Allan Cole & Chris Bunch Koniec Imperium ósmy tom cyklu Sten (Empire’s End) Przek ad: Rados aw Kot Data wydania oryginalnego 1993 Data wydania polskie...
12 downloads
19 Views
2MB Size
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Allan Cole & Chris Bunch Koniec Imperium ósmy tom cyklu Sten (Empire’s End) Przek ad: Rados aw Kot Data wydania oryginalnego 1993 Data wydania polskiego 1996 Dla wszystkich którzy tam byli „gdy mier wkrad a si w szeregi”
.d o
m o
.c
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozdzia 1 Niedobitki imperialnej floty desantowej umyka y przez mroczn pustk mi dzy gromadami gwiezdnymi. Grupa sk ada a si z jednego nosiciela my liwców, dwóch ci kich kr owników i jednego lekkiego oraz przypisanej im flotylli niszczycieli z emiterami ekranów. Po rodku formacji chroni y si jednostki pomocnicze i transportowce wioz ce zdziesi tkowane walk resztki Pierwszej Imperialnej Dywizji Gwardii.Szyk zamyka pot ny pancernik „Victory”, stanowi cy do niedawna tyln os on zgrupowania. Na jego mostku Sten wpatrywa si w ekran przedstawiaj cy po enie floty, ale nie dostrzega ani jasnych pól oznaczaj cych rozci gaj ce si „z przodu” Imperium, ani symboli opisuj cych „ty y”, gdzie mala a ogarni ta anarchi Gromada Altaic. Jeszcze dwa dni temu Sten p awi si w splendorze nale nym ambasadorowi pe nomocnemu i osobistemu wys annikowi Wiecznego Imperatora. Admira . Posiadacz niezliczonych odznacze , praktycznie wszystkich, od Krzy a Galaktycznego w dó , cznie z tytu em Granda Domu Imperatorskiego. Jednym s owem bohater.A obecnie... Zdrajca. Renegat. No tak, i jeszcze morderca. Gdzie po ród widniej cych na ekranie symboli kry si równie ten, który oznacza coraz odleglejszy wrak imperialnego pancernika „Caligula” ze zw okami admira a Masona i ponad trzech tysi cy lojalnych marynarzy. Sten zabi ich, poniewa podporz dkowali si rozkazowi, wydanemu osobi cie przez Wiecznego Imperatora, który poleca ca kowite zniszczenie sto ecznej planety Gromady Altaic. A by o to naprawd ca kowite zniszczenie, gdy u yto wymiatacza planet. Szefie, co mi przysz o do g owy. Sten ockn si z zamy lenia i spojrza na Alexa Kilgoura. Alex by jego najbli szym przyjacielem i towarzyszem broni. Ten kr py m czyzna, pochodz cy z planety o ci eniu znacznie wi kszym od ziemskiego, o mierci i zniszczeniu wiedzia zapewne jeszcze wi cej ni Sten. - GA. Ta cz umys u Stena, która zawsze wy cza a si podczas walki, by nie przyjmowa do wiadomo ci wrzasków i j ków, obecnie uzna a za zabawne, e obaj u ywaj wci tego samego slangu, jaki przyswoili sobie dawno temu, w czasach s by w Sekcji Modliszki. By to oddzia wype niaj cy najbardziej utajnione i wymagaj ce szczególnej dyskrecji zadania, zlecane przez samego Imperatora. GA, czyli „go ahead”, znaczy o: mia o atakuj, nie przejmuj si , e wyjm ci spod prawa, twoje ycie nale y do Imperatora, i tak dalej. - Zak adam, e nie masz zbytniego do wiadczenia jako wyrzutek spo ecze stwa, ostatecznie ca e dotychczasowe ycie p dzi przera aj co bogobojnie. Mo esz wi c nie wiedzie , i typy w rodzaju Robbiego Roya* nie zwyk y marudzi . Przystan taki, by pow cha kwiatki i ju dynda na ga zi. [* Rob Roy - ludowy bohater szkocki.] - Dzi ki, panie Kilgour. Doceniam trosk . - Spokojnie, ch opcze. Zawsze mo esz na mnie liczy . Chyba, e si dziesz w k cie i zaczniesz aka . Sten odwróci si od ekranu. Na mostku czeka a pe na zmiana wachty, najlepsi spo ród jego ugoletnich wspó pracowników. Same pagony niewiele mówi y o ich randze i umiej tno ciach; bardziej ni oficerami w s bie imperialnej, byli funkcjonariuszami osobistej agencji wywiadowczej Stena. Dwudziestu trzech Gurkhów, nepalskich najemników s ynnych z tego, e s yli jedynie w osobistej stra y Imperatora. Ci jednak zg osili si na ochotnika do specjalnego zadania: mieli strzec ycia swego by ego dowódcy, Stena. Otho i sze ciu innych Bhorów. Przysadziste i kud ate monstra z d ugimi brodami, tymi k ami i kami do ziemi. Najwi ksz rado sprawia o im rozdzieranie wroga go ymi d mi na pó , chyba e mogli zak óci sw dzia alno ci jego bilans handlowy i zrujnowa system monetarny. Bior c pod uwag ich merkantylne talenty, wychodzi o na to samo.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Uwielbiali te poezj , szczególnie gustuj c w d ugich i rozbudowanych sagach. Na „Victory” by a ich jeszcze z setka. No i osoba nimi dowodz ca: Sind. Kobieta z gatunku homo, wy mienity snajper. Wywodzi a si z upad ej ju wojowniczej kultury, w której naczelnym wzorem by przetworzony mit rycerski. Powa any dowódca liniowy.Do tego pi kna dziewczyna. Przyjació ka i kochanka Stena. Ale do liczenia ebków, pomy la Sten. Kilgour ma racj : wilk, który po y si na s oneczku, by pos ucha brz czenia pszczó ek, ma przed sob przysz wy cznie jako gustowny dywanik przed kominkiem. - Oficer uzbrojenia? - Sir? - M oda kobieta ju czeka a. Sten przypomnia sobie imi pani porucznik: Renzi. - Zwo aj swoich. Kapitanie Freston - by to oficer czno ci, który od dawna s pod jego rozkazami - chc ... Cholera. Cofnij. Sten przypomnia sobie, co mia powiedzie . - Wy oboje. I ka dy zainteresowany. S uchajcie. Zasz y pewne zmiany. Dopiero co wypowiedzia em wojn Imperatorowi. To mnie czyni zdrajc . Nikt nie musi wykonywa moich rozkazów. Nikt, kto postanowi pozosta wierny z onej przysi dze, nie dozna krzywdy. B dziemy musieli... k syreny przerwa mu wpó s owa. Pani oficer zarz dzi a wykonanie pierwszego rozkazu Stena. To by a jedna odpowied . Chwil potem us ysza drug . - Przepraszam, sir, ale chyba by y jakie zak ócenia na czach - odezwa si Freston. - Zgubi em si . Jakie mam rozkazy? Sten uniós d , polecaj c oficerowi zaczeka . - Najpierw systemy uzbrojenia. Pe na gotowo wyrzutni pocisków Kali i Goblin. Który z naszych imperialnych przyjació mo e zechcie zapolowa na odszczepie ca. Poza tym „Caligula” mia cztery niszczyciele eskorty. Gdyby jakakolwiek jednostka zacz a nas atakowa , odpali Goblina i zdetonowa go w bezpiecznej odleg ci od celu jako ostrze enie. - A je li nie zawróci? Sten zawaha si . - Wtedy meldowa . aden pocisk Kali nie mo e zosta odpalony bez mojego rozkazu. Prowadz cym b albo ja, albo pan Kilgour. Przeciwokr towe pociski typu Kali wyposa one by y w zdalne sterowanie. - To nie... - To rozkaz. Wykona . - Ta…est. - Komandorze Freston, prosz o bezpieczne cze z genera em Sarsfieldem. Jest na którym transportowcu. - Sarsfield by dowódc oddzia ów gwardii, rang lokowa si zaraz po Stenie. Freston musn kontrolki. - I jeszcze jedno - doda Sten. - Sko czy pan Akademi Marynarki? Tak, sir. - Czy ma pan na sumieniu co , co kala oby wizerunek wzorowego kapitana? Jakie grzechy przesz ci? Staranowanie jachtu admira a? Polerowanie dzia karbolem? P dzenie bimbru? Krytykanctwo? Sodomia? - Nie, sir. - wietnie. Powiadaj , e prawdziwy pirat awansu doczekuje szybciej ni stryczka. „Victory” jest teraz twój. - Tak jest. - I nie dzi kuj. W praktyce znaczy to tyle, e w razie czego b dziesz nast pny w kolejce, zaraz po Kilgourze. A w nie, panie Kilgour? - Tak? - Wszyscy wolni od wachty do g ównego hangaru.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak jest. Wówczas dopiero Sten zauwa , i Alex wyjmuje r zza pleców. Wygl da o to tak, jakby nie masowa star ran , otrzyman niegdy w caudal vertebra, jednak w rzeczywisto ci pie ci palcami kolb ukrytego pod pasem miniaturowego pistoletu, takiego z eksploduj cymi pociskami z antymaterii. Wola nie ryzykowa : wierno wobec Imperatora gotów by akceptowa jako poj cie abstrakcyjne, jednak gdyby kto spróbowa wype ni lubowanie „obrony Imperium i jego ywotnych interesów a do ostatniej kropli krwi”, wówczas ch tnie przyczyni by historii czenników. I ca kiem szczerze wychwala by potem ich lojalno i po wi cenie. Ekran poja nia . Sarsfield. - Orientuje si pan w sytuacji, generale? - Owszem. - To dobrze. W wietle ostatnich wydarze jest pan obecnie najwy szym stopniem oficerem tej floty. Sugeruj , by do chwili otrzymania z dowództwa innych rozkazów pod pan obecnym kursem ku najbli szym imperialnym wiatom. Odradzam te , i przykro mi, e musz to powiedzie , próby przeszkodzenia „Victory” w obraniu w asnego kursu. Przeciwstawimy si im wszelkimi rodkami. Niemniej, je li moja instrukcja zostanie przyj ta, adna z pa skich jednostek nie znajdzie si w niebezpiecze stwie. Stary nierz skrzywi si dziwnie i zaczerpn g boko powietrza jakby chcia co powiedzie . Potem si rozmy li . - Sugestia przyj ta. - To tyle. Koniec. Ekran pociemnia . Sten zastanowi si , có takiego Sarsfield zamierza doda . e aden z jego statków nie dysponuje nawet wierci si y ognia pancernika „Victory”? e ich za ogi nie sk adaj si z samobójców? A mo e (tutaj Sten przekl si w duchu za niepoprawny romantyzm) chcia yczy szcz cia? Mniejsza z tym. - Jamedar Lalbahadur? - Sah! - Zwo aj ludzi. Chc mie ich blisko. - Sah! - Kapitanie Sind, co z twoimi? - Ju przy broni - odpar a Sind. - Komandorze, pardon, kapitanie Freston, prosz przygotowa szalup kapita sk do wystrzelenia. Potem zorganizujemy gdzie now . - Ciekawe, pomy la Sten, jak niewiele trzeba, aby tak mi a marynarce dyscyplina straci a na znaczeniu. - Tak jest. - Panie Kilgour? Mo e powinni my jak ci antyczni wojacy wyrysowa na pod odze szabl lini i sprawdzi , kto ma ochot broni fortu Alamo? - Z mi ch ci - odpar Alex po krótkim wahaniu - ale wa niejsza jest chyba sprawa bezpiecze stwa. Najlepiej zrobi , je li... - O Chryste! Sten nie mia poj cia, sk d u Alexa te opory, przypomnia sobie jednak co o wiele istotniejszego, te zreszt zwi zanego ze sprawami bezpiecze stwa. Mia przecie jeszcze dwie karty, dwa atuty mo na powiedzie , pod warunkiem, e nadal by y co warte. Rozpi bluz munduru i wyci gn ma sakiewk , któr nosi zawieszon na szyi. Wyj z niej dwa p askie kawa ki plastiku. - Wszyscy stan gotowo ci - rozkaza i szybko skierowa si przez mostek do centralnej stacji komputera. Tam kaza dwóm operatorom poszuka sobie zaj cia gdzie indziej, zaci gn os aniaj modu kotar i wysun klawiatur . Uruchomi system. Ta stacja by a jedn z trzech na pok adzie z bezpo rednim dost pem do ALL/UN - centralnej imperialnej sieci, obejmuj c, wszystkie centrale dowodzenia na wszystkich wiatach i ka dy, bez wyj tku, imperialny statek.Mia a dost p albo i nie - Teoretycznie powinna, wszelako „Victory”
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zosta ju najpewniej pozbawiony wszelkich po cze podobnie, jak zamilk a za spraw Imperatora jego prywatna, bezpo rednia linia do kabiny Stena.Wydawa o mu si , ze min y tygodnie, miesi ce i dekady, ca e epoki geologiczne, nim zg oszenie sieci pojawi o si na ekranie. Mign o i znik o. Jego miejsce zaj napis: ACCORDANZA. Sten poda kod statku. Znowu d ugie oczekiwanie. Ju my la , e ujrzy wizerunek wyprostowanego rodkowego palca z komunikatem BRAK DOST PU, ale nie. Pokaza si komunikat ATELIER. Podsun maszynce pierwsz kart czipow z programem. D uga chwila niepewno ci i: BORRUMBADA. Przyj li. Znów ATELIER. Si gn po drug kart . Sie przyj a i to. No to teraz módlmy si , eby oba ma e dranie zrobi y, co do nich nale y.Karty z mikroczipami dosta w podarunku od Iana Mahoneya, niegdysiejszego dowódcy w sekcji Modliszki, pó niejszego admira a i najbli szego przyjaciela Wiecznego Imperatora, je eli w ogóle kogo mo na nazwa przyjacielem w adcy. Jednak obecnie Mahoney nie . Zosta oskar ony o zdrad Imperatora i uznany za winnego. Wyrok wykonano. Wielka szkoda, stary, pomy la Sten, e sam nie zd ich wykorzysta , zanim to Wieczne Gówno ci za atwi o. Ale zaraz przywo si do porz dku: to nie chwila na sentymenty. Odchyli zas on i ujrza oczekuj cego Alexa. - Posz y? - Tak jest, panie Kilgour, sir. Ju w drodze, sir. Prosto do celu, sir. I czy kto móg by poda herbat , sir? - Paskudna ciecz, akurat dla Angoli. Wol co mocniejszego - mrukn Alex i zaci gn szczelnie kurtyn . Sten za ruszy korytarzem cz cym mostek z centralnym wyci giem komunikacyjnym pancernika i dalej do hangaru w pobli u rufy. Gurkhowie bez dodatkowych rozkazów potruchtali za nim. Wszyscy uzbrojeni jak nale y.Sind i jej Bhorowie czekali na skrzy owaniu szlaków. Dziewczyna skin a na swój oddzia i na Gurkhów, by poszli przodem. Przez chwil zosta a sama ze Stenem na zakr cie korytarza. - Dzi kuj - powiedzia a. - Za co? - e nie pyta . - O co? - Idiota. - Chcesz powiedzie ... - W nie. - Ale przez my l mi nawet nie przesz o, by mog a... znaczy... - I masz racj . Zostaj na ochotnika. Zreszt , nigdy nie sk ada am lubowania na wierno jakiemukolwiek Imperatorowi. Poza tym potrafi rozpozna wygranego. Sten przyjrza si jej bli ej. Nie wygl da a na kogo , kto próbuje artowa dla podbudowania morale. - Moi przodkowie byli Jannissarami*. Podobnie w kwestii Bhorów. S yli tyranom, którzy zas aniali si imieniem boga, wymy lonego przez nich samych. Przysi ga am, e je li zostan nierzem, nigdy si do nich nie upodobni . W gruncie rzeczy marzy am o wojowaniu z takimi skurwielami, jak ci nasi prorocy. Lub jak Iskra. Czy Imperator. [* Patrz „ wiaty Wilka”- tom 2. - Dobra, ju mi to kiedy mówi - mrukn Sten. - Ale zastanawiam si , czy b dziesz jeszcze mia a po temu okazj . Cho by na jeden celny strza w ostatniej, pe nej patosu chwili. - adne takie - achn a si Sind. - Skopiemy mu dup . Teraz idziemy. Pora na kazanie. Sten stan na stateczniku my liwca i spojrza na prawie dwutysi czny t um. Byli tu wszyscy za oganci „Victory” z wyj tkiem tych, którzy musieli pozosta na stanowiskach bojowych i przy najistotniejszych systemach kolosa. No i jeszcze resztka personelu ambasady; ci stali najbli ej. Tematem kazania mia o by tyranobójstwo, jednak Sten nie spodziewa si po nim zbyt wiele. Ze wszystkich si stara si nie spogl da na biegn ce pod sufitem hangaru galeryjki obsadzone ju
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
przez Bhorów i Gurkhów na wypadek, gdyby kto chcia zg asza swe obiekcje inaczej, ni tylko werbalnie. - Dobra - stwierdzi Pod koniec przemowy. - Tak to wszystko wygl da Naplu em Imperatorowi w twarz. Nie mo e pozwoli mi znikn i udawa , e nic si nie zdarzy o. Zreszt , wcale nie zamierzam znika . Zmilcz co dalej g ównie dla tego, i nie spodziewam si , aby ktokolwiek z was zamierza podzieli mój los. Zreszt , nie trzeba szczególnej bieg ci, aby przewidzie dalszy bieg wydarze , a przecie s w ród was zapewne i programi ci, którzy pami taj to i owo z analizy strategicznej. Na razie mam „Victory” i, by mo e, poparcie przynajmniej garstki innych, którzy my podobnie jak ja. Co oznacza, e mog odpowiedzie si . Tak, to w nie zamierzam. Przez wi kszo ycia s em Imperatorowi, jednak ostatecznie wszystko si posypa o. Tak jak w Gromadzie Altaic, na przyk ad. Owszem, ci biedacy s krwio erczymi dzikusami, ale przez nas zrobi o si jeszcze gorzej. To my zmienili my tamtejszy zam t w beznadziejny, morderczy chaos.Chocia - Sten opami ta si i ciszy g os tak bardzo, e stoj cy dalej musieli t go nadstawia uszu. - Nie powinienem mówi „my”. I wy, i ja uczynili my co w naszej mocy. Jednak to nie starczy o. Nie starczy o, bo by jeszcze kto , kto rozgrywa swoj w asn gr . Imperator. Wykonywali my jego rozkazy - i spójrzcie, co z tego wynik o. Nie chcia em pozwoli na zniszczenie ca ej planety dla zatuszowania sprawy. I to ju chyba wszystko, co mog teraz powiedzie . Szalupa kapita ska niebawem b dzie gotowa. Wróci do reszty floty. Macie oko o godziny na spakowanie si i za adunek. I tak w nie powinni cie uczyni . Po yjecie o wiele d ej, je li zostaniecie po stronie Imperatora niezale nie od tego, kim jest i czego si dopuszcza. Ja nie mam wyboru. Wy tak. Zosta a godzina. Usu cie si z linii ognia. Teraz. Natomiast ci, którzy nie maj ju ochoty s szale cowi gotowemu pogr Imperium w takim samym chaosie jak ten, który dopiero co widzieli my, niech przejd za przegrod hangaru. I tyle. Dzi kuj za pomoc, dzi kuj za s . ycz wszystkim szcz cia niezale nie od tego, co wybior . Spocznij. Sten odwróci si . Udaj c zaj tego rozmow z Sind, owi jednak pilnie gwar g osów i tupot butów na pok adzie. Sind nie patrzy a na niego, tylko lustrowa a adownie w poszukiwaniu potencjalnego napastnika. Nagle rozmowy i kroki ucich y. Sten obróci si z wysi kiem i zamruga zdumiony. - Pierwszy przeszed za przegrod twój personel dyplomatyczny - odezwa a si Sind, nie czekaj c na pytanie Stena. - Ca kiem ich przekabaci . - Do diab a - wykrztusi Sten. - Bez kitu - przytakn a Sind. - Masz chyba te ze dwie trzecie za ogi. A ja my la am, e w marynarce nikt nigdy nie zg asza si na ochotnika. Tymczasem prosz , zebra ca kiem obiecuj band rebeliantów. Zanim zd uczyni co stosownego do sytuacji, na przyk ad pa na kolana i zanie mod y dzi kczynne do bogów Bhorów, którzy pob ogos awili (lub przekl li) ten statek, umieszczaj c na jego pok adzie grubo ponad tysi c osób z trwa ym defektem mózgu, odezwa si komunikator. - Sten na mostek! Sten na mostek! W g osie mówi cego pobrzmiewa o zaniepokojenie wieszcz ce rych i nieuniknion katastrof . - Na tych sze ciu ekranach mamy komplet transmisji z wewn trznej sieci „Benningtona”. Pojawi y si , gdy tylko nawi zali my czno . Sten spojrza na monitory. Pokazywa y stanowiska obs ugi uzbrojenia. Wszystkie by y opuszczone. - Nie podejrzewam, aby to sz o na ywo - ci gn Freston. Sten zerkn na g ówny ekran. Po rodku widnia „Bennington”, nosiciel my liwców i najci sza jednostka we flocie Sarsfielda. Obok ja nia y dwie kreski, które komputer zidentyfikowa jako niszczyciele. Kierowa y si ca naprzód prosto na „Victory”. Albo Sarsfield nakaza im samobójczy atak, bo przecie adna z tych jednostek nie mog a równa si z pancernikiem, albo na ich pok adach dzia o si co dziwnego. - Sze wyrzutni Kali obsadzonych - zameldowa Freston. - Cele wprowadzone, czas odpalenia cztery sekundy. - Powtórzcie pierwsz transmisj z „Benningtona”.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Freston prze czy boczny ekran na odtwarzanie. Ukaza si mostek „Benningtona”, który do z udzenia przypomina wn trze baru po szampa skiej zabawie. Oficer na pierwszym planie mia a r w banda ach i podarty mundur. - „Victory”, tu „Bennington”. Prosz o odpowied na tym kanale, w sk wi zk . Mówi komandor Jeffries. Przej am dowodzenie na „Benningtonie”. Oficerowie i marynarze tej jednostki wypowiedzieli pos usze stwo Imperatorowi i przeszli pod moje rozkazy. Chcemy do was do czy . Prosz o odpowied . Ekran zamigota i przekaz powtórzy si od pocz tku. - Odebrali my te transmisj z jednego z niszczycieli, „Aoife”. Ten drugi to „Aisling”. oba klasy Emer. - Wskaza zdj cie z katalogu flot Jane’s rzucone na s siedni ekran. Sten nawet nie spojrza . - Ich przekaz jest krótszy, par zda wystukanych na klawiaturze otwartym tekstem. Cytuj : „Aoife” i „Aisling” zg aszaj akces. Przechodzimy pod dowództwo Stena. Port macierzysty obu statków: uk ady Hond o”. Gdzie w tym sens, sir? Sens mo na by o bez trudu odgadn . Hond o s yn li w ca ym Imperium jako bezwzgl dni kupcy. Nienawidzono ich za to serdecznie. Uznawali si za p pek wszech wiata i nastawiali si zawsze na maksymalny zysk, wszelako potrafili te by absolutnie lojalni wobec tych, którym zgodzili si . Przynajmniej jak d ugo lojalno by a wzajemna. Byli równie gro ni, i to w najwy szym, granicz cym z samozag ad stopniu. Dowiedli tego w okresie bezkrólewia, gdy rada próbowa a wykra im zapasy AM2.Sten s ysza plotki, e podobno od czasu powrotu Imperatora Hond o odczuwali co na kszta t niedosytu i twierdzili, i nie zostali nale ycie wynagrodzeni w wymiernej walucie za wierno Imperium. By o w tym nieco racji. - Usun ich namiary z g owic Kali. Nawi za czno , gdy tylko sko cz rozmawia , i czeka na instrukcje - rozkaza Sten. - Sprawdzimy, jak dalece s po naszej stronie. A teraz dajcie mi t Jeffries z „Benningtona”. Po czenie nawi zano b yskawicznie, a rozmowa by a krótka. Za oga na „Benningtonie” rzeczywi cie dopu ci a si buntu. Kapitan zgin , pi ciu oficerów i dwudziestu marynarzy wyl dowa o w izbie chorych. Wierne Imperatorowi pozosta o tylko jakie trzydzie ci procent obsady, obecnie pod stra . - Oczekujemy rozkazów - zako czy a Jeffries. - Po pierwsze - powiedzia Sten, my c gor czkowo - witamy w naszej upiornej bajce. Osobi cie uwa am, e powariowali cie. Po drugie, wszystkich lojalistów przygotowa do przesiadki. Je li macie jaki lekki prom zaopatrzeniowy, to zróbcie z niego u ytek. Gdyby nie da o si inaczej, zdemontujcie uzbrojenie my liwców i tam zapakujcie ca e towarzystwo. Po trzecie, nie obsadzajcie asnych stanowisk kontroli uzbrojenia. Przepraszam, ale w naszej sytuacji nie mo emy nikomu ufa . Po czwarte, szykujcie si na przyj cie go ci. Po pi te, sprz gnijcie swój komputer nawigacyjny z naszym. Mamy kawa drogi przed sob , pójdziecie w konwoju jako jednostka prowadzona. - Tak jest. Wykonamy. Czekamy na przybycie waszego personelu. I... dzi kuj . Sten wy czy ekran. Nie mia czasu zdumiewa si , czemu w ciwie a tak liczna gromada idiotów postanowi a towarzyszy mu w celi mierci. Poszuka wzrokiem Alexa. Edynburczyk siedzia przy g ównej konsoli i wydawa si do zadowolony z siebie. Ukradkiem wezwa Stena, kiwaj c palcem. Ten niemal j kn , ale podszed . - Przepraszam, szefie. Zanim ruszymy dalej, mia bym co do przekazania. Bo widzisz, ch opcze, wci jeste my bogaci. Sten zdusi w sobie mi , cho samobójcz ch nakopania Alexowi. Co to ma u diab a wspólnego z... - Poniewa troszk nam si spieszy, wy kwesti jak najpro ciej. Podczas gdy ty werbowa tych pó ówków, jak zaj em si naszymi kontami. Jednostki wyj te spod prawa nade wszystko winny by wyp acalne. Tak zatem wyszuka em wszystko, co tylko by o pod r i przesun em do tego samego banku, w którym prali my fors w dawnych dniach Modliszki. Sten chcia ju co powiedzie , ale zrozumia , e to nie chciwo kierowa a Alexem.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ka da rewolucja, podobnie jak wszelkie formy uprawiania polityki, karmi si pieni dzem. Brak odpowiedniej sumy kredytów doprowadzi ju niejeden „s uszny protest” do upadku równie skutecznie, jak utopijne my lenie przywódców. Aby przetrwa t wojn , o jej wygraniu nie mówi c, Sten b dzie potrzebowa ca ej gotówki wszech wiata.Kilgour za wcale nie przesadza , okre laj c ich jako krezusów. Wiele lat temu gdy gnili jeszcze w wi zieniu Tahnijczyków, ich dawna towarzyszka z oddzia u Modliszki, wywodz ca si z Romów Ida, zagra a ich gromadzonym na koncie dem i pomno a go naprawd wielokrotnie. Sten móg kupi sobie potem w asn planet , a Kilgour zbudowa z pó tuzina zamków (ka dy otoczony rozleg ymi w ciami) na swojej rodzinnej planecie zwanej Edynburg. - Podejrzewaj c, e mog spróbowa ruszy tym ladem, zawiadomi em Id , by oczekiwa a naszego uroczego towarzystwa. Nim to wszystko si sko czy, przyda nam si chyba kompania Cyganów. Aha, i da em jeszcze cynk naszemu królowi szmuglerów, chocia nie wiem, czy skrzynka kontaktowa Wilda nadal jest aktualna. I to wszystko, szefie. A teraz, czy masz dla mnie jakie godziwe zaj cie? Bo podejrzewam, e tak atwo spokoju nam nie dadz , wr cz przeciwnie, raczej rych o kogo nam tu pchn . Ledwo to powiedzia , ju si poderwa , gotów do natychmiastowego dzia ania. Sten kiwn aprobuj co g ow . - I w tym si nie mylisz. Poza tym, Imperator te lada chwila wy le swoje psy go cze. Ale mniejsza z tym. We po ow Bhorów i ruszaj na „Benningtona”. Upewnij si , czy ich intencje s szczere. - A je li nie s ? - Zrobisz, co uznasz za stosowne. Je li to jednak pu apka, to niech im potem b dzie przykro, nie nam. Dwie wyrzutnie Kali pozostan w pogotowiu a potwierdzisz, e to zbyteczne. Przytrzymam te eskadr my liwców na bliskim patrolu. - No to ruszam. - I Kilgoura wymiot o. Sten ch tnie odetchn by g boko i chwil pomy la , jednak czasu mia akurat tyle, by za atwi tylko najwa niejsze sprawy. Wróci do komandora, obecnie kapitana, Frestona. - Dobra, kapitanie. S ysza , co zamierzamy. Sprz gniemy wszystkie trzy jednostki z „Victory”. Prosz zaprogramowa komputer na seri przypadkowych zmian kursu. - Tak jest. - Jedna eskadra my liwców ma zaj stanowiska wokó „Benningtona”. Drug eskadr odda pod dowództwo... tej, jak jej tam, La Ciotat... Niech trzyma si jedn sekund wietln za formacj . Te sprz gni ta z „Victory” jako stra tylna. Przy ka dym skoku w nadprzestrze b dziemy zostawia za sob jeden pocisk Kali z „Benningtona” sterowany przez personel Renzi. Nie lubi , jak mnie ledz . - Tak jest. - A teraz cz mnie z tymi ciubigroszami z Hond o. - Tak, sir. Nasz port docelowy? Sten nie odpowiedzia . Nie dlatego, by nie mia nic do powiedzenia, jednak wiedzia , i dobry konspirator wyjawia swoje zamiary dopiero po ich zrealizowaniu. A przysz y mu do g owy a dwie rzeczy, które nale o uczyni . Szczególnie, e dzi ki cudownemu splotowi nieprawdopodobnych, raduj cych serce zdarze , dysponowa nie tylko pancernikiem, ale i zacz tkiem czego na kszta t floty.Pierwszy pomys nie poci ga go zbytnio, jednak rozs dek dyktowa swoje. Ostatecznie wszyscy rebelianci marz o jakiej Bastylii do zburzenia. Na dobry pocz tek. Druga kwestia? Mahoney, gdy go ci gn li na mier , krzykn „Wracaj do domu”. Sten domy li si wreszcie, o jakim miejscu mówi Mahoney, chocia nadal nie mia poj cia, czemu i po co. Mia jednak nadziej , e domys jest s uszny.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozdzia 2 Urz dasowi o sennym spojrzeniu wbi a okie pod ebra, oficerowi marynarki nast pi a energicznie na stop , innemu biurokracie rozla a na ka dun gor kaw .Ranett przeciska a si przez t um z wpraw wiadcz o d ugiej praktyce, chocia nikt zapewne nie by tu do dobudzony, by rzecz zauwa , a co dopiero doceni . Na odchodne rzuca a przez rami „Przepraszam... tak mi przykro... ale ze mnie niezgraba...” i natychmiast wynajdywa a nowe luki w miejscach, gdzie nikt inny szpilki by nie wcisn . Ca y ten czas nie spuszcza a z oczu ostatecznego celu w drówki - wielkich drzwi wiod cych do sali prasowej zamku Arundel. Przy samym wej ciu na jej drodze wyrós jednak facet wielki jak góra, w czarnym mundurze ze stylizowanym IS na r kawie. Druga litera oplata a pierwsz niczym w . Cudownie, pomy la a ze z ci , Internal Security, pieprzona Wewn trzna S ba Bezpiecze stwa. ysn a najs odszym z u miechów, który rozbraja zwykle wszystkich w miar przytomnych, heteroseksualnych samców. - Przepraszam, je li mo na... - zacz a i spróbowa a zanurkowa stra nikowi pod ramieniem do wn trza sali, sk d dobiega suchy g os rzecznika. Ju zacz li, dranie, pomy la a, kto mi za to zap aci. Ale stra nik nie ust pi . - Tylko dziennikarze - warkn . - No w nie - odpar a, nie przestaj c czarowa . Wyj a plakietk potwierdzaj akredytacj i przytrzyma a j przed oczami draba. Przyjrza si uwa nie, porówna wizerunek z obliczem w cicielki. Wszystko metodycznie i diabelnie powoli. - Chyba si zgadza - mrukn i skrzywi paskudnie oblicze. Aha, jeszcze pi kniej, przebieg o Ranett przez g ow . Jeden z tych, co nienawidz pismaków. - Ale i tak nie wejdziesz - A to czemu do jasnej…? Bezpieczniak jakby si zawaha . Ca a s odycz Ranett ulecia a bez ladu, teraz jej twarz st a jak sopel lodu. Tamten jednak zignorowa ostrze enie. - Bo takie mam rozkazy - rzuci . - Konferencja ju si zacz a... Nikt nie mo e przej , a si sko czy. Chwile pó niej przesta si u miecha . Zacz si koszmar. - Z mi z drogi, wypierdku niedoch do ony - us ysza . - Albo zaraz mnie wpu cisz, albo zrobi z twoich klejnotów jajecznic na kabanosie. Ranett pu ci a j zyk w ruch na ca e pó torej minuty. Przekle stwa i niecenzuralne gro by przerasta y wszystko, co stra nik dot d s ysza . Zosta uprzedzony nawet, e jeszcze chwila, a dziennikarka za atwi mu audiencj u szefa izby tortur Imperatora. Sekundy ci gn y si niemi osiernie, a w ko cu mó ek mundurowego zacz cokolwiek kojarzy . Przede wszystkim nazwisko widoczne na identyfikatorze. Ta mieszaj ca go z b otem kobieta by a znana I to bardzo. By a wr cz legend mediów. By a reporterk podczas wojny z Tahnijczykami. Przetrwa a krwawe lata terroru rady. Nawet on ogl da z podziwem jej wielokrotnie nagradzane reporta e. Wielcy w adcy i szefowie korporacji czmychali przed ni i jej ekip lub onili si niczym mali ch opcy przy apani na brzydkiej zabawie pod ko dr . Gdy przerwa a wreszcie dla zaczerpni cia oddechu - lub w poszukiwaniu inspiracji - stra nik sprawnie zszed jej z drogi. Wola by ju spotkanie z najwredniejszym sier antem, opu ci zatem posterunek i nie powróci , a us ysza jak drzwi si otwieraj i zaraz zamykaj z sykiem. Obejrza si ostro nie... i odetchn g boko, nieco trwo nie. Do ko ca konferencji prasowej nic mu nie grozi. I pieprzy rozkazy. Admira flory Anders, szef dzia u operacyjnego marynarki Jego Wysoko ci, zakl w duchu widz c Renett w lizguj si do zat oczonej sali. Zaraz wy udzi a od jakiego naiwniaka miejsce w fotelu przy rodkowym przej ciu.A do teraz wszystko rozwija o si znakomicie. Otrzymawszy pierwsze
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wie ci o k opotach w Gromadzie Altaic, nie czeka na rozkazy Imperatora, lecz od razu uruchomi asny sztab kryzysowy do wspó pracy z mediami. Krytycy admira a, obecnie wszyscy jakby niemi i g usi, uwa ali go za zbyt m odego na takie stanowisko. Uchodzi te za przesadnie przystojnego, co na dodatek potrafi wykorzysta , i adkiego w obej ciu. Na szczyty awansowa raczej dzi ki talentom politycznym ni militarnym. Liczne odznaczenia bojowe zdoby obejmuj c odpowiedzialne stanowiska na wie o zaj tych terenach przeciwnika. Sceny walki odgrywa jedynie na u ytek operatorów filmowych. Pierwszym jego posuni ciem jako szefa dzia u operacyjnego marynarki by o wprowadzenie nowych metod wspó pracy z mediami. Zasady by y proste: (1) konferencje prasowe dotycz ce sytuacji kryzysowej s dost pne jedynie dla posiadaczy akredytacji wydanych przez jego biuro; (2) zadawa mogli wy cznie pytania dotycz ce „faktów” prezentowanych na danej konferencji i (3) tylko specjalnie wyznaczonym rzecznikom. Za (4) naruszenie którejkolwiek z trzech pierwszych zasad mog o zosta potraktowane jako stworzenie zagro enia dla bezpiecze stwa Imperium, a nawet jako zdrada. Pewnych spraw nie móg jednak przeskoczy . W ród go ci byli dziennikarze i publicy ci równie niekiedy popularni jak najwi ksze gwiazdy telewizyjnych seriali. Osoby te zarabia y krocie i uchodzi y raczej za instytucje, ni zwyk ych miertelników.Szcz liwie wi kszo z nich mo na by o oswoi . Dzi ki wrodzonemu geniuszowi Anders szybko ustali , e nawet najbardziej dokuczliwy dziennikarski giez rych o staje si niewolnikiem systemu, na którym eruje. Inaczej nie ma co marzy o s awie ani bogactwie. Jedna Ranett nie pasowa a do tego wzoru. By a s awna, bogactw nie pragn a. Nie zale o jej na niczym, prócz rozg osu, który traktowa a zreszt instrumentalnie, jako skuteczne narz dzie umo liwiaj ce osi ganie konkretnych, zawodowych celów. Admira Anders musia zatem umie ci j na li cie zaproszonych, jednak e na ostatniej pozycji. Po cichu zaleci te , aby nie spieszy si zbytnio z wys aniem zawiadomienia. Najlepiej uczyni to w ostatniej chwili, mo e nie zd y. A jednak zd a. Cholera. Mimo upiornie wczesnej pory - admira celowo wyznaczy pocz tek konferencji na dwie godziny przed witem - wygl da a nawet na przera aj co przytomn . Odmiennie, ni jej ziewaj cy koledzy, którzy tylko kiwali g owami, wys uchuj c potulnie naje onej ogólnowojskowym argonem mowy ulubionego rzecznika Andersa. - ...i to tyle, je li chodzi o histori i fizyczne uwarunkowania Gromady Altaic. Zwi e przedstawienie profili planetarnych i chronotabele przeliczeniowe znajdziecie w materia ach, które ju wam przekazali my - perorowa rzecznik. - Otrzymali cie te krótki szkic dotycz cy czterech dominuj cych tam ras: Jochian i Torków - obie rasy ludzkie oraz Suzdali i Bogazich - obcych. Nale y zaznaczy , ze ras dominuj s Jochianie. Ka da z tych ras ywi podbudowan historycznie nienawi do pozosta ych. W sali rozleg si szelest rozk adanych dokumentów. - Teraz zagadnienia polityczne. Wszyscy znacie to na wylot, jednak krótko je omówi . Po mierci zaufanego sojusznika Imperatora, Khaqana, zaistnia a gro ba anarchii. W adca nale do jochia skiej wi kszo ci. Niestety, nadmiar pracy i mnogo s bowych obowi zków nie pozwoli y Khaqanowi zadba o sukcesora. Na nowego przywódc Imperator wyznaczy doktora Iskr , ynnego jochia skiego uczonego i wzorowego obywatela Imperium... Ranett zaczyna a orientowa si , co tu jest grane. Po nieobecnym spojrzeniu kolegów i kole anek poznawa a, i jak dot d z ust mówców nie pad o nic istotnego. Jak dot d... A ci nieszcz nicy siedzieli tu ju z godzin . Godzin pe monotonnych przemów, bo przecie przed obecnie wym drzaj cym si „znawc ” wyst powali inni, wszyscy z tymi samymi nudnymi sprawozdaniami, z których w aden sposób nie mo na by o zorientowa si , e w Gromadzie Altaic dzia o si ostatnio cokolwiek naprawd bulwersuj cego. Tak, za ona jaki czas temu blokada informacyjna dzia a naprawd dobrze. Ranett dopiero co wróci a z wyprawy, podczas której próbowa a dosta si do omawianego sektora. Tu przed osi gni ciem celu nakazano jej wraca na wiat Centralny i by o to polecenie wydane najwyra niej gdzie na najwy szym szczeblu w adzy.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Przejrza a szybko zgarni te po drodze na miejsce materia y opatrzone ogólnym tytu em „Porz dek konferencji prasowej po wi conej sytuacji kryzysowej”. Fajnie, pierwszych kilkana cie punktów przewidywa o na wietlenie t a wydarze . Drugi blok tematów to „Istota kryzysu”. Odpowiedzialny: admira floty Anders, szef Dzia u Operacyjnego Marynarki Wojennej Jego Wysoko ci. Potem przewidziano pytania z sali i odpowiedzi. Nigdzie w materia ach nie znalaz a najmniejszej wzmianki, na czym mianowicie polega ów kryzys, tyle tylko, e sprawa mia a co wspólnego z Gromad Altaic. S dz c po osobie szefa dzia u operacyjnego, chodzi o zapewne o jakie kwestie militarne. Gdyby Ranett mia a zwyczaj gwizda w chwilach podniecenia, by by to odpowiedni moment. Co tu musi solidnie mierdzie . Nauczy a si ju dawno, e Imperium zwyk o chwali si sukcesami bez zw oki, natomiast doniesienia o niepowodzeniach pakowano zawsze na sam koniec. Rozgl daj c si po sali z owi a w przelocie spojrzenie admira a Andersa. Patrzy na ni z wyra odraz . wietnie! U miechn a si krzywo w odpowiedzi. Uda , e nie zauwa i zacz bardzo pilnie s ucha przemowy rzecznika. - ...najwi ksza trudno wi za a si z obecno ci - mówi ten e - licznych silnie uzbrojonych flot dowodzonych przez istoty z kilku wysoce nieobliczalnych ras. Na pocz tek zorganizowano zatem spotkanie z dowódcami si wrogich doktorowi Iskrze. Równocze nie Wieczny Imperator wys zespo y floty maj ce mu pomóc w utrzymaniu pokoju. Dowodzi nimi jeden z najzdolniejszych i najbardziej lojalnych wy szych oficerów Imperium, admira Mason... W g owie Ranett zabrz cza y dzwonki alarmowe. Czemu on tak chwali tego Masona? I sk d czas przesz y? Po chwili dzwonki zmieni y si w og uszaj syren . Dlaczego rzecznik przemilcza imi tego, kto kierowa wysi kami dyplomatycznymi: ambasadora pe nomocnego Stena, jednej z najznakomitszych postaci z otoczenia Wiecznego Imperatora. Biedny dra , pomy la a Ranett zgaduj c, e Sten przewidziany zosta na koz a ofiarnego, mo e nawet czeka go wyrok. Ewentualnie by o ju po egzekucji. - ...mimo wielu przeciwno ci, które napotkali my po drodze, mo emy dzi z dum obwie ci , i sytuacja w Gromadzie Altaic zmierza ku normalizacji. Przywrócono porz dek i w niedalekiej przysz ci nale y oczekiwa wznowienia swobodnej komunikacji i czno ci z gromad . Tak, tak, pomy la a Ranett. Wiedzia a ju , e to naprawd g bokie bagno. W tpi a te , by „niedaleka przysz ” zi ci a si kiedykolwiek za jej ywota. - Na tym ko cz omawianie ogólnego t a - powiedzia rzecznik i u miechn si nieszczerze. Dzi kuj pa stwu za uwag . Obecnie admira Anders zapozna pa stwa z naj wie szymi raportami o przebiegu wydarze . Rozleg y si g ne oklaski i Anders wyst pi przed front zespo u. Ranett poczu a zimny dreszcz. Zauwa a, i najg niej klaska y s awne podpory wielkich stacji. Ludzie czy obcy, dla Ranett wszyscy oni wygl dali podobnie - bogate, zarozumia e i zadowolone z siebie towarzystwo. - Prosz pa stwa, przykry to dla mnie obowi zek, ale z ca powag musz was zawiadomi , e jeden z naszych ludzi dopu ci si zdrady bezczeszcz c to, co ja... i setki tysi cy nierzy si imperialnych uwa amy za naj wi tsze. Ranett a si pochyli a. Zaczyna si , pomy la a. - Kilkana cie godzin temu admira Mason trafi na lad spisku maj cego obali Jego Wysoko , Wiecznego Imperatora. Wybuch a wrzawa. Anders uniós d i poczeka na cisz . - Knowania skryte za parawanem niepokojów w Gromadzie Altaic - podj po chwili - wysz y na jaw, gdy tylko spiskowcy zacz li dzia . Admira Mason przeciwstawi im si z ca moc , i zdziesi tkowa zdrajców... jednak zarówno on, jak i ca a za oga ponie li mier . Wrzawa wybuch a z now si . Dziennikarze zerwali si z miejsc, wykrzykuj c, jeden przez drugiego pytania. Ranett zosta a w fotelu i uwa nie przyjrza a si Andersowi. Lewy policzek dziwnie mu drga , oczy l ni y nienaturalnie. Wniosek: admira ga a si kurzy o. Mówca znów poprosi gestem o cisz . Raz jeszcze pos uchali. - Autorem spisku by ten, któremu wszyscy ufali my bez zastrze . Od dawna nosi si z szalonym zamiarem zamordowania naszego Imperatora, by ponownie sprowadzi pasmo kl sk na Imperium...
