi, żeby się zatrzymał. Nakrył ją swoją, zanim pomyślał. Z uwielbieniem czuł jej dotyk na swym ciele. Każda jego część zdawała się mówić: Moja. Spojrzała na ich złączone dłonie, nieznacznie poruszyła swoją.
– Myślisz, że pary małżeńskie robią takie rzeczy? – To wstyd, jeśli nie. – My z Dickonem tego nie robiliśmy. Przychodził do mnie, gdy leżałam w łóżku. Pocałował jej dłoń, zmuszając, aby spojrzała mu w oczy. Miała wielkie, piękne, zakłopotane oczy. – Współczuję mu. Pewnie nie miał pojęcia o możliwościach. Gdybyś ty była moją żoną, oglądałbym cię nagą każdej nocy. – Każdej nocy? Czy chcesz, żebym ja… – Teraz jest twój czas – przypomniał jej, lecz z powrotem położył małą dłoń na swym torsie, tym razem nieco niżej, bliżej krocza. – Gdybyś tego nie zrobiła, sam bym ci kazał podczas kwadransa mojego rządzenia. – Abym cię dotykała? – spytała, zginając palce, jakby chciała dotykiem odkrywać jego ciało. – Jestem na twoje rozkazy, Georgio. Czego żądasz teraz? Spodziewał się, że przesunie rękę niżej, ale znowu zaskoczyła go. – Odwróć się do mnie plecami. Z uśmiechem uczynił to, o co prosiła. Nie, żaden mężczyzna nigdy nie będzie się nudzić z Georgią Maybury. A niebawem z Georgią Dracy, jeśli uda się do tego doprowadzić. Dotknęła jego karku, przesunęła paznokciem wzdłuż kręgosłupa, aż zadrżał. Znieruchomiała. – Zabolało cię? – Nie. – Więc dlaczego drgnąłeś? – Bo to nieprzyzwoite. – Naprawdę? – spytała, kontynuując swoją odkrywczą podróż po jego plecach. – Nie wydaje mi się. – Kłamczucha. Ale to czysta przyjemność, a ta nigdy nie jest czymś złym. – Wątpię, czy większość ludzi podziela twoje zdanie. Odwrócił się. – Czy zależy nam na opiniach zwykłych śmiertelników? – Nie – odparła, patrząc na niego nieruchomym wzrokiem. – Więc obejrzałaś już sobie nagiego mężczyznę. Co myślisz? – Że zapewne jesteś jednym z piękniejszych egzemplarzy. – Schlebiasz mi. To miłe. – To po prostu prawda. Widziałam posągi, z kamienia i żywe, widziałam obrazki. Żaden nie mógłby się z tobą równać. – Obrazki? – W książkach. Co, jesteś w szoku? – Nie. Dotknij mnie jeszcze raz. – Teraz ja rządzę – przypomniała mu. Drażniła się, mała kokietka. – Bo ja byłam w szoku. Chciałam się dowiedzieć, czy coś źle robimy. – Bo nie stałaś się brzemienna. Skinęła głową, patrząc w bok. Dzielna Georgia Maybury miała tę jedną zgryzotę, może nawet wstyd. Odwrócił twarz Georgii. – Ja nigdy nie obwiniłbym cię o brak potomstwa. Pamiętaj o tym. Lecz o tym również możemy pomówić w ciągu dnia, ubrani. Czego pragniesz? Zaśmiała się. Nie, raczej zachichotała, przypominając mu, że chociaż przez lata miała męża i nawet rządziła swym małym światem, nadal była młoda i wymagała troski.
– Rozkazuj – powiedział. – Więc połóż się na łóżku. Chcę cię odkrywać pod tym kątem. Ha, więc młoda i odważna. – Jak sobie życzysz. – Podał jej wonny olejek. – Jeśli chcesz, możesz użyć tego. Zdjęła zatyczkę i powąchała. – To zapach, którym nasączyłeś książkę, chciałeś mnie oszukać. – Oszukać? – Aby odnaleźć mnie na maskaradzie po zapachu. Tym razem on nie mógł powstrzymać śmiechu. – Chciałbym być aż taki sprytny. Posłałem ci książkę, aby można było wyjaśnić, dlaczego tym pachniesz. Tutaj użyłem olejku z tego samego powodu. – Poczułam go, kiedy wchodziłam. Jest dość niezwykły, ale podoba mi się. – Jest przeznaczony na grzeszne noce, nie na eleganckie spotkania w ciągu dnia. Znowu zaciągnęła się aromatem, uśmiechnięta niczym antyczna bogini. Niech Bóg ma go w opiece! Położył się, ale na brzuchu, co wymagało kilku drobnych poprawek pozycji. Usłyszał ciche westchnienie, po chwili poczuł na plecach jej wilgotne od olejku palce. Zaczął się modlić, aby Bóg dał mu siłę. Jakież to typowe dla Georgii, że w całej swej niewinności odkryła nowe doznanie. W życiu był już masowany przez profesjonalistki, niektóre z nich jednocześnie były kochankami, lecz nikt nigdy nie gładził go tak niezdecydowanie i delikatnie. Palce obu dłoni przesuwały się po jego ramionach, by po chwili złączyć się i ześliznąć w dół pleców. Gdy się rozsunęły, olejek zaczął spływać w zagłębienie na jego plecach, wtedy powoli wróciła dłońmi w to miejsce, by rozcierać wonny płyn wzdłuż kręgosłupa. Coraz niżej i niżej, w końcu jej ręce dotarły do pośladków. Raptownie nabrał powietrza. – Mam przestać? – spytała. – Nie. Szkoda, że nie ma tu lustra, abym mógł cię widzieć, jak w biało-zielonej szacie gładzisz mnie i patrzysz, mam nadzieję, że z przyjemnością. – Lustro? Masz szokujące pomysły, lordzie Dracy. – Możesz mnie za to skarcić laniem. Z chichotem wymierzyła mu klapsa. – Widzę, że powinienem cię wyposażyć w rózgę. – Nie bądź niemądry – powiedziała, masując uderzone miejsce. Nawet nie poczuł bólu. Otrząsnął się z erotycznych wizji. I tak nie było mu łatwo zachować samokontrolę. Zacisnęła palce na jego mięśniach, potem przesunęła dłonie na uda, ugniatając je i gładząc, a po chwili muskała je delikatnie. – Czarownica. Zaśmiała się. Coraz bardziej docierało do niej, jaką ma nad nim władzę. – Masz twarde mięśnie – powiedziała, wodząc palcami po łydkach. – I inne części też. Odwracam się. Gdy to zrobił, odsunęła się. – Nie zamierzam… nawet gdy ty będziesz wydawał polecenia. Nie mogę… Usiadł i wziął ją za ręce. – Wiem. Wszystko dobrze. Ale ja muszę coś z tym zrobić. – Coś z tym zrobić? Spojrzał na zegar.
– Twoje piętnaście minut już minęło. Moje pierwsze polecenie jest takie, że masz tu na mnie zaczekać. Zmarszczyła czoło, ale nie protestowała. – No, dobrze. – W jej oczach zabłysły szelmowskie ogniki. – Czekam na twe rozkazy, mój panie i władco. Zabrał szlafrok i włożył go, wychodząc z pokoju. Uczyła się szybko, o wiele za szybko, z każdą chwilą podziwiał ją bardziej. Stanął w korytarzu, gdzie przez moment oddał się wspomnieniu jej dotyku, zamarzył o wspólnych rozkoszach, zrzucając swe nasienie prosto w podwinięty szlafrok, rujnując przyjemność, jakiej oboje mogli zaznać. To była część jego przeszłości, do której nie chciał wracać. Może był bezpieczny, gotowy na kolejne piętnaście minut w obecności Georgii. Wrócił do pokoju. Znów go zaskoczyła: siedziała na brzegu łóżka, jej dłonie spoczywały na podołku, nogi skrzyżowała w kostkach. Haftowane domowe pantofelki z zielonego jedwabiu wyglądały nieśmiało spod czystej, białej nocnej koszuli. – Celowo przybrałaś pozę uczennicy? – Tak to wygląda? Wybacz. – Słabo rozumiesz mężczyzn. To ja przepraszam. Nie tak miało to zabrzmieć. Tylko jak drobna kpina. – Nadal ich nie rozumiem – powiedziała – i ubolewałam z tego powodu. Przez to wybór męża jest jak kupowanie konia bez znajomości ras, ich cech i budowy. Oparł się o drzwi, tłumiąc śmiech. – Jesteś po prostu urocza, Georgio Maybury. – Gdyż jestem taką głupią kozą? – Nie, bo jesteś szczera i gotowa do nauki. – Ale tylko z tobą – powiedziała. To ją dotknęło, bo dodała szybko: – Więc jakie masz dla mnie rozkazy, milordzie? Podszedł, ujął Georgię w talii i lekko zdjął z łóżka, demonstrując swoją siłę, zanim postawił Georgię na podłodze kilka stóp dalej. Tuż za nią uniosła się w powietrzu mgiełka pudru, opadłego z włosów. Roześmiali się. Zajął jej miejsce na łóżku. – Rozbierz się. Oczekiwała tego, więc po prawie niezauważalnym wahaniu rozpięła szlafrok i pozwoliła, by opadł na podłogę. – Zaczekaj – powiedział. – Chcę się napawać tym, jak zdejmujesz każdą z warstw. – Mam bardzo prostą koszulę. – Jest doskonała. Koszula z białego płótna zakrywała całą jej postać, lecz jemu podobała się bardziej niż wszystkie woale na żywych posągach w przybytku madame Mirabelle. – Dalej. Opuściła głowę, kiedy rozpinała pierwszy z sześciu guzików pod szyją, lecz gdy sięgnęła do kolejnego, spojrzała na Dracy’ego, usiłując zebrać się na odwagę. Zaraz jednak skupiła wzrok na jakimś punkcie za jego plecami. Ktoś lepszy dałby jej chwilę wytchnienia. Sam chciał to uczynić, gdy po chwili spojrzała mu w oczy, powoli rozpinając kolejne guziki, z których ostatni znajdował się między jej sterczącymi piersiami. Nagle się uśmiechnęła. Z przyjemnością patrzyła, jakie robi na nim wrażenie. Była niczym bogini. Nieśpiesznie odwiązywała tasiemki wokół koronek na nadgarstkach.
I zamiast zdjąć koszulę, zsunęła pantofelki i ułożyła je starannie jeden obok drugiego. Dopiero wtedy, trzymając dolny rąbek, zaczęła unosić koszulę i zdejmować ją przez głowę. Dracy nie mógł oddychać ani wydusić z siebie choćby słowa, lecz wtedy ona zakaszlała, podrażniona nowym obłokiem pudru. Ze śmiechem pokręciła głową, wyzwalając jeszcze większą chmurę białego pyłu. Gdy wreszcie odrzuciła koszulę na bok, też nie mógł powstrzymać śmiechu. Stała dumnie i patrzyła mu prosto w oczy. – Co teraz, mój panie i władco? Z trudem zachowywał samokontrolę. Pragnął paść na kolana i całować śliczne paluszki u jej stóp. – Obróć się. Czy wiesz, że masz idealną figurę? – spytał, gdy wykonała polecenie. Zerknęła na niego przez ramię. – Chyba wszystko jest na swoim miejscu. – Wszystko jest takie, jakie powinno być. Masz najpiękniejszą pupę, jaką widziałem. Powoli kontynuowała obrót. – To nie ma znaczenia, zwykle jest ukryta pod suknią i obręczami. – Zależy, gdzie jesteś – odpowiedział z uśmiechem. – Podejdź do mnie. Nie ruszyła się. – Mówiłam ci, nie mogę ryzykować, że zostanę brzemienna. To cudowne, że wciąż pamiętała o rozsądku i ostrożności. A więc mógł posuwać się dalej. – Nie narażę cię na niebezpieczeństwo. Zaufaj mi. Pomyślał, że mu nie uwierzy, ale po chwili zbliżyła się, równie gibka i elegancka boso, jak i w pantoflach na obcasach. Zakołysała biodrami, jej jędrne piersi poruszyły się apetycznie. Położył ręce na jej biodrach, poczuł, jak zadrżała. – Naprawdę twój mąż nigdy nie zażywał takich przyjemności? Wzruszyła ramionami. Rzeczywiście, to pytanie było pozbawione sensu. Tym razem sam przywołał się do porządku. Ulał trochę olejku na dłonie, roztarł i zaczął masować jej boki. Z upodobaniem obserwował, jak wstrzymała oddech i zareagowała, poruszając się lekko. Objął rękami jej pośladki. – Jesteś okrągła dokładnie tam, gdzie kobieta powinna być okrągła. – Zatrzymał się na jej talii. – I szczupła tam, gdzie kobieta powinna być szczupła. – Ujął śliczne piersi. – I pulchna tam, gdzie trzeba, oraz dumna z tego, z czego kobieta powinna być dumna. Nachylił się i zaczął ssać jej sterczący różowy sutek. Wzdrygnęła się, lecz zignorował to i przytrzymał ją stanowczo, pieszcząc w ten sposób jedną, a potem drugą pierś. Zacisnęła palce na jego barkach. W tym momencie miał ochotę zejść do piekła i obić jej męża. A zresztą nie, biedak był zapewne takim samym ignorantem jak ona, myślał, że krótkie pompki to najlepsze, co może ich oboje spotkać. Zaczęła drżeć, a on uśmiechnął się prosto w jej szeroko otwarte, zalęknione oczy. – Będę rozkazywał, ale możesz odmówić, jeśli poczujesz się zagrożona. Pamiętasz? Skinęła głową. – Czy to jest… – wyszeptała – czy to jest… normalne? – To zbyt trudne pytanie w tej chwili, moja słodka Kirke. Pocałował ją lekko, pragnąc ponad wszystko dać jej właśnie to delikatne uczucie, jakie miał w sercu. Smakował miękkie, ciepłe usta Georgii, trzymając ją w ramionach, przyciągał jej jedwabiste ciało, by przylgnęło do niego. Mógłby to robić godzinami, ale miał do dyspozycji tylko kilka minut.
Przesunął usta do jej ucha. – To jak najbardziej normalne. Moglibyśmy to robić w naszym salonie, ogrodzie lub pod jabłonią w sadzie. Roztaczał przed nią cudowne wizje. Ale czy słuchała? Poruszyła się, by spojrzeć mu w oczy. – Mam nadzieję, że w pełniejszym stroju. A teraz, jeśli łaska, może coś, czego nie moglibyśmy zrobić w tych wszystkich miejscach? Przywarł do jej warg bardziej gwałtownie. Roznamiętniła się tak samo jak on. Mógł ją tak całować przez wiele godzin, gdyby tylko je mieli, lecz czas się kończył. Chciała czegoś więcej, czego nawet nie była w stanie sobie wyobrazić. A on zamierzał jej to podarować.
Rozdział 26 Przerwał pocałunek. – Stań na łóżku. – Na łóżku? – Tak. Pomógł jej wejść po trzech stopniach, z zachwytem spoglądając na jej stopy, zgrabne kostki, kształtne nogi. Zakryte nogi wykwintnych dam zawsze stanowiły wielką tajemnicę, czasami rozczarowywał ich widok, lecz Georgia miała je doskonałe pod każdym względem. To było po prostu niemożliwe. Gdyby okazało się, że ma wąskie biodra, płaskie piersi i nogi proste jak pnie drzew, nie stanowiłoby to dla niego różnicy, gdyż był już dostatecznie zamroczony, a teraz groził mu obłęd. Stanęła na materacu, dotykając głową falban baldachimu. Spojrzała w dół. – To cię podnieca? Odpowiedział uśmiechem. – Zaraz mnie podnieci. Chwyć rękami za drążki po obu stronach. Wykonała polecenie. – To dość osobliwe – powiedziała. – Musisz się czegoś trzymać. Mam nadzieję, że te pręty są mocne. Rozstaw nogi. – Co? – Zawahała się. Spostrzegł pierwszą oznakę buntu. Jednak po chwili posłusznie stanęła w rozkroku. – Szerzej. Spełniła polecenie, ale miała niezbyt zadowoloną minę. – Co chcesz zrobić? – Tajemnica może być częścią przyjemności. Czujesz dyskomfort? – Chyba to mi się nie podoba. Powiedz, co chcesz zrobić. Mówiłeś, że mogę się nie zgodzić. Powiódł wilgotnym od oliwy palcem ku górze po wewnętrznej stronie prawej nogi Georgii, muskając jej udo. – Chcę dać ci przyjemność. W każdej chwili możesz uciec. W obecnej pozycji możesz mnie nawet kopnąć kolanem prosto w nos. – Rzeczywiście, przyznam, że taka sposobność nie zdarza się często. Dlaczego to robisz? Teraz masował jej uda rękami. – Nie podoba ci się? Poruszyła się niecierpliwie. – Może, ale to jest twój czas, nie mój. – Moim jedynym pragnieniem jest sprawienie ci przyjemności. Pozwól mi na to, ale pamiętaj, że wystarczy jedno twoje słowo, a przestanę. – Jakie słowo? – Przestań – odpowiedział i wolno, delikatnie przesunął dłoń ku zacienionym, różowym fałdkom między jej nogami. Mocniej chwyciła drążki. Wiedziała, że może zakończyć tę zabawę, choćby tylko ze względu na jej nieprzyzwoity charakter. Zgodziła się na ich zakład z pełną świadomością, że wypłata wygranej będzie grzechem. Jednak nie do końca wiedziała, co taki grzech może oznaczać. A teraz… Na Boga, dotykał jej tam, w najbardziej intymnym miejscu. Grzech. A grzechy dość często
okazywały się niecnie rozkoszne. Jęknęła, a jej nogi zadrżały bezwiednie. Mruknął coś, czego nie zrozumiała, ale intonacja wskazywała na zadowolenie lub nawet dalszą zachętę. Tylko do czego? Zaczęła odczuwać ucisk w dolnej części brzucha, między udami. Znała to odczucie, chociaż pojawiało się sporadycznie, była świadoma pragnienia, pożądania. Nigdy nie wiązała tego z niezdarnymi podchodami Dickona. Ale teraz znowu czuła to samo. Teraz… tak, teraz pragnęła, chciała zostać zniewolona. Zaznać tej brutalnej inwazji. Tu i teraz. – Proszę… – Wyrwało się jej. – Nie, to znaczy… nie możemy. – Ciii… po prostu trzymaj się mocno i pamiętaj, aby nie krzyczeć. – Krzyczeć? Spuściła głowę i zobaczyła oczy Dracy’ego, wyzierające sponad jej ud. – Chcesz, aby twoi rodzice usłyszeli? – Boże, nie… Och… Jego usta! Trzymała się ze wszystkich sił, gdyż reszta jej ciała trzęsła się jak galareta. Jego język. Tak, to musi być jego język. Silny, twardy i ruchliwy. Nie to co Dickon. To było w ogóle niepodobne do czegokolwiek, co robił z nią Dickon. – Wielkie nieba… Wielkie nieba… Och… – Z trudem zdusiła okrzyk. Poruszała się jak miotana sztormowym wiatrem, wyrywając się jego dłoniom, którymi ją przytrzymywał, aby móc się nią nasycić. Tłumiła odgłosy, jak mogła najlepiej, wstrząsana falami rozkoszy, a po chwili coś sprawiło, że zesztywniała w cudowny sposób, i znowu, i jeszcze raz, zupełnie wyzuta z sił. Już ją miał. Puściła drążki i opadła bezwładnie, lecz złapał ją i położył na łóżku. Sam legł na niej, całując. Całował tak, jak nigdy nie była całowana. Czuła łomot ich serc, jego dłonie na swym ciele, niosące ukojenie i rozkosz. Przesunął usta ku jej piersiom, naprężonym, spragnionym pieszczoty. Podsycał jej pożądanie. Sięgnął dłonią między uda, wsunął palce do środka. – Nie… nie… Znieruchomiał. – Nie? Zadygotała w proteście. – Zaraz się rozerwę. Zaśmiał się i całował, teraz delikatnie, jakby pociągał małe łyki z filiżanki, dotykał opuszkami palców wilgotnego miejsca między jej udami, a ona płynęła bezwładnie porwana prądem rozkoszy, dryfując bezsilna, ogarnięta niemocą. Czuła jego wargi na płatku ucha, szyi, ramieniu, piersi. Powoli lizał sutek, tak delikatnie, że poczuła narastające napięcie, a jej biodra uniosły się z łóżka, poszukując zaspokojenia. Poruszał dłonią coraz szybciej, całował coraz bardziej władczo, aż przeszyła ją kolejna błyskawica rozkoszy, po niej druga i następna, aż Georgia wygięła ciało, by po chwili opaść bez sił. I nastała ciemność. – Czy zemdlałam? – spytała, leżąc bezwładnie. Czuła na sobie jego rozgrzane ciało. Pieścił ją lekko, relaksująco. – Być może. Przez chwilę byłaś nieobecna. Częściej zdarza się to kobietom niż mężczyznom, one potrafią w jednej chwili czerpać o wiele więcej rozkoszy. – Ja jestem…
– Nie próbuj tego wyjaśnić, Georgio. Umilkła, zauroczona tak pełnym zaspokojeniem, że teraz czuła się jak nowo narodzona. Nigdy nie zaznała takiego odprężenia, błogości z dotyku rozgrzanego męskiego ciała. Z biegiem minut wróciła na ziemię. Zaczęły ją gnębić przeróżne myśli. Uniosła się i poruszyła, przesunęła na bok, by na niego spojrzeć. Ustąpił i położył się na boku, podpierając głowę na ręce. Uśmiechał się znacząco. Wielkie nieba, przecież obiecała, że nie złamie mu serca. – Teraz jestem jeszcze bardziej skołowana – powiedziała, starając się, by zabrzmiało to racjonalnie. Było to trudne, gdy położył dłoń na jej piersi. – Rozumiem, dlaczego Babs tak uwielbia swe małżeńskie łoże i tęskni za Harringayem, gdy ten wyjeżdża. Ale Lizzie wydaje się umiarkowanie szczęśliwa, chociaż jest raczej zadowolona. Nachylił się, by pocałować czubek jej sutka. – Może jest. Albo uważa to za sprawę prywatną, o jakiej się nie mówi. Jest wiele aspektów tego zagadnienia, a my możemy zbadać je wszystkie. Ta książka, te obrazki… Położyła dłoń na jego twarzy. Z powodu ich wzajemnego położenia dotknęła policzka z blizną, ale nie odczuła dyskomfortu. Chciała jej dotknąć, jakby w jakiś sposób mogła przywrócić jego obliczu nieskazitelną gładkość. – Byłoby niebezpiecznie zrobić to jeszcze raz – powiedziała. – Ja dotrzymałem obietnicy. Nie ma ryzyka, że staniesz się brzemienna. – Nie o to chodzi. – Więc o co? – Aby nikt nas nie przyłapał. – Nie ta sprawa cię niepokoi. – No dobrze. Abyś nie nabrał nadziei. – Jeśli deklaruję, że zniosę rozczarowanie, nie powinnaś się tym martwić. – Więc może chodzi o to, że zacznie mi się to za bardzo podobać. – A gdzie tu niebezpieczeństwo? – Sam przecież wiesz. Nie mogę cię poślubić. – To da się zrobić, wystarczą świstek papieru i kościół. – Chciała wejść mu w słowo, ale nie dopuścił jej do głosu. – Nie czyniłem tajemnicy z faktu, że miałem wiele kobiet, ale powiem ci szczerze: jeszcze nigdy zaspokojenie kobiety nie dało mi tyle przyjemności. – Porządna kobieta nie powinna zaspokajać się w taki sposób. – Ale ty odczułaś zaspokojenie. – Gładził ją kłykciami po policzku, zaglądając w oczy. – Jesteś do tego stworzona, Georgio, oraz do wielu innych rzeczy. Sama o tym wiesz. Dlatego miałaś świadomość, że w swoim małżeństwie nie jesteś spełniona, chociaż nie umiałaś wskazać przyczyny. Pomyśl o tym. I zapamiętaj: jakie znaczenie mają pozycja i fortuna, skoro moglibyśmy tworzyć taką magię i rozkoszować się nią do końca życia? To było kuszenie przez szatana, jednak odsunęła jego dłoń. – Zabraniam ci mówić takie rzeczy. – Twoje piętnaście minut już minęło. Sturlała się z łóżka i podniosła ubranie. Patrzył na nią z kpiarskim uśmiechem. – Nie jesteś aż taki wyjątkowy – rzuciła mu w twarz. – Zgadza się, ale za to ty jesteś. Jakaż inna kobieta rozmawiałaby ze mną w taki sposób w takich
okolicznościach? Jeśli będziesz na tyle niemądra, by zgodzić się na namiastkę takich doznań, moja śliczna Georgio, to możesz zaspokajać się sama. Tego też mógłbym cię nauczyć. Pędem ruszyła do drzwi. – A pantofle?! – zawołał. Syknęła ze złości. Wróciła, by je zabrać, a po chwili naga wybiegła na korytarz i pognała do swojej sypialni. Tam się zatrzymała. Jej serce biło szaleńczym rytmem, jakby w obawie przed pościgiem. Jednak nie pobiegł za nią, co stwierdziła z pewną dozą smutku.
Rozdział 27 Następnego ranka Jane obudziła Georgię, przynosząc jej gorącą czekoladę. – Milady, minęło już południe. Lord Dracy prosił o widzenie. Georgia poczuła, że się czerwieni. – Będzie musiał zaczekać. Chcę wziąć kąpiel i zmyć ten puder z włosów. Jane pociągnęła nosem. – Ta książka wydziela mocną woń, milady. Powinna ją pani wyrzucić. Policzki Georgii stawały się coraz gorętsze. – Jeszcze nie. A teraz każ przygotować mi kąpiel. Jane wyszła, a Georgia spróbowała się pozbierać. Czuła, że została rozebrana na części i złożona w całość, ale inaczej. Spojrzała na drążki przymocowane nad łóżkiem, zatopiła się we wspomnieniach. W końcu rozumiała, dlaczego niektóre kobiety porzucały honor, reputację, fortunę, a nawet rodzinę, kierując się jedynie pożądaniem do mężczyzny. Ona jest inna. Dracy otworzył przed nią drzwi, ale… Umiała wyobrazić sobie przekroczenie tego progu z każdym mężczyzną, tylko nie z nim. – Na razie – powiedziała głośno. Potrzebowała czasu, aby wszystko sobie uporządkować. Oraz załatwić inne sprawy. Perry wrócił. Ugasi skandale, a gdy to nastąpi, Dracy będzie już przebywał w Devon. A ona odzyska rozum i będzie przyjmować równie racjonalnie myślących zalotników. Wróciła Jane i zaciągnęła zasłony wokół łóżka, aby zapewnić jej prywatność w obecności służących, którzy wnosili wannę i dzbany z wodą. W swoim zacienionym gniazdku Georgia popijała czekoladę w zamyśleniu. Ostatniej nocy poznała nowy świat, teraz musiała go zrozumieć. Czekolada wydawała się bardziej smakowita, poduszka bardziej miękka. Każdy fragment jej ciała był gotowy na nowe doznania, a w głowie kłębiły się dziesiątki pytań. Oczywiście nie takich, jakie mogłaby zadać pokojówce. Ani nawet Babs, mimo że ona z pewnością znałaby odpowiedzi. Niepohamowanie pożądała swego męża, z wzajemnością, ale też kochała go do szaleństwa. Właśnie tego Georgia chciała w małżeństwie. Przypomniała sobie swój pomysł, aby wypróbowywać mężczyzn do czasu, aż zostanie brzemienna. Wielkie nieba! Dostatecznie trudne było rozważanie tych kwestii, kiedy leżała pod potencjalnym mężem, gdy ten robił, co należało. Albo kiedy robiła rzeczy takie jak ostatniej nocy! Z Beaufortem albo Bridgwaterem? Zdusiła śmiech, aż zaczęła się krztusić. Jane zajrzała do niej zza zasłony. – Wszystko dobrze, milady? – Tak, tak! – Z trudem łapała powietrze. – Kąpiel gotowa. Georgia już wcześniej słyszała stukot stawianej na podłodze wanny i odgłosy kroków, ale wówczas przebywała w innym świecie. – Za chwilę, Jane.
