PRLAndrzejBrzeziecki Lekcje historii Antoni Dudek Jerzy Eisler Andrzej Friszke Jerzy Holzer Jan Kofman Paweł Machcewicz Piotr Osęka Andrzej Paczkowski...
11 downloads
42 Views
4MB Size
ej
drz
An
e j c i k L e tori s i h
P w
roz
m
a ow
L R
ch
Antoni Dudek
e Brz
Jerzy Eisler
cki zie
Andrzej Friszke Jerzy Holzer Jan Kofman Paweł Machcewicz Piotr Osęka Andrzej Paczkowski Dariusz Stola Wiesław Władyka Marcin Zaremba 1078853
Spis rzeczy 6
Dwa razy dwa jest szesnaście
rozmowa z Piotrem Osęką 32
Salami po polsku
rozmowa z Jerzym Holzerem 54
Niebywale uparty towarzysz rozmowa z Jerzym Eislerem
78
Improwizacja i majstersztyk rozmowa z Pawłem Machcewiczem
106
Śmierć ideologii
rozmowa z Wiesławem Władyką 132
Wiesław, śmielej!
rozmowa z Dariuszem Stolą 150
Stary kruk i lis z Katowic rozmowa z Jerzym Eislerem
178
Liberał w kontekście
212
Rewolucja to nie karnawał
248
rozmowa z Marcinem Zarembą
rozmowa z Andrzejem Friszkem
Pyrrusowe zwycięstwo generała
rozmowa z Andrzejem Paczkowskim 262
Ślepa uliczka
rozmowa z Antonim Dudkiem 288
Szczepkowska miała rację
rozmowa z Antonim Dudkiem, Janem Kofmanem i Andrzejem Paczkowskim 314
Mazowiecki niemalowany rozmowa z Andrzejem Paczkowskim
326
Czy ta Polska była Polską? rozmowa z Janem Kofmanem
354
indeks nazwisk 1078853
Dwa razy dwa jest szesnaście (lata 1944-1945)
Rozmowa z Piotrem Osęką
Piotr Osęka (ur. 1973) jest adiunktem w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Opublikował: Marzec ‘68 (2008), Rytuały stalinizmu (2007) oraz Syjoniści, inspiratorzy, wichrzyciele. Obraz wroga w propagandzie Marca 1968 (1999). Stały współpracownik „Gazety Wyborczej”. Od 2006 roku uczestniczy w międzynarodowym projekcie badawczym Uniwerstytetu w Oksfordzie: Around 1968: Activism, Networks, Trajectories. 1078853
Żołnierz radziecki przed siedzibą władz PKWN w Lublinie, 27 kwietnia 1945 roku. Fot. PAP/CAF/Trachman
1078853
7
Ilu kłamstw można by się doliczyć w informacji nadanej 22 lipca 1944 przez moskiewskie radio o utworzeniu w Polsce Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego? Aleksander Sołżenicyn powiedział kiedyś: ZSRR – cztery litery, cztery kłamstwa. To samo można powiedzieć o PKWN. Trudno zaprzeczyć, że byli to Polacy. Nie był to jednak żaden wybrany „komitet”, tylko wytypowane ciało, nie było żadnego „wyzwolenia”, tym bardziej „narodowego”. Żadnej decyzji Krajowej Rady Narodowej dotyczącej powołania PKWN nie było, wszystko zostało wcześniej przygotowane w Moskwie. Powstanie PKWN ogłoszono 22 lipca, ale to też fałsz – przecież do 27 lipca członkowie PKWN byli w Moskwie. Datę wybrano nieprzypadkowo, chciano tym zasygnalizować przyszłą wschodnią granicę Polski, zgodną z linią Curzona i wolą Józefa Stalina. Dlatego zajęcie jeszcze w lipcu 1944 roku Wilna czy Lwowa nie mogło być momentem wyzwolenia Polski. PKWN był organem czysto fasadowym, instrumentem nowej władzy, ale warto pamiętać, że Stalin do końca się wahał, na kogo w Polsce postawić. Decyzję podjął ledwie kilka dni wcześniej, niemal w ostatniej chwili. Zastanawiał się bowiem nad zignorowaniem komunistów w Polsce oraz Krajowej Rady Narodowej i utworzeniem rządu wyłącznie w oparciu o Związek Patriotów Polskich, czyli tych, którzy przeżyli wojnę w Związku Radzieckim. Wśród niektórych historyków panowała opinia, że działacze Polskiej Partii Robotniczej, powołując Krajową Radę Narodową, uratowali względną niezależność władzy w Polsce, bo inaczej mielibyśmy po prostu radziecką administrację. KRN powstała w okresie dużego zamieszania. W 1942 i 1943 roku w komunistycznym ruchu konspiracyjnym dzieją się dziwne rzeczy. Ginie sekretarz KC PPR Marceli Nowotko, o zorganizowanie jego 8
zabójstwa oskarżony jest Bolesław Mołojec. Zostaje zabity. Potem 1078853
31 grudnia 1943 / 1 stycznia 1944 następuje seria aresztowań, przepadają radiostacje
– powstaje Krajowa Rada Narodowa.
i urywa się kontakt z Moskwą, który przywrócono
7 lipca 1944
dopiero w 1944 roku. W takich warunkach Władysław Gomułka przejmuje kontrolę nad PPR i w noc sylwestrową 31 grudnia 1943 powstaje KRN. Leon Kasman dowiedział się, że jest jakaś KRN, reprezentacja komunistów, dopiero gdy spotkał się partyzantami Mieczysława Moczara na Lubelszczyźnie. Przekazał tę informację do Moskwy. Między Kasmanem i Moczarem doszło do konfliktu, bo Moczar nie chciał ustąpić przed człowiekiem przysłanym z Moskwy. Ten konflikt będzie się tlić całe lata.
– zaczynają się walki o Wilno, bierze w nich udział Armia Krajowa.
17 lipca 1944 – dowódca zgrupowania wileńsko-nowogródzkiego AK pułkownik Aleksander Krzyżanowski zostaje aresztowany przez Sowietów.
A Moczar nie był moskiewskim agentem? Pewnie był, przecież w 1941 roku przeszedł szkolenie w ZSRR, ale w 1943 był już chyba nieczynny. Nic nie wskazuje na to, aby w tym okresie nim sterowano. Nie miał zresztą nawet jak otrzymywać instrukcji i pewnie zerwał się z uwięzi. Stalin nie ufał komunistom w Polsce i dopiero po dłuższym namyśle zaakceptował powołanie KRN. PKWN był tego wyrazem, bo przedstawiciele KRN byli w Mo-
A jak na powstanie PKWN zareagował Gomułka, który był wtedy w Polsce? Był zaskoczony. Wspominał: o powstaniu PKWN dowiedzieliśmy się z nasłuchu moskiewskiej stacji radiowej „Kościuszko” i innych radzieckich rozgłośni. Ani członkowie KC PPR, ani członkowie KRN w kraju nie wiedzieli nawet o zamiarze powołania PKWN. Tylko delegacja KRN przebywająca w Związku Radzieckim uczestniczyła w procesie tworzenia i podejmowania tej decyzji.
1944-1945 / Rozmowa z Piotrem Osęką
skwie w chwili podejmowania najważniejszych decyzji.
Gomułka był oczywiście rozgoryczony. Przede wszystkim dlatego że jako sekretarz generalny PPR nie uczestniczył w podejmowaniu 1078853
9
decyzji. Sama decyzja i forma powołania PKWN, czyli władzy z nadania, nie budziła w nim jednak obaw. Powtarzał sam wielokrotnie, że wolne wybory były niemożliwe, gdyż komuniści nie mieliby w nich szans z racji małego poparcia. Akceptacji społecznej nie mieli, ale mieli rację historyczną i znajomość materializmu dialektycznego – to była ich legitymacja. Stalin i polscy komuniści nie zdecydowali się wtedy użyć słowa „rząd”, ale naśladując Francuzów, wymyślili „komitet” – dlaczego? Głównie z uwagi na aliantów. Nie chciano tak demonstracyjnie łamać zobowiązań i od razu przyznać, że przejmuje się całą władzę. Już stosowano coś, co potem zyska nazwę taktyki salami. Na razie chodziło o sprawy formalne i konstytuowanie się władzy – robiono to etapami. Po drugie, skład PKWN w żadnym przypadku nie zasługiwał na miano rządu. Nie miałby odpowiedniego autorytetu. Maria Dąbrowska w swoich wspomnieniach zastanawiała się, co to w ogóle za ludzie? Takie pytanie musiała zadawać sobie większość Polaków – jedynym znanym nazwiskiem był Witos, ale szybko się okazało, że to nie Wincenty, tylko jego brat Andrzej. Wincentego Rzymowskiego znały już węższe kręgi, Michała Rolę-Żymierskiego też, i to tylko ci, którzy pamiętali wielki skandal finansowy w przedwojennym wojsku i pokrętne tłumaczenia w sądzie. Podobno gdy Stalinowi przedstawiano kandydatów do PKWN i mówiono o Żymierskim jako o przedwojennym oficerze skazanym za defraudację, ten się żachnął: A! Znaczit on wor. Stalin nie szanował tych ludzi, wiedział, że nie mają autorytetu, i jeśli byli znani, to właśnie ze złej strony. Niewątpliwie tacy ludzie byli mu potrzebni. A sam przewodniczący – młody, zaledwie trzydziestopięcioletni Edward Osóbka-Morawski? Jacek Kuroń wspominał, że jego ojciec, przedwojenny socjalista, wiedział co nieco o ludziach PKWN, ale nie miał pojęcia, kim 10
jest ten Osóbka-Morawski. 1078853
22 lipca 1944 – ogłoszenie Manifestu PKWN.
Był postacią tak mało znaną, że nawet w oficjalnych
1 sierpnia 1944
dokumentach PKWN pisano jego nazwisko z błę-
– wybuch Powstania
dem. Jego rola była prosta – miał być przykrywką,
Warszawskiego.
socjalistą świadczącym o tym, że PKWN jest lewicowy, demokratyczny, a nie komunistyczny. I rzeczywiście, obecność komunistów została zamaskowana. Z kilkoma wyjątkami – najważniejsze stanowisko, szefa resortu Bezpieczeństwa Publicznego, objął Stanisław Radkiewicz. Policja polityczna była tą dziedziną, którą przejęto od razu i na żadne koncesje czy
31 sierpnia 1944 – PKWN uchwala dekret o wymiarze kary dla „zbrodniarzy faszystowskich i zdrajców narodu polskiego” – będzie służył za podstawę represji wobec AK.
ustępstwa propagandowe nie było miejsca. Ważniejsze były chyba te osoby, które nie weszły do PKWN? Rzeczywiście, Jakub Berman, Bolesław Bierut, Hilary Minc czy Konstanty Rokossowski, który dopiero później zastąpi Żymierskiego w resorcie obrony. W PKWN nie było też Romana Zambrowskiego. Od początku nie można było mieć złudzeń, że jest to gabinet przejściowy. Zresztą wszystkie rządy, aż do powołania gabinetu Józefa Cyrankiewicza, miały taki charakter i kolejne zdjęcia tych ekip okaz gry – niektórzy z nich nawet trafili później do więzienia. Czemu Wanda Wasilewska, choć weszła do PKWN, nie zdecydowała się na przyjazd do Polski? Czy Stalin rzeczywiście trzymał ją „na wszelki wypadek”? Trudno powiedzieć, do jakiego stopnia była to decyzja samej Wasilewskiej, a w jakim stopniu Stalina. Nie bez znaczenia jest charakter generalissimusa, który hołdował różnym stereotypom – dziś powiedzielibyśmy: „seksistowskim” – i uważał, że kobiety nie nadają się do polityki. Cenił Wasilewską, ale być może wolał nie spuszczać jej 1078853
1944-1945 / Rozmowa z Piotrem Osęką
zywały się niecenzuralne, bo co rusz któryś z polityków wypadał
11
z oka. Poza tym wydaje się, że i Wasilewska nie chciała jechać. Podobno miała się wyrazić, że zamieszka w Polsce, gdy ta będzie już sowiecką republiką. Na początku sierpnia w Lublinie spotkali się wreszcie w jednym miejscu członkowie PKWN, który od 1 sierpnia miał tam siedzibę, a także Gomułka, który zjawił się w tym mieście dzień przed nimi, i Bolesław Bierut, który przybył z Otwocka. Jak układała się ich współpraca? Przecież komuniści z Moskwy mieli wątpliwości co do Gomułki, który uważał, że w nowej władzy jest za dużo Żydów, a Bierut pisał na niego donosy do Moskwy. Dodatkowo cieniem kładła się wciąż niewyjaśniona śmierć Marcelego Nowotki. To tworzyło klimat podejrzeń. Niby wiadomo, że bracia Mołojcowie zabili, ale pewności nie było. Wszyscy wiedzieli, że proces odbył się naprędce, a i wyrok został wykonany pospiesznie. To, w jaki sposób Gomułka znalazł się na czele partii, wciąż budziło pytania, rodziło animozje i konflikty. Gomułka i Bierut się nie znosili. Konkurowali o wpływy w partii już w 1943 roku. Jednocześnie mieli bardzo odmienne charaktery. Gomułka był ekstrawertykiem i dawał w kość otoczeniu, Bierut – introwertyk – po cichu pisał donosy. Na polityce PKWN ciążył też szerszy podział – frakcja krajowa, czyli późniejsi „partyzanci”, miała poczucie, że powinna zostać jakoś wynagrodzona za walkę z okupantem. To, w jakim stopniu wkład Armii Ludowej i Gwardii Ludowej pomógł w zwycięstwie nad hitleryzmem, jest oczywiście rzeczą dyskusyjną. Raczej był to wkład niewielki, ale niewątpliwie krajowi komuniści mieli poczucie militarnych zasług i uważali, że wyższe stanowiska należą im się bardziej niż tym, którzy siedzieli bezpiecznie na zapleczu, w Moskwie. Na zapleczu, u boku Stalina, wcale nie było tak bezpiecznie… To prawda. Po Wielkiej Czystce nikt już nie mógł się czuć bezpiecz12
ny. Członkowie ZPP wiedzieli przecież, co stało się z kierownictwem 1078853
6 września 1944 – PKWN uchwala dekret o reformie rolnej.
Komunistycznej Partii Polski, wezwanym w 1938 roku do Moskwy – że ich rozstrzelano, powsadzano do łagrów. Franciszek Mazur wciąż leczył rany
24 listopada 1944 – premier polskiego rządu
po torturach NKWD. Polscy komuniści w Moskwie
w Londynie Stanisław Mikołajczyk
musieli mieć świadomość, że zamiast do przyszłe-
podaje się do dymisji.
go rządu, w każdej chwili mogą trafić do więzienia śledczego w Lefortowie.
31 grudnia 1944 – PKWN zostaje przekształcony
Latem 1944 roku fiasko – nie militarne, ale poli-
w Rząd Tymczasowy.
tyczne – poniosła akcja „Burza”, której celem było pokazanie, że należy liczyć się z Polską uznającą rząd w Londynie. Tadeusz Żenczykowski w „Polsce Lubelskiej 1944” pisał: „Już w ostatniej dekadzie lipca sztaby wszystkich okręgów AK wiedziały o podstępnych metodach likwidacji AK zastosowanych w Wilnie. Niezrozumiałe więc było postępowanie tych wyższych oficerów AK, którzy dawali się złapać na przynętę sowieckich obietnic i gwarancji. Trudno było przypuszczać, że wykazywana gotowość dalszej walki z Niemcami powstrzyma sowieckie represje. Zwodnicze umowy nie zapewniały też bezpieczeństwa tysiącom akowców”. Jak wytłumaczyć zachowanie dowódców Armii Krajowej?
nałoby się daniu im argumentu za represjami. Komuniści byli też innym przeciwnikiem niż Niemcy, bo jednak mieli jakieś poparcie społeczne. Nowa rzeczywistość, którą nieśli, nie była tak postrzegana jak hitleryzm. Nie było w związku z tym powszechnego przyzwolenia na opór wobec Armii Czerwonej. Po drugie, całkiem możliwe, że oficerom AK, wychowanym według zasad II RP, nie mieściło się w głowie, że można tak oszukiwać. Tym bardziej że oficerowie sowieccy byli bardzo kordialni. Negocjacje w sprawie spotkania, które potem doprowadziło do procesu szesnastu, toczyły się w atmosferze pełnej gwarancji osobistej nietykalności. 1078853
1944-1945 / Rozmowa z Piotrem Osęką
Brakiem alternatywy. Wystąpienie zbrojne przeciw Sowietom rów-
13
Po trzecie, AK miała także naiwne wyobrażenie, że Sowieci po zachodniej stronie linii Curzona będą się zachowywać inaczej. Mieli przecież pretensje do ziem na wschód od niej, ale na terenach, które sami uznawali za polskie, powinni zachowywać się inaczej. Po czwarte wreszcie, panowało przekonanie, że alianci nie pozwolą na taką grandę. Te złudzenia były dość silne. To był czas, gdy Wisła dzieliła ziemie polskie nie tylko pod względem geograficznym, ale też historycznym. Po jej jednej stronie już zaczynała się historia państwa nazwanego później PRL, po drugiej wciąż trwała historia II wojny światowej – z jej kulminacyjnym dla Polaków momentem: Powstaniem Warszawskim. Czy zdawano sobie sprawę, że klęska Powstania jest też fundamentem nowej Polski? Oczywiście panowało rozgoryczenie, że Sowieci wmanewrowali Polskę Podziemną w tę sytuację, ale jak wiemy, choćby z historii procesu szesnastu, to rozgoryczenie nie przeszkodziło dalszym negocjacjom. Natomiast stosunek polskich komunistów do Powstania był wypadkową polityki Stalina. A ten najpierw mówił, że nic się w Warszawie nie dzieje, potem, że to jakaś ruchawka, nic poważnego, i dopiero na końcu niechętnie zgodził się na udzielanie pomocy. To też element historii, która poprzedza dzieje PRL. Co komunistom wtedy w duszy grało? Trudno powiedzieć. Łatwiej ustalić, co głosiła później propaganda. Dla władzy najważniejszym źródłem poparcia była wówczas antyniemieckość. Czciło się więc pamięć tych, którzy walczyli z Niemcami także w Powstaniu. Rocznice Powstania z początku obchodzono hucznie, podkreślano bohaterską walkę warszawiaków z Niemcami, ale w tej pamięci nieobecni byli dowódcy Podziemia. Podczas obchodów rocznicy w roku 1945 wleczono kukły Hitlera, Göringa i palono je na stosie. Było to zgodne z rytuałem zemsty. W 1946 pojawiły się już jednak wzmianki o tym, że naiwność i ofiarność warszawiaków została wykorzystana przez londyńską klikę. Powstanie znikło z propagandy w roku 1949, gdy 14
komuniści pozbyli się konkurentów do władzy. 1078853
17 stycznia 1945 – wyzwolenie Warszawy, dzień później zostaje
Część komunistów chciała pomóc Warszawie, choćby
oswobodzony Kraków.
Gomułka. Berling ruszył na pomoc, za co ukarano go odwołaniem ze stanowiska dowódcy I Armii.
19 stycznia 1945 – generał Leopold Okulicki
Pojawiają się głosy, że nie za to został odsunięty, tylko za donosy, jakie słał do Stalina na kierownictwo PPR. Ale rzeczywiście obowiązywała wersja, że pomoc militarna była niewykonalna. W nocy z 15 na
rozwiązuje AK.
4–11 lutego 1945 – konferencja w Jałcie.
16 września zrobiono próbę i okazało się, że desantu nie da się przeprowadzić, zdobyto przyczółek na Czerniakowie, ale potem go utracono. Co prawda, zapewne celowo, desant ten nie miał wsparcia artyleryjskiego. Jest też prawdą, że strategicznym celem Powstania było zdobycie mostów. Tego celu powstańcy nie osiągnęli i Sowieci mieli wymówkę: nie mieli jak przyjść z pomocą. Nie spotkałem się z nadmierną rozpaczą komunistów nad losem Powstania. Oni usuwali z własnej wizji świata to, co im ją psuło – a tragedia Warszawy psuła wizję wyzwolenia Polski od wschodu. Polscy komuniści nie byli tylko cynicznymi karierowiczami, losy członków KPP pokazują, że byli ofiarni i ideowi, to nie podlega dyskusji, jednocześnie musieli nauczyć się nie widzieć wielu rzeczy. W dokumentach z posiedzeń PKWN z września 1944 nie ma nic o Powstao Powstaniu, które jeszcze walczy – ani słowa. Czy między członkami PPR w kraju a działaczami Centralnego Biura Komunistów Polskich w Moskwie były duże różnice poglądowe? Wszyscy byli zgodni co do tego, że zostaną przeprowadzone reformy. Gomułka nie miał większych zastrzeżeń do kopiowania modelu radzieckiego. Poza kołchozami oczywiście.
1944-1945 / Rozmowa z Piotrem Osęką
niu. Jest dużo o reformie rolnej, o organizowaniu nowej władzy, ale
Gomułka, który w czasach KPP nie był bardzo ważną postacią i do pierwszej ligi wszedł dopiero jako lider PPR, podkreślał odejście tej partii od komunizmu. 1078853
15
Wtedy nie mogło to być źródłem napięć. Kładziono bowiem niezwykły nacisk na narodowy i robotniczy charakter nowej władzy. To była propaganda. Nieprzypadkowo odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne pojawi się dopiero parę lat później i wtedy wszyscy zaczną sobie przypominać, co mówił Gomułka. W latach 1944–1945 szaty narodowe były najważniejszym strojem nowej władzy. Wszędzie, gdzie przejmowała ona kontrolę, wieszano biało-czerwone flagi. Front przesuwał się na zachód w czasie, gdy wypadły dwie rocznice: 7 listopada, czyli rewolucji bolszewickiej 1917 roku, i 11 listopada 1918 roku – odzyskania niepodległości przez Polskę. Obie były organizowane jakby jednym tchem. W kolejnych miastach i miejscowościach pełnomocnicy PKWN przygotowali obchody patriotyczne. Był to już, co prawda, „postępowy” patriotyzm, a więc z Kościuszką, a nie Piłsudskim, ale też ze mszami polowymi i całą otoczką religijną. Jednocześnie pojawiły się portrety Stalina. Jesień 1944 roku to pierwszy okres, kiedy można je było ujrzeć. Potem na jakiś czas znikły. Władza wysyłała sprzeczne komunikaty. Celebrowała przejęcie rządów przez Polaków – choćby przez uroczyste zawieszenie Orła Białego na budynkach użyteczności publicznej, a z drugiej strony w świetlicach obchodzono rocznicę rewolucji, jako święto państwowe najważniejszego sojusznika. Mogło to stanowić niepokojący sygnał, ale ludzie byli bardzo spragnieni symboliki narodowej. „Nad umęczoną polską ziemią znów powiały biało-czerwone sztandary” – głosił Manifest PKWN. Potrzeba polskości była silna i komuniści to wiedzieli. Jednocześnie lansowali hasło, że nie ma powrotu do Polski przedwrześniowej. Tak naprawdę dzieje PRL zaczynają się w roku 1939, kiedy rozsypała się II Rzeczpospolita. Druga połowa lat trzydziestych to okres militarnej buńczuczności ekipy pułkowników. Oni mówili, że nie ma 16
miejsca na demokrację, bo trzeba bronić państwa przed zagrożenia1078853
27 marca 1945 – aresztowanie przez NKWD przywódców Podziemia.
mi. Gdy przyszedł wrzesień 1939 roku, skończyło się to kompromitacją, bo trudno inaczej nazwać
8 maja 1945
ucieczkę rządu, prezydenta, a przede wszystkim
– kapitulacja III Rzeszy.
naczelnego wodza. Ludzie mieli poczucie, że ich świat się zawalił. Dlatego to, co komuniści obie-
18 czerwca 1945
cywali w sferze ideowej, mogło w jakimś stopniu
– w Moskwie zaczyna się proces
być kuszące. I władza była polska, afiszowała się
przywódców Podziemia.
z tym. Orzełki były na czapkach – bez korony, ale jednak. Społeczeństwo chciało Polski, ale niekoniecznie takiej jak w ostatnich latach istnienia II RP. Z drugiej strony, komuniści bardzo łatwo zaprzepaszczali ten kredyt zaufania. Znamy listy przejęte przez cenzurę wojenną, w których Polacy skarżyli się na sytuację. Było to po części związane z zachowaniem się Armii Czerwonej. Na posiedzeniach PKWN martwiono się, że szanse na zdobycie autorytetu są niszczone przez zachowanie żołnierzy radzieckich. Ludzie zaczęli mówić, że znowu po ulicach chodzi „ruskie gestapo”. Uwięzienie żołnierzy 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK na zamku w Lublinie, gdzie wcześniej mieściło się hitlerowskie więzienie, i w obozie na Majdanku pokazywało, czego należało się spodziewać po nowej władzy. Utworzony właśnie Urząd Bezpieczeństwa też stał się jednym z pierwszych ambasadorów nowej
I dość szybko okazało się, że PPR jest partią w Polsce po prostu słabą… Komuniści byli przyzwyczajeni, że są mniejszością. W ich światopoglądzie mieściło się to, że są awangardą postępu, a społeczeństwo musi dojrzeć do marksizmu. Gomułka we wspomnieniach pisał, że miał świadomość nikłego poparcia. Poparcie społeczne komuniście nie przystoi – bo nie sztuką jest rządzić, kiedy ma się poparcie, lecz wtedy, gdy się go nie ma, ale za to ma się rację. Gomułka taki pozo1078853
1944-1945 / Rozmowa z Piotrem Osęką
władzy. Osobną kwestią było zachowanie się przedstawicieli nowej władzy – od razu bowiem pojawiło się dygnitarstwo.
17
stał. W 1956 roku nie chciał przemawiać do tysięcy ludzi na placu Defilad. Żaden demokratyczny polityk nie odmówiłby sobie takiej okazji, a on nie chciał, bo uważał, że to, co istotne, zostało już powiedziane wcześniej, na VIII plenum. W 1944 i 1945 roku bardziej niż małe poparcie martwiło go jednak powszechne przekonanie o tym, że nowa władza pochodzi z moskiewskiego nadania. Na plenum mówił – niech nas wyklinają, ale jako polskich komunistów, a nie jako agentów sowieckich. Jednocześnie sowieckie wsparcie dawało komfort i poczucie siły. Komuniści byli spokojni, bo wiedzieli, że mają przewagę. A poparcie? Ono przyjdzie z czasem, a jak nie, to społeczeństwo przynajmniej pogodzi się z tą władzą i z tym, że nie da się jej zmienić. Jakub Berman nawet po latach mówił Teresie Torańskiej, że jest przekonany, iż „suma konsekwentnie i umiejętnie prowadzonych przez nas działań przyniesie w końcu efekty i stworzy nową świadomość Polaków” – choćby za sto pięćdziesiąt lat. Nowa władza zresztą dość szybko dawała się oszukiwać własnej propagandzie. Niemal od razu zaczęły się „akademie ku czci” – z wymuszoną frekwencją. Komuniści sami dawali się uwieść tej ułudzie. Jakie komuniści mieli jeszcze atuty poza patriotyczną frazeologią? Przede wszystkim reformę rolną. O nacjonalizacji przemysłu na razie nie wspominano. Zresztą tego przemysłu praktycznie nie było. Ziemie zajęte w 1944 roku i przed wojną były mało uprzemysłowione, a to, co zostało, zniszczyła wojna, w dodatku ze zburzonych fabryk Sowieci wywozili resztki maszyn. Natomiast reforma rolna została zauważona. To było to, czego II RP nie udało się zrealizować, a komunistom tak. Nie wszyscy chłopi byli pewni, czy należy tę ziemię brać. To wynikało z powszechnych obaw w tych niepewnych czasach. Poja18
wiały się pogróżki, że tych, którzy wezmą, spotka kara, ale dla wielu 1078853
28 czerwca 1945 – powstaje Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej z udziałem
Polaków była to forma sprawiedliwości dziejowej. Oczywiście, sposób przeprowadzania tej reformy
Stanisława Mikołajczyka.
był bezprawiem, ale nie przesadzałbym znowu
5 lipca 1945
z tym, że chłopi się tak bardzo wzruszali losem zie-
– Stany Zjednoczone i Wielka
miaństwa. Nie jestem pewien, czy tak ich poruszało
Brytania uznają TRJN.
rąbanie pałacowych mebli, zamienianie dworków w stajnie. Reforma rolna nie jest do końca zbadana, ale można założyć, że zbudowała krótkotrwałą popularność władzy. Chłopi byli warstwą mało źródłotwórczą, raczej nie pisali pamiętników, jak inteligencja, ale nawet kiedy ogląda się stare kroniki, widać radość i satysfakcję. Choćby podczas potańcówek organizowanych w dawnych posiadłościach ziemskich. Wreszcie nastąpiło odwrócenie porządku – poniżeni zostali wywyższeni. To taki element karnawału – nastąpiła zamiana ról. Reformy wprowadzane przez PKWN były śmiałe, ale oddzielną kwestią jest to, że projekty tych reform pojawiały się już w czasie okupacji. Rada Jedności Narodowej tworzyła swój program. Planowano dokończenie reformy rolnej i przejęcie przez państwo części środków produkcji. Po klęsce II RP panowała bowiem zgoda, że potrzebne są reformy społeczne. Komuniści nie byli więc szczególnie oryginalni, ale jako jedyni mieli możliwość działania. I znów, komuniści nie potrafili tego wykorzystać. Jednocześnie przychodzi bowiem terror, dzielni. Gdyby jednak jesienią 1944 roku istniał OBOP, zanotowałby wzrost poparcia dla nowej władzy. W pierwszych miesiącach funkcjonowania nowej władzy wyróżniane są trzy wobec niej postawy: odrzucenie jakichkolwiek kontaktów z komunistami, robienie tego, co możliwe, oraz uznanie komunizmu za ostatecznego zwycięzcę, poddanie się mu i włączenie się w system – jak uczynił to Bolesław Piasecki. Wybitna badaczka Krystyna Kersten nie bez powodu nazwała ten okres „między oporem a przystosowaniem”. Spektrum postaw było szerokie. 1078853
1944-1945 / Rozmowa z Piotrem Osęką
dostawy obowiązkowe i rekwizycje, za parę lat akcja tworzenia spół-
19
Warto pamiętać, że Stanisław Mikołajczyk, który z punktu widzenia Polaków żyjących w kraju jest bohaterem i symbolem sprzeciwu wobec komunizmu, dla środowisk emigracyjnych był zdrajcą. Na emigracji Mikołajczyk był przykładem człowieka, który zdradził sprawę, o którą walczył. A przecież wiemy, że rzesze uczestników oporu, łącznie z członkami Narodowych Sił Zbrojnych, weszły w struktury władzy. Ludzie wstępowali albo do PPR, albo do PPS i przejmowali lokalne struktury administracji państwowej. Skalę tego zjawiska można poznać, czytając materiały samej partii, przygotowane przez komisję kontroli partyjnej. Komuniści martwili się tym, i dwa, trzy lata później przystąpili do oczyszczania swoich szeregów z ludzi, którzy mieli „haczyk akowski”. Indywidualne motywy przyłączania się do nowej władzy były bardzo różne. Od walenrodyzmu, aby rozsadzać komunistów od środka i nie pozwolić im zagarnąć wszystkiego, aż po postawę pracy organicznej. Poza tym nowy ustrój spełniał nadzieje różnych politycznych radykałów, i to niekoniecznie spod znaku KPP. Wydaje się, że postawa na przykład Bolesława Piaseckiego, jego włączenie się w nową rzeczywistość, wynikała w dużej mierze z tego, że on już przed wojną głosił pochwałę totalitaryzmu. ONR chciało państwa jednonarodowego, rządów silnej ręki, militaryzacji społeczeństwa, odrzucenia liberalnej tradycji parlamentarnej. I to wszystko po 1945 roku się ziściło. Wreszcie ludzie przypuszczali, że dany porządek utrzyma się dłuższy czas i komuniści nie odejdą tak łatwo. Próbowano więc znaleźć jakąś niszę, która pozwoliłaby pogodzić własne przekonania polityczne i rzeczywistość. Moment, w którym zgasła ostatnia nadzieja, że system będzie można zmienić od środka, był największym zwycięstwem komunistów. Temu służył cały mechanizm ceremonialny, pochody, akademie – pokazywanie społeczeństwu, że system będzie wieczny. Ludzie byli zmęczeni wojną, chcieli odnaleźć spokój i ład, nie mieli już sił do walki z nowym okupantem – bo to była okupacja, 20
głównie radziecka. Gdy zgasła nadzieja na konflikt zbrojny, zmianę 1078853
komunizmu od środka, gdy ludzie zrozumieli, że nie tylko oni, ale też ich dzieci będą żyć w tym systemie, przeorientowali swoje postawy i strategie życiowe. Starali się urządzić na tyle, na ile się dało. Czy rewolucja lat 1944–1945, o której ciągle mówili komuniści, miała wiele wspólnego z klasycznym modelem rewolucji? Żadnej rewolucji nie było. Rewolucja powinna obalić stary porządek, a tak się nie stało, bo brudną robotę wykonali Niemcy. Komuniści weszli do kraju, gdy panował chaos. Posuwali się z frontem, zastawali sytuację, w której Niemców już nie było. Aktywizowały się podziemne i akowskie struktury albo przedwojenne elity – dyrektor szkoły, proboszcz, ale nie powstały żadne szersze struktury, więc nie było czego obalać. Nowa władza potrzebowała mitu rewolucji – budowała przecież nowe jutro śmiałych reform społecznych. Odwołując się do Richarda Pipesa, który pisał, że w Rosji w 1917 roku była prawdziwa rewolucja lutowa i sztuczna październikowa, czyli tak naprawdę zwykły pucz, można powiedzieć, że w 1944 roku w Polsce nawet nie było puczu, bo władzę zniszczyła okupacja. Za to siły kontrrewolucji, według komunistów, podnosiły głowę. Stanisław nową władzę, których ofiarą miało paść blisko czterdzieści osób. Trudno ocenić rzeczywiste siły oporu antykomunistycznego. To zresztą był już okres bandycenia partyzantki. Sytuację w ówczesnej Polsce można trochę porównać do sytuacji w Iraku po obaleniu Saddama Husajna: jakieś strzelaniny, ciągle ktoś na kogoś napada. To był czas niepewności i braku bezpieczeństwa, gdy cena życia była niska. Lekarz i kronikarz Zamojszczyzny Zygmunt Klukowski wspominał, jak został napadnięty przez żołnierzy AK, których w czasie okupacji leczył: w 1945 roku zwyczajnie go napadli i obrabowali. Cudem uratował życie. 1078853
1944-1945 / Rozmowa z Piotrem Osęką
Radkiewicz w październiku 1944 roku podawał dane o zamachach na
21
Wraz z odpływem dowódców i warstwy inteligenckiej partyzantka siłą rzeczy zaczęła się przeradzać w grupy samozwańcze. Te grupy dalej posługiwały się patriotyczną retoryką, ale żyły już z rabunku; głosiły walkę z komunistami, ale de facto walczyły z każdym, kto zagroził ich władaniu na danym terenie. Dlatego zdefiniować opór zbrojny jest bardzo trudno, bo każdy przypadek trzeba rozpatrywać osobno. Niemniej – przy wszystkich tych zastrzeżeniach – należy pamiętać, że to Wolność i Niepodległość, a nie PPR była organizacją walczącą o niepodległość Polski. Na jesieni 1944 roku PKWN postanowił przyspieszyć. Zdecydowano się na zaostrzenie walki klasowej. Wcześniej Stalin wezwał Bieruta na dywanik. Czy nowi władcy Polski mieli się czego obawiać? Charakter nowej władzy i jej relacji ze Stalinem najlepiej obrazuje niezwykle wymowna scena, do której doszło wtedy na Kremlu, a którą relacjonował roztrzęsiony Bierut. Otóż gdy polska delegacja przybyła na Kreml, tradycyjnie zorganizowano bankiet, czyli ostrą popijawę. Bierut nie był człowiekiem nadmiernie pijącym, więc szybko się upił. W pewnym momencie Stalin i Mołotow wzięli go na bok, rzecz musiała być chyba zaaranżowana, bo pozostali, widząc to, jakoś się ulotnili i rozeszli po kątach. Stalin zaczął wyzywać Bieruta od najgorszych: Czto ty, job twoju mat’, diełajesz’ w Polsze? Kakoj ty kommunist, ty sukin syn. Ten myślał, że tyran się upił, próbował to wszystko obrócić w żart. Wtedy naskoczył na niego Mołotow. Bierut, gdy się zorientował w powadze sytuacji, jąkając się, zadeklarował zrzeczenie się wszystkich stanowisk, jeśli radzieccy towarzysze mają jakieś zastrzeżenia. Na co usłyszał od Stalina, że jakby były jakieś zastrzeżenia, to tej rozmowy w ogóle by nie było… Stalin, wedle relacji Bieruta składanej 9 października na posiedze22
niu Biura Politycznego, miał mu powiedzieć, że polscy komuniści 1078853
dzięki niemu dysponują teraz taką siłą, że jak powiedzą: dwa razy dwa jest szesnaście, to wszyscy przytakną. Ale – miał ostrzec Stalin – nie zawsze tak będzie. Było to więc „przyjacielskie” upomnienie, a naprawdę danie służbie po pysku – dla zasady. Stalin tak się odnosił do polskich komunistów. Wyjątkiem był Gomułka. Wspominał on, choć może trochę koloryzował, rozmowy pełne wzajemnego szacunku, w których Stalin okazał się uważnym słuchaczem. Gomułka miał odwagę na przykład powiedzieć Stalinowi, że sądzenie przywódców Podziemia w Moskwie było błędem. Nikt, nawet Mołotow czy Beria, nie miałby takiej odwagi. Wtedy na Kremlu w rozmowie z Bierutem Stalin zwrócił polskim towarzyszom uwagę, że nie zachowują się jak prawdziwi komuniści, że reforma rolna jest zaniedbana, że walka propagandowa prowadzona jest zbyt delikatnie. Stalin po prostu wyraźnie określił kierunek rozwoju. Niemal jednocześnie z Polski poszły alarmujące depesze o puczu przygotowywanym przez partie opozycyjne – miał to być pretekst do zaostrzenia represji, próba zmuszenia PKWN do większej czujności. Czy była to intryga Stalina? Stalin dał w ten sposób odczuć, że trzeba walczyć z reakcją. Być może przyszło im to do głowy i żeby nie poczuli się zbyt pewnie, dał im do zrozumienia, że zawsze może ich wymienić na kogoś, kto weźmie Polskę pod but, a wtedy jakiekolwiek pucze będą nie do pomyślenia. Komuniści prowadzący łagodną politykę i zyskujący poparcie społeczne nie byliby tak zdani na radziecką pomoc. Pamiętajmy też, że on lubował się w bezsensowym okrucieństwie. Z drugiej strony w październiku 1944 roku dochodzi do masowych dezercji z nowo tworzonej II Armii, do której siłą wcielano akowców. Być może właśnie dlatego Beria decyduje się wówczas na zwiększenie sił NKWD działających na terenie Polski. 1078853
1944-1945 / Rozmowa z Piotrem Osęką
się obawiał, że polscy wykonawcy jego woli zaczną brykać. Żeby nie
23
W październiku 1944 roku do Moskwy przybył na rozmowy Stanisław Mikołajczyk w towarzystwie Churchilla. Stalinowi i polskim komunistom zależało na pozyskaniu go do rządu. Dlaczego akurat jego? Mikołajczyk był im potrzebny do tego, do czego potrzebny był brat Witosa. Miał być dowodem na to, że powstaje polski rząd demokratyczny, reprezentujący większość społeczeństwa. Jednak gdy Mikołajczyk już został wicepremierem, natychmiast ruszyła antypeeselowska propaganda. Na co liczył? Łudził się, że będzie miał jakieś pole manewru. Polityka jest grą możliwości. Zgodził się prowadzić z komunistami rozmowy i była to cena za możliwość gry w Polsce. Uważał, że skoro komuniści chcieli negocjować, była to obiecująca przesłanka. Obecność w kraju postrzegał też jako obowiązek wobec narodu. Nie chciał, aby rząd emigracyjny odwracał się od tego, co się działo w Polsce. Tym różnił się od większości elit w Londynie. Zapewne nie wiedział, że komuniści przyznają mu tak małe pole manewru. Nie do końca się też orientował, co planują niedawni sojusznicy Polski. O tym, że alianci zgodzili się na zmianę polskich granic, dowiedział się od Mołotowa w czasie negocjacji. Była to dla niego bolesna niespodzianka. Dowiedział się o tym rzeczywiście w trudnej sytuacji, ale to nie mogło być dla niego aż takim zaskoczeniem. Już w styczniu 1944 roku Churchill oznajmił mu, że popiera radzieckie propozycje, by wschodnią granicę Polski oprzeć na linii Curzona. Później obaj premierzy przeprowadzili wiele gwałtownych rozmów na ten temat, ale Mikołajczyk nie miał żadnych argumentów przetargowych. Churchill 24
zresztą też nie, po prostu obaj musieli zaakceptować decyzję Stalina. 1078853
Mikołajczyk musiał przełknąć zmianę granic. Wszystkie jego kalkulacje opierały się na przyszłych wyborach. Liczył, że alianci będą je kontrolować – nie przychodziło mu do głowy, że wybory mogą być jednym wielkim oszustwem. 31 grudnia 1944 doszło do przekształcenia PKWN w Rząd Tymczasowy. Czy wtedy właśnie komuniści poczuli, że ich władzy już nic nie zagraża? Na wszelki wypadek zadbano, by ta zmiana dokonała się „na prośbę” narodu. Przeprowadzono całą akcję propagandową – były społeczne petycje i prośby o utworzenie rządu. Prośba „została wysłuchana”. To był kolejny etap – najpierw komitet, potem rząd tymczasowy, potem doszło sformułowanie „jedności narodowej” i wreszcie można było zrezygnować z pozorów tymczasowości. Te decyzje były wypadkową dwóch zmiennych – zaprowadzania nowego ładu w Polsce oraz sytuacji międzynarodowej. Wtedy było już jasne, że alianci wiele w obronie Polski nie zrobią i można sobie pozwolić na coraz więcej. Jak to możliwe, że w Jałcie tak dużo, wedle wspomnień choćby Churchilla i Anthony’ego Edena, ówczesnego ministra spraw zagranicznych Wielkiej
Politycy mają skłonność do racjonalizowania własnych działań, zwłaszcza we wspomnieniach. W ostatnich miesiącach wojny porozumienie z ZSRR było nadrzędną wartością i nie o Polskę aliantom chodziło. Blok demokratyczny nie chciał ryzykować nowego konfliktu zbrojnego. Stalin mógł kazać swoim wojskom iść dalej, ale demokratycznie wybrani przywódcy USA i Wielkiej Brytanii wiedzieli, że nowa wojna nie znajdzie zrozumienia wśród społeczeństw ich krajów. Sprawa polska nie istniała w świadomości opinii publicznej na Zachodzie, a to ona wiązała polityków. Przedmiotem sporu mogły 1078853
1944-1945 / Rozmowa z Piotrem Osęką
Brytanii, rozmawiano o Polsce, a tak mało osiągnięto?
25
być Niemcy, może Austria. Alianci przecież nie byli zachwyceni planowanym przesunięciem Polski na zachód. To Stalin walczył o naszą granicę zachodnią. Ze wspomnieniami polityków w sprzeczności pozostają relacje amerykańskiego ambasadora w Polsce Arthura Bliss Lane’a. Wielokrotnie próbował najważniejszym politykom Stanów Zjednoczonych zwrócić uwagę na konieczność wsparcia polskich demokratów – bezskutecznie. W końcu doszedł do wniosku, że jego misja de facto nie ma sensu, bo brak mu sojusznika we własnym rządzie. Czy w Jałcie Polska została zdradzona, jak sugerował to już w tytule swoich wspomnień Bliss Lane i jak uważa większość Polaków, czy może jest to ocena zbyt emocjonalna, niebiorąca pod uwagę realiów i interesu mocarstw? Właściwie, jeśli już mówimy o zdradzie, to nastąpiła ona w Teheranie. Tyle że takie stawianie sprawy nie ma, moim zdaniem, większego sensu. Powtórzmy: to Stalin dyktował warunki. Co mogli zrobić alianci? Zawiesić dostawy z lend-lease? Dla nich najważniejsze było pokonanie Hitlera i wiedzieli, że walki toczone przez Armię Czerwoną odciążają front zachodni. Zapewne czuli, że w związku z tym mają wobec Stalina jakiś dług wdzięczności. Starali się więc robić dobrą minę do złej gry, nawet jeśli widzieli brutalność i bezwzględność radzieckiej dyplomacji. Pod koniec marca 1945 roku przywódcy Polski Podziemnej zostali aresztowani, a następnie wywiezieni do Moskwy, gdzie czekał ich proces. Skoro polscy komuniści na miejscu zgotowaliby im prawdopodobnie podobny los, bo przecież nie podważali sensu procesu, tylko jego miejsce, to po co Stalinowi był ten proces w Moskwie? Z propagandowego punktu widzenia – co zresztą przyznawał sam 26
Gomułka – lepiej było sądzić szesnastu w kraju. Ale Moskwa nie 1078853
miała takich skrupułów, i to nie tylko w tym przypadku. Oni w ogóle nie myśleli w kategoriach pozyskiwania opinii publicznej, co dla polskich komunistów stanowiło spory problem. Inna rzecz, że w procesie szesnastu zapadły – jak na warunki radzieckie naturalnie – dość łagodne wyroki. Czerwcowe rozmowy o utworzeniu rządu z Mikołajczykiem ruszyły w tym samym czasie, co proces szesnastu. Czy nie był to dla Mikołajczyka moment, w którym należało wstać od stołu? Przystępował do negocjacji ze świadomością, że druga strona chce go wykiwać. Miał nadzieję, że może się jednak uda coś uzyskać i że każdy przyczółek czy nawet symbol, jakim będzie Polskie Stronnictwo Ludowe mówiące w Sejmie, a wcześniej w KRN, niekomunistycznym głosem, stanie się ważną zdobyczą. Zachowały się protokoły wystąpień Mikołajczyka, kiedy twardo zgłaszał sprzeciw wobec aresztowań i gwałcenia kolejnych ustaleń. Był gotów na ustępstwa, by móc wystartować w tych wyborach, ale to była dla niego granica kompromisu. Dlatego później Mikołajczyk nie godził się na wspólną listę wyborczą. Nie miał złudzeń, że komunistów będzie się można pozbyć, ale liczył, że PSL-owi uda się stworzyć sporą frakcję w Sejmie, która będzie w stanie blokować część miał w świecie polskiej emigracji – w końcu podał się do dymisji. Jego wybór był dramatyczny, ale dokonał go, aby budować opozycję w kraju. Poniósł klęskę – była to, jak napisał Andrzej Paczkowski, „klęska realisty”. W jakim stopniu działania PKWN i Rządu Tymczasowego stworzyły system, w którym Polacy żyli przez następne czterdzieści pięć lat? Trwałe było wyłączenie mechanizmów wyborczych i strach przed nimi. Dotyczyło to także władzy lokalnej. Zniszczono samorząd. 1078853
1944-1945 / Rozmowa z Piotrem Osęką
poczynań władzy. Musiał w tym celu poświęcić cały autorytet, który
27
Rady Narodowe najpierw miały być wybierane, ale skończyło się na tym, że do końca istnienia PRL obsadzano je odgórnie. De facto władza została ustanowiona już na początku. Istniał jeszcze jakiś margines swobód, ale dotyczył wypowiedzi, a nie decyzji, bo wszystkie najważniejsze decyzje zostały skupione w rękach, którymi kierowała Moskwa. Wtedy też opracowano sposób kooptacji do elity. Kluczem była wierność i lojalność. Zapanowała sztuczna jedność, a zarazem sztuczny pluralizm. Bo niby było kilka partii i stronnictw, ale one wszystkie miały mówić jednym głosem. Inną „trwałą zdobyczą” było powstanie struktur aparatu bezpieczeństwa. Ludzie, którzy go tworzyli, stanowili filar nowej władzy. Pełnomocnicy Radkiewicza podróżowali po kraju i budowali struktury. Wykorzystano kujbyszewiaków – absolwentów kursów NKWD w Kujbyszewie, przyszłą elitę Urzędu Bezpieczeństwa. W 1944 roku większość represji stosowały wojska radzieckie i NKWD. Dopiero w 1945 roku został ostatecznie skonstruowany polski system terroru. Dekrety PKWN służyły potem za podstawę represji i niszczenia były żołnierzy AK. Zaczęło się zabieranie ludzi z ulicy, zakładanie więzień i obozów pracy. W 1945 roku utworzono instytucję, której sama nazwa wkrótce zaczęła wzbudzać strach: Komisję Specjalną do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym. Ona nie walczyła z AK ani z wrogami politycznymi, jak UB, za to prześladowała zwykłych ludzi. Władza zaczęła wchodzić w sfery pozapolityczne – szkolnictwo, wymiar sprawiedliwości – było to budowanie systemu totalitarnego i rozbijanie społeczeństwa obywatelskiego, a właściwie tych jego resztek, które przetrwały wojnę. Gdzieś tam na dole człowiekiem władzy był milicjant, nawet nie ubek. To milicjanci będą wkrótce pisać sprawozdania z wieców PSL i pomagać w tropieniu chłopów, którzy nie oddali zboża. Ale wtedy jeszcze nie atakowano Kościoła, jednego z filarów ówczesnej polskości. W materiałach PKWN i naradach Resortu Informacji i Propagandy, 28
i to już w roku 1944, pojawiały się tezy, że „trzeba pozyskać kler”. 1078853
Uważano, że ten zawsze trzyma z władzą i bierze stronę najeźdźcy i ciemiężyciela, co zresztą było także ciekawą refleksją komunistów na własny temat… W związku z tym religia miała być elementem uwiarygodniającym nową władzę i ta wykonywała wobec Kościoła przyjazne gesty. Jednym z nich była pozorowana pobożność. Pochody pierwszomajowe poprzedzano mszą, przedstawiciele PKWN uczestniczyli w procesjach Bożego Ciała. A 22 lipca 1945, w rocznicę powołania PKWN, w Warszawie odsłonięto i poświęcono pomnik Chrystusa Króla. Na uroczystości obecny był Bierut, który ucałował kropidło i wykonał znak krzyża. Całkowite odrzucenie aksjologicznego porządku, jaki wyznawało polskie społeczeństwo, byłoby zbyt szokujące. Dlatego komuniści prezentowali się jako pobożni patrioci, choć jednocześnie afiszowali się z przyjaźnią dla ZSRR. W tamtym czasie ceremoniał komunistyczny nie został ostatecznie ukształtowany, a to ważne, bo ceremoniał jest kodem, dzięki któremu można odczytać cele każdej władzy. Wprost przedstawił je Gomułka, który w czerwcu 1945 roku wypalił do Mikołajczyka: władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy. Jak długo przy władzy utrzyma-
U władzy utrzymali się ci, którzy legitymowali się KPP-owskim rodowodem. Były wyjątki potwierdzające regułę, jak Józef Cyrankiewicz, ale w gruncie rzeczy ludzie z innego rozdania okazali się przejściowi. Mieli odegrać rolę paprotek i potem szybko ich wyeliminowano. Rzeczywistą elitą byli ludzie z KPP, a ci dzielili się na tych, którzy wojnę przeżyli w kraju, i tych, którzy przeżyli ją w ZSRR. Następne dekady stały pod znakiem tej właśnie formacji. Oczywiście nakładały się na to nowe podziały generacyjne i różne wydarzenia. Część ekipy wykruszyła się w 1956 roku przy destalinizacji, poważną czystką 1078853
1944-1945 / Rozmowa z Piotrem Osęką
ła się ekipa, która przejęła kontrolę nad Polską na przełomie lat 1944–1945?
29
działaczy KPP był rok 1968, kiedy to pokolenie Związku Młodzieży Polskiej – dość już zleżałych młodych działaczy – coraz mocniej na nich napierało. Ostateczny kres formacji ideowych, dogmatycznych komunistów przyniosła dopiero epoka Gierka, który postawił na innych ludzi. Gierek nie miał przeszłości komunistycznej, nie wiadomo, czy w ogóle był komunistą. W 1970 roku wraz z nim doszli do władzy technokraci, ludzie, dla których władza stanowiła cel sam w sobie. Data 22 lipca pozostała jednak do końca ważna w kalendarzu PRL. Wszystko, co dobre, powinno się kojarzyć właśnie z nią: w 1950 roku otwarto w Warszawie Trasę W-Z, Konstytucję PRL z 1952 roku uchwalono także 22 lipca. Dwa lata później w rocznicę PKWN uruchomiono pierwszy wielki piec w Nowej Hucie. 22 lipca 1974 oddano do użytku warszawską Trasę Łazienkowską, a w 1975 – dworzec lotniczy na Okęciu. W 1982 roku w przeddzień święta zwolniono z internowania tysiąc osób, a rok później zniesiono stan wojenny. Jeszcze w 1990 roku prezydent Wojciech Jaruzelski przesłał do Sejmu list protestujący przeciwko likwidacji święta 22 lipca. Pisał: „Skreślenie 22 lipca z listy dni znaczących w dziejach narodu byłoby aktem niezrozumiałym dla milionów Polaków, których udziałem był ówczesny wielki awans społeczny, oświatowy i cywilizacyjny”.
30
1078853
Aby wiedzieć więcej, przeczytaj: Krystyna Kersten, Narodziny systemu władzy. Polska 1943–1948, Poznań 1989 Tadeusz Żenczykowski, Polska Lubelska 1944, Warszawa 1990
1944-1945 / Rozmowa z Piotrem Osęką
Jerzy Andrzejewski, Popiół i diament, Warszawa 1983
1078853
31
Salami po polsku (lata 1946–1947)
Rozmowa z Jerzym Holzerem
Jerzy Holzer (ur. 1930) jest historykiem i politologiem. Od 1989 profesor Uniwersytetu Warszawskiego, od 1990 profesor Instytutu Studiów Politycznych PAN. Od 2004 roku profesor w Collegium Civitas. Opublikował m.in.: Solidarność 1980–1981. Geneza i historia (wydanie poza cenzurą, 1983), Komunizm w Europie. Dzieje ruchu i systemu władzy (2000), Europejska tragedia XX wieku. Druga wojna światowa (2005) oraz Europa wojen 1914–1945 (2008). 1078853
Warszawa, 1946. Plakaty z ustawą o referendum ludowym. W głosowaniu (30 czerwca 1946 roku) Polacy mieli odpowiedzieć na 3 pytania: czy są za zniesieniem senatu, za dokonywanymi przemianami społeczno-gospodarczymi i czy chcą państwa w granicach określonych w roku 1945. Fot. PAP/Jerzy Baranowski 1078853
33
Dlaczego do liczenia głosów oddanych w referendum 30 czerwca 1946 roku trzeba było sprowadzić pomoc ze Związku Radzieckiego? Odpowiednie policzenie głosów musiało sprawiać kłopoty. Zdarzały się przecież i takie przypadki, że zatkała się kanalizacja, w którą wepchnięto oryginalne karty do głosowania, albo zapalił się budynek komisji, bo do pieca wrzucono zbyt dużo kart… Moskwa musiała uznać, że niezbędne jest dopilnowanie procesu liczenia głosów. Nie było przekonania, że polscy komuniści sobie poradzą. Na Kremlu w ogóle powątpiewano w sprawność lokalnych komunistów w poszczególnych krajach. Obawiano się, że nie będą tak skuteczni, jak trzeba i jak są w Związku Radzieckim. Do wszystkich krajów tworzącego się bloku wschodniego Moskwa wysyłała doradców, którzy albo przebywali tam stale, albo nadzorowali konkretne posunięcia. Casus Jugosławii pokazał, jak bardzo Moskwie zależało na kontrolowaniu krajów w Europie. Oczywiście osobną kwestią jest to, czy strona polska aż tak bardzo życzyła sobie wsparcia z ZSRR. W literaturze rosyjskiej ostatnich lat można spotkać pogląd, że to krajowi komuniści bardzo chcieli zaprowadzać porządek na wzór radziecki i oni są głównymi winnymi nieszczęść, jakie spotkały wówczas między innymi Polskę. Nie jest to pogląd zupełnie niesłuszny, bo część polskich komunistów była wychowana w kulcie wzorów radzieckich. Jakie wnioski wyciągnęli polscy komuniści z przebiegu referendum? Zrozumieli, że trzeba się bardzo przyłożyć do sfałszowania wyborów do Sejmu. Wzmocnić zastraszanie i ulepszyć sposoby preparowania wyników, aby trudniej było złapać sprawców za rękę. Była to lekcja, jak przeprowadzić głosowanie, żeby je wygrać. Zgodnie z nauką Stalina: wygrywa nie ten, na kogo głosuje większość, ale ten, kto może 34
podać korzystne dla siebie wyniki. 1078853
30 czerwca 1946 – referendum ludowe. Głosujący odpowiadają na trzy pytania:
Czyli zrozumieli, że także w Polsce można bezczelnie
czy są za zniesieniem senatu,
sfałszować wyniki i ujdzie to na sucho?
czy popierają reformę rolną i nacjonalizację przemysłu i czy chcą
Na Zachodzie wiedziano, że wszystkie głosowania
państwa w granicach określonych
odbywają się pod naciskiem i z fałszerstwami, ale
w roku 1945. Oficjalnie na pierwsze
nie potrafiono ocenić skali tych zjawisk. Stwierdzo-
pytanie „tak” odpowiada 68,2
no tylko jedno i drugie. Zachodni politycy nie znali
procent głosujących, na drugie
prawdziwych wyników, więc nie mieli się do czego
77,3, na trzecie 94,2 procent.
odwołać. Żywili za to przekonanie o ogólnej słabo-
Na początku lat dziewięćdziesiątych
ści demokracji w Polsce.
XX wieku prof. Andrzej Paczkowski ujawnił dane, według których poparcie dla propozycji PPR
Wzmocnione pogromem Żydów w Kielcach?
wynosiło odpowiednio:
Tak. Nie jestem zwolennikiem interpretacji, że
26,9, 42 i 67 procent.
Kielce nie miały związku z referendum. Trudno mi bowiem uwierzyć, że przypadkiem nastąpiło coś tak cennego dla komunistów, i to dokładnie między referendum a podaniem do publicznej wiadomości jego wyników. Tego nie można dziś dowieść, ale dla mnie była to koronkowa robota. Czyżby o takim korzystnym obrocie spraw miał stanowić przypadek? Nie jest prawdą, że to był ły się też na Węgrzech, Słowacji i Ukrainie. Ale ten był głośny, bo nadano mu taką – jak się dziś mówi – rangę medialną, że przesłonił ogłoszenie wyników referendum. Informacje o wyrokach w sprawie pogromu ukazały się równocześnie z wynikami referendum. Kielce dostarczyły wspaniałego argumentu propagandowego. Zachód zobaczył, że w Polsce do wyboru jest albo skrajna antysemicka prawica, albo komuniści. To przekonanie mogło odgrywać istotną rolę w USA, gdzie tradycyjnie środowiska żydowskie są dość wpływowe. Po drugie, kształt zbrojnego podziemia po 1945 roku musiał być zauważalny dla zachodnich dyplomatów. Zachód mógł się obawiać, że jeśli nie wygrają komuniści, to wcale nie jest powiedziane, że zwyciężą 1078853
1946–1947 / Rozmowa z Jerzym Holzerem
jedyny powojenny pogrom w Europie Wschodniej. Takie rzeczy dzia-
35
demokraci. Gomułka raz po raz oskarżał Mikołajczyka o to, że jest faszystą. Cenzura zablokowała oświadczenie Mikołajczyka potępiające pogrom, co mniej wtajemniczeni, a takich była większość, mogli odebrać jako brak reakcji antykomunistycznej opozycji. Do referendum doszło niejako w zastępstwie wyborów, bo PSL nie chciało się zgodzić na start w wyborach w jednym bloku z komunistami. Czy to nie był błąd z punktu widzenia strategii? Wśród haseł PSL było i takie: „Tylko kaczka, głupi ptak, mówi ciągle: tak, tak, tak. Mądry człowiek wie, co chce, i na pierwsze mówi: nie”. Referendum pozwoliło policzyć, ile jest tych kaczek, i lepiej przygotować się do wyborów, czyli tak, żeby następnym razem było ich więcej. Referendum rzeczywiście było próbą generalną i testem, jak należy fałszować wybory. Z tej perspektywy zresztą próba nie wypadła bardzo dobrze. Myślę jednak, że gdyby PSL nie zaakceptowało tego rozwiązania, komuniści znaleźliby inne argumenty, aby odsunąć wybory. Był przecież przypadek węgierski, gdzie wybory odbyły się wcześniej i komuniści je przegrali, choć czuli się tam pewniej niż w Polsce, a na pewno byli mniej niepopularni. Na Węgrzech wygrała analogiczna do PSL Partia Drobnych Rolników. To brzmiało jak ostrzeżenie, a więc do takich wyborów, w których istniałaby niepewność co do wyniku, raczej by nie doszło. Także wtedy, gdyby PSL zgodziło się na wspólny blok, ale swoista instytucja sondażowa, jaką był Urząd Bezpieczeństwa, wskazywałaby, że nie będzie sukcesu – wybory starano by się za wszelką cenę odwlec. Głównym celem referendum było uderzenie w PSL? Było to zgodne z taktyką salami. Autorem tego pojęcia był przywódca węgierskich komunistów Mátyás Rákosi: przeciwników należało podzielić, odkrajać i połykać „po plasterku”. Ta taktyka w każdym kraju 36
miała swoją specyfikę, ale wszędzie ten proces wyglądał dość podob1078853
4 lipca 1946 – pogrom Żydów w Kielcach, giną 42 osoby.
nie. W Polsce etapy taktyki salami nie były wyraźnie oddzielone czasowo, różny był tylko ciężar działań w poszczególnych okresach. Najpierw niszczono opór zbrojny, potem opozycję legalną, czyli PSL, następnie współpracujących socjalistów, na koniec wzięto się do własnych szeregów i odkrojono Gomułkę. PSL wezwało do głosowania na „nie” w sprawie likwidacji senatu. A przecież przed wojną ta partia opowiadała się za zniesieniem tej instytucji. Zmiana stanowiska była wyraźnym sygnałem, że PSL nie legitymizuje partii komunistycznej i koniecznie chce się od niej odróżnić. PSL bało się, że jeśli zaproponuje głosowanie „trzy razy tak”, to da legitymizację komunistom. Po drugie,
11 października 1946 – aresztowanie działacza PSL Kazimierza Bagińskiego oraz dziennikarzy peeselowskiej prasy, między innymi Władysława Bartoszewskiego.
19 stycznia 1947 – wybory do Sejmu. Komuniści i ich sojusznicy zdobywają 392 mandaty, PSL – 27.
PSL zdawało sobie sprawę, że jeżeli pójdzie do referendum z taką samą pozycją jak komuniści albo do wyborów z jedną listą i ludzie odrzucą komunistów, to w jakimś sensie odrzucą także PSL. Zdecydowano się więc namawiać do głosowania „nie” na pytanie dotyczące senatu. Okazało się jednak – a wiemy to z utajnionych i bliższych rzeczywistości wyników referendum sporządzonych przez PPR, które szesnaście lat temu ogłosił profesor ko przeciwko komunistom, ale i przeciwko PSL, bo głosowano też w większości „dwa razy nie” i dość licznie „trzy razy nie”. Wtedy też musiano sobie z tego zdawać sprawę, bo jednak jakieś informacje przeciekały. To była prestiżowa porażka PSL, wpychała je w skomplikowaną sytuację, co było oczywiście na rękę komunistom. Profesor Paczkowski dotarł między innymi do notatek sporządzonych ręką Bieruta. Czemu komuniści nie zadbali o zatarcie takich śladów? Odpowiedź na to pytanie jest równie trudna, jak wyjaśnienie przyczyn pozostawienia w tajnych archiwach radzieckich wielu materia1078853
1946–1947 / Rozmowa z Jerzym Holzerem
Andrzej Paczkowski – że duża liczba głosów została oddana nie tyl-
37
łów kompromitujących Stalina. Pierwsza odpowiedź, jaka się nasuwa, to przekonanie władców o trwałości systemu komunistycznego. Druga – wiara w to, że potomni pochwalą ich za tak zręczne fałszerstwa, które ocaliły najlepszy w dziejach ludzkości system, a nie zganią. Charakterystyczne, że w polskiej propagandzie komunistycznej po roku 1956 to referendum niemal nie istniało. Materiały być może zachowano po to, by w jakiejś kolejnej akcji ujawniania błędów i wypaczeń pochwalić się uczciwością, która nie będzie już nic kosztowała, bo winni albo nie będą już żyć, albo wcześniej zostali potępieni i odsunięci od władzy. To alianci namawiali Stanisława Mikołajczyka do zgody na referendum, a po ogłoszeniu wyników słabo protestowali. Jaka była ich ówczesna polityka wobec Polski? W 1946 roku wyzbywano się już złudzeń. Ten proces rozpoczął się podczas wizyty Winstona Churchilla w Moskwie w październiku 1944 roku. Churchill zaczynał rozumieć, co czeka Europę Środkową i Wschodnią, dlatego zaproponował to rozwiązanie z procentami: w poszczególnych krajach Związek Radziecki będzie miał tyle procent wpływów, a alianci tyle. Na przykład w Rumunii 90 do 10, w Bułgarii 75 do 25. Wiedział już, że nastąpi podział na strefy wpływów, ale liczył, że nie będą one do końca zamknięte. Jego propozycja była de facto gestem obronnym. Natomiast Amerykanie znacznie dłużej wierzyli, że Europa będzie kontynentem otwartym, owszem, na wschodzie będą dominować interesy ZSRR, na zachodzie Anglosasów, ale w zasadzie będzie to współpraca. Amerykanie do tego stopnia ufali Stalinowi, że bali się, czy na Kremlu nie dojdzie do zmiany na kogoś mniej wiarygodnego. Sedno nieporozumienia i wynikające z tego fiasko polityki aliantów tkwiło jednak nie w zaufaniu do Stalina, lecz w przekonaniu, że w Eu38
ropie Wschodniej i Środkowej mogą pojawić się rządy jednocześnie 1078853
8 lutego 1947 – powstaje nowy rząd z Józefem Cyrankiewiczem jako premierem.
demokratyczne i proradzieckie. Było to niemożliwe. Nawet prorosyjski, w szerokim rozumieniu tego słowa, Czech Eduard Beneš był niechętny komunizmowi i zapatrzony we wzorce zachodnie. Polity-
2 kwietnia 1947 – aresztowanie Kazimierza Pużaka.
cy zachodni usiłowali więc rozwiązać kwadraturę
26 kwietnia 1947
koła. Chcieli zachować po wojnie trwałą współpracę
– rozpoczyna się akcja „Wisła”.
trzech czy czterech, licząc z Francją, mocarstw i odbudować Europę bez żelaznej kurtyny. Amerykanie
lipiec 1947
sądzili, że takie rozwiązanie jest w interesie ZSRR.
– w Rzymie ukazuje się pierwszy
Nie rozumieli, na czym polega interes państwa to-
numer „Kultury”.
talitarnego. A on nie polegał na rozwoju gospodarczym, przelewie środków, jak w planie Marshalla,
4 sierpnia 1947
możliwości zmniejszenia wydatków na armię i tak
– rozpoczyna się proces
dalej, lecz na zagwarantowaniu władzy. I nawet nie
Zygmunta Augustyńskiego
jest do końca prawdą, że Anglosasi zdradzili Polskę
z „Gazety Ludowej”, organu PSL.
– oni po prostu nie rozumieli sytuacji.
Oskarżony o szpiegostwo, zostaje skazany na 15 lat. Tydzień później
Ale w 1946 roku chyba już rozumieli? Churchill wygłosił słynną mowę w Fulton, w której powiedział o żelaznej kurtynie.
zaczyna się proces Franciszka Niepokólczyckiego i działacza PSL Stanisława Mierzwy.
tyle że w korespondencji. Zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. W 1946 roku Amerykanie też przestawali żyć złudzeniami. Polskę już spisali na straty i chcieli powalczyć o Niemcy. Istniała bowiem jeszcze wspólna komisja kontrolna, granica biegnąca w poprzek Niemiec jeszcze była nie do końca zamknięta. Nie mieli złudzeń, ale nakłaniali Mikołajczyka, żeby szedł na wybory w styczniu 1947 roku, gdy ten chciał je zbojkotować.
1946–1947 / Rozmowa z Jerzym Holzerem
Właściwie to on podobnego sformułowania użył już w 1945 roku,
Nie widzieli innego wyjścia. Zdawali sobie sprawę, że przegrali Polskę. Alternatywą byłoby tylko krwawe rozwiązanie, na co nie mieli ochoty. 1078853
39
Mikołajczyk zresztą też nie. Dlatego namawiali go do ustępstw, na które szedł do pewnego momentu, a potem już mógł tylko ogłosić swoiste non possum. W przeciwnym razie straciłby tożsamość. Dla aliantów nadmierne zaostrzenie sytuacji w Polsce byłoby niewygodne. Demaskowałoby ich bezradność. Oni nie chcieli trzeciej wojny światowej, a ostry konflikt w Polsce pokazałby, że nie mają nic w ręku. Próbowali jeszcze ratować sytuację planem Marshalla, ale to był już czas, kiedy – z wyjątkiem Czechosłowacji – komuniści w pełni przejęli władzę w krajach Europy Wschodniej. Jakie więc było międzynarodowe znaczenie Polski – od napaści na nią rozpoczęła się II wojna światowa, a jej żołnierze walczyli na wszystkich frontach świata? W gruncie rzeczy nikłe. Już w Jałcie okazało się, że o jej podstawowych sprawach decydują trzy mocarstwa. Dla Amerykanów Polska się nie liczyła. Nie byli tu zaangażowani. Prowadzili politykę atlantycką ukierunkowaną na kraje zachodnioeuropejskie, potem zwrócili się ku polityce śródziemnomorskiej, byli aktywni w Turcji i w Grecji, ale polityka kontynentalna ich nie interesowała. Prezydent Roosevelt już w 1944 roku nie chciał dać żadnych gwarancji Polsce, gdy Mikołajczyk się o nie zwracał. Wielka Brytania przejawiała większe zainteresowanie tym obszarem, ale to były dla niej peryferie. Dla zachodnich aliantów istotne były Niemcy. Niezależnie od tego, czy chciano pomniejszyć ich znaczenie, czy odwrotnie, wzmocnić. W latach 1946–1947 Zachód wykonał jeszcze kilka gestów, ale Polskę uznał za sprawę straconą. Tylko po co amerykański sekretarz stanu James Byrnes publicznie powąt40
piewał w trwałość granicy na Odrze i Nysie? 1078853
22–27 września 1947 To wiązało się z polityką wobec Niemiec. Próbowano zdobyć tam popularność właśnie takimi wypowiedziami. A że musiało to zostać negatywnie przy-
– narada dziewięciu partii komunistycznych w Szklarskiej Porębie. Powstaje Kominform.
21 października 1947
jęte w Polsce? Cóż... A demokracja?
– Stanisław Mikołajczyk ucieka
To hasło zaraz po wojnie było kompletnie zużyte ideologiczne. Od momentu, w którym uznano, że II
z Polski przy pomocy ambasady Stanów Zjednoczonych.
wojnę światową toczą demokracje przeciw niedemokracji, czyli faszyzmowi. De facto więc ZSRR uznano za demokrację, i już nie bardzo było wiadomo, co to słowo znaczy. Niby system, w którym powinny być demokratyczne wybory, ale zaraz się okazywało, że w takich krajach jak Polska nie mogą brać w nich udziału partie wrogie ZSRR. A kto miał o tym decydować? Sam ZSRR… Pojęcie demokracji nie było jasne nawet w okresie zimnej wojny. Do szeroko pojętego Zachodu należały równie dobrze demokracje, jak i dyktatury. Dla Zachodu taka Portugalia to była „nasza” dyktatura. Jeśli więc kraj nie musi być demokratyczny, żeby mieć akceptację Zachodu, to dlaczego nie można uznać kraju niedemokratycznego na wrócił w latach siedemdziesiątych słowu demokracja właściwe znaczenie i wydobył je jako broń ideologiczną. Politycy PSL tak argumentowali: „Sytuacja w kraju i los narodu zależny jest od sytuacji międzynarodowej, ale najważniejsze to, że sytuacja ta zależy od postawy narodu. Jeżeli tej postawy nie będzie, nikt nie będzie się mógł o nas upominać”. Tak w 1946 roku mówił Stanisław Bańczyk – jeden z liderów ludowców. Czysta naiwność i mały kontakt z rzeczywistością. 1078853
1946–1947 / Rozmowa z Jerzym Holzerem
Wschodzie? Właściwie dopiero prezydent USA Jimmy Carter przy-
41
A co mieli mówić ludziom? Z politycznego punktu widzenia mogło to być pragmatyczne, ale jeśli było mówione z wiarą w te słowa – była to naiwność. Tragedia Mikołajczyka polegała na tym, że on, podobnie jak politycy zachodni, uwierzył w 1945 roku, że Europa w jakimś sensie pozostanie otwarta. Nie on jeden tak sądził. Wielu działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej też tak myślało. Tym samym kierowało się wiele tysięcy żołnierzy, którzy z Zachodu wrócili do Polski. Uważano, że ZSRR chce, aby Polska była wobec niego przyjazna i lojalna, to wystarczy. To było myślenie życzeniowe w sytuacji, w której każdy inny pogląd spychał w beznadzieję. Po 1945 roku właściwie możliwe były dwa warianty: komunistyczny lub podporządkowanie się komunistom. Tą drugą drogą poszły różne środowiska – endeckiego pochodzenia grupa Zygmunta Wojciechowskiego, przywódca PAX-u Bolesław Piasecki. Kalkulowali, że skoro nie da się inaczej, należy podjąć próbę ratowania części substancji narodowej u boku komunistów. Takiej logice sprzyjały niektóre posunięcia nowej władzy: polityka wobec Ziem Zachodnich, budowa jednonarodowego państwa, ostre akcenty antyniemieckie. Inną postawą, niż przyjęta przez PSL, była walka zbrojna. Miała ona jednak sens tylko przy założeniu, że dotrwa się do trzeciej wojny światowej. Ten pogląd ignorował rzeczywistą sytuację i to, że na Zachodzie nikt nawet nie myślał o wojnie w tym pokoleniu. Mikołajczyk też nie wierzył w nową wojnę. Jak to się stało, że społeczeństwo było nastawione tak antykomunistycznie, a zarazem spokojnie patrzyło na tragedię niekomunistycznych partii i ruchów politycznych; potrafiło głosować przeciw komunistom, ale zarazem przyjmowało sfałszowane wyniki? To było bardzo zmęczone społeczeństwo. Mogło jeszcze głosować 42
przeciw, i to była odwaga pójść za parawan na oczach komisji i pil1078853
nujących milicjantów, ale nic więcej. Panowała frustracja i przekonanie o zdradzie Zachodu. Dziś istnieje pewna moda na powojenne zbrojne podziemie. Jednak ta forma protestu nie była wtedy akceptowana ani przez kierownictwo PSL, ani przez główne postaci rozwiązanej Armii Krajowej. Wzywano do zakończenia oporu. Stosunek do podziemia nie wynikał tylko z postawy kapitulacji, ale też z tego, że znaczna część ruchu podziemnego była wówczas bardzo skrajna: nacjonalistyczna i antysemicka. Tej części społeczeństwa, zwłaszcza inteligencji, która nie była tak skrajna, taka postawa była zupełnie obca. Tacy ludzie jak Władysław Bartoszewski, Aleksander Gieysztor czy Kazimierz Moczarski być może mieli poczucie zagrożenia przez skrajną prawicę, która już w czasie wojny dobierała się do Biura Informacji i Propagandy AK. Komunistom za to chyba, paradoksalnie, zależało, aby podziemie rosło w siłę? Swoją polityką spowodowali, że wielu ludzi wracało do lasu. Dopóki istniało PSL, dopóty istnienie przynajmniej resztek podziemia było im na rękę. Jego siła nie była taka, by musieli się go bać, za to stwarzało trudną sytuację dla Mikołajczyka. Istnienie podziemia osłapodpowiadali to doradcy radzieccy, czy polscy komuniści sami doszli do takiego wniosku. Ponadto część środowisk PSL, szczególnie na prowincji, była w skomplikowanej sytuacji: gdzieś między ruchem oporu a legalną opozycją. Komuniści i tak oskarżali PSL o konszachty z „bandami”, a złapanie za rękę jakiegoś działacza PSL kontaktującego się z podziemiem było dodatkowym argumentem. Troską Mikołajczyka i dowódców AK było rozładowanie podziemia, aby zapobiec rozlewowi krwi, troską komunistów – coś przeciwnego. Anglicy namawiali PSL do zbliżenia z PPS. Czy to było realne? 1078853
1946–1947 / Rozmowa z Jerzym Holzerem
biało legalną opozycję i było to zgodne z taktyką salami. Nie wiem, czy
43
Dla PPS porozumienie z PSL musiałoby oznaczać zerwanie z PPR, a to było niemożliwe. Także ze względów pragmatycznych, bo PPS uważała ludowców za partię zbyt prozachodnią, by ta mogła odgrywać w ówczesnych warunkach istotną rolę. Za porozumieniem opowiadali się działacze PPS na emigracji, na przykład Adam Ciołkosz, ale Cyrankiewicz był przeciw. Niewątpliwie socjaliści byli zainteresowani istnieniem PSL, lecz nie chcieli jego zwycięstwa. Spore znaczenie dla relacji między tymi dwoma ugrupowaniami miała konkurencja w miastach. To była nie tylko konkurencja w pozyskiwaniu zwolenników, ale też, w jakimś sensie, konkurencja środowisk o sprzecznych poglądach. PSL było bowiem z założenia partią chłopską i nagle, jako alternatywa dla komunistów, stało się partią silną w miastach. Przed wojną w miastach istniała opozycja lewica–endecja. Oczywiście istniała też sanacja, ale po 1939 roku straciła popularność. Dla środowisk lewicowych PPS, mimo współpracy z komunistami, stanowiła jakąś propozycję i lewicowa inteligencja jeszcze miała do niej zaufanie. W miastach ludzie o poglądach endeckich szli do PSL. Pamiętam to nawet, niektórzy moi szkolni koledzy – w tym wieku przyjaźniliśmy się mimo różnych poglądów – mniej lub bardziej fascynowali się ideami Obozu Narodowo-Radykalnego, ale angażowali się w pracę dla PSL. Czy był możliwy inny scenariusz kampanii wyborczej przed wyborami 1947 roku? Wybory 1947 roku stwarzały alternatywę podobną jak przedtem referendum. Albo kapitulacja przed komunistami, zblokowanie się z nimi, albo walka wyborcza zakończona klęską, bo sfałszowanie wyników można było przewidzieć. Istniała tylko jedna furtka: bojkot wyborów. Wtedy jednak rezultat byłby podobny: wysoka sfałszowana 44
frekwencja i posadzenie PSL na ławie oskarżonych za bojkot demo1078853
kratycznych wyborów. Bojkotu nie życzyły sobie też mocarstwa zachodnie, bo przecież stale naciskały na przeprowadzenie wyborów, a teraz okazałoby się, że było to fałszywe posunięcie. Jakie nastroje zapanowały w PSL po ogłoszeniu wyników wyborów w styczniu 1947 roku? Co mogli zrobić zmarginalizowani posłowie PSL w Sejmie? Komuniści wspominali, że przedwojenni posłowie PSL wywyższali się nad nich i na każdym kroku udowadniali swoją intelektualną wyższość i obycie z parlamentaryzmem. Nie zajmowałem się nigdy wewnętrznymi dziejami PSL, wiem tyle, że po wyborach PSL było sfrustrowane. Tak zawsze bywa po klęsce, a to stało się klęską niewątpliwą. Inna sprawa, że była ona zaprogramowana od Jałty. Wielu członków PSL stawiało sobie pytanie: czy nie lepiej było w tych warunkach od początku odżegnać się od polityki, po co w ogóle w tę grę wchodziliśmy, myśląc, że to szachy, a to był salonowiec. W tych krytycznych uwagach komunistów na temat przedwojennych posłów ludowych dostrzegam raczej złośliwość i pychę zwycięzców. Nie sądzę, aby w tym przaśnym komunistycznym parlamentaryzmie ludowcy chwalili się swoim parlamentarnym doświadczeniem na tym, że posłowie PSL mówili: co to za parlamentaryzm, w którym wszystko jest komunistyczną maszynką do głosowania. Co Mikołajczyk mógł czuć w ostatnich miesiącach pobytu w Polsce? Przede wszystkim zagrożenie życia, bezpośrednie albo choćby pośrednie. Przecież przesłuchiwał go – jako świadka w sprawie WiN – Adam Humer, ówczesny wicedyrektor Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, jeden z najokrutniejszych
1946–1947 / Rozmowa z Jerzym Holzerem
sprzed 1935 roku, bo potem bojkotowali wybory. Zapewne polegało to
ludzi tamtego systemu. Władysław Gomułka wzywał na posiedzeniu PPR, by „dobić reakcję PSL”. Mikołajczyk miał świadomość, że ludzie, 1078853
45
z którymi na co dzień musiał się spotykać i rozmawiać, najpierw jako wicepremier, a potem jako poseł, są odpowiedzialni za śmierć około dwustu działaczy PSL i za aresztowanie setek innych. Myślę jednak, że równie trudnym psychologicznie doświadczeniem było dla niego odsuwanie się ważnych działaczy PSL, którzy ostatecznie poszli na współpracę z komunistami. Czesław Wycech, Józef Niećko – cała grupa, która atakowała Mikołajczyka od środka po przegranych wyborach i domagała się współpracy z PPR. Musiał czuć, że właściwie traci grunt w samej partii i pewnie zdawał sobie sprawę, że jeśli zostanie w kraju, w partii dojdzie do zamachu i będzie to zaakceptowane. Tak się zresztą stało po jego ucieczce z Polski. Nie mógł liczyć na solidarność współtowarzyszy, podobnie jak prymas Stefan Wyszyński kilka lat później nie mógł liczyć na solidarność biskupów. Czy rzeczywiście chciano zabić Mikołajczyka, czy tylko się go pozbyć? Humer po latach wspominał, że go porządnie nastraszył w czasie przesłuchania. Niewątpliwie jego ucieczka była wygodniejszym rozwiązaniem. Polska to jednak nie Bułgaria, gdzie bez przerwy się zabijano i ofiarą komunistów padł przywódca opozycji Nikoła Petkow. W pozostałych krajach liderów politycznych tak nie likwidowano. W Rumunii, która przecież nie miała zbyt rozwiniętych tradycji demokratycznych, były wyroki więzienia, aresztowano przywódcę ludowców Iuliu Maniu, ale nie wykonano jego egzekucji. Na Węgrzech także – w kwietniu 1947 roku premiera Ferenca Nagya oskarżono o sprawy, za które groziła kara śmierci, ale w momencie, gdy ten był za granicą. A więc skutek osiągnięto taki sam jak w przypadku Mikołajczyka. Ta powtarzalność sugerowałaby, że polscy komuniści też nie chcieli zabijać Mikołajczyka. Nie chcieli kreować męczennika. Tym bardziej że miał on jednak dość szczególną pozycję międzynarodową: dla Anglii 46
i Ameryki był podczas wojny premierem sojuszniczego rządu. 1078853
Nikt do tej pory jednak nie ujawnił żadnych materiałów, z których by wynikało, że to strona komunistyczna ułatwiła Mikołajczykowi wyjazd. Ale można spekulować, że jeśli wiedziała – to pewnie nie przeszkadzała. A gdyby nie wyjechał? Byłby proces, na pewno, ale raczej bez wyroku śmierci. Inna sprawa, czy nie zmarłby w więzieniu – to jednak już by nie wywołało takiej reakcji jak wyrok śmierci. W Jugosławii, owszem, zabito Dragoljuba Mihajlovicia, ale emigracyjni politycy, którzy wrócili do Jugosławii, przeżyli, bo nie chciano umiędzynarodawiać sprawy. Oczywiście sfingowany proces i więzienie, z którego można było nigdy nie wyjść, to ponura perspektywa. Nic dziwnego, że Mikołajczyk nie chciał takiego scenariusza. Po jego ucieczce było wiadomo, że PSL jest już trupem. Następnym plasterkiem salami była PPS, a przecież Stalin mówił Cyrankiewiczowi w obecności Gomułki, że PPS jest i będzie potrzebna narodowi polskiemu.
cięcia salami – czyli niszczono podziemie i PSL – wtedy PPS była użyteczna, bo buforowała sprzeciw wobec komunistów. Zwłaszcza w miastach, gdzie, jak mówiłem, PSL miało głównie prawicowych sympatyków i ta sytuacja zmuszała socjalistów do współpracy z PPR. Oczywiście byli tacy socjaliści, jak Zygmunt Żuławski, który w 1947 roku wystartował z listy PSL, czy Ludwik Cohn, aresztowany w 1947 roku, który znalazł się na ławie oskarżonych razem z Kazimierzem Pużakiem i który potem współzakładał Komitet Obrony Robotników w roku 1976, ale na ogół socjaliści, o bardzo różnych poglądach, w jakiejś mierze szli na współpracę z PPR. Także w okresie likwido1078853
1946–1947 / Rozmowa z Jerzym Holzerem
Na pewnym etapie była. Gdy kolejno przeprowadzano dwa pierwsze
47
wania wpływów PSL, wśród czynnych przedwojennych pepeesowców było sporo takich, którzy przed wojną mieli kontakty z ludowcami, jednak po wojnie wybrali inną opcję. Czym się różnił Cyrankiewicz od Mikołajczyka? Mikołajczyk miał spójną koncepcję Polski, ale niewiele szans, żeby ją zrealizować. Cyrankiewicz za to zrealizował się jako polityczny gracz, chociaż trudno powiedzieć, by miał jakąkolwiek koncepcję. W gruncie rzeczy po 1945 roku zajmował się tym, jak utrzymać się na powierzchni, a udawało mu się sprawować urząd premiera przez dwadzieścia trzy lata (z krótką przerwą). W latach czterdziestych próbował grać z Gomułką, póki ten nie popadł w tarapaty, potem związał się z jego z przeciwnikami, ale gdy nadszedł czas destalinizacji, natychmiast znalazł się wśród destalinizatorów i znów blisko Gomułki. W tym kontekście jego wypowiedź po poznańskim Czerwcu 1956 roku, gdy mówił o odrąbywaniu ręki podniesionej na władzę ludową, można uznać za błąd albo tłumaczyć ją obawą, że wygrają jednak zwolennicy twardej linii, i chęcią ubezpieczenia się. Próbował tak lawirować jeszcze w roku 1970, ale już mu się nie udało. Dlatego trudno powiedzieć, że reprezentował jakąś koncepcję polityczną. To był polityk ze złamanym kręgosłupem. Dlatego patrzył na tragedię Kazimierza Pużaka, przywódcy PPS, sądzonego w Moskwie wśród szesnastki i po raz drugi w 1947 roku skazanego na dziesięć lat więzienia, którego już nie opuścił, bo w 1950 roku zmarł lub został zamordowany? Wśród rozmaitych interpretacji postawy Cyrankiewicza dominuje ta, że wyszedł z hitlerowskiego obozu w Oświęcimiu z przekonaniem: nigdy więcej. Wcześniej nie należał do zdecydowanie prokomuni48
stycznej lewicy, przed wojną był raczej przeciwnikiem współpracy 1078853
z komunistami i człowiekiem dobrze poinformowanym o radzieckiej rzeczywistości. Nie chciał zamienić niemieckiego obozu koncentracyjnego na radziecki łagier. Wybrał wariant politycznej kapitulacji, z korzyściami osobistymi. Pużak w czasie wojny widział w nim szefa PPS. Być może później zobaczył w nim konformistę. Cyrankiewicz miał jednak piękną kartę konspiracyjną. Dla mnie postawa takich działaczy PPS jak Cyrankiewicz czy Henryk Jabłoński, także ważny działacz PPS, jest trudna do rozgryzienia. Czym się kierowali? Wiele lat później, już w III Rzeczypospolitej, byłem jednym z ekspertów komisji sejmowej badającej sprawę wprowadzenia stanu wojennego. Wśród przesłuchiwanych był Henryk Jabłoński, którego znałem od czterdziestu lat, bo był profesorem w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Jabłoński podczas przerwy, gdy spacerowałem po korytarzu, podszedł do mnie i powiedział: „Panie Jerzy, przecież to był straszny system, musicie to zrozumieć. To był straszny system!” Sprawa ociera się o aberrację: długoletni członek Biura Politycznego i przewodniczący Rady Państwa, poseł peerelowskiego sejmu konanie, że to był straszny system. On naprawdę użył tych słów! Czy oni od początku wiedzieli, że znaleźli się w strasznym systemie, i jeśli chcieli przeżyć, musieli się włączyć? Nie mieli innego wyboru? Możemy tylko ich drogę porównać z losami innych polityków. Pużak, jak wiadomo, stracił życie w więzieniu, Zygmunt Zaremba uciekł na Zachód. Jan Strzelecki przyjął pozycję marginalną, nie angażował się w stalinizm, wybrał bierność i tak tkwił do odwilży. Był jednak przedtem politykiem dalszej linii, dla czołowych byłoby to chyba niemożliwe. 1078853
1946–1947 / Rozmowa z Jerzym Holzerem
nieprzerwanie od 1947 do 1989 roku, mówi, że kierowało nim prze-
49
Wybory tych polityków PSL i PPS, którzy zdeklarowali się po stronie komunistycznej, są rzeczywiście frapujące. Czy w grę wchodziła agenturalność, polska lub radziecka? Czy też działali ze strachu albo byli szantażowani? Nie wszystko da się wytłumaczyć chęcią zrobienia kariery. Skąd metamorfoza Niećki? Nic wcześniej nie wskazywało, że stanie się sojusznikiem komunistów. To samo Wycech. A wśród członków PPS taki Henryk Świątkowski. Przed wojną należał do socjalistycznej prawicy i nagle podjął współpracę z komunistami, po zjednoczeniu wszedł do Biura Politycznego, był też ministrem sprawiedliwości, gdy zapadały wyroki śmierci. To nie jest tylko pytanie o niego, lecz także o komunistów, którzy niechętnie odnosili się do prawicy socjalistycznej, a jego zaakceptowali. To samo Andrzej Werblan, który odnalazł się jako superzaufany człowiek Bieruta. Nie tylko był działaczem PPS, ale też synem współpracującego z władzami II RP ukraińskiego działacza politycznego, a w stalinizmie to miało znaczenie. Te losy są zbyt dziwne, by dało się je łatwo wytłumaczyć. Może liczono, że komunizm w Polsce będzie wyglądał trochę inaczej. Był przecież Gomułka. Cyrankiewicz rzeczywiście prowadził rozmowy z Gomułką, i to na zupełnie innej płaszczyźnie, niż ostatecznie „dogadał się” z Bierutem. Dla mnie do dziś nie jest jasne, o co właściwie chodziło Gomułce, gdy wygłaszał swój referat w 1948 roku. Czy chciał doprowadzić do zjednoczenia bez czystki w PPS, co stworzyłoby większość może nie antystalinowską, ale wyraźnie dążącą do pewnej autonomii wobec systemu stalinowskiego? Wiemy, że spotykał się z Cyrankiewiczem, być może prowadził rozmowy za plecami stalinowskiej ekipy w PPR. Do zjednoczenia doszło jednak na warunkach Bieruta. Dlaczego w PPS 50
właściwie nie było protestu? 1078853
Do zjednoczenia przygotowywano się długo – Polska była ostatnim krajem, w którym komuniści połknęli socjalistów. Przed zjednoczeniem obu partii w szeregach PPS przeprowadzono weryfikację, to była już partia sterroryzowana. Po procesie Pużaka, gdy PPS odcięła się od niego w partyjnej gazecie „Robotnik”, działacze mieli przetrącony kręgosłup. Potępienie legendarnego przywódcy, który więzienia posmakował jeszcze w czasach carskich, a w czasie wojny był filarem konspiracji, było czymś takim, po czym z PPS można było już zrobić wszystko. W drugiej połowie 1948 roku zmieniła się zasadniczo sytuacja polityczna w kraju. Strach pojawił się zarówno w szeregach PPS, jak i PPR, bo wśród dawnych działaczy PPR było wielu takich, którzy pamiętali stalinowskie czystki, i szykująca się rozprawa z Gomułką dała im wiele do myślenia. Pojęcie samokrytyki, które utrwaliło się w okresie stalinizmu, występowało już w 1948 roku. Nawet wśród tych, których usuwano z PPS, bo opowiadali się za autonomią partii, postaw otwartego buntu nie było. Wszyscy się kajali. Wyjątkiem był Bolesław Drobner, który powiedział, że „kajakiem” do Krakowa nie wróci. Ale Drobner był zawsze buntownikiem i przeciwieństwem Cyrankiewicza, który się do wszystkiego przystosowywał. Jest hipoteza, że to właśnie Drobner przekazał Mikołajczy-
W którym momencie i dlaczego w Moskwie postanowiono zaprowadzić w satelickich krajach porządki niemal identyczne jak w ZSRR, choć wcześniej Stalin zarzekał się, że tak nie będzie? Czy służyć temu miał Kominform, który powstał po naradzie w Szklarskiej Porębie? Sądzę, że trzeba spojrzeć jednocześnie na rozwój sytuacji w Związku Radzieckim i w krajach satelickich. Stalin i jego ekipa, z Andriejem Żdanowem na czele, uznała, że podczas wojny i po niej nastąpiło niebezpieczne rozluźnienie, i w Związku Radzieckim wzięto się do porządków, zaczynając od inteligencji. W krajach bloku stacjonowa1078853
1946–1947 / Rozmowa z Jerzym Holzerem
kowi informacje, po których ten postanowił uciec.