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
To ambasador pe nomocny Sten! Cz owiek, którego Wieczny Imperator powa , ceni i darzy zaufaniem. Ucieszy was wiadomo , e chocia przest pca zdo umkn , to jednak jego si y zosta y zniszczone lub rozproszone. Jak to si mówi, zap dzamy ich w kozi róg i wy apiemy kolejno, jak ryby z saka. Anders sko czy przemow i z w ciwym sobie wdzi kiem pozwoli pop yn rzece pyta . - Czy s jakie nowe informacje o losie tego ajdaka, admirale? - spyta jeden z wyra nie przep acanych prezenterów. - Nic, co móg bym oficjalnie ujawni - odpar Anders. - Jednak mo ecie by spokojni, e Sten i jego pomagier, Alex Kilgour, jakkolwiek d ugo by uciekali, nie ukryj si przed nami. - Czy si y rebeliantów by y jako uwik ane w ten spisek? - spyta kto inny. - Ze wzgl du na bezpiecze stwo Imperium nie mog na wietli szerzej tej sprawy. Wspomn jednak, e z racji swoich obowi zków Sten kontaktowa si wielokrotnie z rebeliantami. - Czy istnieje prawdopodobie stwo, by spisek mia szerszy zasi g? - Nie potrafi jednoznacznie zaprzeczy , ale raczej ma charakter lokalny. S ba Bezpiecze stwa zbada wszystkie lady. Nadchodzi czas polowania na czarownice, pomy la a Ranett. - Jakie straty poniós admira Mason? - Przykro mi, ale nie mog przedstawi pe nych danych. Nadmieni jedynie, i na skutek tchórzliwego ataku mier ponie li wszyscy na pok adzie jego okr tu flagowego. - Ilu stronników Stena zosta o zabitych lub wzi tych do niewoli? Anders wzruszy ramionami. - Raz jeszcze musz powo si na wzgl dy bezpiecze stwa. Obiecuj , e we w ciwym czasie odpowiem wam na wszystkie pytania. Ranett si gn a do torby z pomocnymi przy ró nych okazjach akcesoriami i doby a jeden ze swych ulubionych rekwizytów. Wzmacniacz. - Admirale Anders! - hukn a wypraktykowanym tonem. - Admirale Anders! Mówca nie móg jej zignorowa . Westchn i wskaza na dziennikark . - Czy macie jakie dowody przeciwko spiskowcom? - spyta a. - Dowody? - zdumia si Anders. - Wspomnia em ju , dosz o do próby zamachu... - spróbowa si roze mia . - Wiem, e to wczesna pora, Ranett, ale gdyby zwraca a uwag na to, co wcze niej mówi em... - Wszystko s ysza am, admirale - odszczekn a si Ranett. - Ale przypuszczam, e je li uda wam si schwyta tego Stena... - adne je li! Gdy go schwytamy... - Pan wie lepiej, admirale. Jednak tak czy tak, je li czy gdy, Sten i ten Alex Kilgour trafi w wasze ce... jakie dowody zdrady im przedstawicie? Podczas procesu, rzecz jasna. Na przyk ad, czy pods uchiwano ich rozmowy? Czy dysponujecie obci aj spiskowców korespondencj ? Czy macie wiadków ich spotka ze znanymi wrogami Imperium? Co z tych rzeczy. Anders ma o si nie zaplu . - Do diab a! Zaatakowali i zniszczyli statek admira a Masona! Jakich jeszcze dowodów trzeba? Ranett nie mia a zamiaru przyjmowa nic na wiar . - Uczciwy s dzia mo e spyta o co wi cej, ni tylko domys y - stwierdzi a. - Chyba pan to dostrzega. Na przyk ad, czy mo e nam pan przedstawi nagrania z tego ataku? Zapis rozmów mi dzy mostkami jednostek. Jakikolwiek dowód. - Znów musz powo si na wzgl dy bezpiecze stwa - odpar Anders. - Pó niej to wszystko dostaniecie. - Czyli, we w ciwym czasie? - spyta a Ranett. - Sam lepiej bym tego nie okre li . Ranett wiedzia a ju , e nikt nie ma najmniejszego zamiaru stawia Stena przed s dem. Go nigdy nie zostanie pojmany, w ka dym razie nie ywcem. Admira powstrzyma si od u miechu i zacz wycofywa . - Jeszcze jedno pytanie, admirale... je li mo na.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Anders st umi j k. - Dobra, Ranett, ale naprawd jedno. - Czy ten incydent z udzia em ambasadora pe nomocnego nie wiadczy o powa nych s abo ciach naszej s by dyplomatycznej? - Oczywi cie, e nie. To odosobniony incydent. Jeden cz owiek dzia aj cy w otoczeniu grupki degeneratów. Nic wi cej. - A sprawa Iana Mahoneya? Anders poczerwienia . - Jedno nie ma nic wspólnego z drugim - warkn . - Naprawd ? Czy Ian Mahoney równie nie zajmowa si sprawami Altaic? Czy nie by w swoim czasie prze onym ambasadora pe nomocnego Stena? Czy podobnie jak on nie po wi ci ca ego ycia s bie Imperatorowi? Czy nie zosta skazany, z wielkimi fanfarami, e dodam, za zdrad i stracony? Ej e, admirale, albo dwa plus dwa równa si cztery, albo mamy do czynienia z nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczno ci, który i tak wskazywa by na pewne b dy w polityce kadrowej. Lojalni i zdolni obywatele, którzy bez reszty zwi zali swe kariery z walk o dobro Imperium, nie zmieniaj si tak nagle w zdrajców. Chyba, e dzieje si jeszcze co , o czym nas nie powiadomiono. - Przygotowujesz wst pniak, Ranett? - j kn Anders. - Nie, admirale. Zadaj tylko pytania. To moja praca. Pa ska polega na udzielaniu odpowiedzi. - Sama próba skomentowania podobnych spekulacji by aby niestosowna i niepotrzebnie nada aby im rang , na jak nie zas uguj - stwierdzi Anders, zwracaj c si ku reszcie dziennikarzy. - I ostrzegam was... Wasza kole anka wkroczy a na obszar, który nie nale y do zakresu dzisiejszej konferencji zwo anej na temat kryzysu. Takie dzia anie zosta o zakazane. I ona, i wy, ograniczycie si na przysz do pyta i komentarzy zwi zanych bezpo rednio z przedmiotem spotkania, zgodnie z regulaminem. Czy jasno si wyrazi em? Zapad a dziwna cisza. Nikt nie spojrza na Ranett. Do w ciek a, by lekcewa wszystkie regulaminy wiata otworzy a usta, by zada jeszcze jedno, celowo dokuczliwe pytanie. Zanim to uczyni a, spojrza a admira owi w oczy. Nie wró y niczego dobrego. Funkcjonariusz s b bezpiecze stwa zrobi krok w kierunku audytorium. Wyra nie czeka na polecenie. Ranett zamkn a usta. miechn a si , wzruszy a ramionami i schowa a nos w notatkach. Ocala a. Pó niej uzyska odpowiedzi na swoje pytania. Jak nie tak, to inaczej. Konferencja dobieg a ko ca i wszyscy pospieszyli do wyj cia. Ranett raz jeszcze pomy la a o Stenie. Biedny dra . Nie ma najmniejszej szansy. Rozdzia 3 - Sami g upcy wko o! - rykn Wieczny Imperator. - Przep aceni, prze arci dobrobytem, miechni ci krety sko i zadufani g upcy! Imperator wy uszcza powody swego niezadowolenia, otoczenie za zgodnie trz o ydkami. By a w tym otoczeniu Avri, m oda kobieta o spojrzeniu staruszki, szefowa personelu dyplomatycznego. By Walsh, przystojny, ale niewyobra alnie ograniczony przywódca z Dusable, obecnie g ówny parlamentarny chwalca Imperatora. I Anders, który dopiero co poszkapi si przed Ranett na konferencji prasowej. Tak e Bleick, szambelan Imperatora. Oraz tuziny innych osób, w mundurach lub po cywilnemu, wszystkie za miota y si za gospodarzem po rozleg ej sali lub zwiesza y w pokorze g owy, gdy ten przetacza si obok. Imperator podszed do Andersa i zmierzy go spojrzeniem b kitnych oczu, obecnie szarawych jakby i lodowatych. - Co to mia o by , admirale? Podobno jest pan ekspertem od konferencji prasowych i innego wciskania kitu? Bo co do spraw naprawd wojskowych to podejrzewam, e nie wie pan nawet, czym rzuca : granatem czy zawleczk ?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak jest, sir - odpar admira , z czy pi ty i wypr si jak rekrut. - A ty, Avri... Mia u mózgu, a nie tej, tam... Podsun em ci wszystko, jak na tacy, ca bajeczk ... By o tylko wykrzycze j g no. - Tak jest, sir - rzuci a Avri i obliza a nerwowo wargi. - Ludzie, nie mam czasu by wyja nia wam podstawy uprawiania polityki - sapn Imperator. - Ci zdrajcy, rada, wpakowali Imperium w najgorsze po enie od dwóch tysi cy lat. I min chyba nast pne dwa tysi ce, nim jako to wszystko uporz dkuj . Musz upora si z d ugiem, ug aska skaml cych sojuszników, a gdy tylko zaczynam cokolwiek nowego, zaraz pojawia si jakie zdradzieckie robactwo. Moim zdaniem... a to jedyne zdanie, które si liczy... Sten jest najgorszy. Wyhodowa em mij na w asnym onie. Tyle lat... Obdarza em go zaszczytami, bogactwem. I jak si odwdzi czy ? Zmawiaj c si z wrogiem. Planuj c spisek, zamach na moj osob . A gdy szyd o wysz o z worka, tchórzliwym atakiem zamordowa niewinnych marynarzy i jednego z najlepszych admira ów. - Imperator nieco och on . Potrz sn ze znu eniem g ow . - Co za historia. K opoty gwarantowane. I co z tego wyniknie? - Przykro mi, sir - odezwa si Anders. - Nie wiem, jak ta reporterka, Ranett, wesz a na... - Och, lepiej zamknij jadaczk , admirale - uci Imperator. - Je li nie potrafisz poradzi sobie z jedn w miar rozgarni kobiet , to lepiej poszukaj innego zaj cia. - Tak jest, sir. - Avri, pora na podsumowanie strat. Nasi spece od propagandy maj zaj si wszystkimi, absolutnie wszystkimi stacjami i redakcjami. I niech szykuj materia y. W ciwe materia y, pod stosownymi tytu ami. „ wiadek historii”, „Co mo esz zrobi dla Imperium”, „Ile czasu nam zosta o” i inne takie. Szczególn uwag zwróci na tego b azna, Pyt’r Jynningsa z K-B-N-S-O i jego osne wyg upy w ramach programu „Wgl d w noc”. Pó Imperium to ogl da, poj cia nie mam czemu. Chocia , mo e dlatego, e kto spojrzy na tego kretyna, zaraz czuje si geniuszem. - Natychmiast, Wasza Wysoko - zawo a Avri. - Ty tam! Walsh! Przyg upi od urodzenia w adca Dusable zamruga nieprzytomnie. - Jak... tego... mog ... eee... pomóc Waszej Wysoko ci? - Niech te dupki z parlamentu wydadz jaki dokument pot piaj cy Stena i jego Szkota. Maj ich odmalowa w najczarniejszych barwach. A je li kto nagmatwa, by g osowanie nad uchwa by o anonimowe, to osobi cie flaki ci wypruj , Walsh. - Tak jest, sir - wyj ka Walsh. - I jeszcze jedno. Mam osobist spraw do Kenny. Niech si ze mn skontaktuje. - Zaraz si tym zajm , Wasza Wysoko - odpar Walsh. Kenna by najskuteczniejszym i najbardziej do wiadczonym politykiem na Dusable. W tym wiecie ka dy by „zwierz ciem politycznym”, a niemowl ta najpierw uczy y si mówi „mordida”*, a potem dopiero „mama”. [ * Mordida (hiszp.) - apówka.] - Anders, wykorzysta wszystkie jednostki pierwszoliniowe. Nie interesuje mnie, ile flot b dziesz musia ograbi z najlepszych ludzi. Sten musi si znale . - Tak jest, sir. - Bleick! - Szambelan a drgn . - Masz... Przerwa rozkaz w po owie, gdy drzwi cicho sykn y, wpuszczaj c kieruj cego s bami bezpiecze stwa Poyndexa. Musia przynosi z e wie ci, gdy blady by niczym cmentarna mg a. Zaaferowany w adca nie od razu to zauwa . - Gdzie ci nosi o, Poyndex? Kaza em ci dostarczy akta Stena i Kilgoura nie na jutro, lecz zaraz. Zaraz, do cholery. I co? Poyndex ogarn szybko sal spojrzeniem. - Chyba powinni my porozmawia chwil na osobno ci, sir. - Nie mam czasu na zabawy. Gadaj.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Przyby y zawaha si , ale Imperator zerkn na niego z dziwnym, niezbyt przytomnym b yskiem w oku. Poyndex pami ta , i ten rodzaj spojrzenia jest jednym z symptomów klinicznych przypadków paranoi. - Skoro Wasza Wysoko nalega - powiedzia . - Ale moim obowi zkiem jest raz jeszcze przestrzec, e chodzi o spraw , która nie powinna by omawiana publicznie. Wieczny Imperator spojrza na reszt zebranych. - Wszyscy won. Obecnych wymiot o. Imperator spojrza na Poyndexa. - No, s ucham. Poyndex stan na baczno . - Z przykro ci musz zameldowa , e nie mam niczego do zameldowania. Wszystkie pliki dotycz ce Stena i Alexa Kilgoura znikn y, jakby nigdy ich nie by o. - e co? - Zosta y kompletnie wymazane - odpar oficer dr cym g osem. - To niemo liwe. - A jednak, Wasza Wysoko . Kto wdar si nawet do komputerów Modliszki. Sten i Kilgour nie figuruj w adnym systemie informatycznym Imperium. Informatycy tyraj na okr o, ale jedyne co dot d zdo ali ustali , to e zrobi to kto ze szczytów w adzy. Imperator omiót Poyndexa przeci ym spojrzeniem. Potem obróci si i w czy w asny terminal. - Ca e szcz cie, e zabezpieczy em si przeciwko podobnym wypadkom i utworzy em w asny bank danych - roze mia si , ale jako niezbyt weso o. - Gdy wszystko si sypie, mo esz polega jedynie na sobie. Przebieg palcami po klawiaturze. - Kiedy by o inaczej. Mia em ludzi, na których mog em liczy . Na przyk ad Mahoney. Niekiedy uj , e kaza em go straci , Ian by naprawd pomocny. I solidny. - Imperator zwykle wygl da na jakie trzydzie ci par lat, ale teraz nagle jakby si postarza . Poyndexowi wyda o si , i rysy ulegaj zatarciu, g os staje piskliwy i s aby.W adca spojrza na oficera. - Sten tak samo. Powiem ci co , Poyndex. Najwi kszy problem ze zdrajcami to ten, e zwykle rekrutuj si spo ród najlepszych twoich ludzi - znów u miechn si smutno. - Mo e to w nie stary Juliusz chcia powiedzie Brutusowi. - Przepraszam, Wasza Wysoko , ale nic o nich nie wiem. Czy mam w czy tego Juliusza i Brutusa na list osobistych wrogów Waszej Wysoko ci? - Mniejsza z tym - mrukn Imperator. - To zupe nie inna historia - doda cicho, ale na tyle dono nie, by Poyndex móg us ysze . - Nie ma nawet z kim pogada ... Nagle urwa . - Co u licha? - Co nie tak, sir? Imperator uderzy w kilka klawiszy. - Nie, pewnie trzeba by... Cholera jasna! Spojrza w ciekle na Poyndexa. - Moje pliki... Oni... Oni... Oficer zerkn na ekran. Niewiele dojrza : STEN, BRAK DANYCH. KILGOUR, ALEX. BRAK DANYCH. SZUKA DALEJ? Poyndex by równie wstrz ni ty, jak w adca. Pliki Stena i Kilgoura wyparowa y nawet z osobistego komputera Jego Wysoko ci. Imperator wyr pi ci w blat. - Chc Stena, do jasnej i niespodziewanej! Dostarczysz mi go, Poyndex. Dostarczysz, albo sam go znajd . A wtedy osobi cie utn mu eb i cisn na stos obok twojego. Poyndex uciek . Docieraj c do drzwi mia wra enie, e s yszy za plecami co jakby warczenie piekielnego ogara.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozdzia 4 - Dobry wieczór, mili pa stwo. Jestem Pyt’r Jynnings. Zapraszam na kolejne wydanie naszego cotygodniowego programu „Wgl d w noc”. Jak zawsze zajmiemy si najwa niejszymi problemami naszych czasów. Dzi skupimy uwag na wydarzeniach, które wstrz sn y Imperium. Zadamy najprostsze z mo liwych, ale cisn ce si na usta pytanie: Czy Sten to zdrajca czy te niezrozumiany geniusz? Po mojej prawej widz pa stwo profesora Knovacka, znanego imperialnego historyka i eksperta od gry parlamentarnej. Po mojej lewej zasiada szanowny pan Wiker, niegdy autor mów Wiecznego Imperatora, obecnie ambasador na wiatach Tahnijczyków. Zaczn od pana, profesorze. Jak pan by odpowiedzia na to pytanie? - Och, to zdrajca. Nie ma w tpliwo ci. - A pan, panie Wiker? - Mog tylko powtórzy zdanie przedmówcy. Oczywi cie, e zdrajca. - A, co za zgodno opinii! Ju na wst pie. Mój Bo e. No to spójrzmy na to od drugiej strony. Profesorze? - Ju raz odzywa em si pierwszy. - Cha, cha, oczywi cie. No tak, grajmy czysto. Panie Wiker, a gdyby Sten by niezrozumianym geniuszem? - Ciekawe pytanie. Gotów jestem dyskutowa na ten temat nawet ca noc. Je li b musia ... - Dobrze, wietnie. - Ale, zanim zag bimy si w temat, chyba powinni my przyjrze si bli ej samemu Stenowi. - Och? Zna go pan? Osobi cie? - Dobry Bo e, nie! Chcia em powiedzie ... to znaczy... wiem sporo o nim. Znam ten typ ludzi. - Prosz podzieli si swoimi uwagami z widzami. - Na wst pie trzeba nadmieni , e przez ca e ycie cieszy si askami naszego Imperatora. Owszem, odda niejakie us ugi. Niektórzy twierdz , e nawet cenne. - Pan podziela to zdanie? - Uwa am... e to kwestia interpretacji. Kluczowy dla oceny tego zagadnienia jest fakt, i zosta uhonorowany nader wieloma wyrazami uznania. Trzeba zatem przyj , i jego us ugi, jakkolwiek je okre la , zosta y nagrodzone. Poza tym sta si równie cz owiekiem bogatym. A wszystko dzi ki przyja ni z Wiecznym Imperatorem. - A jak pan by to skomentowa , profesorze Knovack? - My e zdrajca podszed chyba Imperatora w rzadkiej chwili jego s abo ci. Czyli po tej ca ej historii z rad . A nasz ukochany Imperator zamiast chorej ambicji dojrza w nim jedynie mi i przywi zanie. A teraz wydaje si , e Imperator... có ... mij wyhodowa na w asnym onie. - Dobrze powiedziane, profesorze. Nie na darmo cieszy si pan reputacj osoby dobrze w adaj cej owem. Czy doda by pan co jeszcze, panie Wiker? - Chyba zapominamy o tych nieszcz snych istotach, które s c Imperium, pad y ofiar tchórzliwego i zdradzieckiego napadu Stena. My szczególnie o admirale Masonie. I o jego rodzinie! Wyobra acie sobie, jak oni musz cierpie ? - Trafna uwaga. Chyba nadesz a pora na krótk przerw . Poprosz jeszcze wszystkich o chwil ciszy z szacunku dla rodziny admira a Masona i za ogi „Caliguli”... W miliardach domów patrzono, jak trzech m czyzn na ekranie pochyla w skupieniu g owy. - Do kurwy n dzy - sykn a g osem szefa sieci umieszczona w uchu Jynningsa s uchaweczka adnej ciszy na antenie. - Przesta gl dzi Badee - szepn prezenter do mikrofonu na krtani. - A niby jak mam wype ni ca godzin z takimi kutasami? - Lepiej zacznij kombinowa . Jeszcze pi dziesi t minut. - Daj reklamy. - Chyba artujesz. My lisz, e kto chce si reklamowa w trakcie takiej cha y? - No to mo e wstawk honorowego krwiodawstwa?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Facet! Znowu darmowy czas. Ale dobra, tylko niech to znajdziemy. Jest. No to na trzy... Raz... dwa... Dok adnie w tej chwili drzwi studia wylecia y z framug jak pchni te taranem. - Wszyscy na pod og ! - wrzasn Sten. - Kto ruszy paluszkiem, zaraz go straci - zadudni Alex. Jynnings, jego go cie, Badee i ca a ekipa studia gapili si na nich w bezruchu. Sten i Alex przekroczyli szcz tki podwójnych wrót z broni w d oniach. Za nimi Sind prowadzi a oddzia Bhorów i Gurkhów. - To Sten! - krzykn niebotycznie zdumiony Jynnings. - I Kilgour. - Le , powiedzia em. - Sten popiera polecenie machni ciem broni . I na wszelki wypadek wystrzeli , wypalaj c w biurku podpory sieci spor dziur . Kto yw run na pod og . Jynnings uderzy przy tym g ow w blat. Tylko dyrektor wykaza si nale ytym refleksem. - wi ta Matko - szepn do mikrofonu. - Wybi a nasza godzina. Nie przerywa audycji, idioci, dajemy na ywo. Sten podszed bli ej, prawie na granic kadru. Po jego prawej skrzypn y drzwi ewakuacyjne. Dojrza za nimi szereg umundurowanych postaci. Ochrona obiektu. Sind pu ci a seri . Rozleg y si ki, uniformy znikn y.Z mroku w g bi studia wy oni si jaki postawny m czyzna wywijaj cy ci kim stojakiem do wiate . - Niegrzeczny ch opczyk - stwierdzi Alex, api c za koniec konstrukcji. Szarpn i bohater straci równowag . Kilgour cisn elastwo, chwyci delikwenta i uniós . Jedn . - Twoja umowa o prac na pewno nie przewiduje podobnych wyst pów, ch opcze. Ale nie b ci nudzi mora ami. Pilnuj si tylko, bo zwi zki zawodowe dadz ci popali . Go ciowi oczy wysz y na wierzch, gdy Alex rzuci nim w poblisk cian monitorów. Rozleg si najpierw g ny trzask, potem rumor spadaj cego sprz tu. - Chyba b dzie ju dobrze - mrukn Alex, spogl daj c na Stena. - Przykuli my ich uwag . Fajnie, pora na przedstawienie. Sten stan przed kamer . - Szanowni pa stwo, wspó obywatele Imperium... - powiedzia . - Nazywam si Sten. Ta audycja jest w nie o mnie. Zwracam si do was za po rednictwem sieci K-B-N-S-O... Anders patrzy na Stena z otwartymi po rybiemu ustami. Najbardziej poszukiwany w Imperium cz owiek przemawia ze studia odleg ego jedynie o pó godziny wietlnej od wiata Centralnego.Jako znawca niuansów propagandy Anders b yskawicznie oceni , jak wielkie szkody przyniesie to oficjalnej kampanii dezinformacyjnej. Facet wyp yn dok adnie po rodku obozu przeciwnika, i w ywe oczy kpi z najwi kszej pot gi militarnej wszechczasów. - Imperator og osi mnie i moich wspó pracowników zdrajcami - ci gn tymczasem Sten. - Historia os dzi, ile w tym prawdy. Podobnie jak os dzi Imperatora. A przepowiadam, e b dzie to os d surowy. Mój los nie ma tu znaczenia. Teraz powinni cie raczej pomy le o sobie. I o losie waszych dzieci. Oskar am Imperatora o to, e was zdradzi . Zdradzi swój lud. Pracujecie wegetuj c na granicy ubóstwa, podczas gdy on op ywa w dostatki. On i jego przypochlebcy. Cierpicie ch ód, gor co, oczy tracicie tyraj c w ciemno ciach, podczas gdy Imperator p awi si w blasku obfito ci AM2. Imperator was zdradzi . Ale to tylko jedna z wielu jego zbrodni. Inne ujawni w najbli szych dniach: wi zienie, tortury i egzekucje na osobach, których jedyn win by o zaufanie okazane Imperatorowi... Anders oprzytomnia i spojrza na sw adiutantk , kapitan Lawrence. Kobieta wygl da a nieszczególnie. - Poderwa flot ! - warkn admira . - Unicestwi go! Natychmiast. - Ale... ale cywilna obs uga stacji... - Pieprzy cywili. Ten cz owiek ma zgin . Szybko! Pani kapitan wzi a si do dzia ania. Anders obróci si znów ku ekranowi. Sten wci gada . I dobrze. Wy ci do piek a, sukinsynu.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Alex da znak Stenowi: przejecha palcem po gardle. Czas ko czy i zmyka . - ...lista grzechów Imperatora jest o wiele d sza, teraz nie zdo am wszystkich wyliczy . Ale dodam jeszcze to jedno: oto ja, Sten, wypowiadam wojn Wiecznemu Imperatorowi. I zach cam was wszystkich, by cie przy czyli si do mojej krucjaty. Nie macie nic do stracenia. A zyska mo ecie pe ni wolno ci. Dzi kuj wszystkim i ycz dobrej nocy. Sten uniós bro i jednym strza em zmieni kamer w ka p ynnego metalu i tworzyw. Studio zadr o jeszcze kilka razy, gdy oddzia Stena odpali rozmieszczone w strategicznych miejscach adunki. Nikt niewinny nie ucierpia , jednak ponowne uruchomienie stacji b dzie wymaga o wielu miesi cy pracy i sporej gotówki. Potem Sten tr ci Jynningsa stop . Ten pisn i podniós przera one spojrzenie pewien, e ma do czynienia z szale cem. - Dzi kuj za u yczenie czasu antenowego. - Drobiazg - wyj ka Jynnings. - Zawsze do us ug. - Mamy trzy sekundy opó nienia - krzykn a Sind. Sten skin g ow i ruszy biegiem przez poczernia dziur zast puj teraz drzwi. Reszta oddzia u pod a za nim. Ostatnia znikn a Sind, która zd a jeszcze pu ci d ug seri maj dodatkowo wystraszy ju i tak przera onych ludzi. Wyk adzina tylko pryska a ze cian. Gdy wybieg a, Jynnings uniós g ow z pod ogi. - Dzi ki Bogu - odetchn . - Ju nic nam nie grozi. - To niewa ne - zgromi go dyrektor. - Pojmujesz, ile punktów zyskali my t audycj ? Powiem ci, konkurencji oko zbieleje. Mrucz c co pod nosem rozejrza si po ruinie studia. Teraz b dzie ju atwo. Z poca owaniem r ki dostanie ka prac w tym interesie.Zastanowi si , czy zosta o jakie czynne cze. Musi jak najszybciej z apa swojego agenta. Jak najszybciej. Alarmy wy y na ca ego, gdy Sten i reszta nurkowali do luku „Victory”. W ci gu kilku minut dotar na mostek. Kapitan Freston odetchn . - Ani chwili za wcze nie - mrukn . - Ca a flota na nas p dzi. A na przedzie pancernik. Du y i obrzydliwy... „Nevski”. Prosz o pozwolenie na odlot. - Odmawiam - powiedzia Sten, zerkaj c na obraz nadci gaj cego przeciwnika. Wiedzia , e ma jeszcze sporo czasu. - Najpierw ma a próba si , kapitanie. Jak systemy uzbrojenia? - spyta pani porucznik Renzi. - Wszystkie wyrzutnie pocisków Kali i Goblin w pe nej gotowo ci - zameldowa a z gotowo ci . Mia a nadziej , e sama naprowadzi pociski. - Bardzo przepraszam, ale to moje zadanie - powiedzia Sten, wiedz c, jak gorzkie sprawia tym pani porucznik rozczarowanie. Przebieg do stanowiska naprowadzania pocisków Kali. Si gn po he m. - Rusza na mój rozkaz - krzykn jeszcze do Frestona. Kapitanowi nie trzeba by o tego dwa razy powtarza . Niecierpliwie wbija spojrzenie w monitory pokazuj ce szybko nadlatuj cego „Nevskiego” w asy cie sze ciu kr owników i ca ego stada niszczycieli. Sten odruchowo uzbroi pocisk i wystrzeli . Przed oczami mia widok usianej ognikami czerni kosmosu.Najbli ej „Victory” znajdowa si jeden z kr owników, za nim dopiero rysowa si pancernik. Istnia a niewielka szansa, e uda si przemanewrowa pocisk obok mniejszej jednostki, jednak Sten wola pewniejsze rozwi zania. Szczególnie, e os ony wyrzutni kr ownika zacz y si nie otwiera , gotowe plun ogniem w „Victory”.Dowodz cy pancernikiem „Nevski” kapitan Leech stan przed podobnym problemem. Jego monitory bojowe pokazywa y „Victory”, tkwi cego wci na orbicie parkingowej obok stacji nadawczej. Alarmy informowa y o pocisku Kali kieruj cym si na prowadz cy kr ownik, który blokowa dodatkowo mo liwo otwarcia ognia do wrogiej jednostki. Nagle kapitan wpad na rozwi zanie. Stacja nadawcza. Leech uwielbia za m odu pewn dawn , antyczn wr cz ziemsk gr , zwan „pool”, a czasem bilard. Pozna j na swej pierwszej, wysuni tej i osamotnionej placówce. Sk d ta pierwsza nazwa, poj cia nie mia . Zawsze go uczono, e „pool” oznacza basen, a przecie adnej wody na okrytym
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zielonym suknem stole nie bywa o. Niemniej gra by a ciekawa, szczególnie za interesuj ce efekty dawa o bardzo silne uderzenie bia bil w ca gromad kolorowych. Nieprzewidywalne, ale niekiedy wr cz cudowne.Orbitalna stacja nadawcza ze studiem dawa a podobne mo liwo ci. Bezpo rednie trafienie powinno sprowokowa eksplozj na tyle znaczn , by co najmniej uszkodzi a pobliski pancernik. Im b dzie silniejsza, tym lepiej. Mo e nawet zg adzi Stena. Leech ani przez chwil nie pomy la o dwóch tysi cach osób stanowi cych za og stacji tych rozmiarów. Ostatecznie rozkazano mu dopa Stena. Za wszelk cen . W kilka chwil wyda stosowne polecenia. Nie min a minuta, a z wyrzutni „Nevskiego” wychyn y trzy pociski z g owicami atomowymi.Freston nigdy nie s ysza o bilardzie, jednak potrafi my le . Gdy ujrza pociski przeciwnika w pierwszej chwili gotów by przysi c, e kapitan „Nevskiego” to niekompetentny cymba . Ta trajektoria nie przywiedzie ich nigdzie w pobli e „Victory”. Ale potem szybko przeliczy kurs. Stacja? Po co? A zrozumia . Nie by o czasu na ostrzeganie jej pracowników. Ani Stena, który wpatrywa si w rosn cy w jego wizjerze kr ownik.Freston czym pr dzej w czy nap d. Na ekranie kr ownik skoczy na Stena. Pocisk dociera do celu. Nagle obraz rozmy si . Stenowi wyda o si , e zapada w jak otch ...Pociski z „Newskiego” uderzy y jednocze nie. Zapalniki owic zadzia y. Dwa tysi ce osób zgin y w jednej chwili.Radioaktywne od amki wype ni y poblisk przestrze , gotowe posieka „Victory” na kawa ki. Sten oprzytomnia dok adnie w chwili, gdy „Victory” run w nadprzestrze . Ujrza nad sob dziwnie blad i ci gni twarz Kilgoura. Za nim sta równie niespokojny Freston. - Jak si nazywasz? - spyta Alex. - e co? - Jak si nazywasz. Taki test. I powiedz mi jeszcze, co jest ci sze, kilo o owiu czy kilo... - Przesta mi dysze w twarz - warkn Sten. - Bo si porzygam. Kilgour spojrza z u miechem na Frestona. - Wszystko w porz dku. Tylko walka go tak rozpali a. - Co ty gadasz? - spyta zdecydowanie Sten. - Musieli my zmyka nie czekaj c na twój rozkaz. Ani na to, a walniesz ten kr ownik. Natomiast Imperator wdepn w gówno, jakiego wiat nie widzia . - Raz jeszcze pytam: co jest grane? - Kaza rozwali stacj nadawcz . - Ale po co? - zdumia si Sten. Alex wzruszy masywnymi ramionami. - Mo e mu si program nie podoba . Rozdzia 5 TYLKO DO WGL DU NIE ROZPOWSZECHNIA NIE KOPIOWA NIE UDOST PNIA OSOBI CIE ZNISZCZY PO PRZECZYTANIU ZAMELDOWA WY . USTNIE NADAWCY O WYKONANIU POWY SZEGO KOD DOKUMENTU: brak (dok. pe nomocny) DO: SZEFOWIE WSZYSTKICH PLACÓWEK SZEFOWIE KOMÓREK BEZPIECZE STWA AMBASAD INNI WYZNACZENI PRZEZ P. LUB WY SZ INSTANCJ OD: POYNDEX, SZEF, S BA BEZPIECZE STWA WEWN TRZNEGO 1. Wszystkie placówki otrzymuj rozkaz natychmiastowego aresztowania osobnika o imieniu STEN (brak inicja u). Jest to zadanie o najwy szym priorytecie dla personelu S by. Wszystkie
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
inne zostaj mu podporz dkowane, chyba e pisemne polecenie P. lub upowa nionego podw adnego poda inaczej. 2. Przez wype nienie zadania rozumie si aresztowanie lub unicestwienie z pomoc wszelkich dost pnych rodków i osób, zarówno wyszczególnionych w Biuletynie Imperialnym jak i tych, które posiadaj status anonimowych wspó pracowników. 3. Przy wype nianiu zadania upowa nia si do wykorzystania lub rekwizycji wszelkich imperialnych rodków i zasobów - status NAJWY SZEGO UPRZYWILEJOWANIA. Korzystanie z normalnych kana ów zaopatrzenia nie jest konieczne. 4. Ka da informacja wywiadowcza dotycz ca STENA i KILGOURA, ALEXA winna by natychmiast przekazana do centrali, kod priorytetu JEDEN-ALFA. Szczególnie poszukiwane s opisy wygl du zewn trznego, dane o nawykach, na ogach, zainteresowaniach, specjalno ciach (cywilnych i innych), miejscach ucz szczanych przez wy ej wymienionych - krótko - wszystkie informacje zwi zane z dwiema poszukiwanymi osobami. 5. Podkre lam, zakazuje si podawania informacji otwartym kodem. Nale y korzysta z kana u wymienionego w par. 4. 6. Tre par. 4 i par. 5 nie mo e zosta ujawniona w adzom lokalnym ani jednostkom pionu Wywiadu Imperialnego. 7. Do czasu zebrania informacji na dany temat (par. 4) nie b one udzielane adnym placówkom poza centrum. Powody tego stanu rzeczy powinny pozosta niejawne, szefom placówek odradza si udzielania jakichkolwiek wyja nie (par. 6). Jest to zwi zane z mo liwo ci wyst pienia sabota u informacyjnego ze strony STENA lub innego, jeszcze nie wykrytego, konspiratora. Gdy tylko dane o STENIE i KILGOURZE, ALEXIE zostan skompletowane, udost pnimy je natychmiast wszystkim szczeblom s b. 8. Pod adnym pozorem nie wolno udziela adnych informacji na dany temat (par. 4, par. 5, par. 6 i par. 7) osobom niegdy zwi zanym z Korpusem Merkurego lub (szczególnie) Sekcj Modliszki. Dodatkowo, o wszelkich próbach pozyskania informacji na dany temat, podejmowanych ze strony by ych funkcjonariuszy wspomnianych s b, szczególnie Sekcji Modliszki, nale y natychmiast meldowa P., kod priorytetu JEDEN-ALFA. 9. W miar mo liwo ci, aresztowanie STENA nale y przeprowadzi w sekrecie i natychmiast przygotowa zatrzymanego do transferu bezpo rednio na wiat Centralny w celu os dzenia. Nie udost pnia na ten temat adnych informacji, zw aszcza mediom. 10. Gdyby aresztowanie przeprowadzili funkcjonariusze s b innych ni WSB lub gdyby przedosta o si do wiadomo ci publicznej, nale y obci STENA zarzutami o ZDRAD STANU, MORDERSTWO, SPISKOWANIE, PRÓB ZAMACHU STANU. Pozosta e zarzuty postawione zostan STENOWI, gdy trafi na wiat Centralny i znajdzie si w pilnie strze onym areszcie. 11. W przypadku spotkania ze STENEM w okoliczno ciach uniemo liwiaj cych aresztowanie, a tak e podj cia przez aresztowanego próby ucieczki, nakazuje si natychmiastowe zg adzenie. 12. Jako drugie zadanie, powi zane z poprzednim, wszyscy funkcjonariusze WSB otrzymuj rozkaz wykrycia zasi gu konspiracji zorganizowanej przez STENA. Wszelako pod adnym pozorem nie nale y traktowa tego jako „zezwolenia na swobodny odstrza ” innych wrogów Imperium. Obecne zadanie jest zbyt wa kie i pilne, by podejmowa jakiekolwiek operacje uboczne, chocia nale y zachowa wszelkie zdobyte dane do pó niejszego wykorzystania. 13. Sukces tej niezwykle wa nej misji nie tylko potwierdzi najlepsze tradycje WSB, lecz b dzie równie stanowi dowód lojalno ci wobec osoby Wiecznego Imperatora i zostanie proporcjonalnie do wagi nagrodzony. ZA WIECZNEGO IMPERATORA P.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozdzia 6 awica narybku wyskoczy a ponad pobiela od piany fal i zaraz g boko zanurkowa a. Daremna ucieczka. mier by a blisko. Morze eksplodowa o, gdy wielkie stworzenie zagrodzi o awicy drog i ledwo otwieraj c paszcz , poch on o przywódc stada. Machni ciem monstrualnej p etwy og uszy o jeszcze dwie pó metrowe ryby. Nagle zabrz cza komunikator. Ca przyjemno z osobistego upolowania obiadu diabli wzi li. Rykor nie odpowiedzia a jednak od razu. Najpierw z namaszczeniem spo a obie ryby zanim zd yby oprzytomnie . Smakowa a ka dy k s. nie, pomy la a. Te z ferm hodowlanych to zupe nie co innego. Jakkolwiek by si stara , dziko yj ce zawsze maj swoisty posmak... Dumaj c nad zawi ciami kulinariów, Rykor przetoczy a si na grzbiet. Wzi ta pani psycholog, najlepsza w ca ym Imperium, nic sobie nie robi a z szalej cego huraganu i mrozu. P etw w czy a po czony z systemem szkieletowym implant komunikatora. Maszynka by a idealnie wpasowana w kark Rykor, a raczej w miejsce, które mog o uchodzi za kark. Jak kiedy zauwa Alex Kilgour: „Skoro jest mi dzy g ow a piersi , to musi by szyja, nie?”. Dzwoni jeden z asystentów Rykor siedz cych w uroczym i luksusowym apartamencie i biurze zarazem, które pani psycholog wreszcie sobie sprawi a. Osobom niewtajemniczonym przypomina o ono dziwn nadmorsk jaskini , ukryt za kr giem polarnym. - Bardzo nie lubi , gdy mi si przeszkadza w jedzeniu - warkn a Rykor. - Nawet ludzie wiedz , jak wa ny jest spokój podczas przyjmowania pokarmu. - Dostali my priorytetow wiadomo z Centralnego - odpar zdumiony nieco tre ci przekazu ze stolicy asystent. - Chc , by my byli gotowi do dzia ania. W ka dej chwili. Zadanie szczególnej wagi - doda ciszaj c nieco g os. - Zlecone przez samego Imperatora. - Jakie to zadanie? - spyta a podejrzliwie Rykor. - Tego nie napisali. Jednak niemal na pewno sprawa mo e si przeci gn , bo zalecaj zabranie grawfotela i porz dnie spakowanych baga y. I ani s owa o nieod owanym Ianie Mahoneyu, pomy la a Rykor. Ani o wyj tym ostatnio spod prawa Stenie. Zapewnie nie znalaz a si te w wiadomo ci najmniejsza sugestia, i w gruncie rzeczy Imperator, czy raczej jego nowy szef tajnej policji, Poyndex, chcia by widzie , czemu to Rykor kontaktowa a si ostatnio w najwi kszym sekrecie z wielce szanownym Ecu, dyplomat na specjalnych prawach. le. Bardzo le. - A jak mam si dosta na Centralny? - Imperator wys statek. Mam potwierdzenie z portu. Przyb dzie za dwa standardowe dni. Coraz gorzej, pomy la a Rykor. - Mam odpowiedzie ju teraz, czy poczeka na twój powrót? - Przeka ... przeka im, e próbujesz si ze mn skontaktowa . - Rozumiem. Ale... - Je li nagrywasz t rozmow , to dla w asnego dobra powiniene j natychmiast skasowa . A ciwie, rozkazuj ci j skasowa . - Wracasz zaraz? Rykor zastanowi a si . Mia a dwa dni. Potem zjawi si statek pe en gestapowców Poyndexa. Który dzie mia nakaz aresztowania. Wystarczy jej czasu. - Tak. Ale tylko na krótko. Skoro czeka mnie tyle nowych obowi zków, to dobrze b dzie wykroi jeszcze par chwil dla siebie. Pop ywa na pe nym morzu, nabra si , przewietrzy umys . - Oczywi cie - mrukn wci zaskoczony asystent. Jak wszystkie gatunki istot wodnych, Rykor potrzebowa a morza nie tylko dla utrzymania nale ytej kondycji fizycznej, ale i jej psyche cierpia a przy d szym pobycie na l dzie. - Baga podr czny spakowany, jak zwykle. - I dobrze. Wracam. Koniec po czenia.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nie czekaj c na potwierdzenie wy czy a komunikator i niczym torpeda ruszy a ku odleg emu brzegowi. Dwa dni. Do czasu, by spakowa najpotrzebniejsze rzeczy i za adowa stateczek atmosferyczny, który skry a pod wod w pobli u jaskini. Kupi a go kilka lat temu wyczuwaj c, e w Imperium zaczyna si le dzia .Dot d jej kontakty z wywiadem mia y charakter raczej teoretyczny - przygotowywa a im analizy. Jednak wiele lat bliskiej znajomo ci z Mahoneyem, i to wtedy gdy dowodzi Korpusem Merkurego, a potem ze Stenem, nauczy y j , i tajniak, który nie przygotuje sobie planu awaryjnego, niewart jest swego prochowca.Jej plan awaryjny w drugim punkcie zak ada wykorzystanie niewielkiego jachtu zakamuflowanego w hangarze prowincjonalnego portu kosmicznego po drugiej stronie planety. Dwa dni do przybycia ekipy, potem jeszcze ze dwa, które zmarnuj na bezowocne przeszukiwanie lodowatych oceanów w przekonaniu, e Rykor przed a tylko swoj mistyczn w ócz . Potem pojm , e uciek a.Powinno starczy .Mia a gdzie uciec. Czeka a na ni osoba, która jako pierwsza pocz a podejrzewa , i Wieczny Imperator oszala . Szanowny Ecu z apa wznosz cy, ciep y pr d przy nagrzanym s cem, pionowym urwisku i bez wysi ku wzlecia wysoko w niebo. Przed nim, po rodku rozleg ej doliny, pyszni o si Centrum Go cinne Manabich. Zwleka jak móg . Zamiast polecie prosto, kluczy szlakiem wiod cego ku dolinie kanionu. Ale nie mo na zwleka wiecznie. Brak po piechu nie wynika z nieuprzejmo ci - Manabi s usznie s yn li w Imperium jako urodzeni negocjatorzy obdarzeni wielkim taktem. Chcia przemy le nale ycie spraw i przygotowa amstwa do g adkie, by wytrzyma y prób . I jeszcze co . Odczuwa ostatnio zasadniczo obc mu emocj , któr wedle ludzkich norm zwano zwykle „strachem”. Wiedzia , e gdyby pad o na niego najmniejsze podejrzenie, wówczas nawet tradycyjnie chroni cy Manabich status istot neutralnych na nic by si nie przyda . Nie ocali by owy. Jaki czas temu Ecu sam z ama zreszt wspomnian zasad neutralno ci. Stwierdziwszy, i Wieczny Imperator utraci kwalifikacje czyni ce z niego wietnego w adc i zaczyna niszczy obecnie to Imperium, które kiedy tak pracowicie stworzy , skontaktowa si z Rykor. Szuka potwierdzenia swych obserwacji i przypuszcze , bo albo mia racj , albo jako pierwszy spo ród Manabich postrada zmys y. Potem odszuka Mahoneya i Stena i na wietli im ca okszta t sytuacji. Co gorsza, zapowiedzia nawet, e zarówno on jak i wszyscy Manabi gotowi s wesprze czynnie wszelkie wysi ki zmierzaj ce do oddalenia gro by nieuchronnego zapewne upadku Imperium. A teraz Mahoney by martwy, a los Stena przes dzony. Nawet Ecu móg lada chwila sta si jedynie legend w asnego narodu. Ciekawe, kogo Imperator wyznaczy na inkwizytora. Ecu poruszy trzymetrowym ogonem, zamacha nakrapianymi czerwono skrzyd ami i pchn swe ugie, czarne cia o w kierunku Centrum. Zmys y wyostrzy y mu si do granic mo liwo ci. Czy by to dlatego, pomy la , e by mo e po raz ostatni dane mu jest do wiadcza pogodnej rado ci rodzinnej planety. Czasem zastanawia si , czemu w ciwie wybra tak a nie inn karier , która kaza a mu opuszcza raz po raz Seilichi i jej naznaczony b kitem jezior pojedynczy superkontynent z nielicznymi cuchami górskimi. Mo e powinien zosta jeszcze jednym filozofem, unosi si w agodnych wiatrach, rozmy la , naucza . Jego wczesne rozprawy o kszta towaniu jednostkowych postaci dialektyki trwa y zachowane na jakiej dyskietce gdzie g boko w podziemnych kompleksach, gdzie Manabi trzymali wszystkie swoje maszyny i niezb dne instalacje. Jedyn sztuczn konstrukcj widoczn na powierzchni by o Centrum Go cinne, wzniesione wy cznie z uprzejmo ci dla tych istot, które b c nielotami, odwiedza y jednak planet . Budowla przypomina a sylwetk skupisko nieczynnych wulkanów z l dowiskami we wn trzach „kraterów”.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Centrum wyczu o blisko go cia, portal rozchyli podwoje. Ecu wlecia do rodka, poruszy sami. Szybko wykry ni zapachu, którego u ywa jako osobistej wizytówki i pod za ladem do sali konferencyjnej. Wewn trz czeka ostentacyjnie swobodny wys annik Imperatora. Solon Kenna uty jeszcze bardziej od czasu ostatniego spotkania, przybra te na arogancji. Z pozoru pijaczyna, nie zostawia jednak adnej szansy tym, którzy brali go za zwyk ego, przekupnego i t pego politykiem. Gin li zwykle, zanim zd yli zmieni zdanie.Obecnie za Kenna przyby na Seilichi jako umy lny Imperatora. - Dawno si nie widzieli my. - Zbyt dawno - odpar z u miechem Kenna, zrywaj c si na nogi. - Zamy li em si podziwiaj c cuda Seilichi. Nazw planety wymówi oczywi cie jak najbardziej prawid owo. Wci przyk ada wielk wag do sztuki oratorskiej, niezmiennie uwielbia ten sam kwiecisty styl wypowiedzi, który Wieczny Imperator ceni tyle lat temu. - Powinienem wcze niej odwiedzi ten wiat, szczególnie teraz, gdy Imperium si odrodzi o. Ale có ... czas przecieka nam przez palce, do jest absorbuj cych spraw. Wie pan, e przygotowuj obecnie pami tniki? - Bez w tpienia b ciekawe. Ecu by bardziej ni uprzejmy, chocia nieustannie zdumiewa a go ludzka sk onno do darzenia szczególnym szacunkiem szczególnie klucz cych i pozbawionych honoru polityków. Przecie dla przetrwania i pomy lno ci gatunku o wiele skuteczniejsze jest bezpo rednie podej cie do tematu. Oczywi cie Manabi nie pozwalali, by podobne przekonania rzutowa y na ich post powanie z obcymi, czy te na w asne upodobania. Tak zatem rzeczywi cie, o ile owe pami tniki ujrz kiedykolwiek wiat o dzienne, ciekawe b dzie sprawdzi , jak Kenna zakamufluje prosty fakt, i przez ca e ycie by nikim innym, jak tylko zwyk ym figurantem. - Jednak przybywam tu dzi w konkretnej sprawie - stwierdzi Kenna z udawan trosk . - Na polecenie Wiecznego Imperatora. Doby z kieszeni kart . Mikroprocesor rozpozna sie jego porów skóry i herb Imperium rozgorza blaskiem. - Dotycz cej Stena, jak przypuszczam. - S usznie pan przypuszcza. - Oczywi cie zrobi co tylko w mojej mocy, aby by pomocnym - stwierdzi Ecu. - Nie s dz , by pojawi y si w tej materii jakiekolwiek k opoty, gdy neutralne nastawienie Manabich nie jest absolutnie równoznaczne z gotowo ci udzielania pomocy przest pcom. Bo tak obecnie nale y okre li Stena, prawda? - Owszem. To przest pca, i to najgorszego rodzaju - zgodzi si Kenna. - Zdradzi Imperium z powodu tak trywialnego, jak rozd te ambicje osobiste. Wys annik spróbowa przybra nabo ny wyraz twarzy, co mu si oczywi cie nie uda o, jednak Manabi uda , e jego uczucia s takie same. Ecu wiedzia , i jego rozmówca zaprogramowany jest na odgrywanie roli idioty i nie zamierza tego zmienia . Ignorowa nawet b ysk przebieg ci widoczny w ma ych, wi skich oczkach tamtego. - Ambicja... czasem wszystkich nas na szyderstwo wystawia, jak powiedzia poeta. - Niewiele wiem o Stenie - powiedzia Ecu, zbieraj c my li. - Czas sp dzony w jego towarzystwie to by y chwile... szalone, gor czkowe, je li szuka mo liwie w ciwych s ów. O wiele bardziej absorbowa y mnie wówczas sprawy Trybuna u i perspektywa uporania si z intrygami rady. Jednak, jak stwierdzi em, pomog w miar swoich mo liwo ci. Wszelako musz nadmieni , e troch mnie to zdumiewa. Zwa ywszy, i Sten sp dzi wi kszo ycia w s bie Imperium, gotów by bym dzi , e wasze... to znaczy Imperialne... zapisy powinny zawiera ca kiem sporo informacji o nim, nawet je li rzadko s ... w regularnych oddzia ach. Kenna zmarszczy brwi. Chyba nawet nie udawa .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Te tak my la em, jednak widocznie jest inaczej. Ale mo e Imperator pragnie skonfrontowa asne dane z zebranymi w terenie. Albo te szuka ka dego sposobu, byle tylko wsadzi zdrajc za kratki. - Od czego zatem zaczniemy? - Czy zgodzi by si pan na skanowanie mózgu? Aparatura i fachowcy czekaj ju na moim statku. Ecu mimowolnie poruszy koniuszkami skrzyde . Skanowanie mózgu by o gwa tem dokonanym na osobowo ci, na dodatek prowadzi o cz sto to trwa ych uszkodze sfery psychicznej, a nawet mierci. Nawet wówczas, gdy operator by fachowcem najwy szej klasy. - Nie - odpar stanowczo. - Chocia s em zawsze Imperatorowi, to musz zaznaczy , i nigdy nie by em jego podw adnym, podobnie zreszt jak aden Manabi. Poza tym i my mamy nasze tajemnice, które nie pozostaj w sferze zainteresowa Imperatora. Kenna przytakn i si gn do bocznego stolika, na którym czeka y przygotowane przez Manabich napitki, w tym ulubiona brandy Kenny z Dusable, szklaneczka, oraz taca przek sek tak dobranych, by znosi dzia anie alkoholu. - Imperator poleci , bym w razie odmowy nie nalega w tej kwestii. Poza protoko em doda jednak co jeszcze, co i ja przekazuj panu nieoficjalnie, zatem je li rejestrujecie nasz rozmow , powinni cie ten fragment z nagrania usun . Mianowicie: „Gdy Sten zostanie ju aresztowany, os dzony i poddany poprzedzaj cemu egzekucj skanowaniu umys u, wówczas adna istota zamieszana w jego spisek, niezale nie od dotychczasowego statusu uznana zostanie za osobistego wroga Imperatora i stosownie do tego potraktowana”. - S ysza em ju bardziej dyplomatyczne wypowiedzi Wiecznego Imperatora - nadmieni Ecu i nawet w s mu nie drgn na t gro . - Czasy nie sprzyjaj dyplomacji - stwierdzi Kenna. - Imperator za uwa a Stena za gro zbyt powa , by marnowa czas na pó ówka. Wszelako osobi cie przepraszam za obcesowo , chocia jestem tu tylko pos cem. Prosz te o wybaczenie, i zabior panu jeszcze wiele czasu, ale Imperator wyra nie kaza zebra wszystkie informacje. Musz uprzedzi , e nasza rozmowa jest rejestrowana przez moich specjalistów. Ma pan pe ne prawo korzysta w jej trakcie z pomocy prawnej i wszelkich innych konsultacji, oraz z pomocy medycznej, a tak e upewni si dost pnymi sposobami, i nie znajduje si pan pod wp ywem rodków przymusu fizycznego, farmakologicznego ani adnego innego. - Rozumiem, i dzi kuj za przeprosiny - powiedzia Ecu. - Mój czas jest do pa skiej dyspozycji. Czy mo emy zaczyna ? Z namys em pocz snu w tek. Opowiada powoli, jak najdok adniej, tak by zaj swoj histori co najmniej kilkana cie dni.Za pod koniec ka dego dnia sesji zamierza przeanalizowa starannie tre w asnych s ów, reakcje Kenny i przekaza wszystko osobie skrytej w laboratorium g boko pod sal konferencyjn . Czyli Rykor. Lisa Haines, szefowa Wydzia u ledczego, obudzi a si nagle, jednak pozosta a w ca kowitym bezruchu. Najpierw wyt a s uch. Nic. Potem powonienie. Te nic. No to co j obudzi o? Ruch. Jej ód mieszkalna si przemieszcza a. Leciutko uchyli a powieki. Ksi yc o wietla ca y wielki, pojedynczy pokój jej domu. By a to przerobiona na apartament barka z generatorami McLeana, zakotwiczona kilkaset metrów ponad jedn z najwi kszych na wiecie Centralnym po aci dzikiej puszczy. Pokój by pusty. Jej m , Sam’l, chrapa cicho obok.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Lisa zsun a d z kraw dzi ka, tam gdzie pomi dzy obudow mebla a materacem wodnym tkwi miniaturowy pistolet z eksploduj cymi pociskami AM2. Bro by a zawsze na adowana i odbezpieczona. ód znów si zako ysa a. Czy by kto próbowa wspina si po cumach? Chyba tak. W mgnieniu oka wyskoczy a z po cieli i przycupn a naga po rodku pokoju. Wszystko w kompletnej ciszy. Omiot a pomieszczenie pistoletem. Spokojnie. Nikogo.Przemkn a do magazynku uzbrojenia i w a fototropowy kombinezon. Podobnie jak jej bro , równie i ten ubiór przeznaczony by wy cznie do u ytku si zbrojnych Imperium, i nawet wysoki oficer policji nie mia prawa go posiada . Ale gliniarze raczej nie stosuj si do praw, których przestrzegania pilnuj . Oczekiwa a podobnego naj cia. Jak sprawdzi , co si dzieje? Podesz a mi kko do drzwi wiod cych na pok ad i odrobin je uchyli a. Potem si gn a po gogle z mno nikiem. Czeka y spokojnie na wieszaku przy drzwiach.Zrobi o si jasno jak w dzie , chocia wszystko przybra o zielony kolor. Teraz na pok ad. ód ponownie drgn a. Jeszcze nie. Najpierw sprawdzi otoczenie. Zlustrowa a mroczne zbocze pobliskiego wzgórza. Pusto. Prze czy a gogle na podczerwie . Aha, s . Kilka jasnych punktów. Za yli sobie prowizoryczne centrum dowodzenia, obuzy, pomy la a. To by si zreszt zgadza o z jej wcze niejszymi domys ami.Chyba, e miejscowi gangsterzy, którym nie raz i nie dwa mocno dokuczy a w minionych latach, zdecydowali si na zemst . Ma a szansa. Takie typy nie robi niczego dla idei, je li nie mog przy tym zarobi . Lisa prze czy a gogle z powrotem na wzmocnienie, po a si na pok adzie i wyjrza a za burt . ... trzy osoby wspina y si po cumie. Do wprawnie zreszt , ale nie mogli wygasi ko ysania liny. Ca a trójka nosi a takie same fototropowe kombinezony i wszelkie wyposa enie bojowe. Bro jeszcze w kaburach. Wyra nie cz onkowie jakiego specjalnego zespo u operacyjnego. Có . Jednak dosz o i do tego, pomy la a. Obawia a si podobnej historii od czasu, gdy us ysza a jak obwo ano Stena zdrajc . Gotowa by a przeklina by ego kochanka, przez którego grozi jej teraz kontakt ze wszystkimi wynalazkami i metodami S by Bezpiecze stwa, a s ysza a o nich wiele ego. Szczególnie o „przes uchaniu czwartego stopnia”. Nie mia a na to ochoty. Nie chcia a te nara Sam’la. Ca e dotychczasowe ycie sp dzi a po w ciwej stronie barykady, a teraz, wy cznie z powodu dawnej przygody... no dobra, to nie by a tylko przygoda... mia a porzuci ho dowanie praworz dno ci. Gdzie z g bi pami ci wyp yn fragment przek adu wiersza powsta ego tysi ce lat temu w nie znanym jej, dawno zapomnianym j zyku: „gdzie ka dy gliniarz to bandzior, grzesznicy uchodz za wi tych”.* [ * Bertold Brecht.] Pierwszemu strzeli a prosto w twarz. Huk eksploduj cego pocisku brutalnie przerwa cisz . Wspinacz odpad bez j ku od liny i run prosto w dó . Po drodze str ci tego, który szed za nim. Rozleg si jaki krzyk. Lisa cofn a si do drzwi i si gn a do czego , co wygl da o na zwykle, zewn trzne gniazdko, dawa o si jednak przekr ci . W duchu podzi kowa a sobie za przyp yw niedawnej paranoi i pstrykn a kontaktem. Trzy adunki przerwa y cumy. Trzeci napastnik krzykn z zaskoczenia, a potem znikn w mroku przy gruncie. ód podskoczy a i niczym balon pop yn a przez przestworza. Miejmy nadziej , e te bydlaki uszanuj przepisy o ciszy nocnej i nie na na nas jakiego my liwca. Chocia , mo e w ogóle nie zapewnili sobie os ony powietrznej. Z wn trza dobieg y j pochrz kiwania Sam’la, który wsta niepewnie i skierowa si do nocnego stoliczka.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Co u diab a... Nie przypomina Stena. Ani gliniarz, ani nierz. Potrzebowa pó godziny, by si dobudzi i trafi oni do kubka z kaw . Kocha a go za to. I jeszcze za wiele innych rzeczy.Nocny wiatr niós ód nad puszcz . Lisa s ysza a, jak obrazy spadaj z rumorem ze cian, a talerze ko cz karier jako st uczka. Wspar a d o cian i wesz a do coraz bardziej rozko ysanej kabiny. - Próba porwania - obwie ci a, chocia wiedzia a dobrze, e Sam’l pojmie znaczenie tych s ów dopiero za kilka minut. - Napastnicy byli o mundurach. S ba imperialna. Sam’l nagle si o ywi . - Aha - mrukn i pokiwa powoli g ow . - Oczekiwa em podobnego rozwoju spraw. Szkoda, e nie pomy leli my o czym bardziej skutecznym, ni ucieczka. - Najpierw ucieknijmy - upomnia a go Lisa. - Potem si ukryjemy. B dziemy mieli mnóstwo czasu, by pomy le o odwecie. Podesz a do szafy i wyj a z niej dwa „spadaki” - stela e z uprz . Na adowane minigeneratory McLeana zapewnia y bezpieczne opadanie z wysoko ci dwóch kilometrów. Potem baterie siada y. Gdy ód osi gn a pu ap czterech tysi cy metrów, wyszli na pok ad. Teraz starczy skoczy i przeby po ow drogi w swobodnym spadaniu. Mieli nadziej , e b stanowi w ten sposób cele zbyt drobne, by standardowe czujniki mog y ich namierzy . To Sam’l nauczy j tego sportu. Mnóstwo czasu na odwet, tak, pod warunkiem, e szcz cie nam dopisze, pomy la a, ale nie powiedzia a tego g no, tylko pomog a Sam’lowi zapi klamry. Nawet teraz, w samym rodku nocy, wie a wci ja nia a t cz barw. Marr i Senn spali niespokojnie, zwini ci niemal w jeden k bek. Wydawa o si , e minione lata nie zostawi y na nich ladu, wci wygl dali tak samo m odo jak wówczas, gdy zajmowali si kateringiem dla dworu Imperatora, gdzie Sten by m odym kapitanem, dowódc Gurkhów, osobistej stra y w adcy. Mo e tylko sier im lekko pociemnia a, przechodz c w g bsze odcienie z ota. Ale to wszystko. Obaj Milchenowie wci cieszyli si dostatkiem i ho dowali pi knu i mi ci. Dla Stena byli wi cej, ni przyjació mi, chocia od lat go ju nie widzieli. To oni wydali kiedy wielkie przyj cie, po którym Sten i Lisa Haines zostali kochankami. Marr obudzi si nagle. Usiad . Senn gwizdn pytaj co i zamruga wielkimi oczami. - To tylko sen. - Nie. Grawiwóz. Nadje a alej . - Nie widz . ni o ci si . - Jest. Patrz. Jedzie bez wiate . - Kochany... Czuj jak ch odne palce wnikaj w m dusz . Zimno, coraz zimniej. W nocy, bez wiate . Je li si tu zatrzyma, udajmy e nas nie ma. Marr nie odpowiedzia . - Nie otworzymy. W dzisiejszych czasach, gdy Imperator nie jest ju taki, jak kiedy , tylko g upiec wychodzi po pó nocy z domu. Ci, którzy zjawiaj si o takiej porze z pewno ci nie s przyjació mi. Cisza. Wóz zatrzyma si przed domem. - Coraz zimniej. Te to czujesz? - Tak. - Do diab a. Kto to jest? - Nie wiem. - Nie zapalaj wiate . Mo e sobie pojad . Marr poruszy smuk d oni i cztery lampy zala y parking blaskiem. - Ale ty g upi - sapn Senn. - Teraz ju wiedz , e jeste my w domu. Ale kim s ? Marr zerkn przez okno. - Dwie istoty ludzkie. M czyzna i kobieta. M czyzny nie znam, ale kobiet chyba ju widzia em. - Owszem. Ja te . Nosi bro . Wy cz wiat a. - Znam j - obwie ci Marr. - To ta policjantka. Wzywa a mnie ca e lata temu w jakiej mglistej sprawie. Ciekawe.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Która policjantka... Aha, Haines. - Tak. Ta, która kocha a Stena. - Zatem ucieka. Imperator szuka wszystkich, którzy go znali. A ona musi chyba co wiedzie , bo inaczej by nie ucieka a. - My l, Senn. Czy sam nie uciek by przed tym upiornym Poyndexem? Zw aszcza po tym, jak osobi cie zamordowa Mahoneya? - Wy cz wiat a. Wracaj do ka. Nie wtr camy si do ludzkiej polityki. Widzisz, zawracaj . Kto inny si nimi zajmie. Marr nie odpowiedzia , wyda o mu si , e s yszy czyje kroki na parkingu. - Pewien cz owiek mówi mi kiedy - odezwa si w ko cu cicho i powoli, - e gdyby kazano mu albo wyprze si przyjaciela albo zdradzi ojczyzn , wówczas pragn by mie do si y, aby zosta zdrajc . Przytulili si na chwil , splataj c wyrostki czuciowe. - Dobra - powiedzia Senn odsuwaj c si . - Ale nie opowiadaj mi o lojalno ci i innych ludzkich powik aniach. Po prostu chcesz znów mie go ci, by dla nich gotowa . Zatoczy d mi pó kole. I nagle wie a rozb ys a potokiem wiat a, witaj c Lis Haines i Sam’la. Rozdzia 7 U Wiecznego Imperatora znów by o t oczno. Klimatyzatory ju pracowa y na pe nych obrotach, a personelu wci przybywa o. - Avri. - Tak, Wasza Wysoko ? - Jak z operacj K-B-N-S-O? - Kiepsko, sir. Najlepsi nasi fachowcy robi co mog , ale ludzie nie przyjmuj ich wersji. - Która brzmi? - e by to, cytuj , tragiczny wypadek, koniec cytatu, spowodowany przez atak Stena na stacj . e próbowali my jedynie, cytuj , chroni niewinnych cywili, koniec cytatu. - Zmie cie „niewinnych cywili” na „prób ograniczenia nieuniknionych strat do minimum”. - Dzi kuj , sir. - A potem we miecie si do kontrofensywy. - Czyli, sir? - Po prostu. Fale radiowe i inne to w asno Imperium. Czyli moja. Zapowiedz, e cofniemy koncesj ka demu, kto b dzie k ama po swojemu, zamiast po mojemu. - Tak jest, sir... - Nie s ysz entuzjazmu w twoim g osie. Co jeszcze ich gryzie? - Boj si . Boj si , e nast pnym razem Sten zajrzy w nie do nich. - aden problem. Anders. - Tak, Wasza Wysoko . - Zbierz nieco statków i oddzia ów. Macie obstawi wszystkie wi ksze rozg nie imperialne. I to tak, eby pch a nie przesz a przez kordon. Zrozumiano? - Tak jest, sir. Ale nie mam ju prawie nic do zebrania. Nie z takimi ci ciami w bud ecie. I tak wielk pomoc udzielan naszym s abszym sojusznikom. Chyba, eby si gn po garnizony, ale one s bardzo rozproszone... - Zorganizuj to jako , Anders. Natychmiast. - Tak jest, sir. - I jeszcze jedno. - Tak, sir? - Nie zapomn ci, jak spieprzy spraw tej audycji. - Tak jest, sir. Bior na siebie pe odpowiedzialno , sir.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Zamknij si , Anders. A w wolnej chwili pomy l o tym mi ym zak tku, gdzie po ci , gdy b dzie ju po wszystkim. O jakiej zagubionej wysepce, na przyk ad. W ród lodów. I pami taj, eby by a bardzo, bardzo ma a, góra kilometr w ka dym kierunku. A teraz bierz si do roboty. - Uff... Tak, Wasza Wysoko ! - Walsh. - Tak, Wasza Wysoko . - Jak idzie z ustaw o podatku od AM2? - Nie wiem, czy starczy nam g osów, eby przepchn to przez parlament. - Na czym polega szkopu ? - Opozycja gard uje, e pomys podniesienia podatku k óci si w wcze niejszymi obietnicami Waszej Wysoko ci. - Te co . Sami ami co rusz w asne obietnice, to i ja czasem mog . Chodzi o obszar Imperium, a to czysta polityka, czyli k amstwa i tylko k amstwa. - Tak, sir. Ale oni patrz na to inaczej. Obecnie proponujemy niepodleg ym terenom kontrakty na dostarczanie AM2 po cenie wyprzeda y, o ile zgodz si na status dominiów Imperium. - Jasne, pami tam. Pami tam te , e to ja trzymam r na kurku. Jestem jedynym dostawc . Ergo, mog dyktowa cen . - Tak jest, sir, ja to wiem. Problemy stwarzaj inni parlamentarzy ci. Powiadaj , e przera a ich widmo deficytu. - No to powiedz im, e to nic nowego. Witamy w klubie. W nie dlatego musz podnie podatek. Szkatu a wieci pustkami. Nic ju nie wyskrobi . Nie do wiary, jacy ludzie potrafi by g upi. Sam musz si ze wszystkim boryka . Beze mnie niczego nie potrafi . Sze lat pod pantoflem rady wycisn o swoje pi tno. - wi ta prawda, Wasza Wysoko . Ale s ysza em w kuluarach pog oski, e czasy rady, kiedy to Waszej Wysoko ci zabrak o, nie by y wcale takie z e. - Mniejsza o kuluarowe gadanie... Kenna? - Tak, Wasza Wysoko . - Masz pomóc Walshowi w tej robocie. - Z przyjemno ci . Jak zawsze. - Dusable ma poprze mnie w czasie g osowania. I to pot nie. I eby przesz o porz dn przewag osów. Najlepiej by oby przez aklamacj , ale wystarczy i dziewi dziesi t dziewi procent. - Nie wiem, czy to mo liwe, sir. - Dusable op ywa obecnie w dostatki, tak? - Tak, Wasza Wysoko . - Zrobi em u was g ówny sk ad AM2. To znaczy, e macie praktycznie nieograniczone mo liwo ci. - Protestuj , Wasza Wysoko . Uczciwy obywatel Dusable... - Nie wciskaj kitu, Kenna. Nabra bym podejrze , gdyby cie nagle przestali kra . Sprawa jest prosta: da em wam wszystko, uczyni em Dusable najja niejszym klejnotem w mojej koronie. Pora na zap at . Za atwisz g osowanie. - Zrobi , co w mojej mocy, sir. - To nie starczy. Szachruj. Wybijaj z by. Parlament ma g osowa jak jeden m . Przynajmniej do wakacji. Potem upakuj tam wi cej swoich ludzi. - Prosz uwa spraw za za atwion , Wasza Wysoko . - Bleick. - Tak jest, sir. - To ty pracujesz z Poyndexem nad spraw tej najwy szej kap anki? Jak ona si nazywa? - Zoran, sir. Najwy sza kap anka Kultu Imperatora. - O w nie. O niej my . - Tak, dosta em przydzia do jej sprawy. - Jak wam idzie? S dzi em, e do tej pory zakasuj ju przynajmniej paru bogów. Musz szybko poprawi swój wizerunek w oczach ciemnych mas. Biedota potrafi sprawi zbyt wiele k opotów. Ju teraz ci gle wybuchaj zamieszki, a to le wp ywa na interesy. Kilka nowych wi ty dla