Przebywała w świecie, gdzie dominowały wprawne ręce i usta, twarde męskie ciało Dracy’ego. Nigdy nie widziała Dickona bez ubrania, lecz on nie musiał wysilać się bardziej, niż miał ochotę, i według jej wiedzy nie musiał walczyć o swoje życie. Z wyjątkiem samego końca. Objęła dłońmi coraz zimniejszą filiżankę. To nielojalne myśleć tak teraz o Dickonie. Umięśnionych, sprawnych mężczyzn było jak psów – na przykład Sheldon, Crackford i Vance. Ale dobrych, życzliwych jak na lekarstwo. Dracy był dobry i życzliwy, cieszył się uznaniem wśród przyjaciół. No i był wprawnym kochankiem. Porównanie umiejętności Dracy’ego z ich brakiem u Dickona wydawało się nieuczciwe. Wszystko jedno, już wiedziała, co jej odpowiada. I wiedziała, czego chce. Chciała zobaczyć, czego jeszcze Dracy musi ją nauczyć. – Milady, woda stygnie! Georgia wygramoliła się z łóżka. Poszła za parawan, aby zrzucić nocną koszulę i przywdziać cienką, przeznaczoną do kąpieli. Po ostatniej nocy taka skromność była raczej śmieszna, ale zmiana obyczajów, którym hołdowało się przez całe życie, byłaby niemal wyznaniem winy. Poza tym czułaby się chyba dziwnie, stojąc nago przed oczami pokojówki. Weszła do wanny i zaczęła szorować ciało mydłem i myjką, co było dość trudnym zadaniem, gdy miała na sobie przesiąkniętą koszulę. Z czasem to też się zmieni. I do diabła ze skromnością! – Proszę odchylić głowę do tyłu, milady. Georgia posłuchała i po chwili Jane zaczęła myć jej włosy w dużej misie. – Może zrezygnuję z pudru. – Nie wolno pani, dopóki obowiązuje taka moda. I był to piękny dodatek do kostiumu gołębicy. – To prawda. Było kilka udanych kostiumów. Nawet ten lorda Dracy’ego prezentował się całkiem dobrze jak na jego brak doświadczenia, prawda? – Na tyle, na ile mógł, milady. Nie mogła się powstrzymać od rozmowy na jego temat. – Uratował mnie przed lordem Sellerbym. – Słyszałam, że działo się coś dziwnego. A co zrobił lord Sellerby? – Zachowywał się w sposób jawnie niegrzeczny, a gdy próbowałam odejść, nadepnął na gołębi ogon mojej sukni. – Co za potwór! – Po prawdzie nosił strój anioła, i to całkiem ładny, do czasu aż Dracy odciągnął go za skrzydła. – To musiała być gorsząca scena, milady. – Właśnie, a niektórzy wykorzystają ją przeciwko mnie. To niesprawiedliwe. Pamiętaj, dla lorda Sellerby’ego nie ma mnie w domu. Nigdy! – Tak jest, milady. Ale szkoda. To taki wspaniały dżentelmen i lubiła pani jego towarzystwo. – Może nawet za bardzo. Ale Perry wrócił, więc jestem pewna, że odzyskam dobre imię, poza tym gołąbek pokoju też podziałał na moją korzyść. Tak myślę. – To znaczy kostium, milady? – Nie. Może nie słyszałaś, ale król przysłał tę maszynę, którą podarował mu kawaler d’Eon, kiedy był ambasadorem Francji. Wykonany ze srebra gołąb pokoju. Byłam nieobecna podczas prezentacji, gdyż chorowałam, ale wszyscy rozpływali się w pochwałach, choć mówili też, że gołąb Rothgara był lepszy. Skończyłaś już? – Jeszcze tylko płukanie, milady.
– Król wysłał gołębia na maskaradę pod opieką markiza, a lord Rothgar poprosił mnie, abym go uruchomiła. Obawiałam się po tym incydencie z Sellerbym, ale sądzę, że lord Rothgar nie miał na myśli niczego złego, więc może wszystko wyjdzie na dobre. Całe zgromadzenie zobaczyło mnie w kostiumie symbolizującym pokój i czystość, przy pełnej aprobacie Rothgara, co ma duże znaczenie. – Pewnie markiz wie o pani znajomości z jego żoną, milady. – Oczywiście. I zawsze był niezwykle uprzejmy, chociaż budzi we mnie lęk. – Miło słyszeć, że coś wzbudza w pani lęk, milady. Skończyłam. – Owinęła głowę Georgii ręcznikiem. – Dobrze, że nie nałożyłyśmy więcej brylantyny, puder nie dałby się tak łatwo zmyć. – Ale puder i tak nie trzymał się zbyt dobrze. Wciąż sypał się na moich partnerów w tańcu, pełno go w sypialni… I w sypialni Dracy’ego! A przecież on nie był upudrowany. Poczuła się tak, jakby ktoś wrzucił do wanny wiadro lodu. Wyskoczyła z wanny, wyrywając ręcznik z rąk Jane. Jak mogła zachować się tak głupio? Może nawet w tej chwili służący szeptali między sobą o śladach pudru i wynikających z tego skandalicznych wnioskach? Usiadła przy biurku. – Milady! Musi pani włożyć suche ubranie. – Przypomniałam sobie, że muszę pilnie wysłać wiadomość. – Ale to może zaczekać… – Nie może. – Zanurzyła pióro w atramencie i zaczęła szybko pisać, szukając jak najbardziej niewinnych słów. Drogi lordzie Dracy O ile pamiętam, mieliśmy się dziś spotkać, aby pomówić o dywanach do pańskiego domu w Devon. Wspomnieliśmy też o kwestii ich czyszczenia i usuwania różnych rozsypanych pyłków. Niebawem będę do Pańskiej dyspozycji. Pożałowała tych ostatnich słów, mimo że stanowiły konwencjonalną formułkę, lecz teraz każda chwila mogła się liczyć. Nagryzmoliła podpis i złożyła kartkę. Nie było zapalonej świecy, aby stopić wosk na pieczęć, więc po prostu wręczyła list Jane. Miała do niej zaufanie. – Zanieś to natychmiast lordowi Dracy’emu. Tak, niezwłocznie. Gdy pokojówka wyszła, Georgia stanęła za parawanem, aby zdjąć mokrą koszulę. Kusiło ją, by pobiec na drugą stronę korytarza i sprawdzić, jak wygląda pokój Dracy’ego. Jane szybko wróciła. – Lord Dracy wyszedł, milady, ale zostawiłam list jednemu z jego lokajów. Jak to dobrze, że starannie dobierała słowa. Po chwili zrozumiała, że i tak ta akcja nie miała sensu. Minęło już południe, a pokojówka na pewno posprzątała jego pokój, gdy tylko wyszedł. Objęła się ramionami, znowu bezradna i bezbronna. Lecz tym razem naprawdę była winna popełnienia grzechu. Pocieszający był fakt, że nie miała udziału w śmierci Dickona. Może to uratowało ją od obłędu… – Milady? Georgia musiała włożyć suchą koszulę i wyjść z ukrycia, tak samo jak musiała stawić czoło swemu życiu. Nie miała dokąd uciec, chyba że na wygnanie, lecz nawet wtedy trzeba wyjechać tam, gdzie nikt jej nie znajdzie. Nie była stworzona do tego, by sobie radzić w takich nieszczęściach.
Jane pomogła jej włożyć szlafrok. – Proszę usiąść, milady, rozczeszę pani włosy. Nie będzie łatwo, bo przed snem nie zostały splecione w warkocze. Georgia usiadła, lecz musiała wysondować, czy pomiędzy służbą rozchodzą się plotki o nowym skandalu. – Czy wśród służących krążą dziś jakieś plotki? Jane zaczęła delikatnie rozplątywać skołtunione włosy Georgii. – Plotki? O czym, milady? Głupio było bezpośrednio zasugerować, co ją interesuje. – O zachowaniu lorda Sellerby’ego ostatniej nocy. – Ja nic nie słyszałam, milady. A ta awantura nie przyniosła pani ujmy. – Jestem pewna, że niektórzy wykorzystają to przeciwko mnie. Georgia nie mogła jej mocniej naciskać, ale gdyby służący szeptali o pudrze lady Maybury na dywanie w sypialni lorda Dracy’ego, Jane na pewno usłyszałaby coś na ten temat. Może nie zostało go tam aż tak dużo albo został wdeptany w dywan. Wydawało się, że uniknęła skandalu, ale nie była jeszcze gotowa stawić czoła światu. – Zrobię sobie dzisiaj dzień odpoczynku, Jane. – Bardzo dobry pomysł, milady. Wygląda pani mizernie. Georgia nie chciała, by ktoś się nad nią użalał. – Daję ci wolne. Możesz dzisiaj robić, co chcesz, ale sugeruję, abyś wyszła z domu. W przeciwnym razie zagonią cię do innej pracy. – Dziękuję, milady. Odwiedzę moją przyjaciółkę, Marthę Hopgood. Obie byłyśmy pokojówkami w… Zaskoczona Georgia wysłuchała opowieści o wcześniejszym życiu Jane, która rzadko wracała do przeszłości. Jej przyjaciółka Martha wyszła za właściciela tawerny Trzy Kufle w dzielnicy Clerkenwell. – To chyba była dla niej duża odmiana, skoro pracowała jako służąca w szlacheckiej rezydencji? – Zmiana na lepsze, milady, bo została panią własnego domu, a teraz ma piątkę zdrowych dzieci. – No tak. – Georgia ze zrozumieniem pokiwała głową. – A czy ty chciałabyś wyjść za mąż? – Nigdy nie otrzymałam odpowiedniej dla mnie propozycji, milady. Myślę sobie, że lepiej nie mieć męża, niż zadowolić się byle jakim. – Może dlatego Pan Bóg wymyślił miłość. Aby przezwyciężyć nasz rozsądek. Nigdy nie byłaś zakochana? – Nie zauważyłam, milady, a z tego, co widziałam, miłości nie da się pomylić z niczym innym. Niektórzy zakochani nadają się do domu dla obłąkanych. Pamiętam jedną pokojówkę, która była tak zaślepiona, że chodziła zygzakiem. Jest też wielu mężczyzn i kobiet, których miłość pcha w źle dobrany związek, a ten niszczy ich oboje. Georgia uśmiechała się lekko, jakby miała sumienie czyste niczym zakonnica. – Czy mezalians nigdy nie może dać szczęścia? Na przykład damie, która ucieka z lokajem, albo dżentelmenowi żeniącemu się z mleczarką? – Bardzo wątpię, milady. Wiem o pewnej młodej, wysoko urodzonej damie, która uciekła z wytwórcą powozów, uwierzy pani? Owszem, był niczego sobie, miał dochodowy warsztat, lecz potem ona wróciła do domu ojca z maleńkim dzieckiem na rękach i płakała, jakie to miała ciężkie życie, bez pięknych strojów i przyjęć, utyskiwała, że służących było za mało. – I co było dalej? – Mąż przyjechał po nią i dziecko, a ojciec ją oddał, bo miał do tego prawo. Sama wcześniej dokonała wyboru. Kobieta musi żyć na poziomie swego męża, a ja wątpię, by wiele dam chciało żyć poniżej
poziomu, do jakiego nawykły, bez względu na to, jak bardzo pożądają męża. Niewiele lepiej mają ogłupieni miłością mężczyźni, mimo że nie wnikają do towarzystwa. Dają się usidlić pięknej dziewoi i kończą u boku żony, która nie potrafi stworzyć wytwornego domu i jest przedmiotem drwin jego przyjaciół. Czyżby Jane celowo posyłała jej ostrzeżenia? W pewnym momencie nawet faworyzowała Dracy’ego, lecz może poszła po rozum do głowy. Poślubić Dracy’ego. Ta myśl kołatała się w jej głowie jak piłeczka na korcie do gry jeu de paume. Nie utonęłaby aż tak, brakowałoby jej eleganckich strojów i odpowiedniej służby. Dracy też nie byłby szczęśliwy. Wiedziała, jak stworzyć piękny dom, ale do tego potrzebne są pieniądze. Jego przyjaciele nie wyśmiewaliby się z niej, lecz czy w jej towarzystwie czuliby się komfortowo? Tamtego dnia miło spędziła czas z marynarzami, których znał Dracy, lecz jego przyjaciele z Devon to ziemianie, których żony podczas wizyt czyniłyby wielki rwetes z powodu jednej czy dwóch nowych sukien, jakie kupowały w ciągu roku, a poza tym ich zainteresowania ograniczały się do dzieci i sposobów rozwiązywania wszelakich domowych problemów, łącznie z odrażającymi dolegliwościami – jak krwotoki. – Już rozczesałam pani włosy, milady, ale są tak gęste, że muszą wyschnąć. Georgia wstała, przebiegając palcami po wilgotnych lokach. Przypomniała sobie gęste włosy Dracy’ego, w które wsuwała dłonie… – Czy życzy pani przejrzeć korespondencję, milady? – Jaką korespondencję? – Mówiłam już, przed kąpielą, ale nie zwróciła pani na to uwagi. No tak, zatopiła się w głupich myślach. Jeden z trzech listów był od Althei Maynard, drugi od Lizzie, a ostatni od kogoś, kto podpisał się jako H. True. Nie znała nikogo o takim nazwisku. Już miała złamać pieczęć, gdy usłyszała Jane: – Którą suknię, milady? Obiecała jej dzień wolny, więc nie potrzebowała niczego specjalnie eleganckiego, miała zostać w domu. Miała jednak rozmawiać z Dracym, chciała więc wyglądać jak najlepiej… Dosyć tego szaleństwa. – Tę samą co wczoraj – powiedziała. – A jeśli ktoś przyjdzie z wizytą, milady? Starłam kurz, na ile się dało, ale koło rąbka są jeszcze plamy. – Nie ma mnie w domu, chyba że przyjdzie Perry. No i oczywiście lord Dracy. – Georgia zawahała się, rzeczywiście chciała wyglądać dla niego jak najlepiej. Dosyć tego szaleństwa. – Znajdź ją, Jane, a potem możesz iść do przyjaciółki. Jane przyniosła suknię i halkę, a Georgia ubrała się sama, odesławszy pokojówkę. Poczuła osobliwą przyjemność, gdy wszystko robiła samodzielnie, w samotności. To się rzadko zdarzało, z wyjątkiem nocy. Była w bardzo dziwnym nastroju. Ubrała się dość szybko i przejrzała w lustrze, stwierdzając, że z wyglądu przypomina mieszkankę wiejskiej posiadłości, z tą różnicą, że żadna porządna pani na włościach nie paradowałaby z rozpuszczonymi włosami. Porządna kobieta. Przypomniała sobie o pudrze. Podeszła do drzwi, uchyliła je i wyjrzała na korytarz. Cisza. Mogła szybko wejść do pokoju Dracy’ego
i sprawdzić, jak wygląda dywan. Gdyby były ślady pudru, mogłaby je zetrzeć, nie miała jednak szczotki, poza tą do włosów… Wróciła do siebie i zamknęła drzwi. Ten dom był na co dzień utrzymywany w czystości, więc sypialnia bez wątpienia została posprzątana. Drugi powód rezygnacji z zamierzonego planu był taki, że wydawał się skandalicznie nieobyczajny. Wczoraj wtargnęła do jego pokoju bez skrupułów, bezpieczna w swej niewinności. Teraz mogłaby zostać napiętnowana jako ladacznica. Ladacznica. Tak samo była określana już wcześniej. Nie będzie więcej takich zabaw. Im wcześniej powie o tym Dracy’emu, tym lepiej. Kiedy wróci, będą musieli spotkać się w bezpiecznym miejscu, na neutralnym gruncie. Zabrała korespondencję do saloniku. Przez szyby wdzierały się promienie słońca, więc otworzyła okno i przyciągnęła krzesło, aby włosy mogły jej wyschnąć, podczas gdy będzie czytała. Poczuła na plecach przyjemne ciepło i przeczesała palcami włosy, aby dotarło również do niższych partii. Zatopiła się w zmysłowych wspomnieniach. Palce Dracy’ego w jej włosach, na skórze głowy. Przesunęła dłonią po tych miejscach, co odczuła prawie tak samo słodko. Ale tylko prawie. Przypomniała sobie burzę dzikich doznań, jaką dla niej stworzył, a potem delikatną słodycz, która zakołysała nią z równie wielką siłą na sam koniec. Były też śmiechy, ciepło… przyjemne ciepło dla ciała i duszy. Z takim mężczyzną nigdy nie zaznałaby chłodu, samotności, lęku… Wiedziała, że nie powinna, ale jeszcze raz odtworzyła w pamięci przeżycia ostatniej nocy. * Dracy obudził się dopiero po dziesiątej, lecz od razu wstał, szybko włożył ubranie i opuścił Hernescroft House. Nie ufał sobie w tym domu, gdy pragnienie, aby wrócić do Georgii, płonęło w nim gwałtownym ogniem. Może zieleń parków ostudzi jego gorączkę i ugasi pożądanie, by ją posiąść. Jeśli to konieczne, nawet siłą. A jeśli się uprze i wybierze sobie innego? Wtedy oszalałby ze strachu, że będzie nieszczęśliwa. Wielu mężczyzn było egoistami. Nie rozumieli przyjemności wynikającej z zaspokajania kobiety. Ich dziwki udawały rozkosz nawet po najbardziej prymitywnych pieszczotach, niewymagających od nich myślenia ani wysiłku. Słyszał, jak mężczyźni mówili, że przyzwoitej kobiety nie interesuje namiętność, a jeden twierdził, że wychłostał żonę za sugestie o braku namiętności, a potem już nigdy jej nie zaufał. Co będzie, jeśli Georgia poślubi takiego mężczyznę? Gdyby pozostawił ją w nieświadomości, może nawet byłaby zadowolona z tego, co ma. Ale ona nigdy nie była w pełni zadowolona, a jej naturalna namiętność pewnego dnia eksploduje, wywołując potężną burzę. Może skończyć jako prawdziwa hrabina skandalistka, znana z tego, że pójdzie z każdym pełnym wigoru mężczyzną, który potrafi ją zaspokoić. Jak owe damy, które odwiedzały „legowisko” Vance’a. Sumienie walczyło z pożądaniem, a logika… Kiedy odwoływał się do niej, cierpiał jeszcze bardziej. Gdy zobaczył puder na dywanie, poczuł pokusę, aby go tam zostawić. Wiedział, że wywołany skandal zmusiłby Georgię do małżeństwa właśnie z nim. Jednak starł biały proszek i oczyścił dywan, upewnił się też, że w pokoju nie został ani jeden ślad po jej wizycie. Nie chciał żony, która poślubi go wbrew swej woli, widział, że sposób jego życia nie będzie odpowiadał Georgii. Mimo wszystko pragnął jej do szaleństwa.
Mógłby usunąć jedną przeszkodę: opuścić majątek Dracy i przenieść się do miasta, które ona uwielbiała. Mógłby zająć się polityką, działać na rzecz floty, co ukoiłoby jego sumienie. Ale z samej polityki nie można opłacić rachunków, a on nigdy nie przyjąłby łapówki. Musieliby żyć z pieniędzy Georgii. Czy rzeczywiście mogliby? Jakie byłyby odsetki od kapitału w wysokości dwunastu tysięcy funtów? Najwyżej tysiąc, bez podejmowania głupiego ryzyka, a zapewne nie więcej niż sześćset rocznie. Przynajmniej trzecia część tego poszłaby na wynajęcie ładnego domu. Szaleństwo! Musiałaby mieć służbę i karetę, poza tym uwielbiała wykwintne ubrania. Kiedyś czytał, że jedna suknia uszyta na uroczyste obchody urodzin królowej kosztowała trzy tysiące funtów. Skończyłoby się na wydawaniu pieniędzy z kapitału, a to prosta droga do bankructwa. Tak czy inaczej, nie chciał mieszkać w Londynie przez cały rok. Parki, chociaż bardzo przyjemne, nie mogły się równać z wiejskim krajobrazem, a żadna praca w mieście nie przyniosłaby tyle satysfakcji co podźwignięcie z ruin majątku Dracy i uczynienie zeń intratnego gospodarstwa. Z czasem wpływy mogłyby zrównoważyć poniesione inwestycje, ale zanim to nastąpi, miną długie lata, chyba że mógłby wykorzystać większą część posagu na odbudowę dworu i stadniny. Georgia Maybury nie była dla niego, a gdyby nie sprawa z Fancy Free i Cartageną, nawet by nie marzył, aby sięgać tak wysoko. Lecz sięgnął, dotknął. Równie dobrze mogłaby być księżycem. Wolno skierował się do najbliższej kawiarni, lecz w połowie drogi rozmyślił się i postanowił wrócić do Hernescroft House. Co za głupiec z niego! Pozwolił, by żądza i użalanie się nad sobą przesłoniły mu inne ważne sprawy. Wciąż nie podzielił się z nikim swoimi podejrzeniami wobec Sellerby’ego. Wydawały się niedorzeczne, chociaż dużo mniej po jego zachowaniu ostatniej nocy. A zaistniały incydent mógł go popchnąć ku nowym podłościom. Został publicznie odrzucony przez Georgię, a potem sponiewierany na oczach jakże dostojnego audytorium. Opuścił bal maskaradowy zaraz po tym zajściu, ale dziś od rana stał się bez wątpienia przedmiotem kpin wielkiego świata. Dobrze mu tak, zwłaszcza jeśli właśnie on stał za intrygą z listem. Ale taki szczur z pewnością zechce się zemścić. Kiedy wszedł do domu, dowiedział się, że lady Maybury przebywa w salonie. Gdy wchodził po schodach, czuł się coraz lepiej. Już w salonie stanął przy drzwiach i się uśmiechnął. Widok był cudowny. Georgia siedziała przy otwartym oknie, ubrana w tę samą suknię co wczoraj. Jej włosy, mieniące się odcieniami miedzi i brązu, w świetle słońca tworzyły aureolę wokół ślicznej buzi. Po chwili zdał sobie sprawę, że ona patrzy niewidzącym wzrokiem, jakby nie żyła.
Rozdział 28 – Georgio? Zamrugała i spojrzała nań dzikim wzrokiem. Przesunęła bezwiednie dłoń, aby zakryć kartkę, która leżała na jej kolanach. Czyżby dowód jej winy? – Co to jest? – Nic! – Chciała zmiąć kartkę, ale wyrwał ją, zanim zdążyła to zrobić. – Nie patrz na to! – krzyknęła, ale zaraz przyłożyła dłoń do ust i przygryzła zaciśniętą pięść. Rozprostował papier. Nie był to obciążający list, lecz satyryczny rysunek, jakie widuje się wszędzie. Lecz ten konkretny… Wsunął kartkę do kieszeni i wziął Georgię w ramiona. – Nie myśl o tym. – Jak mam o tym zapomnieć? – jęknęła i wybuchła płaczem. Obejmował ją i kołysał uspokajająco, a po chwili zaprowadził na sofę, gdzie mogła usiąść mu na kolanach i wypłakać się w jego ramionach. Wyraźnie nakreślony obrazek ukazywał młodą klacz opatrzoną napisem „Lady M**b**y”, która zapraszająco unosiła ogon, a obok Maybury i Vance stali z uniesionymi szpadami, kłócąc się o ponętne części jej nóg, piersi i zadka. W dymku wychodzącym z końskiego pyska widniał napis: Nie kłóćcie się, panowie, niech jeden z was dosiądzie mnie na dobrą jazdę. Drugi rysunek przedstawiał leżącego martwego mężczyznę z szpadą wbitą w pierś, a obok stała obejmująca się para. Kartka nie była nowa, zapewne pochodziła z czasu, gdy odbył się pojedynek. Wydrukowano ich bez wątpienia setki, jeśli nie tysiące, a Georgia musiała zdawać sobie z tego sprawę. Rodzina na pewno starała się ją izolować. Zrobili to z troski o nią, ale niewiedza naraża każdego na bezradność, a Georgia nie wiedziała, że ma tak złą reputację. On również nie miał pojęcia, że sprawy zaszły tak daleko. Aż dziw, że przyjmowano ją na salonach. Zapewne była to zasługa wpływów, jakimi cieszyła się jej rodzina, a także prawdziwej natury Georgii. Może właśnie to wyjaśniało, dlaczego jej rodzice z uporem godnym podziwu dążyli do wydania córki za niego. Wątpili, że wróci do siebie po tym nieszczęściu, i szukali dla niej męża, który zabrałby ją z Londynu jak najdalej od okrutnego świata elity towarzyskiej. Prawdopodobnie wypytali się o jego charakter i stwierdzili, że będzie odpowiedni, ale przede wszystkim pragnęli uniknąć jeszcze większego skandalu w rodzinie. Umyślili, by zatrzymać ją w Thretford House i tam uregulować wszystkie sprawy, jednak Georgia uknuła sposób ucieczki. A wtedy pozorne zrękowiny, mające utorować drogę do prawdziwego małżeństwa. Czyżby wyznaczenie im sypialni w tak bliskim sąsiedztwie również było częścią sprytnego planu? W myślach przeklął Hernescroftów, mimo że ich intryga mogła go zaprowadzić do upragnionego celu. Jednak nie chciałby go osiągnąć w taki sposób, nie chciałby widzieć Georgii w swoich ramionach, skoro miałaby złamane serce. Ale kto przysłał jej tę truciznę? Przecież celem nie mogło być wywołanie skandalu, lecz zadanie cierpienia. Sellerby mścił się za wczorajszy wieczór?
Panna Cardross, dająca upust swej złośliwości? A może jakaś inna żmija niemogąca znieść, że skandalistka lady May ośmieliła się beztrosko pokazać publicznie, a nawet została wybrana, by stanąć ponad wszystkimi i uruchomić tego przeklętego gołębia? Kiedy to się skończy? Georgia przestała łkać i wyciągnęła chusteczkę, aby wydmuchać nos. – Przepraszam. To takie głupie… – Wcale nie głupie. Ten obrzydliwy rysunek musiał cię wytrącić z równowagi. Skinęła głową. Delikatnie odsunął włosy, które opadły jej na oczy. – Przykro mi, że musiałaś to zobaczyć, ale zawsze lepiej jest znać swego wroga. – Ale ja nie chcę mieć żadnych wrogów! Ujął jej twarz w dłonie i uspokajająco pocałował w rozdygotane usta. – Bądź dzielna… Ktoś głośno chrząknął. Georgia natychmiast odsunęła się od Dracy’ego, który wstał, aby stawić czoło zagrożeniu. Ale ujrzał jedynie szczupłego mężczyznę w prostym, lecz eleganckim niebieskim ubraniu. Dionizos. – Perry! – zawołała Georgia i podbiegła do niego. – Zamknij drzwi. – Zanim zdążył się ruszyć, sama to zrobiła. – To nie było tak jak… No dobrze, było. Ale właśnie doznałam ogromnego szoku! – Jakiego szoku? – spytał sędzia Peregrine Perriam, lecz ton jego głosu rozwścieczył Dracy’ego. Zdał sobie sprawę, że może właśnie stanął oko w oko z wrogiem. – Nie chcę o tym mówić – powiedziała szybko. – Chodź, usiądź. Czy znasz lorda Dracy’ego? Perriam skłonił się z wprawą mistrza tańca, Dracy poczuł się zobowiązany odpowiedzieć tym samym, na ile potrafił. Podał Perriamowi zmięty papier. Georgia odwróciła się i podeszła do okna. – On to już widział – powiedział do niej Dracy. Perriam schował kartkę do kieszeni. – Tak mi przykro, Georgio. Skąd to masz? Odwróciła się, pozornie opanowana. – Była w liście. To znaczy nie było żadnego listu, jedynie koperta. Perriam podniósł ją z podłogi i obejrzał uważnie. – Pusta pieczęć, od niejakiego H. True’a. Na pewno fałszywe nazwisko. Dracy pragnął wziąć Georgię w ramiona. Gdy stała tam sama, wydawała się taka bezbronna, poza tym Perriam już widział, jak się obejmują. Lecz pewnie nie chciała dorzucać więcej węgli do szalejącego pożaru. – Eloisa Cardross? – spytał Perriam. – A może ktoś, kto po prostu pozazdrościł ci kostiumu na maskaradzie. – Nerissa Trelyn była złośliwa. – No właśnie. – Ale to mógł być każdy! – zawołała. – W tym kłopot. Mam mnóstwo wrogów i nie mogę być pewna, co ona, on lub ktokolwiek inny zrobią. Nie wiedziałam, że to takie ohydztwo. Dlaczego nikt mi nie powiedział? Dracy objął ją ramieniem. – Byłaś pod specjalną ochroną, ale może to wszystko wyszło ci na dobre? Gdybyś wiedziała, czy odważyłabyś się z wysoko uniesioną głową wrócić do towarzystwa?