51
ły jednak setki tysięcy żołnierzy radzieckich, a skoro ten stan miał się utrwalić, mogli się oni demoralizować, patrząc na tę względną swobodę w tak zwanych ludowych demokracjach. Trzeba było wyraźnie określić, że demokracja ludowa naprawdę ma się do demokracji jak krzesło elektryczne do zwykłego krzesła. Czy Kominform miał posłużyć w tej pacyfikacji? Jako jeden z instrumentów na pewno tak, ale właściwie Kominform odegrał tylko jedną ważną rolę, wydając zaoczny wyrok śmierci na przywódców jugosłowiańskich. Zjednoczenie PPS i PPR było ostatnim aktem krojenia salami w Polsce, jeśli chodzi o system polityczny. Z niezależnych instytucji pozostał tylko Kościół, do którego zabrano się w stalinizmie. Na czym polegała specyfika zaprowadzania władzy komunistów w Polsce? Do wyborów w styczniu 1947 roku, i nawet jeszcze trochę po nich, proces zaprowadzania władzy ludowej przebiegał w Polsce bardzo brutalnie, w skali masowej brutalniej niż w innych krajach – może z wyjątkiem Jugosławii. Opór w Polsce był silniejszy niż gdzie indziej. W Bułgarii na przykład istniała legalna opozycja, którą też potraktowano niezwykle brutalnie, ale ani nie była tak liczna jak PSL, ani nie było tam opozycyjnego ruchu zbrojnego. Natomiast to, co nastąpiło w całym bloku od 1948 roku, w Polsce z kolei miało łagodniejszy przebieg. Oczywiście pojęcia „brutalnie” i „łagodnie” są względne. Jakościowej różnicy nie było, bo w Polsce też zapadały wyroki śmierci, jednak rzadziej niż na Węgrzech, w Rumunii, Bułgarii czy Czechosłowacji. Trudniej porównywać z Niemcami, bo tam szła jednocześnie denazyfikacja. Specyfika polska polegała też na tym, że władze wiedziały, iż mają do czynienia z wyjątkowo silną tradycją antyrosyjską i silnym katolicyzmem. Te dwa zjawiska miały ogromne znaczenie dla systemu komunistycznego. W żadnym innym kraju nie występowała też w elicie komunistycznej tak silna pamięć o represjach stalinowskich ani 52
strach przed nimi. Żadna inna partia nie była rozwiązana jak KPP 1078853
i żadnej tak masowo nie niszczono, mordując albo zsyłając jej kadry do łagrów. Dlatego tak trudno jest nam zrozumieć, że ludzie, którzy przeżyli czystki stalinowskie, mogli się potem włączyć w polski stalinizm. Stefan Staszewski tak zrobił. To zauroczenie stalinizmem czy też strach przed nim skończyły się wraz z destalinizacją, na którą odzew w Polsce był silniejszy niż w innych krajach i do której rękę przyłożył tenże Staszewski. Te przemiany są psychologicznie trudne do zrozumienia, bo też ci ludzie żyli między niszczeniem innych a szubienicą przeznaczoną dla nich samych. Jednak może właśnie pamięć czystek sprawiła, że okres po roku 1948 był w Polsce mniej represyjny, bo kadry wiedziały, czym jest taka rewolucyjna czystka, która wszystkich wchłania, i miały świadomość, że ci, którzy ją robią, sami potem padają jej ofiarą. To hamowało przed zbytnim rozkręcaniem machiny represji.
Aby wiedzieć więcej, przeczytaj: Andrzej Paczkowski, Stanisław Mikołajczyk, czyli klęska realisty, Warszawa 1991 Piotr Lipiński, Bolesław Niejasny, Warszawa 2001
Andrzej Friszke, Opozycja polityczna w PRL 1945–1980, Londyn 1994
1078853
1946–1947 / Rozmowa z Jerzym Holzerem
Czesław Miłosz, Zniewolony umysł, Kraków 1999
53
Niebywale uparty towarzysz (lata 1948–1951)
Rozmowa z Jerzym Eislerem
Jerzy Eisler (ur. 1952) od 2002 roku jest dyrektorem Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie. Profesor Instytutu Historii PAN. W latach 1994–1997 dyrektor polskiej szkoły im. Adama Mickiewicza w Paryżu. Uhonorowany srebrnym medalem Gloria Artis w 2005 roku. Opublikował m.in.: Grudzień 1970. Geneza – przebieg – konsekwencje (2000), List 34 (1993), Polski rok 1968 (2006), „Polskie miesiące”, czyli kryzys(y) w PRL (2008). 1078853
3 czerwca 1948 – plenum KC PPR, Władysław Gomułka wygłasza referat,
Władysław Gomułka wygłosił 3 czerwca 1948 na plenar-
w którym dowartościowuje
nym posiedzeniu KC PPR referat, w którym wspomniał
niepodległościową tradycję PPS.
o niepodległościowych tradycjach PPS, mającej się połączyć z PPR w Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą. Te tradycje miały stanowić podstawę nowej partii. Czy zdawał sobie sprawę, w jak wielką awanturę się pakuje?
31 sierpnia – 3 września 1948 – plenum KC PPR. Bolesław Bierut zastępuje Władysława
Politycy czasem uważają, że nie muszą się liczyć
Gomułkę w fotelu sekretarza
z okolicznościami. Podobnie mogło być z Gomuł-
generalnego PPR.
ką. Był wszak sekretarzem generalnym PPR, wicepremierem, ministrem Ziem Odzyskanych. Był do-
12 listopada 1948
brze notowany na Kremlu – należał do wąskiej grupy
– Stefan Wyszyński zostaje
ludzi, do których Stalin dzwonił osobiście, czasem
prymasem Polski.
nawet w nocy. Gomułka mógł myśleć, że wolno mu więcej niż innym. Trudno powiedzieć, czy gdyby wiedział, jakie będą konsekwencje jego wystąpienia, toby je wygłosił. Wiemy jednak, że miał szanse się wycofać, ale tego nie uczynił. Był przekonany, że mówi rzeczy słuszne. Odwołał się do tradycji PPS, bo sądził, że w obliczu zjednoczenia nurt niepodległościowy tej partii zasługiwał na pewną afirmację, a poza tym prawdopodobnie chciał w ten sposób zaznaczyć swój dystans wobec koncepcji bezkrytycznego kopiowania
Gomułka tego wystąpienia z nikim nie konsultował i nikomu go nie pokazał. Dlaczego? Czy to był brak zaufania do towarzyszy? Raczej wynikało to z przeświadczenia o własnej racji. To, co chciał powiedzieć, uważał za tak oczywiste, że niewymagające żadnej konsultacji. Nie wiem, czy zastanawiał się głębiej nad tym, jak to wystąpienie będzie odebrane przez współtowarzyszy. Gdy się okazało, że źle, uznał, iż należy ich do własnych tez przekonać. Taki był sens jego oświadczenia, w którym odniósł się do zarzutów towarzyszy. 1078853
1948–1951 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
w Polsce modelu radzieckiego.
55
56
1078853
Władysław Gomułka i Józef Cyrankiewicz piją „brudzia” w obecności Stalina. Fot. Archiwum Akt Nowych 1078853
57
Czy nie widział, co działo się wokoło? Od pół roku trwał konflikt z jugosłowiańskimi komunistami, którzy demonstrowali niezależność od Moskwy, i każde odstępstwo od obowiązującej linii, każde odwoływanie się do tradycji odmiennej niż absolutne podporządkowanie się Kremlowi mogło być surowo ukarane. Można by powiedzieć, że Gomułka nie wyczuł zmieniających się wiatrów, ale sądzę, że przyczyną była również jego swoista prostolinijność. Gomułka był bodaj najmniej zakłamany ze wszystkich pierwszych sekretarzy w dziejach PRL. Mówiąc o nim, muszę się pilnować, bo to nie była w mojej ocenie pozytywna postać, ale staram się być uczciwy i oddać to, co mu się należy. Miał wewnętrzną siłę, był pryncypialny – nie patrzył, jaki pogląd mu się opłaca. Właściwie nigdy nie złapałem go na kłamstwie. Czasem mówił rzeczy okropne, ale szczerze. Był postacią w sumie dość straszną, ale nie był oportunistą ani hipokrytą. Taki pozostał do końca. W grudniu 1970 roku brał na siebie całą odpowiedzialność. Mówił: to ja kazałem strzelać do rabujących i podpalających. Nie zasłaniał się „czynnikami obiektywnymi” i nie przerzucał odpowiedzialności na inne osoby, co pod tym względem pozytywnie wyróżniało go na tle wielu towarzyszy. W 1948 roku uważał, że robi słusznie, że mówi prawdę i że zjednoczona partia powinna odwoływać się także do nurtu niepodległościowego. A właściwie jaki sens miał ten spór o przedwojenną tradycję PPS po tylu latach? Przecież w powojennych warunkach to była już bezpowrotna przeszłość. I skąd taka ostra reakcja? Jan Ptasiński, murarz, członek władz ZBOWiD-u, członek KC PZPR i autor książki o Gomułce, pisał, że opór przeciw Gomułce już był zorganizowany. Czy towarzysz Wiesław mógł, mówiąc kolokwialnie, bruździć Bermanowi, Bierutowi i Mincowi? Raczej to oni jemu przeszkadzali. Gomułka miał bowiem dość spój58
ną i koherentną wizję Polski, która powinna być w jego rozumieniu 1078853
15 grudnia 1948 – zaczyna wychodzić „Trybuna Ludu”.
państwem autonomicznym i oczywiście zależnym od ZSRR, pozostającym z nim w ścisłym sojuszu politycznym, wojskowym i gospodarczym. Chciał tę wizję realizować i przypuszczał, że ma na to przyzwolenie Kremla. Nie łudził się co do Bieruta, Bermana i Minca, ale myślał, że mimo wszystko będą z nim współpracować. Tymczasem ich gwałtowna reakcja na wystąpie-
15–21 grudnia 1948 – Kongres Zjednoczeniowy PPR i PPS. Powstaje Polska Zjednoczona Partia Robotnicza.
20 stycznia 1949
nie Gomułki wynikała z wielu powodów. Nie bez
– w Szczecinie rozpoczyna się
znaczenia mogła być w tym wypadku ich obawa
IV zjazd Związku Zawodowego
o to, że jak zacznie się mówić o nurcie niepodle-
Literatów Polskich – oficjalny
głościowym, to mogą się pojawić „niebezpieczne”
początek socrealizmu w Polsce.
nazwiska. Prawdopodobnie nie byłby to sam Józef Piłsudski, ale zapewne jakieś inne mniej znane postaci z Polskiej Partii Socjalistycznej. W polskim ruchu lewicowym zawsze były dwa nurty – w optyce powstającej wówczas Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej jeden był dobry, a drugi nie. Dobry był oczywiście nurt radykalny, reprezentowany przez Socjaldemokrację Królestwa Polskiego i Litwy, PPS-Lewicę, Komunistyczną Partię Robotniczą Polski i wreszcie Komunistyczną Partię Polski. Tymczasem Gomułka, ni stąd, ni zowąd, „wyskoczył” z wystąpieniem, w którym polskiej lewicy, reprezentowanym głównie właśnie przez PPS. Komuniści toczyli walkę o pamięć i o własne miejsce w historii. Obawiali się, że jeśli odda się jakieś zasługi PPS, to jednocześnie umniejszy się własne. KPP w konfrontacji z PPS nie wyglądała najlepiej. Nie była przed wojną ważną siłą polityczną, lecz nielegalną partią wspieraną przez Moskwę. Partią, która uważała na przykład, że Śląsk powinien przypaść Niemcom, gdyż tam były większe szanse na rewolucję proletariacką. Oczywiście w czasach PRL takie informacje nie były oficjalnie kolportowane, a przez to i szerzej znane. Z tego typu wiedzą trudno byłoby bowiem uznać tę organizację za 1078853
1948–1951 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
przekonywał towarzyszy, że dużo dobrego było też w drugim nurcie
59
propolską, a przynajmniej niektórzy komuniści od samego początku mieli obsesję na punkcie traktowania ich jako „swoich”. Obrazuje to pewna anegdota. Rzecz działa się w Warszawie w czasie niemieckiej okupacji. Władysław Bieńkowski jechał tramwajem w pobliżu placu Narutowicza i nagle zobaczył napis na murze: „PPR ch..e”, i aż wysiadł, by mu się lepiej przyjrzeć. Gdy spotkał Gomułkę, opowiedział mu, jaki widział wspaniały napis. Gomułka na to: „Czyś ty zwariował?!” A Bieńkowski tłumaczy, że przecież ciągle piszą: „PPR – Płatne Pachołki Rosji”, a tu wreszcie co innego, i mówi: „Niech nas obrażają, niech piszą, że jesteśmy ch..e, ale polskie…” Także dla Gomułki zarzut sowieckiej agenturalności był dotkliwy, a nawet obraźliwy, tym bardziej że z początku Stalin polskim komunistom w okupowanym kraju wcale tak wiele nie pomagał, chociaż naturalnie wspierał ich jako przeciwwagę dla uznawanego przez zachodnich aliantów rządu RP na uchodźstwie. Po wojnie doszedł do tego jeszcze czynnik zainstalowania nowej władzy dzięki militarnemu poparciu ze strony Moskwy. Dlaczego nie dało się wystąpienia Gomułki zignorować i sprawy wyciszyć? 3 czerwca nie było przecież dyskusji nad referatem – nie można było tego tak zostawić? Z tego wystąpienia wynikała pewna filozofia. Gomułka wyraźnie pragnął dowartościować polski pierwiastek narodowy. Dla pozostałych towarzyszy to nie było aż tak ważne. Nawet taki „krajowiec” jak Mieczysław Moczar, składając w 1948 roku samokrytykę, mówił, że dziś jego ojczyzna (sic!) sięga Łaby, ale jutro może dotrzeć nawet do Gibraltaru. Dla znacznej części polskich komunistów, którzy wojnę przeżyli w Związku Radzieckim, ówczesna rozgrywka polityczna była częścią rewolucji światowej. Gdy zatem Gomułka nawiązał do PPS-owskiej tradycji patriotycznej, to o różne rzeczy mogli go posą60
dzać, chociażby o antyradzieckość. 1078853
1 września 1949 – powstanie Związku Bojowników o Wolność i Demokrację.
Gdy się analizuje ówczesną sytuację w świecie komunistycznym, wszystkie te procesy w krajach satelickich,
6 listopada 1949
wydaje się logiczne, że w Polsce nie mogło być inaczej.
– Konstanty Rokossowski
I gdyby nie było Gomułki, ofiarą padłby ktoś inny.
zostaje marszałkiem Polski,
W 1947 roku Berman mówił podobnie o narodowym
obejmuje funkcję ministra
charakterze partii, a Wszechzwiązkowa Komunistycz-
obrony, zostaje też członkiem
na Partia (bolszewików) cytowała też w jednym z doku-
KC PZPR. W 1950 roku wejdzie
mentów Minca jako antymarksistę.
w skład Biura Politycznego.
Tamci byli gotowi obracać się jak chorągiewki na wietrze, a Wiesław bronił swoich poglądów. Bierut
11–13 listopada 1949
czy Berman tak by nie potrafili. Dla nich najważniej-
– podczas plenum KC PZPR
sza była dialektyka. Oni wręcz byli żywą emanacją
zapada decyzja o usunięciu
dialektyki. To, co „subiektywnie” mogło być dobre,
Władysława Gomułki.
„obiektywnie” mogło już być szkodliwe. Jednego dnia mówili więc: białe, by nazajutrz z tą samą gorliwością mówić: czarne. Dlatego musiało paść na Gomułkę. Już ex post, bo na sierpniowo-wrześniowym plenum w 1948 roku przypomniano sobie o zachowaniu Gomułki na naradzie partii komunistycznych w Szklarskiej Porębie we wrześniu 1947 roku – wtedy towarzysz Bał się drugiego Kominternu, który posłuży ubezwłasnowolnieniu lokalnych partii. Razem z wystąpieniem z 3 czerwca zaczęło się to układać w całość. Bierut mówił na sierpniowym plenum o zaklajstrowanych, a nie przezwyciężonych wątpliwościach Gomułki wynikających z „niedocenienia sytuacji międzynarodowej”. Gomułka do Szklarskiej Poręby pojechał trochę wbrew sobie. Ugiął się, a być może nabrał przekonania, że jeśli to ma być rzeczywiście ciało konsultacyjne, to taka wymiana doświadczeń między partiami w różnych krajach byłaby cenna. Stalin na początku w ogóle mó1078853
1948–1951 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
Wiesław był sceptyczny wobec pomysłu Stalina, by stworzyć Kominform.
61
wił mu, że chodzi jedynie o utworzenie przez partie komunistyczne pisma informacyjnego. Gdy się okazało, że to jednak może być dla Moskwy narzędzie kontroli, Gomułka nie zamierzał się temu podporządkować i mówił głośno, że mu się to nie podoba, choć oczywiście nie używał języka antykomunistycznego. Przekonanie o szansie zachowania suwerenności było główną przyczyną jego kłopotów, które rozpoczęły się w 1948 roku. On chyba naprawdę uważał, że relacje polsko-radzieckie mogą się opierać na partnerstwie i przyjaźni, naturalnie specyficznie rozumianej. Nie byłaby ona równoprawna, ale na pewno nie byłaby to też, w jego zamyśle, prosta podległość i zależność. Uważał, że pewne decyzje muszą zapadać w Warszawie. Jest taki zapis w jego pamiętnikach, które pisał w latach siedemdziesiątych, że aresztowanie szesnastki było bezprawiem, dlatego że dokonało go NKWD. Zdaniem Gomułki przywódcy Polskiego Państwa Podziemnego, owszem, powinni być aresztowani, ale w Polsce, przez Polaków, i tu osądzeni. Wiesław był tradycyjnym działaczem partii komunistycznej i patrzył na wszystko przez pryzmat interesu ruchu komunistycznego. Z jednym ważnym zastrzeżeniem – interesu państwa polskiego. Nie można Gomułce odmówić patriotyzmu, oczywiście nie w dzisiejszym rozumieniu. Dla nas istotą patriotyzmu jest pamięć o Armii Krajowej i Polskim Państwie Podziemnym oraz „Solidarności” i jej dokonaniach. Tymczasem Gomułka w latach czterdziestych i potem, gdy rządził Polską, występował w obronie jej interesów, tak jak je pojmował. Na Zachodzie był przedstawiany jako ten polski komunista, który w 1948 roku sprzeciwił się Stalinowi. To oczywiście uproszczenie, ale coś w tym jest. Potrafił podjąć dialog ze Stalinem i przedstawić swoje stanowisko. Wierzył, że Polska tylko w sojuszu z ZSRR ma szanse na niepodległość, bo uważał, że inaczej zabiorą nam Ziemie Zachodnie i nasz kraj skurczy się do rozmiarów Księstwa Warszawskiego. Gomułka przeżył wojnę w Polsce, Stalina poznał późno i udało mu się 62
w rozmowach z nim odnieść kilka sukcesów. W latach czterdziestych 1078853
14 kwietnia 1950 – porozumienie rządu z Episkopatem.
w ten sposób „zatrzymywał” pędzące na wschód wyładowane towarami pociągi. Także w Szklarskiej Porębie zdołał wymusić zmiany w planowanym Kominformie, choćby utrącić pomysł ulokowania go w Warszawie, i uzyskał zapewnienie Stalina, że nie będzie drugiego Kominternu. Może to go zmyliło i nie rozumiał, że gdy dochodzi do poważniejszej rozgrywki, ze Stalinem się nie dyskutuje? Berman, który przeżył wojnę w Moskwie, był mądrzejszy. Gomułka rzeczywiście – zwłaszcza początkowo –
26 kwietnia 1950 – rusza budowa Nowej Huty.
21 lipca 1950 – przyjęcie planu sześcioletniego.
1 października 1950
mógł nie do końca rozumieć, że w spotkaniach ze
– nowy rok akademicki, wykłady
Stalinem najważniejsze było ocalenie życia. Mogło
z marksizmu-leninizmu
to wynikać z braku doświadczeń, ale z drugiej stro-
są obowiązkowe.
ny wcale bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że dla Stalina Gomułka był kimś w rodzaju Stańczyka. Cała reszta to byli w pełni jego ludzie. Wiedzieli, że gdy towarzysz Stalin przestał się śmiać, a oni jeszcze się śmieli, to pluton egzekucyjny już repetował karabiny. A Gomułka na swój sposób mógł czasem bawić Stalina tym swoim patriotyzmem. Równocześnie jednak radziecki dyktator wiedział, że Wiesław
Jeszcze przed feralnym czerwcowym plenum, 25 maja 1948 roku, gdy Gomułka jadł obiad, przyszedł do niego radca ambasady ZSRR i przyniósł mu materiały o partii jugosłowiańskiej. Gomułka przeczytał je i powiedział, że nie zgadza się z zarzutami, i jeszcze prosił, aby przekazać to Stalinowi. Tego dnia na posiedzeniu Biura Politycznego opowiedział o tym kierownictwu partii, wprawiając kolegów w zakłopotanie. Po co Stalin wysłał Gomułce te dokumenty, chciał go przetestować? Trzeba by o to zapytać Stalina. A mówiąc poważnie, wypada zauważyć, że przecież nie wszyscy dostawali takie dokumenty. Do niektórych towarzyszy po prostu telefonowało się i tylko komunikowało im 1078853
1948–1951 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
to nieprawdopodobnie twardy towarzysz, prawdziwy komunista.
63
już podjętą decyzję. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby to był element swoistej „zabawy”, gry prowadzonej przez Gospodarza. Gomułka poszedł na zwarcie ze Stalinem, być może wcale nie wiedząc o tym, że Stalin go na swój sposób lubił i cenił. Wówczas w „komunistycznej rodzinie” nikt ze Stalinem nie mógł się równać. Pozwolę sobie w tym miejscu na wręcz bluźniercze być może dla niektórych porównanie, ale proszę spróbować popatrzeć na to od strony komunistów, a nie chrześcijan. Otóż w chrześcijaństwie nieraz próbowano podważać pozycję nawet papieży, ale nikt nie podważał pozycji świętego Piotra, gdyż on widział Jezusa Chrystusa, był jego uczniem i apostołem. Jeżeli dla komunistów Lenin był bogiem, to Stalin od pewnego momentu był jedynym żyjącym apostołem, bo pozostałych sam wymordował. Stalin wystrzelał starych komunistów, którzy znali go na długo przez rewolucją i z tego tytułu mogli mu otwarcie powiedzieć: „Koba, nie rób tego!” Młodsi towarzysze już nie mieli tej legitymacji, aby móc mu się sprzeciwiać. Stalin po wojnie nie czuł się więc przez nikogo zagrożony, co oczywiście nie znaczy, że nie obawiał się spisków i zamachów na swoje życie. Jednocześnie żaden dyktator nie lubi nadmiaru pochlebstw i bezkrytycznych chwalców. Oczywiście Gomułka też nie sprzeciwiłby się Stalinowi. W porównaniu z dawnymi rewolucjonistami jego pozycja była zdecydowanie słabsza, ale w „klubie pochlebców” miał może szczególną rolę do odegrania. Owszem, „okadzał” Stalina, ale bez przesady, bez posuwania się do śmieszności. Miał przy tym swoje zdanie i przynajmniej niekiedy próbował go bronić. Dla Wodza Postępowej Ludzkości mogło to być nawet czasem taką lekko perwersyjną atrakcją. Tu warto powiedzieć parę zdań o polskim komunizmie i samym Gomułce. Otóż polski ruch komunistyczny miał tę cechę, że był jedynym, może poza niemieckim, którego działacze – na przykład Julian Leszczyński-Leński, Adolf Warski-Warszawski czy Wera 64
Kostrzewa (Maria Koszutska) – rzeczywiście byli towarzyszami Leni1078853
15 maja 1951 – Czesław Miłosz, attaché kulturalny Ambasady Polskiej
na, Stalina, Trockiego, Bucharina i innych. Do rewo-
w Paryżu, ogłasza zerwanie
lucji żyli z nimi w jednym kraju i gdy na przykład
z polskimi władzami
trwały spory Lenina z Plechanowem, oni się w to
i pozostanie na emigracji.
wszystko angażowali. Dla innych, owszem, był towarzysz Lenin czy Stalin, ale mało który francuski komunista widział ich na własne oczy. Stalin był tylko trzy razy za granicą – na konferencjach w Teheranie i Poczdamie, o czym wszyscy wiedzą, i w 1912 roku
31 lipca – 13 sierpnia 1951 – proces Stanisława Tatara.
w Krakowie u Lenina. Jeżeli zatem poza rosyjski-
2 sierpnia 1951
mi znał osobiście jakichś przedrewolucyjnych ko-
– aresztowanie
munistów, to właśnie polskich towarzyszy, choć
Władysława Gomułki.
prawdę mówiąc, wśród tych komunistów, którzy w 1944 roku przejmowali władzę w Polsce, nie było dawnych działaczy, ponieważ ci zostali wymordowani właśnie przez Stalina. Oczywiście Bierut czy Gomułka w czasach rewolucji październikowej też byli nikim – ten drugi miał wtedy zaledwie dwanaście lat – w ruchu komunistycznym i dla nich Stalin na pewno nie był Kobą, niemniej jednak Gomułka zapewne znał niektóre dawne historie z opowiadań starszych działaczy. Sam zresztą także dorobił się w KPP ładnej karty zawodowego rewolucjonisty, na którą składały się: konspiracja, pobyt w więzieniu, szkolenia w Moskwie, postrzele-
Tylko czemu bronił Tity, narażając się Stalinowi? Nawet za nim nie przepadał i się z nim nie zgadzał, za to Hilary Minc mógł potem mówić, że Tito uderzył w Belgradzie, a w Warszawie odezwały się nożyce Gomułki. Uważał, że są pewne zasady i pewnych rzeczy się po prostu nie robi. Nie mówił na przykład, że Tito jest psem łańcuchowym imperializmu, czuł pewnie, że jest to coś nieprawdziwego. Dlatego gdy w połowie lat pięćdziesiątych radzieccy komuniści godzili się z Titą, Gomułka nie miał z tego powodu żadnego problemu. Prawdopodobnie uważał, 1078853
1948–1951 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
nie w nogę przez polską policję.
65
że Tito mylił się w wielu sprawach, ale jest to specyfika jugosłowiańska i w ramach modelu komunistycznego trzeba tę specyfikę szanować. Po drugie, był przeciwnikiem absolutnego podporządkowania sobie regionalnych przywódców przez Moskwę. Tito nie chciał stukać obcasami przed Stalinem, ale wiemy też, że był wtedy nie mniejszym dzierżymordą niż inni przywódcy Europy Wschodniej. W drugiej połowie lat czterdziestych także Jugosławia była państwem rządzonym w sposób dyktatorski, z więźniami politycznymi, z „likwidowaniem” przeciwników, cenzurą. Gomułka dobrze o tym wszystkim wiedział, dlatego, moim zdaniem, nie tyle występował w obronie Tity, ile bronił zasady autonomii poszczególnych państw bloku radzieckiego. Gdyby miał obawy, że będzie następny po Ticie, może nie szedłby w zaparte? Dlatego wydaje mi się, że aż taki przemyślny nie był. Tyle że on utrudniał sytuację nawet tym, którzy chcieli ją uspokoić. W czerwcu 1948 roku, gdy Kominform podjął rezolucję dotyczącą kolektywizacji na wzór radziecki, Gomułka zgłosił zastrzeżenia, dolewając tylko oliwy do ognia. Dla innych ta pryncypialność rzeczywiście była trudna do pojęcia. Mógł przecież złożyć samokrytykę, powiedzieć, że został źle zrozumiany albo że był niedysponowany, że KPP była najważniejsza, że to był rdzeń ruchu lewicowego. Pewnie by się obronił. Usłyszałby może tylko: no widzicie, towarzyszu Wiesławie, szczęśliwie odnaleźliście busolę ideową, którą przejściowo zagubiliście. Ale on postąpił inaczej. Gdy go wysłano na urlop, żeby odpoczął i przemyślał raz jeszcze całą sprawę, to, owszem, pojechał, lecz po powrocie dalej mówił swoje. Ten upór powodował, że towarzysze mieli z nim kłopot. A jak już powrócił do władzy, w 1956 roku, to cała Polska miała z nim kłopot, bo był człowiekiem 66
pewnym swego i nie dawało się go przekonać do zmiany zdania. 1078853
Berman i inni dawni komuniści w Polsce bronili się, że w tamtych latach co prawda przytakiwali Stalinowi, żeby go nie drażnić, ale i tak robili wszystko po swojemu i dzięki temu w Polsce komunizm różnił się jednak od wzorców radzieckich. Ich zdaniem była to lepsza taktyka niż zachowanie Gomułki, który tylko narażał Polskę na złość Stalina. Berman, który był wówczas skrajnie „elastyczny”, racjonalizował po latach swoje zachowanie. Gdybym miał do wyboru inteligentnego, wykształconego i oczytanego Bermana oraz samouka Gomułkę, który był niekiedy infantylny, chwilami irytujący, dogmatyczny, ale wewnętrznie uczciwy, to osobiście opowiedziałbym się za Gomułką. On zawsze starał się pozostać sobą i reprezentować interesy Polski, tak jak je pojmował. Był przeciwny serwilizmowi wobec Kremla, ale zarazem szczerze nienawidził i bał się polskiej antyrosyjskości i antyradzieckości. Odpowiem też tak: to, że Pałac Kultury i Nauki w Warszawie wygląda, tak jak wygląda, pozostaje zasługą Polaków. Stalin podobno zaproponował do wyboru: metro, osiedle mieszkaniowe albo właśnie pałac. W rzeczywistości jednak w 1951 roku przyjechał do Warszawy Mołotow i zapytał, czy Polacy chcą w prezencie taki pałac, jakie pobudowano w Moskwie – i to była już propozycja raczej nie do odrzucenia. Tyle tylko że „towarzysze radzieccy” mieli na myśli rozmiary tej budowli. Stali po drugiej stronie Wisły, nad miejscem przyszłej budowy latał samolot z doczepionym balonem, który miał pokazywać szczyt budynku, a polscy architekci i urbaniści wołali: wyżej, wyżej, aż balon wzniósł się na pożądaną wysokość. Kiedyś Stanisław Kania powiedział mi: „Jak panu będą mówić, że nic nie mogliśmy i nic od nas nie zależało, niech pan w to nie wierzy. Czasem wcale nie było tak, że to Rosjanie kazali robić pewne rzeczy. Wynikało to z nadgorliwości niektórych naszych działaczy”.
1948–1951 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
coś, co miało być znacznie niższe, to polscy komuniści sami określili
Trzeba mieć to stale w pamięci, kiedy czyta się na przykład wspomnienia partyjnych liderów. Rzecz jasna, PRL nie była państwem su1078853
67
werennym ani demokratycznym, jednak co było radziecką propozycją, co sugestią, co nakazem, a co polskim pytaniem o przyzwolenie, tego często nadal nie wiemy i zapewne nigdy się nie dowiemy. Jak więc było z hymnem, godłem i konstytucją PRL z 1952 roku – orzeł nie miał korony, ale nie wprowadzono jednak symboliki charakterystycznej dla krajów komunistycznych? Decydował Stalin czy polscy komuniści? Najprościej byłoby powiedzieć, że jedno i drugie. Przecież chyba nikt w to nie wierzy, że gdyby Stalin naprawdę chciał je zmienić, to polscy komuniści byliby w stanie skutecznie się temu przeciwstawić. Myślę, że ani Stalinowi, ani im nie było potrzebne kolejne pole konfrontacji z polskim społeczeństwem. Mieli na głowie wystarczająco dużo innych poważnych problemów, aby wikłać się w jeszcze jeden konflikt. Wracając do wydarzeń trochę wcześniejszych: Stalin zaprosił Gomułkę do Moskwy w grudniu 1948 roku, by go przekonać, żeby został w kierownictwie mającej zaraz powstać PZPR, bo ten w obliczu sporu chciał się wycofać z życia publicznego. Rozmawiali dziewięć godzin. Czy los Gomułki był już wtedy przesądzony? Stalin chyba jednak liczył, że Gomułka pozostanie w kierownictwie, że nie będzie skandalu i „wraże” media zachodnie nie będą miały pożywki. A może, o czym mówiłem wcześniej, miał ochotę posłuchać jeszcze trochę swego Stańczyka. Pozostaje pytanie, czy ten, wiedząc o zbrodniach stalinowskich, naprawdę uważał, że ze Stalinem można sobie tak pogadać i mu się sprzeciwić? Przy wódce albo herbatce. Gdy Gomułka jechał do Moskwy, aresztowano już Alfreda Jaroszewicza i Włodzimierza Lechowicza, oskarżając ich o związki z II Oddziałem 68
i przeniknięcie w szeregi komunistów, a więc sprawa, która przez Mariana 1078853
Spychalskiego w finale miała objąć właśnie Gomułkę, już się kręciła. Stalin musiał o tym wiedzieć. Wychodzi na to, że rozmowa nie miała znaczenia. Tego nie wiemy. Gomułka próbował podczas niej zejść na temat kosmopolityzmu. Czy to była próba podkopania przeciwników i ratowania skóry? Doskonale wiedział, że w Polsce jest – jak to ujmowano w języku partyjnym – nadreprezentacja towarzyszy pochodzenia żydowskiego i że Stalin jest na to wyczulony. Tylko czy Gomułka był antysemitą, czy tylko grał problemem? Zasłaniał się pseudoracjonalnym argumentem, że Polacy są antysemitami, więc żeby nie rozbudzać antyżydowskich nastrojów, należy Żydów odsunąć z kierowniczych stanowisk? Gomułka, być może, nie był antysemitą – miał przecież żonę Żydówkę – ale był w tej kwestii jakoś dziwnie wyczulony. Skąd to się u niego brało? Prawdopodobne jest takie oto wytłumaczenie. Przed wojną siedział w więzieniu z towarzyszami żydowskiego pochodzew dość brzydki sposób, prowadząc przy nim rozmowy albo w językach obcych, albo używając słów i wyrażeń, których Gomułka nie rozumiał: sine qua non, in statu nascendi i podobnych. Po jakimś czasie na tym tle musiało się w nim pojawić antyinteligenckie i antysemickie uprzedzenie. Nie wiem, czy to jest prawda i tylko prawda, ani tym bardziej, czy to był jedyny powód jego uprzedzeń, ale, nie ukrywam, dość dobrze pasuje do osobowości Gomułki. Po drugie, widział, ilu w aparacie bezpieczeństwa było towarzyszy
1948–1951 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
nia. To byli inteligenci, którzy ponoć zabawiali się jego kosztem
żydowskiego pochodzenia. Ten problem zresztą dostrzegało wielu działaczy. Na przykład Roman Werfel w głośnym wywiadzie obrazo1078853
69
wo tłumaczył Teresie Torańskiej, że „w biciu trzeba jednak przestrzegać jednej zasady: za mordę musi brać Stasiek Staśka, a nie Mochin Staśka. Za dużo – teraz widzę – było Żydów w Bezpieczeństwie…” Gomułka dostrzegł ten problem znacznie wcześniej i dlatego już w latach czterdziestych składał różne propozycje „rozśrodkowania” działaczy żydowskiego pochodzenia, ale nikt go nie słuchał. To był być może pierwszy sygnał, że się z nim nie liczono, choć był przecież sekretarzem generalnym partii. Ale bądźmy uczciwi: Gomułka doskonale wiedział o antysemickich uprzedzeniach Stalina i kiedy mówił o kosmopolityzmie, miał świadomość, że te słowa padną na podatny grunt. Obaj świetnie się rozumieli, więc ten element pseudoracjonalnej troski nie był dominujący. Gomułka, mimo tego, co powiedziałem na początku, umiał też bywać graczem. Nie był antysemitą, który lubowałby się w wyliczaniu obco brzmiących nazwisk, ale zwracał na nie uwagę i – gdy była taka potrzeba – nie wahałby się rozgrywać tej kwestii. Dlaczego nie próbował zawczasu stworzyć, na przykład z Marianem Spychalskim i Zenonem Kliszką, przeciwwagi dla Bieruta? Miał świadomość tego, że wszystkie karty trzyma Józef Stalin i on jest głównym rozgrywającym. Skoro więc współtowarzysze go zaatakowali, znaczyło to, że Bierut, Berman i Minc nie są sami. On przecież też korzystał z poparcia radzieckiego w latach 1944–1947, choć subiektywnie mógł mieć poczucie pewnej niezależności od Stalina. Do końca chyba uważał, że problem jego poglądów to sprawa wyłącznie polska. Czy szybko zrozumiał, że go ograno? Zrozumiał, ale na tym polegał jego charakter, że był gotów brnąć konsekwentnie do końca. Stąd jego rozmowa ze Stalinem. Nie chciał się wycofać i cały czas prezentował jednolite stanowisko. III plenum KC PZPR, rozpoczęte 11 listopada 1949, na którym zdecydował 70
się los Gomułki, było starannie przygotowane. Najpierw artykuł Ochaba 1078853
w „Nowych Drogach” o zagrożeniu prawicą, przedrukowany 10 listopada przez „Trybunę Ludu”, potem referat Bieruta o agentach przenikających szeregi KPP. Czy Gomułka miał w ogóle jakieś szanse, by się wybronić? Z dzisiejszej perspektywy wydaje się nie ulegać wątpliwości, że stał wówczas na straconej pozycji i w 1949 roku praktycznie nie było szans, aby ocalił głowę, choć, jak wiadomo, w Polsce do pokazowego procesu politycznego przeciwko swoim nie doszło. Czym różniła się partia z Gomułką w kierownictwie od partii bez Gomułki? W sprawach zasadniczych tak naprawdę niczym. W obu przypadkach była to ta sama partia, jak ją nazywano, typu marksistowsko-leninowskiego, całkowicie uzależniona od Stalina, pozbawiona choćby znamion wewnętrznej demokracji i niewahająca się przed posługiwaniem się na masową skalę przemocą w życiu publicznym. Od aresztowania Włodzimierza Lechowicza do III plenum KC PZPR i wyrzucenia z KC PZPR Gomułki minął dokładnie rok. A potem Gomułka przez dwa lata był jeszcze na wolności. Czemu tak długo to trwało? W krajach ościennych wszystko odbywało się szybciej i brutalniej. Były procesy i wyro-
Bierut, Berman i Minc musieli wiedzieć, że do „rozpracowywania” Gomułki będą mogli przystąpić, mając mocne argumenty i niezbite dowody jego winy. W 1949 roku takich dowodów nie znaleźli. Pytanie, czy kiedy go aresztowali w sierpniu 1951 roku, mieli ku temu uzasadnione powody? Raczej nie, i może właśnie dlatego nie doprowadzono w końcu do procesu pokazowego. Trudno naprawdę powiedzieć, dlaczego tak się stało. Nikt nie potrafi na to pytanie odpowiedzieć przekonywająco. Są jedynie odpowiedzi cząstkowe, które nie do końca składają się na spójną całość. Przywołuje się na przykład 1078853
1948–1951 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
ki. Później podkreślano, że to Bierut tak ładnie się obszedł z Gomułką.
71
śmierć Stalina w marcu 1953 roku, która miała położyć kres najbardziej brutalnym represjom. Na pewno kwestia upływu czasu miała w tym wypadku pewne znaczenie. Czas działał na korzyść Gomułki, ale główną przyczyną był chyba jednak brak zdecydowania ówczesnego kierownictwa PZPR. Tyle że właśnie przyczyna tego braku zdecydowania pozostaje tajemnicą. W chwili aresztowania Gomułki Józef Światło, wicedyrektor X Departamentu MBP, robiąc rewizję w jego domu, znalazł, rozpruwszy szafę, list do Stalina. Gomułka nie był przestępcą, a Stalin był przywódcą sojuszniczego ZSRR, po co taka konspiracja w czasach, gdy krajem rządzili komuniści? Nawyki zostały. Taka była mentalność komunistów. Chowanie listu to była umiejętność odnalezienia się w tamtym świecie. Odtwórzmy to, co „miano” przeciw Gomułce: powiązania z Jugosławią, wątpliwości wobec Kominformu, prawicowonacjonalistyczne odchylenie, zastrzeżenia do kolektywizacji, sprawę przedwojennych oficerów. Minc już na III plenum sugerował, że za zabójstwem Nowotki stali ludzie II Oddziału, powiązani z Marianem Spychalskim, co prowadziło do Gomułki. Gomułka w czasie przesłuchań powtarzał: przecież wiecie, że to, co mi zarzucacie, jest nieprawdą. I oni to wiedzieli. Jednak, mówiąc brutalnie, nie musieli mieć na niego nic – wystarczyło, że intensywnie „kombinowali”. Robiło to wrażenie, jakby niepraworządny reżim akurat w tej kwestii chciał przeprowadzić praworządne śledztwo i proces niebudzący zastrzeżeń. Może właśnie dlatego z Gomułką „bawiono się” tak długo i nie bito go w śledztwie. Przecież Spychalskiego potraktowano w więzieniu o wiele brutalniej: bez wątpienia znęcano się nad nim psychicznie, pozbawiano snu, a czasem i posiłków. Wydaje się, że Gomułce łatwiej byłoby zrobić tajny proces, skazać go i czym prędzej stracić. Nie nadawał się natomiast na pokazówkę, gdyż 72
1078853
był nieprzewidywalny. Nie wiadomo, co zostałoby z niego, gdyby poddano go brutalnemu śledztwu. Być może – jak wielu innych – załamałby się i złożył obciążające zeznania, ale nie można także wykluczyć, że okazałby się niezłomny i nie wziął udziału w sądowej tragifarsie. Gdy słyszymy, że Wiesława osadzono w willi w Miedzeszynie, możemy sobie łatwo wyobrazić dom otoczony ogrodem, spacery, psa i… gdzieś w dali pilnującego go wartownika. Tymczasem to naprawdę był areszt, pełna izolacja od świata zewnętrznego, pół godziny spaceru na dobę, chociaż na przykład wyżywienie otrzymywał dobre. Należy jednak znać miarę rzeczy. To, że ktoś nie dostawał wodnistej brei w blaszanej misce i nie spał na gołych deskach, nie znaczy jeszcze, że przetrzymywany był w dobrych warunkach. Pamiętać także trzeba, że poddawano go również męczącym przesłuchaniom. Funkcjonariusze, którzy przesłuchiwali Gomułkę, legitymowali się o wiele krótszym od niego stażem partyjnym i mniejszymi dokonaniami. W komunistycznej rodzinie staż partyjny był ważniejszy niż płeć, wiek i wykształcenie. Ktoś o krótszym stażu powinien czuć respekt wobec starszego towarzysza. Dla Wiesława już samo to, że musiał odpowiadać śledczym na ich pytania, stanowiło torturę. Nawet jeśli to śledztwo nie było ciężkie, to przecież Gomułka musiał brać pod uwagę, że mogą go zabić. w areszcie Gomułka nie pracował nad sobą, w jakimś stopniu załamał się psychicznie. Narzekał na ból nogi – skutek postrzału przed wojną – i brak ruchu. I w takim właśnie sensie się załamał. Natomiast – podkreślmy to wyraźnie – nie poszły za tym deklaracje lojalności wobec Bieruta i jego ekipy. Gomułka nie ratował się za wszelką cenę. Kiedy pod jego adresem wysuwano zarzuty „braku czujności” i zarzucano mu związki z niewłaściwymi osobami, bronił się konsekwentnie. To, co teraz mówię, nie bardzo pasuje do kogoś, kto nie jest pozytywnym bohaterem polskiej historii, ale trudno zaprzeczyć, że Gomułka miał kręgosłup ideowy. 1078853
1948–1951 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
Peter Raina, pisząc jego biografię, stwierdził, że w czasie pobytu
73
Gomułka przeżył, ale przecież jego towarzysze musieli mieć świadomość, że grają jego życiem? I nie mieli żadnych skrupułów. To dla nas życie człowieka jest najwyższą wartością i nie ma takiej ideologii, która usprawiedliwiałaby zabijanie ludzi. Dla prawdziwych komunistów liczyło się dobro sprawy. Ludzkie życie było sprawą wtórną. Także własne, bo Gomułka, Bierut i inni komuniści tamtych czasów zaświadczyli o swej ideowości w warunkach ekstremalnych. Jeśli ktoś przed wojną zostawał komunistą, to ryzykował utratę pracy, rozbicie rodziny, niekiedy emigrację i prawie zawsze aresztowanie. Trzeba było być ideowcem, a nie karierowiczem, żeby się na to zdecydować. Na przykład Jakub Berman mógł być przed wojną adwokatem i świetnie się życiowo urządzić. Wybrał jednak komunizm ze wszelkimi tego konsekwencjami, a przecież nie mógł wiedzieć, że kiedyś będzie człowiekiem numer dwa w Polsce. Dla takich ideowców tak zwane odchylenie prawicowonacjonalistyczne było bardzo ciężkim grzechem. Czy Bierut miał intencję zagrania życiem Gomułki? Nie udzielimy jednoznacznej odpowiedzi, bo takiej wiedzy nie mamy. Wedle mojego rozeznania, brano pod uwagę, że na końcu może być kula w łeb dla Gomułki i jego najbliższych współpracowników. Historia ruchu komunistycznego – los Rajka, Kostowa i Slánskiego – to potwierdzała. Dopiero przecież w 1956 roku komuniści ostatecznie zaakceptowali to, że nie zabija się swoich. W ZSRR Wiaczesław Mołotow został w 1957 roku odsunięty przez Chruszczowa, ale przeżył, i inni towarzysze Stalina też przeżyli. Dopiero wówczas czystki przestały być tożsame z zabijaniem współtowarzyszy. Czy rzeczywiście Bierut traktował oskarżenie o odchylenie prawicowonacjonalistyczne poważnie? Mogli go oskarżyć, o co chcieli. „Odchylenie prawicowonacjonalistyczne” przydało się do wyczyszczenia armii. W ruchu komunistycznym zarzucenie komuś nacjo74
nalizmu było równie groźne, jak zarzut kosmopolityzmu. Z wnę1078853
trza „rodziny”, czyli z wnętrza partii, wyglądało to bardzo groźnie. To był klucz czy może raczej wytrych, dzięki któremu podporządkowano armię, ale także życie publiczne wzorcom radzieckim. Za zjednoczeniem PPR i PPS, czyli de facto za przejęciem absolutnej władzy przez komunistów, kryły się bowiem między innymi takie zjawiska jak socrealizm, kolektywizacja, współzawodnictwo pracy – wszystkie przejmowane z ZSRR. Nie wiemy, jak reagowałby na to Gomułka. Wiadomo tylko, że był przeciwny intensywnej kolektywizacji. Polscy komuniści, trzymając go przy życiu tak długo, a potem uwalniając, ryzykowali odwet. To było jeszcze przed referatem Chruszczowa i ustaleniem zasady, że nawzajem się nie mordujemy. To prawda, ale warto zwrócić uwagę na to, że polscy komuniści, z wyjątkiem sprawy Marcelego Nowotki i braci Mołojców w czasie wojny, właściwie nigdy się między sobą nie mordowali. Innych polskich komunistów mordował Stalin. Jest to istotna różnica nie tylko w porównaniu ze Związkiem Radzieckim, ale nawet z innymi państwami rządzonymi przez komunistów, gdzie także się to działo. Mówimy na przykład o Kostowie, Rajku i Slánskim, a przecież za każdym razem wraz z nimi ginęła grupa towarzyszy. Nie były to więc wypadki odosobnione, wyjątkowe. Nie chcę przez to powiedzieć, no warto się zastanowić, dlaczego akurat w Polsce tak to wyglądało. Tyle że ofiarą rozprawy z Gomułką padli inni. Odbyły się procesy generała Stanisława Tatara i innych ludzi AK. Ale też ich nie pomordowano. Generałowie dostali stosunkowo niewielkie wyroki, a można się było spodziewać wyroków śmierci. Upadek Gomułki w 1949 roku był pierwszym tak spektakularnym upad-
1948–1951 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
że polscy komuniści byli bardziej ludzcy, bardziej liberalni, ale na pew-
kiem komunistycznego przywódcy w historii ludowego państwa. Jak na to patrzyło społeczeństwo? 1078853
75
To wszystko dokonało się jeszcze bez jego udziału. Inaczej niż w roku 1956 czy 1970, kiedy część społeczeństwa miała wpływ na wydarzenia. Jedni chowali głowę w piasek, inni patrzyli na to jak na spór w rodzinie. Tak patrzyły środowiska niepodległościowe, poakowskie, katolickie. Dla nich w 1949 roku Gomułka wart był Bieruta. Jednak czy to nie w konflikcie lat 1948–1949 jest źródło późniejszego mitu i popularności Gomułki? Nie, źródła mitu należy szukać w późniejszych wydarzeniach. W 1948 roku był to jeszcze spór w rodzinie. Po drugie, wtedy toczyły się równolegle procesy ludzi z Podziemia i Gomułka nie bardzo tu pasował. Społeczeństwo zaczęło patrzeć na niego inaczej dopiero po jego aresztowaniu, a może nawet dopiero wtedy, gdy w 1953 roku uwięziono prymasa Wyszyńskiego i podobny los jakoś zbliżył ich do siebie. Powstanie PZPR kończy czas stosowania taktyki salami. Wszystkie plastry zostały już odkrojone: Stronnictwo Narodowe, Stronnictwo Pracy, AK i jej następcy, PSL, PPS. W 1949 roku ostatnim plastrem do odkrojenia pozostawał Kościół katolicki. Już w 1948 roku zamknięto katolicki „Tygodnik Warszawski”, jednak dalsze akcje przyhamowała śmierć prymasa Augusta Hlonda. Żałoba, a potem wybór nowego prymasa odsunęły główne ataki na Kościół o kilka miesięcy. Ale z czasem różne wydarzenia zaczęły się ludziom zlewać w jedno. Gdyby dziś zapytać szersze grono respondentów o najgorsze lata w okresie stalinizmu w Polsce, prawdopodobnie większość wskazałaby na początek lat pięćdziesiątych. W rzeczywistości, jak udowodniła to Krystyna Kersten, najgorszy był terror „roku pierwszego”. To w latach czterdziestych były wywózki akowców, plakat z zaplutym karłem reakcji, na szeroką skalę morderstwa polityczne, bicie w więzieniach, bezczelne fałszerstwa wyborcze. Jak na ironię Władysław Gomułka za wszystko to ponosił 76
co najmniej współodpowiedzialność. I to taką z akcentem na „odpo1078853
wiedzialność”. Być może rozprawa z Kościołem i procesy duchownych na początku lat pięćdziesiątych (niejednokrotnie transmitowane przez radio) sprawiły, że tak silnie zapisały się one w potocznej pamięci. Dlatego po stalinizmie ludzie chwytali się przysłowiowej brzytwy i za wszelką cenę chcieli wierzyć, że Gomułka nie jest taki straszny jak inni komuniści. Chciano w nim widzieć przede wszystkim więźnia okresu stalinowskiego, a nie jednego z najważniejszych współtwórców Polski Ludowej.
Aby wiedzieć więcej, przeczytaj: Teresa Torańska, Oni, Warszawa 2004 Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu, Warszawa 2007
1948–1951 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
Andrzej Garlicki, Stalinizm, Warszawa 1993
1078853
77
Improwizacja i majstersztyk (lata 1953–1957)
Rozmowa z Pawłem Machcewiczem
Paweł Machcewicz (ur. 1966) jest pełnomocnikiem Prezesa Rady Ministrów do spraw Muzeum II Wojny Światowej powstającego w Gdańsku. Historyk, profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. W latach 2000–2006 był dyrektorem Biura Edukacji Publicznej IPN. Uhonorowany nagrodą im. Jerzego Giedroycia. Opublikował m.in.: Władysław Gomułka (1995), Polski rok 1956 (1993), „Monachijska menażeria”. Walka z Radiem Wolna Europa 1950–1989 (2007). 1078853
Biała Podlaska, listopad 1956. Kwiaty dla Władysława Gomułki powracającego z Moskwy. Fot. PAP/CAF/Baranowski 1078853
79
5 marca 1953 o godzinie 21.50 czasu moskiewskiego przestało bić serce towarzysza Stalina. Taka jest oficjalna wersja. Jakie były pierwsze reakcje polskich towarzyszy, gdy dotarła do nich wiadomość o śmierci Stalina? Podano ją nie od razu, lecz dopiero następnego dnia rano. Niestety nie dysponujemy w pełni wiarygodnymi wspomnieniami. Na pewno większość zdawała sobie sprawę, że jest to koniec pewnej epoki. Zapewne niektórzy odetchnęli z ulgą, bo ostatnie lata rządów Stalina to rozkręcanie terroru na nowo. Jeśli wierzyć Jakubowi Bermanowi – mówił to trzydzieści lat później Teresie Torańskiej – czuł się wtedy zagrożony, że będzie polskim Slánskim. Nikt już nie jest w stanie tego zweryfikować, ale polska elita niewątpliwie czuła, że kończy się czas bezpośredniego zagrożenia życia. Natomiast w skali masowej mamy całą gamę postaw. Akcentowane przez propagandę płacz i rozpacz były w pewnym zakresie szczere. Stalin był w poprzednich latach przedstawiany jako mąż opatrznościowy, niemal mityczny puklerz, bez którego na cały obóz socjalistyczny mogą spaść wszystkie możliwe nieszczęścia. Stąd do pewnego stopnia naturalne były niepokój i świadomość zmiany, która nie wiadomo dokąd doprowadzi. Ze zrozumiałych przyczyn nie przebiła się do oficjalnej informacji radość z odejścia tyrana. Prace historyków – analizujących na przykład plotki i pogłoski – pokazują, że ówczesny system komunistyczny był postrzegany przez wielu Polaków jako radziecka okupacja, i choć nie ma badań opinii publicznej z tamtego okresu, można sądzić, że większość ludzi przyjęła tę śmierć z ulgą, jako koniec epoki najgorszego terroru. Trochę przedwczesną, bo w Polsce stalinizm przeżył Stalina o kilka lat. Największym paradoksem polskiego wychodzenia ze stalinizmu jest to, że bezpośrednio po śmierci Stalina nie nastąpiło żadne odprę80
żenie, jak to się stało na Węgrzech czy w NRD, gdzie realizowano 1078853
7 marca 1953 – Rada Państwa uchwala nadanie Pałacowi Kultury
nowy kurs i wprowadzono pewne reformy. W Polsce
i Nauki w Warszawie imienia
zaostrzono walkę z Kościołem, aresztowano pryma-
Józefa Stalina. Katowice zostają
sa Wyszyńskiego, co stało się z inicjatywy polskich
przemianowane na Stalinogród.
władz i tylko za aprobatą Moskwy. Odbył się pokazowy proces biskupa Czesława Kaczmarka, za niewydrukowanie nekrologu Stalina odebrano „Tygodnik Powszechny” Jerzemu Turowiczowi, religia była usuwana ze szkół, a kolektywizacja trwała w najlepsze.
26 września 1953 – aresztowanie prymasa Stefana Wyszyńskiego. W listopadzie Episkopat
Jak polskie kierownictwo orientowało się w tym jednak zmieniającym się powoli świecie? Z Moskwy przy-
ślubuje wierność PRL.
chodziły różne sygnały, śmierć Berii była dowodem,
5 grudnia 1953
że z rozgrywki można nie wyjść z życiem.
– Józef Światło, wicedyrektor X Departamentu MBP,
Los Berii był memento przede wszystkim dla Józefa
w Berlinie Zachodnim oddaje
Światły, który wtedy zrozumiał, że on i inni funkcjo-
się w ręce Amerykanów.
nariusze aparatu bezpieczeństwa, zwłaszcza ci żydowskiego pochodzenia, mogą być wskazani jako odpowiedzialni za terror poprzednich lat. Ten czas jest mało rozpoznany przez historyków. Nie polskiej elity i tego, jak ona się orientowała. Niewątpliwie impuls przyszedł z zewnątrz. Wcześniej, na II Zjeździe PZPR w marcu 1954 roku, zaadaptowano hasła „nowego kursu”, ale były to zmiany kosmetyczne – Bierut stracił stanowisko premiera, które łączył ze stanowiskiem I sekretarza partii, bo wprowadzano hasło „kolegialnego kierownictwa”. Wtedy też zmieniono plany gospodarcze, ograniczając wydatki na przemysł ciężki na rzecz przemysłu rolnego i konsumpcji. Prawdziwym impulsem było dopiero rozpoczęcie przez Radio Wolna Europa nadawania audycji Józefa Światły. Jak wielkim szokiem była ucieczka Światły? Przecież nie od razu uwierzono, że rzeczywiście zdradził. 1078853
1953–1957 / Rozmowa z Pawłem Machcewiczem
ma wiarygodnych opisów ani przekazów dotyczących nastrojów wśród
81
Spekulowano, że porwali go Amerykanie albo że go zamordowano – uważano, że był tak lojalnym towarzyszem, iż raczej nie dopuszczano myśli o jego przejściu na drugą stronę. Uciekł, będąc w grudniu 1953 roku w Berlinie, i oddał się w ręce Amerykanów, a Radio Wolna Europa zaczęło nadawać audycje we wrześniu 1954 roku. Pod ich wpływem odbyła się narada aktywu w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, w partii pojawiły się słowa krytyki wobec aparatu bezpieczeństwa i władzy. Mówiło się o biurokratyzacji, o braku kolektywnego przywództwa. Pierwsze wyraźne zmiany i moment, który można nazwać początkiem odwilży, to grudzień 1954. Rozwiązano Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, zredukowano stan osobowy w aparacie bezpieczeństwa, uwolniono Gomułkę. Aczkolwiek terror wciąż trwał – ostatni wyrok śmierci na żołnierzach Podziemia wykonano na początku 1956 roku. Audycje RWE, w których Światło opisywał ze szczegółami funkcjonowanie władzy w PRL, miały bardzo duży ciężar polityczny i to wpływało na świadomość Polaków. Jednocześnie na tę świadomość wpływało wiele wydarzeń kulturalnych. Młodsi czytelnicy tej książki mogą mieć problem ze zrozumieniem, dlaczego festiwal jazzowy, Światowy Festiwal Młodzieży czy wystawa malarstwa w Arsenale miały aż takie znaczenie polityczne. W tamtym czasie polityka nie była, jak dziś, tylko fragmentem życia, który łatwo zignorować i zajmować się innymi sprawami – rodziną, pracą, kulturą. Wtedy wszystkie dziedziny życia były zintegrowane w całość, której na imię było: polityka. A dokładniej: komunizm. To właśnie cecha totalitaryzmu. Dlatego proces odwilży dokonywał się na wielu poziomach. Trudno sobie wyobrazić festiwal młodzieży w Warszawie bez zmian w klimacie międzynarodowym, które polegały na tym, że zawarto rozejm w Korei, kończący najgorętszą wojnę okresu zimnej wojny, że w lipcu 1955 roku doszło do konferencji 82
w Genewie, czyli do pierwszego od czasów Poczdamu spotkania przy1078853
7 grudnia 1954 – rozwiązano Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego
wódców mocarstw. Chruszczow odwiedził Belgrad
i w jego miejsce powołano
i przyznał de facto rację Ticie. Te wydarzenia rozbi-
Ministerstwo Spraw
jały rzeczywistość polityczną i wpływały na życie,
Wewnętrznych i Komitet
także kulturalne.
do spraw Bezpieczeństwa Publicznego.
Jak je komentowano nad Wisłą – choćby spotkanie z Titą? Istotą ruchu komunistycznego jest dyscyplina i posłuszeństwo wobec centrum decyzyjnego. Polscy komuniści wcześniej akceptowali różne zawirowania w polityce Stalina. Na przykład etap
13 grudnia 1954 – Władysław Gomułka wychodzi na wolność.
14 maja 1955 – powstaje Układ Warszawski.
traktowania socjaldemokracji jako socjalfaszystów, a potem etap frontów ludowych, czyli współpracy z tymi samymi socjaldemokratami. Dlatego też bez słowa przyjęto nowy kurs po śmierci Stalina. Tym bardziej że jego powodem była chęć uniknięcia wybuchów społecznych. Kierownictwo na Kremlu zdawało sobie sprawę, że stopa życiowa jest tak niska – między innymi z powodu ogromnych zbrojeń w czasie wojny w Korei – iż może dojść do żywiołowych buntów, które zresztą nastązdawano sobie sprawę również w Polsce. Zwłaszcza że bardziej pragmatyczni towarzysze musieli widzieć, iż komunizm ma nad Wisłą mniejsze zaplecze społeczne niż w ZSRR. Akceptacja nowego kursu wynikała więc z posłuszeństwa wobec Moskwy, a z drugiej strony z chęci uniknięcia wybuchu społecznego. Tak bym interpretował sens odwilży w Polsce. To nierzadkie, że rządzący, aby ocalić niepopularny system, starają się złagodzić pewne doskwierające ludziom jego elementy. Przykładowo w 1954 roku rozwiązano Komisję Specjalną do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym, która mogła bez wyroku wysłać na dwa lata do obozu pracy. Jej działania były bolesne społecznie, bo dotykały dziesiątków tysięcy ludzi. 1078853
1953–1957 / Rozmowa z Pawłem Machcewiczem
piły w czerwcu 1953 roku w NRD i Czechosłowacji. Z tego zagrożenia
83
Czy myślano wtedy, że będzie trzeba wskazać jakieś kozły ofiarne? Trudno na to pytanie odpowiedzieć. Język dokumentów i źródeł, które się zachowały, jest odmienny od dzisiejszego języka polityki. Pozbawiony emocji, zrytualizowany. Wystąpienia na plenach KC i KW przed rokiem 1956 były oderwane od rzeczywistości. Sądzę jednak, że wtedy nie myślano o kozłach ofiarnych. Ofiar spodziewano się, póki żył Stalin, potem raczej się cieszono, że osobiste bezpieczeństwo nie jest już zagrożone. Ludzie systemu musieli się czuć pewnie, bo co prawda w latach 1953–1956 zachodziły zmiany w kulturze i ograniczano skalę represji, ale politycznie PZPR była w ofensywie: trwała kolektywizacja i wielki napór na Kościół. W tym okresie władza osiąga największe sukcesy w podporządkowaniu sobie Kościoła. To czas najmniej chwalebny dla tej instytucji, biskupi dystansują się od aresztowanego prymasa, składają przysięgę na wierność państwu, biorą udział w akcjach propagandowych, których władza sobie życzy. Czyli odwilż co najwyżej miała dotyczyć tylko ludzi popierających system? Nawet w październiku 1956 roku w myśleniu Gomułki wolność polityczna była możliwa tylko dla komunistów. Nie myślano o powstaniu organizacji czy środowisk, które kontestowałyby kierowniczą rolę partii. Te zmiany były jednak źródłem nadziei nie tylko dla członków partii czy ZMP, lecz także dla zwykłych ludzi, którzy zaczęli czuć, że coś się zmienia. Eksplozja aktywności nastąpiła dopiero wiosną 1956 roku. Zanim przyszła wiosna, przyszedł XX Zjazd KC KPZR, na którym Chruszczow wygłosił słynny referat potępiający stalinizm. Czy Bierut, „polski Stalin”, słuchając Chruszczowa, mógł się poczuć zagrożony? O tyle, o ile mógł się obawiać utraty stanowiska. Żadnego procesu nie musiał się bać, ale na pewno referat był dla niego szokiem. Być może 84
przyczynił się nawet do jego śmierci. 1078853
31 lipca 1955 – w Warszawie rozpoczyna się Światowy Festiwal Młodzieży
Wystąpienie Chruszczowa było czymś niebywałym. Zakwestionowało sporą część tego, co działo
i Studentów o Pokój i Przyjaźń.
się w Europie Wschodniej w ciągu poprzednich
14 lutego 1956
lat, sens polityki, którą prowadził między innymi
– w Moskwie zaczyna się XX
Bierut, nawet jeśli mówiono głównie o zbrodniach
Zjazd KPZR.
wobec komunistów. Chruszczow mówił jednak też o przesiedleniach, o katastrofalnych decyzjach, które doprowadziły niemal do klęski w 1941 roku.
12 marca 1956 – śmierć Bolesława Bieruta.
Potępił także Stalina za konflikt z Jugosławią, który przecież współtworzył logikę wydarzeń w Polsce. Rozprawa z Gomułką odbyła się w atmosferze czegoś paralelnego do rozprawy z Titą. Ten referat stawiał na porządku dziennym sprawę Gomułki i rozliczenia się z tego, że go uwięziono. Czym kierowali się ci polscy komuniści, którzy, jak Stefan Staszewski, ówczesny I sekretarz Komitetu Warszawskiego PZPR, dopuścili do niekontrolowanego rozprowadzenia referatu Chruszczowa? Staszewski niezupełnie słusznie przypisuje sobie zasługę rozpopodjęta już po śmierci Bieruta. Dodajmy: bardzo logiczna decyzja, szukano bowiem sposobu ucieczki do przodu. Referat legitymizował władzę, która chciała zbudować popularność, pokazując, że ma intencje odejścia od stalinizmu – jeszcze bez używania tego słowa, które pojawiło się w prasie dopiero jesienią 1956 i zresztą zaraz potem zniknęło. Referat czytano na zebraniach partyjnych, na które przychodzili też ludzie bezpartyjni. Wysłuchało go więc tysiące ludzi. Niezależnie zatem od tego, że Staszewski podobno dodrukował ileś tam tysięcy egzemplarzy, a drukarze jeszcze sami z siebie powiększyli ich liczbę, decydujące jest to, że decyzję o upowszechnieniu referatu podjął sekretariat KC. Zresztą upowszechniano go też w ZSRR, i tam była to decyzja Chruszczowa. 1078853
1953–1957 / Rozmowa z Pawłem Machcewiczem
wszechnienia tego dokumentu. To była decyzja sekretariatu KC,
85
W Polsce kierownictwo szybko zdało sobie sprawę, że uruchomiono proces, który trudno będzie kontrolować, i mniej więcej po trzech tygodniach odczytywania referatu zdecydowano się to zakończyć. Od tej pory zaznajamiano z jego treścią tylko aktywistów, ale było już za późno, by zatrzymać lawinę. Referat stał się powszechnie znany, przynajmniej wśród ludzi interesujących się sprawami publicznymi. Nie chodziło tylko o sam referat, ale też i o to, że na spotkaniach, na których go odczytywano, po raz pierwszy zaczęto otwarcie i bez obaw mówić o wszystkim. Dosłownie. Szybko wychodzono poza horyzont tego, co powiedział Chruszczow, i mówiono o tym, co jest ważne dla Polaków. Były pytania o 17 września 1939, o pakt Ribbentrop–Mołotow, o Katyń, o wywózki przeprowadzane przez Sowietów, o Powstanie Warszawskie, o radzieckich oficerów w wojsku, o Gomułkę, o Wilno i Lwów. Mówiono o nadużyciach czy nawet zbrodniach w aparacie bezpieczeństwa. Te hasła pojawiły się już wtedy. To ważny moment, bo oznaczał utratę przez partię kontroli nad ludźmi. Decyzja o wstrzymaniu rozpowszechniania referatu była świadectwem wiedzy o nastrojach. W raportach UB z wiosny 1956 roku widać, że ta instytucja została poddana totalnej krytyce społecznej. Ludzie zaczepiali funkcjonariuszy UB i im ubliżali, agenci i informatorzy zrywali współpracę, argumentując, że po tym, czego się dowiedzieli, nie chcą mieć nic wspólnego z UB lub boją się, że ich współpraca wyjdzie na jaw. Ludzie z bezpieki zaczynali tracić poczucie bezpieczeństwa i wpadać w panikę. To demoralizowało elitę władzy w tym sensie, że zatracała wiarę w słuszność sprawy. Czy pytania o Gomułkę, które wtedy padały, były spontaniczne? Czy jego mit tworzył się samoczynnie? Z tego, co wiemy, tak. Pierwsze znane pytanie o Gomułkę padło na naradzie aktywu partyjnego w listopadzie 1954 roku. Zadał je Wiktor 86
Kłosiewicz, który powiedział, że jeśli Gomułka jest winny, to należy 1078853
20 marca 1956 – VI plenum KC PZPR z udziałem Nikity Chruszczowa.
go sądzić, a jeśli niewinny, to wypuścić. Choć akurat
I sekretarzem PZPR zostaje
jego pytania nie można traktować jako czysto spon-
Edward Ochab.
tanicznego, bo to był element gry w partii. Można zakładać, że wtedy zaczęły się kształtować dwa
28 czerwca 1956
obozy: puławian i natolińczyków. Pytanie Kłosiewi-
– w Poznaniu dochodzi do starć
cza było jednym z pierwszych uderzeń w środowi-
robotników z milicją i wojskiem.
sko określane później jako puławianie. Natomiast gry partyjnej. On się rozwijał naturalnie. I zagra-
9 października 1956
żał wszystkim: i natolińczykom, i puławianom.
– wiec studentów UW.
w całości nie można mitu Gomułki sprowadzić do
Bo jedni i drudzy chcieli użyć Gomułki, natomiast ten mit był już tak wielki, że w końcu okazało się, iż to Gomułka będzie rozdawał karty. Co było główną komponentą tego mitu: to, że Gomułka był więziony, że oskarżono go o prawicowonacjonalistyczne odchylenie czy że sprzeciwił się Rosjanom? Zdecydowanie to ostatnie. Więzienie oczywiście go uwiarygodniawiedzialności za zło stalinizmu. Gdy w 1948 roku usuwano go z kierownictwa, nie było jeszcze ofensywy antykościelnej, kolektywizacji rolnictwa, sowietyzacji i rusyfikacji wszystkich sfer życia. Gomułka w oczach Polaków nie odpowiadał więc za najgorsze zło komunizmu. Poza latami czterdziestymi. Terror lat czterdziestych dotykał głównie przeciwników politycznych, a ten z początku lat pięćdziesiątych był bardziej powszechny. To prawda, że więcej wyroków śmierci wykonano w latach czterdziestych, ale jeszcze więcej osób trafiło do obozów pracy na początku lat pięćdziesiątych. 1078853
1953–1957 / Rozmowa z Pawłem Machcewiczem
ło, ale najważniejsze było to, że w oczach ludzi nie ponosił odpo-
87
W jakiej atmosferze niedawno więzieni funkcjonariusze państwa wracali do służby? Na przykład generał Wacław Komar. Nie było napięć między tymi, którzy wsadzali, a tymi, których wsadzano? Były niewątpliwie. Jednak ci, którzy wychodzili z więzień, wciąż uważali się za komunistów. Generał Komar czy Gomułka na pewno mieli poczucie krzywdy i silną niechęć wobec swych prześladowców, ale uważali, że mają wspierać partię i wrogiem dla nich nie byli stalinowcy, lecz ludzie, którzy chcieli dokonać restytucji demokracji. Dla Gomułki, jak się później okazało, zagrożeniem nie byli natolińczycy, tylko ludzie, którzy uaktywnili się w 1956 roku i wołali, że chcą Wilna i Lwowa. Pierwszym poważnym przejawem tego uaktywnienia było powstanie robotników w Poznaniu w czerwcu 1956 roku. Dlaczego władza dała się tak zaskoczyć? Po stronie robotników była organizacja. Ludzie z Cegielskiego spotykali się z robotnikami z innych zakładów. Wiemy jednak z dokumentów, że także UB wiedział o przygotowaniach do strajku: kiedy i gdzie do niego dojdzie. Jeszcze półtora roku wcześniej aresztowano by dwudziestu liderów robotniczych i pozostali ludzie, zastraszeni, nie wyszliby na ulice. Tymczasem w nocy z 27 na 28 czerwca zwołano naradę UB w Poznaniu i właściwie nie podjęto żadnych kroków. Poza półśrodkiem, jakim było aresztowanie jednego robotnika. Była to najgorsza możliwa opcja. Aresztowanie tego człowieka, Czesława Rutkowskiego, zresztą nie z Cegielskiego, tylko z Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego, stało się pożywką dla plotki, która później zradykalizowała nastroje, że cała delegacja robotników z Cegielskiego została aresztowana. Potem władza też nie wiedziała, co robić. Pierwsze oddziały wojska, które wkroczyły do miasta, oddawały broń. 88
Próżnia władzy sprawiła, że ruch się zradykalizował. 1078853
19 października 1956 Skąd wśród ludzi biorących udział w wydarzeniach w Poznaniu pojawiło się przekonanie, że wybuchło ogólnonarodowe powstanie i tylko w ich mieście jeszcze nie obalono władzy?
– rozpoczyna się VIII plenum KC PZPR. Wojska radzieckie stacjonujące w Żaganiu i Bolesławcu oraz Bornem Sulinowie ruszają na Warszawę.
To były pogłoski, które rodziły się spontanicznie. One nadawały sens walce i dlatego tłum w nie uwierzył. Nie miałoby sensu zdobywanie budynku UB ze świadomością, że zaraz przyjadą czołgi i spacyfikują bunt. Wydarzenia te powinny być dla psychologów przedmiotem badań, a o ile wiem, nikt tego jesz-
Do Warszawy przylatuje delegacja na czele z Chruszczowem.
21 października 1956 – Władysław Gomułka I sekretarzem KC PZPR.
cze nie robił. Tłum – a nawet jeszcze nie tłum, tylko robotnicy, dopiero potem inni mieszkańcy, studenci, uczniowie, urzędnicy – jest przez dwie godziny absolutnie pokojowo nastawiony. Ludzie stoją przed budynkiem Komitetu Wojewódzkiego PZPR oraz Miejskiej Rady Narodowej i czekają, aż jakiś przedstawiciel władzy zacznie z nimi rozmawiać. Po mniej więcej dwóch godzinach pojawia się zniecierpliwienie. Zaczyna krążyć pogłoska, że aresztowapojechała na rozmowy do Warszawy w Ministerstwie Przemysłu Maszynowego. To jest ta zniekształcona informacja o aresztowaniu Rutkowskiego. Potem ludzie „dowiadują się”, że ta delegacja przetrzymywana jest w więzieniu przy ulicy Młyńskiej. Od tego momentu mamy do czynienia z rewolucją. Część ludzi zajmuje gmach KW i postępuje wedle typowych wzorów rebelii: niszczy i wyrzuca przez okno portrety przywódców komunistycznych, czerwone flagi. Część ludzi zajmuje Miejską Radę Narodową, a reszta rozbija więzienie – tak dopełnia się scenariusz klasycznej rebelii. Gdy się okazuje, że w więzieniu nie ma robotników, ludzie idą pod
1953–1957 / Rozmowa z Pawłem Machcewiczem
no delegację robotników Cegielskiego, która w poprzednich dniach
Urząd Bezpieczeństwa. Tam strzelają już do nich ubecy, którzy musieli poczuć się zagrożeni. 1078853
89
W tym momencie, co charakterystyczne, zaczyna funkcjonować pogłoska, że pierwsze strzały padły ze strony Rosjanki, rudej enkawudzistki. Ruda Rosjanka z NKWD – bardzo różne stereotypy tu można wyśledzić. A potem jeszcze pojawia się informacja, że ci żołnierze, którzy weszli do miasta w godzinach popołudniowych, to są Rosjanie przebrani za Polaków. Bo ci, którzy rano oddawali broń, oczywiście byli Polakami. To pokazuje, że wymiar narodowy zaczął brać górę i w końcu okazał się dominujący w opisie i spontanicznym definiowaniu sytuacji. Z pana książki wynika, że robotnicy mieli najpierw hasła społeczne i dopiero do nich dołączyli ludzie, którzy zaczęli głosić hasła polityczne. Kto to był? To mogli być także robotnicy, bo przecież nie jakaś zorganizowana, konspiracyjna grupa. O tym, że te hasła pojawiły się spontanicznie, świadczą zdjęcia z Poznania. Zachowała się bowiem obszerna dokumentacja fotograficzna. Poznański Czerwiec to najlepiej obfotografowany bunt w historii wszystkich polskich walk z komuną: co najmniej kilku funkcjonariuszy UB chodziło tego dnia po mieście i ukrytymi w teczkach aparatami fotograficznymi dokumentowało niemal każdą minutę. Dzięki tym zdjęciom można zobaczyć, jak postulaty socjalne przechodziły w polityczne i narodowe. Otóż widać na nich, że transparenty domagające się obniżki cen i podwyżki płac były starannie zrobione, bo były wcześniej przygotowane. Natomiast hasła: „Chcemy wolnych wyborów” czy „Precz z Ruskami” powstawały już w trakcie zamieszek, bo były pisane kredą na dyktach, na tablicach, które wyniesiono z budynków. Hasło: „Precz z dyktaturą” wymalowano na tramwaju. Hasła polityczne pisano więc ad hoc, ale zapewne robili to ci sami ludzie. Być może robotnicy na początku zakładali, że walczą o podwyżkę, a gdy wyszli na ulice i zobaczyli, że do ich pochodu dołącza coraz więcej ludzi, poczuli się bezpieczniej i zaczęli wyrażać 90
żądania i pragnienia, które tkwiły w nich głębiej. 1078853
24 października 1956 Jaki był bilans Poznania i jakie władza wyciągnęła
– wiec na placu Defilad.
z tego wnioski?
Gomułki słucha 400 tysięcy
Ponad siedemdziesięciu zabitych, kilkuset ran-
28 października 1956
zgromadzonych.
nych, tyle samo zatrzymanych, bardzo brutalne śledztwa. A więc w krótkiej perspektywie zagrożenie dla „odwilży”, ale w dłuższej – decydujące wy-
– na wolność wychodzi
darzenie, które uświadamiało rządzącym głębię nie-
prymas Stefan Wyszyński.
zadowolenia społecznego, skalę kryzysu i konieczność daleko idących zmian, by zachować władzę. Z jednej strony po Poznaniu Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego podejmuje przygotowania do obrony gmachów publicznych w innych miastach,
15 listopada 1956 – Władysław Gomułka negocjuje w Moskwie nowe umowy z ZSRR.
20 stycznia 1957 – wybory do Sejmu.
co pokazuje, czego obawiało się kierownictwo partii, z drugiej – mniej więcej w miesiąc po stłumieniu poznańskiej rebelii legitymację partyjną otrzymuje na powrót Gomułka i powraca do wielkiej gry. Moim zdaniem bez poznańskiego wybuchu wszystko mogłoby wyglądać inaczej, on właśnie
Okres poprzedzający Październik przedstawia się jako rywalizację dwóch frakcji w PZPR – natolińczyków i puławian. Tyle że mający do nich należeć działacze partyjni w ogóle zaprzeczali istnieniu tych frakcji. Nie jest trudno je zdefiniować, choć oczywiście były ważne postaci, które sytuowały się między tymi dwiema frakcjami. Same ich nazwy pochodzą od domu przy ulicy Puławskiej (gdzie mieszkało wielu czołowych działaczy partyjnych) oraz pałacu Rady Ministrów w Natolinie. Istnienie dwóch grup widać chociażby z analizy języka wystąpień na posiedzeniach partyjnych. Najbardziej spektakularne były wystąpienia Kłosiewicza czy generała Kazimierza Witaszewskiego. Z tych dyskusji wyłania się podział na zwolenników reform i twar1078853
1953–1957 / Rozmowa z Pawłem Machcewiczem
otworzył drogę do październikowego przełomu.
91
dogłowych. Nie dotyczył on tylko frakcji na szczytach władzy, ale schodził w dół, do komitetów wojewódzkich. To były dwie orientacje, dwie mentalności. Natomiast co do szczegółów, to rzeczywiście wszystko jest owiane tajemnicą, bo ówcześni działacze PZPR mieli wbudowaną lojalność wobec partii i zinternalizowany zakaz działalności frakcyjnej. Dlatego nawet po latach milczeli, ale te dwie opcje były widoczne. Jedna, puławianie, chciała wyjść z kryzysu poprzez daleko idące reformy, druga, natolińczycy, postulowała wyjście ze stalinizmu przez ograniczenie terroru, ale też użycie haseł antyinteligenckich i antyżydowskich. Te hasła miały przysporzyć partii popularności, tak jak poświęcenie stalinistów, ludzi źle kojarzonych z powodu terroru, uwięzienia Gomułki – często właśnie Żydów. Ale o głębszych reformach natolińczycy nie chcieli słyszeć. Czy to świadczy o świadomości natolińczyków, czy ich wiedzy o polskim społeczeństwie, gdy chcieli budować popularność na hasłach antyinteligenckich i antyżydowskich? To zawsze świadczy przede wszystkim o świadomości tych, którzy uważają, że takich haseł można i warto używać, ale także pokazuje, że wiedzieli, iż spotkają się one z pewnym poparciem. Czym kierowali się puławianie? Przecież Roman Zambrowski średnio nadawał się na liberała… Jest rzeczywiście paradoksem, że tacy ludzie jak Zambrowski czy ci, którzy walczyli z prawicowym odchyleniem, znaleźli się we frakcji proreformatorskiej. Trudno to wszystko odtworzyć, bo oni nie mówili wprost, jaki był ich plan polityczny. Obie strony miały poczucie głębokiego kryzysu systemu stalinowskiego i niepopularności systemu komunistycznego w ogóle. Zasta92
nawiano się po Poznaniu, co zrobić, by uniknąć takich wydarzeń 1078853
w skali kraju. Odpowiedź puławian była taka, że należy zliberalizować system, zachowując kierowniczą rolę partii, wprowadzić nową atmosferę, ograniczyć cenzurę, dać swobodę twórczą artystom. Wcale nie jest powiedziane, że któraś z frakcji chciała wypuścić prymasa Wyszyńskiego. Przecież wypuszczono go dopiero 28 października, a zatem po kilku dniach trwania polskiego Października. To był krok wymuszony przez społeczeństwo. Wcale nie jest też powiedziane, że któraś z tych frakcji chciała odejść od kolektywizacji rolnictwa. To z kolei była raczej decyzja Gomułki, a może i on tego nie planował w takich rozmiarach. Mówił bowiem, że nie będzie nacisku na przystępowanie do spółdzielni, a ci, którzy się w nich znaleźli wbrew swej woli, będą mogli z nich wystąpić, ale skąd miał wiedzieć, że w ciągu kilku tygodni dziewięćdziesiąt procent spółdzielni rozpadnie się i będzie to kres kolektywizacji. Rok 1956 to wymieszanie planów politycznych ze zwykłą improwizacją. Walka frakcji zatem nie polegała na tym „kto kogo”, tylko „jak”? To była rywalizacja, kto przeciągnie Gomułkę na swoją stronę. Tymczasem okazało się, że Gomułka jest wytrawnym graczem politycz-
Od kiedy wiedział, że może grać o wszystko? Już po Poznaniu, po VII plenum, które odbyło się na przełomie lipca i sierpnia. Jak podchodzono do tego, że w obrębie jednego systemu politycznego, bez zamachu stanu, człowiek, który był uwięziony, może nagle stanąć na czele państwa? To przecież nie były czasy, kiedy dysydenci stawali się prezydentami. Był to niewątpliwie pewien eksperyment. Podobnie jednak było na
1953–1957 / Rozmowa z Pawłem Machcewiczem
nym. Grał o najwyższą stawkę i rozegrał to po mistrzowsku.
