Allan Cole & Chris Bunch Wir siódmy tom cyklu Sten Przek ad Tadeusz Malinowski Wyd. ang. 1992 Wyd. pol. 1996 C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w ...
5 downloads
26 Views
1MB Size
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Allan Cole & Chris Bunch Wir siódmy tom cyklu Sten Przek ad Tadeusz Malinowski Wyd. ang. 1992 Wyd. pol. 1996
.d o
m o
.c
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ksi ga pierwsza KONWEKCJA Rozdzia 1 Plac Khaqanów ukorzy si przed burzowymi chmurami pokrywaj cymi niebo czerni . Pomi dzy nimi przedziera o si s abe s ce, wzniecaj c na wznosz cych si kopu ach i budynkach b yski ota, zieleni i czerwieni.Plac robi wielkie wra enie: dwadzie cia pi kilometrów kwadratowych pokrytych okaza ymi budowlami, oficjalne serce Mg awicy Altaic. Na zachodnim kra cu wznosi si ozdobny wachlarz Pa acu Khaqana - domu starego i gniewnego Jochia czyka, który rz dzi mg awic od stu pi dziesi ciu lat. Przez siedemdziesi t pi lat ten w adca pracowa nad swoim placem, marnuj c miliony kredytów i godzin. To by pomnik jego samego i jego czynów - tych prawdziwych i wymy lonych. Na jednym z odleg ych i rzadko odwiedzanych kra ców mie ci si ma y park, maj cy upami tni jego ojca, pierwszego Khaqana.Plac znajdowa si w centrum stolicy planety Jochi, Rurik. Wszystko w tym mie cie by o olbrzymie; mieszka cy musieli stale biega , przyt oczeni i przera eni rozmiarami wizji Khaqana.W Rurik panowa tego dnia spokój i cisza. Wilgotne ulice opustosza y. Obywatele t oczyli si w swoich mieszkaniach, aby przymusowo ogl da wydarzenia, które mia y si rozgrywa na ekranach telewizorów. Na ca ej planecie Jochi dzia o si to samo. W rzeczywisto ci na wszystkich zamieszkanych wiatach Mg awicy Altaic ludzie i inne rozumne istoty zosta y sp dzone z ulic przez pojazdy z g nikami i skierowane do swoich siedzib. Wszyscy musieli w czy odbiorniki. Ma e czerwone czujniki na dole ekranu bada y wymagany poziom nat enia ich uwagi. W ca ym mie cie rozlokowano oddzia y stra ników, gotowych do otwarcia drzwi kopniakami i wywleczenia ka dej istoty, która nie okazuje nale ytego skupienia.W samej siedzibie Khaqana trzysta tysi cy istot mia o odegra rol wiadków. Ich cia a stanowi y czarn plam dooko a kraw dzi placu. Ciep o wydzielane przez t yw mas wznosi o si w postaci ob oków pary i pod o w kierunku k bi cych si chmur. Przez t um przebiega o ci e, nerwowe dr enie. Nic nie zak óca o ciszy. Ani p acz dziecka, ani kaszel starca. yskawica rozjarzy a si ponad czterema z oconymi filarami, wytyczaj cymi koniec placu i nad ogromnymi pos gami, upami tniaj cymi bohaterów Altaic i ich czyny. Grzmot hucza i przetacza si pod chmurami. Spokojny t um nadal trwa w milczeniu.Zgromadzeni w centrum placu nierze trzymali bro w pogotowiu, lustruj c otoczenie w poszukiwaniu oznak zagro enia. Za ich plecami z owieszczo wznosi a si ciana Strace . Sier ant warkn rozkaz i oddzia egzekucyjny post pi naprzód, krocz c ci ko pod brzemieniem przytroczonych do pleców ka dej z istot pojemników. Gi tkie rury bieg y z nich do dwumetrowych dysz. Nast pny rozkaz, i d onie obleczone w cienkie, ognioodporne r kawice nacisn y na spust miotaczy. Strugi p omieni wydoby y si z dysz. Palce w r kawicach zwi kszy y nacisk i powietrze wype ni o si rykiem ognia eksploduj cego naprzeciw ciany Strace . nierze przytrzymywali spusty przez chwil . Zgromadzonych omiot o straszliwe gor co i gryz cy dym. P omienie ci kimi falami wali y w cian . Na sygna sier anta wstrzymano ogie ciana Strace pozosta a nietkni ta, poza g bok czerwieni rozgrzanego metalu. Sier ant splun . W chwili dotkni cia ciany lina wyparowa a. Obróci si i u miechn . Oddzia egzekucyjny wykona swoje zadanie.Lun nag y deszcz, mocz c zbit mas istot i zmieniaj c si w k by sycz cej pary przy zetkni ciu ze cian . Znik tak szybko, jak si pojawi , pozostawiaj c nieszcz liwy t um w wilgotnym powietrzu.Tu i tam odzywa y si podenerwowane szepty. Strach by silniejszy ni przymus utrzymania ciszy. - To ju czwarty raz w krótkim czasie - szczekn m ody Suzdal do swojej towarzyszki. - Za ka dym razem, kiedy policja Jochi wali do drzwi, aby wywlec kogo na plac, mam wra enie, e teraz przyszli ju po nas. - Jego ma y pyszczek zmarszczy si ze strachu, ukazuj c ostre, szcz kaj ce z by.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nie musisz si ba , kochanie - powiedzia a jego towarzyszka. Futrzanym garbkiem, który wznosi si ponad jej pyskiem pog aska a swojego m odego towarzysza, rozpylaj c uspokajaj ce feromony. - Oni szukaj tylko tych, którzy maj co wspólnego z czarnym rynkiem. - Ale przecie to dotyczy nas wszystkich - zaskowycza przera ony Suzdal. - Nie ma innego sposobu na ycie. Umarliby my z g odu, gdyby nie czarny rynek. - Cii, bo kto us yszy - ostrzeg a jego towarzyszka. - To zaj cie dla ludzi. Jak d ugo zabijaj Jochia czyków i Torków, tak d ugo my pilnujmy w asnego nosa. - Nic nie poradz . To wygl da tak. jakby nadszed dzie , który ludzie nazywaj Dniem S du Ostatecznego. Jakby my wszyscy byli przekl ci. A jak mamy pogod ? Ka dy o tym mówi. Nikt niczego takiego dot d nie widzia . Nawet starszyzna twierdzi, e nigdy tak nie by o na Jochi. Jednego dnia mro cy ch ód. Dusz cy upa nast pnego. Burze nie ne. I jeszcze powodzie i tornada. Kiedy wsta em dzi rano, zdawa o mi si , e czuj nadchodz wiosn . A teraz? Wskaza na ci kie, burzowe czarne chmury pokrywaj ce niebo. - Sam siebie doprowadzasz do nerwowego wyczerpania - powiedzia a samica. - Nawet Khaqan nie jest w stanie kontrolowa pogody. - W ko cu dobierze si i do nas. A wtedy... - M ody Suzdal zadr . - Czy znasz chocia jedn stracon dot d istot , która mia aby na sumieniu co naprawd powa nego? - Oczywi cie, e nie, kochanie. A teraz b ju cicho. Zaraz si sko czy. - I znów potar a garbkiem o jego futro, rozpylaj c wi cej feromonów. Wkrótce przesta szcz ka z bami. Nast pi zgrzyt i omot, z wielkich g ników zacz wydobywa si ryk muzyki, tak pot ny, e listowie nielicznych drzew na placu zadr o od uderzenia. Odziana w z ote szaty Gwardia Khaqana wysz a na zewn trz i ustawi a si obok pa acu w szyku przypominaj cym strza . U szczytu strza y znajdowa a si lataj ca platforma unosz ca Khaqana na jego wysokim, z oconym tronie.Ca a ta grupa przemaszerowa a na pozycj tu obok ciany Strace . Platforma osiad a na ziemi.Stary Khaqan zlustrowa otoczenie podejrzliwymi, kaprawymi oczami. Zmarszczy nos, kiedy poczu smród, bij cy od stoj cego nieopodal t umu. Zawsze czujny zausznik zauwa ten gest i spryska w adc jego ulubionymi perfumami o s odkim zapachu. Starzec wyci gn z kieszeni bogato zdobion flaszk mocnego alkoholu, odkorkowa j i poci gn d ugi yk. Poczu w ach ogie . Serce przyspieszy o, a oczy rozjarzy y si entuzjazmem. - Wyprowadzi ich - warkn . Jego g os, cho starczy i dr cy, budzi ogromny strach. Wzd szeregu przekazywano szeptem rozkazy. Przed cian Strace za wista metal na naoliwionych yskach, pojawi a si ogromna dziura. Zahucza y maszyny i na powierzchnie, wyjecha szeroki pomost. Od strony t umu da si s ysze d ugi, dr cy pog os, gdy widzowie ujrzeli wi niów w cuchach, którzy mrugali o lepieni md ym wiat em. nierze post pili naprzód i poprowadzili czterdziestu pi ciu ludzi - m czyzn i kobiety - pod cian . Z muru wysun y si metalowe klamry i przycisn y skaza ców. Wi niowie patrzyli na Khaqana os upia ymi oczami. W adca poci gn nast pny yk ze swojej flaszki i zachichota , rozgrzany alkoholem. - Zróbcie, co do was nale y - powiedzia . Odziany w czarn szat oskar yciel wyst pi z szeregu i zacz wymienia nazwiska i czyny ka dego z tych nieszcz ników. Rejestr ich zbrodni rozbrzmiewa z g ników: spisek w celu uzyskania korzy ci... gromadzenie racjonowanych dóbr... kradzie ze sklepów dla elity Jochi... obraza urz du... i tak dalej, i tak dalej. Stary Khaqan podnosi brew przy ka dym zarzucie, a potem kiwa g ow i u miecha si , gdy stwierdzano win oskar onego. Nareszcie lista dobieg a ko ca. Oskar yciel wsun kartk do r kawa i obróci si , oczekuj c na decyzj w adcy. Starzec znowu poci gn z flaszki i w czy swój mikrofon. Jego dr cy, ostry g os wype ni plac i hucza przez g niki odbiorników w milionach domów Mg awicy Altaic.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Kiedy patrz na wasze twarze, moje serce wype nia si alem - powiedzia . - Ale tak e i wstydem. Wszyscy jeste cie Jochia czykami... jak ja sam. Jako wiod ca rasa Altaic, to w nie Jochia czycy powinni wskazywa innym w ciw drog poprzez dobry przyk ad. Co maj my le nasi ludzcy bracia, Torkowie, s ysz c o waszych z ych uczynkach? A nasi niehumanoidalni wspó obywatele, z ich s abszym kr gos upem moralnym? Tak... Co maj my le Suzdalowie i Bogazi, kiedy wy, Jochia czycy - moi najcenniejsi poddani - amiecie prawo i nara acie ca e nasze spo ecze stwo przez swoj chciwo ?To s straszliwe czasy. Wiem o tym. Te d ugie lata walki z pod ymi Tahnijczykami. Cierpieli my, po wi cali my si i umierali my podczas tej wojny. Ale bez wzgl du na to, jak ci ki by nasz los, stali my twardo przy Wiecznym Imperatorze.A pó niej - kiedy wierzyli my, e zosta zamordowany przez nieprzyjació - stawiali my opór, pomimo niesprawiedliwych ci arów nak adanych na nas przez tych, którzy spiskowali, aby zabi Imperatora i rz dzi na jego miejscu.Podczas tych wszystkich wydarze prosi em was o pomoc i po wi cenie, aby utrzyma nasz wspania mg awic bezpieczn a do powrotu Wiecznego Imperatora, w który wierzy em przez ca y ten czas.Nareszcie sta o si . Uda o mu si pozby tej z ej Rady. A potem rozejrza si dooko a, aby zobaczy , kto pozosta wierny podczas jego nieobecno ci. Odnalaz mnie - waszego Khaqana. Tak samo silnego i lojalnego, jak podczas niemal dwustu lat. I zobaczy was, moje dzieci. I u miechn si . Od tej chwili Antymateria Dwa zacz a znowu nap ywa . Nasze fabryki jeszcze raz o y. Nasze statki kosmiczne pod y do wielkich targowisk Imperium.Nadal jednak nie jest ca kiem dobrze. Wojny tahnijskie i dzia alno zdradzieckiej Rady powa nie nadszarpn y zasoby Wiecznego Imperatora. Nasze tak e. Mamy przed sob d ugie lata ci kiej pracy, zanim ycie stanie si na powrót normalne i dostatnie.Dopóki owe czasy nie nadejd , wszyscy musimy zacisn pasa w imi dobrobytu w przysz ci. Ka dy z nas cierpi teraz ód. Ale przynajmniej mamy do po ywienia, aby prze . Nasze zaopatrzenie w AM2 jest bardziej ni szczodre, dzi ki mojej bliskiej przyja ni z Imperatorem. Niestety, wystarcza jedynie na podtrzymywanie handlu. Khaqan przerwa na chwil , aby zwil gard o ykiem alkoholu. - Chciwo stanowi teraz najwi ksze przest pstwo w naszym ma ym królestwie. Czy w takich czasach spekulacja i z odziejstwo nie jest morderstwem na masow skal ?Ka de ziarenko zbo a, które kradniecie, ka da kropla p ynu, któr sprzedajecie na czarnym rynku jest odj ta od ust dzieci, które na pewno umr z g odu, je li chciwo nie zostanie ukarana. To samo dotyczy zaopatrzenia w AM2 a tak e surowców na narz dzia do odbudowania naszego przemyski czy innych materia ów.Dlatego wi c skazuj was z ci kim sercem. Czyta em listy od waszych przyjació i rodzin, b agaj cych o moj lito . P aka em nad ka dym. Naprawd . Opowiada y one smutne historie o ludziach, którzy zb dzili. Istotach, które s ucha y k amstw naszych wrogów albo popad y w z e towarzystwo. Khaqan star nieistniej z suchych powiek. - Lituj si nad ka dym z was. Ale musz odepchn od siebie t lito . Inaczej post pi bym zbrodniczo i samolubnie.Tak wi c mam obowi zek skaza was na najbardziej ha bi mier , jako przyk ad dla tych, którzy oka si na tyle g upcami, aby ulec pokusom chciwo ci.Mog uczyni jedno ma e ust pstwo na rzecz mojej s abo ci. I mam nadziej , e moi poddani wybacz to, albowiem jestem stary i atwo doznaj uczucia alu. Pochyli si na swoim tronie, a kamera robi a najazd, dopóki jego twarz nie wype ni a jednej strony ekranu na odbiornikach w domach. To by a maska wspó czucia. Na drugiej po owie ekranu widnia y postacie czterdziestu pi ciu skaza ców. os Khaqana zabrzmia oschle. - Mówi to do was wszystkich razem i ka dego z osobna... Przykro mi. Wy czy swój mikrofon i odwróci si do doradcy. - A teraz szybko ko czcie z tym. Nie chc tu siedzie , kiedy zacznie si burza. I opar si wygodnie na tronie, aby patrze . Wykrzyczano rozkazy i oddzia egzekucyjny zaj swoje stanowisko. Podniesiono lufy miotaczy ognia. T um westchn g boko. Wi niowie z rezygnacj zwiesili g owy. Trzasn grzmot z nisko zwieszonych chmur.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Wykona ! - warkn Khaqan. Miotacze ognia przebudzi y si z rykiem. Olbrzymie p omienie ognia run y na cian Strace . Niektóre istoty w t umie odwróci y wzrok. Przywódczyni sfory, Suzdalka o imieniu Youtang, warkn a z odraz . - Ten smród mnie dobija - szczekn a. - Odrzuca mnie potem od jedzenia. Wszystko smakuje jak pieczony Jochia czyk. - Ludzie mierdz wystarczaj co paskudnie bez podgrzewania - zgodzi si jej towarzysz. - Kiedy Khaqan zacz te czystki - powiedzia a Youtang - pomy la am sobie: no i co z tego? Jest tak wielu Jochia czyków, mo e to nieco zmniejszy ich szeregi. Wi cej zostanie dla nas, Suzdalów. Ale on nie popuszcza. I to zacz o mnie denerwowa . Nied ugo zacznie szuka swoich ofiar gdzie indziej. - Wydaje mu si , e Bogazi s najg upsi, wi c pewnie kolej na nich przyjdzie na ko cu - stwierdzi jej towarzysz. - Z nami rozprawi si tu przed nimi. Torkowie to rasa ludzka, je li wi c ma zamiar kierowa si tym, co uwa a za logik , to pewnie teraz dojdzie do nich. - Je li ju mowa o Torkach - doda a Youtang - widzia am niedaleko jednego z naszych przyjació . Wygl da na nieco wystraszonego. - S owa jednego z naszych przyjació -wypowiedzia a z niesmakiem. - Spójrz. To baron Menynder. Trajkocze co z jakim innym cz owiekiem, Jochia czykiem, s dz c po kroju szat. - To genera Douw - zaskowyta z podekscytowaniem jej towarzysz. Przewodniczka sfory rozmy la a przez chwil . Cz owiek, na którego patrzy a, by niewysok , przysadzist istot z ca kowicie ys g ow . Mi sista twarz mia a w sobie tyle brzydoty, e mog a nale do jakiego zbira, ale baron Menynder nosi okulary, które sprawia y, e jego br zowe oczy wydawa y si wielkie, szeroko otwarte i niewinne. - Ciekawe, o czym minister obrony Khaqana mo e rozmawia z Menynderem? Niemo liwe, aby prosi o rad w sprawach zawodowych, nawet je eli Menynder kiedy pe ni t sam funkcj . Ale to przesz . Po nim by o ju pi ciu czy sze ciu ministrów obrony. Khaqan spali albo zabi wszystkich pozosta ych. Cholera, ten Menynder to szczwany stary lis - Youtang mrucza a, jakby do siebie. - Wydosta si z tego w sam por . A teraz pilnuje swoich w asnych spraw i trzyma g ow nisko schylon . Jeszcze przez chwil zastanawia a si nad sytuacj , przygl daj c si bli ej Douwowi. Jochia czyk wygl da jak idealny genera , wysoki, smuk y, atletyczny - przynajmniej obok przysadzistego Menyndera. Jego srebmoszare loczki otacza y g ow jak ciasny he m, ostro kontrastuj c z go czaszk barona. - Douw chyba aprobuje to, co s yszy - powiedzia a w ko cu przewodniczka sfory. - Menynder gada bez przerwy od chwili, kiedy zacz li my patrze . - Mo e stary Tork czuje si w ostatnich dniach bardziej miertelny - stwierdzi jej towarzysz. Pewnie ma jaki plan i w nie o tym dyskutuj ca y czas. Zadanie przy cianie Strace zosta o wykonane. Tam, gdzie kiedy stali skaza cy, pozosta y tylko prochy. Na zachodnim kra cu placu Suzdalowie mogli widzie Khaqana i jego gwardi znikaj cych w pa acu. W centrum nierze formowali szyk do wymarszu. Youtang spojrza a na dwóch ludzi g boko pogr onych w dyskusji. Wpad a na pewien pomys . - S dz , e powinni my przy czy si do nich - stwierdzi a. - Je li chodzi o Menyndera, to jestem pewna jednego - e ma olbrzymi wpraw w sztuce przetrwania. Idziemy. Je eli istnieje jaki sposób na wydostanie si z tego koszmaru, to nie chc , aby Suzdalowie pozostali gdzie na boku. Obie istoty od czy y si od t umu. Wybuch a burza. Na placu rozleg y si krzyki strachu i bólu, kiedy grad wali z czarnych chmur, uderzaj c jak szrapnele. Menynder i Douw pospieszyli razem ku wyj ciu. Ale zanim dotarli do g ównej bramy, do czy o do nich dwoje Suzdali. Ca a czwórka zatrzyma a si pod os on stoj cego przy bramie olbrzymiego pomnika Khaqana. Wymieniono kilka s ów. Potem kilka kiwni g ow . W chwil pó niej ca a czwórka wysz a pospiesznie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Spisek zosta zawi zany.
Rozdzia 2 - Drinka, prosz pana? - Jaki g os dotar do uszu Stena. Sten wróci do rzeczywisto ci i stwierdzi , e puszy si przed oprawionym w d bowe drewno lustrem na cianie jak ziemski paw. Poczerwienia . cicielk g osu by a czarnow osa kobieta, doskonale zbudowana i ubrana, trzymaj ca tac z wype nionymi szklankami. W rodku lekko musowa ciemny p yn. - Czarny Welwet - stwierdzi a. O tak, to ty - pomy la Sten. Ale nic nie powiedzia , tylko rzuci pytaj ce spojrzenie. - Kombinacja dwóch sk adników ze Starej Ziemi - ci gn a kobieta. - Ziemskiego szampana Taittinger Blanc de Blancs - i rzadko warzonego mocnego piwa z wyspy zwanej Irlandi . Nazywa si Guinness. Przerwa a i u miechn a si . By a w tym jaka intymno . - Powinien pan si dobrze bawi tu, na Primie, panie ambasadorze. Gdybym pozostawi a pana... niezadowolonego, odczu abym to jako osobist pora . Sten wzi jedn szklank , poci gn yk i podzi kowa . Kobieta sta a jeszcze przez chwil , a nie doczekawszy si niczego wi cej, pos a nast pny u miech - tym razem bardziej zdawkowy - i posz a dalej. Starzejesz si , pomy la o sobie Sten. Dawno, dawno temu, za górami, za lasami podziwia by , poprosi i uzyska albo odrzucenie oferty, albo od enie jej realizacji na pó niej. Potem wypi by sze szklanek, aby pomog y przebrn przez t idiotyczn uroczysto . Ale teraz jeste doros y. Nie upijasz si , chocia nadal uwa asz parady za g upot . Ani nie przylepiasz si do pierwszej kobiety, która ci si przedstawi. Poza tym... ta u miechaj ca si pani na pewno nale y do wywiadu - Korpusu Merkurego, i przewy sza rang admira a w rezerwie, jakim by Sten. Wreszcie, nie mia nastroju do zabawy. Dlaczego nie? Kiedy cz jego mózgu zastanawia a si nad tym, skosztowa napoju. Dziwna kombinacja. Próbowa ju przedtem przefermentowanego i wzmocnionego musuj cego soku winogronowego, ale rzadko tak wytrawnego. Ten drugi sk adnik Guinness? - doda ostrego, solidnego kopa, co jak mocne walni cie w g ow . Zanim opu ci Prim , wypije wi cej tego, zadecydowa . Sten przesun si do ty u, dopóki jego ramiona nie dotkn y ciany - stary zwyczaj, nabyty w czasach, kiedy by imperialnym zabójc - i rozejrza si po olbrzymiej komnacie. Zamek Arundel wyrós triumfalnie na swoich w asnych ruinach. Wybudowany jako manieryczna rezydencja Wiecznego Imperatora na wiecie Primy, zosta zniszczony przez Tahnijczyków od razu na pocz tku wojny. Podczas trwania po ogi wojennej Arundel pozostawa symboliczn ruin ; kwatera dowództwa Wiecznego Imperatora znajdowa a si w niezmiernie przepe nionych pomieszczeniach pod spustoszonym obszarem.Kiedy zamordowano Imperatora, jego zabójcy pozostawili Arundel jako pomnik. Odbudowano go po powrocie w adcy, i teraz by nawet bardziej wynios y i gro ny ni przedtem. Sten znajdowa si w jednym z zamkowych holów. Poczekalnia, ale taka, e atwo mog aby s jako hangar dla niszczyciela floty.Pomieszczenie zape nia y grube ryby, wojskowe i cywilne, humanoidalne i nie. Sten raz jeszcze popatrzy w lustro i wzdrygn si . „Grube ryby” pasowa o a za dobrze. Skoro sko czy ju z ostatnim zadaniem, zleconym przez Imperatora, pomy la , to mo e czas popracowa nad sylwetk ? To lustro, które tak podziwia przed chwil , ukazywa o wszak spore brzuszysko. A ten sztywny ko nierzyk powodowa tworzenie si drugiego podbródka. Mo e to jednak nie jest wina ko nierzyka?Do diab a z tob , powiedzia Sten swojemu wewn trznemu g osowi. Teraz jestem szcz liwy. Zadowolony z siebie, zadowolony ze wiata, zadowolony z tego, co mam. Trzeci raz spojrza w lustro, powracaj c do my li przerwanych przez kelnerk .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Cholera. Nadal nie przywyk do patrzenia na siebie w tym dyplomatycznym stroju. Bardziej odpowiada by mu mundur. Ten ubiór, archaiczna koszula, akiet z rozdwojonym ogonem, zwisaj cym niemal do kostek, spodnie, si gaj ce l ni cych pantofli... co za ekstrawagancja!Zastanowi si nad tym, co zdarzy oby si , gdyby Sten, ten dawny Sten - biedna sierota ze wiata niewolniczej pracy, farciarz, wystarczaj co szybki w u yciu no a - spojrza w to lustro. Gdyby sta o si ono ekranem, ukazuj cym przysz ? Co pomy la by ten m ody Sten, patrz c na to i wiedz c, e ogl da samego siebie w nadchodz cych latach?Latach? Wi cej ich ju min o ni chcia by liczy . Có za dziwaczne my li, zw aszcza tu, w tym miejscu, podczas oczekiwania na Wiecznego Imperatora, aby przyj gratulacje i nagrod za s na najwy szym poziomie. Tak. Co pomy la by ten m ody Sten? Albo powiedzia ? Sten u miechn si . Zapewne co takiego: - „Dlaczego, u diab a, nie pijesz tego Czarnego Welwetu?” Odetchn z ulg . No tak. Cholera, yjemy. Nigdy nie s dzi em, e nam si to uda. Jego prawa r ka nie wiadomie przesun a si , dotykaj c mi sistego jedwabiu okrycia. Pod spodem - pod pokrytym diamentami r kawem koszuli - nadal tkwi nó . Chirurgicznie ukryty w przedramieniu. Sten zrobi go - wyhodowa i obrobi w biom ynie - podczas niewolniczej pracy na Vulcanie. To by a jego pierwsza w asno . Nó stanowi cienkie, obosieczne o, przystosowane wy cznie do d oni w ciciela. Móg przeci ziemski diament na pó samym naciskiem ostrza. Prawdopodobnie by to najbardziej mierciono ny nó , jaki cz owiek, z jego niegasn fascynacj narz dziami destrukcji, kiedykolwiek wykona . Na miejscu utrzymywa go chirurgicznie zmieniony mi sie . Ale min ju wi cej ni rok, nie, niemal dwa lata, odk d go ostatnio wyci gn w gniewie. Cztery cudowne lata pokoju, po tak d ugiej wojnie. Pokój... i rosn ce poczucie, e w ko cu wykonuje zadanie, do jakiego zosta stworzony. Co , co nie wymaga o... - Jak wspaniale - powiedzia kto p askim, miertelnie monotonnym g osem. - Zawsze przypomina mi alfonsa. Widz , e si nim sta . Albo przynajmniej za takie ubranie. Zaczepiony powróci do rzeczywisto ci; r ka opad a, palce si zacisn y, nó opad w swe zabójcze gniazdo. Sten odsun si nieco od muru, lewa stopa do ty u, postawiona na palcach, lekkie wychylenie... Cholerny Mason. Poprawka. Cholerny admira floty Robher Mason. W bia ym mundurze, z piersi pe orderów, zapewne dobrze zas onych. Pewnie to mniej ni jedna trzecia tych, na jakie zarobi . Nigdy nie zada sobie trudu, aby pozby si blizny, przecinaj cej mu twarz. Sten pomy la , e Mason chyba uwa a to za swój dodatkowy urok. - Panie admirale - zapyta - jak idzie rze niewini tek? - Dobrze - odpar Mason. - Kiedy tylko nauczysz si , jak to robi , nie ma problemu. Mason i Sten nienawidzili si od pierwszego wejrzenia. Mason by jednym z instruktorów Stena podczas treningu w szkole lotniczej i robi wszystko, aby Sten nigdy jej nie uko czy . Studenci Masona uwa ali go za wyj tkowego skurwysyna. I mieli racj . Po dyplomie nie okaza o si - jak to cz sto bywa w filmach - e kamienne serce Masona to tylko poza. Pod granitem kry a si najtwardsza stal.Podczas wojen tahnijskich Masona awansowano na admira a. Mia po temu doskona e kwalifikacje - by b yskotliwy i despotyczny, doskona y strateg, zabójca, brutalny bista. Przywódca, który wiód swoich podw adnych do grobu i dalej. Na przyk ad, kiedy zorientowa si , e nie mo e znale adnego sposobu, aby wyla Stena ze szko y, da mu najlepsze mo liwe oceny. Mason by prawdopodobnie najdoskonalszym pilotem w si ach Imperium. No, mo e drugim z kolei, mrukn pilot w Stenie. Szczerze oddany Imperatorowi, Mason prze czystki Rady dzi ki odrobinie szcz cia. Teraz bez tpienia znów spe nia rozkazy Imperium, tak jak niegdy - skutecznie i brutalnie. Tak, pomy la Sten, panowa pokój. Ale tylko w porównaniu z koszmarem wojen tahnijskich. Nadal gin li ludzie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- S ysza em, e zosta go cem Imperatora - powiedzia Mason. - Nigdy nie mog em zrozumie , jak prawdziwy m czyzna mo e wytrzyma yj c w wiecie, gdzie wszystko jest szare i nie ma prawdy. - Polubi em ten kolor - odpar Sten. - Nie barwi tak r k jak czerwie . I zmywa si . Hucz cy g os przerwa t mi pogaw dk . - Szanowni pa stwo, prosz o uwag . Szmer uprzejmych, dyplomatycznych rozmów zamar . - Jestem Wielki Szambelan Bleick. Mówca by miesznie ubran , niewielk istot , mówi najg niejszym przypochlebnym wiergotem, jaki Sten kiedykolwiek s ysza . No jasne. Mia mikrofon krtaniowy i przeno ny wzmacniacz. - Pragniemy upewni si , e ka dy z szanownych go ci zosta prawid owo zidentyfikowany i ceremonia przebiegnie wed ug planu. Dlatego musimy podporz dkowa si pewnym zasadom. Nagrody b wr czane zgodnie ze stopniem wa no ci odznaczenia, w porz dku malej cym. Ka da kategoria zostanie osobno og oszona przez herolda.Kiedy zostanie wywo ana wasza kategoria, uformujecie pojedynczy szereg tu, przy wej ciu. Gdy herold - Bleick wskaza na istot w czerwieni - og osi czyje nazwisko, ten kto wejdzie do g ównej komnaty. Nale y i prosto do przodu mniej wi cej siedemna cie kroków, a do linii na pod odze. Na drugim ko cu tej linii b dzie sta Imperator.Je eli dane odznaczenie przypada tylko jednej osobie, ma ona zatrzyma si dok adnie naprzeciw Wiecznego Imperatora. Gdy liczba osób jest wi ksza, nale y przesun si wzd linii i zaj miejsce obok najbli szej istoty po lewej stronie. Obowi zuje postawa na baczno .Urz dnik Imperium przeczyta uzasadnienie przyznanej nagrody. Drugi urz dnik wr czy , zawieszaj c szarf lub przypinaj c wprost do munduru. Je li zajdzie jaka pomy ka, prosz ukry ewentualn bolesn reakcj . Uroczysto ci b , oczywi cie, nagrywane celem pó niejszego wyemitowania na waszych macierzystych wiatach. Chc doda , e dodatkowe kopie mo na naby potem w moim biurze za rozs dn op at .Nie przyznano adnych odznacze Rady Imperialnej. Nast pne w kolejno ci s tytu y dziedziczne: ksi cia, barona i tym podobne. Ci, którzy otrzymaj jeden z nich... - Szlachectwo - Sten westchn ze zdziwienia. Jego wargi nie porusza y si , a g os nie dociera dalej ni do uszu Masona. Zdoby t umiej tno podczas pobytu w wojsku i w wi zieniu. Mason tak e si tego nauczy . - Wieczny Imperator znalaz sposób na odkrycie wielu nowych i wyj tkowych dróg, aby nagrodzi tych, którzy dobrze mu s yli. - G os Masona przepe nia a ironia. - To zadowala nie tylko tych biurokratycznych drani - doda - ale te i ich znacznie gorszych szefów. Dezaprobata obu m czyzn nie uwidoczni a si w aden sposób na ich twarzach. Lecz mocne uczucia odnalaz y swój wyraz kilka metrów dalej.M czyzna by wielki i bardzo bia y - od fruwaj cej grzywy po sumiaste w sy i oficjalny dworski strój. Wygl da tak e na lekko pijanego. - Kompletne krety stwo - o wiadczy g osem, przetaczaj cym si jak grom. - Przez te cholerne tytu y ci nuworysze my , e stali si szlachcicami. Niedowarzone m okosy wyobra aj sobie Bóg wie co! Pierwszy raz s ysz o takim gównie! Na Boga, Imperator oszala , pozwalaj c rz dzi si bandzie skretynia ych idiotów! Niech mnie diabli wezm , je li wezm udzia w tym ma pim ta cu. Powiedzcie temu Imperatorowi, e je li chce... Cokolwiek W sacz chcia zasugerowa Imperatorowi, nie mia na to szansy. Jego przemowa zosta a agodnie przerwana przez czterech bardzo, bardzo du ych ludzi, którzy pojawili si znik d i otoczyli go szczelnie. Sten s ysza dalsze protesty, ale niezwykle delikatnie obezw adniono tego m czyzn i poprowadzono - by zbyt du y, aby go wlec - w kierunku pobliskiego wyj cia.Tych czterech ludzi nosi o nowe mundury typu policyjnego, których Sten nie móg sobie przypomnie . Chyba nie widzia ich przedtem w pa acu czy na Primie. Zdo dojrze jeden z naramienników z okr ym oto-czarnym god em i okalaj je liter S. - Kim s te wielkoludy? - zamrucza nie poruszaj c ustami do Masona.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nowa formacja. S ba Wewn trzna. Dalej moja wiedza i zainteresowania nie si gaj . - Komu oni podlegaj ? Mercury? Mantis? Naturalna ciekawo Stena wyp ywa a z jego poprzedniego - przynajmniej formalnie - cz onkostwa w obu organizacjach. - Powtórz raz jeszcze - stwierdzi Mason nieco ch odniej i g niej. - Bojówkarze, andarmi, zgadywanki nie le w obszarze moich zainteresowa . Sten uzna za stosowne pod za fal , gdy nagradzani posuwali si do przodu, przechodzili przez drzwi i znikali. Nadawanie dziedzicznych tytu ów... Krzy e zas ugi... Odznaczenia wojskowe.. Odznaczenia cywilne... Sten stan przed szambelanem, który spojrza na list . - Panie Ambasadorze Pe nomocny Sten, jest pan jedyn osob uhonorowan dzisiaj t nagrod . Mo e pan wej . Sten podszed do wysokich drzwi. Dwie istoty w czerwonych strojach - i jak mu si zdawa o, bia awych perukach ze sztucznych w osów - otworzy y przed nim podwoje. Jaki g os oznajmi : - Wielce Szanowny Sten... ze Smallbridge. Wielka Komnata Nagrodzonych niemal wype ni a si tymi, których odznaczono wcze niej. Sten pod naprzód, tym nieco wolniejszym ni zwykle krokiem, jakiego uczy si ka dy dyplomata, bo tak najlepiej prezentuje si w telewizji. Przybra formalny wyraz twarzy. Wielce Szanowny, pomy la . Bardzo ciekawe. O ile sobie przypominam, kiedy ostatni raz przebywa em na dworze, by em tylko Bardzo Szanownym. Czy dzi ki temu dostan wi ksz wyp at ? - Ambasador Pe nomocny Sten, w warunkach powa nego zagro enia dla osobistego bezpiecze stwa, spe ni najwy sze wymagania S by Imperialnej podczas ostatniej misji mediacyjnej pomi dzy Thorvaldia czykami a mieszka cami Markel Bat. Zosta uratowany pokój, a ponadto do gwiazdozbioru wprowadzono now er równowagi. Specjalnie dla niego ustanawia si now kategori : Towarzysz Imperatora. Co oznacza, pomy la Sten, dok adnie to, co zechce Imperator. To jest wszystko oprócz odznacze Rady Imperialnej, czymkolwiek one s . Przynajmniej te obrzydliwe kreatury nie kr si ostatnio, aby pomordowa si nawzajem. Nie mia te ochoty na zabicie którego z nich, jak to bywa o kiedy . adna z tych my li nie ujawni a si na jego obliczu. Nie zmieni te wyrazu twarzy, kiedy podchodzi do linii, omiataj c spojrzeniem wielk komnat . Tam wysoko... ten irys w kandelabrze... wie yczka karabinu maszynowego. Ten wielki portret jednostronny ekran, za którym zapewne ukrywa si oddzia strzelców. Tam, i jeszcze tam. Na poziomie pasa. Dooko a ukryte dzia ka laserowe... Po obu stronach wej cia do komnaty czuwali Gurkhowie. Cisi, mali, br zowi m czy ni o pustych twarzach, w mundurach; paski od ich kapeluszy o obwis ych rondach zapina y si tu pod doln warg . Po jednej stronie biodra spoczywa w kaburze miniaturowy karabin Willy’ego, a po drugiej mierciono ny, bezlitosny nó zwany kukri, który przyczyni si do tego, e uwa ano ich za najbardziej przera aj cych i szanowanych nierzy Imperium. Poza tym Sten zauwa jeszcze oko o dziesi ciu tych umundurowanych na szaro typków ze S by Wewn trznej, porozrzucanych po ca ej komnacie. No i co z tego? Czy nie zadba by o w asne bezpiecze stwo, gdyby kilka lat wcze niej pojawi o si kilku drani i ci zabi o? Jaki m czyzna sta tu za lini . Wieczny Imperator. Czarne w osy. B kitne oczy. Dobrze umi niony. Wygl da na najwy ej czterdzie ci kilka lat. Nie, poprawi si Sten, wyraz oczu postarza go nieco.Ale na pewno nie do tego stopnia, aby uwa go za wystarczaj co starego na to, kim by - cz owiekiem, który przez przesz o tysi c lat w pojedynk
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zbudowa swoje Imperium, rozci gaj ce si poza granice wyobra ni, Imperium, które zosta o niemal zniszczone, a teraz ulega o odbudowie. Sten stan sztywno na baczno . Imperator dok adnie obejrza go od stóp do g ów, a potem skin ow z formaln aprobat . Dwóch urz dników - ten, który czyta uzasadnienie i drugi, trzymaj cy co w rodzaju medalu w otwartej, aksamitnej skrzynce - wyst pi o do przodu. I wtedy Imperator z ama tradycj . Odwróci si do urz dnika i wyj odznaczenie ze skrzyneczki. Podszed bli ej, za szarf na szyj Stena. - Czterdzie ci pi minut - wymamrota Wieczny Imperator w ten sam wi zienny sposób, tak samo wprawnie, jak przedtem Sten i Mason. - Tylnymi schodami... moje komnaty... musimy si napi . Rozdzia 3 Sten wszed na podest stanowiska bezpiecze stwa. Na znak oficera S by Wewn trznej otworzy , aby umo liwi prac promienia rozpoznaj cego. Co zaszumia o i ca a posta Stena zosta a sk pana w powodzi rozmaitych kolorów. Gdzie we wn trzu Arundelu zebra a si ca a masa danych; Sten by badany przez najbardziej wymy lne szpiegowskie wyposa enie w ca ym Imperium. Pierwszy poziom stanowi a identyfikacja. Gdy tylko dwukrotnie sprawdzono odciski palców Stena, w poszukiwaniu oznak wrogo ci do Imperatora przestudiowano ca jego biografi . Si gni to te do najnowszych, pochodz cych z ostatnich dwudziestu czterech godzin danych, uzyskanych z Korpusu Merkurego.Drugi poziom by biologiczny. Zanalizowano jego organizm w poszukiwaniu ewentualnych bakterii czy wirusów, gro nych dla w adcy. Ju od dawna istnia a mo liwo zbudowania ywej bomby bakteriologicznej.Trzeci, ostatni, stanowi o sprawdzenie, czy ma jak kolwiek bro , od widocznych pistoletów lub no y po nieco mniej widoczne, wbudowane chirurgicznie adunki wybuchowe. Albo, jak w przypadku Stena, nó w r ce. Wiedzia , e gdyby skanery uchwyci y to, jego upowa nienie do noszenia tej broni w obecno ci Imperatora uciszy oby ka dy alarm. Sten otrzyma pozwolenie, zszed z podestu i ruszy wzd korytarza do kwater Imperatora. Z powodu zbli aj cej si konferencji z szefem czu si nieco niepewnie. Min o ju wiele czasu od chwili, kiedy po raz ostatni spotkali si twarz w twarz. Musia o zaj co niezwykle wa nego.Ale ciwie nie to tak go denerwowa o. To ta wyj tkowo dok adna kontrola troch go wkurzy a, cho nie powinna: kiedy kierowa osobistymi ochroniarzami Imperatora. Wtedy gryz si z byle powodu, przestraszony sk onno ciami w adcy do „gubienia” si w t umie, czy wymykania po kryjomu, aby prze jak przygod . Sten nie wini Wiecznego Imperatora za powa ne wzmo enie rodków bezpiecze stwa po tym, co si wydarzy o. Ale poniewa mia teraz w asne do wiadczenia jako osoba publiczna, wiedzia te , e niebezpieczne jest dla kogo posiadaj cego w adz przyj cie „mentalno ci bunkrowej”. Im ostrzejsze by y rygory, tym trudniejsze stawa o si zadanie mordercy, to prawda. Ale te faceci bez z ych zamiarów zaczynali mie wi ksze k opoty z dotarciem do w adcy. Kiedy patrzy na te istoty ze S by Wewn trznej, dostawa g siej skórki. Sam nie wiedzia dlaczego. W miar zbli ania si do celu coraz bardziej przeszkadza o to Stenowi. Wygl dali... jakby znajomo. Kiedy zobaczy w drzwiach wysokiego, przystojnego m odego cz owieka, wreszcie zrozumia . Ten czyzna móg by bli niakiem Imperatora - tak, jak wszyscy spotkani przez Stena od czasu, gdy wszed do prywatnych pomieszcze w adcy. G ówna ró nica polega a na tym, e Imperator by nieco od nich ni szy. Sten niech tnie przyzna , e to rozwi zanie mia o niezaprzeczalne plusy. Ka dy funkcjonariusz SW wystarczaj co przypomina w adc , aby ci gn na siebie ogie mordercy. A jako grupa mogli stanowi yw tarcz . Oficer SW stukn obcasami przed Stenem.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Jest pan oczekiwany, panie ambasadorze - stwierdzi agodnym g osem, pozostaj cym w dziwacznym kontra cie z kamienn twarz . Podejrzliwe oczy szacowa y Stena. Porównywa y. Sten poczu si nieco ura ony, kiedy miejsce podejrzliwo ci zaj a ulga. Ten dure my la , e da mu z atwo ci rad . - Mo e pan wchodzi - powiedzia oficer. Mi nie Stena zadr y; przypomnia sobie czasy, kiedy sam bawi si w ow gr w szacowanie. Funkcjonariusz zmru oczy. Wiedzia , o co chodzi. Sten roze mia si . - Dzi kuj - tylko tyle powiedzia . Drzwi otworzy y si , wszed do rodka. Zobaczy wyraz zaskoczenia na twarzy tamtego cz owieka, kiedy ów zorientowa si , jak kiepsko go oceniono. Sten móg rozprawi si z nim z atwo ci . Jasne, by nieco wolniejszy, nieco wyszed z wprawy. Ale nadal nie stanowi o to dla niego problemu. Stregg zmy wspomnienie Czarnego Welwetu i my li o k opotach, a potem nagle wszystko sta o si proste. Sten poczu , jak jego wn trzno ci rozgrzewaj si przyjemnie.Wieczny Imperator popatrzy na niego i znowu nape ni kieliszki ognistym trunkiem, nazwanym tak przez Bhorów na pami tk pewnego staro ytnego nieprzyjaciela. - Jak mawia nasz stary irlandzki przyjaciel Ian Mahoney, „ten jeden b dzie po to, eby nasz dobry Bóg wiedzia , e nie artujemy”. - Imperator spe ni toast. Sten pod za swoim przywódc . Je li szef chce, eby spotkanie przebiega o na alkoholowym rauszu, to on sam nie mia innego wyj cia, jak tylko wzi w tym udzia - i to z entuzjazmem. Poza tym Wieczny Imperator mia racj . Jak zwykle. Sten naprawd potrzebowa tego drinka. - A teraz zobaczmy, co s ycha z tym obiadem, który ci obieca em - powiedzia Imperator. - Jeste , panie ambasadorze, odpowiedzialny za pe ne szklanki, a do odwo ania rozkazu. Zacz uwija si dooko a tego, co stanowi o po czenie starych warto ci i nowoczesnego tempa, jak zwyk mawia o swojej kuchni. - To trudne zadanie, sir - stwierdzi Sten - ale zrobi wszystko, co w mojej mocy. Roze mia si , nape ni szklanki i zaniós je do lady kuchennej. Przycupn jak zwykle na jednym z wysokich sto ków.Z przyjemno ci wdycha powietrze. Poczu mieszanin znajomych zapachów, maj cych lekki posmak intryguj cej tajemniczo ci. Wieczny Imperator móg by uczy szefa kuchni. Nawet Marr i Senn, najwi ksi specjali ci od bankietów, przyznawali mu to.W adca uwielbia odtwarzanie przepisów ze starej Ziemi. Chocia z jego punktu widzenia te przepisy nie by y a tak stare, pomy la Sten. Przecie rz dzi od trzech tysi cy lat. Sten znowu wci gn powietrze. - Azja? - zgadywa . Nie mia nic przeciwko gotowaniu. Przej to hobby - zapewne pod niejakim wp ywem swego szefa - umilaj c sobie d ugie godziny na zapomnianych posterunkach, gdzie wy ywienie wydawa o si nawet bardziej ja owe ni na niewolniczym wiecie. - Tak ci si tylko wydaje - powiedzia Imperator. - Ale s tu pewne takie wp ywy, jak s dz . Natomiast ko cowy efekt osi gni to w nieco inny sposób. To Chi czycy byli najlepszymi kucharzami. Jednak za bardzo uganiali si za pieni dzmi. Niektórzy ludzie twierdz , e byli i lepsi od nich. Sam nie wiem. Dotkn przycisku na ladzie i pokrywa lodówki przesun a si , ods aniaj c bogactwo garnuszków i naczy wype nionych ró no ciami. Wyj je na blat. - Dzisiejsza my l przewodnia to Indie - stwierdzi Wieczny Imperator. - W jaki sposób koresponduje to z zadaniem, które ci wyznaczy em. miechn si . Sten widywa ju przedtem swego szefa w przyjaznym nastroju, ale nigdy jeszcze nie by on a tak jowialny. O rany. Nast pne niemo liwe zadanie. Sten poczu tylko lekkie zak opotanie. Potencjalne trudno ci zaintrygowa y go. Ale przecie nie móg podda si zbyt atwo. - Nie mam nic przeciwko temu, sir, ale szczerze mówi c, mia em nadziej na ma y urlop.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Twarz zwierzchnika zadrga a z oburzenia. wietnie. - Nie przeci gaj struny - warkn Wieczny Imperator. Zaalarmowany Sten stwierdzi , e irytacja adcy b yskawicznie przeradza si w furi . - Mam ju do sprzeciwów. Czy wy nie mo ecie tego zrozumie ? To wszystko trzyma si kupy jedynie dlatego, e uda o mi si jako powi za ko ce psim sw dem i... - G os Imperatora zanik . Sten patrzy , jak szef powoli opanowuje gniew. To by a wyra na walka. Imperator potrz sn g ow i pos Stenowi g upawy u mieszek. - Przepraszam - powiedzia . - To wynik stresu i w ogóle. Czasami zdarza si , e zapominam, kim s moi starzy przyjaciele. Moi prawdziwi przyjaciele. - Wzniós kieliszek, przepijaj c do Stena. - To moja wina, sir - stwierdzi Sten. Instynkt podpowiedzia mu, e lepiej, aby wzi to na siebie. Zapach tego dobrego jedzenia obudzi we mnie leniwca. Imperator zaaprobowa to stwierdzenie. Energicznie kiwn g ow i wróci do pracy. I do sprawy. - Co , co ostatnio pe ni rol wrzodu na moim ty ku - powiedzia - przypomina miejsce, z którego pochodzi to po ywienie. W obr bie granic Indii mieszkali ludzie o bardziej zró nicowanych pogl dach ni w jakimkolwiek innym miejscu na Ziemi. To by a jedna wielka zbita masa nienawidz cych si nawzajem ugrupowa , które od tak dawna trzyma y si za gard a, e wszyscy ju zapomnieli, od czego to si niegdy zacz o. Nie, wró . Pami tali to a za dobrze. Hindus czy Sikh móg by ci powiedzie z dok adno ci do dnia tygodnia i koloru nieba, jak zbrodni pope ni pra-pra-pra-pradziadek tego drugiego faceta. Przesun miseczk , wype nion jak zielonkaw mas . - To dhal - powiedzia . - Rodzaj fasolki, a raczej puree w tym przypadku. Jest agodne - zrobiono je tak specjalnie. Równowa y reszt . Oczyszcza podniebienie. Ugotowa em to wczoraj. Musimy tylko podgrza . - A co z tym problemem? - napomkn Sten. - No tak - Imperator poci gn nast pny yk alkoholu. - Móg bym u innego przyk adu, nie pochodz cego z Indii. Ale ich jedzenie sk ada o si g ównie z ziemniaków i wi skiego mi sa, je li tylko mogli je zdoby . Robili piekielne kie baski. Otaczali je w m ce i sma yli. Ale jako nie mam ochoty na kie baski. Sten pow cha sk adniki, które Imperator uk ada w znanym tylko sobie porz dku. - Indie zupe nie wystarcz , sir - powiedzia . - Miejsce, gdzie ci wysy am, to Mg awica Altaic - stwierdzi Imperator. Sten podniós brwi. Nie wiedzia zbyt du o na ten temat. - To Jochia czycy, pomi dzy innymi, tak? Ale zdawa o mi si , e oni byli jednymi z naszych najwierniejszych sprzymierze ców. - Nadal s - stwierdzi stanowczo Imperator. - I chcia bym, aby tak zosta o. K opot polega na tym, e Khaqan - tak sam siebie nazywa ten go , który tam rz dzi - jest po uszy ubabrany w gównie. Imperator podniós stert pokrojonego mi sa. Chyba ze dwa funty, stwierdzi Sten. - To jest ko - powiedzia Imperator. - Mam pole, przygotowane specjalnie dla niego i jego braci i sióstr. Na tym polu zasadzono te same ro liny, jakie niegdy jedli przodkowie tego ko cia w Indiach - mi , dzikie cebule i tak dalej. - Wrzuci mas do ognioodpornego naczynia. - Khaqan starzeje si i staje nieco nieudolny - kontynuowa Imperator w typowy dla siebie sposób, co chwila zmieniaj c temat. Ale przez lata Sten stwierdzi , e tak naprawd ca y czas chodzi o o to samo; ka da wzmianka mia a co wspólnego z innymi. - Tak czy siak - mówi dalej Imperator - to on sam powoduje k opoty... Mimo wszystko, nie mog sobie pozwoli na jego utrat . Sten skin g ow . Cokolwiek reprezentowa sob Khaqan, Mg awica Altaic by a wa nym sprzymierze cem. I jeszcze do. tego le a cholernie blisko wiata Primy. - Co mu zagra a, sir? - O, nic szczególnego, oprócz wszystkiego i wszystkich - stwierdzi w adca. Zacz posypywa jagni cin przyprawami. - Nieco imbiru - mrucza , sprawdzaj c jeszcze raz przepis. - Par go dzików, kardamon, chili, kminek... kilka z bków czosnku i jeszcze stara, dobra sól i odrobina pieprzu.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Do troch jogurtu i soku cytrynowego, zamiesza wszystko i odstawi na bok. Zacz sma cebul na oleju arachidowym. - Na Altaic mieszkaj trzy ró ne gatunki istot - powiedzia - które dziel si na cztery rasy. Ka da z nich jest okropna. Po pierwsze, Jochia czycy. Ludzie. G ówna rasa. Khaqan urodzi si jako Jochia czyk. - Jasne - powiedzia Sten. Tak w nie zwykle dzia o si pod panowaniem jedynow adcy Nie mówi c o tu obecnych. W Imperium by o o wiele mniej istot ludzkich ni innych gatunków. - Ich g ówny wiat to Jochi, tam Khaqan ma swoj siedzib . To centralny punkt mg awicy. Wracaj c do innych czarnych charakterów, wyst puj cych w tej opowie ci... Po ow usma onej cebuli wrzuci do jagni ciny i zamiesza . Zdj z ognia ry . Woda gotowa a si mniej wi cej przez pi minut. Osaczy ry , wymiesza go z cebul i wysypa wszystko na mi so. - Odrobina mas a topi ca na si wierzchu - powiedzia Imperator - i... voila! Nazywam to bombay birani, ale tak naprawd to jest po prostu stara, dobra potrawka z ko cia. Po ci le dopasowan pokrywk i wsun naczynie do piekarnika. - A teraz troch pooszukuj - powiedzia . - To powinno piec si przez godzin w temperaturze trzystu osiemdziesi ciu stopni, potem zmniejszasz j do trzystu dwudziestu pi ciu stopni i trzymasz potrawk w piekarniku przez nast pn godzin . Sten zapami ta to sobie, tak jak i reszt przepisu. - Ale wi tej pami ci Marr i Senn wymy lili nowy piekarnik. Skraca czas pieczenia o po ow , a mo e nawet bardziej. I nie mo na pozna ró nicy. - A co z tymi czarnymi charakterami, sir? - No w nie. Có , mamy Jochia czyków. To ludzie, jak ju mówi em. Poza tym, e s oni ras dominuj ca, maj te stare pozwolenie na handel ze mn . Da em je im jakie pi set lat temu. To by o wtedy dzikie i surowe pogranicze.- No i dochodzimy do Torków. To tak e rasa ludzka. Typy rodem z epoki gor czki z ota. Sten nie za bardzo rozumia , co Imperator ma na my li, ale apa ogólny zarys. - Torkowie znale li si w mg awicy wcze niej, kiedy w tym rejonie odkryto substancj o nazwie Imperium X. To górnicy. Kaprowie. Sklepikarze. Prostytutki obu p ci. Ten rodzaj ludzi. Gdy odnaleziono Imperium X, zostali na miejscu, zamiast pow drowa w kierunku nast pnej przygody.Imperium X to by jedyny materia , zdolny wytrzyma uderzenie cz stki AM2. To Antymateria Dwa stanowi a paliwo, na którym zbudowano Imperium. Pozostawa a pod cis kontrol Wiecznego Imperatora. A tak cis , e kiedy Rada go zamordowa a, wszystkie dostawy AM2 natychmiast si zatrzyma y. Przez sze lat Rada bezskutecznie szuka a jej róde . W tym czasie Imperium popada o w ruin - stan, któremu Sten w nie stara si przeciwdzia . Chocia czasami nie by pewien, czy uda mu si to zobaczy . - Oczywi cie, Torkowie sprzeciwili si Jochia czykom. Ale to przycich o, kiedy owi kupcyawanturnicy zebrali kilka osób i pokazali moje pozwolenie. - Czas mija , Jochia czycy rozproszyli si nieco. Nie byli niczym wi cej ni kilkoma oddzielonymi od siebie wiatami - miastami-pa stwami. Ojciec obecnego Khaqana po czy ich znowu jakie trzysta lat temu. Sten nie komentowa . Taka by a sprawiedliwo pogranicza. Sam u kilku starych sposobów, aby poradzi sobie z Rad . - A co z tymi dwoma innymi gatunkami? To rodowici mieszka cy mg awicy, jak s dz ? - Tak jest. Podzielili si na Suzdalów i Bogazi. Nie wiem zbyt wiele na ich temat. Maj zapewne te same s abe punkty, co ka da istota rozumna. Najwyra niej Torkowie przybyli w momencie, kiedy tubylcy w nie zaczynali opuszcza rodzinne wiaty i odkrywa siebie nawzajem. Mieli osne statki kosmiczne, ale ca kiem nie le radzili sobie z lokaln wojenk . Wtedy przybyli Torkowie, którzy nie musieli nawet zbytnio si wysila . Nap d mi dzygwiezdny wprawia ka , nieco ni ej stoj cywilizacj w przera enie. Sten móg sobie wyobrazi ten szok. Dopiero co zdo podnie drabin techniki z kamienia do gwiazd. Rozgl dasz si po otaczaj cym wiecie, czuj c wielk dum . Stoisz u szczytu, tworzysz
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
histori . Nikt nigdy nie doszed tak daleko, jak ty.I wtedy bum! Obcy - a w tym przypadku ludzie pojawiaj si ze swoimi szpanerskimi zabaweczkami, broni , tym wszystkim, co jest w stanie cofn ci do epoki kamienia upanego. Oprócz tego, cud nad cudami, mog skaka od gwiazdy do gwiazdy, od galaktyki do galaktyki. Nap d AM2. Najwi ksze osi gni cie w historii. Po raz pierwszy Sten zda sobie spraw , jak to musia o wygl da , kiedy wiele setek lat temu Imperator pojawi si na scenie z AM2 pod pach . To uderza o w ka istniej cywilizacj , powalaj c j na kolana; wszystkie b aga y, aby dane im by o ujrze wiat o.Imperator mrucza nad jakim na wpó zapomnianym sk adnikiem. - Cilantro - powiedzia . - To jest to. - Pokruszy troch li ci do naczynia z pokrojonym ogórkiem i jogurtem. Tak, pomy la Sten. AM2 i sekret wiecznego ycia... To naprawd by o co . To by niesamowity obiad. Niezapomniany. Jak zwykle.Na stole pi trzy y si stosy jedzenia. Dhal i ch odnik ogórkowy. Trzy rodzaje przypraw: z zielonego mango, bengalska i z prawdziwej ostrej papryki. Ma e talerzyki z wyj tkowymi, pikantnymi sosami i male kimi czerwonymi papryczkami. I wie o przygotowane p askie chlebki - chiapaty, jak nazwa to Imperator. I bombay birani. Pachn ca para unosi a si znad naczynia. - Wios uj - powiedzia Imperator. Sten wios owa . Przez d ugie minuty po prostu jedli, rozkoszuj c si ka dym k sem i sp ukuj c je czym , co w adca nazywa tajskim piwem.Kiedy g ód przesta ju dokucza , Imperator nadzia na widelec kawa ek ko ciny i zacz mu si przygl da . - Wracaj c do mojego dawnego kumpla, starego Khaqana - powiedzia . W mi so do ust i zacz je prze uwa . - To tyran pierwszej klasy. Problem polega na tym, e kiedy kto jest tyranem, nie mo e nigdy si zagapi . Nie powinien ani na chwil pofolgowa , aby upu ci troch pary; je li tak zrobi, jego wrogowie uznaj to za oznak s abo ci. I wtedy pojawiaj si k opoty.Nie mo e te zniedo nie ani si postarze . Khaqan, jak przypuszczam, sta si ospa y. Z tego, co s ysza em, nawet chyba troch zramola . Na pewno wiem, e ma do dyspozycji wszelkie systemy podtrzymywania ycia, sta mo liwo wymiany krwi czy organów wewn trznych, dawki hormonów, i podobne rzeczy. Przy odrobinie szcz cia mo e wystarczaj co d ugo, abym zd podj decyzj , co dalej robi . Teraz nie mam na to czasu. Sten kiwn g ow . Móg tylko wyobra sobie, jak wiele zaj ma Imperator. Nie mia co prawda pe nego obrazu spraw, ale jego do wiadczenia - g ównie ze s by dyplomatycznej podpowiada y mu nieco. Kiedy w adca powróci , jego Imperium wali o si w gruzy. Ca e regiony przez d ugi czas pozbawione by y dostaw AM2. Kiedy zabrak o taniej energii, przemys si za ama . Wybuch y bunty. Ka dy radzi sobie sam jak umia . Wieczny Imperator trudzi si ca y czas, próbuj c ratowa sytuacj . Czasami zaniedbywa niektóre rejony, wci gaj c pozosta e w swoj stref wp ywów i narzucaj c cis kontrol ekonomiczn i militarn . W ród jego sprzymierze ców przyby o wiele nowych twarzy. Istot, z którymi nie mia do czynienia w przesz ci, w tpi cych, przestraszonych, patrz cych z przera eniem na swoje wyn dznia e narody i zm czonych ci konspiracj i zamachami stanu. - Da em Khaqanowi znacznie wi cej AM2 ni na to zas ugiwa - stwierdzi Imperator. - Ale on j roztrwoni . Zu na budowanie swoich wielkich pomników, zamiast na nakarmienie w asnych poddanych. Oni maj tego do . Nawet ostrzega em go, e le si zachowuje. Jaki rok temu nasz ambasador na Altaic zosta odwo any. W zwyk ym trybie - min a jego kadencja. Niezwyk e by o to, e nie wyznaczy em jeszcze jego nast pcy. To dosy ci ka kara dla Khaqana, pomy la Sten. - Dziwi si , e go to nie przebudzi o - stwierdzi . - Ja te . Ale, jak ju powiedzia em, on jest stary. Skostnia y w swoich przyzwyczajeniach. Je li jednak b dzie tak dalej, wszyscy ci niewierni Tomasze po ród moich sprzymierze ców pójd za nim. B domaga si wi cej AM2. A to rozwali ca ekonomi .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Sten zrozumia . Waluta opiera a si na podstawowej jednostce energetycznej ca ego Imperium. Wytwarzanie jej w wi kszych ilo ciach spowoduje inflacj , natomiast zmniejszenie produkcji deflacj . I w tym tkwi ca y problem: je li by o mniej energii, to mniej dóbr pokazywa o si na rynku. Ceny sz y wtedy w gór , powoduj c nast pne komplikacje. Czarny rynek. A w konsekwencji niepokoje spo eczne. Imperator kroczy po piekielnie cienkiej linie. - Kto jest najbardziej prawdopodobnym nast pc Khaqana? - spyta Sten. Imperator westchn . - Nikt. Nie ma adnych yj cych spadkobierców. Musz te doda , e za bardzo zajmuje si detalami. Decyduje o ka dym szczególe, od tego, jak wiele wody ma znajdowa si w g ównym basenie pa acu po wyznaczanie adunku, jaki mog unie pojazdy antygrawitacyjne. Unicestwia ka inicjatyw . Jako kapitalista, da si jeszcze znie . Jako w adca mierdzi. Imperator nala jeszcze piwa. - Mimo wszystko, sta si ostatnio zupe nie zdesperowany. B aga mnie o jakikolwiek znak poparcia. Chce pokaza swojemu ludowi, e jestem z nim. Wraz z moim AM2, rzecz jasna. - I chce pan, abym to ja sta si tym poparciem? - spyta Sten. - W nie. Musisz da dla niego wielkie przedstawienie. Jeste jednym z moich najwa niejszych bohaterów. Medale. Honory. Zwyci stwa. Na polu bitwy i w salonach dyplomacji, i tak dalej. Moi ludzie z mediów zrobi z tego wielkie halo. Nie, eby tego potrzebowa . Spojrza na Stena. Ale na jego twarzy zamiast u miechu widnia wyraz zamy lenia. Sten stwierdzi , e woli nie wiedzie , o czym my li jego szef. Imperator przerwa i u miechn si krzywo. - We , kogo zechcesz - swoich kumpli Bhorów, jakich nierzy, zwyk y zespó ekspertów, co tylko przyjdzie ci do g owy. Tylko upewnij si co do ich inteligencji. I eby zrobi z tego rzeczywi cie pokazówk na ca ego, chc , eby zabra mój osobisty statek, „Victory”. To z kolei przywo o u miech na twarz Stena. Imperator te si roze mia . - Tak my la em, e ci si ten pomys spodoba. „Victory” to by statek jak ze snów. Nowej klasy kr ownik, zbudowany wed ug wskazówek Imperatora. Królewski jak jasna cholera. Przepych ma wywiera wra enie na tubylcach, powiedzia . Ca y okr t ocieka luksusem, od kwater personelu po prywatne apartamenty Imperatora. - No, to jest naprawd wspania e zadanie - powiedzia Sten, przepijaj c do szefa. - Rozumiem, e chce pan, abym publicznie ciska i ca owa Khaqana, ale jak mam si do niego odnosi na osobno ci? - Z ch odn uprzejmo ci - stwierdzi Imperator. - Du rezerw . Przera aj co, jak tylko potrafisz. Chc , aby widzia moje oczy w twoich. Powiedz mu, e obieca em nowego ambasadora i dotrzyma em s owa. Mimo wszystko... chc te , aby nast pi jaki post p w wyznaczaniu jego sukcesora. Dzi ki temu b móg rozpocz prywatne rozmowy z tamtym go ciem. Zobaczmy, czy uda nam si uczyni ycie w Altaic przyjemniejszym - i bardziej stabilnym - kiedy ten starzec odejdzie. Sten kiwn g ow , e rozumie polecenia. Zorientowa si te , e Imperator za da tak e i jego opinii na temat tego, kto powinien zosta ewentualnym nast pc . - Jeszcze jedno - powiedzia Imperator. - Przeka mu, e wpisa em go na list moich osobistych zaprosze . To krótka lista. B oczekiwa jego wizyty za mniej wi cej rok. - Spodoba mu si to - stwierdzi Sten. - Kolejny propagandowy atut dla poddanych. - Na pewno tak - potwierdzi Wieczny Imperator. - Ale nie spodoba mu si to, co mam zamiar mu powiedzie . Na osobno ci. I wy owi ostatni kawa ek mi sa. Zdj go z widelca ostrymi, bia ymi z bami. Sten ani troch nie wspó czu Khaqanowi. Wygl da na - mówi c s owami Kilgoura „prawdziwego skurwysyna”.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozdzia 4 - Nie podoba mi si my l, e mog mnie uratowa - zamrucza Alex. - A teraz ja postawi kolejk . Wsta , podszed do baru, zap aci barmanowi i wróci z tac . Cztery kufle piwa i cztery kieliszki jakiej przezroczystej cieczy. Sten z pytaj cym spojrzeniem wskaza na kieliszki. - To quill. Nie stregg. To nie jest to samo, co pij Bhorowie, ani to z imperatorskiego pa acu. Ten trunek pomo e ukoi wszelkie smutki. Sten nadal czu lekkie ot pienie, spowodowane d ugotrwa ym maratonem obiadowo-alkoholoworozkazowej sesji z Imperatorem, któr odby kilka dni wcze niej. Pos usznie wla zawarto kieliszka do gard a, zaniemówi na chwil i sp uka to piwem. - Nie mog okaza nieuprzejmo ci i dlatego tylko dotrzymam ci kroku - powiedzia Alex, robi c to samo. - Nie powiniene my le , e nadal nieco nadu ywam alkoholu. Sko czy em z tym ju jaki czas temu. Siedzieli we dwójk , anonimowi w szarych kombinezonach, na ty ach portowego baru przy spustoszonym kosmicznym l dowisku Soward City. Bar zape nia t um marynarzy, wystarczaj co pijanych, aby wystartowa albo wystarczaj co pijanych na to, aby stwierdzi , e wreszcie wyl dowali. I kilka dziwek i naci gaczy pomagaj cych obu tym rodzajom istot. - Naprawd ci uratowa em? - O tak - powiedzia Alex. - Ona by a male ka, ch tna, wspania a, nawet mia a swoje w asne pieni dze. - To mo e jednak powiniene o eni si z ni . - O cholernie ma y w os tego nie zrobi em. Ciasta ju upieczono. Sal wynaj to. Znalaz em pilota, który umia przej przez ca ceremoni bez chichotu. Nawet przedstawi em j mojej kochanej mamusi. - I co ona o tym s dzi a? - Rozwa a to i powiedzia a, e je eli ju musz si eni , chocia jestem taki m ody i dopiero co wyszed em z ko yski, to ona jako sobie poradzi z obecno ci tej panienki w naszym yciu. - Jeszcze raz powtórz : mo e powiniene ju si ustatkowa , zacz my le o nast pnym panu Kilgour z Kilgour? Alex lekko wzruszy ramionami. - Sam nie wiem, ch opie. To by a chwila... ale potem my la em sobie, e przemin lata, os abnie ten rozum, jaki kiedykolwiek mia em, strac z by, b papki, wlewa mleko do brandy, a dzieciaki bawi c si dooko a wlez mi na g ow . Zaczn gada o tym, e wspó czesne ch opaki nie dorastaj do pi t tym, którzy odeszli, ludziom z dawnych lat, kiedy m czy ni byli m czyznami, a owce biega y szybko jak cholera.Obrzydliwe. Potwornie obrzydliwe. Wi c rozwa em to wszystko... spojrza em na wiadomo od ciebie... napisa em odpowiedni karteczk i wy lizgn em si za jej plecami tu przed witem. - Panie Kilgour - stwierdzi Sten. - Co za akt tchórzostwa! Powiniene co najmniej zosta i wszystko wyja ni . - My la em nad tym. Ta panienka zrobi a wra enie na mojej mamusi, poniewa pokona a j w zapasach. Jestem mo e szalony, ale nie a tak. Sten spojrza na zegarek. - Powinni my by na „Victory” za dziesi minut. Pijmy i chod my. Kilgour wróci do rzeczywisto ci, odzyska stare nawyki bojowe. Piwo i alkohol znik y ze sto u. Czkn z uprzejmo ci, wsta i skierowa si ku wyj ciu, przedzieraj c si mi dzy sto ami. Sten szed za nim. Drog Alexa zagrodzi bardzo wielki czworonóg, którego szara skóra na oko mog a stanowi ca kiem niez zbroj . Istota obw chiwa a wielki, plastikowy balon, a potem rzuci a go w k t. Ka de z trojga jej? jego? oczu rozgl da o si oddzielnie, a potem spocz y na Kilgourze. Bli niacze manipulatory istoty napi y si . - Ludzie! Nie lubi ludzie! - Ja te nie - powiedzia uspokajaj co Alex.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Ty cz owiek. - Nie. - To co? - Jestem pingwinem. Z Ziemi. Ma ym, biegaj cym, tchórzliwym ptaszkiem, który ywi si ledziami. Sten gor czkowo przebiega w pami ci ró ne opisy niehumanoidów, usi uj c zidentyfikowa istot . aden nie wspomina o czym , co ma cztery nogi, troje oczu, dwie r ce, przy miony umys - to ostatnie niezbyt pewne, istnia o niejakie prawdopodobie stwo, e owo stworzenie jest geniuszem wysoko oko o dwóch i pó metra, wag kilku tysi cy kilogramów i przera aj cy wygl d. O rany. Jeszcze i niezupe nie szcz tkowe pazury. Sten poczu , e prawie mu al tej istoty. - Ty nie pingwin. - A sk d ty to wiesz, s oneczko? Ja nie o mieli bym si powiedzie o tobie, e nie wygl dasz jak pingwin-zboczeniec. - Ty cz owiek.- S uchaj, synu. Jeste zm czony. Jeste troch ... na pany, schlany, nawalony, opany Usi sobie na chwilk , a ja kupi ci ma y nowy balonik. - Nie lubi ludzi! Bi ludzi! Najpierw bi ciebie, potem bi jego. - No có - powiedzia Kilgour. - Sten, jeste naocznym wiadkiem i przeka esz mojej kochanej mamusi, e nie zachowa em si jak szczeniak i chcia em dobrze. - Powiem jej. - Wiedzia em, e mog na ciebie liczy . Stworzenie si gn o do szyi Kilgoura - jak ma szyj mia ten przysadzisty cz owiek!R ce Alexa owin y si dooko a ramion istoty, tam, gdzie u cz owieka by by nadgarstek. Potem poci gn w dó . Napastnik skrzekn z bólu i upad na to, co prawdopodobnie stanowi o kolana, tak samo bez wdzi ku, jak ziemski wielb d. Kilgour, nadal trzymaj c za „nadgarstki”, post pi krok do przodu i czworonóg przewróci si , klapn wszy niezgrabnie. - No - powiedzia Alex. - Widzisz, jak atwo przychodzi pacyfizm, je eli ju o nim pomy le ? - Sko czy pan zabaw , panie Kilgour? - Ju sko czy em, panie admirale. Ale musz jeszcze postawi kolejk mojemu kumplowi. Tak, jak mu to obieca em. Kilgour, dumny i honorowy m czyzna ze wiata Edinburgh o sile ci enia znacznie przewa aj cej ziemsk , d ugotrwa y towarzysz i pomocnik Stena i jeden z najlepiej wyszkolonych, elitarnych komandosów Imperium, naprawd dotrzymywa s owa. Kupi spokojnemu teraz stworzeniu nast pny balon, zanim wyszed na inspekcj imperialnego kr ownika bojowego „Victory”. - Zastosowa em zasad d wigni - brzmia o jego jedyne wyja nienie, skierowane do Stena. - To jak przedzieranie ksi ki telefonicznej. - Co to jest ksi ka telefoniczna? - To ca kiem niez y statek - stwierdzi Alex trzy godziny pó niej. - No tak - zgodzi si Sten. Zdj z siebie he m sensoryczny, który nosi , i zaprzesta wirtualnej w drówki po zapasowych i trzeciorz dnych systemach „Victory”.Oczy Alexa dok adnie obieg y pokój, zanim znów zacz mówi . W zasi gu s uchu nie by o adnych cz onków za ogi, a skrzynki komunikatora nie czono. - Mo e si starzej - kontynuowa - ale sposób, w jaki skonstruowano t ajb , nie przypomina tego, co by o... kiedy , dawno temu. - Masz na my li czasy przed zamordowaniem Imperatora? - Tak - potwierdzi Kilgour. - To wydaje si nieco zbyt b yszcz ce i wyrafinowane, jak na gust dawnego Starego. A mo e wydaje mi si tylko, e przesz by a lepsza ni tera niejszo ? - Mnie równie si tak zdawa o - powiedzia Sten. Dotkn klawiszy i komputer pos usznie wy wietli w powietrzu, ponad sto em mesy, w której siedzieli, trzymetrowy hologram „Victory”. Nast pna kombinacja klawiszy i komputer zacz obraca obraz, pokazuj c nowy kr ownik bojowy ze wszystkich stron, pok ad po pok adzie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- S ysza em, e to ma mie dwojakie zastosowanie - stwierdzi Alex. - Ale wygl da raczej na co , co ma s trzem czy czterem celom naraz. Sten kiwn twierdz co g ow . Martwi si , i to z wielu powodów. Przede wszystkim niepokoi o go ca kowicie pragmatyczne traktowanie „Victory” jako statku bojowego. Sten by obyty z narz dziami, pojazdami i statkami, zaprojektowanymi rzekomo jako wielofunkcyjne. Niemal bez wyj tku oznacza o to, e dany przedmiot robi wiele rzeczy le i nic dobrze.Na przyk ad budow kr owników oparto na licz cych eony lat planach statku, który ma do mocy, aby zwyci prawie wszystko - oprócz pancerników - i do pary, aby przed nimi uciec. Cz sto okazywa o si jednak, e s one zbyt powolne, aby móc z apa i zniszczy mniejsze statki, i zachowuj si fatalnie przy ucieczce. Oprócz tego, je li ju taki kr ownik daje si z apa , to jego uzbrojenie, ca kiem niez e przy atakowaniu zb kanych niszczycieli, jest zbyt lekkie przy spotkaniu z pancernikiem, a systemy obronne, aktywne i pasywne, zdradzaj wiele s abo ci. Sten przewertowa opis obiecywanych przez budowniczych potencjalnych mo liwo ci „Victory”, porównuj c go z aktualnymi obserwacjami zachowania si kr ownika podczas inspekcji. Je eli werbownicy Imperatora nie zawalili sprawy - co nie jest niemo liwe, ale bardzo ma o prawdopodobne - wygl da o na to, e „Victory” mo e sta si ca kiem efektywn broni .Najwa niejszy problem stanowi o u ycie jej jako statku-bazy dla fregat, co najwyra niej mia o dla Imperatora wyj tkowo du e znaczenie. Ponad trzeci cz „Victory” stanowi y pomieszczenia hangarowe i magazynowe dla ca ej flotylli fregat - trzy szwadrony po cztery statki w ka dym. To by y jednostki klasy Bulkeley-II, opracowane i udoskonalone podczas wojen tahnijskich. Stanowi y stumetrowe ig y zniszczenia. Zbudowano je tak, aby mog y rozp dzi si szybko, uderzy mocno i ucieka . Wszystko inne - wygoda za ogi, mo liwo ci obrony, tarcze mia o znaczenie drugorz dne lub nie istnia o zupe nie. Piloci w pe ni zdrowi na umy le nienawidzili tych statków - wymaga y ca kowitej, niepodzielnej, ci ej uwagi pilota i nie wybacza y najmniejszej omy ki, karz c j mierci . Sten je uwielbia . Tak wi c z jednej strony ta dodatkowa zdolno „Victory” budzi a podziw Stena. Ale oznacza o to tak e wyposa enie powierzchni magazynowych w lataj ce bomby zegarowe, wype nione delikatnymi materia ami wybuchowymi, paliwem i amunicj . Jakiekolwiek uderzenie w wielki hangar i otaczaj ce go obszary mog o poci gn za sob zniszczenie ca ego kr ownika. Poza tym, „Victory” w okolicach rufy by a bardziej ni troch lepa i bezbronna. - To b dzie k opot - stwierdzi Kilgour. - To znaczy, e nie mogliby my po prostu waln i ucieka , tylko trzeba by wycofywa si rakiem, pilnuj c ty ka i egluj c niczym damska parasolka. Ostatnim dziwactwem „Victory” by o wyposa enie wn trz. Przywodzi o na my l obraz ziemskich czasów wiktoria skich - ca kowity luksus. Sten wiedzia ju , e nawet najmniej wa ny pomywacz mia swój w asny ma y pokoik. Wi kszo korytarzy wy ono drewnian boazeri i marmurami. Kuchnie bez adnego wysi ku mog y przygotowa i poda dania na imperialny bankiet. Sten do pewnego stopnia docenia to wszystko. Ma a, czy ciutka kabinka - to adnie brzmi, ale Sten wiedzia z do wiadczenia zdobytego na fregatach, e po czterech tygodniach sp dzonych w drodze jedyn rzecz , jakiej nie znosi , by prysznic, do którego nale o wciska si na si . Zw aszcza, gdy ów prysznic przypadkiem mia ostre kraw dzie, wciskaj ce si dok adnie w okie czy kolano.Ale tu mia do dyspozycji imperialny apartament, zawieraj cy pomieszczenia tak na oko wystarczaj ce dla ca ego dworu imperialnego, oprócz tego pokoje go cinne, kwatery ochrony i zbrojowni z sal wicze .Imperialny apartament - je li to by a odpowiednia dla tak wielkiej przestrzeni nazwa - znajdowa si na wy szych pok adach „Victory”, pomi dzy hangarami dla fregat a kwaterami za ogi statku. Przekrój poprzeczny móg by pokaza , e apartament ma kszta t litery T, której noga rozci ga si daleko w centrum statku. Jak wszystkie jednostki flagowe, tak i t zaprojektowano i zbudowano w ten sposób, e owe imperialne rejony by y niezale ne od kwater okr tu wojennego. Od tysi cy lat ka dy admira wiedzia doskonale, e jest lepszy ni kapitan jego statku flagowego i mo e atwo próbowa gra rol kapitana roku. Tak. Sten zgadza si z Alexem, e ten imperialny apartament to troch jakby za du o. Klamki by y pokryte z otem. Wanny zrobiono z prawdziwego marmuru. Komnaty sypialne bogato ozdobiono. A
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
je li chodzi o ka, zw aszcza te - liczba mnoga jak najbardziej na miejscu - w prywatnych pokojach apartamentu, to Stena zachwyci ich opis w inwentarzu: ko, Mark 24 (zapewne). Odpowiednie dla wielu u ytkowników. Strukturalnie wzmocnione, pozwala na wykorzystanie nieograniczonej pomys owo ci u ytkownika. System hydrauliczny umo liwia wszelkie zmiany kszta tu podczas u ytkowania, od owalnego po konwencjonalny; zmian wysoko ci ka w ka dym jego miejscu. Wiele ró nych dodatków, mi dzy innymi wewn trzne o wietlenie, projektor holograficzny, mo liwo nagrywania hologramów. Zawiera lodówk i obszar jadalny. Ma wszelkie mo liwo ci czno ciowe. Dodatkowa pó ka (chowana) zdolna pomie ci do trzech istot. Przystosowane do wiate stroboskopowych. ciciel takiego a, podsumowa Sten, mo e si uwa za cz owieka dobrze przygotowanego do odbywania orgii.Imperator? Sten nie da by za to g owy - ale wydawa o mu si dziwne, e wtedy, kiedy s jako dowódca osobistej stra y w adcy z onej z Gurkhów, nie zauwa , aby Wieczny Imperator szczególnie ugania si za seksem. Nie my la o tym co prawda zbyt wiele, ale zgadywa , e mo e po kilku tysi cach lat mo liwo ci wyczerpa y si ca kiem. Ale teraz? Do diab a, móg si myli - nie sprawdza przecie osobi cie ka dego centymetra powierzchni pa acu Arundel, aby upewni si , czy to, co wymieniono w inwentarzu jako magazyn, nie stanowi przypadkiem imperialnego burdelu. Spanie w tym u mo e okaza si k opotliwe, pomy la Sten. Ale dlaczego, ty puryta ski ma y karcie, zadrwi sam z siebie. By y przecie czasy, szydzi , kiedy tarza si z przyjació mi po wielkiej poduszce. A je li ju o tym mowa, my la dalej, to kto zobaczy, jak pisz w tym wielkim u? Równie dobrze mo esz ju od dawna by starym kastratem. Sten zmusi si do powrotu do rzeczywisto ci. - Panie Kilgour - powiedzia - nie jestem pewien, czym oka e si to zadupie, które nazywaj Mg awic Altaic. Ale wydaje mi si , e nasz szef nie da nam tych wszystkich wspania ci tylko dlatego, e podobaj mu si moje nogi. - Prawdopodobie stwo wynosi dziewi dziesi t procent zgodzi si Alex. - To znaczy, e b potrzebowa wszystkich moich aktywów. A wi c, hmm, lordzie Kilgour, czy uwa a pan, e pana talenty znajd w ciwe wykorzystanie, je li zostanie pan szyprem tego wyk adanego z otem domu publicznego? Kilgour jakby cofn si nieco. - Ja? To stopie admira a, w dodatku dwugwiazdkowego. A najwy sz rang , jak kiedykolwiek mia em, by sier ant, o ile dobrze pami tam, nic lepszego. - Nie s dz , aby stanowi o to problem - powiedzia Sten. - I nie o to ciebie pyta em. Alex zastanowi si . Potem powoli pokr ci g ow . - Chyba nie, stary. Ale jestem wzruszony jak diabli. Do dzi aden Kilgour nie by admira em. Oprócz piratów, rzecz jasna. - Mamusia by si ucieszy a. - Ale... nie. Te wszystkie wyprawy, przepychanie tej stalowej ajby przez niebo., to mnie nie bierze. Bardziej interesuj mnie te cholerne sprawy, które mamy wyprostowa - zdaje mi si , e to mój ówny talent, szefie. Sten poczu si dumny z niego. Poza tym, e bardzo sobie ceni przyja Kilgoura i jego nierskie zdolno ci, to tak e wiedzia , e ten przysadzisty m czyzna, nazywany przez Imperatora osobistym zbirem Stena, ma prawdziwy talent do dyplomacji, analizy sytuacyjnej i rozwi zywania problemów. I w tym momencie przemkn a mu przez g ow pewna my l. Sten u miechn si krzywo - to zakrawa o nieco na fars . Ale mo e okaza si godne zastanowienia. Wy czy komputer i wsta . - No có , lordzie Kilgour. Chod my mo e z powrotem do baru i zobaczmy, czy ten nosoro ec jest gotów do postawienia nam kolejki. Alex skoczy na nogi, po czym zmarszczy brwi i spojrza przed siebie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Niez y pomys , szefie. Ale nie mo emy. B dziemy mieli go ci w naszych kwaterach. - Go ci? Kilgour, masz zamiar wyci mi nast pny numer? - Niee, ch opie. Czy kiedykolwiek widzia , abym by zdolny do wsadzenia ci zapa ki mi dzy palce u nogi tylko po to, aby zobaczy , jak wysoko skaczesz? Sten nie zada sobie nawet trudu, aby odpowiedzie lub kopn swego „dyplomatycznego doradc ” w ebra. - Nied ugo ca kiem zwariuj - stwierdzi Sten. - To wszystko, co masz zamiar powiedzie ? Nie: „Ten cholerny Kilgour znowu mi to zrobi ?” Nie: „Ale obowi zki wzywaj , pani, musz wi c i ?” - Nic z tych rzeczy. Sten wkroczy do swojego apartamentu w pa acu Arundel i stan przy barku. - Najlepsze, co mog zrobi - powiedzia - to stwierdzi , e w nie wyszed em z pokoju, który chcia bym ci pewnego dnia pokaza . - Wyja nisz mi to? - Nie. - Czy zobacz ten pokój? Sten nie odpowiedzia . Podniós butelk i przyjrza si jej zawarto ci. - Stregg? - Tak... stregg. - Jest jeszcze wcze nie, ale napij si troch , je li b dziesz mi towarzyszy . Sten znalaz dwa kieliszki, nala do pe na i poda jeden Sind. Dziewczyna pó siedzia a, pó le a na jednej ze stoj cych w pokoju kanap. Sten spotka Sind wiele lat wcze niej w okoliczno ciach, które oboje pragn liby nieco zmieni . Sind by a istot sk rodzaju ludzkiego, wywodzi a si , z rodu elitarnych wojowników, którzy kiedy bronili fanatyków religijnych w Mg awicy Lupus, znanej jako wiaty Wilka. Sten obali tam skorumpowane rz dy ko cio a wojuj cego w czasach, gdy dzia jako tajny agent w Sekcji Mantisa. Ju po fakcie Sten zadecydowa - przy mrukliwie udzielonej zgodzie Imperatora - e zwyci zcami i nowymi w adcami wiatów Wilka s Bhorowie, wyj tkowo nieludzkie, barbarzy skie i zapijaczone goryle, z urodzenia gospodarze tego regionu. Sind wzrasta a w podupadaj cej kulturze wojowników - i nabywa a wiadomo ci o wojnie, a sta a si ona jej mi ci i wr cz obsesj . Do czy a do Bhorów i zosta a wojowniczk - do jej specjalno ci nale o mi dzy innymi snajperstwo i aborda .Cz op tania z jej m odych lat stanowi superbojownik, który zniszczy jej rodzim kultur Jannissarów. Cz owiek z ba ni o imieniu Sten. A potem spotka a go. I stwierdzi a, e to nie brodaty przodek, jakiego sobie wyobra a, ale nadal m ody, pe en energii nierz. Pe na uwielbienia dla swego bohatera, znalaz a drog do jego ka. Ale Sten wtedy w nie by jeszcze w szoku po pewnej misji, zako czonej mierci ca ej jego dru yny, i nie mia ochoty na aden romantyczny zwi zek, zw aszcza z siedemnastoletni naiwn panienk . W jaki sposób uda o mu si , w ciwie przez przypadek, poradzi sobie z tym tak, eby Sind nie poczu a si jak g upia, albo on jak kompletny idiota. Podczas walk o to, aby zniszczy Rad , spotykali si od czasu do czasu - ale zawsze na gruncie zawodowym. Nie wiadomo kiedy stali si przyjació mi. Kiedy powróci Imperator, a Rada przesta a istnie , Sind podró owa a ze Stenem do swoich rodzinnych okolic, Mg awicy Lupus. Sposób, w jaki patrzyli na siebie nawzajem, zmieni si nieco przez ca y ten czas. Ale nadal do niczego mi dzy nimi nie dosz o.Gdy Sten wyjecha , aby podj swoje nowe obowi zki jako ambasador Imperium, Sind tak e zaci gn a si jako nierz, ale raczej z my o badaniu przyczyn i skutków wojny ni w asnor cznym zabijaniu. Oboje poci gn li yk streggu, wzdrygn li si , znowu rykn li. - Rozumiem - powiedzia Sten - e przyby nijako cz tego ca ego imperialnego cyrku i dyplomatycznej misji na Altaic. - To w nie tam jedziemy? Alex mówi , e ustalono ju cel.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak jest. Zg si do pana Kilgoura, to poda ci krótk informacj o ca ej sprawie. Cisza w pokoju. Od dawna odczuwane seksualne napi cie pomi dzy nimi ogrzewa o atmosfer . - Dobrze wygl dasz - stwierdzi w ko cu Sten. - Dzi kuj bardzo. Od czasu, kiedy widzia am ciebie ostatni raz, zdecydowa am, e powinnam cz ciej nosi cywilne ciuchy. Sten podziwia - dobrze odrobi a lekcje. Sind, tu po dwudziestce, wystrojona w staro wiecki czterocz ciowy garnitur, z w osami ciasno upi tymi, z makija em takim, aby upi ksza , ale nie by widoczny, atwo mog a by uwa ana przez wi kszo ludzi za szefow jakiej wielkiej, mi dzyplanetarnej korporacji.Nikt nie móg zauwa - i niewielu poza Stenem o tym wiedzia o - e obcas jej pantofelka to r koje ukrytego no a, e torebka zawiera minikarabinek, a naszyjnik mo e pe ni podwójn rol jako stryczek. Sind obserwowa a go. - Czy pami tasz pierwszy raz, kiedy si spotkali my? Sten prychn streggiem przez nos, czuj c si zdecydowanie niewyra nie. Sind roze mia a si z jego reakcji. - Nie, nie o tamto mi chodzi o. Przedtem... na bankiecie. Wita am wtedy go ci. Hmm... pomy la Sten. Ta kobieta - wówczas dziewczyna - nosi a... wydawa o mu si , e mia a na sobie co w rodzaju jakiego uniformu. Ale czu , e zachowa si jak ostami dupek, je li to powie. - Ubra am si w wyj ciowy mundur - stwierdzi a. - Ale nie to wybra am najpierw. Teraz nadesz a kolej Sind, aby spojrze w przesz . Z rumie cem wspomina a obcis y, seksowny strój, za który zap aci a niemal ca swoj pensj , w a, a potem zdar a z siebie i wyrzuci a. - Wygl da am jak jaka cholerna dziwka - opowiada a. - I... i pó niej zorientowa am si , e tak naprawd to wiedzia am tylko, jak ubieraj si nierze - umia am tylko by nierzem. To oznacza o tak e niersk dziwk , jak s dz . I znowu to samo, pomy la Sten. Z nieznanych mu powodów Sind potrafi a, b c z nim, mówi zadziwiaj ce rzeczy, o jakich inne kobiety opowiada y tylko po d ugiej, intymnej znajomo ci. Zorientowa si , e to samo dotyczy o tak e i jego. Doszed do wniosku, e nale y zmieni temat rozmowy. - Czy mo emy zachowywa si bardziej oficjalnie? - spyta . - Mo emy, admirale. - Nie admirale. Tym razem jestem cywilem. - Bardzo dobrze. - A to dlaczego? Sind u miechn a si znowu. Oho, pomy la Sten. adnej wojskowej hierarchii. adnego „to nie po wojskowemu, eby chcie trzyma za r ni szego (wy szego) rang nierza”. - Czuj si do niezr cznie - powiedzia a Sind, przybieraj c wygodniejsz pozycj i tym samym stawiaj c Stena w nieco k opotliwej sytuacji. - Jestem teraz majorem. - Gratulacje. - Zapewne. Czy chcesz pozna szeregowca, oddanego do mojej dyspozycji? Sten czeka . Sind wsta a, podesz a do drzwi i otworzy a je. - Szeregowy? Wej ! Rozleg si nieoczekiwany chrz st skóry i jaka kreatura wtoczy a si do pokoju. Wysoka na oko o sto pi dziesi t centymetrów posta musia a wa tyle kilogramów - mniej wi cej dwadzie cia wi cej ni wtedy, kiedy Sten ostatnio j widzia . Wygi te, w ochate apy stworzenia zamiata y pod og , tak jak i olbrzymia, p dzlowata broda, gdy potwór przesuwa swój wielki, na wpó wyprostowany tu ów, rycz c przy tym dono nie. - Na brod mojej matki! - brzmia krzyk. - Siedzicie tu sobie we dwójk , ambasador i major, popijaj c stregg, podczas gdy biedny, spragniony szeregowiec, który kocha was jak brat, umiera z pragnienia i zapomnienia, zagubiony w straszliwych ciemno ciach.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Na lodowate po ladki mojego ojca, twojego ojca, do diab a, ojca Sind - co ty tu robisz, Otho? zapyta Sten. - Jestem tylko prostym nierzem, pod aj cym drog wojowników, tak jak mi nakazali wielcy bogowie Sarla, Laraz i - jak si nazywa o to inne, nic nie warte bóstwo? - a, tak, Kholeric. - On ju wypi troch streggu - stwierdzi Sten. - Zapewne - zgodzi a si Sind. - Wprowad reszt tego b aze skiego towarzystwa - powiedzia Sten. - Zadzwo po Kilgoura. Ka mu, eby postawi kuchni na nogi - maj przygotowa bufet do pokoju. Niech zamówi te wi cej streggu, troch tego straszliwego trunku, który Imperator nazywa szkock , aha, i jeszcze na wszelki wypadek to, co jest potrzebne do Czarnego Welwetu. I niech zabiera ty ek w troki i zjawia si tu, najlepiej nie le spragniony. A teraz co do ciebie, Otho. Jak wielu przekl tych Bhorów mam na sk adzie? - Tylko stu pi dziesi ciu. - O mój Bo e - westchn Sten. - A do odjazdu zosta y nam jeszcze ca e tygodnie. Majorze Sind, czy przygotowa pomieszczenia dla swoich podkomendnych? - Tak jest. Mamy ca e skrzyd o obok nowych, oficerskich kwater, niedaleko st d. Przygotowane do czystej i czarnej roboty. - A wi c Bhorowie nie b mogli wydosta si na zewn trz, aby kaleczy , rabowa i naje Prim ? - Przy odrobinie szcz cia. - Dobrze. A teraz, szeregowy Otho. Nalej nam wszystkim drinka i wyt umacz si . I to szybko. Sten potrzebowa tego wyja nienia, poniewa kiedy ostatni raz przebywa w awanturniczym towarzystwie Otha, to istota ta pe ni a rol herszta, w adcy - je eli mo na nazwa Bhora w adc czegokolwiek - ca ej Mg awicy Lupus. A teraz wyst powa jako wojownik niskiej rangi, jakby by odym Bhorem, którego broda ma si dopiero wykluwa .. - Nie wiedzia em - stwierdzi Sten po wypiciu trzeciego kieliszka streggu, ale zanim jeszcze Kilgour i reszta Bhorów doszli do towarzystwa i trze wo diabli wzi li - e wy macie drugie dzieci stwo.. - Nie b g upi - mrukn Otho, ponownie nape niaj c swój kielich. - Po pierwsze, w wiatach Wilka panuje pokój. I niech lepiej tak zostanie, je li nikt nie chce gin . To dobrze, jak s dz . Ale to teraz beznadziejne miejsce, przyjacielu. Dawno, dawno temu, kiedy eksterminowali nas Jannowie, nie domy la em si nawet, jak nudny mo e by pokój. A wi c zwia em, eby do czy do tego cyrku.Westchn - albo Sten tylko arbitralnie uzna za „westchni cie” strumie na adowanego alkoholem gazu, który wydoby si z wn trzno ci Otha. - I sta em si cywilizowany - o wiadczy Otho. - Co ty wygadujesz? - spyta Alex, kiedy wszed , i opowie Otha zosta a przerwana przez obowi zkowe pomruki, krzyki, obj cia, mokre poca unki i toasty, które czyni powitanie Bhorów porównywalnym z morderstwem drugiego stopnia. Potem przyniesiono guinnessa i tattingera. Sten zosta zmuszony do zaprezentowania swoim go ciom Czarnego Welwetu. Otho stwierdzi , e ten trunek to s aba mieszanka, odpowiednia dla ss cych niemowlaków. Alex preferowa picie guinnessa prosto z naczynia, jak to robiono w Irlandii. Sind dotkn a swoim kieliszkiem naczynia Stena. Wypili, patrz c sobie g boko w oczy. Sten spróbowa wprowadzi w rozmowie co w rodzaju porz dku. - Otho, powiedzia , e mia co wspólnego z cywilizacj . - Na lodowat dup mojego ojca, tak by o. Nawet u ywaj c ludzkich norm. Je eli jestem cywilizowany... a do tego wielki ze mnie przywódca - co zapewne jest prawd , bior c pod uwag fakt, e moja broda nadal nie zosta a obci ta - to teraz przysz a kolej na moje dzikie lata. Co, jak rozumiem, oznacza sp dzenie pewnego czasu po ród prymitywnych istot. Ostatnio znalaz em biografi kogo , kogo najwyra niej wy, ludzie, uwa acie za wielkiego cz owieka. Jego nazwisko brzmia o Illchurch, albo co w tym rodzaju. I jak my licie, co on zrobi jako przywódca, gdzie sp dzi swoje dzikie lata? Otho wymachiwa swoj szklank , wylewaj c p yn dooko a.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Powiem wam, gdzie. Pomi dzy prymitywnymi szczepami ziemskimi, które nazywa Amerykanami. Poniewa nie uda o mi si znale adnych pozosta ci owego szczepu, zdecydowa em i pomi dzy tych, którzy musz by drudzy w hierarchii najbardziej prymitywnych istot... - Otho podniós swoj szklank w toa cie. - Za ras ludzk . Rozdzia 5 - Chcia bym - stwierdzi Sten oficjalnie - prosi o przyjemno towarzyszenia pani dzi wieczorem. - Ca a przyjemno po mojej stronie, sir. Jak wielu nierzy mam wzi ze sob jako ubezpieczenie? - Zaczn jeszcze raz. Czy mog zaprosi pani na obiad? - Aha. Prosz chwilk zaczeka . Musz sprawdzi w terminarzu. Tak. B zachwycona, Sten. Jaki strój obowi zuje? - Podr czna bro nie powinna rzuca si w oczy, ale pasowa kolorem do ubrania. O... dziewi tnastej trzydzie ci? - Wpó do ósmej pasuje doskonale - stwierdzi a Sind i przerwa a po czenie. - Ale licznie wygl damy, ch opie. Dzi wieczorem mamy zamiar podrywa czy rozmawia ? - Troch tego, troch tego. - Aha. - Alex strzepn z jedwabnej koszuli Stena nieistniej nitk . - No có , jeste wyszykowany od stóp do g ów. Czy mam si dzisiaj wynosi z mieszkania, czy dasz sobie rad inaczej? - Mój Bo e - powiedzia Sten. - Nigdy dot d nie zauwa em rado ci p yn cych z tego, e jestem sierot . Matko Kilgour, nie mam zielonego poj cia, czy pozostan gdzie przez ca noc, a nawet czy mam zamiar da si poca owa , i czy w ogóle to jest twój interes. - Ja tylko chcia bym ci przypomnie , e masz o jedenastej pi tna cie spotkanie z Imperatorem, w celu ustalenia ostatecznych rozkazów. - I stawi si tam. Co jeszcze? - Niee... a, tak. Twój szalik ca kiem si przekrzywi . - Kilgour poprawi go. - Jak moja mamusia zawsze radzi a, nie rób nic takiego, czego nie móg by opowiedzie potem wszystkim w ko ciele. - Naprawd tak mówi a? - Tak. I teraz ju wiesz, dlaczego klan Kilgourów tak rzadko bywa w ko ciele. Kilgour wy lizgn si . Sten szybko sprawdzi wszystko raz jeszcze - cholera, zdaje si ., e ostatnio sp dzam mnóstwo czasu przed lustrem - i by gotowy. Wsun ukryty pistolet do zamszowej pochewki przy kostce, dwa razy zacisn palce - nó atwo wysun si ze swojego sta ego miejsca w ramieniu - i móg ju wychodzi do miasta. Kto zapuka do drzwi. - Otwarte. Zastanawia si z jakim nowym, nie cierpi cym zw oki utrapieniem przyszed znowu Alex. Ale nikt nie wchodzi . Zamiast tego ponownie rozleg o si pukanie. Sten podniós brwi, podszed do drzwi i otworzy je. Sta o tam trzech niewysokich, dobrze umi nionych m odych ludzi. Nosili cywilne ubrania - ale wszystkie one wygl da y jednakowo, jak gdyby zatwierdzone przez jaki centralny urz d.To byli Gurkhowie. Zerwali si na baczno i zasalutowali. - Wybaczcie mi, szlachetni panowie. Ale ja ju nie jestem nierzem. - Pan nadal pozostaje nierzem. Pan nazywa si Sten. Pan jest Subadarem. - Dzi kuj wam raz jeszcze - powiedzia Sten. - Czy zechcecie wej ? Mam tylko chwilk czasu. Sten wprowadzi ich do rodka. Stali w k opotliwej ciszy. - Czy mam pos po herbat ? - spyta Sten. - Albo whisky, je li jeste cie panowie po s bie? Musz przeprosi za kiepski gurkhali. Mój j zyk wydaje si zbyt zardzewia y. - Dzi kujemy za wszystko - powiedzia jeden z nich. Dwaj pozostali spojrzeli na niego i kiwn li g owami. Zosta teraz wyznaczony na ich rzecznika.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nazywam si Lalbahadur Thapa - powiedzia . - Ten m czyzna to Chittahang Limbu. A drugi to Mahkhajiri Gurung. Wydaje mu si , e nale y do wy szej kasty, ale prosz nie pozwoli , aby jego arogancja sprawia a panu k opot. Mimo to jest dobrym nierzem. Wszyscy mamy stopie Naika. - Lalbahadur... Chittahang... Nosicie szlachetne nazwiska. - Tacy s - tacy byli nasi ojcowie. Ojciec Mahkhajiri’ego prowadzi punkt rekrutacyjny na Ziemi. W Pokharze.Havildar-Major Lalbahadur Thapa poleg , ratuj c ycie Imperatora podczas zamachu, wiele lat wcze niej. Dawno temu, Subadar-Major Chittahang Limbu zast pi Stena jako dowódca Gurkhów - na w asn pro Stena. Chittahang by pierwszym Gurkh dowodz cym jednostk , ustalaj cym tradycj .Gurkhowie, oprócz swoich licznych zalet, mieli tak e bardzo dobr pami , zw aszcza w odniesieniu do swoich przyjació i wrogów. - A wi c czym mog wam s , panowie? - spyta Sten. - W biurze administracji znajdowa o si pismo, og aszaj ce, e poszukuje pan ochotników do misji specjalnej, i wszyscy cz onkowie dworu Imperatora s proszeni o zg aszanie si . - Wy? - Jest nas jeszcze dwudziestu czterech. Sten usiad . Czu si tak, jakby kto waln go w g ow . Musia doj do równowagi. - Ale Gurkhowie s wy cznie Imperatorowi. - To by a prawda. - By a? - Tylko krowy i góry nigdy si nie zmieniaj . Przedyskutowali my t spraw z naszym dowódc . Zgodzi si z tym, e s enie Imperatorowi poprzez udzia w pa skiej misji, czymkolwiek ona si oka e, b dzie sabash - w porz dku. - Czy owo zg oszenie - powiedzia ostro nie Sten - zosta o dokonane za zgod Imperatora? - A czy mo e by inaczej? Pismo ko czy o si s owami „w imieniu Imperatora”. Gurkhowie niekiedy zachowywali si bardzo naiwnie. Czasami uwa ano, e robi to rozmy lnie, ywaj c pozorów gapiostwa jako narz dzia, dzi ki któremu mog post pi dok adnie tak, jak zamierzali od pocz tku. Sten pomy la , e je li w adca nie wie - i nie aprobuje - ich zg oszenia, to rozp ta si ca kiem niez e piek o. Poza wszystkim, jednym z wi kszych powodów do dumy Imperatora by o to, e po morderstwie Gurkhowie odmówili s enia pod rozkazami Rady, wrócili na Ziemi i czekali na powrót w adcy. Sten nie pozwoli , aby ten potencjalny problem odzwierciedli si na jego twarzy czy w s owach. Przeciwnie, promienia . - Jestem nies ychanie zaszczycony, panowie. Porozmawiam z waszym komendantem i bahunem, a potem zaczniemy w ciwe uroczysto ci. Na szcz cie Gurkhowie nie przywi zywali nadmiernego znaczenia do d ugich ceremonia ów, wi c po paru minutach Sten móg wskaza trzem m czyznom drog do wyj cia bez obra ania niczyjej godno ci. Potem pozwoli sobie na kilka minut zastanowienia i yk streggu. Cholera, pomy la . Dlaczego ja? Dlaczego oni? S dz , e lepiej b dzie, je li bardzo pokornie przedstawi spraw Imperatorowi. Potem uderzy o go spostrze enie: je li si uda i wezm kilku Gurkhów, pomy la , to w adca uzyska pewno , e mam ca y ten blichtr, o który mu chodzi o. Oprócz tego, podpowiedzia mu jaki duszek, nie b musia si przejmowa , kto w razie czego ochroni moje ty y... Sind nie mia a zielonego poj cia, o co tu chodzi. Najpierw Sten zaprosi j towarzysko. Potem zrobi t dziwaczn uwag o tym, e bro ma nie rzuca si w oczy, ale pasowa kolorem.Postanowi a zadzwoni do Kilgoura, bo czu a, e ten czyzna trzyma jej stron . By mo e. Ale co stanowi o ow , „jej stron ”, nie by a ca kiem pewna. Oczywi cie Szkot okaza si mniej ni pomocny. - Pami tasz panie Kilgour, rozmow , jak przeprowadzili my jaki czas temu - zacz a Sind. Kiedy stwierdzi , e jestem, hmmm, zbyt m oda i narwana jak na szpiega? Alex pomy la . Co sobie niejasno przypomina .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak. - Sten zaprosi mnie dzi wieczorem na obiad. Wydaje mi si , e... e to na pó s bowe zaproszenie. - To ca kiem niez e na pocz tek, skarbie. Ten nieszcz nik nie jest w stanie robi niczego, co nie ma powi zania z prac . To mo e zbyt wcze nie zaprowadzi go do grobu, obawiam si . - Dok d idziemy? - Co masz na my li - aspekty moralne, spo eczne czy historyczne? - Po prostu pytam, dok d Sten zabiera mnie na obiad? I jak mam si ubra ? - Aaa, nie zrozumia em. To miejsce jest bezpieczne, a ty powinna za na siebie co adnego. liczne ubranko. Takie rozgrzewaj ce krew i w ogóle. Ale b dziesz bezpieczna. - Nie masz zamiaru powiedzie mi nic wi cej? - Jasne, e nie, Sind. Wiesz, pomy la em - mówi prawd - e zmieni si bardzo, doros od czasu, kiedy ostatni raz si widzieli my. Pomy la em te , e gdyby nie by a taka m oda, i gdyby cie nie kochali si ze Stenem, sam zabra bym ci do domu, eby przedstawi mojej mamie. Wi c dlaczego mia bym lekcewa twoj inteligencj i mówi , co si dzieje, podczas gdy ty, boko w rodku, jeste ju na wszystko gotowa? Nie czekaj c na odpowied Kilgour roz czy si . Cholerni faceci, pomy la a Sind. Cholerni... I w tym momencie zrozumia a, co mówi Alex. Mi ? Ja i Sten, ten wspania y Sten? To oczywiste, e chyba go kocham, je eli mi to co takiego, co powoduje, e nie mo na w nocy spa , buduje si w chmurach wiele wspania ych zamków i zamieszkuje w nich, i w ogóle cz owiek zachowuje si , je li utraci cho na chwil samokontrol , jak pod wp ywem narkotyków. Ale... Ale Sten? Mi ? Chrzani facetów, zdecydowa a, to zdecydowanie bardziej racjonalny i bezpieczny sposób my lenia. Przynajmniej wiedzia a teraz, jak ma si ubra . Suknia Sind stanowi a koncentrat zmys owo ci. By a niby zwyczajna, bez ko nierzyka, z g bokim dekoltem w kszta cie litery V. Przylega a ciasno do bioder, a tu nad kolanami rozszerza a si lekko. Nie mia a adnych guzików, suwaków, rzepów, niczego, co tak na oko trzyma oby j na miejscu. Biodra opasywa prosty pasek. Oczywi cie, jak wszystkie „zwyczajne, proste, dobrze skrojone” rzeczy, kosztowa a niesamowit sum .Niezwyk y by , poza krojem, tworz cy j materia . Sekcja Mantisa - superelita po ród tajnych sekcji wywiadu Imperium - u ywa a podobnego do szycia mundurów maskuj cych - fototropicznych, zmieniaj cych kolor w zale no ci od pod a, na którym znajdowa si nierz. Cywile zakupili prawa handlowe do tego materia u, a potem zmienili go nieco. Tkanina pozosta a fototropiczna, ale odzwierciedla a pod e sprzed pi ciu minut. Pami koloru i opó niacz czasowy stanowi y cz stroju, mie ci y si w pasku sukni Sind. By tam te ma y chip, zawieraj cy proste ko o koloru, który móg zmienia fototropiczne komendy tak, aby w cicielka stroju nie stwierdzi a nagle, e nosi ró ow sukienk znajduj c si na pomara czowym tle. Odpowiednie sensory zmieniaj ce nat enie koloru odpowiednio do poziomu wiat a tak e umieszczono w pasku. Stamt d przesy ane by y równie obrazy stroboskopowe do poszczególnych cz ci, tylko po to, aby utrzymywa widowni w stanie permanentnego zainteresowania. Ubranie przybiera o niekiedy barw czego , co znajdowa o si obok, a potem stawa o si przezroczyste na mgnienie oka. Te przezroczysto ci mog y by programowane, w zale no ci od stopnia skromno ci nosicielki. Albo, jak w przypadku Sind, po to, aby nigdy nie ukaza no a, ukrytego z ty u, czy pistoletu w kieszonce na plecach.Sind zatem spotka a Stena ubrana zabójczo, nie tylko w jednym tego s owa znaczeniu.I chocia raz to m skie zwierz nie zawiod o. Sten nie tylko zauwa i skomplementowa jej strój, ale tak e zadawa inteligentne pytania - jakby go to naprawd interesowa o - jak to wszystko dzia a. A nawet przyniós jej kwiat. Tak naprawd , kwiat to niezupe nie w ciwe s owo. Eony lat wcze niej, na Ziemi, pewien wywodz cy si z tropików hodowca orchidei wyhodowa wspania y storczyk oncidium - wiele,