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
uczczenia mojej osoby odrodzi oby wiar w pot naszej gospodarki, odczuwalnie z agodzi oby kryzys. - Szczerze mówi c, sir... Nie mam szcz cia do tej kobiety. Albo jej nigdzie nie ma, a gdy jest, to gada samymi parabolami i wci chichocze. Chyba jest stukni ta. - Ot, lisica. Ma nie po kolei w g owie, to pewne, ale z drugiej strony jest bystrzejsza ni wi kszo ludzi w tym pokoju, Bleick. Powiedz jej, e do mam pompowania kredytów w jej instytucj . Czas na wyniki. - Ju jej to przekaza em, sir. Wyja ni em bardzo dok adnie. - Mhm. Sprawa mierdzi. Dobra, zapomnij o niej. To znaczy, trzeba j zes , czy jako tak. Jakby pyta a po co, to powiedz, e pora pog bi refleksj nad Sferami. Niech Poyndex zajmie si stosown dla niej zap at . Co dzia aj cego szybko i bezbole nie. Potem zajmiesz si jej zast pczyni . Gdyby i z ni nie wysz o, to nast pn w kolejce. Do skutku, a trafisz na tak z wielkimi oczkami i malutkim mó kiem. Mo esz spyta Poyndexa, on ci wszystko wyja ni. Sykn y otwierane drzwi, wszed Poyndex. S dz c z wyrazu twarzy, znowu z niedobrymi wie ciami. Wieczny Imperator natychmiast skin na reszt obecnych, by si wynosili. Pos uchali. - Siadaj. Poyndex usiad sztywno, nieomal na baczno . Imperator wyci gn z biurka butelk szkockiej. ugie lata pracowa , by odkry na nowo receptur tej starej, ziemskiej whisky. Nala sobie szklank i poci gn t gi yk. Celowo nie zaproponowa pocz stunku Poyndexowi. - No, co tym razem? - Znowu Sten, sir. - Tyle to si domy lam. Co z nim? Poyndex pochyli si nad biurkiem. - Sir, moi ludzie sprawdzili dok adnie wszystko i wszystkich. Ka dy zasugerowany przez Wasz Wysoko lad - zacz tonem osoby szczerze zdziwionej. - A nawet wi cej. Bez skutku. Nikt, naprawd nikt nie utrzyma ostatnio znajomo ci ze Stenem. W przesz ci, owszem. Stosowali my skaning mózgu, oddawali my ich w r ce prawdziwych ekspertów. Jednak jedyny wniosek, który mog dzi wysnu , to taki, e Sten nie ma w obr bie Imperium ani jednego przyjaciela. Imperator sapn i znów si gn po szklank . Poyndex zauwa , e ostre rysy w adcy jakby si nieco rozmy y, na dodatek obok nosa pojawi a mu si gromadka pryszczy. - To niemo liwe mrukn Imperator. Nawet najmarniejszy obywatel Imperium ma chocia jednego przyjaciela. Cho by i fa szywego. Zw aszcza fa szywego. Poyndex roz bezradnie r ce. - To prawda, ale có . Najwi kszy k opot sprawia nam brak danych o Stenie i Kilgourze... Nie mamy si czego z apa . - Prócz mojej pami ci. - Która sprawia si wy mienicie, sir. Tych kilka naszych trafie osi gn li my tylko dzi ki niej. Imperator spojrza na Poyndexa. Spróbowa wyczyta z jego twarzy, czy tamten schlebia, czy... Nie, chyba mówi szczerze. W adca zastanowi si przelotnie, czy nie zaczyna przypadkiem nazbyt polega na oficerze. Takie osoby wpadaj czasem na niebezpieczne pomys y... szczególnie, gdy ich pozycja wzrasta. Jeden Poyndex wiedzia , na przyk ad, o bombie wszczepionej niegdy w trzewia w adcy. Bombie pod czonej do tego... tego tam... Wielkiego statku unosz cego si w nieci ci za sektorem Alva. Wielkiego statku, który zdalnie kontrolowa osob Wiecznego Imperatora. Imperator wzdrygn si na wspomnienie bia ego pomieszczenia i g osu, który bezosobowo nim sterowa . Nala sobie ponownie. I przypomnia sobie. Kontrola ju nie istnia a. To w nie Poyndex wybra zespó chirurgów, którzy usun li bomb z cia a w adcy.G boki yk. Taak. Teraz ju lepiej. Jest ostatnim Wiecznym Imperatorem. A po kres
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Imperium. Który... Nigdy nie nast pi. Zebra si w sobie. - Pozostaje nam zatem tylko jedno - powiedzia . - B musia wygospodarowa nieco czasu. Niech zespó czeka w pogotowiu. Po wi im ka woln chwil , a zgromadz moje wspomnienia o Stenie. Mo esz korzysta ze wszystkiego, cokolwiek ze mnie wydob . Poyndex zawaha si . - Czy to aby na pewno rozs dne, sir? - Sam wiem, e nie. I tak do mam roboty z drobiazgami. Prosta droga do ostrego rozkojarzenia. Cho by lista ycze noworocznych, musz sprawdzi j z Bleickiem. Ale... Cholera... Jaki mamy wybór? - Sten to tylko jeden cz owiek, Wasza Wysoko - powiedzia Poyndex. - Prosz nam go zostawi . - Nie ma mowy. Sten to uciele nienie wszelkiego z a. Obywatele trac przez niego zaufanie do nas. Nie chc s ucha rozkazów. Kwestionuj ka de moje polecenie. Chocia w rzeczywisto ci tylko ja jeden dbam o nich. No bo któ inny potrafi spojrze na spraw w d szej perspektywie? My o naprawd d ugim czasie. Dla mnie licz si nie tyle lata, co pokolenia. Imperator umilk na chwil . - Nie, to jest co , co przyjdzie mi zrobi osobi cie - powiedzia w ko cu. - e te musia to widzie ! - I wychyli szklank do dna. Rozdzia 8 Dom. Tysi ce tysi cy kilometrów przestrzeni wype nionej wiruj z wolna pl tanin przemys owego omu. Vulcan. Sten spogl da na ruiny przez wizjer he mu. Odg os w asnego oddechu dudni mu w uszach.Oto by piekielny wiat, gdzie Sten si urodzi , sztuczna planeta zbudowana wy cznie dla celów przemys owych, miejsce niezdrowe i niebezpieczne, domena Kompanii. Jego rodzice, niewykwalifikowani imigranci, jego bracia i siostra, wszyscy zgin li tutaj, zabici decyzj miejscowych w adz, dla których liczy o si wy cznie utrzymanie tajemnicy. Sten, wówczas m ody ch opak, zareagowa ywio owo: daremnym buntem. Zosta schwytany i skazany na prac w Sekcji Egzotycznej, eksperymentalnym dziale, gdzie robotnicy mogli oczekiwa przede wszystkim powolnej i bolesnej mierci. Ale przetrwa . Przetrwa , nauczy si walczy , wtedy te zrobi sobie skrywany wci pod pach nó z rzadkiego kryszta u.Potem uciek z Sekcji Egzotycznej i zosta Delinqiem, przest pc , jednym z tych, co yli w pl taninie skrytych przej i porzuconych magazynach planety, utrzymywali si z kradzie y i ci gle uciekali przed socjopatrolami Kompanii. Kto wpada , ko czy jako ludzki wrak z wypalonym umys em. Tam spotka Bet, swoj pierwsz prawdziw mi . I stamt d w nie wyci gn go Ian Mahoney, ca kiem nieprzytomnego po nieudanym napadzie. Tak Sten trafi do Gwardii Imperialnej. Potem Mahoney ponownie zrobi z niego „ochotnika” - tym razem w swojej w asnej, niejawnej formacji - Modliszce. Tam Sten pozna mroczne tajniki walki wywiadów i nauczy si sztuk rzadziej dost pnych. Na przyk ad, jak zabija bez pozostawiania ladu. A tak e, co nawet istotniejsze, jak sk ania ró ne osoby do wspó pracy na tyle zgrabnie, by nie zdawa y sobie nawet sprawy, i s wykorzystywane. A pó niej Mahoney odes go na Vulcana wraz z Kilgourem i reszt nowego zespo u Modliszki. Zadanie: zniszczy cz owieka, który zabi rodzin Stena. To by jego pierwszy wielki sukces. Dzia alno zespo u nabra a takiego rozmachu, i zaledwie siedem osób: Sten, trzech obcych i troje ludzi, w tym Cyganka Ida, wywo ali ogóln rewolucj .Zamieszki przyci gn y oddzia y Gwardii i zespó Stena zosta ewakuowany. Sam Sten w stanie wymagaj cym systemu podtrzymywania ycia.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nigdy nie s ysza , co dalej dzia o si na Vulcanie. Chyba nawet nie stara si dowiedzie . Przypuszcza , e nowy zarz d postara si , by kompleks sta si nieco bardziej zno nym miejscem. Ale chyba jednak nie, pomy la , patrz c na ruin . A nawet je li, to nie na d ugo. O ile obiekt by potrzebny jako element pier cienia obrony podczas wojny z Tahnijczykami, to okres rz dów rady musia uczyni z Vulcana przedsi wzi cie wybitnie niedochodowe. AM2 sta a si wówczas zbyt droga i trudno dost pna, by marnowa j na utrzymanie pró niowego kompleksu zapchanego przemys em ci kim. Vulcan zosta porzucony, ograbiony, wr cz odarty ze wszystkiego, co przedstawia o jakakolwiek warto . Z tej wysoko ci przypomina teraz monstrualne z omowisko. Fabryki, sektory mieszkalne, magazyny, wszystko trwa o w zapomnieniu.Zupe nie, jakby rozczarowani amatorskimi poczynaniami ludzko ci bogowie chaosu postanowili pokaza , jak wygl da robota prawdziwych fachowców.Gdzie w tym labiryncie powinien kry si sekret, który Mahoney mu zostawi . W ka dym razie Sten mia tak nadziej . Zastanawiaj c si nad tajemniczym okrzykiem Mahoneya, pomy la z pocz tku o Smallbridge planecie, któr kupi sobie wiele lat temu i która by aj ego jedynym prawdziwym, posiadanym kiedykolwiek domem. Poza armi , rzecz jasna.Uzna jednak, e to ma o prawdopodobne. Je li Mahoney chcia okrzykiem „Wracaj do domu” nakierowa go na co u ytecznego w walce z Imperatorem, wówczas raczej nie wybra by na skrytk miejsca tak dobrze znanego wszystkim przyjacio om i wrogom Stena. Poza tym Sten wiedzia , e Mahoney odwiedzi Smallbridge tylko raz, aby go ostrzec przed zamiarami rady, a i wtedy pogo depta a mu po pi tach. Nie mia nawet do czasu, by zagrzeba cokolwiek pod drzewem. Zatem nie Smallbridge. Dla tak subtelnego Irlandczyka, jak Mahoney, to zbyt oczywista wskazówka, nawet gdyby mia a by kalamburem. I tak Sten musia sprawdzi w ko cu koordynaty Vulcana i wzi stosowny kurs. Nawet je li nic tu nie ma, pomy la , to ca kiem dobra, tymczasowa kryjówka. Zniszczenie Thoresena by o misj niejawn i o najwy szym priorytecie, czyli nawet supertajne akta Modliszki nie powinny wi za Stena z t akcj . Sten, do wiadczony nierz, zak ada na wszelki wypadek, i destrukcyjne programy Mahoneya nie zadzia y i zapisy na jego temat s wci dost pne. Oczywi cie, mog o by te inaczej, pomy la , rozwijaj c w tki prawdopodobie stwa w sposób, który niejednego ju oficera kontrwywiadu skierowa do domu bez klamek. Je li Imperator cieszy si naprawd dobr pami ci , wówczas zdolny b dzie pokojarzy to i owo, i wspomni w asne rozkazy zwi zane z przerwaniem tajemniczego projektu Bravo na rodzinnym wiecie Stena. - Ch opcze? Sten wyrwa si z zamy lenia zanim w tki zap tli y si ponad miar . - Nie chcia bym marudzi , ale robi si pó no, a nie mam jeszcze ochoty do czy do starych kumpli. Zbieramy si czy nie? Sten przypomnia sobie modliszkowców, którzy zgin li na Vulcanie - Jorgensena, Fricka, Fracka. Byli równie przyjació mi Kilgoura. Sam Alex ma o nie przepad , gdy przysz o mu rozbraja adunek nuklearny. Sten kiwn g ow i poniewczasie poj bezsens takiego gestu wykonanego w skafandrze. - Ruszamy. Mo e nie by o to najm drzejsze, ale zamiast si gn po zwyk e kombinezony robocze, które by y w gruncie rzeczy ma ymi stateczkami z siedzeniem typu rowerowego, i tak jedynie ilo ci wolnego miejsca, by podrapa si w razie nag ej potrzeby, wybrali wraz z Kilgourem porz dnie opancerzone kombinezony bojowe. Vulcan, t umaczy sobie Sten, mo e mie wci czynne generatory McLeana, a to oznacza o przyci ganie. Zreszt , taka masa elastwa sama z siebie powinna wytwarza jakie pole grawitacyjne. Lepiej b dzie móc chodzi spokojnie korytarzami, ni obija si w kanciastych skorupach roboczych.Za nimi wisia pancernik „Victory” w towarzystwie niszczyciela Aoife” jako os ony. Wyprzedziwszy o kilka dni po cig i zmyliwszy ostatecznie pogonie przypadkowymi zmianami kursu, Sten nakaza pozosta ym statkom swojej flotylli, czyli „Benningtonowi” i „Aislingowi”, wzi ju kurs na w ciwy cel podró y.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Za „Victory” widnia ca y dywizjon my liwców patroluj cych przestrze wokó Vulcana. Nic nie zapowiada o pu apki. Sten jednak do swoich lat g ównie dzi ki temu, e nigdy nie zaniedbywa rodków ostro no ci. Trening wojskowy wzmocni jedynie cech przyswojon jeszcze w dzieci stwie. W pe ni podziela zdanie pewnego dowódcy z prehistorycznej Ziemi - go dowodzi dziwnym oddzia em zwanym „Roger’s Rangers” i mawia : „Nigdy nie ryzykuj, chyba e naprawd musisz”. Teraz podstawowym pytaniem by o: gdzie szuka ? - Sten? - odezwa si w s uchawkach Freston, który porzuciwszy stopie kapitana znów zasiad w centrum czno ci. - Odbieramy transmisj . - Sk d? - Z Vulcana. Bardzo s aby sygna na szerokim pa mie. Chwilami zanika. Przypomina znacznik ratunkowy na zdychaj cych bateriach. „Aoife” pomaga nam teraz w triangulacji. Mamy. Z twojego miejsca to b dzie prawie dok adnie na godzinie dwunastej. - Tam by o Oko - przypomnia sobie Sten. - Czekajcie w pogotowiu. Wyhamowa i skierowa si ku Alexowi w taki sposób, by nadaj cy cieniutk wi zk komunikator mierzy dok adnie w kombinezon tamtego. - S ysza em - odezwa si bez wst pów Kilgour. - Coraz wi cej pyta , coraz mniej odpowiedzi. Wygl da na to, e je li Mahoney co tu zostawi , to razem ze znacznikiem. Ot tak, aby u atwi nam ycie. Ale rozumiem, e to ma by jaki sekret nad sekrety. Schowany dobrze przed kim , kto przypadkiem pl ta by si w pobli u, zwodz cy ile wlezie, taka zabawa w ciep o-zimno. Nie mówi c ju o ywotno ci baterii, chocia Freston s dzi, e si wyczerpi . - Owszem - zgodzi si Sten. - Co mo e znaczy , e kto inny ustawi ten znacznik. - Przypadkiem lub nie mog c wydoby ukrytych skarbów. Albo napcha tam wybuchowych pu apek w nadziei, e kiedy jednak przylecimy. - Racja. Musimy zachowa ostro no . - W nie. W ka dym razie obszar poszukiwa nam si zaw zi . Chyba, e to jaki zapomniany komputer zwiera na antenie. - Mo e. Ale „dom” jest gdzie w Oku. Znam ten zak tek. Mieli my tam kryjówk w starym liniowcu. Chocia nie... o tym Mahoney nie móg wiedzie . To mo e w jego starym biurze, sk d szpiegowa pod przykrywk centrum rekrutacyjnego? Chocia to te niezbyt pasuje. Obawia by si , e zapomn o tym miejscu. Bo i faktycznie zapomnia em. Cholera... - W nie. Ta miejscowa szycha. Diuk czy inny pomazaniec... - Baron. Baron Thoresen. - Tego tytu u Sten nie potrafi zapomnie . W ostatecznej rozgrywce asnymi r kami zabi morderc swojej rodziny. Apartamenty barona mie ci y si na samym szczycie Oka, pod wynios kopu kryj biura, ogród i segmenty mieszkalne. - Zgadza si . Ale nie polecimy tam od razu. Podchodz c z góry staliby my si zbyt atwymi celami. Sten w czy nap d na pe moc i wyliczy trajektori przecinaj Vulcana tu ponad dawnym obszarem portowym. Nie chcia pakowa si wprost do doków, takie miejsca szczególnie atwo jest zaminowa . Kilgour pod za nim.Z boku min li wielk wyrw w zabudowie planety. Tam nie mie ci o si laboratorium, w którym realizowano projekt Bravo do chwili, gdy bomby Kilgoura zniszczy y ca y sektor. Oznacza o to równie , e w tej w nie chwili gdzie poni ej przesuwa o si dawne mieszkanie rodziny Stena, to w którym si wychowa . ywy obraz cienny powinien wci tam by . Ten z kominkiem. I ze nie nym krajobrazem wiata pogranicza. Ten sam, któremu jego matka po wi ci a sze miesi cy ci kiej pracy, sze miesi cy ycia, i który zepsu si przed up ywem roku. Sten zupe nie nie wiadomie, czy raczej pod wiadomie, odtworzy potem podobn sceneri w jednym z zak tków Smallbridge, buduj c przytulisko domków skrytych w ród arktycznych niegów. Nie. Nie zajrzy tam. Nie mo e tam zajrze . Nie chce. Za wiele na jeden raz. Odepchn od siebie wspomnienia. Byli coraz bli ej celu. Sten wyl dowa na nagich p ytach poszycia. Gestem poleci Alexowi, by zrobi mu przej cie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Kilgour wydoby z plecaka przygotowany uprzednio adunek, roz ma e nó ki stela a i przyczepi ca do powierzchni Vulcana W czy zegar i skin na Stena, eby si odsun . Sam z wpraw eksperta niespiesznie wzlecia kilka metrów i zawis w bezpiecznej odleg ci. Zegar wskaza same zera i adunek eksplodowa , wyrzucaj c w kierunku poszycia sto ek p ynnego metalu. By a to brutalna, ale wzgl dnie cicha metoda wchodzenia z wizyt . Nie stwierdzili erupcji uciekaj cego powietrza, Vulcan, a w ka dym razie ta jego cz , dawno ju straci atmosfer . Kilgour, z ducha perfekcjonista, wyg adzi nast pnie poszarpane kraw dzie otworu. Niemal na pewno móg by to zrobi samymi r kami, pochodzi ostatecznie ze wiata o wysokiej grawitacji, jednak z lenistwa pos si tym razem wzmacniaczami wbudowanymi w skafander. Zerkn li do rodka. Ciemno . W czyli lampy czo owe he mów. Byli nad jakim sklepem z wszelkiego rodzaju maszynami. Sten wskaza dziur . - Wchodzimy - przekaza na „Victory”. - Bez wst pnego sondowania. Hol w czony. Bez odbioru. Uruchomi bezw adno ciowy system nawigacyjny skafandra, nastawiony na kurs ku Oku. To na wypadek, gdyby si zgubili w spl tanych korytarzach. Dodatkowo mieli jeszcze „hol”, czyli nadajnik pracuj cy nieustannie na rzadko u ywanej cz stotliwo ci i podaj cy ich pozycj na „Victory”. adnego powietrza, adnej grawitacji. W tych warunkach szybciej by o w czy nap d skafandrów i „polecie ” ku Oku. Sten zaduma si , co by te powiedzia siedemnastoletni Delinq, czyli on sam, gdyby w przyp ywie wizjonerskiego natchnienia móg ujrze dwie osoby lataj ce wewn trz Vulcana.Pewnie uzna by pomys za wspania y i szybko wykombinowa , jak wykorzysta tak przewag podczas jakiego napadu.Kusi o, aby zwi kszy szybko , szczególnie gdy pokonywali rozleg e hale linii monta owych, ale wiedzieli, e takie pokusy bywaj zgubne. Szczególnie, je li czaj si tu jednak jakie pu apki. Lub zwyk e lu ne liny czy kable. Przedostali si „na gór ”, do obszaru doków. Wielkie wyloty luz wychodzi y w pró ni . Przes on brakowa o. Wyci te lub wysadzone. Szabrownicy nie trudzili si , by zamkn za sob drzwi. Ruchomy chodnik. A raczej jego resztki. Kto zdar ca wierzchni warstw , spod której wyjrza y yty poduszek powietrznych. Chodnik prowadzi na „pó noc”, ku Oku. Nagle trafili na pot wyrw . Strz py metalu zwiesza y si przez kilka pok adów. To tutaj w nie jeden z imperialnych desantowców z rozmys em staranowa powierzchni Vulcana, by zrobi dogodne wej cie dla gwardzistów. - Powinni cie by ju w zasi gu - dobieg ich g os Frestona. - Kana sze -trzy-kilo-cztery. Sten nastawi rezerwowy komunikator i us ysza przerywane zawodzenie, którego nuta opada a i wznosi a si . Brzmia o rzeczywi cie jak znacznik u ywany w zestawach ratunkowych. Taki mocno wyczerpany d ug prac . Byli ju blisko „szczytu” Oka, tu obok siedziby Thoresena. Mimo pragnienia, by rzuci si biegiem, Sten zmusi si do zwolnienia kroku. Przed nimi pokaza y si wielkie drzwi. Jedna z rozsianych wsz dzie w regularnych odst pach grodzi zapobiegaj cych przypadkowej ucieczce powietrza. No i luza. Alex pchn , ale opami ta si zanim jeszcze Sten go ostrzeg . Drzwi stawi y opór. Ciekawe. Czyli po drugiej stronie musi chyba by powietrze. Nagle na kanale 6-3-K-4 zapanowa a cisza. Freston potwierdzi z „Victory”, e nadajnik zamar . - Zrozumia em - odszepn Sten. - Koniec otwartej czno ci. Pilnuj nas. Jakby co, stukaj. Stary kod. Od pocz tku wiedzia , e nie pójdzie tak atwo. Kilgour zwin d i bro sama zsun a si z kabury prosto mi dzy palce. Przestrzeli , szefie? - spyta spojrzeniem. Sten pokr ci przecz co g ow i równie bez s ów kaza si cofn .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Uruchomi mechanizm luzy. Pompy ze zgrzytem usun y powietrze do wewn trznej komory. Sten podszed , ale tym razem Kilgour go powstrzyma . Czekaj... kryj mnie... Sten nie protestowa . Alex otworzy drzwi szarpni ciem i przytuli si p asko do ciany korytarza. Pusto. Weszli i zamkn li za sob stawiaj ce opór wrota. Znale li si w bardzo porz dnej pu apce. Obaj wy czyli lampy czo owe. By atwym celem to jedno, ale po co a tak si naprasza . Znów zawy y pompy, jednak gdy umilk y, napis CI NIENIE WYRÓWNANE jako nie zechcia si zapali . Mo e zepsute. Mo e. Podobnie i wewn trzne drzwi nie otworzy y si automatycznie. Sten pchn . Odsun y si niech tnie. Byli pod kopu Thoresena. Przykucn li z uniesion broni po obu stronach luzy. Sten czu przez skafander, e tutaj jest powietrze. Pod ci nieniem. Trwa o chwil nim kombinezon si przystosowa . Ale sk d to powietrze? Czy by Thoresen zafundowa sobie kopu a tak solidn , e nawet po tylu latach nie przecieka a? Ma o prawdopodobne. Spojrza na analizator. Gaz neutralny - siedemdziesi t pi procent, tlen - osiemna cie procent, ladowe ilo ci innych gazów. O, i jeszcze pó procenta dwutlenku w gla. Przejaw ycia jakiej istoty oddychaj cej tlenem? Mo e. Ci nienie: po owa normalnego dla Ziemi na poziomie morza. Gwiazdy i odleg e s ce uk adu prze wieca y przez kopu do jasno, by mo na by o oby si bez lampy. Kilgour wskaza Stenowi stert pustych butli tlenowych. To st d musia o bra si powietrze donoszone po trochu co jaki czas.Kopu a by a olbrzymia. Kiedy ros a tu nawet d ungla, obecnie zmumifikowana, by tu tak e ca y ogród. Dalej wznosi y si biura i apartamenty Thoresena. Sten i Alex musieli przeszuka dok adnie ca , bo nie mieli poj cia, czego w ciwie wypatrywa . O ile tu by o cokolwiek. Sten w czy zewn trzny mikrofon i nas uchiwa chwil . Cisza. Mimo wskaza analizatora nie zamierza oczywi cie otwiera wizjera he mu i sprawdza , jak oddycha si tym powietrzem. Ruszy dalej. Na wprost rysowa y si poskr cane dziwacznie i suche jak pieprz pnie, ga zie i odygi. Dawna ungla. Sten odruchowo zmieni krok. Zupe nie, jakby szed z patrolem piechoty przez normaln puszcz . W skafandrze kosmicznym... Najpierw wysondowa stop grunt, potem postawi pi , przenie ci ar, druga stopa do góry, dostawi powoli, nie naruszaj c rodka ci ko ci... I znów... Wyda o mu si , e martwe konary wyci gaj si w rozpaczliwym ge cie do niedosi nych gwiazd. Nagle trzask. Zamar i spojrza w dó . Bia e ko ci. Przypomnia sobie. To by jeden z „udomowionych” tygrysów Thoresena. Ten, którego zabi desperackim kopni ciem obu nóg w tchawic . Zadr . To on mia wtedy zgin . Kilgour szed par kroków z ty u. On te spojrza na szkielet tygrysa, a potem odruchowo na plecy Stena. Cholera, pomy la , s ysza em t histori , ale za diab a w ni nie wierzy em. Ja bym si nie odwa . Gdzie z g bi dobieg Stena jaki ha as. Albo i mu si zdawa o. Szli dalej. Pod wiadomie oczekiwa , e za chwil zobaczy szkielet Thoresena, klatk piersiow strzaskan w miejscu, sk d niegdy wydarte zosta o wci bij ce serce. Ale to cia o zosta o ju pewnie dawno usuni te. Mo e je spalono, mo e po prostu wyrzucono w przestrze .Na tej cianie wisia a ca a kolekcja broni barona. Wszystko, od archaicznych miotaczy p omieni po topory bojowe. Uchwyty by y puste, najpewniej gwardzi ci zabrali sobie eksponaty na pami tk . Przecie wlali si tu ca mas .Tam. Biuro Thoresena. Wielki blat, który unosi si w powietrzu podtrzymywany polem generatorów McLeana, le pod cian .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
I nagle z mroku wy oni si baron Thoresen. Sten poderwa bro , po palce na spu cie i tylko w my lach co mu wrzeszcza o: „Ciebie nie ma, ciebie nie ma, Chryste, ciebie nie mo e by , umar , nie ma ci nawet gdyby by , a je li jeste to wpakuj ca y magazynek w rodek paradnej togi, mi dzy te wyschni te ramiona, co wyci gaj mi si do szyi...” W s uchawkach s ysza szeleszcz cy g os barona: - Nie zabijaj mnie, prosz , nie zabijaj mnie. os cichy, starczy, bezp ciowy. Ka dy normalny cz owiek wystrzeli by w tej chwili. Co najmniej dziewi ciuset dziewi dziesi ciu na tysi c do wiadczonych gwardzistów uczyni oby to samo. Sten zdj palce ze spustu. - Nie zabijaj mnie - poprosi znów ten sam g os. Sten zapali lamp . Przed nim sta cie m czyzny. Os ania si ko cistymi przed nieuniknion , jak s dzi zapewne, mierci . Na g owie zosta o mu tylko kilka pasemek w osów. - Nic ci nie zrobi - wykrztusi Sten. Starzec faktycznie mia na sobie galowy strój Thoresena, niemal dok adnie taki sam jak ten, w którym baron pokaza si kiedy Stenowi, przy okazji szyderczej mowy na pogrzebie jego rodziców. Czy by w garderobie Thoresena co jednak umkn o szabrownikom? Sten opu ci bro . Kilgour nie. Obszed Stena bokiem. - Kim jeste ? - hukn g osem wzmocnionym przez megafon. Starzec a si skrzywi . - Prosz prosz , nie tak g no. Kilgour opanowa si , panika wreszcie go opu ci a. Podregulowa wzmacniacz. - Masz jakie imi ? - Jasne, nie jestem byle kim. Jestem Dan Forte. - Gdzie twój statek? - Nie mam statku. Tamci mieli statek. Zostawili mnie. Powiedzieli, e utraci em prawo do ycia. Powiedzieli, e... ale to chyba niewa ne, co jeszcze o mnie powiedzieli, prawda? - Kto go porzuci - mrukn Sten. Alex przytakn . - Ciekawe, co takiego przeskroba , e go zostawili? - Na pewno chcesz wiedzie ? - Chyba nie. Pami tajmy tylko, by nie odwraca si . do drania plecami. Kilgour podszed do Fortego i, mimo jego protestów, szybko i fachowo go obszuka . - Czysty. W metaforycznym sensie... Bo w cha to bym go nie chcia . - Jak d ugo tu jeste , Dan? - spyta Sten. - Nied ugo, ca kiem krótko - roze mia si starzec i zanuci : Butla tutaj, butla tam, Zawsze pe butl mam. Mam co je , I wdycham raz, wydycham dwa... Urwa nagle. - Bo wiecie, to s ce umrze. Chc je zabi . Tahnijczycy potrafi takie rzeczy.A jak potrafi , to zrobi i ju .Bo zawsze robi , co z g owy wyskrobi ... - Panie mi osierny... - mrukn Kilgour. - On siedzi tu od wojny! - I czuwam - ci gn Forte. - Zawsze czuwam. We cie mnie ze sob . Prosz . Nie zostawiajcie mnie. By tu kiedy inny cz owiek w skafandrze. Takim jak wasz. I mia bro , tak , jak wasza. Ba em si go poprosi . Bo mia bro . Ale wtedy by em m ody i ba em si byle czego. Teraz ju si nie boj . Bo nie ma si czego ba , prawda? Kilgour zawiesi bro na stela u uprz y. - Nie, dziadku - odpar ponuro. - Nie musisz si ba . Jeste my przyjació mi.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Czy ten cz owiek co tutaj zostawi ? - spyta ostro nie Sten. Forte si skrzywi . - I uderzy Moj esz dwakro w ska ... i wszyscy pili... I Pan rzek ... Bo nie dajecie mi wiary przed oczyma dzieci waszych... nie ujrzycie Ziemi Obiecanej... - Dobra... Wierzymy ci, Dan. - No to uderzcie w cian - krzykn Forte machaj c r kami. Sten i Alex spojrzeli po sobie. Sten przytakn . Alex wzruszy ramionami i wystrzeli cztery adunki w cian , na której wisia a niegdy kolekcja broni. Po jednym w ka dy naro nik. ciana run a w jednym kawa ku, ukazuj c sekretne pomieszczenie, dzie o mo e jeszcze Thoresena, a mo e Mahoneya. Tu spoczywa a Tajemnica. Ca e stosy identycznych pojemników, w których przechowuje si zwykle cenne archiwalia. Sten podbieg , przykl kn przy najbli szym pojemniku. By porz dnie opisany równym i wyra nym pismem Mahoneya. Przeczyta naklejk : UDANE ZABÓJSTWA Oficjalne dementi Zatajone dowody Plotki po fakcie Teorie i spekulacje I nast pn : TAJEMNICZE LATA Strategia polityczna Skrytobójstwa Fundacja Filantropijna i pierwsze dostawy AM2 I jeszcze jedn : Ekspedycja „CIBOLA” Publikacje naukowe sugeruj ce jedynie jej mo liwo Brak dalszych dost pnych informacji Brak dost pu do jakichkolwiek pewnych danych Tylko teorie i spekulacje Sten poj wreszcie, na co patrzy. Nie wiedzia jeszcze, i zapewne Mahoney nie wiedzia tego tak e, czy starczy Tajemnicy, by zniszczy Wiecznego Imperatora, albo czy w ogóle znajdowa a si tu taka instrukcja. Wiedzia wszelako jedno - do tu by o informacji niebezpiecznych dla w adcy na tyle, by nawet wi kszo Gwardii gotów by po wi ci dla ich odzyskania. Oto materia y, które Mahoney zebra do nigdy nie napisanej biografii Imperatora. Po zamachu rady Mahoney og osi , e przechodzi w stan spoczynku. G ównie po to, aby po cichu spiskowa przeciwko zamachowcom. Jako przykrywk poda , e z wielkiego alu po utracie przyjaciela spisze jego pe biografi . Z pocz tku rzeczywi cie zamierza jedynie markowa , potem jednak, jak wyzna kiedy Stenowi, poczu si ca kiem dobrze w roli archiwisty, wi c banki danych p cznia y mu coraz bardziej i by y coraz ciekawsze.Mo e gdyby nie zaj si tak dog bnymi badaniami, to po by d ej, pomy la nagle Sten, ale zaraz odp dzi ten pomys .Sprawa ostatecznie zafascynowa a Mahoneya. Odkry , e wszystkie dotychczasowe biografie Imperatora pe ne by y zafa szowa , i te autoryzowane, i te skandalizuj ce. Kto podsuwa badaczom spreparowane ród a, zwodzi ich, promuj c yw gotówk najwi ksze miernoty, podczas gdy rzetelni naukowcy cichcem szli w odstawk .Mahoney trafi na wiele ró nych wersji opisów tych samych wydarze . Wersji stworzonych z rozmys em przez machin Imperium i wyci ganych przy stosownej okazji.Stena zastanawia o, co Imperator pragnie ukry . Mahoney nie zastanawia si , tylko ocenia . - Prawie wszystko. Nie wiadomo, ani sk d pochodzi, ani jak zdoby obecn pozycj ... Jak dot d trafi em na dwie naprawd dziwne sprawy. Poza zasadnicz , czyli e faktycznie nikt nie wie, sk d
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
bierze si AM2. Po pierwsze, ten bydlak jest, to znaczy by , naprawd nie miertelny. A po drugie kilka razy ju go zabijali. Stena zatka o. Mahoney obieca , e udost pni mu kiedy te zapiski, jednak potem wszystko potoczy o si zbyt szybko, atmosfera fatalnie si popsu a, i gdy Sten znów pomy la o zajrzeniu do akt, zaraz przywo si do porz dku. Uzna , e zawieraj najpewniej materia zbyt wybuchowy, by warto by o ryzykowa dla nich dobre kontakty z Imperatorem.Albo inaczej spraw wyk adaj c - „s takie sprawy na ziemi i na niebie, o których lepiej nie wiedzie ”. Jednak teraz nadesz a pora, by dowiedzie si i tego. Koniec ko ców Mahoney zgin najpewniej w nie z powodu tych dokumentów. Sten wsta , w czy komunikator i kaza przys z „Victory” bunkier frachtowy i kilku silnych ludzi do noszenia. Kto , najpewniej on sam, b dzie musia si przez to przekopa , oczywi cie dopiero po przybyciu do bezpiecznej bazy. - Jeste cie moimi przyjació mi, prawda? Przypomnia sobie o Fortem i dopowiedzia jeszcze, by wzi li ze sob nosze z hermetyczn os on . I niech zablokuj w nich wszystkie wewn trzne kontrolki.Mo e da si wyleczy szalonego Dana. Sten na pewno zrobi wszystko, co w jego mocy, by mu pomóc. A je li nie, to do yje swoich dni w jakim luksusowym o rodku zamkni tym. Sten mu to zafunduje.Tyle mo e przecie zrobi dla kogo , kto najpewniej wcisn mu w nie w d klucz do Imperium. Rozdzia 9 - Wasze sukcesy granicz jak dot d z cudami - stwierdzi wielce szanowny Ecu. - Wi cej - odpar Sten. - To by y cuda. Ale nie mog wiecznie liczy na u miechy losu. Musz mie plan. Dot d dzia em praktycznie po omacku, tylko na wyczucie. - Brak planu nigdy nie by dla ciebie szczególn przeszkod - stwierdzi a Rykor. - Ale i tak zawsze wiedzia , do czego d ysz. Sten roze mia si s ysz c t uwag wyg oszon przez najbardziej wzi tego psychologa Imperium. - Oto jak pryskaj z udzenia. A ja s dzi em, e jestem mistrzem wiecznej improwizacji. - Och tak - powiedzia a Rykor. - Pami tam pierwszy twój profil osobowo ciowy, jaki sporz dzi am wiele lat temu. Ma o kto wykazuje tyle inwencji w trudnych sytuacjach. Wszelako nie potrafisz dzia skutecznie w pró ni, tam gdzie nie masz za plecami wzgl dnie trwa ej struktury. Uwielbiasz ywi z udzenie ca kowitej wolno ci, jednak dzia asz w granicach okre lonych przez system. Chlapi c wod Rykor poprawi a si w basenie. - W przesz ci tego rodzaju podpory dostarcza ci Imperator. Stena przebieg dreszcz. S owo w s owo prawda. - Podsycanie poczucia winy nic ci w obecnej sytuacji nie da - kontynuowa a Rykor, czytaj c w Stenie jak w otwartej ksi dze. - Chocia przyznaj , e w pe ni rozumiem twoje odczucia. Sama korzysta am z ask i opieki Imperatora. Nim Sten zdo przetrawi rzecz do ko ca, Ecu musn jaki przycisk i z przyleg ej alkowy wytoczy si ma y robocik z tac . Chwil potem Sten z ulg si gn po szklanic stregga. - Wprawdzie nie popad em w pija stwo - powiedzia po pierwszym yku - ale tego mi by o trzeba. Ecu poruszy czu kami w odpowiedniku u miechu. - Pewne okoliczno ci wymagaj odpowiednich rekwizytów. Poza tym ju ci z Rykor wyprzedzili my. Ja wdycham represory stresu, które unosz si w powietrzu, a nasza ros a towarzyszka popija p yny wedle w asnego gustu. Rykor szczekn a i zanurzy a g ow pod powierzchni . Gdy znów si pokaza a, otwarta paszcza nie kry a k ów. Sten uzna , e to chyba wyraz weso ci. - W nie dlatego tak si zwykle pilnuj - wyzna a. - Gdy wypij , robi si nieco patetyczna. - Widz , e naprawd mam troch do nadrobienia - mrukn Sten i uniós szklanic . - Na pohybel wrogom - doda . Wypi do dna i nala ponownie. Chocia jego sytuacja nie poprawi a si ani na jot , poczu si o wiele lepiej. Po cz ci za spraw stregga.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Swoj skromn flot zostawi poza granicami uk adu, sam za polecia z wizyt na Seilichi i zasi gn rady u szanownego Ecu. Natychmiast zaprowadzono go do ukrytej komnaty pod jednym z Centrów Go cinnych. Widok dawnej przyjació ki Rykor zdumia go i uradowa równocze nie. Wsparcie dwóch takich istot jak Ecu i Rykor zwi ksza o szans powodzenia. Do ca ego procenta. ykn ponownie. I nagle co przysz o mu do g owy. - Szanowny Ecu, czy zechcia by pan zdradzi , sk d macie stregga? Bo chyba nie trzymacie go w barku. Ma o który dyplomata gustuje w nalewce Bhorów. - Szczera prawda. Mamy go tylko dla ciebie i nikogo wi cej. - Nie do wiary - zdumia si Sten. - Gdy ostatnio si spotkali my, odrzuci em wasze zaproszenie. Mia em zamiar odpu ci sobie s dla Imperium i zagrzeba si w jakim zak tku, zaj si asnymi sprawami. Mówi o potajemnej wizycie szanownego Ecu w Gromadzie Altaic. Wówczas to przekona si dzi ki Rykor, e Wieczny Imperator naprawd oszala . Manabi prosili Stena o pomoc, ale on odmówi . - Wierzy em w ciebie. Ledwie wróci em, zaraz zamówi em transport stregga. - A teraz pij go z dwiema istotami - mrukn Sten - które s nie tylko lepiej poinformowane ni ja, ale i wiedz , co zrobi w najbli szej przysz ci, chocia ja sam nie mam jeszcze adnego pomys u. Rykor prychn a przez w sy. - Stwierdzenie wysoce nielogiczne. Jednak zrozumia e w tych okoliczno ciach... przepraszam, bracie, znów staj si pedantyczna. Mam nadziej , e ci nie zdenerwowa am. - Nie. Oby tylko Wieczny Imperator nie zna mnie tak dobrze, jak ty.Zapad a chwila ciszy, któr obecni wykorzystali w pierwszej kolejno ci na przelotne rozpami tywanie w asnych grzeszków, w drugiej za na si gni cie po trunki. - Wracaj c za do sprawy wizyty - odezwa si w ko cu Sten do Ecu - przypuszczam, e prosz c mnie wtedy o pomoc, sam ju wprowadzi w ycie jakie zamierzenia. - Iluzje... - rzuci a Rykor. - Chocia w naszej sytuacji usprawiedliwione - doda a zaraz i podnios a si nieco w zbiorniku. Machn a p etw na szanownego Ecu. - Bo zapewne jaki plan przygotowa , drogi przyjacielu? Wola abym nie stawa wobec perspektywy wiecznej ucieczki. Trudno jest ukry si komu o moich rozmiarach i potrzebach. Sten st umi miech wywo any wizj Rykor skradaj cej si mrocznymi uliczkami i ci gn cej za sob swój zbiornik na kó kach. - Niestety nie - odpar Ecu. - Jestem dyplomat , a nie nierzem, za ta sytuacja wymaga raczej akcji militarnej. Na negocjacje przyjdzie pora pó niej. - Nie b dzie adnych negocjacji - rzuci g ucho Sten. - Imperator nie godzi si na nie nawet wówczas, gdy by ... - Gdy by normalny? - doko czy a za niego Rykor. - Jak niby istota najwyra niej nie miertelna mo e pozostawa przy zdrowych zmys ach? Niewykonalne. Szale stwo tli o si w nim przez ca y czas. Teraz to zrozumia am. Co tylko pogarsza o jego sytuacj ... Wiem, e to ostry os d, ale chyba uzasadniony. - A oto jak my widzimy spraw - odezwa si Ecu. - My, czyli Manabi. Wszystkie prognozy s jednoznaczne. Imperium si sko czy o. W przysz ci czeka nas jedynie powolne popadanie w chaos. Przewidujemy wybuch serii najkrwawszych wojen w dziejach, ca kowity upadek kulturowy, za amanie porz dku spo ecznego. Proces ten cofnie nas ostatecznie do epoki wczesnego barbarzy stwa. Prognozy podsuwaj tylko jedno rozwi zanie. Imperator musi odda w adz . Jak najszybciej. Wedle symulacji nawet stosunkowo niewielkie opó nienie doprowadzi do tego samego, osnego ko ca. W j zyku dyplomatycznym mówi si w takich razach o „marginesie powodzenia”. Jest niewielki. Albo w por zaczniemy dzia , albo utracimy wszelkie szans . Sten by zbyt wyczerpany ostatnimi prze yciami, aby nawet tak apokaliptyczne wie ci nim wstrz sn y. Jego prywatny wiat ju wcze niej prawie si rozsypa . - Czyli jeszcze nie jest za pó no. Ale jak si za to we miemy?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nie mam niczego, co nawet w przybli eniu mog oby uchodzi za „plan” - stwierdzi szanowny Ecu. - Ale chcia bym przed pewn propozycj . - Dzi ki Bogu. Zamieniamy si w s uch. - W ca ym Imperium jest wiele istot my cych dok adnie tak samo, jak my. Mo liwe, e wystarczy je tylko zach ci do dzia ania. I w nie... Dysponujesz pewn si zbrojn . A gdyby tak zacz uprawia co na kszta t partyzantki? Wojny podjazdowej? Seria ataków sporo by nam ci a. Zapewne wielu przy czy oby si do nas. Gdy presja osi gnie poziom uniemo liwiaj cy Imperatorowi dalsze rz dzenie, wówczas z ymy mu ofert . Niech abdykuje... lub zgodzi si na powo anie monarchii konstytucyjnej. Takie twory sprawdza y si ju w przesz ci. Wtedy dalej dzie Imperatorem w ca ej chwale, ale bez takiej w adzy. Sten nie podziela entuzjazmu Ecu. - Nie wiem, czy to da si zrobi . Rzeczywi cie nie ma w tobie nic z nierza. Bo jest tak. Imperator trzyma wszystkie karty. Ja yj wci tylko dzi ki temu, e na razie nie przej inicjatywy. Wci tylko reaguje na moje posuni cia. Owszem, mo e by szalony, ale nadal ma o kto dorównuje mu intelektem. Imperium jest naprawd olbrzymie. Wprawienie jakiejkolwiek jego machiny w ruch wymaga czasu i dopracowania ca ego mnóstwa szczegó ów. Jednak je li Imperator postanowi w jakiej chwili przej do ofensywy, wówczas zrobi to skutecznie i mog was zapewni , e mokra plama po nas nie zostanie. Rykor poruszy a si tak gwa townie, e woda chlapn a ze zbiornika. - On ma racj , Ecu. Dawno straci am rachub operacji, które pomaga am Imperatorowi przygotowywa , ale ich wynik by ostatecznie zawsze taki sam. - I jeszcze jedno - powiedzia Sten. - Nawet, je li narobimy mu wystarczaj co wiele k opotów, to nigdy nie zgodzi si odej . Czemu mia by sam ograniczy swoj w adz ? Jest przecie Wiecznym Imperatorem. Wielu uwa a go za równego Bogu. - Nic dziwnego - burkn Ecu. - Wydaje si przecie nie miertelny. A to kluczowe kryterium bosko ci, o ile si orientuj . - W to ostatnie to akurat sk onny jestem w tpi - stwierdzi Sten. - Nikt nie jest nie miertelny. Ju Klaudiusz tego dowiód . - Ale wszyscy widzieli my, co si sta o, gdy rada przej a w adz - zaprotestowa Ecu. - Miliardy obywateli Imperium uwa y, e zgin . A potem... sze lat pó niej... sami osobi cie witali my go, gdy wysiada ze statku. Wydawa o si , e zmartwychwsta . - Mahoney ustali , e takie rzeczy zdarza y si ju w przesz ci - odpar Sten. - Kilkana cie razy. I zawsze by o tak samo. Najpierw mier na skutek udanego zamachu, potem gigantyczna eksplozja. Zupe nie, jakby mia bomb wszczepion w trzewia. I za ka dym razem ten domniemany trup wraca po up ywie rednio trzech lat. Tym razem min o a sze . Wi cej, ni kiedykolwiek. - Ale chyba nie wierzysz w to, co mówi nasz nieod owany przyjaciel? - zdumia si Ecu. - Musz nadmieni , i Ian wiedzia o Imperatorze wi cej, ni ktokolwiek inny. Mam wszystkie jego zapiski. Jak tylko trafi si wolna chwila, b dziemy musieli je gruntownie przestudiowa . Mo e znajdziemy jakie s abe miejsce. Jednak co do nie miertelno ci... Nie. W to nie wierz . To taki sam cz owiek, jak ja. - No to jak wyja nisz bieg zdarze ? - spyta Ecu. - Nie potrafi tego wyja ni . Zapiski historyczne informuj , e to si zdarza o, chocia rozum temu zaprzecza. Osobi cie wy ej ceni rozum i prawa natury. Historia nazbyt cz sto operuje amstwami. - Teraz ju wiem o co chodzi o chrze cijanom, gdy wymy lali piek o - odezwa a si Rykor. nie je ogl damy. I musimy pozosta w nim do kra ca czasu. A po wys uchaniu Stena nie widz dla nas ratunku. Sten rykn znad swojej szklanki. W g owie mu si troch przeja nia o. Odstawi z trzaskiem naczynie. - Ale przecie spróbujemy, do cholery! - Niby jak? - spyta Ecu. - Obawiam si , e mnie przekona . Podzielam zdanie Rykor. Nie ma nadziei.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Mo e jednak jest. Przede wszystkim musimy pozby si z udze , e zdzia amy cokolwiek z Jego Wysoko ci odwo uj c si do racjonalnych argumentów. Sam mi kiedy powiedzia , e podobni mu adcy uznaj wy cznie w asne racje. Zatem musimy albo go uwi zi ... albo zabi . - To mi si podoba - warkn a Rykor. - Jasno wytyczony cel i wszyscy s szcz liwi. - Ale ... - zaprotestowa Ecu. - W nie wyja ni nam, ca kiem zreszt logicznie, e Imperator jest zbyt pot ny, by my zdo ali go pokona . - Musimy zadba , by przez sw wielko zacz dzia na nasz korzy - stwierdzi Sten, stukaj c palcami po blacie sto u. - Je li zdo amy wyci gn jego si y z baz... nadmiernie je rozproszy ... wówczas teoretycznie... sama si a ognia nie b dzie gra a roli. Pozostanie znale luk lub samemu spowodowa . Nie musimy zbija wszystkich pionków, starczy dopa króla. - Nawet za ywszy powodzenie - stwierdzi Ecu - staniemy wobec tego samego dylematu, co rada. Bez AM2 Imperium si rozpadnie. Dobrze wiesz, e ca y nowoczesny przemys i transport opieraj si na tym w nie i niczym wi cej. A tylko Imperator zna ród o. - Rada zmarnowa a sze lat na poszukiwania - doda a Rykor. - Nie zbli yli si nawet do celu. - Ju o tym my la em - odpar Sten, wspominaj c d ug nocn rozmow z Sind zaraz po tym, jak zacz podejrzewa Imperatora o ob d. - Nie wiem, czy to taka z a perspektywa. My o yciu bez AM2. Gdy zacz o go brakowa podczas rz dów rady by o paskudnie, owszem. Ale dzi ki temu wiele wiatów nauczy o si samodzielno ci. - Jednak b dzie to koniec podró y mi dzygwiezdnych - zauwa Ecu. - Co znaczy, e rych o znów staniemy si obcymi sobie rasami. Sten wzruszy ramionami. - Mo e to i dobrze. Kiedy zaczniemy wszystko od nowa. Mo liwe te , e pewnego dnia kto znów wynajdzie sposób syntetyzowania AM2. Nape ni szklank . - Oczywi cie, lepiej by oby pojma go ywcem. Z pi tami w ognisku zaraz wygada by sekret. Rykor poprawi a si w basenie. - Jeszcze jedna sprawa. Zasadnicza. A je li mylisz si co do nie miertelno ci? Powiedzmy, e znów dzie wielkie bum, nawiasem mówi c mam nadziej , e urz dzisz zamach z bezpiecznej odleg ci. Truposz zniknie. I kilka lat pó niej znowu wróci ca y i wawiutki. - Niezmiennie s dz , e to jaka sztuczka - powiedzia Sten. - Nie wiem jaka, ale jedno obiecuj . Je li uda si dobrze rozegra t parti , to w kluczowej chwili b mu pilnie patrzy na r ce. - Nie widz innego wyj cia - stwierdzi Ecu. - Mówi c w imieniu wszystkich Manabich, a upowa nili mnie do wypowiedzenia si w tej materii, obiecuj nasze pe ne wsparcie. - B dzie mi potrzebne - odpar Sten. - By oby dobrze, gdyby cie przygotowali grunt. Oczywi cie w sekrecie. - Prawd mówi c szepn em ju s ówko tu i ówdzie. Mo emy liczy na wielu sojuszników. Takich, którzy pojawi si wraz z pierwszymi sukcesami. Twój atak na stacj nadawcz to ca kiem dobry pocz tek. A jeszcze bardziej dzia a na twoj korzy fakt, e wci udaje ci si zwodzi Imperatora. - Mam nadziej , e nadal mi si to b dzie udawa o - mrukn Sten. - A co ze mn ? - spyta a Rykor. - Jak mog pomóc w wielkiej krucjacie? - Czkn a pot nie. Bo e, co za wspania a trucizna! Musisz da mi receptur tego napitku, Ecu. Sten wsta zdecydowanie. - Ty Rykor, pijanico kochana, polecisz ze mn . Zaprz gniemy twój przebieg y umys do knowa przeciwko Wiecznemu Imperatorowi. - A... aha. Wreszcie walka. Do broni! Do broni! Gdy wtaczali zbiornik Rykor na pok ad „Victory”, z wn trza rozlega o si pot ne chrapanie pani psycholog.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozdzia 10 - Chyba utkn li my - zauwa Sten. Sind odpowiedzia a tylko chrz kni ciem. Wci apa a oddech. - Czy to by o na zdj ciach ze zwiadu powietrznego? - Nie. A je li nawet by o, to musia em przeoczy . - Zreszt niewa ne. I tak czeka nas teraz paskudne z enie. Sten cisn ci ki plecak na lód. Po lizn si przy tym i omal nie run w dó stromego zbocza. Obejrza si przez rami . Z enie? Daleko, naprawd daleko w dole malowa y si dwa jode kowe lady nart wiod ce ku podstawie tej upiornej góry, na której ich przytrzyma o. Jakie dwa kilometry wcze niej stromizna zmusi a ich do zdj cia nart i si gni cia po raki. Po nast pnym kilometrze musieli opasa si lin .Niby tylko dwa kilometry, ale w linii prostej. Tak naprawd to narty zdj li zaraz po wschodzie s ca, a teraz dzie chyli si ku wieczorowi. Pora by a decydowa , co dalej, i to szybko - Sten wola by nie nocowa w piworze zakotwiczonym na stromym, oblodzonym zboczu. Z wielu powodów. Przede wszystkim za ze wzgl du na Sind... Zgodnie z planem, centrum operacyjne za na macierzystej planecie Bhorów w Gromadzie Wilka. Lot przebieg spokojnie, nie napotkali ani jednego okr tu wojennego Imperium. Teraz zamierza przygotowa wszystkie szczegó y kampanii i rozpocz wojn .Wci jeszcze musia uzyska zgod Rady Bhorów na wykorzystanie ich wiatów, jednak radosne powitanie i seria pijackich uczt wró y ca kiem dobrze. Mia te mas ochotników a przebieraj cych nogami, aby zacz zabija . Kogokolwiek.Wszelako starsi Bhorów nie zbierali si z dnia na dzie , a jeszcze wi cej czasu potrzebowali zwykle na podj cie decyzji, bo mieli niespotykan sk onno do drobiazgowego rozwa ania wszelkich mo liwych (i niemo liwych) aspektów ka dej sprawy. Sami traktowali to zapewne jako rodzaj rozrywki, co nie powinno dziwi u istot zmuszonych przep dza jako d ugie polarne noce. Czasy si wprawdzie zmieni y, ale dziedzictwo kulturowe pozosta o. Rykor chcia a mie nieco czasu dla siebie, by w prywatnym zaciszu rozwa ró ne plany dzia przeciwko Imperium.Jak dot d nie zg osi si ani jeden sojusznik. Brakowa o te gwarancji, e ktokolwiek jeszcze si objawi. Tak Romowie jak i przemytnicy Wilda mogli doj do wniosku, e wi zanie si ze Stenem to nazbyt ryzykowny interes. Za podw adni Stena, i to wszyscy, od personelu ambasady po Gurkhów i prostych marynarzy, zdradzali objawy solidnego przem czenia. Ostatecznie nikt z nich nie zazna ani chwili wytchnienia od momentu, gdy przybyli do Gromady Altaic. Nawet Gurkhowie chwilowo mieli do zabijania.Istoty zm czone pope niaj b dy, uzna Sten. A ja na adne b dy nie mog sobie pozwoli .Rozproszy jednostki po ró nych prowincjonalnych portach wiatów Wilka, a za ogi rozpu ci na przepustki. Obawia si wprawdzie, e imperialni agenci szybko wykryj jego obecno w ród Bhorów, jednak Kilgour kaza mu nie zawraca sobie g owy drobiazgami. Obmy li ju stosowny plan, który wprowadzi w ycie zanim sam uda si na wakacje. Plan mia co wspólnego z Othem, a to oznacza o wielkie ilo ci stregga i zapewne rozmaite k opoty. Rozkaz dzienny przewidywa urlop równie dla Sind. Przeci tnej kochance zamarzy yby si zapewne w takiej chwili wyspy w ród tropikalnych oceanów i dziesi ciogwiazdkowe kurorty ze redni dwudziestu s cych na jednego go cia. Jednak Sind pochodzi a z rodu Jannów, wychowa a si w ród Bhorów i naprawd gustowa a w nierce. Najlepiej wypoczywa a w dzikich ustroniach. Szcz liwie Sten widzia spraw do podobnie. Ojczysta planeta Bhorów przechodzi a wci epok lodowcow , za gospodarze niech tnie zmieniali jej oblicze, godz c jako ochron natury z rozwojem cywilizacji i przyrostem naturalnym. Po ród lodowych pusty trwa y tu i ówdzie wulkaniczne wysepki ciep a. Wi kszo zasiedlono ca e wieki temu, kilka jednak osta o si jeszcze nie zamieszka ych. Sind zamierza a porwa Stena na jedn z takich oaz, nie wiedzia a tylko, która b dzie najlepsza do uprawiania narciarstwa i wspinaczki równocze nie. Chodzenia po ska ach nauczy a si od Stena i zamierza a troch po wiczy , by co najmniej mu dorówna .Analiza ostatniej partii mozaikowych