Węgrzech, popularność Jánosa Kádára polegała na tym, że był więziony w okresie rządów Mátyása Rákosiego. Weźmy też pod uwa1078853
93
gę, że horyzont polityczny Polaków nie zakładał odrodzenia II RP ani powstania III RP. Alternatywą dla Bieruta czy Ochaba był nie Mikołajczyk czy Anders, lecz właśnie Gomułka. Ludzie nie wierzyli wówczas, że komunizm może upaść, nie było też jeszcze przekonania o całkowitym i nieodwracalnym bankructwie tego systemu. Nie przenośmy naszej dzisiejszej świadomości na tamte lata. W 1956 roku znacznie szerzej akceptowano socjalizm niż na przykład w połowie lat osiemdziesiątych. Chciano jego głębokich zmian – odejścia od terroru i kolektywizacji, od radzieckiego dyktatu, ale wciąż panowało przekonanie, że jest to ustrój, który może zrealizować ideały sprawiedliwości społecznej, równości, nowoczesności. Powrotu Gomułki do władzy bała się za to Moskwa. Ambasador ZSRR Pantelejmon Ponomarienko domagał się przed VIII plenum od Ochaba, by Biuro Polityczne stawiło się w Moskwie, Polacy odmówili – ze strachu czy z poczucia niezależności? Część polskiego kierownictwa, z Ochabem na czele, postanowiła zachować się niezależnie. To była ich gra o uzyskanie autonomii w stosunkach z Moskwą. Nie chcieli być marionetkami Chruszczowa, jakkolwiek by to odbiegało od dzisiejszych stereotypowych wyobrażeń o komunistach rządzących PRL. Przygotowywali grunt dla Gomułki, który od 12 października brał udział w posiedzeniach Biura Politycznego. Ciekawe jest jego pierwsze wystąpienie. Jednym z głównych jego motywów były stosunki polsko-radzieckie. Mówił wtedy, że czas zerwać z modelem jednostronnej zależności, wycofać doradców z wojska i skończyć z eksportem węgla za ułamek światowych cen. Miał wyraźny plan zwiększenia autonomii Polski w ramach bloku komunistycznego i z tym planem szedł na VIII plenum. 94
Gdy 19 października Chruszczow wylądował w Warszawie, jeszcze na lot1078853
nisku zaczął Gomułce wygrażać pięścią. Ten go zgasił, twierdząc, że nie będzie w ten sposób rozmawiał, i zaprosił na rozmowy w innym miejscu. Czy dużo ryzykował swoją hardością? Ten incydent wydarzył się w wąskim kręgu komunistycznym, owszem, patrzyli na to radzieccy generałowie, ale ta postawa nie była najważniejszą sprawą. Było nią to, że sposób dojścia Gomułki do władzy łamał zasady funkcjonowania satelickich partii. Wybór na I sekretarza musiał następować za zgodą Moskwy. A tak nie było. Co więcej, Gomułka taki numer wywinął już po raz drugi, bo w 1943 roku, gdy łączność z Moskwą była zerwana, został sekretarzem PPR. Chruszczow rzeczywiście mógł być wściekły: Polacy najpierw odmówili uzgodnień przed rozpoczęciem VIII plenum, a potem wybrali Gomułkę. Do tego musiał znać alarmistyczne raporty wysyłane przez ambasadora Ponomarienkę, którego urabiali natolińczycy. Chruszczow prawdopodobnie miał wyobrażenie o sytuacji w Polsce jeszcze gorsze, niż było to w rzeczywistości. Ochab opowiadał Torańskiej o tym, jak przekonywał Chińczyków, waniu dalekiego Pekinu w rozgrywkę nad Wisłą? Można podejrzewać, że jego relacja z pobytu w Chinach jest wiarygodna. Nieliczne chińskie źródła, które znamy, świadczą o tym, że w październiku, w czasie VIII plenum, kierownictwo w Pekinie przekazało Moskwie, iż jest przeciwne siłowemu rozwiązaniu kryzysu w Polsce. Chiny chciały równego statusu z Moskwą i domagały się, aby ta konsultowała decyzje dotyczące bloku wschodniego. Niekoniecznie był to wyraz poparcia dla haseł Października, raczej sprzeciw wobec dotychczasowego modelu dominacji Kremla w świecie komunistycznym. Już dziesięć dni później Chińczycy nakłaniali 1078853
1953–1957 / Rozmowa z Pawłem Machcewiczem
by wsparli Polskę. Czy nie wyolbrzymiał trochę swej roli w tym zaangażo-
95
Chruszczowa do stłumienia rewolucji węgierskiej, gdy w Budapeszcie zaczęto wieszać komunistów. Bo to już nie było powstanie antymoskiewskie, tylko antykomunistyczne. Gdyby założyć, że Moskwa była gotowa użyć w Polsce siły, to Chruszczowowi chyba niezręcznie byłoby w momencie rozlewu krwi być w samym centrum wydarzeń? Dlatego sądzę, że nie dopuszczano myśli o rozlewie krwi i walce z Polakami. Generał Komar twierdził, że takie niebezpieczeństwo było i że postawa Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego sprawiła, iż wojska radzieckie musiały ominąć Łódź, bo tam spotkałby je ogień. Wokół Października jest sporo mistyfikacji. Owszem, istnieje wersja, że generał Komar był gotów stawić czoła Rosjanom, ale to jest oparte tylko na jego relacji i relacjach kilku funkcjonariuszy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Na pewno ani Kreml, ani polskie kierownictwo nie życzyły sobie tego rozlewu krwi. Moskwa miała poczucie, że kontroluje polską armię, bo duża część stanowisk dowódczych była obsadzona przez radzieckich oficerów. Nie ma też przesłanek, by sądzić, że część armii wystąpiłaby przeciw Rosjanom. Raczej mogłoby dojść do niekontrolowanych zajść między ludnością a wojskiem i stąd omijanie Łodzi. Weźmy też pod uwagę to, co działo się na Węgrzech. Z Rosjanami walczyło kilka tysięcy powstańców, ale armia zachowała bierność. Niemniej KBW obsadził najważniejsze gmachy w Warszawie. Wydaje się, że miało to przede wszystkim przeciwdziałać ewentualnym zagrożeniom ze strony tłumu, tak jak to się stało w Poznaniu. 96
Nie można wykluczyć, że niektórzy dowódcy – czy KBW, czy armii 1078853
– podjęliby walkę z oddziałami radzieckimi, ale to mogłoby się zdarzyć albo na rozkaz kierownictwa partyjnego, albo w razie powstania podobnego do tego, które wkrótce miało wybuchnąć w Budapeszcie. W Polsce obie strony starały się jednak tego za wszelką cenę uniknąć. Faktem pozostaje demonstracja siły. Wojska ruszyły na Warszawę, by wywrzeć nacisk na kierownictwo PZPR, zablokować wybór Gomułki oraz nie dopuścić do usunięcia z Biura Politycznego Konstantego Rokossowskiego, który dla Moskwy był gwarantem kontroli sytuacji. Wydarzenia tamtych dni to do dziś nieułożone do końca puzzle. Nie wiemy, czy chiński sprzeciw miał znaczenie, nie wiemy, czy Chruszczow był gotów użyć siły, czy tylko chciał zastraszyć Polaków. Zapewne wszystkie opcje były możliwe. Nieprzypadkowo wieczorem 19 października – albo w nocy z 19 na 20, bo tego nie sposób ustalić – oddziały radzieckie wstrzymały marsz. Osiągnęły rubież stu kilkudziesięciu kilometrów od Warszawy i stały tak na swych pozycjach przez kilka dni. Do momentu wybuchu powstania w Budapeszcie 23 października.
Gdy doszło do walk w Budapeszcie, Chruszczow musiał uznać, że sytuacja tam jest poważniejsza. W Polsce jednak, cokolwiek by myślał o Gomułce, przy władzy ostali się komuniści. I nikt tu do nich nie strzelał. Ile prawdy jest w tezie, że Węgrzy uratowali Polskę? Polskę uratowali pospołu Chińczycy, Węgrzy i elastyczna, a zarazem twarda postawa Gomułki. Ze znanych relacji z rozmów polsko-radzieckich wynika, że Gomułka naprawdę potrafił twardo rozmawiać. Co było najważniejszym argumentem, którym przekonał Chruszczowa? 1078853
1953–1957 / Rozmowa z Pawłem Machcewiczem
To właśnie wskazuje, że przez kilka dni wszelkie opcje były możliwe.
97
Trudno to jednoznacznie rozstrzygnąć. Według jednych relacji sam Gomułka, którego zachowanie i argumenty podobno wywarły wrażenie na Chruszczowie. Zwłaszcza argumentacja, że ze względu na Ziemie Odzyskane to Polska bardziej potrzebuje ZSRR niż odwrotnie. Chruszczow zapewne nie spodziewał się tak silnej determinacji ze strony Gomułki i popierających go członków kierownictwa PZPR. Dużą wagę miały też prawdopodobnie argumenty Pekinu, z którym Kreml musiał się liczyć. Pamiętajmy jednak, że przez kilka dni czołgi nie wracały do baz, Chruszczow mógł użycie siły traktować jako jeden z wciąż możliwych wariantów, aż do wybuchu walk na Węgrzech. Gomułka został wybrany nie tylko przy sprzeciwie Moskwy, ale też przy aprobacie społeczeństwa. Witold Wirpsza pisał w „Po prostu”, tygodniku firmującym październikową odwilż, że decyzje plenum zapadają pod naciskiem społecznym. To prawda. Po raz pierwszy w historii PRL ludzie mieli poczucie, że kreują wydarzenia. Wybór Gomułki nie był tylko decyzją partyjnej wierchuszki. Rok 1956 był bardziej wieloznaczny. Czym zatem różnił się Październik od Czerwca owego roku? W Czerwcu nie było jeszcze Gomułki, a inni komuniści nie byli gotowi rozmawiać z buntującymi się ludźmi. Doszło do zderzenia odradzającego się ruchu robotniczego ze strukturami władzy, która nie wiedziała, jak zareagować, i w końcu wysłała wojsko. W Październiku Gomułka miał program i siłę, by skanalizować ruch w obrębie systemu. Dlatego Czerwiec był bardziej radykalny od Października. Gdy analizowałem hasła, które dominowały w Czerwcu na ulicach Poznania i potem w Październiku już w całej Polsce, zauważyłem, 98
że powtarzały się hasła antysowieckie i narodowe. Były też wspólne 1078853
elementy religijne: śpiew i żądanie uwolnienia Prymasa, także żądanie powrotu religii do szkół. Ale w Poznaniu krzyczano: „Chcemy wolnych wyborów! Precz z komunistami!” A w Październiku: „Wiesław, Wiesław!” Nie domagano się wolnych wyborów ani nikt lub prawie nikt nie wołał: „Precz z komuną!” Bo komuniści, a przede wszystkim sam Gomułka, w społecznej świadomości stanęli na czele ruchu narodowego, niektórzy wierzyli – że niepodległościowego. Tymczasem Gomułka pozwalał ludziom, którzy popierali stalinizm, wyjść z twarzą, a natolińczykom i puławianom wyjść z klinczu. Kluczowe jest pytanie o to, co było dla Gomułki największym zagrożeniem po objęciu władzy. W przemówieniu z 4 listopada 1956 mówił, że czas położyć kres sporom w partii; że prawdziwy aktywista partyjny sprawdzony w bojach – nieważne, puławianin czy natolińczyk – który wspiera odbudowę systemu komunistycznego, jest na wagę złota; że trzeba ratować jedność partii. Z tego też względu wyciszano wszelkie rozrachunki wewnątrzpartyjne z poprzedniego okresu. Z wyjątkiem kilku funkcjonariuszy aparatu represji, których, jak Romkowskiego, skazano w 1957 roku na wieloletnie więzienie. Gomułka miał świadomość, że chwiał się system. Nie doceniamy głębi tego kryzysu. Niektórzy mówią, że rok 1956 to był tylko manewr kosmetyczny. Nieprawda. Tylko Sierpień 1980 jest w historii PRL porównywalny z Październikiem. Moim zdaniem w 1956 roku kryzys systemu był nawet głębszy, bo wtedy w rozsypce znalazł się też aparat bezpieczeństwa. W latach 1980–1981 SB i MSW pozostały niewzruszonymi filarami władzy. W 1956 roku zaś – zwłaszcza po XX Zjeździe KPZR – w tych strukturach zachwiało się przekonanie o słuszności dotychczasowych działań. To groziło ich niesterownością. Dla Gomułki najważniejsze było, czy będzie mógł się oprzeć na efektywnym aparacie, żeby znowu przywrócić kontrolę. 1078853
1953–1957 / Rozmowa z Pawłem Machcewiczem
byłego wiceministra bezpieczeństwa publicznego generała Romana
99
To paradoks polskiego Października – w momencie gdy duża część Polaków świętowała jego początek, dla Gomułki najważniejszym zadaniem było przywrócenie spoistości aparatu partyjnego, przywrócenie kontroli nad społeczeństwem i odzyskanie tych przyczółków, które społeczeństwo zdobyło w chwili osłabienia systemu. Musiał tolerować przez kilka miesięcy niemal niezależną prasę, bo wtedy, co było jedynym przypadkiem w historii PRL, nawet cenzorzy opowiedzieli się za odwilżą i domagali się więcej wolności słowa. Ten uwielbiany bohater, który „sprzeciwił się Rosjanom”, od samego początku patrzył na ludzi świętujących jego dojście do władzy jak na zagrożenie: oni muszą zniknąć z ulic i wrócić do pracy. Czyli wielka komedia omyłek? Jedna z najbardziej paradoksalnych sytuacji w naszej historii. W drugiej połowie XX wieku Gomułka był najpopularniejszym polskim przywódcą. Myślę, że jego popularność była w Październiku większa niż popularność Lecha Wałęsy w latach 1980–1981. To widać, gdy czyta się raporty bezpieki z wieców. Krzyczano: „Niech żyje Wiesław!”, „Niech żyje Gomułka, bohater narodu polskiego!” A w sąsiednim zdaniu było: „Chcemy Wilna i Lwowa, precz z Ruskimi!” Gomułkę postrzegano jako antysowieckiego przywódcę bezkrwawego powstania narodowego. W materiałach KC PZPR zachowały się informacje, że ludzie przysyłali listy z poparciem, a nawet pieniądze i biżuterię dla Gomułki. Odsyłano na jego ręce obligacje pożyczki, którą państwo rozpisało kilka lat wcześniej. Zapanował prawdziwy kult. Wielkie nieporozumienie ze strony społeczeństwa i wspaniała socjotechnika w wykonaniu Gomułki. Majstersztyk, jeśli chodzi o technologię polityczną, używając dzisiejszego języka. Czy Gomułka nie bał się, że ten narodowy entuzjazm w pewnym momencie osiągnie zbyt duże rozmiary, a nastroje zaczną nazbyt podążać w an100
tykomunistycznym kierunku? 1078853
Dlatego w wystąpieniu na VIII plenum czy na placu Defilad nie ma nic, co by mogło podgrzać atmosferę. Na placu Defilad Gomułka mówił, że wojska radzieckie muszą zostać w Polsce. Zakulisowo też nie podsycał tych nastrojów, ale nie robił nic, co by sugerowało, że nie miałby spełnić nadziei, które społeczeństwo w nim pokładało. Gomułka czytał te same raporty, które ja czytałem kilkadziesiąt lat później. Jego kunszt polegał na tym, że potrafił z nich zrobić użytek. Wykorzystał popularność, by przekonać ludzi do powrotu do normalności, i wmówił im, że już zadba o suwerenność i niepodległość. To była jego zręczna gra wobec Moskwy, aparatu i społeczeństwa. Moskwie mówił, że gwarantuje jej interesy, aparatowi, że trzeba się konsolidować, a społeczeństwu, że będzie polski socjalizm i nie będzie wypaczeń UB. Przyznał rację robotnikom z Poznania i w ten sposób wpisywał się w nastroje społeczne. Starał się zresztą spełnić część postulatów. Uwolnił prymasa Wyszyńskiego, przywrócił Kościołowi to, co ten stracił w stalinizmie, włącznie z lekcjami religii, obecnością duchownych w szpitalach. Oddał „Tygodnik Powszechny” prawowitej redakcji, dał katolikom
Gomułce dali się uwieść nie tylko prości ludzie, ale nawet intelektualiści. Jak elity intelektualne wybaczyły mu współrządzenie Polską w latach 1944–1948? Ci lepiej zorientowani wiedzieli, że był współodpowiedzialny za terror, za zniszczenie PSL, ale stalinizm był tak mocnym doświadczeniem, że wymazał ze świadomości tamte lata. Fascynacji Gomułką ulegali nie tylko intelektualiści krajowi, ale nawet Giedroyc i Mieroszewski – ten drugi nazwał go Kościuszką polskiej bezkrwawej insurekcji. Jan Nowak-Jeziorański uważał, że Gomułka to maksimum tego, co Polska może osiągnąć, i trzeba na niego stawiać. Polonia w Ameryce przekonała Kongres USA, by udzielił Polsce 400 milio1078853
1953–1957 / Rozmowa z Pawłem Machcewiczem
świeckim obecność w sejmie.
101
nów dolarów kredytu. To były wtedy ogromne pieniądze i aby taki kredyt przyznać, Kongres musiał uznać formalnie Polskę za kraj niezdominowany przez ZSRR… Zafascynowany Gomułką był szef CIA Allen Dulles. Przemówienie Gomułki uznano za najbardziej antysowiecki materiał, jaki wygłoszono z tak wysokiej trybuny. Radio Wolna Europa otrzymało polecenie transmitowania go we wszystkich językach, w których nadawało. Jak więc obwiniać Polaków o naiwność, skoro Amerykanie uważali, że Gomułka będzie nowym Titą? I poważnie zastanawiali się, jak pomóc Gomułce, gdyby doszło do interwencji ZSRR. Gomułka doprowadził do zawarcia z ZSRR umów regulujących wzajemne relacje – choćby dotyczących stacjonowania nad Wisłą wojsk radzieckich. Jakie te umowy miały rzeczywiste znaczenie wobec dominacji Moskwy? W wymiarze gospodarczym zmniejszały eksploatację Polski. Rosja umorzyła długi Polski wobec ZSRR, zakończono wywóz polskiego węgla ze bezcen. Umowa o stacjonowaniu wojsk i ich ruchach na terenie kraju, które miały być uzgadniane, miała znaczenie symboliczne. Był to sygnał dla opinii publicznej, że nie powtórzy się sytuacja z Października. Adresatem tych działań było w dużej mierze społeczeństwo. Gomułka, jadąc w listopadzie pociągiem do Moskwy negocjować nowe warunki współpracy obu państw, był ciągle fetowany. Jego pociąg zatrzymywał się na kolejnych stacjach – to był prawdziwy entuzjazm, nie reżyserowany – widać to w kronikach. W oczach Polaków podróż Gomułki do Moskwy była wizytą wielkiego męża stanu. A jednocześnie po Polsce krążyły plotki, że życie Gomułki jest zagrożone, że może lepiej, gdyby nie jechał do Moskwy, bo nie wróci. To tylko podnosiło zaufanie do niego. W roku 1956 Gomułka, człowiek do niedawna więziony, mógł zostać przywódcą państwa uwielbianym przez tłumy, a robotnik z Żerania Lecho102
1078853
sław Goździk mógł być jednocześnie przywódcą społecznym domagającym się zmian i liderem partyjnym. W jakim stopniu zatarła się granica między władzą a społeczeństwem? W tym wyjątkowym momencie granica my – oni niemal zanikła. Polscy komuniści utożsamiani z Gomułką zostali inkorporowani do narodu polskiego, bo wcześniej byli w masowej skali postrzegani jako obce ciało. Nigdy później komunistyczna władza nie miała w Polsce takiego poparcia. Który moment oznaczał zwieńczenie Października – odejście z wojska symbolu radzieckiej dominacji, marszałka Rokossowskiego i kilkuset innych doradców, wybory do parlamentu w styczniu 1957 roku, w których startowali ludzie spoza nomenklatury, czy umowy z ZSRR, które zakończyły okres absolutnego podporządkowania Polski? Nie ma jednego takiego momentu. Początkiem odchodzenia od Października było przemówienie na placu Defilad i słowa: „Dość wiecowania”. Z punktu widzenia konsolidacji władzy zapewne należy wskazać wybory. To był ostatni moment rozchwiania aparatu parkrytykowano partię. Pierwszy raz w historii PRL – wyjąwszy oczywiście wybory w roku 1989 – panowała rzeczywista konkurencja wyborcza. Kandydatów zgłaszano oddolnie, owszem, w ramach listy Frontu Jedności Narodu, ale w wielu przypadkach bez aprobaty lokalnych władz PZPR. W pewnym momencie kierownictwo partii obawiało się wręcz, że skreśleni zostaną zaufani ludzie PZPR. I stąd dramatyczny apel Gomułki, który transmitowano przez radio, o głosowanie bez skreśleń. Gomułka mówił, że skreślanie kandydatów z pierwszych miejsc to skreślanie Polski z mapy Europy. Absolutnie instrumentalnie użył
1953–1957 / Rozmowa z Pawłem Machcewiczem
tyjnego, na zebraniach jeszcze wygadywano najróżniejsze rzeczy,
szantażu narodowego, posłużył się aluzją do interwencji radziec1078853
103
kiej, choć jeśli ona była realna w październiku 1956 roku, to już nie w styczniu roku 1957. Większość Polaków usłuchała apelu Gomułki, co oznacza, że społeczeństwo abdykowało z możliwości wyboru – ograniczonego, ale realnego – i zrobiło to, o co Gomułka prosił. Do głosowania bez skreśleń wzywało Radio Wolna Europa, co jest mało znane. Profesor Andrzej Paczkowski postawił kiedyś tezę, że rok 1956 ocalił system. Co więcej, zmiany były pozorne: w nowym Biurze Politycznym bardzo ograniczone, nie zmienił się też premier ani przewodniczący Rady Państwa. Prawo, z konstytucją na czele, nie uległo zmianie. Można patrzeć na Październik jako na konsolidację systemu, ale co było alternatywą? Bunt, jak na Węgrzech, krwawo stłumiony? System i tak by przetrwał. Społeczeństwo wymusiło na Gomułce zmiany idące dalej niż gdzie indziej. Odejście od kolektywizacji, autonomiczna pozycja Kościoła, która już nigdy później nie była zagrożona na miarę tego, co działo się w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych, większa swoboda twórcza niż w jakimkolwiek kraju socjalistycznym. To był wynik nacisku społeczeństwa. To też tłumaczy pojawienie się silnej opozycji w latach siedemdziesiątych i potem „Solidarności”. Oczywiście komunizm przetrwał, odzyskał nawet na pewien czas witalność dzięki zdobyciu poparcia ludzi. Przetrwał jednak w takiej formie, że potem nie był już w stanie zlikwidować enklaw autonomii, które były opoką dla późniejszej opozycji, ale były też ważne dla jakości życia w Polsce.
104
1078853
Aby wiedzieć więcej, przeczytaj: Poznański Czerwiec 1956, red. Stanisław Jankowiak, Agnieszka Rogulska, Warszawa 2002 Paweł Machcewicz, Polski rok 1956, Warszawa 1993 Październik 1956. Pierwszy wyłom w systemie, red. Stefan Bratkowski, Warszawa 1996 Poznański Czerwiec 56. Uwarunkowania – przebieg – konsekwencje, red. Konrad Białecki, Stanisław Jankowiak, Poznań 2007
1953–1957 / Rozmowa z Pawłem Machcewiczem
Paulina Codogni, Rok 1956, Warszawa 2006
1078853
105
Śmierć ideologii (lata 1957–1966)
Rozmowa z Wiesławem Władyką
Wiesław Władyka (ur. 1947) jest profesorem historii na Uniwersytecie Warszawskim. Publicysta tygodnika „Polityka”. Pod jego redakcją ukazała się praca zbiorowa Kartki z PRL. Ludzie, fakty, wydarzenia (I t. 2005, II t. 2006). Ostatnio opublikował także: Polityka i jej ludzie (2007), Cień Wielkiego Brata. Ideologia i praktyka IV RP (razem z Mariuszem Janickim, 2007). 1078853
Polska, 17 kwietnia 1966 roku. 1000-lecie Chrztu Polski. Na ambonie kardynał Stefan Wyszyński, prymas Polski, zwany Prymasem Tysiąclecia. Fot. PAP/PAP
1078853
107
Co to były zdobycze Października i dlaczego od nich odchodzono? Dziś Październik nie budzi już takich emocji, jak choćby jeszcze dwadzieścia lat temu. Do końca PRL było to bowiem żywe doświadczenie, odnoszone i porównywane do przeżywanej rzeczywistości. Z drugiej strony Piotr Wierzbicki napisał kiedyś, że cała legenda Października nie jest poważna i nie należy się nią przejmować, bo to tylko stu wariatów na chwilę znormalniało. Środowiska prawicowe i antykomunistyczne nie chcą przydawać Październikowi znaczenia, bo z ich perspektywy było to doświadczenie wewnątrzlewicowe. Niby były wiece, i społeczeństwo, tak zwana ulica, ludzie byli wtedy czynni, ale jednak rozgrywka polityczna toczyła się w ramach „aktywu”, choć nie zawsze chodziło tu o członków partii. A zdobycze? One po roku 1956 były widoczne właściwie w każdej dziedzinie. Można je wymieniać wedle listy najbardziej zasadniczej i poważnej, a więc: praworządność i zatrzymanie kolektywizacji, ożywienie uniwersytetów, możliwość ekspresji politycznej i kulturalnej, jak też tej mniej poważnej: w sferze obyczaju i życia codziennego. Październik był zjawiskiem wewnątrzlewicowym, ale to nie lewica, która go poparła, zyskała najwięcej. Środowiska poakowskie wreszcie przestały być wyklęte, katolickie dostały miejsca w sejmie, w ramach koła „Znak”, zwrócono im „Tygodnik Powszechny” i pozwolono się organizować w Klubach Inteligencji Katolickiej. Tymczasem robotnik Lechosław Goździk nie mógł zostać posłem, a wszelkie próby dyskusji podejmowane przez rewizjonistów były tłumione. Władza rzeczywiście potrzebowała nowej legitymacji i musiała się dogadać z prymasem Wyszyńskim. Wiele środowisk na tym skorzystało. W Październiku otworzyła się przestrzeń, a jak pojawia się wolna przestrzeń, to ludzie w nią wchodzą. Kisiel chciał nawet two108
rzyć własne pismo. W Październiku i tuż po nim nagle wysypało się 1078853
25 marca 1957 – zawarcie umowy między PRL i ZSRR o repatriacji Polaków.
wiele wybitnych książek, poematów, na pewien czas wróciły do kraju utwory Witolda Gombrowi-
18 maja 1957
cza, rozkwitła polska szkoła filmowa, wszędzie coś
– Jakub Berman i Stanisław
się działo, powiało nadzieją, objawiło się mnóstwo
Radkiewicz wyrzuceni z PZPR.
talentów. Te tak zwane zdobycze Października są bezdyskusyjne, choć przecież wielu zdawało się, że
16 września 1957
powinny być większe, i wielu też prędko się roz-
– rozpoczyna się proces wysokich
czarowało, że Gomułka, ten wielki zwycięzca, tak
funkcjonariuszy MBP, między
szybko okazał się pierwszym hamulcowym rozkrę-
innymi Romana Romkowskiego.
cającej się rewolucji.
2 października 1957
A przecież Gomułka już kilka dni po VIII plenum powiedział, jak będzie rządził: „Dość wiecowania i manifestacji”. Szybko też zaczął przykręcać śru-
– władze zamykają tygodnik
bę i konsekwentnie zabiegał o przejęcie kontroli
„Po prostu”.
w państwie. I po pewnym czasie okazało się, że system komunistyczny, mimo zagrożenia rewolucją oddolną, zdołał pokojowo przejść przez proces zmiany władzy. Między innymi dzięki Gomułce, który pozwolił znaleźć wyjście z zakrętu. W tamtych warunkach wszyscy, którzy uczestniczyli w grze, mieli świadomość, że jest to gra subtelna i nader ryzykowna. Łatwo noległym dramatem węgierskim w tle. Cały manewr był więc cudem historycznym i choć można nie lubić komunistów, trzeba przyznać, że potrafili go przeprowadzić. Październik był podsumowaniem procesu, który rozpoczął się po śmierci Stalina. Bilans osiągnięć Października dokonany w listopadzie 1956 roku czy w styczniu 1957 był ogromny. Tak więc trudno się zgodzić z tezą, że to wszystko nie miało znaczenia. Oczywiście zwolennicy i aktywni uczestnicy Października dalecy jeszcze byli od założeń i marzeń, myśli i idei, które pojawiły się w następnych dziesięcioleciach. Ówczesne teksty Leszka Kołakowskiego i wielu innych były zaledwie preludium do myślenia o Polsce demokratycznej. Studencki 1078853
1957–1966 / Rozmowa z Wiesławem Władyką
było przekroczyć granicę i odwilż mogła się zamienić w wojnę, z rów-
109
tygodnik „Po prostu” – sztandarowe pismo Października – pełen był artykułów, w których odwoływano się do wczesnego Lenina i Majakowskiego, bo takie było marzenie – nazwijmy to tak – inteligentnych chłopaków z akademika oraz socjalistów (wielu z nich bez wahania nazwałoby się komunistami) Anno Domini 1956: polska racja stanu sprowadza się do ulepszenia socjalizmu, powrotu do korzeni i do idei ludowładztwa. W istocie to było nadzwyczaj groźne dla władzy partyjnej. Hasłem, które wściekło Gomułkę i doprowadziło w końcu do rozwiązania „Po prostu”, było: „Cała władza w ręce rad robotniczych”. Już kilka tygodni po Październiku, w styczniu 1957 roku, cenzura zdjęła im tekst o radach robotniczych, który był swoistym programem politycznym: oto nadchodzi drugi etap rewolucji – władza powinna być odebrana aparatowi partyjnemu, biurokracji, nomenklaturze i przejęta przez rady robotnicze. Do tych idei wrócili potem Jacek Kuroń i Karol Modzelewski – notabene bardzo aktywni w Październiku – w swoim „Liście otwartym”, za co zostali strasznie ukarani. Czy zamknięcie „Po prostu” jesienią 1957 roku pan także uważa za koniec Października? Takich końców Października było kilka. Można powiedzieć, że gdy 24 października 1956 Gomułka zabronił wieców i manifestacji, już było widać, że to on wyłącznie – wedle własnego nadania – ma prawo podejmować decyzje. Po trzech miesiącach, gdy na listach wyborczych do Sejmu zabrakło na miejscu mandatowym nazwiska Lechosława Goździka, Październik także się jakoś zakończył. I wreszcie, gdy rozpędzono „Po prostu”... To był proces, można powiedzieć, odchodzenia. Dla mnie jednak najbardziej przykrym i symbolicznym przełomem w sferze słów i wartości i zaprzeczeniem Października był moment, kiedy Gomułka potępił Imre Nagya i nazwał rewolucję 110
węgierską – kontrrewolucją. 1078853
9 stycznia 1958 – wielogodzinne spotkanie prymasa Stefana Wyszyńskiego
Jakie było formacyjne znaczenie Października?
z Władysławem Gomułką i Józefem Cyrankiewiczem.
Nazwiska ludzi z pokolenia ‘56 znajdziemy we wszystkich encyklopediach, nie tylko polskich:
18 czerwca 1959
Wajda, Penderecki, Szacki, Mazowiecki, Hłasko,
– Władysław Bieńkowski odchodzi
Kołakowski... Od razu stali się klasykami. Wajda,
z funkcji szefa Ministerstwa
którego Kanał miał premierę na wiosnę 1957 roku,
Oświaty.
pewnego dnia się obudził, wstał, wyjrzał przez okno i… był klasykiem. Miał trzydzieści lat. Oni przeszli przez wielkie doświadczenie historyczne, w tym sensie stali się pokoleniem historycznym: musieli sobie bardzo szybko postawić wiele pytań
27 czerwca 1960 – w Nowej Hucie dochodzi do starć między broniącymi krzyża wiernymi a milicją.
i równie szybko znaleźć na nie odpowiedź. Ludzie młodzi zmuszeni do dojrzałości w przyspieszonym tempie błyskawicznie rosną, potem albo nie potrafią już uwolnić się od tego progowego doświadczenia (niektórzy trwają w zastygłych formach), albo przetwarzają je przez całe późniejsze życie – jako najważniejsze, fundamentalne. Dobrze wiedzieli, o co toczy się gra, wiedzieli, że na Warszawę wysłano czołgi, wiedzieli o tragedii na Węgrzech, a też porwała ich wielka fala odwilży i rewolucji moralnej. I potem niu taktyk politycznych, a także rozczarowanie – w dwóch wersjach – albo jako zawód wobec Historii (versus Gomułka), albo jako zawód wobec samych siebie: że byli tacy naiwni, tacy głupi. Zresztą to pokolenie aktywu Października rozbiegło się potem w bardzo różne strony, wystarczy zestawić ze sobą nazwiska Jerzego Urbana, Jana Olszewskiego, Walerego Namiotkiewicza, Leszka Kołakowskiego. To pokolenie tak szybko stało się dorosłe, że kiedy za chwilę weszli na scenę publiczną ci trochę młodsi, niemal natychmiast się zestarzało. W latach sześćdziesiątych trzydziestolatek Wiesław Górnicki, który pojechał do Waszyngtonu jako korespondent, szydził z Beatlesów. Gdy w 1967 roku do Warszawy trafili The Rolling Stones, Krzysztof 1078853
1957–1966 / Rozmowa z Wiesławem Władyką
nieśli w sobie pewną sprawność, a nawet upodobanie w odczytywa-
111
Teodor Toeplitz pisał, że za jego czasów muzyką nonkonformizmu był jazz, a Stonesi to nie wiadomo co. To były słowa człowieka trzydziestoparoletniego… Gomułka doszedł do władzy na fali sporu puławian i natolińczyków. Jaki on i jego najbliższe otoczenie – Zenon Kliszko, Ignacy Loga-Sowiński, Marian Spychalski – mieli stosunek do tych środowisk już po Październiku? Karty w ręku trzymał Gomułka. A starzy towarzysze byli po prostu wykonawcami jego woli. Bez niego by nie istnieli. Taki Marian Spychalski – marszałek Polski Ludowej, który piskliwym głosikiem zawodził: „Żołnierze, baczność!” – bez Gomułki nigdzie by nie zaszedł. Gomułka wziął władzę dzięki puławianom, co pozwoliło mu przetrzymać napór natolińczyków, których potem wyczyścił. A później… do nich wrócił, kiedy mógł już narzucać własne zdanie. Bo choć w Październiku został I sekretarzem KC PZPR, to jednak dopiero musiał tę władzę zdobyć. Był człowiekiem, przeciwko któremu zbudowano całą partię. Jedną z ideologicznych przesłanek partii powstałej w 1948 roku była przecież wojna z gomułkowszczyzną. Gdy PZPR tworzyła struktury, on siedział w więzieniu i był wyklęty. Całej partii, składającej się z ludzi dość prymitywnych i niewykształconych, włożono do głowy, że Gomułka jest wrogiem. I on taką partię dostał do rządzenia! Gdy 4 listopada 1956 spotkał się z aktywem partyjnym Warszawy w Sali Kongresowej, ten patrzył na niego spode łba. A on wiedział, że innego aktywu na razie mieć nie będzie, i zdecydował się zagwarantować mu stan posiadania. To, że odpuścił porachunki, było jego wielkością czy cynizmem? To był pragmatyzm. Gdy już zdobył poparcie aktywu, nikt mu nie podskoczył. Gomułka był samosterowny. Wielu ówczesnych polskich 112
polityków przewyższało go intelektem, a jednocześnie wszyscy byli 1078853
25 grudnia 1961 – ginie Henryk Holland.
od niego mniejsi. Kiedy rozmawiałem z ludźmi,
3 lutego 1962
którzy byli przy nim, takimi jak Artur Starewicz
– zamknięcie przez władze Klubu
czy Andrzej Werblan, to oni, mówiąc o Wiesławie,
Krzywego Koła.
jakby maleli. Wszyscy mieli kompleks Gomułki. Nawet gdy po latach stawał się w opinii społecznej
3 lipca 1963
coraz bardziej śmieszny i żałosny, wewnątrz partii
– Roman Zambrowski odchodzi
miał silną pozycję – numer jeden. Może poza samą
z Biura Politycznego oraz
końcówką, gdy go politycznie rozprowadzono.
sekretariatu KC.
W latach 1956–1957 i długo potem Gomułka był w partii niekwestionowanym liderem. Jesienią 1957
14 marca 1964
roku uderzył w rewizjonistów, rozwiązując „Po
– List 34. Wśród sygnatariuszy
prostu”, natolińczyków też sobie podporządkował.
jest Jerzy Turowicz.
Zenona Nowaka, który jeszcze niedawno był jego
Władze karzą za to „Tygodnik
konkurentem i którego popierała Moskwa, usunął
Powszechny” obcięciem nakładu.
z Biura Politycznego, ale na szczytach zostawił – przestawiał go, jak chciał. Natolińczyków przesuwał, a puławian i rewizjonistów odsuwał. Co to znaczyło, że „rewizjonistyczna gruźlica może spotęgować objawy dogmatycznej grypy”?
na spotkanie do szkoły oficerskiej, a trzeba wiedzieć, że środowisko wojskowe było wyjątkowo podburzone, bo mu przecież niezwykle doskwierało, że rządzą nim jacyś „Ruscy”. Na tym spotkaniu wstał młody porucznik i zapytał, czy teraz będzie pełna demokracja. Gomułka długo na niego patrzył, nic nie mówił, a w końcu powiedział coś takiego: demokracja to rządy większości nad mniejszością, tak? A jeśli to my jesteśmy mniejszością, to dlaczego mamy przywracać demokrację? W pięć minut by nas nie było! Ale są takie momenty, gdy mniejszość rządzi większością w jej interesie i to jest ten moment. Rewizjonizm rozpoczynał myślenie, na końcu którego – tak to widział, i nie bez słuszności, Gomułka – musiało się pojawić pytanie 1078853
1957–1966 / Rozmowa z Wiesławem Władyką
Odpowiem taką historyjką. Gdy Gomułka zdobył władzę, poszedł
113
młodego porucznika, a nawet gorzej, mogła się pojawić odpowiedź daleko odbiegająca od obowiązującej figury semantycznej, czyli „demokracji socjalistycznej”. A o tym, co jest słuszne, a co niesłuszne, co prawdziwe, a co nieprawdziwe, decyduje partia, a nie uniwersytety, dziennikarze i inni mądrale. Można błądzić, ale tylko z partią. Ten dowcip dobrze obrazuje trudności i zagrożenia, przed którymi stawał śmiałek próbujący myśleć wbrew lub przeciw. Zatem rewizjonizm był chorobą śmiertelną, dogmatyzm raczej tylko pewną przypadłością. Gruźlica i grypa. Czemu puławianie dali się tak łatwo rozprowadzić? Ich siła brała się z siły momentu historycznego, z wykorzystania – można powiedzieć – koniunktury historycznej, która otworzyła się na dobre po XX Zjeździe KPZR, kiedy to Nikita Chruszczow przeprowadził zasadniczą krytykę Stalina. Z najważniejszego miejsca systemu poszedł impuls i niejako przyzwolenie na szukanie jakiejś nowej doktryny i nowej polityki. Wtedy zrodziła się tak zwana demokratyzacja, czyli koncepcja odgórnego dozowania demokracji i szukania kontrolowanego politycznie kontaktu z oczekiwaniami i potrzebami ludzi. Tak więc nie wiedzieli, dokąd iść, wiedzieli tylko, że trzeba się związać ze społeczeństwem. Szybko popadli w dramat wszystkich demokratyzatorów w krajach autorytarnych – nie potrafili nakreślić granicy zmian, bo kontrola demokracji od góry zawsze sprowadza się do wyznaczenia granic tego, co już wolno, a czego jeszcze nie. I to właściwie codziennie, bo w czasach wielkich przemian rzeczywistość zmienia się tak szybko i wielokierunkowo, że trudno za nią nadążyć i przez cały czas dyscyplinować ją doktrynalnie. Do tego aparat oskarżał demokratyzatorów o zdradę, a ludzie i tak mieli pretensje, że zmiany są niewystarczające. Demokratyzatorzy to nawet nie jakaś zorganizowana frakcja partyjna, to raczej środowiska i działa114
cze, którzy w chaosie, ale przed Październikiem jednak wspólnie, szli 1078853
24 września 1964 w podobnym kierunku, choć oczywiście ci, który
– Mieczysław Moczar staje
byli w grze na samej górze, więcej mogli i więcej
na czele ZBOWiD.
od nich zależało, byli też bardziej widoczni. Po Paź-
5 października 1964
dzierniku Gomułce, który skorzystał z ich poparcia, by powrócić do władzy, już nie byli potrzebni. No bo do czego? To on teraz miał decydować, ile
– aresztowanie Melchiora
demokracji i gdzie granice, jakie normy i ile wolno.
Wańkowicza.
Mozolnie zdobywał na kolejnych spotkaniach i plei przyjmował. W końcu, w ciągu dwóch, trzech lat,
12 grudnia 1964
bez kłopotu pozdejmował wszystkich ważniejszych
– Mieczysław Moczar obejmuje
i mniej ważnych puławian. Ostatnią ważną figurą
funkcję ministra spraw
był Roman Zambrowski, odsunięty w 1963 roku
wewnętrznych.
nach aparat, usprawniał i reorganizował, zwalniał
z funkcji sekretarza KC PZPR. Ci, którzy mieli szczęście, zostawali ambasadorami w bliższych i dalszych krajach, inni trafiali za biurka w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych czy w jakichś wydawnictwach. A to już była wegetacja polityczna. Zambrowski w 1963 roku został wiceprezesem NIK, pięć lat później wydalono go z partii i wysłano na emeryturę.
Zmarginalizował ich, przejmując aparat i w istocie także ich receptę na stosowany w Polsce socjalizm. To partia ma rację, a on osobiście ostatnie słowo. Gomułka, walcząc z rewizjonizmem jako największym zagrożeniem, chcąc nie chcąc, sam stawał się Natolinem, a po natolińczyków z 1956 roku potem chętnie sięgał. Stąd znany dowcip z lat sześćdziesiątych o liderze Natolina, który za Gomułki wciąż siedział na szczytach i w ważnych miejscach: „Tak czy owak, zawsze Zenon Nowak”. Kadry partyjne zaczął co prawda po 1956 czyścić, zsyłając na przykład wielu stalinowskich aparatczyków do Huty Warszawa, dlatego była ona najtwardszym ogniwem PZPR do 1078853
1957–1966 / Rozmowa z Wiesławem Władyką
A jak sobie Gomułka poradził z natolińczykami?
115
samego końca PRL. Wpuszczał nowych, młodych, z wykształceniem, ale też takich, którzy szybko potrafili się wtopić w obowiązujący styl i sposób myślenia, właśnie aparatczykowski. Na miejsce starych towarzyszy przychodzili ludzie młodzi, i to już nie byli komuniści tego pierwszego okresu, po czterech klasach szkoły podstawowej i przyspieszonych kursach oraz po doświadczeniach sowieckich i pierwszych lat „walki o władzę ludową i jej utrwalanie”. Zaczęła też działać nowa winda w górę, wysoko, między innymi poprzez organizacje młodzieżowe i organizacje partyjne na uczelniach. Barcikowski, Tejchma, Kociołek, trochę młodszy Ciosek – to był miot Gomułki. Za jego czasów dokonała się prawdziwa rewolucja kadrowa, tysiące biurek i foteli zmieniło właścicieli. Gwoździem do trumny puławian była sprawa Henryka Hollanda, dziennikarza i socjologa, którego najpierw, w grudniu 1961 roku, zatrzymano, a potem znaleziono martwego pod oknami jego domu – miał wyskoczyć albo zostać wyrzucony podczas rewizji. Obecność na jego pogrzebie Gomułka uznał za działalność antypartyjną. Dlaczego? Holland i środowisko, w którym się obracał, to było towarzystwo internacjonalne, z doświadczeniem i wiedzą sięgającą daleko poza przeciętne środowisko partyjne. Tam dalej działały więzi chyba nadal ideowe, a na pewno środowiskowe, i silna wspólnota poglądów, rozczarowań i poszukiwań. Hollanda oskarżano o przekazanie na Zachód opowieści Nikity Chruszczowa o śmierci Ławrentija Berii. Miał to być bandycki mord dokonany przez najważniejsze postaci ZSRR. Wzięła się do niego Służba Bezpieczeństwa, choć wielu partyjnych uważało, że najpierw sprawą powinna się zająć Komisja Kontroli Partyjnej. Rzecz była bulwersująca, bo aresztowanie Hollanda raczej przypominało czasy stalinowskie, kiedy także działacze partyjni byli zagrożeni. Po 1956 roku takie rzeczy miały się już nie zdarzać. W samą historię 116
tych wypadków nie ma co tutaj wchodzić, w końcu jest na ten temat 1078853
19 marca 1965 – aresztowanie Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego,
dobra książka Krzysztofa Persaka. W każdym razie
autorów „Listu otwartego do
rzeczywiście można na śmierć Hollanda spojrzeć
członków partii”. Cztery miesiące
jako na punkt zamykający ważny etap w dziejach
później zostaną skazani na trzy
nie tylko władzy po 1945 roku i jej ludzi, ale może
lata oraz trzy i pół roku więzienia.
nawet szerzej i głębiej, cofając się przed rok 1939 i do historii przedwojennych komunistów.
18 września 1965
I tu znowu chyba wraca cień Października. Nie tylko
– list polskich biskupów
dlatego że wspomniana opowieść Chruszczowa pocho-
do biskupów niemieckich,
dzi właśnie z 1956 roku, ale dlatego że nadal – także
„Przebaczamy i prosimy
w partii, w wielu jej miejscach i organizacjach podsta-
o przebaczenie”.
wowych – daje jeszcze znać takie swoiste poplątanie marzenia i nadziei czasu odwilży.
9 stycznia 1966 – władze odmawiają prymasowi
Te rozczarowania, silne zwłaszcza po roku 1968,
Wyszyńskiemu paszportu.
kiedy zostały dodatkowo wzmocnione hecą antyinteligencko-antysemicką, dawały o sobie znać na różne sposoby. Wielu członków partii, którzy poparli Październik, nie potrafiło zaadaptować się do nowych czasów, zastygli w pewnej figurze, nie potrafili pójść do przodu, nie potrafili zmienić myślenia. na zaryzykować twierdzenie, do końca komunistami i potrafili tylko roztrząsać sposoby na naprawę socjalizmu. I nie mogli się nadziwić, że po Październiku nadszedł Marzec. O takim środowisku bardzo interesująco wspominał Stefan Meller w przedśmiertnej spowiedzi przed Michałem Komarem, gdy mówił o swoim ojcu i jego przyjaciołach. Starzy komuniści, nawet atakowani i szkalowani, nie potrafili się wyzwolić z niektórych schematów myślowych, często wybierali – jak to się mówiło – emigrację wewnętrzną, jeśli nie zewnętrzną. Innego rodzaju rozczarowanie było jednak udziałem rewizjonistów, nazwijmy ich popaździernikowymi, czyli tych, którzy właśnie w 1956 roku po raz pierwszy na dobrą sprawę prawdziwie i dorośle 1078853
1957–1966 / Rozmowa z Wiesławem Władyką
Szukali błędów, wciąż się zastanawiali, co było nie tak. Byli, moż-
117
coś wybrali bądź – nawet jeśli mieli życiorysy dłuższe i bogatsze niż młodsi – wybrali po raz ostatni w życiu i na zawsze. W latach sześćdziesiątych rewizjonizm był ciągle atrakcyjną ofertą intelektualną. Głównie dzięki uniwersytetom, zwłaszcza Uniwersytetowi Warszawskiemu, który po Październiku stał się naprawdę centrum intelektualnym. Młodzi naukowcy zyskali możliwość rozwoju, pojawiły się przekłady z zagranicy. Bronisław Geremek – a też inni historycy – jeździł do Paryża i poznawał szkołę Annales, Krzysztof Pomian zakochał się w strukturalizmie, socjologowie wrócili na katedry, asystenci z 1956 roku zostawali profesorami i prowadzili seminaria. Polska nauka szybko odrabiała zaległości. Polskie wydawnictwa pracowały pełną parą, jak nigdzie indziej w całym obozie. I było jeszcze coś. Na słynne seminarium Leszka Kołakowskiego przychodziły z całej Warszawy rozkochane panienki, choć pewnie niewiele rozumiały. Chłopcy też nie rozumieli, ale przychodzili i palili ekstra mocne, bo Kołakowski takie palił. To była moda, to był snobizm, ale jakże sensowny i potrzebny, wystarczy dzisiaj wymienić nazwiska uczestników tego seminarium. Jeden z nich, Marcin Król, pisał o tym niedawno. Przecież nie chodziło tylko o naukę, bardziej wprost czy bardziej pośrednio, ale wszędzie tam krążyło zasadnicze pytanie: jak reformować system? Kuroń wspominał zorganizowane na uniwersytecie w 1962 roku przez Karola Modzelewskiego spotkanie Klubu Dyskusyjnego, na którym gościł choćby minister handlu wewnętrznego. Patronował temu partyjny komitet uczelniany. Gdzie wówczas przebiegała granica my – oni? Pierwsza połowa lat sześćdziesiątych to wciąż okres, w którym rewizjoniści – mimo że coraz mniej przystawali do polityki – byli na 118
etapie adresów do tronu. Wszystkie afery tamtej epoki zaczynały się 1078853
16 kwietnia 1966 od prób dialogu z władzą. List Kuronia i Modze-
– państwowe obchody
lewskiego, słynny referat Leszka Kołakowskiego na
Tysiąclecia Państwa Polskiego
dziesięciolecie Października, a nawet List 34, choć podpisali go ludzie także z innych środowisk. Trzeba jednak pamiętać o kontekście, bo dziś List 34 wydaje się dość niewinny, referat Kołakowskiego, z powodu którego spotkały go kłopoty i wydalenie z partii, właściwie jest nie do obrony, ot, jakieś poszukiwanie ludzkiej twarzy komunizmu. Dopiero w następnej
w Gnieźnie.
22 czerwca 1966 – aresztowanie peregrynującej po Polsce kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej.
dekadzie pojawiło się przekonanie, że można funkcjonować poza systemem czy wręcz przeciwko systemowi. W latach sześćdziesiątych dominował, nazwijmy to tak, socjalistyczny, jakkolwiek by się to rozumiało i objaśniało, ogląd świata, z niego wywodzący się język, aparat pojęciowy, porządek wartości. Mało kto na przykład wracał do II RP. Doświadczenie II RP było odrzucane, a też jeszcze nieprzemyślane i na dobrą sprawę w ogóle nieznane, zwłaszcza w młodszych pokoleniach. W 1964 roku ukazała się encyklopedia PWN, hasła o najważniejszych postaciach II RP są w niej po prostu straszne, ale wtedy nikt się przeciw temu nie przyczyn klęski, krytycznie oceniana na emigracji i wyklęta w PRL. Dlatego młodzi ludzie, którzy chcieli iść do przodu, naprawdę mieli niewielkie pole manewru, bo skąd mieli czerpać aksjologię? Język tamtej epoki był także ograniczony, zamknięty w starych rewirach. Jeśli demokracja, to tylko socjalistyczna. „Pluralizm”, wkrótce ulubione słowo Lecha Wałęsy, wtedy było absolutnie nieznane. Andrzej Friszke, pisząc historię opozycji w PRL, wpisał w tę książkę doświadczenie rewizjonistyczne i był za to bardzo atakowany. Według jego oponentów opozycja powinna oznaczać sprzeciw, a nie próby reperowania. Friszke postąpił jednak słusznie, bo trzeba na to zjawisko umieć spojrzeć w kontekście epoki. 1078853
1957–1966 / Rozmowa z Wiesławem Władyką
buntował. II RP była potępiana już w czasie okupacji, gdy szukano
119
Napisany w 1964 roku list Kuronia i Modzelewskiego do członków partii, powielony raptem w siedmiu egzemplarzach, kosztował jego autorów wyroki więzienia, a Adama Michnika, który rozpowszechniał tekst, areszt i zawieszenie w prawach studenta. Dlaczego Gomułka zareagował tak ostro na rzecz, którą można by zlekceważyć? To było logiczne i wynikało z tego, o czym mówiłem wcześniej. To władza decyduje, dokąd można myśl rozpędzić, a już zwłaszcza wszędzie tam, gdzie pojawia się właśnie problem władzy. Zatem list członków partii do członków partii w sprawie partii jest wręcz – wedle tej wykładni – przejawem skrajnej niesubordynacji, zdrady, wypowiedzenia władzy posłuszeństwa. Reszta była tylko konsekwencją takiego myślenia, kolejnymi ogniwami łańcucha trzymającego społeczeństwo na uwięzi. W 1962 roku partyjny rewizjonista Oskar Lange spotkał się Janem Nowakiem-Jeziorańskim w Rzymie i tłumaczył mu, że podział na puławian i natolińczyków jest już nieaktualny, bo oto w partii powstał nowy bandycki spisek – zawiązany przez Mieczysława Moczara. Moczar, moim zdaniem, był po prostu mutacją Natolina i jak każda mutacja trochę się różnił od pierwowzoru. Niemniej to Natolin używał antysemityzmu, a potem Moczar. Ten bakcyl był w partii cały czas – jak pisał Czesław Miłosz: „jest ONR-u spadkobiercą Partia.” Przyczyny tego były złożone. Aparat partyjny stawał się coraz bardziej krajowy, po 1956 roku towarzysze w szarych szynelach – jak ich w 1968 roku nazwał Moczar – czyli, ci którzy przyszli do Polski z ZSRR, często pochodzenia żydowskiego, stanowili coraz mniejszą grupę, ale byli ich pogrobowcy, a w końcu była to także etykietka, którą można dokleić każdemu, kto nie z nami. „Kto nie z Mieciem, 120
tego zgnieciem” – mawiali zwolennicy Mieczysława Moczara. 1078853
Jak w tamtych czasach budowano siłę polityczną – w ramach jednej partii, bez wolnych wyborów? Za pomocą gier dworskich. Trzeba było zdobyć zaufanie władcy, a pod sobą mieć tylko zaufanych. Moczar te obszary, które kontrolował, czyścił, mianował wszędzie swoich ludzi, wobec rywali posługiwał się donosami i podsłuchami. Gdy pod koniec 1964 roku stanął na czele Związku Bojowników o Wolność i Demokrację i objął funkcję ministra spraw wewnętrznych, miał już pod sobą cały system. Sojuszników, popleczników i wychowanków, także aparat przymusu. Stworzył niewidoczną, ale mocną tkankę powiązań, przyjaźni i interesów. Lata sześćdziesiąte to na przykład dla generała Wojciecha Jaruzelskiego okres dość kompromitującej przyjaźni z Moczarem. Jaruzelski nie był jedyny – na Moczara spoglądał też wchodzący do gry młody aparat. Co dla młodszych działaczy było atrakcyjnego w Moczarze? Chyba nie wszyscy z wypiekami na twarzy czytali ideologiczno-patriotyczne książki Zbigniewa Załuskiego?
ale przede wszystkim czopował całą strukturę władzy. Ideologia moczarowców, którą dziś nazwalibyśmy szowinistycznym ciemnogrodem, wtedy, na tle internacjonalistycznego socjalizmu, wydawała się całkiem świeża. Moczar stawiał na patriotyzm. Pojawiły się piosenki, spektakle, stworzono całą mitologię wspólnego losu partyzanckiego. Moczar wyciągnął rękę do weteranów AK: dowództwo AK i polityczne zwierzchnictwo w Londynie było oczywiście wredne, ale reszta to były takie same chłopaki jak my, zza tego samego krzaka do Niemców grzaliśmy. Pozyskał w ten sposób kombatantów ze zgrupowania AK
1957–1966 / Rozmowa z Wiesławem Władyką
Młodzi szukali alternatywy dla Gomułki, który coraz bardziej nudził,
„Radosław”. Przy pomocy ZBOWiD-u tworzył muzea czynów partyzanckich, stawiał pomniki. I cóż, ludziom się to podobało, tak jak 1078853
121
publiczny wizerunek Moczara – silny facet, który ze swoją ferajną zajada kiełbasę przy ognisku, a obok towarzysze w wysokich butach grają na akordeonie. Jakże to było inne od tego surowego Gomułki, który tylko grzmiał z mównicy. Moczar uwodził także środowiska inteligenckie. Jest zresztą wielu historyków, którzy i dziś będą się upierać, że korzyść historiograficzna z działalności Moczara jest duża. Powstało wtedy wiele książek o AK, które inaczej nie miałyby szans ujrzeć światła dziennego. A jeszcze filmy o partyzantach czy słynny Hans Kloss. Te dość udane zjawiska w kulturze masowej mają źródło w działalności Moczara. Aparat też to lubił, bo widział, że Gomułka jest już coraz starszy i „zażydzony” – bo ten język pojawił się dość wcześnie, pojawiały się plotki, szeptanka w aparacie: żona Gomułki – Żydówka, Spychalski – Żyd… Gomułka nie mógł tego ukrócić zawczasu? Może by Moczarowi wydał wojnę, gdyby wiedział, do czego to wszystko zmierza, ale on mu ufał, uważał, że ma sprawnego towarzysza, jeszcze z czasów okupacji. Gomułka nie docenił niebezpieczeństwa, zlekceważył je i dopiero po Marcu oderwał Moczara od MSW. Gomułka nie był antysemitą, jego marcowe wystąpienie w Sali Kongresowej, straszne i haniebne, jest próbą zamiany antysemityzmu na wojnę z rewizjonizmem. Antysemityzm Gomułce wrzucono. Ale jego antyinteligenckie fobie były szczere. Dlaczego z taką agresją atakował zjawiska, które bądź co bądź były albo elitarne, albo tak niszowe, że nie mogły zagrozić władzy, zresztą wcale nie miały takiego celu? On walczył o słowo. Był komunistą starej daty, wierzył w siłę słowa. Gdy Adam Schaff wydał książkę Marksizm a jednostka ludzka, Gomułka i „Nowe Drogi” przeprowadzili w 1965 roku wielką krytykę 122
tego niegdyś stalinowskiego doktrynera – między innymi za to, że 1078853
podważył, bardzo zresztą delikatnie i pośrednio, rolę partii. Dopiero Gierek odpuścił walkę o słowo – nie żeby zniósł cenzurę, ale na wiele pozwalał. Gomułka był strażnikiem świętości, czyli komunistycznej ortodoksji. Kiedyś na jednym z plenów zajął się filmami. Wygłosił krytykę nakręconego w 1962 roku filmu Nóż w wodzie Romana Polańskiego – bo jakim prawem ktoś dał pieniądze na film, w którym nie widać prawdziwych problemów klasy robotniczej? Jest jakiś jacht, młoda kobieta, dwóch facetów, woda, chmury i muzyka Krzysztofa Komedy – nie wiadomo, o co chodzi. Gdzie tam jest obecny interes klasy robotniczej, jej prawdziwe problemy? – pytał. Gomułka nie rozumiał, że ludzie chcą już czegoś innego, że nie myślą non stop o wykonaniu kolejnego planu, o kolektywie, państwie, racji stanu. Po prawdzie nigdy tak nie myśleli, ale w latach sześćdziesiątych jeszcze bardziej tak nie myśleli. Dlatego rzucał kapciem w telewizor, gdy nadawano „Kabaret Starszych Panów”? Dla niego to było marnotrawienie pieniędzy. Był nieufny wobec inteligenckiego widzenia świata, tych ciągłych wątpliwości, tego „tak, ale…” Dla niego to była jakaś niemęska, niepoważna postawa. sty pisali, jakieś referaty. Nie czuł tych środowisk. On, uformowany w więzieniach i partyjnych szkołach, pijący herbatę bez wyjmowania łyżeczki ze szklanki, palący papierosy wetknięte w jakąś fifkę, nie miał większych potrzeb i prowadził ascetyczny tryb życia. Nie wiedział, co to są perfumy. Starsi Panowie musieli mu się nie podobać, bo tego nie rozumiał. Miał typowe dla komunistów poczucie humoru. Podobno w ogóle go nie miał... No właśnie. Józef Cyrankiewicz, pytany o przeszłość, jakby bał się odpowiadać serio i uciekał w dowcipy, ale powiedział mi kiedyś, że 1078853
1957–1966 / Rozmowa z Wiesławem Władyką
A w dodatku ci inteligenci ciągle mu sypali piasek w tryby, jakieś li-
123
Gomułka miał takie „kafeliczne” poczucie humoru. Oczywiście spytałem, co to znaczy. Cyrankiewicz odparł, że gdy Gomułce opowiadano jakiś subtelny dowcip albo czytano fragment Marka Hłaski, to on nic nie rozumiał, ale jak widział na filmie, że ktoś się, za przeproszeniem, poślizgnął na gównie, to spadał z krzesła. Cyrankiewicz oczywiście dodawał, że on – jak wiadomo, socjalista z klasą – ma subtelniejsze poczucie humoru. Dla Gomułki wszystko, co nie było zgodne z jego ortodoksją, było wrogie. Był ostatnim przywódcą PRL, który chciał walczyć o dusze i świadomość ludzi. Dlatego w końcu wytoczył wojnę Kościołowi, czy też ją przyjął. Prymasa i Gomułkę łączyło wspólne doświadczenie więzienia w czasach stalinizmu. Początkowo nawiązała się między nimi nić porozumienia, potrafili rozmawiać i po dziesięć godzin. Dlaczego musiało między nimi dojść do pełnej wrogości? Niekiedy przedstawia się lata sześćdziesiąte jako czas, w którym te dwie wielkie osobowości, dwaj mężowie stanu, dojrzali mężczyźni, stają do śmiertelnego boju. To bardzo teatralna wizja i coś w niej jest. Na dzieje PRL można też spojrzeć za pomocą innej figury, którą zaproponował kiedyś Andrzej Paczkowski: władza, społeczeństwo – społeczeństwo, władza. Otóż najpierw toczyła się walka o władzę – to lata czterdzieste, potem o społeczeństwo – lata pięćdziesiąte to epoka szturmu komunistycznego. Potem epoka Gomułki – przegrana walka o społeczeństwo, a następnie w czasach Gierka i Jaruzelskiego komuniści etapami tracą władzę. Ten bój gigantów – Wyszyńskiego i Gomułki – był właśnie walką o społeczeństwo. Mówiliśmy już o mainstreamie, bo rzeczywiście większość ofert intelektualnych i moralnych Kościoła nie była brana przez pokolenie ’56 pod uwagę. Krzysztof Pomian wspominał, 124
że zanim napisał artykuł do kierowanego przez Tadeusza Mazowiec1078853
kiego katolickiego miesięcznika „Więź”, poszedł się zapytać Marii Ossowskiej o zgodę. To było jeszcze na dziesięć lat przed tym, jak Adam Michnik napisał książkę Kościół. Lewica. Dialog. Jednak lata sześćdziesiąte to coraz wyraźniejsze formowanie się starego, ale jednak nowego konfliktu: władza – Kościół i świętomaryjny naród. Na nim oparła się polityczna koncepcja Wyszyńskiego. Uznał on, że lud nie zdradzi i że obroni się polskość i Kościół, jeśli się sprzymierzy z ludem. Wyszyński świadomie podjął grę polityczną, wydał wojnę o słowo i wartości, ogłosił wielki program Millenium – rozłożonych na dziesięć lat uroczystości kościelnych, mających służyć odnowie moralnej narodu i zwieńczonych obchodami tysiąclecia chrztu Polski. Wszedł tym samym na obszar dla Gomułki bardzo ważny. Gomułka szybko to zrozumiał i podjął wyzwanie. Stąd konfrontacyjne do Millenium chrztu obchody tysiąclecia państwa polskiego, stąd zwalczanie peregrynującego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. „Nowe Drogi” pisały, że program Wielkiej Nowenny to próba „wtrącenia Polski w mroki średniowiecznego obskurantyzmu”. Gomułka walczył i przegrał z kretesem. Aresztowanie obrazu w 1966 roku było
Rok wcześniej biskupi wystosowali apel do niemieckiego episkopatu, w którym padło słynne zdanie o przebaczeniu i prośba o przebaczenie. List został potępiony przez Gomułkę, ale też źle przyjęty przez lewicę, która była coraz bardziej na bakier z władzą. Dlaczego? Tu raczej chodzi o to, że w ogóle cała opinia publiczna była szczerze zaskoczona, a nawet oburzona horyzontem moralnym tego listu, jego siłą przebaczania, niespełna dwadzieścia lat po zakończeniu wojny. Nawet „Tygodnik Powszechny” wpadł wtedy w pewien rezonans. List miał swoją profetyczną siłę, ale wtedy sprawił wiele kłopotów myślowych i emocjonalnych także ludziom, którzy byli daleko od władzy. 1078853
1957–1966 / Rozmowa z Wiesławem Władyką
już otarciem się o absurd.
125
Niemniej sukces Kościoła polegał w tym wypadku i na tym, że nawet ludzie określający się jako osobiści wrogowie Pana Boga zaczęli czuć do hierarchów szacunek i podziw dla ich samodzielności, odwagi i potęgi zaprezentowanej w sporze z Gomułką. W latach sześćdziesiątych toczyła się w polskiej prasie dyskusja o szydercach i patriotach, wywołana Siedmioma grzechami głównymi Zbigniewa Załuskiego, książką wydaną w 1963 roku. Dyskusja trwała ponad dwa lata, potem znowu powróciła i stała się preludium do Marca. Oczywiście została ocenzurowana, używano w niej metajęzyka, autorzy operowali różnymi figurami, ale w swoim podglebiu i podstawowych sensach była szczera i prawdziwa. Był to wielki spór o kod polskiej duchowości. Otóż obok załuszczyzny pojawiły się w niej nowe tony, nie powiedziałbym, że katolickie, ale był to jakiś nowy język. Bez wojny o Tysiąclecie ten nowy język byłby niemożliwy. Lata sześćdziesiąte to więc koniec doktryny i ideologii komunistycznej, a także koniec tych wszystkich marzeń, czarów i nadziei Października. Inteligencja, która z jednej strony widziała to, co robi Moczar, a z drugiej nabierała szacunku dla Kościoła, odrywała się od socjalizmu. To pękało tak całe lata sześćdziesiąte, aż w końcu gruchnęło w 1968 i ostatecznie w roku 1970. Jednocześnie w latach 1959–1970 liczba członków PZPR wzrosła dwukrotnie, do ponad dwóch milionów ludzi. Polacy wciąż popierali partię? Z oportunizmu. Takie były główne przyczyny tego wzrostu. Przecież lepiej mieć więcej niż mniej, a było oczywiste, że dyrektorem szkoły zostanie się prędzej, mając legitymację partyjną. Inni uważali, że trzeba tam iść i robić coś, co nie byłoby moralnie obciążone, ale pozwalałoby zmieniać rzeczywistość. Partia dawała placówki, kontrakty, wyjazdy – tam były konfitury. Skończyła się ideologia, zaczął się cynizm i polityczne manewry: kto kogo. Gomułka próbował 126
to powstrzymać, ale bezskutecznie. 1078853
Czemu Gomułce nie udało się przeprowadzić w partii zmiany pokoleń w sposób łagodny? Przecież pokładał nadzieje w młodszych działaczach, takich jak na przykład Józef Tejchma. Bo to był system kooptacji. Dotyczył jednostek, nie był rozwiązaniem całościowym. Każdy reżim, czyli system zamknięty, musi mieć jakieś kanały awansu. Jeśli chodzi o PZPR, można było zacząć od komitetu dzielnicowego i się powoli wspinać po szczeblach. Była to droga uciążliwa i najeżona trudnościami. Nadzieję dawały jakieś awantury, w myśl powiedzenia: jak burza szaleje, to śmieci idą do góry. Dlatego tak dużo aparatczyków poparło Marzec, z przyszłym głównym propagandystą epoki Gierka, Jerzym Łukaszewiczem, na czele. Drugi sposób to były organizacje młodzieżowe. Ze szczebla prezesa skakało się na fotel wiceministra albo sekretarza KW. To był taki boczny, ale szybszy tor. Gdy Gomułka widział jakichś młodych działaczy, ciągnął ich w górę. Tak zobaczył przemawiającego gdzieś Wiesława Adamskiego, który był młody i postawny, i zrobił go wiceministrem. Stąd miał Tejchmę czy Kociołka. Zawdzięczali awans łasce pańskiej, ale potem musieli sobie sami radzić. Przemiana pokoleń jakoś Gomułce nie wyszła, ale ta jego młoda i wybrana kadra trzymała się. Józef Tejchma, dentów Polskich, czy Andrzej Żabiński, który w 1968 roku był szefem Związku Młodzieży Socjalistycznej, mieli wtedy po trzydzieści parę lat i już nam towarzyszyli do końca PRL, chyba że wcześniej umarli. Właściwie nikt tego dobrze nie zbadał, co od tej pory działo się wewnątrz partii. Stało się to zresztą potem bezprzedmiotowe, zwłaszcza kiedy powstała „Solidarność” i wszystko przykryła. Inne rzeczy, jak podziały w partii, były już mniej istotne dla losów Polski. Kiedy Gomułka przeistoczył się z uwielbianego zbawcy ojczyzny w tego ponurego Gnoma, jak nazwał go Janusz Szpotański, za co zresztą dostał wyrok trzech lat więzienia? 1078853
1957–1966 / Rozmowa z Wiesławem Władyką
Stanisław Kania, Stanisław Ciosek, od 1969 na czele Zrzeszenia Stu-
127
Chyba nie było takiego jednego momentu. To był proces trwający wiele lat, w ciągu których od sprawy do sprawy – tu węgiel, tam zakłady azotowe, a tam jeszcze regulacja cen – stawał się coraz bardziej zamknięty w sobie. Werblan wspominał, że gdy na początku Gomułka zwoływał Biura Polityczne, były na nich dyskusje. Pierwszy sekretarz cenił sobie głos Stefana Jędrychowskiego i innych. Ale z czasem okazało się, że Gomułka jest zawsze najlepiej przygotowany, i gdy wzywano odpowiednich ministrów, to i tak wiedział więcej. Wyjmował notatki i wszystkich pouczał. I jakoś tak wychodziło, że to on miał zawsze rację. W końcu sam uznał, że żadna dyskusja nie ma sensu. I tak, już w drugiej połowie lat sześćdziesiątych, jest kolejny wtorek, czyli posiedzenie Biura Politycznego, po korytarzach kręci się „dwór”, wszyscy czekają na koniec obrad, bo za chwilę będą przecież przy swoich biurkach realizować postanowienia. Wreszcie wychodzi Stanisław Trepczyński, kierownik kancelarii KC, i wszyscy do niego – i co, i co? A on odpowiada: normalnie, osiem i pół. To była oczywiście aluzja do modnego wówczas filmu Federico Felliniego, ale znaczyło: osiem godzin Gomułka i pół godziny przerwy. Lata sześćdziesiąte to także czas podziałów w obozie komunistycznym. Chiny poróżniły się z ZSRR i pociągnęły za sobą Albanię, Rumunia także zaczęła się dystansować od Moskwy. Tymczasem Gomułka – który kiedyś wydawał się taki oryginalny – szedł ramię w ramię z Kremlem. Ale tylko politycznie. Polska w tym czasie coraz bardziej oddalała się od krajów bloku: wciąż nie ma kolektywizacji, wciąż jest Kościół. Z tym, że w Polsce nie będzie kolektywizacji, ZSRR pogodził się dopiero za Gierka, a i to nie od razu. Na Gomułkę jednak ciągle naciskano. Jeśli nie sam Chruszczow czy Breżniew, czynił to Walter Ulbricht, co na jedno wychodziło. Na spotkaniach przywódców komunistycznych mówiono, że blok komunistyczny ma problemy, bo w Polsce nie ma 128
kolektywizacji i nie walczy się z Kościołem. 1078853
Gomułka się temu opierał, ale politycznie trzymał się Moskwy. Cały czas się bał o zachodnią granicę i uważał, że tylko ZSRR ją gwarantuje. W 1968 roku, kiedy się już zorientował w działaniach Moczara, przeciwstawił internacjonalizm moczarowskiemu nacjonalizmowi. W uproszczeniu: poparł interwencję w Czechosłowacji, aby Kreml nie poparł Moczara, którego zresztą poprzeć nie chciał, ale był już gotowy zrezygnować z Gomułki. Zresztą on naprawdę się bał, że przegranie Czechosłowacji może być niebezpieczne dla wszystkich, bo od tej strony wleje się imperializm. Jednocześnie w rozmowach z przywódcami Kremla ciągle wykłócał się o drzewo, o węgiel. Darł mordę, mówiąc brzydko, ale ani Bierut, ani Gierek tak nie potrafili. Piotr Kostikow, szef sektora polskiego w Komitecie Centralnym KPZR, pisał, że Chruszczow proponował Gomułce powiedzenie prawdy o Katyniu, ale ten się nie zgodził. Podobno Gomułka już w czasie okupacji wiedział, że to nie Niemcy rozstrzelali polskich oficerów. Miał jednak swoje polityczne przekonania i chyba uznał, że nie należy otwierać tej puszki, bo zaczną się pytania o pakt Ribbentrop–Mołotow, o 17 września i tak dalej. Chruszczow chciał Katyń zwalić na Stalina i zamknąć dyskusję, tak możliwe i Gomułka o tym wiedział. Miał świadomość, że pewnych pytań się nie powstrzyma. Stalinizm rozliczył po cichu, bez dyskusji w prasie, odsuwając konkretnych ludzi ze stanowisk. Bał się publicznego rozliczania, uciekał od przeszłości, dopiero na emeryturze zaczął pisać i okazało się, że ma całkiem niezłe pióro. Pisał z werwą, z różnymi spektakularnymi tezami. Choćby z taką, że każda epoka jest niszczona przez klasę społeczną, która jest emblematem tejże epoki. Polska szlachecka przez szlachtę, burżuazyjna przez burżuazję, a robotnicza przez robotników. Charakterystyczne, że w czasie
1957–1966 / Rozmowa z Wiesławem Władyką
jak to się udało w ZSRR po XX Zjeździe, ale w Polsce byłoby to nie-
rządzenia nie chciał w ogóle wracać do roku 1956, chociaż to był jego glejt i prawdziwy tytuł do chwały. 1078853
129
Glejtem miała być też „mała stabilizacja”. Co dawało komfort życia w epoce Gomułki? Mieszkanko i wakacje w Bułgarii, czasem skuter „Osa”. Szpanu dodawały dżinsy i pocztówki z nagraniami. Pojawił się „konsumpcjonizm”, czyli potrzeba użycia i w miarę wygodnego życia. Gomułka z tym walczył, dlatego potem wszyscy kochali Gierka za to, że się pojawiła coca-cola i krakersy. Lata sześćdziesiąte to polskie życie za te dwa tysiące i jak mówią niektórzy złośliwi ekonomiści – regresywny postęp, mieszkanka z ciemną kuchnią, afera mięsna, wszędzie kolejki, wszędzie braki, siermiężność i bieda, ale bieda, która relatywnie się pogłębia, bo akurat wtedy Zachód konsumpcyjnie odjeżdża w szalonym tempie. I to dobrze widać, bo kurtyna nie jest już żelazna. Czy Gomułka był najwybitniejszą postacią PRL? Chyba najwybitniejszą i najbardziej tragiczną. Był także postacią niebywale literacką – choć sam literatury nie lubił. Chociażby to, że umarł 1 września, on, który podpisał umowę z Niemcami regulującą pewne sprawy będące następstwem II wojny światowej – jakąż piękną figurę literacką można by z tego skonstruować. Aby zrozumieć, dlaczego pod koniec lat sześćdziesiątych wszyscy mieli dość Gomułki, należy pamiętać też o zmianach społecznych. Jak mówiłem, w życie weszło pokolenie urodzone około roku 1945. Ci ludzie nie pamiętali nędzy II RP, nie mieli doświadczenia wojennego. Ich życie było znacznie łatwiejsze niż poprzednich pokoleń, jednocześnie chcieli jeszcze więcej. I dlatego dla reżimu w Polsce coraz niebezpieczniejsze stają się dżinsy, bo socjalizm nijak nie jest w stanie udowodnić, że socjalistyczne wytwory – i to, o zgrozo, w każdej dziedzinie – można położyć na tej samej półce. I tak się dzieje, że lata sześćdziesiąte na całym świecie – zwłaszcza 130
na Zachodzie, ale to do Polski też dotarło – oznaczają triumf młodości. 1078853
Odchodzi w niebyt świat dojrzałych, poważnych mężczyzn. Docenia to także kultura masowa, zresztą wkrótce zdominowana przez wchodzącą generację. W Polsce równolatek jest już jakimś konsumentem tej kultury, często z powodzeniem ją imituje. Dla ludzi, którzy szturmowali Salę Kongresową, żeby zobaczyć Micka Jaggera, Gomułka nie miał żadnej oferty. Był stary i nudny. Truł wszystkim głowę, w wystąpieniach przenosił kwintale z hektara na hektar. Jego starość na tle epoki pogłębiała się w postępie geometrycznym. Henryk Samsonowicz opowiadał kiedyś, że jak w drugiej połowie lat sześćdziesiątych poszedł do kina i pokazywano kronikę filmową, ludzie już na sam widok Gomułki wybuchali śmiechem. Wtedy właśnie zrozumiał, że to już koniec. Jest to charakterystyczne, tym bardziej że starszym pokoleniom rozczarowanie się Gomułką zajęło nieco czasu. Przecież z początku Leopold Tyrmand, ontologiczny antykomunista, spytany przez dziennikarza, co mu się nie podoba w Gomułce, odparł, że tylko krawat. Wyszyński, Giedroyc też zrazu poparli Gomułkę. Gdy więc młodzi patrzyli na niego jak na starego dziadygę, starsi mówili: słuchajcie, on kiedyś był inny… W 1956 roku był młody i wspaniały, bo taki był czas. Był wtedy wielki. Jego przemówienie z VIII plenum w 1956 roku jest wspaniałe. Tajny referat Chruszczowa przegrywa z nim pod każdym względem. Jednak o robotnikach z Poznania, że jeśli robotnik wychodzi na ulicę, to ma rację. Czternaście lat później kazał strzelać do robotników, którzy wyszli na ulicę. To najlepiej pokazuje, co stało się z tym człowiekiem.
Aby wiedzieć więcej, przeczytaj: Krzysztof Persak, Sprawa Henryka Hollanda, Warszawa 2006 Millenium czy Tysiąclecie, red. Bartłomiej Noszczak, Warszawa 2006 Andrzej Dziurawiec, Późny Gomułka, wczesny Gierek, Warszawa 2009 Jacek Kuroń, Wiara i wina. Do i od komunizmu, Warszawa 1989 1078853
1957–1966 / Rozmowa z Wiesławem Władyką
potem Gomułka przestał pasować do czasów. W 1956 roku powiedział
131
Wiesław, śmielej! (lata 1967–1969)
Rozmowa z Dariuszem Stolą*
Dariusz Stola (ur. 1963) jest profesorem Collegium Civitas i docentem w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Opublikował m.in. Nadzieja i zagłada (1995) oraz Kampania antysyjonistyczna w Polsce 1967–1968 (2000).
* Rozmowa przeprowadzona przy współudziale redaktor Agnieszki Sabor. 1078853
Warszawa, marzec 1968 roku. Władysław Gomułka podczas wiecu w Sali Kongresowej PKiN. Fot. PAP/CAF/Henryk Rosiak
1078853
133
Rok 1967 – gdzieś na pustyni wojska izraelskie gonią Egipcjan. Tymczasem w odległej Polsce Władysław Gomułka na kongresie związków zawodowych wygłasza przemówienie, w którym pada zdanie: „Nie możemy pozostać obojętni wobec ludzi, którzy w obliczu zagrożenia pokoju światowego, a więc również bezpieczeństwa Polski i pokojowej pracy naszego narodu, opowiadają się za agresorem”. Koincydencja tych wydarzeń daje początek jednej z największych afer politycznych w historii powojennej Polski. Już Antoni Słonimski zwrócił uwagę na absurdalność tej sytuacji. Gomułka, atakując rzekomych syjonistów, powiedział, że każdy powinien mieć jedną ojczyznę. Słonimski odparł na to: „Dobrze, ale dlaczego to ma być Egipt?” W ten subtelny sposób zwracał uwagę na podporządkowanie Polski Moskwie. ZSRR był supermocarstwem, miał interesy w wielu punktach świata – także na Bliskim Wschodzie. A skoro Moskwa popierała kraje arabskie, musiał to robić cały blok sowiecki. Choć trzeba podkreślić, że Rumunia się z tego wyłamała, więc Gomułka nie musiał być aż tak wielkim patriotą Egiptu. Oczywiście jakaś kampania antyizraelska w reakcji na wojnę sześciodniową była w PRL nieunikniona. Tyle że jej kształt i intensywność zależały od kierownictwa PZPR. Widać to po pierwszych dniach wojny, kiedy w polskich mediach można było dostrzec niepewność, jak o niej pisać. Bo „polscy Żydzi pobili ruskich Arabów”? Ten żart odwracał logikę podporządkowanego ZSRR patriotyzmu komunistów, z którego naśmiewał się Słonimski: projektował antagonizm między Polakami a Sowietami na konflikt bliskowschodni. Ale w sprawie niepewności dziennikarzy chodzi mi o coś innego: w pierwszych dniach wojny pisano o Izraelu wstrzemięźliwie, bo nie wiedziano, jaka jest „właściwa linia”. Ale zaraz z KC wyszły odpowied134
nie wytyczne i media już wiedziały, że narody arabskie bronią się przed 1078853
14 lutego 1967 – petycja studentów i pracowników UW do rektora
krwawą agresją. Armię izraelską zaczęto porównywać
Stanisława Turskiego z prośbą
do hitlerowskiej. Dzisiaj porównanie Żydów z nazista-
o umorzenie postępowania
mi może szokować, wtedy było nie mniej obraźliwe,
dyscyplinarnego wobec studenta
ale bynajmniej nie wyjątkowe. Propaganda komuni-
Adama Michnika.
styczna reductio ad Hitlerum używała bez ograniczeń, na przykład wobec USA, więc czemu nie wobec „agen-
22 marca 1967
ta amerykańskiego imperializmu”, jakim był Izra-
– Adam Michnik zostaje
el? Bogato ilustrowana książka Agnieszki Skalskiej
zawieszony na rok
o
w prawach studenta.
„antysjonistycznych”
rysunkach
satyrycznych
z tego okresu pokazuje wiele podobnych skojarzeń. Chciałbym od razu zastrzec, że podstawowe ter-
6 czerwca 1967
miny w historii, o której rozmawiamy: syjonizm,
– rząd polski potępia Izrael
syjonista, antysyjonizm, powinno się pisać kursywą,
walczący z Egiptem. Sześć dni
tak jak się pisze terminy z języka obcego. W języku
później PRL zerwie stosunki
polskim syjonizm to pewien nurt żydowskiego na-
dyplomatyczne z Izraelem.
cjonalizmu czy stosunek do państwa Izrael. W mojej książce o roku 1968 piszę to słowo kursywą, bo wówczas używane, pochodziło z języka obcego – z komunistycznej nowomowy, w której mianem syjonistów określano po prostu Żydów lub Polaków żydowskiego pochodzenia. Można było zostać syjonistą, nie mając nic wspólnego z żydowskim nacjonalizmem ani nawet z żydostwem. Można było w dużej mierze od fantazji atakującego. W czerwcu 1967 roku słowo syjonizm wraca na scenę polityczną dość niespodziewanie i pada z najważniejszych ust w kraju. W cytowanym przemówieniu Gomułki towarzyszy mu ciężkie i lekko tylko zawoalowane oskarżenie o zdradę – stwierdzenie I sekretarza o „piątej kolumnie”. „Piąta kolumna” to przecież synonim wroga ukrytego w obozie obrońców. Jednak Gomułka się wycofał... Pod wpływem gwałtownej krytyki kolegów. To zresztą niebywałe: I sekretarz pozwolił ocenzurować własne wystąpienie! Ci, którzy słuchali 1078853
1967–1969 / Rozmowa z Dariuszem Stolą
zostać także sługusem syjonizmu albo prosyjonistą. Kwalifikacja zależała
135
go w radiu, wyraźnie słyszeli te słowa, lecz w tekście opublikowanym nazajutrz w „Trybunie Ludu” ich nie było. To był wyraźny sygnał, że za kulisami władzy trwa jakiś konflikt. Rzecz działa się zresztą dosłownie za kulisami – w pokoju za sceną w Sali Kongresowej, zaraz po wystąpieniu, zaatakowało Gomułkę kilku członków Biura Politycznego, przede wszystkim Edward Ochab i Stefan Jędrychowski. O co im dokładnie chodziło, nie wiemy: sprawa „piątej kolumny” była okazją do starcia, ale na pewno nie była jedyną przyczyną. Mówiąc najogólniej, źródłem napięcia na szczytach był rosnący autorytaryzm rządów Gomułki. Człowiek, który w 1956 roku wrócił do władzy między innymi pod hasłem kolektywnego kierownictwa, czyli uzgadniania ważnych decyzji w Biurze Politycznym, w latach sześćdziesiątych tę zasadę coraz bardziej lekceważył. Kolektywnego kierownictwa było nawet mniej niż za Bieruta, a bodaj tylko Jaruzelski skupił więcej władzy niż Gomułka, choć władzy znacznie słabszej, bo to już była inna PRL, z innym społeczeństwem. W każdym razie kluczem do zrozumienia genezy Marca są napięcia w kierownictwie partii. Kiedy to napięcie zaczęło się rodzić? Proces narastania poczucia zawodu Gomułką rozpoczął się chyba już od słynnego wystąpienia na placu Defilad w 1956 roku. To był szczytowy moment polskiego Października, właśnie szczytowy – nie początek destalinizacji, raczej początek jej końca. Gomułka wezwał wtedy przecież, żeby skończyć z wiecowaniem i wrócić do pracy. Jeśli zaś chodzi o napięcia na najwyższym szczeblu, to ich wyraźnym sygnałem było odejście z Politbiura Romana Zambrowskiego w 1963 136
roku. Znaczenie porównywalne z Gomułką w kierownictwie miał je1078853
19 czerwca 1967 – kongres CRZZ. Gomułka wygłasza antyizraelskie
dynie Ochab, jego poprzednik na stanowisku I sekretarza, do czego musiał mieć zaufanie Sowietów. Najważniejsze jednak było to, że dyktatura komunistyczna dysponowała kiepskimi mechanizmami
przemówienie.
25 listopada 1967
pokojowego rozwiązywania napięć wewnętrznych:
– premiera Dziadów w reżyserii
sposobem na to stają się cykliczne kryzysy. Partia
Kazimierza Dejmka; 3 stycznia
musi podtrzymywać fasadę całkowitej zgody i jed-
następnego roku przedstawienia
ności, bo to jest uzasadnienie jej monopolu władzy,
zostaną zawieszone
zniesienia wolności słowa i tak dalej, a przecież taka
z dniem 1 lutego.
zgoda i jedność są na dłuższą metę niemożliwe. A kiedy zaczęła pobrzmiewać nutka antyżydowska? Jak wspomniałem, pojawienie się tego wątku w 1967 roku było dość nieoczekiwane. To wskazu-
30 stycznia 1968 – ostatni spektakl Dziadów. Studenci idą w pochodzie pod pomnik wieszcza. Władza zatrzymuje 35 osób.
je, że wątków antysemickich nie wykorzystywano w PRL często, przynajmniej nie tak jawnie. Poprzednim razem zdarzyło się to w 1956 roku, w ramach walki między frakcją puławską i natolińską. Notabene promotorzy kampanii marcowej w dużej mierze wykorzystywali hasła natolińczyków. nych, to PRL wygląda całkiem dobrze, głównie dlatego że ominęła ją antyżydowska histeria początku lat pięćdziesiątych. W 1952 roku, w procesie przywódcy partii czechosłowackiej Rudolfa Slánskiego i jego towarzyszy (oskarżonych jako „trockistowsko-titowscy, syjonistyczni i burżuazyjno-nacjonalistyczni zdrajcy”), zapadło kilkanaście wyroków śmierci. W Polsce proces szykowano wtedy nie „zdrajcom syjonistycznym”, ale nosicielom „odchylenia prawicowonacjonalistycznego”, z Gomułką na czele. Wątek antyżydowski pojawił się jeszcze w roku 1953, podczas sprawy lekarzy kremlowskich. Ale na szczęście zaraz potem Stalin zmarł i temat syjonizmu znowu zniknął. 1078853
1967–1969 / Rozmowa z Dariuszem Stolą
Gdy badamy historię „kwestii żydowskiej” w krajach komunistycz-
137
Dlaczego w Polsce lat pięćdziesiątych nie użyto haseł antysemickich? Myślę, że była to pochodna pewnej wstrzemięźliwości w walce wewnętrznej w partii, a to ma związek z doświadczeniem roku 1938, kiedy Sowieci rozwiązali KPP i wymordowali jej przywódców. Dla komunistów rządzących Polską po wojnie było to ważne doświadczenie – przecież to byli ich towarzysze, bliscy przyjaciele. Skutkiem tego była względna powściągliwość w stosowaniu terroru wewnątrz partii; podkreślam: względna – to znaczy w porównaniu z innymi partiami, i wewnątrz – bo na zewnątrz już nie. Gomułkę aresztowano, ale nie miał procesu pokazowego, nie połamali mu żeber i ocalił życie; jego odpowiednikom z Węgier czy Czech to się nie udało. Po wystąpieniu z 19 marca Gomułka zwracał uwagę, że ci, którzy go gnębili po 1948 roku, byli Żydami. Czy to wtedy narodził się jego kompleks antyżydowski? W 1948 roku Gomułka, zanim został zupełnie odsunięty, próbował się ratować – napisał do Stalina list, w którym pojawiły się akcenty antyżydowskie. Możliwe, że skądś wiedział, iż podobne sygnały wysyła do Moskwy ambasador Lebiediew, wiedział, że w ZSRR zaczęła się walka z kosmopolityzmem, taktycznie więc był to krok całkiem rozsądny. Nie mógł napisać, że zwalczają go komuniści przysłani z Moskwy, bo to Stalin ich przysłał. Gomułka mógł rozpoznać lub wyczuć strategię Stalina wobec ugrupowań satelickich w nowo podbitych krajach. Po zniszczeniu opozycji i zmonopolizowaniu sceny politycznej zaostrza się tam walka frakcyjna wewnątrz partii komunistycznych i wątek żydowski jest w tych rozgrywkach obecny, z tym, że w jednym miejscu wygrywają 138
frakcje, w których są „moskiewscy Żydzi”, a w innych przegrywają. 1078853
4 marca 1968 – relegowanie Adama Michnika i Henryka Szlajfera z UW.
Z punktu widzenia Kremla ważne było, że wynik jest zawsze taki sam: zwycięzcy są jeszcze bardziej
8 marca 1968
serwilistyczni wobec Stalina niż dotychczasowa
– wiec na uniwersytecie
ekipa i przyspieszają proces sowietyzacji. Tak się
w obronie relegowanych
złożyło, że w Polsce przegrał Gomułka i potępiono
studentów. Następnego dnia
„odchylenie prawicowonacjonalistyczne”, a w zwy-
odbędzie się wiec studentów
cięskiej frakcji prominentne role odgrywali komu-
Politechniki Warszawskiej.
niści żydowscy: Berman, Zambrowski, Minc. Dwadzieścia lat później promotorzy kampanii antyżydowskiej wracali do tych wydarzeń, żeby się pokazać jako antystaliniści i patrioci. A także, by sprowokować
11 marca 1968 – interpelacja posłów koła „Znak” w obronie studentów.
