PROLOG
Stojąc przed komputerem, nie odrywa wzroku od monitora. Próbuje wczuć się w rytm muzyki i śledzić jednocześnie...
7 downloads
7 Views
2MB Size
PROLOG
Stojąc przed komputerem, nie odrywa wzroku od monitora. Próbuje wczuć się w rytm muzyki i śledzić jednocześnie ruchy sióstr Cimorelli. Marina zawsze lubiła tańczyć. I śpiewać. Uwielbia to. Zamyka oczy, daje się ponieść muzyce i, ile tchu w płucach, wyśpiewuje refren piosenki Milion Bucks, który zna już na pamięć. – You and me is more than enough… ‘Cause you make me feel like a milion bucks! Kładzie dłonie na biodrach i tanecznym krokiem przemieszcza się w prawo, by znaleźć się naprzeciw wielkiego lustra. Zatrzymuje się przed nim i wpatruje się we własne odbicie. Bawi się chwilę swymi długimi blond włosami. Wdzięczy się, przechylając głowę to w lewo, to w prawo. – Lustereczko, powiedz przecie… kto jest największym pasztetem na świecie? Dziewczyna obraca się na pięcie i patrzy na stojącego w progu, niewiele od niej młodszego chłopaka z irokezem. Daniel nabija się z niej z paskudnym wyrazem twarzy i z palcem wystawionym w obraźliwym geście. Uśmiecha się ironicznie, nieprzyjemnie. – Kto ci pozwolił wchodzić do mojego pokoju?! – Nikt. Nie potrzebuję pozwolenia. – A właśnie, że potrzebujesz! – Mieszkam tu i mogę robić, co chcę. – Nie w moim pokoju. – To nie jest twój dom. – Ale pokój jest mój. – Wiesz, że to nieprawda. Marina, wściekła, rusza w stronę bezczelnego intruza. Próbuje zamknąć drzwi, lecz on uniemożliwia jej to, wsuwając w nie stopę. – Ty idioto! Wynoś się z mojego pokoju! – To nie jest twój dom! – Tak samo mój jak i twój. – Dobrze wiesz, że to nieprawda. – Właśnie, że prawda! – Ale ty jesteś tępa. Poszukaj sobie innego domu i innych rodziców! Przybłędo! Marina traci cierpliwość: parska, rzuca się do przodu i z całych sił napiera na drzwi. Chłopak wysuwa stopę, zapomina jednak o dłoni, która zostaje przytrzaśnięta między drzwiami a futryną. Ryk bólu jest rozdzierający. Przerażona dziewczyna natychmiast otwiera drzwi. – Co tu się dzieje? Carmen, wysoka ciemnowłosa kobieta, zaalarmowana wrzaskiem i całym tym zamieszaniem, pojawia się, wycierając ręce w kwiecisty fartuszek. Od razu spostrzega opuchniętą dłoń Daniela, który, zbolały, sam nie wie, co z nią zrobić. Palce mu drżą. – Prze… przepraszam. Ale on… mi dokuczał. – To boli! – Czy wy chcecie mnie wykończyć? – pyta kobieta, przytrzymując delikatnie dłoń chłopaka. – Co ci się słało? Jak tyś to sobie zrobił? – Przytrzasnęła mnie drzwiami! – Co takiego? – To było… niechcący – tłumaczy się Marina, blada jak ściana. – Kłamie! Zrobiłaś to specjalnie. – Naprawdę, nie mam już do was siły.
– Ja nic nie zrobiłem! To wina tej przybłędy! – Nie mów tak o swojej siostrze! – Dlaczego? Przecież to adoptowana przybłęda! Carmen kręci głową. Im starsze są jej dzieci, tym bardziej napięte stają się stosunki między nimi. Nigdy jednak nie przypuszczała, że sprawy zajdą aż tak daleko. Nie mogą się wzajemnie ścierpieć. Ściśle rzecz biorąc, to Daniel nie cierpi Mariny. I to już od dłuższego czasu. Marina zresztą też nie może znieść Daniela i ciągłego braku szacunku z jego strony. – Trzeba jechać do lekarza. Niech to obejrzy. – Ani mi się śni jechać do lekarza. – Jasne, że pojedziesz! To zaczyna wyglądać coraz gorzej! – Boże! Wszystko przez tę skończoną kretynkę! – Daniel! Dość tego! Natychmiast przestać obrażać swoją siostrę! – Po co ty się w ogóle urodziłaś?! – Daniel! Marina czuje, że zaraz pęknie jej serce. Nie jest jednak w stanie zareagować. Z zaczerwienionymi, szklistymi oczami siada bez słowa na łóżku. Krzyżuje ramiona i wbija wzrok w podłogę. Dłużej już tego nie wytrzyma. Tymczasem wciąż docierają do niej wyzwiska brata i protesty usiłującej go uciszyć matki. Czy to jej wina, że biologiczni rodzice jej nie chcieli? Nikt jej nie chce; nikt jej nie kocha. Czuje się kompletnie odtrącona. Zrobiła, co mogła, żeby przeżyć. Żeby wszystko było w porządku. Zrobiła wszystko, co tylko się dało. Wszystko. Ale… – Głupia przybłędo! Zobacz, jak przez ciebie wygląda moja ręka! – Albo przestaniesz się tak zwracać do siostry, albo…! Marina, rozgoryczona, podnosi się z łóżka i rzuca się biegiem w stronę balkonu. Jest zamknięty, ale w tym momencie nie ma to dla niej żadnego znaczenia. W chwili zderzenia cienka szyba, która dzieliła ją od czyhającej poza krawędzią balkonu pustki, tłucze się w drobny mak. Cała ta scena, choć wygląda jak z filmu, dzieje się naprawdę. Ciało Mariny spada i ląduje na chodniku przy ulicy, przy której dziewczyna mieszka, a za nim podąża przerażone spojrzenie kobiety, która zdecydowała kiedyś, że ta mała blondyneczka o zielonych oczach zostanie jej córką.
CZWARTEK
ROZDZIAŁ 1
– Pocałujesz mnie? – A gdzie? – Zaskocz mnie. Raúl uśmiecha się, odgarnia jej włosy i pochyla się nad Valerią, zbliżając wargi do jej szyi. Delikatnie muska jej skórę, składając upragniony pocałunek. – I jak? – pyta, odchylając się do tyłu, żeby zajrzeć jej w oczy. – W porządku. Nie najgorzej, ale… – Ale co? – Bywało lepiej. – Ach tak? – Tak. – Dużo lepiej? – Hm. Tak… Zdecydowanie tak. Chłopak marszczy brwi i poważnieje. Wyzwanie. Lubi wyzwania. Ponownie przysuwa się do swojej dziewczyny, ale tym razem koncentruje się na jej ustach. W jego pocałunku siła miesza się ze słodyczą. Valerii aż zapiera dech. Zamyka oczy i daje się ponieść. Mijają sekundy, mija ponad minuta. Wreszcie, ledwie przytomna, uwalnia się od chłopaka, chciwie łapiąc powietrze. – A teraz? Lepiej? – Wow. – To chyba znaczy, że ci się podobało, prawda? – Jakbyś zgadł. – Wejdzie do pierwszej dziesiątki? – Hm. Do pierwszej dziesiątki. – Serio? – Myślę, że tak. – No proszę, naprawdę musiało być świetnie, żebyś to przyznała. – O co ci chodzi? – O nic. Po prostu nie lubisz przyznawać mi racji. – Nieprawda! – Prawda, prawda. – Nazywasz mnie uparciuchem? – Oboje nimi jesteśmy, czyż nie? Valeria mlaska z niesmakiem, ale zaraz uśmiecha się i daje chłopakowi buziaka. – Tym pocałunkiem z pierwszej dziesiątki zasłużyłeś sobie na nagrodę – mówi rozbawiona i delikatnie stuka go palcem w nos. Wstaje z sofy, na której siedzieli, i kieruje się do kuchni. Raúl obserwuje ją, zaintrygowany. Co też ona znowu wymyśliła? Kocha ją. Coraz bardziej. Nawet jeżeli… Tak, bardzo ją kocha. W ciągu tych ponad czterech miesięcy dużo razem przeżyli. Mieli wzloty i upadki, były momenty euforii i kilka kryzysów. Nawet parę razy mieli to już zakończyć. Tymczasem jednak ich związek wciąż się rozwija i każdy dzień oznacza kolejny krok naprzód, kolejne nowe doświadczenie. A jednak nie wszystko jest tak, jak mogłoby się wydawać. – Po co ci ten fartuszek? – pyta, zdziwiony, na widok wracającej z kuchni Valerii. – I miska? – Upiekę ci ciasto. – Przecież ty nie umiesz piec ciasta. – Jak to nie? Ha! Zupełnie we mnie nie wierzysz.
– Nie to, żebym nie wierzył, tylko… Ale Valeria nawet nie zamierza go słuchać. Udając obrażoną, wraca pospiesznie do kuchni, specjalnie głośno przy tym tupiąc. Ile razy on już to widział? Bawią go te jej fochy, czasem prawdziwe, czasem udawane. Kiedy rumienią jej się policzki, znów przypomina tamtą nieśmiałą dziewczynkę, którą poznał jakiś czas temu, gdy miała czternaście lat i nie była w stanie wydusić z siebie słowa, kiedy ją o coś pytał, a za każdym razem, gdy szukał jej wzroku, odwracała się zmieszana. Od tamtego czasu sporo się zmieniło. Teraz to dzięki tej dziewczynie czuje, że żyje, to z nią dzieli radości i niepokoje. Bywa nieznośna, ale zrobiłby dla niej wszystko. Tylko z nią jedną do tej pory uprawiał seks i do niej jednej wzdycha dniem i nocą. Muza, której od tak dawna poszukiwał i która pojawiła się wreszcie jego życiu. Raúl wstaje z sofy i dołącza do Valerii w kuchni. Dziewczyna trzyma właśnie w rękach książkę kucharską. – Może być czekoladowe? – pyta na jego widok. – Moja mama ma tutaj czekoladę, którą daje do ciast do kawiarni. – Dobra. Niech będzie. – Nie, powiedz, powiedz, jakie chcesz ciasto? Mogę zrobić jakieś inne, jeśli wolisz. – Czekoladowe brzmi super. – To świetnie – stwierdza zdecydowanym tonem Valeria. – Zobaczmy… Od czego powinnam zacząć? Raúl podchodzi do dziewczyny i wkłada jej do ręki swój BlackBerry. – To może zadzwonisz do kawiarni? – Głupek! – woła Valeria i zwraca mu smartfon. – Mam zamiar zrobić domowe ciasto czekoladowe. I będzie to… najlepsze ciasto, jakie w życiu jadłeś! Chłopak wzrusza ramionami i siada na niewielkim kuchennym blacie. Obserwuje, jak Valeria wlewa do miski mleko, dodaje cukier, czekoladę, masło i miesza wszystko drewnianą łyżką. Następnie przelewa zawartość miski do garnka, który stawia na wolnym ogniu i znów zaczyna mieszać. – Nieźle ci idzie. – Oczywiście. A co myślałeś? – No dobrze, ale to dopiero początek. Nie bądź taka pewna siebie. Temu czemuś sporo jeszcze brakuje do ciasta. – Pomału. Tutaj piszą, że to zajmie godzinę. – Godzinę… o rany! – Właśnie. Możesz więc sobie iść i w tym czasie zająć się czymś innym. Dzisiaj nie kręcicie? – Kręcimy, ale dopiero o siódmej. – To możesz pójść się przejść, a kiedy wrócisz, będzie na ciebie czekało najpyszniejsze czekoladowe ciasto na świecie. – Nie chcesz, żebym ci pomógł? – Nie – z powagą zapewnia Valeria. – Powiedziałam ci już, że sama się tym zajmę. Zobaczysz, wyjdzie takie, że palce lizać. – Zobaczymy… Raúl uśmiecha się i zeskakuje z blatu. Obejmuje dziewczynę, ona jednak nie przestaje mieszać gęstniejącej w garnku masy. Całuje ją czule w usta, ale Valeria natychmiast uwalnia się z jego objęć. – Idź już sobie! Jeśli nie wyjdzie, to będzie twoja wina! – Idę już, idę. Czekoladowy aromat zaczyna wypełniać kuchnię. Mocny, smakowity zapach szybko opanowuje niewielkie pomieszczenie. Raúl zaciąga się nim i pogłaskawszy dziewczynę po głowie, wraca do salonu. Zakłada bluzę i wychodzi, wcześniej informując o tym Valerię. Dzień jest pochmurny, wieje lekki wiatr, a na rogach ulic liście formują się w niewielkie
kupki. Raúl spaceruje spokojnym krokiem. Powoli. Mija godzina… Zamyślony, wyciąga z kieszeni bluzy swój smartfon i wchodzi na Whats-Appa. Przegląda nowe posty dodane w grupie osób zaangażowanych w reżyserowany przez niego film. Wygląda na to, że aktor grający główną rolę nie może dziś przyjść. Zawsze coś jest nie tak. Już w momencie, gdy się na to decydował, wiedział, że nie będzie łatwo. Ale teraz okazuje się, że codziennie pojawia się jakiś nowy problem! Ale to nic. To przecież jego pierwsze doświadczenie reżyserskie. Początki nigdy nie są łatwe. Ważne, że w przyszłości na pewno mu to pomoże. W tej wymarzonej przyszłości, w której ma zostać wielkim reżyserem filmowym. Chociaż dzięki temu filmowi, choć krótkometrażowemu, zyskał też już coś innego. Sygnał komórki oznajmia nadejście SMS-a. Raúl czyta z uśmiechem: Wybacz, że taki ze mnie uparciuch. Po głębszym zastanowieniu muszę uznać, że pocałunek jednak nie łapie się do pierwszej dziesiątki. I zaraz następna wiadomość: Tak, bez wątpienia plasuje się w pierwszej piątce. Jest taka słodka. Raúl myśli chwilę nad odpowiedzią. Idzie dalej, trzymając BlackBerry w dłoni i czując na twarzy podmuchy wiatru. Zna drogę na pamięć, mimo że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy tylko raz szedł tędy razem z nią. Jestem pewien, że Twoje ciasto też znajdzie się w piątce najlepszych, jakie kiedykolwiek jadłem. Wysyła. Zatrzymuje się na czerwonym świetle i pisze dalej. A nawet jeśli nie, to masz przed sobą całe lata na rozpieszczanie i uwodzenie mnie przy użyciu cukru i czekolady, Komisiu. Komisiu. Kiedyś, gdy rozmawiali na czacie na Tuenti, Raúl pomylił się i połączył „kotka” z „misiem”. Od tego czasu te czułe „Komisie” zaczęły coraz częściej wkradać się do ich pisemnych pożegnań. Zapala się zielone światło i Raúl przechodzi na drugą stronę ulicy. Dostaje kolejną wiadomość od Valerii. Dziewczyna pisze mu, jak bardzo go kocha. Nie mógłby w to wątpić, w końcu okazuje mu uczucie na każdym kroku. Dlatego też, mimo że Raúl zawsze powtarza, że „prawdziwą prawdą” jest nie to, co ktoś mówi, ale to, w co ktoś wierzy, to jednak boli go, że nie może przestać oszukiwać Valerii. Bo przecież na razie naprawdę nie może.
ROZDZIAŁ 2
Hipnotyzują go jej usta. Rozmawia z nią i nie może oderwać wzroku od jej warg. Czasem nie dociera do niego nawet treść tego, co ona mówi. Jest prześliczna. – Bruno! Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Oczywiście. – Tak? To o co cię pytałam? – Czy trzy to dobry wynik. – No właśnie, dobry? – Nie. Powinno wyjść minus trzy. Ester wzdycha i opada na łóżko. Chłopak podchodzi bliżej i siada obok niej. – Nie zaliczę tej matmy – skarży się dziewczyna ze spojrzeniem wbitym w sufit pokoju przyjaciela. – Zobaczysz, że zaliczysz. Nie idzie ci tak źle. – Nie? Pewnie masz rację – idzie mi gorzej niż źle. – Bez przesady. Jedyny błąd tutaj polega na tym, że zamiast na minusie wyszedł ci wynik na plusie. Sposób rozwiązania jest poprawny. – Robię za dużo takich błędów. – To są normalne błędy, jestem pewien, że sprawdzian napiszesz świetnie. – Skoro tak twierdzisz… Jasne, że tak twierdzi! I nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Dałby sobie rękę uciąć za to, że jego przyjaciółka bez problemu zaliczy sprawdzian z matematyki kończący drugi trymestr. Już jego w tym głowa, żeby pomóc jej się przygotować jak najlepiej, niezależnie od tego, ile godzin mieliby na to poświęcić. Czyż nie po to są przyjaciele, żeby pomagali sobie zawsze i we wszystkim? Cóż, Bruno byłby szczęśliwszy, gdyby między nimi było coś więcej niż przyjaźń. Od całej tej sprawy z Rodrigiem zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. Po tym, jak ją potraktował trener, Ester przez parę tygodni nie mogła dojść do siebie. Bruno nie tylko służył jej wówczas ramieniem, na którym mogła się wypłakać, ale zmobilizował też całą swoją wyobraźnię, by skłonić przyjaciółkę do uśmiechu. Słuchał jej, okazywał jej zrozumienie, pocieszał ją i opiekował się nią przez cały czas trwania jej emocjonalnego kryzysu. Zawsze, gdy potrzebowała rozmowy, był do jej dyspozycji. Od tamtego czasu minęły już ponad cztery miesiące, a Ester ani razu nie umówiła się z żadnym chłopakiem. Zero flirtów – ani z rówieśnikami, ani ze starszymi. W związku z tym Bruno zaczął żywić cichą nadzieję, że to on mógłby zostać jej wybrankiem. A jednak dni mijają i nic właściwie się nie dzieje. Najgorsze jest to, że uczucie, które już wcześniej nosił w sercu, przybrało teraz na sile, stając się jednocześnie bardziej bolesne niż kiedykolwiek wcześniej. – Chcesz rozwiązać to zadanie jeszcze raz? – pyta z uśmiechem. – Nie. Nie ma sensu robić w kółko tego samego. Poza tym będę już lecieć, muszę jeszcze dokończyć wypracowanie i pouczyć się francuskiego. Bo matma to nic w porównaniu z francuskim. – Raúl nie może ci pomóc? – Nie, jest zbyt zajęty przy filmie. – Nie jestem najlepszy z francuskiego, ale jeśli chcesz, możemy pouczyć się razem. – Nie, nie martw się o mnie. Udało mi się znaleźć korepetytora. – Co? Korepetytora z francuskiego? – Tak. To chłopak mojej kuzynki – odpowiada Ester, wyciągając się na prawym boku. – Ma do mnie przyjść o siódmej.
– Poznałaś go już? – Nie, nigdy go jeszcze nie spotkałam. Dawno już nie rozmawiałam z tą kuzynką. Aż do wczoraj. Ona prawie nie korzysta z Facebooka i w ogóle z portali społecznościowych. Za to moi rodzice widzieli się niedawno z jej mamą i to ona opowiedziała im o tym chłopaku. Jest Francuzem, ale doskonale mówi po hiszpańsku. – I zadzwoniłaś do niej, żeby o nim poplotkować? – Nie! – woła dziewczyna, śmiejąc się lekko zmieszana. Zadzwoniłam, żeby opowiedzieć jej o moich problemach z francuskim. No dobrze, niech ci będzie… i żeby trochę poplotkować. – Wiedziałem! – No tak… – Czyli chłopak twojej kuzynki będzie ci udzielał korepetycji, hm… – Tak. Przez godzinę dziennie, od poniedziałku do piątku, aż do zakończenia roku szkolnego. I to za darmo… Bruno nie jest zachwycony tym pomysłem. Wprawdzie Ester nie miała zwykła zadawać się z pierwszym lepszym, a poza tym to chłopak jej kuzynki, ale nigdy nie można być do końca pewnym. Wcale mu się nie podoba, że jego przyjaciółka będzie spędzać tyle czasu sam na sam z jakimkolwiek innym chłopakiem niż on. Bo nawet jeśli między nim a Ester jest wyłącznie przyjaźń i nawet jeśli sprawia mu ból myśl, że nie może liczyć na nic więcej, to jej towarzystwo i tak jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie ma w życiu. – Mam nadzieję, że dzięki niemu zdasz. – Ja też, to dla mnie ostatnia deska ratunku! – Ester siada na łóżku naprzeciw Bruna. Patrzą na siebie uśmiechnięci, każde innego rodzaju uśmiechem. Uśmiech Bruna jest pełen rezygnacji, podczas gdy na twarzy Ester maluje się przede wszystkim wdzięczność. Dobrze się przy nim czuje. W ciągu ostatnich miesięcy stał się dla niej bardzo ważny. Gdyby nie on, nie wie, jak pozbierałaby się po tej akcji z Rodrigiem. Co tak naprawdę czuje do swojego przyjaciela? Czy to możliwe, żeby on jej się podobał? Ta cisza, wypełniana jedynie przez ich spojrzenia, nie jest między nimi czymś normalnym. Ich codzienne kontakty były zupełnie inne. – Kochani, co zjecie na podwieczorek? Mama Bruna pojawia się nagle, otwierając – jak zwykle bez pukania – drzwi do pokoju. – Ja nic, dziękuję – odpowiada szybko Ester, wstając jednocześnie z łóżka i wygładzając na sobie koszulkę. – Właśnie miałam się zbierać. – Już idziesz? Nie zjesz nawet kawałka szarlotki? Właśnie upiekłam, wyszła przepyszna – mówi kobieta zawiedzionym tonem. – Jeśli zostawi pani dla mnie kawałek, to jutro chętnie skosztuję. – A kiedy zostaniesz u na nas na kolacji? – nalega matka Bruna. – Mamo, daj spokój. Jesteś natrętna. Przestań na nią naciskać. – Nie denerwuj się – z uśmiechem wchodzi mu w słowo Ester. – Bardzo chętnie zjem z wami kolację któregoś wieczora. Obiecuję. – Widzisz? Powinieneś uczyć się od Ester dobrych manier. Jesteś taki nieokrzesany, synu. Uśmiecha się do dziewczyny na pożegnanie, a następnie posyła pełne wyrzutu spojrzenie synowi, który z dezaprobatą kręci głową. – Nie bierz poważnie tego, co gada moja matka. Ona już tak ma. – O czym ty mówisz? Bardzo lubię twoją mamę. – No tak. Bo ty wszystkich lubisz. Na ustach Ester pojawia się zarys uśmiechu. Dziewczyna bierze swoją teczkę i wychodzi z pokoju. Bruno odprowadza ją do wyjścia. – Napiszę ci później, jak mi poszło z Francuzem. – Okej. „Mam nadzieję, że będzie brzydki, gburowaty i jeszcze niższy ode mnie”. Ale sam w to nie wierzy. Znając jego szczęście, gość okaże się jakimś francuskim amantem: wysokim, przystojnym, o niebieskich oczach. Będzie jej szeptał do ucha czułe słówka w najbardziej
zmysłowym i romantycznym języku świata. – Do jutra, Bruno. – To… do jutra. Ester nachyla się ku niemu i całuje go w policzek. Jeden pocałunek. Może trochę za blisko kącika ust, ale jednak wystarczająco daleko, by uniknąć nieporozumień. Przyjacielski pocałunek. Bardzo przyjacielski… Bruno lubi czuć na twarzy dotyk jej warg, tym razem cieplejszych niż zwykle. Jej całusy dają mu chęć do życia, choć jednocześnie sprawiają ból. Patrząc za schodzącą po schodach dziewczyną, myśli o tym, jak bardzo mu się ona podoba, jak bardzo ją kocha. Czasem ma wrażenie, że dłużej już tego nie wytrzyma. I mimo że nie chce znów przechodzić przez to, co wcześniej, kiedy sama myśl o niej nie pozwalała mu oddychać, to jednak nic nie może poradzić na skurcz, który czuje teraz w sercu. Dlaczego nie wolno mu liczyć na nic więcej? Dlaczego nie mogliby być razem? Ale dobrze zna odpowiedź. Nosi ją wyrytą w sercu niczym bolesny tatuaż. Rzeczywistość. Okrutna i szara rzeczywistość. Wzdycha i wraca do swego pokoju w przekonaniu, że nie ma szans na nic więcej niż ta ich wielka i wspaniała przyjaźń. A jednak Bruno nie wie jeszcze, że uczucia są rzeczą nieprzewidywalną i że kilka chwil temu usta Ester już, już miały dotknąć jego warg. – Kiedy wyślesz mi swoją fotkę? Pytanie nie jest dla niej zaskoczeniem. Nie pierwszy już raz ją o to prosi. Ale María jest ostrożna. – Mówiłam ci już, że nie mam żadnej. – Jasne! Myślisz, że w to uwierzę? – Słowo daję, nie mam żadnych swoich fotek na komputerze. To oczywiście kłamstwo. Mimo że zawsze ucieka przed obiektywem, to jednak ma na laptopie parę swoich zdjęć. – Ty już dostałaś jedną moją. Teraz ty powinnaś mi jakąś przysłać, żeby było sprawiedliwie, nie sądzisz? – Paloma, naprawdę nie mam żadnej na laptopie. – Nie wierzę ci. – Więc uwierz, bo to prawda. – Kłamiesz. Trzymaj się. Użytkownik PalomaLavigne nie jest już podłączony do czatu. Meri prycha i też zamyka stronę. Ostra jest. Ma dziewczyna charakter. O ile to rzeczywiście dziewczyna. Sama nie wie, co myśleć. Takie to już niebezpieczeństwa czatu, na którym „dziewczyny poszukują dziewczyn”. Lesbijski czat… Jak ona tu trafiła? Wchodzi na tę stronę od kilku tygodni. Na początku robiła to z ciekawości. Po pewnym czasie przerodziło się to jednak w swego rodzaju obsesję. Ma potrzebę kontaktu, rozmowy z innymi dziewczynami, które czują tak samo jak ona. Anonimowo i z zachowaniem bezpiecznego dystansu, bez ryzyka. Tyle tylko, że do tej pory większość z nich okazała się facetami. Dlatego właśnie zachowuje taką ostrożność i dba o to, żeby podawać na swój temat jak najmniej informacji. Nie daje nikomu swojego numeru telefonu, nie wysyła swoich zdjęć, nie godzi się na połączenia wideo ani tym bardziej na żadne spotkania. Teraz podnosi się z krzesła i przechadza się po pokoju. Czuje się samotna. Tyle zmian zaszło ostatnio, i to w tak krótkim czasie. Nie ma obok siebie nawet Gadei, żeby móc z nią pogadać o czymkolwiek. Siostra w dalszym ciągu jest u ojca w Barcelonie, gdzie pojechała ostatecznie zamiast niej. Gdyby tylko Meri wiedziała wówczas, że jednak zostanie w Madrycie, nie odważyłaby się na tamten pocałunek. W dalszym ciągu skrywałaby swoje uczucie do Ester. Teraz nie można już tego odkręcić. Od tamtego wieczoru minęły cztery miesiące. Cztery dziwne miesiące. – To znaczy, że jesteś les… bijką? – Tak.
– Jesteś pewna? – To nie jest kwestia typu: „Którą sukienkę na siebie założyć”, Bruno. To coś, co masz w środku. Tobie podobają się dziewczyny. I mnie też. – Nie było po tobie widać. – No cóż… Nigdy nie zapomni wyrazu twarzy przyjaciela w trakcie rozmowy, którą odbyli nazajutrz po wydarzeniach tamtego wieczoru w kawiarni matki Valerii, gdzie Odtrąceni wyprawili jej pożegnanie. To właśnie tamtego wieczoru przydarzył jej się ten nieszczęsny pocałunek. To był ostatni raz, kiedy spotkali się wszyscy w komplecie. Tamten wieczór. Z każdą kolejną odpowiedzią na pytanie przyjaciela, na jego twarzy malowało się coraz większe zdumienie. – I od jak dawna tak masz? To znaczy… kiedy się zorientowałaś, że podobają ci się dziewczyny? – Nie wiem dokładnie. Mniej więcej rok temu. – Kiedy pojawiła się Ester? – Hm… chyba trochę wcześniej. Zapada cisza. Nie jest im łatwo patrzeć sobie w oczy w czasie tej rozmowy. W dodatku oboje wiedzą, że sytuacja stanie się jeszcze bardziej niezręczna, kiedy dołączy do nich Ester. – Jesteś w niej zakochana? – Tak samo jak ty, Bruno. Karty na stół. Teraz nie ma już między nimi sekretów. Tych, których nigdy wcześniej sobie nie wyznali, mimo że byli przecież praktycznie nierozłączni. Tyle tylko, że te rewelacje wcale nie oczyściły atmosfery między nimi. Wręcz przeciwnie – bardzo ochłodziły ich relację. Kochając się w tej samej osobie, nie mogli uniknąć tego typu konsekwencji. Z Ester nie poszło jej lepiej niż z Brunem. Meri przeprosiła ją, tłumacząc, że tamten pocałunek to był tylko nagły impuls. Przyjaciółka to zrozumiała, uznała, że nie ma sprawy, i starała się, żeby nic się między nimi nie zmieniło. Okazało się to jednak niemożliwe. Kiedy były razem, María nie potrafiła swobodnie z nią rozmawiać, a i Ester nie wiedziała dobrze, jak się zachować. Tym sposobem, chociaż przyjaźń przetrwała, pojawił się spory dystans między Meri i jej dwojgiem najlepszych przyjaciół. Prawie przestali razem wychodzić, a ich kontakty w szkole również się rozluźniły. María zaczęła się izolować, zamykając się coraz bardziej we własnym świecie. – Proszę, nie mówcie o tym nikomu. – Valerii i Raúlowi też nie? – Nie. Nie chcę tego rozgłaszać. Ester i Bruno uszanowali prośbę Meri i nic nikomu nie powiedzieli. Jej rodzice i siostra też nie mają o niczym pojęcia. Dziewczyna zdaje sobie sprawę, że prędzej czy później jej sekret będzie musiał ujrzeć światło dzienne. Tymczasem jednak musi się na to przygotować, bo czuje, że właściwy moment jeszcze nie nadszedł.
ROZDZIAŁ 3
Wciąż jeszcze czuje w ustach smak czekoladowego ciasta, które upiekła dla niego Valeria. Po raz kolejny go zaskoczyła. Co za pyszności! Zjadł ciasto jeszcze gorące, nie miał czasu na czekanie, aż ostygnie, bo o siódmej mieli nagrywać kolejną scenę filmu. Dziś kręcą przy Puerta del Sol. Kiedy Raúl dociera na umówione miejsce, wszyscy już czekają: główna aktorka, chłopak grający rolę drugoplanową, operator kamery oraz dziewczyna odpowiedzialna za makijaż i kostiumy. Film jest niskobudżetowy. Właściwie „bezbudżetowy”. Raúl wita się z każdym po kolei. Rozmawia z Albą i z Aníbalem, aktorami, którzy mają wystąpić w dzisiejszej scenie. Brakuje Sama, który napisał na Facebooku, że dziś nie może przyjść, oraz grającej postać drugoplanową Niry, choć ona akurat nie jest dziś potrzebna. Raúl zamienia parę słów z Juliem, operatorem, i ustala kilka kwestii dotyczących strojów z charakteryzatorką May. Po kwadransie wszystko jest ustalone i… – Gotowi? Kamera… Akcja! Film nosi tytuł Sugus. To historia dziewczyny i chłopaka, którzy poznają się w sklepie ze słodyczami, gdy ona potyka się i upuszcza na podłogę paczkę cukierków Sugus. On się schyla, żeby je podnieść, i w tym momencie oboje zostają rażeni strzałą Amora. Ale to wszystko nie jest takie proste. Oboje mają już bowiem partnerów i przez cały film będą rozdarci pomiędzy wyborem ścieżki przeznaczenia, a dochowaniem wierności tym, których pokochali wcześniej. W scenie, którą mają dziś nagrywać, główna bohaterka spotyka się ze swoim chłopakiem. Raúl chciał też nakręcić scenę, w której główny bohater ponownie spotyka dziewczynę, kilka dni po tym, jak się poznali, ale okazało się, że muszą to przełożyć. – Nareszcie! – woła młody aktor, wysoki, niezgrabny chłopak o brązowych oczach. – Przepraszam. Nie zorientowałam się, że już tak późno. – Gdzie byłaś? Mieliśmy się spotkać pół godziny temu. – Zagapiłam się. – Nie mogłem się do ciebie dodzwonić. – Przepraszam. Nie zauważyłam, że kończy mi się bateria i kiedy zadzwoniłeś, wyłączył mi się telefon. Scena rozwija się pośród jego wyrzutów i jej usprawiedliwień. Dziewczyna naprawdę jest w tym dobra. Potrafi wiele przekazać za pomocą gestów i sposobu, w jaki mówi. Ma dopiero szesnaście lat, ale już jest świetną aktorką. Raúl jest z niej naprawdę zadowolony. Miał szczęście, że na nią trafił. A poznali się najzupełniej przypadkiem, jakiś miesiąc temu w kawiarni Constanza. – Przepraszam, czy to krzesło jest wolne? Valeria i Raúl odwracają się w kierunku, z którego dochodzi łagodny dziewczęcy głos. Jego właścicielką okazuje się nastolatka o krótkiej ufarbowanej na niebiesko fryzurze. Ubrana jest w ładną białą sukienkę drukowaną w czarne nuty, a na twarzy ma dyskretny makijaż. Nie jest ani szczególnie ładna, ani brzydka. Jedynym, co ją wyróżnia jest kolor włosów oraz bardzo jasne i może trochę smutne oczy. – Pewnie, możesz je wziąć – odpowiada spontanicznie Raúl. Dziewczyna zabiera krzesło i uśmiecha się. Tymczasem przy stoliku, do którego się kieruje, zwolniło się już miejsce. Siada więc na nim, a na przyniesionym krześle kładzie torebkę, po czym zaczyna bębnić palcami w blat stolika. Zamawia Coca-Colę light, a następnie jej wzrok zaczyna wędrować od zegara ku telefonowi komórkowemu i z powrotem. Spędza tak ponad pół godziny. – Ktoś ją wystawił – mówi zasmucona Valeria do Raúla. – Tę z niebieskimi włosami?
– Tak. Wygląda na to, że jakiś typ bezczelnie ją olał. – A ty skąd możesz to wiedzieć? – To widać na pierwszy rzut oka. Która dziewczyna wychodzi, ot tak sobie, sama w piątek wieczorem w takiej sukience i w butach na obcasie? W dodatku taka młoda. – Młoda? Przecież ona jest w twoim wieku. – A ja to niby jestem stara?! Nie mam jeszcze nawet szesnastu lat! Czas płynie i kolejni klienci wychodzą z Constanzy, ale dziewczyna o niebieskich włosach nie rusza się z miejsca. Valeria i Raúl postanawiają nie wychodzić przed nią. Od czasu do czasu przyglądają się jej bacznie i zdają sobie sprawę z jej smutku. Zamówiła kolejną Coca-Colę light i siedzi teraz wsparta na łokciach, z policzkiem opartym na prawej dłoni. – Ależ mi jej żal – szepcze Val, wtulając się w ramię swojego chłopaka. – Gdybyś ty mi coś takiego zrobił… – Przecież nie wiemy nawet, czy rzeczywiście ktoś ją wystawił. – Czego ci jeszcze brakuje dla potwierdzenia? – Nie wiem, ale… – Nie przestaje spoglądać na zegar i na komórkę. Poza tym ma łzy w oczach. Z daleka widać, że dostała kosza. – Równie dobrze może być smutna, bo na przykład z kimś się pokłóciła albo ma jakikolwiek inny problem. Może wcale nie chodzi o faceta, tylko o kogoś z rodziny. – Jasne, że chodzi o faceta. Nagle niebieskowłosa otwiera torebkę i czegoś w niej szuka. Wzdycha. Najwyraźniej tego nie znajduje. Niespodziewanie kieruje się w stronę Valerii i Raúla, którzy mogą się teraz lepiej jej przyjrzeć. Rzeczywiście, ma zaczerwienione i wilgotne oczy. – Macie może… chusteczkę? – Głos jej się łamie i pociąga nosem. – Tak, zaczekaj chwilę… Valeria wyciąga z torebki paczkę chusteczek i podaje jedną dziewczynie, a ta uśmiecha się nieśmiało i wyciera sobie oczy, po czym wydmuchuje nos. – Myślałam…, że można to jeszcze naprawić, ale_ teraz widzę_ że to niemożliwe. A przecież to on_ mnie zdradził. W tym momencie Raúl patrzy na swoją dziewczynę, której mina mówi mu: „Widzisz? A nie mówiłam?”. No tak, Valeria wiedziała od razu. Od początku nie miała najmniejszych wątpliwości, że chodzi o faceta. – Usiądziesz z nami na chwilę? – przyjacielsko proponuje Val. – Nie będę was zanudzać swoimi problemami. – Nie ma sprawy, nie zanudzasz nas. Jeśli chcesz się wygadać… To fakt, że faceci są beznadziejni. – Ekhm. Przypominam ci, że ja też jestem facetem – zaznacza Raúl. – Tak na wszelki wypadek. – Nie wszyscy jesteście identyczni, kochanie. Jednak większość z was pozostawia wiele do życzenia, trzeba to przyznać. Ich sprzeczka rozśmiesza niebieskowłosą, która decyduje się z nimi usiąść, przynosząc sobie krzesło i swoją szklankę z Colą. – Nie wiem, czy wszyscy są tacy sami, ale tak czy inaczej mój były to palant. Nie dość, że zadawał się z inną, to jeszcze nie pojawia się, kiedy ma dostać ode mnie drugą szansę. – Faceci! Są do bani! – Faceci! – powtarza dziewczyna z uśmiechem i z oczyma znów pełnymi łez. Od pierwszej chwili niebieskowłosa wzbudza w Valerii instynktowną sympatię. Czuje, że w pewien sposób są do siebie podobne. Wygląda na zwyczajną dziewczynę, a czasem nawet rumieni się, kiedy coś mówi. Nie ma w sobie nic szczególnego i nawet ten cudaczny kolor włosów zdaje się świadczyć głównie o jej braku pewności siebie, kompleksach i chęci zwrócenia jakoś na siebie uwagi. Smutek w oczach sugeruje, że jej życie nie jest usłane różami. – Mam na imię Valeria – mówi Val z uśmiechem. – A to mój chłopak, Raúl.
– Ja jestem Alba. Miło was poznać. To pierwsze spotkanie pociągnęło za sobą wiele kolejnych. Wszyscy troje szybko się zaprzyjaźnili, wymienili numery telefonów i adresy na portalach społecznościowych. Bruno, Ester i María również poznali i od razu polubili Albę. I chociaż Odtrąceni nie spotykali się już tak często jak kiedyś, a Alba w niczym nie przypominała Elísabet, to w pewnym sensie udało jej się zająć miejsce tamtej. Zwłaszcza w stosunku do Valerii. Fakt, że dziewczyna marzyła o byciu aktorką, dodatkowo uatrakcyjnił znajomość. Raúl nie zawahał się przed zrobieniem jej próby do Sugusa, ona zaś wypadła tak dobrze, że z miejsca dostała główną rolę. – Alba, możesz tu na chwilę podejść? Alba podbiega do Raúla. Wygląda na zadowoloną, od razu po niej widać, że uwielbia grać i pracować w zespole. – Co jest, szefie? – Nie mów do mnie szefie. Jestem reżyserem – odpowiada jej rozbawiony. – Przepraszam, panie reżyserze. Zagrałam coś nie tak? – Nie, nie, wszystko świetnie. Tylko kiedy pytasz: „Ty nigdy się nigdzie nie spóźniłeś?”, to niech to nie brzmi tak agresywnie. Spróbuj powiedzieć to łagodniej. – Dobrze. – Niech będzie widać, że naprawdę jest ci przykro z powodu spóźnienia, ale jednocześnie, że jesteś zmieszana, bo byłaś z innym chłopakiem, który ci się podoba. Ma być jasne, że masz mętlik w głowie. – Okej. Załatwione. – Dzięki. – Coś jeszcze? – Nie. A właściwie tak… Jeszcze jeden drobiazg – dodaje chłopak, kiedy Alba, odwrócona do niego plecami, zmierza już na swoje stanowisko przed kamerą. – Kiedy całujesz Aníbala na przeprosiny, nie wpychaj mu języka do ust. To powinien być czuły a nie namiętny pocałunek. Dziewczyna chichocze i puszcza do niego oko. Wszyscy wracają na miejsca, żeby powtórzyć ujęcie. Raúl wydaje kilka dyspozycji i aktorzy powtarzają scenę. Doskonale. Alba stosuje się do wszystkich jego instrukcji, a w dodatku tym razem jeszcze lepiej odgrywa to, co już poprzednio wyszło jej świetnie. Ma niesamowitą zdolność chwytania w lot wszystkich sugestii. Raúl nie mógł trafić lepiej. Tymczasem jednak tej niebieskowłosej nastolatce o jasnych oczach przyjdzie niebawem odegrać również inną, nieprzewidzianą w scenariuszu scenę. Wyjdzie wówczas na jaw, że nie ma fikcji większej niż samo życie.
ROZDZIAŁ 4
Ester jest w domu dosłownie od paru minut. Zegar w jej komórce wyświetla za dziesięć siódmą. To oznacza, że nauczyciel francuskiego zaraz tu będzie. Co za szczęście, że chłopak kuzynki zgodził się pomóc jej za darmo. W obecnej sytuacji rodzice nie mogliby sobie pozwolić na opłacanie jej korepetycji. A ona musi przecież zaliczyć jakoś ten przedmiot. Jednak w tym momencie dziewczyna jest myślami gdzie indziej. Dlaczego miała ochotę pocałować Bruna w usta? Nigdy dotąd jej się to nie przydarzyło. Przecież nie wydarzyło się nic wyjątkowego. Jako najlepsi przyjaciele są sobie bardzo bliscy. To, co do niego czuje, wydaje jej się oczywiste: to przyjaźń, szczera i czysta przyjaźń. Jeśli zaś chodzi o jego uczucia… No cóż, co do tego Ester nie ma całkowitej jasności. Czasem odnosi wrażenie, że on w dalszym ciągu czuje do niej coś więcej i że usiłuje to ukryć. Sprawia jej to przykrość, bo naprawdę bardzo jej na nim zależy, choć nie w tym sensie, w jakim on by tego chciał. Nadal ma w pamięci tamten anonimowy list, w którym przyjaciel wyznał jej swoje uczucia. A ona musiała je odrzucić. Tymczasem teraz to ona o mały włos go nie pocałowała. Dlaczego? Czy mógł to być tylko jednorazowy impuls? Zwariować można! Nagle ktoś dzwoni do drzwi. Ester ponownie spogląda na zegarek. Za siedem siódma. Chłopak kuzynki trochę się pośpieszył. Rodziców nie ma w domu, więc dziewczyna sama idzie otworzyć. – Cześć. Na jedną chwilę serce Ester przestaje bić, by w następnej podjąć desperacki galop. Czy to sen? Nie, to nie żaden sen. W każdym razie musiałby to być koszmar. – Cze… Cześć. – Co u ciebie? – Rodrigo. Co ty tu… robisz? – Byłem w pobliżu i… – Były trener Ester odwraca wzrok i wzdycha. Ponownie patrzy na nią i uśmiecha się nieśmiało. – Prawda jest taka, że miałem wielką ochotę cię zobaczyć. Wygląda prawie tak samo jak kilka miesięcy temu. Jednak coś zmieniło się w wyrazie jego twarzy. Tak, różnica jest wyraźna: jest teraz mniej agresywny, złagodniał. Wydaje się wręcz pogodny. Tak jak wtedy, kiedy spędzali razem czas po treningach. Ale jego ruchy zdradzają pewne napięcie. – Wiesz… ja… – Mogę wejść? – Ja właśnie… Właśnie na kogoś czekam – odpowiada z wahaniem dziewczyna. Jest bardzo zdenerwowana, stając z nim tak niespodziewanie twarzą w twarz. – Ach tak. Twój chłopak? – Nie. Nie mój chłopak. To prywatny nauczyciel. Słabo mi idzie francuski. Dzisiaj zaczynam. To chłopak mojej kuzynki. Ale jeszcze go nie znam. Ja nie mam chłopaka. Wyrzuca to z siebie jednym tchem, bez żadnej pauzy, aż brakuje jej powietrza. Jak gdyby wcześniej wyuczyła się tej frazy na pamięć, a teraz chciała ją po prostu jak najszybciej powtórzyć. Stara się unikać jego wzroku, jednak nie może się powstrzymać, żeby od czasu do czasu nie spojrzeć mu w oczy. Są piękne… Wpada w sidła jego spojrzenia i oblewa się rumieńcem. Rodrigo jest naprawdę przystojny. W dodatku teraz uśmiecha się, a jego twarz jest taka łagodna. Zdaje się, że trochę mu ulżyło, kiedy usłyszał, że gość na którego Ester czeka, nie jest jej chłopakiem. – W takim razie lepiej już pójdę. Nie chcę przeszkadzać. – W porządku.
– Zadzwoń do mnie, jak będziesz miała chwilkę. – Tego nie mogę obiecać. – Przemyśl to. – Dobra, przemyślę. Rodrigo odwraca się i już ma odejść, ale w ostatniej chwili zmienia zdanie, patrzy jej prosto w oczy i nerwowo przeczesuje dłonią włosy. – Wyrzucili mnie z drużyny siatkówki – mówi nagle ku ogromnemu zaskoczeniu Ester. – Co takiego? Kiedy? – W zeszłym tygodniu. Jestem kompletnie zdołowany. Tego w życiu by się nie spodziewała. Nigdy by nie zgadła, że Rodrigo przychodzi wyznać jej coś takiego. Raz na jakiś czas sprawdza w Internecie wyniki swojej byłej drużyny i wie, że dziewczyny nadal są drugie w tabeli, zaraz za tamtymi, które wygrywały wszystkie mecze. Musiało wydarzyć się coś naprawdę poważnego, skoro go zwolnili. Ester nie zna powodu, i woli się nad nim nie zastanawiać, ale stojący przed nią młody mężczyzna budzi w niej teraz pewne współczucie. Na tyle silne, że przezwycięża zmieszanie i zaprasza go do środka. Rodrigo przyjmuje zaproszenie i wchodzi za nią do niewielkiego salonu. Siadają. – Dlaczego cię wyrzucili? Przecież jesteście na drugiej pozycji, prawda? – Tak, chociaż te na pierwszej mają o wiele więcej punktów. – Ale to i tak dobre wyniki. – No tak, niezłe. Ale to nie z powodu wyników mnie wyrzucili. – Nie? – Nie… Pokłóciłem się z prezesem. – Pokłóciliście się? – Tak. I to ostro. Zdaje się, że go obraziłem. Chociaż on zrobił to pierwszy. – O rany. – Poprosiłem go o większy budżet na ten sezon. Żeby podnieść poziom. Ale on stwierdził, że nie może pakować w nas więcej kasy i że mamy radzić sobie z tym, co już dostaliśmy. Obaj zaczęliśmy wrzeszczeć i ostatecznie mnie wylał. – Przykro mi. – Dzięki. Sama wiesz, jaka to ważna część mojego życia. Siatkówka i praca trenera. – Wiem. Były czymś więcej niż ważną częścią jego życia. Były całym jego życiem. Milczą oboje przez dłuższą chwilę. Ester stara się nie patrzeć mu w oczy. Wciąż ma w pamięci świeży ślad tego, co jej zrobił. Jednak, z drugiej strony, nosi też w sobie żywe wspomnienie dawnych uczuć do niego – wspomnienie czułej, ujmującej i zabawnej strony Rodriga. Naprawdę go wtedy kochała. Jak nigdy przedtem nikogo. – Właściwie, to chciałem powiedzieć ci coś innego. – Co takiego? – pyta, zaskoczona i niepewna. – Nie powinienem był cię tak potraktować… Przyszedłem cię przeprosić. Znowu wziął ją z zaskoczenia. Jego wyraz twarzy i sposób mówienia zdradzały wprawdzie, że w ciągu tych paru miesięcy dokonała się w nim jakaś przemiana, ale usłyszeć przeprosiny z jego ust, to znacznie więcej, niż Ester mogłaby sobie wyobrażać. – Bardzo mnie zraniłeś. – Wiem. Byłem idiotą. I chcę cię prosić, żebyś wybaczyła mi moje zachowanie. To po to tu przyszedłem – wyznaje, pochylając się przy tym do przodu i kładąc rękę na jej kolanie. Znowu wspomnienia. Znowu te uczucia. Na nowo odżywają zapomniane już momenty. To nic takiego, zwykły dotyk ręki, pewnie odruchowy. Mimo to kontakt jego palców z jej kolanem sprawia, że Ester czuje ściskanie w dołku. – Chyba trochę za późno na przeprosiny. – Tak. Jest późno. I zrozumiem, jeśli nie zechcesz mi wybaczyć. Po prostu musiałem cię zobaczyć, żeby ci to powiedzieć.
– Minęły cztery miesiące, Rodrigo. – Wiem. I domyślam się, że musiały być dla ciebie trudne. – Trudne? Dziewczyna prycha i kręci głową. Łzy napływają jej się do oczu, ale nie zamierza na nowo rozpamiętywać tamtej sytuacji i znów pogrążać się w bólu. Co to, to nie. Po prostu nie chce. Serce bije jej jak szalone, a niepokój, który ją opanowuje, jest tak silny, że nie pozwala jej zebrać myśli. Rodrigo podnosi się z sofy i pochyla się przed nią. Ale ona na niego nie patrzy. Zakrywa twarz dłońmi. Nie pozwoli, żeby widział, jak przez niego płacze. – Wyrządziłem ci krzywdę i nie da się tego usprawiedliwić. Ale chcę, żebyś to ode mnie usłyszała, Ester: byłem palantem, kompletnym dupkiem. Mój trudny charakter okazał się silniejszy ode mnie… od nas…, ale ja naprawdę… cię kochałem. Ona też go kochała. I to bardzo. Niemal obsesyjnie. Znosiła jego humory za każdym razem, gdy zrobiła cokolwiek, co mu się nie spodobało. Tolerowała wszystko: jego krzyki, fochy, odburknięcia… Wszystko! Nawet to, że winił ją za porażki drużyny, kiedy im nie szło. Zakończenie ich związku to był najgorszy dzień w jej życiu. Zarówno ze względu na to, jak to się odbyło, jak i przez to, co ich relacja dla niej oznaczała. – To nie wystarczy, Rodrigo. Ale wybaczam ci – mówi Ester, zebrawszy w końcu siły. – Wybaczam ci. – Dziękuję. To mi da trochę spokoju, chociaż nigdy nie zapomnę tego, co ci zrobiłem. – Nic już na to nie poradzisz… A teraz… Jeśli nie masz nic przeciwko. Mój nauczyciel francuskiego zaraz tu będzie. – Jasne. Dziewczyna wstaje, Rodrigo również się podnosi. W milczeniu kierują się do wyjścia. Ester otwiera drzwi. – Jeszcze raz dziękuję – odzywa się Rodrigo, wychodząc na korytarz. – Mam nadzieję, że dzięki tym korepetycjom zaliczysz francuski. – Ja też. Znowu moment milczenia, tym razem krótszy. – Do zobaczenia, Ester. – Do zobaczenia. I żeby nie przedłużać już tej agonii, dziewczyna zamyka drzwi. Uff. Oddycha z trudem. Kłębią się w niej najróżniejsze uczucia. Czuje dziwną, mieszaninę lęku, nienawiści i tęsknoty. To nie fair, że gość, który zrobił jej najgorszą rzecz w życiu, przyłazi teraz do niej do domu i ni stąd, ni z owąd się przed nią uzewnętrznia. Musiał czekać, aż wyleją go z drużyny, żeby przyjść ją przeprosić? Co to właściwie miało być?! Ale nie czas teraz na użalanie się nad sobą. Rozlega się dźwięk dzwonka. Ester ma nadzieję, że to nie Rodrigo. Wraca i otwiera drzwi. Nie, to nie Rodrigo. Chłopak, który stoi przed nią, nie jest może zbyt wysoki, ale za to bardzo przystojny. Ma jasne oczy i włosy zebrane w kucyk. No i bardzo zmysłowy akcent. – Cześć. Ty jesteś Ester? – Tak. To ja… – Miło mi cię poznać. Ja jestem Alan Renoir, chłopak twojej kuzynki Cristiny i twój nowy nauczyciel francuskiego.
ROZDZIAŁ 5
– Dobra, kochani, świetna robota. Na dzisiaj fajrant. Pamiętajcie, że kręcimy jutro wieczorem. Dam wam jeszcze znać gdzie i o której. Jest prawie dziewiąta. Wieje teraz mocniej, niż kiedy zaczynali zdjęcia, a w powietrzu czuć nadchodzącą ulewę. Charakteryzatorka May zbiera szybko swoje rzeczy i odchodzi w towarzystwie Julia, operatora. Żegnają się jako pierwsi. Zaraz po nich zwija się Aníbal, który gra chłopaka głównej bohaterki. Raúl i Alba zostają sami. Ostatnio zawsze zbierają się na końcu. On zostaje dłużej, żeby przejrzeć swoje notatki i zobaczyć, co udało im się zrealizować i co czeka ich w następnej kolejności. A ona lubi po prostu, kiedy Raúl odprowadza ją do domu. – Idziemy? – pyta Alba, zarzucając na ramię plecak. – Tak, chodźmy. Po drodze dziewczyna ściera sobie z twarzy makijaż przy użyciu chusteczki do demakijażu, która zostawiła jej May. – Musicie nakładać mi tyle tapety? – skarży się. – Dziewczyna umówiła się ze swoim facetem, to normalne, że przychodzi umalowana. – Ale Valeria mówi, że nie podobają ci się umalowane dziewczyny. To prawda? Raúl przygląda się koleżance z uśmiechem. Naprawdę jej o tym powiedziała? Ciekawe, co jeszcze jej opowiada. Ale się zdążyły zakumplować od tamtego piątku w kawiarni Constanza miesiąc temu! – Nie podoba mi się mocny makijaż. Ale odrobina nie zaszkodzi. – I to niby ma być odrobina? – Wymóg scenariusza. Alba wybucha śmiechem, nie przestając szorować sobie policzków. Idą właśnie wzdłuż ulicy Mayor. – Jutro kręcimy botellón1? – Tak. Taki jest plan. – A jak będzie padać? – Jak będzie padać, to się zobaczy. – To ważna część filmu. Musi wyjść super. – A niby czemu miałaby nie wyjść? – Jasne, że wyjdzie… A masz już statystów? Chłopak uśmiecha się pod nosem, a następnie patrzy na Albę. – Tak… To znaczy nie. No…, ale mam. – I wszystko jasne… – No dobra… Wiem już, kto to będzie, tylko oni jeszcze o tym nie wiedzą. Mam nadzieję, że mogę na nich liczyć. – Co takiego? Nie wierzę! Chcesz, żeby to byli… – Odtrąceni. Owszem. Tym razem wybuch śmiechu Alby, chociaż głośniejszy, urywa się szybciej. Wcale nie zamierzała się z nich nabijać, po prostu ciężko jej wyobrazić sobie Meri czy Bruna, występujących w filmie, a już zwłaszcza w scenie botellónu, choćby tylko w roli statów. – Fajnie by było, żeby oni też mieli swój udział w Sugusie – stwierdza wesoło – tylko wątpię, żeby zechcieli. – Dlaczego? Przecież jesteśmy przyjaciółmi. Poza tym nie muszą nawet nic mówić. Wystarczy, że będą trzymać w ręku szklanki i udawać, że piją.
– Ale może trzeba ich było wcześniej uprzedzić? – Po co? Żeby mieli czas wymyślić jakieś wymówki? – pyta chłopak, wznosząc oczy ku niebu. Właśnie spadła na niego kropla deszczu. – Lepiej wziąć ich z zaskoczenia i niech grają z marszu. Przecież to tylko chwila. – Ja tam nie wiem. – Nie widzisz tego? – Jakoś nie. – Kurczę, tak szczerze, to ja właściwie też nie za bardzo. To może im zapłacę? Niebieskowłosa szeroko otwiera oczy, ale patrząc na Raúla, szybko zdaje sobie sprawę, że reżyser nie mówi poważnie. – Jeśli zamierzasz płacić statystom, to spodziewam się, że główni aktorzy, którzy godzą się na wymogi twego scenariusza, dostaną kontrakty z prawdziwego zdarzenia. – Nie mam kasy na kontrakty. – To chociaż zaproś nas na obiad. A jeszcze lepiej na kolację. – Jak skończymy produkcję, to pójdziemy na obiad wszyscy razem. – I ty płacisz. – Oczywiście. Za siebie. – Rany, ale skąpy szef mi się trafił! Uśmiechają się do siebie. Są właśnie przy rynku San Miguel, kiedy Raúl czuje na twarzy kolejną kroplę deszczu. A za chwilę jeszcze jedną na głowie. I następną, większą. Chłopak naciąga na głowę kaptur bluzy, chroniąc się przed przybierającym na sile deszczem. Jednak Alba nie ma czym się przykryć. – Całkiem przemokniesz. Czemu nie wzięłaś parasolki? – To nic takiego. Nie uznaję parasolek. Dziewczyna pochyla głowę i przyśpiesza kroku. Raúl, idąc koło niej, też przyspiesza. Od jej domu dzieli ich jeszcze jakieś dziesięć minut, ale w tej chwili leje już jak z cebra. – Jeśli się gdzieś nie schowamy, to dotrzesz do domu jako zmokła kura. – Nie szkodzi. – Właśnie, że szkodzi. Jesteś gwiazdą mojego filmu, potrzebuję cię całej i zdrowej, żeby móc dalej kręcić. Dlatego… – Co? – Jednak spełnię twoje życzenie. Zapraszam cię na kolację. I nie czekając na odpowiedź, łapie ją za ramię i pociąga za sobą do wnętrza jakiegoś baru. Lokal jest ciemny, praktycznie pusty i przesiąknięty zapachem smażenia. Poza barem, przy którym kilku klientów dyskutuje namiętnie o piłce nożnej, w pomieszczeniu są cztery ustawione pod ścianą stoliki. Alba i Raúl siadają przy stoliku, stojącym najbliżej drzwi. – Chyba już wolę zmoknąć, niż coś tutaj zjeść. – No, nie bądź francuskim pieskiem – odparowuje Raúl, sięgając po leżącą na stoliku niewielką laminowaną kartę. – Na pewno mają tu same pyszności. – Na pewno. – Wygląda na domową kuchnię. – Tego się właśnie obawiam. W tym momencie rozbrzmiewa melodia piosenki Call me maybe, Carly Rae Jepsen, którą Alba ma ustawioną jako dzwonek w komórce. Dziewczyna odbiera natychmiast, wstaje, szeptem tłumaczy Raúlowi, że dzwoni jej mama, po czym z telefonem przy uchu kieruje się w najbardziej odległą część lokalu. Raúl przegląda kartę dań, ale kątem oka zerka na rozmawiającą przez telefon Albę. Nie wygląda mu to na miłą pogawędkę. Alba wprawdzie nie podnosi głosu, ale z jej gestów można wyczytać, że sytuacja jest poważna. Najwyraźniej o coś się kłócą. Tak naprawdę niewiele wie o jej rodzinie. Właściwie można powiedzieć, że nawet ją samą ledwo zna. Wie, że ma szesnaście lat, że chodzi do pierwszej klasy liceum i właściwie niewiele więcej. Niebieskowłosa nie ma zwyczaju mówić o sobie. Pierwszy i ostatni raz otworzyła się trochę tamtego dnia, kiedy ją poznali. Opowie-
działa im wówczas o zdradzie jej byłego chłopaka i o tym, jak ją właśnie wtedy wystawił. Później już o tym gościu nie słyszeli. Najfajniejsze jest to, że tak się zaprzyjaźniła z Valerią i w pewnym sensie wypełniła pustkę po Elísabet. To właśnie Val uparła się, że Alba powinna zagrać główną rolę w jego filmie. Dzięki temu, mimo że Raúl i Alba codziennie po zakończeniu zdjęć wracają razem do domu, jego dziewczynie przez myśl nawet nie przejdzie żadna scena zazdrości. A znając ją, nietrudno zgadnąć, że gdyby obsadził w tej roli inną aktorkę, zaczęłyby się jakieś problemy. Raúl wie, co Val przeżywa, kiedy zbliżają się do niego inne dziewczyny. Właśnie dlatego nie o wszystkim może jej powiedzieć… Ale kocha ją. Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Siedzę z Albą w barze i czekamy, aż przestanie padać – pisze jej na WhatsAppie. – Jak dotrę do domu, to pogadamy, Komisiu. Valeria nie każe mu długo czekać na odpowiedź. Okej. Bawcie się dobrze. Ucałuj ode mnie Albę. Sam jesteś Komisiem. Raúl uśmiecha się i chowa BlackBerry do kieszeni bluzy. Spogląda w głąb lokalu. Alba zakończyła już rozmowę i właśnie wraca do stolika. – Val przesyła ci pozdrowienia – mówi, gdy dziewczyna zajmuje swoje miejsce. – Aha. – Wszystko w porządku? – pyta Raúl. – Jest jakaś niewyraźna. – Tak, nie przejmuj się. Po prostu moja matka jest strasznie uciążliwa – odpowiada, zmuszając się do szerokiego uśmiechu. – Nawet nie chce mi się o tym gadać. – Na pewno? – Na pewno – odpowiada Alba stanowczo. – Dobrze, popatrzmy, cóż to za pyszności tu serwują. Okazało się, że jedzenie rzeczywiście nie było takie złe. Oboje zamówili po kanapce z kalmarami, popularnej w tej okolicy, i po butelce wody mineralnej. I chociaż chleb nie był już pierwszej świeżości, a po posiłku oboje wyglądali, jakby właśnie wymoczyli dłonie w oliwie, to i tak było okej. – No i jak? – W sumie miałeś rację. Całkiem to smaczne – odpowiada dziewczyna, z trudem przeżuwając kęs kanapki. – Ach tak? Smakuje ci? – Nie jest złe. Nie spodziewałabym się, że mogą tu mieć coś zjadliwego. Uśmiechają się do siebie. Tymczasem deszcz z coraz większą siłą dudni o madryckie ulice. Ale to nie potrwa długo. Zaledwie kilka minut, akurat tyle, ile siedząca w barze para potrzebuje na dokończenie swoich kanapek. Następnego dnia wyjdzie piękne słońce i nie spadnie już ani kropla deszczu. Będzie to jednak dzień obfitujący w sytuacje znacznie bardziej niespodziewane niż dzisiejsza ulewa.
ROZDZIAŁ 6
Nuci piosenkę Pabla Alborana, którą przed chwilą usłyszała w radiu Europa FM. Zdaje się, że przestało już padać. Żeby się co do tego upewnić, Valeria wygląda przez szybę w salonie. No proszę, rzeczywiście nie pada. Otwiera więc okno i wystawia głowę na zewnątrz, wdychając zapach wilgotnej ulicy. Powiew chłodnego powietrza uderza ją w twarz, ale to wcale jej nie zniechęca. Uwielbia to uczucie. Jest szczęśliwa, mimo że tęskni. Ma ogromną ochotę wysłać Raúlowi kolejną wiadomość przez WhatsAppa, ale nie chce mu się narzucać. Ciekawe, czy nadal jest z Albą w barze… Musi uzbroić się w cierpliwość i poczekać, aż to on do niej zadzwoni. Na pewno niedługo to zrobi. Wzdycha i z rękami za głową wyciąga się w fotelu. Za każdym razem, kiedy akurat nie spędza czasu ze swoim chłopakiem, jej ulubionym zajęciem jest rozmyślanie o nim. Są razem już od ponad czterech miesięcy. Któż mógł przewidzieć, że tak to się ułoży? Zwłaszcza pamiętając o tym, jak trudno było jej wyznać mu swoje uczucia. Gdyby on nie zrobił pierwszego kroku, wszystko potoczyłoby się inaczej. Kto wie jak… Światło lampy razi ją w oczy, przymyka więc powieki. Wspomina ich pierwszy pocałunek. Jego słodkie wargi tamtego listopada. To było cudowne… Jak nagle ziszczający się sen. Wzruszona, otwiera oczy i w tej samej chwili rozmarzony uśmiech momentalnie odpływa z jej warg. Coś właśnie przeleciało nad jej głową. Coś, co można by porównać do małego kolorowego szybowca. Valeria jednym susem zrywa się na równe nogi. – Rany… Wiki, co ty tu robisz?! Jej papużka południowoamerykańska powinna być przecież w klatce! Ptaszek przysiada na telewizorze. Dziewczyna powoli zmierza w jego stronę, gdy nagle uświadamia sobie, że zostawiła przecież otwarte okno. Jeden fałszywy ruch, a zwierzątko wybierze wolność. Decyduje się więc na zmianę planu. W pierwszej kolejności należy zamknąć okno, a potem, na spokojnie, spróbuje złapać ptaka. – Wiki, nie ruszaj się stamtąd. Siedź, gdzie siedzisz. Ale ptaszek, nic sobie nie robiąc z poleceń swojej pani, przemieszcza się radośnie na okienną ramę, skrzecząc przy tym wyzywająco. – Wiki, proszę cię, siedź spokojnie. Krok po kroku, dziewczyna przybliża się do miejsca, w którym usadowiła się papużka. Musi bardzo uważać, żeby jej nie spłoszyć i żeby nie wyfrunęła przez okno. Valeria czuje w gardle rosnącą gulę. Jeśli jej pupilka ucieknie za okno, może być bardzo trudno ją później odnaleźć. Jeszcze kilka metrów. Tymczasem ptaszyna rozpościera skrzydła i paraduje w ten sposób po okiennej ramie. Wygląda na to, że cała ta sytuacja niezmiernie ją bawi, czego z pewnością nie można powiedzieć o zestresowanej Valerii. Dziewczyna nie bardzo wie, co robić, choć ma pełną świadomość, że kiedy rzuci się łapać papużkę, musi wykazać się przy tym wyjątkowym refleksem. – Wiki, nie bądź niedobra, co? Proszę cię, nawet nie myśl o tym, żeby wyskoczyć na ulicę – szepcze błagalnie. – Chodź tu do mnie. No już. Jeszcze niecały metr. Ptaszek przechyla łebek na bok i patrzy z zaciekawieniem. Na brzmienie głosu Valerii wydaje z siebie gwizd, porzuca okienną ramę i podejmuje nieśpieszny lot w kierunku ramienia dziewczyny, która wzdycha z ulgą. Całe szczęście! Wszystko wydaje się być już pod kontrolą, jednak dokładnie w momencie, gdy Valeria chce wziąć papużkę w dłonie, żeby zanieść ją z powrotem do klatki, Wiki rozpościera skrzydła i jak wystrzelona z procy leci przez okno wprost na ulicę.
– Nieee! Valeria wychyla się przez okno, ale nigdzie nie widzi Wiki. Wiki przepadła gdzieś tam, pośród nocnych ciemności. Zdesperowana dziewczyna ukrywa twarz w dłoniach i wybucha płaczem. Straciła właśnie nie tylko swojego ukochanego ptaszka, ale jednocześnie prezent podarowany jej przez Raúla dla uczczenia dwóch miesięcy ich związku. – Ale przecież umawialiśmy się, że nie robimy sobie prezentów. Nie mam pieniędzy, żeby ci coś kupić! – Wiem, wiem. I wcale nie musisz mi nic kupować. Zresztą prezent, który mam dla ciebie, nie kosztował mnie ani grosza. – Jak to? – Za pół godziny będę u ciebie i wszystko ci wyjaśnię. – Za pół godziny? – Tak, muszę wcześniej jeszcze po coś pójść. – Aleś ty tajemniczy! Valeria rozłącza rozmowę i zamyśla się. Co to może być za prezent? Irytuje ją, że nie dotrzymał umowy i jednak kupił jej coś z okazji dwóch miesięcy bycia razem. Przecież wspólnie postanowili tego nie robić. Ona wydała wcześniej wszystkie zaoszczędzone pieniądze na gwiazdkowe prezenty! Jednak, mimo wzburzenia, od środka zżera ją ciekawość. Kiedy Raúl pojawił się u niej w domu z zamkniętym w klatce kolorowym ptaszkiem, jej zaskoczenie było ogromne. – To papużka południowoamerykańska. Potocznie nazywa się je nierozłączkami. – Skąd ją wziąłeś? – Znikąd jej nie brałem, to ona mnie znalazła. Szedłem sobie ulicą, kiedy sfrunęła mi na głowę. – Na pewno ma właściciela. – Też tak pomyślałem. Dlatego przez ponad godzinę pytałem we wszystkich okolicznych domach, ale nikt nic nie wiedział. Te ptaszki bardzo często i łatwo uciekają. Ale bez opieki nie przeżyją. Valeria pochyla się, żeby popatrzeć na swego małego gościa. On tymczasem zwraca się do niej przodem, przesuwa dzióbkiem po kratach klatki, a następnie wydaje z siebie słodki trel. – Kurczę, ale słodziak. – Chyba jej się spodobałaś. Dziewczyna się uśmiecha. Jej też spodobała się ta kolorowa ptaszynka. – Ma jakieś imię? – Nie wiem. Wymyśl jej jakieś. – A to samczyk czy samiczka? – Pojęcia nie mam. – Trzeba będzie pogrzebać w necie i zobaczyć, jak to się u nich sprawdza. – Jeśli chcesz, zajrzę później do Wikipedii. – Wikipedia. Hm. Wiki… Ładnie – Valeria ponownie przygląda się papużce. Raúl niechcący właśnie pomógł wymyślić dla niej imię. – Tak, do tej buźki zdecydowanie pasuje imię Wiki. Valeria ma łzy w oczach, postanawia jednak nie tracić czasu na lamenty. Musi odnaleźć małego łobuza, zanim będzie za późno. Przecież nie pozwoli, żeby zgubił się jej na zawsze. Pospiesznie opuszcza mieszkanie. Chcąc zaoszczędzić na czasie, wybiera schody i z pełną prędkością przeskakuje po dwa stopnie naraz. Kiedy wychodzi na ulicę, przejmuje ją nocny chłód. Nie wzięła ze sobą nic do okrycia. Rozgląda się dookoła i przeciera wilgotne od płaczu oczy. Nagle uświadamia sobie w pełni, jak trudne zadanie ją czeka. Przecież to jak szukać igły w stogu siana. Ale i tak spróbuje. Musi to zrobić. Ptaszek uciekł dosłownie przed chwilą, a nie jest to jakiś jastrząb czy orzeł, żeby zdołał odlecieć daleko. W lewo czy w prawo? Ocenia, że wiatr wieje z lewej strony, więc rusza w prawo. Przecież nierozłączki to najmądrzejsze ptaszki na świecie. Wiki nie jest głupia, nie będzie pchać się pod
wiatr. Valeria idzie chodnikiem, przypatrując się każdemu mijanemu drzewu oraz gzymsom najniższych balkonów. Jest jednak zbyt ciemno. Choćby miała Wiki na wyciągnięcie ręki, to i tak nie zdołałaby jej dojrzeć. Czuje się zupełnie bezradna i znów zaczyna płakać. Łzy spływają jej do ust, w czasie gdy gwiżdże i nawołuje swoją małą przyjaciółkę. Po zaledwie pięciu minutach poszukiwań, kilka metrów przed sobą widzi jakąś postać, która unosząc dłoń do ramienia, ściąga z niego coś, co chwilę wcześniej musiało tam usiąść. Niemożliwe… To chyba cud! Z uformowanych na kształt koszyczka dłoni mężczyzny wystaje kolorowy łebek nieprzestającej skrzeczeć papużki. Z walącym sercem Valeria biegnie w kierunku nieznajomego. Stając przed nim, stara się ukryć łzy, przy czym dodatkowo jeszcze się czerwieni. – Ten maluch jest może twój? Ma wyjątkowo przyjemną barwę głosu. Val szacuje, że może nie mieć nawet dwudziestu pięciu lat. Jest nienagannie ubrany, ma na sobie koszulę i elegancką, choć nieformalną marynarkę. Nie jest to może jakiś zapierający dech w piersiach przystojniak, ale zdecydowanie ma w sobie „to coś”. – Tak. Uciekła mi. – To równie niegrzeczne co inteligentne ptaszki. – Mnie to mówisz? Nie mam pojęcia, w jaki sposób zdołała sama otworzyć klatkę. Mężczyzna uśmiecha się, demonstrując bielusieńkie, piękne i równe uzębienie. Valeria zwraca na nie szczególną uwagę, wspominając jednocześnie swój aparat ortodontyczny. Mogłaby się założyć, że on też kiedyś nosił coś takiego. – Proszę. U ciebie będzie jej lepiej. Wiki wraca więc do rąk swojej pani, która, gdy tylko udaje jej się zamknąć ją w dłoniach, łaja ją po cichu. – Ogromne dzięki. Naprawdę. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę. – Postawisz mi kiedyś kawę, okej? Moment. Choć używa tego utartego zwrotu, to najwyraźniej traktuje go jednak zupełnie poważnie. Z kieszeni spodni wyjmuje skórzany portfel, a z niego wyciąga wizytówkę. Właśnie ma ją wręczyć Valerii, kiedy uświadamia sobie, że dziewczyna ma zajęte obie ręce. Rzuca więc okiem na jej dżinsy i bezczelnie wsuwa swoją wizytówkę do tylnej kieszeni jej spodni. Val robi się nagle czerwona jak burak. – Ale. – Mam na imię Marcos. Na wizytówce jest adres mojego Twittera, numer telefonu i informacja o tym, czym się zajmuję. – Ja… jestem Valeria. I nie mam wizytówki. – Nie przejmuj się – odpowiada jej z uśmiechem, a następnie cmoka ją w oba policzki. – Lepiej wracaj do domu, zanim twoja papużka znów dokądś się wybierze. – Tak… najlepiej właśnie… tak zrobię. – Miło było cię poznać. – Wzajemnie. – No i spodziewam się niebawem zaproszenia na kawę. Mężczyzna ponownie całuje ją w oba policzki i odwraca się. Przechodzi przez ulicę i oddala się w kierunku przeciwnym do tego, w którym znajduje się dom Valerii. Przez kilka sekund dziewczyna stoi jak wryta, ale zimny podmuch wiatru szybko przywraca ją rzeczywistości. Kierując się do domu z papużką w dłoniach, potrząsa głową i uśmiecha się. Kompletnie nie ma pojęcia, kim mógł być ten facet, czym może się zajmować i czy to przypadkiem nie przeznaczenie kazało Wiki wylądować na jego ramieniu. Jednego jest pewna: zaczyna specjalizować się w romantycznych scenach rodem z filmów z Hugh Grantem. ===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkp/S39PbwJtA2oBYFJgUGIiTT1SMUs/XnAAbA==
ROZDZIAŁ 7
Musi napisać wypracowanie i pouczyć się matematyki, ale nie ma ochoty na żadną z tych rzeczy. María snuje się smętnie po swoim pokoju. Czuje się samotna. Chciałaby zadzwonić do Bruna albo do Ester i móc z nimi chwilę pogadać. Chciałaby usłyszeć ich głosy, chciałby, żeby przyjaciele jej wysłuchali. Jednak wszystko się zmieniło, odkąd Meri odkryła przed nimi swój sekret. Chociaż nikt się od niej wówczas nie odwrócił, to raczej ona zaczęła się stopniowo izolować od przyjaciół. Nie potrafi czuć się z nimi tak swobodnie jak kiedyś. Być może jest już za późno na to, żeby ratować sytuację i z upływem czasu będzie coraz gorzej. Wprawdzie nadal utrzymują bliskie relacje, ale mają one charakter wyłącznie towarzysko-imprezowy. Nie ma już między nimi żadnych wyznań ani takiego zaufania jak wcześniej. Wciąż pozostają przyjaciółmi, ale nie są już najlepszymi przyjaciółmi. Wiele by dała, żeby móc cofnąć czas do tamtego momentu, w którym zdecydowała się pocałować Ester. To był najszczęśliwszy dzień w jej życiu, pociągnął jednak za sobą poważne konsekwencje. Gdyby mogła podjąć tę decyzję jeszcze raz, znając jej późniejsze następstwa, nie zrobiłaby tego. Zdołałaby się powstrzymać, byłaby gotowa się poświęcić, aby uchronić swój sekret. I wszyscy troje nadal byliby najlepszymi przyjaciółmi, tak jak wcześniej. Panująca w domu cisza zdecydowanie nie podnosi jej na duchu. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej wzmaga poczucie samotności. No i Gadea z ojcem w Barcelonie… Na dworze przestało już padać. Dziewczyna siada przed laptopem. Włącza go bez entuzjazmu. Może jeśli zacznie pisać i wyrzuci z siebie część tych uczuć, zrobi jej się trochę lepiej, bo naprawdę bardzo tego potrzebuje. Potrzebuje poczuć się lepiej. Otwiera swoją stronę, bloga, na który przelewa to, co naprawdę czuje. Mam pewien sekret. Włącza muzykę – singel Euphoria Loreen – i zaczyna stukać w klawiaturę. Stracone podejście Oto jestem, tańcząc sama w rytm melodii przeznaczonej dla dwojga. Czy zasłużyłam sobie na to? Prawdopodobnie tak. Być może uczyniłam coś, czego nie powinnam była czynić. Lub popełniłam błąd, wybierając zły moment. I choć były to najszczęśliwsze minuty w moim życiu, to cała moja egzystencja została przez nie naznaczona. Cała moja absurdalna egzystencja. My, którzy nie nawykliśmy do podejmowania ryzyka, musimy zawsze brać pod uwagę to, co może pociągnąć za sobą każdy nasz krok, w przód, w tył czy w bok. Musimy dodawać i odejmować skutki wydarzeń. Jesteśmy zakładnikami naszych własnych działań, gdyż jeśli coś idzie nie tak, upadamy i cierpimy jak nikt. Już od pięciu miesięcy żałuję jednego pocałunku. Jednego zwykłego pocałunku. Ile pocałunków na minutę przydarza się na świecie? Ja tymczasem płacę sobą samą i innymi za to, że jeden jedyny raz w życiu dałam wolność wyboru moim ustom. Za to, że podjęłam ryzyko, nie bacząc na konsekwencje. Okłamałabym Cię mówiąc, że nic już nie czuję. Lecz staram się zapomnieć o tym, co niemożliwe, o tym, przy czym wciąż jeszcze obstaję, odchodząc niemal od zmysłów. Tęsknię za tamtym życiem, w którym nie bałam się kochać. I za tamtym życiem, w którym nie bałam się ukrywać. Kiedy nie czułam, że ukrywam się w cieniu mego własnego odbicia. Teraz czuję naprawdę, a nie tylko uśmiecham się i płaczę. Nie tylko lubię, ale kocham głęboko. Całuję w usta, już nie w policzki. I nic nie jest tak, jak być powinno. A najgorsze jest to, że po drodze zostawiłam za sobą zranione uczucia. Poważnie zranione. Ogromne blizny, które być może nigdy już do końca się nie zagoją. Melodia cichnie, a ja dalej tańczę sama. Stracone podejście.
Meri czyta to, co właśnie napisała w ciągu zaledwie piętnastu minut. Pieką ją oczy. Zdejmuje okulary i przeciera szkła rękawem koszulki. Wyrzuciła to z siebie, ale wcale nie czuje się lepiej. Najwyraźniej tym razem słowa nie wystarczą. Mogłaby pójść spać i w ten sposób po prostu przeczekać do jutra. Może jutro wszystko wyda się inne. Może zmieni się wreszcie kierunek wiatru i uda jej się wyjść z tego marazmu. Ale jest jeszcze wcześnie, a Meri wcale nie czuje się senna. A może ona będzie na czacie? Wprawdzie ich ostatnia rozmowa nie zakończyła się najlepiej, ale Paloma jest jedyną osobą, która w ostatnich dniach zdołała skłonić ją do uśmiechu. Otwiera czat i wchodzi na ten, na którym dziewczyny gadają z dziewczynami. Przynajmniej w założeniu. Wprowadza swój standardowy nick: „Rudzielec” i wciska Enter. Zalogowanych jest czterdziestu użytkowników, z których kilku od razu zaprasza ją do rozmowy w prywatnych oknach. María ma świadomość, że większość z nich to udający lesbijki faceci albo rozsyłające spam roboty. Nie odpowiada więc nikomu, tylko w kolumnie po prawej stronie szuka nicka, którym posługuje się Paloma. PalomaLavigne. Jest. Czy będzie chciała z nią rozmawiać? Może nadal jest obrażona o to, że nie zważając na jej prośby, nie godzi się wysłać jej swojego zdjęcia. Ale Meri, chociaż tak się wciągnęła w ten czat, nie ma tu zaufania do nikogo. Przecież równie dobrze ta dziewczyna może być w rzeczywistości jakimś seksualnym maniakiem, zboczeńcem czy innym zdesperowanym typem. Bez względu na to, jak długo starałaby się przekonać ją o tym, że jest osiemnastolatką z Madrytu. Nie liczy się też zdjęcie. Skąd może wiedzieć, czy to naprawdę ona? Zdjęcie przedstawia blondynkę o długich, prostych włosach, zielonych oczach i lekko zadartym nosie. Ma śliczną twarz. Mierzy na pewno ponad metr siedemdziesiąt wzrostu i bez wątpienia nosi większy niż Meri rozmiar stanika. O ile to w ogóle rzeczywiście jest Paloma… Ale to z całą pewnością nie ona. Jedynym sposobem, w jaki mogłaby się co do tego upewnić, byłaby rozmowa przez kamerkę albo spotkanie w realu. A takiego ryzyka María nie zamierza podejmować. To byłaby pierwsza osoba, nie licząc Ester i Bruna, która dowiedziałaby o jej homoseksualizmie. Poza tym, gdyby María się jej pokazała, a Paloma rzeczywiście byłaby dziewczyną ze zdjęcia, to natychmiast musiałaby stracić zainteresowanie kimś o takim wyglądzie. Nie uwierzy, że dziewczyna o takim wyglądzie chciała się zadawać z kimś takim jak ona. No i, jakby tego było mało, Meri okłamała ją przecież w kwestii swojego wieku. Nie przyznała się do szesnastu lat i powiedziała jej, że ma osiemnaście, czyli akurat tyle, ile trzeba mieć, aby wejść na tę stronę. Wzdycha ze zniecierpliwieniem. Zbyt wiele wątpliwości, zbyt wiele kłamstw. Najlepiej będzie wyłączyć komputer i pójść do łóżka. Przy odrobinie szczęścia uda jej się szybko zasnąć i śnić o czymś przyjemnym. Zanim jednak zdąży zamknąć stronę, na dole pojawia się okienko. Paloma Lavigne zaprasza ją do rozmowy na privie. Zaskoczona Meri akceptuje. – No co jest? Nawet się ze mną nie przywitasz? Paloma napisała do niej pierwsza. I chociaż nie jest to zbyt przyjazne powitanie, uśmiech wypływa na usta Meri. Cieszy ją, że się odezwała. Nie bardzo wie dlaczego, ale ta wiadomość poprawiła jej samopoczucie. – Właśnie miałam uciekać. – Przecież dopiero weszłaś! – No tak, weszłam przed chwilą, ale chciałam tylko zajrzeć. – To niezbyt uprzejme, nie przywitać się z przyjaciółką, nawet jeśli tylko zaglądasz. Z przyjaciółką? Od kiedy są przyjaciółkami? Nie sądziła, że ona tak to widzi. Właściwie myślała, że się na nią obraziła. Ledwo ją zna, nie minął jeszcze nawet tydzień od ich pierwszej rozmowy. Dokładnie pięć dni. Jedno tylko wie na pewno: Paloma to dziewczyna – bądź chłopak – z charakterem. – Przepraszam – odpisuje Meri, wciąż jeszcze zdziwiona. Nie chce znowu się z nią spierać. – Masz rację. Powinnam się przywitać. – Nic się nie stało. Miałaś już iść spać?
– Tak. Muszę odpocząć. To nie był najlepszy dzień. – Dla mnie też nie. Kompletnie gówniany. – Co się stało? Nie ma praktycznie pojęcia o prywatnym życiu Palomy i nie wie, czy pytanie nie było zbyt śmiałe. Najprawdopodobniej przeczyta w odpowiedzi: „A co cię to obchodzi?” lub coś równie nieprzyjemnego. – Po prostu mam już wszystkiego dosyć. No to witaj w klubie. Nie ty jedna. Dokładnie to samo myśli María: że życie stało się bezsensowne i absurdalne, a ona zaczyna już mieć go dosyć. – Chcesz o tym pogadać? – Nie sądzę, żeby zainteresowały cię moje problemy. Pewnie masz dosyć własnych. – No mam. Ale to nie znaczy, że nie obchodzą mnie cudze. – Cóż, w każdym razie na pewno nie moje. – Dlaczego tak sądzisz? – Bo nie chcesz mi nawet pokazać, jak wyglądasz, nie ufasz mi, więc czemu niby miałyby cię obchodzić moje problemy? No i znowu to samo. Uff. Dlaczego miałaby ufać komuś, kogo nie zna? No pewnie, że jej nie ufa! Ale to nie znaczy, że ona jej wcale nie obchodzi. Co za upierdliwa laska! – Nie rozumiem, czemu tak bardzo chcesz wiedzieć, jak wyglądam. – Bo tak. Ja ci wysłałam moją fotkę. – A skąd mogę wiedzieć, że to naprawdę jesteś ty? Że to nie jakaś ściema? – Czyli co? Nie wierzysz mi? – Przecież tutaj wszyscy kłamią. Każdy podaje się tu za kogoś, kim nie jest. – Czyli ty nie jesteś osiemnastoletnim rudzielcem z Madrytu? Marię zaczyna to wkurzać. Paloma odwróciła kota ogonem i teraz wychodzi na to, że to ona nie mówi jej prawdy. Chociaż właściwie zdaje się, że to dobry moment, żeby wyjaśnić kwestię swojego wieku. Może dzięki temu poczuje się mniej winna. – Jestem ruda i mieszkam w Madrycie. Ale nie mam osiemnastu lat tylko szesnaście. Wciska Enter i już w tym samym momencie zaczyna żałować tego, co zrobiła. Może jednak się pośpieszyła. To wyznanie może sprawić, że nie odezwie się już do niej ani słowem. To niewielkie kłamstewko, ale wystarczy, aby zrodzić nieufność. Dziewczyna po drugiej stronie nie odpisuje. Każda kolejna sekunda to dla Marii pokuta, po pierwsze, za to, że skłamała i po drugie, za to, że wyznała prawdę. Czegokolwiek by nie zrobiła, zawsze musi się okazać, że popełniła błąd. – Ja też nie mam osiemnastu lat. Mam piętnaście. Chociaż w przyszłym miesiącu kończę szesnaście. Przepraszam, że Cię oszukałam. Też nie mam zaufania do tego czatu. I chwilę po tym wyznaniu Palomy wyświetla się zaproszenie od niej do połączenia wideo. María zastyga w bezruchu. Przeszywa ją chłód. Nie wie, co odpowiedzieć. Jak powinna zareagować? Tamta też kłamała. – Czyli dziewczyna ze zdjęcia to nie ty? – odpisuje wreszcie, kiedy mija już ponad pół minuty od ostatnich słów Palomy. – Ona wygląda na starszą. – Nie. Ja nie jestem taka ładna. Ale jeśli klikniesz wreszcie, żeby zaakceptować połączenie wideo, sama zobaczysz, jak wyglądam. – Okłamałaś mnie, a teraz chcesz mnie sobie tak po prostu zobaczyć? Jak gdyby nigdy nic? Nie ufam ci. – Ty też skłamałaś. Tutaj wszyscy kłamią. To twoje własne słowa. – A skąd mam wiedzieć, że to nie jakiś głupi żart? Może chcesz mnie zobaczyć, żeby się ze mnie ponabijać. – Nie zamierzam się z ciebie nabijać. Słowo. Chcę cię zobaczyć i zaprzyjaźnić się z tobą. Nie mam wielu przyjaciół. María też ma ich niewielu. A ci, których ma, coraz bardziej się od niej oddalają. Brak jej jednak odwagi, żeby najechać kursorem myszki na przycisk włączający kamerkę. Czuje się niepewnie. Ma wątpliwości co do tej dziewczyny. Ale dlaczego? Dlaczego właściwie kusi ją, żeby zoba-
czyć, jak ona wygląda? Przecież wcale się nie znają! To jakieś szaleństwo! A ona nie ma zamiaru popełniać kolejnego szaleństwa. – Przykro mi, ale po prostu ci nie ufam – odpowiada poważnie. – Jesteś facetem, prawda? – Jestem dziewczyną. Słowo. Włącz kamerkę i sama się przekonasz. – Jesteś lesbijką? – Tak. Podobają mi się dziewczyny. – Naprawdę? – Przysięgam, Rudzielcu. Poza tym, zdaje się, że właśnie ty mi się podobasz. Nie wiem nawet, czy nie jestem w tobie zakochana. To już całkowicie obezwładnia Meri. Po raz pierwszy w życiu ktoś mówi jej coś takiego. Nigdy nikomu się nie podobała. Ale wcale nie wierzy, że osoba, która siedzi po drugiej stronie, rzeczywiście coś do niej czuje. To nie jest możliwe. I nagle robi jej się niedobrze od napływających do głowy wspomnień. Pierwszy w życiu pocałunek został jej narzucony przez tamtych typów, którzy wymusili go na biednym Raúlu, a teraz z kolei po raz pierwszy ktoś mówi jej, że ona mu się podoba i robi to w taki sposób. Z całą pewnością miłość nie jest jej powołaniem. Podnosi się z krzesła, potrząsa głową i nie zamykając nawet strony, gwałtownie zatrzaskuje laptop. Wygląda na to, że wszystko zostanie po staremu. A jednak jutro, kiedy wzejdzie słońce, przyjdzie nowy, całkowicie inny dzień. Choć jak na razie jedyną nadzieją Meri jest to, że może przyśni jej się coś miłego.
ROZDZIAŁ 8
Co za intrygujący facet! I co za sposób nawiązania znajomości? Właściwie, powoli zaczyna już przyzwyczajać się do tego rodzaju przypadkowych spotkań. Miała już tyle tego typu historii, że mogłaby zacząć pisać powieść. Valeria idzie do domu uśmiechnięta, ale gdzieś w środku wciąż utrzymuje się wywołane ucieczką Wiki przerażenie. Na szczęście już po wszystkim. Teraz chce jak najszybciej przeczytać wizytówkę, którą Marcos wsunął jej do tylnej kieszeni dżinsów. Ciekawe, czym też on się może zajmować. Sądząc po wyglądzie, powiedziałaby, że pewnie pracuje… w finansach? Był świetnie ubrany, gładko ogolony, a maniery miał jak z podręcznika savoir-vivre’u. Poza tym emanował pewnością siebie. Może to młody makler giełdowy? Albo przedsiębiorca, z tych, co to prowadzą puby i lokale nocne. Tak, to by jej do niego pasowało. Na pewno wracał właśnie z jednego z nich. Niecierpliwa, chcąc jak najszybciej sprawdzić, czy jej przypuszczenia się potwierdzą, dociera wreszcie do budynku. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę z pewnego problemu, o którym wcześniej nie pomyślała. Nie ma jak wyciągnąć klucza schowanego w kieszeni spodni! Przecież ma zajęte ręce! Co ona teraz zrobi? Przez parę minut stoi pod drzwiami w nadziei, że może pojawi się ktoś z sąsiadów. Nic z tego. Tymczasem Wiki, zamknięta w jej dłoniach, zaczyna się robić naprawdę nerwowa. Trzepocze skrzydełkami i nawet kilka razy już ją dziobnęła. Musi jej teraz nienawidzić za to, że więzi ją już tyle czasu. Mogłaby spróbować przytrzymać ptaszka jedną ręką i użyć drugiej, ale boi się, że Wiki znowu zwieje. Bierze głęboki oddech. Nie ma innego wyjścia niż prosić o pomoc jakiegoś przechodnia. Oczywiście, nie pierwszego lepszego. Trzeba uważać. W tym momencie wszyscy wyglądają podejrzanie. Ale sytuacja! Aż nareszcie… jakaś odpowiednia osoba. Wysoka pani w okularach i o wyglądzie bibliotekarki wzbudza zaufanie Val. Woła do niej, rumieniąc się przy tym. Kobieta przystaje zaskoczona, a jej zdziwienie wzrasta jeszcze, kiedy Valeria przedstawia jej swój problem. Mogłaby teraz spalić się ze wstydu. W końcu pani o wyglądzie bibliotekarki pojmuje, w czym rzecz, i zgadza się najpierw otworzyć jej zewnętrzne drzwi a następnie wpuścić ją również do mieszkania. – Te ptaszki to mistrzowie ucieczki – stwierdza, wkładając klucz w drzwi z numerem 2 B i otwierając je. To dopiero odkrycie! Kobieta żegna się z uśmiechem i Valeria wchodzi do domu, podziękowawszy jej wcześniej kilkakrotnie. W środku światła są zapalone. Natychmiast, z przejęciem na twarzy, pojawia się jej mama. – Całe szczęście! Znalazłaś ją! – woła Mara z ulgą, na widok córki trzymającej w dłoniach papużkę. Po tym wszystkim, przez co musiała przejść, żeby dostać się do mieszkania, okazuje się, że jej mama była w domu. Nie wie, czy śmiać się czy płakać. Ostatecznie wybiera to pierwsze. – Tak, miałam szczęście. Kurdupel postanowił dać nogę. – Kiedy przyszłam i zobaczyłam, że okno w salonie jest otwarte i że Wiki nie ma w klatce, tak sobie właśnie pomyślałam. Dzwoniłam do ciebie na komórkę, ale jej nie zabrałaś. – Nawet o tym nie pomyślałam. Wybiegłam w pośpiechu. Obie kierują się do pokoju Valerii, gdzie stoi klatka ptaszka. Dziewczyna wpuszcza go do środka i upewnia się, czy dobrze zamknęła drzwiczki.
– Jak to się stało, że ci uciekła? – pyta matka, obserwując jednocześnie, jak Wiki podlatuje na drewnianą obręcz. Szczęśliwa, że została wreszcie uwolniona z rąk swojej pani, huśta się, ćwierkając przy tym donośnie. – Nie wiem. Leżałam na fotelu w salonie i nagle przeleciała mi nad głową. Albo ja musiałam zostawić otwarte drzwiczki, albo ona nauczyła się je otwierać. – Trzeba będzie uważać. – Tak, to wyjątkowo sprytna bestyjka. Matka i córka uśmiechają się, kiedy ptaszek rozpościera skrzydła i zaczyna kręcić łebkiem. Sprawia wrażenie, jakby rozumiał, o czym rozmawiają, jakby wiedział, że mówią właśnie o nim. – Jak udało ci się ją złapać? – To nie ja ją złapałam – odpowiada, jednocześnie wyciągając wizytówkę z tylnej kieszeni spodni. Czyta zaciekawiona. – Pomógł mi… Marcos del Río Gómez. – A kto to taki? – Zgodnie z wizytówką, którą mi zostawił… fotograf. – Zostawił ci wizytówkę? – Tak. Poza tym tu jest też napisane, że jest nie tylko fotografem, ale i spikerem radiowym. – Nic z tego nie rozumiem. – Dobra… opowiem ci. Valeria streszcza matce, co wydarzyło się w ciągu ostatnich minut: jak Wiki usiadła na ramieniu młodego fotografa-spikera radiowego i jak ten wsunął swoją wizytówkę do tylnej kieszeni jej spodni. Następnie opowiada o kobiecie o wyglądzie bibliotekarki. Kiedy kończy, obie wybuchają śmiechem. – Ty to masz przygody, córeczko. – Sama widzisz. Prawie jak w filmie. – Tak sobie właśnie pomyślałam – odpowiada Mara, już poważniejsza. – Ale najważniejsze, że film dobrze się skończył. – Oj tak, to najważniejsze. – A ten chłopak, ten Marcos… przystojny? – Co to za różnica, mamo? Normalny chłopak, przeciętny. Kłamie bardzo nieudolnie. Wszytko od razu po niej widać, bo natychmiast robi się czerwona. Rzeczywiście, facet był co najmniej interesujący. Później poszuka go na Twitterze, żeby dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Ale nie zamierza mówić o tym swojej mamie, żeby nie pomyślała sobie zaraz nie wiadomo czego. Ona ma już chłopaka. I jest w nim naprawdę zakochana. Koniec i kropka. – Aha! Jak już mówimy o przystojnych chłopakach… Wydaje mi się, że dzwonił Raúl, kiedy cię nie było. Dosłownie minutę po tym, jak ja próbowałam się do ciebie dodzwonić. – To dlaczego nie odebrałaś? – Bo to twoja komórka. Gdybym odebrała, miałabyś pretensje. – Nie w tym przypadku! – Teraz tak mówisz. – Aj. Valeria od razu idzie po telefon. Zostawiła go w salonie. Dostrzega go na stole. Rzeczywiście, ma dwa nieodebrane połączenia od Raúla i jedną wiadomość na WhatsAppie. Jestem już w domu. A ty gdzie się podziewasz? Śpisz? Jak będziesz chciała i mogła, to zadzwoń i pogadamy. Trochę chłodno. Zapewne niezbyt mu się spodobało, że nie odbierała telefonu. Ma do niego zadzwonić, czy najpierw poszukać Marcosa w Internecie? Właściwie obie te rzeczy może robić jednocześnie: rozmawiać z Raúlem i grzebać w necie. Z laptopem mości się na łóżku i wybiera numer swojego chłopaka. – Tak? – Cześć, przystojniaku. Tęskniłeś za mną? – Szczerze?
– Jasne. – Niespecjalnie. – Głupek. No to się rozłączam… – Nie, nie – ze śmiechem odpowiada Raúl. – Jasne, że za tobą tęskniłem. Strasznie. To był tylko taki żarcik. Przepraszam. – No nie wiem… Dobra, wybaczam ci. Uwielbia takie momenty. Cieszy ją każde jego słowo i każdy jego gest; każdy moment spędzony razem. Nawet wtedy, kiedy się z nią droczy i próbuje ją zdenerwować. Nie zamieniłaby takich drobiazgów na nic innego w świecie. – Gdzie byłaś? Dwa razy do ciebie dzwoniłem. I WhatsAppa też nie czytałaś. – Wiem. – Tylko nie mów, że spałaś. – Nie, nie spałam. – Ostatnio zrobił się z ciebie straszny śpioch. – Nie. Po prostu… – zastanawia się, czy powiedzieć mu prawdę. Jeśli opowie mu, co jej się przydarzyło z Wiki, będzie miał do niej pretensje. Wielokrotnie ostrzegał ją, że nie powinna wyciągać ptaszka z klatki tak często, bo kiedyś wreszcie jej ucieknie. I miał rację, chociaż stało się to akurat w innych okolicznościach. Przede wszystkim jednak, musiałaby mu się później tłumaczyć z sytuacji z Marcosem. Jak by zareagował, słysząc, że obcy gość macał ją po tyłku i do niej zarywał? Bo z całą pewnością jej chłopak tak właśnie by to odebrał, niezależnie od tego, jak długo przekonywałaby go, że tamten po prostu był uprzejmy i zostawił jej swoją wizytówkę. – No dobra, nie oszukuj już – upiera się Raúl. – To nic takiego, że usnęłaś. – Wcale nie o to chodzi! – protestuje Valeria. Chociaż po głębszym zastanowieniu… Dodaje: – To była tylko maleńka drzemka. – A widzisz! Wiedziałem! – Jak ty mnie znasz – zgadza się Val z szelmowskim uśmieszkiem na ustach. – No dobrze, a ty co mi opowiesz? Jak dziś poszły zdjęcia? Raúl opowiada Valerii o wszystkim, co udało im się dziś zrealizować. Przez parę minut opisuje scenę, którą chciał nagrać, oraz to, jak poradzili sobie z nią aktorzy. Valeria wykorzystuje ten czas, żeby wyszukać na Twitterze Marcosa del Río Gómeza. @MdelRíoGm ma ponad dziesięć tysięcy followersów. Najwyraźniej jest całkiem znany. Prowadzi w radiu Dreams FM program zatytułowany Muzyka między słowami. Nigdy wcześniej nie słyszała o takiej audycji. Otwiera Google, chcąc dowiedzieć czegoś się więcej. Interesujące. To nocna audycja z telefonami słuchaczy, którzy dzwonią, żeby podzielić się jakąś opowieścią, związaną z tematem wieczoru. A zanim się rozłączą, dedykują komuś piosenkę. Audycja nadawana jest od poniedziałku do piątku o pierwszej w nocy. – Aha, właśnie, jutro będziemy nagrywać scenę botellónu. – Scenę botellónu? – pyta dziewczyna, czytając kolejne informacje o audycji radiowej prowadzonej przez Marcosa. – Tak. I potrzebuję do tego ciebie i reszty paczki w charakterze statystów. – Mnie? Już ci mówiłam, że nie zamierzam występować w filmie! – Proszę cię, Val. Przecież nie zostawisz mnie w potrzebie… – prosi Raúl. – Jeśli ty nie przyjdziesz, to nie sądzę, żeby inni zechcieli wziąć udział. – No jasne. Nie jesteśmy aktorami. – Chodzi tylko o statystowanie. Nic więcej! Dziewczyna wzdycha. Wraca na Twittera Marcosa i klika w link, znajdujący się na jego profilu. To adres bloga. – Pewnie nie gadałeś jeszcze z resztą, co? – Nie, jeszcze o niczym nie wiedzą. Strona składa się z galerii najróżniejszego rodzaju fotografii: pejzaże, fotografia w czerni i bieli, zdjęcia zwierząt, ludzi… Valeria wprawdzie nie bardzo się na tym zna, ale te zdjęcia są
piękne. – Nie zgodzą się. – Jeśli ty, przy całej twojej nieśmiałości, zdołasz się przełamać, to prawdopodobnie i oni się zgodzą. – Aj. – Proszę. Wynagrodzę ci to. – Mmm. W jaki sposób? – Zobaczysz. Dziewczyna uśmiecha się do siebie. Chociaż nie ma najmniejszej chęci na udział w filmie, to w końcu prosi ją o to jej chłopak. A ona zgodziłaby się dla niego na wszystko. Nawet na zrobienie z siebie totalnej idiotki. – Jesteś moim dłużnikiem. – To znaczy, że zgadzasz się statystować w scenie botellónu? – A mam wyjście? – Dziękuję! – woła z satysfakcją chłopak. – Ale w kubkach będzie tylko woda. Przykro mi. – Przecież nie miałam zamiaru się upijać! Raúl śmieje się po drugiej stronie linii. Valeria uśmiecha się również, w dalszym ciągu podziwiając wykonane przez Marcosa fotografie. Przegląda je jedna za drugą, rozmawiając i żartując jednocześnie ze swoim chłopakiem. Są niesamowite! Nawet ona, mimo że zupełnie zielona w tej materii, jest zafascynowana jego twórczością. To naprawdę interesujący facet: za dnia fotograf, w nocy spiker radiowy. A może… Spogląda na zegar w laptopie. Muzyka między słowami zacznie się dopiero za dwie godziny. Tymczasem Raúl mówi już, że wybiera się do łóżka. Ona powinna zrobić to samo. Jutro ma lekcje i musi wstać wcześnie rano. Mimo to podejmuje inną decyzję. Tej nocy pójdzie spać później, bo ma dziś spotkanie z Marcosem del Río i jego zmysłowym radiowym głosem.