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wiele male kich p czków na pojedynczej odydze, maj cych w ciwo ci podobne do kameleona. Jako rezultat powsta ywy bukiet-naszyjnik, dok adnie odzwierciedlaj cy barw stroju tego, kto go nosi . Sind dostojnie poca owa a Stena w podzi kowaniu i u cisn a go. Kiedy si odsuwa a, pozwoli a, aby jej ma e paznokcie przebieg y przez jego szyj i w dó piersi.Nie chcia a przecie , mimo wszystko, aby uwa j za zupe dziewic ... Bar - restauracj ukryto dyskretnie w przemys owym lepym zau ku, niezbyt daleko od dzielnicy ambasad. Sten pomyli skrzy owania i musia zawróci swój wynaj ty pojazd - uprzejmie odmówi przyj cia rzucaj cego si w oczy s bowego rodka transportu, który mu zaoferowano - do poprzedniej przecznicy. Budynek sta samotnie, ponuro odosobniony, niemal niewidoczny. Ale kiedy grawiloty grawitacyjne osiad y na pod u, zaja nia y jaskrawe wiat a.O lepiona Sind mrugn a. Wydawa o si , e latarnie nie tyle maj o wietla ulic , ile s g ównie do tego, aby osoby przebywaj ce wewn trz mog y przyjrze si przybywaj cym go ciom. W po owie wysoko ci zakrzywionego muru tkwi bardzo ma y szyld:The Western Eating Parlor. Number Two. - Jad odajnia zachodnia numer dwa. Niezbyt wymy lna nazwa - zauwa a Sind. Sten u miechn si krzywo. - To tak, jak rosyjska baba w babie. Przypuszczam, e rzecz ca a zacz a si na starej Ziemi. Bardzo dawno temu. Przed Imperium. Na obrze ach miasta zwanego Langley. Karmi a bardzo ekskluzywn klientel , jak mówi opowie . I to nie zmieni o si przez wieki. - W porz dku, spróbuj to rozgry . Kim s go cie? - podnios a r , zanim Sten zdo odpowiedzie . - Nie mów. Podpowiedz tylko troch . - Dobrze. We pierwsze litery ka dego s owa z tej nazwy: T-W-E-P. - Twep - namy la a si Sind. Och. Jak w starym, archaicznym zwrocie „Terminate With Extreme Prejudice” (Usun z najwy sz ostro no ci ). Sind s ysza a ten termin w wypowiedziach starszych typów z wywiadu. Oficjalnie usankcjonowane morderstwo.Wewn trz restauracji panowa szmer cichych rozmów. Szef sali sprawia przera aj ce wra enie. Po owa jego twarzy znikn a, zast piona plastikow mask . Sind zastanawia a si , jak wiele czasu musia by pozbawiony pomocy medycznej - bardzo rzadko zdarza o si widzie , przynajmniej w tak zwanym cywilizowanym wiecie, kogo , komu nie da a rady rekonstrukcyjna chirurgia plastyczna. W pierwszej chwili nie zauwa Stena i Sind. Nadzorowa dwóch pomocników, zakrywaj cych wielk dziur w cianie. Potem pozdrowi przybywaj cych, jak gdyby ich wcale nie zna . - W czym mog pomóc, sir? - Ona jest w porz dku, Delaney. Delaney u miechn si pozosta mu po ow twarzy. - Na pewno. Przygotowa em przytulny salonik na górze, kapitanie. A pana przyjació ka czeka w barze. Przyprowadz j . - By tu ju kiedy ? - zaszepta a Sind do Stena, kiedy Delaney wiód ich przez luksusowe wn trze. - Nie, Delaney i ja znali my si przedtem. Delaney mia bardzo ostry s uch. Zatrzyma si . - Tak naprawd , to kapitan zniós mnie kiedy z gór. Z naprawd wielkich gór. W bardzo kiepskich warunkach. Nie pami tam z tego zbyt wiele. - Jego palce dotkn y tego, co niegdy stanowi o jego twarz. - Musia em - powiedzia Sten. - By mi winien pieni dze. - Nieco zak opotany, zmieni temat rozmowy. - Co sta o si z t cian ? - Czy kiedykolwiek wspó pracowa pan z O miornic o pseudonimie Quebec Niner Three Mike? Nazywaj siebie sam Szalon Daisy? Ca kiem niez a, je li kto lubi ten rodzaj istot. Sten pomy la , potem pokr ci g ow .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Przesz a na emerytur jako kapitan, z Sekcji Mantisa numer trzy-sze -pi - przypomina cierpliwie Delaney. - To chyba by o przede mn - czekaj chwil . Czy trzy-sze -pi to ta banda, która zwin a aren sportow ? - Tak jest. - Dobra. Znam ten zespó . Ale jej samej nigdy nie spotka em. Nie jest przypadkiem na jakiej li cie renegatów? - Musi pan my le o kim innym - Delaney wzruszy ramionami. - Nikt tutaj nie ma nic przeciwko niej. - Przepraszam. Nie chcia em przerywa . - Tak czy siak, by a tu dzi po po udniu. Co wi towa a. Ci gle wy azi a ze swojego pojemnika, cz apa a po barze. Zrobi a si uci liwa. Wylewa a drinki. Kupi a sobie zabawk . Star bro paln , któr doprowadzi a do porz dku. Nazwa a to strzelb na króliki. Zdecydowa a, e chce pokaza j wszystkim dooko a. Mo e powinienem by co powiedzie , ale...W ka dym razie zademonstrowa a, jak si aduje t bro - mia a troch specjalnie skonstruowanych naboi - a potem stwierdzi a, e zrobi w murze tak dziur , e mo na przez ni przerzuci cz owieka.Jeden facet, który siedzia na ko cu - ex-cz onek Korpusu Merkurego, powinien dalej siedzie cicho, ale wym drzy si , e gówno prawda. I Daisy zrobi a t dziur w cianie i zacz a wciska w ni tego go cia. Mia racj , dziura by a za ma a. Ale Daisy nie przestawa a próbowa . Po jakich trzech, czterech razach musia em jej powiedzie , eby sko czy a z tym i posz a do domu. Sind z trudem opanowa a chichot. Delaney wprowadzi ich do ma ego pokoju i wskaza miejsca. - Czego pan si napije, szefie? Szkockiej, czy mo e dzi wieczorem ma by stregg? Sten zdecydowa , e zachowa si rozs dnie. - Szkocka. Jeszcze wcze nie. - Czy podajecie Czarny Welwet? - spyta a Sind. - Podajemy wszystko. A je li to nie da si nala , serwujemy ig y, inhalator, to, co potrzeba. Powiem Aretcie - woli u ywa tego imienia - eby tu si zjawi a. - Wyszed . - To jest - stwierdzi a Sind - bar dla szpiegów. Mam racj ? - Tak, masz. G ównie dla Mantisa. Ka dy zawód ma swoje w asne miejsca dyskretnych spotka , od polityków do pederastów. I ka dy ma swoje w asne wymagania. „The Western Eating Parlor” stanowi niemal idealny bar dla agentów wywiadu. Cho usytuowany w stolicy stolic, nie rzuca si w oczy. Swoim klientom nadal aktywnym czy emerytowanym - móg zaserwowa dowolne cudactwo, do jakiego przywykli na tysi cach tysi cy wiatów. Ca a obs uga mia a w jakim stopniu pewne do wiadczenie w wywiadzie, od Delaneya, szefa sali, poprzez barmana, który czeka na skierowanie do odpowiedniego uniwersytetu, syna ostatnio zmar ego planisty, do pomocników kelnera, którzy po prostu kiedy mogli wykona jak mokr robot . Salon nie by na pods uchu; pilnowano tego za pomoc cz stych, nader skrupulatnych ogl dzin. Przedstawicieli prasy zniech cano do odwiedzin, poza dziennikarzami, którzy okazali doskona e referencje i nie zdradzali nigdy swoich róde informacji.Salon, jak tuziny innych barów dla szpiegów, dawa go ciom nie tylko szans na to, e wyjd st d bez wi kszych obra , ale tak e sposobno zdobycia nowych wiadomo ci albo wysondowania, co naprawd oznacza to nowe zadanie, które przydzielono nieszcz liwemu agentowi, gdy jego prowadz cy nie byli zbyt hojni w przedstawianiu faktów. Dlatego w nie Sten poprosi Alexa, aby zamówi mu tu kolacj . Wieczny Imperator wydawa si zdecydowanie zbyt szczodry, aby to mog o oznacza co innego ni straszliwy koszmar.Aretha wsun a si do pokoju i u a na wielkiej sofie, chowaj c kopyta pod sob . Ta samica wygl daj ca jak znak zapytania wydawa a si sze cionogim ro lino erc , z uwagi na zakrzywiony grzbiet, ostre jak ig y rogi, nakrapiane bia o-br zowe futro i kopyta na pierwszej i ostatniej parze nóg. Ale kiedy odchyli a g ow i zarycza a z zadowoleniem, jej uz bienie, charakterystyczne dla drapie ników, powiedzia o co innego. Do picia zamówi a wod mineraln Sten i Sind natychmiast odstawili na bok swoje drinki - i p at surowej zwierz cej tkanki. Sten dosta gotowanego na parze ziemskiego ososia, z mas em i koperkowym sosem. Sind tak e spróbowa a
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
ososia. Na surowo.Aretha udzieli a im informacji - tak tre ciwie, jak tylko potrafi do wiadczony agent Mantisa. Ju po pierwszych, wst pnych pozdrowieniach Sten cieszy si , e mówi a przez translator. T umaczenie cudzych s ów, nawet na w asny j zyk, mo e sta si nu ce, zw aszcza je eli mówca ma podwójn diafragm i w oczywisty sposób wietnie si czuje, u ywaj c j zyka pe nego chrz kni i sycze . Zna a reputacj Stena i powiedzia a, e pomo e, jak tylko b dzie umia a. Stwierdzi a, e kobieta powinna te to wiedzie . Najlepiej pomog aby, kontynuowa a, gdyby kopn a Stena wprost w genitalia, aby nie móg si podj tego zadania.Trzy lata wcze niej Aretha pe ni a funkcj attache militarnego w ambasadzie Imperium na Jochi. Zosta a odwo ana za jak pomniejsz spraw . Sten ustali , e mia a stopie podpu kownika. - To koszmar - ci gn a. - Prawdziwy koszmar. Pozwól mi najpierw opowiedzie sobie o ludziach, mój drogi przysz y ambasadorze. Potworni. Potworni. Potworni. Byli górnicy, z wszystkimi tego konsekwencjami. Pójd tak daleko, jak si da, aby unikn regulaminu, a potem zwiewaj jak wystraszone szczeniaki, kiedy wysadzany materia zaczyna si wali .Jako cywilizacja, Torkowie maj do wyobra ni, aby chcie wszystkiego, ale zbyt ma o zdolno ci, aby to osi gn . To znaczy, e ochoczo zabior czyj kolwiek w asno - g ównie same wyimaginowane skarby. Poniewa Mg awica Altaic mo e by uwa ana za co cennego tylko wtedy, je li znasz sposób na zapakowanie i eksportowanie nienawi ci i etnocentryzmu.We my Jochia czyków. By mo e nie wiesz, e nazwali si kiedy sami Spo ecze stwem Awanturników. Dostali od naszego w asnego Wiecznego Imperatora prawa do grabie y... - Wiem o tym. - Sten nie czu potrzeby informowania Arethy, e ta wiadomo pochodzi od samego Imperatora. - Awanturnicy i piraci jednocze nie. Potem ich cywilizacja popad a w anarchi i rozdzieli a mg awic na planety-miasta, dopóki nie przyby Khaqan. Ten pierwszy. By o ich tylko dwóch.Khaqan by tak e k amc , z odziejem, i lubi wbija nó w plecy. Rzecz w tym, e umia to robi szybciej i lepiej ni jakikolwiek inny Jochia czyk. A wi c wspi si na szczyt. Jak szumowina na stawie.Umar albo zosta zabity przez swojego syna, obecnego Khaqana. Mia on wszystkie zbójeckie talenty ojca oraz upodobanie do budowania pomników samemu sobie, z wykluczeniem wszelkiej logiki. Lubi te og asza roboty publiczne albo nadawa swoim poddanym ró ne przywileje socjalne. Kiedy by am tam, Imperium nie robi o nic, aby powstrzyma jego ekscesy. Zapewne Imperator mia wi ksze k opoty. By mo e nie s ysza wcale o tym, jak naprawd powa ne by y te problemy.Niestety, nasz ukochany w adca wyznaczy ambasadora. Nie powinnam robi nic innego, jak tylko prawi komplementy, ale pozwól mi powiedzie , e w czasie dwóch lat mojej obserwacji stwierdzi am, i g ówny talent ambasadora Nallasa to umiej tno przyrz dzania lunchu. - A co z pozosta ymi mieszka cami mg awicy? - spyta Sten. - Lito ciwe niebiosa, ci inni zdo ali doskonale dopasowa si do ludzi. Spójrzmy najpierw na Bogazi. Czy widzia kiedykolwiek film o planecie Ziemia? - By em tam. - Racja. Zapomnia am. Wyobra sobie kurczaki. - Co? - powiedzia Sten. - Wielkie kurczaki. Sten parskn , niemal opryskuj c Sind szkock . - Nawet mi si nie ni artowa . Podobne do drobiu. Wielkie, wysokie na dwa i pó metra, dwuno ne. Maj m otowate dzioby, obrze one z bami. Dwa ramiona - r ce jak najbardziej zdolne do duszenia i u ywania broni. Wysuwane ostrogi. Temperament zupe nie nie kurzy. Kiedy ogarnia ich panika, rzucaj si w przód i ty , tam i siam, wymachuj c ca t cudown , zapewnion przez ewolucj broni .Zdaje si , e wyewoluowali z jakiego gatunku ptaków wodnych. S dz , e podobnie jak u kurczaków, ich udka s bardzo smaczne. Ale niestety nie zajmujemy stanowiska, które pozwala oby na jakikolwiek bogazifagizm. yj jak kotowate drapie niki - jeden samiec, pi czy sze samic. Takie stadko - tego te nie zmy lam - nazywa si kojcem.Samiec jest mniejszy, abszy, wyj tkowo kolorowy, ma worek jak torbacze. Ich m ode rodz si ywe. Samice poluj ,
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
przy czym maj naturalny kamufla - nie fototropiczny, jak twoja milcz ca asystentka, ale niemal równie skuteczny. S bardzo demokratyczne, ale powiniene pos ucha dyskusji, przebiegaj cej przed podj ciem jakiej decyzji. Istna kolonia gawronów. Spodoba ci si . Stenowi naprawd podoba si opis i towarzystwo Arethy. Podano posi ek. Zacz li je . - Sten pokaza mi wszystkie dane - powiedzia a Sind w trakcie poch aniania swego dania. - A co z czwartym rodzajem istot - Suzdalami? - Mog aby - w ka dym razie mnie si to uda o - niemal do nich przywykn . Rozwin y si z jakich form prymitywnych ssaków. Pocz tkowo by y to stadne drapie niki, niewielkie, pó tora metra do dwóch. Stado liczy sze cioro osobników. To atrakcyjne istoty o pi knym, z otym kolorze futra. - Dlaczego mia z nimi problem? - Prawdopodobnie to ich j zyk - bezustanne ujadanie - przeszkadza mi w nich. Na pewno budzi wstr t ich gwa towno . Suzdalowie lubi zabija . Ich g ówn rozrywk towarzysk stanowi puszczenie wolno jakiego zwierz cia i stadne polowanie na otwartym terenie. Zdaje si , e jednak posiadaj pami genetyczn .Cokolwiek to jest, Suzdalowie doskonale pasuj do pozosta ych istot zamieszkuj cych Mg awic Altaic, które nienawidz si nawzajem, i dzieje si to ju od tak dawna, e zapomnieli nawet dlaczego. Ale to nie powstrzymuje ich od ma ego, dokonanego z premedytacj ludobójstwa, je li tylko uzyskaj po temu sposobno . - Wspaniale - stwierdzi Sten. Nast pne pytanie artyku owa bardzo ostro nie. - S ysza em opinie, e dostawy energii z Imperium niekiedy... znikaj . - Masz na my li to, e kto kradnie AM2 - powiedzia a Aretha. - Tak w nie si dzieje. Mówi c wprost, to Khaqan kradnie. - Dok d to trafia? - Nie jestem pewna. Próbowa am si dowiedzie - ale przeszkadza mi w tym mój ukochany ambasador. Cz z tego, jak s dz , trafia do kumpli Khaqana mieszkaj cych w mg awicy. Cz jest sprzedawana, a zysk przeznaczany na budow jego pomników. Wi kszo po prostu gdzie znika. Aretha sko czy a swoje danie i wypi a ostatni yk wody mineralnej. - Bez w tpienia mówiono ci o upodobaniu Khaqana do wielkich, ozdobnych struktur. Ale dopóki na asne oczy nie zobaczysz, jak masywne i imponuj ce budowle ka e wznosi , nie uwierzysz w to. - Dzi kuj , Aretho. Zdaje mi si , e najbardziej logicznym sposobem na utrzymanie porz dku w Mg awicy Altaic jest utrzymywanie wszystkich czterech ras w odr bnych sektorach. Albo przynajmniej oddzielenie ich na d ugo r ki, aby nie mogli wyrzyna si nawzajem. Aretha zd awi a miech. - Nie powiedziano ci. - Najwyra niej nie powiedziano mi kilku rzeczy - stwierdzi Sten. - Wiele, wiele lat temu Khaqan postanowi rozwi za ten problem. I ostrzeg ich wszystkich. - Co? - Arbitralnie wybra przesiedlenie. Na przyk ad Suzdalowie, którzy mogliby powsta przeciwko niemu, zostaliby przeniesieni po zd awieniu rebelii. Ich nowe domy znajdowa yby si pomi dzy wiatami Bogazi. - O cholera - powiedzia Sten. Nala sobie nie rozcie czonej szkockiej. Zacz osusza kieliszek, potem zaproponowa drinka Sind. Pokr ci a g ow . - Jest co jeszcze bardziej zabawnego - ci gn a Aretha. - Khaqan utworzy ró ne milicje. Ka z jednego gatunku. - To nie ma sensu - stwierdzi a Sind. - Och, ale ma. Je li poszczególnych formacji u ywa si tylko przeciwko ich tradycyjnemu nieprzyjacielowi, to ukierunkowuje to gniew wsz dzie, tylko nie na Khaqana. I kolejna zaleta: si y milicyjne, stacjonuj ce o ca e wiaty i lata wietlne od swoich macierzystych sektorów, s nie tylko potencjalnymi zak adnikami, ale tak e utrudniaj rewolucje czy wojny domowe.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nast pi g ny huk, który brzmia jak strzelanina gdzie w dole schodów, potem grzmi cy miech. Aretha t sknie popatrzy a na drzwi do pokoju. Sten u miechn si . - Dzi kuj , pu kowniku. Jestem ci winien kolejk . Czy mog aby poprosi Delaneya o przyniesienie rachunku na gór ? - Mam ochot postawi wam drinka. Co wy na to? - Niestety - o wiadczy Sten. - Mam jutro rano spotkanie i... facet, z którym si zobacz , nie by by pewnie zachwycony tym, e jego ulubiony ambasador ciga bia e myszki. Z pomrukiem zadowolenia Aretha wysz a z pokoju i zacz a schodzi po schodach. Sekund pó niej Sten i Sind us yszeli jeszcze g niejszy huk. - Mam nadziej , e to miejsce ma tylne drzwi - powiedzia a Sind. - Ma - stwierdzi Sten. - Czy s ysza kiedy o miejscu spotka szpiegów, gdzie by ich nie by o? zyk Stena zni si powoli, pieszczotliwie po szyi Sind, obwodz c lini dekoltu. Sind westchn a... g boko, gard owo... niemal j kn a. Jego r ce porusza y si we wn trzu jej ud.Ich wynaj te sanie grawitacyjne mia y autopilota, utrzymuj cego szybko zaledwie pi dziesi ciu kilometrów na godzin , a wysoko na poziomie prawie sze ciu tysi cy metrów, poza normalnym ruchem ulicznym. Sten zdo w czy wszystkie czujniki, zanim oboje opadli na szerokie siedzenie, tul c si do siebie.D Stena odnalaz a zapi cie jej paska i zacz a przy nim gmera . - Czuj si jak nastolatek - j kn . - Powiniene - zamrucza a Sind. - Powiedzia mi wszystko o owym olbrzymim imperialnym u, a potem rzuci mnie na tylne siedzenie wynaj tego wraku, jakby my byli napalonymi gówniarzami. Dobrze ci zrobi, je li jaki patrol nas przy apie - mrucza a mu wprost do ucha. Bohaterski ambasador znaleziony z nagim ochroniarzem. - Ale ty nie jeste ... Jego palce nagle odzyska y sprawno . - O tak, jestem - powiedzia a gard owo Sind, kiedy sukienka opad a z niej, a sutki ma ych piersi zal ni y w wietle ksi yca. Ich usta z czy y si , a j zyki porusza y agodnie, jakby si ju dobrze zna y. Potem jej ciep o schwyta o go, wci gn o i poprowadzi o do wieczno ci. Rozdzia 6 W komnacie Imperatora panowa a jesienna atmosfera. W zasi gu wzroku nie by o adnego alkoholu. Sten czu , e ogarnia go coraz wi kszy wewn trzny ch ód, kiedy zmierza ku ko cowi informacji na temat swojej misji w Mg awicy Altaic, pospiesznie omawiaj c kilka ostatnich spraw. - Kodowanie... procedury awaryjne... nag e pogotowie... to wszystko znajduje si w tych aktach. Jeste my gotowi. „Victory” mo e wyruszy za trzy dni, kiedy zostanie za adowany prowiant i bro . Sten po dwie kopie swoich akt na biurku Imperatora. Zosta y one zaszyfrowane i oznaczone jako ci le tajne. Imperator zignorowa je. - Widz - powiedzia - e uda o ci si tak e wykona doskona robot przy dobieraniu personelu do tego zadania. Twój wieloletni towarzysz - ten ze wiata o zwi kszonej grawitacji. Bhorowie. Ich przywódczyni. Bardzo fotogeniczna. Có to za doskona y sposób na unikni cie... obcych przeszkód. Ktokolwiek mia spotkanie przed Stenem, musia naprawd wkurzy Imperatora. Ale Sten przywyk do zmiennego usposobienia swego szefa i nie zwraca na to adnej uwagi. - Jeszcze jedno, sir. Potrzebuj dodatkowego personelu. - Czego chcesz? - Kapitana dla „Victory”. S dz , i zorganizowa to pan w ten sposób, e na Jochi b mia du o zaj . - Czy zale y ci na kim szczególnym? - Admira floty Robher Mason. Oczekuje teraz na Primie na przydzia nowego zadania.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Z pocz tku pomys ten wydawa si Stenowi niemal artem. Ale po d szym namy le okazywa si coraz lepszy i lepszy. Mason by mo e rz dzi jak tyran, ale morale za ogi „Victory” nie le o w sferze zainteresowa Stena. Natomiast jak najbardziej interesowa o go utrzymywanie si przy yciu - Sten wiedzia , e Mason, surowy s bista, by w tym dobry jak nikt inny. Poza tym wiedzia , e admira b dzie przestrzega rozkazów. Troch ciekawi o go to, czy Masonowi przeszkodzi fakt, e y pod kim , kogo nie lubi. Zapewne nie - Mason prawdopodobnie ywi takie same uczucia dla ka dej rozumnej istoty. Sam Sten nauczy si kiedy , jeszcze jako buntownik, a potem nierz, e nie trzeba si z kim przyja ni , aby móc wspó pracowa . - Mmm. Bardzo dobrze. Ale masz brzydki zwyczaj zabierania mi najlepszych ludzi. A wi c Imperator s ysza o potencjalnych rekrutach - Gurkhach. - Tak jest, sir. A to przypomina mi o nast pnej sprawie. Do tej misji zg osi o si na ochotnika dwudziestu siedmiu Gurkhów. - Co im powiedzia ? - Powiedzia em im, e je eli b dzie to w zgodzie z polityk imperialn , to powitamy ich z rado ci . Zdaje si , e uwa ali, i posiadaj twoj , panie, askaw aprobat . Imperator obróci si z fotelem i patrzy przez okno na porozrzucane budynki pa acowe. Powiedzia co , czego Sten nie dos ysza . - S ucham, sir? - Nic. Cisza. Potem Imperator obróci si znowu. U miechn si . Nawet raz zachichota . - Obecno kilku Nepalczyków - stwierdzi - z pewno ci zasugeruje istotom z Altaic, i twoja misja traktowana jest bardzo powa nie - i e masz dost p do najwy szych szczebli w adzy, nieprawda ? Sten nie odpowiedzia . - We ich - zgodzi si Imperator. - To im dobrze zrobi. By mo e zaczniemy wysy Gurkhów na pewne okresowe posterunki polowe. To da im do wiadczenie i ustrze e przed stagnacj . - Tak jest, sir. - S dz - powiedzia Imperator - e doskonale przygotowa siebie i swoj za og do tego zadania. ycz ci sukcesu... i szcz cia. Wsta i wyci gn d . Sten u cisn j , potem stan na baczno i zasalutowa , chocia by po cywilnemu. U miechn si oficjalnie i skierowa do wyj cia. adnych szklaneczek, pomy la z roztargnieniem. Najwi ksze wra enie wywar o na nim to, e kiedy Imperator obróci si do niego plecami, powiedzia : - A wi c wszystko si zmienia... Imperator utrzymywa na ustach ceremonialny u miech do chwili, kiedy drzwi zamkn y si za Stenem. Potem zmieni wyraz twarzy. Przez d sz chwil sta i wpatrywa si w stron , gdzie znikn Sten, potem znów usiad i nacisn guzik wzywaj cy szambelana, prowokuj c nast pn katastrof . Sten zatrzyma si w Biurze Administracji Arundel wystarczaj co d ugo, aby upewni si , e wysy aj rozkaz kieruj cy Masona na „Victory” i powiedzie dowódcy Gurkhów, i pro ba ochotników zosta a przyj ta i powinni oni spakowa si i zameldowa nast pnego dnia na pok adzie. Potem, w naprawd pos pnym nastroju, skierowa si ku swojemu pojazdowi. Do diab a. Powinien by powiedzie Lalbahadurowi Thapa aby poszed , wsiad na jeden z nepalskich miotysi czników i poczeka , a mu ty ek zamarznie, zabieraj c ze sob swoich dwudziestu sze ciu przyjació .A poza tym nie podoba a mu si te my l, e kto b dzie si kr ci dooko a i odkryje, i on i Sind sypiaj ze sob , chocia przecie nie trzymali swojego wie o nawi zanego zwi zku w przesadnej tajemnicy.Sten wiedzia na pewno, e Imperator prze tak d ugo tylko dlatego, i zapewni sobie wywiad na najwy szym mo liwym poziomie. Wiedzia te , e ka dy cz onek wity w adcy ma co najmniej podstawowe przeszkolenie wywiadowcze, a wi kszo z nich to znakomici specjali ci. Uwa za sensowne zdobywanie informacji dotycz cych ambasadora pe nomocnego: czy jest kompetentny, pracowity, czy potrafi nale ycie zab ysn . Ale nie lubi tego.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Kiedy zszed w dó szerokich schodów, a do placu defilad, automatycznie dotkn czo a w odpowiedzi na salutowanie stoj cych tam wartowników. Zbyt wielu jest cholernych, w cibskich ludzi na tym wiecie, pomy la sm tnie. Nagle zachichota . Stwierdzi , e szpiedzy chyba nigdy nie lubi , kiedy kto zagl da im pod prze cierad a. Obok jego pojazdu czeka drugi, niemal bli niaczo podobny. To dziwne... Sanie grawitacyjne Stena by y g adkie, wrzecionowate, wr cz ociekaj ce biel , luksusem i oficjalno ci , pocz wszy od uzbrojonego kierowcy i ochroniarza - jednego z Bhorów Sind poprzez ma , ambasadorsk flag umieszczon na ka dym z rogów pojazdu, po fototropiczny, okr y dach. Nic niezwyk ego na Primie. Ale ten dyplomatyczny pojazd Stena mia poza tym jeszcze imperialne oznaki na solidnych, czerwonych tarczach po ka dej stronie drzwi.Tym drugim saniom brakowa o jedynie ambasadorskich chor giewek - poza tym stanowi y doskonale podobny model. Otworzy y si drzwi... i wyszed z nich Ian Mahoney. Mahoney by eks-szefem Korpusu Merkurego, eks-szefem Sekcji Mantisa, cz owiekiem, który wydoby Stena z niewolniczego wiata na Vulcanie i wci gn do S by Imperialnej. Mahoney zosta potem dowódc elitarnej Pierwszej Dywizji Gwardii, a nast pnie g ównodowodz cym podczas ko cowych etapów wojny tahnijskiej. A kiedy zabito Imperatora, rozpocz dzia ania w celu zg adzenia jego morderców, cz onków Rady.Powróci o Imperium, Mahoney otrzyma przydzia bardzo podobny do tego, jaki mia Sten: prac w charakterze objazdowego „likwidatora problemów”, z najwy szymi uprawnieniami.Zadanie po czenia w ca cz ci spustoszonego Imperium wydawa o si olbrzymie. Tak wi c Sten i Mahoney widzieli si tylko dwa razy podczas ostatnich lat, a i te dwa spotkania trwa y bardzo krótko. Mahoney kpi co spojrza na ramiona Stena. - Nie mog oceni twoich naramienników - powiedzia . - Czy tym razem przewy szam ciebie rang , czy to ty ca ujesz mój pier cie ? Sten wybuchn miechem, zastanawiaj c si , dlaczego nagle poczu si tak dobrze. U wiadomi sobie, e przecie jest tak niewielu ludzi, z którymi mo e ca kiem otwarcie rozmawia i w ciwie tylko jeden, który cho troch przypomina mentora. Wyci ga Mahoneya z tarapatów tyle samo razy, co Ian jego. - Do diab a z tym - stwierdzi Sten. - Nie jestem pewien, jaki stopie otrzyma em tym razem. Uzgodnijmy, e nie b mówi do ciebie „sir” - w ten sposób nie musz przeprasza za stare nawyki. Czas na drinka? Mahoney pokr ci g ow . - Niestety, wzywaj mnie obowi zki. A to naprawd kamienisty trakt. Mam wyg osi dzisiaj przed Parlamentem mow , jeszcze bardziej pozbawion znaczenia ni zwykle. I chocia niczego tak nie pragn bym, jak stan na podium, zion streggiem i zacz wyklina wszystkich polityków w choler , wysy aj c ich nie istniej ce dusze do piek a, to obawiam si , e w takim przypadku szef Mahoney wskaza kciukiem w kierunku komnat Imperatora - móg by zamieni ze mn par s ów. - Cholera - powiedzia Sten. - Ty i ja toczyli my walk , aby zako czy wojny, a oni dalej nie pozwalaj nam si wycofa . Mahoney podniós brwi, nagle zatopiony w my lach. - A mo e zabijemy troch czasu przed moj przemow ? To da nam szans na rozmow i pozwoli nieco po wiczy - obu nam si to przyda. Je eli mo esz, rzecz jasna. - Oczywi cie. - Czy to nie gdzie tutaj - powiedzia Mahoney - Imperator mia swój warsztat? Robi w nim... co to by o? - Gitary - stwierdzi Sten. - Zastanawia si kiedy , dlaczego nie odbudowa go nigdy po... swoim powrocie? - spyta Mahoney. Sten wzruszy ramionami. Naprawd pragn wypu ci nieco pary, ale jak dot d Mahoney utrzymywa rozmow na irytuj co trywialnym poziomie. - To by y czasy, prawda... I w tym momencie grzeczno ciowy ton Mahoneya uleg zmianie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Cholera, ch opcze, nie ods aniaj si tak atwo. Utrzymuj u miech na twarzy. Wyszli my w nie z zasi gu mikrofonów parabolicznych, ale jeste my obserwowani przez lunety z jednego z budynków. Oni tam potrafi czyta z ruchu warg. Os upienie Stena trwa o jedynie przez u amki sekund. Potem sta si znów w pe ni profesjonalist . - Sk d wiesz, e tu jest bezpiecznie? - Mam kopie wszystkich planów systemów bezpiecze stwa - i ich zmian - w obr bie Arundel. Jedna kobieta w departamencie technicznym by a mi winna przys ug . - Co si tu dzieje? - Cholera, Sten, chcia bym móc jasno odpowiedzie . Na to jednak potrzeba wi cej czasu ni te dwie minuty, zanim znajdziemy si znowu w zasi gu mikrofonów. Ale nie jestem pewien. Co ... co po prostu nie jest w porz dku. I nie by o, o ile mog stwierdzi , od momentu, kiedy on wróci . Mahoney chrz kn . - Albo to ja powoli staj si podstarza ym, paranoicznym maniakiem. Z mojego punktu widzenia wina le y po stronie Imperatora. Sten odczu ogromn ulg . A wi c jednak kto inny te co zauwa . - I je eli spróbuj to uj w s owa, stwierdzisz, e przesadzam - kontynuowa Mahoney. - Bo... To wszystko s ma e rzeczy. Ma e rzeczy, które wiod do wielkich spraw. - Jak ci nowi faceci w szarym - zastanawia si Sten. - Ta Wewn trzna S ba Bezpiecze stwa. - To jedna z wi kszych rzeczy. Tym wi ksza, e oni nie odpowiadaj przed Merkurym czy Mantisem. I dziwne wydaje mi si , e im s bli ej samego Imperatora, tym bardziej wygl daj jak jego cholerni synowie czy co takiego. Czas! - W nie. Po prostu czuj si zm czony. Ostatnio coraz bardziej poci ga mnie my l o emeryturze i powrocie do Smallbridge - podj Sten g adko. - Niech wiat toczy si sam i tak dalej. - Zawsze mówi em, e brak ci ambicji - stwierdzi Mahoney. - I brak mi jej coraz bardziej, im jestem starszy. - Jasne - powiedzia Mahoney. - Czy sp dzi du o czasu na dworze? - Nie bardzo. - To ostatnio zacz o mie du e znaczenie - powiedzia Ian. - Kiedy by o to miejsce, gdzie Imperator przechowywa niemi ych czy g upich ludzi, z si czy pieni dzmi. Dawa im tytu y, zabiera na Prim i w ten sposób nie mogli powodowa k opotów u siebie w domu. Wi kszo z nich nadal puszy si jak koguty. Ale wydaje si , e teraz Imperator sp dza z nimi coraz wi cej czasu. I jako przyby o osób, które nie robi wra enia fanfaronów. - Co to znaczy? - Nie wiem - odpowiedzia Mahoney. - Czy zauwa , e Imperator ostatnio chyba nieco s abiej panuje nad sob ? - spyta Sten. - Widzisz - Mahoney zacz rozk ada bezradnie r ce, ale potem zmieni zamiar - nie mam poj cia, czy on jest roztrz siony, nawet nie wiem, czy to ma jakie znaczenie. Mo e zawsze taki by . Mo e po prostu za ci ko pracuje, próbuj c zebra te resztki i stworzy z nich Imperium na nowo. Ja... ja naprawd nie wiem - powtórzy Mahoney. - My jeszcze o jednej rzeczy stwierdzi Sten. - To naprawd powa na sprawa, i bardzo si o to martwi . Czy to cholerne Imperium mo na uratowa ? Mo e po czenie wojen tahnijskich i dzia Rady poczyni o zbyt wiele zniszcze ? - Wyczyszczenie tego... trzy, dwa, teraz... Nie mam poj cia, Sten, istnieje zbyt ma o danych. Szli dalej, a cie ka wiod a w kierunku sztucznej góry, któr zbudowa Imperator rzekomo po to, aby nie musia patrze na tych durni w parlamencie. Rozmawiali o tym i owym. W ko cu Mahoney oznajmi , e wyszli z zasi gu pods uchu, i spyta Stena o ostatni przydzia . - Mamy teraz dziesi minut, a wi c opowiedz mi o tym dok adnie, ze wszystkimi szczegó ami. I Sten tak zrobi . Mahoney nic nie mówi , tylko od czasu do czasu kr ci g ow czy chrz ka . - I to jest najlepszy przyk ad na to, co podejrzewa em - powiedzia Mahoney. - Mg awica Altaic. Dobrze rozpracowana przez szefa, ale zastanawiasz si , dlaczego pozwoli , aby to ci gn o si a tak d ugo. Zrzucasz win na to, e zajmowa si powa niejszymi katastrofami.Nie podoba mi si to, e kaza ci jecha tam, po na Khaqanie u wi caj ce d onie i pob ogos awi jego krz tanin . Równie dobrze, a zapewne m drzej post pi by, posy aj c ciebie po to, aby rozezna si w
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
sprawach i potem podj decyzj dotycz rozwi zania problemu, na przyk ad czy podtrzyma tego starego z odzieja czy te po prostu wys Sekcj Mantisa, eby poder li mu gard o. - Co przysz o mi w nie do g owy i mocno przerazi o. A co b dzie, je eli on ju nie jest tak cierpliwy i wnikliwy jak dawniej? - O rany - powiedzia Mahoney. - O rany. - Problem tkwi w tym - stwierdzi Sten, u miechaj c si odrobin krzywo - e Imperium stanowi, o ile mi wiadomo, jedyn licz si kart w grze. - Jestem pewien, e to wszystko jako si wyja ni - powiedzia wymijaj co Mahoney. - No dobra. Wchodzimy w zasi g wielkich uszu. Pozwól, e zatroszcz si o swoje interesy. Nie robi em sobie takich cholernych k opotów tylko dlatego, e szczególnie obchodz mnie twoje zasrane problemy osobiste. Dla takich mieci istniej odpowiednie kaplice. Sten roze mia si , nagle bardzo podniesiony na duchu. Mahoney powiedzia to ze star , jeszcze z czasów Mantisa, szorstk sympati : „Przykro mi, e wykrwawiasz si na mier , ale czy móg by ywa innego koloru, bo nienawidz czerwieni”. - Po pierwsze, masz to. - D Mahoneya uj a r Stena, wsuwaj c w ni kwadracik plastiku. - To jest czu e na temperatur cia a. Trzymaj przy sobie. Je eli upu cisz, ulegnie zw gleniu. - Co na tym jest? - Bardzo wypracowany, ogromnie skomplikowany program komputerowy, i jego dwaj braciszkowie. W to w którykolwiek imperialny komputer posiadaj cy odpowiednie wej cia i wprowad kody. Ten pierwszy wyma e wszystkie wiadomo ci, we wszystkich zbiorach Imperium, razem z tymi „wy cznie do wiadomo ci Imperatora” i tymi nale cymi do Mantisa, dotycz ce niejakiego Iana Mahoneya. Drugi zrobi to samo w stosunku do osobnika o nazwisku Sten, imiona nieznane; a trzeci skasuje dane tego zbira Kilgoura. Po wymazaniu ulega zmianom i samozniszczeniu. - Po co, u diab a, mia bym tego potrzebowa ? - powiedzia kompletnie zszokowany Sten. Mahoney milcza przez chwil . - Jeszcze jedna sprawa. I s uchaj uwa nie, bo nie mam zamiaru tego powtarza . Chc , eby to sobie dobrze zapami ta . Kiedy zacznie dzia si le, naprawd le, a je li tak b dzie, zrozumiesz dok adnie, co mia em na my li - zacznij od powrotu do domu. Tam co czeka. - Ma y... - My l, do ci kiej cholery - warkn Mahoney. - Trzymasz g ow w chmurach, jakby by kompletnym todziobem. To jest to. Cztery narz dzia, by mo e. Albo etapy osuwania si starego cz owieka w starcze zniedo nienie? Mahoney nag e chrz kn . - ...mówi em, wy g upki, ta linijka brzmia a: jest nadzieja w jej duszy. Roze mia si . Sten, który lepiej ni dobrze zna sytuacje, kiedy konieczna okazywa a si nag a weso bez przyczyny, te wybuchn miechem. - Niez e, Ian. Je li ju opowiadamy stare kawa y, to przytocz opowiastk Kilgoura, cho nie umiem powtórzy dok adnie jego s ów. Gdy zacz opowiada na wpó zapomniany art, darowa sobie pe ne winy spojrzenie przez rami na Arundel... i skoncentrowa si na artach, obscenach, grubia stwach, g upotach.Jaki czas pó niej Ian Mahoney sta w cieniu niedaleko hangarów portu lotniczego. W odleg ej dali smuga fioletu zerwa a si w ciemno „Victory” podnios a si g adko na nap dzie Yukawy na tysi c metrów w gór . Potem kapitan przeszed na nap d mi dzygwiezdny i nagle nie by o ju nic, oprócz ciszy i nocnego nieba. Mahoney przez d sz chwil sta , patrz c w pustk . Powodzenia, stary. Wi kszego ni moje. Bo zaczynam my le , e co cienko prz .I mam nadziej , e dowiesz si , i mo e nadejd czasy, kiedy to miasto wejdzie do innej gry - i we miesz w niej udzia .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozdzia 7 W pokoju zgromadzi o si oko o dwudziestu istot. Atmosfera tchn a konspiracj , ci ka od rozmów i zapachów. S odkie pi mo Suzdalów. Mi toworybi odór Bogazi. I przesycony metanem i amoniakiem zapach ludzi. - Cuchn jak wychodki - zagdaka samiec Bogazi. - Ich w asne wychodki. - Cicho. Mog s ysze - ostrzeg a jedna z jego on. Nachyli a si nad nim, poprawiaj c nastroszone pióro w jego bajecznym ogonie. Nazywa si Hoatzin. Uderzy wielkim m otem swego dzioba tu przy niej, okazuj c zadowolenie. - Ja o ludziach czyta tylko w ksi kach - stwierdzi . - Kilku widzie w szkole. Ale z daleka. Machn delikatn chwytn ko czyn w stron ludzi, znajduj cych si w pokoju. - Ci bardzo, bardzo blisko. Podoba si . Nie zapach. Mo liwo bada . - Hoatzin by nauczycielem, jak wi kszo samców w jego spo ecze stwie. Wychowywali m ode. Ich domen stanowi o gniazdo i ksi ki, a ony polowa y.Hoatzin z dum spojrza na g ówny stó . Tam w nie przywódcy czterech grup trzymali si razem, szukaj c sposobu albo przynajmniej zgody na porozumienie. Jego g ówna ona, Diatry, siedzia a przy tym stole. Teraz w nie przemawia a. - Rozmawia my w ko ach - oznajmi a. - Wielkich jajowych ko ach. Ale w jaju wielkie nic. Gadanie i gadanie. Mo e trwa ca noc. Ale jaja dalej zbuki. - Zni a swój wielki dziób w stron znacznie ni szych postaci, skupionych wokó niej. By a wysoka nawet jak na standardy Bogazich: prawie trzy metry. Przywódczyni sfory Suzdali pokaza a z by. Przy mione wiat o zal ni o na ostrych kraw dziach. - Podsumowane, jak przysta o na prawdziwych Bogazi - powiedzia a Youtang. - Zapomnijmy o drobiazgach. Przejd my do sedna tej sprawy. - Komplement w stosunku do niedawnego wroga nie by zamierzony. Youtang zm czy o ju ca e to gdakanie. Zdziwi aby si pewnie bardzo, dowiedziawszy si , e ma jedn rzecz wspóln z Bogazi: czy a je nienawi do zapachu ludzi.Genera westchn . Nie bardzo wiedzia , jak to si sta o, e da si namówi na to spotkanie. Ten Tork, Menynder, wykazywa niesamowite zdolno ci perswazyjne. Douw by przera ony. Chcia po prostu zdoby troch informacji, a teraz sytuacja wymaga a pe nego zaanga owania. Ci e narzekanie irytowa o go. Jako minister obrony Jochi z pewno ci mia najwi cej do stracenia. - Co jeszcze mam powiedzie ? - wzruszy bezradnie ramionami. - Warunki s nic do zniesienia? Jasne, e tak. - Rozejrza si nerwowo doko a. - To znaczy... przynajmniej niektóre. Z drugiej strony... - To nie ksi ka - wtr ci si Menynder. - Co? - twarz Douwa by a pozbawiona wyrazu. Jak krowa, pomy la Menynder. Srebrnow osa krowa. - To nie ksi ka. Tu nie ma stron. Nie jeste my na spotkaniu pa skiego personelu, generale powiedzia . - Ka da z tych istot nara a ycie na szwank. Musimy zacz rozmawia rozs dnie. Inaczej nie warto ryzykowa . Powiód r doko a pokoju. - Powiedzia em wam, ze to miejsce jest czyste. Przejrza em je kamie po kamieniu w poszukiwaniu pluskiew. A wi c, jak dot d, zapewni em bezpieczne miejsce do spotka . W samym rodku najbardziej plotkarskiego otoczenia Torków na Jochi. - Wskaza palcem na reszt . - Youtang ryzykowa a g ow , kontaktuj c si z Bogazi. A Diatry, t tutaj, zapewne umieszczono na li cie najbardziej poszukiwanych przez Khaqana, a wi c nara a si samym tylko wyj ciem z domu. Tork poprawi na krze le swoje ci kie cia o. - Pomy l, generale. Je eli on wie, e tu siedzimy, to wszyscy jeste my ju martwi. No, do roboty. Douw prze uwa to, zmuszaj c do my lenia swój konserwatywny, wojskowy umys . Menynder mia racj . - Po dok adnej obserwacji Khaqana - stwierdzi ca kowicie oficjalnie Douw - doszed em do wniosku, e jest on chory psychicznie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nikt si nie roze mia . Ka da istota w pokoju zna a wag tego o wiadczenia. To by o tak, jakby wypowiedzia te s owa niemal w samym rodku pa acu królewskiego. - Co wi cej, wierz w to, e sta si niebezpieczny nie tylko dla siebie samego, ale te dla ka dej istoty yj cej w Mg awicy Altaic. Genera wci gn powietrze i pozwoli mu wydosta si z wielkim szumem. Dokona o si . Pokój wybuch gwarem. - Ja te twierdz , e on nie jest normalny - powiedzia a Youtang. - Zabi przecie wszystkie swoje szczeni ta, czy nie? - Jedno piskl by o k opot - gdakn a Diatry. - Robi o powstanie. - Jasne. Ale co z innymi? Trzy córki i syn. Zabi ich wszystkich. Ba si , e nie poczekaj , a umrze, i spróbuj zrobi przewrót. Youtang ten grzech gniewa wyj tkowo. Suzdalowie byli bardzo opieku czy w stosunku do swoich odych. - W ob arstwie on yje - powiedzia a Diatry. - Jedzenie. Picie. Seks. Pieni dze. W adza. Ma za du o wszystkiego. Na ca ym Altaic domy s zimne. Rynki puste. Sklepy otaczaj kolejki. Stoimy godzinami. Co to za ycie? - Gówno. Dok adnie tak - warkn a Youtang. - Co z tym zrobimy? - naciska Menynder. - A co mo emy robi ? - spyta Douw. Menynder zahucza miechem. - No có , s dz c ze stanu rzeczy w tym pokoju, wszyscy zgadzamy si z tym, ze ten stary obuz musi odej . - Musimy zdecydowa o trzech sprawach - powiedzia a Diatry. - Po pierwsze: czy zabijamy? Po drugie: je li zabijamy, to jak? Po trzecie: jak odejdzie, kto rz dzi? Mam racj , tak? Nie by o sporów. - Zacznijmy od ostatniego pytania - stwierdzi Menynder. - Jako Tork, mam dosy tego, e jeste my dyskryminowani, bo stanowimy mniejszo . Ktokolwiek zajmie miejsce Khaqana, b dzie musia liczy si z tym. - Zgadzam si - doda a Youtang. - Bogazi te - stwierdzi a Diatry. - A je eli wypróbujemy doktora Iskr ? - zastanawia si Menynder. - Jest szanowany w ca ej Mg awicy. I ma reputacj cz owieka, który widzi wszystkie strony problemu. Iskra nale do dominuj cej rasy Jochia czyków. Ale by te s awnym naukowcem, który wyrobi sobie mark w imperialnych kr gach. Nast pny plus stanowi o to, e w danej chwili pe ni funkcj gubernatora Imperium w jednym z regionów zdobytych podczas wojen tahnijskich. Nast pi a d uga cisza; istoty znajduj ce si w pokoju rozwa y t sugesti . - Nie wiem - stwierdzi a w ko cu Youtang. - Du o dymu. Niezbyt wiele ognia. To znaczy, kto wie, co on naprawd my li? Wszyscy obrócili si , aby zobaczy , co ma do powiedzenia genera Douw. Jego brwi marszczy y si z zamy lenia. - Czy naprawd uwa acie, e musimy zabi Khaqana? - spyta . Us ysza pomruk pe en frustracji, ale zanim ktokolwiek zd zabra g os, drzwi otworzy y si z trzaskiem.Ka da ze znajduj cych si w pokoju istot straci a dech, kiedy spojrzeli na swój najgorszy koszmar: Khaqana. Sta w drzwiach, otoczony przez umundurowanych w z ote uniformy nierzy z gotow do strza u broni . - Zdrajcy! - zagrzmia Khaqan. - Planujecie moje morderstwo! Post pi do przodu, z twarz jak bezkrwista maska mierci, ko cisty palec d ga powietrze jak ostrze przeszywaj ce ka de serce, pozbawiaj ce tchu. - Upiek was ywcem - zaskrzecza Khaqan. By ju przy stole, pora aj c ich swoj furi . - Ale najpierw rozedr was na sztuki - kawa ek po kawa eczku. I ka zje te kawa eczki waszym dzieciom. A potem waszym przyjacio om. I to w nie oni stan przy Murze mierci. ciek wzbiera a mu w piersi jak balon. Zakrzykn :
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Zabra ich do mojego... Nag a cisza. Wszyscy patrzyli na Khaqana. Jego usta tworzy y szerokie O. Oczy wysz y na wierzch, miertelnie blada twarz poczerwienia a. Nawet nierze gapili si na niego.Khaqan upad twarz wprost na stó . Ma e ko ci p y z trzaskiem. Krew rzuci a mu si z ust. Potem cia o powoli osun o si na pod og . Menynder kucn przy nim i po d na jego gardle.Wsta . Zdj okulary. Przeczy ci je. Potem na nos. - No i co? Dziwne, ale pytanie wysz o od kapitana gwardii. - Nie yje - oznajmi Menynder. - Dzi ki Bogu - stwierdzi nierz, zni aj c bro . - Ten stary skurwiel by nie le pomylony. Rozdzia 8 Ambasador i wojowniczka spali w ku. Ich nagie ko czyny opasywa y si dooko a siebie tak, e dwa cia a przypomina y ciasno spleciony, erotyczny w ze . Pachwin ambasadora przykrywa a jej czapka.Poprzez grube, izolowane ciany ambasadorskiego apartamentu dobiega y dalekie odg osy zmiany wachty. Gdzie we wn trzno ciach „Victory” w czy a si pompa, zaczynaj c filtrowa yny w zbiornikach hydroponicznych. Najpierw poruszy y si blond loki wojowniczki. D ugie rz sy zamruga y. Potoczy a spojrzeniem po twarzy pi cego ambasadora. Oczy leniwie pod y w dó , a do czapki, potem rozszerzy y si z niedowierzaniem. Ma e z bki b ysn y w z liwym grymasie. Sind ostro nie rozsup a swoj cz w a. Wysuwaj c pi kne cia o z obj Stena, ukl a na imponuj cym u Wiecznego Imperatora. Na jego jedwabnej po cieli starczy oby miejsca na ca y dywizjon kochanków. Ale dla celów Sind a tak olbrzymia przestrze nie by a konieczna.Delikatnie zabra a czapk . Jej zr czne palce dosi y celu. Jasna g owa i mi kkie wargi pod y za nimi. Sten ni o Smallbridge. W óczy si w nie po nie nych polach, rozci gaj cych si od lasu do jego chaty nad brzegiem jeziora. Z jakiego powodu mia na sobie ciasn zbroj bojow . Jeszcze dziwniejsze, zbroja na ona by a na nagie cia o. To nie wydawa o si niewygodne czy co w tym rodzaju. Po prostu dziwne.Nagle znalaz si w swojej chacie, le c obok trzaskaj cego ognia. Zbroja znik a. Ale Sten nadal nie mia ubrania - i dzia o si co cudownego. A potem zorientowa si , e pi. I ni. No, mo e nie wszystko by o snem. Nie ta cz o nago ci. Albo dziej cych si cudach. A potem ogie trzasn g niej. - Panie ambasadorze, potrzebny jest pan na mostku! - mówi ogie . - Co? - zamrucza cicho. - Ambasadorze! Czy pan mnie s yszy? - Id sobie, ogniu. Jestem zaj ty. - Ambasadorze Sten. Mówi admira Mason. Bardzo prosz , potrzebuj pana na mostku. Cuda nagle znikn y. Sten otworzy oczy, niespodziewanie czuj c si podle. Jego nastrój pogorszy si jeszcze, kiedy ujrza pon tne zaokr glenia Sind i jej niezadowolon twarz. Z ruchu warg wyczyta : „Przykro mi”. Wzruszy a ramionami. Sten w czy guzik komunikatora, wbudowanego w ko. - W porz dku, Mason - powiedzia , z wszystkich si staraj c si nie warkn , ale nie bardzo mu to wysz o. - Zaraz b . Sind zacz a si mia . Niezadowolenie Stena wzros o. Cholerny Mason. - Daj mi tylko rozkaz - stwierdzi a Sind - a wyprowadz oddzia bojowy i zastrzel go na miejscu. Sten w ko cu dojrza zabawn stron tej sytuacji i te si roze mia . - Czy b móg potorturowa go najpierw troch ? - burkn . - Dok adnie wiem, od czego bym zacz . Wygramoli si z ka i szybko si ubiera .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Zaczynam zmian dopiero za dwie godziny - powiedzia a Sind. - A wi c je eli wrócisz, zanim zd wzi prysznic... - zawiesi a sugestywnie g os. - Pospiesz si - obieca Sten. Dwie godziny pó niej spojrza na zegar, t sknie pomy la o Sind i odwróci si do Masona. - Mo e sami zag uszamy w asne czujniki - zasugerowa Sten z wahaniem. - „Victory” jest ca kiem nowa. Niezbyt d ugo idzie na silnikach. Mo e s jakie przecieki? Blizna na twarzy Masona spurpurowia a. Osobi cie sprawdzi przekroje wszystkich rur, ewentualne mo liwe miejsca awarii. W aden sposób nie móg pozwoli na to, aby jaka omy ka upokarza a go w obecno ci tego syna cierwojada. Raczej wola by je gówno. - Zdarzy o si tak na mojej pierwszej fregacie - sk ama g adko Sten, wiedz c, o czym my li Mason. Nie mia zamiaru go poni . Mimo wszystko, Mason dowodzi statkiem. Sten chcia tylko, aby jako rozwi za ten problem. - By a zupe nie nowa i jeszcze nie u ywano nap du mi dzygwiezdnego, kiedy ja i pan Kilgour dostali my j w swoje r ce. Sten powo si na przyjaciela, którego wiedza techniczna by a aktualnie wykorzystywana przez oficera czno ciowego statku. Dyskutowali we dwóch, ich r ce fruwa y nad centralnym panelem komunikacyjnym. Grube s owa lata y w powietrzu. - Projektant nie wzi pod uwag wp ywu w czenia silników mi dzygwiezdnych na powstawanie przecieków - ci gn Sten. - Wysadzi o ca y uk ad odbiorczy. Nadawczy zreszt te . Blizna Masona wróci a do normalnego koloru. - Dobra my l - stwierdzi . - Sprawdz to. - Wyda rozkazy swojemu g ównemu in ynierowi, gania si w my lach za to, e nie przysz o mu to wcze niej do g owy. Kilka minut pó niej nadesz a odpowied . - To nie by o to - powiedzia Mason. Jako profesjonalista nie przejawia zadowolenia. Te przecie chcia rozwi za ten problem. - Mia pan racj w odniesieniu do przecieków. Ale nie s powa ne. Nie mog y wywrze a takiego wp ywu. Sten kiwn g ow . Popatrzy na Alexa i oficera czno ciowego, chc c zapyta , jak im idzie. Ale trzyma usta zamkni te; by oby to nie na miejscu. - Co wiadomo? - zapyta Mason oficera czno ciowego. Oficer i Kilgour wymienili spojrzenia. - On to lepiej panu obja ni, sir - stwierdzi oficer. - Sam si zastanawia em, czy to nie wina tych przecieków, sir - stwierdzi Kilgour. - Ale one przeszkadzaj tylko przy transmisji. Przy nadawaniu. Nie przy s uchaniu. - Poza pewnymi zak óceniami, powodowanymi przez stare echa radiowe, sir - powiedzia Masonowi oficer czno ciowy - na ca ej planecie nie nadaje dos ownie nikt. Jochi milczy. Nie ma te adnych transmisji telewizyjnych. A wie pan, jak szerokie s te pasma nadawania? Wypróbowa em ka d ugo fali, jaka tylko przysz a mi na my l, eby przyci gn uwag kogokolwiek. Pan Kilgour dorzuci kilka w asnych pomys ów. Dwukrotnie zg asza em si jako „Victory”. Mówi em nawet, e mamy na pok adzie osobistego wys annika Imperatora. - Z Stenowi wystraszony uk on. - I nadal nie ma odpowiedzi. - A co z innymi planetami w systemie? - spyta Mason. - Nic, sir. Tak samo milcz ce jak i Jochi. Ale jedna rzecz wydaje mi si nieco dziwna... os mu si za ama . - Tak? Mów e, cz owieku. Oficer czno ciowy spojrza na Kilgoura i zacisn wargi. Kilgour uspokajaj co skin mu g ow . - To naprawd upiorne, je li wolno mi tak powiedzie , sir. Nic nie nadaje, tak jak ju wspomnia em. Ale ka dy skaner, jaki mamy, pokazuje, e s oznaki ycia. Tak, jakby wszyscy na Jochi przyczaili si w tym samym czasie. S uchaj . Ale nie mówi . - Ta cisza odbija si jakim echem, sir - doda Alex. - Jak duch, którym moja stara babka straszy a nas, kiedy byli my mali. Mason pos Alexowi mordercze spojrzenie i zwróci si do swojego oficera czno ciowego. - Utrzymujcie nadawanie - poleci . - Tak jest, sir.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Oficer czno ciowy w czy mikrofon. - Tu okr t Jego Imperialnej Wysoko ci „Victory”. Wszystkie stacje odbiorcze proszone s o odpowied . Wy czy . Czeka . Cisza. Spróbowa jeszcze raz. - Tu okr t Jego... Mason podszed do Stena i skierowali si razem w cichy koniec mostku. - Nie rozumiem, co tu si dzieje - stwierdzi Mason. - Zdarza o mi si ju tak, e zrobi em dywanowy nalot rujnuj c pó planety, i nawet z dymi cych zgliszcz jakie n dzne resztki zdo y nadawa . Urywana transmisja, owszem. Ale nigdy taka ca kowita cisza. - Jest tylko jeden sposób na to, aby znale odpowied na te pytania, jak s dz - powiedzia Sten. - Ma pan na my li, eby l dowa mimo wszystko? - Taki w nie mia em zamiar. - Ale Imperator chcia wielkiej rewii. Gwardia honorowa. Ja w bia ym mundurze, pan w smokingu i orderach, i ca y zespó graj cy dla rozentuzjazmowanych t umów, kiedy pan i Khaqan witacie si nawzajem. - Pó niej co zorganizuj - stwierdzi Sten. - Imperator martwi si o to miejsce. Raczej zapomn o przedstawieniu i zorientuj si , co si dzieje. - Potrz sn g ow . - Nie mog sobie wyobrazi , co on by powiedzia , gdybym wróci i stwierdzi : „Przykro mi, sir. Misja nie powiod a si . Wydaje si , ze mieszka cy Jochi cierpiana chorob gard a czy co takiego”. - Wyl duj - powiedzia Mason. - Ale pozostaniemy w pe nym pogotowiu bojowym. Zdecydowani na wszystko. - Oddaj si w pa skie kompetentne r ce, admirale - stwierdzi Sten. Mason prychn i wróci do centrali czno ci. Sten po cichu wy lizgn si z mostku. - Dziwne te duchy, Kilgour - powiedzia Sten. Wytar pot z brwi i podniós ko nierzyk, aby ochroni kark przed ostrym s cem Jochi. - Mo e tak si zdarzy o, e na tego ma ego duszka spad a jaka bomba - zasugerowa Kilgour. Sten ponownie rozejrza si po porcie kosmicznym Rurik. Poza nimi samymi, w zasi gu wzroku nie by o adnej istoty. No, adnej ywej, w ka dym razie. Zdawa o mu si , e widzia zw glone zw oki le ce w leju wygl daj cym na krater po bombie. A mo e to by o tylko z udzenie optyczne, spowodowane upa em i zatapiaj p uca wilgotno ci .Ca y obszar portu usiany by podobnymi dziurami w pod u oraz ladami po miotaczu ognia na czym , co niegdy musia o stanowi kilka zaparkowanych fregat i wiele wozów bojowych. Rozleg si nag y ryk i ma a tr ba powietrzna zni a si , wsysaj c kawa ki rumowiska przy dotkni ciu gruntu. W dziwny sposób, charakterystyczny dla ma ych i du ych cyklonów, obieg a wzd obrze y wielki krater w centrum pola. Nast pna dziura po bombie. Wielkiej, cholernej bombie. Dziura zajmowa a miejsce, gdzie kiedy sta a wie a kontrolna l dowiska. Wir powietrza podniós si i odp yn . - Teraz wiemy ju , dlaczego nikt si nie odzywa - powiedzia Sten. - Tubylcy s zbyt przestraszeni. Nie chc , aby ich zauwa ono. - Ale mimo wszystko s uchaj - stwierdzi Alex. Sten kiwn g ow . - Czekaj na to, aby dowiedzie si , kto zwyci a. Zal ni a b yskawica. Potem rozleg si ci ki odg os grzmotu. Gurkhowie podnie li nagle bro . Co - albo kto - zbli o si . Sten móg rozpozna ma posta , gramol si po ród ruin wie y kontrolnej. Sind i jej dru yna? Nie. Oni udali si na zwiad w zupe nie innym kierunku. - A jednak kto tu yje - zauwa Kilgour. - Mo e to w nie orkiestra - stwierdzi sucho Sten. Ma a posta stawa a si stopniowo coraz wi ksza. Sten rozpoznawa ju przysadzist , bary kowat posta ludzk , poc si niepowstrzymanie w upale. Tkwi c w beznadziejnie przemoczonym ubraniu, m czyzna uparcie posuwa si do przodu. Wymachiwa z wysi kiem trzyman w lewej ce bia flag wielko ci chusteczki do nosa.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Przepu cie go - poleci Gurkhom Sten. Rozdzielili si , a m czyzna gramoli si z wdzi czno ci , aby stan przed Stenem. Zdj staro wieckie okulary. Chuchn na szk a. Przetar je flag . Za z powrotem na nos. Spojrza na Stena swoimi dziwnie powa nymi br zowymi oczami. - Mam nadziej , e pan to ambasador Sten - powiedzia . - A je eli tak, to naprawd bardzo mi przykro z powodu tak kiepskiego powitania. - Rozejrza si po otaczaj cych ich lejach po bombach. - O rany. Zdaje si , e naprawd troch tu poszaleli. Odwróci si z powrotem. - Ambasador Sten, prawda? - Tak, to ja - Sten czeka . - Och, prosz mi wybaczy . Ten upa naprawd daje mi si we znaki. Jestem Menynder, Tork. Chyba tylko ze mn mo e pan porozmawia o moich ludziach. Wytar spocon d o przemoczone ubranie i z zak opotanym u miechem wyci gn r . Sten u cisn j . Potem wskaza na oznaki zniszczenia. - Co si sta o? Menynder westchn . - Nienawidz by tym, który przynosi z e wie ci, ale... Khaqan nie yje. Sten musia b yskawicznie si gn do swojego dyplomatycznego do wiadczenia, aby rodz ce si na jego twarzy os upienie zmieni w profesjonalne zaskoczenie. - Cholera, co? - powiedzia Kilgour. - I kto zabi tego starego... - To z przyczyn naturalnych - upewni ich Menynder. Rozlu ni ko nierzyk, odci gaj c go od szyi. By em tam osobi cie. Widzia em wszystko. Wy dawa o si to ca kowitym koszmarem. Mieli my nie wszyscy usi do... obiadu, kiedy Khaqan opad na stó . Martwy. Tak po prostu. - Strzeli palcami. - Przeprowadzono sekcj ? - spyta ch odno Sten. - Mój Bo e, czy przeprowadzili my sekcj - powiedzia Menynder. - Nikt nie chcia , ale w tych okoliczno ciach pomy leli my, e tak b dzie rozs dnie. Dwa zespo y pracowa y nad nim. I naprawd dok adnie przestudiowali my te raporty. Po prostu po to, eby si ca kiem upewni . Znowu rozlu ni ko nierzyk. - To naprawd by zgon z przyczyn naturalnych. - Kiedy pogrzeb? - spyta Sten. To przewraca o wszystko do góry nogami. Imperator nie b dzie zadowolony. - Hmmm... troch trudno powiedzie . Widzi pan, ustalili my mi dzy sob , e zawrzemy rozejm, dopóki nie nadejdzie ostateczny raport koronera. A potem wszystko jako si rozpad o, zanim zacz li my rozmawia o pogrzebie. - Menynder wskaza na leje po bombach. - Chyba pan widzi, co mam na my li. Sten widzia . - Nie chcia bym na nikogo wskazywa palcem - ci gn Menynder - ale to Jochia czycy zacz li. Pok ócili si mi dzy sob , kto ma by nowym Khaqanem. Nie konsultowali si z pozosta ymi grupami. Chocia mówili my im wprost, jeszcze przed strzelanin , e mamy te swoje w asne pomys y. - Oczywi cie - powiedzia Sten. - No wi c, kiedy Jochia czykom sko czy y si mocne s owa, zacz li strzela . My wszyscy si pochowali my. Potem zab kany pocisk wyl dowa w samym rodku osiedla Torków. To by o... naprawd fatalne. Mój macierzysty wiat postanowi , e najlepiej zrobi przysy aj c milicj . - Och? - Sten wyrazi zaskoczenie. - Tylko po to, aby chroni moich ludzi. Nie po to, aby wdawa si w cokolwiek z Jochia czykami. - No i jak to zadzia o? - Niezbyt dobrze - westchn Menynder. - I nie s dzi em, e si uda. Zasz y pewne... hmmm... ostre wymiany zda , je li pan rozumie, co mam na my li. Sten rozumia doskonale. - Kiedy nasza milicja si pokaza a, to Bogazi i Suzdalowie zdecydowali, e ich narody te potrzebuj ochrony.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Mog sobie wyobrazi - stwierdzi Sten. Sprawa wygl da a coraz gorzej. - No dobrze, ma pan ju ca y obraz. A teraz mam kilka naprawd z ych nowin dla pana - powiedzia Menynder, spogl daj c na swój zegarek i rozgl daj c si nerwowo po porcie kosmicznym. - Och, a wi c dotychczas by y dobre nowiny, tak? - mrukn Kilgour, któremu to wszystko podoba o si jeszcze mniej ni Stenowi, o ile to w ogóle mo liwe. - Widzi pan, ka dy przyklei si do pasm awaryjnych, modl c si o pojawienie zbawczej kawalerii. yszeli my pa sk audycj . Ludzie pewnie prze adowali z cza informacyjne, szukaj c wiadomo ci o „Victory”. - Wskaza na gro ny cie statku Imperatora majacz cy za plecami Stena. Ja osobi cie ju wiedzia em. Dumny jestem, e utrzyma em si w kursie. Ale o panu s ysza em jak dot d niewiele. Sten zakl pod nosem, przypominaj c sobie, e oficer czno ciowy mówi , i próbowa wszystkiego. - A wi c... to ja jestem t kawaleri - stwierdzi Sten. - W nie tak, panie ambasadorze - powiedzia Menynder. - Sprawdzi em imperialne Who is Who. To naprawd robi wra enie. Bohaterski nierz. Znakomity dyplomata. G ówny specjalista Wiecznego Imperatora. A przynajmniej tak to wygl da na Jochi. Sten zdecydowanie nie tak planowa sobie ten nieszcz sny dzie . - Wszyscy s teraz w drodze - ci gn Menynder. - Spieszy em si jak g upi, eby ich wyprzedzi . Maj zamiar za da , aby ich pan wys ucha . Wydusz z siebie krokodyle zy i b usi owali wytrze je o pana, o ile oka e si to mo liwe. Menynder pozwoli , aby echa jego s ów rozbrzmiewa y jeszcze przez chwil , zanim zacz znowu mówi . - Widzi pan, ktokolwiek b dzie z panem, to w nie on rozgromi t walk buldogów. - Wstrz sn si . - Musz uwa na siebie. Kilku moich najlepszych przyjació to Suzdalowie - Podejrzewam, e ma pan co w rodzaju planu - stwierdzi Sten. - Inaczej by tu pan nie przychodzi . - To oczywiste - powiedzia Menynder. - Chocia mog mie pewien k opot z przekonaniem pana co do moich dobrych intencji. - Aha. Rozumiem - Sten u miechn si . - My la pan, e mogliby my pogada sobie troch w spokoju w jakim mi ym, bezpiecznym zau ku Torków. Mam racj ? Menynder u miechn si krzywo. - A co, do diab a. Warto spróbowa . Je eli nie, mo e lepiej wydostanie si pan st d. I to szybko. Sten zignorowa to. My la . Nagle co mu b ysn o. - Jak daleko do ambasady? Teren neutralny. Nikt nie o mieli si strzela do ambasady, a nawet w jej pobli u. - Przez ca e miasto - powiedzia Menynder. - Nigdy si panu nie uda. Rozleg si zgrzyt i ci ki chrz st g sienic. Sten obróci si i zobaczy uzbrojony pojazd naziemny przedzieraj cy si poprzez gruzy. Ma a flaga powiewa a z rury, wystaj cej tu obok broni maszynowej czo gu. Sten nie musia pyta . To byli Jochia czycy.Z drugiej strony pola dobieg krzyk. Sten odwróci si i zobaczy Sind p dz jak wiatr. Obok niej gna a jej dru yna Bhorów. Dziewczyna wrzeszcza a co w rodzaju ostrze enia i pokazywa a na niski budynek znajduj cy si za jej plecami.Z budynku posypa si nagle tynk. Zapad si ca y fronton. Nast pny czo g nadjecha pod gradem metalu i cegie . Tak e by uzbrojony. Mia bro maszynow i powiewa a na nim flaga tak e jochia ska.Sind sapi c dotar a do Stena. - To jeszcze nie wszystko - powiedzia a, wskazuj c czo g. - Jest ich wi cej. I nierze do tego. A dz c z dochodz cych ha asów, zbli a si jaki wi kszy pojazd bojowy. ówne wie yczki z broni obu wozów obróci y si nagle dooko a. Dostrzegli si nawzajem. Równocze nie otworzyli ogie . os admira a Masona zaskrzecza z zewn trznych g ników „Victory”. - Proponuj , aby my opu cili to miejsce, panie ambasadorze. Sten zgodzi si z nim. Obróci si do Menyndera.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Niech pan si lepiej usunie - poradzi mu. - Powodzenia. - B dziemy potrzebowa czego wi cej, ni powodzenia - stwierdzi Menynder, i wycofa si w poszukiwaniu schronienia. Sten i jego grupa ruszyli sprintem w kierunku statku i wbiegli na ramp . Tu za nimi wybuch najpierw pierwszy pojazd, potem drugi. Zahucza y mo dzierze. Pojawi o si wi cej wozów. Trwa a strzelanina.Usi uj c utrzyma si na nogach mimo przeci enia spowodowanego szybkim wznoszeniem si „Victory”, Sten patrzy na scen bitwy rozgrywaj si przed nim na g ównym ekranie mostku. Có za powitanie, pomy la . A teraz jak on ma sobie poradzi z ca ym tym ba aganem? Sten t oczy si z Masonem w admiralskiej kabinie, usi uj c ustali , co maj teraz robi . Kiedy zastanawiali si nad kilkoma mo liwo ciami - wahaj cymi si od kiepskich do zupe nie g upich nadal nap ywa y raporty. Jochi przesta a milcze . Oczy Stena przesun y si po pliku t umacze , który poda mu w nie oficer czno ciowy. - Oni ca kiem zwariowali - podsumowa . - Wszyscy nadaj do wszystkich mo liwie jak najwi cej brzydkich s ów, wyzywaj c tych drugich, eby wyszli i walczyli jak prawdziwe istoty. - Czyta dalej, potem gwizdn cicho i podniós oczy. - I w nie tak si dzieje. - Postuka w jedno ze sprawozda . - Milicja Jochi z apa a kilku Torków w jakim budynku. Nie chcieli wyj na zewn trz, aby da si zar . Jochia czycy spalili wi c ca y budynek wraz z zawarto ci . - Wspaniale - powiedzia Mason. - Oprócz tego mamy tyle strzelania, e g ówny komputer przegrza si na z czach próbuj c przewidzie , jak szybko rozwinie si to wszystko. Prychn . - I to by by o tyle, je li chodzi o dyplomacj . Udowadnia to prawdziwo mojej teorii o zachowaniu przeci tnych obywateli. Jedyn rzecz , jak rozumiej , jest dobry wystrza tu obok g owy. - Nie wydaje mi si , aby ta strategia zadzia a tutaj - stwierdzi sucho Sten. - Imperator pragnie ich serc i umys ów. Skalpy nie zadowol go ani odrobin . - Mimo wszystko - powiedzia Mason. - Tak, wiem - stwierdzi Sten. - To strasznie kusi. Niestety, to co si teraz dzieje zosta o spowodowane przez nasz przyjazd. - Nie bior na siebie winy za to - powiedzia Mason nieco cieplej. Sten westchn . - Nikt pana o to nie prosi, admirale. To mój ty ek Imperator upiecze na ro nie. Jednak je li sytuacja znacznie si pogorszy, mo e nie zadowoli si tylko mn . Mason otworzy usta, aby odpowiedzie . Sten podniós d , uciszaj c go. Wpad a mu do g owy pewna my l. - Mój ojciec zwyk opowiada mi o pewnych bestiach - powiedzia . - Mu y, tak chyba je nazywa . To by y zwierzaki. Pod e i uparte stworzenia. Mówiono o ich, e jedyny sposób na przyci gni cie ich uwagi to, po pierwsze, porz dny cios w g ow . - Proponowa em ju chyba co podobnego - stwierdzi Mason. - Tak, wiem. Ale dla istot, z jakimi mamy do czynienia, walni cie w g ow mo e okaza si zbyt subtelne... No dobrze. Wypróbujmy ten pomys , mo e si uda... Mason pochyli si bli ej, kiedy Sten przekazywa g ówne za enia swego planu. um Jochia czyków przysuwa si do barykady Bogazi, spuszczaj c deszcz ska , gruzów, przekle stw na ma grup obro ców z s siedztwa. Sklepy po obu stronach szerokiej g ównej ulicy Rurik straszy y pustymi oczami z potrzaskanego szk a. Wiele z nich sta o w p omieniach.Nad owami po udniowe niebo czernia o od gwa townych burz. Ci kie chmury naciera y jedna na drug , wywo uj c grube b kitne uki ogni elektrycznych. Wysoki Jochia czyk pospiesznie wspi si na stert mebli i po amanego drewna, tworz barykad . Rzuci granat, obróci si i zacz ucieka .Nag y strza ci go z nóg. W tym samym momencie wybuch granat. Eksplozja rozrzuci a od amki na Bogazi. Rozleg y si krzyki bólu i gniewu.Wielka samica Bogazi przecisn a si przez wyrw w barykadzie, utworzon przez granat. Z wystaj cymi z ramion ostrogami dopad a dwóch Jochia czyków. Opu ci a w dó swój wielki otowaty dziób. Raz. Drugi. Czaszki trzasn y jak skorupki jaj, pociemnia e od zanieczyszcze .Upu ci a cia a na ziemi i wróci a w poszukiwaniu nast pnych ofiar. Ci ka belka
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
trafi a j prosto w szyj . Bogazi pad a obok obu trupów.Wi cej Bogazi zacz o wylewa si przez wyrw . W jednej chwili kana y burzowe g ównej ulicy zape ni y si krwi . Z wysoka dobieg o nag e zawodzenie silników. Ci ki wiatr run wzd ulicy, pokrywaj c uszcz py em i ma ymi od amkami gruzu. T um w samym rodku strzelaniny uspokoi si - i zagapi w gór .Ja niej ce, bia e cielsko „Victory” sp ywa o ku nim w dó bulwaru. Nie wysoko na niebie, ale tu pod poziomem dachów wie owców, wyznaczaj cych ulic ; gro ny kolos zupe nie nie na miejscu w centrum miasta.Tu przy barykadach ryk urós jeszcze, i okr t wojenny przeszed na nap d McLeana, przechodz c wystarczaj co blisko t umu, aby wszyscy mogli dobrze i dok adnie obejrze imperialne znaki na obu burtach. To by a obecno Imperium - gro na pi i opieka w jednym. - Mój Bo e, spójrzcie tylko na to - westchn jeden z Jochia czyków. - Mo e teraz zapanuje sprawiedliwo - powiedzia Bogazi. - Czekaj! Co on robi? - nast pny zadziwiony Jochia czyk z roztargnieniem zacz szarpa za r kaw najbli szego Bogazi. „Victory” przybli a si nadal, a znalaz a si w odleg ci nie wi kszej ni dwadzie cia metrów nad g owami istot. T um garn si do siebie pod czarn chmur jej masywu. Zawy y silniki i statek zacz powoli przesuwa si do przodu, prosto w dó szerokiej alei. Obie strony konfliktu gapi y si na to przez d sz chwil . A potem obrócili si i spojrzeli na siebie nawzajem. Prowizoryczna bro wysun a si na ziemi z r k i chwytnych ko czyn.Ponad nimi nagle rozja ni o si b kitem czarne dotychczas niebo. S ce malowa o delikatne chmury na ró ne kolory. Powietrze by o wie e i pachnia o wiosn . - Jeste my uratowani - powiedzia jaki Jochia czyk. - Wiedzia em, e Imperator nas nie opu ci - doda inny. - Statek kieruje si do ambasady Imperium! - zakrzykn kto ze szczytu dachu. Oczarowanie prys o i t um, miej c si i krzycz c z ulgi, ruszy za statkiem.„Victory” eglowa a dostojnie tu ponad chodnikiem. Ulica poni ej zape ni a si nagle po brzegi morzem istot. Bogazi, Jochia czycy, Suzdalowie i Torkowie, przemieszani ze sob , artowali i klepali si nawzajem po plecach.Tysi ce innych istot wychyla o si z okien wie owców, pozdrawiaj c „Victory” i jej majestatyczny lot.Na ca ej Jochi - a faktycznie równie w ca ej mg awicy - wszyscy porzucili swoje zaj cia i pospieszyli ogl da przybycie przedstawiciela Imperatora. Zanim statek dotar do budynków ambasady, dos ownie miliony istot otacza o jej szerokie, ogrodzone tereny. A biliony nast pnych patrzy y na ekrany. Zapomniano o wszelkiej wrogo ci. Wewn trz „Victory” Sten szybko czy ci swoje ubranie. Sind przebieg a palcami po jego w osach, uk adaj c pukle na miejscu. Alex spojrza na ekran odbiornika i olbrzymi t um, czekaj cy na zewn trz. - Jeste cholernym Szczuro apem z Hamelin, m ody Stenie - powiedzia . - Nie gadaj tak - zgani go Sten. - Jemu p acili w szczurach. Albo domowych ma pach, i sam nie wiem, co jest gorsze. Cz onek za ogi wcisn klawisze steruj ce luz . Drzwi zaskrzypia y. Sten poczu na twarzy wie bryz . Us ysza uderzenie rampy spadaj cej na pod e. - No dobra - powiedzia . - A teraz pozwólcie tym draniom przyj do mnie. ród feerii powitalnych okrzyków wyszed na dwór.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ksi ga druga KOCIA APA Rozdzia 9 - Nigdy nie mia em zwyczaju zabijania pos ców, przynosz cych z e wie ci - stwierdzi Wieczny Imperator. - Tak jest, sir - powiedzia Sten. - Jednak w tym przypadku - ci gn w adca - to dobrze, e znam ci ju od tylu lat. - Tak jest, sir - powiedzia Sten. - Czy rozumiesz, e nie jestem zadowolony? - Rozumiem, Wasza Wysoko - j ka si Sten. - Ca kowicie... sir. Holograficzny obraz Imperatora zafalowa , gdy szef Stena podszed w swojej komnacie do antycznej lady z drinkami i nala sobie szkockiej na dwa palce. - Masz tam co do picia? - spyta Imperator z pewnym roztargnieniem. - Tak jest, sir - powiedzia Sten. - Pomy la em, e najlepiej b dzie postara si o w asne zaopatrzenie. - Poj podpowiedz, podniós butelk szkockiej z biurka poprzedniego ambasadora i nala sobie do szklaneczki solidn porcj . Imperator wzniós ironiczny toast: - Aby moi wrogowie zdziwili si jeszcze bardziej - ale boj si , e je eli tak si stanie, to my pierwsi trafimy do diab a na obiad. Wypi . Sten poszed za jego przyk adem. - Czy wiesz, e nie mam sposobu, aby to powstrzyma ? - powiedzia w adca. Sten milcza . Tak naprawd nie by o to przecie pytanie. - Media nadawa y ju sprawozdania, donosz ce o wzrastaj cym kryzysie w Mg awicy Altaic. Tylko czeka , jak zorientuj si , e sprawy stoj rzeczywi cie le. - Imperator ponownie nape ni szklank , zamy li si . - Naprawd przeszkadza mi to, e osi gn em ju pewne zasadnicze ustalenia, podj te w najwy szym sekrecie. Najmniejsza oznaka tego, e co si pruje w tej strukturze, któr odbudowa em, odsunie te uzgodnienia na najdalsz orbit . I wtedy... kiedy co idzie le... ca a reszta tak e mo e by w tpliwa. Sten westchn . - Chcia bym, aby istnia jaki sposób na to, ebym móg odmalowa nieco lepszy obraz, Wasza Wysoko - stwierdzi . - Ale to chyba najbardziej paskudne zadanie, jakie wykonywa em w twojej bie, panie. A przecie nie zacz o si jeszcze naprawd . - Jestem tego wiadomy, Sten - powiedzia Imperator. - Khaqan wybra sobie po prostu fatalny czas na mier . - Poci gn yk napoju. - Czy jeste rzeczywi cie pewien, e nikt mu w tym nie pomóg ? - Przeczyta em wszystkie sprawozdania - powiedzia Sten. - I wyja niono tam w wiarygodny sposób, jak i dlaczego zmar . To by anewryzm. Arteria po prostu p a. Jedyn spraw , której nie jestem pewien, s okoliczno ci. - Sten pomy la o o wiadczeniu Menyndera dotycz cym obiadu ku czci Khaqana. - Osobi cie s dz , e nie ma to wi kszego znaczenia. Je eli tworzyli w nie co w rodzaju konspiracji... no có , z tego co widzia em, wnosz , e nie by oby to niezwyk e. - Zgadzam si - powiedzia Imperator. - S dz , e gdyby nie istnia y adne oznaki konspiracji, sta bym si cholernie podejrzliwy. No dobrze. Zostawmy te okoliczno ci w spokoju na jaki czas. - Tak jest, sir - powiedzia Sten. - Po pierwsze - stwierdzi Imperator - musimy jak najszybciej opanowa t sytuacj . Je eli ma to obserwowa ca e Imperium, to nie chc , aby ktokolwiek my la , e nie mam ca kowitej pewno ci. Zawsze mo e znale si kto , kto powie, e to ja zawali em spraw . Zawsze te mo e znale si kto inny, kto powie, e straci em dawn werw ... od czasu, kiedy wróci em. I jeszcze pozostaj ci, którzy po prostu maj nadziej , i zmi em na tyle, e pozwol im na robienie zamieszania i sprawianie k opotów. A wi c, maj c to wszystko na uwadze, chcia bym od samego pocz tku ustali , jak to za atwi ...To znaczy: je eli nie podobaj nam si czyje posuni cia, zgniatamy go.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Powo ujemy nowy rz d. Natychmiast. Z moim ca kowitym poparciem. Je eli to zostanie raz wykonane, nie b dzie adnych obiekcji. Na pewno nie w zasi gu mojego s uchu. I, je eli s jakie ne czy gwa towne k ótnie dotycz ce moich decyzji na Altaic, to maj zosta uciszone. Szybko. Niewa ne, w jaki sposób. Nie znios adnej lito ci! Imperator waln r w biurko. Nawet przez g niki zabrzmia o to jak strza . Imperator nagle przesta mówi i obdarzy Stena s abiutkim, ch odnym u miechem. - Chc mie cholern pewno , e zarówno moi wrogowie, jak i przyjaciele wiedz , i nie dam si nabra . - Tak jest, sir. Ja... ma pan racj , sir... - Czy s ysz jakie milcz ce „ale” w tej twojej zgodzie? - Nie, je li chodzi o ca ciowe uj cie sprawy, Wasza Wysoko . Nie. To nie jest czas na wahanie. Jednak e, kiedy wysy mnie pan do tego miejsca, nie przesadzi pan mówi c o tym, jak k ótliwi s tutejsi mieszka cy. Nawet je eli u yjemy wielkiego m ota, aby zjednoczy ich ze sob , wydaje mi si , e nadal b dziemy musieli bardzo uwa nie obserwowa , jak to wszystko dzia a razem. Sten zawaha si , usi uj c odczyta co z twarzy Imperatora. Nie mia a wyrazu, ale nie by o na niej gniewu. - Mów dalej - rozkaza w adca. - Jak pan wie, sir, rozmawia em z przywódcami - albo przynajmniej z istotami, które twierdzi y, e nimi s . Dopóki nie otrzymam lepszych danych, opartych na analizie komputerowej, musz zaufa swojemu instynktowi. Ta spo eczno mo e rozdzieli si na wi cej ni cztery cz ci. Do diab a, to ju si sta o. Kiedy przyby em, dwie frakcje Jochia czyków walczy y ze sob w porcie kosmicznym. - S uchaj tego instynktu - powiedzia Imperator. - Kiedy tylko si pokaza em - ci gn Sten - wszyscy ci przywódcy frakcji, humanoidalni i obcy, wydrapywali sobie drog do ambasady, ka dy b aga o to, aby zrobi go nowym wodzem. Kaza em im czeka na oficjalne zaproszenie. Wzywa em jednego po drugim. - I da im niez y wycisk - stwierdzi Imperator. - Och odzi ich nieco i kaza owa za grzechy pope nione w stosunku do mnie. Podoba mi si sposób, w jaki to przeprowadzi . - Dzi kuj , sir - powiedzia Sten. - Mówi c szczerze, skoro to miejsce ju uleg o podzia owi, naprawd w tpi , czy uda si to znowu sklei . Nie b dzie ju tak, jak przedtem.Wszyscy siedz teraz w swoich dzielnicach, sir. I na swoich macierzystych wiatach - gdzie nic ich nie obchodzi oprócz osobistych problemów. Li swoje rany. My o rzeczach, które mog sta si zupe nie inne. A w tym przypadku, sir, samo my lenie ma ju moc sprawcz . Oczywi cie, ka da z grup ma asn wizj czego w rodzaju raju dla swojego gatunku. Osobi cie s dz , e jeszcze przez d ugi czas b dzie si tu rozgrywa o prawdziwe piek o. - Dopóki nie poradzimy sobie z tym - powiedzia Imperator. - Dopóki nie poradzimy sobie z tym, sir - zgodzi si Sten. - Na pocz tek - stwierdzi Imperator - posy am ci batalion Gwardii Imperialnej. To powinno pomóc w sklejaniu. Sten achn si . - Tak wiele... sir? Mia em nadziej , e mo e z jedn z Sekcji Mantisa. Je eli nie b dziemy si za bardzo afiszowa , a rzeczy nie pójd dobrze... to nie obwini nas za bardzo. Poza tym, sir, naprawd wierz , e lepiej poradz sobie ze skalpelem ni z m otem. - Nie mog podj tego ryzyka - powiedzia Imperator. - Dostaniesz batalion. Ju jestem celem dla szyderców. W porz dku. Pójd im na r . Poza tym, mam jeszcze jeden powód. - Tak jest, sir. - Jeszcze jakie pomys y? - spyta Imperator. - Tak jest, sir. Spo ród tych sm tnych durniów wybra em jednego, który jest naprawd dobrym kandydatem. Je eli tylko na jaki czas. - Kto? To pojedyncze s owo zawiera o pewne ukryte ostrze. Sten nie dostrzeg tego w por , dopiero pó niej.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Menynder, sir. Tork, stary, sprytny wyjadacz. Ale to jedyna istota, któr wszyscy zdaj si szanowa . Lista jego wrogów jest naprawd krótka. I wydaje mi si , e mo e zmusi ludzi do pos uchu na tyle, aby zdo opanowa sytuacj . Mo e uda im si pozbiera . - Dobry wybór - powiedzia Imperator. - Ale... jak sam powiedzia , on stanowi tylko tymczasowe rozwi zanie. Ja my o czym na sta e. - Poci gn yk swojego drinka. - Nazwisko tego cz owieka brzmi Iskra. Doktor Iskra. To Jochia czyk. Sten podniós brew. S ysza ju o nim. Niewiele. Wystarczaj ce jednak, aby wiedzie , e Iskra zdoby sobie wielki szacunek. Musia wi c uwierzy Imperatorowi na s owo, e Iskra ma zdolno ci przywódcze. - Rozmawia em z nim ju - stwierdzi Imperator. - Jeden z moich statków polecia po niego. B dzie u ciebie niebawem. To on stanowi ten drugi powód, dla którego wysy am batalion Gwardii. Poprosi o nich. U yje ich jako osobistej ochrony. Na pocz tku. - Bardzo dobrze, sir - powiedzia Sten. Poczu jednak wewn trzne dr enie na wie , e Iskra poprosi o nierzy zanim nawet zobaczy Altaic i oceni bie sytuacj . Opanowa swoje obawy, ale nie zapomnia o nich.Poza tym, liczy o si tylko to, czy dzia ania dadz pozytywne wyniki. Sten nie przej adnego z tradycyjnych, z ych nawyków Imperialnej S by Dyplomatycznej, takich jak stawianie siebie na pierwszym planie. - Co jeszcze? - spyta Imperator. Wydawa si niezmordowany, niecierpliwy, gotów podj wszelkie zadania. - Nie, sir. - A wi c... do nast pnego sprawozdania... - Imperator pochyli si do przodu, aby wcisn guzik na swoim biurku. Ale kiedy obraz holograficzny Stena w pokoju ambasady na Jochi zanika , w adca szybko sprawdzi wyraz jego twarzy. By prawid owo pe en szacunku. Potem posta Stena znik a.Wieczny Imperator z roztargnieniem podniós swoj szklank i ykn , pogr aj c si w my lach. Pe na koncentracja stanowi a jedn z jego wielu umiej tno ci, opanowanych podczas wielu wieków. Po wi ci Stenowi pi sekund tego skupienia. Czy by lojalny? Bez w tpienia. Podczas nieobecno ci w adcy Sten wspó tworzy plan obalenia Rady. Zwornik sojuszu, który zbudowa , stanowi o ca kowite po wi cenie pami ci Imperatora.Tak, Sten by lojalny. I w adca obdarowa go wieloma zaszczytami. Ale tylko niewielu orientowa o si tak naprawd , jak wielkim bohaterem by Sten w rzeczywisto ci. Chyba po raz pierwszy Imperator u wiadomi sobie, e mia szcz cie, znajduj c w Stenie sojusznika. Z jakich przyczyn ta my l nieco go uwiera a. Odsun na bok to uczucie. Pó niej mo e umie ci je gdzie jako cz wi kszej ca ci. Zebra na nowo my li i przeszed do innych spraw. Potrzebowa pomocy innego cz owieka. Z bardzo cichego - i miertelnego - rodzaju. Tak. Nie mo e podejmowa adnego ryzyka w sprawie Altaic. Absolutnie adnego. Rozdzia 10 Wiadomo ci telewizyjne pe ne by y doniesie o ha liwym rajdzie Stena na „Victory”. Specjali ci Imperatora od propagandy wype nili media dramatycznymi obrazami majestatycznego przelotu statku ponad g owami zachwyconych t umów i powitania bohatera, jakie zgotowano Stenowi po jego wyl dowaniu na terenie ambasady.Zrobiono równie wiele ha asu wokó uspokajaj cego wp ywu flagi Imperatora na nieszcz sne, rozhisteryzowane istoty Mg awicy Altaic. Zgon Khaqana przeszed niemal jako co ju zapomnianego, przy odpowiednio smutnych s owach Imperatora, uj cego mierci „drogiego przyjaciela i zaufanego sprzymierze ca”.By y tak e zwyk e zapewnienia ze strony g ównych doradców, e przywrócono ju porz dek, i e ludzie Imperatora „blisko wspó pracuj z lokalnymi przywódcami, aby zapewni w ciwe powo anie rz du”. Sten westchn , wciskaj c wy cznik i przerywaj c w ten sposób w pó s owa ten potok s odko ci, wylewaj cy si z ekranu. Oczekiwa podobnej kampanii propagandowej ze strony Imperatora. Niestety, opowie , jak snu zespó doradców by a tak optymistyczna, e Sten obawia si , i
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
nawet najmniejsze niepowodzenie zostanie poczytane za ca kowit kl sk .A on sam z ca ych si stara si temu zapobiec. Skupi si nad swoim zadaniem, ignoruj c gwar techników pracuj cych pod komend Alexa w pokoju czno ci ambasady. Po raz dziesi ty zmaga si z not dyplomatyczn . Problem tkwi w tym, w jaki sposób mia zawiadomi przywódców takich jak genera Douw, Menynder, Youtang, Diatry o tym, e odci to ich od w adzy. e nowy Khaqan zosta wybrany bez porozumienia si z nimi? Doktor Iskra by ju w drodze. A Sten musia powiedzie im o tym szybko, inaczej znalaz by si w niezr cznej sytuacji. Móg to sobie wyobrazi : - Dzie dobry pa stwu - powiedzia by. - Przedstawiam wam waszego nowego tyrana. Ma wietne referencje. By mo e nawet wszyscy go ju znacie. Przykro mi, e nie wspomnia em o nim wcze niej. Ale Imperator nie ufa adnemu z was. I zwisa mu totalnie, czy yjecie, czy nie. Dopóki nie robicie zbyt wiele ha asu. A teraz... Wybaczcie mi, prosz . Mam zamiar naprawi barykady, aby cie mogli powybija si nawzajem. - I znikn by tak szybko, jak jochia ska tr ba powietrzna. O rany. To niemal niemo liwe, aby zrobi dobr min do tej gry. Ale nie ma sposobu, aby to obej . Musi napisa t not , fakt. Ale powinien j przekaza osobi cie. apa go pisarski kurcz. Spojrza w gór , aby sprawdzi , jak Alex radzi sobie ze swoj ma misj szpiegowsk . Nie po raz pierwszy Sten zastanowi si nad tym, jak wielu z ich dawnych paskudnych umiej tno ci wymaga ten wiat pokoju.Jego oczy przesuwa y si po ekranach, wype niaj cych ca cian pokoju czno ci w ambasadzie. - No chod cie, wy ma e Frick i Frack - przymila si Alex, naciskaj c guziki. - B cie dobrymi nietoperzami. Kilgour zrobi wst pne przeszukanie ambasady, aby zobaczy , jakie dobra zostawi poprzedni ambasador. Pierwszy przegl d natychmiast przyniós co u ytecznego. Szperaj c w magazynach piwnicznych, Kilgour znalaz setki ma ych zrobotyzowanych kamer. Mia y skrzyd a i wygl da y jak nietoperze. Alex nazwa je Frick i Frack Jeden do tysi ca czy wi cej, na pami tk prawdziwych, ywych, podobnych do nietoperzy istot, które poleg y podczas dzia alno ci Mantisa. Na adowa na nowo akumulatory robotów, skonsultowa si z technikami i ekspertami od miejscowej kultury, zaprogramowa obszary patrolowania i wys nietoperze w wiat na przeszpiegi.Nadawa y obrazy scen rozgrywaj cych si w ca ym Rurik. I te obrazy ukazywa y zupe nie inn histori , ni audycje Imperatora. Taa, przywrócono spokój. Ale tylko w porównaniu z ba aganem, jaki zasta Sten zaraz po przybyciu. Ekran w lewym górnym rogu pokazywa sceneri obok koszar Jochia czyków. Spokój... na powierzchni. Ale kiedy Alex przesun bli ej swoich ma ych szpiegów, Sten dostrzeg kilka uzbrojonych transporterów. Bezczynnych, ale gotowych do natychmiastowej akcji. Personel techniczny krz ta si dooko a innych. Sten widzia te windy, uginaj ce si od amunicji i cz ci zapasowych.Nieco ni ej ekran pokazywa zbuntowanych Jochia czyków, przechodz cych intensywne szkolenie. Inny, w obozie Torków, przekazywa obraz broni i gor cych dyskusji.Na innych monitorach by y analogiczne obrazy: barykady Suzdalów i Bogazi odbudowywano i umacniano; milicje patrolowa y ulice swoich dzielnic, w jednym przypadku wyra nie ignoruj c grup niedorostków nape niaj cych szklane butelki skradzionym atwopalnym p ynem. ówna dzielnica handlowa Rurik by a pusta. Sklepy dok adnie zamkni to, przed niektórymi stali opryszkowie wynaj ci jako stra nicy. Sten widzia gangi m odych istot przetaczaj ce si po ulicach w poszukiwaniu bójki i upu. Jeden z nietoperzy Alexa pokazywa obraz wypalonego sklepu. Przez tylne wyj cie wynoszono warto ciowe przedmioty. W tym przypadku rabusiami byli nierze, mi dzy których zapl ta o si kilku policjantów. - Popatrz, Sten - powiedzia Kilgour. - To jest laseczka, któr chcia bym ci pokaza . - Przerzuci obraz z jednego monitora na du y ekran, zajmuj cy ca cian . Sten ujrza dziwk przechadzaj si po ulicy. Mapa wskazywa a, e rzecz dzieje si obok obozu wojskowego Jochia czyków. ny gwizd, przeszywaj cy uszy przez g niki powiedzia mu, jak blisko.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Obraz powi kszy si i Sten zobaczy kilku nierzy reaguj cych na wyzywaj co ubran kobiet . Dziwka stan a i po a r na biodrze, wypinaj c po ladki i inne swoje atuty. nierze zawo ali na ni . Kobieta nad sa a si , potrz sn a g ow , obróci a na wysokich obcasach i wróci a w g b ulicy. nierze popatrzyli po sobie i roze miali si . Dwóch od czy o od grupy i posz o za kobiet . - A teraz zobacz j przy pracy - powiedzia Alex, poci gaj c za ma y joystick, którym posy swojego nietoperza w lad za obserwowan grup . nierze dotarli do dziewczyny. Przez chwil trwa y targi. W ko cu uzgodniono cen i dziwka pochyli a si w stron muru. Walcz c z ubraniem i artuj c z kumplem przezornie, pierwszy z nierzy zacz zabiera si do roboty. Gdy schyla si ju nad dziewczyn , nast pi o nag e poruszenie, tak szybkie, e Sten go o ma o nie przeoczy . Dziwka mia a kilku oprychowatych przyjació . Powalili nierzy na ziemi . Zanim zd a poprawi ubranie, nieprzytomne cia a ofiar zosta y pozbawione broni, mundurów i dowodów to samo ci. Sten obserwowa dziewczyn i jej znajomych gdy odchodzili, aby zastawi nast pn pu apk . - Ilu ju obrobili? - Oko o dwudziestki czy mo e wi cej. Ale licz dopiero od niedawna. Ona jest bardzo szybka. Ma jeszcze kilku go ci do tego, eby dostarcza up buntownikom. - obuzy na rzecz Wolnych Jochi, co? - powiedzia Sten. - Móg bym si nawet po mia , gdyby nie to, e wydaje mi si , i ca y ten kocio za chwil wybuchnie. - Najwi kszy problem w tym, e nie mo emy zbyt wiele zrobi . Pozostaje nam siedzie cicho, mie nadziej , e b dzie dobrze i tubylcy zachowaj cierpliwo . I czeka , a na scenie uka e si doktor Iskra. - Kiedy spotkali my si po raz pierwszy - stwierdzi Kilgour - nie by jeszcze takim s odkoustym garzem. Ciesz si , e zrobi post py. - Dzi kuj ... - powiedzia Sten. - Rzecz w tym, e naprawd musimy co wymy li . - Stukn w not dyplomatyczn , któr w nie tworzy . - Gdy Iskra przyb dzie, kilka istot mo e si na serio obrazi . - Dasz sobie rad , stary. K amc nikt si nie rodzi, dopiero pó niej nim zostaje. W innym przypadku nasze kochane mamu ki udusi yby nas jeszcze w kolebce. Sten mrukn twierdz co. Ale czy mia jaki wybór? Wiedzia doskonale, e tylko wtedy, kiedy na Jochi panuje wzgl dny ad, to reszta mg awicy tak e pozostaje w pokoju.Radosny entuzjazm, którym powitano jego przyjazd, trwa mniej wi cej tyle czasu, ile nag a wiosenna pogoda, która niemal natychmiast zrobi a si paskudna. Wraz ze wzrostem wilgotno ci ros a wybuchowo usposobienia. Czarne chmury k bi y si w powietrzu. Nastroje zmienia y si od euforii po ponure przygn bienie. I to w nie, jak zd si ju nauczy Sten, charakteryzowa o natur wszystkiego na Jochi. Kilka godzin przed zmierzchem drugiego dnia ca y tabun cyklonów pojawi si na niebie Rurik. Tr by powietrzne grzmia y woko o z dziwaczn logik ywio u. Uderza y na miasto. Przera y wszystkich miertelnie, potem wycofywa y si , i za sekund znów wsysa y w siebie drzewa, gleb , budynki, co pot gowa o strach. Nagle zawirowa y po raz ostatni i odesz y.Jeszcze d ugo pó niej mieszka cy Rurik spogl dali nerwowo na horyzont i siebie nawzajem.A potem, zupe nie nagle, powróci a zima z ostrym mrozem, jak gdyby wiosna, a potem wilgotno i upa nie zdarzy y si wcale. Nast pny dziw Jochi. Sten powróci do swojego k amliwego pisma. „...Podczas gdy Wieczny Imperator... w swoim bokim uczuciu do wszystkich istot w Mg awicy Altaic...” - Rany boskie! Spójrz na to! owa Stena podskoczy a do góry. Spojrza tam, gdzie wskazywa Alex. Na centralnym ekranie panowa kompletny chaos. Sten podszed bli ej, aby lepiej widzie . Zbity t um istot maszerowa przed frontonem jakich wygl daj cych oficjalnie budynków; najwyra niej zbudowane przez zmar ego Khaqana, by y ogromne i pretensjonalnie kolorowe.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Wed ug Stena wygl da y jak skrzy owanie olbrzymiego ula z si gaj cymi nieba cie kami. - To Uniwersytet Pooshkan - powiedzia a m oda gorliwa techniczka. Sten przypomnia sobie, e ma na imi Naomi. kn . - Studenci? O, nie! - No tak. Mamy zak ócenia, stary - stwierdzi Alex. Pokr ci co przy guzikach i nagle tuzin ró nych obrazów z terenu uniwersytetu pojawi o si na ównym ekranie.W jednym miejscu umundurowani stra nicy byli apani przez m odzie i wyrzucani g ówn bram . W innej cz ci Sten móg zobaczy studentów t ucz cych co , co wygl da o na oszklon kafejk . W pó sekundy wybuch a dzika walka na talerze. Nauczyciele szukali schronienia, niezbyt skutecznie unikaj c fruwaj cego jedzenia i od amków gruzu. Ma e ogniska wybucha y na ca ym terenie. Sten by pewien e podsycano je aktami wszystkich studentów, którzy oblali.Zdo te dojrze przez krzaki i drzewa b yski nagiego cia a i us ysze krzyki rozkoszy. Widocznie niektórzy studenci protestowali z wi kszym uczuciem. W g ównej bramie Uniwersytetu Pooshkan wznoszono wielk barykad . Stert mieci uk adano na tyle porz dnie, e by pewien, i brali w tym udzia studenci kierunków politechnicznych. To wymaga o planowania.Nast pny dowód na to pojawi si w postaci starannie wydrukowanych transparentów. Napisy na nich domaga y si wielu spraw. Ale wo y g ównie: „Teraz demokracja!” - Cudownie - powiedzia Sten. - To jedyna rzecz, której nikt tutaj nie dostanie. Przyjrza si bli ej jednemu z obrazów, pokazuj cych studentów - i zorientowa si , jak byli dziwni. Po pierwsze, stanowili mieszan grup . Znajdowali si tam zarówno Suzdalowie i Bogazi, jak i Torkowie i Jochia czycy. Po drugie, wszyscy pracowali - a tak naprawd rzucali - razem. To prawie nigdy nie zdarza o si na Jochi, jeszcze rzadziej w pozosta ych cz ciach mg awicy, gdzie segregacja stanowi a cenion cz socjalnego status quo. - Có to za miejsce? - spyta Sten, zauwa aj c jeszcze, jak dobrze od ywiona - i ubrana - by a ta odzie . - Daj nam odczyt, skarbie - powiedzia Alex do m odej techniczki. Naomi pokr ci a g ow . - Nie musz patrze . Pooshkan jest najlepszym uniwersytetem w mg awicy. To w nie tutaj najwy sza warstwa Altaic posy a swoich synów, córki, kurcz ta i szczeni ta. - Bogate dzieciaki - j kn Sten. - Podwójnie cudownie. - Potem wzruszy ramionami. - No có . To mi wygl da na lokalny problem. Gliny sobie z tym poradz . - Ho, ho - powiedzia Kilgour. - A co to za ho, ho? - Sten a ba si pyta . - Za yczy sobie, wi c masz - stwierdzi Alex. - Te ma e winie wychodz . Fajnie wygl daj . Sten zobaczy falang policjantów zmierzaj w kierunku g ównej bramy, uzbrojon w he my, tarcze, elektryczne paralizatory i - tu za nimi porusza si ma y czo g - gaz zawi cy. - Cholera jasna! - Sten nie powiedzia nic wi cej. - A tu mamy tych innych. Kilgour wskaza na t um doros ych, gromadz cy si na kra cu terenu uniwersytetu. Niektórzy z nich wrzeszczeli na policjantów. Inni na studentów. Jeszcze inni znów na siebie nawzajem. Podzieleni byli wyra nie na cis e grupki wed ug gatunków. - Do diab a z tym - stwierdzi Sten. - To nadal lokalny problem. Nie ma sposobu, eby my si w to wmieszali. Kiedy to mówi , pulpit kontrolny roz wietli si od telefonów. Ludzie Alexa zacz li je odbiera . - ...Ambasada Imperium. Tak, s yszeli my o zamieszaniu na uniwersytecie. Nie, ambasador nie ma na ten temat nic do powiedzenia... Ambasada Imperium... Zamieszki na uniwersytecie? Tak, prosz pana. Nie, prosz pana... Ambasada Imperium... Ca kowicie zdegustowany, Sten z apa za swoje pismo i zacz i w stron drzwi. - Nie wo aj mnie, dopóki sytuacja si nie pogorszy - zawo przez rami . - A w ciwie... w ogóle mnie nie wo aj...