Spojrzała na niego wilgotnymi od łez oczami. – Nie, ale teraz wiem… – Oparła głowę na jego ramieniu. – Tylko jak mam dalej żyć? – Odwagi, Georgio. Jesteś z rodziny Perriamów – odpowiedział jej brat. Dracy miał ochotę go udusić, lecz chyba powoli się uspokajała. – To dla ciebie nowa wiadomość, ale w mieście znają te obrazki od dawna. Nic się nie zmieni, chyba że na to pozwolisz. Nie wyrażał obiekcji względem ich przytulania się, lecz Dracy wciąż miał na plecach zimne ciarki. Był ulubionym bratem Georgii, bardzo liczyła się z jego zdaniem. – Skoro mamy to już za sobą – Perriam powiedział to tak, jakby ta sprawa została zakończona – każ przynieść herbatę, siostrzyczko. Musimy dogłębnie przeanalizować twoją sytuację. Wysunęła się z ramion Dracy’ego, aby zadzwonić po służbę. Czyżby taka była intencja? Georgia odzyskała nieco odwagi, może brat lepiej wiedział, jak z siostrą postępować. – Dogłębnie? – Tak jest – stwierdził Perriam. – Wygląda na to, że pod moją nieobecność wiele się wydarzyło. – Nie prosiłam cię, abyś jechał na północ w takim momencie! – Nie, ale prosił mnie przyjaciel. To obowiązek ważniejszy niż opieka nad siostrą. Przynajmniej tak się wydawało. Przyszedł lokaj i polecono mu przynieść herbatę. – Nie spodziewałem się większych kłopotów podczas mojej nieobecności – wyjaśnił Perriam. – Wybacz mi. – Ja też się nie spodziewałam. – Usiadła ciężko na sofie. – Na pewno nie takich, jakie mnie spotkały. Dracy chciał zająć miejsce koło niej, ale przysunął sobie krzesło. Perriam usiadł przy siostrze i wziął ją za rękę. Wydawało się to niewłaściwe. – Opowiedz mi, co się działo. – Ojciec nie pozwalał mi jechać do miasta, więc odwiedziłam Winnie w Hammersmith. Wydała bal na moją cześć, chociaż przerodził się w polityczną debatę. Zamierzałam ubrać się skromnie, aby uniknąć skandalizujących opinii, ale zmieniłam zdanie. To nie byłabym ja. Rozumiesz to, prawda? – Oczywiście. – Uśmiechnął się. – Więc co włożyłaś? – Pawią suknię. – Wspaniale! – Naprawdę? Myślałam, że gdybym… – Nie. Gdy wokół czają się bestie, nie okazuj strachu. Dracy podzielał to zdanie, lecz powiedział: – To trochę okrutne, Perriam. Tamten spojrzał na niego, lecz nie zdążył odpowiedzieć, bo właśnie weszli służący z herbatą i talerzami ciasteczek. Gdy opuścili salon, Georgia zaczęła przygotowywać herbatę. – Dracy, a czy pan był na balu u mojej siostry? – spytał Perriam. – Byłem. – Pańska ocena? – Ludzie byli mocno zdziwieni. Niektórzy chcieli wierzyć w skandal, inni przeciwnie. Ci znudzeni mieli nadzieję, że wybuchnie jakaś sensacja i przyniesie im zabawę. – Takie zachowania są typowe na wsi i w mieście – stwierdził Perriam – a podobno także we flocie i w miejskich tawernach. Dracy niechętnie przyznał mu rację.
– To prawda, sir. – Peregrine Perriam wyglądał na miastowego obiboka, ale może miał tak samo skomplikowaną osobowość jak jego siostra. Przyjął od Georgii filiżankę herbaty, podobnie Perriam, który z irytującą dokładnością wyselekcjonował dla siebie kruche ciastko. Po chwili uniósł głowę. – Więc co z tym balem u mojej siostry? – A, tak. Sprawy poszły w złą stronę. Ludzie szeptali o liście, ale ja na tych wodach nie poruszam się zbyt pewnie i nie umiałem dojść do sedna. Może Georgia lepiej to wyjaśni. Pociągnęła łyk herbaty. – To był list do mojej byłej teściowej. Twierdziła, że jest w jego posiadaniu, lecz nigdy nikomu go nie pokazała, a po jej śmierci również nie wypłynął. Myśleliśmy, że wymyśliła tę historię, aby podsycić ogólną nienawiść, ale… Na balu u Winnie rozniosła się pogłoska, że ktoś ma domniemany list i pokaże go zaufanym osobom, a potem opublikuje, aby wszyscy mogli sobie przeczytać. – Kto taki? – spytał Perriam. – Dotarliśmy do Eloisy Cardross, a ona się przyznała. – Eloisa Cardross? Po co ta głupia koza miałaby to zrobić? – Bo jest głupią kozą – odparła Georgia. – A także z zawiści. Wiesz, że ona i Millicent były uznawane za wielkie piękności w hrabstwie Gloucestershire. Gdy rodzina kazała jej zamieszkać w Herne i towarzyszyć Millicent, stanęła do konfrontacji ze mną. Były to drobnostki, aż do obiadu po wyścigu jeździeckim. Byli tam Beaufort i Richmond. Oni dwaj, a także Sellerby oraz paru innych dżentelmenów okazywali mi swoje zainteresowanie. Oczywiście dlatego że wtedy pierwszy raz wystąpiłam publicznie, ale to było jej nie w smak. – Ale skąd miała list? Mógłbym przysiąc, że on nie istniał. W przeciwnym razie twoja teściowa przybiłaby go gwoździami do kościelnych drzwi. Dracy wyjął list i podał bratu Georgii. – Według mnie to fałszerstwo. Perriam przeczytał wszystko od początku do końca. – Zgadzam się. Wątpię, by Vance mógł napisać takie okrągłe zdania, poza tym nie miał powodu, by rozsiewać te kłamstwa. – Spojrzał na zewnętrzną stronę. – Zaadresowany do majora Jellicoe’a, jego sekundanta. Możliwy adresat. Wyjął małą lupę, za pomocą której dokładniej zbadał adres oraz inne detale. – Chyba ma pan rację, Dracy. Ale postaram się o opinię eksperta. Założę się o pięćdziesiąt gwinei, że pieczęć z Kolonii została domalowana. Bardzo interesujący dżentelmen, ów sędzia Peregrine Perriam. Nie taki płytki, jak się zdawało. Dracy pomyślał, że nie chciałby mieć w nim wroga. – Kto mógł go spreparować? – spytała Georgia. – Kto aż tak bardzo mnie nienawidzi? Dracy postanowił wyjawić podejrzenie. – Sellerby. – Sellerby! – krzyknęła. – Sellerby? – spytał Perriam. – Ale on nie jest wrogiem Georgii. Szaleje z miłości do niej. Poza tym z całym oddaniem wspierał ją, gdy teściowa pierwszy raz wspomniała o liście. – Mnie też trudno było w to uwierzyć – odparł Dracy – zresztą z tych samych powodów. Ale kilka dni temu odszukał mnie, gdy wyciekły informacje o naszych domniemanych zaręczynach. Zależało mu, abym uświadomił sobie, że to absurdalny pomysł, a nawet że to może być zemsta rodziny Perriamów za moje zwycięstwo w wyścigu. Brat i siostra patrzyli na niego, jakby postradał zmysły. – Kiedy rozmowa zeszła na temat wyboru męża przez Georgię, stwierdził, że z powodu aury skandalu
będzie miała bardzo ograniczoną liczbę chętnych kandydatów. Dziwnie się zachowywał. Miał pewną siebie minę, jakby znał jakąś tajemnicę i był pewien zwycięstwa. – Musisz się mylić – powiedziała Georgia. – On chce poślubić Georgię – dodał jej brat. – Więc po co miałby wywoływać jeszcze większy skandal? – Wszystko to prawda, ale przynajmniej weźcie pod uwagę taką możliwość. Georgio, Sellerby był jednym z twoich nieustających wielbicieli jeszcze podczas twego małżeństwa. A może nawet przyjacielem? – Tak. Lubiłam z nim przebywać i często wybierałam go jako osobę towarzyszącą na różne wyjścia. – Dla ciebie był tylko przyjacielem, ale on się zakochał. Co nie miało znaczenia do chwili, aż zostałaś wdową. Wtedy nieoczekiwanie natchnęła go nadzieja na pełne szczęście. Czekał cierpliwie przez rok. – Nie aż tak cierpliwie – odezwała się. – Najpierw przysłał oficjalny list z kondolencjami, a parę tygodni później następny, aby, jak twierdził, podnieść mnie na duchu. Bicie piany! Kiedy znowu przysłał list, kazałam odesłać obydwa z adnotacją, że nie koresponduję z dżentelmenami. – Co było zrozumiałe, chociaż dla niego bolesne. Skoro nie pisywałaś listów z żadnym innym mężczyzną, postanowił zaczekać. Potem wszystko uległo zmianie. – Nie – odparła. – Nie chcę tego słuchać. Stał się dziwny, ale to, co sugerujesz, byłoby podłością! Perriam ujął jej dłoń. – Chcę go wysłuchać – powiedział z kamienną twarzą. – Na przykład obiad po wyścigu w Herne. Sellerby był obecny, a o ile wiem, nie interesują go wyścigi. – W najmniejszym stopniu – potwierdziła. – Nie przepada za konną jazdą, ale ja też. – Ani ja – przyznał Dracy. – Umiejętności tego rodzaju nie zdobywa się na morzu. Wydawało mi się, że jego pozamiejski strój był mało używany. Więc przyjechał po to, aby cię adorować. – Zanim skończył się dla ciebie rok żałoby? – spytał Perriam. – Naprawdę? – Nie wiem – odparła. – Nie myślałam o nim w taki sposób. Dracy wyczuł w jej głosie nutę żalu. – Pańska siostra nie okazywała mu atencji, jakiej oczekiwał. Była życzliwa, nawet przyjazna, ale nic ponadto. O jej względy zabiegali nawet książęta, a ona zajmowała się zabawianiem mnie. Perriam uniósł brwi. – Wszystko z powodu Fancy Free – wyjaśniła. – To nie ma znaczenia, ale Dracy ma rację. Sellerby zapewne oczekiwał ode mnie wiele więcej. – Czy potem pisał do ciebie? – Dwa razy i z listu na list coraz bardziej głupio. – Więc czekał cierpliwie do końca twojej żałoby, aż wrócisz i znajdziesz się w jego pobliżu. Jednak nie zamieszkałaś w mieście, co było dlań rozczarowaniem, ale też niebawem miał się odbyć bal. Tam czułby się jak ryba w wodzie. – Przyjechał do Thretford, aby spytać o swoje zaproszenie – powiedziała. – Ja wcześniej je wyrzuciłam. – Skrzywiła się. – Nie powinnam rozmawiać z nim tak nieuprzejmie, ale wiedziałam, że będzie zabiegał o moje względy. – Ciekawe, czy coś podejrzewał – podjął Dracy. – Raczej wątpię. Jest typem człowieka, który pomija dowody, jeśli są dla niego niekorzystne. Tak więc przyjechał do Thretford z zamiarem dalszych zalotów, ale znowu pojawił się książę Beaufort, który wszedł mu w drogę, a także inni możliwi kandydaci do twej ręki. Zatem należało odświeżyć stary skandal. – Bez sensu – wtrącił się Perriam. – Jeśli to on dostarczył list Eloisie, musiał go przynieść ze sobą,
a więc przygotować dużo wcześniej. Takie fałszerstwo wymaga fachowej ręki. – Chylę czoło przed pańską wiedzą, sir. – Widzisz! – zawołała Georgia. – To nonsens. – Niekoniecznie. Brałem pod uwagę ten aspekt. On dostrzegł niebezpieczeństwo w Herne, że nadal masz zalotników wysokiego stanu, zatem na wszelki wypadek zamówił sporządzenie listu. W każdej chwili mógł więc rozdmuchać przygasły płomień skandalu, aby odstraszyć innych konkurentów. Wtedy on zostałby twym jedynym wsparciem. – Tyle że wtedy miałam już ciebie. – Słusznie – stwierdził Dracy. – Nawet jako przyszłego męża, jeśli uwierzono pogłoskom. Poczuł do mnie silną awersję. Tyle powiedział mi w rozmowie, ale na początku balu nie był świadomy związków między nami. – Ale jaką rolę miała w tym odegrać Eloisa? – spytała. – Myślę, że zbliżyli się do siebie podczas obiadu w Herne. Georgia aż jęknęła. – Sama próbowałam zbliżyć ich ku sobie, chcąc przysłużyć się obojgu. Chyba nawet wychwalałam jej zalety w jednym liście do niego. – To jakbyś posypała solą jego otwarte rany – odezwał się Perriam. – Zastanawiam się, czy znienawidził cię w takim samym stopniu, jak cię kocha. Szybko zjednał sobie Eloisę, jest płytka. Nie mogła się powstrzymać, aby syknąć mi do ucha kilka jadowitych złośliwości. À propos, farbujesz włosy i używasz atropiny do oczu. – Spojrzał na Dracy’ego. – Przedstawia pan wiarygodny scenariusz wydarzeń, ale nie ma pan dowodów. – Wiem. Jednak ktoś sfabrykował ten list, przyniósł go na bal i wykorzystał, aby zrazić większość gości, zwłaszcza zalotników, do pańskiej siostry. Kto inny miałby to uczynić? – Naprawdę było tak źle? – Perriam zwrócił się do Georgii. – Okropnie. Gdyby nie było tam Dracy’ego… – Posłała mu spojrzenie, które roznieciło w nim płomyk nadziei, lecz zaraz odwróciła wzrok. – Całe szczęście, że odebrał Eloisie list. Gdy nasi rodzice nie chcieli zaprosić jej do miasta, mogła wpaść w gniew i wysłać go komuś, kto by dokonał publikacji. – Więc to ona mogła przysłać ci ten rysunek – stwierdził Perriam. – Nie. – Georgia znowu była bliska płaczu. – To nie jej wina, Perry. Ona też była zamknięta w Herne. Ja mogłam uciec od Millicent, a ona nie. Millicent jest przekonana, że nie wycierpiałam nawet ułamka tego, co powinnam, za ściągnięcie wstydu na rodzinę. Perriam zagwizdał. – A jakie są szanse, że to Millicent wysłała obrazek do swojej siostry z zachętą, aby ta go wykorzystała. Nie zdziwiłbym się, gdyby nasza droga szwagierka zachowała sobie rysunek na cały rok. – Boże! Przecież Eloisa pisze do Millicent skargi na mnie, jaka to jestem bezwstydna i okrutna. Więc Millicent wysłała jej broń. Nie aby rozdmuchać mój skandal, bo faktycznie sądzi, że on szkodzi rodzinie, ale by mnie zranić. – Perriamowie to cudowna rodzina – powiedział jej brat do Dracy’ego. – Na pewno chce pan do niej wejść? – Tak – odpowiedział, zanim zdążył pomyśleć. Spojrzał na Georgię. – Ale nie będę do tego dążył tak jak Sellerby. A właśnie, skoro uderzył raz, może spróbować znowu. Jak go powstrzymamy? – Zaczekajcie! – wtrąciła się Georgia. – Czy jest możliwe, że Millicent wysłała ten list do Eloisy? Dracy zastanowił się, ale Perriam szybko wyjaśnił tę kwestię. – Nic z tych rzeczy. Nie umiałaby znaleźć fałszerza, zwłaszcza w okolicach Herne. A gdyby zamierzała wysłać go Eloisie, zrobiłaby to pocztą, a nie podczas balu. Wolałabyś, aby sprawcą okazała się ona,
a nie Sellerby? – Tak – powiedziała ze smutkiem. – Już przywykłam do tego, że Millicent mnie nie lubi. Ale Sellerby? Naprawdę uważałam nas za przyjaciół, przynajmniej kiedyś. Perriam poklepał ją po ręce i wstał. – Wyruszam na poszukiwanie fałszerza. Nie będziemy wnosić oskarżenia, więc może uda mi się namówić odpowiednią osobę do wyznań. Podczas konfrontacji ze świadkiem Sellerby od razu straci tupet. Uczyni wszystko, aby uniknąć skandalu. – Pocałował siostrę w policzek. – Odwagi, moja droga.
Rozdział 29 Georgia uśmiechnęła się, patrząc za odchodzącym bratem. Pocieszała się myślą, że wrócił i pomoże jej, ale krótka wymiana zdań wprawiła ją w zakłopotanie. Słowa dźwięczały jej w uszach. Perriamowie to cudowna rodzina. Na pewno chce pan do niej wejść? Tak. Wiedziała, że Dracy nie molestowałby jej tak jak Sellerby, ale nie mogłaby złamać mu serca. Nie powinna dopuścić do wydarzeń ostatniej nocy. – Chcesz jeszcze herbaty? – spytała. – Nie, dziękuję. Mamy jeszcze dzień na zwiedzanie miasta, jeśli jesteś wolna i nie masz innych planów. Spojrzała na niego, rozdarta między irytacją a czułością. Z pewnością nie zachowywał się jak Sellerby. – Jestem całkowicie wolna, może tylko niewolna od winy. Stworzyłam potwora. – Nonsens. Pozostali mężczyźni w Anglii zdołali uniknąć szaleństwa z twojego powodu. Zaśmiała się. – Ty też? – spytała. – Jeszcze do końca nie wiadomo – powiedział tak beztrosko, że nie nalegała na bardziej precyzyjną odpowiedź. – Dokąd się wybierzemy? Do menażerii w Tower? Mówił lekko, choć nie była to czcza gadanina. Zabrzmiała w tych słowach stal, mająca ją chronić niczym kolczuga. Jednak nie mógł jej obronić przed wszystkim, a przez wzgląd na siebie nie powinien nawet próbować. Po obejrzeniu tej karykatury chciała się ukryć, ale Perry miał rację: wszyscy widzieli ją już dużo wcześniej. Dzisiaj ulice nie będą bardziej wrogie, niż były wczoraj, a ona będzie musiała nimi chodzić przez resztę życia. – Dobrze – powiedziała. – Ale muszę się przebrać. – Wczoraj miałaś na sobie tę samą suknię. – To szmata – odparła, dodając z premedytacją – a lady May musi być ubrana wykwintnie. – Jednak przy drzwiach się zatrzymała. – Dałam Jane wolne na cały dzień. – W domu są przecież inne służące – powiedział. – W razie czego potrafię zawiązać tasiemki damskiego gorsetu. Patrzyła na niego. W jej głowie kłębiły się niedawne wspomnienia, pomyślała – o zgrozo! – że gdyby poszli do jej pokoju, mogliby przeżyć namiętną przygodę nawet w ciągu dnia. – Pójdę tak, jak stoję, tylko nałożę kapelusz i rękawiczki. Wątpię, abyśmy podczas wycieczki do Tower spotkali znajomych. Miała rację, nikogo nie spotkali, co z jej punktu widzenia było pocieszające. Obeszli historyczną twierdzę, obejrzeli egzotyczne zwierzęta przysłane królom Anglii jako dary. – To smutne, że są uwięzione – powiedziała, gdy opuścili tę część fortecy i poszli dalej przez trawnik. – Niektóre z nich tutaj się urodziły, więc może nawet nie byłyby zadowolone ze zmiany miejsca pobytu. Tak samo jak, według ciebie, Fancy Free nie chciałaby przeprowadzki do Dracy. – W Dracy są gorsze warunki niż w Herne – zauważyła. – Mam wrażenie, że wyścig odbył się tak dawno. Jak wygląda sytuacja z zamianą? Nie zauważyłam, abyście omawiali tę kwestię z moim ojcem. – Czekamy na rozwój wydarzeń – odpowiedział, ale Georgia wyczuła, że nie mówi jej całej prawdy. – Czy on postawił nieuczciwe warunki? Pomówię z nim o tym.
– Nie, jego propozycja jest bardzo godziwa. – Więc dlaczego z niej nie korzystasz? Jego usta zadrżały. – Może dlatego, że wtedy skończyłby się twój udział w całej sprawie. – Co? – Roześmiała się. – Od wielu dni nawet o tym nie pomyślałam. – Dobrze. – Spojrzał na duży drewniany kloc, ciemniejszy na środku. – Katowski pień, na którym wielu zapłaciło swoim życiem. – Ostatnio wspominałam o losie Anny Boleyn. – Dlaczego? – Została niesprawiedliwie potraktowana, może dlatego, że fascynowała mężczyzn, przerażała ich, a złościła inne kobiety. Jej syn urodził się martwy. Wiem, jak to jest, gdy nagły zwrot w życiu może mieć drastyczne konsekwencje. W każdym razie ja nie mogę stracić głowy z powodu kłopotów. – Ale możesz stracić życie. Zrozumiała go. Swoje życie w elicie towarzyskiej. Jeśli Perry nie zdoła przywrócić jej dobrego imienia, a złośliwi spróbują wywołać kolejne skandale, Georgia może przegrać tę walkę. Wzruszyła ramionami. – Wszyscy mamy liczne życia. Ty sam dwukrotnie dokonałeś drastycznej zmiany. Raz, gdy zaciągnąłeś się do marynarki, a potem, gdy z niej odszedłeś. – Trzecia zmiana nastąpiła, gdy zmarli moi rodzice. Nie była tak drastyczna, jak może się wydawać, ale często wyjeżdżali, a Dracy Manor było moim drugim domem. – Opowiedz mi więcej o swoim dzieciństwie – poprosiła. Gdy opuszczali Tower i wracali do Mayfair karetą Perriama, z przyjemnością słuchała. * Wrócili akurat na obiad. Perry już na nich czekał. – Wyszłaś z domu w tym stroju? – spytał, przyglądając się jej sukni. – Dlaczego nie? – Z przyjemnością obserwowała jego zaskoczenie, a potem przesadne wzdryganie się, kiedy wspomniała o wycieczce do Tower. Plebejska rozrywka, ale było jej wszystko jedno. Rodziców nie było na obiedzie, więc zostało ich troje. Zajęli trzy krzesła w jednym końcu długiego stołu. – Co z listem? – spytała Georgia, zanurzając łyżkę w zupie. Perry potrafił wyrażać się oględnie w obecności służby. – Tak jak myśleliśmy, ale nie udało mi się ustalić źródła. Co do charakteru pisma, nasz przyjaciel napisał, a raczej nagryzmolił, zamówienie na nową parę pistoletów. A więc to nie było pismo Vance’a. Uśmiechnęła się. – Jakże miło to słyszeć. – Prawda? – odpowiedział. – Rzeczywiście dobrze zna pan tutejsze wody – odezwał się Dracy, spoglądając dość chłodno na Perriama. Żadnych akronimów w związku z nią. – Pływam po nich całe życie – stwierdził Perry. – I od dziecka miałem do tego dryg. Mógłbym służyć w marynarce. – Nie jestem pewna, czy Arthur nie pływa na morzu – powiedziała Georgia o młodszym bracie. – Tak, może nadszedł czas na zmianę zajęcia. Częstowali się daniami z innych półmisków, a rozmowa zeszła na temat fali upałów, ograniczonych
rozrywek w coraz bardziej wyludnionym mieście, dziwacznych nowości w modzie. Dracy niezbyt uczestniczył w wymianie zdań, mało wiedział o tych rzeczach, zresztą niewiele go obchodziły. Dlatego Georgia zaczęła opowiadać o problemach z wodą w Danae House i o możliwości blokowania rur przez ryby. – Hm, ryby – powtórzył Perry, udając zgrozę, ale był ciekawy tak samo jak siostra, i już po chwili wszyscy dyskutowali o niesprawnym systemie zaopatrzenia miasta w wodę. Gdy służba zabrała naczynia i przyniesiono drugie danie, Georgia odesłała lokajów. Kiedy ostatni z nich wyszedł, nałożyła sobie grasicę cielęcą i smażone karczochy. – Teraz możemy porozmawiać. – Cały czas rozmawiamy – odpowiedział Perriam, szukając potrawy dla siebie – i to bardzo przyjemnie. – No dobrze, jeśli potrzebujesz potwierdzenia, list jest sfałszowany i nie został napisany ręką Vance’a. Zakładam, że Sellerby, o ile to on, nie miał próbki pisma i nie sądził, że to będzie miało znaczenie, zwłaszcza że Vance znajdował się już daleko. – Czy wiadomo, gdzie przebywa Vance? – spytał Dracy. – Niestety, nie – stwierdził Perry. Georgia spostrzegła rozdrażnienie Dracy’ego. Może był to skutek lekkości, z jaką jej brat podchodził do sprawy. – Jakie czynności podjęto, aby go odnaleźć? – zadał kolejne pytanie. – Wszystkie możliwe – odparł sucho. We wszystkich konsulatach i w ambasadach mają jego nazwisko i portret pamięciowy. Wyznaczyliśmy też wysoką nagrodę. Dracy wciąż wydawał się niezadowolony, jednak odezwał się pojednawczo: – Proszę o wybaczenie, Perriam. To oczywiste, że pan i cała rodzina robicie wszystko, co w waszej mocy. – Przeniósł wzrok na Georgię. – Czy sprawi ci przykrość, jeśli porozmawiamy o pojedynku? Nie chciała o tym słuchać, ale zależało jej na wyjaśnieniu sprawy. – Zniosę to, ale przecież fakty są oczywiste. Nie ma tu tajemnicy. – Ja nie mam takiej pewności. – Dlaczego? – spytał Perry. – Ta sytuacja wydaje mi się dziwna już od samego początku – objaśnił Dracy. – Może nie rozumiem reguł waszego świata, ale wszyscy zgadzają się co do tego, że lord Maybury nie był człowiekiem kłótliwym. – Prawie każdego mężczyznę można sprowokować, aby rzucił wyzwanie – stwierdził Perry. – Zwłaszcza gdy jest wstawiony i w obecności przyjaciół. – Ale dlaczego Vance go sprowokował? – chciał wiedzieć Dracy. – Postradał rozum na tyle, by myśleć, że jeśli Maybury usunie się z drogi, będzie miał szansę u Georgii. Dracy spojrzał na nią. – Ale chyba nie miał takiej szansy, prawda? Sellerby miał powody, aby tak myśleć, ale Vance? – Nie miał żadnych szans – odpowiedziała. – A ja cały czas dawałam to wyraźnie do zrozumienia. Prawdę mówiąc, prawie się nie widywaliśmy. – Dracy przytaknął ze zrozumieniem, ale nagle znieruchomiał, patrząc gdzieś ponad jej głową. – Co się stało? – Na Boga! – powiedział. Siedział jak skamieniały. – Albo ma pan atak apopleksji – rzucił ostro Perry – albo zaraz zastrzeli nas wieścią, że rozwikłał tajemnicę? Dracy przeniósł na niego wzrok. – Albo też oszalałem, albo jestem bliski szaleństwa. Ale nie tutaj. W każdej chwili może wejść
służący. Georgia czuła przyspieszone bicie serca. To możliwe? Zostanie oczyszczona z wszelkich zarzutów? Wstała. – Przejdźmy do małego salonu. Któryś z was ma ochotę na herbatę albo kawę? Dracy również podniósł się z krzesła, wciąż pogrążony w zamyśleniu. – Poproszę o kawę. I może brandy. – Oho – odezwał się Perry. – Zdaje mi się, że zaraz doznamy potężnego szoku, omal nas to nie zabije. * Dracy niczym lunatyk przeszedł do drugiego salonu, wyłożonego zieloną tapetą i ze złoceniami na ścianach. Podano im kawę i brandy, a po chwili zostali sami. Za milczącą zgodą nie odzywali się od opuszczenia sali jadalnej. – Mówże – ponagliła Georgia. Poukładał sobie wszystko, lecz czy to mogła być prawda, czy będzie miało sens dla innych? – Jak pamiętacie, mówiłem tak: podczas gdy Vance nie miał powodów, aby myśleć, że go poślubisz, jeśli zostaniesz wdową, Sellerby je miał. – Spojrzał na nią, potem na niego. – A jeśli dokładnie tak rozumował? Georgia zmarszczyła czoło. – Że gdybym została wdową, wyszłabym za niego? Tak, to możliwe. Perriam wyglądał tak, jakby uderzył weń piorun – podobne wrażenie przed chwilą sprawiał Dracy. – Na Boga… – O co wam chodzi? – spytała zniecierpliwiona. – Powiedzcie mi w końcu! Dracy zbyt późno zastanowił się, jak ona przyjmie szokującą wiadomość, ale drogi odwrotu już nie było. – Moja szaleńcza myśl jest taka, że to Sellerby mógł spowodować twe wdowieństwo, najmując Vance’a, aby ten zabił twego męża w pojedynku. Twarz Georgii przybrała trupio blady kolor. Dracy’emu nie pozostało nic innego, jak mówić dalej. – Z jakiego innego powodu Vance miałby to uczynić? Wydaje się, że nic na tym nie zyskał, za to musiał uciekać z kraju. Zgadzamy się co do tego, że absolutnie nie mógł mieć nadziei na zdobycie twoich względów. Kilka dni temu dowiedziałem się o człowieku o nazwisku Curry. Możliwe, że został opłacony, aby zabić markiza Rothgara w pojedynku… – Nie – powiedziała Georgia. – Nie, nie, nie! – Z całą pewnością nie – wtrącił się Perriam. Podszedł do siostry i czule wziął ją za ręce. – Jestem gotów uwierzyć, że Sellerby kazał sfałszować list, aby oczyścić sobie pole, ale morderstwo? On jest najmniej żądny krwi ze znanych mężczyzn. Na widok krwi blednie, sam widziałem, jak kiedyś zemdlał. – Nie musiał oglądać krwi – zauważył Dracy. – Georgio… Sprawiała wrażenie przerażonej, ponownie przeżywała tragiczną śmierć męża. Dracy wyrzucał sobie, że poruszył ten temat w jej obecności. Podszedł i wziął ją w ramiona. – Przepraszam. Wybacz mi. Nie myśl o tym. Wybuchła przejmującym płaczem. Dracy głaskał ją po plecach, spoglądając bezradnie na jej brata, zaskoczonego tą sceną. – Proszę cię, nie płacz. Twój mąż zginął od szpady, tu nic się nie zmieniło, już opłakałaś go, przeżyłaś żałobę.