ROZDZIAŁ 9
Już teraz wie, że tak właśnie będzie. Tej nocy ciężko jej będzie zasnąć. Od momentu, w którym Rodrigo znalazł się niespodziewanie przed jej domem, Ester nie może zapanować nad nerwami. Nie miał prawa znów pojawiać się w jej życiu. Żadnego. Po tym, jak ją potraktował, i po tym wszystkim, co przeżyła, próbując o nim zapomnieć… Jego przeprosiny są spóźnione. Przychodzą zdecydowanie za późno. A jednak nie może przestać myśleć o tamtych spędzonych razem chwilach. To nieuniknione. Niespokojnie chodzi po pokoju. Prawie nie tknęła kolacji i spędziła ponad pół godziny pod prysznicem, pozwalając, by gorąca woda spływała po jej ciele. Nie może wybić go sobie z głowy. Nawet w czasie lekcji francuskiego nie była w stanie przestać o nim myśleć, chociaż jej nowy nauczyciel nie mógł okazać się bardziej zabawny i sympatyczny. Doskonale rozumie, dlaczego jej kuzynka jest w nim taka zakochana. – Alan, moglibyśmy zakończyć już dzisiejszą lekcję? – proponuje Ester zaledwie pół godziny po tym, jak zaczęli. – Już chcesz kończyć? – Tak, bardzo cię proszę. Kiepsko się czuję. – Okej. Nie ma problemu. Ty tu rządzisz. – Bardzo ci dziękuję. Chłopak puszcza do niej oko i uśmiecha się. Jest naprawdę przystojny. Ma w oczach coś, co przykuwa uwagę, a poza tym bardzo podobają jej się jego włosy. Nie jest szczególnie wysoki, ale jej kuzynka też nie. Na pewno dobrana z nich para. – Chcesz pogadać o tym, co się dzieje? – pyta chłopak, nie przestając się uśmiechać. – To znaczy? – Przecież widzę, że coś jest nie tak – nalega Alan. – Wiem, że francuski nie jest twoją mocną stroną, ale gadałaś straszne bzdury. Dziewczyna spogląda na niego, a następnie zwiesza głowę. Czuje się winna, że nie uważała w czasie ich pierwszej lekcji. Za chwilę podnosi wzrok i uśmiecha się nieśmiało. Chłopak wydaje jej się godny zaufania, mimo że zna go dopiero od trzydziestu minut. Ostatecznie, w pewnym sensie, są prawie rodziną. – Masz rację. Miałam dziś kiepski dzień – przyznaje. – Mój były przyszedł się ze mną zobaczyć. – Uhhhh. Musiało zaboleć. – Tak. Bardzo boli. Rzucił mnie cztery miesiące temu i przez cały ten czas nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. – Więc ty już o nim zapomniałaś. – Zgadza się. Alan wpatruje się w swoją nową uczennicę. To śliczna i urocza dziewczyna, po której widać, że nie ma wielkiego doświadczenia z chłopakami. – Poczułaś coś na jego widok? – Zmroziło mnie. – Wyobrażam sobie. Ale… poczułaś na nowo motyle w brzuchu? Ciężko powiedzieć. Tak naprawdę sama nie jest pewna, co poczuła, widząc Rodriga ponownie. Raczej mieszaninę różnych uczuć, od nienawiści po tęsknotę. – Nie ma znaczenia, co poczułam. Nie powinien mnie tak traktować. W każdym razie przyszedł mnie tylko przeprosić.
– I przyjęłaś przeprosiny? – Tak. Nie mam w zwyczaju pielęgnować urazy. Chociaż przez parę miesięcy byłam przez niego strasznie zdołowana. Alan przeciąga dłonią po brodzie. Wygląda, jakby jej słowa obudziły w nim jakieś wspomnienia. W swoim czasie on też zachował się nie w porządku wobec pewnej dziewczyny, raniąc ją przy tym dość mocno. Ona też zgodziła się mu wybaczyć i dziś spotyka się z jedną z jej najlepszych przyjaciółek. – To szlachetne z twojej strony – odpowiada wreszcie. – Jeśli mu wybaczyłaś, to nie bój się, jeśli znów coś do niego poczujesz. Ale jeśli uważasz, że to sprawi ci ból, to lepiej nie wracać do tego, co było. – To już mnie nie interesuje. Tylko… – Tylko nie możesz wybić go sobie z głowy. – Właśnie. Nie mogę go sobie wybić z głowy. I strasznie ją to wkurza. Wścieka się, że nadal myśli o Rodrigu i o wszystkich dobrych chwilach spędzonych razem, bo przecież ostatecznie to te złe chwile wzięły nad nimi górę. Nie może i nie powinna usprawiedliwiać tego, co zrobił. Nawet jeśli weźmie pod uwagę presję, jaką czuł, trenując drużynę. To żadna wymówka. Siada na łóżku i zrzuca kapcie. Sięga po telefon i znajduje na Whats-Appie wiadomość od Bruna. Jak tam lekcja francuskiego? Wiadomość jest sprzed pół godziny. Obiecała przyjacielowi, że po lekcji napisze mu, jak poszło, ale całkiem jej to umknęło. Ciekawe, ale w tej chwili wydaje się jej, że od dzisiejszego popołudnia, kiedy omal nie pocałowała Bruna, minęły już całe wieki. Co się z nią, do diabła, dzieje? Nadmiar emocji, w dodatku tak chaotycznych, że trudno poddać je jakiejkolwiek analizie. Ester kładzie się na łóżku na wznak ze wzrokiem skierowanym w sufit i z telefonem komórkowym w dłoniach. Pisze, nieśpiesznie wprowadzając tekst. Było spoko. Alan jest bardzo sympatyczny. Moja kuzynka ma świetny gust. Prawdę mówiąc, jej nowy nauczyciel francuskiego to było najmilsze, co ją dziś spotkało. Bo cała reszta… Lepiej zapomnieć. Tylko się nie zakochaj. W końcu to chłopak twojej kuzynki! O tak, tylko tego by jej brakowało. Zakochać się w Alanie i poza konfliktami wewnętrznymi dorobić się jeszcze konfliktu w rodzinie. Chociaż fajnie byłoby mieć takiego chłopaka. Uśmiecha się na tę myśl. Cóż, przystojniak z niego. W dodatku sympatyczny i inteligentny. Może ma brata bliźniaka… Po co to napisała? Czy chciała wzbudzić w nim zazdrość? Przecież to jej przyjaciel, a poza tym wie, że nadal może do niej coś czuć. Przecież ona taka nie jest. Co się z nią dzieje? A może miałby siostrę bliźniaczkę? Dla mnie. Ester śmieje się, czytając tę wiadomość i pieszczotliwym tonem mamrocze kilka obelg pod adresem Bruna. Ale jednocześnie czuje w piersi delikatne ukłucie. Z pewnością nie napisał tego na poważnie. Zapytam go jutro, jak przyjdzie. No właśnie, wtedy moglibyśmy chodzić na podwójne randki. Ja z Alanem, ty z bliźniaczką. A po powrocie do domu zginęliby marnie z rąk Cristiny. Najpierw Francuz, potem ona. Jeszcze raz czyta ostatnie wiadomości i z lekkim uśmiechem potrząsa głową. Czy ona kręci właśnie ze swoim przyjacielem? Nie! Przecież nie może kręcić z Brunem! A co zrobimy z Twoją kuzynką? Poznamy ją z Meri? Tak właśnie pisze Bruno, ale nie od razu wysyła tę wiadomość. Nie wie, czy jego przyjaciółka nie odbierze źle tego żartu. Chociaż nie wydaje mu się. Przecież Ester nigdy właściwie na nikogo się nie gniewa. Nie obraża się nawet o te jego wieczne piłkarskie prztyczki. Wreszcie decyduje się wysłać to, co napisał, i czeka na odpowiedź.
Siedzi na łóżku w swoim pokoju z plecami opartymi o ścianę i z wyciągniętymi nogami. Słucha muzyki: Aproximación2, zespołu Pereza. Ta piosenka kojarzy mu się z nią. Słucha jej na okrągło. Ale Ty jesteś! Mojej kuzynce podobają się wyłącznie faceci! Uśmiecha się. To nie w porządku żartować sobie z homoseksualizmu Meri, ale nie mógł się powstrzymać. Naprawdę brakuje mu dawnych rozmów z rudą. Od czasu jej wyznania nic nie jest już między nimi tak jak dawniej. Właściwie Bruno ma nawet wątpliwości, czy Meri podjęła właściwą decyzję, postanawiając zostać w Madrycie, zamiast jechać do ojca do Barcelony, tak jak to miała zaplanowane. Zadne z nich trojga nie potrafiło odnaleźć się w tej nowej sytuacji. I chociaż rozmawiał na ten temat z Ester, to ani on, ani ona nie są już w stanie zachowywać się naturalnie w towarzystwie Meri. Tymczasem minęły cztery miesiące. Masz rację. To może, jeśli Twój Francuzik nie ma siostry bliźniaczki, to przedstawisz mnie Cristinie, co? Co to miało być? Czy on liczył na to, że wzbudzi w niej zazdrość? Bruno kilkakrotnie tłucze tyłem głowy o ścianę za plecami. Idiota! Nie da się wzbudzić zazdrości w osobie, która nic do ciebie nie czuje! Byłby zachwycony, gdyby Ester przeszkadzało to, że on patrzy, rozmawia i zwraca uwagę na inne dziewczyny. Tyle że to niemożliwe. Nawet w snach. Bruno, bądźmy realistami: ani Alan nie zainteresowałby się mną, ani moja kuzynka Tobą. Myślę, że są ze sobą szczęśliwi. Tak więc… „Tak więc dajmy sobie z nimi spokój i chodźmy na randkę we dwoje, Ty i ja. Jako para, jako dwoje zakochanych”, pisze chłopak. Pokusa, żeby to wysłać, jest ogromna. Wystarczy jedno kliknięcie. Tylko jeden mały klik. To, co napisała Ester i ten wielokropek zapraszają do takiego dokończenia zdania. Jednak… Nie jest dość odważny. Brak mu śmiałości, żeby wysłać jej te słowa. Już raz się ujawnił i dostał kosza. Kolejna odmowa by go pogrążyła. I, jako że częściowo utracił już Meri, tym bardziej nie chce narażać się teraz na utratę przyjaźni Ester. Tak więc trzeba zrezygnować. Rezygnacja. To właściwe słowo. Idealnie obrazuje stan jego ducha. Zresztą nie ma innego wyjścia. Potrzebuje mieć Ester blisko siebie i tylko przyjaźń daje mu gwarancję, że tak właśnie będzie. Bruno, jestem zmęczona. Idę spać. Jutro pogadamy. Dobrej nocy, śpij dobrze. I tak kończy się dzisiejszy rozdział. Te same uczucia, te same rozterki, ten sam rezultat, co zawsze. Żegna się zwykłym „Dobranoc” i wyłącza komputer. Wraz z zamknięciem sesji urywa się muzyka. W jego głowie rozbrzmiewa jednak jeszcze zdanie z piosenki, którego tylekroć już słuchał wyciągnięty na łóżku. „To tylko w przybliżeniu…”. i, jak sądzi, nigdy nie uda mu się przejść od tego przybliżenia do jakiegoś realnego wyniku. Czyżby się mylił?
ROZDZIAŁ 10
Zamykają jej się oczy, ale chce dotrwać do pierwszej, żeby posłuchać w radiu programu prowadzonego przez Marcosa. Brakuje tylko piętnastu minut do rozpoczęcia Muzyki między słowami! Wzięła się nawet do czytania książki, Piosenek dla Pauli, byle tylko się czymś zająć. Jednak to uśpiło ją jeszcze bardziej i musiała zrezygnować. – Dlaczego nie śpisz o tej porze? Co robisz? To głos jej mamy, która weszła właśnie do pokoju bez pukania. Wygląda na zaskoczoną w równym stopniu, jeśli nie bardziej, niż Valeria. Jakby przyłapano ją na jakiejś psocie. – A co ty robisz w moim pokoju? – Ja spytałam pierwsza. – Nie mogłam spać. – Ja też nie. Wiedzą, że obydwie kłamią. Wymawianie się bezsennością nie przekonuje żadnej ze stron. Valeria przystępuje do kontrataku. – To, że nie możesz spać, nie znaczy, że musisz wchodzić do mojego pokoju bez pukania. – Widziałam zapalone światło. – Pod drzwiami? – Tak. Jedyne w całym domu – zapewnia Mara, starając się wypaść przekonująco. – A to, że ty nie możesz spać, nie ma chyba nic wspólnego z twoim przyjacielem Marcosem, prawda? – O co ci chodzi? – No to ma czy nie ma? – Nie ma absolutnie nic wspólnego. Nie śpię, bo nie jestem śpiąca. Oblewa się rumieńcem, po czym zaczyna ziewać i zakrywa sobie twarz dłonią. Jej mama uśmiecha się. To oczywiste, że nie mówi jej prawdy, ale woli na razie nie drążyć tej kwestii. – Skoro tak twierdzisz… A właśnie, mogę wziąć komputer? – Komputer? Po co? – Bo… żeby… przejrzeć wiadomości. Może to mnie uśpi. – Przejrzeć wiadomości? – pyta Val zdziwiona. Jej matka w życiu nie otworzyła gazety, a tym bardziej żadnej strony informacyjnej. – Czyżbyś wyrwała kogoś w necie? – Odbiło ci? – Taaak, jasne, odbiło. Jesteś jakaś dziwna. – Przy tej ilości oszustów i przestępców, która jest w sieci. Za żadne skarby nie szukałabym faceta w Internecie! – Bez przesady, mamo. – No dobra, to mogę go wziąć czy nie? Dzielą się jednym laptopem, chociaż formalnie należy on do Valerii. Dostała go w prezencie od dziadków ze strony ojca. Jej matka rzadko go używa. Przynajmniej o ile Valerii wiadomo. – Nie bardzo… mogę ci go dać. – Dlaczego? Jak ma jej wytłumaczyć, że tylko na laptopie może posłuchać programu Marcosa? Przecież mama zaraz zacznie sobie wyobrażać jakieś dziwne rzeczy. I co gorsza, Valeria musiałaby przyznać, że miała rację. Ale Val jest strasznie śpiąca, nie ma teraz głowy do prowadzenia sporów. Prędzej czy później i tak by się wygadała. – Chcę posłuchać radia – wyznaje sfrustrowana. – Miałam rację! – wykrzykuje Mara w euforii. – Masz zamiar słuchać programu twojego przyjaciela Marcosa!
– On nie jest moim przyjacielem. Widziałam go przez minutę. – Pomacał cię po tyłku. – Jezu, mamo! – woła zdesperowana Val. – Nie bądź drugim Ra-úlem! – On o tym wie? – Niby o czym ma wiedzieć? – Że atrakcyjny facet pomacał cię po tyłku i zostawił ci wizytówkę, żebyś umówiła się z nim na kawę. Valeria czuje rosnącą wściekłość. Ale nie chce się kłócić. Nie ma na to najmniejszej ochoty. Prycha i wyszukuje stronę internetową rozgłośni Dreams FM. – Możemy zakończyć ten temat? – Czyli nie pożyczysz mi laptopa? – To takie ważne? Na pewno nie wyrwałaś kogoś na jakimś czacie dla czterdziestolatków? Mara piorunuje spojrzeniem ubawioną córkę. – Na pewno. Masz moje słowo. – A może właśnie dobrze by ci to zrobiło, gdybyś kogoś poznała. Chociaż jakiś mały wirtualny flircik. – Valeria! Co ty wygadujesz? Jesteś nienormalna! Stajesz się coraz bardziej podobna do ojca. To już przekracza wszelkie granice. Jednak nagle obie, niemal jednogłośnie, wybuchają śmiechem i siadają koło siebie na łóżku. – Oddam ci komputer, jak wysłucham początku audycji Marcosa. Może być? – Świetnie. – I chociaż to może zabrzmieć dziwnie i może ci się wydawać, że ukrywam coś przed Raúlem… Nie mów mu o tym, proszę cię. Wiesz, jaki on jest. Kobieta uśmiecha się. Rozumie swoją córkę. Będąc w związku, nie wszystko trzeba sobie zaraz opowiadać. To, co ważne – oczywiście. Ale nie historie, które mogą wyglądać dwuznacznie. Zwłaszcza kiedy pojawia się przystojny i interesujący facet, który może stać się przyczyną zazdrości, lepiej to przemilczeć. – Spokojnie. Nic nie powiem Raúlowi, to twoja sprawa – mówi, podnosząc się i kierując do drzwi. – Idziesz sobie? – Tak, idę zrobić nam kawy. – Nie chcesz posłuchać programu Marcosa? – Jasne, że chcę. Za nic bym tego nie przegapiła! I wychodzi z pokoju, podśpiewując. Co ona taka szczęśliwa? Jej mama wraca zwykle z pracy zmęczona i nie w nastroju do żartów czy śmiechów. Poświęca mnóstwo czasu kawiarni Constanza i płaci za to swoim wieczornym samopoczuciem. Jednak ostatnio coś się zmieniło. Jest bardziej pogodna. A fakt, że o tej porze przychodzi po komputer, jest co najmniej podejrzany. Może to nie żadna internetowa znajomość, może rozmawia z kimś na jakimś portalu społecznościowym albo przez Skype’a? Może to jakiś klient? Kobieta ponownie wchodzi do pokoju. Uważnie przygląda się córce i uśmiecha się. – Co? – Nic. – Mamo, co się dzieje? Dlaczego tak na mnie patrzysz? – Zdenerwowana, dotyka swojego nosa. – Wyskoczył mi tu jakiś pryszcz? – Nie, spokojnie. – To o co chodzi? – Po prostu, nagle jesteś już dorosła. – No bez przesady. Mam dopiero szesnaście lat. – Wiem. Jesteś jeszcze bardzo młoda. Ale sama popatrz: jesteś prześliczna, masz chłopaka, który za tobą szaleje, masz cudne długie włosy, chodzisz do liceum, dostajesz świetne oceny, zawie-
rasz na ulicy intrygujące znajomości… – A ty znowu o tym? Obie znów się śmieją. Od rozwodu to chyba najlepszy moment, jaki spędzają razem. – Ten facet, Marcos, mówiłaś, że jest też fotografem? – Tak. Poza tym prowadzi świetny blog. – Domyślałam się, że przeprowadziłaś jakieś małe śledztwo? – Jakie tam śledztwo – protestuje Valeria. – Żadna ze mnie detektyw Beckett! – Wolę Castle’a. – Ja też… W każdym razie weszłam tylko na jego Twittera, mamo – wyjaśnia z westchnieniem. – Na profilu ma bezpośredni link do strony ze swoim portfolio. Valeria jeszcze raz wchodzi na Twittera i wyszukuje @MdelRíoGm. Przesuwa laptop w stronę matki i pokazuje jej wyświetlający się na ekranie link. Klika w niego i wspólnie oglądają znajdujące się na stronie zdjęcia. – Dobry jest. – Ma talent. Przynajmniej tak mi się wydaje. – I fotografuje właściwie wszystko. – To prawda. Krajobrazy, ludzie, zwierzęta… – Niezła partia. Ma dziewczynę? – Nie za stary dla ciebie? – pyta Valeria z ironią. – Za to dla ciebie w sam raz. – Mamo, ja mam chłopaka. Znasz go. Ma na imię Raúl. Świta ci coś? – I bardzo go lubię. To wymarzony zięć. Ale wiesz, maleńka, w życiu nigdy nie wiadomo… – Nadal żartujesz, prawda? – poważnym tonem pyta Valeria. – Hmm. Tak – odpowiada jej mama, delikatnie stukając ją w głowę. – Ale przyszło mi właśnie na myśl coś, o co mogłabyś poprosić tego Marcosa. – Mamo, przecież ja nie znam tego gościa. – Uratował twoją papużkę, masz jego telefon, jego Twittera i… zostawił ci wizytówkę. To znaczy, że jest tobą zainteresowany. – Po prostu chciał być miły. Przecież chyba nie wyobraża sobie, że naprawdę zadzwonię do niego i zaproszę go na kawę. Odgłos kawiarki przerywa im rozmowę. Mara wychodzi z pokoju i kieruje się do kuchni. Dochodzi pierwsza. Valeria klika opcję Play na odtwarzaczu, który wyświetla się na stronie Dreams FM i po kilku sekundach radio zaczyna odbierać. Leci właśnie piosenka Pauli Rojo. – Nadal sądzę, że powinnaś zaprzyjaźnić się z tym chłopakiem – nalega Mara, kiedy wraca do pokoju, niosąc tacę z dwiema filiżankami kawy z mlekiem. Siada koło córki na łóżku i wręcza jej jedną z filiżanek. – Z powodów koniunkturalnych? Nie, dziękuję. – Nie, nie o to mi chodzi. Chociaż… no dobrze… pomyślałam, że… tobie też mógłby zrobić portfolio. – Coo? Znowu robisz sobie jaja? Mara pociąga łyk gorącej kawy i zaprzecza ruchem głowy. – Nie, nie, to nie jaja. Mówię całkiem poważnie. – A po co mi portfolio? – A czemu nie? Jesteś bardzo ładna i na pewno wyszłabyś genialnie. Zwłaszcza że… w maju mija pół roku, odkąd jesteś z Raúlem, nie? – Tak. – No właśnie. Wymyślisz lepszy prezent? – Przecież ten facet nie zrobi mi zdjęć za darmo. – Chyba że się z nim zaprzyjaźnisz, może wtedy zrobi. A przy okazji niech zrobi też egzemplarz dla mnie. Chcę móc się chwalić moją córką. Valeria nakrywa twarz poduszką, która tłumi wydany przez nią krzyk. Jej mama kompletnie oszalała! Na zegarze wyświetla się pierwsza w nocy i trzy sekundy później startuje Muzyka między
słowami. Audycja rozpoczyna się od wersji piosenki My way w jakimś kobiecym wykonaniu. Powoli muzyka zaczyna przycichać… – Ale nerwy, co? – komentuje Mara, grzejąc sobie dłonie filiżanką z kawą. – Ciii. – Dobra, dobra. Cisza, muzyka instrumentalna w tle i wreszcie melodyjny głos spikera: Pewien mój znajomy zwykł mawiać, że nie ma czegoś takiego jak przypadek. Że wszystko, co nas spotyka, zapisane jest niewidzialnym atramentem w gwiazdach. Że wszyscy przewijamy się na kartach historii innych osób, realizując wspólnie ten sam z góry ustalony scenariusz. Według tego znajomego, wszyscy jesteśmy zarazem głównymi i drugoplanowymi aktorami, zależnie od tego, w której części filmu akurat występujemy. Ładny sposób mówienia o przeznaczeniu, zgodzicie się ze mną? To będzie właśnie nasz dzisiejszy temat. Chciałbym, żebyście opowiedzieli mi o sytuacjach, zdarzeniach, miłościach, które przeżyliście tylko dlatego, że przeznaczenie tak zrządziło. Wiecie, że jeśli chcecie się do nas dodzwonić – bo to właśnie dzięki wam istnieje ten program – nasz numer telefonu to… – Ma świetny głos. A ten jego szept do mikrofonu…! Na pewno się w nim jeszcze nie zakochałaś? – Na pewno! Cicho bądź. Dzisiaj pozwolę sobie na więcej. Zgodzicie się, żeby tym razem to ja zadedykował pierwszą tej nocy piosenkę? Ponieważ wierzę w przeznaczenie i ponieważ bardzo lubię papużki. When you know, Shawn Colvin, ścieżka dźwiękowa z filmu Igraszki losu… To dla ciebie, Valerio. Miłego wieczoru. Ja nazywam się Marcos del Río, a wy słuchacie programu Muzyka między słowami. Zaczynamy. Szeroko otwartymi oczami, z cierpkim smakiem kawy na ustach, adresatka piosenki patrzy na swoją matkę, a ta uśmiecha się i wzrusza ramionami. – Cóż, on w każdym razie zdążył się już zakochać.
PIĄTEK
ROZDZIAŁ 11
Nad Madrytem świeci dziś słońce i wieje zimny wiatr. Ulice są jeszcze wilgotne po wczorajszym deszczu. Lada dzień przyjdzie wiosna, lecz tymczasem wciąż dostrzegalne są ostatnie podrygi zimy. Jest dwadzieścia po ósmej, za dziesięć minut zacznie się lekcja hiszpańskiego i literatury. Trzeba dziś oddać pracę domową, którą nie wszystkim udało się odrobić. Jednak Meri to nie dotyczy, ona wstała o świcie, żeby dokończyć wypracowanie. Wczoraj nie miała najmniejszej ochoty się za to zabrać, więc, nie chcąc złapać dwói, musiała zwlec się dziś z łóżka z samego rana. Wieczorem, zaraz po tym, jak wyłączyła komputer, kończąc rozmowę z Palomą, położyła się spać. Trochę to trwało, zanim udało jej się zasnąć, toteż dzisiaj, odkąd tylko wstała, nie potrafi opanować ziewania. Najgorszy z tego wszystkiego był jednak koszmar, który przyśnił jej się tej nocy. Ktoś – półmężczyzna, pół-kobieta – z papierową torbą na głowie wyznawał jej miłość. María wzbraniała się przed wysłuchaniem tego wyznania, ale ten ktoś nalegał i upierał się tak długo, aż w końcu eksplodowała mu głowa. Oczywiście, wiadomo, skąd się wziął ten dziwny sen. Dlaczego ta dziewczyna napisała jej, że jest w niej zakochana? Przecież to niemożliwe. – Cześć, Meri. To Ester. Jak zwykle wygląda czarująco ze swoją grzywką „na firaneczkę” i uroczo zmarszczonym w uśmiechu nosem. Zupełnie po niej nie widać, że miała wczoraj bardzo kiepski dzień, wypełniony pytaniami bez odpowiedzi. – Cześć – odpowiada jej cicho Meri. – Napisałaś pracę? – Tak. A ty? – Mniej więcej. Powinnam coś jeszcze dopisać, ale trudno. Obie milkną, udając, że wczytują się w swoje wypracowania, które za parę minut będą musiały wręczyć nauczycielowi. W szkole wciąż siadają razem, rozmawiają i uśmiechają się do siebie, ale to wszystko jest jakieś nienaturalne. Obydwie dobrze to wiedzą. Jednak żadna z nich nigdy nie spróbowała rozpocząć na ten temat rozmowy. – Cześć, dziewczyny. Bruno wita się z Marią i Ester, zajmując przy tym swoje zwykłe miejsce. Dziewczyny pozdrawiają go również. Czują ulgę na jego widok. Wszyscy troje dyskutują jakieś kwestie, dotyczące wypracowania z hiszpańskiego, aż do momentu, w którym, trzymając się za ręce, zjawiają się Raúl i Valeria. Dają sobie buziaka i każde z nich idzie do swojej ławki. – Słuchajcie, mam do was prośbę – odzywa się Raúl, zanim jeszcze w klasie pojawi się nauczyciel. – Potrzebuję waszej pomocy przy filmie. – Jakiego rodzaju pomocy? – pyta Bruno, przeczuwając już, co się święci. Raúl tłumaczy, że chciałby zaangażować ich w realizację Sugusa w roli statystów. Mieliby wystąpić w scenie botellónu, w której cała czwórka bohaterów spotyka się w jednym miejscu. Ktoś musi zagrać tłum. Zdjęcia są już zaplanowane na dzisiaj, na ósmą wieczorem w parku La Vaguada. Część ekipy umówiła się piętnaście po siódmej przy stacji metra Sol i stamtąd wszyscy razem mają jechać na miejsce. – Ja nie mogę – od razu uprzedza Ester. – Mam korki z francuskiego o siódmej. – Korki z francuskiego? Od kiedy? – interesuje się Valeria. – Od wczoraj. Chłopak przychodzi do mnie do domu. Sami wiecie, jak fatalnie mi idzie. Nie chcę zawalić trymestru. – Jakiś fajny? – Żebyś wiedziała, super ciacho. I sympatyczny. Ale zajęty. To chłopak mojej kuzynki.
María spogląda na nią zaskoczona. Słowem jej o tym nie wspomniała. Tymczasem Bruno z całą pewnością jest na bieżąco. Ogarnia ją smutek. Czuje się trochę jak piąte koło u wozu. A przecież to ona wprowadziła Ester do grupy. Były najlepszymi przyjaciółkami. Przykro jej, że już nie opowiadają sobie o takich rzeczach. Bruno z kolei z trudem przełyka wzmiankę o „sympatycznym ciachu”, ale przecież on nie ma powodu czuć się zagrożony. Chłopak jej kuzynki, niezależnie od tego, ile czasu nie spędziłby z Ester, to w końcu żaden rywal. – A nie możesz przyjechać po lekcji? Wprawdzie umówiliśmy się o ósmej, ale i tak zaczniemy kręcić trochę później. – No nie wiem. Nie uśmiecha mi się samotna wieczorna jazda metrem. Poza tym nie wiem, czy rodzice mi pozwolą. – Na mnie nie licz – wtrąca Bruno, siedząc z założonymi rękami. – Nie piszę się na to. Raúl wydaje z siebie prychnięcie. W desperacji błagalnie patrzy na Valerię, szukając u niej wparcia. Dziewczyna kiwa głową i zabiera głos. – Dajcie spokój, kochani. To nic takiego, postoimy chwilę przed kamerą z kubkami w dłoniach i tyle. Rozerwiemy się trochę i wreszcie zrobimy coś razem. Od kiedy to już Odtrąceni nie robią nic wspólnie? – Od kiedy zlikwidowaliśmy obowiązkowe spotkania i od kiedy wy zaczęliście prowadzać się tylko we dwoje. To nie nasza wina, że macie teraz swój własny świat i że się od nas izolujecie. – Bruno, przecież to nieprawda. Wcale się nie izolujemy. To chyba zrozumiałe, że Raúl i ja spędzamy czas we dwoje. W końcu jesteśmy parą. – Jak sobie chcesz, Val. Mnie tam wszystko jedno. Dziewczynie nie podoba się ton, w jakim zwraca się do niej przyjaciel, jednak nie chce wdawać się w dyskusje. Kiedy coś go najdzie, nie ma sensu się z nim spierać. Kiedyś tego typu sprzeczki wynikały między nim a Elísabet, ale odkąd Eli z nimi nie ma, to właśnie Valerii przypadła jej rola. – Na mnie możesz liczyć, Raúl. Będę. Wszyscy przenoszą wzrok na Meri, która uśmiecha się nieśmiało zza swoich okularów w plastikowej oprawce. Nikt się nie spodziewał, że ruda zechce wystąpić w filmie. Zawsze powtarza, że nienawidzi aparatów, zdjęć, kamer i jeśli tylko może, to stara się ich unikać. Nie chce pozować nawet do zdjęć grupowych. A tu nagle taka niespodzianka! – Zarąbiście! Dzięki, ruda! – woła chłopak, gładząc Meri po ręce. – Będę twoim dłużnikiem. Ester i Bruno wymieniają spojrzenia. Dziewczyna czuje się nie fair, w końcu ich przyjaciel potrzebuje pomocy. Może mogłaby przełożyć ten francuski na wcześniejszą godzinę, tak żeby o siódmej piętnaście móc jechać metrem razem z nimi. – Może Alan zgodzi się przenieść lekcję na szóstą. Wtedy zdążyłabym pojechać z wami. – Byłoby genialnie – cieszy się Raúl. – Bardzo liczę na twoją pomoc. Daj znać, jak już będziesz wiedziała. – Na przerwie wyślę mu wiadomość i zobaczymy. – Dziękuję, Ester! W tym momencie w sali powstaje zamieszanie. Szuranie przesuwanych krzeseł i ławek stanowi akompaniament dla głośnych kroków małego człowieczka w marynarce i pod krawatem. Nauczyciel hiszpańskiego wchodzi do sali, domagając się natychmiastowej ciszy. Panu Madariaga lepiej nie podpadać. Piątka przyjaciół zajmuje swoje miejsca i kładzie na ławkach prace do oddania. Nauczyciel wielkimi literami pisze na tablicy temat lekcji: ZDANIA PODRZĘDNIE ZŁOŻONE, po czym zwraca się do uczniów. – Zanim zaczniemy, zbiorę wasze prace. Będę was wzywał według listy. Jeden po drugim uczniowie wstają i kładą wypracowania na biurku nauczyciela. – Corradini! – woła belfer. Bruno podnosi się, ale zanim ruszy przed siebie, rzuca na ławkę Ra-úla zwinięty kawałek papieru. Raúl rozwija go zaintrygowany i czyta: Dobra, zrobię to. Możesz na mnie liczyć przy filmie.
Chłopak uśmiecha się. Ostatecznie wszyscy przyjaciele zgodzili się wziąć udział w scenie. Przywodzi mu to na myśl wspomnienia z przeszłości, piękne wspomnienia z czasów, kiedy wszyscy należeli do Klubu Odtrąconych i zawsze wzajemnie się wspierali. Czasami żałuje, że sprawy tak się potoczyły. Byli egoistami. Gdyby nie wymyślili wtedy tamtego głosowania… Chociaż i tak nie są już w komplecie. I tak naprawdę wszystkie inne problemy schodzą na dalszy plan w kontekście tego, co stało się z Eli. Tamtego listopadowego dnia Meri miała wyjechać do Barcelony, a tymczasem to Elísabet opuściła grupę na zawsze. Raúl do tej pory dostaje gęsiej skórki, kiedy o tym pomyśli. On i Valeria ponoszą za to część winy. Chociaż prędzej czy później i tak wydarzyłoby się coś w tym rodzaju. Trochę ponad cztery miesiące temu. Tamtej listopadowej nocy… – To znaczy, że Eli… jest wariatką! – Tego nie powiedziałam! – woła Valeria, która przed chwilą właśnie opowiedziała Raúlowi historię Alicji. – Po prostu czasami miewa problem… z halucynacjami. – Daj spokój, to znaczy, że jest kompletnie szurnięta. – Co ty gadasz, człowieku! Lekarze nie wiedzą dobrze, co jej dolega. To może być jakaś choroba podobna do schizofrenii. Tylko że wykryli to u niej, kiedy była jeszcze bardzo mała, a schizofrenia nie występuje u dzieci. Przynajmniej teoretycznie. Chłopak nie może uwierzyć w to, co słyszy. Jego przyjaciółka widzi nieistniejących ludzi. Zupełnie jak w filmie Piękny umysł! – I przez tyle lat trzymałyście to w sekrecie? – Ona nie wie, że Alicja jest wytworem jej wyobraźni. Widzi ją tak samo, jak ja widzę ciebie w tej chwili. I zwyczajnie sobie rozmawiają. – Ile osób o tym wie? – Jej rodzice, lekarze i ja, bo chodziłam z nią na terapię. Może jeszcze ktoś z nauczycieli. I chyba nikt więcej – odpowiada w zamyśleniu. – To nie jest coś, o czym opowiada się na prawo i lewo. – No ja myślę. Ale porażka. – Fakt. Bo Alicja to w pewnym sensie ciemna strona jej osobowości, ta zła – siadając na stołku, ze smutkiem tłumaczy Valeria. – Ale myśleliśmy, że już jej przeszło i że przestała ją widywać. Raúl podchodzi bliżej i siada obok niej. Dosłownie kilka minut temu przeżyli w kawiarni Constanza najlepszy moment w życiu, pozwalając się ponieść uczuciom i po raz pierwszy całkowicie oddając się sobie nawzajem. Jednak cały magiczny nastrój prysł, gdy dowiedzieli się, że Eli zaginęła. – Jak myślisz, gdzie ona może teraz być? – Nie wiem. Mam tylko nadzieję, że nie zrobiła jakiegoś głupstwa – odpowiada Valeria, spuszczając głowę. – Gdyby coś jej się stało… – Módlmy się, żeby się nie stało. – Czuję się trochę winny, Val. – Ty nie jesteś tu niczemu winny. – To dlaczego czuję się z tym tak źle? – Bo jesteś dobrym chłopakiem, który martwi się o swoich przyjaciół. Valeria przechyla się w stronę Raúla i czule całuje go w usta. Następnie oboje się uśmiechają. Jednak chłopak nie przestaje się zastanawiać się nad tym samym. – A jeśli to moja odmowa tak na nią podziałała? – Nie zadręczaj się – odpowiada dziewczyna, głaszcząc go po włosach. – Nie wiemy, dlaczego Alicja wróciła. Nikt nie jest winny chorobie Eli. – Niby nie. Ale co, jeśli była już prawie zdrowa, ale zareagowała w ten sposób na to, że nie chciałem zostać jej chłopakiem? – A co innego mógłbyś zrobić? Być z nią z litości? Poza tym nie miałeś pojęcia, co się z nią
dzieje. Raúl spogląda na siedzącą Valerię. W tej chwili nie widzi w niej tylko dziewczynki, jak wcześniej. Wydaje mu się nagle dojrzalsza. Kocha ją. To pewne. A jej zakochane spojrzenie mówi mu, że ona czuje do niego to samo. To prawda, choćby wiedział o chorobie Elísabet, nie zgodziłby się przecież z nią chodzić. Jest zakochany w Valerii. – Masz rację. Ale mimo to… – Żadne mimo to. Jeśli Alicja znów dała o sobie znać, to dlatego, że problem nie został dotąd rozwiązany. Trzeba myśleć, że kiedy znajdą Eli, znów się nią zajmą i postarają się ją wyleczyć. – Myślisz, że to możliwe? – Nie jestem psychologiem ani lekarzem. Ani psychiatrą. Ale taką właśnie mam nadzieję. Oby wszystko wróciło do normy. Para wymienia porozumiewawcze spojrzenia. Oboje pragnęliby, żeby ich pierwszy raz wydarzył się w innych okolicznościach. Tymczasem jednak sprawy ułożyły się właśnie tak i w tej sytuacji to duża ulga móc być razem i móc o tym porozmawiać. – Nawet jeśli wyzdrowieje, nie sądzę, żeby kiedykolwiek nam wybaczyła – stwierdza Raúl. – To już osobna kwestia… Jeśli chodzi o mnie, to na pewno uważa, że ją zdradziłam. – A mnie ma na pewno za… W tym momencie rozlega się sygnał z różowego BlackBerry dziewczyny. Dzwoni Susana, matka Eli. Drżąc na myśl o tym, co może zaraz usłyszeć, zamieniona w kłębek nerwów Valeria odbiera: – Halo? Dobry wieczór. – Cześć… Valerio – płaczliwy głos kobiety porusza ją jeszcze bardziej. – Znaleźli… już… Elísabet. Ona… Valeria zamyka oczy i zaciska zęby, słysząc płacz kobiety. Teraz ona również czuje się winna temu, co się stało.
ROZDZIAŁ 12
Ranek dłuży się niemiłosiernie. Całe szczęście, że jest piątek i już za parę godzin zwrócą jej wolność. Chociaż i tak nie ma żadnych planów na weekend. Ostatnio María rzadko wychodzi z domu. Może chociaż udział w filmie Raúla pozwoli jej rozerwać się trochę i na kilka godzin wyrwać z tego marazmu, w którym trwa już od dłuższego czasu. Mimo niechęci do kamer, chyba warto się poświęcić, żeby pomóc przyjacielowi. On pomógł jej jako pierwszy. Poza tym był też pierwszą osobą, w której się zakochała. Lub przynajmniej tak jej się wtedy wydawało. Nie są już sobie tak bliscy jak na początku istnienia Odtrąconych, jednak nadal ma dla niego dużo ciepłych uczuć i bardzo go ceni. Rozbrzmiewa dzwonek na przerwę. Kolejna lekcja to informatyka. Fala licealistów z pierwszej B odpływa w kierunku pracowni komputerowej. Meri podąża sama na końcu, za resztą grupy. Obserwuje idących razem tuż przed nią Bruna i Ester. Rozmawiają. Śmieją się i nawet sobie żartują. Wszystko się pozmieniało i naprawdę irytuje ją to poczucie wykluczenia. Jednak sama sobie na to zapracowała swoją postawą. Czy Bruno jest zazdrosny? Nie, na pewno nie. Po sposobie, w jaki na nią patrzy i w jaki się uśmiecha, można poznać, że w dalszym ciągu kocha się w Ester. Meri też nadal podoba się ich wspólna przyjaciółka, jednak miłość wygasła w ciągu ostatnich miesięcy. Przynajmniej stara się sama siebie o tym przekonać. Wchodzą do sali komputerowej i María siada w ostatnim rzędzie, przy komputerze ustawionym w prawym rogu pracowni, tuż pod oknem. Włącza go i czeka na rozpoczęcie sesji. Czekając na nadejście nauczyciela, Meri patrzy w okno i myśli o wczorajszej rozmowie z Palomą. Nie może zapomnieć o tym, co dziewczyna jej napisała. A jeśli to wszystko jest prawdą? Jeśli ona wcale nie kłamie, podając się za zakochaną piętnastolatkę? Kłamie. Kłamie bez wątpienia. Ludzie nie zakochują się po kilku rozmowach na czacie. Gdyby chociaż się widziały, to może jeszcze! To na sto procent jakiś znudzony koleś, który zabawia się napastowaniem dziewczyn w sieci. – Panie i panowie! Bardzo proszę o chwilę uwagi. Zajmę wam ledwie minutę waszego cennego czasu. – Meri i cała reszta odwracają się w stronę drzwi, w których stoi matematyk. – Pan informatyk dziś nie przyjdzie. Musiał zawieźć do szpitala swą szanowną mamusię. A zatem dysponujecie godziną czasu wolnego. Możecie wrócić do swojej klasy, udać się do kawiarni lub zostać tutaj, przy czym uprasza się wówczas o niewchodzenie na strony pornograficzne i hazardowe. Proszę też nie wszczynać pospolitego ruszenia, jak to zwykle się dzieje, gdy któryś z moich kolegów zaniedbuje swe obowiązki. Dziękuję. I tak zakończywszy, matematyk znika, zamykając za sobą drzwi. Uczniowie z pierwszej B świętują nieobecność informatyka brawami i wybuchem entuzjazmu. Niektórzy lotem błyskawicy porzucają pracownię, biorąc kurs na szkolną kawiarnię. Inni nie reagują aż tak żywiołowo i zbierają się dopiero po chwili. Meri tymczasem nie wstaje od peceta. Ściąga okulary i przeciera je rękawem koszulki. – Idziesz do kawiarni? Później chcemy się przenieść na naszą miejscówkę – zagaduje Raúl, stając koło jej ławki. – Nie. Zostanę tu trochę. – No już, ruda. Chodź z nami. Dzień jest w sam raz na to, żeby się trochę poopalać – przekonuje Valeria. Bruno i Ester też są z nimi, ale się nie odzywają. – Idźcie, idźcie. Ja muszę sprawdzić kilka rzeczy w necie. – Dobra. Ale, dołącz do nas za chwilę, okej? Chcemy pogadać o filmie. – Dobrze. Zaraz przyjdę.
– Czekamy na ciebie. Żegnają się i dziewczyna zostaje w sali sama. Mogłaby z nimi pójść, ale w tym momencie niespecjalnie ma ochotę na towarzystwo Ester i Bruna. Nie wie dlaczego, ale tak właśnie czuje. Sprawdza swój profil na Twitterze i na Tuenti. Brak powiadomień, czy jakichkolwiek nowych komentarzy. Normalka. Nie ma prawie żadnych followersów ani znajomych na portalach społecznościowych. Ale nieszczególnie ją to teraz martwi, bo i tak od początku zamierzała wejść tylko na tę jedną stronę, od której od kilku tygodni jest uzależniona. Na tę stronę, na której wszyscy kłamią i prawie nikt nie mówi prawdy. Z jakiegoś dziwnego powodu, nad którym woli się nie zastanawiać, ma nadzieję, że PalomaLavigne będzie zalogowana. Wprowadza adres strony, ale waha się przed naciśnięciem Enter. A co, jeśli szkoła rejestruje i kontroluje strony, na które wchodzą uczniowie? Trochę ją to odstrasza. Z drugiej strony, skąd mieliby wiedzieć, że to akurat ona tam wchodziła? Oczywiście, musi zmienić nick. „Rudzielec” byłby aż nazbyt oczywisty, jeśli ktoś zechciałby ją wyśledzić. Odważy się? Ciekawość bierze górę nad jej rozsądkiem i Meri wchodzi wreszcie na stronę. Spogląda w lewo i przed siebie, żeby upewnić się, że nikt jej nie podgląda. Nie ma nikogo w zasięgu wzroku. Droga wolna. Musi wpisać nick. Zastanawia się przez chwilę i przychodzi jej do głowy coś dowcipnego: „Ciekawskanauczycielka”. Przebiegły pseudonim. Kolejny krok. Tak samo jak w ciągu ostatnich dwóch tygodni na liście czatów klika w ten, na którym dziewczyny poszukują dziewczyn. Zabawa przerodziła się w uzależnienie. Strona otwiera się na tyle powoli, że María ma czas pożałować tego, co właśnie robi. Mimo to nie jest w stanie się wycofać. Z jednej strony chce, żeby Paloma była zalogowana. Ale z drugiej ma nadzieję, że tak jednak nie będzie. Jeśli wyświetli się na liście dostępnych użytkowników, będzie to oznaczało, że nie jest w szkole, jak przystało na piętnastolatkę. I że ją okłamała. Obiecuje więc sobie, że jeśli znajdzie Palomę na czacie, to nigdy więcej nie wejdzie już na tę stronę. Nie ma wyboru. Nie może być zależna od kogoś, kto nie mówi prawdy. Musi jak najszybciej wydostać się z tego świata. Nareszcie znaczek ładowania strony znika i… Dostępnych jest zaledwie dwudziestu użytkowników. A między nimi PalomaLavigne. – Kurde – mówi pod nosem. Poruszyło ją to bardziej, niż mogła przypuszczać. Zdejmuje okulary, żeby potrzeć oczy. Przeczuwała to. Wiedziała, że ona tam będzie, pomiędzy innymi nickami. I boli ją to. Naprawdę ją to boli. Czy ma się do niej odezwać, żeby pożegnać się na zawsze? Albo żeby wygarnąć jej wszystko, co myśli na temat jej kłamstw? Paloma nie zasługuje nawet na to, ale Meri musi jakoś sobie ulżyć. Ponownie zakłada okulary i bierze głęboki oddech. Klika w nick Palomy, otwierając prywatne okno. Pisze ze smutkiem: Cześć, Paloma, o ile to twoje prawdziwe imię. To ja, Rudzielec. Jestem w pracowni informatycznej, dlatego używam tego nicka. Przez chwilę zastanawiałam się, czy Ci nie uwierzyć. Mimo że to niemożliwe, żeby zakochać się w kimś, kogo nigdy się nie widziało. Jednak o tej godzinie piętnastoletnie dziewczyny są w szkole. Tymczasem ty przesiadujesz na czacie. Męczą mnie te kłamstwa. Przechodzę ostatnio kiepski okres, a przez to wszystko czuję się teraz jeszcze gorzej. Dlatego żegnam się na zawsze z czatem i z Tobą. Miło było i, proszę, przestań zatruwać ludziom życie. Kończąc pisanie, czuje coś, co bardzo trudno zdefiniować. W każdym razie nie jest to pozytywne uczucie. Przeciwnie. To coś jakby pustka, coś, co czujesz, kiedy ktoś cię zawiedzie. – Rudzielcu! Poczekaj! Nie idź jeszcze! Proszę! Odpowiedź przychodzi, kiedy Meri ma właśnie zamknąć stronę. Nie zamierza odpisywać. Napisała już, że odchodzi, i tak właśnie zrobi. W tym momencie dostaje jednak kolejną wiadomość. – Daj mi dwie minuty na napisanie Ci prawdy, proszę Cię. Później, jeśli zechcesz, możesz odejść. Dwie minuty? Po co? Na kolejne kłamstwa?
Jednak ciekawi ją, co tym razem Paloma chce jej powiedzieć. Choć nie zamierza w to wierzyć. Limit kłamstw już się wyczerpał. – Okej. Byle szybko, bo w przeciwieństwie do ciebie ja akurat jestem w szkole. – Dobrze. Będę się streszczać. Tylko nie idź, proszę Cię. – Nie idę. Napisz szybko, co masz mi do napisania. W ciągu tych kilku chwil María ma czas się zastanowić. Przez jej umysł przepływa strumień myśli, z których wszystkie zmierzają do jednego celu: odgadnąć, jaką wymówkę tym razem przygotowała dla niej Paloma. Nie jest do końca przekonana, czy wyjawi jej, że jest facetem, choć tego właśnie się spodziewa. Na pewno nie uwierzy w bajkę o tym, że ona jej się podoba. To akurat jedyna rzecz, co do której ma absolutną pewność. Mijają dwie minuty i w oknie dialogowym pojawia się wyjątkowo długi tekst. Dziewczyna poprawia okulary i z uwagą, słowo po słowie, zaczyna czytać wiadomość. Kiedy kończy, wzdycha, wznosi wzrok i patrzy w sufit. Tego akurat nigdy by się nie spodziewała. Nie wie, co o tym myśleć. Problemy piętrzą się coraz bardziej. Co ona ma z tym wszystkim począć?
ROZDZIAŁ 13
– Wielkie dzięki dla was obojga za to, że zgodziliście się pomóc mi przy filmie. Jesteście the best. – Nie chce mi się jak cholera. Ale niech ci będzie, zrobię, co będę mógł. – Wiem, dlatego jestem wdzięczny. Wiedziałem, że mogę na was liczyć. Bruno mamrocze coś pod nosem. Wciąż nie jest przekonany do pomysłu wystąpienia w filmie. Gdyby nie to, że Ester sama zgłosiła swój udział, on nigdy by się na to nie pisał. Ostatnie, na co ma ochotę, to występ przed kamerami. Już widzi, jak robi z siebie kretyna. – Powiedz im prawdę, skarbie – włącza się Valeria z uśmiechem. – No, bądź z nimi szczery. Myślał, że mu odmówicie. – Ale z ciebie papla – odpowiada Raúl, obejmując swoją dziewczynę, po czym całuje ją w czoło. – To prawda. Nawet zastanawiałem się, czy wam nie zapłacić, gdybyście nie chcieli się zgodzić. Ale film jest niskobudżetowy. Ester, uradowana, pstryka palcami. Jest zachwycona tym, że cała ich piątka ma się ponownie spotkać, żeby zrobić wspólnie coś niezwiązanego ze szkołą. Przełożyła nawet o godzinę lekcję francuskiego, żeby tylko nie stracić takiej okazji. Zamiast o siódmej, Alan ma przyjść do niej o szóstej i dzięki temu będzie mogła pojechać razem z pozostałymi. Kiedy Ester dołączyła do Klubu, panowały w nim przyjaźń i dobra atmosfera. Jednak stopniowo w Odtrąconych nastąpił rozłam na dwie trzyosobowe grupy. Po historii z Eli, po wyjściu na jaw sekretu Meri i po tym, jak Valeria i Raúl zostali parą, wszystko zaczęło się komplikować. A w dodatku, kilka miesięcy temu pojawiła się Alba. Niebieskowłosa koleżanka nie uważa się za członka Klubu, ale wielokrotnie, zaproszona przez Val, brała już udział w ich spotkaniach. One dwie bardzo się zaprzyjaźniły. Reszta z nich też polubiła Albę za jej miłe usposobienie i nie mają nic przeciwko temu, żeby przychodziła na ich spotkania, mimo że nie chodzi nawet do ich liceum. Tym sposobem Odtrąceni – już nie tak Odtrąceni jak na początku – to teraz, jak mawia Ester, takie pięć plus jeden. – Nie mielibyśmy nic przeciwko, gdybyś nam zapłacił. Ale gratis też ci pomożemy. Cała przyjemność po naszej stronie. Prawda, Bruno? – O tak, przyjemność. Jasne. Ester lekko szturcha przyjaciela w biodro i parska śmiechem. Będąc z nimi, nie myśli tyle o Rodrigu. To duża ulga. Odkąd wczoraj wyrósł nagle w drzwiach jej domu, były facet cały czas siedzi jej w głowie. Niełatwo jej więc skoncentrować się na innych rzeczach. Rozmowa z Alanem pomogła jej uświadomić sobie, że jej uczucia nie do końca wygasły, a rany jeszcze się nie zabliźniły. – A może po zdjęciach pójdziemy razem coś zjeść? Co wy na to? – proponuje Raúl. – Genialnie – natychmiast odpowiada Ester, zachwycona tym pomysłem. – O ile nie będzie to jakaś droga miejscówka. – No to McDonald’s czy Burger King? – Spoko. Mnie wszystko jedno – odpowiada Valeria. – Mnie też. A ty, Bruno, co powiesz? Bruno wpatruje się w przyjaciółkę. Z nią poszedłby choćby i na skraj świata. W związku z tym, chociaż nie uśmiecha mu się ani udział w filmie, ani wspólna kolacja, ulega. – Świetnie. Więc plan jest taki: spotykamy się przy stacji metra Sol o siódmej piętnaście i jedziemy razem, nagrywamy scenę botellónu, a później idziemy coś zjeść w jakimś pobliskim fastfoodzie. Zgoda? Wszyscy akceptują propozycję Raúla, choć każdy z nich ma inną motywację. – Alba na pewno też pójdzie z nami zjeść – dodaje Valeria. – Wyślę jej wiadomość i zapy-
tam. – Doskonale. Trzeba jeszcze tylko zagadać z rudą. Bruno i Ester patrzą po sobie. Zechce pójść z nimi? Wcale nie są tego pewni. Co prawda Meri zgłosiła swój udział w filmie, ale ostatnio prawie nie wychodzi z domu. Tylko do szkoły i czasem na spotkania w Constanzie, kiedy robią jakieś prace, czy wymieniają notatki. Oboje znają przyczynę. Oni jako jedyni wiedzą, co ukrywa ich wspólna przyjaciółka. – Wy jesteście z nią trochę bliżej. Nie wiecie, co się z nią dzieje? – Valeria zadaje pytanie, opierając głowę na ramieniu Raúla. – Od jakiegoś czasu jest bardzo dziwna. – To prawda. Ma jakiś problem, o którym nam nie mówi? Spojrzenia dwojga przyjaciół znów się krzyżują. Co mają teraz powiedzieć? Tak naprawdę oni też spędzają z Marią niewiele czasu, chociaż akurat wiedzą, co jej dolega. Po chwili wahania Ester decyduje się na odpowiedź: – Nie. Na ile się orientuję, nic jej nie jest – kłamie, starając się nie dać nic po sobie poznać. – Przecież wiecie, jaka ona jest. Żyje we własnym świecie i lubi spędzać czas sama ze sobą. – Mam wrażenie, że ostatnio jest dziwniejsza – upiera się Raúl. – Być może. W każdym ja nic nie zauważyłam. – Ani ja – dodaje Bruno poważnym tonem. Oboje kłamią, żeby kryć przyjaciółkę, ale nie wiedzą, jak długo zdołają chronić jej sekret. Nie mogą przez to czuć się swobodnie. Jednak na razie nie mają innego wyjścia. – Myślę, że Meri dobrze by zrobiło, gdyby znalazła sobie chłopaka – wypala najstarszy z Odtrąconych. – Nigdy z nikim nie chodziła. Dobrze by jej zrobiło, gdyby ktoś się nią zajął i poświęcił jej więcej uwagi. – Ja też tak sądzę! Moglibyśmy jej kogoś poszukać – sugeruje Val, której ten pomysł wyjątkowo przypadł do gustu. – Tobie się nie podoba, Bruno? – Mnie? Nie! To znaczy… Meri jest moją przyjaciółką, ale… nic więcej. Jesteśmy przyjaciółmi i na tym koniec. Tak samo nie wydaje mi się, żebym ja podobał się jej. – Szkoda. Ładna byłaby z was para. Bardzo dobrze się znacie – naciska Valeria. – Ja zawsze myślałem, że skończycie razem – z uśmiechem zapewnia Raúl. – No popatrz. To coś ci się pomyliło. – Świetnie byście się dopełniali. Ja to widzę. – Ja też to widzę. – Tylko że mnie się nie podoba Meri! Dotarło? Ester nie wie, czy śmiać się, czy płakać w reakcji na ten atak, który zakochana para przypuściła na przyjaciela. Ostatecznie decyduje się stanąć w jego obronie. – Dobra, zostawcie go już w spokoju – interweniuje, obejmując Bruna ramieniem za szyję. – To ich sprawa. Skoro tyle czasu są już przyjaciółmi i nic więcej się między nimi nie wydarzyło, to chyba z jakiegoś powodu, prawda? Serce Bruna przyśpiesza, kiedy dłoń przyjaciółki dotyka jego karku. Już tak minimalny kontakt fizyczny z Ester wystarcza, żeby na kilka chwil stracił wątek rozmowy. Nie słyszy, jak Raúl po raz kolejny powtarza, że stworzyłby z Marią piękną parę, a Valeria wtóruje mu, rozwodząc się na tym, jacy byliby ze sobą szczęśliwi. – No dobrze, ale skoro Bruno nie chce, to wspólnie powinniśmy poszukać jakiegoś chłopaka, któremu mogłaby się spodobać. – To chyba nie najlepszy pomysł, Raúl – komentuje Ester, która musi gryźć się w język, żeby nie powiedzieć więcej, niż należy. – O takich rzeczach powinna decydować ona sama. – Jasne, zgadzam się z tobą. My jej tylko pomożemy, poznając ją z jakimś chłopakiem… – Meri jest wyjątkowa. Nie będzie się umawiać z byle kim. – Nie z byle kim, tylko z jakimś fajnym chłopakiem, z którym mogłaby stworzyć coś poważniejszego – tłumaczy Raúl, wciąż przekonany o tym, że to świetny pomysł. – Mógłbym przedstawić jej Julia. – Julia? Kto to jest Julio? – Operator, z którym pracuję. Lekko dziwny, ale fajny koleś.
Ester podnosi się z ziemi i staje oparta o ścianę. Bruno żałuje, że przyjaciółka zabrała rękę z jego ramienia. Co za uczucie, dotyk jej palców na jego skórze! Wystarczy, że jest blisko niej i od razu czuje się odrobinę szczęśliwszy. Jednak Ester zaczyna się robić nerwowa wobec uporu Raúla. Czy nie prościej byłoby wyjaśnić im, że Meri jest lesbijką i że nie chce mieć żadnego chłopaka? Jej podobają się dziewczyny! Raúl i Valeria nadal są częścią grupy i powinni wiedzieć o takich rzeczach. Jednak i ona, i Bruno obiecali rudej, że nic nikomu nie powiedzą. – Od kiedy to Odtrąceni występują w roli swatki? – To nie tak, Ester. Chodzi tylko o to, żeby pomóc przyjaciółce. – Kiedy ona wcale o to nie prosi! – Gdyby to zależało tylko od Meri, zostałaby dziewicą i starą panną do dziewięćdziesiątki. – I ma do tego prawo. Nie możemy decydować w ten sposób o jej życiu. Jeśli zechce kogoś mieć, to sama się za nim zakręci. – Ja chcę tylko przedstawić jej Julia, Ester. Nic więcej. – A mnie się to nie podoba! Ten Julio to przecież… jakiś obcy koleś! Taki wybuch gniewu to u niej coś niezwykłego. Zazwyczaj jest bardzo spokojną osobą i naprawdę trudno wyprowadzić ją z równowagi. Dlatego jej reakcja zaskakuje Valerię i Raúla. Bruno tymczasem świetnie ją rozumie. Trudno, żeby nie rozumiał! – Nie jest obcy. To kumpel Aníbala, jednego z aktorów, który chodzi do naszego liceum. Do drugiej klasy. – Przecież wiem, kto to! – odpowiada dziewczyna, prychając. – Więc o co ci chodzi? – O nic. Milkną wszyscy czworo. Nawet sama Ester nie rozumie, dlaczego zareagowała aż tak nerwowo. Raúl chciał tylko pomóc Meri, a przecież nie jest na bieżąco w kwestii uczuć i preferencji rudej. Jednak z jakiegoś powodu irytuje ją, że przyjaciel chce jej zorganizować randkę z jakimś typem. Ona wie, że nie tego Meri trzeba. I jeżeli z rudą dzieje się coś złego, to ona ponosi za to część winy, podobnie jak za to, że Meri zaczęła trochę odcinać się od świata. Odkąd w listopadzie doszło do tamtego pocałunku, coś się między nimi zmieniło. Ester nie umiała stawić czoła sytuacji i odsunęła się od swojej najbliższej przyjaciółki. – Mogę zrozumieć, że chcesz ją chronić – zabiera głos Valeria. – To twoja przyjaciółka i nie chcesz, żeby ktoś ją zranił. Ale mowa tylko o tym, żeby przedstawić jej jednego chłopaka. Jeśli jej się nie spodoba, to będzie po sprawie. – Ten chłopak na sto procent nie jest w jej typie – zapewnia Bruno, uprzedzając Ester, która właśnie zamierzała coś odpowiedzieć. – Skąd możesz to wiedzieć, skoro nawet go nie znasz? – Po prostu wiem. – Daj spokój, Bruno, jak możesz być tego taki pewien? – Znam jej gust. – My też. – Nie tak dobrze, jak ja. Ten koleś jej się nie spodoba. Gwarantuję ci to. – Gadanie – protestuje Raúl, lekko zirytowany postawą Bruna. – Julio to zajebisty gość. Może nie jest najprzystojniejszy, ale za to… – Meri jest lesbijką. Trójka przyjaciół zwraca wzrok w kierunku ściany, o którą opiera się Ester. Dziewczyna przeczesuje włosy palcami, a jej oddech jest wyraźnie przyśpieszony. Ręce jej drżą. Właśnie zdradziła swoją najlepszą przyjaciółkę, wyjawiając jej sekret. Ale dłużej już nie mogła. Wie, że to tylko kolejna kropla, dolana do niemal przelewającej się już czary, która nie przestaje wypełniać się od tamtego wieczoru, kiedy okazało się, że Meri jest w niej zakochana. Całe ich wzajemne zaufanie i przyjaźń zostały wówczas wystawione na próbę.
ROZDZIAŁ 14
Po raz kolejny Meri czyta po cichu to, co na czacie napisała do niej Paloma. Jestem w domu, bo od półtora tygodnia nie chodzę do szkoły. Kiedy biegałyśmy na wuefie, jedna laska podstawiła mi nogę w taki sposób, że upadłam na twarz. Rozbiłam sobie nos i podbiłam prawe oko, tak że do tej pory mam siniaki, a w dodatku rozcięłam sobie wargę. Ta dziewczyna tłumaczyła się potem, że zrobiła to przez przypadek, ale to nieprawda. Od początku roku szkolnego uwzięła się na mnie zgraja lasek. Dowiedziały się, że jestem lesbijką i zaczęły mnie prześladować. Boję się wrócić do szkoły. Nie chcę rozmawiać na ten temat z nauczycielami, a rodzicom też nie mówię prawdy, bo nie chcę, żeby odkryli, że podobają mi się dziewczyny. Są bardzo konserwatywni. Nie żartowałabym sobie z takich rzeczy. A jeśli nie napisałam Ci o tym wcześniej, to dlatego, że to coś bardzo osobistego i nie miałam do Ciebie jeszcze na tyle zaufania. Przepraszam, że okłamałam Cię w kwestii mojego wieku i że wysłałam Ci zdjęcie innej dziewczyny. Jeśli chcesz, zrobię sobie zdjęcie teraz, z podbitym okiem, i wyślę Ci je. Albo, jeśli chcesz, możemy porozmawiać przez kamerkę i sama zobaczysz. Tylko proszę, nie zostawiaj mnie. Przez tych kilka dni dużo o Tobie myślałam. Jesteś pierwszą osobą od paru tygodni, która zdołała poprawić mi humor. Bardzo mi zależy na kontakcie z Tobą. Proszę, Rudzielcu, daj mi drugą szansę. Bardzo Cię proszę. Wydaje się zdesperowana. Czy to wszystko, co napisała, to prawda? Jeśli nie, znaczyłoby to, że ludzie naprawdę nie mają wstydu. Ale jeśli nie kłamie… Biedna dziewczyna. Jej samej nigdy nie spotkało nic takiego, chociaż do tej pory nie zapomniała, jak tamte ogry zmusiły ją do pocałunku z Raúlem. To był okropny moment, zwłaszcza dla jej przyjaciela, mimo że to właśnie dzięki temu się poznali. Nie wie, co odpisać. Miała zamiar pożegnać się na zawsze, ale teraz nie jest już tego taka pewna. Ta wiadomość zmieniła jej podejście do Palomy. Z pewnością musi czuć się równie samotna, jak ona sama. – Jesteś tam, Rudzielcu? – Tak, jeszcze jestem. Czytam ponownie to, co napisałaś. – Uwierz mi. Napisałam ci prawdę. – Trudno uwierzyć komuś, kto już raz cię okłamał. – Wiem. I rozumiem cię. Ale musisz mi zaufać. Chcesz porozmawiać przez kamerkę? – Nie. Jestem w szkole, w pracowni komputerowej, nie w domu. Poza tym, w dalszym ciągu nie jestem przekonana, że to wszystko prawda. – Przykro mi, że mi nie wierzysz. Ale tym razem nie kłamię. Przysięgam. Wydaje się szczera. Jednak takie samo wrażenie sprawiała, kiedy wysłała jej zdjęcie tamtej ślicznej dziewczyny, twierdząc, że to ona. – Potrzebuję czegoś więcej, żeby móc ci uwierzyć. – Więcej? W jakim sensie? – Nie wiem, Paloma. Nie wiem. – Zapytaj mnie, o co chcesz. Już cię okłamię, naprawdę. Meri znów zaparowują okulary. Zdejmuje je, przeciera i zakłada ponownie. Ta dziewczyna i jej historia wzbudzają w niej zainteresowanie. Nie chce jej dręczyć, ale jeśli przeprowadzi z nią mały wywiad, to może uda jej się ostatecznie odkryć, czy mówi prawdę, czy kłamie. – Nie powiedziałaś nikomu o tym, co cię spotyka ze strony tej dziewczyny, która podstawiła ci nogę, i jej koleżanek? – Nie. To nie takie proste. – Dlaczego?
– Bo ona i jej kumpele wiedzą, że jestem lesbijką, i grożą mi, że wszystkim o tym opowiedzą. – A skąd o tym wiedzą? Sama im powiedziałaś? – Tak. Mniej więcej. – Nic z tego nie rozumiem. Możesz mi wyjaśnić? – Nie chcę cię zanudzać moją historią. – Opowiedz mi. Nie zanudzasz mnie. – Mówiłaś, że masz mało czasu… – Po lekcji mam jeszcze przerwę. Nie martw się. Pisz, a ja będę czytać. Mija kilka chwil i Paloma nie odpowiada. María się niecierpliwi. Być może zbytnio ją naciska, ale to konieczne, jeśli ma się wyzbyć wątpliwości. Jeżeli jej opowieść będzie spójna i z sensem, to jest skłonna jej uwierzyć. Albo powie jej prawdę, albo to koniec. – Dobrze, Rudzielcu. Opowiem ci, co się stało. Oto moja historia: Kilka miesięcy temu… – Dobrze! Koniec lekcji! Macie piętnaście minut na to, żeby wziąć prysznic i się przebrać! Głos wuefisty dudni w uszach uczniów całej czwartej A. Właśnie skończyli test Coopera i są wykończeni. Niektórzy, jak Paloma, nadal dyszą z wyczerpania. Nie minęły jeszcze dwa miesiące od początku roku szkolnego, a facet już daje im taki wycisk. Do czerwca będą mieć w tyłkach motorki, o ile tylko wcześniej nie wykończą ich zakwasy. Dziewczyna, trzymając się za boki, idzie samotnie do szatni. Siada na jednej z drewnianych ławeczek i odpoczywa oparta o ścianę, gdy tymczasem reszta koleżanek wciąż wchodzi do środka. – Jaki miałaś czas? – Dwanaście minut i jedną sekundę. A ty? – Jedenaście czterdzieści sześć. – Świetnie! To siódemka3! Dziewczyny, które rozmawiają, stojąc tuż przed nią, to Natalia i Elsa, najładniejsze z całej klasy, zwłaszcza pierwsza z nich, za którą szaleją wszyscy faceci z ich rocznika, a nawet licealiści. Paloma stara się nie patrzeć, jak Natalia ściąga koszulkę, a następnie spodnie od dresu, jednak nie potrafi się powstrzymać i co jakiś czas zerka na nią kątem oka. Ma niesamowite ciało doskonale harmonizujące z jej prześliczną twarzą. To dzięki tej szczupłej brunetce o zielonych oczach odkryła, że naprawdę podobają jej się dziewczyny. Jednak nigdy nikomu tego nie wyznała. Na początku myślała, że to tylko chwilowe zamieszanie: jej bujna wyobraźnia albo burza hormonów. Ona miałaby być lesbijką? Jednak z biegiem czasu zdała sobie sprawę z tego, że rzeczywiście pociągają ją osoby tej samej płci. Teraz już w to nie wątpi. Natalia bierze ręcznik i owija się nim. Nie przerywając rozmowy z Elsą, pozbywa się biustonosza i majteczek. Składa je delikatnym gestem i odkłada na bok. Paloma oblewa się rumieńcem i spuszcza głowę. Nie chce, żeby ktoś zauważył jej podniecenie. Zawsze tak jest na lekcjach wuefu. Rozbiera się szybko i biegnie pod najbliższy wolny prysznic. Gorąca woda spływa po jej drobnym ciele, podczas gdy ona stara się opanować emocje, które za każdym razem budzą się w niej w takiej sytuacji. Oddycha w przyśpieszonym tempie i namydlając się, zamyka oczy. – Wiesz, że wczoraj na Twitterze zagadał do mnie jeden student? W dodatku dodał mnie do obserwowanych! Pytał, czy pójdę z nim w sobotę na imprezę do akademika. Głos, który dobiega z sąsiedniej kabiny, należy do Natalii. Ma ją całkiem nagą zaledwie dwa metry od siebie, a między nimi jest tylko cienka zasłonka, oddzielająca ich kabiny prysznicowe. Otwiera oczy i wzdycha. Mokry plastik stał się przezroczysty i pozwala zaobserwować zarys sylwetki. Paloma nie może oprzeć się tak zmysłowemu widokowi. Wyobraża sobie silny strumień wody, spływający na piersi i płaski wilgotny brzuch Natalii. Czy może istnieć coś bardziej podniecającego? Tak. Móc spojrzeć na nią ukradkiem. Dlaczego miałaby ograniczać się do wyobraźni, skoro może zobaczyć ją naprawdę? Wystarczy o kilka centymetrów delikatnie odsunąć zasłonkę, żeby fantazja stała się rzeczywistością. Bardzo ostrożnie chwyta za brzeg zasłonki. Wystarczy zajrzeć przez maleńką szczelinę. Jed-
nak w momencie, gdy już, już ma przesunąć plastikową płachtę o kilka centymetrów i ujrzeć swoją upragnioną muzę, rezygnuje. To nie jest w porządku, żeby wykorzystywać sytuację do szpiegowania Natalii. To zbyt prostackie. Gdyby była facetem, nie zastanawiałaby się nawet przez chwilę. Jednak ona jest dziewczyną, wprawdzie lesbijką, ale przecież dziewczyną, a nie jednym z tych śliniących się gówniarzy, którzy o każdej porze dnia i nocy gadają tylko o seksie. Ona ma swoją godność i zasady. I moralność! Bezgłośnie wypuszcza z dłoni brzeg zasłonki i kończy spłukiwać z ciała mydło. Zakręca kran i wychodzi spod prysznica. Od razu owija się ręcznikiem, a drugim, mniejszym, wyciera sobie włosy przed jednym z wiszących w szatni luster. Stara się nie myśleć o tym, co wydarzyło się przed chwilą, i nie przywiązywać wagi do pomysłu, który chciała zrealizować. Mimo to nie jest w stanie zapomnieć o tym, że dziewczyna, która tak jej się podoba, nadal stoi naga pod prysznicem. – Jakiś fajny? – Zajebisty. Mówię ci, jaki towar. Studiuje na AWF-ie. Zapakowane w ręczniki dziewczyny stają przed lustrem obok Palo – my i kontynuują rozmowę. Natalia opowiada o studencie, który kręci z nią przez Twittera, a Elsa nie przestaje o niego wypytywać. Przyłącza się do nich jeszcze jedna koleżanka z czwartej A. Magda też chodzi z nimi do grupy i też jest całkiem ładna. – O czym gadacie, laseczki? – pyta nowo przybyła. – O jednym studenciaku, co zarywa do Nati. – Serio? Opowiadaj! Czesząc włosy, Paloma przysłuchuje się ich rozmowie i kątem oka ukradkiem obserwuje w lustrze trójkę dziewczyn. Nie chce, żeby się zorientowały, że zwraca na nie uwagę. Aż w pewnym momencie… ręcznik Magdy opada na podłogę i dziewczyna zostaje kompletnie naga. Paloma instynktownie odwraca się w jej stronę i wlepia spojrzenie w jej biust. Za chwilę spuszcza oczy i przez chwilę wpatruje się w dolne partie ciała dziewczyny, które Magda zaraz zakrywa podniesionym już z podłogi ręcznikiem. – Co się tak gapisz, świntucho?! Paloma nie wie, gdzie się podziać. Policzki płoną jej nieznośnie. Spuszcza głowę i szybko kieruje się do ławeczki, na której zostawiła ubranie. Ale tym razem ma towarzystwo. Natalia i jej koleżanki idą za nią. Poza nimi w szatni nie ma już nikogo. – Co jest z tobą? – ponownie pyta Magda. – Na co się tak gapiłaś? – Na nic. Jej szept jest ledwie słyszalny. Umiera ze wstydu, a poza tym boi się, co mogą sobie o niej pomyśleć. Odkąd chodzi do tej szkoły, z nikim się jeszcze nie zaprzyjaźniła i czuje się samotna. Przemyka niezauważona. Na pewno nie chce narobić sobie wrogów. – Na coś chyba jednak patrzyłaś. – Nie, nie… – Wygląda na to, że miałaś rację, Nati. – A widzicie? Mówiłam wam. O co im chodzi? Paloma chce zniknąć stamtąd jak najszybciej, ale nie może wyjść, bo ma na sobie jedynie ręcznik. Jest uwięziona w szatni. – Ej, ty. Spójrz na mnie – nieprzyjemnym tonem nakazuje Natalia i uderza ją w głowę mniejszym ręcznikiem. – Słyszysz?! Patrz na mnie! – Patrz na nią, kurde! – krzyczy Elsa. Paloma posłusznie podnosi wzrok i patrzy w piękne zielone oczy dziewczyny, w której się zakochała i dzięki której zrozumiała wreszcie swoje niejasne uczucia oraz odkryła własną seksualność. – Co…? – Jesteś pieprzoną lesbijką, tak? Nigdy jeszcze nie czuła się tak strasznie jak w tym momencie. Oczy, które tak ją oczarowały, wyrażają teraz pogardę wobec jej tożsamości seksualnej, która właśnie wyszła na jaw. – Przyznaj się.
– Już dawno zwróciłam uwagę na to, jak na mnie patrzysz. Podobam ci się, nie? – Nie… Chociaż próbuje skłamać, wyraz jej twarzy mówi wszystko. Nie da się ukryć czegoś takiego przed osobą, w której jest się zakochaną. – Więc skoro ci się nie podobam, to czemu ciągle się na mnie gapisz? Na lekcjach, na wuefie… i tutaj, pod prysznicem. Odpowiadaj, to prawda? – Ja… – Zakochałaś się we mnie? – Nie. – A mnie się wydaje, że tak. Przyznaj się – naciska Natalia z twarzą przy twarzy Palomy. – Chociaż wygląda na to, że nie tylko ja ci się podobam. Gapiłaś się też na cycki i na… mojej kumpeli. – To… było… niechcący… Paloma pragnie umrzeć. Gdyby w tym momencie dostała zawału, byłaby wdzięczna losowi. Jednak tortury trwają nadal. – Niechcący? Nie wciskaj nam kitu! – wrzeszczy Magda, coraz bardziej rozwścieczona. – No już, przyznaj, że jesteś lesbą… Wtedy ci wybaczymy. – Właśnie, przyznaj to wreszcie – naciska Elsa. – Dalej, blondi. Jeśli powiesz nam prawdę, to zostawimy cię w spokoju i nikomu nie powiemy. Czy mówią to poważnie? Czy jeśli przyzna, że jest homoseksualistką, to naprawdę się odczepią i pozwolą jej odejść? Nie może mieć co do tego pewności. Jednak presja, jakiej poddają ją te trzy dziewczyny, jest tak wielka, że woli już powiedzieć im prawdę, niż dalej to znosić. Dłużej już nie wytrzyma. – Macie rację. Jestem… lesbijką. Wyznaje to słabym głosem, nie patrząc w oczy swojej wyśnionej miłości. Sekret przestaje być sekretem. Teraz już wiedzą. Boli ją to. Straszliwie, w samym sercu. Boli ją to znacznie bardziej niż policzek, który wymierza jej teraz Natalia. – Ostrzegam cię, nigdy więcej nie waż się na mnie spojrzeć w ten sposób. Zrozumiałaś, lesbo? Mnie interesują faceci. I rzygać mi się chce na myśl o tym, co może się dziać w twojej chorej głowie. Te słowa, gdy je sobie przypomina, do tej pory ranią ją do żywego. Mimo że chodzą do tej samej klasy, w czasie kolejnych miesięcy starała się schodzić z drogi Natalii i jej koleżankom. Przede wszystkim zaś próbowała zapomnieć o swoich uczuciach do niej. Trochę ją to kosztowało, jednak nie tak wiele, jak się spodziewała. Tymczasem jednak trzy nastolatki nie zapomniały o Palomie i od tamtego dnia zaczęły zatruwać jej życie groźbą podania jej sekretu do publicznej wiadomości, jeśli pewnego dnia któraś z nich za bardzo by się rozgadała. – To właśnie moja historia. Czy teraz mi wierzysz, Rudzielcu?
ROZDZIAŁ 15
Czwarta lekcja: historia. Piątka Odtrąconych siedzi zamyślona w swoich ławkach. Wszyscy udają, że słuchają tego, co pani od historii ma do powiedzenia na temat Zimnej Wojny. W rzeczywistości jednak, odkąd skończyła się przerwa i zaczęła się przedostatnia lekcja w tygodniu, są jakby nieobecni. Żadne z nich nie przestaje się nad czymś zastanawiać, choć każde zastanawia się nad czymś innym. Normalnie w tym momencie czekaliby już tylko na ogłaszający koniec tygodnia dzwonek. Jednak kilka minut temu każde z nich powiedziało lub usłyszało zbyt wiele. – Meri jest lesbijką? – pyta Raúl, osłupiały. Ester trze oczy i patrzy w inną stronę. Zdradziła sekret przyjaciółki i czuje się teraz fatalnie. Bruno zdaje sobie z tego sprawę i zabiera głos: – Tak. Podobają jej się dziewczyny. – Ale jesteście tego pewni? – włącza się Valeria, również zaskoczona. – Całkowicie. – To dopiero wiadomość. A my chcieliśmy szukać jej chłopaka. Wszyscy czworo milkną na dobrą chwilę, aż Raúl podejmuje temat. Wygląda na to, że nie jest zbyt zadowolony. – Jak się o tym dowiedzieliście? Od dawna wiecie? – No cóż… Bruno patrzy na Ester, pozostawiając odpowiedź jej. Nie chce powiedzieć więcej, niż to konieczne. Wyjawić sekret przyjaciółki to jedno, ale opowiedzieć o tamtym pocałunku, zdradzając uczucia rudej, to jeszcze inna sprawa. – Powiedziała nam – odpowiada w końcu dziewczyna. – Dzień po tym, jak miała wyjechać do Barcelony wyznała nam, że jest lesbijką. – Przecież to było cztery miesiące temu! – Tak. Trochę ponad cztery. – Zbyt długo trzymaliście to w tajemnicy. – A co twoim zdaniem mieliśmy zrobić? Poprosiła nas. – Dlaczego nie powiedziała również nam? – Nie wiem, Raúl. Przypuszczam, że Bruno i ja jesteśmy z nią odrobinę bliżej. Wy trochę się od nas oddaliście od zeszłego roku. Po sprawie z Eli i po tym, jak zostaliście parą… – Ale nadal należymy do paczki – upiera się chłopak. Widać, że jest dotknięty. – Chociaż mamy różne sposoby bycia i myślenia, i chociaż Valeria i ja chodzimy ze sobą, to przecież nadal jesteśmy przyjaciółmi. – Proszę cię, Ester i ja dotrzymaliśmy po prostu słowa, które daliśmy Meri. Poprosiła nas, żebyśmy nikomu nie mówili. Zrozumcie, że to nie jest dla niej łatwy temat. – Dlaczego? Dla mnie to bez różnicy, czy podobają jej się faceci czy dziewczyny. Będę ją lubił i szanował jak dotąd – sprzeciwia się Raúl, podnosząc głos. – Ale chciałbym dowiedzieć się o czymś takim w tym samym momencie, co wy. I chciałbym usłyszeć to od niej, a nie dowiedzieć się przypadkiem. Ani Ester, ani Bruno nie mówią nic więcej. Wzruszają tylko ramionami i od czasu do czasu wymieniają spojrzenia. Z kolei Valeria obejmuje swojego chłopka i czule całuje go w usta. Następnie się uśmiecha. – Wiem, że ruda jest dla ciebie ważna, skarbie, ale musimy szanować jej decyzje. – Już nam nie ufa. – Ufa nam, tylko to jest coś, o czym trudno jej rozmawiać. Być może oni mają rację, może
rzeczywiście trochę się oddaliśmy. – Ale przecież to normalne, że mamy własne życie. W końcu chodzimy ze sobą, do cholery! Ale myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi Meri tak samo jak oni, nawet jeśli spędzamy z rudą mniej czasu. – Nie przywiązuj do tego takiej wagi. Jak będzie gotowa, to sama nam o tym opowie. – Zaraz… mamy trzymać w tajemnicy, że o tym wiemy? – Tak chyba będzie najlepiej – odpowiada Valeria, patrząc na Ester. – Nie chcemy przecież, żeby Meri się obraziła na Ester za to, że nam powiedziała. Raúlowi nie podoba się ten pomysł. Chciałby porozmawiać o tym z Meri i dowiedzieć się, dlaczego nie ma do niego zaufania. Jednak, z drugiej strony, on też nie chce zaszkodzić Ester. – W porządku. Nic nie powiem. – Nie obrażaj się. Teraz przynajmniej wiemy, że nie powinniśmy swatać jej z Juliem – przekonuje Valeria z uroczym uśmiechem. – Myślisz, że spodobałaby jej się któraś z dziewczyn, które grają w twoim filmie? Chłopak zaprzecza ruchem głowy i wybucha śmiechem. Powoli chwyta Valerię w pasie i namiętnie całuje ją w usta. Bruno przygląda im się z pewną niechęcią, a Ester – z zazdrością. Dużo by dała, żeby być z kimś w podobnym związku. – Czyli to jest właśnie to, co się z nią dzieje? – pyta Raúl, obejmując ramieniem talię swojej dziewczyny. – Nie wiem, czy w ogóle coś się z nią dzieje – odpowiada Ester, zdając sobie sprawę z tego, że ich oszukuje. – Mówiłam ci już: Meri żyje we własnym świecie. – Na pewno chodzi o jakąś dziewczynę. Dlatego jest taka dziwna. Ktoś jej się podoba, ale bez wzajemności. Albo nic jej nie powiedziała ze strachu przed odrzuceniem. Pewnie nie jest jej łatwo ocenić, kto czuje podobnie jak ona, a kto nie. Słowa Raúla niepokoją Ester i Bruna. Jak udało mu się w takim tempie dojść do tego wniosku? Na szczęście dla nich, dzwoni dzwonek, co oznacza, że za parę minut zaczyna się kolejna lekcja. Idąc do Sali, Raúl dostaje wiadomość przez WhatsAppa. Czyta ją i nie zatrzymując się, szybko odpowiada. Po kilka sekundach dźwięczy BlackBerry Valerii: – >Będzie super iść zjeść coś razem dziś wieczorem. Możecie na mnie liczyć. Buziaki dla wszystkich. Alba< – czyta na głos dziewczyna. – Świetnie. Lubię tę dziewczynę – mówi wesoło Ester. – Zobaczymy jeszcze tylko, czy Meri będzie chciała z nami pójść. – Dokąd? Z korytarza prowadzącego do pracowni komputerowej wyłania się María, do której uszu dotarły ostatnie słowa przyjaciółki. – Na kolację z nami po zdjęciach – odpowiada Raúl, patrząc jej bardzo poważnie w oczy. – Ach, to. Kurczę, tylko że… – ruda jąka się niezdecydowana. – Okazało się, że jednak nie mogę iść. Coś mi wypadło. Przepraszam. I nie mówiąc nic więcej, wchodzi do sali i kieruje się do swojej ławki, stojącej na końcu. Reszta patrzy za nią, nie rozumiejąc, skąd ta nagła zmiana decyzji. Podchodzą do niej, z zamiarem przekonania jej, ale prawie nie mają czasu porozmawiać, bo zaraz wchodzi historyczka. Nikt z nich nie wie, co takiego się wydarzyło, że Meri jednak nie może iść na zdjęcia do filmu Raúla. Tak naprawdę nawet ona sama nie ma co do tego pewności. – Rudzielcu, jesteś tam jeszcze? – Tak. Jestem. – I co myślisz? Wierzysz mi teraz? Historia opowiedziana przez Palomę wydaje jej się prawdziwa. Mało prawdopodobne, żeby ktoś wymyślił coś takiego na poczekaniu. Chociaż niewykluczone, że wymyśliła wszystko wcześniej i w odpowiednim momencie tylko jej napisała. W Internecie można znaleźć ludzi zdolnych do wszystkiego. – Nie wiem.
– Kurczę. Jak mam ci to udowodnić? Całkowicie się już przed tobą otworzyłam. Nie wiem, co jeszcze mam ci powiedzieć, żebyś mi uwierzyła. – Przepraszam. Ale jestem bardzo sceptyczna. – I strasznie uparta! – Nadal jesteś zakochana w Natalii? – Nie, już nie. – Jesteś pewna? – Tak. Przez nią i jej kumpele nie mam w szkole życia. – I nic nikomu nie mówisz, bo boisz się, że ujawnią twój homoseksualizm? – Właśnie. Dlaczego tak trudno im przyjąć, że są tym, kim są? To, że pociągają je dziewczyny, nie powinno stanowić problemu. Ona też trzyma to w tajemnicy, a przecież nie powinno tak być. Jakie to ma znaczenie, czy komuś podobają się dziewczyny czy faceci? Wszyscy jesteśmy ludźmi, nie mamy wpływu na to, kogo wybierze nasze serce! Jednak żadna z nich nie ma odwagi przyznać tego bez wahania, bez lęku przed tym, co powiedzą inni. – Musi ci być ciężko. – Nawet sobie nie wyobrażasz. Nie mam żadnych przyjaciół, a w szkole moim jedynym celem jest przetrwanie. Tylko ten czat pozwala mi się na chwilę oderwać. – A twoja rodzina? Masz rodzeństwo? – Tak, dwójkę. Ale są starsi ode mnie i nie mieszkają już z nami. W domu jesteśmy tylko moi rodzice i ja. A oni na pewno by tego nie zrozumieli. Są bardzo konserwatywni. W dniu, w którym dowiedzą się, że jestem lesbijką, przeżyją szok, dlatego im później się to stanie, tym lepiej. W jej przypadku jest podobnie. Im później, tym lepiej. Mimo że nie sądzi, żeby jej rodzice i siostra mieli to przyjąć aż tak źle. Jednak dziwnie byłoby im o tym opowiedzieć. Ich rozmowa trwa przez resztę lekcji i przez całą przerwę. Meri czuje się z Palomą coraz lepiej i już nie myśli o tym, żeby zniknąć na zawsze. Naprawdę zaczyna mieć do niej zaufanie. Lubi ją. I identyfikuje się z dużą częścią tego, co ona pisze. Tak dalece, że… – Nie jestem do końca przekonana, czy rzeczywiście powinnam ci to proponować. Nie wiem nawet, czy nie pożałuję tego już w momencie, w którym to napiszę, ale… chcesz porozmawiać przez kamerkę? W ten sposób pozbędzie się wreszcie wszystkich wątpliwości. Ta dziewczyna nie może okłamywać jej tak długo. – Kiedy? Teraz? – Nie. Przerwa zaraz się skończy. Wieczorem. – Naprawdę? – Tak. Paloma nie odpisuje przez kilka chwil. Meri zaczyna już tego żałować. Po diabła jej to zaproponowała? Chyba rozum jej odjęło. To na pewno jakiś facet, który. Chyba powinna jeszcze poczekać, zanim się pokaże. Może… – Co za emocje! Pasuje ci o 19.00? Wcześniej nie mogę. – Dobrze. W takim razie o 19.00. – Genialnie! Mamy randkę… – To nie randka! – Wirtualna randka. Dziękuję! Podoba jej się ta dziewczyna. Znów się uśmiecha i wzdycha. Ma nadzieję, że nie popełniła błędu. Obiecała sobie, że nigdy więcej nie zaryzykuje, i przy pierwszej nadarzającej się okazji już łamie tę obietnicę. Czy aż tak bardzo potrzebuje przyjaciół i nowych doświadczeń? Zna odpowiedź. Dźwięk dzwonka oznajmia koniec przerwy. I koniec tej długiej rozmowy, która zupełnie niespodziewanie zakończyła się całkowicie inaczej, niż się rozpoczęła. – Paloma, muszę już iść. Mam lekcję. – Dobrze. Widzimy się o 19.00. Tylko nie zmieniaj zdania, proszę. Byłoby mi strasznie
przykro. – Nie wycofam się. Spokojnie. – Dobra. Już nie mogę się doczekać. Do zobaczenia! – Do zobaczenia. I zamyka okno, w którym rozmawiały. Następnie wychodzi z czatu i wyłącza komputer. María przewraca oczami, zdejmuje okulary i potrząsa głową, śmiejąc się przy tym nerwowo. Co też jej przyszło do głowy? Sama nie wie, ale teraz nie może się już wycofać. O siódmej zrobi kolejny krok.
ROZDZIAŁ 16
– A ty dokąd? – Do domu. – Już? A ostatnia lekcja? – Nie idę. Chcę porządnie przygotować wszystko na wieczór. Raúl szybko zbiera swoje rzeczy. Zarzuca plecak i całuje dziewczynę. Zamierza zerwać się z angielskiego. Nic się nie stanie, ten przedmiot nieźle mu idzie, więc bez problemu dostanie na koniec dobrą ocenę. – Idę z tobą! – woła Valeria, prędko pakując swoje książki. – Nie! Ty zostań! Niedługo klasówka, a… – To mi pomożesz. – Przecież wiesz, że nie mam czasu! Zostań. – Nie, nie, nie chcę. Idę z tobą. Jestem zmęczona. Chłopak wzdycha, ale ostatecznie się zgadza. Nie ma wyjścia. Żegnają się z pozostałymi i wychodzą z sali, starając się nie wpaść na anglistę. Teraz czeka ich wyzwanie: żaden uczeń nie może wyjść ze szkoły, dopóki trwają lekcje, dlatego będą musieli przejść przez ogrodzenie, tak żeby nikt ich nie zauważył. Przebiegają razem przez teren szkoły w kierunku jego najrzadziej uczęszczanej części, ukrytej przed wzrokiem dozorców, woźnych i nauczycieli. W przeciwieństwie do Raúla, Valeria robi to po raz pierwszy i nie czuje się przy tym zbyt pewnie. – I co? Odważysz się czy nie? – Hmm. – Mogę iść sam. Jeszcze zdążysz na angielski. – Nie! Idę z tobą! – W takim razie skacz przez płot. No już. – Nie możemy wyjść normalnie, przez furtkę? – Przecież wiesz, że nie. Nie wypuściliby nas. – Nawet jeśli ładnie poprosimy? – Nie. – A jeśli powiem, że jestem bardzo, bardzo, bardzo chora? – Nie. – Ależ z ciebie pesymista, koleś! – Po prostu nie ma szans wyjść stąd inaczej niż skacząc przez siatkę. Ogrodzenie nie jest zbyt wysokie, tyle tylko, że zwinność i giętkość to nie najmocniejsza strona Valerii. Dziewczyna wzdycha i mierzy siatkę wzrokiem, niczym swego największego wroga. Właściwie w tym momencie to się nawet zgadza. – Pomożesz mi? – Jasne. Ale najpierw trzeba przerzucić plecaki na drugą stronę. Tak będzie łatwiej, nie sądzisz? Dziewczyna pokazuje mu język i przerzuca swoje rzeczy przez siatkę. On robi to samo. – Teraz możesz mi już pomóc. Gotowy? – Spróbujemy. Chociaż nie wiem, czy cię uradzę… – Jesteś wstrętny… – Ale i tak mnie kochasz. – Na razie. Ale nie bądź taki pewny siebie. Raúl uśmiecha się i pochyla się trochę do przodu. Splata dłonie, tak żeby dziewczyna mogła
postawić na nich stopę i prosi, żeby się pośpieszyła. – Dobra… Idę przecież! Valeria opiera lewą stopę na dłoniach Raúla. Teraz wybija się i chwyta się górnej części ogrodzenia. – Musisz przełożyć jedną nogę, a później drugą. – Wiem, wiem. Nie jestem kretynką. Tylko… nie mógłbyś mi w tym pomóc? – Lepiej, żebym został tutaj, na wypadek gdybyś miała spaść. – Nie zamierzam spadać! – To się zobaczy… Tym razem udaje mu się urazić jej dumę. Może i jest niezdarna, ale poradzi sobie! Właśnie, że sobie poradzi! Zadziera lewą nogę i opiera ją na szczycie ogrodzenia. – Widzisz, głupku? Dobrze mi idzie – mówi, oddychając w przyspieszonym tempie. – To wcale… nie takie… trudne. – Widzę, widzę. Ale to jeszcze nie koniec. Pośpiesz się. – Ty to umiesz… mnie zachęcić. – Do usług. Dziewczyna protestuje, jednak rzeczywiście musi się z tym jak najszybciej uporać. Powoli i z trudem przekłada lewą nogę na drugą stronę ogrodzenia. Jest dumna ze swojego bohaterskiego wyczynu. Jednak najtrudniejsze wciąż przed nią: musi teraz wybić się z drugiej nogi i postarać się przy tym nie spaść. Do dzieła! Czuje się niczym gimnastyczka na Olimpiadzie. Liczy po cichu: „Raz, dwa i…” Trzy! Wybija się w górę i osiąga cel! Lewą nogę spuściła już po drugiej stronie a prawa, razem z resztą ciała, znajduje się na szczycie ogrodzenia. Coś tu jest jednak nie tak. Jej własny ciężar ciągnie ją w dół i dziewczyna zaczyna tracić równowagę. – Zaraz spadnę! – krzyczy przerażona. Temu jednak udaje się zapobiec. Raúl szybko wspina się na siatkę i przytrzymuje dziewczynę, zanim ta zdąży rozbić sobie głowę po drugiej stronie szkolnego ogrodzenia. – Całe szczęście, że tu byłem. – Dziękuję. Chociaż sytuacja była pod kontrolą. – Tak, tak. Dobra, pośpieszmy się, zanim nas wreszcie przyłapią. Raúl pomaga Valerii zejść na dół, a następnie, bardzo zwinnie, sam przeskakuje na drugą stronę. Dziewczyna wydaje westchnienie ulgi, widząc, że nic sobie przy tym nie zrobił. Każde łapie swój plecak i oddalają się od budynku szkoły. – To wcale nie było takie trudne. – Co ty powiesz? Gdybym cię nie podtrzymał, to bylibyśmy teraz w drodze do dentysty. Albo na pogotowie. – Nie przesadzasz przypadkiem? – Skarbie, jesteś świetna w wielu rzeczach. Najlepsza. Ale zwinna to ty akurat nie jesteś. Nie oszukujmy się. Veleria odwdzięcza mu się kopniakiem, oczywiście chybionym, i idzie dalej u jego boku. Jej powagę powoli zaczyna wypierać uśmiech. Ostatecznie Raúl ma rację. Okropna z niej niezdara. I gdyby nie jego interwencja, z hukiem wylądowałaby na chodniku. – No dobrze, przyznaję. Uratowałeś mi życie. – Bez przesady. – Powiedz mi, że mnie kochasz, a dam ci buziaka – proponuje mu nagle, biorąc go za rękę. Chłopak zatrzymuje się przed przejściem dla pieszych i patrzy jej w oczy. Błyszczą jej źrenice. To jeden z tych momentów, w których chciałby zatrzymać czas i bawić się wskazówkami zegarka, cofając je raz za razem. Mógłby wtedy przeżywać ten moment i czuć to samo wielokrotnie, jak w filmie Dzień świstaka. – Kocham cię. Ona wpatruj e się w niego bardziej zakochana niż kiedykolwiek i wspinając się na palce, obdarza go pocałunkiem. Wymiana dokonana. Stoją tak na przejściu, na czerwonym świetle, nie zwracając uwagi na przechodzących obok i obserwujących ich ludzi. Liczą się tylko oni dwoje.
– Odprowadzę cię do domu – oznajmia Raúl, obejmując dziewczynę. Przechodzą na drugą stronę ulicy. – Idę do Constanzy. Zjem obiad z mamą, a po południu pomogę trochę w kawiarni. – Dobrze. Wobec tego chodźmy do Constanzy. Idą nieśpiesznie przez centrum Madrytu. Ciepłe marcowe słońce opromienia im twarze. Jest im razem dobrze, naprawdę dobrze. Kochają się i rozumieją. Byli dobrymi przyjaciółmi, ale jako para sprawdzają się jeszcze lepiej. – Co chciałbyś ode mnie dostać na naszą rocznicę? – pyta Valeria. – Jaką rocznicę? – Naszą półrocznicę, głupolu! – Jest jeszcze mnóstwo czasu. – Ale ja jestem przewidująca. – Poczekajmy, aż minie najpierw pięć miesięcy. Uf, pięć miesięcy razem… jak nam się to udało? – Ja miałam trudniej! – woła dziewczyna, nie przestając się uśmiechać. – Dlaczego? – Bo inne dziewczyny nie przestają na ciebie polować. Niemal sześciomiesięczny związek z najlepszym ciachem w szkole to nie lada wyczyn. Słysząc to, Raúl nie jest w stanie powstrzymać wybuchu śmiechu. Valeria tymczasem staje cała w pąsach. Jednak to prawda, co powiedziała. Jest zazdrosna o każdą dziewczynę, która próbuje flirtować z Ra-úlem, czy stara się go zdobyć, chociaż on jest wobec nich tylko uprzejmy i nic więcej. Choć z drugiej strony, nie uważa oczywiście, że jej chłopak należy do tych, którzy decydują się na niewierność tylko dlatego, że mignęła im przed oczami ładna buzia czy inna część ciała. Tylko że on jest tak niesamowicie pociągający! – Wybaczyłabyś mi niewierność? – Co takiego? Skąd to pytanie? – Nie wiem. Pary rozmawiają o takich rzeczach, prawda? Ona nie ma pojęcia. Nigdy wcześniej nie miała chłopaka. Raúl był pierwszy na jej liście, i nigdy więcej nie pojawi się na niej nikt inny. – Trudno powiedzieć… – odpowiada z wahaniem. – Myślę, że to zależałoby od tego, na czym polegałaby ta niewierność. – A z kim by się to stało? To też miałoby dla ciebie znaczenie? W tym momencie Valeria staje jak wryta. O co tutaj chodzi? Czy to tylko niewinne pytania, czy może dzieje się już coś złego? – Przyprawiasz mi rogi? Raúl zatrzymuje się przed nią i wpatruje się w nią z powagą. Zaraz się jednak uśmiecha i całuje ją w policzek. – Oczywiście, że nie – szepcze jej do ucha. I rusza z miejsca z nadzieją, że ona zrobi to samo. Rzeczywiście, Valeria dogania go i znowu bierze go za rękę. Mocno ściska jego dłoń. Nie zniosłaby, gdyby ktoś jej go ukradł, on jest najlepszym, co przytrafiło jej się w życiu. Stracić go… oznaczałoby stracić miłość życia, bo chociaż wciąż jest jeszcze bardzo młoda, czuje, że chce być z nim na zawsze. Pośród pocałunków, żartów, śmiechów i małych udawanych sprzeczek docierają wreszcie do Constanzy. – Wejdziesz? – Nie, robi się późno. – Raúl zerka na zegarek. – Zobaczymy się później. – O siódmej piętnaście na stacji Sol, zgadza się? – Tak. Nie spóźnij się. – Będę punktualnie. Żegnają się pocałunkiem w usta. Valeria wchodzi do kawiarni, a jej chłopak idzie dalej. Jednak wcale nie w kierunku, w którym mieszka.
Pośród tych wszystkich pocałunków i objęć, pośród tych wszystkich słów Raúl nie jest w stanie powiedzieć jej prawdy. I wcale nie jest pewien, czy gdyby Valeria ją poznała, byłaby w stanie kiedykolwiek mu wybaczyć.