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Ten lepiej odbierz, stary - powiedzia Alex, podaj c s uchawk . - Kto to jest? - spyta Sten, niemal warcz c. - Jaki ch opaczek z Pooshkan - mówi Alex. - To ten. - Wskaza na ekran, przekazuj cy obraz adczego m odego Jochia czyka. Przystojny ch opak, pomimo pewnych tendencji do tycia w okolicach podbródka. Sten widzia go, jak mówi do aparatu najwyra niej po czonego z ambasad .To jeden z przywódców, jak s dz - ci gn Alex. - Poda nazwisko Milhouz. Naomi gwizdn a. - To przewodnicz cy studentów - powiedzia a. - Jego rodzice s w zarz dzie Banku Jochi. To obja ni o Stenowi, jak niebezpieczne miejsce stanowi uniwersytet. Krwawi cy nos móg by w pewnych kr gach widziany jako morderstwo. - Tak, panie Milhouz - powiedzia Sten do s uchawki, g adko jak po ma le. - Mówi ambasador Sten. Jak mog panu pomóc? Kiedy s ucha m odego g osu, brz cz cego przy uchu, i patrzy na zarumienion , podekscytowan twarz na ekranie, wiedzia , e musi z ama pierwsz z regu , jakie narzuci sobie w pierwszej fazie tej operacji. Brzmia a ona: nie opuszcza ambasady. Niech oni przychodz . - Mo e pan oczekiwa nas za kilka minut, m ody cz owieku - powiedzia i przerwa po czenie. Kiedy odwróci si z powrotem, zobaczy Sind wchodz do pokoju. Z wyrazu jej twarzy odgad , e wie doskonale o tym, jaka jest sytuacja. Jeden z ekranów pokaza studentów rzucaj cych gruzem w policjantów. - Ta cholerna sprawa mo e stanowi iskr , która rozpali wielkie ognisko - powiedzia Sten do Sind. - A wi c zrobimy tak. Potrzebuj oko o dziesi ciu Gurkhów i z pi dziesi ciu Bhorów. Ale nie mo emy rzuca si w oczy. Bro ukryta. Bez mundurów. Nie powinni my wygl da jak oddzia szturmowców. - Troch trudny do wykonania rozkaz dla Bhorów - powiedzia a Sind. - Zw aszcza dla Otho. - Je eli pójdzie jak trzeba - stwierdzi Sten - to wszyscy b zbyt ciekawi Otha i innych, eby sprawia k opoty. Alex? - Gotowy jak i ty, stary - powiedzia Kilgour. - No dobra, ch opcy i dziewczynki - ci gn Sten. - Wracamy do szko y. Rozdzia 11 Dzie by jasny i mro ny, kiedy Sten wraz z za og pod ku placowi Khaqanów. Rozgl da si po wznosz cych si ponad nimi pomnikach. Czu si jak owad, maszeruj cy przez ziemie gigantów. Ci gle mi si zdaje, e jeden z nich na mnie nadepnie - powiedzia a Sind, jakby odpowiadaj c na jego w asne my li. - Na d ug i popl tan brod mojej matki - zahucza Otho - ten cz owiek móg by swoim duchem obdzieli ca flot . Otho podniós ow osion ap , aby ochroni oczy, i zamy li si nad wyj tkowo zadziwiaj cym przyk adem z ego gustu. Dotyczy o to platformy, spoczywaj cej na ramionach dwunastu postaci. Pos gi - ka dy o wysoko ci chyba dwudziestu metrów - przedstawia y doskonale wyrze bione cia a ludzi obu p ci, zapewne Jochia czyków. By y one zupe nie nagie. Na szczycie platformy usytuowano wyidealizowan statu Khaqana ubranego w z ote szaty. Trzyma on w górze pochodni , z której bucha wiecznie p on cy ogie . - Mog zrozumie ludzi, buduj cych bary z wyszynkiem - stwierdzi w ko cu Otho. - To o wiele lepszy sposób zdobywania popularno ci. Poza tym, je li dobrze zastawisz stó i nie sk pisz streggu, to i klienci maj lepsze samopoczucie. - Spojrza na Stena swoimi nabieg ymi krwi oczyma. - Ja tam wol , aby to go cie wys awiali moje czyny. Sten wskaza na inskrypcj , umieszczon w jednym z rogów. Brzmia a ona: „Temu, który o wietli Altaic swoj Chwa ”. Pod spodem, mniejszymi literami: „Od wdzi cznego ludu”. - Mo e i on my la podobnie - powiedzia Sten. - Chocia najwidoczniej zapomnia o dobrych czasach. Masywna brew Otho zmarszczy a si na te s owa.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Dlatego w nie twierdz , e bary daj lepszy efekt. Jak na istot , która rz dzi a tak d ugo, ten Khaqan nic nie wiedzia o sztuce rz dzenia. Sten roze mia si z aprobat i powiód swoj grup do przodu. Zdecydowa , e lepiej si stanie, je eli na uniwersytet pójd piechot . Odleg nie by a zbyt du a, a spacer na pewno mniej rzuci si w oczy ni przejazd kolumny uzbrojonych samochodów.Jako dyplomata, Sten przyswoi sobie niezwykle istotn regu : nie wolno sta si wyizolowanym. Zna wielu ambasadorów, których stopy nigdy nie dotkn y prawdziwej gleby. Przez ca y czas trwania s by przenoszono ich wprost ze stopni ambasady na oficjalne bankiety i z powrotem. Zauwa , i rady owych osób niezmiennie okazywa y si b dne.W tym przypadku stwierdzi , e wygl d ulicy nie ró ni si znacznie od tego, co widzia na ekranach pokoju czno ci. No, poza tym, e by o bardziej pusto. Ale czu si zupe nie inaczej tutaj, w jasnym s cu i na ostrym mrozie. Jego oddech przemienia si w par . Jakie cienie znika y z pola widzenia szukaj c ukrycia, gdy jego oddzia maszerowa do przodu, trzymaj c r ce i apy blisko pasów z broni .Wsz dzie, gdzie tylko spojrza , widnia y gigantyczne portrety albo pos gi Khaqana, spogl daj ce w dó na n dznych miertelników, pod aj cych ulicami na swoje nic nie znacz ce spotkania.Szczególnie denerwuj cy by niski odg os grzmotu, dobiegaj cy stale zza odleg ych gór. Zdecydowanie pogarsza o to wszystkim nastrój. Sten bra to pod uwag , kiedy przygotowywa si psychicznie na spotkanie z m odym Milhouzem i innymi przywódcami studenckimi.Wszystkie owe my li znik y, kiedy weszli na plac Khaqanów. Jego nonsensowny rozmiar przekracza wszelkie ludzkie wyobra enie. Tak, jak o lepiaj ce kolory osza amia y zmys y. To miejsce utrudnia o jakiekolwiek obserwacje. Oczy odzyskiwa y zdolno widzenia, kiedy odwróci o si wzrok od ozdobnych kolumn, tylko po to, aby natychmiast ulec w konfrontacji z pos giem tak wielkim, e a og upiaj cym. Pomimo olbrzymich rozmiarów placu Sten czu si przera aj co uwi ziony. Mia ku temu powód. Jego profesjonalne oko zauwa o, e plac zbudowano w taki sposób, aby zapewni maksymaln kontrol nad t umem. A potem ujrza cian Strace . Nie musia nikogo pyta , co to jest, gdy tylko zobaczy jej czarn , g adko . Pomnik nienawi ci. W adzy, która dotar a do granic szale stwa.Zatrz o nim nag e poczucie bezsilno ci. Dozna wra enia, i zadanie go przerasta. Jego umys podpowiedzia mu jednak natychmiast, e to g upota. Ten plac zbudowano dok adnie po to, aby osi gn taki cel. Mimo to, nadal by o mu trudno pozby si tego uczucia. W ko cu dotarli do drugiego ko ca. Uniwersytet Pooshkan znajdowa si tu , tu . Gdy Sten us ysza gro ny pomruk gniewnych studentów, jego nastrój natychmiast si poprawi , a kroki odzyska y spr ysto . Przynajmniej by o to co , z czym móg si zmierzy . A mo e nawet poradzi sobie. - Ci gliniarze trac resztki swojej mizernej odwagi - powiedzia Alex. Poszed przodem na zwiad, zabieraj c ze sob kilku Gurkhów. - Pojazdy za chwil wkrocz do akcji. Z posi kami. I mog zrobi wiele krzywdy, zanim si przebij . - To n dzni wojownicy - warkn Otho. - Dowodz z ty ów, atakuj c nawet dzieci. Mówi ci, przyjacielu, nie ma tu honoru. Przysi gam, e nie poczuj adnej rado ci, kiedy porozbijam im owy. - Spokojnie, Otho - agodzi Sten. - Nie masz obowi zku rozbijania g ów. To misja dyplomatyczna, pami tasz? Wszyscy s yszeli i widzieli tocz ce si w dole ulicy starcie, stanowi ce cel ich misji. Sten ustali , e znajdowa o si tam pewnie oko o miliona istot, gotowych do walki na paznokcie, z by, gaz zawi cy i bro paln . Grad kamieni grzmotn w tarcze milicjantów. - Obiecuj , e nie wezm adnej innej broni ni ta, przyjacielu - powiedzia Otho, potrz saj c zaci ni ap . Inny Bhor chrz kn twierdz co. - Twoje rozkazy - warkn a Sind - mówi , e masz nie u ywa niczego poza go ymi r kami. Albo okciami czy kolanami. Lekkie kopniaki s tak e dozwolone. Nast pi a d uga cisza, gdy Otho patrzy na ma istotk wydaj rozkazy. Sind odwzajemni a spojrzenie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Czy to zrozumia e... szeregowy? - spyta a. Otho zahucza miechem. - Na zamro one pó dupki mojego ojca - powiedzia - go e r ce wystarcz . - Spojrza na Stena i wytar wilgo z k cika jednego z podbieg ych krwi oczu. - Ona wprawia mnie w dum stwierdzi . - Udowadnia warto treningu i idea ów Bhorów. Gdy Otho walczy ze swoimi emocjami, w dole ulicy rozleg y si nast pne g ne krzyki. Milicyjny megafon wychrypia ostrze enie. A potem znów run grad kamieni. - Przesta my gada , mój drogi ow osiony przyjacielu - powiedzia Alex. - Musimy zaj si tym starciem, pami tasz? - Najpierw powinni my upora si z tym - stwierdzi a Sind, wskazuj c na mas istot k bi si na ulicy i w ukowatym wej ciu na teren uniwersytetu. W tym momencie Sten us ysza znajomy g os: - Istoty Jochi - grzmia o przez przeno ny mikrofon - s uchajcie b aga swoich dzieci... To by m ody Milhouz. Sten dostrzeg go stoj cego wysoko nad ziemi , na podstawie kolejnego pos gu zmar ego, nie tak wielkiego znów Khaqana. - Przynosimy wam wie o nadziei i... - g os urwa si , gdy grupa ukrytych za tarczami milicjantów natar a na studentów. Rozleg y si okrzyki gniewu i bólu, zag uszone natychmiast pomnikiem dochodz cym z t umu doros ych widzów. Nast pi y wiwaty i miechy, gdy nacieraj cy milicjanci gwa townie zmienili kierunek i wycofali si pospiesznie. Milhouz wzniós r ce w ge cie zwyci stwa. Ale Sten widzia , e to zwyci stwo nie mia o trwa d ugo. Milicjanci zostali poni eni i przestraszeni nawet bardziej ni przedtem. Widzia , e mieli zamiar ponowi szturm, tym razem w wi kszej i miertelnie gro nej sile. Skin na Sind. - Znasz zasady. Ruszyli do przodu. Alex os ania boki, poruszaj c si z Gurkhami obok milicjantów. Sind wzi a kilku Bhorów, aby odci li Alexa od gniewnego t umu doros ych cywilów. Sten, Otho i oko o dwudziestki Bhorów sz o po rodku, przez kolumn milicjantów. - Ooops! Przepraszam - powiedzia a Sind, wbijaj c okie w brzuch krzepkiego dokera - Torka. Jak to nieuprzejmie z mojej strony - przeprasza a, agodnie wal c Suzdala w szcz . - Tak mi przykro - kaja si Lalbahadur Thapa, gdy ostry palec jego nogi wszed w kontakt z goleni wysokiego Bogazi. Przecisn swoj smuk posta pomi dzy dwoma nast pnymi i nast pi ci ko na palce wielkiego Jochia czyka, który zagradza mu drog . - To moja wina - powiedzia Alex, zawadzaj c ramieniem milicjanta i odrzucaj c go w grup jego kolegów. Rami wróci o na miejsce, w zadziwiaj cej reakcji na swoj w asn niezr czno . Nast pny milicjant pofrun . - Och! To przez przypadek. Wybacz mi, przyjacielu. - Przechodzimy! - krzycza Sten. Podniós kolano i trafi w pot nego milicjanta. M czyzna zwali si twarz na ziemi . - Przykro mi. To sprawy Imperium. Pot ny gliniarz z apa Otho za szyj . Dwóch nast pnych pod o za nim, podnosz c gotowe do ataku bagnety. - Na brod mojej matki - powiedzia Otho - moje buty znów potrzebuj oczyszczenia. - Schyli si na moment i m czyzna polecia przez jego g ow wprost na swoich nacieraj cych kolegów. Kto z apa Sind za koszul . Kto du y. Wsadzi a mu palec w oko. Ten du y kto zaskowyta z bólu i upad . - Nie wiem sama, co si dzisiaj ze mn dzieje - usprawiedliwia a si Sind. - Jestem taka niezdarna. Jaki Suzdal warkn na Chittahanga Limbu. Ma y Gurkha z apa go za ucho w chwili gdy szcz ki chwyta y go za gard o. Obróci si . Suzdal wiruj c wpad na grup swoich sióstr ze sfory. - Jestem dzisiaj taki niem dry - u ala si Chittahang. Potem mrukn pod nosem: dupek. - Zrobi przej cie! Sprawy Imperium! Zrobi przej cie! - krzycza Sten. Niesamowite, ale to zadzia o. Wi kszo milicjantów rozst pi a si , aby ich przepu ci . Tych, którzy tego nie zrobili, spotyka okie albo ci kie uderzenie Bhora.Alex doszed do dwóch
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
milicjantów bij cych ma ego studenta. Nie zatrzymuj c si podniós ich do góry i uderzy nimi o siebie. Potem pu ci . Upadli na ziemi nieprzytomni. - Och, mam nadziej , e nie uszkodzi em waszych ma ych g ówek. Sten nie pog aska by mnie za to. - Poszed dalej. Otho i czterech Bhorów przedar o si do pos gu. Obrócili si jak ywe, uzbrojone czo gi, oczyszczaj c szerok , pust przestrze dooko a siebie. Par sekund pó niej Sten znalaz si w samym rodku tej przestrzeni. Kilka nast pnych i ca a grupa sformowa a szyk wokó niego. Sten spojrza w gór na Milhouza. M ody Jochia czyk mia policzki czerwone z zadziwienia. - Przepraszam, e si troch spó ni em - powiedzia Sten. - A teraz, je li dasz mi t rzecz, to pogadam sobie chwil z tymi dobrymi lud mi. Wskaza na przeno ny mikrofon w d oni ch opaka. M ody Jochia czyk otworzy usta ze zdziwienia. Potem kiwn g ow i wr czy mikrofon Stenowi. - Nie mog uwierzy , e si panu uda o - stwierdzi . - Ja te nie - powiedzia Sten. I odwróci twarz w stron publiczno ci. - Po pierwsze... domagamy si poszanowania dla godno ci wszystkich gatunków zamieszkuj cych Mg awic Altaic - powiedzia Milhouz, stukaj c palcem w dokument, zredagowany przez niego i jego towarzyszy. - Nie s dz , aby ktokolwiek móg si z tym spiera - stwierdzi Sten. Rozejrza si po skupionych przy kawiarnianym stoliku innych przywódcach studenckich. Wszyscy byli tacy m odzi, tacy powa ni. To dziwne, pomy la Sten, jak podobne s do siebie m ode istoty. Czy nale eli do Suzdalów, Bogazi czy ludzi, patrzyli tymi wielkimi, niewinnymi oczami w okr ych, bezradnych twarzyczkach. Zabójczo sympatyczni, pomy la . Doszed do wniosku, e to ma co wspólnego z uniwersalnym programem genetycznym. Prawdopodobnie rozwa ni rodzice nie zabijaj swoich dzieci zaraz po urodzeniu. - Po drugie - kontynuowa Milhouz, a jego policzki wydyma y si jak u ma ego gryzonia - równo wszystkich gatunków musi stanowi kamie w gielny polityki przysz ego rz du. - Zdanie Imperatora jest zupe nie jasne w tym punkcie - powiedzia sucho Sten. - To zagorza y zwolennik równo ci. - Ale to musi by wyra nie powiedziane - wtr ci a studentka Bogazi. Jej imi , jak przypomnia sobie Sten, brzmia o Nirsky. Ze sposobu, w jaki inni samcy Bogazi gapili si na ni , wywnioskowa , e jest adna. - Mówcie wi c - stwierdzi Sten. Milhouz przeczy ci sobie gard o. - Po trzecie. Wszystkie milicje musz wróci na swoje macierzyste wiaty. Niezw ocznie. - Podejrzewam, e znajdzie si to na jednym z pierwszych miejsc w wykazie spraw do za atwienia ka dej nowej w adzy - zgodzi si Sten. - Traktuje nas pan protekcjonalnie - poskar si Milhouz. - Ale nie. Ja po prostu podsumowuj fakty - o wiadczy Sten z kamienn twarz . - Nikt nie s ucha - zaskowyta Suzdal. Przedstawiono go Stenowi jako Tehranda. - Tak, to prawda. Przez ca noc opracowywali my te dania. Mówc by a istota rasy Tork. Bardzo adna istota, w oczywisty sposób zapatrzona w m odego Milhouza. Na imi mia a Riehl. - Ja s ucham - powiedzia Sten. - Mia em pewien k opot z dotarciem tutaj, przypominacie sobie? Dlaczego nie kontynuujecie? - Po czwarte - ci gn Milhouz - domagamy si amnestii dla wszystkich studentów Uniwersytetu Pooshkan, którzy brali udzia w tym zrywie wolno ci. I to musi dotyczy tak e nas - cz onków komitetu. - Zrobi , co w mojej mocy - powiedzia Sten ca kowicie szczerze. - Za ma o - stwierdzi a Nirsky. - Obietnica, ty musi.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Obietnice s atwe do dawania - zaprotestowa Sten - ale trudne do dotrzymania. Powtarzam zrobi , co b móg . Twarz Milhouza przybra a wyraz wi tej naiwno ci. - Jestem gotów podj wyzwanie - powiedzia . - Z rado ci oddam swe ycie w obronie idea ów. - Nie rozmawiajmy o tym teraz - stwierdzi Sten. - Nie chodzi o czyje ycie. Chc tylko powiedzie , e kiedy nastanie nowy rz d, niektórzy ludzie mog mie wam nieco za z e te zniszczenia, które spowodowali cie. Mog was skaza najwy ej na krótkie wi zienie. Zrobi , co w mojej mocy, aby temu zapobiec. Ale nie musz mnie us ucha . B cie wi c przygotowani. Wybuch gwar. Sten opar si na krze le, podczas gdy studenci rozwa ali to, co powiedzia . Tehrand rzuci mu kos spojrzenie, jego z by b yszcza y. Sten nie zwróci na to uwagi, tak jak ignorowa trzydziestu czy wi cej studentów, z których wi kszo patrzy a na niego z ym wzrokiem. Zgodzi si przyj samotnie na spotkanie, poniewa w tpi w to, aby grupa by a w stanie zrobi co , z czym nie móg by sobie poradzi . - Przykro mi - powiedzia Milhouz - ale to danie nie podlega negocjacjom. - A je eli nie zostanie zaakceptowane? - spyta Sten. - Spalimy uniwersytet do fundamentów - o wiadczy a Riehl, jej liczna twarz pa a z podniecenia. - Nie radz - stwierdzi Sten. - W rzeczywisto ci wola bym, aby cie rozwa yli zaprzestanie wszelkich gró b. To da mi lepsze pole manewru przy negocjacjach z milicj . - Tylko jeden tydzie - powiedzia a Nirsky - Potem my spali . - Wszyscy zgadzamy si co do tego - doda Tehrand. - G osowali my nad tym. - A wi c zag osujecie jeszcze raz - zaproponowa Sten. - Mo ecie powiedzie , e w nowych okoliczno ciach, jakie przedstawi wam pan Sten, musicie przemy le to ponownie. - Nie tworzy si w ten sposób demokracji. Wszelki wybór jest ostateczny - o wiadczy pompatycznie Milhouz. - Co prowadzi do naszego najwa niejszego dania... W adza Khaqanów musi si sko czy . Tak naprawd , musi si sko czy wszelka forma tyranii. Domagamy si nowego porz dku. Tylko drog demokratyczn problemy Altaic mog zosta ostatecznie rozwi zane! - Aby przyspieszy ten koniec - doda a Riehl - sporz dzili my list kandydatów zaakceptowan przez Komitet Pooshkan. - Chwileczk - powiedzia Sten. - Chcia bym dowiedzie si czego wi cej o owej „zaakceptowanej” li cie. To nie brzmi dla mnie zbyt demokratycznie. - Och, ale tak - sprzeciwi si Milhouz. - W najczystszym tego s owa znaczeniu. - On nie mówi o tej prymitywnej teorii, e ka da ywa istota dostaje prawo g osu, niewa ne, czy na to zas uguje, czy nie. Riehl przes a Milhouzowi pe ne uwielbienia spojrzenie. Sten zorientowa si , e Milhouz jest po ród tych „zas uguj cych”. - Rozumiem - powiedzia Sten. Dyplomatycznie mrucza co pod nosem w zastanowieniu. - Jakie to interesuj ce, ze rozumujecie w ten sposób. - Dobrze. Rozumie pan mój punkt widzenia - stwierdzi Milhouz, bior c to za akceptacj . - B my szczerzy. Wi kszo istot - to znaczy, no có , klasy pozbawione wykszta cenia - chce, aby im powiedziano, co maj robi . - Porwany w asnymi s owami, pochyli si do przodu. - S ... skr powani, kiedy musz podejmowa wa kie decyzje. Pragn porz dku w swoim yciu. To powoduje, e czuj si ... - Wygodnie - pomóg Sten. - Jak m drze pan to uj , panie ambasadorze. Tak. To dok adnie to s owo. Wygodnie. I tak e szcz liwie. - Wykszta ceni wiedzie najlepiej - powiedzia a Nirsky. - To od dawna wiadomo - zaskowycza Tehrand. - Nie mo e istnie tyrania tam, gdzie s wykszta cone elity, tak mówi Milhouz. Nieprawda , ko... hmmm, hmmm. Nieprawda ? - Riehl zaczerwieni a si , speszona tym, e o ma o co nie zdradzi a si ze swoimi uczuciami. Milhouz ciep o klepn j w udo, pozwalaj c d oni przylgn na chwil .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak. Tak w nie mówi em... co w tym rodzaju. Ale nie jestem przecie adnym geniuszem. Inni te wpadali na podobne pomys y. - Obdarzy Stena bardzo powa nym spojrzeniem. - Ta my l nie jest wi c ca kowicie oryginalna. - Jak to skromnie z twojej strony - powiedzia Sten. - Dzi kuj , panie ambasadorze. No, ale wracajmy do naszego... manifestu. Wierzymy w to, e nowi przywódcy Altaic powinni zosta wybrani ze wszystkich wa nych rodów mg awicy. Najlepiej wykszta ceni Suzdalowie, Torkowie, Bogazi i Jochia czycy - jak ja sam. - Czy sukces uniwersytecki pomo e przy ich... kwalifikacji? - prowokowa Sten. - Nie ma lepszej skarbnicy wiedzy ni Uniwersytet Pooshkan. To niew tpliwe. - Jak mog em sam na to nie wpa - powiedzia Sten. - Chocia tu tak e widzimy konieczno wielkich zmian - stwierdzi a Riehl. - Wiele wyk adów zawiera... niew ciwe tre ci. - Rozumiem, e zrewidowanie programu uniwersytetu tak e nale y do waszych da ? - spyta Sten. - Oczywi cie. - I spalicie uniwersytet, je eli nie zostanie ono spe nione? - Tak. Kto powstrzyma? - powiedzia a Bogazi. - Mój ród bardzo wa ny. Je li kto zrani mnie opot. - To samo dotyczy nas wszystkich - stwierdzi a Riehl. - Dobrze si sta o dla milicjantów, e pan przyszed . Gdyby zrobili co g upiego... có , nasze rodziny zniszczy yby ich. Prosz mi wierzy . Milhouz wr czy Stenowi kartk papieru, b manifestem komitetu. - To s nasze dania. Prosz je wzi ... albo zostawi . Sten przeci gn t chwil bardzo d ugo. - A wi c... zostawiam. - I podniós si , aby wyj . Pokój wybuch totaln panik . - Chwileczk - powiedzia Milhouz. - Dok d pan idzie? - Z powrotem do ambasady - oznajmi mu Sten. - Nie mam tu nic do roboty. Poza tym, to naprawd nie moja sprawa, tylko zdecydowanie lokalny problem. Prosz mi wi c wybaczy ... Id zobaczy na ekranie telewizyjnym, co si z wami dalej stanie. I b popija mi ego, porz dnego drinka. - Ale nie mo e pan i ! - krzykn a Riehl, bliska p aczu. - No to zobacz - powiedzia Sten. - Ale milicja... - Zabije was wszystkich - stwierdzi Sten. - S ca kiem szaleni. Nie s dz , aby wiele czasu zabra o im przyst pienie do roboty. Wasze pochodzenie zapewne rozw cieczy ich jeszcze bardziej. Wiecie, jacy s gliniarze? Wra liwi. Bardzo wra liwi. To zabawne, nieprawda ? Wy s dzicie, e powodujecie zamieszki. Ale to milicjanci maj ostatnie s owo. Zdarza si . - Czego pan od nas chce? - spyta p aczliwie Milhouz. Jego policzki zbiela y ze strachu. Sten odwróci si w drzwiach. - Mam lepsze pytanie. Czego wy naprawd chcecie? I nie dawajcie mi znowu tego manifestu. Nast pi a ca kowita cisza. - Powiem wam co - oznajmi Sten. - Zobacz , czy kto zechce z wami porozmawia . Wys ucha waszych wizji. - Kto ... kto wa ny? - spyta Milhouz. - Tak. Kto wa ny. - A co z publicznym wyst pieniem? - Nie wiem. By mo e. - Chcemy wiadków - zaszczeka Tehrand. - Zapytam - powtórzy Sten. - A teraz... czy to wystarczy? Uczciwe wys uchanie waszych pomys ów. Rozwa enie ich przez tych, którzy podejmuj decyzje. W porz dku? Milhouz rozejrza si po pokoju i zobaczy lekkie kiwni cia g ów. - Zgoda. - To dobrze. - Sten ruszy ku drzwiom.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Ale... je eli nas przynajmniej nie wys uchaj ... - Milhouz usi owa uratowa resztki dumy ca ej grupy. - Spalicie uniwersytet do fundamentów - zako czy za niego Sten. - Za tydzie ! - warkn Milhouz. - Zapami tam. I Sten wyszed . Rozdzia 12 Sten powróci do ambasady w morderczym nastroju. Spojrza na t k amliw dyplomatyczn not , nadal napisan tylko do po owy, i rzuci ni z ca ej si y tak, e przelecia a przez pokój.Zachowa si jak zupe ny dzieciak. A do tego nie czu adnej satysfakcji.Pomy la o skopaniu biurka, ale powstrzyma si w sam por , bior c pod uwag mas olbrzymiego, drewnianego mebla, zrobionego jak na miar Khaqana. Zauwa te , e nó ki sprz tu nosi y ju lady ciosów, pozosta ci po samookaleczeniach dokonanych przez poprzedniego ambasadora niew tpliwie w wyniku kontaktów z uroczymi, altruistycznymi, natchnionymi mieszka cami Mg awicy Altaic. Potem Sten pomy la o wezwaniu Masona do swojej kwatery w nadziei, e uda si go sprowokowa do nieoficjalnej bójki, ale zamiast tego poprzesta na g nym, dzikim j ku, odwracaj c si ku zamkni temu oknu, w które wali a ulewa z burzy obejmuj cej ca e Rurik. Kto zakas . Potem zachichota . Sten nie odwraca si . - Czy nasz ch opaczek nie ma przypadkiem k opotów? - zanuci Alex. - Odkry w nie, e to on ma sprawowa imperialn opiek nad ca gromad w ciek ych psów? - Oto - powiedzia a Sind równie melodyjnie - jest ten dzielny Sten. Wielki wojownik, którego ubóstwia am wzrastaj c. Cz owiek, jak mówi legenda, co powiód wszystkie istoty ze wiatów Wilka do pokoju i obfito ci, nigdy nie trac c u miechu na twarzy ani pie ni w sercu. Sten nadal si nie odwraca . - Czy jest chocia jedna cholerna istota w ca ej tej cholernej mg awicy, która cholernie nie chcia aby zamordowa ka dej innej cholernej istoty?! - wykrzycza . - Czy jest ktokolwiek, poczynaj c od g upich aparatczyków w pieluchach i studentów my cych, e s nieomylni, po tych, którzy maj swoje prywatne armie i innych cholernych idiotów, kto pierwszy naci nie ten cholerny guzik? Kto wprowadzi na ten cholerny tron tego cholernego kretyna Iskr . Ten cholerny Wieczny... - Przerwa , stwierdzi , e nie ma ju w p ucach powietrza, wzi oddech i mówi dalej, nieco bardziej ogl dnie, ze wzgl du na obecno Sind: - ...wymy li , e mamy trzyma cholerne klucze do cholernego królestwa. Czy jest tu ktokolwiek, kto ma cho n dzn odrobin ludzkich uczu ukrytych gdzie w zakamarkach osobowo ci? - Ciii - zamrucza Alex. - Ten cholerny j zyk. W odniesieniu do naszego cholernego w adcy i w ogóle. - Niech kto naleje mi drinka. - Jeszcze nie, szefie. By mo e nie b dziesz chcia mie alkoholu w swoim krwioobiegu. Sten odwróci si w ko cu. Zarówno Alex jak i Sind nosili cywilne ubrania Jochia czyków. Takie dla ubogich ludzi. W ciemnych kolorach. Na ramionach mieli odpowiednie p aszcze. Co jeszcze ciekawsze, oboje nosili te bojowe kamizelki. Ka da z nich posiada a ma y komunikator, krótkolufowy wielostrza owy karabinek w pochwie ukrytej pod ramieniem, dwa zapasowe magazynki z wyj tkowo mierciono nymi nabojami AM2 i schowany nó komandoski. Kamizelki nie by y widoczne pod cywilnymi strojami.A najciekawsze wydawa o si to, e Kilgour trzyma pod pach okr y tobo ek, zawieraj cy trzeci strój.Pod piewuj c star , z odziejsk piosenk , Alex rozwija pakunek, zawieraj cy, tak, jak Sten mia nadziej , komplet zu ytych cywilnych achów, uzbrojon kamizelk bojow i fototropiczny kombinezon.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Wy, klauni, id cie i bawcie si w swoje szpiegowskie gierki na zewn trz, a mnie zostawcie z tymi papierami. - Dostojny ambasador - powiedzia a z ironi Sind - nie mo e tkwi na dworze w deszczu i zimnie, zajmuj c si zwyk ymi sprawami. - Masz racj . Musz stosowa si do regu zwi zanych z moim nowym stanowiskiem. Kilgour, nie zapomnia o moim kukri? - Czuj c si nieco lepiej, ni przed chwil , Sten zdejmowa swoje ambasadorskie szaty. - B dziesz potrzebowa tego kombinezonu Mantisa, szefie. Na wszelki wypadek. - Co was tu sprowadzi o? - Jednym ze zmartwie Imperatora by o to, e jak mi powiedzia , Khaqan sprzedawa AM2 na czarnym rynku. Sz a gdzie poza system, eby pokry koszty jego gigantycznych budowli, mam racj ? - I co z tego? - Bior c pod uwag to, e z kradzie trudno sko czy , z odzieje musz teraz poszukiwa nowego szefa. Pomy la em, e mo e odwa nie i skutecznie spróbujemy si dowiedzie , jak dzia a ten czarny rynek. - Bardzo dobrze. Cholernie doskonale - zaaprobowa Sten. - Przynajmniej kto tutaj my li. Dobry Bo e, na pewno to nie jestem ja. Kto wi c jest tym wspania ym obywatelem, który nagle chce donie na swojego przywódc ? Alex wyja ni . Szef agentury Korpusu Merkurego na Mg awic Altaic, stosunkowo m ody i niedo wiadczony agent o nazwisku Hynds, piastuj cy funkcj attache kulturalnego, uruchomi jednego ze swych lepszych jochia skich agentów. - Jak dobrego? - chcia wiedzie Sten. Kilgour wzruszy ramionami. - Nasz ma y szpieg ocenia go na pi tk . Ale z raportów i z jednego ze spotka , na których by em, wynika, e raczej zas uguje on na czwórk . Mimo wszystko, szefie, jest to jakie narz dzie, które mo na by wypróbowa . Ten agent Hyndsa twierdzi, e ma jednego ze szmuglerów. - Czy masz jakie drugie ród o potwierdzaj ce, e ten kanarek, który chce przyj i po piewa , ma co wi cej ni ochot na zebranie kilku imperialnych kredytów za twórcze k amstwo? Kilgour wygl da na ura onego tym, e Sten podejrzewa go o naiwno , ale mówi dalej. Cz owiek, którego mieli spotka twierdzi , e by w cicielem oraz kapitanem ma ej linii u ywanej przez Khaqana do przewozu AM2. Agent Hyndsa otrzyma od tego cz owieka dzienniki pok adowe jednego ze statków i dwie teczki akt dotycz cych adunku. - Rzecz jasna jako cargo wymieniono gruszki, liwki, mak i tak dalej, ale przeznaczenie by o naprawd interesuj ce. Sz o to do Honjo, które nigdy nic broni o si przed kupnem AM2, nie zadaj c zbyt wielu pyta na temat tego, dla kogo by a ona pierwotnie przeznaczona. - Cieniutko - oceni Sten. - Niezbyt dobrze - zgodzi si Kilgour. - Dzi w nocy jest spotkanie. W niebezpiecznej cz ci miasta. I nie ma mo liwo ci wezwania wsparcia. Dlatego zabieram bro . Pomy la em sobie, e Sind mo e by mocn kart w rozgrywce. Ty zreszt te , je li masz na to do pary. - Chod my - Sten u miechn si . Perspektywa ma ej akcji ekscytowa a, nawet je eli niemal na pewno mia o to by spotkanie w ciemnej uliczce z k amliwym typem, usi uj cym sprzeda im fa szywe informacje. - Chyba orientuje si pani, kapitanie Sind, e pewien szeregowy o imieniu Otho zmusi nas, eby my obci li sobie brody - tak tylko dla zasady, dlatego, e nie bierzemy go na wycieczk , która nie wyklucza ma ego starcia? A potem pomy la o czym jeszcze. - Ale jak my wyjdziemy? Nagle przypomnia em sobie, e jestem ambasadorem i nie mog tak zwyczajnie wyj po kryjomu, aby nikt tego nie zauwa . Sind wygl da a na zadowolon z siebie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Podczas gdy ty bawi si w dyplomacj z tymi gówniarzami, ja dosz am do wniosku, e mo e warto sprawdzi , jak bezpieczna jest nasza sypialnia. I zacz am podejrzewa , e poprzedni ambasador mia lekkie sk onno ci do dziwaczenia. Sind podesz a do panelu steruj cego wiat em i wyci gn a jeden z wy czników. Cz ciany przesun a si na bok. - Oho - powiedzia Sten. - Co to za ycie bez sekretnego przej cia? - Zaczyna si z tego miejsca, potem biegnie obok naszej sypialni - wyja nia a Sind. - Nast pnie w dó , obok skrzyd a dla urz dników i s by. Schodzi pod ziemi tu obok kuchni, jak s dz , a wychodzi na powierzchni pod os on tylnego muru. - Ma dziury do podgl dania i drzwi wychodz ce wprost na ko s cej. Ten ch opak by romantyczny - stwierdzi Kilgour. - Perwersyjny - poprawi a Sind. - A có to za ró nica? - zdziwi si Alex. - Prowad , szefie. Pani kapitan, je li pójdziesz za nim, to ja na ko cu. I nie martwcie si o pluskwy. Nikt nie wie o tym przej ciu oprócz mnie i Sind. Kilgour bardzo si myli ... Miejsce spotkania by o oddalone od ambasady o cztery przecznice. Ulice opustosza y niemal ca kowicie, tylko od czasu do czasu jaki pojazd przebija si przez o lepiaj burz , a raz czy dwa przemkn a zb kana istota pod aj ca gdzie w niew tpliwie ma o chwalebnym celu.Ich droga wiod a poprzez olbrzymi terminal transportu publicznego Rurik. Gdy zbli ali si do budynku, Sten zastanawia si , dlaczego wszystkie takie stacje usytuowano w slumsach. Co by o pierwsze? A mo e transport zach ca do przeprowadzki? Para gliniarzy tu za wej ciem popatrzy a na nich, zidentyfikowa a trio jako podmiejskiego wie niaka, jego on i przyjaciela czy dalszego krewnego, którymi nie warto zawraca sobie g owy. Kilgour prowadzi Sind i Stena okr drog poprzez wielki budynek. awki zape nia y ró ne istoty, wydawa o si , e czekaj ju niesko czenie d ugo. Niektórzy spali, niektórzy jedli, inni czytali, a jeszcze inni patrzyli na niechlujne otoczenie albo na ekrany przyjazdów - odjazdów. Wi kszo po prostu gapi a si w przestrze . Na Rurik umiej tno czekania w kolejce bez dostawania sza u na skutek koszmarnej nudy by a czym wi cej ni sztuk . By a konieczno ci .Przystan li przy ma ym barze. Nie serwowano tam adnych ciep ych napojów, za to sprzedawano trzy rodzaje lodów. Jedyne jedzenie, jakie Sten zauwa , stanowi a cienka zupka z brukwi podawana w brudnych wazach. Obrzydliwy t uszcz unosi si na wierzchu.Sind, uwa aj ca si nadal za ucznia w szpiegowaniu, studiowa a zachowanie swoich towarzyszy, podczas gdy oni z kolei obserwowali ludzi znajduj cych si w pobli u, z pozoru nie zwracaj c na nich adnej uwagi.Jak dot d otoczenie wydawa o si w porz dku, chocia Sten wiedzia , e istnia a niewielka mo liwo wykrycia kogo , kto ledzi by ich profesjonalnie, kiedy to jeden agent idzie za kim tylko przez chwil , doprowadzaj c obiekt do nast pnego wywiadowcy. W ko cu Kilgour wzruszy bezradnie ramionami, wskazuj c na jedn linijk mrugaj na ekranie: „Us ugi zawieszone do odwo ania z powodu pogody”. Mrucz c pod nosem jak prawdziwy wie niak, któremu w nie powiedziano, e nie mo e dosta si do domu, poprowadzi ich do wyj cia. Mijali drzwi oznaczone napisem: „Tylko dla personelu”, kiedy Alex da g ow sygna i prze lizgn si przez nie bokiem. Sind zawaha a si przez chwil , zaskoczona, ale Sten z apa j za rami i poci gn za Kilgourem. Wrota zamkn y si za nimi, Alex kopn klin przytrzymuj cy je, wciskaj c go w futryn , i znale li si na wilgotnym pode cie schodów. W dole widnia a otwarta brama, a za ni deszcz.Kilgour zasygnalizowa r kami: Sind, na miejsce. W dó schodów, na zewn trz, zabezpieczaj wyj cie.Sind sp yn a w dó jak rt , rozchyli a nieco p aszcz, po a praw d na broni, trzymaj c palec ostro nie obok, ale nie na cynglu, gotowa do natychmiastowego przyj cia pozycji strzeleckiej. Wy lizgn a si w noc i wtopi a si w cian obok.Znalaz a chwil na podziw dla Stena i Alexa. Znowu uczy a si od nich. Nigdy przedtem nie bra a udzia u w akcjach prowadzonych przez zespo y bojowe, gdzie rozkazy wydawa ten, kto najlepiej potrafi oceni sytuacj i warunki, a nie ten, kto mia najwy sz rang .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Sten wyszed i te przycisn si do ciany po drugiej stronie wyj cia. Alex pod za nim.Znalaz chwil na osobiste uwagi: ta panienka jest niez a, nieprawda ? - pomy la . Nie by a w tym szkolona, ale pasuje do najlepszych z Sekcji Mantisa. Chyba b musia powiedzie Stenowi, e daj im swoje b ogos awie stwo. A potem i on znalaz si w strugach zacinaj cego deszczu, i wszyscy zacz li przesuwa si po zaniedbanych uliczkach na ty ach terminalu. Kawa ek dalej znale li schronienie w bramie i zatrzymali si , aby sprawdzi , czy nikt za nimi nie idzie. Ulice by y ciemne od deszczu i puste. Kilgour kiwn g ow z zadowoleniem. Wyj z kamizelki wykrywacz pods uchu i szybko sprawdzi ca trójk . Nikt im nic nie podrzuci , kiedy przechodzili przez terminal. - Sk d wiedzia , e te drzwi na stacji nie b zamkni te? - spyta a Sind. - Ale skarbie - odpowiedzia Kilgour. - My la em, e jeste m drzejsza. A kto, jak s dzisz, je otworzy ? Kto twoim zdaniem zawiesi ten napis? Za kogo w ciwie ty mnie uwa asz? Nie czeka na odpowied . - No, chod my ju na spotkanie z naszym nowym przyjacielem. Ruszyli do przodu, trzymaj c si blisko cian. Szli niezauwa eni - w tym rejonie ka dy porusza si tak, jakby mia co do ukrycia, chowa co na potem lub unosi si na poduszce powietrznej.Rudery, obok których przechodzili, wyrasta y pionowym, osamotnionym rz dem, niesamowicie wielkim, jak wszystko inne na Jochi. Budynki zbudowano ponad sto lat wcze niej jako kosztowne apartamenty dla pracowników administracji, nagradzanych tak ilo ci wszelkich luksusowych dóbr, aby ci, którzy oliwili ko a nap dowe w adzy Khaqana nie czuli si nieszcz liwi. Czas mija . Domy postarza y si . Pracownicy rz dowi znale li czystsze, bezpieczniejsze, nowsze dzielnice. Wprowadzili si biedacy. Windy McLeana stan y, a do wspinaczki pozostawa o wiele, wiele schodów. Nadzorcy budynków bali si albo byli skorumpowani. Zadzia o te jedno z przekle stw Jochi - Jochia czycy byli dobrzy w budowaniu, ale jakby nie zauwa ali, e budynki, drogi czy pomniki wymagaj konserwacji.Teraz okna wybito lub zamurowano. Wy sze pi tra domów ton y w ciemno ciach. Od czasu do czasu miga o tylko wiate ko lampki oliwnej jakiego w ócz gi czy latarki z odzieja.Fasady budynków ob ono czym , co mia o wygl da jak kamie . Pozosta ci tego czego sm tnie zwisa y, uszczy y si , le y w wielkich stosach na wyszczerbionym chodniku. Odpadki pokrywa y ulice i tworzy y wysokie sterty w w skich przej ciach. Szlak grupy Stena wiód obok jednej z rzek, które przep ywa y przez Rurik. ciwie by to bardziej ciek, p ytki, wype niony mieciami i porzuconymi wrakami zepchni tymi z wysokiego mostu wznosz cego si ponad g owami.Lata wcze niej zapewne wybrze e stanowi o mi e miejsce przechadzek podczas wakacji czy letnich wieczorów. Ale nie teraz. Sten stwierdzi , e nie podoba mu si to otoczenie - zw aszcza, e tu w nie mieli si spotka z agentem. Gdyby miejsce kontaktu wyznaczono na mo cie, mo na by przewidywa pu apk . A pod mostem, obok rzeki? Sten zadr . Nawet Alex, z ca ym jego nadzwyczajnym i zwykle uzasadnionym zaufaniem do w asnej przezorno ci, musku ów i do wiadczenia, nie poszed by ch tnie o pomocy na spotkanie z tym koszmarem. - Ustalmy sposób post powania zaproponowa Kilgour. - Powiedzia em temu agencikowi, e nie jestem g upi, i przyprowadz ze sob wsparcie. To ty, Sind. Nie mówi em, gdzie b dziesz, a wi c wola bym, eby znik a w g bokim cieniu i sz a moim ladem. Ja sam przejd si nabrze em na spotkanie z tym szpiclem. Nie podoba mi si ten plan, ale facet trz si ze strachu. Szefie, je eli si zgodzisz, to zniknij jak mucha w gównie. B dziesz kry mnie od drugiej strony. I z przodu, je li aska. - Dzi ki, Kilgour. Mam przedziera si przez rzeczny mu , i porusza si szybciej ni ty? - Tak jest. I ciszej. Dlatego w nie jeste admira em, a ja tylko zwyk ym kontaktem agenta. Sten sprawdzi swoj bro . Gotowa. - Je eli pogrzebiesz g biej w tej kamizelce, to znajdziesz kilka granatów. - Jakie s prognozy co do k opotów? - zaszepta a Sind. - Niez e. Inaczej da bym Stenowi haubic do niesienia. Nie wi cej ni siedemdziesi t procent. Do gadania. Ruszamy.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Kto , kto przyjrza by si nabrze u z bliska, móg by zauwa poruszaj cy si cie . Ale to by o tylko odbicie wiat a od mostu, b niecie ledwo widoczne spoza ch oszcz cego deszczu. Cie , którym okaza si Sten, znik za murem podtrzymuj cym na brzegu rzeki.Sam cud. Stopy Stena grz y w czym , co jeszcze zupe nie niedawno by o wie ym gnojem. Jego nos drgn . Mi kniesz, synu. Przypomnia sobie, jak kiedy podczas treningów Sekcji Mantisa czo ga si pó kilometra przez otwarty kana ciekowy, a po powrocie do bazy oznajmiono im, e nie mog si umy . Wymiotnik, tak to si nazywa o w slangu Mantisa. Sten zauwa , e nieco wyszed z wprawy w szpiegowaniu, kiedy zanurkowa jak portowy szczur w poszukiwaniu cierwa. Za nim, ledwo s yszalnie przez szum deszczu, Alex z rozmys em uderza obcasami butów w chodnik nabrze a.Sind trzyma a si blisko zrujnowanych budynków po drugiej stronie ulicy, prze lizguj c si z cienia do cienia, mniej wi cej pi dziesi t metrów za Alexem Wielk Tarcz Strzelnicz . Kilgour zadr , ale nie z powodu przenikliwego, zimnego deszczu. Ile to ju razy czai si w oczekiwaniu na spotkanie z jakim lokalnym agentem? Niezliczon ilo , panie Kilgour, pomy la . I czy kiedykolwiek nie czu tego zimnego dreszczu pomi dzy opatkami, czekaj c, a uderzy w ciebie pocisk?Naprzeciw niego, tu obok rozwalonego s upa latarni, sta ma y budynek. Móg kiedy by przystankiem czy budk stra nika.Ruch. Alex natychmiast si gn po pot bro schowan w kamizelce, ale w ko cu zdecydowa , e ma y pistolet oka e si przydatniejszy. Ostro nie odbezpieczy bro , chocia nikt nie móg by nawet us ysze cichego trzasku po ród szalej cej burzy. Opuszka palca dotyka a spustu, sta w pe nej gotowo ci do strza u, luf przykrywa a tylko po a p aszcza. Bezwiednie przyj odpowiedni postaw : nogi lekko przygi te podczas ruchu, jedna stopa lekko oderwana od ziemi, rodek ci ko ci odpowiednio wywa ony, potem lekkie poruszenie drugiej nogi. Cie mia ludzkie rozmiary. Jeszcze raz przesun si nieco. Za nim b yska y jakie wiat a. Kilgour lekko zmniejszy nacisk palca na spust. Potem odpr si . Cie okaza si cz owiekiem, nosz cym p aszcz przeciwdeszczowy z kapturem, d ugi do kostek. W b ysku wiat a Alex zauwa puste r ce m czyzny wystaj ce z r kawów p aszcza. To kontakt. - I s ce przebije si przez najciemniejsze chmury - powiedzia Kilgour, przeklinaj c si za idiotyczny wybór has a, które wydawa o si takie b yskotliwe w zaciszu ciep ego, suchego biura. Czekaj cy informator - kapitan statku - powinien odpowiedzie : „Tak jak honor przebije si przez najgorsze z o”. Nic, tylko ryk burzy. Ponad murem, kilka metrów za budk stra nicz , Sten pozostawa w stanie alarmu. aby z kloaki odskakiwa y na boki, ciek wype nia si gnojem, podczas gdy d ambasadora wyci gn a bro z kabury i kciuk przesuwa selektor z pozycji „zabezpieczone” przez „ogie ” do „ogie ci y”; druga d gmera a przy zapasowym magazynku, kolana grz y w szlamie, a oczy porusza y si szybko w poszukiwaniu celu. Kilgour sapn ze zdziwienia, wydawa sam sobie rozkazy. Nie, nie, nie mo esz pa na ziemi i rozp aszczy si na niej. Jeste w strefie umarlaków.Masz tylko kilka sekund, ch opie. To wi cej ni trzeba. Nagle zauwa jaki przelotny odb ysk wiat a nad m czyzn , cieniutki drut albo tylko z udzenie. Informator nie odpowiada , bo informator by zimnym trupem. To nie odbiega o zbytnio od normy w mrocznym wiecie Kilgoura i Stena. Zdarza o si czasem, e stwierdzali, i ich agent napotka na jakie trudno ci znajduj c go zaopatrzonego w dodatkowy u miech. Powieszenie na drucie zwisaj cym z latami nie by o znowu tak wyj tkow form zabójstwa. Ale je li kto pozostawi cia o, czekaj c, a si na nie natkniesz... Zasadzka. Alex wyszarpn granat z kieszeni swojej kamizelki bojowej, wyci gn zawleczk i cisn go wysokim ukiem, w tej samej chwili rzucaj c si do przodu trzema wielkimi susami.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Zanurkowa , przelecia kawa ek, a potem uderzy w liski od deszczu chodnik i prze lizgn si o metr. Za ma o wiczy em, pomy la , jutro b mia si ce od tych uderze .Je eli b dzie jakie jutro, zastanawia si dalej, kiedy skoncentrowany ogie uderzy w budk stra nicz . Trójk t, analizowa Sten. Wzi li nas z trzech stron. To powa ne natarcie... Jego palec tymczasem nacisn na spust i jeden z nieprzyjació zosta przeci ty wpó . Sind przez mikrosekundy gapi a si w miejsce, gdzie jeszcze przed chwil by Kilgour.Granat Kilgoura, rzucony wysoko w powietrze ca si musku ów, uderzy w piaskowiec na wysoko ci sze dziesi ciu metrów - i wybuch , niemal tu przed ni Fronton budynku rozlecia si , ceg y run y kaskad na drugiego zabójc , a pociski AM2 z broni Sind definitywnie zako czy y spraw . Trzeci napastnik w nie naciska spust, aby odda swój drugi strza , kiedy Alex zauwa go i strzeli . Pocisk chybi . Kilgour zamrucza co na temat cholernych pistoletów o zbyt ma ym zasi gu, równocze nie wypu ci dwa pociski - i ostatni z wrogów tak e pad martwy.Zespó nie sta w miejscu. Sten ruszy w gór w stron muru zaporowego, Alex potoczy si przez ulic jak pi ka pla owa w kierunku jakich gruzów, a Sind wskoczy a najpierw w jedne drzwi, a potem w drugie. Kilgour schowa pistolet z powrotem do kabury i ustawi ma y karabinek w gotowo ci do strza u. Grzmot burzy zahucza tu przed nimi i Sten zorientowa si , e liczy po cichu: grom uderzy w odleg ci zaledwie dwóch kilometrów, i min o nieco wi cej ni sze sekund od chwili, gdy zauwa yli, e ten cie by cz owiekiem. Zasadzka. Dlaczego? Tylko po to, aby da znak Kilgourowi, e jaka grupa innego wywiadu go ledzi? Melodramatyczny sposób na przekazanie informacji - ten kontakt, nawet je eli facet by genialnym szmuglerem, nic im nie da . To nie mo e te by adna profesjonalna organizacja. Zawodowcy nigdy nie zabijaj si nawzajem. Po prostu nie ma takiej potrzeby, kiedy ju zlikwiduje si aktualny czy potencjalny przeciek. Niewa ne. Wszystkie kto, co, dlaczego mog rozwa pó niej. Na razie musz si wydosta . Zwiewa jak diabli. Sten nie obawia si pojawienia policji Jochi - w tpi w ich po wi cenie dla policyjnej roboty i wiedzia doskonale, e nie patrolowaliby tej zakazanej dzielnicy w pojedynk . Ale by oby k opotliwe, gdyby kto zobaczy imperialnego ambasadora w pospolitej potyczce, takiej jak ta. Sten wystartowa , pod wiadomie obejmuj c dowodzenie, mimo i do tej pory poddawa si rozkazom Alexa.Us ysza cichy brz k i dostrzeg k tem oka nag y b ysk z ty u i z góry, z mostu. Pocisk z mo dzierza pacn w mu rzeczny. Mu rozprysn si , zabójczy szrapnel uton .Potem odezwa a si bro maszynowa. Rakiety dalekiego zasi gu pokry y ogniem b oto tu przed Stenem. Przeczo ga si przez mur, przetaczaj c wyl dowa na ramieniu i zobaczy wylot lufy z okna na trzecim pi trze naprzeciwko. Podniós bro , ale kiepskie warunki strza u nie pozwoli y mu wycelowa dok adnie. Bluzn ogniem w tamtym kierunku. Lecz ostrza nadal trwa , martwa r ka zacisn a si na spu cie, gdy strzelec pada , opró niaj c reszt magazynku w niebo nad sob . Dwa pozosta e karabiny nie ustawa y. Sten zorientowa si , e wyl dowa obok Kilgoura. Obaj cieszyli si niezmiernie ze schronienia przy tym cudownym stosie gruzu, który jednak mala od chwili, gdy celowniczy mo dzierza wstrzeli si w cel, i druga bomba wybuch a na chodniku. - Te dranie nie artuj , szefie. Rzeczywi cie - to sz o o wiele dalej, ni zwyczajne próby usuni cia k opotliwego agenta wywiadu. Gdy pierwsze uderzenie nie powiod o si , nacieraj cy powinni rozpocz wycofywanie. Kimkolwiek by y te istoty, zastawi y pu apk wyposa on w si uderzeniow ca ej armii, nie zwa aj c na koszty. Wojsko, zastanawia si Sten. Nie. To nie oni - przynajmniej tak mu si zdawa o. Jeszcze nie.Gdzie u diab a jest Sind? Uzyska odpowied na swoje pytanie, gdy granat wywali szerokie okno i dziewczyna krzykn a: - Kry si ! Biegiem! Sten kopn Alexa w ty ek, Kilgour poderwa si na nogi, pobieg do przodu i zanurkowa do porzuconego sklepu. Sten wypu ci seri w kierunku nadchodz cej mierci; nawyki piechoty wzi y gór i rzuci si przed siebie, pod os on ognia Alexa przeskoczy przez okno, przetoczy si pod
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
jedn ze cian. Sind posz a jego ladem jak przemykaj ca si przez nieg ziemska kuna, dooko a niej rozpryskiwa si deszcz pocisków.Ich chwilowe schronienie mog o atwo przerodzi si w mierteln pu apk , Sten doskonale zdawa sobie z tego spraw . Na szcz cie, pomy la , nie grozi im brak amunicji. Przynajmniej nie w ci gu najbli szych godzin - ka dy zapasowy magazynek mie ci tysi c czterysta jednomilimetrowych ku AM2.Po raz kolejny celowniczy mo dzierza namierzy ich, nast pna bomba wyskoczy a z lufy i skierowa a si ku nim, a Sten zapad w cuchn ce pod e tak samo, jak wiele innych szczurów przed nim.Bomba posz a gór i eksplodowa a ponad nimi, naprzeciw fasady budynku. Ceg y zwali y si na dó , tak, jak od granatu Kilgoura, nie czyni c im adnej krzywdy. - Na brod mojej matki - powiedzia a w zamy leniu Sind - to pierwsza dobra rzecz od chwili, kiedy zacz o si to ca e party. Mia a racj - przeciwnik w nie ofiarowa im odpowiednie przedpole do walki. Ale Sten zacz chichota . - Co twojej matki? - Daruj sobie - odpowiedzia a Sind. - Widzisz, co si dzieje, kiedy uciekasz sobie i pozbywasz si Bhorów? - Jak ju o tym mowa - odezwa si Kilgour. - Chcia bym teraz, eby kilku tych goryli by o tu razem z nami, no nie? - To fakt. Prawda. Ty chcia by mie Bhorów, a ja tylne wyj cie. Zgadnij, co atwiejsze do znalezienia - doda Sten. Wstali i prze lizgn li si na ty y budynku, ledwo widz c w mroku, przedzieraj c si przez wszechobecne odpadki. - Czy domy lacie si mo e, komu nie podoba si sposób, w jaki robimy sobie przedzia ek? spyta a Sind. aden z m czyzn nie odpowiedzia . S dz c po tym, jaki sposób my lenia panowa w tej mg awicy, to móg by ka dy. Na ty ach sklepu Sten odnalaz zapasowe wyj cie. By o zablokowane skrzy owanymi belkami i zabite gwo dziami. Nie ma sprawy, pomy la Sten, przy udowodnionych talentach Kilgoura.Mniej wi cej sekund pó niej ich wrogowie równie odnale li tylne drzwi i rozprysn si przy nich granat, wybijaj c dziur w p ycie. Sten zauwa ruch przez t dziur i wys seri w tamtym kierunku, a potem granat czasowy. Rozleg y si krzyki, które gwa townie ucich y, gdy granat eksplodowa . Niestety, bro ta pora a wszystkich, znajduj cych si w jej zasi gu - dwie godziny le eli nieprzytomni, nie maj c nawet poj cia, e up yn a cho sekunda. - Nie masz lito ci, szefie. - Jak cholera - warkn Sten. - Rzuci em nieodpowiedni pocisk. Powinienem sieka i rozdziera , dopóki nie uda nam si zwia z tego cholernego miejsca. - O jej - powiedzia Kilgour. - W te dni - i noce - magia jakby przestawa a dzia .Z apa za jedn ze skrzy owanych belek i poci gn . Ci ki pie - i reszta drzwi - da y si wyszarpn . - Reszt budynku mo esz zostawi - powiedzia Sten. Ca a trójka wysun a si przez dziur . Sten spojrza na czterech m czyzn le cych obok drzwi. Ludzie - to znaczy Torkowie albo Jochia czycy. Frakcja Douwa? A mo e jaka inna grupa Jochia czyków, której celów i przywódców Sten mia dopiero wys ucha ? Zbyt ma o danych. Wszyscy czterej nosili kombinezony bez oznak. - Zwijajmy si . Nie ma tu adnej zabawy, do której mogliby my si przy czy , a i kilku ch opaków zosta o. Sten podzieli punkt widzenia Kilgoura i pobiegli do przodu, w dó ulicy, poruszaj c si tak szybko, jak tylko mogli i nadal zachowuj c kompletn cisz . Ich chwilowe powodzenie sko czy o si dwiema ró nymi katastrofami. Burza zupe nie niespodziewanie ucich a, tak samo nagle jak wybuch a. Co gorsza, niebo przeja ni o si i pokaza y si na nim dwa z ksi yców Jochi, oblewaj c ich swoim wiat em. - Sind, czy Bhorowie maj boga od pogody? - To Schind. Rz dzi burzami nie nymi.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Cholera. I w nie wtedy uderzy o w nich kolejne nieszcz cie. wiat o szperacza przyszpili o ca dru yn jak owady. Sten wyobrazi sobie sylwetki ca ej trójki wyra ne jak na starym negatywie, a potem przemówi a ich bro i wiat o zadr o, zasycza o i zgas o, a oni rozp aszczyli si za rozbebeszonym, spalonym i porzuconym wrakiem pojazdu. - Widzia em ich! - zabrzmia zdziwiony krzyk. - To ten! To ten z Imperium, którego widzieli my w telewizji! Sten zakl . To b dzie wymaga o pewnych wyja nie . Po pierwsze, prowincjonalnym kacykom na Jochi. Tak e i Wieczny Imperator mo e us ysze o tym incydencie i zada kilka pyta na przyk ad o to, co jego ambasador pe nomocny robi szw daj c si po ulicach w poszukiwaniu zupe nie niepotrzebnej bójki.No có . Przynajmniej nie zostan teraz zabici. I mo e uda mu si jako wykr ci pó niej od imperialnego obdzierania ze skóry. Nagle us yszeli czyj g os. - Ten cholerny ambasador? - Taa. - Zabij drania! Natychmiast! - Nie mam poj cia, kto jest na tyle durny, aby zabija wys annika Imperatora - powiedzia Alex ale rozwa ymy to pó niej. Wracamy. T sam drog , któr przyszli my. Ma y pocisk przeciwpiechotny uderzy w mur ponad nimi - ta droga tak e zosta a zamkni ta. - Wzi li nas w dwa ognie - oznajmi a Sind. - Czy ktokolwiek umie lewitowa ? -B powa na. Teraz nie mam nawet poj cia, jak kichn , a co dopiero fruwa - powiedzia z ponur min Alex. Byli naprawd z apani w porz dn pu apk . Pot ne pociski rozbija y wrak przed nimi. - Jak to si dzieje - zastanawia si Sten - e w filmach, w których bohater kuca za g upim pojazdem, wszystkie pociski rykoszetuj zamiast roznie go na miazg , jak w prawdziwym yciu? Nikt nie odpowiedzia . Ogie ucich . Us yszeli odg os zbli aj cych si ku nim kroków. Sind podnios a bro . Sten pokr ci g ow , zobaczy a ostrze kukri po yskuj ce w bladym wietle ksi yca. Komandoski nó Sind wysun si z ukrycia. By o czterech atakuj cych. Pierwszy nic nie dostrzeg - nó Sind anodyzowany na czarny mat nie powodowa adnych refleksów wietlnych, gdy ostrze zanurzy o si pod ebrami docieraj c do serca, i powali czyzn na ziemi .Drugi nic nie us ysza , gdy dwie pot ne pi ci Kilgoura trafi y w bok jego owy, mia c czaszk jak skorupk jajka.Trzeci ledwie zd mrugn , gdy zakrzywione ostrze krótkiego miecza Gurkhów trafi o go, g adko przeci o rami na pó , potem ebra, i zanurzy o si w brzuchu.Czwarty mia zbyt du o czasu. Zd machn strzelb na boki, trafi Stena, tak, e ten cofa si potykaj c, a jego r ka ze lizgn a si z r koje ci kukri. Lufa strzelby celowa a prosto w Stena.Sten skuli si , prawa d opad a; zaci ni cie palców sprawi o, e mierciono ne ostrze wysun o si ze swego ukrycia. Czwarty zobaczy luf swojej broni przeci na pó . Sten wsta , ostrze posz o w dó i zab ys o zag biaj c si w splot s oneczny Czwartego, coraz biej, a wn trzno ci wyp yn y jak z patroszonej ryby. Nó Stena zosta wytarty do czysta o mundur trupa i wróci na swoje miejsce. Wytar kukri o cia o Trzeciego, unikaj c patrzenia na cz owieka, którego tak g adko zabi . Nast pny, pomy la Sten. Po prostu nast pny na d ugiej li cie. Sind i Alex czekali na rozkazy. Sten podniós swoj bro i stukn w magazynek. Pozosta ych dwoje kiwn o g owami. Dziesi minut zabra o wrogowi zorientowanie si , e chocia nie by o adnych ha asów ani strza ów, to czwórka wys ana na spotkanie ju nigdy nie powróci. Teraz wys ali siedmiu m czyzn. Sten pozwoli im podej do wraku pojazdu na cztery metry, zanim da sygna .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Bluzgni cie ognia - i siedem cia le o na chodniku. Trzecia fala nadesz a po niespe na dwóch minutach. Drog torowa y im granaty, wybuchy rozbija y mury alei. - Nie graj fair - stwierdzi Alex. - Nie mam zamiaru da si z apa - powiedzia a Sind. - Ja te nie - doda Sten. - Ale samobójstwo nic nam nie da. - Czekamy, ch opie. Na jaki male ki pomys . Sten zastanowi si ... i grzmot zahucza , burza wybuch a na nowo. Zakl . Gdyby tak pi minut wcze niej... Bardzo dobrze, pomy la . U yj tego, co masz. Dodaj troch zamieszania. - Kilgour, dasz rad dorzuci do nich granatem? Alex rozwa . - Spróbuj . - Kiedy wybuchnie... idziemy. Pi tna cie metrów, potem na ziemi , znowu granat, i trafiamy na nich. Sind i Alex spojrzeli na niego. Ich twarze nie mia y adnego wyrazu. - I nikt nie wypije za nasze dusze w piekle - westchn a Sind, odpinaj c granat od pasa i przykucaj c. - No có , no có - westchn Alex. - Przynajmniej nie umrzemy w ku. Opu ci bro , odbezpieczy granat i stan w klasycznej pozycji do rzucenia go. Wspania a sprawa, pomy la , i rzuci . Granat uderzy , podskoczy i wybuch ledwie o metr od pozycji nieprzyjaciela, i ca a trójka podnios a si , kiedy b yskawica otworzy a dla nich wrota piekie i hukn grom. Sind wyda a z siebie wojenny okrzyk Bhorów i poszli do ataku, troje przeciwko... kto wie, jak wielu.Sten, troch blefuj c, z w ciek ci zahucza : - Ayo... Gurkhali! Mo na umiera z okrzykiem bojowym na ustach tak samo, jak z ka dym innym. Zawodzenie odbi o si echem o piaskowiec. Gurkhowie us yszeli je. I zaatakowali. Br zowa fala m czyzn wysz a spomi dzy nocnych ciemno ci, ich bro bluzn a ogniem. Podeszli blisko do nieprzyjaciela. Tamci obracali si w zdumieniu zaskoczeni atakiem od ty u, a Gurkhowie opu cili bro i zarzynali ich swoimi kukri.Dwie grupy bojowe Gurkhów przebieg y obok Stena i reszty, ka dy z pot nym karabinem maszynowym. Poruszaj c si sprawnie jak automaty, przypadli do ziemi i otworzyli ogie ; pociski omiata y ca alej i otworzy y wyj cie.Sten zd zorientowa si , e jest ca y i ywy, i takim pozostanie - albo przynajmniej uda mu si wydoby z tej cuchn cej ulicy. aden z atakuj cych go przeciwników nie mia takiej szansy. Krople deszczu na twarzy wyda y si Stenowi samym cudem. Ramiona Sind, które obj , by y najwspanialsz rzecz na wiecie. Rozpromieniona twarz Alexa mia a nader przyjazny wyraz.Przeno ne latarnie rozja nia y miejsce, gdzie przedtem sta y wrogie oddzia y. Ca a trójka potykaj c si ruszy a w ich kierunku. Czeka na nich Mahkhajiri Gurung. - Mieli my du e trudno ci z odnalezieniem pana, sir. Stwierdzili my, e ta dzielnica jest bardzo niebezpieczna. Wola bym, aby wezwa nas pan wcze niej. I kiedy znowu wyjdzie pan na spacer, czy móg by pan mie ze sob nadajnik systemu lokalizuj cego? - Jak - opami ta si Sten - zorientowali cie si , e opu ci em ambasad ? Mahkhajiri wzruszy ramionami. - Po tym, jak pan Kilgour znalaz sekretne przej cie, my te na nie natrafili my. Poniewa nie za tam pods uchu, my to zrobili my. Widzi pan, my nie jeste my tacy dobrzy jak on i nie potrafimy wyczu podczas g bokiego snu, e jaki morderca zbli a si , aby pana zabi . My, Gurkhowie, musimy si dobrze zaasekurowa . Sten, Sind i Alex spojrzeli po sobie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- W porz dku - stwierdzi w ko cu Sten. - A wi c wiecie wszystko. Zdaje mi si , e jedyne pytanie, jakie mog zada , to gdzie s Bhorowie? - W górze, na mo cie, i obok, na nabrze u. By o tu wielu ludzi z broni i s dzili my, e nale y si nimi zaj . Bhorowie pragn li tego zaszczytu. Zgodzili my si s dz c, e s o wiele zdolniejsi w dyplomacji ni my. To znaczy o, e nie b dzie adnych je ców. - Potrzebny mi jest - powiedzia Sten - jaki pojazd, eby dosta si do ambasady i napi czego mocniejszego. - Czeka - stwierdzi Mahkhajiri Gurung. - Na ulicy. Kiwaj c g ow Kilgour poci gn Stena na stron , kiedy szli w dó ulicy. - Stary, to by o troch za wiele jak dla mnie. Nie uwa asz, e trzeba by postudiowa jeszcze troch zasady wojny? - Masz racj . - Ty wiesz, zapewne, co jest najbardziej interesuj rzecz w ca ym tym wieczorze? Sten wiedzia . Kto najwyra niej z rozmys em usi owa zabi pe nomocnego ambasadora Wiecznego Imperatora. Nie w gor czce bitwy, ale na bezpo redni rozkaz. Ka da rozs dna istota zdawa a sobie spraw z tego, e takie morderstwo poci gn oby za sob natychmiastow i mierteln odpowied Imperatora.Sten zorientowa si , e istnieli ludzie - ca e grupy - tu na Jochi, które potrafi y sprawi , e szale cy, którymi si przedtem zajmowa , stawali si na pozór jak najbardziej normalnymi, pokojowo nastawionymi istotami.Narzuca o si nast pne pytanie: do kogo nale o to niby wojsko? Mo dzierze... karabiny maszynowe... ludzie atakuj cy jak wytrawni albo przynajmniej szkoleni nierze. Musieli komu podlega . Sten czeka na wybuch z ci, zastanawiaj c si nad tym, jak przekonuj historyjk kto wymy li w celu wyja nienia krwawej mierci jednej czy dwu kompanii uzbrojonych ludzi. Ale mija y dni i nikt nawet nie wspomnia o tym incydencie. Zupe nie nikt. czaj c w to si y policyjne Rurik. Rozdzia 13 Propozycja by a bardzo zwi a. Napisana r cznie na trzech kartkach czego , co wygl da o jak antyczny papier. Blady m czyzna siedz cy naprzeciwko Wiecznego Imperatora sko czy j czyta i po kartki z powrotem na biurku. - Twój komentarz? - spyta Imperator. - Interesuj ce, sir - odrzek zapytany neutralnym tonem. Nale o to uzna za normalne, poniewa wszystko, co dotyczy o Poyndexa, by o neutralne. Niegdy piastowa stanowisko szefa Korpusu Merkurego - wywiadu Imperium - podczas ko cowych dni wojen tahnijskich. Kompetentny, pozbawiony pasji nierz, kontynuowa s podczas rz dów Rady. Pó niej, w wyniku wewn trznych rozgrywek, sta si jej m odszym cz onkiem.Ale kiedy Imperator powróci , Poyndex zdradzi Rad dla Imperium. Prosi jedynie o to - wiedzia , e tylko o to mo e prosi - aby darowano mu ycie. Nie bra udzia u w zamachu na Imperatora. Nie mia te nic wspólnego z ró nymi okrucie stwami pope nianymi przez Rad . Imperator przyj jego ofert - w plecy Rady wbito sztylet, a Poyndex znik w czelu ciach Imperium. - Nie okazujesz adnego zdziwienia - stwierdzi w adca. - Mog mówi szczerze, sir? Teraz Imperator popad w milczenie. Poyndex wola zinterpretowa to jako pozwolenie. - Dziwi si tylko temu, e nadal yj , Wasza Wysoko . Kiedy rozkaza pan, abym powróci na Prim , by em pewien... - Nie - o wiadczy Imperator. - Gdybym chcia twojej g owy, zosta oby to wykonane po cichu i w czasie najwi kszego zamieszania. Zdecydowa em, e okresu bezkrólewia nie nale y upami tnia
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
pokazowymi procesami. Poza tym uwa em ciebie zawsze za najbardziej wydajnego szefa wywiadu.Teraz potrzebuj twoich us ug. Chc , aby obj dowództwo tej nowo utworzonej jednostki bezpiecze stwa wewn trznego. Ma ona by prowadzona nieco inaczej ni Merkury. Jej agenci byli i nadal b rekrutowani poza kana ami wojskowymi. Wymaga si od nich przysi gi na wierno w stosunku raczej do mnie osobi cie ni do Imperium. Ich zadania i obowi zki pozostan znane tylko mnie. Jedyn spraw , do jakiej s zobowi zani, w zapisach publicznych czy tajnych jest ochrona mojej osoby. Mam zamiar interpretowa to mo liwie jak najszerzej.Wszystkie misje BW wyznacza osobi cie, a ich rezultaty zostan podane do mojej wy cznej wiadomo ci. W cuchu dowodzenia nie znajd si adne inne elementy. Jednostka otrzyma najwy sze priorytety. Wszelkie raporty zostan sporz dzone w jednym egzemplarzu przeznaczonym tylko dla mnie albo przekazane ustnie. W imperialnych archiwach nie b przechowywane adne kopie. A teraz... jak brzmi twoja odpowied ? - Nie mam zbyt wielkiego wyboru, Wasza Wysoko - powiedzia Poyndex. - Sama wiedza o tej jednostce mo e... sprawia k opoty. I... - postuka w papiery le ce na biurku. - Ten plan, i problem jaki ma rozwi za , z ca pewno ci nigdy nie powinny dosta si do publicznej wiadomo ci. - Twoje rozumowanie jest prawid owe. Jeste , tak naprawd , jedyn osob , poza mn samym, której znana jest zarówno ca a sprawa, jak i planowane rozwi zanie - stwierdzi Imperator. - Ale zanim przyjmiesz moj propozycj , chcia bym us ysze odpowied na jedno pytanie: co powstrzyma ciebie przed zdradzeniem mnie tak, jak zdradzi Rad ? Nast pi a bardzo d uga cisza. Poyndex wsta i zacz chodzi po pokoju. - Odpowiem na to, sir - powiedzia - mimo e wol nigdy nie omawia moich w asnych, osobistych zamys ów. S dz , e jest to... kr puj ce. Je eli pan pozwoli, to by mo e atwiej mi b dzie przy yciu pewnego porównania. Poyndex wzi g boki oddech. - W szkole dla szpiegów opowiadali histori o pewnym s awnym agencie. S pewnemu w adcy na staro ytnej Ziemi. Uwa a si go za twórc nowoczesnego wywiadu - takiego, gdzie ka dy szpieguje swojego brata i jest ledzony przez kogo innego. Jego w adca, pe en podziwu, chcia go wynagrodzi . M czyzna nie chcia niczego oprócz jednej rzeczy - naramienników marsza ka polnego.W adca zdziwi si bardzo i odmówi . Szpiedzy nie dostaj nagród przeznaczonych dla uczciwych nierzy. Ani - tego ju nie doda - nie s publicznie znani. - Nazwisko tego m czyzny brzmia o Fouche, a jego w adcy - Napoleon Pierwszy - powiedzia Imperator. - A wi c zna pan t histori , sir. No có , opowiada sie j po to, aby zniech ci zdobywaj cych do wiadczenie, m odych specjalistów wywiadu do pragnienia s awy i chwa y. I zdawa o mi si , e wzi em to sobie do serca i nauczy em si zapomina o tym, e lubi bym przeczyta swoje nazwisko w prasie. Ale kiedy zmar y pan Kyes zaofiarowa mi awans do Rady, co, jak si pó niej zorientowa em, mia o s g ównie jego w asnym interesom, odkry em, e nadal jestem ambitny. Po upadku Rady - i moim - pozby em si tej s abo ci. - Doprawdy? - zastanawia si Imperator. - Ambicja to hydra. - Czy to ma jakie znaczenie, sir? - spyta Poyndex. - Po prostu nie s dz , aby w przeciwie stwie do owych cymba ów z Rady kiedykolwiek odwróci si pan do mnie plecami. Imperator kiwn g ow . U wiadomione - albo powodowane strachem - w ciwe pojmowanie asnych interesów stanowi o wystarczaj motywacj . Zw aszcza w przypadku zadania, jakie planowa dla Poyndexa. - Przyjmuj pa sk ofert , Wasza Wysoko . To oczywiste. Czuj si zaszczycony. - To dobrze. B dzie jeszcze kilka osób przypisanych do ciebie. Cz z nich tak e wywodzi si ... z szarej strefy. A kilku otrzyma zadania, o których nie musisz nic wiedzie . - Rozumiem, sir. - Takie, jak to. - Imperator wskaza na kartki papieru. - W mojej propozycji zawar em trzy pytania kontynuowa . - Czy chcia by wiedzie co wi cej na temat tego urz dzenia? - Nie, sir. I nie s ucha bym adnych informacji na ten temat. To, co ju wiem, wystarczaj co nara a na szwank moje szans prze ycia.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Czy twoim zdaniem zadanie mo e zosta wykonane? - Tak - odpar beznami tnie Poyndex. - Wykonywali my bardziej skomplikowane operacje, je li chodzi o podwójnych czy potrójnych agentów i odszczepie ców, Wasza Wysoko . - Dobrze. Bardzo dobrze - powiedzia Imperator. - Potrzebujemy oko o miesi ca na skompletowanie personelu, sir i, oczywi cie, kompletne wyposa enie. Oraz dwa dni na samo zadanie. - My la em ju o tym. - Imperator si gn przez biurko i podniós kartki. Wzi zapalniczk , skrzesa ogie i przy do papieru. Arkusze zaj y si momentalnie i po chwili sta y si tylko garstk popio u. - Miejscem b dzie stara Ziemia. Poyndex wsta , zasalutowa i wyszed . Imperator popatrzy za nim. Szkoda, e nigdy nie zaofiarowa Poyndexowi drinka dla uczczenia czego , ani nie ugotowa dla niego obiadu po sko czeniu planowania zadania, jak to robi kiedy dla Iana Mahoneya czy Stena. Ale to by o dawno temu, w innych czasach. Rozdzia 14 - Zwiesi nos na kwint , m ody Stenie. Nie chc wiedzie , e si martwisz - powiedzia Alex. Nie masz w tej sprawie adnego wyboru. To rozkaz Imperatora. - To mi wcale nic u atwia zadania - stwierdzi Sten. - Zgadzam si z Alexem - o wiadczy a Sind, w g bi serca pe na fanatyzmu w stosunku do Bhorów. - Wiem, i nie podoba ci si my l, e masz tak po prostu beznami tnie oznajmi tym ludziom, co ich czeka. Nowy przywódca jest ju w drodze i oni mog jedynie polubi to albo si tym zad awi . Ale nie widz adnego sposobu, aby to os odzi . Takie s fakty, a oni musz z tym . - Nie szuka em sposobu na os odzenie - zaprotestowa Sten. - Zdecyduj si szybko, ch opie - poradzi Alex. - Nasza przyjacielska czwórka dotrze tu lada chwila. - Sytuacja mo e by trudna - powiedzia Sten. - Kiedy przyb dzie doktor Iskra - a nadal nie wiem dok adnie, kiedy to si stanie, cholera jasna - tak czy siak, kiedy ju si tu znajdzie i obejmie przywództwo, sprawy szybko mog pój w diab y. A co b dzie, je li wszyscy powiedz Imperatorowi, eby wzi swego nowego nieustraszonego przywódc i wsadzi go sobie tam, gdzie ce nigdy nie dochodzi? - Imperator ich zgniecie stwierdzi a - beznami tnie Sind. - Zapewne - zgodzi si Sten. - Trudno przewidzie , co si stanie. Istoty robi y ju dziwniejsze rzeczy. A do zbiorowego samobójstwa w cznie. Zdaje mi si , e oni nadal nie wierz , e co takiego mo e im si przytrafi . Sten zaduma si nad milionami ofiar i straszliwymi zniszczeniami, jakie Tahnijczycy zadali sami sobie. - Chc zrobi to we w ciwy sposób - powiedzia . - Inaczej poniesiemy odpowiedzialno za kilka wojen domowych. Chc , aby bali si odmówi zgody na uznanie doktora Iskry, a potem zaakceptowali wybór Imperatora. Sind nie zrozumia a. - Je eli oni wszyscy s a tak szaleni a z tego, co widzia am wynika, e ka da istota w tej zapomnianej przez Boga i ludzi mg awicy z ca pewno ci nie jest zdrowa psychicznie - to nie obawiasz si , e mo esz tylko powi kszy problem? Alex by zamy lony. - Nie tak szybko, skarbie. Nasz Sten ostrzy swój dowcip rodem z Sekcji Mantisa. - Odwróci si do Stena. - A mo e dodaliby my co osobistego, co, stary? Sam strach mo e spowodowa nap yw odwagi. Ale je eli dodamy do strachu odrobin poczucia winy, to cz sto znajdziemy trz cego si tchórza. Sten spojrza na Alexa. Co mu za wita o. - Buziaczka, doktor Rykor - roze mia si .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nie jestem taki t usty - prychn Alex. Ale Sten nie zwraca ju na niego uwagi. Niecierpliwie szkicowa plan zadania. I w nie w chwili, kiedy nabra on kszta tów, zahucza interkom. Nadszed czas. - Zanim zaczniemy, panie ambasadorze - powiedzia genera Douw - nasza czwórka chcia aby wyrazi swoje... - srebrnow osy Jochia czyk rozgl da si nerwowo po sterylnym pokoju, który Sten wybra na spotkanie - swoje uznanie dla pa skiej... hmm... go cinno ci. Sten ostentacyjnie spojrza na zegar tykaj cy na przeciwleg ej cianie. To by a jedyna dekoracja. - Ca a przyjemno po mojej stronie - stwierdzi znudzonym g osem. B bni po stole palcami. - Wiemy, e jest pan zapracowanym cz owiekiem, panie Sten - powiedzia Menynder, spogl daj c przyja nie spoza staro wieckich okularów. - Tak wi c, gdy tylko dostali my wiadomo , e chce nas pan widzie , zebrali my si razem, aby zaprezentowa panu wyniki naszej pracy. - Och? - Sten nie mia nic wi cej do powiedzenia. - Jeste my niezwykle dumni z naszego wysi ku - wtr ci si genera . - Tak naprawd ja osobi cie uwa am to za historyczny moment. - Wyci gn plik dokumentów. - Oto projekt nowego rz du. Jest podpisany przez ca czwórk . S dz , e b dzie pan pod wra eniem. - Trzeba to tylko uzgodni z macierzystymi wiatami - powiedzia a Diatry, przywódczyni Bogazi. - Gwarantuj za Suzdalów - warkn a Youtang. Sten podniós brwi i podejrzliwie pukn palcem w dokumenty. - Czy co nie tak? - spyta Menynder. Dzwony alarmowe w g owie starego rozdzwoni y si na dobre. Zacz y cichutko pobrz kiwa , kiedy weszli do tego ca kowicie bia ego pokoju. By zdecydowanie nieprzyjazny. Przypomina mu pokój przes ucha . Zauwa te , e ciany s na tyle grube, aby nie przepuszcza krzyków. Jedyne umeblowanie stanowi o pi twardych krzese i d ugi, pusty stó , przy którym siedzieli. - Czy jeste cie pewni, e chcecie mi to da ? - spyta Sten, stukaj c palcem w le ce dokumenty. - Oczywi cie, e tak - stwierdzi genera Douw. - To jest projekt, ju mówi em panu, od niego zale y przysz naszej mg awicy. Sten po prostu patrzy na Douwa. Pod tym spojrzeniem genera zacz czu lekkie przera enie. Odwróci si do Menyndera. - Tak w nie pan mówi , prawda? - Cicho, generale - ostrzeg Menynder. - Dlaczego mam by cicho? Przyszli my tu, aby omówi nasz punkt widzenia, prawda? Mieli my zachowywa si stanowczo, ale poprawnie. Zgodzili my si , czy nie? - Ty mówi , mówi , mówi - stwierdzi a Diatry, usi uj c si zorientowa , z której strony wieje wiatr. Co tu zdecydowanie mierdzia o. Ale Douw nadal trzyma si kursu, prowadz cego do samozag ady. - Nie mam zamiaru bra na siebie ca ej winy - zaskomla . - To nie moja wina! Panie ambasadorze, prosz ... - Chcecie to usun ? - spyta Sten, przyjmuj c agodny ton i popychaj c papiery z powrotem w kierunku genera a. - B udawa , e nigdy tego nie widzia em. - Oczywi cie. Nie ma sprawy. To i tak tylko bzdury - mamrota Douw, api c dokumenty. - A co pana zadowoli, panie ambasadorze? - spyta Menynder. - Jak mo emy u atwi pa sk misj ? - Dwie rzeczy. Pierwsza, to g ównie sprawa ciekawo ci. Ciekawo ci Wiecznego Imperatora, chcia bym doda . - To znaczy? - spyta Menynder. - To przyj cie, które wydali cie dla Khaqana. Owej tragicznej nocy. W pokoju zaleg a ci ka cisza. Mam was, pomy la Sten. Pozwoli , aby ta cisza trwa a przez d ugi czas. - Wasza czwórka bra a w tym udzia , prawda? - spyta w ko cu. - Hmm... no có ... ja przyby em tam strasznie pó no - powiedzia genera Douw. - A wi c by pan tam - powiedzia Sten.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Stwierdzi fakt. - Oczywi cie, e by em. Nie ma w tym nic podejrzanego, nieprawda ? - Czy kto mówi co o podejrzeniach? - spyta Sten. Obdarzy Douwa spojrzeniem mówi cym: „Dlaczego zachowujesz si jak kto winny?” - To oczywiste - j ka si Douw. - To znaczy, pan nie... to znaczy... - Tak, panie Sten. Wszyscy brali my w tym udzia - wtr ci si Menynder. - To dziwne - powiedzia Sten. - Przyjacielskie zebranie tylko - stwierdzi a Diatry. - To dziwne spotyka przyjació tam, gdzie pan pochodzi? Sten zignorowa j . - I nie by o adnych oznak tego, e Khaqan choruje? - spyta . - Jakiej blado ci albo s abo ci? A mo e... jakiej oznaki gniewu? - Dlaczego mia by si gniewa ? - zaszczeka a Youtang. - To by tylko wieczór towarzyski. - S dz , e on by bardzo szcz liwy przed mierci - powiedzia a Diatry. - Nie z y. Mówi du e kawa y. My mia . Ha, ha. Potem on umiera . My wszyscy bardzo smutni. P aka buu, buu. Sten znowu zmieni kurs. - Przejrza em jego kalendarz - stwierdzi . - Tego obiadu tam nie zanotowano. - Zorganizowany by ... w ostatniej chwili - szybko powiedzia Menynder. - To wyja nia t ma tajemnic , jak s dz - stwierdzi Sten. - Czy w nie to pana trapi o? - spyta Menynder. - Kalendarz spotka ? - Nie mnie. Wiecznego Imperatora. - Tak. Oczywi cie - powiedzia Menynder. Zdj okulary i wytar je wyj z kieszeni chusteczk . Czy mo emy wyja ni jeszcze jaki ma e tajemnice? - Nie. Nie s dz . Och. Tak. Jeszcze jedno. A miejsce, gdzie ów s awny obiad si odbywa ? Do kogo nale y? - Do mojego przyjaciela - odrzek Menynder. - Khaqan chcia prywatno ci. Zadba em o to. - W dzielnicy Torków? - spyta Sten. - Dlaczego nie? Sten patrzy na Menyndera. Pozwoli spojrzeniu spoczywa tak d ugo, a Menynder zacz si poci . Potem Sten przenosi wzrok z twarzy na twarz, obserwuj c ka dego wnikliwie. Podnosi napi cie, dopóki nie sta o si wyczuwaln kul energii kinetycznej, tylko czekaj na uwolnienie. A potem pozwoli mu opa . - W istocie, dlaczego nie. Udawa , e nie zauwa a, jak cztery przera one istoty wzdychaj z ulg . - A teraz chcia bym przedstawi g ówny powód, dla którego was tu zaprosi em.Douw, Menynder i reszta pochylili si , aby lepiej us ysze s owa Stena. Skupi ca ich uwag .- Po dog bnych badaniach i d ugim namy le Imperator znalaz rozwi zanie waszych dylematów. I s dz , e wszyscy zgodzicie si , i wykaza si w tym prawdziwym geniuszem. - Jestem tego ca kowicie pewien - powiedzia Douw; nie da by w tej chwili za to z amanego grosza. Menynder wyciera pot z czo a, podczas gdy Diatry i Youtang liczy y w my li grzechy, których nie uda o si Stenowi wyw szy . - Szanowni pa stwo - powiedzia Sten. - Mam przyjemno oznajmi , e Imperator wybra istot , która poprowadzi was do nowej ery pomy lno ci... Jej imi , szanowni pa stwo, brzmi Iskra. Doktor Iskra. Sten rozejrza si agodnie po pokoju. Jego plan zadzia . Nie by o najmniejszych oznak protestu. - Dobry wybór - zaakceptowa Menynder. - Pami tam, e to imi pad o podczas owego obiadu, o którym dyskutowali my wcze niej. Nieprawda , generale Douw? Douw zadygota . Znowu ten cholerny obiad! - Tak, tak. I jeste my zaszczyceni, e Imperator osobi cie zainteresowa si naszymi b ahymi sprawami. - Kiedy mo na si go spodziewa ? - chcia wiedzie Menynder.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
W tej w nie chwili wielki statek przelecia nad ich g owami i zacumowa w porcie kosmicznym. W ambasad uderzy ryk przekraczanej bariery d wi ku. O kurwa, pomy la Sten. W sam por . Mimo to kontynuowa , jakby nigdy nic. - W nie teraz, szanowni pa stwo. W nie teraz. Rozdzia 15 Doktor Iskra przyby z niesamowit pomp , mimo, e objawi si cokolwiek przedwcze nie. Sten wola by, aby ten efekt wysi ku Wiecznego Imperatora, ten dyktator oczekuj cy na obj cie w adzy, przyby kilka dni pó niej, kiedy ró ni potencjalni kandydaci zd yliby si zorientowa , e nie maj szans na nominacj - i mieli czas na to, aby zadecydowa , jak post powa z now w adz .Ale Sten ju eony lat wcze niej, na pocz tku swej imperialnej s by, nauczy si , e warto w realnym yciu trzyma yczenia w jednej d oni, a w drugiej kubek do gry w ko ci, i patrze , co wype ni si pierwsze. Ha liwe statki kosmiczne Iskry polecia y na szcz cie nieco za daleko i Sten mia do czasu, aby apa Alexa i Gurkhów i kaza Sind zebra tylu trze wych Bhorów, aby zaprezentowa si w porcie kosmicznym jako robi ca wra enie grupa. Upewni si te , e pojawi si dwóch operatorów kamer z ambasady, tak na wszelki wypadek, gdyby nikt inny nie pami ta o dokumentowaniu owego historycznego wydarzenia. Dwa ci kie kr owniki zawis y nad l dowiskiem, wiszcza y generatory McLeana, a niszczyciele i fregaty ugania y si dooko a. Cztery transportowce floty osiad y na pod u. Opad y rampy i wype y ci kie czo gi, wypuszczaj c po drodze oddzia y nierzy. Inni nierze formowali wewn trzn tarcz w rodku kwadratu, utworzonego przez transportowce. Sten, Alex i Sind przygl dali si temu krytycznie. - Ta gwardia - powiedzia Alex - nadal nie dosz a do siebie po wojnach i po czasach Rady. - Alex - upomnia go lekko Sten - czy kiedykolwiek przysz o ci do g owy, e adna jednostka, do której byli my kiedykolwiek przypisani, nie wytrzyma aby ataku najgorszego ze znanych nam szeregowców? A przynajmniej nie w sposób, jaki pami tamy. - I co z tego? - spyta zraniony Kilgour. - To przecie tylko prawda, nie? - Ciii. - Sten post pi do przodu. Z obu stron mia imponuj cych Gurkhów i Bhorów. Najwi kszy z kr owników wyl dowa w rodku kwadratu uformowanego przez transportery.Galowo umundurowana gwardia wysypa a si ze statku i wyci gn a si w szeregu, zanim Sten dotar do rampy. Kapitan kr ownika i dowódca batalionu Gwardii Imperialnej zasalutowali Stenowi. Oddzia nierzy pochodzi z Trzeciej Gwardyjskiej, jednostki, z któr Sten nigdy nie wspó pracowa i nic o niej nie wiedzia . Kiedy , dawno temu, jako kamufla w pewnej operacji Mantisa s a mu historyjka o zdegradowanym oficerze Trzeciej Gwardyjskiej, i zastanawia si , nieco ubawiony, czy pozosta o to gdzie w aktach jednostki. Wywiad Imperium przygotowywa takie opowiastki bardzo powa nie. Sten nie chcia wyja nia temu pu kownikowi Gwardii, bardzo powa nie wygl daj cemu osobnikowi, który nazywa si T’m Jerety, dlaczego ambasador pe nomocny Imperium mia w swej ponurej przesz ci zwolnienie ze s by z powodu ró nych okrucie stw, niejasno ci i w ogóle nie okre lonych bli ej zbrodni, jakie jeszcze pope ni a jego fa szywa to samo . Suchy, gor cy wiatr przelecia przez pole, gdy doktor Iskra zszed z przedniej rampy kr ownika. Nikt nie zmieni wyrazu twarzy. Nowo przyby e si y Imperium mia y wpojony taki nawyk. Sten jednak by pod wra eniem profesjonalizmu swojej dru yny. Us ysza tylko ciche westchni cie Kilgoura, zduszony j k ze strony Otha i komentarz wyg oszony pó osem przez Sind, któr najwyra niej trzeba by o oduczy paskudnego j zyka i swobodnego sposobu wyra ania si , jakie przej a od swoich Bhorów: - O cholera! - zaszepta a. - On wygl da jak wieszaj cy s dzia, który pod tog nosi elastyczne majtki. Elastyczne i z ró owymi koronkami. Jej opis odpowiada prawdzie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Doktor Iskra z odleg ci dwudziestu metrów sprawia wra enie do kiepskie. By szczup y, niewysoki. Nosi nieokre lone, pomi te cywilne ubranie, w które ubra aby roztargnionego profesora jaka pod awa stacja telewizyjna. Profesora, zdecydowa Sten, Podskórnych i Nieu wiadomionych My li i Obscenicznych Wyobra u Agrarnych Nierytmizuj cych Poetów, o Których Nigdy Nie Mog S ysze . ysawy, w czasach, kiedy naturalne w osy dawa o si atwo doda czy zast pi . I te w osy rozdzieli i zaczesa na ysin tak, jakby chcia j ukry . Z odleg ci dwudziestu metrów stanowi obraz mieszny i osny. Przy trzech metrach zapewne ulega to zmianie, pomy la Sten. Doktor Iskra emanowa gro . Sten nie potrafi powiedzie dlaczego. By mo e bra o si to st d, e twarde, szare spojrzenie oczu doktora, które chyba nigdy nie mruga y, mierzy o prosto w twoje trzewia. Mo e powodowa y to ma e, ostre bruzdy przy zaci ni tych ustach bez warg. A mo e fakt, e adna ze zmarszczek na twarzy nie pasowa a do u miechu. Iskr otaczali cywile, doradcy czy te uczniowie, zwykle spotykani u boku polityków na wygnaniu. Sten zasalutowa . Iskra nie odpowiedzia mu. - Ty jeste Sten, tak? Bardzo dobrze. Do tych ceremonii. Mamy wiele do zrobienia. dam natychmiastowego transportu do pa acu. - Mam grawilot ambasady gotowy do jazdy - powiedzia Sten. - Nie, nie. - Iskra odwróci si do pu kownika Jerety. - Potrzebuj sze ciu ci kich czo gów. Pojad za kilka sekund. Pierwszy powinien mie przymocowane flagi. Jedna kompania z twojego batalionu dzie zabezpiecza tras . Druga kompania niech czeka na mój przyjazd w strefie bezpiecze stwa Placu Khaqanów. Trzecia kompania ma pilnowa pa acu. Zamieszkam, rzecz jasna, w tych samych pokojach, które zajmowa poprzedni uzurpator. Dopilnujcie, aby je sprz tni to. I ka dego s cego ma pilnowa jeden z gwardzistów, dopóki ca a s ba nie zostanie zlustrowana. Pu kownik Jerety zasalutowa i wykrzycza rozkazy, najwyra niej nie zdaj c sobie sprawy, e wi kszo polityków oczekuje gwarancji bezpiecze stwa, odczuwaj c jednocze nie brak kontaktu pomi dzy sob a adoruj cym ich pospólstwem. Najwidoczniej Jerety zd ju przywykn do takich da ze strony Iskry. Sten zastanawia si , czy Iskra ma tak e kogo do próbowania posi ków. Iskra odwróci si z powrotem do Stena. - Jak ju powiedzia em, mamy przed sob wiele pracy. Prosz i ze mn do pa acu, tam b dziemy mogli przedyskutowa w ciwy sposób obejmowania przeze mnie w adzy, aby jak najmniej zak óci porz dek. Sten kiwn g ow . Jego twarz nic nie wyra a, podobnie jak twarze Alexa, Otho i Sind. Na Placu Khaqanów czeka a na nich owacja. W t umie przewa y istoty ludzkie, zosta a wia zapewne zorganizowana przez Douwa albo Menyndera. Bior c pod uwag to, e ministrowi obrony zwykle do wiele czasu zabiera o podj cie jakiejkolwiek decyzji, dokona a tego chyba jedna z sekcji Menyndera. Iskra szed powoli, wiedz c, e jest filmowany przez stacje telewizyjne, potem zacz pi si w gór po stopniach g ównego wej cia do pa acu. Odwróci si i spojrza w dó , na wiwatuj cy umek. Sten zastanawia si , czy wyg osi mow . Ale Iskra po prostu kiwn sztywno g ow , jakby tylko wype nia uci liwy obowi zek, i odwróci si do grupy czekaj cych urz dników, z onej z przywódców Jochia czyków i przedstawicieli Bogazi i Suzdalów. Jego oczy przejecha y po nich jak aparat fotograficzny. Równie beznami tnie. Jeszcze raz skin g ow . - Dzi kuj wam za powitanie mnie w domu - powiedzia . - Jutro musimy si spotka , aby omówi jak ci z was, którzy zostan do tego wyznaczeni, pomog mi ustanawia Nowy Porz dek w mg awicy. Teraz jestem zbyt zm czony. Zjem co , odpoczn i przejrz notatki. Kto z mojego personelu skontaktuje si z wami co do dok adnego czasu i miejsca konferencji. Nie czekaj c na odpowied przeszed przez otwarte, wysokie wrota prowadz ce do pa acu. Sten pod za nim. Kilku oficerów gwardii i jeden wystraszony lokaj pa acowy czekali wewn trz. - Jestem... - zacz lokaj.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nazywasz si Nullimer - przerwa mu Iskra. - By majordomusem Khaqana. Jak twój ojciec. A ojciec twojego ojca s tej wini, która zrodzi a Khaqana. Nullimer wygl da tak, jakby mia zamiar zemdle . - Jeste te - ci gn Iskra - tym, który kiedy ostrzeg mojego ojca, piastuj cego stanowisko na dworze, e Khaqan le o nim mówi . Nullimer sta z os upia ym wyrazem twarzy, najwyra niej nie pami taj c o owym wydarzeniu, potem o . - Tak - kontynuowa Iskra. - I zostaniesz za to wynagrodzony, pomimo tego, e twoje ostrze enie nie spotka o si z nale yt powag . Mam jedynie nadziej , ze b dziesz s mi tak wiernie, jak temu w ciek emu psu. Nullimer zacz pada na kolana. Iskra natychmiast znalaz si przy nim, podnosz c go. - Nie, cz owieku. Nie b dzie adnego kl czenia w naszym Nowym Porz dku. Iskra odwróci si , jakby przemawia do wiwatuj cego t umu lub dygnitarzy nadal paplaj cych na tarasie. - Widzicie? Wszystko jest mi znane. I wszystko zostanie nagrodzone. - Obni g os. - Albo ukarane. A potem, jeszcze mocniej: - Wszystko!! Odwróci si jeszcze raz do majordomusa: - S ysza . A teraz id . Powiedz w kuchni, e b jad . Podam temu oficerowi moje tygodniowe menu. Nullimer, na zmian czerwieniej c i bledn c, zdo wyj z pokoju. Iskra zwróci si do jednego ze swoich pomocników: - Po tym wszystkim b dzie mi dobrze s . Ale przeczeszcie starannie jego pokoje - na wszelki wypadek, gdyby mój os d mia okaza si b dny. Pomocnik kiwn g ow i poda Iskrze drukowany wykaz. Iskra wr czy go jednemu z oficerów gwardii. - To jest to, co zwykle jadam - oznajmi . - Prosz przekaza to kuchni. I poinformowa ich, e ta dieta oczywi cie nie dotyczy bankietów i wyj tkowych okazji. Iskra przyj na moment wyraz twarzy, maj cy zapewne oznacza u miech, i pod dalej. Sten nie móg si oprze . Zatrzyma si obok imperialnego nierza i zerkn na list . To by tygodniowy wykaz dziennych jad ospisów, z not mówi o tym, e ma si powtarza od pocz tku. Zdo zobaczy propozycje na jeden dzie : Rano Czarny chleb Herbata zio owa Po udnie Zupa jarzynowa Woda mineralna Wieczór Zupa z porostów Kotlet z orzechów Sa ata, bez sosu Tort mietankowy Jedna szklanka zwyk ego bia ego wina Podkurek Krakersy z otr bami Herbata zio owa Sten mia nadziej , e konferencje z ambasadorem Imperium odbywane w porze posi ku zostan uznane za specjalne okazje. Zw aszcza wieczorem. Pomy la równie , e te potrawy, szczególnie owa zupa z porostów, maj przypomina Iskrze o dniach biedy na wygnaniu. Nie daj Bo e, aby j naprawd lubi .Ale tort mietankowy? Mo e to jedyna rozpusta, na jak sobie Iskra pozwala?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Gdyby kto zrobi Stena dyktatorem, my la by on raczej o konkubinach, mocnych drinkach, substancjach halucynogennych czy z ym towarzystwie. Ale ka dy tyran ma swoje gusty. Iskra czeka , wygl daj c na zniecierpliwionego. Sten pospieszy za nim. - To, jak s dz , by a sypialnia Khaqana? - Tak - odpowiedzia jeden z kr cych si ca y czas w pobli u pomocników Iskry. - Teraz wi c b dzie moja. Chc jednak przeprowadzi pewne zmiany. - Oczywi cie, panie doktorze. Iskra rozejrza si w zamy leniu dooko a wielkiego pokoju. - Po pierwsze, pozb cie si tego obscenicznego ka. Nie b na ladowa seksualnych praktyk tego p aza. Wiecie, na czym zwykle sypiam. Te obrazy. Zmie cie je. Dajcie do muzeum albo spalcie. To niewa ne. Nie mamy wiele czasu na ogl danie paskudnych okazów minionej epoki.Na tej cianie prosz umie ci ekran projekcyjny; map na tej drugiej. Szafy na akta i pó ki na ksi ki na nast pnej. Ten kominek prosz przenie do drugiego pokoju, w którym b dzie mój gabinet.A teraz id cie. Ju . Ty, J’Dean, wró na statek Imperium. Poinformuj reszt mojej za ogi, e mog rozlokowa si w pa acu. Zapewnij im obstaw nierzy Imperium. Doradca kiwn g ow tak samo sztywno jak Iskra. Mo e to by a ich w asna wersja salutowania. Wyszed . Drzwi zamkn y si , Iskra i Sten pozostali sami. Nie by o adnego wst pu. - Pozostaje pan w kontakcie z Wiecznym Imperatorem? - Tak - odpowiedzia Sten. - Da panu instrukcje? e mam otrzyma pa skie pe ne i ca kowite poparcie, bez kwestionowania? - Musz pana poprawi , doktorze, eby unikn przysz ych nieporozumie . Rozkazano mi, abym zapewni pe ne wsparcie ze strony Imperatora. Mimo wszystko ani ja, ani nikt z mojej ambasady nie pozostaje pod pana rozkazami. My tu, w Mg awicy Altaic, reprezentujemy Imperatora, Imperium, jego interesy i jego obywateli. Jeste my tu tak e, zgodnie z instrukcjami Imperatora, aby zapewni utrzymanie pokoju i stabilnego rz du u w adzy. - To tylko inne s owa - stwierdzi Iskra. - Ale maj to samo znaczenie. Sten wola nie bra udzia u w dyskusji. - Czy mog zapyta o pa skie najbli sze plany? - Mam zamiar spowodowa , aby ta mg awica a w pokoju, jak sam pan powiedzia przed chwil . I chc doprowadzi do tego, eby okrucie stwa, niesprawiedliwo , i z o Khaqana i jego zauszników natychmiast si sko czy y. - Bardzo chwalebne zamiary - powiedzia Sten, usi uj c wykrzesa odrobin ciep a w g osie. - Dzi kuj . - Jak s ysza em, dwa razy u pan s ów Nowy Porz dek - ci gn Sten. - Co, dok adnie, rozumie pan przez to? - Nie zna pan moich prac? Moich analiz? - Prosz mi wybaczy . Ale ostatnio by em bardzo zaj ty, usi uj c zapobiec nadci gaj cemu po arowi. I dowiedzia em si o pana przybyciu dopiero niedawno. - Musi pan je przeczyta - powiedzia ostro Iskra. - Inaczej nie jest mo liwe zrozumienie Mg awicy Altaic, a co dopiero udzielenie mi pomocy w rz dzeniu. - A wi c uczyni to. Natychmiast. Ale wró my do tego, co pan w nie powiedzia . Ma pan zamiar rz dzi t mg awic . Prosz wybaczy moj ignorancj . Jak form to przyjmie? A dok adniej, jak reprezentatywny b dzie pa ski rz d? - Bardzo - stwierdzi zdecydowanie Iskra. - Ale nie b dzie przypomina adnej formy tyranii Khaqana. Jeszcze jedna rzecz, ambasadorze Sten. Pochodzi pan z cywilizowanego wiata, ale nie powinien pan czyni pomy ki polegaj cej na antropomorfizowaniu istot z mojej mg awicy. Cywilizowany wiat, pomy la Sten. Vulcan? Stworzona przez cz owieka planeta niewolniczej pracy i niespodziewanej mierci? Utrzyma beznami tny wyraz twarzy, podczas gdy Iskra kontynuowa . - Nale y pami ta o tym, e nikt z nas, Torków, Jochia czyków, Bogazi czy Suzdalów nigdy nie zna demokracji. Istoty tutejsze mog krzycze o niej, ale to dla nich niepoj ta idea w odniesieniu
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
do rzeczywisto ci. To co takiego, jak oczekiwa od lepego od urodzenia, aby doceni zachód ca, nie s dzi pan?- Mój Nowy Porz dek oznacza zatem wyznaczenie pewnych kierunków dzia ania. To jedyny sposób na to, aby my znale li ostateczn wolno . Oczywi cie nie za mojego ycia, ani zapewne nie za czasów moich, jeszcze nie narodzonych synów. - Ale to nadejdzie. - To jest przysi ga, jak z em na grobie mego ojca, i któr ponowi em, kiedy Khaqan zamordowa mi brata. Mg awica Altaic pozostanie w pokoju. I moje wi te pos annictwo wype ni si - niewa ne, jaki koszt poniesie ta generacja! Nie mo e istnie adne prawdziwe bohaterstwo ani czynienie dobra bez po wi cenia z onego u ich stóp! Oczy doktora Iskry rozjarzy y si czerwieni , odbijaj c blask zachodz cego na dworze s ca. Rozdzia 16 - Dlaczego - zastanawia si Alex Kilgour - mam wra enie, e to nie jest nic wi cej, jak tylko rycz ca chabeta? Wskaza na ekran cienny, na którym widnia obraz tarasu pa acu Khaqana. Musz zmieni napisy, powiedzia sobie Sten. To Iskra teraz nosi koron . Na tarasie sta doktor Iskra. Podniós r ce z lekkim u miechem na twarzy, kiedy t um na skwerze u jego stóp wybuchn wiwatami. Przed nim sta a si a Altaic. Ludzie, przynajmniej na pozór, wszyscy mieli na twarzach wyraz tej samej ulgi, s ysz c o przej ciu w adzy. Sten nie mia do wiadczenia w odczytywaniu emocjonalnego nastawienia Suzdalów czy Bogazi, nie potrafi wi c odgadn ich stosunku do sprawy. Pomy la , e to spotkanie musi si po prostu odby wed ug scenariusza obowi zuj cego przy zmianie dowództwa, tak jak wtedy, gdy kto obejmuje now jednostk i ma spotka si z ni szymi rang oficerami i udawa mi ego. A potem zaczyna si terror i spadaj g owy. Wiwaty usta y i Iskra podsumowa swoje przemówienie. - ...czas uzdrowienia. Czas dla nas wszystkich, aby porzuci przesz , ciemne cienie zemsty, i zjednoczy swe si y w celu zapewnienia pomy lnej przysz ci dla nas samych i dla tych pokole , które nadejd .Wszyscy pochodzimy z Altaic. czy nas ten sam system. Te same planety. Ale zamiast realizowa nasze wspólne przeznaczenie, marnujemy si y w walkach, rozpocz tych z dawno zapomnianych powodów. Nienawidzimy naszych s siadów, poniewa ich kod genetyczny ró ni si od naszego. A przecie wszyscy pochodzimy z tej samej uniwersalnej protoplazmy, i ani gatunek, ani rasa czy macierzysta planeta nie maj znaczenia.Znacie mnie. Znacie sprawiedliwo i honor, które reprezentuj . Wiecie, e sp dzi em ata na wygnaniu, walcz c w ka dy mo liwy sposób, aby zniszczy to plugastwo, jakim by Khaqan. I uda o mi si . - Tak. Ty i ma y atak apopleksji. Zaraz powie, e wynalaz te AM2 i szkock - stwierdzi Alex. - Nadszed czas na nasze nast pne zadanie. Nadszed czas na nas, a przesz ... Sten wy czy g os, pozostawiaj c gestykuluj cego w milczeniu Iskr . Siedzieli we dwójk z Alexem w apartamentach ambasady nale cych do Stena, dok adnie zabezpieczonych i nieustannie sprawdzanych, czy nie ma pods uchu. - Zdaje ci si , e to chabeta - powiedzia do Alexa - bo tak jest. - Wskaza na wielki stos fiszek, opracowa i analiz. - Przekopa si przez te wszystkie wypociny naszego doktorka? - Tak jakby. Przeczyta em kilka, reszt w streszczeniach. Iskra nie jest przejrzysty jak kryszta , kiedy pisze. A ma by niby takim wspania ym mówc . - Ten pierdo a wcale nie pobudzi mojej adrenaliny - zgodzi si Alex. - Ani mojej. I o ile mog stwierdzi , chocia na pewno nie jestem geniuszem politycznym, jego ówna teoria polega na tym, e najpierw nale y zniszczy wszystko, co zdzia Khaqan, a potem zobaczy si , co dalej robi . Ten Nowy Porz dek, jak gdzie twierdzi, „musi pozostawa gi tki i czu y na zmiany i wyzwania”. Kocha si w patetycznych s ówkach. - Taaa, dupek z niego. I rzecz jasna tym, kto ma by najbardziej gi tki i podejmowa te wyzwania, jest nasz dobry doktor Iskra?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Oczywi cie. To on podró owa . To on studiowa . To on zrobi analizy porównawcze ka dej istniej cej teorii politycznej, w czaj c w to dzia ania Imperatora. Nie wiedzia em, e Imperator ustanowi go po wojnie jednym z gubernatorów w Systemie Tahnu. Sprawdzi si - przynajmniej tak twierdzi. - Nie dziwi si - powiedzia Alex. - Ci Tahnijczycy niczego nie rozumiej tak wietnie, jak buta przyci ni tego wprost do szyi. W takich warunkach wyrastali. Doktor Iskra móg by przez nich nawet uwa any za libera a. - A co z rzeczywistym problemem? Wszystkimi tymi rasami, które nie s szcz liwe, je li nie wyrzynaj si nawzajem? Czy on ma jaki plan, jak to zako czy ? Sten pokr ci g ow . - Wiele gada o równo ci. Ale funkcjonuje to w taki sposób, e niektórzy obywatele Mg awicy Altaic s jakby odrobin równiejsi od innych. - Pozwól mi zgadn . Iskra jest Jochia czykiem, mam wi c wra enie, e to Jochia czycy b nieco lepsi od innych. - Trafione. - Cholernie wspaniale. „Jestem waszym nowym szefem. B dziemy robi wszystko po nowemu. Ale co nieco zostanie po staremu”. Iskra, w asnor cznie wybrany przez Imperatora z oty ch opak. Nie mam nic przeciwko temu, e jest dyktatorem, Bóg jeden wie, ilu ich kiedy razem z tob wsadzili my na sto ki. Ale nie dam z amanego grosza za to, e ten facecik ma chocia najmniejsze poj cie o subtelno ci czy cierpliwo ci. S dz raczej, e to taki rodzaj go cia, który chce mie ca y wiat, i to ju na wczoraj. - Mog to jako prze - stwierdzi Sten. Patrzy na ekran, na nale ycie entuzjastycznie nastawione istoty dooko a Iskry. - Zastanawiam si tylko, co poza zwyk ymi mi ymi s ówkami powiedzia Iskra swojemu rozgadanemu parlamentowi... Jak s dzisz, mogliby my tam kogo przekupi ? Kilgour pomy la . - W tej chwili ka dego - stwierdzi . - Ale je eli chcesz mie t much na cianie od wczoraj, to zacz bym od Menyndera. Zdaje mi si , e najbardziej mia oko na wszystko. I nie jest g upi. - Zgoda - powiedzia Sten. - Zobaczymy, czy uda nam si przerobi go na porz dne, wiarygodne ród o informacji. - Nie ma sprawy. - Kilgour zamilk na chwil . Potem, jakby mimochodem, spyta : - Czy kiedykolwiek pozwoli sobie na przera aj cy luksus zastanawiania si nad tym, e nasz Nieustraszony Przywódca si starzeje? Sten drgn , jak by trafi a go lodowata kula. Nie odpowiedzia , ale podszed do barku i nala dwa du e drinki. Nie szkockiej; nie stregga. Czystego, mocnego spirytusu, jaki nauczy si pi jako frontowy nierz. Wr czy jedn szklank Alexowi. - Je eli tak jest - powiedzia Sten po poci gni ciu du ego yka - i wybór doktora Iskry stanowi tego dowód, to przysz zaczyna wygl da jak to. - Wskaza na zewn trz, gdzie za pot nym oknem kszta towa si wa wielkich, czarnych chmur, przynosz cych nast pn wiosenn burz nad stolic . - Nie martw si , ch opie - stwierdzi Kilgour, wychylaj c swoj szklank , czekaj c, a Sten zrobi to samo i id c po nast pn porcj . - Jeste my wszak przedni stra Imperatora. Je li on si poszkapi, to my nie do yjemy tego, eby zobaczy , co b dzie pó niej. Sten nie czu si uspokojony. - Teraz - powiedzia , id c za przyk adem Alexa i wychylaj c szklank do dna - b dziemy mie zabaw patrz c, jak doktor Iskra pokazuje swoj ci r i obserwuj c, co stanie si z tymi, którzy si z nim nie zgodz . - Na to te mam odpowied - o wiadczy Alex. - Jest cholernym idealist . To znaczy, e krew dzie si nam nalewa do butów. Za sze miesi cy, kiedy spojrz wstecz, powiedz , e wi tej pami ci Khaqan to by taki agodny, uprzejmy, subtelny cz owiek. Schowaj si i patrz. A mo e chcia by za si ze mn , e Iskra to nie mia e, mi e jagni tko? Sten pokr ci g ow . - Mo e jestem szalony, ale nie pomylony. Mam ju pewne do wiadczenia. Nie. Nie s dz , aby doktor Iskra zosta zapami tany za swoj s odycz i beztrosk .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Mam nadziej - stwierdzi doktor Iskra - e mog mówi do was, szanowni pa stwo, i przedstawi swoj wizj przysz ci bez obawy pos dzenia o dwuznaczno . Jeste cie profesjonalistami, macie wiadomo nieuniknionych procesów historycznych, i tak samo jak ja troszczycie si o chwa Mg awicy Altaic. Rozleg si pomruk. Wygl da o na to, e s uchacze wyrazili zgod . W wielkim audytorium znajdowa o si tylko pi tna cie istot. Stanowi o ono cz kompleksu koszar, nale cego do bardzo znacz cej, elitarnej jednostki, znanej niegdy jako Ochrona Khaqana, której zadanie polega o przede wszystkim na ochronie ycia zmar ego Khaqana, jego w asno ci, krewnych i przyjació . ciany zosta y niedawno odnowione, a nowe freski ukazywa y nierzy ochrony na s bie, czekaj cych z zatroskanym spojrzeniem na barykadach, aby wyst pi przeciwko zakulisowym nieprzyjacio om, lub pomóc niewinnym obywatelom w przezwyci aniu nieszcz cia. Wszyscy nierze i wszyscy cywile na tych freskach byli Jochia czykami.Pi tna cie istot zosta o wybranych spomi dzy najwy szych rang oficerów wojska Khaqana. Ale nie byli to sami najwy si dowódcy. Iskra dobiera ich starannie.Ka dy z nich otrzyma ustny rozkaz utrzymywania si w gotowo ci do wype nienia wyj tkowego zadania. Jeden po drugim, bez doradców czy pomocników, byli oni wy awiani przez reprezentantów Iskry i dostawiani do tego bezpiecznego miejsca.Wszyscy zrobili w wojsku karier . Wszyscy pochodzili z rodzin s cych od pokole temu, co Khaqan nazywa „Pa stwem”. I wszyscy byli Jochia czykami. Iskra nie chcia obecno ci tych kilku Torków, Bogazi czy Suzdalów, którzy te otrzymali swoje gwiazdki.Pomi dzy nimi znajdowa si wysoki, srebrnow osy m czyzna. Genera Douw. Robi , co tylko móg , aby nie rzuca si w oczy - dopóki nie zorientuje si , z której strony wieje wiatr. - My z Altaic - ci gn swoj mow Iskra - jeste my istotami, które z natury potrzebuj ska , do jakich mo na przylgn , podczas gdy fale zmian pieni si dooko a.Jedn z owych opok stanowi powinno - ale nigdy tak nie by o pod rz dami Khaqana - wojsko. Istoty, które s bez w tpienia przygotowane do ryzykowania w asnym yciem w obronie swego pa stwa. I dotyczy to nie tylko nierzy walcz cych w polu, ale tak e i tych, którzy po wi caj ca e swoje ycie s bom wspieraj cym t walk .To s te istoty, które ja jako dziecko, nauczy em si kocha i szanowa . Musz si przyzna , mam nadziej , e nie wyjdzie to poza ten pokój: p aka em w chwili, kiedy dowiedzia em si , i moje zdrowie nie pozwala mi zaci gn si do wojska. Iskra przerwa , oczy przesuwa y si po twarzach siedz cych przed nim ludzi. Zatrzyma y si przez chwil na Douwie. Tylko na tyle d ugo, aby go nieco wystraszy . Douw kiwn g ow i stara si przybra wspó czuj cy wyraz twarzy. Iskra kontynuowa . - Oczywi cie, kiedy podros em jeszcze troch i zobaczy em ogrom zbrodni, jakie musia pope nia nierz pod rz dami Khaqana, a mój ojciec i nieod owany brat stwierdzili, e jestem wystarczaj co dojrza y, aby powiedzie mi prawd , wiedz c, e nie rozgadam tego dalej podczas dziecinnych pogaduszek, bardzo ucieszy em si ze swojej choroby.Ale wystarczy ju tej dygresji.Nie mamy zbyt wiele czasu. Wasza pi tnastka to kobiety i m czy ni, jakich potrzebuj do wprowadzenia mojego Nowego Porz dku. To wy reprezentujecie wojsko. Nie ten mot och, który Khaqan nazywa swoj armi i marynark wojenn . I wszyscy jeste cie Jochia czykami. Iskra przesta i pozwoli , aby cisza nabrzmia a i sta a si m cz ca. Nikt, kto dosi gn wysokiego stopnia w jakimkolwiek wojsku, nie przeoczy by takiej wskazówki. - Zauwa am to - powiedzia a kobieta o ostrych rysach twarzy, której mundur obwieszony by medalami. - Czy mamy wyci gn z tego takie wnioski, jakie chcieliby my? - To znaczy, generale F’lahn? - Iskra podprowadza j tak, jakby zach ca zdolnego ucznia. - Czyta am pa skie prace, doktorze. Opowiada y one o mg awicy, gdzie my wszyscy, Torkowie, Suzdalowie i Bogazi zjednoczeni pod amy ku wspólnym celom. A najlepsi, Jochia czycy, prowadz , dzier c chor giew. Czy mo e le co zrozumia am? - Zrozumia a pani doskonale - zgodzi si Iskra. I w nie dlatego stwierdzi em, e mog mówi szczerze. To ma by nowy dzie . Nowy Porz dek. Ale ten dzie dopiero nadejdzie. A teraz musimy przywróci ad. Powinni my zacz od tego, e wszystkie istoty na Altaic poznaj poczucie bezpiecze stwa. Nie b ba si o swoje domy, prac , dzieci.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Znów rozleg si nast pny szmer - ten wyra ca kowit zgod . Genera F’lahn powinna zosta wynagrodzona za swoj odwag . - To si nigdy nie zdarzy - burkn jaki admira . - Na pewno nie, dopóki mamy te kieszonkowe armie, te milicje, w ócz ce si dooko a i nazywaj ce siebie nierzami. - Zajmiemy si tym, obiecuj panu, admirale Nel. Zostan albo rozp dzeni, albo oddani pod komend odpowiednio wyszkolonych oficerów, albo... Nie doko czy . I nie musia . Pi tnastka oficerów promienia a ju zupe nie otwarcie. - Tak - ci gn Iskra. - Kiedy wreszcie Nowy Porz dek da innym istotom poczucie w ciwego miejsca... Na przyk ad ten nonsens na Uniwersytecie Pooshkan. - Doktorze Iskra, Khaqan pope ni wiele potwornych zbrodni. I niektórzy przedstawiciele naszego wojska, a nawet ku mojemu niesko czonemu wstydowi pewni Jochia czycy, byli mordercami. Czy rozwa pan ten problem? Pytanie zada a jedna z ni szych rang osób, brygadier S’Kt. Jako uczennica Iskry, zosta a zmuszona do rezygnacji. Przed zamordowaniem przez Khaqana ocali o j wy cznie to, e pochodzi a z wyj tkowo bogatej rodziny, która tradycyjnie wspiera a by ego w adc . Jedn z pierwszych rzeczy, jak zrobi Iskra po przybyciu do Rurik, stanowi o „poproszenie” o to, aby wróci a ona do s by. - Rozwa em to. Owe gwa ty i morderstwa by y pora aj ce. Pope niono je przeciwko Jochia czykom, Torkom, Suzdalom, Bogazi. W nie teraz wydawane s rozkazy, aby ka dy zamieszany w nie wojskowy zosta uj ty i dok adnie przes uchany. Zebrani zamarli. Genera Douw skuli si na krze le. Ale Iskra zaprezentowa swój u miech. - Jest dla mnie oczywiste, e je eli kto z tu obecnych mia przydzia do jednostki, zamieszanej w owe zbrodnie, to wiadczy tylko, pod jak wielk presj pozostawali cie podczas rz dów Khaqana. Mówi c szczerze, adne z was nie jest uwa ane przeze mnie za kogo innego ni godnego honorów nierza. Ka dy, kto s dzi inaczej, zas y na moje najsurowsze pot pienie.I doceni wasz pomoc w tej sprawie. Kiedy b dziecie wychodzi , zostan wam udost pnione akta dotycz ce jednostek i oficerów, których proponuj przes ucha . Je eli wiecie o tym, e kto z nich jest niewinny, a moi informatorzy si myl , to prosz poinformowa o tym natychmiast mój personel. I odwrotnie, je eli jaki kryminalista czy jednostka nie zosta y uwzgl dnione w aktach, b wdzi czny za do czenie ich danych. Zapad a cisza. Kilku oficerów - zw aszcza genera Douw - odwa o si na u miech. Nakazy aresztowania i zsy ki wróci y do ask. - A wi c zrozumieli my si , tak? Kilkoro przytakn o, niektórzy zdobyli si na szczery u miech. - Ostatnie pytanie. - Tak, pani genera F’lahn. - Pa ska w asna rodzina... by a traktowana w sposób budz cy najwy sze oburzenie. Twarz Iskry przybra a kamienny wyraz. - To inna sprawa. Nie ma zwi zku z wami. Nie ma zwi zku z pa stwem. Krew to krew. Na krew odpowiada si krwi . Ci, którzy pomogli temu koszmarnemu robalowi, co sam siebie nazywa Khaqanem, prze ladowa i zniszczy mojego ojca, moj rodzin i mojego brata, zostan zniszczeni.Znam ich od lat. Le c bezsennie na mojej pryczy, marz c o ojczy nie i s dz c, e jej ju nigdy nie ujrz , widzia em ich twarze, i poprzysi em, e je eli tylko otrzymam tak szans , to si zemszcz . Ta zemsta jest teraz w zasi gu r ki. W sali zaleg a kompletna cisza, przerwana nagle przez aplauz, przyj ty w Mg awicy Altaic przedrami uderzaj ce ci ko w cia o. Najg niej robi to genera Douw. No có , ka dy z nich, ka da z rodzin, mia a wrogów. Na krew rzeczywi cie odpowiada si krwi . - ...je eli tylko otrzymam tak szans , to si zemszcz . Ta zemsta jest teraz w... - m czyzna wy czy magnetofon. - I co pomy li o tym pa ski imperialny zwierzchnik? - spyta doktor Iskra z nut wyzwania w osie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Ta sprawa go nie dotyczy - odpowiedzia m czyzna. - Imperator wybra pana do rz dzenia Mg awic Altaic po tym, jak zdecydowa , e jest pan najbardziej nadaj si do tego istot . W jaki sposób zbierze pan swoje si y - nie ma znaczenia, zw aszcza je li chodzi o pomniejsze sprawy, jak czystka w ród generalicji wojskowej. Doktor Iskra wyra nie si odpr . M czyzna pozwoli mu na chwil odpoczynku, po czym podszed do sto u i nala dwie fili anki zio owej wieczornej herbatki Iskry. - Rozumiem - powiedzia nagle - e ta akcja prowadzona jest we w ciwy sposób. Co oznacza, e powinien pan by ostro ny, pozwalaj c swoim genera om na dodawanie do listy ich prywatnych nieprzyjació ... I nale y si z tym upora natychmiast. - Tak b dzie o wiadczy Iskra. - W sposób, jaki wskaza pan jako najbardziej efektywny. Oczywi cie musz wprowadzi tu pewne modyfikacje, podyktowane socjologiczn charakterystyk mojego ludu. czyzna spojrza na Iskr i postanowi nie zadawa wi cej pyta . By on cznikiem pomi dzy Wiecznym Imperatorem a Iskr , odkomenderowanym do dzia ania w bokiej konspiracji. Nikt, poza samym Imperatorem, nie wiedzia o jego zadaniach, a zw aszcza nikt z imperialnej misji w Rurik. To wy czenie specjalnie wskazywa o na Stena, ambasadora Imperium. Sten zna tego m czyzn . By to do wiadczony szpieg, cz owiek, który nie s nikomu innemu, tylko samemu sobie i swojemu chwilowemu chlebodawcy, temu, kto da najwi cej. Jego nazwisko brzmia o Venloe. Cz owiek, który odpowiada za zamordowanie Wiecznego Imperatora. Rozdzia 17 Bór by daleko na pó nocy od Rurik. Zaczyna si tam, gdzie ko czy y si równie olbrzymie bagna, i rozci ga na wiele kilometrów, prawie do wybrze a niemal pozbawionego p ywów wewn trznego morza.W dialekcie miejscowych ch opów bór nazywano „Miejscem Dymów”. W lecie tr by powietrzne przebiega y przez las, podnosz c wielkie chmury py u wysoko w atmosfer . Podczas wiosny i jesieni ci kie mg y wpe za y na suchy, cichy l d. A w zimie polarne burze czyni y „dym” bia ym.Blisko wewn trznego morza, wiele lat wcze niej, Khaqan postanowi zbudowa sobie schronienie. Poniewa wszystko w Rurik by o wielkie, a Khaqan lubi wszystko, co olbrzymie, mia y tu stan budynki wystarczaj ce na pomieszczenie ca ego dworu.Zmierzono ca posiad .Tu i tam nadal mo na by o zobaczy kolorowe znaki, wstrzelone w pnie drzew czy azy.Zrobiono przecinki, ale ich nie wybrukowano.Khaqan straci zainteresowanie, zanim wzniesiono jakiekolwiek budowle, a Miejsce Dymów wróci o do swego osamotnienia. Teraz jedynymi go mi puszczy byli nielegalni wypalacze w gla drzewnego w lecie i jesieni, i owcy futer zim . Nie pozostawali d ugo. Bór przera ich sw wielko ci i cisz . uga linia ci kich sa grawitacyjnych rozci ga a si wzd pozosta ci drogi, g boko w sercu puszczy. adunek ka dego z pojazdów stanowi y istoty rozumne, ludzie i niehumanoidzi. Niektórzy z nich nosili mundury, pospiesznie wci gni te, kiedy rozleg o si w ciek e walenie do drzwi, a teraz podarte i brudne. Inni mieli na sobie tylko to, co zdo ali z apa , kiedy zabierano ich nagle z domów czy miejsc pracy.Strzeg y ich pilnie istoty, nosz ce takie same mundury. Ale wszyscy stra nicy byli lud mi.Wi niowie trwali w ciszy. Niektórzy z nich opatrywali rany. Pojazdy skr ci y w w sz przecink , a potem jeszcze raz, na trakt. Droga otwiera a si na to, co kiedy by o . Pojazdy osiad y na gruncie. Wykrzyczano rozkazy. Wi niowie wysiedli. Niektórzy z nich pozostali we wn trzach grawisa . Le eli, nie ruszaj c si , rozci gni ci na pok adach. W tym momencie martwi czy te bliscy mierci nie zaprz tali uwagi stra ników.Ci, którzy prze yli, na rozkaz ustawili si w szeregu.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Pomi dzy wi niami by y Acinhow i N’ern. Jedna z nich pracowa a przedtem jako ni szy rang oficer w wi zieniu, druga jako urz dnik podatkowy. Obie mia y do czasu, aby podczas aresztowania chwyci kilka racji ywno ciowych. Utrzyma o je to przy yciu podczas d ugiej podró y na pó noc. - A teraz - zaszepta a N’ern - co z nami b dzie? Nie widz tu adnego wi zienia. Czy mamy je sami wybudowa po ród tej puszczy? Acinhow lekko pokr ci a g ow i wskaza a kierunek. W po owie ki znajdowa y si d ugie, otwarte rowy. Sprz t do robót ziemnych czeka w pobli u.Inne rowy przed nimi zosta y wykopane wcze niej. Ale te ju wype niono. Ziemia nad nimi porusza a si . Twarz N’ern sta a si szara. Rozleg y si szepty, kiedy inni wi niowie te zobaczyli te rowy. Stra zacz a wrzeszcze , eby si uciszyli. N‘ern dwa razy próbowa a co powiedzie , zanim jej si to w ko cu uda o. - Dzieci nigdy nie... - urwa a. Acinhow zadr a. N’ern spróbowa a ponownie. - Przynajmniej... przynajmniej - zamrucza a - odb dzie si to z honorem. Rozdzia 18 Sten po same uszy uton w R-U-T-Y-N-I-E. Na Jochi oznacza o to permanentny stan kra cowej paniki. Dwie trzecie ze wiate ek na konsoli czno ci b yska o tym alarmem. Reszta by a czerwona.Jego technicy czno ci - wszyscy szkoleni jako dyplomatyczni ombudsmani - krz tali si dooko a. Brodzili w gównie. agodzili sytuacj tam, gdzie wystarczy y zwyk e s owa. Odsy ali rozmówców do odpowiednich agend - wiedz c, e minie sporo czasu, zanim którekolwiek rz dowe ministerstwo zacznie efektywnie pracowa . Tam gdzie mogli, oddawali ma e przys ugi.Wszystko, co by o tego warte, przelewano na gor co na formularze wywiadu i przesy ano Stenowi. Nap ywa o tak wiele raportów, e Sten przesiedzia ca y ranek w pokoju czno ci, cz c nad sprawozdaniami i zajmuj c si mnóstwem telefonów, które móg przyj tylko ambasador. Pierwszy tego dnia zadzwoni Milhouz, pilnie chc c rozmawia z ambasadorem. Sten uzna to za ahostk w obliczu innych spraw do za atwienia. Tak, obieca studentom Pooshkan pos uchanie u kogo , kto ma w adz . Po spotkaniu z doktorem Iskr nie by jednak pewien, jak wype ni t swoj obietnic .Zajmie si tym pó niej. Co wymy li - kiedy tylko wyci gnie jakie wnioski z tych wszystkich raportów mówi cych o trwaj cych na ca ej Jochi zamieszkach. Zw aszcza w dzielnicach i gettach Rurik.Toczy o si nieco wi cej ni zwykle walk, w których pola a si krew. Ale bez strzelaniny. Jakie milicyjne manewry uliczne na ma skal , jednak bez oddawania strza ów przynajmniej nie w gniewie. Troch wi cej rabunków. I przemocy rodzinnej. Sten przewija zapis. Doszed do nast pnego nagl cego telefonu od Milhouza. Oficer czno ciowy skróci przekaz do nast puj cych s ów: „Uda o si odwlec spraw ultimatum. Komitet zgodzi si przesun termin o nast pny tydzie ”. Sten zauwa , e oficerem tym by Freston, jego najstarszy i najbardziej zaufany cz owiek od za atwiania takich telefonów. Niestety, wyra nie marnowa si on w tej pracy, i Sten chcia uratowa go przed najwyra niej niepo dan i potwornie nudn karier , jak jest prowadzenie wysoko cenionego zespo u czno ciowego. W rubryce „uwagi” Freston wpisa : „Sposób mówienia obiektu wyra nie agodny. G os zdecydowanie napi ty, co wskazuje na niestabilno osobowo ci. Widzi ambasadora Stena jako posta ojcowsk . Sugerowany sposób post powania: kontynuacja zdecydowanej linii. Mi kkie podej cie mo e zaowocowa dalszym pog bieniem si rozkojarzenia”. Kurewsko wspaniale, pomy la Sten. Posta ojcowska dla zepsutego, bogatego dzieciaka. On przecie nawet nie lubi Milhouza, my la o nim jak o pieczeniarzu o dr cym g osie, wykorzystuj cym grup równie bezu ytecznych osobników. Do diab a z nim! Oddzwoni, kiedy dzie do tego gotowy. Ojcowska posta , niech to cholera!