Georgia wciąż zanosiła się płaczem. Dracy nie wiedział, co robić. – Zmarł szybko. Może nawet nie wiedział, co mu się stało… Spojrzała na niego zapłakana. – Nic nie rozumiecie! Jeśli masz rację, wszyscy mają rację. To moja wina! Oderwała się od niego, zatoczyła do tyłu. Kiedy wyciągnął rękę, aby jej pomóc odzyskać równowagę, odtrąciła ją. – Jeszcze tego nie widzisz? Nie widzicie? Cały czas pocieszałam się myślą, że jego śmierć nie miała nic wspólnego ze mną. Że Dickon wyzwał Vance’a na pojedynek z innej przyczyny. Że nie ja byłam powodem, dla którego Vance zadał śmiertelny cios. Ale to byłam ja. Dickon został zabity przeze mnie! – Nie! – Dracy chciał podejść do niej, ale nie pozwoliła mu, odepchnęła go pięściami. – Przestań! Nie zbliżaj się do mnie! Miałeś rację, gdy nazwałeś mnie Heleną. Przeze mnie mężczyźni umierają. Ja nie chcę… Nie mogę… – Popatrzyła na nich dzikim wzrokiem, po czym wybiegła z salonu. Dracy ruszył za nią, lecz Perriam zatrzymał go. – Ja pójdę. Dopilnuję, żeby ktoś się nią zajął. Proszę tu na mnie zaczekać. Musimy omówić kilka spraw. Dracy został sam. Żałował, że nie ugryzł się w język. Georgia pobiegła w kierunku swojego pokoju, ale przyszło jej na myśl, że tam szybko ją znajdą. Dlatego zaszyła się w nieużywanym pokoju, który kiedyś służył za salę lekcyjną – z mnóstwem starych zabawek i podniszczonych książek. Już nie płakała, ale nie widziała swojej przyszłości. Odwróciła się na dźwięk kroków. To Perry. – Tylko nie kłóć się ze mną – powiedziała. – To prawda. – Nawet jeśli tak, nie ma tu twojej winy. – Naprawdę? Nie chodzi tylko o mój wygląd. Wiesz, że lubię flirtować, czarować, nawet rzucać uroki. Ostrzegałeś mnie nieraz, abym uważała z zalotnikami. Popełniłam grzech zaniedbania, braku rozwagi. Ale mimo wszystko zabiłam Dickona. – On strzela. Może to jednak pomyłka. – A jeśli nie? Sama to widzę, Perry. Sellerby z biegiem czasu zachowywał się coraz dziwniej. Jak opętany. Widocznie doprowadzałam go do szału. – Georgio, przecież jesteś rozsądna. – Tak myślisz? Ja nie widzę innego rozwiązania. – Rozwiązaniem jest, jak zawsze, iść naprzód. Co się dzieje między tobą a Dracym? Kręcąc głową, przyłożyła sobie dłoń do policzka, nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. – On cię kocha. – Na swoją zgubę. – Wygląda na człowieka, który umie o siebie zadbać. I o ciebie też. Zaśmiała się gorzko. – Do czasu, aż ktoś inny, kto mnie pożąda, uknuje kolejny morderczy spisek! – Szaleńcy to rzadkość. – Sama ich tworzę. Jak ta czarodziejka, która zmieniała mężczyzn w świnie. – Tak, Grecy znali takie sztuczki, ale teraz zejdź na ziemię, kochana. Jeśli Dracy ma rację, to stała się rzecz straszna, i Sellerby musi ponieść karę. To jego wina, nie twoja. Masz swoje życie, a według mnie nie nadajesz się do klasztoru. – Więc do czego się nadaję? – Choćby na żonę Dracy’ego.
Nie mogła uwierzyć, że Perry sugeruje coś takiego. Przecież nikt inny tak dobrze jej nie znał. – W rok zostałby bankrutem. – Jestem pewien, że potrafisz być oszczędna. – Ale ja nie chcę próbować! Gdybym dla niego zmuszała się do oszczędnego życia, od razu by się zorientował i cierpiał z tego powodu. Boję się spojrzeć mu w oczy. Musi opuścić ten dom. Sama nie wiem, co zrobić! – Powinnaś stąd wyjechać – odpowiedział spokojnie – dla własnego bezpieczeństwa, a także z innych przyczyn. Jeśli Sellerby jest obłąkanym mordercą, może próbować uczynić ci krzywdę. Dokąd chciałabyś pojechać? Może do Winnie? – Gdy przebywa tam Eloisa Cardross? – No tak – zgodził się. – Więc gdzie? Georgia brała pod uwagę tylko jedną możliwość. – Do Brookhaven. Do Lizzie Torrismonde. Teraz. Chcę jechać od razu. Tak aby uniknąć Dracy’ego. Aby nie zmieniła swej decyzji, zanim spędzi jeszcze jedną noc pod tym dachem. – Zarządzę przygotowania do wyjazdu – powiedział. Spokój brata udzielił się Georgii, choć czy przedmiotem ich rozmowy nie były śmiertelna cisza i spokój? Nie mogła myśleć, nie widziała swej przyszłości poza punkt, którego uchwyciła się jak tonący brzytwy – Lizzie i Havenhurst. Spokojna, rozsądna Lizzie i jej cichy dom. Jej stateczny, życzliwy mąż. Jej dzieci. W Havenhurst pokładała nadzieję na powrót do normalności, a może nawet była to szansa na lepsze życie. – Idź i powiedz Jane, co ma spakować – powiedział. – Nie będziesz potrzebowała dużo rzeczy. Wybuchła śmiechem, ale znowu była bliska płaczu. – Dałam jej wolny dzień. – Jeśli się postarasz, dasz radę spakować się sama. – Stawiasz przede mną wielkie wyzwania. Wiem, gdzie ona jest, mogę po nią posłać. Dziękuję ci, Perry. – Zawiodłem cię na całej linii, ale teraz wszystko naprawię. – Nie zdołasz – odparła słabym głosem. – Nawet jeśli Sellerby najął Vance’a, nie ma żadnego dowodu, a Sellerby nigdy się nie przyzna. Vance jest bardzo daleko stąd. Gdybyś jakimś cudem odszukał go i ściągnął tutaj, gdyby w ogóle wyznał prawdę, niewiele mi to da. Świat dowie się, że pojedynek odbył się przeze mnie, przez głupie, flirciarskie gierki lady May, a wielu uwierzy, że byłam kochanką Sellerby’ego. – Czasami łatwiej, gdy człowiek jest głupi i niczym się nie przejmuje. Masz rację, ta historia będzie się ciągnąć za tobą. Ale możesz sprawić, że przyblednie, jeśli po prostu będziesz sobą, zwłaszcza jeśli nikt inny nie będzie dolewał oliwy do ognia. Z Millicent i Eloisą poradzimy sobie bez trudu, chociaż Pranks obawia się sprzeciwić żonie. Już niedługo Sellerby przestanie cię niepokoić. Złapała go mocno za ramię. – Tylko żadnych pojedynków. Musisz mi to obiecać, Perry, żadnych pojedynków! – Byłoby to najprostsze rozwiązanie, ale wątpię, by dał się sprowokować, zatem obiecuję. – I dopilnuj, aby Dracy nie poszedł w tym kierunku. – Dopilnuję. Nie zamierzasz z nim rozmawiać przed wyjazdem? – Tak będzie lepiej. Ja… nie wiem, czy go kocham, Perry, ale zerwanie z nim wszelkich więzi byłoby dla mnie zbyt ciężkim przeżyciem. Jednak muszę to zrobić. – Przygnębiona zakręciła globusem, myśląc o wszystkich miejscach, jakie odwiedził Dracy, i kobietach, którym dał i jeszcze da rozkosz. – Jesteśmy
jak stworzenia z zupełnie innych światów, jak dzień i noc. – Może i tak – odpowiedział – ale postaraj się odzyskać równowagę, przemyśl sobie wszystko, to na pewno nie zaszkodzi. To dobry człowiek. – Dlatego muszę dać mu wolność. Podziękuję mu za wszystko, co uczynił dla mnie, co jeszcze uczyni, ale powiem, że nie mogę się z nim więcej widzieć. – Jesteś tego pewna? Skinęła głową i poszła do swojego pokoju. Wysłała do tawerny Trzy Kufle w Clerkenwell wiadomość, wzywającą Jane do powrotu, ale zaraz też kazała sobie przynieść mniejszy kufer i sama zaczęła pakować rzeczy przed wyjazdem.
Rozdział 30 Dracy do powrotu Perriama chodził niecierpliwie po salonie. Wydawało mu się, że minęła co najmniej godzina, chociaż zegar wskazywał, że tylko dziesięć minut. – Ona nie chce z panem widzieć. – Perriam nie przebierał w słowach. – Taki jest los tego, kto przynosi złe wieści. – Możliwe, ale chce przede wszystkim ochronić pana przed swoim niszczycielskim wpływem. – Bzdura! Dracy zrobił krok, ale Perriam uniósł rękę. – Wszystko jedno. Postąpi pan zgodnie z jej życzeniem. Dracy mógłby obezwładnić niższego od siebie mężczyznę. – Kusi mnie – powiedział – aby sprawdzić, jaki jesteś mocny. – Z pewnością byłoby to zabawne – odparł – ale jednocześnie przykre, gdyby krew polamiła dywan. – Do diabła, połamanie ci kości nie sprawi, że zyskam w jej oczach. Ale muszę jej pilnować. – Wbrew jej woli? Chce wyjechać z Londynu do Brookhaven, do domu Torrismonde’ów. Lady Torrismonde to jej najbliższa przyjaciółka, a jej mąż to dobry człowiek, na którym można polegać. Dracy nie chciałby odstępować Georgii na krok, ale pobyt z dala od światka towarzyskiego i Sellerby’ego na pewno wyjdzie jej na dobre. – Będzie pod dobrą strażą – powiedział. – Jeśli mam rację, to Sellerby oszalał na jej punkcie. – Będzie pod bardzo dobrą strażą. Ale możemy pomieszać mu szyki, dając do zrozumienia, że podejrzewamy go o udział w sfałszowaniu listu. Ma jeszcze dość rozumu, żeby zachować ostrożność, gdy ciąży na nim podejrzenie. Dracy znowu przechadzał się po salonie. – Lepiej nie. Chciałbym go zobaczyć na szubienicy. – Ja również, bo Dickon Maybury był dobrym człowiekiem. Aby skazać arystokratę, trzeba mieć jednak bardzo mocne dowody, a my mamy tylko supozycje. Nie widzę nadziei na zebranie kolejnych, jeśli nie odnajdziemy Vance’a i nie zmusimy go, by się przyznał. Usłyszawszy te słowa, Dracy się skrzywił. – Ujdzie mu to na sucho? Prócz jawnej niesprawiedliwości, czy Georgia kiedykolwiek będzie bezpieczna? – Nie wywinie się – powiedział Perriam lodowatym tonem. – A Georgia będzie bezpieczna. – Pojedynek? – spytał Dracy, patrząc uważnie na Perriama. – Ona… – Zakazała wszelkich pojedynków. Jeśli to będzie konieczne, zabiję go z zimną krwią, ale tylko wtedy, gdy będę miał pewność, że jest tym potworem, za jakiego go uważamy. Dracy doznał lekkiego szoku. Już nie myślał, że sędzia Peregrine Perriam jest głupawym fircykiem. W życiu spotkał niewielu ludzi, którzy mogli wygłosić taką deklarację z pełnym przekonaniem, bez wywoływania cienia wątpliwości. Dracy też mu uwierzył. Perriam poruszył ustami, jakby czytał w jego myślach. – Chcesz zostać w mieście i pomóc w zdobyciu dowodów? – Oczywiście – powiedział. Chociaż myślami był piętro wyżej, z Georgią. Pragnął być jak najbliżej. – Zatem najlepiej będzie, jak przeprowadzisz się do mojej kwatery. Wyjaśnię rodzicom wasz wyjazd z domu. – Powiesz im wszystko?
Roześmiał się. – Ależ skąd! Ojciec jest narwany, a matka przeradza się w Gorgonę, gdy rodzina jest w niebezpieczeństwie. Powiem, że Georgia chce zaznać trochę spokoju na wsi, a ty nie chcesz się dłużej narzucać. Czas ruszać – rzucił ponaglająco. – Każę spakować twoje rzeczy i… – Nie, do diabła! – wybuchnął Dracy. – To szaleństwo. Ona nie może jechać sama, bez jednego z nas. Tylko my zdajemy sobie sprawę z zagrożenia. – Możemy ostrzec eskortę… – A jeśli hrabia Sellerby zatrzyma ich i opowie jakąś bajeczkę, zaprzeczą mu w twarz? Perriam zrozumiał, że odpowiedź jest oczywista. – Niech to piekło pochłonie! Pojadę. – Jaki w tym sens? Ty znasz miejskie układy, więc o wiele szybciej ode mnie wytropisz źródło fałszerstwa. Należy uszanować życzenia Georgii, ale trzeba też kierować się rozsądkiem. Powiedz jej, że będę ją eskortował. Nie będę się narzucał, nawet się nie odezwę, jeśli sobie tego nie życzy, ale będę jej bronił. Nalegam. A jeśli Sellerby da mi powód, żebym go zabił, uczynię to również bez wahania. Zaklinam się na mój honor. Perriam zastanowił się, po czym skinął głową i wyszedł. * – Nie, Perry! Nie zgadzam się! Georgia odwróciła się, głucha na wszelką perswazję. Nie chciała narażać Dracy’ego na niebezpieczeństwo. – Czy mam wyjść, milady? Usłyszawszy głos Jane, spojrzała za siebie i zobaczyła stojącą w drzwiach służącą. Wciąż w pelerynie i kapeluszu. – Nie, Jane. Wybacz, że przywołałam cię tutaj, ale zdecydowałam się na wyjazd do Brookhaven. Już zaczęłam się pakować. – Machnęła ręką, wskazując otwarty kufer, w połowie wypełniony ubraniami i innymi rzeczami. Jane otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Nic dziwnego. Pakowanie wcale nie było tak proste, jak się wydawało. – Dobrze, milady. Proszę zostawić to mnie. Na jak długo wyjeżdżamy? – Nie wiem, ale chcę niedługo wyruszyć, więc nie pakuj dużo rzeczy. Potem mogę posłać po resztę. – Georgia przeniosła wzrok na brata. – Adieu, Perry. Nie ruszył się. – Musi być z tobą ktoś, kto zna sytuację, a ja jestem potrzebny tutaj. To nie może być wyłącznie twoja decyzja, Georgio. Dracy nie będzie ci się narzucał. Na te słowa zakryła dłonią usta i odwróciła się, tłumiąc łzy. Bezskutecznie. – Milady? – odezwała się Jane, wstając z klęczek przy kufrze. – To nie twoja rzecz – uciął Perry. Nigdy nie odzywał się tak ostrym tonem do Jane. – Georgio, zrobisz, co ci każę. Nigdy nie wydawał jej tak kategorycznych rozkazów. – Idź do wszystkich diabłów! Sam nie wiesz, o co mnie prosisz. – Obawiam się o twoje bezpieczeństwo. Dracy pojedzie z tobą. – Więc dobrze, pojedzie konno jako moja eskorta. – Nie jest wprawnym jeźdźcem, a będziecie jechać dość szybko.
– To niech siedzi na koźle! – Boisz się być z nim sama? – spytał. Jego pytanie było dla niej zapowiedzią nowych kłopotów. – Nie – odparła szybko. – Wcale się go nie boję. – Boję się tylko mojej słabości. – No dobrze, niech jedzie. Niech odbędzie podróż w karecie ze mną. Wszystko będzie, jak mówisz. Na pewno wiesz lepiej. Zrobił krok w jej stronę, jakby chciał ją pocieszyć, ale zatrzymał się. Bardzo rozsądnie. Była gotowa rzucić się na niego z pazurami. Albo potraktować jeszcze gorzej. W tej sytuacji odwrócił się i wyszedł. – Co się dzieje, milady? – spytała cicho Jane. Georgia również odwróciła się od niej. – Jadę do Brookhaven, a lord Dracy będzie mi towarzyszył. Dokończ pakowanie, bo lada chwila podjedzie kareta. Rzeczywiście, po dziesięciu minutach zjawił się lokaj i oznajmił, że kareta jej ojca jest gotowa do drogi. Zabrał nieduży kufer i zniósł go na dół, Georgia i Jane podążyły jego śladem. W ostatniej chwili zorientowała się, że ma na sobie tę mało wykwintną suknię, ale nie chciała przebierać się i opóźniać wyjazdu. Dracy czekał w holu zaniepokojony. Czuła się pod presją. Pragnęła rzucić mu się w ramiona, ale minęła go bez słowa. Nie zasługiwała na niego, chciała go chronić, ale była również zła, że została zmuszona do wyrażenia zgody na jego eskortę. Na widok ekwipażu wybuchła śmiechem. Sześć koni na postronkach, dookoła czterech uzbrojonych jezdnych. Ludzie pomyślą sobie, że oto jedzie ktoś z rodziny królewskiej. Usiadła na miękkiej kanapie wewnątrz karety, naprzeciwko zajęła miejsce zdumiona Jane, a obok niej Dracy. Kareta potoczyła się Piccadilly w kierunku krańca miasta. Jechali w milczeniu, Georgia wyglądała przez okno, by nie patrzeć na Dracy’ego. Kiedy przelotnie zerknęła w jego kierunku, robił dokładnie to samo co ona. Jane udawała, że przysnęła. Georgia wiedziała, że to tylko pozory, bo służąca zawsze spała z otwartymi ustami. Nie zatrzymywali się, aby wymienić konie. Przy odpowiednim powożeniu ta świetna szóstka mogła wytrzymać trzydzieści mil, poza tym nie było czasu, aby wysłać naprzód zmianę, jak to zwykle czyniła jej rodzina podczas podróży. Miała szczęście, że mogła żyć w luksusie, wszystko było tak zorganizowane, aby zapewnić jej komfort i wygodę. I co zrobiła? Jeden mężczyzna nie żyje, drugi popadł w obłęd, a trzeci jest jej zbyt oddany, na własną zgubę. Zobaczyła drogowskaz i zorientowała się, że są już blisko miejsca, gdzie droga skręca do Hammersmith. Może jednak powinna pojechać do Thretford, wyznać swe grzechy przed Winnie i Eloisą, po czym przecierpieć ich potępienie jako karę. Nie! Nie była dość święta, aby pójść na takie rozwiązanie. Potrzebowała schronienia, a nie konfesjonału, poza tym pragnęła być blisko Lizzie. Gdy tylko podjęła decyzję o opuszczeniu Londynu, wysłała wiadomość do Brookhaven, aby gospodarze nie byli zaskoczeni jej widokiem. Nie podała szczegółów, ale była pewna, że ton krótkiego listu zdradzał jej podenerwowanie i naglącą potrzebę przyjazdu. Zbliżający się zmierzch otulał złocistą poświatą porośnięty bluszczem dom. Po chwili kareta zwolniła, a Georgia zobaczyła, jak Lizzie z mężem wychodzą im na spotkanie. Wygramoliła się z powozu prosto w ramiona przyjaciół. – Georgio! Wiesz, że zawsze jesteś tu mile widziana, ale… czy coś jest nie tak? – Wszystko jest nie tak. Ale nie możemy tu rozmawiać. – Chodź do środka. Chodź, kochana. Na pewno nie jest aż tak źle.