ROZDZIAŁ 17
Jej chłopak jest najcudowniejszy na świecie! Czuje się, jakby żyła nieustannie w jakiejś piosence z filmu Disneya. Dotyk jego ust jest niezrównany. Pocałunek z miłości to coś niesamowitego, lepszego nawet, niż kiedykolwiek przypuszczała. Valeria jest niewypowiedzianie szczęśliwa. Z uśmiechem od ucha do ucha wchodzi do Constanzy. W kawiarni jest spory ruch. Mama uwija się za barem, biegając to w jedną, to w drugą stronę, jednak kiedy zauważa wchodzącą córkę, od razu wychodzi jej na spotkanie. – Już jesteś? – Tak, wyszłam wcześniej. Gość od angielskiego nie przyszedł. Ten wyraz na twarzy jej matki… Dobrze ją zna. Co tu się dzieje? – Widziałaś go? – Czy widziałam? Kogo? – No tam… I ruchem głowy wskazuje stojące pod ścianą stoliki. Przy jednym z nich pewien świetnie ubrany mężczyzna studiuje właśnie menu. A więc to o to chodziło! – To niemożliwe – odpowiada, przesłaniając dłonią oczy. Następnie z powagą przygląda się matce. – Co on tu robi? – To nie moja wina. Sam się zaprosił. – Jak to „sam się zaprosił”? – Widzisz… Wczoraj, kiedy dałaś mi komputer, napisałam do niego na Twitterze. – Co ty mu napisałaś? Mamo, jesteś nienormalna! – Po prostu chciałam podziękować mu za to, że uratował Wiki – tłumaczy się kobieta. – Widocznie musiał kliknąć w link do Constanzy na moim profilu. A parę minut temu stawił się tutaj. – Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałaś?! – Powiedziałam. Przed chwilą napisałam do ciebie na WhatsAppie. Dziewczyna kręci głową, niezadowolona. Nie usłyszała. Wkłada rękę do kieszeni, żeby wyciągnąć BlackBerry i odkrywa, że go tam nie ma. Dziwne. Mogłaby przysiąc, że tam właśnie był. Zaniepokojona, otwiera plecak… Tam też go nie znajduje. Gdzie się podział jej smartfon? W tym momencie przypomina sobie swój wyczyn przy ucieczce ze szkoły. Telefon musiał jej wypaść, kiedy przechodziła przez ogrodzenie. – Niech to szlag… – Co ci jest? – Zgubiłam BlackBerry – stwierdza z westchnieniem. – Muszę wrócić po niego do szkoły. Nie zamierza odpowiadać matce o wagarach z angielskiego ani o tym, w jaki sposób wyszła ze szkoły. – Zostawiłaś go w klasie? – Mam nadzieję – kłamie. – A co ja powiem Marcosowi? – ściszonym głosem pyta Mara. – Przyszedł tu, żeby się z tobą zobaczyć. – Powiedz mu, żeby poszedł do… Za późno. Mężczyzna wstał od stołu i zmierza teraz w kierunku matki i córki. Jest bardzo elegancki i uśmiechnięty. – Witaj, Valerio. – Witaj. – Jak się miewasz? – pyta i natychmiast cmoka ją w oba policzki. – Właściwie nie najlepiej… – odpowiada lekko zdezorientowana. – Zgubiłam BlackBerry.
– Niedobrze. Wczoraj ptaszek, dziś telefon… Zaraz mi opowiesz, że trzymasz w domu lwa… W ciągu trzech sekund policzki Valerii zamieniają się w dwa mocno dojrzałe pomidory. – Nie… – Żartowałem – mówi Marcos, delikatnie szturchając łokciem łokieć Valerii. – Każdemu może się przydarzyć coś takiego. – No… tak… w każdym razie. Nie mogę zostać… Muszę iść po telefon. – Wiesz, gdzie jest? – Chyba zostawiłam go w szkole. – Dotrzymam ci towarzystwa. Jeszcze nie zdążyłem nic zamówić. – Nie, nie… nie trzeba. Naprawdę. – Nalegam. Może się okazać, że działam jak amulet, dzięki któremu znajdujesz to, co zgubiłaś. Pamiętaj: wszystkim rządzi przeznaczenie. Amulet? Przeznaczenie? Wcale jej to nie przekonuje, ale jeśli chce jej towarzyszyć, to ona nie będzie się sprzeciwiać. Wygląda na zdecydowanego i najprawdopodobniej i tak nie dałby za wygraną. Im więcej czasu mija, tym mniejsze są szanse na odzyskanie telefonu. – Dziękuję. To niedaleko. Dziewczyna żegna się z matką, która puszcza do niej oko, i w asyście spikera radiowego wychodzi z Constanzy. Powrót do szkoły to coś, na co w tym momencie ma akurat najmniejszą ochotę. Razem pokonują drogę przeciwną do tej, którą parę minut temu Valeria przebyła z Raúlem. – Słuchałaś wczorajszej audycji? – Audycji? – Tak. Muzyki między słowami. Audycji, którą prowadzę. Dobrze wiedziała, o czym mówi, ale co właściwie ma mu odpowiedzieć? Jeśli powie, że tak, to pomyśli sobie, że jest nim zainteresowana. Natomiast jeśli powie, że nie, skłamie. Poza tym, możliwe, że dzięki jej matce on już wie o wszystkim. Zawsze musi wpakować się w coś takiego! – Tak… chociaż już prawie spałam – odpowiada w końcu. Znalazła kompromisowe rozwiązanie. – Słyszałaś początek? – Tak… Tak. Częściowo. Beznadziejnie jej idzie. Dlaczego nie przyzna po prostu, że słuchała programu i że zaskoczyło ją to, co powiedział? To nic złego ani nic takiego znowu niezwykłego. Po prostu słuchała radia. – I co? Podobało ci się to, co powiedziałem? – Jasne… Ba… bardzo ci dziękuję. Nie spodziewałam się czegoś takiego. – Bo widzisz, ja przywiązuję wielką wagę do takich „igraszek losu”, jak je nazywam. I myślę, że ta wczorajsza igraszka losu była jedną z najpiękniejszych, jakie przydarzyły mi się w życiu. – Masz na myśli to, że ptak na tobie usiadł? Takie to było piękne? – Piękne było to, że to był twój ptak. I to, że ty pojawiłaś się w tym samym momencie. Mówiąc to, Marcos akcentuje zaimek „twój” w pierwszym zdaniu i „ty” w drugim. Używa prawie tego samego tonu, co w radio, choć rezygnuje z tamtego szeptu. W każdym razie, wciąż jest to bardzo przyjemny głos. – A co w tym takiego niezwykłego? – Na razie… jeszcze nie wiem – odpowiada rozradowany. – Ale ty wydajesz mi się niezwykłą osobą. – Przecież wcale mnie nie znasz! – Znam cię lepiej, niż myślisz. Ten gość to jakiś świr. Może i jest przystojny, świetnie ubrany i ma jakiś szósty zmysł do ptaków, a jego głos jest niesamowity. Zachwyca, czaruje, usidla. Ale rozumem ewidentnie nie grzeszy. Jak może twierdzić, że ją zna, skoro widzieli się tylko wczoraj, i to przez minutę? – Marcos, to niemożliwe, żebyś znał mnie w jakimkolwiek stopniu.
– Chcesz się przekonać? – pyta zdecydowanym tonem. – Nie wiem, co miałbyś… – Masz na imię Valeria i w lutym skończyłaś szesnaście lat. Dokładniej: trzynastego lutego. Chodzisz do pierwszej klasy liceum i zazwyczaj dostajesz dobre stopnie. Twoi rodzice się rozstali, mieszkasz z mamą i ze swoją papużką, Wiki. Masz chłopaka, który chodzi z tobą do klasy i ma na imię Raúl. Jesteś nieśmiała, trochę uparta, pogodna, dobrze wychowana, sentymentalna i uwielbiasz Pabla Alborana. Aha, i jeszcze nie minął rok, odkąd zdjęli ci aparat! Niesamowite! W niczym się nie pomylił! Ale jak to możliwe? Zrobił na niej ogromne wrażenie. – Rozmawiałeś z moją matką? – Nie – odpowiada Marcos, poważnie. – To znaczy, tak. Standardowe: „Cześć, miło mi cię poznać. Jak się masz?”. Tego typu rzeczy. Ale nie rozmawialiśmy o tobie. – A zatem? – Interesuje cię fotografia? – Mnie? No cóż, nie wiem… Nie bardzo się na tym znam. – Widzisz, jako fotograf uczysz się zwracać uwagę na szczegóły. Z jednego obrazu wyczytać można cały świat. Trzeba być uważnym na wszystko, co dzieje się dookoła. Co on chce przez to powiedzieć? Że wiedział to wszystko, bo zajmuje się fotografią? Czy może widział jakieś jej zdjęcie i na jego podstawie domyślił się tego wszystkiego? Jej zdjęcie… Valeria doznaje olśnienia i wszystko już rozumie. No tak. Co za typ! – Wszedłeś na mojego Twittera, nieprawdaż? – Owszem. Zgadłaś. – To oszustwo. – Dlaczego? Twoja mama napisała do mnie na Twitterze, wyjaśniając, kim jest. Ja wszedłem na jej profil, a jedyną Valerią, jaką miała w kontaktach, byłaś ty. To całkowicie legalne. Fakt, że ten młody elegancki mężczyzna o hipnotycznym głosie przeglądał jej profil, to dla niej niewątpliwie pochlebstwo. Jednak w dalszym ciągu nie potrafi odczytać jego intencji. – Poszedłeś na łatwiznę. Ale skąd wiedziałeś o aparacie na zębach? – Ja też nosiłem aparat, kiedy byłem mały. A kiedy mi go zdjęli, też przez jakiś czas przesuwałem językiem po zębach, tak jak ty. Valeria wykonuje wspomniany przez Marcosa ruch języka i czerwieni się. – Na pewno nie jesteś prywatnym detektywem? – Nie jestem. Chociaż zacząłem kiedyś korespondencyjny kurs kryminologii. – Serio? – Serio… Ale dałem temu spokój. Liczyłem na to, że w pierwszym pakiecie przyślą mi już lupę i kajdanki, a nie tylko opasłą teczkę notatek. Rozśmiesza ją jego komentarz. Jest sympatyczny i dowcipny. Widać, że ma radiowe obycie i że na pewno lubi rozmawiać ze słuchaczami, którzy do niego dzwonią. Ile może mieć lat? Nadal tego nie wie. Tej informacji nie zamieścił ani na Twitterze, ani na swoim blogu. Miła pogawędka z Marcosem sprawia, że Valeria zapomina nawet o swojej zgubie. Do momentu, aż docierają wreszcie na ulicę, przy której znajduje się jej liceum. – Chodźmy tędy – wskazuje chłopakowi miejsce, w którym wcześniej pokonała ogrodzenie. Pod zdziwionym spojrzeniem Marcosa dziewczyna z uwagą zaczyna badać teren pod siatką. – Nie lepiej sprawdzić najpierw, czy nie zostawiłaś go w klasie? – Nie sądzę, żeby tam był. Zmyłam się wcześniej i przeszłam przez siatkę, tak żeby nikt mnie nie zobaczył. Na pewno wtedy właśnie mi wypadł. – Teraz już wszystko rozumiem. – Co takiego rozumiesz? – Co się stało. To karma wraca do ciebie. Uciekłaś przed końcem lekcji i dlatego zgubiłaś telefon. Coś za coś. – Nie wierzę w takie rzeczy. To nie żadna karma. – Oczywiście, że tak – upiera się Marcos z przekonaniem. – Ale po to ja tu jestem, żeby ją
odwrócić. Zdejmuje marynarkę, powierza ją Valerii i jednym susem przeskakuje przez ogrodzenie. – Co ty wyprawiasz? Nie rób tego! Jesteś nienor. – Czy był to może BlackBerry w kolorze różowym? – Tak! Jest tam? Marcos ponownie przeskakuje przez siatkę, zwinnie i niemal bez wysiłku. W prawej dłoni trzyma telefon Valerii. Dziewczyna mierzy go wzrokiem od stóp do głów, zaskoczona i pod wrażeniem. Skąd ten gość się wziął? – Proszę. To twoje – mówi Marcos z uśmiechem i wymienia z Valerią telefon na swoją marynarkę. – Teraz wisisz mi już dwie kawy. W tym samym momencie, w innej części Madrytu, Raúl wędruje z naciągniętym na głowę czarnym kapturem bluzy. Dostaje kolejną wiadomość z pytaniem, czy długo mu się jeszcze zejdzie. Wzdycha i odpisuje: Jestem prawie na miejscu. Będę za parę minut. I przyśpiesza kroku. Myśli o Valerii i o tym, jak okropnie się czuje za każdym razem, kiedy to robi. Jednak tak każe mu serce, nie ma więc innego wyjścia, niż dalej ukrywać przed nią prawdę. Przechodzi przez ulicę i zbliża się do domu numer 37. Bierze głęboki oddech. Naciska dzwonek. Po drugiej stronie dają się słyszeć szybkie kroki. Ciemnowłosa dziewczyna o jasnych oczach otwiera mu drzwi. – Cześć! Strasznie długo każesz na siebie czekać! Podskakuje, by zarzucić mu ramiona na szyję, oplata go w pasie nogami i składa na jego wargach namiętny pocałunek. Z oczu strumieniami płyną jej łzy, jednak serce Elísabet, jak zawsze w takich momentach, przepełnia radość.
ROZDZIAŁ 18
Cztery miesiące temu. Pewnego listopadowego dnia. – Spałaś trochę? – Nie, przez całą noc nie zmrużyłam oka. A ty? – Ja też nie. – Na samą myśl o tym, że mam przed nią stanąć. Już nawet mi się to wcześniej śniło. – Wiem, o czym mówisz. Niełatwo będzie znowu się z nią spotkać. Ale ważne, żebyśmy byli tak mili i empatyczni, jak tylko się da. Jesteś jej najlepszą przyjaciółką. – Byłam. – Zanim okaże się, że jest inaczej… jesteś nią nadal. Raúl i Valeria rozmawiają, idąc za rękę. Zmierzają w kierunku numeru 37. Na ulicy nie ma w tej chwili zbyt wielu przechodniów. To nieprzyjemny, szary i zimny dzień. Wprawdzie teraz akurat nie pada, jednak zachmurzone niebo i wiatr pozwalają przypuszczać, że lada chwila zacznie. – Jak myślisz, jak Eli nas przyjmie? – z drżeniem pyta Valeria. – Nie mam pojęcia. Nie wiem, w jakim może być stanie po tym tygodniu spędzonym w szpitalu. – Na pewno powinniśmy do niej iść? Czy to nie za wcześnie? – Nie wiem. Ale jej mama twierdzi, że powinny otaczać ją bliskie osoby, bo to pomoże jej wrócić do zdrowia… Dziewczyna z uwagą słucha zapewnień Raúla, jednak wcale nie czuje się przekonana. To prawda, że Susana sama ją zaprosiła, żeby przyszła spędzić trochę czasu z jej córką. Jednak po tym, co się stało, nie ma szans na to, żeby Elísabet ucieszyła się na ich widok. – Mam gęsią skórkę. – Dzień jest paskudny. – To nie dlatego… Ogarnia mnie panika na samą myśl o tym, że mam spojrzeć jej w oczy. – Nie przejmuj się – mówi z uśmiechem Raúl. – Razem damy radę, dobrze? – Dobrze. Chociaż nadal mam dreszcze. – Przytulić cię? Valeria uśmiecha się i przywiera do niego jeszcze mocniej. Chłopak przyciska ją do siebie, żeby trochę ją ogrzać. Od dawna już marzył o uczuciu takim jak to. I chociaż nadal czuje się winny temu, co przydarzyło się Eli, to jest pewien, że podjął właściwą decyzję, wiążąc się z tym dziewczątkiem o rumianych policzkach, które idzie teraz obok niego. Para dociera wreszcie do domu przyjaciółki. Stając przed drzwiami, całują się. – No to wchodzimy. – Spokojnie, Val. Tylko się nie stresuj. – Postaram się. – To nasza przyjaciółka i jesteśmy tu po to, żeby jej pomóc. Bądź sobą i zachowuj się naturalnie. – Nie wiem, czy zdołam. – Pewnie, że tak. Wchodzimy. Ostatnie porozumiewawcze spojrzenie i jeszcze jeden pocałunek w usta. Wypuszczają swoje dłonie i Raúl naciska dzwonek. Ktoś natychmiast podchodzi i otwiera drzwi. To Susana, matka Elísabet. Jej wygląd zdradza wszystko, przez co kobieta musi teraz przechodzić: ma spuchnięte oczy, podkreślone sińcami niemal na pół twarzy, jest nieuczesana i zaniedbana, a jej głos jest ledwo słyszalny. – Witajcie, kochani, dziękuję, że przyszliście. Wejdźcie, proszę.
Valeria i Raúl wchodzą do domu. Dziewczyną wstrząsa kolejny dreszcz. Ma złe przeczucia. Stara się iść jak najbliżej swojego chłopaka, żeby nabrać choć odrobinę pewności siebie, jednak w tym momencie ma wrażenie, że znalazła się w jakimś nawiedzonym domu. – Jak się czuje Eli? – Wydaje się, że dobrze. Odkąd wróciła do domu, jest spokojniejsza. – Co mówią lekarze? – dopytuje się Raúl. – Że na razie musi odpocząć. Zobaczymy, co będzie się działo w ciągu następnych paru dni. Czy będą jakieś zmiany. Jutro mamy wizytę u psychiatry, którego nam polecono. To podobno świetny specjalista od takich przypadków. We troje wchodzą do niewielkiego salonu i kobieta prosi ich, żeby usiedli. Posłusznie siadają obok siebie na sofie. Susana tymczasem nadal stoi. – Czy nadal widzi… Alicję? – z wahaniem pyta Valeria. – Nie jesteśmy pewni. Tamtego dnia, kiedy ją znaleźli, mówiła do siebie, ale później – ani w szpitalu, ani tutaj – nic o niej nie wspominała. Susana ma węzeł w gardle i łzy w oczach, kiedy mówi na ten temat. Dlatego nie zadają jej już więcej pytań. Matka Elísabet to silna kobieta, mimo to jednak ciężko znosi tę sytuację. Zdradzają to rysy jej twarzy. Val nie może wymazać z pamięci przerażenia, które usłyszała w jej głosie, gdy Susana zadzwoniła, żeby poinformować ją, że jej przyjaciółka została odnaleziona. Odebrała, będąc w Constanzie. „Cześć, Valerio… Znaleźli… już… Elísabet. Ona… jest teraz w szpitalu. Jest… ranna i podobno mówiła… do siebie”. Od tamtego momentu minęło dziewięć dni. Dziewięć dni od tamtej nocy, dla Valerii i Raúla pełnej ekstremalnych wydarzeń i niespodziewanych zwrotów akcji. Eli została znaleziona przez policję, kiedy siedziała na poboczu drogi na przedmieściach Madrytu, cała podrapana i zdezorientowana. Zawieźli ją do szpitala, gdzie przyjęto ją na oddział psychiatryczny i leczono przez tydzień. Poprawa nastąpiła na tyle szybko, że po kilku dniach dziewczyna zaczęła sprawiać wrażenie, jakby nic się właściwie nie wydarzyło. Lekarze nie widzieli powodu, żeby dłużej ją przetrzymywać, i wypisali ją ze szpitala. W domu szybciej powinna wrócić do normalności. – Pójdę do niej i zobaczę, czy nie śpi. – Jeżeli śpi, to proszę jej nie budzić. Przyjdziemy innym razem. – Nie, nie przejmujcie się. Na pewno bardzo ucieszy się na wasz widok – z uśmiechem zapewnia kobieta. – Jesteście jej pierwszymi gośćmi. Susana wychodzi z salonu i po schodach idzie na pierwsze piętro, gdzie znajduje się pokój jej córki. – Strasznie się denerwuję. – Spokojnie, wszystko będzie dobrze. – No nie wiem. Jej mama nas zaprosiła, bo nie wie ani o nas, ani o tym, co wydarzyło się tamtego wieczoru. Możliwe, że kiedy Eli nas zobaczy, to przypomni sobie to wszystko i znowu jej się pogorszy. – Nic takiego się nie stanie. – Nie byłabym tego taka pewna, skarbie. – Prędzej czy później Eli będzie musiała pogodzić się z tym, że jesteśmy razem. – Tak, ale może na razie jest jeszcze za wcześnie, żeby tu przychodzić – odpowiada przejęta Valeria. – Jej mama mówi, że jest z nią lepiej i że odkąd ją znaleźli, po Alicji nie ma śladu. Wyluzuj się i uśmiechnij się na jej widok. Pamiętaj, że to twoja przyjaciółka i że wiele ci zawdzięcza. Raúl stara się uspokoić swoją dziewczynę i dodać jej otuchy, chociaż wewnątrz sam czuje się równie spięty. Wie, że spora część odpowiedzialności za to, co się stało, spoczywa na nim. Mimo że stara się nie dać tego po sobie poznać, nie potrafi uwolnić się od poczucia winy. – To będzie trudne, ale spróbuję. – Świetnie. Odwagi – mówi i całuje ją w czoło. Na chwilę biorą się za ręce i czekają na dalszy rozwój wydarzeń.
Po kilku minutach Susana samotnie schodzi po schodach do salonu. – Zaraz przyjdzie. Zdrzemnęła się. – Niepotrzebnie ją pani budziła. – Dla niej to lepiej, żeby nie siedziała przez cały dzień w swoim pokoju. Wasze odwiedziny na pewno sprawią jej ogromną radość. Oni jednak wcale nie mają takiej pewności, zwłaszcza Valeria, która zaczyna nerwowo stukać obcasami w podłogę. Wreszcie na schodach daje się słyszeć odgłos kroków. Para patrzy na siebie w oczekiwaniu i wstaje, aby przywitać się z Eli. Napięcie wciąż rośnie i osiąga apogeum w chwili, gdy w drzwiach salonu pojawia się szczupła, ciemnowłosa i jasnooka dziewczyna ubrana w nieskazitelnie białą koszulę nocną. Na widok przyjaciółki Valerii jeżą się na ciele wszystkie włoski. Ich spojrzenia się spotykają. – Cześć, Eli – uprzedza je Raúl, podchodząc do Eli i całując ją w oba policzki. Dziewczyna nie reaguje, ograniczając się do biernego przyjęcia pocałunków. Stoi przy drzwiach ze wzrokiem wbitym w Valerię, która zupełnie nie wie, jak powinna się zachować. Czy ma do niej podejść? Jest kompletnie przerażona. Gdyby tylko mogła, natychmiast uciekłaby z tego domu. – Elísabet, kochanie. Nie powiesz nic Val? Przyszła się z tobą zobaczyć. To zupełnie inna osoba niż ta, którą Valeria znała. Z pewnością nie ma nic wspólnego ani z tamtą pryszczatą dziewczynką, którą była dawniej Eli, ani z tą wyzywającą pięknością, za którą jeszcze parę dni temu szaleli wszyscy faceci. To jakaś inna Elísabet. W końcu Eli uśmiecha się i rusza w stronę przyjaciółki. – Cześć, dziecinko. Co u ciebie? – pyta, nadając swej wypowiedzi pewną melodyjność. – Martwiłam się o ciebie. Dziewczyny dają sobie całusa. Eli odsuwa się trochę i patrzy w prawo, tak jakby stał tam ktoś jeszcze. – Nic mi nie jest. To był po prostu zły dzień – odpowiada po krótkiej pauzie. – Bardzo się cieszę. Valeria wciąż jest bardzo zdenerwowana. Spojrzenie przyjaciółki jest zimne, a jej uśmiech zdaje się zupełnie inny niż wtedy, kiedy spędzały razem całe dnie, dzieliły się sekretami i wymieniały ciuchami… To wszystko już minęło. I one nie są już takie same. – Posiedzicie tu sobie w spokoju, a ja przyniosę wam coś do picia i do jedzenia – proponuje Susana. – Na pewno macie sobie wiele do powiedzenia. – Nie mamy o czym rozmawiać. Słowa Eli mrożą Valerii krew w żyłach, zwłaszcza że dziewczyna w dalszym ciągu znajduje się pod ostrzałem jej przeszywającego spojrzenia. Wszystkie gesty przyjaciółki wyrażają wobec niej okrutny chłód. – Jak to? Dlaczego tak mówisz, córeczko? – Bo nie mam o czym z nią rozmawiać. To zwykła suka – cedzi przez zęby. – Która pieprzy mojego faceta! – dodaje, tym razem wrzeszcząc rozdzierająco. I z całą nienawiścią, jaką ma w sobie, Elísabet rzuca się na Valerię i chwyta ją za szyję. Susana i Raúl doskakują do niej i próbują oderwać jej dłonie od przerażonej Valerii, która z trudem łapie powietrze. – Puść ją! – z płaczem krzyczy jej matka. – To dziwka! Ukradła mi go! Odebrała mi to, czego pragnęłam najbardziej! Raúlowi wreszcie udaje się odciągnąć Eli od Valerii. Przytrzymując ją, prosi swoją dziewczynę, żeby wyszła na dwór. Valeria ma zupełnie nieprzytomny wyraz twarzy. Wciąż czuje na szyi gorący ucisk palców. – Idź już, Valerio, proszę cię – nalega matka Elísabet. Dziewczyna posłusznie wybiega z salonu. Otwiera drzwi i porzuca ten dom. Na zewnątrz trochę pada, jednak ona nawet tego nie zauważa. Idzie śpiesznie, nie mając odwagi spojrzeć za siebie. Boli ją gardło, jednak to nic w porównaniu z bólem, który czuje w sercu. Mimo to nie jest nawet w stanie się rozpłakać.
– Val! Zaczekaj! Raúl dobiega do niej i czule przygarnia ją do siebie. – Nienawidzi mnie – szepce Valeria. – To nie twoja wina, że jest w takim stanie. – Ale ona… mnie nienawidzi. – Ona jest chora – przypomina jej chłopak, nie odsuwając się od niej ani na milimetr. Czuje, jak serce dziewczyny trzepocze się gwałtownie tuż przy jego piersi. – Sama nie wie, co robi i mówi. – Właśnie, że wie. Wie doskonale. – To na pewno wina Alicji. Valeria oswobadza się z uścisku Raúla i patrzy na niego poważna i smutna. Nadal czuje, jak gorące palce Elísabet ściskają jej szyję. – Nie wiem, czy to Alicja jej coś powiedziała ani czy ona kiedyś znowu zniknie. Ale nigdy w życiu nie chcę już widzieć Eli. Cztery miesiące później nadal podtrzymuje to, co zapowiedziała tamtego listopadowego dnia, stojąc w strugach madryckiego deszczu.
ROZDZIAŁ 19
Z angielskim radzi sobie co prawda lepiej niż z francuskim, ale nie jest on jej najmocniejszą stroną. Ester nie może się doczekać, kiedy lekcja nareszcie się skończy i będzie można pójść do domu. To ostatnia godzina i ciężko jej już wysiedzieć. Kątem oka obserwuje Bruna. Wydaje się trochę bardziej niż ona zainteresowany tym, co tłumaczy właśnie nauczyciel: czasownikami wprowadzającymi mowę zależną. Ester zdąży jeszcze przejrzeć to przed egzaminem. W tym momencie zupełnie nie ma do tego głowy. Nie może myśleć o niczym innym niż tylko o tym, że zdradziła Meri. Przyjaciółka prosiła ją gorąco, aby nie mówiła nikomu o jej homoseksualizmie, a tymczasem ona nie potrafiła dochować tajemnicy. Wszyscy dookoła uważają ją za dobrą osobę, a czasem nawet Ester ma wrażenie, że widzą w niej niemal świętą. Dziewczyna ma jednak świadomość, że wcale taka nie jest. Ma na swoim koncie już niejedną gafę. Ta dzisiejsza tylko zasili ich szereg. Nareszcie! Ostatni dzwonek w tym tygodniu! W kilkanaście sekund większość klasy w dzikim pędzie porzuca salę lekcyjną. Nawet María wychodzi dziś szybciej, niż to ma w zwyczaju. Rzuciła przyjaciołom krótkie słowa pożegnania i zniknęła, nie wdając się w wyjaśnienia. – Nadal się tym dręczysz? – pyta Bruno, podchodząc do Ester i siadając na blacie, podczas gdy ona kończy pakować swoje rzeczy. – Jestem wstrętną paplą. – Rozumiem. – Przecież nie powinnam była im o tym mówić. Trzeba było siedzieć cicho. Dziewczyna wstaje i zakłada plecak. Bruno zeskakuje z ławki. Idą razem w stronę drzwi. – Tak czy inaczej, stało się, więc przestań już o tym rozmyślać. – O ile do tej pory nasza relacja była trudna, teraz stanie się nie do wytrzymania. Nie będę potrafiła się do niej odezwać. – Nie sądzę, żeby Val albo Raúl coś jej powiedzieli. – Mimo wszystko, Bruno. To sprawa między nią a mną – tłumaczy Ester, wychodząc z sali. – Chodzi o to, jak będę się czuła, rozmawiając z nią i wiedząc równocześnie, że wygadałam coś, co powinnam była zachować w tajemnicy. – Gdybyś ty im o tym nie powiedziała, ja bym to zrobił. Albo prędzej czy później dowiedzieliby się w inny sposób. Lepiej daj już temu spokój. Temat zamknięty. – Uff. Tylko że… – Zapomnij o tym. Czasu nie cofniesz. – Wiem przecież. Dziewczyna wzdycha, idąc szkolnym korytarzem obok swego przyjaciela. Czuje się winna, ale prawdą jest również to, o czym starał się przekonać ją Bruno: teraz nic już nie może zrobić. Stają przed głównym wyjściem – tutaj zazwyczaj się żegnają i każde z nich idzie w swoją stronę. Dziś jednak będzie inaczej. – Dzisiaj pójdę kawałek z tobą. Nie muszę odbierać rodzeństwa z podstawówki – oznajmia chłopak, szczęśliwy, że ma okazję spędzić z Ester trochę więcej czasu. – Jak to? – Mają strajk nauczycieli. – Aha. Ale fajnie! – z uśmiechem odpowiada Ester. – Dla nich, bo nie mają lekcji, dla ciebie, bo nie musisz ich odbierać, i dla mnie, bo nie muszę iść do domu sama. Zwłaszcza że nie ma już ani Meri, ani Valerii, ani Raúla. I nagle przychodzi jej ogromna ochota na to, by się roześmiać. Czy to dlatego, że może pobyć dłużej z przyjacielem? Bardzo to wszystko dziwne. Spędzają razem mnóstwo czasu, jednak
nigdy wcześniej nie doświadczyła tego szczególnego łaskotania gdzieś pomiędzy klatką piersiową a żołądkiem. Przynajmniej do wczoraj. Kiedy się żegnali, o mało nie pocałowała go w usta. A teraz znowu to uczucie. Co się z nią dzieje? – I wszyscy szczęśliwi. – Otóż to. Wszyscy szczęśliwi. Słoneczny marcowy dzień zaprasza do spacerów, szczególnie trzymające się za ręce pary, które co chwila przystają, by popatrzeć sobie w oczy. Oni jednak są tylko przyjaciółmi, choć bardzo bliskimi przyjaciółmi. I z tego czy też innego powodu czują się bardzo dobrze, spacerując w swoim towarzystwie. Po raz pierwszy, odkąd się znają, pokonują tę drogę tylko we dwoje. Aż w pewnym momencie… – Heeej, Bruno! Ester! Poczekajcie! Oboje odwracają się na dźwięk swoich imion. W oddali dostrzegają niewysoką niebieskowłosą dziewczynę, która biegnie wprost na nich. Żegnaj, spacerze we dwoje. – Cześć, Alba. Co ty tu robisz? – pyta Ester, przywitawszy ją cmoknięciem w oba policzki. Bruno wita się w ten sam sposób. – Wyszłam trochę wcześniej i pomyślałam, że skoczę zobaczyć się z moich przyjaciółmi Odtrąconymi. – Jak widzisz, jesteśmy tylko my dwoje. – Dlaczego? Raúla nie ma? – Nie, zmył się z angielskiego i zabrał z sobą Valerię – odpowiada Ester, a jej uwadze nie umyka fakt, że Alba pyta tylko o Raúla. – A to łobuz z tego mojego szefa! – Zdaje się, że wyszedł wcześniej, bo chciał przygotować wszystko na dziś wieczór. – Ach tak, scena botellónu! – woła Alba. – Val pisała mi już przez WhatsAppa, że zgodziliście się wystąpić jako statyści. – Tak. Chociaż to ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę… – zaznacza Bruno z kwaśną miną. Niebieskowłosa spogląda na niego i uśmiecha się. – Rany, człowieku. Nie przesadzaj. Zobaczysz, że będziesz się dobrze bawił. – To będzie dla mnie prawdziwa tortura. Robię to tylko dlatego…, żeby pomóc Raúlowi. O mały włos nie wyrwało mu się, że jedynym powodem, dla którego zamierza zrobić z siebie głupka przed kamerą, jest to, że będzie tam również Ester. Jednak ma już doświadczenie w ukrywaniu tego, co czuje i co myśli, więc w ostatniej chwili powstrzymuje się przed wyjawieniem prawdy. – Prawdziwy z ciebie przyjaciel. Wczoraj Raúl obawiał się, że będziesz chciał się wymigać. Wspomniał nawet coś o tym, że może wam zapłaci. – Też nam o tym wspomniał. Ale że film jest niskobudżetowy, to okazuje się, że nie ma takiej opcji. – Otóż to! Poza tym, to chyba nie byłby w porządku, gdyby płacił statystom, a aktorom kazał grać za friko. Nie sądzicie? Ester śmieje się i przyznaje jej rację. Lubi Albę. To interesująca dziewczyna. Jednak od jakieś czasu ma co do niej pewne przeczucie. Nigdy z nikim o tym nie rozmawiała, ale odnosi wrażenie, że podoba jej się Raúl. Nie chodzi o nic konkretnego, jednak, widząc ich razem, dostrzega między nimi pewien szczególny rodzaj porozumienia. Choć może po prostu dobrze się dogadują. Tak, z całą pewnością to nic więcej. Nie sądzi, żeby ta dziewczyna chciała odbić chłopaka swojej przyjaciółce. Cała trójka kontynuuje spacer madryckimi ulicami. Dziewczyny prowadzą wesołą pogawędkę, a nawet podśmiewają się delikatnie z Bruna i jego negatywnego podejścia do udziału w Sugusie. Chłopakowi tymczasem zupełnie nie w smak jest obecność Alby, która popsuła mu szyki, przerywając jego sam na sam z Ester. A taki był zachwycony perspektywą wspólnej drogi powrotnej do domu po raz pierwszy tylko we dwójkę: on i jego najbliższa przyjaciółka. – Dobra, kochani, ja się tutaj odłączam – mówi Ester, układając sobie jednocześnie rękoma grzywkę w kształt firaneczki. – Zobaczymy się później.
– O siódmej piętnaście na Sol. – Będę. – W takim razie, do zobaczenia. Dziewczyna całuje w oba policzki Albę, a następnie Bruna, z którym wymienia przy tym ostatnie spojrzenie. Oboje rumienią się. – Na razie! – woła Ester, oddalając się od nich. Machają jej jeszcze raz i odwracają się, ruszając dalej. Przez kilka chwil idą w ciszy. Nigdy wcześniej nie zostawali tylko we dwoje i chociaż stosunki między nimi dobrze się układają, to jednak nie są ze sobą blisko. Alba pierwsza decyduje się przełamać lody, i to od razu wjeżdżając w nie lodołamaczem: – Strasznie ci się podoba, co? – Co? – Bruno nie wierzy własnym uszom. Czy ona naprawdę zadała to pytanie? – Jesteś w niej zakochany, zgadza się? Widać na kilometr. Słowa Alby są kompletnie nie na miejscu, ale ton jej głosu brzmi bardzo pojednawczo, jak ton starszej siostry, kiedy podpytuje młodszego braciszka o jego platoniczną miłość, którą ten trzyma w sekrecie przed całym światem i o której cały świat wie już doskonale. – Ester i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi. – Ale to dlatego, że ona tak chce. Mam rację? – Nie wiem, czego ona chce – odpowiada Bruno, przyjmując postawę obronną. – Wiem, jak jest: jesteśmy przyjaciółmi i tyle. Nie ma między nami nic więcej. Alba się uśmiecha. Następnie przybliża się do niego trochę bardziej i klepie go lekko po ramieniu. Chłopak nie wie, jak rozumieć ten gest. Czy ma to być wyraz współczucia? – Ja też wiem, jak to jest, kochać kogoś i nie móc wyznać swoich uczuć. – No cóż. Ty może wiesz – ucina Bruno, bardzo poważnie. Co zaskakujące, wcale nie jest na nią zły, mimo że wtyka nos w jego sprawy. – Ja nie wiem. – Miłość potrafi pojawić się w najmniej spodziewanym czasie i miejscu, prawda? Czy ona oczekuje od niego odpowiedzi na to pytanie? Brzmiało to raczej, jakby po prostu głośno myślała. Najwyraźniej podoba jej się ktoś, kto nie zwraca na nią większej uwagi. – Możliwe. – Jednak są na świecie rzeczy od niej silniejsze, takie jak przyjaźń – kończy Alba z westchnieniem. – Tak, nie ma na świecie nic silniejszego i świętszego niż przyjaźń.
ROZDZIAŁ 20
Chłopak ściąga z siebie Elísabet, która dosłownie na niego wlazła. Odsuwa ją ostrożnie i delikatnie, żeby nie zrobić jej krzywdy, i wchodzi do domu. – Ile razy mam cię prosić, żebyś tego nie robiła? – protestuje zakłopotany. Coraz częściej wita go w ten sposób. – Przecież wiesz, że… – Tak, tak, wiem. Twoją dziewczyną jest Valeria i jesteś w niej bardzo zakochany. Wiem o tym, skarbeńku. Wiem o tym. Ton Eli jest na wpół ironiczny, na wpół rozbawiony. Odkąd chłopak zaczął ją odwiedzać, powtarza jej to za każdym razem. Ale ona i tak zrobi, co zechce. Przecież też ma prawo posmakować jego pełnych i apetycznych warg. – Twoich rodziców nie ma w domu? – pyta Raúl, wchodząc do salonu i siadając na sofie. Ona sadowi się obok niego. – Nie. Oboje pracują po południu i nie mają czasu przyjść do domu na obiad. Dlatego zaprosiłam cię, żebyś zjadł razem ze mną. Nie cierpię jadać sama. – Nie idziesz dziś do psychologa? – Idę, ale później, na siódmą – odpowiada, prychając. – Co za idiotyzm. Przecież czuję się dobrze! Nie chcę tam chodzić. – Musisz iść, Eli. To dla twojego dobra. – Akurat. Ten gość tylko ciągnie od moich rodziców kasę i nic z tego nie wynika. To bez sensu. Tak samo jak te trzy miesiące, przez które trzymali mnie zamkniętą w szpitalu. Po tym, jak tamtego listopadowego poranka dziewczyna zaatakowała Valerię, znowu trafiła na ten sam oddział psychiatryczny. Tym razem jednak, ze względu na jej agresywne zachowanie, lekarze zdecydowali się poddać ją leczeniu na miejscu i codziennie kontrolować stan jej zdrowia. W konsekwencji Eli nie wystawiła nosa ze szpitala przez trzy miesiące, przyjmując jedynie wizyty rodziców i… Raúla. – To oni są ekspertami. – A ja jestem pacjentką, więc sama wiem najlepiej, jak się czuję. – Daj spokój, Eli. Widywałaś dziewczynę, którą nazwałaś Alicja, i prowadziłaś z nią rozmowy, chociaż ona nie istniała. Twoim zdaniem tak się objawia dobre samopoczucie? – Alicja przeszła już do historii. Wiem, że była tylko wytworem mojej wyobraźni. Zrozumiałam to i zdążyłam już o niej zapomnieć. Może i mam fioła…, ale tylko na twoim punkcie, a nie z powodu jakiejś głupiej choroby. Odkąd Raúl ją odwiedza, dziewczyna nie przepuszcza żadnej okazji, żeby w taki czy inny sposób dać mu do zrozumienia, że nadal jest w nim zakochana. Mimo to, przez większość czasu, nie wliczając w to jej ataków czułości, takich jak ten dzisiejszy pocałunek przy drzwiach, Raúl czuje się dobrze w jej towarzystwie. Bardzo się zmieniła i jest już spokojniejsza. Dlatego właśnie wciąż ją odwiedza, za plecami Valerii i reszty paczki. Nie wydaje się, żeby Eli nadal była chora, a jego obecność pomaga jej ostatecznie dojść do siebie. Tak właśnie twierdzą jej rodzice, którzy po tylu miesiącach zmartwień zaczynają wreszcie dostrzegać światełko w tunelu. Dlatego to dla nich tak ważne, by Raúl nadal odwiedzał ich córkę. – Co zjemy? – Mama zostawiła mi do podgrzania jakiś gulasz. Ale nie mam na niego ochoty. Co powiesz na to, żebyśmy zamówili chińszczyznę? – Nie mam przy sobie tyle kasy. Wziąłem tyko pięć euro. – Ja stawiam. Raúl protestuje, jednak Eli naciska tak długo, aż w końcu ulega. To nie pierwszy raz, kiedy
ona lub jej rodzice zapraszają go na obiad czy kolację. W ciągu ostatniego miesiąca, bo tyle czasu upłynęło, odkąd dziewczyna opuściła szpital, zdarzyło się to już co najmniej kilka razy. – To ostatni raz, kiedy mnie zapraszasz. – Zobaczymy – odpiera Elísabet z przewrotnym uśmiechem. – Wolisz smażony makaron z wołowiną czy ryż w trzech smakach? Wspólnie zastanawiają się, co zamówić. Sprzeczają się o to, czy lepsza będzie wieprzowina w sosie słodko-kwaśnym czy kurczak z migdałami. A może jednak krewetki? Oczywiście, nie może też zabraknąć klasyki w postaci sajgonek. Pośród śmiechów przekomarzają się jeszcze w kwestii deseru. Smażone jabłka czy smażony banan? Ona wybiera jabłko. Wygląda to jak scena z życia nowożeńców, którzy właśnie wprowadzili się do nowego mieszkania, gdzie nie ma jeszcze lodówki. Tak przynajmniej widzi to Elísabet. Problem w tym, że Raúl nie podziela jej fantazji. W tej zabawie w zakochanych dziewczyna uczestniczy więc sama. Co gorsza, ma związane ręce, gdyż musiała złożyć mu kiedyś pewną obietnicę. – Jeśli chcesz, żebym nadal cię odwiedzał, to musisz mi coś obiecać. – Co takiego mianowicie? – Że nigdy nie powiesz o tym Valerii. Przenigdy. Jeśli któregoś dnia dowie się, że do ciebie przychodzę, to moja noga więcej już tu nie postanie. – Nie chcesz, żeby wiedziała, że mnie odwiedzasz? – Właśnie. – Dlaczego? – Po tym, co jej zrobiłaś, nie chce nawet nic o tobie słyszeć. I szczerze mówiąc, trudno byłoby ją za to winić. Gdyby dowiedziała się, że się z tobą widuję, czułaby się zdradzona i strasznie by ją to zabolało. Nie powiedziałem jej nawet o tym, że odwiedzałem cię w szpitalu. – Wstydzisz się za mnie? – Nie. Wstydzę się za siebie, bo okłamuję moją dziewczynę – odpowiada poważnie. – Dlatego proszę cię, daj mi słowo, że nie zadzwonisz do niej ani nie pójdziesz do niej do domu, ani do szkoły, żeby jej o tym opowiedzieć. – Nie czaję… I tak nie miałam zamiaru się z nią kontaktować, ale skoro to dla ciebie takie ważne… – A właśnie: to się tyczy też reszty paczki. – Ich też? – Tak. Nie mogą się dowiedzieć, bo jeszcze powiedzieliby Val. – Nie sądzisz, że prosisz o zbyt wiele? – Jeśli mam tu nadal przychodzić, muszę mieć pewność, że to zostanie między nami. – Dobrze, obiecuję. Nie powiem Valerii ani Odtrąconym, że przychodziłeś do mnie do szpitala i że teraz odwiedzasz mnie w domu. – Dziękuję. Raúl wzdycha z ulgą. Ma tylko nadzieję, że Eli rzeczywiście wywiąże się z danego słowa. Czuje się okropnie, ukrywając przed Valerią prawdę, jednak nie ma innego wyjścia. W czasie tych kilku miesięcy był w stanie tak wszystko zorganizować, żeby jego dziewczyna niczego się nie domyśliła. W rzeczywistości produkcja filmu dostarczyła mu świetnego alibi: mógł odwiedzać Eli przed lub po zdjęciach, tak żeby Val nie nabrała żadnych podejrzeń. Ale to nie w porządku. Bardzo nie w porządku. Tylko że Valeria nie byłaby w stanie tego zrozumieć. Ani tego, że on widuje się z Eli, ani tego, że czuje się współodpowiedzialny za to, co ją spotkało. Lekarze powiedzieli jej rodzicom, że ponowne pojawienie się Alicji było konsekwencją jakiegoś szoku, który ich córka musiała ostatnio przeżyć, jakiegoś odrzucenia, przeciwności losu czy wielkiego zawodu. I mimo że Raúl nie żałuje decyzji, które podjął, i gdyby miał dokonać wyboru po raz kolejny, to zrobiłby krok po kroku i minuta po minucie dokładnie to samo, to jednak poczucie winy dławi go od środka do tego stopnia, że czuje moralny obowiązek odwiedzania chorej przyjaciółki, choćby nawet musiał to robić po kryjomu. W dodatku zarówno Susana jak i jej mąż wielokrotnie prosili go, by wpadał widywać się z Eli, najpierw do szpitala, a później do nich do domu. Tylko on jeden bowiem był w stanie poprawić jej humor.
– Po jedzeniu będę musiał lecieć. Muszę przygotować wszystko na wieczór. – Tak? Dzisiaj też kręcicie? – Tak. Nagrywamy scenę botellónu, wspominałem ci o niej. – Aha. No proszę. – To ważna część filmu. Mam nadzieję, że dobrze wyjdzie. – Na sto procent. Dziewczyna zdaje się rozczarowana, jednak po chwili znowu się uśmiecha. Raúl spogląda na nią i odwzajemnia uśmiech. Wygląda ślicznie, kiedy jest taka wesoła i pogodna. Tak jak kiedyś, zanim jeszcze wydarzyło się to wszystko. Nie może się wręcz napatrzeć na jej niesamowite zielone oczy i równiutkie białe zęby. Wciąż jest przeurocza. Oby tylko udało jej się całkowicie wydobrzeć i znaleźć chłopaka, który ją uszczęśliwi. – Idę zadzwonić po tę chińszczyznę. Poczekaj tu na mnie, skoczę do pokoju po BlackBerry – rzuca. Raúl nic nie mówi. Siedzi spokojnie na sofie. Odchyla się w tył i kładzie głowę na oparciu. Rozmyśla o Valerii i o tym, jak przełaziła przez ogrodzenie, żeby razem z nim uciec z lekcji. Mało brakowało, a rozbiłaby sobie głowę. Uśmiecha się. Co za niezdara. Ale on i tak ją uwielbia. Kocha ją najbardziej na świecie. Dlaczego więc ją okłamuje? Czy naprawdę nie można było rozwiązać tego w inny sposób? Nie potrafi odpowiedzieć sobie na to pytanie. Chociaż prawdopodobnie nie można było. A nawet jeśli istniało jakieś inne wyjście, to teraz i tak jest już za późno. Jego ukochana nigdy nie wybaczyłaby mu tego, że okłamywał ją przez cztery miesiące. I nagle czuje nieodpartą potrzebę wyznania jej tego, co do niej czuje. Wyciąga smartfon i pisze: Myślę o Tobie, wiesz? Nigdy nie zapominaj o tym, jak bardzo Cię kocham. Wcale nie czuje się lepiej po wysłaniu tej wiadomości, jednak musiał jej to napisać. Znajduje się w punkcie, w którym musi podjąć jakąś decyzję, chociaż wie, że każdy wybór będzie obarczony błędem. I okupiony poczuciem winy. Nie ma jednej właściwej drogi, są dwie całkowicie rozbieżne. – Zamówiłam! – woła Eli, schodząc po schodach. – Ostatecznie wzięłam jednak smażony makaron! Chłopak uśmiecha się, wciąż wpatrzony w swój czarny BlackBerry. Elísabet wraca do salonu i bez słowa spogląda na przyjaciela. Wie, że myśli o tamtej. Budzi się w niej głucha wściekłość. Nienawidzi Valerii. Nienawidzi jej z całego serca! Nigdy nie przebaczy jej tego, że odebrała jej coś, co należało do niej. Mimo wszystko, udaje jej się zachować nad sobą kontrolę. Nauczyła się to robić dla swego własnego dobra. Choć niewykluczone, że któregoś dnia ta zapiekła nienawiść weźmie nad nią górę i nie będzie już zdolna się powstrzymać.
ROZDZIAŁ 21
Valeria czyta wiadomość od Raúla i wzdycha. Odpisuje, że ona też bardzo go kocha i że również o nim myśli. Jednak jej uwagę zajmuje w tej chwili ktoś inny. – Niezły apetyt ma nasz przyjaciel. – Prawda? Nie zostawi nawet okruszka. Dziewczyna i jej matka obserwują zza baru, jak Marcos pochłania trzypiętrową kanapkę z jajkiem. Wcześniej pożarł już talerz makaronu z mięsem i sosem pomidorowym. – Wypijesz z nim kawę, prawda? – Tak. Nie mam wyjścia. – Nie masz wyjścia? Myślałby kto, że się poświęcasz… Wyraz twarzy Mary jest jednoznaczny. Jednak córki nie bawią jej insynuacje. Czy to, że jakiś facet jest niezły, musi zaraz znaczyć, że ona na niego poleci? – Mamo, ile jeszcze razy muszę ci przypomnieć, że mam chłopaka? – Wiem, wiem, córeńko. I to jakiego! Poszczęściło ci się z Raúlem. Ale ten Marcos też jest co najmniej bardzo sympatyczny. I w ogóle niczego sobie, prawda? – A jakie to ma znaczenie? – W życiu wszystko ma znaczenie. – To tylko kawa, kochana mamusiu. Zwykła kawa z mlekiem. – Nie codziennie pija się kawę z atrakcyjnym prezenterem radiowym. Valeria kręci głową z rezygnacją i przechodzi na drugą stronę barowej lady. Sama przygotuje tę kawę. Ukradkiem zerka w stronę stolika, przy którym siedzi Marcos, wciąż zajęty gigantyczną kanapką. Co za żarłok. Sprawia wrażenie, jakby od lat nic nie jadł. Gdzie on to wszystko mieści? Bo przecież jest w świetnej formie, o czym miała okazję przekonać się, podziwiając jego skok przez ogrodzenie. Nie cierpi osób, które ile by nie zjadły, nie przytyją ani grama. Nalewa wody do ekspresu i ponownie zerka w tamtą stronę. W kąciku ust zostało mu trochę pomidorowego sosu. Uśmiecha się mimowolnie. Bawi ją widok tak eleganckiego mężczyzny z plamą sosu na twarzy. W tym samym momencie Marcos orientuje się, że jest obserwowany. Macha do niej ręką i również się uśmiecha. Dziewczyna szybko spogląda w innym kierunku i oblewa się rumieńcem. – Przyłapał cię. – Co takiego? – Zorientował się, że się na niego gapisz – stwierdza ubawiona Mara. – Nawet ja to zauważyłam… Ale jesteś czerwona. – Mamo, nie bądź wścibska! – Córeczko, przecież ty zupełnie niczego nie potrafisz ukryć. Zawsze wszystko po tobie widać na pierwszy rzut oka. – Wcale nie próbuję niczego ukrywać. Kobieta uśmiecha się i sięga po dwie filiżanki i spodeczki. Następnie wlewa mleko do garnuszka, żeby je podgrzać. – Dobra, idź już z nim usiąść. Zaniosę wam kawę, jak będzie gotowa. – Nie trzeba… – No idź już. To rozkaz. Ten rozkaz okraszony zostaje jednak porozumiewawczym uśmiechem. Val nie chce wdawać się z mamą w dyskusję, więc robi to, co jej kazała. Kieruje się do stolika, przy którym Marcos wciąż siedzi zajęty kanapką, i siada na wolnym krześle obok niego. – Świetnie tu karmią – komentuje mężczyzna, łyknąwszy trochę Coli light. – Fakt, nie najgorzej.
Nadal ma na ustach pozostałości sosu. Powinna mu o tym powiedzieć? Nie zna go na tyle, żeby pozwolić sobie na taką poufałość. Ale kiedy tak na niego patrzy… chce jej się śmiać, a jednocześnie czuje się trochę skrępowana. – Twoja mama wydaje się sympatyczną babką. – To dlatego, że przypadłeś jej do gustu. – I jest bardzo ładna. – Jak na swoje lata wygląda całkiem dobrze. – Myślisz, że miałbym u niej jakieś szanse? Dziewczynę zupełnie zatyka na te słowa, szybko jednak uświadamia sobie, że Marcos żartował. Ale zapytał o to takim poważnym tonem! – Nie wnikam w prywatne sprawy mojej mamy, ale chyba byłbyś dla niej ciut za młody, nie? – W miłości wiek nie gra roli – zapewnia, odkrawając nożem kawałek kanapki. – Jeśli przeznaczenie tak zechce, to tak musi być. – A ty znowu o tym samym. – Bo wszystko jest już gdzieś zapisane. – No tak. A jeśli zrobisz coś złego, to karma do ciebie wraca. – O właśnie. Widzę, że szybko się uczysz. – Dziękuję. Valeria uśmiecha się ironicznie. Nie żeby nie wierzyła w to, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu, jednak Marcos grubo w tej kwestii przesadza. Gdyby te jego teorie były prawdziwe, to musiałaby chyba uznać, że on sam zrobił niedawno coś złego, bo wciąż ma w kąciku ust trochę pomidorowej „karmy”, która nadaje mu w dodatku głupkowaty wygląd. Czy powinna mu wreszcie powiedzieć? – Co robisz dziś wieczorem? Masz jakieś plany? – pyta tymczasem mężczyzna, nabijając na widelec kawałek frytki. – Dziś wieczorem? – Tak. Jesteś wolna? Nie! Jasne, że nie jest wolna! A nawet gdyby była… To co mu do tego? Ten gość ma się najwyraźniej za nie wiadomo kogo. Jest przystojny, interesujący, sympatyczny i w świetnej formie… ale to jeszcze nie znaczy, że ma prawo do niej zarywać. Chce się z nią umówić? Przecież wie, że ona ma chłopaka! Valeria oblewa się rumieńcem i odpowiada tak poważnie, że wydaje się niemal obrażona. Właściwie sama nie wie, czy naprawdę nie powinna się obrazić. – Jestem umówiona. – Z Raúlem? – Tak. I z resztą naszej paczki. Mamy… iść razem coś zjeść. – A później? – Później? Później będzie już późno, a ja zamierzam się wyspać. – Jutro sobota. Nie musisz rano wstawać. – Owszem. Chcę… wstać wcześnie, żeby… się pouczyć. Kłamie. Mimo że lada chwila zaczną się zaliczenia, ona nie planuje wstawać jutro z łóżka przed dziesiątą trzydzieści, a może nawet i przed jedenastą rano. – Boisz się mnie? – Co takiego? Jasne, że nie! – Odnoszę wrażenie, że trochę się mnie jednak obawiasz. A może boisz się przeznaczenia? – O co ci chodzi? Co on, do cholery, bredzi? Może to i atrakcyjny facet, ale najwyraźniej brak mu piątej klepki. Nie boi się ani jego, ani żadnego przeznaczenia. Czemu tak okropnie piecze ją twarz? – Twoja papużka usiadła mi na ramieniu. Nie sądzisz, że to był znak? – Nie, jakoś nie. – A ja uważam, że to wystarczający dowód na to, że było nam przeznaczone się spotkać.
– Wiki uciekła, bo nie zamknęłam klatki i zostawiłam otwarte okno. Nie widzę w naszym spotkaniu żadnego znaku, karmy, przeznaczenia ani nic z tych rzeczy – mówi Valeria, niemal ze złością. – A jeśli powiem ci…, że w styczniu uciekła moja? – Jak to twoja? Papużka? – Tak. Była identyczna. Nazywała się Yuni. Czy to może być prawda? Nie, to niemożliwe. Konfabuluje. To nieprawdopodobne, żeby chodziło o tego samego ptaszka. Wiki to na pewno nie Yuni. Chociaż daty by się zgadzały. Raúl podarował ją jej z okazji dwóch miesięcy bycia razem. W styczniu. Valeria nie wie, co na to odpowiedzieć. Ale po co właściwie miałby ją oszukiwać? Bardzo to wszystko dziwne. – Przykro mi z powodu twojej papużki, ale z całą pewnością to był inny ptaszek. To byłby zbyt wielki zbieg okoliczności. – Dlatego właśnie twierdzę, że to sprawka przeznaczenia – upiera się Marcos. – Jeśli nie wierzysz, że to Yuni, to wpadnij do mnie obejrzeć album z jej zdjęciami. Sama zobaczysz, że jest identyczna. – Marcos, nie wpadnę do ciebie. – Boisz się? – Nie. – A ja myślę, że tak – ocenia chłopak, nie przestając przeżuwać kanapki i wpatrywać się w Valerię. – Niczego się nie boję. Po prostu nie powinnam iść do ciebie do domu. – Dlaczego? Robi się coraz bardziej uciążliwy. Chociaż, z niewyjaśnionych powodów, bardzo chciałaby wiedzieć, czy to, co on jej opowiada, jest prawdą czy kłamstwem. Czy rzeczywiście byłaby nie w porządku, gdyby go odwiedziła? Nie. Przecież mowa tylko o niewinnej wizycie, o niczym więcej. Ale Raúl na pewno zareagowałby na to fatalnie. A ona nie zamierza dalej go oszukiwać. Wystarczy, że wczoraj już ukryła przed nim spotkanie z Marcosem i ucieczkę Wiki. Zadnych więcej kłamstw. – Bo nie. – Świetnie. To się nazywa przemyślana odpowiedź. Valeria wzdycha. Pokusa jest bardzo silna. Jednak ona podjęła już decyzję. – No dobrze, słuchaj… Przecież ja cię nawet nie znam. A poza tym mam chłopaka. Nie byłoby w porządku, gdybym umówiła się z innym facetem sam na sam u niego w domu. – Przecież nie będziemy robić nic takiego… Chcę cię tylko przekonać, że mówię prawdę i że z jakiegoś powodu przeznaczenie połączyło nas za pośrednictwem Yuni-Wiki. Co za wariactwo! Chyba tylko jej przydarzają się tego typu rzeczy. Czy ona jest może jakąś postacią z filmu albo bohaterką jakiejś powieści? Prawą piętą kopie się w lewą kostkę. Aj! Nie, to dzieje się naprawdę. To wszystko część jej realnego życia. A przecież to nie pierwszy raz, kiedy zostaje wplątana w podobną historię! Parę miesięcy temu miała do czynienia z Cesarem, który jednak od czasu ich ostatniego listopadowego spotkania w metrze nie daje znaku życia. On też lubił mówić o przeznaczeniu. Wzdycha. W pewnym sensie Marcos nawet go przypomina. – Przykro mi. Gdybym cię odwiedziła, nie mogłabym powiedzieć o tym mojemu chłopakowi. A nie chcę go okłamywać. – Dobrze. Przynajmniej jesteś szczera, to mi się podoba – mówi Marcos, upiwszy znów trochę napoju. – W takim razie zrobimy inaczej. – Jak to? – Właściwie to od początku chciałem ci zaproponować, żebyś przyszła do radia popatrzeć, jak robimy audycję. Co piątek zapraszamy jakiegoś wykonawcę, żeby wystąpił na żywo w studiu. Ten dzisiejszy jest genialny… Mógłbym wziąć ze sobą album ze zdjęciami Yuni. Tym sposobem nie poszlibyśmy do mnie ani nie zostali sam na sam. Bo będą tam jeszcze ten muzyk, dziewczyna, która odbiera telefony i dźwiękowiec.
Z technicznego punktu widzenia ma rację. Chociaż to też raczej nie spodobałoby się Raúlowi. W dodatku musiałaby wówczas opowiedzieć mu również o wczorajszym wieczorze. Z drugiej strony, bardzo by chciałaby wysłuchać programu w studiu. A przy okazji obejrzałaby ten album i sprawdziła, czy jej papużka to jednocześnie papużka Marcosa. Tyle tylko, że… – Nie, to kiepski pomysł. Zjem kolację z przyjaciółmi, a później wrócę do domu. Tak właśnie zrobię. – W porządku. Jeśli to jest twoje ostatnie słowo, to więcej nie będę nalegał. – To moje ostatnie słowo. – No dobrze. Tak czy inaczej, masz wizytówkę z moim numerem, na wypadek gdybyś zmieniła zdanie. I wkłada sobie do ust ostatni kawałek kanapki, który leżał jeszcze na talerzu. Na twarzy ciągle jeszcze ma ten sos. Na chwilę zapada cisza, jednak chłopak nawet wtedy nie przestaje się uśmiechać i patrzeć Valerii w oczy. Jego spojrzenie jest bardzo sympatyczne. – Jak tam? – zagaduje Mara, zbliżając się do nich i stawiając na stoliku dwie filiżanki kawy z mlekiem. – O czym rozmawiacie? – Pani córka nie wierzy w przeznaczenie – reaguje wesoło Marcos. – Jednak ja zamierzam udowodnić jej, że nic nie dzieje się przez przypadek i że w ukrytej przed nami księdze przeznaczenia wszystko zostało już zapisane.
ROZDZIAŁ 22
Podkręca dźwięk i zakłada wielkie słuchawki. Utwór Cuando no estás4 zaspołu Nada Que Decir rozbrzmiewa mu w uszach. Czy naprawdę aż tak bardzo widać po nim to, co czuje do Ester? Skoro nawet Alba, która dołączyła do grupy najpóźniej, to zauważyła, to znaczy, że ktokolwiek z nich już dawno mógł to odkryć. Może wszyscy o tym wiedzą, tylko nikt nic nie mówi. A jeżeli Ester też jest świadoma jego uczuć? Bruno wzdycha, leżąc na łóżku. Niezależnie od tego, jak bardzo starałby się na nim wyciągnąć, nie jest w stanie dosięgnąć stopami do końca. Jest bardzo niski. Nauczył się już jakoś żyć z tym kompleksem, chociaż czasami nadal ogarnia go przygnębienie, kiedy patrzy na siebie w lustrze. Zwłaszcza, kiedy obok niego stoi Ester. Nie byliby dobraną parą. Nigdy, nawet gdyby urósł do metra dziewięćdziesięciu. Ona jest wspaniała, a on… On jest freakiem. Unosi się na łóżku i sięga po BlackBerry. Wybiera folder Multimedia. Obrazy. Znaczek ładowania obraca się i miga, myśli… Gotowe. Przegląda zdjęcia zrobione telefonem. Zna je już prawie na pamięć. Większość fotek przedstawia jego przyjaciółkę o prostej grzywce. Dziewczyna uśmiecha się na nich, pokazuje język, robi dzióbki i najróżniejsze inne miny. Tutaj z kolei są razem, oboje poważni. Pozują. Pamięta dokładnie moment, w którym zrobił to zdjęcie. Był styczeń, niedługo po święcie Trzech Króli, ponad dwa miesiące temu. Ona ma na głowie różową wełnianą czapeczkę, którą podarowali jej rodzice. Jest śliczna. Powiększa fragment zdjęcia, na którym widać Ester i palcem gładzi jej twarz. – Bruno! Śpisz? Tym razem mama nie weszła do pokoju bez pukania. Chłopak chowa szybko BlackBerry pod poduszką. Ściąga słuchawki i odpowiada: – Nie! Wejdź! Kobieta otwiera drzwi i wchodzi do środka. Przygląda się wyciągniętemu na łóżku synowi. Nie wygląda zbyt wesoło. Ogólnie rzadko kiedy wygląda wesoło. Martwi ją to, mimo że nigdy nie był zbyt pogodny. Jego śmiech zdarza jej się usłyszeć właściwie tylko wtedy, kiedy jest u niego tamta koleżanka. – Wieczorem jedziemy po zakupy. Jedziesz z nami? – Nie, dzięki. – Nie potrzebujesz nowych ciuchów? – Potrzebuję, ale nie chce mi się jechać. Poza tym, jestem umówiony na siódmą. – Z Ester? – Ze wszystkimi. Raúl kręci film krótkometrażowy i chce, żebyśmy robili za statystów. – Aha. To dobrze. Przynajmniej wyjdziesz z domu i oderwiesz się na chwilę od konsoli. Chłopak wzdycha z irytacją. Matka zawsze wyciąga temat gier komputerowych jako argument na wszystko. – Zjem kolację na mieście. – Z Ester? – Co się jej tak uczepiłaś?! – odpowiada rozdrażniony. – Ze wszystkimi. Pójdziemy coś zjeść wszyscy razem. – W porządku. Odezwij się, gdybyś miał wrócić późno. – Dobrze. Ale idziemy tylko na kolację. Nie wybieram na żadną imprezę. Kobieta odwraca się do wyjścia, ale nagle przychodzi jej coś do głowy. – A możesz na jutro zaprosić Ester na kolację do nas? – Po co?
– Przecież powiedziała, że chętnie zje z nami któregoś razu – przypomina mu. – Jutro akurat jest okazja. – Raczej nie będzie mogła. Ma dużo nauki. – Więc niech przyjdzie pouczyć się z tobą, a później zjemy wszyscy razem. – Zobaczymy. – Tylko ją zapytaj. – Daj mi spokój, dobrze? – Ale jesteś nieuprzejmy – odpowiada matka. – Jeśli ty jej nie zaprosisz, to sama to zrobię. Mam jej numer telefonu. – Nie zrobisz tego! – Czyżby? To chyba mnie nie znasz, synku. Chociaż raz w życiu zrób, co ci mówię… Zaproś ją! I rzuciwszy to ostrzeżenie, wychodzi z pokoju, zamykając drzwi. Bruno ma ochotę wrzeszczeć. W tym domu nikt się z nim nie liczy. A matka ma na punkcie Ester większą obsesję niż on sam. Znowu wyciąga się na łóżku i zakłada słuchawki, w których słychać właśnie No podíamos ser agua?5, grupy Maldita Nerea. …Choćby nadeszło znużenie, a wraz z nim tysiące dni skąpanych w szarzyźnie, gdy słowa nie udźwigną już kropli deszczu, płynących po szybie. Wspaniale wiedzieć, że to, co niemożliwe, również się zdarza… To, co niemożliwe również się zdarza… Ściąga słuchawki i zrzuca je na podłogę. Opiera głowę na poduszce i zamyka oczy. Mimo że uwielbia ten utwór, prawda jest taka, że to co niemożliwe, może zdarzyć się najwyżej w snach. – Wejdź, Alan. – Merci. Ester z uśmiechem wita swojego nauczyciela. Chłopak wchodzi do mieszkania i pozwala poprowadzić się do salonu, w którym ma się odbyć ich lekcja. – Przepraszam za zmianę godziny, ale później muszę pojechać w jedno miejsce i zupełnie bym nie zdążyła. – Nic nie szkodzi. To żaden problem – odpowiada Francuz, gestykulując. – To ty tu rządzisz. – Jesteś najlepszy. – Tak też twierdzi twoja kuzynka. – Odkąd pamiętam, Cristina zawsze była rozsądna i miała świetny gust. – Uh! Tylko jej tego nie mów, bo jeszcze uderzy jej sodówka. – Spoko, nic jej nie powiem. Ona i tak to wie! Śmiejąc się, wchodzą do pokoju. Siadają przy przygotowanym na tę okazję stoliku, na którym leżą już podręcznik, zeszyt ćwiczeń oraz słownik języka francuskiego. A poza tym mnóstwo kredek i długopisów. – Jak się dziś czujesz? – pyta Alan, wybierając sobie niebieski długopis. – Cóż, trochę lepiej. Ale nadal jestem skołowana. – To normalne, że czujesz się pogubiona. Miłość to prawdziwy laborant, tak to się mówi? – Chyba labirynt? – O, właśnie. Labirynt. Rzeczywiście, dobre porównanie. Ester pamięta grę Pac-Man, w której mały okrągły stworek poruszał się w labiryncie, zjadając rozmieszczone w nim kulki i uciekając jednocześnie przed goniącymi za nim duchami. Ona też żyje w labiryncie. Co gorsza, myśli, które ją prześladują, dotyczą nie tylko Rodriga. Jest ktoś jeszcze, kto budzi w niej niepokojąco niejasne uczucia. Bruno. – Skąd wiedziałeś, że jesteś zakochany w mojej kuzynce? – No cóż… jeśli mam być z tobą szczery, to nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. – Nie? – Nie. Chociaż już w momencie, w którym ją poznałem, pomyślałem sobie, że to bardzo
ładna i interesująca dziewczyna. – Czyli najpierw byliście przyjaciółmi? – Tak. Byłem wtedy zakochany w jednej z jej przyjaciółek – przyznaje Alan, odchylając się na krześle. – Ale ona mnie nie chciała. – Chyba mi nie powiesz, że Cristina miała być twoją dziewczyną na otarcie łez? – O nie, nic z tych rzeczy. Cris jest fantastyczna. Po prostu tak się złożyło. Poza tym, gdyby nie Paula, jej przyjaciółka, to nigdy byśmy się nie spotkali. To by znaczyło, że można najpierw się z kimś przyjaźnić, a później dopiero poczuć do niego coś więcej. Może nawet niektóre związki muszą tak właśnie wyglądać: najpierw musi istnieć przyjaźń, żeby później móc zrobić razem krok w innym kierunku. Czy to właśnie przypadek jej i Bruna? – Błyszczą ci oczy, kiedy o niej mówisz. – Tak? Bo widzisz, między nami jest coś szczególnego. Byliśmy jak przeciwległe bieguny, a przez kilka miesięcy bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Jesteśmy z sobą teraz naprawdę mocno związani. – Chciałabym tak dobrze jak wy wiedzieć, czego chcę. – Musisz tylko dać się poprowadzić uczuciom. – A jeśli nic z tego nie wyjdzie? – Wiele związków nie wychodzi. Ja też nie mam pewności, czy to, co jest teraz między nami, będzie trwało zawsze. Ale staram się, żeby czas spędzony razem był dla nas jak najlepszy. Jest zachwycona sposobem, w jaki Alan się wypowiada. Potrafi tchnąć namiętność w każde słowo. Czuje się przy nim jak małe dziecko. Przecież nie jest od niej aż tyle starszy. A jednak wydaje jej się, że to dorosły mężczyzna tłumaczy coś przedszkolakowi. – Na pewno będziecie razem bardzo szczęśliwi. – Postaramy się. – A ja zatańczę na waszym weselu. – Ej! Nie przeginaj! – woła wystraszony. – Powoli. Za młody jestem jeszcze, żeby się żenić. Ester wybucha śmiechem i otwiera podręcznik do francuskiego w miejscu, w którym skończyli ostatnio. Ten francuski gość jest jedyny w swoim rodzaju! – No dobrze, nie będę ci już truć o moich problemach, bo w końcu wyjdzie na to, że robisz tu nie za nauczyciela a za psychologa. – To żaden problem. W każdym razie, wiedz, że możesz pogadać ze mną o czym zechcesz. I z twoją kuzynką też. – Powtórzyłeś jej coś z tego, o czym wczoraj rozmawialiśmy? – Nie. Nic jej nie mówiłem. Ale może Cristina mogłaby ci w tych kwestiach doradzić więcej niż ja. Jako kobiety lepiej się dogadacie, a poza tym jesteście rodziną. Dziewczyna zamyśla się na chwilę, bawiąc się skuwką trzymanego w dłoni długopisu. Jej historia jest dosyć skomplikowana. Z jednej strony Rodrigo, którego nie może wybić sobie z głowy, a z drugiej Bruno, do którego nie wie, czy czuje tylko przyjaźń, czy może coś jeszcze. Kuzynka jest od niej starsza i na pewno ma więcej doświadczenia w tego typu sprawach. Czemu nie? Nie może opowiedzieć o tym Meri ani tym bardziej Brunowi, a musi wreszcie wygadać się przed kimś, kto dobrze ją zna. – Dobry pomysł – odpowiada w końcu. – Moglibyśmy spotkać się we trójkę i opowiedziałabym wam, co się dzieje. – Doskonale. To może umówimy się na jutro na obiad? – Dobrze. – Cris bardzo się ucieszy, jak cię zobaczy. Ona naprawdę cię lubi. – Ja ją też. Nie mogę się już doczekać, kiedy ją wyściskam. – No to genialnie. W takim razie jutro zabieram was na obiad w jakieś miłe miejsce, żeby pogadać o amorach małej Ester – mówi roześmiany, z tym francuskim akcentem, który tak bardzo jej się podoba. – A teraz… zaczynamy lekcję?
ROZDZIAŁ 23
Jest za dwadzieścia siódma. Siedzi przed włączonym komputerem już od godziny, jednak do tej pory powstrzymuje się od wejścia na tę stronę. Meri jest naprawdę zdenerwowana. Od ostatniej rozmowy z Palomą czuje się, jakby miała w brzuchu wirówkę. Nadal nie wierzy, że zamierza to zrobić. Pozwoli się zobaczyć przez kamerkę! Osobie poznanej na lesbijskim czacie! Wzdycha raz za razem. Jeszcze ma szansę się wycofać i po prostu o tym wszystkim zapomnieć. Wcale nie chce się tam logować, jeśli miałoby się to zakończyć jakimiś nieprzyjemnościami. Ale nie, nie może tego zrobić. Dała słowo, musi więc teraz przezwyciężyć lęk; ten lęk przed podjęciem ryzyka i ujawnieniem się. No dobrze, skoro już ktoś ma ją oglądać, to powinna zadbać o to, żeby ładnie wyglądać i zrobić dobre wrażenie. Oczywiście, na tyle, na ile to możliwe, bo niezależnie od jej woli, nie jest możliwe, żeby wyglądała naprawdę ładnie. Siada przy toaletce i zdejmuje okulary. Założy zielone soczewki. Powoli wkłada je sobie do oczu, po czym patrzy w lustro. Uśmiecha się. Robi poważną minę. Uśmiecha się. Pokazuje język. Znowu poważnieje. To wciąż ona, tyle że z jaśniejszymi oczami. Proste rude włosy spływają jej na ramiona. Lubi, kiedy są takie długie. Sporo czasu minęło, odkąd po raz ostatni ścięła je „na chłopaka”. Szkoda tylko, że to jedyna poważniejsza zmiana, jaka zaszła w jej wyglądzie, bo jej biała twarz nadal ma dziecięce rysy i niestety nie jest to jedyna część jej ciała, która upodabnia ją do małej dziewczynki. – A wy kiedy wreszcie urośniecie? – pyta na głos, ze wzrokiem wbitym w lustro na wysokości koszulki. Niewykluczone, że nigdy. Może się okazać, że pozostanie płaska na zawsze. Czy jeśli chodzi o tę część ciała, to dziewczyny mają podobny gust jak chłopaki? Przypuszcza, że tak. Wzdycha i podnosi się z krzesła. Podchodzi do laptopa, żeby przekonać się, że jest jeszcze sporo czasu do siódmej. Ciekawe, czy ona już się zalogowała. Nie chce wyjść na niecierpliwą, więc, choćby umierała z ciekawości, nie zamierza wchodzić na stronę przed czasem. Siada na łóżku i nerwowo stuka piętami w podłogę. Stąd też widzi się w lustrze. Ta szara bluzka beznadziejnie na niej leży. Jest za luźna. Wygląda w niej jak deska do prasowania. Wstaje i podbiega do szafy. Wywraca w niej wszystko, wyciągając jedna po drugiej kolejne koszulki. Przymierza kilka, ale do żadnej nie ma przekonania. A niech to. To musi być wina stanika. Od kiedy ona przejmuje się takimi rzeczami? Od zawsze, tyle tylko, że nie opowiada o tym na lewo i prawo, jak inne dziewczyny w jej wieku, które zapowiadają, że zoperują sobie biust do rozmiaru dziewięćdziesiąt albo i dziewięćdziesiąt pięć. Co za typiary… Zdejmuje biustonosz i zaczyna grzebać w szufladzie z bielizną. Siostra podarowała jej kiedyś różowy push-up, którego nigdy dotąd nie nosiła, ze względu na ten kolor. Jednak ta okazja jest wyjątkowa. Zakłada go i wraca do lustra. Nie jest źle. Nie zaraz jakieś nie wiadomo co, ale jednak… Dokładnie w tym momencie dzwoni domofon i dziewczyna podskakuje w miejscu. Co za wyczucie czasu! Jej mamy nie ma w domu, więc sama musi pójść otworzyć. Na chybił trafił zakłada jedną z wyciągniętych z szafy koszulek, niebieską i zupełnie gładką, i wychodzi z pokoju. – Tak? – mówi do słuchawki. – María? – Tak, to ja. Kto tam? – pyta zdziwiona. – Nie poznajesz po głosie? To ja, twój tata! A to dopiero niespodzianka! Nie widziała się z nim od Bożego Narodzenia, kiedy to przyleciał z Barcelony razem z Gadeą. Natychmiast otwiera przyciskiem drzwi i z niecierpliwością czeka przy wejściu do mieszkania.
Nie wiedziała, że przyjeżdża. Czyżby mama zapomniała ją uprzedzić? – Cześć, maleńka! – woła Ernesto, wyłaniając się z windy. – Ale ci ładnie w tych soczewkach! Obejmują się i całują się w policzki jeszcze przed wejściem do mieszkania. – Bez przesady. – Wcale nie przesadzam! Moja prześliczna córeczka! – powtarza z entuzjazmem, patrząc jej prosto w oczy. – Tato, przestań! – woła Meri, czując, że się rumieni. – Dlaczego nie dałeś mi znać, że przyjeżdżasz? – Bo to było całkowicie spontaniczne. – Spontanicznie to można wyjść na kawę, ale podróż z Barcelony do Madrytu trzeba chyba jakoś zaplanować: spakować walizkę, kupić bilet… Ojciec i córka siadają na sofie w salonie. Mężczyzna zdejmuje marynarkę, składa ją i kładzie sobie na kolanach. – Przyjechałem samochodem. – Jak to? Samochodem? Musiało ci to nieźle dać w kość! – To wcale nie tak daleko. Siedem godzin za kółkiem. – Jesteś szalony! – Czasem trzeba zrobić coś szalonego, żeby poczuć, że się żyje. – Ale siedmiogodzinna podróż samochodem to przesada. – Czyli nie cieszysz się, że mnie widzisz? – Pewnie, że tak. Bardzo! Ojciec uśmiecha się i całuje ją w głowę. Wydaje się bardzo szczęśliwy. Meri ma wrażenie, że nie jest tą samą osobą, co kilka miesięcy temu. Najwyraźniej świetnie mu służy mieszkanie z Gadeą. – A twoja mama? – Poszła kupić żelazko. Od kilku dni skarżyła się na jego brak. – Ach tak. W takim razie zobaczę się z nią innym razem. – Do kiedy zostajesz w Madrycie? – Myślę, że do niedzieli po południu. – A gdzie się zatrzymałeś? Ernesto waha się chwilę nad odpowiedzią. – Jeszcze się nie zdecydowałem. Zaraz poszukam jakiegoś hotelu. – Nawet nic nie zarezerwowałeś? – Nie. Nie zarezerwowałem. I kolejny uśmiech od ucha do ucha. To nie może być jej ojciec, ktoś go musiał podmienić! To wszystko wydaje się Meri bardzo podejrzane. – Tato, ale ty chyba nie zwariowałeś, prawda? – kończąc to pytanie, słyszy bicie dzwonów z pobliskiego kościoła. – Już siódma? – Tak. Punkt siódma – potwierdza ojciec, zerkając na swój zegarek. Jest nowy, María nigdy wcześniej go nie widziała. – Kurczę… tato… przepraszam cię, ale musisz już iść. Bo ja… jestem umówiona. – Z jakimś chłopakiem? Jeśli powie, że z koleżanką, to nie zrozumie, że wyrzuca go z domu po tak długiej podróży. Musi skłamać. Chociaż, z drugiej strony, wcale nie wie jeszcze na pewno, czy Paloma nie okaże się chłopakiem. – Tak. Mamy się pouczyć… Zrobić razem projekt. – To Bruno? – Nie… To inny chłopak. Też z klasy. – Teraz rozumiem, skąd te soczewki. – Jak to? Ojciec podnosi się z sofy i jeszcze raz cmoka córkę w głowę, po czym zakłada na siebie ma-
rynarkę. – Już cię nie wypytuję – mówi z uśmiechem, zmierzając do drzwi. – Zadzwonię do ciebie jutro i może pójdziemy na kawę? – O… okej. – Baw się dobrze z tym… chłopakiem. – Będziemy się tylko uczyć. – Więc bawcie się dobrze przy nauce. – Postaramy się. Ernesto otwiera drzwi wyjściowe i na pożegnanie całuje Meri w oba policzki. Ruda patrzy, jak roześmiany ojciec wchodzi do windy i znika w niej, machając rękami. Ostatnie minuty były naprawdę dziwne. Jej ojciec przeszedł niesamowitą przemianę! Wprawdzie Gadea już ją o tym uprzedzała, a i ona sama też coś zauważyła w ciągu ostatnich rozmów telefonicznych, jednak zobaczyć na własne oczy skutki takiej przemiany to zupełnie co innego! Zaczyna łączyć w głowie różne fakty: nieopanowana radość, nieschodzący z twarzy uśmiech… I jeszcze to: zadzwoni do niej, żeby umówić się na kawę. Z kim w takim razie zamierza jeść w ten weekend obiady i kolacje? Po co jej ojciec przyjechał samochodem aż do Madrytu, skoro nie po to, żeby być razem z nią? Zbyt wiele tych pytań bez odpowiedzi. Może w którymś momencie źle go zrozumiała. Jednak nie ma czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Przynajmniej nie w tej chwili. Już po siódmej! Szybkim krokiem wraca do swojego pokoju i przegląda się w lustrze. W porządku. Ujdzie. Za sprawą tego stanika nie wygląda już przynajmniej jak deska kreślarska. A ta niebieska koszulka jest całkiem ładna. Nabiera powietrza w płuca i wypuszcza je z głębokim westchnieniem, siadając przed laptopem. Do dzieła. Wpisuje adres strony i czeka, aż się załaduje. Tych kilka sekund zdaje się trwać całą wieczność. Ale jednocześnie są bardzo intensywne. Pocą jej się dłonie, a kiedy strona wreszcie się otwiera, wilgotnieją jeszcze bardziej. Jej oddech przyspiesza. Czuje w ciele dziwne łaskotanie. Kursorem myszki najeżdża na zakładkę czatu i klika. Wpisuje swój zwykły nick i wciska Enter. Kości zostały rzucone. Kolejny krok… Do czatu, na którym „dziewczyny poszukują dziewczyn” podłączonych jest czterdziestu siedmiu użytkowników. Jak zwykle, od zaraz wyskakuje kilka okien ze spamem i innych, w których czatowicze o seksownych nickach pytają ją, jak się miewa albo też od razu proponują jej dobrą zabawę. PalomyLavigne jednak ani śladu. Nie wyświetla się pośród zalogowanych osób. Meri czyta kolejno wszystkie pseudonimy z kolumny po lewej stronie. Żaden z nich nic jej nie mówi. – Gdzie jesteś? – mamrocze pod nosem, po raz kolejny wczytując się w listę czterdziestu siedmiu użytkowników. Zegar na komputerze wyświetla 19:07. Meri coraz bardziej się niecierpliwi. W kilku otwartych oknach pyta nawet, czy to może nie Paloma. Nic. Nerwy i napięcie zaczynają ewoluować w złość. Czy ona nie zamierza się podłączyć? Kilkakrotnie zamyka i ponownie otwiera stronę. Może to jakiś błąd. Jednak, mimo że wielokrotnie powtarza ten proces, dalej nie ma ani śladu dziewczyny, z którą, jak sądziła, była umówiona. Dwadzieścia minut później już się nie łudzi, że Paloma jeszcze się pojawi. Wstaje z krzesła i podchodzi do toaletki. Wyjmuje soczewki i chowa je do pojemniczka. Nie wie, czy to, co teraz czuje, to głównie rozczarowanie czy oburzenie. Może po prostu powinna dać sobie spokój. Coś takiego nie mogło się udać. W każdym razie nie ma już wątpliwości, że słowo „ryzyko” powinno raz na zawsze zniknąć z jej słownika. Dziewczyna zakłada okulary. Chwyta je gwałtownie, z wściekłością kręcąc głową. Ależ była głupia. Jak mogła być tak naiwna, żeby jej zaufać? I pomyśleć, że przez tę idiotkę nie zgodziła się pomóc Raúlowi. Zerka na zegarek. Jest po wpół do ósmej. Do metra Sol, gdzie mieli się spotkać, już nie
zdąży. Jest jednak jeszcze jedno wyjście. Chwyta BlackBerry i wybiera numer. Po dwóch sygnałach z drugiej strony linii odzywa się głos: – Słucham cię, María? – Jesteś daleko od domu? – No… Nie. Jestem… Dosyć blisko – z wahaniem odpowiada jej ojciec. – Dlaczego? – Mógłbyś zawieźć mnie w jedno miejsce? Chłopak, o którym ci mówiłam, jednak mnie wystawił.
ROZDZIAŁ 24
Ośmioro młodych ludzi wysiada na placu Castilla, żeby przesiąść się do linii numer osiem, którą dojadą do Barrio del Pilar, czyli do stacji docelowej. Czwórka grających w Sugusie aktorów, maszerując, powtarza swoje kwestie. Idąca za nimi Valeria przysłuchuje im się uważnie, trzymając za rękę Raúla. Są w tym świetni! Zazdrości im. Na końcu, zamykając grupę, idą razem Ester i Bruno. – Dlaczego musimy jechać aż do La Vaguady, żeby to nagrać? – pyta Bruno Raúla. – To strasznie daleko! – Julio i May mieszkają w tej okolicy i twierdzą, że to najlepsze miejsce na nagranie botellónu. W centrum policja mogłaby nam robić problemy. Tutaj jest mniej prawdopodobne, że ktoś będzie się nas czepiał. – Ale przecież nie będziemy pili naprawdę! – woła Ester. – No nie. Ale nigdy nic nie wiadomo. A ja nie chcę problemów. Poza tym jest tam mniej ludzi, więc dużo łatwiej będzie kręcić. Kiedy wchodzą na stację, pociąg metra właśnie wjeżdża na peron i ledwo udaje im się dobiec do ostatniego wagonu. Ludzi jest mnóstwo, panuje straszny ścisk. Bruno i Ester stoją twarzą w twarz, prawie przyklejeni do siebie. Chłopak musi nawet lekko odchylić głowę do tyłu, żeby nie oddychać przyjaciółce prosto w nos. Alba obserwuje go z uśmiechem. Bruno szybko odwraca wzrok od niebieskowłosej i stara się nie myśleć o niczym. Ester też nie czuje się zbyt swobodnie. Warunki są dość szczególne. Co za tłok! Tymczasem Raúl i Valeria wykorzystują tę wymuszoną bliskość, wymieniając długi pocałunek w usta. Żadne z nich nie domyśla się, że to drugie ukrywa przed nim prawdę na temat wydarzeń ostatnich kilku godzin. On nie ma świadomości istnienia Marcosa, jej zaś nigdy nawet do głowy by nie przyszło, że jej chłopak jadł dziś obiad z Elísabet. – Ej, zakochana para! Opanujcie się trochę! – woła do nich Sam, jeden z aktorów, a następnie, uśmiechnięty, kieruje wzrok na Ester. Napotkawszy jego spojrzenie, dziewczyna odwzajemnia uśmiech. Samuel to wysoki i bardzo przystojny chłopak o zielonych oczach i włosach ułożonych w stylu Harry’ego Stylesa z One Direction. Bruno natychmiast odczuwa do niego niechęć. Ten gość to jego całkowite przeciwieństwo. Metro wjeżdża na stację Ventilla, gdzie wysiada sporo osób. W wagonie jest już luźniej i nie muszą się tak tłoczyć. Raúl może teraz opowiedzieć im, co będą robić, kiedy znajdą się już na miejscu. Po kilku minutach pociąg zatrzymuje się na Barrio del Pilar i cała ósemka wysiada z wagonu. Korzystając z okazji, Sam wyprzedza Bruna, żeby zająć jego miejsce u boku Ester. Kierując się do wyjścia, prowadzą teraz ożywioną rozmowę, śledzeni niezbyt przyjaznym wzrokiem przez odstawionego chłopaka. – Nie przejmuj się. On ma dziewczynę – informuje go Alba, która zbliża się do niego, żeby podnieść go na duchu. – Co mnie to obchodzi? – Obchodzi cię. Wiesz o tym. – To jej sprawa, może rozmawiać, z kim chce. – Więc dlaczego patrzysz na Sama takim wzrokiem? – Bo mi się nie podoba. Ma się za nie wiadomo co. Alba się śmieje. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że to zazdrość. Prawie idzie mu dym uszami. Ona też to zna i wcale niełatwo jest jej się powstrzymać. – Skromność nie należy do jego największych zalet, ale to porządny koleś. Sam się przeko-
nasz, kiedy lepiej go poznasz. – Wcale nie chcę go poznać. – Ale może… Ester by chciała. Te słowa ranią Bruna prosto w serce. Z iloma rywalami będzie musiał o nią walczyć? Z dziesiątkami, setkami, tysiącami chłopaków, którzy bez wątpienia zainteresują się jeszcze jego śliczną przyjaciółką i będą próbować swoich sił, by ją zdobyć. Ale może po prostu to nie jego liga. Nie może mierzyć się z typami takimi jak Samuel: przystojnymi, wysokimi, pełnymi wiary w siebie… – W takim razie niech go sobie poznaje. Ale nie sądzę, żeby był w jej typie. – Naprawdę tak uważasz? Chłopak przygląda im się z daleka. Pasują do siebie wzrostem. Oboje są atrakcyjni. On jest od niej o kilka lat starszy i już studiuje. Poza tym zdaje się, że świetnie się dogadują. No dobrze, może i jest w jej typie. Może i są dla siebie stworzeni. – Naprawdę. W stu procentach niekompatybilni – podsumowuje. – Poza tym, nie mówiłaś przed chwilą, że on ma dziewczynę? – Aj, Bruno! Miłość cię zaślepia. On jednak nic już na to nie odpowiada i idzie dalej bez słowa. Parami wychodzą z metra. Na zewnątrz, gdzie zapadł już zmierzch, znów gromadzą się w jednym miejscu, żeby wysłuchać wskazówek Ra-úla, pełniącego funkcję przewodnika. Wszyscy razem kierują się do parku La Vaguada, gdzie mają nagrywać scenę botellónu. – Wszystko w porządku? – pyta Bruna Ester, która porzuciła już towarzystwo Sama i teraz znów idzie obok swojego przyjaciela. – Jesteś bardzo poważny. – Wszystko świetnie. – Wyglądasz na obrażonego. – No coś ty. Po prostu jestem poważnym gościem. Dziewczyna uśmiecha się pod nosem i dalej idzie koło niego. – Wiem, że nie masz na to wszystko ochoty, ale spróbuj się trochę rozerwać. – Nie widzę w tym nic rozrywkowego. – Potraktuj to jako okazję, by poznać nowych ludzi i zrobić coś nowego… – Nigdy nie lubiłem aktorów. – Nie? – Nie. – No jasne. Ty wolisz piłkarzy. – Właśnie. Poza tymi z Barcelony – odpowiada i mimowolnie lekko się uśmiecha. Ester staje w miejscu i krzyżując ramiona, patrzy na niego z malującym się na twarzy wyrazem gniewu. Wygląda ślicznie. Uśmiecha się ironicznie, marszczy nos i wydaje z siebie cichy jęk. – Znowu to samo. Jak zwykle! – woła i na nowo podejmuje marsz u boku przyjaciela. – Ale jakoś kibicujesz im, kiedy grają w reprezentacji… – Bo to co innego. Wtedy nie grają dla Barcelony tylko dla Hiszpanii. – Ale nie przestają wtedy być zawodnikami najlepszej drużyny świata, czyli Barçy. – Jasne, najlepszej drużyny… Szkoda tylko, że w lidze są dziesięć punktów za Madrytem. – Ale w Pucharze Hiszpanii i tak was zniszczymy! I wygramy Ligę Mistrzów! – Zobaczymy. – A żebyś wiedział, że zobaczymy! Idą, tak dyskutując, za resztą grupy, gdy nagle wyrasta koło nich Alba. – O czym gadacie, że robicie takie zamieszanie? – Bruno znowu zaczyna z tym swoim Madrytem. – A ty z twoją Barceloną – odpowiada chłopak, trochę już bardziej wyluzowany i weselszy. Alba spogląda na niego i uśmiecha się. Wie, że jest zadowolony, bo znów ma koło siebie Ester. Wyraźnie po nim widać, co czuje, mimo że stara się to ukrywać i przed nikim się nie otwiera. Ale wyraz jego twarzy nie ma już teraz nic wspólnego z tym sprzed paru chwil. A jego spojrzenie zdradza wszystko.
– A ja jestem za Atleti! – informuje ich niebieskowłosa, podnosząc głos. – Wyrazy współczucia. – Bruno! Nie bądź podły! – protestuje Ester, uderzając go w ramię. – Do boju, Atleti! – Do boju, Atleti! – Tylko patrzeć, jak spadną do drugiej ligi. – Chyba w twoich snach! Wredny człowieku! I pośród śmiechów i okołofutbolowych dyskusji, podążając za resztą grupy, docierają do parku La Vaguada, gdzie czekają już na nich May i Julio. Nie są jednak sami. Poza tą dwójką wita ich również pewien siedzący obok rudzielec.
ROZDZIAŁ 25
– Cięcie! Za piętnaście minut powtórka. Kręcą tę scenę już po raz trzeci. Statyści, pośród nich również May, a nawet sam Raúl, odgrywają botellón, siedząc jedni na ławce, a inni na chodniku. Tymczasem czworo aktorów stoi obok nich, prowadząc rozmowę. Alba przedstawia swojego chłopaka Aníbala Samowi, a on z kolei poznaje ją ze swoją dziewczyną, Nirą. To nieskomplikowana scena, uboga w słowa i obfitująca w znaczące spojrzenia. Bohaterowie zachowują w filmie rzeczywiste imiona aktorów. Raúl uznał, że dzięki temu ich dialogi wypadną bardziej realistycznie. – Meri, bardzo się cieszę, że dałaś radę przyjść – zwraca się Valeria do rudej, obejmując ją przy tym ramieniem. – To nie jest moja bajka. – Moja też nie, ale w ten sposób pomagamy Raúlowi, oszczędzając mu konieczności szukania statystów. – Właśnie dlatego przyszłam. I po to, żeby wyjść z domu i nie myśleć o tym, jak dopiero co została wystawiona do wiatru. Przez myśl jej nawet nie przeszło, że Paloma mogłaby się nie pojawić po tym, jak bardzo nalegała na połączenie wideo. To był dla Meri kubeł zimnej wody. – Co za beznadzieja. Na dodatek jest mi zimno – skarży się Bruno. Siedzi obok Marii, jednak zamienili do tej pory raptem parę słów. Mają koło siebie również Ester, która w odpowiedzi nazywa teraz przyjaciela marudą i wstaje, żeby rozprostować nogi. Upija parę łyków z trzymanego w dłoni kubka i zaraz zdaje sobie sprawę, że wbrew temu, co jej powiedziano, nie jest to tylko Coca-Cola. – Co wy mi tu wlaliście? – Nie lubisz rumu? – pyta Sam, podchodząc do grupki statystów. – No lubię, ale… – Dolałem ci tylko odrobinę. Na rozgrzewkę. Działa? – Tak… – Dobrze ci zrobi. Łyknij jeszcze trochę. Ester nie jest do końca przekonana, ale rzeczywiście jest dość zimno… Pociąga kolejny łyk i uśmiecha się do Samuela. Dla odmiany, osoba siedząca tuż koło niej wcale się nie uśmiecha. Nie ma mowy. Bruno tłumi w sobie złość, jednak jego twarz i tak wyraża wszystko. – Jak przyjdzie policja i złapie nas na piciu alkoholu w miejscu publicznym, to będziemy mieć przesrane – komentuje Bruno, podnosząc się również. – Nie martw się, kolego. Tutaj nie ma policji, nikt się nie przyczepi. Wszystko w porządku. – Jasne, wszystko w porządku, dopóki coś się nie stanie. – Daj spokój, człowieku – mówi Sam, wciąż się uśmiechając. – Nie chcesz pić, to nie pij. Niech aresztują mnie z tą ślicznotką i zamkną nas razem w celi. Sam posyła Ester uwodzicielskie spojrzenie i puszcza do niej oko. Dziewczyna czerwieni się i odwraca od niego wzrok, nie podejmując tej gry. Nie bardzo wie, co powiedzieć. Ten koleś jest trochę zbyt pewny siebie, jednak, choć sama nie umiałaby powiedzieć czemu, czuje do niego sympatię. To taki słodki drań. W tym momencie Raúl wzywa do siebie czworo aktorów. Sam kładzie Ester dłoń na głowie, burzy jej fryzurę i biegnie w stronę pozostałych. – Co za palant… – z wściekłością komentuje Bruno. – Ciii. Uspokój się. To był tylko nic nieznaczący żart – uspokaja go przyjaciółka. – Zart? Co ten przygłup sobie wyobraża? Co to w ogóle za zachowanie?! Przecież dopiero
cię poznał! – Nie przeszkadza mi to, naprawdę. – Ten typ działa mi na nerwy. – Trochę się wozi, ale zdaje się, że jest w porządku. – W porządku? To kompletny debil! – Wyluzuj, Bruno. Nie wściekaj się. Przecież nic się nie stało. Meri i Valeria obserwują tę wymianę zdań, jednak wolą się w nią nie mieszać. Rudej też nie podoba się tamten chłopak, ale jej myśli błądzą w tej chwili w innych rejonach: nadal rozpamiętuje sytuację z Palomą. Val z kolei myśli o tym, że zrobiła coś, z czego nie może być dumna. Nie chce oszukiwać Raúla, jednak ma ogromną ochotę iść do Marcosa do radia. – Nienawidzę ludzi, którzy uważają się za lepszych od innych. Zbyt długo musiałem ich znosić i mam już czegoś takiego serdecznie dość. – Nie wiemy, czy Sam jest właśnie taki. – Jasne, że jest! Widać po oczach! – Przecież w ogóle go nie znasz, Bruno. Nie możesz reagować w ten sposób na zwykły żart. – To nie był zwykły żart. To… To zazdrość o tego tępego dupka przemawia przez Bruna. Czuje się potwornie zazdrosny. Nie zniesie tego, że ona zwraca na niego uwagę i śmieje się z tych jego bzdur. Czy ona nie uczy się na własnych błędach? Nie pamięta już, jak się czuła po tej całej akcji z Rodrigiem? Tego tylko brakuje, żeby teraz poleciała z kolei na tego chamskiego pajaca. – Tak czy inaczej, on mówił to mnie – mówi Ester bardzo poważnie, podniesionym głosem. – Jeśli ktoś tu ma prawo się obrażać, to ewentualnie ja. Jasne? Meri i Valeria patrzą po sobie z zaskoczeniem. Nigdy wcześniej nie słyszały, żeby ich przyjaciółka przemawiała równie nieznoszącym sprzeciwu tonem. Bruno też nie spodziewał się tak zdecydowanej reakcji. Przecież Ester nigdy się nie wkurza. Do tej pory wszystkie ich sprzeczki i konflikty zawsze były podszyte żartem. – Masz rację. Przepraszam. Bruno siada na ławce obok Meri i Valerii i w milczeniu patrzy w stronę przeciwną do tej, z której stoi Ester. Ona tymczasem wzdycha i pije do dna przygotowany przez Sama rum z Colą. – Idę się przejść, zanim znowu zaczniemy zdjęcia – informuje, rzucając na ziemię plastikowy kubek. – Nie idź nigdzie sama – prosi ją Valeria, ale bezskutecznie, bo dziewczyna już zaczęła się od nich oddalać. – Poczekaj! Pójdę z tobą! Val zrywa się z miejsca i biegnie za Ester. Bruno i Meri zostają na ławce sami. Przez kilka chwil żadne z nich się nie odzywa. Wreszcie dziewczyna przerywa tę krępującą ciszę. – Mnie też nie podoba się ten Samuel. – To chamski zarozumialec. – Tak. Ale… może jej podoba się ten chamski zarozumialec – szeptem zauważa Meri. – A wtedy my musimy to uszanować. Bruno kręci głową. Nie zgadza się. Nie może zaakceptować faktu, że Ester podoba się ktoś taki. – Ostatnie miesiące były dla niej ciężkie. Nie mogę teraz pozwolić na coś takiego. – To jej życie. Musimy się liczyć z jej uczuciami. – Ty nie byłaś z nią przez tych kilka miesięcy i nie wiesz, co się z nią działo z winy jednego gościa… Marię ranią te słowa, jednak Bruno ma rację: bardzo się od nich oddaliła i nie ma nawet pojęcia, o jakim gościu mowa. Mimo to nadal uważa, że przyjaciel nie ma prawa mówić Ester, z kim może się umawiać. – Ester ma wolność wyboru, nawet jeśli boli cię, kiedy umawia się z kimś innym. – Ester jest moją przyjaciółką i nie chcę, żeby znowu cierpiała. A ten typ na pewno by jej dobrze nie potraktował. Poza tym, on ma już dziewczynę! – Przesadzasz. Przed chwilą się poznali i jedyne, co zrobił, to powiedział jej głupi żart.