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Sten ruszy do przodu, przedzieraj c si poprzez kolejne raporty. I uderzy o go nast pne ostrze enie. Wybuch a panika i gor czka robienia zapasów. Na ca ej planecie sklepy sprzedaj ce zakonserwowan ywno i napoje wyprzedawa y swój towar. Paliwo i olej jadalny tak e znika y.Nie podoba o mu si to. Oznacza o, e aby przekona ludzi, i czeka ich w miar znormalizowane ycie, trzeba czego wi cej, ni tylko kilku dobrze przygotowanych przemówie Iskry.Sten obserwowa , jak dra stwo ro nie coraz wy ej. Alex twierdzi , e k opoty si potrajaj . Sten nie zgadza si z tym, nawet je li twierdzenie pochodzi o od wi tej „mamusi” Kilgoura. W opinii Stena problemy nap ywa y, a wreszcie nie mog ju tego znie . A potem uderza y ze zdwojon si . Zapiszcza y otwieraj ce si drzwi i do pokoju czno ciowego wesz a Sind. Ucieszy si , e j widzi. Ale zmartwi go wyraz jej twarzy. - Wydaje mi si , e nie zjawi si po to, aby mi powiedzie , e idea raju Iskry zaja nia a na ulicach Rurik - stwierdzi Sten. - Nie, chyba e w raju tak e zdarzaj si natarcia nierzy i masowe aresztowania - powiedzia a Sind. Sten zareagowa w swój najbardziej dyplomatyczny sposób. - Co ty, cholera, mówisz? - Sprawdzi am te pog oski o znikaj cych obywatelach - stwierdzi a. - To nie s plotki. Mam naocznych wiadków. Ojcowie rodzin, a czasami ca e rodziny s apane na prawo i lewo przez nierzy Iskry. - W co gra ten cz owiek? - spyta Sten. - Utonie w tym po uszy, zanim jeszcze zacznie na dobre.Jeden z oficerów czno ciowych zasygnalizowa do niego. - Mam nast pny telefon od m odego Milhouza - powiedzia . - Jest w nie na linii. Mówi, e to bardzo wa ne, aby móg z panem porozmawia . To pilne, jak twierdzi. - No jasne - powiedzia Sten. - Sk am jako . Zawiadom go, e zachorowa em na beri-beri czy co takiego. A potem po cz mnie z doktorem Iskr . Chc z nim rozmawia . Natychmiast! Kilka minut pó niej twarz Iskry o zaci ni tych wargach pojawi a si na centralnym ekranie. - Rozumiem, e ma pan jak niezwykle piln spraw - wycedzi Iskra. - Chcia bym otrzyma pewne wyja nienie, je li pan pozwoli, doktorze. - Nie podoba mi si pa ski ton, panie ambasadorze. - Mam zamiar nadal mówi tym tonem - powiedzia Sten - poniewa us ysza em, e przywódca, którego mam wspiera , robi rzeczy, mog ce sprawi k opoty cz owiekowi, przed którym odpowiadam. Wiecznemu Imperatorowi. - A có ja takiego robi ? - Mam potwierdzone raporty, doktorze Iskra, e pa scy nierze dokonuj masowych aresztowa . - Gdyby zapyta pan najpierw mnie - stwierdzi g adko Iskra - potwierdzi bym to panu sam. To zaoszcz dzi oby panu k opotów i nieporozumie . - W porz dku. A wi c pytam. - Tak, by y pewne aresztowania - powiedzia Iskra. - S dz jednak, e nazywanie ich masowymi jest pewn przesad . Ze zrozumia ych wzgl dów wszyscy podejrzani zostali uj ci w mniej wi cej tym samym czasie, zaraz potem odtransportowano ich i s teraz trzymani w jednym wi zieniu Fortecy Gatchin. Stanowi ona tradycyjne miejsce na Jochi, gdzie przebywaj istoty pod publicznym nadzorem, na których ci podejrzenia. Jednak zapewniam pana, i to s rutynowe dzia ania podejmowane w celu przywrócenia stabilno ci mg awicy. Moi obywatele chc zapewnienia, e sprawiedliwo powróci a do Altaic.Podejrzani osobnicy zostali oskar eni o wiele przest pstw. Niektóre s powa ne. Jednak e, aby pozosta absolutnie szczerym, oczekuj , i wiele z owych oskar oka e si nieprawd . e stanowi oni ofiary pod ych istot szukaj cych zemsty. Ale, jak ju mówi em, obywatele domagaj si procesów. I dlatego ja za atwi im te procesy. Sprawiedliwe procesy. Tak wi c ka dy fa szywie oskar ony b dzie móg publicznie oczy ci swoje imi . Co za pi kny adunek gówna, pomy la Sten. - A co z winnymi? - zapyta .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Czy przypadkiem nie zapuszcza si pan w obszary, które nie powinny pana obchodzi ? - spyta Iskra. - Co ma wspólnego ambasador Imperium z systemem sprawiedliwo ci na Altaic? - Zupe nie nic - przyzna Sten. - Ale zdecydowanie chcia bym zobaczy , e rozkazy Imperatora s przestrzegane. Oczekuje on powrotu stabilno ci w Altaic. Prowokowanie nowych krwawych star , doktorze, nie jest dobrym sposobem doj cia do tego. - Obiecuj panu, panie ambasadorze, e procesy b ca kowicie sprawiedliwe. I e w stosunku do winnych oka si na tyle mi osierny, na ile to mo liwe. Czy to pana zadowala? - Tak - brzmia a wymuszona odpowied . To, e Iskra k amie, by o oczywiste. Ale Sten nie móg pozwoli sobie na otwart walk z tym cz owiekiem. Istnia o prawdopodobie stwo, e straci ca kontrol i misja poniesie fiasko. - Mi o mi by o rozmawia z panem, panie Sten - powiedzia Iskra, kiedy sko czyli. Ekran opustosza . - Lepiej zwi kszmy nadzór - nakaza Sten Sind. - Wy lijcie w niebo nast pn parti tych nietoperzy Kilgoura. - B dziesz potrzebowa czego wi cej ni tylko tego - stwierdzi Alex. Sten podskoczy . Nie ysza , e Kilgour wchodzi do pokoju. - Je eli moje uszy nie s ca kowicie zatkane woskiem, to na uniwersytecie w nie trwa strzelanina. Sten os upia . - Studenci? A sk d oni dostali bro ? - Nie wydaje mi si , eby to dzieciaki strzela y - stwierdzi Alex. - O kurwa! Sten nie powiedzia nic wi cej. Rzuci si w kierunku drzwi, Alex i Sind pospieszyli za nim.Bieg przez pomieszczenia ambasady, wo aj c dy urn kompani Bhorów i Gurkhów. Przeskoczy próg drzwi i ruszy p dem przez otwart przestrze . Przed oczami mia obraz kompletnego zniszczenia. Ten ma y gówniarz Milhouz mia racj przynajmniej w jednej sprawie. Je eli cokolwiek stanie si tym rozgadanym m odym istotom na Pooshkan, czyste piek o rozszaleje si w ca ej mg awicy. Kiedy Sten dobieg do bram ambasady, móg us ysze odg os broni maszynowej dochodz cy ze strony uniwersytetu. I wtedy musia zwolni . Bulwar na zewn trz by zape niony wieloma nierzami Jochi. Lud mi Iskry. Dwa uzbrojone czo gi sta y u ich boku. Krzepki major zagrodzi mu przej cie. - Zejd mi z drogi - powiedzia chrapliwym g osem Sten. - Przykro mi, panie ambasadorze - stwierdzi major - ale nie mog pozwoli panu wyj . - Na czyj rozkaz? - Na rozkaz doktora Iskry, sir. Ale prosz mnie le nie zrozumie . To dla pa skiego bezpiecze stwa. Zosta em tak e poinstruowany, aby przeprosi za wszelkie niedogodno ci. Dostanie pan pozwolenie na przej cie natychmiast, kiedy tylko zostanie odwo any stan wyj tkowy. Sten us ysza wi cej strza ów dochodz cych z Pooshkan. - Czy to w nie ów stan wyj tkowy? Major wzruszy ramionami. - To strzelaj m odzi chuligani. Pope nili straszliwe czyny. Zniszczyli w asno publiczn . Mordowali. Rabowali. Gwa cili. To przera aj ce, okropne rzeczy. - Parszywy garz! - us ysza szept Sind. - Musz to sam zobaczy - powiedzia Sten. Major pozosta profesjonalnie uprzejmy. Ale Sten widzia , e nierze dooko a niego spr yli si . Kto zaszepta i rozleg si szum wie yczek, obracaj cych si w stron ambasady. - Naprawd nie mog na to pozwoli , sir - powiedzia major. - Naprawd . To dla pa skiego asnego bezpiecze stwa. Prosz ju nie naciska i nie zmusza mnie, abym wype ni swój obowi zek. Sten poczu pustk wewn trzn , kiedy odwróci si z powrotem. Znowu us ysza terkot broni maszynowej i co , co brzmia o jak oddalone krzyki.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Co, u diab a, móg zrobi ? Pomy la o Milhouzie i tych innych nieszcz snych, przekl tych bogatych dzieciakach. Jasne, nie potrafi w niczym pomóc. Móg tylko yczy studentom, eby uda o im si uj z yciem. Gdyby tylko wcze niej odpowiedzia na telefony Milhouza. Gdyby tylko... O cholera! Alex i Sind próbowali pocieszy go, kiedy zmierza ku drzwiom ambasady. Nie zosta o ju nic do zrobienia - oprócz zbierania si . Rozdzia 19 Dzieci Altaic nie umiera y bez walki. Ponad dwadzie cia pi tysi cy studentów wype nia o kampus, kiedy uderzy y oddzia y Iskry. Zacz o si to od pozorowanego natarcia na barykad . Sze dziesi ciu uzbrojonych w maczugi policjantów zaatakowa o dziesi ciometrowy stos gruzu.Niczego nie spodziewaj cy si studenci zacz li obrzuca ich kamieniami. Oddzia policjantów przedar si na drug stron i pa owa na prawo i lewo, rozbijaj c czaszki i ami c ko czyny. Para m odych Suzdali wpad a pomi dzy nich. Cia a pada y pod ich ciosami, ostre z by szarpa y. Policjanci wycofali si . Udawali, e przegrupowuj si do nast pnego szturmu. odzi obro cy barykady krzyczeli o pomoc. Setki pospieszy y im na ratunek. W g ównej kwaterze Komitetu Pooshkan Milhouz i inni przywódcy us yszeli wrzaski. - Zostali my zdradzeni! - krzykn . - Chod my. Musimy im pomóc! - powiedzia a Riehl za amuj cym si g osem. Skierowa a si do drzwi razem z Tehrand i Nirsky. Milhouz nie odpowiedzia . W nie uchwyci jaki dziwny b ysk za oknem. W perspektywie d ugiej alei pomi dzy budynkami Wydzia u J zyków a Sztuk Pi knych dostrzeg sylwetk czo gu poruszaj cego si po ulicy równoleg ej do Pooshkan. - Milhouz! - krzykn a znowu Riehl. - No chod e. Musimy ich powstrzyma ! Milhouz zobaczy zamazan sylwetk nast pnego czo gu, jad cego z du szybko ci . Nakaza sobie spokój i odwróci si do Riehl. Wraz z Tehrand i Nirsky sta a niepewnie w drzwiach. - Spróbuj jeszcze raz z apa ambasadora Stena - powiedzia . - Zagro prawdziwym piek em, je li tego nie powstrzyma. Podszed do telefonu, który zainstalowali studenci politechniki, i spojrza przez rami na swoich towarzyszy. - Id cie - powiedzia . - Zaraz was dogoni . Ca a trójka wybieg a na dwór. Milhouz zatrzyma si . Odwróci g ow , aby spojrze w otwarte drzwi. Czeka przez chwil , nas uchuj c nast pnych b aga o pomoc dobiegaj cych od strony barykady.A potem podbieg do okna, otworzy je, prze nog przez parapet - i skoczy .Policjanci znowu natarli na barykad , tym razem pod ci kim gradem kamieni, p yt chodnikowych i kawa ków muru. Riehl i reszta przywódców studenckich wkroczyli na scen . Zostali rozpoznani. ode istoty ze szczytu barykady macha y do nich, wo y ich imiona, prosz c o pomoc w zebraniu studentów przed nast pnym szturmem.Riehl rozejrza a si dziko w poszukiwaniu Milhouza. Potrzebny by dowódca, natychmiast, do cholery! - Trzeba na szczyt - skrzekn a Nirsky. - Idziemy w gór - warkn a Tehrand. Nadal maj c nadziej , e jej kochanek zaraz si pojawi, Riehl pospieszy a do przodu. M ode d onie apa y j , podnios y wysoko i podawa y z r k do r k. Wy ej. I jeszcze wy ej. Tehrand i Nirsky pod y za ni . Postawiono j na nogi. Riehl spojrza a w dó , na zbity t um policjantów. Odwróci a twarz ku studentom i podnios a wysoko rami , zaciskaj c pi . - Wolno dla Altaic! - krzykn a. Studenci podj li okrzyk.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Wolno ! Wolno ! Poprzez ha asy Riehl us ysza a d wi k ci kich silników. Odwróci a si i zobaczy a policjantów formuj cych szeregi, przepuszczaj cych jeden czo g. Potem nast pny.Wielkie pojazdy pe y do przodu. Przed nimi szli nierze podwójnym szeregiem. Z broni gotow do strza u. Pierwszy czo g stan . Szcz kn a wie yczka. Wybuch... potem nast pny. Pociski z gazem zawi cym wznios y si wysokim ukiem i trafi y w t um studentów. Rozleg y si krzyki bólu i strachu. Z oczami pe nymi ez Riehl trzyma a si mocno na nogach. Potrz sn a pi ci w stron czo gów.Jakby na sygna , oba pojazdy zaatakowa y, uderzaj c z pe si w barykad i przedzieraj c si przez ni , jakby zbudowano j z papieru. Gruz rozprysn si na boki. Riehl zobaczy a ostry od amek drewna lec cy ku niej, wiruj cy w powietrzu jakby w zwolnionym tempie. - Milhouz! - krzykn a. Od amek dotar do niej i przeci jej gard o. Powoli, jak szmaciana lalka, spad a z wal cej si barykady. nierze otworzyli ogie . Tehrand i Nirsky zgin y tam, gdzie sta y. Niektórzy studenci unikn li natychmiastowej mierci. Inni utrzymali swoje pozycje tylko po to, aby ogie nierzy rozniós ich na strz py albo rozgniot y ich g sienice czo gów. Mimo wszystko... wielu z nich da o powód do dumy swoim rodzicom.W ko cu nierze pokonali buntowników i wdarli si na kampus, opró niaj c w t um magazynek za magazynkiem. Ostatni szaniec obrony za ama si i studenci rozbiegli si , szukaj c w pop ochu kryjówek. nierze byli tu za nimi. Kiedy zapad a noc, nadal od strony uniwersytetu dochodzi y odg osy broni maszynowej. Nie by to ci y ogie . Tylko pojedyncze serie - jak gdyby nierze polowali na dzieci Jochi i zabijali je. Jedno po drugim. Rozdzia 20 Poyndex mia przez jedn chwil poczucie niesamowitej mocy. Da rozkaz Wiecznemu Imperatorowi - i ten cz owiek go pos ucha . Potem sam si zreflektowa . Jeste potwornym g upcem, a nawet jeszcze gorzej, pomy la . Mia em wra enie, e ju si zmieni , odci t lep ambicj od swojej duszy, jakby to by rak.Z ca si , jak mia , Poyndex zacisn r na zardzewia ym kolczastym drucie, który przed nim le . Ostry metal wbi si w palce i d . Po minucie zwolni u cisk i spojrza na krwawi r . Niech si zaogni, je li tak ma by , pomy la gwa townie. Niech si paskudzi i ropieje. Poniewa ten niedojrza y g ód prawdziwej w adzy, jaki czujesz, ju raz omal ci nie zniszczy . A z pewno ci nie dzie drugiej szansy. Poyndex st umi uczucie bólu dochodz cego z d oni, uciszy oskot swoich nerwów. Przez druty spojrza w dó , na rzek Umpqua, spienion wiosennym przyborem wód. To ju , pomy la , drugi raz, kiedy jestem w kolebce cz owieka, na planecie Ziemia. Za pierwszym razem s em Radzie, a robi em to dobrze. Zw aszcza tutaj, blokuj c t zabójcz dru yn Stena. Co by si zdarzy o, co by si zmieni o, gdybym okaza si bardziej czu y na zmian wiatru i nie powstrzyma go wtedy? Gdybym pozwoli na mier Rady? Nie wype ni by swoich obowi zków. Prawda. Ale czy nie zapobieg oby to... innym wydarzeniom? Kto to móg wiedzie , rozmy la . Mog em przecie pozosta tylko pu kownikiem, tylko dowódc Korpusu Merkurego. Mo e nigdy nie zosta bym zauwa ony przez Wiecznego Imperatora po jego powrocie, albo zosta bym wys any na emerytur po obj ciu w adzy przez Imperatora, jak wielu
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
innych.Nie pozwól sobie na gdybanie, dotycz ce przesz ci. Ucz si na w asnych b dach... ale nie my l, e co mog oby czy powinno si zmieni . Tera niejszo i przysz maj o wiele wi ksze znaczenie - zw aszcza ten powrót na Ziemi . To przypomina nieco chwil triumfu. Polecenie, jakie da mu Imperator by o bardzo dok adne, pomimo swojej zwi ci: Wieczny Imperator musi podda si pewnej operacji chirurgicznej. Z g bi jego cia a nale y wydoby jaki sztuczny element. Ale zabieg trzeba zaplanowa i przeprowadzi w taki sposób, aby Imperator nawet nie zorientowa si , co si dzieje. Dla Poyndexa wygl da o to na niezbyt skomplikowane. Jak powiedzia Imperatorowi, do cz sto zajmowa si agentami wroga, którzy mieli wewn trz zakodowane samobójcze programy - od fizycznych urz dze powoduj cych miertelne urazy po najtrudniejsze do wykrycia, psychologiczne bomby wywo uj ce samodestrukcj osobowo ci agenta. Ostrzeg Imperatora, e plan zostanie wdro ony bez jego wiedzy, bior c pod uwag charakter urz dzenia znajduj cego si w ciele w adcy. Mog nast pi pewne zdarzenia. Imperatorowi nie wolno mie zastrze , ani wpada w panik , kiedy poczuje lekkie oszo omienie. Cokolwiek si stanie, musi to zaakceptowa jako rzecz zwyczajn i naturaln .Wieczny Imperator d ugo milcza , zanim si zgodzi . Pierwszym krokiem by o skompletowanie zespo u chirurgicznego. Du o wcze niej, kiedy Poyndex awansowa z agenta terenowego na prowadz cego, a potem na planist , dowiedzia si , e ho dowa przedtem trzem fa szywym mitom o zawodzie lekarza: 1. Lekarz ma zasady etyczne czy te kodeks wymagaj ce, aby wierzy i podtrzymywa wi to ycia. Prawda brzmia a za tak, e lekarz nie jest mniej czy bardziej idealist ni jakikolwiek inny cz onek spo ecze stwa. Co dla Poyndexa oznacza o, e nie ma on adnej moralno ci poza dbaniem o w asny interes, zysk, albo podtrzymywanie owej lepej wiary w lekarzy. Zupe nie bez problemów przychodzi o mu rekrutowanie lekarzy do takich projektów, jak fizjologia tortur, masowa eutanazja czy przymusowa sterylizacja osób nieprzystosowanych spo ecznie, aby wymieni tylko kilka obszarów, jakimi zajmowa si Poyndex przez te lata. 2. Jedynymi lekarzami, którzy mog podejmowa „nielegalne” zadania s osoby mniej ni kompetentne. Prawda za by a taka, e nigdy nie mia k opotów z zatrudnieniem najwy szej klasy profesjonalistów, je li otrzymali oni wystarczaj dawk „patriotyzmu”, albo „obowi zku wobec Imperium” czy nawet, w szczególnych przypadkach, „obowi zku wobec ycia”. 3. Kiedy lekarz pope ni ów wymagany od niego czyn, z eraj go wyrzuty sumienia, poczucie winy, a czasem potrzeba porozmawiania o tym, co zasz o. Fakty za wygl da y tak, e jedyne poczucie winy, jakie Poyndex widywa u przedstawicieli medycyny wyst powa o wtedy, kiedy zmieni y si zwyczaje spo ecze stwa, a lekarz nie by tego wiadomy, albo nie zap acono mu honorarium, lub ubezpieczenie za b dy w sztuce nie pokry o kosztów wyczynu. Przy tym zdawa o si , e ka dy lekarz nienawidzi innych przedstawicieli swojego zawodu, co powodowa o, e rozmowy o sprawach zawodowych zawsze pora y optymizmem.Nie wi cej ni dwie godziny zaj o Poyndexowi zebranie zespo u chirurgów do tej operacji. Znajdowali si w nim najlepsi i najs awniejsi lekarze Imperium. I wszyscy oni od lat pozostawali na li cie p ac Poyndexa. „Legenda” - o czym Poyndex wspomnia tylko mimochodem podczas rozmowy z jedn z piel gniarek - instrumentariuszek, b agentk Merkurego - brzmia a, e operacja zostanie przeprowadzona na jednym z sobowtórów Imperatora. Wszyscy „wiedzieli”, e Imperator ma dublerów, którzy s posy ani tam, gdzie grozi jakie ryzyko, albo tam, gdzie grozi nuda. W rzeczywisto ci owe sobowtóry nigdy nie istnia y. Skompletowany zespó zosta wys any na Ziemi . Imperator mia racj : miejsce by o doskona e. Wieki wcze niej Imperator zdecydowa , e lubi owi ososie. Odkupi od rz du ziemskiego i lokalnego rz du prowincji Oregon ca rzek Umpqua, od jej róde a do uj cia do Pacyfiku. Przez ca e dekady rugowa tak e wszystkich, którzy mieszkali lub pracowali na rzece czy te obok niej. Kilku tubylcom pozwolono i pracowa obok Umpqua - kto przecie musia zapewni
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wy ywienie, przewodników, naganiaczy i tak dalej. Potem Imperator wyrusza na swoje po owy z miejsc, gdzie mo na by o ustawi tylko kilka namiotów.Pewien przemys owiec, Tanz Sullamora, tak e zbudowa sobie biwak nad rzek . Stwierdzi on jednak, e nie zniesie równocze nie owienia ryb i obozowego trybu ycia, jego obóz zmieni si wi c w luksusow chat . Sullamora, niegdy najbardziej lojalny zwolennik i pomocnik Imperatora, sta si jego zagorza ym wrogiem i przywódc morderczego spisku. Ale kiedy bomba zabi a Imperatora, on tak e zgin .Jego odosobnienie sta o si miejscem, gdzie reszta konspiratorów, nazywaj ca sama siebie Rad , odbywa a swoje spotkania. Teraz... Teraz w nie tam uda si Imperator na zas ony - jak to okre la y stacje telewizyjne odpoczynek od swych niezliczonych obowi zków. Tym razem w adca nie wiedzia nawet, e podró uje na Ziemi . Na d ugo przed dat wyjazdu zacz to agodnie faszerowa jego po ywienie rodkami nasennymi. Imperator nie zorientowa si , e dryfuje we mgle. Nadal wype nia swoje obowi zki i konsultowa w wa nych sprawach z doradcami.Nie spostrzeg si te , e ci doradcy - adnego z nich nie zna byli starannie przeszkolonymi przez Korpus Merkurego agentami, prezentuj cymi mu sprawy o coraz mniejszym stopniu trudno ci. W ko cu sta y si one tak atwe, e nawet jednokomórkowy pierwotniak, Amoeba quaylus, móg by je rozwi za . Ca y scenariusz opracowano ju dawno temu, nazwano Reagan/Baker. Przewidywa utrzymywanie starzej cego si przywódcy przy w adzy tak ugo, jak to mo liwe. Poyndex i jego technicy obni ali poziom wiadomo ci Imperatora, dopóki nie sta si ca kowicie nieprzytomny. Ale nadal podawali niewielkie dawki leku, teraz w postaci kroplówki. Ka dy zajmuj cy si pozostaj cym w stanie pi czki pacjentem uzna by to za zwyczajny roztwór od ywczy. Poyndex nie pomin adnego potencjalnego ryzyka. W ko cu technicy zameldowali mu, e w adca pozostaje tylko o jeden krok od stanu hibernacji, jaki stosowano we wczesnych liniowcach, hibernacji, która zabi a wi kszo pasa erów i za óg owych olbrzymich statków, które pe y z Ziemi na najbli sze gwiazdy przed wynalezieniem nap du mi dzygwiezdnego i odkryciem AM2, które pozwoli o ów nap d wdro do u ytku. Poyndex nakaza wtedy ustabilizowa stan Imperatora i przetransportowa go na „Normandie”, nale cy do w adcy jacht - okr t wojenny, który oficjalnie nie istnia .Imperator by utrzymywany, bardzo wygodnie i bezpiecznie, w tym stanie. Poyndex czu si z tego dumny. A teraz natura owego urz dzenia - czy te urz dze - ukrytych we wn trzu Imperatora powinna zosta zbadana elektronicznie. Poyndex nie móg tego zrobi . By niemal pewny, e nie ma tam adnych pu apek uniemo liwiaj cych sprawdzenie. Przecie Imperator mimo wszystko móg przechodzi przez wszelkie ekrany bezpiecze stwa bez adnych niespodzianek. Ale nie mia ca kowitej pewno ci. Czuj c si wi c tak, jakby w redniowieczu, nakaza g ównemu chirurgowi rozpocz cie operacji bez wst pnych bada . Przedtem powiedzia mu, e operacja musi by wykonana z du szybko ci , jakby si znajdowali na ostrym dy urze, a pacjenta od mierci dzieli y tylko sekundy.Poyndex zrobi dobrze, wydaj c takie instrukcje. Wyszorowa r ce, przebra si w sterylne ubranie i poszed na sal operacyjn , gdzie wszystko by o mu ju ca kiem nie le znane. Pierwsze naci cie otworzy o jam cia a, i Poyndex ujrza urz dzenie. Odtr ci r chirurga na bok i przycisn opuszk palca do plastikowego owalu, który stawa si coraz cieplejszy. - Wytnij to - warkn . - Ale ... Skalpel ci dwukrotnie, i urz dzenie zosta o uwolnione. Ty draniu, pomy la Poyndex. Mam ci , zanim zd wybuchn . - Tu. Nast pne. - Ale jest krwawienie! - Olej to! Tnij! Drugi przyrz d.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Jak tam oznaki ycia? - spyta szorstko Poyndex. - Stabilne. - Dobrze. Doktorze, prosz otworzy klatk piersiow . Ci ki laser do ci cia ko ci zrobi swoje. - Tu. Nast pne. Wyjmij to. Wykonano ci cie. Poyndex ocieka potem. Mo e by jeszcze jedno. Ale nie móg przecie wys po prostu dru yny z maczet . - Wykonaj badanie. Sprawd rdze przed ony. - Tak jest, sir. Czas si zatrzyma . - Co tu chyba jest... jaki rodzaj przeka nika o krótkim zasi gu. Bardzo krótkim - jedna trzecia metra. Je li chce pan us ysze moj opini , powiedzia bym, e to bardzo precyzyjny encefalograf. Poyndex niemal przysiad . - A wi c to ju wszystko. Mo ecie ko czy . Ustabilizujcie go. Zatrzymajcie krwawienie. I zaszyjcie. - A co z tym? - Drugi chirurg wskaza na trzy wykonane przez cz owieka urz dzenia, które zosta y wyj te z cia a Imperatora. - To moje. Nie widzieli cie tego. Trzy plastikowe przedmioty posz y do natychmiastowej analizy technicznej. Pierwsze urz dzenie by o bardzo wymy ln bomb , do której u yto konwencjonalnych rodków jako detonatora i AM2 jako materia u wybuchowego. Wystarczy oby tego na utworzenie do bokiego parkingu z sal operacyjn jako poziomem zero. Poyndex u miechn si lekko. Teraz ju wiedzia , sk d pochodzi ten tajemniczy b ysk, który pojawi si natychmiast po tym, jak zabójca dzia aj cy na zamówienie Rady zastrzeli Imperatora. Bomba mia a przynajmniej zapobiec sekcji zw ok. Drugie urz dzenie stanowi o kombinacj odbiornika i pu apki minowej nastawionej na detonacj , gdyby kiedykolwiek rozci to cia o Imperatora. Zawiera o tak e pewne zaprogramowane ograniczenia. Kilka godzin zabra o Poyndexowi rozwi zanie zagadki celu owego urz dzenia. Elektroencefalograf, który nadal znajdowa si w czaszce Imperatora, nadawa jego my li w sposób ci y. Je li te my li odbieg yby od normy poza zaprogramowane granice, urz dzenie powinno wybuchn . Ciekawe, pomy la . Sposób na to, aby uchroni si od popadania w szale stwo. Albo... Zdecydowa , e lepiej o tym nie my le . Trzecie urz dzenie wydawa o si najbardziej interesuj ce. To by przeka nik o du ej mocy. Jego mechanizm aktywacyjny pod czono do najwa niejszych organów Imperatora. Wi c to tak, pomy la Poyndex. Je li Imperator zostanie zabity, przeka nik to sygnalizuje. Albo, teoretyzowa , je li Imperator jest torturowany i zmuszany do robienia czego , czego nie powinien, lub doprowadzany narkotykami do jakiego stanu, czy mo e ulegnie neurozie b psychozie ponad dozwolony poziom - bomba wybucha i przeka nik przekazuje. Komu? Gdzie? I w jaki czas pó niej Wieczny Imperator powraca. Poyndex czu potrzeb kontynuowania swego ledztwa. Ale sam si powstrzyma . Jakie s szans na to, e Wieczny Imperator, kiedy odzyska wiadomo po tej operacji, naka e usuni cie osób, zwi zanych z t spraw ? Du e. A jakie s szans , e nawet je eli wszyscy prze yj , to Imperator rozka e, aby ka demu, kto mia co wspólnego z t operacj , wykona skanowanie mózgu, aby sprawdzi , co wie o tym nieprawdopodobnym sekrecie? Wi ksze ni du e.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Poyndex zyska nagle ca kowit pewno pozostaj poza do wiadczeniem, e gdyby odkry , dok d skierowany jest ów tajemniczy sygna , jego szans na prze ycie malej do warto ci ujemnych. Przeklinaj c ten brak wiedzy, ale maj c siln wol przetrwania, osobi cie zdetonowa wszystkie trzy urz dzenia. Nie do ko ca zdawa sobie spraw z tego, co w nie zrobi . Ani dlaczego Imperator mia te bomby w ciele, ani dlaczego chcia je usun . To, e chcia si uchroni przed porywaczami, mia o przecie sens. Ale... je eli by wieczny, a zapewne tak, co si dzia o, kiedy bomby eksplodowa y? Jak on prze ten wybuch? Psychiczna projekcja? Do diab a z tym. Zaraz zaakceptuje te g upawe wierzenia Kultu Wiecznego Imperatora, które twierdzi y, e ich w adca co jaki czas komunikuje si ze wi tymi Sferami.Niech to cholera. Nadszed czas, by sta si wy cznie wyj tkowo lojalnym s ug . - Pan krwawi, sir. Poyndex wydoby si z kalejdoskopowego wiru my li i odwzajemni salut nierza Mantisa. - Dzi kuj . Musia em si zaci . Zaraz pójd na opatrunek. nierz kiwn g ow i kontynuowa swój patrol; oczy omiata y g szcz, czujne na jak kolwiek oznak przemykaj cego si wroga Imperium. Wdzi czny losowi za ból, swoj decyzj i za przerywnik, Poyndex poszed do izby chorych. Przez jedn sekund czu si dumny. Od tej chwili Imperator wspierany przez swe s ugi - nie podlega ju kontroli przesz ci. Wieczny Imperator otworzy oczy. Stwierdzi , e znajduje si w zimnym, sterylnym miejscu. Nagi. Czy jeszcze raz trafi na ten statek? B ysk paniki. Czy pope niono jaki b d? Czy znowu by tym kwil cym mi czakiem, którego zacz nienawidzi ? Nie. Czu jaki ból. I nie zauwa oci ci mi ni, jak po ponownych narodzinach. Pami ta ... Tak. Musi by na Ziemi. I Poyndex, tak, jak obieca , wype ni swój obowi zek. Imperator wci . Pozwoli swoim my lom na swobodne w drowanie, nadal na wpó znieczulony. Ale pomimo ot pienia zorientowa si , e nie czuje si ju obserwowany. Nie odnosi wra enia, jakby musia pilnowa ka dej my li. Po czenie zosta o zerwane. Oczy stra nika, zabójcy, G osu na statku, zamkn y si . Teraz . Teraz móg rz dzi tak, jak tego wymaga o jego przeznaczenie. By wolny. Wieczny Imperator u miechn si .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ksi ga trzecia CIANA CHMUR Rozdzia 21 Masakra na Uniwersytecie Pooshkan odbi a si echem po ca ej Mg awicy Altaic. Plotki o tragedii wybuch y na ulicach Rurik. Opowiadano o tym, jak „ nierze otwierali ogie ”. Sten wpisywa to do akt, równocze nie usi uj c znale jaki sens w panuj cym dooko a chaosie.Otoczony przez jochia skich nierzy, którzy niby to mieli strzec ambasady, Sten siedzia w samym oku cyklonu, patrz c na rozwój wydarze i tworz c b yskawiczne sprawozdania „Tylko dla oczu Imperatora”. Sam masakr obserwowa za po rednictwem dwóch zespo ów „nietoperzy”, unosz cych si nad nierzami, którzy strzelali do studentów. Nie mia adnych w tpliwo ci co do tego, e to Iskra nakaza atakowa . Ale udowodnienie tego mog o sprawi pewien k opot. Szturmuj ce oddzia y nie nosi y adnych insygniów na mundurach. Na pewno sk ada y si z ludzi. Ale atwo mo na by o dociec, e tworzyli je zbuntowani cz onkowie milicji Jochi. Albo nawet Torkowie. Sten stwierdzi tak e, e pierwsze plotki g osi y, i atak przeprowadzi y jednostki milicji Suzdalów.Ta smakowita dezinformacja nadesz a wtedy, kiedy patrzy na Riehl spadaj z barykady. Za t plotk nadesz y nast pne, moment pó niej opowiadano, e to Bogazi dopu cili si tych potworno ci. Sten, który w swoim yciu widzia wiele przelewanej krwi, zmusi si do obserwowania krwawego dramatu rozwijaj cego si na jego oczach. Us ysza , e kilku m odym oficerom czno ci zebra o si na wymioty na ten widok. Nawet Freston, szef jednostki, odwróci si ty em. - Ten cz owiek nie jest g upi... - zamrucza Alex, zobaczywszy t rze ni na ekranie. - On jest cholernie szalony. Sten zignorowa go, po raz dziesi ty usi uj c po czy si z Iskr przez lini ambasady, aby za da , eby przywo swoje psy. I po raz dziesi ty na jego telefon odpowiedzia jaki niski rang funkcjonariusz twierdz cy, e Iskra „medytuje” i zostawi wyra ny rozkaz, aby mu nie przeszkadza . - Ja mu pomedytuj - warkn Sten. A potem zwróci si do Alexa: - Daj mi widok z pa acu. Kilka sekund pó niej para „nietoperzy” unosi a si nad Placem Khaqanów. Wie ci stamt d by y równie z e. Grupa protestuj cych, wzburzonych plotkami o masakrze w Pooshkan, ruszy a pod pa ac Khaqana. dek Stena si skurczy , kiedy zamiast oczekiwanej konfrontacji pomi dzy t umem a gwardi Jochi zobaczy oddzia Gwardii Imperialnej wynurzaj cy si z pa acu i schodz cy po schodach.Natarli na t um, uderzaj c jak burza. Starcie by o gwa towne i krótkie. W jednej chwili mot och zosta zmieciony i zmuszony do ucieczki. Kiedy przera one istoty ucieka y, zobaczy wiele cia cywilów le cych na ziemi.Aby jeszcze pogorszy spraw , wielu nierzy Gwardii Imperialnej ciga o uciekaj cych, uderzaj c w nich paralizatorami. Sind zakl a. - Oni zachowuj si jak gliniarze, nie jak nierze. I to jak kiepscy gliniarze. Sten nie komentowa . Trzyma teraz swoje emocje pod elazn mask , ale mia przeczucie, którego nie móg zignorowa . Kiedy to si sko czy, wiele palców b dzie wytyka winnych z wielu stron. A Gwardia Imperialna sama z siebie robi potencjalny cel. - Chc , eby og oszono czerwony alarm w ca ej placówce - kaza Sten Kilgourowi. - Zawiadom kuchni , e ma ca y czas gotowa kaw . I powiedz dzia owi gospodarczemu, eby przygotowa ka polowe. A do odwo ania wszyscy pracujemy, dopóki nie padniemy. Alex wyszed , eby odpowiednio nastawi personel. Sten odwróci si z powrotem do monitorów. Oczy mia ju zaczerwienione i podkr one. Poczu , e mi kkie r ce Sind dotykaj jego karku. Nie powiedzia a ani s owa. Ale to lekkie dotkni cie da o mu si . Sten zabra si ostro do paskudnego zadania. Mija y godziny, tragedia pod a za tragedi .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Milicja Suzdali, dzi ki plotkom rozpalona do bia ci nienawi ci , przy apa a dzielnic Bogazi na drzemce. Podpalili j . Potem ustawili si i mordowali przestraszonych Bogazi, którzy wypadali ze swoich gniazd. Zemsta nadesz a niemal natychmiast. Kiedy troje doros ych Suzdali prowadzi o dwadzie cioro czy wi cej szczeni t na posi ek, grupa Bogazi wypad a ze swojej kryjówki. Doro li Suzdale zgin li w mgnieniu oka, potem zamordowano szczeni ta. Jedna z Bogazi podnios a ma e szczeni wysoko w powietrze. Wrzuci a je sobie do dzioba i po kn a w ca ci. - Babcia mia a racj - zagdaka a do przyjació . - Suzdale do niczego. Poza jedzeniem. Incydent dola tylko oliwy do ognia. Suzdalowie nale eli do najbardziej opieku czych rodziców w ca ym Imperium, byli genetycznie uwarunkowani do mordowania wszystkiego, co zagra a ich odym.Nap ywa o jeszcze wi cej raportów o zamieszkach. Tego wieczoru ma y oddzia milicji Torków zaatakowa targowisko Jochi. Ale Jochia czycy tylko na to czekali. Na spotkanie Torkom wysypali si nierze. Napastnicy wrzasn li ze strachu, odwrócili si i zacz li ucieka . Jochia czycy za nimi. Nie zd yli ich jednak dopa , kiedy ca e mnóstwo Torków wypad o, uderzaj c od ty u. Wi cej ni dwie cie ofiar, przewa nie cywilów, upad o na targu.I tak toczy o si to coraz dalej. Rurik by jednym olbrzymim polem walki. Sten ledwie nad za wydarzeniami. Ot pia y, wype nia raporty, usi owa dodzwoni si do Iskry i nie otrzymywa adnej odpowiedzi. Podobne szcz cie mia w przypadku Wiecznego Imperatora. Jego szef by niedysponowany. Sten zdziwi si lekko. Nigdy przedtem nie s ysza , aby Imperator chorowa . Nast pnego dnia Sten patrzy zamglonymi oczami, kiedy - o cudzie nad cudami - pokojowo nastawiona grupa obywateli zmierza a do Pooshkan. To by mieszany t um, z ony w równych proporcjach z czterech ras Altaic. Nie li wie ce, aby po je na miejscu ku czci zamordowanych studentów.Grupa nios a wielkie, r cznie wykonane transparenty, b agaj ce o przywrócenie pokoju i porz dku w Altaic. Niektóre z nich nawet g osi y mi e s owa na temat Iskry. Sten nie by zdziwiony tym, co nast pi o pó niej. ciszy d wi k i odwróci si od ekranu, kiedy nierze strzeg cy uczelni otworzyli ogie . Spojrza na Sind. Sta a prosto jak nierz, szcz ki mia a mocno zaci ni te, czarne cienie pod oczami. Zadr a mimowolnie, kiedy oboje us yszeli wrzaski strachu dochodz ce od uniwersytetu. Otworzy a usta, jakby chcia a co powiedzie . A potem znów je zamkn a. Ona chce, ebym po temu kres, pomy la . Ale wie, e nie mog nic zrobi . Sten nigdy przedtem nie czu si tak ma y. Jak ostatni tchórz. To nie znaczy, e wierzy w bohaterstwo. I je eli Sind mia a na jego temat jakie tego typu wyobra enia, to na pewno w ci gu ostatnich kilku godzin znikn y one bez ladu. Us ysza , e Freston go wo a. Odwróci si . - To doktor Iskra, sir - powiedzia oficer. - Zastanawia si , czy nie mogliby cie si spotka . Sten wyruszy uzbrojony jak na walk z Ursus horribilis. Zreszt , zapomnijmy o grizzli. Jego dyplomatyczna nota do Iskry mog aby równie dobrze powali nied wiedzia polarnego.Chocia nie oskar Iskry wprost o zarz dzenie masakry na Pooshkan, zrobi kilka powa nych aluzji na ten temat. Wspomnia te o ataku na sk adaj cych wie ce, a tak e u yciu bez upowa nienia nierzy Imperium do ataku na cywiln ludno .Owini ta w bawe gro ba zapowiada a, e Sten zasugeruje Imperatorowi ponowne przemy lenie poparcia dla Iskry. Niestety, Sten doskonale zdawa sobie spraw , e nurkuje pod grubym na dwie mile lodem. Mg awica Altaic mia a takie znaczenie, e wymaga a zastosowania trzech podstawowych regu dyplomacji. Po pierwsze - najpierw skonsultowa si z szefem. Po drugie - najpierw skonsultowa si z szefem. I najwa niejsze: po trzecie - najpierw skonsultowa si z szefem.Mimo tego jednak, e nieco parali owa o go, i nie zdo skontaktowa si z Imperatorem, Sten pod na spotkanie, postanawiaj c blefowa . Iskra skoczy na równe nogi, gdy tylko Sten wszed do pokoju. - Panie ambasadorze - powiedzia . - Protestuj przeciwko pa skiej odmowie wspierania mojego rz du! Sten popatrzy na niego ch odno, zacisn wargi, podniós brew.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Co wi cej, mam zamiar prosi Imperatora, aby wycofa pana ze s by w Mg awicy Altaic. - Jak to uprzejmie z pana strony, e mówi mi pan o tym osobi cie - stwierdzi sucho Sten. Spodziewam si , e pro ba pana... - danie, sir. Nie pro ba. - A wi c danie. Chocia sugerowa bym, aby nie u ywa pan tego wyra enia w rozmowach z Imperatorem. Wracajmy do mojego pytania. Czy owo danie... ma co wspólnego z chaosem panuj cym tu za drzwiami? A mo e po prostu nie lubi pan kroju mojego wizytowego garnituru? - Obwiniam pana za udr , jakiej do wiadcza mój nieszcz sny naród, to prawda. Czy mo e pan zaprzeczy , i pan i pa ski... personel... wykazali cie wyra ny brak entuzjazmu podczas mojego przyjazdu? - Mog . Bez adnego trudu. Entuzjazm jest dla amatorów. Moim zawodowym obowi zkiem jest wspieranie pana. Ale - i to powa ne „ale”, sir - moj misj stanowi przywrócenie porz dku w Mg awicy Altaic. Misja owa, jak musz doda , znalaz a si w miertelnym niebezpiecze stwie, je li nie zosta a ca kiem zniszczona. I to w nie pan, sir, musi wzi na siebie ca kowit za to odpowiedzialno . I mam zamiar poinformowa o tym Imperatora. - A wi c mia em racj - za wiszcza Iskra. - Pan mi si przeciwstawia. - A spodziewa si pan mo e oklasków po tym, co zdarzy o si na Pooshkan? Wojskowej orkiestry, która odtr bi aby zwyci stwo? - Pan przypisuje t ... t ohydn akcj mnie? Mnie! Iskra zrobi teatraln min wyra aj najwy sz w ciek . Sten roze mia by si , gdyby nie mówili o przelewie krwi. - Udowodni panu, e jestem zbulwersowany ca ym tym incydentem. Zarz dzi em drobiazgowe ledztwo. Prowadzone przez cz owieka, którego reputacja nie budzi w tpliwo ci: genera a Douwa. Ho, ho, pomy la Sten. A wi c tak to wygl da? Douw zosta uwiedziony i wprowadzony w orbit Iskry. - Poinformuj Imperatora - powiedzia Sten. - B dzie... zainteresowany. Co nie jest s owem, jakiego bym, doktorze, na opisanie jego reakcji na ba agan, wprowadzony przez pana. - Có , silniejsza r ka to wszystko, czego im trzeba. To s moi ludzie, panie ambasadorze. Pan ich nie rozumie. Krwawe walki stanowi integraln cz naszej historii. To tkwi w naszej naturze i zawsze kipi pod powierzchni . I w nie dlatego, skoro pa skie poparcie dla mnie okaza o si tak znikome, wystarczy jedynie ma y przypadek - taki, jak tragedia Pooshkan - aby zagrozi chaosem. - No i w nie chaos zapanowa na planecie - powiedzia Sten. - Co pan w zwi zku z tym proponuje? - To moja sprawa - warkn Iskra. - Prywatna sprawa tej mg awicy. Prosz o tym pami ta . - Zrobi , co b móg - powiedzia Sten. Pomy la o nocie w kieszeni, która wprawi Iskr w zupe ny sza . Je li j wr czy tak, jak zamierza , to nie u atwi sobie przysz ych kontaktów z tym cz owiekiem.Pomy la o m odych ludziach umieraj cych na barykadach Pooshkan. Niech diabli wezm przysz e kontakty. W tym momencie Sten zdecydowa , e pozb dzie si Iskry. Wydrapie ka dy atom dowodów jego winy. I kiedy b dzie rozmawia z Imperatorem, znajdzie sposób, aby wyrzuci Iskr z Altaic.Poza tym, ten cz owiek ju zd zdeklarowa si jako wróg. W takiej sytuacji wi kszo podr czników dyplomacji sugerowa a cios prosto w brzuch. Sten wyci gn not i wr czy Iskrze. - Ma a lektura do poduszki - powiedzia . - A teraz prosz mi wybaczy ... - Opu ci pokój, pozostawiaj c w ciekaj cego si Iskr . Kiedy tylko wyszed , wkrad si Venloe. - To nie by o konieczne - burkn . - W nie zrobi pan sobie bardzo powa nego wroga. - Jego? Sten to n dzny urz das. - Nast pna pomy ka, doktorze. Prosz mi wierzy , on nie jest wy cznie urz dnikiem. Z lekkim dr eniem Venloe wspomnia swoje spotkanie ze Stenem i Ianem Mahoneyem. Prze je wy cznie dlatego, e by im potrzebny. - Mia tak e racj , je li chodzi o uniwersytet - doda Venloe.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- To by o konieczne - stwierdzi Iskra. - Jak ju mówi em temu g upcowi, ambasadorowi, mój lud potrzebuje ci kiej r ki nad sob . Rozumiej tylko to. Incydent na uniwersytecie da mi doskona y pretekst do zastosowania tej ci kiej r ki. Ca e pokolenia b b ogos awi moje imi , kiedy to si sko czy. Prosz mi wierzy . Znam swoje miejsce w historii. Spojrza na Venloe z lekkim u mieszkiem w k ciku ust. - Pan mnie zdumiewa. Nie s dzi em, e b dzie pan skomla nad odrobin krwi rozlanej w s usznej sprawie. To dziwne, jak czasem nie zna si ludzi. Venloe tylko chrz kn niezrozumiale. Przemkn a mu przez g ow my l, e gdyby jego zadanie polega o na tym, co zawsze, to zabicie Iskry nie sprawi oby mu najmniejszego problemu. W nie teraz. Bez zlewania si potem czy zostawiania ladów po sobie. - My , e le mnie pan os dza - powiedzia . Iskra spojrza na niego, usi uj c wci gn go w dziecinn gr w to, kto pierwszy spu ci wzrok. Venloe czu , jak wierzbi go palce, aby wy upi oczy Iskry. Zamiast tego umkn spojrzeniem. - Dobrze - zamrucza Iskra. - A teraz mam par spraw do omówienia. Potrzebuj kilku rzeczy. Rozpaczliwie. Chc , eby my przejrzeli te pro by. S dz , e Imperator zrozumie moje wymagania. Zacz wymienia pozycje z wielkiej listy. Venloe by pewien, e Imperator nie spojrzy na ni przychylnym okiem. - Ca y zamieniam si w s uch - powiedzia . Sten opar si wygodnie o siedzenie grawilotu. Ci ki, burzowy deszcz wali w szyby.Zupe nie nie mia poj cia, co teraz robi . Iskra by jedn z takich istot, jakie ka dy dyplomata spotyka chocia raz w swojej karierze, ale nie staje si dzi ki temu m drzejszy.Jak mo na zaj si w adc , który sam sobie szkodzi? Naj atwiejsze wyj cie - po prostu odej . Ale na nieszcz cie niemal nigdy nie wchodzi o to w gr .Trudno pierwsza: w sytuacji takiej jak ta, prawie nigdy nie istnia potencjalny sukcesor. Je li w adca gin , gin o i królestwo. Co mog oby by nawet ca kiem mi e dla partii poza królestwem, gdyby nie... ...trudno druga: w adcy ze sk onno ciami do samounicestwienia s zawsze wspierani przez cudzoziemców, których w asne losy zale od dobrobytu zagro onego królestwa. Innymi s owy, natura nie mo e oczy ci si sama. Je li b yskawica uderza w to, co z e, wiele narodów z wyciem syren spieszy gasi po ar. Sten zorientowa si , e otrzyma od Iskry wa lekcj . Mg awica Altaic, stwierdzi , zosta a przekl ta w chwili, kiedy przybyli pierwsi Jochia czycy, ciskaj c w gar ci pozwolenie od Imperatora.Pozwolenie - có za zabawne s owo na okre lenie relacji w interesach zachodz cych pomi dzy Imperatorem a Jochia czykami - nada o im wyj tkowe prawa, postawi o ponad wszystkimi. Da o im moc rz dzenia jak boskie pomazanie staro ytnym monarchom. I w ko cu pozwolenie stworzy o Khaqanów, którzy rz dzili niech tnym im spo ecze stwem.Bez wsparcia z zewn trz, ze strony Wiecznego Imperatora, istoty zamieszkuj ce Altaic zosta yby zmuszone do znalezienia innego rozwi zania. Pola aby si krew, ale w ko cu Jochia czycy, Torkowie, Suzdalowie i Bogazi mogliby osi gn jaki rodzaj konsensusu. Kiedy podejmowa si tego zadania, Sten mia wizj stworzenia takich sytuacji, które doprowadzi yby do wspólnego rz du. Mia nadziej , e przynajmniej uda mu si skonstruowa fundament, na którym stan inni, buduj cy wspólny dom.Zamiast tego... Zamiast tego mia tego cholernego Iskr i fur k opotów. Co za gówno mia w g owie ten szef? Sten zdusi w sobie gniew. Nic dobrego nie wyniknie z w ciekania si na decyzje szefa. Imperator mo e by i wieczny, ale nie nieomylny. Je li Sten chcia , eby wybra on lepszy kurs, to musia nad tym popracowa . Kierowca da sygna . Zbli ali si do ambasady Suzdali, pierwszego przystanku Stena. To by te pierwszy krok w jego planie budowania zgody. Kiedy spojrza przez okno stwierdzi , e jedna trzecia tego planu wzi a w eb. Ambasada Suzdali wieci a pustkami. Kilku m odych, podejrzanie wygl daj cych Torków grzeba o w stosach porzuconych pospiesznie rzeczy osobistych.Sten wysun si z pojazdu. M ode istoty dostrzeg y go i st y, gotowe do ucieczki. Sten odes swoj ochron , która w po piechu wysypywa a si z w asnych grawilotów.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Podszed ostro nie do m odzie y. - Dobra zdobycz? - spyta jednego z wi kszych dzieciaków, zgaduj c, e wzrost ma co wspólnego z przewodzeniem. - A co ci do tego? - warkn najmniejszy z Torków. To tyle, je li chodzi o zgadywanie. Ten dzie zdecydowanie nie by dla niego dobry. - Mam lepsze pytanie - powiedzia Sten. - Czy to co znaczy dla ciebie? Wyj kilka kredytów i zamacha nimi przed b yszcz cymi ma ymi oczkami. Niedu y Tork chwyci je. Sten z apa go za r . Kiwn g ow , wskazuj c na ambasad . - Dok d oni poszli? - Do cholernego domu, w nie tam poszli. A co my la ? Ch opak spojrza na pieni dze, zacisn wargi. Sten do jeszcze kilka kredytów. - Powiedz mi co wi cej - stwierdzi . - Zacznij od tego, kiedy wyjechali. - Trzy, cztery godziny temu - powiedzia dzieciak. - Bawili my si w tamtym ko cu ulicy, kiedy nagle ni z tego, ni z owego wybuch o wielkie zamieszanie. Suzdale szczekali i szczekali, jak to oni. Wsz dzie dooko a roi o si mnóstwo ich nierzy i ci kich grawilotów. Zanim si spostrzegli my, zapakowali wszystko i ju ich nie by o. Sten dorzuci jeszcze kilka groszy. - Kto pod za nimi? - Nie. I nikt si ju pó niej nie pokaza . Suzdale pojechali sami, z w asnej woli. I nie mówili tak, jakby byli wystraszeni. - O czym rozmawiali? - spyta Sten, daj c jeszcze jedn porcj pieni dzy. - O zabijaniu Bogazi, a co my la ? - M ody Tork by najwyra niej zadziwiony osn ignorancj Stena. - Kr cili my si tu w pobli u, wiesz? Sprawdzali my mieci, eby zobaczy , czy nie zostawiaj czego cennego. S yszeli my, jak przywódczyni sfory rozmawia a z tym krzywonogim typem, który dowodzi milicj . Mówi a, e b dzie wielka bitwa. Z Bogazi. I dlatego jad do domu. Pomóc w walce. Dzieciak spojrza na Stena. Mia stare, zm czone oczy. - Zdaje mi si , e Suzdale nie maj szans - powiedzia . - S duzi. Ale kurczaki s jeszcze wi ksze. Jak my lisz? Suzdale czy Bogazi? Sten da mu reszt kredytów. - Obchodzi ci to? - Cholera, nie! Próbuj tylko przewidzie wynik. W naszej dzielnicy stawiaj na Bogazi. Dziesi do jednego. Pomy la em, e mo e powiesz mi co , to troch zgarn . Postawi kilka groszy. Machn r pe pieni dzy przed twarz Stena. - Zdaje mi si - powiedzia - e trzeba apa ka szans , jaka si nadarza. To znaczy, mo na ca y dzie kr ci si ko o szcz liwego trafu i nawet o tym nie wiedzie . Je li rozumiesz, co mam na my li. - Z ca pewno ci - powiedzia Sten. Odszed , jeszcze gorzej my c o swoich szansach ni przedtem. - Mój pomys jest prosty, generale - powiedzia Iskra. - Chyba zgodzi si pan, e prostota koncepcji to zasadnicza sprawa. - Bez w tpienia - stwierdzi genera Douw. - To jedna z pa skich zalet, któr podziwia em z daleka od lat. Widzi pan jak rzecz, wielce skomplikowan , a po niewielkim przetasowaniu wszystko staje si proste, prawdziwe, genialne. Douw nie mia najmniejszego poj cia, co plecie, ale to nie by o wa ne. Genera by mistrzem w pochlebstwach. Poci gn yk wody, któr wr czy mu Iskra jako od wie aj cy drink - udawa , e smakuje j jak wino. - To jest jak yk wody - powiedzia , api c si jakiejkolwiek analogii. - Ja widz wod , a pan widzi... - Przerwa . Zmyli krok. Co u diab a mo e widzie Iskra? Mo e te dostrzega tylko wod . Douw osobi cie móg ujrze zielonoskórego p aza. Tego, który skrzeczy rech, rech, rech. - Tak. To ciekawe. Prosz mówi dalej - stwierdzi Iskra. - A co ja widz , generale?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Symbol - wykrztusi Douw. - W nie tak! Któ , jak nie geniusz, móg by dostrzec symbolik w zwyk ej szklance wody? Szybko sprawdzi wyraz twarzy Iskry, aby zobaczy , jak poszed mu ten werbalny taniec. Doktor promienia i kiwn g ow . Tak! Uda o si . Dzi ki Bogu. - Trafi pan w sam dziesi tk , jak zwykle - powiedzia Iskra. - Dlatego w nie czu em, e jest pan mi potrzebny. Wiedzia em, e znalaz em pokrewn dusz . - Absolutnie - stwierdzi Douw, przeczesuj c nerwowo r swe srebrne w osy. - Nie ma co do tego tpliwo ci. Co za stary g upiec, pomy la Iskra. - Jest pan chyba w wojsku najbardziej szanowanym cz owiekiem, generale - powiedzia . - Ach, dzi kuj bardzo. - To tylko prawda. Ma pan reputacj bardzo lojalnego nierza. I wiernego obro cy tradycji Jochi. - Stare sposoby s najlepsze - powiedzia Douw. To by temat, na który móg dyskutowa godzinami. - Czasami zdaje mi si , e dawne warto ci zbyt szybko zosta y porzucone. - I tego w nie dotyczy moja wizja - powiedzia Iskra. - Naprawd ? - Oczywi cie. Ale przywrócenie dni chwa y dawnych Jochia czyków b dzie nas wiele kosztowa o. - To niew tpliwe. - Nie chcia bym, oczywi cie, aby zosta pan wpl tany w naprawd nieprzyjemne sprawy. S jednak pewne rzeczy, które musz by wykonane. Obawiam si , e mog yby one zniszczy reputacj prawdziwego nierza Jochi. Utworz ... Jednostki Specjalne, szkolone i wyposa one w odpowiedni do tych zada sposób. B odpowiada bezpo rednio przede mn , poza zwyk wojskow cie s bow . Douw promienia . - Jak to rozs dnie z pana strony, sir. - Chcia bym jednak, aby dowodzi pan moimi konwencjonalnymi si ami podczas walki o przywrócenie pokoju w naszej wspania ej mg awicy. To wymaga ch odnego my lenia i pewnej r ki. - Jestem wi c pa skim cz owiekiem - powiedzia Douw. - I dzi kuj za ten zaszczyt. - Kiedy nasi ludzie przybyli po raz pierwszy do tej mg awicy - kontynuowa Iskra - stan li w obliczu wrogiego terytorium, wype nionego nieprzyjaznymi istotami i barbarzy sk ras ludzi. - Straszliwe czasy. Straszliwe - mamrota Douw. - Nie by o nas wtedy zbyt wielu. - To prawda. Zawsze tak mówi em. Nie by o nas wtedy wielu. Ale odwag nadrabiali my liczb . - I jeszcze jedn rzecz - powiedzia Iskra. - Tak. Ta kolejna rzecz. To by ... hmm... - Rozs dek - powiedzia Iskra. - O w nie. Rozs dek. Mia em to na ko cu j zyka. - Aby zwyci te bestie... Prosz mi wybaczy staro wiecko . To s bestie. Nic wi cej. Aby je zatem zwyci , nasi przodkowie u yli taktyki, któr mo na okre li za pomoc prostej, eleganckiej formu y. Ta formu a i wszystko, co za ni si kryje, stanowi, jak wierz , witaln cz dziedzictwa Jochi. - Znam odpowied - powiedzia Douw - ale pa skie s owa s o wiele subtelniejsze ni moje. Prosz to wypowiedzie za nas obu. - Dziel i rz - stwierdzi Iskra. - Powalili my te bestie na kolana za pomoc prostego podst pu. Nasi przodkowie oskar yli Suzdalów i Bogazi. Torków te . I rzucili ich sobie nawzajem do garde . Mieli my nawet niez e zyski ze sprzedawania broni wszystkim stronom. Pozwolili my im powybija si nawzajem. A potem obj li my w adz . - Mój Bo e, teraz te musimy zrobi to samo! - Douw trzasn pi ci w d , jego patriotyczne serce zako ata o. - Dziel i rz . Powrót do u wi conej tradycji. - A wi c... akceptuje pan funkcj , jak panu oferuj ? - Z dum , sir - zahucza Douw. - Z dum . - Wytar z k cika oka , której nie by o. Menynder mia odrapan , ma , otoczon murem posiad w centrum dzielnicy Torków.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Sten profesjonalnym okiem zauwa , e ten odrapany wygl d by starannie kultywowany. Mury osypywa y si , porasta o je dzikie wino. Wielka brama wej ciowa wygl da a na star i przechyla a si . Ogród tu za bram porasta y chwasty. Ale druty systemu alarmowego okalaj ce mury l ni y nowo ci . Bram wzmocniono stal . A ogrodu strzeg kolczasty ywop ot albo cierniste paprocie.Wywiad, przeprowadzony w sprawie Menyndera wykaza , e ma on pieni dze. Du o, jak na Torka. Ale stara si ich nie pokazywa . Tak, jakby zachowywa czujno , aby móc w ka dej chwili ukry si , gdy tylko zagrozi niebezpiecze stwo. - Jestem w obie - wyja ni Menynder, zarzucaj c w dk w zielone wody stawu. Sten usiad ko o niego na brzegu jeziorka. Deszcz usta , wieci o piek ce s ce. Ale pod drzewami, które ocienia y ulubione miejsce w dkowania starego Torka, by o ch odno. Menynder wyci gn dk , sprawdzi haczyk i przyn , i zarzuci na nowo. - mier w rodzinie? Bardzo mi przykro to s ysze - powiedzia Sten. Menynder zdj okulary, wytar nieistniej i za je na nowo. - To m ody kuzyn... Zgin na uniwersytecie. Sten zacz znowu mówi , e mu przykro, gdy uchwyci cyniczny b ysk w oku rozmówcy. - A jak blisko byli cie spokrewnieni? - spyta . Menynder u miechn si krzywo. - Nie wiem - w siódmym, mo e ósmym stopniu. Nie znali my si zbyt dobrze. Ale, mimo wszystko, prze yli my szok. - Wyobra am sobie - stwierdzi Sten. - Jestem tak wstrz ni ty - kontynuowa Menynder - e obawiam si , i przynajmniej przez rok nie móg pokazywa si publicznie. - Czy naprawd uwa a pan, e do tego czasu Altaic si uspokoi? - spyta Sten. - Je eli nie - powiedzia Menynder - to zapewne pogorszy mi si . al to podst pna choroba. Pojawia si i znika. Pojawia i znika. Sprawdzi w dk , zarzuci j na nowo. - Jak gor czka - porówna Sten. - Taaa. I nie trzeba martwi si objawami. Mo na owa i owi w tym samym czasie.- Zabawna rzecz, to owienie powiedzia Sten. - Ca y czas wygl dasz tak, jakby by ca kowicie zaj ty. Nikt nigdy nie odwa a si przeszkadza komu , kto owi.- Wydaje mi si , e nie tylko ja tu owi , panie ambasadorze - stwierdzi Menynder. Jeszcze raz zarzuci w dk , wypróbowuj c inne miejsce. - S dz , e tylko usi uj znale w ciw przyn . Menynder zdecydowanie pokr ci g ow . - Prosz o tym zapomnie . Nie ma wystarczaj cej ilo ci kredytów czy zaszczytów, aby mnie st d wyci gn . D ugo ju yj . Chcia bym zako czy to w naturalny sposób. - To trudne w dzisiejszych czasach - powiedzia Sten. - wi ta prawda. ka od w dki ugrz a w gruzach. Menynder poci gn mocniej, haczyk si urwa . - Szczerze mówi c, nie s dz , aby si polepszy o. Nie za mojego ycia. - To da si rozwi za - stwierdzi Sten stanowczo. - Tak czy inaczej. - Podejrzewam, e ma pan pewne plany w stosunku do mnie, je li chodzi o owo rozwi zanie? - Tak. - My li pan tak, bo by em na tyle g upi, aby wyci gn szyj . - Zebra pan kilka istot, które potrafi y normalnie rozmawia zamiast walczy . - Wydawa o mi si kiedy , e jestem niez y w te klocki. - Menynder na nowy haczyk. - Nadal tak jest, jak s dz . - Zmarnowany, niepotrzebny talent. Je eli to w ogóle talent. Osobi cie my , e jestem po prostu cholernie dobrym k amc . - Nied ugo wydarz si bardzo wa ne rzeczy - powiedzia Sten. - Dawno temu - w podobnych okoliczno ciach - doradzi em komu podobnemu do pana, aby wycofa si z linii ognia. Powiedzia em mu, e najlepsz rzecz jest dorobienie si dusz cego kaszlu. - Przyj pa sk rad ?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak. - Czy yje? - Tak. I kwitnie. - Ale chce pan przecie , abym zrobi co zupe nie przeciwnego? - Taaa. - Tamtemu facetowi da pan lepsz rad . - To by o wtedy. Teraz jest teraz. - Bez obrazy, panie Sten, ale nie chroni mnie imperialny majestat. Mam tylko ma y oddzia dla bezpiecze stwa. A gdyby nawet by o inaczej, to w nie tu przede wszystkim nasz dobry doktor przys by bataliony z armatami i czo gami. - Nie s dzi pan, e Iskra w ko cu da sobie rad ? - Cholera, nie! Naprawd wkurza mnie fakt, e ja sam wymieni em kiedy jego nazwisko. Z aprobat . Prosz powiedzie swojemu szefowi, e tym razem nie le si pomyli . Ale prosz nie powo ywa si na mnie. Raczej wol zej z oczu, je eli to panu nie przeszkadza. - Nie b k ama i mówi , e by pan moj jedyn nadziej - powiedzia Sten. - Ale móg by pan sta si kim wa nym. - S dzi pan, e zaryzykowa bym ycie w asne - i rodziny - dla jakiej szalonej walki z wiatrakami? Ocalenia Mg awicy Altaic? - A nie warto? Menynder zarzuci w dk , pomy la . Potem westchn . - Nie wiem. - Pomo e mi pan? - Mo e innym razem - wymamrota Menynder. Sten wsta . Spojrza na zielone wody stawu, zastanawiaj c si , dlaczego nie widzia nawet ladu ryby. - Czy tu w ogóle co yje? - spyta . - Kiedy tak - powiedzia Menynder. - Zarybia em go co roku. Potem pogoda zacz a wydziwia . Chyba pan to zauwa . Co sta o si z wod . Zmieni a si równowaga czy co w tym rodzaju. Wszystkie ryby zgin y. - Ale pan nadal owi. Menynder roze mia si i zarzuci znowu w dk . - Jasne. Nigdy nie wiadomo, co mo na z apa . Sten odnalaz Kaebak, ministra spraw zagranicznych Bogazi, w budynkach ambasady. Zdejmowa a akurat flag . By a sama, poza w asn ochron . Wszyscy pozostali w nie wyprawili si do portu kosmicznego. Kaebak planowa a do czy do nich. I to szybko. - Nie ma takiej potrzeby - przekonywa Sten. - Mog zagwarantowa bezpiecze stwo waszej ambasadzie. - Bogazi nie trzeba bezpiecze stwa - powiedzia a Kaebak. - Strach nie ma w nas. Gniew jest. Suzdale zapomnie gniew Bogazi. Po uj zapomnienia. - Dlaczego oskar acie Suzdalów o to, co si zdarzy o? Ich szczeni ta tak e zgin y na uniwersytecie. - Phi. To k amstwo. Suzdale robi propaganda. Oskar Bogazi o w asne z e czyny. To wymówka. Chc wojny. Dobrze. My da im wszystko, co chc . Kaebak uwa a rozmow za sko czon . Podesz a do swojego grawilotu. Sten uczyni ostatni wysi ek. - Prosz pój ze mn do ambasady Imperium - powiedzia . - Poka akta mojego wywiadu. Zobaczy pani, e Suzdalowie zostali tak samo oszukani, jak wy. Grawilot zacz rusza . Sten odsun si . Kaebak wytkn a dziób przez okno. - Pana te nabrali. Nie trzeba patrze w k amstwa Suzdali. Ja jecha do domu. Pomóc stadu robi psi befsztyk.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Pech Stena trwa przez ca y dzie i wczesne godziny nast pnego. Raz za razem usi owa dodzwoni si do Wiecznego Imperatora.Ci gle jednak otrzymywa t sam wiadomo , e Imperator jest niedysponowany - i nikt nie umia mu powiedzie , jak d ugo potrwa ta choroba. Sten porusza si po omacku i desperacko potrzebowa przewodnika. Sytuacja pogarsza a si z godziny na godzin . By o jasne, e Iskra musi odej . Ale tylko jedna istota mog a podj t decyzj . Los Altaic zawis na w osku. Jeszcze raz spróbowa . - Nies ychanie mi przykro, panie ambasadorze - brzmia agodz cy g os sekretarki Imperatora. Jestem pewna, e Imperator odezwie si do pana, jak tylko stanie si to mo liwe. Tak, przeka mu pa skie wiadomo ci. Tak, wspomnia am o ich nies ychanej pilno ci. Bardzo mi przykro z powodu tych niewygód, panie ambasadorze. Ale jestem pewna, e pan to rozumie. Sten zacisn z by. Gdzie, u diab a, by Imperator? Rozdzia 22 - Ju dawno temu mia em zamiar spotka si z tob - powiedzia Imperator. - To opó nienie jest doprawdy niewybaczalne. I tobie, i twojej organizacji bardzo wiele zawdzi czam. Starsza kobieta zachichota a w odpowiedzi. - To nasza sprawa, hi, hi, aby s , hi, hi, Wasza Eminencjo. Przecie w nie po to istnieje, hi, hi, Kult Wiecznego Imperatora, nieprawda ? - A jednak. Trwali cie przy mojej... pami ci... w trudnych czasach. - Jak czasy kiedykolwiek, hi, hi, mog by trudne - spyta a Zoran - kiedy ty zawsze jeste , hi, hi, z nami? Imperator nawet nie próbowa odpowiedzie . Pozwoli , aby cisza zaleg a pomi dzy nimi, ciemna jak pokój, do którego wprowadzi star kobiet . Chcia stworzy atmosfer pos pnego majestatu, odpowiedni do swojego zadania. Ale diabelski chichot Zoran roz wietla zmrok. To go z ci o, bo oznacza o kiepski start. By a takim dziwacznym starym ptakiem. Mia a ponad sto pi dziesi t lat, ale pod pomara czowymi szatami kry o si dobrze ukszta towane cia o m odej kobiety. Jako najwy sza (wybieralna) kap anka kultu, powinna mie - tak, jak oczekiwa - pstro w g owie. I potwierdza to jej nieustanny chichot - dopóki nie zorientowa si , e jest to sztuczka, maj ca na celu zmylenie rozmówcy. A jej oczy b yszcza y raczej inteligencj , ni podnieceniem spowodowanym ujrzeniem go we w asnej, u wi conej osobie. - Czy to prawda - powiedzia w ko cu - e organizacja wasza wierzy w to, i jestem, hmmm, bogiem? - Reprezentantem wi tych Sfer, hi, hi, to raczej lepiej oddaje nasze wierzenia, Wasza Wysoko . - A wi c... nie wierzycie we mnie jak w Boga. - Wiara to takie, hi, hi, nieokre lone s owo, Wasza, hi, hi, Eminencjo. Nie sk adamy ofiar, hi, hi, z ustych owieczek albo naszych, hi, hi, pierworodnych. Ale naprawd , hi, hi, szanujemy ci , panie. - Jako boga? - Jako wieczn , hi, hi, istot . - Cholera, kobieto! Jestem bogiem czy nie! Chichot zamar . Zoran wstrzyma a oddech. Imperator przera j . Kiedy wchodzi a do pokoju, nie spodziewa a si , e jego g ow b dzie otacza a aureola. Tak naprawd , s dzi a raczej, e ujrzy zwyczajnie wygl daj cego cz owieka. I tak si sta o - poza tym, e lepiej wygl da i by wy szy ni na ekranach telewizorów.Poza ciemno ci w pokoju, któr , jak s dzi a, zrobiono na jej benefis, niepokoi y j oczy Imperatora. Nigdy nie patrzy y na ni wprost, ale przesuwa y si z jednej strony na drug . Bez ko ca. Niemal... patologicznie. My lenie o tym przygn bia o j jeszcze bardziej. - Wybacz, prosz , moje zniecierpliwienie - powiedzia Imperator. - Mam wiele powa nych spraw na g owie i w ogóle. - Pochyli si ku niej, u miechaj c tak uroczo, jak tylko potrafi . Mimo wszystko Zoran zauwa a, e jego oczy nadal by y rozbiegane. - Czy wybaczysz mi moj niegrzeczno ?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Och, Wasza Wysoko powiedzia a Zoran, wylewnie reaguj c na jego wdzi k - to ja musz raczej aga o wybaczenie. Jestem tylko g upi star kobiet . A ty, panie, okaza mi tak cierpliwo . Wieczny Imperator odetchn . Tak lepiej. Zauwa , e sko czy si chichot. Jeszcze lepiej. - A teraz, czy mo esz by tak uprzejma i wyja ni , o co w tym wszystkim chodzi? - Oczywi cie, sir. Je li zabrzmia o to m tnie, to tylko z przyzwyczajenia. Jest tak wiele ró nych istot. S owo „bóg” nie oznacza dla nich tego samego. - To prawda - powiedzia Imperator, dumny ze swojej wiedzy o religii. - Jednak e w ludzkich kategoriach - kontynuowa a Zoran - s dz , e bóg to odpowiednia nazwa dla twojej wi tej osoby. Imperator roze mia si . - Wyobra sobie. Ja - bóg. - Och, ale my to wyobra amy sobie ca y czas, Wasza Wysoko - powiedzia a Zoran. - Tak naprawd , to wyznawcy Kultu Imperatora s zobowi zani do robienia tego dwa razy dziennie. W naszych modlitwach. Do ciebie, panie. - Jakie to ekscytuj ce - powiedzia Imperator. Oczy zw zi y mu si w u miechu, ale ca y czas kr y, kr y... Tam i z powrotem. Tam i z powrotem. - To naprawd jedna z najbardziej interesuj cych rozmów, jakie ostatnio przeprowadzi em. - Jestem bardzo szcz liwa, e uda o mi si zadowoli Wasz Wysoko - o wiadczy a Zoran. - Powiedz mi, jak wiele istot wierzy teraz we mnie, ha, ha? - Tysi ce wiernych, Wasza Wysoko . Mo e nawet miliony. - Miliony, tak? - Trudno to w tej chwili okre li , panie. Ale mog powiedzie , e nasze rejestry wzbogaci y si znacznie podczas twojej nieobecno ci. A po powrocie wzros y jeszcze bardziej. Na jaki czas. Imperator zacisn usta. - To znaczy, e wyst pi jaki spadek? - Tak, Wasza Wysoko . Przykro mi o tym mówi . Ale tego nale o si spodziewa . Istoty s takie abe. I spowszednia o im to, e wróci . - Tak szybko? - za wiszcza Imperator. - Taka ju natura istot rozumnych. Poza tym, nasz skarbiec to ju nie to, co kiedy . Imperator wiedzia , kto j niegdy op aca . Pieni dze pochodzi y w sekrecie od Kyesa, jedynego inteligentnego cz onka Rady. Zoran nie by a wiadoma prawdziwych celów Kyesa. Imperator postanowi , e tak pozostanie. - A czego potrzebujesz do zwi kszenia, hmmm, entuzjazmu swoich wiernych? - Niewiele, Wasza Wysoko . Mówi potencjalnym sponsorom, e cz onkowie naszego kultu s najbardziej sk onni do po wi ce w ca ym Imperium. To zwyk e istoty, które prowadz po yteczne, produktywne, codzienne ycie. W wolnym czasie zmieniaj swoje codzienne stroje na wi teczne szaty i okr aj wiat, g osz c twoj , panie, chwa wszystkim, którzy chc s ucha . - Innymi s owy, nie ma adnych po redników marnotrawi cych dotacje? - zapyta Imperator. - Dok adnie, Wasza Wysoko . Dziewi dziesi t procent ka dego darowanego nam kredytu trafia dok adnie tam, gdzie trzeba. Tylko dziesi procent idzie na administracj , transport, koszty pocztowe i inne rzeczy tego rodzaju. - Imponuj ce - stwierdzi Imperator. Naprawd tak my la . Mia tak e swoich agentów, którzy potwierdzili ten fakt podczas intensywnej pracy wywiadowczej nad kultem. Wyci gn akta z biurka i wr czy je Zoran. - Moi ludzie zrobili ma e... rozpoznanie. Znajdziesz tu jego wyniki. To analiza - region po regionie ca ego mojego Imperium. Oraz charakterystyka, jakby to powiedzie , moich najlepszych poddanych. Zoran stwierdzi a, e trz si jej r ce, kiedy bra a akta. Szybko ukry a t reakcj . - Jak mo emy si odwdzi czy , Wasza Wysoko ?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Och, to nic takiego. Ledwie ma a pomoc w waszej po ytecznej pracy. A teraz... je li chodzi o fundusze. Nie mo e istnie adne powi zanie pomi dzy nami, czy to zrozumia e? - Tak, Wasza Wysoko . To by by o... niew ciwe. - Ca kowicie. Spotkania b krótkie. Udost pnimy wielkie dotacje. Zróbcie z nich dobry u ytek. Pó niej nadejdzie jeszcze wi cej, je eli zajdzie potrzeba. - Tak, Wasza Wysoko . - Ciesz si , e si rozumiemy - powiedzia Wieczny Imperator. Zoran nie by a taka zadowolona. To dowód, pomy la a, e nie zawsze jest m drze modli si o co tak arliwie. Bo istnieje wielkie niebezpiecze stwo, e mod y zostan wys uchane. A teraz nie mia a odwagi, by tym wzgardzi . Rozdzia 23 - Zaobserwowa em - stwierdzi Alex - ma y cud. - Uczysz si adnie mówi ? - Czy co nie tak ostatnio z twoim w chem? Sten ostentacyjnie pokaza j zyk, sprawdzi , czy nadal ma nos na swoim miejscu i pokr ci g ow . Kilgour by bardzo inteligentny, i za to g ównie tak ceniono go w Sekcji Mantisa. Poza tym mia najwyra niej wrodzon zdolno do mordowania... Alex wr czy Stenowi akta. Sten spojrza na nie. To by ci le tajny cotygodniowy raport, jaki otrzymywa komendant policji Jochi. Zobaczy zwyk y zbiór morderstw, gwa tów, rabunków. - Mo esz to przegl da , je li chcesz, ale ja jestem chodz cym i oddychaj cym ród em informacji. - Mów. - Na ca ej Jochi obrabowano arsena y, ma y Stenie. Niektóre policyjne, ale g ównie wojskowe. To post puje w niepohamowany sposób. - Jako mnie ta sprawa nie dziwi - stwierdzi sucho Sten. - Bior c pod uwag to, w czym teraz tkwimy, gdybym by mieszka cem tego zadupia, poszuka bym czego dla wyrównania rachunku. Na przyk ad pancernika. I to tylko w charakterze wsparcia. - Napij si , szefie. Sind, nalej ma ego naszemu kochanemu kumplowi. On szaleje. Czuje si zagubiony jak sierotka, stokrotka, bo wspania y Imperator nie chce si do niego odezwa .- Znasz, kochanie, k opoty, jakie powoduje szefowanie. Pami tam te czasy, kiedy Sten by szcz liwy, ta czy po ulicach, cieszy si z pe nego brzucha i pustej adownicy, nape nionej szklanki w gar ci i gor cej barmanki w drugiej.- Noo, a teraz sta si cyniczny i ma dalekosi ne spojrzenie. Ca kiem zapomnia , e jutro nie nadejdzie, je eli ja nie zechc . - Ty, Alex? - zdziwi a si prowokacyjnie Sind, odstawiaj c butelk . - Czy s dzisz, e jeste Najwa niejsz Istot ? - Oczywi cie - powiedzia Alex, nalewaj c kolejk . - I mog to udowodni . Je li ten stregg zosta zatruty, i ja padn w konwulsjach, wij c si jak Nessie, jak w , to nie b dzie jutra. Pasuje? - No, na pewno nie tobie. - Tak. Je li stregg nie zosta zatruty, to wy, lekkodupki, mo ecie pi i trzyma si na nogach. I to jest dowód. Je li nie ma jutra dla mnie, i ja jestem najwa niejszy, to nie ma jutra dla wszystkich, pasuje? Sten i Sind spojrzeli na siebie. Kilgour, rzecz jasna, wyprzedza ich co najmniej o dwie szklaneczki streggu. - Noo - ci gn Alex. - Wracaj c do tych zbrojowni, które obrabowano. Wszystkie raporty z zaobserwowanych wypadków, jakie maj g ówni gliniarze, wzi em sobie dla nas, zaraz po tym, jak robi em za wink do wiadczaln pij c tutejsze piwo i stwierdzi em, e nie nadaje si ono ani dla cz owieka, ani dla bestii, ani tym bardziej dla Szkota. Zauwa em dziwn rzecz przy tych kradzie ach, szefie. Bro ginie na lewo, prawo i prosto, ale aden raport nie wspomina o zabójstwie przy takiej okazji. - Och. - Co znaczy to „och” - zdziwi a si Sind.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Naprawd trudno jest - wyja ni Sten - w ama si do zbrojowni, przypuszczalnie pilnowanej przez armi , rezerwistów czy kogokolwiek, bez tego, aby jaki patriotycznie nastawiony idiota nie przeciwstawi si temu. Zawsze jaki na wpó emerytowany sier ant postanawia zagra rol bohatera i albo kogo zabija, albo sam ginie. - Taaa. Ta cholerna armia bierze w tym udzia . - Do diab a - powiedzia a Sind. - Mo e ja lepiej b trzyma si prostej nierki. To szpiegowskie gówno, w jakim si babrzecie, robi z was cyników. - Mówi em o tym - stwierdzi Alex - wieki temu, na Newtonie, a ty chcia trzyma Stena za r , kiedy wybiera si na Prim . Sam Sten nie s ucha tego, o czym na boku gaw dzili. - Nie mia bym nic przeciwko ma ej niezale nej akcji - powiedzia . - Po pierwsze, to nam zrobi dobrze na morale. Po drugie, mi o by oby powiadomi tutejszych drani, e wiat nie toczy si dla ich szczególnej przyjemno ci. Po trzecie, nie podoba mi si pomys , e ci cholerni lokalni military ci s dz , i mog tworzy prywatne organizacje terrorystyczne - albo mie kogo na ka de zawo anie. Spróbujmy dowiedzie si , dok d idzie ta bro . Sind spojrza a sceptycznie. - A jak to zrobimy? Po lemy nietoperzyki do ka dego sk adu broni, którego jeszcze nie obrobili? To wymaga wielu czujników. - A w nie, e nie. Oni maj motyw, my dostarczymy im sposobno ci. U yjemy gambitu, który nazwa bym, hm, hm, Wypraw piewaj cej Broni. - Jak z pod ego filmu - powiedzia a Sind. - Nie szkodzi. Potrzebujemy tylko... - Tego - stwierdzi Kilgour, k ad c karabin na biurko Stena. - Je eli te dranie szukaj jakiejkolwiek broni, to chyba boli ich serce, e nie mog dobra si do sk adów Imperatora. Na pewno si nie myl , bo czyta em raport o tym, e trzech zbirów kr ci o si ko o posterunków przy bramie przez kilka ostatnich nocy. - Nigdy mi nie pozwalasz na to, ebym by m drzejszy od ciebie, panie Kilgour. - Ale , szefie. Nie mia em poj cia, e tak jest. Poza tym, masz szans si wykaza jeszcze wiele razy. Na przyk ad, kto nakarmi tego kota? - Przecie ... o cholera jasna! - Tak w nie. Nie ufam ochronie ambasady. Gwardzi ci pu kownika Jerety nie maj do rozumu, aby to poj . Bhorowie obci liby sobie brody, gdybym zasugerowa im co takiego. I wiem dobrze, e Gurkhowie te na to nie pójd . Sten kiwn g ow . - Zap aci bym nie le za us ugi dwóch paskudnych typów, jakich z ych agentów Mantisa, którzy by to dla mnie zrobili. - Nie wiem za dobrze, co jest grane, ale pójd - powiedzia a Sind. - Nie. Za bardzo uwa aj na ciebie. - Panie Kilgour. Nigdy nie domy si , e najlepszy as ambasadora mo e wyj na dwór w noc tak jak ta, nieprawda ? Zw aszcza w nierskim mundurze. - Oj, szefie, my la em nad tym, ale to si nie uda. Nawet po zmroku wida , e jestem do okr y Alex z dum poklepa si po wydatnym brzuchu - za okr y jak na starego nierza. I wszystko we mie w eb. Nawet w noc tak jak ta co wida . Ale je eli popatrz i ujrz m odego nierzyka, ma ego chwata, który wypi w kantynie zbyt wiele piwa, i jako musia opu ci swój posterunek czy co w tym rodzaju... - Kilgour, takie wypady robi z zamkni tymi oczami ju wtedy, kiedy by rekrutem Mantisa. Ty chcesz ebym ja, sam ambasador Sten... - Trzeba czasem, kochany, przypomnie sobie w asne korzenie. Ku alowi nauczyciela. - Skurwiel. - Znowu rozmawia z moj mamusi . - Nie oci gaj si . Tylko zostawcie mi troch stregga.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Mo e - powiedzia a Sind. - Mam zamiar wypi jeszcze trzy g bsze, podczas gdy Kilgour b dzie mi wyja nia , o co tu naprawd chodzi. - Dotrzymam ci kroku, skarbie. Pó no ju , kilka nast pnych minut przyniesie nam ulg , o ile podejrzewam w ciwie tych ch opaków z drugiej strony ulicy. I puszcz nietoperza za Stenem. Upewni si , ze wznowienie dzia alno ci Sekcji Mantisa przyniesie w ciwy skutek. Sten zrobi obsceniczny gest. Zastanawia si nad nast pnym kieliszkiem, ale zrezygnowa . Ci ko jest udawa pijanego, kiedy naprawd huczy w g owie. Poza tym musia znale pasuj cy na niego mundur gwardzisty. Mniej ni godzin pó niej imperialny patrol ochrony robi swój zwyczajny obchód. Stawa przy ka dym posterunku. Dy urny oficer wykrzykiwa rozkaz. Zwalniany wartownik salutowa , prezentowa bro i do cza do formacji. Nowy wartownik salutowa , przejmowa jego posterunek. Patrol rusza dalej. Nowy wartownik przez chwil obchodzi swoje stanowisko wojskowym krokiem, potem przystan , by odetchn . Dwaj obserwatorzy po drugiej stronie szerokiej alei zauwa yli, e opu ci bro w dó i przytrzyma si muru jedn r .Uchroni si przed upadkiem i odwróci . Potem przypomnia sobie o karabinie i pospiesznie za go sobie z powrotem na rami . Przeszed kilka kroków, ale bro najwyra niej zacz a mu ci . Znowu przystan i poluzowa rzemienie. Dwukrotnie obszed swój teren. Jednemu z obserwatorów wyda o si , e widzi b ysk butelki ko o ust wartownika, którego krok sta si najwyra niej bardziej chwiejny. nierz wróci do bramy i schroni si przed wiatrem w niszy, kilka metrów od budki stra niczej. Nie rusza si przez kilka minut. Dwaj m czy ni wymienili spojrzenia. Pierwszy zacz co szepta , a wtedy w budce zabucza interkom. I bucza . I bucza . Gwardzista podniós si , podszed pospiesznie do budki i odebra telefon. Karabin pozosta , zapomniany przez chwil , w niszy - a wartownik by odwrócony do niego plecami. Zanim sko czy g ne i skomplikowane wyja nienia i od s uchawk , bro znik a.Kilgour, obserwuj cy w ciep ym, suchym biurze Stena ca scen przekazywan przez „nietoperza”, poczeka jeszcze kilka minut, zanim uruchomi Faz Drug , kiedy to sier ant gwardii mia odnale pijanego wartownika bez broni i przekaza go do karnego raportu. Nala Stenowi podwójnego drinka, kiedy us ysza , e nadchodzi korytarzem. A teraz kolej na Faz Trzeci , W kolbie karabinu ukryto ma y przeka nik. By nastawiony na odbiór. Za godzin czy dwie, kiedy bro zostanie przeniesiona tam, gdzie z odzieje przechowywali swoje upy, Kilgour mia poprzez bezpo redni sygna uruchomi nadajnik. I niezale nie od tego, czy bro kradziono dla zysku, czy po to, aby zaopatrzy prywatn armi , efekt móg okaza si ciekawy. Wtedy Sten i Alex mieli zadecydowa , na czym b dzie polega a Faza Czwarta. - Pi knie, stary. Pi knie, jak za dawnych czasów - pogratulowa Kilgour Stenowi, gdy ambasador wszed do pokoju i opad na fotel. - Do diab a ze starymi czasami. Ten cholerny wiatr przenika do ko ci. Gdzie Sind? - Nasz ma y skarb powiedzia , e my dwaj stanowimy doskona y zespó roboczy, a ona nie jest nam potrzebna. I mrucza a co jeszcze o rozgrzewaniu ko ci jakiego starego nierza. Sten u miechn si i poda nietkni ty kieliszek Kilgourowi. - A wi c mówi ci dobranoc, panie Kilgour. Id na emerytur , aby skorzysta z dobrodziejstw bycia starym nierzem. - Dobra. A ja, pogr ony w niedoli mojego celibatu, porozmy lam sobie o tym, jakie przykro ci jeszcze na nas czekaj . Nast pne wi stwo, jak mo na si by o spodziewa , zosta o pope nione przez czaruj ce istoty Altaic i stanowi o rzecz o wiele powa niejsz , ni pluskwa w jakim karabinie.Admira Mason, bardziej skrzywiony ni zwykle, poinformowa Stena o tych wydarzeniach. Ostatnio ani on, ani „Victory” nie mieli zbyt wiele do roboty dzi ki jakiemu dobroczynnemu bo kowi, który musia zab dzi i trafi do Mg awicy Altaic, Sten kaza mu wi c patrolowa okolice swoim statkiem.Mason troch si sprzeciwia - g ównie dlatego, e to w nie Sten wyda ten rozkaz - ale