Rozdział 31 Dracy patrzył, jak dwie przyjaciółki wchodzą do domu, szykując się do przedstawienia sytuacji lordowi Torrismonde’owi, który zachowywał kamienną twarz. Poznawszy go dość pobieżnie, Dracy mógłby powiedzieć, że wicehrabia jest łatwy w obejściu i życzliwy. Niemniej jednak Torrismonde oceniał, jakie zagrożenie zaczęło zagrażać jego rodzinie. Wyraźnie gotów był wypatroszyć ewentualnego napastnika. – Jak się domyślacie – powiedział Dracy – lady Maybury ma kłopoty, a nawet grozi jej niebezpieczeństwo. Czy mam rozkazać, aby kilku ludzi Perriama zostało tutaj na straży? – Niebezpieczeństwo? Pan mówi poważnie? – Bardzo poważnie. Najprawdopodobniej porwanie. – Wobec tego lepiej niech zostaną. Mam niewielką liczbę stałej służby. – Widać było, że chciałby, aby wszystko szybko wróciło no normy. Dracy poszedł pomówić z eskortą. Wybrał dwóch ludzi, którzy mieli zostać. Na razie odesłał ich do stajni. Po oporządzeniu koni pozostali mieli wrócić do Londynu, tak jak i kareta. Dracy wrócił do Torrismonde’a. – Pan też zostaje? – spytał wicehrabia. – Oczywiście serdecznie zapraszam – powiedział nieszczerze. – Jeszcze nie wiem – stwierdził szczerze Dracy. – Lepiej opowiem, co się dzieje, a wtedy podejmiemy decyzję. Torrismonde zrobił niezadowoloną minę, ale zaprosił gościa do domu, zaproponował mu wino, herbatę, kawę, cokolwiek sobie zażyczy. – Poproszę kawę – powiedział Dracy, siadając w małej bibliotece. – Mocną i czarną. Mimo napiętej sytuacji z przyjemnością rozejrzał się po przytulnym pokoju pełnym książek, które sprawiały wrażenie czytanych z prawdziwą rozkoszą. Ponieważ Ceddie interesował się wyłącznie życiem w mieście, pozostawił dwór Dracy Manor nietknięty, tyle że ograbił go ze wszystkiego, co miało jakąkolwiek wartość. Dawno temu panowała tam podobna, komfortowa atmosfera. Może udałoby się to odtworzyć niedużym kosztem… Jednak takie myśli prowadziły go na manowce. Gdy służący wyszedł, aby przynieść kawę, Dracy przeszedł do rzeczy. – Powiem wprost. Perriam i ja jesteśmy przekonani, że lord Sellerby jest zepsutym do szpiku kości łajdakiem, który gotów jest uczynić wszystko, aby posiąść lady Maybury. – Sellerby? – Torrismonde znieruchomiał. – Fakt, że jest opętany miłością do niej, ale nie on jeden. Zresztą zachowuje się tak nie tylko wobec Georgii – machnął bagatelizująco ręką – chociaż nieustannie obstępują ją adoratorzy, ale w ogóle, gdy w grę wchodzą sprawy sercowe. Kwieciste deklaracje, groźby samobójcze, niedorzeczne ekstrawagancje, jakby życie rozgrywało się na teatralnej scenie. Dracy’ego rozbawiła taka ocena. Nie miał wątpliwości, że flegmatyczny wicehrabia tak samo namiętnie adorował żonę. – Lady Maybury przyjmowała atencje Sellerby’ego jako teatralne gesty, a nie prawdziwe uczucie – powiedział – wszak była szczęśliwą mężatką. Ale on zapałał głębokim uczuciem, choć nie widział drogi do zaspokojenia swoich pragnień… – Oczywiście, że nie – przerwał Torrismonde, patrząc na niego wilkiem. – Oczywiście – powtórzył Dracy. Z żalem skonstatował, że posiada umiejętności delikatnego załatwiania takich spraw. – Nie trzeba mnie przekonywać o cnocie Georgii Maybury. Mówiąc
„pragnienia”, miałem na myśli małżeństwo, które było poza jego zasięgiem. Urwał, gdyż właśnie wszedł lokaj z kawą i napełnił dwie filiżanki. Po jego wyjściu Dracy dostrzegł jeszcze jeden sposób podejścia do sprawy. – Czy pamięta pan tragiczny pojedynek z udziałem markiza Rothgara, który odbył się jakiś czas temu? Torrismonde popijał kawę. – Naturalnie. O tym wydarzeniu było głośno. Miało miejsce ze dwa lata temu. Markiz miał dużo szczęścia, że nie został pociągnięty do odpowiedzialności karnej. – Z tego, co słyszałem, Curry został opłacony przez przeciwników politycznych markiza, aby go zabić. – To tylko plotki – zaczął Torrismonde, ale po chwili przyznał mu rację. – Może jest w nich ziarno prawdy. On ma wrogów w Anglii i we Francji. – Tamto wydarzenie mogło również zasiać niepokój w umyśle Sellerby’ego. Trochę czasu zabrało mu znalezienie odpowiedniego człowieka i złożenie propozycji, ale według mnie Sellerby jest cierpliwy pomimo swego obłąkania, a Maybury miał być przeciwnikiem o wiele łatwiejszym do zabicia. Do tej pory Torrismonde słuchał go beznamiętnie, ale teraz odstawił filiżankę. – Sugeruje pan, że lord Sellerby najął sir Charnleya Vance’a, aby ten zabił lorda Maybury’ego i uczynił jego żonę wdową, a to wszystko po to, by potem sam mógł ją poślubić? Dracy z podziwem wysłuchał tej zwięzłej i jakże trafnej analizy. – Właśnie tak. – A ma pan dowody? – Nie, ale… – powiedział, zanim Torrismonde zdążył zaprotestować – jesteśmy na najlepszej drodze, aby udowodnić, że Sellerby kazał sfabrykować list, ten, który wypłynął na balu w Thretford, po czym przekazał go osobie potencjalnie najbardziej chętnej do zrobienia z niego użytku. – Ale od tego do morderstwa droga jeszcze bardzo daleka, mój panie. – Wiem, ale proszę wziąć pod uwagę brak motywu u Vance’a. Nikt nie uwierzy, że chciał zdobyć Georgię, ani też że istniał między nimi jakikolwiek związek. – Zgadza się. – Pozostaje tylko morderstwo z chęci zysku. Czytałem raport ze śledztwa i dla mnie jest jasne, że on walczył, tak aby zabić. To nie był przypadek. Torrismonde zacisnął usta, ale nie zaprzeczył. – Więc jeśli został opłacony – podjął Dracy – to przez kogo? Nikt nie podejrzewa dziedzica majątku i tytułu Maybury, a mąż Georgii nie miał wrogów, ani politycznych, ani osobistych. Kto więc mógł zyskać na jego śmierci? Torrismonde’owi nie podobały się ta historia oraz wynikające z niej wnioski. – Może jest pan na dobrym tropie, Dracy, ale nie ma pan dowodów. Żadnych. – Tak, szukamy ich. Może Vance zwierzył się komuś, chociaż najbardziej prawdopodobnym powiernikiem jest jego sekundant, wojskowy przebywający obecnie w Indiach. Rozesłano już listy gończe, ale może minąć pół roku, zanim uzyskamy jakąkolwiek odpowiedź. Wtedy byłaby szansa na odnalezienie Vance’a. – Po pół roku? Przecież rodzina Georgii poczyniła w tym kierunku duże wysiłki. – Tak. Wygląda na to, że udało mu się zniknąć… – Dracy odstawił kawę i wstał. – Przepraszam, czy mógłbym skorzystać z przyborów do pisania? Muszę wysłać wiadomość, i to wysłać ją razem z karetą. Torrismonde zdziwił się, ale zaprowadził Dracy’ego do biurka i wskazał mu, gdzie co leży. – Czy dowiem się, co pan odkrył? – spytał sucho. Dracy się uśmiechnął. – Wiem, wystawiam pana cierpliwość na próbę. Proszę o wybaczenie. Muszę napisać do Perriama, bo
przypuszczam, że niebezpieczeństwo jest jeszcze większe, niż myślałem. Vance nie został odnaleziony, chociaż, jak pan sam mówił, rodzina Perriamów wyznaczyła nagrodę i wysyłała do wszystkich brytyjskich ambasad oraz konsulatów odpowiednie zawiadomienia z opisami, a nawet portretami pamięciowymi. A jeśli on nie żyje? – To całkiem możliwe, jeśli udał się na wędrówkę po nieznanych obcych krajach. – Chodzi mi o to, że mógł wcale nie opuścić Anglii. A jeśli Sellerby wyeliminował jedyną osobę, która mogła go obciążyć winą, a jednocześnie wyeliminował konieczność płacenia dużych sum pieniędzy, których mógł zażądać Vance? – Na miłość boską, człowieku, mówi pan o skrajnej perfidii! W dodatku bez cienia dowodów. – Gdyby udało się nam potwierdzić śmierć Vance’a, mielibyśmy już dowód, prawda? Zwłaszcza śmierć, która nastąpiła kilka dni, a nawet godzin po pojedynku. Torrismonde zrobił teatralną minę wyrażającą skrajną irytację. – A jak pan zamierza tego dokonać rok po zdarzeniu? Jeśli został zabity, musi być ciało, a je trzeba zidentyfikować. Pytam więc, gdzie jest ciało Vance’a? – W zbiorowej mogile – odpowiedział Dracy, zanurzając pióro w inkauście. – Proszę o chwilę cierpliwości, za chwilę wyjaśnię resztę. Dobierał słowa w taki sposób, aby nie wynikało z nich zbyt wiele, gdyby list dostał się w niepowołane ręce. Drogi przyjacielu Dojechaliśmy szczęśliwie, po drodze nic się nie wydarzyło, wszystko jest w najlepszym porządku. Lord Torrismonde łaskawie udzielił mi gościny, więc zostanę tu przez pewien czas. Jeśli mogę nieśmiało prosić, mam dla Ciebie małe zlecenie. Niepokoję się w związku z panem C. i zastanawiam, czy nie przydarzyła mu się jakaś niemiła przygoda, zanim wyruszył za granicę. Minęło dużo czasu, ale powiedziano mi, że miał pewną cechę, co na pewno zostało zapamiętane przez osoby zajmujące się pochówkiem ciała zmarłego, nawet gdyby same zwłoki nie nadawały się do identyfikacji. Ponoć był niezwykle szczodrze obdarzony przez naturę. Może udałoby się czegoś dowiedzieć w tej kwestii? Wtedy będę spokojniejszy. Proszę, uważaj również na swoje zdrowie, bo mamy niespokojne czasy, a także zwróć uwagę na to, co spożywasz. Rozmawialiśmy o niebezpieczeństwach czających się w londyńskiej wodzie. Z wyrazami wdzięczności, Dracy Złożył i zapieczętował list z nadzieją, że jego zakończenie było dostatecznie mocnym ostrzeżeniem przed trucizną. – Czy byłby pan tak uprzejmy i zawiadomił stangreta, że ma zabrać wiadomość? Potem podzielę się z panem podejrzeniami. Torrismonde otworzył drzwi i wydał polecenia. – Nie podoba mi się to, Dracy. – Mnie również. Bardzo lubię spokojne życie. – Czego nie można powiedzieć o bracie Georgii. Nazwałbym go szerszeniem, gdybym nie przypuszczał, że niektóre jego działania są o wiele poważniejsze. To potwierdzało podejrzenia Dracy’ego. Świadczyło również o tym, że Torrismonde jest niezwykle bystry. – Pytał pan, gdzie jest ciało Vance’a? Dlaczego nie zostało zidentyfikowane przed pochówkiem? Jeśli
zwłoki odnaleziono dopiero po dniach, a nawet tygodniach, zmarły mógł już nie nadawać się do identyfikacji, zwłaszcza jeśli ciało znajdowało się w rzece. Torrismonde się skrzywił. – Fakt, nikt też nie wypytywałby o niego, jak to ma miejsce w przypadku osób zaginionych. Ale minął rok, a po każdych niezidentyfikowanych zwłokach zostały tylko kości. Nigdy pan nie udowodni swojej racji. – Nie chodzi mi o odnalezienie szczątków, chcę się dowiedzieć, co robiono z ciałem. Na pewno zostało zbadane pod kątem nagłej śmierci, próbowano też ustalić tożsamość zmarłego. Potem pochowano je, jak rozumiem, w zbiorowym grobie. Na pewno ktoś go zapamiętał. On był, proszę wybaczyć wyrażenie, obdarzony jak koń. Jeśli ryby nie zdążyły go oskubać, ktoś musiał to zauważyć, rozpowiadać, a nawet pokazać trupa kolegom. Może wzmianka na ten temat jest w raporcie ze śledztwa. – Ta sprawa robi się coraz bardziej obrzydliwa. Proszę nie wspominać na ten temat w obecności mojej żony. – Oczywiście – powiedział Dracy. Miał zamiar wyjawić swe podejrzenia Georgii. Miała prawo wiedzieć, a potem równie dobrze mogła podzielić się tą wiedzą z przyjaciółką. – Ta nowa koncepcja to oczywiście spekulacje, ale brzmi dość prawdopodobnie. Jest jeszcze jeden aspekt. Jeśli Vance żyje, dlaczego się nie zgłosił? Podczas śledztwa wynikło kilka pytań, ale nie było niczego, co mogłoby doprowadzić do oskarżenia go o morderstwo. – Tylko w jaki sposób Sellerby miałby zabić Vance’a? Jeden to zniewieściały słabeusz, drugi to brutal, mocny w pięściach i wprawny szermierz. Dracy już to sobie przemyślał. – Trucizna. Według Perriama Sellerby nie znosi krwi, na jej widok mdleje, więc nie mógł użyć ostrej broni ani pistoletu. Ale trucizna pasuje, to przebiegły, zimny drań. Dlatego trzeba zachować ostrożność i dokładnie sprawdzać wszelką żywność oraz napoje dostarczane do Brookhaven. – Na Boga! Czy to szaleństwo się kiedyś skończy? Moja rodzina też jest w niebezpieczeństwie? – Wydaje mi się, że nie ma dużego ryzyka – zapewnił go Dracy. – Sellerby jest w Londynie i nie będzie chciał skorzystać z pomocy drugiej osoby, która tym samym stałaby się świadkiem. Ale wszelkie nieoczekiwane podarunki w postaci potraw czy napojów należy traktować ze szczególną ostrożnością. Torrismonde z rękami splecionymi za plecami zaczął chodzić po pokoju. – Okropna historia. A co do tej ostatniej koncepcji, bardzo wątpię w jej wiarygodność. Sellerby mógłby podać truciznę, ale wtedy w jaki sposób bez świadków dostarczyłby duże zwłoki nad rzekę? – Sceptycyzm jest bardzo cenny. Dziękuję. No dobrze, wyobraźmy sobie, że wezwał Vance’a na spotkanie, aby mu zapłacić. Jako miejsce wybrał tawernę z widokiem na rzekę. Jest ich dość dużo. Vance przychodzi, a Sellerby proponuje toast, lecz sam jedynie udaje, że pije, a potem obserwuje, jak Vance umiera. Usuwa wszelkie ślady mogące posłużyć identyfikacji trupa, łącznie z butami, na których zapewne jest sygnatura szewca, a także surdutem, znamionującym dżentelmena. Jakoś przyciąga zwłoki do okna, w kieszenie wkłada obciążniki w postaci kamieni lub ołowiane ciężarki, po czym wyrzuca ciało przez okno. Zapewne odczekał, aż się ściemni. – W jednym pokoju ze swoją ofiarą? – zaprotestował Torrismonde. – Wątpię, by był wybitnie wrażliwy mimo wykwintnego sposobu bycia. Musiał zaczekać na przypływ bez względu na godzinę. Muszę dopisać to w liście. Usiadł, złamał pieczęć i uzupełnił wiadomość. – To niesamowita historia – stwierdził Torrismonde. – Ale powtórzę kolejny raz: nie ma pan najmniejszego dowodu. – Ale teraz jest szansa na jego uzyskanie. Możemy znaleźć potwierdzenie, że Vance zmarł, nawet
poznać miejsce jego śmierci, gdyby ktoś nadal pamiętał Sellerby’ego i Vance’a. – To może być za mało, by hrabia zawisnął na stryczku. – Na to przyjdzie czas. Musimy pamiętać, że Sellerby jest bardzo niebezpiecznym człowiekiem. Jeśli mam rację, dokonał zbrodni własnymi rękami mimo awersji do krwi. Zastanawia mnie też jego służący. Może zdesperowany Sellerby jest jednak w stanie walnąć człowieka w głowę twardym narzędziem. – Dracy mocno odcisnął pieczęć. – Nie wolno go dopuścić w pobliże Georgii pod jakimkolwiek pretekstem. Obawiam się, że może się znajdować na granicy między uwielbieniem a nienawiścią. – To teatralny dramat! I do tego pod moim dachem. Nie winię pana, ale ta sytuacja napawa mnie odrazą. – Mnie również – odparł Dracy. – Zapewniam pana, że uczynię wszystko, aby ochronić pana rodzinę, tak samo jak Georgię Maybury. Ze wszystkich sił. – Co jest między wami? – spytał Torrismonde. – Sam chciałbym wiedzieć. Jesteśmy blisko, ale też jesteśmy niedobrani. A do tego ta sprawa. Nie mówiłem jeszcze, że trudno jej było przyjąć nową wersję wydarzeń. Wini za wszystko siebie, mogę mieć tylko nadzieję, że pańska żona pomoże jej odzyskać równowagę. Georgia nie chciała, abym ją tu eskortował, częściowo dlatego, że uważa się za zagrożenie dla mężczyzn, którzy ją kochają. – A pan ją kocha? – Torrismonde nie był człowiekiem, który zadaje tak intymne pytanie bez powodu. – Tak, ale w związku z tym nie będę się zachowywał jak Sellerby. Torrismonde pokiwał głową. – Już w Thretford pomyślałem, że coś was łączy, podobnie moja żona. Życzę, żeby wam się udało. – Dziękuję – powiedział zaskoczony Dracy. – Ale jestem stworzony do życia na wsi. – Ja też, ale wypada również spędzić trochę czasu w Londynie, zwłaszcza gdy ma się obowiązki wobec parlamentu. – Życie w mieście jest kosztowne, zwłaszcza gdyby miała być ze mną Georgia. Dla siebie mógłbym nająć zwyczajny pokój, ale jej by to nie wystarczyło. – Zamieszkajcie w Hernescroft House. To wielki dom, tym samym unikniecie większości wydatków. Dracy nie był pewien, co na to powiedziałaby Georgia, ale pomysł wcale nie był zły. – A jej upodobanie do drogich sukien? Torrismonde się skrzywił. – Tak, jest to pewien kłopot, ale Georgia uwielbia nietypowe fasony. Mogłaby podjąć wyzwanie, aby stworzyć niespotykane kreacje niewielkim kosztem. – Mogłaby – przyznał Dracy z powątpiewaniem. – Jest młoda, na pewno się zmieni. To może być dla niej naturalny moment, aby porzucić ekstrawagancję. – Niektórym nigdy się to nie udaje, nawet nie dorośleją. Ale dziękuję za słowa nadziei. Teraz przede wszystkim musimy zapewnić jej bezpieczeństwo. * Georgia siedziała na sofie w buduarze Lizzie, w objęciach przyjaciółki. Znowu się wypłakała. Była zmęczona. Teraz poczuła się lepiej, lecz świadomość winy i beznadziei nie minęła. – Nie możesz się obwiniać – mówiła do niej Lizzie. – Równie dobrze mogłabyś mieć pretensje do nieba, że rzuca błyskawice. Jeśli Sellerby wymyślił ten plan, to znaczy, że jest złym człowiekiem. Nie stał się taki przez ciebie. Miłe słowa, lecz nie przekonały Georgii.
– Gdyby nie ja, Sellerby przenigdy nie podjąłby takich kroków. – Musisz odpocząć i odzyskać równowagę. Zalecam ci wiejskie powietrze i jedzenie, a także długie spacery oraz zabawy z dziećmi. – Chciałabym, ale Dracy przyjechał tu ze mną. Obawiam się, że będzie chciał zostać. – Jest tu mile widziany. – Ale usiłuję go zniechęcić i odepchnąć. Nie mogę dopuszczać do siebie mężczyzn! Nie tych, którzy są mi drodzy. Lizzie sprawiła, że obie usiadły prosto, i spojrzała przyjaciółce prosto w oczy. – Tylko nie rób scen, wiesz, jak Torrismonde tego nie lubi. Wspomniałam o błyskawicach. Czy unikałabyś spacerów po polu, bo kiedyś kogoś trafił tam piorun? – Nie, ale unikałabym spacerów podczas burzy! Lizzie się zaśmiała. – Jak zawsze praktyczna. Przecież nie będziesz żyła podczas nieustającej burzy. Pomyśl tylko. Kto jeszcze spośród twoich adoratorów stracił rozum? Shaldon pozostał przy zdrowych zmysłach, tak samo Beaufort i Porterhouse. Wiem, że teraz w to nie wierzysz, ale kiedyś zmienisz zdanie. Nie jesteś odpowiedzialna za nikczemność Sellerby’ego. Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju. Zjedz lekką kolację i połóż się wcześniej. Wyglądasz na wyczerpaną. Georgia przypomniała sobie wydarzenia ostatniej nocy, zdawało się jej, że to było tak dawno. Nic dziwnego, że wyglądała na wyczerpaną. Dracy znowu będzie pod tym samym dachem… Nie kusiło jej, aby dziś znowu oddać się grzesznym przyjemnościom. Jednak mogło ją kusić coś innego – jego delikatność i siła… – Widzę, że już zasypiasz – powiedziała Lizzie, pomagając jej wstać. – Chodź. Jane zajmie się tobą. Zobaczysz, jutro będzie lepiej.
Rozdział 32 Lizzie nie miała racji. Georgia nie mogła spać, w jej głowie kłębiły się różne przerażające myśli. Rano była niemrawa i nadal pogrążona w beznadziei. Wszyscy mówili jej, że śmierć Dickona nie wynikła z jej winy, ale ona znała prawdę. Gdyby była trzeźwo myślącą, spokojną żoną, jej mąż byłby pośród żywych. Umyła się i ubrała, nie zwracając uwagi na detale. Z niechęcią myślała o śniadaniu. Wraz z posiłkiem Jane przyniosła jej list od matki, wyrażający dezaprobatę oraz zawierający surowe wytyczne, aby Georgia zachowywała się z godnością i unikała niebezpieczeństw. – Tak, mamo – mruknęła Georgia, składając kartkę. Zastanowiła się, czy w tych ostatnich słowach dobrze wyczuwa troskę. Do czego doszło, skoro teraz tęskni za odrobiną pociechy od własnej matki? Był też list od Perry’ego, z którego jednak niewiele się dowiedziała. Najdroższa moja siostro Wiem, że dojechałaś na miejsce szczęśliwie, i zachęcam, abyś wykorzystała swój pobyt w Brookhaven jak najlepiej. Co do mnie, działam na wielu frontach i mam jeszcze przed sobą wiele zadań. O jedno z nich musisz spytać Dracy’ego, a także o autora listu, gdyż w tej sprawie napisałem do niego. Bądź dla niego miła, siostro. On nie wyrządzi ci krzywdy ani ty jemu. Twój zmęczony, ale oddany Ci brat, Perry A więc musiał odnaleźć fałszerza. Sądziła, że to dobra wiadomość, która wszelako prowadziła na ścieżkę ku przerażającej przyszłości. Chciała, aby zabójca Dickona został powieszony w Tyburn za popełnioną zbrodnię, lecz to, a w zasadzie przyczyna egzekucji, napiętnowałoby ją w sposób o wiele bardziej bolesny niż wszystko, czego doświadczyła dotychczas. Pięć lat temu hrabia Ferres został osądzony i powieszony za zabójstwo swojego zarządcy. Arystokrata – publicznie stracony. To nie będzie zapomniane, tak samo jak egzekucja hrabiego Sellerby’ego za zlecenie zamordowania hrabiego Maybury z miłości do jego żony. Bez wątpienia, nikczemnej żony. Wielu przyjmie oczywistą wersję, że była kochanką Sellerby’ego! Świeciło słońce, był cudowny czerwcowy dzień, lecz czy ona kiedykolwiek będzie mogła pozbyć się trosk i odzyskać radość życia? Przyszła Jane i z niezadowoleniem spojrzała na ledwie tknięte śniadanie. – Musi pani coś zjeść, milady. Głodzenie się do niczego dobrego nie doprowadzi. – Wcale się nie głodzę – zaprotestowała, ale sama zobaczyła, że zjadła tylko kęs chleba z masłem i wypiła łyk czekolady. Opróżniła więc filiżankę i napełniła ją ponownie, ugryzła też kawałek chleba. Omdlenie z głodu byłoby zbyt teatralne, a Torrismonde nie cierpiał takich scen. – Jest jeszcze jeden list, milady – powiedziała Jane. – Od lorda Dracy’ego. Służąca sprawiała wrażenie, jakby oczekiwała, że Georgia nie zechce go przeczytać, lecz ta postanowiła unikać ekstremalnych zachowań. Spojrzała na pieczęć, wcześniej jej nie widziała. Nigdy nie otrzymała od niego listu. Widniał na niej herb, zapewne rodziny Dracych. Dwa stworzenia podtrzymywały tarczę zwieńczoną czymś na kształt hełmu. Podobny do wielu innych.
Nie było się czym fascynować. Mimo to delikatnie złamała pieczęć, gdyż było na niej jego godło. Rozłożyła kartkę. Moja droga lady Maybury Jak formalnie, pomyślała. Zostałem zaproszony, aby pozostać w Brookhaven, więc pozwolę sobie na wytchnienie od miasta przynajmniej przez kilka dni. Często będę nieobecny w domu, gdyż lord Torrismonde łaskawie zgodził się, abym towarzyszył mu podczas obchodu jego majątku, a to po to, bym mógł nauczyć się zarządzać własnym. Tak, mówił jej, że dotrzyma słowa i nie będzie narzucał się ze swoją obecnością. Proszę o sposobność rozmowy na osobności o wynikłej ostatnio kwestii, o ile to możliwe jak najszybciej. Oczywiście może być obecna Pani służąca, jeśli ufa jej Pani w osobistych i delikatnych sprawach. Oddany i uniżony sługa, Dracy Oddany, owszem, ale czy uniżony? Nigdy. Miał jej coś do przekazania, a ona zdała sobie sprawę, czego potrzebuje. Chciała, aby powiedział jej o wiele więcej. – Jane, muszę się ubrać. Jakie mam tu suknie? – Nie miałam czasu, aby spakować ich zbyt wiele, milady. Jest lśniąca niebieska, żółta w liście i ta z adamaszku w kwiaty. Ta rzecz, którą nosiła pani wczoraj. Georgię kusiło, by przywdziać „tę rzecz”, ponieważ wydawała się odpowiednio skromna, jednak podjęła inną decyzję. – Żółta. I wypruj koronkę ze stanika sukni. Nie będę już udawać, że jestem głupią nastolatką. Niebawem Georgia przywdziała żółtą suknię, którą miała na sobie podczas wieczoru muzycznego u lady Gannet. Znów miała prosty fason z dużym dekoltem, ale Georgia włożyła też ozdobną płócienną chustę, więc suknia lepiej nadawała się do dziennego użytku. Włosy Georgia miała upięte pod małym prostym czepkiem. Chciała włożyć żałobną bransoletę, lecz to mogło być postrzegane jako teatralny rekwizyt, więc położyła ją przed miniaturą z wizerunkiem Dickona. Lepiej by było dla niego, gdyby ożenił się z inną kobietą. Nie można było tego zmienić, pozostało jedynie dopilnować, aby jego zabójca poniósł karę, bez względu na jej cierpienie. Chciała, aby Sellerby został osądzony przed Izbą Lordów i powieszony w Tyburn na oczach podnieconej gawiedzi. Postanowiła, że zrobi wszystko, aby do tego doprowadzić. Spotkała się z Dracym w saloniku śniadaniowym. Czuła się tam źle, brakowało jej przestrzeni, ciężko się jej oddychało. – Porozmawiajmy na zewnątrz – powiedziała. – Możemy pospacerować w ogrodzie. – Jak sobie życzysz. Wyszli na dwór. Powietrze pomogło, lecz mimo panującego tu ciepła Georgia zadrżała. – Chcę, żebyś mi opowiedział o pojedynku – odezwała się.
– Dlaczego? Szli żwirową ścieżką między grządkami pełnymi kwitnących kwiatów. Wyglądały przepięknie, ale dla niej równie dobrze mogły być szare. – Muszę to zrozumieć. Chcę sobie wszystko poukładać. – Lepiej, żebyś nie zaprzątała sobie tym głowy. Spojrzała na niego. – Jak mam tego dokonać? Opowiedz mi, Dracy. – Nie było mnie tam. – Ale wiesz, co się wydarzyło. Przemyślałeś to i zrozumiałeś. Westchnął. – Może. Jesteś pewna, że tego chcesz? – Tak. Zacznij od kłótni. – Pamiętaj, że to tylko moja interpretacja. Mężczyźni spędzili dzień na wyścigach powozami, popijając trunki. Wieczorem jedli i znowu pili. Vance rzucił szyderczą uwagę o umiejętnościach twojego męża w powożeniu. To wywołało sprzeczkę, która jednak rozrosła się, zapewne dlatego że w pewnym momencie Vance obraził ciebie. Może chodziło o zabawy konia i klaczy oraz umiejętność ich okiełznania, a także czerpania przyjemności. – Jak na tym satyrycznym rysunku. – Właśnie. Chyba nikt nie był na tyle trzeźwy, by zapamiętać szczegóły, ale myślę, że tak Vance zmierzał ku pojedynkowi. Niejaki Cavenham przypomniał sobie, że Vance zrobił aluzję, jakoby miał cię w swoim łóżku. Pewnie o tym rozpowiadał i mogło to też dotrzeć do uszu twego męża. – Nigdy by w to nie uwierzył. – Nie, ale czułby się dotknięty do żywego, poza tym wiedział, że niektórzy mężczyźni gotowi byli się pojedynkować z takiego powodu. Mogę się domyślać, że zagotował się ze złości i chlusnął winem w twarz Vance’a. Ten nie mógł wyzwać go do walki, bo jak sama rozumiesz, ich umiejętności szermiercze były nieporównywalne, musiał więc sprowokować do tego twojego męża. – Dickon zjawił się na balu u lady Walgrave – powiedziała Georgia – trochę podpity. Nalegał, abym wróciła z nim do domu… – Nie dokończyła, choć żałowała, że wtedy nie powiedział jej, co się dzieje. Nie dopuściłaby do eskalacji konfliktu. – Opowiedz mi o pojedynku. – Rozmawiałem z Shaldonem na maskaradzie. Miał nadzieję, że gdy rankiem wytrzeźwieją, wszystko rozejdzie się po kościach. Ale Vance tego nie chciał. Nalegał, aby pojedynek jednak się odbył, ale dał do zrozumienia, że to tylko formalność. Lekka walka na szpady, co najwyżej powierzchowne rany, a potem śniadanko w przyjaznej atmosferze. – Dotknął jej delikatnie i odwrócił ku sobie. – Według mnie to oznacza, że twój mąż nie obawiał się starcia. Z dokumentów sporządzonych podczas śledztwa wynika, że tak to się właśnie odbyło, do czasu aż Vance wykonał śmiertelne pchnięcie. Jeśli chcesz, uznaj, że Vance chciał mu oszczędzić wszelkiego cierpienia. – Może jeszcze powinnam mu za to podziękować? – Niewykluczone. Mogło się to odbyć o wiele brutalniej. – To w ogóle nie powinno się odbyć, zwłaszcza dla pieniędzy. Gdziekolwiek jest Vance, mam nadzieję, że cierpi katusze potępionych. – To całkiem prawdopodobne. Znieruchomiała. – Co ty mówisz? – Wczoraj tknęła mnie pewna myśl. Napisałem o tym do twojego brata, ale jeszcze nie dostałem odpowiedzi. Sądzę, że Sellerby zabił Vance’a.