– A nie zauważyłaś, jak on na nią patrzy, jak… się do niej uśmiecha? – A co w tym niezwykłego? Ester jest przeurocza. Ładna, sympatyczna… To normalne, że faceci z nią flirtują. I że ona… od czasu do czasu podejmie tę grę. – Byle nie z kimś takim jak on. – To akurat zależy od niej. Bruno, nie możesz mieć jej na wyłączność. Ja też nie. I jeśli jest coś, czego Meri żałuje, to tego, że w wyniku jej uczuć i tamtego pocałunku ich przyjaźń mocno się ochłodziła. – Przecież wiem. Ale jeśli ty nie chcesz jej chronić przed typami takimi jak ten, to jest to twoja sprawa. Tylko nie staraj się mówić mi, jak ja mam się zachowywać. Jest bardzo rozemocjonowany. Nie czuje już nawet zimna. Na samą myśl o tym, że Sam mógłby zostać chłopakiem Ester, ma ochotę umrzeć. Nie wyobraża sobie, że znowu miałby przyjąć na siebie rolę powiernika, rolę dobrego chłopaka. Nie. Po prostu nie może się na to zgodzić. – Masz na jej punkcie obsesję. – Nie mam żadnej obsesji. Ona jest… moją najlepszą… przyjaciółką. Jego najlepszą przyjaciółką. Role się pozmieniały. Przynajmniej jest z nią szczery. Ta noc jest nocą wyznań. Dziś wreszcie tych dwoje najbardziej odtrąconych po długim czasie ponownie spogląda sobie w oczy. – Jest nie tylko twoją najlepszą przyjaciółką – za smutkiem zauważa María. – Wciąż jesteś w Ester zakochany. I to cię wykończy. – To… kwestia drugorzędna. – Nieprawda, Bruno. Ta obsesja na jej punkcie będzie cię powoli zabijać. Musisz o niej zapomnieć i zacząć nowy rozdział. – Miałbym zapomnieć o przyjaciółce? – O mnie zapomniałeś… W tym wypadku ci się udało. Chłopak nie ma ochoty wysłuchiwać dalej tego, co ruda ma mu do powiedzenia. Jest już tym wszystkim zmęczony. Tym bardziej też nie zamierza przyglądać się dłużej temu, jak Sam flirtuje z Ester. Dla niego ten dzień właśnie się zakończył. Wstaje i z nikim się nie żegnając, po prostu odchodzi. Meri patrzy za nim ze smutkiem, jednak nie robi nic, aby go zatrzymać. Może jeśli głębiej sobie to wszystko przemyśli, zrozumie nareszcie, że nie może liczyć na związek z Ester, tak samo zresztą jak i sama Meri. Ich przyjaciółka może robić, co zechce i prędzej czy później na pewno spotka osobę, która uczyni ją szczęśliwą. I nie będzie to nikt z odtrąconych. Tego akurat Meri jest całkowicie pewna.
ROZDZIAŁ 26
– Nie pędź tak! – Kompletnie go nie rozumiem! – wykrzykuje Ester, poruszając się z prędkością zupełnie dla Valerii nieosiągalną, mimo że przyjaciółka robi, co może, aby jakoś ją doścignąć. – Jakim prawem tak się do niego przyczepił? Przecież Sam nie zrobił mu nic złego! – Chyba po prostu go nie lubi. – Skoro go nie lubi, to niech z nim nie gada, niech go oleje. Ale mnie niech zostawi w spokoju. – Bruno martwi się o ciebie, bo jest twoim przyjacielem. – Ja też jestem jego przyjaciółką i jakoś nie wtrącam się w to, z kim on rozmawia, a z kim nie. Nagle Ester staje jak wryta, chwiejnym krokiem odwraca się i wlepia wzrok w towarzyszkę. Zdaje się, że nie posłużyło jej wypicie duszkiem reszty rumu z Colą. – Och. Kręci mi się w głowie. – Bo przecież… Biorąc przy tym pod uwagę fakt, że rzadko pija alkohol oraz to, że Sam zdecydowanie nie poskąpił jej rumu, trudno byłoby się teraz dziwić jej samopoczuciu. Valeria podchodzi do niej i przytrzymując ją za ramiona, pomaga jej usiąść na ławce. Oddaliły się na tyle, że nie widzą już stąd reszty grupy. – Przesadziłam z Brunem, prawda? – Cóż… – Kurczę. Teraz żałuję, że tak się do niego odezwałam. – Bez przesady. Raúl i ja kłócimy się dużo ostrzej, a przecież się kochamy. – Ale wy jesteście parą. U par kłótnie to normalka. – Wy też zachowujecie się czasem jak para, mimo że jesteście tylko przyjaciółmi. Zachowują się jak para? No ładnie. To tylko potęguje chaos w jej głowie. Czy to, co czuje do Bruna, kazało jej zareagować w ten sposób? Ale właściwie co ona do niego czuje? – Nie znoszę wpadać w złość. – Wiem – odpowiada Valeria z uśmiecham. – Wszyscy to wiemy. Jesteś na to za dobra. – Mylisz się. Nie jestem taka dobra, jak sobie wyobrażacie. – Wszyscy mamy lepszą i gorszą stronę naszej osobowości. Ale jestem przekonana, że twoja najgorsza strona jest bez porównania lepsza, niż najlepsza strona większości ludzi. Ester spogląda na przyjaciółkę, po czym wzrusza ramionami. – Nic nie zrozumiałam. – Serio? O matko… Musiałam to strasznie zagmatwać. Nie jestem dobra w wygłaszaniu przemówień. Patrzą na siebie i wybuchają śmiechem, oświetlone przez parkowe latarnie. Zimny podmuch wiatru podrywa z ziemi zeschłe liście i przejmuje obie dziewczyny dreszczem. – W każdym razie nie chcę się z nim kłócić. – Jest na to prosta rada. Wracamy? – Tak. Podnoszą się z ławki i ruszają w stronę reszty grupy, gdy nagle rozlega się dzwonek komórki Ester. To jakiś nieznany numer. Odbiera, zaintrygowana. – Tak? – Ester? – Tak, to ja.
– Cześć, tu Esperanza, mama Bruna. Nie przeszkadzam ci? Mama Bruna! Tego telefonu Ester nie mogła się spodziewać. Gestem pokazuje Valerii, żeby szła dalej, a sama zostaje w tyle, żeby porozmawiać. – Dobry wieczór. Nie, nie, proszę się nie przejmować. Słucham. – Świetnie. Jesteś teraz z moim synem, prawda? – Tak, jesteśmy razem. Chociaż to nie do końca prawda, to nie jest to najlepszy moment, żeby wtajemniczać jego mamę w ich świeżą jeszcze kłótnię. – Powiedział ci? – Powiedział? O czym? – pyta skołowana. – Aj, Boże, co ja mam z tym dzieciakiem! Możesz mi go dać? Cholera! Co ma jej powiedzieć? Przecież nie będzie teraz lecieć, żeby wcisnąć mu w dłoń swój telefon. – Właściwie to akurat w tej chwili nie ma go koło mnie. Poszedł… do łazienki – kłamie, zawstydzona, zasłaniając sobie oczy wolną dłonią. – Aha, to nic. – Mam mu powiedzieć, żeby do pani oddzwonił? – Nie, nie. Lepiej sama ci to powiem. Uprzedziłam go już, że jeśli on ci nie powie, zrobię to za niego. Nie wie, czy to efekt działania alkoholu, piskliwego głosu Esperanzy, czy może jeszcze czegoś innego, ale zaczyna tracić wątek. Nawet porywy zimnego wiatru nie są w stanie otrzeźwić jej umysłu. – Co miał mi powiedzieć pani syn? – Żebyś przyszła do nas na kolację jutro wieczorem – odpowiada kobieta bez owijania w bawełnę. – I nie przyjmuję odmownej odpowiedzi. – Jutro? – Skoro spędzasz z Brunem tyle czasu, to nie masz wyboru i musisz zjeść z nami kolację. Cała rodzina bardzo chce, żebyś przyszła. – Ale ja… no nie wiem. – Jasne, że wiesz, kochaniutka! Przecież słyszałaś, że nie akceptuję odmowy! Bardzo lubi Esperanzę, a pogawędki z nią są zawsze niezwykle zabawne. Jednak ma ona pewną cechę, na którą Bruno zawsze się zżyma: jest jeszcze bardziej uparta niż jej syn, a czasem staje się wręcz natarczywa. Mimo to, Ester nie sądzi, żeby jutrzejszy wieczór był najlepszym momentem na wspólną kolację z rodziną Bruna. Przede wszystkim dlatego, że jest z nim w tej chwili skłócona. – Nie wiem, czy będę mogła przyjść, bo… – To rozkaz, Ester. Zdaje się, że mówi to najzupełniej poważnie. Gorzej być nie może. Nie będzie przecież tłumaczyć jej, że się pokłócili i że dopóki się nie dogadają, lepiej odpuścić sobie tego typu spotkania. Chociaż może łatwiej przyjdzie pogodzić się z Brunem, jeśli powie mu, że następnego wieczoru je kolację u niego w domu. – Dobrze. Przyjdę. – Tak? – Tak. – To cudownie! – z entuzjazmem wykrzykuje Esperanza po drugiej stronie linii. Zupełnie jak jedna z tych kobiet, które w telewizji na żywo dowiadują się, że wygrały właśnie główną nagrodę w konkursie. – O której godzinie mam wpaść? – Między ósmą a wpół do dziewiątej. – Nie chce pani, żebym przyszła wcześniej i trochę pomogła? – Nie! Nawet się nie waż! Jesteś naszym gościem. Nie pozwolę ci nawet kiwnąć palcem! Żywiołowość matki Bruna wywołuje u dziewczyny uśmiech. Pod tym akurat względem ko-
bieta nie ma nic wspólnego z Brunem, który – jeśli odciągnąć go od futbolu i gier komputerowych – niezdolny jest do takiego emocjonowania się czymkolwiek. – Dobrze. W takim razie będę koło ósmej. – Świetnie. Zobaczysz, że poczujesz się jak we własnym domu. Już ja o to zadbam. Będzie bosko! – Bardzo dziękuję. Jestem tego pewna. Dziewczyna uśmiecha się. Czuje nagle niespodziewany przypływ optymizmu. Czyżby zaraziła się euforią od Esperanzy? Teraz wystarczy jeszcze tylko przekonać do współpracy jej syna i jak najszybciej zażegnać ich konflikt. – Dobrze, wracam do roboty, bo samo się nie zrobi. Powiedz Brunowi, żeby nie wracał zbyt późno. – Przekażę mu. – Do jutra, Ester. Jestem taka szczęśliwa! – Do jutra! – woła dziewczyna, dławiąc wybuch śmiechu. I rozłącza się, chociaż Esperanza zdążyła już ją uprzedzić. Niezły zastrzyk optymizmu i energii! Matka jej przyjaciela jest niepowtarzalna. Po rozmowie z nią czuje się niemal szczęśliwa. I nie może się już doczekać kolacji z nią, jej mężem i całą resztą rodziny. Młodsze rodzeństwo Bruna to dwa małe strusie pędziwiatry, a starsze też jest bardzo sympatyczne. Na pewno będzie fajnie! Ester wraca na miejsce, gdzie pozostali są już gotowi do dalszych zdjęć botettónu. Szuka wzrokiem przyjaciela, jednak nigdzie go nie znajduje. Podchodzi do Meri, siedzącej w tym samym miejscu co wcześniej. – Ruda, gdzie Bruno? – Poszedł sobie. – Poszedł? Dokąd? – Do domu. – Co takiego? Cała wypełniająca ją radość uchodzi z niej z jednym westchnieniem. Naprawdę się obraził. A ona czuje się teraz fatalnie. To jej wina: poczuł się skrzywdzony jej reakcją. A przecież on po prostu tylko się o nią martwił. – Moi drodzy! Wszyscy na miejsca, proszę! – woła Raúl. – Za chwilę nagrywamy. – Ale nie ma Bruna… – zwraca mu uwagę zasmucona Ester. – Wiem. Poszedł sobie. W czasie montażu dokleimy go jakoś ze scen, które już nagraliśmy. Każdy zajmuje przypisane mu wcześniej miejsce. Julio prosi jeszcze o chwilkę, żeby zapalić reflektor, który da im lepsze oświetlenie. – Słuchaj, przykro mi… – Sam nachyla się do Ester i przeprasza ją półgłosem. – Jeśli twój przyjaciel poszedł sobie przeze mnie… – Nie przejmuj się. On się obraził na mnie. – Tak czy inaczej, przeproś go ode mnie, proszę, kiedy się z nim zobaczysz. Nie chciałem, żeby się obraził i sobie poszedł. Dziewczyna słucha go, patrząc w jego zachwycające zielone oczy. Samuel porzucił swoją zwykłą dominującą pozę i wydaje się szczery. – Powtórzę mu to. – To dobrze. Dziękuję. Chłopak podnosi się i zajmuje swoje miejsce przed kamerą. Kątem oka zerka na Ester i uśmiecha się do niej. Pochlebia jej to. Wygląda na to, że nie jest takim dominującym zarozumialcem, jakim wydał jej się w pierwszej chwili. Chociaż i tak od samego początku przypadł jej do gustu. Kiedy będzie rozmawiać z Brunem, opowie mu o tym, co właśnie od niego usłyszała. Ale w tym celu muszą się najpierw pogodzić. Nie chce pisać do niego przez WhatsAppa, woli później do niego zadzwonić i spróbować wszystko naprawić. – Gotowi? Kamera… Akcja!
ROZDZIAŁ 27
Do pięciu razy sztuka. Scena botellónu, w której spotyka się wszystkich czworo bohaterów, została wreszcie nagrana. Jest dziesiąta w nocy i wszyscy czują się koszmarnie zmęczeni i głodni. – Musimy jeszcze nakręcić rozmowę między Albą i Samem – zaznacza Raúl. – Ale do tego potrzebuję tylko dwójki głównych aktorów. – Nie możemy iść na kolację i nakręcić tego kiedy indziej? – pyta Samuel, który nie ma ochoty na dalszą pracę. – Nie. Trzeba to zrobić dzisiaj. – Rany. Jesteś okrutny, szefie. – Daj spokój, Sam. Lepiej to już zamknąć. Czy może wolisz jechać tu później jeszcze raz tylko po to, żeby nakręcić tę jedną scenę? Chłopak wzdycha głęboko i niechętnie przyznaje mu rację. – Jeśli chcecie, to w czasie, jak wy będziecie nagrywać, my możemy iść do Burger Kinga, tu niedaleko, i kiedy skończycie, zjemy wszyscy razem w parku – proponuje Valeria, która w tej chwili marzy już tylko o porządnym Whopperze. – Świetny pomysł! – woła jej chłopak. Na propozycję dziewczyny przystają wszyscy z wyjątkiem Aníbala i Niry, którzy już dzisiaj nie grają i wolą iść do domu. Meri, Ester i Val zostają więc oddelegowane po hamburgery. Pozostała piątka zostaje na miejscu, przygotowując scenę rozmowy między Albą i Samem. – Znacie dobrze tę część scenariusza? – Ja tak. – Ja też. – Doskonale. Może uda się za pierwszym razem. Chodzi o scenę kluczową dla całego filmu. Alba i Sam odłączają się od reszty imprezującej grupy i spotykają się po kryjomu. Rozmawiają o swoich uczuciach, a na koniec się całują. – Nic. – Bruno ciągle nie odbiera telefonu? – Valeria pyta Ester, kiedy całą trójką idą do Burger Kinga. – Nie. W dodatku zupełnie go wyłączył. – Uparty jak osioł. – Strasznie. – Moim zdaniem przesadza. – No nie wiem. Źle się do niego odezwałam i teraz żałuję. Byłam zbyt brutalna – wyrzuca sobie dziewczyna, po raz kolejny próbując się do niego dodzwonić. – To on jest zbyt rozpieszczony. Traktujesz go jak królewicza. Poza tym, on uwielbia się kłócić. Telefon Bruna dalej nie odpowiada. Ester wykrzywia usta w zrezygnowanym grymasie i wsuwa smartfon do kieszeni kurtki. Czuje, że musi jak najszybciej porozmawiać z przyjacielem i przeprosić go, tymczasem jednak jest to niemożliwe. – No nic. Spróbuję później jeszcze raz. – Przejdzie mu. Na pewno się pogodzicie jeszcze przed pójściem spać. – No nie wiem… – Sama zobaczysz. Jest uparty jak osioł, ale cię uwielbia. A ona uwielbia jego. Tylko nie jest jeszcze pewna, w jakim sensie. Trzy dziewczyny wchodzą wreszcie do fast-foodu. Przez całą drogę María prawie się nie
odzywa. Wie, że ona również ponosi część winy za to, że ich przyjaciel poszedł do domu. Jednak nie może powiedzieć im, o czym z nim rozmawiała, dlatego też woli być cicho i ograniczyć się do przysłuchiwania się rozmowie Ester i Valerii. Przy ladzie nie ma tłoku, szybko więc udaje im się złożyć zamówienie. Zostają obsłużone w niecały kwadrans. Wracając do parku La Vanguada, Ester ponownie dzwoni do Bruna, ale znowu bez rezultatu. Czy on ma zamiar przez całą noc mieć wyłączoną komórkę? – Nie. Nie tak, Sam. Nie! – Teraz też ci się nie podobało? – W ogóle – odpowiada Raúl, wzdychając. Powtarzają tę scenę już po raz czwarty. – Nie ma w tym namiętności. Sprawiasz wrażenie, jakbyś całował własną matkę. Nie, Alba? – No ja tu wielkiej namiętności nie czuję – z uśmiechem komentuje niebieskowłosa. – Widzisz? A ona ma właśnie czuć, że to jest najlepszy pocałunek w jej życiu. Chociaż to fikcja, to musi wyglądać jak rzeczywistość. Na tym polega aktorstwo. Zmęczony Samuel pociera oczy. W gruncie rzeczy wie, że mają rację. Problem jednak nie tylko w tym, że jest wykończony, ale przede wszystkim w tym, że Alba zupełnie go nie kręci. Trudno jest całować namiętnie kogoś, kto ani trochę ci się nie podoba. Jest sympatyczna i ma ładne oczy, ale zupełnie nie jest w jego typie. Nie pociąga go fizycznie. Gdyby miał całować na przykład Ester, sprawa przedstawiałaby się zupełnie inaczej. – Przepraszam was. Cały dzień jestem dziś w biegu i w tej chwili padam już na twarz – usprawiedliwia się, siadając na ławce. – Musimy dokończyć tę scenę. Zagrajcie to dobrze i możliwie szybko, a będziemy mogli iść do domu. – Teraz wyjdzie dobrze. – No pewnie, człowieku, przecież jesteś w stanie to zrobić. Taki kobieciarz jak ty! Myślisz, że dlaczego dałem ci tę rolę? – Dobra, spróbujmy jeszcze raz. Chłopak podnosi się z ławki i ustawia się naprzeciw Alby. Ta uśmiecha się i szepcze mu coś, co tylko on jeden jest w stanie dosłyszeć: – Jeśli chcesz, to w czasie pocałunku mogę potrzeć cię w kroku kolanem. Może to coś da… – To by było niegłupie. Niezła zachęta. – Serio? Daj spokój, bez jaj. Twoja laska by mnie zatłukła. – A zamierzasz jej powiedzieć? Bo ja nie. – Innym razem. Uśmiechają się do siebie i ponownie szykują się do gry. W tym samym momencie, w którym Raúl pyta ich, czy są gotowi, w zasięgu wzroku pojawiają się Valeria, Meri i Ester obładowane torbami pełnymi hamburgerów, frytek i napojów. Przychodzą akurat na czas, żeby obejrzeć całą scenę. Siadają i obserwują w milczeniu. Gotowi? Kamera… akcja. – Jest bardzo ładna – zwraca się Alba do Sama z nieśmiałym uśmiechem. – Twój chłopak też dobrze wygląda. – Tak. Jest przystojny. Przez chwilę oboje unikają swojego wzroku. Nieuchronnie jednak, w ciszy, ich spojrzenia znów wzajemnie się przyciągają, aż w jednej magicznej sekundzie spotykają się ze sobą. Uśmiechają się oboje. – Wiesz, odkąd zobaczyłem cię po raz pierwszy, w tamtym sklepie ze słodyczami, nie przestaję o tobie myśleć. Nawet na chwilę. – Ze mną dzieje się to samo. – I wiem, że to nie w porządku, bo… jestem z Nirą. To moja dziewczyna. I to jej powinienem poświęcać całą uwagę. – Rozumiem cię. Ja też powinnam spędzać więcej czasu z Aníbalem, zamiast myśleć tyle… o tobie. Zbliżają się do siebie, wciąż patrząc sobie w oczy. – Co zrobimy?
– Nie wiem, Sam. Nie wiem. – Zrobimy krok naprzód, czy spróbujemy zapomnieć na zawsze o tej historii? – To wszystko jest takie skomplikowane. Jestem kompletnie skołowana. – Może gdybyśmy się… pocałowali, bylibyśmy w stanie określić, czy to, co czujemy, jest… prawdziwe. Czy rzeczywiście potrzebujemy się nawzajem tak bardzo, jak nam się wydaje. – Ale… – Jeśli cię pocałuję i poczuję, że nigdy w życiu nie chcę już całować nikogo innego, będę o ciebie walczył, o ile tylko mi pozwolisz. – Boję się, że to, co czuję, może okazać się prawdą. – Ja się nie boję. Nie ma sensu oszukiwać własnego serca. – A jeśli okaże się, że… Zostawiłbyś Nirę? – Zostawiłbym wszystko. Para bierze się za ręce. W całym parku nie słychać żadnego innego dźwięku, a przynajmniej takie wrażenie odnoszą wszyscy obecni. Valeria, Meri i Ester są podekscytowane i całkowicie skoncentrowane na tych dwojgu. Robią to tak dobrze, że wygląda, jakby to się działo naprawdę. Zaraz się pocałują! Chłopak przechyla się powoli w stronę dziewczyny. Oboje zamykają oczy i… – Cięcie! – przerywa im w tym momencie okrzyk Raúla – Cięcie! – Co znowu? – pyta Samuel z irytacją. Wypuszcza Albę i chwyta się pod boki. – Nawet nie zacząłem jej całować! – A myślisz, że to jest naturalna postawa, w jakiej facet całuje swoją ukochaną? – Co jest nie tak z moją postawą? Raúl naśladuje go, przybierając taką samą pozę. – Miałeś stopy zwrócone na zewnątrz. Kiedy jesteś kimś zainteresowany, to kierujesz stopy w jego stronę. Opuszczone barki sygnalizują znużenie… A kiedy zacząłeś nachylać się do Alby, to wydawało się, że pocałunek to ostatnia rzeczy jaką planujesz! – Nie jesteś przypadkiem trochę pedantyczny, szefie? – pyta go niebieskowłosa aktorka. – Jasne, że nie! Jestem tu po to, żebyście zagrali najlepiej, jak się da! – woła zdesperowany. – Zobaczmy… Oto, jak masz to zrobić Sam. Chłopak zdecydowanym krokiem podchodzi do Alby. Valeria obserwuje go zaskoczona. Chyba nie zamierza odegrać z nią sceny pocałunku? Niemożliwe, żeby coś takiego przyszło mu do głowy! Jednak Raúl wygląda na zdeterminowanego. Pewnym ruchem chwyta dziewczynę w talii i patrzy jej w oczy. – Widzisz, jak ja to robię? To jest ta pozycja! – Każdy całuje po swojemu! – protestuje Samuel. – Jasne! Zgadzam się z tobą! Ale moja poza zdradza zainteresowanie. Determinację. Stopy skierowane na Albę. Nachylam się powoli, ale zdecydowanie. Jestem pewien, że chcę ją pocałować, bo mi się podoba i… Wargi Raúla znajdują się zaledwie o kilka centymetrów od warg dziewczyny. On ją całuje! Nie może w to uwierzyć! Valeria jednym susem zrywa się na równe nogi. Upuszcza przy tym torbę z Burger Kinga, z której na ziemię rozlewa się Coca-Cola. Właśnie ma podnieść krzyk, kiedy jej chłopak odsuwa się trochę od niebieskowłosej. Val oddycha z ulgą, chociaż jej serce nadal bije w rytmie tysiąca uderzeń na minutę. Tymczasem jednak Alba wcale nie uważa instruktażu za zakończony. Delikatnie przyciąga Raúla do siebie i łączy swoje usta z jego ustami pod osłupiałym spojrzeniem reszty grupy, a zwłaszcza Valerii, która bez mrugnięcia okiem obserwuje, jak jej chłopak całuje się właśnie z inną tuż pod jej nosem.
ROZDZIAŁ 28
Wysiada na stacji Sol i powoli przemierza peron. Z rękami schowanymi w kieszeniach bluzy wychodzi z metra. W dalszym ciągu czuje się obrażony na cały świat. Wszędzie pełno ludzi, jak zwykle w piątkowe wieczory w centrum Madrytu. Ale Bruno nie zwraca na nich najmniejszej uwagi. Przed chwilą właśnie pokłócił się z osobą, na której zależy mu najbardziej na świecie. Ich pierwsza prawdziwa kłótnia. To jedyna rzecz, która go w tej chwili zajmuje. Ester nigdy wcześniej nie odzywała się do niego w taki sposób. I Bruno czuje, że potraktowała go niesprawiedliwie. Jego przyjaciółka może robić, na co ma ochotę, jednak popełnia błąd, flirtując z tamtym typem. Na dodatek, on ma przecież dziewczynę! Przez całą drogę powrotną nie przestaje zastanawiać się nad tym, co się wydarzyło. Słowa Meri również go dotknęły, lecz głównie dlatego, że większość z nich to prawda. Włożyła palec w jego otwartą ranę, dlatego tak go to zabolało. Wie, że nadal jest zakochany w Ester i że od środka zżera go zazdrość. Ale, poza tym, ona jest też jego przyjaciółką i również dlatego martwi się o nią. O jej zdrowie. O jej uczucia i emocje. O jej dobro. Bo naprawdę jest dla niego ważna. Jest nie tylko jego niespełnioną miłością, ale również osobą, którą ceni bardziej niż kogokolwiek na świecie i dla której zrobił więcej niż dla kogokolwiek innego. Ester ma za sobą ciężkie chwile, w czasie których on był przy niej i ocierał jej łzy. Rodrigo bardzo ją skrzywdził, a ktoś taki jak Samuel zrobiłby to samo. Dlaczego porządni faceci zawsze mają mniejsze szanse niż ci podli? Dziewczyny wolą typów, przez których będą cierpieć; takich, którzy cały czas trzymają je w garści i nie są dla nich skłonni do prawdziwych poświęceń. Typów takich jak Sam, jak Rodrigo. On tymczasem potrafiłby uczynić ją szczęśliwą na zawsze. Byłaby dla niego wszystkim. Całym jego życiem. I nigdy nie pozwoliłby jej cierpieć. Pamięta jej płacz. Ma w pamięci każdy dzień, w którym przy nim płakała. I ten jej smutek. Ten smutek, który łagodniał z dnia na dzień, ale który nie dawał jej spokoju przez wszystkie te miesiące. Doskonale to wszystko pamięta… – Uśmiechnij się, Ester. Minęły trzy tygodnie, odkąd to się skończyło. Gość przeszedł już do historii. – Więc dlaczego czuję się tak, jakby to się stało przed chwilą? – Bo miałaś fioła na jego punkcie. – Nie rozumiem, jak mógł się tak zachować. Dlaczego on to zrobił? Codziennie zadaje to pytanie. A Bruno codziennie jej wysłuchuje, chociaż bardzo przykro mu widzieć, że przyjaciółka nie może się pozbierać i dojść do siebie. Mimo to, każdego dnia odpowiada jej najcierpliwiej, jak potrafi, bez żadnej skargi, bez żadnego wyrzutu. Zawsze tak, jak gdyby rozmawiali na ten temat po raz pierwszy. – Nie rozpamiętuj już tego. Rodrigo jest osobą całkowicie pozbawioną wrażliwości. Ty zasługujesz na kogoś lepszego. – Nie jestem pewna. Może to była jednak moja wina. – To nie była twoja wina! Absolutnie nie! – Ja go kochałam. – Byłaś zaślepiona. Nie zdawałaś sobie sprawy z tego, jaki on jest naprawdę. – A jeśli jestem po prostu niedojrzała? – Jeśli jesteś niedojrzała, to jest to całkowicie normalne. Masz dopiero szesnaście lat. Należałoby się martwić, gdybyś w tym wieku była już dojrzała, nie? Alternatywny punkt widzenia Bruna wywołuje uśmiech jego przyjaciółki. Zawsze jest wobec niej taki uważny, że czasem udaje mu się nawet sprawić, żeby choć na chwilę zapomniała
o swoim ostatnim związku. – Może i tak. – Poza tym, jeśli ty jesteś niedojrzała, to jaki ja jestem? – Ty… jesteś kochany. I, kładąc mu dłoń na policzku, pochyla się do niego, żeby dać mu buziaka. Czując na skórze pieszczotę jej warg, chłopak ma wrażenie, że teleportował się do innego świata. Choć wie, oczywiście, że ten pocałunek wyraża jedynie wdzięczność. Tylko i wyłącznie wdzięczność. Zdjęcie, zrobione tamtego popołudnia, chwilę po tym pocałunku, przedstawia ich oboje: ją uśmiechnięta, pomimo smutku, i jego poważnego, mimo radości z tego, że ma ją tuż obok. Wygląda, jakby był obrażony, choć tak naprawdę był przytłoczony i onieśmielony. Ta fotografia, którą nadal ma na swoim BlackBerry, przypomina mu delikatny dotyk warg Ester na jego gorącej skórze. Zmierzając do domu, czuje pokusę, by znów na nią popatrzeć. Ale jego smartfon jest wyłączony. I wcale nie dlatego, że wyczerpała mu się bateria, ale dlatego, że w tym momencie Bruno nie chce ani czytać jej słów, ani słyszeć jej głosu. Tak właśnie zdecydował między jedną a drugą stacją metra. Jest w stanie zdobyć się na determinację: udowodni samemu sobie, że nie jest owładnięty obsesją na punkcie Ester. A nawet jeżeli jest, to że może przynajmniej żyć, nie widując jej i nie rozmawiając z nią; że nie jest od niej uzależniony. Musi przynajmniej spróbować. Zwłaszcza jeśli taka sytuacja ma się powtórzyć. Nie zamierza znowu cierpieć, gdy ona będzie cierpieć przez innego. Meri ma rację: to, co czuje, zaczyna powoli spalać go od środka. – Cześć, mamo – mówi, kiedy Esperanza otwiera mu drzwi. – Już jesteś w domu? – Tak. Przecież mówiłaś, żebym wcześnie wrócił. – No tak. Ale… – No to cię posłuchałem. Wróciłem wcześnie – zauważa bardzo poważnie. – Idę do mojego pokoju. Dobrej nocy. – Dobrej nocy. Kobieta unosi wysoko brwi i patrzy za odchodzącym do pokoju synem. Coś się stało. Widać, że coś mu dolega. Matka zawsze zauważa takie rzeczy. Może pogniewał się o to, że sama zaprosiła jego przyjaciółkę. To prawda, że czasem bywa odrobinę nadgorliwa, ale sądziła, że Bruno będzie zachwycony, jeśli Ester przyjdzie do nich na kolację. Nie może tak tego zostawić. Szybkim krokiem również kieruje się do pokoju Bruna. Już ma wejść, ale w ostatniej chwili przypomina sobie, co zwykle wyrzuca jej syn, i puka w drzwi. – Tak? – Mogę wejść? – Tak. Wejdź. W jego głosie pobrzmiewają znużenie i rezygnacja. Tym właśnie tonem rozmawia zazwyczaj z matką. Esperanza naciska klamkę i wchodzi do pokoju. Bruno siedzi na łóżku. Jeszcze nie zdążył się przebrać. – Wszystko w porządku? – Tak. W najlepszym. – Nie oszukuj mnie. – Mamo, daj spokój. – Przecież… widzę, że jesteś… jakiś dziwny. – Bo jestem dziwadłem. Powinnaś się już przyzwyczaić. – Ale mnie chodzi o to, że wyglądasz, jakbyś był zmartwiony, smutny…, a nie o to, że przypominasz któregoś z bohaterów Big Mac Factory. – Big Bang Theory – poprawia ją, wzdychając. – I nie, wcale nie jestem dziwny w sensie, o którym mówisz. Jestem tylko zmęczony i chcę już iść spać. Jednak kobieta nie zamierza tak szybko dać za wygraną. Jest pewna, że Bruno nie chce po-
wiedzieć jej prawdy. Naciska więc: – Czy to dlatego, że zadzwoniłam do Ester, żeby zaprosić ją na jutrzejszą kolację? – pyta. – Wiedziałam, że ty nic jej nie powiesz, dlatego postanowiłam sama z nią pogadać. Chyba ci wspomniała, co? Ta informacja jest dla Bruna sporym zaskoczeniem, jednak stara się powstrzymać wypływające na twarz zdziwienie. Że co takiego zrobiła? O ile już przed kłótnią z Ester ta myśl wydawała mu się głupia, o tyle w tej chwili uważa ją za najgłupszą myśl w całej historii ludzkiej myśli. – Tak… Wspomniała mi. – To dlatego jesteś zły? O to chodzi? – Mamo, powtarzam ci, że o nic nie chodzi – odpowiada po chwili i próbuje przejąć kontrolę nad tą sytuacją: – Poza tym Ester jednak nie może jutro przyjść. Zapomniała, że ma spędzić weekend z rodzicami poza Madrytem. – Co takiego? Czy to aby na pewno prawda? – Jasne. – Szkoda. – Bez przesady – strofuje ją. – I proszę cię, żebyś nie wydzwaniała więcej do żadnego z moich przyjaciół. Jeśli będę chciał ich zaprosić, sam to zrobię. – Ale ty byś jej nic nie powiedział. – Chyba z jakiegoś powodu, prawda? – Z takiego, że brakuje ci śmiałości w stosunku dziewczyn. Tym sposobem nigdy nie znajdziesz sobie dziewczyny. Tego jeszcze brakowało. Temat dziewczyn. To nie moment na takie rozmowy. To ostatnia rzecz, jakiej mu teraz trzeba. – Mamo, chce mi się spać. – Nawet twój najmłodszy brat ma już dziewczynę. Słodka laleczka. Ma na imię… – Mamo! Do cholery! Zostaw mnie w spokoju! – krzyczy, przerywając jej wywód. – Jestem zmęczony i chcę się położyć! Kobieta nie spodziewała się ze strony syna takiej reakcji. Kiwa głową i kieruje się do wyjścia. – Dobranoc, Bruno. – Dobranoc. Wychodzi z pokoju i zamyka drzwi. Chłopak wydaje z siebie westchnienie. Czuje się teraz podwójnie źle. Nie powinien był krzyczeć na swoją mamę, ale czasem po prostu nie można z nią wytrzymać. Chociaż chyba znowu trochę przesadził. Dziś zdecydowanie nie jest jego dzień. Kiedy przebiera się w piżamę, rozmyśla nad swoim życiem, nad tym, jak ciężko jest żyć w jego skórze: jest niski, zakompleksiony, nieśmiały, uparty jak osioł, mrukliwy… i bez szans na to, że pokocha go jakaś dziewczyna. A już na pewno nie ta, w której on jest zakochany. Zawsze będzie sam. Bycie nim to jakiś koszmar. Czasami chciałby po prostu zniknąć. Nikt nie będzie za nim tęsknić. Spogląda na wciąż wyłączony BlackBerry. Włączyć go? Ester na pewno do niego pisała albo dzwoniła. Ona już taka jest. Mimo wszystko powstrzymuje się od tego. Przez dumę. Nie chce czuć się jeszcze gorzej. Włazi do łóżka, przykrywa się pod samą szyję i przyciska do siebie poduszkę. Zamyka oczy i rozmyśla o tym, że jego życie to jeden wielki syf. A najtragiczniejsze jest to, że ten stan prawdopodobnie nigdy się nie zmieni. On nie jest po prostu odtrąconym. Jest idiotą, którego nikt nie rozumie. Ani jego matka, ani przyjaciele, ani Ester. Otwiera oczy. Nie płacze, chociaż bardzo by chciał. Chciałby udławić się swoimi własnymi
łzami. Ponownie zamyka oczy, próbując o niej nie myśleć. To niemożliwe, niezależnie od tego, jak by się nie starał. Nie uda mu się to nawet, kiedy już zaśnie. Ester gra główną rolę zarówno w jego życiu jak i w większości jego snów.
ROZDZIAŁ 29
Żadnego spojrzenia, żadnych krzyków, żadnych wyrzutów. Od momentu, w którym Alba pocałowała Raúla, Valeria czuje się zdradzona i upokorzona. Po tym, jak wyszli z metra, idą teraz ulicą tylko we dwoje. Chłopak wielokrotnie już próbował wytłumaczyć jej, że to nie była jego wina. Lecz jedyne, co udało mu się uzyskać w zamian, to krótkie monosylabiczne odpowiedzi wyprane z jakichkolwiek emocji. – Przysięgam ci, że ja nie chciałem jej pocałować – mówi, kiedy odłączają się od reszty grupy i zostają sami. – Naprawdę. – Okej. Ostatecznie scena pocałunku została nakręcona zaraz po udzieleniu przez Raúla tamtych wskazówek. Następnie zjedli kolację w wielkim napięciu, mimo że wszyscy starali się nie przywiązywać wagi do tego, co się wydarzyło. Nawet Alba próbowała przekonać Valerię, że to była jedynie próba i że ten pocałunek to żadna wielka sprawa, tylko po prostu małe nieporozumienie. – Naprawdę, kochanie. – Okej. – To ona się na mnie rzuciła. Ja chciałem tylko wytłumaczyć Samuelowi, co ma robić. – Świetnie. – Musisz mi uwierzyć, Val! Jak śmiałbym ją pocałować na twoich oczach?! – Właśnie to zrobiłeś. – Ale nie z własnej woli. – Okej. – Nie bądź taka. No już, przynajmniej na mnie popatrz. Jednak, mimo nalegań, Raúl nie jest w stanie skłonić Valerii do tego, żeby spojrzała mu w oczy. Oboje czują się okropnie. Ona ciągle ma w głowie ten obraz, te dwie, trzy sekundy, w czasie których usta Alby były złączone z ustami jej chłopaka. To jakiś przeklęty koszmar. On tymczasem nie wie już, jak ma jej to tłumaczyć. Pokazywał tylko Samowi, w jaki sposób powinien pocałować Albę, ale przecież nie zamierzał demonstrować tego dosłownie. Dlaczego niebieskowłosa to zrobiła? Przecież Valeria to jej przyjaciółka! – Wybacz mi już, dobrze? – Nie mam ci czego wybaczać. – Więc dlaczego nie patrzysz na mnie, kiedy do mnie mówisz? – Nie mogę. – Możesz. Spójrz na mnie, proszę. To bezskuteczne. Valeria idzie dalej równym krokiem, nie zwracając uwagi na jego prośby. Spróbowawszy już wszystkiego, chłopak daje wreszcie za wygraną i w ciszy odprowadza ją do domu. Jest już prawie północ i na dworze robi się coraz zimniej. Dziewczyna wzdryga się nagle, uderzona podmuchem wiatru prosto w twarz. W innych okolicznościach przytuliłaby się do Raúla i natychmiast zrobiłoby jej się cieplej. W tej chwili jednak jest to ostatnia rzecz, na jaką by się zdecydowała. Pocałował inną! Nawet jeżeli zrobił to niechcący. Para staje przed drzwiami budynku, w którym mieszka Valeria. Dziewczyna wyciąga z torebki klucz i wkłada go w zamek. – Nie dasz mi nawet buziaka na dobranoc? – pyta Raúl po tym długim milczeniu. Tym razem Valeria spogląda mu wreszcie w twarz. Marszczy czoło i odczuwa coś, czego chyba nigdy w życiu nie doświadczyła z taką intensywnością. To wściekłość, prawdziwa furia. Nie-
opisana mieszanina bólu i gniewu. – Nie będę zlizywać śliny po innej! – wypala z okrucieństwem. – Mówisz to poważnie? – Twoim zdaniem wyglądam, jakbym żartowała? Myślisz, że po tym, co mi zrobiłeś, jestem jeszcze w nastroju do żartów? – Rozumiem, że czujesz się urażona, ale ten pocałunek to nie była moja wina. – A może moja? – Nie. Ale ja po prostu nie zdążyłem zareagować. – Nie możesz sobie nawet wyobrazić, jak ja się teraz czuję, Raúl. – I bardzo mi z tego powodu przykro. Naprawdę. Żałuję, że tak się poczułaś, ale myślę, że moglibyśmy spróbować podejść do tej kwestii w inny sposób. – Podejść w inny sposób do kwestii? O czym ty mówisz? To co, może miałam zrobić wam zdjęcie, kiedy się lizaliście? – Przestań, Val! Jesteś dla mnie niesprawiedliwa! – Ja jestem niesprawiedliwa? A ty co? To ty się przelizałeś z inną! I to przy mnie! Na moich oczach! Ich krzyki ściągają uwagę przechodniów, więc Valeria stara się trochę opanować i nie podnosić za bardzo głosu. – Nie chcę dalej się kłócić na środku ulicy – stwierdza po chwili milczenia. Nerwowym gestem dotyka swoich włosów. – Ja też nie. – To dobrze. – Wreszcie w czymś się zgadzamy. – Na to wygląda… Znowu cisza. Patrzą sobie w oczy. Oboje oddychają w przyspieszonym tempie, jeszcze zdyszani od krzyku. – Kochanie, to zaczyna nam się wymykać z rąk. Nie znoszę się z tobą kłócić. Dlaczego nie zapomnimy o tym, co się stało? – Mam zapomnieć? – Tak. Zapomnijmy tych ostatnich kilka godzin. Tak, jakby to się nigdy nie wydarzyło – z uśmiechem proponuje Raúl. – Ja cię kocham. – A ja ciebie. Ale… Valeria ma szkliste oczy, lada chwila wybuchnie płaczem. W jej głowie raz za razem przewija się scena, w której jej chłopak całuje Albę. I za każdym razem czuje w sercu ból. – Ale co, Val? – Nie mogę zapomnieć tego, co zobaczyłam. Przynajmniej na razie. – Uff. Nie wiem, co ci powiedzieć. Przeprosiłem cię już. – To nie wystarczy, Raúl. Nie rozumiesz? Pocałowałeś inną dziewczynę w mojej obecności. Pomyśl, jak ty byś się czuł, gdybym to ja coś takiego zrobiła. – Czułbym się koszmarnie. – I tak właśnie ja się czuję. Nawet wtedy, gdy Elísabet rzuciła się na nią i zaczęła ją dusić, ból, który czuła wewnątrz, nie był aż tak dojmujący. – Więc co mogę zrobić, żebyś poczuła się lepiej? – Teraz pozwól mi już iść. A jutro zobaczymy. – Myślisz, że tak będzie dla ciebie najlepiej? – Nie mam pojęcia, ale tak właśnie czuję. – Nie zrobi ci się jeszcze gorzej, kiedy zostaniesz sama? – Nie wiem – odpowiada Valeria, patrząc błędnym wzrokiem. – Wiem tylko, że nie chcę już dzisiaj rozmawiać z tobą na ten temat. – W porządku. Jeśli naprawdę tego chcesz… pójdę już.
– Dziękuję. Raúl wykonuje ruch, jakby chciał pocałować ją na pożegnanie, uświadamia sobie jednak, że nie jest to dobry pomysł. Uśmiecha się gorzko i żegna ją ruchem ręki. Odwraca się i oddala od budynku, w którym mieszka Valeria. Dziewczyna czuje węzeł w gardle, kiedy widzi sylwetkę swego chłopaka znikającą na końcu ulicy. Ze spuszczoną głową wchodzi na klatkę i jedzie na swoje piętro. Czuje się bardzo źle i ma ochotę się rozpłakać. Kiedy otwiera drzwi do mieszkania, widzi, że wszystkie światła są pogaszone. Wygląda na to, że jej mama nie wróciła jeszcze z kawiarni. Jest późno, powinna być już w domu. Wchodzi do swojego pokoju i zapala tylko lampkę na biurku, żeby nie obudzić Wiki. Z niechęcią ściąga kurtkę i siada na łóżku. Przypomina sobie wszystko, co przeżyła w ciągu tego dziwnego wieczoru. Wydaje jej się to tylko złym snem, tak jakby te wszystkie wydarzenia były częścią jakiegoś koszmaru. Nie może uwolnić się od tych myśli, aż do chwili, gdy ćwierknięcie Wiki zwraca ją rzeczywistości. – A ty dlaczego nie śpisz? – pyta papużkę, podchodząc do jej klatki. Ptaszek wierci się niespokojnie na drewnianym drążku. To u niego dziwne, że o tej porze jeszcze nie śpi. – Co się dzieje? Też masz ciężką noc? Papużka wydaje z siebie gwizd, po czym przeciąga dzióbkiem po metalowej kracie klatki z lewej strony na prawą. Valeria uśmiecha się, bo wygląda to tak, jakby jej pupilka zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje, i starała się ją pocieszyć. Wiki znów gwiżdże słodko i powtarza ten sam ruch dzióbkiem. Valeria naśladuje głos ptaka, przeciągając palcem po klatce. I tak pięć razy. – Dziękuję, że chcesz mnie pocieszyć, ale to nie pora na zabawę. Idź spać, no już – i zagwizdawszy po raz ostatni, przykrywa klatkę kawałkiem materiału, żeby Wiki nie przeszkadzało światło. Siada na łóżku i sprawdza godzinę na swoim BlackBerry. Jest już po wpół do pierwszej. Gdzie też może podziewać się jej mama? Właśnie ma napisać do niej na WhatsAppie, żeby zapytać ją, gdzie jest, kiedy słyszy, że otwierają się drzwi do mieszkania. Biegnie do wejścia, żeby się z nią zobaczyć. – Cześć. Czemu tak późno wracasz? – Trochę się zasiedziałam – odpowiada Mara, a następnie siada na sofie i zdejmuje buty. – Jak wam poszły zdjęcia? – No… dobrze. Dobrze. Kobieta spogląda na córkę i już wie, że coś się stało. – Co się dzieje, Valerio? Tylko nie mów mi, że nic. Za dobrze się znamy. – Pokłóciłam się z Raúlem. – Kurczę. – To była naprawdę poważna kłótnia. – No cóż, nie przejmuj się. To normalne, że pary… – On pocałował Albę. – Pocałował Albę? – Właśnie. Na moich oczach. Jestem kompletnie zdołowana. Dziewczyna sadowi się obok matki i opowiada jej o tym, co wydarzyło się w parku La Vaguada, a następnie o tej ostrej kłótni przed wejściem do domu. – Przecież z tego, co mówisz, wynika, że to nie on ją pocałował – oświadcza Mara, wysłuchawszy całej historii opowiedzianej jej przez córkę. – Niby nie. – Więc o co chodzi? – Cały czas mam to przed oczami… Czuję się tragicznie. – Wcale nie masz powodu się tak czuć, Valerio. Jeśli masz się na kogoś gniewać, to raczej na Albę. To nie wina Raúla, że twoja przyjaciółka się na niego rzuciła. – Nic na to nie poradzę. Jest mi tak okropnie smutno… – Naprawdę czujesz się aż tak źle? – Tak. Bardzo chce mi się płakać, ale nawet nie jestem w stanie i na pewno nie zasnę dzisiaj
w nocy. Mara kładzie dłoń na głowie córki i gładzi jej włosy. Następnie spogląda na zegarek i w myśli dokonuje obliczenia. Jeszcze zdążą. – Wiem, jak poprawić ci humor – ogłasza, chwytając swoje buty i zakładając je ponownie. – Wkładaj kurtkę i wychodzimy. – Jak to? Teraz? – Przecież jest piątkowy wieczór. Co w tym dziwnego? – Ale dokąd ty chcesz iść? – Leć po kurtkę! Szybko! Powiem ci po drodze. Valeria nic z tego nie rozumie. Wcale nie ma ochoty wychodzić z domu, ale jej mama jest bardzo zdecydowana… Co ona wymyśliła na poprawę jej humoru?
ROZDZIAŁ 30
Meri od dawna już nie wracała do domu tak późno. Jej mama nie robi jej w związku z tym żadnych wymówek. Wręcz przeciwnie, uśmiechnęła się do niej ze spokojem i poprosiła ją, żeby usiadła obok niej na sofie. Tak też zrobiła. – Dobrze się bawiłaś przy kręceniu filmu? – pyta jej mama, Paz, oglądając telewizję. – Tak. Nie było źle. W rzeczywistości było gorzej niż źle. Totalna katastrofa! Nie dość, że pokłóciła się z Brunem, zupełnie przemarzła, a Valeria i Raúl się posprzeczali, to jeszcze przez cały ten czas rozpamiętywała sytuację z Palomą… Jednak nie zamierza o tym wszystkim opowiadać. – Nie wiedziałam, że twój przyjaciel kręci filmy. – Marzy o tym, żeby zostać reżyserem. – Ach, co za fascynujące plany! Mam nadzieję, że je zrealizuje. To dobry chłopak. – Tak. Bardzo dobry. – W każdym razie, cieszę się, że przy tej okazji rozerwałaś się trochę z przyjaciółmi. Powinnaś częściej wychodzić z domu. – Mamy właśnie okres zaliczeń, mamo. Dlatego brakuje nam czasu na inne rzeczy. – Ale od czasu do czasu trzeba pobyć trochę z przyjaciółmi. – Wszyscy mamy mnóstwo roboty. – Ale kiedyś widywaliście się częściej, prawda? Dziewczyna nie odpowiada. Jej mama na pewno nie chciałaby poznać prawdziwego wyjaśnienia. Wstaje z sofy i idzie do kuchni po szklankę soku pomarańczowego. Kiedy wraca do salonu, nie siada już i zmienia temat. – Widziałaś się z tatą? – Nie. Nie przyszedł tu – odpowiada kobieta, nie odrywając wzroku od telewizora. – To dziwne, że przyjechał do Madrytu tak bez uprzedzenia, prawda? – Tak, to zaskakujące. Ale taki już jest twój ojciec. – Z tego co mi mówił, to było całkowicie spontaniczne. Wsiadł w samochód i po prostu przyjechał. – Mnie powiedział to samo. Dzwonił do mnie po tym, jak odwiózł cię do La Vaguady. Jest szalony. Ponad siedem godzin za kierownicą… – Nie powiedział ci, w którym hotelu się zatrzymał? – Nie pytałam go o to. To nie moja sprawa. Ton matki jest zimny, pozbawiony emocji. Jak gdyby mężczyzna, który był kiedyś jej mężem i który nadal pozostaje ojcem jej córek, obchodził ją tyle, co zeszłoroczny śnieg. Tak było już od dawna. Jednak Meri miała wrażanie, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy sytuacja między nimi się poprawiła. – Zadzwonię do niego jutro, żeby się umówić. Nie masz nic przeciwko temu, prawda? – Dopóki nie zamieszkasz razem z nim w Barcelonie… nie ma problemu. – O to się nie martw. – Skoro już jechał do Madrytu, mógł przywieźć ze sobą twoją siostrę, żeby spędziła z nami weekend. Tęsknię za nią. To fakt. Jej też bardzo brakuje Gadei. Tęskni za jej muzyką, zapachem jej perfum, kiedy przechodziła obok jej pokoju, sprzeczkami o zupełne bzdury… Niezależnie od tego jednak, cieszy się, że siostra mieszka z ojcem w Barcelonie. Odkąd pojechała do niego w listopadzie, stał się innym człowiekiem, udało mu się wyjść z depresji. – Mamo, jestem zmęczona. Idę do łóżka.
– Dobrze, María. Odpocznij. – Dobrej nocy. – Dobrej nocy. Ruda dopija sok i odnosi szklankę do kuchni. Ze słodko-kwaśnym smakiem pomarańczy w ustach wchodzi do swojego pokoju i zamyka drzwi. Zanim przebierze się w piżamę, odpala komputer i zasiada przed nim. Ma Chce posłuchać trochę muzyki. Ma za sobą ciężki dzień. W czasie gdy laptop się uruchamia, sięga po BlackBerry. Nic nowego, ani na WhatsAppie, ani na żadnym z portali społecznościowych. Zastanawia się, czy nie napisać do Bruna, żeby zapytać go, jak się czuje. Niewykluczone, że jest na nią obrażony. Jednak jest już późno i nie jest to chyba najlepszy moment. Poza tym czuje, że nie ma siły do niego pisać ani za nic go przepraszać. Znów ta potworna apatia… Komputer już się uruchomił. Otwiera folder z muzyką i włącza album El Método Le Brun. Pierwsza piosenka, której słucha, nosi tytuł Nací con frío6. Uwielbia ją i utożsamia się ze słowami: „Narodziłem się z chłodem w sercu i nie potrafię się z niego uleczyć…”. Zdejmuje okulary, żeby potrzeć oczy. Po chwili zakłada je ponownie i spogląda w monitor. Mlaska językiem, jeżdżąc jednocześnie kursorem myszy po ekranie. Pokusa jest zbyt silna. Nie chce tego robić. Przecież tamta na to nie zasługuje. Co za okropne uczucie, być od czegoś tak uzależnioną. A właściwie od kogoś. Nie. Siła woli okazuje się jednak słabsza niż ten wewnętrzny przymus. Wpisuje adres strony i przechodząc przez zwykłą procedurę, loguje się na czat dla lesbijek. Nie chciała… Sama przed sobą przysięga, że nie chciała. A jednak zawsze ląduje w tym miejscu. Jej kroki zawsze prowadzą właśnie tutaj. A później jeszcze ma czelność mówić Brunowi, że on ma obsesję na punkcie Ester. A tymczasem ona sama? Jej przypadek jest znacznie cięższy. Jest uzależniona od jakiejś kretyńskiej strony internetowej. Właściwie, jeszcze gorzej, od osoby, która nie wiadomo nawet, czy istnieje, od nicka, który w tym właśnie momencie wyświetla się w kolumnie z lewej strony, pomiędzy nazwami innych podłączonych osób. Przechodzi ją dreszcz. Ma przeczucie, że nie może wyniknąć z tego nic dobrego, choć jednocześnie czuje radość, widząc PalomęLavigne pośród trzydziestu trzech dostępnych użytkowników. Piszą do siebie praktycznie w tym samym momencie. – Rudzielcu! – Mam nadzieję, że masz jakieś dobre usprawiedliwienie za dzisiejszy wieczór. – Przepraszam cię! Nawet sobie nie wyobrażasz, jak mi przykro! Nie mogłam się połączyć o siódmej! Wybacz mi! I zaraz zaproszenie do połączenia wideo. María wzdycha. Nie ma nawet soczewek. Ale jeśli odejdzie na chwilę, żeby je założyć, możliwe, że tamta znowu zniknie. Co za różnica. Ostatecznie tak właśnie wygląda, więc taką niech ją zobaczy. Czy to odpowiedni moment? Nie został przewidziany w żadnym scenariuszu na ten wieczór. Ale tak, to właśnie ten moment. Bierze głęboki oddech i najeżdża kursorem myszy na przycisk „akceptuj”. Klika energicznie. Akceptuje. Piętnaście sekund, w ciągu których uruchamiają się ich kamerki, wydaje się jej niezwykle długie. I pełne niepewności. Drży na całym ciele i nie przestaje poprawiać włosów, tak żeby były jak najbardziej proste. Wreszcie obraz, który pojawia się na ekranie, natychmiast rozwiewa przynajmniej jedną z jej dotychczasowych wątpliwości: Paloma jest dziewczyną, w tej kwestii mówiła prawdę. Ma bardzo jasną cerę, jaśniejszą jeszcze niż cera Meri, rumieńce na pyzatych policzkach oraz jasne blond włosy zebrane w gimnastyczny koczek. Nos zadarty. Oczy ogromne, niebieskie i umalowane. Małe usta i okrągły podbródek ozdobiony zabawnym dołeczkiem. Jej wygląd kojarzy się Meri z urodą dziewczyn z Rosji albo z jakiegoś innego kraju Europy Wschodniej. Nie jest to najpiękniejsza dziewczyna świata, jednak jest o wiele ładniejsza od niej.
Meri boi się, że Paloma rozłączy się na jej widok i zniknie z ekranu. Bo pod względem urody ona nie dorasta jej do pięt. Blondynka jednak nie tylko nie znika, ale nawet się do niej uśmiecha. Strona czatu nie umożliwia połączenia głosowego, dlatego nadal piszą do siebie w otwartym oknie. – Cześć! Naprawdę jesteś ruda! – Fakt. A ty naprawdę jesteś dziewczyną. – Jasne, że jestem dziewczyną! Uśmiech, który nie schodzi z jej twarzy, koi nerwy Marii, choć nadal niełatwo jej go odwzajemnić. – Jesteś bardzo ładna – pisze i poprawia okulary. – Ty też! – Ja? Jesteś pewna, że to mnie widzisz? – Oczywiście! – Najwyraźniej mówisz o kimś innym. Z kim jeszcze jesteś połączona przez kamerkę? Może z Edurne21? Palomę rozśmiesza ironia Meri. Gestem ręki prosi ją, żeby chwilę zaczekała. Podnosi się z krzesła i staje pod ścianą. Teraz Meri może jej się przyjrzeć od stóp do głów. Ma na sobie różową piżamę w pajacyki. Jest bardzo niziutka. Ma nie więcej niż metr pięćdziesiąt sześć, może pięćdziesiąt siedem. – Widziałaś? Karlica ze mnie – pisze, wróciwszy do monitora. – A spójrz na to. Teraz, dla odmiany, maksymalnie przybliża twarz do kamerki. María może dojrzeć z łatwością, że jej prawe oko nadal jest podsinione, tak jak pisała jej rano. – To po tym, jak Natalia cię podcięła? – Tak. W dodatku to właśnie przez to oko o siódmej nie było mnie w domu. Musiałam iść do okulisty. – Co się stało? – Około piątej zaczęłam nim widzieć podwójnie i mama zabrała mnie do lekarza. W przyszłym tygodniu muszę zrobić badania. – Ale teraz już widzisz dobrze? – Tak. Zapuścili mi jakieś krople i się poprawiło. Ale powiedzieli, że może wrócić. – Kurczę. Mam nadzieję, że cię wyleczą. – Dzięki. – Czyli to był powód, dla którego mnie wystawiłaś. – Tak. Myślałam, że już nigdy się nie odezwiesz! Czułam się okropnie! Ale mama zmusiła mnie, żebym poszła. Uśmiech Palomy gaśnie. Dwie łzy spływają teraz powoli po jej białej skórze. Pociąga nosem, wyciera sobie twarz rękawem piżamy i ponownie się uśmiecha. María przygląda jej się w zamyśleniu. Ta dziewczyna wywiera na niej niesamowite wrażenie. – Żeby to się nie powtórzyło, dam ci mój numer telefonu. Mam WhatsAppa. – Chcesz mi dać swój numer? – Tak. – Wow! Dzięki! Meri nie może uwierzyć w to, co robi. Ta dziewczyna jest rozczulająca, poza tym nie wątpi już w to, że większość rzeczy, które napisała jej na swój temat, jest prawdą. Ale, z drugiej strony, przecież wcale jej nie zna! Chociaż podoba jej się. Być może nawet za bardzo. Nie chce podawać swojego numeru przez stronę czatu, dlatego bierze flamaster i zapisuje go sobie na lewej ręce. Kiedy kończy, wystawia dłoń do kamerki. Widząc to, Paloma aż podskakuje na krześle. Natychmiast chwyta swój smartfon i wprowadza numer. Za chwilę wybiera go i puszcza Meri sygnał. – Gotowe. – Genialnie! Nawet nie śniłam o tym, że mogłabym mieć twój numer! Taki entuzjazm to coś niezwykłego. María jest zaskoczona ekspresją Palomy i tym, jaka jest
dla niej miła, nawet teraz, kiedy wie już, jak ona wygląda. – À propos śnienia… Jest już po wpół do pierwszej w nocy. – Chcesz iść spać? – Już późno. – Nie idź, proszę. Zostań jeszcze chwilkę. – Wprawdzie jutro jest sobota, ale ja muszę się uczyć. Zaczynają się zaliczenia. – Proszę, Rudzielcu, nie idź sobie. Proszę. – No dobrze. Zostanę jeszcze pół godziny – pisze, uśmiechając się szeroko, po raz pierwszy tego wieczoru. – Wspaniale! Dziękuję! I w euforii zaczyna klaskać. Dla Meri to nowość, że ktoś chce spędzać z nią więcej czasu. Nigdy wcześniej jej to nie spotkało. Podoba jej się to. Po raz pierwszy od dawna czuje się naprawdę dobrze. – I, Paloma, proszę cię, mów do mnie Meri.
ROZDZIAŁ 31
– Dlaczego wy jeszcze nie śpicie? Już późno! – Ciiii. Bárbara i Daniela uciszają brata, który dopiero co zdążył wejść do domu. Bliźniaczki są w swoim pokoju i siedzą na łóżku przykryte kocem. Z uwagą wpatrują się w ekran komputera. Prawie nie mrugają. – Co oglądacie? – Glee – odpowiada Bárbara. – Ale nie gadaj już do nas. – Właśnie. Cicho. To końcówka ostatniego odcinka drugiej serii. – Superciekawa. – Dobra. Już idę. Dobranoc. Tylko nie siedźcie długo. – Ciiii. Raúl na palcach opuszcza pokój sióstr i dyskretnie zamyka drzwi. Co za dzieciaki. Lepiej ich nie denerwować. Idzie do swojego pokoju i zamyka się w nim. Jest bardzo zmęczony. Ale też zmartwiony. Nie miał zamiaru całować Alby. Zaskoczył go ten pocałunek i nie udało mu się go uniknąć. Po co ona to zrobiła? Nigdy wcześniej nie odniósł wrażenia, że jej się podoba. A nawet gdyby tak było, to przecież jest przyjaciółką Valerii. Odkąd się poznały, świetnie się dogadują, musiała wiedzieć, jak Val to przeżyje. W każdym razie to, co się stało, jest bardzo dziwne. Ale w tej chwili jego głównym zmartwieniem jest to, by jego dziewczyna przestała się na niego gniewać. Niełatwo przyjdzie jej zapomnieć o zdarzeniu w parku La Vanguada. I całe szczęście, że nic nie wie o jego wizytach u Elísabet. Gdyby się o nich dowiedziała, oznaczałoby to koniec ich związku. Nigdy więcej by mu nie zaufała. I miałaby całkowitą rację. Fatalnie to rozegrał! A przecież tak bardzo ją kocha… Związek z Valerią to najlepsze, co mu się dotąd przydarzyło. Tymczasem jednak zawsze zachodzą jakieś okoliczności, które komplikują mu życie. Musi odpocząć. Zasnąć. Zamknąć oczy i na kilka godzin zapomnieć o wszystkim. Jednak jest pewna osoba, która chyba nie zamierza mu dziś na to pozwolić. Sygnał. Idzie po swój BlackBerry i czyta: Raúl, wiem, że nie masz ochoty czytać o tej porze wiadomości ode mnie, a już zwłaszcza po tym, co się dziś stało. To wiadomość na WhatsAppie od Alby. Czyta dalej: Chcę Cię tylko przeprosić. Z mojej winy Valeria obraziła się na ciebie. Nie bardzo wiem, czemu Cię pocałowałam. To był impuls. Przykro mi. Impuls. To akurat jest jasne. Ale co go wywołało? Jego instrukcje dla Sama dotyczące tego, jak powinien ją całować, były już zakończone. To, co nastąpiło po nich, było zupełnie zbędne. Nie ma ochoty odpisywać jej w tym momencie. Zrobi to jutro, na spokojnie. Mimo że nie ma pretensji do niebieskowłosej, to jednak czuje się źle przez to, co zrobiła. Powinna zapanować nad tym impulsem. Chłopak kładzie smartfon na stoliku i idzie do szafy po piżamę. Przebiera się nieśpiesznie, nie przestając myśleć o swojej dziewczynie. Co on ma zrobić, żeby mu wybaczyła? Raúl nie odpowiada na wiadomość, którą wysłała mu kilka minut temu przez WhatsAppa. Na pewno jest na nią wściekły. Nie mogło spodobać mu się to, że skradła mu pocałunek. Przede wszystkim dlatego, że była tam Valeria i skończyło się to kłótnią. Czy żałuje? Trochę, ale musiała to zrobić. Zachowała się w ten sposób, bo nadarzyła się okazja. Czasem miłość i przyjaźń wchodzą
sobie w drogę i wówczas zawsze ktoś cierpi. Alba zrozumiała to w ciągu ostatnich tygodni. – Dlaczego do nas nie zadzwoniłaś ani nie odbierałaś komórki? Bardzo się martwiliśmy. – Nie zauważyłam, że się wyłączyła. – Musisz pilnować takich rzeczy. Już mieliśmy dzwonić na policję. – Straszni z was panikarze! – Wiesz przecież, że po tym wszystkim, przez co przeszliśmy, musimy wiedzieć, czy wszystko u ciebie w porządku. – Przecież powiedziałam wam, gdzie, z kim i po co wychodzę. Nie jestem małym dzieckiem! Choćby nawet jej mama myślała inaczej. I Alba rozumie, że się o nią martwi. Dała jej po temu wystarczająco dużo powodów. Ale teraz się zmieniła. Nie jest już przewrażliwioną małolatą. Dostała od życia po głowie i jest teraz silniejsza. Chce żyć swoim życiem, swoim własnym życiem, bez tylu ograniczeń. Tymczasem wszyscy są wobec niej nadopiekuńczy. – Ale jeśli wiesz, że się spóźnisz, to przynajmniej daj nam znać. I spójrz od czasu do czasu, czy masz włączony i naładowany telefon. – Zagapiłam się. Byłam z przyjaciółmi. – To dobrze, że się z nimi spotykasz i że tak świetnie się bawisz, grając w tym filmie. Ale pamiętaj o tym, że… pamiętaj… że… Kobieta nie jest w stanie mówić dalej. Zaczyna szlochać i zakrywa usta dłonią. Alba wie, że źle się wobec niej zachowała. Nie podoba jej się to, że próbują ją aż tak kontrolować, ale nie chce, żeby mama przez nią cierpiała. Podchodzi bliżej i przytula się do niej. – Przepraszam, mamo. Następnym razem będę bardziej uważna. – Bo… nie masz pojęcia… – No już. Wiem. – To nie tak, że nie mam do ciebie zaufania, dziecko. Tylko… – Ciiii. No już, wszystko w porządku. Nie płacz. Przepraszam. Przez dłuższą chwilę stoją przytulone, w ciszy. Jej mama jest bardzo męcząca, ale przecież tak wiele jej zawdzięcza… Chociaż przez długi czas nie czuła się przez nią tak kochana jak teraz. Nie dlatego, że jej tego nie okazywała, ale dlatego, że ona sama nie potrafiła tego zauważyć. Nie uświadamiała sobie, jak wielki wysiłek podjęła ta kobieta, aby mogły być razem. – Dobrze, pójdę już spać. – Ja też. Kocham cię. – I ja cię kocham, Marina. Do jutra. Mama uśmiecha się i opuszcza jej sypialnię. Alba Marina patrzy za nią. Stoi pośrodku pokoju. Bez niej życie nie miałoby sensu. W ciągu ostatnich miesięcy udowodniła jej, że matka adopcyjna może kochać swoje dziecko tak samo, jeśli nie bardziej, jak matka biologiczna. A cierpienie podziałało jak zaprawa, która połączyła je z sobą jeszcze mocniej. Dziewczyna ponownie sprawdza swój BlackBerry. Wciąż brak odpowiedzi od Raúla. Wzdycha. Jutro zrobi to, co musi zrobić. Wygląda przez balkon, zakratowany od kilku miesięcy. Na zewnątrz jest bardzo ciemno, natomiast w jej umyśle, dla odmiany, panuje jasność: rozumie, że to, co robi, jest nie w porządku, ale w imię miłości i przyjaźni musi iść dalej tą drogą. Za dwadzieścia pierwsza. Więcej już nie próbuje. Jeśli Bruno nie ma zamiaru włączyć BlackBerry, to ona nic na to nie poradzi. Próbowała się do niego dodzwonić kilkanaście razy, ale bez skutku. Skoro nie może z nim porozmawiać, to jak ma go przeprosić? Przeszło jej nawet przez myśl, żeby zadzwonić do jego mamy i żeby ona poprosiła go do telefonu. Jednak po głębszym zastanowieniu uznała, że mogłoby to tylko pogorszyć sprawę. Stojąc przed lustrem w łazience myje zęby. Poza chrapaniem jej ojca w domu nie słychać żadnego dźwięku. Ona też za chwilę będzie już spała, bo czuje się kompletnie wyczerpana całym dzisiejszym dniem, a zwłaszcza tym wszystkim, co wydarzyło się wieczorem. I chociaż jej kłótnia z Brunem nie była niczym przyjemnym, to jeszcze gorzej musiała poczuć się Valeria, kiedy Raúl i Alba się pocałowali. Dopiero parę minut temu Ester przypomniała sobie to, co przyszło jej do głowy w czasie powrotu ze szkoły. Wydało jej się wtedy, że niebie-
skowłosej podoba się ich wspólny przyjaciel. Kiedy ją spotkali, spytała wyłącznie o Raúla, o nikogo więcej. To było aż nazbyt oczywiste. Tak naprawdę zawsze to podejrzewała, już od chwili, w której ją poznała, jednak nigdy nie sądziła, że ona mogłaby zrobić coś takiego. I to na oczach Val! To wstrząśnie fundamentami całej ich paczki. Jest jej z tego powodu przykro. Wielka szkoda, ale Odtrąceni nigdy nie będą już tym, czym byli kiedyś. Wypluwa miętową pastę do umywalki i płucze usta. Ponownie patrzy w lustro i uśmiecha się, żeby sprawdzić, czy jej zęby są równie białe jak zawsze. Doskonale. Wreszcie może iść do łóżka. Jakim cudem jej mamie udaje się spać koło taty, kiedy on tak niemiłosiernie chrapie? Wchodzi do swojego pokoju, zamyka drzwi i kładzie się do łóżka. Przykrywa się wszystkimi prześcieradłami i kocami, które ma pod ręką. Jest okropnym zmarzlakiem. Kładzie się na lewym boku i obiema dłońmi zasłania sobie twarz. Co za głupek z tego Bruna! Przez niego czuje się teraz okropnie. Uparty jak osioł! Nie powinna była tak z nim rozmawiać, ale on też nie miał prawa atakować Samuela w taki sposób, wcale go nie znając. Może spróbować jeszcze raz? Nie. Ten uparciuch na pewno nie włączy BlackBerry aż do rana. I lepiej dla niego, żeby wówczas to zrobił, bo wieczorem jedzą razem kolację u niego w domu. Obiecała to jego mamie. Mijają kolejne minuty, a Ester nie przestaje wiercić się w łóżku i myśleć o przyjacielu. Za każdym razem, gdy przekręca się na drugi bok, otwiera oczy z myślą, że powinna zadzwonić do niego jeszcze raz. Ale kiedy je zamyka, zmienia zdanie i rezygnuje. Poza tym, zostawiła smartfon na tyle daleko od łóżka, że teraz przynajmniej może uniknąć sprawdzania go co parę minut. Okazuje się to jednak sporą niedogodnością, kiedy ktoś nagle do niej dzwoni. Natychmiast zrywa się z łóżka, zrzucając z siebie wszystkie przykrycia. Niecierpliwie podbiega do telefonu. Bruno? Nie, to nie on. To… Rodrigo! Waha się, czy odebrać, ale ponieważ nie wie, o co może chodzić, decyduje się wreszcie. – Halo? – pyta zaniepokojona. – Cześć! Jak się miewa moja prześliczna siatkareczka? – Jest prawie pierwsza w nocy. Po co dzwonisz? – Wiesz, bardzo się za tobą stęskniłem. Ton głosu Rodriga natychmiast zdradza Ester, co się dzieje: – Piłeś. – Ja? W życiu! – odpowiada mężczyzna, przeciągając końcowe „u”. – Kocham cię. – Jesteś pijany. – Nie! Nie! Wypiłem tylko… trzy czy cztery szklaneczki rumu z Colą. Nie jestem pijany. W ogóle. – Rodrigo, rozłączam się. – Nie! – Tak. Zamierzam się rozłączyć. – Jestem samotny. Zgubiłem się… i kocham cię. Dziewczyna wraca do łóżka i siada na nim. Na kolanach kładzie sobie poduszkę, a głowę nakrywa prześcieradłem. – Jest bardzo późno. Chcę iść spać. – Nie słyszałaś, co ci powiedziałem? – Słyszałam. Ale nie zamierzam traktować poważnie niczego, co mi powiesz, będąc w takim stanie. – Ester, niezależnie od tego, czy jestem trzeźwy, czy kompletnie zalany… wiem, co do ciebie czuję. A podobno dzieci i pijani zawsze mówią prawdę… W tym przypadku ciężko jej w to uwierzyć. Gdyby ją kochał, nie zraniłby jej tak strasznie. Za tą miłością stoi wyłącznie rum z Colą. – Rodrigo, przestań wygadywać głupstwa i idź do łóżka. – Ale ja nie jestem w domu. Jestem… Nie wiem, gdzie jestem.
– O rany… – Poszedłem się przejść i nie pamiętam nawet, gdzie zostawiłem samochód. – Nie waż się nawet siadać za kierownicą. Złap taksówkę i jedź do domu. Dlaczego ona się o niego martwi? Powinno być jej wszystko jedno. Jeśli chce prowadzić po pijaku, to jego problem. – Posłucham cię, jeśli obiecasz mi, że zadzwonisz do mnie w ten weekend, żeby się umówić. – Nie zamierzam do ciebie dzwonić ani nic ci obiecywać. – Dlaczego jesteś dla mnie taka okrutna. Przecież ja tak bardzo cię kocham. – Ty mnie nie kochasz. – Właśnie, że tak. Zawsze cię kochałem – zapewnia, szlochając. – Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję tego, co zrobiłem. – Już o tym rozmawialiśmy. Przecież ci wybaczyłam. – Ale ja muszę… cię zobaczyć. Potrzebuję twojego uczucia. Ester nie wie już, co ma robić. Ta bezsensowna wymiana zdań zamienia się w błędne koło. Będzie musiała skłamać, żeby zostawił ją w spokoju. – Niech będzie. Obiecuję, że jeśli weźmiesz teraz taksówkę i pojedziesz do domu, to zadzwonię do ciebie w weekend i się umówimy. – Naprawdę? – Tak, naprawdę. – Ale nie wycofasz się później, prawda? W końcu obiecałaś. – Tak, obiecałam. A teraz jedź do domu. – Dobrze. Zrobię to, o co prosi mnie dziewczyna, którą kocham najbardziej na świecie. Ester czuje się, jakby rozmawiała z małym dzieckiem, z pięciolatkiem, który nie zje brokułów, dopóki mu się czegoś nie obieca. – Rodrigo, idę spać. – W porządku. Dziękuję, że zgodziłaś się ze mną chwilkę porozmawiać. – Nie ma za co. – Ester. – Co? – Nawet jeśli mi nie wierzysz albo myślisz sobie, że za dużo wypiłem, to ja i tak cię kocham. Taka jest prawda. – Dobranoc – mówi i zanim Rodrigo ma czas jeszcze coś odpowiedzieć, naciska środkowy przycisk smartfona i przerywa połączenie. Gdyby nie to, że obok śpią jej rodzice, zaczęłaby krzyczeć. Wrzeszczałaby bardzo głośno, ze wszystkich sił. Tylko tego jeszcze brakowało jej do dopełnienia dzisiejszego dnia. Co gorsza, ma przeczucie, że Rodrigo zadzwoni ponownie. Dlatego też wycisza telefon i kładzie go jak najdalej od łóżka, na jednej z książek stojących na najwyższej półce biblioteczki. Wraca do łóżka i przykrywa się. Układa się na prawym boku i zamyka oczy. Teraz już nie tylko z winy Bruna nie będzie mogła zasnąć. Bo, choć nie chce się do tego przyznać, w jakimś niewielkim zakątku jej serca uczucie do Rodriga zdołało przetrwać.
ROZDZIAŁ 32
– Mamo, nie wierzę, że mnie tu zaciągnęłaś. – To na pewno poprawi ci humor. – Dlaczego nie powiedziałaś mi, że… Że idą do rozgłośni Dreams FM! Do programu Marcosa del Río! Wpadła w ich zasadzkę! Najwyraźniej spiker musiał rozmawiać o tym z jej mamą i powiedział jej, że dziewczyna odrzuciła jego zaproszenie. – Gdybym cię uprzedziła, to nie byłoby nas tu teraz. – Pewnie że nie! – woła Valeria i pozdrawia siedzącą w recepcji studia dziewczynę. – Kiedy udało ci się porozmawiać z Marcosem? Bo, o ile dobrze pamiętam, w kawiarni ani na chwilę nie odczepił się ode mnie. – Rozmawialiśmy przez WhatsAppa. – Powiedz mi, że to nieprawda… – To równie pewne jak fakt, że jestem twoją matką. – Dałaś mu swój numer? – Tak, przez Twittera. Obserwuje mnie. A ja jego. Valeria przeciąga dłonią po twarzy, a następnie po włosach. Obserwuje ją! I ona mówi to ot tak sobie, nonszalancko, jakby to było nic takiego. To… to… oburzające! Jej matka przesadnie wtyka nos w jej sprawy. – Dlaczego się obserwujecie? – Polubiliśmy się. – Jak to? – Słuchaj, mam chyba prawo mieć przyjaciół, nie? – Mamo, nie miałaś prawa mnie… Dziewczyna milknie jednak w połowie swej skargi i wpatruje się w ubranego w ciemną marynarkę i czarną koszulkę chłopaka, który zmierza w ich stronę wąskim korytarzem. Niewykluczone, że to najelegantsza osoba, jaką w życiu widziała. – Wspaniale, że jesteście! – woła on, i zaraz nachyla się, żeby objąć i ucałować w pierwszej kolejności Marę, a w następnej Valerię. – To będzie wyjątkowy program. Dziękuję, że przyszłyście mimo tak późnej pory. – To my dziękujemy za zaproszenie – z promiennym uśmiechem odpowiada kobieta. – Tak, bardzo dziękujemy – niemrawo dodaje dziewczyna. Córka zdecydowanie nie dorównuje Marze poziomem entuzjazmu. To prawda, że miała dużą ochotę być przy realizacji tego programu, musi to przyznać. Jednak, z drugiej strony, czuje, że nie powinna tu teraz być. Nie tylko dlatego, że dała się tak podejść swojej mamie, ale przede wszystkim dlatego, że będzie musiała ukryć to przed Raúlem. Z jednej strony, tak przeżywa to, co zrobił jej chłopak, a z drugiej sama też nie jest święta. Chociaż pocałunek z inną to cięższa zbrodnia niż pójście do radia na zaproszenie prowadzącego audycję. Nawet jeśli zrobi się to w tajemnicy. Marcos prowadzi Valerię i Marę do pokoju, w którym realizowany jest program. Pomieszczenie jest raczej niewielkie. Najwyraźniej rozgłośnia nie dysponuje imponującym budżetem. Przy konsolecie siedzi już Sito, chłopak odpowiedzialny za emisję. Marcos dokonuje prezentacji i prosi, żeby się pośpieszyły, bo za dwie minuty, o pierwszej, rozpocznie się Muzyka między słowami. – Chodźcie, tędy – zaprasza, otwierając przed nimi ciężkie drzwi. – Mamy być w środku?
– Pewnie, że tak. Valerii pachnie to kolejną zasadzką. Chyba nie każą jej brać udziału w programie? Jeśli tak, to padnie tam trupem! Dla odmiany, jej mama jest zachwycona. Wszyscy troje wchodzą do pomieszczenia, w którym siedzi już wyposażony w gitarę młody chłopak z bródką. – Pablo, to są Valeria i Mara, przyszły posłuchać i zobaczyć, jak grasz. Maro, Valerio, to jest Pablo, nasz dzisiejszy wykonawca. Nie ma czasu na powitania, siadajcie i zakładajcie słuchawki. Kobieta i chłopak z bródką spełniają bezpardonowe polecenie Marcosa. Val wzdycha i również zajmuje miejsce za jednym z mikrofonów. Następnie zakłada leżące najbliżej niej słuchawki. Spiker siada na krześle stojącym pośrodku i daje znak chłopakowi za konsoletą. Ten wskazuje na zegar. Dwunasta pięćdziesiąt dziewięć. Do godziny pierwszej w nocy brakuje jeszcze dwudziestu sekund. – Niczym się nie przejmujcie. Kiedy o coś was zapytam, odpowiadajcie na luzie. Czujcie się jak u siebie. – Co?! Mamy brać udział w programie?! – wykrzykuje Valeria, która już wcześniej coś podejrzewała. – Oczywiście. Skoro już tu jesteście… Ale na razie… Ciiii. Nic nie mówcie, bo właśnie zaczynamy. Wchodzimy za cztery, trzy, dwa, jeden… I powoli podnosi dłoń, prosząc Sito, aby podkręcił muzykę. Rozbrzmiewa dżingiel Muzyki między słowami. Zaczyna się program! Valeria, wściekła, wykonuje ręką jakieś gesty w kierunku swojej mamy, ale ta tylko uśmiecha się i wskazując słuchawki, które sama ma na uszach, daje córce do zrozumienia, że również powinna słuchać muzyki. Marcos opuszcza rękę i utwór My way cichnie powoli, żeby przejść w spokojną melodię, stanowiącą tło dla aksamitnego głosu spikera: – Wczoraj mówiliśmy o przeznaczeniu. O tym, czy to możliwe, że nasza przyszłość jest już gdzieś zapisana. Oddaliśmy wam głos, byście opowiedzieli nam trudne do uwierzenia historie, które wam się przydarzyły, historie, które zdawały się pochodzić raczej z książek niż z życia i w których sploty wydarzeń okazywały się czasem niewiarygodne. Dzisiaj natomiast porozmawiamy o niespodziankach. Bo czasami, czy to samo przeznaczenie, czy to okoliczności, ludzie, a nawet zwierzęta, robią nam niespodzianki. Opowiedzcie nam o tym. Opowiedzcie nam o największej niespodziance, jaka przydarzyła się wam w życiu. Poza tym, dziś mamy piątek, noc muzyki na żywo. Jest z nami wspaniały artysta, który zagra na gitarze i zaśpiewa dla was wszystko, o co go poprosicie. Pablo wykona piosenki, które wy zechcecie komuś zadedykować. 1 proszę, żebyś pierwszą piosenkę zaproponowała dziś ty, Valerio. W momencie, w którym Marcos spogląda na Valerię, podnosząc do góry kciuk, ona zastanawia się właśnie, czy nie najlepiej byłoby wleźć pod krzesło. Czerwieni się tak bardzo, że wygląda, jakby lada chwila miała eksplodować. I im bardziej jej policzki stają się szkarłatne, tym bardziej powiększa się przy tym biała plama w jej mózgu. Bełkocze coś tylko, niezdecydowana. – Esos ojos negros7, Duncana Dhu. – Słyszał pan, maestro. Da się zrobić? – Oczywiście. – Fenomenalnie, posłuchajmy zatem tej przepięknej piosenki z lat dziewięćdziesiątych. Dobry wieczór, ja nazywam się Marcos del Río, a wy słuchacie Muzyki między słowami. – I gestem ręki oddaje głos chłopakowi siedzącemu po jego lewej stronie. Pablo bierze gitarę, uderza pierwszą nutę i zaczyna wykonywać piosenkę, o którą go poproszono. Tymczasem Marcos ruchem ręki prosi chłopaka zza konsolety o wyciszenie mikrofonów jego oraz Valerii. Podjeżdża na krześle bliżej dziewczyny i szepcze jej do ucha: – Nie przejmuj się. To tylko trema. Wszystkim nam czasem się to zdarza. Przepraszam, że postawiłem cię w takiej sytuacji. – Jesteś… – Ciiii. Nie mów tak głośno, bo będzie cię słychać…
– Zastawiliście na mnie pułapkę. – Nic takiego. Ale całe szczęście, że twoja mama odpowiedziała za ciebie – mówi Marcos ściszonym głosem. I uśmiecha się do Mary, która odwzajemnia mu się tym samym. – Chcę stąd wyjść. – Nie możesz. Jesteśmy na antenie. – Właśnie, że mogę. – Daj spokój, nie bądź taka. Wyluzuj się i ciesz się programem. – Wolę słuchać go przez radio. W domu. – Wspaniale. Mamy kolejną słuchaczkę. Zawsze od poniedziałku do piątku o pierwszej. I pogłaskawszy ją po ramieniu, odjeżdża z krzesłem na swoje miejsce. Valeria wzdycha kilkakrotnie. Nie podoba jej się jego postawa. I nie ma ochoty tu być. Przecież słucha jej teraz cała Hiszpania! Miliony słuchaczy! No dobrze, może trochę przesadza, może program ma trochę mniej liczną publiczność. Jakieś kilkaset osób. Ale ona i tak nie odważy się odezwać do mikrofonu. Dlaczego on jej to robi? Nie będzie mówił jej, co ma robić. Jeśli chce sobie iść, to sobie pójdzie! Podnosi się z krzesła, spogląda na matkę i daje jej znak, że wychodzi. Na migi, Mara gani ją i pokazuje, że ma zostać na swoim miejscu. Pablo gra dalej, a Marcos z szerokim uśmiechem obserwuje matkę i córkę. Bawi się podwójnie dobrze. Piosenka wybrzmiewa w samym środku niemej dyskusji między dwiema zaproszonymi. Valeria ponownie siada i zakłada słuchawki na uszy. – Genialnie. To była urzekająca wersja – komentuje Marcos, puszczając oko do muzyka. – Podobało ci się, Valerio? Znowu? Znowu! Jak zwykle, policzki jej płoną, jednak tym razem duma bierze w niej górę nad nieśmiałością. – Tak. Bardzo mi się podobało. Jesteś świetny. – Dziękuję – odpowiada Pablo z ukłonem. – Bardzo mi miło. – Cieszę się, że tobie również się podobało. Ta wspaniała melodia przywodzi mi na myśl mnóstwo pięknych wspomnień. Dawna miłość… czarne oczy o przenikliwym spojrzeniu… Ale to już temat na inny program, w którym pomówimy o ludziach, w których byliśmy kiedyś zakochani. Czarne oczy… Fantazja czy rzeczywistość? Głos Marcosa jest niczym jedwabna nić. Nie sposób mu się nie poddać. Jest taki aksamitny. W dodatku chłopak doskonale potrafi się nim posługiwać. Zniża go i podnosi dokładnie wtedy, kiedy trzeba. Brzmi doskonale. – A co było największą niespodzianką, jaka spotkała w życiu ciebie, Valerio? – Mnie? Cóż… to, że biorę dziś udział w twoim programie jest jedną z większych – wyznaje, kręcąc przy tym głową z dezaprobatą i starając się ukryć napięcie. Marcos wydaje z siebie krótki kontrolowany śmieszek, dokładnie odmierzony i mieszczący się w stonowanej formule programu. – To świetnie. Wobec tego szczerego wyznania mojej przyjaciółki Valerii, przekażmy głos pierwszej osobie, która się dziś do nas dodzwoniła. Dobrze? Dobry wieczór, z kim rozmawiamy? Chłopak znów się uśmiecha i na znak aprobaty pokazuje Valerii skierowany w górę kciuk. Dziewczyna zdejmuje słuchawki i uśmiecha się również. W jej przypadku jest to jednak raczej nerwowy grymas. Po drugiej stronie stołu jej matka dalej nie rezygnuje ze swoich zwariowanych gestów, tym razem niosą one jednak pozytywne przesłanie. Przeklęty Marcos del Río, razem ze swoją karmą i przeznaczeniem! Chociaż, ostatecznie, wcale nie jest aż tak źle. I chociaż Valeria prawie się już więcej nie odzywa, to bawi się naprawdę dobrze, słuchając dalszej części programu, który trwa przez kolejne dwie godziny, które coraz bardziej przybliżają ich do świtu.
ROZDZIAŁ 33
– I tą oto ostatnią piosenką w wykonaniu goszczącego dziś u nas artysty żegnamy się do poniedziałku. Życzę wam, żebyście mieli udany weekend i żebyście korzystali z życia, bo nie istnieje żaden dostatecznie dobry powód, by tego nie robić. Dobrej nocy. Rozbrzmiewa dżingiel programu i zegar wskazuje godzinę trzecią. Marcos zdejmuje słuchawki i palcami przeczesuje włosy. – Wyszło świetnie – mówi do Pabla, podnosząc się, by mu pogratulować. – Byłeś fantastyczny. Jesteś prawdziwym artystą. Bardzo dziękuję, że przyszedłeś. Valeria i Mara także wstają i gratulują chłopakowi z bródką, który przez cały wieczór nie wypuścił z rąk gitary. W czasie, gdy kobieta rozmawia z muzykiem, Marcos prosi Valerię, by poszła za nim. – Dobrze się bawiłaś? – Nawet. – Chcesz powiedzieć, że to było pozytywne doświadczenie? – Tak. Było nieźle. Ludzie mają niesamowite pomysły i mnóstwo rzeczy do powiedzenia. Niektórzy, gdybyś im nie przerwał, mogliby gadać do jutra. – To osoby, które czują się samotne. – Domyślam się. I potrafią docenić to, że poświęcasz im trochę czasu i uwagi. – Muzyka między słowami to taki życiowy program dlatego, że tworzą go sami słuchacze. Lubię słuchać, co mają do powiedzenia. Dziś było wesoło i dobrze się bawiliśmy, ale czasami od ich opowieści prawie pęka ci serce. Moim celem jest to, żeby słuchacze mogli wyżalić się na antenie, żeby wyrzucili z siebie to, co noszą w środku i przede wszystkim żeby uświadomili sobie, że niezależnie od tego, jak źle sprawy by nie stały, zawsze istnieje coś, co może nas uszczęśliwić. Ma rację. Chociaż czasem problemy przysłaniają to, co ktoś ma w sobie dobrego i pozytywnego. Ona na przykład miała dziś kiepski dzień. Mimo to na te dwie godziny zupełnie się od wszystkiego oderwała. Zapomniała o pocałunku Raúla z Albą i o kłótni ze swoim chłopakiem. Program okazał się wspaniałym antidotum na jej gniew i rozczarowanie. – Dokąd idziemy? – Do mojej garderoby. – Jak to? Jakiej garderoby? Marcos uśmiecha się i otwiera jakieś drzwi po prawej stronie korytarza. Zaprasza Valerię do środka. Dziewczyna nie bardzo orientuje się, w czym rzecz, ale wchodzi. Spiker podąża za nią i zapala światło. – Witaj w mojej garderobie! Znajdują się w małej klitce, w której stoi jedynie stary fotel oraz drewniany stół z krzesłem. Nie ma tu nawet okna, przez które można by wpuścić trochę powietrza. – Słusznie się zdziwiłam, słysząc, że spiker ma garderobę. – Niewykluczone, że wielkie radiowe sławy rzeczywiście je mają. Ale my, pracując w tej skromnej rozgłośni, zadowalamy się czymś takim – mówi, otwierając jedyną szufladę stolika. – Ale się nie skarżymy. Chłopak wyciąga maleńki album fotograficzny i wręcza go Valerii. – Co to jest? – Sama zobacz. Dziewczyna otwiera książeczkę. Już pierwsza strona sprawia, że musi się uśmiechnąć, ale jednocześnie czuje się zaskoczona. Zdjęcie przedstawia papużkę siedzącą na obręczy i wyglądającą identycznie jak Wiki.
– Jest taka sama! – Tak jak mówiłem. – Ale… to niemożliwe. Valeria w osłupieniu przewraca kolejne strony. Wszystkie zawierają fotografie tego samego ptaszka. Nierozłączki są do siebie podobne, ale ta i jej Wiki są jak dwie krople wody. Mają identyczne kolory. To jest Wiki! – No dobrze. Czy teraz przekonałaś się, że to właśnie przeznaczenie chciało, żebyśmy się poznali? – A dlaczego wczoraj, kiedy uciekła i usiadła na twoim ramieniu, nie powiedziałeś mi, że to twoja papużka? – Bo teraz mieszka z tobą. – Co z tego? Przecież należy do ciebie! – Papużki południowoamerykańskie, czy też nierozłączki, należą do tego, do kogo zechcą. A ostatecznie i tak nie należą do nikogo. Dziewczyna jeszcze raz przegląda wszystkie fotografie – nawiasem mówiąc, bardzo dobre – by przekonać się, że to nie żadna sztuczka. Chociaż na początku nie sądziła, by ta historia mogła okazać się prawdziwa, teraz musi przyznać, że najwyraźniej Marcos rzeczywiście powiedział jej prawdę. – Jak to możliwe, żeby Wiki uciekła akurat w momencie, w którym ty przechodziłeś koło mojego domu? I żeby poleciała prosto do ciebie, jak po śladach. No i że ja cię spotkałam! To jakieś wariactwo! – Nadal nie wierzysz w przeznaczenie? – Trudno uznać to za normalne. – Każdego dnia uznajemy za normalne zdarzenia o wiele bardziej niezwykłe, które nawet nas już nie dziwią. Codziennie zdarzają się cuda: rodzą się dzieci, pada śnieg, dwoje ludzi zakochuje się w sobie… – Ale to… wydaje mi się takie nieprawdopodobne! – Zycie pełne jest takich zbiegów okoliczności. Już ci to tłumaczyłem. Tak, tłumaczył jej, ale ona mu nie uwierzyła. No bo jak, u diabła, mogła mu uwierzyć! Ale teraz nie ma już innego wyjścia, niż przyjąć, że Wiki to Yuni i vice versa. I jeśli uzna ostatecznie, że on mówi prawdę, to co powinna dalej robić? Jaką rolę w jej życiu ma do odegrania Marcos? – Myślę, że już czas, żebyśmy zbierały się do domu – mówi, oddając mu album ze zdjęciami. – Jest już późno, a jutro… – Valerio. – Słucham. W tym momencie jego uśmiech zupełnie ją rozbraja. Zna go dopiero od wczoraj, jednak ma wrażenie, że minęło już znacznie więcej czasu. Ten facet ma charakter i bardzo interesujący sposób bycia. W dodatku jest uroczy, elegancki i świetnie skacze przez płot. – Chciałbym poprosić cię o przysługę. – Tak…? – Wiesz już chyba, że możesz mi zaufać, prawda? – Po tej jeździe, którą mi dziś zafundowałeś, powiedziałabym raczej, że wręcz przeciwnie – odpowiada dziewczyna, nie tracąc jednak dobrego humoru. – Masz rację. Ale ostatecznie bawiłaś się dobrze i udało ci się przezwyciężyć lęk przed mówieniem do mikrofonu. – Nie bądź taki pewien – odpowiada Val, bacznie go obserwując. Wciąż lekko ją onieśmiela. – No, ale do sedna, co to za przysługa? Marcos siada na stole i przez kilka chwil wpatruje się w nią w milczeniu. Aż wreszcie wyparowuje: – Chcę, żebyś pozowała mi do sesji zdjęciowej. – Że co? Jeszcze nie zwariowałam! – To tylko kilka zdjęć. Myślę, że wyszłyby świetne. Masz bardzo fotogeniczne rysy.
– Moja mama cię o to poprosiła? Dziewczyna świetnie pamięta, że wczoraj, zanim wysłuchały w radiu programu, wypłynął właśnie ten temat. Nie jest modelką. Nie jest też jakoś wyjątkowo ładna ani nie ma super figury. Jest najnormalniejszą dziewczyną na świecie i nawet z daleka nie przypomina fotomodelki. Marcos wzrusza ramionami i uśmiecha się pod nosem. – Trafiłaś. – W prywatnej wiadomości na Twitterze? – Skąd wiesz? – Znam moją mamę od urodzenia – odpowiada, dumna z własnego dowcipu. – Ale nie chodzi tylko o to, że Mara mnie o to poprosiła, zapewniam cię. Przyszło mi to do głowy już w pierwszej minucie, kiedy tylko cię zobaczyłem. – Strasznie bym się krępowała. Nie nadaję się do tego. – Wystąpić w radiu też się krępowałaś. – Naprawdę się do tego nie nadaję. Nie podoba mi się, jak wychodzę na zdjęciach. Głównie dlatego, że nie jestem zbyt zadowolona z tego, jak wyglądam. – Moim zdaniem jesteś śliczna. Komplement zawstydza ją jeszcze bardziej. Na pewno to tylko zwykłe pochlebstwo, ale bardzo spodobał jej się sposób, w jaki to powiedział. – No nie wiem. Kiepsko bym to zniosła. – Już moja w tym głowa, żebyś dobrze się bawiła – zapewnia Marcos z przekonaniem. – Jestem pewien, że zdjęcia wyszłyby genialnie. – Jak te Yuni-Wiki? – Nawet lepsze. – Bo bez obręczy i drewnianych drążków? – To już zależy od ciebie. W każdym razie nie chcę, żebyś przyszła do mnie do domu ani żebyśmy się spotykali sam na sam. – Nie? – Znaczy, tak. Ale… Val znowu czerwieni się po uszy. Co za koleś! Nie przepuści żadnej okazji, żeby wyprowadzić ją z równowagi. – Byłeś na dobrym torze. – Tak? – Powiedzmy. Ale już to schrzaniłeś. – Wiem, że masz chłopaka, tego Raúla. I że nie przyjdziesz do mnie do domu, żeby on się nie pogniewał. Ale… możemy zobaczyć się jutro w Retiro. To wymarzone miejsce na sesję zdjęciową. – W Retiro? – Tak. Zapowiadają na jutro słońce. A w całym Madrycie nie ma miejsca, w którym słońce świeci piękniej niż właśnie tam. Spotkamy się… o dwunastej? Ta propozycja nie ma w sobie nic nieprzyzwoitego. A Val nabrała już do niego więcej zaufania. Poza tym zdjęcia mogłyby być prezentem dla jej chłopaka, kiedy na początku maja będą świętować pół roku trwania ich związku. W dodatku, jeśli Raúl dowie się o tym wszystkim, będzie się mogła tłumaczyć, że nic mu nie powiedziała, bo przygotowywała dla niego prezent. – Będę mogła dostać odbitkę każdego zdjęcia? – Nawet po dwie, jeśli zechcesz. – Naprawdę? – Oczywiście. – No dobrze, w takim razie widzimy się jutro o dwunastej w Retiro. Marcos zeskakuje z drewnianego stołu, na którym siedział. Zbliża się do Valerii i wyciąga rękę, aby uścisnąć jej dłoń. Ona namyśla się przez chwilę i w końcu również podaje mu rękę w mocnym uścisku. – Doskonale. Widzimy się w południe przy Pałacu Kryształowym.
– Dobrze. Będę. Tylko się nie spóźnij. – Nigdy się nie spóźniam. – Lepiej, żeby to była prawda – ostrzega go na wpół żartem, na wpół serio. – A teraz muszę już zabrać moją mamę i iść do domu, bo inaczej jutro będę miała takie sińce pod oczami, że nawet Photoshop nic nie pomoże.