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zamkn si , gdy Sten podkre li , i nie ufa nikomu innemu tu, na Altaic, w czaj c w to w asny personel ambasady, który przecie powinien by wcze niej ostrzec ich o tym, co si tutaj dzieje.Mason zameldowa si formalnie, prosz c o rozmow ze Stenem na osobno ci. Sten wyprosi z pokoju sekretark , szyfranta i szefa protoko u, a potem w czy zabezpieczenie przed pods uchem. Zauwa ywszy to, Kilgour natychmiast zacz pods uchiwa w swoim pokoju tu obok.Mason, bez adnych wst pów, postawi ma przegl dark i w czy j . Na biurku Stena uformowa si hologram. Pokazywa barykady postawione przy g ównej bramie uniwersytetu Pooshkan, stoj cych przy nich studentów, a potem atak. Film, zamazany i krótki, na pozór zosta zrobiony przez turyst z obcego wiata, którego taksówka zgubi a si i przez to sko czy wypraw w samym rodku zamieszek. Rzecz jasna by a to fa szywka - nie pokazywa a tarcz, których u ywa a policja przy ataku na studentów, a szturmuj cy nosili raczej zwyk e kombinezony, a nie mundury. - Widzia pan to? - spyta Mason. - Owszem. W zesz ym tygodniu, raz na godzin , w przekazie wszystkich pirackich stacji w okolicy. - Wersja B - powiedzia Mason i w kolejn kaset . Ta sama scena, poza tym, e na uniwersytecie nie by o adnych humanoidów. Barykad broni y szczeni ta Suzdali, a atakowali Bogazi. - Cudownie - stwierdzi Sten. - Sk d pan ma t wersj ? - Jak pan kaza , zrobi em z „San Jacinto” jedno wielkie ucho pomi dzy Suzdalami a Bogazi. Nadawali to otwartym pasmem, jakie apie ka dy ze wiatów Bogazi. - Za y si pan - powiedzia Sten - e gdyby „San Jacinto” poczeka jeszcze chwil , to mia by ten sam film, ale z Bogazi jako ofiarami? - Nie zak adam si , sir. „San Jacinto” stanowi jeden z kolejnych sekretnych atutów Stena - niszczyciel by nowiutki, zbudowany na pami tk szpiegowskiego statku, który zosta zniszczony jako pierwszy okr t wojenny podczas wojen tahnijskich. Sk ada si g ównie z broni, silników i czujników, i nadawa si do mieszkania nieco tylko bardziej ni korweta. - A wi c ka da maszyna propagandowa ma swoje turbodo adowanie - stwierdzi Sten. - Jak d ugo to potrwa, zanim zacznie si krucjata? Och, ma pan tego wi cej. I rzeczywi cie - ale mo na by o przekaza to tylko s owami. ihad ju si zacz . Naciera y dwie pe ne floty Suzdali - jedna, oficjalnie zaakceptowana przez Khaqana dla „lokalnego bezpiecze stwa” i druga - pospolite ruszenie uzbrojonych transportowców, szmuglerów i patroli badawczych.Po rodku jazgotu analitycy Imperium okre lili cel. Suzdalowie mieli zamiar ni mniej, ni wi cej, tylko zniszczy ca kowicie wiaty Bogazi. Raka nale y wyrwa z korzeniami, niewa ne, ile to b dzie kosztowa o ka ze stron. Bogazi zbyt d ugo mogli robi zbyt wiele... - Mogli atakowa , pali , ci , eliminowa , i tak dalej, i tak dalej - powiedzia Sten. - Oczywi cie równie spokojni i pragmatyczni Bogazi skomasuj swoje si y, aby broni macierzystych wiatów.Obrona, je eli si powiedzie, stanie si atakiem do ostatniej kropli krwi na dzikich Suzdali, tak? - Tak, sir. - Ta robota staje si przyjemniejsza z minuty na minut . Kilgour, wejd , prosz . Alex, nie zawracaj c sobie g owy wyja nieniami, stan w drzwiach. - Trzymasz redut . Mason i ja mamy zamiar pokr ci si dooko a i zapobiec pogromowi. - Tak jest, sir. Kilgour stan na baczno . Je eli z ci si , e go wykluczono, to by na tyle profesjonalist , aby tego nie okaza . Mason przez chwil mia wyraz niedowierzania na twarzy, wreszcie tak e zamar w postawie na baczno . - Czy przejmuje pan komend ? - Tak, admirale. - Bardzo dobrze. Musz ostrzec, e nie ma wystarczaj cej ilo ci czasu, aby jakiekolwiek imperialne posi ki zd y do nas dotrze , zanim Suzdalowie i Bogazi stan twarz w twarz. Zrobi em ju prognozy.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak w nie s dzi em - powiedzia Sten. - Nie my la em e otrzymamy jakie wsparcie. Imperium do cienko prz dzie ostatnio, chyba pan to zauwa . - We my wi c troch potrzebnego z omu; my dwaj i „Victory” oczy cimy nieco pole. - Odtr biono, admirale? - Czy mam racj , Alex, przyjmuj c spokojnie to, e Sten zostawi ciebie, mnie, Gurkhów i Bhorów na miejscu dlatego, i oficjalnie nadal przebywa w rezydencji? - A widzisz, majorze Sind? Uczysz si ju czego . W nast pnym yciu, a mo e troch pó niej, masz szans co osi gn . - Id do diab a, Kilgour. - To znaczy, niech pan idzie do diab a, panie Kilgour, jak dla ciebie. Czy by nie wiedzia a, e pe ni obowi zki ambasadora i nale y mi si odrobina szacunku? - I to w nie dostaniesz. Male odrobin szacunku... Nuda zabi a wi cej nierzy ni bagnety. Zabi a te braci Tukungbasi. Nie tylko oni si nudzili, ale tak e sier ant, który sta si nieco mniej ostro ny, oraz inni - od dowódcy kompanii a do pu kownika Jerety. Pilnuj c bezpiecze stwa doktora Iskry i pa acu Khaqanów wpadli w rutyn .Bracia Tukungbasi, dla których by to pierwszy przydzia do jednostki bojowej, nie czuli si specjalnie szcz liwi. Nie zaci gn li si tu po to, by s jako gwardia honorowa czy policjanci. Nie wiedzieli o tym, e nikt z Trzeciego Batalionu Gwardii nie lubi tego przydzia u, zw aszcza karierowicze. Ale, jako zawodowcy, nie zwa aj c na to, e piechota nigdy nie jest zbyt dobra w zaprowadzaniu pokoju, trzymali g by na k ódk i robili swoje.Robili swoje, utrzymuj c koszary i wyposa enie w nieskazitelnej czysto ci, od czasu do czasu popijaj c marne piwo w miejscowej kantynie i kln c. Z orzeczyli zw aszcza na temat ogranicze , które dla nierzy nie mia y adnego sensu. Byli tu przecie dobrze widziani. Dlaczego wi c pozostawali w swoich kwaterach i na terenach rekreacyjnych, zamkni tych i starannie strze onych? No, mo e na Jochi czyha y jakie niebezpiecze stwa, ale przecie oni byli frontowymi wiarusami, no nie? Nic im nie zagra o, póki uwa ali na siebie. nierze nie zdawali sobie sprawy z tego, e kr o zbyt wiele filmów pokazuj cych, jak u ywaj minimalnej, lecz koniecznej si y, aby strzec bezpiecze stwa Iskry, a tak e jak strzeg budynków w pe nym uzbrojeniu. I na pewno nie wiedzieli o komentarzach, które cz sto towarzyszy y tym obrazom, pozwalaj c na rozprzestrzenianie si plotki powtarzanej w kawiarniach i barach Jochi. Nuda... Na szcz cie bracia Tukungbasi mieli przyjació . Jedna ze starych kobiet pracuj cych w kantynie zawsze wita a ich u miechem i grubym artem. Mówi a, i szkoda, e nie mog wyj na zewn trz i spotka si z mieszka cami Jochi. Zw aszcza z jej wnuczk .Pokaza a im hologram.Obaj bracia zgodzili si , e te ograniczenia to co wi cej ni przykro - to potworna niesprawiedliwo . Kobieta na hologramie by a bardzo pi kna. Staruszka spyta a, czy mo e napisaliby li cik do jej wnuczki. Jeden z nich zrobi to. Otrzyma odpowied . oda kobieta naprawd mia a ch spotka si z nim i nadmieni a, mimochodem, e ma kole ank , która czuje tak samo. Obu im by o przykro, e mieszkaj na takim g upim wiecie jak Jochi, i chcia y mie szans na spotkanie prawdziwego cz owieka z zewn trz. Ze wiatów, gdzie wszystko mo e si zdarzy .Braciom Tukungbasi, pochodz cym z bardzo prowincjonalnej, zapyzia ej planetoidy, nader to pochlebi o.Li ciki od m odej kobiety i jej przyjació ki stawa y si coraz ciekawsze. Bracia Tukungbasi stracili wszelkie zainteresowanie romansem z obywatelkami Imperium. adna z kobiet s cych w batalionie - przynajmniej adna z wolnych kobiet - nie mog a równa si z tymi dwiema dziewczynami. Pewnego wolnego od s by dnia li cik powiedzia im, aby podeszli do drutu granicznego. Z drugiej strony, poci gaj co blisko, w odleg ci oko o stu metrów, sta y dwie m ode kobiety. Naprawd bardzo pi kne. Pomacha y im, a niemo no natychmiastowego podzi kowania za to omal nie zabi a braci Tukungbasi. Zdecydowali, e przedostan si na drug stron . Mogliby wyj o zmierzchu i wróci przed witem, a ich marzenia spe ni yby si .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Zacz li szuka jakiej dziury. I poniewa jednostka Gwardii by a piechot , a nie si ami bezpiecze stwa, a granica zosta a ustawiona po to, aby powstrzyma tych z zewn trz przed dostaniem si do rodka, a nie odwrotnie, uda o im si co takiego znale .Nale o tylko omin jeden z automatycznych szperaczy i wy lizgn si po przej ciu patrolu. Oczywi cie patrol tak e wykonywa swoje zadanie rutynowo.Gdyby tak przemkn li pod drutem w pi amach i ci gn li je zaraz za przej ciem... Pod nimi kry yby si wyj ciowe mundury. Za mundurem panny sznurem...Bracia, niedo wiadczeni w sztuce uwodzenia, postanowili wzi ze sob ma y prezent. Kupili w sklepie komercyjnym dwie butelki alkoholu, marki takiej, i aden z nich nie móg sobie na ni pozwoli . Ale poniewa i tak nie mieli gdzie wydawa swojego du, doszli do wniosku, e sta ich na to, eby si szarpn . Przecie ten wieczór mia by wyj tkowy.Stara kobieta w kantynie da a im plan doj cia do mieszkania swojej wnuczki. aden z braci nie uwa , e to troch dziwne, starucha aktywnie uczestniczy w uwiedzeniu w asnej wnuczki - plotki koszarowe g osi y, e na Altaic panuje swoboda obyczajów.Nie by o to zbyt dalekie od prawdy - ale niekoniecznie w takim znaczeniu.Kobieta mieszka a na wy szym pi trze jednego z podupad ych wie owców. Braciom Tukungbasi powinno wyda si dziwne, e tylko ten jeden budynek mia wyra nie napisany adres i przy wej ciu pali o si wiat o. Znale li mieszkanie i zapukali. Us yszeli kobiecy chichot i agodny g os: - Otwarte. Starszy brat uj za klamk . Otworzy drzwi. Zobaczy mi kk kanap , stó , dwie mrugaj ce wiece. Potem dwa cienie zamajaczy y po obu stronach wej cia, poczu jak ci ki koc spada na jego g ow , ramiona przyci ni to mu do boków i us ysza zd awiony charkot swojego brata. I ju nic wi cej nie zobaczy . Na pocz tek wypalono mu oczy. Trzej wartownicy obchodz cy swój teren przy bramie do pa acu Khaqana znale li braci Tukungbasi.Ich cia a zwisa y z dwóch pospiesznie wzniesionych trójnogów oko o pi dziesi ciu metrów od granicy. Zostali zidentyfikowani tylko dzi ki swojej nieobecno ci na pospiesznie zwo anej zbiórce. Tortury sprawi y, e nie mo na ich by o rozpozna . Nie istnia aden powód, aby zabija tych m odych nierzy, zamrucza pu kownik Jerety do swoich ludzi. I w nie dlatego ich zamordowano. Byli pierwsi. - Mam pytanie, panie Kilgour. - Prosz pyta , majorze. Z jakiego powodu Sind zachowywa a si oficjalnie, a Alex poszed za jej przyk adem. - Kiedy kto zostanie aresztowany i czeka na proces, to chyba wolno mu posiada co w rodzaju reprezentanta? Nawet je li proces by by sfingowany? Nawet tu, na Jochi? - Zgadzam si . - I normalne jest to, e wi niowie mog kontaktowa si ze swoimi bliskimi? Nawet tu, na Jochi? - Nie chc si na ten temat wypowiada , ale bior c pod uwag urocz natur tych osobników, którymi si zajmujemy... - Przesta si ze mnie nabija ! - A co ci chodzi po g owie? Zanim Sind co odpowiedzia a, Alex zacz kl . Zgadywa ju , o co jej chodzi.Sind sta a si ciekawa, co przydarzy o si owym istotom, aresztowanym przez Iskr . Istotom, co do których Iskra gwarantowa , e b mie uczciwe procesy. Nic na ten temat nie s ysza a, a szybki przegl d lokalnych mediów w zbiorach ambasady tak e nic nie da . Najbardziej do wiadczony z czno ciowców Stena, Freston, równie nic sobie nie przypomina . Sprawdzi a wi c u Hyndsa, miejscowego rezydenta Korpusu Merkurego. Po niegdysiejszej zasadzce w slumsach Hynds straci zupe nie wiar we w asne umiej tno ci analityczne i teraz
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
dzieli swoje ród a na niewiarygodne, potencjalnie przechwycone przez przeciwnika oraz na podwójnych agentów.Mia dost p do trzech osób w wojsku. Wszystkie by y niskie rang i poza ównym kr giem poinformowanych. Hynds skontaktowa si z nimi. Byli przera eni, nie chcieli szuka jakichkolwiek danych, i adne z nich nic nie s ysza o o tym, co sta o si z nierzami i urz dnikami z apanymi podczas czystki. Dowiedzia si tylko jednego: trzymano ich, tak jak to powiedzia Iskra Stenowi, w Fortecy Gatchin, daleko na pó noc od Rurik. Kilgour analizowa w my lach dane Sind. - Ummm. - Jeste rzeczywi cie zaj ty. - No pewnie. Sprawdzi pogod ? - Tak jest. Pakuj kurtk puchow . Rozdzia 24 - Mamy pe projekcj - dok adno prognozy sze dziesi t procent. Mo na to zobaczy w kabinie, je li pan sobie yczy, sir. - Nie, admirale - powiedzia Sten. - Jestem pewien jak cholera, e nie potrafi tak jak pan rozszyfrowywa tych migaj cych wiate ek, a ca a ta skrzynka mówi mi tylko, jak bardzo jeste my zapl tani. - Czekam na pa skie rozkazy. Sten mia ju do zachowania Masona. - Admirale, czy mo emy porozmawia na osobno ci? Mason skin na oficera na mostku, aby przej komend , i poszed za Stenem do kabiny. - Admirale - zacz Sten - poprosi em, aby przydzielono pana do tego zadania, poniewa ufa em, e jest pan w wystarczaj cym stopniu profesjonalist , aby wykonywa rozkazy, zapominaj c o osobistych urazach. Myli em si . Od czasu, gdy przybyli my na Jochi, zachowuje si pan jak rozz oszczony bachor, który w nie dosta swoje gwiazdki i my li, e to czyni z niego Boga. - Panie ambasadorze... - Zacznijmy chocia by od tego. Ta cywilna ranga nie ma znaczenia. Nigdy nie zrezygnowa em z mojego stopnia wojskowego, ani nie prosi em o przeniesienie do rezerwy.Pyta pan na Jochi, czy przejmuj dowodzenie, powiedzia em e tak. A wi c zwracanie si do mnie moim stopniem wojskowym jest jak najbardziej w ciwe.Ma pan by cicho, admirale Mason. I b wdzi czny, je li stanie pan na baczno . Nie mam ani czasu, ani energii na rywalizowanie z panem w konkursie sko ci. Nie ma te takiej potrzeby. Je eli pan chce, to mo emy wyj z tej kabiny, i zwolni pana z dowodzenia przed obliczem pa skiej za ogi i oficerów „Victory”. Dowie si pan, e ów rozkaz jest jak najbardziej legalny i zostanie uznany podczas pa skiego procesu przed s dem wojennym. Czy yczy sobie pan tego? Mason milcza . - Dopóki nie zarz dz inaczej, prosz si do mnie zwraca per admirale. Ja za b respektowa pa ski stopie i nadal b przekazywa moje rozkazy za pana po rednictwem. Nie mam zamiaru podrywa pa skiego autorytetu. Ale nie mam te ochoty na znoszenie pa skiego dziecinnego zachowania. Poni a pan siebie samego i swój stopie wojskowy w oczach podw adnych. I tu go mia . Mason poczerwienia , zesztywnia i potrzebowa chwili, aby opanowa si w pe ni. - To wszystko, co mia em do powiedzenia. Czy ma pan jakie uwagi albo sugestie? - Nie. Nie, sir. - Dobrze. Ten problem mamy ju z g owy. Czy mo emy teraz wyj st d w zupe nej zgodzie? Salut Masona rozleg si jak wystrza ; obróci si i wyszed na mostek. Sten pozwoli sobie na u miech. Do diab a, wszystkie te absurdalne slogany, jakie wykrzykiwano nad jego g ow , kiedy przedziera si poprzez awanse nadal dzia y, zw aszcza e s uchaj ca ich osoba naprawd wierzy a w ca e to gówno.No có ... Poszed za Masonem, obiecuj c sobie, e jak b dzie ju po wszystkim, to na pewno dorwie tego drania w ciemnej uliczce i posiniaczy na pó tora tygodnia.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nast pnym krokiem Stena by o „poproszenie” admira a Masona o zebranie czterech najwa niejszych cz onków za ogi i kapitana „Victory” w pokoju narad i po czenie, przez zabezpieczony ekran, z dowódcami statków eskorty. - Panowie - zacz bez wst pu Sten - sytuacja jest do oczywista. Oficerowie pokiwali g owami. „Victory” dryfowa a pomi dzy dwiema otwartymi mg awicami. Na ekranie dostosowanym do ludzkich oczu, ludzkich uprzedze co do przestrzeni kosmicznej i ludzkich uwarunkowa , ma a flota b yszcza a po ród najczarniejszej nocy, a po obu bokach ja nia y g ste chmury wiate ek. Bardziej szczegó owy ekran ukaza by ma e wietlne strza ki na lewo i prawo od projektowanej orbity „Victory”. To by a pospiesznie zebrana flota (floty?) Bogazi, gotowa do obrony swojego macierzystego wiata i mg awicy; a po prawej stronie, w mroku nocy, czai a si atakuj ca flota Suzdali.„Victory” mog a i przed siebie, dok adnie pomi dzy dwiema flotami, a do... - Czas kontaktu? - zapyta Sten. - Trudno ustali , sir. Oko o dwóch dni czasu miejscowego, sir. Dok adnie... - Nie trzeba. Dzi kuj , komandorze. Czy s jakie dane wiadcz ce o tym, e oni wiedz o nas? - Nie, sir. Nie by o w tym nic dziwnego - jedn z niew tpliwych zalet statków Imperium stanowi o to, e mia y one znacznie lepszy system czujników. I jedn sekretn sztuczk : zanim jaka dostawa Antymaterii Dwa trafia a do odbiorcy spoza Imperium, otrzymywa a „uzupe nienie” z pochodnej Imperium X. Ka dy obcy statek, id cy na gwiezdnym nap dzie, powodowa dzi ki temu tworzenie si purpurowej smugi na imperialnych ekranach, dostrzegalnej ze znacznej odleg ci. W asne statki, maj ce paliwo bez tej domieszki, by y znacznie mniej widoczne. Ot, taki drobiazg, pozwalaj cy wygra wojn od czasu do czasu. - Cel naszej ma ej zabawy zacz Sten to rzecz jasna powstrzymanie naszych drogich przyjació , Suzdalów i Bogazi, od wymordowania si nawzajem. I dodatkowo jeszcze pilnowanie, eby ka demu z osobna lub wszystkim naraz nie przysz o do g owy, e ten, kto wbija klin pomi dzy przyjació , zas uguje na dobrego kopniaka. Oficerowie ukrywali u miechy. Admira Mason inaczej prowadzi takie spotkania. - Jedyny sposób - kontynuowa Sten - w jaki mogliby my to powstrzyma , wi e si z w eniem w sam rodek gówna. Na szcz cie admira Mason jest, jak wszyscy wiecie, jednym z najbardziej do wiadczonych w k amstwie przywódców Imperium. Sten tak naprawd mia ochot wyrazi si nieco inaczej i powiedzie , e Mason jest pe en gówna i w zwi zku z tym bardziej nadaje si do takiego zadania ni ktokolwiek inny, ale zdo si pohamowa . - On i ja przedyskutowali my nasz problem i uda o mu si znale interesuj ce rozwi zanie. Mam te kilka pomys ów, które mog okaza si warte rozwagi. Nasz plan jest pi cioetapowy. Etap pierwszy jest zdecydowanie z liwy, drugi honorowy, a czwarty mo e zaowocowa medalem czy dwoma dla kogo tutaj. Etap pi ty to czysta, oczywista nieuczciwo , któr sam pope ni . - A etap trzeci, sir? - zapyta kapitan kr ownika „Princeton”. - To mój w asny pomys - powiedzia Sten. - Wszystkie r ce na pok adzie „Victory” zajmowa y si tym po godzinach. Sten nie wiadomie potar palce. „Wszystkie r ce” nale o rozumie dos ownie - jego w asne naszpikowane by y kawa kami metalu i prawdziwymi drzazgami drewna. - Dojdziemy do tego w swoim czasie. Etap pierwszy zaczyna si natychmiast, podczas naszej narady. Prosz nakaza , aby wszyscy artylerzy ci i za ogi obs uguj ce wyrzutnie Kali stan y w pogotowiu bojowym.Rakiety Kali, ju pi tej generacji, by y monstrualnymi rozbijaczami statków. Kali klasy V mia y prawie trzydzie ci metrów d ugo ci. Wymaga y wielkich nak adów, poniewa ka de pokolenie dostawa o nowsze i bardziej skomplikowane wyposa enie uderzeniowe, naprowadzaj ce, sensoryczne i tak dalej. Nap d stanowi a AM2 - Kali tak naprawd by y miniaturowymi statkami gwiezdnymi. Jedyn rzecz , której nie musiano poprawia z generacji na generacj , by adunek wybuchowy. Sze dziesi t megaton zupe nie wystarcza o do rozwalenia ka dego statku, niezale nie od klasy. Nawet „Forez”, pancernik tahnijski, najmocniejszy z
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
kiedykolwiek „zwodowanych” okr tów wojennych zosta wyeliminowany z boju przez Kali.Kali by a naprowadzana na cel bezpo rednio przez artylerzyst . System kontrolny znajdowa si w he mie i by pobudzany bezpo rednio przez mózg. Kontrol zapewnia stary, r czny joystick i ma a przepustnica, reaguj ca na impulsy nerwowe „pilota”, wiadome i nie wiadome. Mo na te by o nastawi Kali na u ywanie innego, automatycznego systemu naprowadzania. Ale wykorzystywano go tylko w szczególnych przypadkach - artylerzystów wybierano przede wszystkim pod k tem ich instynktu zabijania, a dopiero w drugiej kolejno ci mia y znaczenie ich zdolno ci jako pilotów fregat; ponadto mieli oni sk onno ci do udawania kamikadze. Etap pierwszy stanowi o odpalenie wszystkich dost pnych rakiet Kali. Wystrzelono je z wyrzutni na „Victory” i niszczycielach os ony, utrzymano na pe nym biegu przez trzydzie ci sekund, a potem wy czono nap d. Rakiety oddala y si od statków Imperium. Tu za nimi pod y fregaty „Victory”, poruszaj c si w tym samym rytmie - pe na moc, stop, cichy bieg. To by a karta atutowa Stena. Etap drugi musia poczeka kilka minut, zanim oficerowie czuwaj cy na nas uchu nie zameldowali, e flota Bogazi zosta a zaalarmowana. „Zobaczyli”, i zbli a si niezidentyfikowany statek, to znaczy „Victory”. Poniewa czekali na Suzdalów, ich czujniki zwi kszy y wydajno , zw aszcza e nie zak óca a ich emisja z w asnych nap dów. Sten przeczeka jeszcze kilka godzin czasu miejscowego, rozkazuj c nie dawa adnych odpowiedzi na jakiekolwiek wezwania ze strony zarówno Suzdalów, jak i Bogazi, po czym w czy swoich aktorów do kolejnej partii rozgrywki. Wszystkie kana y komunikacyjne Bogazi i Suzdalów zosta y o lepione pot transmisj z „Victory”.Wsz dzie ekrany pokazywa y t sam scen : Dobrze znany imperialny ambasador Sten stoi na mostku okr tu wojennego w pe nym, oficjalnym umundurowaniu. Po obu jego stronach tkwi równie skrzywieni oficerowie, Mason i jego kapitan, tak e w pe nym rynsztunku.Przemowa by a bardzo krótka i rzeczowa. Sten poinformowa obie strony, i naruszaj zawarte pomi dzy Imperium a Altaic d ugoterminowe pakty, a tak e powszechne porozumienia o prawach mi dzyplanetarnych. Maj rozkaz natychmiast powróci do swoich macierzystych wiatów i nie czyni wi cej agresywnych kroków. Niepos usze stwo zostanie ukarane z najwy sz surowo ci . Audycja nie mia a przekona , ani nawet grozi . To by tylko punkcik na mapie, aby uprawdopodobni prawdziwe oszustwo, jakie przygotowa Sten. Mia nadziej , e nikt nie zorientuje si , e zrobi to co z metalowej folii i mieci - ca kiem dos ownie. Reakcja wygl da a dok adnie tak, jak przewidywano. Ze strony Suzdali nie nadszed aden odzew na audycj , ani z macierzystych wiatów, ani ze strony floty. Bogazi, nieco bardziej wyrafinowani, nadali ostrze enie, e wszystkie neutralne statki powinny trzyma si z daleka od podanych wspó rz dnych. Ka de wtargni cie na dany teren spotka si ze zbrojnym odzewem. Ka dy b d, cho z alem, zostanie uznany za prowokacj do dzia ania w ramach samoobrony. Ze strony „Victory” nie nadesz a adna odpowied . Sten mia nadziej , e to zdenerwuje nieco obie strony. Nast pna przerwa. Min cztery godziny, zanim „Victory” znajdzie si dok adnie pomi dzy dwoma wrogami.A oni z kolei wyl duj w zasi gu „Victory” za pi godzin, a w swoim - wzajemnie - za dwana cie. Sytuacja rozwija a si w ciekawy sposób. - Trzy godziny, sir. Flota Bogazi uruchomi a swój nap d. Sten wsta z hamaka, jaki po yczy sobie, aby podrzema . To by a wykalkulowana brawura, która mia a udowodni tym wszystkim m odym nierzom, i Sten jest tak pewien swego, e mo e drzema przed akcj . Oczywi cie nie zmru nawet oka. Trapi o go nieco to, e w przesz ci przegra trzy czy cztery razy, kiedy próbowa tego fortelu. Mason wyszed ze swojego gabinetu. - Jeste my gotowi, sir.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Bardzo dobrze. Mason podszed blisko do Stena. - Pan tak e nie spa , prawda? Oczy Stena rozszerzy y si . Czy Mason naprawd usi owa zachowywa si po przyjacielsku? Czy by ów absurdalny wywód spowodowa , e admira postanowi zmieni swoje nastawienie? Nieee. Mason tylko ustala fakty, aby kiedy nadejdzie nast pny raz, móc czeka w ciemnej alejce z kijem w d oni. - Zapewne mo emy zaczyna etap trzeci. - Wydam rozkazy. Etap trzeci stanowi naprawd monstrualny bluff. Na Jochi Sten usi owa szybko przypomnie sobie wykaz rzeczy, które naprawd unieszcz liwiaj ludzi. Mgli cie pami ta historyjk opowiadan jako art, ale tak e jako materia do przemy le , dawno temu, podczas szkolenia w Sekcji Mantisa. Mówi a o tym, jak dawno temu pewien m ody dowódca partyzantów próbowa zatrzyma konwój wojskowy. Musia o si to dzia w redniowieczu, bo pojazdy by y najwyra niej naziemne, i nic nie wspominano o wsparciu z powietrza. Konwój posiada tarcze i ci kie uzbrojenie. Oficer partyzancki mia dwudziestu ludzi, uzbrojonych tylko cz ciowo. Partyzanci mogli polec godnie i zatrzyma bieg konwoju na jakie pi minut za cen ycia ca ej grupy. Zamiast tego dowódca zarz dzi zaj cie pobliskiej farmy. Zabra stamt d ca zastaw i ostro nie umie ci wszystkie talerze na drodze, spodem do góry.Miny l dowe. Sten mia obiekcje komendant wojskowy musia by by zupe nym g upcem, poniewa miny nigdy nie wygl da y jak naczynia kuchenne, nawet w tych redniowiecznych czasach. Zanim Sten sko czy wówczas wykonywanie pompek, którymi ka da militarna szko a zdaje si nagradza swoich rekrutów w regularnych odst pach czasu za wszelakie grzechy, od oddychania po rabunek, instruktor wskaza na fakt, e oczywi cie wojskowy dowódca nie pomyli by talerzy z dowymi minami, jakie zna . Mog y natomiast by czym nowym. Na przyk ad pu apkami. A je li okaza yby si prawdziwe, a on przejecha by przez nie i straci pojazdy, trafi by przed pluton egzekucyjny.Dlatego bez po piechu, zapobiegliwie wys przodem oddzia saperów, który podnosi ka dy talerz, ustala , e to talerz, i przesuwa si do nast pnego. Przywódca partyzantów regularnie likwidowa saperów, pomimo ognia konwoju. - Konwój zosta zatrzymany na dwie pe ne godziny bez adnej straty ze strony partyzantki. Pomy lcie o tym, rekruci. Panie Sten, mo e pan przesta robi pompki.Miny l dowe... miny kosmiczne. Tak, to jest to. Miny - te mierciono ne urz dzenia, które po prostu czekaj , a cel pojawi si w ich zasi gu i zaczynaj polowanie, a potem wybuchaj albo jeszcze gorzej, nigdy nie sta y si popularn broni . Pomimo tego, e by y najbardziej wydajn , najmniej kosztown form mordowania. Uczciwym nierzom wydawa y si paskudne. Albo przynajmniej niespecjalnie mi e. Sten nigdy nie s dzi , e zabijanie kogokolwiek mo e by przyjemne. A nawet gdyby tak s dzi , to Sekcja Mantisa wypali aby to w nim do cna. Widzia te , jak skuteczne okaza y si miny u ywane przez Tahnijczyków. Tahn dzia pod has em, e mordowanie jest czym normalnym i nie potrzebuje szczególnego moralnego uzasadnienia. Wojskowi Imperium na ogó wiedzieli ma o o minach i nie dbali o nie wcale, ka dy wi c, kogo uzbroili i wyposa yli, jak na przyk ad Mg awica Altaic, tak e nie powinien by w tej kwestii ekspertem. Podczas lotu z Jochi hangar na „Victory” sta si warsztatem stolarskim. Deski, które Sten zamówi , zosta y przyczepione drutem do ostrych, kolczastych konstrukcji i owini te w foli metalow . Kilkaset tych fa szywek sta o na pok adzie magazynowym. Na rozkaz wypuszczono je, po kilka naraz, w przestrze . Uformowa y si w strumie , rodzaj bariery pomi dzy dwiema flotami. Dryfowa y nadal z t sam pr dko ci co „Victory”, rzecz jasna, ale Sten mia zamiar wprowadzi w ycie swój nast pny krok, zanim jego „miny” opuszcz pole operacyjne. Wywar y natychmiastowy i po dany efekt.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nadci gaj ce floty popad y w umiarkowan panik , kiedy czujniki Suzdalów i Bogazi wykry y owe „miny”. Dowódcy usi owali ustali , czym s te dziwne obiekty, które wylatuj z imperialnego okr tu jak cukierki rzucane w t um na paradzie. Na swoich ekranach widzieli „Victory”, towarzysz jej ochron niszczycieli, mo e kilka fregat, a potem na ekrany wla a si rzeka min. Bardzo dobrze, pomy la Sten. Boj si . Teraz poczekamy... Obie floty po krótkim czasie wys y oddzia y niszczycieli na zwiady. A teraz poka emy im, jak nasze talerze potrafi uderza . - Admirale Mason? - Tak jest, sir. Do wszystkich okr tów... wszystkich stacji bojowych - rozkaza Mason. - Cel niszczyciele. Uwa ajcie na ograniczniki. Ka da rakieta do jednego celu. Ci oficerowie, którzy nie pos uchaj rozkazu, zostan zwolnieni ze s by, postawieni przed s d wojenny i usuni ci. Mason, taki ojcowski i opieku czy. Kali uderzy y na razie z po ow mocy. Tu przed tym, jak Suzdalowie i Bogazi wykryli ju ich obecno na swoich ekranach, przesz y na pe moc. Monitory na „Victory” zaja nia y, gdy Kali uderzy y, a potem rozjarzy y si aby ukaza pustk tam, gdzie przedtem by y niszczyciele. Do macierzystych portów wyruszy y tylko trzy okr ty Suzdalów i dwa Bogazi. Ka da analiza wykaza aby, e rakiety zosta y odpalone z owych dziwnie wygl daj cych „min”. Sten jeszcze raz skin na Masona - i fregaty uderzy y z orbity, po której dot d kr y. Dopa , odpali , ucieka - tak brzmia y ich rozkazy. Ostatnie dwa kr owniki i pi niszczycieli uleg o zniszczeniu. Bardzo dobrze, pomy la Sten. Przykro mi, e umieraj istoty rozumne, ale to nie s obywatele Imperium. I ginie ich mniej, ni gdyby nawi za a si bitwa pomi dzy obiema flotami. Wystarczy oby, aby flota Suzdali zdo a uko czy swój atak na macierzyste wiaty Bogazi. A teraz ostateczny cios, pomy la Sten. Znowu ustawiamy scen . Ambasador Sten jeszcze raz wyst pi , rozkazuj c po raz kolejny, aby obie floty przerwa y walk i wróci y do domu. Ale najwyra niej audycja by a kiepsko chroniona przed przebiciami z innych kana ów czno ci. Po cze dokonywano z „Victory”, i kierowano je dok adnie w tym kierunku, z którego okr t przyby . Zaszyfrowano je, rzecz jasna. Ale zarówno komputery, jak i ekipa analityków ustali y, e „Victory” czy si z innymi okr tami, znajduj cymi si poza zasi giem czujników. I wydawa o si , e czeka tam ca a flota Imperium, a „Victory” to tylko zwiadowca - monstrualnie wielki i wietnie uzbrojony, ale tylko zwiadowca - naprawd ci kich wa niaków. Par chwil pó niej prognozy musia y ulec kolejnemu pogorszeniu, gdy okr t zmieni cz stotliwo i szyfr, i zacz nadawa do kolejnej, tak e „niewidzialnej” floty wojennej. Suzdalowie i Bogazi mogli nie zachowywa si normalnie, je li chodzi o prawa obywatelskie, ale w sprawach militarnych byli ca kiem nie li.Bez potwierdzania rozkazów Stena obie floty zerwa y kontakt i pe moc silników ucieka y do domu. Sten sapn i opad na krzes o. - Cholera jasna - powiedzia uczciwie, zapewne niszcz c swój wizerunek ch odnego dowódcy naprawd nie s dzi em, e si nam uda. - To mo e si uda tylko raz - stwierdzi cicho Mason, tak, e jego oficerowie nie s yszeli. - Raz to wi cej ni trzeba. B dziemy og upia ich na ka dym kroku, kiedy tylko si da, i mam nadziej , e w ko cu pójd po rozum do g owy. A je eli spróbuj znowu, wymy limy co jeszcze gorszego i nauczymy ich moresu! Do diab a, admirale, taki dra jak pan zawsze wpadnie na jaki dobry pomys . Teraz wracajmy. Chocia raz wyprzedzamy ich kroki. Zobaczmy, czy uda nam si utrzyma taki stan rzeczy. Forteca Gatchin zosta a zbudowana tak, aby przera i strzec. Nigdy nie miano zamiaru u ywa jej jako prawdziwej fortecy, a tylko jako ostatecznego wi zienia dla ka dego, kto sprzeciwia si Khaqanowi. Sta a samotnie na ma ej wysepce wysuni tej w morze niemal na kilometr. Poza murami nie by o ani kawa ka pla y czy p askiego l du. Budowla wype nia a ca przestrze .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Alex i Sind schowali si niedaleko zbocza klifu na sta ym l dzie; prowadzili obserwacj . Przygotowali si do tego zadania znakomicie, mieli co wi cej ni tylko kilka par ciep ych kalesonów zapakowanych do torby podró nej. Le eli pod starannie umocowanym kamufla owym prze cierad em, które teraz przybra o bia barw , odpowiadaj nie nym zaspom i brudnym ska om dooko a. Ka de z nich mia o umocowan na statywie lornetk , czujniki ciep a i detektory ruchu skierowane na sza ce Gatchin i drog . - Cholera, ale mi zimno - zakl a Sind. - Nie narzekaj, kobieto. By em na twoim wiecie i w porównaniu z nim mamy tu lato. - Nie artuj - odpowiedzia a Sind. - Wiesz ju , dlaczego tyle z nas yje na innych planetach. Poza tym, czy nie mówi , e twój macierzysty wiat jest zlodowacia y, za nie ony i tak dalej? - No tak, ale tamten lód jest przyjemniejszy, nie wiadomo dlaczego. I nie ma niegowych p atków spadaj cych w dó jak w sadzie w maju. - Widzisz co ? - Nie. I dlatego zaczynam s dzi , e mia racj . - Zdob dziemy pewno przed zapadni ciem nocy. Mam nadziej . - Tak. A podczas czekania opowiem ci male historyjk , która nas troch ogrzeje na naszym obecnym mro nym posterunku. Czy kiedykolwiek mówi em ci, e bra em udzia w konkursie limeryków? Wiesz, co to limeryki, prawda? - Nie jeste my nieukami. - By em wtedy m odym ch opakiem, przydzielonym do gwardii honorowej na Ziemi. Na tablicach og oszeniowych zapowiedziano konkurs. Nagroda - mnóstwo kredytów. Kto móg by u bardziej pieprzne, rubaszne limeryki? Mam wspania e do wiadczenia, je li chodzi o ten rodzaj twórczo ci. - Nigdy tego nie kwestionowa am. - Nie lubi p askich komplementów, pani major. A wi c wys em mój wi ski limeryk i, o rany, by tak wi ski, e nawet taki wyrostek jak ja rumieni si troch , my c o tym, e podpisa em si pod nim.Ale nagroda wydawa a si ca kiem niez a, jak ju mówi em. Bóg jeden wie, jak bardzo ma y nierz potrzebuje czu troch grosza w kieszeni. Czas mija , i nagle pewnego dnia zobaczy em tablic , i grom we mnie uderzy ! Nie wygra em! Nic nie dosta em! Nagrod otrzyma jaki g upek o nazwisku McGuire. D.M. McGuire, z ma ej wyspy Irlandia, jak j okre lano, z miasta Dublin. A limeryk by tak spro ny, e nawet nie mogli go wydrukowa ! Jak ju wyleczy em swoje z amane serce, zacz o mnie to gn bi . To niemo liwe, aby kto móg napisa co jeszcze bardziej nieprzyzwoitego ni moja twórczo . Wzi em kilka dni przepustki, pojecha em do Irlandii i Dublina, i zacz em szuka D.M. McGuire’a. Mija y dni i tygodnie, a w ko cu znalaz em ostatniego cz onka tej rodziny. To by a krucha staruszka. S odka, z b yszcz cymi oczami, u miechem na ustach, i po prostu wiedzia , e chodzi do ko cio a codziennie, nawet dwa razy, i adne brzydkie s owo nie przejdzie jej przez usta. To nie mog a by ona! To nie móg by ten McGuire z konkursu! W przyp ywie desperacji zebra em ca swoj odwag i spyta em. Kilt niemal spad mi z ty ka, kiedy odpowiedzia a: - Tak. To ja. - B aga em j , eby mi przytoczy a ten wiersz. Teraz ona zaczerwieni a si i stwierdzi a: - Jestem szanowan wdow . Nie mog u takiego j zyka w obecno ci m czyzny. Mówi a troch miesznie, czasami trudno by o mi j zrozumie . Poprosi em wi c, eby napisa a. Ale tego te nie mog a zrobi . To musia by najbardziej wi ski poemat, jaki ktokolwiek kiedykolwiek napisa . A wi c k óci em si , b aga em, a w ko cu powiedzia a: - A czy mog mówi „derka” zamiast nieprzyzwoitych s ów? - Oczywi cie - odrzek em. - Z atwo ci odgadn , o co chodzi. A ona wzi a g boki oddech i zacz a recytowa : Derka, derka... Krótko mówi c, ca y wiersz sk ada si z tych „derek”. Tylko na ko cu by o „derka rzeka gówna”. Po d ugiej ciszy rozleg si chichot Sind. Alex promienia . - Wiedzia em od pierwszego wejrzenia, e jest w tobie co , co uwielbiam. To teraz trójka.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Trójka czego? - Trzy istoty, którym podoba a si ta historia. Jedna to mors, druga lemur, a trzecia ty. - Doprawdy, có za znakomite towarzystwo - stwierdzi a Sind. - A teraz powiedz mi, jaki tkwi w tym mora , pasuj cy do naszej obecnej sytuacji? - Jak ka dy wspania y kaznodzieja, nie s dz , aby moje kazania potrzebowa y dalszych wyja nie . I cisza zawis a nad nimi. Jak dot d nie uda o im si nic zauwa . Ukrywali si w tej dziurze ju od dwóch dni. Przez ten czas nie widzieli adnego samolotu zbli aj cego si do Gatchin, ani ladu wartowników na murach. W nocy tylko kilka wiate ek migota o w olbrzymiej cytadeli. Dwie godziny pó niej, tu przed zmierzchem, Alex zamrucza . - Mam co . Nadchodzi od po udnia. To dwa transportowce, jak s dz . Co robi twierdza? - Nic - odpowiedzia a Sind. - Ani jedna z tych kopu ek - to chyba wyrzutnie antyrakiet - nie rusza si . - To le - stwierdzi Alex. - A nawet jeszcze gorzej. Nie ma ladu broni, stra ników, niczego. I dz , e wiem, co znajduje si na pok adzie tych transportowców. Cholera. Racje ywno ciowe. Racje wystarczaj ce dla mniej wi cej plutonu. Masz ju ich na widoku? - Tak - powiedzia a Sind. Patrzy a, jak grawiloty osiadaj na l dowisku. Po chwili ujrza a te ludzi w mundurach wychodz cych im na spotkanie. Nie stwierdzi a, eby który z nich mia bro , chyba e nosili pistolety. - Nie ma ochrony - obwie ci a. - Nie ma jedzenia, nie ma ochrony, nie ma stra ników, to znaczy, e nie ma te wi niów, prawda? - Racja. - A wi c gdzie doktorek przechowuje swoich podejrzanych? Sind pokr ci a g ow . - Nie ma adnych przes anek. - Zaczniemy szuka ? Wiedz c, e wcale nie chcemy znale ? W zupe nych ciemno ciach, milcz c, zwin li swój posterunek. Oboje mieli pewne podejrzenia co do tego, gdzie przebywali aresztowani oficerowie i urz dnicy. Musieli tylko potwierdzi swoje podejrzenia. - Odrzucone - burzy si Iskra. - Odrzucone. Spe nienie zamówienia w wymaganej ilo ci i czasie okazuje si niemo liwe. Personel jest nieosi galny. Wszystkie elementy dost pne dla zaprzyja nionych rz dów zosta y przeznaczone do u ycia w dalszej perspektywie. Co si u diab a dzieje? - Imperium wci jeszcze nie podnios o si ca kiem z upadku, sir - powiedzia Venloe, staraj c si utrzyma neutralny ton. - Nie ma ju tylu dost pnych dóbr, jak przed wojn . - Troszcz si o Imperium - stwierdzi Iskra. - Ale znacznie bardziej troszcz si o to, e ca kowicie podupad system podtrzymywania sprzymierzonych w adców. To Imperator wybra mnie, abym przywróci ad i porz dek w Mg awicy Altaic. A teraz odmawia mi si narz dzi, które musz mie , aby sko czy moje zadanie. Venloe mia ochot co powiedzie - pot na lista zamówie Iskry by a albo arogancka, albo ignorancka, a mo e kompletnie szalona. Mi dzy innymi domaga si na przyk ad pe nej dywizji Gwardii Imperialnej dla w asnej ochrony, dwóch pierwszoliniowych szwadronów marynarki wojennej i podwojenia przydzia u AM2 dla Altaic, nie daj c adnego uzasadnienia poza zdawkowym: „aby kontynuowa ustanawianie legalnego rz du i porz dku publicznego”. - Czy te skurwysyny chc , ebym upad ? - W tpi w to, doktorze. - Imperator na pewno poinformowa biurokratów, e jestem bez w tpienia jedyn osob zdoln przynie pokój tej mg awicy. Pomaganie mi w osi gni ciu sukcesu ma zasadnicz wag . Nie tylko dla moich ludzi, ale tak e dla ca ego Imperium. Jak dot d lojalnie wspiera em polityk wiata Primy. W tpi w to, aby ktokolwiek zaanga owany na najwy szych szczeblach w adzy Imperium by zadowolony, gdy wybior alternatywne wyj cie. Venloe zd si ju nauczy ukrywania swojej reakcji na o wiadczenia Iskry.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Jednak to ostatnie zmusi o go do tego, aby uwa nie spojrze na ekran czno ci, nie pokazuj cy nic szczególnego. Zanim odwróci z powrotem twarz do Iskry, nada jej wyraz agodno ci i zadowolenia. Zdecydowa , e nie poprosi go o szersze wyja nienia. Inne wyj cie? Jakie? Rozszarpany Tahn? Duchy zmar ej Rady? Czy szanowny doktor wyobra a sobie, e Imperator potrzebuje go bardziej, ni on Imperatora? Ta informacja, raz przekazana, mog a z pewno ci zaowocowa interesuj cymi wnioskami. Venloe nie mia jednak zamiaru przekazywa jej. Przynajmniej na razie. Sten oczekiwa , e powróci do pi trz cych si k opotów i tr b powietrznych siej cych zniszczenie. Zamiast tego us ysza : - Nie ma sprawy, szefie. Ja zrobi em to, co najwa niejsze, Sind zaj a si normalnymi zadaniami, a Otho zignorowa miecie. Mog jeszcze poby na tych swoich wakacjach z rok i nikt by nie zauwa , e ciebie brakuje. - Zabijemy go, Sind? - zahucza Bhor. - Pó niej. - Musicie stan w szeregu. Degraduj was oboje. - A dlaczego nic nie pijemy? - spyta Otho. - Aby wi towa powrót naszego króla wojowników, Stena. Albo uczci pierwszy dzie tygodnia, zale nie od tego, co wydaje si wam wa niejsze. - Poniewa , stary, pracujemy dzi w nocy. Alex, wygl daj cy na zadowolonego z siebie, wyra nie okazywa , e to Sten powinien sk ada wyja nienia. Sten u miechn si nieco krzywo - przyjaciel by wietny, lepszy w uziemianiu go ni ten niewolnik, który szepta : „I to przeminie” do ucha Cezara podczas triumfu. Albo jakkolwiek inaczej brzmia ten zwrot. - Ta strzelba, w której za yli my pods uch i pozwolili my j ukra , musi by gdzie przechowywana. S dz , e powinni my wykorzysta prawo do wizyt. - Ha - powiedzia Otho. - Dobrze. Nie mam zbyt wielkiego nabo stwa do tych imperialnych nierzy. Ale ci dwaj zar ni ci bracia potrzebuj , eby pos za nimi do piek a jakie ogos awie stwo. Mam nadziej , e ta bro nie jest sama, schowana w szafie jakiego domoros ego strzelca z ciemnej uliczki. - Nie s dz . My , e schowali j gdzie na zapleczu przej tego sklepu spo ywczego. Otho mrukn z zadowoleniem. - Dobrze. To nie jaki pojedynczy zbir. Barek, hm. To dobra przykrywka. Ludzie wchodz , wychodz . Zapami tam to. - A wi c najbardziej prawdopodobne, e to grupa. Czy kto ma jaki pomys na to, dla kogo morduj ? - Jeszcze nie. To jedna z rzeczy, których szukamy. - Jak mocno mamy w nich uderzy ? - Potrzebny jest zwiad - powiedzia Sten. - Je eli to miejsce jest jako strze one, musimy o tym wiedzie . Sind? - Hm, czy masz podgl d na ca y obszar? Dzi ki. Doj cie do zaplecza jest otwarte, potrzebujemy jednego oddzia u. Wejdziemy z... zobaczmy, nast pny oddzia od frontu, jeden pluton jako wsparcie. I kompania w rezerwie, jak s dz . - Nie poprosimy o pomoc pu kownika Jerety i jego gwardzistów - Alex nie pyta , uzna to za oczywiste. - Absolutnie nie - stwierdzi Sten. - S dz , e by by przeciek od nich i pewne jak cholera, e wszystko by si wyda o, gdyby my przekazywali to przez cza ambasady i Iskry. A je eli zaczniemy przekazywa sygna y wprost do gwardii, kto mo e co zw szy . - Czy s dzisz, drogi Stenie, e ten durny Iskra ma swoich w asnych, osobistych terrorystów? - W tej chwili, Otho - odpowiedzia Sten, czuj c nagle zm czenie - podejrzewam wszystkich w tej cholernej mg awicy o przynale no czy kierowanie szwadronami mierci. Poza wami dwojgiem. - A co ze mn , szefie? - spyta Alex.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Ha. Powtórz jeszcze raz. Znam was. A teraz do ju tego gadania. Pójdziemy razem z Bhorami na spotkanie z terrorem. Gurkhowie pozostan w rezerwie. - Nie spodoba im si to - powiedzia a Sind. - To dobrze. W nie taki mia em zamiar. Zanosi si na to, e b potrzebowa kilku bardzo ciek ych m odych ludzi w bardzo niedalekiej przysz ci. Majorze Sind, napisz rozkazy operacyjne. Zupe na ciemno nastanie po zachodzie ksi yca, o drugiej czterdzie ci pi . Wtedy wyruszymy. W restauracji pali o si tylko jedno wiat o, z ty u lady. Przez ci kie kraty Sten móg dostrzec, e wn trze by o wyludnione, tak jak i ulica. - Ktokolwiek u ywa tego jako skrytki - zaszepta Alex - jest cholernie ufny. Nie wystawi nawet stra nika. Albo znalaz moj pluskw i zostawi j w pu apce, jako arcik. - Albo ufny albo raczej zap aci za ochron . Spójrz - Sten wskaza na policyjny grawilot, przesuwaj cy si powoli ponad dachami. - A co z nimi? Czy zwariowali my na tyle, eby zabija gliny? - Otho ma rozkaz wystrzeli kilka flar i granatów, je eli kto nam przeszkodzi - powiedzia a Sind. To zasugeruje, e ta zabawa jest dla du ych ch opców i b si trzyma z daleka. Ale je li zaczn z nami, to oddamy. - Komunikator przyczepiony do jej naramiennika w czy si . - Oddzia z zaplecza na miejscu. Zaczynamy. Wszystko rozegra o si b yskawicznie. Kilgour wystrzeli w gór ; na poziomie bioder zakr ci pot nym stalowym taranem z dwoma uchwytami. Cios - i kraty, drzwi i futryna wpad y do rodka. Alex pozwoli im upa i rozgarn gruzy na boki, ods aniaj c drog ... Sind wrzuci a granat czasowy... Purpurowy b ysk... Sten rzuci si przez drzwi, przypad za solidn lad , bro w pogotowiu... Sind wskoczy a, pad a na pod og ... Sten poczo ga si do przodu, w kierunku wej cia do kuchni... Sind wsta a, Sten wszed do kuchni; Kilgour zapewnia ochron ... Zaplecze puste... Kilgour wsta ... - Laraz! - krzykn Sten. Has o, aby nie powystrzelali si nawzajem. Drzwi wal ce si na pod og , za nimi czarna noc... Bro gotowa do strza u... w ochaci Bhorowie szukaj cy celu... - W porz dku! - zawo Sten. - Odwo aj swoje oddzia y, Sind. Niech jeden pluton zostanie po drugiej stronie ulicy, w rezerwie. - Otho! Trzech nierzy! - Ta-est, sir. - Tutaj, szefie. Pod piecem. - Potrzebujesz pomocy? - Nieee. Kilgour od bro i najwyra niej bez adnego wysi ku podniós wielki kuchenny piec. - Ale fajna kryjówka - zauwa , si gaj c w dó i ci gn c za ma y metalowy pier cie , umocowany w betonowej pod odze. Pier cie - i pod oga - podnios y si g adko, ods aniaj c wej cie. - Eureka - powiedzia . - Szefie? - Wstrzymaj si na chwil . Wy trzej - Sten zwróci si do postaci o wygl dzie goryli. - Chc , eby cie rozerwali to miejsce na kawa ki. Niech wygl da tak, jakby kto porozwala mury, zanim znalaz t kryjówk . Nie ma sensu zdradza wszystkich naszych sekretów. Trzej Bhorowie spojrzeli na siebie. To nie by o tak przyjemne, jak zabijanie - ale przynajmniej mogli co zniszczy . Z zadowoleniem rzucili si do roboty, mia c, rozbijaj c i krusz c. - I co my tu mamy? - Sten musia podnie nieco g os, aby przekrzycze odg osy niszczenia. - Mamy typowy, terrorystyczny arsena - powiedzia Kilgour.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Mia racj , to by bardzo du y terrorystyczny arsena - piwnica, niemal trzy na trzy metry, ca a za adowana broni . Tego w nie spodziewa si Sten: uzbrojenia, jakie dowolna grupa zbirów albo, w zale no ci od punktu widzenia, bojowników o wolno , mog a ukrywa . Wybór by du y kradziona, kupiona, zabrana bro sportowa wszelkiego rodzaju. Wyposa enie wojskowe, zrabowane czy skradzione armii Jochia czyków. Dwa bardzo stare, wys one granatniki. Siedem czy osiem mo dzierzy. Par bomb. Pó skrzynki granatów. Troch amunicji do wszystkich tych strzelb. Kilka no y. Stenowi zdawa o si , e widzia nawet cholerny miecz. Na pó ce - trzy czy cztery pistolety. I dwa imperialne karabiny Willy’ego. - No tak, jeden z nich jest nasz - o wiadczy Kilgour. - Ale sk d pochodzi jego kumpel? - Kto wie? U ywane s przecie ju od d szego czasu - stwierdzi Sten. - Mo e kto w ambasadzie mia taki, zanim tu przybyli my. A mo e to Trzecia Gwardyjska zgubi a jeden i jeszcze si nie zorientowa a. Kilgour poda jedn ze sportowych strzelb Stenowi do obejrzenia. Sten przekaza j Sind, która oceni a j szybko i profesjonalnie. - Jak wynika z moich wojskowych do wiadcze - powiedzia a - to jest po prostu brudne. - Nie tak bardzo, jak reszta - zauwa Kilgour. - Zaobserwowa em, e wi kszo terrorystów woli po wi ca czas na retoryk ni na nudne czyszczenie. Szefie, musimy teraz co wybra . Wywleczemy to na wiat o dzienne, czy jak? - Wysadzimy wszystko w powietrze tu, na miejscu - zdecydowa Sten. - Czy zauwa co , co mog oby naprowadzi nas na jaki lad? - Nie, szefie. Byli na tyle profesjonalistami, aby nie zostawia wizytówek. O rany! A to co? Poda bro Stenowi. To by pistolet, strzelaj cy nabojami z AM2. Sten podniós brew. Imperium, z oczywistych przyczyn, usilnie chroni o przed postronnymi osobami super zabójcz bro , jak stanowi y karabiny Willy’ego. Jeszcze bardziej strzeg o tajemnicy pistoletów, nawet pomimo tego, e ich warto bojowa by a znikoma. To, e taka pukawka znajdowa a si w prywatnych r kach, by o do niezwyk e.Ten pistolet wygl da przy tym zupe nie wyj tkowo. Inkrustowano go czym , co przypomina o zarówno srebro, jak i z oto. Kolb zrobiono z przezroczystego bia ego rogu. I ca a bro by a wygrawerowana. Sten dok adnie przyjrza si grawerunkowi - adnych scen z polowania czy postaci, mog cych stanowi klucz do tego, z jakiego wiata pochodzi ta niespodzianka. - Czy jest kabura do tego? - spyta . - Tak. I to wspania a. Prawdziwa skóra, o mielam si zauwa - powiedzia Alex. - adnych inicja ów, marki, nic. - To - zauwa a Sind, po dok adnym sprawdzeniu broni - jest co , co ambasador móg by podarowa w adcy. Albo co w tym rodzaju. Zastanawiam si , czy gdyby my znale li numery seryjne, to okaza oby si , e by y ambasador odwiedzi przypadkiem jakie targowisko. A mo e to zdobycz samego Khaqana? - Nie rozp dzaj si - ostrzeg Kilgour. - Nie posuwaj si zbyt daleko, niezale nie od tego, jak prawdopodobne s twoje podejrzenia. Mamy wy cznie t zabawk . Szkoda niszczy co takiego. - To prawda - zgodzi si Sten. - Pasuje do lorda. Zatrzymaj to, Alex. Nie... zaczekaj. Alex u miechn si diabelsko. Nie wydawa si ani odrobin rozczarowany tym, e straci swoj zdobycz. - Masz jaki pomys ? - Dostaniesz to nast pnym razem - powiedzia Sten. - Kiedy odkryjemy go na nowo. Chcia bym, eby ten pistolet da nam co jeszcze. Wyjmij t pluskw z karabinu. Sprawd , czy uda si zamontowa j do tego cacka. - Nie ma sprawy, szefie. - A teraz, kiedy ju to za ysz, zostawimy adunki wybuchowe pod tym mierciono nym sk adowiskiem - ci gn Sten. Tylko dwa z nich wybuchn . Trzeci si po prostu sfajczy - ale upewnij si , e wypali si naprawd i nie ma detonatora. Nie chcemy, aby scenariusz sta si zbyt realistyczny. Poniewa nie wszystko si uda, zniszczeniu ulegnie tylko bro d uga, a pistolety zostan jedynie przeniesione si odrzutu - o tu.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Dlaczego - dopytywa si Kilgour - wszystkie te zadania spadaj na mnie, a te wielkie ma py mog si byczy ? Sten wyci gn d zaci ni w pi , wystawa z niej tylko rodkowy palec. - To, panie Kilgour, jedyna odpowied , jak mo e da pijanym po zwolnieniu zapuszkowany wartownik. A teraz zabierajmy si do roboty, zanim lokalni patrioci us ysz co albo zostan zmuszeni do zwrócenia uwagi. Kilgour poprosi o pakiet saperski i zacz oplata pomieszczenie kablami. Sind kaza a Bhorom zaj pozycje na zewn trz. Sten pozostawi swojego sapera samego. To nie by o najtrudniejsze zadanie, z jakim mia Kilgour do czynienia - mi dzy innymi zdo on kiedy pod ci ym ostrza em wroga rozbroi nuklearne urz dzenie i za min na wielb dzie - ale wymaga o jednak odrobiny skupienia. - Sk d wiesz - spyta a Sind - e kto we mie ten pistolet i w ten sposób wytropimy nast pny arsena ? - Nie wiem, nie jestem pewien. Ale ludzie, których ca e ycie obraca si wokó ró nych strzelaj cych rzeczy, staj si nieco zwariowani na widok jakiego superno a czy takiego cacka. - Mam nadziej , e ta bro zaprowadzi nas do czego wi cej, ni tylko kolejnej przechowalni. By bym bardzo szcz liwy, gdyby ta liczna, ozdobna rzecz znalaz a si w r kach kogo , kto ma do w adzy, aby j doceni . - Jak kto? - Na przyk ad kogo , kto dowodzi ca t organizacj . Co pozwoli nam na podj cie otwartych dzia . - Sten, jeste z ym cz owiekiem. - Mówisz tak tylko po to, eby dobra mi si do spodni. - To prawda. I poca owa abym ci , gdyby nie stanowi o to pogwa cenia dyscypliny. - Mojej czy Bhorów? - Twojej, rzecz jasna. Ale i tak go poca owa a. Venloe usi owa odczyta wyraz twarzy widniej cej na ekranie. Nie potrafi . - Czy to ju wszystko? - spyta m czyzna. - Tak jest, sir. By o tak cicho, e Venloe s ysza szum biegn cej fali. - Czy masz jakie sugestie? Po pauzie Venloe powiedzia : - Nie. - Nie kr puj si . Musimy rozwa wszelkie mo liwo ci. czyzna na ekranie dotkn , jakby nie wiadomie, w asnej piersi. Venloe starannie dobiera s owa. - Kiedy wyznaczy mnie pan do tego zadania, spyta em... o mo liwo przegranej. - A ja powiedzia em ci, e nie jestem przygotowany do dyskutowania na ten temat. Nie by em wtedy, tym bardziej nie jestem teraz. Moja polityka jest zupe nie pewna. Doktor Iskra ma otrzyma pe ne poparcie. - Tak jest, sir. Prosz o wybaczenie. I znowu cisza. - Przeprosiny nie s konieczne. Nie chc , aby moi podw adni czuli si niewolnikami. Chc za to, aby jedna sprawa by a ca kiem jasna. Doktor Iskra ma by w adc Mg awicy Altaic. To najwy szy priorytet. Mimo to... to, co okre li jako mo liwo przegranej nie mo e zosta zignorowane. Zbadaj prawdopodobie stwo i zale no ci. Ekran opustosza . Venloe automatycznie skin pos usznie g ow . I chocia nikt ju nie s ucha , odpowiedzia : - Tak, Wasza Wysoko .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozdzia 25 Wieczny Imperator w zamy leniu s ucha raportu Stena na temat doktora Iskry. Nie robi adnych uwag, kiedy Sten wylicza wszystko po kolei. Sten opowiedzia mu o masakrze studentów. Poda dowody na to, e to robota Iskry. Omówi rozmy ln dezinformacj obliczon na wzniecenie wojny pomi dzy mieszka cami Altaic. amstwa, jakimi Iskra pokrywa swoj kampani terroru. Tajemnicze ataki na imperialny personel. Pust fortec i ró ne inne sprawy. wreszcie sko czy . Czeka , maj c nadziej na to, e nie przesadzi . - S dz - powiedzia Imperator - e twoje ród a informacji w tych sprawach nie s po stronie Iskry. - Przykro mi, sir - stwierdzi Sten - ale przekazywanie panu spraw, które nie s zbyt przyjemne, to moje zadanie. - Ca kiem s usznie - powiedzia Imperator. - Inaczej by by równie bezu yteczny, jak ci wszyscy upcy dooko a. Jednej rzeczy co do ciebie jestem pewny, Sten - zawsze mog na ciebie liczy , e powiesz mi prawd , niewa ne, jak przykr . - Dzi kuj , sir. Teraz... je li mi pan pozwoli... - Wstrzymaj si - oznajmi Imperator. - Nie ma potrzeby. - S ucham, sir? Sten by naprawd zaskoczony. Czu si tak e niepewnie z powodu tego nowego zwyczaju Imperatora, który teraz nigdy nie patrzy prosto w twarz. I te przekl te oczy. Porusza y si tam i z powrotem, jak odbijane przez mistrza pi eczki pingpongowe. - Powiedzia em, e ju wystarczy. Wiem, jakie jest twoje zdanie. Niestety, musz je odrzuci . Iskra zostaje. Ty nadal musisz go popiera . - Bardzo mi przykro, e to s ysz , sir. I mam nadziej , e nie we mie mi pan tego za z e - ale prosz o zwolnienie mnie z tego zadania. Oczy Imperatora wstrzyma y sw niestrudzon w drówk . Tylko na chwil . Spocz y na Stenie jak zimna stal. Potem w adca roze mia si . - Chyba wiem, dlaczego to mówisz - stwierdzi . - S dzisz, e straci em zaufanie do ciebie. - Mo liwe, sir. Ale nie mnie to ocenia . To tylko... no có , potrzebuje pan kogo , kto na pewno wype ni pa skie rozkazy. - Powiedzia em ju , e ci ufam, Sten. - Tak jest, sir. Ale stwierdzi em wyra nie, e mam inne zdanie. - Prawda. Mimo to, twoja zgoda nie ma nic do rzeczy. Takie s moje rozkazy. Powiniene wiedzie te , e doktor Iskra prosi mnie abym zast pi ciebie kim innym. Stanowczo odrzuci em jego wniosek. - Tak jest, sir - Sten nie umia powiedzie nic innego. - I oznajmi em mu to, co zaraz oznajmi i tobie. Jeste zbyt blisko ca ej tej sprawy. Nie zauwa asz lasu chodz c w ród drzew, jak powiadaj . Sten wiedzia , e Imperator zapewne ma racj . Nie zna ca ego obrazu. W przeciwie stwie do adcy. - Nadal nie s dz , abym by najlepszym cz owiekiem do tego zadania, sir. Jednak dzi kuj za wiar we mnie, sir. - Wiele razem przeszli my, Sten - stwierdzi Imperator. - Wiem, czego potrafisz dokona , a czego nie. I s dz , e znam twoje mo liwo ci lepiej ni ty sam. Poza tym, sprawy w Altaic sta y si niezwykle powa ne. Gdybym zwolni ci teraz, opinia publiczna sta aby si niszcz ca. By mo e myli em si co Iskry. Ale nadal my , e stanowi on najmniejsze z o z wszystkich tych kiepskich mo liwo ci, jakie mia em do wyboru. To bez znaczenia. Polegam na tym cz owieku. I nie chc mie adnych k opotów. - Tak jest, sir.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Licz na ciebie, Sten - powiedzia Wieczny Imperator. - Teraz mo e nawet bardziej ni kiedykolwiek przedtem. Niech to wszystko dzia a. Zrób to, co musisz, ale niech wszystko dzia a. Traktuj to jako rozkaz. - Tak jest, sir. - Sten? - Tak jest, sir? - U miechnij si . Nie prze ywaj tak. To na pewno si dobrze sko czy. - Tak jest, sir - powiedzia Sten. Zasalutowa , kiedy obraz Imperatora znika z ekranu. Rozdzia 26 Sten nie móg spa . Za ka dym razem, kiedy ju rzeczywisto zaczyna a powoli odp ywa , przed oczami pojawia a mu si twarz Imperatora. Jego oczy ciga y Stena. Oczy, które nigdy nie spoczywa y. Oczy, które nieustannie przeszukiwa y jego umys , owi y sekretne tpliwo ci i wyci ga y je na wiat o dzienne. W sennym koszmarze Stena Imperator spi trza te wszystkie w tpliwo ci w wielk , wij si mas . Odwraca si do Stena z twarz pociemnia z gniewu. I te oczy pod y za nim wci . Sten wiedzia , e je li kiedykolwiek spoczn , to ju po nim. I znowu si pokaza y, kr c i wypalaj c w pod odze dymi cie . Potem podnios y si , szukaj c jego spojrzenia - aby je tak e wypali . Sten obudzi si i westchn spazmatycznie. Ca e jego cia o pokrywa zimny pot. Potykaj c si pobieg do toalety i zacz wymiotowa do muszli. Kl cza tak przez d szy czas, czuj c si upio z powodu koszmaru - ale boj c si wraca do ka, po dalszy ci g snu. Mi kki szmer i pachn ce ciep o Sind. - Wszystko w porz dku - zapewni j . - No jasne. Cz sto znajduj zupe nie zdrowych i szcz liwych ludzi, wij cych si na pod odze azienki i wyrzyguj cych flaki. - Zaraz b dzie dobrze... za minutk . - Na pewno. Przesta si ze mn sprzecza , kochanie. Albo wpadniesz w prawdziwe opoty. Podnios a go, rozebra a i zaci gn a pod prysznic. Strumie ch odnej wody pop yn w dó , przebudzaj c go gwa townie. Warstewka potu zesz a, jak stary smar. A potem ch odna woda zmieni a si w gor , zak bi a si para. Spomi dzy oparów pojawi o si nagie cia o Sind. By a uzbrojona w myd o i szorstk g bk . - Obró si - nakaza a. - Zaczn od pleców. - Sam mog to zrobi - zaprotestowa Sten, si gaj c po myd o. - Powiedzia am, obró si . - Przeci gn a g bk przez jego pier . - Au! No dobrze, dobrze. Wygra ! - Przypomn ci na wszelki wypadek - powiedzia a Sind - e ja zawsze wygrywam.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Zmoczy a g bk , dobrze j namydli a i zacz a szorowanie. To by o koj ce. Zapomina o oczach. Pó niej, oparty o poduszki i zawini ty w wie po ciel, poci ga gor , mocn herbat , któr Sind zamówi a w kuchni ambasady. S ysza , jak na zewn trz wiatr hula po ulicach Rurik. To dziwne, ale czu si spokojny. Utulony. Sind u a si obok niego na ku, mi kka, kolorowa szata falowa a wokó niej. agodne zazwyczaj uki brwi ci gn y si , jakby Sind rozwa a sen Stena. - Czy kiedykolwiek zastanawia si - spyta a - jak by by o, gdyby Imperator nigdy nie powróci ? Sten pokr ci g ow . - Brzmi to dla mnie jak najgorszy koszmar - powiedzia . - Wszystko si troch pokr ci o, o ile sobie przypominasz. - Doskonale pami tam. Rzeczywi cie, panowa ba agan. Ale przecie radzili my sobie z tym. Ka dy mia wiele nadziei. Jak wizj przysz ci. - S dzisz, e teraz nie mamy przysz ci? Sprawy s trudne, przyznaj . Ale kiedy ju wydostaniemy si z tego... - Wrócimy do normalno ci? - wtr ci a si Sind. - Powiedz mi, jak ta normalno wygl da, Sten. Jestem m oda. Nie znam tych cudownych dni sprzed wojen tahnijskich. - Nie b sarkastyczna. - Unikasz odpowiedzi. - Dobra. To nie by raj. - A wi c co? Sten zrobi skruszon min . - Podobnie jak teraz, przyznaj . Poza tym, e mieli my wi cej wszystkiego. - A wi c ludzie yli lepiej, tak? Ci tutaj, na Jochi, te byli szcz liwsi, prawda? Jasne, znosili panowanie Khaqana nad sob , ale wi cej jedli. Co sprawia o, e czuli si wietnie. Zaprawd , raj dla uci nionych. - Znowu zachowujesz si cynicznie. - A ty znowu unikasz odpowiedzi. - Po prostu tak w nie kr ci si wiat - powiedzia Sten. - Kto musi rz dzi . Kierowa wszystkim. Niestety, raz na jaki czas trafia si dra . Tyran. - Jak Khaqan? - Tak, jak Khaqan. - Jak doktor Iskra? - Zw aszcza doktor Iskra. Khaqan przynajmniej mia t wymówk , e by zniedo nia ym starym g upcem. - Ale my otrzymali my rozkazy, eby pomaga Iskrze w podrzynaniu garde jego ludzi powiedzia a Sind - mimo wiedzy o tym, e jest prawdopodobnie nawet gorszy ni Khaqan. Czy to
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
ma sens? - Tak, je eli spojrzysz na to z szerszej perspektywy - stwierdzi Sten. - Nawet w najlepszych czasach Imperium delikatnie balansuje pomi dzy trudnymi osobowo ciami. A teraz, chyba si ze mn zgodzisz, nie mamy najlepszych czasów. - Masz racj . - Dobrze. No có , Iskra to mo e i kawa drania. Ale kawa drania nale cy do Imperatora. I pomaga mu powstrzymywa wszystko przed ostatecznym stoczeniem si w przepa . - Innymi s owy, to wygodne? To w ciwe, nawet je eli uczynimy w ten sposób tych ludzi nieszcz liwymi na wiele pokole ? - Nie nazwa bym tego tak. Ale masz racj . To wygodne. Poza tym w Imperium s jeszcze tysi ce istot, o których te trzeba my le . - A jak wiele z nich jest rz dzonych przez kogo takiego jak Iskra? Sten otworzy usta, aby udzieli odpowiedzi, ale s owa mu gdzie uciek y. Milcza bezradnie. Sind naciska a dalej, sama nie wiedz c do ko ca, do czego zmierza. - Co tworzy dobrego tyrana, Sten? Dobrego dyktatora? Doskona ego w adc absolutnego? Czy w ogóle istnieje co takiego? - Zapewne. Przynajmniej na jaki czas. Wielu ludzi desperacko pragnie, aby kto im mówi , co maj robi . K óc si i zabijaj nawzajem, dopóki nie przyb dzie Cz owiek na Bia ym Koniu, aby ich uratowa . I z zadowoleniem sk adaj swój los w jego r ce. - Je eli maj szcz cie, nowy w adca jest kim m odym, osob z mocn wizj przysz ci. Niewa ne, jaka to wizja, dopóki wszyscy zgadzaj si , e warto za ni pod , robi wysi ki, aby utrzyma porz dek. - Problem w tym, e nigdy nie s ysza em o przypadku, kiedy przy takiej okazji nie wzmaga si chaos. Jak za czasów Khaqana. - Wyja nij, prosz . - Kiedy dyktator zbyt d ugo pozostaje u w adzy, staje si powolny. Oddalony od ludzi. Zaczyna my le , e jego si a pochodzi wprost od Boga na wysoko ciach. Zbiera wokó siebie grup paso ytów, szakali, którzy zrobi dla niego wszystko w zamian za udzia w zyskach. W ko cu ka dy w adca - to znaczy w adca absolutny - dochodzi do punktu, kiedy szakale bardziej mu s potrzebni ni ludzie. I to w nie pocz tek ko ca. Poniewa trac wiadomo tego, kto rzeczywi cie daje im w adz . A to, po prostu, ludzie, którymi rz dz . - Dobry wyk ad, profesorze Sten. - Nie mia em zamiaru dawa wyk adu. Sind milcza a przez chwil . Zaj a si paskiem przy sukni. A potem, niskim
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
osem, powiedzia a: - To brzmia o jak ca kiem niez a charakterystyka Imperatora. Sten nie odpowiedzia . Ale kiwn lekko g ow . - Nie uzyska am odpowiedzi na moje pierwsze pytanie - stwierdzi a Sind. - Co by si sta o, twoim zdaniem, gdyby Imperator nigdy nie powróci ? - Nie ma sensu o tym my le - powiedzia Sten. - Zasadnicze znaczenie ma to, e bez AM2 wszyscy byliby my barbarzy cami. Nie istnia aby niemal adna komunikacja pomi dzy najmniejszymi systemami planetarnymi. Podró e mi dzygwiezdne mo na by odbywa albo na zabójczych starych liniowcach, albo, gdyby lecie na nap dach gwiezdnych bez AM2, wyczerpa yby si zasoby systemów. Zabrak oby post pu. Jakiego tam post pu! Nast pi by regres, powrót do kompletnej ignorancji. A Wieczny Imperator - ci dumie z Rady przekonali si o tym na asnej skórze - jest jedynym, który kontroluje AM2. - A co si w ciwie z ni sta o? - spyta a Sind. - Nigdy tego nie rozumia am tak do ko ca. - Po prostu przesta a nap ywa - powiedzia Sten. - I nikt nie móg tego przewidzie , cho Rada zrobi a ca kup prognoz, e zaopatrzenie w AM2 ustanie w momencie mierci Imperatora... albo tego, co si z nim sta o naprawd . - Sk d w ciwie pochodzi AM2? - spyta a Sind. - Co? - Sten by naprawd zdziwiony, wr cz os upia y. - Je eli usta o, to musia o si gdzie zaczyna - powiedzia a Sind. - Nie mam na my li jakiego wielkiego, sekretnego sk adu czy czego w tym rodzaju. Bo nawet to zosta oby w ko cu opró nione i musia o ulec ponownemu nape nieniu. To znaczy, e kto - albo co powinien uzyska gdzie AM2. Sk d ona pochodzi? A mo e to g upie pytanie? - Wcale nie grupie - powiedzia Sten. - Nie my la am o tym. To jako tak nagle przysz o mi do g owy. A potem zorientowa am si , e kto ju wcze niej bardziej stanowczo zada to pytanie. - Niezbyt g no - powiedzia Sten. - Imperator nie lubi, kiedy ludzie zajmuj si AM2. - Mimo wszystko, AM2 musi gdzie istnie . W wielkich ilo ciach. Ca e wielkie góry, czekaj ce na tego, kto je znajdzie. A ktokolwiek je znajdzie... - Kto ju to zrobi - stwierdzi Sten, któremu nagle rozja ni o si w g owie. I nie by pewien, czy owo odkrycie uszcz liwi o go. - I to w nie uczyni o go Imperatorem, tak? - Tylko cz ciowo - powiedzia Sten. - Ale zapominasz o jeszcze jednej rzeczy. Sama AM2 nie wystarczy. - Jak to?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Znalaz te sposób na to, aby wiecznie. Albo jest bardzo blisko tego. - A, to! - powiedzia a Sind. - Wielka mi sprawa! Kto by chcia wiecznie? Po jakim czasie wszystko staje si nudne. Nigdy nie masz ochoty robi takich rzeczy... - Auu! - j kn Sten, kiedy Sind przygryz a jego sutek ostrymi z bkami. - I nigdy nie masz tego dreszczyku, kiedy... - Daj ci... par godzin na przerwanie tego, co robisz - powiedzia Sten. - Ani - szepta a dalej Sind - nie obchodzi ci wcale, je eli... Zwil a wargi i poci gn a jego g ow . Sten podda si jej ochoczo, m tnie my c, e ta kobieta we wspania y sposób dowodzi swoich racji. Rozdzia 27 Na ce panowa spokój. Ale Miejsce Dymów nie by o ciche. Wiatr targa wierzcho ki drzew, powoduj c sta y szum. Sten, Alex, Sind i Otho stali obok grawilotów ambasady. Gurkhowie z ich ochrony wysypywali si sprawnie z towarzysz cych sa grawitacyjnych. Wytropiony przez Alexa k usownik udziela im nerwowych instrukcji, stoj c na zniszczonej drodze, prowadz cej w g b prze witu. Kiedy zobaczy , e Sind w cza kamer , za da pieni dzy. Alex zap aci mu i zapyta , czy nie móg by poczeka : kiedy sko cz , zabior go z powrotem do wioski. Nie. M czyzna upiera si , e wróci do domu na piechot . Trzydzie ci kilometrów? Niewa ne. K usownik wszed ty em pomi dzy drzewa, odwróci si i zacz ucieka , jakby goni o go sto diab ów. Sten nie wiedzia , czy ten cz owiek bardziej obawia si kogo , kto nagrywa jego twarz, czy ugich, p ytkich rowów rozci gaj cych si przez . - To mieszczuchy tu kopa y - powiedzia Otho. - Wiejscy ludzie poznaliby pod e od razu. I przykryliby lepiej te rowy. Nikt tego nie komentowa . - Jak wielu? Sten pokr ci g ow . Mia niewielkie do wiadczenie jako przedsi biorca pogrzebowy. - Ludzie odwa yli si zameldowa o zagini ciu pi ciu tysi cy - powiedzia a Sind. - Podnie to do kwadratu - stwierdzi z roztargnieniem Alex, jego spojrzenie tkwi o w przykrytych rowach. - To znaczy... e mamy - mamy jeszcze inne miejsca do odkrycia. - Odwróci si do Stena. - Jak to rozegramy, szefie? Sten my la , potem podszed do grawilotu i otworzy szafk z wyposa eniem. Wyj dwie opaty i da jedn Kilgourowi. - S dz - powiedzia - e potraktujemy to jak wykopaliska archeologiczne. Wytniemy szerok na metr szczelin w jednym z rowów. Sind, chc , eby to nagrywa a. Upewnij si , e film
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
pokazuje grunt, który nie by ruszany od jakiego czasu. S tu jakie ma e ro liny... - Porosty - podpowiedzia Alex. - A wi c porosty, które tu uros y. Nie ma adnych ladów stóp oprócz tych, które zrobimy sami zbli aj c si do... - Zawiesi g os. - Sir - powiedzia Otho. - Kopa mog nierze. Sten pokr ci g ow i wskaza Sind, aby rozpocz a nagrywanie. Potem podszed do najbli szego rowu i ostrzem opaty wyznaczy granice badanego obszaru. Zacz ostro nie kopa . Piaskowe pod e nie wymaga o wysi ku przy odrzucaniu. Alex z równ ostro no ci pracowa z drugiej strony rowu. Sten zag bi si mniej ni na metr, kiedy nagle przesta . - Otho, w szafce jest saperka. Ukl i kopa jeszcze delikatniej przy u yciu nowego narz dzia. Chrz kn . Potem rozkaszla si i zwymiotowa . Otho przyniós mu manierk i mask gazow . Drug mask da Alexowi. - To smród, do którego nie mo na si przyzwyczai . Sten zwil usta i w mask . Cieszy si , e zakrywa jego wyraz twarzy. - Dwa... mo e trzy miesi ce? - To mniej wi cej pasuje, szefie. Sind? Mo esz zrobi zdj cia prosto z grobu? Sind podsun a si bli ej. Przez wizjer widzia a plecy kobiety. Jej r ce zwi zano z ty u plastikow ta . Obok widnia a twarz m czyzny. Resztki oczu mia szeroko otwarte, usta te , krzyk uciszony ziemi . Sind nakaza a swoim oczom, aby przesta y to rejestrowa - maszyna wykona ca prac . Nie s ucha y jej. - Dlaczego - zastanawia si Otho - Iskra nie wrzuci tych cia do morza? Albo nie spali ? - Pogrzebanie ywcem - powiedzia Sten - to honorowa mier tu, na Jochi. Otho warkn . - Jak morderstwo w ogóle mo e by honorowe? Sten pomóg Alexowi wydosta si z grobu. - Nie odpowiedzia na moje pytanie, szefie, co zrobimy z t zbrodni ? Nie dz , e zrobiliby my dobrze, nag niaj c t spraw na ca Mg awic . To tylko doleje oliwy do ognia. - Masz racj . Zakryjemy t dziur . I zrobimy tylko tyle - przynajmniej na pocz tek - e wy lemy kopi nagrania Sind na Prim . - Wy cznie dla Imperatora? Sten, to najgorsze, co mo emy zrobi na pocz tek. Dlaczego my lisz, e po wi ci temu cho odrobin uwagi? Jestem pewien, e widzia jeszcze gorsze rzeczy w yciu. - Nie wiem - powiedzia Sten. - Ale niech lepiej zobaczy, bo mia racj mówi c, e szaleje ogie . A my tkwimy w samym rodku.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Wszyscy milczeli. Nie by o s ycha nic, oprócz d wi ku opat wrzucaj cych ziemi z powrotem do masowego grobu... i wysokiego poszumu drzew, kiedy wiatr porusza ich wierzcho kami. Rozdzia 28 Pytanie o to, czy rewelacje na temat Miejsca Dymów wp yn yby na zdanie Imperatora, nigdy nie doczeka o si odpowiedzi. Jej rodzina nie by a ani biedna, ani bogata. A przynajmniej nie by a biedna w rozumieniu obywateli Rurik - na wielu innych wiatach uwa ano by ich za n dzarzy. Ale zna a zarówno ojca, jak i matk , i tylko dwóch jej braci zmar o w niemowl ctwie. Zawsze jad a przynajmniej raz dziennie, a jej ubrania, chocia przedtem nale y do starszej siostry, l ni y czysto ci . Urodzi a si Jochiank . Ale nie przypomina a sobie, eby jako dziecko - maj c szesna cie lat uwa a si oczywi cie za doros - darzy a Suzdalów i Bogazi szczególn nienawi ci . Niecz sto ich widywa a w swojej dzielnicy. I nigdy nie czu a nic oprócz lito ci dla kilku rodzin Torków, które zna a. Kilka lat wcze niej us ysza a opowie ci o tym, e jej wiat si zmieni na lepsze. Kiedy odejdzie ten tyran Khaqan, za wita nowy dzie . Przyniesie go cz owiek o nazwisku Iskra. Niektórzy z jej przyjació dali jej broszurki, mówi ce o tym, e ten szlachetny cz owiek zawsze wierzy w Altaic, wierzy , e Jochia czycy stanowi centrum cywilizacji i rozniec nowe wiat o dla mg awicy. Oczywi cie nie czyta a adnych pism tego doktora. Powiedziano jej, e s zbyt skomplikowane dla kogo jej p ci i wykszta cenia, i nie musi traci czasu. Przy czy a si do ma ej organizacji, rzecz jasna konspiracyjnej, i poprzysi a sobie, e dopomo e w nadej ciu nowego dnia, w ka dy dost pny dla niej sposób. A potem Iskra powróci do swojego macierzystego wiata. Ona stanowi a cz wiwatuj cego na jego powitanie t umu. Zdawa o si jej, e go widzia a - odleg kropk na balkonie pa acu, który nale do Khaqana. Nowy dzie nie wita jednak wystarczaj co szybko. Torkowie nadal obnosili si ze swym bogactwem, które wyros o na krzywdzie Jochia czyków. Co gorsze, Jochi by a ci gle ska ona obecno ci Suzdalów i Bogazich. Nawet wtedy, gdy „obcy” odeszli, jakie z o udaremnia o wysi ki doktora Iskry, by zapanowa nad chaosem. I oczywi cie, od kiedy przywódca jej konspiracyjnej komórki wyja ni sens wydarze , widzia a jak na d oni prawdziwe ajdactwo: ci imperialni usi owali u doktora