– Co takiego? Nie, nie! Vance był brutalnym osiłkiem. To niemożliwe. – Chyba że użył trucizny. Georgia wysłuchała historii tak dziwnej, jakby wyszła spod pióra pana Walpole’a, autora Zamczyska w Otranto. Przyłożyła sobie dłoń do głowy. – Chyba majaczę w gorączce. – Raczej omotała cię diabelska sieć – odpowiedział spokojnie – ale zapewnimy ci bezpieczeństwo. Będę w pobliżu, a ty musisz zachować szczególną podejrzliwość, jeśli chodzi o nietypowe potrawy i napoje. – Podejrzliwość… Myślisz, że Sellerby chciałby mnie otruć? Dlaczego? Przecież chce się ze mną ożenić! – Mógł postradać rozum. Uważam, że to mało prawdopodobne, ale lepiej mieć tę świadomość. Jeśli dostaniesz w podarunku pudełko słodyczy albo nalewkę, nie próbuj ich. – Boże! Słyszałam, że całe rodziny zatruły się śmiertelnie trucizną na szczury, którą wsypano do mięsa zamiast soli. – Spokojnie. Torrismonde wie o tym, więc wszystkie dostawy trafią najpierw do niego lub do mnie. – Ta historia… naprawdę nadaje się do teatru. – Niestety, zło jest realne. Sellerby najpierw zapłacił za zabójstwo jednego człowieka, a potem otruł drugiego. Mógł również sam zabić swojego służącego. – Zabił Gasparda? – Wydaje się, że jego śmierć była dla Sellerby’ego bardzo korzystna. – Ale to wydarzenie naprawdę nim wstrząsnęło. Pamiętam. – Może wstrząsnęła nim konieczność dokonania aktu zbrodni. Albo utrata dobrego sługi. Sam mi to powiedział. Georgia przysiadła na drewnianej ławce. Była blisko omdlenia. – Jak mamy go zatrzymać, zanim skrzywdzi kogoś jeszcze? Pomyśl o naszych domniemanych zaręczynach. Przecież ty możesz być jego kolejnym celem. – Dlatego zostanę tutaj. Z tobą będę bezpieczny. Prowokował ją, ale tylko patrzyła nań nieruchomym wzrokiem, struchlała, przerażona. Po chwili wstała i ścisnęła go za ramię. – Ten atak na ciebie. To też jego robota! – Co? – Gdy wracałeś z lokalu U Mirabelle. Mówiłeś, że ten chłopiec z pochodnią zaprowadził cię… Sellerby zapłacił im, aby cię zabili! – Na Boga… Dowiedział się o naszych zaręczynach, a ja potwierdziłem mu tę wiadomość. Cały czas miałem wrażenie, że to był dziwny napad, że te rzezimieszki chciały mnie zabić, a nie obrabować. Gwałtownie się odsunęła. – Widzisz? Tamtej nocy mogłeś zginąć, a wszystko przeze mnie! Trzymaj się ode mnie z daleka, Dracy. Wracaj do Devon, gdzie będziesz bezpieczny. I zapomnij o mnie! Z tymi słowami odwróciła się i pobiegła z powrotem do domu.
Rozdział 33 Dracy spoglądał za nią zrozpaczony. Szkoda, że o tym nie pomyślał, mógłby przygotować linię obrony, logiczne uzasadnienie. Poszedł jej śladem do domu, szukając sposobu pokonania tej nowej bariery, musiał też nadać pilną wiadomość do Perriama. Perriam nie dałby się złapać w taką głupią pułapkę, lecz stale musiał na siebie uważać. Przynajmniej Georgia została ostrzeżona o truciźnie. Nie wspomniał jednak o porwaniu, które mogło być kolejnym krokiem Sellerby’ego. Zatrzymał się i poszedł w kierunku stajni, gdzie kwaterowali ludzie Perriama. – Musicie na zmianę patrolować teren wokół domu – powiedział im. – Uważajcie na obcych, dzień i noc. Mężczyźni dobrze ukryli zdumienie. – Tak jest, sir. Dracy żałował, że nie może tu ściągnąć całego oddziału, aby otoczyć dom, ale teraz reagował w ekstremalny sposób. Sellerby znajduje się w Londynie i wie, że jest podejrzewany o fałszerstwo. Nie będzie działać pochopnie, bo to wyrachowany, przebiegły szaleniec. Dracy będzie musiał jeszcze raz porozmawiać z Georgią, przedyskutować wszystkie aspekty sytuacji i przemówić kobiecie do rozsądku. Jednak na razie zostawił ją w spokoju. * Napisał list do Perriama i wysłał go za pośrednictwem stajennego. Zastanowił się, jak spędzić dzień. Przebywać z Georgią pod jednym dachem, wiedząc, jak bardzo ona cierpi – to nie do zniesienia. Mógłby przyjąć propozycję Torrismonde’a i towarzyszyć mu w czasie objazdu majątku, nauczyć się czegoś o zarządzaniu. Z Georgią czy bez niej, wkrótce będzie musiał wrócić do Dracy Manor i przejąć obowiązki gospodarza. * Georgia położyła się na łóżku i okryła narzutą. Chciała być sama, ale Lizzie znalazła ją i zmusiła do przekazania nowych wiadomości. – To rzeczywiście okropne – zgodziła się – ale dowodzi, jak nikczemnym człowiekiem jest Sellerby. Gdy tylko zrobią z nim porządek, wszystko będzie dobrze. – Ale Dracy mógł stracić życie! – Mimo to żyje i ma się dobrze. Zapewne nieraz ocierał się o śmierć i uniknął jej, ma wyjątkowe szczęście. – Nie dopisało mu jednak, gdy spotkał mnie. Lizzie obrzuciła ją nagannym spojrzeniem. Georgia westchnęła. – No dobrze. Nie mogłabym tego znieść, ale też muszę w końcu zejść na ziemię. – Wykorzystaj ten piękny dzień. Chodź ze mną do dzieci, a potem potowarzyszysz mi w codziennych zajęciach. Praca najlepiej uspokaja. Nie mogła jej odmówić. Kiedy nadeszła pora obiadu, Georgia musiała przyznać, że w końcu poczuła się sobą, a to dzięki otoczeniu.
Była w Brookhaven raz, w towarzystwie Dickona. Było cudownie, ale dom pełen był rodziny i przyjaciół. Ogrody i dwór emanowały szarością, nie było śniegu, który nadałby temu miejscu odrobinę magii. Podczas obecnej wizyty było zupełnie inaczej. Wszystko kwitło żywymi kolorami pośród świeżej zieleni. W środku panowały cisza i spokój, pełna harmonia roznoszących się wokół woni aksamitnego drewna i wiekowych mebli. Powietrze mieszało się z aromatem domowych ziół. W swoich domach Georgia uwielbiała rzeczy nowe i eleganckie, a Herne zostało przerobione na włoski styl trzydzieści lat temu. Brookhaven utrzymywano w schludnym stanie przez kilka pokoleń, dzięki czemu dom nabrał miłej dla oka patyny. W jej myślach kształtował się nowy obraz wiejskiego życia, jakie byłoby nawet możliwe w takim miejscu jak Dracy Manor. Czy jednak potrafiłaby cieszyć się tam życiem? Złe doświadczenia, jakie zebrała w towarzystwie wyższych sfer, pozostawiły gorzki posmak. Tęskniłaby za tym światem, ale może odpowiadałoby jej takie życie, jakie wiodła Lizzie. Powoli wracały z dziecięcych pokoi w kierunku jadalni. – Czujesz się lepiej? – spytała Lizzie. – Lepiej, ale z tego powodu męczy mnie poczucie winy. Przedtem czułam się okropnie i wiedziałam, że na to zasłużyłam. Nie jestem pewna, czy powinnam się tak odprężyć. – A komu ma służyć twój podły nastrój? – Niewątpliwie istnieje jakiś bliblijny nakaz, aby grzesznicy cierpieli. – Ty nie popełniłaś żadnego grzechu. – Popełniłam, ale nie cierpię z tego powodu tak, jak powinnam. Chyba jestem płytką istotą. – Po prostu praktyczną. Mimo że lady May, jesteś bardzo praktyczną osobą. Dlatego się przyjaźnimy. – Za co jestem ci wdzięczna. – Georgia zatrzymała się na podeście. – Lizzie, muszę ci coś powiedzieć, nawet jeśli wywołam w tobie odrazę. – To niemożliwe. – A jednak. Chciałabym, aby Sellerby nie żył. Naprawdę. Nie mam w sobie chrześcijańskiej woli wybaczania ani nadstawiania drugiego policzka. Chcę zatańczyć na jego grobie. Lizzie wyglądała na zszokowaną. – Gdyby on zorganizował zamach na życie mojego Henry’ego – odpowiedziała po chwili – zapewne czułabym się tak samo. Georgia ją uściskała. – Dziękuję ci! Za zrozumienie. Zabroniłam Perry’emu wyzwania go na pojedynek, ale zaczynam mieć wątpliwości. Dracy sugerował, że on mógłby targnąć się na swoje życie. – Co wyszłoby wszystkim na dobre. – Lizzie! Jestem w szoku! – Ja trochę też, ale nigdy nie zetknęłam się z takim łajdactwem. Trzeba go powstrzymać, tylko dlaczego ktokolwiek inny miałaby mieć jego krew na swoich rękach? Poza tym zostałby pochowany w niepoświęconym grobie i smażyłby się w piekle. – Skinęła głową. – Będziemy się za to modlić. Georgia aż wstrzymała oddech, ale po chwili zaczęła chichotać. – Och, Lizzie. Jak dobrze, że jesteś. * Mężczyźni jeszcze nie wrócili do domu, więc zjadły kolację w buduarze Lizzie. – Pewnie posilą się w którymś z domów w naszym gospodarstwie. I to z dużą przyjemnością.
Georgia już wcześniej opowiedziała Lizzie o tawernie w Londynie, a teraz co rusz wspominała różne zabawne sytuacje i miłe chwile spędzone z Dracym. Ale nie wszystkie. Nie mogła opowiedzieć o tym, co się zdarzyło między nimi w nocy. Wspomniała tylko o jednym zdarzeniu. Gdy wrócił do domu podpity i ranny, bagatelizując swoje rany, zresztą nie były zbyt poważne. Przyznała się Lizzie, że wtedy poszła do jego sypialni, gdzie zastała go w nocnej koszuli. – To nie było właściwe – stwierdziła Lizzie, mimo wszystko rozbawiona. Zresztą się uśmiechała. Zauważyła wyraźne przejawy uczuć, jakimi Georgia darzyła Dracy’ego, a których nie była w stanie zwalczyć. – Ma bardzo piękne stopy – powiedziała Georgia, oblewając się rumieńcem. – Może powinnaś napisać poemat opiewający ich urodę? – odparła kpiąco Lizzie. – Na imię ma Humphrey. Ale nie używaj tego imienia. – Było ono bardzo nobliwe w średniowieczu. Georgia omal nie wyjawiła historii jego miłosnych podbojów. Powstrzymała się, gdyż właśnie wszedł z Torrismonde’em. Obaj wyglądali na pełnych wigoru, do czego bez wątpienia przyczyniły się powietrze i proste wiejskie jedzenie. – Po powrocie znalazłem list od twojego brata – powiedział Dracy. Upewnił się, że drzwi są starannie zamknięte. – Bez trudu odnalazł człowieka, który pamiętał zwłoki należące prawdopodobnie do Vance’a. – Dracy! Nie mówiłem Lizzie o tej sprawie. – Zatem proszę o wybaczenie, lady Torrismonde. – Nic się nie stało – odpowiedziała Lizzie lekko speszona. – Sir Charnley Vance nie żyje? – Sądzę, że powinienem ci wyjaśnić tę nowo wynikłą kwestię, kochanie – powiedział Torrismonde. – Tak będzie najlepiej – zgodził się Dracy, kiwając lekko głową w kierunku Georgii i dając jej do zrozumienia, że powinna wyjść z nim z salonu. – Co się dzieje? – spytała cicho, gdy byli już na korytarzu. – Co to za tajemnica? Uśmiechnął się. – Jest pewien szczegół. Przejdźmy może do jadalni. – Nie bądź niemądry. Tu jest mój pokój. Chodź. – Weszła pierwsza, po czym zamknęła drzwi. – Mów, tylko nie rób głupich min. Ufam ci, że się na mnie nie rzucisz. – Ściśle mówiąc, to bałem się o moją cnotę – odparł z błyskiem w oku. – No dobrze. Jest pewna delikatna sprawa, mianowicie jak Perry mógł się dowiedzieć czegoś o niezidentyfikowanych zwłokach sprzed roku. Charnley Vance był dobrze wyposażony przez naturę. Uniosła wysoko brwi. – Raczej… A, masz na myśli jego wielkie przyrodzenie! Dickon mówił mi o tym, widziałam też satyryczne rysunki. Na jednym z nich miał członka jak flagowy maszt. Oparł się o drzwi, kręcąc głową. – Jesteś najlepiej poinformowanym niewiniątkiem na świecie. – Wcale nie jestem niewiniątkiem. Uśmiechnął się. – Fakt, nie jesteś już taka niewinna jak kiedyś. – Wyprostował się. – Nic z tych rzeczy. Twój brat twierdzi, że ciało wyłowiono z rzeki cztery dni po pojedynku, było odziane w spodnie i koszulę. Talię miał przewiązaną sznurem, na którym podwieszono worek z kamieniami, ale zwłoki wypłynęły na powierzchnię podczas odpływu. Zakładano, że to samobójstwo. Ludzie czasem kończą ze sobą w taki sposób. Obciążają się, aby szybciej utonąć. – Okropność, co za desperacja.
– Oczywiście nikt nie dopatrywał się tu morderstwa, zresztą po tym czasie w ciele nie byłoby już śladów trucizny. Z tego powodu został pochowany w nieoznaczonym miejscu i niepoświęconej ziemi. – A więc mamy nasz dowód – powiedziała Georgia – ale to nie wystarczy do wszczęcia procesu o morderstwo. – Nie. Każdy prawnik będzie twierdził, że Vance tak bardzo przejął się zabójstwem twojego męża, że odebrał sobie życie. Ale to daje nam większą pewność. – Więc co dalej? – Ze względu na brak dowodów twój brat proponuje kolejne fałszerstwo. Kolejny list napisany przez Vance’a, tym razem napisany przed pojedynkiem, w zaufaniu, do kogoś jeszcze. Gdyby coś się z nim stało, list należało przekazać sądowi, a zawiera on oczywiście opis spisku. Georgia patrzyła na niego wzrokiem bez wyrazu. – To… to… niegodziwe. Ale wspaniałe. Polegnie od własnej broni. Jeśli się rozniesie, że Vance nie żyje… Zaraz! Przecież ten list nie jest prawdziwy. – Teraz już jest. Vance przekazuje komuś, nazwijmy go Hermes, list. Vance znika po pojedynku, lecz Hermes zakłada, że uciekł z kraju. Dzisiaj, gdy krążą plotki o możliwej śmierci Vance’a, Hermes dochodzi do wniosku, że musi zrobić użytek z listu. A więc w osobie twego brata wysyła go anonimowo do lorda Mansfielda, przewodniczącego Sądu Najwyższego. Georgia z trudem łapała oddech. – Sellerby powinien odpowiedzieć za wykorzystanie sfabrykowanego listu jako narzędzia przestępstwa. Czy to możliwe? – Takie oskarżenie hrabiego to sprawa dużego kalibru. Zapewne Mansfield wezwie Sellerby’ego, aby na osobności udzielił odpowiedzi na kilka pytań. – On wszystkiemu zaprzeczy i na tym sprawa się skończy – powiedziała Georgia, ale po chwili nabrała głęboko powietrza. – Jednak gdyby został ostrzeżony… – Perriamowie mają przebiegłość we krwi. Sellerby zostanie w jakiś sposób ostrzeżony, usłyszy aluzję dotyczącą miejsca zabójstwa Vance’a. Twój brat jeszcze go nie odnalazł, ale zgadza się ze mną, że ono istnieje. Sellerby dowie się o istnieniu świadka, który może potwierdzić, że właśnie tam widział go i Vance’a w dniu pojedynku. – Chciałabym zobaczyć jego minę. – Ja też. Ale wszystko przebiegnie po naszej myśli, zakładając, że albo ucieknie z kraju, albo zakończy swoje żałosne życie. Jeśli ucieknie, pamiętaj, że twój brat naprawdę usilnie poszukuje tego miejsca i świadków, więc Sellerby może być ściągnięty do kraju i postawiony przed obliczem sądu. Usiadła, drżąc. – Nagle to wydaje się takie realne. I przerażające. Wszystko zaplanował. I śmierć Dickona, i zabójstwo Vance’a. Otruł go, patrzył, jak umiera, a później wyrzucił do rzeki jak worek śmieci. Potem czekał cierpliwie, bardzo cierpliwie, aby sięgnąć po nagrodę, czyli mnie. Chłodno kalulował. W jego żyłach płynie lód, a nie gorąca krew. Podszedł i ujął jej dłonie. – Jest ostatnim łajdakiem, a ty stałaś się jego ofiarą, podobnie jak twój mąż. – Pociągnął ją, aż wstała. – Muszę złamać dane ci słowo – powiedział, biorąc ją w ramiona. Przez chwilę drżała, ale jego ciepło przyniosło jej ulgę, przytuliła się, pewna, czego pragnie. – Chcę do domu – powiedziała. Głaskał ją po plecach. – Do domu? A gdzie to jest? Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
– Tam gdzie ty. Ty jesteś domem. Pocałował ją delikatnie. Przywarła doń ustami, sącząc esencję, siłę, której potrzebowała, a która dawała jej poczucie bezpieczeństwa i spełnienia. Odsunęła się. – Ja też złamię postanowienie. Będę egoistyczna, ale chcę cię mieć na zawsze. Chcę cię mieć u swego boku jako męża i najdroższego przyjaciela, proszę. Zobaczyła radość w jego oczach, obietnicę, błogosławieństwo. – To ja powinienem błagać, ale najpierw muszę ci coś oznajmić. – Coś mi oznajmić? To brzmi niepokojąco. – Muszę ci coś wyznać. – Poprowadził ją do małej sofy, tak małej, że musieli usiąść blisko. – Pewnie zastanawiałaś się, dlaczego twoja matka wymyśliła te pozorne zaręczyny. Wzruszyła ramionami. – To część gry ojca, aby zatrzymać Fancy Free. – Tak, ale to inna gra, niż myślisz. Plan twego ojca, aby zatrzymać konia, jest oparty na wymianie, ale przedmiotem tej wymiany zawsze byłaś ty. – Co? O czym ty mówisz? – W Herne po wyścigu zaproponował mi ciebie za żonę razem z pokaźnym posagiem w zamian za Fancy Free. – Nie wierzę. – Przecież bym cię nie okłamał. Kazał ci zejść na obiad, abym mógł sobie obejrzeć towar. Gapiła się na niego z otwartymi ustami, lecz zaraz, zezłoszczona, poderwała się. – Nie miał prawa! Sama mogę decydować, kogo chcę poślubić! – Myślał, że potrafiłby cię zmusić. – Więc się pomylił – powiedziała. Jej głos zabrzmiał jak warkot. – Jak mógł? – Nie złość się tak. Sądzę, że był pełen obaw. Nie miałaś pojęcia o skali tego skandalu, ale rodzice znali sytuację i niepokoili się, jak zostaniesz potraktowana przez londyńskie towarzystwo. Obawiali się też o twoje przyszłe zachowanie, twój ojciec wspomniał coś o mojej umiejętności egzekwowania dyscypliny. – Dyscypliny! – Tak, wiem. Sam musiałem się zdyscyplinować, żeby go nie wyrżnąć pięścią w ten mięsisty kulfon… Georgia z trudem powstrzymała chichot, kiedy sobie to wyobraziła. Uśmiechnął się. – Oczywiście zmylił go mój wygląd, moja twarz. Wydaję się o wiele bardziej brutalny, niż jestem. Była wściekła, ale po tej zabawnej opowieści zły nastrój pierzchnął. Pokręciła głową. – Potrafię to sobie wyobrazić. Ojciec uważa się za boga, jeśli chodzi o rodzinę, bez względu na nasz wiek czy status. Miałam być chroniona przed wstydem poprzez związanie się z tyranem, który uwięziłby mnie w głuszy hrabstwa Devon i bił za każde nieposłuszeństwo. – A także takim, który był na tyle biedny, aby połasić się na tak gorzką nagrodę. Spojrzała na niego, mrużąc oczy. – Miałeś pokusę, co? I postanowiłeś uczynić wszystko, co w twojej mocy, aby zdobyć tę nagrodę! – Nie idź w tym kierunku. Przyznaję, miałem do ciebie słabość. Wabiły mnie twoja uroda, ale tak samo twoja dobroć i życzliwość. Od początku patrzyłaś na moją twarz. – Wstyd mi było odwracać wzrok. – Wiem, ale jednak większość ludzi woli darować sobie ten widok. Przyjechałem do Herne, zobaczyłem cię i padłem ofiarą oczarowania. Nie oczekiwałem, że zdobędę tę nagrodę, poza tym nie
wziąłbym cię wbrew twej woli, nawet gdyby ojciec znalazł sposób, aby cię do tego zmusić. Teraz nic się nie zmieniło. – Znowu wziął ją w ramiona. – Poślubię cię, moja kochana, gdy tylko zobaczysz, jak wygląda Dracy Manor. – Co? Dlaczego? – To nie Brookhaven, Georgio. Tam wszystko jest w ruinie. Chcę, żebyś wiedziała, na co się decydujesz, biorąc mnie za męża. Musiała przyznać, że to ją trochę zraziło, mimo to powiedziała: – Wobec tego pojadę tam z tobą. Tak szybko, jak to możliwe. A jeśli trzeba tam włożyć dużo pracy, zdecydujemy, jak to zrobić. Oparł podbródek na jej głowie. – Mam nadzieję, że tak samo będziesz myślała, gdy znajdziemy się na miejscu. – Cofnął się. Trzymali się za ręce, potem puścił jej dłonie. – Też mam nadzieję na spokojniejsze dni, na zakończenie tego koszmaru, tak abyś mogła dokonać wyboru bez obaw i bez cierpienia. – Jesteś zbyt szlachetny – poskarżyła się. – Ale to nie będzie miało znaczenia. Faktem jest, że nie mogę bez ciebie żyć, ty diable, więc jeśli nawet przyjdzie nam mieszkać w chlewie, niechże tak będzie! Roześmiał się, chwycił ją i zakręcił dookoła. Potrąciła stopą wazon, który się przewrócił i wybił okienną szybę. Postawił Georgię na podłodze. Spojrzeli po sobie, przerażeni, lecz roześmiani. Dracy szybko otworzył drzwi. Nadbiegli pokojówka i właściciele domu. – Ja… najmocniej przepraszam – wykrztusił Dracy i spojrzał rozpaczliwie na Georgię, szukając odsieczy. – Rozzłościł mnie – powiedziała, więc rzuciłam w niego wazonem. Nie trafiłam. Wybacz mi, Lizzie. Zapłacę za szkodę. – Nie ma mowy. To nieważne, ale… – Lizzie poruszała ustami, wyczuwając radosną atmosferę. – Chodź, Betsy sprzątnie odłamki. Nie wiem, jak uda się naprawić okno. – Mamy letni wieczór – powiedziała Georgia. – Odrobina świeżego powietrza nie zaszkodzi. * Georgia pomyślała, że tej nocy powietrze faktycznie dobrze jej zrobi. Usiadła przy oknie. Zamyślona i rozmarzona nie mogła spać. Przypuszczała, że Dracy również nie śpi, nie chciała jednak iść do jego pokoju. To był czas spokoju, czas na przemyślenia. Próbowała uporządkować myśli o życiu na wsi i związanych z tym wydatkach, ale prawda nie dawała o sobie zapomnieć. Prawda, którą dziś wypowiedziała głośno. Nie mogła bez niego żyć. Postawiła na parapecie miniaturę z podobizną Dickona. Z początku irytowała się, że blask księżyca pozbawiał ją kolorów, że wyglądała niczym duch, ale po pewnym czasie ten widok przyniósł jej ukojenie. On już odszedł i mogła się jedynie modlić, że jest gdzieś w lepszym świecie, w niebie. Nie pragnąłby zemsty. – Ale chciałbyś powstrzymać Sellerby’ego, prawda? – wyszeptała. – On jest jak zły pies. Nauczył się gryźć, więc ugryzie znowu, jeśli nie mnie, to kogoś innego. Jeśli masz w sobie moc, gdziekolwiek jesteś, pomóż nam położyć kres zagrożeniu z jego strony, abyśmy wszyscy byli bezpieczni. Boję się o Perry’ego, chociaż wiem, że jest bardzo ostrożny. Martwiłabym się o Dracy’ego, gdyby nie było go tutaj ze mną. Proszę, nie dopuść, aby coś złego przydarzyło się Lizzie i jej rodzinie. Ujrzała jakiś pobłysk. Wystraszyła się, że to znak, wiadomość, ale zaraz zobaczyła odłamek szkła
w pustej, prostokątnej ramce. Ktoś powyjmował inne ostre kawałki, ale ten pozostał niezauważony. Pociągnęła go, lecz mocno tkwił w miejscu. Spróbowała jeszcze raz i skaleczyła się w palec. – Idiotka – mruknęła i zaczęła ssać ranę, lizać ją językiem. To przywołało marzenia, więc szybko położyła się spać.
Rozdział 34 Nazajutrz Georgia obudziła się wcześnie, jeszcze zanim Jane przyszła do niej z gorącą wodą i czekoladą. Rzadko miała okazję patrzeć na świat o świcie, chyba że przez przymknięte powieki, zaspanymi oczami. Ileż traciła. Otworzyła obydwa skrzydła okna, aby pooddychać rześkim powietrzem, uśmiechnąć się na dźwięk śpiewających ptaków, na widok kropelek rosy uwięzionych w pajęczynie, połyskujących niczym szlachetne kamienie. Było cudownie. W pewnej chwili uświadomiła sobie, że ktoś na nią patrzy. Jakiś młodzian z uśmiechem spoglądał w górę. Gdy go spostrzegła, natychmiast schylił głowę i zniknął. Cofnęła się od okna, lecz nie mogła powstrzymać śmiechu z powodu reakcji ogrodnika. Przyciągała uwagę mężczyzn. Pomyślała, że powinna zaznać poczucia winy, smutku, ale nic takiego nie nastąpiło. Musiała bardziej się postarać, baczniej zwracać uwagę na swoje zachowanie wobec mężczyzn i flirtować jedynie w najbardziej niewinny sposób, poza tym wyłącznie z mężczyznami w starszym wieku. Jako żona Dracy’ego. Lady Dracy. Już nie będzie lady May, ale wcale nie czuła żalu. Lady Dracy, ciężko pracująca żona ziemianina, odziana w praktyczne ubrania… …przez większość czasu. Będą też przyjęcia, spotkania, może nawet maskarady. I dzieci. Przyłożyła dłoń do brzucha. Dracy nie miałby do niej pretensji – wierzyła mu – ale teraz naprawdę pragnęła mieć dzieci. Najpierw pociechy Winnie, a potem Lizzie wywołały w niej tak głęboką tęsknotę, która mogła ją złamać. Wola boża, powiedziałaby Lizzie, ale czy Bóg zechce ją ukarać niepłodnością za popełnione grzechy? Odrzuciła tę myśl. Postanowiła wyjść, aby nacieszyć się pięknym porankiem. Otworzyła szuflady, szukając koszuli i prostej sukni. Znowu poczuła się jak dziewczynka, która chciała się wymknąć z domu, aby coś spsocić. Kiedy się ubrała, zeszła, trzymając w ręku pantofelki… Oczywiście część służących była już na nogach, czyniąc przygotowania do kolejnego dnia. Kobiety dygały na jej widok i wracały do swoich zajęć. Georgia poczuła się głupio, więc czym prędzej włożyła pantofle. Znała ten świat z dzieciństwa, lecz przez ostatnie lata żyła w zupełnie innym, tu chodzono spać o świcie, budzono się po południu. Zdążyła zapomnieć, że codzienne życie służących przebiega odwrotnie, czego przykładem był ów ogrodnik w Thretford. Nie wąchał kwiatów pachnących tylko nocą. Równowaga, pomyślała. Te dwa światy musiały żyć w pełnej równowadze. Wyszła z domu drzwiami w salonie i dalej w dół szerokimi schodkami ku ścieżce przez ogród różany, gdzie wiele kwiatów pokrywały lśniące kropelki rosy. Trawa była wilgotna, lecz mimo to zaczęła po niej stąpać, wspominając bal u Winnie, taras i swoje zniszczone pantofle. Dzisiaj włożyła mocne, skórzane. Obeszła cały dom, czując się beztroska i wolna w tym nowo odkrytym świecie, a nawet oczyszczona, jakby została powtórnie ochrzczona. Wróciła tą samą drogą i weszła do pokoju w samą porę, by uniknąć alarmujących krzyków Jane, która właśnie stwierdziła, że jej pani jest nieobecna. – Milady, nie miałam pojęcia, co się z panią stało. O, krew!