Gomułkę. Nie bez powodu w raportach SB dla kierownictwa partyjnego powtarza się nazwisko Zambrowskiego, który był już tylko wiceszefem NIK, czyli de facto nikim. Jego syn nie miał nic wspólnego z organizacją protestów studenckich, ale raporty mówią i o nim, bo Gomułka reagował alergicznie na to nazwisko. Mówi pan o Gomułce jak o polityku wybitnym... Bo to postać nietuzinkowa. Oczywiście miał krew na rękach – ponosił współodpowiedzialność za to, co się działo w latach czterdziestych, Ale w porównaniu z Bierutem czy Gierkiem był politykiem większej miary. Miał charakter, potrafił się postawić w rozmowach z towarzyszami radzieckimi. Rodzi się pytanie, dlaczego w latach 1967–1968 wszedł na ścieżkę antysyjonistyczną. Czy nie zdawał sobie sprawy, że ze względu na pochodzenie żony sam stawał niebezpiecznie blisko tarczy strzelniczej? Zofia Gomułkowa nie była lubiana w aparacie, a w czasie kampanii przypominano, iż przebiegli Żydzi mają taki sposób omotywania ludzi, że podsuwają im żony Żydówki. W 1967 roku ktoś rozpuszczał w wojsku plotki, że żona marszałka Spychalskiego była w Izraelu i zdradziła tajemnice wojskowe. 1078853
1967–1969 / Rozmowa z Dariuszem Stolą
kiedy skala terroru była największa, i za zabitych w Grudniu ’70.
139
Gomułka potrafił myśleć w kontekście globalnym? W 1967 roku bał się wojny światowej. Mówił, że wpełzamy w konflikt światowy, bo po zwycięstwie na Bliskim Wschodzie świadomi swojej przewagi imperialiści będą wywoływać wojny lokalne. Najwyraźniej sądził, że blok sowiecki jest w sytuacji zagrożenia, i po części z tego wzięło się jego histeryczne wystąpienie w czerwcu 1967 roku. W Polsce nie działo się wówczas nic, co zasługiwałoby na taki komentarz, ale on właśnie wrócił z posiedzenia przywódców komunistycznych w Moskwie, na którym panowała atmosfera pogrzebowa. Przestrzegam przed błędem myślenia anachronicznego. Ludzie tamtej epoki nie wiedzieli, że wojna nuklearna nie wybuchnie, bali się jej (i ten lęk jest ważnym elementem całej historii zimnej wojny), a niektórym – jak Gomułce latem 1967 roku – wydawała się ona niemal nieunikniona. Nie usprawiedliwiam go, ale trzeba o takich rzeczach pamiętać, żeby rozumieć jego zachowanie: on nie tylko chciał postraszyć jakichś polskich Żydów i dokopać Ochabowi, ale był mocno przejęty sytuacją międzynarodową. A jakie wrażenie wywarła na nim Praska Wiosna? Uważał, że na południowej granicy ma pełzającą kontrrewolucję. Największe zagrożenie płynęło z faktu, że partia czechosłowacka straciła ideologiczną busolę i staczała się na pozycje socjaldemokratyczne, zgadzając się na podważanie takich pryncypiów, jak polityczny monopol komunistów i cenzura. Sądzę, że lęk przed zarazą z Czechosłowacji przyczynił się do zaakceptowania przez Gomułkę zarówno brutalności policji wobec młodzieży, jak i antyżydowskiej kampanii propagandowej. Takimi metodami skutecznie spacyfikował on potencjalnych polskich zwolenników „czeskiej drogi”. Podczas demonstracji studenckich Gomułka był przekonany, że powodem 140
złego zachowania dzieci są rodzice prominenci. 1078853
12 marca 1968 – rozpoczynają się studenckie protesty w większych
Już jesienią 1967 roku, pod wpływem raportów SB, kierownictwo partyjne upomniało towarzyszy, by
miastach Polski.
bardziej zwracali uwagę na swoją zbyt dokazującą
19 marca 1968
młodzież. Ja w tym widzę rozgrywkę polityczną,
– wiec partyjny w Sali
bo przecież nie o dzieci tu chodziło, tylko o rodzi-
Kongresowej. Gomułka atakuje
ców. Niesławny artykuł w „Słowie Powszechnym”,
wybitnych polskich pisarzy.
który rozpoczął kampanię marcową, podawał, kim są rodzice wybranych działaczy studenckich, żeby pokazać, że to Żydzi i, jak byśmy dziś powiedzieli, członkowie komunistycznego establishmentu, czyli ludzie podwójnie obcy czytelnikom.
29 marca 1968 – władze uniwersyteckie zaczynają skreślać protestujących z listy studentów.
Teza, że rodzice działaczy studenckich z kręgu „komandosów” zainspirowali bunt młodzieży, była oczywiście nie mniej absurdalna niż ta, że zrobili to na polecenie zachodnioniemieckich odwetowców, o czym „Słowo” pisało w tym samym artykule. Rodzice mogli mieć na nich zły wpływ, ale w zupełnie inny sposób: nie jako ówcześni prominenci (zresztą tylko kilku zajmowało wyższe stanowiska), ale poprzez buntowniczy etos przedwojennych komunistów. „Komandosi” słuchali zapewne o heroizmie rodziców i ich przyjaciół, którzy przed wojną siedzieli w więzieniach i walczyli w Hiszpanii, lecz raczej nie słuchali o prześladowaniach, które po wojnie spadały na inteligencwięc nie dziedziczyli strachu przed „władzą ludową”. W tym sensie środowisko, w którym wyrośli, rzeczywiście skłaniało do buntu. Jak w 1968 roku zachowywał się ZSRR? Wobec kryzysu w Polsce Moskwa była dość wstrzemięźliwa. Jakiś czas po rozpoczęciu kampanii zaczęły stamtąd przychodzić sygnały poparcia dla Gomułki. Część z nich pochodzi wprawdzie od Jana Ptasińskiego, bliskiego „partyzantom” ambasadora w Moskwie, ale inne źródła je potwierdzają: na przykład wystąpienie Gomułki z 19 marca zostało 1078853
1967–1969 / Rozmowa z Dariuszem Stolą
kie rodziny niekomunistyczne – za AK, za sanację, endecję czy za PSL,
141
przedrukowane w radzieckiej prasie. A co najważniejsze, na spotkaniu przywódców partii komunistycznych kilka tygodni później Breżniew chwalił Wiesława jako przyjaciela ZSRR, co było wyraźnym znakiem poparcia. O co w 1968 roku chodziło Moczarowi i skupionym wokół niego „partyzantom”? Po pierwsze, nie jest jasne, kim byli „partyzanci”. Nie byli klasyczną frakcją partyjną, widziałbym ich raczej jako jeden z wielu „układów” – sieci związków personalnych. Ten „układ” opanował parę ważnych instytucji, przede wszystkim MSW z jego tajnymi służbami. „Partyzantów” łączyły życiorysy (zwłaszcza doświadczenia wojenne w Podziemiu), pewna szowinistyczna tendencja, niezaspokojone ambicje i osoba Moczara. Dla jednych był on jakby capo di tutti capi, najwyższym patronem sieci klientelistycznej, dla innych przełożonym w MSW. O co chodziło Moczarowi? Oczywiście o władzę, był przecież politykiem. Nie wiemy jednak, kim właściwie chciał zostać. Podobno myślał o byciu Tym Drugim, o kierowaniu Gomułką zza jego pleców, ale mam co do tego wątpliwości. Wyobrażenia o roli i celach Moczara w 1968 roku zawdzięczamy w niemałym stopniu Radiu Wolna Europa, które przypuściło wtedy na „partyzantów” frontalny atak. A co mówią źródła? Niewiele. Ani „partyzanci”, ani ich przeciwnicy nie byli tak głupi, żeby ważne rzeczy zapisywać. Owszem, są protokoły z różnych posiedzeń, ale pisane językiem ezopowym, czasem dla „oka i ucha królewskiego”. I tak na przykład w czerwcu 1967 roku Moczar mówi do swoich podwładnych w MSW: „Pamiętajcie, towarzysze, że to partia decy142
duje, kogo zdejmować. My tu tylko służymy”. Czy mówił to z przeko1078853
20 sierpnia 1968 – polskie wojska biorą udział w inwazji na Czechosłowację.
naniem, czy tylko „do protokołu” albo dla siedzącego obok Kazimierza Witaszewskiego, który nadzorował MSW z ramienia władz partyjnych? Nie wiem. Czy Moczar miał zadatki na Ceauşescu, jak obawiali się Rosjanie?
11 listopada 1968 – rozpoczyna się V Zjazd PZPR, przed którym z szeregów partii wyrzucono 230 tysięcy osób.
Nie wiem, nie został nim. Ale to prawda, że Rosjanie nie mieli do niego zaufania.
15 stycznia 1969 – Jacek Kuroń i Karol Modzelewski zostają skazani
Bo był „krajowcem”?
na trzy i pół roku więzienia
Krajowcem? Był w kraju w latach wojny, ale jako sowiecki agent. Nie wiem, dlaczego dwadzieścia
za wywołanie niepokojów studenckich.
pięć lat później już mu nie ufali. Może dlatego że jak na szefa bezpieki miał za duże ambicje polityczne, a na to od czasów Berii towarzysze radzieccy uważali. Mogli się zresztą mylić. Ktoś mógł, jak to się ładnie mówiło w języku aparatczyków, go „podsrywać”. Zakulisowe rozgrywki polegały między innymi na tym, że puszczano oczerniające przeciwnika plotki, które się stopniowo w różnych uszach kumulowały. Te metody walki w aparacie władzy portret własny. Wobec „partyzantów” używano takich określeń, jak „narodowi komuniści” albo „czerwono-czarni”. Czy „jest ONR-u spadkobiercą Partia”? Komuniści wykorzystywali hasła nacjonalistyczne od czasów wojny aż do końca swych rządów. Omawia to obszernie Marcin Zaremba w książce o legitymizacji nacjonalistycznej PRL. Przecież nazwę Związek Patriotów Polskich podsunął im Stalin; dywizja, którą powołali w ZSRR, nosiła imię Tadeusza Kościuszki – ikony polskiego patriotyzmu, a nie jakiegoś lewaka. 1078853
1967–1969 / Rozmowa z Dariuszem Stolą
świetnie pokazuje książka Krzysztofa Dąbka PZPR – retrospektywny
143
O nacjonalizmie „partyzantów” i innych „narodowych komunistów” trzeba mówić ostrożnie. W sensie ścisłym żaden z nich nie był nacjonalistą, bo jak można mówić o prymacie interesu narodowego u przywódców kraju satelickiego? Moczar powiedział przecież, broniąc się przed oskarżeniem o „odchylenie nacjonalistyczne”, że jego ojczyzną jest ZSRR. A twierdzenie, że antysemityzm jest najwyższym stadium nacjonalizmu, byłoby krzywdzące dla wielu nacjonalistów, którzy byli od antysemityzmu dalecy. Czy Miłosz miał rację w sprawie spadkobierców ONR-u? Można się z nim zgodzić, ale przy dwóch istotnych zastrzeżeniach: ani partia nie była jedynym spadkobiercą ONR-u, ani ONR nie był jej jedynym przodkiem. Powiedział pan, że wątpliwe jest twierdzenie, iż Gomułka, Moczar i Gierek w marcu 1968 roku walczyli ze sobą. Ten ostatni nie kopał dołków pod pozostałymi? Gierek był członkiem Biura Politycznego, szefem największej organizacji partyjnej w kraju i wielkorządcą regionu skupiającego znaczną część polskiego przemysłu. Ze Śląska pochodziło najwięcej delegatów na zjazdy PZPR, tam było okopane wpływowe lobby przemysłu ciężkiego i górnictwa. O władzy w PRL decydowało usadowienie w węzłowych punktach aparatów władzy, poparcie Sowietów i posiadanie mocnego „układu” – sieci nieformalnych powiązań. Gomułka górował nad innymi, gdyż jako sekretarz KC był przewodniczącym Politbiura, Sekretariatu KC i całego KC, a także przełożonym sekretarzy wojewódzkich. Za nim stali Zenon Kliszko i Ryszard Strzelecki, którzy byli jednocześnie członkami Politbiura i Sekretariatu. Gierek był chyba trzeci (z powodów, które wymieniłem), nie był jednak w Sekretariacie. Sekretariat teoretycznie był mniej ważny od Biura Politycznego, miał się zajmo144
wać wewnętrznymi sprawami partii, ale często zajmował się innymi, 1078853
w tym bardzo ważnymi. Gomułka umiejętnie rozgrywał tę dwoistość władz przeciw swoim oponentom z Biura: nie zwoływał posiedzeń BP, kiedy nie były mu one na rękę, a decyzje przeprowadzał przez Sekretariat lub tak zwane ścisłe kierownictwo – oprócz Kliszki i Strzeleckiego zaliczali się też do niego Cyrankiewicz i Spychalski. Gierek nie grał razem z Moczarem? Nie sądzę. Na dowód jakichś jego ówczesnych ambicji i konszachtów w Warszawie przywoływano incydent z Sali Kongresowej, gdzie aktyw z dzielnicy Wola urządził mu owacyjne powitanie, porównywalne z powitaniem Gomułki. Jednak Gierek był tym podobno zmieszany i poirytowany. Nie wykluczam nawet, że był to czyjś celowy zabieg, który miał skonfliktować Gomułkę i Gierka. Gierek nie eksponował w Marcu walki z syjonizmem, oczywiście nie wyłamywał się z tej walki, ale na tle innych sekretarzy wojewódzkich jego głos był w tej kwestii dość umiarkowany. Katowickie przemówienie, ze zdaniem o śląskiej wodzie, która przeciwnikom pogruchocze kości, stało się sławne ze względu na brutalną literacką plastyczność tego sformułowania, ale dla mnie jego najważniejszym fragmentem są wyrazy poparcia dla Go-
Poparł Gomułkę, bo uważał, że jego czas jeszcze nie nadszedł? Nie wiem. Istotniejsze jest pytanie, przeciw komu Gierek popierał Gomułkę, bo na pewno popierał go przeciwko komuś. Być może przeciw Ochabowi i Jędrychowskiemu, ale możliwe, że także przeciw Moczarowi. Dobry polityk potrafi jednym posunięciem osiągać kilka celów naraz. Niektórzy z usuwanych w Marcu sami niszczyli ludzi w czasach stalinizmu. A przynajmniej taki pretekst stosowali aktywiści Marca. 1078853
1967–1969 / Rozmowa z Dariuszem Stolą
mułki – nie dla kierownictwa partyjnego, ale dla Gomułki osobiście.
145
„Pretekst” to dobre słowo. Używano takiego argumentu, że Marzec to jakby kontynuacja Października, na przykład, że można będzie rozliczyć tych żydowskich stalinistów, którzy w 1956 roku zmienili front i się im upiekło. To oczywiście była nieprawda, bo gdyby promotorom marcowej nagonki chodziło o rozliczenie ludzi odpowiedzialnych za „błędy i wypaczenia”, czyli za zbrodnie i absurdy okresu Bieruta, to braliby na cel inne osoby i musieliby je wybrać także spośród swego grona. Paru stalinistom się w 1968 dostało, ale nie dlatego, że byli stalinistami. W kampanii marcowej uczyniono z Żydów, zwanych syjonistami, kozła ofiarnego, na którego zwala się wszystkie winy i rytualnie zabija. Wtedy oczywiście zabijano metaforycznie, przez potępienie i wykluczenie, niemniej ówczesna nagonka pasuje do rytuałów kozła ofiarnego jak ulał. To był „pogrom symboliczny”, bo stosowano w nim głównie przemoc symboliczną, a nie fizyczną (tej drugiej nie żałowano młodzieży, bez względu na pochodzenie). Co nie znaczy, że ludzie się tego nie bali. Wiele ofiar nagonki zbyt dobrze pamiętało pogromy prawdziwe, a niemal wszyscy mieli w pamięci czystki epoki stalinowskiej, które w warstwie słownej, symbolicznej były podobne, a kończyły się więzieniem, torturami, śmiercią. Kampania marcowa to recydywa stalinizmu. Szczególnym obiektem ataku byli żydowscy komuniści: oni na kozła ofiarnego PZPR nadawali się najlepiej, bo byli „jednymi z nas”, członków partii, a zarazem łatwo było przekonać, że są obcy. Zwalano na nich wszelkie grzechy – od tortur w UB, przez absurdy gospodarcze, korupcję i nepotyzm, po złe warunki życia. Partia kanalizowała w ten sposób frustracje mas, a przy tym ożywiała nadzieje, że jak się oczyści, to wreszcie będzie lepiej. Jest w tym fascynujące połączenie prostych, wręcz prostackich chwytów i psychologicznej subtelności. Parę pojęć jak cepy, tak mówi poeta, ale oddziałujących na bardzo złożone sposoby. A ci, którzy wzięli udział w kampanii: ludzie, którzy swoje pięć minut 146
przeżywają w czasie zawieruchy? Kim byli? 1078853
W kampanii uczestniczyło na różne sposoby bardzo wielu ludzi. Gdyby wliczyć wszystkich biorących udział w tysiącach zebrań i wieców, na których potępiano syjonistów, mielibyśmy miliony. Ktoś powie, że sam taki udział nic nie znaczył, bo był obowiązkowy, a zebrania były pustym, mechanicznym rytuałem. To prawda, udział był zwykle obowiązkowy (a uchylanie się karane) i nic nam nie mówi o opiniach zwykłych uczestników, ale komunistycznych rytuałów bym nie lekceważył. Nie ma czegoś takiego jak pusty rytuał. Rytuały zawsze mają treść i w jakiś sposób oddziałują na uczestników. Rytuały Marca to rytuały komunistycznych kampanii nienawiści, wypracowane w ZSRR, a potem zaszczepione w Polsce Bieruta. Takich kampanii było przed Marcem wiele, przed 1956 rokiem trwały niemal bez przerwy, zmieniały się tylko ich obiekty – zaplute karły reakcji z AK, mikołajczykowcy i andersowcy, kułacy i bumelanci, amerykańscy imperialiści i ich pies łańcuchowy Tito, i tak dalej. W latach sześćdziesiątych ich intensywność i częstotliwość znacznie zmalała, ale niedługo przed Marcem mieliśmy wielką kampanię przeciw biskupom, notabene też wykorzystującą hasła narodowe, a wkrótce po nim machina propagandy wzięła na cel kontrrewolucję w Czechosłowacji. Takie kampanie polegały nie tylko na posłusznym wykonywaniu poleceń z góry, ale też na budzeniu emocji, uruchamianiu oddolnych strachu, zawiści, różnych uprzedzeń i resentymentów. Uprzedzeń i resentymentów wobec Żydów było wtedy pod dostatkiem, słychać to w wypowiedziach z różnych zebrań. Kampania je oczywiście podgrzała, rozpalano je z wielkim nakładem sił, ale trudno zaprzeczyć, że antyżydowskie hasła padały na podatny grunt. W Marcu widać ponadto ważny mechanizm pobudzania społecznej agresji, który Jan Tomasz Gross nazwał kiedyś „prywatyzacją środków przemocy”. Otóż potężne państwo pozwala wtedy swym poddanym na wykorzystywanie środków przymusu, zazwyczaj pilnie strzeżonego monopolu partii, w zupełnie prywatnych sprawach. Chcesz komuś zaszko1078853
1967–1969 / Rozmowa z Dariuszem Stolą
energii społecznych poprzez odwołanie do bardzo ludzkich uczuć –
147
dzić – sprawić, że straci pracę lub stanowisko, weźmie się do niego SB, obsmarują go w gazecie albo na zebraniu? Chcesz wyrównać stare porachunki, utrącić konkurenta przy awansach czy po prostu poczuć przyjemność władzy nad czyimś losem? Wszystko to możesz zrobić, pod tym wszakże warunkiem że wystąpisz jako obrońca socjalizmu, ładu i porządku, dobra ojczyzny, dzielnicy, zakładu pracy i użyjesz właściwych słów (na przykład syjonista lub rewizjonista). W 1968 roku mamy aż nazbyt wiele dowodów takich zachowań. Motywy aktywnych uczestników kampanii były różnorodne, i to właśnie stanowiło o jej sile. Kampanii antysyjonistycznej towarzyszyła kampania antyinteligencka. To antyinteligenckie ostrze marcowej nagonki niesłusznie schodzi w cień: w ostatnich latach wiele się mówi o antyżydowskim wymiarze kampanii i głównym nurcie Marca, czyli buncie młodzieży i jego brutalnym stłumieniu przez władze. Tymczasem jak spojrzymy na przykład na przemówienie Gomułki w Sali Kongresowej z 19 marca, to się okaże, iż znacznie więcej miejsca poświęcono w nim atakowi na inteligencję, zwłaszcza na niepokornych pisarzy, niż na syjonistów. Ataki na syjonizm są w nim nawet hamowane, a oszczerstwa i groźby wobec pisarzy – przeciwnie. „Wiesław, śmielej!” – wołał do Gomułki aktyw zebrany w Sali Kongresowej. Dlaczego Gomułka nie chciał „śmielej”? Osiągnął już to, czego chciał. Spacyfikował protesty studenckie, zapobiegł rozlaniu się buntu na robotników, zmarginalizował oponentów w kierownictwie partyjnym i skonsolidował je na swoich warunkach. Pozwolił kontynuować czystkę przez kilka tygodni, by zdyscyplinować partię i aparat państwowy, a także nastraszyć potencjalnych zwolenników „czeskiej drogi”. Sądzę, że osiągnął zamierzone cele, 148
przynajmniej na krótką i średnią metę, czego dowodem jest sprawny 1078853
udział Polski w inwazji na Czechosłowację latem i gładki przebieg zjazdu PZPR jesienią. Najpierw pozwolił na wykorzystanie w kampanii haseł antyżydowskich, początkowo chyba nawet do tego zachęcał, ale gdy zobaczył, że osiąga wspomniane cele, a antyżydowska nagonka wymyka się spod kontroli, zaczął ją hamować – wszak Gomułka nie żywił do Żydów nienawiści. Jak to: nieantysemici rozpętali antysemicką histerię? Jest takie angielskie powiedzenie: jak coś chodzi jak kaczka, kwacze jak kaczka i macha skrzydłami jak kaczka – to pewnie jest to kaczka. Jak ktoś bierze udział w antysemickiej nagonce, to jest antysemitą. Słowo antysemityzm sugeruje, że mówimy o jakiejś ideologii, a tu lepiej mówić o zachowaniach. W marcu ’68 nie trzeba było być ideowym antysemitą, żeby zostać gorliwym uczestnikiem nagonki. Wystarczało posłuszeństwo, wspomniane tutaj prywatne interesy oraz, co chyba najważniejsze, brak oporów moralnych. U inicjatorów kampanii można dostrzec antyżydowskie uprzedzenia, ale równie wiele jest chłodnej, cynicznej kalkulacji. Gdyby marcowa nagonka opierała
Aby wiedzieć więcej, przeczytaj: Dariusz Stola, Kampania antysyjonistyczna w Polsce 1967–1968, Warszawa 2000 Jerzy Eisler, Marzec 1968, Warszawa 1991 Piotr Osęka, Marzec ’68, Kraków 2008 Joanna Wiszniewicz, Życie przekreślone. Opowieści pokolenia Marca, Wołowiec 2008 Teresa Torańska, Jesteśmy. Rozstania ’68, Warszawa 2008 Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1967–1968, Warszawa 1999 1078853
1967–1969 / Rozmowa z Dariuszem Stolą
się tylko na zagorzałych antysemitach, nie miałaby takiej dynamiki.
149
Stary kruk i lis z Katowic (rok 1970)
Rozmowa z Jerzym Eislerem
1078853
7 grudnia 1970 – podpisanie układu o normalizacji stosunków
W samym środku kryzysu, 17 grudnia 1970, gdy na
między PRL a Republiką
Wybrzeżu od trzech dni trwały demonstracje i starcia
Federalną Niemiec.
robotników z siłami porządkowymi, Leonid Breżniew zapytał w rozmowie telefonicznej Władysława Gomuł-
12 grudnia 1970
kę: czy rzeczywiście potrzebny był tak szeroki zakres
– ogłoszono decyzję o podwyżce
regulacji cen? To chyba dobre pytanie.
cen artykułów spożywczych.
Z ekonomicznego punktu widzenia podwyżki były potrzebne. Jednak poza aspektem ekonomicznym rządzący – zwłaszcza może ci wywodzący się z formacji lewicowych – zawsze powinni brać pod uwagę czynnik społeczny. Tymczasem podliczono słupki
14 grudnia 1970 – na Wybrzeżu dochodzi do wystąpień robotniczych; pierwsze starcia ze służbami porządkowymi.
i stwierdzono, że ceny trzeba podnieść o tyle i tyle. W czasach gospodarki rynkowej, jakie mamy dziś, trudno sobie wyobrazić, że wtedy ceny tych samych produktów były identyczne w całej Polsce. Starsi ludzie jeszcze pamiętają ówczesną cenę kostki masła: siedemnaście złotych i pięćdziesiąt groszy, bo ono tyle kosztowało we wszystkich sklepach dobrych kilka lat. Chcąc nie chcąc, cen można się było nauczyć na pamięć. Jedynym decydentem była tu Państwowa Komisja Cen, a w praktyce – kierownictwo PZPR. Komuniści starali się unikać podwyżek cen, dopóki to było możliwe. Nie wolno jednak zapominać, że prawie wszystkie „polskie podwyżki cen albo obniżki pensji. Konsekwencją tej polityki były rzadkie podwyżki, ale za to jak już do nich dochodziło, to ceny nie rosły o dwa, ale o dwadzieścia pięć procent. W roku 1970 na domiar złego wymyślono, że trzeba podnieść ceny wielu artykułów żywnościowych. Równocześnie nie przewidywano żadnej rekompensaty gotówkowej. Planowano jedynie podniesienie zasiłków w rodzinach o najniższych dochodach, wzrost najniższej pensji oraz obniżenie abonamentu radiowo-telewizyjnego, a dla rolników podwyżkę cen skupu niektórych produktów rol1078853
1970 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
miesiące”, może z wyjątkiem Października i Marca, mają u zarania
151
Wydarzenia w grudniu 1970 roku w Szczecinie. Fot. PAP/CAF/AndrzejWitusz
152
1078853
1078853
153
nych. Głównym elementem rekompensaty miała być obniżka cen artykułów przemysłowych. Ale jak często kupuje się radio, pralkę czy telewizor, a jak często mąkę i mięso? I nawet jeśli telewizor taniał z dziesięciu tysięcy do sześciu, siedmiu, to owszem, była to obniżka istotna, ale pamiętajmy, że średnia miesięczna pensja wynosiła wówczas nieco ponad dwa tysiące złotych. Myślę, że u genezy tej podwyżki był nie tylko brak wrażliwości społecznej i wyobraźni, wykazano się też arogancją. List Biura Politycznego do podstawowych organizacji partyjnych był wręcz arogancki. Szeregowym członkom partii kazano grać rolę buforu między kolegami w pracy a partią. Jednak nawet w PZPR trudno było o zrozumienie dla podwyżek. Znamy dokumenty z zebrań partyjnych: był płacz, lamenty, wyzwiska i inwektywy pod adresem władz. Wtedy w Polsce spożycie mięsa było równe jego spożyciu w Szwecji, a wyższe niż we Włoszech. Podwyżki cen nie były też szokujące w porównaniu z późniejszymi latami. Mięso było dla wielu ludzi najbardziej pożądanym towarem spożywczym. Szynka, polędwica, baleron stanowiły nierzadko wyznaczniki luksusu. W kraju nie było już wtedy – tak jak bezpośrednio po wojnie – nędzy, bieda też nie dominowała, ale były kolosalne pokłady ubóstwa. Ciągle jeszcze wielu ludziom za cały obiad musiała wystarczyć zupa. Gomułka mówił robotnikom, żeby się nie buntowali, bo mają po cztery koszule, a on przed wojną miał dwie. Przeciętny czytelnik tej książki, jeśli zrobi szybki bilans koszul w szafie, zorientuje się, co to znaczy tylko cztery koszule. Żyło się ciężko. Przeciętna pensja wynosiła wtedy – jak już mówiłem – dwa, dwa i pół tysiąca, ale para rajstop kosztowała prawie sto złotych, a najdroższy bilet do kina osiemnaście złotych. Za parę zwykłych, dzisiaj najtańszych rajstop można było iść kilka razy do kina – obecnie rzecz nie do pomyślenia. Koszula, piżama, buty były istotnymi pozycjami w budżetach rodzin. Zatem pod154
wyżki cen oznaczały dla ludzi nowe, poważne problemy. 1078853
15 grudnia 1970 – Władysław Gomułka wydaje decyzję o użyciu broni. W Gdyni
A Gierek mówił Gomułce: „Będzie ciężko, ale damy radę”…
powstaje komitet strajkowy, którego członkowie zostaną
Gdybym miał pisać książkę o polityce gospodar-
po kilkunastu godzinach
czej PRL, za jej motto przyjąłbym słowa Jerzego
brutalnie aresztowani.
Urbana, wypowiedziane znacznie później, w latach osiemdziesiątych, że rząd sam się wyżywi. Ale tak
16 grudnia 1970
było zawsze. W roku 1970 na tę arogancję władzy
– dalsze walki na Wybrzeżu.
nałożyło się swoiste skretynienie Gomułki. Kiedyś
Stanisław Kociołek w lokalnej
robotnicy wygarnęli mu, że ich żony mają kłopoty
telewizji apeluje do robotników,
z dostaniem rajstop dla dzieci. Pierwszy sekretarz
by wracali do pracy. Wojsko
odparł, że chyba przesadzają, bo jego żona bez pro-
otacza stocznie.
blemu kupuje rajstopy dla wnuczki. On nawet nie
17 grudnia 1970
czuł, że ich tymi słowami obraził. Dla niego to były głupstwa; taki miał kontakt z rzeczywistością.
– w Gdyni robotnicy, idący do pracy na wezwanie Kociołka, zostają ostrzelani. Są zabici. Walki
A może Gierek podpuszczał Gomułkę? Poparł podwyż-
uliczne toczą się także w innych
ki, ale wcześniej zadbał, żeby nie wprowadzono ich
miastach Wybrzeża.
przed Barbórką. W kierownictwie partyjnym nie znalazł się nikt, kto – jak dziecko w bajce – potrafiłby i miał odwagę powiedzieć, że król jest nagi, że proponowana w takim czasie i zakresie podwyżka cen ze społecznez posiedzeń Biura Politycznego poprzedzających podwyżkę członkowie kierownictwa zupełnie poważnie mówili o wprowadzeniu do sprzedaży dwóch rodzajów smalcu: droższego – chciałoby się powiedzieć: normalnego, oraz „tańszego, z dodatkiem łoju”. Jedyną osobą, która na posiedzeniu Biura 11 grudnia, gdy zapadała decyzja o podwyżkach cen, zapytała o ich sens, był Stefan Jędrychowski, członek Biura Politycznego i ówczesny szef MSZ. Miał wykształcenie ekonomiczne i nieźle się orientował w problematyce gospodarczej. W odpowiedzi usłyszał od Gomułki długi wykład o marksizmie. Reszta 1078853
1970 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
go punktu widzenia jest niedopuszczalna. Zamiast tego na jednym
155
kierownictwa albo milczała, albo potakująco kiwała głowami. Potem Gomułka się skarżył, że nikomu nie zabraniał protestować. Nie brał chyba w ogóle pod uwagę, że aż tak się go bano, ale też liczono z jego zdaniem. Dla młodszych polityków był ikoną. Ci nierzadko byli młodymi chłopakami, kiedy „towarzysz Wiesław” już budował Polskę Ludową. Milczeli z oportunizmu, z szacunku, strachu, a niektórzy może rzeczywiście na zasadzie prowokacji: niech brnie, zobaczymy, co z tego wyniknie. Chyba się spodziewano się, że „coś będzie”, bo pewne kroki zostały podjęte, zresztą nie tylko propagandowe. Tak, były przygotowania w wojsku i w MSW na wypadek rozruchów. Wstrzymano przepustki, ograniczono urlopy, zawarto porozumienie między MON a MSW o udostępnieniu milicji sprzętu, zwłaszcza środków transportu: samolotów, wozów bojowych, samochodów. Były to w jakimś stopniu działania rutynowe, ale rzeczywiście poważnie liczono się z tym, że może się „coś” zdarzyć. „Liczono się z” czy „liczono na”? Lech Wałęsa, wtedy młody pracownik stoczni, po latach wspominał, że jesienią do stoczni przyjęto sporo osób, które potem być może odegrały rolę prowokatorów. To delikatna sprawa. Gdy pisałem książkę o Grudniu, za radą Antoniego Dudka usunąłem część relacji o rzekomych przygotowaniach do przewrotu w partii, prowadzonych przez niektórych działaczy partyjnych i państwowych. W książce naukowej nie powinno być zbyt dużo informacji nie do końca sprawdzonych. Ze spiskami jest zawsze tak samo: jeśli ich nie było, to naturalnie nie ma śladu, a jeśli były i się udały – to tym bardziej nie ma po nich śladu. Są jednak poszlaki, aby przypuszczać, że w roku 1970 mogły być podejmowa156
ne tego typu działania. Nie od rzeczy byłoby przy tym rozpoznać 1078853
18 grudnia 1970 – Franciszek Szlachcic i Stanisław Kania jadą do Katowic, aby
ówczesne nastroje panujące w partii. Gomułka rzą-
przekonać Gierka o konieczności
dził już czternaście lat. Dla ludzi mojego pokolenia
odsunięcia od władzy Gomułki.
Gomułka „panował” od zawsze. W polityce – z kilkuletnią przerwą – na czele partii przewijał się od
19 grudnia 1970
roku 1944. Oznaczało to przede wszystkim petryfi-
– obraduje Biuro Polityczne;
kację stanowisk. W systemie demokratycznym każ-
Gomułka zostaje nakłoniony
dorazowe wybory powodują przynajmniej częścio-
do odejścia.
wą wymianę polityków. W autorytaryzmie stanowiska obejmuje się niemal dożywotnio. Wielu ludzi aparatu, którzy w 1956 roku mieli po dwadzieścia pięć lat, po tych czternastu latach było około czterdziestki i stało w miejscu, bo nie mogło awansować. Symbolem tego stanu rzeczy był sam Gomułka, który dodatkowo jeszcze wyglądał jak starzec, choć
20 grudnia 1970 – plenum KC PZPR. Edward Gierek zastępuje Gomułkę na stanowisku I sekretarza, zmiany w składach KC i BP PZPR.
w Grudniu miał dopiero sześćdziesiąt pięć lat i – wedle naszych dzisiejszych standardów – trudno byłoby go uznać za zgrzybiałego staruszka. Młodsi chcieli awansów i próbowali wywołać ruch kadrowy. Tak było w Marcu i tak stało się w Grudniu. Nie twierdzę, że te wydarzenia zostały sprowokowane, ale na pewno wykorzystano je do „przewietrzenia” kierownictwa. Gdyby jednak sytuacja polityczna, ekonomiczna i społeczna w kraju była normalna, nie znaleźliby się tacy prowokatorzy, którzy wyWszystkim zwolennikom spiskowych teorii zalecam ostrożność. Bo jeśli to wszystko było prowokacją, to w jakim celu wznieśliśmy pomnik w Gdańsku? Czyżby chodziło o upamiętnienie policyjnej prowokacji? Przewrót w partii był następstwem zajść na Wybrzeżu. Nie da się jednak dziś dowieść, że robotniczy protest został wywołany sztucznie, i byłbym zdziwiony, gdyby to się udało kiedykolwiek udowodnić w sposób źródłowy. Wiele lat temu profesor Andrzej Paczkowski słusznie zwracał uwagę na rolę przypadku w historii – nie wszystko jest z góry zaplanowane. 1078853
1970 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
prowadziliby na ulice w kilku miastach kilkadziesiąt tysięcy ludzi.
157
Ale nie przypadkiem do robotniczych wystąpień doszło właśnie na Wybrzeżu? I tak, i nie. Niby mogło się to zdarzyć wszędzie. W pewnym sensie było to powtórzenie Poznania 1956. Z drugiej strony, można mówić o specyfice miast portowych, o tradycji pruskiej gospodarności, pewnej otwartości na świat – przaśność PRL musiała kontrastować z opowieściami o innych miastach portowych na świecie. Gdy 14 grudnia podczas VI plenum do Warszawy spłynęły informacje o strajkach, Gomułka nie poinformował zebranych o tym, co się dzieje. Dlaczego? To kwestia psychologiczna. Mam wielką pokusę porównywania Gomułki do Józefa Piłsudskiego, choć wiem, że w ten sposób mogę się narazić wielu ludziom. Naturalnie bardzo dużo ich różniło, ale mieli też niemało wspólnego, zwłaszcza przeświadczenie o własnej niezastąpioności, o tym, że kiedy ich zabraknie, wszystko się zawali. Wspólne było też pozwalanie sobie na brutalność, na publiczne ruganie ministrów i posłów. Tyrady Piłsudskiego wygłaszane do wiernych legionistów i wypowiedzi Gomułki pod adresem niektórych towarzyszy są bardzo podobne. Gomułka skupił się wtedy na argumentach, które miały uzasadnić podwyżki. Przejął się? Po prostu uważał, że ma rację i musi wszystkich przekonać. Czy wtedy, w poniedziałek 14 grudnia, było jeszcze możliwe pokojowe rozwiązanie problemu? Doraźnie tak, ale nieodparcie pojawiłoby się pytanie: co dalej – za 158
miesiąc, za dwa miesiące, za pół roku? Dziś wiemy, że realny socja1078853
lizm nie był reformowalny. Co kilka lat gospodarka buksowała. Sensowne rozwiązania były poza doktryną i nie brano ich pod uwagę. Gomułka mógłby się jeszcze utrzymać kilka miesięcy przy władzy, ale i tak nie zdecydowałby się na otwarcie na Zachód jak Gierek. Wiemy, że ono wpędziło Polskę w długi, ale też pozwoliło złapać drugi oddech, ściągnąć do Polski zagraniczny kapitał. Sytuacja była już chyba nie do uratowania w chwili, gdy w Gdańsku zaatakowano pochód robotników. Dziś też się przygotowuje policję, gdy odbywają się demonstracje. Jednak policja nie bywa stroną atakującą, a w PRL zawsze atakowała milicja. Robotniczy pochód spokojnie – bez gwałtów – nie niepokojony przez „siły porządkowe” przemieszczał się przez kilka godzin po Gdańsku. Dopiero gdy postanowił wrócić pod Komitet Wojewódzki PZPR, milicja zaatakowała demonstrantów. O godzinie piętnastej pięćdziesiąt pięć w pobliżu mostu Błędnik z gazików, z wyrzutników poleciały petardy. O tej porze roku było już ciemno. Rozpoczęła się regularna bitwa i sytuacja była raczej nie do opanowania. Podkreślam: pochód był pokojowy, dopiero potem zaczęło się wybijanie szyb, rabowanie sklepów i podpalenia. Tymczasem działalność niszczycielska tłumu do dziś ma stanowić usprawiedliwienie na przykład dla generała Jaruzelskiego.
Robotnicy, manifestanci, ale też pospolici chuligani oraz funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej i SB po cywilnemu. Wiele jest relacji mówiących o czysto niszczycielskim nurcie wystąpień. Niektórzy rzucali kamieniami w witryny, ale nic nie rabowali. Dlaczego? Nie dałbym sobie jednak ręki uciąć, że byli to tylko prowokatorzy. Jaka była kondycja moralna strajkujących i demonstrujących robotników? Ze wspomnień Wałęsy wynika, że ich świat był dość brutalny. Pisząc o hotelu robotniczym, odnotował: „przez tyle lat sześciuset chłopa1078853
1970 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
Kim byli plądrujący?
159
ków nie szarpnęło się na zorganizowanie np. boiska do siatkówki czy tysiąca innych rzeczy. Nic tam nie było, wypalona trawa, wyrzucone butelki. Po każdej wypłacie wódka, dziewczyny”. Większość stoczniowców miała wykształcenie podstawowe, byli też ludzie po szkołach zawodowych, trochę po technikach. Za to wśród dokerów wielu nie miało nawet pełnego wykształcenia podstawowego. Dobrym przykładem jest historia Anny Walentynowicz, która początkowo była spawaczem i pracowała w bardzo trudnych warunkach. Dla niej awansem zawodowym było ukończenie kursu, który pozwolił jej zostać suwnicową i obsługiwać tak potężne urządzenie. Nie można stwierdzić, którzy robotnicy nadawali ton protestom w 1970 roku. Drastyczna podwyżka cen naprawdę ustawiała ludzi pod ścianą. Należałoby się raczej dziwić, gdyby do takich buntów wtedy nie doszło. Byłbym jednak ostrożny z wyrokowaniem, że był to „bunt o kiełbasę”. Bardzo szybko pojawiły się bowiem hasła, polityczne, antykomunistyczne, społeczne i wolnościowe. Oraz: „Wstań, Stalinie, bo robotnik polski ginie”… Przyznam, że nie wierzyłem w istnienie tego hasła, dopóki nie zobaczyłem go na fotografii ze Szczecina. To hasło pojawiło się zresztą w kilku miastach. Potem myślałem, że to jakaś forma zagubienia ideowego. Mówimy przecież o ludziach niezakorzenionych na danym terenie, słabo wykształconych. Ludzie ulegali wówczas różnym stereotypom, dla niektórych na przykład wzorem egalitaryzmu była Chińska Republika Ludowa. W poniedziałek wieczorem do Gdańska poleciał najbliższy współpracownik Gomułki, Zenon Kliszko. Jako kto? Mówiono potem, że jako poseł ziemi gdańskiej, ale w rzeczywistości 160
jako prawa ręka Gomułki. Nie miał żadnych formalnych uprawnień, 1078853
by wydawać polecenia czy rozkazy. W rozumieniu Gomułki Kliszko miał na miejscu reprezentować kierownictwo partii i śledzić rozwój wypadków. Niestety od początku zaczął się zachowywać nie jak polityk, ale jak dowódca wojskowy: wydawał rozkazy, rozwijał dywizje, przegrupowywał jednostki. Niemal wszystkie znane relacje mówią, że Kliszko „stracił głowę”. Wojskowi byli przerażeni jego pomysłami. Gdy 16 grudnia rozmawiał w Gdańsku z przedstawicielami stoczni imienia Lenina, wypalił wprost, że to jest kontrrewolucja i nieważne, że zginie dwustu lub więcej stoczniowców, bo i tak na gruzach tej stoczni powstanie nowa. Generał Stanisław Antos, wtedy szef sztabu Pomorskiego Okręgu Wojskowego, wspominał potem, że Kliszko na przykładzie Powstania Warszawskiego tłumaczył mu, jak ma spacyfikować Gdańsk. Czy Gomułką w tamtych dniach manipulowano? Informacje, jakie spływały do Warszawy, były gorsze niż rzeczywistość. Przede wszystkim te informacje niejednokrotnie były sprzeczne, gdyż pochodziły z różnych źródeł: od Kliszki, który od początku mówił o kontrrewolucji, i z MSW, a więc pośrednio od Mieczysława Moczara nadzorującego resorty siłowe, który na pewno mógł kontrolować to, co przekazywano Gomułce. Znając jego charakter, możi stu kilkudziesięciu rannych już pierwszego dnia protestu, która potem okazała się nieprawdziwa, wpłynie radykalnie na zachowanie I sekretarza. Tak więc 15 grudnia rano Gomułka właściwie przyniósł na naradę kierownictwa feralną decyzję o użyciu broni, której konsekwencją było wykorzystanie wówczas na Wybrzeżu około dwudziestu siedmiu tysięcy żołnierzy wyposażonych w ciężki sprzęt. Osoby uczestniczące w tym spotkaniu przyjęły ją milcząco do wiadomości. Nie ma wytłumaczenia – dlaczego. Rozmawiałem z dwoma uczestnikami tej narady: ze Stanisławem Kanią, który był wtedy kierow1078853
1970 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
na się było domyślać, że informacja o dwóch milicjantach zabitych
161
nikiem Wydziału Administracyjnego KC, i generałem Wojciechem Jaruzelskim, wówczas szefem MON, i żaden nie umiał powiedzieć, dlaczego milczał. Jedynie Kania we wspomnieniach uczciwie napisał, że ryzyko sprzeciwu było niewielkie – co najwyżej odwołanie z zajmowanego stanowiska. Decyzja została podjęta z pominięciem obowiązującego w PRL prawa, bo I sekretarz PZPR nie mógł wydawać takich poleceń. Nikomu nie zależało na uprawomocnieniu tego kroku? Gomułka tłumaczył to chaosem prawnym. Problem jest poważniejszy: prawomocność działania resortów siłowych w PRL do dziś rodzi problemy. Gdyby w teleturnieju Milionerzy zadano pytanie: na podstawie jakiego aktu prawnego działała w PRL Służba Bezpieczeństwa, i zaproponowano cztery możliwe odpowiedzi: ustawa sejmowa, rozporządzenie premiera, rozkaz ministra czy brak jakiejkolwiek podstawy formalnoprawnej – to ta ostatnia odpowiedź byłaby właściwa. Nie jest bowiem znana podstawa prawna działania bezpieki przed 1983 rokiem, gdy przyjęto odpowiednią ustawę. Podobno był tylko jakiś tajny rozkaz. Po drugie, w grudniu 1970 roku prawdziwe okazało się powiedzenie o „właścicielach Polski Ludowej”. Komuniści uważali, że Polska im przypadła, Gomułka powiedział to przecież wyraźnie już w 1945 roku: „Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”. To było w ich mniemaniu ich państwo. Sytuacja wymagała pilnych decyzji, więc je podjęto. Ludzie, którzy byli wtedy u Gomułki, zbyt długo pracowali w aparacie, żeby nie wiedzieć, w czym uczestniczą. Nie byli chyba zaskoczeni, że szef, jak zawsze, przyszedł, zdecydował i nawet nie poprosił o akceptację. Tymczasem w Gdyni, inaczej niż w Gdańsku, zarówno robotnicy, jak i lokalna władza postępowali tak, jakby chcieli dojść do porozumienia. 162
1078853
15 grudnia 1970 doszło do pierwszego w historii PRL porozumienia między strajkującymi, reprezentowanymi przez Główny Komitet Strajkowy miasta Gdyni, a przewodniczącym Prezydium Miejskiej Rady Narodowej Janem Mariańskim. Uznał on protest i prawie dwanaście godzin Komitet funkcjonował jawnie. Ale władza nie była jeszcze wtedy gotowa do porozumień. Mariański pewnie zapłaciłby stanowiskiem za swoje decyzje, gdyby nie zmiana kierownictwa w Warszawie. I sekretarz Komitetu Miejskiego w Gdyni Hugon Malinowski tylko zrugał Mariańskiego za paktowanie z bandytami. Kim był Edmund Hulsz, dwudziestojednoletni lider stoczniowców w Gdyni? Był technikiem z Dalmoru. Wyłonił się z tłumu, był jednym z uczestników delegacji, którą przyjął Mariański. Hulsz zwrócił na siebie uwagę, bo potrafił przekonać robotników. W gruncie rzeczy GKS tworzyli ludzi dość przypadkowi, to nie byli liderzy, tacy jak w roku 1980 Lech Wałęsa, Anna Walentynowicz, Andrzej Gwiazda czy Bogdan Lis, wywodzący się z Wolnych Związków Zawodowych. W Grudniu kto głośniej mówił, kto miał odwagę, ten zostawał liderem. Obok złości w ludziach siedział też strach. Protestujący byli naprawdę przestraszeni swoim buntem. Bali się, co będzie dalej.
cja nastrojów w Gdyni, dalsze strajki, wreszcie zarządzona przez Kliszkę blokada stoczni i 17 grudnia – strzały do robotników idących do pracy na wezwanie Stanisława Kociołka. W odniesieniu do roku 1970 na Wybrzeżu nie używam określenia masakra, z wyjątkiem tego, co stało się w Gdyni. Ludzie przed świtem szli do pracy, droga do portu i wszystkich instytucji, które przylegały do morza, była już obstawiona. Zaczęło się strzelanie do bezbronnych – nawet jeśli ten czy ów z tak zwanych harcowników rzucił kamieniem. 1078853
1970 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
Dalej było brutalne aresztowanie GKS wieczorem 15 grudnia, radykaliza-
163
Pytano mnie wiele razy o rolę Stanisława Kociołka, który dzień wcześniej w telewizji apelował do robotników, by poszli do pracy. Czy była to prowokacja, czy z premedytacją posłał ludzi na śmierć? Odpowiadam niezmiennie, że akurat on próbował szukać rozwiązań politycznych, uważał, że trzeba zwoływać narady aktywu. To prawda, że gdy czołgi stały już na ulicach, wszelkie tego typu spotkania nie miały większego sensu, ale od narad nikt jeszcze nie zginął. Kliszko natomiast parł do rozwiązań siłowych. Czym innym jest blokada stoczni, a czym innym to, co działo się w Gdyni później. Jak to się stało, że strzały rozlały się na całe miasto? Wiele relacji z Gdyni jest przerażających nie tyle ze względu na opisy rannych i zabitych, ile na to, że wynika z nich bezkarność strzelania. To nie było tak, że „siły porządkowe”, chroniąc budynki publiczne przed agresywnym tłumem, w końcu, pod naporem wydarzeń, zdecydowały się na tak drastyczny krok. W Gdyni funkcjonariusze strzelali do wszystkiego, co się ruszało. Nieważne, czy idący człowiek miał w ręku kamień, czy siatkę z zakupami. To było polowanie na ludzi. Nad miastem latały śmigłowce i wiele wskazuje na to, że strzelano z nich do ludzi. Do spacyfikowania protestów użyto środków niewyobrażalnych w czasach pokoju – o ile to były czasy pokoju. Należy podkreślić, że w Gdańsku, Szczecinie, Elblągu, jeśli ludzie nie szli na demonstrację, to w zasadzie nic im nie groziło. Wyjątkiem była szesnastoletnia uczennica Jadwiga Kowalczyk, zastrzelona w Szczecinie we własnym mieszkaniu naprzeciwko Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej, gdzie zabłąkana kula trafiła ją w głowę. W Gdyni już samo wyjście z domu powodowało zagrożenia – jak w czasie wojny. Ktoś wyszedł, dajmy na to, po papierosy i wracał może nie z obozu po trzech latach, jak w czasie II wojny światowej, 164
ale bywało, że ze szpitala po kilku tygodniach. O ile w ogóle wracał! 1078853
Symbolem tragedii w Gdyni już na zawsze pozostanie pochód, na którego czele niesiono na drzwiach zabitego Janka Wiśniewskiego, choć jak wiadomo, bohater tej ballady to postać fikcyjna. Jej autor, Krzysztof Dowgiałło, nadał mu takie popularne imię i nazwisko, by wzmocnić wymiar symbolu: ofiarą władzy mógł być każdy. Mimo postępu w badaniach historycznych nie da się dziś odtworzyć szczegółowo tras gdyńskich pochodów, nie mówiąc o personaliach zabitych i noszonych na drzwiach młodych ludzi. Oczywiście poza utrwalonym na słynnym zdjęciu Zbigniewem Godlewskim, przy którym znaleziono dokumenty. Innym przejmującym elementem tego, co wydarzyło się wtedy w Gdyni, było urządzenie przez milicję i SB w gmachu Prezydium Miejskiej Rady Narodowej katowni, w której niezwykle brutalnie znęcano się nad zatrzymanymi ludźmi. Relacje ofiar są przerażające, ale to niestety jest prawda. Sam zresztą miałem kłopot z uwierzeniem w nocne pochówki o godzinie dwudziestej drugiej albo dwudziestej trzeciej. Wydawało mi się to nieprawdopodobne, a jednak tak było. W niektórych relacjach pojawiały się wątpliwości, czy mężczyzna w stroju księdza podczas tych pogrzebów był duchownym, czy może esbekiem? Dla osób religijnych był to poważny problem. W Archiwum Państwowym w Gdańsku odnalazłem dokument polecający oddelegowanie do pochówków duchownych pracujących w wojsku. Była to informacja stanowiąca dla rodzin pocieszenie, a dla mnie – nie tylko jako historyka – dowód sensu badań nad rodzi chowano w plastikowych workach, w zbiorowych mogiłach. Niektórym rozbudzona wyobraźnia podpowiadała niemal drugi Katyń. Po 1989 roku we wszystkich miejscach, których dotyczyły te plotki, przeprowadzano badania i prace ekshumacyjne. Nie znaleziono tam nic. Na szczęście. Wtedy zdarzyło się zbyt dużo złych rzeczy, nie ma potrzeby sztucznie wyostrzać ich takimi opowieściami. Czy trafne jest przekonanie, że w Gdyni milicja zemściła się za Gdańsk, gdzie robotnicy stawiali silny opór? 1078853
1970 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
kiem 1970. Były, owszem, też legendy, mówiono na przykład, że lu-
165
Nie wiem, czy jest ono trafne, ale jest żywe w Gdyni, i to do dziś. W Gdańsku i w Szczecinie odbyły się protesty robotnicze – śpiewający tłum za każdym razem był atakowany przez milicję, dochodziło do walk. Agresja była obustronna, podpalano budynki publiczne, pojazdy. W Gdyni było inaczej. Na tym przykładzie najbardziej widać różnicę między użyciem broni przez wojsko i przez milicję. Wojsko zawsze strzelało wtedy na rozkaz, salwami, w ściśle określonych momentach. Wiadomo było, gdzie i kto wydał rozkaz. Jeśli chodzi o funkcjonariuszy podległych MSW, przyjęto zasadę, że każdorazowo oni sami – w skrajnym napięciu! – mają decydować o użyciu broni palnej. Nie sposób więc cokolwiek dokładnie tu ustalić. W Gdańsku jest pomnik, strzały w Gdyni zostały uwiecznione w Balladzie o Janku Wiśniewskim i filmie Andrzeja Wajdy, a Szczecin nie istnieje w zbiorowej świadomości. W przypadku protestów społecznych w Polsce jest tak, że im bardziej gwałtowny miały przebieg, tym mniej o nich wiemy. O Szczecinie mało wiedzieliśmy prawie do końca lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Niewątpliwym przełomem stała się dopiero znakomita praca doktorska Michała Paziewskiego, niestety do dziś nieopublikowana. Tymczasem prawda jest taka, że na przykład straty materialne w Szczecinie były trzy razy większe niż w Gdańsku, Gdyni i Elblągu razem wziętych – to pokazuje, jak dramatyczne musiały się tam dziać rzeczy. W PRL, co naturalne, tłumiono wiedzę o wydarzeniach w Szczecinie. Potem kolebką „Solidarności” stał się Gdańsk, a Szczecin pozostawał nawet w pewnej opozycji do Gdańska, co nieźle chyba ilustrowała swoista rywalizacja między Marianem Jurczykiem a Lechem Wałęsą. Z pewnością Szczecin powinien być bardziej obecny w pamięci o Grudniu ’70. Obok postulatów ekonomicznych pojawiły się tam przecież także postulaty polityczne. Łącznie z żądaniem niezależnych 166
związków zawodowych. Nie wiemy, co to znaczyło w ówczesnym ję1078853
zyku, czy żądanie dotyczyło tylko Stoczni imienia Adolfa Warskiego, czy chodziło o niezależność od władz, czy od dyrekcji, a może był to tylko postulat o charakterze przetargowym – taki do ewentualnego wycofania w zamian za ustępstwa władz na innym polu. Trudno więc twierdzić, że idea wolnych związków zawodowych pojawiła się w roku 1970 w Szczecinie, ale faktem jest, że taki postulat wtedy wypłynął. Jak nazwać to, co wydarzyło się na Wybrzeżu? Pan był zwolennikiem słowa „powstanie”, ale nie wszyscy historycy są tego zdania. Staram się mówić o „robotniczym powstaniu”, mimo krytyki ze strony kolegów i własnych obaw. Równie często używam słowa „rewolta”. Ono ma co prawda wydźwięk nieco pejoratywny, trochę niszczycielski, ale ten nurt też był wtedy obecny – nikt temu nie zaprzeczy: płonęły budynki, rozbijano witryny, plądrowano i rabowano sklepy. Są zdjęcia ze Szczecina, na których dym jest kilka razy wyższy niż pięciopiętrowy budynek. To musiało być widoczne z odległości wielu kilometrów. W ciągu paru dni na Wybrzeżu użyto pięciuset pięćdziesięciu czołgów, siedmiuset pięćdziesięciu transporterów, ponad stu samolotów i śmigłowców i kilkadziesięciu jednostek pływających. To była naprawdę duża operacja militarna, a bilans tych pięciu dni mówi sam za siebie: co najmniej czterdzieści pięć osób straciło życie, tysiąc sto sześćdziesiąt pięć było sięć transporterów opancerzonych i czterdzieści siedem samochodów. Kilkadziesiąt innych pojazdów miało mniejsze uszkodzenia. Straty materialne wyniosły łącznie ponad czterysta milionów złotych. Za kulisami wydarzeń na Wybrzeżu od 15 grudnia czaił się Franciszek Szlachcic, który zaraz potem odegrał niepośrednią rolę w odsunięciu Gomułki. Po co wysłał go tam Mieczysław Moczar?
1970 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
rannych. Zniszczono lub poważnie uszkodzono dziewięć czołgów, dzie-
To wielka tajemnica. Szlachcic zmarł wkrótce po transformacji ustrojowej w Polsce i chociaż zostawił po sobie sporo różnych wspo1078853
167
mnień, to niewiele z nich wynika. Niby pojechał po to, żeby przygotować zapasowe stanowisko dowodzenia, ale to chyba można włożyć między bajki. Tak naprawdę nie wiadomo, po co pojechał. Zresztą takich „wolnych elektronów” było wtedy na Wybrzeżu więcej. Czy Gierek mógł się dogadać z Moczarem? W takim przypadku Szlachcic grałby rolę łącznika między nimi. Mógł i pewnie się dogadywał. Wiemy na przykład, że Szlachcic telefonował z Wybrzeża do Gierka. A czy możliwa jest interpretacja, że Szlachcic grał na Moczara, a potem postawił na Gierka, gdy się zorientował, że Moczar nie ma akceptacji Kremla? Tego nie można wykluczyć. Wobec milczenia głównych postaci tamtych wydarzeń i niedostępności radzieckich dokumentów historycy są bezradni. Jak to było? Moskwa, centrum komunistycznej dyktatury, na różnych etapach grała natolińczykami, moczarowcami, „betonem”, ale nigdy do końca ich nie poparła. Jeśli wierzyć relacjom, premier Aleksiej Kosygin argumentował wtedy, że Moskwa nie poprze Moczara, bo on ma dyktatorskie zapędy… Teraz moja wiedza jest większa, niż kiedy pisałem książkę o roku 1970 – o jeden szczegół. Otóż w 2007 roku rosyjski historyk Aleksandr Oriechow opublikował zapis rozmów polsko-radzieckich w październiku 1956 roku. Z dokumentu tego wynika, że Nikita Chruszczow zarzucał wówczas Gomułce, iż ten zamierza usunąć z kierownictwa „kilku towarzyszy, którzy są znakiem sojuszu polsko-radzieckiego…” I straszył go interwencją militarną. Od lat wymie168
niano w tym kontekście nazwiska marszałka Konstantego Rokossow1078853
skiego, Franciszka Jóźwiaka, Zenona Nowaka i Franciszka Mazura. Ale Oriechow odkrył, że – w ocenie Chruszczowa – do tej grupy należał również Edward Gierek, który zaledwie od trzech miesięcy zasiadał w Biurze Politycznym, a od pół roku był sekretarzem KC i nigdy nie należał do ścisłego kierownictwa w okresie stalinowskim. Pozwala to konstruować ostrożne hipotezy, że być może Gierek, który potem cieszył się opinią Europejczyka i partyjnego liberała, był równocześnie protegowanym Kremla i w grudniu 1970 roku, gdy wypłynęła kwestia sukcesji po Gomułce, w nim, a nie w Moczarze upatrywano następcy. Być może ta scena z 1956 roku tu znajduje swoistą puentę. Pozwala to postawić pytanie: czy na Kremlu nie podobał się Moczar, czy może bardziej podobał się Gierek? Nie znamy na to pytanie odpowiedzi, ale to Gierek ostatecznie został I sekretarzem KC PZPR. I potem zgodził się na rzeczy, o których Gomułka nawet nie chciał słyszeć – choćby na budowę szerokotorowej linii kolejowej od granicy polsko-radzieckiej na Śląsk. Jak radzieckie kierownictwo patrzyło w czasach kryzysów na polskich towarzyszy? Z różnych relacji przebija coś w rodzaju zatroskania ich nieodpowiedzialnością. Z punktu widzenia Moskwy w Polsce najważniejszy był spokój, spędzała snu z powiek kwestia, czy I sekretarzem powinien być Gomułka, czy Gierek. Jeśli dochodziło do któregoś z „polskich miesięcy”, najważniejsze było szybkie zakończenie kryzysu, a nie utrzymanie u władzy konkretnego działacza. Jeśli ktoś nowy był w stanie szybciej zaprowadzić porządek, zyskiwał poparcie Moskwy. Tak było z Gomułką w 1956 roku. Chruszczow wiedział, że można zaprowadzić porządek siłą, ale po diabła wplątywać się w awanturę, kiedy da się to samo osiągnąć mniejszym kosztem? W 1970 roku na podobnej zasadzie Kreml poparł Gierka, a w 1980 Stanisława Kanię, gdy zastępował tegoż Gierka. 1078853
1970 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
w rozumieniu komunistycznym. Towarzyszom na Kremlu raczej nie
169
Nie wiemy przy tym, gdyż nie znamy radzieckich dokumentów, czy poparcia udzielano przed zmianą, czy już po niej. W 1956 roku nastąpiło to w trakcie wydarzeń, ale jak było w Grudniu? Z tego, co pisał Piotr Kostikow, kierownik sektora polskiego w KC KPZR, wynika, że Sowieci opowiedzieli się po stronie Gierka już wcześniej, gdy Gomułka ciągle jeszcze był I sekretarzem KC PZPR. Nazwisko Gierka pojawiło się w roku 1956, ale nie wiemy, co było potem. W Październiku nie wszedł do Biura Politycznego i może przestano się nim zajmować? A może każdy jego przyjazd do Moskwy – jeździł tam i z Gomułką, i sam – każda wizyta radzieckich dygnitarzy na Śląsku służyły poznawaniu się? Gierek w ciągu tych dramatycznych dni nie wychylał nosa z Katowic. Czekał na rozwój wydarzeń czy działał w myśl logiki: nasza chata z kraja? Znów obracamy się w kręgu hipotez. Nie można wykluczyć, że wiedział, iż ma czekać, nie wypowiadać się i nie robić nic, bo za kilka dni będzie miał znacznie większą rolę do odegrania. Ale Gierek był też leniwy i może to ta jego cecha zaowocowała roztropnością. Jak w znanej bajce o lisie, który tylko czekał pod drzewem, aż krukowi wypadnie ser z dzioba. Dwa lata wcześniej nie czekał i mówił na wiecu o śląskiej wodzie, która pogruchocze kości. To prawda, ale znów nie wiemy, czy było to w większym stopniu poparcie dla Gomułki, czy też bardziej wystraszył się Moczara. U niego w województwie także „się działo”: w Gliwicach, w Częstochowie i w samych Katowicach. Musiał zająć jakieś stanowisko i uznał, że lepiej to zrobić w sposób bardziej wyrazisty. W grudniu natomiast 170
stwierdził, że lepiej czekać, bo czas gra na jego korzyść. 1078853
Gierkowi towarzyszyła legenda bogatego Śląska. Śląsk kwitł, bo Gierek był dobrym gospodarzem, czy, jak mówił Gomułka, dostawał pieniądze z Warszawy? Jedno i drugie. Nie wolno zapominać o postaci Jerzego Ziętka, przewodniczącego prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Katowicach, a potem wojewody na tamtym terenie. Ziętek, powstaniec śląski, był znakomitym organizatorem, a zasługą Gierka było to, że go nie stopował. Ziętek na przykład był na początku lat sześćdziesiątych w Budapeszcie, gdzie zrobił na nim wrażenie basen ze sztuczną falą. I taka fala została zbudowana w chorzowskim Parku Kultury i Wypoczynku. Podobnych inicjatyw było zresztą więcej: właściwie cała polityka budowlana. Uporządkowano w województwie układ komunikacyjny, uruchomiono nowe połączenia autobusowe i tramwajowe i wreszcie z Sosnowca do Bytomia można było przejechać z tym samym biletem. Podjęto aktywną politykę zabudowy starych centrów miast. Można dziś powiedzieć, że to paskudna architektura, ale w tamtych realiach był to jednak krok do przodu. Oczywiście wprowadzanie do centrum miast ludzi pracy miało również podtekst ideologiczny. Także Gierkowi i Ziętkowi Śląsk zawdzięczał potęgę stadionu w Chorzowie. Oni też wymogli na wielkich zakładach, by nie budowały ośrodków wypoczynkowych gdzieś hen nad morzem, ale nie, powstawały tam ośrodki narciarskie. Warto pamiętać, że Gierek jako pierwszy w Polsce zaczął budować dwupoziomowe skrzyżowania. Mało kto wie, że odcinek „gierkówki” z Katowic do Sosnowca zbudowano jeszcze w połowie lat sześćdziesiątych. W Warszawie decyzję o zastąpieniu Gomułki Gierkiem zaczęto wprowadzać w czyn 18 grudnia. Wtedy, wieczorem, Szlachcic zadzwonił do Gierka i za-
1970 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
w regionie. Dzięki temu Beskid Śląski zaczął się rozwijać turystycz-
powiedział przyjazd do Katowic. Miał mu towarzyszyć Edward Babiuch, ale ten, gdy tylko Szlachcic odłożył słuchawkę, złapał się za brzuch i zaczął ję1078853
171
czeć, mówiąc, że ma atak woreczka żółciowego. Czy się wystraszył, że zmielą go młyny wielkiej Historii, czy rzeczywiście nie wytrzymał napięcia? Babiuch milczy na ten temat. A tylko on wie, jak było naprawdę. Rozmawiałem o tym z Kanią i ten powtórzył to, co już wcześniej opisał: Babiuch zaczął się skręcać i jęczeć. Kania, chcąc nie chcąc, ubrał się i pojechał do Gierka. Ile ryzykowali cezarobójcy? Pojawiają się opinie, że niewiele, bo wiedzieli, że mają moskiewskie przyzwolenie. Nie można wykluczyć, że wszystko było ukartowane i jechali jak w dym. Ale równie prawdopodobne jest to, że ryzykowali kariery, a mówimy o ludziach wtedy jeszcze stosunkowo młodych. Tajemnicza nocna podróż mercedesem… Chyba mieli się czego obawiać. Musieli się zastanawiać, co by było, gdyby Gierek powiedział: nie. Tak zresztą mówił na samym początku. I co wtedy? Mieli się łudzić, że ta historia nigdy nie wyszłaby na jaw? Dwaj towarzysze średniego szczebla biorą rządowy samochód i w piątek wieczorem jadą do Katowic? Po co? Ktoś zapewne prędzej czy później zacząłby się tym interesować. A czemu Gierek początkowo odmawiał. Kokietował? Może się bał, cezar jeszcze przecież żył, a wiedział, że Gomułka potrafi być bezwzględny. Porażka w tej rozgrywce mogła Gierka kosztować bardzo wiele. Nasuwa się też pytanie, czy Gomułka utrzymałby się po 19 grudnia. Nie miał już poparcia Kremla – jeszcze wieczorem 18 grudnia ambasador ZSRR Awierkij Aristow przekazał Polakom list kierownictwa KPZR do Biura Politycznego, którego treść Gomułka 172
poznał następnego dnia – miał za to przeciw sobie protesty społeczne 1078853
i część towarzyszy z kierownictwa: między innymi Babiucha, Cyrankiewicza, Jaruzelskiego, Kanię, Moczara, Starewicza, Tejchmę. Było ich tylu, że dzień czy dwa dni później los Gomułki i tak by się dopełnił. Kiedy zrozumiał to sam zainteresowany? Gdy w sobotę rano przyszedł do niego Tejchma i oznajmił mu wolę towarzyszy czy gdy dotarł do niego wspomniany list z Moskwy? Początkowo Gomułka myślał tylko o oddaniu władzy na pewien czas. Myślę, że wiedział już wszystko w sobotę rano. Można się spierać co najwyżej o godziny. On widział następcę między innymi w Tejchmie, ale nie w Gierku. Bardziej przeszkadzało mu chyba to, że, w jego mniemaniu, wszystko tak dobrze szło i nagle przerywano mu pracę. Tak samo rozumował Gierek dziesięć lat później. Sądził, że było tak dużo spraw dobrych, załatwionych, że jeszcze miesiąc, dwa i wszyscy byliby mu wdzięczni. Ludziom chyba zawsze trudno jest przyjąć do wiadomości, że już wszyscy mają ich serdecznie dość. Generał Kiszczak mówił o kulisach odbywającego się 19 grudnia posieWojsk Obrony Wewnętrznej stacjonująca w Górze Kalwarii i podlegająca generałowi Grzegorzowi Korczyńskiemu została wyprowadzona z koszar i ruszyła w kierunku Warszawy”, oraz: „postawiłem w stan gotowości pododdziały wchodzące w skład WSW MON”. Mówił też o tym, że gdy wybierał się na obrady Biura Politycznego, by przekazać generałowi Jaruzelskiemu informacje o tych manewrach, dostał pistolet.
1970 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
dzenia Biura Politycznego: „uzyskaliśmy wówczas informację, że brygada
Jest to niestety relacja nieweryfikowalna. Trudno podejrzewać, że człowiek, który zajmował tak poważne stanowiska, wszystko to wy1078853
173
myślił. Opowiedział jednak o tym dopiero w roku 1990. Jaki miał w tym cel? Czy chciał podbudować swoją reputację, przekonać, że był nie tylko pierwszym policjantem PRL? Jeśli jednak odsunąć na bok te dylematy, to jest to jedna z tych relacji, które naprawdę posuwają do przodu wiedzę o mechanizmach rządzenia w PRL. Skąd wzięła się plotka, że generał Jaruzelski w czasie całego przesilenia był w areszcie domowym? Gierek powiedział to 24 stycznia 1971, gdy po kolejnym strajku pojechał z Piotrem Jaroszewiczem do stoczni w Szczecinie. Był z nimi generał Jaruzelski, jako poseł ziemi szczecińskiej. W obecności tegoż Jaruzelskiego Gierek mówił o areszcie, a ten nie zaprzeczył. Pierwszy sprostował tę informację w roku 1987 pułkownik Ryszard Kukliński w swoim głośnym wywiadzie dla paryskiej „Kultury”, a dopiero potem dementował to generał Kiszczak. Czy to kłamstwo miało przesłonić bezwolność Jaruzelskiego w grudniu 1970 roku? Miało zdjąć z niego odpowiedzialność za użycie przez wojsko broni. Tymczasem wiemy, że Jaruzelski był na naradzie 15 grudnia rano, gdy zapadła decyzja o użyciu broni. To prawda, że feralną decyzję podjął Gomułka, ale rozkazy wychodziły z MON. 18 grudnia po południu Jaruzelski spotkał się z Kanią i Szlachcicem przed ich wyjazdem do Gierka. Jaruzelski był obecny we wszystkich najważniejszych momentach tamtego tygodnia. Legenda o jego areszcie domowym utrzymywała się niemal do upadku komunizmu. Do upadku Gomułki doszło kilkanaście dni po największym politycznym sukcesie tego polityka: umowie z Republiką Federalną Niemiec gwarantu174
jącej trwałość granicy na Odrze i Nysie. To oczywiście paradoks, ale czy 1078853
nie jest większym paradoksem, że on wierzył, iż ta umowa mogła osłodzić społeczeństwu gorycz podwyżki? Uważał tę umowę za tak ważne wydarzenie, że nie dopuszczał myśli, iż ktoś mógłby to ocenić inaczej. Nie rozumiał, że reakcja na podwyżki będzie niezależna od radości z umowy. To nie był dęty sukces, ale to tak jakby dziś największy sukces polskich sportowców miał łagodzić skutki kryzysu gospodarczego. Marksiści lubili cytować klasyków, tylko jakoś nie pamiętali o tym, że to byt kształtuje świadomość… Nowy I sekretarz PZPR Edward Gierek dostał ogromny kredyt zaufania. Polacy znów dali się nabrać? Ludzie chwytali się nadziei. Łudzono się, że PRL będzie bardziej ludzka, bardziej efektywna i sprawiedliwa. To był taki minimalizm, bo trudno było wierzyć, że PRL stanie się Polską. Dziś do tej niewiary mało kto chce się przyznać. Tak było w PRL za każdym razem. Liczono naiwnie, że nowy I sekretarz będzie lepszy, ale jaki on tam był nowy… to wszystko były stare konie. Towarzystwo znało się od lat, co kilka lat pozbywano się kilku towarzyszy, a reszta podążała dalej. Ludzie wierzyli, że coś się zmieni, chociaż na zdrowy rozum nie powinni byli tak myśleć. Dzisiaj to wiem, ale wówczas sam ulegałem
Jak wyglądało otwarcie nowej ekipy? Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia wypuszczono niemal wszystkich zatrzymanych. Dość szybko zdecydowano się też na popularne społecznie pociągnięcia gospodarcze, choćby zamrożenie cen podstawowych artykułów na dwa lata. Później wykonano różne gesty o charakte-
1970 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
tym naiwnym, jakże głupim złudzeniom.
rze socjotechnicznym. Podjęto decyzję o odbudowie Zamku Królewskiego w Warszawie, czemu Gomułka sprzeciwiał się przez wiele lat. 1078853
175
Odbudowa zamku chyba nie mogła uspokoić nastrojów na Wybrzeżu… Nie wiem, jak było w Gdyni i w Gdańsku, ale w Szczecinie zachowały się dokumenty z działalności komisji, która zajmowała się odszkodowaniami. Zimą 1971 roku tendencja była taka, żeby wypłacać odszkodowania, nawet jeśli nie wszystko dało się udokumentować. Oczywiście nic nie jest w stanie zwrócić ludzkiego życia czy zrekompensować utraconego zdrowia, ale ówczesna pensja to było około dwóch tysięcy złotych, a wypłaty dla poszkodowanych i rodzin zabitych wynosiły po dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści tysięcy złotych. Jeden z poszkodowanych chciał dostać trabanta, który kosztował osiemdziesiąt tysięcy. Trabanta mu nie dano, ale dostał trzykołowy pojazd dla inwalidów o wartości trzydziestu pięciu tysięcy złotych. Pewien młody człowiek, inwalida, który 17 grudnia szedł do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w sprawie renty, został brutalnie pobity pałkami przez milicjantów. Zdecydowano się wypłacić mu odszkodowanie, zaznaczając jedynie, że wątpliwości budzi jego relacja, bo przecież to niemożliwe, aby pobili go funkcjonariusze MO. Wątpliwości niby były, ale pieniądze jakoś wypłacono. Czysta hipokryzja. Druga rzecz to kłamstwa samych pokrzywdzonych. Nie udało mi się natrafić na relację kogoś, kto twierdziłby, że został ranny, bo brał udział w demonstracji. Wszyscy mówili: czekałem na przystanku, wracałem z pracy... Ci ludzie tak mówili, bo się wtedy bali, to naturalne, ale ma to konsekwencje do dziś, bo ustalenie, kto brał udział w demonstracji, walczył z „siłami porządkowymi”, a kto naprawdę wracał do domu, jest niemożliwe. Kolejna rzecz to opisy ubiorów zabitych manifestantów. Na ich podstawie zwracano rodzinom pieniądze. Nikt tak nie chodził ubrany – robotnicy mieli na sobie garnitury, wełniane swetry, kożuchy, futrzane czapki… Krótko mówiąc, każdy miał na sobie niemal pół sklepu. I władze administracyjne wypłacały pieniądze. Te relacje są przykre, bo widać, że to była niepraw176
da. Kłamano z biedy i z rozpaczy. Tak było w Szczecinie. W Gdańsku 1078853
takich dokumentów nie widziałem. Nie chciałbym jednak rozmowy o Grudniu, który był bardzo ważnym wydarzeniem na naszej wspólnej drodze do wolności, niepodległości i demokracji, kończyć takim akcentem. Powtórzę więc to, co napisałem przed laty, że „jeśli można powiedzieć, iż «Solidarność» narodziła się w Sierpniu, to należy też uznać, że została poczęta w Grudniu”.
Aby wiedzieć więcej, przeczytaj: Jerzy Eisler, Grudzień 1970. Geneza, przebieg, konsekwencje, Warszawa 2000 Jerzy Eisler, Stanisław Trepczyński, Grudzień ’70. Wewnątrz „Białego Domu”, Warszawa 1991 Tajne dokumenty Biura Politycznego. Grudzień 1970, oprac. Paweł Domański, Londyn 1991
1970 / Rozmowa z Jerzym Eislerem
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1969–1971, Warszawa 2001
1078853
177
Liberał w kontekście (lata 1971–1979)
Rozmowa z Marcinem Zarembą
Marcin Zaremba (ur. 1966) jest adiunktem w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Instytucie Historii Uniwersytetu Warszawskiego. Opublikował: Komunizm, legitymizacja, nacjonalizm. Nacjonalistyczna legitymizacja władzy komunistycznej w Polsce (2005). 1078853
22 stycznia 1971 – wybucha strajk w Stoczni imienia Adolfa Warskiego
Jaką Polskę zastał Edward Gierek, gdy stanął na czele PZPR?
w Szczecinie.
11 lutego 1971
Z tego pytania wynikałoby, że Gierek trafił do
– wybucha strajk włókniarek
Warszawy nieświadomy sytuacji w kraju. A to nie-
w Łodzi.
prawda, że do tej pory siedział sobie w Katowicach, z dala od najważniejszych spraw i wydarzeń. Od
15 lutego 1971
marca 1956 roku pełnił funkcję sekretarza KC,
– wycofano podwyżki
w 1959 roku został członkiem Biura Politycz-
cen z grudnia 1970 roku.
nego, ale nigdy nie zaprotestował – jak Roman Zambrowski czy w Marcu ’68 Edward Ochab – przeciwko polityce Gomułki. Należał do ścisłego establishmentu i o jakimkolwiek zdziwieniu nie mogło być mowy. Niemniej Polska, jaką odziedziczył po Gomułce, wymyka się jednoznacznym ocenom. Z jednej strony od 1945 roku dokonał się skok modernizacyjny. Wystarczy porównać zdjęcia z drugiej połowy lat czterdziestych i te dwadzieścia lat późniejsze. Na pierwszych wiejskie dzieci bez butów to coś powszechnego, w latach sześćdziesiątych to się już nie zdarzało. W roku 1945 Polska była krajem chłopskim, bez inteligencji, dwadzieścia lat później ponad pięćdziesiąt procent bardzo biedny. Wskaźniki dotyczące gruźlicy – a jest to jedna z oznak rozwoju cywilizacyjnego – mówią o 400 tysiącach chorych. Śmiertelność niemowląt od roku 1945 spadła, ale Polska była wciąż pod tym względem na szarym końcu w Europie. Na ścianie wschodniej dachy wielu domów wciąż pokrywały strzechy. Brak kanalizacji i dostępu do bieżącej wody stanowił problem nie tylko wsi, ale też wielu miast. Zdjęcia targów z tego okresu różnią się od tych z międzywojnia właściwie tylko tym, że wozy nie są już drabiniaste, mają koła z oponami, a wśród handlujących nie ma Żydów. Liczba samochodów osobowych wówczas porównywalna była z liczbą samochodów w Anglii lat dwudziestych. Pod koniec lat sześć1078853
1971–1979 / Rozmowa z Marcinem Zarembą
ludności mieszkało w miastach. Z drugiej strony był to wciąż kraj
179
180
1078853
Koszalin, 7 września 1975 roku. Edward Gierek przyjmuje od starosty i starościny Centralnych Dożynek w Koszalinie bochen chleba – symbol zobowiązujący go, jako gospodarza, do sprawiedliwego podziału plonów. Obok Edwarda Gierka przewodniczący Rady Państwa Henryk Jabłoński (z lewej) i premier Piotr Jaroszewicz. Fot. PAP/CAF/Zbigniew Matuszewski 1078853
181
dziesiątych Polska podpisała umowę z Fiatem na produkcję Fiata 125p, ale te samochody trafiały do instytucji, a nie do normalnych ludzi. Bieda wiązała się z brudem. Dla współczesnego Polaka podróż tamtym pekaesem byłaby nie do zniesienia. Niskie zużycie środków piorących, mydła i szamponów, nie mówiąc już o kosmetykach, odczuwało się niemal na każdym kroku. Społeczeństwo było – powiedzmy to wprost – brudne i zapyziałe. Ubrane jednakowo. Brak było nowoczesnych materiałów i wzorów ubrań. W 1968 roku na igrzyska zimowe do Grenoble polska ekipa pojechała w białych kożuszkach. Ponoć zrobiły furorę – Polacy się wyróżniali, ale tak naprawdę wtedy nie produkowano u nas nowoczesnej odzieży sportowej. Mieszkania oddawane do użytku wszędzie wyglądały podobnie – były małe i identycznie umeblowane. Produkowano chyba tylko jeden model foteli, które można było spotkać potem we wszystkich domach. Sytuacja mieszkaniowa była katastrofalna, tym bardziej że pod koniec lat sześćdziesiątych zaczął wchodzić w życie wyż demograficzny – kilkaset tysięcy młodych ludzi, którzy czegoś od państwa oczekiwali. Czego chcieli młodzi Polacy? Nie powiem, że dominowało pragnienie wolności, ale swobody tak. Młodzi Polacy nie myśleli o demokracji czy wolnym rynku, ale o swobodzie życia. Byli sfrustrowani, bo nie mogli realizować swoich pragnień. Przeprowadzone w końcu lat sześćdziesiątych badania na temat oczekiwań konsumpcyjnych licealistów pokazały, że marzyli oni o dżinsach, namiocie, skuterze. A w Polsce tych rzeczy nie było. Ruszyła wtedy produkcja szpulowego magnetofonu Grundig, ale był piekielnie drogi. A nawet jeśli ktoś go miał, to nie mógł sobie pójść do sklepu i kupić taśmy Beatlesów. Gomułka nie rozumiał takich marzeń. Miał rację, gdy mówił, że przed wojną nie jadło się schabowego – bo kto mógłby sobie na to pozwolić w czasach kryzysu – ale 182
dwadzieścia lat po wojnie nikogo to już nie obchodziło. Stwierdzenie, 1078853
6 grudnia 1971 – rozpoczyna się VI Zjazd PZPR.
że minęło tyle lat od wojny i Polakom należy się
1 stycznia 1972
chyba coś więcej, często pojawiało się w listach do
– chłopi zostają zwolnieni
gazet, radia czy telewizji. Rozejście się oczekiwań
z dostaw obowiązkowych.
społecznych i możliwości ich zaspokojenia to jeden z czynników powodujących rewolucję czy wybuchy niezadowolenia. Gomułka stopniowo tracił poparcie. Podwyżki ogłaszano przecież też w latach 1959, 1963 i 1967. W pierwszych dwóch przypadkach, gdy Gomułka zabierał głos w tej sprawie, sytuacja była pod kontrolą. W 1967 roku raporty SB mówi-
6 czerwca 1972 – z taśmy montażowej w Bielsku-Białej zjeżdża pierwszy polski fiat 126p. Jego cena wynosi 69 tysięcy złotych (średnia pensja to 3,5 tysiąca). Linia produkcyjna zostanie uruchomiona 22 lipca.