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Iskry jako narz dzia, tak samo, jak przedtem wykorzystywali Khaqana. Teraz zdawa a sobie spraw , e Iskra by trzymany w tym pa acu niemal jako zak adnik - a nie rz dzi swobodnie, jak przedtem s dzi a Chcia a zrobi co , co przyspieszy oby zmiany. Musia istnie jaki sposób, w który mog aby pomóc. Na ekranach widzia a, co robili inni. Dwóch m odych m czyzn i kobieta - m odsza nawet od niej - podpalili swe cia a, wiadomie ci gaj c na siebie wstyd poprzez ha bi mier , bo tylko taki szok móg u wiadomi wszystkim Jochia czykom, e to w nie oni powinni si wstydzi . Powiedzia a swemu dowódcy o pragnieniu mierci. Odpowiedzia jej, e zapyta swego doradcy, czy takie dzia anie przynios oby po ytek. Dwa dni pó niej przekaza jej, e nie taki ma by jej los. Zamiast tego otrzyma do wykonania o wiele powa niejsze zadanie, które wymiecie imperialnych z Mg awicy Altaic jak silny wiatr pó nocny. By a uradowana i zaszczycona. Uwa nie uczy a si i przygotowywa a. Dwa dni po tym, jak Sten odnalaz cia a zakopane w lesie, powiedziano jej, e nadszed czas. - Te dranie nigdy nie s uchaj - powiedzia wartownik do dwóch innych nierzy Imperium, którzy wraz z nim pe nili s . - Mo esz mówi im tysi ce razy, e nie ma przej cia, e nie mog doj do rynku t drog , a oni kiwaj g owami, u miechaj si i nast pnym razem znowu próbuj . Kiedy Stwórca chcia da im mózgi, oni zrozumieli, e chodzi o bluzgi i powiedzieli: „Id sobie w choler ”. Posterunek ustawiono przy jednej z ulic prowadz cych na Plac Khaqanów. By a teraz strze ona, poniewa cz pa acu, przeznaczona na koszary i kwatery oficerskie batalionu z Trzeciej Gwardyjskiej Imperium, znajdowa a si w odleg ci oko o stu metrów. Wartownik ziewn - od witu nie min a jeszcze godzina, co znaczy o, e mniej wi cej drugie tyle pozosta o do czasu, kiedy posterunek zostanie zmieniony, a on b dzie móg co zje . Podniós karabin, zarzuci go na rami i podszed do budki wartowniczej. Patrzy , jak zbli aj si do niego towarowe grawisanie. Cholerny antyk, pomy la . Ta przekl ta rzecz nawet nie trzyma si prosto. Przedzia adunkowy wype nia o co , co wygl da o jak cz ciowo przegni e, a cz ciowo potrzaskane owoce, których nikt oprócz Jochia czyków nie zechcia by kupi , czy nawet pomy le
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
o ich zjedzeniu. Pokr ci g ow . Pomy la , e kiedy zaczyna swoj s , nigdy nie poskar by si na cokolwiek na swoim rodzinnym wiecie, widz c, jak ma o maj w rzeczywisto ci ci Jochia czycy. Gdyby nie byli takimi wrzeszcz cymi o nienawi ci skurwielami, to mo na by si nad nimi litowa . Poprzez potrzaskane, brudne szyby nie móg dostrzec, kto siedzi za sterami ci arówki. Trzyma obie d onie p asko - uniwersalny znak zezwalaj cy na l dowanie. Grawisanie zatrzyma y si , ale nie wyl dowa y. Posuwa y si w przód i ty , szarpane porywistym wiatrem wiej cym od strony placu. Wartownik zakl . Przesun si na bok. Mo e kierowca go nie widzi? A potem prawie miechn si z aprobat . licznotka. Poruszy si znowu - i w tym momencie grawisanie przesz y na pe moc i przelecia y nad nim. Mog y wygl da n dznie, ale wie o przebudowane generatory McLeana sprawi y, e by y zdolne do takiego manewru. Wartownik mia sekund na to, by pomy le , e m oda kobieta musia a le go zrozumie , a potem odturla si z drogi, gdy ci arówka uzyska a pe szybko . Imperialne - i zdroworozs dkowe - zasady bezpiecze stwa: wej cie do jakiegokolwiek strze onego obszaru powinno zosta tak usytuowane, aby ka dy zbli aj cy si pojazd, powietrzny czy naziemny, musia zwolni do minimalnej pr dko ci. Ale ta w nie brama mia a tylko jeden zakr t. Bloki z betonu, ci kie p oty, a nawet drut kolczasty powinny wznosi si przynajmniej na trzy metry nad powierzchni gruntu. W tej bramie by y jedynie trzy wolno stoj ce zasieki z drutu. Ci arówka poci gn a druty za sob , ale nie zatrzyma a si . Imperialne zasady g osi y dalej, e konieczne jest, aby ka dy obszar posiada drugie miejsce zatrzymywania pojazdów, na wypadek, gdyby pierwsza bariera zawiod a. Nie zrobiono nic takiego. Pod adnym pozorem, mówi a dalej dyrektywa, jeszcze bardziej surowo, nie mo na pozwoli na to, aby koszary nierzy by y nara one na samobójczy atak. Minimalne rodki ostro no ci obejmowa y monitory, posterunki, umocnienia gruntowe, ruchome patrole z ci broni i tak dalej, i tak dalej... Ci arówka znajdowa a si zaledwie dziesi metrów od stopni wiod cych do koszar Gwardii Imperialnej, kiedy m oda pilotka - ten przyjazny u miech, do jakiego zmusi a si na widok wartownika zmieni si teraz w grymas - si gn a w dó do ma ego pude ka, pospiesznie zamontowanego na pod odze pojazdu.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Znajdowa y si tam dwie ma e d wignie - jedna pomalowana na czerwono, druga na niebiesko. Poinstruowano j , e b kitna uruchamia mechanizm czasowy, który da jej trzydzie ci sekund na ucieczk . Ta czerwona... Ta czerwona mia a zosta u yta w nag ym przypadku. Nie dowiedzia a si nigdy, e obie d wignie powodowa y to samo, poniewa zdecydowa a si nie dopu ci do pope nienia pomy ki. To ma by strza -b ysk - widziany z daleka, z przestrzeni poza granicami Jochi i Altaic. Ma zosta dostrze ony na wiecie Primy, gdzie ten z y manipulator, Wieczny Imperator, dzie zmuszony do zauwa enia i stwierdzenia, do czego doprowadzi y jego knowania. Poci gn a do góry czerwon d wigni . Zgin a jako pierwsza, gdy trzy tony konwencjonalnych materia ów wybuchowych, stanowi cych prawdziwy adunek ci arówki, wybuch o. Fala uderzeniowa przewali a si przez mury koszar. Z sze ciuset pi dziesi ciu istot prowadz cych zaopatrzenie i obs ug batalionu gwardii wi cej ni po owa nadal spa a albo budzi a si w nie do pracy. Pi ciuset osiemdziesi ciu gwardzistów znajdowa o si w pa acowym budynku. Pu kownik Jerety, z fili ank kawy w r ce, mia w nie zapyta swojego zast pc i majora, czy chc dolewki, kiedy przetoczy si po nim podmuch. Eksplozja zrówna a koszary z ziemi . Szcz liwcy umarli natychmiast. Ci nieco mniej szcz liwi nigdy nie odzyskali przytomno ci albo zostali zmia eni pod gruzami budynku. Ale byli te i inni. Krzyki rozpocz y si jeszcze przed zanikiem fali uderzeniowej, kiedy py wci wirowa . W po owie drogi przez miasto fala uderzy a w ambasad . Sten, wci w ku, rozmy la ponuro, a Sind usi owa a przekona go, e jego nastrój ulegnie znacznej poprawie, je eli po y si obok niej i pozwoli na to, aby jej zyk kontynuowa swoj w drówk . Nagle poczu wstrz s i drgania budynku; wyskoczy nago z ka, pewien, e to te dranie napadaj na sam ambasad . Stan w oknie, ignoruj c krzyk Sind, e ma pa na pod og , i patrzy jak formuje si wielki s up dymu i ognia. boko w rodku czu , e to punkt zwrotny ca ej historii. Nie mia zielonego poj cia, co b dzie dalej. Ale wewn trzny g os powiedzia cicho, e stanie si co takiego, przy czym wszystkie morderstwa i zbrodnie, które si dot d wydarza y, wydadz si niczym.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozdzia 29 - Kiedy wróci em, zdawa em sobie spraw z tego, e wszystko mo e i kiepsko powiedzia Wieczny Imperator - ale jak wi kszo moich poddanych my la em, e wystarczy tylko mocniej zacisn pasa i prze do przodu. Imperator nape ni szklank Mahoneya szkock i dola te sobie. - By em na tyle g upi, aby s dzi , e z ma doz wyobra ni i olbrzymim wysi kiem uda si prze ama kryzys. Pozwoli , aby jego oczy spocz y na krótko na Mahoneyu, potem znowu ruszy y w drówk . Mahoney mia nagle wizj jaszczurki poluj cej na much . Odp dzi to nielojalne wyobra enie. - Jestem pewien, e si w ko cu uda, sir. Wszyscy pok adamy w panu ca kowit ufno . Imperator roze mia si g no. - Ufno to przeceniany towar, Ian. Tak, to jest towar. Powinienem to wiedzie . nie kupi em jej troch - na dodatkowe zabezpieczenie. Mahoney nie komentowa tego. Wola nie wiedzie , o czym mówi Imperator. - Jak mog pomóc, sir? - To w nie jedna z tych cech, które tak w tobie lubi , stary przyjacielu rzek Wieczny Imperator. - Gdy wo am, zawsze jeste gotów przyj mi z pomoc . W innych czasach Mahoney rozp yn by si pod wp ywem komplementu, jakim by o nazwanie go przyjacielem Imperatora. Teraz s owa te brzmia y ch odno, nieszczerze. - Dzi kuj , sir - powiedzia . Wys czy swój napój, by ukry zak opotanie. - Po pierwsze pozwól mi powiedzie , z czym musimy si zmierzy - rzek Imperator. Mam pe ne biurko fiszek z informacjami od moich ekspertów - grzmotn w brzeg antycznego biurka dla podkre lenia wagi s ów - informacjami, zaprzeczaj cymi sobie nawzajem w prawie ka dym punkcie, z wyj tkiem jednego. - Imperator obróci kciuk w dó . - Ten punkt to kierunek, w którym zmierza moje Imperium. Optymi ci mówi , e staczamy si powoli. Ich prognozy przewiduj , e do kompletnej zapa ci dojdzie w ci gu dwudziestu lat imperialnych. Umiarkowani twierdz , e to kwestia pi ciu, sze ciu lat. Pesymi ci oznajmiaj , e to ju si sta o. Oni uwa aj , e nap dza nas jeszcze bezw ad gospodarki. e olbrzymi rozmiar mego imperium maskuje bezwzgl dne fakty, i ju jeste my martwi, martwi, martwi. - Z pewno ci s oni w b dzie, sir - odrzek Mahoney. - Eksperci dorabiaj si fortun na straszeniu. Nie na dobrych wie ciach. - Nie, to nie b d. Chyba, e mój. Po prostu ignorowa em to, co zagl da o mi
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
prosto w twarz. - Ale... Nie rozumiem, jak to mo liwe. Lekko wstrz ni ty, Mahoney wychyli do ko ca swojego drinka, potem si gn po karafk by uzupe ni szklank . By a pusta. Podniós si i skierowa w stron barku, aby przynie nast pn . Zacz si ga po kolejn butelk ze szkock , ale zmieni zdanie, gdy dostrzeg flaszk streggu. Podniós j . - Mo e potrzebujemy czego mocniejszego, szefie - powiedzia . Twarz Imperatora zap on a gniewem. - Co to robi tutaj? - warkn . - Nie pij ju tego. Zaniepokojony Mahoney obserwowa narastaj w ciek w adcy. - Do ci kiej cholery! - wrzasn Imperator. - Mówi em Bleickowi, e nie chc nawet widzie tego wi stwa. - Nast pnie opanowa si i skierowa w stron Mahoneya imitacj miechu. - Przepraszam - powiedzia . - Ostatnimi czasy ma e rzeczy wyprowadzaj mnie z równowagi. Mahoney kiwn g ow i pow drowa z powrotem na swoje siedzenie z butelk szkockiej. Co do licha si tu dzia o? Sk d taki wybuch nienawi ci z tak niewinnego powodu? Po raz pierwszy Mahoney poczu , e znajduje si w obecno ci kogo obcego. Niebezpiecznego obcego. Imperator kontynuowa , jakby nic niezwyk ego si nie sta o, gdy Mahoney nape nia szklanki szkock . - Gdy sko czy y si wojny tahnijskie - rzek Imperator - d ug, jaki zaci gn li my, by zadziwiaj cy. Ale mia em dobry, mo liwy do spe nienia plan, jak poradzi sobie z nim bez konieczno ci ponoszenia zbyt wielu wyrzecze . Niestety... Nie musia ko czy . Mahoney wiedzia ca kiem dobrze, e Imperator nigdy nie mia szansy wprowadzenia tego planu w ycie. - Mimo wszystko, móg bym poradzi sobie z tym - powiedzia Imperator - ale do a si jeszcze i Rada. Mój Bo e, ile oni wydali! Przy tym adna z tych rzeczy nie by a warta ani grosza. Nie uda o si odzyska najmarniejszego kredytu, nie mówi c nawet o male kim polepszeniu koniunktury. Imperator opar si w swoim fotelu i po nogi na biurku. - D ug z wojen tahnijskich - mówi dalej - stanowi tylko jedn dziesi obecnego deficytu. Oceniam, e deficyt, przy utrzymywaniu tak jak teraz mocno zaci ni tego pasa w wydatkach, podwoi si w ci gu jednego roku imperialnego. Mahoney nie by cz owiekiem dnym pieni dzy. One go nie interesowa y. Wielkie
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
sumy óci y si z jego rozumieniem moralno ci. Z ca pewno ci nie rozumia ekonomii. Ale to zrozumia . - Problemy Imperium osi gn y krytyczny poziom oko o czwartego roku rz dów Rady kontynuowa Imperator. - W tym czasie wp yw braku AM2 osi gn punkt, z którego nie ma odwrotu. To pu ci o w ruch piekieln spiral . Olbrzymi, cholerny wir wci gaj cy nas w dziur . Za ka dym razem, gdy system ekonomiczny za amuje si i pada, poci ga za sob inne w b tej tr by powietrznej. Teraz ten ba agan rz dzi si w asn logik , ma w asne zaopatrzenie. Je eli naprawd szybko nie podejm jakiej drastycznej akcji, to nawet najzdrowsze cz ci mojego imperium zostan w to wci gni te. Imperator opró ni swoj szklank , postawi j na biurku i zwróci na Mahoneya swoje przera aj ce oczy. Krótkie mrugni cie... i renice znowu podj y w drówk . Mahoney poczu nagle, e jest manipulowany. Fakty przedstawione przez Imperatora wydawa y si zbyt proste. Nader jasne: x razy y musi absolutnie równa si temu, co zaraz powiem. - To jeszcze nie wszystko - powiedzia Imperator - ja sam te jestem sp ukany. Grozi mi bankructwo. Jak wiesz, Ianie, w przesz ci czasami u ywa em moich prywatnych zasobów, aby pomóc Imperium w przebyciu wyj tkowo trudnych chwil. Ale Rada zrabowa a tak e i te fundusze. Teraz nie mamy nawet moich pieni dzy, aby pod wign si z upadku. - Co pan planuje, sir? - spyta Mahoney. Jego ton brzmia neutralnie. - Musz mocno ukróci wodze wszystkim, Ian - powiedzia Imperator. - W ca ym Imperium mamy tysi ce ró nych przywódców, dzia aj cych na tysi ce ró nych sposobów. Nape ni w ko cu swoj szklank i poci gn yk. - A wi c zacznijmy od tego, e potrzebujemy uniformizacji. Po drugie - i najwa niejsze - musimy natychmiast po koniec wszelkim konfliktom. Patrz, co si sta o w Mg awicy Altaic, na przyk ad. Nasz dobry i wysoce kompetentny przyjaciel, ambasador Sten, dostaje sza u od k opotów, jakie sprawiaj mu tamte istoty. To taki rodzaj niestabilnej sytuacji, jaki wiedzie ku totalnemu zniszczeniu, takiemu, jak przy wojnach tahnijskich. Wieczny Imperator pokr ci g ow . - Mówi ci, Ian, jedyny sposób, jaki mo e nas wyprowadzi z tej d ungli to ten, e wszyscy pójd za jednym przywódc . I moim zdaniem to w nie ja powinienem by tym przewodnikiem.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Chc wyrzuci po redników, Ian. Od tej chwili tylko ja dowodz . - Wzruszy ramionami. - Inaczej mo emy wszyscy podda si i pój do domu na piwo. Niestety, nie ma adnego innego domu. - A co ja mam z tym wspólnego, sir? - spyta Mahoney. - Chc , aby poprowadzi ca y ten cyrk - powiedzia Imperator. - Chc , aby obj dowodzenie przy wprowadzaniu w ycie mojego planu. - To znaczy, Wasza Wysoko ? - Moi pos owie przedstawi pierwsz cz tego planu w parlamencie w przysz ym tygodniu. Mam zamiar przed propozycj nie do odrzucenia wszystkim tym prowincjom, a mianowicie zach ci je do porzucenia niezale no ci. Zostanie im zaoferowana szansa na otrzymanie statusu dominium mojego Imperium. - Przepraszam, sir - wtr ci si Mahoney - ale dlaczego mieliby to zrobi ? Dlaczego mieliby zrezygnowa z w adzy? Jak sam pan mnie uczy , to przeczy naturze wi kszo ci istot. - Z pewno ci . A wi c b dzie i marchewka. Tak, jak i kij. Najpierw wykorzystam ich chciwo . Jako prowincje, p ac pe cen za AM2. Poza tym jest ona dla nich ci le racjonowana. Jako dominia nie tylko zap ac mniej, ale te zap ac i ni sze podatki. - A je eli odmówi , sir? Co z kijem? Wieczny Imperator u miechn si z owieszczo. - Och, zaczn od tego, e og osz dziesi cioprocentow podwy podatku za AM2 dla wszystkich prowincji. A tak e ci lejsze racjonowanie. Co - je eli tylko pozwolimy dzia prawom ekonomii - spowoduje podwojenie ceny AM2 na czarnym rynku. Gard owy miech. Mahoney zadr . - A to tylko pocz tek - powiedzia Imperator. - Mam te kilka innych sposobów na pogro enie palcem. Jako do wiadczony kreator królów sta em si te ca kiem niez y w ich detronizacji. - Wracaj c do mojego pocz tkowego pytania, sir. Co ja mam z tym wspólnego? Mahoney nie zapomnia , e jego prawdziwe pierwsze pytanie brzmia o: „Jak mog pomóc, sir?” - Chc , aby by moim przedstawicielem w prowincjach. W podzi ce zamierzam do ci jeszcze wi cej medali na piersi. Podniesie to twój presti w oczach tych upców, których odwiedzisz, poniewa ycz sobie, by z wizyt wszystkim g ównym w adcom prowincji. Przypochlebiaj si im. Oczaruj swoim irlandzkim wdzi kiem. Ale mo esz te wykr ci im praw , je li zajdzie taka konieczno . Po prostu b stanowczy, Ian. Dawaj mi e obietnice. Upewnij si przy tym, e doceniaj wag kija, który ci daj .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Czuj si g boko zaszczycony, sir - szybko powiedzia Mahoney. - Ale jestem najgorszym cz owiekiem do takiego zadania. Okaza bym si nielojalny, przyjmuj c propozycj . Takie ustalenia nie by yby w pa skim interesie, sir. Imperator zwróci ku Mahoneyowi ch odn twarz. - Dlaczego, Ian? Pytanie by o agodne, oczy patrzy y pusto ponad ramieniem Mahoneya. - Poniewa s dz , e to z y pomys - wybuchn Mahoney. - Zawsze prosi pan, ebym mówi szczerze, a ja zawsze spe nia em t pro . Nie chc tego zadania, sir. Poniewa nie wierz w to. - A w co tu mo na nie wierzy ? To plan. Nie... religia. - Po pierwsze, sir, w mojej ocenie kij oka e si bardziej potrzebny ni marchewka. B dzie pan musia wi kszo ci z nich narzuci si status dominium, sir. A oni si przeciwstawi . To znaczy, e pa skie rozkazy b spe niane co najmniej opieszale. Automatycznie nara a to wszystkie pa skie akcje na pora . Taka w nie, sir, jest moja skromna opinia. Jego profesjonalizm podpowiada mu, e centralne zarz dzanie si nie sprawdza. Je eli nikt nie ma nic do podzia u, to po co ryzykowa pora ? A postawa „niech si tym zajmie góra” rozwija si bardzo szybko. Plan ten obra te demokratyczn , irlandzk dusz Mahoneya. Z jego punktu widzenia najlepiej by o, je li ka dy rz dzi si w asnymi prawami. nie to w Imperium najbardziej kocha w przesz ci. Bywa y k opoty, jasne. Ale przewa nie znajdowa o si do miejsca na to, aby robi ró ne rzeczy na ró ne sposoby. Wspó istnia y obok siebie geniusz i g upota. Teraz zaczyna si zastanawia nad swoim poprzednim os dem. Jak wiele by o tego miejsca? Tak naprawd ? - Zgodzi bym si z tob w normalnych czasach, Ian - powiedzia Imperator. - Mog wyliczy wiele przyk adów z historii. - Na przyk ad przej cie starej, ziemskiej Kompanii Wschodnich Indii przez koron brytyjsk , sir - stwierdzi Mahoney. - To jeden z ulubionych pana przyk adów, sir. Jako lekcja pora ki, jak przypuszczam. Imperator roze mia si . Mahoney pomy la , e ten miech zawiera w sobie szczypt dawnej iskry. Pokrzepi o go to nieco. - No dalej, Ian. Uderzaj we mnie moj w asn logik . Niezbyt wielu ludzi odwa a si na to. To ten rodzaj dyskusji, który powoduje, e my li kr ywiej. Zabezpiecza mnie przed rutyn . Pochyli si nad biurkiem, nieco zni aj c g os. - Mówi ci, Ian, e ta za oga, któr tu mam, jest w wi kszo ci niekompetentna. skni za starymi czasami. Kiedy ty i ja, i jeszcze kilka innych utalentowanych osób - jak
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Sten, na przyk ad wprawia o wszystko w ruch. Kocham ten rodzaj politycznej onglerki. Imperator usiad prosto. Doko a niego rozprzestrzenia si ch ód. - Niestety... to nie jest ju mo liwe. I nie mówi tylko o obecnym kryzysie. Sprawy sta y si zbyt du e. Zbyt skomplikowane. Demokratyczna forma rz dów pasuje do szczepu. Maksimum dwadzie cia czy trzydzie ci istot. Ka da osoba ponad t liczb os abia efektywno idea u. Nadszed czas na nowy porz dek, mój przyjacielu. Uniwersalny porz dek. Po dane jest nowe my lenie. Mahoney nie umia si powstrzyma . - Nie jestem pewien, czy rz dzenie przez o wieconego monarch odpowiada definicji „nowego my lenia”, sir - wybuchn . Imperator pokr ci g ow . - Masz racj , ale si mylisz, Ian. Zapominasz, e jestem... nie miertelny. Utkwi swój wzrok w Ianie. Jego oczy jak zwierciad a odbija y obraz Mahoneya. - Nie umiem wyobrazi sobie czego bardziej doskona ego w sztuce rz dzenia, jak posiadanie jednego, askawego w adcy, który utrzyma si u steru do ko ca historii. Imperator nadal wbija oczy w Mahoneya, wierc c w nim dziur . - Czy widzisz to, Ian? Teraz, kiedy ci wszystko wyja ni em? Czy widzisz, jakie to pi kne? Zahucza interkom. Mahoney zosta chwilowo wybawiony od odpowiedzi. A potem, po rozmowie Imperatora, odroczenie sta o si permanentne. Iana uratowa y wie ci najgorszego rodzaju. Imperator warkn jaki rozkaz i ze z ci przerwa po czenie. Odwróci si do Mahoneya. - Nast pi a katastrofa w Mg awicy Altaic, Ianie - powiedzia . - To znaczy, nierze Imperium zgin li w sposób najgorszy z mo liwych. Zwróci twarz ku oknu i spojrza na zewn trz, na idylliczne otoczenie pa acu Arundel. Milcza przez d sz chwil , rozmy laj c. W ko cu powróci do Mahoneya. - Zapomnij o tym, co przedtem mówi em - stwierdzi . - Pó niej pok ócimy si na ten temat. Mam dla ciebie co znacznie wa niejszego. - Tak jest, sir - powiedzia Mahoney. Wiedzia , e tym razem nie b dzie móg odmówi . Rozdzia 30 Rozkopywanie koszar Gwardii zaj o trzy ponure dni. Pi ciuset osiemdziesi ciu nierzy by o w rodku, kiedy wybuch a zawarto ci arówki. Czterystu trzydziestu siedmiu zmar o. Stu dwudziestu jeden zosta o rannych wi kszo tak bardzo powa nie, e przeprowadzono mnóstwo skomplikowanych amputacji, a mimo to zespó chirurgów ambasady w tpi , czy wi cej ni po owa pozwoli na przywrócenie
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
sprawno ci ko czyn. Dwudziestu trzech pozosta o nietkni tych, ale tylko fizycznie. Na pocz tku by o ich dwudziestu sze ciu. Trzech nierzy wykopano z gruzów bez adnych widocznych obra . Jeden z nich wsta , u miechn si , powiedzia : Dzi ki, ajzy, kto nalewa? - przeszed pi kroków i pad martwy. Pozostali po prostu umarli cicho w szpitalnych kach. Dwudziestu trzech, którzy prze yli, stanowi o oczywiste przypadki psychiatryczne. Nikt nawet nie wiedzia - ani nie poda - jak wielu cywilnych pracowników zgin o podczas wybuchu. Min y trzy dni, zanim ostatni krzyk, zagubiony po ród masy gruzu, która kiedy by a budynkiem pa acu, zmieni si w cisz i mier . Batalion Trzeciej Dywizji Gwardii przesta istnie . Otho znalaz flag batalionu, pogrzeban niedaleko cia a pu kownika Jerety, i przekaza j do wysy ki do macierzystej jednostki. Ten batalion zostanie by mo e zrekonstruowany po bardzo d ugiej przerwie. A mo e nigdy ju nie zaistnieje na nowo. Ranni i chorzy gwardzi ci, którzy przebywali poza koszarami, zostali zaokr towani na „Victory” i ewakuowani. Sten ustanowi Masona dowódc operacji ratunkowej, a sam sp dzi tyle czasu, ile móg , kopi c wraz z innymi. Potem kaza Masonowi zabra statek na Prim i wysadzi tam poszkodowanych. Przes na Prim kopi tego rozkazu, nie troszcz c si zbyt wiele o to, czy zostanie zaaprobowana. Nieco zdziwi si tym, e otrzyma zgod - i krótki, zaszyfrowany dodatek mówi cy o tym, e natychmiast dostanie wsparcie. Nast pny komunikat z Primy zapowiada medale. Niektóre z nich przypad y Gurkhom czy Bhorom, którymi dowodzi Sten. Inne przysz y dla pu kownika Jerety i wysokich oficerów batalionu Gwardii. Gdyby okaza o si , e owi oficerowie yj , mieli rzecz jasna zosta zwolnieni ze s by i w szybkim czasie zastrzeleni za niewybaczaln niekompetencj . Sten, Kilgour i Mason tak e otrzymali nagrody. By y to dla nich medale bez znaczenia, nadaj ce si wy cznie do tego, aby je wrzuci do szuflady i zapomnie . Katastrof nale o dok adnie przeanalizowa dla wyci gni cia wniosków, a nie upami tnia wst i metalem. Ale taka jest natura wojska. Sten mia ju zreszt inny problem. Wybuch, który zniszczy oddzia Gwardii, zdawa si stanowi katalizator. Jochi wpad a w samobójczy sza . Imperium sta o si nagle wrogiem Mg awicy Altaic. Imperium potrzebuje nauczki. Imperium nie mo e si wtr ca . Sten podziwia odrobin t kampani . W pewnym stopniu by o to spontaniczne -
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wie niacy nigdy nie potrzebowali szczególnej zach ty do tego, eby robi pogromy - ale w gruncie rzeczy zosta o starannie wyre yserowane. Z pocz tku Sten pozostawa na obronnych pozycjach: wysy do doktora Iskry i do tego, co Iskra jak na ur gowisko nazywa rz dem, praworz dne protesty; udziela ciwych odpowiedzi, usi uj c utrzyma dziennikarzy w stosownej odleg ci... i z doskoku utrzymywa ambasad w dzia aniu, a personel przy yciu. Natychmiast og osi Jochi wiatem wysoce niebezpiecznym i poinformowa wszystkie imperialne systemy gwiezdne, e ka dy obywatel odwiedzaj cy Mg awic Altaic czyni to na asne ryzyko. Nalega , aby Prima wymaga a wizy dla ka dego, kto ma zamiar przyby do mg awicy. Wys zespo y dobrze uzbrojonych Gurkhów i Bhorów, aby odnale li wszystkich obywateli Imperium i zapewnili im bezpieczn eskort do ambasady. Wi kszo go ci z Imperium - dzi ki jakim nie pochodz cym z Altaic bogom - to by y profesjonalne istoty interesu, bieg e w wyczuwaniu k opotów i usuwaniu si im z drogi. Ale zawsze znajdowa y si jakie wyj tki: jaka starsza para, chc ca koniecznie zobaczy t cz wiata, której jeszcze nigdy nie widzia a; m odzi w podró y po lubnej, którzy najwyra niej wybrali Jochi z jakiego starego folderu. Sten uratowa starszych ludzi, ale nie zd na odsiecz m odym. A potem sama ambasada znalaz a si w obl eniu. Najpierw by y to ma e grupki Jochia czyków, i ka da osoba czy pojazd, usi uj ce dosta si na teren ambasady, by y obrzucane kamieniami. Sten skonsultowa si z Kilgourem. Tak, zgodzi si Alex. Wygl da na to, e sytuacja pogarsza si . - A wi c poka emy im, jak zrobi rzeteln zawieruch . - Jasne, szefie. Kilgour zabra si do pracy, przygotowuj c odpowied . Móg to ju teraz robi przez sen. Nie mo na powiedzie , aby to by pierwszy raz, kiedy on i Sten zostali zaatakowani przez „cywilny um” na „pokojowo nastawionej planecie”. Mieli przygotowany bardzo skuteczny schemat oporu. um rós . Zamiast od amków ska rzucano teraz pociskami zapalaj cymi i nape nionymi gwo dziami granatami domowej roboty, skonstruowanymi z materia ów wybuchowych ni szego stopnia. Zgodnie z tym, co twierdzi zausznik doktora Iskry, J’Dean, ci ludzie reprezentowali sob sprawiedliwy gniew Jochi. Gniew na co? Sten nie zadawa sobie nawet trudu, aby o to zapyta .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
J’Dean powiedzia mu, e doktor Iskra, który przypadkiem jest w nie bardzo zaj ty, z zadowoleniem przy le nierzy, aby oczy cili teren, je eli tylko Sten wyrazi takie yczenie. Jasne, pomy la Sten. Nast pi kolejna masakra, za któr natychmiast, bez adnych tpliwo ci zostan obarczony win , bo przecie wiem, e ta rozmowa jest nagrywana. - Nie - powiedzia uprzejmie Sten. - Imperium nie zrobi krzywdy niewinnym Jochia czykom, swobodnie wyra aj cym swoje polityczne opinie. - Przerwa po czenie. Pomy la , e nawet doskonali specjali ci Iskry od monta u nie zdo aj zmieni tego w nak anianie do rzezi. A potem do akcji ruszyli strzelcy. Bro dalekiego zasi gu znalaz a si w r kach istot, które przesz y jaki niewielki trening. Jedna z sekretarek zosta a postrzelona w nog , a inna urz dniczka lep a na pewien czas, kiedy jaki zab kany szrapnel od upa ze ciany kawa tynku, który trafi prosto w twarz. I to wystarczy o. Sten rozkaza , aby ca y cywilny personel siedzia w rodku, a wszelkie ruchy podczas godzin dziennych mia y by ograniczone do niezb dnego minimum. Dotyczy o to tak e nierzy. Nast pnym etapem nie mog o okaza si nic innego, jak tylko bezpo redni atak. Bhorowie mieli teraz du o zaj cia, wype niaj c polecenia Kilgoura. Te potworne istoty uwa ano zwykle za barbarzy skich morderców - oczywi cie s usznie - ale byli tak e znakomitymi handlowcami i pilotami. Ka dy z nich mia , jakby genetycznie przekazywany, talent urodzonego mechanika. Potrafili na przyk ad zespawa wszystko, po materia y radioaktywne, cznie, bezpiecznie, z minimaln os on . Albo naprawi zepsuty silnik, którego nigdy przedtem nie widzieli, nie maj c adnych narz dzi oprócz zestawu dla niedzielnego majsterkowicza i godzin na wykonanie zadania. Ambasad posiada a ju dwa starsze uzbrojone pojazdy do walki z t umem. Zdj to z nich karabiny i Alex uzbroi wie yczki na nowo wed ug swojego w asnego wyboru. Cztery pojazdy ambasady, w czaj c w to b yszcz ce luksusem ceremonialne grawisanie, jakie Sten odziedziczy po swoim poprzedniku, zosta y rozebrane, wyposa one w improwizowane uzbrojenie i te same urz dzenia, co pojazdy do uciszania zamieszek. Cztery z ci arówek do przewozu Gurkhów tak e zmodyfikowano, przymocowuj c do maski ci kie, elazne ostrza w kszta cie litery V. Te pojazdy ustawiono obok jednej z ukrytych furtek ambasady.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Sten i Alex konstruowali i maskowali bomby, potem umie cili je na poziomie gruntu w zewn trznych murach kompleksu budynków ambasady. Tej nocy Lalbahadur Thapa, którego Sten mianowa komisarzem, wzi dwie nieprzerobione ci arówki i pluton Gurkhów. Wyjechali przez jedn z bocznych bram, aby pobuszowa i rabowa w centralnym sk adzie. Wrócili bez adnych strat, wype niwszy sw misj , chocia , jak powiedzia Thapa Stenowi, nigdy przedtem nie widzia tak wielkiego sk adu z tak niewielk ilo ci towarów. - Jak ci Jochia czycy mog znajdowa tak wiele czasu na to, aby mordowa swoich siadów, a tak ma o na to, aby zatroszczy si o w asne po ywienie i dach nad ow ? Sten te tego nie wiedzia . Kilgour odwo dwunastu cz onków ochrony ambasady do zada specjalnych. Uzbrojono ich w kradzion bro i ochrzczono, dzi ki specyficznemu poczuciu humoru Alexa, Dru yn Kocurów. Do witu zdo ano przygotowa ambasad . Sten s dzi , e szturm nadejdzie którego dnia pomi dzy po udniem a zmierzchem - zorganizowanie natarcia, sprz tu i zmobilizowanie t umu wymaga nieco czasu. Gurkhowie i Bhorowie stali w pogotowiu bojowym, na wszelki wypadek, gdyby t um przedosta si przez bramy czy przeszed przez mur, albo gdyby ich interwencja okaza a si konieczna. Pozosta y dwa zadania do wype nienia. Alex zatroszczy si o pierwsze - zrobi ostateczny przegl d stanu bezpiecze stwa ambasady, koncentruj c si na wszystkich konstrukcjach poza jej obszarem, jakie dawa y widok na ca y kompleks budynków, i mog y tym samym zosta u yte jako centra dowodzenia. Wchodzi y w gr dwa obiekty - jeden nowoczesny biurowiec, drugi - prawie opuszczony wysoki wie owiec. Ka dy z nich mia now anten komunikacyjn na dachu. Oznaczono je. Sind wzi a swoich najlepszych strzelców do ogrodu ambasady i wyznaczono cele. Zasi g ognia by oczywi cie niewielki i mia pozwoli jedynie na to, aby snajperzy upewnili si , e celowniki ich broni nie uleg y uszkodzeniu w ostatnim czasie. Sind cieszy a si z tego, e mieli strzela pociskami z AM2 i w zwi zku z tym nie musia a przejmowa si przeliczaniem, uwzgl dnianiem ró nych zmiennych i innymi bzdurami rodem z epoki kamiennej. Pociski z AM2 sz y prosto do celu, nie ulegaj c adnym odchyleniom. Ich bro stanowi y imperialne karabiny snajperskie. Te wyj tkowo mierciono ne
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
urz dzenia to by y zmodyfikowane karabiny Willy’ego, u ywaj ce standardowych naboi AM2. Ale „sp onk ” stanowi nie laser, jak w normalnych karabinach piechoty, ale przebudowany akcelerator linearny oplataj cy luf . Wygl daj cy konwencjonalnie celownik automatycznie ustala odleg od celu. Je li cel znikn z pola widzenia - na przyk ad za murem - zasi g ustalano tak d ugo, a trafi tam, gdzie snajper wyobra sobie wroga, niewidzialnego po drugiej stronie muru. Wystarczy o dotkni cie spustu, i bro strzela a dooko a rogu. Sind mia a swoj w asn , przekonstruowan bro strzelca wyborowego, wyposa on we wszelkie znane udogodnienia, od specyficznego spustu do ci kiej lufy. Jeden z Gurkhów, Naik Ganjabahadur Rai, przystosowa j dla niej. Sten mia nadziej , e odg os strza ów spoza murów ambasady mo e ostudzi nieco entuzjazm potencjalnych uczestników zamieszek, ale w tpi w to. Czekali. Dzie mija powoli, po ród krzyków, kamieni, butelek i pie ni uderzaj cych w mury ambasady. By o ju popo udnie, kiedy Sten poczu , e t um zosta wreszcie doprowadzony do sza u i jest gotów do ataku. Trwa o to tak d ugo zapewne dlatego, e dzie by zimny i wietrzny: z a pogoda na niszczenie ambasady. Przeniós strzelców Sind na dach. Jedno pi tro ni ej, chowaj c si w biurze, z którego wyj to okna, czeka Alex z dwiema antyrakietowymi dru ynami Bhorów. Wszyscy ludzie Stena odbierali na jednym pa mie, co zwykle owocowa o natychmiastowym chaosem w eterze. Ale poniewa mia do czynienia z wyj tkowo do wiadczonymi nierzami - Gurkhami i Bhorami, Sten s dzi , e zdo a utrzyma ba agan w rozs dnych granicach. Ich komunikatory zosta y tak e nastawione na natychmiastowe przeniesienie si na inn cz stotliwo w miar potrzeby. - Wszystkie sekcje, wszyscy nierze! - zacz . - Pogotowie bojowe, na tej fali. Dowódcy sekcji, sprawd cie swoje komunikatory, obie cz stotliwo ci, i meldujcie. Koniec. Nadawa jak leci, nie mia czasu na kodowanie ani nie by o takiej potrzeby. Je li kto , kto manipulowa t „spontaniczn demonstracj ” mia ochot pos ucha i zareagowa , pasowa o to do planów Stena. Wszyscy sprawdzili swoje komunikatory i zameldowali si na czas, oprócz jednego dowódcy sekcji, który musia wymieni dwa nadajniki. Mo e kiedy , pomy la Sten, zostanie wynalezione takie radio, które b dzie dzia bez zarzutu. Ale jeszcze nie teraz. Sten przesun na miejsce opart na statywie lornet o du ym zasi gu i zdecydowa , e nadszed czas, aby sprawdzi , co dzieje si na zewn trz.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Krzyki. Uderzenia. B yski. Wrzeszcz cy pod egacze. Barykady blokuj ce boczne ulice. St umiony odg os strza ów z ma okalibrowej broni, wycelowanej w nie wiadomo co. Ambasada zosta a ca kowicie otoczona morzem szale stwa. T um falowa , rycza . Huczy jak wiatr nad Miejscem Dymów, pomy la Sten, a potem zapomnia o tym. Ca kiem niez y t um, stwierdzi . Jakie ... zobaczmy. Oceni , e by o tam ponad sto tysi cy istot. - Sk d wiesz, e jest ich akurat tylu? - zdziwi a si Sind ze swego stanowiska odleg ego o dwa metry. - To atwe - powiedzia . - Po prostu policzy em ich nogi i podzieli em przez dwa. Skup si , Sind. Cel. Alfa. Trzynasta trzydzie ci. Pi set metrów. Brawo. Tysi c pi set. Czterysta poprawka, trzysta siedemdziesi t pi . Charlie. Tysi c sze set, czterysta. Jeszcze jeden - Delta. Dziewi set, sze set metrów. Wygl da jak wielki mo dzierz. Patrz na to, prosz . Wy czam si . Strzelcy meldowali szybko. Wszystkie cele, jakie zasugerowa , by y poza bi cym si umem. Szuka istot stoj cych na jakim podwy szeniu, przemawiaj cych, organizuj cych, podnosz cych temperatur t umu. Ryk stawa si coraz g niejszy. Teraz, pomy la Sten. Je eli ci mówcy to po prostu gniewni obywatele, zaniepokojeni niesprawiedliwo ci , to za kilka chwil powinni wykrzycze sobie drog na czo o t umu. Ale oni nie ruszali si . A wi c to profesjonalni pod egacze. Tacy, których ci, co montowali ten bal maskowy, nie mieli zamiaru po wi ca , je li kule zaczn wista dooko a. Albo po prostu tchórze, a wtedy niemal mi przykro z powodu tego, co zaraz si stanie. - Alex. - Tak, stary. - Je li ty we miesz tamtych dwóch, my we miemy te gadu y. - Tak jest, szefie. Masz ochot us ysze co wi cej na temat tego, co wykry em? - Nie... tak. - Mam ma ego cykacza ze sob . Tego, co jest po czony ze sprytnym urz dzonkiem, które mamy tam, daleko. Sten pomy la chwil ... A, tak. Alex mówi o detektorze, po czonym z pluskw w pi knym pistolecie, znalezionym w tamtym arsenale z bocznej alejki. - Przypomnia em sobie. - Tak, jak mówi em. Tamten gadu a go ma. A to skurwiel, pomy la Sten. Czyli mia racj . Dobrze mu si zdawa o, e ów „mot och” zosta wykreowany, poruszony i kierowany. I ten, kto sta u steru tej operacji,
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zapl tany by tak e w ma y, prywatny terroryzm, zdolny do wys ania kamikadze w celu zamordowania ponad czterystu gwardzistów. Sten czu si moralnie uprawiony do takiego s du, chocia nie mia na to wystarczaj cego poparcia w materia ach wywiadu. - Jeste wy czony z operacji, Alex. Nie zgub tego cykacza. - Tak s dzi em, e w nie to powiesz, szefie. I chcia bym, eby czu si zobowi zany w stosunku do mnie, e a tak si po wi ci em. Wy czam si z sieci i b pilnowa sytuacji z centrali czno ci. Odbiór. - Sind? - Sten przys oni d oni mikrofon komunikatora. ysza am. Poprzez swój mikrofon nada a do sekcji snajperów: - Tu Snajper Sze . Delta nie jest celem. Powtarzam, Delta nie jest celem. Odbiór. Ten cel - ta istota - któr Sten dostrzeg z dala od faluj cego t umu i uwa za dowodz ca hord nosi a „nadziewany” pistolet. Chocia bardzo chcia dorwa j teraz, musia na to poczeka . - Id ! - Nieznana jednostka! Podaj swoje dane! - Przepraszam. Centrala g ówna. Sten przesun lornet . Rzeczywi cie, gromada ludzi podchodzi a do g ównej bramy. To b d z ich strony. Sten wyda rozkaz. Gaz zawi cy ze wistem wydosta si z emitorów umieszczonych na szczycie muru. Z gazem zmieszano bardzo cienki strumie barwnika w stosunku dziesi do jednego. Barwnik by ty i czepia si wszystkiego, czego tylko dotkn . Zastosowano to na wypadek, gdyby Sten albo kto inny chcia nieco pó niej zidentyfikowa którego z napastników, jako e trzeba by o co najmniej siedmiu k pieli, aby zeskroba t farb . Gaz nie powinien spowodowa szczególnych szkód, raczej s jako ostrze enie, e mo e zdarzy si co gorszego. Pierwsza fala, o lepiona, cofn a si nieco. Potem nowi, co mielsi napastnicy ruszyli do przodu. Tym razem wymachiwali no ami, zaimprowizowanymi w óczniami i zapalaj cymi butelkami. Sten nacisn guziki na tablicy detonacyjnej ustawionej przed sob i zdetonowa bomby skonstruowane przez niego samego i Alexa. Nie tyle bomby, co raczej puszki z ynem pod wysokim ci nieniem. Zamaskowano je jako kosze na mieci, latarnie i wszystko to, co mog o stanowi element normalnej ulicy. Ka da z bomb zawiera a co najmniej dwadzie cia litrów oleju.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Chodzenie po liskich ulicach wokó ambasady sta o si do trudne. Potem uderzy y Dru yny Kocurów, wybiegaj ce z szybko otwartych i natychmiast zamkni tych furtek ambasady. By y to dwuosobowe oddzia ki: jeden cz owiek z karabinem, któremu kazano nie ywa go, chyba e zajdzie absolutna konieczno , a drugi z wielk pak tego, co zosta o zrabowane w sk adzie. yska kulkowe. Wiele, wiele ysk kulkowych apanych ca d oni i rzucanych z ca ej si y. yskowa pu apka na myszy. Kocury. O wiele trudniej by w ciek ym buntownikiem, kiedy trzeba siedzie albo le . um zawaha si . Pierwsze szeregi nie mia y ju pewno ci, co si dzieje, a tylne chcia y si tego dowiedzie i wzi udzia w rabowaniu, które przecie mia o si rozpocz lada chwila. Furtki ambasady otworzy y si znów, wypuszczaj c dwa pojazdy do likwidowania zamieszek i cztery inne, zmodyfikowane przez Stena. Wystrzeli y. Woda. Pod rednim ci nieniem. Nie wystarczy aby nawet do ugaszenia po aru. Kilka pierwszych szeregów t umu zdecydowa o, e chce do domu. By o zimno. Sten ponagli ich nieco, wypuszczaj c z ambasady drug fal ci arówek. Ludzie krzykn li i zanurkowali, usuwaj c si z drogi wielkich ostrzy, dopóki nie zorientowali si , e pojazdy atakuj na wysoko ci trzech metrów. Nie zosta y pomy lane jako bro - lecia y dalej z du pr dko ci , kieruj c si w stron barykad na bocznych ulicach. Uderzy y w nie raz, wycofa y si nieco, uderzy y jeszcze raz, usuwaj c z drogi spi trzone gruzy i cywilne pojazdy. Ulice by y ju teraz bardzo czyste. Ci arówki zawróci y i pospieszy y do ambasady. Bez strat. Sten westchn z ulg - to stanowi o najbardziej niebezpieczn cz planu, najbardziej grozi o stratami asnymi. um falowa niezdecydowanie. Atak ci arówek stanowi dowód humanitaryzmu Stena, planuj cego ofiarowanie „swojemu” t umowi tylnego wyj cia, po wprowadzeniu w ycie nast pnej cz ci swych zamierze . On te chcia , eby poszli do domu. - Teraz! Zacz li gin ludzie. Palce Bhorów naciska y na spust, i rakiety wystrzeli y z wyrzutni. By y to pociski samonaprowadzaj ce, nie mog y chybi . Oba skierowano w g ówny cel: jeden na najwy sze pi tro zrujnowanego wie owca, drugi w poddasze biurowca. Istoty, które nie mia y zamiaru uczestniczy osobi cie w prawdziwej walce, ani ryzykowa
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
bezpo redniego zagro enia, mia y ledwie kilka sekund na mrugni cie. Dwie dymi ce smugi dotar y do celu i rakiety wybuch y. Zahucza a fala uderzeniowa... i inne palce nacisn y na spust. Alfa... Brawo... Charlie... Uliczni mówcy tak e zgin li, nie maj c nawet czasu na to, aby spojrze w gór i dostrzec chmur dymu mierci unosz cego si z legowiska ich prze onych. um zamar . Bramy ambasady otworzy y si . Lamenty, wrzaski, krzyki zamilk y. Nasta a ostateczna cisza. I nagle rozleg si miarowy stukot butów na gruzowisku. Sten, otoczony przez dwudziestu Gurkhów, wymaszerowa przez bram ambasady. Wszyscy mieli w r kach kukri, te wielkie, d ugie na pó metra zakrzywione no e, gotowe do ycia, trzymane przy piersi pod k tem czterdziestu pi ciu stopni. Przeszli dziesi kroków do przodu. I bez rozkazu stan li. Dziesi ciu Bhorów, trzymaj cych karabiny w pozycji do strza u, wysz o i stan o, ubezpieczaj c flanki. Tak e trzasn li obcasami. Rozleg si pomruk w ród t umu. To byli mordercy. Mali, br zowi m czy ni, którzy nie brali je ców, którzy, jak opowiada y legendy, zabijali i zjadali w asne dzieci, je li nie przejawia y w dostatecznym stopniu morderczych instynktów. Wszystkie te bzdury, jakie najbardziej wprawni na Jochi propagandy ci rozpowszechniali o nepalskich wojownikach, bzdury, na jakie Gurkhowie nigdy nie zwracali uwagi, wyp yn y na nowo. Ci ludzie byli nawet straszniejsi ni opowiada y te historie. To nawet nie byli ludzie, tylko mordercy, którzy wchodzili z d ugim no em, i wychodzili, nie zostawiaj c za sob nic oprócz krwi i ciszy. Znowu bez adnego rozkazu, Sten i Gurkhowie zrobili jeden krok do przodu. Stan li. Nast pny krok. I nast pny. Jeszcze pi kroków, i zbli si do pierwszych szeregów. Mot och za ama si . Ten t um, jeszcze chwil temu gotów zrówna ambasad z ziemi i rozerwa na sztuki wszystkie ywe, znajduj ce si tam istoty, zmieni si w gromad wystraszonych dusz, zainteresowanych jedynie znalezieniem sobie kryjówki, zanim komu stanie si krzywda. Wyj c, krzycz c, rozbiegli si na boki, z daleka od no y, jak najdalej od terroru. Sten i Gurkhowie nawet nie mrugn li okiem. Sten lekko skin g ow i Gurkhowie, jednocze nie, odwrócili si . Równo odmierzanym krokiem weszli z powrotem na teren ambasady. Bhorowie zaczekali, a wejd , potem zarzucili
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
bro na rami i poszli za nimi. Brama zatrzasn a si . Sten podszed do muru, upewni siebie nie mo na zobaczy go z zewn trz, i opar si z ulg . Ma o brakowa o, pomy la . Komisarz Lalbahadur Thapa podszed do niego, stan na baczno i zasalutowa . Sten odda salut. - Bardzo dobrze. - Nie bardzo dobrze - powiedzia Gurkha. - Ka dy mo e wystraszy owce. Albo dzieci. mier Gwardii Imperialnej pozosta a niepomszczona. Sten tak e spochmurnia . - Dzi wieczorem - obieca . - Dzi wieczorem albo jutro. I nie b dziemy si bawi w dzieci ce gry, koniec zabawy. Tak naprawd trzy noce min y, zanim poruszaj ca si plamka, która by a oznakowanym pistoletem, stan a w miejscu. Rozkazy operacyjne Stena by y ustne, bardzo krótkie, nie zapisano ich w adnych aktach. Dwudziestu Gurkhów. Ochotnicy. Gotowi do specjalnych zada o dwudziestej trzeciej. Tylko bro krótka. Ubranie koszarowe. Alex uniós brew na to ostatnie: dlaczego nie maskuj ce kombinezony? - Nie chc , aby ktokolwiek zastanawia si nad tym pó niej - powiedzia krótko Sten. - To rze pod nadzorem, a nie prywatna zemsta. Na ochotnika zg osi si , rzecz jasna, ca y oddzia Gurkhów. miu Bhorów. Sami doskonali piloci. Cztery ci arówki. Podstawowa bro . Sind powiedzia a, e ca a jej dru yna chce i . Zaczynaj c od niej samej, doda a. Sten nic nie mówi o naturze owego specjalnego zadania. Najwyra niej nie musia . nierze zebrali si o dwudziestej drugiej. Na zewn trz niebo by o cz ciowo zas oni te, czarne chmury cwa owa y poprzez oblicza czterech aktualnie widocznych ksi yców. Nie by o adnych, zwyczajnych dla Gurkhów, okrzyków przed bitw . Wiedzieli. Tak, jak wiedzia sk ka dy w ambasadzie. Kantyny i korytarze opustosza y. Sten i Alex poczernili twarze, za yli kombinezony i sprawdzili bro . Sten mia kukri, swój nó i pistolet. Alex za rewolwer i stalowy pr t o d ugo ci metra, który zawiesi na ta mie. Alex wszed do pokoju czno ci, aby po raz ostatni spojrze na cel - mieli nie tylko umocowany w pistolecie nadajnik, ale te pos ali cztery „nietoperze” lataj ce w tamtej okolicy i osiem innych, uziemionych w celach wywiadowczych. Gurkhowie i o miu Bhorów-pilotów zebra o si w gara u ambasady. Sind sta a na czele formacji. Sten odsalutowa i wyda rozkaz, aby nierze ustawili si do inspekcji. Gurkhowie
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wyci gn li kukri. Paski od ich mi kkich kapeluszy ze spuszczonym brzegiem by y ciasno zapi te pod doln warg , a wzrok utkwiony w niesko czono ci. Sten przeszed si wzd szeregów. Jedynie formalnie sprawdzi jedno czy dwa ostrza. Oczywi cie naostrzono je jak brzytwy. Wyszed z szeregów i wróci do Sind, która kaza a schowa bro i stan w normalnym szyku. Ze schodów zbieg Alex, z ponurym u miechem na twarzy. - Mamy wi to u przyjació - oznajmi . - Sensory wyczuwaj , e zebra o si pi tna cie pów. B bawi si albo radzi , ale wygl da na to, e ca a ta cholerna komórka zebra a si razem. Porozumiewawczy u miech Stena by pozbawiony humoru. Wyda rozkazy operacyjne: Czteroosobowe zespo y. Po wyl dowaniu przemie ci si do wskazanej strefy, czeka na rozkaz do szturmu. Nie u ywa broni, chyba e w przypadku najwy szej konieczno ci. I jeszcze: adnych rannych. adnych wi niów. Wymaszerowali do ogrodu, gdzie czeka y grawiloty. Bhorowie w lizgn li si za stery, Gurkhowie wsiedli do pierwszych dwóch - pozosta e mia y pos do posprz tania - i ci arówki unios y si , kieruj c si wprost na miasto, do strefy ataku. Cel le w odleg ci mniej ni dwudziestu minut lotu. Nikt nic nie mówi . Sten, przewieszaj c si przez siedzenie prawego pilota, patrzy na wielk map na ekranie i mrugaj kropk , wskazuj pistolet i jego w ciciela. Znalaz a si w tym miejscu dwa dni wcze niej, w wielkiej posiad ci otoczonej rozleg ymi gruntami, na brzegu rzeki tu powy ej granic Rurik. Kwatera g ówna? Schronienie? Sten nie bardzo troszczy si o to. On i Alex przetrz sn to miejsce. Pó niej. Ci arówki wyl dowa y kilkaset metrów od rozleg ego domu. Z przodu znajdowa si nieco zaniepokojony wartownik i drugi na ty ach. Obaj zostali uciszeni. Alex sprawdzi , czy przy g ównym wej ciu nie ma czujników lub zainstalowanego alarmu. Nie by o. Sten wyci gn swoje kukri i w jednej chwili dwadzie cia jeden innych no y zab ys o w blasku ksi yca. Potem trupi poblask znik , zakryty przez chmury. Weszli do rodka. Zadanie zaj o im pi minut. Nie rozleg si aden krzyk. Kiedy by o ju po wszystkim, cia a pi tnastu zaszlachtowanych terrorystów i dwóch wartowników zosta y u one na
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zaniedbanym trawniku. Sind przeszuka a cia a, aby uzyska co pomocnego w identyfikacji lub inne informacje przydatne dla wywiadowczych celów. Niewiele znalaz a. Sten i Alex wzi li przeno ne latarki z jednej ci arówki i przeszukali posiad , szybko i dok adnie, w sposób, którego nauczyli si podczas pracy w wywiadzie. aden z nich nie przemówi nawet s owem. Alex przerwa cisz . - Mam pewne tropy. Ten t um sk ada si z wielkich fanów Iskry. Spójrz na ca propagand . Wszystko to samo. Jochi dla Jochia czyków i tak dalej. Ale przecie nie spodziewa em si , e trafimy na g ównego szarlatana. - Ani ja. - Cholera. Dlaczego w nie ten dra nie móg wy lizgn si tego dnia, eby naradzi si ze swoimi zbirami, a my by my go znale li. - To si zdarza tylko w filmach. - Wiem o tym. Ale mo na sobie pomarzy , no nie? Chod , Sten. Nie ma tu nic dla nas. Podpali to wszystko? - Tak. Cia a zosta y ju za adowane na dwie wolne ci arówki. Sten zaczeka , dopóki nie zobaczy omieni wewn trz domu, potem nakaza odwrót. Siedemna cie cia mia o by wywiezionych nad morze i wyrzuconych daleko od brzegu. Terroryzm, raz wprowadzony, okazywa si obosiecznym or em. Ludzie doktora Iskry mogli mie nieco k opotów przy rekrutowaniu nowych ogniw po tym, jak cz onkowie tego jednego znikli w ciemno ciach i mgle. A zabójcy odeszli ze swoimi d ugimi no ami, pozostawiaj c za sob tylko krew i cisz . Rozdzia 31 Niewielu socjohistoryków spiera oby si z twierdzeniem, e u szczytu swego panowania Wieczny Imperator dzier w r ku wi cej pot gi ni jakakolwiek istota przed nim. Ci którzy go podziwiali - a by o ich wielu - pisali, e przez wi kszo swego panowania nie decydowa si na nadu ywanie w adzy. Cynicy powiadali z kolei, e by kluczowy powód, dla którego rz dzi tak d ugo: Imperator by idealnym rozjemc w wielu gor cych i krwawych dysputach. Mówi c krótko, w adza utrzymywa a si przy nim tak d ugo, bo by o to najbezpieczniejsze miejsce, gdzie mog a by z ona. Tak wi c gdy Imperator postanowi zdoby jeszcze wi cej w adzy i dzier j wbrew
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
swoim wrogom, stan przed trudnym zadaniem. Gdy tylko jego intencje sta y si jasne, wiedzia , eb mu si przeciwstawia i despoci, i demokraci. Wiedzia te , e pierwszym celem, jaki wybior jego przeciwnicy, b dzie podwa enie jego kompetencji do rz dzenia. Imperator by szczwanym lisem w polityce i rozumia to, e wszystkie jego plusy maj swoje ciemne strony. Triumfalne powroty Imperatora po mierci porusza y biliony jego poddanych. Wielkie parady i publiczne widowiska nie schodzi y ze sceny od blisko dwóch lat. By bohaterem nad bohaterami. Ale wszystkie parady maj swój koniec - zwykle w bocznych alejkach, gdzie pe ne kolorów flagi okazuj si osnymi strz pami. Entuzjazm zwyci stwa wkrótce obraca si w nud szarego codziennego dnia. W ko cu zwyci stwo samo w sobie podnosi o niesamowicie wysoko poprzeczk w rozwi zywaniu problemów. Przeci tna istota stawa a si sfrustrowana tym, e jej osobiste opoty nie znika y. Ogó nabiera zwykle wewn trznego przekonania, e przywódcy o to nie dbaj . Socjohistorycy lubi roztrz sa ten aspekt. Jest to jedna z podstawowych prawd, która wy azi jak szpilka spod uprawianej przez nich nauki. Dlatego w nie historycy niczemu mniej nie ufaj ni prawdzie. By zrównowa ten podstawowy polityczny minus, Imperator musia ukaza sukces. W normalnych czasach rozdmucha by rozmiary którego ze swych przedsi wzi . Teraz dooko a niego nie by o nic oprócz ruin i cierpienia. eby mie pewno , móg obwini wojny tahnijskie o ruiny; cierpienia mo na by t umaczy ekscesami Rady. Niestety, oba te warianty by y - wed ug s ów mitycznego polityka, Lanslidejona jak zbyt stare psy na polowaniu. Imperator nie potrzebowa wymówek. Potrzebowa pozytywnego dzia ania. Kiedy zmar Khaqan, Imperator zobaczy swoj szans . Oto mia ca mg awic w ruinie. Ale mo na temu jako zaradzi . Gdyby si uda o, mg awica stanowi aby obraz ca ego Imperium w miniaturze: ludzie i istoty niehumanoidalne yj ce szcz liwie razem, w ciep ym wietle imperialnej dobrotliwo ci. Dlatego w nie wybra doktora Iskr , który obowi zki terytorialnego gubernatora pe ni ospale, cho dobrze. Jego ksi ki by y politycznie poprawne, pasje utemperowane. I dobrze go przyjmowano w Mg awicy Altaic. Kiedy dodano jego imi do listy potencjalnych adców, nikt si
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
temu nie przeciwstawia . Na li cie Jochia czyków widnia jako pierwszy. Dla Torków plasowa si na drugim miejscu - po Menynderze. Tak samo w przypadku Bogazi i Suzdalów, gdzie przed Iskr byli tylko „ukochani synowie” - archaiczny zwrot polityczny, nie maj cy nic wspólnego z rodzajem rozmna ania. Iskra zdawa si najmniejszym ryzykiem. Imperator wpad w k opoty, podejmuj c to ryzyko i rozpowszechniaj c na ca e Imperium. Sten zosta pos any do Altaic nie tylko z powodu swoich niew tpliwych umiej tno ci dodawania witaminy C do smacznych, orze wiaj cych drinków. Jego notowania sta y tak wysoko, e samo nazwisko gwarantowa o uwag mediów, legalnych czy nie. Potem Imperator wszcz subteln , cho rozmy lnie ha liw , kampani reklamow w mediach na temat Iskry. Do podr czników szkolnych do ono wyj tki z pism Iskry, dyskutowano o krytycznym po eniu obywateli Altaic, wskazywano na przepa pomi dzy gatunkami istniej w przesz ci i obci ano ni zmar ego Khaqana. Prasa schlebia a bardzo profesorowi Iskrze w tych artyku ach. Cz sto wspominano o nim jako „uzdrowicielu ran”. Prasa brukowa zosta a nakarmiona obrazem „zwyk ego cz owieka”. Przedstawiano Iskr jako intelekt z sercem, istot , która poprzysi a jak Spartanin, daj c przyk ad swojemu ludowi. Jego zwyczaje dietetyczne przedstawiano w k cikach kulinarnych, podaj c przepisy i twierdz c, e odnalaz on sposób na zdrowe i d ugie ycie. Ca y ten ha as dooko a Iskry by tak g ny, e tylko g upiec - i do tego ca kiem g uchy - nie zauwa , i presti Imperatora zale y od sytuacji w Altaic. Tak wi c, kiedy bomba uderzy a w koszary imperialne na Rurik, unicestwiono co wi cej ni ycie nierzy. W asne plany Imperatora znalaz y si w niebezpiecze stwie ulecenia z tym samym dymem. Jasne, e mia wielkiego psa Mahoneya czekaj cego gdzie z boku. Ale nie móg go jeszcze . Najpierw trzeba by o przygotowa grunt. Imperator potrzebowa natychmiastowego, prostego rozwi zania. Zareagowa b yskawicznie. Rozwi zanie stanowi o utajnienie wiadomo ci. Ranett by a staro wieck dziennikark , z typu tych co to „sama o siebie zadbam”. By a tak e legendarn reporterk wojenn , pisz korespondencie z wojen tahnijskich z samej linii frontu. Podczas morderczych lat Rady trzyma a g ow nisko. Ale nadal notowa a swoje obserwacje. Gdy powróci Imperator, z owych zapisków zrobi a wstrz saj seri
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
dokumentów filmowych dotycz cych zbrodni i szale stw Rady. Ostatni odcinek nadawano w nie wtedy, gdy Iskra przejmowa w adz w Altaic. Biliony istot ogl da y audycj . To w nie stanowi o powód, dla którego Imperator nalega na to, aby osobi cie podzi kowa Ranett w dodatku do tej ko cowej emisji. Reporterka potraktowa a to we - w ciwy sobie sposób. Kiedy wy czono kamery, odwróci a si do w adcy i spyta a: - Wasza Wysoko , co z tym klaunem, Iskr ? miechni ta twarz Imperatora przyblad a. Udawa , e nic nie us ysza . Jego uwaga nagle skupi a si na powa nych sprawach pa stwowych. Zanim Ranett mog a powtórzy pytanie, w adca w otoczeniu ochroniarzy pospieszy ku wyj ciu. Ranett postanowi a wi c sama zdoby odpowied . Jej wydawca nie by uszcz liwiony. - Mam ju tych historii z Mg awic Altaic i doktorem Iskr powy ej zatkanych uszu, Ranett. Kto ma ochot na nast pne? Poza tym dobre wie ci nie sprzedaj si najlepiej. - Wcale nie s dz , e wszystko tam si dobrze uk ada - odpowiedzia a Ranett. Gdyby tak by o, nie prosi abym. - To kupa gówna, Ranett. Ka de wydarzenie w tym uk adzie jest dobr wiadomo ci . Byli zdo owani tak d ugo, e wszystko im si podoba. Nie, wola bym, eby wybra a si na poszukiwanie jakiej ma ej, licznej wojenki nadaj cej si na ok adk . Z mnóstwem krwi. - Je li dostan si na Altaic - powiedzia a Ranett - my , e znajd ci tyle krwi, ile tylko zechcesz. - Jakie masz argumenty poza swoim reporterskim instynktem? Ranett zerkn a na swego wydawc w wymownym milczeniu. Potem wzruszy a ramionami, co znaczy o: jedyne co mia a to instynkt, ale na Boga, by to instynkt, na którym mo na zawsze polega . Edytor odwzajemni si jej spojrzeniem. Twardym. Jego milczenie by o równie wymowne w tym rutynowym starciu osobowo ci. Nast pnie uniós powiek , co oznacza o: czy jeste pewna, ca kiem pewna? Ranett znowu wzruszy a ramionami. Wydawca westchn . - Ty ma po, wygra . Jed , no ju . Ranett podró owa a skromnie. Dosta a woln koj na frachtowcu zd aj cym do Altaic. Jedynymi osobami wiadomymi celu jej podró y byli wydawca, urz dnik firmy, który sprawdza rachunki i kapitan frachtowca, zdeklarowany pijak. Ranett by a jedn z tych osób, które zwykle znajdowa y si w odpowiednim miejscu iw
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
odpowiednim czasie. - Mam po prostu szcz cie - mawia a kolegom w barze klubu prasowego. Nigdy w to nie wierzyli. Jej dobre wyniki i powodzenie przypisywali k amstwom, apówkom i strategii. Ranett nie k ama a, pr dzej zrezygnowa aby z tematu, ni posmarowa a czyj ap , i zachowywa a si odpowiednio do tego. Jej szcz cie znów da o zna o sobie o dwa dni imperialne od Mg awicy Altaic, gdy dotar y do niej pierwsze wie ci o katastrofie na Rurik. S uchaj c m tnych wiadomo ci yn cych z komunikatora statku, Ranett chichota a. B dzie na miejscu jedyn istot z pierwszoligowego wiata dziennikarskiego, która doniesie o wypadkach i ich niew tpliwie paskudnych nast pstwach. Ranett pospieszy a do kabiny, by zdwoi wysi ki nad swoj „prac domow ”. Roz a olbrzymi teczk z fiszkami na temat zafajdanej historyjki mg awicy. Osiemna cie imperialnych godzin od Jochi, kapitan zjawi si u jej drzwi trze wy iz niepewn min . - Mam z e nowiny, szanowna pani - powiedzia . - Musimy wraca . Ranett przeszy a go spojrzeniem, które by o s ynne z tego, e zgina o daleko sztywniejsze kolana. - Prosz mi to wyja ni . Kapitan potrz sn g ow . - Nie mog . Wiceprezes firmy nie poinformowa mnie, dlaczego. Po prostu powiedzia , e mam nie dostarcza adunku na Jochi. I zabra swój ty ek z powrotem na Soward. - Wi c zapomnij o adunku - odpowiedzia a Ranett - Ale ci gle jeszcze mo esz dostarczy na miejsce mnie. - Nie ma takiej mo liwo ci, szanowna pani. Przykro mi. - Zap ac ekstra. Podwójn stawk . Do diab a, wyczarteruj ca y twój przekl ty statek. Kapitan westchn . To rani o jego kupieck dusz . - Zabroniono mi l dowania na Jochi. Pod jakimkolwiek pozorem. Ranett skoczy a na równe nogi. - Ludzie, macie podpisan umow z moj firm - wysycza a. - I oczekuj , e dzie ona wype niona - w ca ci! Przycisn a kapitana do ciany. - Teraz daj mi tego twojego dupkowatego szefa. S yszysz? Kapitan s ysza . Zacz a od wiceprezesa i pracowicie dobija a si do prezesa linii, wprawiaj c w dr enie ca przestrze kosmiczn pomi dzy Altaic a Prim . Niczego nie osi gn a. Kiedy frachtowiec obraca si dooko a i kierowa si w drog powrotn , Ranett dowiedzia a si dwóch rzeczy: e linia eglugowa by a równie w ciek a jak ona z powodu tego,
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
co si dzia o na pok ad frachtowca za adowano cenne i psuj ce si towary. I e rozkaz powrotu narodzi si poza spó przewozow . Najwyra niej chodzi o o polityk . A to oznacza o, e dzia anie mog o by skierowane wy cznie przeciwko niej. Kto naprawd wa ny chcia powstrzyma Ranett przed zdobyciem wie ci z Jochi. I nic nie mog a na to poradzi . Jej wydawca by równie rozdra niony. - Nikt tego nie przyzna otwarcie, ale nad tym wszystkim wisi cie imperialnego wp ywu prychn , wisz c na telefonie w g bi kosmosu. - Szarpa em wszystkie ogniwa a do Arundel, ale bez rezultatu. Wszyscy byli przestraszeni. - Jak oni si zorientowali, e jestem w drodze? - zapyta a Ranett. - Szpiedzy. Pods uch. A có by innego? Teraz w nie nasze biura s sprawdzane przez ochron . - Co robi nasza konkurencja? - chcia a wiedzie Ranett. - To jedyna dobra wiadomo - odpowiedzia wydawca. - Nikt, ale to nikt z akredytacj prasow nie mo e si dosta do Altaic. Przeciek o jednak wystarczaj co du o szczegó ów, by wprawi Imperatora we ciek . BOMBA W KOSZARACH ZBIERA ROSN CE NIWO W LUDZIACH, donosi krzycz cy tytu na ekranach. PORA KA W ALTAIC, g osi kolejny. A by o jeszcze wiele innych: RODZINY GWARDZISTÓW W SZOKU... TRAGICZNA KL SKA IMPERIUM NA RURIK... Co m drzejsi prezenterzy wyst powali z has ami: ZAMIESZKI W ALTAIC ZWI ZANE Z ISKR ... PYTANIA PODNOSZONE W ZWI ZKU Z WYBRANIEM PRZEZ IMPERATORA NIEZNANEGO PROFESORA... ISKRA: SZKOLNY TYRAN. - Nast pnym razem to ja napisz konstytucj - Imperator wyrzeka gorzko. Chc mie Ustaw o Tajemnicy S bowej z prawdziwymi pieprzonymi z bami. Domagam si mo liwo ci wsadzania do wi zienia. dam plutonów egzekucyjnych - do licha, potrzebuj tych zasranych sal tortur. oda kobieta o pulchnych kszta tach i oczach starego polityka przyklasn a mu. - Nie ma sprawy - powiedzia a. - Ostatnie sonda e opinii publicznej, które prowadzi am w mediach pokazuj , e pospólstwo jest z tob , szefie. Dziesi procent uwa a, e wolna prasa jest wa na. Sze dziesi t pi uwa a, i nale y wyrzuci tych demagogów za burt . A pozosta e dwadzie cia pi procent jest tak t pe, e s dzi, i wieczorne wiadomo ci to ugi komediowy serial telewizyjny. Wzburzenie Imperatora obróci o si w grzmi cy miech. - To w nie za to lubi em ci od pocz tku, Avri - powiedzia . - Ty zawsze tniesz do ko ci. - Swój dyplom magistra w owieniu skalpów zdobywa am na Dusable - odrzek a. -
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ale doktorat uzyska am obserwuj c pana w akcji. Sir... - Avri zmierzy a wzrokiem Imperatora od stóp do g ów ze szczerym podziwem. - Nigdy nie spotka am ani nie s ysza am o ywym czy martwym polityku, który osi gn by to, co pan osi gn . Imperator odchrz kn . - Nie wynalaz em niczego. Po prostu krad em od mistrzów. - Wyszczerzy do Avri by w wilczym u miechu. - Cho oczywi cie do em kilka nowych my li do starych regu . - Powiedzia abym, e cholernie dobrze panu to wysz o, sir. - Wyrzu my to sir - powiedzia Imperator. - Oczywi cie wtedy, gdy jeste my na osobno ci. Nie ma miejsca na szacunek w interesie, gdzie g osy zdobywa si po trupach. Imperator spotka Avri w swej d ugiej drodze powrotnej ze stanu mierci do imperialnej korony. Musia za atwi elekcj na Dusable, a ona znalaz a idealnego kandydata do tego zadania: pustog owego, przystojnego ch opaka, który zdobywa g osy jak pos uszny polityczny piesek. Od tego czasu Imperator docenia ostry umys Avri. Ale w tej chwili, kiedy spojrza na ni , ubran w obcis , czarn sukienk , inne obszary zainteresowania zacz y przychodzi mu na my l. Avri pochwyci a to spojrzenie. Obdarzy a go u miechem mówi cym: „nie mam nic przeciwko temu” i opar a si na krze le, aby da mu lepszy widok. Imperator poczu pewien dreszczyk. Od go na bok na pewien czas. Niech dojrzewa w ch odzie. - Jak uk adaj si sprawy w parlamencie? - spyta . - Dobrze - powiedzia a Avri, nieco rozczarowana. Ale rozja ni a si szybko, przechodz c do swego ulubionego zaj cia: liczenia g osów na tak i nie. - Tyrenne Walsh wyg osi to przemówienie, które napisali my dla niego. Ten idiota nie rozumia ani s owa z tego, co mówi , ale brzmia o to naprawd przekonywuj co. Walsh to by ten liczny ch opak, którego Avri i Imperator wprowadzili na szczyty w adzy w Dusable - czo owy z najpaskudniejszych i najbrudniejszych starych polityków w Imperium, je li ju o tym mowa. Teraz Imperator zacz omawia z Avri swój plan przekszta cenia niezale nych prowincji Imperium w podleg e mu dominia. - Widz to w nie tak - powiedzia a Avri. - Walsh wyst pi z mow przewodni , tak, jak to mówi . Na pocz tek we miemy te pi knie brzmi ce s owa: obowi zek, lojalno , patriotyzm, które tak wietnie uderzaj w górne tony. Imperator kiwn g ow . - Dobrze. Doskonale. Potem wyg asza wielkie o wiadczenie, tak?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tego chcia - stwierdzi a Avri - ale moim zdaniem zbyt szybko przesuwamy si do mety. To znaczy, nie chcemy, eby brzmia jak twoja tuba. Imperator zachichota . - Bro Bo e. - No có , w nie tak by to zabrzmia o - powiedzia a Avri. - A chcemy, eby og osi , e ma zamiar sta si pierwszym z wielkich przywódców, który odda swój system w twoje adanie. - Masz na my li to, e stanie si on jednym z moich wasali. - To, to samo - stwierdzi a Avri. - Rzecz jasna w przypadku Walsha to nie ma znaczenia. I tak jest ju sterowany. Przez ciebie. Ale inni przywykli post powa po swojemu. Nie poddadz si tak atwo. Imperator zrozumia jej punkt widzenia. - O czym my lisz? - Umiej tnie zrobiona kanapka - powiedzia a Avri. - Je li w ysz w ni dostatecznie du o mieci, nikt nie spostrze e, jak cienkie s p atki sera i szynki. I zag osuj , a dopiero w po owie drogi do domu zrozumiej i dostan zgagi na my l o tym, co zrobili naprawd . - Mów dalej - powiedzia Imperator. - No dobrze, a wi c powiewamy flag , jak mówi . - Avri zrobi a zamaszysty gest zaci ni pi ci . - A potem po ymy nacisk na czyje osobiste cierpienia. No wiesz: list od starszej pani, która przesy a swoje ostatnie grosze, aby pomóc zbawi Imperium. A ja wy wietlam film o kilku g oduj cych dzieciach. Dobry, chwytaj cy za serce ch am. Pomara czowe w osy. Wyd te z g odu brzuszki. Naprawd wzruszaj ce. - Krew, pot i dzieci ce siu ki - powiedzia Imperator. - To zawsze dzia a. - Jasne. Bez k opotów. Dobra, id my dalej. Podczas gdy oni u alaj si nad biednymi dzie mi, dobij ich zupe nie pewnym starym nierzem, nad którym popracowa am. - To si staje coraz bardziej interesuj ce - stwierdzi Imperator. - Sam bym zag osowa za tym ze cztery czy pi razy. - No pewnie - powiedzia a Avri. - Potrzebujesz luzu na tego frajera. No, jazda. Odnalaz am twojego starego genera a. Przeszed na emerytur trzydzie ci kilka lat temu. W jego g owie jest wi cej mieci ni rozumu. Wzi am go na kwesti : „Imperium w k opotach”. Niemal si pop aka . Na koniec skoczy na równe nogi - poda am mu kule - i postanowi zawo : „Wszystkie istoty Imperium, czcie si ”! Jest bardzo oddany sprawie zjednoczenia Imperium. Mówi, e to najwi ksze zadanie w jego yciu. I e adne po wi cenie nie oka e si zbyt wielkie - i tak dalej, i tak dalej - to podzia a jak oto. Gwarantuj . Wypróbowa am wczoraj na grupie kontrolnej. Ani jedno oko nie
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zosta o suche. A co najlepsze, audytorium opró ni o swoje kieszenie na fundusz ratowania Imperium. Najlepszy wynik na g ow , jaki widzia am. - A potem Walsh z y o wiadczenie? - spyta Imperator. - A potem Walsh z y o wiadczenie. - Doskonale to zrobi - powiedzia Imperator. - Ale chc jeszcze co doda . - A có to takiego? - To, co planuj w zwi zku z podatkiem od AM2. Avri skin a g ow . - To dobry pomys . Wystraszy tych, którzy si nie wzrusz . I co z tym? - Chc , eby dzia o wstecz. Dla ca ego AM2 od ko ca wojen tahnijskich. Avri gwizdn a. - To mo e ich przestraszy za bardzo. - Przykro mi. Musisz jako to opracowa . Oczy Avri nagle rozja ni y si . - Mo e niech genera umrze na koniec. Padnie jak d ugi przed kamer czy co w tym rodzaju. I wypowie swoje „ostatnie s owa”. Wydaje si ca kiem s aby. S dz , e technikom uda si zorganizowa jaki ma y udar dla niego. - To kiepski pomys - powiedzia Imperator. - Tak. Kto móg by si dowiedzie . Przekaza to. - O to si nie boj stwierdzi Imperator. - Tylko o to, e te s owa umieraj cego mog za mi Walsha. A to na nim przecie spoczywa ca a sprawa. Avri zrozumia a, o co mu chodzi. - I dlatego to ty jeste szefem - o wiadczy a. - Co mi przysz o do g owy. To atwe. Pod koniec rozmowy Avri jeszcze raz obdarzy a Imperatora pow óczystym spojrzeniem przymru a oczy, przeci gn a si . - No wi c - powiedzia a - taki jest plan. - Zgadzam si - stwierdzi Imperator. - Wprowad go w ycie. Odwzajemni jej spojrzenie. Zmierzy j wzrokiem z góry na dó . Potem zacz od stóp... i powoli ci gn w gór . - Czy co ... jeszcze? - spyta a Avri. Imperator przeczeka chwil . - Mo e... pó niej. - Czy ja ju wspomina am o mojej sekretarce? - zapyta a Avri. Obliza a wargi. Ona jest... bardzo pomocna w tego typu sprawach. - Musz jej kiedy podzi kowa osobi cie - stwierdzi Imperator. - Mog j teraz zawo . - Czy podyskutujemy prywatnie? - spyta Imperator niskim g osem. - Bardzo prywatnie. Tylko nasza trójka. - Wezwij j - powiedzia Wieczny Imperator. Rozdzia 32 Poyndex przegl da raport raz jeszcze. Nie zmieni si od czasu, gdy czyta go po raz ostatni trzy minuty temu. Gdyby nie to, e pochodzi od zaufanego od dawna - na tyle, na
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
ile jakikolwiek szpieg kiedykolwiek ufa ród om agenta, pomy la by, e albo kto próbuje go nabra , albo doniesienie pochodzi o z p tli czasu, z lat minionych na d ugo przed dniami panowania Rady. Poyndex obieca sobie jeszcze na Ziemi, e ju b dzie „grzeczny”, przestanie prowadzi agentów i usi owa ustali , co „tak naprawd ” si dzieje. Oczywi cie nie móg tego zrobi . Nikt, kto kiedykolwiek wszed w wiat cienia, ju nie wierzy , e prawd jest to, co znajduje si w wietle reflektorów. Zgodnie z raportem, kto pakowa olbrzymie ilo ci kredytów w kult Imperatora. Podobnie, jak to robi Keyes z Rady dawno temu. I ten kto nie by adnym atwym do znalezienia „anonimowym dobroczy ”. Kredyty wp ywa y z wielu ró nych róde , z których ka de mog o by ledzone do pewnego punktu, a potem napotyka o si na kamienny mur. Poyndex leniwie przegl da plik korzystaj c z funkcji otwartego przeszukiwania, by sprawdzi czy nie dzia o si tu nic wi cej ciekawego. W kilka minut uzyska odpowied . W gr wchodzi y wielkie uk ady. Wysocy rang cz onkowie sekty, na których automatycznie otworzy si program, pami tani z dni, kiedy Poyndex pracowa w Korpusie Merkurego, spe niali swoje marzenia. Byli promowani - cz sto nad g owami swoich formalnych prze onych - do szybko. osy stan y gwa townie d ba na karku Poyndexa. Jego palce waln y w klawiatur , skasowa polecenie przeszukiwania. Czo o zaperli o si potem. Poindex zamy li si , potem skrzywi . Chyba by paranoikiem. Ale targn o nim identyczne poczucie niebezpiecze stwa jak to, które uruchomi o brz czyk alarmowy w jego systemie nerwowym, gdy z wn trzno ci Imperatora zosta a usuni ta bomba. Poczu satysfakcj , e zaprogramowa w swoim komputerze porz dne zacieranie ladów. Poszukiwania na przyk ad mog y by ledzone przez zdolnego eksperta. Ale trop prowadzi by zapewne do otwartego terminalu bibliotecznego w dalekim wiecie pogranicza. Kult Imperatora nadal istnia ... Odsun ukryt z boku klawiatury pokryw i po czy ze sob dwa przewody, aktywizuj c polecenie prze adowania systemu i niszcz c lady swego dzia ania. Poyndexowi na my l przychodzi a tylko jedna istota, która by a w stanie porusza tak wieloma cz onkami sekty jak lalkami na sznurku, i która równie dysponowa a tak wieloma tajnymi kana ami do pompowania pieni dzy w...