Georgia spojrzała na biały parapet. – Tylko kropelka, Jane. W oknie został skrawek szkła. – Och, tak się bałam! Te wszystkie historie, sama nie wiem. Przyniosłam wodę, ale pani jest już ubrana! Georgia ją uściskała. – Moja droga Jane, wybacz, że cię zaniepokoiłam, ale wszystko jest dobrze. Zaraz zdejmę tę suknię, umyję się, a potem ubierzesz mnie bardziej stosownie. Ale dopiero po śniadaniu. Czuję, że pobyt na wsi dobrze wpływa na mój apetyt. Jane spojrzała na nią dziwnie, ale zaraz odwróciła się i wyszła. * Georgia zjadła obfite śniadanie, ale odczuwała również apetyt innego rodzaju. Pragnęła być z Dracym. Posłała Jane, aby dowiedziała się, czy jest wolny, ale nie była zadowolona z otrzymanej odpowiedzi. – Jak on śmie wychodzić sobie, żeby pooglądać drzewa? Jane tylko przewróciła oczami. – Są jakieś listy? – spytała niecierpliwie Georgia. Była ciekawa wieści z miasta. – Gdyby były, przyniosłabym je, milady. Georgia przypomniała sobie, że nigdy nie napisała listu do Dracy’ego – krótka wiadomość się nie liczyła – usiadła więc, aby nadrobić tę zaległość. Tylko co napisać?, zastanawiała się, pocierając podbródek koniuszkiem pióra. Przygryzła wargę i zaczęła: Mój najdroższy Dracy Czuję się bardzo zawiedziona, że wolałeś drzewa ode mnie, więc nie zdziw się, jeśli za karę będę się do ciebie zwracała imieniem Humphrey. Stracisz nieco swój mroczny wizerunek, prawda? W przyszłości oczekuję, abyś lepiej postarał się dotrzymywać mi towarzystwa. Teraz poproszę Lizzie o nauki na temat oszczędnego prowadzenia domu. Wydaje mi się, że w razie konieczności ludzie mogą utrzymać się przy życiu, jedząc odpadki i ziemniaki. Ucząca się towarzyszka Twego życia, Georgia Złożyła kartkę, ale wzorując się na panieńskiej zabawie, narysowała serduszko na spojeniu, dopiero potem nalała wosku i przycisnęła pieczęć. Zerknęła na podobiznę Dickona, ale już nie miała poczucia winy. Dickon i Dracy byli zupełnie różni, była jednak przekonana, że polubiliby się, łączyły ich uczciwość i dobre serce. Podała Jane list z poleceniem, aby zostawić go w pokoju Dracy’ego, a następnie udała się na poszukiwanie przyjaciółki. Znalazła ją w spiżarni, gdzie przeglądała jakąś książkę. – Oszczędne prowadzenie domu? – spytała Lizzie. – Umiesz prowadzić domy, ekstrawagancko lub oszczędnie. – Ale w tej drugiej dziedzinie nie mam praktyki. Nie licząc nauk w dzieciństwie, nie zarządzałam spiżarnią. W londyńskich domach ich nie było, w Maybury rządziła teściowa. A co ty robisz? – Szukam lekarstwa na różycę. – A cóż to takiego? Trucizna? Lizzie podniosła wzrok. – Co? Oczywiście, że nie. To choroba świń, a mamy na farmie jeden przypadek. Świnia dużo śpi,
zwłaszcza w dzień. – To samo mogę powiedzieć o ojcu, gdy przenosi się na wieś. – Georgie! Nie wydaje mi się, by twój ojciec nie jadł i narażał się na niebezpieczeństwo śmierci głodowej. – Wręcz przeciwnie. Jakie jest na to lekarstwo? – Wiem, że coś tu musi być. A, rozchodnik. Chodź, zbierzemy trochę tych ziółek. Georgia poszła z przyjaciółką. Zauważyła mężczyznę, który ruszył za nimi. To jeden z członków eskorty, który pilnował jej na wypadek ataku ze strony Sellerby’ego. W jej nowym, radośniejszym świecie sam ten pomysł wydawał się niedorzeczny, ale w sumie była zadowolona, że mężczyzna jest w pobliżu. Odnalazły żółte kwiatki na murze koło sadu, zebrały cały koszyk i zaniosły na farmę. – Lizzie, dlaczego nie zajmuje się tym żona zarządcy farmy? – spytała. – Tak było w gospodarstwie w Maybury. Spiżarnia w zamku była używana do sporządzania i przechowywania różnych mikstur. – Pani Pennykirk jest inwalidką, tak nieszczęśliwie upadła, że została kaleką, popadła też w melancholię. Jej córki są jeszcze młode. Dlatego pomagam jej w takich sprawach. Farmer Pennykirk był silnym, krótkonogim mężczyzną, sprawiał wrażenie przeciążonego pracą. Podziękował im serdecznie za pomoc, tak samo jak jego żona, która siedziała w fotelu koło kominka, obłożona poduszkami, nogi miała okryte kocem. Chciała się na coś przydać, więc zabrała się do rozcierania kwiatów w dużej misie, zachęcając córki do pomocy. Młoda służąca kroiła jakieś tłuste mięso na potrawkę. Lizzie odeszła z farmerem, aby poszukać jeszcze jednego składnika do mikstury. Kilka kwiatków spadło na podłogę, Georgia podniosła je i wrzuciła do misy. – Bardzo mi przykro z powodu pani kalectwa, pani Pennykirk. W oczach kobiety pojawiły się łzy. – Jestem takim ciężarem dla wszystkich, milady. Naprawdę czasem chciałabym nie żyć. Georgia zamierzała ją pocieszyć, ale w głębi serca wiedziała, że lepiej powiedzieć coś innego. – Może poczułaby się pani lepiej, gdyby była pani bardziej mobilna. Widziałam kiedyś krzesła z kółkami. Mając taki fotelik, mogłaby pani chociaż poruszać się po kuchni. A gdyby był tu niski stół, mogłaby pani robić wiele rzeczy jak dawniej, na przykład kroić mięso… Och, proszę o wybaczenie, obawiam się, że mam tendencję do rządzenia. Nie powinnam próbować zmieniać pani życia. – Ależ nie, milady. Gdyby takie rzeczy były możliwe, to byłby dar z nieba! – No więc taki niski stół łatwo da się zrobić, nawet można by go postawić przed pani fotelem. Co do krzesła na kółkach, postaram się czegoś dowiedzieć, gdy będę w Londynie. Lizzie wróciła z aromatycznym meszem, który wsypała do miski. – Jak to się dobrze wymiesza, będzie gotowe. Z bożą pomocą świnka wyzdrowieje. – Dziękuję, milady – powiedziała pani Pennykirk. – I pani również, milady. Kobieta miała łzy w oczach. Georgia miała nadzieję, że zdoła spełnić obietnicę. – Jesteś pewna, że ta mieszanka podziała? – spytała, gdy wyszły. – Czasem działa, tylko tyle możemy oczekiwać. – Szkoda, że nie ma lekarstwa na paraliż. Życie bywa strasznie niesprawiedliwe. – Dlatego powinnyśmy dziękować Bogu za to, co mamy, a nie szukać powodów do cierpienia – dodała znacząco. – Zamieszasz wyjść za Dracy’ego? Georgia poczuła, że się rumieni. – Chyba tak. Lizzie uściskała ją.
– Tak myślałam. Torrismonde ma o nim bardzo dobre zdanie. Brakuje mu wiedzy, ale chętnie się uczy. – Powiedział, że zanim się zgodzę, muszę odwiedzić jego majątek. Twierdzi, że to ruina. A jeśli nie dam rady? Naprawdę nie mogłabym wyjść za mąż, aby żyć w skrajnej nędzy. Bez względu na to, jak bardzo bym kochała. – Majątek Dracy na pewno nie jest w skrajnej ruinie, a jeśli jest zaniedbany, będziesz mogła urządzić wszystko po swojemu. Zawsze uwielbiałaś ulepszać dom. – Ale nie taki, którego dach w każdej chwili może mi spaść na głowę! – Na pewno nie jest aż tak źle. Dom wymaga raczej generalnego sprzątania, malowania, a wtedy będzie gotowy, abyś go upiększała. – Tak, praktycznie bez pieniędzy. – A więc będzie to prawdziwe wyzwanie – stwierdziła Lizzie. – Ja w ciebie wierzę. Georgia wzięła sobie to do serca. Gdy wróciły do domu, poszła do pokoju, aby napisać kilka listów. Chciała spytać lorda Rothgara o foteliki na kółkach, interesowały go przeróżne urządzenia oprócz automatów i machin. Jeśli sam nie wiedziałby o nich, na pewno zna kogoś, kto ma taką wiedzę. Przypomniała sobie, że jeszcze nie wysłała do lady Rothgar wiadomości z opisem sytuacji zaopatrzenia Danae House w wodę. Była w połowie pisania tego listu, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Otworzyła je i zobaczyła Dracy’ego. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, odpowiedział jej tym samym. Szybko jednak spoważniał. – Jest list od twojego brata. Plan już gotowy. Zaciągnęła go do pokoju i zamknęła drzwi. – Co pisze? – Przeczytaj sama. Wczoraj wieczorem miały miejsce dziwne wydarzenia w Kakaowcu, gdzie zebrało się towarzystwo, w tym Waveney, Brookdale, Sellerby i parę innych osób, aby dowiedzieć się czegoś więcej o pogłoskach, jakoby sir Charnley Vance został znaleziony nieżywy i pochowany w nieoznaczonym grobie. Nikt teraz nie mówi o niczym innym. – Sellerby – powiedziała cicho. – Oczywiście, nie mógł w tym nie uczestniczyć. – Zwłaszcza że wiadomość nim wstrząsnęła. Ale dalej jest jeszcze lepiej. Wydaje się, że to musi być prawda, grabarz pamięta zwłoki silnie zbudowanego mężczyzny z dorodnym przyrodzeniem, zauważył też dużą bliznę na udzie trupa, która mogła powstać w wyniku dawnego wypadku podczas jazdy konnej. Georgia podniosła głowę. – Ta blizna jest prawdziwa? – Przypuszczam, że tak. To pomyślna okoliczność. – Więc to był Vance. Czasami myślę, że wymyśliliśmy tę historię. Podjęto intensywne poszukiwania jego szczątków, jednak nie mam pojęcia, w jaki sposób ktokolwiek może odróżnić jeden szkielet od drugiego, zresztą to byłoby bezcelowe. W śledztwie stwierdzono, że to samobójstwo, więc i tak nie można go powtórnie pochować. Ledwie ta wiadomość się rozeszła, wzbudzając powszechną konsternację, gdy Henry Dagenham przyniósł kolejną, dotyczącą listu, który widział tego popołudnia w urzędzie przewodniczącego
Sądu Najwyższego, gdzie pracuje… – Degenham to przyjaciel Perry’ego – powiedziała. – Kolejna pomyślna okoliczność. – Albo powód, dla którego zdecydowano się na taki obrót spraw. – Czytała dalej. …list napisany przez Vance’a rok temu. Twierdził, że nie może wyjawić więcej, gdyż straciłby stanowisko, ale dodał, że list podawał w wątpliwość wersję o samobójstwie i zdradzał obawy Vance’a, świadczące o jego strachu przed wrogiem. Wrogiem, którego wymienił z nazwiska. Dagenham napomknął też, że lord Mansfield zarządził wyjaśnienie, jakie były kroki Vance’a po pojedynku, i udało się mu ustalić miejsce jego śmierci. – I te słowa padły w obecności Sellerby’ego! Szkoda, że nie widziałam jego miny. – Był przerażony jak zaszczuty pies – powiedział Dracy. – Czytaj dalej. Snuto różne spekulacje, lecz bez konkretnych wniosków, jako że Vance nie był lubiany, a u pewnych osób wywoływał strach. Oczywiście mówiono o pojedynku z Mayburym, ale ponieważ list powstał przed tą walką, śmierć Vance’a nie mogła być wynikiem aktu zemsty. To dobra wiadomość także dla mnie, mogłem bowiem być podejrzany w tej sprawie! Jestem pewien, że prawda wyjdzie na jaw, a tymczasem ludzie uciekają z miasta. W powietrzu wisi choroba, która dotyka wszystkich bez różnicy, bogatych i biednych. Ostatniej nocy lord Sellerby opuścił klub wcześnie, przy czym wyglądał niezbyt zdrowo. Miejmy nadzieję, że nie został zarażony. Uniżony sługa, P. Perriam Georgia złożyła list. – To wszystko wydarzyło się ostatniej nocy. Może Sellerby zdążył już odebrać sobie życie. Szkoda, że nic nie wiem. – Twój brat zawiadomi nas, gdy tylko coś się wydarzy. – Najszybszy kurier będzie potrzebował prawie trzech godzin. – Przyjrzała się mu. – Moglibyśmy wrócić do miasta. – Nie, Georgio. Jeśli Sellerby nadal nie poddaje się swemu losowi, jest wyjątkowo niebezpieczny. – Masz rację. A teraz chyba powinniśmy zejść na obiad i udawać, że nic się nie dzieje. – Lepiej nie mówić twoim przyjaciołom o naszej podstępnej grze. To uczciwi ludzie. – A my nie? – Potrafisz być okrutna. Naprawdę wołałabyś mnie po imieniu Humphrey? – Gdybym została sprowokowana. Uśmiechnął się i pocałował ją. – Jesteś niezwykłą kobietą, Georgio, mam nadzieję, że już niebawem… Dracy. Oddała mu pocałunek. – Pomyśl tylko – powiedziała, gdy wychodzili z pokoju – gdybyś był młodszym synem jakiegoś księcia, nazywałbyś się lord Humphrey. I nie mógłbyś tego ukrywać. – W tej sytuacji ty zostałabyś lady Humphrey. Jak ci się to podoba? – Aby się uratować, musiałabym zdobyć dla ciebie jakiś tytuł!
* Po obiedzie Dracy poszedł z Torrismonde’em przejrzeć rachunki, więc Lizzie zaproponowała Georgii to samo. Patrząc z boku, zauważyła kilka błędów. – Powinnaś pisać cyfry w równych kolumnach. Te liczby zupełnie się rozchodzą. – Tak jest, proszę pani – powiedziała Lizzie, patrząc na nią z naganą. – Lubię liczby – stwierdziła. – Są dokładne. – Moje nie są. – Lizzie przysunęła jej księgę. – Przejrzyj to, a ja sprawdzę spis inwentarza. – Ciekawe, w jakim stanie są rachunki w Dracy – odezwała się Georgia, podnosząc wzrok. – Na pewno panuje w nich nieopisany bałagan. Georgia uśmiechnęła się, a Lizzie przewróciła oczami, jednak nie mogła powstrzymać śmiechu. Georgia z przyjemnością uporządkowała zapisy w księdze rachunkowej Lizzie, a gdy ponownie znalazła się w towarzystwie Dracy’ego, nie omieszkała go spytać: – Czy rachunki w twoim majątku są w opłakanym stanie? – Od lat mocno zaniedbane. Skąd u ciebie ta radość? – Lubię cyferki. – Czy mogę mieć nadzieję, że dotyczy to również kart? Mamy propozycję, żeby zagrać w wista. – A ty jesteś dobrym karciarzem? – W miarę. – To lepiej grajmy o niskie stawki. Nie byłoby grzecznie puścić gospodarzy z torbami. Grał lepiej niż w miarę, więc zaczęli uzgadniać, aby nie wygrać. Szczególnie Lizzie była roztargniona podczas gry i wolała plotkować, niż uważać na karty. O dziesiątej wszyscy zjedli lekką kolację, po czym Torrismonde’owie udali się na spoczynek. Georgia i Dracy zostali w salonie. Wiedziała, że to dla ich bezpieczeństwa. – To jeszcze jedna dziedzina, w której jesteśmy do siebie dopasowani – powiedział. – Lubię karty, ale nie hazard. – Ja podobnie. Zaczęła budować domek z kart, lecz talia była stara i karty łatwo się zaginały. Pomógł jej i zbudowali siedem pięter. Lekka rozrywka, ale Georgia wiedziała, że oboje czekają na wiadomości. Kiedy zegar wybił jedenastą, nie była w stanie powstrzymać ziewania. Tego dnia bardzo wcześnie wstała. Wspólnie zburzyli budowlę i poszli na górę, trzymając się za ręce, tak jak tamtej nocy na tarasie w Thretford. Możliwości kusiły ich, rozgrzewały wyobraźnię. Tylko oni sami mogli je powstrzymać. Mieli zostać małżeństwem. Więc to nie byłby taki straszny grzech. Jednak przed drzwiami jej sypialni pożegnali się pocałunkiem, krótkim, delikatnym. Obecnie, na ten czas oczekiwania, taki pocałunek wystarczał, wiedzieli, że będzie ich o wiele więcej.
Rozdział 35 Georgia szykowała się do snu nieco otumaniona zmęczeniem. Gdy Jane zamknęła za sobą drzwi, podeszła do łóżka, lecz była zbyt pobudzona, aby się położyć. Jasny księżyc znowu zaglądał do pokoju. Zauważyła, że wybita szyba nie została wymieniona, nie usunięto nawet pozostałego w ramie odłamka. To nie miało znaczenia. Nocne powietrze było przyjemnie chłodne. Otworzyła oba skrzydła, żeby odetchnąć pełną piersią. Przyjęła do wiadomości, że zachowuje się jak tęskniąca kochanka. Powinna westchnąć i wydeklamować: Dracy, Dracy, gdzieżeś jest, Dracy? Jednak znała miejsce jego pobytu, więc sama sobie przeczyła. Nabrała głęboko powietrza, poszukując nocnych aromatów, lecz nie wyczuła niczego szczególnego. Dochodziła północ, a kwiaty, które najsilniej wydzielały zapach wieczorem i tuż po zmroku, zdążyły już utracić swą moc. Usłyszała pohukiwanie sowy, gdzieś z oddali dobiegło szczekanie lisa. Za jej plecami otworzyły się drzwi. Odwróciła się zaskoczona. Pomyślała, że jednak Dracy okazał brak silnej woli. Ale to był służący. Służący pełniący straż na zewnątrz, ubrany w wełniany surdut. W ręku trzymał pistolet. Boże przenajświętszy! To Sellerby! – Bądź cicho – powiedział i zamknął drzwi. – Bo cię zabiję. – Przecież nie znosisz widoku krwi! – Zanim zaczniesz krwawić, będziesz nieżywa. Mówił spokojnie, racjonalnie, uśmiechał się w przerażający sposób. Georgia rozpaczliwie próbowała ocenić sytuację. Gdyby krzyknęła, Dracy i inni przybiegliby tu w ciągu kilkunastu sekund. Ale jeśli Sellerby wystrzeli z tej odległości, ona umrze. Nie chciała umierać. – Czego chcesz? – spytała przez ściśnięte gardło. – Ciebie, moja kochana Georgio. Zawsze chciałem tylko ciebie. – Byłam zamężna – wyszeptała. Wiedziała, że to nonsens. Serce podchodziło jej do gardła, nie mogła zebrać myśli. Jednak musiał coś wymyślić. – A teraz jesteś wdową. – Wyciągnął przed siebie lewą dłoń. – Chodź, moja ukochana. Przyszedłem, aby cię uwolnić i dać ci wszystko, czego pragnie twoje serce. Pokręciła głową, oniemiała, jednak wciąż próbowała znaleźć drogę ucieczki. Stał przed drzwiami. Okno miała po prawej stronie, lecz zbyt wysoko. Zginęłaby na skutek upadku. – Nie uda się nam uciec – wykrztusiła. Postanowiła udawać, że chce urzeczywistnić jego fantazje, że akceptuje jego chorą miłość. – Cały dom śpi, prawie nikt go nie pilnuje. Łatwo unikniemy strażników, wymkniemy się, wybijając szybę w ozdobnych drzwiach. Chodź, w pobliżu czeka mój koń. Możemy pojechać na wybrzeże, a stamtąd popłynąć statkiem do samego nieba. – Opuścić Anglię? – spytała, aby zyskać na czasie. Zerknęła na portret Dickona stojący przy łóżku. Pomóż mi, kochany.
Sellerby podszedł tam i zdecydowanym ruchem pochwycił miniaturę. – To nie będzie nam potrzebne, prawda? – Z uśmiechem wyrzucił ją przez okno. Zdusiła okrzyk. Gdyby to ona trzymała pistolet, wystrzeliłaby. Odzyskała zimną krew. Sellerby, a raczej Dickon, podsunął jej pewien plan. Podbiegła do okna i spojrzała w dół. – Dlaczego to zrobiłeś? – On nie był ciebie wart. Gdzie chciałabyś zamieszkać? Tylko nie we Francji ani w Świętym Cesarstwie Rzymskim. To za blisko, łatwo nas odnajdą. Może Rosja albo Daleki Wschód. Chciałabyś jechać do Indii? Odwróciła się, zamykając połówkę okna, jakby zła za to, co zrobił. Połówkę z wybitą szybą. – W Indiach jest za gorąco. Ciężko bym to odchorowała. – Więc Ameryka, Północna lub Południowa. – Nie chcę wyjeżdżać z Anglii – powiedziała rozdrażniona, obracając się bokiem do niego. – Są tu wszyscy moi przyjaciele. Nacisnęła dłonią odłamek, starając się nie drgnąć ani nie syknąć, gdy rozcinała sobie skórę. Jednak Sellerby coś zauważył. – Co robisz? – spytał i uniósł pistolet. Ruszył w jej kierunku. Wyrzuciła przed siebie krwawiącą rękę. Zachwiał się i cofnął o krok. – To krew, Sellerby. Krew! – Roztarła ją na froncie swej białej nocnej koszuli. – Tak właśnie wyglądał Dickon, krwawiący prosto z serca. Patrzył na nią zszokowany, ale nie zemdlał! Machnął pistoletem, celując prosto w nią. – Odsuń się od szyby. Przeszła na bok, ściskając skaleczone miejsce, aby nasilić krwawienie, które jednak ustawało. Dlaczego nie wbiła sobie tego szkła głębiej? Dlaczego widok krwi nie podziałał na Sellerby’ego? Przynajmniej zachwiał się i oparł o parapet, aby odzyskać równowagę. Pistolet zaczął drżeć, lecz nadal był wycelowany w jej kierunku. Ale teraz Sellerby wpadł w furię. – Nastawili cię przeciwko mnie! To blask księżyca. Zrozumiała, że wszystko, nawet jej krew, jest widoczne w odcieniach szarości. A więc dopiero pełny kolor na niego zadziała. – Niestety, wobec tego pozostała druga opcja. Zastrzelę cię, a potem zażyję truciznę, którą przyniosłem. Ujrzysz prawdę w drugim życiu. Nie żartował. Zapach! Krew ma charakterystyczny zapach. Gdy wycelował, Georgia rozdrapała ranę, aby wysączyć świeżą krew, podbiegła do niego i wycelowała rękę prosto w jego twarz. Uniósł pistolet, chcąc się osłonić, lecz odepchnęła go pięścią i przycisnęła krwawiącą dłoń do jego nosa. – Nie! – zaczął się krztusić. – Nie… – Tak. Dracy! Ludzie! Ratunku! Sellerby tu jest! Przyciskała do niego rękę coraz mocniej. – Zabiłeś Dickona! – warknęła. – Zabiłeś Dickona… Nie mogła przestać mówić ani przestać go popychać, nawet gdy jęknął i zaczął się cofać. I nagle upadł do tyłu, wyleciał przez otwarte okno. Georgia niemal wypadła razem z nim. W ostatniej chwili złapała skrzydło okna i trzymała się go przerażona, gdy Sellerby uderzył o ziemię z okropnym trzaskiem.
Ktoś ją chwycił, odciągnął od okna. – Co tu się dzieje? Co ty robisz? Skąd ta krew? – Sellerby – jęknęła. – Chyba… go zabiłam. Pociemniało jej w oczach. * Dracy wziął ją w ramiona, a wtedy do pokoju wpadli Torrismonde’owie. – Co się dzieje? – Georgio! Dracy posadził ją na łóżku. – Zajmijcie się nią, sprawdźcie, czy jest ranna. – Podbiegł do okna. – Dobry Boże! Torrismonde stanął tuż obok. – To Sellerby? – Odwrócił się do jednego ze służących. – Ktoś wypadł z okna. Idź zobaczyć, czy nie żyje. Dracy wrócił do łóżka. – Jak to wygląda? – spytał. – Nic jej nie jest – odparła lady Torrismonde. – Ma skaleczoną rękę. Już dochodzi do siebie. Wszystko dobrze, kochanie. Dracy usiadł na łóżku i wziął ją w ramiona. – Spokojnie, kochana. Jesteś już bezpieczna. Patrzyła na niego półprzytomnie. – Zabiłam go. Nie chciałam go zabić! – Nic nie mów. Przytulił ją do piersi, Georgia nie przestawała szeptać. – Czy mogę zostać skazana na śmierć za to zabójstwo? To byłby jeszcze większy skandal, prawda? Hrabina powieszona za zabicie hrabiego. – Nic nie mów – powtórzył. Czuł się bezradny. – Nic takiego się nie wydarzy. – Spojrzał wymownie na lady Torrismonde, ta już sama wiedziała, co zrobić. – Słodka herbata i brandy – powiedziała. – Już biegnę. Wrócił służący. – Nie żyje, milordzie. Nie wiem, kto to jest! – Ja się tym zajmę – powiedział Torrismonde i wyszedł. Georgia oswobodziła się, ciągle w szoku, lecz szybko odzyskiwała siły. – Mój szlafrok… Odszukał go i pomógł jej włożyć. – On naprawdę nie żyje – powiedziała. – Tak. – Chciał ją pocieszyć, przywrócić wiarę w siebie, jednak niepotrzebnie. – Bardzo mnie to cieszy – powiedziała. Uśmiechnął się. – Powinnaś przyjść na maskaradę jako Joanna d’Arc. – Ona tragicznie skończyła swój żywot. À propos kostiumów. Sam się przerósł w tych prostych szatach. Może nie poznałabym go na ulicy, ale tam na dole wyglądał jak połamana kukła. – To nieważne, kochana… – Powiedział, że jeśli zawołam o pomoc, zastrzeli mnie – przyznała. – Myślę, że był gotów to zrobić.