SOBOTA
ROZDZIAŁ 34
– Od ilu godzin już rozmawiamy? Meri patrzy na zegar w komputerze i zdaje sobie sprawę, że zbliża się szósta. Niedługo wzejdzie słońce! – Od wielu! – Uśmiecha się, kiedy to pisze. Nie czuje już skrępowania, okazując przy niej radość. Spędziły całą noc pisząc do siebie przy włączonej kamerce, opowiadając sobie różne historie, dzieląc się sekretami, wymieniając przemyśleniami i śmiejąc się od czasu do czasu. Zarówno María, jak i Paloma czują, że są teraz kimś innym niż w momencie, gdy zaczynały tę niekończącą się wirtualną rozmowę. – Gdyby mama mnie przyłapała, to chyba by mnie zabiła – pisze blondynka, która jakiś czas temu rozpuściła swój koczek i teraz włosy opadają jej luźno na ramiona. – Za to ja wstanę ledwo żywa i cały dzień będę chodzić jak zombie. A przecież mam się uczyć! – To pouczysz się w niedzielę. – Chyba położę wszystkie przedmioty w tym trymestrze. – No coś ty. Jesteś bardzo mądra. – A w dodatku muszę napisać pracę z angielskiego. Podsumowanie wszystkich tematów. I zadzwonić do ojca, żeby się z nim umówić. – Aż tyle tego? – No właśnie. Za dużo. A nasza rozmowa raczej nie pomoże mi się na tym skoncentrować. – To moja wina. – Nie! To wcale nie twoja wina. – Żałujesz, że przegadałaś ze mną całą noc? Meri przygląda się dziewczynie, w której oczach, po tylu godzinach spędzonych przed komputerem, widać już zmęczenie. Paloma patrzy w kamerę z zawiedzionym wyrazem twarzy. – Nie, nie żałuję niczego, co zrobiłam tej nocy. – Jesteś pewna? – Całkowicie pewna. – Całe szczęście. Bo już się przestraszyłam – pisze, znów pięknie się uśmiechając. – W takim razie mogę ci coś zaproponować? – Co chcesz mi zaproponować? – Skoro okazało się, że tak dobrze się rozumiemy i że jesteśmy do siebie takie podobne, to chciałabym się z tobą jakoś spotkać. Oczywiście, jeśli ty też zechcesz. Po tym, co właśnie napisała, Paloma nie ma odwagi podnieść wzroku na Meri. Jest zawstydzona i ogarnia ją panika na myśl o tym, co może odpowiedzieć przyjaciółka. María jednak od kilku już godzin myślała o tym samym. Na początku nie brała nawet pod uwagę takiej możliwości. Jednak z minuty na minutę, w miarę jak zaczynała czuć się z nią coraz swobodniej i coraz lepiej ją poznawać, zaczęła nabierać na to ochoty. Chociaż wydawało jej się to trochę pochopne. To niezbyt normalne, umawiać się z kimś, kogo dopiero się poznało. Przynajmniej dla niej, bo ona nie zalicza się do takich zwariowanych osób. Jednak widzi ją przez kamerkę i spędziła bezsennie całą noc, rozmawiając z tą dziewczyną i zdradzając jej rzeczy, o których myślała, że na zawsze zachowa je dla siebie… I tak siedzi już w tym wariactwie po uszy… Po raz kolejny zdecydowała się zaryzykować, ale tym razem ryzyko się opłaciło. Ta wideo rozmowa to najlepsze, co jej się przydarzyło od dawna. Jednak kolejny krok będzie trudniejszy: okaże się, czy będąc przy niej, może czuć się równie swobodnie jak za pośrednictwem komputera, a jeśli tak, to będzie zmuszona zaryzykować
jeszcze więcej. I to już naprawdę ją przeraża. – Dobrze. – Tak? Mówisz serio? Chcesz, żebyśmy się umówiły i spotkały w realu. – Tak. Bardzo chętnie. – O kurczę. Dziękuję. Myślałam, że nie zechcesz – pisze, nie przestając przygryzać warg, na których utrzymuje się jeszcze ślad po upadku spowodowanym przez Natalię. – No to się pomyliłaś. Jasne, że chcę. – Niesamowicie się cieszę. – Kiedy chcesz się spotkać? – Nie wiem. W przyszłym tygodniu? – A dzisiaj? – Dzisiaj? – Tak. Prześpimy się trochę i spotkamy się po południu. – Poważnie? Przecież masz milion rzeczy do zrobienia! – No tak. Ale mój tata zostaje do jutra, więc mogę się z nim zobaczyć przed samym jego wyjazdem do Barcelony. I, jak się dobrze zastanowić, to przez cały dzień będę tak niewyspana, że i tak nie dam rady się uczyć. Więc, jeśli masz ochotę, to możemy spotkać się dziś po południu. – Dla mnie super. Strasznie się cieszę! Dokąd chcesz iść? – Ja zaproponowałam termin, więc ty podaj miejsce. Paloma w zamyśleniu wkłada sobie palec do ust. Wydaje się Meri urocza w tym geście. Jest niewinna, dziecinna i sympatyczna. Ale właśnie taka jej się podoba. W pewnym sensie przypomina jej Ester, chociaż nie jest równie ładna jak ona. Wpatruje się w Palomę zamyślona, podczas gdy ona stara się podjąć decyzje. Nie potrzeba jej na to wiele czasu: – W Starbucksie na Callao, OK? – Pasuje mi. – Tak? Genialnie! – woła, szeroko otwierając oczy. – O piątej? – Dobrze, o piątej. Ależ mam ochotę na truskawkowe frappuccino! Paloma tryska radością. A jej entuzjazm jest wręcz zaraźliwy. Jak to możliwe, że ta dziewczyna ma problemy z zaadaptowaniem się w nowej szkole? Jest bardzo miła i nawet na chwilę nie przestaje się uśmiechać. Meri nie może sobie wyobrazić, że ktoś ośmiela się ją obrażać, i czuje nagły przypływ wściekłości na tych, którzy źle ją traktują. Obydwie przez chwilę nic nie piszą, tylko patrzą na siebie przez kamerki. Wreszcie ruda uznaje, że czas się pożegnać: – Myślę, że powinnam już pójść do łóżka. – Tak. Ja też muszę się położyć. Mam strasznie zmęczone oczy, a nie chcę, żeby mama znów zabrała mnie jutro do okulisty. – Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. – Spokojnie, tym razem już cię nie wystawię. Obiecuję. Paloma krzyżuje palce wskazujące i serdeczne obu dłoni i całuje je. Kolejny z jej wielu gestów, o których Meri będzie dziś śniła. – Miło było cię poznać. Świetnie spędziłam czas na rozmowie z tobą. – Cała przyjemność po mojej stronie, Rudzielcu. – Meri. – Rudzielcu Meri – poprawia się i puszcza do niej oko. – Ja też wspaniale spędziłam czas. Ale wiem, że jak trochę się prześpię i spotkam wreszcie z tobą, będzie jeszcze fajniej. I, przybliżając się do kamerki, Paloma przesyła jej pocałunek. María czuje się poruszona. Nie bardzo wie, co robić. Ona nie jest taka wylewna i nigdy wcześniej nie robiła czegoś podobnego. Chociaż ma na to ochotę. Wstaje z krzesła i również ofiarowuje jej swoje usta. – Ale tylko w policzek, nie? – Jasne! Tak samo jak mój! Za kilka minut wzejdzie słońce i noc się skończy. Meri modli się, żeby to wszystko nie oka-
zało się tylko snem. Czy można zakochać się w kimś, kogo zna się wyłącznie za pośrednictwem monitora? Nie słyszała jeszcze nawet jej głosu! Czuje motyle w brzuchu, ale muszą to być chyba jakieś zdradliwe motyle. To wszystko jakieś jedno wielkie szaleństwo. – Widzimy się niebawem. Miłego dnia. – Miłego dnia. I tak jak na początku tej rozmowy obie napisały do siebie jednocześnie, tak i teraz niemal w tym samym momencie obie wyłączają kamerki i opuszczają czat. Zadna z nich nigdy nie zapomni tego marcowego dnia, w którym po raz pierwszy się pocałowały. Wprawdzie tylko w policzek, w dodatku na odległość, ale ostatecznie był to przecież pocałunek.
ROZDZIAŁ 35
Łaskotanie w nos każe jej otworzyć oczy, chociaż natychmiast zamyka je znowu. Kilka sekund później jej mózg, po zebraniu i przetworzeniu uzyskanych informacji, dochodzi wreszcie do wniosku, że coś tu jest nie tak. Dziewczyna ponownie podnosi powieki i widzi chłopaka siedzącego koło niej na łóżku z piórkiem w dłoni. – Cześć, księżniczko! – woła Raúl i pochyla się, żeby ją pocałować. Valeria nic z tego nie rozumie. Co on tu robi? Pozwala mu się pocałować i siada na łóżku. – Cześć – odpowiada zaskoczona, przeciera oczy i znów na niego patrzy. – Która godzina? – Dziesiąta. – Dziesiąta! – wykrzykuje z przestrachem. – To dlaczego nie jesteśmy jeszcze w szkole? – Bo dziś sobota. To dobry powód. Jednak w jej głowie nadal wszystko jest jakieś niewyraźne. Przeciągając się, usiłuje złożyć w całość rozproszone fragmenty. Poprzedniego wieczoru… Poprzedniego wieczoru była w radiu przy realizacji programu Marcosa del Río! Poszła spać nad ranem… i przecież umówiła się z nim na dwunastą w Retiro! – Ale co ty tutaj robisz? Jak tu wszedłeś? – pyta, nie mogąc ukryć wielkiego ziewnięcia pomiędzy jednym a drugim zdaniem. – Otworzyłem drzwi kluczem. – Jak to? Skąd miałeś klucz? – Po drodze zahaczyłem o Constanzę. Twoja mama uprzedziła mnie, że późno się wczoraj położyłaś i że na pewno będziesz jeszcze spała. Dzięki temu zwykła niespodzianka zamieniła się w niespodziankę podwójną. – Niespodzianka? Jaka niespodzianka? – Nie czujesz zapachu? Dziewczyna wciąga głęboko przez nos powietrze i teraz dopiero wyczuwa wyraźny, odurzający aromat, który pociąga ją niemal równie mocno jak siedzący na jej łóżku chłopak. – To czekolada? – Zgadza się. Poza tym przyniosłem też churros! – Tak? Cudownie! – woła i rzuca się na niego, żeby go uściskać. Padają razem na łóżko i leżą na boku. – Bardzo dziękuję. – Czy to znaczy, że już mi wybaczyłaś? Czy mu wybaczyła?… Cholera, rzeczywiście! Film, Alba, skradziony pocałunek, kłótnia przed wejściem do domu… Faktycznie musiała mocno spać. Zapomniała nawet o tym, że była śmiertelnie obrażona na swojego chłopaka za to, co zrobił. Chyba to zbyt wczesna godzina, żeby móc być obrażoną. Chociaż nie chce darować mu tego tak łatwo. Ostatecznie pocałunek z inną to poważne przewinienie. – Cóż… Nie wiem. – Proszę cię, skarbie. Jeśli nie ogłosimy zawieszenia broni, to wystygnie nam czekolada. Przykro mi. – Chodzi o to, że… Jednak zanim zdąży całkowicie mu przebaczyć, przerywa jej poranny trel papużki. Raúl podchodzi do klatki i ściąga z niej materiał, którym była przykryta. – Cześć, maluszku – odzywa się, jakby mówił do niemowlaka, po czy wydaje z siebie gwizd. – Ty też chcesz, żeby twoja pani wreszcie mi wybaczyła? – To jest szantaż. Wiki ćwierka i kiwa łebkiem.
– Widzisz, nawet ona tego chce. – Rano zawsze kiwa łebkiem w ten sposób, kiedy odkrywam jej klatkę. Cieszy się na widok światła. – A ja sądzę, że mnie zrozumiała. Te ptaszki są wyjątkowo sprytne. Sprytne? Gdyby tylko wiedział, jak bardzo… Ten na przykład zdołał uciec i odnaleźć swojego poprzedniego właściciela. Czy to na pewno nie był jakiś podstęp? Im dłużej o tym myśli, tym bardziej nieprawdopodobna wydaje jej się ta historia, chociaż jednocześnie umacnia się w niej przekonanie, że to rzeczywiście przeznaczenie zdecydowało o wszystkim, co się wydarzyło. Może jednak Marcos ma rację i naprawdę nie było to dziełem przypadku? Po raz kolejny zaczyna ziewać; nie może uwierzyć, że znowu myśli o spikerze. Jest zbyt śpiąca, żeby mieć jasny umysł. – Bystre jak bystre, ale bez wątpienia niegrzeczne – stwierdza, podchodząc do klatki. Kiedy patrzy na swoją pupilkę, ta ustawia się dokładnie na wprost niej i również się w nią wpatruje. Gwiżdżą jednocześnie, jak gdyby powtarzając razem wyuczoną na pamięć melodię. Raúl patrzy na nie z uśmiechem. To, co czuje do swojej dziewczyny, jest niezwykle silne. I z każdym dniem wzrasta w nim coraz bardziej: ma ochotę ją całować i pieścić każdy kawałeczek jej skóry. Powinien był za wszelką ceną nie dopuścić do tamtego pocałunku i nigdy nie ukrywać przed nią odwiedzin w szpitalu i w domu u Eli. Jednak na naprawienie tych rzeczy jest już za późno. A on nie chce jej stracić. Wkłada rękę pod piżamę Valerii i pieści jej plecy od dołu do góry. Boi się, że poprosi go, aby przestał. Jednak Valeria nie protestuje. Jej skóra jest gorąca. Palce Raúla docierają aż do jej szyi, po czym wracają do punku wyjścia. Żadne z nich nic nie mówi, słychać jedynie trele papużki, która wciąż nie może nacieszyć się faktem, że dla niej również wyszło dziś słońce. Zarumieniona dziewczyna zapomina wreszcie o swoim zwierzątku i odwraca się, żeby spojrzeć Raúlowi w oczy. – Nigdy w życiu nie waż się już pocałować innej. I nie czekając na jego odpowiedź, wspina się na palce bosych stóp i całuje go w usta. Oddech obojga staje się bardziej przyspieszony i niekontrolowany niż podczas większości ich ostatnich pocałunków. Bo ten jest wyjątkowy. Kiedy się rozdzielają, przestrzeń między nimi znów wypełnia coś magicznego. – Wybaczyłaś mi tylko dlatego, że przyniosłem ci churros i zrobiłem czekoladę, prawda? – Świetnie mnie znasz. Idą razem do kuchni, gdzie czeka już przygotowana przez Raúla taca. Teraz chłopak nalewa czekoladę do filiżanek i ustawia je na tej tacy obok wielkiego pudełka pełnego churros. Valeria czuje, że ślinka napływa jej do ust. Zaczyna wydawać z siebie okrzyki pełne emocji. – I pomyśleć, że według przysłowia, to droga do serca mężczyzny prowadzi przez żołądek. Czyżbyś miała w sobie też męski pierwiastek? – No wiesz! Co ty wygadujesz?! Dziewczyna daje mu kuksańca w ramię, tak że taca o mały włos nie wypada mu z rąk. Raúlowi jednak udaje się zachować równowagę i dotrzeć do salonu. Siadają na sofie, na której tyle już razem przeżyli. – Wiesz, kiedy kupowałem churros, przyszła mi do głowy nowa gra – oznajmia chłopak, wręczając Valerii filiżankę. – Nowa? Znowu coś zabawa w „równowagę pocałunku”? – Hmm. Ta jest inna, chociaż równie słodka. – Nie chcę skończyć upaćkana czekoladą! – Spokojnie. Przy tym się specjalnie nie poplamisz – mówi Raúl, wstając i uśmiechając się do niej szelmowsko. – Nazwałem ją Zakochany Kundel. – Jak ta kreskówka Disneya? – Właśnie. Pamiętasz scenę ze spaghetti? – Coś kojarzę, ale nie całkiem. Chyba tego nie widziałam. – Tak przypuszczałem. Raúl wychodzi z salonu i kieruje się do pokoju Valerii. Po chwili wraca z jej laptopem.
– Po co go przyniosłeś? – Żeby pokazać ci scenę, która mnie zainspirowała. Chłopak znów siada obok i obejmuje ją. Odpala laptop i wchodzi na YouTube. W wyszukiwarkę wpisuje: „Zakochany Kundel spaghetti” i klika w trzeci z kolei wynik. Adres strony to: https://www.youtube.com/watch?v=YPQllZbI_S8 Play. Valeria ogląda z uwagą. We włoskiej restauracji pojawia się śpiewający i grający na akordeonie kelner, a tuż za nim kolejny, z mandoliną. Zuzia i Hultaj, siedząc za stołem przy gwiazdach i świetle świecy, jedzą spaghetti z jednego talerza. Kolacja przebiega zupełnie normalnie do momentu, w którym oba pieski chwytają tę samą nitkę makaronu i wciągają ją, każdy z przeciwnej strony, aż w końcu ich mordki stykają się w pocałunku. – Ooooch! Jakie słodkie! – woła dziewczyna i składa usta w dzióbek. – Ale co ty chcesz właściwie zrobić? – Zaraz zobaczysz. Raúl bierze jednego churro i wkłada go sobie do ust. Nie dotykając go rękami, pochyla się, by umoczyć go w czekoladzie. Następnie, uważając, by niczego nie poplamić, podsuwa go Valerii. – Mam ugryźć? Chłopak potwierdza ruchem głowy i mamrocząc przez zęby oraz używając gestów, prosi ją, by nie wypuszczała churro z ust, kiedy już go ugryzie. Valeria stosuje się do instrukcji i gryzie koniec, pokryty czekoladą. – Nie wypuszczaj – przypomina Raúl. Val posłusznie trzyma koniec w ustach. – Teraz twoja kolej. Zamocz go w czekoladzie. Dziewczyna powtarza ten sam manewr. Pochyla się bez użycia rąk. Następnie podaje czekoladowego churro Raúlowi, który gryzie go i przytrzymuje w ustach, by nie spadł. Powtarzają to jeszcze raz i ich usta spotykają się wreszcie w krótkim pocałunku. Dziewczyna uśmiecha się. – Wszystko pięknie, ale kto wygrywa? – pyta, przeżuwając. – Nikt nie wygrywa. – Jak to nikt nie wygrywa? W takim razie to nie jest żadna gra! – Jasne, że to gra! – Skoro nie ma wygranych, to nie ma gry. – W takim razie wygraliśmy oboje – uznaje Raúl. – Może być? Wkłada w usta kolejnego churro, moczy go w czekoladzie i podsuwa swojej dziewczynie, która tylko się uśmiecha. – Myślisz, że po kolacji między Zuzią i Hultajem doszło do czegoś więcej? – pyta Valeria, po czym wkłada palec do filiżanki z czekoladą, wyjmuje go i pieści nim najpierw podbródek, a następnie szyję Raúla. Chłopak wzrusza ramionami, a za chwilę przebiega go dreszcz. I kolejny, jeszcze silniejszy, kiedy dziewczyna ściąga z siebie górę od piżamy a następnie odgryza większą część churro, który tym razem spada Raúlowi na podłogę. – Czy to jakiś nowy wariant gry? – Tak. To ta część, której nie pokazali w filmie. – Ach ten Disney… I upiwszy jeszcze jeden łyk czekolady, Valeria obejmuje swego chłopaka za szyję i proponuje mu na ucho inny rodzaj gry, w której oboje byliby wygranymi i oboje otrzymaliby prawdziwą nagrodę.
ROZDZIAŁ 36
Ani na Twitterze, ani na Facebooku, ani na czacie Tuenti. Na Whats-Appie też nie. Ten głupek Bruno ani do niej nie napisał, ani nawet nie włączył telefonu. A jest już jedenasta! Ester wcale się nie podoba, że przyjaciel postanowił zapaść się pod ziemię. Przecież muszą się dogadać w kwestii dzisiejszej kolacji u niego w domu! Uparty! Obrażalski! Bezmyślny! Nie wie, że ona przez niego cierpi? Może właśnie o to mu chodzi. Może on chce, żeby czuła się źle. Jeśli tak, to już udało mu się to osiągnąć! Wprawdzie wczoraj nie zachowała się w stosunku do niego zupełnie fair, ale on też nie jest w porządku, nie dając jej nawet szansy na to, by mogła z nim porozmawiać i go przeprosić. To jego milczenie ją wykańcza. Chodzi po pokoju, słuchając piosenek Bruna Marsa i nucąc po cichu. Zaczyna denerwować się coraz bardziej. W porządku: jeśli przed wyjściem na obiad z kuzynką i z Alanem wciąż nie będzie miała od niego wieści, zadzwoni do jego mamy. Tak właśnie zrobi! Tymczasem zaś spróbuje się skoncentrować i pouczyć trochę do przyszłotygodniowych klasówek. Matematyka? Ta akurat idzie jej najgorzej, na równi z francuskim. Dlatego na nią właśnie się decyduje. Bierze swoje notatki i ćwiczenia i siada przy biurku. Przegląda powoli kolejne strony, żeby zorientować się, jaki materiał ma obejmować sprawdzian z drugiego trymestru. Wciąż nie rozumie wielu z tych zadań, a inne… przypominają jej o nim. Trzeba być idiotką, żeby wziąć się akurat za naukę ulubionego przedmiotu chłopaka, z którym ma się taki problem i nie można go rozwiązać; przedmiotu, w którym on właśnie jej pomagał! Ester zamyka zeszyt z uczuciem frustracji i kładzie się na biurku, opuszczając głowę na notatki. Tęskni za nim. W ciągu ostatnich czterech miesięcy spędzali razem mnóstwo czasu… Po incydencie z Meri to on stał się jej najlepszym przyjacielem i właściwie jedyną osobą, do której ma zaufanie. Chociaż teraz zaczęło dziać się coś, o czym nie może mu powiedzieć, bo ma to związek z nim samym, a dokładniej z ewolucją jej uczuć do niego. Strasznie to wszystko zagmatwane. Chciałaby wreszcie mieć jasność w kwestii własnych uczuć. Czy Bruno jest dla niej po prostu przyjacielem, czy może rzeczywiście chciałaby od niego czegoś więcej? W piosenkach Bruna Marsa też nie znajduje odpowiedzi na to pytanie. Znów wstaje i spacerując po pokoju to w jedną, to w drugą stronę, zastanawia się, czego najlepiej się pouczyć przed wyjściem. Czegoś łatwego, przy czym nie będzie musiała dużo myśleć. Etyki? Etyki. Materiał na sprawdzian to tylko trzy strony. Doskonale. Siada z powrotem i zaczyna przeglądać notatki. Kiedy kończy czytać trzecią stronę, rozlega się dzwonek do drzwi. Rodzice są w domu, więc ona nie musi wychodzić. Jednakże za chwilę jej mama puka i wchodzi do pokoju. – To do ciebie. – Do mnie? – Tak. Jakiś chłopak, który mówi, że był twoim trenerem siatkówki. Powiedziałam mu, żeby zaczekał na dole. Rodrigo! Znowu przyszedł do niej do domu? Czego chce tym razem? Wczoraj w nocy dzwonił do niej pijany, żeby zapewnić ją o tym, że ją kocha. Najwyraźniej nie zamierza zostawić jej w spokoju.
– Zejdę na moment. – Ester – mówi mama, idąc za nią. – Wszystko w porządku? – Tak, to nic takiego. Strasznie dawno go nie widziałam. Pewnie był w okolicy i wpadł się przywitać z jedną ze swoich najlepszych byłych zawodniczek – odpowiada z uśmiechem, udając, że nic się nie dzieje. Nikt poza Brunem nie wie o tym, co wydarzyło się tych kilka miesięcy temu: o tamtym związku ani o tym, jak zachował się wobec niej Rodrigo, wyrzucając ją z drużyny i ze swojego życia. Dziewczyna schodzi na dół aż do wyjścia z budynku. Widzi go przez szybę, opartego o ścianę przy samych drzwiach. Ester otwiera i staje oko w oko z Rodrigiem, który przedstawia sobą w tej chwili dosyć żałosny widok. – Cześć. Dziękuję, że zeszłaś się ze mną zobaczyć. Przepraszam, że cię nachodzę – mówi, próbując pocałować ją w policzek. Nie udaje mu się to jednak, gdyż dziewczyna odsuwa się, robiąc unik. Nie potrzeba wybitnej inteligencji, by zorientować się, że wczorajszej nocy nie dotarł jednak do domu. Jest rozczochrany i nie pachnie najlepiej. Ma na sobie granatową marynarkę, a pod nią białą koszulkę, na wpół wpuszczoną, na wpół wyciągniętą ze spodni, prująca się i brudną. – Dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju? Jeszcze ci mało po wczorajszym? – Właśnie dlatego przychodzę. Żeby cię przeprosić i porozmawiać o… – odpowiada zachrypniętym głosem. – Możemy gdzieś usiąść, żeby napić się kawy albo…? – Nie. Nigdzie się z tobą nie wybieram. – To chociaż usiądźmy. Nie zajmę ci dużo czasu. Dziewczyna wzdycha. Lepiej odejść trochę dalej stąd, na wypadek, gdyby zeszła jej mama albo tata. Wprawdzie wiedzą, że jest z nim, ale lepiej, żeby nie przyglądali się Rodrigowi zbyt uważnie. Zwłaszcza w tym stanie. – Dobra. Chodźmy na skwerek, tu obok. – Dzięki. – Zaczekaj moment. Ester wciska guzik domofonu i uprzedza swoją mamę, że wróci za pięć minut. Kobieta zgadza się, choć niechętnie. Idą razem w milczeniu. Skwer jest tuż za rogiem. Stoi tam kilka wolnych ławek, więc kierują się do najbliższej. Mężczyzna czeka, żeby ona usiadła pierwsza, a następnie zajmuje miejsce tuż koło niej. Ester odsuwa się trochę i unika patrzenia mu prosto w oczy. – Jestem beznadziejny – zaczyna Rodrigo. – Wcale ci się nie dziwię, że masz mnie dosyć. – Bo zachowujesz się jak nienormalny. – Wiem. Trochę się pogubiłem. – Rodrigo, wczoraj w nocy zadzwoniłeś do mnie kompletnie zalany. I sam zobacz, jak się prezentujesz w tej chwili. Chłopak obrzuca sam siebie ironicznym spojrzeniem. – Nie wyglądam zbyt wyjściowo, co? – Tragicznie – stwierdza Ester, kręcąc głową. – Dlaczego nie wziąłeś taksówki i nie pojechałeś do domu, jak ci radziłam? – Radziłaś mi coś takiego? – Jasne. Nie pamiętasz? – Nie pamiętam nic poza tym, że do ciebie dzwoniłem. Cała reszta jest kompletnie zamazana. Chociaż domyślam się, że to nie był dla ciebie przyjemny telefon. Mam rację? – Masz rację. Nie był. – Przepraszam. Nie powinienem był tego robić. – I nie pamiętasz nic poza tym, że do mnie dzwoniłeś? – Nic. Obudziłem się na trawniku w jakimś parku. – A twój samochód? – Zaparkowany kawał drogi dalej. Jestem kompletnie beznadziejny.
Ester znów zaczyna mu współczuć. Nie powinna, ale nie potrafi tego uniknąć. W tej chwili wydaje się taki bezbronny… Tylko ona i Bruno wiedzą, przez co musiała przejść z jego winy. Tylko że ten chłopak wydaje się nie mieć nic wspólnego z tamtym, który prawie ją wykorzystał i który rzucił w nią w szatni buteleczką perfum. Nie przypomina też zresztą tamtego Rodriga, w którym się zakochała – przystojnego trenera, tak zdecydowanego i pewnego siebie. – Zawsze możesz się zmienić. – Już się zmieniłem. Żałuję tego, jaki byłem, i tego, jak zachowałem się wobec ciebie – tłumaczy, opierając łokcie na kolanach. – Zresztą wczoraj już ci to wszystko powiedziałem, nie chcę być upierdliwy. Na pewno masz już dość po wczorajszej nocy. – Zapomnijmy o wczorajszej nocy. Nic już na to nie poradzisz. Najważniejsze, że nie wsiadłeś do samochodu. Idź teraz do domu i odpocznij parę dni. Trochę ją wzrusza smutny uśmiech Rodriga. Patrzy mu teraz w oczy i zdaje sobie sprawę z tego, że on naprawdę cierpi. Albo jest świetnym aktorem. – Jesteś taka dobra. Jesteś najlepszą osobą, jaką znam. – Daj spokój, nie podlizuj się. – Taka jest prawda, Ester. Każda inna kazałaby mi się odwalić. A ty siedzisz tu ze mną, wysłuchując bzdur, które wygaduję. – Nie mów tak. – To pieprzona prawda. Nie jestem nikim więcej niż typem bez przyszłości, który potrafi tylko robić i wygadywać same idiotyzmy. – Ze łzami w oczach, dodaje: – I jestem zakochany w niewłaściwej osobie. – Rodrigo. – Spieprzyłem to. Upokorzyłem cię. Ale wtedy to nie byłem ja. Ty mnie kochałaś pomimo różnicy wieku i pomimo to, że czasem zachowywałem się jak dzikus. Kochałaś mnie. Jak mogłem być takim dupkiem, żeby potraktować cię w taki sposób. Chłopak zaczyna podnosić głos i Ester źle się z tym czuje. W jednej chwili dziesiątki wspomnień napływają jej do głowy. – Rodrigo, powinieneś iść już do domu. – Ty nic już do mnie nie czujesz? Nie ma już w tobie ani odrobiny uczucia? – Oczywiście, że jest. Ale… strasznie mnie skrzywdziłeś. Nadal mam koszmary przez niektóre z tych wspomnień. – Przykro mi, naprawdę. Nie wyobrażasz sobie nawet, jak bardzo. Ale ja się zmieniłem. I jestem w tobie zakochany bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Siedząc na ławce, przysuwa się teraz bardzo blisko niej. Ester próbuje znów się odsunąć, ale on wyciąga rękę i chwyta jej dłoń. Nie jest przy tym brutalny, jednak dziewczyna wstaje przestraszona. – Wcale nie jesteś we mnie zakochany. Czujesz się zagubiony i dlatego wydaje ci się, że mnie kochasz. – Oczywiście, że jestem zakochany. Mam pewność co do własnych uczuć. I chcę je udowodnić. – Na to już za późno, Rodrigo. O wiele za późno. – Nie! Wcale nie jest za późno. Przecież jesteś tu teraz ze mną, a ja… ja się zmieniłem. – Muszę już iść do domu. – Zjedz dziś ze mną kolację i sama się przekonasz, że mówię prawdę. Zmieniłem się i naprawdę cię kocham. Ester nie tylko mu nie wierzy, ale nawet nie chce mu wierzyć. Jak on może prosić ją o coś takiego? – Nie. – Proszę. Jeśli po tej kolacji nie będziesz chciała mnie już więcej widzieć, to raz na zawsze zostawię cię w spokoju. Tylko daj mi szansę. – Nie, Rodrigo. Nie zamierzam iść z tobą na kolację – powtarza, wytrzeszczając oczy. Chłopak kiwa głową na potwierdzenie, że zrozumiał, i podnosi się również.
– W porządku. Rozumiem. Zachowywałem się jak psychol i teraz muszę za to odpokutować. – Nie chodzi o to… – Właśnie o to chodzi. I myślę, że na to zasłużyłem. Na to, że mnie wyrzucili, i na to, że ty mnie nie chcesz. Dostałem to, o co najwyraźniej sam się prosiłem. Ester nie wie, co powiedzieć. Rodrigo płacze, mówiąc jej to wszystko, i chociaż ona czuje się przez to fatalnie, to w żaden sposób nie może go pocieszyć. – Przykro mi, Rodrigo – mówi zmartwiona. – Idę do domu. Moja mama na pewno zaczyna się już martwić. – Jasne. Dziękuję, że poświęciłaś mi chwilę. Obiecuję, że więcej nie będę już do ciebie dzwonił, ani pijany, ani trzeźwy. Znów brakuje jej słów. Żegna się z nim gestem ręki i opuszcza skwer. Odchodzi, nie patrząc za siebie, w głębokim przekonaniu, że postąpiła słusznie. Ale mimo to czuje się źle. Nie znosi widzieć nikogo w takim stanie. Naprawdę bardzo kochała Rodriga i w dalszym ciągu jeszcze w jej sercu żarzą się resztki tamtego uczucia. Obiecał jej, że więcej nie zadzwoni. Oznacza to zamknięcie ostatniego rozdziału historii, obfitującej w przykre i piękne sytuacje. Niemniej jednak, niektóre historie mają jeszcze swój epilog. Czy ta również będzie do nich należeć?
ROZDZIAŁ 37
Przyjdziesz dziś do nas na obiad? Moi rodzice robią paellę i bardzo chcą, żebyś wpadł. Czuj się zaproszony. Taką wiadomość przez WhatsAppa otrzymał Raúl od Eli, siedząc w łóżku Valerii, podczas gdy ona brała prysznic. Nie wie, co odpisać. Bardzo ceni rodziców przyjaciółki, ale po tym, jak właśnie pogodził się ze swoją dziewczyną, nie chce znowu jej okłamywać. Kiedyś wreszcie będzie musiał z tym skończyć, niezależnie od tego, jak trudno przyjdzie mu podjąć tę decyzję. I bez względu na to, co zdecyduje, będzie musiał ponieść konsekwencje. – Jesteś jakiś zamyślony – stwierdza Val, wchodząc do pokoju, owinięta w niebieski ręcznik. Podchodzi do niego i całuje go w policzek. Chłopak uśmiecha się i chowa BlackBerry w kieszeni spodni. – Myślałem o tobie. – Tak? O czymś szczególnym we mnie? – pyta, opuszczając trochę ręcznik, dokładnie tyle, żeby sporo zasugerować, niczego jednak nie odsłaniając. – O tym, gdzie się podziało tamto dziewczątko z jasnymi pasemkami, które rumieniło się nawet wtedy, gdy pytałem je o godzinę. – Jest tutaj. Razem z tobą. Razem ze mną. Ona sama nie może się nadziwić temu, jak bardzo zmieniła się pod niektórymi względami w czasie tych kilku miesięcy. On bardzo j ej w tym pomógł. Nabrała przy nim pewności siebie, choć w wielu sytuacjach nadal się czerwieni. Wciąż jest nieśmiała i wie, że nigdy nie pozbędzie się tej cechy do końca, jednak cały czas robi znaczące postępy. Właściwie w kontaktach z Raúlem zdołała już całkiem przezwyciężyć nieśmiałość, również w tych najbardziej intymnych aspektach związku. – Mówiłem ci już, że cię uwielbiam, prawda? – Nie mam nic przeciwko temu, żebyś powtarzał mi to, kiedy tylko zechcesz. Chłopak gestem zaprasza ją, żeby usiadła mu na kolanach. Valeria przyjmuje zaproszenie i zaplata dłonie na jego szyi. Cała pachnie szamponem. Raúl całuje ją powoli, zmysłowo. I jednocześnie jedną ręką pociąga za ręcznik, żeby obnażyć jej ciało. – Skarbie, właśnie wzięłam prysznic – protestuje dziewczyna, przytrzymując materiał, żeby się osłonić. – Co z tego? – No… Chłopak jednak nie pozwala jej odpowiedzieć i zamyka jej usta swoimi. Ręcznik ląduje na podłodze. Nic już nie przeszkadza wędrować dłoniom Raúla po ciepłej i gładkiej skórze Valerii. Delikatnie kładzie ją na łóżku i klęka nad nią. Przygląda jej się z pożądaniem. Jednak Valeria wymyka mu się jednym zwinnym ruchem i staje na podłodze. Podnosi ręcznik i znów się w niego zawija. – Nieee! – woła chłopak z rozczarowaniem. – Taaak! – Nie masz ochoty zrobić tego jeszcze raz? – Wielką, ale nie mam na to czasu. Muszę wyjść. – Co? Dokąd idziesz? Valeria patrzy na zegarek w swoim BlackBerry i widzi, że jest już jedenasta dwadzieścia. O dwunastej ma się spotkać z Marcosem del Río w Retiro. Musi się pośpieszyć. Jednak nie może o tym powiedzieć Ra-úlowi. Nic więc nie odpowiada, tylko otwiera szafę. W co powinna się ubrać?
– Umówiłaś się z kimś? – dopytuje się Raúl, zdziwiony reakcją Valerii. – Nie twoja sprawa. – Jak to nie? Przecież jesteś moją dziewczyną. – I to daje ci prawo wiedzieć zawsze, dokąd idę i z kim się spotykam? – Myślę, że tak. – Tak? – pyta uśmiechnięta, a następnie wyciąga z szafy czarną koszulkę, biały sweterek i jasnoniebieskie dżinsy. – A ty może o wszystkim mi opowiadasz? Rozmawiają pół żartem, pół serio, jakby bawili się w wykrywacz kłamstw. – Nie o mnie teraz rozmawiamy – odpowiada chłopak, również z uśmiechem. – Brak odpowiedzi też jest odpowiedzią. – Nie sil mi się tu na aforyzmy! – A ty nie udzielaj wykrętnych odpowiedzi! – Wykrętnych? Od kiedy używasz takich słów? – Od kiedy, od kiedy, gram z tobą w Angry Words! Raúl wybucha śmiechem. Valeria również rozpogadza się i podchodzi do niego kokieteryjnym krokiem. Wygląda na to, że ujdzie jej to na sucho. Udało jej się wystarczająco odwrócić jego uwagę. Nie chce jednak, by miał wobec niej wątpliwości. – Kochanie, możesz mi zaufać – zapewnia, głaszcząc go po twarzy. – Dowiesz się wszystkiego w odpowiednim czasie. – W porządku. Ufam ci. – Dziękuję. Bardzo cię kocham – mówi i całuje go. – Ja ciebie też. – Świetnie. W takim razie lepiej się już ubiorę. – Mogę zostać i popatrzeć? Valeria zgadza się i znów podchodzi do szafy. Otwiera szufladę z bielizną i wyciąga z niej stringi w kolorze koszulki oraz biustonosz do kompletu. Zrzuca ręcznik na ziemię i puszcza do Raúla oko. To jedna z tych rzeczy, których nauczyła się przez ostatnie miesiące – nie wstydzić się przed nim swojej nagości. Udało jej się przezwyciężyć kompleksy. Chociaż musiała w to włożyć wiele pracy. – Podobam ci się w tym? – pyta, pozując przed nim przy zakładaniu bielizny. – Bardzo. Podchodzi do chłopaka i daje mu kolejnego całusa. Raúl uśmiecha się niewyraźnie. Ma do niej zaufanie, jednak nie może zrozumieć, dlaczego nie powie mu, dokąd się wybiera. Z drugiej strony, woli mimo wszystko nie nalegać. On sam ma do ukrycia znacznie więcej i jeśli zacznie ją za mocno naciskać, rozmowa może wejść na niepożądane tory. Uwielbia obserwować ją, gdy się ubiera. W milczeniu, siedząc na łóżku, podziwia jej kształty. – Zjesz obiad w Constanzie? – Nie wiem. Chyba tak. Dlaczego? – Z ciekawości. Potrzebował tej informacji. Musi odpowiedzieć Eli, czy do niej przyjdzie. Wcale nie ma na to ochoty, ale… W każdym razie, Val najwyraźniej nie planuje umówić się z nim na obiad, a zatem droga wolna. – A ty, co będziesz robił? – Chyba pójdę do domu i się pouczę. Przez tę całą akcję z filmem całkiem olałem przygotowanie do sprawdzianów. Valeria spogląda na niego i przytakuje kiwnięciem głowy, zapinając jednocześnie dżinsy. Ona też niewiele się uczyła przez kilka ostatnich dni. Będzie musiała porządnie przysiąść, bo inaczej położy wszystkie przedmioty. Ale to dopiero jutro. Chociaż źle się czuje, oszukując Raúla, to jednak cieszy ją, że jej chłopak ma zamiar zostać w domu i nie proponuje jej wspólnego wyjścia na obiad. Dzięki temu będzie mogła zostać w Retiro tyle czasu, ile Marcos będzie potrzebował na zrobienie sesji. To nie jest jakieś wielkie kłamstwo. Raczej niewinne. Ostatecznie te zdjęcia mają być
prezentem dla niego z okazji ich jubileuszem. – Poczekaj tu, a ja pójdę zrobić makijaż. – Masz zamiar się umalować? – Tak, ale delikatnie – odpowiada i po raz kolejny całuje go w usta. – Spokojnie, wiem, że nie lubisz, kiedy mam mocny makijaż. Po kolejnej serii pocałunków wychodzi z pokoju i idzie do łazienki. Raúl w zamyśleniu pociera podbródek. Na dodatek zamierza się umalować! Dokąd ona wychodzi? Taka tajemniczość to u niej coś nowego. Niepokoi go, że nie chce mu powiedzieć, co ma zamiar robić. Niewykluczone, że to taka jej małą zemsta za to, co stało się wczoraj wieczorem. Może chce, żeby on też trochę pocierpiał. W każdym razie musi się z tym pogodzić i nie zadawać więcej pytań. Wykorzystując nieobecność Valerii, ponownie wyciąga BlackBerry i odpisuje Elísabet: Powiedz swoim rodzicom, że przyjdę i chętnie spróbuję waszej paelli. Będę o drugiej. Zastanawia się jeszcze przez chwilę, czy wysłać tę wiadomość, ale w końcu wciska odpowiedni przycisk i wysyła. Odpowiedź przyjaciółki przychodzi natychmiast. Genialnie! Sam zobaczysz, że wychodzi im przepyszna. To na razie. Buziak. Kasuje wiadomość od Eli zaraz po jej przeczytaniu. Nic z tego, co przysyła mu przyjaciółka, nie ma prawa przetrwać na jego smartfonie dłużej niż pół minuty. Ostrożności nigdy za wiele. Gdyby Valeria odkryła, że ją oszukuje, to byłaby katastrofa. Znów ogarnia go poczucie winy. Ona na to nie zasługuje. Tak niesamowicie ją kocha… A gdyby tak opowiedzieć jej o wszystkim? To byłby koniec. Ale może zarazem początek czegoś lepszego – autentycznego i opartego na szczerości związku. I mógłby spokojnie sypiać w nocy. Elísabet była przyjaciółką Val, jej najlepszą przyjaciółką. Może więc jego dziewczyna nie odebrałaby tego aż tak źle. A może właśnie tym gorzej. Powiedzieć jej? Słyszy ją, jak nuci piosenkę Está en mi garganta8 Sidonie. Nie śpiewa najlepiej. Raúl uśmiecha się, wstaje z łóżka i idzie do łazienki. Przez przymknięte drzwi obserwuje twarz Valerii w lustrze. Tuszuje sobie właśnie rzęsy. Jest prześliczna. Chłopak powoli otwiera drzwi i podchodzi do niej. Oplata ją w pasie ramionami i całuje w szyję. – „Mówię z tobą, lecz się krztuszę, cały drżę i przerwać muszę. Ty coś mówisz, nie rozumiem…” – śpiewa ona. – „Kocham cię”! – Raúl dośpiewuje koniec zwrotki i odwraca Valerię, żeby pocałować ją w usta. Co z tego, że oboje fałszują i że w ich wykonaniu piosenka nijak ma się do oryginału? Nie ma to dla nich żadnego znaczenia, bo w tej chwili, na tej małej przestrzeni, ważny jest tylko smak ich ust, temperatura ich uczucia i dotyk ich ciał. Jedyne, co się liczy, to ich miłość, poddana próbie kłamstw, kłamstewek i półprawd. – Ja też cię kocham – mówi Valeria, a jej umalowane oczy lśnią z emocji. Czy to odpowiedni moment, żeby powiedzieć jej o Eli? Raúl wpatruje się w nią, równie wzruszony jak ona. Obejmuje ją i widzi się w lustrze. Powinien powiedzieć jej, co się dzieje. Powinien wytłumaczyć jej, że wszystko zaczęło się od niewinnej przyjacielskiej wizyty, ale później zdarzenia przybrały nieprzewidziany obrót i nie mógł się już z tego wyplątać. Powinien tysiąckrotnie przeprosić ją za ten brak szczerości. Na kolanach błagać ją, żeby wybaczyła mu ten straszny błąd. Mimo wszystko, nie ma odwagi tego zrobić. Czuje się niezdolny do tego, by powiedzieć jej, że zje dziś obiad w domu Elísabet ani że w czasie tych czterech miesięcy nie było ani jednego tygodnia, w którym by jej nie odwiedził. Brak mu na to odwagi. Czule gładzi ramiona Valerii, w czasie gdy ona kończy się malować. Raúl ma świadomość swojego tchórzostwa, lecz nie potrafiłby nawet sobie wyobrazić tej burzy zranionych uczuć i złamanych serc, która rozpęta się w tę sobotę.
ROZDZIAŁ 38
Wyszedł ze swojego pokoju tylko na śniadanie. Mniej więcej godzinę temu wypił szklankę Cola Cao i zjadł kilka herbatników. Nie rozmawiał ani z mamą, ani z młodszym rodzeństwem, które z dnia na dzień robi się coraz bardziej uciążliwe. Tego sobotniego ranka Bruno ma ochotę jedynie odizolować się od świata. Wciąż jeszcze nie włączył swojego BlackBerry. I na razie wcale nie nosi się z takim zamiarem. Wie, że jeśli to zrobi, to znajdzie na nim nieodebrane połączenia od Ester i pewnie jeszcze jakieś wiadomości. Nie może ulec pokusie. Postanowił, że za wszelką cenę odzwyczai się trochę od swojej przyjaciółki, a nie uda mu się tego osiągnąć, jeśli będzie ulegał słabościom. Dużo go kosztuje ograniczenie z nią kontaktu, ale musi to zrobić. Ma obsesję! Jeśli tego nie zmieni, sam sobie zrobi krzywdę, i to o wiele większą jeszcze niż do tej pory, kiedy będąc wciąż przy niej, ukrywał swoje uczucia. Obiecał, że nigdy nie zostawi jej samej, ale jego siły się wyczerpały. Od kilku tygodni nie może już sobie z tym poradzić. Meri ma rację. Z całą pewnością, kiedy on poszedł sobie z parku La Vaguada, Ester dalej świetnie się bawiła z tym Samem. Co za zarozumiały i antypatyczny dupek. Ilekroć o tym myśli, robi mu się słabo. Jednak ani nie może, ani nie chce się w to mieszać. Nie po tym, jak przyjaciółka potraktowała go zeszłego wieczoru. Jej wyrzuty przypominają mu się co chwila i sprawiają, że czuje się okropnie. Była wobec niego niesprawiedliwa. Musi przestać myśleć o tym wszystkim i znaleźć sobie jakieś zajęcie, dzięki któremu czas zacznie płynąć szybciej. Czuje, że ten weekend będzie naprawdę długi. O nauce nie ma mowy. Nie ma też ochoty na grę na Play Station. Poczytać coś? Nie. Przynajmniej nie książkę. A może wyjść z domu po jakieś czasopismo? Piłkarskie albo koszykarskie. Mógłby też zrobić zakład sportowy. Cokolwiek, byle tylko nie myśleć cały czas o niej. Bierze z portfela dziesięć euro i woła, że wychodzi na chwilę. Jego mama wygląda za nim, ale nie ma nawet czasu, żeby spytać go, dokąd idzie. Dzień jest ładny i słoneczny, w sam raz na spacer po Madrycie. Wieje przyjemny, rześki, typowo wiosenny wietrzyk. Zabrał ze sobą odtwarzacz muzyki. Zespół La Ley de Darwin i ich California grają teraz w jego słuchawkach na cały regulator. Gdyby tylko mógł znaleźć się teraz w Kalifornii albo w Nowym Jorku i zapomnieć o swoim madryckim życiu. Zacząć wszystko na nowo, od zera. Znaleźć własne miejsce. Gdyby wygrał wysoki zakład w totalizatorze sportowym, wziąłby z sobą ileś tam tysięcy euro i wyjechał gdzieś daleko, bardzo daleko. Chociaż szybciej już chyba Ester się w nim zakocha, niż on zgarnie tyle kasy na zakładach. A może i nie. Raczej nie. Obie te rzeczy są w stu procentach niemożliwe. Pomimo poczucia beznadziei, wchodzi do kolektury i wypełnia swój zakład. Duma nie pozwala mu obstawić wygranej Barçy. Gdyby była z nim teraz jego przyjaciółka, to bez wątpienia by się na niego wściekła. Uśmiecha się smutno i przedziera karteczkę z zakładem. Bierze kolejną i tym razem w meczu Racing Santander przeciw Barcelonie obstawia wygraną Barcelony. Nie w smak mu to, ale pieniądz to pieniądz. Decyzja podjęta, teraz trzeba tylko liczyć na łut szczęścia. Być może okaże się, że to jego ostatni weekend w roli Bruna nieudacznika. W pobliskim kiosku kupuje gazety As i Giganci koszykówki. Tym sposobem będzie miał co czytać, dopóki po południu nie zaczną się mecze ligowe. Zrobiony zakład motywuje go do oglądania nawet drugiej ligi… – Bruno! Bruno! Ktoś woła go za jego plecami. Głos brzmi znajomo. Odwraca się i widzi niebieskowłosą dziewczynę, zmierzającą ku niemu szybkim krokiem.
– Cześć, Alba. Co tu robisz? – dwa cmoknięcia. – Właśnie szłam do ciebie. – Do mnie? Do niego? Nie sądził nawet, że Alba może wiedzieć, gdzie on mieszka. To się nazywa niespodziewana wizyta. – Tak, do ciebie. Co w tym dziwnego, że przyjaciółka wpada odwiedzić przyjaciela? – Nie, no, nic. – Bo skoro od wczoraj nie włączasz telefonu i nie odpisujesz na żadnym z portali, to uznałam, że zapewne nie czujesz się najlepiej. – Czuję się dobrze. – Jakoś ci nie wierzę. – No to uwierz. Czuję się genialnie. – Nie. Wcale nie – zaprzecza dziewczyna z uśmiechem, a następnie wskazując to, co chłopak trzyma w ręku, pyta: – Postawiłeś na Atleti? – W meczu Atlético Madryt przeciw Granadzie? Tak, postawiłem na Atleti. – Świetnie! Ty i ja zaczynamy się rozumieć. – Ale zrobiłem to wbrew własnemu przekonaniu. – W głębi serca wszyscy kibice Realu są czerwono-biali9. – Jaja sobie robisz? Nie mam w sobie nic z colchonero.10 Alba śmieje się. Wie, że udało jej się mu dogryźć, a tego właśnie chciała. Piłka nożna to jeden z jego czułych punktów. Idą razem ulicą w stronę budynku, w którym mieszka chłopak. – Ale widzę, że przynajmniej nie jesteś kompletnie zdołowany i zagrzebany w łóżku. Bo spodziewałam się znaleźć cię w takim mniej więcej stanie. – Niby dlaczego miałbym być w takim stanie? – Bruno, nie musisz udawać. Wczoraj zmyłeś się nagle, z nikim się nie żegnając. A wszystko dlatego, że Ester i Sam… – Nie obchodzi mnie to, co oni robili – przerywa jej Bruno, nachmurzony. – A ty znowu swoje. Przecież ciebie obchodzi wszystko, cokolwiek Ester robi czy mówi. Oboje o tym wiemy. – Nie siedzisz w mojej głowie, żeby wiedzieć, co myślę. – Nie. Ale umiem posługiwać się intuicją. Ostatnie, na co Bruno ma teraz ochotę, to rozmowa, w której głównym tematem miałaby być jego przyjaciółka. Tymczasem Alba uparła się, żeby ciągle mu o niej przypominać. Skoro uważa, że on już i tak źle się czuje, to dlaczego chce się nad nim jeszcze dodatkowo pastwić? – Przyszłaś dowiedzieć się, jak się czuję, czy masakrować mnie tym tematem? – Przyszłam, żeby ci powiedzieć, że możesz na mnie liczyć, jeśli potrzebujesz z kimś o tym pogadać. I… chciałam zaprosić cię na Colę. Masz ochotę? Ta dziewczyna jest naprawdę dziwna. Pojawia się nagle nie wiadomo skąd, kiedy człowiek najmniej się tego spodziewa! I chociaż już drugi raz pakuje nos w nie swoje sprawy, to jednak Bruno całkiem ją lubi. – Pójdę z tobą, jeśli obiecasz, że nie będziesz już gadać o Samie i Ester. – Obiecuję. – Dobrze. To dokąd chcesz iść? – Nie wiem. To ty mieszkasz w tej okolicy. Bruno rozgląda się. Prawda jest taka, że on też nie bardzo się tutaj orientuje. Nigdy nie wychodzi z rodzicami, żeby zjeść poza domem ani ze znajomymi, żeby coś przegryźć. To nie w jego stylu. – Chodźmy tam – decyduje, wskazując jakąś kawiarnię po drugiej stronie ulicy. Przechodzą razem przez pasy i wchodzą do lokalu. Siadają przy stoliku pod ścianą i każde z nich zamawia Coca-Colę. Odzywa się smartfon Alby. Dziewczyna wyciąga go z kieszeni spodni i czyta wiadomość,
którą dostała właśnie przez WhatsAppa. Wzdycha, ale nie odpowiada. Następnie patrzy na siedzącego naprzeciw niej chłopaka i wyraz jej twarzy całkowicie się zmienia. – Nie wiem, czy wiesz już, co się stało wczoraj wieczorem, po tym jak sobie poszedłeś. – Co się stało? – Pocałowałam Raúla. – Co? Pocałowałaś Raúla? Dlaczego? Dziewczyna opowiada mu, jak do tego doszło. Wydaje się, że jest jej naprawdę przykro i chyba naprawdę żałuje, że nie potrafiła się kontrolować. – Nie powinnam tego robić. – Ale czy ty to zrobiłaś z jakiegoś konkretnego powodu? – To był impuls, nic poza tym. – Nie mogę tego zrozumieć. – Ja też nie. Tak jakoś wyszło. Wieczorem pójdę przeprosić Valerię, chociaż nie sądzę, żeby chciała ze mną gadać. – Nie wiem. Pocałowałaś jej chłopaka na jej oczach. Ma prawo być zła. – Zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego właśnie tak źle się czuję. – Poczekaj, aż minie trochę czasu, może jej przejdzie. Ona jest uparta, ale na pewno nie pamiętliwa. Alba pociąga łyk napoju i ponownie spogląda na BlackBerry. Jeszcze raz czyta otrzymaną wcześniej wiadomość. – Nie mogę czekać. Jeśli czas minie, a ona nadal będzie się na mnie gniewać, to stracę ją na zawsze. Takie rzeczy trzeba wyjaśniać od razu. – Zadzwoń do niej. – Odrzuci połączenie. – To napisz do niej przez… – Nie mógłbyś jej powiedzieć, żeby poszła dziś wieczorem do swojej kawiarni? – przerywa mu pytaniem. – Umów się z nią, a ja pójdę zamiast ciebie. Wtedy już będzie musiała ze mną porozmawiać i będę mogła ją przeprosić. – Co takiego? Chcesz, żebym ją oszukał? – Jeśli nie, to… Jeśli sama do niej zadzwonię, żeby się z nią umówić, to ona się nie zgodzi. A muszę z nią pogadać o wczorajszym. Proszę cię, Bruno. – Nie mogę tego zrobić. Val to moja przyjaciółka. – Właśnie, że możesz. Ja też chcę, żeby nadal była moją przyjaciółką. To tylko niewinne kłamstewko, w dobrej sprawie. Proszę. – Jeśli pójdziesz tam wieczorem, to i tak na pewno ją spotkasz. Nie ma potrzeby, żebym ja z nią rozmawiał. – A jeśli jej nie będzie? Może będzie tylko jej mama… Proszę, Bruno, musisz mi pomóc. Chłopak patrzy w bok i w geście powątpiewania drapie się po głowie. Upija trochę ze szklanki i otwiera Asa na ostatniej stronie. Mecz Betis kontra Real Madryt zaczyna się dopiero o dziesiątej. Mógłby umówić się z Val w Constanzie, prosząc ją o notatki z jakiegoś przedmiotu, a kiedy zjawi się Alba, pójdzie sobie i zostawi je. Nieszczególnie ma ochotę mieszać się w coś takiego, ale z drugiej strony rozumie niebieskowłosą. Nie ma nic gorszego niż fatalne samopoczucie w wyniku utraty zaufania przyjaciółki. Jemu przytrafiło się to z Meri i nadal nie mogą tego przezwyciężyć. – W porządku. Pomogę ci. – Tak? Ogromne dzięki! – Ale zrobimy inaczej. – Czyli jak? – Najpierw pójdę tam ja, żeby wziąć od niej notatki z filozofii, których mi brakuje, a później już pojawisz się ty, a ja się zmyję i zostawię was same, żebyście mogły porozmawiać. Tym sposobem, chociaż nadal będzie to pułapka, to przynajmniej nie zorientuje się, że to było zorganizowane, i nie obrazi się na mnie.
– Dobra. Doskonale – Alba przystaje na to z szerokim uśmiechem. – Umów się z nią już teraz, żeby nie zdążyła zaplanować czegoś na wieczór. – Teraz? – Tak. Żeby później się nie okazało, że nie może czy coś. To by oznaczało, że musi włączyć BlackBerry i odczytać naraz wszystko to, co przyszło w ciągu ostatnich godzin. Wyciąga telefon z kieszeni bluzy i niezdecydowany wpatruje się w niego. Wie, że w momencie, gdy go uruchomi, znów zacznie mieć kontakt z Ester i będzie musiał jakoś się w tym odnaleźć. Wreszcie Bruno ulega i włącza BB. Wprowadza swój pin i czeka. Co sekundę odzywa się teraz jeden sygnał za drugim. – Ale jesteś rozchwytywany! – woła zaskoczona Alba. W rzeczywistości większość wiadomości jest od Ester. Ma też kilka nieodebranych połączeń, a na WhatsAppie jeszcze parę wiadomości od dziewczyny, która siedzi właśnie przed nim. Zrezygnowany, pisze do Valerii: Val, potrzebne mi od ciebie tematy 9, 10 i 11 z filozofii. Wpadnę dziś po nie o 17.00. do Constanzy. Dzięki. – Zrobione – mówi i czyta na głos to, co właśnie wysłał przyjaciółce. – Jesteś kochany. Alba wstaje i podchodzi do niego. Bruno odwraca głowę w jej stronę i czuje nagle jej wargi na swoich. To zwykły całus, który nie trwa nawet przez dwie sekundy. Dziewczyna, radośnie uśmiechnięta, wzrusza ramionami, odwraca się i zmierza wesoło w kierunku lady, żeby uregulować rachunek. Chłopak patrzy za nią zszokowany. Stało się. Nie może uwierzyć, że to się właśnie stało! Przed oczami nie pokazały mu się gwiazdy, migające światła ani fajerwerki. Widzi jedynie kilka pustych stolików w kawiarni, do której tego ranka wszedł po raz pierwszy w życiu. I ją, stojąca trochę dalej. Postać z tylekroć przywoływanych przez niego wyobrażeń. Lecz tym razem posiadającą twarz, imię, głos. Dziewczyna wyciąga pięć euro i podaje je kelnerowi. Kiedy ten przyjmuje od niej zapłatę, ona, pięknie uśmiechnięta, spogląda w stronę stolika, przy którym serce niziutkiego chłopaka tłucze się z oszałamiającą prędkością. Bo to, co dla Alby było tylko nic nieznaczącym cmoknięciem, dla Bruna oznaczało pierwszy w jego życiu pocałunek w usta.
ROZDZIAŁ 39
Wychodzi z metra na ulicę Alcalá i wchodzi do Retiro przez bramę Hernani. Przed chwilą dostała wiadomość od Bruna, na którą odpowiada, zanim przyśpieszy kroku. Zrobiło się późno. Dobra. Przyniosę ci je do kawiarni o 17.00. Na razie. Buziak. Valeria idzie prędko. Jest już prawie dwunasta, a ją dzieli jeszcze spory kawałek od Pałacu Kryształowego. Dzień i godzina są idealne na spacer po parku. Słońce grzeje już mocno. Mnóstwo jest rodziców z dziećmi, ludzi uprawiających sport, rowerzystów, siedzących na trawnikach par i osób czytających coś samotnie w cieniu drzew. Lada dzień wybuchnie wiosna i w takich miejscach widać to najlepiej. Oddycha się tu innym powietrzem niż w pozostałych częściach stolicy. A przecież Retiro znajduje się w samym centrum, gdzie zanieczyszczenie powietrza jest bardzo duże, a ruch uliczny we wszystkich kierunkach piekielny. Przecina plac Nicaragua i zaczyna długi spacer wzdłuż stawu. To jedna z jej ulubionych części parku. Po prawej sprzedawcy za przenośnymi straganami, wróżki i mimowie starają się przyciągnąć uwagę spacerowiczów. Po lewej zaś staw, po którym wiosłuje trochę osób, siedząc w popularnych łódeczkach. Dlaczego nigdy nie była tu z Ra-úlem? Zaproponuje mu to, gdy tylko się zobaczą. Ogarnia ją tęsknota i pewne poczucie winy, że nie jest w tej chwili razem z nim. Idzie spotkać się z innym chłopakiem. Choć przecież tylko po to, żeby zrobił jej zdjęcia, nic poza tym. Mimo wszystko, Retiro to szczególne miejsce dla par: dla tych młodych i dla tych starszych, dla narzeczonych, dla małżeństw, a nawet dla małżeństw z dziećmi. Ona ma najwspanialszego chłopaka na świecie, a tymczasem idzie tędy sama, na spotkanie z innym facetem. Już dwunasta. Przemierzyła właśnie aleję z pomnikiem Alfonsa XII u wylotu i jest teraz na placu Honduras. Zaczyna już mieć zadyszkę. Choć to dopiero marzec, idąc w takim tempie w pełnym słońcu można się zmęczyć. A ona nigdy nie była w dobrej formie. Zostawia za sobą fontannę w kształcie karczocha i wchodzi w aleję Avenida de Cuba. Jakieś dzieciaki ubrane w żółte koszulki i krótkie niebieskie spodenki pozdrawiają ją głośno, kiedy przechodzi koło nich. Z pewnością to jakaś młodzieżowa drużyna piłkarska. Val odpowiada im uśmiechem i dopingującym okrzykiem. Pewnego dnia ona też będzie przyprowadzać tu swoje dzieci. Jednak dużo czasu dzieli ją jeszcze od bycia matką. Ciekawe, czy to Raúl będzie ojcem jej dzieci. Jeśli tak się stanie, i jeśli będą podobne to niego, to znaczy, że będzie miała prześliczne dzieciaki. Wyobrażając sobie wspólną przyszłość ze swoim chłopcem, rozmarza się do tego stopnia, że niemal zapomina skręcić w ścieżkę prowadzącą do Pałacu Kryształowego. Ta część parku jest bardziej dzika i roślinność jest tu gęstsza. Właściwie rosną tu wyłącznie drzewa i trawa. Całe szczęście, że nie jest alergiczką i może pełną piersią wdychać to czyste i świeże powietrze. Przechodzi jeszcze kawałek ścieżką z ubitej ziemi, aż w końcu dostrzega go, opartego o balustradę. Pierwszy raz ma okazję ujrzeć Marcosa del Río w stroju sportowym. Ma na sobie niebieską bluzę i ciemne dresowe spodnie. Do kompletu założył nawet czapkę Nike pod kolor bluzy. Trzeba przyznać, że nawet w takich ciuchach udaje mu się zachować klasę, i to dużą. On też od razu zdaje sobie sprawę z obecności Valerii. Przewiesza przez ramię torbę, która leżała dotąd koło niego na ziemi i wychodzi dziewczynie naprzeciw. – Cześć! – woła, zbliżając się do niej. – Świetnie wyglądasz. Prześlicznie. – Tak…? Ubrałam się… w to… co akurat miałam pod ręką – odpowiada skrępowana. – Idealnie do sesji. Wyjdzie genialnie. Połączenie jego pochlebstw z mocnym wiosennym słońcem daje łatwy do przewidzenia efekt: Valeria rumieni się, aż palą ją policzki. Nadal jej się to zdarza, ilekroć ktoś prawi jej komplementy.
Idą teraz przez park opromieniony sobotnim marcowym słońcem. – Dokąd idziemy? – Myślałem, żeby zacząć od zrobienia ci kilku zdjęć w Rosaledzie. – Rosaleda to to coś, co wygląda jak labirynt z żywopłotów? – Zgadza się. – Tylko że ja nigdy nie pozowałam do zdjęć. – Na pewno będziesz umiała! To bardzo proste. Ty patrzysz w obiektyw, a ja wciskam przycisk. Nic łatwiejszego. – Z moją twarzą nie sądzę, żeby to było takie proste, jak ci się wydaje. – Będzie jeszcze prostsze. Jesteś jedną z najbardziej fotogenicznych dziewczyn, jakie znam. – Taa… Na pewno. Więcej pochlebstw, więcej słońca, więcej rumieńców na policzkach. Jeszcze zanim docierają na miejsce, chłopak wyciąga aparat fotograficzny i prosi ją, żeby ustawiła się na tle drzew w alei Julia Romera de Torres. Dźwięk migawki i uśmiech. Z jednej strony, z drugiej… Fotograf czuje się jak ryba w wodzie. Tymczasem dla Valerii okazuje się to naprawdę trudne. Nie wie, jaki powinna przybrać wyraz twarzy. Próbuje się uśmiechnąć, kiedy on ją o to prosi, jednak całkiem jej to nie wychodzi. Nieśmiałość bierze górę. – Val, wyluzuj się – zaleca jej Marcos. – Wyobraź sobie, że leżysz naga w łóżku, bo przed chwilą skończyłaś właśnie kochać się ze swoim chłopakiem. – Że co? Jak niby mam to sobie wyobrazić? – No co, nie kochasz się ze swoim chłopakiem? – To… to… nie twoja sprawa! – wykrzykuje rozwścieczona, a jej policzki ciemnieją. – Co z ciebie za idiota! – Pomyśl o tym. Ty, on… nadzy… tuż po… – Nie! Nie mam najmniejszego zamiaru wyobrażać sobie teraz takich rzeczy! I przestań to powtarzać. Jesteś jakimś zboczeńcem, czy co?! Podczas gdy Valeria, tracąc nad sobą panowanie, wydziera się na niego, Marcos robi jej cztery czy pięć zdjęć, a w końcu się uśmiecha. Podchodzi do niej i klepie ją lekko po plecach. – No i jak? Już lepiej? – Nooo… – Musiałem coś zrobić, żebyś się trochę odblokowała. Krzyk zawsze skutkuje. Przepraszam, że cię tak sprowokowałem. To taka fotograficzna sztuczka. – Ale… – Chodźmy do Rosaledy. Tam jest niesamowite światło. Val nie może się zdecydować, czy ma do czynienia z geniuszem czy z idiotą? Chociaż to akurat prawda, że czuje się teraz bardziej wyluzowana. Ma wrażenie, że wykrzyczała z siebie całe to napięcie, które wywołał u niej widok aparatu. W Rosaledzie Marcos robi jej kilkadziesiąt zdjęć. Z każdą chwilą dziewczyna czuje się coraz swobodniej. Przybiera najróżniejsze pozy, a nawet pozwala sobie na kilka bardziej zmysłowych, kiedy on ją o to prosi. Nie udaje jej się do końca wyzbyć nieśmiałości, jednak doświadcza jej teraz jakby w odmienny sposób, podążając za rytmem narzucanym przez dźwięk migawki. Być może to zasługa coraz większego zaufania, które wzbudza w niej każde kolejne słowo Marcosa. Prawda jest taka, że świetnie się przy tym bawi. Obchodzą prawie cały park. Robią zdjęcia w Pałacu Velasqueza, na Placu Marmurowym, na przystani stawu, a nawet wspinają się na jeden z posągów w alei Argentina. Spędzają prawie dwie wyczerpujące godziny w pełnym słońcu pod najczystszym niebem w całym Madrycie. – Już nie dam rady – skarży się Val. Dziewczyna pochyla się, opierając dłonie na kolanach, chcąc trochę odetchnąć. – Czuję się, jakbym właśnie przebiegła maraton. – A jak myślisz, czemu przyszedłem tu dziś tak ubrany? – odpowiada fotograf, dotykając jednocześnie daszka swojej czapki. – Chodźmy po coś do picia. Ja stawiam. – Nie trzeba…
– Wyświadczyłaś mi przysługę, przychodząc tu dziś, żeby mi pozować, więc ja stawiam napoje i… – Z przewieszonej przez ramię torby wyciąga dwie gigantyczne zawinięte w folię aluminiową kanapki. – Odpowiadam za nasz obiad. – Nie wierzę. – Którą wolisz? Z szynką i serem czy z serem i szynką? Dziewczyna uśmiecha się i bierze od niego kanapkę. Jest głodna i przede wszystkim spragniona. Kupują w automacie dwie puszki pomarańczowej Fanty i siadają na trawniku pod drzewem. Przeżuwając pierwszy kęs kanapki, Valeria rozmyśla o tym, jak przyjemnie jest jej w tym momencie. Lekki wietrzyk muska jej twarz, promienie słońca ogrzewają skórę, a w jej uszach rozbrzmiewa śpiew ptaków. Poza tym kanapka smakuje przepysznie! Fotograf potrafił sprawić, żeby ten dzień okazał się wyjątkowo miły. – A ty nie masz dziewczyny? – pyta go, chcąc wprowadzić pewną zmianę w dynamice ich rozmów, które zawsze koncentrują się na niej. – Nie. Nie mam. – A to czemu? – No cóż, widać los tak chciał. I znowu to samo. Zdaje się, że dla Marcosa nie istnieje na świecie nic poza karmą i przeznaczeniem. – Czy ty naprawdę nie wierzysz w to, że ludzie mają jakąś wolę sprawczą? – Oczywiście, że wierzę w ludzi. Co noc słucham, jak opowiadają mi o swoich problemach, lękach, radościach… Ale nie sposób wytłumaczyć tego wszystkiego, co ich spotyka, jeśli nie uznasz, że jest to zapisane gdzieś w gwiazdach. – Nie rozumiem, o co ci chodzi. – To bardzo proste. Do każdego momentu naszego życia prowadzi nas mnóstwo różnych dróg, które przemierzamy. Ty i ja siedzimy tu teraz, wcinając kanapki i rozmawiając o tym, o czym rozmawiamy, z powodu miliona różnych zdarzeń, które nałożyły się na siebie, aby mogła zaistnieć ta właśnie sytuacja. Myślisz, że którekolwiek z nas jest tu teraz tylko i wyłącznie za sprawą własnej woli? Że to po prostu kwestia naszych decyzji? – To niby dlaczego tu jesteśmy? – Bo tak nam było pisane. Ktoś lub coś prowadziło nas oboje do tego punktu – tłumaczy z przekonaniem Marcos. – W historii każdego z nas było od początku zapisane, że poznamy się tamtego piątkowego wieczoru. Twoja papużka uciekła, ty wyszłaś jej szukać, ja akurat tamtędy przechodziłem, Wiki usiadła mi na ramieniu, ty mnie zauważyłaś, ja zostawiłem ci wizytówkę… A później pociągnęło to za sobą całą resztę. – W życiu zdarzają się przypadki. – Ty to nazywasz przypadkiem, ja – przeznaczeniem. W taki czy inny sposób, mieliśmy się spotkać. Valeria upija trochę pomarańczowego napoju. Jakoś nie ma w tej kwestii równej jasności, co on. – W takim razie, zgodnie z twoją teorią, nie ma znaczenia to, co zrobimy, bo wszystko, co ma się stać, jest już zapisane, i to jest jedyny powód, dla którego, na przykład, my się poznaliśmy i dla którego stanie się z nami dwojgiem, cokolwiek tam ma się z nami stać, no nie? – Właśnie tak. – Przecież to jakieś wariactwo – kwituje dziewczyna, zanim po raz kolejny wbije zęby w kanapkę. – To może wydawać się wariactwem, ale ja w to wierzę. Przeznaczenie jest kapryśne, nie ma więc sensu doszukiwać się wyjaśnienia dla tego, co nam się przytrafia, bo takie wyjaśnienie po prostu nie istnieje. Wszelkie zdarzenia i zbiegi okoliczności są niewytłumaczalne. – Poza tym jednym wytłumaczeniem, że rzeczy dzieją się, bo tak jest zapisane, no nie? – Rzeczywiście. Dokładnie tak. – To jakieś dziwactwa. Ja to widzę inaczej niż ty. Przydarzyło ci się coś konkretnego, co sprawiło, że zacząłeś myśleć w ten sposób?
Marcos strzepuje okruchy z bluzy i ze spodni. Odpowiadając, nie patrzy Valerii w twarz. – Jak już ci mówiłem, życie składa się z sytuacji, które prowadzą cię z jednego miejsca w inne. Ja dostałem od niego w kość. Ale może to właśnie konsekwencja tamtych bolesnych doświadczeń, że mogę być tu teraz z tobą. A kto wie, czy ty i ja nie mamy przed sobą wspólnej przyszłości. Jako para. – Co takiego? Że niby mielibyśmy ze sobą chodzić? – upewnia się Val, kompletnie zaskoczona. – Nie wiem. Być może. Bardzo dobrze się przy tobie czuję. No i nie zapominaj o tym, że nasza papużka nas połączyła – podsumowuje z uśmiechem. Ta cała historia wydaje się żywcem wyjęta z jakiejś amerykańskiej telenoweli. A jednak przydarza się naprawdę, i to akurat jej. Siedzi naprzeciwko prezentera radiowego, który jest przy okazji wybitnym fotografem i który mówi jej właśnie, że połączyło ich przeznaczenie, i to za pośrednictwem ptaszka, który najpierw należał do niego, a teraz do niej. Gdzie ta ukryta kamera? – Marcos, przecież wiesz, że ja mam chłopaka. I że bardzo go kocham. – Ja też do niedawna miałem dziewczynę. I też bardzo ją kochałem – odpowiada poruszony. – To właśnie ona podarowała mi Yuni.
ROZDZIAŁ 40
Dwa lata razem. Trudno uwierzyć, że czas płynie tak szybko. Ma wrażenie, jakby poznał Laurę zaledwie wczoraj. Odkąd jego najlepszy przyjaciel mu ją przedstawił, jego życie zmieniło się diametralnie. – Yuni, dziś jest szczególny dzień – tłumaczy Marcos siedzącemu na ramieniu ptaszkowi. – Wszystko musi wyjść idealnie. Z okazji rocznicy przygotował dla swojej dziewczyny kolację i to taką, że palce lizać. Ulubione danie Laury – lazania, ale nie taka z mrożonki, do podgrzania w mikrofalówce. Nie, to domowa lazania własnej roboty, przygotowana przez niego samego. A do niej najlepsze białe wino. Rozlega się dźwięk domofonu i Marcos kieruje się do aparatu z papużką uczepioną jego swetra. – Tak? – To ja. Otworzysz? – Oczywiście, kochanie. Wciska przycisk i biegnie do salonu, żeby umieścić kolorowego ptaszka w stojącej tam klatce. To już równo rok, odkąd są współlokatorami. Papużka była prezentem, który Laura podarowała mu z okazji pierwszej rocznicy ich związku. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej Marcos uniezależnił się od swoich rodziców i zamieszkał oddzielnie. Dlatego, żeby nie czuł się zbyt samotny, ona kupiła mu nierozłączkę. Od zawsze zachwycał się tymi ptaszkami, a nawet wielokrotnie już je wcześniej fotografował. Miał całkiem pokaźną liczbę niewielkich albumów wypełnionych zdjęciami papużek w najróżniejszych barwach. – Nie marudź dziś, dobrze? Później wypuszczę cię znowu. I wymieniwszy z Yuni krótkie gwizdnięcie, prędko kieruje się do drzwi. Otwiera, nie czekając, aż Laura naciśnie dzwonek. Dziewczyna wychodzi właśnie z windy i idzie ku niemu. Całują się jeszcze przed drzwiami z numerem 5 A i dopiero wtedy wchodzą do mieszkania. – Pięknie pachnie. – Przyrządziłem lazanię, twoje ulubione danie. – Bardzo dziękuję. Nie trzeba było się tak fatygować. Mogliśmy wyjść do restauracji. – Tak jest bardziej prywatnie. Bardziej… intymnie. I całuje ją w usta. Laura podchodzi do klatki z papużką, która gwiżdże na powitanie. Marcos obejmuje ją od tyłu i również przygląda się swojej pupilce. – Właściwie to nawet lepiej, że zostajemy tutaj – stwierdza ona, odsunąwszy się lekko. – Oczywiście, że tak. Po kolacji możemy… Na ucho zdradza jej swoje intencje. Dziewczyna jednak odwraca się i patrzy mu prosto w oczy. Jest bardzo poważna. – Skarbie, musimy porozmawiać. – Musimy porozmawiać… o czym? – O nas. – O nas? A co z nami? – Dowiedziałam się o czymś. Na początku w to nie wierzyłam, ale dziś rano się co do tego upewniłam. – Nie wiem, o czym mówisz. – Myślę, że wiesz. – Nie. Laura otwiera okno, obok którego stoi, chcąc zaczerpnąć trochę więcej powietrza. Wystawia przez nie głowę i zimne powietrze uderza ją w twarz. Nie czuje się dobrze. To straszne, że dzieje się
to akurat w dniu, w którym mijają dwa lata od początku ich związku. Ale nie ma innego wyjścia, niż zebrać siły i kontynuować. Wzdycha i idzie usiąść na sofie. – Dlaczego to zrobiłeś? – Co zrobiłem? – Przespałeś się z Alexandrą – wyrzuca z siebie, zdobywając się na odwagę. – Kto ci to powiedział? – Co za różnica. To prawda, zgadza się? Tylko mnie nie okłamuj. – Ja… – To prawda… Dziewczyna podnosi dłonie do twarzy i zaczyna płakać. Marcos wzdycha i obsuwa się koło niej na sofę. Nie spodziewał się, że tak będzie wyglądała ich rocznica. Sfrustrowany, patrzy przed siebie. Siedząca po jego lewej stronie Laura nie przestaje płakać, chociaż nawet ze łzami w oczach i rozgniewana, jest w stanie zachować spokój, czym zresztą zawsze się szczyci. Jest okropnie smutna, rozczarowana, kompletnie rozbita. Nie zamierza jednak robić mu sceny. To nie w jej stylu. Wyciąga z torebki chusteczkę, którą wyciera sobie oczy i nos. – Przykro mi. – Wcale nie jest ci przykro, Marcos. – Jasne, że mi przykro. To się stało dawno temu. Jakieś sześć miesięcy – tłumaczy, próbując się tym usprawiedliwić. – To ciebie kocham. – Gdybyś mnie kochał, nie przespałbyś się z inną. A już na pewno nie z nią. – Przeznaczenie tak zrządziło… – Nie, Marcos, nie. To nie wina zasranego przeznaczenia, na które zawsze się powołujesz i którym zawsze się tłumaczysz – protestuje dziewczyna, irytując się jak nigdy, choć wciąż nie podnosząc głosu. – Przespałeś się z Alex, bo oboje tego chcieliście. – Mylisz się. Gdybyś ty nie pojechała wtedy na wieś odwiedzić twoich rodziców, ja nie wyszedłbym z ludźmi z radia i nie przesadziłbym z alkoholem. Alexandra nie odwiozłaby mnie do domu i nie przespałbym się z nią. Tak było zapisane. Ironiczny uśmiech Laury znika pod niepowstrzymanym strumieniem łez. – Jesteś świrem. – Kochanie, wybacz mi. Wiem, że karma musi do mnie wrócić, bo… – Przestań wreszcie o tym pieprzyć, do cholery! – wykrzykuje dziewczyna, podnosząc się z sofy. – Nawet w momencie, w którym cię rzucam, nie możesz zapomnieć na chwilę o tych pierdołach? Nigdy wcześniej nie widział, żeby dała się ponieść nerwom. Ona nigdy nie traci spokoju ducha. W tym momencie jednak jest już nie tylko smutna, ale też wściekła. – Chcesz mnie zostawić? – A niby co miałabym zrobić? Jak mogłabym dalej z tobą być po tym, czego się dowiedziałam? – Ja cię kocham. Naprawdę. – Przeleciałeś moją siostrę! – Przeznaczenie tak chciało… Twoja siostra odwiozła mnie do domu i daliśmy się ponieść chwili, ale tak było zapisane w gwiazdach. Z całą pewnością musiało się to zdarzyć, żeby umocnić to, co jest między nami. – Marcos, ty jesteś chory – szepcze Laura z oczyma znów pełnymi łez. – Bardzo chory. Powinieneś się zbadać. Radzę ci to całkowicie poważnie. – Lauro, ja cię kocham. I rzuca się jej do stóp. Mocno obejmuje nogi dziewczyny i nie pozwala jej zrobić ani kroku w stronę drzwi. – Puść mnie. – Nie odchodź. Proszę, nie zostawiaj mnie. – Źle z tobą. Potrzebujesz leczenia. – Potrzebuję, żebyś mi wybaczyła i została ze mną. Nasza historia jest zapisana na tych sa-
mych stronach księgi przeznaczenia! – Daj już temu spokój! Puść mnie! W końcu Laura daje mu kopniaka w twarz, dzięki czemu udaje jej się od niego uwolnić, choć traci przy tym jeden but. Nie chce zostać w tym miejscu ani chwili dłużej, nie bacząc więc na nic, biegnie do drzwi i wychodzi stamtąd jak najszybciej, zanim jeszcze Marcos ma czas jakoś zareagować. Wciąż klęcząc na podłodze, chłopak słyszy dźwięk zjeżdżającej na parter windy. To koniec. Prędzej czy później musiało się tak stać. Boli go fakt, że wydarzyło się to akurat w dniu, w którym mieli świętować drugą rocznicę związku. Przygotowana przez niego lazania pachnie tak wyśmienicie… Wstaje i podchodzi do piekarnika. Wyciąga z niego danie i stawia je na stole, żeby odrobinę przestygło. W międzyczasie siada na sofie w salonie i rozmyśla. Zycie toczy się dalej, chociaż już bez Laury. W porządku. Rozumie, że ona nie chce z nim dłużej być. Popełnił błąd, bo tak było mu przeznaczone. A teraz… po prostu wróciła do niego zła karma.
ROZDZIAŁ 41
Po raz pierwszy w życiu całował się z dziewczyną. Wyciągnięty na plecach na swoim łóżku, Bruno stara się przyswoić sobie to, do czego doszło chwilę wcześniej w kawiarni. Trudno jest mu określić, co teraz czuje. Wyobrażał to sobie setki razy, w przeróżnych miejscach i sytuacjach, ale zawsze z dziewczyną, którą by kochał. Odkąd poznał Ester, to ona stała się bohaterką wszystkich jego marzeń o pierwszym pocałunku. W rzeczywistości była też jedyną braną przez niego pod uwagę kandydatką. Ale dlaczego Alba go pocałowała? Nie dała mu żadnych wyjaśnień. Dla niej musiało to być zupełnie bez znaczenia. Zapłaciła za napoje, umówili się na popołudnie w Constanzie i najzwyczajniej w świecie się pożegnali. Ani słowa o tym, co wydarzyło się między nimi chwilę wcześniej. Pewnie dlatego, że to był nic nieznaczący pocałunek, taki przyjacielski wyraz wdzięczności. Ale od kiedy to przyjaciele całują się w usta? Tak czy inaczej, zupełnie go to rozproszyło. Nie zainteresował się nawet specjalnie swoim włączonym wreszcie BlackBerry i nie odpowiedział Ester na jej wiadomości. Przyjaciółka usilnie prosiła go, żeby zadzwonił lub napisał do niej, kiedy tylko będzie mógł, żeby mogli przegadać to, co miało miejsce poprzedniego wieczora. Powinien to zrobić. Podnosi się gwałtownie. Sięga po smartfon i wybiera jej imię. Jeden sygnał, drugi… Odkąd weszła do domu, nie w stanie przestać myśleć o Rodrigu. Aż jej mama zainteresowała się, czy wszystko jest w porządku. Starała się nie dać nic po sobie poznać, pokrywając wzburzenie swoim zwykłym uśmiecham, chociaż nie wie, czy była dość przekonująca. Jest jej go żal, pomimo wszystkich tych krzywd, które jej wyrządził. Przykro było jej widzieć go w takim stanie: obdartego, zdołowanego i zagubionego. Jest inną osobą niż tych kilka miesięcy temu, kiedy była w nim szaleńczo zakochana. Ale co ona może na to poradzić? Najlepsze, co może zrobić, to zakończyć to raz na zawsze. Jeśli on dotrzyma słowa i więcej już do niej nie zadzwoni, to będzie to koniec tej historii. Mimo wszystko, czuje się częściowo winna temu, co dzieje się z Rodrigiem. Ma świadomość, że bezpośrednią przyczyną jego depresji jest to, że odebrali mu drużynę siatkarek. I że gdyby rzeczywiście ją kochał, tak jak twierdzi, to nie czekałby z przeprosinami przez cztery miesiące. Ale jednocześnie nie może sama siebie oszukiwać: to spotkanie obudziło w niej pewne uczucia, których ona sama nie potrafi jeszcze w tej chwili odpowiednio rozpoznać. Niezła seria. Najpierw Bruno, a teraz z kolei to. Tymczasem przyjaciel wciąż nie daje znaku życia. Może napisał do niej na którymś z portali. Siada przed komputerem i włącza go. Czuje się zmęczona. Żyje w ciągłym napięciu i to ją wykańcza. Niemal odruchowo najeżdża kursorem na listę ulubionych stron, wchodzi na Twittera i odkrywa, że ktoś nowy ją obserwuje. Och, to Alan Renoir! Chłopak kuzynki ją obserwuje! W dodatku napisał do niej wiadomość z załączonym linkiem. Jak ci się podoba? Tu mamy zamiar Cię zabrać: <:/www.lamision.es/recuerdo.html>. Wpadniemy po ciebie o 14.00. Klika w link i wchodzi na stronę uroczej restauracji. Przegląda menu i od razu zaczyna cieknąć jej ślinka. Bez wątpienia obiad z Cristiną i Alanem dobrze jej zrobi. Może będą w stanie udzielić jej jakiejś mądrej rady. To miejsce wygląda wspaniale. Mam tylko nadzieję, że nie będzie zbyt drogie. Nie mogę się doczekać, kiedy Was zobaczę. Nie spóźnijcie się.
Jest już 13.45. Niedługo tu będą. A Bruno dalej milczy! Wstaje z krzesła i idzie po swój smartfon. Wchodzi na WhatsAppa i odkrywa, że przyjaciel jest połączony już od jakiegoś czasu. – A to palant – mamrocze. Odkłada telefon w to samo miejsce i wpatruje się w niego. A niech nie dzwoni. Może ona zadzwoni do jego mamy i opowie jej, jak perfidną osobą jest jej syn… W tym samym jednak momencie, w którym irytacja Ester osiąga punkt kulminacyjny, na wyświetlaczu jej BlackBerry wyświetla się imię Bruna. Pozwala, żeby sygnał wybrzmiał raz, drugi, trzeci, i w końcu odbiera. Po trzecim sygnale, słyszy jej głos. – Dzień dobry, zaginiony paniczu! Jej ton nie jest zbyt przyjemny, brzmi raczej ironicznie. O Ester nie można powiedzieć, że należy do sarkastycznych osób. Zawsze jest szczera i bezpośrednia i właściwie nigdy nie miewa ukrytych intencji. – Cześć. – Zauważyłeś może, że dzwoniłam do ciebie jakieś sto razy? – Bez przesady. Mam od ciebie tylko trzynaście nieodebranych. – Trzynaście nieodebranych połączeń to trzynaście cennych, bezpowrotnie zmarnowanych minut mojego czasu! – woła zirytowana jego beznamiętnym tonem. – Gdybyś uważała to za stratę czasu, to chyba byś do mnie nie wydzwaniała. – Że co? Chyba nie mówisz poważnie? Ta rozmowa nie zmierza w dobrym kierunku. Przecież mieli się pogodzić, a nie pokłócić jeszcze bardziej, tymczasem na to właśnie się zanosi. – Lepiej dajmy już temu spokój. Ostatecznie to ja do ciebie zadzwoniłem, prawda? – Tak. I masz szczęście, bo już właśnie miałam dzwonić do twojej mamy. – Do mojej mamy? A po co? – W sprawie dzisiejszej kolacji. Zaprosiła mnie wczoraj, a ja powiedziałam, że przyjdę. – Ach, o to chodzi. Wspominała mi. – A skoro ty nie odpowiadałeś ani na moje wiadomości, ani na telefony, to musiałabym skontaktować się z tobą w jakiś inny sposób. – Dobra. W każdym razie… kolacja odwołana. – Odwołana? Dlaczego? – Bo powiedziałem mamie, że nie możesz przyjść. – Co takiego? – Uznałem, że to nie najlepszy pomysł, żebyś przychodziła do nas na kolację po tym, co stało się wczoraj w parku. Ale nie chciałem też, żeby moja mama za bardzo się przejęła. Jest histeryczką i nie dałaby mi spokoju, gdybym powiedział jej, że się pokłóciliśmy. Dlatego musiałem skłamać i powiedziałem jej, że wyjeżdżasz na weekend z rodzicami. – Mówisz poważnie? – Jasne, że mówię poważnie. – Nie rozumiem, Bruno. Naprawdę nie potrafię tego pojąć. – To dla ciebie problem? – A jak ci się wydaje? – Przecież to nic wielkiego. Weekendy są co tydzień, a ten akurat nie był odpowiedni. Ester milczy. Zachowanie przyjaciela wydaje jej się bardzo nie w porządku. Sprawił, że poczuła się okropnie. Ale przecież jeśli nie chce, żeby przychodziła do niego na kolację, to ma do tego pełne prawo. Więc może rzeczywiście tak będzie lepiej. Ale mimo wszystko jest na niego wściekła. – No cóż, w takim razie będę mogła dziś pójść na kolację z Rodrigiem – wyparowuje nagle. To stwierdzenie działa na Bruna jak kubeł zimnej wody. Ester tymczasem nerwowo poprawia grzywkę. Serce wali jej jak młotem. Dlaczego powiedziała mu coś takiego? Żeby go zranić? Wie, że w ten sposób wyrządza mu krzywdę. – Znowu widujesz się z tym typem? – Tak… dziś rano… przyszedł do mnie do domu… – I ty go wpuściłaś?
– Nie. Dzisiaj nie, bo byli moi rodzice. Ale wczoraj zaprosiłam go do środka. – Co? Wczoraj? – Tak. Przyszedł mnie przeprosić. Nie jest w najlepszym stanie. Wylali go z drużyny, bo pokłócił się z prezesem klubu. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo się zmienił. Jest teraz inną osobą. – Po tym, co ci zrobił, ty jeszcze z nim rozmawiasz i wpuszczasz go do domu? Bruno jest bezgranicznie oburzony. Tyle pocieszania i wspierania jej po tamtym rozstaniu, tyle prób otwarcia jej oczu na to, że ona nie była niczemu winna, że to Rodrigo był palantem i wyłącznie on za to wszystko odpowiadał… A teraz on znów się pojawia, jak gdyby nigdy nic. – Tak. I prosił, żebym zjadła z nim dziś kolację, żebyśmy mogli sobie wszystko ostatecznie wyjaśnić. Nie umówiłam się z nim, bo miałam już plany z tobą i twoją rodziną. Ale teraz w takim razie… zadzwonię i się umówię. – Naprawdę zamierzasz iść z nim na kolację? – Niewykluczone – odpowiada niepewnie. – Bardzo się zmienił. – On się nie zmienił, Ester. Znowu sobie z tobą pogrywa. Stał się przymilny tylko po to, żebyś jeszcze raz wpuściła go do swojego życia. Tacy ludzie się nie zmieniają. – Każdy ma prawo dostać drugą szansę. Sama nie wie nawet, po co to powiedziała. Dosłownie przed chwilą myślała z pełnym przekonaniem, że najlepiej będzie raz na zawsze zapomnieć o Rodrigu, a teraz opowiada Brunowi, że chce dać mu drugą szansę. Nie pojmuje, co się z nią dzieje. – On nie ma już wobec ciebie żadnych praw. – To moje życie – odpowiada, marszcząc brwi. – Znowu to samo, co wczoraj. Nie rozumiem, dlaczego masz coś do każdego faceta, który tylko się do mnie zbliży. – Ja nic nie mam do nikogo. – Ach, nie? Wczoraj poszło o Sama. Dziś – o Rodriga. Jeśli mówię ci, że się zmienił, to dlatego, że rzeczywiście tak uważam. Wcześniej popełniał błędy, wszyscy je popełniamy, ale teraz jest już inną osobą. – Ja w to nie uwierzę. Ale ty rób, co chcesz. – Żebyś wiedział, że zrobię. – To twoja decyzja. Tylko później nie przychodź do mnie z płaczem i nie mów, że cię nie ostrzegałem. Cały czas byłem przy tobie, ale nie mogę służyć ci zawsze za chustkę do nosa. Oboje milkną po tym zdaniu. Bruno wypowiedział je stanowczym tonem i bardzo kategorycznie, a ono zawisło ciężko między nimi, sprawiając, że oboje poczuli się naprawdę źle: Bruno dlatego, że je wypowiedział, a Ester dlatego, że padło z jego ust. – Nie martw się, z Rodrigiem to się już nie powtórzy. Tak że nie będę już płakać przez żadnego faceta ani zawracać ci więcej głowy – odpowiada dotknięta. – Ja… nie chodziło mi o to, że… – Wszystko jedno Bruno. – Naprawdę. Nie chciałem być taki nieprzyjemny. – W gruncie rzeczy masz przecież rację. Przez cały ten czas byłeś przy mnie. I wiesz, jak bardzo jestem ci za to wdzięczna, tylko… W tym momencie rozlega się dzwonek do drzwi i Ester urywa wpół zdania. Otwiera jej mama, ale dziewczyna słyszy ze swojego pokoju, że to już jej kuzynka z Alanem. – Zaczekaj chwilę. – Okej. Wstaje i wychodzi z pokoju, zostawiając smartfon na łóżku. Czekając, aż wróci, Bruno wyrzuca sobie to, co powiedział, mimo że rzeczywiście tak właśnie myśli. Ale nie potrafił odpowiednio tego wyrazić. – Bruno, muszę kończyć. – W porządku. – Dzwoniłam do ciebie tyle razy, bo chciałam przeprosić cię za to, jak się wczoraj do ciebie odezwałam.
– Ja też mogłem zachować się lepiej. Przepraszam cię. Również za to, co powiedziałem przed chwilą. Przegiąłem. – Najwyraźniej oboje czasem zachowujemy się inaczej, niż byśmy chcieli i mówimy rzeczy, których nie powinniśmy mówić. – Na to wygląda. Mama Ester woła ją do salonu. Czekają na nią. – Muszę już lecieć, potem pogadamy. Idę na obiad z Cristiną i Alanem. Byłam z nimi umówiona. – Baw się dobrze. I jeszcze raz przepraszam. – Dziękuję. I nie wyłączaj więcej BlackBerry, bo pójdę do ciebie do domu. Tak jak to zrobiła Alba dziś rano. Bruno byłby zachwycony, gdyby zamiast niebieskowłosej to Ester go pocałowała. Chociaż i tak nie ma powodu, by się skarżyć. Od tamtego momentu czuje się jakoś inaczej. – Nie wyłączę. No to na razie. – Cześć. Dziewczyna jako pierwsza wciska przycisk kończący rozmowę. Bruno upuszcza BB na łóżko i przeciera oczy. Palant Rodrigo powrócił. To nie wróży nic dobrego. Jego przyjaciółka znów będzie cierpieć. I boli go to z całego serca. Ma jednak w pamięci słowa Meri: „Ta obsesja na jej punkcie będzie cię powoli zabijać. Musisz o niej zapomnieć i zacząć nowy rozdział”. To prawda. Jeśli Ester zacznie spotykać się z Samem, Rodrigiem, czy kimkolwiek innym, to tak naprawdę on ucierpi na tym najbardziej. Musi wreszcie wyleczyć się z tej obsesji na jej punkcie. Choćby było to dla niego bolesne. Może rzeczywiście to odpowiedni moment, żeby zacząć nowy rozdział. Czy może raczej – nową książkę.
ROZDZIAŁ 42
Jej mama obudziła ją przed chwilą, bo zaczęła już się martwić, że córka nadal nie wstaje. Jest pora obiadu, a Meri jeszcze nie wyszła ze swojego pokoju. Zapach gulaszu również każe jej się ocknąć. Ten aromat, zazwyczaj tak smakowity, tym razem przyprawia ją o lekkie mdłości i nie ma w tym nic niezwykłego, bo zaraz po przebudzeniu marzy zwykle tylko o filiżance kawy. – O której godzinie się wczoraj położyłaś, że wstajesz tak późno? – pyta matka, zbierając do prania jej brudne ciuchy. – O tej co zwykle – kłamie. – Dziwne. Obudziłam się na chwilę około wpół do szóstej i wydawało mi się, że słyszałam jakieś śmiechy. – To nie moje. – Ale dochodziły z twojego pokoju. – Musiało ci się przyśnić, mamuś. Paz daje za wygraną. Może rzeczywiście coś jej się przyśniło. María nigdy jej nie oszukuje, a poza tym, o takiej godzinie… co niby miałaby robić? Kobieta zabiera wiklinowy kosz, do którego wrzuciła brudne ubrania córki, i wychodzi z jej pokoju. Zalety prawdomówności. Fakt, że wszyscy myślą, że zawsze mówi prawdę – bo zwykle rzeczywiście to robi – pozwala jej bezkarnie skłamać w sytuacjach takich jak ta. Nie mogła powiedzieć mamie, że położyła się właściwie dopiero o świcie. Przede wszystkim dlatego, że trudno byłoby jej wytłumaczyć przyczynę: rozmawiała z dziewczyną na lesbijskim czacie, i to przy włączonej kamerce. Czy Paloma już się obudziła? Za niecałe trzy godziny mają się spotkać twarzą w twarz. Kiedy o tym pomyśli, przebiega ją dreszcz. To takie emocjonujące. Nigdy nie sądziła, że zrobi coś takiego, a tymczasem pragnie już, by czas płynął jak najszybciej, żeby mogła wreszcie zobaczyć się z tą blondyneczką o jasnych oczach. Przychodzi jej do głowy, żeby napisać do niej przez WhatsAppa, ale możliwe, że ona jeszcze nie wstała, więc nie chce jej budzić. Tych kilka godzin przed wyjściem do Starbucksa będzie jej się koszmarnie dłużyć. – Rozmawiałaś już z ojcem? – pyta ją matka, wróciwszy do pokoju ze szczotką i szufelką. – Nie, a co? – Chciał się z tobą umówić na popołudnie na kawę. Dzwonił do mnie wcześniej i wspomniał o tym. – Uff. Dzisiaj po południu nie mogę. – Masz dużo nauki? – Nie. Właściwie to tak. Ale nie o to chodzi. Po prostu już się umówiłam. – Z przyjaciółmi? – Tak, z nimi. – No dobrze, to musisz zadzwonić i mu to powiedzieć. – W porządku. Kolejne kłamstwo, które uszło jej na sucho. Mama podchodzi do niej i w jedną rękę wkłada jej szczotkę, a w drugą śmietniczkę. – A póki co, zamieć tu trochę i pościel łóżko, bo zrobiła się z ciebie straszna bałaganiara. – Przecież jest porządek! – Będzie, kiedy pozamiatasz, przykryjesz łóżko i zabierzesz z biurka te wszystkie papiery. – Mamo, jest sobota. Dopiero wstałam. – Sobota to też dzień tygodnia, prawda? Kurz jest kurzem również w soboty. Zrobię ci kawę
w tym czasie. Dziewczyna wzdycha, ale przystaje na to. Ostatecznie i tak nie ma nic ciekawego do roboty aż do piątej. Podchodzi do komputera, włącza go i przegląda folder z muzyką. Szuka czegoś rytmicznego. Wybiera Titanium Davida Guetty i Sii, po czym zabiera się do zamiatania pokoju. Nie może przestać rozmyślać o Palomie. Nie rozumie, jak to się stało, że dziewczyna taka jak ona jest wyrzutkiem w swojej szkole. Gdyby chodziła do ich szkoły, byłaby kolejną Odtrąconą, dołączyłaby do ich grupy. W tym momencie jednak przypomina sobie, że ich grupa właśnie rozpada się jak dziecięca babka z piasku, przestając być tym, czym była, bo zaciera się już to, co doprowadziło do jej powstania, to wszystko, co ich połączyło. Wciąż się przyjaźnią, ale nie ma już między nimi takiej więzi jak kiedyś. Łączą ich wspólne lekcje, liceum. Ale możliwe, że latem, kiedy przestaną widywać się codziennie i każde pójdzie w swoją stronę, historia Odtrąconych dobiegnie końca. No dobrze, pierwsze zadanie wypełnione: podłoga zamieciona. Teraz szybko posłać łóżko. – Twoja kawa – mówi mama, znów pojawiając się w pokoju. – Dziękuję. María bierze filiżankę i siada na krześle przy biurku. Rzeczywiście, nie da się ukryć, że sporo na nim zbędnych papierów. Musi wyrzucić część z nich, a resztę uporządkować. – Co to za muzyka? – Nie podoba ci się? – Chyba trochę nie w twoim stylu. – Dlaczego nie? Miałam ochotę posłuchać czegoś energicznego w czasie zamiatania. – Hmm. No tak. Czy mi się wydaje, czy jesteś dziś bardziej zadowolona niż zwykle. Mam wrażenie, że jesteś wyjątkowo wesoła – komentuje Paz. – Ja? Nie wiem… – Tak. Jesteś jakby bardziej pogodna, weselsza – powtarza kobieta. – Jestem taka jak zwykle. To dziś już trzecie kłamstwo. Tak, jest weselsza, bardziej pogodna, pełna nadziei i chęci do życia. I dobrze wie dlaczego, choć nie może powiedzieć o tym mamie. – No nic, w każdym razie mam nadzieję, że zostanie ci tak na dłużej. Bo przykro patrzeć, jak zamykasz się w domu, smutna i z nosem na kwintę. – Jeśli siedzę w domu, to dlatego, że jestem poważna i odpowiedzialna, mamo. – Jesteś jeszcze dzieckiem, María. Nie musisz być aż tak odpowiedzialna. – To może zacznę od tego, że… nie posprzątam tych papierów? – No, ja ci dam! W tej chwili! I głośno cmoknąwszy córkę w policzek, Paz wychodzi z jej pokoju. Meri upija trochę kawy i zaczyna przeglądać papiery. Większość z nich to jakieś stare, niepotrzebne notatki, brudnopisy z matematyki i z innych przedmiotów, nic, co na coś jeszcze mogłoby jej się przydać. Mogłaby zrobić z nich ognisko i niczego właściwie nie byłoby jej szkoda. Znajduje jednak pewną żółtą naklejaną karteczkę, która przyciąga jej uwagę. To pismo Bruna. Do mojej kochanej Rudej: Spisuję ten dokument, by zapewnić Panią, że jeśli za dwadzieścia lat żadne z nas nie będzie jeszcze po ślubie, zobowiązuję się zostać Pani mężem awaryjnym. Tym sposobem nie będzie już Pani starą panną, szukającą milionera, który po swojej śmierci zostawiłby Pani swój majątek. Podpisano: Bruno Corradini Meri czuje w gardle rosnącą gulę. Pamięta dokładnie tamten dzień i moment, w którym przyjaciel napisał dla niej na lekcji tę żartobliwą notkę. To było na początku czwartej klasy ESO11, półtora roku temu. Nie sądziłaby, że ten żółty karteluszek wciąż jeszcze istnieje, zwłaszcza że poniewiera się gdzieś pośród jej starych notatek. W tamtym czasie oboje od niedawna kochali się w Ester, choć każde z nich zachowywało to jeszcze dla siebie. Jak bardzo wszystko się pozmieniało. I znów czuje w piersi tę dławiącą melancholię. Znów ma to poczucie, że gdyby nie tamten pocałunek, wszystko wyglądałoby lepiej. To był błąd, i to z ro-
dzaju tych największych, jak w piosence Laury Pausini12. Radość, która przepełniała ją, odkąd otworzyła dziś oczy, przygasa i Meri nie ma już ochoty niczego porządkować. Wzdycha, myśląc o przyjaciołach. Dlaczego nie może znowu być tak jak kiedyś? Dlatego, że nie można wrócić do przeszłości i dlatego, że jeśli popełnisz błąd, to nie możesz już go cofnąć. Dlaczego ma ochotę płakać? Nie może sobie na to pozwolić! Dociska oprawkę okularów do nosa i sięga po swój smartfon, w poszukiwaniu utraconej energii. Pisze wiadomość, którą następnie po cichu odczytuje. Obudziłaś się już? Ja wstałam dopiero przed chwilą. Nie mogę się już doczekać piątej. Niecierpliwie czeka na odpowiedź. Muzyka Davida Guetty zaczyna ją już męczyć. Nie tego jej trzeba. Nie chce słuchać muzyki, tylko usłyszeć sygnał swojego BlackBerry, który oznajmi jej, że ma na WhatsAppie nową wiadomość od Palomy. Mijają kolejne minuty. Już całe dziesięć. Jej nowa przyjaciółka jeszcze się dziś nie połączyła. Czy wszystko u niej w porządku? A jeśli znowu zaczęła widzieć podwójnie? A jeśli nie przyjdzie do Starbucksa i znowu ją wystawi? Zdenerwowanie i niepokój zaczynają ogarniać Meri. Jest teraz bardzo spięta. Całkiem wystygła już kawa stoi obok wciąż nieuporządkowanych papierów. A niech to! Znowu pojawiają się wątpliwości, te wieczne wątpliwości. Wątpi we wszystko, nawet w to, co działo się wczorajszej nocy. Może to tylko jakaś dziewczynka, która chciała sobie z kimś pogadać. Na pewno nawet nie jest lesbijką. Jak mogła uwierzyć, że dziewczyna o wyglądzie Palomy mogła zwrócić na nią uwagę. Jak ktokolwiek mógłby pomyśleć coś takiego?! Chyba tylko ktoś równie głupi jak ona? Ale w tym momencie odzywa się telefon… i na twarzy Meri pojawia się uśmiech. To niesamowite, jak dzwonek komórki w jednej chwili całkowicie zmienia wyraz jej twarzy. Nie może uwierzyć, że ona do niej dzwoni! To będzie pierwszy raz, kiedy się usłyszą! Odebrać? Jasne, że tak! Ale nerwy! – Cześć! – woła szczęśliwa María, siadając przy tym na łóżku. – Cześć! Przepraszam, że nie odpowiedziałam ci wcześniej na Whats-Appie, ale… suszyłam włosy – mówi drżącym głosem. Ślicznym głosem! Dokładnie takim, jaki María sobie wyobrażała: dziecięcym, łagodnym i pięknie modulującym każdą sylabę. – To ty! – Jasne, że to ja, Rudzielcu… A właściwie: Meri! – Chodziło mi o to, że to twój głos. Bardzo mi się podoba! – Mnie twój też się podoba! – No co ty? Jest straszny. Brzmi jakbym połknęła flet. – Nic podobnego. Jest śliczny. Smutek odpływa i znów powraca uczucie radości. Słysząc ją, uśmiecha się najszerzej, jak potrafi. Jest w takiej euforii, że aż nie wie, co jej powiedzieć. – Bardzo późno się obudziłaś? – pyta Meri, nie przestając przy tym nawijać na palec swoich czerwonawych kosmyków. – Tak. Pół godziny temu. Zdążyłam tylko umyć i wysuszyć włosy i zadzwonić do ciebie. A ty? – Mniej więcej podobnie. – Ale z nas śpiochy. – Nic dziwnego, że budzimy się na obiad, skoro położyłyśmy się prawie w porze śniadania. Paloma śmieje się, a następnie milknie na chwilę. Kiedy znów się odzywa, mówi dużo ciszej. – Świetnie spędziłam czas wczoraj w nocy. Meri również. Jej też podobała się ich wirtualna pogawędka, która przeciągnęła się do świtu. To nie był sen. Obudziła się już, a Paloma nie zniknęła z jej życia. A już niedługo przestanie istnieć dla niej tylko wirtualnie. Będzie ją mieć twarzą w twarz, uśmiechającą się do niej z bliska. – Było super.