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Jego komputer natychmiast wymaza zawarto swojej pami ci do czysta i ponownie nadpisa , zgodnie z wymogami wojskowej procedury. Nast pnie znowu skasowa zawarto pami ci... i nadpisa jeszcze raz. Wieczny Imperator we w asnej osobie... Komputer Poyndexa klikn i zosta uruchomiony trzeci, finalny krok, pliki i program, które skasowa y wszelkie lady dzia alno ci Poyndexa w ci gu ostatniego tygodnia. Ale jakie zyski móg osi gn Imperator z tych wszystkich machlojek? Czy chcia , by uczyniono z niego bóstwo, na mi bosk ? Poyndex poczu ogromny ch ód i zrozumia , e ju nigdy nie b dzie bezpieczny, ju nigdy nie przestanie zerka w ty przez rami , wiedz c o tym, co, jak teraz uwierzy , by o prawd . Pan Ecu, emerytowany dyplomata wiatowy, przechyli si w locie, niemal obróci i po owa , e jego rasa nie rozumia a niew tpliwych korzy ci p yn cych z ywania przekle stw. Poni ej niego rozci ga a si arktyczna pustka. Szare morze rozbija o wysoko swe fale o samotny górski szczyt po jego prawej stronie. Po lewej p ywa a olbrzymia góra lodowa. By a jasnoniebieska na burej powierzchni wody - jedyny wyra ny kolor, jaki mog o wychwyci jego oko. Bolesny, samotny kolor. Ecu nie chcia os dza tego wiata, ale odnosi wra enie, e kryje si w nim ca y urok chrze cija skiego piek a. W dole, na krze, poruszy a si kropka. Skupi na niej swój wzrok i kropka okaza a si wielkim, opas ym wodnym stworzeniem, okrytym poka warstw t uszczu i skór odpowiednio grub jak na to zamarzni te piek o. To co prawdopodobnie traktowa o t pogod jak od wie aj cy wiosenny wietrzyk. Ecu pomy la bez sensu, e ta nieznana istota na lodowej bryle wygl da na prymitywnego rybo erc , podczas gdy w rzeczywisto ci mo e równie dobrze by jednym z czo owych filozofów tego wiata czy poetów. Porwa go nag y poryw wiatru i Ecu znowu niemal straci kontrol nad ruchami. Jego d ugi na trzy metry ogon m óci powietrze, usi uj c ustabilizowa lot, a wielkie bia e skrzyd a obraca y si , zmieniaj c k t nachylenia, próbuj c zniwelowa przechy . By ju zbyt stary i zbyt dystyngowany na ten idiotyczny, samotny lot podczas polarnego sztormu. Czu si jak piskl , które w nie odkrywa uroki latania. My la te , e to wszystko, co ma zamiar zrobi , jest jakby ywcem wyj te z kiepskiego melodramatu, uwielbianego przez dzieci i durniów, z jednym wspania ym bohaterem i t umem czarnych charakterów Tylko e pan Ecu wierzy w to naprawd , i a drgn na
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
my l, i jest jedyn istot , maj wiadomo tego wielkiego z a, które mog o zdruzgota wszystko. To, my la dalej, zupe ny absurd, i poczu si dumny sam z siebie, e jest kim , kto odkry , i prawda absolutna trafia si rzadko, i prawie nigdy nie jest oczywista. Wszystko ma ró ne odcienie szaro ci, trzeba je analizowa i interpretowa bardzo ostro nie. Mo e Rykor zorganizowa a dla niego przywitanie, a przy tej okazji zostanie sprytnie uj ty, zaprowadzony do wy cie anego pokoju, gdzie sp dzi reszt swoich, dni, mamrocz c o Wiecznym Imperatorze. Chyba dlatego przes najpierw swoje materia y, które przedtem pracowicie zakodowa egzotycznym szyfrem, jakiego u ywali podczas pracy w trybunale, kiedy cz onkowie Rady mieli by s dzeni za swoje zbrodnie. Pan Ecu, niestety bezskutecznie, usi owa doprowadzi do adu swoje my li, aby zmieni ten chaos w spokój. Ze smutkiem doszed do wniosku, i jedynym powodem tego, e jego umys zachowywa si tak niesfornie by o to, e czu si straszliwie przera ony. Strach to doznanie, które zawsze blokuje logiczne my lenie. Poczu si kompletnie zagubiony. Pan Ecu s Wiecznemu Imperatorowi przy wielu okazjach, a nawet przekona swoj ras do zrezygnowania z d ugo utrzymywanej neutralno ci i potajemnego powrotu do Imperium podczas wojen tahnijskich. Nie mia jednak adnych z udze co do tego, co zrobi by z nim Imperator, gdyby zna jego my li, pogl dy i zadanie. I w nie dlatego, mi dzy innymi, znik ze swojego w asnego wiata, nie mówi c nikomu o celu i miejscu swej misji. Jego przelot na macierzysty wiat Rykor dokona si na jednym ze statków wolnych Rzymian. Kolejne powi zanie, stwierdzi , pochodz ce z czasów trybuna u, zainspirowane przez cz owieka, który chcia , aby ka dy móg lata : Stena. Sten wci gn Ecu w prace trybuna u daj c mu prosty podarunek: holograficzny obrazek pochodz cego ze starej Ziemi „cyrku powietrznego”, gdzie uwi zani do ziemi ludzie nara ali swoje ycie, lataj c na spalinowych dwup atowcach, z których u mia by si ka dy szanuj cy si dinozaur. Widz c ten model, pan Ecu dziwi si : czy oni naprawd to robili? Nigdy przedtem nie my la em, jak to mo e by , kiedy kto jest ca kowicie uziemiony przez genetyczny przypadek. Bo e, jak oni desperacko chcieli lata . Istoty wiele zaryzykuj , powiedzia wtedy Sten, dla wolno ci. Zastanawia si , jak ten cz owiek daje sobie rad w wype nianiu swojego zadania
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
na Altaic. Mia nadziej , e dobrze, ale podejrzewa , zw aszcza bior c pod uwag ostatnie embargo na wie ci z tego rejonu, e sytuacja, ju przedtem kiepska, ostatnio uleg a pogorszeniu. Zastanawia si , czy je eli Rykor uzna jego szalon teori za prawdziw , Sten zostanie w to wpl tany. Jak? W jakim stopniu? - z ci si sam na siebie. I co mia by robi ? Czy by zaczyna ju robi to samo, co ci ludzie, i uwa e za ka dym razem, gdy pojawi si najwyra niej nierozwi zywalny problem, najlepszym wyj ciem jest zbiorowe podniesienie r k i enie wszystkiego w d onie w adcy w wiec cej zbroi, który oczywi cie okazuje si tyranem? To w nie stworzy o obecn sytuacj . To, Ecu poprawi si , oraz AM2. AM2. To by a g ówna przeszkoda. Bez AM2 wszystko w Imperium, zarówno triumfy jak i zbrodnie, by oby udaremnione. I to AM2 uniemo liwia o, doko czy Ecu ponuro, znalezienie jakiego realnego rozwi zania dr cz cych problemów. Horyzont poja nia i Ecu dostrzeg w oddali wysp . By a równie ponura i odpychaj ca jak reszta tego wiata, zapchana kamienistymi szczytami stercz cymi z polodowcowych dolin. Wygl da a na opuszczon - ale jego bia e d ugie czu ki powiedzia y mu, e gdzie tam istnia o ycie. Zaraz potem wzrok potwierdzi jego wra enie, gdy dostrzeg ruch na jednej z kamienistych pla wyspy. Wi cej istot, takich jak ta machaj ca do niego, by o rozrzuconych na stokach przemywanych lodowat wod , jak gdyby by y lud mi wygrzewaj cymi si w tropikalnym s cu. Us ysza ryk przebijaj cy si przez wycie wiatru, gdy jedna z istot wyci gn a si do pe nej wysoko ci na tylnych p etwach i zatr bi a na powitanie. Rykor... to musia a by ona. Istota przeskoczy a zabawnie kilka metrów na l dzie, po czym zanurkowa a z gracj w ami cych si falach, i znik a. Co teraz, pomy la pan Ecu z irytacj , jak ja mam na ladowa jej zachowanie? Czy mam pod za ni pod wod , jakbym by trifibi ? I wtedy czarne ska y rozsun y si na boki i ods oni o si wej cie do szerokiego tunelu ziej cego w rodku jednego z klifów wyspy. Dooko a i na górze, na szczycie klifu, b ysn y anteny. Ecu zni swój lot i zanurkowa w powietrzu, odpowiednio skr caj c lotki, chocia tunel by szeroki na tyle, aby zmie ci redniej wielko ci frachtowiec gwiezdny. Tu mie ci si dom Rykor i jej biuro. Ian Mahoney cz sto w artach porównywa Rykor do morsa. Ale w rzeczywisto ci
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
podobie stwo by o tylko zewn trzne, gatunek Rykor w rodowisku wodnym i z powodu ewolucji, i z wyboru. Fizycznie te ró nili si nieco - Rykor trzykrotnie przewy sza a rozmiarami najwi kszy ziemski okaz morsów, maj c ponad pi metrów d ugo ci i wa c wi cej ni dwie tony. Jej gatunek s yn ze swego intelektu, szczególnie w obszarach wymagaj cych analizy intuicyjnej i zdolno ci do wyci gania daleko id cych wniosków ze sk pych danych. Bywali wi c oni poetami, filozofami, planistami na skal miast i wiatów. I, tak jak w przypadku Rykor, psychologami. Kiedy przechodzi a na emerytur , mia a najwy sz rang ze wszystkich psychologów w bie Imperialnej. By a tak e niekiedy przydatna, sekretnie, Ianowi Mahoneyowi - wówczas szefowi Korpusu Merkurego - jako jego specjalista przy sondowaniu mózgu szpiegów, sabota ystów, morderców, zdrajców, zarówno imperialnych, jak i nieprzyjacielskich. Do tego, aby wyj z bezpiecznego cienia, zosta a przekonana przez Stena, kiedy ustala sk ad trybuna u. A potem mia a, jak ka dy zwi zany z tym, co wtedy zdawa o si triumfem, wszelkie mo liwe oferty. Jednak po powrocie Imperatora wiedzia a ju , dlaczego przede wszystkim przesz a na emerytur : czeka y na ni ksi ki do napisania, ksi ki o wzorach zachowa ludzi i innych gatunków, jakich do wiadczy a tylko ona i nikt inny. I tylko ona mog a je wyja ni . Poza tym mia a ju do tego, co naprawd by o marnowaniem jej umiej tno ci w tej bie: przekonywania pewnych osób lub spo eczno ci, aby zachowywa y si w okre lony sposób. Teraz jeszcze raz zwrócono si do niej, by zrobi a u ytek ze swoich talentów. Ale dla daleko wi kszego celu - i tym razem prosi j Ecu. - To jest naprawd niezwyk e - chwali a si Rykor. - Skonstruowa am ten pokój z my o moich l dowych przyjacio ach i klientach. Jest to tak e mój osobisty art, jako e tyle lat sp dzi am, s c Imperium ze zbiornika ze s on wod albo krzes a grawitacyjnego. Pan Ecu pokiwa czu kami, uprzejmie okazuj c zadowolenie - jego gatunek nie potrzebowa adnego dowarto ciowywania si . Ten pokój rzeczywi cie by m ciwym rewan em. Znajdowa si w wysoko sklepionej, szeroko otwartej, zalewanej przyp ywem jaskini, której znajduj ce si ponad poziomem wody wej cie zamyka przezroczysty mur. Ecu pomy la , e ciana ta prawdopodobnie mo e si porusza
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- opada i wznosi wraz z falami p ywów. Kiedy patrzy o si na zewn trz, na morze, wydawa o si , e pomi dzy mia cymi grzywami ba wanów a patrz cym nie ma nic poza opryskiwanymi wod azami, formuj cymi cz ciowo os oni zatok . Poziom d wi ków morza i wiatru, przekazywanych przez g niki, kontrolowano przez konsol . Wej do tej jaskini mo na by o nurkuj c pod wod , jak Rykor i jej podobni, albo przechodz c solidnym korytarzem, jak l dowe istoty. Ecu szybowa tu ponad sztucznym nabrze em, jakie Rykor wybudowa a dla swoich przywi zanych do ziemi go ci. Ono tak e reagowa o na p ywy i mog o podnosi si i opada tak, e zawsze znajdowa o si kilka centymetrów powy ej agodnych fal wewn trz jaskini. Wyposa ono j we wszelkie urz dzenia i udogodnienia, od monitorów po komunikatory i komputery. Ponad tym centrum konferencyjnym znajdowa y si pomieszczenia mieszkalne i jadalne. Do w asnych kwater Rykor i laboratoriów dociera o si podwodnymi tunelami, prowadz cymi z pomieszczenia do pomieszczenia. Wyposa enie, jakiego Rykor ywa a podczas normalnej pracy, by o albo odporne na warunki rodowiska, albo szczelnie os oni te. - Niezbyt dobrze - powiedzia a Rykor - znam si na... etykiecie i zasadach, dotycz cych przyjmowania lataj cych istot. Czy ty... - Czy l duj ? - W sy Ecu drgn y raz jeszcze. Po chwili lekkiego zak opotania policzki Rykor poruszy y si i jej grzmi cy miech odbi si echem po pokoju, dopóki system akustyczny go nie wyciszy . - Nie - powiedzia Ecu. - Moja rasa l duje, ale rzadko. I w specyficznych celach. - Nie wyja ni tego dok adnie, a Rykor nie pyta a. - Czy mog zaoferowa ci co dla od wie enia? Poniewa Manabi nie s zbyt cz sto goszczon w Imperium ras , mia am du e k opoty, aby dowiedzie si , co najbardziej lubicie. Ale uda o mi si odnale informacje, e sprawia wam przyjemno to w nie, w formie rozproszonej. Chocia te organizmy nie s spotykane na naszym wiecie, zsyntetyzowali my t substancj . Wyci gn a p etwy i dotkn a klawiszy na p ywaj cej obok niej klawiaturze. Na cienny ekran wyskoczy wzór chemiczny. Ecu przyjrza mu si . I znowu poruszy w sami. - Twoje ród o mia o racj , Rykor. Naprawd lubimy ten organiczny kompot. Ale to wprawia nas tak e w pewien rodzaj upojenia, innymi s owy stajemy si zalani na biedronk , jak by to okre li nasz niegdysiejszy przyjaciel Kilgour. Mo e pó niej, kiedy zaczniemy nasz dyskusj , a ja poczuj si mniej g upi, mniej wystraszony i bardziej zdolny do relaksu. A mo e chcia
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
uspokoi mnie tym wzorem, jako e obawiam si , i moje reakcje staj si nieprzewidywalne. - Manabi - powiedzia a beznami tnie Rykor - przesta szale . - Mo e w nie zaczynam. W jaskini nasta a cisza, oprócz st umionych d wi ków morza i wiatru nic nie by o ycha . Rykor przez chwil unosi a si bez ruchu na fali. - Nie - powiedzia a stanowczo. - Nie oszala . Przejrza am twoje materia y. Przeanalizowa am je pod ka dym wzgl dem - intelektualnie i komputerowo. Co wi cej, pozwoli am te na to mojemu najbli szemu wspó pracownikowi - jest jednym z moich siostrze ców i mo na mu zaufa . Korupcja w Imperium nie interesuje nas i jak dot d nikt nie usi owa wymusi na nas prawa do owienia ryb w imperialnej rzece na Ziemi. Roze mia a si znów i Ecu poczu , e zaczyna si odpr . - Przede wszystkim chcia abym podzi kowa ci za paczk , któr mi przys . To pierwsza prawdziwa „ksi ka” ze staro ytnej Ziemi, jak posiadam. Mam pytanie: czy to by o od pocz tku wodoodporne? - Ja to zrobi em. - Aha. Tak przypuszcza am. Bardzo mnie zainteresowa a i wyda a si urocza, w pewien smutny sposób. Wyobrazi am sobie tych prymitywnych ludzi, pisz cych w najciemniejszym z ciemnych wieków, siedz cych tam i patrz cych na to, co wyrabia o si w tych straszliwych czasach. - Nie by o wówczas nikogo, oprócz znachorów. Wo ano ich, jak s dz , aby mamrotali zakl cia i szykowali dziwaczne wywary w paruj cych garnkach, a opary rozpo ciera y si dooko a ofiarnego ognia, utrzymuj c w odpowiedniej odleg ci prawdziwe i wyimaginowane potwory ciemno ci. - Fukn a z sympati . - Tamten biedny cz owiek wyobra sobie, e pewnego dnia powstan zasady dotycz ce psychologii. e stanie si ona nauk . Poza tym, co jak on to nazywa ? Psychohistori ? To fascynuj ca hipoteza. Ja sama uwa am to marzenie za intryguj ce. Chocia wiem o tym, e je eli nie potrafimy rozwi za problemu mnóstwa cia astronomicznych, to problem wielu elementów, które formuj inteligencj , tak e nigdy nie podda si obliczeniom. Musz jednak powiedzie , e uwa am bohatera tej ksi ki, za posta raczej odpychaj . Za bardzo przypomina mi niektórych moich dawnych nauczycieli, pe nych fa szywych prawd i paskudnych uprzedze . - Ale odbieg am od tematu - kontynuowa a. - Wiem, dlaczego przes mi ten prezent, i jak to fikcyjne, uci liwe poszukiwanie porz dku w wiecie pe nym entropii i
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
równie pe nym zam tu Imperium pasuje do danych, jakie zebra . Czy selekcjonowa materia , uwzgl dniaj c tylko te dane, które potwierdza y twoj teori ? - Nie - powiedzia Ecu. - Usi owa em skompletowa tak dok adny zestaw, jak tylko mog em. - Twoje do wiadczenie w dyplomacji sugeruje, e wiesz, jak zachowa si fair stwierdzi a Rykor. - Postanowi am zredukowa twoje surowe dane do logiki symbolicznej. Znowu dotkn a kilku klawiszy i zaja nia o par ekranów. Ecu, chocia nie u ywa zbyt cz sto tej dyscypliny w swojej sztuce, zna j . Min a godzina, zanim dane, nawet przetransponowane na j zyk komputerowy, przewin y si przez ekran. Jako niezrozumia e dla wi kszo ci ludzi, nie robi y takiego przygn biaj cego wra enia. Jednak nie dotyczy o to dwojga do wiadczonych istot siedz cych w morskiej jaskini. W ko cu opustosza ostatni ekran. - Czy moja redukcja w przybli eniu odpowiada rzeczywisto ci? - spyta a Rykor. - Nie w przybli eniu. Dok adnie. Skrzyd a Ecu poruszy y si . Sytuacja by a tak z a, jak s dzi . - Podsumowuj c s owami twoje tezy - ci gn a dalej ch odno Rykor - jest oczywiste, e Imperium znajduje si w stanie najwy szego zagro enia. Nie ma jednak powodu do totalnej paniki, poniewa to nie pierwszy, a nawet nie pi dziesi ty raz, kiedy nad Imperium nadci ga katastrofa. Jednak e sugerowa , e ten ekonomiczny, socjalny i polityczny upadek przyspieszany jest przez samo Imperium. Zw aszcza przez dzia ania, jakie podejmowa Wieczny Imperator po swoim... powrocie. Pan Ecu powiedzia : - Dlatego w nie obawia em si , e sta em si niekompetentny w swoich przemy leniach. - Wcale nie. Skoro ju upewni am ci co do twojego zdrowia psychicznego, mo e jednak od wie ysz si nieco? Teraz nadesz a moja kolej na my lenie i dodanie pewnych interesuj cych danych, jakie sama zdoby am od czasu nadej cia twojej paczki. - Dzi kuj . Ch tnie skorzystam. - Po twojej prawej r ce jest pojemnik pod ci nieniem. Uruchamia si go tym wi kszym przyciskiem. Mikstura prysn a w powietrze. Pan Ecu poczu uniesienie i na chwil przypomnia sobie czasy, kiedy na Ziemi widzia zwyk e ptaki lataj ce w rozpylonej wodzie. Rykor raczy a si czym , co wygl da o jak wysuszony na ognisku torf. - Rybia skóra - wyja ni a. - Powieszona tu poza zasi giem rozprysku fal i wysuszona na
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wietrze. To najbardziej zbli ona do narkotyku rzecz, jak moja niekiedy prostacka rasa zdo a wynale . Ale poszukiwania nadal trwaj . Wró my do sprawy. Stwierdzi am, e uwzgl dni w swoich danych nowe nieszcz cie, jakiemu usi uje zaradzi nasz m ody krzy owiec, Sten. Mg awic Altaic. Wspomaga szale ca, zapewne masz tego wiadomo . Jakiego doktora Iskr . Czy wiesz, e ten Iskra by przez lata popierany na wygnaniu przez Imperatora? Aby kontrolowa przysz ego w adc . Dowiedzia am si te , e Sten pozostaje pod bezpo rednimi rozkazami Imperatora i musi utrzyma Iskr na stanowisku, bez wzgl du na koszty. Cia o Ecu zawirowa o na nieistniej cym wietrze. - Z jakich róde to wiesz? - spyta . - Nie mog powiedzie . Moi koledzy nadal pozostaj cz ci systemu, i dlatego mog oby co im zagrozi . Rykor przystan a na chwil i jej p etwa ogonowa waln a o powierzchni wody. - Jakie to dziwne - zaduma a si . - S ysz sam siebie mówi , e ycie mojego przyjaciela jest w niebezpiecze stwie, poniewa znajduje si on blisko naszego szanownego adcy, i przekaza odrobin prawdy. - Ja sam czu em si tak, jakbym nieco ryzykowa - zwierzy si Ecu. Rykor nie odpowiedzia a, ale kontynuowa a rozwa ania. - Druga rzecz. Nie przypominam sobie, kiedy si na to natkn am. Ale zapewniam, e podczas jakiego legalnego ledztwa. Jak mówi am, nie pami tam okoliczno ci, ale zorientowa am si , e my o tym, co Imperator ma - w sensie dos ownym - ze swojego panowania. Mo e to by o zwyk e wiczenie z rekompensowania w adzy? Zacz am wi c w szy . Oczywi cie bardzo uwa am z tym w cibstwem. Ale dowiedzia am si , e Imperator ma doprawdy niewyobra alne fundusze, zainwestowane na ró nych obszarach, gdzie jego polityka przynosi tak e wymierne, finansowe korzy ci. Inwestycje poczyniono w wielkiej tajemnicy, z tak liczb lepych zau ków, e nigdy nie zaprowadzi yby do Imperatora. Nie uwa am takiego post powania za moralne czy niemoralne. Owe inwestycje, jak stwierdzi am nast pnie, wykorzystywane by y w czasach nieszcz cia do podtrzymywania ekonomii... a tak e polityki. Co sugeruje, e wi kszo istot uwa aby owe profity za „moralne”. Zdaje mi si , e ludzie nazywaj to „funduszem smarnym”. - Smaruj cym. - Smaruj cy pasuje. Kilka dni temu bardzo starannie sprawdzi am kilka z tych funduszy.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Osobiste bogactwo Imperatora wzrasta z olbrzymi szybko ci z sekundy na sekund . W czasach, które spokojnie mo na nazwa kryzysowymi, nasz ukochany w adca ci gnie wielkie zyski z biedy asnego Imperium. - To nienormalne - powiedzia Ecu bez swojej zwyk ej agodno ci. - Pierwszy raz zgodz si z twoim zastosowaniem tego s owa, cho klinicznie nie ma ono adnego znaczenia. Nawiasem mówi c, mog poprze to, co powiedzia . Czy ogl da ostatnio Imperatora wyst puj cego na ekranie? Coraz rzadziej to robi, rzecz jasna, i raczej przedstawiany jest wtedy z boku. Ale spróbuj przypatrze si sposobowi, w jaki poruszaj si jego oczy; jak u bezdomnego ziemskiego psa czekaj cego na nast pne lanie albo kogo , kto coraz bardziej i bardziej pogr a si w czym , co kiedy nazywano psychoz maniakalno-depresyjn . I raz jeszcze pan Ecu po owa , e jego rasa nie u ywa przekle stw. Rykor sugerowa a, e Imperium rz dzone by o teraz przez szale ca, i my l ta wydawa a si kompletnie niewyobra alna. Jaki zak tek w jego mózgu przypomnia , jak wiele razy zajmowa si szalonymi adcami i czu bezosobow sympati w stosunku do tych biednych, tyranizowanych przez nich istot. - Nast pny kawa ek uk adanki - ci gn a Rykor. - Imperator nakaza zwi kszenie produkcji militarnej. Na przyk ad po wojnach tahnijskich opustosza y stocznie Cairenes. Budowanie okr tów wojennych sta o si zb dne, a ich szef, Sullamora, zgin . Sama nie mog zrozumie , jak to si sta o, e Cairenes nagle obros y w AM2 podczas restytucji Imperium. Pami tasz chyba, e fizyczny powrót Imperatora dokona si na statku lec cym z centralnego systemu Cairenes do Dusable. Bardzo dobrze, udzielono pomocy Imperatorowi, a istoty z Dusable zosta y wynagrodzone. - Tak w nie dzia a polityka. A wi c zignorujmy pocz tkowe Z ote Gniazdo i jego Jajo, czy cokolwiek to by o. - Ale ich prosperity nadal trwa. Podczas ostatniego roku, jak si dowiedzia am, zosta o zawartych niemal sto kontraktów ze stoczniami Cairenes. aden z nich nie zosta umieszczony w oficjalnej ofercie. Po co budowa okr ty wojenne teraz, kiedy panuje pokój? Z wojen pozosta o ich wi cej ni trzeba. Doki pe ne s nie odebranych jednostek. - Czy mamy do czynienia z tym - zastanawia si g no Ecu - co, jak s ysza em, Imperator nazywa kupowaniem sobie wyborców? To prawdopodobne. Ale nie mog bra pod uwag czego , co nie jest oparte na faktach. To moje zawodowe uprzedzenie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Istniej jeszcze kolejne kawa ki uk adanki. Moja kole anka - tak naprawd to jedna z kobiet, które próbowa am nauczy logiki - dosta a ciekawe zadanie. Jej specjalno ci s psychologiczne aspekty rekrutacji wojskowej. Ma ona przygotowa kampani , pod ci le okre lonymi warunkami, dla wiatów Tahnu. - Co? - Tak. Naszego by ego wroga, pozostaj cego teraz w do ku wi kszym nawet ni Imperium. Na marginesie dodam, e nie zrobiono nic, aby wspomóc ich ekonomicznie. Teraz werbownicy przebiegaj te wiaty i zbieraj rekrutów. - To z e - powiedzia Ecu. - Ale wiemy z historii, e zdarza si czasami, i wojsko ofiarowuje swoje szylingi tam, gdzie panuje najwi ksza bieda. - Prawda. Je li jednak pami tasz, to Imperator pod koniec wojny by zdecydowany, e te stare militarne szale stwa, jakie tahnijczycy nazywali swoj morderczosamobójcz „kultur ”, powinny zosta zniszczone. Obecnie ci imperialni werbownicy g osz , e nadszed ju czas, aby wojownicy Tahnu podnie li si i znów stan li do walki, by dowiedli, e nadal cechuje ich m stwo przodków, nawet je li przodkowie owi walczyli w z ej sprawie. Nadesz a chwila, aby zacz pomaga w obronie Imperium, t umacz ka demu. I tak dalej, i tak dalej. Ecu poszybowa wysoko w gór , a pod sklepienie jaskini, my c o tym wszystkim. - Dla ekonomicznego dyletanta mo e to mie sens, aby d do wyj cia z kryzysu poprzez produkowanie niepotrzebnej broni - powiedzia . - Ale wtedy nie zatrudnia si nierzy czy eglarzy. S po prostu zbyt kosztowni i sprawiaj zbyt wiele k opotów podczas pokoju. Sam d i wy ywienie wiele kosztuj , je eli potrafisz o tym my le na zimno. Po co szuka nierzy zako czy - je eli nie ma wroga? - Mo e Imperator widzi jakiego wroga - stwierdzi a agodnie Rykor. - Bior c pod uwag natur w adców - doda a cicho, niemal szeptem. - Bior c pod uwag to, kim si staj . - Ale Imperator jest Wieczny - powiedzia Ecu, trac c swoj zwyk równowag , To si nigdy przedtem nie zdarzy o. - Nie. Nie zdarzy o. Co si zmieni o. Ale to nie mój k opot. - Znowu wcisn a kilka klawiszy. - To z udne, i bardzo atwe, dla ka dego pokolenia, aby piszcze o Armageddonie. Ale komputery nie staj si pop dliwe i marudne. Przejrza am prognozy. Przewidywania. Zrobimy to razem jeszcze raz dzisiaj, pó niej, kiedy oboje nieco odpoczniemy, aby upewni si , e nie pope ni am adnego b du.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Narazi wysnu am z tego nast puj ce wnioski: przyk ad Imperium ostatecznie dowodzi, e nie ma adnej genetycznej hu tawki. Jak wszystkie poprzednie imperia post puje po szlaku wiod cym do ucisku, korupcji, degrengolady, a teraz zagra a mu widmo zniszczenia. Nie z powodu procesów historycznych ani jakiego zewn trznego wroga. Ale z powodu jednej istoty: Wiecznego Imperatora. Taki te w nie by ostateczny wniosek pana Ecu. - S dz - powiedzia a Rykor, kiedy przemin o kilka chwil, par my li - e przyby tu, aby uzyska ode mnie co wi cej ni tylko potwierdzenie swojego zdrowia psychicznego. Jeste zbyt rozs dn istot na to, aby podró owa tak daleko, przy takim ryzyku dla swojej rasy i osoby, tylko po to, eby uzyska podtrzymanie na duchu. - Tak - powiedzia Ecu. I nagle przemkn a mu przez g ow my l: oto on, mistrz dyplomacji. Konsultant. Do wiadczony ekspert i doradca. Szara eminencja ponad pó tysi ca w adców, istota, która nawet odwa a si doradza samemu Wiecznemu Imperatorowi, i której rady akceptowano. Oto on, potrzebuj cy konsultacji Rykor, jakby by emocjonalnie niezrównowa onym odzie cem. Zrozumia teraz, dlaczego Rykor cieszy a si takim respektem. - Chcesz wiedzie - powiedzia a Rykor - co musimy zrobi , aby temu zapobiec. - Tak - powtórzy Ecu. - Nie wiem. Rozwa am to, rozwa raz jeszcze. Ale nie mam odpowiedzi. Mimo to mog podda ci jedn my l, poniewa wszystko to, co dot d powiedzia am, jest bardziej pos pne ni pó noc. Rozwa te s owa. Co sta oby si , gdyby Imperator nie powróci ? To znaczy, nie powróci wcale, a nie w pó niejszym terminie. - Mieliby my chaos - powiedzia Ecu. - Popadliby my w barbarzy stwo. - Zgoda. Ale to sta oby si tylko z jednego powodu - braku AM2, prawda? Obecno czy nieobecno Imperatora nie stanowi na tyle znacz cego czynnika, aby spowodowa upadek wszystkiego. - Tak - stwierdzi ostro nie pan Ecu. - Zgadzam si z tym. - Dzi kuj . A teraz, czy mam racj mówi c, e ka da rasa, ka da kultura ma swoje redniowiecze? Czasami wiele razy? Cia o pana Ecu drgn o, skin potwierdzaj co. - I zawsze z tego wychodzi? - Nie jestem w stanie powiedzie , e zawsze - stwierdzi Ecu. - Niektóre rasy mog y popa w zupe ne barbarzy stwo, i nie napotkali my ich. Albo ulega y kompletnej degeneracji i samozag adzie. - A zatem eliminujemy tak mo liwo - ci gn a Rykor. - Ale to zasadniczo prawda. Czy
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zgodzisz si z tym, e po zdziczeniu nast puje renesans? - Tak. I podnosisz mnie na duchu, nawet je li nie wierz , e co takiego mog oby przytrafi si Imperium. Ono jest zbyt wielkie, zbyt staro ytne, zbyt wszechpot ne. - Nie, je eli z równania zabierze si AM2. - Ale Imperator jest jedyn istot , która wie, gdzie znajduje si AM2 w stanie surowym, albo jak si je syntetyzuje. - Panie Ecu - zgani a go lekko Rykor - jeste zbyt wykszta cony i inteligentny, aby pozwoli sobie na my lenie, e istnieje tylko jeden wynalazca b cy w stanie wytwarza jaki produkt. Albo jeden filozof zdolny wymy li system spo eczny. Pan Ecu powiedzia : - I znowu podnosisz mnie na duchu. Ale obawiam si , e nikt nie wierzy, aby wszcz cie poszukiwania AM2 mog o przynie jakikolwiek skutek. Rada próbowa a przecie usilnie. - Rada by a, i znowu musz u s owa na adowanego uczuciami, z em. Mniej emocjonalnym zwrotem jest „nastawiona na w asne korzy ci”. Ale ja powiem: z em. „Z o”, jako przeciwie stwo „dobra” jest z samej definicji krótkowzroczne, egoistyczne, leniwe i nieuczciwe. Dlatego te ich poszukiwania mog y przebiega tylko w pewnych granicach i musia y prowadzi do pora ki. - Rykor, jak mo esz pozostawa tak optymistk , pomimo swojego do wiadczenia? zastanawia si zachwycony Ecu. - Widzia em triumfuj ce z o równie cz sto, jak dobro. Jak powiedzia by Kilgour w tym prymitywnym dialekcie, który w jego przekonaniu jest zrozumia ym zykiem, czysty umys , czyste cia o. Wyci gnij wnioski. - A teraz - powiedzia a, wyci gaj c swe obfite cielsko z wody, na brzeg, a nast pnie na krzes o grawitacyjne - czy mogliby my przenie si do górnej komory, gdzie czeka jedzenie i wi ksza ilo twojego sprayu? Nie musimy wpada w panik ju tego wieczoru. Nawet entropia post puje miarowym, powolnym krokiem. Ecu lecia nad jej krzes em grawitacyjnym, gdy przemieszczali si w gór , biej w otch anie skalne, wci rozwa aj c swój podstawowy problem. Zdawa sobie spraw , oboje jako dosy oboj tnie zaakceptowali fakt, e Imperator musi by usuni ty, a przynajmniej unieszkodliwiony. Odk adaj c na bok spraw AM2, nast pne pytanie brzmia o: kogo mo na by sobie wyobrazi w roli bohatera, który podj by to ryzyko dla dobra ogó u? Jeszcze raz przemkn o przez jego umys to nazwisko. Cz owiek, który chcia , by wszyscy mogli lata . Sten. Rozdzia 33
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Echa zamachu bombowego w koszarach wci jeszcze rozbrzmiewa y, gdy Iskra rozpocz umacnianie i rozszerzanie swojej w adzy. Cisza informacyjna narzucona przez Wiecznego Imperatora jak najbardziej by a po jego my li. Iskra wype ni fale eteru ostr nagonk na tych bezimiennych zdrajców, którzy upokorzyli Mg awic Altaic swoim tchórzliwym atakiem na si y pokojowe Imperatora. Og osi stan wyj tkowy. Ustanowi godzin policyjn od pierwszej godziny przed zmrokiem do pierwszej godziny po wicie. Zakaza wszelkich demonstracji, publicznych protestów i strajków. Wspomnia równie mgli cie o „innych rodkach” które zostan „ujawnione w odpowiednim czasie”. Zako czy pe nym pasji apelem, by wszyscy obywatele „zajrzeli w swoje dusze i dusze swoich siadów w poszukiwaniu jakichkolwiek ladów nielojalno ci”. Po wiekach brutalnych represji obywatele wiedzieli, co mia o nast pi . Niektórzy zacz li szpera w materacach i ogródkach w poszukiwaniu pieni dzy na apówki. Inni robili listy nieprzyjació , na których mogliby donie . Wi kszo pochowa a si w domach i czeka a, a rozlegnie si kopanie i omotanie kolbami w drzwi. Ale nawet przezorne i do wiadczone w prze ywaniu strachu, istoty z Mg awicy Altaic nie by y przygotowane na to, co mia o nast pi . Milhouz, szczup y i dumny w swoim nowym, czarnym mundurze ze srebrn odznak „Studenci dla Iskry” i w zgrabnym berecie, mia na jednym naramienniku kapita skie naszywki, a na drugim opask Korpusu Cnoty. Wyci gn pistolet i wyda rozkazy swoim gorliwym, m odym podw adnym. - Chc , aby tym razem odby o si to perfekcyjnie. Rozejd cie si na pozycje tylko cicho, do cholery! Kiedy dam sygna , idziemy wszyscy razem. Rozumiecie? Rozleg si przyciszony chór: - Tak jest, sir. Milhouz zrobi d mi pompatyczny gest „no to ruszamy”. Korpus Cnoty strza em da sygna do akcji. Oddzia taranuj cy dotar do celu. Milhouz i g ówne si y pod y za nim. Wszyscy kroczyli w dó ciemnej, trzypasmowej alei, prowadz cej do centralnej biblioteki Rurik. Ksi yce Jochi oblewa y t scen przyt umionym wiat em. Tego wieczoru lampy pali y si w bibliotece do pó na. G ówny bibliotekarz starszy Tork o nazwisku Poray - ci ko pracowa nad tym, aby otrzyma pozwolenie na prac w nocy, pomimo godziny policyjnej. Poda oficjalny powód: chce przeczesa zbiory w poszukiwaniu niebezpiecznych materia ów, podpadaj cych pod dekrety Iskry.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Prawdziw intencj bibliotekarza by o uratowanie tak wielu materia ów, jak to tylko mo liwe. Poray i jego pracownicy zwo ali wszystkich podobnych sobie intelektualistów. W ten nie sposób post powali wiele razy podczas rz dów Khaqana. Ta tradycja uratowa a w przesz ci najbardziej warto ciowe teksty w zbiorach biblioteki. Kiedy czarne kszta ty Korpusu Cnoty Milhouza otacza y budynek, Poray jeszcze raz sprawdza swój wybór. Nie móg uratowa wszystkiego. Musia odda wystarczaj ilo zabronionych materia ów, aby udowodni niezbicie lojalne intencje spo eczno ci intelektualistów. Przejrza wózki z aktami i ksi kami, przewo onymi do sekretnych schowków w piwnicach biblioteki. Z jednej strony sta stos rzeczy, które mia zamiar odda podpalaczom ksi ek. To by bardzo ma y stos. Poray westchn . Nie robi dobrze. Musia ostrzej eliminowa . Podniós dwa stare tomy. To by y prawdziwe bia e kruki - jedyne kopie tych prac w posiadaniu biblioteki. Jeden z nich stanowi zaczytany egzemplarz „Fahrenheit 451” Raya Bradbury’ego; drugi dziewicz kopi „Zdrowego rozs dku” staro ytnego my liciela Thomasa Paine’a. Poray nienawidzi bawi si w intelektualnego boga. Cierpia nad tym, e jego gust stanowi jedyne kryterium tego, co pozostanie, a co ulegnie zniszczeniu. Jeszcze raz spojrza na „Zdrowy rozs dek”. Potem na ksi „Fahrenheit 451”. Wzruszy ramionami. Bradbury pow drowa na wózek z pozycjami, które mia y zosta uratowane. „Zdrowy rozs dek” ulegnie spaleniu. Przebacz mi, panie Paine, pomy la Poray. Rozleg si brz k szk a i zgrzyt metalu, kiedy uderzy Milhouz ze swoim Korpusem Cnoty. Poray patrzy , jak umundurowani na czarno m odzie cy wkraczaj do biblioteki. Pracownicy i ochotnicy zacz li wydawa okrzyki strachu. - Zniszczy inteligencj ! - kto wrzasn . Milhouz podszed do Poraya, podniós pistolet. Poray instynktownie podniós Thomasa Paine’a jako tarcz . Milhouz wystrzeli . Poray pad na ziemi . Martwy, jak „Zdrowy rozs dek”. Kolejka do sklepu spo ywczego rozci ga a si na pó kilometra. G odne istoty setkami karnie sta y w szeregu, trzymaj c kartki na racje ywno ciowe i czekaj c na chwil , kiedy otworz si drzwi. Tkwi y tu od chwili, kiedy min a poranna godzina policyjna, co oznacza o siedem godzin dla pierwszej istoty w kolejce. S ce grza o niemi osiernie. - Codziennie otwieraj coraz pó niej - zamrucza a jaka staruszka. - I coraz mniej jedzenia mo na kupi - doda a inna.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- To same mieci - powiedzia a trzecia. - Doktor Iskra powinien zej tu na dó i popatrze na te pomyje. Ukara by w ciciela sklepu za to, e taki z niego z odziej. Zanim podj to dalsz wymian zda , kolejka przesun a si do przodu. - Otwieraj ! - wrzasn kto . Zaraz potem t um stan . Kolejkowicze rozgl dali si ze zdziwieniem. Ludzie z ty u wyci gali szyje, eby zobaczy , co si tam dzieje. Sklepu nie otwierano. Zamiast tego szereg nierzy sun wzd alei, z broni gotow do strza u. os oficera zabrzmia przez tub nad t umem: - Niech nikt si nie rusza! To jest kontrola dokumentów. Trzyma karty ywno ciowe w lewej r ce. Dokumenty osobiste w drugiej. um zaszemra , jednak szybko zabrano si do wype nienia rozkazu oficera. Ale stara kobieta, która narzeka a na d ugie czekanie na ywno , mia a inny pomys . Wyst pi a z t umu i poku tyka a do oficera. - Powiniene si wstydzi , m ody cz owieku - powiedzia a. - My wszyscy jeste my odni, i czekali my ca ymi godzinami, eby kupi ywno dla naszych rodzin. Oficer zastrzeli j tam, gdzie sta a. Kopn jej drgaj ce zw oki. - Wi c id , babciu. Teraz ju nie musisz czeka . Dowodz ca s siedzkim patrolem obywatelskim Bogazi posuwa a si ostro nie wzd barykady, sprawdzaj c, czy nie ma w niej szczelin i dokonuj c inspekcji stra y na ich posterunkach. Barykada by a równie mocna jak podczas ostatniego przegl du, a stra nicy równie czujni jak w pierwszym dniu s by. Bogazi rozejrza a si po pi cej dzielnicy. Ani jednego wiat a w oknach, adnego ruchu w gniazdach. To dobrze, pomy la a. To bardzo dobrze. Wtem us ysza a niski d wi k dobiegaj cy z ty u. Obróci a si . D wi k zanik . To tylko wyobra nia, pomy la a. Jestem upia. Wóz bojowy pojawi si znienacka nad barykad , ziej c ogniem karabinów maszynowych. Komendantka wartowników zosta a przeci ta na pó , zanim zd a wybe kota ostrze enie. Dwa nast pne wozy bojowe wychyn y z cienia, otwieraj c ogie w kierunku dzielnicy. Po kilku minutach gniazda p on y, a Bogazi k bili si na zewn trz. Niektórzy byli ranni. Inni nie li rannych. Wszystkich parali owa strach. Oddzia y Jochia czyków przedar y si przez barykad . Za nimi sun a druga linia grawisa . Godzin pó niej ci arówki by y za adowane tymi Bogazi, którzy prze yli, i skierowa y si na zewn trz, w czarn przestrze nocy. Nast pnego dnia spychacze niwelowa y razem z dymi cym gruzem cia a zmar ych. Do zapadni cia nocy dzielnica zosta a zrównana z ziemi . Nast pnego wieczoru na ekranach og oszeniowych Jochi pojawi y si anonsy o
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
nowych miejscach do zasiedlenia dla „lojalnych obywateli”. Zosta y rozchwytane przed up ywem nocy. List od majora saperów Shase Marl do g ównego dowódcy S’Kt, komendanta Siódmego Frontu Armii: ...i chocia wiem, e przes anie tego listu narusza wojskow drog s bow , to jednak czuj , i nie ma nikogo innego, kto posiada by autorytet i rang odpowiednie do rozwi zania opisanego w nim problemu. Pisz do Pana nie tylko jako do mojego najwy szego dowódcy, ale tak e dlatego, e pami tam minione lata, zanim ten z y cz owiek, który nami rz dzi (jego pami niech b dzie przekl ta) zmusi Pana do przej cia na emerytur . Przemawia Pan do mojej pierwszej klasy na Akademii Kiushev. Nigdy nie zapomn tych s ów, e oficer ma, wobec swojego honoru i swojej rasy obowi zki stoj ce ponad pisemnymi rozkazami. Ten list stanowi dla mnie ostatni szans wype nienia tych powinno ci. Problem powsta , kiedy moja jednostka zosta a skierowana do prowadzenia operacji oczyszczania na Ochio IX, jednym ze Spornych wiatów, Sektor Siódmy pa skiego frontu. Tereny te zosta y tylko cz ciowo spacyfikowane, nadal znajdowali si tam walcz cy Suzdalowie, którzy poprzez swoje si y zbrojne usi owali udowodni prawa do tej planety, rzecz jasna nale cej do Jochia czyków. Zosta em poinstruowany, przydzielono mi obszar do spacyfikowania i dodano kilka jednostek wspieraj cych, ich nazwy i przydzia nie maj tu znaczenia z wyj tkiem jednej. By a to Trzecia Kompania Uderzeniowa, Druga Szabla, Korpus Specjalny, a dowodzi ni kapitan L’merding. Dokona em inspekcji tej jednostki przed jej wys aniem i odnios em wra enie, e nierze wygl daj odpowiednio w swoich wyj ciowych mundurach i s szczególnie dobrze wyposa eni w bro do operacji antypartyzanckich. Pomimo to zdawa o mi si , e nie zostali wystarczaj co przeszkoleni, a ich oficjalni i nieoficjalni przywódcy nie zrobili dobrego wra enia. Nie krytykowa em, rzecz jasna, lecz powita em t jednostk i powiedzia em, e daj im wyj tkow sposobno do wykazania si i dowiedzenia, e nowy korpus wart jest przynale no ci do Armii Jochia skiej i s enia doktorowi Iskrze. Jedyna odpowied , jakiej udzieli mi kapitan L’merding brzmia a, e maj oni swoje rozkazy i wype ni je. W tym momencie zwróci em si do mojego prze onego, pu kownika Ellmana i
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
poprosi em o sprecyzowanie przydzia u. Nie otrzyma em go. nierze wyl dowali i przegrupowali my si na tereny wiejskie, zamieszkane przez mieszan populacj Torków, Jochia czyków i Suzdalów, gdzie suzdalskie bandy partyzanckie mia y mocne oparcie. Jak zwykle, Suzdalowie bronili si za arcie (patrz: Raport 12-341-651-06, miesi c trzeci, tydzie pierwszy, drugi i trzeci) i powodowali straty w moich si ach. Wzi to niewielu je ców, poniewa , jak Pan wie, Suzdalowie wol zgin ni si podda . Pierwszy problem, na jaki natkn em si w zwi zku z Trzeci Kompani wynik wtedy, gdy kapitan L’merding odmówi przeniesienia si na wie , na moje rozkazy odpowiadaj c oboj tnym stwierdzeniem, e prawdziwym wrogiem nie s wie niacy - to jego w asne s owa ale raczej stoj cy za nimi li konspiratorzy w miastach i miasteczkach. Stwierdzi em, e nie b analizowa tego dziwacznego o wiadczenia, jako e jestem wojskowym, a nie politykiem. Moja uwaga z pocz tku, oczywi cie, skupia a si na walce, i dopiero w trzecim tygodniu trwania operacji pacyfikacyjnej otrzyma em informacje, w które nie uwierzy em z pocz tku, ale stwierdzi em, e musz je sprawdzi ze wzgl du na honor Jochi. Raport ten oskar 32. Korpus Specjalny, o najbardziej odra aj ce zbrodnie. Osobi cie uda em si na teren, za który odpowiada a kompania kapitana L’merdinga i stwierdzi em, e oskar enia owe odpowiadaj prawdzie. Jednostka Korpusu Specjalnego rzeczywi cie mordowa a cywilnych Suzdali, naruszaj c akceptowane zasady wojny. Ich cel stanowili, w szczególno ci, wykszta ceni Suzdalowie, a zw aszcza nauczyciele i prawodawcy. Zwracali tak e szczególn uwag na bogaczy. Istoty te zabierano z ich siedzib, po czym znika y. Kapitan L’merding odmówi dok adnego okre lenia, co si z nimi dalej dzieje, ale ich los wydaje si oczywisty. Istniej potwierdzone raporty o mordowanych dzieciach, gwa tach na cywilnych Jochia czykach i obrabowanych budynkach. W dodatku mordowanie nieuzbrojonych cywilów odbywa o si w bia y dzie , a cia a pozostawiano na ulicach. Oczywiste jest, e tak zwana kompania uderzeniowa to nic innego, jak zbiór gangsterów i chuliganów. Kapitan L’merding og osi na tym obszarze dyrektywy, podpisuj c je osobi cie, e u ywanie j zyka Suzdalów w mowie czy w pi mie jest nielegalne i Suzdalom nie wolno zbiera si w grupach wi kszych ni dwa osobniki. Kar za naruszenie tych zakazów stanowi natychmiastowa egzekucja.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Og osi tak e inne rozkazy, równie nielegalne, ale najgorsze by o o wiadczenie, e ka de przest pstwo pope nione przez Suzdala spotka si z najwy szym odwetem, co obejmuje zniszczenie domu rodzinnego, eliminacj ca ej linii genetycznej oraz egzekucj stu osobników wybranych losowo. Powiedzia em kapitanowi L’merdingowi, e jest zwolniony. Roze mia si . Usi owa em aresztowa go. Moi adiutanci i ja sam zostali my rozbrojeni, pobici, rozkazano nam opu ci obszar albo pogodzi si z najgorszymi konsekwencjami. Powróci em do mojej w asnej jednostki, zawiadomi em komendanta batalionu o dzia aniach kapitana L’merdinga i poprosi em, aby wysiano jednostk bojow w celu uj cia tej bezwstydnej kreatury i jego zbirów. Pu kownik Etlman powiedzia mi najpierw, ebym pilnowa swoich w asnych spraw. Spiera em si , a w wyniku tego otrzyma em bezpo redni rozkaz, aby zostawi bandziorów L’merdinga w spokoju. Pu kownik Ellman poinformowa mnie, e ta kompania i inne elementy Korpusu Specjalnego wype niaj rozkazy dane im przez najwy sze autorytety - rozkazy, z którymi mo na si nie zgadza , ale trzeba je wype nia , aby dokona a si ich niezwykle wa na misja. Odmówi em zaakceptowania tego i zwróci em si ponad g ow pu kownika Ellmana najpierw do dowódcy brygady, a potem, kiedy nic nie zasz o, do dowódcy dywizji. Powiedziano mi, e jestem winny niesubordynacji i zachowania przynosz cego wstyd Jochi. Kiedy nalega em, zosta em nielegalnie przeniesiony o sto numerów w dó na li cie awansów, bez adnego procesu. Jestem teraz zdesperowany, g ówny dowódco, i dlatego pisz do Pana. Czy nie ma ju honoru w Altaic? Czy nie ma adnej godno ci u naszej szlachetnej rasy? Czy nasza w asna armia, armia, której po wi ci em ycie, sta a si tylko band morderców? List ten nigdy nie doczeka si odpowiedzi. Sze tygodni pó niej saper major Shase Marl zosta zabity na ty ach. Dzienny raport jego jednostki stwierdza , e nast pi o przypadkowe roz adowanie broni i winowajca nie jest mo liwy do ustalenia. Saper major Marl zosta awansowany o jeden stopie , po miertnie nagrodzony honorow wst i jedn gwiazd i honorowo pochowany na jednym ze Spornych wiatów, Ochio IX. ówna droga prowadz ca do portu kosmicznego Rurik by a pot nym morzem nieszcz cia. Setki tysi cy istot sz y z trudem pod ci kimi ciosami, popychane, bite, kopane przez
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
nierzy Jochi. Nie istnia aden podzia gatunkowy podczas tego ci kiego marszu. Suzdalowie, Bogazi i ludzie mieszali si pomi dzy sob . um uchod ców by tak zbity, e je li jaka istota pada a, to jej cia o ci ba nios a dalej. Wszyscy krzyczeli z alu za cz onkami rodziny albo po prostu z rozpaczy. Na uchod ców czeka y w porcie antyczne frachtowce, które Iskra zmusi do powrotu do by. Kolejni nierze pilnowali wej do tych statków, pakuj c istoty do adowni, zanim nie zape nili ich ponad wszelkie wyobra enie. Na sygna zamykano drzwi i frachtowce wystrzeliwa y w gór . Ledwo zd y wej na orbit , kiedy nast pne statki zajmowa y ich miejsce. Profesor Iskra obserwowa t scen na ekranie z wielkim zainteresowaniem. Naciska klawisze na panelu kontrolnym, aby zobaczy ró ne obrazy: szerokie uj cia z zat oczonej alei; zbli enia zrozpaczonych twarzy; d ugie uj cia ze spektaklu rozgrywaj cego si w porcie kosmicznym. Kiedy jeden frachtowiec wystartowa , Iskra opar si na krze le i pozwoli sobie na ugi, pe en zadowolenia yk swojej herbatki zio owej. Spojrza na Venloe, rzadki cie osiad mu na ustach - Venloe przypuszcza , e to miech. - Mam nadziej , e wiesz o tym, i obserwujesz histori rozgrywaj si na naszych oczach - powiedzia Iskra. - Kto móg by wyobrazi sobie taki exodus? Takie dok adne oczyszczenie naszego wiata? Venloe co mrukn . - No mów - naciska Iskra. - Czy nie zas uguj na co najmniej ma y komplement za to, e poradzi em sobie z tym kryzysem? - To nie moje zadanie, profesorze - stwierdzi Venloe. - Poza tym, ma pan wystarczaj co rozbudowan sekcj pochlebców. Iskra za bardzo by z siebie zadowolony, eby si rozgniewa . - W porz dku. Nie oczekuj komplementów od ignoranta. Venloe wskaza na ekran. - S dzi pan, e to genialne? - A jak by to nazwa , mój niewykszta cony przyjacielu? - Szalone - warkn Venloe. - Albo po prostu g upie. - Jejku, jejku. Humanitaryzm wkrad si do zimnego serca. - Niech pan nie myli profesjonalnej opinii z ciep czy ch odn natur , profesorze powiedzia Venloe. - Powinno by oczywiste dla ka dego, kto nie jest pedantycznym g upcem, e to tylko pogarsza sprawy. To jest nie tylko niepotrzebne, ale wr cz niebezpieczne. Za ka dym razem, kiedy robi pan co takiego - wskaza palcem na obraz, gdzie nierz
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wali s aniaj cego si uchod - robi pan sobie pi ciu czy sze ciu nowych wrogów. - To nie konkurs popularno ci - roze mia si Iskra. - Poza tym, zdawa o mi si , e powiniene si cieszy . Po tym, co zasz o w koszarach, s dzi em e ucieszy ci ta zemsta za waszych biednych, zmar ych gwardzistów. - Niech pan nie sk ada tego na nas - ostrzeg Venloe. - Nikt nigdy nie prosi o taki rodzaj dzia ania. Prosz nie wci ga w to Imperatora. - Ale on ju tkwi w tym - mrukn Iskra. - I ca kiem g no doda : - No có , ca e Imperium wie, jaki jestem dla niego wa ny. - Wskaza na ekran. - Tak, jak nied ugo wszyscy w Altaic dowiedz si , e to w jego imieniu s czynione te ofiary. Oczy Venloe zw zi y si . - O czym pan mówi? - To tylko pocz tek - roze mia si Iskra. - O, oczyszczenie Altaic b dzie wymaga o du o wi cej pracy. - To znaczy? - Obejrzyj moje nast pne wyst pienie - powiedzia Iskra. - My , e nawet na tobie zrobi wra enie nowe dekrety. Venloe uciek wzrokiem od drwi cego spojrzenia Iskry. Na monitorze dostrzeg uchod wy amuj cego si z t umu. Istota ta szybko rozwin a r cznie wykonany transparent. Mia wystarczaj co wiele czasu na to, by odczyta s owa na transparencie, zanim cz owiek zosta przygwo ony przez nierzy: GDZIE JEST IMPERATOR? Rozdzia 34 - Nie by o sposobu, Wasza Wysoko , by ktokolwiek móg przewidzie to, czym stanie si Iskra - powiedzia Venloe, dodaj c jeden mililitr st onej sympatii do swego tonu. - Prosz nie dr czy si tym. Ostatnim razem, gdy sprawdza em, musia pan martwi si o ca e Imperium. Ku skrywanemu zdumieniu Venloe, przelotny grymas przemkn przez twarz Wiecznego Imperatora. Zdziwienie, e kto si o to troszczy? Venloe nie umia , nie wa si interpretowa tego, co widzia na ekranie. Zadowolenie Imperatora szybko zmieni o si w agodn stanowczo . - Tak - powiedzia Imperator. - Masz racj , Venloe. Zrozumia troch istot rz dzenia. Widz teraz, dlaczego Mahoney tak wysoko ci ceni, chocia byli cie po przeciwnych stronach. Teraz na Venloe nadesz a kolej, aby ukaza pokerow twarz, Ian Mahoney w rzeczywisto ci nie tylko odmówi mu u cisku d oni, jaki zwykle wymieniali entelmeni po zako czeniu walki, ale stwierdzi do tego, e wola by zabi Venloe. Powoli. Venloe wierzy w to.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Bez zastrze . Imperator zdawa si nie zauwa wystudiowanego braku reakcji. - Te ostatnie dzia ania, jakie podejmuje Iskra i jego re im, o których raportowali cie ty, Sten i jeszcze inni agenci, s co najmniej psychopatyczne - ci gn Imperator. A wi c musimy zaj si tym problemem bezpo rednio i natychmiast. - Tak, Wasza Wysoko . Dzi kuj za obja nienie sytuacji. Obawiam si , e nie bardzo wiedzia em, któr opcj zastosowa - k ama Venloe, rozmy lnie c bezczelnie, usi uj c zobaczy , w którym momencie padnie jaka s awna sarkastyczna uwaga Imperatora. Jednak Imperator patrzy na inny ekran i Venloe nie móg si zorientowa . - Przypomnia em sobie - powiedzia w adca - te akta, które przygotowa na wszelki wypadek, gdyby co posz o nie tak. Dobra robota, Venloe. Moje gratulacje. - Dzi kuj , sir. - Powiem ci, któr mo liwo chc natychmiast wprowadzi w ycie. Jednak najpierw pewna sprawa. Nast pi zmiana w stosunku do moich poprzednich rozkazów. Chc , aby zaanga owa si w to bezpo rednio. Nie ma mo liwo ci, aby sterowa tym z odleg ci. Tu nie mo e by - i nie b dzie - najmniejszego b du. Venloe naje si nieco. - Wasza Wysoko , moje operacje jak dot d przebiega y pomy lnie, bez wyj tku, i ja zawsze jestem o krok do przodu przed wszystkimi w moich planach. - To znaczy, e kiedy gówno wali si na g ow , ty jeste bezpieczny poza miastem. - Nigdy dot d nie oskar ano mnie o tchórzostwo, sir. Przyczyn , dla której wol zdalnie sterowa operacj jest to, e chc , aby d onie mojego klienta pozosta y czyste. Je eli wykonawca zostanie z apany i z y prawdziwe zeznania, nic to nie znaczy, poniewa nikt poza tym agentem czy dwoma, którzy zostali rozmy lnie le poinformowani, nie wpadnie w sie . Venloe pomy la , ale nie powiedzia , e ten cholerny plan dzia wystarczaj co dobrze na to, aby z owi najwi ksz mo liw ryb : samego Wiecznego Imperatora. Nie by przecie samobójc . - Teraz nie ma o tym mowy - stwierdzi Imperator. - I to jest rozkaz. Chc , aby trzyma si blisko i osobi cie korygowa wszelkie b dy, je eli zostan pope nione. - Tak jest, sir. - Bardzo dobrze. Powiedzia em ci, e Mahoney otrzyma przydzia do tego zadania. Nawiasem mówi c, nic nie wie o tym planie. I chc , aby wyniós si z Altaic, jak tylko zako czysz operacj . Teraz, gdy dodamy Mahoneya do równania, twoja opcja musi zosta uzupe niona o kilka rzeczy. Po pierwsze, doktor Iskra ma zgin . Natychmiast,
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nie wolno dopu ci , aby cokolwiek podejrzewa , zanim zostanie unieszkodliwiony. - Oczywi cie, sir. - Po drugie, bior c pod uwag zadania Mahoneya, jego misja oka e si o wiele prostsza, je eli niektórzy z tych pomagierów Iskry, kr cych si dooko a niego bezsilnych poszukiwaczy adzy, o których wspomina Sten w swoim raporcie, zostan zlikwidowani. Zamieszanie spowodowane ich znikni ciem jest jak najbardziej po dane, dla dobra Imperium. - To znaczy, e Wasza Wysoko wybiera opcj drug lub trzeci . - Dobrze. B dziesz wiedzia któr , je li podam ci ostatni warunek. Imperium nie mo e zosta powi zane z t spraw . Nawet w szeptach czy najl ejszych podejrzeniach paranoików. Najlepszym sposobem, aby my pozostali poza wszelkim podejrzeniem jest to, e jeden z naszych najbardziej szanowanych i zas onych poddanych zginie niestety podczas zamachu. - Ambasador? Sir? - Tak - powiedzia Wieczny Imperator. - My wszyscy yjemy po to, by s . I to dzie jego najwi ksze po wi cenie dla mnie. Sten musi umrze . Ksi ga czwarta WIR Rozdzia 35 Venloe nie przewidywa adnych wi kszych problemów przy wype nianiu rozkazów Imperatora - przynajmniej, je eli chodzi o o zamordowanie Iskry i innych polityków jochia skich, którzy wpadn w zasadzk .. Nie podoba a mu si specjalnie my l o zabiciu Stena dla ukrycia spisku. Nie dlatego, aby co do niego czu - Sten i Mahoney wiele lat wcze niej wy ledzili Venloe’a w jego kryjówce i zmusili go do przej cia przez szokuj co brutalne pranie mózgu - ale dlatego, e przypuszcza , i Imperator planuje rozgrywk , w której nikt nie b dzie w stanie dotrzyma mu kroku. Venloe nie s dzi , by ktokolwiek w Imperium poza Mg awic Altaic zwróci w ogóle uwag na to, e jaki o lizg y dyktator zosta skrytobójczo zamordowany. Wielu wr cz przyklasn oby temu, nawet gdyby podejrzewali, e to Imperator kierowa ca akcj . Ale mia swoje rozkazy. Sten musia zatem zgin . Im bardziej si nad tym zastanawia , tym bardziej dochodzi do wniosku, e mu si to op aci. Sten by zbyt sprytny, zbyt dobry w podzielno ci uwagi i szybkim my leniu podczas dzia wywiadu. Gdyby le w drewnianej skrzynce, zadanie Venloe sta oby si mniej ryzykowne. Venloe nadal czu gniew na my l o rozkazie Imperatora, e ma osobi cie uczestniczy w
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
morderczym spisku. To g upie. I dowodzi pewnego braku zaufania. Ale w ko cu wzruszy ramionami i zapomnia o tym. Wieczny Imperator nie by pierwszym klientem, który mia absurdalne wymagania - a na pewno najwi kszym, z którym Venloe kiedykolwiek pracowa , i musia czu si zadowolony. Venloe wi c mia powróci do lat m odo ci i raz jeszcze okaza swoje talenty zabójcy. Niech tak si stanie. Venloe doda jeszcze jedn godzin do swojej normalnej porcji wicze , zastanawiaj c si równocze nie, jak ma dalej post powa . By zbyt m dry, aby zignorowa rozkaz Imperatora. Istnia o wielkie prawdopodobie stwo, e ta wzmianka o „innych agentach” w Mg awicy Altaic to bluff - ale po co podejmowa ryzyko? Jedno cia o wi cej - czy tuzin - nie robi o mu ró nicy. Po d szych rozmy laniach znalaz pewn furtk . To by o zwyk e i proste, co oznacza o, e zapewne si sprawdzi. Brzytwa Ockhama goli nawet przy mokrej robocie. Gdy ju uda mu si uciec z jatki, wszystko, co musi zrobi , to opu ci Jochi i wydosta si z mg awicy. Dobra. Mia prywatny jacht, który ukry na zapasowym lotnisku poza obszarem Rurik dwa tygodnie po przybyciu wraz z Iskr na planet . Venloe, jak kto kiedy powiedzia , nie wszed nawet do latryny bez upewnienia si , e istnieje jakie wyj cie - nawet je eli oznacza o ono konieczno skoku prosto w gówno. Venloe uzna to za komplement. Zapewniaj c sobie wyj cie z sytuacji wiedzia tak e, jak b dzie mia bro . Wola zdecydowanie wyprodukowan przez Imperium bro ze wzgl du na jej jako ale poniewa planowa porzucenie sprz tu na miejscu, pomy la , e lepiej uczyni u ywaj c lokalnego wyrobu. Jako e by dumny ze swojego gustu, wola , eby nawet narz dzia morderstwa nie wygl da y jak zwyczajna konfekcja. Wybra w ko cu doskona e urz dzenie: przestarza y sztucer sportowy, wyprodukowany rzemie lniczo sto lat wcze niej, przeznaczony do polowania na dzikie zwierz ta, teraz ju wyt pione. Odnalaz adownic i zrobi nowe naboje i r cznie adowany zap on, umieszczony w os onie pochwy sztucera. A teraz kwestia morderstwa. ciwie morderstw, poniewa Imperator chcia wielkiego bum. To te by o proste. Zacz od jednostek Korpusu Specjalnego doktora Iskry. Ka dy dyktator, dla którego pracowa Venloe, albo o którym tylko s ysza , mia swoich prywatnych zbirów, z
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
jak etykietk od Einsatzgruppen Fida’is, Mantisa i nowo sformowanej Wewn trznej S by Imperatora, a po ow jednostk Iskry. Venloe nie my la o nich zbyt wiele. Zwraca si do nich publicznie „brodacze” albo „brody” i odmawia wyja nienia dlaczego. Tak naprawd to Venloe porównywa ich do jednej z najmniej kompetentnych zbrodniczych organizacji wszechczasów, dawno temu na staro ytnej Ziemi. Pierwsza i - jak zapewne my la Iskra - najlepsza komórka z tych jednostek Korpusu Specjalnego, g boko zakonspirowana, znikn a nagle ze swojego bezpiecznego domu w posiad ci na obrze ach Rurik. Nie by o adnych plotek ani aden oddzia nie twierdzi , e macza w tym palce. Venloe zastanawia si ch odno, czy przypadkiem Sten nie pozwoli sobie na odrobin prywatnej przyjemno ci i nie wyci ich w pie , jako e owa jednostka zosta a wyznaczona do kania Gwardii Imperialnej i niemal na pewno odpowiada a za wysadzenie koszar w powietrze. W ka dym razie efekt by natychmiastowy - jak zimny prysznic. Kilka ca ych jednostek Korpusu Specjalnego poprosi o o przeszeregowanie do normalnego wojska na innych wiatach, aby tam wype nia swoje obowi zki w walce przeciwko Bogazi, Suzdalom czy Torkom. Inni cz onkowie konspiracji przestali dzia . Sko czy o si na tym, e istoty nadal lojalne w stosunku do Iskry polowa y na nich i traktowa y jak zdrajców. Tak czy inaczej, Korpus Specjalny Venloe uzna za niez y art. Ale to nie znaczy o, e nie mo e ich wykorzysta . Poprosi , aby ich dowodz cy wywiadem sporz dzi list , które istoty, ce teraz w armii Jochi, mog by uwa ane za potencjalnych zdrajców i zdolne do stawiania zbrojnego oporu, a którymi oddzia y Korpusu Specjalnego nie zd y si jeszcze zaj . Tak otrzyma jedn list . Drug dosta z kontrwywiadu armii. Ta by a nieco mniej histeryczna. Ka de nazwisko, które figurowa o na obu listach, Venloe umieszcza we w asnym wykazie hipotetycznie niebezpiecznych osobników. Nie móg uwierzy , jak d uga okaza a si ta krótka lista - do diab a, Iskra nie by jednak tak dobry w mordowaniu, jak Venloe my la . To da o mu ostateczny argument do ko cowej redukcji - pozosta na li cie ka dy, kto przyja ni si czy mia przydzia do tej samej jednostki z jak kolwiek z istot, które Iskra aresztowa po przybyciu na Jochi, istot, nadal wed ug o wiadcze Iskry wi zionych w Fortecy
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Gatchin. Venloe wiedzia lepiej, ale nie zawraca sobie g owy szukaniem gdzie Iskra ukry cia a, skoro nie odnaleziono adnych ladów. Z ostatniej wersji listy by ca kiem zadowolony. Poczu si jeszcze lepiej, kiedy si zorientowa , e niektóre z tych istot, a wszystkie mia y doskona e powody do tego, eby nienawidzi Iskr , z y przemy lane podania o przydzia do pewnych jednostek. Venloe promienia i pozwoli sobie na szklaneczk doskona ego wina tego wieczoru. Jedyn rzecz lepsz od tworzenia fa szywej konspiracji jest odnalezienie ju istniej cej i pos enie si ni do w asnych celów. Potem pos swoich dwóch najbardziej zaufanych pomocników w teren, aby zorientowali si , kto kieruje t konspiracj od zarania. Na czele tajnej organizacji sta o czterech m odych oficerów. aden z nich nie wydawa si mie najmniejszego poj cia o tym, jakie specjalne zadania postawiono przed t formacj - ale mia a zosta u yta, i to nied ugo, w celu zniszczenia Iskry. Oficerowie nie byli szczególnie inteligentni ani przebiegli. Gdyby ich Venloe nie odnalaz , bez w tpienia wpadliby w r ce kontrwywiadu albo Korpusu Specjalnego i zostali po wiartowani. W ko cu zdecydowa , e mo e si nimi pos . Bardzo dobrze. Technik mordowania, jak chcia zastosowa tego dnia, zakodowa w umy le jako Crimson Ratpack. ywaj c nigdy nie kwestionowanego autorytetu Iskry, odebra ich akta z kontrwywiadu i spali je. Teraz wiele mu zawdzi czali. Ocali im ycie. Mogli zatem co najmniej po wi ci je dla niego, ale tym razem po to, aby spe ni swoje marzenia, a nie sko czy jako przypalone skwarki przy cianie mierci. Jego dwaj pomocnicy przyprowadzili owych czterech oficerów, nie informuj c ich, e zakulisowy doradca Iskry ma zamiar podci swojemu szefowi gard o. Venloe mia racj - byli wniebowzi ci, zg aszaj c si na ochotnika do tego samobójczego zadania. Venloe mia ju po ow aktorów. Teraz potrzebowa jedynie drugiej po owy ofiar. I teatru. To te nie sprawia o trudno ci. - Nie widz - powiedzia doktor Iskra, brn c mozolnie przez memorandum Venloe jaki cel ma mie ta farsa. Co ja, to znaczy co rz d Mg awicy Altaic dzi ki temu osi gnie? - Solidarno - stwierdzi Venloe. - W jaki sposób? - Po pierwsze, prostacy uwielbiaj g upawe pokazy, jak pan to stwierdzi w swoim eseju „Rewolucja musi rozumie dusz ludu”.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Prawda. - Po drugie, ostatnio da o si s ysze opowie ci o pewnych zdarzeniach, w których bra o udzia wojsko i Korpus Specjalny. - Takie wypowiedzi powinny zosta ukarane. - I s - powiedzia Venloe. - Pa skie jednostki z Korpusu Specjalnego dzia aj wyj tkowo efektywnie w tym obszarze. Ale mamy teraz okazj zapewni sobie pozytywny obraz. Jak kto , obserwuj cy szlachetnych nierzy Jochi podczas defilady móg by uwierzy , e pope nili czyny, o jakie oskar aj ich te plotki? - Aha. - Do tego jeszcze taka parada stanowi doskona sposobno do pokazania, e pa ski rz d jest popierany przez wszystkich, nie wy czaj c Torków, kiedy widzowie zobacz na ekranach przywódc Torków stoj cego tu obok pana na trybunie honorowej. - Menynder nie zechce. - Ale zechce - sprzeciwi si Venloe. - Poniewa alternatywne wyj cie, jakie mu zaproponujemy, na pewno mu si nie spodoba. Iskra zastanawia si . - Tak. Tak, Venloe, rozumiem twój sposób my lenia. I zbyt d ugo ju nie pokazywa em si mojemu ludowi. Jak wskaza em kiedy w napisanej przeze mnie biografii Khaqana, tego zapomnianego potwora-tyrana, pierwsze zarodki w asnego upadku posia on, mi dzy innymi, ukrywaj c si w swoim pa acu. To by o w drugim tomie. - Przykro mi - powiedzia Venloe. - Mia em ostatnio tak wiele obowi zków, e nie starczy o mi zupe nie czasu na czytanie. Jeszcze jedna sprawa ci gn . - Ambasador Imperium musi otrzyma zaproszenie. - Sten? Poprosi em o jego zwolnienie - powiedzia Iskra. - Nast pna pilna sprawa, na jak nie odpowiedzia tamten cz owiek na Primie. Dlaczego musimy zaprasza tego Stena? I czy on w ogóle przyjdzie? Venloe nie przewróci oczami, cho mia na to du ochot . Iskra, pomimo milionów s ów i przemówie na temat polityki i rz dzenia, nie mia o tym bladego poj cia. - Powinien zosta zaproszony, poniewa to udowodni, e ma pan poparcie najwy szego stopnia. I e ich obawy dotycz ce braków AM2 nie maj sensu. A Sten stawi si z jednego powodu: jest profesjonalist . Sten patrzy przez okno na pogod na dworze, s uchaj c jak za nim Kilgour selekcjonuje nadchodz ce wiadomo ci. Pogoda wype nia a oczekiwania Stena, zmieniaj c si z wilgotnej, pochmurnej, przygn biaj cej na jeszcze bardziej beznadziejn . Nag e ulewy
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
nadchodzi y tak gwa townie, e nikt nie wiedzia , jak ma si ubra wychodz c na dwór. - Cholerny krawiec. Nie wiem, czy ten idiota w ogóle ma rozum, eby poj moje wskazówki. B dzie gwizda „Bonnie Bells” przez z by, bior c pieni dze od pana Kilgoura. Daje mi taki kilt, jaki nosili staro ytni Campbellowie - pasterze owiec, i twierdzi, e nie widzi adnej ró nicy pomi dzy nim a tartanem Kilgourów. - Ha. - No, no, co my tu mamy. Hmm, hmm. - Chichot. - Ha. szefie, tu jest co ciekawego. Sten obróci si . do niego. - No, co tam masz? - Pami tasz tego ma ego Petera Lake’a? Tego meteorologa marynarki wojennej, którego nam przydzielili dawno temu, w Sekcji Mantisa? - Nie bardzo. - To by o wtedy, kiedy wysadzali my te tamy na planecie, gdzie mieszka y istoty podobne do asic i tak samo mierdz ce. Mieli my zrobi to bum wtedy, kiedy sko czy si pora deszczowa, aby nie spowodowa zniszczenia, ale wystarczaj co du o zamieszania, eby rz d poprosi o imperialne wsparcie. - A, tak. Poczekaj chwil . Meteorolog? Cz owiek? Ten go , którego nazywali my panem Jaszczurk ? - Taaa. To ten facet. - Dlaczego u diab a on nie siedzi w wi zieniu? Uwolni go s d wojenny? - Nie mam zielonego poj cia. Mo e nie mieli my racji i tym panom na koniach podoba o si to, co on robi , i sami wyskakiwali ze swoich ciuchów. Nie mog wiedzie . Miewamy tu listy od niego od czasu do czasu. Ca kiem nie le mu si wiedzie. Ma szkó jazdy dla ma ych bogatych dziewczynek, z prawdziwymi ziemskimi ko mi. W ka dym razie napisa em do niego i poprosi em o wyja nienie, dlaczego ta cholerna pogoda na Rurik jest tak cholernie cholerna. Powiedzia mi, e ka da wielka planeta z przyspieszon rotacj wokó w asnej osi, rozleg ymi morzami i niewielkimi dami, wysokimi pasmami górskimi i wieloma ksi ycami najprawdopodobniej oka e si przekl ta. - No jasne - powiedzia Sten, nie zaprz taj cy sobie g owy pogod . Dla niego by a po prostu jednym z elementów tego wielkiego cieku, nosz cego nazw Rurik. - Da nam ma e ostrze enie. O cyklonach. Ja, w ka dym razie, poczu em si troch nieswojo. Masz, sam przeczytaj. Alex rzuci drugi, odr cznie napisany list na biurko Stena. Sten przejrza go, odszuka fragment, o którym mówi Alex, a potem zacz szybko czyta - naprawd pami ta
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
pana Jaszczurk i chcia jak najszybciej pozby si dokumentu z r k, a potem starannie je zdezynfekowa . ...a wi c bywa fatalnie na Jochi - fatalnie zimno w zimie, fatalnie gor co w lecie, oraz mo liwe, e i jedno, i drugie podczas tej samej pory roku. To wam pos y, dranie. Czym , na co powinni cie bardzo uwa - mo esz, jak dla mnie, wepchn tego cholernego Stena w co takiego - s tornada. Tornada to takie ma e, zakr cone wiatry, które ci gn z ciebie majtki, je li nie schowasz si pod ziemi albo nie usuniesz si z ich drogi. Musicie traktowa je naprawd powa nie - tr by powietrzne potrafi osi ga pr dko wirowania do prawie o miuset kilometrów na godzin i zmiataj wszystko dooko a, dz c z szybko ci ponad dwustu kilometrów. W pewnym momencie psuj si wszelkie instrumenty pomiarowe, nie wiemy wi c, czy te liczby to maksimum. Nie uciekniesz, a zatem lepiej si schowa . Mam ca y plik statystyk w swoich zbiorach, które mog ci przes , je li a tak ciekawi ci tornada i to, co potrafi zrobi : na przyk ad zabi tysi ce ludzi w ci gu czterdziestu minut, zm óci ca y stóg zbo a, przenie pi fregat, po kilkaset kiloton ka da, o pó kilometra bez zawracania owy za odze, i tak dalej. Najlepszy przyk ad, jaki znam, pochodzi z Altair III, gdzie byli na tyle g upi, aby zbudowa swoj stolic w samym gnie dzie tornad (wygl da o to podobnie jak Rurik, w którym jeste cie). I w pewne letnie popo udnie w miasto, maj ce oko o pi ciu milionów mieszka ców, uderzaj siedemdziesi t dwie tr by powietrzne, zabijaj c jedn pi ca ej populacji stolicy. Nietrudno zgadn , e nie wierzyli w schrony. Tylko po to, eby wam udowodni , jaki ze mnie dobry ch opak, dam wam kilka wskazówek na temat tego, co mo ecie zrobi , zanim lej wyniesie was na nisk orbit . Po pierwsze, wyst puj pr dy konwekcyjne przechodz ce ponad normalne warstwy inwersji. Powietrze unosi si na wysoko dziesi ciu tysi cy metrów i wy ej i jest poddawane dzia aniu pr dów strumieniowych. To zaburza warstwy inwersji. Powietrze z pr du strumieniowego tworzy jakby gigantyczn tr , obracaj si gdzie wysoko, a kiedy szczyt chmur cumulusowych natrafi na tak tub , osadza si po rodku wznosz cego si powietrza, odpowiednio do tempa obrotu wiatru wzrastaj cego wraz z wysoko ci . Kiedy lej staje si bardziej pionowy, si a wiatru wzrasta wraz z wysoko ci , i
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wtedy masz ju wielk , wiruj tr , wir powietrzny, zakotwiczony w macierzystej burzy... ...je eli macie co tak prymitywnego jak radar, to w tym momencie mo ecie ju zobaczy ten wir, który wygl da jak rozci gni ta kocia apa. Czasami nazywaj to szóstk albo hakiem. Istnieje te wa chmur... nazwijmy go poziomym tornadem. Zwykle bywa czarny, ale czasem nawet zielony... wa chmur przechyla si ... W dole, na ziemi, pocisz si jak w ciek y, szalejesz, je li wierzysz w jony dodatnie, i mokniesz, bo niemal zawsze wybucha wtedy straszna nawa nica. Powiniene tak e troch si ba ... Sten przerzuci kartk . ...gradobicia... dó zamieniony z gór ... oberwanie chmury... wszystkie leje spadaj w dó i wiruj dooko a mezocyklonu - najbardziej powszechnej formy tornada na po udniu nie zapomnij o liczeniu, ile tych tr b dobiera si do ciebie. Ale tylko szaleniec kr ci by si dooko a, aby je liczy , kiedy w nie w tej chwili wir niszczy ca y twój dorobek... List ci gn si dalej i stawa pl tanin równa - najwyra niej pan Jaszczurka mia ju dosy t umaczenia danych i przekazywa je wprost. Sten przesun list z powrotem. - Dzi kuj bardzo, panie Kilgour, za to, e pokaza mi nast pn rzecz, jaka na tym cholernym wiecie mo e próbowa nas zabi . - Nie ma za co, stary. Ekran zad wi cza i Alex przyjrza si wy wietlanemu tekstowi. - No, tu mamy co nawet lepszego ni ma e wiry Jaszczurki. Doktorek Iskra robi defilad nierzy. I docenia by przyjemno p yn z towarzystwa ambasadora Stena na trybunie honorowej. Intencja wydaje si jasna. Zanudzi ci na mier tymi wszystkimi upotami. Alex obróci ekran, aby Sten móg spojrze . Nikt poza cyrkiem nie urz dza defilad tylko dla celów wiczebnych. Dlaczego zarz dzono w nie t ? Zastanawia si . Aby podbudowa morale cywilów, to po pierwsze. Po drugie po to, aby da Iskrze sposobno do zaprezentowania si w pe nej gali - wszyscy dyktatorzy to lubi . To za ma o. Kto zapuka do drzwi. Wesz a sekretarka i wr czy a Alexowi kopert . Alex otworzy j . - A tu mamy potwierdzenie. R cznie napisane, na prawdziwym papierze. Zastanawiam si rozmy la g no Alex - jaki diabelski podst p planuje nasz dobry doktorek? Darujesz sobie, stary? - Nie. Pójd .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nie s dz , aby to by o m dre. Nie mo esz powiedzie , e zachorowa czy co takiego? Sten tylko pokr ci g ow - obaj wiedzieli, e nie ma takiej mo liwo ci. To nale o do powinno ci ambasadora - nawet je eli ten w nie ambasador nie cieszy si najwi kszym powa aniem u rz du, przed którym reprezentowa Imperium. Sten musia pokaza si i uwiarygodni plany Iskry, jakiekolwiek by one by y. - Skoro ju idziesz - oznajmi w ko cu Alex - to powiniene mie na sobie co wi cej ni tylko nowy wiosenny frak, kwiatek we w osach i g upkowaty u miech. Mówi to jako twój doradca do spraw bezpiecze stwa. Je eli ju musisz bra udzia w tych jego cholernych grach, to nie znaczy, e masz si trzyma jego zasad. Sten u miechn si . To, co Alex proponowa , stanowi o jaskrawe naruszenie protoko u dyplomatycznego. Nie do pomy lenia, aby szanowany dyplomata rozwa udanie si w pe nym uzbrojeniu i ze wsparciem na uroczysto wydawan przez goszcz cy go rz d. Ale zwa ywszy na to, jak sz y sprawy w Mg awicy Altaic, i z jak szlachetnymi i szacownymi istotami mia do czynienia, pomy la , e mo e warto zastanowi si nad podwojeniem uzbrojenia swojej obstawy. Wielka, ci ka pi Kilgoura waln a w metalow awk . Poniewa jednak awka mia a jako stojak pod generatory McLeana, to nogi ugi y si , ale wytrzyma y. - Czy móg bym was prosi o uwag - zahucza , i szmer rozmów zamar . Kilgour sta w jednym z gara y ambasady przed zgromadzeniem Gurkhów i Bhorów. - Chcia bym te , eby wasze oczka spocz y na tym wykresie na cianie. -B si streszcza - ci gn . - Swoje przydzia y znajdziecie na li cie, tu wy ej. Gara zosta przeszukany mniej wi cej godzin temu przez mnie i kapitan Sind, i nie ma tu pluskiew. A wi c nie musimy mówi ogródkami. Rzecz polega na tym, e szef ma zamiar i jutro na t defilad . Na placu Khookhoosa. I nie s dz , aby wszystko mia o pój dobrze. Dlatego my znajdziemy si tam, gdzie trzeba, rozumiecie? Chc , aby Gurkhowie stawili si w komplecie. Dwa oddzia y na ci arówk . Otho, zosta awansowany na sier anta i dowodzisz Bhorami. Czterech na transportowiec plus dwie dru yny z broni ci . Jasne? - Jak powiedzia - zamrucza Otho. - Ale co z naszym kapitanem? - Kapitan Sind ma zaj si snajperami. Wybra a najlepszych, którzy pozostan pod jej skrzyd ami. Przed witem wysadzimy ich po cichu na dach. Przechodzimy do rozkazów. Je eli kto b dzie usi owa uderzy w Stena, to chc , aby
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zamachowiec zgin , zanim w ogóle zd y pomy le o naci ni ciu spustu. Wszystkie komunikatory maj pozostawa otwarte, aby by do nich dost p. Macie kr dooko a trybuny honorowej. Nie musicie martwi si o branie je ców i takie tam. - Mam pytanie. - S ucham? - Na brod mojej matki - zamrucza jeden z m odych Bhorów - wysy asz gotowe do boju oddzia y na podstawie samych podejrze . - Tak? - Ja si nie k óc , sir. Ale co by zrobi , maj c potwierdzenie zamachu na ambasadora? Twarz Alexa st a, oczy b ysn y. Po chwili powiedzia : - W takim przypadku zamkn bym Stena w piwnicy, a trybuna honorowa zosta aby zrównana z ziemi jeszcze przed rozpocz ciem ceremonii. No, to ju wszystko. Znacie swoje obowi zki, swoj bro , swój przydzia . Pilnujcie tego. Pogotowie bojowe na godzin przed witem. - Kilgour, to nie jest mój frak. - Jasne. Zamknij twarz i na to na siebie. Ta cholerna defilada zaczyna si ju za dwie godziny. - Nie pasuje - narzeka Sten, patrz c na swoje odbicie. - Kto to szy ? Omar producent namiotów? - To jest kuloodporne i trzeba w wk adki na miejsce. - Po co? Na wypadek, gdyby kto strzela do mnie z armaty? - No, no Kilgour u miechn si . - Zawsze wiedzia em, e nie jeste taki g upi, jak twierdzi Sind. Armata to w ciwe s owo. No, ubieraj si . O ile sobie przypominasz, to wszystkie te upoty, jakie robi em od wczoraj, s z twojego powodu. No, pospiesz si , stary. Ja musz na swój w asny p aszczyk. Je eli b dziesz grzeczny, to postawi ci jutro kufelek. Je eli, pomy la Kilgour, b dzie jakie jutro... Sten lustrowa t umy po obu stronach szerokiego bulwaru, podczas gdy jego pojazd zbli si do pa acu. Je li to mia o by wi to, to Iskra chyba nieco przesadzi , pomy la . Twarze, pos pne jak ciemniej ce niebo nad g owami, wyra y gnie. Z pocz tku Sten s dzi , e owa wrogo skierowana jest na dwie imperialne flagi powiewaj ce z antenek wozu, ale potem zmieni zdanie. ciek wyklucza a obiektywizm i dobre obyczaje - zobaczy , jak jaki cz owiek spojrza na jeden ze stale patroluj cych grawilotów policyjnych, a potem splun na ulic . Otho przyziemi uroczysty, wielki pojazd ambasady tu za wielk trybun honorow , zbudowan specjalnie z boku Placu Khaqanów. Grawilot prezentowa si fatalnie obci to mocowania karabinów i wi kszo uzbrojenia, ale nie by o czasu na to, aby
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wyko czy i pomalowa na nowo karoseri . Pojazd wygl da , jakby odpad w eliminacjach do wy cigu starych samochodów. Dwóch Gurkhów w pe nym uroczystym stroju, w czaj c w to kukri i karabiny, wyskoczy o z grawilotu i zasalutowa o, najpierw w kierunku flagi Jochi po jednej stronie stanowiska, a potem ównego masztu, gdzie widnia wybrany przez Iskr symbol. Iskra nie pojawi si jeszcze, ale ca a reszta dygnitarzy znajdowa a si ju na miejscu. Sten wyszed , Alex trzyma si tu za nim. Kilgour zdecydowa , e w y na siebie pe ny ceremonialny strój ze swojego macierzystego wiata - pantofle, podkolanówki ze wzorem takim, jak na kilcie ze sztyletem ukrytym na górze, kilt z torebk zawieraj pistolet, nast pny sztylet przy pasie, kamizelk ze srebrnymi guzikami, koronkowy abot u szyi i koronkowe mankiety u koszuli. Na g owie mia klanowy beret, a przez jedno rami przerzucony rodowy tartan. Strój ten jednak ró ni si od tego, jaki nosi na planecie Edinburgh jako lord Kilgour z Kilgour. Pantofle zosta y przymocowane rzemieniem, aby nie spa z nóg, gdyby Alex musia biec. Wzór na tartanie by bardzo ciemny, co Alex m tnie t umaczy jako w ciwy staro ytny wzór stroju do polowania swego klanu. Sten nie mia nigdy pewno ci, czy rzeczywi cie istnia kiedy jaki klan Kilgourów, czy te Alex, i kilka tysi cy ludzi w jego maj tku, wymy lili to sobie, Szkoci byli ca kowicie zdolni do robienia czego tak wypracowanego wy cznie po to, aby nabiera innych. Alex nie mia przy sobie swego normalnego, uroczystego miecza, tak e z przezorno ci. Miecze przeszkadzaj . I kiedy z ty u doszed Stena st umiony szcz k, Sten pomy la , e Alex pod fa dami swego stroju skrywa ca y sklep z broni . Za Stenem sz o dwóch nast pnych Gurkhów. Sten sk oni si przed flag Jochi i zaciskaj c w my lach z by, przed symbolem Iskry. Otho odprowadzi pojazd - wola trzyma go w gotowo ci w parku tu za pa acem, przy innych jednostkach zapasowych. Dwóch nierzy z Korpusu Specjalnego Iskry wesz o z wykrywaczami na podnó e schodów. Alex spojrza na nich. Nawet obuzy czasem miewaj wyczucie, wi c tych dwóch ust pi o drogi, salutuj c boja liwie. Dwóch Gurkhów pozosta o u stóp trybuny. Sten poczu si nieco spokojniejszy, je li chodzi o o zabezpieczenie ty ów. U podnó a trybuny, rami przy ramieniu, sta o wi cej nierzy
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Korpusu Specjalnego. - Dowiedzia em si - zaszepta Alex - i wszyscy nierze, bior cy udzia w defiladzie zostali ostrze eni, e je li skieruj bro gdziekolwiek w pobli e tej trybuny, to zabójcy Iskry maj rozkaz strzela bez ostrze enia. Masz mo e ochot na robienie kariery w tym chlewie Jochi? Sten zdziwi si dwa razy po doj ciu na szczyt trybuny. Najpierw zobaczy Menyndera. Interesuj ce. Kto albo co wyrwa o go z oby. Drug niespodziank - trwa o chwil , zanim przypomnia sobie tego cz owieka by a obecno Milhouza, buntownika, ubranego teraz w czarny mundur tego nowego studenckiego „ruchu”, jaki stworzy Iskra, co Sten zaobserwowa kiedy mimochodem. Obok Milhouza sta o dwoje starszych ludzi. Jego rodzice, pomy la Sten. Milhouz napotka wzrok Stena, drgn , a potem spojrza spode ba. Sten uniós brwi, jakby usi owa przypomnie sobie twarz i nie móg , ale z uprzejmo ci lekko skin g ow . Mo e zostali my przedstawieni sobie przy jakiej towarzyskiej okazji? - mówi ten gest. Sten niemal poczu lito dla tego durnia. Renegatom nikt nie ufa - wszyscy o tym wiedz , a zw aszcza ci, co ich werbuj . Zarówno w polityce, jak i w wywiadzie. Milhouz mia okre lon przysz - Iskra b dzie go wykorzystywa tak d ugo, jak d ugo b dzie potrzebowa , a potem go zwolni. Iskra to Iskra, pomy la Sten, znaj c go mo na przypuszcza , e owo zwolnienie niemal na pewno oznacza raczej p ytki grób ni n dzn emerytur . I na nic wi cej Milhouz nie zas ugiwa . Sten, z Kilgourem za plecami, przedostawa si do wyznaczonego miejsca. Uprzejme powitanie z Douwem, teraz ubranym w pe ny mundur obwieszony odznaczeniami starymi i nowymi. Skinienia g ow w kierunku innych dygnitarzy i polityków. Przystan obok Menyndera. - Mi o mi - powiedzia - widzie , e doszed pan ju do siebie po tragedii rodzinnej. - Tak - stwierdzi Menynder. Wskaza leciutko g ow , przesuwaj c j dos ownie o kilka milimetrów w kierunku emblematu Iskry. - Nikt nie wie, jak bardzo si ciesz z tego, e mam kilku nowych przyjació , którzy podnie li mnie na duchu, mówi c, jak wiele znaczy reszta mojej rodziny, i e trzeba zadba o moje staro ytne posiad ci. Przekonali mnie do zrzucenia oby. Tak, jak Sten s dzi , Menynder zosta zmuszony szanta em do uczestnictwa w uroczysto ci. Orkiestra wojskowa zab bni a co , co zapewne uwa a za muzyk , i doktor Iskra,
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
z adiutantami depcz cymi mu po pi tach, zszed ze schodów pa acowego tarasu i wolnym krokiem przespacerowa si przez ca kowicie pusty plac do trybuny honorowej. - Czy wiesz dlaczego - zaszepta Sten do Kilgoura - nasz doktor nie dokonuje przegl du swoich wojsk z normalnego miejsca? - Pyta em - za wista Kilgour. - Powiedziano mi, e to dlatego, i taras jest zbyt oddalony. A doktor chcia by by bli ej swoich bohaterów. - To naprawd tanie k amstwo. - Racja. I martwi mnie nieco to, e ta trybuna nie zosta a w ciwie zbudowana. Kilgour mia racj - trybuna wznosi a si nie wi cej ni pó tora metra nad ziemi . Podstawow spraw przy wszelkich zamieszkach by o zbudowanie na tyle wysokiego stanowiska strzelniczego, aby rozszala a masa napotka a na pewne trudno ci przy próbach zdobycia go. Dygnitarze zacz li salutowa , gdy doktor Iskra wszed na trybun . Zad wi cza y cymba y, orkiestra wojskowa zagrzmia a i ucich a. W nag ej ciszy Sten us ysza pisk fujarki, na której gra jaki uliczny minstrel po ród t umu. I wtedy, jakby na zamówienie, chmury rozst pi y si , wiatr zwin je jak brudne prze cierad a i niemo liwie b kitne niebo zaja nia o nad g owami. Orkiestra zafa szowa a znowu. Defilada zosta a rozpocz ta. Plac Khaqanów wype ni si stukotem podkutych butów, miarowym pomrukiem silników ci arówek, brz kiem marszowej muzyki. Od czasu do czasu Sten s ysza wymuszone okrzyki gapi cego si t umu. Przyjmowa defilad z ramieniem odsuni tym od boku, zgodnie ze zwyczajami Altaic. Nast pne szeregi przemaszerowa y przed trybun . - Pi ty Batalion, Szósty Regiment elaznej Gwardii Permu - og osi niewidzialny komentator przez g niki na placu. - Czy nie widzieli my ich przed chwil ? - Nie, szefie. To by Szósty Batalion Pi tego Regimentu. Musisz bardziej uwa . - Jak d ugo jeszcze b dziemy musieli na to patrze ? - Nie mam poj cia - zaszepta Alex. - Dopóki oczy nie zaczn nam krwawi i nie zaczniemy be kota o cudach starego Iskry. To masowa hipnoza, stary. - Ju czas - powiedzia a Sind. Jej obserwator pos usznie odtoczy si od lornety i przypad za w asn strzelb . Sind wsun a si na stanowisko, bez przerwy omiataj c wzrokiem dachy pa acu i okna, które wybra a jako swój teren obserwacji. Drugi oddzia jej snajperów robi dok adnie to samo - jedna osoba patrzy a, druga czeka a z broni w pogotowiu. Obserwator móg skutecznie pracowa tylko przez kilka minut, potem zaczyna widzie ruch, który okazywa si zas on powiewaj na wietrze, sylwetk , która by a
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
cieniem komina albo po prostu rzeczy, jakie nie istnia y. Architektura Placu Khaqanów dodatkowo utrudnia a im zadanie, jako e zbudowano go w stylu, który mo na by nazwa epok Wczesnych Nieromantycznych Gargulców. Sind i jej obserwator zaj li stanowiska na jednym z dachów, znajduj c kawa ek na tyle aski, aby móc tam trzyma zapasow bro i amunicj , potem przesun li si bardzo powoli na szczyt dachu, aby stamt d prowadzi obserwacje. Ciemnoszkar atna p achta, dok adnie w takim samym kolorze jak blaszany dach, na którym le eli, przykrywa a lornet , a oboje strzelcy pomalowali twarze br zow farb . Oczy Sind zacz y nabiega zami z wysi ku po kilku minutach. Przepatrywa a lini dachu raz za razem, rutynowo. Zatrzyma a si i obróci a lornet . - Earle - powiedzia a, szepcz c nie wiadomie i niepotrzebnie. - Popatrz na to okno mansardowe. - Mam je - odrzek m czyzna zza strzelby. - Jest otwarte. Nie widz , co w rodku. Za ciemno. - Spójrz w lewo na pó palca - rozkaza a Sind. - Ho, ho. - Ja wezm bro . Earle zacz protestowa , potem zaj pozycj obserwatora. Sind przesun a si nieco, automatycznie odbezpieczaj c swoj bro . Po przeciwnej stronie placu, z boku mansardy, wietlik, który wcze niej by zamkni ty, troch si uniós . Bardzo blisko niego znajdowa si niski wykusz, który stanowi by idealn os on dla kogo , kto chcia by przemkn oko o trzydziestu metrów do miejsca, gdzie ciana za amywa a si , tworz c ukryt szczelin - idealn drog ucieczki. Okno znajdowa o si oko o sze ciuset metrów od trybuny poni ej i oko o... - Zakres? - Tysi c dwie cie... tysi c dwie cie dwadzie cia pi . - U mnie tak samo... ...dwukrotnie dalej do posterunku Sind. Sind doci gn a zapi cia mocuj ce kamizelk komandosa, owin a dok adnie ta przytrzymuj karabin wokó ramienia, a przylega ci le, i zastyg a w miertelnym bezruchu, w normalnej pozycji strzeleckiej. Nie istnia o nic poza tym otwartym oknem. Ledwie s ysza a g os Earle’a donosz cego, e namierzyli potencjalny cel i polecaj cego innej dru ynie wykonanie rutynowego przeczesania. Venloe by gotów. Jego monstrualna bro sportowa spoczywa a na blacie sto u, stó by solidnie obci ony workami z piaskiem. Znajdowa si oko o trzech metrów za otwartym wietlikiem, w przemy lnym
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
ukryciu. W mroku nie mog o go dostrzec ani ludzkie oko, ani lornetka, i nawet je li jaki zwariowany bezpieczniak u ywa by lunety z noktowizorem, odblask z dachów o lepi by urz dzenie. Spojrza jeszcze raz przez celownik optyczny, potem zamkn powieki. Ju zapomnia , jak wyczerpuj ce jest strzelanie z ukrycia i jak brakuje czasu w decyduj cych chwilach. Sze set metrów od niego znajdowa a si trybuna. Venloe wybra ju swoje cele, a sze rakiet rozmiarów cygara spoczywa o w magazynku strzelby. Je eli pope ni jaki b d... Najpierw Iskra. Potem Sten. Potem... Ma y komunikator obok niego, nastawiony na odbiór stacji publicznej, przemówi : - Ósma Kompania, Skrzyd o Wsparcia Gwardii Bojowej. Zbawcy Gumrak. - Za nimi Kompania Zwiadowców, Osiemdziesi ta Trzecia Lekka Dywizja Piechoty. To by o to. Pora na Crimson Ratpack. Grawiloty skrzyd a wsparcia bojowego posuwa y si do przodu, po trzy obok siebie, z niewielk pr dko ci . Tu za nimi maszerowali lekko uzbrojeni zwiadowcy. Ka dy grawilot mia na pok adzie komplet nierzy, siedz cych sztywno na baczno . Pilot grawilotu koncentrowa si na utrzymaniu miejsca w szyku, a dowodz cy pojazdem salutowa . W szóstym szeregu, w centralnym rz dzie, znajdowa si pierwszy zabójca z dru yny Venloe. Pilot grawilotu by jednym z m odych oficerów-konspiratorów, tak jak i reszta za ogi. - Szesna cie... siedemna cie... osiemna cie... Po doliczeniu do dwudziestu grawilot znajdowa si , jak zosta o wyliczone, na wysoko ci tylu metrów i odleg ci oko o pi dziesi ciu od trybuny honorowej. Pilot w czy generatory McLeana i przesun d wigni steruj ostro na prawo. Grawilot zrobi piruet, uderzy w s siadów, którzy stracili kontrol i waln li w formacj , wywo uj c efekt domina. ody oficer obni lot, potem posadzi pojazd na gruncie. Grawilot lizga si w kierunku trybuny, zgrzytaj c przera liwie. Wysypali si nierze, którzy po uderzeniu o pod e zacz li biec i strzela pó automatyczna bro rozrywa a na strz py jednostki Korpusu Specjalnego. Gwardzi ci potrzebowali chwili na to, by oprzytomnie , ale do tego czasu ju jedna trzecia z nich pad a martwa. Potem otworzyli ogie , ich kule trafi y w sam rodek parady. Skrzyd o wsparcia z ama o szyk, grawiloty strzeli y pod niebo i zosta y zestrzelone, kiedy
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
inne jednostki Korpusu Specjalnego zacz y wype nia rozkaz zabijania wszystkiego, co nie odpowiada o normie. Pluton zwiadowców wy ama si ze swojego szyku i pad p asko na ziemi . Wykrzyczano rozkazy, zaszczeka y karabiny. Ich cel stanowi a trybuna honorowa. Jedna salwa i... - Granaty! - krzykn kto . Pluton zaatakowa trybun . wier sekundy wcze niej czterej Gurkhowie Stena stali na baczno z ty u trybuny. Teraz, zupe nie nagle, znale li si na szczycie, odtr caj c na boki oszala ych ze strachu polityków. Mieli karabiny gotowe do strza u, kulki z AM2 rozrywa y i k ad y pokotem zwiadowców. Sten zacz grzeba w swoim niewygodnym stroju w poszukiwaniu pistoletu, kiedy Kilgour powali go na pod og . Alex wsta , odrzuci na bok ubranie i wydoby ukryty pod nim karabin i zapasowe magazynki. Douw trwa jak w transie od chwili, gdy zobaczy jak granat spad na deski tu przed nim co za udr ka - kopn go, granat spad z podestu i dopiero wtedy eksplodowa , ciskaj c genera a na Menyndera. Obaj m czy ni przewrócili si , Douw na wpó og uszony. Menynder najpierw zacz spycha z siebie mia ce cielsko genera a, ale potem zastanowi si . Jaka mo e by lepsza tarcza, zda sobie spraw , i zmieni taktyk , koncentruj c si na jak najlepszym udawaniu w asnego trupa. Oczy doktora Iskry by y szeroko otwarte. Jego brwi zacz y si marszczy z ciek ci, jak u profesora maj cego w nie strofowa ulubionego ucznia za to, e nie umia odpowiedzie na atwe pytanie. Nagle pokryta krwi kobieta wdrapa a si na podium i stan a przed nim. ce Iskry unios y si , staraj c si odepchn ten horror. Kobieta strzeli a cztery razy w twarz Iskry, zanim jej cia o zosta o zmiecione przez salw z broni stra ników. Sten przeturla si na bok, wyszarpn pistolet z tylnej kieszeni i ukl , rejestruj c umys em krzyki dochodz ce od strony t umu, salwy karabinów maszynowych, zgrzyty z piek a, które jeszcze przed chwil by o miejscem wojskowej defilady, i wist grawilotów na pe nym gazie. tem oka dojrza ci arówk z Bhorami przebijaj si z parkingu do trybuny, a potem przed nim znalaz o si dwóch ludzi, wycelowa , strzeli ... pyk, pyk... pyk, pyk... padli martwi... poszuka nast pnego celu... miech zadowolenia zastyg na twarzy Venloe, gdy dotkn prze cznika na celowniku i
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
ustawi ogniskow na cel, zaw aj c pole widzenia. Iskra by martwy. Absolutnie. Menynder i Douw zostali prawdopodobnie trafieni. Nie mia o to znaczenia - nie oni stanowili g ówny cel. Kolej na Stena. Jest tam. Tego skurwiela nie da si zabi . Staje na nogach... Troch wy ej... wstrzyma oddech... odetchn delikatnie... dotkn spustu... jeszcze raz sprawdzi cel... nacisn mocniej... teraz! Odrzut, kolba broni na ramieniu. Ze strzelby wylatuje uska, zostawiaj c za sob dymi smug , klik, nast pny nabój wskakuje do komory, odryglowa , cholera, celownik zszed z celu... - Sten upad - oznajmi beznami tnie g os w komunikatorze. Zamknij si , powiedzia a do siebie Sind. Nie patrz. Nie obracaj si . Trzymaj si po prostu tego okna od mansardy, patrz, jak zas ona ulatuje pod wp ywem podmuchu, ten dra jest wyszkolony, mia do rozs dku na to, aby za stanowisko w rodku, w cieniu. Wys a trzy naboje AM2 w to okno... Ceremonialny strój Stena mo e nawet zosta przez Kilgoura uodporniony na kule. Jednak e nie by o sposobu na to, aby jakiekolwiek ludzkie stworzenie mog o wytrzyma uderzenie masywnej kuli wa cej ponad sto gramów, p dz cej do celu z pr dko ci mniej wi cej o miuset metrów na sekund . No, chyba e taki kto siedzia by w czo gu. Inaczej kuloodporna kamizelka ma tak sam warto jak dla pieszego uderzonego przez autobus. Ale Venloe wyszed ju nieco z wprawy, i uchyli si troszk przed spodziewanym uderzeniem kolby w rami . Sze set metrów to niewiele dla wspó czesnej broni. Ale jednak ma jakie znaczenie. Zw aszcza wtedy, gdy bro dalekiego zasi gu z konwencjonalnym dopalaczem wysy a wyj tkowo ci ki nabój. Tak wi c trajektoria osi gni ta przez pocisk Venloe wystrzelony z tej strzelby na dinozaury przyj a kszta t wysokiego, zap tlonego haku, poddaj c si przeciwnym wiatrom oraz falom ciep a i zimna. Kula mia a trafi Stena prosto w brzuch. Zamiast tego uderzy a w ci kie krzes o obok niego i rozerwa a si na kawa ki. Wi kszo z nich rozprysn a si nie wiadomo gdzie. Ale jej lity pancerz trafi dok adnie w ubranie Stena, wprost w podstaw jednej z tych masywnych p yt, którymi Kilgour ob swojego szefa. Sten zosta zrzucony z trybuny. Samoistna si a uderzeniowa zorientowa a si , e oto nadesz a jej najpi kniejsza godzina, i nagle ambasador
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Imperium zacz przypomina p ywaj zabawk . Potem, kiedy zwali si na cia a, fala uderzeniowa odp yn a, a przed Stenem sta kto z broni gotow do strza u. Nie wiadomo jakim cudem pistolet pozosta nadal w r ku Stena. Zastrzeli tego czyzn , szukaj c nast pnego celu. Wreszcie do niego dotar o, e jeszcze yje i mo e ysze to wspania e, najwspanialsze Ayo... Gurkhali, kiedy przybywa o jego wsparcie. Pocisk Sind z AM2 rozwali na kawa ki pokój na strychu, odrzucaj c os upia ego Venloe do ty u, a o lep na chwil . Potem otrz sn si i poczo ga w kierunku otwartego wietlika. Nie, pomy la , przecie kto mo e czeka tam na zewn trz, pami taj, co zaplanowa na taki wypadek, si gnij w dó , w dó . onie Venloe odnalaz y zawleczki dwóch granatów dymnych; rzuci je obu stronach drogi i przypad do pod ogi. Czekaj... czekaj.” czekaj na dym... teraz. Przez wietlik i w nogi. - Cholera, chybi am - zamrucza a Sind, przesuwaj c nieco celownik, gdy z otwartego wietlika zacz si wydobywa dym. - Ambasador ma si dobrze! Powtarzam, ambasador ma si dobrze - oznajmi komunikator. Czy ta eksplozja roznieci a ogie ... Do diab a. To zas ona dymna, pomy la a, widz c nag e poruszenie, cie znikaj cy za barierk . Och, s oneczko ty moje... - Earle. Seria z trzech nabojów. Prosto w rodek tego muru. Jeden metr od rynny. Ju ! Trzask... trzask... trzask. Staro ytny kamie barierki pop ka . Sind przez swoj lornetk mog a widzie ma , poszarpan dziur . No, a ty, tam za murem, co teraz my lisz? Czy uwa asz, e jeste wystarczaj co szybki albo, e ja nie jestem wystarczaj co dobrym strzelcem, eby trafi przez t ma rys ? Sind westchn a i strzeli a. Pojedyncza kula przelecia a przez p kni cie i eksplodowa a gdzie na oddalonej cz ci barierki. Tak, ty tam. Jestem na tyle dobra, e moja kula prze lizgnie si przez t dziur , je li zobacz jaki ruch. Gdybym by a na tyle g upia, aby znale si na miejscu tego faceta, s dz cego, e tysi c dwie cie metrów i jedna droga ucieczki czyni go kuloodpornym, zapewne rozwa abym teraz na nowo sposób wycofania si . - Earle, patrz na dym. - Kiepsko dla faceta. Rozwiewa si . Bardzo dobrze. Co my tu mamy? Mamy ciebie tam, le cego plackiem za barierk .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Twoja droga ucieczki jest zablokowana przez t dziur , jak zrobi Earle, i przez wiadomo tego, e mog przez ni widzie i przez ni strzela . Oko o dwunastu metrów za szczelin barierka ko czy a si naprzeciwko okna mansardy. A wi c le ysz gdzie tam, na tym niewielkim odcinku. Najpierw ustalimy obszar... Pos a nast pny pocisk prosto w parapet okna mansardy, rozwalaj c go. Dobra. No, a teraz, je eli le ysz tam, to czy jeste bli ej mansardy, czy tego ma ego p kni cia? Ja wybra abym miejsce bli ej rysy, i czeka a na jaki cud, aby móc min t dwucentymetrow przerw . Ustawi a dok adnie odleg dziel j od parapetu. Jest. Poruszy a swoim celownikiem na boki, zatrzymuj c przecinaj ce si nitki na jasnej barierce, ale trzymaj c luf wycelowan dok adnie w poszarpany parapet okna. Chyba... tu. Akcelerator zabucza . Gotowe. Sind wystrzeli a. Nabój z AM2 przelecia tysi c dwie cie metrów. Potem, we w ciwym miejscu, skr ci ostro w prawo. Venloe le p asko na dachu, dok adnie tam, gdzie ustali a Sind. Usi owa znale jakiej wyj cie z sytuacji. Pocisk trafi go w biodra i eksplodowa . Po owa cia a Venloe wyskoczy a w powietrze, nad barierk , i rozp aszczy a si na dachu. Potem ze lizgn a si , zostawiaj c za sob lepki lad: r ce roz y si ponad kraw dzi dachu, jakby usi uj c si przytrzyma . Krwawa masa spad a dwie cie metrów w dó , na plac. Od chwili, kiedy Venloe utworzy zas on dymn , min o mniej ni dwie minuty. Milhouz sta samotnie na trybunie honorowej. Dotar o do niego w ko cu, e jeszcze yje. Tylko on. Tam... tam le y cia a jego rodziców. dzie nosi ob . Lecz dynastia przetrwa. Iskra nie yje. Ale Milhouz yje. Cie u mieszku samozadowolenia przemkn przez jego twarz. Nadal sta na trybunie, kiedy znik d wystrzeli o kukri, a g owa Milhouza zamieni a si w krwaw fontann spadaj z trybuny i rysuj czerwone pó kole na chodniku placu. Jemedar Lalbahadur Thapa odst pi w ty , kiedy bezg owe cia o upad o. Wytar kukri i kiwn g ow z zadowoleniem. Gurkha by na Uniwersytecie Pooshkan. Plac Khaqanów by niemal cichy, poza j kami i krzykami rannych i pomrukiem
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
silników z potrzaskanych grawilotów. Sten s ysza zawodzenie i krzyki od strony t umu, kiedy równie os upia a ochrona zacz a opró nia plac. Kilka metrów dalej le o cia o; rozpozna doktora Iskr . Pogoda znów uleg a zmianie. Jasny, pi kny dzie si sko czy , po niebie goni y burzowe chmury. To mo na uzna za proroctwo, pomy la Sten. Podszed do cia a i odwróci je nog . - To jest najbardziej martwy facet, jakiego w yciu widzia em - powiedzia Alex. - To prawda. - No có - stwierdzi Alex, podchodz c bli ej do Stena. - Umar król, niech yje król i tak dalej. Co u diab a zrobimy teraz? Sten pomy la . - Niech b podwójnie przekl ty, je li mam o tym zielone poj cie - powiedzia uczciwie. Rozdzia 36 Trzydzie ci siedem godzin pó niej przez Rurik przetoczy si grom. Sten w nie starannie komponowa swoje sprawozdanie dotycz ce zabójstwa Iskry, które podawa oby wszystkie szczegó y. Poprzedzi a je wst pna depesza, wys ana do Wiecznego Imperatora i na Prim zaraz po powrocie Stena do ambasady. Kto z portu kosmicznego wzywa ambasad . - Imperialna jednostka czy jednostki w nie nada y, e przygotowuj si do dowania. Ani Sten, ani Alex nie mieli czasu na nic innego poza zdziwieniem: czy to wsparcie? Jacy obywatele z Imperium, którzy trafili tu przez przypadek? Inwazja? Niebo zagrzmia o g niej, ni jaka wielka burza Jochi, i statki przep yn y nad g owami. - S odki Jezu - j kn Alex. - Nie widzia em takiego mrowia od ko ca wojny. To musz by ... dwa, nie, trzy szwadrony. Z okr tami wojennymi. Kto chyba nie le pog ówkowa - albo maj nas w ko cu, stary. Sten nie odpowiedzia - te patrzy na niebo. Za okr tami wojennymi nadchodzi a druga fala Transport nierzy, zaopatrzenie, ochrona. Sten ustali , e przybywa a pe na dywizja nierzy Imperium. - Co u diab a... - ...robisz tutaj, Ian? - Czy chcesz odpowied tak , jaka by a aktualna przedwczoraj - spyta Ian Mahoney - czy tak , jak mamy po otrzymaniu twojej czaruj cej depeszy na Prim ? - T , któr zdo am znie - powiedzia Sten. Byli na mostku imperialnego pancernika „Repulse”, flagowego okr tu Mahoneya. Opustosza y przedtem port kosmiczny Rurik wype nia y teraz statki i wygl da jak centralne wojskowe l dowisko na Primie. Ustalenia Stena i Alexa odpowiada y rzeczywisto ci - si y Mahoneya sk ada y si
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
z trzech szwadronów pancerników i macierzystej jednostki Mahoneya - Pierwszej Dywizji Gwardii. Mahoney przywita si z nimi, przedstawi ich dowodz cemu si ami marynarki wojennej admira owi - raczej nadgorliwemu typowi o nazwisku Langsdorff, wyprosi go z mostku i otworzy butelk specjalnie robionego dla Imperatora napoju, nazywanego szkock . - Teraz przeka wam obu moje rozkazy. Imperator poleci mi zebra si y pokojowe zaraz po tym wysadzeniu koszar. Powiedzia , e chce, ebym przyby z odpowiedni si w odpowiednim czasie. Zostan gubernatorem Imperium. Mia em udzieli wam wsparcia i upewni si , e Iskra pozostaje na tronie. Sten zacisn wargi. - A wi c nic nie zmieni o jego pogl dów na temat Iskry? - A co mia o je zmieni ? - Tak. Oko o dwunastu metrów sze ciennych najlepszych kamieni, jakie uda o mi si wypolerowa , i masywny srebrny pojemnik do ich przechowywania. Niewa ne. Poka ci moj kolekcj ska pó niej. Sytuacja z Iskr rozwi za a si sama. - A moje rozkazy uleg y zmianie - stwierdzi Mahoney. - Altaic ma zosta poddana bezpo redniemu zwierzchnictwu Primy. - Autonomia - zastanawia si Alex. - To nigdy si nie sprawdza. Przykro mi, sir. - Kilgour, w dniu, kiedy przestaniesz w cibia wsz dzie swoje trzy grosze, b gotowy za mundur na nowo. Mnie to si te nie podoba. Ale tak brzmi bezpo redni rozkaz wydany przez Imperatora. - Na jak d ugo? - Nie powiedziano mi. Sten przesuwa swój wci nietkni ty kieliszek pomi dzy d mi, szukaj c ciwego sposobu na zadanie nurtuj cego go pytania. - Ian, co twoje rozkazy mówi o mnie? - Nic, a powinny co mówi ? - Nie wiem. Sten wyja ni , e zwraca si wcze niej z pro o zwolnienie, ale Imperator odmówi . Obecnie, gdy Iskra nie , a Altaic by o coraz bli sze przepa cistego skraju chaosu, zak ada , e zostanie albo odes any w nies awie do domu, albo co najmniej otrzyma inny przydzia . - Wydaje mi si - powiedzia Mahoney - e masz kontynuowa dzia alno jako ambasador. Przynajmniej dopóki fale uderzeniowe si nie uspokoj . Przypuszczam, e potem jeden z nas zostanie przeniesiony. Nie mog sobie wyobrazi Imperatora trzymaj cego zbyt ugo w tej
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zapad ej dziurze obu swoich najwy szej klasy t picieli k opotów. Zbyt wiele stodó p onie dooko a. - Racja. - My , e nie powinni my si martwi , i z braku zlece zabraknie nam na chleb. Jak dzisz, Sten? - Nie dlatego pyta em. - No dobra. Wszystko ustalone. Spójrzmy, czy w aktualnej sytuacji mogliby my osi gn co , co chocia przypomina oby zbrojny rozejm, poczynaj c od jutra. Sten, wypijesz to wreszcie? Siedz c tu po ród tych wszystkich morderczych drani, sta si wra liwy i paranoicznie nastawiony do wiata. - Mo e i tak - powiedzia Sten i wype ni rozkaz Mahoneya, usi uj c si rozlu ni . Teraz przynajmniej mia przy sobie kogo naprawd wp ywowego, na kim móg si wesprze . Co jednak w g bi ducha mówi o mu, e Mg awica Altaic znajdzie jaki sposób, by poci gn Mahoneya, marynark wojenn i Gwardi Imperialn w otch , w stron krwawej anarchii, któr wszyscy zdawali si kocha zbyt mocno. Rozdzia 37 Siedzieli na brzegu zapuszczonego stawu Menyndera. Stary Tork milcza , podczas gdy Sten malowa ponur przysz rysuj si przed Altaic. - Stoicie przed jednym z tych momentów w historii - powiedzia Sten - kiedy katastrofa i powodzenie s równie prawdopodobne. To, co si stanie teraz, zale y od waszego wyboru. - Nie od mojego - stwierdzi Menynder. - To ludzie, którzy w co wierz , dokonuj wyboru. W tej chwili mam dok adnie tak sam nadziej , je li chodzi o mój lud, jak mia em kiedykolwiek na z apanie ryby w tym stawie. - Wskaza na martwe wody. - Kto zast pi Iskr - powiedzia Sten. - Istniej pewne szans , tymczasem wszystko, co wy chcecie zrobi , to zamieni jednego tyrana na drugiego. Dlaczego nie skorzysta z u miechu losu? - Poniewa adna pojedyncza istota nie by aby w stanie z powodzeniem kierowa Mg awic Altaic - stwierdzi Menynder. - Na wszelki wypadek przypomn ci, gdyby tego nie zauwa , e nikt z nas nie ma atwego charakteru. - Zauwa em - powiedzia sucho Sten. - Szczerze mówi c, gnijemy od rodka. Zabijanie jest dla nas tak naturalne, jak oddychanie. A wi c najwy szy urz d zajmuje najlepszy morderca. Z definicji... W ten w nie sposób pracuje nasz g upi system. Najwi ksze i najgorsze plemi morduje innych, kiedy tylko mo e. I dlatego pozostaje wielkie i z e.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Mia em zamiar zasugerowa wam stworzenie czego w rodzaju rz du koalicyjnego. Menynder prychn . - Koalicja? W Altaic? Niemo liwe. - Kiedy niemal uda o ci si stworzy co takiego. Oczy Menyndera zw zi y si . - Co przez to rozumiesz? Sten nie zawraca sobie g owy uprzejmo ciami. - Ten nies awny obiad ze starym Khaqanem - powiedzia . - Nigdy nie wierzy em w historyjk . - A w co wierzy ? - g os Menyndera brzmia ch odno. - S dz , e Khaqan wcale nie by zaproszony - powiedzia Sten. - Nie usiad by razem z band Suzdali, Bogazi i Torków. A co dopiero mówi o jedzeniu. S dz , e ty... genera Douw... Youtang i Diatry... nie mieli cie zielonego poj cia, e on ma zamiar si pojawi . S dz , e tak naprawd siedzieli cie razem w tym pokoju i radzili cie, jak si go pozby . I to ty w nie jeste jedyn w tej mg awicy istot zdoln do zawi zania intrygi cz cej wszystkie gatunki. Sten u miechn si ch odno. - Je eli to prawda - doda - to jeste tak e jedyn istot zdoln zebra co w rodzaju rz du koalicyjnego, o jakim my la em. Menynder milcza . Pochwa a Stena zawiera a w sobie o oskar enia. - Nie mam tylko poj cia - powiedzia Sten - jak uda o si wam zabi tego starego drania. - Ja tego nie zrobi em - stwierdzi Menynder. Po chwili opami ta si i doda : My tego nie zrobili my. Sten wzruszy ramionami. - To nie ma znaczenia. - Chcia by morderc jako w adc ? Sten spojrza na niego. - Powiedz mi, kto chcia by. Menynder zastanowi si . W ko cu zapyta : - A co si stanie, je eli post pi zgodnie z twoj sugesti ? Zostawisz nas asnemu losowi? Sten spojrza na niego twardo. - Nie tym razem. - A wi c tak naprawd nie mam wyboru. - Mo e i nie. Ale pójdzie o wiele lepiej, je li uwierzysz, e masz ten wybór. - A wi c lepiej b dzie je li szybko powiem tak. - I w nie tak to widzia em. - I znowu Menynder - warkn Wieczny Imperator. - Dlaczego wci o nim mówisz? - Poniewa , sir, to najlepszy cz owiek do tego rodzaju zadania - powiedzia Sten. Wieczny Imperator spojrza na niego krzywo. - Czy to jest „a nie mówi em”, Sten? Czy chcesz mi powiedzie , e schrzani em spraw , bior c Iskr ?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nie mam prawa os dza pa skich decyzji, sir. - Dlaczego wci s ysz ton przygany w twoim g osie? - spyta Imperator. - Profesor Iskra stanowi najlepszy wybór z pod ej stawki, sir - wtr ci si Mahoney. Ka dy to widzi. I dlatego s dz , sir, e pomys Stena ma sens w tej sytuacji. - Koalicje kreuj zgni e prawa - powiedzia Imperator. - Zawsze tak by o. Zawsze tak dzie. Zanim si spostrze esz, ka dy z cz onków koalicji ma swoje priorytety, oparte na w asnym interesie. Konsensus staje si artem. Gra toczy si o w adz , pieni dze, wp ywy czy wszystko razem. Imperator wychyli swoj szklaneczk . Jego holograficzny wizerunek poprzez miliony lat wietlnych zach ci gestem Mahoneya i Stena, aby zrobili to samo. - Do diab a z tymi bzdurami o rz dzeniu przez koalicj - powiedzia . Ale jego nastrój ulega zmianie. Szklaneczki opró niono i nape niono ponownie. Sten zacz co mówi , ale Mahoney kopn go w kostk , wi c zacisn usta i pozwoli mu przej pa eczk . - Nie mog nie zgodzi si z panem, sir - stwierdzi Ian. - Rz dy koalicji mog si okaza cholernie nieskuteczne. Ale czy w tym przypadku, sir, nie stanowi oby to czasowego rozwi zania kwestii? Czy tak naprawd nie mog oby prowadzi do czego sta ego? - Wyja nij - rozkaza Imperator. - Akt stworzenia koalicji - zacz Mahoney - mo e mie skutek uboczny w postaci uspokojenia si wszystkiego. Wylania oleju na wzburzone fale przemocy. - Wydaje mi si to rozs dne - powiedzia Imperator. - Dalej. - Dajmy wi c tej koalicji jakie ramy czasowe i zobaczmy, co si wtedy stanie. To i to musi by zrobione w okre lonym terminie. Potem przymierze rozwi zuje si . Automatycznie. - Co jak zachód s ca - powiedzia Imperator. - Dok adnie. Sojusz musi zosta zast piony przez bardziej stabilny system do czasu, który pan wyznaczy. Imperator pomy la . Potem stwierdzi : - W porz dku. Wygrali cie. Mo ecie to zrobi . - Dzi kuj , sir - powiedzia Sten, ukrywaj c ulg w g osie. - Jeszcze tylko jedno... Imperator machn r . - Tak, wiem. Potrzebujesz jakiego dramatycznego gestu, który b dzie wiadczy , e zgadzam si z t ca ide . - Tak jest, sir. - A co s dzisz o audiencji? Wy lij Menyndera i innych na Prim . Zrobi dooko a nich niez e zamieszanie na dworze. Pob ogos awi wi misj pokojow i ca y ten ch am. Powróc jako bohaterowie. Wystarczy? - W zupe no ci, sir. Imperator si gn do guzika, przerywaj cego po czenie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Niech to lepiej dzia a - warkn . Potem jego obraz znik . Sten odwróci si do Mahoneya. - Ian... jestem ci winien naprawd du ego kielicha. Mahoney roze mia si . - No to stawiaj go na stó , stary. Stawiaj na stó . - Mówi Connee George z portu kosmicznego Soward. Nadajemy bezpo rednie sprawozdanie. Delegacja z Mg awicy Altaic ma w nie wyl dowa , szanowni pa stwo. Spójrz na to powitalne przyj cie czekaj ce na nich na p ycie l dowiska, Tohm! - To naprawd powitanie godne wiata Primy, Connee. Mój Bo e. Có za historyczna chwila! Jestem pewien, e wszyscy przykleili si do swoich ekranów, czekaj c na relacj maj cej wy czno KRCAX Prima, której kamery poka t dystyngowan delegacj . Zastanawiam si , o czym teraz my nasi widzowie, Connee! - Zapewne o tym samym, co ja, Tohm. To znaczy - o rany! Co za historia! - Masz racj , Connee. To naprawd jest... ummm... Powiedz nam jeszcze, co my lisz o tym... ummm... historycznym wydarzeniu, Connee. - No có , oficjalne komunikaty z biura prasowego Imperatora mówi , e na pok adzie znajduj si cztery istoty d ce ku przeznaczeniu. Przeznaczeniu, któremu na imi pokój. Ale te wiadczenia nie opowiadaj nam wszystkiego, Tohm. - Nie, naprawd ? - Przepraszam, Tohm. Zobacz , czy kapitan P’wers nie pozwoli by nam podej nieco bli ej. Czy mo emy przenie si na lew stron l dowiska, Gary? - Spróbuj , Connee. Ale ruch jest dzisiaj bardzo du y i wie a daje nam popali . - Po prostu robi to, co do nich nale y, jestem pewna, Gary. I jak to robi ! - Racja, Connee... Dobra... Trzymaj si ... Rany, a sk d si wzi ten grawilot? - To pewnie nasza konkurencja, Gary. Ha, ha. Wybacz mi to poczucie triumfu, Tohm, ale jestem pewna, e widzowie to zrozumiej . - Absolutnie, Connee. Wiedz przecie , e jeste my najlepszym zespo em wiadomo ci na Primie. KRCAX Prima, Connee. - To prawda, Tohm. Patrz na ten widok! - Naprawd robi wra enie. Dobra robota, kapitanie P’wers! - Dzi ki, Tohm. Cholera! Zabieraj si z mojego nieba, ty skur... - Uwa aj, Gary. W domach dzieciaki. Ha, ha... Teraz zanosi si na wyj tkowo atrakcyjn relacj . Connee, mo e sko czysz opowiada . - Dobrze, Tohm. No có , po tragicznej mierci profesora Iskry Wieczny Imperator opracowa plan rozwi zania ywotnych problemów Mg awicy Altaic, który wed ug najwi kszych autorytetów stanowi majstersztyk. Na pok adzie tego statku s istoty, które powiod swój region w now er pokoju. G ow szanownej delegacji jest pan Menynder. Jego rodacy, Torkowie, popieraj go w stu procentach.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Zas na to, Connee. A teraz opowiedz nam o... ummm... innych. Ca kiem dystyngowana grupka, nie s dzisz, Connee? - Racja, Tohm. Przywódc Suzdalów jest Youtang, jedna z najzdolniejszych dyplomatów na Jochi. Ze strony Bogazi przyby a Diatry, istota o równie du ym znaczeniu. Ostatni, ale na pewno nie najgorszy, to Jochia czyk, pan Gray - wódz bardzo wa nej populacji. - Wspania a relacja, Connee. A teraz opowiedz nam, jakie imprezy czekaj na tych... dystyngowanych... delegatów. - Có , mo esz by pewien, Tohm, e mieszka cy Primy nie maj zamiaru uchybi naszej awnej go cinno ci. Po pierwsze, wielkie powitanie na Soward. - Przepraszam, Connee, ale musz przypomnie naszym widzom, e b dziemy przekazywa to na ywo. Jak tylko delegaci wyl duj . - Mów dalej, Tohm. - Hmmm... w nie sko czy em, Connee. Ha, ha. - Ha, ha. No dobra. Potem wieczny Imperator zarz dzi wielk , publiczn uroczysto w pa acu. I to tak e przeka emy pa stwu. - Mamy wy czno , Connee. Na ywo i tylko my. - Racja, Tohm. Po uroczysto ci nast pi wielki, królewski bal, wyznaczony na dzisiejszy wieczór. Potem... - Przepraszam, e przerywani, Connee, ale wie a podaje, e statek ju nadlatuje. - Nie przepraszaj, Gary, przecie tylko wykonujesz swoj prac . Ha, ha. A teraz zobaczmy, jak blisko uda nam si dosta . Damy naszym widzom prawdziwy obraz sprawy. - Wie a dostanie sza u. - Nie przejmuj si , kapitanie P’wers. Tam te siedz wspaniali kumple. Poza tym, oni tylko... - Wiem, wykonuj swoj prac . Menynder gapi si przez okno na przesuwaj cy si pod nimi port kosmiczny. Niech tnie przyzna sam przed sob , e czuje si podekscytowany. Podniecony jeste jak dzieciak, stary dumy grzybie. Ale czy to komu szkodzi? my szczerzy. Nigdy nigdzie w yciu nie je dzi . A teraz zobaczysz wiat Primy. A to przecie marzenie ka dej ywej istoty od... od zawsze, cholera. Menynder zachichota sam do siebie i spojrza na innych cz onków swojej grupy. Niech mnie diabli wezm , je li oni nie czuj tak samo, pomy la . Zauwa , e Youtang ma wyraz pyszczka jak u g upiego szczeniaka, a Diatry otworzy a szeroko dziób, patrz c na cuda Primy. Nie widzia Jochia czyka, Graya. Ale s ysza , jak wzdycha z zachwytu. Sko cz z tym, Menynder, nakaza sobie. Masz tam powa ne sprawy do za atwienia. Tak. Jasne. Ale czy tylko przez chwil nie mog jeszcze poby dzieckiem? Przecie
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
spotkam si z Wiecznym Imperatorem. W cholernie prawdziwym zamku. Mo e nawet u cisn d Imperatora. Cholera. Cholera. Cholera. Gdyby mama mog a mnie zobaczy ... Menynder ujrza grawilot przelatuj cy przez ekran. Znak na burcie oznajmia : KRCAX Prima. Jacy sprawozdawcy, pomy la . Przez chwil zastanawia si , czy kapitan pojazdu nie podchodzi zbyt blisko. Nie. To przecie najlepsi z najlepszych, u licha. Najlepsza za oga wiadomo ci z najlepszego wiata Primy. Absolutni profesjonali ci. By tego pewien. Ale - o rany! On nadal leci! Hej... Co si dzieje? - Uwa aj! - wrzasn Gray. - Zaraz... Menynder mia tylko chwil , by poczu uderzenie i zobaczy , e okno z bia ego staje si czarne. A potem poczu wielk , ci d mia mu bok. Us ysza , jak zgrzyta jego fotel wyrywany z posad. Potem ruszy do przodu, ciana kabiny lecia a na niego. Us ysza krzyk. I pomy la ... O cholera! - Tu KBSNQ, nadaj ca na ywo z portu kosmicznego Soward. Dla tysi cy widzów, którzy dopiero co zasiedli przed ekranami, mamy wiadomo ci z ostatniej chwili: nast pi a straszliwa tragedia na g ównym l dowisku Primy. Delegacja wysoko postawionych osobisto ci z Mg awicy Altaic, przybywaj ca na zasadnicze rozmowy pokojowe z Wiecznym Imperatorem, zderzy a si w powietrzu z pojazdem wioz cym zespó lokalnych wiadomo ci. Wszystkie istoty znajduj ce si na pok adzie uznano za zmar e. Na miejscu s ju imperialni wywiadowcy. Wieczny Imperator nakaza , aby wszystkie flagi by y opuszczone przez tydzie do po owy masztu na znak oby. - Wracamy teraz do naszego normalnego programu. Mo ecie mie pewno , e przerwiemy go, je li nadejd jakie nowe wiadomo ci. Tu mówi Pyt’r Jynnings na ywo z KBNSQ. Ty nam daj dwadzie cia minut... a my damy ci ca e Imperium. Rozdzia 38 Sten siedzia w rozpaczy pod ciemnym niebem Rurik. W oddali wida by o tylko aby, wieczny p omie pal cy si na Placu Khaqanów. Wszystko trwa o w milczeniu... oczekiwaniu. Poczu , jak Sind dotyka jego ramienia. - Menynder stanowi nasz ostatni nadziej - powiedzia . - Wiem. - Namówi em go, eby pojecha . A on chcia tylko siedzie nad tym cholernym stawem. W spokoju. - Wiem o tym.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- By starym, paskudnym kundlem. Ale, cholera, lubi em go. Jej odpowied stanowi mocniejszy u cisk. - Nie mam bladego poj cia, co teraz robi - powiedzia Sten. - Mo e... mo e Imperator co wymy li. - Wierzysz w to? - A wi c Mahoney. - On jest tak samo zagubiony, jak i ja. W tej chwili w nie zabija okna deskami. Przygotowuje si . - My lisz, e b dzie a tak le? - Tak, naprawd le. - Ale to przecie niczyja wina. Mo e poza t cholern za og wiadomo ci. To by po prostu wypadek, na mi bosk . - Oni tak nie my . - Wskaza na milcz ce miasto. - Oni my , e to spisek. e Imperator skaza Menyndera i innych na mier . - To mieszne. Po co mia by to robi ? - Ich nie interesuj powody - powiedzia Sten. - Oni potrzebuj kogo , na kogo mo na zrzuci win . Schrzanili my spraw , i to wszystko. Sind zadr a. Sten obj j ramieniem. - Dzi kuj - powiedzia . - Za co? - Za to, e jeste tutaj, ze mn . Wtuli a si w jego ramiona. - Tylko spróbuj mnie odepchn - zaszepta a. - Tylko spróbuj. Pomimo swej rozpaczy Sten poczu si nieco pocieszony. Opar si i przyci gn Sind bli ej. Siedzieli tak a do witu. S ce wsta o wielkie, czerwone i w ciek e. Kilka minut pó niej us yszeli pierwsze wystrza y. - Mamy snajperów i zadymiarzy i rabusiów, do licha - powiedzia Kilgour. - Nie jest dobrze. Ale nie jest te bardzo le. - A co mog oby by gorsze? - zapyta Sten. - Obawiam si , e to, co w nie nadchodzi, ch opcze. - To znaczy? - Ca kowita nieobecno armii. - Je eli ju o tym mówimy, to rzeczywi cie nie widzia em w pobli u adnych jochia skich nierzy. Ale my la em, e to dobra wiadomo . No dalej. Powiedz mi, e jest inaczej. Przywyk em do tego, e co mnie wprowadza w nastrój przygn bienia. B pewnie skni za tym, jak ju si sko czy. - Samo siedzenie tutaj mo e wywróci wiat do góry nogami - powiedzia Alex. Zag usza szcz cie. Zag usza rado . To wp yw tej cholernej pogody, jak s dz . Jesz nienawi na niadanie i czujesz si chory, widz c na stole poranny salceson. - Dzi ki za przypomnienie mi o nadziewanym owczym dku, Kilgour. Mniam, mniam.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Czuj si teraz znacznie lepiej. - Ciesz si z tego, stary. - Opowiedz mi o tym wojsku. - Braku wojska, synu. - Niech b dzie. - No có , po prostu ich tu nie ma, rozumiesz? Ani jeden nierz, ani jedna nierska kurwa nie szwenda si po Rurik. Pos em moje nietoperzyki na przeszpiegi. Lata y ca e godziny, sz c i poszukuj c. Zajrza y do koszar. Do kantyn oficerów i szeregowców. - Gdzie u diab a oni si wynie li? - Dobre pytanie. Postanowi em wi c poszuka lisa o srebrnym futrze. - Genera Douw? - Tak, stary. Jego te nie ma. Sten wyprostowa si na krze le. - Gdzie on si podzia ? - Znikn razem ze swoimi lud mi. Manewry, powiedzia mi jego adiutant w biurze prasowym. Doroczne manewry w wysokich górach. - Alex wskaza r w stron , gdzie na horyzoncie rysowa y si góry, cz ciowo okalaj ce dolin Rurik. - Manewry? Co za bzdura. Nie wierzysz w to, co? - Nieeee. Chyba e nierze Jochidzielni panowie i panie - wybieraj si na manewry, zabieraj c ze sob ostr amunicj . - O cholera! - powiedzia Sten. - Trzymaj si , stary. Nie podno si za szybko. Douw mo e i by srebrnow osym g upcem z ptasim mó kiem, ale posadzony na obozowym sto ku w swoim górskim centrum dowodzenia, wygl da w ka dym calu na genera a. I zachowywa si jak bardzo gniewny genera . - Nie potrzebujemy dowodu - warkn przez stó , przy którym odbywa a si wojenna narada. - Naleganie na dowód jest ostatni desk ratunku dla tchórzy. - adnego Suzdala jeszcze nigdy nie nazwano tchórzem - warkn . Tress, w adca wiatów Suzdali. - Nie obra aj si tak szybko - powiedzia Snyder. By kuzynem Menyndera i teraz de facto wojennym przywódc Torków. - To w nie jest nasz problem w Altaic. Za ka dym razem, gdy rozwa amy wspólne dzia anie, kto wtyka nos w nie swoje sprawy i ca a rzecz si rozlatuje. - Wzajemny szacunek musimy mie - stwierdzi Hoatzin, g osem szorstkim, znu onym. Jego ona, Diatry, zgin a wraz z Menynderem i innymi. Teraz zadaniem Hoatzina by o poprowadzenie sfor Bogazich do bitwy. Je li taka nast pi. - Dziel i zwyci aj. Dziel i zwyci aj. Tak zawsze dzia Imperator - rzek Douw. Nie by hipokryt . Naprawd zapomnia , e Iskra u dok adnie tych samych s ów, chocia w innym - i jochia skim - kontek cie. - Przecie walczymy - powiedzia Tress. - Jakie s nasze szans przeciwko
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Wiecznemu Imperatorowi? Jego si y... - Kto przejmuje si wielko ci jego si ? - przerwa mu Douw. - Teren jest nasz. Ludzie s nasi. Je li b dziemy trzyma si razem... musimy wzi gór . - Imperator wcale nie tak mocny jak mu si wydaje - powiedzia Hoatzin. - Walka z Tahn wiele lat. Mia zwyci stwo, tak. Ale nie takie dobre zwyci stwo. Bardzo d uga wojna. nierze, my , zm czeni. Poza tym, jak mówi genera , ten l d nie ich. O co oni walcz ? - Mimo wszystko - odrzek Tress - Imperator nigdy dot d nie przegra . - To stanie si kiedy - powiedzia Bogazi. - Musi si sta . Dlaczegó by Imperator znikn . My , e ucieka przed Rad . Nikt przedtem nie przedstawi znikni cia Imperatora w takim wietle. To by ten rodzaj dnego my lenia, które prowadzi do zdradzieckich wniosków. - Musimy wszyscy po czy swe si y - powiedzia Douw. - Po raz pierwszy w naszej historii musimy trwa z czeni z jednej przyczyny. Ta przyczyna to sprawiedliwo . Nasi nierze s odwa ni. Potrzebujemy tylko ch ci. Wokó sto u zapanowa o d ugie milczenie. Gnie ce si ponad g owami ptaki robi y zamieszanie. Tress podniós si . - Porozmawiam z moj sfor - oznajmi . - Co im powiesz? - zapyta Douw. - e walczymy razem. Historia ze snajperem wydawa a si Sind ca kowicie niezrozumia a. - Przesta si martwi , skarbie - powiedzia Alex. - Na tym strzelcu postawiono ju wielki krzy yk. - Na lodowate po ladki mojego ojca, czasami jeste strasznie t py. - Teraz wymy lasz mi w tej poga skiej gwarze Bhorów. Ani odrobiny szacunku dla swojego posiwia ego przodka. Wstyd si , wstyd , ma a. - Daj spokój, Alex. Jak on si dosta do pa acu? Jak to si sta o, e móg wybra okno najlepsze do oddania strza u? Jakim cudem mia dosy czasu, by ustawi ca y swój majdan, zorientowa si gdzie b dzie siedzia Sten, i jeszcze stworzy utrudnienie dla jego ucieczki? - Mamy ca y zespó grzebi cy si w tym i badaj cy te obrzydliwe spiski, malutka Sindy. - Nie wi za abym z tym wi kszych nadziei - odpowiedzia a Sind. - Zbyt wielu jest podejrzanych. Za du o mo liwych kombinacji. Maj wi ksz szans wygrania w imperialnej loterii. - A tobie wydaje si , e ty mo esz zrobi to lepiej? Sind my la a przez chwil , potem przytakn a. - Jasne. Bo oni szukaj w z ym kierunku. Ten facet by profesjonalist . Od wyboru pozycji,
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
poprzez t star spluw , któr si pos ugiwa , a do r cznie toczonych pocisków. - Okay. Twój martwy strzelec by zawodowcem. To nie jest nic niezwyk ego dla snajpera. Co jeszcze ci dr czy? Wbrew sobie Kilgour stawa si zainteresowany. Mo e Sind trafi a na co ? - Dwie rzeczy. Pierwsza jest osobista. On próbowa zabi Stena. Do licha, prawie to zrobi ! Kilgour wiedzia o tym, przytakn i czeka na kluczowe wyja nienia. - Co mnie naprawd doprowadza do sza u - rzek a Sind - to fakt, e by on jedynym snajperem. Cholera, to nie ma sensu. W tych warunkach powinien tu by na dachu ca y zast p strzelców. Albo nikt. Chyba e kto chcia mie extra pewno , kto dok adnie zginie. - W porz dku. Wiemy, e nie musia zasadza si na Iskr . Raport koronera mówi, e za atwi go atak na podium. Ale ten sam szturm omin Stena. Wi c... Ha! On próbowa dosi gn nie Stena. Dzi ki tobie i twojemu wspania emu krawcowi nie uda o mu si . Ale... mimo wszystko... Alex zamy li si . - Tak... Musi by co wi cej. - Wi cej czego? - wtr ci si Mahoney. - Jaki znowu k opot szykujecie tu we dwoje? Obrócili si , aby zobaczy , e Ian wszed do pokoju. Sind przywyk a do poruszaj cych si cicho wielkich sylwetek. Spójrzmy na Alexa. Albo na jej Bhorów. Ale Mahoney nadal j zadziwia . Jego wielkie irlandzkie cia o i okr a, przyjazna twarz nie pasowa y do kogo , kto potrafi skrada si jak kot. Chcia a stan na baczno i zameldowa si starszemu rang oficerowi, ale Mahoney przerwa jej. - Po prostu powiedzcie mi, jaki spisek szykujecie. Sind stre ci a mu histori o tajemniczym strzelcu. Mahoney s ucha uwa nie, potem pokr ci g ow . - To tajemnicza sprawa, zgadzam si z tob - powiedzia . - Ten cz owiek na pewno by zawodowcem. To znaczy, e zosta wynaj ty. Co oznacza tak e, e ktokolwiek go wynaj , to na pewno spraw dobrze zakonspirowa . Dlatego, je eli nawet uda si wam dowiedzie , kim by ten snajper, niewiele wi cej osi gniecie. To mo e i interesuj ca sprawa, chocia a. Ale obawiam si , e w tym przypadku x plus y równa si : a kogo to obchodzi? - Nie s dz , sir - stwierdzi a Sind. - Nie tym razem. I to nie uczucie, a raczej intuicja. Profesjonalna intuicja, sir. Widzi pan, kiedy na niego polowa am, zrobi am, co tylko mog am, eby
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
my le tak, jak on. - Oczywi cie - stwierdzi Mahoney. By y szef Sekcji Mantisa poczu , e zaczyna si wci ga . - Bardzo szybko naprawd zacz am my le jak on. Nawet nazwa am go w my lach „s oneczkiem”. - A co czyni to „s oneczko” innym ni wszyscy? - chcia wiedzie Mahoney. Sind westchn a. - Jego wiedza na temat terenu i obranego celu. To znaczy, e „s oneczko” kr ci si przez jaki czas ko o pa acu. My , e sprawdzi osobi cie ka dy cal. dz , e zrobi , co tylko móg , aby pozna swój cel. Inaczej nie czu by si dobrze. Nie. Na pewno chcia by wiedzie o Stenie jak najwi cej. Pozna go dobrze. Mie jakie poj cie o jego prywatnych zwyczajach. Wiedzie któr dy zechce si wycofywa podczas ataku. - Tak... ca kiem nie le, ma a - powiedzia Alex. - I mo e... tylko mo e... Mahoney waln w stó . - No jasne! Móg próbowa odwiedzi ambasad . Albo przynajmniej asystowa przy pewnych oficjalnych okazjach, gdzie ewentualnie pojawi by si Sten. - Dok adnie tak - powiedzia a Sind. - To znaczy, e albo Sten, albo Alex mog go rozpozna . Spojrza a na Mahoneya. - Chc , eby Sten poszed do kostnicy, sir - stwierdzi a. - Zobaczy , czy nie uda si zidentyfikowa szcz tków. - Powiedz to jemu, nie mnie - stwierdzi Ian, ca kiem rozs dnie. Sind podnios a brwi. - Pomy li, e to strata czasu, sir. Gdyby tak pan... - Pozwoli a s owom zawisn w powietrzu. - Zaci gn go za ucho - powiedzia Mahoney. - Chod , Alex. Idziemy pogaw dzi z ambasadorem. Piwniczna kostnica by a bia a i zimna, z filtrem odka aj cym powietrze, co jednak nie chroni o przed przypadkowymi podmuchami odoru, powoduj cego przykry smak na zyku. - Poczekajcie chwil - powiedzia pracuj cy tam cz owiek. - Jeszcze nie sko czy em je . Machn im ko o nosa grub kanapk . Sos pomidorowy przecieka przez chleb. Sind by a o krok od rozdrapania mu twarzy. Mimo nalega Kilgoura i Mahoneya Sten uparcie odmawia przyj cia. Jest zbyt zaj ty, mówi . Po uszy tkwi w gównie. Wreszcie uleg . Teraz z podziwem obserwowa a jego post powanie. Zamiast warkn rozkaz, wyci gn z kieszeni plik banknotów i zamacha nimi przed nosem m czyzny. - Zawsze mo esz zabra kanapk ze sob - powiedzia . Pos ugacz z apa banknoty, machn r z kanapk i ruszy naprzód. Poszli za nim. - To jedyny sposób na to, aby zwróci uwag biurokraty - szepn Sten do ucha Sind. Wrzaski powoduj , e staj si jeszcze bardziej uparci i g upsi. czyzna porusza si wzd rz du szuflad zawieraj cych cia a.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Zobaczmy... Gdzie ja w em tego Bezimiennego? Skierowa pilota, nacisn guzik i cia o wysun o si z trzaskiem. Z krypty wion o zimnym powietrzem. Pos ugacz zajrza do szuflady. Kropla czerwonego sosu spad a na cia o. Star j kciukiem, potem wyliza go do czysta. - Nie, To nie ten. - Nacisn guzik i szuflada zamkn a si . Pos ugacz wybuchn miechem. - Przykro mi, e zawraca em wam g owy tym bezg owym. Nikt nie mia si z jego dowcipu. Wzruszy ramionami. - Od czasu, kiedy umar stary Khaqan, mieli my du o pracy - powiedzia . - Wi cej klientów ni czasu. Roze mia si znowu. - Moja ona jest szcz liwa jak winia w b ocie. Ca e miesi ce wyrabia em nadgodziny. Jeszcze jedna dobra strzelanina i b dziemy mogli kupi sobie domek w lesie, o jakim marzymy. - Czyli dobrze si dla was sk ada - stwierdzi a Sind. Pos ugacz zrozumia jej ton. - To nie ja ich tu w em paniusiu - powiedzia . - To wasza robota. Wy ich rozwalacie, ja pakuj w worki. Robi to, co do mnie nale y. Jeszcze raz wycelowa pilota i nacisn guzik. Wysun a si szuflada. Spojrza w ni . - Tak. To ten. Mog si z wami za . Nadal martwy. Ha, ha. Spójrzcie tu, ch opcy. Zobaczycie wasz przysz . - Zerkn na Sind. - Ty te , panienko. Ale to Mahoney spojrza jako pierwszy. Jego reakcja by a szybka i gwa towna. - Matko mi osierna - zawo . - To Venloe! Stena a odrzuci o do ty u. - To niemo liwe. - Sam zajrza . - Cholera! To rzeczywi cie Venloe. - To nieprawdopodobne - stwierdzi Alex, weryfikuj c ich spostrze enia. - Ale tak jest! Sind nie wiedzia a z pocz tku, o czym oni mówi . Potem przypomnia a sobie. Venloe to cz owiek odpowiedzialny za mier Imperatora! - My la am, e on... - ...siedzi w najlepiej strze onym cholernym wi zieniu - doko czy za ni Sten. - Kiedy ysza em o nim ostatnio, by tak g boko pod ziemi , e na s ce patrzy przez lornetk . - Musia uciec - powiedzia a Sind. - To niemo liwe - stwierdzi Sten. Spojrza ponownie. - Ale... przecie tu jest. - Raczej jego górna cz - wtr ci Alex. Mahoney podniós brwi na widok stoj cych przed nim zastyg ych postaci. Przypomnia sobie dzie , kiedy z apa Venloe. I ich rozmow . Venloe by istot zdoln wywin si z niemal ka dej sytuacji, w czaj c w to nawet dobrze strze one wi zienie Imperatora. - Ale co on tu robi ? - spyta a Sind. - Kto móg ...