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zdj ze zwiadu powietrznego pozwoli a odkry co stosownego. By to obszar, który nie figurowa na adnej mapie, ca kiem nieznany. Nale o tylko z apa jakiego pilota, skombinowa lizgacz, i w godzin mogli by na miejscu. Sind warkn a jednak, e tak si nie zaczyna wakacji. Dojazd na miejsce to po owa uciechy. Ostatecznie napchali plecaki do granic mo liwo ci, a Kilgour podrzuci ich tam, gdzie ko czy a si polna droga i obieca , e wróci po nich za pi dni. Albo zacznie poszukiwania.Waga plecaków wynika a g ównie z tego, e ani Sten ani Sind nie przepadali za liofilizowan ywno ci . To mieli na co dzie . Woleli ju nadwer grzbiety, by zapewni sobie nieco mi ej odmiany. Na nartach dotarli do podnó a góry i ruszyli wzd koryta zamarzni tej rzeki. Wraz z ni pokonali rozpadlin , która si przed nimi otworzy a. Dalej mia rozci ga si ju wypatrzony przez Sind raj dla wspinaczy. Antyczne mapy Bhorów nie si ga y tak daleko, ale zawsze mogli polega na zdj ciach powietrznych. I raj by . Wszystko sz o dobrze, póki nie dotarli w pobli e wierzcho ka. Rzeka zmienia a si tam w trzydziestometrowy, zamarzni ty wodospad. Tutaj utkn li. Ale mnie w adowa a, pomy la Sten. I wyrazi to g no. - Zamknij si - odpar a yczliwie Sind. - Próbuj wykombinowa , jak by tu zej do szczeliny, któr mijali my jak godzin temu. Mo e ni doszliby my na gór . A stamt d mogliby my opu ci si dowoln drog . - Wszystko w pocie czo a. - Nie j cz. - Nie j cz , tylko biadol , a to ró nica. Ile mamy liny? - Siedemdziesi t pi metrów. - Cholera - zakl Sten. - Zobaczymy, co pami tam z klasycznej wspinaczki. Przyda oby si kilka puszek natryskiwanej nici, haki i czekan. Albo porz dne schody. Ale dobra, wejdziemy w ten trudniejszy sposób. Odpi lin i z plecak w za omie, z którego nie powinien od razu zjecha na sam dó , ponownie si przypi , zaczerpn g boko powietrza i ruszy w gór po pionowej cianie zamarzni tego wodospadu. - Zupe nie mi si to nie podoba - mrukn pod nosem, co, cho by o tylko eufemizmem, ca kiem trafnie oddawa o jego odczucia. Zaryzykowa t wspinaczk wy cznie dlatego, e raz widzia ju co podobnego w jakim programie, a kiedy zdarzy o mu si sp dzi ca y weekend z pewn instruktork Modliszki (swoj drog , ciekawe co si z ni teraz dzieje, pomy la przelotnie), która mia a regularnego fio a na punkcie wspinaczki wodospadowej w warunkach wielu stopni poni ej zera Celsjusza.Pami ta , e wówczas odpad dwa razy i ostatecznie prawie wci gni to go na szczyt. Chocia nie, pami p ata czasem figle. Nikt z czteroosobowej grupy nie dotar na gór a do ko ca tych bole ciwych kilku dni.Nie my le . S ucha Sind. Cisza. Ostatecznie nie jest tak le, pomy la . No bo co to takiego: podci ga si na r kach, to znów nic takiego nadzwyczajnego. Przynajmniej lód jest porz dnie zamarzni ty. Nie trzeba martwi si o p kni cia.I ma do nierówno ci, aby by o gdzie postawi stop . Akurat szuka nowego miejsca. - Jak to si nazywa? - krzykn a stoj ca pi metrów ni ej Sind, my c niew tpliwie o podobnej sztuce wspinaczki. - Samobójstwo - wydysza Sten. nie wbi dwa przednie kolce raków w lód. Prócz tych pionowo wyrastaj cych z podeszwy mia jeszcze poziome, ka dy pod dwa centymetry, okalaj ce kraw dzie butów.Jedna noga nagle si obsun a i Sten musia zacz manewr od pocz tku. Przez chwil szuka nast pnego chwytu, w ko cu znalaz odpowiedni szczelin i uwolni drug nog . By pó metra wy ej. Dwa g bokie oddechy i znowu. I ponownie. I jeszcze raz. Przy którym si gni ciu r nie znalaz lodu nad g ow . Zachwia si . Przesun d obok. Wyst p ska y? Albo koniec wodospadu.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Wci gn si wreszcie na równe i pad jak d ugi, by chwil odpocz . Potem odpi lin i krzykn na Sind. Najpierw wci gn plecaki. Ci ka robota. Nie tylko si starzej , pomy la zdyszany, ale jeszcze abn . Teraz Sind. Mimo ponagle upar a si , e poczeka, a wszystkie baga e b na górze. A Stenowi ce zaczn omdlewa ... Fajnie. Mniejsza o baga e, ale ona...Przypi a lin . - Nigdy jeszcze tego nie robi am! - krzykn a z do u. - Wszystkie dziewczyny tak mówi . Zacz a wspinaczk . Lekko i bez wahania. Ca kiem naturalnie. Zupe nie, jakby lód nie skuwa wodospadu, a ona by a ososiem skacz cym w gór progów w porze tar a. Gdy dotar a na szczyt, Sten zauwa z niech ci , e nawet si nie zadysza a. - Nie wiedzia am, e to potrafisz - oznajmi a. - To te mówi . Sten narzuci plecak na ramiona, pomóg Sind z jej baga em. Stali tu obok zamarzni tego jeziorka. Ska y by y liskie od lodu. Sten zauwa , e lód wygl da tu nieco inaczej ni na dole. Jakby by bardziej rozmi y. Troch dalej, w pionie mniej ni pi dziesi t stóp, pojawi a si chmura. Cudownie. Przyjdzie im wspina si we mgle. Myli si . To by spacer, nie wspinaczka. Zabra im tylko cztery minuty.Weszli w opar i ujrzeli rajski zak tek po ród wiecznej zimy. W ma ej dolince ros y krzewy, zieleni a si trawa, polne kwiaty mieni y si wszystkimi kolorami. - Niech mnie diabli - zdumia si Sten. Ze zbocza dolinki tryska o pieniste, gor ce ród o. Strumyk przecina miniaturow czk i wpada do wi kszej rzeczki wci do ciep y, by stopi lód wko o. Po drodze tworzy szereg wodnych oczek. Te bli ej ród a parowa y wrz tkiem, dalsze osnuwa y si tylko agodn mgie . Sten uzna , e prawie by o warto. Paruj ce oczka kusi y, ale oboje znali w ciwy porz dek czynno ci. Najpierw schronienie, potem ogie , jedzenie, na ko cu przyjemno ci. O schronienie by o atwo, starczy o po czy zatrzaskami trzy zestawy pr tów, okry je materia em i ju mieli ma y namiot. Dla wszelkiej pewno ci jeszcze go zakotwiczyli. Z ogniem te nie mieli problemu. Przynie li piecyk pochodz cy z wyposa enia sekcji Modliszki. By nie wi kszy ni d m czyzny i móg dzia pe moc przez ca y rok, tyle mie ci AM2. Sten wyj go ze swojego plecaka i ustawi w pobli u namiotu, dok adnie w rodku niewielkiego kr gu kamieni, które mog y pos za podstaw grilla. ywno ? Temu akurat chwilowo dali spokój. Obola e mi nie dokucza y im bardziej, ni puste dki. W ka dym razie by to ca kiem udatny pretekst. - Kurcz , ale te ska y s zimne. - A jakie maj by ? W tutaj, gdzie ciep o. Ca kiem nagi Sten w lizn si do wody obok Sind. - Co masz w tej butelce? - spyta a. - Jak zapewne zauwa , jest to typowa manierka, któr kto do obrzydliwo ci dbaj cy o zdrowie nape ni by zapewne koncentratem witaminowym. Jednak taki wyrzutek jak ja nalewa do takich manierek p yny pochodzenia organicznego. Stregg konkretnie. Otworzy , ykn , zamkn i rzuci manierk Sind. - W plecaku mam jeszcze trzy. - Aha. Ja wzi am dwie - mrukn a Sind. - To tyle, je li chodzi o zdrowy tryb ycia. I wypi a. Tymczasem Sten przygl da si jej coraz bardziej po dliwym okiem. - One unosz si na wodzie! - Wielkie odkrycie! Jeste my razem nie wiadomo ju jak d ugo, a ty dopiero teraz to zauwa ? Czy w nie za takie rzeczy robi admira em? - Echem.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- I ten facet zamierza obali Imperatora - mrukn a, obróci a si na plecy i odepchn a si nogami od ska y a dotar a na rodek oczka. - Hej, tu prawie mo na p ywa ! - Aha. Stena p ywanie nie interesowa o. U si na plecach w p ytkiej wodzie obok miejsca, gdzie ciep y strumyk wpada do jeziorka. Zdawa o mu si , e pienista woda zmywa z niego ca e lata brudu i zm czenia. - Mam wra enie, e ca kiem oklap em - mrukn . - Och, kochany. - No, mo e nie ca kiem. Podp yniesz tu wreszcie? - Bystry obserwator, romantyczny kochanek, uprzejmy na dodatek. No dobra, jestem. I co teraz? - Tak... W nie. O! Troch ni ej. Sind westchn a, gdy Sten uj j pod pachy i tak pokierowa , e usiad a na nim okrakiem. A potem nie trwonili ju czasu na gadulstwo. Co do kolacji, to tak jako wysz o, e nawet jej nie przygotowali. Namiot o wietla a jedynie ma a wieczka zawieszona pod daszkiem i przeb yskuj ca przez czerwony syntetyk pokrycia. - Na reszt nocy og aszam status miasta otwartego - wymrucza a Sind. - Niczego nie sugerowa em. - A co robi tu ta r ka? - No... Rodzaj masa u. - Aha. Teraz ju wiem. - Czyta em gdzie , e istnieje taka metoda, przy której wcale nie musisz si rusza . Trzeba si tylko skoncentrowa porz dnie, i ju . - Nie wierz . - Naprawd . Nazywa si tantra czy tetra. - Wreszcie próbujesz we w ciwym miejscu. Ale, ale, ty si ruszasz. - Nie. To nie ja. To ty. - Ja... te nie. Czy móg by nieco zwolni ? Ej e! Je li my lisz, e za ysz mi nog za g ow ... chyba nie wytrzymam! Sten zdmuchn wieczk . Nast pnego dnia obudzili si dopiero pó nym popo udniem. - Jak d ugo b dziemy czeka , panie Kilgour? - Minut . Godzin . Ca e ycie - mrukn oboj tnie Alex. - Nie nale do osób niecierpliwych. Technik czno ci Marla sarkn a gniewnie. Mo e nale a raczej do tych niecierpliwych, a mo e nie odpowiada o jej tkwienie na tylnym siedzeniu lizgacza pomi dzy zwalistym Kilgourem, a równie pot nym Bhorem w mundurze policjanta. Reszt miejsca wype nia a elektronika. Marla nie zdecydowa a si jednak na komentarze. Alex sam wyszuka j w dziale czno ci „Benningtona” i zaproponowa przeszkolenie wywiadowcze.Ju wcze niej stworzy sekcj agenturaln w ród personelu dyplomatycznego Stena, zwerbowa te par osób z za ogi „Victory”.Ci przeszli przeszkolenie jeszcze w Gromadzie Altaic. Jednak potrzebowa ich wi cej. Marla by a obiecuj cym nabytkiem. S a ju do d ugo, by pozby si dzieci cych z udze . Dobrze zbudowana, nie jak te patyki, które poci ga y Stena. Nie, eby Kilgour zamy la cokolwiek romantycznego - z zasady uznawa podobne zabiegi wobec podw adnych za nieetyczne i równie niestosowne, jak zaproszenie Angola do zamku na drinka. Ale zawsze mi o popatrze . Skrzynka pisn a. Ig a si zawaha a. Ekran rozb ysn . W lizgaczu kry si przeno ny lokator. - Aha! - mrukn Kilgour z satysfakcj . - Teraz rozumiesz, dlaczego zalecam cierpliwo ? Za chwil b dziesz mój, ch optasiu. Dok adnie wed ug rozk adu. Pierwsza lekcja. Je li chcesz zosta szpiegiem, nie mo esz trzyma si adnego rozk adu. Ani swojego ani cudzego, a ju zw aszcza osoby ledzonej. Je li zaczniesz przejmowa si bardziej tym, czy zd ysz z obiadem, to po tobie. Twoj najskuteczniejsz broni jest nieprzewidywalno . To tamten ma si pokazywa jak kuku ka w zegarze.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Zupe nie nagle urz dzenie zamilk o. - Nie do szybko - mrukn Kilgour z alem. - Powiedzia bym, e trzecie pi tro. Jak twoi, Paan? Policjant stukn w komunikator i po czy si z drugim lokatorem. - Zgadza si . - Prosz . Dok adnie tak, jak my leli my - powiedzia Alex. - I to cz owiek. Kolejna lekcja. Dzia aj c w terenie, nigdy nie korzystaj z pomocy w asnych ludzi, je li mo esz zwerbowa miejscowych. Mniej rzucaj si w oczy. - Aha - odpar a pani technik. - Gdy wpadn , to nie wyp akujesz za nimi oczu. - Uczysz si . Dobra, idziemy w go ci. Agent o pseudonimie Hohne wciera w nie el we w osy, gdy drzwi wypad y z framugi. - Pomocy! Policja! - Zamknij si ! - warkn Bhor. - Ja jestem policja! Pokaza odznak . - Kim jeste cie? A on to kto? Czego chcecie? Kilgour nie s ucha . - Konstablu Paan - powiedzia . - Czy zechcia by pan ustawi te drzwi w korytarzu i samemu pozosta po ich drugiej stronie? Mam do pogadania z tym przystojnym, m odym cz owiekiem. Policjant sprawnie wykona rozkaz. - Nie macie prawa... - zacz Hohne. - Cicho - sykn Alex. - Widzisz, dziewczyno? Oto pierwszy b d - powiedzia do pani technik. Go wpada i demonstruje nam oburzenie, e naruszyli my jego prywatno . A powinien podnie wielki wrzask w imieniu ca ej uciskanej przez Bhorów ludzkiej mniejszo ci. - Chc zobaczy nakaz - odezwa si tamten pewnym g osem. - Nie ma adnego - odpar niewinnie Alex. - Ale i tak jeste aresztowany. Jakby co, to pami taj, e policja tego wieczoru tu nie zagl da a. W ka dym razie w meldunkach nie b dzie o tym ani s owa. Hohne zblad , ale nie zemdla . - Bywa - mrukn Alex dobrotliwie. - Taka ju jest cena szpiegowania. Ale sta ci , by j zap aci , Hohne. Nie zacz wczoraj, ostatecznie jeste seniorem imperialnych agentów w tej Gromadzie. Do wiadczony i tak dalej. Chocia musz nadmieni , e nawet najwi ksze asy ca ego waszego wywiadu nie umywa y si nigdy do najlichszych ciurów z Modliszki. Ale bez uprzedze . Na pocz tek chcia bym u wiadomi ci, je eli jeszcze o tym nie wiesz, e tkwisz po uszy w gównie, przyjacielu. Na razie jednak si nie odzywaj. Siadaj i s uchaj. I nawet gdyby w to w tpi , wiemy o tobie praktycznie wszystko. O tobie i twojej siatce. Hohne wykona polecenie i usiad , Kilgour za podj peror . Imperium, jak ka dy normalny rz d w dziejach, z zasady szpiegowa o tak wrogów, jak i przyjació . Ostatnio jednak czyni o to szczególnie intensywnie, co zesz o si z wyeliminowaniem z tego poletka agentów Modliszki i Merkurego i przyrostem paranoidalnych l ków Imperatora. Pan Hohne rzeczywi cie pe ni rol prze onego agentów dzia aj cych dla Wewn trznej S by Bezpiecze stwa. W rzeczywisto ci nie znaczy o to a tak wiele, szczególnie e s ba ta nie by a nazbyt wprawna w dzia alno ci wywiadowczej. Nowe zadania stan y przed ni dopiero niedawno i wy cznie dlatego, e sterowany przez Imperatora Poyndex uzna za niegodnych zaufania wszystkich zwi zanych z Korpusem Merkurego. Hohne przebywa w Gromadzie Wilka od paru lat. Korzysta z przykrywki kupca i eksportera zwi zanego umowami z miejscowym rzemios em. Nieszczególnie oryginalny kamufla .Kontrwywiad Bhorów wiedzia oczywi cie, e s tu szpiedzy imperialni. Ich w asna Agencja Wywiadowcza te s a swoich gdzie tylko mog a. Wi kszo podleg ych Hohnemu agentów rekrutowa a si albo z Bhorów, albo z ludzi od pokole zasiedzia ych w Gromadzie. Tylko sam senior-kontroler pochodzi z zewn trz. Wedle oceny Kilgoura by to powa ny b d. Taki kto winien by Bhorem i pracowa spokojnie w imperialnej ambasadzie. Jednak Imperator nikomu ju nie ufa , podobnie Poyndex. Ambasada Imperium w Gromadzie Wilka pe na by a przez to m drków i lawirantów.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Agenci sk adali Hohnowi regularne meldunki. Ich transmisje czy umieszczane w skrzynkach kontaktowych przesy ki by y przechwytywane, kopiowane i wykorzystywane przez kontrwywiad Bhorów. Do szcz cia brakowa o im tylko osoby Hohna. Nie, eby szukali go szczególnie pilnie. Zasadniczo Bhorowie byli wci sojusznikami Imperium, chocia Gromada budzi a coraz wi ksze podejrzenia Imperatora, tak samo zreszt jak ka dy, kto mia kiedykolwiek kontakt ze Stenem. Kilgourowi starczy o kilka godzin sp dzonych w centrali kontrwywiadu, by rozpracowa schemat agentury Imperium. Odkry , wedle jakiego planu rzecz dzia a. Meldunki sk adano w czasie X niezale nie od tego, czy agent mia jaki materia , czy nie. Niezmiennie te otrzymywa odpowied w czasie Y w miejscu Z, zawsze innym ni skrzynka kontaktowa u ywana przez agenta, co sugerowa o, i nieznany senior miejscowej komórki wywiadu nie by kompletnym imbecylem. Pozostawa o go znale . Kilgour za , e ca a maszynka dzia a w ten sam sposób na wszystkich poziomach. Przeszukiwa zatem wszystkie pasma czno ci tak d ugo, a trafi na nadawany w sk wi zk przekaz, kierowany do jednej ze znanych imperialnych baz w pobli u wiatów Wilka. Dalsze triangulacje doprowadzi y prosto do mieszkania Hohnego. - I tak - zako czy Kilgour - skoro nada ju meldunek o eks-imperialnych matrosach szwendaj cych si po Gromadzie Wilka, twój szef na pewno zapragnie szczegó ów. Wszystkich, jakie tylko zdo asz wyskroba , zgadza si ? - Chcecie, bym pracowa na dwie strony. - W adnym razie. A tak wietnym kretem to ty nie jeste . B dzie jak nast puje: od tej chwili pracujesz dla Alexa Kilgoura. Nie wiem, co sk oni o si do tej roboty, forsa, dumne has a czy asne przekonania, ale obecnie nie masz wyboru. - Nie ma mowy, abym pomaga ci kry Stena i wasz zdradzieck spraw - odpar Hohne. - Pewnie dziesz chcia , abym siedzia tu dalej jak gdyby nigdy nic i meldowa , e ta pieprzona Gromada jest w stu pi dziesi ciu dwóch procentach lojalna, i e nikt nigdy nie widzia tu adnego Stena, nikt o nim nie s ysza , a gdyby si nawet pokaza , to by mu zaraz opluli nagrobek. - Dwie sprawy, kolego. Po pierwsze, wcale nie pragn , by k ama w sprawach Gromady. W adnym przypadku. To zbyt niebezpieczna zabawa. Masz mi za atwi wi cej agentów. Ca e dru yny, plutony, kompanie agentów. Ilu tylko zdo asz. Po drugie, b dziesz mi pomaga . Na razie jeszcze nie b sk onny ufa ci bez reszty, na zasadzie wzajemno ci zreszt , jednak s dz , i nie minie wiele czasu, a pojmiesz m dro moich s ów i docenisz propozycj wielkodusznego lairda. I co? Chyba wci jeszcze mi nie wierzysz. Trudno. Panie Paan, czy zechcia y pan wej ? Mo e pan zabra tego ch optasia. Jeszcze z nim porozmawiam, ale na razie to wszystko. Pan Hohne zosta bezceremonialnie wyprowadzony w mieszkania. - My lisz, e dojrzeje? - spyta a Marla. - Oczywi cie - mrukn Kilgour, gdy ich lizgacz oznaczony jak pojazd prywatny, skr ci w kierunku kwater. - Posiedzi troch w mi ym lochu, wspomni wszystkie grzechy, a rachunek sumienia wyka e na pewno spore manko. Potem pomy li o przysz ci, czy raczej o jej braku, i przejrzy na lepka. Szpiedzy to z natury przegrane typy. Zawsze i wsz dzie. Dla wszelkiej pewno ci Bhorowie b puszcza mu pod drzwiami nagrania z przes ucha , podczas których na zmian obdziera si ze skóry i zmusza do ledzenia przemówie z wieców przedwyborczych. Pos ucha troch wrzasków. Sam je nagrywa em, a p uca mam jak miechy, technicy te do yli swoje. Ucz si , Marla. Na pocz tek pozna zalety cnoty cierpliwo ci, ale pos uchaj jeszcze i takiej historii. Jeste religijna, dziewczyno? - Nie. Ale wychowa am si u sióstr. - Tym lepiej pojmiesz sens bajeczki. By kiedy pewien go . Nie jaki biedak, ale i nie pan. Mieszka w ma ym domku, który wcale mu si nie podoba , ale brak o mu pieni dzy na wi kszy. Kiedy us ysza o pewnym m drcu, no i poszed si go poradzi . Droga by a d uga i m cz ca, ale ostatecznie nasz bohater wspi si na wysok gór , gdzie m drzec mia swój sza as, i wy uszczy problem. „M drcze” mówi, „co mam zrobi ? Dom mój male ki, nie mog ju w nim wytrzyma ”. drzec pomy la chwil i spyta „Masz krow ?” „Krow ?”. „Krow ”. „Mam. I to nie byle jak , bo rasy Hereford”. „No to wprowad j do domu”. Wi cej m drzec nie chcia ju nic powiedzie , chocia go p aka , j cza , prosi . Daremnie. Wróci wi c do domu jeszcze bardziej zatroskany ni
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
przedtem. Zastanawia si d ugo, ale przecie wiedzia , e m drzec jest prawdziwym m drcem i na darmo g by by nie strz pi . W ko cu wprowadzi krow do sypialni. Dom zrobi si jeszcze mniejszy. Jak to wytrzyma ? Znów ruszy w drog , chocia nie atwa by a i trudna, stan przed drcem i ponownie zacz o tym samym. „A masz koz ?” pyta tamten. „Koz ?” „Koz ”. „Tak, mam koz ”. „Wprowad j do domu”. I znów m drzec nie chcia powiedzie ani s owa wi cej. No to ten biedak, ca kiem ju zagubiony, wróci i znów si zaduma . M uczony wie co mówi, stwierdzi w ko cu, no i koza do czy a do krowy. To ju naprawd trudno by o wytrzyma . Chata zrobi a si jeszcze mniejsza. Znów poszed do m drca. „Panie, mam male ki dom, zat oczony jak nieszcz cie, d ej tak nie mog ”. M drzec znów pomy la chwil i spyta : „A masz kurczaki?” „Kurczaki?” „W nie, kurczaki”. „No tak, mam kurczaki”. „Wprowad je do domu. A z nimi jeszcze kaczki, g si i prosiaki”. I mimo b aga nie wyrzek ani s owa wi cej. M czyzna wróci do domu i wpu ci kurczaki za próg. I zrobi o si jeszcze gorzej, ca kiem, ca kowicie nie do zniesienia. Dla gospodarza zupe nie nie zosta o ju miejsca. Wyprawi si zatem ponownie do m drca. „Panie wielki” powiada, „tak nie mo na! Gdziekolwiek nie st pn w domu, wsz dzie zwierz ta. Nie mam si gdzie podzia . B agam, pomó mi w nieszcz ciu!” I m drzec rzek : „Wracaj do domu i wypro wszystkie zwierz ta na podwórko”. I zamilk jak g az. Nieszcz nik pogna z powrotem, oczy ci dom ze zwierz t, i wiesz co odkry ? Dom nie powi kszy si ani troch , a dodatkowo wsz dzie pe no by o gówna! Marla przypatrywa a si Kilgourowi przez bardzo d ug chwil . Ostrzegali j . Nie powinna czu si zaskoczona, a jednak... - A co to ma wspólnego z cierpliwo ci ? - Przecie wys ucha do ko ca, prawda? Sind pierwsza dojrza a lizgacz Kilgoura. - Koniec wakacji - mrukn z alem Sten. - Tak. Zreszt , i tak pora ju wraca , bo stregg nam si sko czy . Mamy jednak jeszcze trzy puszeczki pate z sardeli z zio ami. W moim plecaku, tu obok pustych manierek. Jaki tydzie by my na tym wy yli, raduj c nasze kubki smakowe wykwintnym daniem. Za si , e tego jeszcze nie próbowa . - Nie. Etykietka mnie zmyli a. Ale utnij kawa ek. Ostatecznie to ja nie wzi em soli.- Zapomnijmy o tym. Bo wybaczy trudno - mrukn a Sind. - Teraz musimy jeszcze wymy li , jakim cudem zdo ali my opali miejsca zwykle zakryte podczas wspinaczki. - Powiemy, e praktykowali my narciarstwo na golasa. Nie b bli ej si dopytywa . Sten nagle spowa nia . - Dzi kuj , Sind. Pi dni, szkoda e nie pi razy tyle. Przez par tygodni b dzie co wspomina . Szczególnie, gdy znów si zrobi gor co. Mi o wiedzie , e nie ca e ycie musi up ywa tak wariacko. Odpowiedzia a mu poca unkiem. Sten przyci gn dziewczyn . Chwil potem lizgacz wyl dowa , wi c adne z nich nie musia o no wypowiada my li, e co podobnego mo e nie przytrafi im si nigdy wi cej. Oczekiwali tylko Alexa, ale na fotelu obok siedzia a druga osoba. Ida. Jeszcze grubsza ni ostatnio, w jeszcze dro szej, kolorowej sukni. Najwyra niej jej vista, rodzina i plemi zarazem, nie straci a instynktu samozachowawczego, i Ida wci by a wodzem.Chocia pulchna obecnie do przesady, ze lizgacza wyskoczy a równie zgrabnie, jak dawniej, jeszcze w latach Modliszki.Oczywi cie nie przywita a Stena adnym komplementem, chocia oszcz dzi a mu obelg, które zwyk a wymienia z Kilgourem. - e te wci musisz si w óczy po jakich pustkowiach - mrukn a i zlustrowa a Sind od stóp do ów. - A wi c to ty. - Nie znam jej - odezwa a si Sind. - Kto to jest? Sten uzna , e pora interweniowa . - Ida, od kiedy to obchodzi ci moje ycie? - Od zawsze, idioto. Tylko rozumu ci nie starcza o, by to poj . - Aha.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Wygl da niczego - oceni a Ida. - Dobre towarzystwo. M czyzna nie powinien sypia sam. Kobieta zreszt te . - Ta stara krowa robi si sentymentalna - wtr ci si Kilgour. - Przez ca drog ciska a mnie za udo. Ida tylko parskn a na takie garstwo. - Pozdrowienia ze szlaku - powiedzia a bardziej oficjalnie. - Czy musimy sta na tym niegu? Mo e by tak gdzie bli ej ognia i napitku? Wsiedli wszyscy, Kilgour podniós lizgacz i zawróci do zamku Otha, gdzie obecnie mieszkali. Ida, która nie ust pi a oczywi cie Stenowi miejsca z przodu, rzuci a przez rami : - S ysza am, e pora odebra Imperatorowi zabawki? - I ch tnie pomo esz? - spyta Sten. - A owszem. Trzeba z tym sko czy . Ju dawniej Romom nie by o atwo, tyle ustanowi dziwnych praw, granic i pa stewek. Co rusz które wszczyna o wojn w jego imieniu. Szalone pomys y, ale dla gad io typowe. My, Romowie zawsze wiemy lepiej. Nie da si uczyni ludzi wolnymi, funduj c im kodeksy i zasieki. Imperium sta o si dla nas za ciasne jeszcze zanim ten dra na Centralnym oszala . Wiele dyskutowali my o tym na radach plemiennych. Mo e nadszed czas, by Romowie ruszyli w drog . - Dok d? - Dalej. - Wskaza a w gór , zapominaj c o dachu i lekko wgniot a go palcem. - Poza obszar Imperium, dalej ni kiedykolwiek si gnie. Czas poszuka skarbów i istot, o których dot d nawet nam si nie ni o. Tutaj nie ma ju dla nas przysz ci. Stenowi mign a przed oczami wizja nieznanych, wiruj cych galaktyk, gwiazd i uk adów obiecuj cych przygody o wiele ciekawsze ni to nieprzerwane pasmo wojen i rzezi. I jego ci gn o, by wyruszy w tak podró . - Za adujemy statki tym, co najcenniejsze i najlepsze do handlu, doczepimy tendry z paliwem i odlecimy, by nigdy tu nie powróci - ci gn a Ida. - S ysza am, e niektórzy królowie przekonali ju swoje klany i faktycznie: od jakiego czasu par z nich nie zjawia si na spotkaniach. Ostatecznie powiada si , e Romowie nie pochodz ze wiatów cz owieka. Ale o tym pó niej, gdy zabijemy ju tego gad io, który zbyt d ugo zwa si Imperatorem. Tak to dla nas wygl da. Wobec tego chwilowo jeste my sojusznikami. Gdyby sytuacja si zmieni a, albo gdyby ty zmieni zdanie, wtedy si zastanowimy. - Dzi kuj - powiedzia Sten. - Przyjmuj propozycj . Wild te przys s ówko - doda Alex, nie odrywaj c oczu od przedniej szyby. - Chcia zaraz do czy , ale poradzi em mu, aby trzyma si na razie z daleka. Chyba lepiej b dzie nie afiszowa si naszymi zwi zkami z królem przemytników. - S usznie - zgodzi si Sten. - Wy lemy po niego statek Bhorów. Razem z jakim porucznikiem do koordynowania strategii. Gdy ju jak ustalimy, oczywi cie. Poprawi si w fotelu. Szeregi rebeliantów zaczyna y rosn . - Przygotowa em co , co mo e uj za plan - oznajmi Sten. - A przynajmniej za podstaw do jego sporz dzenia. Siedem s uchaj cych go istot gin o w ogromie sali bankietowej Otha, która swobodnie mog a pomie ci t um dwóch tysi cy rado nie bawi cych si Bhorów.Nawet najbardziej krytycznie nastawiony wiking uzna by j za miejsce stosowne na Walhall , chocia dachu nie zrobiono z tarcz bojowych, brakowa o te kozy strzykaj cej wod ycia z wymion. Powa a by a wysoka, wsparta na pot nych belkach i ze wietlikami, które teraz akurat szalej ca burza zasypa a ca kowicie niegiem. Cztery kominki tak wielkie, e my liwiec móg by w ka dym zaparkowa , rycza y po tach p omieniami, a skryte w pseudokamiennych cianach grzejniki na AM2 zapewnia y mi e ciep o.Na posadzce pyszni y si dywany, woko o za wisia y trofea owieckie i wojenne. Meble ugie sto y i takie awy - by y równie solidne jak reszta budowli. Logiczne, je li wzi pod uwag , i najcz ciej u ywanym przez Bhorów w dyskusji argumentem by a maczuga.Zebranie mia o by po wi cone wst pnemu planowaniu strategicznemu. Z tego powodu wszyscy s czyli na
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
razie napoje bezalkoholowe, i tylko Otho zerka t sknie na swój wielki róg i beczu stregga stoj na s siednim stole. Siedz cy obok Freston reprezentowa zacz tek si zbrojnych Stena, Ida Romów, Wild za g ównie siebie, poniewa tylko od jego dobrej woli zale o, czy uzna spraw za godn uwagi i zaanga uj si ze swoj gromad przemytników i innych osób, które wprawdzie od niego nie zale y, lecz w pewnych sytuacjach by y sk onne wys ucha jego rad. Otho by nieoficjalnym przedstawicielem Rady Bhorów, bo chocia zda jej przewodnictwo, by troch sobie powojowa u boku Stena, to jednak wci cieszy si autorytetem m a stanu. Kilgour i Sind przybyli jako najbli si wspó pracownicy Stena. Podobnie Rykor. Nikt prócz Alexa i Sind nie wiedzia jeszcze o szanownym Ecu i roli Manabich w ca ej konspiracji. Rykor wróci a na Seilichi i mia a przekaza Ecu najwa niejsze postanowienia. Lepiej by o, by wiat nie dowiedzia si o udziale tego znamienitego negocjatora w rozgrywce. - Wybaczcie, e zaczn od rzeczy oczywistych, ale na pocz tku przypomn sytuacj ogóln . I tak, jak dot d Imperator nie przej jeszcze inicjatywy i to my jeste my stron aktywniejsz . Zamierzam utrzyma ten stan rzeczy jak d ugo si da, bo je li cho na chwil os abimy nacisk, zgniecie nas jak pluskwy. Musimy zatem korzysta z ka dej okazji do ataku, jednak nigdy tam, gdzie móg by si nas spodziewa . To bystry ajdak. Potrafi te dobrze dobiera sobie wspó pracowników. Zatem uderzymy tam, gdzie nas nie oczekuje... - Tak jak to by o z K-B-N-S-O - zagrzmia pochwalnie Otho. - W nie. Je li komukolwiek przyjdzie do g owy jaki cel tego rodzaju, niech dorzuci go do puli. Wa ne jest te , aby nasze akcje sprawi y Imperium jak najwi cej najrozmaitszych k opotów. Na przyk ad: wszyscy wiedz , gdzie ma swe zak ady producent papieru toaletowego zaopatruj cy wi kszo wiatów Imperium. Nie znokautujemy Imperatora, ale mo emy mu na tyle zatru ycie, e sam si w ko cu potknie, a wtedy my dokopiemy le cemu. Dlatego zniszczenia musz by spektakularne, a ich skutki trudne, lub i niemo liwe do ukrycia. e u yj trywialnego porównania niech Imperator miota si w ród narastaj cego chaosu niczym przegrywaj cy bokser: uk brwiowy rozbity, nos krwawi, liwki pod oczami, opuchni te wargi, cz ciowo odgryzione ucho i tak dalej. Je li w ko cu popadnie w amok, to tym lepiej dla nas. Nie podejrzewam, by straci panowanie nad sob a do tego stopnia, ale nie zaszkodzi spróbowa . Planuj c ataki pami tajmy zawsze o tym, jaki dzie to mia o skutek dla naszych rzeczywistych i potencjalnych sojuszników. Na przyk ad, ju teraz s z nami dwie jednostki Hond o. Mo ecie mi wierzy , e ich dokonania b na ich rodzinnych wiatach wychwalane pod niebiosa. Pod cichu, ale zawsze. Przy odrobinie szcz cia mo e si zdarzy , e Hond o otwarcie opowiedz si po naszej stronie. Starczy, by uznali Imperatora za przegranego. Rykor zajmie si i tym, i reszt kampanii propagandowej, do której wróc za chwil . Sten przerwa i wychyli kubek herbaty. - Druga z kolei sprawa, to AM2. Musimy j kra i niszczy , utrudnia dystrybucj . Przyjmuj za enie, e Imperator rzeczywi cie jest jedyn osob wiedz , sk d j bra czy jak produkowa , o ile to si produkuje, oczywi cie. Dobra. Musimy w tym solidnie namiesza , zabieraj c przy okazji jak najwi cej antymaterii jego poplecznikom i oddaj c j naszym sojusznikom. Szczegó y omówimy pó niej. Kilgour pokieruje naszym wywiadem. Je li zatem dowiecie si czegokolwiek na temat AM2, nawet gdyby by a to tylko bzdurna plotka, przekazujcie j zaraz Alexowi do analizy. Podobnie ze wszystkim dotycz cym Imperatora. Pog oski w kwestii sk d si wzi , kim jest, o jego dziewczynach, ch opcach, owcach, kozach czy o miorniczkach, z którymi romansowa w zamierzch ych czasach... wszystko, dos ownie wszystko. To najwa niejszy element ca ej naszej kampanii i nie nale y nag nia faktu, e próbujemy odtworzy pe ny profil osobowo ciowy Wiecznego Imperatora. Nie utrwalajcie wi c niczego na pi mie pod adn postaci , wszystko przekazujcie ustnie. Zbyt atwo by oby naszemu przeciwnikowi wszcz akcj dezinformacyjn . Ani przez chwil nie zapominajcie, e naszym celem jest sam Imperator. Spróbujemy albo go porwa , albo rozja ni mu we bie. Najprawdopodobniej b dziemy jednak musieli go zabi . Ta kwestia te jest oczywi cie tajna. - Sten? - odezwa si Freston. - Tak?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Imperator przebywa obecnie na wiecie Centralnym. Ilekro wyrusza ostatnio w podró , zawsze czyni to bez zapowiedzi i nigdzie d ugo si nie zatrzymywa . Zgadza si ? - Owszem - przyzna Alex. - Ch opta zamkn si w zamku, a to warownia, której nie ugryziemy. - W nie. Czyli musimy go dopa w terenie. - Powodzenia - u miechn si cynicznie Wild. - Nie podstawi si wam. Nigdy si nie podstawia. Inaczej nie zosta by tym, kim jest. - Mimo to spróbujemy. Wi cej na ten temat za chwil . - Musimy go wywabi . A jak ju wylezie, to go za atwimy. - Cudowny pomys - mrukn a Ida. - A jak niby zamierzacie wywabi go ze skorupy? - Rykor? - W nie po to trzeba posia wi cej chaosu - powiedzia a morsowata psycholog. - Pierwszy akt nale y do was. Musicie o mieszy jego si y zbrojne. Sprawi , by opinia publiczna zacz a traktowa jego admira ów i genera ów jak niekompetentnych dowódców. Ka de nasze zwyci stwo zostanie nag nione na dwóch poziomach. Po pierwsze za po rednictwem mediów. B dziemy musieli zawsze mówi prawd , niezale nie od tego, jak oka e si bolesna. Przy odrobinie szcz cia propaganda Imperatora zacznie dzia na nasz korzy . Jedn z wielu ujawniaj cych si ostatnio abo ci w adcy jest coraz znaczniejszy przerost ego. Je li kto chcia by moje twierdzenie kwestionowa , niech przypomni sobie, jak g upot okaza w Gromadzie Altaic. Tego rodzaju maniacy, podobnie jak istoty dne w adzy, nigdy nie czuj si w pe ni usatysfakcjonowani. Mam zatem nadziej , e przy pierwszej okazji propaganda Imperatora zadmie w wielkie tr by przechwalaj c si jakim drobnym lub pozornym zwyci stwem. Jest to stara technika indoktrynacyjna zwana czasem „wielkim k amstwem”. Teoria powiada, e je li przedstawi si ludziom naprawd monstrualne garstwo, to zamiast kwestionowa sam przekaz, skupi si g ównie na jego rozmiarze. Zwykle dzia a, jednak wymaga blokady innych kana ów informacyjnych. Tak wi c, ile razy tamci zaczn z grubej rury, my pu cimy swój materia zawieraj cy tylko i wy cznie prawd . Ostateczny rezultat to zakwestionowanie nie tylko „wielkiego k amstwa”, ale i wszystkich przekazów tamtej strony. Ale podkre lam raz jeszcze, nam wówczas k ama pod adnym pozorem nie wolno. - Groz wieje - mrukn Alex. - Spokojnie, panie Kilgour. Ta zasada dotyczy b dzie tylko „bia ej propagandy”, czyli naszych oficjalnych materia ów. Za co do szarej i czarnej... Na tym polu mo emy wyprzedzi nawet Imperatora. - Nie wiem, czy jestem a tak dobry... Ale nastawiam ucha. - Je li chodzi o czarn propagand - podj a Rykor - to Sten wspomina o niej ju wcze niej. Musimy zacz szerzy pog oski, równie takie, które nawet nie otar y si o prawd . Je eli wyci gniemy go z Arundel i sk onimy do osobistego dowodzenia bitw , b dzie trzeba posia plotk , e zgin w tej bitwie. Gdzie indziej szepn , e jest umys owo, a nawet fizycznie niesprawny. Musimy zagra na najni szych m skich fobiach. - To nie chwyci - warkn Otho. - Imperator jest wojownikiem. Ani troch go nie obejdzie szerzona przez tchórzy plotka, jakoby by eunuchem. - Mo e - przyzna a Rykor. - Ale powiem ci co , Otho. Wiesz, jaka jest ró nica mi dzy dawnym Imperatorem, nowym Imperatorem, a rad ? - Nie wiem. - Gdyby wszystkie te trzy „cia a” znalaz y si w grawbusie i nagle kto z za ogi powiedzia im, e wóz si zepsu , wiesz co ka de z nich by zrobi o? Rada kaza aby zastrzeli kierowc , a reszt obs ugi zes a i wzi a now za og . Dawny Imperator kaza by zbada problem, awansowa by potem tych najbardziej kompetentnych i pojazd potoczy by si dalej. Za nowy Imperator poleci by opu ci zas ony i udawa , e ci gle jedziemy. Otho zastanowi si i u miechn uprzejmie, ale pó bkiem. - Ale, ale - wtr ci a si Sind. - Najwa niejsze jest tu chyba rozró nienie na dawnego i nowego? Gdyby tak je spopularyzowa ? Odsun mit Pana Wieków, Wiecznego Imperatora w zamierzch przesz , a tego obecnego odrze z charyzmy?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- W nie to zamierzamy zrobi . Gdy uda si ju wprowadzi t dwoisto oceny, wówczas ka da plotka znajdzie pos uch. I kolejna sprawa. Chyba dobrze b dzie przyjrze si Kultowi Imperatora, który wyra nie znajduje si ostatnio w askach. Maj c dwie istoty przekonane o istnieniu bóstw mo na tak pokierowa ich wierzeniami, e jedna rych o og osi t drug heretykiem. Mo e uda si nawet przekona wyznawc numer jeden, e bóstwo uznawane przez wyznawc numer dwa jest antybogiem. Ludzie maj szczególny talent do podobnie krety skich pomys ów i gotowi s pope nia najgwa towniejsze nawet czyny w imi dowolnego, wymy lonego przez nich i czczonego boga... Ale przepraszam, zagalopowa am si . - Nie szkodzi - odpar Sten. - Przynajmniej wiesz, dok d zmierzasz. Ustalili my zatem najwa niejsze. A teraz, szanowni pa stwo, czekamy na pomys y. Wszystkie. Genialne, zwariowane i takie sobie. - Które same dojrzej , gdy je dobrze podlejemy - stwierdzi Kilgour. - Szefie, co pijesz? Sten potrz sn g ow . - Dzi kuj , ale nie. Kto musi prowadzi . - Ze smutkiem u wiadomi sobie, e jako osoba za wszystko odpowiedzialna b dzie musia zacz ho dowa trze wo ci. Ostatecznie tak jako wysz o, e napi boju wst pili tylko Kilgour, Otho i Freston. Tyle, e ten ostatni skapitulowa po wychyleniu jednego, solidnie rozwodnionego drinka. Otho spojrza w ciekle na ca gromadk . - Przecudownie - warkn . - Po prostu pi knie. Na brod mojej matki, intelektualistów, psiakrew, nasprasza em do zamku. Ostentacyjnie wychyli wielki róg i zaraz znów go nape ni , by umniejszy nieco ci na jego domostwie ha .Posiedzenie przeci gn o si prawie do witu i nie by o daremne. Uda o si okre li pierwszy wart uwagi cel.Gdy wszyscy ziewaj c odchodzili do kwater, by z apa chocia kilka godzin snu, inni zacz li ju metodycznie przek ada wynik obrad na rozkazy operacyjne. Sind chwil zamarudzi a. Spojrza a wymownie na Otha. Ten zrozumia niem pro i skin ow . Nape ni ponownie róg i chrz kn pytaj co. Teraz Sind skin a. Otho nala i dziewczynie. - Kiedy si zbieramy? - spyta a g no. - Starsi ju przys ali zgod . Dostosuj si do nas. - Jak najrychlej - zaproponowa a Sind. - Domy lasz si , co powiedz ? Otho zmarszczy brwi, obna k y i warkn . Kto nieobeznany z kultur Bhorów uzna by ten gest za gro lub zapowied aktu ludo erstwa, jednak Sind wiedzia a, e to u miech. - Na Sarl i Laraza, jasne e wiem. Ale nie tak to mia o wygl da . Na zmarzni ty ty ek mego ojca, czasem bywam gruboskóry. Ale teraz u em sobie ju stosown mow i w razie czego nawet brod obetn , by starsi mnie wys uchali. Obcinanie bród by o w ród Bhorów czynno ci do niezwyk . Uczynienie tego podczas narady oznacza o, i delikwent stawia wszystko na jedn kart i domaga si natychmiastowego g osowania nad jego propozycj . Je li przegrywa , wówczas najcz ciej traci o wiele wi cej, ni tylko brod . - Tak, teraz ju znajd odpowiednie s owa. Poinformuj starszych, e zaczynamy dzi wieczorem. Sten i reszta niech lepiej nie wychodz po zmroku ze swoich pokoi. Nie, ebym mia co przeciwko tak wielkim wojownikom, ale to akurat musimy za atwi we w asnym gronie. Nadszed czas, by Bhorowie przypomnieli sobie, kim niegdy byli. I wi cej nie chcia ju Sind nic powiedzie . Bhorowie zacz li przybywa o szarówce. Pojedynczo i grupami. Sind znalaz a si w ród garstki ludzi, którym pozwolono wzi udzia w zebraniu, jako e mieszkali w Gromadzie od pokole i pe nili wysokie funkcje w strukturach militarnych Bhorów. Wszyscy zjawili si w pe nym rynsztunku bojowym. Otho kaza ustawi sto y jak do bankietu, zimne bufety dla spó nialskich odsun pod ciany. Wszystko podawano ju pokrojone, poniewa podczas dysputy politycznej Bhorów nó by by niepo danym rekwizytem.Wystroju dope nia y wielkie bary ki stregga rozmieszczone w taki sposób, aby nikt nie musia wstawa z miejsca, by do jakiej si gn . Gdy zrobi o si ju ca kiem ciemno, starsi oficjalnie przedstawili powód zebrania: czy Bhorowie powinni opowiedzie si przeciwko Imperium? A je li tak, to czy otwarcie, og aszaj c pe
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
niepodleg i wypowiadaj c Imperium wojn , czy te wesprze jedynie po cichu Stena, udaj c poza tym niewini tka i ciskaj c gromy na g owy wszystkich renegatów z wiadomych listów go czych? Najpierw zaj to si tym ostatnim. Mimo brawury, Bhorowie nie byli g upcami. wietnie wiedzieli, jak liczna jest flota Imperium, e w ród licznych rodzajów uzbrojenia dysponuje równie wymiataczami planet, pojmowali te , jak ch tnie Imperator wybi by do nogi wszelkie towarzystwo do lekkomy lne, by ho ubi podobne idee. Poza tym nawet najwi ksi wojownicy mieli rodziny i dzieci i mrozi a ich perspektywa, e po ewentualnym zwyci stwie nie b mieli do kogo ani gdzie wraca . Potem przysz a pora na najwa niejsze. Do pomocy poruszono nast puj ce tematy: Czy to m drze miesza si w spór mi dzy ludzkim w adc a jego poddanym? Czy Sten to cz owiek, czy mo e jednak Bhor, który w ramach reinkarnacji wróci na ten padó w nikczemnym ciele? Czy Alex Kilgour to Bhor? (przesz o przez aklamacj ). Jak najskuteczniej skopa komu jego zmarzni ty ty ek? Ponadto podniesiono kwesti , czy w razie, gdyby zamiar wypowiedzenia wojny Imperium upad , nie wypowiedzie wojny komukolwiek, by uchroni m odzie od dekadencji.Zastanawiano si te , czy na pó wyspie Wlew yje jeszcze cho jeden dziki streggan. Czy to lepszy teren owiecki, ni zatoka C’lone, oczywi cie pod warunkiem, e w ogóle zosta jeszcze jaki dziki streggan. Czy nie da oby si wyzwa tego ca ego Imperatora na rozstrzygaj cy pojedynek z wybranym wojownikiem Bhorów. Po amano sze sto ów, z tego dwa na g owach dyskutantów. Dwunastu wojowników odwieziono do szpitala. Sind przyk ada a kataplazmy pod podbite oko, inny uparty ideowiec nadwer jej , gdy pra a go po pysku. Zapowiada o si pi ca kiem obiecuj cych pojedynków. Siedmiu Bhorów wyrzucono przez okno, by wytrze wieli w zaspie.A wszystko to dopiero na starcie, ale koniec ko ców ostatnie podobne zebranie odby o si kilka adnych lat temu i obecne potrwa mog o nawet tydzie . Zak adaj c, e starczy stregga i kworum b dzie tutaj, a nie w szpitalu. Otho mia do . Starsi próbowali wprawdzie kierowa rozmowy na to, co dla Otha by o istotne, ale jak dot d bez powodzenia. Otho odczeka ostatecznie do po owy diatryby niejakiego Iv’ra, który zbli si nawet do sedna sprawy, dowodzi bowiem, i aden gwardzista Imperium, nawet najlepszy, nie jest godzien mierzy si z Bhorem i niewa ne, e Bhorów jest wielokrotnie mniej ni gwardzistów. Iv’r dostrzeg w rodku zdania, jak Otho poczyna bawi si swój d ug brod . Wiedzia , e oznacza to najwy szy stopie zdesperowania gospodarza. A zna go dobrze, bo kiedy to w nie Otho wyzwa go na pojedynek, s d bo y na mrozie, dla rozstrzygni cia sporu o adztwo nad pewn arktyczn oaz . Zako czy zatem b yskawicznie, zas aniaj c si „kwesti formaln ”. Nie zwlekaj c zeskoczy nast pnie ze sto u, dope ni owych formalno ci g usz c innego Bhora, który g no kwestionowa d ugo brody matki Iv’ra, i usiad .Nagle zapad a cisza.Otho zacz swoje przemówienie. Niepewne czasy nasta y, powiedzia . Imperium zmieni o si w mordercz tyrani kierowan przez bezbrodego rozbójnika. Bhorowie musz przeciwstawi si tej gro bie, i to po nowemu, albo stan w obliczu zag ady. Otho przypomnia zebranym, jak to by o kiedy , kiedy Bhorowie omal nie podzielili losu wyt pionego obecnie drapie nika i swojego prehistorycznego naturalnego wroga, streggana. Ich gorzki los by si wówczas dope ni za spraw proroków Talameina i ich siepaczy, Jannów, gdyby Sten w por nie przyby do wiatów Wilka. Teraz znów staj przed wyborem. A wybór mo e by tylko jeden. - I nale y on do was - zakrzykn Otho, a echo wróci o odbite grzmotem od sufitu. - I jest oczywisty. Bo czy chcemy ucieka tak, jak nasi przodkowie zmykali przed stregganem po lodzie? Tak jasne wy enie sprawy ostatecznie przekona o Bhorów do Stena.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Wybierzmy wodza! - wybi si ponad ha as g os Iv’ra. - Najwi kszego wojownika, który poprowadzi nas do bitwy. Zapanowa o pandemonium. Jedni byli za, drudzy niekoniecznie, i dowodzili, e to prosta droga do dyktatury, chocia obieranie wodza w potrzebie mie ci o si w tradycji Bhorów. Najg niej jednak wrzeszczeli ci, którzy mieli ju pewnego kandydata. Iv’r pierwszy zacz skandowa . - Otho! Otho! Otho! W ko cu i reszta podj a has o. Otho rykn jak przy przekraczaniu bariery d wi ku, daj c by zamilkli. Gdy ha as opad poni ej progu bólu, wywrzeszcza swój sprzeciw. Zapad a prawdziwa cisza. - Stary ju jestem - zacz i przeczeka protesty. - Pomog , zrobi co w mojej mocy, ale do ywam ju zimy ywota, a ta walka mo e potrwa d ugie lata. W tej wojnie chc by tylko zwyk ym nierzem, no, mo e oficerem. Powiedzia em, e tym razem musimy dzia po nowemu, i to dok adnie mia em na my li. To znaczy, e musimy wybra na wodza kogo , kto na szerokie spojrzenie na wiat, kto wie co dobre i potrafi jasno odmalowa swoje wizje przed naszymi starszymi. Otho powinien zasadniczo budowa napi cie jeszcze przez co najmniej kilka minut, a idealny wojownik stanie wszystkim przed oczami jak ywy, zszed jednak ze sto u, nape ni róg i wychyli go pospiesznie, a stregg pociek mu po brodzie. Z apa oddech i wskaza kciukiem poprzez stó . - Ona. Chodzi o mu o Sind. Po chwili ciszy wybuch a nowa wrzawa. Sind oprzytomnia a dopiero po paru minutach i z miejsca zacz a stawia opór. Jest przecie cz owiekiem. Jest m oda. Zbyt wielki zaszczyt. By a kiedy ... Równie dobrze mog aby recytowa tabliczk mno enia. A jazgot nie milk . Tu przed pierwszym brzaskiem spór zacz przygasa . Ci spo ród wci przytomnych, którzy pami tali wojenne zas ugi i talenty dowódcze Sind, uzyskali wsparcie frakcji reformatorskiej (ciekawej, jak to b dzie pod ludzkim wodzem) i wzi li gór nad pozosta ymi, chocia sala bankietowa Otha nijak nie przypomina a ju miejsca debat politycznych. Niewtajemniczonemu w miejscowe zwyczaje mog aby kojarzy si raczej z polem bitwy pi ciu armii. Sind stanie na czele Bhorów. Posz a obudzi Stena ciekawa, jak przyjmie podobn nowink . Sten nie kry zachwytu, jak e by inaczej. Po pierwsze z tego powodu, e Bhorowie podj li wreszcie decyzj , po drugie, e wybrano tak utalentowanego i odpowiedniego wodza. Pochichota d sz chwil nad odkryciem, e od paru lat sypia z Bhorem i na koniec spyta Sind, kiedy wreszcie zapu ci brod . Alex Kilgour te nie spa tej nocy. Przed witem wyszed na wysokie blanki zamku. Stra nik w pierwszej chwili go okrzykn , potem jednak rozpozna i wi cej ju nie przeszkadza . Burza przesz a i niebo by o jasne od gwiazd. Kilgour spojrza w gór na miejscowe konstelacje. Potem pomy la o niewidocznej galaktyce, kryj cej jego rodzinny uk ad i planet . Edynburg. Siedziba lairda Kilgoura z klanu Kilgourów. Zamek, dobra, fabryki. wiat o ci eniu trzykrotnie wi kszym od ziemskiego. wiat silnych m czyzn i kobiet. wiat, którego nigdy ju nie mia ujrze . I na co ci przysz o, pomy la . Co ci omami o, e poszed na s Imperium. Nie wiedzia , jaka najpewniej czeka ci zap ata. e sko czysz w ziemi, jak brat Kenneth? Lub na wózku, jak Malcolm? Tak, wiedzia em. Ale trudno dawa sobie rad ze wiadomo ci , e póki Imperator yje, poty samemu nie ma co my le o yciu. A nie wola by raczej umrze w ku, za wiele lat, z siw brod i fur wspomnie ? Alex zadr . Rozum podpowiada , jak to si sko czy. Za pó no ju na wybory.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Cokolwiek wybierze, sko czy tak samo. mier czai si na ko cu ka dej drogi. Znów zadr . Nie z zimna. Potem odwróci si i wszed do rodka. Ruszy do swojego pokoju. Cholera, pomy la . B dzie, co ma by . To jedno Jannowie dobrze sobie wykombinowali. A na razie pora nam na wojenk . Rozdzia 11 Na Dusable zosta ju tylko rok do odbywaj cych si zwykle co cztery lata wyborów. Stawk by urz d tyrana i dwie trzecie sk adu Rady Solonów*. [* Solon ur. ok. 635, zm. ok. 560 p.n.e. Ate ski m stanu i prawodawca. M.in. ustanowi Rad Czterystu.] Na ca ej rozleg ej i zat oczonej planecie, portowym i przemys owym centrum uk adu Cairene, wybory sta y si g ównym tematem rozmów. Nawet doniesienia o polowaniu na zdrajc Stena podawano w serwisach jako wiadomo ci pomniejszej wagi. Pierwsze stwo mia y spekulacje, dywagacje i domys y dotycz ce wyników wyborów. Wszyscy, od mieciarza po magnata przemys owego, sprawdzali sk d wieje wiatr. Rodzice rozwa ali szans tyrana Walsha i solona Kenny przy obiedzie, kwiat kurewstwa p ci obojga korumpowa policjantów. Ojczulkowie dzielnic nieustannie przeliczali kupione g osy. Ponure typy przegl da y rejestry cmentarne. Nawet dzieciaki w szy y po k tach w nadziei, e zarobi nieco, donosz c o jakim skandalu. Wieczny Imperator zwyk nazywa podobne zamieszanie wielk polityk . Z lubo ci podkre la zawsze, e polityka to najwi kszy biznes. Na Dusable nie widziano w tym nic niezwyk ego. wiat ten kr ci si dzi ki protekcji. Na Dusable nie by o zapewne ani jednej istoty, która by nie by a od kogo zale na. Gliniarze powa ali swych prze onych przez wzgl d na podzia puli apówek. Przedsi biorcy przekupywali inspektorów, by otrzyma i utrzyma koncesje. Zwi zkowcy wys ugiwali si w zamian za lukratywne miejsca pracy. Nawet pomywacze talerzy p acili, by dla odmiany pozmywa kufle po piwie. A ci od kufli dawali apówki, by dalej pucowa swoje.Krótko mówi c, Dusable by a najbardziej skorumpowan planet Imperium. Niemniej trzeba przyzna , e ten system dzia . Obywatel, który mia do rozumu by zawsze stawia na w ciwego konia, móg by pewien swojego losu. Tylko przegrani kombinowali co pewien czas, jak by tu zaprowadzi ad i porz dek”. Gdy Imperator powraca okr drog zza grobu, to w nie wybory na Dusable sta y si jego przepustk do tronu. Od tamtej pory sp aci ju swój d ug po wielokro .Walsh i Kenna zawdzi czali swój obecny wysoki status niejakiej pomocy Imperatora. To on tak pomanipulowa wyborami, i mistrz intrygi, tyran Yelad, który wygrywa niezmiennie od trzech dekad, przepad z kretesem.Imperator za wyznawa zasad obecn w polityce od czasów antycznych, e nale y pozbywa si tych, którzy najbardziej pomogli w potrzebie. Doprowadzi do upadku tyrana Yelada, ale samemu uk adowi Cairene nie sk pi ask.Mimo solidnego poparcia solon Kenna wzi si ostro do rzeczy i rozkr ci tak kampani przedwyborcz , jakby wielki dzie nadej mia ju za tydzie , a nie za rok, i nie zwraca uwagi na zapewnienia doradców, e zwyci stwo ma ju w kieszeni. Ci za mieli powody, by tak mówi . Dusable rozkwit a jak nigdy. Na l dowanie w ka dym z wielkim portów trzeba by o czeka w d ugiej kolejce. Fabryki pracowa y na trzy zmiany, a WI (Wielki Indeks apówkarski) rós z notowania na notowanie.Antymateria by a nie tylko powszechnie dost pna, ale i tania jak barszcz; Wieczny Imperator dodatkowo wyró ni uk ad, tworz c tu nowy sk ad AM2. Gigantyczny magazyn obs ugiwa a dwa wielkie sektory Imperium. Kenna jednak nie chcia czeka bezczynnie. Jako przewodnicz cy Rady Solonów i druga osoba w pa stwie po tyranie Walshu, mia zbyt wiele do stracenia, gdyby co posz o nie tak. Po prostu móg straci wszystko. Nie zamierza powtarza karygodnego b du tyrana Yelada, którego zgubi a nadmierna pewno siebie. Ju pierwsze wa niejsze przemówienie w tej kampanii potraktowa z najwy sz trosk .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Przede wszystkim dobra przyjazn publiczno , rekrutuj si z miejscowych przedstawicieli gigantycznego zwi zku zawodowego robotników stoczniowych. Byli to dzielni i odpowiedzialni ludzie, zarówno w czasie g osowania, jak i akcji towarzysz cych. Specjali ci od dzikich strajków, burd wyborczych i organizowania funduszy. Kenna korzysta z ich wsparcia jeszcze w czasach, gdy zasiada w Radzie Solonów. W drugiej kolejno ci si gn g boko do w asnej szkatu y, by zapewni przyby ym godziw rozrywk . Starczy o tego na trzysta stolików z paroma tonami przek sek i kilkoma cysternami napitków. Po rodku terenu wzniesiono scen , gdzie nieustannie produkowali si jacy muzycy, komedianci i sk po odziane balety. Pod ogrodzeniem stoczni rozbito pi dziesi t namiotów, w których patriotycznie nastawione ekipy dawców i dawczy rozkoszy przekazywa y patriotyzm klientom. Ta grupa zawodowa te zwyk a spe nia co cztery lata swój obywatelski obowi zek. Ostatecznie zwróci si do Imperatora z uprzejm , acz stanowcz pro , by ten zechcia dostarczy mu odpowiedniej amunicji, czyli materia u do przemówienia. Za Wieczny Imperator okaza si nadspodziewanie szczodry. Kenna nie omieszka wspomnie o tym zwi zkowcom. W odpowiedzi us ysza aplauz g niejszy, ni podczas powitania wielkiego liniowca. Cieszy si nim d ugie minuty. Najpierw nie mia o podniós d , by poprosi o cisz . R ka opad a... Dalej sta bezradny wobec wybuchu entuzjazmu. Kamery wyra nie pokaza y jego nie mia y u miech. wiczy si w nim od lat. Trzy razy próbowa zabra ponownie g os, i trzykrotnie ulega pod presj mas. Za czwartym razem uczyni jeszcze jeden, dyskretny gest, natychmiast dostrze ony przez osoby wyznaczone do podkr cania i uciszania t umu. Zapanowa spokój. - Zanim jednak powiem wi cej, chcia bym wam zada pewne pytanie - powiedzia potoczy cie. Czy obecnie yje wam si lepiej ni cztery lata temu? um rykn jeszcze g niej. Technik z ekipy transmisyjnej odnotowa , e wskazówka miernika nat enia d wi ków (czyli tak e i popularno ci) uderzy a w ogranicznik skali i utrzyma a tam si przez pe minut . Powiedzia o tym prezenterowi. Ten a oczy szeroko otworzy . Blisko rekordu. Potem klaka znów uciszy a zgromadzenie. - Spotka mnie ten skromny zaszczyt - podj Kenna - e znów staj przed wami, by prosi o poparcie. I niewa ne, e moi szanowni oponenci powtarzaj , i wykorzystuj niecnie uczciwie pracuj cych robotników, czyli was... Zawiesi na chwil g os, by pomruk gniewu dobrze wypad w transmisji. - Ale jak im powiadam: czym by aby Dusable bez klasy pracuj cej? - Burdelem! - zabrzmia dono ny okrzyk z t umu. Znów u miechn si jak bestia z mokrade . - Dzi kuj , siostro! Rozleg y si miechy. Wówczas dramatycznie zmarszczy brwi. - Wiatr przemian si wzmaga, przyjaciele, i nikt, dos ownie nikt, nie wie tego lepiej, ni wy, sól tej ziemi. Spo ród ca ego ludu pracuj cego Dusable w nie wasz zwi zek zawsze znajdowa si w awangardzie post pu. Znów odczeka d sz chwil , a umilknie wrzawa. - Wszyscy wiecie, e nie pochwalam fa szywej skromno ci i pokory. Ciche miechy. - Zamierzam by wobec was po prostu uczciwy. W pe ni na to zas ugujecie. Wiatry przemian, o których mówi , ju teraz wynios y Dusable na szczyty powodzenia. Mamy pe ne zatrudnienie. Rekordowe p ace. Ceny niskie jak nigdy dot d. A wszystko to zawdzi czamy wiat emu przewodnictwu tyrana Walsha... i mojej skromnej osobie... ale jest jeszcze kto , komu winni jeste my wdzi czno . Ten kto to... Wieczny Imperator! um kompletnie oszala . Tym razem technik odnotowa , e wskazówka próbowa a uciec ze skali przez pó torej minuty. Kenna znów da znak.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Moi przeciwnicy twierdz , e wszystko, co uzyskali my od tego historycznego dnia, gdy Imperator pojawi si w ród nas, to nic innego jak ja mu na. I to skromna. Krzyki i gwizdy. Kenna u miechn si wyrozumiale. - Mówi , e Dusable sta o si dobrem lennym, wasalem wielkiego pana, Wiecznego Imperatora. e utraci o niezawis . Wycie. - Ka dy z nas po wielokro s ysza te i inne k amstwa. Ale prawda jest inna. Po raz pierwszy w historii g os Dusable zosta naprawd wys uchany. Teraz mo emy dumnie nosi g owy we wszystkich stolicach Imperium. A do kogo Imperator zwróci si o pomoc w ci kich czasach? Nie do kogo innego, jak do naszego tyrana Walsha, który w nie teraz pracuje w wielkim gmachu Parlamentu na wiecie Centralnym. ykn z karafki lekarstwo na gard o. Przeczeka oklaski. - Tak... Dusable zawdzi cza Wiecznemu Imperatorowi niejedno. Zawdzi cza mu naprawd wiele. Jednak i Imperator jest nam nieco winien. W obecnych czasach próby potrzebuje nas bardziej ni kiedykolwiek. Rozmawia em z nim osobi cie nie dawniej, jak wczoraj, i poprosi mnie, abym podzi kowa w jego imieniu ludowi Dusable za jego nieustaj walk o wolno . A szczególne wyrazy wdzi czno ci mam przekaza wam, zwi zkowcom ze stoczni i doków. Bez was, jak powiedzia , i bez wszystkich wielkich zwi zków naszego Imperium, jego trud nigdy nie przyniós by owoców. um wiwatowa na cze Imperatora przez czterdzie ci pi sekund. - Ale jak wszyscy wiecie, Wieczny Imperator nigdy nie poprzestaje tylko na s owach. Staj tu dzisiaj przed wami, by przekaza wam radosn nowin . Kenna uniós pergamin stylizowany na antyczny dokument. Kamery dok adnie pokaza y zdobi go imperialn piecz . Potem wróci y do Kenny. - Po pierwsze, nowy sk ad AM2, orbituj cy wysoko nad naszym wiatem, zosta wyniesiony do rangi potrójnego A! um naprawd si ucieszy . To oznacza o nowe zamówienia i kontrakty, wi cej pracy dla portów. - Ale to nie wszystko - doda Kenna. - Wraz z nowymi korzy ciami ro nie te nasza odpowiedzialno . Przyjaciele, z przyjemno ci oznajmiam wam, e Imperator zawróci w nie wielki transport zmierzaj cy do mniej godnego uk adu i skierowa go do nas. Niesie on do AM2, by w pe ni zaspokoi potrzeby ca ego sektora a na dwa lata. Obecnie zbli a si do Dusable. A gdy ca y fracht znajdzie si ju bezpiecznie w naszych nowoczesnych magazynach zbudowanych, dodam, z niezrównanym mistrzostwem przez naszych robotników, Dusable stanie si prawdziw podpor Imperium. Czemu? Bowiem w nie zostali my jedynym dostawc AM2 dla ca ego sektora. A to, przyjaciele, oznacza tylko jedno. Tak wielcy odp acaj za lojalno . Oklaski, krzyki, wycie, ryki, walenie w puste naczynia przetoczy y si przez ca stoczni . Nawet mieszka cy odleg ych dzielnic spojrzeli w bezchmurne niebo zdumieni, sk d te gromy. Na pok adzie odleg ego o sze dziesi t siedem milionów mil „Pai Kow” wrzawa omal nie rozsadzi a g ników. Kapitan Hotsco wy czy a d wi k i zarechota a wspomniawszy hojne obietnice Kenny. Dotkn a kontrolek i oblicze mówcy zmala o, przenosz c si w miniaturowym prostok cie w prawy górny róg ekranu. Reszt wype ni widok pró ni. - Mushi, mushi ano nay, ano nay - pod piewywa a sobie Hotsco, wpatruj c si w ekran. - Mushi, mushi ano nay... W ko cu to znalaz a. Dok adnie na trzeciej. - Ah so desca - za mia a si . - Chod cie do mamusi, moje jasne oczka. - Zerkn a na oblicze Kenny, który porusza wci ustami niemo jak ryba i czarowa masy zwi zkowe. - Solidarno , bracie zasalutowa a szyderczo politykowi. Usun a jego twarz z monitora. Karawana wiate przesuwa a si powoli ku centrum ekranu, skanery pod y jej ladem.Hotsco a wci gn a g boko powietrze, gdy ca y „poci g” znalaz si w polu widzenia. Na czele lecia o co przypominaj cego przeci ty na pó imperialny pancernik.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