ły już o utrzymującym się dłużej niezadowoleniu. W 1970 bunt społeczny był gigantyczny. Zastrajkowały wszystkie miasta Wybrzeża, zginęło kilkadziesiąt osób. W Europie w tym czasie nigdzie nic takiego się nie działo. Strajki i protesty na Wybrzeżu nie miały charakteru politycznego, mogły takiego nabrać, ale wydaje się, że wśród strajkujących dominowało poczucie, iż należy im się lepsze życie, a władza, która mówi, że jest robotnicza, nie powinna robotników zaskakiwać. Wprowadzenie podwyżek tuż przed świętami wkurzyło ludzi. Dlatego w przeciwieńpowstania – bo one nie były przygotowane, nie miały charakteru militarnego, nie było jednego ośrodka władzy powstańczej. Był to bunt ludzi zdesperowanych, znudzonych i przede wszystkim młodych. Młodzi robotnicy mieli dość hoteli robotniczych, chcieli założyć rodziny, jakoś się urządzić. Warunki ich pracy były fatalne. W Polsce pracowało się wtedy po czterdzieści sześć godzin w tygodniu, bez wolnych sobót. Jednocześnie denerwowały przywileje czerwonej burżuazji. Robotnicy widzieli, jak strajkowano we Francji – bo akurat to media w Polsce pokazywały chętnie – i wzięli przykład. Tak więc Gierek w grudniu 1970 roku zobaczył Polskę zmęczoną, sfrustrowaną i zbuntowaną. 1078853
1971–1979 / Rozmowa z Marcinem Zarembą
stwie do Jerzego Eislera nie dostrzegam w tych wystąpieniach cech
183
Jego przyjście do władzy nie od razu uspokoiło sytuację. Uspokoiło tylko na chwilę. W styczniu 1971 roku strajki wybuchły na nowo. W lutym zastrajkowały łódzkie włókniarki. Warto dodać, że Łódź nie zmieniła się od lat trzydziestych ani na jotę – tylko Żydów zabrakło. Nie zburzono jej w czasie wojny, wciąż wiele domów nie miało kanalizacji. Robotnicy pracowali praktycznie w tych samych warunkach co przed wojną. Kobiety w zakładach włókniarskich zarabiały mało i ta podwyżka dotknęła je w sposób szczególny. Frustracja i złość na władzę w Łodzi osiągnęła szczyty. Włókniarki, gdy przyjechał do nich premier Piotr Jaroszewicz, odwróciły się do niego tyłem, zdjęły majtki i pokazały mu gołe pupy. Wcześniej Gierek odwiedził Stocznię imienia Adolfa Warskiego w Szczecinie i pozyskał zaufanie strajkujących. Następnego dnia pojechał na spotkanie ze stoczniowcami w Gdańsku. Po raz pierwszy najwyższy sekretarz partii przekroczył bramę strajkującego zakładu pracy – to było coś niesamowitego w historii PRL. Sam nie wiem, czy był to dowód politycznej rozwagi, czy raczej głupoty. A może i pokory? Przecież Gierek czekał cierpliwie kilka godzin, aż robotnicy się zejdą i go wysłuchają. To, że I sekretarz musiał na nich czekać, dało strajkującym niemałą satysfakcję. W Gierku było coś takiego, że potrafił wyciągnąć do robotników rękę. W latach czterdziestych jeździł do strajkujących na Śląsku i być może mając tamte strajki w pamięci, uważał, że i tym razem uda mu się nawiązać kontakt. A jego doświadczenie w strajkach we Francji i potem wydalenie z tego kraju nie pomagało w zrozumieniu robotników? Nie przesadzałbym z tym francuskim doświadczeniem. Nie jestem 184
pewien, czy rzeczywiście za to go wyrzucono. Wtedy Francja po pro1078853
19 lipca 1972 – w Polsce rusza produkcja coca-coli.
stu pozbywała się robotników z Polski, był kryzys. Rząd chciał zapewnić miejsca pracy robotnikom francuskim. Gdy w 2008 roku zaczął się kryzys w świecie, w Anglii pojawiły się podobne głosy, tyle że wtedy władze francuskie bez ceregieli mogły wydalić emigrantów. Gierek w swojej biografii, podyktowanej Januszowi Rolickiemu, wiele rzeczy
4 kwietnia 1974 – pierwsza w Polsce oficjalna premiera sztuki Witolda Gombrowicza Ślub.
sobie dośpiewał. Trudno także uwierzyć, że był ak-
1 czerwca 1975
tywnym członkiem partii komunistycznej we Fran-
– wchodzi w życie nowy podział
cji czy że działał w ruchu oporu w Belgii, wyno-
administracyjny – na 49
sząc z kopalni dynamit. Mówił, że był „po prostu
województw (do tej pory było 17).
bezimiennym bojownikiem antyhitlerowskim”, ale jakoś nie wstąpił do Wojska Polskiego, a dywizja generała Maczka robiła wtedy zaciąg. Wróćmy do strajków 1971 roku. Mimo demonstracji dobrej woli ze strony Gierka strajkujących w Szczecinie nie ominęły potem poważne represje… Włodzimierz Lenin też pewnie cenił sobie robotników, ale powstanie w Kronsztadzie stłumił bez litości. Jedno drugiego niestety nie więź z robotnikami, i nie był to tylko – jak byśmy dziś powiedzieli – PR. Gdy pytał jakiegoś górnika w czasie Barbórki: „Jak tam w kopalni?”, było to pytanie autentyczne. Ze Szczecina pojechał do Gdańska na spotkanie z aparatem partyjnym w stoczni – bo to nie byli normalni stoczniowcy. Lech Wałęsa był na nim, bo w grudniu starał się mediować, co mu zresztą zapamiętano, i być może dlatego SB starała się go wykorzystać. Na tym spotkaniu Gierek zadał to słynne pytanie: „Pomożecie?” Ci, którzy uważnie odsłuchiwali taśmę z nagrania, twierdzą, że chóralnego: „Pomożemy!” nie było. Niemniej te słowa stały się emblematem epoki Gierka. Było to coś w rodzaju umowy społecznej: państwo daje 1078853
1971–1979 / Rozmowa z Marcinem Zarembą
wykluczało. Ale myślę, że rzeczywiście, Gierek mógł mieć silniejszą
185
bezpłatne lecznictwo, szkolnictwo, czyli bezpieczeństwo socjalne, a ludzie dają władzy pewność, że nie będzie strajków. Niemniej impulsem do zniesienia podwyżek było to, co zobaczył w Łodzi Jaroszewicz, czyli te gołe pupy. Wrócił wtedy błyskawicznie, przerażony, do Warszawy. Cofnięcie podwyżek było błędem, bo stare ceny żywności powodowały nieopłacalność produkcji rolnej i groziły świńskim dołkiem, który był przekleństwem wszystkich rządzących w PRL. Polacy jednak z tej decyzji się cieszyli. Czym jeszcze na otwarcie zyskał sobie popularność Gierek? Był atrakcyjny już przez to, że wydawał się inny niż Gomułka. Trochę młodszy, bardziej dynamiczny, wyższy i przystojniejszy. Potrafił mówić do ludzi bez kartki. W 1971 roku kraj obiegło zdjęcie Gierka, na którym całuje robotnicę w rękę. To było coś niezwykłego. Polacy mogli poczuć, że coś się zmieniło. Wszystkie wskaźniki pokazują wzrost zaufania do władzy, w 1971 zaufanie do Gierka podskoczyło chyba do osiemdziesięciu procent. Może tylko Gomułka w 1956 roku dostał więcej. Gierek miał inny życiorys niż dotychczasowi władcy PRL. Nie należał do KPP, przed wojną mieszkał we Francji, w czasie wojny w Belgii, nie był aparatczykiem – miał zawód górnika, lubił podkreślać swoją, choćby tylko pozorną, niezależność. Jakie to wszystko miało znaczenie? To, że nie był w KPP, nie przeszedł drogi więzień w latach trzydziestych i nie zakładał PPR, mogło tylko rozbudzać nadzieje, że jego rządy nie będą żytnio-ziemniaczanym komunizmem. I bez wątpienia nie była to osoba, która budowała komunizm albo marzyła o kolejnej międzynarodówce. To go różniło od Bermana, Bieruta, a nawet Gomułki. Wraz z jego przyjściem pojawiło się pojęcie technokratyzmu. Zbigniew Brzeziński w wystąpieniu na Uniwersytecie 186
Columbia już w grudniu 1970 roku przewidywał, że po Gomułce do 1078853
5 lipca 1975 – PRL i Watykan wznawiają kontakty dyplomatyczne.
władzy dojdą technokraci. To nie było oczywiście tak, że ci ludzie nie mieli nic wspólnego z ideo-
1 sierpnia 1975
logią leninowsko-marksistowską, bo niewątpliwie
– podpisanie Aktu Końcowego
Gierek też przesiąkł tym językiem i etosem komu-
Porozumień Helsińskich
nizmu, ale to, że był młodszy, miał doświadcze-
gwarantującego poszanowanie
nia francuskie, a nie radzieckie, nie znał Moskwy,
praw człowieka.
lepiej mówił po francusku niż po rosyjsku – stawiało go w korzystnym świetle. Jednocześnie ci, którzy z nim wtedy przyszli – Stanisław Kania czy Edward Babiuch – choć urodzili się przed wojną, losy KPP znali tylko z opowiadań. Nie przeszli kadrowego doświad-
5 grudnia 1975 – 59 wybitnych osobistości kraju podpisuje list przeciw zmianom w konstytucji PRL.
czenia partii, kiedy jeszcze działała w konspiracji, nie znali Stalina i nie wprowadzali władzy ludowej w latach czterdziestych za pomocą terroru. Na świat patrzyli inaczej. Tak więc Gierek nie był wyjątkiem. Jego postrzeganie świata wynikało ze zmiany pokoleniowej. Młodsi działacze partyjni też wiedzieli, że Polskę trzeba modernizować. Czym jeszcze Gierek różnił się od poprzedników?
czej. Uznawał znaczenie religijności matki i żony. Wspominał, że do piętnastego roku życia brał udział w zbiorowych modlitwach przed obrazem Matki Boskiej, a w jego domu przed każdym posiłkiem odmawiano pacierz. Sam, jak twierdził, odszedł od wiary, ale Breżniewowi na przykład pokazał kościół, w którym został ochrzczony. W jakimś sensie tradycja pozostała dla niego ważna i bliska. Komuniści z rodowodem KPP byli wyobcowani ze społeczeństwa, często życie rodzinne składali polityce w ofierze. Gierek był inny. To wszystko sprawiało, że inaczej patrzył na świat. Nowy I sekretarz nawiązywał ze społeczeństwem nić porozumienia w kolorze biało-czerwonym. W jego przemówieniach jest mowa o wierzących i niewierzących, któ1078853
1971–1979 / Rozmowa z Marcinem Zarembą
Cenił silne więzi rodzinne. Pochodził z tradycyjnej rodziny górni-
187
rzy razem mogą budować kraj. To był sygnał, że otwarta wojna z Kościołem, jaką toczył Gomułka w latach sześćdziesiątych, już się zakończyła. Była jeszcze decyzja o odbudowie Zamku Królewskiego w Warszawie. Gierek zjednał nią sobie znaczną część warszawskiej inteligencji, zresztą nie tylko warszawskiej. Choć tak naprawdę chodziło jedynie o zgodę, pieniądze miały pochodzić ze zbiórki narodowej i wkład budżetu państwa był niewielki. Niemniej Gomułka przez lata odmawiał zgody na tę odbudowę, uważał, że Zamek to symbol tradycji, która nie była komunistyczna. Piotr Kostikow, który na potrzeby Kremla spotkał się w Warszawie z osobami z kierownictwa, wspominał potem: „Wszyscy oni na początku roku 1971 mieli plany, marzenia, zamierzenia… Żadnego konkretu w garści”. Pomysłem Gierka na Polskę była konsumpcja. Uważał, że trzeba Polakom stworzyć takie warunki, aby mogli kupować auta, pralki, telewizory. Ten plan nie był do końca sprecyzowany ani jasno rozpisany na punkty, ale można go odtworzyć. Gierek przedstawił go na VI Zjeździe PZPR w grudniu 1971 roku. Zakładał on poprawę warunków życia. I rzeczywiście, wzrastały renty, emerytury, do 1974 roku pensje rosły o 7 procent rocznie. Spodziewano się, że wraz ze wzrostem dochodów wzrośnie zadowolenie społeczeństwa i wydajność produkcji, którą trzeba będzie nastawić na Zachód – a to przyniesie dewizy. Aby to wszystko zacząć wprowadzać w życie, potrzebne były kredyty – mocny zastrzyk gotówki. Gomułka w ogóle nie myślał o braniu kredytów, bał się wiązania z imperializmem. Gierek się tego nie bał, a w dodatku sprzyjały mu okoliczności zewnętrzne. Świat wychodził z wojny wietnamskiej i wkraczał w nową epokę, żelazna kurtyna stawała się coraz cieńsza. Zachód też podejmował próby związania krajów bloku wschodniego poprzez kooperację. Najpierw oczywiście pożyczki musiał dać ZSRR, 188
rozmowy na ten temat prowadzono już w styczniu 1971 roku. 1078853
8 grudnia 1975 – rozpoczyna się VII Zjazd PZPR.
Czy idea jednoczesnego zapożyczania się i zwiększania konsumpcji nie budziła wtedy obaw?
10 lutego 1976 – Sejm przyjmuje poprawki do konstytucji. Poseł Stanisław
Dziś wiemy, że to się nie mogło udać, ale zanim obar-
Stomma jako jedyny wstrzymuje
czymy całą winą Gierka, pamiętajmy, że takie były
się od głosu.
oczekiwania społeczeństwa. Wszyscy hasło: „Aby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej” – wzię-
24 czerwca 1976
li za dobrą monetę. Po drugie, kołem zamachowym
– Sejm wprowadza podwyżki
gospodarki miały być nie tylko kredyty, lecz także bu-
cen żywności.
downictwo. Stąd koncepcja budowy „drugiej Polski”, co stało się hasłem lat siedemdziesiątych. Wcale to nie było takie głupie. Gierek otoczył się doradcami i ekspertami. Ludźmi w rodzaju Jana Szczepańskiego, i można podejrzewać, że oni mu coś dobrego radzili. W tych pomysłach było też trochę głupot. Między innymi powrót do idei kolektywizacji. Gierek w styczniu 1971 roku był naciskany przez Breżniewa, aby kolektywizować wieś. Stąd akcja „emerytura za ziemię” i największa po okresie stalinowskim budowa PGR-ów. Jak to wszystko przekładało się na życie codzienne?
ków, i to co najmniej od 1937 roku, kiedy Polska wychodziła z kryzysu światowego – a może porównań należałoby nawet szukać jeszcze wcześniej. Pierwsze lata dekady Gierka to coś, co nazywam „bigosowym socjalizmem”, na podobieństwo węgierskiego „gulaszowego socjalizmu”. Rosły pensje i można było coraz więcej kupić. Pojawił się mały fiat i to była rewolucja. Auto kupowano na przedpłaty, co było idiotyczne, ale Polacy się cieszyli, bo samochód był na każdą kieszeń. W 1974 roku ruszyła produkcja coca-coli, pojawiły się marlboro, można było kupić czekoladę z orzechami albo czekoladę Wedla z Zamkiem Królewskim na opakowaniu, mieliśmy i słynny soczek Dodoni. Najlepiej zmiany w życiu codziennym można zaobserwować, 1078853
1971–1979 / Rozmowa z Marcinem Zarembą
Pierwsza połowa lat siedemdziesiątych to najlepszy okres dla Pola-
189
kiedy się przegląda stare roczniki „Kobiety i Życia”. W latach sześćdziesiątych to pismo radziło, jak zrobić z włóczki bikini albo przerobić stare palto, za Gierka były porady, jak zorganizować party albo jak zrobić drinka. Wzrosła produkcja mebli, a więc zaczął się zmieniać wystrój polskich mieszkań. Ludzie na ulicy też zaczęli inaczej wyglądać – bardziej kolorowo. Zmieniał się styl życia i jego komfort. W „Perspektywach” pojawiły się „rozebrane” zdjęcia, a jeszcze niedawno Gomułka wydzwaniał do Radiokomitetu, gdy Kalina Jędrusik miała zbyt duży dekolt. Zaczęło wychodzić młodzieżowe pismo „Razem”. Ekipa Gierka była też zapatrzona w reklamę komercyjną, stąd nalepki, gadżety, kalendarze wydawane przez przedsiębiorstwa. Cała sfera propagandy przeszła face-lifting: pojawił się drugi program telewizji, i to w kolorze, zwiększyła się objętość gazet. Zrehabilitowano rozrywkę jako sposób dotarcia do społeczeństwa. Odbywały się imprezy plenerowe, koncerty i festyny. Telewizja emitowała Konkurs miast – gierkowski pomysł na socjalistyczne współzawodnictwo. Treści propagandowe przemycała literatura popularna. Olbrzymią poczytnością cieszyły się komiksy. Kapitan Żbik na tropie miał aż trzydzieści wydań. Unikano przy tym tworzenia atmosfery narodowego zagrożenia. Wysiłki na rzecz uzyskania kredytów zagranicznych nie sprzyjały oficjalnemu podejmowaniu tego tematu. Hasła „anty”, wymierzone w imperialistów, zastąpiono sloganami o budowie dobrobytu. Miejsce propagandy strachu zajęła propaganda radości. Symbolizowało ją niesione w pierwszomajowych pochodach papierowe kwiecie. Był nawet taki program telewizyjny na żywo, w którym pojawiali się politycy. Można było dzwonić i zadawać im pytania. W pierwszej edycji wystąpił Kazimierz Barcikowski, potem ktoś jeszcze i zaraz program zdjęto z anteny… To był jeszcze komunizm? Nienaruszona miała pozostać sfera władzy. Kopiowano model wę190
gierski, ale Węgrzy w reformach politycznych poszli dalej. Było 1078853
25 czerwca 1976 – wybuchają strajki w Ursusie, Radomiu i Płocku. Władze
na przykład więcej kandydatów na jedno miejsce w parlamencie. W Polsce myślano o wprowadzeniu urzędu prezydenta, co może nie byłoby takie głupie, bo I sekretarz KC PZPR, który podejmował najważniejsze decyzje w państwie, w ogóle nie był
brutalnie tłumią protesty.
23 września 1976 – powstaje Komitet Obrony
wpisany do konstytucji. Feralną decyzję o strzela-
Robotników. Członkami
niu do robotników Gomułka podjął pozaprawnie.
założycielami są: Jerzy
Gierek miał świadomość, że trzeba zrobić jakiś
Andrzejewski, Stanisław
krok w stronę społeczeństwa i przybliżenia ludziom
Barańczak, Ludwik Cohn, Jacek
władzy. Być może takie idee rodziły się przy okazji re-
Kuroń, Edward Lipiński, Jan Józef
formy administracyjnej, chciano odnowić instytucję
Lipski, Antoni Macierewicz, Piotr
rad zakładowych i tchnąć życie w związki zawodowe. Gierek został I sekretarzem w sytuacji nadzwyczajnej i dopiero rok później, na zjeździe PZPR, mógł przystą-
Naimski, Antoni Pajdak, Józef Rybicki, Aniela Steinsbergowa, Adam Szczypiorski, ks. Jan Zieja, Wojciech Ziembiński.
pić do budowania własnej ekipy. Z kim chciał budować „drugą Polskę”? Po pierwsze, byli to ludzie, którzy stali za grudniowym przesilestwo: Szydlak, Jaroszewicz. Ten drugi był jego bliskim przyjacielem. Dlatego w 1976 roku Gierek nie potrafił się zdobyć na usunięcie go ze stanowiska premiera – zrobił to dopiero w lutym 1980, co było już krokiem mocno spóźnionym. Polską w latach siedemdziesiątych rządził – wedle dzisiejszej terminologii – swoisty układ, grupa polityczno-towarzyska. Miało to negatywne skutki, bo w takiej zżytej grupie trudno jest o alternatywne wizje i pomysły. Gierek sprawnie pozbywał się oponentów. Moczara i Szlachcica wyautował bez zbędnych ceregieli, a przecież za czasów Gomułki byli to ludzie bardzo wpływowi. 1078853
1971–1979 / Rozmowa z Marcinem Zarembą
niem: Tejchma, Kania – poparli Gierka. Po drugie, śląskie towarzy-
191
Moczarowi trochę dorabia się gębę i tworzy legendę, jakoby budował oddzielny ośrodek władzy. Tymczasem więź Gomułki z nim była silna. Znali się od czasów wojny, używali konspiracyjnych pseudonimów „Mietek” i „Wiesław”. Pewnie, że Moczar miał swoje ambicje, ale jego rolę trochę się przerysowuje. A słynny pucz olsztyński w maju 1971 roku? Tak naprawdę nie wiemy, dlaczego Gierek nagle wyleciał z Pragi, gdzie odbywał się zjazd Komunistycznej Partii Czechosłowacji, do Olsztyna. To bardzo tajemnicza sprawa. Być może nie czuł się pewnie i te legendy o silnym „Mietku” dotarły też do niego. Nie wiemy, czy Moczar rzeczywiście tworzył frondę i wszczynał bunt. Przy ówczesnym poparciu dla Gierka jakakolwiek tego typu akcja byłaby posunięciem bezsensownym, politycznym samobójstwem, i Moczar musiał to wiedzieć, dlatego wątpię, by zwoływał w Olsztynie jakieś zebranie, po to by wraz ze swoimi zwolennikami szykować obalenie Gierka. W partii mówiono o „franciszkanach” – frakcji popierającej Franciszka Szlachcica. Szlachcic wyrastał ponad średnią ekipy Gierka. Był samodzielny, i to się musiało nie podobać reszcie. Dlatego odsuwano go i w 1975 roku znalazł się już poza KC i poza Biurem Politycznym. A może Gierek wolał się pozbyć kogoś, komu w jakiejś mierze zawdzięczał władzę? Niewątpliwie w KC uważano, że Szlachcic się wywyższa i szarogęsi – to mogło irytować. Także samego Gierka. Ale z pewnością bardziej decydowało to, że był krytyczny wobec tej ekipy, miał własne wi192
zje, słuchał ekonomistów, to się mogło premierowi Jaroszewiczowi 1078853
26 marca 1977 – powstaje Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO).
nie podobać. Bo pozbycie się Szlachcica było robotą
Jego rzecznikami są Andrzej
Szydlaka i Jaroszewicza. Ci „franciszkanie” to, zda-
Czuma i Leszek Moczulski.
je się, bardziej mit niż rzeczywistość. Bo, po pierwsze, w systemie komunistycznym każdy, kto był na
7 maja 1977
szczytach władzy, miał pod sobą mały dwór składa-
– w Krakowie zostaje
jący się z zaufanych osób. To był system klientalny.
zamordowany współpracownik
Po drugie, „franciszkanie” to byli doradcy, którzy
KOR, student Uniwersytetu
nie mieli jak walczyć o władzę. Myślę, że zarzut pod adresem Szlachcica, jakoby prowadził jakąś własną grę, był niesprawiedliwy.
Jagiellońskiego Stanisław Pyjas.
15 maja 1977 – w Krakowie powstaje Studencki Komitet Solidarności.
Co to była moralno-polityczna jedność narodu? To kolejne hasło epoki. Jak mówiłem wcześniej, ekipa Gierka nie wychowała się w okresie KPP, ale w stalinizmie, i ta jedność to było hasło z tamtych czasów. Tak jak budowanie Huty Katowice nawiązywało do podobnych przedsięwzięć epoki stalinizmu. Jedność moralno-polityczna była pomysłem pogrudniowym, zdawano sobie sprawę,
Ale co ono znaczyło? W praktyce niewiele. Musimy jednak pamiętać o charakterystycznej dla socjalizmu fetyszyzacji kolektywu. Zjednoczenie całego społeczeństwa miało dać radość i spełnienie. Było stanem potencjalnym, do którego należało cały czas dążyć, stąd te ciągłe alerty do jednoczenia się. Komuniści nie postrzegali polityki jako sporu, funkcjonalnego społecznie konfliktu, widzieli w niej manichejską walkę imperializmu i sił reakcji z siłami postępu. Podmiotem tego zjednoczenia miał być naród. To charakterystyczne dla polskiego komunizmu, że nie chował wartości narodowych, wręcz je czasem eksponował. 1078853
1971–1979 / Rozmowa z Marcinem Zarembą
że społeczeństwo trzeba zjednoczyć jakimś hasłem.
193
Ale to Gierek wpisał do konstytucji przyjaźń ze Związkiem Radzieckim. Jednocześnie uchodził za liberała – jak wytłumaczyć tę sprzeczność? Nie ma tu żadnej sprzeczności. Cały ten liberalizm to tylko element gry z Zachodem. Uczestniczyło w niej wiele krajów socjalistycznych, z ZSRR na czele. Moskwa uważała, że trzeba pozyskiwać kraje Zachodu, na przykład Francję, i Gierek się do tego świetnie nadawał. Pamiętajmy, że Amerykanie też prowadzili swoją grę, która do końca nie jest jasna. Wiemy jedno, po klęsce w Wietnamie skończył się czas jastrzębi. Uznano, że tańsze i bardziej skuteczne od walenia w żelazną kurtynę z armat jest podlewanie jej coca-colą. Nie znamy dokumentów Departamentu Stanu na temat Polski, najprawdopodobniej dostrzeżono szansę, jeśli nie wyrwania Polski z radzieckiej konstelacji, to przynajmniej osłabienia tych więzi. Przecież nieprzypadkowo do Polski przybyło trzech kolejnych prezydentów USA: Nixon, Ford i Carter. Wcześniej był tu Eisenhower, i to jeszcze nie jako prezydent. To o czymś świadczyło. Być może Amerykanie doszli do wniosku, a wspomniane wystąpienie Brzezińskiego byłoby tego przykładem, że zmieniają się elity w krajach socjalistycznych, czasy rewolucji bolszewickiej odchodzą w przeszłość i można starać się wyłuskać kraje bloku, uprawiając miękką politykę. Podobną politykę uprawiali Niemcy. Warszawa nie pozostała dłużna – gdy w USA wybuchła afera Watergate, w Polsce starano się nie pisać o niej zbyt wiele, a w 1973 roku z KC popłynęło polecenie, aby przed 1 września wyciszać kampanię antyniemiecką. Ekipa gierkowska starała się być koncyliacyjna. Stawką były kredyty. Co więc było stawką za wpisanie przyjaźni z ZSRR do konstytucji? Właściwie nic. To był błąd. Być może za zmianą w konstytucji stał dług wdzięczności wobec Kremla – pamiętano przecież, że prawdo194
podobnie to list KPZR w pewnym momencie zdecydował o ustąpieniu 1078853
24 maja 1977 – w Warszawie w kościele Świętego Marcina działacze
Gomułki. Może przemyślano politykę poprzednika, kiedy panował – no może nie chłód – ale dystans
KOR ogłaszają głodówkę.
wobec Moskwy. Gierek tymczasem ciągle prosił
11 stycznia 1978
o pieniądze i taki gest wydał mu się na miejscu.
– rozpoczyna działalność
Tłumaczył się potem, że i tak był to stan faktyczny,
Towarzystwo Kursów Naukowych.
on tylko potwierdził to formalnie. Lata siedemdziesiąte to jednak czas, kiedy podkreślanie zbliżenia ze Związkiem Radzieckim było wręcz niesmaczne.
29 kwietnia 1978
Można było dostać mdłości. Najlepszą ilustracją
– na Wybrzeżu powstają
tego był Mirosław Hermaszewski całujący się w sta-
Wolne Związki Zawodowe. Działają w nich między
nie nieważkości z Klimukiem…
innymi: Andrzej Gwiazda,
A może był w tym sprytny zamysł: afiszujemy się z miłością do ZSRR, ale robimy swoje, czyli nawiązujemy
Anna Walentynowicz, Lech Wałęsa, Krzysztof Wyszkowski.
współpracę z krajami Zachodu? Zbliżenie z Zachodem było czysto instrumentalne. Gdy Gierek fotografował się z Nixonem, wzrastał jego prestiż. Bo skoro wielcy tego świata chcą rozmawiać z Gierkiem, to znaczy, że on jest mężem – pokazywano, że Polska Ludowa jest aktywnym członkiem wspólnoty międzynarodowej. Ale integracja w ramach RWPG szła pełną parą. W odpowiedzi na powstanie EWG wzmacniano więzi między krajami socjalistycznymi. Słabo to wychodziło, bo rubel transferowy był żenującą walutą. Co mógł poczuć Gierek, widząc, jak na VII Zjeździe PZPR w 1975 roku nafaszerowany lekami Breżniew – przywódca atomowego mocarstwa, od którego zależały także sprawy Polski – zaczął dyrygować śpiewającymi Międzynarodówkę delegatami? Nie chodzi mi tu raczej o niezręczną sytuację na Zjeździe, ale o świadomość, że właściwie nie wiadomo, na kogo się orientować. 1078853
1971–1979 / Rozmowa z Marcinem Zarembą
stanu. Z tych samych powodów wysłano wojska na Wzgórza Golan
195
Towarzysze byli zażenowani i przestraszeni – symboliczna wymowa wydarzenia nie budziła wątpliwości. Wszystkie wysiłki propagandowe na rzecz budowy przekonania o równoprawnej przyjaźni społeczeństw polskiego i radzieckiego mogły lec w gruzach. Ale nie spowodowało to konfuzji w tym sensie, że Breżniew wypada z gry i nie wiemy, na kogo się orientować. Z kilku powodów. Po pierwsze, problem sukcesji w żadnej partii komunistycznej nie został rozwiązany w jakikolwiek formalny sposób i przywództwo I sekretarza zwykle pozostawało dożywotnie. Tak się stało w przypadku Lenina i Stalina. Po drugie, formalnie władza spoczywała w rękach kolektywu członków Biura Politycznego. Dlatego z punktu widzenia kluczowych decyzji Breżniew-warzywo nie stanowił problemu. Po trzecie, Breżniew wbrew pozorom był jeszcze całkiem sprawny. Jedenaście lat wcześniej udało mu się usunąć Chruszczowa – i to jest ten jeden wyjątek niedozgonnego rządzenia. Drugą kontrowersyjną poprawką było wpisanie przewodniej roli PZPR do konstytucji. Po co? Za wprowadzeniem do konstytucji zapisu o partii stało doświadczenie Grudnia. Zmiana dawała I sekretarzowi możliwość podejmowania decyzji lege artis. Z tymi zmianami w konstytucji to w ogóle było tak, że w 1971 roku powstała komisja pod kierownictwem Andrzeja Werblana, która miała zaproponować poprawki. Było wiele pomysłów, ale prawie nic z tego wyszło – został właściwie ogryzek, czyli poprawki, z których nie można się było prestiżowo wycofać, bo to byłby skandal i przyznanie się do słabości. Moskwie może ten zapis nie był potrzebny, ale jak już się go zgłosiło, to łatwo sobie wyobrazić gniew Kremla, gdyby nagle z niego zrezygnowano pod wpływem protestów społecznych.
196
Skala reakcji społecznej w postaci listów protestacyjnych zaskoczyła Gierka? 1078853
27 czerwca 1978 – Mirosław Hermaszewski jako pierwszy Polak odbywa lot
Skala reakcji społecznych? Nie przesadzajmy. Gdy-
kosmiczny na radzieckim statku
by robotnicy chociaż jednego zakładu zastrajko-
Sojuz 30. Lot trwa do 5 lipca.
wali, moglibyśmy mówić o reakcjach społecznych. W miarę pełne półki i powszechnie odczuwana poprawa warunków życia gwarantowały stabilizację. Kryło się jednak w tym niebezpieczeństwo, że gdy trendy się odwrócą, protest, głównie przecież inteligencki, może się rozszerzyć. Podczas głosowania w Sejmie jeden jedyny poseł, Stanisław Stomma, wstrzymał się od głosu i nie poparł zmian, choć też nie zagłosował przeciw. Z dzisiejszej
16 października 1978 – Karol Wojtyła zostaje papieżem i przybiera imię Jan Paweł II.
2 czerwca 1979 – Jan Paweł II przylatuje z wizytą do Polski.
perspektywy może się to wydawać niewiele znaczące, a przecież był to gest ogromnej odwagi. Każdy, kto choć trochę znał biografię Stommy, nie mógł wątpić, że on tak postąpi. To zdjęcie Stommy z ręką samotnie uniesioną do góry było symbolem oporu do końca PRL. Trzeba podkreślić nie tylko odwagę sprzeciwienia się samej władzy, ale również to, że w PZPR było wtedy trzy miliony dorosłych Polaków. Gest Stommy był bardzo jednoznaczny na tle tego konformizmu. Wszędzie dominowała menkazał to Andrzej Wajda w Człowieku z marmuru i Człowieku z żelaza, filmując korytarz siedziby telewizji na Woronicza. Te sceny oddają klimat epoki. Dopiero w tym kontekście można zrozumieć sprzeciw Stommy, a także wcześniejsze protesty inteligencji: te wszystkie listy z prośbą o niezmienianie konstytucji. Po Marcu ’68 starano się pozyskać inteligencję. W sferze kultury i nauki nastąpiła ostrożna liberalizacja. Jej ideowym mottem było kadarowskie: „Kto nie przeciw nam, ten z nami”, a celem – konformizacja środowisk twórczych i naukowych. Tłumaczył to Józef Tejchma na posiedzeniu Biura Politycznego w grudniu 1971 roku: „W sprawie działalności partii wśród środowisk twórczych należało1078853
1971–1979 / Rozmowa z Marcinem Zarembą
talność „wicie-rozumicie”, „lepiej się nie wychylać”. Znakomicie po-
197
by przyjąć kurs na wyraźne uprzywilejowanie materialne twórców kultury, zwłaszcza literatury, filmu, posiadających autentyczny dorobek artystyczny. W zakresie polityki kulturalnej partii trzeba prowadzić bardziej elastyczną politykę w dziedzinie swobód twórczych, opartą o następujące zasady: popieranie i upowszechnianie tej twórczości, która jest ideowo bliska partii i sprzyja realizacji jej celów; bardziej elastycznego dopuszczenia do publikacji dzieł, które nie są nam politycznie wrogie, nie są ideowo zaangażowane, lecz posiadają walory artystyczne. Oczywiście nie miałyby one preferencji w upowszechnianiu; bezwzględnej eliminacji dzieł o politycznie wrogiej wymowie, zwłaszcza antyradzieckiej i antykomunistycznej”. W zgodzie z powyższymi wytycznymi wyrażono zgodę na publikację dzieł, które „za Gomułki” były skazane na czytelniczy niebyt. Tylko w 1971 roku wyszły Wiersze zebrane Herberta, Mizerykordia Marka Nowakowskiego, Siekierezada Stachury, Msza za miasto Arras Szczypiorskiego, Próby świadectwa Strzeleckiego i Rodowody niepokornych Cywińskiego. W 1973 na ekrany kin wszedł Potop z dużą sekwencją obrony klasztoru na Jasnej Górze. Dwa lata później Tejchma zgodził się na realizację Człowieka z marmuru Wajdy. Wielu twórcom „za Gierka” zaczęło się żyć lepiej. Wydział Kultury KC tworzył całe scenariusze podporządkowania sobie inteligencji poprzez konformizowanie jej. Nagrody państwowe, wydawanie książek, wpisywanie dzieł na listy lektur szkolnych, ich ekranizacje w Teatrze Telewizji, paszporty, talony na samochody – a mówiąc wulgarnie, dostęp do koryta – służyły spacyfikowaniu potencjalnych buntowników. Dlatego już w stanie wojennym gest aktorów, którzy odmawiali współpracy z telewizją, nie był takim hop-siup. To były często bardzo egzystencjalne decyzje. Jeszcze nie ucichła burza po zmianach w konstytucji, a władze zdecydowa198
ły się na podwyżki cen. 1078853
Sprawę źle rozegrano. W czerwcu podwyżka była bardzo duża – ceny miały średnio wzrosnąć o siedemdziesiąt procent, a niektórych gatunków wędlin nawet dwukrotnie. Tymczasem już post factum przeprowadzono badania sondażowe, jakie podwyżki społeczeństwo by zaakceptowało. Okazało się, że ludzie zaakceptowaliby mniejsze. Władza się jednak bała, że mała podwyżka dotycząca pojedynczych towarów sprawi wrażenie, że to tylko początek, i ludzie rzucą się do sklepów po inne towary. Były zresztą precedensy. W 1973 roku podrożały między innymi paliwo i alkohol, a w 1975 papierosy i bilety kolejowe, wtedy ludzie zaczęli wykupywać cukier. Celem podwyżek było ograniczenie popytu na mięso. Wydaje się, że gdyby wprowadzono mniejszą podwyżkę, to przy ówczesnym poparciu dla Gierka zaakceptowano by ją i nie doszłoby do buntu. Zdecydowano inaczej, mając nadzieję, że społeczeństwo to przełknie. Ze wspomnień Tejchmy i dzienników Rakowskiego wynika, że nie wszyscy do tej podwyżki dążyli – parł do niej przede wszystkim premier Piotr Jaroszewicz. Tym razem po strajkach w Radomiu i Ursusie szybko ustąpiono, a przecież reszta Polski właściwie nie protestowała. Jednak w czerwcu 1976 roku błyskawicznie zastrajkowało osiemdziektóre wcześniej tego nie robiły, zastrajkowało głównie Mazowsze, bo strajki były też w Płocku, ale także na Dolnym Śląsku. Protest był nagły i zdecydowany – robotnicy wyszli na ulicę. Rozmontowano szyny kolejowe ważnej magistrali. Wszystko to niedobrze wyglądało. Ekipa Gierka żyła hasłem: „Nigdy więcej Grudnia”, uznano więc, że trzeba się wycofać. Błąd Gierka polegał na tym, że najpierw posłuchał Piotra Jaroszewicza, a potem go nie odsunął, co byłoby czytelnym sygnałem, zwłaszcza po brutalnym stłumieniu wystąpień robotniczych. Gierek się potem tłumaczył, że represje wynikły nie z tego, że robotnicy sprzeciwili się podwyżkom, ale z tego, że doszło do wielu aktów wanda1078853
1971–1979 / Rozmowa z Marcinem Zarembą
siąt tysięcy ludzi. To potężna liczba. Zbuntowały się zakłady pracy,
199
lizmu, grabieży i spalenia Komitetu Wojewódzkiego w Radomiu – mówił Rolickiemu: „Nie karaliśmy ludzi za strajki, lecz za kradzieże. Gdy stwierdziłem, że są odstępstwa od tej zasady, rozwiązałem cały problem ogłoszeniem amnestii”. „Ścieżek zdrowia”, czyli przeganiania zatrzymanych między dwoma rzędami pałujących zomowców, nie da się usprawiedliwić. Nawet jeśli to byli chuligani, to w państwie prawa taka reakcja nie wchodzi w grę. Nie było w kodeksie karnym Polski Ludowej kary bicia. Nie zapisano też nigdzie odpowiedzialności zbiorowej. Dlatego nie ma usprawiedliwienia dla zachowania się służb bezpieczeństwa. Inną sprawą jest, że mamy u nas do czynienia z legendą heroicznych „polskich miesięcy”, tak jakby to dzielne społeczeństwo tylko sprzeciwiało się komunizmowi. Takie proste to nie było. Nie sprzeciwiano się bowiem komunizmowi, tylko podwyżkom. W grudniu 1970 i w czerwcu 1976 roku dochodziło do aktów wandalizmu, rabunków i nie trzeba było do tego prowokatorów. Klasa robotnicza nigdy nie była święta. Szaber w czasie chaosu, gdy panuje poczucie anonimowości, zdarzał się i wcześniej. Także w 1939 roku w czasie bombardowań Warszawy – nikt nie powie, że to piąta kolumna demolowała i rabowała sklepy. Tak samo było w PRL. Jednocześnie argument Gierka, że bito za chuligaństwo, jest nie do obrony. Czemu wtedy nie zastrajkowało Wybrzeże? Mogę się tylko domyślać. Kładłbym to na karb ciągle żywego strachu. Na Wybrzeżu dobrze pamiętano krew na ulicach, a taka pamięć nie ułatwia decyzji o proteście. Musiało minąć trochę czasu, żeby skłonność do buntu się odrodziła. Kiedy stało się jasne, że Polska Gierka jest bankrutem? Myślę, że w 1978 roku. Pojawiły się wtedy pomysły zawieszenia spłat 200
odsetek od kredytów, co oznaczałoby przejęcie polskiego mienia, na 1078853
przykład statków poza granicami kraju, przez wierzycieli. W tym kontekście wydaje się jasne, dlaczego mimo oporów Gierek zgodził się w końcu na papieską pielgrzymkę. Odmowa mogłaby być bardzo źle przyjęta przez świat zachodni. Komu w PRL żyło się naprawdę dobrze? Poprawę odczuła większość społeczeństwa. Nie chcę powiedzieć, że była to liryczna wersja socjalizmu, ale na pewno bardziej znośna. Gierek przedstawił wizję, która wydawała się w zasięgu ręki. To było szalenie ważne po okresie gomułkowskiego zastoju, poczucia beznadziei i nudy. Materialnie z pewnością najbardziej cieszyli się ci, którzy wówczas dostali mieszkanie. Z podwyżek mogli być początkowo zadowoleni emeryci i renciści. Wzrosły świadczenia społeczne i wydatki państwa na opiekę socjalną i zdrowotną. Szczególnym obiektem adoracji władzy były kobiety. Troska o nie stanowiła doskonałą okazję do manifestowania opiekuńczego charakteru państwa. Paternalizm rządzących znajdował uzewnętrznienie również w trosce o wypoczynek Polaków. W 1971 roku Biuro Polityczne KC zadecydowało, wzorując się prawdopodobnie na węgierskim Balatonie, Zegrzyńskiego, który miał się stać centrum „sportu i rekreacji” dla warszawiaków. Wkrótce w całym kraju rozpoczęto rozbudowę infrastruktury turystycznej. Z roku na rok też coraz więcej Polaków wyjeżdżało na letnie wakacje. Z wprowadzaniem pierwszych wolnych sobót pojawiła się po raz pierwszy w Polsce Ludowej możliwość weekendowego wypoczynku i dwudniowych wyjazdów. Z drugiej strony postępowało zróżnicowanie majątkowe; musiało ono boleć zwłaszcza tych, którzy serio brali hasła egalitaryzmu społecznego. Na wzroście płac najwięcej zyskały „grupy strategiczne” – kadra kierownicza przedsiębiorstw, wyżsi rangą funkcjonariusze resortów siłowych. Na przykład wydatki partii z tytułu „płaca zasad1078853
1971–1979 / Rozmowa z Marcinem Zarembą
o rozpoczęciu programu zagospodarowania brzegów Wisły i Zalewu
201
nicza” w roku 1975 były wyższe w porównaniu z rokiem 1970 o ponad dwieście procent, należy jednak pamiętać o znacznym rozroście aparatu w związku z reformą administracyjną. Więcej zyskali, choć nieporównywalnie mniej niż wymienione grupy, robotnicy wpływowych branż: hutnicy, stoczniowcy, górnicy, pracownicy przemysłu zbrojeniowego. W pierwszym roku rządów Gierka znacząco wzrosły także przychody ludności rolniczej. Zwłaszcza w drugiej połowie dekady wszyscy zazdrościli przede wszystkim tym, którzy wyjeżdżali na kontrakty do Libii czy Iraku. Tych było stać na fiata mirafiori i pobyt w hotelu Kasprowy w Zakopanem. Wzbogaciła się również – choć ciągle słaba i nieliczna – grupa, jak się wtedy mówiło, „prywaciarzy”, dziś byśmy powiedzieli: drobnych przedsiębiorców. Pod koniec dekady różnice w dochodach i dostępie do przywilejów, sprzeczne z głoszonym oficjalnie egalitaryzmem, sprzyjały nieomal powszechnemu poczuciu niesprawiedliwości i stanowiły jedną z przyczyn wybuchu społecznego niezadowolenia w sierpniu 1980 roku. Na początku rządów Gierka nie były one jednak jeszcze tak bardzo odczuwalne. Strajki w Radomiu i Ursusie dały impuls do powstania Komitetu Obrony Robotników 23 września 1976 – było to przełamanie bariery między inteligencją a robotnikami. A przecież w 1956 roku Jacek Kuroń i Lechosław Goździk z Żerania szli ręka w rękę – a za nimi ich środowiska, potem Kuroń uczył w Hucie Warszawa i miał tam, jak wspominał, świetne relacje z robotnikami. Kontakty więc jakieś wcześniej były, a jednak, jak mówił Kuroń, na inteligencji „ciążyła wina milczenia w grudniu 1970” i to KOR uważano za przełom. Co się musiało stać, że tym razem to zaskoczyło? To jest pewna legenda, która ma swoje korzenie w Marcu ’68. Znów odwołam się do Wajdy. On w Człowieku z żelaza dobrze ją oddał, pokazując studentów z akademika, którzy w 1970 roku nie reagują na 202
wezwanie robotników, bo ci dwa lata wcześniej, gdy bito studentów, 1078853
siedzieli cicho. To nieprawda. W marcu i kwietniu 1968 największą grupę aresztowanych stanowili właśnie młodzi robotnicy. Zatem opowieść o przełamywaniu barier jest legendą, a jednocześnie te bariery zawsze istniały. W zakładach pracy nienawidzono nie sekretarza Podstawowej Organizacji Partyjnej, ale inżyniera i kierownika. Znamy też relację o tym, jak w sierpniu 1980 roku Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki przyjechali do stoczni, by pomóc robotnikom. Wałęsa powitał ich właściwie chłodno i nie bardzo wiedział, na co potrzebni byliby mu tacy dwaj jajogłowi. Nad sojuszem inteligencji i robotników trzeba było żmudnie pracować i KOR był jednym z pierwszych kroków, który do tego prowadził. Zanim we wrześniu powstał KOR, już zaraz po podwyżkach Kuroń, Jan Józef Lipski i Adam Michnik zredagowali list solidaryzujący się z robotnikami, który podpisało kilkanaście osobistości. List ten kończył epokę – zapoczątkowaną Listem 34 – zbiorowych protestów. Zdaniem Kuronia zamykał on pewien okres działalności opozycyjnej. Jakie znaczenie miały listy otwarte w czasach PRL? Dziś takie protesty mogą się wydawać anachroniczne, jakby z innej była przede wszystkim wzorcotwórcza, pokazywały granice kompromisu. Ponadto wzmacniały wiarę i nadzieję, że jest w kraju ktoś, kto myśli inaczej, „nie po linii”. Osłabiały konformizm. Zapis o poszanowaniu praw człowieka w Porozumieniach Helsińskich, który zapalił zielone światło dla takich organizacji jak KOR, został wprowadzony niemal rzutem na taśmę. Jak to możliwe, że komuniści zlekceważyli ten fakt, który ograniczył możliwości represji? Przede wszystkim ostrożnie z tą liczbą mnogą. Poza Kartą 77 takich organizacji po prostu nie było. Na Wybrzeżu Wolne Związki liczy1078853
1971–1979 / Rozmowa z Marcinem Zarembą
epoki. Wówczas niewielu było stać na tak wiele. Rola tych wystąpień
203
ły wszystkiego może dziesięć osób. Komuniści nic nie zlekceważyli, w ich rozumieniu to był i tak martwy zapis. W ZSRR szykany wobec dysydentów się nie skończyły, ciągle ich zamykano w łagrach czy psychuszkach. W Polsce stan wojenny pokazał, że można zawiesić prawa obywatelskie, mimo wcześniej podpisywanych traktatów. Dziś wiemy, że KOR to było coś wielkiego, ale jak na to patrzono wtedy? Czy władza go nie zlekceważyła? Gierek wspominał, że obowiązywało oświadczenie generała Pożogi, iż „całą opozycję w Polsce służba bezpieczeństwa mogłaby w ciągu dwudziestu czterech godzin nakryć czapkami”. Kiedy się czyta wspomnienia Mariana Brandysa, widać, jak wielka była skala represji wobec KOR. Na początku wydawało się, że oni nie mieli szans. Stosowano wobec nich wredne i surowe represje: choćby aresztowanie Haliny Mikołajskiej, niby w związku z podejrzeniem, że ukradła futro, codzienne telefony z pogróżkami, zatykanie zamków w drzwiach, oblewanie samochodu farbą, podrzucanie świństw pod drzwi, fałszywe telegramy, anonimy – na dłuższą metę mogło to być nie do wytrzymania. Władze bały się, że jakikolwiek proces pokazowy albo aresztowanie na dłużej niż 48 godzin zaszkodzi Polsce wizerunkowo, zwłaszcza że już wiadomo było, iż pogarsza się sytuacja gospodarcza. MSW chciało procesu pokazowego działaczy KOR, ale Kania i Gierek byli temu przeciwni. Czy nie zdawano sobie sprawy, że de facto uznaje się tym samym opozycję? Gierek mówił, że stwierdzono, iż z KOR można żyć „jak z trądzikiem czy inną delikatną przypadłością”. Być może nawet uważano, że to zdynamizuje sytuację w kraju, bo nastąpi prawdziwa walka klas i zmotywuje partię do odnowienia treści propagandowych: aktyw partyjny wreszcie się ruszy do walki 204
z kontrrewolucją. Na dłuższą metę jednak zakładano zlikwidowanie 1078853
KOR, chciano użyć tego samego klucza co podczas sprawy Melchiora Wańkowicza, czyli de facto metod stalinowskich. Wańkowicza skazano w głośnym procesie na dwa lata więzienia – choć potem ze strachu przed opinią publiczną odstąpiono od wykonania kary. Na temat postępowania z opozycją jednak we wspomnieniach Gierka czy Kani, który najwięcej o tym wiedział, jest wyjątkowo mało. A to, co znajdziemy, jest nie dość wiarygodne. Większość decyzji w sprawie represji opozycji podejmowano bez śladów na piśmie. Jestem niemal w stu procentach przekonany, że żadne z posiedzeń Biura Politycznego do 1980 roku nie było poświęcone opozycji, za to cenie ogórków na pewno. Jakie ryzyko podejmowali współpracownicy KOR? Mogli zostać spałowani albo pobici przez „nieznanych sprawców”. Śmierci się raczej nie musieli bać, bo to już nie był ten czas. „Nasze kary były niemal pieszczotami w porównaniu do metod stosowanych przed wojną przez sanację wobec komunistów” – mówił Gierek. Jednocześnie 7 maja 1977 zginął w Krakowie młody współpracownik KOR
Cóż, Gierek miał rację, ale pobyt w więzieniach sanacyjnych uratował polskim komunistom życie. Jeśli chodzi o śmierć Stanisława Pyjasa, jestem przekonany, że to był wypadek przy pracy. Wątpię, by chciano go zabić z premedytacją. Być może był pijany, być może się awanturował – co w żadnym przypadku nie usprawiedliwia oprawców. Ale na pewno nie było takiego polecenia ze szczytów władzy. Na coś takiego Stanisław Kania by się nie zgodził. Co innego naloty i pobicia. Te stosowano do zwalczania Towarzystwa Kursów Naukowych bardzo chętnie. Władze były zachwycone, gdy napadnięto na mieszkanie Jacka Kuronia i pobito jego syna Maćka. Oceniano to jako świetną akcję, bo przysłużyła się zastraszeniu i ograniczeniu Uni1078853
1971–1979 / Rozmowa z Marcinem Zarembą
Stanisław Pyjas.
205
wersytetu Latającego. Sam Kuroń wspominał, że spotkań było mniej. Był strach przez pobiciem. Nie chcę bagatelizować odwagi tych ludzi. Bycie opozycjonistą to nie był żaden „pikuś”. Co jednak stanowiło dla działaczy KOR większe wyzwanie – sprzeciw wobec autorytarnego reżimu czy przeciw nastrojom społecznym? Drugie, zdecydowanie to drugie. Ludzie, którzy byli czynni w KOR, wiedzieli, z czym mają do czynienia. Część z nich miała na koncie więzienia, część areszty, większość przesłuchania. Nie mieli złudzeń i wiedzieli, co robić w razie wpadki. Znacznie trudniejsze było przełamanie społecznego konformizmu. Polacy, jeśli nie było podwyżek, nie myśleli o sprzeciwie. Chodzili pokornie na wybory i marsze pierwszomajowe. Był to taki sam nawyk jak wystawianie wieczorem butelki na mleko pod drzwiami. Ale to, że niemal cała opozycja mogła się zebrać na urodzinach w mieszkaniu Jana Józefa Lipskiego, nie sprzyjało porozumieniu i zjednoczeniu? Dystans niektórych osób do Kuronia czy Michnika pozostawał. Przecież wkrótce, bo w marcu 1977 roku, ROPCiO powstał może nie jako opozycja, ale jako alternatywa KOR, potem w wyniku rozłamu w ROPCiO powstał KPN Leszka Moczulskiego. Jednocześnie wspólny wróg jednoczył i, biorąc pod uwagę późniejsze lata, rzeczywiście panował wtedy Wersal. Gdy powstało Towarzystwo Kursów Naukowych, ze względów taktycznych starano się nie wiązać go z KOR, co jednak nie było możliwe. Kuroń w Gwiezdnym czasie opisywał sytuację, gdy jeden z wykładów TKN trzeba było przenieść do mieszkania Lipskiego, na co Maria Janion oświadczyła: „Jak widać, nic już nie ma między UB a KOR”. To była prawda 206
czy Maria Janion przesadzała? 1078853
Tak i nie. To prawda, poza KOR nie było liczącej się opozycji politycznej. I na dobrą sprawę złośliwi mogliby powiedzieć, że była to wąska grupa towarzyska, co zresztą w znaczący sposób utrudniało jej infiltrację. Z drugiej strony, był również prymas Stefan Wyszyński i Kościół. Istniały też grupy i więzi środowiskowe, na przykład wśród aktorów, pisarzy, palestry. Pamiętam, jak moja mama wróciła do domu z Człowieka z żelaza albo po obejrzeniu wystawy Polaków portret własny. Narastał ferment, choć brakowało odwagi. Opozycja to jednak nie tylko Warszawa – na Wybrzeżu zaczęły działalność WZZ z Lechem Wałęsą i Andrzejem Gwiazdą, aktywny był współpracownik KOR Bogdan Borusewicz, na niezależne środowisko wyrastał Ruch Młodej Polski Aleksandra Halla, a do tego pomagał im funkcjonariusz SB Adam Hodysz – co takiego było na Wybrzeżu, co określało specyfikę tego regionu i w przyszłości odmieniło los Polski? Lista jest wyjątkowo długa, choć należy przyznać, że są to tylko hipotezy. Całkiem niewykluczone, że podobnie jak nieraz w historii zadziałał przypadek. Jestem nieomal pewien, że bez determinacji i organizacyjnych zdolności Bogdana Borusewicza strajk w stoczni imienia Lenina w sierpniu 1980 roku bądź by nie wybuchł w ogóle, strajków Grudnia 70. Już nie za ostra, zbyt bolesna, by paraliżować, ale jeszcze na tyle świeża, by dawać siłę do walki, podsuwać rozwiązania, podpowiadać, co należy zrobić, a czego unikać. Podobnego doświadczenia nie mieli robotnicy w innych częściach kraju. Gdyby erozja charyzmy Gomułki postępowała szybciej, być może Poznań stałby się kolebką „Solidarności”. Wszystkich zjednoczył wybór Wojtyły na papieża?
1971–1979 / Rozmowa z Marcinem Zarembą
bądź w innym terminie. Myślę także, że ważna okazała się pamięć
To brzmi jak banał, ale to trzeba powiedzieć: wybór Polaka na papieża był przełomowym wydarzeniem dla polskiego katolicyzmu 1078853
207
i polskiej historii. Pamiętajmy, że lata siedemdziesiąte to także postępująca laicyzacja społeczeństwa. Mobilizacja z czasów Wielkiej Nowenny już wygasała, za to pojawiło się nowe pokolenie Polaków już nie tak religijnych jak rodzice, spragnionych bardziej dóbr konsumpcyjnych niż duchowych. Owszem, były ośrodki duszpasterskie, byli tacy ludzie jak ojciec Ludwik Wiśniewski, był ruch pielgrzymkowy – ale skala tego nie była wielka. Jan Paweł II zdołał odwrócić ten trend. Papieska pielgrzymka w czerwcu 1979 roku to było te dziewięć dni, które zmieniły Polskę. Mówiłem dużo o społecznym konformizmie, który utrzymywał PRL na powierzchni stabilności. Nie tylko te słynne słowa: „Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”, ale także wiele innych słów wówczas wypowiedzianych osłabiało oparty na lęku konformizm, dodawało wiary i nadziei, a bez tego żadna rewolucja nie ma prawa wybuchnąć. Dla potrzeb tomu źródeł o papieskiej pielgrzymce analizowałem między innymi treść spotkania papieża z Gierkiem w Belwederze. I sekretarz przegrał w tej konfrontacji: był spięty, mówił banały, które wszyscy znali. Nawet Tejchmie, bądź co bądź członkowi Biura Politycznego, tekst Gierka przypominał fragment z „notatnika propagandowego KC”. Zupełnie inaczej wypadł papież, uśmiechnięty, koncentrował na sobie uwagę wszystkich. Przywódca, o którym Polacy śnili od wieków. Podsumujmy: Gierek miał opinię liberała, który otworzył Polskę na świat, a jego czasy Polacy do dziś dobrze wspominają. Z drugiej strony jego kredyty zadłużyły kraj na dziesięciolecia i to on zmienił konstytucję, podporządkowując jeszcze bardziej Polskę Moskwie. Z trzeciej jeszcze strony, to w jego epoce nasila się inwigilacja Kościoła, wtedy powstały tak zwane komórki „D”, których plonem działalności była śmierć Pyjasa, a w następnej dekadzie księdza Jerzego Popiełuszki, to w czasach Gierka za granicą operowali bracia Janoszowie i być może wtedy planowano zamordowanie 208
Adama Michnika – jakim więc państwem była Polska Gierka? 1078853
Nie było to państwo bardziej opresyjne niż wcześniej. Zapewne we wzroście aktywności służb specjalnych rolę odegrał też dość prozaiczny fakt – rozwój elektroniki. Zmieniły się techniki operacyjne, podsłuch i inwigilacja stały się łatwiejsze. Służby obrastały w nowe sprzęty. Gierek nie był tyranem, który chciałby przywalić, stłamsić. Przecież to on podjął decyzję, by nie robić procesu sygnatariuszom KOR. Oczywiście, wynikało to też z tego, że jak się fraternizuje ze Helmutem Schmidtem czy Olofem Palme, to trzeba być konsekwentnym. Ale i bez tego Gierek nie był zatwardziałym komunistą. Był liberałem – broń Boże, nie w dzisiejszym rozumieniu, ale w kontekście epoki i na tle poprzedników oraz innych przywódców bloku. Na Węgrzech János Kádár, który w reformach poszedł dalej niż Gierek, zaczął od tego, że „posłał na szubienicę” Imre Nagya. Natomiast wątpliwości, że należy zwalczać opozycję i kontrolować sytuację przy pomocy służb, nikt nie miał. Dlatego w latach siedemdziesiątych liczba Tajnych Współpracowników urosła prawie dwukrotnie. Z trzydziestu kilku tysięcy do sześćdziesięciu. Tylu było w okresie stalinowskim. Rozbudowywano siły porządkowe: produkowano wówczas choćby więcej armatek wodnych. Jak mówiliśmy wcześniej, represje spotkały robotników już w 1971 roku. Były one na celu atomizowanie środowisk robotniczych, ich pełną inwigilację. Znamy wypowiedź Gierka z 1971 roku na spotkaniu z funkcjonariuszami MSW, na którym chwalił on tych towarzyszy za słuszną robotę. Znamy też wypowiedź Gierka z czerwca 1976 roku, podczas telekonferencji z sekretarzami wojewódzkimi: „Trzeba stworzyć atmosferę potępienia dla tych zakładów, to musi być atmosfera pokazywania na nich jak na czarne owce, jak na ludzi, którzy powinni się wstydzić, że w ogóle są Polakami, że w ogóle na świecie chodzą”. Jest też wypowiedź zachęcająca sekretarzy wojewódzkich do większego zdecydowania wobec Kościoła i pokazania biskupom ich miejsca: „Nie jesteście palcem, towarzysze, robieni”. To są słowa Gierka. 1078853
1971–1979 / Rozmowa z Marcinem Zarembą
wielotorowe i Gierek o tym wiedział. Podejmowano działania mające
209
Ale wiemy też, że w 1980 nie użył przemocy ani w lipcu, ani w sierpniu, i to mimo to, że ta rozbudowana SB przecież nie spała. Następcą Gierka został Stanisław Kania – Gierek miał mu to za złe, bo uważał się za zdradzonego przez człowieka, którego, jak sam mówił, „przez ostatnich dziesięć lat dźwigałem na najwyższe stopnie w hierarchii partyjnej”. Gierek jest niesprawiedliwy. Wziął w nim górę żal po utraconej władzy. Gierek i Kania byli ze sobą bardzo blisko. Widywali się bardzo często. Gierek po prostu nie potrafił sobie inaczej wytłumaczyć swojego upadku, jak tylko zdradą, i musiał na kogoś zrzucić winę za swoją porażkę. Sam był bowiem bezkrytyczny i nie widział własnych błędów. Taka narcystyczno-megalomańska osobowość. Czy Gierek miał rację, mówiąc, że „Solidarność” mogła powstać tylko w jego epoce? Polska epoki Gierka uczyła ludzi, że lepiej się przystosować, niż walczyć. Powstanie „Solidarności” wiązałbym jednak z ogromną pracą KOR, powstałymi w 1978 roku Wolnymi Związkami Zawodowymi i z wyborem Karola Wojtyły na papieża oraz jego pielgrzymką do Polski w roku 1979. Były też mniejsze rzeczy, które tylko pośrednio można przypisać względnemu liberalizmowi epoki Gierka, jak wystawa Polaków portret własny, wyświetlanie w kinach filmu Lot nad kukułczym gniazdem – publiczność doskonale odczytywała, że represyjny dom psychiatryczny to metafora państwa, w którym żyje. To wszystko jakoś powodowało, że strach malał. Społeczeństwo wybudzało się ze stanu otępienia, a jednocześnie rosło jego rozczarowanie. Bo za Gierka Polacy już witali się z gąską – małym fiatem, nowym mieszkaniem, wczasami w Bułgarii – a tu pod koniec de210
kady trzeba było zaciskać pasa. Psycholodzy społeczni nazywają 1078853
to relatywną deprywacją – rozejściem się oczekiwań z realnym zaspokojeniem potrzeb. Gdy odległość między jednym a drugim staje się coraz większa, to boli i frustruje, dochodzi więc, ich zdaniem, do rewolucji. I tak się stało w dekadzie Gierka, najpierw poprawa, a później bolesny spadek jakości życia, w sytuacji gdy Polacy poznali smak dobrobytu. To, moim zdaniem, była najważniejsza przyczyna wybuchu sierpniowego.
Aby wiedzieć więcej, przeczytaj: Edward Gierek, Janusz Rolicki, Przerwana dekada, Warszawa 1990 Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1998 Jacek Kuroń, Gwiezdny czas, Londyn 1991 Jan Józef Lipski, KOR, Warszawa 2006 Piotr Kostikow, Bohdan Roliński, Widziane z Kremla, Warszawa 1992 Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1972–1975, Warszawa 2002
1971–1979 / Rozmowa z Marcinem Zarembą
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976–1978, Warszawa 2002
1078853
211
Rewolucja to nie karnawał (lata 1980–1981)
Rozmowa z Andrzejem Friszkem
Andrzej Friszke (ur. 1956) doktor habilitowany, jest historykiem. W 1981 roku był redaktorem działu historycznego w „Tygodniku Solidarność”, od 1982 roku – w miesięczniku „Więź”. Obecnie pracuje w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas. W latach 1999–2006 był członkiem Kolegium IPN. Od 2000 roku przewodniczący zarządu Stowarzyszenia Archiwum Solidarności. Opublikował m.in.: Opozycja polityczna w PRL 1945–1980 (1994), Przystosowanie i opór. Studia z dziejów PRL (2008), Niepokorni. Rozmowy o Komitecie Obrony Robotników (wspólnie z Andrzejem Paczkowskim, 2008), Polska. Losy państwa i narodu 1939–1989 (2003). Współautor i redaktor tomu Solidarność podziemna 1981–1989 (2006). 1078853
Gdańsk, 22 sierpnia 1980 roku. Strajkujący pracownik Stoczni Gdańskiej im. Lenina na bramie stoczni. Od 14 sierpnia w stoczni trwa strajk. Fot. PAP/CAF/Janusz Uklejewski
1078853
213
Czy Lech Wałęsa dotarł na strajk w stoczni motorówką? Nic mi w tej sprawie nie wiadomo. O tym, jak Wałęsa dotarł na teren stoczni, wiemy z tego, co sam powiedział. Innych dokumentów na ten temat nie znam. Znamy natomiast zapis negocjacji, które toczono w stoczni, i wiemy, jaka była w nich rola Wałęsy. Znamy też relacje osób, które przygotowywały strajk, z Bogdanem Borusewiczem na czele, i wiemy, co uzgadniały z Wałęsą. To dla mnie wystarczające informacje, by sądzić, że Lech Wałęsa odgrywał w czasie strajku rolę przywódczą i pozytywną. Strajk w stoczni wybuchł nie od razu. Jacek Kuroń wspominał, że się zastanawiał, dlaczego stocznia nie rusza, a przecież opozycja była tam silna. W stoczni ruszyło rzeczywiście stosunkowo późno, bo w całej Polsce strajki trwały już od początku lipca. Ale jak ruszyło, był to naprawdę dobrze zorganizowany strajk, który nie zgasł od razu. Stocznia była wyjątkowym zakładem, nie tylko ze względu na historię roku 1970, ale była też centrum Wolnych Związków Zawodowych. Istniał powód, by WZZ nie dały sygnału do strajku za wcześnie. Potrzebny był odpowiedni nastrój. Stworzyło go zwolnienie 7 sierpnia z pracy Anny Walentynowicz. Tymczasem w całej Polsce strajkowano, by wywalczyć podwyżki płac. Zwolnienie pani Walentynowicz wywołało wśród robotników reakcję, dzięki której strajk miał charakter solidarnościowy, a zatem polityczny. Gdyby ten strajk wybuchł o podwyżkę tysiąca złotych, to władza niewątpliwie by żądanie spełniła i na tym by się skończyło. Bogdan Borusewicz, który opowiadał o przygotowaniach do strajku, mówił, że całe środowisko musiało osiągnąć pewien poziom mobi214
lizacji. Jeśliby zastrajkowano już w lipcu, postulaty nie byłyby tak 1078853
1 lipca 1980 – wybuchają pierwsze strajki po podwyżce cen mięsa.
radykalne. Sytuacja musiała dojrzeć, także dzięki rozhuśtaniu jej strajkami w całym kraju. Stocz-
14 sierpnia 1980
niowcy pamiętający tragedię sprzed dziesięciu lat
– zaczyna się strajk w Stoczni
musieli poczuć, że w kraju dzieje się coś poważne-
Gdańskiej imienia Lenina.
go, że nie będą sami.
Strajkujący żądają przywrócenia do pracy Anny Walentynowicz,
Jednak pewności, że strajk wypali, nie było do końca. Przesunięto jego wybuch o jeden dzień, obawiano się nadchodzącego weekendu, kiedy to robotnicy mogliby
Lecha Wałęsy, budowy pomnika ofiar Grudnia ’70 i podwyżki płac.
się rozejść do domów.
16 sierpnia 1980
Ryzyko było cały czas, zwłaszcza na początku oba-
Powstaje Międzyzakładowy
wiano się, czy strajk chwyci. Z relacji robotników,
Komitet Strajkowy
którzy wszczęli strajk: Jerzego Borowczaka, Bog-
z Lechem Wałęsą na czele.
– rusza strajk solidarnościowy.
dana Felskiego, Ludwika Prądzyńskiego, wiemy, że powodzenie strajku naprawdę wisiało na włosku. A właściwie czemu władza w lipcu i na początku sierpnia ustępowała
Bo nie miała pomysłu. Władza znajdowała się pod presją. Przede wszystkim także w jej obozie pamiętano grudzień roku 1970. Nie chciano doprowadzić do rozlewu krwi, a bano się, że jest to wpisane w historię protestów. MSW zdecydowanie nie chciało, by ludzie wychodzili na ulicę. Wiemy z dokumentów z narad wewnętrznych, że na przykład generał Władysław Ciastoń już jesienią 1976 roku zalecał, iż nie należy dopuścić do sytuacji, by strajkujący wychodzili na ulicę. Ustępstwa pozwalały uniknąć eskalacji konfliktu. Ale władza musiała wiedzieć, że korowcy apelują do robotników, aby ci nie wychodzili z zakładów, właśnie z obawy, by nie doszło do rozlewu krwi. 1078853
1980–1981 / Rozmowa z Andrzejem Friszkem
i dawała strajkującym podwyżki, tak że każdy, kto strajkował, dostawał?
215
Przywódcy PZPR nie wierzyli korowcom. Ludzie władzy, nawet jak słyszeli, że Kuroń wzywa, by nie palić komitetów i nie wychodzić na ulicę, nie wierzyli, że tak myśli. Kierowali się też urobionymi przez własną propagandę mniemaniami, które funkcjonowały aż po Okrągły Stół. Według nich Kuroń z Michnikiem to były diabły wcielone. A po drugie, nie mieli przekonania, że w razie czego korowcy zapanują nad ludźmi. Okazało się to niepotrzebne, bo robotnicy zaprezentowali niebywałą dojrzałość. Czy nie jest to zasługą KOR? Rola wychowawcza KOR była jednym z czynników, ale KOR oddziaływał głównie na elitę robotników i tylko w kilku miejscach, między innymi właśnie w Stoczni Gdańskiej. Poza tym było jeszcze parę innych elementów. Robotnicy mieli doświadczenia Grudnia ’70 i Czerwca ’76 i wiedzieli, że te protesty nie były udane, bo zbyt duże były ich koszty, szczególnie Grudnia. I kolejny powód: Jan Paweł II. Jego pielgrzymka w 1979 roku była demonstracją spokojnego protestu, zdeterminowanego wyrażania nastroju, ale bez agresji. Strajk w stoczni był w mojej ocenie, jeśli chodzi o atmosferę, jakby przypomnieniem pielgrzymki papieskiej. Co sprawiło, że strajk w Gdańsku był właśnie tym strajkiem, który zmienił historię? Powstanie Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. To była nowa jakość. Zakłady już nie strajkowały każdy odrębnie, ale stworzyły jedną listę żądań i zgodziły się, że ich wspólna reprezentacja prowadzi negocjacje. To się zaczęło zarysowywać już w lipcu 1980 roku w Lublinie, ale dopiero w Gdańsku przybrało ostateczny kształt. Do tego mogło w ogóle nie dojść. 16 sierpnia dyrekcja stoczni zgodziła się 216
na realizację postulatów, Wałęsa ogłosił koniec strajku i ludzie już roz1078853
30 sierpnia 1980 – PZPR decyduje się podpisać porozumienia ze strajkującymi.
chodzili się do domów. Dopiero Henryka Krzywonos,
Tego dnia podpisano
Ewa Ossowska, Alina Pieńkowska i Anna Walentynowicz
je w Szczecinie, 31 sierpnia
przekonały, że trzeba dalej strajkować.
w Gdańsku, 3 września w Jastrzębiu.
To prawda. Jednak w tym czasie już powstawał MKS. Stocznia po załatwieniu swoich postulatów kończyła
6 września 1980
strajk, ale inne zakłady właśnie się zjeżdżały. Te pa-
– Stanisław Kania zastępuje
nie odegrały zasadniczą rolę, dzięki nim nie doszło
Edwarda Gierka na stanowisku
do zakończenia strajku i ostatecznie MKS formalnie
I sekretarza KC PZPR.
powstał. Od tego momentu datuje się jeden wielki solidarny strajk gdański. Największe wystąpienie robotników w historii Europy Środkowej. Mówiąc szczerze, ten proces nie jest do końca zbadany. Nie ma bowiem pewności, czy sami ro-
10 listopada 1980 – rejestracja NSZZ „Solidarność” przez Sąd Najwyższy.
botnicy czuli, że jest taka potrzeba, czy też podpowiadali im to ludzie z WZZ. W Gdańsku pewnie to drugie. Bo choćby w Elmorze, który skierował swoich delegatów do stoczni, było małżeństwo Gwiazdów i oni zapewne podpowiadali takie rozwiązanie. Ale dlaczego na ten pomysł wpadli też inni, gdzie ani WZZ, ani KOR nie miały ludzi? Trudno też powiedzieć, czy robotnicy wiedzieli, że pierwszy i najważniejszy ściwie wywracał do góry nogami cały system. Niewątpliwie postawa robotników w sierpniu 1980 roku to wielki fenomen. Innym fenomenem było zjawienie się w stoczni w nocy z 22 na 23 sierpnia Bronisława Geremka i Tadeusza Mazowieckiego z Listem 64. To dało początek sojuszowi robotników z inteligencją, który stanowił siłę opozycji aż do roku 1989. Czemu jednak inicjatorzy listu nie chcieli, by korowcy mogli się pod nim podpisać?
1980–1981 / Rozmowa z Andrzejem Friszkem
ich postulat, czyli utworzenie wolnych związków zawodowych, wła-
Z punktu widzenia władzy – Komitet Obrony Robotników to było samo zło. Przeciwnik, którego należało zwalczać, tępić i ograniczać. 1078853
217
Natomiast Apel 64 podpisali ludzie, o których nie można było powiedzieć, że to kontrrewolucja: ze środowiska akademickiego, ze świata literackiego, znani dziennikarze. To zmuszało władze do bardziej elastycznego działania. Na posiedzeniu Biura Politycznego mówiono, że ten list jest groźny właśnie dlatego, że podpisali go ludzie spoza zdeklarowanej opozycji. Problem obecności KOR w różnych przedsięwzięciach pojawił się już przy okazji udziału Michnika i Kuronia w wykładach Towarzystwa Kursów Naukowych, a później przy podpisywaniu porozumień, gdy korowcy wciąż siedzieli w więzieniu. Eksperci uważali, że nie można narażać na ryzyko osiągnięcia, jakim było porozumienie z władzą, z powodu kilku uwięzionych, których obiecano zwolnić, ale dopiero po zakończeniu strajku. Z jednej strony to zrozumiałe, że nie można większej sprawy poświęcić dla grupki osób, z drugiej, jeśli się poświęci te osoby, to sprawa przestanie już być wielka i klarowna moralnie. To napięcie istniało w „Solidarności” cały czas i brało się z pytania, w jakim stopniu grać taktycznie z władzą, a w jakim bronić pryncypiów. Władza rzeczywiście miała taki pomysł, decydując się na porozumienie z robotnikami, że zgodzi się na związki zawodowe, ale jednocześnie wyeliminuje tę grupę, która mogłaby im nadać kształt ideowy, czyli ludzi KOR. Kiedy narodził się taki pomysł? Zapewne w ostatniej dekadzie sierpnia. Na to wskazują aresztowania korowców właśnie od 20 sierpnia. Chciano ich w ten sposób wyeliminować z życia publicznego i pozbawić wpływu na ruch robotniczy. Władze mogły mieć wówczas nadzieję, że nowe związki da się wkomponować w system. To się na szczęście nie udało. Wystarczyło 218
rozsądku, aby zażądać uwolnienia wszystkich aresztowanych. 1078853
20 listopada 1980 Jak wyglądał mechanizm podejmowania decyzji w obo-
– rewizja w siedzibie
zie władzy?
mazowieckiej „Solidarności”.
Jednostką decyzyjną było Biuro Polityczne. A de-
11 lutego 1981
Aresztowanie Jana Narożniaka.
cydowało ono na podstawie rekomendacji węższego grona ze Stanisławem Kanią na czele, liczącego parę osób i na bieżąco obserwującego przebieg
– Wojciech Jaruzelski zostaje premierem.
protestów. W sierpniu Kania był osobą szczególnie
19 marca 1981
istotną, do niego spływały informacje z MSW i ko-
– w Bydgoszczy dochodzi do
mitetów partyjnych. To on formułował propozycje,
pobicia działaczy „Solidarności”,
które, po akceptacji Gierka, lądowały w Biurze Po-
w tym Jana Rulewskiego.
litycznym.
Rozpoczyna się kryzys bydgoski – w jego tle odbywają się manewry
A delegacja rządu w Gdańsku? Andrzej Gwiazda wspo-
wojsk Układu Warszawskiego
minał, że sprawę uwolnienia więźniów załatwił w roz-
„Sojuz 81”.
mowie w cztery oczy z wicepremierem Mieczysławem Jagielskim. Jagielski musiał mieć zgodę Kani. W jedynej znanej mi relacji Jagielskiego – wywiadzie dla Anny Bikont z 1995 roku, zamieszczonym razu nie kontaktował się z Gierkiem. Mógł podpisać porozumienie, gdy Biuro Polityczne uznało, że nie ma co czekać na zmęczenie strajkujących ani na ich podział. To jeszcze raz pokazuje, jak ważny był MKS. Kluczowy był dzień 29 sierpnia, gdy wybuchły strajki na Śląsku, w mateczniku Gierka. PZPR zrozumiała, że sprawę strajku przegrała. Jak Porozumienia Sierpniowe zostały przyjęte przez ogół partyjny? Nikt na ten temat nie prowadził szczegółowych badań. Na podstawie tego, co wiemy, można powiedzieć, że przyjęto je niedobrze. Aparat i partia zaczęły się dzielić. Setki tysięcy partyjnych wstępowało do 1078853
1980–1981 / Rozmowa z Andrzejem Friszkem
w „Gazecie Wyborczej” – mówił on, że rozmawiał tylko z Kanią, ani
219
„Solidarności”. Duża część członków ujawniła się jako zwolennicy reform. Już w październiku powstały pierwsze struktury poziome w PZPR – oddolne inicjatywy niepoddane kontroli kierownictwa. Pojawiły się też nadzieje na przemiany w partii. Otwarcie zaczęto mówić o kryzysie gospodarczym. Do tej pory mówiono o tym półgębkiem, krytyka nie mogła się przebić. A przecież jeszcze w marcu 1980 roku odbyły się wybory do Sejmu i rad narodowych, z całkiem dobrym wynikiem, nawet jeśli wziąć poprawkę na fałszerstwa wyborcze. Głosowanie było aktem rytualnym, niezależnym od opinii ludzi o tym, co się działo w kraju. Z początkiem września wszystko pękło, przełamana została bariera strachu. Także w ośrodkach, które nie strajkowały, pojawiła się potrzeba zrobienia czegoś. Ludzie albo strajkowali, albo składali postulaty, chcieli mieć wolne związki: na tysiącach zebrań w zakładach pracy całego kraju powstawały nowe związki, wszyscy pisali statuty. Aparat partyjny nie był w stanie opanować nastrojów społecznych. Czy Gierek mógł jeszcze uratować władzę – w końcu Porozumienia Sierpniowe były lepszym rozwiązaniem niż decyzje Gomułki sprzed dziesięciu lat. Nie był już do tego zdolny psychicznie. 5 września ciężko zachorował i znalazł się w szpitalu. Był na przegranej pozycji, w partii dominowało przekonanie o jego odpowiedzialności za kryzys. Na usunięcie Gierka dał zgodę Kreml. Ekipa Gierka była odpowiedzialna za propagandę minionych lat, za ukrywanie złego stanu gospodarki, w tym wielkiego zadłużenia. Ta propaganda sukcesu denerwowała ludzi, bo wszyscy mieli poczucie rozjeżdżania się doświadczeń osobistych z tym, co mówiono w telewizji. Stąd szybka dymisja Macieja Szcze220
pańskiego, szefa Radiokomitetu w epoce Gierka, ale też oskarżenie 1078853
30 marca 1981 – porozumienie rządu z „Solidarnością”. Kryzys
go o nadużycia. Niezależnie jednak od tego, czy te
zażegnany, ale część działaczy
zarzuty były prawdziwe, stanowiło to uderzenie
związku uważa, że delegaci
w samego Gierka.
„Solidarności” nie powinni zawierać tego porozumienia.
Dlaczego akurat Kania zastąpił Gierka?
28 maja 1981
Kania w minionych latach jako sekretarz KC nad-
– umiera prymas
zorował nie tylko MSW i w związku z tym walkę
Stefan Wyszyński.
z opozycją, ale odpowiadał także za politykę wobec Kościoła. Podlegały mu więc piony najważniejsze w czasie kryzysu politycznego. Wielkim wyzwaniem dla niego było przygotowanie wizyty Jana Pawła II w Polsce w 1979 roku, co też wprowadziło go w krąg wielkiej polityki, przynajmniej w relacjach z Kościołem w Polsce i Watykanem. Podczas strajku
5 czerwca 1981 – list KC KPZR do działaczy PZPR zawierający wiele krytycznych sformułowań pod adresem polskiego kierownictwa.
sierpniowego stał na czele wspomnianego specjalnego zespołu Biura Politycznego, który przygotowywał raport o sytuacji na Wybrzeżu, jak i w ogóle w kraju, oraz wnioski dotyczące dalszych poczynań. Dał się poznać jako przeciwnik rozwiązań siłowych, co w pewnym momencie nawet proponowano. Tak więc jeszcze przed
Podpisanie porozumień to początek tak zwanego karnawału „Solidarności”, ale pan nie lubi tego określenia, natomiast używa pan pojęcia „rewolucja”. Tylko co to za rewolucja: bezkrwawa, która nie zdobyła żadnego pałacu, niczego nie zburzyła? Na ogół rewolucje rzeczywiście mają charakter siłowy. W Polsce w latach 1980–1981 nie było przemocy, ale to, co się działo, było masowym wystąpieniem przeciw istniejącym strukturom i zasadom życia publicznego, przeciw językowi polityki i przeciw politycznym rytuałom oraz regułom, wedle których partia rządziła, a inni sie1078853
1980–1981 / Rozmowa z Andrzejem Friszkem
ustąpieniem Gierka stał się osobą numer dwa w kierownictwie partii.
221
dzieli cicho. To, co decyduje o rewolucyjnym charakterze tego okresu i przypomina pierwsze etapy rewolucji francuskiej i rosyjskiej, to masowe wspólne działania, które są presją na władzę i wymuszają głębokie zmiany. A czemu nie karnawał? Brama stoczni była przystrojona jak na święto. Ludzie wreszcie zaczęli się do siebie uśmiechać. Karnawał sugeruje beztroskę. Owszem, były elementy karnawałowe, jak ta brama, ale była też determinacja i chęć zrobienia czegoś ważnego, dobrego dla siebie i dla kraju. Budziła się odpowiedzialność za otoczenie. To nie są uczucia związane z karnawałem. Podobnie jak napięcie i świadomość, że poruszamy się między chęcią głębokich zmian a zagrożeniem interwencją radziecką. Nie tylko intelektualiści się tego bali. Do wszystkich docierały informacje o wojskach gromadzących się na granicach. Była to też rewolucja obyczajowa? Oczywiście nie wszyscy ludzie w Sierpniu zaczęli zapuszczać brody, ale nastąpiła zmiana wizerunku działacza publicznego. Ludzie władzy, którzy występowali w kronikach, w telewizji, to byli urzędnicy pod krawatami i w garniturach. I nagle pojawili się młodzi brodaci robotnicy w swetrach i ze znaczkami „Solidarności”. Wszyscy mówili do siebie na „ty”. Miało to posmak rewolucji obyczajowej. Zaraz po zwolnieniu z aresztu, 1 września, Jacek Kuroń stawił się w Gdańsku. W jakimś sensie „Solidarność” to też było jego dziecko, a tymczasem nie pozwolono mu się pojawić na obradach MKZ, bo przeciwni temu byli eksperci. Toczyła się wówczas dyskusja, czym ma być powstający związek za222
wodowy. Zastanawiano się nad kształtem nowej organizacji. „Soli1078853
14 lipca 1981 – rozpoczyna się IX Zjazd PZPR.
darność” narodziła się w Gdańsku i kilku dużych
5 września 1981
ośrodkach. Nie wiedziano, jak daleko można się
– rozpoczyna się I tura
posunąć w miejscach, gdzie strajków nie było.
Zjazdu „Solidarności”.
W tym momencie ukazał się artykuł Jacka Kuronia, przetrwać, muszą się zmienić reguły rządzenia
18 października 1981
w państwie. Myśl niby oczywista, ale cały wykład
– Wojciech Jaruzelski zostaje
Kuronia wskazywał, że oto zaczyna się wielka zmia-
I sekretarzem KC PZPR.
który pisał, że jeśli nowe związki zawodowe mają
na ustrojowa, że partii będzie odebrana kontrola nad obywatelami i życiem społecznym, że idziemy ku nowemu systemowi, a celem ostatecznym jest demokracja i niepodległość. Atakujący Kuronia często potem przypominali ten tekst. W Biurze Politycznym też ten artykuł czytano i odebrano go jako wezwanie do walki politycznej. Kuroń argumentował, że on tylko stawiał diagnozy sytuacji, a to jego oponenci brali je za postulaty. Władza liczyła, że zdoła opanować istotne elementy „Solidarności”, do odbudowania suwerenności społeczeństwa, czyli krótko mówiąc, rozsadzić dyktaturę. Eksperci woleli miarkować postulaty, bo wiedzieli, że władza nie ustąpi. Apelowali więc, by ograniczać się do żądania niezależnego związku, samorządności i wolności prasy. Trwała dyskusja, o czym należy publicznie mówić, czego żądać od władz i wokół czego mobilizować ruch. Kuroń i Michnik tymczasem jeździli po Polsce z wykładami, w których przedstawiali robotnikom diagnozę sytuacji politycznej kraju. W przekonaniu, że po kilku latach pracy w środowisku robotniczym są w stanie odpowiedzialnie je formować. 1078853
1980–1981 / Rozmowa z Andrzejem Friszkem
tymczasem Kuroń głosił, że powstałe związki powinny doprowadzić
223
To prawda, ale zarazem wnosili samoświadomość polityczną do ruchu, który – wedle władz – miał się skupić na płacach i warunkach pracy. Była to ich zasługa, bo tłumaczyli robotnikom, czym jest system, jak ma wyglądać związek zawodowy, wyjaśniali, na czym polegała zależność Polski od ZSRR i dlaczego dziś – z akcentem na „dziś” – nie wolno iść za daleko, bo Kreml pośle czołgi. Tłumacząc, dawali diagnozę sytuacji w Polsce, a z niej wynikało, że nie było to państwo suwerenne. Podejmowali trudne tematy, wprowadzali do języka publicznego nowe pojęcia, prowokowali robotników do niewygodnych pytań, łamali tabu i przez to formowali perspektywiczne cele ruchu, wizję wielkich zmian politycznych. To oczywiście irytowało PZPR, ale także niepokoiło ekspertów. Był to jednak chyba też konflikt dwóch środowisk. Choćby we wspomnieniach Waldemara Kuczyńskiego opisane są ciągłe zatargi środowiska warszawskiego KIK z ludźmi KOR. Kuczyński pisał: „Znalazłem się w sytuacji kłopotliwej. Przecież Jacek i KOR to nie są moi przeciwnicy, lecz przyjaciele, a teraz faktycznie nie jestem z nimi”. I dalej: „Występuję w innej roli niż w stoczni. Jest to coraz bardziej rola żołnierza w wojnie z KOR-em. Mazowiecki, mimo nalegań Jacka, Adama i innych, nie chce z nimi rozmawiać, mówiąc, że to nic nie da”. To naturalna konkurencja w polityce. Nie chodziło o to, kto decyduje w związku, bo od tego było jego kierownictwo, ale o to, kto ma wpływ na podejmowanie decyzji. Robotniczy przywódcy ulegali przedstawianym argumentom, był więc spór o to, kto te argumenty będzie formułował. Także i o to, kto przejmie kontrolę nad mediami związkowymi, o to, co się będzie pisać w biuletynach. Była też kwestia relacji z Kościołem, obawiającym się KOR właśnie jako grupy formującej dalekosiężne cele zmian politycznych, na które – zdaniem hierarchów – nie było warunków. Konflikty były naturalne, ale wielkim kapitałem „Solidarności” 224
było to, że mimo tych incydentów potrafiono zachować spoistość. 1078853
26 października 1981 Obie strony nie eskalowały specjalnie napięć i już
– rozpoczynają działalność
na początku 1981 roku, gdy wykrystalizował się
wojskowe grupy operacyjne.
kształt „Solidarności”, wszystkie główne opcje były
4 listopada 1981
razem. Ciała doradcze nie były rozdzierane konfliktami, choć byli w nich Kuroń, Mazowiecki, Gere-
– spotkanie Lecha Wałęsy,
mek, Wielowieyski, Chrzanowski.
prymasa Józefa Glempa
Ostateczny kształt „Solidarności” został zdecydowany
i generała Jaruzelskiego.
17 września w Gdańsku. Dlaczego właśnie taki?
Nie przynosi ono
W Porozumieniach Gdańskich zapisano powsta-
11 grudnia 1981
nie wolnych związków zawodowych na Wybrzeżu. Tymczasem po strajku w Hucie Katowice i na mocy podpisanego tam porozumienia stało się jasne, że
poprawy sytuacji.