– Całe szczęście, że dziś jest sobota i nie mamy lekcji. – I tak jest dużo nauki. – Zapomnij o tym! Przynajmniej do czasu naszej…! Jak to nazwiemy? Randki? Randki. Czy to będzie randka? Nie ma pojęcia. Wszystko dzieje się tak szybko, że nie jest w stanie tego kontrolować. A może wcale nie chce sprawować nad tym kontroli. – Nie musimy tego nazywać. Ważne, żeby było miło. – Tak! Zamówię sobie truskawkowe frappuccino! Jej radość jest zaraźliwa. Meri ceni sobie każdą sekundę, każde słowo, jakie pada w czasie tej rozmowy, podczas której po raz pierwszy usłyszała głos przyjaciółki. Nie chce jeszcze kończyć, ale po drugiej stronie linii słyszy wołający Palomę kobiecy głos. Następuje kilkuminutowa przerwa, aż wreszcie dziewczyna powraca. – To była twoja mama? – Tak. Nie daje mi spokoju. – Wszystkie mamy czasem tak mają. – No tak. Chce, żebym poszła zjeść obiad. A ja wcale nie jestem głodna! Dlaczego mam jeść? Tylko dlatego, że ona mi każe? Wolę porozmawiać z tobą! Paloma wydaje się Meri zachwycająca nawet wtedy, gdy się skarży. Widać, że ta mała ma charakterek. – Nie przejmuj się, Paloma. Przecież za moment mamy się spotkać. – Tak! – Idź na obiad, bo jeszcze za karę zabronią ci wyjść. – To ucieknę z domu. O piątej będę w Starbucksie przy Callao, choćby przywiązali mnie tu do krzesła. Ponownie daje się słyszeć głos jej matki. A następnie kilka wyrażających protest westchnień Palomy. – No, leć już. Widzimy się o piątej. – Dobra. Tylko o mnie nie zapomnij. Buziak. – I dla ciebie też. Na razie! I pożegnawszy się, rozłączają w tym samym momencie. Ma o niej nie zapomnieć? Ile minut od tego momentu aż do piątej jest w stanie o niej nie myśleć. Najprawdopodobniej ani jednej. Palomie w ciągu jednego dnia udało się dokonać czegoś, co María uważała za niemożliwe od czasu, kiedy Ester zaczęła się od niej stopniowo oddalać: sprawiła, że jej serce znów zaczęło bić szybciej i wypełniać się uczuciami.
ROZDZIAŁ 43
Chętnie dowiedziałaby się, co stało się z jego dziewczyną i dlaczego się rozstali, ale Marcos wolał zmienić temat. W każdym razie, to niesamowite, że podarowana mu przez jego byłą papużka najpierw mu uciekła, a po kilku tygodniach odnalazła go, uciekając z kolei Valerii. Nawet filmowe historie rzadko kiedy są tak zagmatwane. Tak czy inaczej, wygląda na to, że to porządny chłopak, a przy tym bardzo interesujący, mimo że zdaje się mieć lekkiego fioła na punkcie przeznaczenia. – Zrobimy jeszcze parę fotek? Valeria sprawdza, która godzina. Jeszcze wcześnie. Wciąż ma mnóstwo czasu do spotkania z Brunem w Constanzie. Trochę tylko ją dziwi, że Raúl od tak dawna nie dzwoni ani nie pisze. Chociaż ona również tego nie robi, więc połowę winy bierze na siebie. – Dobra, ale najpierw muszę zadzwonić do mojego chłopaka. – To konieczne? – Tak – odpowiada i pokazuje mu język. Wstaje i oddala się o kilka metrów, zostawiając fotografa siedzącego pod drzewem, pod którym zrobili sobie spontaniczny piknik. Przygotowana przez Marcosa kanapka z szynką i serem była naprawdę wyśmienita. Nie chce, żeby Raúl zorientował się, gdzie teraz jest, dlatego szuka jakiegoś bardziej zacisznego miejsca. W Retiro nadal jest mnóstwo osób, cieszących się popołudniowymi promieniami słońca. Po lewej stronie odkrywa polankę, na której nie ma ludzi, jedynie trawa i trochę drzew. Na jedno z nich Valeria zwraca szczególną uwagę. Zna ten gatunek, uczyli się o nim w szkole. Nazywa się je „drzewem miłości” lub też „drzewem Judasza”, bo przyjmuje się, że to na takim właśnie drzewie powiesił się uczeń Chrystusa. Jego korona pełna jest różowych kwiatów, które wyglądają na bardzo delikatne. Valeria siada na trawie pod jego gałęziami i dzwoni do Raúla. Mija kilka chwil, ale jej chłopak nie odbiera. Rozłącza się i próbuje jeszcze raz. Znowu nic. To bardzo dziwne, że nie odpowiada. Może jest czymś zajęty, a może kłóci się właśnie z bliźniaczkami. Siostrom niejednokrotnie udaje się wyprowadzić go z równowagi. Chociaż ona akurat uwielbia swoje małe szwagierki. Bárbara i Daniela to wyjątkowe dziewczynki. Próbuje jeszcze przez parę minut… W końcu dostaje wiadomość przez WhatsAppa. To od Raúla. Skarbie, nie mogę w tej chwili rozmawiać. Oddzwonię, jak tylko będę mógł, Komisiu. Szkoda. Miała ochotę usłyszeć jego głos. Dobrze, że chociaż do niej napisał. No i tym sposobem przynajmniej nie zapyta jej, skąd dzwoni. Ostatecznie to może i lepiej, że nie mógł odebrać. Opisuje mu natychmiast. Nie ma sprawy, Skarbie, nie musisz oddzwaniać. Chcę się chwilkę zdrzemnąć. Po południu jestem umówiona z Brunem w Constanzie, mam dać mu jakieś notatki z filozofii. Wpadnij, jeśli będziesz chciał. Ty jesteś moim Komisiem. I po problemie. Teraz nie musi już przejmować się, że do niej zadzwoni. Pomysł z drzemką przyszedł jej do głowy ni stąd, ni zowąd, chociaż trzeba przyznać, że całkiem miło byłoby wyciągnąć się teraz na słoneczku. Valeria wstaje i wraca do Marcosa, który czeka na nią z przygotowanym aparatem. Kiedy tylko ją zauważa, uśmiecha się i robi jej zdjęcie. – Nie liczy się. – Czasem najlepsze zdjęcia to te zrobione spontanicznie. – Nie sądzę, żeby udało ci się zrobić mi chociaż jedno przyzwoite zdjęcie, czy to pozowane, czy to spontaniczne.
– Wątpisz w moje fotograficzne umiejętności? – Nic takiego. Wątpię w mój talent do modelingu. – Lepiej nie będę ci mówił, co ja o tym sądzę, bo znowu będziesz się rumienić. Idiota! Już samo to wystarcza, żeby oblała się rumieńcem. On dobrze o tym wie. Czy któregoś dnia będzie wreszcie w stanie przyjąć komplement od chłopaka innego niż jej własny, nie robiąc się przy tym czerwona? – Oj, przestań gadać bzdury i chodźmy dokończyć zdjęcia. Gdzie mam ci teraz pozować? – Zastanawiałem się nad tym i już wiem. Znam doskonałe miejsce. – Tak? Jakie? – Zaraz zobaczysz. Marcos wstaje i zbiera swoje rzeczy. – Nie opowiedziałeś mi jeszcze, jak to się stało, że zacząłeś pracować w radiu – zagaja Valeria. – Nie ma w tym żadnej tajemnicy. Trzy lata temu skończyłem dziennikarstwo i nie mogłem znaleźć żadnego zajęcia, które by mi się spodobało. A więc… – To ile masz lat? – przerywa dziewczyna. Na palcach próbuje dodać lata jego studiów do trzech lat, które upłynęły, odkąd je ukończył. – Dwadzieścia cztery? – Dokładnie, w listopadzie kończę dwadzieścia cztery. Wyglądam starzej? – Nie. Właśnie na tyle mniej więcej wyglądasz. – Dobre i to – stwierdza Marcos z uśmiechem. – Chociaż jestem od ciebie o siedem lat starszy, to dobrana z nas para, nie sądzisz? – Po raz nie wiem który: mam chłopaka. – No tak, kochany Raúl. – A właśnie. Kochany Raúl – powtarza zrezygnowana. – Dobra, kontynuuj lepiej swoją historię o tym, jak zostałeś spikerem radiowym. Chłopak śmieje się, po czym na nowo podejmuje opowieść: – Kiedy skończyłem studia, zacząłem praktyki w jednej gazecie, ale nie spodobało mi się tam. Poza tym prawie mi nie płacili. Na nic mi nie starczało. Cały czas mieszkałem jeszcze z rodzicami, a chciałem się uniezależnić. Miotałem się przez cały rok. Próbowałem pracować to tu, to tam, a w międzyczasie zacząłem zarabiać niezłą kasę jako fotograf freelancer. Aż pewnego dnia zadzwoniła do mnie dziewczyna, która potrzebowała fotografa na imprezę kończącą studia. Ktoś mnie jej polecił. I ta dziewczyna to była młodsza córka właściciela Dreams FM. – Ale zbieg okoliczności. – To było przeznaczenie – poprawia ją zadowolony. – Facet szukał właśnie kogoś, kto poprowadziłby nocną audycję. Kiedy go poznałem, powiedziałem mu, że jestem dziennikarzem, jemu spodobał się mój głos i… – Zatrudnił cię, bo spodobał mu się twój głos? Tak po prostu? – No dobra… Zacząłem też spotykać się z jego córką. Nie z tą młodszą, tylko ze starszą. Ale nie wiem, co przeważyło: czy mój głos i umiejętności, czy to, że sypiałem z jego córką. Może zadziałały obie te rzeczy. – Ta dziewczyna to właśnie twoja była? Ta od Yuni? – Tak. To ona mi ją podarowała. – Czyli dostałeś pracę w Muzyce między słowami po znajomości. – Mniej więcej. Ale jesteśmy na antenie już od dwóch lat i chociaż rozstałem się z Laurą, to jej ojciec dalej mnie zatrudnia, bo program ma sporą słuchalność. – Musi być dziwnie pracować w rozgłośni byłego teścia. – Wcale nie. To fajny facet. Bardzo się wzajemnie szanujemy. – I wskazuje na lewo. – Tam dokończymy naszą sesję. Valeria patrzy w tamtą stronę i wzdryga się. – W stawie? – Na stawie. Wypożyczymy łódkę. – Jak to? Zamierzasz robić mi zdjęcia na wodzie?
– Nie podoba ci się ten pomysł? Właściwie może być całkiem zabawnie. Dawno już nie pływała łódką w Retiro. Myślała, żeby któregoś dnia zrobić to z Raúlem. Teraz to nie będzie to samo, co z nim, ale mogą wyjść z tego jakieś ładne fotki. – W porządku. Ale ty wiosłujesz. – Ja wiosłuję. Idą razem na przystań, gdzie Marcos płaci cztery euro i trzydzieści centów za wynajęcie łódki wiosłowej, którą dostają do dyspozycji na czterdzieści pięć minut. – Wiszę ci… dwa euro piętnaście centów. – Nic mi nie wisisz. Postawiłaś mi już kawę. – Bo znalazłeś moja papugę – odpowiada dziewczyna, zdecydowana uregulować rachunki. – Poza tym nie ja tylko moja mama. – Co za różnica, zostaje w rodzinie. – Jestem ci winna dwa piętnaście i nie ma o czym gadać. – Zawsze jesteś taka uparta? – Tylko wtedy, kiedy mam rację. Marcos uśmiecha się i wsiada do wskazanej im łódeczki, a następnie pomaga wsiąść Valerii. – Jestem niezdarą, więc nie zdziwię się, jeśli wyląduję w wodzie. – Musiałabyś być naprawdę niesamowitą niezdarą. – Widać, że jeszcze mnie nie znasz. – Pozwalasz uciec Wiki, gubisz BlackBerry, przeskakując przez szkolne ogrodzenie… Pomału wyrabiam sobie pewien obraz. Dziewczyna czerwieni się i krzyżuje ramiona, protestując przy tym po cichu, a chłopak w tym czasie podciąga rękawy bluzy. Chwyta mocno wiosła i wprawia łódkę w ruch. Val obserwuje go kątem oka. Naprawdę jest w formie. Kiedy wiosłuje, wyraźnie zarysowują mu się bicepsy. Pod ubraniem nie widać takich rzeczy. Z całą pewnością często uprawia sport albo nawet daje sobie ostry wycisk w siłowni. – Dobrze ci idzie. Często tu przychodzisz? – Mam w domu ergometr wioślarski. – Ach tak. – Jeśli chcesz, możesz mnie kiedyś odwiedzić i też powiosłować. – Wiosłowanie jest nie dla mnie. – Ani skok przez płotki. – Bardzo śmieszne. Łódka dobija do jednego z brzegów. Marcos przestaje wiosłować i wyciąga z torby aparat. – Teraz spróbuj się za bardzo nie wiercić, jeśli nie chcesz, żebyśmy się skąpali. – Nie strasz mnie. – Biorąc pod uwagę twoje dotychczasowe dokonania, to raczej ja mam prawo się bać. – W Retiro uaktywnia się chyba twój talent komiczny, co? Chłopak uśmiecha się i robi zbliżenie na twarz Valerii. Klik. Klik. Podobają mu się jej oczy, ich wyraz. Ich kolor nie jest może specjalnie efektowny, ale jest w nich jednak coś szczególnego. – Bardzo dobrze. A teraz zrób minę, jakby łódka miała za chwilę zatonąć, a ty razem z nią. – Że co? A jak wygląda taka mina? – Właśnie tak. Doskonale. Klik. Dziewczyna kręci głową, próbując powstrzymać się od śmiechu. Pozuje do kolejnego zdjęcia. Stosuje się do przeplatanych żartami instrukcji Marcosa. Chociaż nie przyznałaby się do tego głośno, świetnie się przy tym bawi. Prawie całkowicie udało jej się już wyzbyć wstydu. W życiu nie pomyślałaby, że sesja zdjęciowa może być taka zabawna, chociaż jest to głównie zasługa jej fotografa. Po raz pierwszy od dawna cieszy się, że posłuchała rady swojej mamy. – Teraz zamienimy się miejscami, tylko ostrożnie. Chcę zrobić ci parę zdjęć przy wiosłach. – Chyba już wystarczy. Zakończmy lepiej na tym. I tak zrobiłeś mi już chyba z tysiąc zdjęć!
– Nie bój się. – Nie boję się. Ale nie każ mi wstawać… – Nic się nie stanie – Marcos się podnosi i łódka zaczyna się chybotać. – No dalej, Valerio. Wstawaj. Wcale nie jest do tego przekonana. Już wyobraża sobie, jak pływa w wodzie z rybkami. Ale jeśli on dalej będzie tak stał, to łódka straci równowagę, dlatego Val również się podnosi i powoli kieruje się w stronę rufy. Jednakże, kiedy jest już prawie u celu, potyka się o torbę Marcosa i upada. W konsekwencji łódka chwieje się gwałtownie i… plusk. Valeria widzi, jak aparat Marcosa szybuje w powietrze, a następnie spektakularnie ląduje tuż obok lewego wiosła. Uratował się przed upadkiem do wody. Młody fotograf jednak, mimo że za wszelką cenę starał się zachować równowagę, nie miał już tyle szczęścia.
ROZDZIAŁ 44
Miała ogromną ochotę spotkać się z kuzynką. Cris jak zawsze wygląda przepięknie. A nowa fryzura genialnie do niej pasuje. Tworzą z Alanem wspaniałą parę. Siedzą już we troje przy zarezerwowanym stoliku w restauracji El Recuerdo. Zdążyli właśnie złożyć zamówienie. – To miejsce jest prześliczne – zapewnia Ester, kładąc sobie na kolanach serwetkę i nie przestając rozglądać się dookoła. – To tak samo jak ty, kuzynko. Ilekroć cię widzę, za każdym razem jesteś coraz ładniejsza. – I kto to mówi! Poza tym super wyglądasz w tej krótkiej fryzurce! – Tak? Jest naprawdę wygodna. Obie się uśmiechają. Dawno już się nie widziały. Cristina bardzo się zmieniła od ich ostatniego spotkania. Wygląda dużo dojrzalej; to jasne, że nie jest już dziewczynką. Ester czuje się przy niej jak dziecko. – Obie fajnie wyglądacie – wyrokuje Alan. Bierze swoją dziewczynę za rękę i uśmiecha się do niej. – Nawet jesteście do siebie trochę podobne. – Zawsze wszyscy nam to mówili. Prawda? – Tak. Kiedy byłyśmy młodsze, ludzie często się mylili i brali nas za siostry. W tym momencie zbliża się kelner i podaje im napoje. Kiedy odchodzi, na nowo podejmują rozmowę. – No dobrze, to opowiadaj, co to za amory? – przechodzi wreszcie do rzeczy Cris. – Alan mi już wspominał, że jesteś trochę zdezorientowana. Przez całą drogę do restauracji nie dotknęły tego tematu. Ograniczyły się do przywoływania zdarzeń z przeszłości i wymiany informacji na tematy rodzinne i szkolne. Alan przysłuchiwał im się z uwagą, siedząc za kierownicą. – No tak. Nawet bardzo zdezorientowana. – To całkiem normalne w wieku szesnastu lat. Człowiek nie wie jeszcze wtedy prawie nic o miłości i bardzo łatwo jest się wtedy pogubić. – Ja jestem właśnie pogubiona. Nie wiem, co czuję. – To wytłumacz nam, o co chodzi. Oczywiście na tyle, na ile jesteś w stanie to wytłumaczyć. Uśmiech kuzynki budzi jej zaufanie. Alana również bardzo lubi i nie przeszkadza jej, że on również usłyszy to, co ma do opowiedzenia. Jest pewna, że nic z tego, co powie w czasie tej rozmowy, nie wyjdzie poza ściany tego lokalu. Bez wdawania się we wszystkie szczegóły, zaczyna opowiadać im o Rodrigu. Unika podania jego dokładnego wieku, chociaż wspomina, że był jej trenerem i że jest od niej o kilka lat starszy. Nie chce też opowiadać im o tym, jak zachowywał się w pewnych sytuacjach. Nie wspomina przede wszystkim o tym, jak rzucił w nią w szatni flakonikiem perfum ani o tym, co wydarzyło się w domu jego kolegi, kiedy próbował zaciągnąć ją do łóżka. – I po czterech miesiącach, w ciągu których nie dawał znaku życia, pojawia się nagle, mówiąc, że mnie kocha – kończy z westchnieniem. – A ty nie wiesz, co do niego czujesz? – Z jednej strony jest mi go po prostu żal. Był strasznie przybity. Ale w głębi serca nie jestem pewna, czy to, co czułam jeszcze kilka miesięcy temu, zniknęło już całkowicie. Myślałam, że tak, ale kiedy znowu go zobaczyłam… – Bo może te uczucia nigdy nie wygasły – sugeruje Alan. – Może były tylko uśpione. – Nie wiem.
– Jestem pewien, że w głębi serca to wiesz. Tylko często trudno jest nam przyznać się przed sobą do tego, co czujemy – dodaje Francuz. – To normalne, kuzynko, że tak się czujesz, skoro on pojawia się nagle po czterech miesiącach. Tak to jest w miłości. Ester wydaje z siebie kolejne westchnienie i upija łyk ze swojej szklanki. Z całej trójki tylko ona jedna nie pije wina. Wolała zamówić napój cytrynowy. – W każdym razie dziś rano powiedział mi, że nigdy więcej już do mnie nie zadzwoni, żeby nie robić mi problemu. – I co ty na to? – Najpierw uznałam, że to dobrze. Ale teraz sama już nie wiem – odpowiada z wahaniem. – Zanim mi to powiedział, zaproponował, żebym poszła z nim dziś na kolację. Prosił o ostatnią szansę, chciał spróbować przekonać mnie, żebyśmy zaczęli od nowa. – A ty odmówiłaś. – Jasne. Poza tym akurat miałam już plany na ten wieczór, chociaż ostatecznie zostały odwołane. Wraca kelner i stawia pośrodku stołu sałatkę ze smażonym kozim serem i ziołowym winegretem oraz quesadille z kurczakiem, pieczarkami i pomidorem, wszystko to do podziału dla całej trójki. – Czyli masz dylemat, nie wiesz, co powinnaś zrobić – mówi Alan, nakładając jednocześnie sałatkę na talerze obu dziewczyn. – Właśnie. Nie wiem, co zrobić z Rodrigiem. Cristina wpatruje się w swoją kuzynkę. Widzi, że jest zmartwiona. To pierwszy raz, kiedy Ester przechodzi przez coś takiego. Ona sama też jeszcze niedawno była nastolatką i doskonale może ją zrozumieć. Serce i rozum chodzą zupełnie różnymi ścieżkami i czasem naprawdę bardzo trudno zachować się tak, jak należy. Najlepiej byłoby, gdyby raz na zawsze zapomniała o tym gościu. Zostawił ją, jest od niej sporo starszy i w dodatku potrzebował mnóstwo czasu, żeby zdać sobie sprawę z tego, że za nią tęskni. Ale jeśli on nadal jej się podoba… Uczuć nie da się przewidzieć. Zanim zaczęła spotykać się z Alanem, Cristina sama wplątała się kiedyś w relację z chłopakiem jednej ze swoich najlepszych wówczas przyjaciółek. Nie potrafiła nad sobą zapanować i chociaż wiedziała, że robi coś złego, to, będąc w nim zakochana, nie potrafiła oprzeć się pokusie. – Myślisz, że ten chłopak jest z tobą szczery, kiedy mówi, że cię kocha? Ważne, żebyś umiała odpowiedzieć sobie na to pytanie. – A czy jest jakiś sposób, żeby to wiedzieć, Cristina? – Nie, ale kiedy ci to powiedział, na pewno poczułaś lub zauważyłaś coś, co pozwoliłoby ci to odkryć. – Poczułam mnóstwo rzeczy naraz… Niczego nie jestem pewna. Alan bierze tacę z quesadillas i jedną z nich wkłada na talerz Ester, drugą serwuje swojej dziewczynie, a na koniec nakłada jedną sobie. Cały czas przysłuchuje się rozmowie dziewczyn na temat tamtego faceta. – Powiedziałaś nam, że jest teraz inny, niż kiedy go poznałaś, że się zmienił… – Tak. – Na lepsze? – Mam taką nadzieję – odpowiada dziewczyna, choć bez wielkiego przekonania. – Nie spędziłam z nim ostatnio tyle czasu, żeby móc stwierdzić, czy jest teraz taki zawsze, czy tylko wtedy, kiedy rozmawia ze mną. – Może tylko udaje. – Alan, nie mieszaj jej w głowie jeszcze bardziej! – Faceci to ściemniacze – stwierdza chłopak, przełknąwszy kawałek swojej quesadilli. – Oczywiście wszyscy poza mną. – Nie zwracaj na niego uwagi, Ester. Kiedyś był zarozumiałym egocentrykiem i czasem jeszcze jego poprzednia osobowość daje o sobie znać. – Och! Będziemy teraz wyciągać nasze brudy na światło dzienne, moje ty niewiniątko?
Cris i Alan udają, że się kłócą, lecz w końcu całują się w usta, żeby przypieczętować pokój. Ester uśmiecha się, kiedy na nich patrzy, chociaż czuje również ukłucie zazdrości; ona też chciałaby być w podobnym związku. Wydają się ze sobą bardzo szczęśliwi i widać między nimi wielką zażyłość. Doskonale się uzupełniają, tak jakby było im przeznaczone, że mieli się spotkać i że mają spędzić razem resztę życia. Bo tych dwoje niewątpliwie ma przed sobą długą historię. – Wybacz, Ester, o czym to mówiliśmy? Ponownie przyglądają się opowieści o Rodrigu, rozważając wszystkie za i przeciw i analizując to, co Ester czuje i to, co czuła kiedyś. Wciąż brak werdyktu. A przecież jest jeszcze jedna kwestia do ujawnienia. – Jest coś jeszcze, o czym musicie wiedzieć. – Coś jeszcze? – Tak. Jest… jeszcze inny chłopak. – Mon Dieu! Robi się coraz ciekawiej! – woła Francuz, którego Cristina zaraz uderza serwetką. – Inny chłopak, Opowiadaj. Trudno jej opowiadać o Brunie. Ester stara się zrobić to zwięźle. Przerywa kilkakrotnie, próbując dobrać najodpowiedniejsze słowa. – Podsumowując: czujesz coś do swojego najlepszego przyjaciela, ale nie bardzo wiesz co – próbuje upewnić się Cristina. – Wiem, że bardzo go kocham, ale nie wiem, czy chodzi tylko o to, że był dla mnie taki dobry przez cały ten czas, czy może naprawdę… jestem w nim zakochana. Alan się uśmiecha. Ta historia podoba mu się bardziej niż poprzednia i po tym jak kelner odchodzi z pustymi już talerzami, wyraża swoje zdanie: – Już go lubię, tego Bruna. Powinnaś dać mu szansę, nawet jeśli jest niespecjalnie przystojny i niski. Ma jeszcze czas, żeby urosnąć. – Przecież w życiu nawet nie widziałeś tego chłopaka! – I co z tego? Podobają mi się takie historie miłosne, w których przyjaźń przeradza się w coś więcej. To znaczy, że porównuje przypadek Ester i Bruna, do tego, co wydarzyło się między nim a Cristiną: najpierw przyjaźń, która z biegiem czasu przerodziła się w piękny związek. – Wczoraj się pokłóciliśmy – szepcze Ester ze spuszczoną głową. – To nasza pierwsza awantura, odkąd się poznaliśmy. – Jak mówi wasze hiszpańskie przysłowie: „Kto się czubi, ten się lubi”. – Nie zawsze, kochanie. Nie zawsze – zapewnia Cris. – Ale pogodziliście się już, prawda? – Mniej więcej. Kiedy po mnie przyjechaliście, właśnie rozmawiałam z nim przez telefon o wczorajszym. Nie wiem, co mi się wtedy stało, że tak źle się do niego odezwałam. Dzisiaj też nie szło nam najlepiej, co chwila robiliśmy sobie jakieś wyrzuty. Jest dla mnie bardzo oschły, jak nigdy wcześniej. – Wie o Rodrigu? – Tak, powiedziałam mu dziś rano. – No to wszystko jasne. Czego się spodziewałaś? To oczywiste, że jeśli ten chłopak przez cały ten czas cię wspierał, to teraz czuje się zdradzony. – Ale dlaczego? – Bo ty nadal mu się podobasz, Ester. Nie widzisz tego? Bruno się w tobie kocha i kiedy interesujesz się kimś innym, to dla niego musi to być bardzo bolesne. A zwłaszcza jeśli ten inny, to ten sam gość, przez którego miesiącami wypłakiwałaś się na jego ramieniu. On był przy tobie przez cały ten czas nie po to, żeby wykorzystać twoją słabość. On naprawdę jest twoim przyjacielem, ale jednocześnie, z tego, co słyszę, jest też w tobie zakochany. Nie sądzisz, Alan? Francuz potwierdza ruchem głowy i uśmiecha się. Popija łyk wina i biorąc swoją dziewczynę za rękę, wyraża własną opinię: – Brunowi podobasz się bez wątpienia. Rodrigowi – z tego, co słyszę – też. Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że obaj są w tobie bardzo zakochani. Teraz twoja kolej, żeby zdecydować,
którego z nich darzysz tylko przyjaźnią, a którego czymś więcej. My dwoje możemy cię wesprzeć i służyć radą, ale tylko ty jedna jesteś w stanie wsłuchać się w swoje serce i być z nim szczera.
ROZDZIAŁ 45
Od chwili, w której Marcos wpadł do stawu, Valeria zdążyła już przeprosić go co najmniej pięćdziesiąt razy. Przez nią chłopak cały ocieka wodą. Całe szczęście, że przynajmniej aparat się nie zamoczył. Gdyby się zepsuł, czułaby się jeszcze gorzej. Czy ona musi być taka niezdarna? Idą teraz razem w milczeniu w miejsce, w którym on zaparkował swój samochód. To srebrny Fiat 500. – Naprawdę nie musisz odwozić mnie do domu. Lepiej jedź jak najszybciej do siebie, żeby się wysuszyć. Jeszcze nabawisz się zapalenia płuc. Marcos jednak tylko puszcza do niej oko, po czym zrzuca z siebie najpierw bluzę, a następnie podkoszulkę. Z nagim torsem siada za kierownicą i zaprasza Valerię, żeby zajęła miejsce obok. – Dziewczynie opada szczęka. Teraz nikt już nie zaprzeczy, że to superatrakcyjny facet. Niezły sześciopak! Nie chcąc mu się sprzeciwiać, stosuje się do jego polecenia i wsiada. – Będziesz miała coś przeciwko, jeśli ściągnę tu w środku spodnie, żeby trochę przeschły? – Żartujesz sobie? Marcos uśmiecha się i rzuca na tylne siedzenie ciuchy, które zdążył już z siebie zdjąć. – Spokojnie, nie sądzę, żebym miał pod spodem coś, co mogłoby cię wystraszyć. – Ale… Ale… Nie ośmielisz się chyba…? Za późno. Chłopak pozbywa się dresowych spodni, które również lądują teraz na tylnym siedzeniu samochodu. Valeria, nie chcąc patrzeć w jego stronę, zasłania sobie twarz ręką, byle tylko uniknąć sytuacji, w której jej wzrok powędruje w lewo. Mimo to jednak, w bocznym lusterku dostrzega niechcący fragment długich, pasiastych błękitno białych bokserek Marcosa. – Gdybym tylko zdołał to przewidzieć, założyłbym coś bardziej seksownego. – Ta sytuacja jest odrobinę krępująca, wiesz? – Nigdy nie siedziałaś w samochodzie z facetem w samej bieliźnie? – Nie! – Przecież to doskonałe miejsce, na uprawianie miłości. Zresztą pogadamy, jak kiedyś już tego spróbujesz. Szkoda, że nie utopił się w tym stawie. Valeria płonie ze wstydu. To, że wpadł przez nią do wody, nie daje mu prawa do wygadywania takich rzeczy! To jeden z najbardziej absurdalnych momentów w jej dotychczasowym życiu. Siedzi w samochodzie z niemal obcym i co gorsza niemal nagim facetem, a wszystko dlatego, że wrzuciła go do stawu, po którym pływali sobie łódką. – Ale chyba nie zamierzasz zdejmować z siebie już nic więcej, prawda? – Tylko jeśli sobie tego zażyczysz… – Nie! Nie życzę sobie! – wykrzykuje Valeria. – Jeśli zatrzyma cię tak policja, to wlepi ci mandat za zakłócanie porządku publicznego! – Dlatego właśnie otwórz schowek i podaj mi koszulkę, którą znajdziesz w środku – prosi ją, odpalając silnik. – Wozisz tu koszulkę? – Tak, to koszulka reklamowa, którą dostałem kilka miesięcy temu od znajomych z radia. Valeria stuka lekko w schowek i otwiera go. Nie musi długo szukać, koszulka jest na wierzchu. Biała. – Trzymaj – mówi, rozkładając ją. Zaskakuje ją nazwa marki reklamowanej na koszulce. Durex!
– W domu mam jeszcze jedną, o damskim kroju. Mogę ci ją podarować, jeśli zechcesz. – Nie, wielkie dzięki. Stają na czerwonym świetle. Marcos wciąga koszulkę przez głowę. – Od dziś będę z sobą woził też zapasowe spodnie. I parę skarpet. Wyjątkowo niewygodnie prowadzi się w przemoczonych skarpetkach. – To dlaczego ich nie zdejmiesz? – Bo jeszcze bardziej niewygodnie jest prowadzić na bosaka, to wysoce niewskazane. Jakoś przeżyję. Velerię znów ogarnia poczucie winy. Wprawdzie on stara się robić dobrą minę do złej gry i nie powiedział jej nawet jednego złego słowa, ale z całą pewność musi być na nią trochę wkurzony. W końcu przez nią wypadł z łódki do stawu w Retiro! Gorzej już być nie mogło. Dali piękne przedstawienie, ludzie nie mogli przestać się na nich gapić nawet wtedy, kiedy Marcos, dzięki swojej świetnej formie, samą siłą ramion szybko podciągnął się z powrotem na łódkę. – Przepraszam – znów mówi Valeria po kilku minutach ciszy. – Ile razy mam ci powtarzać, żebyś się nie przejmowała. To tylko mała kąpiel. – Nie mogę uwierzyć, że nie jesteś zły. – Dlaczego miałbym być zły? – Bo przeze mnie wpadłeś do stawu. Powód jest wystarczający. – Ty byś się na mnie wściekła, gdyby stało się odwrotnie? – Hmm. Możliwe. Nie wiem. – A ja wiem, że nawet gdybyś się pogniewała, to i tak przeszłoby ci po pięciu minutach. Poznaję cię coraz lepiej i nie sądzę, żebyś miała zwyczaj pielęgnować urazy. – Ale czasem miewam swoje schizy. Bywa, że mi odbija. – Jesteś w porządku, Val – mówi, zatrzymując się na kolejnych światłach, dzięki czemu może na nią spojrzeć. – Mógłbym się założyć, że nigdy w życiu nie wkurzyłaś się na nikogo na tyle, żeby przestać się do niego odzywać. W tym momencie przed oczami Valerii staje obraz Elísabet. Myśli o niej coraz rzadziej. Właściwie całkowicie wyrzuciła ją ze swojego życia. Eli jest wyjątkiem, który potwierdza regułę, sformułowaną właśnie przez Marcosa; jest jej jedynym wrogiem. Od tamtego listopadowego dnia, w którym poszła ją odwiedzić, a ona próbowała ją udusić, Valeria widuje swoją byłą przyjaciółkę rzadko i jedynie w koszmarach. Nigdy więcej nie próbowała już jej odwiedzić, zadzwonić do niej ani wysłać jej jakiejkolwiek wiadomości. Nikt z Odtrąconych nie starał się nawiązać kontaktu z Eli po tym, jak Val opowiedziała im, co wydarzyło się tamtego ranka. Wszyscy obawiali się, że jeśli pójdą się z nią zobaczyć, potraktuje ich w podobny sposób. Wszyscy poza Raúlem, który jako jedyny z całej paczki nadal widuje się z nią prawie codziennie. I choć cała reszta nie ma o tym pojęcia, to ta sytuacja zmieni się już niedługo. Zjadł deser z całą jej rodziną i teraz siedzi razem z nimi w salonie, oglądając jakiś film, jeden z tych, które kanał Antena 3 nadaje co weekend i w których zawsze porywa się dzieciaka i żąda okupu. Nie zna tytułu, choć nie wątpi, że musi brzmieć jakoś spektakularnie. Nie zamierzał zostawać u nich tak długo, ale Valeria napisała mu, że idzie się zdrzemnąć, a Eli i jej rodzice strasznie nalegali… Ponownie czuje się źle z tym, co robi. Oszukuje swoją dziewczynę i chociaż stara się jakoś sobie z tym radzić, to naprawdę bardzo doskwiera mu ta świadomość. Nie przestaje o niej myśleć. Powinien powiedzieć jej, co się dzieje. Jednak wcale nie jest pewien, czy byłaby w stanie mu wybaczyć. Minęło już wiele miesięcy, odkąd zaczął ją okłamywać, za dużo zmyślonych historii opowiedział jej w tym czasie. Film trwa w najlepsze. Jest tak nudny, że Raúlowi zaczynają opadać powieki. Ogarnia go senność, a fakt, że wszystkie światła są pogaszone, wcale nie pomaga mu się przed nią bronić. Ale nie chce zasnąć. Nie, nie chce… Nie chce zasnąć… – Raúl, Raúl. Elísabet szepcze jego imię. Powoli otwiera oczy i widzi ją, siedzącą mu na kolanach. Mimo pogaszonych świateł, dostrzega, że jej rodzice opuścili już salon. Dziewczyna pochyla się w jego
stronę i całuje go w usta, jednocześnie mierzwiąc mu włosy. – Przestań, Eli. Ona jednak, nic sobie nie robiąc z jego protestu, usiłuje ściągnąć mu koszulkę. Raúl nie chce do tego dopuścić. Jego przyjaciółka ostro przegina. Wreszcie, ciągle jeszcze zaspany, reaguje i uwalnia się od niej. – Dlaczego nie chcesz mnie pocałować? – Mówiłem ci tysiąc razy: mam dziewczynę i bardzo ją kocham – mamrocze, przecierając oczy. – Gdzie twoi rodzice? – Wyszli. – Kiedy? Nic nie zauważyłem. – Jasne, że nie, przecież usnąłeś – odpowiada dziewczyna, znów się do niego przysuwając. Tym razem próbuje wziąć go za rękę, ale Raúl ją odsuwa. – Jesteś beznadziejny, kiedy zachowujesz się jak jakiś gbur. A ja chciałam okazać ci trochę czułości. – Przykro mi, Eli, ale wiesz, jak jest. I byłbym ci wdzięczny, gdybyś nigdy więcej nie całowała mnie w usta. Tysiąc razy już ci to mówiłem. – A co, boisz się, że Valeria może się o tym dowiedzieć? Raúl, zniesmaczony tym pytaniem, wstaje z sofy. Bez ostrzeżenia zapala światło i sprawdza godzinę. Za dziesięć piąta. Spał dłużej, niż sądził, a nie wie nawet, kiedy zasnął. – Mamy umowę. Nie waż się jej złamać. – A jeśli to zrobię? – Nie zrobisz. – A co by się stało, gdybym to zrobiła? – Więcej byś mnie nie zobaczyła. Elísabet składa usta w dzióbek i nadyma policzki. Po chwili uśmiecha się i gestem zaprasza go, żeby ponownie usiadł koło niej. – Wyluzuj, nic nie powiem. Jesteś moim przyjacielem i za nic w świecie nie chciałabym ci zaszkodzić. Zaufaj mi, kochanie. Słysząc to, Raúl trochę się uspakaja, mimo że Eli, w wyniku swoich dwubiegunowych zaburzeń, jest jedną z najmniej godnych zaufania osób na świecie. Wzdycha i wraca koło niej na sofę. – Bardzo proszę, nie mów do mnie kochanie. – Jejku! Coś ty taki spięty? Wyluzuj, człowieku! – Oszukuję Valerię. Jak mam wyluzować? – Masz wyluzować i już – nalega uśmiechnięta. – Dobra, zobaczmy, jak się skończy ten film. Moi rodzice niedługo wrócą. To powiedziawszy, wstaje z sofy i znowu gasi światło w salonie. Chwyta pilota od telewizora i zwiększa głośność, a następnie znów siada na sofie, tym razem jak najdalej od Raúla, który, pośród ciemności, obserwuje ją kątem oka w nikłym blasku bijącym od telewizora. W głębi serca to dobra dziewczyna, i z dnia na dzień staje się coraz bardziej podobna do siebie samej z przeszłości. Jest nawet spokojniejsza niż kiedyś. Czasem tylko miewa – nie wiadomo skąd – te ataki przesadnej czułości, których nie potrafi kontrolować. Zgodnie z tym, co tłumaczyła mu jej mama, Eli czasem nie jest w stanie zapanować nad swoimi emocjami, a w dodatku jest tego nieświadoma. Ale Raúl musi jakoś to przetrzymać, bo ostatecznie nadal bardzo ją ceni jako swoją przyjaciółkę. Najważniejsze jest jednak to, że od jakieś czasu Alicja przestała się pojawiać, a więc jeżeli Raúl ma coś wspólnego z poprawą stanu Eli, to będzie musiał dalej przychodzić do tego domu, mimo że wie, że wcześniej czy później wynikną z tego poważne konsekwencje. Nie wie jednak, że konsekwencjom tym będzie musiał stawić czoło znacznie wcześniej, niż to sobie wyobraża.
ROZDZIAŁ 46
Jest naprawdę zestresowana. Idzie ulicą Preciados w stronę Callao, trzęsąc się jak galareta. María nie przestaje rozglądać się na wszystkie strony, zastanawiając się, czy przypadkiem nie spotka Palomy na ulicy, jeszcze zanim dotrze do Starbucksa, w którym umówiły się na piątą. Spędziła prawie godzinę, zastanawiając się, co na siebie założyć. Nie należy wprawdzie do osób, które przywiązują wielką wagę do stroju, jednak ten dzień jest wyjątkowy. Z drugiej strony, nie chciała też pojawić się przesadnie wystrojona, więc ostatecznie, zmieniwszy wcześniej wielokrotnie zdanie, zdecydowała się na czarne dżinsy i czerwony sweterek. I na zielone soczewki. Okulary, do widzenia. Przecież to nie randka, tylko zwykłe spotkanie dwóch przyjaciółek! To nie zmienia jednak faktu, że aż boli ją brzuch. Znowu te mordercze motyle. Nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji i czuje, że drży na całym ciele. Czy będzie wiedziała, jak się zachować, czy może kompletnie się zablokuje? Dzień wcześniej spędziły długie godziny, rozmawiając na czacie, a zaledwie parę godzin temu gawędziły radośnie przez telefon. W obu tych przypadkach czuła się bardzo swobodnie. Jednak patrzeć komuś prosto w twarz, mając go na wyciągnięcie ręki, to zupełnie co innego niż sytuacja, w której chroni człowieka ekran komputera albo słuchawka telefonu. Z jej maleńkiej torebki dochodzi jakiś sygnał! To dźwięk jej smartfona! W okamgnieniu wyławia BlackBerry spośród wszystkich innych akcesoriów i widzi, że ma nową wiadomość na WhatsAppie. Otwiera ją lekko rozczarowana, bo nadawcą nie jest Paloma tylko jej ojciec. María, wszystko w porządku? Skoczymy dziś na kawę? Napisz, jak będziesz mogła. Całuję, Dziecinko. O cholera! Zapomniała zadzwonić do taty! Przez ten stres przed spotkaniem i odzieżowe dylematy, kompletnie wyleciało jej to z głowy. W takich okolicznościach nie sposób pamiętać o wszystkim. Odpowiada, nie przerywając marszu: Dziś nie dam rady. Umówiłam się już z przyjaciółmi. Możemy spotkać się jutro późnym popołudniem, czy wyjeżdżasz wcześniej? Przez te wszystkie emocje, których doświadczyła od wczorajszego wieczoru, nie miała nawet kiedy zastanowić się nad tym, że jej ojciec przyjechał do Madrytu, choć wcale nie po to, żeby się z nią zobaczyć. Ta zwariowana weekendowa podróż samochodem z Barcelony musi mieć jakieś wytłumaczenie, ona jednak nie jest w stanie go dociec. Świetnie. W takim razie o szóstej w Constanzie. Nie przejmuj się, ostatecznie zostaję jeszcze dzień dłużej i wyjeżdżam dopiero w poniedziałek. Całuję. Baw się dobrze z przyjaciółmi. Dzień dłużej? Ale po co? Dobrze, że przynajmniej pamięta nazwę kawiarni, w której ona widuje się z przyjaciółmi. Okej. Widzimy się jutro o szóstej. Buziaki, Tato. Dzieje się tu coś dziwnego. Jak tylko się z nim spotka, od razu zapyta go, po co przyjechał do Madrytu. Ale w tej chwili ma inne sprawy na głowie. Chowa BlackBerry do kieszeni i skręca na rogu ulicy, dochodząc do placu Callao. Jak zawsze jest pełen ludzi. Zwłaszcza że jest sobota po południu, co oznacza, że zagęszczenie ludności na metr kwadratowy wzrasta w tym miejscu drastycznie. Dziewczyna przystaje i rozgląda się dookoła. Nawet gdyby Paloma akurat tam się znajdowała, nie sposób byłoby dojrzeć ją w tym tłumie. Bierze głęboki wdech i kieruje się do Starbucksa. Do piątej brakuje jeszcze pięciu minut. Ma wejść do środka, czy poczekać na nią przed wejściem? Lepiej zostanie na zewnątrz. Czuje, jak kolana same się pod nią uginają. To tak dziwne uczucie, że sama nie umiałaby go
nawet opisać. Ma tylko nadzieję, że przyjaciółka nie wycofa się w ostatniej chwili! Jednak, po raz pierwszy w życiu, jest dziś optymistką i wierzy, że tak się nie stanie. Nagle na jej BB odzywa się melodyjka. Ktoś do niej dzwoni. Pełna niecierpliwości natychmiast otwiera i przegrzebuje torebkę. Jest! Ma go w ręku! Patrzy na wyświetlacz i widzi, że tym razem to nie jej ojciec. To ona. To Paloma! W popłochu wciska przycisk i odbiera połączenie. – Tak? – Ładnie ci w tym czerwonym sweterku. Pasuje ci. Ten jej słodki głos. Przeszywa ją dreszcz, jak gdyby znalazła się nagle pośród ogromnych gór lodowych. Niecierpliwiąc się, by jak najszybciej ją zobaczyć, rozgląda się na wszystkie strony. Ale nigdzie jej nie widzi! – Gdzie jesteś? – pyta ją, otwierając drzwi kawiarni. W środku też jej nie ma. – Tutaj. – Tutaj, czyli gdzie? María ponownie wychodzi z lokalu i z uwagą przygląda się przechodniom i osobom stojącym na placu. Zaczyna popadać w desperację. Żadna z nich nie jest Palomą! – Rudzielcu, jestem tutaj, na górze. – Na górze? Gdzie? – Podnieś głowę. I wtedy María ją dostrzega. W jednym z wielkich okien Starbucksa młodziutka blondynka klęczy na fotelu i macha do niej ręką. Na głowie ma kolorową wełnianą czapkę, a z ust nie schodzi jej uśmiech. Marii przychodzi do głowy, że – bez żadnej przesady – jest to jeden z najwspanialszych momentów w całym jej życiu. Odmachuje Palomie z równie promiennym uśmiechem. – Rozłącz się, bo szkoda kasy – mówi rozemocjonowana. – Już idę na górę. – Nie, to ja zejdę, bo jeszcze nie zamówiłam – odpowiada Paloma. – Dobra. Widzimy się za pół minuty. – Za dwadzieścia sekund – mówi Paloma i rozłącza się. Nie mija nawet piętnaście sekund, gdy spotykają się na parterze Starbucksa. W pierwszej chwili jest trochę niezręcznie. Żadna z nich nie wie dobrze, jak się zachować. Wreszcie Meri, jako starsza, przejmuje inicjatywę i odważa się na pierwszy krok: pocałunki w oba policzki, dwa wyczekiwane i upragnione pocałunki. – Wow – odzywa się ruda, nerwowo przeczesując dłońmi włosy. – Właśnie, wow. Mimo że Paloma jest niziutka, różnica wzrostu między nimi wcale nie wydaje się taka duża. Przynajmniej dzisiaj, kiedy ma na nogach wysokie buty na koturnie. Patrzą po sobie niespokojne i niezdecydowane, jak dziecko, któremu podarowano właśnie dawno wymarzoną zabawkę i które nie wie teraz, jak należy ją złożyć. – Staniemy w kolejce, żeby coś zamówić? – Tak. Jakieś Angielki trzymają nam stolik na górze. – Super. – Dobrze, że przyszłam wcześniej, bo w tej chwili wszystkie miejsca są już pozajmowane. Nie przestają wpatrywać się w siebie nawzajem i uśmiechać się. Wciąż jeszcze nie mogą uwierzyć w to, że stoją ze sobą wreszcie twarzą w twarz. Razem. Pod jednym dachem. Wdychając ten sam aromat kawy. Obie boją się, by za moment nie okazało się, że to tylko sen, z którego będą musiały się przebudzić i który nigdy już się nie powtórzy. Rozmowa nie zdążyła się jeszcze między nimi rozkręcić, kiedy przychodzi ich kolej na złożenie zamówienia. Obsługuje je wysoka blondynka o imieniu Laura. Podają jej swoje imiona i barmanka wykrzykuje ich zamówienie: dwa frapu, truskawkowe dla Palomy i mocca dla Meri. Chwila wahania, kiedy przychodzi do zapłaty i wreszcie decyzja o tym, że każda zapłaci za siebie. – Wasze napoje będą do odbioru na drugim końcu lady. Dzięki dziewczyny, miłego popołudnia. Obie dziękują Laurze i kierują się we wskazany przez nią punkt. Czekając na swoje frappuccino, powoli zaczynają się rozkręcać.
– Przywiozła cię twoja mama? – pyta María, cały czas bawiąc się paragonem. – Tak. Powiedziałam jej, że umówiłam się z koleżanką i przyjechałyśmy razem samochodem. Ona poszła na zakupy. Ma mnie zabrać z powrotem za trzy godziny. – Moja mama myśli, że wyszłam z przyjaciółmi. – Ja mam ich niewielu… więc mama bardzo się ucieszyła, kiedy powiedziałam jej, że się z tobą umówiłam. – Powiedziałaś jej, jak mam na imię? – Tak. To chyba nie problem, co? – Nie, jasne, że nie – z uśmiechem odpowiada ruda. – Ale nie wie, że poznałam cię przez Internet. Myśli, że chodzisz ze mną do liceum. – Oszukałaś ją? – Jasne. Lepiej chyba było powiedzieć, że chodzimy razem do szkoły, niż że poznałam cię na lesbijskim czacie. Nie sądzisz? – Ciiii. Nie mów tego tak głośno! – szepcze jej do ucha zestresowana María. Nie licząc tamtych dwóch cmoknięć na powitanie, to pierwszy raz, kiedy znajdują się tak blisko siebie. Obie uświadamiają to sobie nagle i szybko odchylają się do tyłu, mimo że ta bliskość bynajmniej nie była nieprzyjemna dla żadnej z nich. Inna barmanka, o imieniu Adrianna wypisanym na plakietce przyczepionej do czarnej koszulki, wręcza im podpisane ich imionami i ozdobione słomkami kubki z frapucchino. Podziękowawszy jej, Paloma i María wdrapują się po schodach na pierwsze piętro. Ich miejsce jest na końcu sali: dwa fotele przy oknie, przez które widać plac Callao i ulicę Gran Vía. Grzecznie dziękują Angielkom, które zajęły im miejsca, i siadają. Wyraz twarzy małej blondyneczki popijającej swoje frapu wyraża szczęście absolutne. Meri jest zachwycona, widząc ją tak zadowoloną i mając ją tak blisko siebie. Mimo to, na razie żadna z nich nie jest w stanie przezwyciężyć onieśmielenia i skrępowania. Chociaż María niespecjalnie nawet się tym przejmuje. Jest razem z Palomą i czuje się dobrze. Przez kilka minut prawie nic nie mówią. Od czasu do czasu spoglądają na siebie z uśmiechem, jednak najwięcej uwagi poświęcają widokowi za oknem i swoim kubkom z napojami. A przynajmniej takie starają się sprawiać wrażenie, bo w rzeczywistości żadna z nich nie może skoncentrować się na niczym innym niż siedząca naprzeciwko niej dziewczyna.
ROZDZIAŁ 47
Wrzuca kierunkowskaz i parkuje w odległości około pięćdziesięciu metrów od kawiarni Constanza. Wcześniej wpadli jeszcze do domu Valerii po notatki z filozofii dla Bruna. Mimo że dziewczyna przekonywała, że ma takiej potrzeby, Marcos uparł się, że przywiezie ją aż tutaj. – Mam nadzieję, że zrozumiesz, jeśli w tym stroju nie wyjdę, żeby przywitać się z twoją mamą – żartuje chłopak, demonstrując swoje bokserki w niebieskie paski. Ona stara się nawet nie patrzeć. Wciąż nie wyzbyła się uczucia zażenowania, które wywołuje w niej podróż obok mężczyzny prowadzącego w samej bieliźnie. W każdym razie, musi przyznać, że tego dnia na pewno nie zapomni nigdy. – Spoko, pozdrowię ją od ciebie. – Dziękuję. I powiedz jej, że później opowiem jej na Twitterze, jak nam poszło. – Przekażę. Valerii wcale się nie podoba, że tych dwoje tak bardzo przypadło sobie nawzajem do gustu. Jednak nie ma żadnej sensownej podstawy, żeby wystąpić przeciwko ich przyjaźni, więc najlepiej będzie w ogóle się do tego nie odnosić, zwłaszcza że dziś wystarczająco już się popisała. Prędzej czy później sami się tym znudzą. – Postaram się wywołać zdjęcia jak najszybciej. Jeszcze dziś albo najpóźniej jutro. – Nie przejmuj się, nie ma pośpiechu. – Ale mnie się śpieszy. Chcę jak najszybciej zobaczyć, jak wyszły. Myślę, że… myślę, że… że… Kichnięcie. Drugie i trzecie. Valeria wzdycha. To jej wina. Ma tylko nadzieję, że Marcos nie złapie przeziębienia, które uniemożliwi mu w przyszłym tygodniu prowadzenia audycji. – Najlepiej poleż w łóżku przez kilka dni, porządnie przykryty. – Tak zrobię. Ale jutro i tak postaram się przynieść ci te zdjęcia. Na pewno wyszłaś świetnie, zobaczysz. – I to niby ja jestem uparciuchem… – Ciągnie swój do swego, a przeznaczenie popycha. – Nie ma takiego przysłowia. – Pewnie, że jest. Wiem, bo sam je wymyśliłem. Valeria kręci głową i otwiera drzwiczki Fiata500. Marcos znowu kicha. Zdjęcia na łódce to nie był najlepszy pomysł. – Do jutra, dzięki za wszystko i… przykro mi. – A mnie jest przykro, że muszę się już z tobą rozstać. – Jesteś nie do wytrzymania. Zachowaj te słodkie słówka dla swoich słuchaczy. – Wystarczy dla wszystkich. Na razie, Val. Uśmiecha się na do widzenia i odpala silnik. Odjeżdża powoli, nie omieszkując kilkakrotnie użyć klaksonu w charakterze pożegnania. – Ciągnie swój do swego, a przeznaczenie popycha – powtarza półgłosem Valeria. – Sam to wymyślił. Ha! Ależ on ma tupet. Uśmiechnięta, wchodzi do kawiarni i od razu zauważa, że nie ma tam jej mamy. Nie spotkała jej też w domu, kiedy wpadła po notatki dla Bruna. Pyta o nią jednego z kelnerów i dowiaduje się, że wyszła w porze obiadowej i jeszcze nie wróciła. Zaraz do niej napisze z pytaniem, gdzie też ona się podziewa i czy chce, żeby Val się czymś zajęła. Jest prawie piąta, lada chwila pojawi się jej przyjaciel. Valeria zaparza sobie gorącą kawę z mlekiem i siada przy jednym ze stolików, czekając na Bruna. Znów uśmiecha się do siebie na myśl o tym, co przeżyła dziś w parku Retiro. Jak to
możliwe, że jakaś osoba może pojawić się nagle w twoim życiu i w jednej chwili zmienić całą jego dynamikę? Marcos jest taką właśnie szczególną osobą. Ale jest nią również jej chłopak, za którym okropnie teraz tęskni. Sięga po BlackBerry i dzwoni do niego. Nie ma pojęcia, gdzie on może teraz być. Najbardziej chciałaby, żeby pojawił się w tym momencie w drzwiach Constanzy i żeby mogła paść mu w ramiona. Nie widzieli się od rana i przez ten czas wysłali sobie ledwie kilka wiadomości przez WhatsAppa. Nie odbiera. Chce spróbować jeszcze raz, ale w tym momencie w drzwiach Constanzy staje Bruno. Przyjaciel podchodzi do stolika, przy którym dziewczyna pije kawę i siada obok niej. – Długo czekasz? – pyta ją, jakby lekko zaniepokojony. – Nie, dopiero przyszłam. – Jesteś sama? Nikogo tu z tobą nie ma? – Tak. Przyszłam sama. Raúl jest chyba u siebie w domu. Dzwonię do niego, ale nie odbiera – wyjaśnia, wręczając mu notatki z filozofii. – Proszę, tylko przynieś mi je, proszę, w poniedziałek. – Dziękuję. Skseruję je i w poniedziałek ci oddam. – Tylko nie zapomnij! – Spokojnie! Możesz na mnie polegać. Patrzą po sobie niepewnie. I co teraz? Bruno dostał już to, po co przyszedł. Valeria spodziewa się, że sobie pójdzie, tymczasem on siedzi tam dalej. Chłopak ogląda się na drzwi kawiarni. Alba powinna już tu być. – Chcesz się czegoś napić? – Nie… Albo tak – zmienia zdanie. Zyska trochę na czasie, póki dziewczyna się nie pojawi. – Kawy z mlekiem. – Dobra. Zaczekaj, zaraz ci przyniosę. Val wstaje i idzie w stronę baru. Wchodzi za ladę i powtarza te same czynności, które wykonała chwilę wcześniej. Przygotowuje kawę dla przyjaciela, który siedząc sztywno, nie przestaje patrzeć w stronę drzwi. Alba na pewno wpadnie tu lada chwila. I rzeczywiście, za chwilę już jest. Niebieskowłosa pewnym krokiem wchodzi do kawiarni i kieruje się do stolika, przy którym siedzi Bruno. Dziękuje mu po cichu i zajmuje jedno z wolnych krzeseł. Valeria od razu zauważa jej obecność i podchodzi do nich z kawą dla chłopaka i z niezbyt przyjaznym wyrazem twarzy. – Cześć, Val, jak się masz? – przyjaźnie wita się nowo przybyła. – Jestem na ciebie wkurzona. A poza tym, w porządku. Stawia kawę Bruna na stoliku, rozlewając jej trochę na talerzyk, i siada razem z nimi. – Właśnie po to przyszłam, żebyś przestała być na mnie wkurzona i żebyśmy spróbowały to sobie wyjaśnić. – Nie ma co wyjaśniać, Alba. Pocałowałaś Raúla na moich oczach. Co tu jest do wyjaśniania? – To, że popełniłam błąd. Po prostu strzeliłam głupstwo. – To chyba oczywiste, że to był błąd, bardzo głupi błąd. To akurat jest całkowicie jasne i nie będę z tobą na ten temat dyskutować! Ale poza tym był to też cios poniżej pasa. – Musisz mi uwierzyć, Val. Ten pocałunek nic nie znaczył. To był impuls, nic więcej. Absolutnie nic mnie nie łączy z twoim chłopakiem. – Już mi to wczoraj mówiłaś. – Wiem. – No właśnie. To czego chcesz? – Żebyś mi wybaczyła. Zle się czuję z tym, co zrobiłam. Od wczoraj nie przestaję o tym myśleć. Ale tak wyszło i nie można już tego cofnąć. – W tym właśnie problem, że nie można tego cofnąć. – Więc co chcesz, żebym zrobiła? – Już nic. Bruno spogląda to na jedną dziewczynę, to na drugą, jakby oglądał mecz tenisa. Powinien
już sobie pójść, jego misja jest zakończona. Podnosi się powoli, nie chcąc przerywać tej wymiany zdań. Valeria i Alba rozmawiają dalej, patrząc za chłopakiem, oddalającym się po cichu w stronę wyjścia. Dopiero przy drzwiach Bruno zdaje sobie sprawę z tego, że jest przez nie obserwowany, i macha im ręką na pożegnanie. Otwiera drzwi i opuszcza kawiarnię. – Czy on maczał w tym palce? – pyta Val, która nabrała podejrzeń, gdy tylko ją zobaczyła. – Kto? Bruno? Nie! – Na pewno? Nie przestawał gapić się na drzwi, żeby sprawdzić, czy ktoś nie wchodzi. Wyglądało to, jakby czekał, aż się pojawisz. Nie uknuliście tego we dwójkę? Alba została przyłapana i nie chce brnąć dalej w kłamstwo na temat Bruna. Musi powiedzieć jej prawdę, bo inaczej ryzykuje, że w ogóle przestanie się do niej odzywać. To by było okropne. – Gdybym cię poprosiła, żebyś spotkała się ze mną, żebyśmy mogły to sobie wyjaśnić, to nie zgodziłabyś się. Dlatego poprosiłam go, żeby umówił się tu z tobą, a sama miałam pojawić się po nim. – Kto ci powiedział, że nie zgodziłabym się z tobą porozmawiać? Chociaż okazałaś mi brak szacunku tym, co zrobiłaś, to myślę, że mimo wszystkiego, porozmawiałabym z tobą, gdybyś mnie poprosiła. Nie jestem taka zawzięta. – Ale jesteś wściekła. – To chyba normalne, Alba. I nadal nie rozumiem, dlaczego pocałowałaś Raúla. Czujesz coś do niego? – Nie! Jasne, że nie! Mówiłam ci już, że to był impuls! – To nie jest normalne, że całuje się chłopaka ot tak, bez powodu, po prostu pod wpływem impulsu. – Nie wiem, Val. Mówię ci prawdę. Raúl to świetny kumpel, wspaniała osoba, bardzo przystojny chłopak… Ale ja nic do niego nie czuję. Wydaje się szczera. Wygląda nawet na to, że rzeczywiście cierpi z tego powodu. Gdyby nie to, że jest świetną aktorką, co Val sama mogła ocenić przy kręceniu filmu, uwierzyłaby w jej słowa bez żadnych zastrzeżeń. – I jest moim chłopakiem. – To przede wszystkim. To twój chłopak i nigdy nie powinnam go całować. Ani na próbie, ani w filmie, ani z powodu impulsu. To była straszna głupota i jeszcze raz proszę cię, żebyś mi wybaczyła. Przekonała ją. W jej oczach maluje się szczerość. Musi jej uwierzyć. I chce tego, bo naprawdę lubi Albę. Każdy popełnia błędy. Nie szukając daleko: ona sama wrzuciła przed chwilą do wody Marcosa. To dopiero była prawdziwa gafa. Uśmiecha się i wstaje z krzesła, żeby uściskać przyjaciółkę. Ta roni kilka łez, które szybko wyciera serwetką. Valeria też nie potrafi ukryć wzruszenia, wywołanego tą sytuacją. Wszystko wraca do normy. Sprawa zamknięta. Gawędzą chwilę, żartując na temat filmu i wymieniając się paroma pomysłami. Znów są dobrymi przyjaciółkami. – Może zadzwonimy do Raúla, żeby powiedzieć mu, że się pogodziłyśmy? – proponuje Alba, już bardziej rozluźniona. – Dobrze. Ucieszy się, że już wszystko w porządku. – Tylko pozwól mi najpierw iść do łazienki, żeby poprawić makijaż. Wyglądam jak szop pracz. – Poczekam na ciebie. Chcesz coś do picia albo do jedzenia? – Nie, dziękuję. Alba wstaje i cmoknąwszy Valerię w policzek, kieruje się do damskiej toalety. Wchodzi do środka i staje przed lustrem. Odkręca kran i zmywa z policzków ślady spływającego tuszu. Próbuje się uśmiechnąć, ale nie jest w stanie. Boli ją to. W tej chwili bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Cała ta sprawa wymknęła jej się z rąk. Z tego wszystkiego szczere są tylko jej łzy. Lecz ich powód jest zupełnie inny, niż wyobraża to sobie jej przyjaciółka. Nie odebrał telefonu od Valerii. Nie odważył się tego zrobić, mając obok siebie Elísabet. Już po raz drugi Raúl ignoruje dziś połączenie od swojej dziewczyny.
Nie powinien być teraz tutaj, tylko w kawiarni. Albo sam na sam z nią w jakimkolwiek innym miejscu, w którym mogliby cieszyć się sobą, odzyskując wszystkie stracone godziny, które spędzili oddzielnie. – Co za nudny film – komentuje Eli po kilku minutach milczenia. – Ja się nie wypowiadam, bo przegapiłem połowę. – Gdybym ja została porwana, zapłaciłbyś za mnie okup? – Nie miałbym tyle pieniędzy. – A mnie wcale nikt nie zamierza porywać, człowieku! – ze śmiechem woła Eli. – Pytam hipotetycznie: gdybyś miał pieniądze, to zapłaciłbyś za moją wolność tyle, ile zażądali porywacze? – Cóż… wszystko zależałoby od warunków, no nie? – Daj spokój, nie oddałbyś za mnie wszystkich swoich pieniędzy. – Nie wiem, Eli. To bardzo trudne pytanie. – Nie dla mnie. Ja zrobiłam wszystko, co by się dało, i zapłaciłabym każdą sumę, żeby tylko cię wypuścili. Raúlowi robi się odrobinę słabo, kiedy słyszy tę pewność w głosie Eli. On raczej nie zapłaciłby za nią okupu. Negocjowałby i starałby się rozwiązać to jak najlepiej, ale nie oddałby wszystkiego za Elísabet. Chociaż, w pewnym sensie, jego działania przeczą temu, co właśnie pomyślał. To, że jest tu teraz razem z nią, poważnie narażając przy tym swój związek z Valerią, to właściwie tak, jakby zapłacić za nią jakąś wielką sumę. Albo jakby samemu być ofiarą porwania. Znów koncentrują się na filmie, do momentu, w którym rozlega się sygnał smartfona dziewczyny. – Oj! To moi rodzice! Wstaje z sofy i wybiega z salonu, żeby odebrać. Raúl zostaje w pokoju sam. Film rzeczywiście jest bardzo nudny i mimo że stracił sporą jego część, to i tak z góry wie, jak się skończy. Policja zdoła uwolnić porwaną dziewczynkę i zatrzymać złoczyńców, wśród których na pewno będzie jakiś krewny tej małej. Następnie, w wyniku wszystkich tych przeżyć, jej rodzice, którzy są teraz w separacji, znowu się zejdą. Ile jest jeszcze filmów o identycznej fabule? Moment jest chyba odpowiedni, żeby napisać Valerii, że za pół godziny będzie w Constanzie. Jednak dokładnie w chwili, w której bierze do ręki BlackBerry, dziewczyna dzwoni do niego ponownie. Nie rozlega się sygnał, bo w czasie filmu Raúl włączył tylko wibrację, żeby nie przeszkadzać w seansie. Waha się, czy odebrać, ale to byłoby dziś już trzecie nieodebrane połączenie od niej. Musiałby później wykombinować jakieś przekonujące wytłumaczenie, a wcale nie jest w tym dobry. Ponosi się i po cichu, z wibrującym BlackBerry w kieszeni bluzy, wchodzi do łazienki na parterze. Zamyka drzwi. Chce przekręcić zamek, ale widzi, że go brakuje: zgodnie z zaleceniem lekarzy, po wyjściu Elísabet ze szpitala jej rodzice zdjęli w domu wszystkie zamki. Klika środkowy przycisk swojego smartfona i odpowiada: – Tak? – Cześć, skarbie! Co słychać? – W porządku. Jestem w domu – kłamie. – Oglądam właśnie film z siostrami i wyszedłem do łazienki, żeby im nie przeszkadzać. – Do łazienki? A od czego masz swój pokój? To sensowne pytanie, na które nie ma przygotowanej żadnej spójnej odpowiedzi. – Od spania i chodzenia do łóżka z… – Skarbie, mam włączony głośnik! – woła Valeria, nie pozwalając mu dokończyć zdania. – I posłuchaj tylko, kto jest razem ze mną! Przywitaj się. – Cześć, szefie! Głos należy do Alby. Na jego brzmienie Raúl zamienia się w kamień. Są razem. Czy to znaczy, że dogadały się już w kwestii tego pocałunku? – Cześć. Gdzie jesteście? – W kawiarni twojej dziewczyny. Może wpadniesz i napijemy się czegoś razem? – Pogodziłyśmy się – tłumaczy Valeria. – Umowa jest taka, że od dziś tylko ja mam prawo się z tobą całować.
Dziewczyny śmieją się we dwie. Raúl jest mocno zdziwiony, że Val robi sobie takie żarty po tym, jak bardzo była tym przejęta. Ale cieszy się, że jest w tak dobrym humorze. Na pewno spadł jej kamień z serca, gdy udało jej się rozwiązać problem z Albą. Ona nie ma zwyczaju pielęgnować urazy i nie znosi kłócić się z przyjaciółmi. Niebieskowłosa stała się dla niej kimś naprawdę ważnym po tym, jak całkowicie zerwała z Elísabet. – Dobra, dziewczyny, chciałem obejrzeć końcówkę filmu. Jak tylko się skończy, wpadnę do Constanzy. – O czym jest ten film? – pyta Alba. – O porwaniu jakiejś dziewczynki. – Aha. Dobry? – Nudnawy, ale chcę zobaczyć, jak się kończy, więc lecę. – Gdzie go puszczają? – Na Antenie 3. Później wam opowiem. A teraz… W tym momencie drzwi otwierają się z impetem. Raúl, zbity z tropu, patrzy, jak Elísabet wpada do środka i z pełną prędkością zmierza wprost na niego. Chłopak szybko próbuje się rozłączyć, ale nie udaje mu się nacisnąć przycisku w tym ułamku sekundy, zanim przyjaciółka się na niego rzuci. BB upada na podłogę. – Tu jesteś, kochanie! – woła, wskakując na niego i wieszając mu się na szyi. – Szukałam cię! Ten okrzyk rozlega się nie tylko w łazience na parterze domu Eli, ale jednocześnie również o półtora kilometra dalej, w kawiarni Constanza, przez głośnik w BlackBerry Valerii. O ile poprzedniego wieczoru Val stała jak sparaliżowana, patrząc na pocałunek swojego chłopaka i dziewczyny, która siedzi teraz obok niej, o tyle tym razem musi przytrzymać się stołu, żeby nie upaść na podłogę. Czuje się tak, jakby serce zaraz miało wyskoczyć jej z piersi. Rozpoznała, do kogo należał tamten głos z drugiej strony linii. I ten ktoś jest teraz razem z nim. Są razem. To nie jest zły sen. To rzeczywistość, jej życie. Przeklęte życie, które ten palant właśnie jej zrujnował.
ROZDZIAŁ 48
W tę marcową sobotę, przez wielką oszkloną ścianę patrzą, jak ludzie przechadzają się u ich stóp. Siedząc w fotelach Starbucksa przy placu Callao, Meri i Paloma czują się jeszcze szczęśliwsze niż przed kilkoma godzinami. Angielki wyszły już jakiś czas temu i dziewczyny zdecydowały się usiąść bliżej siebie. Ruda porzuciła więc swoje poprzednie miejsce i siedzi teraz obok przyjaciółki, z jej prawej strony. Naprzeciwko nich dwóch Japończyków pisze coś zawzięcie na laptopach. Ramię w ramię czują się swobodniej niż twarzą w twarz. Pewnie dlatego, że nie nabrały jeszcze tyle pewności, by utrzymywać stale kontakt wzrokowy. Pomału zaczęły się już żarty, śmiechy, dłuższe wypowiedzi, anegdoty i uśmiechy… Lecz nerwy i motyle w brzuchy wciąż nie dają o sobie zapomnieć. Prawie skończyły już swoje frapuccino. Piły je powolutku, starając się jak najbardziej przedłużyć te miłe chwile. I całe to popołudnie, które chciałyby, żeby nigdy się skończyło. – Zrobimy sobie fotkę z kubkami ze Starbucksa? – pyta Paloma ze swym zwykłym zaraźliwym uśmiechem. – Nie lubię, jak mi robią zdjęcia. – No co ty, Meri, wyglądasz prześlicznie. Musimy zrobić sobie chociaż jedno. – Niech będzie. Wie, że wcale nie wygląda prześlicznie i że na pewno wyjdzie okropnie jak zawsze, ale robi to dla Palomy. Poza tym, będzie to dla niej miła pamiątka. Każda z dziewczyn bierze do ręki kubek ze swoim imieniem i pozują, stykając się ramionami. Paloma wyciąga w drugiej ręce swój smartfon, żeby zrobić nim zdjęcie. – Powiedz: „Foto na Tuenti” – Foto na Tuenti. Klik. Dziewczyna szybko wyszukuje zrobione właśnie zdjęcie w folderze z obrazami. Widać na nim jak na dłoni charakter każdej z nich: Paloma wyszła z szerokim, radosnym uśmiechem, który sprawił, że wygląda, jakby miała prawie zamknięte oczy, a María jest poważna, powściągliwa i widać, że aparat nie pozwala jej na swobodne wyrażenie emocji. – To się nie liczy! – Dlaczego? – Bo wyglądasz na obrażoną. Chyba nie jesteś obrażona, co? – Nie, jasne, że nie. Po prostu nie nadaję się do takich rzeczy. – Spróbujmy jeszcze raz! I mam nadzieję, że tym razem zdobędziesz się na jeden z twoich najładniejszych uśmiechów albo to ja się obrażę. – Nie wiem, czy mi się uda. – Pewnie, że tak. Zobaczysz. Wystarczy, że pomyślisz o tym, jak miło spędzamy czas. – Postaram się. Kolejna próba. Obie podnoszą swoje kubki, tak aby widać było wypisane na nich imiona. Paloma wyciąga rękę ze smartfonem i… Foto na Tuenti! Klik. Blondyneczka niecierpliwie wyszukuje fotkę, żeby zobaczyć, czy tym razem przyjaciółce udało się uśmiechnąć. Już zna odpowiedź. – Genialnie! To mi się podoba! – wykrzykuje radośnie, a siedzący naprzeciw Japończycy podnoszą na nią wzrok. – Jaka śliczna! Następnie pokazuje fotografię Meri. Tym razem obie wyszły uśmiechnięte. Uśmiech Palomy jest naturalny i spontaniczny. U rudej zaś, choć widać wprawdzie, że jest trochę wymuszony, to jednak rzeczywiście wygląda teraz radośniej. Nawet ją samą dziwi, jak bardzo może zmienić się jej
twarz pod wpływem uśmiechu. – Podoba mi się. Nie wyglądam jak ja. – Jasne, że wyglądasz jak ty! Przecież to jesteś ty! – Ja jestem… brzydsza. Paloma kręci głową, wracając na swój fotel przy oknie. Rozgląda się dookoła, po czym patrzy na przyjaciółkę. – Myślę, że sama siebie nie doceniasz. – Bo nie jestem wiele warta. Po prostu patrzę realistycznie. – To nieprawda – zaprzecza Paloma, rozzłoszczona. – Masz całkowicie mylny obraz samej siebie, Meri. – Wystarczy na mnie spojrzeć, żeby stwierdzić, że nigdy nie będę grzeszyć urodą. Jestem, jaka jestem. Pogodziłam się z tym. Co nie znaczy, że czuję się z tym najlepiej. – Mnie się podobasz – mówi blondynka i przysuwając się do Meri niespodziewanie całuje ją w policzek. – Czy dzięki temu czujesz cię lepiej? Ruda przygryza wargi, zupełnie tracąc głowę. Rozgląda się wokół, z nieodpartym wrażeniem, że na pewno wszyscy im się teraz przyglądają. Krępuje ją to, ale jednocześnie czuje się, jakby znalazła się nagle w chmurach. Nie może uwierzyć w to, że naprawdę się tej dziewczynie podoba. – Dziękuję. Wprawdzie nie udało ci się przekonać mnie do zmiany zdania na temat mojego wyglądu, ale… Trudno to wyjaśnić… – mówi zdenerwowana, choć z uśmiechem na twarzy. – Nic nie mów. Nie musisz mi nic tłumaczyć. Podobasz mi się i kropka – podsumowuje Paloma. Następnie wyciąga smartfon, żeby sprawdzić godzinę. – Pójdziemy się przejść? – Jasne. Obie wstają, żegnają się serdecznie z siedzącymi naprzeciwko Japończykami i schodzą po schodach. Opuszczają Starbucksa i idą przed siebie ulicą Gran Vía. Wszędzie pełno jest ludzi. María patrzy na spacerujące za rękę pary. Marzy o tym, żeby również wziąć za rękę idącą koło niej dziewczynę, ale nie jest na to gotowa. Za wcześnie jeszcze na takie rzeczy. Czy to z Palomą, czy to z jakąkolwiek inną. Chociaż, poznawszy Palomę, nie wyobraża już sobie tego z żadną inną. – Całowałaś się kiedyś w usta z chłopakiem? – pyta ją nagle Paloma. Historię z Ester już zna, bo Meri opowiedziała ją jej nad ranem. – W usta? – No w usta. Całowałaś się kiedyś z jakimś gościem? – Cóż… Kiedyś pocałował mnie jeden z moich przyjaciół, Raúl. Wspominałam ci o nim. – Tak? Ten, o którym mówiłaś, że jest taki przystojny? – Tak, ten. – I jak było? Meri opowiada, co stało się owego dnia, dawno już temu, kiedy tamte typy zmusiły jej przyjaciela, żeby to zrobił. Wtedy całowała się po raz pierwszy, i po raz drugi. A cztery miesiące temu po raz trzeci – z Ester. I, jak na razie, to by było na tyle. – Myślę, że Raúl był moją pierwszą platoniczną miłością. Chociaż nie trwało to długo. – Co za historia! I co za kretyni z tych gości! Gdybym mogła ich w tej chwili dorwać, to spuściłabym im bęcki! Chociaż Meri stara się nie roześmiać, to bardzo bawi ją waleczna i wyzywająca postawa Palomy. Znowu dał o sobie znać jej charakter, który widać było już w pierwszych dniach ich rozmów na czacie. Wyobraża sobie tę małą, jak stawia czoło tamtym zbirom. Nie sposób się nie uśmiechnąć. – A ty się kiedyś z jakimś całowałaś? – Nie, nigdy. Ani z chłopakiem, ani z dziewczyną. Kiedyś prawie zaczęłam kręcić z jednym gościem na jakiejś imprezie urodzinowej, ale kiedy już miałam się zdecydować, zrobił coś, co mi się nie spodobało, więc z miejsca go olałam. – Co takiego zrobił? – Złapał mnie za cycki.
Tym razem Meri nie udaje się powstrzymać wybuchu śmiechu. Paloma wpatruje się w nią zaskoczona. Co ona takiego powiedziała? Jednak zamiast się obrazić, wyciąga komórkę i robi roześmianej Meri zdjęcie. – Nie rób mi zdjęć! – Roześmiałaś się. Musiałam cyknąć fotkę, żeby udokumentować ten historyczny moment. Pokazuje jej, jak wyszła tym razem, i teraz to Paloma się śmieje. Meri protestuje i bezskutecznie stara się przekonać ją, żeby skasowała fotografię. Szybko jednak daje za wygraną i wcale się nie obraża. Kontynuują razem ten spacer Gran Víą. Nie trzymają się za ręce ani się nie całują, jednak między tymi dwiema dziewczynami rodzi się już coś naprawdę szczególnego.
ROZDZIAŁ 49
Biegnie madryckimi ulicami najszybciej, jak potrafi. Był już w Constanzie, gdzie dowiedział się, że Valeria wyszła kilka minut wcześniej. Prawdopodobnie będzie u siebie w domu. I to tam właśnie pędzi teraz Raúl, ile sił w nogach. Wyhamowuje przed czerwonym światłem na przejściu dla pieszych i po raz kolejny wyciąga BlackBerry. Wysłał jej już kilka wiadomości przez WhatsAppa i próbował się do niej dodzwonić, ale nie udało mu się nawiązać kontaktu ze swoją dziewczyną. Wygląda na to, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. I on ją rozumie. Rozumie, że jest na niego wściekła. Już w momencie, gdy Elísabet wpadła z okrzykiem do łazienki w czasie jego rozmowy z Val i z Albą, wiedział, że jego świat właśnie się wali. Kilka minut wcześniej… – Kochanie, co ci jest? Raúl wyswabadza się z objęć Elísabet. Podnosi BlackBerry z podłogi, słyszy, że Valeria już się rozłączyła i ściszonym głosem wyrzuca z siebie jakieś przekleństwo. Tego właśnie się obawiał. Ukrywa twarz w dłoniach, zrozumiawszy, co się właśnie wydarzyło. – Cholera jasna. Boże drogi. Teraz naprawdę musi być na mnie wściekła! – Kto jest wściekły? Co ci się stało? – Prędzej czy później to musiało się stać! To musiało się stać! – Co się dzieje, Raúl? Powiedz mi! Chłopak nie reaguje. Jest w szoku i ma pretensje do całego wszechświata, lecz przede wszystkim do siebie samego. Wybiera numer swojej dziewczyny, ale po pierwszym sygnale, połączenie zostaje zerwane. Wychodzi z łazienki, cały czas próbując się do niej dodzwonić. Valeria jednak nie odbiera. Nie wie, co robić. Chyba najlepiej spróbować porozmawiać z nią osobiście. Chociaż ma pełną świadomość, że niełatwo będzie mu ją przekonać, to tylko w tym jeszcze pokłada jakąś nadzieję. Nie zwracając uwagi na Eli, pośpiesznie kieruje się do wyjścia. – Już idziesz? – pyta go przyjaciółka, depcząc mu po piętach. – Tak. Muszę iść. – Dlaczego? Czy coś się stało? – Myślę, że Valeria dowiedziała się, że jestem u ciebie – mówi, stając przed drzwiami. – A co w tym złego? Raúl piorunuje Elísabet wzrokiem. Ta uśmiecha się, ale za chwilę uświadamia sobie, że to nie najlepszy moment na żarty. – Przepraszam. W takim razie rozumiem, dlaczego jesteś w takim stanie. To twoja dziewczyna i kochasz ją. Z całego serca mam nadzieję, że uda ci się to rozwiązać. – Nie wiem, czy istnieje jakieś rozwiązanie. – Jeśli chcesz, to ja z nią porozmawiam… – Nie, lepiej nie. – W każdym razie wiedz, że masz we mnie wsparcie. – Dziękuję. Chłopak otwiera drzwi i prędko wychodzi z domu Elísabet. Zaczyna biec, nie przestając rozmyślać o tym, jak głupi był w ciągu tych wszystkich miesięcy. Boi się, że Valeria nigdy więcej już mu nie zaufa. I ma aż nadto powodów, by się tego obawiać. W drodze do Constanzy przystaje kilkakrotnie, żeby złapać oddech, i za każdym razem wysyła jej wiadomość. Val, tak mi przykro. Mam nadzieję, że za chwilę porozmawiamy i będę mógł Ci to wszystko
wytłumaczyć, Komisiu. Kochanie, nie wyobrażasz sobie nawet, jak strasznie mi przykro. Muszę z Tobą porozmawiać i wszystko ci wyjaśnić. Nigdy nie przestanę Cię kochać. Odpisz mi, proszę. Jestem zrozpaczony. Potrzebuję Cię. Val, odpisz. Bardzo Cię proszę. Wszystkie jego wiadomości pozostają bez odpowiedzi. Z każdą kolejną minutą to każące milczenie staje się coraz bardziej bolesne. Wreszcie dociera do kawiarni. Szuka jej wzrokiem, ale nie znajduje. Pyta o nią jednego z kelnerów i dowiaduje się, że wyszła kilka minut wcześniej w towarzystwie dziewczyny z niebieskimi włosami. Raúlowi pozostaje więc tylko iść do niej do domu i modlić się o to, by ona tam była i by zgodziła się z nim porozmawiać. Na kolejnym czerwonym świetle znów do niej dzwoni. Wie, że to bezcelowe, że ona i tak nie odbierze… A jednak tym razem słyszy zapłakany głos. – Ja tego… nie rozumiem. Nic… nie… rozumiem. – Kochanie? Gdzie jesteś? Ale Valeria już nie odpowiada. Po drugiej stronie słychać tylko nieprzerwany szloch i nic poza tym. Raúl czuje, jak żołądek wywraca mu się na drugą stronę, a serce pęka na pół. Z jego winy najwspanialsza osoba na świecie znajduje się teraz w takim stanie. – Val odezwij się do mnie. Jesteś w domu? Brak jakiejkolwiek odpowiedzi. Zanika nawet ten słaby i nieprzerwany szloch jego dziewczyny. Po kilku chwilach po drugiej stronie linii odzywa się za to ktoś inny. – Raúl? – Alba? – Tak, to ja. Jestem z Valerią u niej w domu. Nie czuje się dobrze. Dostała czegoś w rodzaju stanu lękowego. – Och… Zostań tam, proszę, dopóki ja się nie zjawię. – Spokojnie, nigdzie się stąd nie ruszam. Raúl rozłącza się i pędzi natychmiast na ulicę, przy której mieszka jego dziewczyna. Jak mógł ją tak zdradzić? W przeciwieństwie do niej, on zasłużył sobie na to, by czuć się dokładnie tak, jak w tym momencie się czuje: jak bezużyteczny tchórz. Ale ona… ona nie. Ona zasługuje na to, żeby być szczęśliwa i traktowana jak księżniczka. Tak strasznie żałuje, że sprawił jej tyle bólu… Nigdy nie powinien był jej okłamywać, wówczas nie doszłoby do tej sytuacji. Tymczasem jednak jest już za późno, by próbować naprawić to, czego naprawić się nie da.
ROZDZIAŁ 50
– Będziesz nadal korzystać z czatu? – pyta Paloma Marię w czasie dalszego spaceru po mieście. Nie obrały żadnego konkretnego kierunku i znacznie już oddaliły się od miejsca, z którego wyruszyły. Tymczasem zaczyna się ściemniać, choć one nie zwracają na to uwagi. Z minuty na minutę coraz bardziej zauważalna staje się między nimi ta zażyłość, która zrodziła się już wcześniej, za pośrednictwem klawiatury i monitora. – Nie wiem. Zaczęłam tam wchodzić przez ciekawość. Chciałam dowiedzieć się, co myślą inne dziewczyny, które czują podobnie jak ja. – Ja też na początku po to się logowałam. – Ale szybko doszłam do wniosku, że w takim miejscu wiele się nie dowiem. Mnóstwo tam facetów, którzy podszywają się pod lesbijki, szukając nie wiadomo jakich historii. Trudno się zorientować, kto mówi prawdę, a kto ściemnia. – Fakt. Nawet ja cię okłamałam, wysyłając ci cudze zdjęcie. – Ja też nie podałam ci mojego prawdziwego wieku, kiedy zaczynałyśmy rozmawiać. – No tak. Każdemu od czasu do czasu zdarza się skłamać. Nikt nie jest absolutnie szczery, prawda? – Niestety masz rację. – I doszło do tego, że uzależniłaś się od czatu? – Tak mi się wydawało. Ale przez kilka ostatnich dni uświadomiłam sobie, że to nie od czatu, a od ciebie się uzależniłam. Słowa Meri bardzo poruszają Palomę. Dziękuje za nie, wywołując przy tym uśmiech swej towarzyszki. Ona też chciałaby wziąć ją za rękę i spacerować z nią tak samo jak te wszystkie pary, które widzą dookoła siebie. Jednak łączy je tylko przyjaźń. Poza tym, też wcale nie czuje się gotowa, by ogłosić światu swoje uczucia. – Nie jest łatwo być lesbijką – z pewną frustracją w głosie stwierdza młodsza z dziewczyn. – A tym bardziej, mając piętnaście lat. – Nie powinno tak być. – Ale tak jest. Ani ty, ani ja nie potrafimy przyznać się do tego przed nikim. To nasz sekret. – To wina uwarunkowań, w jakich żyjemy: społeczeństwa, przesądów, nieprzyzwyczajenia, konieczności ciągłego zastanawiania się nad tym, co ludzie powiedzą, co pomyślą… Mam nadzieję, że nadejdzie kiedyś taki dzień, w którym będzie można pocałować na ulicy osobę tej samej płci, nie narażając się przy tym na natarczywe spojrzenia, szepty i gesty. Paloma patrzy na nią w zachwycie. Meri jest taka bystra, o wiele bardziej niż ona, i to jej się podoba. Pociąga ją. – Mądrze mówisz. – Ja? – Tak. Aż ciężko uwierzyć, że jesteś tylko rok starsza ode mnie. Przy tobie czuję się całkiem malutka. I proszę tylko, bez żartów na temat mojego wzrostu! – Na tych koturnach prawie dorównujesz mi wzrostem. Dziewczyny uśmiechają się do siebie i snują dalsze refleksje na temat kobiecego homoseksualizmu. – Nie masz czasem ochoty wykrzyczeć przed całym światem, że jesteś tym, kim jesteś i koniec? – Pewnie, że mam. To okropnie męczące, ukrywać się i nie móc mówić otwarcie o swoich uczuciach. – Wiem coś o tym. Moi rodzice są bardzo konserwatywni. W dniu, w którym się dowiedzą,
chyba dostaną zawału. Albo wyrzucą mnie z domu. – Bez przesady. Przecież są twoimi rodzicami, będą musieli to zaakceptować. – Zaakceptować to, że podobają mi się dziewczyny? Nie ma takiej opcji! – woła Paloma i wzdycha. – Uznają, że na pewno kiedyś mi przejdzie, że to tylko taki młodzieńczy bunt. Nawet nie masz pojęcia! – Chyba jednak przesadzasz. – Ty ich nie znasz. Jeśli chcesz, to kiedyś poznam cię z moją mamą. Meri uśmiecha się. Ona nie musi się obawiać takich przejść ze swoją rodziną. Kiedy rodzice i siostra dowiedzą się, że jest lesbijką, nie będą jej robić problemów. Są tolerancyjni i przede wszystkim kochają ją taką, jaka jest. Ma pewność, że będzie mogła liczyć na ich wsparcie, tak jak zawsze do tej pory. Dlaczego więc dotąd im o tym nie powiedziała? Jej przyjaciele też o niczym nie wiedzą, nie licząc Bruna i Ester, a i oni dowiedzieli się przypadkiem, i to w wyjątkowo niekorzystnych okolicznościach. Tak czy inaczej, kwestie dotyczące seksualności to bardzo prywatna sprawa, i to nie kto inny lecz ona sama zdecyduje, kiedy ostatecznie zrobić ten krok i wyjść naprzeciw otoczeniu. – Wiesz, gdzie jesteśmy? – pyta ruda Palomę, rozglądając się, zdezorientowana, na wszystkie strony. – Tak się zagadałyśmy, że wylądowałyśmy nie wiadomo gdzie. Ja się zgubiłam już jakiś czas temu. – Ta ulica wygląda bardzo znajomo. Mam wrażenie, że kiedyś już tędy szłam. – Tak? Ja nigdy. Paloma uważnie przygląda się mijanym budynkom, aż w końcu jeden z nich ostatecznie potwierdza jej podejrzenia. – Aha! Już wiem, gdzie jesteśmy! – Gdzie? – Byłam tu parę lat temu z moją mamą. Masz jakąś kasę? – Tak, mam dwadzieścia euro. Czemu pytasz? – Myślę, że wystarczy siedem czy osiem – odpowiada uradowana. – Nie wspominałaś, że chciałabyś wykrzyczeć całemu światu, że jesteś lesbijką? Tutaj będziemy mogły to zrobić. Paloma wskazuje jej budynek i przyjaciółka czyta głośno treść wywieszonego na drzwiach szyldu. – „Dom Wrzasku”. O co tu chodzi? – Zaraz zobaczysz – zapowiada Paloma z uśmiechem. – To miejsce w sam raz dla nas. Chcesz wydać kasę na coś bardzo zdrowego? – Siedem czy osiem euro to sporo. – To jest tego warte, sama się przekonasz. – Dobra, to chodźmy. Zdaję się na ciebie. Dziewczyny wchodzą do budynku i kierują się do znajdującej się tam lady. Dom Wrzasku wygląda od środka na większy niż z zewnątrz. María jest zaskoczona, że właściwie wszystko, co się w nim znajduje, jest czarne albo białe: ściany, podłoga, sufit… To miejsce wygląda jak ogromna szachownica i wywołuje wrażenie ciszy i spokoju. – Nie trzeba przypadkiem mieć skończonych osiemnastu lat, żeby tu wejść? – szepcze do Palomy, gdy czekają, żeby ktoś je obsłużył. – Nie, nie trzeba. Kiedy byłam tu z mamą, nic mi nie powiedzieli, a miałam wtedy trzynaście lat. Wysoki szpakowaty pan w okularach i białym uniformie przyjmuje je z niespotykaną grzecznością: – Dobry wieczór panienkom. Życzą sobie panienki jeden pokój czy dwa? – Wystarczy jeden, dziękujemy – odpowiada uśmiechnięta Paloma. – Świetnie – mężczyzna pisze coś na małym cyfrowym ekranie. – Wolą panienki zapłacić teraz czy przy wyjściu? Dziewczyny patrzą po sobie i decydują się załatwić to od razu.
– Ile to będzie? – Piętnaście euro. Każda wyciąga z portfela po siedem pięćdziesiąt. Blondynka zbiera pieniądze razem i płaci. – Proszę. – Świetnie. Dziękuję – recepcjonista drukuje im paragon i wręcza go rudej. Następnie odwraca się i – niczym w jakimś dawnym hotelu – bierze kluczyk z jednej z przegródek tablicy z numerami. – Pokój numer siedem. Jeśli wejdą panienki tymi schodami, to znajdą go na końcu po lewej stronie. Na 15 minut. – Dziękujemy bardzo. – To ja dziękuję. – Do widzenia panu. – Miłego pobytu. Para dziewczyn żegna się z recepcjonistą i robi, co im powiedział. – Nic z tego nie rozumiem. – No dobra, rudzielcu, już ci wszystko tłumaczę: ten budynek jest specjalnie dostosowany i w całości zaadaptowany na Pokoje Wrzasku – opowiada Paloma, w czasie gdy wchodzą po schodach. – Należy do dużo większego kompleksu, który ma o wiele więcej różnych instalacji, tak się chyba mówi, i który nazywa się Dom Relaksu. Ale to jest daleko stąd. – Dom Relaksu? To brzmi jak… – Nie, to nie to, co myślisz – uprzedza ze śmiechem jej słowa. – Dom Relaksu to takie SPA w innej części miasta. A tutaj jest dostępny tylko jeden punkt z ich oferty – ten, który cieszy się największym powodzeniem. – Czyli pokoje krzyku. – Właśnie. Dlatego zamienili ten budynek, w którym wcześniej był hotel, w Dom Wrzasku. Teraz są tu tylko takie pokoje. – A do czego służą? – dopytuje się ruda. – Zaczynam się denerwować. – Spokojnie. Dowiesz się, kiedy tam wejdziemy. Przemierzają korytarz, o którym mówił recepcjonista. Ściany są bielusieńkie, a sufit bardzo ciemny, podobnie zresztą jak podłoga. Po prawo i po lewo mijają czarne numerowane drzwi. Stają przed siódemką, otwierają drzwi otrzymanym na dole kluczem i wchodzą do pokoju. Meri jest tym wszystkim niezwykle zaintrygowana, a jej ciekawość wzrasta jeszcze na widok wnętrza pokoju. – Ale co to ma być? – Witaj w najprawdziwszym Pokoju Wrzasku, w którym możesz zedrzeć sobie głos i wyrzucić z siebie wszystko, co tylko masz do wykrzyczenia. María nigdy wcześniej nie była w podobnym miejscu. Wszystkie cztery ściany pokoju wyłożone są korkiem. Jedyne sprzęty to stojąca w głębi sofa i zwisające z sufitu lustro. Tak jak w całym budynku, wszystko jest tu czarno-białe. – W życiu nie widziałam nic dziwniejszego. – Bo też służy to do niecodziennych celów. Tutaj możesz wykrzyczeć, co tylko zechcesz, tak żeby nikt cię nie usłyszał i żeby nikomu nie przeszkadzać. Po to więc ten korek na ścianach – dla wyciszenia pokoju. Co za niesamowity pomysł. W środku miasta nie możesz ulżyć sobie, krzycząc na całe gardło. Albo zaczną się czepiać, albo wezmą cię za wariata, albo pomyślą, że coś ci się stało. – Więc przyprowadziłaś mnie tu, żebym wykrzyczała, że jestem lesbijką? – Tak. Nie sądzisz, że to dobry pomysł? – Myślę, że ten pomysł jest kompletnie… szalony. Ale strasznie mi się podoba. – Tak? Serio? To cudownie! Paloma robi właśnie dla Meri coś, czego nikt wcześniej nie zadał sobie trudu dla niej zrobić: pozwala jej czuć się główną bohaterką jakiejś historii. Chce sprawić, żeby poczuła się dobrze, żeby świetnie się bawiła. Chce wydobyć na światło dzienne to, co ona nosi ukryte głęboko w środku. Nie ogranicza się do zaakceptowania tylko tej poważnej i poprawnej Meri, którą znają inni. Ta zaledwie piętnastoletnia blondyneczka zdołała zajrzeć do jej wnętrza i chce teraz sprawić, aby Meri wreszcie
zdołała się otworzyć. – To co mam teraz zrobić? Tak po prostu zacząć krzyczeć? – Jasne! Czy może musisz najpierw rozgrzać głos, jak śpiewacy przed występem? – Nie. Nie ma takiej potrzeby. – No to dawaj! Krzycz! Ulżyj sobie! Dziewczyna ustawia się przed lustrem, podczas gdy jej przyjaciółka siada na sofie. Sytuacja nie przestaje wydawać jej się dziwaczna, ale ostatecznie ona sama też nie jest najnormalniejsza w świecie. Zbiera się w sobie, zaciska pięści, zamyka oczy i… – Jestem leeeeeesbijjjjjjjjjjjjjjjkąąąą…! Jej krzyk trwa ponad piętnaście sekund. Kiedy kończy, oddycha gwałtownie, bo brakuje jej już tchu. Paloma podchodzi do niej, żeby ją uściskać. Następnie patrzy jej w oczy i widzi, że Meri jest bardzo poruszona. – Jak się poczułaś? – Niesamowicie. Czuję w piersi coś takiego… jakby radość. – To dlatego, że się otworzyłaś i uwolniłaś od napięcia. – Wow. Czuję się… genialnie. – Teraz moja kolej. Zaraz się przekonasz, jak głośno krzyczę. Aż lustro popęka. Zamieniają się miejscami: teraz to Paloma staje z przodu pokoju, a María mości się na sofie. Poziom adrenaliny wciąż jeszcze ma bardzo wysoki. W lustrze obserwuje wyraz koncentracji na twarzy przyjaciółki, a następnie obserwuje w nim, jak ta mała wydaje z siebie niesamowity wrzask, powtarzając to samo zdanie, które przed chwilą wykrzyczała ona sama. Paloma wytrzymuje ponad dwadzieścia sekund. Nie zamyka oczu i wrzeszczy, ile tchu w płucach. – Boże! Ale zajebiście! – woła po chwili, choć już nie tak głośno. Następnie rzuca się na sofę i siada obok Meri. W tym momencie coś się wydarza. Dziewczyny spoglądają sobie w oczy. Obie czują to samo: wstyd znikł, nie ma już między nimi tej nieśmiałości. Czekanie się skończyło. Pragną tego od wielu godzin i to jest właśnie ten moment nieopanowania, w którym mają szansę to zrobić. W tej samej chwili przechylają się jedna ku drugiej, tak że prawie stykają się głowami. Bez zahamowań, wyzbywając się wątpliwości, po prostu się całują. Namiętny, gorący, długi pocałunek. Niezwykle intensywny pocałunek dwóch osób, które spotkały się przypadkiem w pół drogi i które wreszcie mogą cieszyć się tym, kim są: dwiema dziewczynami, które się sobie podobają i które po tej stronie drzwi Pokoju Wrzasku nie przejmują się tym, co ludzie o nich powiedzą. Po tej stronie po prostu dają się ponieść emocjom.