By o to prawid owe wra enie. Statek faktycznie zosta przebudowany wiele dziesi tek lat wcze niej w jednej z pomniejszych stoczni Tanza Sullamory. Dosta wtedy now cz dziobow , co pozbawi o go uzbrojenia i centrali dowodzenia, pier cie emiterów wi zek prowadz cych na ródokr ciu, i nowy system nawigacyjno-steruj cy, skryty w b blu na prawej burcie. Z dawnego pancernika pozosta a tylko gigantyczna si ownia.Jedynym zadaniem tak przerobionej jednostki by o prowadzenie osiemdziesi ciokilometrowych sk adów barek towarowych.Hotsco poleci a kompowi policzy wszystkie barki. Przerwa a proces, gdy suma uros a powy ej sze dziesi ciu.Kapitan Hotsco, z zawodu przemytniczka, po godzinach piratka, nie mog a oczu oderwa od tego skarbu. Warto ca ego sk adu kieruj cego si do magazynu AM2 na Dusable by a wprost niewyobra alna. Niechby nawet Kenna k ama co do wielko ci dostawy, niechby dwukrotnie j zawy ... I tak ka da barka stanowi a ogromny maj tek.Wszystkiego i tak by nie zdo a zabra , ale mog aby wyrwa do , by kupi sobie jeden czy dwa uk ady wielko ci Cairene.Wild by j chyba za to zabi . Pieprzy Wilda. Ale co z Kilgourem? To jego wywiad wy ledzi transport. Na dodatek kapitan Hotsco poczu a ostatnio dziwn mi do przysadzistego Szkota. Ostatnio, czyli podczas odprawy, na której wyniszcza swój plan Wildowi i grupie kapitanów. Hotsco by a mi dzy nimi.Zgodnie z instrukcjami przemytnicy mieli robi swoje prawie tak jak zwykle, czyli lata do Cairene z kosztownymi drobiazgami dla polityków i ich lubych, przy okazji prowadz c operacje wywiadowcze zwi zane z transportem. Plan by dobry. Bardzo dobry. wiadczy o tym widok maluj cy si na monitorze. Na dodatek nikt nie wiedzia o obecno ci kapitan Hotsco w pobli u konwoju. Pojmowa a jednak, e je li teraz ulegnie instynktowi, wówczas zapewne nigdy nie pozna odpowiedzi na stare jak wiat pytanie, co Szkot nosi pod spódniczk , czyli kiltem. Pieprzy kilt. Popatrz tylko na to ca e AM2. Potem jednak nasz a j ponura i przera aj ca my l. Co zrobi z tak mas towaru? Kto tyle kupi? A je li b dzie opycha po trochu, to kto w ko cu pu ci farb i imperialni zaraz zaczn depta jej po pi tach. Pieprzy imperialnych. Hotsco i tak ucieka a praktycznie od zawsze. Tak... ale... Nigdy jeszcze nie musia a ucieka przed ca flot . A teraz tak by si sta o. Taka ilo AM2 warta jest ruszenia wielu flot. No dobra. Hotsco zdecydowa a, e raz zachowa si uczciwie. Nawet, je li to boli. Na pociech pomy la a o szerokiej i u miechni tej twarzy Alexa. I o jego krótkiej spódniczce. Szybko zakodowa a wiadomo zawieraj równie koordynaty poci gu. Potem wys a j jednym pot nym impulsem. Odczeka a kilka pe nych napi cia sekund. Zestaw czno ci pisn . Sygna pochodzi z „Victory”. Wiadomo przyj ta. Hotsco zaraz wy czy a modu i czym pr dzej wynios a si z sektora. Mam nadziej , e jeste tego wart, Alexie Kilgourze, pomy la a. Nowy sk ad AM2 na orbicie Dusable by wielko ci ma ego ksi yca. Z boku przypomina rozci na cztery cz ci kul , po rodku której wstawiono gigantyczn , kwadratow platform . Poszczególne wiartki kuli czy y monstrualnej wielko ci rury s ce jako ci gi komunikacyjne i transportowe. Ca opleciona by a sieci przewodów czno ci, kana ów kontrolnych i pomniejszych rur t ocz cych wszystko, od p ynów zastosowania przemys owego, po kr ce w obiegu zamkni tym powietrze i cieki odprowadzane z modu ów mieszkalnych.Podobne magazyny wymaga y zwykle sze ciuset ludzi obs ugi, ale na Dusable zawsze wszystko wygl da o inaczej. Nawet tutaj, wysoko na orbicie stacjonarnej, dzia y te same zasady patronatu co na powierzchni. Tym sposobem w chwili przybycia transportu liczba pracowników by a dwukrotnie wi ksza.Wi kszo z nich spa a lub bawi a si w centrum rekreacyjnym. Og oszone przez Kenn
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
nowiny nikogo tutaj nie zaskoczy y. Od dwóch dni trwali w stanie pogotowia i oczekiwali na wy adunek. Zreszt i tak nie czeka o ich wiele roboty. Magazyn by niemal ca kowicie zmechanizowany. Zaspany operator odnotowa w dzienniku nadci gaj cy konwój. Sprawdzi od niechcenia sprawno wszystkich systemów, po czym wróci na koj i przytuli si do g adkich pleców swojego ch opaka.Przelotnie pomy la , czyby go nie obudzi na chwil zabawy i poruszy nawet biodrami, ale senno zwyci a i po chwili ju chrapa . Tymczasem obraz konwoju rós z wolna na monitorze, a ca y sk ad wszed na orbit synchroniczn wobec stacji. Komputery wymieni y sygna y rozpoznawcze, potem run a rzeka danych. Pierwsza barka od czy a si od poci gu i agodnym ukiem zbli a do platformy l dowiska, gdzie czeka y ju maszyny gotowe przej adunek.Gdyby operator patrzy jeszcze na ekran, zdumia by si widz c, jak jeden z kontenerów samodzielnie oddziela si od formacji i leci zupe nie gdzie indziej, ni pozosta e.Nagle obraz poczernia . Poci g skry si w cieniu rzucanym przez orbituj stacj . - Jak ja si teraz poka na bankiecie? Nikt nie b dzie chcia ze mn pi - narzeka Otho. - To ci wyjdzie tylko na dobre - odpar a Sind, prowadz c fa szywy kontener jak najdalej od tych prawdziwych, które zmierza y do g ównego luku magazynu. - Sta ci na zrzucenie osiemdziesi ciu kilo. Odzyskasz m od , dziewcz sylwetk . - Na brod mojej matki, kobieto jeste bez serca - j kn Otho, ale nie spu ci z oka patrolowca, który mia ledzi . Przypomnia sobie, e maj jakie pi dziesi t pi minut, a stateczek wróci tu w rutynowym oblocie stacji. - Oto ja, Otho, otrzyma em rozkaz zmuszaj cy mnie do czego ca kiem niechwalebnego. - Biedne male stwo - mrukn a wspó czuj co Sind. Wyczu a ju stery, chocia z pocz tku by o dziwnie. Ostatecznie jednak statek to statek, nawet gdy ma si do czynienia z ma szalup ratunkow ukryt w wypatroszonym ze wszystkiego innego kontenerze. Na zewn trz ró ni si od zwyk ego jedynie wyci tym w rufowym poszyciu otworem na dysze nap dowe, za miliony lat wietlnych nieustannych podró y zostawi y do znaków i szram, by nowo dodany na „Victory” w az by widoczny dopiero z bardzo bliska. W szalupie prócz Sind i Otha by o jeszcze sze ciu Bhorów. - Gdy mój dobry przyjaciel Sten powiedzia , e pierwszym naszym celem b politycy Dusable stoj cy po stronie Imperatora, serce ma o nie wyskoczy o mi z piersi, tak si ucieszy em - stwierdzi Otho. - Na zmarzni ty ty ek mego ojca, pomy la em, to naprawd brat od stregga. Prawdziwy Bhor niczego tak nie kocha, jak niszczenia polityków. A tutaj prosz , ca a planeta tych mij mog aby by wy cznie dla mnie. Powiem ci, Sind, marzy o mi si , e na staro b mia o czym opowiada . Ich krew pop yn aby niczym stregg podczas nabo stwa. Jedyny feler widzia em w tym, e ycia by mi nie wystarczy o, by wypi za dusz ka dego z nich, aby z piek a nie wyjrza a. - Próbujesz mnie zmi kczy , Otho - mrukn a Sind. - Ale po pierwsze, taki stary to ty nie jeste . Po drugie, ju teraz tyle nakoloryzowa , e za sze ywotów by starczy o. Wi c nie narzekaj. Nie rozczulisz mnie. Nie my l sobie, e uroni i rzekn ci „Biedny Otho, skoro tak cierpisz... to wypruj troch flaków”. - Nie trzeba a tak - odpar Otho. - Bylebym móg udusi ze dwóch. To wystarcza Bhorowi do szcz cia. - Nie. I to jest moje ostatnie s owo - warkn a Sind i przycumowa a kontener przy jednej z wiartek kuli. Stukn o raz. I drugi. Potem poszycie przylgn o do stalowej ciany. czy a jeszcze na króciutk chwil nap d, a znale li si przy w azie kontrolnym. - Dobra, wchodzimy do rodka - poleci a. - I pami taj, Otho... adnego zabijania. Jeste my bojownikami o wolno , a takim bohaterom nic nie szkodzi bardziej ni zdj cia na tle masowych grobów.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Skoro nalegasz - sapn Bhor. - Mo e w ko cu przyzwyczaj si do tych nowoczesnych metod prowadzenia wojny. Po kilku minutach wysadzili w az mikro adunkami i weszli do magazynu. Sind dwa razy w czy a i wy czy a komunikator. Chwil potem g niczek przekaza jedno klikni cie z „Victory”. Krok pierwszy wykonany. Sind nigdy jeszcze nie widzia a sk adu AM2 na ywo, szczególnie od rodka. Na symulatorach misja wygl da a ca kiem prosto. Kilgour wygrzeba w bibliotece schemat takiej stacji. By a to prosta, funkcjonalna konstrukcja. Tyle, e rol pe ni a zgo a niezwyk , mo na powiedzie dramatyczn . Kry a najefektywniejsze znane ród o energii.Z planu wynika o, e w rodku nie ma praktycznie nic oprócz wykonanych ze stopu Imperium X komór kryj cych AM2. No i jeszcze relatywnie niewielkie centra dyspozycyjne i modu y mieszkalne. Oraz wielki komputer, który wszystkim p ynnie zawiadywa .Na symulatorze by o atwo... Sind zlustrowa a korytarz, którym akurat si przemykali. Nic, tylko szare ciany, szary sufit i szara pod oga, widoczna w s abym, rozproszonym wietle. Korytarz od w azu ci gn si prosto jakie pó kilometra, potem skraca w lewo. Znów wier kilometra i wreszcie centralny komputer. Cho raz praktyka w pe ni pokrywa si z teori , pomy la a Sind. Mi a odmiana. Doszli do zakr tu. I dobre czasy dobieg y ko ca. - Na k dzierzaw brod mój ej matki - j kn Otho. - To wygl da jak legowisko streggana. Porównanie by o ca kiem trafne. Streggan, miertelny wróg dawnych Bhorów, obecnie wymar y w rezultacie wytrwa ych polowa , zamieszkiwa g bokie jaskinie, przerobione uprzednio pomoc mocnych pazurów na prawdziwe labirynty. Bhorowie wci uwielbiali gry oparte na pomy le legendarnych ju dzi pl tanin tuneli. Sind mia a podobne wra enie. Zamiast jednego korytarza, budowniczowie z Dusable wymy lili w tym miejscu ca y ich tuzin, a ka dy bieg oczywi cie w innym kierunku. Nic nie sugerowa o, który prowadzi do celu. - Ile mamy czasu? - spyta a nieco zdesperowana. - Niewa ne odpar Otho. - W nie, e wa ne. Je li ten patrolowiec... - Przeros swego dawnego mistrza ju w niejednym - warkn Bhor - ale paru rzeczy musisz si jeszcze nauczy . Na chudy grzbiet mojego ojca, powiem ci, e to napawa mnie nadziej . Spojrza dumnie na Sind. - Labirynt zawsze tworzy si w jakim celu - powiedzia . - Albo dla zabawy, albo eby co ukry . Spojrza na pl tanin przej . Zalegaj ce w nich g bokie cienie wiadczy y o dalszych odnogach. - Obywatele Dusable specjalizuj si chyba w tym drugim. S ysza em, e politycy zawsze maj co do ukrycia. - Czemu mieliby ukrywa centralny komputer? - spyta a Sind. - Powinien by chyba raczej atwo dost pny. Otho przytakn . Przeszed kilka kroków rodkowym tunelem i opuka ciany. ucho. Kawa ek dalej ju nie. Odpi od pasa podr czny palnik i szybko wyci w cianie ma y otwór. Zerkn do rodka i zachichota . - Wiedzia em - stwierdzi i skin na pozosta ych. Sind te zajrza a. Za cian by ca kiem spory magazyn kryj cy sterty paczek z kontraband . - Stacja ma dwojakie zastosowanie - wyja ni Otho. - Oficjalnie to sk ad AM2, ale czarny rynek Dusable te z niej korzysta. Sama widzisz. Mia em racj . Jak zwykle. - No i fajnie, twoje na wierzchu - mrukn a Sind. - Ale nadal nie wiemy, któr dy i . - A, o tym my lisz. aden problem. By em tylko ciekaw, czemu w ciwie s y ten labirynt. - Chcesz powiedzie , e znasz drog ? - Jasne. To t paki. Na pewno wybrali najprostsze rozwi zanie. Wejdziemy w lewy skrajny i dalej, jakkolwiek by si wi o, zawsze skr camy w lewo. Koniec ko ców dojdziemy.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Je li si mylisz, to zab dzimy na d ugie godziny - stwierdzi a Sind. - I misj diabli wezm , nie mówi c ju o nas. - Nie wierzysz mi? Nie wierzysz mistrzowi labiryntu? - Bhor spojrza na ni oczami wielkimi jak spodki. Sind zawaha a si , ostatecznie jednak wzruszy a ramionami. - Prowad . Otho ruszy lewym korytarzem, który co kilka metrów skr ca , rozdwaja si i roztraja , ale przewodnik zawsze wybiera lew odnog . Czasem ko czy a si ona lep cian ; wówczas wracali i próbowali obok. Nagle korytarz skr ci tak samo, jak przed labiryntem. W lewo. I ujrzeli drzwi, z których dobiega agodny pomruk elektroniki. Otho wskaza na wrota dramatycznym gestem. - Oto jeste my - powiedzia z namaszczeniem i u miechn si , oczekuj c wylewnych wyrazów wdzi czno ci i ogólnego podziwu. Sind jednak doskoczy a b yskawicznie do drzwi, os ucha a je male kim wzmacniaczem, da a d oni sygna , e czysto i otworzy a przej cie.Przy centralnym komputerze nie by o adnej ywej istoty, jednak pomieszczenie ton o w blasku silnych lamp.Sind szybko wesz a i skierowa a si do terminala. Sprawdzi a dost pne opcje, musn a kilka w czników, u miechn a si i wyj a z kieszonki u pasa przygotowan wcze niej dyskietk . Nie trac c czasu nakarmi a ni komputer. Otho i reszta Bhorów czekali cierpliwie, rozstawieni wko o jako os ona. - M odzi s teraz tacy nietaktowni - narzeka Otho. - Nie doceniaj wagi zbieranego przez lata do wiadczenia. Gdy ja by em szczeniakiem i stregga kosztowa em tylko wtedy, gdy by w mleku, matka ze skóry by mnie obdar a za taki brak szacunku. Chocia , dobra... Nie ma co narzeka . Przynajmniej troch si zabawi em. - Stukn stoj cego obok kaprala w plecy. - Czy to nie wspania e osi gni cie? Zanim kapral zd odpowiedzie , co zazgrzyta o, zapia o, zachrypia o i na koniec zawy o. Syrena alarmowa. Sind wybieg a z pomieszczenia, w ca ej stacji rozleg si syntetyczny g os. „Stacja dozna a uszkodze na skutek trafienia przez meteoryt. Miejsce zderzenia: rodkowy sektor ównego magazynu AM2. Istnieje wysokie prawdopodobie stwo eksplozji. Ca emu personelowi nakazuje si natychmiast opu ci stacj zgodnie z procedur alarmow jeden cztery dwa dwa a. Bez paniki. Zachowa spokój. Powtarzam, nie wpada w panik ”. - Zmywajmy si st d zanim wpadn - krzykn a Sind i pognali z powrotem przez labirynt. Tym razem zawsze skr caj c w prawo. Tymczasem w innych cz ciach stacji kto yw walczy o miejsce w odziach ratunkowych. Apele komputera poskutkowa y o tyle, e pandemonium nie trwa o d ugo. Ca a flotylla miniaturowych stateczków zmyka a ile si w dyszach ku powierzchni planety. Zamaskowany rodek transportu dywersantów odbi bez problemów. Sind klikn a trzy razy w cznikiem komunikatora. Misja zako czona. Na pok adzie „Victory” Freston stukn raz w odpowiedzi, nakaza niszczycielowi „Aoife” zebra ca y zespó i rusza do domu. - Gotowe, sir - zameldowa Stenowi. - Zaczynaj. „Victory” wychyn z podprzestrzeni stosunkowo blisko poci gu z AM2 i porzuconej stacji. Os ony wyrzutni odsun y si cicho i wystrzeli y sze pocisków typu Kali.Zanim dobieg y do celu, pancernik ju znikn . Na Dusable nikt oczywi cie nie s ysza eksplozji. Kenna i t um zwi zkowców poczuli tylko, e co si zmieni o. W pierwszej chwili nie wiedzieli co. By o to dziwne wra enie, zupe nie jakby ca y wiat zredukowany zosta nagle do dwóch wymiarów. Ot, dekoracja wymalowana na tekturze. Potem spojrzeli na niebo. Nieba nie by o. Z góry p yn a rzeka o lepiaj co bia ego wiat a.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozleg y si krzyki. T um zafalowa , poddaj c si histerii. Kenna próbowa zachowa spokój. Uniós d , by poprosi o cisz . Nagle blask znikn . wiat odzyska g bi . Znów by o normalnie. Kenna wci gn g boko powietrze, spojrza na wielki telebim zamontowany na skraju placu i serce podesz o mu do gard a. Na ekranie widnia a twarz jakiego obcego, jakby znajoma... T um zaszemra z l kiem. I wtedy Kenna sobie przypomnia . To by Sten. - Obywatele Dusable - zagrzmia g os rebelianta. - Mam dla was z e wiadomo ci. Wasi przywódcy zagrali waszym losem. Przehandlowali wasze prawo do wolno ci i niezawis ci, zaprzedali si Wiecznemu Imperatorowi. Stali cie si jego przymusowymi sojusznikami, jego niewolnikami. Kenna wrzasn , by to wy czy , ale w aden sposób si nie da o. Przemówienie Stena odbiera zreszt nie tylko ekran w stoczni, to samo widzieli i s yszeli mieszka cy ca ej planety. Sz o na wszystkich kana ach. - Bior c pod uwag , jak wa ne jest Dusable dla Imperium Z a, nie mam wyboru. Musz usun yn ce z jej strony zagro enie zarówno dla moich si , jak i dla wszystkich, którzy mi uj wolno . Pierwsza faza ataku ju za nami. Chwil temu zniszczyli my sk ad AM2, którym tak chwali si ten zdrajca, solon Kenna. Zniszczyli my te przyby y w nie transport, judaszow zap at dla waszych sprzedajnych przywódców. Obecnie rozpoczynamy atak na cele na powierzchni waszej planety. Ludzie na placu rozejrzeli si wko o, jakby pociski ju im l dowa y na g owach. - Poniewa jednak nie pragniemy skrzywdzi niewinnej ludno ci cywilnej, zaraz podam list wyznaczonych do zniszczenia celów militarnych - ci gn Sten. - Apeluj o niezw oczne opuszczenie tych miejsc. Sten spojrza na d ug list . - I tak, w dzielnicy trzeciej: fabryka zbrojeniowa - zacz czyta . - W dzielnicy pi dziesi tej szóstej: narz dziownia, w dzielnicy osiemdziesi tej dziewi tej: stocznia... Kenna i reszta nie czekali na dalszy ci g wyliczanki. To by a w nie ta stocznia.Wyj c, krzycz c i agaj c zapomnianych bogów o lito , t um rzuci si do ucieczki. Kenna by do przera ony, by zmyka wraz z robotnikami. Pocisk sp yn z nieba i zawis leniwie dwadzie cia stóp na szerokim bulwarem. Potem ruszy powoli przed siebie na zamontowanym pospiesznie nap dzie McLeana. Przez ca y czas g no perorowa : „Ostrzegam, jestem pociskiem Kali wyposa onym w g owic nuklearn o niskim poziomie radiacji. Prosz zaniecha prób powstrzymania mnie. Nie pragn skrzywdzi niewinnej ludno ci cywilnej”. Ulica opustosza a. Trzaska y okiennice. Pocisk szybowa na wysoko ci okien drugiego pi tra. W jednym z mieszka dziecko spróbowa o dosi gn go kijkiem, ale matka zd a zdj je na czas z parapetu.Robotnicy fabryki zbrojeniowej w trzeciej dzielnicy opuszczali swój zak ad pracy jak kto móg . Pieszo, w grawwozach, czasem nawet na cudzym grzbiecie. Kali za podlatywa z wolna ku zabudowaniom. „Uwaga, niebezpiecze stwo. Jestem pociskiem Kali. Mój cel to widoczna pode mn fabryka zbrojeniowa. Prosz nie wpada w panik , zachowa spokój podczas eksplozji, która nast pi za pi tna cie minut.” Wci g no przemawiaj c, Kali wlecia przez otwarte drzwi do g ównej hali. Szef zmiany patrzy jak zahipnotyzowany. Pocisk dotar na sam rodek i tam agodnie spocz na pod odze. „Macie pi tna cie minut na ewakuacj . Prosz niezw ocznie opu ci teren. Nie zamierzam krzywdzi niewinnej ludno ci cywilnej. Macie czterna cie minut i pi dziesi t sekund na ewakuacj ... Prosz niezw ocznie...” Szef zmiany i wszyscy jego ludzie nie s uchali dalej. Czmychn li. W fabryce ysk kulkowych w dzielnicy pi dziesi tej pi tej pocisk wybi niewielki krater. „...prosz niezw ocznie opu ci teren. Jestem uzbrojony w dwadzie cia cztery adunki. Pierwszy wybuchnie za godzin . Prosz nie wraca na teren zak adów po pierwszej eksplozji. Zgodnie z
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
programem, nast pne adunki b odpalane co godzin . Ostrzegam. Jestem pociskiem Kali. Prosz ...” Kr py dzielnicowy, który od rana prze ywa ci ko wy lizganie przez szefa z obiecanych nadgodzin, uj dwumetrowy dr g i ruszy na gadu . Doszed . Zamachn si , trafi ... i znikn z oblicza Dusable. Dwa budynki zawali y si od razu, grzebi c pod ruinami jeszcze czterech pomocników dzielnicowego, którzy w odró nieniu od pozosta ych trzynastu tysi cy zatrudnionych tu robotników instynkt samozachowawczy mieli wida cokolwiek wybrakowany. Reszta zd a uciec. Najwi ksza stocznia Dusable trwa a pusta, bez ladu rozumnego ycia. Wko o l ni y kad uby setek porzuconych frachtowców, promów, liniowców i prywatnych jachtów. Kali spad y jak deszcz. Bez ostrze enia. Wystarczy y dwie straszne minuty, by po stoczni zosta jedynie dymi cy krater, otoczony pogi tym szcz tkami i ka ami p ynnego metalu. Ka dy dok dosta po jednym pocisku. Port mia pozosta bezu yteczny przez dziesi ciolecia. Sten sprawdza na monitorze zasi g zniszcze . Prze cza obraz na coraz to nowe uj cia. Fabryki znikn y.Dymy i po ary bi y z wielu miejsc. Tu i ówdzie wybucha y adunki z opó nionym zap onem.Nie tylko ta jedna, lecz trzydzie ci stoczni leg o w gruzach.Wiele czasu minie, nim Dusable znów stanie si dla kogokolwiek zagro eniem. Lub pomoc .Patrz c na rumowiska poczu nagle co dziwnego. Jakby mu si w g owie zakr ci o. Tyle w adzy...Prawie boskiej? Przez mgnienie wiedzia , jak to jest by Wiecznym Imperatorem. Wzruszy ramionami i lekko zdegustowany odwróci spojrzenie. Kapitan Freston zatrzyma go tu przed wyj ciem z mostka. Wydawa si troszk zmieszany. - Zauwa yli my co osobliwego, sir. - Mianowicie? - Wed ug oficera czno ci ten transport AM2 nada tu przed zniszczeniem niezrozumia y sygna . - Jeste cie pewni, e to stamt d? - Ca kowicie, sir. Sam sprawdzi em dwa razy. Sygna by oczywi cie zakodowany. - Gdzie si kierowa ? - spyta Sten. - To jest najdziwniejsze, sir. Sam sprawdzi em koordynaty i wci niczego nie rozumiem. - Czemu? - Bo sygna zosta wys any donik d. Dok adnie w pustk , sir.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ksi ga druga PODSTAWIONY PIONEK Rozdzia 12 Cios zadany Dusable kompletnie zaskoczy Wiecznego Imperatora. Zgodnie z nadziejami Stena, adca wci jeszcze zaj ty by przede wszystkim zakrojonym na szerok skal polowaniem na rebeliantów i nie pomy la nawet o przej ciu inicjatywy. Jednak gdy tylko hiobowa wie dotar a do Arundel, Imperator zacz dzia bardzo energicznie. Porozstawia po k tach doradców politycznych i wojskowych, kaza oderwa flot od dotychczasowych zada i zaj posterunki wokó pozosta ych sk adów AM2. Dyplomaci otrzymali rozkazy, by rusza w najdalsze nawet k ty i umacnia co chwiejniejsze sojusze. Niezale nie od tego poleci zdwoi , a potem jeszcze raz zdwoi wysi ki maj ce na celu schwytanie Stena. Na samym pocz tku zarz dzi jednak naj ci lejsz blokad informacyjn w dziejach jego panowania. Nowo powo ana instytucja cenzorska otrzyma a wyra ne instrukcje: nie puszcza najmniejszej wzmianki o Dusable czy systemie Cairene do czasu otrzymania dalszych polece . Przedstawiciele Imperatora nie trudzili si nawet wyja nianiem braci dziennikarskiej, czym grozi naruszenie tego zakazu. Niedomówienie mia o o ywi wyobra ni zainteresowanych. Jednak wydanie rozkazu i jego wykonanie nie nast puj jednocze nie. Zwykle mi dzy jednym a drugim up ywa jaki czas. Rodzaj dziennikarskiej „ziemi niczyjej”... - Mówi Ranett, nadaj na ywo z Dusable. Na planet spad o dzi uderzenie o mia cej sile. Odpowiedzialny jest za nie przywódca buntowników, Sten, a wymierzone zosta o przeciwko Wiecznemu Imperatorowi, którego sojusznikiem jest kompletnie zaskoczone Dusable. W jednym yskawicznie przeprowadzonym ataku Sten zdo zniszczy sk ad AM2, placówk o kluczowym znaczeniu zawieraj dwuletnie zapasy antymaterii. W drugiej fali nadlecia y pociski wymierzone z chirurgiczn precyzj w cele militarne i przemys owe. Wysocy przedstawiciele w adz Dusable mówi , e odbudowa obiektów zajmie dziesi ciolecia... o ile zostanie kiedykolwiek podj ta. Naoczni wiadkowie ataków twierdz , e Sten z rozmys em omija obszary g sto zamieszka e. Docieraj do nas informacje o minimalnych ofiarach w ród cywilów. Ca a akcja trwa a tylko kilka godzin, jednak wed ug miejscowych róde to starczy o, by kwitn ca jeszcze niedawno planeta portowa Dusable zosta a wyeliminowana zarówno jako w ze komunikacyjny, jak i centrum dystrybucji AM2. Zniszczenia te, które eksperci szacuj wst pnie na wiele bilionów kredytów, b mia y zapewne szerszy wp yw na gospodark ca ego Imperium, jednak w kr gach w adzy pojawi a si ju opinia, e dotkliwszy jeszcze cios Sten zada presti owi Wiecznego Imperatora. Powiada si , i wielu sojuszników zw tpi teraz w skuteczno imperialnej ochrony. Jedna z wysoko postawionych osób porówna a nawet ca e wydarzenie do poni enia, jakie Dawid sprawi Goliatowi... Ranett cofn a si widz c, jak zak ócenia rozmazuj jej twarz na ekranie. Z g nika zawarcza werbel pot nego zag uszacza. Nie marnowa a czasu na domys y. Zdumienie budzi raczej fakt, e pozwolono jej nadawa a tak ugo. Zaczynaj c nie mia a nadziei na wyg oszenie wi cej, ni paru zda . Bo tego, e wyci gn wtyczk jak tylko si po api , by a pewna. Poleci a ruszy statek z dotychczasowego ukrycia w pobli u ruin g ównego portu Dusable. By to luksusowy jacht, który po yczy a sobie od pewnego biznesmena winnego jej przys ug za nieujawnianie jego nazwiska w serii reporta y o niewolniczej pracy.Chocia , co to by a za przys uga. I tak nie mia a do dowodów, by za atwi bydlaka.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Niezmiennie owa a, e nie podr a wtedy sprawy jeszcze g biej. Jednak obecnie sprawiedliwo ci powinno sta si zado , pomy la a. Starczy, e imperialni agenci sprawdz znaki rejestracyjne jachtu. Ranett roze mia a si , widz c ju ajdaka w kajdanach. Potem skupi a si na sprawnej ucieczce z Dusable. B dzie musia a zaszy si w jakiej mysiej dziurze, tak jak w czasach terroru rady. Potem poczeka, a burza przeminie. Jako osoba pozbawiona z udze wiedzia a, e najpewniej przyjdzie jej si ukrywa przez ca reszt ycia. Gdy jacht wyrwa si z pola grawitacyjnego Dusable i ruszy w pe kluczenia d ug podró , odtworzy a sobie w my lach nadan dopiero co korespondencj .Wielka szkoda, e nie b dzie mog a rozwija tego tematu. Z jej punktu widzenia by to pierwszorz dny materia , jedna z najlepszych dziennikarskich okazji w ca ych pe nych cierpienia dziejach Imperium. Lepsza nawet ni zabójstwo Imperatora. Bardziej chwytliwa ni jego powrót. Przebijaj ca ka wojn . Mo liwe, e Wieczny Imperator trafi wreszcie na godnego przeciwnika, pomy la a. Nierealne staje si prawdopodobnym. Nie pozbawiona wci romantycznych t sknot, Ranett zastanowi a si , co b dzie, je li Sten rzeczywi cie wygra ten pojedynek. Czy zajmie miejsce Imperatora? Ca kiem mo liwe. Czy sta by si wówczas uciele nieniem owej mitycznej istoty, któr filozofowie zwali „w adc o wieconym”? Przesta buja w ob okach, zbeszta a si w duchu. Nie ma dobrych i z ych, s tylko ci, co ju dorwali si do obu i ci, którzy dopiero tam si pchaj . Niby czemu Sten mia by by inny? Przy pierwszej okazji wykiwa nas wszystkich. Avri sp dzi a tak wiele lat mi dzy mo nymi tego wiata, e chyba widzia a ju wszystko, w tym ludzi nieprzytomnych z w ciek ci. Widok twarzy Wiecznego Imperatora przekona j , jak bardzo si myli a.I nie chodzi o wcale o cmentarn blado oblicza, naje one brwi, oczy rozbiegane jak u szukaj cego ofiary drapie nego ptaka, czy wilczy grymas ust. Najwi ksz groz budzi ca kowity spokój w adcy. - Tym razem trzeba dzia na zimno - oznajmi zebranemu personelowi. - Histeria nie u atwia za egnania kryzysu. Musimy potraktowa spraw rutynowo, tak jak codzienne k opoty. I w nie... Avri? Jakie nastroje w parlamencie? Avri a podskoczy a. To adna przyjemno zosta wyrwan jako pierwsza. - Niedobrze, Wasza Wysoko . Tyran Walsh musia oczywi cie natychmiast wróci do domu. - Oczywi cie - odpar Imperator, wci kryj c uczucie za mask opanowania. - Nikt nie wyrazi tego otwarcie... ale zauwa am spore poruszenie w ród sojuszników. I wiele szeptów w awach opozycji. - Przykróc im cugli - stwierdzi w adca. - Ostatecznie, komu maj s ? Ale rozumiem aluzj , Avri. Przygotuj co , co wzmocni ich ko ciec. Na razie przeka im, jak bardzo mi przykro i tak dalej, obiecaj wielkie dotacje, wsparcie. No i za daj jak najszybszego postawienia Stena przed dem. - Tak, Wasza Wysoko - odpar a Avri. - Ale... poza spraw Stena... Najbardziej niepokoi ich kwestia dostaw AM2. Mówi , e ju przed atakiem by o kiepsko, a teraz... Nie wiem... Widz przysz w ca kiem czarnych barwach. Wieczny Imperator znów przygryz warg . - Obiecuj , e zajm si AM2. I naprawd to obiecuj . Kwadrans temu uruchomi em nowe rodki transportowe. Pierwsze konwoje przyb lada dzie . - Tak, Wasza Wysoko . Uciesz si . - Poyndex? - Tak, sir! - Ta transmisja Ranett... Macie jakie szacunki, do ilu moich poddanych dotar a? Poyndex opanowa westchnienie ulgi. Oczekiwa krzyków i aja , chocia podobnie jak Avri wci cierp na widok grymasów Imperatora.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak, sir - odpowiedzia . - Obecnie zag uszamy skutecznie wszystkie przekazy, ale i tak szkody wynik e z tej transmisji s mniejsze ni s dzili my. Widzia o j jakie sze procent widowni. Gorzej, e obecnie te kilka minut to najwy ej notowany materia w historii drugiego obiegu informacji. Imperator machn r , jakby takie drobiazgi go nie interesowa y. - No i dobra, zrobili kilka pirackich kopii, nic wielkiego. To da najwy ej o trzy lub cztery procent widowni wi cej. - Chcia bym, eby tak by o - stwierdzi Poyndex ale wedle wst pnych szacunków ju pierwszego dnia nagranie dotar o do ponad dwudziestu procent... Dziennikarze uwa aj to za jeden z najwi kszych hitów w dziejach mediów. Poyndex przerwa i prze kn ci ko lin . Ci g dalszy by jeszcze gorszy. - No? - Tak, sir... ju mówi . Ocenia si , e w ci gu dwóch tygodni materia Ranett dotrze do osiemdziesi ciu procent mieszka ców Imperium. Imperator nie wypowiedzia ani s owa. Zebrani dyskretnie trz li ydkami w oczekiwaniu na wybuch w ciek ci w adcy znanego wszech wiata. Trwa o to d sz , pe m ki chwil . Imperator trwa w bezruchu i milczeniu zupe nie, jakby naradza si z nawiedzaj cym go ostatnio demonem. Tak przynajmniej pomy la Poyndex. W ko cu poprawi si w fotelu i zmusi do cichego chichotu. - Musz przyzna , e nie takich wie ci oczekiwa em, admirale. - Niemniej, jak wspomnia em na pocz tku, nie ma co skupia si obecnie na negatywnych stronach zagadnienia. Je li zabierzemy si do sprawy spokojnie, rozs dnie i planowo, to kryzys sam wkrótce minie. Ju tak bywa o i zawsze ko czy o si identycznie. Wrogowie martwi lub w rozsypce, i lud wychwalaj cy moje imi . Ogarn spojrzeniem ca y t umek. - Oczywi cie, zanim do tego dojdzie, pop ynie wiele krwi. Zawsze tak jest.Urwa . Zupe nie, jakby zapomnia o ich obecno ci. Roztargnionym gestem si gn do szuflady po butelk szkockiej, nala sobie drinka i wypi go, mrucz c co pod nosem. Potem znów zacz mówi , bardzo szybko i jako dziwnie, tak jakby rozmawia z kim nieobecnym. Bo na pewno nie kierowa swych s ów do ludzi na sali. Avri wystraszy a si nie na arty. Podobnie jak inni, sta a cicho wiedz c, e nie pora ci ga na siebie uwag w adcy. - Sam jestem sobie winny. Co mi si uroi o? Od chwili, gdy Mahoney sprowadzi tu Stena, em w przekonaniu, e to m ody, obiecuj cy cz owiek, gotowymi s . Powinienem zauwa , jaki jest zak amany. I jak chorobliwie ambitny. Zabawne, e mo na co takiego przeoczy . Bo przecie chodzi tu o ambicj wybiegaj daleko poza przeci tno . Tak, teraz to dostrzegam. Przez ca y czas chcia zaj moje miejsce na tronie. Wieczny Imperator ykn szkockiej. - W nie. To wszystko wyja nia. Sten jest szalony. Ca y czas by szalony. adca spojrza przelotnie na Poyndexa. - To chyba najlepsze wyja nienie, co? Poyndex nie waha si ani sekundy. Wiedzia , czym to grozi. - Jak najbardziej, Wasza Wysoko - wypali . - Sten jest kompletnie szalony. To jedyne mo liwe wyja nienie. Imperator przytakn , ale chyba b dzi my lami gdzie indziej. - Przypuszczam, e on jako racjonalizuje swoje dzia ania - stwierdzi . - Ma o kto gotów jest przyj swoje motywacje za takie, jakimi s naprawd . Maskuje wi c z e intencje twierdz c zapewne, e to ja zwariowa em. Spojrza na Avri. Dziewczyna posz a w lady Poyndexa. - Je li tak my li, sir, to musi by niespe na rozumu. Znów zamy lone przytakni cie. - Oczywi cie, niektórzy podziel jego pogl dy - powiedzia . - Chocia nie b dzie ich wielu. - Bardzo niewielu... Je li w ogóle - wtr ci szybko Poyndex.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Ale có - doda w adca. - Ci kie czasy zawsze wydobywaj z poddanych wszystko, co najgorsze. Roze mia si zimno. - Zawsze tak to wygl da, e w okresach prosperity wszystko idzie normalnie. Ludzie s mili i zrównowa eni i tak dalej. Gdy tylko co zaczyna si sypa , zaraz wyp ywaj wszystkie aberracje. ównie z winy w adców borykaj cego si z kryzysem pa stwa. - Si gn po szklank . - Chocia to tylko pozory. W gruncie rzeczy dla wi kszo ci ludzi ca e ycie, wszystko jedno w jakich czasach, jest piek em. A w adcy tylko spraw pogarszaj przekonani, e poddani ich zawiedli. Imperator spojrza nieprzyjemnie na Avri. - Ale takich rzeczy nie nale y upublicznia . Zysk aden, szkody dla polityki wewn trznej ogromne. - W pe ni si zgadzam - odpar a dziewczyna. - Obietnice zawsze brzmi lepiej ni oklepane narzekania. Skin , by podesz a. Pos ucha a. Obj j i przyci gn . Zacz z namys em wodzi d mi po jej ciele. Avri sp on a rumie cem, czego jednak nikt nie o mieli si zauwa . Wszyscy wbijali spojrzenie w Imperatora. - Niemniej... pozostaje jeszcze ta gigantyczna presja wywierana na w adc , by czyni rzeczy niemo liwe. - Avri zadr a. Nie z po dania, lecz ze strachu. Imperator roze mia si gorzko. - A je li... je li co si nie uda... to zawsze wina monarchy. I wtedy poddani nas porzucaj . Pokr ci ze smutkiem g ow . - Jednak monarcha nie powinien my le o takich rzeczach. Bo wówczas... to poddani zaczynaj nim rz dzi ... Zamilk wpatrzony gdzie w pustk . Po chwili jednak pojawi si w jego oczach b ysk o ywienia. - Bo e - krzykn - jaka szkoda, e moi poddani nie maj jednej gardzieli. Móg bym wówczas bez namys u poder j wszystkim. Obecnym serca w piersiach na moment zamar y. Poyndex stwierdzi , e patrzy Imperatorowi prosto w oczy, i chocia boi si tego spojrzenia, to jeszcze bardziej l ka si odwróci g ow .Potem poj , e Imperator wcale go nie widzi. Twarz mia pozbawion wyrazu, wida w drowa my lami gdzie bardzo daleko. Odwróci si w ko cu a fotel zaskrzypia i spojrza na Avri. Nagle poci gn j na kolana. Palce wpi w zapi cia jej stroju. Avri odruchowo zacz a pomaga . Poyndex zamacha gwa townie, acz dyskretnie, na pozosta ych, by wyszli. Wymkn li si cichutko. Admira ostatni. By ju prawie w progu, gdy... - Poyndex? Obróci si . Avri le a prawie na kolanach Imperatora. Naga. - Tak, sir. - Nie ja to wymy li em - powiedzia od niechcenia, przesuwaj c palcem po skórze dziewczyny. - Nie, sir? - Jeden z moich kumpli po fachu... dawno, bardzo dawno temu. - Palec si zatrzyma i po czy z kciukiem. - Nazywa si Kaligula. - Tak, sir. - Moim zdaniem zrobi wiele z ego. Przede wszystkim nie mia g owy do finansów. Jednak trzeba przyzna , e mia swoisty styl. Niestety, historycy skupiaj si zwykle na jego osobistych przywarach. Uszczypn Avri. Mocno i bole nie, a j kn a. - To niesprawiedliwe. - Tak, sir. Imperator znów spojrza na Avri i zapomnia zupe nie o Poyndexie. - Jaka liczna - mrukn . Poyndex czym pr dzej wyszed . Zanim drzwi zasun y si za nim, us ysza przez ich syk g ny krzyk dziewczyny.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozdzia 13 Szanowny Tangeri, Kal’gat, gwizdn ostro, przerywaj c panuj w komnacie cisz . Od d szej chwili zastanawia si nad znaczeniem s ów Ecu, gwizd za wyra lekkie zdumienie i pewne zainteresowanie. - Rozumiem - powiedzia - czemu tak starannie dobiera s owa. Zbyt atwo o nieporozumienie. Kto móg by s dzi , e usi ujesz ustali , czy Kal’gatowie nie ywi przypadkiem jakich resentymentów wobec Imperium takiego, jakim odrodzi o si po powrocie Imperatora. - Szcz liwie wiedzia em dobrze, i nie przysz o mi rozmawia z kim o ograniczonym intelekcie odpar szanowny Ecu. - Nie obawia em si zatem, e mog zosta opacznie zrozumiany. Tangeri znów gwizdn , Ecu za poruszy czu kami sygnalizuj c, i docenia rozmówc i poziom ca ej konwersacji toczonej z rozwag ju od blisko dwóch godzin. Wielka szkoda, my la czasem Ecu, e wszystkie cenione przez niego rozrywki, jak analizy historyczne czy ludzka gra go, Tangeriego przyprawia y o ataki znudzenia tak silne, a czarno-bia a sier mu si je a. Tangeri wola relaksowa si rozwa aniami o równaniach czwartego stopnia w topologii czy wielowymiarowo ci wszech wiata, któremu dodawa wymiary fikcyjne, konkretnie ósmy i dziewi ty. Ecu mia to wszystko za intelektualn masturbacj .Wspólnota zainteresowa ogranicza a si jedynie do dyplomacji. Obaj wietnie przy tym wiedzieli, i przyjació mi zw si w sensie mocno umownym: gdyby przysz o do prawdziwej konfrontacji, szans by yby zdecydowanie nierówne. Imperium uzna o w Manabich dyplomatów za spraw skrajnego uwielbienia pacyfizmu wyznawanego przez t ras , jak i jej konsekwentnej neutralno ci. Kal’gatowie widzieli spraw odmiennie: je li tylko rysowa a si najmniejsza szansa na sukces, atakowali bez pardonu, nawet gdyby oznacza o to brodzenie w krwi przeciwników. - O ile zrozumia em wyg oszon przed chwil uwag - ci gn Tangeri - wspomnia imi tego cz owieka, Stena, sugeruj c jednocze nie, i jego pe en donkiszoterii gest uczyniony pod adresem Imperium winien by jednak interpretowany powa nie. - Wkroczy na obszary nader bliskie znaczeniu moich s ów - stwierdzi Ecu. - Kontynuuj prosz . - Có za romantyczna sytuacja. Sam przeciwko Imperium. W ka dym razie tak to chyba wygl da. Przejrza em ostatnio kilka analiz opartych na danych, które by uprzejmy mi dostarczy . Zainteresowa mnie zw aszcza zabawny w gruncie rzeczy wniosek, i Imperium dokonuje z wolna aktu autodestrukcji. Masz rzadki dar uk adania powie ciowych zaiste scenariuszy. Obaj wiedzieli, e to adna fikcja. Samobójstwo mia o wymiar jak najbardziej realny. - Podda em twoje dane dalszej obróbce i to i owo z nich wycisn em. Oczywi cie wy cznie dla wprawy. Je li pragniesz, mog zapozna ci z wyci giem. Krótko mówi c, w pewnych specyficznych warunkach wydaje si mo liwe, aby jedna istota, taka na przyk ad jak ten banita Sten, wstrz sn a podstawami Imperium. Je li Imperium nie zareaguje poprawnie na pomniejsze bod ce, wówczas jest prawdopodobne, e zapocz tkuje to seri zdarze o charakterze prognoz samorealizuj cych si . Je li i wtedy nie pojawi si aden czynnik stabilizuj cy, b dziemy mieli do czynienia z narastaj cymi z wolna wahaniami, które mog doprowadzi do dysfunkcji systemu albo, w najbardziej pomy lnym wariancie, do jego destrukcji. Bardzo ciekawe. Tangeri umilk i pog adzi opuszkami palców d ugie wibrysy, potem usiad nieruchomo na ogonie: korpulentny, futrzasty trzynóg. W razie potrzeby potrafi trwa tak w bezruchu przez ca e dni. - Zaiste ciekawe - zgodzi si szanowny Ecu. - Ch tnie pozna bym szczegó y. To oczywi cie tylko naukowa ciekawo . Jednej twojej wzmianki wszak e nie zrozumia em. - Najuni eniej przepraszam. Z wiekiem zapominam czasem o jasno ci wypowiedzi. - Nie, wys owi si bardzo przejrzy cie, ciekawi mnie jedynie, co mia na my li mówi c o „najbardziej pomy lnym wariancie”? Czy móg by rozwin ten w tek? - Bra em pod rozwag wiele spraw odpar bez wahania Tangeri. - Najwa niejszym czynnikiem jest zapewne fakt, i Sten zdo nawi za potajemny sojusz z ras , która zazwyczaj pozostawa a lub
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
stara a si pozostawa ca kowicie neutralna, przynajmniej w kwestiach szeroko rozumianej polityki Imperium. - Tak? - mrukn Ecu ciekaw, czy przypadkiem to Manabich Tangeri nie ma na my li. Ale chyba nie. To by oby zbyt niedyplomatyczne, szczególnie gdy wzi pod uwag , i Ecu uczyni ju praktycznie wszystko, by w zakamuflowanej formie wyrazi poparcie dla Stena. Ja niej wyrazi móg by to jedynie zostaj c rzecznikiem prasowym banity. - W nie. To liczna i wojownicza rasa. Szanowny Ecu zawis bez ruchu w powietrzu. - Rasa ta by a ponadto w pe ni lojalna wobec Imperatora podczas wojen z Tahnijczykami, a w okresie bezkrólewia zachowa a niech tn wprawdzie, lecz jednak neutralno . O to chodzi o! Dlatego w nie szanowny Ecu wybra si tutaj w tajemnicy. - Mm - mrukn . - Czy nie s dzisz, e warto uwzgl dni w symulacji i ten czynnik, e po powrocie Imperatora rasa ta nie zosta a nale ycie nagrodzona za lojalno , gdy kontrolowane przez ni gromady gwiezdne, niewa ne jak liczne, znajduj si daleko od serca Imperium? - Tych gromad jest ponad dwie cie pi dziesi t - gwizdn ostro szanowny Tangeri, ko cz c tym samym gr w pó ówka. - Na dodatek wielu naszych szanowanych obywateli zosta o przez rad po prostu zamordowanych, a podczas wojny z Tahnijczykami stracili my a dwa miliony poleg ych. A teraz o nas zapomniano. Dostajemy skromne, racjonowane transporty AM2. Jeszcze troch , a zaczniemy chyba drewnem pali pod silnikami. W nie, w nie - ci gn gospodarz ju spokojniejszym tonem. - Imperator wytyczy sobie kierunek dzia ania, ale Kal’gatowie nie pójd za nim. Nawi kontakt ze Stenem. Powtórz mu moje s owa. Jeste my prawie gotowi do wojny, brakuje nam tylko wystarczaj cych zasobów AM2. Spytaj go, czego potrzebuje. Statki, nierze, fabryki, wszystko to jest do jego dyspozycji. Kal’gatowie podj li decyzj i nawet, je li si mylimy i ca a rebelia zako czy si fiaskiem, sprowadzaj c Imperium na skraj barbarzy stwa, to i tak b dzie lepsze ni ca kowity chaos, ku któremu wiedzie nas Imperator. To te mu powtórz. Dwie cie pi dziesi t gromad gwiezdnych to gigantyczna si a, pomy la Ecu wróciwszy na swój statek, by przygotowa si na oczekuj cy go nast pnego dnia bankiet, wszelako wobec rozleg ci obejmuj cego wiele galaktyk Imperium znaczy a mniej wi cej tyle, co jedna kompania. Wszak e na pocz tek to ju co . Podp yn do szafki ciennej, któr lataj cy Manabi zwali biurkiem, i przejrza dokumenty dostarczone dopiero co przez statek kurierski. Jako zdyscyplinowany profesjonalista, najpierw sprawdzi oficjalne doniesienia, wci jednak zerka na skromny stosik oznaczony napisem korespondencja prywatna - listy od znajomych, przyjació oraz pewnej przyjació ki, z któr mia niegdy potomstwo. By o tu jeszcze co , dziwnie ni cego. W ko cu nie wytrzyma . Si gn mack . Ma a dyskietka zaatakowa a go feeri faluj cej na jej powierzchni barw.Materia y reklamowe. No tak, móg tego oczekiwa . Ciekawe tylko, jaka firma wysy kowa dotar a do prywatnego kodu adresowego szanownego Ecu? Spojrza uwa niej.Adres nadawcy napisano r cznie. Marr i Senn? Ecu wyt pami i po chwili ju kojarzy . Dawni dostawcy ywno ci dla dworu Imperatora. Mi e istoty. Podobnie jak niemal wszyscy, którzy mieli okazj pozna na ca e ycie skojarzonych, z natury homoseksualnych Milchenów, równie i Ecu poczu si nimi zauroczony. Po raz pierwszy spotka ich na oficjalnym obiedzie i musia uzna ich mistrzostwo, skoro potrafili bez uchybie skomponowa dania dla konsumenta tak wymagaj cego, jak Manabi. Podobnie jak idealnie dobrali zastaw . Potem mia szcz cie uczestniczy w kilku mniej oficjalnych przyj ciach w ich s ynnej wie y wiat a, wystawnym domu wzniesionym na prywatnej dzia ce wiata Centralnego. Ale czemu go teraz odszukali? O ile dobrze pami ta , przeszli ju na emerytur . Dotkn jednej z p ytek wyzwalacza holoprojektora. Ujrza dwie ma e podobizny g ów. Marr i Senn. Pokiwali antenkami. - Serdecznie pozdrawiamy szanownego Ecu - powiedzieli chórem i znikn li. Wtedy pojawi y si mi e zmys owi w chu wonie. Czyli jednak reklama, tyle e opracowana dla konkretnej osoby. Ecu ujrza paruj cy pó misek. Po chwili mign mu nakryty zgodnie z regu ami sztuki stó bankietowy.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Aha, zacz li pewnie jak now kampani kateringow , pomy la , i uznali, e gdybym trafi kiedy znów w pobli e Centralnego, to ch tnie skorzysta bym z ich us ug.Chocia to dziwne. Przecie s bogaci. Nie musz szuka róde zarobkowania. Mo e nuda tak ich przycisn a, e chc wróci do interesów? Stó znikn . Marr i Senn poinformowali, i gotowi s wiadczy us ugi na wysokim poziomie, konkretnie za oferuj ... cienny czasomierz pisn . Ecu zerkn na wy wietlacz i dopiero teraz zauwa , jak bardzo zamarudzi . Sprawdzi czas nagrania. Prawie trzydzie ci minut... Dziwne. Có oni tam przedstawiaj , kompletne menu? Naprawd dziwne. Od dyskietk . Nie mia teraz do czasu, by obejrze ca , ju od d szej chwili powinien przygotowywa si do oficjalnego przyj cia Tangeriego. Zawaha si jeszcze. O co tu w ciwie chodzi... Nie, to nie ma sensu, pomy la wiedziony swoim zwyk ym racjonalizmem. Bardzo, bardzo dziwne. Ale pora si spieszy ... Mo e pó niej. Konwój mkn przez nadprzestrze . Osiemna cie transportowców i tylko dwa patrolowce jako przednia eskorta.By ca kowicie nie wiadomy odleg ej o kilka minut biegu wiat a zasadzki. I nic nie wiedzia o zaczajonych w niej dwóch rekinach. - Zupe nie jak awica narybku - zauwa berhal Flue, dowódca rebelianckiego niszczyciela „Aisling”, zwracaj c si do Waldmana, swego odpowiednika na pok adzie niszczyciela „Aoife”. lepionego s cem narybku, który p ynie rado nie prosto w zastawione na p yci nie sieci. Albo podchodzi pod ostrze dzidy - po namy le uaktualni analogi . - Jak dzia amy, sir? - spyta Waldman, m odszy stopniem, cho równy obecnie stanowiskiem berhala. - Zgodnie z wcze niejszymi uzgodnieniami - orzek Flue. - Uderzamy raz a silnie, by rozszczepi formacj . - Jeden atak i w nogi? Flue zawaha si . - Zapewne tak. Ale czeka na ewentualne dalsze instrukcje. - Wydaje mi si , e konwój jest zasadniczo pozbawiony eskorty, sir. Mo e powinni my przeczeka spokojnie, a przejdzie, raz jeszcze przeskanowa na wszelki wypadek otoczenie i zaatakowa od ty u? - Moje rozkazy s jasne, berhalu - uci Flue. - Je li nas wykryj , wówczas rozprosz konwój, a tak mamy okazj odnie dla rebelii pierwsze b yskotliwe zwyci stwo. Nasze nazwiska zapisz si w anna ach ojczystych wiatów. Waldman, podobnie jak wi kszo Hond o, wy ej ceni doczesne profity ni po miertn chwa , ale zachowa te obiekcje dla siebie. - Na twój znak - powiedzia tylko i odwróci si od ekranu. Za oga „Aoife” czeka a ju na stanowiskach. Sekundy mija y powoli. Wreszcie wy wietlacz pokaza zero. Oba niszczyciele da y pe moc i zanurkowa y na konwój. Na pok adach imperialnych jednostek rozj cza y si alarmy. Patrolowce otworzy y ogie w odwa nej, acz daremnej próbie powstrzymania napastników. Zosta y b yskawicznie zniszczone.Niczym wilki mi dzy owcami niszczyciele przemkn y przez rodek formacji transportowców, podchodz c chwilami do blisko, by móc uruchomi na nanosekundy zwyk bro strzeleck . Cztery statki znikn y, trzy inne zosta y ci ko uszkodzone. - Nachodzimy raz jeszcze - nakaza Flue. - Indywidualny dobór celów. Ogie do pe nego zniszczenia.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Waldman chcia si sprzeciwi . Pomys k óci si nie tylko ze zdrowym rozs dkiem, ale sprzeczny by te z rozkazami Stena. Wysy aj c ich z zadaniem akcji dywersyjnej poleci jasno dokona jak najwi kszych szkód, wszelako bez brawury. „Macie szybkie statki” stwierdzi , „ale i tak nara acie si na niebezpiecze stwo. Poza tym nasza flota liczy tylko cztery jednostki, Bhorowie jeszcze zbieraj swoje si y i nie s gotowi do walki. Spiszcie si dobrze, ale przede wszystkim powró cie ca o!” Zanim jednak Waldman znalaz stosowne s owa, na ekranach wykwit a tylna eskorta konwoju. Cztery lekkie kr owniki i jedena cie du ych niszczycieli. Wszystkie komputery bojowe zapiszcza y alarmuj co. Fluemu nie starczy o czasu, by wyda stosowne rozkazy. Zreszt nie musia tego czyni . Oba niszczyciele zacz y ostro zygzakowa i ruszy y osobnymi kursami w stron wcze niej uzgodnionego punktu zbornego. Wyrzutnie wyplu y gromad pocisków Kali. Teraz Hond o mogli si ju tylko modli . Jeden imperialny niszczyciel zmieni si na sekund w kul ognia. Bezpo rednie trafienie. Inny kr ownik utraci dziób. Modlitwy jednak zawiod y. Lub te lokalni bogowie tego sektora gustowali w rzeziach. Imperialni przeszli do kontrataku. Niszczyciele rebeliantów wystrzeli y zapor z antypocisków Fox, ale celów by o zbyt wiele. Waldman ujrza równocze nie dwie rzeczy: na jednym ekranie pojawi si komunikat o pocisku zmierzaj cym na „Aislinga”, na drugim mign a przera ona twarz Fluego. Chwil potem obraz znikn . - „Aisling” oberwa , sir - oznajmi obserwator tonem beznami tnym jak na wiczeniach. - Chocia chwil ... - Nawigacyjny! Chc kurs kolizyjny na ostatni pozycj , Aislinga. - Chwil , chwil - powtarza oficer nadzoru. - Pusto. Ani ladu „Aislinga”, sir. - Dzi kuj . Maszynownia, dacie rad wycisn jeszcze troch ? - Pocisk... Zderzenie za... siedem sekund - rozleg o si od pulpitu namiarów. - Przechwycenie zawiod o... cztery sekundy... W tej e chwili „Aoife” przemkn przez miejsce, gdzie niedawno jeszcze znajdowa si „Aisling”. Pró nia by a tu mocno niedoskona a, masa drobnych szcz tków na tyle zak óci a naprowadzanie pocisku Kali, e steruj cy straci nad nim kontrol i dla wszelkiej pewno ci zdetonowa . I chybi . Imperialny oficer ogniowy poda oboj tnym tonem, e wrogi niszczyciel wci rozwija maksymaln szybko . Wystrzelono drugi pocisk. Ale by o ju za pó no. Uciekaj cy niczym pies z podkulonym ogonem „Aoife” rozp dzi si na tyle, by nie mog y go dogoni adne pociski ani imperialne niszczyciele, które dysponowa y podobn moc maszyn. Kr owniki zbyt odsta y od po cigu. Bitwa trwa a siedem minut. Straty imperialne: dwa ma e eskortowce, jeden du y niszczyciel trwale wyeliminowane. Cztery transportowce z wojskiem zniszczone. Jeden lekki kr ownik uszkodzony w stopniu czyni cym remont nieop acalnym. Jeden transportowiec opuszczony przez za og i pasa erów, zniszczony samobójczym pociskiem jako niezdatny do lotu. Inny trafi na holu do stoczni remontowej, gdzie skierowano go jednak na z om. Dwa by y uszkodzone na tyle, e ich naprawa mia a potrwa d ugie miesi ce. Zgin o prawie tysi c pi ciuset oficerów i marynarzy z za óg jednostek imperialnych. Oraz siedem tysi cy wy wiczonych imperialnych nierzy. Bilans drugiej strony: Jeden niszczyciel. Dwustu dziewi dziesi ciu trzech rebeliantów Hond o. Szczodry prezent dla imperialnej propagandy.