– w Warszawie rozpoczyna się Kongres Kultury Polskiej. Rozpoczynają się też obrady
ruch rozciągnie się na całą Polskę. Nie wiadomo
Komisji Krajowej NSZZ
było jednak, czy powinien to być jeden wielki zwią-
„Solidarność” w Gdańsku.
zek, czy kilkanaście regionalnych. To był poważny spór. Bano się, że jeśli powstanie jeden związek, w którym władze mogą przejąć kontrolę nad większością regionalnych ogniw, to w rezultacie podporządkują go sobie. Przecież nie akces do „Solidarności”. W regionie śląskim, w Jastrzębiu, ważny lider, Jarosław Sienkiewicz, okazał się człowiekiem władzy. Dla środowiska gdańskiego projekt jednego ogólnopolskiego związku mógł się wydawać ryzykowny. Z kolei decyzja o wielu związkach mogła doprowadzić do tego, że każdy z nich byłby stosunkowo słaby i władza, stosując sprawdzoną przed laty taktykę salami, mogłaby je po kolei likwidować. 17 września delegaci z trzydziestu miast znaleźli formę pośrednią: zachowano regionalne organizacje, z własnym przywódcą, ale wszystkie one weszły do „Solidarności” jako federacji. To też było ryzykowne, bo ta federacja mogła się rozsypać. Zaskoczyło tylko 1078853
1980–1981 / Rozmowa z Andrzejem Friszkem
do końca było wiadomo, kim są ci ludzie w całej Polsce, zgłaszający
225
dzięki wielkiemu autorytetowi Lecha Wałęsy. Siła jego oddziaływania była większa niż poszczególnych liderów. Każdy w Polsce wiedział, że przywódcą i spoiwem ruchu jest właśnie on. Nie każdy potrafił się pogodzić z tym, że Wałęsa tak urósł. Jego dotychczasowi towarzysze: Gwiazdowie i pani Walentynowicz – nie. Rzeczywiście. Jednak Wałęsa też jest odpowiedzialny za ten konflikt, za jego tempo i głębokość. Niemniej konflikt był nieunikniony. Wałęsa był potrzebny jako ucieleśnienie ruchu, tymczasem dawni działacze WZZ, dla których Lech był po prostu jednym z nich, chcieli, by najważniejsze decyzje zapadały kolegialnie. Nie wyobrażam sobie natomiast, by Anna Walentynowicz mogła być przywódcą ruchu. Ona świetnie nadawała się na jego ikonę, ale nie na lidera. Jednak te żenujące spory o to, kto może pojechać na pielgrzymkę do papieża, skreślanie przez Wałęsę z listy delegatów Anny Walentynowicz… To było bez sensu. Wyszły tu różne cechy charakterologiczne. Cóż, ludzie są, jacy są. W jakim stopniu ludzie „Solidarności” okazali się podatni na to, o czym mówił I sekretarz PZPR w Katowicach Andrzej Żabiński już 26 września na spotkaniu z aktywem: „Muszą wiedzieć, co to znaczy smak władzy. Należy im wszędzie udostępniać lokale. Najbardziej luksusowo urządzać, jak tylko można. Ja to już ciągle mówię, ale jeszcze raz powtórzę w tym gronie: nie znam człowieka, którego by władza nie zdemoralizowała”. To była strategia partii. Z jednej strony, zwłaszcza na Śląsku, były próby wpychania ludzi w ten „luksus”, z drugiej, było naturalne, że instancje związku stopniowo nabierały cech urzędu. Nie można 226
cały czas działać w stanie mobilizacji i zrywu. Każda duża organi1078853
zacja musi mieć tryb podejmowania decyzji, jej przywódca musi być dostępny w określonych godzinach, a w innych iść do domu i się wyspać. Przez pierwsze kilka miesięcy działano na zasadzie pospolitego ruszenia: każdy mógł wejść do siedziby związku, złapać za rękaw jakiegoś lidera i tłumaczyć mu sprawę, którą uważał za ważną. Działacz nie mógł go zbyć, ale to znaczyło, że jeśli przyszło dziesięciu takich facetów, to już miał dzień z głowy. W pewnym momencie musiały się pojawić bariery, czyli sekretarki pytające: „A w jakiej sprawie?” Niemniej pewien proces obrastania „Solidarności” w biurokrację postępował do 13 grudnia. Związek stawał się alternatywną elitą. Ludzie, którzy wspominają rok 1981, mówią o smutnym poczuciu tworzenia się hierarchii i dystansu. Co oznaczała obecność ludzi PZPR w „Solidarności”? Począwszy od Bogdana Lisa, a skończywszy na setkach tysięcy szeregowych działaczy. Ich zaangażowanie się w „Solidarność” łagodziło reakcję partii, bo ta nie bardzo mogła powiedzieć, że „Solidarność” jest wrogą, antysocjalistyczną siłą. Z punktu widzenia „Solidarności” było to jednak mało zauważalne. Członkowie partii bynajmniej nie reprezentowali wnosić świadomość PZPR do środowisk, w których działał, ale okazało się, że nie byli oni żadnymi ambasadorami partii w „Solidarności”, lecz ludźmi „Solidarności”. Lisa czy Stefana Bratkowskiego wydalono zresztą z PZPR w październiku 1981 roku. Warto też pamiętać, że przynależność do partii w środowiskach robotniczych była czymś innym niż w środowiskach inteligencji. Dla tej drugiej było to opowiedzenie się po stronie dyktatury, w środowisku robotniczym natomiast była to pewna legitymacja do aktywności społecznej na terenie zakładu. Członek partii nie był szarym robolem w tłumie, ale miał szansę coś powiedzieć na zebraniu partyjnym, coś załatwić. 1078853
1980–1981 / Rozmowa z Andrzejem Friszkem
tam linii kierownictwa PZPR. Teoretycznie każdy partyjny powinien
227
Partia szybko uznała, że „Solidarność” jest wrogą siłą – o czym świadczyły prowokacyjne zmiany w statucie związku, których samowolnie dokonał sędzia Zdzisław Kościelniak, dopisując lojalistyczną wobec PZPR deklarację, czy późniejsze o kilka dni pismo prokuratora generalnego PRL Lucjana Czubińskiego, nakazujące podwładnym zbierać materiały dowodowe na działaczy przedsierpniowej opozycji. W MSW i w kierownictwie PZPR na jesieni 1980 roku sądzono, że „Solidarność” da się wkomponować w system, jeśli wyeliminuje się działaczy politycznych. Zdaniem MSW należało monitorować działalność „Solidarności”, kontrolować ją, natomiast od początku chciano zwalczać działaczy politycznych, i tu nie było rozróżnienia na ekspertów czy korowców. Wszyscy, którzy mieli niezależne poglądy, zdolność formułowania koncepcji, kontakty zagraniczne, byli groźni. Kazano zbierać informacje, które można byłoby przekuć na zarzuty prokuratorskie. Działacza „Solidarności” Jana Narożniaka, który zdobył pismo Czubińskiego i powielał je, aresztowano. Gdyby nie wielka akcja protestacyjna i groźba, że zastrajkuje cały region, pewnie by go nie uwolniono. Ale co do doradców i ekspertów, to chyba władza miałaby poczucie sukcesu, gdyby w związku zostali sami robotnicy i może jacyś eksperci ekonomiczni, doradzający, jak powinny wyglądać widełki płac. Jednak najmocniejsza broń związku: strajk ogólnopolski, po raz pierwszy została użyta 3 października nie z powodów politycznych, lecz właśnie płacowych – chodziło o brak obiecanych podwyżek. Później kłócono się też o wolne soboty. Strajk 3 października 1980 miał przede wszystkim znaczenie jako sprawdzian zdolności mobilizacyjnych nowo powstałego związku, a także dla przełamania oporu lokalnych ogniw administracji przed 228
uznaniem jego istnienia. 1078853
Władza była uwikłana w sprzeczność myślenia. Oczywiście wiedziano, że związek rewindykacyjny, walczący o płace, też nie byłby dobry, bo uderzałby w gospodarkę. Niemniej w politycznym planie utrzymania stabilności systemu tylko związek pozbawiony przywódców politycznych dawałby się wkomponować w system. Dylemat: co ważniejsze, stabilność ekonomiczna czy polityczna, władza miała cały czas – aż do roku 1989. Albo rozmawiamy ze związkiem jako ciałem politycznym i wtedy możemy ograniczyć aspiracje płacowe robotników, tyle że nie ma już monopolu partii, bo liderzy związku są przywódcami politycznymi. Albo gramy na związek pozbawiony politycznego przywództwa, tyle że nie ma gwarancji, czy będzie to partner odpowiedzialny. Na początku chciano związek opanować przez takich ludzi jak Sienkiewicz. Na to partia grała, ale do stycznia 1981 roku już wszystko przegrała. Także w oczach Moskwy, która chciała interweniować już w grudniu 1980 roku. Dochodzimy do wciąż nierozstrzygniętego dylematu: wejdą – nie wejdą? O tym, że w grudniu 1980 roku sytuacja rzeczywiście była tak groźna, Polacy, paradoksalnie, dowiedzieli się dosyć późno. Oczywiście decyzje państw sąsiednich, świadczące, że wokół Polski dzieje się coś niedobrego. NRD zamknęła granice, zamarły kontakty z ZSRR na wielu szczeblach, choćby uniemożliwiono prenumeratę popularnych tam polskich pism, nawet „Polityki”. Znany był ton artykułów w radzieckiej prasie, wiadomo było też od jesieni 1980 roku, że ZSRR gromadzi wojska przy polskich granicach. Napływały ostrzeżenia z Zachodu. Tamtejsza prasa uznała, że jest już „po balu”. Na okładce tygodnika „Der Spiegel” z 8 grudnia radziecki czołg rozjeżdżał polskiego orła. Wszystko to wiedziano, a jednocześnie akurat w grudniu nie działo się nic takiego, co mogłoby sprowokować inwazję. Dlatego te sygnały przyjmowano wtedy z niedowierzaniem. Zarazem ta sytu1078853
1980–1981 / Rozmowa z Andrzejem Friszkem
stan międzynarodowego napięcia narastał od początku. Znane były
229
acja wzmagała w Polakach przekonanie, że nie żyją w suwerennym państwie. Upieram się, że wcześniej takie przekonanie nie było powszechne. W jakich okolicznościach interwencja radziecka byłaby nieuchronna? Szukając odpowiedzi na to pytanie, trzeba mieć świadomość międzynarodowej sytuacji Polski w tamtym okresie. Otóż do rewolucji „Solidarności” doszło, gdy świat i Europa były podzielone na dwa bloki. Wschód, czyli Kreml, co oczywiste, ale też Zachód nie wykazywały żadnych chęci, aby zmienić pojałtański porządek. Nikt na świecie nie prowadził rozmów o zmianie kształtu bloków w Europie i z tego zdawali sobie sprawę ludzie „Solidarności”. Próbowali pogodzić dążenie do realizowania własnych aspiracji i wpływania na władzę z istniejącym podziałem Europy. Wiadomo było, że istniała granica, której nie można było przekroczyć, by nie doprowadzić do interwencji sowieckiej, ale nikt nie potrafił powiedzieć, gdzie ona przebiega. Analizowano dotychczasowe doświadczenia, czyli przypadki radzieckiej inwazji na Węgry w 1956 roku i na Czechosłowację w 1968. Na Węgrzech społeczeństwo wprost obaliło władzę komunistów i, ogłaszając neutralność kraju, zakwestionowało zależność od Moskwy. Reakcją była inwazja. W Czechosłowacji z kolei partia komunistyczna zachowała kontrolę nad krajem, tyle że sama uległa znacznemu przeobrażeniu: zdemokratyzowała się i stała ośrodkiem myśli reformatorskiej. Okazało się, że to też spowodowało inwazję radziecką. Ta wiedza wpływała na horyzont wyobrażeń o zmianach w Polsce. Dlatego w jednym z artykułów Jan Józef Lipski przekonywał, że partia nie może się zbyt demokratyzować, że musi pozostać konserwatywna, musi rozmawiać z Moskwą, by być buforem dla przemian i zapobiec interwencji. To była oczywiście spekulacja, bo naprawdę nikt nie wiedział, od czego ta interwencja może zależeć. Nie było tyl230
ko wątpliwości, że Kreml nie dopuści do sytuacji, w której komuniści 1078853
mieliby utracić wpływ na armię, siły bezpieczeństwa, drogi tranzytowe i politykę zagraniczną Polski. To były przewidywania najbardziej optymistyczne, w istocie bowiem groźne wypowiedzi płynące z Moskwy wskazywały, że nie akceptuje ona odejścia od dyktatury partii w całym życiu państwowym i społecznym, a to, co się działo od Sierpnia, określa jako kontrrewolucję. No ale nadal istniało pytanie, jak daleko można się posunąć, by propagandowa retoryka nie przeistoczyła się w realne działania zbrojne przeciw Polsce. Wymienił pan Węgry i Czechosłowację, ale był też świeży przykład Afganistanu – istotny ze względu na sposób podjęcia decyzji o wejściu tam armii radzieckiej. Czy Moskwa mogła tak podjąć decyzję o interwencji w Polsce? Oczywiście. Procedury w KPZR praktycznie nie istniały, wola radzieckiego kierownictwa nie podlegała dyskusji i była ostateczna. Decyzję o interwencji lub jej zaniechaniu mogły podjąć trzy, cztery najważniejsze osoby na Kremlu, w dowolnej chwili, pod wpływem jakiegokolwiek impulsu. W tym okresie coraz wyżej głowę podnosiły w partii siły zachowawcze. Co oznaczał powrót Moczara do Biura Politycznego w grudniu 1980 roku?
Rola Moczara była podwójna. Ekipa Kani miała ten problem, że składała się z ludzi nieznanych. Tak działała propaganda epoki Gierka, że zwykły obywatel znał może pięć nazwisk przywódców PZPR. Moczar, po upadku Gierka, był rozpoznawalny dzięki wcześniejszej aktywności. W partii istniał sentyment do Moczara. Miał więc być swego rodzaju protezą, legitymizować nowe przywództwo w oczach popierającej władzę części społeczeństwa i pomóc Kani uzyskać posłuch społeczny. Pomogło to w takim samym stopniu, jak zaszkodziło, bo dla jednych był znanym działaczem, dla innych szwarccharakterem, dawnym szefem MSW i negatywnym symbolem Marca. 1078853
1980–1981 / Rozmowa z Andrzejem Friszkem
Obok niego do BP weszli też Kociołek i Grabski, uznawani za beton.
231
W jego awansie ważną rolę odegrało to, że jako były szef Najwyższej Izby Kontroli dostarczył materiały kompromitujące wielu działaczy poprzedniego kierownictwa, co pozwoliło ich zneutralizować. Chyba wobec wszystkich, których wyeliminowano po sierpniu 1980 roku, posługiwano się zarzutami natury etycznej. Jaką „Solidarność” miała siłę pozytywną? Rewolucja jest bowiem siłą destrukcyjną i strajki były siłą niszczącą. Uczyła samoorganizacji, i to na wielu poziomach. Pojawiło się poczucie odpowiedzialności za zakład, rozumiany jako miejsce pracy, ale też pewna wspólnota, a także poczucie bycia gospodarzem i podmiotowości w szerszej skali: regionu, miasta, wreszcie poczucie odpowiedzialności za kraj i wola, by domagać się od władz uznania tej odpowiedzialności. Ale jak się domagać? I tak pozostawał strajk. Nie zaczynano od strajku, tylko od postulatów. One jednak zazwyczaj napotykały sprzeciw władzy, wstępne rozmowy się załamywały, powstawało napięcie i potrzeba zamanifestowania własnej siły, która dopiero wtedy wyrażała się w strajku. Może wielu działaczy, którzy nie załapali się na Sierpień, po prostu chciało zastrajkować, by wziąć udziału w takim wydarzeniu i przez chwilę być jak Lech Wałęsa? Owszem, strajki wybuchały także dlatego, że ludzie chcieli poczuć ich siłę, przeżyć to doświadczenie, ale nie wybuchały dla samego strajkowania. Na ogół chodziło o sprawy bardziej lub mniej słuszne. Gotowość do strajku wynikała z poczucia, że wreszcie można się 232
czegoś domagać, choćby podmiotowego traktowania. Wcześniej wielu 1078853
to nawet do głowy nie przychodziło. „Solidarność” była też zwykłą międzyludzką solidarnością – między inżynierami i robotnikami albo między zakładami, kiedy na przykład większe zakłady przejmowały postulaty mniejszych, żeby im pomóc coś wywalczyć. Czasem ta solidarność wymagała zaangażowania autorytetu całego związku do walki o sprawy lokalne, mało ważne z ogólnokrajowego punktu widzenia. Na przykład gdy chodziło o przejęcie domu wypoczynkowego. Tak było w Bielsku-Białej czy Jeleniej Górze. Władza na ogół uznawała potrzebę porozumienia z wielkimi zakładami, a tam, gdzie związek był słaby, nie chciała ustąpić. Stąd strajki. Pewnych rzeczy nie można było rozstrzygnąć na poziomie regionu, bo władze okazywały nieustępliwość i starały się przeczekać nacisk. Dlatego organizacje regionalne odwoływały się do całego związku. Kierownictwo „Solidarności” z kolei miało poczucie, że nie można pozwolić przegrać małym ośrodkom, bo w konsekwencji osłabi to cały ruch. Na tym polegała dynamika tej rewolucji: przywódcy nie tylko określali strategię, ale sami musieli reagować na bodźce z dołu i wedle nich popowiedzieć zdeterminowanym lokalnym działaczom, żeby wycofali żądania i zaniechali protestów. Ryzykowaliby tym samym niezadowolenie w szeregach. Ten mechanizm wymagał od przywódców troski o utrzymanie psychologicznego kontaktu z działaczami niższego szczebla i odgadywania, co chcą robić masy, jakie mają nastroje. Często właśnie masy związkowe narzucały działania, zwłaszcza jesienią 1981 roku, gdy część strajków rzeczywiście nie była potrzebna. Rozumiało to też kierownictwo „Solidarności”, które w lutym 1981 roku odpowiedziało pozytywnie na apel nowego premiera Wojciecha Jaruzelskiego o dziewięćdziesiąt spokojnych dni. Generał był wtedy kreowany na 1078853
1980–1981 / Rozmowa z Andrzejem Friszkem
stępować. Nawet jeśli jakąś akcję uważali za niesłuszną, nie mogli
233
osobę stanowczą i decyzyjną. Jak to się ma do opublikowanych w 2008 roku charakterystyk, które dla CIA przygotowywał pułkownik Kukliński i z których wyłania się obraz hamletyzującego generała? Jaruzelski był prezentowany jako człowiek stanowczy: był trudno dostępny, mało ludzi miało z nim kontakt. Mundur tylko zwiększał dystans. Jednocześnie przy takim stopniu odpowiedzialności, jaką wziął na siebie, nie uważam, by wahanie się było kompromitujące. Wszyscy uczestnicy gry mieli poczucie zagrożenia i powagi sytuacji. Im kto miał większą wiedzę, tym większy musiał odczuwać niepokój. To był czas ogromnego stresu dla każdego odpowiedzialnego człowieka, od którego zależał dalszy rozwój wydarzeń. Dlatego właśnie nie lubię słowa „karnawał”. Jaruzelski miał być przeciwieństwem miękkiego Kani. Kania również potrafił być zdecydowany. Nadzieje związane z Jaruzelskim brały się też i z tego, że wojsko wchodziło w struktury państwa. Na początku nie było to źle przyjmowane, bo liczono, że system rządzenia w swoich codziennych funkcjach – załatwiania ludzkich spraw, dystrybucji towarów, punktualności – dzięki wojskowej dyscyplinie zacznie lepiej funkcjonować. Także „Solidarność” widziała problem w rozpadzie struktur władzy, bo wynegocjowane sprawy nie były realizowane; nie tylko ze złej woli, ale często z powodu paraliżu administracji państwa. Czy Mieczysław F. Rakowski, który znalazł się w rządzie Jaruzelskiego jako wicepremier, był rzeczywiście liberałem? Jego wypowiedzi z tamtego okresu nie należały do najłagodniejszych. Był liberałem i widział potrzebę reform. Oczywiście według niego 234
przemiany musiały być utrzymane w ryzach państwa socjalistyczne1078853
go. Był jedną z tych osób, które godziły się na istnienie związku, ale uznającego reguły gry PRL. Jego słynny artykuł Szanować partnera wynikał właśnie z tej perspektywy. Nie akceptował natomiast związku, który wymuszał na władzy określone działania czy kształt reform i sprawiał, że monopol partii zanikał. Usztywnił się po tym, jak został wicepremierem. Myślę, że poczuł odpowiedzialność za państwo, a w „Solidarności” widział siłę anarchiczną albo zmierzającą do demontażu takiego państwa, z jakim się utożsamiał, choć pragnął je reformować w kierunku pewnego absolutyzmu oświeconego. Nie widział szans na demokrację i nie chciał jej, jeśliby miała oznaczać rządy „tłumu”, no i realnie obawiał się sowieckiej interwencji. Moskwa zresztą wyraźnie dawała mu odczuć, że uważa go za obce ciało, socjaldemokratę, którego obecność w najwyższych władzach też jest przejawem kryzysu systemu w Polsce. Powiedział pan, że nawet w oczach Rakowskiego „Solidarność” dążyła do konfliktu, ale to właśnie władza sprowokowała konflikt bydgoski, który wymusił na „Solidarności” reakcję, a nie na odwrót.
kowców w Bydgoszczy. Nie wiemy, który dygnitarz podjął decyzję o zamanifestowaniu siły. Władza odbijała się od ściany do ściany, czyli między ustępstwami a próbami zademonstrowania stanowczości. W tym przypadku ktoś postanowił twardo zareagować i sprawa prawdopodobnie wymknęła się spod kontroli. Pobicie Jana Rulewskiego wcale nie musiało być zaplanowane. Związek zaprotestował w sposób, którego władza nie doceniła. Wątpię, by ktoś z góry zaplanował taki przebieg wydarzeń, żeby sprowokować strajk ogólnokrajowy. Do którego nie doszło po dramatycznych rozmowach. Czy decyzja o wycofaniu się ze strajku była słuszna? 1078853
1980–1981 / Rozmowa z Andrzejem Friszkem
Do końca nie wiemy, dlaczego 19 marca 1981 doszło do pobicia związ-
235
Zdecydowanie. Władzy i tak by nie złamano. Odpowiedzią mogła być interwencja rosyjska. Ale wielu jest zdania, że wtedy uszło powietrze ze związku. Strajkiem generalnym nic by nie osiągnięto. Wtedy, podczas rozmów 22 marca, Rakowski krzyczał i groził interwencją radziecką, a trzy dni później w ogóle zrzucił na związek odpowiedzialność za kryzys. Ale negocjując, doprowadził 30 marca do porozumienia, i to przekraczając instrukcje, które otrzymał. Starał się nie dopuścić do konfrontacji, choć część partii do niej parła. Na szczęście negocjatorzy związku też starali się do niej nie dopuścić. I też przekroczyli mandat, bo o odwołaniu strajku zdecydowano, pomijając wszelkie procedury. I dobrze zrobili. Konfrontacja nie zmusiłaby władzy do ustępstw. Komuniści akurat tej bitwy by nie przegrali. Nie mogli ustąpić. Śledztwo w sprawie pobicia, którego żądała „Solidarność”, musiałoby prowadzić do kogoś z Biura Politycznego i do jakichś dymisji wśród ludzi odpowiedzialnych za resorty siłowe. A to postawiłoby pytanie, kto rządzi w Polsce, bo milicja, SB i wojsko były filarami władzy. Gdyby doszło do strajku, skończyłoby się to próbą jego złamania i zapewne wprowadzeniem do akcji wojska. To mogłoby spowodować lokalne wystąpienia i zamieszki, zapewne połączone z rozlewem krwi. A że władze nie były jeszcze przygotowane do stanu wyjątkowego, pewnie by weszła armia radziecka, która zresztą była w Polsce w ramach przedłużonych manewrów „Sojuz 81”. 27 marca do Polski przyleciał przecież radziecki marszałek Wiktor Kulikow. To czarny scenariusz, ale jak się czyta dokumenty z posiedzeń Biura Politycznego, całkiem realny. Związek musiałby przegrać, a tak, idąc na porozumienie, zy236
skał możliwości działania przez wiele następnych miesięcy. 1078853
A co z argumentem, że po złamaniu wewnątrzzwiązkowej demokracji „Solidarność” nie była już sobą? Nie da się wszystkiego załatwić metodą powszechnej demokracji związkowej. Decyzji tak poważnych i tak trudnych nie można było podjąć niemalże na wiecu. Złamanie demokracji związkowej było logiczne także z punktu widzenia rozwoju rewolucji. Nie dla zawodowego rewolucjonisty Karola Modzelewskiego, który w geście protestu podał się do dymisji z funkcji rzecznika związku. Dziś Modzelewski nie jest już tak radykalny w ocenie tamtych wydarzeń. Przypominam, co niedawno napisał w liście do Wałęsy, który opublikowała prasa. Uznał słuszność tej decyzji. Owszem, sytuacja ewoluowała tak, że politykę związku w najważniejszych sprawach prowadził nieformalny układ z Wałęsą jako przywódcą, ale tak musiało być w tamtych warunkach. W kilka dni po rozwiązaniu konfliktu bydgoskiego, w nocy z 3 na 4 kwietnia, w Brześciu doszło do spotkania Kani i Jaruzelskiego z szefem KGB O czym to świadczy, że przywódcy dużego kraju europejskiego i światowego imperium spotykają się cichcem w wagonie podstawionym na boczny tor jak jacyś konspiratorzy? Normalne i oficjalne spotkania też były. Do Warszawy przyjeżdżał przecież Michaił Susłow. Przyjeżdżał Gromyko. Przypomnijmy jednak sens tamtego spotkania. Miało ono charakter ostrego nacisku na przygotowanie konfrontacji z „Solidarnością”, na przygotowanie stanu wojennego. Spotkanie w Brześciu odbyło się w tajemnicy przed społeczeństwem, ale też przed aparatem władzy. Przedstawiciele Kremla byli niezadowoleni z polityki Kani i Jaruzelskiego, ale 1078853
1980–1981 / Rozmowa z Andrzejem Friszkem
Jurijem Andropowem i ministrem obrony ZSRR Dmitrijem Ustinowem.
237
kilka dni później manewry „Sojuz 81” zostały zakończone. Pozwoliło to Jaruzelskiemu uniknąć tłumaczeń przed towarzyszami, dzięki temu to spotkanie nie stało się elementem wewnętrznych rozgrywek. Do których szykował się beton partyjny. Zaczął się on konsolidować na wiosnę 1981 roku. Powstawały fora partyjne, zaczął wychodzić tygodnik „Rzeczywistość”, utworzono Zjednoczenie „Grunwald”. Czemu tak późno? To były nietypowe metody działań w partii, w której obowiązywał zakaz frakcyjnej działalności. To, co działo się wiosną 1981 roku, było związane z wewnątrzpartyjną kampanią przedzjazdową. I wywieraniem presji na kierownictwo, by się usztywniło i szykowało do konfrontacji. Liderami betonu byli Żabiński, Olszowski, Grabski, Kociołek, ale czy rzeczywiście byli alternatywą dla Kani i Jaruzelskiego? Byli. Olszowski albo Żabiński w odpowiednich warunkach mogli zostać pierwszymi sekretarzami. Oczywiście nie podejmowali działań na własną rękę, lecz mieli zachęty z zagranicy, które odczytali jako namowy, by spróbować odsunąć Kanię. Ale Kania wtedy nie upadł. Nawet na czerwcowym plenum, przed którym kierownictwo KPZR wysłało pełen „zaniepokojenia” list do polskiego KC z pominięciem jego kierownictwa, co odebrano jako wotum nieufności Moskwy wobec Jaruzelskiego i Kani. Nie wiemy, czy plenum rozpoczęte 9 czerwca 1981 było próbą puczu, czy tylko chciano postraszyć polskie kierownictwo, i list radzieckich towarzyszy oraz głosy krytyki na posiedzeniu miały temu służyć. Znany jest zapis z narady Breżniewa z Honeckerem i Husakiem 238
z 16 maja. Przywódcy ZSRR, NRD i Czechosłowacji byli wówczas 1078853
zdania, że należy przyjąć taktykę straszenia polskiego kierownictwa i zmuszania go do ostrzejszych działań. Kania był źle oceniany przez radzieckich towarzyszy, ale miał też pewne walory. Utrącenie go groziło destabilizacją. Moskwa, niezadowolona z Kani, długo się zastanawiała nad alternatywą. Były obawy, że przejęcie władzy przez kogoś z betonu mogłoby doprowadzić do rozłamu w partii. U progu lata, 14 lipca, rozpoczął się IX Nadzwyczajny Zjazd PZPR, a pod koniec lata, 5 września, I Zjazd Solidarności. Delegaci pierwszego z nich bili brawo zarówno Rakowskiemu, który przestrzegał przed konfrontacją, jak i Albinowi Siwakowi, który krytykował ustępstwa. Na drugim z tych zjazdów delegaci nie chcieli najpierw przyjąć uchwały dziękującej działaczom KOR, za to chcieli podziękować NSZZ milicjantów. W jakim stanie znajdowały się obie organizacje w drugiej połowie 1981 roku? W tym właśnie przejawiał się duch rewolucji, że partia, która do tej pory była strukturą skostniałą, funkcjonującą według pewnych rytuałów, ożywiła się pod wpływem „Solidarności”. Toczyły się spory, ujawniały różne opcje: konserwatywne, jak Forum Katowickie, ale też „poniemal socjaldemokratycznego. To zjawisko w najmniejszym stopniu dotknęło aparatu partyjnego, który pozostał zwarty, niemniej PZPR wchodziła w Zjazd rozdyskutowana i ten pluralizm znajdował odbicie na sali obrad. Jednak, co charakterystyczne, przedstawiciele skrajnych skrzydeł ponieśli porażkę. W wyborach do KC przegrał zarówno Tadeusz Fiszbach, jak i Tadeusz Grabski czy Andrzej Żabiński. W nowym KC i Biurze Politycznym ludzie, którzy mieli polityczne pomysły – czy konserwatywne, czy reformatorskie – stanowili mniejszość. Etatowi pracownicy PZPR, czyli aparat, zachowali kontrolę nad partią i mimo ogromnych zmian personalnych, niemających precedensu od roku 1948, byli w stanie obronić jej spójność. 1078853
1980–1981 / Rozmowa z Andrzejem Friszkem
ziomki”, które były próbą zorganizowania skrzydła reformatorskiego,
239
„Solidarność” w okresie swojego Zjazdu była jeszcze w dobrej kondycji. Co prawda latem 1981 roku pojawiło się poczucie wyczerpania dotychczasowej formuły, czyli związku zawodowego. Wynikało to z kryzysu gospodarczego: puste półki, kolejki, kartki bez pokrycia. Coraz więcej było głosów, że związek nie może się ograniczać i musi mieć pomysły na wyjście z kryzysu gospodarczego. Stąd propozycje programu ekonomicznego, samorządowego, powstanie Sieci – porozumienia wielkich zakładów. Program Samorządnej Rzeczypospolitej, przyjęty na Zjeździe, był dowodem, że „Solidarność” stawała się ruchem społecznym z programem przemian ustrojowych. Zgodnie z metaforą Jacka Kuronia, który pisał, że „Solidarność” jest jak pociąg jeżdżący wedle rozkładu ustalanego przez pasażerów, opracowanie reform było już próbą ułożenia rozkładu jazdy dla wszystkich „pociągów” w kraju, z PZPR włącznie. I dlatego nie mogło się spotkać z obojętnym przyjęciem przez władze. Ale trzeba pamiętać, że wielu inicjatorów reform nie traktowało swoich projektów jako wymierzonych we władzę. W obrębie PZPR istniała też opcja proreformatorska. Była komisja do spraw reform gospodarczych, w której „Solidarność” miała swoich obserwatorów. Specjaliści, eksperci z dwóch stron ze sobą rozmawiali. Problemem był zakres reform, a nie ich sens. Przyjęte w pierwszej turze Zjazdu „Posłanie do ludzi pracy” było jednak wyzwaniem rzuconym władzy – zresztą nie tylko tej w Warszawie. Ci, którzy je pisali, między innymi Jan Lityński, bardziej kierowali się sercem i potrzebą wyrażenia wartości ideowych niż myśleniem w kategoriach gry politycznej. Posłanie miało swoje konsekwencje. Już 15 września KC KPZR i rząd radziecki wydały oświadczenie, 240
w którym Posłanie nazwano „oburzającą prowokacją”. Posłanie 1078853
komplikowało sytuację „Solidarności”, dawało Kremlowi pretekst do ostrych ataków. Ale po 1989 roku okazało się, że miało niebagatelne znaczenie w budowaniu pozytywnych relacji z sąsiednimi narodami. I Zjazd Solidarności pokazał, że z przywódców strajku w stoczni przy Lechu Wałęsie został już tylko Bogdan Lis. Dlaczego tak się stało? To jest problem ważny i zarazem smutny, który miał przyczynę w tym, o czym mówiłem wcześniej. Autorytet Wałęsy i przyjęta przez niego zasada kierowania związkiem były dla wielu ludzi nieznośne. Jedni działacze, jak Bogdan Borusewicz, usuwali się w cień, inni, jak Andrzej Gwiazda, przechodzili do opozycji. Popularność Wałęsy w kraju była tak ogromna, że tracili oni popularność i przegrywali. To oczywiście zubożało związek i osłabiało jego prestiż. Z drugiej strony nie chodziło tylko o sprawy osobiste – w tle był spór programowy. Gwiazda uważał, że „Solidarność” nie powinna wdawać się w problem odpowiedzialności za sytuację gospodarczą i za reformy, bo to ją wykolei. Jego wizja przegrywała i w gruncie rzeczy była nie
Wałęsa otrzymał na Zjeździe głosy pięćdziesięciu pięciu procent delegatów. Jego wizję popierała więc raptem nieco ponad połowa „Solidarności”. Wałęsa miał nawet z tego powodu poczucie pewnej porażki. Jednak należy na to spojrzeć także z drugiej strony: wygrał w pierwszej turze, a to, że część delegatów, w sumie czterdzieści parę procent, podzieliła się na kilka obozów, było naturalne. To była autentyczna demokracja. Tak autentyczna, że o mały włos Zjazd nie uchwaliłby podziękowania dla KOR. Dlaczego? 1078853
1980–1981 / Rozmowa z Andrzejem Friszkem
do zastosowania w tak głębokim kryzysie.
241
W związku narastał podział, który okazał się bardzo trwały. Właściwie obserwujemy go do dziś. Różne były pretensje do KOR: że to lewica, że są tam „Żydzi”, że niektórzy należeli kiedyś do partii. W „Solidarności” ujawnił się nurt, który nazwano „prawdziwi Polacy”, dość silny w regionie „Mazowsze”, gdzie walczył z przewodniczącym Zbigniewem Bujakiem i jego otoczeniem identyfikowanym z KOR. Stosunkowo wielu związkowców podzielało niechęć do KOR czy w ogóle do ludzi przedsierpniowej opozycji. Byli oni bardziej doświadczeni jako działacze czy analitycy, często od dawna się znali, łatwiej się porozumiewali, tworzyli więc ważne ośrodki inicjatywy i wpływu wewnątrz związku. Część związkowców miała też psychologiczną niechęć wobec tych, którzy byli pierwsi, którzy wykazali odwagę w czasach, gdy inni siedzieli cicho. KOR-owcy byli jak prymusi, a prymusów się nie lubi. Sądzę jednak, że ostra antykorowska propaganda władz nie odgrywała specjalnej roli. Na Zjeździe „Solidarności” obecnych było około siedemdziesięciu agentów SB, byli jednak rozproszeni, nie wiedzieli o sobie nawzajem i ich wpływ na Zjazd był znikomy – jak to możliwe? Nie należy postrzegać agentów SB jako grupy ludzi zorganizowanych, wszechwiedzących i zdolnych do wszelkich manipulacji. Obraz, który dziś funkcjonuje, jest przerysowany. Agenci, owszem, byli, ale stanowili mniej niż dziesięć procent delegatów, czyli w normie. Po drugie, policzono osoby zarejestrowane, ale nie wiemy, w jakim stopniu byli to prawdziwi i czynni agenci, a w jakim osoby, które dopiero próbowano złamać albo które wierzgały, prowadziły jakąś własną grę, czy też były już nieczynne. „Agent” to brzmi groźnie, ale agent agentowi nierówny. Poza tym każdy agent jest utajniony, również przed drugim agentem. Oni o sobie nawzajem nie wiedzą. Obecni na Zjeździe nie stworzyli więc żadnej frakcji, a ci, którzy byli aktywni, 242
pojawili się w hali Olivia przeważnie tylko jako źródło informacji 1078853
i zdawali potem relację oficerowi prowadzącemu. Wykorzystywanie agenta w grach, manipulacjach było możliwe w ograniczonym zakresie, również dlatego, żeby go nie zdekonspirować. Jaką wiedzę o infiltracji „Solidarności” przez SB dają akta zgromadzone w IPN? Taką, że była ona stosunkowo niewielka. Zwłaszcza jeśli chodzi o kierownictwo związku: im wyżej w związkowej hierarchii, tym mniej agentów. Możliwość manipulowania gremiami kierowniczymi związku była niemal żadna. Potwierdza to zresztą rozwój wydarzeń: partia nie była w stanie opanować „Solidarności” przy pomocy swoich ludzi, nie była nawet zdolna wytworzyć liczącego się nurtu ugodowego i musiała zastosować wariant siłowy. W drugiej połowie 1981 roku, gdy kryzys państwa się pogłębiał, coraz więcej respondentów obarczało odpowiedzialnością za złą sytuację w kraju obie strony konfliktu, a więc także „Solidarność”. Czy i gdzie związek popełnił błąd?
rewolucji, że jej początek wiąże się z eksplozją nadziei: na poprawę sytuacji, na sprawiedliwość, a potem – zwykle dość szybko – przychodzi rozczarowanie. Każdej rewolucji towarzyszy osłabienie gospodarcze, wzrost cen, pogorszenie warunków życia. Niby jest więcej wolności, ale nie ma co włożyć do garnka. Dokładała się do tego propaganda partyjna, która winą za to wszystko obarczała strajki, a kto szedł do sklepu i widział puste półki, sam wyciągał wnioski. Przed wprowadzeniem stanu wojennego Wałęsa przy udziale prymasa próbował jeszcze rozmów z Jaruzelskim, ale były one właściwie bezprzedmiotowe. W którym momencie sytuacja stała się już nie do odwrócenia? 1078853
1980–1981 / Rozmowa z Andrzejem Friszkem
Nie wiem, czy należy mówić o błędach. To raczej dość typowe dla
243
Generał Jaruzelski twierdzi, że decyzję podjął w ostatnich godzinach 12 grudnia, ale na przykład już w październiku 1981 roku mówił na plenum KC, że „czasu pozostało niewiele”. W 1981 roku rozwiewały się nadzieję, że związek da się podzielić i podporządkować władzy metodami politycznymi, w które wciąż wierzył Kania. Ta wiara upadła ostatecznie po zjeździe „Solidarności”. Zastąpienie Kani przez Jaruzelskiego w październiku 1981 roku w fotelu I sekretarza PZPR było postawieniem na opcję stanu wojennego. Na rozwiązanie siłowe naciskał ZSRR. Do stanu wojennego przygotowywano się jednak i wcześniej, a nawet we wrześniu 1981 roku zastanawiano się, czy nie wprowadzić go przed drugą turą Zjazdu „Solidarności”. Otóż 10 września zebrało się kierownictwo MSW, przygotowując się do posiedzenia Komitetu Obrony Kraju. Kierownictwo MSW omawiało „Tezy w sprawie przygotowania resortu spraw wewnętrznych do stanu W”. Generał Kiszczak mówił, że nie należy czekać, aż „Solidarność” zaskoczy władzę, to władza powinna zaskoczyć związek. Na zebraniu mówiono o potrzebie zdeponowania w magazynach MO miotaczy gazu. 2 października komendy wojewódzkie MO dostały instrukcję, jak należy przeprowadzać aresztowania. Zatroszczono się nawet o dzieci opozycjonistów: przewidziano, że zostaną umieszczone w izbach dziecka. Generał Kiszczak mówił, by wpuszczać „Solidarność” w maliny, czyli wciągać ją w konflikty, których istoty społeczeństwo nie będzie rozumiało, a więc nie będzie rozumiało także decyzji związku. O tym, że władza coś szykuje, było wiadomo zarówno z inicjatyw legislacyjnych, działań jawnych, takich jak wojskowe grupy operacyjne, jak i takich, o których informował opozycję Adam Hodysz. Dlaczego więc „Solidarność” dała się zaskoczyć? „Solidarność”, jak mówiłem, działała według logiki rewolucyjnej i jej kierownictwo nie mogło przyjąć i narzucić wariantu samoograniczenia. Musiało reagować na nastroje, a te jesienią 1981 roku bardzo się zradykalizowały. I tak przecież 30 października „Solidarność” zakazała dzikich 244
strajków. Jednak sytuacja gospodarcza i postawa władzy budziły gniew 1078853
i chęć pokazania siły, zmuszenia władzy do ustępstw. „Solidarność” nie mogła ciągle ustępować, bo byłoby to odebrane jako objaw słabości, a także wywołałoby bunt przeciw kierownictwu. Tyle że „Solidarność” najpierw zapewniała o wsparciu dla strajkujących w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarnictwa, a gdy 2 grudnia nastąpił szturm na szkołę, tego wsparcia zabrakło. WOSP była obszarem MSW, czyli domeną partii, bano się więc przekroczyć granicę. Związek był rozdarty, z jednej strony istniała potrzeba wyrażenia solidarności wobec tych ludzi, którzy nie powinni być podporządkowani MSW – bo co ma straż do MSW? – byli młodzi i sympatyczni. Z drugiej istniała obawa, że „Solidarność” jest wciągana w sprawę, która miała ją skompromitować. Poglądy były różne. Seweryn Jaworski wprost angażował się w poparcie tego strajku, ale związek nie był w stanie zablokować desantu 2 grudnia i likwidacji strajku siłą. Ta akcja Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej zresztą była, moim zdaniem, początkiem gry operacyjnej zmierzającej już bezpośrednio do 13 grudnia. Upublicznione wystąpienia z odbywającego się dzień później posiedzenia cież pewne buńczuczne słowa padły. Jak silne i jak złudne było poczucie siły „Solidarności”? Gdy mówię o grze operacyjnej, właśnie to spotkanie mam na myśli. Desant ZOMO był takim działaniem, wobec którego związek nie mógł zareagować inaczej niż gniewnie. Stworzono sytuację, która musiała powodować wzrost napięcia i negatywnych emocji pod adresem władzy i sprowokować do ostrych wystąpień na spotkaniu szefów regionów w Radomiu. Jak wiadomo, na sali znalazł się TW, czyli Eligiusz Naszkowski, i te wypowiedzi skrupulatnie nagrał, tak że radio i prasa mogły je przytaczać z komentarzem, że oto przywódcy „Solidarności” zwariowali. 1078853
1980–1981 / Rozmowa z Andrzejem Friszkem
„Solidarności” w Radomiu zostały przez władze zmanipulowane, ale prze-
245
Generał Jaruzelski często w tamtym czasie mówił o obronie socjalizmu. Czy był to frazes maskujący zamiar trzymania się przy władzy, czy też generał był naprawdę komunistą? Trudno powiedzieć, co mu w duszy grało, ale byłbym skłonny sądzić, że to była raczej retoryka. Chodziło o utrzymanie władzy i określonego sposobu jej sprawowania, który nazywano socjalizmem, bo model gospodarczy i społeczny były tu na drugim planie. Kwestia tego, kto i według jakich reguł sprawuje władzę, była związana z miejscem Polski w Europie. Czy generał Jaruzelski, decydując się na wprowadzenie stanu wojennego, kierował przestępczym związkiem zbrojnym? Rozumiem, iż to sformułowanie wynika z tego, że po tylu latach trudno znaleźć przepis w kodeksie karnym, którego naruszenie nie uległo przedawnieniu, i szuka się takiego sformułowania, by sprawie nadać rangę śledczą i sądową. Moim zdaniem, jeśli można o coś oskarżać generałów, to o przekroczenie uprawnień czy złamanie konstytucji. Sformułowanie mówiące o związku przestępczym prowadzi do zacierania powagi sytuacji. To, czego naprawdę potrzeba, to zrozumienia skomplikowanego charakteru tamtych czasów i pamięci o odwadze ludzi „Solidarności”. To był największy kryzys w systemie komunistycznym w jego dziejach i początek jego końca. Była to może najważniejsza rzecz w skali globalnej, jakiej Polacy dokonali w XX wieku, mocno wpływając na historię powszechną. I o tym przede wszystkim powinniśmy pamiętać. Już po wprowadzeniu stanu wojennego, w obozie dla internowanych, Tadeusz Mazowiecki spotkał na spacerze Seweryna Jaworskiego. Ich dialog 246
przeszedł do historii. Jaworski powiedział: „I co, panie Tadeuszu, mówi1078853
łem, że trzeba było ostrzej”. Na co Mazowiecki odparł: „I co, panie Sewerynie, mówiłem, że trzeba było mądrzej”. Kto miał rację? Mazowiecki. Nie uważam, aby problemy, z którymi zderzyła się pierwsza „Solidarność”, można było rozwiązać ostrzejszymi działaniami. Gdyby działano ostrzej, wszystko by się rozwaliło już przy okazji sprawy Narożniaka, kopiującego pismo Czubińskiego. W 1981 roku Polska nie mogła się wybić na niepodległość ani stać się ustrojowo innym krajem. Zachód był zaskoczony rozwojem sytuacji nad Wisłą. Ogólna sympatia dla „Solidarności” nie przekładała się na konkretny pomysł, co zrobić z Polską, jak jej pomóc. Byliśmy skazani na przynależność do bloku wschodniego i zależność od Moskwy. A zatem poza partią nikt inny nie mógł tu rządzić. A zatem gra, którą prowadził obóz „Solidarności”, musiała być przemyślana, samoograniczać się i unikać konfrontacji. Jej i tak nie dało się uniknąć, ale fakt, że trwało to szesnaście miesięcy, stworzył ogromny kapitał. Bo każdy miesiąc był cenny, przyzwyczajał ludzi do pluralizmu, korzystania z praw, domagania się ich. Ten kapitał umożliwił walkę na innych etapach. Powrót do sytuacji sprzed sierpnia 1980
Aby wiedzieć więcej, przeczytaj: Andrzej Paczkowski, Droga do „mniejszego zła”, Kraków 2002 Wojciech Giełżyński, Lech Stefański, Gdańsk. Sierpień 80, Warszawa 1981 Timothy Garton Ash, Polska rewolucja. Solidarność 1980–1981, Londyn 1987 Janina Jankowska, Portrety niedokończone, Warszawa 2003 Jerzy Holzer, „Solidarność” 1980–1981. Geneza i historia, Paryż 1984 Solidarność w ruchu 1980–1981. Studia, red. Marcin Kula, Warszawa 2000 O stanie wojennym w Sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, red. Klemens Górski, Warszawa 1997 1078853
1980–1981 / Rozmowa z Andrzejem Friszkem
roku był już niemożliwy.
247
Pyrrusowe zwycięstwo generała (lata 1981–1983)
Rozmowa z Andrzejem Paczkowskim
Andrzej Paczkowski (ur. 1938) jest historykiem, pracownikiem PAN i Collegium Civitas, członkiem Kolegium IPN. W latach osiemdziesiątych redagował podziemne Archiwum Solidarności. Opublikował m.in.: Droga do „mniejszego zła”. Strategia i taktyka obozu władzy, lipiec 1980–styczeń 1982 (2002), Wojna polsko-jaruzelska (2006), Trzy twarze Józefa Światły (2009). 1078853
Wojciech Jaruzelski ogłasza stan wojenny 13 grudnia 1981 roku. Fot. PAP-ARCHIWUM 1078853
249
Czy wprowadzając stan wojenny, generał Wojciech Jaruzelski miał jakiekolwiek wyobrażenie, jak długo będzie on trwać? Generał Jaruzelski, co jest naturalne, wielokrotnie posługiwał się terminologią wojskową. „Bitwą” miało być opanowanie sytuacji po wprowadzeniu stanu wojennego. Rozbicie „Solidarności” oznaczałoby wygranie „kampanii”. „Wojnę” uznano by za wygraną, dopiero gdy partia doprowadziłaby do stabilizacji gospodarki i odzyskała zaufanie społeczne. Generał zakładał bowiem, że przed sierpniem 1980 roku partia takie zaufanie miała. Na posiedzeniu Biura Politycznego PZPR 22 grudnia 1981 powiedział, że na wygranie „wojny” potrzeba dziesięciu lat. Stan wojenny oczywiście musiał zakończyć się wcześniej. Aliści ani przed wprowadzeniem stanu wojennego, ani 13 grudnia, ani w ciągu wielu następnych miesięcy nikt nie miał wyobrażenia, jak długo powinien on trwać. Nie znam żadnych dokumentów, które świadczyłyby o tym, że zastanawiano się wówczas nad jakąkolwiek konkretną datą. Natomiast dość szybko zawieszono pewne dotkliwe dla społeczeństwa obostrzenia, takie jak brak połączeń telefonicznych, ograniczenia w podróżowaniu, kontrola przesyłek pocztowych, blokada transportu. Znoszenie ograniczeń miało świadczyć o sukcesie operacji, a także o otwartości ekipy rządzącej. Była to improwizacja czy realizacja konkretnego planu rozpisanego w kalendarzu? Cały ten represyjny inwentarz był przygotowany wcześniej i zakładano chyba, że będzie można nim grać. Na przykład wycofać jakieś obostrzenia, ale trzymać je w zanadrzu, by przy fali niepokojów społecznych przywracać je jako karę. Wielokrotnie tak postępowano, na przykład w Warszawie, gdzie po demonstracjach 1 i 3 maja 250
1982 przywrócono godzinę milicyjną, zniesioną kilka dni wcześniej 1078853
12/13 grudnia 1981 właśnie z okazji 1 maja. Niektóre niedogodności
– Rada Państwa uchwala
wycofywano z powodów ekonomicznych, gdyż sto-
z dniem 13 grudnia stan
sowane zbyt rygorystycznie utrudniały funkcjonowanie gospodarki, na przykład przewóz części zamiennych z jednej fabryki do drugiej wymagał zgody na przejazd. Obostrzenia opóźniały pracę i wpływały na wydajność gospodarki. Militaryzacja zakładów pracy była potrzebna jedynie do wprowadzenia dyscypliny, bo komisarze wojskowi nie byli przecież ani ekonomistami, ani menedżerami. Istotna wydaje się uwaga, którą poczynił Kazi-
wojenny. Konstytuuje się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Do 26 lutego 1982 internowanych zostaje 6647 działaczy „Solidarności”. W wielu miastach Polski wybuchają strajki.
16 grudnia 1981 – pacyfikacja kopalni Wujek.
mierz Barcikowski, jeden z członków Biura Po-
Od kul ginie dziewięciu
litycznego i zarazem sekretarz KC PZPR, że stan
robotników. Także pacyfikacja
wojenny był przygotowany pod kątem milicyjno-
stoczni w Gdańsku oraz Huty
-wojskowym, ale zabrakło myślenia w kategoriach
Lenina w Krakowie.
politycznych czy gospodarczych. Dlatego przez pierwsze tygodnie trwało polityczne zamieszanie. Pojawiały się pomysły likwidacji PZPR i powołania nowej, awangardowej, prawdziwie rewolucyjnej partii. Potem zaczęto organizować Ocalenia Narodowego. Jednak ich członkami byli w większości członkowie PZPR, a więc nie oznaczało to poszerzenia „bazy”. Potem wymyślono Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego, do którego zaproszono także mniej lub bardziej znane osoby nienależące do PZPR. Była to próba znalezienia zaplecza poza partią komunistyczną. Które z licznych gremiów władzy miało po 13 grudnia najwięcej do powiedzenia? Na czele każdego z nich stał Jaruzelski, ale gdzieś zapadały ostateczne decyzje... Funkcje tych ciał zmieniały się wraz z rozwojem sytuacji. W pierwszym okresie najwięcej do powiedzenia miał „dyrektoriat”: to było 1078853
1981–1983 / Rozmowa z Andrzejem Paczkowskim
poparcie „na dole”, tworząc OKON-y, czyli Obywatelskie Komitety
251
dziewięć osób, które stanowiły sztab przyboczny Jaruzelskiego. Obok generała znaleźli się tam między innymi wicepremier Mieczysław Rakowski, Kazimierz Barcikowski, reprezentanci resortów „siłowych” – generałowie Czesław Kiszczak i Florian Siwicki. Nazwa dyrektoriat, jak wynika ze wspomnień Rakowskiego, „zrodziła się gdzieś w kuluarach”. Spore znaczenie miała także grupa sekretarzy KC PZPR. Niektórzy byli zresztą w dyrektoriacie. Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego była raczej ciałem czysto fasadowym. Jej posiedzenia odbywały się rzadko. Także Biuro Polityczne KC PZPR miało ograniczone funkcje. Toczyły się tam jednak dyskusje dotyczące strategii, bardziej generalne niż na posiedzeniach dyrektoriatu, bo ten był zawalony sprawami bieżącymi, taktycznymi. Dyrektoriat miał więcej do powiedzenia, bo był dobrany przez Jaruzelskiego, co zapewniało, że są w nim ludzie cieszący się jego zaufaniem. W dyrektoriacie zasiadali także dwaj sekretarze KC PZPR, Stefan Olszowski i Mirosław Milewski, osoby uważane za ludzi Kremla, których generał chyba nie mógł być pewien. Czy ich obecność wynikała z nacisków Moskwy? Generał Jaruzelski odmówił mi odpowiedzi na pytanie, jak powstały WRON i dyrektoriat. Jesteśmy skazani na domysły. Olszowski zajmował się w KC propagandą w partii. Z ramienia rządu zajmował się tym samym Mieczysław Rakowski. Milewski zaś jako sekretarz KC PZPR odpowiadał za sprawy bezpieczeństwa i administracji. Ale w dyrektoriacie był też generał Kiszczak, minister spraw wewnętrznych. To on bezpośrednio zarządzał aparatem i był w ciągłym kontakcie z szefem misji KGB w Polsce, generałem Witalijem Pawłowem. Dlatego Milewski był uważany za człowieka Moskwy i miał z Rosjanami dobre kontakty. Więc nie wiadomo, kto kogo nadzorował, Kiszczak Milewskiego czy na odwrót. Mogło być i tak, że Jaruzelski dwóch ludzi, którzy wydawali się mu najbardziej niebezpieczni, chciał mieć 252
stale koło siebie i w ten sposób ich zneutralizować. 1078853
11 lutego 1982 – ukazuje się pierwszy numer podziemnego
Jak wyglądały posiedzenia dyrektoriatu?
„Tygodnika Mazowsze”.
Tego możemy się tylko domyślać. Nie ma protoko-
12 kwietnia 1982
łów tych posiedzeń. Strzępy informacji na ten te-
– rozpoczyna działalność
mat są w Dziennikach Rakowskiego i we wspomnie-
Radio „Solidarność”.
niach Barcikowskiego. już wyspany, ale także by spłynęły już wszystkie
22 kwietnia 1982
meldunki z kraju z poprzedniego dnia. Posiedze-
– powstaje Tymczasowa
nia trwały około półtorej godziny, czasem dwie.
Komisja Koordynacyjna
Ze wspomnień Rakowskiego wynika, że podczas
NSZZ „Solidarność”.
Spotykano się o dziewiątej rano, tak by każdy był
spotkań dyrektoriatu odbywały się rzeczywiste dyskusje, niekiedy ostre. Ale większych konfliktów nie
3 maja 1982
było. Sądzę, że wyglądało to podobnie jak na posie-
– demonstracje w większych
dzeniach Biura Politycznego. Najpierw każdy wyra-
miastach Polski. ZOMO atakuje
żał swoją opinię, a potem generał podsumowywał,
uczestników demonstracji.
i to, co on powiedział, było ostateczne. Wszyscy rozchodzili się do swoich placówek, skąd, zdaje się,
Był to niewątpliwie trudny czas dla Jaruzelskiego. We wspomnieniach użalał się na kłopoty zdrowotne. Jerzy Urban mówił, że Jaruzelski nawet nie sypiał w domu, lecz przysypiał na jakiejś kozetce na zapleczu gabinetu. Nie znamy badań lekarskich Jaruzelskiego z tamtego okresu. Ktoś też powinien się pokusić o zarysowanie jego psychologicznej sylwetki. Kilka lat później, jak wynika z zapisków znanego dziennikarza piszącego Jaruzelskiemu przemówienia, pułkownika Wiesława Górnickiego, generałowi zdarzało się być na skraju wyczerpania, wahał się z podejmowaniem decyzji, hamletyzował. Z jego wspomnień wiemy, że w przededniu wprowadzenia stanu wojennego miał jakieś problemy z kręgosłupem. Ostatnie dni przed i pierwsze po 13 grudnia były 1078853
1981–1983 / Rozmowa z Andrzejem Paczkowskim
bez przerwy do niego dzwonili.
253
dla niego niezwykle wyczerpujące fizycznie i psychicznie. Podejmował decyzje i nie wiedział, jaki będzie ich skutek. Na pewno żył w ciągłym stresie. Przez wiele kolejnych nocy nie nocował w domu i stale urzędował w gabinecie premiera. Dopiero, jak zauważył Rakowski, w marcu 1982 roku, po wizycie w Moskwie, przeniósł się do siedziby KC PZPR. Być może powiedziano mu w Moskwie, że to partia rządzi, a nie rząd, i że ważniejszy jest on jako I sekretarz KC PZPR niż jako premier. Czy w partii pogodzono się z degradacją, jaką przyniosło jej wprowadzenie stanu wojennego? W swojej książce o stanie wojennym pisze pan, że sekretarze nie bardzo chcieli współpracować z komisarzami wojskowymi. Mało jest dokumentów, które umożliwiłyby ogólną ocenę. W książce podaję trochę przykładów obaw żywionych przez komisarzy, ale raczej dominuje przekonanie, że obóz rządzący był monolitem i wszystko toczyło się gładko. Wraz z wprowadzeniem stanu wojennego partia otrzymała kilka ciosów. Internowano grupę jej działaczy z Edwardem Gierkiem na czele, który musiał być punktem odniesienia dla części aparatu. Wszędzie panoszyło się wojsko i, jak mawiał generał, partia szła „pół kroku” z tyłu. Czy wszystko to rzeczywiście tak gładko przełknięto? Nie ma śladu buntu. Osoby, które wyrażały niezadowolenie, nie stworzyły żadnej platformy porozumienia. Żaden „antymilitarystyczny” nurt w partii nie powstał. Jednocześnie wiemy, że sporo osób rzuciło wtedy partyjną legitymację. Nikt nie badał nastrojów na poziomie komitetów wojewódzkich PZPR. Aparatowi w regionach mogło się nie podobać choćby to, że większą rolę zaczęli odgrywać komendanci wojewódzcy MO. Oni zawsze byli w egzekutywach komitetów, ale teraz zaczęli zabierać głos. Wzrosła 254
też rola wojewódzkich sztabów wojskowych. Potulność aparatu wynika1078853
20 lipca 1982 – PZPR, ZSL, SD, PAX podpisują deklarację utworzenia
ła, jak sądzę, z tego, że ci ludzie zdawali sobie sprawę,
Patriotycznego Ruchu
iż jest to dla nich jedyny ratunek. Autorytet Jaruzel-
Odrodzenia Narodowego.
skiego był taki, że wszyscy leżeli przed nim plackiem.
21 lipca 1982
Jednym z elementów planu politycznego miało być
– amnestia, uwolniono 913 osób,
przejęcie „Solidarności”, oczywiście po pozbyciu się eks-
w tym wszystkie kobiety.
tremy, ale z Lechem Wałęsą. Czy Wałęsa był w rachu-
31 sierpnia 1982
bach generała niezbędny? Tak. Z dokumentów, jakie znam, nie wynika, by miano w zanadrzu inny plan przejęcia związku. Po prostu nie było osoby o porównywalnym autorytecie i to sprawiało, że Wałęsa miał specjalną pozycję.
– w całej Polsce odbywają się demonstracje w rocznicę podpisania Porozumień Gdańskich. Są ofiary śmiertelne.
Cały plan wywodził się z rozróżnienia „zdrowego nurtu robotniczego protestu” i „brudnej antysocjalistycznej piany”. „Pianą” byli działacze opozycji i liderzy związku, „pianę” należało wsadzić do więzienia, a wówczas „zdrowy nurt” okazałby się sterowalny i wmontowałoby się go w istniejące struktury państwa, ewenTa strategia miała dwa źródła. Pierwszym była tradycyjna zasada divide et impera: należało przeciwnika podzielić. Drugim była ideologia i wiara, że klasa robotnicza instynktownie, choćby podświadomie, dąży do socjalizmu. Wierzono, że jeśli dopuści się do głosu tych, którzy naprawdę wyrażają wolę robotników, to „Solidarność” będzie za ówczesnym ustrojem. SB przeprowadziła – między innymi w ramach operacji „Klon” (czyli podpisywania „lojalek”) oraz w ośrodkach dla internowanych – tysiące rozmów, których celem było skłonienie ludzi do współpracy. Generałowi marzyły się związki zawodowe nie tylko prosocjalistyczne, ale także prokościelne. Czy to było realne? 1078853
1981–1983 / Rozmowa z Andrzejem Paczkowskim
tualnie trochę je korygując.
255
Można było założyć, że przejęte związki miałyby akceptację Episkopatu. Kościół nie przydzieliłby im zapewne duszpasterza, ale zaakceptowałby ich istnienie. Ale przecież Wałęsy nie zaliczano do „zdrowego nurtu”. Czyżby zakładano, że bez doradców, takich jak Tadeusz Mazowiecki czy Bronisław Geremek, Wałęsa będzie osobą słabą i łatwo sterowalną? Predyspozycje Wałęsy nie grały tu, zdaje się, żadnej roli. Zresztą w elicie władzy wszyscy traktowali go jako nawiedzonego, mało inteligentnego gracza politycznego, ale z charyzmą. Jego pozycja w „Solidarności” sprawiała, że bez niego cały manewr był niemożliwy. Gdyby na przykład wezwał 14 grudnia do zakończenia strajków, historia mogłaby się potoczyć inaczej. O stosunku do „Solidarności” zdecydowała także lekcja z rozbijania podziemia po zakończeniu II wojny światowej. Wtedy nachalna propaganda i represje raczej przyczyniły się do powstania legendy Armii Krajowej, teraz chciano uniknąć podobnej sytuacji. Mówił o tym generał Kiszczak w czerwcu 1982 roku. Jednak konferencje prasowe Urbana przeczyły tej polityce. Polityka jest rozległym obszarem działania, nie zawsze warto mówić jednym głosem. Stosowano też taktykę kija i marchewki. Urban na swoich konferencjach prasowych walił kijem, a inni mówili o „zdrowym nurcie”, o porozumieniu. Analogia do okresu instalowania się komunistów w Polsce jest oczywista. Wiosną 1945 roku, gdy „chłopcy wracali do lasu”, przeprowadzono wiele rozmów z lokalnymi przywódcami podziemia. Namawiano ich do ujawnienia, ale kogo nie dało się przekonać, tego należało zniszczyć. Po 13 grudnia także odbyto sporo rozmów z uwięzionymi członkami Komisji Krajowej „Solidarności” w ramach wspomnianej operacji „Klon”. Analogicznie traktowano Kościół? Jaką rolę w stabilizacji przewidział dla 256
Kościoła generał Jaruzelski? 1078853
5 października 1982 Dla Jaruzelskiego Kościół – w przeciwieństwie do
– aresztowanie Władysława
„Solidarności” – był partnerem. Niewygodnym,
Frasyniuka, jednego
ale jednak partnerem. Nie poddawał się sterowa-
z przywódców podziemnej
niu, głównie ze względu na postawę Jana Pawła II. Był niezależny od państwa finansowo. Zapomniał o tym Władysław Gomułka, gdy wygonił religię ze szkół. W Czechosłowacji państwo płaciło księżom
„Solidarności”. W listopadzie zostaje skazany na sześć lat więzienia.
i tym samym kompletnie uniezależniono od państwa.
8 października 1982
Jakakolwiek realistyczna polityka musiała więc za-
– Sejm delegalizuje „Solidarność”.
pensje. W Polsce religię przeniesiono do kościołów
kładać porozumienie z Kościołem. Dlatego na przyną w obozach dla internowanych i w więzieniach.
12 listopada 1982
Z drugiej strony wielokrotnie na posiedzeniach
– po spotkaniu Wałęsa–Kiszczak
partyjnych gremiów pojawiały się wypowiedzi, że
zapada decyzja
jedyną prawdziwie znaczącą antysocjalistyczną siłą
o uwolnieniu Wałęsy.
kład kurie mogły prowadzić działalność charytatyw-
był i jest Kościół. Wielokrotnie umizgiwano się do Kościoła, ale jakoś nikomu nie przyszło do głowy, by zlikwidować Departament IV MSW, który zajmował się inwigilacją kleru. W latach osiemdziesiątych jego aktywność została wręcz zin-
Kiedy po raz pierwszy pojawiła się myśl o zniesieniu stanu wojennego? Pierwszy raz publicznie konkretną datę podał sam Wojciech Jaruzelski, w 1982 roku, w swoim sejmowym wystąpieniu z okazji 22 lipca. Powiedział wtedy, że stan wojenny będzie zniesiony do końca roku. Ale zamiast tego pod koniec 1982 roku stan wojenny tylko zawieszono. Tak, choć dekret o stanie wojennym w ogóle nie przewidział takiej moż-
1981–1983 / Rozmowa z Andrzejem Paczkowskim
tensyfikowana.
liwości. Trzeba było naginać prawo. Zawieszenie było wygodniejszą formą, bo dawało możliwość, by w razie czego stan wojenny „odwiesić”. 1078853
257
Czy po wydarzeniach z 31 sierpnia 1982, gdy milicja i SB rozprawiły się z demonstracjami, które nie przerodziły się w dłuższe akcje protestu, generał poczuł się bezpieczniej? Tak to wygląda. O ile demonstracje 1 i 3 maja były spontaniczne, to na 31 sierpnia Tymczasowa Komisja Koordynacyjna „Solidarności”, tajne zarządy regionów, komisje zakładowe i różne grupy, które powstały (takie jak „Solidarność Walcząca”), przygotowywały się dość starannie. W kierownictwie „Solidarności” zakładano, że po demonstracjach zaczną się strajki. To się jednak nigdzie nie udało. Niepowodzenie „Solidarności” świadczyło o tym, że dotychczasowa formuła walki – manifestacje uliczne i krótkotrwałe strajki – zaczyna się wyczerpywać. Kontratak związku, a tym były manifestacje sierpniowe, nie powiódł się. Aby zwyciężyć w całej kampanii, generałowi potrzebna była już tylko delegalizacja „Solidarności”. Dziwi długi okres pomiędzy fiaskiem rozmów z Wałęsą a formalną likwidacją „Solidarności” przez sąd jesienią 1982 roku. Przyjęto, że czas gra na korzyść Jaruzelskiego. Uważano, że opór będzie malał, toteż im później zostanie podjęta decyzja o delegalizacji związku (a właściwie wszystkich związków zawodowych), tym protesty społeczne będą słabsze. Decyzję o delegalizacji związku poprzedziły spotkania z prymasem Józefem Glempem i zapowiedź pielgrzymki Jana Pawła II w roku 1983. A zaraz po zdelegalizowaniu „Solidarności” na wolność wyszedł Wałęsa. Propagandowo Jaruzelski był wtedy w ofensywie. Może to dziwić, ale Jaruzelski stale myślał w kategoriach socjotechnicznych. Na przykład już w 1982 roku zastanawiał się nad uchwale258
niem i propagandowym rozegraniem rocznicy 13 grudnia jako Dnia 1078853
19 grudnia 1982 – Rada Państwa uchwala zawieszenie stanu wojennego
Ocalenia Narodowego. Z tego, co wiadomo z dokumentów i wspomnień o posiedzeniach najwyższych
od 31 grudnia.
gremiów decyzyjnych, politykę pojmowano jako pró-
14 maja 1983
bę rozwiązywania problemów za pomocą chwytów
– umiera Grzegorz Przemyk.
socjotechnicznych. Gdy się patrzy z tej perspektywy,
Dwa dni wcześniej został
była to skuteczna polityka. Poparcie dla „Solidarno-
aresztowany i pobity
ści” malało. Może nie rosła liczba zwolenników par-
przez funkcjonariuszy milicji.
tii, ale to nie były już lata stalinizmu, gdy wszyscy
Jego pogrzeb, 19 maja,
musieli popierać system. Ludzie przechodzili do
zgromadził kilkadziesiąt
strefy milczenia, a o to w gruncie rzeczy chodziło.
tysięcy ludzi.
Czy któryś z ludzi władzy postawił pytanie, czy stan wojenny, mimo tych pozornych – na przykład dla gospodarki – zwycięstw, w ogóle do czegoś prowadził?
16–23 czerwca 1983 – pielgrzymka Jana Pawła II do Polski. Papież dwukrotnie
Na sytuację patrzono głównie pod kątem pokonania
spotyka się z generałem
„Solidarności”. I tylko z tego powodu odkładano za-
Jaruzelskim, a po oficjalnym
kończenie stanu wojennego, bo skuteczność polityki represji wobec „Solidarności” nie była absolutna.
zakończeniu wizyty – z Lechem Wałęsą.
Gustáv Husák w 1970 roku, powiedzieć, że osiągnął normalizację. Co więcej, Jaruzelski już nigdy nie mógł tego powiedzieć, także po zniesieniu stanu wojennego, bo ciągle coś się działo, aż do 1989 roku, gdy cały system się zawalił. Przedłużano więc stan wojenny aż do lipca 1983 roku, bo wciąż były obawy, że te istniejące enklawy przeciwnika się wzmocnią albo rozbudują, a po formalnym zakończeniu stanu wojennego władza miała do dyspozycji całe rozbudowane instrumentarium prawne służące do walki z opozycją. Niektórzy działacze „Solidarności” mawiali, że mogliby wybaczyć Jaruzelskiemu internowanie i stan wojenny, ale nie potrafią wybaczyć tego, że zmarnował wtedy szansę reform gospodarczych. 1078853
1981–1983 / Rozmowa z Andrzejem Paczkowskim
Jaruzelski nie mógł, jak przywódca Czechosłowacji
259
Dla ludzi „Solidarności” brak zasadniczych zmian w gospodarce nie był chyba jednak tak ważny, to raczej reformatorzy partyjni – zresztą nieliczni – mieli za złe brak reform. Dopiero Rakowski, gdy w 1988 roku został premierem, zaczął robić to, na co wielu liczyło wnet po 13 grudnia: modernizację wedle wzoru chińskiego, czyli zmiany w gospodarce „tak”, ale zmiany polityczne „nie”. Co przeszkadzało Jaruzelskiemu podjąć reformy gospodarcze? Przede wszystkim poglądy. Generał chyba nigdy nie miał jaśniejszej wizji reform. Nie widać jej nawet w jego przemówieniach z lat 1987–1988. Chciał osiągnąć „spokój i dobrobyt”. Ale wszystko w ramach socjalistycznej ortodoksji. Najpierw potrzebował spokoju, i to jako tako umiał osiągnąć, choć do pełnej stabilizacji było daleko. Z dobrobytem jednak mu nie wyszło. Szczytem ekonomicznej odwagi rządzącym w Polsce wydawały się reformy, jakie wprowadziły swego czasu Węgry. Elementy rynkowe, trochę więcej swobody dla przedsiębiorstw, i to wszystko. Jeśli chodzi o gospodarkę, to zresztą także w obozie „Solidarności” mało kto wykraczał poza socjalizm. Kiedy zaczęto myśleć poważnie o zniesieniu stanu wojennego? Pomijając tę wypowiedź z 22 lipca 1982, przymiarki trwały dość długo. Obmyślano wariant, by połączyć zniesienie stanu wojennego ze zmianą części struktur państwa, między innymi wprowadzeniem urzędu prezydenta. Ale chyba nigdy nie dyskutowano o tym poważnie, nawet w Biurze Politycznym. Trudno coś konkretnego o tym powiedzieć, gdyż wszystkie stenogramy posiedzeń Biura Politycznego, począwszy od lipca 1982 roku, generał kazał zniszczyć. Można odnieść wrażenie, że władza trochę próbowała wyjść ze stanu wojennego tylnymi drzwiami, jakby brakowało pomysłu na wyjście efektowne. 260
Czy po to powstał PRON, by ogłosić apel o zniesienie stanu wojennego? 1078853
20 lipca 1983 – Sejm zmienia konstytucję PRL – Front Jedności Narodu
Nie, PRON dostał większą rolę do odegrania. Miał
zostaje zastąpiony przez
świadczyć o otwarciu się na społeczeństwo, o chę-
Patriotyczny Ruch
ci zmian, choć był w istocie tylko nowym Frontem
Odrodzenia Narodowego.
Jedności Narodu. A więc instrumentem propagan-
Rada Państwa uchwala
dy, który wykorzystywano wielokrotnie, między
zniesienie stanu wojennego
innymi do zawieszenia stanu wojennego, a później
z dniem 22 lipca 1983.
formalnie zniesienia go. Zniesienie stanu wojennego opakowano też dość konkretnymi zmianami w prawie. Były to, jak mawiał Rakowski, bezpieczniki. Ustawy przyjęte w drugiej połowie 1983 roku umożliwiały powrót do znacznej części represji stanu wojennego bez jego oficjalnego wprowadzania, a także dawały możliwość jego błyskawicznego wprowadzenia. Czym zatem miała się różnić Polska przed i po 22 lipca 1983 roku? W zasadzie niczym. Wszystkie rygory stanu wojennego były już znielitaryzację ministerstw przeprowadzono wcześniej, choć nigdzie nie znalazłem dokładnego kalendarium demilitaryzacji. Po 22 lipca 1983 w Polsce zapanował „stan powojenny”.
Aby wiedzieć więcej, przeczytaj: Andrzej Paczkowski, Wojna polsko-jaruzelska, Warszawa 2006 Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1981–1983, Warszawa 2004 Stan wojenny w Polsce 1981–1983, red. Antoni Dudek, Warszawa 2003
1981–1983 / Rozmowa z Andrzejem Paczkowskim
sione. Wycofano resztkę komisarzy wojskowych z fabryk. Bo demi-
Gabriel Mérétik, Noc generała, Warszawa 1989 1078853
261
Ślepa uliczka (lata 1983–1985)
Rozmowa z Antonim Dudkiem
Antoni Dudek (ur. 1966) doktor habilitowany, jest politologiem i historykiem, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz doradcą prezesa IPN. Opublikował m.in. Reglamentowana rewolucja. Rozkład dyktatury komunistycznej w Polsce 1988–1990 (2004), Historia polityczna Polski 1989–2005 (2007) i PRL bez makijażu (2008). 1078853
21 lipca 1983 – ostatni dzień stanu wojennego. Rozwiązanie WRON, amnestia.
Jaki był bilans stanu wojennego w dniu jego zniesienia? Władza miała wtedy już za sobą pielgrzymkę papieża, co
19 sierpnia 1983
zawsze było dla niej kłopotliwe, miała pewne regulacje
– rozwiązanie Związku
prawne, które ułatwiały kierowanie państwem, i wresz-
Literatów Polskich.
cie miała przeciw sobie rozbitą, ale nie zniszczoną „Solidarność” – który z tych czynników był najistotniejszy?
23 sierpnia 1983 – w telewizji występuje
Jeszcze w grudniu 1981 roku generał Jaruzelski mó-
Władysław Hardek, aresztowany
wił o wygranej bitwie, ale wciąż trwającej wojnie.
członek TKK, i przekonuje,
Według niego odwojowanie zmian w świadomości społecznej, jakie poczyniła „Solidarność”, miało
że dalsza działalność przeciw władzy jest bezcelowa.
zająć około dziesięciu lat. W połowie 1983 roku ta prognoza była w mocy. Trwała walka o świadomość społeczną. Nie chodzi o walkę z opozycją, ale o stan społeczeństwa i gospodarki. W tych dwóch najważniejszych sprawach Jaruzelski miał poczucie, że daleko do sukcesu. Owszem, w 1983 roku sytuacja się poprawiała i była lepsza niż dwa lata wcześniej. To był pierwszy rok od roku 1978, kiedy wzrósł dochód narodowy i poprawił się stan nastrojów społecznych, ale oba wyniki były na tak niskim poziomie, że trudno mówić o satysfakcji. Nie było już kartek na buty, ale na benzynę się poprawy, przeważała apatia, opisywana w wielu wspomnieniach z tamtych lat. Potwierdzały ją badania. Jaruzelski nieustannie zastanawiał się, jak ożywić społeczeństwo i zmobilizować je do jakiejś aktywności, miał świadomość, że stan wojenny zabił wszelkie jej formy. I dlatego zaraz po zniesieniu stanu wojennego zlikwidowano Związek Literatów Polskich i Pen Club? To były organizacje opanowane przez opozycję. Tworzono nowe. Jaruzelski próbował ożywić życie publiczne na trzy sposoby. Pierw1078853
1983–1985 / Rozmowa z Antonim Dudkiem
i na większość artykułów spożywczych tak. Ludzie nie spodziewali
263
Warszawa, 3 listopada 1984 roku. Pogrzeb ks. Jerzego Popiełuszki. Fot. PAP/Damazy Kwiatkowski
264
1078853
1078853
265
szym był PRON – dziś budzi to uśmiech, bo wiemy, że była to organizacja fasadowa, jednak generał wierzył, że skupi tych, którzy nie byli za władzą, ale też nie byli jej przeciwni. Stąd koncepcja postawienia na czele PRON Jana Dobraczyńskiego. Ogrywał on, parafrazując Lenina, rolę „pożytecznego idioty”. Dla Jaruzelskiego było to jednak wyrzeczenie, bo oto na czele poważnej, jak mu się zdawało, struktury postawiono człowieka, który nie był w PZPR ani w stronnictwach sojuszniczych. Co więcej, był pisarzem katolickim o endeckich sympatiach, kimś obcym ideowo. Oczywiście przydzielono mu jako sekretarza generalnego Jerzego Jaskiernię, ale to Dobraczyński miał tchnąć ducha w życie publiczne. Tymczasem realizował się w sprawach marginalnych, że przypomnę słynny list protestujący przeciwko serialowi Tulipan jako szerzącemu zgniliznę moralną. Lepiej sprawdził się drugi pomysł, czyli Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, ale, paradoksalnie, nie do końca tak, jakby chciał Jaruzelski. OPZZ tworzono w latach 1983–1984 i generał wiedział, że musi ono dostać większą swobodę, niż miała Centralna Rada Związków Zawodowych, która była całkowicie wmontowana w aparat państwa. Dlatego na czele OPZZ postawiono Alfreda Miodowicza, człowieka partyjnego, ale niepokornego. I z ambicjami. A także z osobowością, jeśli nie z charyzmą. Miodowicz energicznie zabrał się do tworzenia związku. Efekt? Od 1985 roku, gdy zmienił się premier, bo Jaruzelski jako szef rządu był jednak nietykalny, OPZZ stale atakowało rząd Zbigniewa Messnera. W 1988 roku doprowadziło do jego upadku. Gdy się czyta wspomnienia Messnera, widać ogromne pretensje i niechęć do Miodowicza. Zresztą wzajemną, bo Miodowicz też opublikował memuary, w których nie oszczędzał Messnera. Konflikt był personalny, ale też w jakimś stopniu wymyślony przez Jaruzelskiego: miał pokazywać pluralizm. Rząd miał być poddany 266
kontroli przez OPZZ – inaczej niż to było za czasów Gierka. Było 1078853
5 października 1983 to zgodne z hasłem Jaruzelskiego, że nie będzie po-
– przyznanie Pokojowej
wrotu do sytuacji sprzed 13 grudnia 1981, ale też do
Nagrody Nobla Lechowi Wałęsie.
sytuacji sprzed sierpnia 1980. na mobilizację społeczną: Inspekcja Robotniczo-
10 grudnia 1983
-Chłopska. Podobnie jak PRON musi budzić uśmiech,
– Adam Michnik pisze list
ale znów – Jaruzelski w to wierzył. Wbrew temu,
do generała Kiszczaka,
co niektórzy twierdzą, naprawdę był komunistą
w którym odnosi się
i naprawdę czytał Lenina, który tę inspekcję wymy-
do propozycji wyjazdu
ślił. Generał wierzył, że reforma, którą ogłosił po
za granicę w zamian
13 grudnia, była wersją NEP-u. Na posiedzeniach
za uwolnienie: „Aby będąc
Biura Politycznego mówił co prawda, że elementom
więziennym nadzorcą,
nepowskim – czyli prywaciarzom – trzeba patrzeć
proponować człowiekowi
na ręce, ale tak uczył Lenin. A kto miał patrzeć na
więzionemu od dwóch lat
te ręce? Oczywiście Inspekcja Robotniczo-Chłopska.
Lazurowe Wybrzeże
Jak ona działała, to odrębna sprawa, ale faktycznie
w zamian za moralne
po targowiskach chodzili inspektorzy – niekiedy
samobójstwo, trzeba
byli to rzeczywiście robotnicy i chłopi – i łapali spe-
być świnią”.
I wreszcie trzeci, najbardziej kuriozalny pomysł
kulantów, prawdziwych i domniemanych. Generał naprawdę wierzył, że te akcje mogą wyciągnąć państwo
Wszystko to było jednak mieszaniem nieposłodzonej herbaty. Bo choć baza społeczna „Solidarności” się kurczyła, władza nie gromadziła społecznego kapitału. W tej herbacie rzeczywiście nie było cukru, co najwyżej sacharyna. Polacy żyli wówczas w świecie, w którym istniała wąska grupa zaangażowanych w popieranie władzy i reszta biernie uczestnicząca w różnego rodzaju „akademiach ku czci”. Najczęstszym wyborem była ucieczka w prywatność. Stąd ówczesna moda na organizowanie imienin, odwiedzanie się po domach i picie wódki, bo była dostępna. Ludzie odrzucali oficjalną sferę życia, nie myśleli jednak, aby jej się sprzeciwiać. 1078853
1983–1985 / Rozmowa z Antonim Dudkiem
z zapaści i zmobilizują społeczeństwo bez udziału wrogich elementów.
267
Zniechęcać do oporu miały także wystąpienia złamanych opozycjonistów. Jaka była ich skuteczność? Czy gdy Władysław Hardek, jeden z założycieli Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej, odradzał w telewizji sprzeciwianie się władzy, było to skuteczne? Nikt nie wierzył, że zrobił to dobrowolnie. Nie chodziło jednak o przekonanie, ale o demonstrację, że służby są skuteczne, a podziemie rozpracowane. Ten sam cel miało pokazywanie w telewizji likwidowanych drukarni. Władze, kontrolując media, mogłyby udawać, że nie ma problemu drugiego obiegu, ale wiedziały, że to by je ośmieszyło. Nie wierzyły, że mogą ludzi przekonać do siebie, ale próbowały zniechęcić ich do opozycji. I Hardek oraz pomniejsi działacze złamani przez władze mówili, że działalność w opozycji nie ma sensu. Nie przekonali kilkunastu tysięcy ludzi zaangażowanych w opozycję ani kilkuset tysięcy z nią sympatyzujących, ale wśród masowego odbiorcy mogło to odnieść skutek. Takie wystąpienia działały na świadomość. Nie przypadkiem siła oporu malała z każdym rokiem aż do roku 1987. A jaki pomysł miała opozycja? „Solidarności” ucięto głowę poprzez internowanie i uwięzienie jej liderów, ale jednocześnie pojawiło się wiele nowych organizacji, także kulturalnych, księża organizowali w parafiach namiastkę życia społecznego. Czy rozbicie „Solidarności” nie zaowocowało wykwitem nowych form aktywności, na które w czasach „karnawału” nie było miejsca albo czasu? Przykłady niezależnej działalności kulturalnej, owszem, były, ale ograniczała się ona do kilkunastu największych miast. Takie inicjatywy jak teatr konspiracyjny czy wystawy malarstwa były zjawiskiem o ograniczonym zasięgu. Podejmowali je ci, którzy nie wierzyli, że działalność stricte polityczna przyniesie efekty. Kultura niezależna stanowi istotną część dorobku kulturalnego Polski w tamtej dekadzie, ale nie wydaje się, by była ważna dla większości społeczeństwa. Tak 268
1078853
8 lutego 1984 – „nieznani sprawcy” mordują działacza „Solidarności”
naprawdę niewielu też było księży, którzy mieli odwa-
Rolników Indywidualnych
gę użyczać plebanii artystom związanym z opozycją.
Piotra Bartoszcze.
A ci, którzy się na to decydowali, mieli często problemy nie tylko z SB, ale też ze swoimi biskupami. Jednocześnie do gry wchodziło nowe pokolenie – młodzież bez doświadczenia klęski grudniowej nocy. Powstała „Solidarność Walcząca”, potem Pomarańczowa Alternatywa. Tak, opozycja słabła jako całość, ale zarazem się przekształcała. Wystąpiło kilka zjawisk naraz. Symbolem zaangażowania nowego pokolenia była na przykład Pomarańczowa Alternatywa, która głosiła,
19 października 1984 – trójka oficerów SB porywa i zabija księdza Jerzego Popiełuszkę.
3 listopada 1984 – pogrzeb księdza Popiełuszki gromadzi tysiące ludzi.
że skoro nie można systemu obalić, należy go wyśmiać. Były też postawy skrajne, takie jak Ruch Społeczeństwa Alternatywnego – zafascynowany anarchizmem. Była, z drugiej strony, fascynacja pacyfizmem, która znalazła wyraz w ruchu Wolność i Pokój, powstałym w 1985 roku, czy też kontrkultura, której najbardziej spektakularnym przejawem był budzący od początku ogromne konNajważniejsza jednak, z późniejszej perspektywy, była fascynacja koncepcjami liberalizmu gospodarczego. To wtedy czytano Hayeka i Friedmana. Jako ówczesny student widziałem zalew tej literatury i jej oddziaływanie. Ci, którzy ją czytali, dochodzili do wniosku, że socjalizm prowadzi donikąd i problemem nie są tylko rządy komunistów, ale także utopijny program przedgrudniowej „Solidarności”. Dlatego w 1989 roku znaczna część ludzi opozycji, którzy przecież wyrastali z programów socjalistycznych, stwierdziła, że tego systemu nie da się remontować i trzeba budować od nowa. Tadeusz Mazowiecki mówił jeszcze w exposé o społecznej gospodarce rynkowej, nie wspomniał też o prywatyzacji, ale do rządu wziął Leszka Balce1078853
1983–1985 / Rozmowa z Antonim Dudkiem
trowersje „brulion”.
269
rowicza, i to było decydujące. Rozdrobnienie opozycji wraz z idącym za tym pluralizmem poglądów i programów okazały się też ważne dla kształtu sceny politycznej już po 1989 roku. Warto podkreślić, że stopniowo zwiększała się odporność na działania Służby Bezpieczeństwa. Opozycja przetrwała, bo nie stworzyła klasycznego podziemnego państwa z hierarchicznymi strukturami. TKK miała, owszem, największe wpływy, ale jej zwierzchnictwo uznawała najwyżej połowa struktur. Reszta nie była z nikim powiązana i przez to trudniejsza do infiltracji. Gdyby powstała jedna wielka organizacja i objęła większość struktur, władzy łatwiej byłoby ją przeniknąć i opanować. A tak, jak wynika z dokumentów SB, w połowie dekady rozpoznanych było około dziewięćdziesięciu procent, ale pod kontrolą operacyjną pozostawało tylko dziesięć procent z trzystu kilkudziesięciu struktur opozycji. Można też zapytać, czy SB wiedziała o wszystkich istniejących? Prawdopodobnie tak, zazwyczaj bowiem objawem istnienia organizacji było wydawanie własnego pisemka i już ewidencja tych pisemek dawała wyobrażenie. W SB byli specjaliści, którzy sprawdzali, czy poszczególne pisma wydawała ta sama drukarnia, czy nie. Jednej wielkiej organizacji, czy też państwa podziemnego, nie udało się stworzyć, bo przeciwna temu była „Solidarność”. Jakie były argumenty? Dyskusja trwała jeszcze w czasie stanu wojennego. Koncepcję państwa podziemnego przypisuje się Jackowi Kuroniowi, który z obozu w Białołęce wysłał artykuł, a w nim zawarł koncepcję strajku powszechnego i ewentualnego powstania. W dalszej jego części Kuroń pisał jednak, że to ma być tylko straszak na władze, by zmusić je do rozmów. Realnie tworzenie podziemia i opór rozważał Zbigniew Romaszewski, a potem próbowała to urzeczywistnić „Solidarność Walcząca”. Większość jednak wybrała opcję, którą głosił Adam Michnik – nie 270
budujemy państwa podziemnego, ale tworzymy pluralistyczne spo1078853
24 listopada 1984 łeczeństwo podziemne. Była to koncepcja lepsza,
– powstaje OPZZ pod
bo zwiększała szanse przetrwania. Stało się jasne,
kierownictwem Alfreda
że jeżeli dojdzie do strajku generalnego, nie będzie szans na zbudowanie czegoś takiego jak AK i wywołanie powstania. To była inna epoka, a i Służba Bezpieczeństwa była skuteczniejsza niż gestapo, bo zakaz współpracy z nią był słabszy. Koncepcje utworzenia państwa podziemnego i rządu narodowego były utopijne i musiałyby się skończyć porażką. Jednak koncepcja oporu społecznego też traciła zwolenników. Adam Michnik mówił po latach, że swój słynny list do Kiszczaka napisał także dlatego, żeby zablokować innym możliwość wahania się. Mówił: „To był
Miodowicza.
13 stycznia 1985 – aresztowanie Władysława Frasyniuka, Bogdana Lisa i Adama Michnika po spotkaniu z Lechem Wałęsą.
14 kwietnia 1985 – w Krakowie powstaje ruch Wolność i Pokój.
bardzo trudny moment dla podziemia. Wielu moich kolegów było zdecydowanych iść na kompromis […]. Każdy, kto po takim liście poszedłby na jakieś układy z władzą, miałby dyskomfort etyczny”. Michnik, jeśli dobrze odtwarzam tok jego rozumowania, miał wtedy poglądy radykalne co do taktyki. Nie popierał koncepcji państwa ni nie było warunków do działania. List do Kiszczaka był gestem spektakularnym, ale bardziej symboliczna była postawa jego autora w czasie negocjacji o uwolnienie jedenastu czołowych działaczy KOR i „Solidarności” w zamian za zaprzestanie działalności publicznej i emigrację. W tych rozmowach uczestniczyli przedstawiciele Kościoła, i wszyscy, z wyjątkiem Michnika, byli skłonni rozważyć tę propozycję. On odmówił nawet wyjścia z celi, żeby wysłuchać oferty. Postawa Michnika w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych była racjonalna. Odrzucał jakiekolwiek rozmowy z Jaruzelskim, bo wiedział, że generał nie ma niczego istotnego do zaproponowania.
1983–1985 / Rozmowa z Antonim Dudkiem
podziemnego, ale nie popierał także ujawniania się, bo na powierzch-
Zaczął zmieniać koncepcję dopiero z dojściem do władzy Michaiła 1078853
271
Gorbaczowa. Wtedy uznał, że rozmowy z władzami są kwestią czasu. Co prawda Michnik do końca nie wierzył, że będzie możliwy dialog z generałem, uważał go bowiem za zbyt obciążonego stanem wojennym i niezdolnego do rozmów z opozycją. Ale generał też się zmienił. Było jednak pytanie o koszty oporu społecznego i sens trwania w takim klinczu. Na przykład ukrywający się liderzy opozycji byli symbolami trwania, ale to ukrywanie się właściwie wykluczało ich z konstruktywnej działalności. Wymagało też ludzi, którzy w tym czasie mogliby robić coś innego. Liczba ukrywających się systematycznie spadała i w połowie dekady było ich już tylko kilkunastu. Dla opozycji liczącej kilkanaście tysięcy ludzi nie był to ogromny wysiłek ani istota działalności opozycji. Było nią, do jesieni 1982 roku, organizowanie wielkich demonstracji, a gdy te straciły rozpęd, działalność poligraficzna. I było to racjonalne. Bezpiece, mimo wielu sukcesów, nie udało się zlikwidować drugiego obiegu, dzięki któremu ludzie na bieżąco otrzymywali komentarze do tego, co robiła władza, czy też informacje z zagranicy, których nie było w oficjalnych mediach. Aleksander Hall, ówczesny lider Ruchu Młodej Polski, wspominał jednak, że gdy się ujawnił, część środowiska miała mu to za złe – bo z konspiracji wychodzi się tylko przez więzienie, ale on już nie widział sensu ukrywania się. Zwątpienie musiało być silne. Hall się ujawnił, ale nie proponował zaprzestania druku gazetek i nie namawiał do włączenia się w działalność PRON. W pierwszej połowie lat osiemdziesiątych spór dotyczył tylko tego, czy się ujawniać, dopiero w roku 1986, po amnestii, zaczęto się spierać, czy wchodzić do oficjalnych struktur. Za drugim rozwiązaniem opowiedziało się 272
na przykład środowisko pisma „Res Publica”, które uznało, że lepiej 1078853
13 października 1985 włączyć się w legalną działalność, pójść na kompromis, ale móc skuteczniej działać, bez ryzyka, że zaraz wkroczy milicja i wszystko skonfiskuje.
– wybory do Sejmu, oficjalnie frekwencja wyniosła 78,8 procent.