Widok krwi nie zadziałał. Dracy ponownie wziął ją w ramiona. – Próbowałaś odstraszyć go krwią? Kiwnęła głową. – Ale wcale nie zemdlał na jej widok. Wtedy pomyślałam o zapachu… – Teraz nie próbuj nic wyjaśniać, kochana. – Ale muszę opowiedzieć, jak on wypadł. Zdałam sobie sprawę, że krew ma zapach. Przystawiłam mu rękę do nosa i pchnęłam go, a on desperacko próbował uciec. I wypadł tyłem przez okno. Wyrzucił w ten sam sposób Vance’a, więc dobrze mu tak, prawda? – Z pewnością… Wyrwała mu się z objęć i podbiegła do okna. – Proszę, czy ktoś mógłby przynieść tu z powrotem miniaturę Dickona? Nie powinna leżeć tam na dole, obok niego. Dracy wziął ją na ręce i zaniósł do swojego pokoju. W tym momencie nadeszła lady Torrismonde ze słodką herbatą z dodatkiem brandy. Usiadł, trzymając Georgię na kolanach. Podał jej herbatę. – Moja dzielna, kochana. Czy można uwielbiać cię bardziej? – Nie jesteś zły, że go zabiłam? – Należy ci się korona ze złotym wawrzynem. Ubolewam tylko, że tak się przeraziłaś. – Wybacz, że byłam taka głupia. – Wcale nie – odparła Lizzie. – Jesteś bohaterką. Nie wiem, co ja bym w takiej sytuacji zrobiła. – Ale on przyszedł tutaj – powiedziała Georgia, siadając prosto. – Ja ściągnęłam tu zło. Wszędzie, gdzie się pojawię, stwarzam zagrożenie. – To jeden mężczyzna zagroził twemu życiu – stwierdził Dracy – a ty go pokonałaś. Teraz już nikogo nie skrzywdzi. Napij się herbaty. Posłuchała i nieco się odprężyła. – Znowu zostanę bohaterką skandalu – powiedziała. – On wypadł z mojego okna. – Zajmiemy się wszystkim, jak można najlepiej. Teraz nie martw się o to. Dzisiaj będziesz spać tutaj – powiedział, spoglądając wyzywająco na lady Torrismonde. – Ze mną. Georgia zdobyła się na lekki uśmiech. – Dziękuję ci. Nie chcę być sama. * Georgia obudziła się ze świadomością, że ktoś jest w jej łóżku, ale czuła się komfortowo i bezpiecznie. Gdy otworzyła oczy i uniosła głowę, ujrzała leżącego obok mężczyznę z blizną na twarzy. Spokojnie spał. Rozpoznała go, zanim go zobaczyła. Po chwili przypomniała sobie przerażające obrazy sprzed kilku godzin, ale nie bała się, gdyż teraz była z nim. Jej obrońca, jej ostoja. Uśmiechnęła się. Nie powinna się cieszyć ze śmierci, nawet ze śmierci kogoś złego, mimo to odczuwała radość. Sellerby umarł, więc nie musiała się obawiać, że skrzywdzi kogoś, kogo kochała. Wyciągnęła rękę, aby go dotknąć, lecz się zawahała. Nie chciała przeszkadzać śpiącemu, jednak położyła dłoń na jego ciepłym ramieniu, okrytym jedynie płócienna koszulą. Zamrugał i obudził się, uśmiechnięty, lecz zaniepokojony spojrzał na jej twarz.
– Nic mi nie jest – powiedziała. – Nie czuję się… zagrożona. Uśmiechnął się szerzej, ujął jej dłoń, by ją pocałować. Przesuwał ustami, potem wzdłuż rękawa coraz wyżej, po ramieniu, aż do odkrytej szyi. Przeciągnęła się lekko, a on muskał ustami jej ucho i jego okolicę, wywołując w niej rozkoszny dreszcz. – Tutaj nie będziemy robić nic więcej, moja słodka – wyszeptał. Zerknęła na niego. – Nie? – Mam nadzieję, że czekają nas tysiące poranków i tysiące nocy… – Czas grzeszenia. – Każdy czas jest dobry na grzeszenie i przyjemności. Ale to miejsce nie jest idealne, nie na nasze pierwsze pełne odkrywanie siebie. Wstańmy, zobaczmy pierwszy ranek naszych wspólnych dni. Pocałowała go, nienasycona. Wiedziała, że miał rację. Przyjdzie na to odpowiedni, specjalny czas, taki tylko dla nich. Wciąż dużo się działo, na pewno trzeba będzie odpowiedzieć na dziesiątki pytań, no i musiała obejrzeć Dracy Manor. – Chodź ze mną do mojego pokoju – powiedziała. – Muszę znaleźć sobie ubranie. – Oczywiście. Przy okazji zademonstruję ci moje umiejętności w wiązaniu tasiemek gorsetu. Trzepnęła go żartobliwie w ramię i ruszyła przodem. Na pewno potrafił je wiązać równie dobrze jak Jane. Lecz Jane nie była w stanie dodać temu pikanterii pocałunkami, delikatnymi i stanowczymi, lekkim podgryzaniem wrażliwych miejsc. Gdy skończył, odepchnęła go, cała rozgrzana, drżąca, podniecona. – Ubierz się. Teraz już sama sobie poradzę. – Na pewno? – Tak, ale ostrzegam cię, lordzie Dracy, że nie odprawię Jane, gdy przeprowadzę się do twojej ruiny!
Rozdział 36 Najpierw wrócili do Londynu, aby wyjaśnić wszystko jej rodzicom, którzy usłyszeli całą prawdę, a potem śledczym, którzy usłyszeli prawie całą prawdę. Georgia niechętnie zeznawała w pomieszczeniu pełnym ludzi ze wszystkich posterunków policyjnych, ciekawych szczegółów historii znanej teraz jako skandal Maybury. Wieczorem opisała to w liście do Lizzie. Kochana Lizzie To było okropne. Tylu ludzi, a wszyscy się na mnie gapili, no i to gorąco i smród. Bałam się, że zasłabnę. Może zrobiłoby to dobre wrażenie, ale byłam zbyt dumna na to. Doskonale rozumiem, że nie mogłaś przyjechać, gdyż Twój mąż nie chciał cię wplątywać w sprawę. Nie martw się. Miałam na miejscu wielu innych przyjaciół, którzy mnie wspierali, a wśród nich byli Diana Rothgar z mężem, co zrobiło wielkie wrażenie. Pomogło mi również to, że kilka dni wcześniej lord Mansfield upublicznił zawartość listu Vance’a. Teraz towarzystwo ma nową pożywkę i nie zostawia suchej nitki na reputacji Sellerby’ego, a mnie postrzega w większości jako niewinną ofiarę szaleńca, nie jako ladacznicę i wspólniczkę zbrodni. Czy to nie dziwne, że świat łatwiej uwierzył, iż byłam nałożnicą Vance’a niż Sellerby’ego? Wszystko jedno, odtworzenie wydarzeń tamtej nocy było trudne, zwłaszcza że, jak twierdzi Dracy, nie potrafię kłamać. Wszyscy mówili mi, że najlepiej nie przyznawać się do ataku, więc próbowałam tego uniknąć. Z łatwością opisałam swoje przerażenie, gdy stanęłam w obliczu śmierci, ale zeznałam, że rana cięta na mojej dłoni wynikła przypadkiem. Reakcja Sellerby’ego na krew jest powszechnie znana, nikomu też nie przyszło do głowy, że blask księżyca mógł zmienić barwę krwi, tak więc nie było potrzeby wspominać o zapachu. Koroner przyjął wersję, że ogarnięty paniką Sellerby oderwał się ode mnie i wypadł przez okno, na pewną śmierć. Ława przysięgłych wydała werdykt, że była ona rezultatem wypadku, do którego przyczyniło się szaleństwo ofiary. Zatem sprawa jest zakończona. Dracy nalega, aby ponownie zbadać okoliczności śmierci Vance’a, w ten sposób można będzie stwierdzić, że został zamordowany, a jego kości ponownie pochować. Nadal nie mam w sobie pozytywnych odczuć wobec tego człowieka, ale nie protestuję. Perry nie może sobie darować, że Sellerby wymknął mu się w Londynie, gdyż był śledzony, poza tym nie przewidział, że tamten może ubrać się w tak poślednie szaty. Myślę sobie, że taki blamaż dobrze mu zrobi, zazwyczaj jest nieznośnie pewny siebie i nieomylny. Jutro spełnię ostatni warunek Dracy’ego i pojadę do jego majątku, co pewnie zajmie ze cztery dni. Cztery dni drogi od miasta! Kiedyś nie zniosłabym tego, nawet teraz truchleję na samą myśl. Wiem, że stan dworu nie zniechęci mnie do Dracy’ego, ale następny list wyślę ci już stamtąd, z pełnym opisem tej ruiny i błaganiem o pomoc w rozwiązaniu miliona koszmarnych problemów. Twoja przerażona przyjaciółka, Georgia Georgia wolałaby, aby matka nie towarzyszyła im w podróży do Devon jako przyzwoitka, ale w tej sytuacji wszystko musiało odbywać się zgodnie z obyczajem. Obecność matki oznaczała, że musieli jechać jak na arystokrację przystało, a więc w berlince, za którą
podążały dwa powozy pełne służących, pościeli i innych udogodnień. Wokół orszaku podążało sześciu konnych jako eskorta. Miło podróżować tą samą karetą co Dracy, jednak nie było warunków do rozmowy. Wieczorem, po kolacji, Georgia odchodziła do sypialni, którą dzieliła z matką i dwiema służącymi. – Równie dobrze mogłabym mieszkać w klasztorze – szepnęła do Dracy’ego, gdy któregoś dnia pomagał jej wsiąść do karety. Przytrzymał jej dłoń na tyle długo, by ją ucałować. – Wiesz, że dla wielu mężczyzn zakonnice są bardzo podniecające. – A dla ciebie? – Gdybyś zakonnicą była ty… Takie drobne rozmówki wzmagały jej uczucie i pożądanie. Nie mogła się doczekać celu podróży, aby ta ciężka próba wreszcie dobiegła końca. Lecz gdy dotarli na miejsce, musiała ukrywać uczucia. Dracy mówił prawdę, gdy twierdził, że jego majątek to nie Brookhaven, nie pomogło również to, że ostatnie pół dnia jechali w ulewnym deszczu. Przed domem nie było zadaszonego podjazdu, więc musieli brnąć przez błoto, aby dostać się do środka. Matka natychmiast zażądała pokoju, ognia w kominku i suchych ubrań, a Georgia rozejrzała się, zastanawiając, czy cokolwiek z tego jest tu dostępne. Ściany były brudne, okopcone sadzą, niektóre plamy wyglądały jak pleśń. Wzdrygnęła się, czując w powietrzu wilgoć i nieprzyjemną woń. Wokół nich kręciło się dwoje służących, przerażona dziewczyna i przygarbiony starzec. Odwróciła się do Dracy’ego. Na jego twarzy widoczna była ujmująca obawa. Uśmiechnęła się szczerze. – Zawsze lubiłam zajmować się domami, ulepszać je. I takie wyzwanie sprawiało mi ogromną przyjemność. Zaśmiał się. – Zatem z dumą prezentuję ci kolejne. – Gdzie mój pokój? – spytała matka ze złowieszczą miną. – Najchętniej przeniosłabym się do zajazdu, ale nie widziałam takowego przez ostatnią godzinę podróży, a w taką pogodę nie mam ochoty wychodzić z domu. – Błagam pokornie o wybaczenie, milady – zapiszczała służąca. – W najlepszych sypialniach są czynne kominki. Zadbała o to pani Knowlton. Georgia spojrzała na Dracy’ego. – To gospodyni? – Przyjaciółka. Zawiadomiłem listownie o naszym przyjeździe. Nie spodobała się jej myśl o przyjaciółce, ale tymczasem matka ruszyła już na górę w otoczeniu służby, więc udała się jej śladem. Zobaczyła na ścianach jaśniejsze ślady po obrazach, kątem oka spostrzegła uciekającą mysz. Kot. A może kilka kotów. Pokój przeznaczony dla matki okazał się w lepszym stanie, niż Georgia oczekiwała. Woń stęchlizny została niemal całkowicie zamaskowana przez potpourri, w kominku wesoło płonął ogień, nie dymiąc do wnętrza. Chociaż ściany były równie brudne jak w innych częściach domu, nie wyczuła wilgoci, może za sprawą ognia. Płonący kominek w lecie – to wiele wyjaśniało. Szybko sprawdziła pościel, lecz była sucha. – Myślę, że będzie ci tu wygodnie – powiedziała. Matka prychnęła.
– Mam duże wątpliwości. Dracy, niechże pan idzie sprawdzić, czy jest gorący poncz, abym mogła rozgrzać stare kości, a także coś na ząb. Georgio, zostaniesz ze mną. Chciała zaprotestować, lecz nie mogła zignorować nauczki z przeszłości. Gdy tylko zostały same, powiedziała: – Mamo, zaplanowaliście moje małżeństwo z Dracym. – Nie zdawałam sobie sprawy, jakie poświęcenie się z tym wiąże. – Wytrzymam to. Ja go kocham. – Zawsze sprawiałaś trudności. Udało się nam uratować twoją reputację. Więc nie ma potrzeby, aby to ciągnąć. – Wskazała zamaszystym gestem pokój i cały dom. – Matko, przebiegłą intrygą przeznaczyłaś mnie na żonę dla Dracy’ego, a to wszystko ze względu na konia! Tak, wiem, myślałaś, że to będzie dla mnie najlepsze, ale dla ciebie byłam tylko pionkiem. Ale już nim nie jestem. Mam swoje pieniądze, jestem panią swego losu i zamierzam wyjść za lorda Dracy’ego i zamieszkać w tym domu. Matka patrzyła na Georgię, tak jakby zaraz miała wybuchnąć. Właśnie w tym momencie do pokoju weszła Agatha, pokojówka matki. Cała matczyna złość skierowała się przeciwko niej. – Jesteś wreszcie! Ściągnij ze mnie te mokre szmaty, zanim dostanę febry. Idź stąd, Georgio. Powiem wprost: drażnisz mnie. Uciekła na korytarz, gdzie czekał Dracy. Ciekawe, ile usłyszał. – Zaprowadzę cię do twojego pokoju – powiedział. – Przygotowałbym go lepiej, gdyby nie brak czasu. Poprowadził ją korytarzem do sypialni, również ogrzanej ogniem z kominka. W ceramicznym wazonie stały kwiaty. Czyżby znowu lady Knowlton? – Wygląda znośnie – powiedziała, ignorując wygryzione przez mole dziury w zasłonach oraz poplamiony tynk na suficie. Kiedy przesunęła palcem po parapecie, okazało się, że jest mokry. – Jeszcze nie udało mi się wszystkiego naprawić – powiedział. – Czy dach jest szczelny? – W większości tak. – Widzę, że na pewno te moje dwanaście tysięcy bardzo się tu przyda. – To był jego dom, lecz tym samym również jej. – Spędziłeś tu dużo czasu w dzieciństwie. Jak wtedy było? – Przyjemnie. Dom nie był elegancki, ale za to uroczy. – Więc znowu sprawimy, że będzie przytulny. Naprawdę – dodała, bo po jego minie uznała, że ma co do tego wątpliwości. – Nie widzę odpadającego tynku, więc po naprawie dachu wystarczy malowanie, a odnowienie boazerii w holu wejściowym przywróci jej dawną świetność. Gdzie jest twój pokój? – Masz grzeszne zamiary, co? – spytał. Na widok jego oczu poczuła falę gorąca. Miała nadzieję, że zdała ten ostatni test, zwłaszcza że już planowała prace renowacyjne. – Czy cokolwiek między nami w ogóle może być grzeszne? – spytała. – Lubię wyzwania – odparł. Zabrał ją na koniec korytarza i otworzył przed nią szeroko drzwi. – Komnata baronostwa Dracych! Była duża, a kiedyś, może sto lub dwieście lat temu, wspaniała i majestatyczna. Tu również ściany wyłożono boazerią, zobaczyła też ogromny kominek wykuty w kamieniu. Jednak najbardziej okazałe było łóżko z rzeźbionego dębowego drewna. Miało blisko dwa metry szerokości. – Można się w nim świetnie obracać na wszystkie strony – powiedział. Spojrzeli po sobie, lecz w tym momencie usłyszeli krzyk matki. – Georgio? Gdzie jesteś? Chodźże tutaj. Skrzywiła się, ale posłusznie wykonała polecenie.
– Siadaj – powiedziała matka. – Jedz. Deszcz przestał padać, zostało nam jeszcze kilka godzin dnia. Możemy dokonać pierwszej inspekcji ogrodu. Musi tu być coś, co daje nadzieję na przyszłość. Georgia spojrzała przepraszająco na Dracy’ego, który uśmiechnął się i wyszedł. Wkrótce matka kazała sobie przynieść wysokie drewniaki, nie chciała ubrudzić błotem lekkich pantofelków i sukni. Dracy zjawił się, aby im towarzyszyć. – Wysokie buty – powiedziała cicho Georgia. – Jeśli mam tu mieszkać, muszę sobie sprawić wysokie buty. – Pewnie ustanowisz nową modę. – Nie tutaj. Mam tylko nadzieję, że nikt nie zobaczy mnie w tym otoczeniu. – Mimo to uśmiechnęła się. Gdy zobaczyła, jakie wyzwanie jest przed nią, zapragnęła podjąć je jak najszybciej. Po uważnych oględzinach okazało się, że murowany dom sprawia solidne wrażenie. Większość bluszczu można było ściągnąć ze ścian, zwłaszcza nad oknami, zamiast niego dałoby się tamtędy puścić kwitnące rośliny. Podjazd wymagał żwiru, należało też zbudować osłonę dla podjeżdżających powozów, ale wszystko w swoim czasie. – Widzę owce na łące – powiedziała. – Dlaczego nie ma ich więcej? – Nie miałem na to czasu. – Ale trwoniłeś go na konne wyścigi. – Tego akurat nie żałuję – odparł. Nie mogła się powstrzymać i pocałowała go. – Oprócz tego – dodał – Carta wygrała dla mnie sporo pieniędzy. Żywa gotówka do ręki. Matka Georgii szła przed nimi, rozglądając się i rzucała sugestie, z których większość była nierealistyczna, wiązała się z poniesieniem zbyt wielkich kosztów. Georgia nie protestowała. – Musimy mieć staw. – W tej chwili groziłby wylaniem – odpowiedział. – Nie gdyby został odpowiednio zbudowany. Obiecałeś mi bitwę morską, drogi panie. – Nie ma tu dwudziestu służących. Zastanowiła się. – Myślisz, że udałoby się znaleźć dwadzieścioro chętnych dzieci z tutejszej wsi? A właśnie, gdzie jest najbliższa wieś? – Crux Dracy? Około mili za tym długim zagajnikiem. W tamtą stronę. Co do tamtej kwestii, owszem, myślę, że dałoby się znaleźć chętne dzieci. Gdy już będziemy mieli nasz staw. „Nasz” było cudownym słowem, zwłaszcza że w tym właśnie momencie słońce zaczynało przebijać się przez chmury. Obeszli przydomowy warzywniak otoczony murem, tu fasola wspinała się na tyczki, pośród innych warzyw rosła dorodna kapusta. – To się da łatwo przywrócić do pełnej produkcji – powiedziała matka, a Georgia podzielała jej zdanie. Tylko trzecia część ogrodu była wykorzystana, ale sprawiał wrażenie dobrze utrzymanego. – Mój kuzyn zostawił tu niewiele służby, która nie widziała powodu, aby uprawiać warzywa – powiedział Dracy. – Zapewne zabierali nadwyżki dla swoich rodzin, może nawet sprzedawali. Nie pytałem. Usłyszawszy to, matka Georgii pociągnęła nosem i poszła dalej, by obejrzeć bardziej zaniedbaną część, gdzie rosły zioła. – Chodź obejrzeć stajnie – zaproponował Dracy. – Bardziej interesują mnie sady. Będziemy musieli zapewnić sobie tyle pożywienia z własnej ziemi, ile się da. W jakim stanie jest gospodarstwo przy dworze?
– Później. Chodź do stajni. Poszła, nie stawiając oporu. – Dach stajni wygląda na solidny – powiedziała, gdy znaleźli się bliżej. – I nowy. – Był w najgorszym stanie. Ale skoro Carta rokowała tak wielkie nadzieje… – Czy jesteś tak desperacko związany ze stajnią wyścigową? – spytała. – Nie sądzę, byśmy mogli sobie na to pozwolić, poza tym nie chcę, aby mój mąż często wyjeżdżał na wyścigi. – Jesteś bardzo wymagająca, prawda? Poczuła lekki niepokój, obawę, że z tego powodu mogłaby to wszystko zniszczyć, zniweczyć swoje marzenia. – Tak, chcę dać z siebie wszystko dla Dracy Manor, ale dla nas obojga. Musimy być w tym razem. – Niczego innego nie pragnę. Oto i Carta, tam na polu. Uśmiechnęła się na widok czarnej klaczy. – Nasz Kupidyn. Bez niej moglibyśmy się nie odnaleźć w ciemności. – Może nadam jej nowe imię. Albo nazwę tak jej pierwszego źrebaka. Ale nie, masz rację w kwestii stajni. Może poświęciłem się jej, bo naprawa wydawała się możliwa, a jeśli chodzi o dwór i resztę majątku, przerastały mnie. Ale to minęło, gdy mam cię u boku. Wtuliła się w niego. – To wielkie wyzwanie, ale już widzę, jak to będzie wyglądało. Pokryty patyną czasu dom pośród kwitnących ogrodów, dobrze osuszona ziemia i bogate plony. – Naprawdę mogłabyś tu mieszkać większą część czasu? – spytał. – O ile bylibyśmy razem. – Mam pomysł. Carta jest zbyt dobra, aby ją tu trzymać. Jak myślisz, ile twój ojciec gotów byłby za nią zapłacić? Uśmiechnęła się. – Przy odpowiedniej perswazji bardzo dużo. Zbliżyli się i zwarli w krótkim pocałunku. Nie mogli spełniać swej miłości w błotnistych ogrodach, choć Georgia tęskniła, aby być z nim jak najbliżej, aby mogli spędzać czas w objęciach. – Torrismonde miał ciekawy pomysł – powiedział, biorąc ją za rękę. Wolno ruszyli dalej. – Chodzi o mieszkanie w mieście. – Tak? – Będę musiał spędzić tam trochę czasu zimą podczas prac parlamentu. Co byś powiedziała na zamieszkanie w domu twojego ojca? – Co takiego?! – krzyknęła w odruchu protestu. – Zastanów się, kochana. Nie będziemy ponosić prawie żadnych wydatków, inaczej nie moglibyśmy pozwolić sobie na elegancki dom. Nic chciałabyś mieszkać w ciasnym pokoiku na trzecim piętrze. Może twoi rodzice oddaliby nam do dyspozycji kilka pokoi, gdzie moglibyśmy zaznać nieco prywatności. – Niech cię diabli, Dracy, piętrzysz przede mną coraz większe trudności! – Jednak zmusiła się, by przemyśleć tę koncepcję. – Nie zaprzeczę, że będzie mi brakować mojego ślicznego domku w londyńskim Mayfair, ale byłoby niedorzeczne utrzymywać go tylko po to, aby z niego korzystać przez kilka tygodni w roku. Wobec tego poproszę rodziców o wydzielenie nam apartamentu, lecz jeśli to jest najgorsze, co może mnie spotkać, będę święta. Już jestem święta – dodała. Znowu zaczęli się całować. Zdała sobie sprawę, że uwielbia te krótkie pocałunki, przywodzące na myśl łyczki nektaru. Nektaru, którego już wkrótce napiją się razem aż do upojenia. Wzięła go pod rękę, powoli skierowali się z powrotem do domu. – Więc będziemy tu ciężko pracować od wiosny do jesieni, a zimą zaznamy życia w mieście. A może
od czasu do czasu moglibyśmy pojechać w inne miejsca? Bath nie jest aż tak daleko. – Bath nie jest daleko – zgodził się. – Chodź, nie zauważyłaś czegoś w ogrodzie. Pociągnął ją z powrotem do warzywniaka przy domu, do zaniedbanej grządki koło muru. Jedna jej część została przekopana, a w niej… – Wonny tytoń! – krzyknęła. – Jak ci się to udało? – Po balu poprosiłem lady Thretford o te roślinki. Nie wiedziałem, czy przeżyją podróż, ale się przyjęły. Mają nawet kilka kwiatków. – Uśmiechnęła się do niego, lecz nie zdążyła nic powiedzieć, bo jeszcze nie dopuścił jej do głosu. – Są celowo posadzone pod oknami mojej sypialni. Gdybyś chciała odwiedzić mnie dziś w nocy, może uda ci się powąchać ich aromat. * Tej nocy przyszła do jego pokoju. Czekał na nią, tym razem w prostym, wełnianym szlafroku. Ona miała na sobie ładną, nową nocną koszulę i swój zielony szlafrok. – Wydaje się, że tak dużo czasu minęło – powiedziała. – Cała wieczność – oznajmił, biorąc ją w ramiona i całując, całując raz po raz. Mogłaby tak całować się bez końca, ale tej nocy chciała czegoś więcej. Odepchnęła go lekko i zrzuciła jedwabny szlafrok. Powoli rozpięła guziki. Rozpiął swój szlafrok, nie odwracając od niej wzroku. Powoli, prowokująco uniosła dół nocnej koszuli. Zdjął swój szlafrok, rzucił go na bok, zupełnie nagi. – Zamierzasz tak stać całą noc? – spytał. – Nie mam nic przeciwko temu. Przed nami cała noc. Jeśli ktoś nas tak zobaczy, co najwyżej zmuszą nas do małżeństwa. Roześmiała się, zdjęła koszulę i rzuciła na bok, tak jak on. – Dziś nie mam pudru we włosach. – Bogu niech będą dzięki. – Wsunął dłonie w jej włosy, uniósł, po chwili pozwolił im opaść. – Mienią się w blasku świecy. – Wtedy bałam się o puder – powiedziała. – Że ktoś ze służby wszystkiego się domyśli. – Wszystko wyczyściłem, chociaż kusiło mnie. – Kusiło cię? – By to zostawić, skompromitować cię. Zmusić do bycia ze mną. – Ale tego nie zrobiłeś – powiedziała wzruszona. – Jesteś najwspanialszym mężczyzną na świecie. – Stanęła na palcach, żeby pocałować go w policzek z blizną. – Chcę, abyś wziął mnie do swojego łóżka, chcę być twoja. Pieścił jej pierś, nagle zatrzymał dłoń. – Dlaczego? – Kiedyś rozważałam, aby iść do łóżka z wybranym mężczyzną jeszcze przed ślubem, bo gdybym nie została brzemienna, mogłabym go porzucić. Nie chciałabym znowu sprawić zawodu. Pokręcił głową. – Wątpię, czy mogłabyś to zrobić, kochana, poza tym już ci mówiłem, że jeśli nie będziemy mieć dzieci, nie będę się skarżył. Położyła dłoń na jego piersi. – Więc i tak nie zrobi to różnicy. Nie uciekniesz mi już, lordzie Dracy, będziesz moim mężem, więc bierz mnie teraz. Uczyń mnie twoją, tak do końca twoją. Tak też zrobił, z całą swoją wprawą, która dla Georgii była perfekcją. Pieścił ją do szczytów
namiętności, gdy ona poznawała jego wspaniałe ciało, w końcu wszedł w nią głęboko, powoli, delikatnie, słodko, aż wyprężyła się w rozkoszy, wstrzymując oddech. Poruszając się, całował ją, panował nad nią, równym rytmem poprowadził ją ku szczytom namiętności, jakich razem dotychczas nie zaznali. Wgryzła się w jego słoną skórę, by zdusić okrzyki rozkoszy, gdy jej ciałem wstrząsnęło zaspokojenie, a za chwilę opadła złączona z nim w pocałunku, bezwładna i spełniona. W końcu odzyskała mowę, tylko co miała powiedzieć? – Kocham cię – wyszeptała namiętnie w jego wilgotną skórę. – Kocham leżeć tak z tobą, przytulona do ciebie, bezpieczna, gdy wiem, że nic mi nie grozi. Czy już ci mówiłam, że jesteś dla mnie ostoją? – Wolałbym, abyś czuła się wolna, Georgio, zamiast być u mnie na łańcuchu. Uwielbiam cię – powiedział, całując jej włosy – i kocham być z tobą w łóżku tak bardzo, że aż boję się, iż nasz dom zawali się nam na nasze zamroczone miłością głowy. Zaśmiała się, przywierając do niego jeszcze mocniej, wdychając zapach jeszcze słodszy i bardziej magiczny niż ten, którym pachniał wonny tytoń. – A niech się zawali! K O N I E C
@kasiul