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Sten odwróci ponure spojrzenie od pomnika wzniesionego ku czci poleg ych na „Aislingu”. Chryste. W g bi ducha cieszy si , e berhal Flue te przeniós si do wieczno ci, bowiem gdyby dowódca prze , Sten musia by postawi go przed plutonem egzekucyjnym. Kusi o go wprawdzie, eby chocia Waldmana zwolni ze stanowiska, ale nie chcia zra sobie Hond o, których poparcie, jakie by o takie by o, ale jednak by o. Og osi zatem poleg ych m czennikami rewolucji, postanowi , e jedna z nowowcielonych do by jednostek otrzyma nazw Flue, wszystkich za obsypa medalami i wyró nieniami, cz po miertnie. Na osobno ci przekaza za oficerom „Aoife”, „Victory” i „Benningtona” oraz szkolonym dopiero na oficerów Bhorom, e je li jest w ród nich jeszcze kto ch tny, by odgrywa genera a Kuribayashi*, to niech zg osi si ju teraz, a Sten ch tnie osobi cie wypruje mu flaki, co oszcz dzi fatygi tak zainteresowanemu, który nie b dzie musia rozcina sobie pow ok brzusznych asnor cznie, jak i wszystkim wko o, zapobiegnie bowiem osnym pokazom granicz cej z mani samobójcz odwagi. [* Kuribayashi Tadamichi - japo ski dowódca l dowej obrony wyspy Iwo Jima, pope ni samobójstwo 26 marca 1945 roku po d ugim, beznadziejnym i zasadniczo bezsensownym (z punktu widzenia ka dej prawie kultury poza japo sk ) oporze wobec ameryka skiego desantu. Do dzi nie wiadomo dok adnie, czy zada sobie mier w asnor cznie, czy wzi w tym celu udzia w ostatnim, desperackim ataku.] Szczególnie wyrazi cie na wietli kwesti Bhorom. Wprawdzie ich instynkt samozachowawczy by ca kiem dobrze rozwini ty, co w kulturze kupieckiej jest rzecz normaln , jednak z drugiej strony wpadali niekiedy w sza bojowy typowy dla berserkerów, a Sten mia na jaki czas do pomników. Na tym zako czy pogadank . Raz jeszcze przemy la przyj strategi . Czy da oby si zrobi co wi cej ni to, co wcielano w ycie? Uzna , e nie. Niebawem mieli zacz nap ywa potajemnie do wiatów Wilka rekruci z gromad Kal’gatów i szykowa o si sporo przepychanek i lamentu weteranów, tak Bhorów, jak ludzi, których musia zdejmowa z pok adów i kierowa na stanowiska szkoleniowców oraz dowódców nowych jednostek. Wci brakowa o mu kogo odpowiedniego do przeanalizowania archiwum Mahoneya. Z pocz tku my la o Alexie, ale przecie nie móg odrywa teraz Szkota od kierowania wywiadem, gdzie sprawowa si znakomicie.Wszczynanie rewolucji ma ten jeden wielki minus, sarka , e skompletowanie stosownej kadry graniczy z niemo liwo ci .Co sam móg ogarn i zorganizowa , tym si zaj . Za atwione. Jednocze nie coraz wyra niej rysowa mu si przed oczami duszy ponury obraz: oto wielka kula materii wyrwanej z serca kolapsara zawieszona na linie. I karze kowaty Sten próbuj cy rozko ysa j za pomoc piórka. Fajnie. Masz wi cej podobnych pomys ów? A mo e by tak jaka weselsza wizja? Jedna by a. Znale Kilgoura i Sind, i skombinowa bary stregga. Lub raczej dwie. A potem przeprosi Kilgoura i zaj si Sind. Od stóp pocz wszy. Starczy na jaki miesi c. Nieco weselszy poszuka towarzyszy rewolucjonistów. Zasta ich w trakcie pakowania. Sind wyja ni a, e chocia owszem, jest wodzem Bhorów, to jednak oni wi kszo spraw i tak potrafi za atwi sami, za jej druga powinno , czy ochrona Stena, przesz a obecnie na Gurkhów. Na dodatek horyzonty jej si ostatnio poszerzy y i zacz a dostrzega ograniczenia wynikaj ce ze statusu zwyk ego r baj y, a nawet dowódcy innych r baj ów. Zreszt my la a o tym ju znacznie wcze niej, a nie dopiero od teraz, gdy Otho pos si ni w ten sposób.Zainteresowa a si zatem nauk , a konkretnie antymateri . Odkry a kilka w tków na tyle obiecuj cych, by si nimi zaj . Rada szuka a AM2 ze wszystkich si i niczego nie znalaz a, jednak Sind sprawdzi a po kolei wszystkie tropy, oczywi cie na tyle tylko dog bnie, na ile mog a to uczyni bez wizyty na wiecie Centralnym.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Gdy pierwszy raz mi o tym powiedzia a - wtr ci Alex - to ci ko si zdumia em, po co marnowa czas, skoro rada i tak musia a co przegapi . Ale potem nasza dziewka przypomnia a mi, e dobrze jest uczy si na b dach poprzedników, i e to nie marnowanie czasu, lecz wr cz przeciwnie. Sind wyja ni a reszt . Pocz tkowo ledztwo faktycznie nie dawa o efektów i sama zacz a si nawet zastanawia , czy nie traci czasu, jednak gdy przejrza a odtajnione dane o ostatnich miesi cach rz dów rady, trafi a na wzmiank o wyznaczeniu przez szacowne grono pewnej osoby na stanowisko sekretarza do spraw AM2. By to niejaki Lagguth, który, co nader ciekawe, znikn nagle, wkrótce po pierwszym od jakiego czasu spotkaniu rady w pe nym sk adzie. A spotkanie by o podobno po wi cone w nie sposobom za egnania kryzysu energetycznego. - I co z tego - achn si Sten. - Pewnie wsta po prostu, powiedzia , e nie zna adnych sposobów i sobie poszed . - Mo e - odpar a Sind. - Najpierw jednak trafi pod skrzyd a Kyesa. Kyes by specjalist od sztucznej inteligencji i tak e znikn tajemniczo. Prawie zaraz po tym, jak rada w czy a do swego grona Poyndexa, wcze niejszego szefa Korpusu Merkurego. Sten prze ledzi niegdy t spraw w ramach ogólnego zg biania dzia alno ci rady. Dowiedzia si , i Kyes nale do symbiotycznej rasy Grb’czevów, która zawdzi cza a swój poziom inteligencji eruj cym na uk adzie nerwowym paso ytom. Gdy mija okre lony czas, paso yt obumiera i Grb’czev zmienia si w za linione bobo. Kyes osi gn zwyk y dla takiego procesu wiek, zatem najprawdopodobniej obudzi si pewnego ranka zdumiony blaskiem s oneczka w okienku i trafi do jakiego dyskretnie schowanego o rodka dla przeterminowanych Grb’czevów. - Mo e - przyzna a Sind. - Czciciele kultu Wiecznego Imperatora uwa aj , e zosta wzi ty ywcem do sfer niebieskich czy wi tych, czy te innego piek a. Jednak to zastanawiaj ce. Kyes, geniusz komputerowy, dobra sobie drugiego, podobnego specjalist . Obaj interesowali si AM2. I jeszcze jedno. Gdy Kyes zosta mentorem Laggutha, znikn y nagle wszystkie dane, które rada zgromadzi a na temat antymaterii. Zosta y wymazane. - Aha - mrukn Sten, trac c coraz bardziej zapa do sprawy. - Podejrzewam, e da si zwie . Pewnie Imperator po powrocie nakaza wymazanie tych zapisków i podstawienie fa szywki w celu dezinformacji. - Nie da si wykluczy - stwierdzi a dziewczyna. - Niemniej wybieram si w nie na ojczysty wiat Laggutha, by zada kilka naiwnych pyta . Chyba, e masz jaki inny pomys ? Sten i owszem, mia pomys , jednak w tej sytuacji uzna , e sprawa jego osobistego komfortu to kwestia drugorz dna. - A ty lecisz z ni ? - spyta Alexa. - Nie. Mam w asne plany. Spróbuj dorwa si Imperatorowi do gard a. Bo wiesz, ta dziewka ma dobre pomys y, na tyle dobre, by je powiela . No to powieli em. Te rozejrza em si na jakimi szemranymi sprawami. I znalaz em. Pami tasz, jak jeszcze w Gromadzie Altaic próbowa skontaktowa si z Imperatorem? Zaraz po tym, gdy Iskra zmasakrowa studentów? Sten pami ta a za dobrze. Nieustannie wydzwania na bezpiecznej linii specjalnej cz cej ambasad z pa acem na Centralnym. Ale za ka dym razem s ysza , e Imperator jest niedysponowany. - My la em, e mnie po prostu zbywa - stwierdzi Sten. - Nie zastanawia em si nad tym. - W nie. Mo e i faktycznie nie mia ochoty z tob gada , ale ja przyjrza em si sprawie bli ej. Ostatecznie wci istniej bezpieczne po czenia z Centralnym, a ja mam jeszcze paru przyjació z Modliszki, którzy obecnie siedz na ciep ych posadkach w Imperialnym Wydziale czno ci. A jeszcze wi cej takich, co poszli do prywatnych firm ochroniarskich. I wiesz, co odkry em? Ciekawa sprawa. Niemal w tym samym czasie, chocia brak dok adnych dat, Imperator wybra si na Ziemi . Ca kiem nieoficjalnie, bez uprzedzenia i bez fanfar. - Po co? - Nie mam poj cia. Ale nie s dz , by chcia fundowa sobie upojne wakacje w o rodku w dkarskim akurat wtedy, gdy gówno zacz o lecie z nieba. Mimo wszystko to nie jego styl. Niemniej odkry em co jeszcze. Informacja z kr gów wojskowych. W tym samym okresie gwardia odda a do
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
dyspozycji Domu Imperatorskiego jeden ze swych najlepszych oddzia ów. Przeznaczenie: zadanie specjalne, a specjalno : saperzy. Po co Imperatorowi saperzy na Ziemi? - zastanowi si Sten i przytakn . Faktycznie, pora pos tam kogo i sprawdzi rzecz na miejscu. - W nie si wybieram - odpar Alex, dostrzegaj c skinienie g owy. - Chocia z ci kim sercem. Z tym zak tkiem wi si smutne wspomnienia. Dla Stena by y to wspomnienia jeszcze smutniejsze. Sam prowadzi oddzia maj cy dokona zamachu na cz onków rady, która zebra a si nie gdzie indziej, ale w pobli u dawnego obozowiska Imperatora nad rzek Umpqua w prowincji Oregon. Spo ród ca ego zespo u jeden Sten wyszed ywy z zastawionej na nich pu apki. Wszyscy polegli byli modliszkowcami i przyjació mi Stena i Alexa. Jeszcze jedno, obok Vulcana, krwi serdeczn znaczone miejsce. - Masz pomys czego szuka ? - adnych tropów. Pow sz troch i zobaczymy. Poprosi em Wilda o po yczenie statku z pilotem. Co tam pobormota , ale znalaz i statek, i pilota. To znaczy pilotk . Podobno jego najlepsza. Ludzka dziewczyna, nazywa si Hotsco. Wild twierdzi , e zg osi a si na ochotnika. A mnie ciarki przesz y, e mo e mam lecie z jak pokr con , ale przyjrza em si jej. adna. I smuk a. Biodra, o takie, a wyprzedzenie takie. Jedn r obejmiesz j w talii. A w ciwie, ja móg bym obj j jedn r . Chocia groza bierze, bo tkniesz chudzin i z amiesz niechc cy wpó . Ale wi kszo lubi w nie takie, co i dobrze, bo b dziemy mogli uchodzi za zakochan po uszy park podczas romantycznej wycieczki. Jak który ciekawski spojrzy na Hotsco, z jej w osami do pupy, a potem na reszt i na te oczy, co za oczy, mówi wam, to zupe nie przestanie mnie zauwa . Wywiad Bhorów mia sobie jaki czas radzi bez Alexa, za szkolona jeszcze na agenta Marla i policyjny specjalista od wywiadu, konstabl Paen wyznaczeni zostali do prowadzenia w zast pstwie spraw osobi cie zarz dzanych dot d przez Kilgoura, a szczególnie przerobionego na podwójnego agenta Hohnego. Zgodnie z przewidywaniami Alexa imperialny szpieg przejrza na oczy ledwie po kilku dobach sp dzonych w celi na najni szej kondygnacji jednego z najci szych wi zie Bhorów. - Wszystko gra i buczy - podsumowa Alex. - A troch si niepokoj , bo to przecie nie radio. Ale nic, jad . Dostan buzi na po egnanie? Przysi gam, e my em z by. Ca kiem niedawno, ju w tym stuleciu. Sten wola poprzesta na strzemiennym. Lub dwóch. Sind te przy czy a si na jednego.Po paru bszych zacz narzeka g no na los dowódcy. Wiecznie na czele, wr cz na widoku, masa obowi zków i adnej zabawy. Sind poklepa a go po policzku. - Jest taka stara piosenka - powiedzia a. - „Stoisz pi kna w wianku z ró , gdy co si ruszy, si gasz po nó ”. Stoisz pi kna, akurat, pomy la Sten. Niedoczekanie. Ida równie mia a zamiar zbuntowa si przeciwko trzeciej zasadzie wystarczaj co wysoko awansowanych, podpunkt D: Trzymaj si z dala od miejsc, gdzie strzelaj . Sten pragn zachowa Romów jak najd ej w odwodzie i korzysta z ich us ug g ównie dla potrzeb niejawnego zwiadu czy przy transporcie ma ych zespo ów dywersyjnych. Koniec ko ców ich udzia i tak nie móg uj niezauwa ony, ale im pó niej wyjdzie na jaw, tym lepiej. Gdy Imperator otwarcie uzna ich za wrogów, wtedy wszystkie wyj tkowe talenty Romów na nic si nie przydadz .Znaczy o to oczywi cie, e sama Ida nie powinna anga owa si w adne operacje.Wszelako wpad a na genialny pomys , któremu Sten rado nie przyklasn . Nie trudzi a si wtajemniczaniem dowódcy w tak drobne szczegó y jak to, który w ciwie agent zmontowa fizycznie t „piekieln machin ”, jednak pu ci w ruch zamierza a j w asnor cznie. Osoby nie znaj ce osobi cie Idy Kaldersash mog yby pomy le , e jest star agentk , która poprzestaje ju tylko na barwnych wspomnieniach dawnych dokona .Nic bardziej myl cego, tym bardziej, e planowana akcja mia a sta si tak e okazj do godziwego zarobku, co podobnie patrz cy na ycie Jon Wild równie wyczu w mgnieniu oka.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
I tak w ciwego dnia pewna oty a i dodatkowo opatulona warstwami spódnic kobieta przyby a wraz ze swym mikrym m em na kupiecki wiat Giro. M wygl da na dzianego go cia, ona prawie na kocmo ucha, jednak poniewa dob pó niej otrzymali przekaz na kilkana cie milionów kredytów, nikogo nie obchodzi o kim s . Ka da kultura, ludzka czy obca, zwyk a tworzy pewne systemy, które chocia oparte na fikcji, traktowano zawsze niezmiennie powa nie. Pochodn takich nawyków by o mi dzy innymi przekonanie, i tak zwane papiery warto ciowe - akcje, obligacje i tym podobne - wiadczy y swoim kursem o kondycji rz du czy korporacji, która je wyemitowa a. Gie da, Wall Street, AlManamah czy Drks’l - wszystkie te instytucje dzia y od wieków na tej samej zasadzie.Ida ju dawno temu uprzytomni a sobie, e operuj c papierami warto ciowymi trzeba przestrzega dwóch zasad: (l) unika spontanicznych ruchów, oraz (2) nigdy nie traktowa gie dy jak prawdziwego przedsi biorstwa. Takie niearystotelesowskie podej cie do rynku jako z onego, ale jednak wci tylko totalizatora, wzbogaci o j dot d o sporo kredytów. Podczas wielu wcze niejszych upie czo-spekulacyjnych przedsi wzi , które podejmowa a w chwilach wolnych od s by, ustali a mi dzy innymi, i Giro to wiat nie do , e specjalizuj cy si we wszelkich operacjach finansowych, lecz jeszcze tutaj w nie mie ci y si centralne serwery podstawowych systemów gie dowych.Ostatecznym jednak powodem, dla którego nie skorzysta a z us ug jakiego zaprzyja nionego domu brokerskiego, lecz osobi cie (z m em!) przyby a na planet , by o upodobanie do znajdywania si zawsze w centrum wydarze . Ale o motywacje przylotu te nikt jej nie pyta . Wielkie wej cie zaplanowa a wraz z Wildem na kolejny ranek, gdy tylko ciesz ca si znakomit opini firma Chinmil, Bosky, Trout & Grossfreund otworzy podwoje. Ida starannie dobra a miejsce i decyduj cym argumentem nie by a wielko posiadaj cego liczne filie przedsi biorstwa, lecz fakt, CBT&G s yn a szeroko z do liberalnej interpretacji imperialnych zasad obrotu wszelkimi walorami. Z do wiadczenia wiedzia a ponadto, e urz dnikom tej bran y jest wyj tkowo atwo zamydli oczy, gdy zazwyczaj uwa aj si najsprytniejszych pod s cem wynalazców wszystkich lewych sposobów i sposobików i wszystkich innych maj za frajerów, naiwnie trzymaj cych si prawa. Ida i Wild na wst pie zapowiedzieli, e zamierzaj poszerzy swój pakiet o walory spoza rodzinnego systemu (fikcyjnego zreszt ) i wymienili okr sum przeznaczon na ten cel. Zaraz te zostali uprzejmie odprowadzeni od okienka do biura m odszego asystenta. Stamt d trafili do starszego asystenta, by na koniec wyl dowa w gabinecie wspó ciciela firmy, samego pana Bosky’ego. Ida uda a, e s ucha uwa nie jego porad, a potem przysiad a si do centralnego terminala i zacz a kupowa . Oraz sprzedawa . W ko cu sama zacz a mówi . - Panie Bosky, je li pos ucham pana yczliwej rady i przyjrz si Trans Migowi, zatrzymam co mam w Cibinium, mo e jeszcze dobior te nowe z Trelawny... Jonathanie, spokojnie, wiemy co robimy... Teraz, pozby si pi cioprocentowych obligacji municypalnych Soward... widzisz, ile to? Ju ja bym ich nauczy a... Dobra rada, panie Bosky, jak mówi am, teraz pora na Trelawny, chocia ich prospekt emisyjny jest jakby odrobin niekompletny... Do wieczora Bosky zgubi w tek. Ida chichota a w duchu. Kto z tak pozycj , jak partner u Chinmila powinien jednak szybko przejrze jej gr . Gdzie tam. Patrzy tylko, jak szasta a pieni dzmi na wszystkie strony. Po prawdzie rych o nabra ochoty, by wyprosi gadatliw bab , jednak pod koniec drugiego dnia zauwa ze zdumieniem, i podwoi a swój kapita . Od tej pory, zamiast jedynie patrze , zacz te s ucha . I pilnie powtarza jej manewry korzystaj c z pieni dzy firmy. Oczywi cie myli si . ca kowicie w ocenie intencji i dzia Idy, troch jednak potrwa o, nim Bosky i reszta poj li, ile w ciwie megakredytów w ten sposób przysz o im straci . Przyg uszony jazgotem nie zauwa te , jak Wild spokojniutko karmi g ówny komputer firmy asnymi dyskietkami. Po tygodniu etap pierwszy dobieg ko ca.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Wszystkie programy znalaz y si na pozycjach wyj ciowych i we w ciwych serwerach. Wtedy zacz si etap drugi. Ida i Wild wymkn li si tu po pó nocy z hotelu i wsiedli do nie oznakowanego lizgacza, który rozp yn si w mroku. Nast pnego ranka Ida dosta a wstrz saj wiadomo z domu. Wybieg prosty i stary jak wiat, wyk adany jeszcze na akademii szpiegowskiej Huna Attyli, ale zadzia bez zarzutu. Ostatecznie prawd jest, i chocia ludzie interesu uwielbiaj si chwali , jak to bez przerwy studiuj histori , w tym militarn i dane wywiadów, tak naprawd zapami tuj jedynie tytu y rozdzia ów i hase ka, które maj przekona kumpli od kieliszka, e pij z przedstawicielami inteligencji. Ida obieca a Bosky’emu, e wróci jak najszybciej. I odlecia a (z m em!) na pok adzie wielkiego, luksusowego liniowca, który opu ci a zreszt podczas pierwszego postoju, by przesi si na statek dostarczony przez Wilda. Od tej chwili lad po sympatycznej parze zgin , bo nawet jacht, który wykorzystali do ucieczki, zosta pó niej „wyremontowany”, czyli otrzyma now rejestracj i nowe numery maszyn, wyposa enia, nawet kad uba. Dla Romów to nic trudnego. Etap trzeci zacz si , zanim jeszcze zeszli z pok adu liniowca. Autonomiczny program wprowadzony przez Wilda do komputera odleg ej o pó galaktyki filii firmy CBT&G o i zacz rozrabia . Wszystkie inwestycje Idy zosta y natychmiast spieni one w twardej walucie, kredyty za przelane. Pó niejsze ledztwo pozwoli o dotrze a do trzech bankowych pralni, dalej lad si urywa . Zarówno Ida, jak i Wild, oboje ju wcze niej bogaci na tyle, by Krezusa naj na lokaja, teraz jeszcze pomno yli swoje osobiste maj tki. Ida poczu a nawet co na kszta t wyrzutów sumienia i odpali a po stosownej sumce Stenowi i Kilgourowi na „cele rekreacyjne”. - Ale to fajnie - westchn a pó niej - robi dobrze s usznym czynem. Albo odwrotnie. Owoce etapu drugiego dojrza y tu przed witem nast pnego dnia, gdy tylko rynek wznowi aktywno . Wypad o widowiskowo. Dwadzie cia sze male kich, ale wyj tkowo brudnych, czyli mocno siej cych promieniowaniem adunków nuklearnych, rozerwa o automatyczne centrum komputerowe planety Giro. Tym samym znikn równie g ówny komputer gie dowy Imperium. adunki by y dzie em genialnego w swym szale stwie Kilgoura. Wykona je jeszcze przed wylotem na Ziemi .Ofiary: jeden portier, który zemdla zamiast wyj i dosta mierteln dawk oraz jakie pó tuzina ochroniarzy. Kilka sekund pó niej media i linie specjalne ponios y hiobowe wie ci. Wybuch a panika. Kto... czemu... jak tak mo na... anarchia... bandytyzm... wbrew zasadom... i tak dalej. Wska niki gie dowe run y o setki i tysi ce punktów. Potem stan y, gdy ludziom zacz wraca rozs dek. Ostatecznie nie by o a tak le. Przecie istnia y jeszcze komputery i serwery rezerwowe. Kto tak szalony, by dokona zamachu na podstawy cywilizacji na pewno nawet o nich nie pomy la . czono sie rezerwow , uaktywniaj c tym samym program Wilda. Pierwszy zwróci na to uwag pewien m odszy asystent. Uruchomi swoj stacj , jednak na ekranie, zamiast normalnych tabel, pokaza si wizerunek Wiecznego Imperatora z mocno marsowym obliczem. Odziany w paradny mundur wskaza urz dnika palcem, a z g nika buchn o: „IMPERIUM CI POTRZEBUJE!”. I tak ju zosta o. Obraz nie chcia znikn . Asystent kl na czym wiat stoi, a szczególnie na polityków, stara si jak móg , t uk w klawisze, rozgl da si trwo nie wko o czy kto nie widzi (bo przecie s ba bezpiecze stwa pcha a si ostatnio dos ownie wsz dzie). W ko cu zresetowa komputer. Po zresetowaniu ujawni si wirus Idy i nagle Imperium zapragn o gwa townie ka dego, kto w najbli szej okolicy siedzia przed jakim monitorem. Urz dnicy przeklinali szpetnie piratów. I wszyscy zresetowali... A wirus rozprzestrzeni si jeszcze bardziej. Opanowywa tak nowe stacje, modemy i sieci... ...a zaw adn ca ym systemem rezerwowym, który nie wytrzyma i zdecydowanie odmówi wspó pracy. Tym sposobem rozsypa si ca y system gie dowy Imperium.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Min o kilka d ugich dni, nim rynek powróci do wzgl dnej równowagi. Ale w tym czasie da o si zaobserwowa dzia ania typowe dla dobrze wytresowanych kapitalistów. Co si robi, gdy na gie dzie wybucha panika? Nale y ucieka z kapita em. Najlepiej w z oto lub inny pewny walor.I tak te próbowano uczyni , jednak bez wi kszego powodzenia. Cz gie d po prostu zamkni to. Banki og osi y przerwy wakacyjne. Niektóre dobrze prosperuj ce korporacje niespodziewanie upad y, gdy akcjonariusze zacz li wycofywa udzia y. Inne, które upa powinny ju dawno, równie niespodziewanie o y i j y z zaufaniem spogl da w przysz . Maklerzy musieli na dodatek nauczy si sporz dza notatki. Zlecenia kupna i sprzeda y zacz to przekazywa ustnie i gestami! Sten mia powody do rado ci. Pomys Idy wypali w ca ej rozci ci. Papiery warto ciowe rebeliantów zosta y na czas spieni one, za gwarantowane AM2 kredyty nabiera y z ka chwil warto ci. Ich kurs rós do d ugo niezale nie od wysi ków banku centralnego, który pompowa w rynek wszystkie dost pne rezerwy. W ko cu plan ratunkowy da efekty i wahad o przesta o si wychyla . Wszelako karze ek zdo je poruszy . Wojn totaln mo na toczy na wielu frontach. Sten markotnie i samotnie przygotowywa sobie posi ek i bez wi kszego rezultatu pociesza si my , i utrzymanie w ciwego poziomu ycia i ywienia te mo e by jak zemst . Tyle tylko, e ten akurat sposób podtrzymywania morale zawdzi cza nie komu innemu, jak Wiecznemu Imperatorowi. Posi ek mia sk ada si zasadniczo z kanapki ze stekiem z m odej wo owiny.Ale nawet z kanapki mo na uczyni dzie o sztuki.Jeszcze z rana, przed rzuceniem si w ogólnowojskow papierkow robot , ponacina po przek tnej trzycentymetrowej grubo ci p at mi sa i namoczy go w marynacie: jedna trzecia oliwy z oliwek (pierwsze t oczenie), dwie trzecie Guinessa - znakomitego ciemnego piwa, które Sten pozna tu przed swym ostatnim spotkaniem twarz w twarz z Wiecznym Imperatorem - sól, pieprz i odrobina czosnku. Teraz stek gotów by do opieczenia. Sten wzi fask mi kkiego mas a, utar je, dodaj c po eczce suszonej pietruszki, estragonu, tymianku i oregano. Potem nasmarowa t mas wie o wypieczon bu eczk , owin j w foli i schowa do ciep ego piecyka.Nast pnie skroi w plasterki cebul . Du o cebuli. Otoczy plastry w ma le i papryce, postawi na ogniu. Gdy zacz y skwiercze , w garnku z podwójnym dnem podgrza pó litra kwa nej mietany zmieszanej z trzema kami sto owymi chrzanu. Nast pnie przysma stek a przesta puszcza soki, poci w poprzeczne paski i wsun do bu ki. Na wierzch po cebul , okrasi j mietan i przygotowa zastaw do pope nienia cholesterolowego samobójstwa. Z boku ustawi talerz z cienko pokrojonymi pomidorami i oliwkami w occie winnym, obsypanymi drobno posiekanym szczypiorkiem z dodatkiem oliwy i bazylii. No i piwo. W tej chwili zabrz cza komunikator. Freston. Najpierw spyta , czy linia jest ekranowana i kodowana. Oczywi cie, e jest. Potem oznajmi , e nie zako czy analiz owego dziwnego sygna u, który holownik konwoju dostarczaj cego AM2 na Dusable wys jakby do nik d tu przed atakiem. I otrzyma ciekawe wyniki. Sten postanowi poczeka na koniec rewelacji i dopiero wtedy zmy Frestonowi g ow za pakowanie nosa w cudze kompetencje. Mo e i jest specjalist od czno ci, jednak teraz pe ni obowi zki dowódcy i ma ca y statek pod opiek . Powinien zostawi spraw technikom.Sygna nie zosta wcale wys any do nik d, wyja nia Freston. Wi zka mierzy a w pewien martwy, zapomniany system na zapad ej prowincji. Freston po yczy od Bhorów jeden ze statków zwiadu elektronicznego i tak przeprogramowa i rozbudowa jego czujniki, by dorównywa y najlepszemu imperialnemu sprz towi, na którym dot d pracowa . I wys statek do wspomnianego martwego systemu. Tam na jednej z planet stateczek znalaz ma stacj przeka nikow . Nie próbowa l dowa ani sondowa obiektu, gdy takie instalacje bywaj nadziane ró nymi pu apkami. Freston zacz t umaczy wag odkrycia, jednak Sten tych komentarzy nie potrzebowa . Wiedzia , e znale li miejsce, z którego automatyczny konwój AM2 wyruszy na Dusable.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Najprawdopodobniej tam w nie holownik otrzyma ostateczne instrukcje. Wychyn z nieodgadnionych mroków kosmosu i us ysza RUSZA albo ZANIECHA albo ZMIENI KURS na Dusable czy inny sk ad AM2, czy gdziekolwiek jeszcze indziej, albo... Mnóstwo mo liwo ci. Ciekawe. - Czy statek zwiadu jeszcze tam jest? - Tak - odpar Freston. - Nakaza em przyczai si z receptorami na pe moc, bez okazywania jakiejkolwiek aktywno ci, o ile nie rozka tego osobi cie. - Czy od chwili przybycia przej jak transmisj ? - W cis ym znaczeniu nie - stwierdzi oficer. - Jednak melduj o narastaj cej aktywno ci elektroniki stacji. Zupe nie jakby kolejne podzespo y przechodzi y w stan czuwania. Sten zapomnia ju zarówno o zamiarze zrugania Frestona, jak i o swojej kanapce. - Czy statek ma do czu aparatur , by przechwyci podobny sygna , jak ten, który wy owi w pobli u Dusable? - Bez problemu. - Jak to daleko? - Mo emy tam by w trzy dni. Sten u miechn si : Freston dobrze zna swego szefa. - Dobra. „Aoife” gotowy do startu? - Tak. - Ruszam. Powiedz dowódcy... - To Waldman, sir. - Powiedz, e ma szans zmaza ha po kl sce ataku na konwój. I niech za y stela holowniczy dla my liwca. Zamontuj mu te modu czno ci do utrzymywania kontaktu z my liwcem na skiej wi zce. Na wczoraj. - Tak jest. Przypuszczam, e to pan b dzie pilotowa my liwiec? Sten ju chcia przytakn , ale si powstrzyma . Do tej bohaterszczyzny. Nie rób z siebie idioty. - Nie - odpar ku zdumieniu Frestona. - Chc pilota z jajami... chocia ... mam ju kandydatk . Koniec czno ci. Wyszed z kabiny zanim jeszcze ekran zd pociemnie . Wartuj cy na zewn trz Gurkha zaprezentowa b yskawicznie bro . Sten w biegu odmachn r , co mog o przypomina salut, i znikn . Zabra ze sob jedynie he m, pas z uzbrojeniem (pistolet, amunicja, zestaw do czyszczenia, kukri), który przewiesi przez rami oraz racje ywno ciowe i zestaw toaletowy na trzy dni - wyposa enie, które zawsze trzyma pod r . Ida mimowolnie da a dobry przyk ad. Pora troch rozrusza stare ko ci. Jakie stulecie temu szanowny Ecu poj , e prawdziwy dyplomata musi opanowa trzy umiej tno ci: nigdy nie bra niczego do siebie, zawsze udawa zadowolonego, nawet gdy potrawy na stole bankietowym okazuj si niejadalne, przede wszystkim za , skutecznie walczy z nud .Nie tylko z t nud , która cechuje wszystkie wa ne konferencje, na których politykierzy próbuj zarabia punkty d ugimi mowami, ale równie z nud nieko cz cych si podró y.Ecu zastanawia si cz sto, jak radz sobie z tym problemem za ogi statków. I jakim cudem ci, którzy jeszcze w dawnych czasach skazani byli na wieloletnie wyprawy w prostych rakietach, w ogóle wracali ywi i przy zdrowych zmys ach. Sprawa by a na tyle ciekawa, i postanowi j zg bi . I poczyta sobie o morderstwach, buntach i gorszych jeszcze aberracjach, które wyst powa y obficie szczególnie w okresie przed opanowaniem nadprzestrzeni. Znaczy, nie radzili sobie. Podró powrotna ze wiata Kal’gatów okaza a si szczególnie dokuczliwa, poniewa trzeba by o za spraw odci wszystkie kana y czno ci. Ecu zaczyna si ju z wolna buntowa , chocia pami ta przecie , i Manabi nie znaj nudy, e to tylko odruch wynikaj cy z d ugotrwa ego przybywania w ród ludzi. Niemniej by to odruch bardzo sugestywny.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Obejrza wszystkie dost pne na pok adzie jachtu filmy. Przeczyta wszystkie ksi ki, a nawet raporty i prognozy. A tu zosta y mu jeszcze cztery dni do Seilichi. W ko cu si gn ponownie po reklamówk Marra i Senna. Ju wcze niej chcia j obejrze , ale obawia si w asnej reakcji na widok suto zastawionych sto ów, z którymi podawane automatycznie w jachtowej kuchni racje w aden sposób nie mog y si równa . Pos pnie pomy la o czterech dniach m ki dziel cych go od cywilizacji. Musn dyskietk . Znów ujrza dwie g ówki, które go pozdrowi y. Nap yn y mi e zapachy. Pojawi si stó ... Ecu poruszy czu kami. Co nie tak. Stó zosta nakryty byle jak. I skromnie. Zupe nie, jakby to dza zmusi a obu Milchenów do wznowienia dzia alno ci. Niemo liwe... Chyba, eby... Nagle g ówki zastyg y w pó gestu. - Do ju naopowiadali my, by poczyni zado wymogom zwyk ej, nudnej poczty reklamowej i zniech ci ka dego, kto chcia by j cenzurowa - powiedzia Marr. - Tak przynajmniej mamy nadziej - doda Senn. - Szanowny Ecu, potrzebujemy pa skiej pomocy. Ufam, e to pan ogl da ten przekaz - zadr , jakby mro ne ciarki przesz y mu po grzbiecie. Marr przysun si bli ej z opieku czym gestem. - ...i e ogl da go pan sam. Pojawi y si k opoty. Musimy nawi za kontakt ze Stenem. Nie mamy poj cia, czy pan wie, gdzie go szuka , ale poniewa kiedy zasiada pan w tym samym Trybunale, co Sten, zwracamy si w nie do pana. To nasza jedyna nadzieja. Sten musi nam pomóc. Nam i komu jeszcze. Nie mog poda imienia tej osoby, ale prosz powiedzie Stenowi, e jest to kto , kogo dobrze zna. Niech przypomni sobie przyj cie u nas, i ogród, i to, co zdarzy o si pó niej. To by jeden z czarnych bali pod ksi ycem, które wyprawiali my trzy razy do roku. Ta osoba pami ta. Je li Sten odpowie twierdz co, prosz przekaza nast pnie, e wspomniana osoba znalaz a si w opa ach. Imperator j ciga. My... - S yszeli my, gdzie ta osoba jest - wtr ci si Marr. - I je li Imperator dowie si , e my wiemy, wówczas zajmie si i nami. Nie wiemy jednak dok adnie, ale czujemy przez skór , jak sie z wolna si zaciska. Pr dzej czy pó niej zjawi si tu osobnicy gotowi nas skrzywdzi . Obaj przytulili si w sposób jednoznacznie sugeruj cy, i na swój skromny sposób zwi kszaj sum dost pnej w ogólnie wrogim wszech wiecie mi ci. - Nic wi cej doda nie mo emy - stwierdzi ostatecznie Senn. - Prosz powiedzie Stenowi, w jakim znale li my si po eniu. Spyta go, czy móg by nam pomóc. O ile wie pan, gdzie go szuka . Sami nigdy go nie odnajdziemy. A, jeszcze jedno... Prosz mu te przekaza , eby nie ryzykowa . W adnym wypadku. To nasze zdanie, ale ta zaprzyja niona z nim niegdy osoba mówi to samo. Gdyby musia dla nas postawi na szali powodzenie swojej krucjaty, niech nie próbuje. Sten nie mo e przegra . Pilot z jajami, czyli Hannelore La Ciotat, zastanawia a si , czemu w ciwie przysta a do rebeliantów. Refleksja snu a si opornie, jak zwykle u dobrych pilotów. Odznaczaj si oni tym, e nie tylko nie potrafi rozmawia bez bogatej gestykulacji, ale te rzadko my o przysz ci dalszej ni szykowany w nie w kantynie obiad.Nikt poza rebeliantami nie wiedzia , e to ona by a pilotem Stena podczas zastawiania pu apki na admira a Masona i pancernik „Caligula”. Zreszt , gdyby nawet, to atwo wywin aby si oskar eniom twierdz c, i wykonywa a rozkazy ze strachu o asn skór . Niemniej jako jedna z pierwszych stan a u boku Stena w hangarze „Victory”.Uczyni a to z trzech powodów. Po pierwsze, Imperium kojarzy o si jej z nad tymi dupkami, którzy nigdy nie potrafili zrozumie , jak wielkie znaczenie szkoleniowe maj loty my liwcem pod mostami stolicy jej planety, szczególnie te wykonywane z szybko ci jednego macha. Grozili nawet, e odbior jej maszyn i uziemi za biurkiem. Po drugie, Sten te by pilotem i mówi tym samym j zykiem. Po trzecie, wiedzia a, e walcz c po jego stronie wylata wi cej godzin i we mie udzia w wi kszej liczbie akcji, ni kiedykolwiek b dzie jej to dane, je li pozostanie w ramach olbrzymiej machiny si zbrojnych Imperium.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Czwarty powód móg by brzmie „Czemu nie?”, jednak tego g no nie wypowiada a, bowiem sugerowa oby to jednoznacznie, i piloci s abuj na rozumie. Szczególnie piloci my liwców. Odprawy Stena na pok adzie „Aoife” wys ucha a z lekkim sceptycyzmem. Stena to rozbawi o. - Jakie pytania, pani porucznik? Przepraszam, pani kapitan. Gratuluj awansu. La Ciotat wzruszy a ramionami. Wi cej gwiazdek na pagonach znaczy o dla niej tylko tyle, e dzie mog a wydawa teraz w kantynie nieco wi cej kredytów. Ostatecznie co za ró nica: sier ant czy admira , w my liwcu wszyscy s równi. - Ostatnim razem, gdy przedstawia nam pan swój wielki plan - zacz a tak taktownie, jak potrafi a by o to na zasadzie „Ruszaj si Hannelore, zastawimy pu apk na pancernik”. Uda o si chyba tylko dlatego, e nikt nie potrafi przewidzie czego równie g upiego. A teraz mamy znowu pcha si na jeszcze wi kszy cel. O ile dobrze zrozumia am, w gr wchodzi tylko mój my liwiec wsparty przez ajb obcego typu... - „Aoife” ma nas tylko dostarczy na miejsce i wyci gn - przerwa jej Sten. - Nie b dzie si anga owa . - Jeszcze lepiej. Jedna, pozbawiona eskorty maszyna ma rzuci si na ca y konwój przewo cy najcenniejszy surowiec Imperium. I pan s dzi, e to si uda? W tpi , by my zdo ali uj ca o, o osi gni ciu celu nie mówi c. A kto zajmie si eskort konwoju? - Nie b dzie adnej eskorty. - No nie... Chyba pan nie s ucha . A w ogóle to jak mam si do pana zwraca ? Poza „sir”, naturalnie. Jak rang ma pan zamiar przyzna sobie po rebelii? Wódz? Heros? Pewnie napcha pan sobie wi cej pasków na r kawy, ni jaki tam admira ... - Spróbuj Sten. Bez szar i bez „sir”. - Dobra. Tak czy tak, twierdzisz, e imperialni pchn co takiego bez eskorty? - Tak. - Sten, czy ty si na pewno dobrze czujesz? - Mo esz kwestionowa moj inteligencj i wolno ci wyra to g no, La Ciotat. Ale odpowiedzi nie us yszysz. Nie musisz. La Ciotat d sz chwil mierzy a Stena spojrzeniem. - Nie t skni za widokiem twojego trupa - mrukn a w ko cu. - Rozrywki te nie szukam. Ale chyba wezm udzia w tej ob kanej operacji. Niech b dzie, e urodzi am si razem z siostr bli niaczk , a gdy mama kaza a utopi t g upi , to ojciec si pomyli . Dobra, szefie. Pogoni za og . Spodoba im si . Nieustraszeni ochotnicy id na spotkanie mierci... Chyba w ko cu zaczn ich pyta o zdanie. Osi gn wszy granice martwego systemu, Sten i La Ciotat z za og przesiedli si na pok ad my liwca „Sterns”. Niezw ocznie uruchomili cze mi dzy stateczkiem a „Aoife” i „Heorotem”, zwiadowcz jednostk Bhorów, która wci nas uchiwa a zaczajona na orbicie blisko planety ze stacj przeka nikow . Pozosta o czeka . Jak zwykle przed walk , La Ciotat wycofa a si do kabiny kapita skiej. Na my liwcach oznacza o to pakamer wielko ci szafy, z opuszczanym blatem i zas on dumnie pe ni rol drzwi. Tam usun a sprawnie wszystkie w osy z ca ego cia a i umy a si w wodzie pobranej ze zbiorników „Aoife” i uperfumowanej olejkami pochodz cymi z rodzinnego wiata pani kapitan. Twarz pomalowa a w pradawne barwy wojenne swojego rodu, a potem oczy ci a medytacj umys ze z a, pragnie i po da . By a gotowa. Zastanawia a si , co w ciwie porabia Sten, który zaj drug istniej na my liwcu kabin , poprzednio nale do in yniera pok adowego. Jakie zwyczaje praktykowano na jego wiecie? Mo e adnych? Zatrzyma a si nad t my . adnych? A gdyby tak odsun kotar , przej dwa kroki, zastuka we framug i... Opami ta a si i wróci a do medytacji. adnych po da , adnych pragnie . Poza tym, czym tu si martwi . Pró nia jest dla niej askawa, niszczy tylko wrogów...
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
a wie y kombinezon i spróbowa a zasn . W s siedniej kabinie Sten wyspa si uczciwie, obudzi , przek si . Nie my la o niczym szczególnym. Delektowa si posi kiem, ws uchiwa si w szum wentylacji i pomruk systemów stateczku, odg osy rozmów i miechy dobiegaj ce z mesy, gdzie w nieprawdopodobnym cisku czeka o na sygna pozosta e trzyna cie osób za ogi, wszyscy do d ugo w s bie, by wytrwa jako nieustanne siedzenie sobie na karkach. Znów przysn . Mo e nawet co mu si ni o. Je li tak, to sen umkn pami ci, gdy zawy a syrena alarmu. Sten spojrza na wy wietlacz w g owach koi. Od przybycia do systemu nie min y jeszcze cztery dni pok adowe. Freston albo mia kryszta ow kul , albo naprawd marnowa si na stanowisku byle dowódcy pancernika. „Heorot”: Do wszystkich! Odbieram sygna zbli ania... „Aoife”: Pe na gotowo ! „Sterns”: Mamy ich. Sten ze „Sternsa”: Do wszystkich! Zachowa cisz ! Z pok adów trzech statków obserwowano, jak pot ny konwój wynurza si z nadprzestrzeni.Wy adowany po brzegi AM2. I dwakro wi kszy, ni ten przechwycony nad Dusable. Oficer czno ci na „Heorocie” wy owi jazgot nadajników stacji - odpowied na wcze niejszy sygna identyfikacyjny konwoju. Odsun pokus dokonania natychmiastowej analizy przekazu i tylko z meldunek o wykrytej aktywno ci. - Do wszystkich - powiedzia spokojnie Sten. - Wszystkie czujniki i rejestratory na pe moc. Czeka ... czeka ... czeka ... teraz! Pani kapitan! Pe na moc! La Ciotat wykona a rozkaz i „Sterns” wyprysn ku monstrualnemu konwojowi.Oficer czno ci na „Heorocie” wychwyci symptomy paniki. Na oko nic si nie wydarzy o, tyle e nadajnik holownika konwoju zacz nagle pracowa na bardzo wielu cz stotliwo ciach. - Pani La Ciotat - odezwa si Sten. - Pocisk Kali prosz ... na zdalnym naprowadzaniu... pole celu... konwój widoczny na g ównym ekranie... na mój rozkaz... - Pani Castaglione - zwróci a si Hannelore do swojej pani oficer uzbrojenia. - Potwierdzam... - Cel wprowadzony, sir. - Odpali - rozkaza Sten. - Ognia. Wielki pocisk przeciwokr towy wychyn z centralnej wyrzutni „Stemsa”. Na bocznym ekranie pojawi si oficer czno ci „Heorota”. - Odbieramy sygna y kierowane do stacji i konwoju - zameldowa . - I odpowied . Wielka moc sygna u. Kierunek nieznany... Pasmo odmienne od zwykle stosowanych... wst pna analiza sugeruje obszar pomi dzy omikron sub dwa i teta trzy... nie s ysza em, by ktokolwiek u ywa kiedy ... na kud at brod mojej matki! Nieregulaminowa od ywka oficera by a w pe ni usprawiedliwiona. Dobrze widoczny na ekranach konwój zmieni si nagle w nov . Eksplozja by a znacznie wi ksza ni poprzednio. Jednak tym razem nie wywo jej pocisk Kali. Ten konwój pope ni seppuku.Chwil pó niej drugi, znacznie mniejszy b ysk obwie ci autodestrukcj stacji przeka nikowej. Przeci one ekrany „Sternsa” pociemnia y. W ko cu zapali si monitor awaryjny sprz ony w g owic naprowadzaj pocisku Kali. Pokazywa pustk . Castaglione sprawdzi a wszystkie mo liwe odczyty.Wko o rozci ga y si parseki nieskalanej pró ni. La Ciotat zachowa a pozory spokoju, jakby codziennie widywa a takie tkni te mani samobójcz konwoje. - Dobra - wykrztusi a. - Wywiad pierwsza klasa. Ale nawalczy , to si nie nawalczyli my. Sten nie odpowiedzia od razu. Najpierw po czy si z oboma pozosta ymi jednostkami. - „Heorot”, tu „Stems”. Macie namiar?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tu „Heorot”. Potwierdzam. - Lokalizacja stacji odbiorczej? - adna znana. Analiza w toku. - „Sterns”. Wy czam si . Teraz dopiero si u miechn . - To by o wspania e - mrukn . - A jaki z tego po ytek? - Prawie z apali my Imperatora za jaja - wyja ni malowniczo Sten. - Prawie. No i pozbawili my go ca kiem sporej porcji AM2 przeznaczonej dla sojuszników. miechn si jeszcze szerzej. La Ciotat spojrza a na niego sceptycznie - nie by a pewna, czy wszystko pojmuje. W rzeczy samej, nie pojmowa a, chocia spodoba o si jej, e czasem starczy tylko wyskoczy zza krzaka i wrzasn BUU!, by wielkiego brzydkiego wilka szlag trafi . Manewr, który b dzie mo na powtarza bez ko ca, o ile tylko uda si wytropi wi cej takich konwojów. Sten zrozumia za , e ustalona przez Imperatora taktyka obronna maj ca chroni ród a AM2 przed osobami niepowo anymi, okaza a si w gruncie rzeczy mieczem obosiecznym. Podobnie jak wcze niejsze ustanie dostaw po mierci w adcy, tak i obecne mog o by fatalne, jednak tym razem dla samego Imperatora. A Sten gotów by czai si na konwoje a do skutku. W najgorszym razie zmusi najpewniej wroga do jakiej reakcji. Co wa niejsze, „Heorot” przechwyci i nagra kolejny sygna skierowany gdzie w pustk . Tym razem nadany ze stacji. Je li zdo aj namierzy odbiornik, zbli si o krok do ród a AM2. I zwi ksz swe szans na pokonanie Imperatora. Rozdzia 14 41413...31146... 00983...01507... Daleko poza zasi giem najdoskonalszych czujników, w sporej odleg ci od stref patrolowania Bhorów, pojawi si na chwil w przestrzeni imperialny statek specjalnego przeznaczenia. Wypu ci samotny my liwiec i znikn .My liwiec zamiast uzbrojenia niós szereg modu ów elektronicznych. Skierowa si ku Vi, macierzystej planecie Bhorów i stolicy ca ej Gromady Wilka. Na pok adzie by o tylko pi osób za ogi i jeden funkcjonariusz Imperialnej S by Bezpiecze stwa, wie o zreszt po kursach. W nie otrzyma a pierwszy przydzia . 09856... 37731..20691... Skryty za jednym z ksi yców planety, wszed na wysok orbit i czeka na w ciw chwil . W ko cu w czy nap d i na ma ej mocy zacz podchodzi do l dowania, wszelako po dziwnej do trajektorii. Wygl da o to, jakby spada pionowo na powierzchni planety, mierz c w punkt na pustkowiach w pobli u sto ecznego miasta. Z ka chwil zmniejsza szybko , by unikn zbytniego rozgrzania pow oki w atmosferze i ograniczy emisj w podczerwieni.Wychwyci moment, gdy z pobliskiego portu startowa frachtowiec ruchu lokalnego i korzystaj c z normalnego w takim przypadku szumu elektronicznego i turbulencji, niepostrze enie podszed do l dowania.Na pok adzie rozprowadzaj cy przycupn obok szpiega. Wn trze o wietla y sk pe lampki, nie przyzwyczajaj ce oczu do blasku. Dziewczyna by o solidnie wyposa ona. Modu z minigeneratorem McLeana na piersi, plecak z broni i nie zwracaj ca uwagi, zwyk a walizka z typowymi gad etami szpiega, ubraniem i ca kiem spor sum kredytów i lokalnej waluty Bhorów.Do uda przypi a torb z najbardziej niezb dnym narz dziem pracy szpiega - urz dzeniem nadawczo-odbiorczym. - Zbli amy si do punktu delta zulu - zabrz cza interkom g osem pilota. - Rozumiem, sir - odpar odprawiaj cy agentk . - Opadamy. Ju . My liwiec zako ysa si lekko i znieruchomia w zawisie. - Tak, sir. Otwieram w az.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Pojawi o si okr e wyj cie. Na zewn trz panowa a ch odna ksi ycowa noc, biela nieg. Spod azu wysun y si dwa karbowane podesty. Daleko z boku migota y wiate ka nabieraj cego wysoko ci statku Bhorów. Agentka zadr a, chocia wn trze my liwca by o dobrze ogrzane. - Tam chyba jest zimno. - Przyjaciele b czeka - sykn odprawiaj cy. - Ju . Na pozycj . Agentka wysz a na podest. Zako ysa a si lekko, pchni ta strumieniem ciep ego powietrza bij cego z luku. Zacisn a d onie na sterach nap du, dok adnie tak jak uczono j na wiczeniach. Na jednym z uchwytów wyczu a w cznik. - Dolicz do trzydziestu nim zwolnisz torb - przypomnia odprawiaj cy. Agentka przytakn a, cho naprawd nie s ucha a. Interkom znów zabrz cza . - Dziesi ... dziewi ... osiem... siedem... sze ...pi ... cztery... trzy... JU ! Stalowe podesty schowa y si gwa townie i agentka run a ku powierzchni planety. Odprawiaj cy zamkn w az. - Posz a, sir. - Dobrze. Wracaj na stanowisko. My liwiec zacz si wznosi . Pilota kusi o, by da pe moc i zmyka niczym zaj c, jednak odruchy zawodowe wzi y gór . Gwa townie przyspieszaj cy obiekt musia by zwróci czyj uwag , a wtedy ca y wysi ek na nic. Odprowadzaj cy za zerkn na zamkni ty ju w az. - Oby wszystkie twe jajka mia y pod dwa tka - mrukn pod adresem agentki. yczenie szcz cia by o ze wszech miar na miejscu. 43491...29875...01507... Marla, awansowana ostatnio z technika na chor ego, przeszukiwa a nocne niebo na ekranie lizgacza. Obok mia a Paena, konstabla policji Bhorów. Obraz zamigota . Podregulowa a. Znowu idealnie ostro. - Osobi cie wola bym nie wypuszcza idealnie sprawnego my liwca z r k - zauwa Paen. - Ja te nie - mrukn a Marla. Jaki czas temu pomog a zakodowa i wys z Vi wiadomo przeznaczon dla nas uchuj cej sygna ów ze wiatów Wilka, wzgl dnie bliskiej stacji odbiorczej imperialnego wywiadu. Wiadomo brzmia a obiecuj co: 41413 pilnie 31146 potrzeba 00983 dodatkowych 01507 agentów ... 30924 meldunki wiadcz 32149 s 37762 t 11709 e 23249 n 03975 uk ada 26840 plany 41446 wykorzystania 37731 systemu 03844 bazalt znów wyp yn ... 37731 system 09856 transferu 20691 m ... 43491 osobi cie
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
29875 odbior 01507 agentów Marla by a szczególnie dumna z doboru grupy kodowej 03844, gdy wedle jej obserwacji Hohne nie by szczególnie wprawnym szyfrantem. Kilgour mia racj , nazywaj c go amatorem, skoro go wybra system kodowy znany ju w zamierzch ych czasach, gdy szpiedzy obnosili si ze sztyletami z obsydianu i pelerynami.Wyobrazi a sobie ile przekle stw pop ynie po drugiej stronie, gdy przyjdzie do odszyfrowania wiadomo ci. Dopiero przypisanie grupie 03843 znaczenia jako bazy” nada sens przekazowi. Szalony Szkot by by dumny z uczennicy. Zaczyna o jej brakowa Alexa. Gdy tylko wróci, to chocia teraz, po awansie, nie b dzie ju jej dowódc , zaprosi go na drinka, obiad... a mo e nawet... kto wie? Tak czy tak, chcia a dowiedzie si , co naprawd znaczy ów tytu lairda Kilgoura z Kilgourów. Czy by naprawd by baronem lub kim takim? Je li tak, to co robi w ród rebeliantów? Wraz z reszt arystokracji winien sta przy Imperatorze. - Ludzka istota chyba ju zmarz a - zauwa Bhor bez cienia wspó czucia. - Bez w tpienia. Marli zrobi o si przez chwil al przegranego szpiega, dryfuj cego przez nocne niebo, wci jeszcze kilometr nad ziemi . Ale st umi a w tpliwo ci. To doros a osoba, wiedzia a na co si decyduje. - Jeszcze stregga? - spyta konstabl Paen. - Ju mówi am, e my nie potrafimy ch on stregga i pozostawa w pionie jednocze nie. Inaczej ni wy. - Kilgour potrafi. - Kilgour nie jest cz owiekiem. - Chyba rzeczywi cie nie. Paen osuszy swój kubek w kszta cie miniaturowego rogu, z go i odstawi . - To co, zgarniamy nowego przyjaciela? Oboje wysiedli ze lizgacza ostro nie, by nie trzasn g no drzwiami, bo w nocnej ciszy odg os poniós by si daleko. Mrok woko o kry jeszcze dwudziestu uzbrojonych po z by funkcjonariuszy Bhorów. W górze agentka przestawi a kontrolki, zmniejszaj c szybko opadania na tyle, na ile ma y generator McLeana pozwala . Mimo sporego post pu, epoka plecowych zestawów szybuj cych, opisywanych przez pisarzy fantastów, jeszcze nie nadesz a, chocia ma e modu y McLeana pozwoli y zapomnie o wszelkich typach niebezpiecznych i zawodnych spadochronów. Agentka skierowa a si ku kra cowi sporej ki i, wyznaczonej wedle planu M na miejsce zrzutu. Daleko, co najmniej pi kilometrów dalej, dojrza a wiat a niewielkiego gospodarstwa. Czyli wszystko w porz dku. adnej zasadzki. Chocia , czy jej tutejszy prze ony, mistrz wywiadu Hohne, lub kto od niego, b dzie czeka ? pomy la a i przeszed j dreszcz. Ale nakaza a sobie spokój. Je li nie, to zgodnie z instrukcj zapadnie na ca y dzie w terenie. Mia a do racji ywno ciowych i tabletek rozgrzewaj cych. No i porz dny, ocieplany skafander. Je eli i wtedy nikt si nie pojawi, to te jeszcze nie tragedia. Zagrzebie modu McLeana pod niegiem i pomaszeruje do stolicy, by odszuka który z trzech punktów kontaktowych. Ostatnie dwadzie cia pi metrów. Oderwa a oczy od ziemi i tak, jak j uczono, poszuka a linii horyzontu. Stara a si nie my le o ostrych kamieniach skrytych by mo e pod puchatym, bia ym niegiem. Nagle przypomnia a sobie zalecenie odprawiaj cego i zwolni a zatrzask, pozwalaj c zamocowanej na udzie torbie zwisn lu no na pi ciometrowej lince. Wszystko po to, by nie zmia przypadkiem baga u przy dowaniu. Nadajnik opad tylko o jakie pó metra, gdy ziemia wybieg a na spotkanie. Agentka ledwie zd a z czy stopy i ugi kolana... i zabola o. A krzykn a. Potem leg a nieruchomo na niegu.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Cholera - warkn a Marla, gdy policjanci biegli ku szpiegowi. - Je li zniszczy a transmiter, to chyba jej kciuki w kurki powkr cam. Wci brakuje nam dwóch. By ukry , e agent wypad z obiegu budowano replik supertajnego minitransmitera wysokiej mocy, stosowanego przez s by Imperium. Nie by o to atwe zadanie, a poza tym poch ania o sporo czasu. Trzeba by o równie wymy la jakie sensowne uzasadnienia dla tak d ugiej przerwy w czno ci. Marla nie w tpi a, e i ta agentka da si „oswoi ”. Je li nie, to przeskanuje si jej po prostu mózg, wydobywaj c informacje o kodach, kontaktach i zadaniach sposobem mniej sympatycznym. Potem oczywi cie czeka j b dzie egzekucja. Jak dot d jedynie troje imperialnych agentów wybra o wierno patriotycznym has om i drog na szafot. Troje z dwudziestu dziewi ciu, których Poyndex przys na wiaty Wilka zwiedziony meldunkiem Hohnego o planowanej wizycie Stena. Pozosta ych dwudziestu sze ciu mieszka o sobie teraz w ca kiem wygodnych, cho dobrze strze onych kwaterach na ró nych planetach Gromady i karmi o odleg ego szefa tym, co kazano im nadawa . W ten sposób Marla, Kilgour i Sten kierowali udatnie ca siatk imperialnego wywiadu na wiatach Wilka. Dok adnie tak, jak zamy li to sobie Alex. Jaki czas wcze niej jedna z kole anek Rykor otrzyma a niezwyk y przydzia . Jako specjalistka od rekrutacji mia a przygotowa kampani werbunkow dla pokonanych wiatów Tahnu. Rykor uzna a to w pierwszej chwili za niesmaczne, musia a przyzna jednak, e spo eczno ci w podobny sposób zdeptane i upokorzone, dostarczaj zwykle ca kiem u ytecznego rekruta.Znajoma wyja ni a wszak e, i szczegó owe instrukcje przewiduj co wi cej. Ma mianowicie d do wskrzeszenia dawnej kultury samur jskiej Tahnijczyków. Tej samej kultury, któr Imperator zaraz po zwyci stwie obieca wykorzeni . Ciekawe, pomy la a Rykor. Czy by Imperator zacz wierzy , e najlepszym sposobem walki z dz jest ubranie wszystkich n dzarzy w gustowne mundurki? Dodatkowo podobny pomys kwalifikowa by go jako dobrze zapowiadaj cego si psychopat . Budowa armi , której zamierza u , a poniewa Imperium nie mia o obecnie adnego wroga zewn trznego, ca a ta nowa armia musia aby zosta skierowana przeciw wrogom wewn trznym. Innymi s owy, przeciwko obywatelom Imperium.Poniewa za Tahnijczycy ho dowali niezmiennie ksenofobii, przekonaniu o swej wy szo ci rasowej i wierze, i lito oznacza s abo , by o dla nich rzecz normaln , e silny dyktuje prawa s abemu. Tym samym nowa armia Imperatora mia a by armi barbarzy sk . Rykor dyskretnie zbada a spraw i okaza o si , e w adca zainteresowa si równie innymi wiatami o podobnie zwichrowanej kulturze. Bardzo ciekawe. Szcz liwie kto o talentach Rykor nie musia si d ugo g owi , jak storpedowa podobn kampani . Najpierw zgromadzi a wszystkich dost pnych psychologów lub studentów psychologii, którzy lubili podró owa i którym nie przeszkadza a d ugotrwa a samotno . Musieli jeszcze umie ama bez poczucia winy, pracowa pilnie nawet wówczas, gdy nie mieli szans na szybkie ujrzenie rezultatów swoich wysi ków, oraz czeka cierpliwie na wynagrodzenie. I tak dalej.Niestety, nie mia a obecnie tych batalionów specjalistów od kontrpropagandy, które przybiega y na zawo anie, gdy s a jeszcze Imperium.Wszelako obmy lana starannie antytoksyna i tak rych o zacz a zwalcza zaszczepionego przez w adc morderczego wirusa. I to poniek d sama z siebie, atakowa a bowiem podstawy wiadomo ci spo ecznej, na które Imperator tak liczy . Na przyk ad jeden z ochotników Rykor, imieniem Stengers, który jako student socjologii pewnej imperialnej uczelni przyby na Heath, dawniej sto eczny wiat Tahnu, zacz kr po tym samych rodowiskach, co zespo y rekrutacyjne, tyle e z niejakim wyprzedzeniem. Nie czyni nic specjalnego, zadawa jedynie pytania, szczególnie tym m odym Tahnijczykom, którzy na powa nie rozwa ali, czy by si . nie zaci gn .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Pyta na przyk ad: „Je li Imperator naprawd chce, by cie odzyskali godno i odrodzili dawne tradycje, to czemu ka e wam s tak daleko od domu? Trudno o honor w mroku i pustce, jak osi zreszt jedno z waszych narodowych przys ów”. Czasem podejmowa temat bardziej bezpo rednio: „Ciekawe. Powiadasz, e ju osiemnastu posz o z tego rolniczego powiatu i e ani jeden jeszcze nie wróci ? A, dwóch zgin o? Smutno jest gin tak daleko od ojczyzny. I to s c komu , kto nawet nie doceni tej ofiary”. Zdarza o si , te , e w ogóle nie owija niczego w bawe : „Je li Imperator naprawd zacz nagle tak docenia Tahnijczyków, to czemu tu bieda a piszczy? Ca e Imperium op ywa w dostatki, a wam ledwo drewna starcza na podpa . Sam mieszkam na nieprzesadnie bogatej planecie, na dodatek g boko w górskich dolinach, jednak u mnie w ka dym domu jest porz dny piecyk na AM2. Zupe nie tego nie rozumiem”. Bywa te brutalnie szczery: „Imperator wpad na dobry pomys , jak trwale pozby si Tahnijczyków. B dzie wysy was kolejno na wiaty pogranicza, a wszyscy zginiecie”. Stengers i jemu podobni zadbali te o rozpowszechnienie starannie dobranych ballad u onych jeszcze w czasach wojny, które sugerowa y jednoznacznie, i Imperator i wszyscy jego poplecznicy to tylko robactwo k bi ce si pod stopami Tahnijczyków.Tym sposobem nast pny okresowy raport o rozwoju akcji werbunkowej zawiera niepomy lne dla Wiecznego Imperatora dane, wiadcz ce o spadku ilo ci ch tnego rekruta... Sten wyra nie kaza Kilgourowi zachowa podczas pobytu na Ziemi jak najdalej posuni ostro no . Wprawdzie ta dawna akcja nad rzek Umpqua wymierzona by a przeciwko radzie, ale funkcjonariuszom s b bezpiecze stwa mog o to nie robi adnej ró nicy. Kto wie, czy ko o tej ma ej wioski, ówczesnej bazy operacyjnej Stena i Alexa wci nie b dz , te same smutne typki wypatruj ce wci tych samych twarzy, tyle tylko, e teraz na s bie u nowego pana. Gestapo nigdy si nie zmienia, powiada pewien pozornie absurdalny, z niepami tnych czasów wywodz cy si zwrot. Nie ma sprawy, warkn Kilgour. I tak zamierza trzyma si jak najdalej od prowincji Oregon. Mia nadziej , e ów sekretny powód, dla którego Wieczny Imperator odwiedzi niedawno w tajemnicy Ziemi , le y gdzie bardzo, bardzo daleko od feralnego miejsca. I rzeczywi cie tak by o. Chodzi o o najbli szy prawdziwy port kosmiczny - San Francisco, najwi ksze miasto Kalifornii, che pi ce si prawie stu tysi cami mieszka ców. odzi kochankowie (Hotsco robi a do wra enia za dwoje) utrzymywali, e przybyli do prowincji kalifornijskiej na pok adzie skoczka, najpierw odwiedzaj c samotne osady na po udniu, w pobli u ma ej stolicy prowincji Santa Ana. Stamt d wzi mieli luksusowy lizgacz, którym przebyli mokrad a San Joaquin, by pocz wszy od wioski Bakersfield z wolna przemieszcza si na pó noc. W rzeczywisto ci statek przemytniczy Hotsco parkowa pi dziesi t metrów pod powierzchni wielkiej zatoki San Francisco, dok adnie w pobli u Wyspy Pelikanów. Starczy by jeden sygna z bipera Hotsco, by autopilot pospieszy im na ratunek.Odgrywaj c turystów zamieszkali w jednym z nowych, pseudo-wiktoria skich pensjonatów na dzikim wierzcho ku Twin Peaks. Z góry podziwiali cie nin , nad któr przerzucony by niegdy s awny most i s uchali wizjonerów g osz cych, i pewnego dnia most znów po czy oba cyple. Nie skorzystali z zaproszenia na polowanie na tygrysy ludojady w zapuszczonym niczym d ungla dawnym parku. S uchali sporów na temat: czy nale y niwelowa pogórze Mission, gdy jak niektórzy przysi gali, liczne tu pagórki to nie twory naturalne, lecz gruzowiska gigantycznych wie owców, zniszczonych przez jakie wielkie trz sienie ziemi. Ta czyli w salach rozleg ej posiad ci wzniesionej na szczycie urwiska w miejsce dawnej, która run a jeszcze w czasach przedimperialnych, jakie trzy pot ne trz sienia ziemi temu. Uprzejmie odmówili dwóm ca kiem mi ym dziewczynom, które chcia y wraz z nimi poprze ywa nieco seksualnej ekstazy, i to za darmo. Alexowi zda o si , e Hotsco troch si waha a, zatem przypomnia jej, i m odzi kochankowie zakochani s zwykle tylko w sobie nawzajem, przynajmniej z pocz tku. Odnotowa jednak w pami ci, e dziewczyna nie ma zapewne przesadnych zahamowa .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