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Reszt jej pytania przerwa brz czyk telefonu Mahoneya. Wyci gn go z kieszeni i czy . - Mahoney, s ucham. os oficera zatrzeszcza przez g nik. - Niech pan lepiej wraca szybko, sir. W nie wykryli my flot kieruj si na Jochi. S zdecydowanie nieprzyja ni, sir. Mahoney by ju w biegu, kiedy wy cza telefon. Inni ruszyli za nim. Venloe le zimny w swojej szufladzie za nimi, jego tajemnica zosta a zapomniana w obliczu nadci gaj cego ataku. Pos ugacz z kostnicy, który pods ucha wiadomo , pospieszy , aby uczyni swoj on jeszcze szcz liwsz kobiet . Rozdzia 39 Admira Han Langsdorff musia albo przespa , albo totalnie ola wyk ady na temat podstawowych pomy ek wojskowych jakie pi dziesi t lat wcze niej. Wzi imperialn flotyll pancerników, aby powstrzyma nadci gaj ce si y floty inwazyjnej Suzdalów i Bogazi, pewien siebie i zadowolony. To b dzie proste, cho krwawe zadanie. Po pierwsze oczekiwa , e te prymitywne istoty - Langsdorff ukrywa to ca kiem nie le, ale by ksenofobem - zastygn ze strachu, kiedy ujrz zbrojn pi Imperatora. Po otrz ni ciu si z podziwu i przera enia w najgorszym razie sformuj szyk bitewny i przyst pi do frontalnego ataku. Langsdorff wys jeden szwadron pancerników w charakterze wabika i uformowa swoje ówne si y w zakrzywione skrzyd o ustawione za i w kierunku przyn ty. Gdyby wróg próbowa zaatakowa si y Imperium, w prosty sposób Langsdorff móg by okr jego flanki i mie go w ca ci na widelcu. Nie by to z ony plan. Ale prostota to cenna rzecz podczas bitwy. Poza tym, jak mog o jakie sprzymierzenie przero ni tych ptaków i psów utrzyma si przeciwko Imperium? Z pewno ci nie by pierwszym kieruj cym bitw dowódc odnosz cym si z tak pogard do nieprzyjaciela. Historia odnotowa a bardzo d ug list przypadków, kiedy przydarzy o si to samo. ugotrwa a kl ska Hsiung-Nu w Turkiestanie. Little Horn. Isandhlwana. Magersfontein. Suomussalmi. DienBienPhu. Saragossa. I tak dalej, i tak dalej. Nawet nazwa jego statku flagowego mog a pomóc. Langsdorff mgli cie wiedzia , e „Repulse”, wiele reinkarnacji temu, by okr tem wojennym p ywaj cym po wodach. Co mu nawet wita o, e ten rodzaj okr tu nazywano kr ownikiem. I na tym ko czy a si jego wiedza. Nie mia poj cia o tym, i tamten „Repulse” - i towarzysz cy mu pancernik eglowa y
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
spokojnie po cichych wodach, wierz c, e sama obecno okr tów wojennych spowoduje u wroga parali uj cy strach; e nikt nie odwa y si u samolotów z baz l dowych na otwartym morzu; i e oczywiste jest, i nikt ze stukrotnie godnych pogardy mongoloidalnych podludzi nie odwa y si nawet stan do konfrontacji ze wspania ymi reprezentantami Imperium. Japo skie bombowce atmosferyczne z baz l dowych potrzebowa y zaledwie mniej ni godzin na to, aby zatopi oba okr ty wojenne. Langsdorff przejrza ekran. Czujniki Imperium wykry y po czone floty Suzdalów i Bogazi. Prychn . Te istoty nic nie umiej poprawnie zrobi . Gdyby to on atakowa sto eczn planet mg awicy, na pewno przyby by ze znacznie wi ksz ilo ci okr tów wojennych ni ta, na któr patrzy - nawet je li mia oby to oznacza umieszczenie wyrzutni rakiet na ka dym promie ksi ycowym, jaki zdo aby zarekwirowa . Dwa szwadrony wrogich kr owników uderzy y na imperialne okr ty frontalnym atakiem. Kilka minut pó niej dwie nast pne formacje - sk adaj ce si z fregat i ci kich kr owników objawi y si nad i pod si ami Imperium, jak gigantyczne szcz ki dziadka do orzechów. Okr ty Imperium podj y walk - ale nie mia y szans. Bitwa trwa a. Admira Langsdorff nakaza , aby jego formacja przyst pi a do niej, anga uj c w walce lew flank , tak, jak kiedy ludzie zwani Turkami post pili w bitwie morskiej pod Lepanto. Ale w przeciwie stwie do Otoma czyków nie zachowa niczego w odwodzie. Dowódcy floty Suzdalów i Bogazi tak e, jak Langsdorff, wierzyli w to, e prosta strategia jest najlepsza. Ich taktyka zosta a zaczerpni ta z oklepanego rysunku, na którym otka po ykana jest przez nieco wi ksz ryb po ykan przez rekina po ykanego przez wieloryba. Nieco dalej, nad i pod szcz kami zaciskaj cymi si w nie na imperialnych kr ownikach, czeka y naprawd powa ne si y Suzdalów i Bogazi. Ich admira owie czekali, a formacja pancerników Langsdorffa zostanie nieodwracalnie zwi zana w walce. Wtedy zamkn li wi ksze szcz ki na du o bogatszym upie: ca ych si ach uderzeniowych Imperium. Langsdorff zgin , zanim zd zawo o pomoc, która po prostu nie istnia a. Bitwa sko czy a si katastrofaln kl sk Imperium. Suzdalowie i Bogazi stracili pi kr owników, czterna cie niszczycieli i rozproszone ejsze okr ty. Imperium ocali o jeden pancernik, trzy kr owniki, jeden lotniskowiec dla fregat i dwadzie cia mniejszych jednostek. Flota Suzdalów i Bogazi triumfalnie przegrupowa a swe szyki i ruszy a w kierunku
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Jochi. Jednak ich zwyci stwo nie mia o sta si przedmiotem rozwa na akademiach wojskowych. Masakry, z jakich przyczyn, nie za bardzo interesuj nierzy. Kl ska Langsdorffa pozostawi a Jochi otworem dla inwazji. Pierwsza Imperialna Dywizja Gwardii zosta a z apana w pu apk na nieprzyjaznym wiecie. Rozdzia 40 Ambasada zatrz a si pod uderzeniem pot nej burzy, schodz cej z gór. Nawet tu, w pokoju konferencyjnym ukrytym g boko w g bi budynku, Sten s ysza trzask yskawic i przetaczanie si gromu. Zadr . Nie z powodu zimnego deszczu padaj cego na zewn trz, ale s ów wypowiadanych przez dziwn istot , unosz si w powietrzu o metr nad pod og pokoju. - ...przykro mi to mówi , ale moje rozumowanie wydawa o si prawid owe. Mo e dlatego zaryzykowa em tak bardzo i zada em sobie trud odwiedzenia doktor Rykor. Z fa szyw nadziej , e trwam w straszliwym b dzie, a nasza m dra przyjació ka agodnie przywróci mi zdrowy rozs dek. Pan Ecu machn ogonem i podp yn do Stena. Wra liwy czu ek drgn i dotkn ki Stena. - Ale nie by o adnego b du. Wieczny Imperator zupe nie oszala i mo e z tego wynikn tylko ca kowita katastrofa. Sten milcza . Czu si osierocony po raz drugi w yciu. Pracowa i walczy dla Imperatora od czasów, gdy by nastolatkiem - po tym, jak jego prawdziwa rodzina zosta a wymordowana. - Ledwie mog w to uwierzy - powiedzia Mahoney. Chocia podejrzewa ju od dawna, jednak mia trudno ci z prze kni ciem trudnej prawdy. - Bardzo mi przykro, stary przyjacielu - stwierdzi pan Ecu. - Ale przecie wy wszyscy wiecie doskonale, e mam racj . Mimo to... s jeszcze dwie rzeczy, o których chc wam powiedzie . Zmieni pozycj , zbli aj c si nieco do pod ogi. Pos uguj c si czu kiem przeszuka otwart skrzyneczk . Mahoney zorientowa si , e to teczka. - Mam tu akta wywiadu, jakie zdobyli moi agenci. Widzicie, kiedy uzyska em przekonanie, e Imperator zwariowa , zastanowi em si , kto mu teraz doradza. Kto mu szepce do ucha? Kto opracowuje jego rozkazy? Mahoney spojrza na akta. - I czego si dowiedzia ? - Poyndex - stwierdzi beznami tnie Ecu. Sten wci gn powietrze w odpowiedzi na kolejny cios.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Ale ten cz owiek to renegat - zaprotestowa Mahoney. - Zdradzi Imperatora, aby do czy do Rady. Potem zdradzi Rad , eby ratowa w asne ycie. - To prawda. A teraz wprowadza w ycie plan Imperatora, chc c przekszta ci prowincje w dominia. Zadanie, które, jak przekazuj moje ród a, ty odrzuci . Z powodów natury moralnej. Mahoney, obraz czystej rozpaczy, opad na krzes o. - Jak sprawy mog y przybra taki obrót? - powiedzia . - Po tych wszystkich latach? Czu ek Manabi wyci gn wi cej z ych wiadomo ci. Teraz nadesz a kolej Stena. Pokazano mu dwa skoroszyty w papierowych ok adkach. Jeden by niebieski, drugi czerwony. W ot pieniu zobaczy widniej ce na obu swoje nazwisko. - Te zapisy w kartotece dotycz ciebie - powiedzia pan Ecu. - Wybacz, e naruszam twoj prywatno . Sten zby to wzruszeniem ramion. Jakie to mia o teraz znaczenie? - Pierwszy skoroszyt, niebieski, to twoja oficjalna kartoteka. Dane dla publicznej wiadomo ci o twoich licznych osi gni ciach w s bie imperialnej. Dok adniejsza analiza pokazuje, e w tych zapisach istniej luki, które s zmy lnie zakamuflowane. Sten i Mahoney wiedzieli, e tak zwane luki wynika y z sekretnych misji, jakie Sten podejmowa w s bie Imperatora. - Je li o mnie chodzi, to mo esz si nie trudzi wyja nianiem tych brakuj cych lat powiedzia pan Ecu. - Jestem pewien, e z atwo ci mog odgadn , jaki by charakter misji, które podejmowa w imieniu Imperatora. - Dzi ki - powiedzia Sten zm czonym g osem. - Otwórz, prosz , t drug teczk , Sten - powiedzia pan Ecu. Sten odrzuci czerwone ok adki, zdj pierwsz stron ze znakami S by Wewn trznej. Zadziwiony spojrza w gór na Ecu. - Ja by em... ledzony? - ledztwo zosta o ju zako czone - stwierdzi pan Ecu. - Gdy b dziesz mia czas na to, eby zajrze do rodka, zobaczysz, e d entelmeni ze S by Wewn trznej prezentuj inny pogl d na owe luki. Pogl d nieodwo alnie prowadz cy do stwierdzenia, i jeste zdrajc , Sten. Ty, najbardziej lojalny ze wszystkich poddanych Imperatora, stanowi narz dzie jego wrogów. Sten szybko przekartkowa akta i zobaczy dowody oparte na zeznaniach. Zamkn czerwon teczk . - To tajna bro , jak s dz ? - spyta . - Oczywi cie. Gdyby nie powiod o ci si w jakim zadaniu - albo gdyby popad w nie ask Imperatora - wtedy te akta wejd w gr . A twoje osi gni cia przespaceruj si do niszczarki.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Sten poczu , jak pokój faluje wokó niego. To nie by a burza. Uspokoi si . - Dzi kuj ci za to ostrze enie, panie Ecu. Ale s dz , e mia na my li co wi cej ni moj reputacj . Pan Ecu podejmowa straszliwe ryzyko, sk adaj c t wizyt . Tak... u absolutnie bezpiecznego transportu zapewnionego przez Id - Cygank , star towarzyszk broni Stenaz sekcji Mantisa. Gdyby ktokolwiek dowiedzia si o prawdziwej naturze jego misji, pan Ecu móg by spowodowa zagro enie nie tylko dla siebie, ale tak e dla ca ego swego gatunku. Manabi odrzuci wszelkie dyplomatyczne pozory. - Mia em nadziej , e zdo asz nam pomóc - powiedzia . To wstrz sn o Stenem. - Pomóc? Ale jak? Nie kontroluj armii i flot. Ja tylko jestem... - Nie denerwuj si za bardzo, m ody Stenie - uspokaja go Ecu. - Sam dok adnie nie wiem, o co ci prosz . Poza tym, eby intensywnie pomy la ... Kiedy sko czy si ta paskudna sprawa z Altaic... przyjed do mnie, na mój macierzysty wiat. Ty te , Ian. Uda o nam si ju kiedy dokona cudu, pami tacie? - Ale to by a tylko Rada - zaprotestowa Sten. - A nie Wieczny Imperator. - S dz , e powinni my go pos ucha , Sten - powiedzia Mahoney g uchym szeptem. Przysi ga em na wierno symbolowi. Nie cz owiekowi. Sten milcza . Jak móg to wyja ni ? Nie istnia y s owa, aby odda strat , jak nie poniós . Król nie yje, rzeczywi cie. Niech yje król. Nagle przysz o mu co do owy: co mnie teraz trzyma? Na czym mi teraz zale y? Poza Sind? Poza przyjació mi? Pomy la o swoim schronieniu w Smallbridge. Zat skni za tamtejszymi borami i wzgórzami, i chat na brzegu zamarzni tego jeziora. - Niech pan znajdzie kogo innego - powiedzia do Ecu. - Nie chcia bym, aby to zabrzmia o jak niewdzi czno , ale mam zamiar wzi pa skie ostrze enie do serca i zrobi z niego bardzo samolubny u ytek. -B czeka , m ody Stenie - stwierdzi Manabi. - Wierz w ciebie. - Niech pan ju idzie - powiedzia szorstko Sten. - Moi ludzie odprowadz pana na statek. ycz bezpiecznej podró y. I dzi kuj za to, e robi pan sobie k opot. Sten skierowa si do drzwi. Mahoney powoli pod za nim. - Rykor przewidzia a, e odmówisz mi na pocz tku! - wo za nim pan Ecu. - Ale w ko cu udzielisz zgody, powiedzia a. Sten odczuwa nierozs dny gniew. Warkn na uprzejm istot , która przylecia a z tak daleka. - Chrzani Rykor!
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Pomy l o tym, Sten, nic wi cej - us ysza za sob s owa Manabi. - To oszcz dzi nam wiele czasu. Sten przelecia przez hol wej ciowy jak huragan, w rodku zaciska mu si w ze rozpalonego do bia ci gniewu. Chcia uciec. Gdziekolwiek. Upi si . Wgry w luf pistoletu. Mijaj c recepcj i kieruj c si w stron drzwi do ambasady, ledwie dostrzeg blad , przera on twarz oficera dy urnego. Wielka apa Mahoneya spad a na jego rami i obróci a go dooko a. Sten resztkami si powstrzymywa si przed uderzeniem przyjaciela. - Sten! S uchaj mnie, do cholery! Pami tasz, co powiedzia em ci na Primie? Zanim to wszystko si zacz o? Teraz s dz , e wiem, gdzie mo e le nasza odpowied . Sten zrzuci d z ramienia. - Mam ju do tych gierek, Ian - powiedzia . - Niech dla odmiany kto inny poszuka odpowiedzi. Cholera! Mnie ju nawet samo pytanie nie obchodzi. Cztery wielkie sylwetki w szarych mundurach wkroczy y w pole widzenia. Serce Stena za omota o, kiedy uprzytomni sobie znaczenie ich obecno ci. Podeszli do nich. Dowódca wyci gn nakaz aresztowania. Inni wyj li plastikowe kajdanki. Sten zebra si w sobie. Dowódca przeszed obok niego. Sten poczu , e kr ci mu si w g owie, kiedy czyzna zwróci si do Iana. - Gubernatorze Mahoney, pan pozwoli z nami. Sten patrzy z niedowierzaniem. Co u diab a si dzieje? Dlaczego nie zabieraj jego? - Z czyjego rozkazu? - us ysza hucz cy g os Mahoneya. - Z rozkazu Wiecznego Imperatora - warkn dowódca. - Zosta pan oskar ony o niekompetencj w obliczu nieprzyjaciela. Od tej chwili jest pan zwolniony ze stanowiska dowódcy. dzie pan pod eskort odwieziony na Prim i tam oskar ony... Je eli oskar enie si potwierdzi, stanie pan przed s dem. Sten desperacko usi owa znale w tym jaki sens. Musz mówi o tym, co zdarzy o si w Spornych wiatach. O g upiej i poni aj cej kl sce admira a Langsdorffa. Wszed pomi dzy oficerów S by Wewn trznej a Mahoneya. - Ale on przecie nie ma z tym nic wspólnego - zaprotestowa . - Prosz zej z drogi, ambasadorze - powiedzia dowódca. Sten odwróci si , eby zawo o pomoc, zastanawiaj c si , czy znajdzie si kto na tyle upi, aby pospieszy na jego wezwanie. - Wszystko w porz dku, Sten - powiedzia Mahoney. - Nie pogarszaj sprawy. Odepchn Stena na bok. - Jestem gotowy - zwróci si do dowódcy. Sten bezsilnie patrzy , jak rzucili Iana na mur, kopniakiem rozdzielili mu stopy
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
i zrobili dok adn , upokarzaj rewizj . R ce Mahoneya by y spi te na plecach. Kajdanki za ono tak ciasno, e Sten widzia , jak r ce Iana puchn . Chwil pó niej Mahoney zosta wyprowadzony z ambasady. - Zadzwoni do Imperatora! - krzycza za nim Sten. - To pomy ka. Wiem o tym. Straszliwa pomy ka. - Po prostu jed do domu, ma y! - wrzasn Mahoney, przepychany przez drzwi. Pami taj, co powiedzia em - i jed do domu! wist drzwi... i ju go nie by o. Sten pobieg p dem do pokoju czno ciowego i odepchn na bok dy urnego oficera. Sam wstuka kod i wcisn guzik przesy ania. - Chc rozmawia z Imperatorem! - krzykn na urz dnika, który w ko cu odebra jego telefon. - I to ju , do diab a! - Przykro mi, panie ambasadorze Sten - powiedzia urz dnik. - Ale dano mi wyra ne instrukcje. Imperator nie yczy sobie rozmawia z panem. Pod adnym pozorem. - Chwileczk , ty durniu - warkn Sten. - Mówi ambasador Sten, a nie jaki upawy urz dniczyna. Urz dnik udawa , e sprawdza co na le cej przed nim li cie. - Przykro mi. Nie ma pomy ki. Imperator wyra nie nakaza skre lenie pa skiego nazwiska z listy dost pu osobistego. Przepraszam, je li stanowi to dla pana jak niewygod , ale jestem pewien, e mo e otrzyma pan to, czego potrzebuje, poprzez oficjalne kana y. Ekran ciemnia . Sten odchyli si do ty u. Jedyn rzecz , jak teraz móg zrobi dla Mahoneya, by a modlitwa. A to sta o si niemo liwe dla cz owieka, który, zupe nie nagle, nie mia ju adnych bogów. Rozdzia 41 Usuni cie i aresztowanie Mahoneya zdecydowanie obni o morale si Imperium. Dla Stena Ian by nie tylko przyjacielem i mentorem, ale tak e cz owiekiem, który uratowa jego ycie na Vulcanie. Dla Kilgoura, nie maj cego zaufania do oficerów, Mahoney by , mi dzy innymi, szanowanym przywódc - kiedy w Sekcji Mantisa prowadzi Alexa, ca e lata przed spotkaniem Stena. Dla Sind, Otho i Bhorów Mahoney stanowi przyk ad starszego, szlachetnego i do wiadczonego dowódcy. Je eli w jaki sposób obrazi Imperatora, to powinien otrzyma szans na to, aby obci sobie brod i czeka na wyrok - a nie pod eskort zbrojnych ludzi zosta odes anym do wi zienia, jak jaki kryminalista.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Dla Pierwszej Dywizji Gwardii Mahoney by nie tylko jednym z nich, tym, który zaczyna swoj s wojskow od najni szych stopni, ale te najbardziej szanowanym oficerem. Podczas wojen tahnijskich pe ni funkcj dowodz cego genera a. Ich dowódca, genera Paidraic Sarsfield, s nawet pod Mahoneyem jako szef kompanii, kiedy na piekielnym wiecie o nazwie Cavite. Nikt z nich nie potrafi zrozumie , jak pomy , a co dopiero przest pstwo, móg by pope ni Mahoney. Nawet o tym nie rozmawiali. Zdarzenie, i ca a sytuacja, by y zbyt niew ciwe. Sten musia by szybko podj jak akcj , aby podnie ducha z powrotem na poziom umo liwiaj cy funkcjonowanie - nie by pewien, co to mog oby by - gdyby nie to, e zbli si najgorszy z nocnych koszmarów: inwazyjna flota Suzdalów i Bogazi, nadchodz ca na pe nej pr dko ci. Sten nie widzia adnego sposobu, jak móg by zatrzyma inwazj . Spo ród uczestników gry swoje opinie na temat usuni cia Mahoneya zachowali dla siebie Gurkhowie. I admira floty Mason. Alex wtargn do biura Stena, zatrzaskuj c za sob drzwi. Framuga zadr a, jakby mia a rozpa si w drzazgi, ale wytrzyma a. - Zobacz - rzuci bez wst pów - w nie rozszyfrowano nasze rozkazy marszowe. Z tym wyj tkiem, e nikt z nas nie b dzie maszerowa . ci le tajne. Nie od naszego cholernego Imperatora, ale od jakiego idioty z biura imperialnego. Poda zwini ty wydruk Stenowi. Tre by a krótka. KONTYNUOWA MISJ JAK ZAPLANOWANO. BEZPO REDNIE RZ DY IMPERATORA B NADAL TRWA Y. UTRZYMA PORZ DEK PUBLICZNY. - Bez adnej sugestii, jak to zrobi - powiedzia Alex. - Jaki skurwiel nam tu ci, i chyba wiem kto. Ten lataj cy go mia racj . Sten nie zwraca zbytniej uwagi na przekle stwa Alexa. - Wi c co powinni my zrobi ? Sten podj decyzj . - Czy potrafisz oszuka rejestr kodowanych wiadomo ci? - Lew nog . Chcesz nada wiadomo , e tym razem zmieniamy kurs, czy co? - Nie trafi . Zbyt trudne do uzasadnienia. Po prostu nigdy tego nie dostali my. - Tak jest, sir. Kilgour obróci si do wyj cia. - Wiesz co, ch opcze, kiedy zabierzemy nasze ty ki daleko st d, nie zostan w bie Imperatora. Na dobre czy na z e, nie zas uguje ju na moj przysi . - Lepiej najpierw pomartwmy si o te nasze ty ki i odwrót. To jest wystarczaj co ma o prawdopodobne, eby mog o nast pi - poradzi Sten tak neutralnym tonem, na jaki
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
móg si zdoby . - Admirale Mason, odwo uj pana z dowodzenia „Victory”. - Tak jest, sir. - Chc , eby obj pan resztki tej cholernej floty Langsdorffa i statki eskortuj ce, które pozosta y z transportami gwardii. - Tak jest, sir. - „Victory” b dzie wycofana i oddana pod moje rozkazy, podobnie jak lotniskowiec dla fregat, któremu uda o si wróci . - „Bennigton”, sir. - Dzi kuj . - Jak brzmi moje instrukcje? - zapyta Mason, ci gle tym samym lodowato oboj tnym tonem. - Przygotowujemy ewakuacj wszystkich imperialnych podmiotów z Jochi i Mg awicy Altaic. Jak to zrobi , przy mo liwie najmniejszych stratach w asnych, nie jestem pewien. - Co z Pierwsz Dywizj Gwardii? -B za ni równie odpowiada . - Tak jest, sir. Czy mog skomentowa ? - Mo e pan - odpowiedzia Sten. - Czy rzeczywi cie uwa a pan, e ma odpowiednie kwalifikacje jako genera ? - Admirale, nie uwa am by ktokolwiek by odpowiednio wykwalifikowany do kierowania odwrotem pod ostrza em, a w nie to zamierzamy podj . Przypomn panu, e ju mam jeden za sob . W czasie wojny. Na planecie zwanej Cavite. A teraz, czy ma pan jeszcze jakie obelgi? - Nie, ale chc zada kolejne pytanie. Sten skin g ow . - Co zmieni o sytuacj ? My la em, e Imperator chcia utrzymania Altaic. Wydawa o mi si , e ta mg awica ma jakie du e znaczenie dyplomatyczne, o którym nie wiem. - Wys em informacje operacyjne dzi rano na Prima k ama Sten. - Mówi ce, e Altaic nie mo e by utrzymane. Nie otrzyma em odpowiedzi. W zwi zku z tym proponuj , eby wdro procedur wycofywania. Je li sytuacja si zmieni, b dzie pan w ród pierwszych poinformowanych. To wszystko. Statki zwiadu donios y, e flota Suzdalów i Bogazi by a o trzy dni od systemu onecznego Jochi. - Generale Sarsfield, czy jest pan sam? - Tak, sir. - Chc , eby pa ska dywizja szykowa a si do drogi. Prosz zapakowa i przygotowa wszystkie przedmioty, które nie s zwi zane z walk . Cokolwiek nie jest absolutnie konieczne dla misji zwi zanej z walk na planecie, mo e by przeniesione na transportowce.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Jaki minimalny czas wystarczy pa skiej dywizji na to, aby si przegrupowa ? - Regulaminy mówi , e potrzeba dziesi ciu godzin na osi gni cie stanu pe nej gotowo ci. Mo emy to zrobi w pi . - Dobrze. - Czy mog zapyta , gdzie si wybieramy? - Do domu. Mam nadziej . Ale mo e by kilka wycieczek po drodze. - To wystarczy - rozkaza Sten, pocieraj c oczy, które niemal wypada y mu z oczodo ów. Wygasi wszystkie ekrany w pokoju konferencyjnym i kiedy ucich jazgot nadchodz cych wiadomo ci, nasta a cisza. Podszed do sto u, gdzie sta a nie zauwa ona przez niego wcze niej przykryta taca. Podniós jedn z pokrywek i wzi kanapk . By a tylko troch nie wie a. Wyci gn j w stron Alexa i wzi nast pn dla siebie. Z ty u znalaz pojemnik. Wyj korek i poci gn nosem. Stregg. Czy to rozs dne? Czemu nie? Kl ska b dzie taka sama na trze wo czy po pijaku. Nala drinki, wr czy jeden Alexowi, i wznie li toast. Za zdrowie Sind. To ona musia a zadba o przyniesienie pocz stunku w czasie, gdy przej a dowodzenie ochron ambasady. - Masz ju opracowan jak genialn strategi ? - próbowa dowiedzie si Alex, gdy poch on ju jedn kanapk i si ga po nast pn . - Nie za bardzo i chcia bym, eby by o lepiej ni na Cavite - odpowiedzia Sten. Mahoney rozpocz wtedy wycofywanie przetrzebionych, pozbawionych broni si imperialnych z tego wiata, a Sten doko czy zadanie. Uda o mu si wyci gn stamt d cywilów i mniej ni dwa tysi ce nierzy Imperium. Sam Sten zako czy jako jeniec wojenny. Otrzyma najwy sze medale za to osi gni cie, i by fetowany jako wspania y dowódca wojenny. Sten nigdy tak nie uwa , s dzi raczej, e Cavite by a kompletn katastrof , a jego wysi ki w najlepszym wypadku dzia aniami w celu ograniczenia strat. Teraz przynajmniej nie by o zbyt wielu cywilów z Imperium, poza personelem ambasady. - Tak - zgodzi si Alex, chocia nigdy nie ocenia Cavite tak surowo jak Sten. - Mam troch pomys ów - kontynuowa Sten - ale w tej chwili mój mózg zastrajkowa . - Nic dziwnego - powiedzia Alex. - Brakuje ju tylko godziny do witu. Chyba najlepiej zrobimy, jak zdrzemniemy si chwilk . Sten ziewn , nagle poczu si bardzo pi cy. - Dobra my l. Zamów budzenie za dwie godziny. Kto zapuka do drzwi. - Jak ja...
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Wej ! - zawo Sten. Drzwi otworzy y si . Stali za nimi trzej Gurkhowie. Sten poczu si nagle nieco dziwnie. Pomimo pó nej pory, wszyscy ubrali si jak na inspekcj w koszarach. Wstrzyma j k. Gurkhami okazali si Jemedar Lalbahadur Thapa, wie o awansowani Havildarowie Chittahang Limbu i Makhajiri Gurung. Ostatni raz to trio nawiedzi o go na Primie, kiedy zaoferowali mu siebie samych i dwudziestu czterech pozosta ych Gurkhów, ami c d ug tradycj , e nepalscy najemnicy s wy cznie Wiecznemu Imperatorowi. Oferta owa najwyra niej nie podoba a si adcy. Gurkhowie zasalutowali. Sten odda salut i powiedzia , e mog stan na spocznij. - Bardzo nam przykro, e przeszkadzamy wam o tej godzinie - stwierdzi formalnie Lalbahadur. - Ale to jedyna chwila, jak uda o nam si znale . Chcieliby my porozmawia z panem na osobno ci, je li mo na. Sten skin g ow . Alex prze kn kanapk , sp uka j streggiem i znik . Sten zaoferowa im krzes a. Woleli sta . - Mamy jedno czy dwa pytania o nasz przysz , na które nie potrafimy odpowiedzie ci gn Lalbahadur. - To rzecz jasna najwy sza g upota, jako e bez w tpienia te e, opierzone kap ony, jakie zbli aj si ku nam, posiekaj nas na ma e kawa eczki i zgarn te szcz tki do worków na mieci, eby ich przyjaciele szakale te mogli si zabawi . Czy nie mam racji? - Masz bez w tpienia ca kowit racj - zgodzi si Sten. Wszyscy czterej u miechn li si , a przynajmniej wyszczerzyli z by. - Je eli przypadkiem uda nam si wycofa z tej bagnistej sterty gnoju, to jakie nasze nast pne obowi zki? - My , e powrócicie do s by u Wiecznego Imperatora. Przynajmniej dopóty, dopóki wa ne s wasze kontrakty. - Stena zaintrygowa cel ich wizyty. Zastanawia si , dlaczego Gurkhowie marnuj jego czas, ale co w my lach podpowiada o mu, e ci nierze cz sto podchodz ogródkami do tego, co ich naprawd obchodzi. - Nie s dz - stwierdzi stanowczo Lalbahadur. - Musimy skonsultowa si z naszym królem na Ziemi i naszymi prze onymi, aby uzyska ca kowit pewno . Ale doprawdy nie dz . - My, Nepalczycy, wycofali my si z imperialnej s by po zabiciu Imperatora, odrzucili my wszystkie oferty otrzymane od tych pomiotów yeti, nazywaj cych siebie Rad i od innych gangsterów, i powrócili my tylko dla Imperatora. - To stara historia, Jemedarze. A ja jestem bardzo pi cy. - Ju przechodz do sprawy. Nasza opinia jest taka, e wracaj c pope niliby my
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
d. Ten Imperator, któremu s ymy, ostatnio nie jest tym samym, któremu zgodzili my si . S dz , e to nie ten, który urodzi si na nowo, ale Rakasha. Demon nosz cy jego twarz. - Dziadek mojego dziadka - doda Makhajiri Gurung, rozwijaj c kwesti powiedzia by, e przypomina on Bhairave, Przera aj cego, i mo e by powa any tylko po pijanemu. - Bardzo lubi spotyka si z wami, szanowni panowie - powiedzia Sten, czuj c jak fale wyczerpania zwalaj go z nóg - ale czy mogliby my wreszcie przej do sedna sprawy? - Bardzo dobrze - stwierdzi Lalbahadur. - Je eli nie b dzie to stanowi o pogwa cenia naszych kontraktów, a nawet wtedy rozwa bym ich zerwanie, chcieliby my wst pi na sta e do pa skiej s by, sir. I jeszcze raz powtarzam, e mówi nie tylko w imieniu nas trzech, ale tak e tamtych dwudziestu czterech. Cudownie, pomy la Sten. To jeszcze bardziej sk óci go z Wiecznym Imperatorem. - Dzi kuj wam. Czuj si zaszczycony. I nie zapomn o waszej ofercie. Ale chocia nie wiem, co b robi po wydostaniu si z tej kupy b ota - w tpi , czy b potrzebowa ochroniarzy. - Myli si pan, sir. Zobaczy pan to pó niej. I dzi kuj za uczynienie nam zaszczytu. Gurkhowie zasalutowali i wyszli, zostawiaj c Stena zastanawiaj cego si nad tym, o co tu ciwie chodzi o. Do diab a z tym. By zbyt zm czony. I nadal musia wymy li jak drog wydostania si z Altaic. - Baza... tu Ma e Ucho Trzy Cztery Bravo - zatrzeszcza komunikator g osem starannie wytrenowanym aby nigdy nie okazywa napi cia, stresu, strachu. - Mam wielu, wielu nieprzyjació na ekranie, zd aj cych w waszym kierunku. Przybli ony czas przybycia - dwie jednostki astronomiczne od was, dwadzie cia godzin. G ówna orbita, g ówny kurs jednostek... Sygna ze statku zwiadowczego zanik . Oficerowie w pokoju czno ciowym nowego statku flagowego Masona, „Caliguli”, wiedzieli, e Cztery Bravo nie odezwie si ju . - Admirale Mason - powiedzia Sten. - Prosz przygotowa si do przyj cia rozkazów. - Tak jest, sir. - ycz sobie, aby wystartowa pan z Jochi, zabieraj c ze sob ca flot . Chc , aby zaj pan pozycj ofensywn - wed ug w asnego wyboru - oko o pi ciu jednostek astronomicznych od planety. - Tak, sir. Nie spieram si , ale przypuszczam, e jest pan wiadomy tego, i moje okr ty s
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
w stosunku do liczebno ci nieprzyjaciela co najmniej jak jeden do o miu. - Bardziej dok adnie by oby powiedzie oko o jednego do dwunastu. Ale to nie ma znaczenia. Nie powinien pan, powtarzam, nie powinien pan anga owa si w walk z nieprzyjacielem. Ma pan tylko odpowiada na ataki jakichkolwiek okr tów Suzdalów czy Bogazi, usi uj cych szturmowa pana ustalon pozycj . Ma pan utrzyma , o ile b dzie to mo liwe, integralno tego, co nazywamy nasz flot . Czy to jasne? - Tak jest. A wi c ma pan zamiar blefowa ? - Dok adnie. Ma pan woln r w robieniu przera aj cych gestów i paskudnych min, dopóki oni nie pogwa moich rozkazów. - A dlaczego s dzi pan, e b w stanie poci gn ich za sob albo przynajmniej skupi ich uwag ? Nie jestem pewien, czy uwierz , e albo mam jak sekretn bro , albo zamierzam zachowa si jak kamikadze. - Gdyby pan by Suzdalem albo Bogazi, i w nie wie o zobaczy numer, jaki wyci ten idiota Langsdorff, to czy nie my la by pan, e imperialni s zdolni do wszystkiego? Przynajmniej dopóki jest to g upot ? Mason rozwa to. - Warto spróbowa . Nie mówi c ju ani s owa, wy czy ekran i zerwa po czenie. Sten mia nadziej , e Mason to prze yje. Do cholery z ciemn uliczk i zasadzk - Sten mia zamiar za atwi go na cacy na chodniku w bia y dzie , na samym rodku placu defilad Pa acu Arundel. - W porz dku, panowie. Podejd cie tu! Krzyk Stena odbi si echem po wielkim hangarze fregat na „Victory”. Wszyscy jego piloci fregat i piloci z dwóch innych szwadronów z „Bennigtona” zostali zwo ani na t odpraw . - Zrobimy to szybko. Mo ecie przeprowadzi niezale nie odprawy dla waszych za óg. Oto krótki obraz sytuacji. Nadchodzi flota inwazyjna, ci ka i gor ca. Nie mo emy ich zatrzyma . Spróbujemy tylko na tyle utrudni tym draniom ycie, aby my my, tchórzliwi cywile i bohaterscy nierze mogli uratowa nasze ty ki. Wy, ch opaki, zrobicie to dla mnie. Wybacz wam wtedy te wasze bia e szaliki i wysokie pensje, na które id moje podatki. Piloci roze miali si i odpr yli. Wszyscy znali wspania e osi gni cia Stena jako pilota fregaty i dowódcy bojowego. - Admira Mason ma t ci bro , jaka nam zosta a. Zamierza urz dzi dziki taniec i przekona naszych przyjació , e zaraz zaatakuje. B musieli przynajmniej uformowa co w rodzaju linii obronnej pomi dzy okr tami a naszymi jednostkami. I wtedy
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
nadejdzie wasza kolej. Sten nagle sta si zupe nie powa ny. - Dowódcy skrzyde ... dowódcy szwadronów... atakujecie tak formacj , jak chcecie. Waszym celem s transportowce. Tylko transportowce. Wyko czcie je. Je eli uderzycie w nie w przestrzeni, nie kr cie si dooko a, aby dobi . Je li wejd w atmosfer , upewnijcie si , e aden z nich nie zdo a dokona l dowania. Gdyby zd yli wypu ci kapsu y zanim traficie macierzysty okr t, zlikwidujcie kapsu y. Kiedy znajdziecie si w atmosferze, niedaleko gruntu, i zobaczycie jakich nieprzyjacielskich nierzy - zabijcie ich. To dotyczy Suzdalów, Bogazi, Jochia czyków i Torków. Za cie podwójne magazynki do karabinów maszynowych. Je eli wasze okr ty maj bomby przeciwpiechotne, we cie je i u yjcie. To bezwzgl dny rozkaz. Macie przede wszystkim zabija . I jakikolwiek pilot, który b dzie próbowa gra asa czy gwiazd , zostanie przeze mnie osobi cie uziemiony i za atwiony. I pami tajcie ka dy nierz, któremu pozwolicie wyl dowa na Jochi, to osobnik, który zrobi, co tylko w jego mocy, eby zabija gwardzistów Imperium. To wszystko. Mo ecie odej . Sten czu si bardzo zm czony ci ym powtarzaniem: „To bezwzgl dny rozkaz”. Ale chcia , aby aden z jego pilotów czy kapitanów nie udzi si , e ta bitwa to co innego ni rozpaczliwa walka o przetrwanie. Wieki temu mia okazj zobaczy , co si sta o, kiedy jedna ze stron usi owa a walczy w cywilizowany sposób - i nie tylko widzia , jak jego pierwsze komando zosta o wyr ni te, ale tak e pochowa osobi cie zbyt wiele cia przyjació , aby czu co innego ni dz mordowania w stosunku do spragnionych krwi istot Altaic. Admira owie Suzdalów i Bogazi zanalizowali sytuacj , kiedy ich floty zacz y zbli si do Jochi. Wydawa o si , e nie ma adnych jednostek Imperium w atmosferze i przestrzeni kosmicznej. Jedynymi okr tami wojennymi, widocznymi w systemie, by a ta ma a flota imperialna orbituj ca na pozycji pomi dzy dwoma ksi ycami Jochi. Pierwsze pytanie: czy mo na zignorowa flot ? Nie. Je eli zaatakuje, mo e spowodowa spustoszenie w ród transportowców. Drugie pytanie: czy mo na przyst pi do adowania przed zniszczeniem tej floty? Tak e nie - opó nienie nie by o znacz ce. Jeden z obytych w polityce Bogazi doradzi : - Nasza koalicja nie ca kiem sklejona. Torkowie. Jochia czycy. Suzdalowie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Wcze niej czy pó niej zaczn zachowywa si normalnie i wsadz nó w plecy. Najlepsza kolejno : zdoby Jochi, zniszczy nierzy Imperium, zniszczy okr ty Imperium. Maj c Jochi jako baz , z atwo ci opanujemy jakiekolwiek zmiany w sojuszach. Najwi ksze okr ty wojenne Suzdalów i Bogazi zmieni y kurs i ruszy y w kierunku floty Masona, przegrupowuj c si w formacj obronn . Czeka y. Pomniejsze transportowce skierowa y si w stron planety, chronione jedynie niewielk os on niszczycieli. Pierwsza fala imperialnych fregat uderzy a na nich w egzosferze Jochi. Hannelore LaCiotat by a cholernie dobrym pilotem, jak sama mówi a. Ka dy si z tym zgadza , w czaj c w to innych pilotów z jej szwadronu. Nie tak dobrym, jak sama dzi a i na pewno nie tak cholernie dobrym, jak oni, ale z pewno ci niez ym. Zabra a drugi he m do sterowania wyrzutniami rakiet ze stanowiska oficeraartylerzysty na swoje w asne stanowisko przy sterach. Twierdzi a, e to pomaga widzie na ekranie nie tylko to, co robi jej okr t, ale i to, jak ma zamiar zadzia wróg. Transportowiec zaj prawie ca y ekran. Po obu jego stronach miga y odczyty, wska niki przeskakiwa y po nich, czyta y, odkodowywa y. LaCiotat je ignorowa a. - Przybli a si ... przybli a si ... zakres... zakres... - monotonnie mrucza jej artylerzysta. - Gotowo ... Transportowiec rós . - Zredukowa Kali - warkn a LaCiotat, a jej artylerzysta zmieni rodzaj broni z wielkich, zabójczych dla okr tów rakiet dalekiego zasi gu na redniej wielko ci Gobliny. - Zakres... zakres... zakres... LaCiotat uwa a siebie za cholernie dobrego pilota - ale, niestety, mia a pewien sekret: nie by a cholernie dobrym strzelcem. Nigdy wi c nie odpala a rakiet, kiedy nie by a pewna, e trafi, i wola a podchodzi bli ej. - Gotowo ... cholera! Czujniki transportowca musia y zaobserwowa obecno fregaty i wystrzeli y kapsu y ratunkowe, wypluwaj c drugie tuby pe ne nierzy w atmosfer Jochi. - Transportowiec... - Nadal na celowniku. - Odpalaj pocisk! Przerwij odliczanie! Zsun a he m na ty g owy, ignoruj c niewyra ny obraz rakiety uderzaj cej w transportowiec, bezbronnie dryfuj cy w przestrzeni. Palce i stopy zata czy y na kontrolkach, poprowadzi a fregat z powrotem - miertelny sokó , kr cy nad wystraszonym ptactwem. - Zakres... zakres...
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Gobliny... Wielokrotne odpalenie, odró nianie pojedynczych celów... ustawi ! - Ustawione! Zakres... zakres... - Ognia! Fregata nios a osiem wyrzutni rakiet typu Goblin, ka da za adowana trzema rakietami. Wyrzutnie j kn y... okr t zatrz si , kiedy dziesi rakiet posz o salw . Dziewi tna cie kapsu ratunkowych rozprysn o si na kawa ki, wypluwaj c wrzeszcz cych, umieraj cych wysoko w atmosferze, czepiaj cych si pustki nierzy, dopóki grawitacja nie ci gn a ich w dó , na daleki grunt. Nagle LaCiotat przesta a postrzega swoje cele jako animacj na ekranie komputera, a sta y si one dla niej lud mi - po których mier przysz a nagle, straszliwa, kiedy uca zamarza y w ch odnej atmosferze albo lito ciwa dla tych, którzy stracili przytomno . LaCiotat zobaczy a t mier z bliska. Jej dek wywróci si , nagle zrobi o si jej niedobrze i zwymiotowa a na ekran i konsol sterowania. Sten ogl da rze na ekranie w pokoju ambasady, oszukuj c sam siebie, e te pojawiaj ce si i znikaj ce punkty s zupe nie czym innym ni to, co naprawd oznacza y. Móg wyj z piwnicy i tam przez okno nad schodami patrze na wielk bitw hucz nad górami otaczaj cymi dolin Rurik. Ale to by oby jeszcze gorsze. Dooko a niego ostatni pozostali pracownicy ambasady pakowali w po piechu akta i wyposa enie, jakie mieli zamiar zabra ze sob . Na zewn trz wznosi y si wysoko p omienie ognisk, w których palono reszt akt ambasady. Sten dziwi si nieco, e nie ma adnej paniki ani k opotów. Kilgour wyja ni : po yczy do ochrony ambasady kompani gwardzistów, kaza Bhorom i Gurkhom od bro i pomaga przy ewakuacji. Z jednym do wiadczonym weteranem wojennym na ka dych czterech cywilów trudno by o o jak kolwiek dezorganizacj . - Jak dot d, szefie, idzie nam lepiej ni na Cavite. - Na Cavite Alex dowodzi ewakuacj ludno ci cywilnej i zaklina si na wszystko, co mo liwe, e ju nigdy wi cej nie podejmie si czego takiego. - A co zrobimy z ambasad ? Wysadzimy w powietrze? Czy mo e tylko zostawimy troch min? - Nie ma zgody ani na jedno, ani na drugie. By mo e poka e si tu kiedy jaki kolejny ambasador. Po co utrudnia mu ycie? Spojrzenie Kilgoura przypomina o lodowiec. Kogo obchodzi to, co stanie si przy nast pnym re imie, albo gdy trafi si nast pny idiota na tyle g upi, aby skusi si na imperialne grosze? Ale nic nie powiedzia . - Czy ma pan prognozy dotycz ce l dowania, generale? - spyta Sten.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Przybli one - powiedzia Sarsfield. - Pojawili si zapewne w liczbie, no, niech b dzie dwudziestu dywizji. Powiedzmy pi na pierwsz fal , pi na drug , to samo na trzeci , i pi w rezerwie. Takie s moje przypuszczenia, i tak w nie ja sam bym zrobi . adna z komputerowych prognoz nie mówi inaczej, mam wi c zamiar trzyma si tego. - Dobrze. - W tej chwili, powiedzia bym - i to ca kiem stanowczo - e zdo aj wysadzi na planet nie wi cej ni osiem. Reszta albo zgin a podczas l dowania, albo pozosta a nadal na orbicie po przerwaniu inwazji. Sten zdusi dr enie, chocia ci, co zgin li, byli nieprzyjació mi. Pierwsza Dywizja Gwardii w pe nym sk adzie liczy a oko o osiemnastu tysi cy istot. Podsumowanie - a ekran nie opodal, ukazuj cy dane wywiadu dotycz ce przebiegu bitwy potwierdza te wyliczenia - wskazywa o na t sam liczebno si desantowych Suzdalów i Bogazi. Ponad pi dziesi t procent si inwazyjnych Suzdalów i Bogazi zosta o straconych zanim jeszcze zacz a si prawdziwa walka. - Oczywi cie - ci gn ra nie Sarsfield - straty nie by y ca kowite. Jakie cz ci wszystkich jednostek desantowych zdo y wyl dowa . Ale rozproszeni, ranni i tak dalej nie mog by na serio brani pod uwag . Sarsfield prezentowa sob wzór prawdziwego gwardzisty. Wydawa o si , e nie martwi go wcale to, e na Jochi przebywa o teraz co najmniej sto pi dziesi t tysi cy nieprzyjació , wspomaganych przez milicj Torków - zapewne oko o stu tysi cy ludzi, i jeszcze pó miliona cych w armii Jochi. Trzy czwarte miliona przeciwko osiemnastu tysi com. - Ciesz si , e jak dot d nie wida jeszcze - doda Sarsfield - aby wyl dowa a jaka ci ka bro i artyleria. Nie potrzebowali jej, Sten doskonale o tym wiedzia . Douw i Jochia czycy mieli jej do dooko a. Zastanawia si , jak wiele czasu im trzeba na przegrupowanie i zaatakowanie miasta? Zna odpowiedz. Nie wi cej ni trzy dni. Straty Imperium nie wygl da y powa nie - tylko pi fregat zosta o zestrzelonych. Ale ta pi tka by a nie do zast pienia. Sten, Sarsfield i Mason konferowali we trójk , usi uj c zaplanowa nast pne kroki. Zadanie polega o na tym, aby wsadzi imperialny personel na statki i wys w bok przestrze , do domu.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ale po drodze czyha y dwa problemy: flota inwazyjna i nadchodz ca armia aliantów. Niemal tuzin nietoperzyków odkryto i zestrzelono, zanim Kilgour uzyska potwierdzenie raportu, e armia konfederacji Altaic jest w drodze. Sten mia na swoim koncie dwa atuty: po pierwsze, okr ty Masona poza Jochi, które wystarcza y, eby sp dzi sen z powiek nieprzyjacielskich admira ów. Po drugie, mia wsparcie powietrzne w atmosferze, albo przynajmniej tyle jednostek, aby zapewni ludziom bezpieczne niebo nad g ow . Wydawa o si ma o prawdopodobne, aby ci kie jednostki floty nieprzyjaciela zawis y w przestrzeni kosmicznej i wys y pociski rakietowe du ego kalibru na si y Imperium w rodku Rurik. Wojska konfederacji, w czaj c w to dwie niehumanoidalne rasy, nie uzna yby te zapewne za chwalebne zwyci stwo zniszczenia ca ego Rurik - d ugoletniej stolicy ca ej mg awicy. To jednak stanowi oby nazbyt Pyrrusowe zwyci stwo nawet jak dla tych istot. Równie flota nie zni aby si do polowania na takie szprotki, jakimi by y fregaty. Nikt przecie - chyba e w ostateczno ci - nie po wi ci by pancernika czy kr ownika, aby zestrzeli pi tnastoosobowe male stwo. Z drugiej strony nadchodz ca armia Douwa mog a powoli rozci ga parasol powietrzny, zabieraj cy przestrze jednostkom Imperium, tak, e by a to tylko czasowa przewaga. Nagle dostrzeg dwa nast pne promyki s ca. Po pierwsze dysponowa wyszkolonymi, zdyscyplinowanymi si ami - Pierwsz Gwardyjsk - wie , jeszcze nie bior udzia u w bitwie. Po drugie zorientowa si , e je li zdo a zabra ich z Rurik, to niebezpiecze stwo po cigu znacznie si zmniejszy. Samo wyprowadzenie si Imperium z Altaic mo na by ju uzna za sukces. Przynajmniej tak pomy jego mieszka cy. W milczeniu s ucha , jak Mason i Sarsfield analizuj ró ne koncepcje i rezygnuj z nich po kolei, usi uj c wypracowa jak drog ucieczki z pu apki Altaic, w jakiej znalaz y si oddzia y Imperium. Co mu za wita o. Zacz si zastanawia . Warto spróbowa . Zapewne nie zadzia a, ale przecie i tak sytuacja nie mo e ju ulec pogorszeniu. - Panie Kilgour - zwróci si oficjalnie do Alexa, który usiad gdzie z boku, niewidoczny na ekranie. Nieco to zdziwi o Masona i Sarsfielda, nie wiadomych dot d jego obecno ci. - Czy mamy jaki niezbyt skomplikowany szyfr? Nie ca kowita atwizna, ale co , co
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
umieliby z ama , przynajmniej cz ciowo, bez wielkiego wysi ku? Alex wzruszy ramionami i zawo g ównego szyfranta ambasady. Mason zacz co mówi , ale Sarsfield uciszy go machni ciem r ki. Pi minut pó niej Kilgour zaprezentowa wybór pi ciu kodów, co do których szyfrant mia pewno , e s do z amania, je eli nie ca kiem do chrzanu. - Bardzo dobrze. A mo e zrobiliby my tak... - i Sten wy pierwsz cz swojego planu. Sarsfield, jako e ta pierwsza cz nie anga owa a ani jego samego, ani jego podkomendnych, nic nie powiedzia . Sten widzia , jak Mason usi uje zachowa si fair, ale w g bi ducha jest pewien, e cokolwiek by ten cholerny Sten nie wymy li , i tak nie ma to adnej warto ci. - Mam w tpliwo ci - stwierdzi po d szej chwili - poniewa ju tego próbowali my. - Niezupe nie, admirale - powiedzia Sten. - Zastosowali my jedynie najprostsz wersj . Czy kiedykolwiek gra pan w „kamie , no yce, papier”? - Oczywi cie. By em kiedy dzieckiem. Sten w tpi w to, ale kontynuowa . - Kiedy po raz pierwszy pan w to gra, to pan k amie. Potem - mówi prawd . Potem znowu amie. Eskalacja nieuczciwo ci. I tak w nie post pimy, dopóki kto nie wymy li czego lepszego - albo wska e, gdzie tkwi pomy ka. I tak rozpocz si wielki blef. Najpierw z floty Masona wycofano niszczyciele i pos ano je w kierunku wiatów Imperium i samej Primy. Znajduj c si ju poza zasi giem wrogich jednostek, nada y zakodowany przekaz, zarówno do reszty floty Masona jak i do obleganej poczty imperialnej w Rurik. Sten poczeka sze godzin, obserwuj c za pomoc nietoperzyków Alexa, jak l dowa armia Altaic zbli a si do Rurik. Dzi ki czemu , co mo na by przekornie przypisa bogom Otha - Sarli i Laraz - poruszali si powoli. Wed ug Stena powodem by a zarówno ostro no , jak i niesamowite trudno ci w koordynacji dzia aliantów, zw aszcza e przywykli oni do wzajemnej nienawi ci. Nakaza , aby fregaty uruchomi y swoj artyleri , wysy aj c rakiety powietrzeziemia w kierunku wcze niej ustalonych celów - skrzy owa , g ównych dróg i temu podobnych. Obaj oficerowie czno ciowi, zarówno Freston, jak i jego odpowiednik u Masona, zameldowali: nast pi a nag a, nerwowa transmisja pomi dzy okr tami floty nieprzyjaciela, przesy ana rzadko u ywanym - co sugerowa o wysoki stopie - szyfrem. Wys ano tak e wiadomo ci w stron sto ecznych wiatów Suzdalów i Bogazi.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Panie Mason? - Tak jest, sir. Jestem w drodze. Najwyra niej ryba po kn a haczyk. Sten po prostu wykorzysta drug wersj tego blefu, jaki on i Mason zastosowali kiedy , udaj c, e przesy aj wiadomo ci do nadci gaj cej floty Imperium. Niszczyciel, którego odkomenderowa do tego zadania, nada przekaz, w tym atwym do amania kodzie, pozornie pochodz cy ze stra y przedniej ci kich imperialnych si uderzeniowych. Owe mityczne si y kaza y Masonowi porzuci swoj pozycj w pobli u Jochi obl one oddzia y na planecie musia y przez chwil broni si same - i s jako przednia tarcza dla tych nadci gaj cych jednostek. Przekaz trwa dalej, informuj c Masona, e ca kowita odprawa zostanie przeprowadzona w pó niejszym terminie, ale te si y uderzeniowe otrzyma y zadanie specjalne ukarania zbuntowanych Suzdalów i Bogazi - sprytnie nie czyni c adnych wzmianek na temat humanoidalnych odszczepie ców - poprzez zaatakowanie ich sto ecznych wiatów. Sten przedobrzy , obmy laj c swoje k amstwo - zapomnia o tym, e tak w nie post pi aby na miejscu Imperium ka da z ras czy kultur zamieszkuj cych Altaic. Trzy godziny pó niej ci kie okr ty Suzdalów i Bogazi opu ci y swoje orbity i pop dzi y na pe nej mocy do swoich w asnych systemów. Sten, usi uj c dokona w pami ci skomplikowanych oblicze z astronawigacji, dzi , e zapewne polec do swoich macierzystych wiatów kursem, który nie b dzie krzy owa si z miejscem pobytu Masona, a z ca pewno ci nie zejdzie nawet w pobli e przypuszczalnego kierunku, z jakiego mia a nadci ga flota uderzeniowa Imperium. Ho, ho. Wszystko to mia o lekki posmak egzotyki dla kogo , kto w Szkole Pilotów potrzebowa korepetycji w prostej nawigacji jednego statku. To nie zadzia a przynajmniej nie na sz met . Sten mia nadziej , e wystarczy czasu na nast pny krok, i na to, aby Mason pokr ci si dooko a nieprzyjacielskiej floty i wróci tam, gdzie oka e si potrzebny. Przynajmniej jedna po owa szcz ki zaciskaj cej si na oddzia ach Imperium znikn a. Cztery godziny pó niej jednostki zwiadowcze wojsk konfederacji Altaic wkroczy y na przedmie cia Rurik. Sten powiedzia Sarsfieldowi o swoich nadziejach, nie przekaza jednak rozkazów. Nie chcia , aby Pierwsza Gwardyjska czu a, e zosta a odkomenderowana do odegrania czego w rodzaju Termopil. Zatrzyma ich. Niech si okopuj . Niech my , e kontratakujemy. Sarsfield, jak Sten, policzy wszystko. aden z nich nie s dzi , aby powiód si
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
trzeci podst p. Bardzo trudno jest oszuka kogo , kto ma trzy asy i jokera na wierzchu i trzyma karty mocno przy sobie, a przeciwnik dysponuje tylko blotkami, i to w ró nych kolorach. Zwiadowcy nieprzyjaciela nie niepokojeni posuwali si do przodu. Jednak e przechodzili te prób nerwów. Tu znale li porzucon barykad . Tam przewrócone samochody. Gdzieniegdzie wyci gni te anteny. Tajemnicze szyfry namalowane na chodniku. Zwiadowcy poruszali si coraz ostro niej. Nie widzieli adnych ladów nierzy Imperium. I ma o prawdododobne, aby mogli je zobaczy - specjali ci od wczesnego rozpoznania umiej tno krycia si opanowali do perfekcji. Z post pów konfederacji ca y czas zdawano raporty. Nietoperzyki utrzymywa y si za liniami, czekaj c a pierwsze ci kie uzbrojenie i ci arówki wkrocz do miasta. Nikt nie chcia ryzykowa utraty drogiego transportowca ani jeszcze bardziej kosztownego grawilotu w szczurzej pu apce walki ulicznej. Ale nierze Altaic nie mieli wyboru. Wpadli w pu apk . Sarsfield nakaza artylerii otworzy ogie . Jego w asna armata i wyrzutnia rakiet ziemiaziemia celowa a we wcze niej ustalone obiekty, zajmowane teraz przez pojazdy nieprzyjaciela. Fregaty wylecia y ze statku-matki, postawionego na wielkim parkingu obok ambasady, gdzie Sten kaza umie ci wszystkie transportowce. Cholernie dobry pilot Hannelore La Ciotat poderwa a swoj fregat do góry, zobaczy a pluton nieprzyjaciela i dzia o czo gu zaczynaj ce dokonywa obrotu, odda a salw rakiet z wyrzutni umieszczonej przy podwoziu swojego statku, wystrzela a dwa magazynki z karabinu maszynowego i znik a. La Ciotat kl a niemal bez przerwy. Cholera. Równie dobrze mog a si zapisa do tej pieprzonej piechoty. Skierowa a swoj fregat w dó ulicy, znacznie poni ej dachów budynków, szukaj c nast pnego obiektu. Pluton zosta zniszczony, a atak chwilowo uleg za amaniu. Ale nie przestali nadal nap ywa . Oddzia bojowy ci kiej piechoty zmotoryzowanej Jochi przesuwa si pr dko i sprawnie w kierunku centrum miasta. To by a wysoko wyszkolona jednostka poruszaj ca si po znajomym terenie. Czo gi zniszczy yby wszystko, co pozosta oby po ataku fizylierów, a nierze z broni przeciwpancern nie mieli szans w zetkni ciu z obro cami pe zaj cych przyjació .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Bateria A... ognia! Cztery pojazdy Imperium pozornie eksplodowa y. Ka dy wybuch w rzeczywisto ci by salw z czterdziestu o miu rakiet zamontowanych z ty u pojazdów. Nieuzbrojone wozy podnios y si na pe nej szybko ci i pospieszy y szuka nast pnej lokalizacji. Rakiety by y z one po prostu z materia u wybuchowego, g owic i korpusu. Ich dok adno wynosi a oko o pi dziesi ciu metrów na czterysta. Bardzo kiepsko. Ale kiedy sto dziewi dziesi t rakiet, ka da z pi dziesi cioma kilogramami materia u wybuchowego w g owicy, równocze nie uderzy w obszar o boku stu metrów, a obszar ten zajmuj jednostki piechoty zmotoryzowanej z czo gami, wynik mo e robi wra enie. Fizylierzy Jochi zostali wybici do ostatniego. Kilka trafionych czo gów eksplodowa o. Ale wi kszo nadal nadawa a si do walki. Dwuosobowe dru yny z broni przeciwpancern wysun y si wi c z ukrycia w gruzach i podj y ogie samonaprowadzaj cymi si rakietami. Niebo poczernia o, a w pewnej odleg ci wida by o ogromne chmury rodz cej si burzy. Kilgour wytar pot z czo a. - Je eli pogoda si za amie, to stracimy fregaty. Sind u miechn a si . Statki by y odporne na ka pogod . Ale nikt nigdy nie przypuszcza , aby okr t kosmiczny mia lata w sercu miasta, zwalcza obiekty naziemne, co oznacza o osi ganie widocznych celów, i nie marnowa zbyt wiele czasu na studiowanie lokalnej architektury. Albo, je li architektura by a tak masywna jak w Rurik, niszczenie. Kilka sekund pó niej wybuch a burza, wielkie krople deszczu spada y na dó . Kilgour zakl , szukaj c nieistniej cego schronienia, a potem jego s ownictwo uleg o dalszemu pogorszeniu, kiedy deszcz zmieni si w grad. Cholernie cudownie, pomy la . Nie wystarczy, e mamy przeciwko sobie wszystkich ludzi, nie wspominaj c o innych rasach, ale i pogoda si na nas uwzi a. Podoficer La Ciotat sta a obok swojej fregaty, oboj tna na deszcz wal cy w otwarte drzwi hangaru „Victory”. Okr t wyl dowa tu obok ambasady, a drugi, lotniskowiec dla fregat, obok. - Sir. Chcia abym spróbowa - nalega a. - Po prostu mo emy u czujników Kali na zewn trz wyrzutni, a ja pod za wskazówkami instrumentów i po w obiekt rakiet . - Nie - powiedzia jej dowódca. - Jeste my uziemieni. Nied ugo przyst pimy do podró y mi dzygwiezdnej. B dziemy musieli przeprowadzi naprawd samobójcze rajdy, a nie tylko wykona bliskie podej cie, jak chcia . To rozkaz. - Mam doniesienia - powiedzia Sarsfield oboj tnie - e moi artylerzy ci
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
strzelaj ju adunkami przeciwpiechotnymi na niewielkie odleg ci. Oni s ju blisko, Sten. - Powiedz im, eby rzucili bro i przenie li si na transportowce. - Tak jest, sir. - Jaki jest stan zaokr towania? Sarsfield naradzi si z adiutantem. - Za adowano ju wszystkie bataliony, poza jednym, który teraz wchodzi, i Pierwszym Batalionem na jego pozycji defensywnej na placu. Plus baterie artylerii, spiesz ce teraz na okr t. - S dz - powiedzia Sarsfield - e Pierwszy b dzie walczy , aby ubezpiecza akcje gwardii. Cholera - doda ze smutkiem - przynajmniej zg osili si na ochotnika do tego zadania. Jak i wszystkie pozosta e bataliony Pierwszej Dywizji Gwardii, Sten wiedzia o tym. - Ca y personel ambasady zosta ju zaokr towany - powiedzia Sten. - Jak kaza em, ma pan podnie wszystkie okr ty Imperium, kiedy Pierwszy Batalion zaanga uje si y nieprzyjaciela. „Victory” pozostanie na ziemi do ostatniej chwili, aby zd zabra wszystkich nierzy Gwardii, którzy nie zd na wasz odjazd. Zamykam teraz t stacj nadawcz . - Rozumiem. Przenosi si pan na „Victory”? - Nie - powiedzia Sten. - B z Pierwszym Batalionem. Sarsfield nie mia nawet czasu na to, aby zaprotestowa . Sten wsta , rozci gn zesztywnia e mi nie i si gn po kombinezon bojowy, który Alex, podobnie wyposa ony, trzyma w gotowo ci. Zeszli ze schodów. Kilgour obróci si i poci gn za przewód, potem poszli w stron parteru. Dziesi sekund pó niej adunek wybuchowy rozwali pokój czno ciowy i konferencyjny. - Masz jaki plan? - zapyta Kilgour. - Jasne - powiedzia Sten. - Wiele, wiele planów. Modli si o pokój. Nie da si zabi . Dotrze do „Victory”, zanim odleci. Zerwa po czenie o zmroku, przenikn na wie i przypa do ziemi. - Jak d ugo potrwa - zastanawia si Kilgour - twoim zdaniem, zanim cholerny Imperator przy le oddzia y na ratunek cz owieka, który nie pos ucha rozkazów? - Miej wiar , Alex - powiedzia Sten. - Wcze niej czy pó niej dowiemy si , jak dolecie do domu. W ogrodzie Sten ujrza Sind, Gurkhów i Bhorów ustawionych w szeregu. Czekali. Nie zdziwi si . Ale niemal si rozp aka . Sind zasalutowa a mu, deszcz skapywa jej z nosa. Odda salut, i jego zmokni ta ma a formacja stan a w dwuszeregu i wymaszerowa a w kierunku Placu Khaqanów, aby do czy do ostatniego posterunku.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Admira floty Mason patrzy ponuro na ekran, pokazuj cy sun cy w jego stron uk ad planetarny Jochi. Nad ca ym tym zadaniem wisi przekle stwo, pomy la . Najpierw jako szofer temu fanfaronowi Stenowi, na tym cholernym jachcie, który mu dano. Potem marnuj czas ta cz c dooko a, udaj c g upka i patrzcie no, nie ma ju ca ej gromady ludzi i obcych. Wszystko tonie w cieniu, dok adnie tak, jak mówi em Stenowi, wtedy na Primie, wiecie, gdzie panuje szaro i nie ma prawdy. Zas na wi cej ze strony Wiecznego Imperatora, pomy la z w ciek ci . I zastanawia si jak, kiedy ju sko czy si ta katastrofa, powie o tym swojemu w adcy. Przynajmniej nie zostan usuni ty i postawiony przed s dem wojennym, jak to przytrafi o si Mahoneyowi, nie wiadomo dlaczego, pomy la . Dok adnie wype nia em moje rozkazy. A nierz nie mo e zas ugiwa na z ocen , kiedy tak robi. - Orbita Jochi... dwie godziny - oznajmi oficer dy urny. nierze Altaic weszli pewnie na Plac Khaqanów. Opór zmala , a potem ca kiem znik . Teraz mogli wreszcie zaj pa ac i przej do ostatecznego zniszczenia znienawidzonych imperialnych s ugusów. Aplauz rós . To by o centrum, to by tron. Z tego miejsca pochodzi a wszelka w adza. Teraz - i o tym ka dy nierz my la inaczej, w zale no ci od rasy - w adca Mg awicy Altaic b dzie ca kiem inny. Uderzy o kontrnatarcie. Wyrzutnie rakiet zosta y zdemontowane z grawilotów i ukryte za balustradami, tarasami, a nawet pos gami. Dotkni to spustów, i rakiety wystrzeli y, rozpruwaj c ca y plac. Eksplozje odbi y si szerokim echem, i wtedy Pierwszy Batalion przyst pi do ataku, zbijaj c z nóg nierzy Altaic i przesuwaj c ich do ty u. Kilka sekund pó niej rozleg si kolejny grzmot. Ale nie pochodzi z chmur burzowych ani broni rakietowej gwardii. W ciemno , teoretycznie b dniem, buchn y p omienie, kiedy transportowce Imperium podnios y si z parkingu i po eglowa y na pe nej mocy w przestrze kosmiczn . Sten patrzy , jak znikaj w burzowych chmurach. Bardzo dobrze. Lepiej ni na Cavite. A teraz zobaczmy, czy uda mi si uratowa mój w asny m ody ty ek. Deszcz zacina teraz z ukosa, niesiony przez wiatr, w ryk wiatru hulaj cego na wielkim placu przed Sind wdar si huk gromu. Przyciska a si do ziemi, u ywaj c obt uczonych przez rakiety schodów jako kryjówki. Nie zwraca a uwagi na ka , w której le a, ka szkar atn od krwi wyciekaj cej ze znajduj cego
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
si obok gwardzisty. Jej w asny karabin le obok, wzgardzony. Precyzyjna snajperska bro nie nadawa a si tutaj do niczego. Daleko, za placem, zape nionym potrzaskanymi grawilotami i zniszczonymi czo gami, z których pomimo burzy yska ogie , si y konfederacji zbiera y si do nast pnego szturmu. Czas p yn . Ile go min o, nie wiedzia a. Nieprzyjaciel przegrupowa si i ruszy do szturmu. Najpierw spróbowali z czo gami - ale gwardzi ci z broni przeciwpancern , przyczajeni na wy szych pi trach pa acu, trafiali w s aby punkt - zawsze dost pny górny poziom czo gów. Potem wyruszy y lekkie grawiloty, usi uj c przedrze si przez coraz to malej ce szeregi gwardii. Zosta y zatrzymane. Wreszcie konfederacja wypu ci a fal ludzk . Rami przy ramieniu atakowa a piechota, czy ni i kobiety krzycz cy dla dodania sobie otuchy i maszeruj cy odwa nie, samobójczo, na niemal lity ogie karabinów. Gin li - ale gwardzi ci te umierali. Zobaczy a Alexa schylaj cego si i przyk adaj cego polowy opatrunek na krwawi , chocia powierzchown , ran od szrapnela na udzie. Natychmiast wróci do rzezi. Otho tak e zosta trafiony, ale po opatrzeniu ran pobieg do szeregu, wspieraj c za og mo dzierza. Sind zastanawia a si , czy zdo aj wytrzyma dwa, trzy, mo e i jeszcze wi cej ataków, zanim fala zmyje ich z powierzchni. Sten pad na ziemi obok niej. Oboje u miechn li si . Zakrwawieni - ale przynajmniej krew by a cudza. Ich oczy yszcza y. - No có ? - Zosta y mi dwa magazynki, szefie. - Masz. - Poda jej kolejny magazynek z kulami z AM2. -B melodramatyczny - zasugerowa a. - Poca uj mnie. Sten u miechn si , zacz wype nia jej pro , potem spojrza w ty , kiedy us ysza warkot nadje aj cych czo gów. - No có . Niech b przekl ty. Spójrz. Tym razem w ataku bra y udzia czo gi i fizylierzy. A na prowadz cym szturm poje dzie sta ... Sind z apa a swoj snajperska strzelb i westchn a. Zobaczy a przystojn twarz i srebrne osy. - To on! Czy chcesz mie ten przywilej? - No, dalej. Ostatnio mia em do zabawy. czyzna na czo gu to by genera Douw. Sind przypuszcza a, e uwa to za ostatni atak, który zniszczy si y Imperium i dlatego postanowi poprowadzi go
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
osobi cie. Odwa ny. Odwa ny, ale g upi, pomy la a Sind, dotykaj c spustu. Kula z AM2 rozerwa a pier Douwa na strz py. - Dzi kuj - powiedzia Sten. Sind znów si gn a po karabin. mier przywódcy nie zosta a nawet zauwa ona przez nadci gaj cych nierzy. Fala po fali wlewali si na plac. Sind liczy a ich szeregi - potem zdecydowa a, e zaczeka, podejd bli ej. Podnios a g ow , aby sprawdzi - i jej oczy rozszerzy y si . - Jamchyyd i Kholeric - zaszepta a tonem pe nym szacunku, zwracaj c si do zapomnianych bogów Bhorów, jakby rzeczywi cie wierzy a w ich istnienie. - Sarla i Laraz. Ponad dachami miasta, wij c si jak wielkie czarne w e, nadchodzi y tr by powietrzne, zbieraj c w biegu swój pokos. Za pierwszym wirem... nast pny. Jeden... dwa... Sind naliczy a ich sze , kr cych si tam i z powrotem jak biodra tancerki. Sten przypomnia sobie: ...zabi tysi ce ludzi podczas czterdziestu minut... zm óci ca y stóg zbo a... przenie pi fregat, po kilkaset kiloton ka da, o wier mili... Tornada zbiera y po drodze gruz. Dach. Hangar. Grawilot. Jaki pojazd. Rozwalon fregat . Cz owieka. Okr ca y je, rujnowa y, zmienia y nie do poznania, a potem u ywa y jako broni. Sind zatka o uszy, prze kn a lin . Ryk brzmia teraz g niej ni odg os broni maszynowej i nierze Altaic przystan li. Obrócili si i zobaczyli wiry cyklonów. Potem pierwsza tr ba powietrzna wkroczy a na Plac Khaqanów. Wci gn a nierzy i ich bro jak odkurzacz zbieraj cy k buszki kurzu. Wyrzuca a wszystko w gór , a potem na boki. Sten skoczy na nogi. Krzycza . Wrzeszcza . Macha r kami. Ale nikt go nie s ysza . - W ty - ucieka ! Do „Victory”! Drugie tornado wkroczy o na plac. Oba wiry obraca y si i kr ci y, jak gdyby niepewne, czy powinny kontynuowa zniszczenie. nierze Imperium odsuwali si od nowego demona, któremu nikt nie by by w stanie sprosta . Ale nie wpadali w panik . Poruszali si powoli, pomagaj c i rannym. Nie li ze sob bro , albo rzucali j , by pomóc tym, co zostawali w tyle. Sten i Alex stan li tu przy wlocie bulwaru, którym Sten pos „Victory” zbli aj si z hukiem do ambasady, wieki temu.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Plac by jednym wielkim wirem, na scen wesz o jeszcze jedno tornado. Mury pa acu rozdzieli y si , obracaj c si w bliskim pró ni obszarze niskiego ci nienia, zosta y pochwycone przez cyklon, podniesione tysi ce metrów w gór , we wszechobecne chmury. Potem wir jeszcze raz ruszy dostojnie do przodu, wiatr rycza i rozwala budynki, wreszcie dotar do pa acu, który kiedy stanowi dum Khaqanów, a potem - na krótko go ci Iskr . Pa ac znikn w wirze. Inne tr by powietrzne, zrodzone w wielkiej, ponurej cianie chmur, podesz y, nieub aganie zmiataj c nierzy Altaic, dr konfederacj , za któr walczyli, i t nie maj ju znaczenia pustk pa acu, który oznacza w adz w imieniu Rurik. Nie pozostawi y nic - oprócz chaosu. „Victory” nadal sta a na ziemi, czekaj c. Oddalony o jedn jednostk astronomiczn od Rurik Sten nada depesz otwartym kodem, na pe nej mocy, wprost na prywatny komunikator Imperatora, a tak e do wiadomo ci biura Imperium: WSZYSTKIE JEDNOSTKI IMPERIUM Z POWODZENIEM EWAKUOWANE Z RURIK. S TERAZ W DRODZE NA WIAT PRIMY. MG AWICA ALTAIC ZBUNTOWA A SI OTWARCIE PRZECIWKO IMPERIUM. STEN. A teraz postaw mnie przed s dem wojennym, pomy la . Ty szalony b karcie. Rozdzia 42 Mahoney czeka w celi wi niów przeznaczonych do transportu w podziemiu pod wielkim nowym budynkiem, który stanowi kwater dowództwa S by Wewn trznej. To by ma y pokój, z bia ymi, plastikowymi cianami, podnoszon prycz i dziur w pod odze na nieczysto ci. Za kilka minut mieli zabra go na przes uchanie przed wielk aw Imperium. Musia bia y kombinezon, wymagany przez prawo dla oskar onych przest pców. Kolor by symboliczny. Biel wskazywa a na domniemanie niewinno ci. Wskazywa a tak e na to, e zeznania wi nia nie zosta y wymuszone torturami. Mahoney musia przyzna , e w jego przypadku odpowiada o to prawdzie. Jak dot d traktowano go z szorstk , ale profesjonaln uprzejmo ci . Pewnie, e go bili. Pierwszy raz wtedy, kiedy adowali go do transportowca na Prim . Ale robili to tylko po to, aby wiadomi mu jego nowy status yciowy - si ce i krew pokazywa y mu dobitnie, kto tu rz dzi. W biciu nie wyczuwa o si adnego uczucia. Nic osobistego. To samo zachodzi o na ka dej „stacji przesiadkowej”, kiedy jedna grupa S by Wewn trznej przekazywa a go drugiej. Kiedy bicie sko czy o si , Ian wiedzia , e ustalono ju dat jego
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
przes uchania. To by a rutynowa procedura. Aby upewni si , e wszystko zdo a si zagoi , zanim poka go publicznie. Mahoney dobrze znosi to do wiadczenie. Nie dlatego, e odnosi si filozoficznie do swego losu. Nie chcia o tym my le . Rozwodzenie si nad zdrad mog o go tylko os abi wewn trznie przed przes uchaniem. Zamiast tego wspomina dawne przygody. Przyjació . Kochanki. Nigdy nie my la o jedzeniu. Cieszy si , e posi ki serwowane w wi zieniu s niewyszukane, cho wystarczaj ce. Inaczej móg by przypomnie sobie te dania, jakie przygotowywa dla niego osobi cie Imperator. Zje y mu si w oski na karku, stara intuicja z czasów Mantisa s a znaki. Kto go obserwowa . Odpr si . Potem us ysza grzebanie przy drzwiach celi. No có , przyszli w ko cu, Ian. Uspokój si , serce. I wy, p uca. Nie potrzebujecie tyle powietrza. Spokój. Ma by dobry, irlandzki spokój, Poyndex patrzy z korytarza, jak stra nicy wyprowadzaj Mahoneya z celi dla wi niów przeznaczonych do transportu. Zdziwi si widz c, jak dobrze ten cz owiek wygl da i zastanawia si , jak on sam by si zachowywa na jego miejscu. Odepchn t my l od siebie. Ten w nie talent wola by pozostawi w ukryciu. Wyszed na rodek, aby zatrzyma Mahoneya i stra ników, Ian zobaczy go. Z ysku w jego oku Poyndex zorientowa si , e zosta rozpoznany. B ysk znikn , ust pi miejsca miechowi. - Ho, ho. A wi c szef przysy a swój najlepszy zespó - powiedzia Mahoney. Powiedzia bym, e czuj si zaszczycony, ale wtedy bym sk ama . Poyndex roze mia si . - Nie chc by winnym k amstwa - stwierdzi . - Wola bym, eby my nie rozpocz li z lewej nogi post powania przed wielk aw przysi ych. Nakaza stra nikowi, eby zdj Mahoneyowi kajdanki, potem odes go machni ciem r ki. - Ja b twoj eskort - powiedzia do Iana. - Jestem pewien, e nie spróbujesz czego ... upiego. Mahoney pociera swoje nadgarstki. - A dlaczego mia bym to robi ? Jestem niewinnym cz owiekiem. Z rado ci czekaj cym na sprawiedliwo . - Roze mia si . Poyndex u miechn si krzywo w odpowiedzi i wskaza na dalekie drzwi do korytarza. Obaj zacz li i , Poyndex pó kroku za Ianem. - Przyby em tu, aby upewni si , e rzeczywi cie stanie si ona twoim udzia em powiedzia Poyndex. - Imperator pragnie ca kowitej sprawiedliwo ci. - O, jestem tego pewien - zachichota Mahoney. - I powiedz mu, e jego stary przyjaciel, Ian
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Mahoney, jest szczerze wdzi czny za jego uprzejmo . Poyndex zmusi si do aprobuj cego mieszku. Mia zdecydowanie ambiwalentne uczucia w stosunku do tego zadania, Ian Mahoney by dla niego jedynym konkurentem do adzy, jak teraz si cieszy . Ha ba po a kres rywalizacji. - Powiedz mu, eby si nie martwi - doda Mahoney. - Podczas przes uchania b trzyma si faktów. Nie mam zamiaru wspomina jego imienia. - Niepotrzebna obietnica - powiedzia Poyndex agodnie. - Ale jestem pewien, e ucieszy si z tego, i nadal dbasz o jego interesy i pami tasz o waszym niegdysiejszym zwi zku. Mahoney niegdy zajmowa jego stanowisko. By zaufanym powiernikiem Wiecznego Imperatora przez dziesi ciolecia. Kiedy Poyndex patrzy na Mahoneya zmierzaj cego ku swemu przeznaczeniu, zacz obawia si o w asne. To w nie ci si przydarzy, je li wypadniesz z ask, pomy la . Jaki szept w jego umy le podpowiedzia : nie je li... tylko kiedy. - Powiedz szefowi, e pami tam - powiedzia Mahoney. - Pami tam bardzo dobrze. - Zrobi to - stwierdzi Poyndex. - To obietnica. Zanurzy d w kieszeni, wyj bro . Kiedy dotarli do drzwi, Poyndex przycisn luf do mi kkiego miejsca na karku Mahoneya. Nagle och odzona skóra drgn a lekko. Poyndex strzeli . Mahoney pochyli si do przodu. Uderzy w drzwi. Upad . Zadziwiony Poyndex sta nad cia em. Na twarzy Iana nadal widnia ten cholerny irlandzki mieszek. Schyli si , przycisn luf do g owy Mahoneya i strzeli raz jeszcze. Z cz owiekiem takim jak Ian Mahoney nigdy dosy ostro no ci. Rozdzia 43 Alex nuci pod nosem sm tn pioseneczk o wybrze ach dalekiej Sycylii, my c sknie o wielkim piwie, jakie strzeli sobie, kiedy tylko flota pozb dzie si wszystkiego, co przypomina Mg awic Altaic. Niecierpliwie bobrowa po ró nych publicznych kana ach, nadaj cych z le cych przed nimi wiatów Imperium. Niedaleko siedzia Sten przy stacji nadawczej. Obaj mieli jeszcze na sobie podarte i brudne kombinezony bojowe. Na mostku panowa a cisza - zapewne dlatego, e nikt nie spodziewa si , e im si uda. - Sport - mrucza Alex, znajduj c kolejn audycj . - Nie wiem dlaczego te istoty dz , e w kopaniu ma ego woreczka ze skóry od jednej linii do drugiej tkwi co szlachetnego. - Przypomina mi to - zwróci si do Frestona, który siedzia obok przy konsoli jak
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
próbowa em kiedy tego cholernego sportu, który d entelmeni nazywaj krykietem. Z pocz tku my la em, e to strasznie g upie... I zamkn usta. Nikt nie pami ta dok adnie, jak brzmia y s owa wypowiadane na ekranie. Ale ich tre by a jasna: Ha ba... niegdy bohater wojen z Tahnem... gubernator generalny... najwy sza kara... Ian Mahoney... imi zostanie wymazane ze wszystkich kronik i pomników... zdradziecki... Sten sta obok. Twarz mu zbiela a. - To straszne - zaszepta . Kilgour zacz co mówi , ale przerwa . Prze kn lin . Us ysza , jak oficer wachtowy za nim warkn : - Patrz na ekrany, ch opcze. Co to by o, co w nie przelecia o? - Umm... przepraszam... to zaszyfrowane. - Sam wiem, e zaszyfrowane - powiedzia oficer. - Do kogo? Od kogo? - Sir... My ... z Primy. I... i jest przeznaczone dla „Kaliguli”... Jak s dz . - Nie my l. Masz to wiedzie ! - Sir... nie mamy tego szyfru. Nie ma go w spisie. Sten zdusi w sobie szok i gniew z powodu zamordowania Mahoneya. - Co to za sygna ? - Nie wiemy, sir. Z Primy na okr t „Kaligula”, sir. - S ysza em. Po cz mnie z Masonem. - Tak jest, sir. - „Kaligula”, tu „Victory”, odbiór. - Tu „Kaligula”, odbiór. - Tu „Victory”. Jak transmisj w nie odebrali cie? - Poczekaj chwil ... rozszyfrowujemy sygna ... - Dlaczego u diab a - powiedzia Kilgour, czuj c, jak je mu si w osy na karku - oni maj ten szyfr, a my nie? - Sir! „Kaligula” przerwa a po czenie. - czcie jeszcze raz. - „Kaligula”, tu „Victory”, odbiór. „Kaligula”, tu „Victory”. Czy odbieracie nasz przekaz? - Sir, „Kaligula” nadaje. - Dobrze. - Ale nie do nas, sir. To czno dalekosi na. Zakodowany przekaz. Nie odbieramy go. Sten usi owa si zorientowa , co u diab a si dzieje. Potem spojrza na g ówny ekran. „Kaligula” wy ama si z szyku floty razem z czterema niszczycielami, które normalnie os ania y pancernik. Wszed na nowy kurs... - Jaki jest teraz tor lotu „Kaliguli”? - Chwileczk , sir... Zdaje si , e przeciwny do kierunku ca ej floty. Prosto ustalam - z powrotem na Jochi? Rozleg si pomruk zdziwienia. - Cisza na mostku.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Sten usi owa zmusi swój mózg do pracy. Co u diab a si dzieje? Zorientowa si , e powiedzia to na g os. - Sir? - To Freston. - Wydaje mi si , e chyba wiem. - Ma y promyczek wiat a. Mów! - Hmm... sir, zanim przydzielono mnie do pana, by em oficerem czno ciowym na okr cie „Churchill”. I kapitan dosta prywatny szyfr, kiedy obj dowództwo. Druga kopia spoczywa a w sejfie, aby przekaza j zast pcy czy komu innemu, kto by dowodzi w przypadku straty dowódcy. - No dobrze. Ale dlaczego „Kaligula” - albo Mason - maj szyfr, którego my nie mamy? Przecie jeste my statkiem flagowym. - Tak jest, sir. Ale my nie wieziemy niszczyciela planet na pok adzie. Oczywi cie. Imperium nie lubi o nawet przyznawa si , e ma bro zdoln do zniszczenia ca ej planety. Ale mia o. Niszczyciele planet nigdy nie zosta y jeszcze u yte, nie odpalono ich nawet podczas najgorszych momentów wojen tahnijskich. Dla Imperatora nie czy o si to z moralno ci . Ludobójstwo to kiepska polityka, mawia kiedy . Taki by jego punkt widzenia. Najwyra niej, ponuro my la dalej Sten, Wieczny Imperator zmieni zdanie. By mo e teraz nie miewa problemów moralnych. Ale na pewno ze Stenem by o inaczej. - Czy „Kaligula” odpowiada? - spyta Sten. - Nie, sir. - Kapitanie, czy ma pan fregat w pogotowiu? - Oczywi cie. - Chc jeden statek i najlepszego pilota na „Victory”, uzbrojonego w Kali. Czas wylotu kiedy tylko dotr do hangaru. Kilgour skoczy na równe nogi, zamierzaj c towarzyszy Stenowi. - Alex! Chc , eby zosta na mostku. B nadawa z fregaty, ale ma to wygl da , jakbym siedzia na „Victory”. - Nie potrzebujesz mnie do tego, stary. - I chc mie syntez pasuj do analizy. - Dobra. Mam j ju . Powodzenia, stary. Sten pobieg w stron hangaru „Victory”. Fregata wyskoczy a ze statku macierzystego i ledwie oderwawszy si od niego przesz a na pe moc. - Jaki punkt spotkania? La Ciotat nie musia a patrze na ekran. - Pi dziesi t trzy... pi dziesi t jeden minut, sir. - Dobrze. - Sten usiad na miejscu artylerzysty, dopasowuj c he m kontrolny do asnej owy. - Oto obraz sytuacji. „Kaligula” kieruje si z powrotem na Jochi. Ma zamiar odpali
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
niszczyciela planet. La Ciotat, zwykle dumna ze swojej pokerowej twarzy, nie by a w stanie powstrzyma reakcji. - Admira Mason zbuntowa si , czy... - Nie musi pani tego wiedzie . Chc , aby my trzymali kurs blisko „Kaliguli”, a komunikator ma by otwarty na po czenie z „Victory”. dam, aby zawiadomi a mnie pani, kiedy znajdziemy si ... pi minut od „Kaliguli”. Czy ma pani jaki problem z tymi rozkazami? - Nie, sir. - Prosz utrzymywa nas poza zasi giem obserwacji niszczycieli. Jestem pewien, e maj rozkaz zatrzymania tej fregaty. - O tym nawet nie trzeba mówi , sir. Sten niemal si u miechn - brzmia o to tak, jakby La Ciotat by a naprawd cholernie dobrym pilotem. - „Kaligula”, tu „Victory”. Admirale Mason, mówi Sten, odbiór. - Nadal nie ma odpowiedzi. - „Kaligula”, tu Sten, odbiór. Po cz si ze mn . To rozkaz, odbiór. - Siedem minut do spotkania, sir. - A niech to diabli... Ekran na fregacie nagle poja nia i Sten zobaczy Masona. Mason - a przynajmniej Sten mia tak nadziej - widzia Stena albo jego komputerowy wizerunek na mostku „Victory” i nigdy nie pomy la by, i jego odpowied jest niemal natychmiastowa i e w rzeczywisto ci Sten znajduje si na pok adzie fregaty zaledwie kilka minut od „Kaliguli”. - Admirale Mason, s dz , e rozumiem pa skie zadanie - zacz Sten. - Mam rozkazy, sir, aby nie dyskutowa z nikim na ten temat. - Nie interesuje mnie dyskusja, Mason. To nie towarzystwo dyskusyjne. I wiem, e kazano panu zniszczy Jochi. Nie mo e pan tego zrobi . - Mam swoje rozkazy, sir. - Czy je pan zweryfikowa ? Mason, czy chce pan by pierwszym cz owiekiem, który wyma e z mapy ca planet ? Nie wszyscy tam s tacy li, Mason. Figura na ekranie nie odpowiada a. - Nie widz adnego sensu w przeci ganiu tego po czenia - powiedzia w ko cu mechanicznie Mason. - Mason... poczekaj chwil ... Sten zamkn swój mikrofon i naci gn he m kontroluj cy bro na g ow . - Pani La Ciotat, odpalam Kali. - Tak jest, sir. Na pe nej mocy... punkt spotkania za trzy minuty... teraz dwie minuty... Sten dotkn czerwonego guzika na panelu kontrolnym - jedyny gest, jaki musia wykona . Olbrzymia rakieta wysun a si z tuby, stanowi cej kr gos up fregaty. By a d uga na dwadzie cia metrów, a g owica zawiera a dwadzie cia megaton mierciono nego
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
materia u. Rakieta wystrzeli a z fregaty, a Sten kierowa j poprzez he m w kierunku raptownie przybli aj cej si ma ej konstelacji, jak stanowi „Kaligula” i jego eskorta, id ce na trzech czwartych mocy. Otworzy szeroko oczy, a Mason zamajaczy przed nim na ekranie. - To moja ostatnia próba, admirale Mason. Wie pan, e pracuje dla szale ca. nie yszeli my - Imperator kaza zastrzeli Mahoneya. Oczy Masona b ysn y, ale potem znowu sta si automatem. Sten spróbowa raz jeszcze, wiedz c, e to nie ma sensu. - S uchaj, cz owieku. Czy chcesz, eby twoje imi wymawiano w ten sposób? Mason morderca planet? Mason nagle prawie si u miechn . - Sten, to w nie ró nica mi dzy nami. Wydaje ci si , e masz co w rodzaju ofiarowanego przez bogów przywileju, aby os dza , który rozkaz nale y wykona , a który nie. To zachowanie buntownicze, i wiesz o tym doskonale. Mo e w nie dlatego Mahoney zosta stracony. Czy kiedykolwiek my la o tym? Ja post puj zgodnie z wyra nymi rozkazami Imperium, mój panie. Nie, Sten. Nie zostan zdrajc . Ekran zgas . Sten zamkn oczy i niemal wcieli si w Kali. W czy pe ne pogotowie. - Zbli amy si ... zbli amy... - mgli cie s ysza zawodzenie La Ciotat. Podchodzisz... przebijasz si przez ekran... przybli anie... prognoza: przechwycenie niemo liwe... przybli anie... cel... pal! wiat Stena eksplodowa . ci gn he m z g owy i zobaczy , jak na ekranie „Kaligula” przestaje istnie . Nast pi ysk eksplozji, a potem po prostu nic. Ekran móg równie dobrze pokazywa czarn dziur . Zastanawia si , czy Kali nie zdetonowa a przypadkiem niszczyciela planet. Domy la si , e niszczyciele „Kaliguli”, je eli jakie przetrwa y, b próbowa y odpali antyrakiety, ale ekran pozostawa czarny. Nie obchodzi o go to. Uratowanie ich to ju zadanie La Ciotat. - Szanowna pani - powiedzia ze zm czeniem. - Wracamy na „Victory”. Mason umar tak, jak - wype niaj c rozkazy. Sten nie przej si tym. Ale razem z Masonem zgin o wi cej ni trzy tysi ce istot - i Sten w tpi , czy kiedykolwiek stanie pomnik ku ich pami ci, gdzie tu, w ciemno ciach i milczeniu przestrzeni mi dzygwiezdnej. Rozdzia 44 Sten nadal dzia jak automat. Po powrocie na „Victory” poszed na mostek i wyda rozkaz
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
przerwania czno ci z kwater g ówn . - Czeka nas teraz stryczek, synu - powiedzia Kilgour. Jego g os by niski. Ale przywróci Stena do rzeczywisto ci. Spojrza na przyjació . Okr a twarz Szkota promienia a spokojem, jakby w nie omawiali obiadowe menu. Sten powiód wzrokiem po mostku „Victory”. Nagle zrobi si tu t ok. Tam sta Otho z grup Bhorów. Obok szczupli Gurkhowie, którym przewodzi Lalbahadur Thapa. I wielu innych. Twarze zna , ale ze wstydem u wiadomi sobie, e nie pami ta ich nazwisk. Zobaczy Sind. Mia a taki sam wyraz twarzy jak inni. Oczekuj cy. Liczyli na jego decyzj . Sten wytar wilgo z k cików oczu. Oni wszyscy byli razem z nim. Sten bardzo chcia wzi Sind w ramiona, eby utuli a go i pocieszy a. Pragn czu ych zapewnie , e wszystko sko czy si dobrze. Potem uprzytomni sobie, co tak naprawd zrobi . Znalaz si poza prawem. Zgubi te ufaj ce mu dusze. Wkrótce Wieczny Imperator dowie si o jego zdradzie i wy le ich ladem tropi ce psy. Sten musi ucieka . Wszyscy musz ucieka . Zacz mówi . Zna tuziny kryjówek. Nale y tylko wybra i poda wspó rz dne. Przerwa . adne miejsce nie by o bezpieczne. W ko cu si y Imperatora zawsze by go dopad y. Sten raz jeszcze popatrzy na twarze tych, którzy mu ufali. Pomy la o panu Ecu. I jego propozycji. Jaki z tego po ytek? owa , e nie ma z nimi Iana. Mahoney wiedzia by, co robi . Powiedzia by: „Przesta cze , stary. Jeste zdrowy. Masz swoj kobiet . Masz tego paskudnego Szkota, Kilgoura, i wielu innych lojalnych przyjació . I do ciebie nale y ten cholernie wielki okr t wojenny. W asny okr t Imperatora!” W tym momencie Jemedar Lalbahadur zaszepta do swojej grupy. Wszyscy kiwn li owami. Gurkhowie s bi cie wznie li salut swoimi kukri. - Jeste my na twoje rozkazy, panie! I Sten podj decyzj . Je eli zacznie ucieka , Imperator go dopadnie. To on musi wi c pierwszy dopa Wiecznego Imperatora. Wyda rozkazy. KONIEC tomu 7
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c