4 grudnia 1985 – Wojciech Jaruzelski składa
Jak w tamtym czasie odnajdywał się Lech Wałęsa? Z jed-
wizytę w Paryżu. Premier
nej strony był tylko, jak mawiał Jerzy Urban, „byłym
Francji wyraża zakłopotanie
przewodniczącym byłego związku zawodowego”, „osobą
tą wizytą.
prywatną”, ale z drugiej strony był na przykład obecny w stoczni na spotkaniu z Mieczysławem Rakowskim, no i przede wszystkim został laureatem Nobla. Wałęsa nie był osobą prywatną ani przed Noblem, ani tym bardziej po nim. Miał natomiast inny problem. Jako lider musiał coś zaproponować, a nie bardzo wiedział co. Nie mógł się przyłączyć do radykalnej opozycji, bo byłoby to wbrew jego życiowej filozofii dialogu. Druga strona nie bardzo chciała wtedy rozmawiać, więc pozostawało czekać i robić dobre wrażenie. Firmował kolejne działania mające charakter zaproszenia do rozmów. Na przykład w 1985 roku Aneks wydał książkę Polska pięć lat po sierpniu. Była to wielowymiarowa fotografia Polski: gospodarcza, społeczna, pojasna: kraj się stacza i trzeba rozmawiać o tym, jak go naprawić. Była to demonstracja gotowości do rozmów. Wałęsa napisał do tej książki wstęp. I właściwie to było wszystko, co mógł wtedy robić. Oczywiście poza pokazywaniem się w zachodnich mediach, by przypominać o ruchu, który reprezentował. Czemu Kościół angażował się w wątpliwe jednak negocjacje w sprawie uwolnienia opozycjonistów w zamian za wyjazd lub zaprzestanie działalności? Państwo przecież cały czasy wykonywało gesty wrogie wobec Kościoła. Choćby usuwanie krzyży. Czy Kościół nie stracił orientacji? 1078853
1983–1985 / Rozmowa z Antonim Dudkiem
lityczna, autorstwa ludzi „Solidarności”. Konkluzja tej pracy była
273
Hierarchia od 13 grudnia była podzielona. Istniała dominująca w Episkopacie linia prymasa Glempa, który uznał, że „Solidarność” to czas przeszły i lepiej skupić się na próbach uzyskania dla Kościoła korzyści z osłabienia władzy. Ale była też opcja biskupów Tokarczuka, Gocłowskiego czy Gulbinowicza, którzy mówili, że opozycję trzeba wspierać, bo nie wszystko stracone. Jednocześnie Kościół uważał, że jakoś trzeba ludziom pomagać, stąd Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Represjonowanym i pomysł, żeby „jedenastka” wyjechała, żeby ci ludzie, zamiast gnić w więzieniu, podleczyli się za granicą. Glemp odrzucał symboliczne znaczenie tego więzienia i trwania. Bo uważał, że to Kościół jest symbolem i już wystarczy? Prymas nie bał się, że „Solidarność” odbierze Kościołowi dusze, ale był przekonany, że związek to już mrzonka. Otwierało się za to, według niego, pole dla ludzi umiarkowanych. Warto przy tym pamiętać, że hierarchia się w PRON nie angażowała. Miała konkretne sprawy – wizyty papieża, budownictwo sakralne na rekordową skalę czy negocjacje wokół ustawy o stosunku państwa do Kościoła. Rozmowy na jej temat trwały w latach 1982–1983 i wydawało się, że z końcem 1983 roku wszystko będzie dograne. Jednak właśnie wtedy nastąpił zwrot. Jaruzelski uległ głosom, że Kościół zbyt urósł w siłę i ta ustawa dałaby mu jeszcze większe przywileje. Władza poczuła się pewniej, tym bardziej że już „przetrwała” pielgrzymkę Jana Pawła II. Dlatego pod koniec 1983 roku, zaskakując stronę kościelną, wycofano się z dotychczasowym ustaleń w sprawie ustawy. Zaczęła się też akcja dekrucyfikacyjna, czyli zdejmowanie krzyży, które powieszono w szkołach przed wprowadzeniem stanu wojennego. Prymas Glemp zrozumiał wtedy, że nie uzyska nic więcej, i właściwie do roku 1986 – a po drodze była jeszcze śmierć księdza Popiełuszki, która tylko spotęgowała nieufność – dialog utknął w martwym punkcie. Kościół 274
jednak w tamtych latach uzyskał dużo od władzy dzięki odwróceniu 1078853
się od „Solidarności”. Powtórzę jeszcze raz: nie wynikało to z koniunkturalizmu, lecz z przekonania o klęsce związku. Ludzie Kościoła już inaczej patrzyli na władzę lat osiemdziesiątych, bo sytuację oceniali z szerszej perspektywy. Mieli za sobą doświadczenie czasów stalinowskich, gdy więziono prymasa i sądzono biskupów, a równocześnie najważniejsi z nich znali historię z początku stanu wojennego, gdy Kazimierz Barcikowski, po proteście prymasa, z pogwałceniem wszelkich norm prawnych, pojechał do drukarni i zmienił uchwalony przez Radę Państwa fragment dekretu o stanie wojennym, mówiący o możliwości internowania księży. Kościół wiedział, że jest siłą, z którą władza się liczy. À propos siły: w roku 1984 liczebność struktur siłowych osiągnęła poziom najwyższy od czasów stalinowskich. Po co to wszystko? Wojsko, milicja i SB to trzy filary, na których opierała się ekipa Jaruzelskiego. I zresztą jak wszystkie struktury biurokratyczne, rozrastały się po sukcesie 13 grudnia. SB w 1985 roku nie dlatego była większa, że wzrosło zagrożenie ale dlatego że po 13 grudnia władza się rozpędziła w jej rozbudowie liczebnej. Także wydatki na zbrojenald Reagan, ale i dlatego że generałowie wzięli władzę z rąk partii i kupowali sobie nowe zabawki. To się zemściło w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, gdy władze nie były już w stanie zaspokoić apetytów ludzi z rozrośniętych struktur siłowych. Narastająca przez całe lata osiemdziesiąte inflacja zżerała dochody również esbekom, nawet jeśli zarabiali dużo więcej niż przeciętni Polacy. Ci, którzy szli do bezpieki w poszukaniu przywilejów, musieli się rozczarować – mijały lata, a na przykład obiecanego mieszkania nie było.
1983–1985 / Rozmowa z Antonim Dudkiem
nia rosły nie tylko dlatego że w Stanach Zjednoczonych rządził Ro-
Czy ilość nie przeszła jednak w jakość? Czy ten rozrost struktur siłowych nie zaowocował wzrostem ich agresji? W lutym 1984 roku zginął działacz 1078853
275
rolniczej „Solidarności” Piotr Bartoszcze, w marcu wywieziono za miasto i pobito Antoniego Mężydłę, w październiku zginął ksiądz Jerzy Popiełuszko. W tym samym roku zapadł także wyrok w sprawie zabójstwa Grzegorza Przemyka uniewinniający funkcjonariuszy. Może nie były to oddzielne przypadki, ale całość większego zjawiska? Ofiary komunizmu trzeba jednak dzielić. Były represje z rozkazu władzy i była samowola funkcjonariuszy. Mężydłę porwali i pobili ludzie z organizacji Anty-Solidarność, która co prawda działała w ramach SB, ale to pobicie było jedynie inicjatywą sfrustrowanych funkcjonariuszy, którzy uważali, że Jaruzelski jest za miękki. Ich zdaniem trzeba było działać jak w latach czterdziestych: wywieźć do lasu i rozwalić. Nie wierzę, by Jaruzelski dawał pozwolenie na takie działania. Tym bardziej nie wierzę, że zabójstw Przemyka czy Bartoszcze dokonano za jego wiedzą. To były przejawy zwyrodnienia albo frustracji funkcjonariuszy. Inna rzecz, że oni sądzili, iż wszystko ujdzie im na sucho, i mieli ku temu podstawy. W większości przypadków takie sprawy były kryte. Najlepiej ilustruje to przypadek zabicia Grzegorza Przemyka. Jedynym wyjątkiem jest sprawa zabójstwa księdza Popiełuszki. Tu przecież też można było powiedzieć, że nie wykryto sprawców, ale jednak Kiszczak z Jaruzelskim uznali, że to zabójstwo było wymierzone również w nich i do pewnego poziomu trzeba sprawę wyjaśnić. Zabójstwa Bartoszcze czy Przemyka można już było zignorować. Generał Kiszczak mówił nawet, że całe morale resortu rozsypałoby się, gdyby ukarano milicjantów bijących Przemyka. Powiedział pan, że były to samowolne inicjatywy, ale one musiały wynikać z jakiejś ogólnej atmosfery. Tak, ludzie resortów siłowych mieli poczucie, że partia funkcjonuje dzięki nim. Były dwa takie momenty – na początku i na końcu PRL – 276
kiedy te struktury miały świadomość, że są ważniejsze od partii. Pan 1078853
kładzie nacisk na pewność siebie, ale była też frustracja z powodu umiarkowanej linii Jaruzelskiego, której nie rekompensowały kurczące się przywileje. Przeglądałem niedawno dokumenty Zarządu Ochrony Funkcjonariuszy – struktury w MSW, utworzonej po zabójstwie księdza Popiełuszki, takiej policji wewnątrz bezpieki. W tych aktach jest sprawa pewnego pułkownika SB z Kielc, który przy wódce wyklinał Jaruzelskiego, że ten sobie nie radzi z klerem, że trzeba zrobić porządek i są tacy, którzy rozpracowują Jaruzelskiego. Oczywiście jego współbiesiadnicy napisali raporty i wybuchł skandal. Wrażenie zrobiły zwłaszcza słowa, że ktoś rozpracowuje Jaruzelskiego. Afera doszła do Kiszczaka. I tego pułkownika, który od czterdziestych lat utrwalał władzę ludową, miał więc piękny życiorys, zaczęto inwigilować. Dochodziło do przezabawnych sytuacji, bo na przykład śledzono go, gdy szedł na Rakowiecką, czyli do siedziby MSW... Po paru miesiącach okazało się, że nie ma żadnej organizacji spiskującej przeciw Jaruzelskiemu i wszystko to były fantazje przy kielichu. Pułkownikowi jednak nie podarowano i wylądował na wcześniejszej emeryturze. A gdy Kiszczak mówił po latach, że nie był w stanie kierować ręcznie dwu-
Tak, tyle że tak może powiedzieć każdy minister i każdy szef dużej instytucji. Trzeba jednak pamiętać, że Kiszczak nie był w bezpiece lubiany, bo przyszedł z konkurencyjnej służby. Rywalizacja bezpieki ze służbami wojskowymi trwała przez cały PRL. Wejście Kiszczaka do MSW w 1981 roku było symbolem porażki bezpieki na najwyższym szczeblu. Lata osiemdziesiąte to więc nie tylko czas największego od czasów stalinowskich rozrostu bezpieki i jej znaczenia, ale też moment upokorzenia: jej szefem został wojskowy i jeszcze przyprowadził całą chmarę „zielonych”. W resorcie lepiej widziano by rządy takiego Milewskiego, który od 1944 służył w bezpiece. 1078853
1983–1985 / Rozmowa z Antonim Dudkiem
stu tysiącami ludzi, to mówił prawdę?
277
Generałowie mieli krytyków w aparacie władzy, bo w opinii niektórych twardogłowych towarzyszy uchodzili za zbyt łagodnych. Nie było bowiem ich zgody na bezprawie jak w latach czterdziestych i w sumie skala terroru w latach osiemdziesiątych nie była duża – nie mówię tego, żeby usprawiedliwiać Jaruzelskiego i Kiszczaka czy pomniejszać znaczenie ofiar. Ich mogłoby być więcej, ale generałowie trzymali ludzi z resortów siłowych na wodzy. Po sprawie księdza Popiełuszki uznali, że nie dość krótko. Zarazem to, że Kiszczaka nie lubiano i że czasem nie nad wszystkim panował, nie zdejmuje z niego odpowiedzialności za działania, które MSW podejmowało. On się później o nich dowiadywał i gdyby naprawdę chciał wyjaśnić sprawę Bartoszcze czy Przemyka, mógłby to zrobić. A sprawę Popiełuszki? Generał Kiszczak twierdzi, że próbował się dowiedzieć od Pietruszki i Piotrowskiego, kto za nimi stał, ale obaj „spuścili go po brzytwie” i w ogóle nie chcieli z nim rozmawiać. Profesor Andrzej Paczkowski ujawnił kilka lat temu notatkę Wiesława Górnickiego, doradcy generała Jaruzelskiego, sporządzoną wkrótce po zabójstwie. Zawierała ona sprawozdanie z rozmowy Górnickiego z kilkoma osobami z otoczenia Jaruzelskiego, które wspólnie doszły do wniosku, że była to robota członka Biura Politycznego i sekretarza KC Mirosława Milewskiego. Ta wersja mnie przekonuje, bo Milewski miał motyw. Zabójstwo księdza Popiełuszki nie mogło być wypadkiem przy pracy. To była zbyt symboliczna postać. O pomyłce można mówić w przypadku Marcina Antonowicza, studenta Uniwersytetu Gdańskiego, którego w 1985 roku zatrzymano w Olsztynie. Funkcjonariusze zobaczyli w legitymacji studenckiej, skąd pochodził, i postanowili mu dać szkołę, bo w ich wyobrażeniu pewnie każdy człowiek z Gdańska odpowiadał za „Solidarność”. Pobili go na 278
śmierć, choć nie chcieli. Śledztwo umorzono – to inna wersja zabój1078853
stwa Przemyka. W sprawie księdza Popiełuszki było inaczej. Wiemy, że już wcześniej próbowano go zlikwidować. To nie było tak, że jacyś funkcjonariusze popili sobie i przyszło im do głowy, że zrobią porządek. W tym przypadku nie wierzę we frustrację. Zabójcy musieli dostać sygnał skądś z wysoka. Generał Kiszczak sugeruje, że ze wschodu. Ale co to znaczy sygnał ze wschodu? Mógł on wyjść od Milewskiego. Kilkakrotnie rozmawiałem z różnymi ludźmi z aparatu partii i pytałem, czy mieli poczucie, iż wewnątrz elity władzy była węższa elita ciesząca się poparciem Moskwy. Zwykle to potwierdzali, a gdy pytałem o nazwiska, najczęściej wymieniano właśnie Milewskiego. On był ewidentnie traktowany jako człowiek Moskwy. Mógł się więc powoływać na Kreml, choć nie wierzę, by ten miał interes w zabijaniu księdza Popiełuszki, bo chciał podtrzymywać Jaruzelskiego. Ale ktoś mógł mieć interes w zepchnięciu Jaruzelskiego do takiego narożnika, z którego miałby ograniczone pole manewru. Z krwią Popiełuszki na rękach
Kreml rzeczywiście naciskał na zrobienie porządku w Polsce. W 1984 roku Jaruzelski pojechał do Moskwy odebrać Order Lenina za stan wojenny i Konstantin Czernienko zalecał, żeby „wyrwać z korzeniami resztki opozycji”. Można sobie wyobrazić, że zabicie księdza Popiełuszki to przykład dany przez Moskwę, jak należy postępować. Sądzę jednak, że Moskwa bardziej od wyrywania korzeni wolała nad Wisłą spokój. Naprawdę nikt nie był w stanie przewidzieć, co mogło się stać po zabójstwie Popiełuszki, zwłaszcza na jego pogrzebie. Ostatecznie ceremonia miała przebieg spokojny, ale tego nikt nie mógł przewidzieć. Dlatego nie wierzę, by Jaruzelski, Kiszczak czy Moskwa mieli interes w zabiciu księdza. Miał go natomiast Milewski. 1078853
1983–1985 / Rozmowa z Antonim Dudkiem
byłby zdany tylko na Moskwę. To było przecież jeszcze przed Gorbaczowem.
279
Na czym on polegał? Próbował się ratować. Oczywiście chodzi o aferę „Żelazo”, czyli akcję pozyskiwania pieniędzy przez MSW w wyniku działalności przestępczej na Zachodzie. Wiosną 1984 roku w MSW pojawił się jeden z braci Janoszów, zangażowanych w tę działalność, i do świadomości Kiszczaka i Jaruzelskiego dotarła sprawa „Żelaza”. Powołano komisję Biura Politycznego, przesłuchano Milewskiego i ten już wiedział, że to wstęp do usunięcia go. Mógł się bronić tylko w ten sposób: doprowadzić do takich niepokojów, że Jaruzelski w ogóle nie będzie miał głowy do „Żelaza” i usuwania towarzysza Milewskiego z kierownictwa. To się nie udało, ale sprawa księdza Popiełuszki opóźniła usunięcie Milewskiego o pół roku. Także dlatego żeby nie wiązano ze sobą tych dwóch wydarzeń. Z dokumentów wynika jasno, że śledztwo prowadzono poważnie. Rozpracowywano rodziny Pietruszki i Piotrowskiego, ale nie dlatego żeby, jak niektórzy sądzą, rozmyć śledztwo, zastraszać rodziny i zacierać ślady, lecz żeby znaleźć dowody przeciw Milewskiemu. Kiszczak i Milewski byli już wcześniej w ostrym konflikcie. Ten pierwszy uważał, że zabójstwo było wymierzone w niego i w Jaruzelskiego. Stąd poszukiwanie dowodów na łączność zabójców z Milewskim. Kiszczak przecież wiedział, że ksiądz Popiełuszko miał problemy z prokuraturą od grudnia 1983 roku i był na celowniku. Żeby była jasność: działalność przeciw księdzu Popiełuszce była prowadzona za wiedzą Kiszczaka. Chodziło o skompromitowanie go, stąd te wszystkie podrzutki do jego mieszkania. Chciano zmusić Glempa do wysłania go za granicę. I Jaruzelski był o krok od sukcesu, bo ksiądz Popiełuszko, naciskany przez Glempa, już się wahał. Może gdyby go nie zabito, wyjechałby na studia do Rzymu. Kiszczak chciał 280
się go pozbyć, ale nie zabić. 1078853
Prymas Glemp, jak sam mówi, wyrzuca sobie do dziś, że nie uratował księdzu Popiełuszce życia, wysyłając go za granicę. Tyle że jeśli Milewski miał motyw, to zginąłby inny ksiądz albo autorytet społeczny. Nie można było wysłać wszystkich za granicę. To prawda, gdyby nie wyszło z księdzem Popiełuszką, Milewski szukałby innej ofiary. Jak wiemy z afery „Żelazo”, zlecanie zabójstw nie było dla niego niczym nowym. Czy proces zabójców księdza Popiełuszki – bezprecedensowy w historii PRL – był obliczony na uspokojenie społeczeństwa, czy też służył do rozprawienia się z wewnętrznym zagrożeniem? Wciąż niewiele wiemy o tym procesie. Z pewnością jego celem było wyciszenie społecznego oburzenia. Biuro Polityczne na bieżąco nadzorowało przygotowania do procesu, choćby przez dobór sędziów i adwokatów. Chodziło też o to, by nie ujawnić tajemnic państwowych, czyli działań Departamentu IV wobec duchowieństwa, i by nie obciążyć w resorcie nikogo stojącego wyżej od Adama Pietruszki, czyli wicedyrektora Departamentu IV. Już to, że wzięto się do kogoś z jego szczebla, czyłby się na Piotrowskim – ot, zbuntowany kapitan namówił dwóch młodych bezpieczniaków do występku. Przecież jeden z nich skończył studia ledwie pół roku wcześniej. Uznano jednak, że to za mało. Musiał być wskazany ktoś wyżej, kto mógł zlecić zabójstwo. Wytypowano Pietruszkę, ale już generał Zenon Płatek nadzorujący Departament IV był poza zasięgiem. Zresztą być może Milewski sam, lub przez pośredników, rozmawiał z Pietruszką, a Płatek o niczym nie wiedział. Intencją kierownictwa partii był proces ograniczający odpowiedzialność na poziomie wicedyrektora departamentu. Kiszczak wielokrotnie mówił na posiedzeniach Biura Politycznego, że oskarżeni są w posiadaniu tajemnic państwowych, i obawiał się ich ujawnienia. 1078853
1983–1985 / Rozmowa z Antonim Dudkiem
było niezwykłe. Można sobie spokojnie wyobrazić, że proces zakoń-
281
Generałowie Jaruzelski i Kiszczak stali się symbolem władzy lat osiemdziesiątych. Jak układały się ich relacje? Nie ulega wątpliwości, że w tym tandemie stroną dominującą był Jaruzelski. Nie wiemy, czy byli ze sobą blisko na gruncie towarzyskim, ale jak dotąd nikomu nie udało się znaleźć jakiegoś śladu konfliktu między nimi. Warto też pamiętać, że obiegowa opinia, iż Kiszczak był w latach osiemdziesiątych osobistością numer dwa, jest pewnym uproszczeniem. Tak było rzeczywiście w odniesieniu do całego aparatu bezpieczeństwa, ale już w stosunkach z Kościołem głównym rozgrywającym z ramienia Jaruzelskiego był Barcikowski, a w wojsku najwięcej do powiedzenia miał generał Siwicki. Kiszczak w ogóle nie wtrącał się do takich obszarów, jak polityka zagraniczna, aparat partyjny czy gospodarka, jeśli oczywiście nie liczyć nadzorowania wywiadu, inwigilowania niektórych towarzyszy z kierownictwa czy też hodowania stada bydła w Bieszczadach. Tydzień po wyroku skazującym w sprawie zabójstwa księdza Popiełuszki aresztowano Michnika, Frasyniuka i Lisa. Czy był to sygnał dla „swoich”, że jednak nie zdajemy pozycji? Pewnie tak. Jaruzelski starał się balansować. Co prawda po pozbyciu się Milewskiego i Olszowskiego nie było w kierownictwie partii już nikogo, kto mógłby się mu przeciwstawić, ale on ciągle bał się skrzydła dogmatyków. Ludzie pokroju Tadeusza Porębskiego nie mogli być żadną alternatywą dla Jaruzelskiego, ale za żadne skarby nie chciał się z nimi skonfliktować. Dla Jaruzelskiego Porębski, klasyczny partyjny dogmatyk, był symbolem aparatu i generał był przekonany, że gwarantuje mu łączność z partyjnymi dołami. Z podobnych powodów długo tolerował ekscesy takiej postaci jak Albin Siwak. Po drugie, Jaruzelski w 1985 roku jeszcze nie rozumiał, że amne282
stie, po których wsadza się znanych ludzi, nie mają sensu. Uważał, 1078853
że sam może wyprowadzić kraj z kryzysu i żaden Michnik czy Frasyniuk z Lisem nie będą mu tu konspirowali i spotykali się z Wałęsą. Ten areszt i proces był demonstracją siły obliczoną na „swoich”, na społeczeństwo, ale też na Zachód, bo Jaruzelski był rozczarowany, że Zachód mimo wcześniejszych ustępstw się nie otwierał. Generał Jaruzelski miał problem z polityką zagraniczną. W 1985 roku udał się do Paryża, gdzie przyjęto go co najmniej chłodno. Czy ta podróż uzmysłowiła mu, że jest w kropce, a Polska pod jego rządami to „chory człowiek Europy”? Cierpiał z powodu izolacji, ale nie był też gotów płacić każdej ceny, żeby się z niej wyrwać. Choć próbowano to robić. W tym mniej więcej okresie Warszawa zabiegała o możliwość spotkania Jaruzelskiego z królem Maroka, kraju może niespecjalnie znaczącego dla Polski, ale zawsze. Chciano go zaprosić albo odwiedzić – cokolwiek, byle pokazać, że Jaruzelski spotyka się z politykami spoza bloku komunistycznego. Maroko postawiło warunek, że Warszawa musi uznać aneksję Sahary Zachodniej. To jednak nie było zgodne z linią wyznaczoną w tej sprawie przez Kreml i generał wolał nie ryzykować. mówił kiedyś amerykańskim kongresmenom, którzy zawitali nad Wisłę, że wie, iż amerykańskie filmy są lepsze od tych kręconych w bloku socjalistycznym, ale Polacy powoli się do tych drugich przyzwyczają i Polska obejdzie się bez amerykańskiej produkcji. Bywało, że się mocno targował. Próbował kolejne amnestie przehandlować za ustępstwa, ale Amerykanie też byli nieprzejednani, aż do 1986 roku, gdy zaczęła się odwilż w stosunkach USA–ZSRR i za zwolnienie ludzi z więzień dawali na przykład zgodę na połowy w określonych akwenach. Wizyta w Paryżu rzeczywiście miała być przełomem, ale nie była.
1983–1985 / Rozmowa z Antonim Dudkiem
Ekipa generała nie była gotowa na dowolne ustępstwa. Jaruzelski
Wcześniej tak próbowano sprzedać wizytę generała Jaruzelskiego w ONZ w Nowym Jorku. W Polsce prezentowano ją niemal jako ofi1078853
283
cjalną wizytę w Ameryce, licząc, że wielu ludzi nie zorientuje się w różnicy. Po powrocie zorganizowano na lotnisku jedyne za czasów Jaruzelskiego „powitanie”, na które ściągnięto ludzi z chorągiewkami i transparentami, by witali go po „sukcesie”. Przypominało to dekadę gierkowską, ale w karykaturalnej postaci. W czerwcu 1984 roku przeprowadzono wybory do rad narodowych, a w październiku 1985 roku wybrano, z opóźnieniem, ale jednak, nowy Sejm – czy był to dowód wewnętrznej stabilizacji? Zdecydowanie. Jednakże oficjalna frekwencja wyniosła mniej niż 80 procent, a przecież dotychczasowe oscylowały wokół 98–99 procent. Było to przyznanie się, że część Polaków nie jest z władzami – a więc do porażki, do której z pewnością przyczyniła się akcja opozycji obserwującej wybrane punkty wyborcze. Uniemożliwiło to zbyt daleko idące retusze frekwencji. Jeszcze większą porażką od frekwencji był skład tego Sejmu. Formalnie składał się on z ludzi sprawdzonych, ale z czasem, z powodu ogólnego rozkładu państwa, okazał się krnąbrny. Zaczęło się od tego, że w 1987 roku posłowie uchwalili nie taką, jak chciało Biuro Polityczne, ordynację wyborczą, w wyniku której referendum przegrano. Później, w 1988 roku, była słynna sprawa sekretarza KC Włodzimierza Mokrzyszczaka, którego Jaruzelski chciał zrobić szefem NIK. Okazało się, że Sejm w ogóle nie chce odwołać dotychczasowego szefa – skądinąd też generała – Tadeusza Hupałowskiego. Wydarzenie symboliczne, rzecz niebywała – wola Jaruzelskiego została jawnie zignorowana. PZPR miała w Sejmie większość i to właśnie jej posłowie zaczęli „brykać”. Byli to głównie posłowie OPZZ, partyjni, ale lojalni wobec Miodowicza. Cały czas ćwiczyli też ataki na rząd Messnera. I jego rząd był pierwszym w historii PRL obalonym przez Sejm, choć nie w sposób klasyczny. To pokazywało z jednej strony, że wśród ludzi władzy też zacho284
dziły zmiany i powoli się oni emancypowali, z drugiej uświadomi1078853
ło generałowi, że tkwi w ślepej uliczce. Dobrze oddają to słowa Jaruzelskiego, wypowiedziane na posiedzeniu Sekretariatu KC PZPR w listopadzie 1987 roku, gdy rozgoryczony komentował referendalną porażkę: „Demokratyzacja i porządek sobie nie przeczy, a właśnie wydaje mi się, [że] powinny się uzupełniać. Tylko że my niestety tego nie potrafimy, bo albo się rozłazi wszystko, albo próbujemy wszystko trzymać na siłę i też się rozłazi”. Działania zmierzające do wyprowadzenia państwa z kryzysu, o których pan mówił, doprowadziły chyba tylko do tego, że załamało się ono pod własnym ciężarem. Rozrost biurokracji był niepowstrzymany: czterdziestu ministrów, ośmiu wicepremierów i niezliczona liczba wiceministrów, nie mówiąc o innych instytucjach i urzędach, których działalnością było przelewanie z pustego w próżne. Czy generał wcześniej tego nie widział? Albo co myślał, czytając raporty o stanie partii, według których siedemdziesiąt procent członków PZPR było praktykującymi katolikami, a ludzie przed trzydziestym piątym rokiem życia stanowili w niej niewielki procent? Miał tego świadomość, ale brała w nim górę mentalność koszarowa. Uważał, że remedium na wszystko to więcej kontroli. Po kraju na generała Drzazgi. Ten słał Jaruzelskiemu raporty, po których zamieniano jednego I sekretarza KW na innego. Generał chwytał się wszystkiego, co dawało nadzieję. Tak więc przez pewien czas wierzono w „eksperyment słupski”, który narodził się, gdy tym województwem kierował Zygmunt Czarzasty. Trafił tam w 1986 roku w ramach rotacji, której ofiarą padli też Leszek Miller i Józef Oleksy – ludzi z centrali rzucano wówczas w teren. W Słupsku Czarzasty za pomocą czegoś, co później nazwano kreatywną księgowością, dokonał „cudu”. Wszystkie parametry wyskoczyły w górę: budownictwo, rolnictwo i tak dalej. Jaruzelski był zachwycony i Czarzasty na jego polecenie 1078853
1983–1985 / Rozmowa z Antonim Dudkiem
przykład jeździła Główna Inspekcja Terenowa pod kierownictwem
285
tłumaczył innym sekretarzom wojewódzkim, jak efektywnie zarządzać. Według niego rzecz polegała na wysyłaniu towarzyszy z KW w teren, żeby nie siedzieli za biurkami. Jaruzelski w latach 1983–1986 miotał się. Łudził się, że decyzjami administracyjnymi można jeszcze coś zmieniać. Zbigniew Messner wspominał, że dla otoczenia generała koszmarem była godzina dwudziesta, tuż po zakończeniu Dziennika telewizyjnego. Wtedy to dzwonił telefon i w słuchawce rozlegał się głos generała, który pytał: „Zbyszku, czy widziałeś ten materiał? Trzeba interweniować, ukarać winnych i nagłośnić”. A chodziło o jakąś spółdzielnię, w której zabrakło symbolicznego sznurka do snopowiązałek. Jaruzelski naprawdę wierzył, że jak zadzwoni do premiera, ten do wicepremiera, a ten jeszcze niżej, zostaną wydane polecenia i winnych się ukarze – to będzie lepiej. W 1987 roku na Biurze Politycznym potrafił rozstrzygać sprawę pojawienia się w Peweksie papieru toaletowego. Był oburzony, że papier nie był dostępny za złotówki. Jakiś minister wyjaśniał, że dyplomaci narzekali, iż nie mogli go nigdzie kupić i dlatego sprowadzono papier z Portugalii, tyle że zamiast do sklepów dla dyplomatów skierowano go do Peweksu. Jaruzelski kazał wyrzucić osobę odpowiedzialną za pomyłkę. Podobnych spraw było codziennie mnóstwo, a skala problemów taka, że Jaruzelski nie był w stanie nad tym zapanować, nawet gdy miał dobre pomysły. Siedział godzinami w biurze, czytał raporty, pracował po nocach, ale system był już niewydolny. Niestety jako komunista nie mógł tego przyjąć do wiadomości. Tym, którzy powątpiewają w to, że Jaruzelski był rzeczywiście komunistą, chciałbym przytoczyć następującą wypowiedź z wiosny 1987 roku w wąskim gronie ścisłego kierownictwa: „Towarzysze, nasza partia niesie straszliwy garb, nie tylko tych kryzysów, niesie garb religijności. [...] Pięćdziesiąt procent I sekretarzy POP podaje się jako wierzący [...] na ogół politycznie możemy na nich liczyć w trudnych chwilach, ale nie 286
są to do szpiku kości komuniści, jak byśmy chcieli. Nie można być 1078853
komunistą i siedzieć w kruchcie jednocześnie. Ale tak jest, jak jest, i trzeba z tym żyć, robić wszystko to, co można, żeby zmieniać, a jest to trudny i długotrwały proces”. Dopiero gdy nastał Gorbaczow i zachęcał do eksperymentów, generał zaczął powoli dojrzewać do nowych pomysłów. Początkowo za wszelką cenę chciał to robić bez opozycji. Punktem krytycznym było referendum 1987 roku. Jaruzelski wierzył, że partia je wygra. Po porażce załamała się jego wiara w sens samodzielnego remontowania systemu. Rozpoczął się proces dojrzewania generała do Okrągłego Stołu.
Aby wiedzieć więcej, przeczytaj: Mirosława Marody, Długi finał, Warszawa 1994 Kazimierz Brandys, Miesiące. 1982–1987, Warszawa 1998
1983–1985 / Rozmowa z Antonim Dudkiem
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1984–1986, Warszawa 2005
1078853
287
Szczepkowska miała rację (lata 1986–1989)
Rozmowa z Antonim Dudkiem, Janem Kofmanem i Andrzejem Paczkowskim
1078853
9 stycznia 1986 – aresztowany zostaje Bogdan Borusewicz.
Kalendarz polityczno-historyczny niekoniecznie jest zgodny z tym, który wisi na ścianie. Dlatego za począ-
17 lipca 1986
tek wieku XX uznaje się wybuch I wojny światowej, a za
– władze PRL pod naciskiem
jego koniec właśnie rok 1989. Który moment w historii
Stanów Zjednoczonych
Polski możemy uznać za początek owego roku 1989?
uchwalają amnestię dla więźniów politycznych.
JAN KOFMAN: Z wewnątrzkrajowej perspektyroku. W sferze gospodarki wskazałbym na koniec
29 września 1986
roku 1988, kiedy premier Mieczysław Rakowski
– Lech Wałęsa powołuje
wprowadzał rzeczywiście dość radykalną reformę
Tymczasową Radę „Solidarności”.
wy polityczną genezą roku 1989 jest amnestia 1986
po porażce pierwszego i drugiego etapu „reform” gospodarczych. Reformy Rakowskiego oznaczały deregulację rynku, co stanowiło nową jakość. ANTONI DUDEK: Dodałbym marzec 1985 roku, czyli dojście Michaiła Gorbaczowa do władzy. W 1986 roku mamy tego pierwsze echa w Polsce. Drugi element to zmiana nastrojów społecznych, które na przełomie roku 1985 i 1986 zaczęły się pogarszać. Badania CBOS lądowały na biurku generała Wojciecha Jaruzelskiego. Znał je i mając przyzwolenie Moskwy, zaczął szukać wyjścia z sytuacji. Stąd amnestia, stąd powołanie Rady Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa, do której zaproszono ludzi spoza obozu rządzącego. Rok 1986 to jeszcze szukanie po omacku. ANDRZEJ PACZKOWSKI: Rok 1986 to także ważna data w relacjach Wschód–Zachód. W Reykjavíku odbyło się spotkanie Reagan–Gorbaczow, które rozpoczęło właściwy przełom w stosunkach między supermocarstwami. Warto też pamiętać, że amnestia z września 1986 roku, a zwłaszcza jej rozległość, została wymuszona przez ambasadę Stanów Zjednoczonych. Komuniści nie chcieli wypuścić Zbigniewa Bujaka, jednak USA postawiły sprawę twardo, mówiąc, że jeśli Bujak nie wyjdzie, to nie ma co rozmawiać o zbliżeniu ani o pomocy ekonomicznej. A Warszawie bardzo na tym zależało także dlatego, 1078853
289
290
1078853
Na pierwszym planie: Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki, Mieczysław Gil, Janusz Onyszkiewicz. Za nimi drużyna, 26-osobowa delegacja. Fot. Leszek Łożyński/Reporter 1078853
291
że generał Jaruzelski pragnął wejść na scenę międzynarodową jako pełnoprawny gracz. Nieudane wizyty w Nowym Jorku i we Francji w 1985 roku unaoczniły mu, że nim nie jest. Pytanie o sytuację międzynarodową to oczywiście pytanie o politykę Kremla. DUDEK: Moskwa była niezwykle ostrożna i lakoniczna w oficjalnych komentarzach, ale nieoficjalnie do czasu dojścia Gorbaczowa do władzy często krytykowała ekipę Jaruzelskiego i wytykała konkretne błędy. Znacznie ciekawsze, ale i kontrowersyjne jest pytanie, od którego momentu mamy do czynienia z kontaktami opozycji z Moskwą. Jest kilka przesłanek świadczących o tym, że zaistniały one już w roku 1988. Rakowski pisał dwukrotnie – w książce Jak to się stało i w Dziennikach politycznych – że takie kontakty nie były dla władzy tajemnicą. Druga przesłanka to szyfrogramy Grupy Operacyjnej „Wisła” oraz ambasady PRL w Moskwie, w których raportowano, że Moskwa jest skłonna rozmawiać z konstruktywną opozycją. Żeby była jasność – nie chodzi o żadne kwestie agenturalne, ale o normalne rozmowy polityczne, którymi zainteresowane były obie strony. Niektórzy ludzie z kierownictwa opozycji chcieli wiedzieć, czy Moskwa pozwoli zmieniać system, a Moskwa chciała wiedzieć, kto z opozycji może brać ewentualnie udział w rządzeniu. KOFMAN: Przede wszystkim jak dotąd nikt po solidarnościowej stronie nie potwierdził tych rewelacji. Żyjemy w wolnej Polsce, a w gronie ludzi dawnej opozycji są tacy, którzy mieliby odwagę się przyznać do takich kontaktów, gdyby istotnie do nich doszło. Gdyby Rakowski miał niezbite dowody, zapewne podałby nazwiska. W 1988 roku być może szukano kontaktu. Ale chcę przypomnieć, że do stycznia 1989 roku nie było zgody, żeby do Okrągłego Stołu zasiedli „radykałowie”, czyli Adam Michnik i Jacek Kuroń, bo jak rozumiem, podejrzenia idą w tym kierunku. Gdyby Michnik wtedy 292
rozmawiał z Moskwą, toby się na niego zgodzono. 1078853
31 maja 1987 – na zaproszenie Lecha Wałęsy zbiera się tak zwana
DUDEK: Moskwa chciała zaprosić Michnika jeszcze w roku 1988.
sześćdziesiątka, która będzie zalążkiem Komitetu Obywatelskiego. Zebrani
była rozpatrywana, tobym prawdopodobnie prędzej
intelektualiści stwierdzają,
czy później o tym się dowiedział. I z pewnością nie
że Polacy mają prawo
tylko ja. Michnik pojechał dopiero w 1989 roku, już
do niepodległości
jako poseł, z paszportem dyplomatycznym. Spotkał
i życia w demokracji.
się z zastępcą kierownika Wydziału Zagranicznego
8–14 czerwca 1987
KC KPZR Jurijem Graczowem. Było to już po artykule Wasz prezydent, nasz premier. PACZKOWSKI: W lecie 1988 roku Sowieci pro-
– trzecia pielgrzymka
wadzili na Zachodzie różnego rodzaju rozmowy,
Jana Pawła II do Polski.
obok oficjalnych, dyplomatycznych były to niezonikarzami, ze specjalistami, głównie sowietologa-
27 września 1987
mi. Odbywały się konferencje na temat stosunków
– spotkanie wiceprezydenta
Wschód–Zachód z udziałem obu stron. Wszyscy
Stanów Zjednoczonych
zdawali sobie sprawę, że sytuacja się zmienia, So-
George’a Busha
wieci wychodzą z Afganistanu, nie ma już zimnej
z Lechem Wałęsą.
bowiązujące, wręcz towarzyskie kontakty z dzien-
wojny i tak dalej. Być może podobne rozmowy o charakterze sondażowym prowadzone były i w Warszawie między, dajmy na to, korespondentem TASS a kimś z opozycji czy z kręgów niezależnych intelektualistów. Doktor Dudek mówi, że dla władzy ważnym czynnikiem były nastroje społeczne, ale nastroju rewolucyjnego przed rokiem 1989 chyba nie było. Władza nie czuła się też przyciśnięta przez opozycję. Skąd więc ten klimat przygnębienia i zniechęcenia w jej strukturach? DUDEK: O nastroju rewolucyjnym możemy mówić tylko w roku 1989, i to w pewnych środowiskach, ale te pogarszające się nastroje, zaraz po sytuacji międzynarodowej, w największym stopniu wpły1078853
1986–1989 / Rozmowa z Antonim Dudkiem, Janem Kofmanem i Andrzejem Paczkowskim
KOFMAN: Ale nie pojechał. Gdyby taka kwestia
293
wały na optykę rządzących. I tu jeszcze jeden ważny moment: referendum w listopadzie 1987 roku, w którym zapytano społeczeństwo o zgodę na „radykalne uzdrowienie gospodarki” oraz demokratyzację życia publicznego. W założeniu miała to być ucieczka do przodu, nowe otwarcie, ale referendum okazało się klęską, bo ustalono, że będzie prawomocne, jeśli na „tak” zagłosuje połowa wszystkich uprawnionych. Ten próg okazał się nie do przeskoczenia, choć wyniki były całkiem niezłe. Efekt był taki, że po referendum stracono wiarę we własne siły. Nastąpiło zmęczenie materiału w ekipie Jaruzelskiego, jak to określił Rakowski. Właśnie porażka referendum pokazuje to najlepiej. Kierownictwo PZPR wcale nie chciało takiej ordynacji. Na posiedzeniu Biura Politycznego sekretarz generalny PRON Jerzy Jaskiernia mówił, że ta ordynacja to jakiś absurd. Jaruzelski się z nim zgodził i z Biura Politycznego wyszło zalecenie, żeby w Sejmie zmienić ten zapis. Ale Sejm, w którym PZPR miała większość, zagłosował inaczej. Przestał być powolnym narzędziem władzy. PACZKOWSKI: W drugiej połowie dekady w okolicach ludzi elit, głównie zresztą średniego szczebla, pojawił się prywatny właściciel – prywaciarz, za którym stoją pieniądze. Jeszcze w 1984 roku ganiono w Moskwie Jaruzelskiego za spółki polonijne, ale w 1986 roku na szerszą skalę dopuszczono je do udziału w gospodarce. Było coraz więcej prywatnych firm. Wiele osób z partyjnego establishmentu zrozumiało, że konfitury są nie w ministerstwie, nie w jakimś resorcie, nie na państwowym, ale gdzie indziej. Myślę, że to wielu zniechęcało do pracy w aparacie partyjnym na tak zwanych odpowiedzialnych stanowiskach. A może raczej zachęcało do łączenia pozycji w aparacie z apanażami, jakie dawał sektor prywatny. W takim Interfragrance zarabiało się chyba więcej niż w wydziale komitetu wojewódzkiego, a nawet centralnego. DUDEK: Sytuacja gospodarcza nie pozwalała na podwyżki pensji aparatu partyjnego i wojska znacząco przewyższające stale rosną294
cą inflację. Z tamtych lat zachowało się sporo wniosków esbeków 1078853
29 listopada 1987 o zwolnienie ze służby. Odchodzili, bo – jak pisali
– referendum w sprawie
w uzasadnieniach – za mało zarabiali. Odchodzili,
„dalszego reformowania
przechodząc do prywatnych spółek, zachowywali
państwa i gospodarki”.
dawne kontakty, pomocne w interesach. Ten proces
1 stycznia 1988
zataczał coraz szersze kręgi, zwłaszcza w roku 1988, gdy partia zaczęła prowadzić działalność gospodarczą, a tym bardziej od lutego 1989 roku, gdy weszła w życie ustawa o warunkach konsolidacji gospodarki narodowej, która wprost dała prawne podstawy mieszania kapitału prywatnego z państwowym.
– władze PRL zaprzestają zagłuszania Radia Wolna Europa.
2 maja 1988 – strajkuje Stocznia Gdańska.
Władza szuka zatem sposobu, żeby jakimiś posunięciadarczą. Rozwiązaniem jest podjęcie dialogu z opozycją. Jak wyobrażano sobie tego partnera? DUDEK: Reprezentacją społeczeństwa był wtedy Kościół i dla władzy to on do roku 1988 był jedynym partnerem do rozmów. Lech Wałęsa wydawał się wtedy nie do przyjęcia. W latach 1986–1988 ekipa Jaruzelskiego zmierza do czegoś nienazwanego, czegoś, co byłoby Okrągłym Stołem, ale nie z opozycją, lecz z Kościołem, a dokładnie ze świecką reprezentacją Episkopatu. Chciano rozmawiać o chadeckich związkach zawodowych czy partii chadeckiej. PACZKOWSKI: Stąd takie wydarzenia jak rozmowa Józefa Czyrka z działaczami Klubu Inteligencji Katolickiej, mniej lub bardziej poufne spotkania Stanisława Cioska z przedstawicielami Episkopatu czy trochę późniejsza, z 1988 roku, pozycja negocjacyjna, jaką Andrzejowi Stelmachowskiemu przyznali komuniści. Oczywiście była to próba „wykolegowania” „Solidarności”, odmowa traktowania jej jako podmiotu. Legalizacja „Res Publiki” wpisuje się w tę samą koncepcję. Wszystko, byle nie „Solidarność”.
1986–1989 / Rozmowa z Antonim Dudkiem, Janem Kofmanem i Andrzejem Paczkowskim
mi zahamować spadek nastrojów, przełamać marazm i stagnację gospo-
KOFMAN: Było to zgodne z propozycjami „zespołu trzech”, czyli doradców generała Jaruzelskiego: Jerzego Urbana, Stanisława Cioska 1078853
295
i Władysława Pożogi. Oni w 1987 roku wypracowali daleko idące propozycje, aby poprzez kooptację włączyć do systemu przedstawicieli sił społecznych, nawet opozycji, ale żeby nie mówiono głośno, iż chodzi o „Solidarność”. DUDEK: Jednak w 1988 roku – po drugiej fali strajków w sierpniu – zapadła decyzja, żeby generał Czesław Kiszczak spotkał się z Lechem Wałęsą. To było przejście Rubikonu. Ta decyzja była dla komunistów straszna i bolesna. Rakowski mówił wręcz o zaciskaniu zębów, a aparat średniego szczebla przyjął to jak najgorzej. Ta decyzja, żeby dało się ją uzasadnić, musiała do czegoś doprowadzić. Od tej pory władza stała się zakładnikiem rozmów z opozycją. Pierwszą polityczną datą kalendarzowego roku 1989 jest druga część X plenum KC PZPR w styczniu, kiedy to generałowie Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak i Florian Siwicki w dramatycznej dyskusji musieli zagrozić dymisjami, by wymusić zgodę KC na otwarte już rozmowy z opozycją. Czy ten szantaż był konieczny? Co nam to mówi o rzeczywistej pozycji generałów w partii? PACZKOWSKI: Być może udałoby się znaleźć większość gotową zaakceptować rozmowy z „Solidarnością” w jakiś inny sposób, ale mogło to zabrać wiele czasu, a myślę, że team Jaruzelskiego musiał się spieszyć. Tak przynajmniej wynikało z analiz sytuacji gospodarczej. Opór przeciwko uznaniu „Solidarności” był znaczny i wywodził się z kilku środowisk: jednym było oczywiście OPZZ, które chyba kierowało się względami czysto pragmatycznymi (konkurencja), innym był prawdziwy, ideowy „beton” partyjny. W listopadzie 1988 roku
większość
ankietowanych
aparatczyków
średniowyższe-
go szczebla opowiadała się za powrotem do zasad sprawowania władzy z czasów... Bieruta! Z faktu, że mimo tak silnego nacisku 296
(w istocie można mówić wręcz o szantażu) na uznanie „Solidarno1078853
31 sierpnia 1988 – spotkanie generała Kiszczaka z Wałęsą
ści” dwadzieścia pięć procent członków KC PZPR głosowało przeciw lub wstrzymało się od głosu, można wnosić, że przy pomocy łagodniejszych technik perswazji trudno byłoby ich przekonać o konieczności ustępstw. Jakkolwiekby „beton” odnosił się do generałów krytycznie, byli oni uważani – jako architekci i zarządcy stanu wojennego – za zbawców, a resorty, którymi kierowali, za jedyne skuteczne podpory systemu. Partia komunistyczna zawsze opierała się na wojsku i bezpiece, ale w 1981 roku była od nich uzależniona.
i arcybiskupem Dąbrowskim.
27 września 1988 – Mieczysław F. Rakowski zostaje premierem.
30 listopada 1988 – telewizyjna debata Lecha Wałęsy
Jaka była wówczas strategia opozycji? KOFMAN: Po amnestii 1986 roku zaczęły się poważne rozmowy na linii Krajowa Komisja Wykonawcza–Wałęsa–doradcy. Z tych rozmów i z nastrojów panujących wśród ich uczestników wynika, że przeważała chęć porozumienia się z władzą. Zresztą taka była optyka „Solidarności” od początku jej istnienia. Nawet gdy w pierwszych miesiącach stanu wojennego Kuroń pisał o strajku generalnym, jego celem było zmuszenie władzy do zawarcia porozumienia. Nie mówię już o książce Michnika Takie czasy... Rzecz o kompromisie, którą w swej Bibliotece wydał kwartalnik polityczny „Krytyka” w roku 1985. Ten tekst Adam Michnik napisał, gdy nikt jeszcze nie słyszał o Gorbaczowie. Michnik odwoływał się do przykładu hiszpańskiego – transformacja przez porozumienie. I nawet radykałowie nie mieli innej wizji. Także „Solidarność Walcząca” nie odrzucała idei porozumienia. DUDEK: Przeciwnie, oni mówili o wywołaniu strajku generalnego nawet nie w Polsce, ale w skali całego bloku sowieckiego. I próbowali takich działań, oczywiście bezskutecznie. 1078853
1986–1989 / Rozmowa z Antonim Dudkiem, Janem Kofmanem i Andrzejem Paczkowskim
z Alfredem Miodowiczem.
297
KOFMAN: Z tego, co wiem, to „Solidarność Walcząca” inaczej oceniała ideę Okrągłego Stołu, ale ogólnie była za jakąś formą porozumienia. Przed 1989 rokiem oczywiście opozycja nie bardzo wiedziała, na czym by to porozumienie miało polegać. Pierwszym krokiem miałoby być zalegalizowanie „Solidarności” i wypuszczenie reszty więźniów politycznych. Wiele więcej nie wymagano, ale był to racjonalny punkt wyjścia do dalszych rozmów. Po amnestii, czyli geście władzy, powstały warunki psychologiczne do tego, aby myśleć o kompromisie. Oczywiście wyobrażano sobie, że będzie to porozumienie na warunkach „Solidarności”. Gdy toczyły się przygotowania do rozmów przy Okrągłym Stole, część opozycji, na przykład Grupa Robocza Komisji Krajowej, została przez Lecha Wałęsę usunięta poza nawias, z kolei profesora Wiesława Chrzanowskiego zapraszano w tak zniechęcający sposób, że pozostało mu tylko zrezygnować z udziału. Czy to ograniczenie pluralizmu w obozie „Solidarności” nie było błędem? PACZKOWSKI: Jeśli patrzeć z punktu widzenia strategii zarządzania, to Wałęsa optymalizował swoje działania. Reprezentacja opozycji – swoista kadra narodowa – miała być zgrana, uznawać jego autorytet i przedstawiać wspólną wizję oraz posługiwać się takimi samymi technikami działania. Każdy, kto kontestował jego strategię, nie nadawał się do wspólnej gry. Dlatego Wałęsa zdecydował o niedopuszczeniu Grupy Roboczej do Okrągłego Stołu. DUDEK: Andrzej Gwiazda i inni domagali się czegoś, co wydawało się oczywiste: skoro zbierał się Komitet Obywatelski, to dlaczego w półlegalnych warunkach nie mogli zbierać się członkowie Komisji Krajowej wybranej przez I Zjazd „Solidarności”. Problem w tym, że oni mieli mandat pochodzący z tamtego wyboru i wielu z nich, tacy 298
jak Gwiazda, Jan Rulewski, Andrzej Słowik, Marian Jurczyk, nie zga1078853
27 stycznia 1989 dzało się z Wałęsą. Tymczasem w skład Komitetu
– rozmowy władzy
Obywatelskiego wchodzili ludzie zaproszeni przez
i opozycji w Magdalence.
Wałęsę i już samo to wymuszało pewną lojalność.
6 lutego 1989
żeby przeciwnik się ugiął – i Wałęsa potrzebował zwartej ekipy. Pamiętam jedno ze spotkań poprzedzających rozmowy z komunistami. Było na nim obecnych kilkadziesiąt osób. Spektrum poglądów
– rozpoczęcie rozmów Okrągłego Stołu.
5 kwietnia 1989 – podpisanie porozumienia
było szerokie i teoretycznie każdy z uczestników
kończącego obrady
mógł zostać oddelegowany do negocjacji. Warunek
opozycji i władzy. Będą
był jeden – uznanie autorytetu Wałęsy. Zaledwie
przyspieszone wybory.
kilka osób się temu sprzeciwiło, więc opór nie był duży, ale wtedy właśnie zaczęła się kształtować
8 maja 1989 – ukazuje się pierwszy numer
opozycja wobec Okrągłego Stołu. DUDEK: Zgodzę się z rozumowaniem, że im szer-
„Gazety Wyborczej”.
sze byłoby spektrum opozycji, tym trudniej byłoby osiągnąć zadowalający rezultat. I tu dochodzimy do pytania, o jaki rezultat chodziło, czyli do istoty tego kompromisu. A była nią swoista transakcja wiązana. Część opozycji, która zasiadła przy Okrągłym Stole, dostała zgodę na legalizację „Solidarności”, pewien udział we władzy ustawodawczej i dostęp do mediów. Co w zamian? Zgoda na przeniesienie centrum władzy z KC PZPR do silnego w uprawnienia urzędu prezydenta. Stan wynegocjowany przy Okrągłym Stole miał trwać do sześciu lat. Bo cztery lata miała obowiązywać ordynacja kontraktowa do Sejmu, a generał Jaruzelski miał być prezydentem przez sześć lat. Oczywiście wtedy nie mówiono o nim wprost, ale był to oczywisty kandydat. Obszernie piszę na ten temat w Reglamentowanej rewolucji. KOFMAN: To jedna z możliwych interpretacji tego kompromisu. Problem w tym, że każdy rozumiał go trochę inaczej. Przecież strona solidarnościowa nie zgodziła się na te żądania i w zamian coś jeszcze wytargowała: absolutnie wolne wybory do Senatu, zgodę na pew1078853
1986–1989 / Rozmowa z Antonim Dudkiem, Janem Kofmanem i Andrzejem Paczkowskim
KOFMAN: Cel Wałęsy i jego otoczenia był jeden:
299
ne reformy społeczno-gospodarcze, większy pluralizm w mediach. I to było traktowane w „Solidarności” jako pełne zwycięstwo. Władza też była zadowolona. To jest ważne. Panuje przekonanie, że ten kompromis był ceną, którą warto było zapłacić, ale pan doktor Dudek jest chyba innego zdania? DUDEK: Bo nie uważam, że gdyby w Polsce nie odbył się Okrągły Stół, to komunizm by nie upadł, a jeśliby upadł, to wyłącznie w krwawej jatce, jak w Rumunii. Raczej mielibyśmy do czynienia z kolejną falą strajków, znacznie większą niż w roku 1988. Podam dane, jakie docierały wówczas do obozu władzy i determinowały jej zachowanie. Styczeń 1989 roku: czterdzieści dziewięć strajków, w których brało udział piętnaście tysięcy ludzi; luty – początek Okrągłego Stołu – strajków jest sześćdziesiąt siedem, ale strajkuje już sześćdziesiąt tysięcy ludzi, czyli do gry wchodzą większe zakłady; marzec: dwieście sześćdziesiąt strajków i ponad sto tysięcy ludzi. I w kwietniu, jak nożem uciął, tylko dziewięć strajków. To był ważny dla władzy efekt Okrągłego Stołu. „Solidarność” też tych strajków się bała i bała się fiaska rozmów. Bo jeśli nic by z nich nie wyszło, radykalna opozycja oskarżyłaby Wałęsę, że jego polityka do niczego nie doprowadziła, i wezwałaby do protestów. SB zadała sobie trud zidentyfikowania organizatorów strajków. Okazało się, że tylko trzy procent z nich przypisano „Solidarności”, dziesięć procent OPZZ, a resztę spontanicznym odruchom i nowym liderom robotniczym. Strajki 1989 roku doprowadziłyby prawdopodobnie do wyłonienia się nowej grupy ludzi, nowych Bujaków i Frasyniuków. Oni, w razie fiaska rozmów, przejęliby pałeczkę w opozycji. KOFMAN: To tylko hipoteza. Moim zdaniem w ogóle nie obawiano się tej fali strajków. Nie brano ich pod uwagę. Nawet jeśli, jak pan mówi, w strajkach uczestniczyło sto tysięcy ludzi – to niewiele. Kilka miesięcy wcześniej, chyba właśnie we wrześniu 1988 roku, jechałem 300
z Adamem Michnikiem samochodem, akurat gdy trwały strajki. Roz1078853
4 czerwca 1989 – wybory parlamentarne. Opozycja zdobywa 251
mawialiśmy o tym, co dzieje się w kraju, i on był
z 262 mandatów, o które
przerażony, że te strajki są takie słabe. Natomiast
się mogła ubiegać,
w ogóle nie przeszkadzało mu, że robią je nowi li-
przepada lista krajowa
derzy. Jeślibym więc dopatrywał się chęci dogady-
władzy. Frekwencja wyniosła
wania się z władzą, to nie w obawie przed nową falą
62 procent. W drugiej,
przywódców, ale w przekonaniu, że opozycja, jaka-
uzupełniającej turze
kolwiek, jest słaba i skoro władza chce rozmawiać,
wyborów frekwencja wyniosła 26 procent.
PACZKOWSKI: Na wiosnę 1988 roku strajkowano, bo ludzie, widząc, że władza mięknie, przestawali się bać. Nie znalazłem żadnych dokumentów bezpośrednio się do tego odnoszących, ale wydaje się pewne, że władza, owszem, chciała rozmawiać, ale miała też
23 czerwca 1989 – powstaje Obywatelski Klub Parlamentarny.
przygotowany wariant na wypadek, gdyby rozmowy spełzły na niczym. Z tego punktu widzenia zastanawia na przykład, że generał Jaruzelski nie brał udziału w negocjacjach. Podobnie premier Rakowski. Tak jakby pozostawali w odwodzie, aby wejść do akcji w jakimś krytycznym momencie, nawet za cenę obciążenia winą za niepowodzenie Kiszczaka, Czyrka czy Cioska. „Solidarność” nie miała żadnych rezerwowych graczy. Zaangażowała się w rozmowy wszystkimi siłami, z Wałęsą na czele. KOFMAN: Nie było alternatywnego rozwiązania, bo nie obawiano się, że może być potrzebne. PACZKOWSKI: Być może okazałoby się to błędem Wałęsy. Że ekipa Jaruzelskiego potrafiła absolutnie cynicznie prowadzić grę polityczną, może świadczyć to, iż w trakcie nieudanej próby sformowania rządu Kiszczak zastanawiał się, czy nie uruchomić „drugiej Magdalenki” – spotkać się z przeciwnikami Wałęsy z „Solidarności” i KPN. KOFMAN: Ani słabość, ani siła. Gdyby rozmowy zerwano, „Solidarność” zwaliłaby wszystko na władzę. I tak też zostałoby to odebrane: winna jest władza. 1078853
1986–1989 / Rozmowa z Antonim Dudkiem, Janem Kofmanem i Andrzejem Paczkowskim
to trzeba rozmawiać.
301
Kompromisowi z władzą towarzyszyły także demonstracje młodej generacji opozycjonistów. Czy „Solidarność” nie zlekceważyła nastrojów wśród młodzieży? DUDEK: Rodził się wówczas ruch dwudziestolatków i jeśli nic by się nie zmieniło, doszłoby do erupcji radykalizmu. Strajki i studenci to nie to samo, ale to wszystko mogło się połączyć. Dalej twierdzę, że opozycja skupiona wokół Wałęsy i jego doradców bała się tych protestów. Opieram się co prawda na źródle przetworzonym, bo na opiniach zbieranych przez służby o tym, co się mówi w kręgach opozycji. Wynika z nich, że obawiano się awanturnictwa, które psuje rozmowy. Panowało przekonanie, że to prowokacja władz. Ale w „grupie krakowskiej”, skupiającej organizacje młodzieżowe, byli nie tylko radykałowie. Czy tej aktywności młodzieży nie dało się zagospodarować? KOFMAN: W Komitecie Obywatelskim był zespół do spraw młodzieży. PACZKOWSKI: Chodziło raczej o zepchnięcie problemu na pobocze, bo postawienie na czele tego zespołu Pawła Czartoryskiego, który pewnie od trzydziestu lat nie miał nic wspólnego z młodzieżą, dowodziło, że nie przywiązywano do tej sprawy żadnej wagi. Zresztą także podczas rozmów przy Okrągłym Stole podstolik do spraw młodzieży był jedynym, który zakończył obrady bez porozumienia. Ale oczywiście radykalna młodzież była użyteczna, gdyż odgrywała rolę analogiczną do tej, jaką grał beton partyjny. Można było nią postraszyć: jak się z nami nie dogadacie, to przyjdą oni. Jednak nawet radykałowie zostali w znacznym stopniu zagospodarowani: czy bez młodzieży byłaby do pomyślenia tak aktywna kampania wyborcza? Kto by rozklejał po nocach plakaty, roznosił ulotki, powielał? Czyli hasło II Ogólnopolskiej Konferencji Niezależnych Środowisk Młodzieżowych 302
z maja 1989 roku „Wolności nie da się wynegocjować” straciło aktualność? 1078853
19 lipca 1989 – generał Wojciech Jaruzelski zostaje prezydentem PRL.
DUDEK: W przededniu wyborów czerwcowych częściowo tak. Także dlatego że historia zaczęła pę-
24 sierpnia 1989
dzić i zawieszono spory polityczne. W maju to dru-
– Sejm powierza Tadeuszowi
żyna Wałęsy nadawała ton.
Mazowieckiemu funkcję premiera.
Jednak napięcia były. Część liderów opozycji, i to już nie radykałowie, ale na przykład Tadeusz Mazowiecki czy Aleksander Hall, odmówiła kandydowania do Sejmu właśnie w geście protestu wobec ograniczania pluralizmu. KOFMAN: Mazowiecki uważał, że Okrągły Stół zakończył się sukprezentujące opozycję. To było rozsądne stanowisko – na listach „Solidarności” powinni się znaleźć także inni. Nie zawsze było to możliwe, bo negocjacje z KPN-em rozbiły się o liczbę miejsc. Otoczenie Wałęsy proponowało Moczulskiemu trzy–cztery miejsca, on chciał trzydziestu. Wkrótce drużyna Wałęsy w pierwszej turze wyborów zgarnia sto sześćdziesiąt na sto sześćdziesiąt jeden mandatów w Sejmie i dziewięćdziesiąt dwa mandaty w Senacie (w drugiej turze „Solidarność” zdobędzie jeszcze siedem miejsc w Senacie i brakujący mandat w Sejmie). To rozstrzyga kwestię, kto ma rację. DUDEK: To był szok. Stąd słynny telefon Jana Rokity do Krzysztofa Kozłowskiego w nocy z 4 na 5 czerwca – odnieśliśmy takie zwycięstwo, że jeśli oni mają odrobinę oleju w głowie, to powinni nas zaraz zgarnąć! Opozycja też się trochę wystraszyła tego zwycięstwa. W tym samym czasie Jacek Kuroń słał monity do Frasyniuka i innych regionalnych liderów „Solidarności”, żeby robić wszystko, aby ludzie nie wyszli na ulice. Bano się, że to sprowokuje władze do użycia siły. 1078853
1986–1989 / Rozmowa z Antonim Dudkiem, Janem Kofmanem i Andrzejem Paczkowskim
cesem, porozumienie zawarto i teraz można poszerzyć grono re-
303
Mimo skali zwycięstwa opozycja zgodziła się na ustępstwo wobec władzy, czyli na zmianę ordynacji przed drugą turą wyborów, by mimo porażki listy krajowej można było wybrać brakujących trzydziestu trzech posłów. PACZKOWSKI: Była to logiczna konsekwencja rozmów Okrągłego Stołu, powiedzmy: szczegół techniczny. Co innego można było zrobić? Zarządzić nowe wybory? Zmienić artykuł konstytucji dotyczący liczebności Sejmu? Mainstream „Solidarności” uznał, że każde z tych rozwiązań byłoby przeciąganiem struny. KOFMAN: Wtedy uważałem to za zbyt daleko idące ustępstwo wobec władzy. Uczestniczyłem w Okrągłym Stole, a odebrałem to w taki właśnie sposób. Więc jeśli ja tak myślałem, to jak odebrali to inni? Wróćmy do obozu władzy, który zostawiliśmy w przededniu rozmów. Czy brano pod uwagę, że partia ma jednak jakieś poparcie? Rakowski wyliczył sobie, że będąc na feralnej liście krajowej, mógłby dostać w każdym okręgu po siedemdziesiąt sześć tysięcy głosów – to więcej niż Jacek Kuroń na Żoliborzu. DUDEK: Nikt wtedy tego tak nie liczył. Choć jakby była inna ordynacja do Senatu, to koalicja miałaby około dwudziestu mandatów. Mimo to władza miała poczucie klęski. Jej symbolem były wyniki z polskiej ambasady w Ułan Bator, gdzie głosowali głównie podwładni generała Kiszczaka, a on nie dostał ani jednego głosu. Władza wciąż jednak miała inne argumenty: siłę. DUDEK: Pewien były członek kierownictwa partii opowiadał mi kiedyś o jakiejś partyjnej naradzie w sierpniu 1989 roku, gdy na horyzoncie pojawił się rząd Mazowieckiego. Otóż na tej naradzie zastanawiano się jeszcze nad użyciem siły. W pewnym momencie na salę wszedł Aleksander Kwaśniewski, słuchał tego przez chwilę i spytał: „A co wy tu pieprzycie?” Wziął tego mojego rozmówcę pod pachę, 304
mówiąc: „Chodź, bo oni powariowali”. 1078853
PACZKOWSKI: No dobrze, ale warto przeczytać projekt uchwały Biura Politycznego – na którego czele stał uznany liberał Rakowski – w związku z kandydaturą Mazowieckiego na premiera. Jest tam mowa o ewentualnym „podjęciu masowej walki klasowej przeciw groźbie nagłego zwrotu” czy „o wystawieniu na niebezpieczeństwo całości i suwerenności Polski”. Przecież to stary ton, jeszcze z czasów „pierwszego” Gomułki – Polska albo będzie socjalistyczna (czytaj: komunistyczna), albo jej w ogóle nie będzie. Gorbaczow z Honeckerem rozdrapią ją między siebie. DUDEK: Ale to dzieło Rakowskiego, który za wszelką cenę chciał się wtedy dostać do Moskwy i użyć rosyjskiego straszaka niczym tydzień nie miał żadnej odpowiedzi. Po tygodniu Gorbaczow jedynie zadzwonił. Nie ma zapisu tej rozmowy. Rakowski zanotował, że Gorbaczow zalecał powołanie nowej partii. W starych strukturach nic nie zrobicie – miał przekonywać. Jednym słowem, żadnego wsparcia: radźcie sobie sami. Jakie nastroje panowały wśród niższych funkcjonariuszy po zakończeniu rozmów i w czasie wyborów? DUDEK: Była grupa, która uważała, że trzeba wroga chwycić za gardło. Ale większość zdawała się zdezorientowana. Funkcjonariusze wówczas żyli jeszcze swoimi problemami: zniechęceniem służbą, sypiącym się sprzętem, poczuciem odrzucenia przez społeczeństwo. W sierpniu 1989 roku Kiszczak, będąc przez dwa tygodnie premierem, wykorzystuje sytuację i przeprowadza reformę bezpieki, która wskutek sztuczek na papierze zmniejszyła się z dwudziestu kilku tysięcy do kilku tysięcy. Zmieniono nazwy departamentów. III Departament, zwalczający opozycję, ochrzczono Departamentem Ochrony Konstytucyjnego Porządku Państwa, a IV, zwalczający Kościół, nazwano Departamentem Studiów i Analiz. Wtedy jeszcze 1078853
1986–1989 / Rozmowa z Antonim Dudkiem, Janem Kofmanem i Andrzejem Paczkowskim
Wunderwaffe. W sierpniu zabiegał o wizytę na Kremlu, ale przez
305
panowało przekonanie, że nic się nie dzieje. Dopiero po powstaniu rządu Mazowieckiego zrozumiano, że będą zmiany. To był dla esbeków szok, choć Kiszczak wciąż kierował resortem. Szybko jednak ci bardziej pragmatyczni dostosowują się do nowych czasów. Kiszczak w październiku 1989 roku, czyli już za czasów Mazowieckiego, wezwał kilkuset wyższych rangą funkcjonariuszy z terenu i wygłosił rozwlekłe przemówienie, którego przesłanie było takie: myśmy dotąd wiernie służyli partii, ale ona nas zdradziła. Już w 1956 roku zwaliła na nas winę i teraz w gruncie rzeczy chciała zrobić to samo. I oto pojawia się historyczna szansa, żebyśmy wreszcie mogli służyć państwu. Kto chce być w partii, niech sobie będzie, ale legitymacje zostawiamy przed wejściem. Od dziś walczymy z terrorystami i handlarzami narkotyków. Z tym, że do terrorystów zaliczano całą radykalną opozycję, z KPN i „Solidarnością Walczącą” na czele. 12 września 1989 powstaje pierwszy rząd niekomunistyczny. Na jego czele staje Tadeusz Mazowiecki, który jeszcze niedawno przekonywał, że opozycja nie powinna brać władzy, i polemizował z tekstem Adama Michnika Wasz prezydent, nasz premier, pisząc artykuł Spiesz się powoli. KOFMAN: Nie umiem sobie wytłumaczyć zachowania Mazowieckiego. Myślę, że trochę historia go uwiodła. DUDEK: Ale poglądów nie zmienił. Został wierny idei, którą wyraził we wspomnianym artykule. Dalej był przekonany, że opozycja nie jest gotowa do rządzenia i trzeba się ograniczyć do pewnych odcinków, które można reformować. KOFMAN: I to był błąd. To przekonanie, że opozycja nie ma dostatecznej liczby odpowiednich ludzi, denerwowało wielu jej uczestników różnego szczebla, nie tylko radykałów. W niczym nie był lepszy urzędas, który siedział za swoim biurkiem od piętnastu lat, od opozycyjnego prawnika, który by się tych urzędniczych mądrości na306
uczył bardzo szybko. 1078853
Ale ci, którzy tworzyli ówczesny rząd i administrację, twierdzą, że ludzie opozycji czy niezależni eksperci mimo usilnych próśb wcale nie garnęli się do rządzenia. Większość deklarowała wsparcie, jakieś doradzanie, ale konkretnych funkcji unikano. W końcu otwierały się przed nimi i inne możliwości. PACZKOWSKI: W pewnym stopniu tak rzeczywiście było. W pierwszych tygodniach ludzie z opozycji i „Solidarności” raczej nie pchali się na państwowe posady. Wydaje mi się, że głównym tego powodem było nie tyle poczucie braku kompetencji, ile nieufność wobec urzędów, utożsamianie ich z czymś może nawet niegodnym. Jednak jak pokazały wybory samorządowe, które odbyły się w maju 1990 roku, do dziate wybory rozwiały początkową niechęć? O ile wiem, to na ministrów i wiceministrów ochotników nigdy nie brakowało. Także na ambasadorów. Niebawem przecież jednym z powodów – rzecz jasna, nie jedynym ani nie najważniejszym – „wojny na górze”, która wkrótce się rozpętała, była bitwa o stołki. Wyściełane. Wielu zwolenników linii rządu Mazowieckiego twierdzi, że ta ekipa już na wstępie popełniła błąd, nie publikując jakiegoś bilansu zamknięcia, który nakreśliłby granice możliwych przemian i tym samym zapobiegł sporom o interpretację grubej kreski. DUDEK: Oczywiście jakiś dokument można było przygotować, ale nikt nie miał ani głowy, ani narzędzi, aby taki bilans sporządzić. Zapewne można robić takie bilanse dziś, kiedy sytuacja w państwie jest ustabilizowana i jeden rząd przejmuje spokojnie od innego kierowanie krajem. Tamta ekipa miała na karku katastrofę gospodarczą. Ekonomia zdominowała pracę rządu Mazowieckiego, budziła największe emocje. Szybko jednak zaczęto się domagać rozliczenia z partią komunistyczną i oskarżać rząd o spowalnianie przemian. 1078853
1986–1989 / Rozmowa z Antonim Dudkiem, Janem Kofmanem i Andrzejem Paczkowskim
łalności publicznej było bardzo dużo chętnych. Być może to właśnie
307
KOFMAN: Rząd Mazowieckiego jedno mógł zrobić od razu: znieść cenzurę. Przypominam sobie rozmowę z Jerzym Ciemniewskim – miał wtedy duże i przecież pozytywne wpływy w rządzie – w której z Grzegorzem Bogutą przekonywaliśmy go do tego kroku. Nie dało się. Oczywiście racje były tam jakoś podzielone. Niemniej w konsekwencji wydawcy podziemni wydali oświadczenie domagające się zniesienia cenzury. Czy istnienie cenzury miało jakieś inne znaczenie poza symbolicznym? Krzysztof Kozłowski zawsze przy tej okazji dodaje, że żadnych ingerencji w publikacje „Tygodnika Powszechnego” już nie było, ale może mówi to z pozycji redaktora pisma od dawna legalnego, którego przedstawiciele zasiadali przy Okrągłym Stole? KOFMAN: Trwanie cenzury miało znaczenie psychologiczne i moralne. Dla wielu ludzi jej likwidacja oznaczała właśnie symboliczny koniec PRL-u. Podziemne firmy wydawnicze nie zgodziłyby się na jakiekolwiek pertraktacje z cenzurą. Nie jest zatem przypadkiem, że na przykład podziemna oficyna wydawnicza NOWA zalegalizowała się dopiero po zniesieniu cenzury. DUDEK: Opieszałość w likwidowaniu cenzury oczywiście nie wynikała z sympatii do tego urzędu, ale z obawy, że jej zniesienie zaowocuje wylewem radykalnych antysowieckich głosów, co w kontekście konferencji „2 plus 4” – o uregulowaniu kwestii zjednoczenia Niemiec w polityce międzynarodowej – wydawało się niebezpieczne. Nie chciano drażnić ZSRR. W listopadzie 1989 roku padł mur berliński, Helmut Kohl ogłosił dziesięciopunktowy plan zjednoczenia Niemiec, w którym nie było słowa o polskiej granicy. Mazowiecki tego się bał. Natomiast pytany, czemu nie przyspieszył po rozwiązaniu się PZPR, odpowiedział, że dla niego to było bez znaczenia, bo ważna była „partia generałów”. Uważał, że wciąż ma do czynienia z potężną siłą 308
starego aparatu, który jeśli się go tknie, skoczy do gardła. Ale, gwoli 1078853
sprawiedliwości, Wałęsa też był przekonany o tej sile i jego przyspieszenie skończyło się w dniu, w którym znalazł się w Belwederze. Jesienią 1989 roku grupy młodzieży zaczynają atakować siedziby PRON i komitety partyjne. Czy rząd postępował słusznie, usuwając tę młodzież? Zdaniem krytyków wyglądało to tak, jakby rząd bronił ancient regime’u. DUDEK: Wynikało to z legalistycznego podejścia: żeby nie anarchizować kraju. Ale te akcje młodzieży pokazywały też coś ważnego: fikcję takich instytucji jak PRON. Miało to również zapobiec procesowi niszczenia dokumentów, które w partii także niszczono. Niestety, sób pieniądze utopiono w spółkach albo zasilono nimi kasę partyjną. To sprawiło, że start na polskiej scenie politycznej w roku 1990 był nierówny. SdRP, PSL i SD były na uprzywilejowanej pozycji. KOFMAN: Ale na część tych nieruchomości znalazł się sposób mądrzejszy niż same tylko ich okupacje, chociaż bez nich rozwiązanie problemu byłoby jeszcze trudniejsze. Władze centralne i lokalne zabierały siedziby komitetów partyjnych i oddawały je uniwersytetom. Tak na przykład było w Warszawie czy w Białymstoku. PACZKOWSKI: Górę wzięło przekonanie, że najważniejsze są gospodarka i granica na Odrze i Nysie. Żeby w tych sprawach coś osiągnąć, potrzebny był spokój społeczny, a wchodzenie w spory z nomenklaturą, blokowanie procesu jej uwłaszczenia, a przede wszystkim rozliczanie się z odchodzącym reżimem, jego funkcjonariuszami, jego służbami, bezpieką zagrażało – w ocenie rządu – najważniejszym zadaniom. DUDEK: Taka była filozofia tamtego rządu, obecna także na łamach „Gazety Wyborczej” i „Tygodnika Powszechnego”: zgódźmy się na to uwłaszczenie, bo jeśli ci ludzie odejdą z pustymi rękami, zrobi się niebezpiecznie. Moim zdaniem pod koniec 1989 roku, po upadku muru berlińskiego, po „aksamitnej rewolucji” w Czechosłowacji, a zwłaszcza po tym, co spotkało Ceauşescu w Rumunii, nie groziła 1078853
1986–1989 / Rozmowa z Antonim Dudkiem, Janem Kofmanem i Andrzejem Paczkowskim
pozwolono PZPR upłynnić wiele ruchomości. Uzyskane w ten spo-
309
żadna akcja ze strony bezpieki, ale wtedy Mazowiecki i jego otoczenie tak myśleli. Po drugie – i nie ma w tym sprzeczności – Michnik szybko przestał się bać komunistów, a zaczął się obawiać ciemnogrodu. Uważał, że na bazie Komitetów Obywatelskich trzeba budować nowoczesną partię, która będzie osłaniać rząd Mazowieckiego w imię spójnego programu modernizacji Polski: idziemy na Zachód, bez rozliczeń, bez polowań na czarownice, bez przyspieszeń, bez awanturnictwa. KOFMAN: Nie zgadzam się z tezą, że przekonanie Michnika o tym, iż grozi nam atak ciemnogrodu, wzrost nastrojów antysemickich i nacjonalistycznych, oznaczały zgodę na kompromis z partią i bezpieką. Tak nie było. To na przykład „Wyborcza” pisała najwięcej o paleniu akt SB. Wyjaśnijmy też, kto był w otoczeniu Mazowieckiego w 1989 roku. Bo to nie była „Gazeta Wyborcza”, ale między innymi Jacek Ambroziak, Jerzy Ciemniewski, Aleksander Hall, Waldemar Kuczyński. Nawet Piotr Wierzbicki w głośnym artykule z listopada 1989 roku Familia, świta, dwór pisał o trzech ośrodkach decyzyjnych byłej opozycji, a nie o dwóch. Jacek Kuroń, który był wtedy ministrem, nie zawsze zgadzał się z Michnikiem. Choć naturalnie „Gazeta”, jak i przecież „Solidarność” generalnie wspierały wtedy rząd Tadeusza Mazowieckiego. Co oczywiście dla każdej z tych stron nie oznaczało zgodności stanowisk we wszystkich ważnych sprawach. DUDEK: Trzeba pamiętać, że sytuacja zmieniała się wówczas bardzo szybko i już w lipcu 1990 roku zarówno otoczenie Mazowieckiego („świta”), jak postkorowska „familia” trafiły w szeregi Ruchu Obywatelskiego Akcja Demokratyczna, który lansował później kandydaturę Mazowieckiego na prezydenta. Ostatnia polityczna data w roku 1989 to przegłosowanie w Sejmie ustaw nazwanych planem Balcerowicza. Czy nie była to prawdziwa rewolucja? Przecież „Solidarność” od początku istnienia opowiadała się za jakąś formą socjalizmu? KOFMAN: Tak. Te ustawy to był ogromny przełom w myśleniu liderów opozycji. Przy Okrągłym Stole najważniejsza była linia Ryszarda 310
Bugaja. Wcześniej głosy za gospodarką rynkową, które na przykład 1078853
publikowaliśmy na łamach „Krytyki”, należały – wyjąwszy liberałów gdańskich i krakowskich – raczej do rzadkości, a przecież były bardziej umiarkowane niż propozycje Balcerowicza. Nie bez znaczenia był tu nacisk Zachodu, który obiecał pomoc pod warunkiem radykalnych reform gospodarczych. I o tych reformach zdecydował rząd Mazowieckiego oraz Sejm kontraktowy. To była także decyzja polityczna. Dlaczego natomiast „Solidarność” poparła reformy, nie wiem. Logicznie rzecz biorąc, nie powinna tego robić. DUDEK: Nie cała „Solidarność”, lecz kierownictwo. Był to niezbędny parasol. Warto też pamiętać, że w latach osiemdziesiątych nastąpiła w drugim obiegu erupcja publikacji prac Miltona Friedmana, liberalizm gospodarczy nie był czymś nieznanym. A mimo to wszystko mogło się potoczyć inaczej. Na początku Mazowiecki mówił: „dajcie mi polskiego Erharda”. Mógł więc wziąć Bugaja na ministra finansów. Jednak zapada decyzja, że to wszystko byłyby półśrodki, i krąg wokół Mazowieckiego decyduje się na radykalne rozwiązanie, choć nie do końca zdaje sobie sprawę z jego konsekwencji. Główne podziały w rządzie dotyczą spraw ekonomicznych. Radykałami są Leszek Balcerowicz, Tadeusz Syryjczyk, Waldemar Kuczyński, Marcin Święcicki, a sprzeciwiają się im minister rolnictwa Czesław Janicki i minister sprawiedliwości Aleksander Bentkowski, obaj z ZSL. Generałowie Kiszczak i Siwicki milczą. KOFMAN: Zwolennicy reform w rządzie mają poparcie Kuronia, który mówił: musimy zbudować kapitalizm, żeby potem móc budować sprawiedliwość społeczną. Tymi reformami w dużej mierze kierował przypadek, choć były jednoznacznie prokapitalistyczne zalecenia Międzynarodowego Funduszu Walutowego i niektórych polskich ekspertów, takich jak profesor Beksiak. Negocjacje opozycji z władzą z czasem zaczęto nazywać spiskiem, zdradą elit. Dlaczego? 1078853
1986–1989 / Rozmowa z Antonim Dudkiem, Janem Kofmanem i Andrzejem Paczkowskim
Friedricha Hayeka, w Krakowie publikował Mirosław Dzielski, więc
311
DUDEK: W 1990 roku ukazała się książka sekretarza generała Kiszczaka, Krzysztofa Dubińskiego, pod tytułem Magdalenka. Transakcja epoki. Tam były notatki z rozmów w Magdalence. I wtedy ludzie się dowiedzieli, że obok tych rozmów w świetle reflektorów w Pałacu Namiestnikowskim były też jakieś inne rozmowy. Bo komunikaty o rozmowach w Magdalence dotyczyły tylko rozmów przygotowawczych, ale już nie tych, które się toczyły podczas Okrągłego Stołu. KOFMAN: Wydawało mi się wtedy, że byłem stosunkowo blisko wszystkich tych negocjacji, ale o rozmowach w Magdalence dowiedziałem się też nie najwcześniej i jakoś nieoficjalnie. Byłem tym zaskoczony i raczej niezbyt zachwycony, a przecież należałem do tych, którzy popierali negocjacje z władzą. Stąd mogę wyciągnąć wniosek, że duża część strony solidarnościowej miała podobne odczucia. Dlaczego czołówka „Solidarności” przystała na klauzulę tajności i czemu nie potrafiono wytłumaczyć opinii publicznej, że polityka czasem musi się rozgrywać w kuluarach? KOFMAN: Bo nikt wtedy o to nie pytał. Na ocenę negocjacji w 1989 roku wpływa rok 1990 i wojna na górze. Spór o to, co naprawdę ustalono przy Okrągłym Stole, staje się częścią sporu o politykę rządu Mazowieckiego, która jest krytykowana przez braci Kaczyńskich ze względu na zbytnią, ich zdaniem, pobłażliwość dla obozu komunistycznego. W czasie wojny na górze zaczęto dociekać przyczyn polityki Mazowieckiego i wskazywać na Magdalenkę jako źródło wszelkiego zła. PACZKOWSKI: „Tajny układ” z Magdalenki to oczywista mistyfikacja. Jedną z dwóch osób, które brały udział we wszystkich rozmowach w Magdalence od września 1988 roku – a więc powinny coś na ten temat wiedzieć – był Lech Kaczyński. Rok 1989 to cztery najważniejsze wydarzenia, o których panowie mówili: Okrągły Stół, wybory w czerwcu, powołanie rządu Mazowieckiego i reformy Balcerowicza. 312
Które z nich wpisują się w logikę rewolucji, a które miały charakter ewolucyjny? 1078853
DUDEK: Okrągły Stół i rząd Mazowieckiego to ewolucja, wynik wyborów i przyjęcie planu Balcerowicza to rewolucja. Przy innym wyniku wyborów moglibyśmy mieć do czynienia z innym kształtem wydarzeń, jakąś ewolucyjną liberalizacją ustroju, a generał Jaruzelski rządziłby kilka lat. Po 4 czerwca 1989 mamy do czynienia z nową jakością. To pierwsza data III Rzeczypospolitej. PACZKOWSKI: Można by powiedzieć tak: wybory zmieniły kierunek, ale nie rozpoczęły niczego nowego. To Okrągły Stół zainicjował pewien bieg wydarzeń. Komuniści żadnych zmian ustrojowych nie chcieli, zamierzali w pewnym zakresie dopuścić opozycję do sfery władzy, ale jej nie oddawać. Byli przekonani, że wyborów nie przegrają. Sądzili, że to, co sobie zapewnili przy Okrągłym Stole, przyOkrągły Stół jest ostatnim ważnym wydarzeniem w dziejach PRL, a wydarzeniem założycielskim III RP są wybory z 4 czerwca. A może dzień 5 czerwca, kiedy okazało się, że PZPR zaakceptowała wyniki? KOFMAN: Ale bez mentalnego przełomu, który doprowadził do koncepcji Okrągłego Stołu, tego wszystkiego, o czym panowie mówią, by nie było. Warto także patrzeć na wydarzenia w Polsce, mając na uwadze to, co się stało w Chinach na placu Tiananmen. Dla mnie i Okrągły Stół, i wybory to ostatnie wydarzenia PRL. Od 4 czerwca 1989 zaczynało się nowe. PACZKOWSKI: Czyli Joanna Szczepkowska miała rację.
Aby wiedzieć więcej, przeczytaj: Antoni Dudek, Reglamentowana rewolucja. Rozkład dyktatury komunistycznej w Polsce 1988–1990, Kraków 2004 Aandrzej Garlicki, Karuzela, Warszawa 2003 Bronisław Geremek, Jacek Żakowski, Rok 1989 – Geremek opowiada, Żakowski pyta, Warszawa 1990 Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1987–1990, Warszawa 2005 1078853
1986–1989 / Rozmowa z Antonim Dudkiem, Janem Kofmanem i Andrzejem Paczkowskim
niesie im korzyści i będzie z korzyścią dla kraju. Proponuję więc:
313
Mazowiecki niemalowany (lata 1989–1990)
Rozmowa z Andrzejem Paczkowskim
1078853
Warszawa, 24 sierpnia 1989 roku. Posiedzenie Sejmu X kadencji, na którym powołano Tadeusza Mazowieckiego na stanowisko premiera rządu. Fot. PAP/Grzegorz Rogiński 1078853
315
W lipcu 1989 roku Tadeusz Mazowiecki polemizował z tekstem Adama Michnika Wasz prezydent, nasz premier, twierdząc, że opozycja nie jest gotowa do rządów. W sierpniu zmienił zdanie i zgodził się na tworzenie rządu. Dlaczego? Sytuacja była dynamiczna i przekonanie Mazowieckiego z początku lipca, że obóz „Solidarności” nie jest gotowy do przejęcia władzy, bo nie ma ludzi i merytorycznego przygotowania, musiało ulec rewizji. Stało się oczywiste, że Związek Sowiecki nie będzie ingerował, jeśli dojdzie do poważnej wymiany elit, postępowała dezintegracja obozu władzy, w tym rozpad „starej koalicji” PZPR–SD–ZSL. Po porozumieniu Lecha Wałęsy z liderami SD i ZSL nie było już pytania „czy”, tylko „kto” i „jak”. Ale diagnoza była dalej aktualna. Zgoda, tyle że kompetencje komunistycznych urzędników – cenzorów, planistów, sekretarzy w zakładach pracy czy esbeków – w przypadku przełomu też były już do niczego. Niemal z dnia na dzień przestali być „fachowcami”. „Solidarność” zaś miała wciąż duże możliwości mobilizacyjne. Pokazały to wybory w czerwcu 1989 roku. Tadeusz Mazowiecki – tak jak go znam – to człowiek i polityk, który żyje rzeczywistością. A ta była taka, że doszło do porozumienia nierównych sił: potężnej „Solidarności” i jej Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego – i słabiutkich SD oraz ZSL, a generał Jaruzelski jako prezydent zaakceptował zmianę, pod warunkiem że powstanie „wielka koalicja” z udziałem PZPR. Dziś kwestionuje się przełomowość rządu Mazowieckiego właśnie ze względu na obecność w nim ministrów z PZPR. PZPR miała dominującą pozycję w Sejmie. I miała swojego prezy316
denta. Gdyby nie było wynegocjowanego przy Okrągłym Stole urzędu 1078853
24 sierpnia 1989 prezydenta albo gdyby nie był nim generał Jaruzel-
– Tadeusz Mazowiecki zostaje
ski, to zapewne można by kombinować, marginali-
powołany na urząd premiera.
zować PZPR, spychać ją do kąta i przyspieszać jej kiego i faktu, że urząd ten zajmowała osoba auto-
12 września 1989
rytatywna i autorytarna, nie dało się prowadzić gry
– powstaje koalicyjny rząd
tylko parlamentarnej.
z premierem Mazowieckim.
rozpad. Ale wobec tak silnego urzędu prezydenc-
Opozycja ma dwunastu
Tym bardziej że SD i ZSL nie były gotowe do konfron-
ministrów, PZPR – pięciu,
tacji z PZPR.
ZSL – czterech i SD – trzech.
tyły. Roman Malinowski, czołowy działacz ZSL,
28 października 1989
swoje posunięcia konsultował z Jaruzelskim. Na-
– Joanna Szczepkowska
prawdę trudno było sobie wyobrazić, by największa
mówi w Dzienniku
partia w Sejmie (PZPR) była w opozycji.
telewizyjnym TVP 1:
Oczywiście, że nie i cały czas zabezpieczały sobie
„Proszę państwa,
Do tego taka, która miała pod sobą resorty siłowe. Ja-
4 czerwca 1989
kie były nastroje wśród oficerów służb i co dziś wiemy
skończył się komunizm”.
Niestety, prawie nic. Mało kto się zajmuje – poza Antonim Dudkiem – badaniami archiwalnymi nad latami 1988–1990. Wydaje mi się, że w roku 1989 SB była lojalna wobec swych bezpośrednich zwierzchników i Jaruzelskiego, a nie wobec premiera „stamtąd”. Dla nich to my byliśmy „oni”. Mazowiecki stworzył rząd, nie ulegając naciskom partii reżimowych, ale także nie konsultując się z OKP i z Lechem Wałęsą. Czy to stanowiło zarzewie późniejszych konfliktów? Tak, był to rząd w pełni autorski, a Lech Wałęsa, zdaje się, nie miał zastrzeżeń do jego składu. W każdym razie publicznie nie zgłaszał 1078853
1989–1990 / Rozmowa z Andrzejem Paczkowskim
– dzięki IPN – o pracy SB w przeddzień jej likwidacji?