No i jedli. Kraby, które sami apali po yczonym wi cierzem obok ruin mostu. D ugie bochny wspaniale wypieczonego chleba. Ryby z rusztu. Surowe ryby podawane z ry em. Bitki jagni ce. Kurcz ta pieczone w piecu ziemnym. Alex, który nigdy nie by sybaryt , o smakoszostwie nie mówi c, zaczyna my le o zmianie przyzwyczaje . Przy ka dej okazji rozmawiali, szczególnie w barach i innych przybytkach skupionych wko o ma ego portu kosmicznego na po udnie od miasta. Alex przedstawia si jako niezale ny kupiec zajmuj cy si eksportem i importem luksusowych dóbr, Hotsco mia a by jego now partnerk , tak w yciu, jak w interesach. Dopytywali, czy kto s ysza mo e o czym na tyle ciekawym dla mieszka ców innych wiatów, by warto by o to eksportowa z Ziemi, ojczyzny rodu ludzkiego. Nie sugerowali oczywi cie niczego nielegalnego. Sze standardowych dni pó niej (Alex a u miechn si pod w sem - to by y dni prawdziwe, nie umowne), podczas których nie pojawi a si adna oznaka, e ich namierzano, trafili wreszcie na lad, urz dniczk z urz du celnego, osob z poczuciem misji, która dodatkowo uwielbia a narzeka , szczególnie wówczas, gdy kto dysponuj cy wi ksz w adz ni ona sama, zmusza szanowny urz d do rezygnacji ze zwyk ej procedury. Kilgour oczywi cie zapewni j , e adne z nich... co tak odra aj cego... interesy trzeba umie prowadzi ... Tak, pani Tjanting, jedna z najciemniejszych stron mego zawodu to fakt, e naprawd trafiaj si i tacy kupcy, którzy... s ysza em nawet o wysokich urz dnikach, którzy sk onni bywaj nagina prawo... Nie musia d ej zan ca . Sprawa rzeczywi cie dotyczy a bardzo wysoko postawionych osób, które faktycznie przyby y prosto z Centralnego. I to w interesuj cym Alexa okresie.Urz d Celny otrzyma z Ziemskiej Kontroli Obszaru informacj o zamkni ciu dla niskoorbitalnego i nieregularnego ruchu powietrznego prowincji Oregon. Sprawa w zasadzie nie le a w kompetencjach Tjanting. Owszem, wiedzia a o znajduj cym si tam maj tku Imperatora, jednak Urz d Celny nigdy w sprawy w adcy si nie miesza . Jako dobra obywatelka mog aby by co najwy ej zaciekawiona przybyciem Imperatora, ale jego akurat tam nie by o. Sk d mog a to wiedzie , zaciekawi si Alex? No, by oby co w wiadomo ciach, prawda? Ale nie o to chodzi, wkurzy o j co ca kiem innego. Gdyby tylko Wieczny Imperator wiedzia , jakie rzeczy wyprawia si tu w jego imieniu, nie by by wcale zachwycony. Jakie dwa tygodnie przed otrzymaniem komunikatu z Kontroli Obszaru Tjanting odprawia a parti frachtu przechodz cego tranzytem przez San Fran. Docelowym punktem przeznaczenia by y tereny imperialne kilkaset kilometrów na pó noc. Ledwie wesz a na pok ad statku, zaraz zacz o by dziwnie. Frachtowiec b yszcza jak nowy, a za oga tylko obcasami trzaska a, co bardziej przypomina o marynark ni zwyk flot handlow . Ale to by dopiero pocz tek. Prawdziw niespodziank okaza si adunek. Pilot najpierw odmówi jej dost pu do adowni utrzymuj c, i jej zawarto jest obj ta klauzul tajno ci i stanowi w asno Domu Imperialnego. Nie mia jednak adnych dokumentów na poparcie swoich s ów. Równie dobrze móg przewozi zaopatrzenie dla nadrzecznego obozowiska, a za takie rzeczy Imperator powinien zap aci rz dowi Ziemi c o jak ka dy inny obywatel. Tjanting upar a si zatem, e musi wej do adowni. Je li jej nie wpuszcz , wezwie policj celn , zatrzyma statek i na y areszt na za og . Kapitan niech tnie ust pi .Ujrza a ca e palety sprz tu medycznego. Skomplikowane i drogie aparaty w ilo ci wystarczaj cej na wyposa enie niedu ej, ale porz dnej kliniki chirurgicznej. No i wszystko, co jeszcze w takim miejscu bywa potrzebne. Tak przynajmniej powiedzia jej specjalizuj cy si w tej bran y kolega, gdy pokaza a mu list przewozowy. Problem nie le w naliczaniu c a, bo takie towary, z humanitarnych powodów, bywa y zwykle od a zwolnione. Gorzej, e nikt nie potrafi odpowiedzie na proste pytanie Tjanting: czemu to ma s ? Urz d Celny zajmowa si równie kontrol zagro epidemiologicznych i innych, w razie potrzeby w adny by zarz dzi kwarantann . Czy kto zachorowa nagle na terenach imperialnych? Mo e potrzeba pomocy chirurgicznej? Czy istnieje gro ba wybuchu epidemii?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Zameldowa a o sprawie prze onym. Kazali jej czeka , a sami skontaktowali si z personelem Imperatora w Oregonie. Rozmowa trwa a kilka minut - us yszeli, e nikt tam nie oczekuje podobnego transportu. Tjanting by a ju pewna, e odkry a jak szczególnie bezczeln szajk przemytnicz . Potem znów zadzwoniono z pó nocy i zanim jeszcze jej zmiana dobieg a ko ca, prze eni wezwali Tjanting na dywanik. Otrzyma a surow reprymend za „nieuzasadnione wtr canie si w sprawy Wiecznego Imperatora”. Dodatkowo dowiedzia a si , e od dawna ju s ynie z d ugiego nosa i niech lepiej sama go sobie przytemperuje, bo inaczej najbli sza ocena okresowa zako czy si jej degradacj . Tak wi c obecnie pe na by a alu do ca ego wiata. Alex pocieszy j stawiaj c nast pnego drinka upiorn mieszank s odkiego likieru zwanego Campari, wody z b belkami i brandy. Kilgour uzna , e to jeden z g upszych sposobów marnowania koniaku, ale wstrzyma si od komentarzy. Gdy tylko Hotsco zast pi a go w pocieszaniu strapionej kobiety, zamy li si g boko. Ciekawe, kto urz dzi tu sobie gabinet, a nied ugo pó niej Imperator dosta ma piego rozumu. Jakie specjalistyczny sprz t chirurgiczny. Operacja? Na osobie samego Imperatora? I do tego tajna jak cholera? nie. Dziwne. Bardzo dziwne, pomy la Kilgour. Chocia ... to proste, stwierdzi , wspominaj c rozkaz kieruj cy do posiad ci oddzia wybornych saperów. Implant z bomby to pomys stary jak wiat. Wielu fanatyków w dziejach ju z niego korzysta o. Z powodzeniem. Czasem wszczepiano te adunki szczególnie dzielnym szpiegom czy dywersantom, którzy udawali si na wyj tkowo niebezpieczne, praktycznie samobójcze misje. Dla pewno ci, e nie zostan schwytani i nie wyjawi niczego podczas tortur.Wszelako zabieg usuwania bomby by by czym nowym. Tak, to w nie najpewniej si zdarzy o.Hm... Jak to by o? Ile razy ten ch opta gin , zaraz potem trup detonowa z wielk si ? Co znaczy, mia bomb w bebechach, najpewniej w wyrostku robaczkowym. Albo gdzie indziej, niewa ne. Najciekawsze, kto mu j wcze niej wszczepi ? Im g biej kopi , pomy la Alex, tym mniej wiem. No dobra. Tylko g upcy wiedz wszystko. By o zosta zwyk ym nierzem. Albo mnichem. Alex do mia rozwa . Wyci ganie wniosków na podstawie niekompletnych danych niemal zawsze prowadzi do b dnych konkluzji. Potem si zastanowi. Postawili Tjanting jeszcze kilka drinków i stwierdzili, e wracaj do hotelu. Tjanting zerkn a za nimi i zmarszczy a brwi. Po chwili u miechn a si sprytnie. Pó Imperium dalej dwóch m czyzn popija o nierozwodnione drinki sp ukuj c je piwem domowej roboty. Siedzieli w barze niedaleko placu budowy. Jeden by spawaczem, drugi wicedyrektorem banku, który z jakich powodów lubi w óczy si po podrz dnych dzielnicach. - S ysza - zacz spawacz - jak to by o, gdy Wieczny Imperator poderwa dziewczyn ? Za pierwszym razem powiedzia jej: tak ci ukocham, e b dziesz j cze . I zrobili to. Za drugim powiedzia jej: teraz tak ci ukocham, e b dziesz krzycze . I znów zrobili. A potem obieca : nast pnym razem tak ci ukocham, e potem si oblejesz. Na to ona go pyta: doprawdy? To on wyja nia, no bo to b dzie latem... Bankier zachichota z uprzejmo ci. - A ja s ysza em, e podobno Imperator uwa a, i pewne sprawy m czyzna powinien za atwia we asnym zakresie. I sam daje przyk ad - stwierdzi , i tym razem spawacz zarechota . I zaraz potem spowa nia . - Zauwa , Els, e ile razy Imperator pokazuje si w wiadomo ciach, to nigdy nie bierze udzia w niczym, gdzie pojawia si jaka kobieta? - A to ma jakie znaczenie? - Mo e adnego, ale pomy l. Gdyby by tak szych , to chyba baby lecia yby na ciebie jak na nikogo innego, nie? Na przyk ad, gdyby mia dosta jutro awans na szefa... - Mo e. Ale moja ona zaraz by si o tym dowiedzia a. - Mówi ci, Imperatorowi czego brakuje.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Mo e dlatego yje wiecznie - zastanowi si bankier. - Oszcz dza swoje si y witalne. - O ile ma jakie . Obaj parskn li i wbili oczy w ekran, na którym zacz a si w nie transmisja z trzeciej kwarty meczu. Dowcipy wymy li i rozpowszechnia personel Rykor. Nie musia y wcale by mieszne, ich zadaniem by o zasia w tpliwo ci do omnipotencji Wiecznego Imperatora. W tym przypadku dos ownie. Tysi ce podobnych dowcipów kr o ju po Imperium wraz z niegodnymi pog oskami i podejrzanymi legendami. I wci znajdywa y nowych s uchaczy. Alex zaczyna wieczór od sprawdzenia, czy pokój jest czysty, potem sam bra prysznic. Nast pnie przychodzi a kolej na Hotsco, która ca a w kremach i od ywkach do cza a do Kilgoura w wielkim, staro wieckim u. Jednak wy cznie w celach noclegowych. Zawodowiec (i cichy moralista) Kilgour ani my la o niecnym wykorzystaniu kamufla u. Zreszt , dziewczyna go nie poci ga a. Za szczup a.W ka dym razie takie w nie k amstwo wyg asza przy byle okazji. Pluska si pod strumieniami ciep ej wody wspominaj c misje, gdzie nie tylko azienki brakowa o, ale i do picia by o ma o co. Odwróci si , by prze czy prysznic na jeden silny strumie , gdy us ysza podejrzany chichot. Wprawne niczym sonar ucho podpowiedzia o, e ród o chichotu odleg e by o o jakie dwa centymentry. - Posu si - powiedzia a Hotsco. - I podaj mi myd o. Trzeba ci grzbiet wyszorowa . - Dziewczyno... - No co? Odwracaj si . Alex pos ucha i Hotsco zacz a my mu plecy. Powoli, kolistymi ruchami. - Nie patrz - stwierdzi a. - Ale za am si , e sprawdz , co Szkot nosi pod spódniczk . - Naprawd ? - mrukn Alex, u miechaj c si lekko. - A je li ci powiem, e koronki? Hotsco za mia a si . Przesun a palcami po czerwonawej, nieregularnej szramie na bicepsie Kilgoura. - Co to? - spyta a. - Pami tka po biegach zygzakami. Czasem cz owiek le skr ci. Ale to dobrze. Rany lecz z nadmiernej pewno ci siebie. Ach, dziewczyno... To nie plecy myjesz w tej chwili. - Wiem - odpar a rozmarzonym g osem Hotsco. - A to nie jest myd o. - Je li si obróc , sprawa zacznie wygl da powa nie - uprzedzi Kilgour chrapliwie. - Aha... Obróci si , uniós Hotsco w ramionach. Ich wargi spotka y si , dziewczyna oplot a nogami biodra Alexa. Jaki czas pó niej wyszli spod prysznica. Wyciera musieli si szlafrokiem Kilgoura, bo azienka wygl da a jak po awarii wodoci gów. Na zewn trz ksi yc opromienia zatok , wiat a San Francisco z wolna przygasa y. - A teraz zagrzebiemy si w po cieli. O to, czy nap d nie zamók , martwi b si jutro stwierdzi Alex. - Tak to nazywasz? - zdumia a si dziewczyna. Podesz a do toaletki, wzi a tubk wonnego olejku i zacz a wciera go sobie w skór . Ogl da a si przy tym z u miechem przez rami . - Je li to ty by t dziewk z myd em - mrukn Alex - to mo e pora mi si odwzajemni ? Wyj jej tubk z r k, wycisn nieco smarowid a na palce i nagle instynkt przetrwania wzi gór nad wszystkimi innymi. Pchn Hotsco na ko. Run a w piernaty zbyt zaskoczona, by krzycze . I w tej e chwili eksplodowa o lustro toaletki. Kilgour przetoczy si do drzwi i tam przykl kn , ju z broni w r ku. Trzy strza y zabrzmia y jak jeden... i pier zaczajonego na balkonie napastnika rozpad a si na kawa ki. omot do drzwi i Kilgour pos tam nast pne trzy pociski. Te z atwo ci przebi y drewno. Kto krzykn na korytarzu.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Alex z apa male ki biper, który by ich jedyn gwarancj ucieczki, cisn go w z bach i wzi Hotsco pod pach . Dwoma olbrzymimi krokami pokona pokój, wypchn szcz tki drzwi balkonowych i skoczy . Hotsco wrzasn a. Wyl dowa siedem metrów ni ej, na murawie. Odruchowo z czy wcze niej stopy, ale i tak trafi na amortyzator w postaci zagapionego w gór umundurowanego policjanta.Wykorzysta go sprawnie jako trampolin . Tamtemu trzasn obojczyk, jednak krzyk zmieni si zaraz w be kot, z gard a buchn a krew. Alex opad na kolana, co ostatecznie wyhamowa o impet upadku, potem zerwa si , i nie przystaj c nawet na chwil i nie wypuszczaj c ani Hotsco, ani broni, pobieg ku okalaj cym pensjonat krzakom. Na trawie obok wybuchn pocisk z AM2. Czyli imperialni, pomy la Alex i nie trudz c si w ogóle celowaniem wystrzeli kilka razy w kierunku okien pokoju, który dopiero co opu cili. I wzi krzaki taranem. Zanim oddzia specjalny policji San Francisco, wzmocniony agentami S by Bezpiecze stwa jako tako oprzytomnia , rozmazana bia a plama nagiego uciekiniera znikn a w ród zaro li.Dopiero wówczas w czy y si syreny, zap on y wiat a, rozjazgota y si komunikatory. Ale Kilgour jakby si w powietrzu rozp yn . Dwa kilometry dalej zwolni . Wydawa o mu si , e dotar d ungl prawie do samego ko ca pó wyspu, dok adnie tam, gdzie buszowa y podobno uwolnione wiele lat wcze niej z zoo tygrysy. Trudno, pomy la Alex. Jakby co, to ich pech. - Nie lubi podobnych kawa ów - powiedzia spokojnie. - I co zrobimy z reszt tak wspaniale rozpocz tego wieczoru? Wprawdzie Hotsco wyros a raczej po tamtej ni po tej stronie prawa, to jednak do podobnych eskapad nie przywyk a. Przecie ludzie nie biegaj tak szybko! Jednak nie mog a straci twarzy przed Alexem. - Przypuszczam - stwierdzi a - e imperialni w nie wpadli na nasz trop. - Chyba masz racj s dz c po tym, jak byli uzbrojeni. Ta celniczka musia a nas wyda . Nawet nie pami tam jej nazwiska. Nie s dzisz, e to dra stwo? Zdawa si zupe nie niepomny faktu, e oboje s nadzy i za jedyny or do walki z tym miastem i ca ym wiatem maj jeden biper i pistolet, a na dodatek wkrótce nale y spodziewa si pogoni. - Co dalej? - spyta a Hotsco. - Mamy dwie mo liwo ci - odpar Alex. - Mo emy odszuka te dwie licznotki, które pisa y si na orgi . Uciesz si , gdy ujrz nas nadchodz cych takimi, jakimi nas Laird stworzy . No i podj liby my to, co nam tak nieuprzejmie przerwano. Masz ich wizytówk ? - Zostawi am w hotelu - mrukn a Hotsco, która powoli zacz a otrz sa si z szoku. Nagle uzna a sytuacj za ca kiem zabawn . - Chcesz, bym po ni wróci a? Alex zastanowi si . - Nie - powiedzia w ko cu powa nie. - To zbyt drobna sprawa. Mo liwo druga. Przedostaniemy si do doków, tam ukradniemy jak ajb albo pop yniemy po prostu na t wysp ptaków z wielkimi dziobami. Jak si zwa a? Alcatruss? - Pop yniemy? Nie umiem p ywa . - Drobiazg. Jedna wolna r ka starczy mi do odganiania rekinów. Ciebie wezm w drug , spluw w by. Po takich wyczynach poznasz dzielnego Szkota. Nogami b macha , sterowa za tym, w co Laird askawie wyposa . To góra dwa kilometry, prosta sprawa. Ruszamy? Sk oni si wytwornie, wzi j pod rami i pop yn li na po udnie, ku wiosce rybackiej. Admira floty Anders, szef operacji marynarki, spojrza na pi ciennych ekranów z symulacjami i na szesna cie czytników wmontowanych w blat biurka. Twarz mia nieodgadnion , co przystawa o idealnie do obrazu powa nego wodza powa nej armii w chwili podejmowania powa nej decyzji. Niezbyt wiedzia , co ma my le o przedstawionych mu danych, szczególnie, e wedle oficera wywiadu ogl da je jako pierwszy i sam musia wyci gn jakie wnioski. Na dodatek pami ta wci s owa Imperatora i zastanawia si czasem, czy to by tylko art, czy mo e faktycznie po uporaniu si ze Stenem zostanie zes any na jak zapomnian planet , gdzie
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
ywy chodz jak tsunami, co najwy ej jako dowódca dwóch szalup wios owych. Tak czy tak, wola by si wi cej nie nara . Postanowi podej do sprawy sceptycznie. Z wykorzystaniem drogi s bowej, oczywi cie. - Wymie cie trzy powody, dla których powinienem uwierzy , e ten w nie sk ad, Ystrn, stanie si baz wypadow Stena podczas jego nast pnego ataku? I czemu wasz wywiad sugeruje, e to nie Al-Sufi b dzie celem? Sheffries, druga po Andersie, zastanowi a si przelotnie, czy poda trzy czy te mo e sze powodów, skoro zadano jej dwa pytania. Wiedzia a jednak, e szef b dzie niezadowolony w ka dym przypadku, trzy odpowiedzi mia a za ju gotowe. - Po pierwsze: Al-Sufi to jedno z trzech najwi kszych centrów dystrybucji AM2 na obszarze Imperium. Po drugie: Sten zniszczy ju jeden taki sk ad. Po trzecie: rewolucjoni ci w rodzaju Stena dysponuj ograniczonymi rodkami... - Sten to zdrajca - przerwa jej Anders. - Przepraszam, zdrajcy w rodzaju Stena, którym zawsze brakuje i statków, i oddzia ów, wybieraj zwykle spektakularne cele. Szczególnie, je li mo na przy okazji zada przeciwnikowi, to znaczy legalnej w adzy, dotkliwe straty. Mówi si wtedy o „celach dwojako atrakcyjnych”. Innymi s owy... - Innymi s owy - wtr ci si Anders - skoro zyska jednak co atakiem na Dusable, to ch tnie powtórzy manewr, wybieraj c Al-Sufi. - Dzi kuj , sir. Wspaniale pan to uj . Po czwarte, bitwa o Al-Sufi i Durera, zwana zwykle bitw o Durera, by a jednym z najwi kszych imperialnych zwyci stw podczas wojny z Tahnijczykami. Zwi ksza to propagandowe znaczenie celu i daje mo liwo zniszczenia legendy. Po pi te: skoro Sten najwyra niej nie s w marynarce podczas tej bitwy, chocia tego powiedzie na pewno nie mo na z braku pe nych danych, to... - Dobra - powiedzia Anders i skin na Sheffries, by umilk a. - Przekonali cie mnie. Operacja dzie wymaga a zaanga owania trzech flot. Zarz cie odpraw personelu, zapoznam ich pokrótce z planem. - Trzy floty, sir? - Tak. Mamy szans zako czy ca t rebeli jednym uderzeniem. I powiem za ogom, e uczestnicz w historycznych wydarzeniach. - Ale sir, moje prognozy daj tylko osiemdziesi t procent pewno ci. Nie sporz dza am te jeszcze adnych symulacji co do samego Stena, to znaczy zdrajcy Stena, i nie wiem, czy b dzie osobi cie dowodzi operacj ... - Jasne, e b dzie - odpar niecierpliwie Anders i u miechn si . - Ja bym dowodzi osobi cie, ty chyba te . Wieczny Imperator b dzie mia si z czego cieszy . Gdy zdrajca Sten zako czy ywot, sam dopilnuj , by cie zostali stosownie nagrodzeni, Sheffries. Sheffries z góry wyrazi a wdzi czno , zasalutowa a i wysz a. Cudownie, pomy la a. A jak co si rypnie, to oczywi cie komandor Sheffiies b dzie wszystkiemu winna. Dwa kawa ki drewna, trzy gwo dzie i ju ... Sten uk ada plan „akcji Al-Sufi” i doszed w nie do wyboru Ystrn na punkt zborny, gdy pos aniec z centrum czno ci przyniós piln i tajn wiadomo z Seilichi, od szanownego Ecu. Zakl , odszuka maszynk deszyfruj , uruchomi identyfikator, który sprawdzi wzory jego porów skóry i siatkówki oka. Trzeba by o wstuka jeszcze kod osobisty i ca reszt . Potem odczyta wiadomo . I dowiedzia si o pro bie Marra i Senna. Cholera. Wiedzia , kim jest ta osoba. Lisa Haines oczywi cie. Tak, pami ta j a za dobrze. Wszystko pami ta . I to przyj cie, i ogród, i ksi yc, i cia o dziewczyny.Niestety, to mia o sens. Szaleniec zw cy si Imperatorem gotów by wy pami ka dego, kto kiedykolwiek zna Stena. Sten ucieszy si , e Haines zdo a jako wymkn si z sieci. Potem pomy la , e Imperator i jego satrapa Poyndex mogli ju j dopa . Albo zaj li si Marrem i Sennem po tym, jak ci wys ali „ulotk reklamow ”. Jednak najw ciwiej by oby za , i podw adni Poyndexa przejrzeli amatorsk robot Marra i Senna i zastawili po prostu pu apk . W pierwszym odruchu chcia zaraz wsiada na ko i lecie z pomoc , ale szybko otrze wia .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Niedoczekanie. To ju nie twoja sprawa. W ciek si i podnios bunt przeciwko Imperium. I dobrze. Ka dy ma prawo wybra sobie rodzaj samobójstwa.Ale inni poszli za tob . Jeste za nich odpowiedzialny, pami tasz? Nie mo esz nadstawia g owy dla podobnie beznadziejnej sprawy. Wy sze cele i te rzeczy.Tylko e po raz pierwszy w yciu, porzuci bym przyjaciela w potrzebie. Czy kochank . Dla obowi zków, naturalnie. Oczywi cie. Zabrz cza komunikator. Sten w czy urz dzenie. - S ucham. - Zg osi si pan Kilgour - zameldowa dy urny czno ciowiec. - Wraca, czas przybycia jedna standardowa godzina. Mam go na linii. Sten chcia ju powiedzie , e pogada z Alexem jak ten wyl duje, ale si rozmy li . - Bezpiecznej? - Oczywi cie, sir. - Dawaj go. Ekran poja nia i pojawi si Alex. Obok niego siedzia a skromnie u miechni ta kobieta. To musi by ta pani kapitan, pomy la Sten, i przemytnik w jednej osobie, która na ochotnika zgodzi a si dostarczy Alexa na Ziemi . Spojrza na przyjaciela. - Witaj w domu - powiedzia . - Dzi ki, szefie. - Bez obrazy, ale wygl dasz na wyplutego. - Ch opie, eby wiedzia , w jakie bagno si w adowa em. - Wykryli was? - Tak. Ale nie ch opcy Imperatora, chocia i tak mieli my przez jednych takich troch biegania po India Sierra. I nie na Ziemi. I znalaz em co , czego nie potrafi wyja ni , jednak mamy trop. Je eli pójdziemy za nitk , to mo e co da si zrozumie . A jak tu by o? Sten zda pokrótce spraw z najwa niejszych wydarze . Na koniec wspomnia jeszcze o wiadomo ci od Ecu i obu Milchenów. W paru s owach i bez spowiadania si z decyzji. - Aha - kiwn g ow Alex. - Rozumiem, e nie masz wyboru? Sten nie odpowiedzia . - Gdy tylko wyl duj , wezm si za „Victory”. B dziemy gotowi pojutrze. Sten zamruga oczami. - Nie oczekiwa tego? - u miechn si Alex. - My la , e paln ci mówk o odpowiedzialno ci i obowi zku? - Co w tym gu cie. - Dobra... Pomy l o tych wszystkich ch opcach i dziewcz tach, którzy poszli z tob na wojn . Niektórzy z czysto samolubnych powodów, inni dla sprawy i ratowania cywilizacji. Ale wi kszo przy czy a si do rebelii, bo lubi twoj u miechni g , ch opcze. To poniek d minus sytuacji, mi y Stenie, bo powinni my kierowa si ch odn kalkulacj i dobro ogó u stawia nad ka de inne. Ale jest inaczej. Musisz liczy si z tym, co pomy twoi podw adni. Bo je li nie b dziesz gotów rzuci si w ogie za ka dym z nich, to staniesz w jednym szeregu z Imperatorem. I przes dzisz jednocze nie los nas wszystkich. Pojmujesz? No to przesta si zastanawia , tylko zbieraj si do ratowania Haines i tych dwóch futrzaków. By o to czyste szale stwo, b d w sztuce i fanfaronada, ale Sten uzna , i tym bardziej nale y dzia . Bo przecie rebelia i tak najpewniej si nie powiedzie, jej szans wci nie przekraczaj amka procenta, pomy la . Czemu zatem nie odej widowiskowo, a szlachetnie? - Bierz si do roboty - powiedzia i nagle zamilk , a z liwy u miech wype mu na twarz. Przypomnia sobie stary podst p, który wykorzysta kiedy w wi ziennych czasach. Mo e zadzia a raz jeszcze? - Chocia nie, panie Kilgour. Nie b potrzebowa „Victory”. Starczy jeden automatyczny frachtowiec Bhorów i „Aoife”. I jeszcze jeden operator kamery z ekip i paru aktorów. Dalej, trzy sorty mundurowe pilotów, dwóch pomagierów i jeden idiota ze stalowymi bami. Wszyscy brudni jak nieszcz cie i ogólnie plugawi. Wszyscy maj by lud mi. No i z pi tna cioro licznie przera onych dzieci. Poganiaj tu jak mo esz, bo potrzebne mi s twoje
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
niezliczone talenty. Kto te b dzie musia pilnowa twierdzy, gdy ja polec gra sir Galahada. Wy czam si . W pó dnia plan by gotów. Jego realizacja grozi a mierci , ale przynajmniej wiadczy dobrze o przebieg ci i ogólnym pomy lunku autora. No i w niczym nie przypomina szar y coraz l ejszej brygady. - Wycieczkowiec „Juliette” wzywa kontrol Soward. Jestem jeszcze w pró ni, podaj koordynaty... posz y. Wchodz na orbit komercyjn Quebec Niner Seven. Prosz o podprowadzenie do dowania. Over. I tak groza i strach przyby y na wiat Centralny. - Kontrola Soward do, Juliette”. Mamy wasze koordynaty. Przekazujemy instrukcj podej cia... posz y. Wprowad cie j i w czcie ALS. Pocz tek procedury w chwili zej cia z orbity Quebec Niner Seven. Over. - Soward, mówi „Juliette”. Poczekajcie chwil ... Mamy drobne k opoty... Zamierzacie nas posadzi w po udniowo-wschodnim k cie l dowiska, dobrze odczytuj ? - Potwierdzam. - Mam pro , Soward. Czy nie da oby si bli ej? Mam na pok adzie ca grup szkoln . Dzieciaki chcia yby co zobaczy . Poza tym lepiej, eby terminal mia y blisko. Macie kawa ek miejsca na ównej p ycie? Da oby si za atwi grawbus? - Mówi Soward. aden problem. Podci gniemy was w pobli e wie y. Przekazujemy nowe dane... posz y. Co do podwiezienia... s tylko wozy koncesjonowanych firm. Zamówi ? - Mówi „Juliette”. Dzi ki za pomoc. Za co do transportu, to dzi kuj . Te dzieciaki nie s a tak bogate. To bardzo oszcz dno ciowa wycieczka. - Roger. Mo e mogliby my... Nagle sygna „Juliette” umilk . - .Juliette”, mówi kontrola Soward. „Juliette”, odpowiedz. adnej odpowiedzi, tylko szumy w g niku. Kontroler nie zastanawia si d ugo, tylko od razu powiadomi odpowiednie s by i og osi alarm. - Mówi wie a. Mam go cia na schodzeniu w ostatniej fazie, nag a utrata czno ci. Pilot informowa , e na pok adzie s dzieciaki. Czekajcie. Potem znów zacz wywo ywanie. Nie tylko na standardowej cz stotliwo ci, ale równie na awaryjnej. - „Juliette”, mówi... - Kto ty? - zadudni jaki nowy g os z pok adu wycieczkowca. - Mówi kontrola podej cia Soward. Przedstaw si . Czy to „Juliette”? miech. - Tak, tak. Gdzie tu si w cza obraz... mam. Jedziemy. Ekran ukaza scen wysoce niepokoj . W centrali „Juliette” cztery zakrwawione osoby z za ogi le y na pod odze. Przed kamer zasiada m czyzna w nieziemsko brudnym kombinezonie. Wzrok mia dziki, w r ku bro . Za nim sta o dwóch podobnie ujmuj cych towarzyszy. Ka dy z wywijaj cym si i wrzeszcz cym dzieciakiem pod r . I ka dy z no em mierz cym w dzieci ce gard o. - Sami widzicie - powiedzia m czyzna. - A teraz czcie mnie z jak porz dn imperialn stacj . Natychmiast! - Nie mog ... czyzna skin d oni i jeden z kompanów poder trzymanemu dziecku gard o. Trysn a krew, reszta dzieciarni wrzasn a, cia o upad o na pok ad. - We nast pnego - powiedzia szef i pomagier znikn na chwil z wizji. Wróci z kolejnym dzieckiem. - Widzicie? Jaj sobie nie robimy. czcie... Kontroler robi ju co tylko w jego mocy. - I lepiej si staraj - perorowa porywacz. - Mam tu jeszcze czterna cie sztuk tego towaru. Mog spokojnie je zaszlachtowa ... albo i jeszcze co innego im zrobi . Co znacznie gorszego.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Dramat „Juliette” poszed na ywo i w kolorze w sieci K-B-N-S-O, która wróci a na anten , chocia nadawa a obecnie z tymczasowego naziemnego studia. Ca y wiat Centralny zamar ledz c los zdezelowanego wycieczkowca uwi zionego na orbicie stacjonarnej nad portem Soward. Przy pierwszej okazji porywacz og osi swoje dania. - Chc po czenia z Wiecznym Imperatorem. Nie byle jakiego, ale twarz w twarz. Mam co do niego. Niech zostawi wreszcie moj rodzin w spokoju. Nawet kto tak pot ny nie ma prawa bawi si losem ludzi. To si musi sko czy . Przez niego prawie nie mam ju krewnych. A je li nie przestanie, to wyceluj t ajb prosto w jego pa ac i w cz silniki na maksa. Powiedzcie o tym Imperatorowi. yskawicznie ci gni to grup operacyjn na wypadek, gdyby go jednak wyl dowa i da o si wej na pok ad. Jednostki imperialnej floty opu ci y dalekie rejony patrolowania i podesz y bli ej planety. Ochrona Arundel, i tak ostatnimi czasy niezwykle czujna, czeka a ju z wycelowanymi w niebo bateriami pocisków przeciwlotniczych, gotowa na jedno s owo zniszczy ka dy cel zmierzaj cy w stron zamku. Wieczny Imperator nie zamierza oczywi cie spotyka si z porywaczem. Taka ewentualno w ogóle nie wchodzi a w gr . Nie wolno ulega szanta owi. Negocjatorzy zacz li powoli gada swoje, w nadziei zanudzenia porywacza na tyle, e w ko cu si podda. Ale on nie dawa si wci gn w adne rozmowy. Albo powtarza gro by, albo tylko gapi si w kamer , czasem bez uprzedzenia zrywa na chwil czno . Media smakowa y ka dy drobiazg. Mia y tu wszystko, co trzeba. Szalonego terroryst , dzieciaki... Ostatni raz dzieci sprzedawa y si tak dobrze wówczas, gdy ekipa przy apa a m odocian gwiazdk filmow Shirlee Rich w ku z jej ukochanym orangutanem. Ró ni m drkowie bez ko ca analizowali sytuacj , eksperci dywagowali z jakiego to wiata mog pochodzi porywacze. Na orbitach zrobi o si a g sto od okr tów wojennych. Ca e floty zmienia y rejony wyczekiwania, chocia na ten temat nawet najg upsze gwiazdy mediów ostentacyjnie milcza y, by nie zdradzi mimowolnie jakiego szczegó u szykowanego przecie na pewno planu ratunkowego. Fachowcy od Lloyda próbowali doj , co te dzia o si z wycieczkowcem „Juliette” od czasu, gdy na pocz tku wojny z Tahnijczykami zosta zarekwirowany przez Imperialne S by Specjalne. Dzielne oddzia y szturmowe zapewnia y o gotowo ci do poniesienia ofiar i tak dalej. A najlepsze, e to wszystko dzia o si naprawd . „Aoife” zbli si do wiata Centralnego bez jakichkolwiek k opotów. Berhal Waldman nie musia si wcale wysila , poda tylko standardowy kod identyfikacyjny. Wszyscy byli tak zaj ci, e nikt mu si bli ej nie przyjrza . Niszczyciel podszed prosto do l dowania. Nadal nikt si nim nie interesowa , nawet mieszka cy osiedla rozrzuconego u kra ca w skiej alejki. Potwór na pok adzie „Juliette” zabi w nie nast pne dziecko. W kosmosie niszczyciel móg by niewielk jednostk , szczególnie przy burcie pancernika takiego, jak „Victory”. Móg nie rzuca si przesadnie w oczy na rozleg ym polu l dowiska, gdzie trudno uchwyci proporcje, jednak gdy opu ci si z nieba obok s ynnej wie y, ta zmala a do rozmiarów zabawki. Waldman utrzymywa jednostk w zawisie na generatorach McLeana, bo przecie nie zale y mu na zostawianiu po rodku pi knie utrzymanego ogrodu g bokich na pi metrów odcisków. I to nawet nie ze wzgl dów estetycznych, lecz praktycznych. Po co podpowiada ciekawskim, co w ciwie zasz o. W wie y nikt nie dawa znaku ycia. Dzia ka „Aoife” zmiot y czubek. Delikatnie i sugestywnie.Opad a rampa niszczyciela, Sten wychyn na zewn trz. By w pe nym rynsztunku i z broni , tylko wizjer he mu mia podniesiony. Waldman uzna to za czyste szale stwo, bo przecie w rodku mogli czeka funkcjonariusze S by Bezpiecze stwa. Jednak Sten nie wiedzia , jak inaczej przekona mieszka ców wie y, e to nie atak, lecz ratunek. By ju prawie przy drzwiach, gdy te si uchyli y. W progu stali Marr i Senn.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Musz przyzna , e zjawia si pan w i cie barokowym stylu, mój m ody kapitanie - powiedzia Marr. - Mo e. Ale spadajmy st d, nim kto nam przybarokuje. Potem pogadamy. Za gospodarzami pojawi a si Haines. - Troch trwa o - zauwa a. - Przepraszam, ale i tak wios owa em jak szalony. W g bi dojrza smuk ego m czyzn z pocz tkami ysiny. W rednim wieku, strojem jakie dziesi lat za aktualn mod . No tak, m Haines. Nie oczekiwa , e sko czy u boku kogo takiego. Nie twoja sprawa, idioto, zbeszta si w duchu. Nie to adne, co adne... Wiesz przecie . Senn, Haines i Sam’l pobiegli do statku. Marr zawaha si jeszcze i podniós ze cie ki ma y, wielobarwny kamyk. - Pewnie nie b dzie do czego wraca - mrukn i te za adowa si na „Aoife”. Sten depta mu po pi tach. - Startujemy, sir? - spyta Waldman, gdy dowódca wpad do centrali. - Poczekaj chwil . Spojrza na ekran przekazuj cy obraz z pok adu „Juliette”. Nikogo akurat nie by o przed kamer , ani zak adników, ani terrorystów. - Wysy aj - poleci Sten czno ciowcowi. - Tak jest. Dy urny wcisn guzik, przekazuj c na „Juliette” umówion liter kodu. Rozp ta o si piek o. Krzyki, wrzaski, piski. Jaka dziewczynka wyrwa a si porywaczowi i chcia a ucieka . Zosta a zastrzelona. Drab rycza co w nierozpoznanym, ani teraz, ani pó niej, j zyku. Zamacha broni , wystrzeli . Prosto w modu czno ci! Ekran pociemnia . - Co si dzieje! Straszne! - j cza Marr obejmuj c kurczowo Stena. - Biedne dzieciaczki! - Rzeczywi cie - mrukn Sten. - Okropne. A b dzie jeszcze gorzej. Ruszaj, Waldman. Na jakie pi tysi cy metrów. „Aoife” wystrzeli w gór . Sten okaza si dobrym prorokiem, bo po chwili ekran o . Stacja przekazywa a obraz z przestrzeni. Najpierw ujrzeli rozmazane plamy, potem wizja si wyostrzy a. Poobijany, stary stateczek z wy czonym g ównym nap dem. Tylko silniki systemu Yukawy jarzy y si coraz ja niej. - To straszne... straszne... - sapa i j cza komentator. - Najstraszniejsze... - Pe na moc, je li aska. Wracamy do domu, James. „Aoife” wszed w nadprzestrze ju w obr bie atmosfery, jednak wynik y z tego grom uton w jeszcze pot niejszym oskocie. To „Juliette” wbi a si z impetem w rodek p yty l dowiska portu kosmicznego Soward. Nie by o ani ognia, ani gradu szcz tków, tylko pot ny, dymi cy krater. Sten odwróci si od ekranu lekko zasmucony, bo stracili mo no ledzenia reakcji mediów. - Jakie to przykre historie czasem si zdarzaj - powiedzia . - Tyle adniutkich dzieciaczków rozmazanych po betonie niczym konfitury z truskawek. Albo z pomidorów. I co za zbieg okoliczno ci. Dla nich pechowy, chocia mo e to i dobrze, bo nie zd y nagrzeszy . Zgin y niewinne, zamiast zosta seryjnymi mordercami czy prawnikami. Tak czy owak, mieli my szcz cie. Jak mówi Kilgour, Bóg jedn r zabiera, ale drug daje. Marr i Senn patrzyli na niego niedowierzaj co i jako dziwnie. - Wiesz co, straszny z ciebie skurwysyn - zwerbalizowa a ich my li Haines. - Mamusia te mi to powtarza a - ucieszy si czemu Sten. - Dzi kujemy - mrukn a Haines, ca kiem ju powa nie. - Spokojnie. To nie tak, Przecie mnie znacie. wi ty Sten. Zabójca dziewic, zbawca smoków. Sten czu si dobrze, jak rzadko. I nie rozumia , sk d te ale. Katastrofa „Juliette” zosta a uznana oficjalnie za tragiczny wypadek, jeszcze jeden przejaw patologii narastaj cych w zbiorowej psyche obywateli nadmiernie wybuja ej cywilizacji. Prywatnie
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
jednak oficerowie ledczy szybko doszli do wniosku, e kto sobie z nich zakpi . Wprawdzie ladu nawet nie zosta o po ta mach z przygotowanym jeszcze na Vi przedstawieniem, podobnie jak i brakowa o najmniejszych nawet szcz tków pozwalaj cych zidentyfikowa automatyczny frachtowiec Bhorów, jednak co nadal nie gra o. Skoro na pok adzie mia o by ze dwadzie cia par osób, analizatory powinny wykry w kraterze i jego okolicy podwy szony poziom w gla. A nie wykry y. Gdy Sten us ysza o nieoficjalnych wynikach ledztwa, zakl szpetnie. Trzeba by o pomy le i o tym i wpakowa na pok ad cho by par tusz wo owych. Wtedy nikt nigdy by si nie domy li . Trzy pot ne imperialne floty wychyn y z nadprzestrzeni w pobli u uk adu Ystrn, gotowe znie ka dego przeciwnika, który poka e si w polu widzenia.Sze zimnych planet z gar ci ksi yców okr o spokojnie wygas gwiazd . Pusto. Ani Stena, ani rebelianckiej flory, ani niczegokolwiek innego. Analizatory, czujniki i skanery podpowiada y, e najprawdopodobniej aden statek nigdy jeszcze nie odwiedza tego uk adu. Nazw nadali mu kartografowie sporz dzaj cy mapy galaktyk, ale nigdy nie by badany. Podst p Stena zadzia . Rebelianci nigdy nie nosili si z zamiarem atakowania Al-Sufi czy jakiegokolwiek innego celu po onego równie blisko wiata Centralnego. Nie z tak skromn flot . Niemniej siatka podwójnych agentów Hohnego wreszcie na co si przyda a. Sten gra z Imperatorem w oszukanego pokera. Tym razem flota niczego nie znalaz a, jednak przy drugiej okazji trafi do uk adu, gdzie napotka lady wiadcz ce o niedawnej obecno ci rebelianckich jednostek. W co takiego bawi mo na praktycznie bez ko ca, byle tylko nie przedobrzy , za Imperator nie móg sobie pozwoli na ignorowanie najdrobniejszej nawet sugestii o miejscu pobytu Stena. I musia s flot w pogoni za widmami. Co by o i kosztowne, i wyczerpuj ce dla za óg, a dodatkowo podrywa o zaufanie marynarki do wywiadu i do samego Imperatora. Z czasem powinno to da rezultaty. I wstrz sn porz dnie si ami zbrojnymi Imperium. Rozdzia 15 Subadar-major Chethabahadur zasalutowa sztywno. - Sah! Melduj si na rozkaz, sah. - Siadajcie, subadar-majorze - powiedzia Poyndex. - Dajmy spokój formalno ciom. Niewysoki Chethabahadur przysiad skromnie na fotelu. - Obawiam si , e mam dla was z e wiadomo ci - obwie ci Poyndex. - Przykro mi o tym mówi , ale kto to zrobi musi, a nie ma co nag nia sprawy. To by tylko wszystko pogorszy o. Zatem, jak wiecie, Wieczny Imperator darzy wasz lud wielkim szacunkiem i wdzi czny jest za d ugie lata wiernej s by. Chethabahadur zamruga zdumiony, ale zaraz si opanowa . Okre lenie „wasz lud” warte by o krwawej pomsty. „D ugie lata wiernej s by” zas ugiwa y na to po stokro , czyli Poyndex winien odda ycie dwa razy. Ale w takim razie co mu zrobi za opowiadanie o „wielkim szacunku”? Subadar-major siedzia pozornie spokojny i zastanawia si nad wyrokami losu, który pozwoli temu podlecowi wyg osi podobne kalumnie i nie zgin na miejscu. - Wielkim zaiste szacunkiem was darzy - ci gn Poyndex - niestety, znalaz si w strasznym po eniu. Z kas coraz gorzej, sami rozumiecie. Obcinanie dotacji i zaciskanie pasa obejmuje wszystkie s by. - Tak, sah - odpar Chethabahadur. - Gurkhowie te si temu poddali. Je li jednak konieczne s dalsze redukcje... jeste my gotowi. Poyndex u miechn si protekcjonalnie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Mi o z waszej strony, ale to nie b dzie konieczne. W tych okoliczno ciach otrzyma em rozkazy odprawienia ca ego waszego korpusu. Jak ju wspomnia em, bardzo mi przykro, ale czasy takie, e wszyscy musimy ponosi ofiary. - Nie trzeba przeprasza , sah - powiedzia Chethabahadur bez wahania. - Prosz powiedzie Imperatorowi, e Gurkhowie wykonaj ka dy rozkaz. Je li musi nas zwolni i odes do Nepalu... to odejdziemy. Bez narzeka , sah. Prosz go o tym zapewni . Poyndex znów si u miechn . - Uczyni to z pewno ci . Subadar-major wsta i zasalutowa spr cie. - Je li to wszystko, to prosz o pozwolenie oddalenia si . Chc poinformowa moich ludzi. Poyndex odsalutowa niedbale. - Tak... to wszystko... I dzi kuj wam bardzo. - To ja winienem jestem podzi kowanie - stwierdzi Chethabahadur i wymaszerowa z pokoju. Poyndex rozpar si w fotelu zadowolony, e atwo posz o... chocia by zdumiony, e major Gurkhów tak spokojnie przyj zwolnienie. To dopiero lojalno . lepa i g upia lojalno . Poyndex roze mia si . W czy komunikator i kaza funkcjonariuszom S by Bezpiecze stwa przej obowi zki Gurkhów. Za zakr tem korytarza Chethabahadur o ma o pod sufit nie podskoczy z rado ci.Gurkhowie ju od szego czasu niepokoili si stanem umys u Imperatora. Jego dzia ania przyprawia y ich o obrzydzenie. Nie potrafili poj , jakim cudem tak podziwiany przez nich nierz jak Ian Mahoney, móg okaza si zdrajc . I nie dawali wiary, by ich niegdysiejszy dowódca, Sten, naprawd zwróci si niecnie przeciwko Imperatorowi. Nawet teraz, gdy z w adcy wysz a bestia. Na dodatek wszyscy wiedzieli, e Sten ma wci u boku ca y pluton nepalskich wojowników. Wszyscy Gurkhowie ju od d szego czasu chcieli odej z imperialnej s by. Powstrzymywa a ich tylko z ona dawno temu przysi ga oraz wiadomo , co Imperator gotów jest zrobi z tymi, których zachowanie uzna za obraz . Zabi by ich wszystkich. Co gorsza, to samo uczyni by z ich rodzinami w dalekim Nepalu. Gurkhowie nie w tpili, i po prostu star by t górzyst krain z oblicza Ziemi. Ale teraz niebiosa u miechn y si do Gurkhów. Zostali zwolnieni. Có za b ogos awie stwo. Kto by oczekiwa , e barbarzy ca w rodzaju Poyndexa mo e sta si zwiastunem podobnie pomy lnych wie ci. Oczywi cie Chethabahadur nie zapomni chamowi jego nieuprzejmego zachowania. Którego dnia go zabije. Je li to si nie uda, wówczas syn Chethabahadura zabije syna Poyndexa.Gurkhowie s pami tliwi. Poyndex patrzy z rozbawieniem, jak Baseeker poni a si przed Wiecznym Imperatorem. - Och, panie, lepn w blasku twego jestestwa. Dr . Gor czka ogarnia me my li. J zyk dr twieje i nie daje w pe ni wyrazi zachwytu... Poyndex opanowa u miech. Nie do ko ca jej ten j zyk zdr twia . Nowa pierwsza kap anka Kultu Wiecznego Imperatora tarza a si na pod odze u stóp swego bóstwa. - Mo esz wsta - powiedzia uroczy cie Imperator. Poyndex nie by nawet specjalnie zaskoczony powag , z jak w adca potraktowa audiencj . Baseeker ukl a i uderzy a kilkakrotnie g ow o posadzk w ge cie ca kowitego podda stwa, po czym wsta a. Poyndex dojrza b ysk uznania w oczach Imperatora i pogratulowa sobie wyboru nowej kap anki w miejsce Zoran. Baseeker nie tylko wys ucha a pilnie wszystkich instrukcji, ale i sama gorliwie je rozwin a. - Usi prosz - powiedzia Imperator lekko zalotnym tonem. - Wypijesz co ? Baseeker przycupn a na brze ku wskazanego krzes a tak trwo nie, jakby w nie pope nia a wi tokradztwo.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Dzi kuj , panie, jednak pozwól n dznej poszukiwaczce prawdy zaniecha przyj cia twej aski. Nie wolno mi teraz raczy si doczesnymi rado ciami. Daj mi syci dusz twoj wi obecno ci . Poyndex pomy la , e Baseeker najpewniej stale ho duje tej zasadzie, bowiem ko cista by a nad wyraz i skór mia a blad i naci gni niczym pergamin. Chyba tylko ambicja trzyma a j przy yciu. Równie ci gni ta twarz nie pozwala a domy la si nawet wieku kap anki. Zza warg wysuwa y si drobne, ostre z bki, oczka mia a ma e i ca a w ogóle dziwnie kojarzy a si ze szczurem. - Jak chcesz - zgodzi si askawie Imperator. Baseeker przytakn a i zebra a bia szat wko o ko cistych kolan. adca wskaza le na biurku kartk . - Zapozna em si uwa nie z twoimi propozycjami reorganizacji - powiedzia . - Dobra robota. - Dzi ki ci, panie - odpar a Baseeker. - To by nie by o mo liwe bez twojej inspiracji. Szczerze mówi c, moja poprzedniczka pogr a kult w chaosie. Naszym celem jest g osi twoj chwa ... i naucza twych poddanych boskiego pos ania, jakie przynosisz. I te zadania haniebnie zaniedba a. - Widz , e doda nowy projekt - stwierdzi Imperator. - Chcesz budowa centra modlitewne we wszystkich wi kszych stolicach Imperium. Baseeker sk oni a g ow . - O mielam si ywi nadziej , e spotka si to z tw przychylno ci , panie. Poyndex uniós oczy do sufitu, by nie wybuchn miechem. Przy okazji spojrza na nowy obraz, zawieszony nad fotelem Imperatora. Przedstawia wprost absurdalnie romantyczn i muskularn posta w adcy, upozowan w heroicznej pozie. Z podpisu wynika o, e to scena z Bitwy u Bram, za Imperator musia chyba wygra w pojedynk , bo wko o brak o wojska. Poyndex wiedzia przypadkiem, e w adca nigdy nawet nie zbli si do miejsca tamtej potyczki. Obraz by cz ci kolekcji gloryfikuj cej Imperatora, stworzonej niegdy przez zmar ego tragicznie Tanza Sullamor . Agenci Poyndexa otrzymali specjalny rozkaz, by j odszuka . I odszukali. Obrazy le y rzucone na stos w rupieciarni jakiego podrz dnego muzeum i najpewniej rych o trafi yby na mietnik, jednak los chcia inaczej. Obecnie wisia y równymi rz dami wzd cian gabinetu, ka dy w porz dnej ramie. I straszy y, e trudno lepiej. Gdziekolwiek si spojrza o, wzrok trafia na oszala e od triumfu oczy herosa. Nawet bez narkopiwa cz owiek wychodzi z gabinetu chwiejnym krokiem. Poyndex niech tnie skupia si na przebiegu audiencji. Oczy Baseeker dziwnie si rozjarzy y. - Ta propozycja to nic, mój panie, gdy zestawi j z ca objawion mi wizj - mówi a z zapa em. Widz twoje wi tynie, wyrastaj ce w ka dym mie cie i miasteczku Imperium. Miejsca, gdzie twoi poddani b mogli si zbiera i chwali twe imi . - Naprawd ? - spyta Imperator. - Nie wiedzia em, e mo na liczy na a tylu neofitów. - Jak e mog oby by inaczej, panie? - zaj kn a si Baseeker. - Czy nie jest napisane w naszych wi tych pismach, e wkrótce wi cej b dzie twych czcicieli, ni li gwiazd na niebie? I e b wychwala twe imi jako Jedynego Boga nas wszystkich? To by o za wiele nawet jak na Imperatora. Zakaszla w zwini d . - Tak... w nie. Tak to przedstawiasz... Chyba masz racj . - Brakuje nam tylko funduszy, panie - j kn a Baseeker. - Gdyby my je mieli, mogliby my zacz realizacj tego programu. Imperator zmarszczy brwi. - Chyba do ju was wspar em. Nieprawda ? - Och, tak panie - wycofa a si Baseeker. - Moim zdaniem by a to darowizna a nadto wielka, i z blu nierstwem graniczy o jej przyj cie. S dz , e ci ary powinni ponosi ci, którzy zbieraj owoce. To twoi skromni poddani, panie, powinni rzecz sfinansowa . Nie wydaje mi si w ciwe, by mia p aci , panie, za w asne wi tynie. My jednak, wierni poddani, nie powinni my by pozbawiani tej przyjemno ci, panie. Obawiam si , e to wina naszych przywódców politycznych. zbyt zaj ci napychaniem w asnych kieszeni. - Dobrze powiedziane - zauwa Imperator. - Ca kiem wie e spojrzenie. Zwróci si do Poyndexa.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Do mam tych gl dów z Parlamentu. Pora sprowadzi ich na ziemi . Przygotuj z Avri ustaw o finansowaniu potrzeb kultu. Nie mo na pozwoli , by kto tak lojalny na daremnie ko ata o rodki na realizacj podobnie zacnego programu. - Tak, Wasza Wysoko . Zajm si tym niezw ocznie. Imperator spojrza znów na Baseeker. - Mam tylko jedn pro . - Czego tylko zapragniesz, panie. - Chc , by cie przyjrzeli si sami sobie i sporz dzili list najgorliwszych wyznawców. - Wszyscy ch tnie ycie za ciebie oddamy, panie. - Zapewne, jednak niektórzy ch tniej... Wiesz, o czym my . Baseeker przytakn a. adne nie wspomnia o g no o fanatykach, ale to s owo by oby najw ciwsze. - Zorganizujcie ich w wydzielone grupy na specjalnych prawach. Mam pomys , co z nimi zrobi . Poyndex zajmie si treningiem. - Tak, panie. - Niech czekaj w gotowo ci, a ich wezw . Ale wtedy b musieli dzia natychmiast i bez zadawania pyta . - Tak, panie. Te misje... Zapewne b niebezpieczne? - Tak, mo e nawet samobójcze. Baseeker u miechn a si . - My , e wiem, jakich ludzi trzeba wyszuka - powiedzia a, posykuj c przy tym nieprzyjemnie przez z by. Poyndexa przebieg dreszcz. Przerabianie fanatyków religijnych na zabójców to adna nowina, jednak wizja szalonego sekciarza ganiaj cego z zakrwawionym no em mia a w sobie co niepokoj cego. Poyndex odegna widmo. Jakkolwiek pomys by przera aj cy, nic nie móg poradzi . - Pi knie. Zatem si rozumiemy - powiedzia Imperator. - A teraz, je li pozwolisz... Baseeker zerwa a si na równe nogi. - Oczywi cie, panie. Dzi kuj za wy wiadczenie mi tak wielkiej aski, i po wi ci zechcia mi tyle swego cennego czasu. Przykl a i uderzy a trzykrotnie g ow o pod og . - Chwal imi twe, panie. Chwal imi twe... I wysz a. Imperator u miechn si szeroko do Poyndexa. - Zabawne. Oni naprawd wierz , e jestem bogiem. - Niew tpliwie, Wasza Wysoko - odpar Poyndex, lecz u miechu nie odwzajemni . Zadzia instynkt samozachowawczy. - Ich wierzenia mog by dziecinne... ale intencje s bez w tpienia szczere. Wieczny Imperator spojrza na drzwi, które dopiero co zamkn y si za kap ank . - Jako u dzieci niewinnych - mrukn , po czym otrz sn si i wydoby z biurka butelk szkockiej. Nala sprawnie i równie sprawnie wypi . - Dobra. Wracaj c do spraw przyziemnych - powiedzia . - Mój szambelan narzeka ostatnio na ciebie. Poyndex uniós brwi. - Tak, Wasza Wysoko ? - Pisma na temat nagród i zaszczytów, którymi kaza em ci si zaj , trafi y w nie na jego biurko. No i j czy, e musi przygotowa wszystko sam, ledwie w dwa tygodnie. - Przepraszam, sir. To moja wina. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. - Jasne, e nie - sarkn Imperator. - Wprawdzie obaj wietnie wiemy, e wszystko to tylko pic na wod , ale medale i wyró nienia zawsze poprawiaj wizerunek w adcy. Szczególnie w takich czasach. - Tak, Wasza Wysoko . Przepraszam, Wasza Wysoko . Zaraz przypilnuj sprawy.