ROZDZIAŁ 51
– Gdzie ona jest? – W swoim pokoju. Chyba jest już trochę spokojniejsza. – Pójdę do niej. Raúl jest okropnie spięty. Nie przestaje robić sobie wyrzutów z powodu tego, co się stało. To on ponosi całą winę za to, że Valeria jest teraz w takim stanie. – Poczekaj – prosi Alba, chwytając go za ramię. – Ja będę już szła. Chciałabym z tobą porozmawiać, jak będziesz miał chwilę. – O czym? – Wolę opowiedzieć ci wszystko na spokojnie. – Okej. Zadzwonię do ciebie, jak będę mógł. – W porządku. Mam nadzieję, że uda wam się jakoś to rozwiązać. – Dzięki, Alba. I dziękuję też za wszystko, co zrobiłaś dla niej, za to, że się nią zaopiekowałaś i przyprowadziłaś ją do domu. Po tym wczorajszym pocałunku zacząłem w ciebie wątpić, ale teraz widzę, że jesteś naprawdę dobrą przyjaciółką. Niebieskowłosa dziewczyna uśmiecha się ze smutkiem. To nie jest odpowiedni moment, żeby mu powiedzieć, żeby odkryć przed nim swoje uczucia i wyjawić prawdę. W tej chwili najważniejsze jest to, żeby poszedł do swojej dziewczyny i postarał się uratować ich związek. – Na razie, Raúl. Ucałuj ją ode mnie. – Dobrze. Na razie. Alba wychodzi z domu przyjaciółki, uwalniając się od panicznego strachu, który ogarnął ją kilka minut temu, kiedy Valeria zaczęła mieć problem z zaczerpnięciem powietrza. Świetnie wie, co to takiego stan lękowy. Przeżyła ich już wiele. Zarówno zanim, jak i po tym, jak spróbowała odebrać sobie życie. Na szczęście to wszystko należy już do przeszłości, choć ta przeszłość jest jeszcze nie do końca zapomniana, bo przetrwały z niej pewne bezładnie rozproszone fragmenty. Słyszy ją, jak oddycha głęboko, spokojniejsza już, choć trudno mu stwierdzić, czy po tym ciosie, który jej zadał, jest możliwe, żeby spała. – Val? Skarbie? Nie śpisz? Pierwsza odpowiedź, którą dostaje Raúl, nie pochodzi od jego dziewczyny, ale od jej pupilki, która gwiżdże na brzmienie głosu chłopaka. Jednak jemu nie w głowie teraz zabawy z papużką. Powoli i po cichu podchodzi do łóżka. Valeria leży odwrócona do niego tyłem. – Nie, nie śpię – odpowiada wreszcie, zwracając się ku niemu. Ma czerwoną twarz, a od jej wilgotnych, podrażnionych oczu ciągną się po policzkach dwie czarne smużki. Wygląda dokładnie jak ktoś, kto stracił właśnie zaufanie do osoby, którą kocha najbardziej na świecie. – Chcesz porozmawiać? Val potwierdza ruchem głowy. Z trudem siada na materacu i opiera się plecami o ścianę. Pociąga nosem i próbuje wytrzeć sobie łzy rękawem koszulki, brudząc go przy tym tuszem. – Mów. – Nie wiem, od czego zacząć… Powinienem był już na samym początku powiedzieć ci, co się dzieje. Wybacz mi. Znalazłem się pośrodku tego wszystkiego i nie wiedziałem, co robić, a przecież to jasne, że powinienem był myśleć przede wszystkim o tobie. – Najwyraźniej aż do dzisiaj nie było to dla ciebie takie jasne. – Wiem, że tak to wygląda… Czuję się okropnie, zwłaszcza widząc cię w takim stanie. Chociaż jest już na to późno, myślę, że należy ci się wyjaśnienie. Przez następny kwadrans mówi wyłącznie Raúl. Ze szczegółami opowiada jej o wszystkim,
co działo w ciągu ostatnich czterech miesięcy: o wizytach u Elísabet – najpierw w szpitalu, a później w domu, o tym, że Eli bardzo się poprawiło i że nie widuje już Alicji, o tym, że jej rodzice prosili go, by ją odwiedzał, bo wierzyli, że jego towarzystwo pomaga ich córce… O wszystkim. Nawet o tym, że od czasu do czasu Eli okazywała mu przesadną czułość i że on prosił ją, by zostawiła go w spokoju, bo jest zakochany w swojej dziewczynie. – Jest coś jeszcze? – pyta go Valeria z powagą, kiedy Raúl milknie. – Nie, chyba nie. Myślę, że powiedziałem ci teraz o wszystkim. Przez tych piętnaście minut dziewczyna zdołała się trochę uspokoić. Jej oczy wydają się już mniej podrażnione, choć wciąż widać w nich, że długo płakała. Val milczy przez kilka chwil. Sprawia wrażenie, jakby analizowała wszystkie otrzymane przed chwilą informacje. Rozgląda się wokół siebie. Wzdycha. W końcu zwraca się do Raúla. – To chyba ten moment, w którym powinniśmy się rozstać. – Co takiego? – To, co słyszałeś, Raúl – odpowiada z uśmiecham, choć kiedy to mówi, jej twarz ponownie zalewa się łzami. – Chcę to zakończyć. – Chyba nie mówisz tego poważnie? – Tak. Mówię poważnie. Chłopak podnosi się z jej łóżka i zaczyna chodzić w kółko po pokoju. Wiki, nieświadoma tego, co się dzieje, pogwizduje zachęcająco, kiedy Raúl znajduje się koło niej. – Rozumiem, że jesteś na mnie zła, ale ja bardzo cię kocham i wiem, że ty też jesteś we mnie zakochana. Nie możemy pozwolić, żeby to się tak skończyło. – Właśnie z tego powodu, o którym mówisz, myślę, że musimy dać temu spokój. Za bardzo cię kocham, żeby znosić to, co czuję, kiedy robisz mi takie rzeczy. Wczoraj pocałowałeś Albę, czy też ona pocałowała ciebie, wszystko jedno. I poczułam się wtedy bardzo źle… Okropnie. A teraz mówisz mi, że przez te wszystkie miesiące, odkąd jesteśmy razem, prawie codziennie mnie zdradzałeś, nawet jeśli do niczego nie doszło między tobą a Eli. Tak strasznie boli mnie w środku, kiedy o tym myślę, Nie mogę tego znieść. Nie mogę. – Popełniłem straszne głupstwo. – Tak. Nigdy bym nie pomyślała, że możesz się z nią widywać po tym, co mi zrobiła… Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że to nawet nie ty mi o tym powiedziałeś. Musiałam dowiedzieć się przypadkiem. Jej wybuchy wściekłości przeplatane są kolejnymi niepowstrzymanymi potokami łez. Tak bardzo kocha tego chłopaka… – A jeśli przestanę odwiedzać Eli? – Teraz to już wszystko jedno, Raúl. To już bez znaczenia. – Musi być jakiś sposób, żeby to naprawić, skarbie. Tak mi przykro. – Za późno. Jest już… za późno. To niemożliwe. To nie może się tak zakończyć. Raúl nie chce w to uwierzyć, nie potrafi się z tym pogodzić. Przecież kocha ją jak wariat! Nie chce, żeby to był koniec. Valeria ukrywa twarz w dłoniach i szlocha niepowstrzymanie. Ale łzy nie przynoszą jej bólu, to, co boli ją naprawdę, to serce; cierpi jak nigdy wcześniej. Raúl patrzy na nią zrozpaczony. Nie wie, jak się zachować. Ostatecznie decyduje się spróbować ją pocieszać i siada koło niej, żeby pogłaskać ją po włosach. – Nie płacz już, proszę. – Nic na to nie poradzę. Nie mogę tego powstrzymać. – Przykro mi, Val. To nie miało się tak zakończyć. – Ale… Dlaczego? Dlaczego mnie oszukiwałeś… przez cztery miesiące? – Bo jestem idiotą. Raúl również ma ochotę się rozpłakać. Powstrzymuje się, przygryzając wargi i zaciskając szczęki. Nie ma prawa uronić przy niej ani jednej łzy. W pokoju zapanowuje absolutna cisza. Nawet Wiki nie wydaje już z siebie swoich
zwykłych radosnych poćwierkiwań. Też wygląda na posmutniałą. Mija sporo czasu, zanim jedno z nich ponownie decyduje się odezwać. Tym razem jest to Valeria: – Lepiej, żebyśmy nie pisali ani nie dzwonili do siebie przez jakiś czas. Spróbujmy o sobie wzajemnie zapomnieć. – Jesteś tego pewna? – Nie, Raúl. Ale musimy tak zrobić. – A w szkole? Tam też nie będziesz się do mnie odzywać? – W poniedziałek poproszę kogoś z klasy, żeby zamienił się ze mną miejscami. – Naprawdę będziesz tak radykalna? – Albo podejmę odpowiednie środki, albo po prostu tego nie zniosę. Musze się od ciebie odsunąć, Raúl. Rozumiesz? – Nie. Nie rozumiem. Ale postaram się to uszanować. Chłopak podnosi się z łóżka i opiera się na dłoniach o biurko Vale – rii. Pochyla się i zwiesza głowę. – Lepiej już idź. – Naprawdę tego chcesz? – Nie utrudniaj mi tego, proszę cię – skarży się Valeria, znowu na granicy płaczu. – Jesteśmy bardzo młodzi, ale ja wierzyłam w nasz związek, w to, że będziemy razem na zawsze. Najwyraźniej jestem jedną z tych, którym „na zawsze” nigdy nie wychodzi. – Nie musimy ze sobą zrywać. Kochamy się. I możemy to uratować. Val, przemyśl to dobrze. Lekkie wahanie widoczne u Valerii sprawia, że Raúl żywi jeszcze resztki nadziei. Jednak tym razem decyzja jest ostateczna: – Już to przemyślałam. Smutek wyziera z jej ślicznych brązowych oczu, tych samych, które tylekroć zachwycały go błyskiem radości i niespotykaną ekspresją. Tym razem jednak odbija się w nich gorzka przyszłość ich dwojga. – Wiesz, gdzie mnie szukać, jeśli zmienisz zdanie. Do widzenia, Val. – Do widzenia. Chłopak wychodzi z jej pokoju, a za chwilę również z budynku. Czuje ten sam ból co wtedy, gdy zmarł jego ojciec. Teraz jest starszy, dojrzalszy, ma już za sobą więcej doświadczeń. Wciąż jednak jest zaledwie osiemnastoletnim, bardzo wrażliwym chłopakiem, który obwinia się teraz o popełnienie największego błędu w swoim życiu, najgorszego głupstwa, którego nie da się już naprawić i które kosztowało go utratę najcenniejszej rzeczy jaką posiadał: miłości dziewczyny, w której jest zakochany. W momencie, w którym stawia stopę na ulicy, wybucha płaczem niczym małe dziecko. Naciąga na głowę kaptur bluzy i najszybciej jak umie, biegnie nie wiadomo dokąd. W swoim pokoju Valeria układa się na brzuchu. Jest zrozpaczona. Wszystko skończone. Obudziła się właśnie ze snu, w którym mogła być dziewczyną Raúla – chłopaka, w którym kochała się przez tyle czasu i z którym przeżyła cztery cudowne miesiące. Cztery miesiące, które ostatecznie okazały się pełne kłamstw i fałszu. Jest przekonana, że Elísabet też dołożyła starań do tego, żeby ich związek nie przetrwał. Całkowicie przekonana. Lecz nawet w takich okolicznościach nic nie może usprawiedliwić tego, co zrobił jej Raúl.
ROZDZIAŁ 52
Decyzja, trudna decyzja. Co czuje do każdego z nich? Przez całe popołudnie Ester łamie sobie głowę w poszukiwaniu odpowiedzi. Czy Bruno i Rodrigo podobają jej się tak samo? Którego z nich kocha naprawdę? – Alan ma rację, Ester. Tylko ty sama wiesz, co czujesz i którego z nich dwóch naprawdę kochasz. To zdanie Cris rozbrzmiewa jej w głowie, odkąd wróciła do domu po obiedzie z nimi. Bruno był jej serdecznym przyjacielem odkąd tylko się poznali. Traktował ją jak księżniczkę i był przy niej zawsze, kiedy tego potrzebowała. Wyznał jej swoje uczucia w tamten dziwaczny sposób, pisząc do niej anonimowy list, już ponad rok temu. Wtedy jeszcze Ester wiedziała, co do niego czuła: to nie była miłość, tylko przyjaźń i czułość, dlatego więc mu odmówiła. Ale teraz coś się w niej zmieniło. Częściej się teraz sprzeczają, zwłaszcza, kiedy on mówi o innych dziewczynach. A tamto uczucie przyjaźni i czułości przekształciło się w coś innego, co nie daje jej spokoju. Rodrigo należał już do przeszłości, aż do ostatniego czwartku, kiedy ponownie zjawił się w jej życiu. Nie przypuszczałaby, że jeszcze kiedyś miała go zobaczyć. Zrobił jej straszną krzywdę, kiedy ją porzucił. Trudno było jej poradzić sobie z tamtym bólem. Był osobą, którą kochała najbardziej na świecie, jej pierwszą prawdziwą miłością. Teraz wyznał jej, że nadal jest w niej zakochany, i wydaje się, że się zmienił. Rozmowa z nim znów obudziła tamto łaskotanie w żołądku. Być może rzeczywiście, tak jak sugerował Alan, jej miłość nigdy nie umarła, a tylko ukryła się, zmuszona do tego przez okoliczności. Musi zacząć działać. Musi rozpracować swoje uczucia. Zaryzykuje. Bierze smartfon i wybiera numer. Do trzech raz sztuka: – Ester? – Cześć, Rodrigo. – Co za niespodzianka! Kurczę… Ale się cieszę, że dzwonisz. – Nadal chcesz iść dziś ze mną na kolację? – Co? Pewnie, że tak! Bardzo bym chciał! – woła mężczyzna, podekscytowany. – Zupełnie się tego nie spodziewałem. Dokąd chcesz pójść? – Nie wiem. W jakieś niedrogie miejsce, nie mam za dużo kasy. – Nie przejmuj się, ja zapraszam. – Tobie chyba też nie najlepiej się powodzi, Rodrigo – mówi ze świadomością, że zwolnili go z drużyny i jest teraz bez pracy. – Poza tym, nie chcę, żebyś mnie zapraszał. – Nie martw się pieniędzmi. Zapraszam cię i… – Nie! Nie chcę, żebyś mnie zapraszał – energicznie powtarza Ester. – Pójdziemy do McDonalda przy Gran Víi, tego na rogu z Montera. Może być? – Nie jest to najbliższa mi idea romantycznej kolacji, ale niech będzie. Rodrigo nie chce się jej sprzeciwiać, żeby przypadkiem nie zmieniła zdania. Bez wątpienia jest zawiedziony tym, że idą na kolację do baru szybkiej obsługi. Jeśli chce z nią coś ugrać i przekonać ją, żeby do niego wróciła, to wolałby zorganizować jakiś bardziej intymne spotkanie. Ester też świetnie o tym wie, dlatego właśnie woli rozegrać to na własnych zasadach. – O dziewiątej? – O dziewiątej będzie tam straszny tłok… – To poczekamy. – Dobrze. Mnie się nie śpieszy. Nie mam nic do roboty. – W takim razie widzimy się o dziewiątej przy stacji metra Gran Vía.
– Będę – odpowiada Rodrigo, ponownie się rozpogadzając. – Wielkie dzięki, że dajesz mi jeszcze jedną szansę. Robi wyłącznie to, co dyktuje jej serce. Niewykluczone, że popełnia właśnie ogromny błąd, jednak dopóki nie przekona się o tym, że jest inaczej, wciąż jeszcze będzie czuła coś do tego mężczyzny. Kiedy z nim rozmawia, a nawet kiedy siedzi koło niego, czuje dziwne poruszenie, które musi postarać się zidentyfikować. – Widzimy się niedługo. Buziak. – Buziak, Ester. Na razie! – Trzymaj się, Rodrigo. Rozłączając się, wzdycha głęboko. Gotowe. Teraz kolejny punkt. Nie odłożywszy nawet komórki, szuka w niej jakiegoś numeru i wybiera go. Tym razem głos odzywa się już przy drugim sygnale. – Tak? – Pani Esperanza? Mówi Ester, koleżanka Bruna! – Ach! Cześć, cześć! – odpowiada kobieta, równie zaskoczona, co uradowana brzmieniem jej głosu. – Wiem, że to ty, mam twój numer! Wyświetlasz mi się na ekranie jako „Ester, Bruno”. Matki i ich pomysły. A ta kobieta jest już w ogóle szczególna. Gdyby tylko nie krzyczała tak do telefonu… Ester ma wrażenie, że zaraz popękają jej bębenki. Dziewczyna śmieje się i mówi dalej: – Nie przeszkadzam pani? – Gdzie tam! Zawsze jest dobry moment na rozmowę z taką uroczą dziewczynką jak ty. Właśnie zaczęłam przygotowywać kolację! Jaka szkoda, że jednak nie możesz przyjść. Mam nadzieję, że dobrze się bawisz z rodzicami. – Tak, wszystko świetnie. Świetnie. Gdyby ten głupek Bruno nie oszukał swojej mamy, to i ona nie musiałaby teraz kłamać. Czuje się okropnie, nie mogąc powiedzieć pani Esperanzie prawdy, lecz to tylko jeszcze dodatkowo skomplikowałoby sprawę. – Gdzie wyjechaliście? Daleko od Madrytu? – Eee… nie. Nie… – odpowiada z wahaniem. – Jesteśmy w. Guadalajarze. – Aha, w Guadalajarze! Mamy tam rodzinę! Przepiękne miasto! – Tak, jest bardzo ładne. – W której części Guadalajary jesteście? Jeśli to się zaraz nie skończy, to ona chyba ukatrupi tego Bruna! Co ma odpowiedzieć, skoro nigdy nawet nie była w tej Guadalajarze! – No… na jakiejś ulicy pełnej sklepów, która… – Ach! Na ulicy Mayor! – wykrzykuje Esperanza z niepohamowanym entuzjazmem. – Dziwne w takim razie, że w ogóle nie słyszę tych tłumów, które tam się zbierają w weekendy. – Bo… jestem właśnie… w łazience w kawiarni. – Aha. No jasne. Dlaczego ona musi przez to przechodzić? Z winy przyjaciela! – Chciałam panią o coś zapytać. Dlatego do pani dzwonię. – Tak, tak, słucham cię. – Widzi pani, strasznie mi przykro, że nie mogłam pójść dziś do was na kolację. Dlatego, czy mogłabym przyjść jutro? Znajdzie się jakieś wolne krzesło? – Oczywiście! Ależ się cieszę! – jak opętana wrzeszczy Esperanza. – Wiesz, że możesz czuć się u nas jak w domu. Specjalnie dla ciebie przygotuję coś takiego, że palce lizać. – Na pewno wszystko będzie przepyszne. – Mój syn już o tym wie? – Nie. Chcę mu zrobić niespodziankę i dlatego zadzwoniłam do pani, a nie do niego. – W takim razie mam mu nie mówić? – Nie, proszę mu nic nie mówić. – Wspaniale. Na pewno ogromnie się ucieszy, kiedy się zjawisz. Uwielbia cię.
A ona uwielbia jego, ale sama nie do końca wie jeszcze, w jakim sensie. Następnego dnia będzie miała okazję się o tym przekonać. – Będę u was koło ósmej. Tak będzie dobrze? – Tak, bardzo dobrze. Będziemy na ciebie czekać. – Świetnie. Muszę już kończyć, pani Esperanzo. Dziękuję za wszystko i do zobaczenia jutro. Tylko proszę nic nie mówić Brunowi! – O to się nie martw. Baw się dobrze w Guadalajarze i pozdrów ode mnie rodziców! – Zaraz ich pozdrowię! – Może też kiedyś wpadną do nas na kolację. Już chyba czas, żebyśmy się wszyscy poznali. Wypowiedziawszy te słowa, wybucha śmiechem. Ester zaś tylko się uśmiecha. Tego tylko by jej teraz brakowało – konfrontacji ich rodzin. Rozdmuchuje sobie grzywkę i kończy rozmowę: – Pani Esperanzo, ktoś mnie właśnie woła. Całuję i do jutra. – Do jutra! Bardzo lubi tę kobietę, ale kiedy się rozłącza, czuje jednak ogromną ulgę. Patrzy na zegar. Już czas, żeby przygotować się trochę na randkę z Rodrigiem. W czasie gdy dobiera odpowiedni strój, myśli o tym, co poradził jej Alan w czasie deseru w restauracji El Recuardo: – Ja na twoim miejscu poszedłbym dzisiaj na kolację z jednym, a jutro – z drugim. I w każdej chwili wsłuchuj się w to, co czujesz. Ten, który więcej razy cię rozśmieszy i za którym bardziej będziesz tęsknić po powrocie do domu, ten, którego bardziej będzie ci brakować, jest chłopakiem, z którym chcesz w tej chwili dzielić życie. I chociaż wcale nie jest przekonana o tym, że plan chłopaka kuzynki zda egzamin, to jednak, jeśli chce zrozumieć wreszcie swoje uczucia, musi zdecydować się na jakieś działanie. Moneta jest już w powietrzu, teraz trzeba dać się prowadzić sercu.
ROZDZIAŁ 53
Od momentu, w którym Raúl wyszedł z jej pokoju, płakała tak długo, aż wreszcie udało jej się zasnąć. Pół godziny później obudziła się jednak z takim samym poczuciem pustki. Nadal nie do końca jeszcze przyswoiła sobie fakt, że właśnie rozstała z miłością swojego życia, z chłopakiem, w którym zakochała się w tym samym momencie, w którym po raz pierwszy go zobaczyła i któremu przez tyle czasu nie była w stanie wyznać swych uczuć. Nie chce wciąż tego rozpamiętywać, jednak nie ma sposobu, w który mogłaby tego uniknąć. Valeria jest zupełnie przybita, zamknięta w tych czterech ścianach, które w tym momencie służą jej za kryjówkę, ale – z drugiej strony – również za więzienie, bo już teraz wie, że w ciągu kilku najbliższych dni bardzo trudno będzie jej wyjść stąd na zewnątrz. Wstaje z łóżka i zaczyna snuć się po pokoju, zwieszając głowę i powłócząc nogami. Otwiera szafę i wyciąga z niej czerwoną piżamę. – Co za okropna piżama. – No cóż, stanowiła część prezentu gwiazdkowego od ciebie. – Ja miałbym ci podarować takie szkaradztwo? – Nie, święty Mikołaj. – Ten dziadek nie jest już chyba w najlepszej formie. – A mnie się ona podoba. Zaraz ją przymierzę. Zaczyna się powoli rozbierać. Spogląda zmysłowo w jego stronę za każdym razem, gdy jakaś część jej garderoby spada na podłogę. Raúl nie może się powstrzymać i nie pozwala jej przymierzyć piżamy. Ściąga z niej resztę ubrania i po chwili już kochają się na jej łóżku. Po raz kolejny. Z powrotem wciska czerwoną piżamę do szafy. To nie najlepszy dzień, żeby ją wkładać. Być może odpowiedni dzień nie nadejdzie już nigdy. Najlepiej byłoby pociąć ją z przeznaczeniem na ścierki kuchenne albo zanieść na jakąś zbiórkę odzieży, inaczej, ilekroć na nią spojrzy, będzie jej się chciało płakać. Tak jak teraz. Szybko i gniewnie ociera łzy i wyciąga inną piżamę. Ziewa, zmęczona. Żałoba po jej związku dopiero się rozpoczęła, a ona już jest nią wyczerpana. Kiedy kończy się związek, zawsze trzeba odbyć tę uczuciową pokutę. A to jest właśnie jej pierwsze zerwanie – najbardziej bolesne ze wszystkich. – Widziałeś, co piszą w tym artykule? – Przecież wiesz, że nie czytuję takich gazet. – No widzisz, a one są bardzo ciekawe. – Są bardzo złe. Wszystko to wymyślają sobie ich redaktorzy. Albo raczej redaktor, bo słyszałem, że czasami te wszystkie teksty tworzy jednak osoba, a później tylko różnie się podpisuje. – Poważnie? – Całkowicie. – No ładnie. Ale i tak ci przeczytam. – Nie, proszę. – W zamian za buziaka? – Buziaka i klapsa w tyłek. – No dooobra. Valeria całuje chłopaka, po czym… Klaps! – Możesz czytać. – Przesadziłeś – skarży się ona z uśmiechem. – Czytam: „Jak wykazały badania przeprowadzone na Uniwersytecie Wichita w Kansas, pierwsze rozstanie jest jedną z najgorszych rzeczy, jakie mogą nas spotkać w życiu. Ze szczegółowej analizy przeprowadzonej przez tę instytucję wynika, że
jedna na pięć osób postrzega utratę swojej pierwszej miłości jako jeden z najboleśniejszych momentów, jakich doświadczyła. Za bardziej bolesną badani uznali jedynie śmierć kogoś z rodziny, a za nieco mniej traumatyczną – śmierć ukochanego zwierzęcia. Oznacza to, że jeżeli zerwałaś już kiedyś z facetem, to najgorsze masz już za sobą i od tej pory każda twoja uczuciowa pokuta to będzie bułka z masłem”. – Co właściwie chcesz mi przez to powiedzieć? – Że dzień, w którym z tobą zerwę, będzie najgorszym w moim życiu. – Na pewno nie będzie aż tak źle, skarbie. Poznasz kogoś innego i zaraz o mnie zapomnisz. – Wiesz, że to nieprawda. – Wiem tylko, że cię kocham. I postaram się, żebyś była ze mną szczęśliwa i nigdy nie musiała ze mną zrywać. Albo możemy poszukać na Twitterze autora tego artykułu i poprosić go, żeby przestał wymyślać nieistniejące badania. – Głupek! Co za głupek. Na jej ustach przez chwilę majaczy uśmiech, który zaraz jednak przygasa. Z całą pewnością tamtego dnia również poszedł się z nią zobaczyć. Z dużym wyprzedzeniem wyszedł na plan zdjęciowy, żeby przygotować wszystko na czas. Jak on mógł ją tak ciągle oszukiwać? I to dla Elísabet. To nieprawdopodobne. A ona tymczasem niczego nie podejrzewała. Sama też jest winna, winna swojej naiwności i głupocie. Facet oszukuje cię przez cztery miesiące, po to żeby widywać się z inną, a ty niczego się nie domyślasz? Od tego momentu trudno jej będzie znowu komuś zaufać. Chyba w ogóle nie będzie do tego zdolna. Wzdycha. Jej mama jeszcze nie wróciła, mimo że zanim zasnęła, dostała od niej wiadomość, że będzie przed kolacją. Ona nie ma ochoty nic jeść i nie sądzi, żeby dziś jeszcze miała ją mieć. Ma zaciśnięty żołądek. Nie ma też ochoty nic robić, bierze więc do łóżka laptop, żeby posłuchać trochę muzyki. Znów się kładzie i wchodzi na swój kanał na YouTube. Jedna z wybranych dla niej propozycji zwraca jej uwagę ze względu na tytuł piosenki: Llámame niña13 Maialen Gurbindo. . Wiele by dała, żeby być w tym momencie małą beztroską dziewczynką. Najeżdża kursorem na środek ekranu, na którym widać bardzo młodą dziewczynę z gitarą i z włosami zebranymi wysoko w kucyk. Klika play i, w chwili, w której rozbrzmiewa głos Maialen, opiera głowę na poduszce i zamyka oczy. Od pierwszej chwili wsłuchuje się w tekst: Wiem, że nie jest łatwo mnie zrozumieć, wiem, że zamki na lodzie buduję, wiem, że czasem masz ochotę mnie udusić, wiem, że gdy się uprę, ciężko mnie do czegoś zmusić, że żyję w swoim świecie, w swojej własnej niszy, że kiedy się rozgadam, nikt mnie nie uciszy, że zmieniam zdanie z minuty na minutę, że we własnych uczuciach sama wciąż się gubię, że nie mówię nic bardzo oryginalnego. Wiem, że w szklance wody czasem tonąć lubię, że wszystko wymyślam sama i trzymam się tego, by na rzeczywistość móc spojrzeć jak przez szybę, i żeby uniknąć konfrontacji z życiem… Wysłuchawszy tych kilku zdań, Valeria nie jest już w stanie powstrzymać łez. Jej poduszka nasiąka smutkiem i cierpieniem. Wydaje jej się, że piosenka opowiada o niej. Val też nie potrafi teraz spojrzeć w twarz rzeczywistości, bo w tym momencie jej rzeczywistość jest inna od tej, której pragnie, od tej, która była jej udziałem zaledwie kilka godzin temu… kiedy żyła szczęśliwa i chroniona przez swojego wspaniałego chłopaka. Chłopaka, który ją zdradził. Dlaczego chcesz bym zwątpiła w magię, skoro widzę ją, czuję, noszę w sobie od zawsze…? Kiedy spoglądasz w górę i czujesz, że nosem dotykasz nieba, kiedy słońce osiada ci na skórze, by podarować jej trochę ciepła, kiedy płaczesz, wzruszając się przy słowach piosenki, gdy wokół ciebie pięć uśmiechów, a każdy z nich piękny, kiedy szczery śmiech przyśpiesza ci tętno, gdy do drzwi twego pokoju zapuka namiętność, gdy odnajdziesz nagle dawno zapomnianą zgubę. Więc dlaczego…?
Więc jeśli to nie magia, to jak wytłumaczysz kolor nieba dziś wieczór? Więc jeśli to nie magia, wyjaśnij mi, gdzie rodzi się śmiech. Więc jeśli to nie magia, powiedz, jak ze słów powstaje język. Wiem, że nie jest łatwo mnie zrozumieć, Lecz nie pozwolę zburzyć zamku, który na lodzie buduję. Jeśli wiara we wróżki jest dziecinna, nazwij mnie dzieckiem… – Jesteś jak małe dziecko. – Mnie nazywasz dzieckiem? – Pogniewałaś się na mnie, bo ugryzłem ci ciastko. Typowy dziecięcy foch! – Zjadłeś prawie całe! – To weź sobie drugie. – Nie mamy więcej wielkich ciastek w kształcie dinozaurów! To było ostatnie, mój podwieczorek! A ty przychodzisz i mi go zżerasz! – Przecież wziąłem tylko jednego gryza, z ogona – protestuje rozbawiony Raúl. – Och! Co ja widzę? Zaśmiałaś się! – Wcale się nie zaśmiałam! Tylko się… uśmiechnęłam. To nie to samo! – Jasne, uśmiechnęłaś się… – Dobra, idę poszukać sobie czegoś innego na podwieczorek, ty ciasteczkowy skrytożerco. Valeria wychodzi ze swojego pokoju i idzie do kuchni. Zagląda do szafek, ale nie znajduje niczego, na co miałaby ochotę. Dziesięć minut później z pustymi rękami wraca do pokoju. Raúla już tam nie ma. Zamiast niego znajduje przyklejoną do szyby żółtą karteczkę z wypisaną wiadomością: Idę kupić wielkie ciastka w kształcie dinozaurów, dziecinko. Aha, i nie uśmiechaj się, bo się zakocham. Ta karteczka wciąż wisi na szybie. Widzi ją ze swojego łóżka, oświetloną wpadającym z ulicy światłem. Piosenka Maialen rozbrzmiewa jeszcze raz i wyciska jej z oczu nowe łzy. Ile ich tam jeszcze zostało? I mimo że to ona zerwała z Raúlem, oddałaby w tym momencie wszystko, żeby móc znowu być w tej chwili jego dziecinką. Nawet jeśli już się nie uśmiecha… I nie ma najmniejszej ochoty się uśmiechać.
ROZDZIAŁ 54
– Mamo, czy uważasz, że ja jestem dobrą osobą? – Oczywiście, że tak – ze zdziwieniem odpowiada Carmen. – Jasne, że tak uważam. Jesteś wspaniałą osobą. – Wcale nie byłabym tego taka pewna. – Dlaczego tak mówisz? Alba siada koło niej na sofie w salonie i wichrzy swoją krótką niebieską fryzurkę. Ten dzień był pełen nagłych zwrotów akcji. – Chyba wrócę do blondu. – Tak? Jesteś przekonana? – Tak, mam chęć odzyskać moje naturalne blond włosy, jak przystało na prawdziwą Rosjankę, którą jestem. Od dawna już Alba nie była w kraju swego pochodzenia. Właściwie od czasu adopcji pojechała tam zaledwie dwa razy: raz, kiedy miała osiem lat, a później w wieku jedenastu. Moskwa wydała jej się zachwycająca, wie jednak, że jeszcze przez wiele lat jej miejsce będzie w Madrycie, razem z mamą i bratem, mimo że ten akurat jest dosyć nieokrzesany. Jednak trzeba przyznać, że Daniel bardzo zmienił się przez tych ostatnich kilka miesięcy. To właśnie jego zachowanie było kroplą, która przelała czarę goryczy, skłaniając Albę do rzucenia się na ulicę z balkonu własnego pokoju. Na szczęście mieszkają tylko na drugim piętrze, więc chociaż obrażenia były poważne, to nie okazały się śmiertelne. – Jeśli chcesz, możemy tam pojechać jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego, zanim zrobi się zimno. – Byłoby super. Chętnie poznałabym lepiej kilka regionów. Kobieta obejmuje ją ramieniem. Dobra z niej dziewczyna. A po tym wszystkim, co przeszła, to cud, że znowu się uśmiecha. Adopcję udało się załatwić, kiedy dziewczynka miała dwa i pół roczku. Jej rodzice porzucili ją na ulicy. Całe szczęście, że ktoś znalazł ją tam, zanim zdążyła zamarznąć na śmierć! Tamta anonimowa kobieta, która zostawiła ją w moskiewskim szpitalu, była pierwszą osobą, która ocaliła jej życie. – Marina, dlaczego zapytałaś mnie, czy jesteś dobrą osobą? Zrobiłaś coś złego? – No cóż… – Wiesz, że możesz mi powiedzieć. Jestem twoją mamą. I jako jej mama zawsze robiła wszystko z myślą o niej. Tak się złożyło, że tydzień po tym, jak Alba Marina dotarła do Madrytu, Carmen dowiedziała się, że jest w ciąży i urodzi Daniela. To znacznie skomplikowało sprawę. Wydali właśnie majątek na podróże, porady prawne, papiery, zaświadczenia i inne tego typu kwestie… i nagle okazało się, że będą mieli dwójkę dzieci. Wydatki na dwie osoby zamieniły się nagle w wydatki na czteroosobową rodzinę. A przez cały proces adopcyjny zdążyli już zadłużyć się po uszy. Sytuacja ta odbiła się poważnie na jej małżeństwie z Gabrielem, choć Carmen przez wiele lat się nie skarżyła. Nie mogła jednak nawet wyobrazić sobie tego, co miało nadejść później. – Raúl, chłopak, który reżyseruje ten film, i jego dziewczyna, Valeria, pokłócili się przeze mnie. – A co takiego zrobiłaś, że się pokłócili? – Nie byłam z nimi szczera. I stanęłam między nimi. W dodatku pocałowałam go na jej oczach. – Hmm. – Wiem, zmieniłaś o mnie zdanie. Nie jestem dobrą osobą.
Upodobniła się do swoich biologicznych rodziców, którzy porzucili ją na ulicy, albo do swojego adopcyjnego ojca, typa zdolnego maltretować psychicznie swoją żonę i trzykrotnie próbującego wykorzystać seksualnie swoją adoptowaną córkę. Za trzecim razem Alba nie była już w stanie tego znieść i z płaczem wyznała mamie wszystko, co się wydarzyło. Carmen tego nie zgłosiła, nie mogła. Znalazłaby się w strasznym gąszczu prawnym, nie miała na to środków, a w dodatku istniało ryzyko, choć nieprawdopodobne, że Alba zostanie jej odebrana i oddana do jakiegoś ośrodka. Zagroziła więc tylko mężowi, że jeśli nie odejdzie na zawsze, to ona opowie o wszystkim policji. Gabriel przyjął jej warunki i od tej pory daje znak życia tylko w określonym dniu w miesiącu. Pociągnęło to za sobą podwójne konsekwencje. Z jednej strony, Alba nie potrafiła zrozumieć, że matka nie zgłosiła policji tego, co się stało, i poczuła, że nie ma w niej dostatecznego wsparcia i że najwyraźniej nie jest przez nią dość kochana. Z drugiej zaś strony, Daniel obarczył siostrę odpowiedzialnością za odejście ojca. Już wcześniej nie dogadywali się najlepiej, jednak od tego momentu sytuacja stała się krytyczna. – Nie zmieniłam zdania. Jesteś wspaniałą dziewczyną. I myślę, że sama dobrze wiesz, co powinnaś teraz zrobić. – Nie, mamo. Nie wiem. – Myślę, że wiesz. Kobieta uśmiecha się do niej. Alba rozumie, że chodzi jej o to, że powinna teraz spróbować ich pogodzić. Ale to wcale nie takie łatwe, jak się jej mamie wydaje. Zbyt wiele pokręconych uczuć wchodzi tutaj w grę. – Postaram się zrobić to, co należy. – Wiem o tym. Alba wstaje z sofy i daje mamie całusa. Następnego dnia czeka ją wykonanie paru telefonów i złożenie kilku wizyt. To będzie dla niej ciężka niedziela. Ale zanim jeszcze ruszy do swojego pokoju. – Mamo, czy jeśli zapytam cię o coś jeszcze, to nie pomyślisz sobie zaraz nie wiadomo czego? Po prostu odpowiedz i już, dobrze? – Dobrze. Wal śmiało. – Skąd wiadomo, że jest się w kimś zakochanym? – Cóż… To jest coś, co… Co za pytanie! A mogę wiedzieć, czemu py… – Przecież umówiłyśmy się, że nie będziesz mnie o nic wypytywać! – Masz rację. Umowa to umowa – przeprasza Carmen. – No cóż, kotku, to zależy od człowieka. Ja myślę, że jeśli jesteś w kimś zakochana, to wiesz o tym, bo bez przerwy myślisz o tej osobie i robisz, co możesz, żeby być blisko niej. – A jeśli to niemożliwa miłość? – W jakim sensie niemożliwa? – Jeśli ta osoba kocha kogoś innego. – Jak Raúl? – Jak Raúl. Kobieta w zamyśleniu pociera podbródek. Strasznie to wszystko skomplikowane! Teraz naprawdę nie wie już, co odpowiedzieć córce. – Kochanie, miłość jest okropnie skomplikowana. Po prostu rób to, co należy, i słuchaj swojego serca. A jeśli ta osoba jest zakochana w kimś innym, to wtedy słuchaj również swojej głowy. – Dużo to mi nie wyjaśniłaś. Idę do siebie. Kobieta wybucha śmiechem, słysząc komentarz córki. Alba wzrusza jedynie ramionami, bo nie ma pojęcia, z czego śmieje się jej mama. I raczej by tego nie zrozumiała: śmiech Carmen rodzi się z napięcia i z nerwów, jakich przysparza jej wychowywanie nastoletniej i zbyt szybko dojrzewającej córki. Któregoś dnia jednak takie pytania musiały zacząć się pojawiać. Ale przecież jeszcze niedawno Alba była śliczną małą Rosjaneczką, która wniosła w jej życie największą radość, jakiej było jej dane zaznać.
ROZDZIAŁ 55
Jak to możliwe? Dlaczego nie może przestać o tym myśleć? Wprawdzie był to jego pierwszy pocałunek, jednak ani miejsce, ani moment, ani partnerka nie była właściwa. Lubi tę dziewczynę, lecz nic poza tym. Dlaczego w takim razie, kiedy o tym myśli, przyspiesza mu serce? Alba nie jest nawet w jego typie. On w jej raczej też nie. Ani w jej, ani w niczyim. Poza tym, skoro wcześniej pocałowała Raúla, to przecież nie bez powodu. Wcale nie wierzy w tę całą gadkę, że to był tylko impuls. Ma całkiem ładne oczy… Rany. Lepiej dać już sobie z tym spokój. Dość już ma zmartwień z Ester i tym, co do niej czuje, z tymi wszystkimi wahaniami uczuć, żeby teraz zakochać się w kimś jeszcze. A najlepsze antidotum na wszystkie problemy to… piłka nożna! Włącza komputer i na stronie internetowej Roja Directa szuka linku do transmisji rozgrywanego akurat meczu między Sporting Gijón a Sewillą. Nie jest to coś, co specjalnie go interesuje, ale to niezły wstęp do spotkania Betis kontra Real Madryt, które o dziesiątej mają transmitować na kanale szóstym. Do boju Madryt! Nie ma wątpliwości, że jego drużyna wygra i znowu odstawi w punktacji Barcelonę. Chociaż Betis to nie lada rywal! Zawsze powtarza, że nikt w całej Hiszpanii nie ma takiego ducha walki jak Benito Villamarín. Kiedy zastanawia się właśnie nad tym, jaki skład wystawi dziś Mourinho, ktoś puka do drzwi jego pokoju. – Proszę! – woła. Nie ma wątpliwości, że to nie jego mama puka tak delikatnie. Do pokoju wchodzi dziewczyna o ciemnych, bardzo długich włosach, ubrana jak na sobotnią imprezę. To Eva, jego starsza siostra. Najładniejsza z całej rodziny. – Chcesz iść jutro na mecz Atleti? – pyta, podchodząc bliżej niego. – Co? Jaja sobie robisz? – Kurde, wiem, że jesteś za Realem, ale mój znajomy pracuje akurat w jednym ze sklepów na stadionie Calderón i dostał sześć biletów, z którymi nie ma co zrobić. A że z ciebie taki kibic… – Dali mu aż sześć biletów? – Tak, bo mecz jest o dwunastej… Boją się, że stadion będzie pusty, dlatego rozprowadzili wśród personelu więcej biletów niż zwykle. Zrobili nawet losowania w szkołach! On się nie wybiera, bo dziś imprezuje, i kto wie, o której jutro wstanie. Od dawna już nie był na stadionie. Fajnie byłoby spędzić ranek, oglądając mecz na żywo. Nawet jeśli ma to być mecz Atleti! – Ile możesz mi dać? – Dwa, żebyś nie musiał iść sam. – Hmm. Dobra. Już wie, kogo zaprosi na ten mecz. Eva wręcza bratu dwa bilety i nie wdając się w dalsze rozmowy, wychodzi z jego pokoju. Ich relacje nie są zażyłe. Ona całe dnie spędza na uniwersytecie, a w weekendy też prawie nie ma jej w domu. Bruno jest zachwycony. Łapie BlackBerry i dzwoni do osoby, którą ma zamiar zaprosić na mecz. Innym razem napisałby do niej przez WhatsAppa, ale to za dużo tłumaczenia, a on nie ma ochoty tyle klikać. Poza tym chce przy okazji wyjaśnić pewną wątpliwość, która od paru godzin nie daje mu spokoju. – Tak, Bruno? – Cześć, Alba. Możesz rozmawiać?
– Jasne. Jestem w swoim pokoju – odpowiada, lekko zdziwiona jego telefonem. – Co się dzieje? – W takim razie… Chcesz iść jutro o dwunastej na mecz Atleti-Granada? – Poważnie pytasz? – Tak, mam dwa bilety na stadion Calderón. Masz ochotę się za mną wybrać? – Tak! Niebieskowłosa wydaje z siebie ogłuszający okrzyk. Co za radość! Bruno opowiada jej, w jaki sposób wszedł w posiadanie biletów, a następnie ustalają miejsce i godzinę spotkania. – To niesamowite. Wielkie dzięki, że o mnie pomyślałeś. – Nie znam nikogo więcej, kto kibicowałby Atlético. – Mimo wszystko, dzięki. – Ale ja będę kibicował Granadzie, wiesz o tym? – Jak sobie chcesz, ale sam zobaczysz, że ostatecznie i tak razem z całym stadionem będziesz robił falę na cześć El Glorioso14. – Na to nie licz. – To się jeszcze zobaczy! Jeszcze przez kilka minut trwa ta futbolowa utarczka słowna, zanim wreszcie chłopak znajduje w sobie wystarczająco dużo odwagi, by zadać pytanie, które tak go nurtuje. – Alba, zanim się pożegnamy, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie. – Słucham cię. – To, co się stało dziś rano… – Co się stało dziś rano? – Wtedy w kawiarni… pocałowałaś mnie… w usta. Dlaczego to zrobiłaś? – Masz ma myśli tamtego buziaka. – Tak. Buziaka… Pocałunek. Kolejny impuls? Słysząc to, dziewczyna wybucha śmiechem. – Kolejny impuls, rzeczywiście. Ale tym razem to był wyraz wdzięczności za to, że zgodziłeś się wyświadczyć mi przysługę. – Aha. Czyli to był pocałunek z wdzięczności. – Jak chcesz, to jutro możemy to powtórzyć. Co? Powtórzyć to? Za kogo ona się właściwie uważa? Rozdaje pocałunki, gdzie popadnie, jakby chodziło o cukierki. – Jutro… – Tak. Przeliżemy się za każdym razem, gdy Atleti strzeli gola, co ty na to? Po chwili milczenia z obu stron Alba znów wybucha śmiechem, dając tym samym do zrozumienia, że nie mówiła poważnie, co, z drugiej strony, było zresztą całkiem oczywiste i Bruno powinien od samego początku zdać sobie z tego sprawę. Chłopak wyrzuca sobie teraz swoją naiwność i kombinuje, w jaki by tu sposób wyjść z twarzą z zasadzki zastawionej przez Albę. – To raczej nie będziemy mieli zbyt wielu okazji do pocałunków – odpowiada wreszcie. Na dziś ma już dosyć. – Będę kończyć, bo niepotrzebnie wydzwaniam minuty. – Dobra, marudo. – Nie jestem marudą. Jestem po prostu oszczędny – protestuje. – Widzimy się jutro! Tylko się nie spóźnij! – Ty też nie! Bo jeszcze stracimy pierwszego gola. – Granady. – Jasne, palancie! Do jutra. – To cześć! – Cześć, Bruno, i… jeszcze raz bardzo ci dziękuję. Jej ostatnie słowa charakteryzują się zupełnie odmiennym tonem od tego, który zdominował niemal całą ich rozmowę. Są miłe, czułe… pełne wdzięczności. Ale kto to słyszał, żeby w ramach podziękowania za wyświadczoną przysługę całować przyjaciela w usta?
Nie potrafi tego zrozumieć. Ale jest jeszcze wiele rzeczy, które Bruno będzie musiał dopiero zrozumieć. I równie wielu będzie się musiał jeszcze nauczyć.
ROZDZIAŁ 56
Gdyby przyznała się rodzicom, że umówiła się na kolację – i kto wie, co jeszcze – z dużo starszym chłopakiem, tym samym, który rano przyszedł się z nią zobaczyć, to nie pozwoliliby jej nawet wystawić nosa z domu. Dlatego też Ester musiała powiedzieć im, że wychodzi z Odtrąconymi. Teraz myśli tylko o jednym: słuchać tego, co podpowie jej serce, tak jak poradził jej Alan. Musi odkryć wreszcie, co tak naprawdę czuje do Rodriga, a co do Bruna, i czy w ogóle któregoś z nich darzy czymś więcej niż tylko przyjaźnią. Z byłym trenerem łączy ją wspólna przeszłość. Nieważne, czy Rodrigo się zmienił, czy nie. Ester dobrze zna już jego sposób całowania, ale też jego reakcje na określone sytuacje oraz mocne i słabe strony w ich związku. Chociaż nigdy jeszcze nie uprawiali ze sobą seksu… Idzie w górę ulicą Montera. Nie czuje się zbyt bezpiecznie, spacerując tu po ciemku. Robi jej się trochę chłodno, więc w poszukiwaniu odrobiny ciepła owija się płaszczem, kuli się i krzyżuje ramiona na piersi. Kiedy dochodzi do wylotu ulicy, zauważa go. Stoi oparty o barierkę przy wyjściu ze stacji metra Gran Vía. Jest bardzo dobrze i elegancko ubrany, ma na sobie granatowe spodnie i marynarkę, a pod spodem białą koszulkę. Chyba trochę przesadził, biorąc pod uwagę fakt, że idą do baru szybkiej obsługi. Rodrigo, który niecierpliwie wyczekuje jej już od piętnastu minut, wychodzi jej teraz naprzeciw z szerokim uśmiechem. Witają się dwoma cmoknięciami w policzki. – Pięknie pachniesz – stwierdza mężczyzna. Wyraźnie jest szczęśliwy, że ją widzi. – To wanilia. Obojgu im ten zapach przynosi wiele wspomnień, dobrych i złych. Ester chce jednak zapomnieć o tamtych dziwnych zdarzeniach z przeszłości i skoncentrować się tylko na dzisiejszym wieczorze. Tylko i wyłącznie na dzisiejszym wieczorze. A jeden z najlepszych sposobów, by pozbyć się lęków z przeszłości to stanąć z nimi twarzą w twarz. Terapia szokowa. Dlatego właśnie użyła tych waniliowych perfum, tak jak wtedy, kiedy byli razem. – Podoba mi się. – Mnie też. To mój ulubiony zapach, od zawsze. Chociaż dawno już nie używałam tych perfum. – Użyłaś ich ze względu na mnie? – Bardziej ze względu na samą siebie – odpowiada z uśmiechem. – Idziemy? Chłopak przytakuje i wchodzą do McDonalda na rogu Gran Víi i Montera. Zgodnie z przewidywaniami jest przepełniony. Stają w jednej z kolejek. – Najlepiej będzie chyba, jeśli jedno z nas zostanie tutaj, a drugie pójdzie na górę poszukać wolnego stolika – proponuje Rodrigo. – Ja zostanę, a ty idź. – Na pewno? – Na pewno. – Poradzisz sobie z tym wszystkim? – Jasne. Jestem silna. Co ci zamówić? – pyta go. Rodrigo nie odważa się sprzeciwić, chociaż wolałby, żeby zrobili na odwrót. Dziś wieczór jednak to ona podejmuje decyzje. Mówi jej, co chce, i zostawia dziesięć euro. Każdy płaci za siebie, tak jak ustalili przez telefon. Dziewczyna bierze pieniądze i chowa je do kieszeni płaszcza. – Przyjdź szybko. Bardzo chcę być przy tobie. – To nie zależy ode mnie, możesz pogadać o tym z nimi – odpiera, mając na myśli personel restauracji. – Widzimy się za moment. Ester obserwuje, jak Rodrigo odwraca się i toruje sobie przejście pomiędzy wypełniającymi
lokal ludźmi. Nie czuje skrępowania, kiedy, chwilę przed wejściem na pierwsze piętro, były trener posyła jej całusa. Jak na razie jest zupełnie spokojna i uśmiechnięta i czuje, że ma sytuację pod kontrolą. Stara się nie dopuszczać do siebie myśli o tym, co wydarzyło przed kilkoma miesiącami. Takie jest założenie. Poza tym, w dalszym ciągu wydaje się jej, że on jest już teraz zupełnie inną osobą. Po dziesięciu minutach oczekiwania przychodzi wreszcie jej kolej. Zamawia dwa zestawy Big Mac z frytkami Deluxe i Coca-Colą. Upychają jej to wszystko na jedną tacę, z którą wdrapuje się po schodach, nie zważając na ogólny zgiełk. Na piętrze panuje totalny chaos: dzieci świętujące urodziny i rozbiegające się na wszystkie strony, ośmio- czy dziewięcioosobowa grupka wydzierających się w kolejce do toalety nastolatek i mnóstwo innych osób wszelkich możliwych ras, płci i religii, które, jak w amoku, szukają wolnego miejsca. Przypomina jej to zabawę w gorące krzesła. Ester zaczyna myśleć, że kolacja w tym miejscu to rzeczywiście nie był chyba najlepszy pomysł. A Rodrigo? Z ciężką tacą w dłoniach, dziewczyna przechodzi powoli pomiędzy stojącymi pośrodku stolikami, rozglądając się na lewo i na prawo. Tam jest! I znalazł całkiem dobre miejsce: duży stolik pod oknem wychodzącym na Gran Víę, wystarczająco oddalony od urodzinowej imprezy maluchów. Ester przyśpiesza kroku i pozbywa się ciężaru, tak z rąk, jak i z serca. Niewiele brakowało, a kiepsko by się to skończyło. – Już myślałam, że to upuszczę. – A pytałem, czy jesteś pewna, że chcesz zostać na dole. – I byłam. Przecież dotarłam cała i zdrowa, nie widać? – odpowiada, siadając naprzeciw niego. – Nie spadła mi nawet jedna frytka. Rodrigo nagradza ją oklaskami, po czym rozdzielają posiłek. – Mieliśmy szczęście z tym stolikiem. Przechodziłem tędy akurat, kiedy jakaś para zaczęła się zbierać. – I nikt wcześniej nie czekał na ten stolik? – Nie wiem. Nikt się nie skarżył. – Widzę, że się nie patyczkujesz. Dziewczyna otwiera jedną ręką pudełko z hamburgerem, a drugą sięga po frytkę. On wpatruje się w nią, popijając swój napój przez biało-zieloną słomkę. Jest równie ładna jak wtedy, kiedy ją poznał. Był strasznym frajerem, pozwalając jej uciec i zachowując się wobec niej tak, jak się zachował. Oby tylko zechciała dać mu drugą szansę! Po to właśnie tu jest, wie jednak, że musi być z nią szczery. I będzie z nią całkowicie szczery. Przynajmniej tak sobie postanowił. – Wolałbym, co prawda, pójść do jakiejś trochę spokojniejszej restauracji, ale i tak nie mogę się nacieszyć, że jestem tu z tobą. Myślałem, że już nigdy do tego nie dojdzie. – A jednak doszło. Ester wygląda przez okno na oświetloną Gran Víę. Odgryza kęs trzymanego w obu dłoniach hamburgera i ponownie zwraca wzrok na Rodriga. – Nie powinienem cię o to pytać, ale co sprawiło, że zmieniłaś zdanie? – Co masz na myśli? – Kiedy żegnaliśmy się dziś rano koło twojego domu, uznałem za oczywiste, że nie chcesz mnie więcej widzieć i że nigdy już do mnie nie zadzwonisz. Co się zmieniło? – Doszłam do wniosku, że zanim uzna się, że się czegoś nie chce, trzeba tego najpierw spróbować. – Mówisz o mnie jak o potrawce z soczewicy. Ester wybucha śmiechem, przesadnie mocno ściskając przy tym swojego hamburgera. Zaraz też stara się poskładać go do kupy, jednak okazuje się to niemożliwe: sałata, mięso i cebula wyłażą z niego na wszystkie strony. – Widzisz, co narobiłeś? – Ja? To ty nie umiesz jeść Bic Maców! – Bo mnie rozśmieszasz! – To chyba dobrze, nie?
Owszem, to dobrze. Bardzo dobrze. Wcześniej zdarzało się to naprawdę rzadko, i tylko wtedy, kiedy Rodrigo miał za sobą udany dzień i czuł się zrelaksowany. Ale kiedy już śmiali się razem, to było to naprawdę wyjątkowe i czuła wówczas, że dla takich momentów warto było znosić całą resztę. Spoglądają na siebie, znów się uśmiechają i niemal w tym samym momencie zwracają się w stronę okna. Na jedną chwilę to miejsce staje się całkiem romantyczne, a to dzięki panoramicznemu widokowi na jedną z głównych, oświetlonych arterii Madrytu i dzięki dochodzącemu z głośników McDonalda głosowi Michaela Jacksona w piosence This is it. Brakuje tylko świeczki na stole, lecz żadne z nich nie ośmiela się poprosić o nią świętujące urodziny dzieciaki. – Już ci nie przeszkadza, że ludzie widzą nas razem – pyta Ester po chwili milczenia. – Jasne, że nie. – Nadal jestem dla ciebie bardzo młoda. Ta różnica wieku rzuca się w oczy. Zwłaszcza że jestem jeszcze nieletnia, mam dopiero szesnaście lat. – To już dla mnie bez znaczenia. – Nawet jeśli ludzie się na nas gapią i myślą, że mnie wykorzystujesz? – Niech ludzie myślą sobie, co chcą. Przez te ostatnie tygodnie zrozumiałem, że wszystko może zmienić się z dnia na dzień, że wszystko kiedyś mija i że dlatego właśnie powinienem cieszyć się tym, co mam, dopóki to coś trwa, a kwestia tego, co ludzie pomyślą, to już tylko ich problem, a nie mój. Oto jest nowy Rodrigo. Kilka miesięcy temu nie było mu wszystko jedno, co ludzie pomyślą o ich związku, dlatego też trzymali go w tajemnicy przez cały czas jego trwania. Chłopak zmienił się definitywnie. Gawędzą dalej przy posiłku. Rozmowa zmienia ton wielokrotnie: czasem jest bardziej spokojna, czasem znów – dowcipna. Na nowo wytwarza się między nimi tamto przyciąganie. Ester uświadamia to sobie i czuje, że skłania się ku niemu coraz bardziej. Pod każdym względem. Aż w pewnym momencie… – Zanim pójdziemy o krok dalej, chcę ci coś wyznać. Jeśli zdecydujesz się dać mi drugą szansę, nie chciałbym, żebyś później dowiedziała się przez przypadek o czymś, co zrobiłem i z czego wcale nie jestem dumny. Nie chcę, żeby zaważyło to na naszym związku i żebyś straciła do mnie zaufanie. Twarz mu się zmieniła. Już nie patrzy jej w oczy, wypowiadając te słowa. Rodrigo bierze ze swojego kartonika jedną z ostatnich frytek i obraca ją w palcach. – O co chodzi? – Widzisz… Wiesz, kto to jest Carolina Mateo? – Jasne, że wiem, kto to. Jedna z dziewczyn z drużyny. Co się z nią stało? – Przespałem się z nią. Jest w wieku Ester, też ma szesnaście lat. Była jedną z najlepszych zawodniczek. Wysoka, bardzo ładna blondynka. Wyglądała jak modelka. To wyznanie zupełnie obezwładnia Ester. Idąc za głosem serca, dała się ponieść chwili i, tak jak zapowiadał Alan, zaczynała już ponownie odczuwać to, co, choć zahibernowane, zdołało jednak w niej przetrwać. Ale czy te uczucia mogą być prawdziwe? Tego nie wie. Zwłaszcza teraz, kiedy to wszystko, co odzyskiwała z trudem minuta po minucie, znów stanęło niespodziewanie pod znakiem zapytania. – Przespałeś się z Carol? – To dlatego wyrzucili mnie z drużyny. – Czyli to był prawdziwy powód… – Tak. Ktoś powiedział o tym prezesowi. Wezwał mnie do siebie, pokłóciliśmy się i po prostu mnie wylał, tak jak ci mówiłem – przyznaje przybity. – Myślę, że to jedna z zawodniczek musiała mu o tym donieść, chociaż to już nie ma znaczenia. W tych okolicznościach ani rozświetlona Gran Vía, ani romantyczna muzyka w McDonaldzie nic już tu raczej nie zdziałają. Ester czuje się w tej chwili bardziej zmrożona niż kostki lodu w jej kubku z Colą. Nie chce jednak robić mu wyrzutów. Kiedy to się wydarzyło, nie byli już razem, był wolny… Nawet jeśli zrobił to z jej byłą koleżanką z drużyny, też nieletnią, jak ona.
– To był jeden raz? – No cóż… Nie. Trzy razy. Za pierwszym razem w grudniu, w moim samochodzie, kiedy odwiozłem ją któregoś wieczoru do domu. A później jeszcze dwa razy w zeszłym miesiącu – mówi szeptem. – I nie jestem zadowolony z tego, co zrobiłem. Po prostu, stało się. Nie byliśmy zakochani. Przynajmniej ja nie byłem. I wolałem być z tobą szczery od razu, żebyś później nie dowiedziała się od kogoś innego. – Dziękuję za tę szczerość. – Pomyślałem, że powinnaś o tym wiedzieć. – Tak. Dzięki, że mi powiedziałeś. To koniec. Znikła cała magia, która nawet nie zdążyła jeszcze do końca między nimi zadziałać. Królik z powrotem do kapelusza. Rodrigo nie zapomniał o niej i nadal bardzo ją kocha, ale przespał się z inną. W grudniu. Ester mimo wszystko nie chce być dla niego brutalna, nie ma do tego prawa. Chłopak był wtedy wolny, tak samo jak ona. Jednak w grudniu Ester wciąż jeszcze przez niego płakała, a tymczasem on przespał się z Caroliną. Kończą posiłek. Unikają teraz tego tematu, chociaż nic nie jest już tak samo, niezależnie od tego, że Ester stara się nie okazywać, jak dużego zawodu doznała. Na zakończenie randki wchodzą jeszcze nawet do Yao Yao, żeby zjeść na deser jogurt z lodami. – Zadzwonisz do mnie? – pyta chłopak, kiedy idą ulicą Arenal. – Tak, zadzwonię. – Świetnie się bawiłem. Od wielu dni miałem ochotę na coś takiego. Mężczyzna przybliża się, by pocałować ją w usta, jednak Ester uchyla się i cmoka go w policzek. – Nie dziś, Rodrigo. Wolniej. – W porządku – zgadza się on, widząc już, że sprawy nie ułożą się po jego myśli. – Zadzwoń do mnie. – Zadzwonię. – Do zobaczenia, Ester. Dziękuję za wszystko. – Do zobaczenia. Chłopak oddala się, nie odrywając od niej wzroku. Ona uśmiecha się przez grzeczność. Wie już, że ta historia właśnie się zakończyła. W poniedziałek zadzwoni do niego, żeby umówić się na koleżeńskie spotkanie, nic więcej. To nie jest mężczyzna jej życia. Wystarczyła tylko niewielka pomoc z jego strony, żeby zdołała to sobie uświadomić. Cieszy się jednak, widząc, że się zmienił. Teraz będzie musiał wziąć życie w swoje ręce. Ona wesprze go, jeśli będzie tego potrzebował, ale tylko jako ktoś, kto lubi go i ceni. Bo jej miłość do niego wygasła już na dobre. I zupełnie tak jakby ją śledził i wiedział, że jej spotkanie z Rodrigiem właśnie dobiegło końca, jej kochany Bruno przysyła jej wiadomość przez WhatsAppa: Przepraszam, że wczoraj i dzisiaj zachowałem się trochę jak palant. Mam nadzieję, że już całkiem mi wybaczyłaś. Jeszcze zjemy razem kolację u mnie w domu. Bo jeśli nie, to mama mnie zabije. Buziak, śpij dobrze. Uśmiecha się, kiedy czyta wiadomość od przyjaciela. I nie jest to wymuszony uśmiech, jak ten, który otrzymał na pożegnanie Rodrigo. Bruno nie wie, że zjedzą u niego kolację szybciej, niż mógłby się tego spodziewać… Lecz Ester nie odpowiada mu od razu; niech trochę pocierpi, tak jak ona musiała cierpieć przez niego. Madryckie ulice są tej nocy wyjątkowo ładne. A być może jutro, kiedy będzie nimi spacerować po tym, jak wyzna Brunowi, co do niego czuje, wydadzą jej się nawet jeszcze ładniejsze.
ROZDZIAŁ 57
– Nadal mam wrażenie, że to był sen. – Ja też. – To było… Uff. Jakbyśmy były bohaterkami jakiegoś filmu! – Ja się tak właśnie czułam: jak w filmie. Dziewczyny widzą się nawzajem przez kamerki i piszą do siebie w oknie tego samego czatu, na którym się poznały. Wróciły do źródeł. – To znaczy, że podoba ci się, jak całuję? – pyta Paloma. I zaraz wkłada sobie palec do buzi. – I to bardzo. – Jak na pierwszy raz, było chyba całkiem nieźle, co? – Było genialnie. – Nie ugryzłam cię ani nic w tym stylu, prawda? – Nie, spokojnie – pisze ruda. – Wszystko było cudownie. – Ale powinnyśmy często ćwiczyć, wtedy będzie jeszcze lepiej, nie sądzisz? – Hmm… – Nie? Nie chcesz się już więcej ze mną całować, tak jak w Pokoju Wrzasku? Oczy Palomy natychmiast robią się zaczerwienione. Wygląda, jakby lada chwila miała się rozpłakać. Zaciska usta, które układają jej się w podkówkę. Jednak Meri śpieszy ją uspokoić. – Jasne że chcę. Tylko trudno będzie nam się spotkać w najbliższym czasie. Zaczynają się zaliczenia i muszę się uczyć. A poza tym, gdzie możemy się całować, tak żeby nikt nas nie widział? – Za dużo się nad wszystkim zastanawiasz, rudzielcu. – Tak sądzisz? – Tak sądzę. I przez to tak się spinasz. – W każdym razie w ciągu najbliższych tygodni nie będziemy mogły się spotkać. – Ale przecież mamy to. I komórki. I WhatsAppa – odpowiada Paloma, żeby podnieść na duchu Meri, która jest teraz trochę przygnębiona. – Po tym, co wydarzyło się dziś po południu, cała reszta będzie do bani. Nadal nie wyjęła zielonych soczewek. Bardzo już pieką ją oczy, jednak woli, żeby Paloma oglądała ją właśnie tak, a nie w okularach w niebieskiej oprawce. Może czas, żeby zacząć się przyzwyczajać do noszenia soczewek na stałe. Dzięki nim czuje się ładniejsza. – Dla mnie też, ale co zrobić… – Chociaż właściwie, może jednak spotkamy się jutro? – Tylko że ja nie mogę rano. Obiecałam mamie, że ogarnę swój pokój, a później pomogę jej sprzątać kuchnię. Może być po południu? – Umówiłam się z tatą… Ale mogę przełożyć kawę z nim na poniedziałek, przed jego powrotem do Barcelony. Jemu chyba też nie zależy specjalnie na tym, żeby w czasie tej wizyty spędzać ze mną jak najwięcej czasu. – Pewnie jest z jakąś babką. – Z jaką babką? – Może zeszli się z twoją mamą i trzymają to w tajemnicy. Widziałam mnóstwo seriali z taką fabułą. – To niemożliwe. Ale zostawmy już temat mojej rodziny i lepiej porozmawiajmy o nas. Chociaż to, co pisze przyjaciółka, ma sens. Poza tym, jej mama też jest jakaś dziwna, odkąd ojciec przyjechał na ten weekend z Barcelony. – Dobrze, porozmawiajmy o nas. – W takim razie masz ochotę spotkać się ze mną jutro po południu?
– Oczywiście! Jeśli chcesz, możemy iść obejrzeć jakiś film. W sali jest ciemno i… Sama nie wiem… To doskonały pomysł. Cudownie byłoby pójść z nią do kina. To tak, jakby naprawdę były parą. – Dobrze. Dla mnie super. I jeśli masz ochotę, to mogłybyśmy najpierw wpaść do Domu Krzyku, żeby się trochę wyżyć. – Krzycząc? – Również. Meri widzi, jak po drugiej stronie ekranu przyjaciółka chichocze nerwowo. Jednak za moment Paloma spogląda w lewo i odchodzi sprzed kamerki. Najprawdopodobniej z kimś rozmawia. Kilka chwil później podchodzi bliziutko do monitora i nagle jej obraz całkowicie znika. Okienko rozmowy informuje Meri, że „Użytkownik PalomaLavigne nie jest już podłączony do czatu”. Dziewczyna wyłączyła komputer. Z pewnością do pokoju weszła jej mama i kazała jej iść spać. Meri czuje się niewypowiedzianie szczęśliwa, chociaż wie, że tego typu rzeczy będą przydarzać im się nagminnie, nie tylko ze strony Palomy, ale również z jej strony. Jeśli to, co dziś się rozpoczęło, przetrwa, to nigdy nie zabraknie sytuacji, w których zmuszone będą kłamać i ukrywać się w tłumie. Sygnał BlackBerry oznajmia jej nadejście wiadomości, która potwierdza tylko co, czego sama już się domyśliła: Moja matka. Jest strasznie uciążliwa. Każe mi iść spać, jakbym była niemowlakiem. Ale nie chcę psuć sobie najlepszego dnia w moim życiu. Dziękuję, że jesteś dla mnie taka kochana. Marzę o tym, żeby już Cię jutro pocałować. O czwartej na Callao? Najlepszy dzień jej życia. I nie tylko jej. Tak, Meri jest całkowicie przekonana, że był to również najlepszy dzień w jej dotychczasowym życiu. A pomyśleć tylko, jak to wszystko się zaczęło… Widzimy się o czwartej na Callao. Ja też mam ochotę cię pocałować i ćwiczyć z Tobą aż do perfekcji. Buziak i do zobaczenia jutro. Ostatecznie okazało się więc, że jednak wchodzą na tę stronę jakieś lesbijki. Meri uśmiecha się, wyłączając komputer i podchodząc do komody, w której trzyma pudełeczko na soczewki. Kiedy je wyjmuje, wciąż jeszcze się uśmiecha. To, co właśnie się jej przytrafia, było równie niemożliwe do przewidzenia jak ostatni odcinek serialu Lost albo Słodkich kłamstewek. Do jutra. Buziak, Meri, śpij dobrze i śnij o mnie. A właśnie, czy my jesteśmy parą? Przeczytawszy to, aż podskakuje w miejscu. Siedziała właśnie na łóżku, zdejmując z siebie ciuchy, żeby przebrać się w piżamę. Czy są parą? Aż do tej chwili się nad tym nie zastanawiała. Bo przecież wszystko wydarzyło się tak szybko… Nie wiem, czym jesteśmy, ale wiem, że Ty stałaś się moją motywacją do tego, żeby się jutro obudzić. Przebrała się, a teraz ścieli łóżko. Wchodzi pod kołdrę i wyciąga się na plecach. Dwa dni temu pisała na swoim blogu o tym, jak źle wszystko jej się układa i że nie wierzy, by sprawy mogły przybrać lepszy obrót. Pospieszyła się. Po przeżyciach dzisiejszego dnia ma nadzieję, że jej radość będzie trwała długo. I jednego jest teraz pewna: do kolejnej melodii nie będzie już tańczyć sama.
ROZDZIAŁ 58
Trochę już późno na to, żeby brać prysznic, ale Raúl potrzebuje czegoś, co przywróci go do życia, podniesie trochę na duchu i pozwoli rozjaśnić umysł. Gorąca woda silnym strumieniem spływa na jego ciało, rozluźniając napięte po całym dniu mięśnie. On rozmyśla tymczasem o wszystkim, co się wydarzyło, o koszmarze, który właśnie przeżywa. Po rozstaniu z Valerią biegł do domu cały zapłakany, chowając się pod kapturem bluzy. Czuje się fatalnie. Kiedy zamknął się w łazience obok swojego pokoju, to zanim jeszcze wszedł pod prysznic, zwymiotował natychmiast paellę, którą zjadł w domu u Eli. Siostry usłyszały dochodzące z łazienki odgłosy i, przejęte, zaczęły dopytywać się, czy coś mu dolega. Powiedział im, że nie, że po prostu coś mu zaszkodziło. Nie chce, żeby się za bardzo przestraszyły. Ich mama wyszła na kolację ze swoim facetem, więc Raúl robi dzisiaj za niańkę. Ona też ma prawo rozerwać się od czasu do czasu. Zakręca kran i wychodzi spod prysznica, cały drżąc. Wyciera się dokładnie i owija ręcznikiem. Nic się nie zmieniło, nadal czuje tę koszmarną udrękę, która ściska go w piersi i wywraca mu żołądek. Podnosi klapę od sedesu i klęcząc, znów zaczyna wymiotować. – Raúl, dobrze się czujesz? To głos Danieli, która zadając to pytanie, puka jednocześnie do drzwi swoją małą piąstką. – Tak, nie przejmujcie się. – Chcesz, żebyśmy zadzwoniły po mamę? – Nie! To nic takiego. Musiałem zjeść coś, co mi zaszkodziło. Ale już mi lepiej. – Otwórz, chcemy cię obejrzeć – mówi przejęta Bárbara. – Już wychodzę. Właśnie… się… ubieram. Kręci mu się w głowie. Para z gorącego prysznica wypełniła całą łazienkę i tworzy gęstą mgłę, która nie pozwala mu swobodnie oddychać. Ogarnia go senność. Rozkłada drugi ręcznik na podłodze i siada na nim na chwilę, żeby dojść do siebie. – To ubieraj się szybko i wychodź. – Zaraz wychodzę, Daniela. Zaraz wychodzę. Poczekajcie na mnie w salonie, dobrze? Chłopak słyszy, jak obie siostry odchodzą spod drzwi. Po paru minutach wstaje z podłogi i spogląda w lustro. Jest całkowicie zaparowane. Urywa kawałek papieru i przeciera je. W powstałym na szkle kole obserwuje swoją przygaszoną twarz o wydatnych kościach policzkowych. Nigdy u nikogo nie widział równie wielkich sińców pod oczami. W dodatku w kąciku ust i na brodzie ma resztki wymiocin. Podtyka twarz pod strumień wody i płucze sobie usta. Pomału zaczyna dochodzić do siebie. Zakłada ciuchy w których sypia – krótkie spodenki i podkoszulkę – i włożywszy jeszcze skarpetki, wychodzi z łazienki. Bliźniaczki znów są pod drzwiami. – Jak się czujesz? – Dobrze, przecież mówiłem już, że to nic poważnego. – Strasznie głośno wymiotowałeś – komentuje Daniela z powagą. – Słyszałyśmy cię aż z salonu, i to przy włączonym telewizorze. – Bo coś mi zaszkodziło. Ale to nic takiego. – Co dziś jadłeś? – Paellę. Ale była bardzo dobra. – Na pewno do dali do ryżu jakieś podejrzane owoce morza. Chłopak się uśmiecha. Nie może tłumaczyć teraz siostrom, że to, jak się czuje, nie ma nic wspólnego ani z owocami morza, ani z żadnym innym produktem spożywczym. – Idźcie do salonu. Zaraz do was przyjdę.
– Nie musisz się nami zajmować. Jesteśmy już duże – protestuje Daniela, lekko urażona. – To prawda. Jak na razie, to raczej my tobą musimy się opiekować. – Macie rację. Zrobię tu jeszcze tylko jedną rzecz, a później pozwolę wam się mną opiekować w salonie. Siostry patrzą po sobie. Czy to była ironia? Doskonale wiedzą, co robią, i świetnie potrafią się sobą zaopiekować. Brat nie jest im do niczego potrzebny. Szepczą coś między sobą, wychodzą z pokoju. Nareszcie sam. Czuje się bardzo źle. Ma ochotę płakać, ale wie, że w domu nie może sobie na to pozwolić. Bierze do ręki swój BlackBerry i wyszukuje zdjęcie, na którym on i Valeria się całują. Nie do wiary, że to już skończone. Całuje ekran smartfona i wzdycha ze smutkiem. Poprosiła go, żeby do niej nie dzwonił ani nie pisał. Trudno będzie mu dotrzymać słowa. Chciałby usłyszeć jej głos lub przynajmniej przeczytać jakąś wiadomość od niej. Ale to niemożliwe. Nie są już parą. W tej chwili są… niczym. Wycisza swój BlackBerry i wkłada go do poszewki jednej z poduszek, na których śpi. Z impetem ciska poduszkę głęboko pod łóżko i kładzie się. Nie chce już dziś mieć nic wspólnego z telefonem. To zbyt bolesne wiedzieć, że Valeria do niego nie napisze, i zbyt trudne mieć telefon pod ręką i nie móc się do niej odezwać. Zasłania oczy dłonią i w ciemnościach przypomina sobie jej pocałunki, jej pieszczoty, jej nagie ciało, jej uśmiech… To tortura widzieć ją nawet wtedy, kiedy nie widzi zupełnie nic. Pomimo zmęczenia, a właściwie kompletnego wyczerpania, Raúl nie zaśnie przez całą, czuwając w poczuciu bezsilności; w poczuciu, że nie może zrobić nic, co skłoniłoby Valerię, aby do niego wróciła. I tym razem nie ma żadnej schowanej w rękawie karty. Ze swojego pokoju słyszy, jak w kuchni rozlega się śmiech mamy. Zdaje się, że rozmawia z kimś przez telefon i najwyraźniej świetnie się przy tym bawi. Nie chce jej przeszkadzać, ale pilnie potrzebuje szklanki wody; przez te wszystkie wylane łzy musiała się chyba odwodnić. Ma zupełnie wyschnięte gardło, dlatego wstaje z łóżka i kieruje się w stronę, z której dochodzi śmiech. Na widok córki Mara zaczyna trochę się denerwować. – No dobrze, pogadamy jutro. Odpocznij – rzuca prędko i rozłącza się. Obie patrzą teraz na siebie niczym kowboje przed pojedynkiem. – Nie przejmuj się, nie zamierzam cię pytać, kto to był. – Dlaczego nie? Nie mam nic do ukrycia. – To twoje prywatne sprawy, mamo. Mam tylko nadzieję, że będzie dla mnie dobrym ojcem. Kobieta wytrzeszcza lekko oczy. Trochę też się nawet czerwieni, choć nie tak, jak córka, kiedy jest zawstydzona. Ale niewiele jej do tego brakuje. – Nie wiem, o czym mówisz. – Nieważne, mamo – odpowiada Valeria, która nie ma nastroju do zabawy w sekrety. – Przyszłam tylko po szklankę wody. Zdradza ją ton głosu. Wyraźnie widać, że coś jej dolega. Wcześniej nie chciała zjeść kolacji, przekonując, że jest zmęczona i że zjadła obfity obiad i śniadanie. Mara jej uwierzyła, bo sama była myślami gdzie indziej. Teraz podchodzi do córki i zagląda jej w oczy. – Płakałaś? – Trochę. – Znowu pokłóciłaś się z Raúlem? – Coś w tym rodzaju. – Myślałam, że po tym, jak przygotował ci dziś rano śniadanie, udało wam się rozwiązać wszystkie problemy. Co się stało tym razem? Dziewczyna czuje rosnąca w gardle gulę. Popija łyk wody ze szklanki i stara się nie rozpłakać po raz kolejny. – Zerwaliśmy – szepcze ledwo dosłyszalnie. – Rozstaliście się? Na zawsze?
– Tak, na zawsze. Mara łapie się za głowę i wpatruje się w córkę. Zdaje się, że woda, którą Valeria właśnie wypiła, napłynęła natychmiast do jej oczu. – Opowiesz mi, co się stało? – Dobrze. Kobieta obejmuje ją i prowadzi do salonu, gdzie obie siadają. Dziewczyna nie przestaje wydawać z siebie szlochów i łkań. Łzy, które wylewa, tworzą mokry ślad na podłodze. – No dobrze, kochanie, co takiego się stało, że zerwaliście? Dziewczyna pije jeszcze trochę, po czym opowiada mamie wszystkie wydarzenia dzisiejszego popołudnia. Mara słucha z uwagą i nie przerywa Valerii, dopóki ta nie przestanie mówić. Kończąc opowieść, Valeria załamuje się i jej łkania przechodzą w jeden nieutulony szloch. Matka próbuje ją uspokoić. Nie chce, żeby dostała kolejnego ataku lęku, takiego jak ten, o którym jej opowiedziała. Obejmuje ją i kołysze przy piersi. Po jakimś czasie dziewczyna dochodzi względnie do siebie, tak że mogą teraz normalnie rozmawiać. – Strasznie mnie boli, że z nim zerwałam. Ale… – Rozumiem cię, Valerio. Najgorsze, co może cię spotkać, to to, że ktoś cię okłamuje. Bardzo trudno jest później ponownie zaufać takiej osobie. Poza tym to, co zrobił Raúl, było bardzo nie w porządku. – Nie powinien mnie okłamywać. Cztery miesiące kłamstw. Nie da się wybaczyć czegoś takiego. – Masz rację. Choć z drugiej strony… Nie chcę być adwokatem diabła, ale nie sądzisz, że został wplątany w historię, z której nie wiedział później, jak się wydostać? – Mamo! Przez cztery miesiące opowiadał mi, że idzie gdzieś robić to czy tamto, a teraz okazuje się, że zawsze wtedy chodził zobaczyć się z Elísabet! Przez cztery miesiące! – Ale jeśli ci tego nie mówił, to dlatego, że nie chciał cię ranić. – I ostatecznie zranił mnie o wiele bardziej, pozwalając, żebym dowiedziała się o tym tak, jak się dowiedziałam! Gdyby od początku powiedział mi, że chce ją odwiedzać, to pokłócilibyśmy się, ale wreszcie jedno z nas by ustąpiło, albo, rozmawiając, wypracowalibyśmy jakiś kompromis. Ale on to zrobił zupełnie źle. Jest kłamcą! Krzyki Valerii odbijają się od ścian ich niewielkiego mieszkania. Jej matka nie stara się ich powstrzymać, uważa, że dobrze jej zrobi, jeśli się wyżyje, wyrzuci z siebie złość i wszystko to, co ma w środku, a nie tylko smutek i łzy. Dzięki temu będzie później mogła przeanalizować sytuację z innej perspektywy. – To bardzo dziwna historia. Jak wszystko, co ma związek z Elísabet. Zawsze była szczególną dziewczyną. – To wariatka, mamo. I jestem przekonana, że ona ponosi większość winy za to, co się stało. – Dlaczego więc winisz za to tylko Raúla? Bo jeśli zrywasz z chłopakiem, którego kochasz i który kocha ciebie, to znaczy, że przypisujesz mu całą winę za to, co się wydarzyło. – Bo chociaż bardzo go kocham, to on robi rzeczy, które mnie ranią, jak na przykład to albo jak ten pocałunek z Albą na moich oczach… i nie wiadomo, co jeszcze. Dlatego boli mnie to jeszcze bardziej – tłumaczy Valeria, zdesperowana. Mara ponownie ją obejmuje i głaszcze po twarzy. Policzki córki są bardzo gorące. – Raúl to dobry chłopak, skarbie. Popełnił kilka poważnych błędów, ale, sądząc z tego, co mi opowiadasz, zawsze popycha go do nich ktoś inny, nie myli się sam z siebie. We wszystkich tych sytuacjach, ktoś tak nim pokierował, żeby popełnił głupstwo. – Jest już dość duży, by wiedzieć, co robi. – Tutaj masz rację. I stracił ojca bardzo młodo, przez co też powinien dojrzeć trochę szybciej. – Jest nawet starszy ode mnie! Powinien wiedzieć, co robi! Val odsuwa się od matki i wypija ostatni łyk wody. Otwarcie się przed mamą dobrze jej zro-
biło, nadal jednak czuje się oszołomiona tym wszystkim, co się stało, oraz tym, że nie może pójść do pokoju i wysłać mu wiadomości na dobranoc ani zadzwonić do niego na chwilkę, żeby powiedzieć mu, że go kocha. Ona też nie przeczyta już po przebudzeniu: „Dzień dobry, księżniczko!”. Nie pojawi się też już więcej w jej domu, żeby przygotować jej gorącą czekoladę albo zagrać w jakąś grę z użyciem churros. – Idź spać, a jutro spojrzysz na życie innymi oczami. – Bez niego już patrzę innymi oczami, mamo. – Zycie jest pełne nagłych zwrotów akcji, córeczko. – No tak. Tylko że, chociaż nie jestem pamiętliwa i kocham go z całego serca, to trudno jest pogodzić się z tym, że ktoś cię okłamuje, a jeszcze trudniej uwierzyć, że nie okłamie cię ponownie. – Zrobisz, jak zechcesz, Valerio. – Gdyby tylko to było możliwe, mamo. Ale to on zdecydował za mnie o tym, co mogę, a czego nie mogę zrobić. Dobranoc. – Dobranoc, ślicznotko. Pocałowawszy mamę w policzek, Val odnosi pustą szklankę do kuchni i wchodzi do swojego pokoju. Bardzo źle to znosi. Może powinna uprzedzić o wszystkim przyjaciół. Nie chce, żeby wyniknęły z tego jakieś nieporozumienia, a poza tym mają prawo wiedzieć o czymś tak poważnym. Jak ma ich o tym poinformować? Przez email, w ten sposób może napisać do wszystkich na raz. Włącza laptop i wchodzi na Hotmail. Zaznacza adresy przyjaciół w polu adresata i tworzy wiadomość pod tytułem: „To koniec”: Kochani, Raúl i ja zerwaliśmy. Wydarzył się szereg rzeczy, które doprowadziły do tego, że nie jesteśmy już razem. Nie musicie się nade mną litować. Jest mi ciężko, ale dam sobie radę. Chcę pobyć sama przez parę dni, żeby spróbować jak najszybciej dojść do siebie po tym ciosie, więc przez resztę weekendu będę trzymać się z daleka. Widzimy się w poniedziałek. Buziaki, Valeria Wysyła wiadomość i wzdycha. Nigdy nie pomyślałaby, że napisze taki email. To będzie ciężka noc, jej pierwsza noc w roli byłej dziewczyny Raúla, jej wielkiej miłości. Ale, jak słusznie zauważyła jej mama, jutro będzie nowy dzień. I dla nikogo nie okaże się on spokojną niedzielą.
NIEDZIELA
ROZDZIAŁ 59
Dziesiąta rano. Wie o tym, bo właśnie zadzwonił budzik w pokoju bliźniaczek. W weekendy nastawiają go na tę godzinę, żeby obejrzeć na Disney Channel, jakiś serial, który bardzo im się podoba. Raúl nie spał przez całą noc. Nawet na chwilę się nie zdrzemnął. Grał na konsoli, słuchając w radio audycji pod tytułem Milenium 3, przeczytał kilka numerów czasopism filmowych… Robił, co mógł, byle tylko nie myśleć o niej. Mimo tylu starań nie udało mu się jednak tego uniknąć. Ale najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że ani razu nie spojrzał na BlackBerry, który wieczorem cisnął pod łóżko razem z poduszką. Nad ranem wielokrotnie myślał o tym, żeby go wyciągnąć, ale czemu miałoby to służyć? Znowu poczułby tylko pokusę zadzwonienia lub napisania do Valerii. A w nocy uczucia jeszcze łatwiej mogą wybuchnąć pod jakimkolwiek pozorem. Nie chciał napisać jej żadnego głupstwa, które tylko by ją zirytowało. Ale tymczasem nadszedł już dzień. Kładzie się na podłodzie i wyciąga ramię, sięgając po poduszkę. Co zaskakujące, BlackBerry wciąż ma jeszcze trochę baterii, chociaż zdecydowanie poniżej minimum Odblokowuje telefon i widzi, że ma wiadomość na WhatsAppie i… dziesięć SMS-ów oraz trzydzieści dwa nieodebrane połączenia. Wystraszony, klika palcem wskazującym na ikonkę powiadomień Wszystko pochodzi od tej samej osoby i nagromadziło w ciągu całej nocy. Elísabet! Przeciera oczy, zanim zabierze się do czytania. To nie jest normalne. Najpierw otwiera wiadomość na WhatsAppie. Jest długa na kilometr. Zjeżdża i zjeżdża w dół ekranu, na którym wciąż pojawiają się kolejne treści: Jak Ci poszło z Valerią? Mam nadzieję, że Ci wybaczyła i że będziecie razem bardzo szczęśliwi. Chociaż ja… nadal chcę Cię tylko dla siebie. Ale nie jako mojego chłopaka, wiesz? Jako przyjaciela. Jesteśmy wyłącznie przyjaciółmi. Przyjdziesz do nas w niedzielę na obiad? Buziak, kochanie. To pierwsza wiadomość, którą Eli wysłała mu pół godziny po tym, jak wyciszył smartfon i pogrzebał go pod łóżkiem. Ostatnia zaś pochodzi sprzed dwudziestu pięciu minut: Co z ciebie za palant. Ty sukinsynu. Myślisz, że możesz traktować mnie w ten sposób? Całą pieprzoną noc próbuję się z tobą skontaktować, porozmawiać, a ty mnie zlewasz. Wiedz, że ja jestem więcej warta niż ta suka, która robi się na świętoszkę, a jest gorsza niż sam diabeł. Wiadomości wysłane pomiędzy tymi dwiema informują o rosnącym niepokoju dziewczyny. Stawały się one coraz bardziej agresywne, aż wreszcie osiągnęły poziom tej ostatniej. Dokładnie to samo dotyczy SMS-ów, z których dwa najnowsze również zawierają wyzwiska pod adresem jego i Valerii. Jasne jest, że musi podjąć jakieś konkretne działania. Mimo że będzie to dla niego bolesne – w końcu Eli to jego przyjaciółka – to nie może tolerować czegoś takiego. Zrobił dla niej tak wiele, poświęcił się do tego stopnia, że stracił przy tym nawet swoją ukochaną. Taka reakcja Eli może dowodzić tylko trzech rzeczy: albo nadal jest chora, albo nadal ma na jego punkcie obsesję, albo jedno i drugie jednocześnie. A jeżeli on może coś tu zaradzić, to jedynie na to drugie. Klika na ostatnie nieodebrane połączenie od Elísabet, sprzed dwunastu minut, i oddzwania. Dziewczyna zgłasza się po pierwszym sygnale: – No w końcu! Nie wiem, jak mogłeś zrobić mi coś takiego! Nienawidzę cię! – wykrzykuje, gdy tylko odbiera. – Uważasz, że to zdrowe, że mój BlackBerry jest zapchany powiadomieniami, które mają
związek z tobą? – To, co na pewno nie jest zdrowe, to sposób, w jaki mnie potraktowałeś. Strasznie się martwiłam! – I dlatego musisz nas obrażać, Valerię i mnie? – To dlatego, że całkowicie mnie olałeś! – Nie olałem cię. Przez całą noc miałem wyciszony telefon, bo chciałem się od wszystkiego odciąć. W tym momencie zapada cisza. Aż do momentu, w którym rozlega się donośny śmiech dziewczyny. – A ja myślałam, że chciałeś się mnie pozbyć po tym, co się wczoraj stało! Ale ze mnie kretynka! – Niedobrze z tobą, Eli. Wciąż jesteś chora. – Jasne, że wszystko ze mną dobrze! Mam się lepiej niż kiedykolwiek! – woła w euforii. – Wiedziałam, że to byłoby bardzo dziwne, gdyby mój misiaczek mnie porzucił. Wpadasz dziś po południu? – Nie, Eli, nie wpadam. – Masz dziś zdjęcia? – Tak, mam zdjęcia. Jedna z decyzji, które podjął Raúl nad ranem jest taka, że nakręci dziś ostatnią scenę Sugusa. Mieli to zaplanowane na przyszły tydzień, ale jeśli cała czwórka aktorów będzie mogła się stawić, to zrobią to dziś po południu. W ten sposób będzie mógł się czymś zająć i nie myśleć przez cały czas tylko o Valerii. – No to wieczorem. Jeśli chcesz, zamówimy pizzę i… – Nie. Wieczorem też nie przyjdę. – Rany. Masz jakieś plany? – Eli… myślę, że będzie lepiej, jeśli na jakiś czas przestanę cię odwiedzać. – Co ty mówisz? – Myślę o tym już od jakiegoś czasu. Przez cztery miesiące oszukiwałem Val. A ty… po tym wszystkim… te twoje wszystkie telefony, wiadomości… te wyzwiska… – Ale to wszystko było wywołane stresem. Martwiłam się o ciebie, misiaczku. A ty wcale się do mnie nie odzywałeś, więc… – Przykro mi, Eli. Podjąłem już decyzję. Przez jakiś czas nie będziemy się widywać. Znowu cisza. Tym razem dłuższa, choć niezupełna: w tle Raúl słyszy, jak Elísabet mamrocze coś niezrozumiale. – Eli? Jesteś tam? Prawie już nie mam baterii, będę musiał kończyć. – Skurwiel z ciebie. Wiesz o tym? – odpowiada ona, przeżuwając każdą sylabę. – Czyli jednak miałam rację i rzeczywiście chciałeś ode mnie uciec. O co ci chodzi? Nie byłam dobrą przyjaciółką przez te wszystkie miesiące? – Wolałbym nie… – Przymilasz się do moich rodziców, żywisz się u nas, a teraz co? Nagle nie masz już ochoty się ze mną widywać? Co za palant! – Eli, źle z tobą. Musisz poprosić rodziców, żeby zawieźli cię do lekarza. – Czuję się doskonale. Jestem zdrowa. Zdrowiuteńka! To ty jesteś chory. – Ja? – Tak, ty. Jesteś chory i owładnięty obsesją na punkcie tej suki. – Bardzo cię proszę, więcej szacunku dla Valerii. – A niby czemu? Przecież ta dziwka nie jest już nawet twoją dziewczyną! – krzyczy i wybucha śmiechem, kompletnie już przestając się kontrolować. Raúl jest oniemiały i zdezorientowany. Skąd Elísabet wie o ich zerwaniu? On jej o tym nie powiedział. Ostatni raz rozmawiał z Eli u niej w domu, a to było jeszcze przed kłótnią z Val i przed ich rozstaniem. – Kto ci o tym powiedział?
– O czym? – Że Val i ja się rozstaliśmy. – No a jak ci się wydaje, kto? – pyta, ale nie oczekując od niego odpowiedzi, natychmiast udziela jej sama. – Alicja mi powiedziała! – Co? O nie… – Do widzenia, Raúl. Kiedy wreszcie wszystko zrozumiesz, sam przyjdziesz do mnie na kolanach, żebym cię zechciała. I wiesz co? Ja cię przyjmę. Bo nie ma na tym świecie nikogo, kto kochałby cię równie mocno jak ja. Do zobaczenia wkrótce! I rozłącza się, zanim Raúl ponownie ma czas zapytać ją, od kogo się o tym dowiedziała. Chłopak szuka ładowarki do swojego smartfona i podłącza go do prądu, bo wskaźnik zużycia baterii świeci się już na czerwono. Siada na łóżku i zakrywa usta dłonią. Kto mógł opowiedzieć o tym Eli? Bruno? Ester? Meri? Zadne z nich od dłuższego czasu nie utrzymuje z nią kontaktu. Poza tym, Raúl nie wie nawet, czy Valeria któremukolwiek z nich o tym powiedziała. A jeśli to sama Valeria powiedziała Eli? Ktoś kłamie w tej historii. I wygląda na to, że musi to być ktoś z Odtrąconych. Czyżby w grupie był zdrajca? A jeśli to… Alba? Była wtedy z Valerią u niej w domu. Chociaż poszła sobie jeszcze przed ich rozmową. Poza tym, Alba i Eli nawet się przecież nie znają! Jak więc mogłaby jej o tym powiedzieć? To jakieś szaleństwo. Nikt więcej nie przychodzi mu do głowy. Chyba że… Ale ten pomysł jest przecież zupełnie absurdalny. To niemożliwe. Ale… A co, jeśli Alicja istnieje naprawdę?
ROZDZIAŁ 60
To wręcz wymarzone przedpołudnie, by pójść na stadion obejrzeć mecz: jest słonecznie i ani za ciepło, ani za zimno. Piękna marcowa niedziela. Bruno i Alba przyjechali metrem ze stacji Ópera na stację Príncipe Pío, a stąd już, nieśpiesznym krokiem, skierowali się przez Vírgen del Puerto, wzdłuż rzeki Manzanares, w stronę stadionu Vincente Calderón. Mają jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia meczu, w którym Atlético Madryt zmierzy się z Granadą, jednak chcą być na miejscu wcześniej, żeby móc nacieszyć się atmosferą. Dziewczyna ma na sobie pożyczoną od brata koszulkę Falcao15 i wydaje się z tego powodu niezmiernie szczęśliwa. Zupełnie jej nie przeszkadza, że koszulka jest na nią trochę za duża. – Co za emocje! Po raz pierwszy w życiu idę na mecz piłki nożnej! – woła Alba bardzo podekscytowana. – I niestety będziesz zawiedziona. – Co ty opowiadasz? Będzie cztery do zera, zobaczysz! – Chciałaś powiedzieć: zero do czterech. – Chciałam powiedzieć: Ole, ole, ole, Cholo Simenoe16. Bruno kręci głową na znak niezgody, jednak nie przestaje się przy tym uśmiechać. Ta dziewczyna o absurdalnym kolorze włosów naprawdę budzi w nim sympatię. A przecież dostarczyła mu już wystarczająco dużo powodów, by się na nią wkurzyć… Mimo to, odkąd spotkali się dziś na stacji metra, Bruno nie może nacieszyć się jej radością. Wspaniale widzieć ją taką szczęśliwą. Zwłaszcza, że jest to jego zasługa. – Wiesz już o Valerii i Raúlu? – pyta chłopak, przypominając sobie przeczytanego rano maila. – Tak. Wielka szkoda. Stanowili świetną parę i bardzo się kochali. – Właśnie. Dziwnie będzie teraz spotykać się z nimi, skoro nie są już razem. To spore zaskoczenie. A przecież na początku, kiedy Raúl i Valeria wyjawili swój sekret pozostałym Odtrąconym, była to prawdziwa bomba. Zwłaszcza dla Bruna, który nigdy nie wyobrażał ich sobie jako pary. Przyzwyczajony do dziewczyn, z którymi wcześniej spotykał się Raúl, nie przypuszczał, że Val utrzyma się w tej roli choćby przez tydzień. Jednak z czasem, mimo że para musiała się dopiero dotrzeć, okazało się, że całkiem nieźle do siebie pasują i Bruno zdążył się już przyzwyczaić do „Ralerii”, jak zaczął dla żartu ich nazywać. Zainspirowała go „Jelena” – wspólny przydomek nadany Justinowi Bieberowi i Selenie Gómez,. A teraz wygląda na to, że „Raleria” rozpadła się na zawsze. – Zycie jest pełne niespodziewanych wydarzeń, Bruno. – Mam nadzieję, że nie wszystkie muszą być tak złe. – Ja również. Idą dalej, rozmawiając na tysiące najróżniejszych tematów. Ilekroć przejeżdża koło nich jakiś samochód z zatkniętą flagą Atleti, Alba zaczyna podskakiwać i wyśpiewywać hymn czerwono-białych. – Gdyby wiedzieli, że kibicuję Realowi, to zamiast trąbić, raczej by mnie przejechali – komentuje chłopak, który specjalnie ubrał się na biało17. – No coś ty, wcale nie jesteśmy tacy. – Mam tylko nadzieję, że żaden kibol nie odkryje, że tak naprawdę jestem merengue18. – Jeśli cię wypatrzą, to zawołasz, że jesteś za El Glorioso, rykniesz ze dwa razy „Atleti, Atleti!” i po sprawie. Tolerujemy konwertytów. – To już chyba wolę zostać wykryty.
– Czasem jesteś okropnym głuptasem, Corradini – mówi Alba głosem małej dziewczynki. – A właśnie, zawsze zapominam cię o to zapytać, czy nie tak samo ma na nazwisko Chenoa19? – Owszem. – To znaczy, że masz argentyńskie korzenie? – Tak. Mój dziadek i ojciec się tam urodzili. – Och! Więc jesteś w połowie rodakiem… Ole, ole, ole, Cholo Simenoe! Jakiś samochód mija ich, jadąc w stronę stadionu, i kierowca, który musiał usłyszeć śpiew dziewczyny, pozdrawia ich klaksonem. Bruno nie wie, jak długo zdoła znosić tę czerwono-białą fiestę, na razie jednak wciąż się uśmiecha. Docierają wreszcie na stadion Vincente Calderón. Chociaż mecz rozgrywany jest o dwunastej w południe, atmosfera jest wspaniała. Alba jest zachwycona, widząc wokół takie mnóstwo osób wystrojonych w koszulki jej drużyny. Jest też sporo kibiców Granady, którzy bratają się z miejscowymi kibicami ich klubu, popijając calimocho20. – Kurde! Tu jest genialnie! – Bo nie byłaś jeszcze na Bernabeu21… – Daj spokój! Tam podobno nie ma żadnego dopingu! – Że co? Stadion Realu jest najlepszy na świecie. – Dobra, przestań. – Będę musiał cię tam zabrać i sama zobaczysz. – Tak, tak, Corradini – mówi Alba i klepie go lekko po ramieniu. – Którędy wchodzimy? Chłopak wyciąga z kieszeni bluzy bilety i wręcza Albie jeden z nich. – Dolna trybuna, zachód – czyta ona na głos. – Wejście numer trzy. Bruno zdążył już się zorientować w przestrzeni i prowadzi teraz przyjaciółkę do odpowiedniego wejścia na stadion. Wkładają bilety w bramki i wchodzą do środka; Alba podskakuje przy tym i popiskuje. – No to jesteśmy na miejscu. – Tak! Co za emocje! Bardzo dziękuję, że mnie ze sobą wziąłeś! I mocno go przytula. Bierze go z zaskoczenia, ale Bruno reaguje, przyciskając ją mocno do siebie. Obojgu się to podoba i uścisk przedłuża się trochę bardziej, niż jest to przyjęte pomiędzy przyjaciółmi. Kiedy się rozdzielają, oboje patrzą na siebie trochę zmieszani i uśmiechają się nieśmiało. – Dobra, chodźmy znaleźć nasze miejsca – proponuje chłopak. – Okej, mam nadzieję, że będą dobre. I są. Ze swoich miejsc mają doskonały widok na całe boisko. Znajdują się na odpowiedniej wysokości i akurat pośrodku. Siadają oboje i podziwiają wszystko, co oferuje stadion o takich rozmiarach. Nawet Bruno – kibic Realu, potrafi to docenić. Do rozpoczęcia spotkania brakuje jeszcze paru chwil, ale już same trybuny stanowią niesamowity widok. Alba nie przestaje się uśmiechać i rozglądać w poszukiwaniu najbardziej wartych zapamiętania szczegółów. – Fotka? – pyta dziewczyna. – Jeśli nie mam innego wyjścia… Alba wyciąga mały aparat cyfrowy i przysuwa swoją głowę do głowy kolegi. Stara się uchwycić widoczną za nimi murawę. Klik. Klik. – Zrobiłam dwie. Spójrz. Chłopak ogląda oba zdjęcia. On, jak zwykle, wyszedł koszmarnie, ale ona… Nadal jest zdania, że ma bardzo ładne oczy, naprawdę przyciągają uwagę. A z bliska stają się widoczne również maleńkie piegi na jej policzkach. Ale do jednego nadal nie może się przekonać: te niebieskie włosy zupełnie mu się nie podobają. W czasie, gdy oglądają zdjęcia, odzywa się BlackBerry Bruna. To Ester. Waha się chwilę, czy powinien odebrać. To nie najlepsze miejsce na rozmowę. Lecz Alba szturchnięciem łokcia popędza go, by odebrał. Chłopak ulega i robi co mu każą. – Tak? – Cześć, Bruno!