317
swoich kandydatów. Natomiast inną sprawą było znalezienie dla niego miejsca w życiu publicznym. Wałęsa, laureat Nagrody Nobla, człowiek numer jeden, nagle miał być zredukowany do roli przewodniczącego związku zawodowego. Wprawdzie ten związek nazywał się „Solidarność”, ale w demokratycznym państwie miał być już tylko związkiem zawodowym. Nie wiem, czy nikt się nad tym nie zastanawiał, czy nie potrafiono niczego sensownego wymyślić, ale nie znaleziono dla Wałęsy miejsca, które nie tylko dawałoby mu poczucie, że jest adekwatne do jego ambicji, ale świadczyłoby, że jest doceniany i może wykorzystać wszystkie swoje walory. Prawdę mówiąc, było tylko jedno takie stanowisko: prezydent Polski. W swoim pierwszym wystąpieniu 24 sierpnia 1989 Mazowiecki powiedział, że „przeszłość odkreślamy grubą linią”. Właściwie słowa te powinny się stać symbolem zerwania ze złym dziedzictwem. Stało się inaczej, dlaczego? Te słowa zostały zinterpretowane wbrew intencjom mówiącego i zaczęły żyć własnym życiem. Prawdą jest natomiast, że ani Mazowiecki, ani jego ministrowie, ale też nikt inny z „Solidarności” nie pomyślał o tym, by odejście od komunizmu ubrać w jakieś uroczyste szaty. Można było to zrobić na przykład 11 listopada, który znów mógłby się stać – po 1918 roku – Dniem Odrodzenia Polski. Jednak ekipa Mazowieckiego i „Solidarność” odpuściły sferę symboliczną. Czy plan Balcerowicza nie był jednym wielkim zerwaniem z socjalizmem i jego gospodarką planową? Dlaczego walka z komuną musi się kojarzyć tylko z symbolami, a nie z odrzucaniem absurdów realnego socjalizmu? Bo komunizm był potęgą w świecie symboli. W całej Polsce były ich dziesiątki tysięcy. Komunizm w znacznym stopniu legitymizował się nie tym, co robił, ale tym, co mówił i co pokazywał. Dlatego transformacji powinna była 318
towarzyszyć wszechstronna delegitymizacja. Nie powinna się ograniczać 1078853
14 listopada 1989 do spraw ekonomicznych, a pozostawiać przy życiu na przykład Głównego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk. Reformy gospodarcze zresztą stosunkowo szybko przyniosły spadek poziomu życia jeśli nie większości, to ogromnej rzeszy Polaków, i to one zaczęły się kojarzyć z „nowym”.
– Lech Wałęsa przemawia w Kongresie Stanów Zjednoczonych.
18 listopada 1989 – Wiadomości TVP zastępują
A zerwanie połączenia telefonicznego gabinetu premiera z gmachem KC, powrót do historycznej nazwy państwa, do orła w koronie? Wszystko to było ważne, ale nie potrafiono nadać „koronacji orła” jakiegoś specjalnego znaczenia.
Dziennik telewizyjny.
29 grudnia 1989 – PRL formalnie przestaje istnieć.
1 stycznia 1990 Gdzie więc można było przyspieszyć i „docisnąć czer-
– zaczyna działać plan
wonego”?
Balcerowicza.
Nie jest mi zbyt zręcznie odpowiadać na takie pytanie, gdyż wtedy że gruzy po rozpadzie komunizmu są wciąż niebezpieczne, że jeśli nieostrożnie przystąpi się do rozbiórki, to jakieś elementy zgniłej konstrukcji mogą się okazać groźne i zwalić się nam na głowy. Dziś myślę inaczej. Być może nie wykorzystano okazji, jaką było rozwiązanie PZPR w styczniu 1990 roku. Skoro zniknął jeden z partnerów Okrągłego Stołu, można było uznać, że umowa „wyczerpała swoje kreatywne moce”. I co można było zrobić? Nowe wybory? Na przykład. Jeśli można było zrobić wybory samorządowe, to czemu nie parlamentarne? 1078853
1989–1990 / Rozmowa z Andrzejem Paczkowskim
sam się obawiałem – były to oczywiście obawy szarego obywatela –
319
Pytanie tylko, czy nowy Sejm tak sprawnie uchwalałby reformy jak kontraktowy, czy też pogrążyłby się w znanych nam sporach. A to zupełnie inne sprawy. Roztropność polityków to jedno, a to, czy mają oni mandat w pełni demokratyczny, to drugie. Może dałoby się wcześniej skłonić prezydenta to skrócenia kadencji. Hasło „Havel na Wawel!” było bardziej eleganckie niż „Jaruzelski musi odejść!”, ale znaczyło to samo – na czele państwa powinien stanąć ktoś z opozycji. Jeden z podziałów między politykami to podział: radykałowie i umiarkowani. Tacy, którzy chcą wszystko robić natychmiast i gwałtownie, oraz tacy, którzy uważają, że lepiej działać powoli i bez przemocy. Radykałowie bywają pożyteczni, bo podnoszą cenę kompromisu, jak na targu arabskim, by spotkać się gdzieś w połowie oczekiwań. Pan Tadeusz jednak z pewnością należy do obozu umiarkowanych. Jest spokojny, łagodny, otwarty na kompromis. Obce są mu gwałtowne ruchy i zmiany linii politycznej. Mówiąc o wydarzeniach z lat 1989–1990, nie można abstrahować od jego osobowości. „Gruba linia”, rzekome niereagowanie na palenie akt SB, powolne likwidowanie komunistycznych instytucji z cenzurą na czele – wszystko to w oczach krytyków szybko znalazło wspólny mianownik w postaci „grubej kreski”, czyli braku rozliczeń z komuną. Cały proces zmian miał charakter ewolucyjny. Zaczęło się od reformy systemu komunistycznego, która po wyborach 4 czerwca przemieniła się w transformację ustrojową, w wymiarze instytucjonalnym zakończoną wraz z pierwszymi demokratycznymi wyborami do parlamentu w 1991 roku. W krajach, gdzie zmiany były bardziej zwarte w czasie, na przykład w Czechosłowacji, też odbywały się one ewolucyjnie. W Polsce, obok osobowości premiera, co było czynnikiem jednostkowym, ale nie bez znaczenia, najbardziej istotne było generalne za320
łożenie o konieczności zmian pokojowych. Jeśli szukać początków 1078853
27 stycznia 1990 – przestaje istnieć PZPR.
tej strategii umiarkowania i non violence, to warto pamiętać, że – obok doświadczenia narodowego:
27 czerwca 1990 – rolnicy blokują w Mławie
klęski Powstania Warszawskiego czy pacyfikacji
szosę Warszawa–Gdańsk.
strajków robotniczych – jej autorami nie byli ani
Policja usuwa blokadę.
Giedroyc, ani Mieroszewski, ani Michnik, tylko najpierw prymas Wyszyński, a w ślad za nim Jan Paweł II. To oni mówili, że Polska ma iść drogą
25 listopada 1990
kompromisu, bez przemocy. Taka właśnie była „So-
– I tura wyborów prezydenckich.
lidarność”, gdy powstała w 1980 roku, i mimo dra-
Lech Wałęsa uzyskuje 39,96
matycznych przeżyć po 13 grudnia 1981 nie mogła
procent głosów,
w roku 1989 zmienić swej tożsamości. To był ruch
Stanisław Tymiński
obywatelski, a nie kadrowa organizacja rewolucjo-
– 23,1 procent,
nistów. Choć gdyby ktoś zaczął wieszać... kto wie,
Tadeusz Mazowiecki
co by się działo?
– 18,08 procent.
Jednak w czerwcu 1990 roku do rozprawy z protestującymi pod Mławą rolnikami, którym spółdzielnia mleczarska zalegała z płatnościami, rząd użył siły.
9 grudnia 1990 – Lecha Wałęsa wybrany na prezydenta kraju.
trzeba chociaż „udrożnić szosę”. To nie jest kwestia braku demokracji. Ale jakiż dylemat dla działacza niedawnej opozycji! Dla pana Tadeusza musiał być to ogromny dylemat, nawet jeśli chodziło dosłownie o jeden wóz opancerzony. Podejrzewam, że żaden z późniejszych premierów nie miałby takich rozterek. Krytycy Mazowieckiego wskazują na niepotrzebnie długą obecność Kiszczaka w rządzie. Mazowiecki ponoć chciał mieć człowieka „umoczonego” w Okrągły Stół, który utożsamiał się z porozumieniami i w ten sposób zabezpieczał rząd przed kontrakcją partyjnego betonu. Po drugie, Mazo1078853
1989–1990 / Rozmowa z Andrzejem Paczkowskim
To normalny odruch. Skoro negocjacje nic nie dają,
321
wiecki uważał, że nie ma co rozdrażniać czerwonego i walczyć o resorty, które z czasem i tak wypadną partii z rąk. Czy ta strategia była słuszna? Kiszczak ważny był nie sam w sobie, ale jako najbliższy podwładny generała Jaruzelskiego. Trzeba pamiętać, że wedle ówczesnych zasad – które zresztą obowiązywały do uchwalenia konstytucji w 1997 roku – istniały trzy resorty prezydenckie: dwa siłowe i Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Takie było prawo i Mazowiecki miał skrępowane ręce. Mimo to walczył o MSZ i wyrwał je, a potem, gdy PZPR się rozpadła, Mazowiecki wymusił, albo raczej skłonił prezydenta – bo słowo „wymusił” chyba nie pasuje do pana Tadeusza – by do resortów siłowych wprowadzić solidarnościowych wiceministrów, a potem przejąć fotele. Przypominam też, że wprowadził swojego człowieka do kancelarii prezydenta: Piotra Nowinę-Konopkę jako ministra stanu. Dla Mazowieckiego ważne były inne kwestie niż przejmowanie resortów od komunistów. Chciano przede wszystkim wydobyć kraj z zapaści ekonomicznej. Inflacja sięgała sześciuset procent rocznie i coś z tym trzeba było robić. Drugim priorytetem były stosunki międzynarodowe. Jak wyglądało „odzyskiwanie” MSZ? Ten proces trwał bardzo długo, ale na czołowych stanowiskach w centrali i na placówkach dochodziło do wymiany. Przykład: Kazimierz Dziewanowski, ambasador w Waszyngtonie. Jeśli chodzi o politykę zagraniczną, to ważnymi posunięciami rządu były próby oddzielenia Ukrainy czy Litwy – wtedy jeszcze republik sowieckich – od Moskwy, czyli polityka dwutorowa, która była pewnym kapitałem politycznym. Jakie było znaczenie pierwszej zagranicznej wizyty premiera w Watykanie? Pomijam względy psychologiczne, ważne zapewne dla pana Tadeusza, ale ta wizyta pokazywała, że najbliższym sąsiadem Polski (oczywiście nie w sen322
sie geograficznym) jest Watykan, a nie Moskwa, Berlin czy Waszyngton. 1078853
A nie trzeba było jednak lecieć do USA? Po co? Watykan z punktu widzenia geopolityki był neutralny. Ani Gorbaczow, ani nikt inny nie mógł mieć za złe, że polski premier, do tego działacz katolicki, jedzie do papieża. Za to ktoś nieznający kontekstu może się zdziwić, że pierwszym zagranicznym gościem niekomunistycznego premiera był szef KGB. Pewnie ten przyjazd był wcześniej zaplanowany. Władimir Kriuczkow był wysokim urzędnikiem obcego państwa i chciał się spotkać z premierem. Nie było powodu do odmowy. Obaj panowie z pewnością nie mieli o czym rozmawiać, bo zakresy ich zainteresowań były, delikatnie mówiąc, inne. Natomiast to, że Kriuczkow w Polsce spotkał się nie tylko z esbekami, ale przyjął go premier z innej opcji politycznej, można uznać za próbę odciągania Sowietów od PZPR. Może to i ponuro wygląda, ale był w tym słuszny, jak sądzę, zamysł przełamania monopolu komunistów na kontakty z Kremlem. Tak samo było z wizytą premiera w Moskwie. Kontakty z Moskwą wynikały z międzypodczas pierwszej wizyty w ZSRR Mazowiecki pojechał do Katynia. Pamiętajmy: jest jesień 1989, istnieje Związek Sowiecki, jego rakiety, bomby, siatki szpiegowskie są na całym świecie, a jego wojska stacjonują nie tylko u nas, ale też i na południu, i na zachodzie. Czy Mazowiecki nie był przewrażliwiony na punkcie niemieckim? Twierdził nawet, gdy ważyły się losy zjednoczenia Niemiec, że lepiej, by w Polsce stacjonowały wojska sowieckie, póki sytuacja w Niemczech się nie wyklaruje. To wynikało z jego wrodzonej ostrożności. Uważał, że dopóki bezpieczeństwo Polski – wyrażające się przede wszystkim w uznaniu granicy zachodniej – w kontekście zjednoczenia nie zostanie wpisane 1078853
1989–1990 / Rozmowa z Andrzejem Paczkowskim
narodowych zobowiązań, których nie można było ot tak zerwać. Za to
323
w traktaty międzynarodowe, to lepiej, aby stały tu choćby wojska sowieckie. Podobnie zresztą sądziła wtedy większość Polaków. Pan Tadeusz dziesiątki lat zajmował się sprawami polsko-niemieckimi, znał Niemców i wiedział, że zjednoczenie będzie ogromnym problemem nie tylko dla Polaków, ale także dla nich. Jest z tego pokolenia, które nieufnie patrzy na potężne Niemcy. Zresztą tak samo uważał Václav Havel. A co do obecności wojsk sowieckich – i tak nie było możliwości, aby je wypędzić. Dziś krytykuje się też rząd Mazowieckiego za to, że nie przejawiał pronatowskich aspiracji, i przywołuje się wypowiedzi ministra Skubiszewskiego, że NATO nie jest w sferze zainteresowania Polski. Najpierw trzeba zapytać: czy Polska była wtedy w sferze zainteresowania NATO! Istniał jeszcze ZSRR i polityka Zachodu wobec całego bloku – z wyjątkiem NRD – była ostrożna. Tym, co się stało 4 czerwca 1989 w Polsce, chyba bardziej przerażony był George Bush (senior) niż Michaił Gorbaczow. Dopóki istniał Układ Warszawski, USA nie zająknęłyby się o Polsce w NATO. Wydarzenia nad Wisłą rozgrywały się w szerszym planie. W grudniu 1989 roku – już po upadku muru berlińskiego – odbył się szczyt Bush–Gorbaczow na Malcie, na którym zapowiedziano dalszą współpracę obu supermocarstw, niewchodzenie sobie w paradę i nieprzyspieszanie żadnych procesów, które mogłyby zdestabilizować sytuację międzynarodową. Mazowiecki – za sprawą popularnego programu telewizyjnego – zyskał miano żółwia. Czy słusznie? I mnie ta sylwetka z Polskiego zoo utkwiła w pamięci. Może jest coś na rzeczy. Pan Tadeusz przypomina szachistę: głowa wsparta na dłoni, głęboki namysł, powolne ruchy. Ale to wszystko nie dotyczy sposobu 324
myślenia, tylko sposobu bycia. 1078853
Niektórzy jego ministrowie narzekali na przeciągające się nocne narady prowadzone w dymie papierosowym. To drobiazgi, bez wpływu na bieg spraw. Generał Jaruzelski uchodzi za zdecydowanego i energicznego zarządcę, a jeśli przejrzeć protokoły posiedzeń Biura Politycznego czy sekretariatu KC, to wygląda, że był gadułą potrafiącym przez półtorej godziny podsumowywać jedno zebranie. Tyle że nie palił. Mazowiecki po przegranych wyborach prezydenckich złożył urząd. Był to gest dojrzałego demokraty czy obrażanie się na „niedojrzałe społeczeństwo”? To tylko on wie! Myślę, że byłoby jednak niezręcznie brać urząd z rąk kogoś, z kim przegrało się w walce. Oznaczałoby to bowiem całkowite podporządkowanie – także psychiczne – prezydentowi. Może Mazowiecki i jest żółwiem, ale honor ma. Na początku pełnienia misji powiedział: mogę być dobrym premierem albo
Tak. Gdyby był premierem malowanym, to może by i do dziś premierował...
Aby wiedzieć więcej, przeczytaj: Waldemar Kuczyński, Zwierzenia zausznika, Warszawa 1992 Antoni Dudek, Historia polityczna Polski 1989–2005, Kraków 2007 Jarosław Kurski, Wódz, Warszawa 2008 1078853
1989–1990 / Rozmowa z Andrzejem Paczkowskim
złym, ale nie będę premierem malowanym. Dotrzymał słowa?
325
Czy ta Polska była Polską? Rozmowa z Janem Kofmanem
Jan Kofman (ur. 1941) jest historykiem i politologiem. Pracuje w Instytucie Historii Uniwersytetu w Białymstoku i w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Redaktor naczelny (1990–1999), wiceprezes zarządu i dyrektor naczelny (1998–1999) Wydawnictwa Naukowego PWN. Współzałożyciel (1978), redaktor naczelny (1982–1994) Kwartalnika Politycznego „Krytyka”. Opublikował m.in.: Lewiatan a podstawowe zagadnienia ekonomiczno-polityczne Drugiej Rzeczypospolitej (1986), Economic Nationalism and Development: Central and Eastern Europe between the Two World Wars (1997), Transformacja i postkomunizm (wraz z Wojciechem Roszkowskim, 1999, 2000). 1078853
Czy Polska Rzeczpospolita Ludowa była państwem niepodległym i suwerennym? PRL powstała w 1944 roku jako Polska Lubelska po ogłoszeniu Manifestu PKWN i do swego końca w roku 1989 przechodziła długą ewolucję, także ustrojową. Wymuszały ją przede wszystkim czynniki zewnętrzne. Oczywiście czynniki wewnętrzne, szczególnie nacisk sił społecznych, też odgrywały pewną rolę, jednak w przypadku PRL sytuacja międzynarodowa była rozstrzygająca, i w tym kryje się odpowiedź na pytanie o suwerenność Polski. W jakim sensie? W roku 1944 do Polski weszła Armia Czerwona i, potem już jako Armia Radziecka, pozostawała tu aż do pierwszych lat III RP. Jej obecność, zwłaszcza w czasach wprowadzania tak zwanej władzy ludowej, miała decydujący wpływ na przekształcenia polityczne, gospodarcze i częściowo społeczne. Potem dodatkowo nastąpił zwrot w polityce Stalina, również wobec krajów Europy Środkowo-Wschodniej, i na naszym podwórku rozpoczęto walkę z prawicowonacjonalistycznym odchyleniem w PZPR – zresztą nie tylko w partii. Pod naciskiem i kuratelą ZSRR Polska stała się państwem totalitarnym; chociaż, jak mówili niektórzy ideolodzy i historycy, do przełomu roku 1948 i 1949, czyli do momentu wyeliminowania Władysława Gomułki To wątpliwa ocena posunięć Gomułki, choćby dlatego że przecież kilka lat wcześniej, właśnie pod jego rządami, mieliśmy do czynienia z elementami wojny domowej, rozprawą z podziemiem niepodległościowym, także politycznym, prześladowaniem opozycji – trudno więc mówić, że ta „polska droga” była jakościowo lepsza. Czynnik radziecki odegrał decydującą rolę także w 1956 roku. To prawda, że społeczeństwo opowiedziało się za Gomułką i że to poparcie miało znaczenie, a Nikita Chruszczow wyjechał z niczym. 1078853
Rozmowa z Janem Kofmanem
z kierownictwa partii, miano budować polską drogę do socjalizmu.
327
328
1078853
Zdjęcie zostało wykonane w Ostrzeszowie w 1989 roku w trakcie transportu godła państwowego ze Szkoły Podstawowej nr 2 do koronacji w pracowni plastycznej. © Stanisław Kulawiak 1078853
329
Niemniej jednak Gomułka przetrwał i tamten krytyczny moment, i dalsze lata przede wszystkim dlatego że obiecał I sekretarzowi KC KPZR, iż żadnych ideologicznych i ustrojowych zmian w Polsce nie będzie i że zachowane zostaną podstawy socjalizmu. Chruszczow mógł uznać, że jego krytykę stalinizmu, wygłoszoną na XX Zjeździe KPZR, podjął właśnie Gomułka. Warto też pamiętać o ówczesnym stanowisku komunistycznych Chin, które poparły polską partię, lecz zaraz potem zgodziły się, aby Kreml utopił Węgry we krwi. Nie inaczej było w grudniu 1970 roku, kiedy to jawne sugestie Moskwy przyczyniły się do odejścia Gomułki. O stopniu suwerenności PRL w czasach Edwarda Gierka świadczyły proponowane wtedy zmiany w konstytucji PRL, a wśród nich zapis o trwałym i nienaruszalnym sojuszu ze Związkiem Radzieckim (ostatecznie zamieszczono jego złagodzoną wersję), przy czym traktować to chciano jako kanon polskiej racji stanu, a zarazem weryfikator… patriotyzmu. Wpływ czynnika radzieckiego był bardzo widoczny w latach 1980–1981. To Kreml zmusił kierownictwo polskie, aby samo wprowadziło stan wojenny, choć trzeba powiedzieć, że partia nie szukała z „Solidarnością” porozumienia, które mogłoby poszerzyć zakres suwerenności kraju. I wreszcie podobnie należy spojrzeć na Michaiła Gorbaczowa. Tu jego oddziaływanie było jednak pozytywne. Pieriestrojka i głasnost’ tak go absorbowały, że nie miał czasu zajmować się całym blokiem wschodnim. Zresztą Gorbaczow odszedł już od doktryny Breżniewa, głoszącej, że jeśli w którymś z europejskich krajów socjalistycznych dojdzie do kontrrewolucji, to bratnie partie „przyjdą mu z pomocą”. Gdy więc Erich Honecker, a zwłaszcza Nicolae Ceauşescu nie byli od tego, by jeszcze w 1989 roku interweniować w Polsce, Gorbaczow nie chciał o tym myśleć, i to rozstrzygało sprawę. Ciekawe, że jednak liczył na to, iż wszystkie kraje regionu pozostaną socjalistyczne i w ramach bloku, chociaż uznawał, że obszar ich – jak widać, swo330
iście rozumianej – suwerenności może się zwiększać. 1078853
Nacisk wielkiego sąsiada jeszcze nie rozstrzygał o suwerenności…. Przede wszystkim to nie był zwyczajny nacisk, lecz narzucenie Polsce wszechstronnej i głębokiej podległości, wpływające na jej sytuację wewnętrzną i na opresyjność systemu. Oczywiście w ciągu tych kilkudziesięciu lat zdarzały się odmienności. Wśród przywódców komunistycznych jeden był odważniejszy, inny mniej. Gomułka na przykład umiał rozmawiać z Kremlem, jednak dość szybko, między innymi na tle kwestii niemieckiej, w jego postawie nastąpił regres i z przekonania stał się bardzo lojalnym sojusznikiem Moskwy. W 1968 roku gorliwie chciał bronić socjalizmu w Czechosłowacji. Czynnik radziecki wpływał też na postawę społeczeństwa. Początkowo duża jego część czekała na III wojnę światową, potem stopniowo większość, przystosowując się do systemu, zaczęła szukać jakiegoś modus vivendi z władzą. Z czasem, szczególnie po podpisaniu Aktu Końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (1975), w obrębie opozycji pojawili się zwolennicy finlandyzacji, traktowanej jako etap w ewolucji prowadzącej do niepodległości. Były też i takie środowiska, które opowiadały się za niepodległością bez ograniczeń. Zapewne jednak horyzont większości ludzi nie wykraczał poza sprawy doczesne. Przez dziesięciolecia życia w PRL nabrali oni nawyku takich zachowań, które za Krystyną Kersten przyjęło się określać jako przystosowanie i opór. Przystosowaniem było ny – od biernego, począwszy od opowiadania sobie dowcipów, przez czynny – włączanie się w struktury opozycyjne, po wręcz zbrojny w pierwszych latach po wojnie czy nawet, rzadkie na szczęście, próby terrorystyczne. Chęć przystosowania się Polaków do nowych warunków życia była czymś naturalnym, to przecież było bardzo wyniszczone społeczeństwo, ze zdziesiątkowaną warstwą inteligencką, najpierw poddane presji nazizmu, doświadczone przez wojnę i jeszcze dotknięte przesunięciem granic na zachód i przesiedleniami. 1078853
Rozmowa z Janem Kofmanem
wchodzenie w system aż po jego akceptację, a opór był stopniowal-
331
Co to przesunięcie oznaczało w życiu narodu? Rzut oka na mapę dowodził, że to już nie jest ta Polska, w której urodziła się i wychowała większość ówczesnych Polaków. Mimo tragedii przesiedleń społeczeństwo szybko uznało – a ściśle mówiąc, chciało uznać – ziemie na zachodzie za polskie od dawna, akceptując tezę o ich piastowskim rodowodzie wraz z określeniem „Ziemie Odzyskane”. I, paradoksalnie, kraj na tym przesunięciu skorzystał, bo nowe tereny były lepiej rozwinięte gospodarczo niż te, które utracono. Dziś, w zupełnie innej sytuacji międzynarodowej, można by powiedzieć, że skorzystał też geopolitycznie. Po roku 1945 Polskę zamieszkiwało społeczeństwo jednorodne narodowo, co ułatwiało propagandę komunistom, którzy przypominali, że tam daleko, w Szczecinie czy na wyspie Wolin, żyli kiedyś słowiańscy woje, w domyśle – polscy. To była próba legitymizacji partii poprzez odwołanie się do polskości. Przy tym nie było jedynie wymysłem propagandy, że to ZSRR stał na straży zachodniej granicy Polski, co też wiele mówi o naszej ówczesnej suwerenności. Obecność Moskwy w regionie i w Polsce była wtedy rozstrzygająca i dla Zachodu – o czym dziś się mniej mówi. Aspiracje Polaków, by wrócić na Zachód, długo nie miały jego wsparcia, a faktyczna, wynikająca z różnorakich przyczyn zgoda państw zachodnich na poddanie naszego kraju radzieckim wpływom była niewątpliwa. Była ona w różnej formie potwierdzana – i w roku 1956, i w latach 1980–1981, i nawet w roku 1989, gdy Stany Zjednoczone, wspierając Gorbaczowa, nie chciały utrudniać mu sytuacji i urazić Moskwy. Ameryka zachęcała polskie władze komunistyczne, by dążyły do rozluźnienia rygorów zależności i do reform wewnętrznych, ale nie naciskała na to, aby Polska wyszła z RWPG czy Układu Warszawskiego. Amerykanie namawiali generała Jaruzelskiego na prezydenturę, ale poparcie to wynikało z relacji Waszyngton–Moskwa. Formalnie za czasów PRL kraj był niepodległy, ale faktycznie nie. 332
Jeśli chodzi o politykę zewnętrzną – o suwerenności Polski nie było 1078853
mowy, suwerenna wewnętrznie niekiedy bywała, bo ZSRR nie we wszystko się wtrącał. Reagował, i to często, gdy z jego punktu widzenia działo się coś niedobrego. W okresie stalinowskim suwerenność wewnętrzna była prawie żadna. Hilary Minc musiał zrobić taki plan gospodarczy, jaki Moskwa kazała mu przygotować. Gdy wybuchła wojna w Korei, trzeba było rozbudować przemysł zbrojeniowy. Suwerenność Bolesława Bieruta polegała na tym, że sam się zgłosił do Stalina, by ten poprawił i zaakceptował projekt konstytucji PRL. Za Gomułki było nieco lepiej, ale jak wspomniałem, wiązało się to ze zmianami w radzieckiej polityce epoki Chruszczowa. Polityka zagraniczna nadal, mimo rozpowszechnianych wcześniej mitów, suwerenna nie była. Jeśli szło o sprawy wewnętrzne, to gdy Gomułka zarządził w grudniu 1970 roku podwyżki, Kreml się zdenerwował, uznając, że nie był to odpowiedni czas… A gdy Gomułka doprowadzał do umowy z Niemcami albo gdy Gierek spotykał się z prezydentami Stanów Zjednoczonych, nie były to kroki suwerenne? Żaden przywódca PRL nie był suwerenny w tego rodzaju decyzjach. Gomułka bał się zamieszek w bloku socjalistycznym, bał się Praskiej Wiosny i, jak to wtedy nazywano, rewizjonizmu zachodnioniemieckiego, dlatego wychodził przed szereg w kwestii interwencji w Czechosłowacji. A gdyby nie chciał tej interwencji? Nie wierzę, aby ciwić. Nie wierzę też, aby mógł z Niemcami z RFN sam się dogadać za plecami Kremla. Siłą Gomułki było to, że potrafił swoją politykę zgrać z polityką ZSRR. Plan Rapackiego, zgłoszony na forum ONZ w 1957 roku, w którym proponowano utworzenie strefy bezatomowej w Europie Środkowej, też był zatwierdzany przez Moskwę. Oczywiście to dobrze, że Polacy go zgłosili, ale gdyby nie było zgody Moskwy, najpewniej byśmy o nim nie usłyszeli. Plan Marshalla (1947), który mógł być dla gospodarki zbawienny, pod naciskiem Kremla 1078853
Rozmowa z Janem Kofmanem
w takiej sytuacji, mimo osobistej odwagi, mógł się otwarcie jej sprze-
333
został odrzucony. I jeszcze raz w sprawie stanu wojennego. Czy gdy generał Jaruzelski go wprowadzał, to podejmował tę decyzję suwerennie? Zrobił to w wyniku presji radzieckiego kierownictwa, licząc jednak na pomoc ze wschodu, gdyby ta operacja się nie udała. Kiedy PRL była krajem totalitarnym, a kiedy tylko autorytarnym? Jeśli przyjmiemy opis totalitaryzmu za Hannah Arendt, to należy uwzględnić takie jego cechy, jak władza monopartii, czyli partii masowej, która spleciona z biurokracją sprawuje niemal totalne rządy i w pełni kontroluje każdy przejaw życia politycznego, gospodarczego, społecznego, kulturalnego; podporządkowanie jej aparatu przemocy – poczynając od sił zbrojnych poprzez służby specjalne, w tym policję polityczną aż po – jak na przykład w Polsce – Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej; decydowanie przez partię o obsadzie aparatu państwowego i administracyjnego różnych szczebli, a także funkcji w gospodarce czy w organizacjach społecznych. W Polsce system nomenklatury objął z czasem około trzystu tysięcy takich stanowisk. Celem państwa totalitarnego jest także zbudowanie idealnego społeczeństwa. Było to zatem państwo ideologiczne. Dla hitleryzmu środkiem realizacji ideału był rasizm, dla komunizmu – walka klas. W obu przypadkach cechą ustroju była pełna kontrola nad mediami, umożliwiająca totalną propagandę, traktowaną jako bardzo istotny instrument panowania. Także masowe wiece były formą komunikacji ze społeczeństwem. Mobilizacja polityczna jako cecha systemu jest podstawowym narzędziem sprawowania kontroli (tak było w Polsce na przykład w roku 1968). Dla totalitaryzmu komunistycznego charakterystyczne były również: omnipotencja państwa, skrajne zetatyzowanie wszystkich dziedzin życia, ograniczenie praw własności, miażdżący prymat własności państwowej nad innymi jej postaciami, poddanie gospodarki syste334
mowi centralnego planowania i systemowi nakazowo-rozdzielczemu. 1078853
Totalitaryzm w czystej formie nie zaistniał w Polsce. Najbliższy tego był Związek Radziecki w epoce Stalina i Chiny za Mao Tse-Tunga – epoki rewolucji kulturalnej i „bandy czworga”. I oczywiście Kambodża za Pol Pota. Wszędzie, także w Polsce, pojawiał się okresowo silny terror kierowany czy to przeciw podziemiu – zbrojnemu i politycznemu, opozycji politycznej, czy przeciw różnym odłamom ludności. Z kolei w partii działał mechanizm czystek, który służył zarazem za instrument zastraszania nie tylko jej członków, ale także ogółu społeczeństwa. Czystki w partii i aparacie rządzącym traktowano jako sposób na przewietrzanie kadr i wynoszenie na stanowiska ludzi zależnych od kierownictwa. Osobiście doświadczył tego Gomułka w 1949 roku i w pewnym stopniu sam to przeprowadzał w latach 1967–1968. Z totalitaryzmem mieliśmy w Polsce do czynienia w okresie stalinowskim. Kontrola do 1953 roku była wszechobecna i obezwładniająca. Ale przecież w roku 1988 właściwie wszystkie instrumenty władzy totalnej jeszcze istniały – rozbudowany aparat przemocy, cenzura, propaganda, nomenklatura, kontrola ludności poprzez paszporty i przymus meldunkowy, pełna kontrola gospodarki, własność państwowa… To prawda, nie stosowano masowego terroru, a ideologia była raczej rytuałem, jednak był to rytuał, który ludzi uwierał, wszystkie instrumenty władzy totalitarnej nadal były w rękach PZPR i w każdej chwili mogły być użyte…
Upierałbym się, że pod pewnymi względami tak. Dlatego że PRL po 13 grudnia była państwem bardziej represyjnym niż w roku 1956 albo za rządów Gierka? Właśnie tak, i to przez dobre pięć–sześć następnych lat, gdyż, jak mówiłem, zasadnicze cechy systemu nie zmieniły się. Warto pamię1078853
Rozmowa z Janem Kofmanem
W latach osiemdziesiątych PRL była krajem totalitarnym?
335
tać, że po 1956 roku, w wyniku Października, zmiany były jednak takie, że gdy trzy lata później odbył się proces Hanny Szarzyńskiej-Rewskiej i skazano ją na półtora roku więzienia za współpracę z paryską „Kulturą”, a w 1962 proces Anny Rudzińskiej, skazanej również pod podobnym zarzutem na rok więzienia, wywołało to ostry ferment wśród części inteligencji. W sumie przypadki więzienia za poglądy były jednak nieliczne przed 1968 rokiem. W Marcu ’68 nastąpiły już masowe represje, w Grudniu ’70 strzelano do ludzi, a w Grudniu ’81 zabito górników w kopalni „Wujek” oraz internowano i uwięziono naraz co najmniej kilka tysięcy osób. Dlatego twierdzę, że chociaż komunizm miał różne fazy, niemal do końca pozostał systemem totalitarnym. Jednak wielu badaczy określa PRL (wyjąwszy okres stalinizmu) jako kraj autorytarny. Cechą konstytutywną systemu autorytarnego jest oparcie go na autorytecie jednostki lub grupy. Tak było w II Rzeczypospolitej po zamachu majowym i przejęciu faktycznej władzy przez Józefa Piłsudskiego. Wprawdzie wtedy też niszczono opozycję, ale przecież istniały legalne partie opozycyjne, wybory fałszowano, lecz opozycja była obecna w parlamencie – od endecji po PPS i partie mniejszości narodowych czy – co prawda krótko – ugrupowania kryptokomunistyczne. Natomiast w PRL nic takiego się nie zdarzyło. Była to bowiem dyktatura, która co prawda z czasem stępiła sobie zęby, ale nie na tyle, by jeszcze w latach osiemdziesiątych nie mogła likwidować ludzi opozycji i masowo trzymać ich w więzieniach. Przywódcy PRL nie mieli żadnego autorytetu? Wyjąwszy chwile przełomowe, takie jak rok 1956 czy początek epoki Gierka, mieli co najwyżej poparcie tych, którzy byli zainteresowani w trwaniu systemu. Ludzi armii, aparatu bezpieczeństwa i innych służb, sędziów i prokuratorów, wyższej administracji państwowej, 336
nomenklatury partyjnej i przynajmniej części członków ich rodzin – 1078853
nierzadko było to nawet kilkanaście milionów ludzi żywotnie zainteresowanych w utrzymaniu się partii przy władzy, ale czy to poparcie opierało się na autorytecie jej I sekretarza? Łatwość, z jaką przyjmowano zmiany na szczytach władzy, każe w to wątpić. A Wojciech Jaruzelski, gdy skupił w swych rękach większość prerogatyw władzy? Duża część społeczeństwa z różnych względów popierała wprowadzenie stanu wojennego – najczęściej z powodów pragmatycznych, trzeba było przecież jakoś żyć dalej. Jeśli generał Jaruzelski miał pewne poparcie społeczne, to okresowo tej części ludności, której liczebność próbowałem tu z grubsza oszacować. Problemem Jaruzelskiego po grudniu 1981 roku było jego (i partii) dążenie do odzyskania choćby biernej, ale jednak o wiele szerszej legitymizacji społecznej, utraconej po Sierpniu, przekraczającej jedynie poparcie wspomnianego „żelaznego” systemowego elektoratu; wyzwaniem była zatem relegitymizacja rządów PZPR i generała osobiście. Czy system popierali więc tylko cynicy? Czy heglowskie ukąszenie miało moc tylko w pierwszej dekadzie? Nie do końca. Po pierwsze, „ukąszenie” chyba najbardziej dotknęmimo że niemało osób spośród „ukąszonych” później przejrzało na oczy, to raczej były one w mniejszości. Inni, choć może też pojęli istotę systemu – na krócej lub dłużej – liczni z nich do samego końca pozostali w partii (lub z partią!), trwając przy władzy. Natomiast następne pokolenia były cyniczne bądź może z wszczepionym już odruchem warunkowym albo po prostu ogłupione. Warto pamiętać, że najczęściej „ukąszonymi” byli ludzie młodzi – z czasem ich stosunek do partii, władzy, ustroju zmieniał się, przechodził w bunt albo 1078853
Rozmowa z Janem Kofmanem
ło część inteligencji, przede wszystkim humanistycznej. Po drugie,
337
w konformizm. Postawy i zachowania opisywane jako „ukąszenie heglowskie” zwykło się odnosić przede wszystkim do ludzi kultury, nauki, sztuki, często stawianych na świeczniku. Niesłusznie, bo chociaż inaczej określane i wyrażane, było to jednak zjawisko szersze społecznie. To, co Andrzej Wajda pokazał w Człowieku z marmuru, odbijało przecież jakąś historyczną prawdę. Wielu zwykłych ludzi, robotników, chłopów, młodzież również pociągała budowa nowej rzeczywistości, a hasła odbudowy kraju, sprawiedliwości społecznej, awansu klasowego i cywilizacyjnego wiązały ich z partią i władzą. Tacy ludzie, jak Lechosław Goździk czy Anna Walentynowicz, początkowo z entuzjazmem włączyli się w życie PRL. Skąd więc powszechne przekonanie, że władza partii opierała się na resortach siłowych, poparciu garstki konformistów, a całe społeczeństwo było przeciw? Oczywiście, że system trwał także dzięki resortom siłowym. Ale przecież nie tylko. Mitem są twierdzenia o powszechnym sprzeciwie, o bezgrzesznym społeczeństwie. Przez dziesięciolecia trwały związki dużych grup społeczeństwa z władzą, i w konkretnych warunkach zewnętrznych wystarczało to długo do podtrzymania komunizmu w Polsce. Nie da się powiedzieć, że cały naród był mu przeciwny, bo tak nie było. Trochę już o tym mówiliśmy. Dodam jeszcze, że większość społeczeństwa miała określone, niezbyt wysokie aspiracje życiowe i materialne i władza je jakoś do czasu realizowała. Dokonał się przecież awans społeczny milionów ludzi. Na pewno, i to z lepszym skutkiem, nastąpiłby on również w Polsce kapitalistycznej i demokratycznej, ale tak czy owak był faktem. To ci awansowani są ludźmi Polski Ludowej: dzieci z chłopskich i robotniczych rodzin, które dostały szansę urządzenia się. Potem ich dzieci. Po 1956 roku władza dawała żyć i przestawała wkraczać z butami w życie prywat338
ne, do pewnego stopnia pozwalała ludziom realizować ich ambicje 1078853
zawodowe czy społeczne, choć nadal bardziej lubiła tych, którzy byli także aktywistami partii, stronnictw sojuszniczych czy organizacji młodzieżowych. Jeśli ludzie się nie buntowali i potrafili współżyć z systemem, nie było problemu. Polacy nauczyli się żyć w PRL, bo nie można w nieskończoność trwać w oporze. Po wojnie było to społeczeństwo bardzo osłabione, nie tylko liczebnie. Ale i potem narodowe uniesienia nie mogły trwać długo. Szesnaście miesięcy „Solidarności” to był naprawdę wyjątkowy czas. I bardzo długi. Uderzenie generała Jaruzelskiego nastąpiło wtedy, kiedy fala poparcia dla Związku i opozycji zaczęła opadać. A przecież nawet wówczas większość społeczeństwa opowiadała się za socjalizmem – może bardziej sprawiedliwym, „naszym”, z ograniczoną władzą partii i z obecnością „Solidarności”, ale wciąż jeszcze chodziło o socjalizm. Po 13 grudnia setki tysięcy, jeśli nie więcej, członków „Solidarności” zasiliło szeregi tworzonego pod egidą władz Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. „Solidarność” być może tylko raz miała po swojej stronie absolutną większość społeczeństwa – podczas kryzysu bydgoskiego wiosną 1981 roku, gdy trwała przedstrajkowa mobilizacja. Jak wskazywały badania sondażowe, jeszcze wiele lat po upadku komunizmu wprowadzenie stanu wojennego, traktowane jako wyższa konieczność, miało wysoką akceptację społeczną. Dopiero ostatroku 1989 niemal wszystkie media, szkoły, uczelnie wyższe tłumaczą, czym w istocie był stan wojenny. Popularność na przykład Andrzeja Leppera u chłopów i byłych pracowników pegeerów też brała się z silnej wśród nich, swoistej nostalgii za PRL, bo chłopi nie mieli wtedy źle: gdy zaprzestano już straszyć kolektywizacją, a od 1954 roku coraz bardziej ograniczano i wreszcie w 1972 zniesiono pozostałości dostaw obowiązkowych, mieli pewność, że państwo skupi wszystko, co wyprodukują, a nadwyżki i tak z korzyścią sprzedadzą miastu. 1078853
Rozmowa z Janem Kofmanem
nio to się zmienia, gdy odchodzą starsze pokolenia. A przecież od
339
Skoro większość społeczeństwa jakoś akceptowała PRL, to dlaczego dziś bierzemy historię Polski z lat 1944–1989 niejako w nawias? Tak jakby to nie do końca była nasza historia, a jeśli już, to jest to historia protestów przeciw komunie. Część Polaków uważała i uważa PRL za ich Polskę i są z niej dumni… Nazwiemy ich konformistami czy pozytywistami? Jeśli nie mogli wybrać innej szerokości geograficznej, może robili dla Polski to, co mogli? Czyli niby że próbowali realizować jakąś polską drogę? Gdyby to się powiodło, może byłoby o czym mówić. Gomułka prawił o polskiej drodze, ale o polskiej drodze do socjalizmu, bo był przekonany, że dla Polski nie ma innego ustroju niż socjalizm, jaki sam sobie wyobrażał. Ten argument do dziś pobrzmiewa nie tylko w wypowiedziach obrońców Polski Ludowej, lecz także prominentnych trzydziestoparoletnich działaczy SLD. Jestem w stanie dostrzec jakieś plusy PRL, ale czy to powód, żeby chwalić to państwo? Oczywiście nie znaczy to, że trzeba brać w nawias dzieje PRL. Historycy nie tyle powinni jedynie potępiać PRL, ile obiektywnie ją badać. Trzeba pamiętać o jej położeniu międzynarodowym, a także o tym, że polscy komuniści różnie zachowywali się w różnych okresach, choć nie da się ich rozgrzeszyć z tego, że mogli coś uczynić, a tego nie zrobili. A skoro mowa o pozytywizmie, można zapytać, czy w PRL powiodła się choć jedna reforma gospodarcza? Żadna. Na przykład za rządów Gomułki, zaraz po Październiku, wybitni ekonomiści, między innymi Włodzimierz Brus, Michał Kalecki, Oskar Lange, Edward Lipiński, proponowali istotne reformy w ramach systemu, ale Gomułka z ich pomysłów nie skorzystał. A przecież mógł iść choćby w stronę popularnego wówczas modelu jugosłowiańskiego – pewnej decentralizacji gospodarki i urynkowienia. Jak wiadomo, to też nie zbawiło komunizmu w Jugosławii, ale ludziom żyło się tam lepiej. 340
Kiedy po warszawskiej ulicy jechała zastava, to oglądano ją, niemal 1078853
cmokając z podziwu. Jugosławia dzięki reformom była znacznie bardziej rozwinięta, a przecież titoizm z rzeczywistą demokracją też nie miał nic wspólnego. Meblościanka, mały fiat, pralka, elektryfikacja wsi, likwidacja analfabetyzmu – czy gdyby to wszystko naprawdę wypaliło, mogłoby Polakom zrekompensować poczucie, że nie żyją w demokratycznym państwie? To ciekawe pytanie. Odpowiem tak: w dużej mierze, jak pan to określa, „wypaliło”, choć różnie w różnych okresach. O tym już trochę mówiliśmy wcześniej. Jest to właściwie pytanie o to, czy w Polsce możliwy był gulaszowy socjalizm albo materialny wymiar czechosłowackiej husakowskiej normalizacji. Nie da się jednoznacznie na tak sformułowaną kwestię odpowiedzieć. Węgrzy przeszli przez traumę powstania czy rewolucji 1956 roku, a János Kádár zaordynował im po okresie terroru reformy ekonomiczne. Z kolei Gustáv Husák „znormalizował” kraj po Praskiej Wiośnie, ale po pewnym czasie zaoferował Czechom i Słowakom na szeroką skalę skodę, dacze, wyjazdy do bratnich krajów bloku. Natomiast Polacy po grudniu 1981 roku nadal mieli do czynienia z ciągnącym się od drugiej połowy lat siedemdziesiątych kryzysem gospodarczym, permanentnymi brakami towarów i z niedostatkiem woli i konsekwencji w przeprowadzaniu niezbędnych reform. Jeśli chodzi o poczucie Polaków, że „nie żyją w demokratycznym pańwiadać. Poruszaliśmy już sprawę pewnych mitów. Jeśli nasz zmysł demokracji miał być tak oczywisty, to dlaczego w tak doniosłych w swych skutkach wyborach czerwcowych 1989 roku uczestniczyło tylko 62 procent uprawnionych do głosowania, podczas gdy w PRL czasów Gierka i Jaruzelskiego, kiedy już można było bez konsekwencji nie iść do urn, głosowało jednak 98–99 procent (tylko w 1985 – 79 procent) ludzi, i w zdecydowanej większości tak, jak należało, czyli jak partia i jej sojusznicy oczekiwali? 1078853
Rozmowa z Janem Kofmanem
stwie”? No cóż, być może nie było ono tak silne, jak się to lubi opo-
341
Czy władcy Polski Ludowej byli politykami? Działaczami partyjnymi czy społecznymi, co najwyżej politykierami. W moim prywatnym rankingu za męża stanu mógłbym uznać Gomułkę, choć też byłby to wybór ambiwalentny. Jak można być politykiem suwerennym pod okiem gubernatora, czyli ambasadora ZSRR? Czy generał Jaruzelski był patriotą? W swoim odczuciu na pewno, bo chyba nie ma czegoś takiego jak obiektywny patriotyzm. Rozumiem ograniczenia, w jakich działał, ale nie widzę w nim jednak wzorca zachowań. Jaruzelski miał o wiele większe pole manewru niż Aleksander Wielopolski, do którego się go porównuje. Mógł wykorzystać formalne atrybuty państwa, jakkolwiek dalece niesuwerennego, którym kierował; Wielopolski nie miał właściwie nic. Nie wątpię, że zwolennicy władzy ludowej uważali się za patriotów. Działali, przynajmniej część z nich, ze szczerych pobudek ideologicznych. We własnym mniemaniu byli lepszym patriotami niż opozycjoniści, których uważali za sługusów wywiadów obcych państw. Ale jeśli za ważne cechy patriotyzmu uznamy dążenie do nierelatywizowanej suwerenności (i walkę o niepodległość, kiedy jest to nieodzowne), to trudno tych pierwszych określać jako patriotów. Jeśli bez relatywizacji, to posiadanie dowodu osobistego PRL i składanie przysięgi wojskowej na wierność PRL też było godzeniem się na zniewolenie ojczyzny… Rzeczywiście, można twierdzić, że każdy, kto pracował na państwowej posadzie, był kolaborantem, ale to skrajny pogląd i bez sensu. W takim przypadku „nieumoczeni” byliby tylko zdeklarowani hippisi epoki PRL, ale ich postawa okazała się tak antysystemowa, że aż 342
uznana – to prawda, kuriozalnie – za aspołeczną. W rezultacie nie 1078853
mieli wpływu na społeczeństwo. Innym rozum i sumienie podpowiadały, że trzeba korzystać z wszelkich, choćby w najmniejszym stopniu dostępnych sfer wolności. Można było publikować w legalnych pismach, najlepiej w „Tygodniku Powszechnym” (ale oczywiście już nie w „Trybunie Ludu”), w czasopismach literackich czy fachowych. Można było pracować uczciwie w fabryce, przedsiębiorstwie, w szkole, na uczelni, działać w stowarzyszeniach kulturalnych, klubach studenckich, organizacjach sportowych i przy tym ani się nie „umoczyć” w system, ani nie godzić się na zniewolenie jednostki, społeczeństwa, narodu, kraju. Opisywać można różne postawy. Jeśli weźmiemy pod uwagę środowisko „Tygodnika Powszechnego”, które miało oczywiste związki z Karolem Wojtyłą, a wcześniej, w 1953 roku, gdy odmówiło druku nekrologu Stalina, zaświadczyło o swej odwadze, to trudno tu mówić o kapitulanctwie i chęci przystosowania się. A przecież Jerzy Turowicz po 1956 roku był przez pewien czas we władzach Ogólnopolskiego Komitetu Frontu Jedności Narodu. Był tam, by przede wszystkim chronić pismo. Podobnie rzecz się miała z Kołem Poselskim „Znak” w Sejmie. Jednak inaczej należy oceniać PAX Bolesława Piaseckiego – organizację, która w trudnych czasach zawsze stawała po innej stronie niż zwolennicy demokratyzacji. Nie oznacza to oczywiście, że nie kupowano i nie czytano książek wydawanych przez Instytut Wydaw-
Nikt nie miał pretensji do „Tygodnika Powszechnego”, że od 1945 roku wychodził legalnie, za to gdy w latach osiemdziesiątych Marcin Król postanowił legalnie wydawać „Res Publikę”, już tak – gdzie przebiegała ta granica? Po pierwsze, było wiadomo, że „Tygodnik Powszechny” ma poparcie Kościoła – mniejsze czy większe, ale zawsze. Wiadomo było też, że Kościół musiał się posuwać do legalizmu, a czasami niemal do akceptacji ustroju PRL. „Tygodnik Powszechny” też płacił cenę za 1078853
Rozmowa z Janem Kofmanem
niczy PAX – wielu z nich bardzo dobrych. Sam to nieraz robiłem.
343
legalne ukazywanie się, ale w pełni systemu nie zaakceptował, nawet w najcięższych dla siebie latach. Uważano, że gra jest warta świeczki. W przypadku „Res Publiki” było inaczej, bo i kontekst chronologiczny, polityczny i społeczny był jednak całkiem inny. Działało podziemie opozycyjne i solidarnościowe, w swej większości uważające, że Marcin Król i jego koledzy robią to na własny rachunek i, jak niemało osób sądziło, wręcz ocierają się o kolaborację. Wtedy uważałem, że nie należało rozmawiać z Jerzym Urbanem. Choć osobiście rozumiałem Króla, uznawałem, że to władzy bardziej zależy na legalnej „Res Publice”, i skłaniałem się do poglądu, iż wznowienie pisma może być odbierane jako błąd polityczny i cios dla podziemia. Dziś wiadomo – dobrze, że „Res Publica” się ukazywała. Weszła w swój czas i poszerzała sferę wolności. A jak ocenić takie postawy, jak na przykład Jarosława Iwaszkiewicza, wybitnego artysty, ale i pieszczoszka władz? Tomasz Łubieński mówił o nim kiedyś w „Gazecie Wyborczej”: „Iwaszkiewicz wiele pomagał ludziom, i to nie tylko za okupacji, ale także po wojnie. Moim zdaniem konformiści też są potrzebni. Są potrzebni choćby po to, żeby rewolucjonistów wyciągać z więzień, załatwiać im paszporty. W tamtym ustroju bywały różne role do odegrania”. Naturalnie konformiści bywają potrzebni, czy jednak od razu trzeba wskazywać ich jako wzór? Rozumiem argumentację Tomasza Łubieńskiego, ale w swoim czasie bardziej mi odpowiadała ostra opinia Jana Walca o Iwaszkiewiczu. Przypuszczam zresztą, że i Łubieński nie chciał w postawie wielkiego poety widzieć wzorca zachowań publicznych w PRL. A to, że „konformiści też są potrzebni”, jest oczywistością. Takie postawy były przecież obecne, jeśli wręcz nie przeważały w PRL – i to zarówno wśród ludzi kultury i nauki, jak i przedstawicieli innych zawodów, wśród inteligencji, robotników, mieszkańców 344
wsi. Tylko stosunkowo nieliczne jednostki mogą być radykalnymi 1078853
nonkonformistami. Społeczeństwo jako całość nigdy tak nonkonformistyczne nie było i nie może być – co nie jest odkryciem ani dla badaczy zachowań społecznych, ani dla psychologów. Jedynie krótko – przeważnie w okresach buntu czy rewolucji – możliwe jest utrzymanie szerokiego zakresu postaw nonkonformistycznych. W Polsce zdarzyło się to podczas wspomnianych miesięcy „Solidarności”, a i to przecież nie przez cały ten okres! Jeszcze inne postawy dominowały na emigracji – inaczej na PRL patrzono w Maisons-Laffitte, gdzie Jerzy Giedroyc wydawał „Kulturę”, a inaczej w zachowawczym Londynie. Z czego wynikał ten odmienny stosunek emigracji do ówczesnej Polski i jakie były tego konsekwencje? Niełatwo na to odpowiedzieć, wiadomo, że zdecydowały o tym różne czynniki i okoliczności – korzenie intelektualne, jeszcze przedwojenne afiliacje polityczne, podejście do idei prometejskiej, sposób działania przez dziesięciolecia na emigracji. Wiedza o Jerzym Giedroyciu, jego współpracownikach i w ogóle o fenomenie „Kultury” jest już bardzo duża. Najkrótsza odpowiedź sprowadzałaby się do stwierdzenia, że „Kultura” przyjęła za oś swojego myślenia politycznego założenie, że to przemiany w kraju w największym stopniu mogą zdecydować o jego przyszłości. W związku z tym obrała kurs polityczny na kraj, inaczej niż większość emigracji londyńskiej, odwołującej się przede wszystkim do zasady legalizmu II Rzeczypospolitej. W konsekwencji wywalczenia przez społeczeństwo większego zakresu swobód obywatelskich i poszerzenia suwerenności Polski. Toteż nie wahało się ono przejściowo poprzeć nawet Gomułki, popierało rewizjonistów partyjnych, niepokornych intelektualistów, różne odłamy rodzącej się opozycji, „Solidarność”, podziemie polityczne, związkowe, wydawnicze, kulturalne lat osiemdziesiątych. Wreszcie, co bardzo ważne, „Kultura” budowała pomosty do niezależnych inicjatyw białoruskich, narodów krajów nadbałtyckich, 1078853
Rozmowa z Janem Kofmanem
środowisko „Kultury” wspierało wszystkie siły, które zmierzały do
345
ukraińskich, poszukiwała zbliżenia z demokratycznymi Rosjanami. Temu między innymi służyło wczesne uznanie przez ten krąg ludzi terytorialnych skutków konferencji jałtańskiej, czyli w praktyce nienaruszalności wschodnich granic Polski. Ta postawa wywarła niewątpliwie wielki wpływ na myślenie Polaków o tej kwestii, ale również części elit opozycyjnych sąsiednich narodów. „Kultura” odegrała więc zasadniczą rolę w trwającym dziesięciolecia procesie redefiniowania doktrynalnych przesłanek myślenia o polskiej polityce zagranicznej. I to ostatnie zadanie, wychodząc z innych przesłanek myślowych, a właściwie odpowiadając na wyzwania współczesności, wykonała – jak sądzę – lepiej niż większość emigracji londyńskiej. Trzeba przy tym pamiętać, że w środowiskach emigracyjnych grupa „Kultury” była w swych poglądach na różne polskie sprawy długo i wyraźnie odosobniona. Podejście reprezentowane przez Jerzego Giedroycia, Juliusza Mieroszewskiego, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Czesława Miłosza i innych, szczególnie w odniesieniu do strategii wobec kraju i jego relacji ze wschodnimi sąsiadami, niewątpliwie przeszło zwycięsko próbę czasu. O jaką Polskę walczył Kościół? Kościół grał własną partię. Nie bardzo wierzył w szybką zmianę systemu, a ludzie Kościoła zawsze myślą perspektywicznie, co najmniej na sto lat do przodu. Myśleli więc o zachowaniu instytucji i tak zwanej substancji, cokolwiek by to znaczyło. Chodziło o budowanie świątyń, prawo do odprawiania nabożeństw, pielęgnowanie tradycyjnego patriotyzmu. Kościół chciał się porozumiewać z władzą, żeby wychowywać Polaków w duchu katolickim. Okresów napięć między władzą komunistyczną a Kościołem było niemało, przy czym szczególnie ostro był on zwalczany w okresie stalinowskim. Zarazem właśnie w Kościele opozycja lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych miała 346
oparcie i schronienie. Hierarchia rozumiała, że opozycja też stanowi 1078853
pewien bufor wobec władzy, bo jak jego zabraknie, to co będą zwalczać komuniści? Oczywiście religię i Kościół. Niemniej Kościół instytucjonalny starał się unikać bezpośredniego starcia z systemem. Dlatego na przykład nie poparł Konfederacji Polski Niepodległej Leszka Moczulskiego, bo promować miała radykalne zuchwalstwo i groźbę rozlewu krwi. Dla części Kościoła działacze KOR z podobnych powodów mogli być uznani za nieprzyjaciół Polski. Pominę już, że byli to ludzie z liberalnymi, a niektórzy z nich wcześniej nawet z komunistycznymi poglądami, co już budziło nieufność Kościoła. Także w obawie przed rozlewem krwi prymas Stefan Wyszyński wygłosił w sierpniu 1980 roku kazanie, które było źle przyjęte przez strajkujących stoczniowców – uznano je za ugodowe. Generał Jaruzelski, zwłaszcza w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, próbował rozmawiać tylko z hierarchami, i to z wykluczeniem „Solidarności”, ich chciał uznać za jedynego przedstawiciela społeczeństwa. Szczęśliwie Kościół, przejmując rolę mediatora, nie dał się generałowi złowić w pułapkę i nie odstąpił „Solidarności” i osobiście Lecha Wałęsy. To, jak wiadomo, wielka zasługa Jana Pawła II, który zdecydowanie popychał Kościół hierarchiczny do solidarności z opozycją. Czemu PRL, choć była ponoć „najweselszym barakiem w obozie”, była krajem ludzi smutnych?
nawet ten nadwyrężony, w którym możliwe jest istnienie „najweselszego baraku w obozie”. Dlaczego wszystko, co dobre w PRL, uważa się niejako za sprzeciw wobec władzy? Filmy, muzyka, książki – to wszystko, nawet jeśli wychodziło za zgodą władzy, miało powstać mimo niej, a nie dzięki niej. Sukcesów polskich piłkarzy na mundialach w 1974 i 1982 roku też nikt nie przypisywał PRL. Nie wszystkie narody postkomunistyczne są tak surowe w ocenie rządów tamtej epoki. 1078853
Rozmowa z Janem Kofmanem
Czy to prawda? W tym sensie każdy totalizm jest społecznie smutny,
347
Ma pan rację, podobne odczucia mogą się pojawiać. Jednak nieprzypadkowo takie zjawiska, jak książki Pawła Jasienicy, filmy Andrzeja Wajdy, polski jazz, „Kabaret Starszych Panów”, wymieniane są jako przejawy sprzeciwu wobec władzy. To one też stanowiły o tym, że Polacy uważali, iż żyją w owym wesołym baraku obozu. Sądzę, że taki społeczny odbiór był w znacznym stopniu zasługą samej władzy. Pamiętam, jak oficjalna propaganda przyjmowała filmy Wajdy czy jak w Marcu ’68 szkalowano Jasienicę. Co więcej, nawet działalność Jerzego Ziętka na Śląsku postrzega się nierzadko w oderwaniu od poczynań władz, choć był między innymi przewodniczącym Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, wojewodą katowickim, członkiem Rady Państwa, należał do PPR i PZPR. To legenda lokalna powiadała: to nasz człowiek, który nas chroni. W zasadzie trudno się doszukiwać pozytywnych wzorców zachowań jako wytworu PRL, jeśli już, to raczej jako skutku kontry wobec niej. Gdzie te wzorce miałyby być? Wśród inicjatywy prywatnej? Przecież to była w dużej części skorumpowana szara strefa, działająca nierzadko na styku ze służbami bezpieczeństwa, a nie jaskółka wolnego rynku, jak przyjęło się ją teraz często przedstawiać. Osiągnięcia, o których tu mówiliśmy, w istocie były przecież swobodami wydzieranymi władzy, niekiedy wygrywano toczącą się w jej obrębie rywalizację międzyfrakcyjną czy międzygrupową. Wrażenie, o którym pan wspomina, że to, co dobre było w PRL, wynikało ze sprzeciwu wobec tego państwa, brało się pewnie i stąd, że po okresach krótkiej liberalizacji, które najczęściej były skutkiem masowych buntów społecznych, przypominanych nazwami owych słynnych polskich miesięcy. Potem jednak następowały o wiele dłuższe okresy ponownego – ideologicznego i politycznego – „przykręcania śruby” w różnych dziedzinach życia. Czyli to ogólne dzisiejsze wrażenie – choć przesadne – znajduje swoje 348
historyczne i psychologiczne uzasadnienie. 1078853
A jednak bunt środowiska „komandosów” w latach sześćdziesiątych wziął się z tego, że szukało ono inspiracji u ludzi będących z komunizmem za pan brat. Ale u zbuntowanych, takich jak Zygmunt Bauman czy Leszek Kołakowski. „Komandosi”, moi o kilka lat młodsi koledzy, byli, jak i ja wtedy, w jakimś sensie rewizjonistami, bo szukali możliwości dokonania zmian w systemie. Do czasu, aż przekonaliśmy się, że jest to niemożliwe. Dość wcześnie przyjęto postawy antyradzieckie. Marsz w obronie Dziadów Mickiewicza w styczniu 1968 roku był właściwie już kulminacją formowania się ich ówczesnych poglądów. Mówimy zresztą o małej grupie ludzi. To wtedy nie był nawet ruch, lecz środowisko. Z dzisiejszej perspektywy powstanie środowiska „komandosów” i późniejsze wydarzenia marcowe to kamień milowy w dziejach PRL. Historię piszą zwycięzcy? Tak, rok 1968 okazał się ważny po latach. Gdyby jednak komunizm nie upadł, zapewne w historiografii rok ten nie stałby się tak znaczącą cezurą. Pokolenie ’68 rządzi – na całym świecie zresztą – i to ono jeszcze, choć już coraz rzadziej, pisze historię. Ciekawe, jak będzie opisywana PRL za kilkadziesiąt lat, może będzie traktowana nie lepiej niż Kongresówka, choć jej status formalny był nieporównyostatnio szczególnie uroczyście okrągłej rocznicy Października ’56, choć ofiary poznańskiego Czerwca się upamiętnia, zresztą słusznie. Październik przecież oznaczał zdobycie przez społeczeństwo takiej swobody, jakiej nie miało ono do roku 1980 czy 1981, a jednak, zdaniem części dzisiejszych historyków dziejów najnowszych, był tylko zwykłą próbą rewizji tego samego systemu: nie był to otwarty bunt przeciw władzy, a społeczeństwo skupiło się wokół komunisty. W 1968 roku nastąpił oczywisty bunt, który – wydawałoby się – ni1078853
Rozmowa z Janem Kofmanem
walnie wyższy? Bo proszę zwrócić uwagę, że III RP nie obchodziła
349
czego poza represjami nie przyniósł, jednak w jego upamiętnianie angażują się również władze państwowe. Ale będzie też oczywistą konstatacją, że kolejne pokolenie, dorastające w latach stanu wojennego i w roku 1989, zaczyna pisać swoją historię… Jaki był stosunek inteligencji do PRL? Czy uważali to państwo za swoją Polskę? Do historii przeszedł dialog Adama Michnika z przesłuchującym go funkcjonariuszem. Gdy ten zalecił mu wyjazd do Izraela, Michnik odparł, że zrobi to dzień po tym, jak ów funkcjonariusz wyjedzie do Rosji. Z kolei Józef Tischner w pierwszym po zawieszeniu w stanie wojennym numerze „Tygodnika Powszechnego” napisał: „Polska jest ojczyzną”. W dwudziestoleciu inteligenci woleli wiosnę od Polski… Być może przyjdzie i takie pokolenie, a może już jest, dla którego Polska nie będzie problemem egzystencjalnym, bo obecnie prawdopodobieństwo utraty faktycznej niepodległości jest bliskie zeru. Ponadto nie jest bez sensu pytanie o przyszłość inteligencji jako warstwy i etosu, jaki ze sobą jeszcze do niedawna niosła. Stosunek inteligencji do PRL bywał różny. Przytaczał pan przypadek Iwaszkiewicza. Jego postawa była charakterystyczna aż do sierpnia 1980 roku dla niemałej części inteligencji, nie tylko twórczej, i jest jasne, że uważała ona PRL za swoją Polskę, bo też i długo było trudno sobie wyobrazić inną. Wraz z coraz liczniejszym angażowaniem się w walkę z systemem, w której jedni próbowali go ucywilizować, inni obalić, wśród inteligencji narastał dysonans poznawczy, dwoistość postaw i zachowań. Niewątpliwie też spore odłamy inteligencji, nie akceptując systemu, uważały to państwo za swoje. Różnica dotyczyła poziomu owej akceptacji i momentu, od którego zaczął narastać jej deficyt. Czym więc było państwo istniejące w latach 1945–1989 między Związkiem Radzieckim a Niemiecką Republiką Demokratyczną, których zresz350
tą też dziś już nie ma? 1078853
Moim zdaniem bardzo trudno jest sformułować jednoznaczną i rozstrzygającą odpowiedź. Możliwe są raczej różne narracje. Tworzone przez różnych ludzi, o odmiennych życiorysach i przez to rozmaicie pamiętających tamten czas. Dla jednych to pamięć kraju ich młodości, a w związku z tym – nawet pewnej tęsknoty za czasem minionym. Dla innych – wspomnienie terroru, przemocy, panowania kłamstwa… Ale dla wielu PRL jest i jednym, i drugim. W przypadku politologa i historyka dodatkowy wpływ na ocenę ma jego zakorzenienie metodologiczne, ale przecież także ideowe. W każdym razie PRL jest dla niego już tylko przedmiotem badania. Czy jednak dystans pokoleniowy badacza pozwala lepiej zrozumieć to dziwne państwo „między Związkiem Radzieckim a Niemiecką Republiką Demokratyczną”? Nie wiem. Pamiętam ten kraj jako dyktatorski i agresywny wobec jego mieszkańców, ale też kraj, w którym przecież można było żyć, jeśli tylko człowiek zanadto się nie wychylał. Oczywiście, wyjąwszy lata stalinizmu, było to państwo „liberalniejsze” i o niebo bardziej normalne niż o wiele bardziej totalny ZSRR i jego zachodnia rubież – NRD. Nie przypominam też sobie, aby wobec obu tych sąsiednich rozwiązań ustrojowych ujawniała się kiedykolwiek szersza sympatia społeczna. Mówiliśmy wcześniej, że miło było Polakom określać PRL mianem najweselszego baraku w obozie. Czy tak było w istocie? Pewnie tak, gdyż tu możliwość indywidualnej eksAle warto pamiętać, że w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych także Węgrzy uznawali swoje państwo za najweselszy barak... Jasne jest zatem, że nie wykreślimy Polski Ludowej z naszych dwudziestowiecznych dziejów. PRL wymaga rzetelnej i obiektywnej nad nią refleksji i zrozumienia, że cokolwiek powiemy, ta dzisiejsza Polska również z niej wyrasta.
1078853
Rozmowa z Janem Kofmanem
presji i zakres swobody wydawał się większy niż w innych barakach.
351
Aby wiedzieć więcej, przeczytaj: Antoni Dudek, PRL bez makijażu, Kraków 2008 Adam Michnik, Józef Tischner, Jacek Żakowski, Między panem a plebanem, Kraków 2004 Andrzej Friszke, Polska. Losy Państwa i Narodu 1939–1989, Warszawa 2003 Andrzej Paczkowski, Pół wieku dziejów Polski, Warszawa 2007 Jacek Kuroń, Jacek Żakowski, PRL dla początkujących, Wrocław 1995
352
1078853
Cztery z opublikowanych w książce wywiadów ukazały się wcześniej w „Tygodniku Powszechnym”: Rozmowa z Dariuszem Stolą pt. Za kulisami władzy − „TP” 2008 nr 10; rozmowa została przeprowadzona przy współudziale redaktor Agnieszki Sabor Rozmowa z Andrzejem Paczkowskim Pyrrusowe zwycięstwo generała − „TP” 2006 nr 51 Rozmowa z Antonim Dudkiem, Janem Kofmanem i Andrzejem Paczkowskim pt. Kiedy skończył się komunizm − „TP” 2007 nr 22 Rozmowa z Andrzejem Paczkowskim Mazowiecki niemalowany − „TP” 2007 nr 16
Cytaty zamieszczone w książce przytaczane są za: Andrzej Friszke, Opozycja polityczna w PRL 1945−1980, Londyn 1994 Edward Gierek, Janusz Rolicki, Przerwana dekada, Warszawa 1990 Piotr Kostikow, Bohdan Roliński, Widziane z Kremla, Warszawa 1991 Waldemar Kuczyński, Burza nad Wisłą. Dziennik 1980−1981, Warszawa 2002 Jacek Kuroń, Gwiezdny czas, Londyn 1991 Teresa Torańska, Oni, Warszawa 2004 Lech Wałęsa, Droga nadziei, Kraków 1990 Tadeusz Żenczykowski, Polska Lubelska 1944, Warszawa 1990 „Gazeta Wyborcza” 2001, 2 marca; 2007, 24 listopada „Trybuna” 1990, 8 kwietnia
1078853
353
Indeks nazwisk
Adamski Wiesław 127
Brzeziński Zbigniew 186, 194
Ambroziak Jacek 310
Bucharin Nikołaj 65
Anders Władysław 94
Bugaj Ryszard 310, 311
Andropow Jurij 237
Bujak Zbigniew 242, 289, 292, 300
Andrzejewski Jerzy 191
Bush George H. 293, 324
Antonowicz Marcin 278
Byrnes James 40
Antos Stanisław 161 Arendt Hannah 334
Carter Jimmy (właśc. Carter James) 41, 194
Aristow Awierkij 172
Ceauşescu Nicolae 143, 309, 330
Augustyński Zygmunt 39
Chruszczow Nikita 74, 75, 83–87, 89,
Babiuch Edward 171–173, 187
169, 196, 327, 330, 333
94–98, 114, 116, 117, 128, 129, 131, 168, Chrzanowski Wiesław 225, 298
Bagiński Kazimierz 37
Churchill Winston 24, 25, 38, 39
Balcerowicz Leszek 269, 270, 310–313, 318, 319
Ciastoń Władysław 215
Bańczyk Stanisław 41
Ciemniewski Jerzy 308, 310
Barańczak Stanisław 191
Ciołkosz Adam 44
Barcikowski Kazimierz 116, 190, 251–253,
Ciosek Stanisław 116, 127, 295, 301
275, 282
Cohn Ludwik 47, 191
Bartoszcze Piotr 269, 276, 278
Cyrankiewicz Józef 11, 29, 39, 44, 47–51,
Bartoszewski Władysław 37, 43
111, 123, 124, 145, 173
Bauman Zygmunt 349
Cywiński Bohdan 198
Beksiak Janusz 311
Czartoryski Paweł 302
Beneš Eduard 39
Czarzasty Zygmunt 285
Bentkowski Aleksander 311
Czernienko Konstantin 279
Beria Ławrientij 23, 81, 116, 143
Czubiński Lucjan 228, 247
Berling Zygmunt 15
Czuma Andrzej 193
Berman Jakub 11, 18, 58, 59, 61, 63, 67, 70,
Czyrek Józef 295, 301
71, 74, 80, 109, 139, 186
354
Bieńkowski Władysław 60, 111
Dąbek Krzysztof 143
Bierut Bolesław 11, 12, 22, 23, 29, 37, 50, 55,
Dąbrowska Maria 10
58, 59, 61, 65, 70, 71, 73, 74, 76, 81, 84, 85,
Dąbrowski Bronisław 297
94, 129, 136, 139, 146, 147, 186, 296, 333
Dejmek Kazimierz 137
Bikont Anna 219
Dobraczyński Jan 266
Bliss Lane Arthur 26
Dowgiałło Krzysztof 165
Boguta Grzegorz 308
Drobner Bolesław 51
Borowczak Jerzy 215
Drzazga Edward 285
Borusewicz Bogdan 207, 214, 241, 289
Dubiński Krzysztof 312
Brandys Marian 204
Dudek Antoni 156, 262, 288–313, 293,
Bratkowski Stefan 227
300, 317
Breżniew Leonid 128, 142, 151, 187, 189, 195,
Dulles Allen 102
196, 238, 330
Dzielski Mirosław 311 Dziewanowski Kazimierz 322
Brus Włodzimierz 340 1078853
Eden Anthony 25
Gulbinowicz Henryk 274
Eisenhower Dwight D. 194
Gwiazda Andrzej 163, 195, 207, 217, 219,
Eisler Jerzy 54, 183, 150
226, 241, 298
Erhard Ludwig 311
Gwiazda Joanna 217, 226
Fellini Federico 128
Hall Aleksander 207, 272, 303, 310
Felski Bogdan 215
Hardek Władysław 263, 268
Fiszbach Tadeusz 239
Havel Václav 320, 324
Ford Gerald 194
Hayek Friedrich 269, 311
Frasyniuk Władysław 257, 271, 282, 283,
Herbert Zbigniew 198
300, 303
Herling-Grudziński Gustaw 346
Friedman Milton 269, 311
Hermaszewski Mirosław 195, 197
Friszke Andrzej 119, 212
Hitler Adolf 14, 26, 135 Hlond August 76
Geremek Bronisław 118, 203, 217, 225, 256
Hłasko Marek 111, 124
Giedroyc Jerzy 101, 131, 321, 345, 346
Hodysz Adam 207, 244
Gierek Edward 30, 123, 124, 127–130, 139,
Holland Henryk 113, 116, 117
144, 145, 155, 157, 159, 168–175, 179, 183–
Holzer Jerzy 32, 49
196, 198–202, 204, 205, 208–211, 217, 219–
Honecker Erich 238, 305, 330
221, 231, 254, 266, 330, 333, 335, 336, 341
Hulsz Edmund 163
Gieysztor Aleksander 43
Humer Adam 45, 46
Glemp Józef 225, 258, 274, 280, 281
Hupałowski Tadeusz 284
Gocłowski Tadeusz 274
Husajn Saddam 21
Godlewski Zbigniew 165
Husák Gustáv 238, 259, 341
Gombrowicz Witold 109, 185 Gomułka Władysław (pseud. Wiesław) 9, 12,
Iwaszkiewicz Jarosław 344, 350
15–17, 23, 26, 29, 36, 37, 45, 47, 48, 50, 51, 55, 58–78, 82–89, 91–95, 97–104, 109–113,
Jabłoński Henryk 49
115, 116, 120–132, 134–142, 144, 145, 148,
Jagger Mick 131
149, 151, 154–162, 167–175, 179, 182, 183,
Jagielski Mieczysław 219
186–188, 190–192, 195, 198, 208, 220, 257,
Jan Paweł II 197, 208, 216, 221, 257–259,
305, 327, 330, 331, 333, 335, 340, 342, 345
274, 293, 321, 347, zob. też Wojtyła Karol
Gomułkowa Zofia 139
Janicki Czesław 311
Gorbaczow Michaił 271, 272, 279, 287, 289,
Janicki Mariusz 106
292, 297, 305, 323, 324, 330, 332
Janion Maria 206
Göring Hermann 14
Janosz Jan 208, 280
Goździk Lechosław 102, 103, 108, 110, 202, 338
Janosz Kazimierz 208, 280
Górnicki Wiesław 111, 253, 278
Janosz Mieczysław 208, 280
Grabski Tadeusz 231, 238, 239
Jaroszewicz Alfred 68
Graczow Jurij 293
Jaroszewicz Piotr 174, 184, 186, 191–193, 199
Gromyko Andriej 237
Jaruzelski Wojciech 30, 121, 124, 136, 159,
Gross Jan Tomasz 147
162, 173, 174, 219, 223, 225, 233, 234, 237, 1078853
355
238, 243, 244, 246, 250–253, 255, 257–260,
Kostikow Piotr 129, 170, 188
263, 266, 267, 271, 273, 274–280, 282–287,
Kostow Trajczo 74, 75
289, 292, 294–296, 299, 301, 303, 313, 316,
Kosygin Aleksiej 168
317, 320, 322, 325, 332, 334, 337, 339–342, 347
Koszutska Maria (pseud. Kostrzewa
Jasienica Paweł 348
Wera) 64
Jaskiernia Jerzy 266, 294
Kościelniak Zdzisław 228
Jaworski Seweryn 245–247
Kościuszko Tadeusz 16, 101, 143
Jezus Chrystus 64
Kowalczyk Jadwiga 164
Jędrusik Kalina 190
Kozłowski Krzysztof 303, 308
Jędrychowski Stefan 128, 136, 145, 155
Kriuczkow Władimir 323
Jóźwiak Franciszek 169
Król Marcin 118, 343, 344
Jurczyk Marian 166, 298
Krzywonos Henryka 217 Krzyżanowski Aleksander 9
Kaczmarek Czesław 81
Kuczyński Waldemar 224, 310, 311
Kaczyński Jarosław 312
Kukliński Ryszard 174, 234
Kaczyński Lech 312
Kulikow Wiktor 236
Kádár János 93, 209, 341
Kuroń Jacek 10, 110, 117–119, 120, 143,
Kalecki Michał 340
191, 202, 203, 205, 206, 214, 216, 218,
Kania Stanisław 67, 127, 157, 161, 162, 169,
222–225, 240, 270, 292, 297, 303, 304,
172–174, 187, 191, 204–206, 210, 217, 219,
310, 311
221, 231, 234, 237–239, 244
Kuroń Maciej 205
Kasman Leon 9
Kwaśniewski Aleksander 304
Kersten Krystyna 19, 76, 331 Kisielewski Stefan (pseud. Kisiel) 108
Lange Oskar 120, 340
Kiszczak Czesław 173, 174, 244, 252, 256,
Lebiediew Wiktor 138
257, 267, 271, 276–282, 295, 296, 297, 301,
Lechowicz Włodzimierz 68, 71
304–306, 311, 312, 321, 322
Lenin Włodzimierz 64, 65, 110, 185, 196,
Klimuk Piotr 195
266, 267
Kliszko Zenon 70, 112, 144, 145, 160, 161,
Lepper Andrzej 339
163, 164
Leszczyński Julian (pseud. Leński) 64
Klukowski Zygmunt 21
Lipiński Edward 191, 340
Kłosiewicz Wiktor 86, 87, 91
Lipski Jan Józef 191, 203, 206, 230
Koba (pseud.), zob. Stalin Józef
Lis Bogdan 163, 227, 241, 271, 282, 283
Kociołek Stanisław 116, 127, 155, 163, 164,
Lityński Jan 240
231, 238
Loga-Sowiński Ignacy 112
Kofman Jan 288–313, 326 Kohl Helmut 308
Łubieński Tomasz 344
Kołakowski Leszek 109, 111, 118, 119, 349
Łukaszewicz Jerzy 127
Komar Michał 117
356
Komar Wacław 88, 96
Machcewicz Paweł 78
Komeda Krzysztof 123
Macierewicz Antoni 191
Korczyński Grzegorz 173
Maczek Stanisław 185 1078853
Majakowski Władimir 110
Nagy Ferenc 46
Malinowski Hugo 163
Nagy Imre 110, 209
Malinowski Roman 317
Naimski Piotr 191
Maniu Iuliu 46
Namiotkiewicz Walery 111
Mao Tse-tung 335
Narożniak Jan 219, 228, 247
Mariański Jan 163
Naszkowski Eligiusz 245
Marshall George 39, 40, 333
Niećko Józef 46, 50
Mazowiecki Tadeusz 111, 124, 125, 203, 217, 224, 225, 246, 247, 256, 269, 303–308, 310–314, 316–318, 320–325 Mazur Franciszek 13, 169 Meller Stefan 117 Messner Zbigniew 266, 284, 286 Mężydło Antoni 276 Michnik Adam 120, 125, 135, 139, 203, 206, 208, 216, 218, 223, 224, 267, 270–272, 282,
Niepokólczycki Franciszek 39 Nixon Richard 194, 195 Nowak Zenon 113, 115, 169 Nowak-Jeziorański Jan 101, 120 Nowakowski Marek 198 Nowina-Konopka Piotr 322 Nowotko Marceli 8, 12, 72, 75 Ochab Edward 70, 87, 94, 95, 136, 137, 140, 145, 179
283, 292, 293, 297, 300, 306, 310, 316, 321, 350
Okulicki Leopold 15
Mickiewicz Adam 349
Oleksy Józef 285
Mieroszewski Juliusz 101, 321, 346
Olszewski Jan 111
Mierzwa Stanisław 39
Olszowski Stefan 238, 252, 282
Mietek (pseud.), zob. Moczar Mieczysław
Oriechow Aleksandr 168, 169
Mihajlović Dragoljub (Draža) 47
Osęka Piotr 6
Mikołajczyk Stanisław 13, 19, 20, 24, 25, 27,
Osóbka-Morawski Edward 10
29, 36, 38–43, 45–48, 51, 91
Ossowska Ewa 217
Mikołajska Halina 204
Ossowska Maria 125
Milewski Mirosław 252, 277–282 Miller Leszek 285 Miłosz Czesław 65, 120, 144, 346 Minc Hilary 11, 58, 59, 61, 65, 70–72, 139, 333 Miodowicz Alfred 266, 271, 284, 297 Moczar Mieczysław (pseud. Mietek) 9, 60, 115, 120–122, 126, 129, 142–145, 161, 167– 170, 173, 191, 192, 231 Moczarski Kazimierz 43 Moczulski Leszek 193, 206, 303, 347
Paczkowski Andrzej 27, 35, 37, 104, 124, 157, 212, 248, 278, 288–314 Pajdak Antoni 191 Palme Olof 209 Pawłow Witalij 252 Paziewski Michał 166 Penderecki Krzysztof 111 Persak Krzysztof 117 Petkow Nikoła 46 Piasecki Bolesław 19, 20, 42, 343
Modzelewski Karol 110, 117–120, 143, 237
Pieńkowska Alina 217
Mokrzyszczak Włodzimierz 284
Pietruszka Adam 278, 280, 281
Mołojec Bolesław 8, 12, 75
Piłsudski Józef 16, 59, 158, 336
Mołojec Zygmunt 12, 75
Piotr, św. 64
Mołotow Wiaczesław 22–24, 67, 74, 86, 129
Piotrowski Grzegorz 278, 280, 281 1078853
357
Pipes Richard 21
Schaff Adam 122
Plechanow Gieorgij 65
Schmidt Helmut 209
Płatek Zenon 281
Sienkiewicz Jarosław 225, 229
Pol Pot 335
Siwak Albin 239, 282
Polański Roman 123
Siwicki Florian 252, 282, 296, 311
Pomian Krzysztof 118, 124
Skalska Agnieszka 135
Ponomarienko Pantielejmon 94, 95
Skubiszewski Krzysztof 324
Popiełuszko Jerzy 208, 269, 274, 276–282
Slánsky Rudolf 74, 75, 80, 137
Porębski Tadeusz 282
Słonimski Antoni 134
Pożoga Władysław 204, 296
Słowik Andrzej 298
Prądzyński Ludwik 215
Sołżenicyn Aleksandr 8
Przemyk Grzegorz 259, 276, 278, 279
Spychalski Marian 68–70, 72, 112, 122,
Ptasiński Jan 58, 141
139, 145
Pużak Kazimierz 39, 47–49, 51
Stachura Edward 198
Pyjas Stanisław 193, 205, 208
Stalin Józef (pseud. Koba) 8–12, 14–16, 22–26, 34, 38, 47, 55, 60–72, 74, 75, 80,
Radkiewicz Stanisław 11, 21, 28, 109
81, 83–85, 109, 114, 129, 137–140, 143,
Raina Peter 73
160, 187, 196, 327, 333, 335, 343
Rajk László 74, 75
Stańczyk 63, 68
Rákosi Mátyás 36, 93
Starewicz Artur 113, 173
Rakowski Mieczysław F. 199, 234–236, 239,
Staszewski Stefan 53, 85
252–254, 260, 261, 273, 289, 292, 294–296,
Steinsbergowa Aniela 191
297, 301, 304, 305
Stelmachowski Andrzej 295
Rapacki Adam 333
Stola Dariusz 132
Reagan Ronald 275, 289
Stomma Stanisław 189, 197
Ribbentrop Joachim von 86, 129
Strzelecki Jan 49, 198
Rokita Jan 303
Strzelecki Ryszard 144, 145
Rokossowski Konstanty 11, 61, 97, 103, 168, 169
Susłow Michaił 237
Rola-Żymierski Michał, zob. Żymierski Michał Rolicki Janusz 185, 200
Syryjczyk Tadeusz 311
Romaszewski Zbigniew 270
Szacki Jerzy 111
Romkowski Roman 99, 109
Szarzyńska-Rewska Hanna 336
Roosevelt Franklin D. 40
Szczepański Jan 189
Roszkowski Wojciech 326
Szczepański Maciej 220
Rudzińska Anna 336
Szczepkowska Joanna 288, 313, 317
Rulewski Jan 219, 235, 298
Szczypiorski Adam 191
Rutkowski Czesław 88, 89
Szczypiorski Andrzej 198
Rybicki Józef 191
Szlachcic Franciszek 157, 167, 168, 171,
Rzymowski Wincenty 10
174, 191–193 Szlajfer Henryk 139
Sabor Agnieszka 132
358
Szpotański Janusz 127
Samsonowicz Henryk 131
Szydlak Jan 191, 193 1078853
Światło Józef 72, 81, 82, 248
Witaszewski Kazimierz 91, 143
Świątkowski Henryk 50
Witos Andrzej 10
Święcicki Marcin 311
Witos Wincenty 10, 24 Władyka Wiesław 106
Tatar Stanisław 65, 75
Wojciechowski Zygmunt 42
Tejchma Józef 116, 127, 173, 191, 197–199, 208
Wojtyła Karol 197, 208, 210, 343, zob. też Jan
Tischner Józef 350
Paweł II
Tito (właśc. Broz Josip) 65, 66, 83, 85, 102,
Wycech Czesław 46, 50
147
Wyszkowski Krzysztof 195
Toeplitz Krzysztof Teodor 111, 112
Wyszyński Stefan 46, 55, 76, 81, 91, 93, 101,
Tokarczuk Ignacy 274
108, 111, 117, 124, 125, 131, 207, 221, 321, 347
Torańska Teresa 18, 70, 80, 95 Trepczyński Stanisław 128
Załuski Zbigniew 121, 126
Trocki Lew 65
Zambrowski Roman 11, 92, 113, 115, 136,
Turowicz Jerzy 81, 113, 343
139, 179
Turski Stanisław 135
Zaremba Marcin 143, 178
Tymiński Stanisław 321
Zaremba Zygmunt 49
Tyrmand Leopold 131
Zieja Jan 191 Ziembiński Wojciech 191
Ulbricht Walter 128
Ziętek Jerzy 171, 348
Urban Jerzy 111, 155, 253, 256, 273, 295, 344 Ustinow Dmitrij 237
Żabiński Andrzej 127, 226, 238, 239 Żdanow Andriej 51
Wajda Andrzej 111, 166, 197, 198, 202, 338, 348
Żenczykowski Tadeusz 13
Walc Jan 344
Żuławski Zygmunt 47
Walentynowicz Anna 160, 163, 195, 214, 215,
Żymierski Michał (pseud. Rola) 10, 11
217, 226, 338 Wałęsa Lech 100, 119, 156, 159, 163, 166, 185, 195, 203, 207, 214–216, 225, 226, 232, 237, 241, 243, 255–259, 267, 271, 273, 283, 289, 293, 295–303, 309, 316–319, 321, 347 Wańkowicz Melchior 115, 205 Warski Adolf (właśc. Warszawski Adolf Jerzy) 64 Wasilewska Wanda 11, 12 Werblan Andrzej 50, 113,128, 196 Werfel Roman 69 Wielopolski Aleksander 342 Wielowieyski Andrzej 225 Wierzbicki Piotr 108, 310 Wiesław (pseud.), zob. Gomułka Władysław Wirpsza Witold 98 Wiśniewski Ludwik 208 1078853
359