– Cześć – odpowiada sucho. – Dzwonię w związku z twoją wczorajszą wiadomością, tą, na którą ci nie odpowiedziałam. Jasne, że nie jestem na ciebie zła! – woła Ester radośnie. Lecz ton jej głosu ulega zmianie, kiedy gdzieś obok rozlega się dźwięk jakiejś trąby. – A gdzie ty jesteś, że taki tam hałas? – Na Calderónie. – Jesteś na meczu Atleti? Nie wierzę! Taki fan Realu jak ty! Ale z ciebie zdrajca! – No widzisz. – Z kim poszedłeś? Bo chyba nie sam. Naprawdę masz fioła na punkcie piłki! Mogłeś zadzwonić do mnie. Bruno sam nie wie czemu, ale czuje, że odpowiedź, której ma udzielić, jest trochę niewygodna. Jednak Alba jest tam razem z nim, nie może więc skłamać ani od niej uciec. – Przyszedłem z Albą. – Poszedłeś z Albą? Tylko we dwoje? – Tak. Bo, widzisz, moja siostra… Opowiada jej o tym, jak dostał bilety, i o tym, co robili przez cały czas, aż do teraz. – Aha. No nic, to bawcie się dobrze. – Dziękuję. – To do zobaczenia. Buziaki dla was obojga. – I dla ciebie też. – Kochamy cię, Ester! – krzyczy Alba, rzucając się na Bruna, żeby dziewczyna mogła ją usłyszeć. I rozłączają się. Czy Ester była wyjątkowo oschła w czasie tej rozmowy, czy tylko mu się wydawało? Tak czy inaczej ważne, że nie jest już na niego zła, w związku z czym Bruno ma nadzieję, że przy następnym spotkaniu wszystko wróci już do normy. Bez względu na Sama i na Rodriga. Dochodzi już dwunasta i przez megafony zaczynają wyczytywać pozycje zawodników. Najpierw tych z Granady; rozlega się kilka gwizdów i lekkie buczenie. Następnie tych z Atlético Madryt. Alba powtarza szeptem nazwisko każdego z piłkarzy i za każdym razem woła: „Świetnie!”. – Czy ty powiedziałaś „świetnie”, kiedy wyczytali Mirandę? – pyta złośliwie Bruno. – No jasne. João to niesamowity środkowy obrońca. – Chyba niesamowity kołek. – Ha! Będziesz musiał się przymknąć, jak zaraz wpakuje im gola! – Jeśli Miranda strzeli gola, to ja mogę cię pocałować. Alba otwiera szeroko oczy ze zdumienia na tak śmiałe słowa przyjaciela. Jednak kusi ją ten zakład. – Zgoda! – woła i z przekonaniem przybijają piątkę. Mecz się zaczyna. Granada gra w białych strojach, dzięki czemu Bruno ma dodatkowy powód, by kibicować drużynie gości. Pierwsze minuty spotkania są dosyć niemrawe: gra toczy się w środkowej części boiska i prawie bez akcji. – Co za nudy – komentuje chłopak około dwudziestej minuty. – O czym ty mówisz? Zajebisty mecz. – Nie wiem, o jakim meczu mówisz. – No jak to? O tym tutaj. A że ciebie akurat bardziej interesuje ta laska z rzędu przed nami… Chodzi jej o bardzo ładną dziewczynę w obcisłej i wyjątkowo dobrze dopasowanej koszulce Atlético Madryt. Ma na nosie okulary przeciwsłoneczne i podskakuje histerycznie za każdym razem, kiedy któryś z zawodników Granady zbliża się do bramki Courtois. Wówczas też i Bruno wykazuje większe zainteresowanie tym, co się dzieje. – Nawet nie zwróciłem na nią uwagi – kłamie. – Jasne. Nie zwróciłeś uwagi… Kiedy João strzeli gola, to ona z kolei zwróci uwagę na nas! – Miranda nie strzeli gola nawet do pustej bramki. Chyba że do własnej. – Jesteś okrutny.
– Wiesz, ile goli strzelił w ciągu całego sezonu? – To tylko dlatego, że gra w obronie! – Żadnego. Zero! – Jesteś wstrętny. Gra toczy się dalej. Zbliża się przerwa i kibice na trybunach zaczynają się już niecierpliwić. Atlético Madryt nie przeprowadza prawie żadnych akcji. Teraz akurat wykonują rzut rożny. Pod bramką robi się tłoczno. – Dawaj, João! – wrzeszczy Alba jak opętana. Musi być chyba jedyną osobą na stadionie, która dopinguje w tej chwili obrońcę z Brazylii. Piłka odbija się od zawodnika drużyny przeciwnej i wraca do Koke, który wykonał przed chwilą ten rzut rożny. Koke uderza ją i trafia w daleki słupek. W tym momencie Godín wyskakuje ponad obrońców Granady i kopie w pole karne. Po chwili piłka szybuje wprost w światło bramki i… – Goooooooooooool! Wybuchem radości witają zgromadzeni na trybunach kibice zdobycie przez Atlético Madryt przewagi w trzydziestej ósmej minucie pierwszej połowy. I co to był za gol! Napastnik colchoneros wykonał efektowną pół przewrotkę i Julio César nie był w stanie zatrzymać strzału. W całym tym zamieszaniu Bruno i Alba nie zdołali dojrzeć, kto był autorem tego gola. Lecz informacja o tym zaraz wyświetla się na tablicy. – Miranda! – wykrzykuje dziewczyna, bardziej podekscytowana tym niż samym golem. – To João strzelał! – Nie wierzę. Nie mogę w to uwierzyć. Bruno nie wie, czy wybuchnąć śmiechem czy płaczem. To pierwszy gol, którego strzelił Miranda w barwach Atlético Madryt! I musiało stać się to akurat dzisiaj! – No cóż, ktoś tu właśnie przegrał zakład – śpiewnym tonem mówi dziewczyna o niebieskich włosach, które tak bardzo mu się nie podobają. – Chcę moją wygraną. – Naprawdę? Nie może uwierzyć w to, że jakaś dziewczyna z własnej woli chce się z nim całować. Mimo że Alba zrobiła to już dzień wcześniej. Jednak wtedy to był impuls. – Naprawdę. Bruno zaczyna się denerwować. Nigdy w życiu nie całował żadnej dziewczyny! Nie licząc tego, co stało się wczoraj, ale wówczas to ona zrobiła pierwszy krok; poza tym trwało to może dwie sekundy, tak że on nie miał nawet czasu, by jakoś zareagować. Tym razem jest inaczej. To do niego należy inicjatywa. A co, jeśli ugryzie ją w język? Bo chyba chodzi o pocałunek z języczkiem, nie? Siedzą bardzo blisko siebie, na stadionowych krzesełkach. To trochę ułatwia sprawę. Bruno przysuwa powoli twarz do twarzy Alby i zaciskając mocno usta, całuje ją. Ona zajmuje się resztą: obejmuje go ramieniem i przyciąga do siebie. Następnie skłania go do otwarcia ust, używając do tego języka, który zaraz wsuwa mu głębiej. Chłopak szybko chwyta, w czym rzecz, i zabawiają się tak przez dłuższą chwilę. To cudowne dwadzieścia czy dwadzieścia pięć sekund. Najlepsze w jego życiu. Kiedy kończą, Atleti jest właśnie o włos od zdobycia drugiego gola. Oboje patrzą po sobie i uśmiechają się. Do przerwy prawie nic już nie mówią, mimo że zdecydowanie mieliby o czym rozmawiać. W pewnym momencie Alba dostaje wiadomość WhatsApp od Raúla. – Kręcimy dziś. Nagrywamy końcową scenę – informuje Bruna po chwili. – Aha. Fajnie. Nie wie, co odpowiedzieć. Jedyne, co teraz wie, to to, że przed chwilą całował się z dziewczyną. I że nigdy nie zapomni tej chwili. I że to prawdziwa ironia losu, że stało się to właśnie na stadionie Atleti. – Hej, czy ty przypadkiem nie jesteś Bruno? Chłopak zwraca się w stronę, z której dochodzi ten głos. Zaskoczona Alba robi to samo. Na schodach prowadzących do wyjścia widzą potężnego gościa w towarzystwie trzech typów, jeszcze
od niego większych. Czyżby to jacyś kibole go wywęszyli? – To ja Chencho, kumpel Evy, nie poznajesz mnie? – mówi, podchodząc bliżej. – Jak się miewa mały Brunito? Ten gość i jego trzej kolesie muszą być właścicielami pozostałych czterech biletów, którymi dysponował kolega jego siostry, zatrudniony w stadionowym sklepie. Faktycznie parę razy się widzieli, ale nigdy z sobą nie rozmawiali. – Dobrze. Oglądam sobie mecz. – Ale przecież ty jesteś za Realem, Brunito. Przyszedłeś na Calderóna ze swoją lalą, która kibicuje Atleti, mam rację? Patrzcie tylko, jak świetnie na niej leży koszulka El Tigre Falcao. Czego to się nie robi dla miłości. – Ja tylko… Dziewczyna ściska go za rękę, żeby lepiej nic nie mówił. Sama przedstawia się i wdaje się z nimi w pogawędkę. Okazuje się, że to naprawdę fajni kolesie, do tego stopnia, że stawiają im nawet parę bezalkoholowych piw i zapraszają ich, żeby razem z nimi obejrzeli mecz z niższego rzędu, skąd widok na boisko jest jeszcze lepszy. Poza tym na koniec proponują im jeszcze, że odwiozą ich samochodem do domów. Bruno i Alba przyjmują propozycję. W czasie drugiej połowy dziewczyna zachowuje się już jak najbardziej zapalona kibicka. Przyłącza się do hymnów, wyśpiewywanych przez Chencha i jego kumpli oraz wrzeszczy jak szalona, kiedy Falcao strzela na dwa zero w doliczonym czasie. Nie całuje już wtedy Bruna, ale bardzo mocno go przytula. On tymczasem prawie nie zwraca uwagi na to, co dzieje się w czasie tej drugiej połowy. W jego głowie nie ma teraz miejsca na nic innego niż to, co wydarzyło się po bramce João Mirandy. Nigdy wcześniej żaden zawodnik Atleti tak go nie uszczęśliwił.
ROZDZIAŁ 61
– Valeria, obudź się! Dziewczyna otwiera oczy i tuż przed swoją twarzą widzi twarz mamy. Kobieta trzyma w ręku telefon, a dłonią drugiej ręki zasłania jego dolną część, tak żeby rozmówca nie mógł usłyszeć, co mówią. – Co się dzieje? – To Marcos. – Marcos? Jaki Marcos? – Marco Polo, wiesz… Jak to „jaki Marcos”?! Fotograf. Prezenter radiowy. – Czego on chce tak wcześnie rano? – Wcześnie rano? Jest druga po południu! Tyle że Val nie spała przez całą noc. Słuchała smutnych piosenek i płakała. Usnęła po siódmej i spała aż do teraz. Śniły jej się same koszmary, choć pamięta tylko końcówkę ostatniego z nich: Raúl uprawiał seks najpierw z Eli, a później z Alicją, jej wymyśloną przyjaciółką. Sen miał dosyć erotyczny charakter, jednak nie dla niej, ona płakała w nim tylko, patrząc na nich i wyrzucając sobie, że nie zdołała powstrzymać przed tym swojego chłopaka. – No dobra… Daj mi go. Mara oddaje swój telefon Valerii i siada na łóżku, z zamiarem asystowania przy tej rozmowie. Córka prosi ją, żeby wyszła, lecz kobieta nie ustępuje, nie rusza się z miejsca i zamienia się w słuch. – Halo? – Cześć, Valerio. Jak się masz? – Och! Ale masz katar! – woła, kiedy słyszy głos Marcosa. Brzmi, jakby w skórę tego młodego eleganta z dnia na dzień wcielił się kierowca TIR-a. – No dobra, trochę się przeziębiłem. Chociaż ty też nie brzmisz najlepiej. Też boli cię gardło? – Nie, tylko… dopiero się obudziłam. – Aha. Nie ma to jak być licealistką. – Nie mówiłbyś tak, gdybyś wiedział, ile sprawdzianów mam w przyszłym tygodniu i jak mało jeszcze do nich umiem. Chłopak wybucha śmiechem, który jednak zaraz zamienia się w atak kaszlu. – Przepraszam, nie czuję się najlepiej. – Właśnie słyszę. To wszystko przeze mnie. Gdybym nie wrzuciła cię wczoraj do stawu… – W ogóle się nie przejmuj. Ty nie jesteś tu niczemu winna. Z całą pewnością było mi po prostu pisane przeziębić się w ten weekend. – A ty znowu o tym przeznaczeniu…! Kolejny wybuch śmiechu i kolejny atak kaszlu. Tym razem trochę dłuższy. Marcos odchrząkuje lekko i kontynuuje rozmowę: – Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że album z twoimi zdjęciami jest już gotowy. – Naprawdę? – Tak. – Spędziłem całą noc wybierając, wywołując, retuszując… – Jesteś uparty jak mało kto! – woła dziewczyna, łapiąc się ręką za głowę. – Nic dziwnego, że się rozchorowałeś! – To tylko głupie przeziębienie. Ważne, że zdjęcia fajnie wyszły.
Valeria spogląda na swoją mamę i celuje palcem wskazującym we własną skroń, dając tym gestem do zrozumienia, że Marcos ma coś nie tak z głową. Uśmiecha się przy tym. – Ocenię sama, kiedy wyleczysz się już z tego kataru. – Zaniosę ci je dzisiaj do domu. – Nie! Zamierzasz tak wyjść na dwór? – z lekko naganą pyta go dziewczyna. – Poczujesz się jeszcze gorzej. A i tak już jesteś chory przeze mnie. Nie chcę mieć jeszcze większego poczucia winy. Na znak aprobaty jej mama wystawia w górę kciuk. – To w takim razie, może ty przyjdziesz do mnie? Spokojnie, dziś nie jestem w nastroju, żeby iść do łóżka z kimkolwiek. – Nawet w czasie choroby żarty się ciebie trzymają… – Zapewniam cię, że nie. Valeria nie wie, co odpowiedzieć. Nie może już nawet zasłonić się Raúlem. Ten chłopak spędził całą noc, przygotowując dla niej album z jej zdjęciami, za który w dodatku nie weźmie od niej pieniędzy. A poza tym, rozchorował się przez to, że ona jest taką niezdarą. – Zaczekaj chwilę, Marcos. Pogadam z mamą. – Dobra. Czekam. Dziewczyna odwraca się i, tak samo jak wcześniej jej mama, zakrywa komórkę dłonią, żeby nie było ich słychać. – Co ja mam zrobić? Chce, żebym poszła do niego do domu. – To idź. Co za problem? – Żaden. – No więc. – Sama nie wiem. – Dobrze ci zrobi, jak wyjdziesz dziś na trochę. Inaczej spędzisz cały dzień, płacząc w swoim pokoju. I chociaż za wcześnie jeszcze na cokolwiek nowego, to nie powinnaś zaszywać się tutaj na cały dzień. – Mam ochotę pobyć sama. – U niego też będziesz sama, tyle że z nim – wygłupia się Mara. – Rany… Nie ma to jak mieć rozsądną mamusię. – A tak poważnie, Val, to nie ma nic złego w tym, żebyś poszła go odwiedzić. Zwłaszcza że jest chory. Dotrzymasz mu trochę towarzystwa, weźmiesz od niego album i zaniesiesz mu syrop ode mnie, najlepszy na przeziębienie. – Jesteś zupełnie niepoprawna. I co tu począć z taką matką? Kobieta podnosi się z łóżka, gwiżdże na Wiki i kieruje się do łazienki, gdzie trzyma lekarstwa. W tym czasie jej córka wraca do rozmowy. – Dobra, pójdę do ciebie. – Genialnie. Możesz przyjść piechotą. Podaje jej swój adres, żeby mogła wyszukać go sobie przez Google, a następnie głośno kaszle. – Tak, to bardzo blisko. – Po obiedzie? – Dobrze. Chociaż nie wiem, o której zjem dziś obiad, skoro dopiero się obudziłam… – Wobec tego przyjdź po śniadaniu. Jeśli jej mama jest niepoprawna, to Marcos jest… nie do zagięcia. Zawsze ma gotową odpowiedź. – Będę u ciebie za jakieś dwie godziny. – Świetnie, w takim razie czekam – żegna się i tym razem nie kaszle, lecz kicha. – Na razie, Val. – Na razie. Kuruj się! – Dobrze, nie martw się o mnie. Do zobaczenia. Valeria rozłącza się i idzie poszukać mamy. Kobieta wciąż przestawia buteleczki i plastiko-
we pojemniczki w wiszącej na ścianie szafce z metalowymi drzwiczkami. – Powiedziałaś mu już, że do niego pójdziesz? – Tak, mamo, powiedziałam mu. Chociaż zupełnie nie mam ochoty wychodzić z domu. – Raúl się nie odzywał? – Nie. Powiedziałam mu, żeby do mnie nie dzwonił ani nie pisał. Poza tym, dopiero zdążyłam wstać. Nie wiem, czy ktokolwiek w ogóle się odzywał. – I nie tęsknisz za nim? W każdej minucie, przez całą noc, odkąd tylko się obudziła tej niedzieli. I rzeczywiście, zgodnie z tym, co przepowiadała wczoraj jej mama, rzeczy wyglądają już dzisiaj nieco inaczej. Mimo że za nim tęskni, wciąż uważa, że podjęła słuszną decyzję. Trudno jest wybaczyć komuś, kto okłamuje cię tak, jak on to zrobił. Lecz w tym właśnie rzecz: dziś uważa, że to trudne, podczas gdy wczoraj wydawało jej się to niewykonalne. Tato, jednak dzisiaj też nie mogę spotkać się z Tobą na kawę. Może jutro, przed Twoim wyjazdem? Taką wiadomość przez WhatsAppa wysłała Meri swojemu tacie, zanim zasiadła do dodania nowego wpisu na swoim blogu. Ten post jest inny niż wszystkie, które zamieściła dotychczas. I dedykuje go jej. Ziszczone sny Przyjdź. Wejdź niespiesznie. Nie wahaj się, zbliż się bez lęku, jestem tutaj. Zamknij oczy. A teraz otwórz je. Spójrz na mnie. Uśmiechnij się tym uśmiechem, który tak lubię. Tak, tym, który opromienia ci twarz, tym, który czyni cię najpiękniejszą z dziewczyn. Chodź. To takie przyjemne, gdy siadasz przy mnie, gdy nasze ciepłe ciała stykają się z sobą, kiedy krzyczymy razem o tym, czym jesteśmy, kiedy bierzesz mnie za rękę i bawimy się naszymi palcami. Uwielbiam czuć, że jestem z tobą tak blisko. Jest tak, jakby nasze serca biły w jednym rytmie, w rytmie tej samej piosenki o miłości. Słyszysz? Chodź. Spleć nogi z moimi. Przywiąż mnie do siebie. Zatrzaśnij tę kłódkę, która połączy nasze ciała. Nigdy się ode mnie nie oddalaj. Jesteś tym, czego chciałam od zawsze. Jesteś jedyną prawdą, melodią mego życia, wiosenną poezją. Czy mogę cię pocałować? Chodź. Pozwól mi zakosztować twych ust, nauczyć się smaku twych warg. Zamknij ponownie oczy. Pozwól się prowadzić. Powoli. Bardzo wolno. Pomału. Wypisz mi na skórze twe pragnienia. Tracę rozum. Czy to jest właśnie nieskończoność? Nie odchodź. Zostań ze mną. Zakrzyknijmy znów razem. Nie, to nie łzy. To deszcz spływa mi po policzku. Nie pozwolę, by mówił do ciebie mój ból. Nie musisz wiedzieć, że kiedy cię nie ma, umieram. Zaczekam na ciebie w kolejnym śnie. Lub w pokoju, w którym dźwięk jest więźniem wolności. – Naprawdę ty sama to napisałaś? – Tak, podoba ci się? Paloma nie może nadziwić się temu, jak Meri potrafi posługiwać się słowem. – Bardzo. Jesteś profesjonalistką. – Nie przesadzaj. Po prostu lubię pisać. – To jest bardzo dobre, Meri. Niesamowicie mi się podoba. – To dla ciebie – z uśmiechem odpisuje jej na czacie. Nie rozmawiały z sobą przez prawie całe przedpołudnie, które jedna spędziła, pisząc, a druga – sprzątając i pomagając mamie. Udało im się jednak wygospodarować chwilkę na internetową pogawędkę. – Dziękuję, rudzielcu! – odpisuje uszczęśliwiona Paloma. – Muszę teraz lecieć coś zjeść i przygotować się do wyjścia. Widzimy się za godzinę z kawałkiem! – Tak! – Mam wielką ochotę iść z tobą do kina. Zdecydowałaś już, na co pójdziemy? – Zaraz przejrzę repertuar. A później zdecydujemy we dwie. Co ty na to? – Genialnie! Lecę, zanim przyjdzie moja mama i ochrzani mnie za to, że obiad mi stygnie. Buziak. – Buziak dla ciebie. I rozłączają się obie w tym samym momencie.
Meri jest zachwycona tym, że idą razem do kina. Wchodzi na internetowy terminarz imprez i wyszukuje repertuar madryckich kin na ten weekend. Hugo i jego wynalazek wydaje się świetną propozycją. Palomie na pewno też przypadnie do gustu.
ROZDZIAŁ 62
Jakoś nieszczególnie się dziś czuje. Ta niedziela wydaje się Ester dosyć dziwna. Gdy tylko wstała, znalazła w skrzynce maila od Valerii, z którego jasno wynikało, że jej związek z Raúlem właśnie się zakończył. Przygnębiło ją to, mimo że problem nie dotyczy jej przecież bezpośrednio. Ale lubiła widzieć ich razem. Dawali jej wiarę w miłość. Poza tym, to jej przyjaciele, a na pewno oboje czują się teraz fatalnie. Jest przekonana, że musiało mieć to coś wspólnego z wczorajszym pocałunkiem Alby i Raúla w czasie kręcenia filmu. Lubi niebieskowłosą, chociaż ostatnio zaczęła trochę dziwnie się zachowywać. Ester nie wie, co powinna o niej myśleć. Kiedy Bruno powiedział jej, że są razem na Calderónie… źle się z tym poczuła. Przyjaciel nie wspomniał jej nawet, że wybiera się na mecz, nie zapytał jej, czy nie chciałaby mu towarzyszyć. To na pewno dlatego, że Alba kibicuje Atlético, tyle tylko że jeszcze kilka tygodni temu byłoby nie do pomyślenia, żeby Bruno miał dwa bilety na cokolwiek i żeby jeden z nich nie był przeznaczony dla niej. Co zrobiła nie tak? Zapewne nie jedno. Na przykład, nie umiała dać mu tego, czego on potrzebował. Chyba przeliczyła się, sądząc, że Bruno zawsze będzie przy niej i że nigdy nie znajdzie się inna dziewczyna, która mogłaby zająć jej miejsce jako jego przyjaciółka i, być może, również jako ktoś więcej. A teraz, kiedy zrozumiała już, co czuje, zaczęły się nowe wątpliwości. Nie powinna traktować go tak, jak potraktowała go poprzedniego wieczoru. Rozmowa z kuzynką i z Alanem uświadomiła jej, że miał prawo poczuć się przez nią źle. Naprawdę ją wspierał po rozstaniu z Rodrigiem, a ona nie potrafiła odczytać jego uczuć. Dziś wieczorem, w czasie kolacji u niego w domu, postara się mądrze pokierować sytuacją, a być może doprowadzić nawet do czegoś więcej. Już czas, żeby szczerze ze sobą porozmawiali i powiedzieli sobie wszystko bez ogródek. Potrzebuje tego. Siedząc na swoim łóżku, słucha muzyki i pozwala płynąć minutom w oczekiwaniu na wieczór, kiedy to wyjdzie naprzeciw temu, co może prowadzić do pozytywnej zmiany w jej życiu. Nie jest przystojny, i wysoki też nie jest, ale nikt nie ma tak wielkiego serca jak on. A ona, mając je przez tyle czasu na wyciągnięcie ręki, nie potrafiła zdać sobie sprawy z tego, że to serce należało do niej. Poprzez głos Shary i brzmienie gitarowych akordów z trudem przedziera się do jej uszu dzwonek komórki, która została na stole w salonie. Wybiega z pokoju i dosięga jej na czas. Imię, które wyświetla się na telefonie, wywołuje u niej zaskoczenie. – Cześć, Alba. – Cześć, Ester, masz chwilę? – Tak, jasne. Jak tam mecz? Dziewczyna wraca korytarzem do swojego pokoju. Zamyka drzwi i przysiada na stole, przy którym zwykle odrabia lekcje. – Genialnie. To było niezapomniane przeżycie. I wygrał Atleti! – Widziałam w wiadomościach. Gratulacje. – Wielkie dzięki. – Cieszę się, że mogłaś to zobaczyć na żywo, na stadionie, dzięki Brunowi. On jest naprawdę kochany. – Właśnie o nim chciałam z tobą pogadać. Domyśliła się tego w momencie, w którym przeczytała jej imię na wyświetlaczu swego smartfona. Wiedziała, że to wokół niego będzie kręcić się ta rozmowa. – Słucham cię w takim razie.
– Widzisz… Nie bardzo wiem, jak cię o to zapytać… Co ty właściwie dokładnie do niego czujesz? – Do Bruna? Sympatię, czułość… Jest moim najlepszym przyjacielem. – Ale nic poza tym, prawda? Nie kochasz go. – Bardzo go kocham. – Ale jako przyjaciela. – Jasne, jako przyjaciela. – W takim razie nie będzie ci przeszkadzać, jeśli poproszę go o chodzenie, prawda? Ester nie wie, co na to odpowiedzieć. To znaczy, zna odpowiedź, ale nie chce jej udzielić. Nie czuje się na siłach. Pewnie, że będzie jej to przeszkadzać! I to bardzo. Musi jednak być konsekwentna. – Nie, nie przeszkadza mi to. – Cudownie. Bo nie chcę znowu pakować się tam, gdzie nie powinnam. Wystarczy mi wczorajsza akcja z Raúlem i Valerią. – Tak, to było bez sensu. Nadal nie wiem, dlaczego to zrobiłaś. – Ja też nie. To był okropny błąd. Ale mam nadzieję, że dziś po południu uda mi się wszystko naprawić. Ester nie ma pojęcia, o czym mówi koleżanka. Jedyne, co ma teraz w głowie, to myśl, że pozwala sprzątnąć sobie Bruna sprzed nosa. – Kiedy chcesz go zapytać, czy będzie z tobą chodził? – Jutro albo w przyszłym tygodniu. Jestem teraz na ulicy Arenal, bo nagrywamy ostatnią scenę filmu, więc nie zdążę już dzisiaj do niego pójść. Ester przemilcza to, że ona, owszem, wybiera się dziś do niego, zaproszona na kolację, W ramach niespodzianki, która powoli traci swój sens. – Mam nadzieję, że ci się poszczęści i że zgodzi się z tobą chodzić. To świetny chłopak. – Wiem o tym. Podoba mi się, odkąd po raz pierwszy z nim rozmawiałam – nieśmiało przyznaje Alba. – Ale nigdy nie starałam się bardziej do niego zbliżyć, bo wiedziałam, że on szaleje za tobą. – Nie sądzę, żeby rzeczywiście tak było. – Jasne, że tak. Dopóki był zakochany w tobie, ja miałam zerowe szanse… Ale dziś mnie pocałował i poczułam, że może jednak jest dla mnie nadzieja. Pocałował ją… To już naprawdę odziera ją ze wszystkich złudzeń. Ester czuje, jak jej serce rozsypuje się w maleńkie odłamki. Ma ochotę się rozpłakać, chociaż, z drugiej strony, cieszy się szczęściem przyjaciela. Bo w pierwszej kolejności Bruno jest jej najlepszym przyjacielem, a skoro Alba jest w nim tak zakochana… Jego szczęście jest tu najważniejsze, ważniejsze nawet niż jej własne łzy. – Mną się nie przejmuj – mówi z uśmiechem. – Możesz liczyć na moje poparcie. I mam nadzieję, że on też będzie chciał się z tobą spotykać. – Oby. Ten pocałunek w czasie meczu… był magiczny. Ale chciałam się upewnić, że nie ma nic między wami i że ty nie wiązałaś z nim jakichś planów. – Spokojnie. Nadal będziemy dobrymi przyjaciółmi. – Wielkie dzięki, Ester. Świetna z ciebie dziewczyna. Jesteś naprawdę kochana! Ester uśmiecha się gorzko. Cała ta rozmowa ma słodko-gorzki posmak. Ona nie ma nic przeciwko Albie, wręcz przeciwnie, tyle tylko, że niebieskowłosa zgarnia właśnie coś, co do tej pory należało do niej, i co do czego jeszcze parę godzin temu nie miała pewności, czy chciałaby, aby należało do niej jeszcze bardziej. Lecz teraz nareszcie zdała sobie sprawę z tego, co tak naprawdę czuje. – To ja ci dziękuję, że do mnie zadzwoniłaś – mówi. To pierwsza rzecz, jaka przychodzi jej do głowy; trudno jej skoncentrować się jeszcze na tej rozmowie. – Muszę już lecieć, kochana. Mam nadzieję, że będziecie się świetnie bawić, kręcąc tę ostatnią scenę. – Na pewno! To będzie bardzo zaskakujące zakończenie. Szef się napocił, żeby je wykminić.
– W takim razie, dobrej zabawy. Buziaki, Alba. – Buziaki. Trzymaj się! Rozłącza się i siedzi zamyślona na swoim stoliku. Dlaczego potrzebowała tyle czasu, żeby zdać sobie sprawę z tego, co dzieje się w jej sercu? Może dlatego, że niepotrzebnie zajmował w nim miejsce ktoś, kto nie zasługiwał na to tak jak Bruno. Nadeszła chwila, by się usunąć i ustąpić miejsca komuś, kto będzie potrafił rozegrać to lepiej niż ona. Ale najpierw. Po kilku sygnałach odzywa się jego głos. Kiedy go słyszy, czuje węzeł w gardle i drżenie na całym ciele. – Tak? Ester? – Cześć, Bruno. Co słychać? – Wszystko świetnie. To był… interesujący ranek. – Wyobrażam sobie. – Mecz był strasznie nudny, ale fajnie było pójść na Calderóna, żeby przekonać się, że nic nie przebije stadionu Bernabeu. – Ugh, już wyłazi z ciebie kibic Realu. – Zawsze. Uśmiechają się oboje, każde na swoim końcu linii. Słychać, że Bruno jest zadowolony, bardziej niż zwykle. I Ester nie łudzi się, że jest to wynik poranka spędzonego na stadionie piłkarskim. – Słuchaj Bruno, czy twoja mama coś ci mówiła? – O czym? – Widzę, że nie – z westchnieniem stwierdza dziewczyna. – Dziś wieczorem miałam iść do was na kolację. Zaplanowałyśmy to we dwie jako niespodziankę. – Naprawdę? Nie wierzę! – woła, choć nie ma w tym ani odrobiny złości. – To o której przychodzisz? – W końcu nie mogę pójść. Kiedy wypowiada te słowa, ogarnia ją nieodparte uczucie bezsilności. Czuje ból. Marzyła o tym, żeby zjeść z nimi wszystkimi kolację, a później wyznać Brunowi, że po tak długiej przyjaźni, chciałaby pójść z nim o krok dalej; powiedzieć mu, że wiedziała, że to on był autorem tamtego anonimowego listu miłosnego, który otrzymała półtora roku temu; i że żałuje, że była tak głupia, żeby zakochać się w kimś, kto na to nie zasługiwał, podczas gdy jej prawdziwa miłość była tuż obok, nawet jeśli nie jest zbyt wysoka i nienawidzi Barçy. – Dlaczego? Źle się czujesz? Brzmisz jakoś dziwnie. – Dobrze się czuję, nie przejmuj się – odpowiada, roniąc przy tym kilka łez. – Jutro w szkole opowiem ci, dlaczego nie mogę iść. Teraz już rodzice mnie wołają, żebym pomogła im w sprzątaniu. – No dobrze. To widzimy się jutro. – Do jutra, Bruno. Aha! I przekaż swojej mamie, że strasznie mi przykro i że Guadalajara jest prześliczna. – Guadalajara? – Tak. Po prostu jej to powtórz – nalega, rękawem swetra wycierając stolik. – Do jutra. – Powtórzę. Do jutra. Rozłącza się szybko i zasłania twarz dłońmi. Zakończyła się właśnie historia, która nigdy nawet się nie zaczęła. Ale postąpiła słusznie, właśnie tak, jak powinna. Ona miała już swoją szansę, teraz kolej na Albę. Z całą pewnością jej pójdzie lepiej i zdoła uszczęśliwić Bruna. On na to zasługuje i Ester powinna cieszyć się tym ze względu na niego. Jednak w tym momencie nic nie jest w stanie skłonić jej do zmarszczenia nosa w uśmiechu, tak jak to robiła za każdym razem, kiedy on starał się ją rozweselić. Na ulicy Arenal wszystko jest już prawie gotowe, by zacząć nagrywać ostatnią scenę Sugusa. May czesze właśnie Sama, aktorzy rozgrzewają głosy, a Julio robi próbę kamery. Alba, która zakończyła akurat rozmowę z Ester, podbiega teraz szczęśliwa do przeglądającego notatki Raúla.
– Szefie… Jak się miewasz? – Dobrze. – Poważnie pytam. Jak się czujesz? – Dobrze, naprawdę. – Masz straszne sińce pod oczami. Spałeś trochę? Raúl wzdycha głęboko i spogląda na niebieskowłosą dziewczynę. – Powiedziała ci, tak? – Nie tylko mnie, wszystkim. Wczoraj wieczorem wysłała nam maila z wiadomością, że zerwaliście. Przykro mi. – Dobra, to nie moment, żeby o tym gadać. Czemu nie poćwiczysz tekstu? – Raúl… nie możesz tak dać za wygraną. Walcz o nią. – Alba, potem. – Ona jest w tobie zakochana, naprawdę, niesamowicie cię kocha. A ty ją. Nikt ani nic nie może was rozdzielić, nie pozwól na to. – To ona tak zdecydowała. Była przekonana, że tego właśnie chce. Nie mogę nic zrobić, żeby do mnie wróciła. – Nie możesz nic zrobić? Dla swojego ojca rzeczywiście nie możesz nic zrobić, ale Valeria żyje! – Słuchaj, nie odzywaj się do mnie w ten sposób. To nie miejsce na tego typu… – Od kiedy taki z ciebie tchórz? Boisz się zawalczyć o swoją ukochaną? – Co ty gadasz? Jasne, że się nie boję, tylko… – Valeria to super dziewczyna, która zawiodła się na swoim facecie. Walcz o nią, do ciężkiej cholery! Pokaż jej, że kochasz ją równie mocno, jak ona ciebie. Udowodnij jej to! Julio woła na Raúla i oznajmia mu, że wszystko jest już gotowe, by zacząć kręcić, i że powinni się pośpieszyć. – Kocham Valerię i gdybym mógł zrobić coś, żeby ją odzyskać, tobym to zrobił. Alba kręci głową i idzie zająć swoje miejsce. Chłopak tymczasem przeciera oczy, zmęczony. Jest złamany psychicznie, a w dodatku jeszcze koleżanka rzuca mu w twarz coś takiego. Ale, jak w piosence Queen, show must go on. – Dobra, moi drodzy! W tej scenie dajecie z siebie wszystko. Chcę was słyszeć głośno i wyraźnie. Trzy, dwa… Gotowi? Kamera… Akcja. Alba podbiega do Sama i rzuca mu się na szyję. Rozmawiają teraz o tym, jak bardzo się kochają, i o tym, że nic nie będzie w stanie ich rozłączyć. Dziewczyna uśmiecha się, a on częstuje ją Sugusem, na pamiątkę tamtych, które spadły na podłogę w dniu, w którym się poznali. Alba odwija cukierka i wkłada go do ust. Całują się. Pocałunek jest jednak tak namiętny, że dziewczyna połyka Sugusa i zaczyna się nim krztusić. Staje się coraz bardziej fioletowa. Aż wreszcie krztusi się na śmierć pod przerażonym wzrokiem Sama, który nie jest w stanie zrobić nic, by ją uratować. Ironia losu: Sugusy ich połączyły i Sugus ich rozdzielił. To jednak nie koniec tej historii… – Muzyka! – woła Raúl i makijażystka naciska play. – Jedziemy! Na cześć serialu Kumple, w nawiązaniu do jego ostatniego sezonu, Sam zaczyna nagle śpiewać piosenkę Wild World. Ni stąd, ni zowąd, po jego obu stronach pojawiają się również Aníbal i Nira. Cała trójka śpiewa, otaczając kółeczkiem Albę, która, w połowie piosenki, podnosi się do siadu i przyłącza się do nich. Kompletnie surrealistyczny finał! Dokładnie tak, jak Raúl to zaplanował. A robi się jeszcze dziwniej, kiedy do tej grupki dołączają także May, charakteryzatorka, i Julio, operator kamery, który teraz dla odmiany, kręci zbliżenia siebie samego. Na zakończenie piosenki oraz całej tej prześmiesznej sceny, czworo aktorów uśmiecha się i puszcza oko do kamery. – Cięcie! Wszyscy biją brawo, włączając w to sporą grupę ciekawskich, którzy w osłupieniu asystowali na ulicy Arenal przy nagraniu ostatniej sceny krótkometrażowego filmu Raúla. Chłopak doświadcza w tym momencie pięknego uczucia. Nakręcił właśnie swój pierwszy film! Ale uczucie to dalekie jest jednak od pełni szczęścia. Smutny i radosny jednocześnie, po kolei
gratuluje aktorom, aż dochodzi do Alby. Ta patrzy na niego z powagą. – Szefie, teraz już naprawdę musimy pomówić. Mam ci sporo do powiedzenia i najwyższy czas, żebyś to wszystko usłyszał. Mam tylko nadzieję, że kiedy skończę mówić, nie zechcesz ukatrupić mnie naprawdę.
ROZDZIAŁ 63
Dzwoni do drzwi jego mieszkania. Ma nadzieję, że nie otworzy jej w samej bieliźnie albo bez koszulki. Miałby chodzić bez koszulki przy takim katarze? Lecz, zdaniem Valerii, po Marcosie można się już spodziewać wszystkiego. Drzwi otwierają się. Chłopak ma na sobie znacznie więcej garderoby, niż kiedy się z nim ostatnio żegnała. – Cześć. – Cześć – odpowiada z uśmiechem Marcos. – Bardzo się cieszę, że przyszłaś. Wejdź i rozgość się. – Zabrzmiało jak… – Z filmu porno, wiem. Może przy trzydziestoośmiostopniowej gorączce lepiej po prostu nie silić się na żarty. – Trzydziestoośmiostopniowej! – Zawsze mogłoby być gorzej. Na przykład, trzydzieści dziewięć. Jego głos wciąż brzmi tak samo. Wokół szyi okręcił sobie szalik, a na wełniany sweter założył jeszcze czerwonawy szlafrok. Do tego ma na nogach zupełnie urocze kapcie. Zabawnie zobaczyć go w takim wydaniu, chociaż widać, że jest, biedak, w znacznie gorszej formie niż zwykle. Jego mieszkanie wygląda właśnie tak, jak Valeria je sobie wyobrażała: niezbyt duże, ale bardzo ładnie i ze smakiem urządzone kolorowymi i nowoczesnymi meblami. Na ścianach wisi mnóstwo oprawionych zdjęć, z których większość podpisana jest jego nazwiskiem. – Trzymaj, to dla ciebie, od mojej mamy. – Prezent, wspaniale. – To syrop, który podobno ma ci pomóc. – Mara jest taka dobra, naprawdę kochana… I znowu to samo. Irytuje ją, kiedy zaczyna w ten sposób mówić o jej mamie. Dziś rano to właśnie na jej numer zadzwonił. A kiedy się rozłączył, mama przyznała się, że kiedy ona spała, oni przez dłuższą chwilę planowali strategię, jak skłonić ją, by poszła do niego do domu. – Znasz ją trzy dni. – Wiem. Ustawiliśmy sobie spersonalizowany licznik na specjalnej stronie internetowej, M&M. – Oboje macie problem z głową – mówi, siadając na ślicznej kanapie, obitej wyjątkowo miłym w dotyku czerwono-czarnym materiałem. – Jestem przekonany, że istnieje jakiś dobry powód, dla którego przeznaczenie postawiło twoją mamę na mojej drodze. – Nie byłabym tego taka pewna. Mężczyzna zaczyna kasłać, a następnie kicha kilkakrotnie. Valeria patrzy na niego i po raz kolejny wyrzuca sobie to, co stało się wczoraj na łódce w Retiro. Ta jego choroba to w stu procentach jej wina. – Pokażę ci zdjęcia – mówi Marcos i kieruje się w stronę małej pracowni w drugim końcu mieszkania. To miejsce to lokum idealne: nie za duże, w samym centrum Madrytu, nie wymaga wiele sprzątania i jest bardzo przytulne. Kiedy Valeria będzie starsza, poszuka sobie czegoś podobnego. W sam raz dla pary… Lecz w tym momencie w jej myślach znów pojawia się Raúl. Wzrusza się, przypominając sobie chwile, w których rozmawiali o wspólnym domu, o dzieciach… Oczywiście, mówili wtedy pół żartem, pół serio. Byli z sobą zaledwie od czterech miesięcy, ale ona tak bardzo go kochała, tak mocno wierzyła w to „na zawsze”, którego wiele osób tak bardzo nienawidzi… Od
dziś ona również się do nich zalicza. Marcos powraca z niewielkim niebieskim albumem, na okładce którego przykleił karteczkę z napisem: VALERIA. – Jaki ładny. – Nie tak ładny jak jego zawartość. – Nie weźmiesz mnie na te twoje pochlebstwa, nawet jeśli sprawiają, że się rumienię. – W takim razie sama zobacz. Wręcza jej album i siada koło niej na sofie. Valeria przewraca pierwszą stronę, na której kursywą wypisane są data, miejsce sesji i nazwisko fotografa. Jej oczom ukazuje się pierwsze zdjęcie. Wygląda jak nie ona. To jedna z fotografii, które zrobił jej przy fontannie w Rosaledzie. Uśmiecha się na niej. Wygląda ładnie, a nawet bardzo ładnie. Zaskoczona, przewraca kolejną stronę. Tu znów się uśmiecha, siedząc na trawie pod drzewem. Niesamowite. Nigdy jeszcze nie wyglądała tak dobrze. – Co to za modelka i gdzie są moje zdjęcia? – Zamokły, kiedy wrzuciłaś mnie do stawu, i przy użyciu Photoshopa musiałem sklecić coś na twój kształt ze zdjęć innych dziewczyn. – Właśnie widzę. – Bardzo dobrze wyszłaś, prawda? Chociaż w naturze też jesteś nieźle wyposażona. Zawsze udaje mu się wywołać u niej rumieniec. Nawet kiedy jest chory, nie może się przymknąć. Chociaż na antenie nie robi takich komentarzy, zachowuje się bardziej formalnie. Jednak jej podoba się właściwie ta jego podwójna osobowość. – Serio, Marcos, ogromne dzięki. Te zdjęcia są genialne – mówi, wciąż przewracając przy tym strony grubego albumu. – Te są dla ciebie. Nie zdążyłem zrobić drugiej kopii, ale zaniosę ci ją do domu, kiedy będzie gotowa. Drugą kopię chciała mieć dla Raúla, żeby podarować mu ją w maju, z okazji półrocza ich związku. Teraz już Marcos mógłby ją sobie właściwie odpuścić. Jednak Val nie mówi mu tego. Zastanowi się jeszcze, co z nią zrobić. Może zachowa ją do czasu, kiedy, w wieku jakichś pięćdziesięciu lat, znów znajdzie sobie chłopaka. Na razie nie wyobraża sobie siebie z nikim innym, przynajmniej do końca liceum, a nawet i studiów. – Dla siebie też zrobisz kopię? – Oczywiście. Mam albumy wszystkich moich modeli, niezależnie od tego, czy chodzi o śliczną młodą dziewczynę, czy o kozę Manuelę. – Robisz zdjęcia kozom? – A jak. I baranom też. Brzmi to odrobinę prostacko, jednak i tak ją rozśmiesza. Marcos spogląda na nią teraz z czułością i uśmiecha się. Zdejmuje jej z kolan album i przekłada go na stolik, żeby im nie zawadzał. Valeria poczuła przez chwilę dotyk jego ręki na swojej. I nagle zdaje sobie sprawę z tego, że znalazł się niebezpiecznie blisko niej. Prawie czuje jego oddech na swoich ustach. – Marcos, co ty robisz? – Krępuję cię? – No… trochę tak. – Dlaczego? – Bo siedzisz za blisko – odpowiada Valeria i odsuwa się stopniowo, aż do momentu, w którym siedzi już na samym skraju sofy. Chce się podnieść, ale on powstrzymuje ją, kładąc jej rękę na kolanie. – Nie bój się. Nic nie zrobię. – Jasne, że nic nie zrobisz. I ja też nie. I teraz rzeczywiście wstaje. On jednak robi to samo, dokładnie w tym samym momencie, co ona. – Twoja mama wspomniała mi, że miałaś ciężką noc, bo zerwałaś z Raúlem. Przykro mi. – Opowiedziała ci o tym?
– Tak, mamy do siebie zaufanie. Widzisz, ja już tak mam, że ludzie mi ufają – znów podchodzi bliżej niej. – We mnie jakoś nie wzbudzasz w tej chwili wielkiego zaufania. – Daj spokój, Valerio. Przecież jestem zupełnie niegroźny. Po coś tu chyba przyszłaś. – Po zdjęcia. – I ponieważ gdzieś było zapisane, że miałaś przyjść. A może to, że wrzuciłaś mnie do wody, ja się rozchorowałem i dlatego to ty przyszłaś do mnie, a nie ja do ciebie, też miałoby być przypadkiem? – A może ty wcale nie jesteś chory. To znaczy, przeziębiony… – Jeśli chcesz, to włóż mi termometr i sama się przekonaj. Stoją naprzeciwko siebie, tuż przy drzwiach wyjściowych. Marcos się uśmiecha, a Val tymczasem boi się, że w każdej chwili może się na nią rzucić. Wygląda to jak końcówka jakiegoś kiepskiego filmu, jednej z tych komedii dla młodzieży, w których bohater za wszelką cenę stara się stracić dziewictwo. Gdzie się podziały tamte sceny á la Hugh Grant, á la Jennifer Aniston, które spontanicznie wydarzały się dotąd w jej życiu. Lecz dokładnie w tym momencie… Uratowana przez dzwonek do drzwi! Kiedy rozlega się jego dźwięk, Valerii udaje się uciec, wpaść do pracowni Marcosa i zamknąć się tam od środka. Mężczyzna wzdycha i otwiera drzwi. Na powitanie dostaje prosto w twarz. Val słyszy ten policzek wyraźnie w pokoju, w którym się teraz znajduje. Następnie, krzyk młodej kobiety. Kierowana ciekawością, powoli uchyla drzwi i przez szparę obserwuje dalszy ciąg wydarzeń. Nowo przybyła i fotograf kłócą się żarliwie. On nazywa ją Alexandrą i przysięga, że jej nie zdradził. A to menda! Czyli zarywał do niej, mając dziewczynę… Wszyscy faceci są tacy sami. Chociaż właściwie, Raúl jej nie zdradził. Jej były odwalił wprawdzie krzywą akcję, ale jak tak człowiek popatrzy, co to się czasem po świecie pałęta… Tęskni za nim. Kłótnia trwa w najlepsze, choć traci już na impecie. Mówią coś o jej siostrze, o jej ojcu… Val nie ma pojęcia, o co chodzi. Pomału Marcosowi udaje się przekonać Alexandrę, że nic się nie dzieje i że w jego życiu nie ma żadnej innej dziewczyny. Val rozważa, czy nie wyjść w tym momencie z ukrycia, powstrzymuje się jednak i kiedy widzi, że tamci zaczynają się całować, zamyka drzwi pracowni. Ma ogromną ochotę dokopać tej szui, informując Alexandrę o tym, co on właśnie zamierzał. Jednak, mimo wszystko, lubi Marcosa. Uratował jej papużkę, a poza tym powinna jakoś wynagrodzić mu to, że poprzedniego dnia wpadł przez nią do stawu. Dlatego też poczeka, aż dziewczyna wyjdzie, i dopiero wówczas ona pójdzie sobie również. Dla zabicia czasu zaczyna przeglądać albumy, które Marcos trzyma na regale. Prawda jest taka, że to rzeczywiście świetny fotograf i świetny prezenter radiowy. Niezależnie od wszystkiego innego. Nagle zauważa coś, co szczególnie przykuwa jej uwagę. Na wielkim regale jest cała sekcja zatytułowana: „Papużki”. To około piętnastu albumów poświęconych tym ptakom. Z zainteresowaniem przegląda jeden po drugim, aż natrafia na album z białą karteczką z napisem „Yuni” na okładce. Otwiera go i… Przecież ten ptaszek nie jest ani trochę podobny do Wiki! Ma inne i w inny sposób rozmieszczone kolory. I to niby miała być ta sama papuga! Grzebie w pozostałych albumach i nie widzi między nimi żadnego innego, który również byłby zatytułowany „Yuni”. Znajduje za to inne ptaszki, dla odmiany bardzo podobne do jej Wiki. A pośród nich również ten album, który Marcos zaniósł jej do radia. Ale teraz, kiedy przygląda się dokładnie tej nierozłączce, tak podobnej do Wiki, widzi, że brakuje jej malutkiej żółtej plamki, którą ma nad okiem jej pupilka. Ten bydlak ją okłamał! Ale jak to…? Przecież nawet dzień, w którym papużka uciekła Marcosowi, zgadzał się z tym, w którym Raúl znalazł Wiki. Twitter? Teraz przypomina sobie, że w dniu, w którym Wiki do niej trafiła, zatwittowała, że jest wdzięczna swojemu chłopakowi za sprezentowanie jej nowego, kolorowego przyjaciela. Śledził ją na Twitterze, żeby zdobyć o niej więcej informacji! A całą resztę po prostu wyssał z palca. O nie. Kto wie, co z tego wszystkiego było prawdą, a co kłamstwem. Jedyne, czego może być teraz pewna, to tego, że Marcos znalazł Wiki przez przypadek. A później najwyraźniej zmyślił sobie całą resztę, żeby spróbować ją pode-
rwać, korzystając z faktu, że wszystkie nierozłączki są do siebie podobne. Musiał pamiętać, że fotografował kiedyś papużkę, która wyglądała zupełnie jak Wiki. A to nic niewarta kreatura! Zaraz mu wszystko wygarnie. Z albumem Yuni w ręku opuszcza pracownię. Jednak pary nie ma już w salonie. W całym mieszkaniu nie słychać nic poza jakimś dziwnym odgłosem dochodzącym z zamkniętego pokoju. Valeria podchodzi bliżej i przykłada ucho do ściany. Kiedy udaje jej się zidentyfikować ten odgłos, zaczynają palić ją policzki i jako że nie ma tu już też właściwie nic do ugrania, postanawia nie pakować się w kolejną awanturę. Bierze album ze swoimi zdjęciami i dyskretnie opuszcza mieszkanie. Przeznaczenie… Pewnie! Opowiadacz! Ma tylko nadzieję, że karma będzie umiała ostatecznie się nim zająć, a ją samą pomści przy tym z kretesem. A co się tyczy jej mamy… ona to zna się na ludziach, żeby zaufać komuś takiemu. Ale ją obśmieje, kiedy będzie jej o tym wszystkim opowiadać. Najwyraźniej rzeczywiście nie ma co wierzyć pozorom.
ROZDZIAŁ 64
Piętnaście euro, które w ciągu tych dwóch dni wydała w Domu Krzyku, to najlepiej zainwestowane pieniądze w całym jej dotychczasowym życiu. Obie z Palomą krzyknęły sobie po parę razy, po czym spędziły resztę czasu na pocałunkach. Tym razem było jakoś inaczej. Dzień wcześniej wyszło to zupełnie spontaniczne: dały się ponieść namiętności, adrenalinie, napięciu, które nagromadziło się w nich w czasie kilku poprzednich dni; poza tym, był to ich pierwszy pocałunek. Te dzisiejsze były już bardziej delikatne i powściągliwe. Obie wiedziały, że idą tam właśnie po to. Ale zarówno dziś jak i wczoraj obydwie miały wrażenie, że unoszą się przy tym ponad ziemię. – O czym jest Hugo i jego wynalazek? – pyta Paloma, kiedy stoją już w kolejce na film. Kupiły popcorn i Colę, a teraz marzą o tym, żeby znaleźć się wreszcie w ciemnościach. Chociaż ruda ma też ochotę naprawdę obejrzeć ten film. – O osieroconym chłopcu, który mieszka na stacji. Nikt nie ma pojęcia, że on tam jest, aż pewnego razu znajduje go tam jakaś dziewczynka. – Aha, brzmi ciekawie. – Zbiera wyśmienite recenzje. Miałam chęć go zobaczyć. – Jak ty ładnie mówisz. – Nie wygłupiaj się. – Uwielbiam cię. – A ja ciebie. Dziewczyny są już o krok od wejścia do sali, kiedy blondynka dostaje nagle w głowę popcornem. Z początku Paloma myśli, że coś jej się przywidziało, ale po chwili dosięga ją kolejny strzał i jeszcze jeden. Wówczas odwraca się i widzi je, o kilka metrów dalej. To Magda, Elsa i jeszcze jedna dziewczyna, imieniem África, same kumpele Natalii. Też stoją w kolejce na ten film. – Kurde, no nie! – Co się stało? – To te laski, co mnie prześladują w szkole. – Co? Są tutaj? – Tak, ale nie odwracaj się, bo to tylko pogorszy sprawę. Meri nie zwraca uwagi na jej prośbę i patrzy w tamtym kierunku. Dostaje popcornem w czoło, a kolejny ląduje jej we włosach. – Mówiłam, żebyś się nie odwracała. – Co one tu robią? Łażą za tobą? – A kto je tam wie? Może nas gdzieś wypatrzyły i przyszły za nami na film, żeby pozatruwać nam życie. To już koniec romantycznego wieczoru. Nie sposób będzie wytrzymać w jednej sali z tak uciążliwymi dziewczynami. Przy odrobinie szczęścia może przynajmniej usiądą gdzieś daleko od nich. – Chcesz iść na inny film albo porobić coś innego? – Nie! Przecież już zapłaciłyśmy, a poza tym nawet jeśli zmienimy salę, to i tak za nimi polezą. – Jak wolisz. Meri i Paloma wchodzą do środka. Światła nie zostały jeszcze zgaszone. Dziewczyny szukają swoich foteli i uznając, że trafiły im się kiepskie miejsca, zajmują dwa inne, w ostatnim rzędzie. Tam, gdzie zwykle nikt nie siada. Dziwnym trafem okazuje się jednak, że trzy prześladowczynie Palomy miały dokładnie taki sam pomysł.
– Siedzicie na naszych miejscach – mówi Elsa, znów trafiając Meri popcornem w twarz. – Ej, zostaw ją w spokoju. – To twoja dziewczyna? Strasznie brzydka! – komentuje Magda. – Aha! Afri, ty nic nie wiesz: nasza koleżanka Paloma jest lesbą. Dziewczyna, nie tak ładna jak jej towarzyszki, uśmiecha się i również wyzywa Palomę. – Albo odwalisz się od mojej przyjaciółki, albo zaraz ode mnie dostaniesz – grozi jej rozwścieczona Paloma. Znów ten jej charakter. To coś, co nie przestaje zadziwiać Meri, która woli nie pakować się w kłopoty. Nie może pojąć, jakim cudem taka maleńka osóbka może nosić w sobie taką zawziętość. – A niby co mi zrobisz? To samo co Natalii? – Właśnie, lepiej uważaj, lesbo. Meri nie wie, o co im chodzi, Paloma nic jej na ten temat nie wspominała. – Dajcie nam spokój i poszukajcie sobie lepiej innych miejsc. – A my chcemy te, bo to nasze – upiera się tępo Elsa, która, z niespotykaną perfidią, odwraca swój kubek do góry dnem i wylewa jego zawartość wprost na głowę rudej. Meri wydaje z siebie okrzyk. Ocieka od stóp do głów. – Ty suko! – wrzeszczy jej przyjaciółka. – Zapłacisz mi za to. Paloma chwyta swoje pudełko popcornu i rzuca je Elsie w twarz. Magda tymczasem robi to samo ze swoim, tyle że celuje w Palomę. W jednej chwili konflikt przekształca się w bitwę na popcorn i napoje. A kiedy kończy im się amunicja, Paloma w samoobronie zaczyna rozdawać na lewo i prawo kopniaki oraz ciosy pięściami. Meri obserwuje ją z niedowierzaniem. Trzy na jedną, a to ta jedna, w dodatku najmniejsza, jest górą. Bitwa kończy się, gdy przybiega jeden z bileterów i wyrzuca całą piątkę dziewczyn na ulicę. – Biegiem – woła Paloma na Meri, kiedy widzi, że tamte chcą kontynuować bójkę. Łatwo bronić się między fotelami, ale pod gołym niebem nie miałyby wielkich szans. Meri robi, co jej każą i rzuca się biegiem za Palomą. Może i nie są tak ładne, tak wysokie ani tak popularne, ale za to są o wiele szybsze niż ich prześladowczynie. Zaraz też udaje im się je zgubić, bo tamte po chwili są już zmęczone. Docierają biegiem do placu España i szukają jakiegoś bezpiecznego miejsca, gdzie mogłyby usiąść i odpocząć. – Radzielcu, patrz, czy nie idą. – Nie sądzę, żeby się znowu pojawiły. Raczej nie są w najlepszej formie – uznaje Meri, która pierwszy raz w życiu przeżyła coś takiego. – Jednej z nich chyba przyłożyłaś do krwi. – No i co z tego, to one zaczęły. Dziewczyny łapią powietrze i ich oddechy powoli wracają do normy. Jednak María chce jeszcze wyjaśnić pewną kwestię. – Co takiego zrobiłaś Natalii? – Kurde. Sorry, że ci nie powiedziałam – odpowiada, wzdychając. – Bałam się, że pomyślisz, że jestem strasznie brutalna. – Ale co się stało? – Kiedy mnie podcięła, wstałam i wyjechałam jej z pięści. Złamałam jej nos. – Że co? – No. Trochę za mocno jej przywaliłam i teraz na w-f chodzi w jakiejś masce, i w ogóle… – Ale… Nie mogę sobie tego wyobrazić. – Miałam już dosyć tego, że zatruwały mi życie. Poniosło mnie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zawiesili mnie na dwa tygodnie, dlatego nie chodzę teraz do szkoły, a moi rodzice są wściekli. – Czyli to dlatego nie byłaś w szkole od dwóch tygodni. – Właśnie – przytakuje ze spuszczoną głową. – Poza tym… jestem już recydywistką. Meri nie może wyjść ze zdumienia. Wprawdzie udało jej się już złapać oddech po tamtym wyścigu, ale wyznania przyjaciółki sprawiają, że ponownie zaczyna jej go brakować. – Recydywistką?
– Tak. Na początku roku rozwaliłam łuk brwiowy jednej lasce, która nazwała mnie „zasraną karlicą”. Od tego czasu nikt w szkole nie chce się ze mną zadawać. Ona jest przewodniczącą klasy. Boże! To dlatego nie może się zaadaptować! Muszą ją tam mieć za jakiegoś zbira! Spojrzenie Palomy wyraża skruchę. Powinna była powiedzieć jej o tym dużo wcześniej, ale bała się, że nie zechce z nią być, jeśli dowie się o tych incydentach. A tak naprawdę ona jest przecież pokojowo nastawiona, i to chyba właśnie dlatego ją prześladują. – Przepraszam, że nie powiedziałam ci o tym wcześniej. I zrozumiem, jeśli nie zechcesz mnie więcej widzieć. Jednej rozwaliłam nos, innej brew. Wiem, że to niewybaczalne; chociaż mnie samą potraktowano jeszcze gorzej i… Nie dając jej mówić dalej, ruda nachyla się ku niej i całuje ją w usta. Właśnie tak, publicznie, na oczach grupki ciekawskich, którzy gapią się na nie w zdumieniu. Po raz pierwszy okazują sobie uczucia przy innych. – Uwielbiam cię. Poza tym, dobrze jest mieć koło siebie kogoś, kto w razie czego potrafi cię obronić – wyjaśnia po skończonym pocałunku María, wciąż cała mokra od napoju, którym ją oblano. – To znaczy, że mi wybaczasz, że nie powiedziałam ci tego wszystkiego od razu? – Pewnie. Już ci wybaczyłam – z uśmiechem odpowiada ruda. – A teraz chodźmy do mnie się przebrać, a później poszukamy jakiegoś spokojnego miejsca, gdzie będziemy mogły całować się bez takiej bandy ciekawskich. To dopiero sam początek ich związku, który wydaje się mieć przed sobą jakąś przyszłość. Lecz ciekawscy znajdą się zawsze i wszędzie. Poza tym, dziewczyny będą musiały stawić czoło najróżniejszego rodzaju komentarzom. Nie mówiąc już o tym, że żadna z nich nie wyszła jeszcze z szafy przed swoją rodziną. Jednak Meri i Paloma czują, że znalazły wreszcie swoją drugą połówkę pomarańczy albo cytryny, w każdym razie czegoś o takiej samej skórze i takich samych pragnieniach. I nie pozwolą, żeby ktokolwiek im to odebrał, choćby nawet ponownie musiały zmierzyć się z bandą perfidnych licealistek uzbrojonych w popcorn i zimne napoje.
ROZDZIAŁ 65
Nadal jest w szoku po tym, co spotkało ją u Marcosa. Brak jej słów na opisanie tego, jak on ją potraktował! Tak ją oszukać! I pomyśleć, że ona uwierzyła w tę całą ściemę… Musi chyba sprawiać wrażenie przygłupiej, skoro wszyscy starają się wcisnąć jej kit. Od tej chwili postara się być mniej naiwna. – Ty jeden jesteś ze mną szczery, ptaszku – zwraca się Valeria do Wiki i gwiżdże. Papużka kręci łebkiem na boki i podlatuje na obręcz. Następnie znów łapie się metalowej kraty tuż naprzeciw Valerii i naśladuje jej gwizd. Kiedy dziewczyna chodzi po pokoju, Wiki przemieszcza się za nią, skacząc w obrębie swojej klatki. Rozlega się dźwięk BlackBerry. Val boi się przez chwilę, że może to być Raúl. Choć z drugiej bardzo by chciała, by to był on. Okropnie za nim tęskni, a odkąd wyszła z domu Marcosa, nie przestaje myśleć, że może jednak pośpieszyła się, podejmując decyzję o zerwaniu. To jednak nie on. Wiadomość jest od Alby. Val, muszę powiedzieć ci coś ważnego o Elísabet. Możemy spotkać się za piętnaście minut na placu Mayor? Napijemy się czegoś i wszystko Ci opowiem. O Eli? Przecież ona nawet jej nie zna, najwyżej ze słyszenia! Przypomina sobie, że kiedyś rzeczywiście coś jej o niej wspomnieli, chociaż niewiele. Na pewno nie wie nic o jej chorobie ani o tym, co wydarzyło się w dniu, w którym Valeria poszła ją odwiedzić, a ona rzuciła się jej do gardła. O ile oczywiście nikt inny z Odtrąconych nie opowiedział jej czegoś więcej. Ciekawi ją, co też Alba może mieć jej do opowiedzenia. Poza tym i tak nie ma nic do roboty… Jeśli nie liczyć nauki do dziewięciu sprawdzianów, które będzie musiała napisać w ciągu najbliższych dni! Tym razem chyba nie obejdzie się bez jakiejś poprawki. Dobrze. To widzimy się za moment. Dziewczyna zakłada czerwony płaszcz i żegna się ze swoją kolorową pupilką. Rany, jak mogła nie zauważyć, że w tamtym albumie to nie była Wiki… Gdyby dobrze się przyjrzała, zaraz musiałaby się zorientować. Co to znaczy siła sugestii! W dodatku Marcos świetnie potrafi się nią posługiwać. Tak jak sam jej powiedział: wzbudza zaufanie. Po rozmowie z Albą wpadnie do Constanzy i opowie mamie wszystko, czego dowiedziała się o jej kochanym przyjacielu spikerze i genialnym fotografie w jednym. Wieczór jest chłodny. Ten marcowy weekend obfitował we wszelkiego rodzaju przeżycia. Zmierzając w stronę placu Mayor, układa je sobie wszystkie w głowie. Jedyny jasny wniosek, jaki wynika z tej analizy, to ten, że wciąż tęskni za Raúlem. Mogliby teraz być razem, przytulać się i całować albo oglądać jakiś film na sofie u niej w domu. A tymczasem jest sama. I nigdy już nie wrócą wszystkie tamte chwile spędzone razem. Dlaczego musiał ją okłamać? Idiota! Oboje na tym stracili. Bez przerwy chce jej się płakać. Chyba nigdy już jej to nie przejdzie. Nigdy… Nocny Madryt jest urzekający, zwłaszcza w tej okolicy. Zapalone na placu Mayor latarnie oświetlają ogródki niezliczonych barów i restauracji. Z nieba spoglądają na nią gwiazdy. Jak bardzo chciałaby być w tym momencie razem z nim! Pieprzony Raúl! Jak mógł być tak głupi, żeby ją okłamywać, żeby całować się z inną, żeby odwiedzać Elísabet i nic jej o tym nie powiedzieć…? Jakim sposobem był do tego zdolny? A mogliby teraz spacerować za rękę po jednym z ich ulubionych madryckich zakątków. Tymczasem to Alba czeka na nią teraz pośrodku placu. Niebieskowłosa przytula ją na powitanie i całuje w policzek. Wygląda na wesołą, ale z nią nigdy do końca nie wiadomo. – Jak się czujesz? – Źle. Nie wiem, jak sobie z tym poradzę.
– Spokojnie, wszystko może się zmienić, kiedy najmniej się tego spodziewasz. – No nie wiem. I błagam, nie mów mi tylko nic o przeznaczeniu ani o niczym w tym rodzaju. – To my sami decydujemy o naszym przeznaczeniu, nie sądzisz? Valeria wzrusza ramionami. Nie ma pojęcia, co decyduje o naszym przeznaczeniu, o ile coś takiego jak przeznaczenie w ogóle istnieje… Zresztą, w tym momencie guzik ją to obchodzi. We dwie przecinają plac, kierując się w stronę ulicy Toledo. Alba jest dla niej bardzo miła i nie przestaje się uśmiechać. To fajna dziewczyna, pomimo tego, co zrobiła wczoraj. Zresztą już jej to wybaczyła i powinna jak najszybciej o tym zapomnieć. Teraz zaś chce przede wszystkim poznać powód, dla którego ją tu ściągnęła. Co takiego ona może wiedzieć o Elísabet? – No dobra, co chciałaś mi powiedzieć o Eli? Zaintrygowałaś mnie. – Wszystko w swoim czasie – mówi i przystaje na moment. – Widziałaś, co tam jest napisane? – Gdzie „tam”? – No tam. Alba wskazuje jej jedną ze stojących na placu kolumn. Wygląda na to, że pośrodku rzeczywiście jest jakiś napis. – „Dzień” – odczytuje na głos Valeria. – I? Co z tego? – A na następnej kolumnie? Tam też jest coś napisane… Przesuwają się o kilka kroków w prawo i Val czyta: „dobry”. Dziewczyna nie ma pojęcia, o co chodzi, a idąca obok niej Alba tylko się uśmiecha. – Eee… ale… o co chodzi…? – Jednak, zanim ma czas wyartykułować pytanie do końca, widzi, że na trzeciej kolumnie wypisane jest słowo „księżniczko”. Rozgląda się nerwowo na boki. „Dzień dobry, księżniczko”. Czy to zostało napisane dla niej? Drży na całym ciele. Alba prosi ją, żeby szła dalej. Na kolejnej kolumnie czyta „całą”, a na następnej „noc”. Valeria czyta poruszona, kolumna za kolumną. Łącząc te słowa i składając je w zdania, otrzymuje tekst, który brzmi jej bardzo znajomo. „Całą noc śniłem o tobie! Szliśmy do kina, miałaś na sobie tę różową sukienkę, która tak mi się podoba. Myślę tylko o tobie, księżniczko! Zawsze myślę o tobie!”. To cytat z ulubionego filmu Raúla, Zycie jest piękne. Chłopak tyle razy jej go powtarzał, że ona również się w nim zakochała. – Kto to napisał, Alba? Czy to on? – pyta drżącym głosem, nie przestając rozglądać się wokół. – Ciii. Chodźmy dalej. Przed tobą jeszcze sporo lektury. Obie dają teraz dwa kroki w prawo i Valeria szeptem wymawia wypisane na następnej kolumnie słowo: „Wiem,”, i na następnej „że”. I dalej: „Cię”. Alba patrzy w oczy przyjaciółki. Są pełne łez. Ona też jest wzruszona, więc tylko mocno zaciska usta, żeby nie rozpłakać się również. Wie, że to ona ponosi znaczną część winy za cierpienie przyjaciółki. Jej obecność tutaj, to minimum tego, co powinna dla niej zrobić. Idąc dalej i czytając wiadomość powierzoną kolumnom na placu Mayor, Val czuje w środku ogromne wzruszenie. To coś niezwykłego. Jakieś niesamowite uczucie. Nie wie, co to takiego. Czuje tylko, że stopniowo staje się coraz bardziej intensywne. Wiem, że Cię zawiodłem. Nie stanąłem na wysokości zadania. Przykro mi. Nie masz pojęcia, jak bardzo. Potrzebuję Cię. To są tylko słowa. Niewiele. Ale pomnóż je przez nieskończoność, a zrozumiesz, jak bardzo Cię kocham. Bez Ciebie moje życie nie miałoby sensu. Dlatego, kiedy przeczytasz ostatnie z tych słów, uśmiechniesz się, pomyślisz, że jestem wariatem, i zapragniesz mnie objąć i pocałować. Bo nasze usta zostały stworzone po to, by łączyć się z sobą już zawsze, do końca świata. Wybacz mi, Maleńka. W czasie tego spaceru wzdłuż stu czternastu kolumn, które stoją na placu Mayor i na których wypisano dla niej sto czternaście słów, krok za krokiem, coraz lepiej rozumie, że nie będzie w stanie zapomnieć o tym, co do niego czuje. Że Raúl jest miłością jej życia. Że popełnia głupstwa, zachowuje się bezmyślnie i że, być może, nigdy nie zdoła mu wybaczyć. Ale też że jednocześnie
zdolny jest do rzeczy takich jak to: kieruje do niej najpiękniejsze słowa, jakie w życiu przeczytała, i w dodatku robi to w tak niezwykły sposób, i to w jednym z najpiękniejszych miejsc w całym Madrycie, w jednym z tych miejsc, w których tylekroć we dwoje spacerowali. Wie, jak sprawić, by poczuła się wyjątkowa. Kochają się. Odzyskanie zaufania do niego zajmie jej sporo czasu, jednak to nieodparte uczucie, które wypełnia ją teraz od środka, nie pozostawia jej innej możliwości, niż jeszcze raz spróbować być razem z nim i wierzyć, że to już na zawsze. Bo to nieodparte i bezustannie wzbierające w niej uczucie, to właśnie miłość. – Kocham Cię, Komisiu – czyta, poprzez niepowstrzymany potok łez, na trzech ostatnich kolumnach. I, zgodnie z tym, co zapowiedział jej w tej wiadomości, Valeria uśmiecha się przeczytawszy ostatnie słowo. Dwadzieścia sekund później, zanim jeszcze zdąży otrzeć łzy, dźwięczy jej komórka. Dostała wiadomość. Od niego. Oddycha głęboko, z przyspieszonym sercem, i otwiera WhatsAppa. Nie uśmiechaj się, bo się zakocham. Gdy ponownie podnosi wzrok, widzi go, jak idzie ku niej. Myliła się, sądząc wcześniej, że jej miłość nie mogła już być większa, niż była. Teraz to wie. Valeria nie pozwala mu podejść bliżej. Sama biegnie teraz wprost na niego i zawisa mu na szyi. Raúl chwyta ją mocno i przytrzymuje w powietrzu. Całują się, bez słowa. Całują się jak para zakochanych, którzy zrozumieli właśnie, że mimo przeciwności losu jedno bez drugiego nie są tym, czym powinni być.
EPILOG
Po raz kolejny czyta wiadomość, którą przed kilkoma godzinami dostał od Alby. Dziewczyna napisała w niej, że musi powiedzieć mu jutro coś bardzo ważnego. Chce się spotkać o piątej na rynku San Miguel. Bruno zgodził się, choć nie rozumie, co takiego chce mu powiedzieć, że nie może zrobić tego od razu. Najwyraźniej, i zgodnie z wyjaśnieniem, które dała mu w kolejnej wiadomości przez WhatsAppa, chodzi o coś, co musi przekazać mu osobiście, nie przez telefon. Chłopak nie chce wyobrażać sobie jakichś dziwnych rzeczy, ale… chyba nie powie mu, że on jej się podoba? To niemożliwe! Chociaż po tym wczorajszym buziaku i dzisiejszym cudownym pocałunku… Jest spięty. Przez całe popołudnie tworzy sobie w głowie swoje własne scenariusze. Aż do tego weekendu Alba była dla niego tylko koleżanką, którą uważał za sympatyczną, ale nic poza tym. Przecież on nawet nie może ścierpieć tych jej włosów! Ale dlaczego nie może zapomnieć tego, co wydarzyło się na stadionie? A jeśli zapyta go, czy chce się z nią umawiać, to da jej szansę? Straszna porażka, że w czasie przerwy wpadli akurat na Chancha i jego kumpli, przez co nie mogli obejrzeć drugiej połowy tylko we dwoje. Poza tym, wracając do domu samochodem kolegi jego siostry, nie mieli nawet możliwości pomówić na ten temat. Tak czy inaczej, niezależnie od tego, co będzie miała mu do powiedzenia Alba, trzeba będzie wyjaśnić, czy ten pocałunek to była tylko kwestia zakładu, czy też ona naprawdę go chciała. Dlaczego tak okropnie trudno jest być nastolatkiem?! Spogląda na zegar i zaczyna zastanawiać się, kiedy jego mama ma zamiar podać kolację. Bardzo ją zasmuciła wiadomość o tym, że Ester ostateczne się nie pojawi. Podnosi się z zamiarem udania się do kuchni, lecz kiedy wychodzi z pokoju, w mieszkaniu dzwoni domofon. Odbiera: – Halo? Kto tam? – Cześć… Bruno. To ja… Ester. Ester? Co ona tu robi? Wydaje się zmęczona. Brzmi tak, jakby przed chwilą biegła. – Otwieram. – Lepiej ty tu zejdź, dobrze? Wtedy nie będę musiała tłumaczyć się twojej mamie. Głupio mi, że nie dotrzymałam obietnicy i nie przyszłam dziś do was na kolację. – Jesteś na czas. – Nie, nie. Zejdź, proszę. Chłopak prosi ją, żeby zaczekała, i uprzedza mamę, że schodzi na dół, bo Raúl wpadł do niego na chwilę. – Zapytaj go, czy nie chce z nami zjeść. – Uparłaś się, żeby ściągać ludzi do domu, co? Jakby nas tu jeszcze mało było. – Jaki ty jesteś dla mnie czasami nieprzyjemny… Bruno uśmiecha się, kręcąc głową, i wychodzi z mieszkania. Schodząc, zadaje sobie pytanie, po co też przyjaciółka do niego przyszła. O ile dobrze zrozumiał, to przecież ostatecznie już się pogodzili, prawda? Chyba nie przyszła opowiadać mu o Samie czy o Rodrigu. Tego na pewno by nie chciał. Ale nie ma co uprzedzać faktów. – Cześć, Bruno – wita go dziewczyna, w momencie gdy otwiera drzwi budynku. Dwa cmoknięcia. – Cześć. Co tu robisz?
– Widzisz… Ester wygląda na zdenerwowaną. Naprawdę rozemocjonowaną. Nie przypomina sobie, żeby kiedykolwiek widział ją w takim stanie. W dodatku nie patrzy mu w oczy. – Dobrze się czujesz? – Niezupełnie. Chodzi o to, że… jest coś, czego… Przez całe popołudnie nie mogłam przestać o tym myśleć… I ostatecznie… nie powinnam, wiem, że nie powinnam… Nie może dokończyć ani jednego zdania. Bruno patrzy na nią zdezorientowany. – Nie rozumiem ani słowa z tego, co mówisz. – Jasne – odpowiada dziewczyna z zawstydzonym uśmiechem. – Sama też nie rozumiem. – No dobra, wyrzuć to z siebie po prostu. Ester podnosi głowę i udaje jej się wreszcie spojrzeć mu w oczy. Nie są ani hipnotyzujące, ani nawet szczególnie ładne. Oczy Bruna są brązowe i najzupełniej normalne, takie same jak u większości ludzi. Ale nigdy, w całym jej życiu, żadne inne oczy nie patrzyły na nią z taką czułością i miłością jak te. Uśmiecha się, marszcząc nos i w końcu zadaje mu to pytanie: – Bruno, podobasz mi się, chcesz być moim chłopakiem? Jest już późno w nocy. Czuje się szczęśliwa. Po raz pierwszy od bardzo dawna Alba jest naprawdę zadowolona. Przyłożyła rękę do tego, żeby Raúl i Valeria znów byli razem. Kamień spadł jej z serca. Tamto wszystko nie powinno w ogóle się wydarzyć. Ona nie jest złą osobą, a oni są jej przyjaciółmi. Po upływie tego miesiąca wie już, że Odtrąceni są jej prawdziwymi przyjaciółmi. Włącza komputer i czeka, aż uruchomi się system. Chciałaby zapytać już Bruna, czy będzie się z nią spotykał. Od początku jej się spodobał. Czuje do niego coś poważniejszego. Ten pocałunek dziś rano był niesamowity. Rany, co to był za pocałunek! Jej pecet jest już gotowy do pracy. Loguje się na Skype i pośród swoich nielicznych kontaktów szuka jej adresu. Też jest zalogowana. Wita się z nią i prosi, żeby włączyła kamerkę. Tamta akceptuje. Mija parę chwil i na jej monitorze pojawia się ta przepiękna dziewczyna, najpiękniejsza, jaką w życiu widziała, z tymi swoimi niesamowitymi oczami. Poznała ją w jednym z madryckich szpitali ponad cztery miesiące temu. – Cześć Eli, jak się miewasz? – Źle. Dlaczego nie zalogowałaś się wcześniej? – Nie mogłam. Nie wygląda na zadowoloną. I wkurzy się jeszcze bardziej, kiedy powie jej, że Raúl i Valeria wiedzą o wszystkim. Ale nie można było ciągnąć tego dalej, nawet jeśli obiecała jej wcześniej, że zrobi wszystko, co możliwe, aby ci dwoje ze sobą zerwali. – Cześć, jak masz na imię? – Jestem Eli. A ty? – Alba Marina. Ale wszyscy mówią do mnie po prostu Marina. – Ja będę cię nazywać Alba, bardziej mi się podoba. – Myślisz, że to ładniejsze imię? – Tak. Właściwie to, kiedy będę miała córkę, nazwę ją Alba. – Mnie też się bardziej podoba, ale przyzwyczajenie… – Więc od teraz mów ludziom, że nazywasz się Alba. – Tak? No nie wiem… – Zrób, jak ci mówię. W świetlicy oddziału psychiatrycznego nie ma teraz nikogo poza nimi. Wolno im wychodzić ze swoich pokojów. Tak jest napisane w ich kartach. – Czemu tu jesteś? – Bo rzuciłam się z drugiego piętra, poza tym mój przybrany ojciec próbował mnie zgwałcić, trzy razy. Chyba od tamtego czasu rzeczywiście nie jest ze mną najlepiej… – O Boże! Co za skurwiel! Przykro mi. – Dzięki – mówi, uśmiechając się ze smutkiem. – A ty? – Podobno jestem wariatką. Złapałam za gardło laskę, która była moją najlepszą przyjaciółką, uciekłam z domu i widzę nieistniejąca dziewczynę.
– O kurczę. Niezłe CV! – Owszem, ale nie sądzę, żeby mieli mnie tu jeszcze długo trzymać. Trzymali ją trzy miesiące, w czasie których dziewczyny zdążyły się bardzo zaprzyjaźnić. Nawet więcej: stały się nierozłączne. Opowiedziały sobie o wszystkim i zdecydowały, że ich przyjaźń będzie trwać wiecznie. – Nie spodoba ci się to, co ci powiem, Eli. Znienawidzisz mnie za to. – Coś ty zrobiła, Alba. Chyba nie… – Wyznałam wszystko Valerii i Raúlowi. Znów są parą. – Że co? Nie mówisz tego poważnie! Piękne oczy Eli wzbudzają teraz lęk. Jej twarz zmienia wyraz, w miarę jak przyjaciółka mówi dalej. – Nie mogłam już tak dłużej. Oni są dla mnie bardzo dobrzy, to moi przyjaciele. – Oni wcale nie są twoimi przyjaciółmi. – Właśnie że są. I nie mów, że nie, bo będzie to kłamstwo! – Dobrze, więc są! Są twoimi przyjaciółmi! Ale tylko dlatego, że wcześniej byli moimi. Są twoimi przyjaciółmi, bo to ja cię poprosiłam, żebyś się z nimi zaprzyjaźniła! To ja ci powiedziałam, gdzie ich szukać! Ja ci powiedziałam, jak zdobyć ich sympatię! Ode mnie wiedziałaś, co lubią, czym się interesują! Pomogłam ci nawet wymyślić tę ściemę z fałszywym chłopakiem, który cię niby zostawił, żeby ta kretynka Valeria zaczęła ci współczuć! – Valeria to wspaniała osoba. Po tym wszystkim, przez co przeze mnie przeszła… Powinna była mnie zabić, a tymczasem tylko mnie przytuliła i wybaczyła mi. – To nieprawdopodobne. – Wiem, że w szpitalu obiecałam ci, że pomogę ci sprawić, żeby zerwali, tak żebyś miała czyste pole z Raúlem. I wiem, że wszystko szło tak, jak chciałaś… Ale ja taka nie jestem. – Ty jesteś Alba, moja szpitalna bliźniaczka, dziewczyna o niebieskich włosach. A właśnie, zapomniałaś już, kto ci je tak obciął i ufarbował? – Jasne, że nie zapomniałam. I jestem ci za to wdzięczna, zawsze będę. – Jeśli odzyskałaś wiarę w siebie i chęć do życia, to tylko dzięki mnie. A może nie pamiętasz już, że kiedy przyjęli cię do szpitala, to chciałaś się zabić, bo nie dawałaś już rady, i że to ja przekonałam cię, żebyś tego nie robiła? Rozmawiały też o tym, że potrzebna jej w życiu jakaś radykalna zmiana, nowy sposób patrzenia na rzeczywistość, i że najlepiej będzie zacząć od zmiany wizerunku. Niebieskie włosy miały przypominać Albie o tej zmianie, dodając jej sił, by iść dalej naprzód. Niebieskie jak morze, jak niebo, jak wolność, jak przestwór. Niebieski miał stać się symbolem nowego etapu w życiu Alby. Tylko że ona czuje się już teraz dobrze. Nie potrzebuje symboli, by wiedzieć, że wszystko jest w porządku i że chce żyć dalej, bo ma po temu wystarczająco dużo powodów: swoją mamę, swojego brata, swoich przyjaciół Odtrąconych i… Bruna. – Pamiętam o tym, Eli. I nigdy ci tego nie zapomnę – odpowiada spokojnie. – Ale nie będę ci już pomagać w krzywdzeniu innych. – A co z krzywdą, którą oni wyrządzili mnie? – Oni są dla siebie stworzeni. Kochają się. I od dziś zawsze już będę ich wspierać. – Jesteś jedną z nich! Stałaś się… Lecz Alba nie chce już dłużej słuchać przyjaciółki. Zamyka Skype’a i wyłącza komputer. Wzdycha i podnosi się z krzesła. Patrzy przed siebie i uśmiecha się. Tak, stała się jedną z Odtrąconych i postara się teraz, żeby paczka znów się zjednoczyła, tak jak to było, zanim pojawiła się ona. Wówczas uda jej się wyciągnąć z serca ten kolec, który wciąż tam siedzi. – Ekhm. Wiecie, że jestem bardzo liberalna i że nie przeszkadza mi, kiedy się przy mnie całujecie, ale jesteśmy jednak w kawiarni, nie w dyskotece. Valeria i Raúl uśmiechają się i odsuwają trochę od siebie. Od wczorajszego wieczoru, od momentu, w którym się pogodzili, pocałowali się już co najmniej tysiąc jeden razy. Mara zaprosiła ich przed lekcjami na śniadanie do Constanzy. Przeprowadzili z sobą długą rozmowę i wyciągnęli wspólnie kilka wniosków: najważniejszy
z nich jest taki, że bardzo się wzajemnie kochają i że od teraz zawsze już będą mówić sobie prawdę. Żeby zainicjować ten nowy, oparty na szczerości etap, Valeria ujawniła przed Raúlem wszystko, co wiązało się z Marcosem. Na początku był dosyć niezadowolony, ale kiedy obejrzał album, zaraz mu przeszło. Po co czekać, aż minie sześć miesięcy ich związku, skoro życie może cię znokautować w każdej minucie. – Czyli ten kolo wcisnął ci, że Wiki należała wcześniej do niego? – Tak. – A ty w to uwierzyłaś? – Udało mu się mnie przekonać. – Jak możesz być taka naiwna, skarbie? – No co chcesz! Wszystkie te ptaszyska są takie same! – Oczywiście… Jak mogłaś pomylić swojego malucha z jakąś obcą papugą? Mam nadzieje, że nie przydarzy ci się to z naszymi dziećmi. – Przestań się wydurniać! I po tym, jak daje mu kuksańca w ramię, znów zaczynają się całować, aż zdają sobie sprawę, że Mara na nich patrzy. Wszystko znów jest tak jak wcześniej! Otwierają się drzwi kawiarni. Nowi klienci to María i jej tata. Wreszcie, po całym tym weekendzie, w czasie którego, z takich czy innych powodów, ciągle okazywało się to niemożliwe, udało im umówić się na śniadanie, żeby spędzić razem trochę czasu. Ruda podchodzi do stolika, przy którym siedzą jej przyjaciele, chcąc się z nimi przywitać. Dziwi się, widząc ich we dwoje. – No proszę, cieszę się, że znowu jesteście razem – mówi Meri, a następnie obejmuje Valerię. – Dzięki, kochana. My cieszymy się jeszcze bardziej – odpowiada uszczęśliwiona dziewczyna. – Słuchaj, a gdzie masz okulary? – Od dziś tylko soczewki! Do widzenia, okulary w grubej oprawce. – Jaka kokietka. Genialnie wyglądasz w tych zielonych soczewkach. – A dobrze w nich widzisz? – pyta Raúl i dla żartu macha jej ręką przed oczami, żeby się upewnić. – No… Sama… nie… jestem… pewna. Ruda jąka się i stoi jak słup soli; zupełnie jakby zamieniła się nagle w woskową figurę. Raúl i Valeria, nie pojmują, co jej się stało. Aż do chwili, w której patrzą w tym samym co María kierunku i widzę tę samą co ona scenę. Ernesto i Mara całują się. W usta. Czy mama Valerii nie wspominała przed chwilą, że nie są w dyskotece? Meri rozumie teraz, skąd ta podróż i świeży entuzjazm jej ojca… To nie dzięki Gadei, lecz dzięki mamie Valerii! Val też jest w szoku, chociaż zaczyna powoli docierać do niej, o co chodziło z komputerem, co to były za rozmowy telefoniczne i skąd ta radość na twarzy mamy oraz jej nieobecność w kawiarni w dziwnych porach… Była wtedy z ojcem Meri! Świeżo upieczona para podchodzi teraz do ich stolika. Uśmiechają się. Ernesto zaczyna mówić: – Przykro nam, że dowiadujecie się w ten sposób. Mara i ja od paru miesięcy rozmawiamy z sobą przez telefon, przez WhatsAppa, przez Skype… I spotkaliśmy się też parę razy. Trójka przyjaciół słucha w milczeniu, nie potrafią jednak ukryć zaskoczenia. – Zakochaliśmy się – ciągnie dalej kobieta – i ponieważ mamy już swoje lata, to nie ma na co czekać, Pewnie pomyślicie, że zwariowaliśmy… ale zdecydowaliśmy, się pobrać! – Tak więc, María i Valeria, niedługo będziecie już nie tylko przyjaciółkami, ale również świeżo upieczonymi siostrami. – I znów mamy piątek, noc muzyki na żywo. Dziś jest tu ze mną mój wielki przyjaciel, facet, który, tak jak ja, wierzy w przeznaczenie, i który wymiata na gitarze jak nikt inny. Jak się masz, kolego?
– Świetnie, Marcos. Szczęśliwy, że mogę wziąć udział w twoim programie. Dzięki za zaproszenie. – To ja dziękuję, że przyszedłeś. Sporo czasu minęło, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni. Spędziłeś parę miesięcy za granicą, prawda? – Tak, byłem przez cztery miesiące w Bristolu, na stypendium studenckim. Ale tęskniłem już za Hiszpanią. – Wspaniale. To co nam dziś zagrasz na początek? – Kiss me, piosenkę, którą uwielbiam, i która przypomina mi pewną wyjątkową dziewczynę, której dawno już nie widziałem, ale jestem całkowicie pewien, że już niedługo znów na siebie wpadniemy. Niektóre uczucia nigdy się nie wypalają, a oddalenie tylko je umacnia. To dla ciebie, Valerio. – Genialnie. Słuchacie DreamsFM i piosenki Kiss me z dedykacją dla Valerii od mojego wielkiego przyjaciela Cesara.
PODZIĘKOWANIA
Jak przyjemnie móc zasiąść przed komputerem, by wyrazić wdzięczność wszystkim tym, którzy mieli wkład w powstawanie tej książki, jedni pośredni, inni bezpośredni. Wszyscy oni byli ważni przy tworzeniu Nie uśmiechaj się, bo się zakocham. W pierwszej kolejności podziękowania należą się moim rodzicom, Mercedes i Paco. Za nich oddałbym wszystko i nareszcie mam sposobność zrewanżować im się za ich czułość, hojność i cierpliwość. Bardzo ich kocham i za każdym razem, gdy coś publikuję, robię to przede wszystkim dla nich. Oraz dla mojej siostry Marii. Mam nadzieję, że wszystko będzie Ci się układać coraz lepiej. Jesteś świetna w tym, co robisz; jesteś wspaniałą psycholożką i jeszcze wspanialszą osobą. Dziękuję Ci za to, że zechciałaś być moją drugą czytelniczką, i za to, że użyczyłaś mi Wiki do tej powieści. Bez Ciebie nie byłbym tym, kim jestem. W każdym napisanym przeze mnie zdaniu zawarta jest Twoja esencja; to dzięki Tobie je piszę. Nie musisz nawet się uśmiechać, żebym się w Tobie zakochał, bo już jestem zakochany po uszy. Myślę, że osiągnęliśmy ten punkt, w którym staliśmy się jednym, a nasze „na zawsze” nie jest już tylko pragnieniem, lecz czymś najzupełniej realnym. Dziękuję Ci, Ester, za nieskończoność uczuć, które we mnie wzbudzasz, i za to, że potrafisz tchnąć życie w moje słowa. Kocham Cię, Komisiu. I Wam również dziękuję, Marga i Jose. Oraz Wam, Diana, Inma, María, Álvaro… Przyrzekam, że zawsze będę dbał o jej szczęście. Podziękowania dla całej mojej rodziny, za Wasze wsparcie w czasie tej pięknej przygody. Dla mojego wujostwa i kuzynostwa. Dla moich dziadków, którzy z całą pewności widzą mnie teraz z miejsca, w którym są. Tak często ich wspominam… Stokrotne dzięki dla moich przyjaciół z Carmony, dla wszystkich z akademika Leonardo da Vinci, dla tych, których spotkałem w czasie wszystkich tych lat w Madrycie, dla całej Palestra Atenea, którą z prawdziwym bólem serca pożegnałem po tak długim czasie… Dziękuję, Nurio Mayoral, za to że jesteś właśnie taka, jaka jesteś, i Tobie, Fernando Burgueño, za tę empatię, która jest między nami, i Tobie, Jaime Roldán, bo jesteś prawdziwym geniuszem i wspaniałym doradcą. Dzięki dla Pauli Dalli, Alby Rico, Dani Ojeda, Rocío Muñoz, Patri Ordaz, Evy Rubio, Anabel Botella, Alicji&Alicji, Eleny Tiramisú, Antonia Martín Moralesa, Chenoy i jej mamy, Sandry Andrés, Javiera Ruescas, Maytreyi… To wielka przyjemność poznać osoby takie jak Wy i poczuć się częścią czegoś większego. Współpraca z wydawnictwem Planeta to ogromny przywilej. Tysiąckrotnie dziękuję za to szczególne i wyjątkowo miłe traktowanie, które otrzymałem w ciągu tych wszystkich miesięcy. Podziękowania dla całego Wydawnictwa, z nadzieją, że jest to dopiero początek wieloletniej współpracy przy kolejnych książkach i projektach. Myślę ostatnio często o Puri, która była w stanie zapewnić mi spokój konieczny przy pisaniu tej powieści, tak że nie musiałem martwić się niczym poza ostatecznymi terminami. Wielkie dzięki za to, że, dosłownie, opiekowałaś się mną, i za to, że potrafiłaś tchnąć we mnie ducha w najtrudniejszych momentach. Dzięki dla Ángeles, za jej dobre słowa i wielkie zaufanie; dla Marceli, za to, że postawiła na tę historię i dzieliła się ze mną swoją pogodą ducha; dla Sergi, za genialne pomysły i entuzjazm; dla Vero, za jej towarzystwo, poświęcenie i uśmiech w czasie tych najbardziej stresujących dni; dla Natalii, za jej życzliwość i pomoc przy dopracowywaniu tej historii. Wielkie dzięki, Miriam. Mam ochotę znów się z Tobą spotkać i posłuchać opowieści o Twojej małej córeczce. Dzięki dla Any Isabel, dla Anny, dla Javiera… Bardzo wiele się uczę i świetnie się bawię w czasie tych „planetarnych” doświadczeń. Kieruję wyrazy ogromnej wdzięczności do tego świetnego zespołu profesjonalistów, który, tak w pracy, jak
i w życiu prywatnym, tworzy dziesięć wspaniałych osób. Najważniejsi w całej tej zabawie jesteście jednak Wy, czytelnicy moich powieści. Bez Was nie osiągnąłbym zupełnie nic, to pewne, a moje książki istniałyby tylko w mojej wyobraźni, jako marzenie do spełnienia. A tymczasem to już piątą powieść, którą publikuję w ciągu trzech lat – sięgając myślą do początków, czyli do tamtego 3 lipca 2008 roku, na Fotologu-, a przecież zaczynałem od absolutnego zera. To dzięki Wam dokonał się ten cud: dzięki Waszym komentarzom, Waszemu wsparciu, Waszej życzliwości, Waszym twittom, Waszym prywatnym wiadomościom i Waszym mailom… Bo cała ta historia należy do Was i macie takie samo prawo jak ja do tego, by być jej częścią. Jesteśmy jedną drużyną, wspaniałą drużyną. Bądźmy wciąż w kontakcie, przez Tuenti, przez Facebooka, przez Twittera (@franciscodPaula), przez moją stronę internetową (www.la-webdebluejeans.com), przez maila… I nie dlatego, że czuję się do tego zobowiązany, ale dlatego, że bardzo to lubię. Jesteście częścią mojej codzienności. Dziękuję Wam z całego serca. Ogromne podziękowania dla Was wszystkich, którzy ustawiacie się w kolejkach – czasem kilometrowych – po mój autograf, za to, że kupujecie moje książki, za Wasze nerwy i Wasze uśmiechy. Wciąż nie mogę uwierzyć, że przychodzicie tam po to, żeby spotkać się ze mną. To niesamowite! Dzięki dla Clásicas, dla Valencianas i dla Princesas z Sewilli, dla Embajadoras Cpp, dla Granizado, dla Arándano, dla Sugus, dla wszystkich moich ponad osiemnastu tysięcy followersów na Twitterze… Dziękuję też Olence Frías, Anie Marco, Marii Torres, Rocío Parrado, Albie Miguel, Albie Noa Jiménez, Mar Monroig, Larze Pereira, Mónice García, Sandrze Rodríguez, Mercedes Hermoso, Ruth Cámara, Rubenowi Graña, Marinie Rubio, Marcie Peinado, Marcie Pérez, Laurze Graña, Irati Ugartetxe, Blance Sánchez i Magalí Restovich. Podziękowania dla wszystkich czytelników z Chile, Peru i Meksyku, za wspaniałe przyjęcie, które otrzymałem od Was tego lata. Oraz dla wszystkich pozostałych z Ameryki Łacińskiej oraz z Europy. Jest nas coraz więcej i otwiera się przed nami wspaniała przyszłość. Dziękuję Laurze García oraz pozostałym dwóm Laurom, Adrianie, Gianluce, Isaakowi, Andrei i całej ekipie ze Starbucksa przy Callao, z którą, dzięki tej książce, spędziłem tyle godzin przy literaturze i kawie. Dziękuję wszystkim z Cafetería-Restaurante Riazor oraz z Hotelu Confortel Atrium, w którym, po raz kolejny, skończyłem pisać tę historię. Luisie, Marcie i pozostałym kelnerom z Vips’a przy ulicy Mayor, za to, że tak dobrze mnie tam traktują. W ciągu tych miesięcy wielkiego skupienia odkryłem również wspaniałych artystów, którzy, nic o tym nie wiedząc, stali się moją dodatkową motywacją do pisania. Chodzi mi o to, co nazwałem #ProyectoYouTube. Dzięki dla Maialen Gurbindo (@maitxutxu), zakochałem się w Twojej piosence Llámame niña, dla Soni Obviously (@soniobviously), dla Alby Mirás (@alba_miras), Andrei Garcy (@AndreaGarcy), dla Esther Izquierdo (@IzquierdoEsther), dla Edu Ruiza (@Edu-Music94)… Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się poznać Was osobiście i posłuchać na żywo. I, wreszcie, chciałbym złożyć specjalne podziękowania księgarniom: tym dużym i tym małym, tym, które mieszczą się w wielkich centrach i tym, które znalazły swój kąt przy sklepach papierniczych… Nie za to, jak dobrze mnie przyjmują za każdym razem, gdy się u nich pojawiam, i nie za to nawet, że tak świetnie potrafią sprzedać moje książki. Podziękowania należą im się przede wszystkim za to, że swoim istnieniem oferują nam możliwość zagłębienia się w miliony książkowych światów. I mam nadzieję, że, pomimo czasów, w jakich żyjemy, wciąż będą istnieć. Na samym końcu chciałbym jeszcze poprosić o coś tych, którzy doczytali moje słowa aż do tego miejsca: kupujcie książki, nie ściągajcie ich z Internetu! Wiem, że łatwiej i taniej jest ściągnąć sobie PDF, jednak oznacza to koniec literatury. I nie mam tu na myśli moich książek, ale książki w ogóle. Jeśli będziemy uprawiać piractwo, to skończymy nie tylko z autorami, bestsellerami i początkującymi pisarzami, lecz także z księgarniami, wydawnictwami, handlowcami, drukarniami, tłumaczami. Byt wielu tysięcy rodzin zależy od tego, czy będziemy kupować książki czy ściągać je gratis z Internetu. Wspominam o tym również ze względu na osoby, które piszą i marzą o tym, by zacząć publikować: jeśli problem będzie się pogłębiać, to przestaną pojawiać się nowi pisarze. To nie są moje wymysły, to najprawdziwsze wołanie SOS. Być może nie powinienem pisać o tym tutaj, robię to jednak, bo, choć wielu z Was pewnie
nie zdaje sobie z tego sprawy, to my, którzy pracujemy na tym polu, widzimy, jak problem ten rośnie z dnia na dzień. Przemyślcie, proszę, moje słowa. Teraz mamy jeszcze czas, żeby temu zaradzić, ale niewykluczone, że nadejdzie kiedyś taki dzień, w którym będzie już za późno na jakiekolwiek rozwiązanie. Żegnam się podziękowaniami dla Was wszystkich, którzy przeczytaliście tę książkę. Mam nadzieję, że Wam się podobała, i że spotkamy się znowu w trzeciej części tej trylogii. Kiedy najmniej się tego spodziewasz…
Botellón – spotkanie w parku, na placu, na ulicy itp., w czasie którego imprezowicze piją duże ilości zakupionych w sklepach alkoholi, słuchają muzyki i rozmawiają. Zwyczaj bardzo popularny wśród młodych Hiszpanów (przyp. tłum.). 2 Przybliżenie, zbliżenie, bliskość (przyp. tłum.) 3 W hiszpańskich szkołach skala ocen ma 10 punktów. (przyp. tłum.) 4 Kiedy cię nie ma – (przyp. tłum.). 5 Czy nie mogliśmy być wodą? – (przyp. tłum.) 6 Narodziłem się z chłodem – (przyp. tłum.) 7 Te czarne oczy (przyp. tłum.) 8 Uwięzło mi w gardle (przyp. tłum.) 9 Piłkarze klubu Atético Madryt grają w koszulkach w czerwone i białe paski. (przyp. tłum.) 10 Colchonero – wytwórca materacy, tapicer. Dawniej w Hiszpanii materace miały poszewki w czerwone i białe pasy, podobne do tych z koszulek Atlético, dlatego właśnie do graczy i kibiców tej drużyny przylgnęło takie przezwisko. (przyp. tłum.) 11 ESO – hiszpański odpowiednik polskiego gimnazjum, do którego uczęszczają uczniowie w wieku od 12 do 16 lat. (przyp. tłum.) 12 Nawiązanie do piosenki Un error de los grandes – Duży błąd. (przyp. tłum.) 13 Nazwij mnie dzieckiem. (przyp. tłum.) 14 El Glorioso – okryty chwałą. Tak mawiają o swoim klubie kibice Atlético (przyp. tłum.) 15 Radamel Falcao – napastnik Atlético Madryt w latach 2011 – 2013 (przyp. tłum.) 16 Cholo Simenoe (wł. Diego Simenoe) – szkoleniowiec Atlético Madryt, były piłkarz argentyński (przyp. tłum.) 17 Biały to kolor Realu Madryt. (przyp. tłum.) 18 Merengue – beza. Piłkarze i kibice Realu Madryt są tak nazywani ze względu na biały kolor strojów klubowych. (przyp. tłum.) 19 Chenoa – María Laura Corradini Falomir, hiszpańska piosenkarka argentyńskiego pochodzenia. (przyp. tłum.) 20 Calimocho – czerwone wino pół na pół z colą. (przyp. tłum.) 21 Estadio Santiago Bernabeu – macierzysty stadion Realu Madryt. (przyp. tłum.) 1