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Daj sobie spokój - mrukn Imperator. - Przy lij mi tylko list . - Potrz sn g ow . - Okazuje si , e wszystko i tak na mojej g owie. - Tak, sir. Imperator ykn jeszcze szkockiej. Irytacja mu mija a. - Przypuszczam, e i tak masz teraz r ce pe ne roboty. - To adna wymówka, sir. Ale dzi kuj . - Nie dzi kuj za wcze nie. Bo mam co dla ciebie. - Tak, sir? - Sporo my la em o naszych k opotach ze Stenem. Narobi wiele szkód, g ównie dzi ki wrodzonym talentom. A dopóki si rozkr ca, b dzie móg dalej nam miesza . Kreowa si na bohatera ludowego i takie tam. - Ale i tak skazany jest na pora - powiedzia Poyndex. - Wola bym nie liczy na wyroki losu czy przypadek. Musimy przej inicjatyw i tak go przycisn , eby nie zipn . - Nie chcia bym krytykowa - stwierdzi oficer - ale ju teraz rozci gn li my nadmiernie nasze si y i ca kowicie ogo ocili my oddzia y rezerwowe. - To ogo cie je jeszcze bardziej. - Ale ... w razie jakiego kryzysu... - Do cholery! - warkn Imperator. - Sten co chwila nas zaskakuje. Uderza z najbardziej niespodziewanej strony. To w moj wychuchan stacj , a to w sk ady AM2, w rynek... - W rynek? - zdumia si Poyndex. - My la em, e to normalne zachwianie. Co Sten mo e mie wspólnego... Imperator spojrza na niego z pogard . - Nie rób z siebie idioty. Ten kryzys nie by normalny. To guerrilla. Robota Stena. Albo kogo od niego. - Rozumiem... Wasza Wysoko - wyj ka Poyndex, chocia niczego nie rozumia . - No to mo e dotrze wreszcie do twojego zakutego ba, e kryzys mamy ju teraz - wycedzi Imperator. - Je li szybko go nie za egnamy, znajdziemy si w tym gównie po uszy. Czy do jasno si wyra am? - Tak, sir. - Dobrze. No to spójrz. - Imperator odsun butelk i roz map Imperium. Poyndex pochyli si nad biurkiem, odnotowuj c obecno mnóstwa kó , krzy yków i strza ek, które w adca naniós na arkusz - Te obszary uwa am za najbardziej wystawione na atak. - Wskaza palcem w szereg miejsc. - eby je skutecznie chroni przesuniemy Pi Gwardyjsk z Solfi... i podci gniemy flot na Bordbuch... Poyndex obserwowa zdumiony, jak Wieczny Imperator bez wysi ku przemieszcza ca e armie. Setki statków, tysi ce nierzy. A wszystko w po cigu za jednym cz owiekiem. Sporo pó niej, bezpieczny ju w swym ma ym królestwie apartamentu w zamku Arundel, Poyndex zastanowi si powa nie nad kondycj Imperium. Wy wietli na cianie elektroniczn wersj tej samej mapy, któr ogl da u Imperatora. Kolorowe wiate ka wskazywa y miejsca dotkni te takimi czy innymi kl skami.Przebieg spojrzeniem list nieszcz . Zamieszki g odowe, wy czenia energetyczne, dzikie strajki. Ado tego jeszcze zamieszanie na rynku monetarnym, braki w handlu, panika na gie dach. No i coraz wi cej apeli o zwi kszenie dostaw AM2.Z e wie ci nie dotyczy y wy cznie sektora cywilnego. Ataki Stena wywo ywa y ró norodne skutki. Na przyk ad deklaracje niepodleg ci lub nawet i wrogo ci i, wyg aszane przez niedawnych sojuszników.Coraz wi cej utraconych, najpewniej zabitych, agentów, kolejne nieudane misje to bilans strat wywiadu.Przeci tny cz owiek popad by w desperacj , ale Poyndex nie by przeci tny. Widzia w tym wszystkim szans dla siebie. Ka da pora ka zbli a go do celu.Wiele nauczy si przez ten niezbyt d ugi czas s by od Wiecznego Imperatora. Mi dzy innymi tego, i sukces wymaga perspektywicznego spojrzenia... oraz cierpliwo ci.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Jednak to Poyndex widzia ow perspektyw , a nie w adca. Czarno umundurowani asystenci krz tali si po olbrzymim gabinecie, a Poyndex ponownie rozwa szans . I znów doszed do wniosku, e Wieczny Imperator si myli traktuj c zagro enie ze strony Stena a tak powa nie.Poyndex uwa , i tak naprawd to w nie Imperator wykreowa swymi nadpobudliwymi reakcjami Stena na kogo wa nego. Nic by si nie sta o, gdyby go po prostu zignorowa . Im wi cej jednak wysi ków i uwagi mu po wi ca , im liczniejsze oddzia y posy w pogo , tym ywsze zainteresowanie otacza o Stena. Tym by atrakcyjniejszy, zw aszcza dla wrogów Imperium.Wszystkie dane wskazywa y, i rebelia nie ma szans. Jej si y by y skromne, zaplecze ograniczone, szczególnie w porównaniu z ogromem Imperium. Sten nie móg pozwoli sobie na aden b d. Imperator na wiele. Jednak z jakiego powodu w adca zdawa si tego nie dostrzega . Sten sta si jego obsesj i zepchn na margines wszystko inne. Dziwny rodzaj lepoty. Poyndex u miechn si lekko. Czu , e nie powinien próbowa leczy Imperatora z tej niemocy. Niech dalej lepnie. Owszem, przestrzega Imperatora przed tym czy tamtym, ale wy cznie dla ochrony w asnej osoby na wypadek, gdyby co si posypa o, a jednocze nie coraz bardziej izolowa w adc od prawdziwego wiata, otaczaj c go swoimi lud mi. Usuni cie Gurkhów by o ostatnim etapem. Teraz Imperator by w pe ni zale ny od Poyndexa. To on wybra nast pczyni Zoran. On decydowa , kto ma dost p do w adcy. I przy ka dej okazji podsyca szale stwo Wiecznego Imperatora.Poczu si ju na tyle niezast piony, e z rozmys em zaniedbywa niektóre drobiazgi. Na przyk ad spraw rozdawnictwa medali i zwi zanego z tym bankietu.Imperator móg by szalony, ale nie g upi. Równie dobrze jak Poyndex wiedzia , jak niebezpiecznie jest opiera si na ludziach niezast pionych.Dlatego w nie musia co pewien czas pope nia jaki b d. eby nie budzi podejrze . Spojrza na map . Tym razem zignorowa pulsuj ce wiate ka. Ogarn ca y obszar wielkiego Imperium. Imperium, które w ciwie by o podleg e jemu. Nie Imperatorowi. Z ka dym dniem zyskiwa nad nim coraz wi ksz w adz . Nie pope nia przy tym tak trywialnego b du, by stawia si na miejscu Imperatora. W ka dym razie nie czyni tego zbyt cz sto. W czasach rady na w asne oczy widzia , co sta o si z pa stwem pozbawionym w adcy i twórcy jednocze nie. Nie. Imperator by potrzebny. By konieczny. Przynajmniej jako symbol. Jako legenda. Problem tkwi tylko w jednym. Poyndex kiedy si zestarzeje. Opadnie z si . Umrze. A Imperator by nie miertelny. A gdyby tak Poyndexowi uda o si pozna jego sekret? Gdyby móg ... wiecznie? Musn klawisz i mapa znikn a. Wówczas otwar yby si przed nim takie mo liwo ci, o jakich dot d nawet nie marzy . A Poyndex nie zwyk marzy na darmo.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozdzia 16 - Nie wiem, jak wpadli na nasz trop - stwierdzi nieco rozmazany po brzegach obraz szanownego Ecu. - Ale obecnie kieruj si do Gromady Wilka. Ca a delegacja. Dwie cie sze dziesi t osób plus trzech najwa niejszych przywódców Zaginowów. - Niezbyt mnie to zachwyca - mrukn Sten. - B musia przenie nasz baz operacyjn . I to jak najszybciej. - Niemniej by oby chyba niem drze nie spotka si z nimi - zauwa Ecu machaj c ogonem tak gwa townie, a go znios o pod cian . - Wiem, e niebezpiecznie by oby zak ada jedynie przyjazne zamiary... - znów machn i si uspokoi . - Wszelako, je li Zaginowie zamierzaj si do nas przy czy ... To by by wielki cios dla Imperatora. Pomy l tylko. Ca y region, setki gromad, po naszej stronie. Propagandowo by oby to warte nie mniej, ni wielkie zwyci stwo militarne. Sten postuka nerwowo stop w zimn , kamienn pod og centrali czno ci Bhorów. - Wiem, wiem. Ale wci niepokoi mnie fakt, e Zaginowie nie tylko wiedz o naszej wspó pracy, ale jeszcze znale li moj kryjówk . - By em równie zaskoczony, jak ty, gdy zastukali mi do drzwi i za dali, bym ich z tob umówi odpar Ecu. - W pierwszej chwili podejrzewa em jaki przeciek i ju my la em, e po Manabich. Jednak gdy troch z nimi porozmawia em, zaprz em do pracy moich analityków, sam te pomy la em i doszed em do wniosku, i ryzyko pu apki jest naprawd minimalne. - Ale wci do du e, bym mia si czego obawia - powiedzia Sten. - I jeszcze ta delegacja liczna jak wycieczka zak adowa... Innymi s owy, je li chc si zadeklarowa po stronie rewolucji, to czemu nie zrobi tego u ciebie? Czemu nalegaj na spotkanie ze mn ? I to twarz w twarz? - Bo nie s do ko ca przekonani - wyja ni Ecu. - Na razie wiedz tylko, e mamy tego samego wroga. Chc ustali , czy reprezentujemy jak konkretn si , czy tylko pokrzykujemy. - Sprawd czy z nami sympatyzuj , inaczej daj im po oczach na tyle, by sami nabrali przekonania? - Da im po oczach? Nie rozumiem. - Wyprawi na ich cze wielkie przedstawienie. - A tak. W nie o to mi chodzi. O wielkie przedstawienie. Sten zawaha si . - Pyta ich mo e, jak nas wytropili? - Tak. Odpowiedzieli, e zsumowali sobie podstawowe fakty, wymieszali z domys ami i wysz o co trzeba. Podobnie „wyspekulowali”, e jeste go ciem Bhorów. Nie utwierdza em ich w czymkolwiek, oczywi cie, chocia z drugiej strony, nawet nie pytali. Poprosili tylko uprzejmie, bym uprzedzi ci o ich wizycie. Sten westchn . - Dobra. Zrobi co trzeba. Ostatecznie, je eli si pomyl , to b zbyt martwy, by czegokolwiek owa . - Nie ty jeden - mrukn oschle Ecu. - S ysza em, e podobno na tamtym wiecie wi kszo stanowi g upcy podobni do nas. - Ju mi ul o - skrzywi si Sten. - Dzi ki. - Zawsze do us ug. Obraz Ecu znikn . Sten zacz chodzi po pokoju, by nieco uporz dkowa my li, jednak tyle spraw, g ównie zwi zanych z wojn , mia obecnie na g owie, e sz o mu raczej niesporo. Potrzebowa porady. - I Ecu utrzymuje, e trafili na nas tylko szcz liwym trafem? - spyta a Rykor. - Dok adnie rzecz bior c, dzi ki ca emu szeregowi pomy lnych zbiegów okoliczno ci - odpar Sten. - Nie wierz w takie przypadki - stwierdzi Alex. - Chyba, e sam za nimi stoj . - A jednak si zdarzaj - zaprotestowa Otho. - S trzy rodzaje ingerencji losu w nasze ycie. Jeden to lepy traf, drugi wredne szcz cie, trzeci psi sw d.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Masz racj - ucieszy si Marr. - Byli my ju w tutejszej kuchni, gdzie napotkali my wszystkie trzy. - I to w jednym rondlu - doda Senn. - Musz uwierzy Ecu na s owo - powiedzia Sten. - Jednak ci gle my , e oni po prostu zagrali w ciemno. A gdyby si pomylili? Równie dobrze mogliby pa Imperatorowi w ramiona z okrzykiem „Bierz mnie, jam zdrajca!” - Ciekawy pomys - wtr ci Marr. - Cicho. Mówimy powa nie - zgrzytn Sten. - Ja te , kochany - odpar Marr klepi c Stena po kolanie. - Której nocy wyja ni ci to do ko ca. - Tym niemniej, je li przyj klucz zasugerowany przez Stena, wówczas to i owo zaczyna si wyja nia - zauwa a Rykor. - Dobra. Mo e wreszcie co zrozumiem. Wyja nij mi w najprostszy sposób, co masz na my li. Jak dziecku. - Sk onna jestem przypuszcza , e to sprawa ich charakteru - podj a Rykor. - Wszyscy oni s ekonomicznymi uchod cami. Uchod cy za zwykli podejmowa spore nawet ryzyko, by tylko zmieni swe n dzne po enie. Gdy masz bardzo ma o, wówczas przyst puj c do ryzykownej gry mo esz tylko zyska . Czasem. Ale je li si uda, wówczas stajesz si wreszcie panem swego losu. Sten przytakn . To mia o sens. Mia ju kiedy do czynienia z Zaginowami. Niemal ca y ten, licz cy wiele miliardów lud wywodzi si z przedstawicieli ubogiego proletariatu, tak ludzkiego jak i obcych, który przemierza niegdy Imperium w poszukiwaniu jakiejkolwiek pracy. Starczy o ma e wahni cie ekonomii, by ich roz o.Podobnie jak rodzina Stena nie mieli niczego, prócz marze i twardych karków. Niektórzy ko czyli jako niewolnicy w fabrykach rodzaju takich, jak na Vulcanie. Szcz liwcy (znów to szcz cie!) zb dzili w niezamieszka e wcze niej skupiska gromad, gdzie zapu cili korzenie i zostali Zaginowami. By a to dziwna spo eczno . Nie dawa o si w ród nich wyró ni dominuj cego gatunku czy rasy. Czarni, biali, zieloni, uskowaci, meduzowaci i pierza ci - wszyscy uwa ali si za cz onków tej samej wspólnoty i demonstrowali niespotykan gdzie indziej solidarno .Sten pami ta , jak jego asny ojciec odda si kiedy hazardowi w nadziei szybkiego zdobycia maj tku. Stawia na walki Xypaka i nie przejmuj c si tym, e przygrywa raz za razem i e za ka przegran jego kontrakt wyd a si o nast pne lata. Wprost przeciwnie, tym bardziej si anga owa . Gotów by zaryzykowa wszystko, absolutnie wszystko, byle tylko mie cie szansy na wyrwanie si z ponurego Vulcana. nie. To jest to. - A mo e to i gracze - powiedzia Alex - bo przyznaj , e do stracenia ostatnio zbyt wiele nie maj . To te by a prawda. Nied ugo przed kryzysem w Gromadzie Altaic Imperator wys Stena do Zaginowów z misj dyplomatyczn . Mia ich troch ug aska . I nawet mu si uda o. Zdo zawrze kilka porozumie , nie k ami c przy tym ponad miar . - Gdy ich ostatnio widzia em - stwierdzi Sten - byli w powa nych k opotach, chocia nie z w asnej winy. Przed wojn byli zasadniczo samowystarczalni i radzili sobie ca kiem adnie. Porz dnie rozwini te rolnictwo, nieco ci kiego przemys u, kopalnie. Spore zaludnienie i wiele r k do pracy. W wi kszo ci dobrze wykszta ceni. - O tym nie wiedzia em - zdumia si Otho. - S dzi em, e najwa niejszy jest u nich przemys zbrojeniowy. - Mówi ci, jak by o przed wojn ... Potem stary Tanz Sullamora dosta b ogos awie stwo Imperatora i wzi si za nich z takimi pieni dzmi, e zanim si po apali, siedzieli po uszy w militariach. - A potem wojna si sko czy a... - No tak - mrukn Alex. - To si nazywa wredne szcz cie. - Nie najesz si armat - doda Marr. - W nie. Fabryki pada y jedna po drugiej, a ca a gospodarka si za ama a. - Ale ... na brod mojej matki... Czemu nie przestawili wszystkiego jak wcze niej?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nie mogli - wyja ni Sten. - Konieczne by yby wielkie inwestycje. Wymiana maszyn, i tak dalej. Gdy z fors zacz o by krucho, rada nie mia a ich czym wesprze . Bo jednak próbowa a, ale za ma o i za pó no. A teraz widz , e po powrocie Imperatora zrobi o si jeszcze gorzej. Owszem niby chcia pomóc, po to w ko cu mnie wys . Ale taniej, i atwiej oczywi cie, by o po prostu o nich zapomnie . Niech wymr cichutko. - A oni nie chc po cichu - zauwa Alex. - Pami tajcie, e szanowny Ecu nie mia pewno ci, co do ich intencji. Sami musimy si przekona . Sten przytakn . - Sugerowa , by ol ni ich przyj ciem w wielkim stylu. Problem tylko w tym, e niezbyt mamy si czym chwali . Nie mamy do legionów na inspekcj , gdyby my urz dzili defilad tymi kilkoma statkami, którymi dysponujemy, wystawiliby my si na po miewisko. Nawet pó ówek uzna, e aden z nas przeciwnik dla Imperatora. Senn zeskoczy z fotela i tupn w posadzk . - Niepotrzebnie mno ysz trudno ci - powiedzia . - Oni przybywaj by zobaczy ciebie, a nie oddzia y czy flot . Marr zeskoczy na pod og obok kochanka. - Przecie oni wiedz , jak silne jest Imperium - doda . - Wiedz te , e je eli co si nie powiedzie, to nic ich nie uratuje. Rykor unios a si w zbiorniku tak gwa townie, a wychlapa a nieco wody. - Futrzaki maj racj - powiedzia a do Stena. - Na twoim miejscu bym ich pos ucha a. - Przecie s ucham - warkn Sten. Spojrza na mikrusów. - A co dok adnie chcecie przez to powiedzie ? - Je li chcemy zaci gn ich do ka - wyja ni Marr - to najpierw trzeba stworzy odpowiedni nastrój. - Innymi s owy, nieco gry wst pnej - zachichota Senn. - Pewnie nie zaznali jej dot d za wiele. - A ty, kochany Stenie, pomo esz nam to przeprowadzi - podsumowa Marr. - Ja? Jak? - Pora, by da odpocz swoim szarym komórkom, o wielki wodzu rewolucji - wyja ni Senn. - Zejdziesz z wy yn w adzy - wyrecytowa Marr - i z pospólstwem pospolitowa si b dziesz. Sten zerkn na nich podejrzliwie. - Niby co? - Podaj c, cz stuj c, nalewaj c... - I garnki szoruj c - zachichota Senn. - I ja mam si na to pisa na ochotnika? - Oczywi cie. Bowiem w tym przypadku dyplomacj b dziemy warzy w kuchni - powiedzia Marr. - Wydamy ma e przyj cie - podj Senn - dla klubu z amanych serc. - A nim dobiegnie ono ko ca, Zaginowie na kl czkach b aga ci b or - wyja ni Marr. - Lub o co innego - doda Senn. Sten chcia zaprotestowa . Nie przeciwko samemu przyj ciu, bo to mu si akurat spodoba o, szczególnie e móg liczy na talenty najlepszych fachowców Imperium. Mia te nadziej podejrze nieco z ich kuchennych sekretów. Ale szorowa garnki? Potem zauwa dziwny grymas na twarzy Kilgoura. Otho na wszelki wypadek ju wcze niej zatka sobie g pi ci , by nie wybuchn miechem. Rykor pilnie ogl da a zacieki na cianach i tylko skóra dziwnie si jej marszczy a. Sten znów westchn . - Dobra. Na co czekacie? Zaczynamy. I dzielnie wymaszerowa , by z poszukiwanego listami go czymi wodza i bohatera zmieni si dla Sprawy w pomywacza. Sten wytar r ce z kurzej posoki o fartuch i przyj wiadomo od pos ca. Szybko przejrza tekst. - Oficjalne zawiadomienie - powiedzia . - Zaginowie b tu jutro wieczorem.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Niewiele czasu zosta o - zmartwi si Senn. - Ale damy sobie rad , kochany Stenie - zapewni Marr. - Spi arnia Otha jest lepiej zaopatrzona, ni dzi em. Nie b dziemy musieli nazbyt wiele oszukiwa . Sten uniós tasak i si gn po kolejnego kurczaka, by go podzieli na cz ci. - Nie s cie, e pow tpiewam w wasze umiej tno ci - powiedzia - ale nie pojmuj , jak niby zdo acie u z tego tutaj bogate menu? - Có ... przede wszystkim maj by pod wra eniem - wyja ni Marr. - Najwa niejsze, by nastawi ich przychylnie. Przecie mamy z nimi ubi interes... Z mi kkiego futra Marra wychyn ostry pazur. B yskawicznie rozp ata pomidor i zanurzy go w wrz tku. - Chcemy, eby nas polubili, ale za adne skarby nie powinni my stwarza wra enia, e uwa amy si za kogo lepszego od nich. Marr wyci gn pomidora z gor cej k pieli i przerzuci na pazur drugiej r ki. yskawicznie ob uska go ze skórki. Stenowi a szcz ka opad a. Marr wprawnym gestem si gn po nast pny pomidor i powtórzy operacj . I znów raz, dwa, obra . - Haute cuisine na nic si tu nie przyda - doda . - Te bym nie ryzykowa . W adnym wypadku - zgodzi si Senn, pracuj c ostrymi jak brzytwy pazurami nad stert tej cebuli. P ynnie obiera kolejne i kroi w plasterki, przy czym ani za nie pojawi a mu si w oczach. - Postawili my zatem na miejscowe potrawy - stwierdzi Marr. - Niech to wygl da na zwyk kuchni w przeci tnym domu. Tyle, e nieco doprawion egzotyk i atrakcyjn , bo to dom na innej planecie. - No i tak znale li my temat przewodni obiadu - powiedzia Senn siekaj c kolejn cebulk . - Co jakby nawi zanie do flagi Wszystkich Narodów. B dzie pasowa do tej ró norodno ci, która panuje ród Zaginowów. - Bo my lubimy takie tematy - doda Marr. Sten s ucha tylko jednym uchem, tak pilnie przygl da si manewrom Milchenów. Pracowali jak ywe machiny kuchenne. Co chwila prezentowali jak sztuczk . - Wspaniale, cudny temat - stwierdzi w ko cu. - Ale zanim go rozwiniecie, chcia bym o co spyta . - Ale pytaj, kochany - zach ci Marr, oprawiaj c ostatniego pomidora. - Nie potrafi tak kroi cebuli, jak Senn... - powiedzia , wskazuj c na miniaturow tr powietrzn wiruj nad deseczk i rosn cy stos plasterków. - Nie ta anatomia. Ale sztuczka z pomidorami... Ile razy sam próbowa em obiera je ze skórki, to wychodzi a rze nia. Funt skórek na uncj mi szu. - Biedaczysko - mrukn Marr. - Musisz wcze niej zanurzy je we wrz tku - wyja ni Senn takim g osem, jakby wyjawia prawd oczywist . - Owszem, czyta em raz o tym - b kn s abo Sten. - Ale nigdy nie my la em, eby spróbowa . - W nie, kochany - powiedzia Senn. - Wida , e nie my la . W kuchni unosi a si delikatna wo pomidorów, czosnku i cebulki skwiercz cych na oliwce z oliwek. Marr spróbowa , doda jeszcze papryki, pomiesza i skin na Stena, który dola wie ego roso u z kurczaka. Marr nakry garnek i przykr ci p omie . - Obiad dobrze jest zacz od lekkiej zupy - powiedzia Stenowi. Sten zmierzy garnek spojrzeniem. - No to chyba starczy dla wszystkich. - I owszem, jasne e starczy - roze mia si Senn. - Ale nie w tym rzecz. To specjalny przepis. Gwarantuje prze amanie pierwszych lodów. Mam na my li go ci, nie gospodarza, oczywi cie. Gospodarz winien w tym wypadku zachowa wstrzemi liwo . - Bo widzisz - podj Marr - gdy ju przecedzimy zupk , przyjdzie pora na zabielenie i dodatki smakowe. Akurat tyle, by g adko przechodzi a przez gard o. - A tu przed podaniem, zaprawimy j jeszcze wódk . Mnóstwem wódki! I voila! To b dzie... gierska zupa pomidorowa na wódce! Dodatkowo dobrze robi na potencj .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- I rozwi zuje j zyki? - spyta oschle Sten. - A nie my leli cie kiedy , ch opcy, by wst pi do Modliszki? Do sekcji przes ucha ... - To amatorzy - prychn Senn. - Dla nas adne wyzwanie - doda Marr. - Gdy ju ich o mielimy, trzeba b dzie doda im odwagi - stwierdzi Senn, otaczaj c kawa ki mi sa w m ce z sol i pieprzem. Marr miesza posiekan cebul z pieprzem ró anym i tartym czosnkiem. - Podsyci ich si y witalne - doda . -A b ch tni i gotowi - zachichota Senn. - Nie wintusz - upomnia go Marr, stawiaj c na ogniu rondel z odmierzon ilo ci oliwy z oliwek. - Trudno, ale mi si wszystko kojarzy - wyja ni Senn, chichocz c coraz g niej. - Szczególnie, gdy przygotowuj górskie ostrygi. Sten zmarszczy brwi. Wzi kawa ek otoczonego w m ce mi sa i pow cha . - Nie pachnie jak ostryga. - Bo to jest moszna ciel ca, kochany Stenie - wyja ni Marr. - Uci ta cielaczkowi zanim wyrós na tyle, by wiedzia , co straci . - Podamy je po baskijsku - powiedzia Senn. - To takie seksy... Kojarzy si ze s odkim, muskularnym brutalem, co ma libido jak góra... - A sam ledwie mo esz usiedzie w miejscu - doda Marr. Senn przyjrza si trzymanemu w r ku kawa kowi. - Przykro mi, cielaczku - powiedzia . - To dla dobra sprawy. - Teraz pora sk oni do my lenia - obwie ci Marr. Sten spojrza z pow tpiewaniem na stert w asnor cznie podzielonych kurzych tuszek. - Ten drób? Chyba artujesz. - Owszem, to tylko g upie zwierzaki - zgodzi si Senn. - Ale widzisz, jakie s ch tne? Szczególnie oskubane i podzielone. Tak cierpliwie czekaj na marynat ... - Jak Zaginowie? - domy li si Sten. - wietnie, kochany Stenie. Zaczynasz rozumie - powiedzia Marr. - W tym punkcie przyj cia nasi przyjaciele powinni by ju do gotowi, zagruntowani, e tak powiem, by otworzy oczy na nowe mo liwo ci... Poprzez kubki smakowe u wiadomimy im, jak niesko czenie wiele nowych szans otworzy si przed nimi dzi ki sojuszowi. - Nie przesadzaj - wtr ci si Senn, machaj c brudn od przypraw ap na Stena. - Koniec ko ców to danie nazywa si szalony kurczak i chyba nie musz wyja nia wieloznaczno ci... - Ale to dobre... Marr od gar siekanych w nie szalotek. - S ysza o tym? - spyta jakby niezadowolony. - Z Jamajki, prawda? - wyja ni Sen. - Takiej jednej wyspy na starej Ziemi. Palili tam li cie jakiego ókna i pili drinki owocowe w szklaneczkach ozdobionych ma ymi parasolkami. Marr westchn . - Chyba sko czy y si nam czyste rondle. - adne takie - zaprotestowa Sten. - Tylko s ysza em, jak si to przyrz dza. Nie rusz si st d, zanim nie zobacz . - Tu jest kuchnia - wyja ni Marr. - A w kuchni szef kuchni jest jedynym m drym. Pomywacze zawsze miej si z jego dowcipów. Pomywacze obieraj ziemniaki i ani na chwil nie wychodz z podziwu nad geniuszem szefa. cieraj pod og i uchylaj si zgrabnie przed ró nymi ostrymi przedmiotami, którymi ciska w nich szef. To tylko niektóre z obowi zków pomywaczy. Ale nigdy, przenigdy nie maj prawa by m drzy. - Obiecuj , e to si ju wi cej nie powtórzy - powiedzia Sten. - To nie by a a tak wielka wina - uzna Senn. - Dobrze, niech zatem zostanie - stwierdzi Marr. - Ale pod warunkiem, e wreszcie si zamknie. - Mhm - odpar pos usznie Sten.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Chocia to jest takie danie, e nawet pomywacz mo e je przygotowa - zacz Marr. - Tyle, e ma ony smak. czy siekark i metalowe ostrze zaraz rozpracowa o cebulki z ostr papryk , kilkoma li mi laurowymi, odrobin imbiru i krojonego czosnku. - Mamy ju wszystkie przyprawy, które decyduj o jako ci - wyja nia dalej Marr. - Starcza oko o pi ciu ek sto owych na kilogram mi sa. Do tego po eczce ga ki muszkato owej, cynamonu, soli i pieprzu. Wstawi mieszank do piecyka i zacz podgrzewa . W trakcie mieszania dodawa powoli olej. - To olej arachidowy - powiedzia . - Ma spoi wszystko w past . Po chwili by o gotowe. Sten dosta misk do r ki. - Nast pnie pomywacz powinien rozsmarowa past na kurczaku. - wi ta prawda - wtr ci Senn. - Tego akurat szef kuchni nigdy nie robi. Szczególnie, gdy jest futrzasty. Sten, który by wzgl dnie bezw osym pomywaczem, zacz rozprowadza marynat na kurzych kawa kach. Ca kiem ch tnie zreszt , bo pasta pachnia a wy mienicie. A mu linka do ust nap yn a, kiedy wyobra sobie, jak wo poczuje, gdy potrawa zejdzie z ognia. ysza , jak Marr i Senn dyskutuj w k cie nad w tpliwymi zaletami orzeszków sosnowych dodawanych do liba skiego pilawu. Wko o bulgota a zawarto kilkunastu garnków. By o ciep o i wonnie. Poczu si nagle dziwnie odpr ony. Z e my li gdzie znikn y. ciwie to lepiej by ju pomywaczem, ni wodzem rewolucji, pomy la . Marr i Senn pilnie obserwowali jego coraz bardziej promienne oblicze. - Chyba jest ju gotowy? - spyta szeptem Marr. - Bez w tpienia - stwierdzi Senn. - Nie lubi si chwali , ale to chyba nasza najlepsza robota. - Zwykli ludzie nawet nie wiedz , e najwa niejszy, i jedyny, sekret udanego przyj cia, to najpierw przygotowa gospodarza - doda Marr. - Kuchenna magia nigdy nie zawodzi. Przywódczyni Zaginowów si gn a po jeszcze jeden k s pasztecika. Spojrza a na widelec... jakby nie wierzy a, i zdo a pomie ci jeszcze cokolwiek w dku. Ale donios a k s do ust. Przymkn a oczy. Hebanowe oblicze wypogodzi o si . Smakowa a. D ugo smakowa a.Potem unios a powieki i spojrza a na u miechni tego Stena. - Och - odbi o si jej. - Niebiosa askawe... Wi cej ju nie dam rady. - Chyba szefowie kuchni wybacz ci, pani Sowazi, je li teraz skapitulujesz - powiedzia Sten. Dzielnie walczy . Rozejrza si po sali. Marr i Senn zamienili zimne pomieszczenie zamku Otha w przybran kwiatami i dyskretnie pod wietlon oran eri . Reszta go ci by a podobnie ukontentowana, jak Sowazi. Przez ca e dwie godziny obaj Milchenowie wyprawiali z kuchni konwój za konwojem, a ka dy ob adowany smako ykami. Niezale nie od tego, czy danie przeznaczone by o dla ludzi czy dla obcych, niezmiennie budzi o wielki entuzjazm. Teraz ju wszyscy trzymali okcie (czy co kto mia ) na stole i rozmawiali z ekip gospodarzy jak ze starymi przyjació mi. W charakterze pami tki ka dy cz onek delegacji otrzyma menu, wydrukowane specjalnie na t okazj . - Zawsze tak robimy - wyja ni Marr. - Go cie lubi pochwali si w domu, jak godnie ich powitano. No i dla nas to wietna reklama. - Nie reklama, kochany - wtr ci si Senn. - Obecnie jeste my rewolucjonistami, nale y u zatem terminologii wojskowej. To propaganda. - Na jedno wychodzi - prychn Senn. - Owszem. Ale propaganda brzmi bardziej romantycznie. Sten musia przyzna , e by to dobry kawa ek propagandy.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Na tylnej ok adce widnia portret Stena w towarzystwie obu restauratorów. Na pierwszej stronie Senn kaza napisa : UCZTA NARODÓW. Menu dla istot ludzkich wygl da o nast puj co: ZUPY gierska pomidorowa na wódce Krewetkowa Miso Saki SA ATKI Z surowej ryby po kambod sku Raita z pomidorów i ogórków PRZEK SKI Ostrygi górskie po baskijsku Rosyjskie bliny i kawior Faszerowane pieczarki po arme sku DANIA G ÓWNE Kurczak po jamajsku Pieczone jagni po maroka sku Steki z ososia z rusztu Kebab warzywny po meksyka ska PRZYSTAWKI Liba ski pilaw ry owy Ziemniaki z rozmarynem Kuba ska czarna fasola z ry em DESERY Sernik a la Nowy Jork Szwedzkie nale niki z borówkami Zestawy dla obcych by y równie ciekawe. Senn i Marr zerkn li przez drzwi. Dojrzeli Stena i pomachali. Pora. Sten zwróci si do Sowazi. - Zapraszaj nas na kaw i brandy. Roze mia a si szczerze, z zadowoleniem. - Mo e jeszcze i na cygaro? - Cygara te b - obieca Sten. - Prowad , szanowny gospodarzu. Wstaj c, Sten pokaza dyskretnie Marrowi dwa uniesione kciuki. Wszystko posz o zgodnie z planem. - Oto nasze stanowisko - powiedzia Moshi-Kamal, drugi z rz dz cej Zaginowami trójcy. - Chcemy si przy czy . Ale oczekujemy pewnych gwarancji. - Tych nie udziel - odpar Sten. - Jak pami tacie, wspomnia em ju , e wszystko przemawia przeciwko nam. Je li wejdziecie do gry... to mo e by wybór samobójczy. - Jednak wasze zachowanie zdaje si zadawa k am tamtemu twierdzeniu, panie Sten - odezwa si Truiz, jedyny obcy w trójcy. - Dobrze walczycie. Podejmujecie logiczne dzia ania. adnych sk onno ci samobójczych. Odnie li cie te wiele sukcesów. - Owszem, to mo e dobrze wygl da - potwierdzi Sten - jednak nie osi gn li my a tak wiele. Przyprawili my Imperatora ledwie o nieszkodliwy ból g owy. Gdybym to ja mia nabawi si czego podobnego... to koniec. - Sk d ta brutalna szczero ? - zdumia a si Sowazi. - My la am, e podejdziecie do naszej propozycji pozytywnie? Floty, zwyci stwa, rosn ce szeregi sojuszników... Wskaza a na cian sali, któr Marr i Senn zamienili w antyczn zbrojowni . - Siedzicie tu sobie spokojnie, jadacie, e trudno lepiej, i gracie Imperatorowi na nosie. Czy nie warto pochwali si czym takim, by zyska sojusznika? - Owszem, móg bym si tak zachowa - przyzna Sten. - Problem jednak w tym... e w ten sposób móg bym atwo was straci . Bo gdyby wówczas pewnego dnia dosz o do czego strasznego, jakiej tragedii czy kl ski, a niew tpliwie dojdzie do tego pr dzej czy pó niej, wówczas zarzuciliby cie mi
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
amstwo. I opu cili nasze szeregi. Tak zatem obiecywanie pasma sukcesów by oby b dem, jednym z tych, na które nie mog sobie pozwoli . I eby nie by o w tpliwo ci: to walka do ko ca. Imperator nigdy nie oka e nam aski. Je li przegramy, to zginiemy. - To rozumiemy - powiedzia Truiz z czerwonymi z przej cia podocznymi wyrostkami czuciowymi. - Ale maluje pan przera aj co czarny obraz. Prosz da nam te nieco nadziei. - Imperator rozrzuci swe si y po ca ej mapie... Na razie goni za cieniem. Przez jakich czas jeszcze to potrwa, jednak nied ugo. W zwi zku z tym potrzebujemy dwóch rzeczy. Po pierwsze, uzupe nie i rezerw. Po drugie, pomys u na otwarcie. - S dzi pan, e zdolni b dziecie uczyni pierwszy ruch? - spyta Moshi-Kamal. - Bez w tpienia - sk ama Sten po chwili wystudiowanego namys u. - Wszystkie symulacje wskazuj , e przej cie inicjatywy nie b dzie problemem. A wcze niej czy pó niej dojdzie do prze omu. - Je li tak, to wchodzimy - powiedzia a Sowazi. - Taka... taka... wegetacja jak obecnie jest nie do zniesienia. - On zmusza nas, by my zostali jego dominium - wyja ni Moshi-Kamal. - Chce nas wzi pod obcas. Ale Zaginowie maj dobr pami . Wszyscy jeste my potomkami ludu pracuj cego. Potomkami tych, których klasa pró niacza zawsze wyniszcza a. - W nie - odezwa si Truiz. - Wszyscy nasi przodkowie byli zbiegami spod knutów ró nych despotów i satrapów. Nie pozwolimy znowu zap dzi si w niewol . - Czy s ysza pan, e on zamierza og osi si bogiem? - spyta a Sowazi. - Przygotowa stosown proklamacj , a ci jego... s ugusi... j przeg osuj . Chc wznosi jego wi tynie nawet w naszych miastach. To... obrzydliwe! Sten nie musia tego komentowa . Spojrza tylko na ca trójk . - Zatem przy czacie si do nas... nawet bez gwarancji? - Nawet bez gwarancji - odpar Moshi-Kamal. - Przy czamy si . - I chyba od razu b dziemy w stanie rozwi za pierwszy z waszych problemów - oznajmi a Sowazi. - Jak to? - Ten zwi zany z uzupe nieniami i rezerwami - wyja ni Truiz. - Przypuszczamy, e macie wi cej za óg ni statków i tak dalej? - Tak. - Wie pan zapewne, e na naszych wiatach s tysi ce fabryk zbudowanych tylko i wy cznie po to, by podobne rzeczy produkowa . Wieczny Imperator narzuci nam ten przemys . - Wiem. Ale wiem te , e ju jaki czas temu zosta y zamkni te. Przypuszczam, e wi kszo wyposa enia okry a ju rdza. Lub nawet trafi o na z om. - Tylko drobna cz - powiedzia Moshi-Kamal. - Wi kszo jest w idealnym stanie. To jedna z zalet, albo i przekle stwo Zaginowów, e nie mo emy patrze , jak porz dne maszyny niszczej . - Wprawdzie praca usta a, ale nie zaniechali my konserwacji - doda a Sowazi. - Chcecie powiedzie , e starczy jedno s owo, aby wasze fabryki zacz y znów produkowa bro , a stocznie statki? Wyrostki Truiza poruszy y si w wyrazie satysfakcji. - Odkonserwowanie maszyn i ponowne uruchomienie linii zajmie tydzie - powiedzia a Sowazi. Potem mo e pan przysy oddzia y. Sten mia ju wszystko, by zacz dzia ania. Blady, smuk y Grb’czev znacznie przerasta Sind. Czerwona naro l na jego g adkiej czaszce a pulsowa a ciekawo ci . - To niezwyk a pro ba - zauwa . - Ludzie rzadko odwiedzaj to miejsce. Sind spojrza a na ma y budynek, którego lustrzane ciany odbija y bujn ro linno otaczaj cych ten zak tek ogrodów. - Nie rozumiem czemu - zdziwi a si . - Tu jest tak pi knie. Grb’czev otworzy drzwi i wprowadzi dziewczyn do rodka. - Szanowny Kyes kocha pi kno - powiedzia . - Szczególnie to objawiaj ce si w prostocie. Sind u miechn a si lekko.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Czyta am o tym badaj c jego ycie - powiedzia a. - By z on osobowo ci . Nawet jak na Grb’czeva. - Nawet jak na Grb’czeva - zgodzi si przewodnik. - Ale w nie. My uwa amy go za bohatera. Jego inteligencja, zdolno ci twórcze i orientacja w interesach przesz y wr cz do legendy. Zamienili my jego biura w muzeum. Niektórzy traktuj je jak wi tyni - doda , prowadz c przez jasny hol budynku. - My la em jednak, e tylko my sami potrafimy doceni dokonania szanownego Kyesa. - Przepraszam zatem za przedstawicieli mojego gatunku - stwierdzi a Sind. - Bo przecie nikt nie kwestionuje, e Grb’czevowie nale do najinteligentniejszych istot Imperium. - To prawda - odpar przewodnik. Oboje wiedzieli, e wszelka skromno by aby nie na miejscu. - Za szanowny Kyes by zapewne najinteligentniejszym Grb’czevem swoich czasów dopowiedzia a Sind. - Niektórzy mówi , e wszechczasów. - Tym bardziej nie powinno ci chyba dziwi , e korzystam ze sposobno ci ujrzenia miejsca, gdzie i pracowa . Szczególnie, e jestem studentk . - Jest pani bardzo m dr m od kobiet - powiedzia przewodnik otwieraj c kolejne drzwi. Weszli do biblioteki. Kto pracowa przy terminalu. Cz owiek! - To szczególnie dobry dzie na wizyt badawcz - stwierdzi Grb’czev, dostrzegaj c posta . - Jak wspomnia em, ma o który cz owiek pami ta o szanownym Kyesie, wszelako w ród personelu muzeum jest jedna istota ludzka. Z radosnym zdumieniem widz , e dzi w nie pracuje. Poklepa m czyzn po ramieniu. - Pani Sind, pozwoli pani przedstawi sobie jednego z naszych starszych badaczy, szanownego pana Laggutha. Lagguth wsta i wyci gn r . Przywitali si . - Mi o mi pani spotka - powiedzia . - Odwyk em ju od widoku ludzi. Normalnie to mój wolny dzie , ale jeden z kolegów zachorowa i poprosi o zast pstwo. - Szcz liwy zbieg okoliczno ci - wtr ci przewodnik. - W nie. Szcz liwy zbieg okoliczno ci - powtórzy a Sind mierz c m czyzn spojrzeniem. To nie by aden zbieg okoliczno ci. I w tpliwe szcz cie dla Laggutha. Od niezliczonych nocy prze ladowa go koszmar, w którym przybywali po niego osobnicy z grubo ciosanymi rysami twarzy. Zawsze w czerni, zawsze ro li, czasem z broni w r kach. Niekiedy mieli te zakrwawione k y. Niezmiennie powtarzali to samo: „Za du o wiesz, Lagguth. Musisz umrze ”.I oto z y sen si zi ci , chocia siedz ca naprzeciwko kobieta wygl da a niegro nie, nie mia a broni ani ostrych k ów. - Wie pan za du o, panie Lagguth - powiedzia a Sind. - Je li mi pan nie pomo e... to przyjd pana zabi . - By em tylko urz dnikiem - j kn Lagguth. - Posada przewodnicz cego ustanowionej przez rad komisji do spraw AM2 to nie by a byle jaka synekura - zauwa a Sind. - Nie mia em adnej w adzy. Wykonywa em rozkazy. To wszystko. Nikogo nie skrzywdzi em! - Sam udzia w pracach komisji postawi pana w jednym rz dzie z zabójcami Imperatora - wyja ni a dziewczyna. - Za co do w adzy... Tysi ce krewnych ofiar mrozu i g odu, tych którzy zmarli z braku AM2, mog oby zapewne powiedzie co innego. Lagguth milcza . Opu ci g ow . - Wi c niech pan b dzie ze mn szczery, panie Lagguth. W przeciwnym razie szepn s owo gdzie trzeba, i imperialni pana dopadn . Oni albo t um. Nawet al mi pana, chocia wiem, e nie jest pan wart wspó czucia. - Wstawi si pani za mn ? - spyta Lagguth z nadziej . - Powie pani panu Stenowi, e pomog em? - Tak, powiem - odpar a Sind agodniejszym g osem. - A teraz s ucham! - rzuci a tonem rozkazu. Od pocz tku do ko ca.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Lagguth opowiedzia o programie, który opracowa dla Kyesa. O oficjalnych poszukiwaniach AM2. O meldunkach sk adanych radzie przez Kyesa. - Ale ja wiedzia em, e tak naprawd to nie AM2 go interesowa o. Mia inne, bardziej osobiste powody do dzia ania. - Jakie? - Po kolei. Najpierw zebrali my wszystko, co by o wiadomo o AM2. W tym kilka znanych marszrut konwojów z AM2 z czasów, gdy jeszcze nap ywa y. Wprowadzili my to wszystko do tego cudownego komputera, który zbudowa . Lagguth wskaza ma y terminal stoj cy w rogu biblioteki. - To jego ko cówka - wyja ni . - Wci na chodzie, ale obecnie nie mam dost pu do wszystkich jego mo liwo ci. Niestety, ycia nie starczy, by rozgry ten program, który Kyes napisa . Sind machn a r , by darowa sobie uwagi o geniuszu pryncypa a. - Dalej. Nie mam wiele czasu. - Tak. Jak powiedzia em, wprowadzili my wszystkie dane o AM2 i to, co wiedzieli my o Imperatorze. Poyndex nam pomóg . - Poyndex? On te w tym siedzia ? - Bezwzgl dnie. Mia co na Kyesa. Nie wiem, co. Do , e Kyes wci gn go do kr gu wtajemniczonych. To on uczyni Poyndexa cz onkiem rady. Bez w tpienia na zasadzie wzajemnej przys ugi. - Jasne - mrukn a Sind. Ch tnie pozna aby szczegó y, ale w tpi a, czy da oby si zrobi z nich ytek. - I co dalej? Uruchomili cie komputer. Jakie informacje poda ? - Nie wiem dok adnie - odpar Lagguth. - Kyes musia co ustali , bo nagle mocno si o ywi . A przecie rzadko okazywa jakiekolwiek emocje. Kaza wy czy program i wyjecha . W wielkim po piechu. - Dok d? - Tego te nie wiem. Na pewno opu ci wiat Centralny. I pod gdzie daleko. A gdy wróci ... jego umys ... Ju go nie by o. Sind wiedzia a, co to znaczy. Grb’czevowie byli jedynymi znanymi inteligentnymi symbiontami. Ich wielkie, przystojne cia a nie posiada y zbyt rozwini tego centralnego uk adu nerwowego. Inteligencj zawdzi czali naro lowym koloniom wirusów usadawiaj cych si w zatokach czo owych.Przekle stwem Grb’czevow by czas ycia takiego „mózgu”, niemal zawsze ograniczony do stu dwudziestu sze ciu lat. Kyes jako jeden z nielicznych przetrwa kilka lat wi cej. Po obumarciu symbionta cia o wegetowa o jeszcze przez ponad sto lat.Sind widzia a ju wielu takich „ ywych trupów” szw daj cych si po ulicach rodzinnego wiata Grb’czevow. Upiorne memento losu, który czeka ich wszystkich. Wskaza a terminal. - Próbowa pan odtworzy poczynania Kyesa w tych ostatnich dniach? Lagguth zawaha si , ale w ko cu pokr ci g ow . - Nie jestem a tak odwa ny - wyzna i za mia si gorzko. - Co dzie dr em ze strachu, e zjawi si kto taki, jak pani... albo i gorzej... e mnie znajd . I zabij lub wypal mi mózg dla tej odrobiny wiedzy, któr dysponuj . Owszem, chcia em si dowiedzie , ale... nigdy si na to nie odwa em. Zza drzwi obok ekranu dobieg jaki odg os. Sind odruchowo si gn a po ukryt w odzie y bro . - Nie ma powodów do niepokoju - wyja ni Lagguth. - On tylko chce je . - Kto chce je ? - Szanowny Kyes, oczywi cie. Chce go pani zobaczy ? - On tu jest? - A czemu nie? Miejsca mamy a nadto. To du a posiad . Ma si gdzie wypasa , e tak powiem. Zupe nie jak rasowy k usak. Dostaje, co chce, chocia szczerze mówi c, niezbyt potrafi artyku owa swoje potrzeby. Czasem... musimy pomaga mu w najprostszych sprawach. - Lagguth wsta . - Naprawd powinienem go nakarmi . To okrutne kaza mu czeka . Sind posz a za Lagguthem do pokoju obok.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
ciany by y tu pomalowane na jasne kolory, wko o poniewiera o si mnóstwo zabawek. Pokój dziecinny. Kyes siedzia na kraw dzi za du ego dla fotela i chichota patrz c na wielki ekran, gdzie szala y postaci z kreskówek. - G odny - powiedzia na widok Laggutha. - Spokojnie, b dzie papu - odpar Laggguth i zacz karmi eczk tego, który niegdy wspó rz dzi Imperium. Krople zupy kapa y z k cików ust Kyesa. Wskaza na Sind. - adna, kto? - To przyjació ka. Przysz a ci odwiedzi , szanowny. Sind otrz sn a si z szoku i podesz a bli ej. Wzi a misk od Laggutha i sama zacz a karmi . Kyes odruchowo otwiera usta, w jego oczach nie by o ani ladu inteligencji. Mlaska , beka , chichota . - To zabawne. - Bardzo zabawne - powtórzy a Sind. - Dobry ch opiec. Kyes j poklepa . - Szcz liwy. Lubi szcz liwy. - Zawsze jeste szcz liwy? - spyta a Sind. Kyes pokiwa g ow . - Zawsze... szcz liwy. Sind zebra a si w sobie. Musia a by okrutna. - A je li przyjdzie Imperator? Je li b dzie chcia ci zabra ... Bezmózgie stworzenie a cofn o si z przera enia. - Nie. Nie on. Nie zabiera . Prosz . Tylko nie tam! Sind uczepi a si ladu. - Gdzie tam? - Tam daleko - j kn Kyes. - Z e miejsce. Tam Imperator. Tam ja nieszcz liwy. - Zostaw go - poprosi p aczliwie Lagguth. - Nie powie ci nic wi cej. Nie widzisz, jak si boi? Kyes zwin si ciasno i p aka . W tak wielkim fotelu wygl da na ma ego i bezbronnego. Ale Sind nie zwraca a na to uwagi. - Co znalaz ? - warkn a. - Co znalaz w tym z ym miejscu? - No, Imperatora. - I co jeszcze? Kyes krzykn , jakby nasz y go z e wspomnienia. - Wieczno - zap aka . - Znalaz em wieczno . - Pojmujesz ju ? - wtr ci si Lagguth. - On tylko be kocze. Bez sensu. Zawsze to powtarza, gdy si wystraszy. „Wieczno ”. Tylko to jedno s owo. Kyes przytakn . - Nieszcz liwa wieczno . Nieszcz liwa. Sind poklepa a go uspokajaj co i spojrza a na Laggutha. - A zaraz chc zobaczy komputer. Gdy wychodzili, Kyes wraca ju do siebie. Usiad prosto, otar zy i zaczyna nawet chichota patrz c na ekran. Ma y ksi yc by ca kiem martwy. Wsz dzie roztacza si obraz zniszczenia. Sind przedziera a si przez wyrwane eksplozjami bomb kratery i pogi te, nadtopione szcz tki masywnych i tajemniczych maszyn.Dziewczyna przystawa a tu i ówdzie i bada a wszystko, co nie by o gruzem. Dane przekazywa a bezpo rednio na statek. Wkrótce zacz si z tego wy ania spójny obraz, potwierdzaj cy to, co wydoby a z komputera w muzeum Kyesa.Ksi yc by skomplikowanym centrum czno ci, przystankiem na drodze ku miejscu, gdzie Imperator skrywa ród o AM2.Jednak Kyes nie tego szuka . Sind nie mia a ju w tpliwo ci. Kyes przyby tu w pogoni za Imperatorem, którego uwa ano wówczas za zmar ego. I znalaz go. Tutaj, na tej planetoidzie.Wyobrazi a sobie Kyesa, oszala ego niemal ze strachu przed mierci umys u, jak aga Imperatora o ratunek, oferuj c mu w zamian wszystko, czego tylko ten zapragnie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Obecny stan Kyesa wiadczy dobitnie o daremno ci jego pró b. Sind kr a po planetce przez kilka godzin, a sko czy a robot . Pora, by i Sten pozna wyniki, pomy la a. Kiedy skrzy owa y si tutaj dwa tropy. Jeden wiod cy do rozwi zania tajemnicy AM2, drugi zwi zany z domnieman nie miertelno ci Imperatora. Sind by a ju solidnie zm czona, gdy wezwa a statek, by j zabra . Zm czona i zniech cona. Obawia a si , e ca a zyskana do tej pory wiedza mo e do niczego si nie przyda .Modli a si jedynie, kln c przy tym na brody matek wszystkich Bhorów, by po d ugiej podró y nie trafili do punktu wyj cia. Haines fachowo u a papiery. - Gdy ju zaprowadzili my porz dek w dokumentacji Mahoneya, sta o si jasne, co ustali odno nie Wiecznego Imperatora - powiedzia a. - Czyli? - spyta niecierpliwie Sten, patrz c na holo dawnej szefowej wydzia u zabójstw, oddelegowanej obecnie wraz z m em do badania skarbu Mahoneya. - Powoli - odpar a Haines. - Wszystko po kolei. - Przepraszam - skrzywi si Sten. - Po pierwsze, przesy am ci profil osobowo ciowy Imperatora. Model opracowany przez Mahoneya. Razem z m em zweryfikowali my wszystko krok po kroku, potem Rykor zrobi a to samo jeszcze raz. Wszystko si zgadza. Przejrzyj go w wolnej chwili. - Wierz na s owo - mrukn Sten. - Dalej, przesy am te analizy porównawcze Mahoneya. Dotycz tych okresów, kiedy Imperator powraca , chocia uznano go za zmar ego. Profil by zawsze identyczny, nie ma mo liwo ci pomy ki, nie ma szans, by podstawiono sobowtóra. To ten sam cz owiek. Te materia y te weryfikowali my. Pozytywnie. - Znowu zmartwychwstanie - j kn Sten. - Pieprzony Mahoney potrafi nawraca nawet zza grobu. - Nikt mnie na nic nie nawraca - zaprotestowa a Haines. - Fakty mówi same za siebie. Gdyby to by materia dowodowy w sprawie o morderstwo, wyrok by by formalno ci . J ki nic nie zmieni . - Uwierz w tego ducha, gdy sam go dotkn - mrukn Sten. - A poza tym... do czego doszli my? Haines zastanowi a si , jak rzecz wyrazi . - Do czego o wiele bardziej zdumiewaj cego i gro nego, ni dot d s dzili my. Bo widzisz, razem z m em poszli my o krok dalej ni Mahoney. - I co zrobili cie? - Wzi li my profil osobowo ciowy Imperatora, ten zweryfikowany, i porównali my go z jego obecnym obrazem. - I? - Sten niemal ba si pyta . - To ten sam facet? - Zasadniczo ten sam. Ale niezupe nie. Z wierzchu identyczny, ale gdy wzi go pod lup to wida , e zachowuje si mocno odmiennie. - Cudownie - j kn Sten. - Przykro mi, e ci dok adam - powiedzia a Haines ze wspó czuciem. - Ale takie s fakty. Sten podzi kowa jej i przerwa po czenie. Opar si wygodnie, przetrawiaj c informacje. Wniosek narzuca si sam: „ten sam, ale inny” w praktyce znaczy „inny”. Znów brz czyk. Oficer czno ci zameldowa , e ma po czenie z Sind. Co pilnego. czaj c urz dzenie Sten zastanawia si gor czkowo: je li to nie jest Wieczny Imperator, to z kim ja u diab a walcz ?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozdzia 17 Solon Kenna sta na przestronnym podwy szeniu, które biela o najprzedniejszym marmurem pod frontow cian sali Parlamentu. Obok mia wymuskanego jak nigdy Walsha, za nimi wisia wysoki na trzy pi tra portret Wiecznego Imperatora. Pot ny i wy wiczony g os Kenny dudni nad g owami setek zebranych polityków. - Reprezentanci... lojalni obywatele Imperium... szanowni pa stwo... Przypad nam zaszczytny obowi zek przewodniczenia obradom w tym historycznym dniu.Kenna p ynnie zmieni ton. Równocze nie skin dyskretnie palcem, by Walsh pochyli z szacunkiem g ow . - Lud Dusable zazna ju wielokrotnie askawo ci naszego ukochanego Imperatora - powiedzia i odnotowa , e jak dot d sala zachowuje absolutne milczenie. aden z tych starych politycznych oszustów nie szepn nawet s owa o ostatnio zaznanych poni eniach czy k opotach zwi zanych z akcjami Stena. Wskaza na wisz cy z ty u portret. - Z powodów znanych tylko naszemu w adcy, oto Dusable zosta o uhonorowane raz jeszcze. Przeczesa t um spojrzeniem. Owszem, móg dosta w skór od Stena, ale nie umniejsza o to jego talentów jako wytrawnego manipulatora. Oto sta przed nimi jako przyjaciel i wróg. Osoba pot na i s aba zarazem. Wraz z Avri d ugo rzecz przygotowywali. Projekt by na tyle kontrowersyjny, e nie nale o przedstawia go pod g osowanie „z marszu”. Niektórych trzeba by o najpierw obsypa zaszczytami, innych z otem. W mrocznych korytarzach Parlamentu zapanowa ruch. Liczba zwolenników Imperatora ros a z ka dym dniem. Nawet Poyndex zg osi si na ochotnika do pomocy, chocia Kenna poj cia nie mia , co nim kierowa o. Przejrzano uwa nie akta opozycji, wyszukuj c ró ne haczyki mog ce stanowi podstaw zastraszenia lub szanta u.Przewaga nadal nie by a mia ca, ale powinno starczy . Zreszt , zwyci zców nikt nie rozlicza. Nawet wtedy, gdy wygrywaj tylko jednym g osem. - Szanowni pa stwo, moim zadaniem jest przedstawi wam to, czego przez drugie, tragiczne lata nie dostrzegali my, ogarni ci lepot . A przecie spotka o nas wielkie szcz cie, bowiem mieszka mi dzy nami ywy bóg, nasz askawy i wi ty Wieczny Imperator w swej boskiej nie miertelno ci chroni cy nas niepokonan tarcz przed ciosami historii. On to sw niesko czon chwa wytycza nam przysz . I nas w chwale umieszcza. Bowiem jego chwa a jest nasz chwa . Szanowni pa stwo... Zapytuj was. Czy nie powinni my wreszcie naprawi b du przesz ych pokole orzekaj c raz na zawsze, i Wieczny Imperator jest naszym bogiem. Zaszumia o. R kawica zosta a rzucona. Imperator domaga si , aby parlament urz dowo potwierdzi jego bosko . Kenna zwróci si do marsza ka izby, starszej istoty od lat chodz cej na smyczy Imperatora. - Panie marsza ku, prosz podda wniosek pod g osowanie. Pe en zmarszczek i implantów pysk marsza ka zbli si do mównicy. B ysn y wszczepione z pró no ci implanty k ów. - Projekt ustawy numer sze zero zero trzy dwa trzy zatytu owanej: Deklaracja bosko ci Wiecznego Imperatora. Podtytu : Aby do oficjalnych tytu ów Wiecznego Imperatora do czy tytu wi ty” i inne, pochodne tytu y wskazuj ce na najwy szy szacunek, którym go darzymy. Co izba zdecyduje? Aprobuj cych prosz o g ne powiedzenie „tak”. Podniós si zgrany chór przytakuj cych g osów, który jednak uton zaraz we wrzasku protestu. Nad ten jazgot wybi si jeden bas. - Panie marsza ku! Panie marsza ku! W kwestii formalnej! Marsza ek próbowa zignorowa protest. Uderzy m otkiem, dodatkowo zdegustowany tym, e krzykacz wywodzi si z jego rodaków. By to Niko ajewicz, m ody odyniec i raptus. otek stuka raz za razem, ale wrzawa nie milk a. Co gorsza, t um podchwyci okrzyk Niko ajewicza. „Niech mówi” skandowano. Marsza ek spojrza bezradnie na Kenn . Publicznie nie mogli uczyni nic wi cej. „Niech gada” skin Kenna i schowa r do kieszeni, gdzie przycisn guzik bipera, alarmuj c w ten sposób Arundel.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- G os zabierze szanowny Niko ajewicz, przedstawiciel wielkiej i lojalnej gromady Swierd owsk obwie ci marsza ek i w czy mówcy mikrofon. - Szanowna Izbo, panie marsza ku - zacz krzykliwie Niko ajewicz. - Protestujemy z ca stanowczo ci . Ta propozycja uw acza naszej godno ci. Oto próba narzucenia prawa wbrew woli wi kszo ci. - Z mojego miejsca wyra nie s ysza em, e g osy na „tak” dominowa y, m ody przyjacielu odezwa si marsza ek. A teraz, je li pozwolisz, poprosz o g osy sprzeciwu. Sam zobaczysz, na jakich w ych podstawach opieraj si twe oskar enia. - Jednak mamy prawo sprzeciwi si zbiorowemu ustnemu g osowaniu - upiera si Niko ajewicz. Nalegam na g osowanie indywidualne. Je li Imperator ma by bogiem... niech obywatele wiedz , którzy z nas si do tego przyczynili. I niech ci odpowiadaj przed ludem za swe czyny. Marsza ek spojrza z nadziej na Kenn . Ten wykona gest jakby co rozci ga . „Opó niaj”. - Dobrze - obwie ci marsza ek. - Zarz dzam g osowanie imienne. Niko ajewicz chrz kn , zadowolony ze zwyci stwa. - Jednak, poniewa sprawa jest delikatna, chocia oczywi cie nie do mnie nale y jej os dzanie, to najpierw poddaj pod g osowanie inny wniosek. - Sprzeciw! - krzykn Niko ajewicz. - Nie mo na zaczyna g osowania nad kolejnym punktem, skoro poprzedni nie zosta zamkni ty. Buntownik ze Swierd owska dobrze zna regulamin prac izby. Stary marsza ek podobnie. Móg by marionetk , ale nie brak o mu wprawy. - Zgromadzenie ma prawo, wr cz obowi zek, rozstrzygn o sposobie g osowania. Pan nalega na imienne, ja na zbiorowe. Niko ajewicz rozejrza si wko o. Jego pomocnicy szybko rozwa yli spraw , oszacowali si y. Wysz o im, e chwilowo ma do przewagi, by ryzykowa . Móg liczy na wi kszo niezdecydowanych. - Prosz dzia , panie marsza ku - rzuci beznami tnie. - Chyba us yszy pan ca y chór g osów sprzeciwu. I zadowolony z siebie wróci na miejsce, k aniaj c si zdawkowo temu i owemu po drodze. Marsza ek uniós oczy, w których nie malowa y si adne emocje. - Wobec wniesienia przez pana sprzeciwu nie s dz , by my powinni poprzesta na zbiorowym osowaniu. Odczytamy list . Niko ajewicz zerwa si z fotela. - To nies ychane, panie marsza ku. Zamierza pan odczyta list , by dowiedzie si , czy mo e przeczyta list ? - Spojrza na swych popleczników, którzy zaraz wybuchli wymuszonym miechem. - Tak. To w nie zamierzam - obwie ci marsza ek. - Ciesz si , e z w ciw sobie wpraw uj pan moje my li w tak proste s owa. Musz wyzna , e gdy s ucham was, m odych, to zastanawiam si czasem, czy lata nie pozbawi y mnie rozumu. miech zagrzmia z aw koalicji. Jednak Niko ajewicz nie chcia pogodzi si z pora . - Ale na skutek tej g upoty stracimy ca e godziny - zaprotestowa . - Wywo ywanie ka dego po imieniu to w tym przypadku szczyt bezsensu. - Niemniej tak w nie zrobimy - stwierdzi marsza ek i spojrza na przewodnicz cego obrad. Panie przewodnicz cy, prosz zacz odczytywa list ! Ten zaraz zabra si do dzie a. Otworzy grub , urz dow ksi . - Panie Dexter... z wielkiego regionu Cogli, jak pan g osuje? - G osuj na tak, panie przewodnicz cy. I tak dalej. Ka dy wstawa , wypowiada si , a przewodnicz cy zapisywa g os w ksi dze. Kenna rozes swoich po ca ej sali. Dzi ki pomocy przewodnicz cego mia czas na przegrupowanie swoich si . Je li wygra to g osowanie, nast pne nie b dzie problemem. Stronnicy Niko ajewicza te robili, co w ich mocy. Jednak czas i znu enie dzia y przeciwko nim.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Jednak Kenna wci si niepokoi . Owszem, powinien wygra . Tyle e obecnie osi gni cie przewagi ma liczb g osów wygl da oby na manipulacj . Po wybuchu Niko ajewicza jedynie totalne zwyci stwo mog o zatrze z e wra enie. Nie tak mia wygl da pierwszy dzie bosko ci Imperatora. osowanie dobieg o ko ca. Kenna wygra , wszelako z ma ym marginesem. Tymczasem ludzie Niko ajewicza znów wzi li si ostro do dzia ania. Wida by o, e m ody odyniec zaczyna, wychodzi na swoje. Jeden z agentów Kenny w ekipie Niko ajewicza ostrzeg rzucon na ekran pulpitowego komputera notk , e w trakcie g osowania planowany jest tumult i w ogóle sporo ha asu.Kenna wysili umys , by te co wymy li , jednak nic nie przychodzi o mu do g owy. Imperator ze skóry go obedrze... A w ogóle, to gdzie on si podziewa? Te mi bóg. Jak potrzebny, to ani ladu. Przewodnicz cy zacz gor czkowo macha r kami. Co tu pocz ? Nie mia wyboru. Skin , by zaczyna . - Szanowni pa stwo - odezwa si przewodnicz cy. - Po raz drugi dzisiaj stawiam pod obrady kwesti propozycji ustawy numer sze zero zero trzy dwa trzy zatytu owanej: Deklaracja bosko ci Wiecznego Imperatora... Drzwi otworzy y si z hukiem. Zatupa y buciory. - Szanowni pa stwo - rykn od progu dowódca stra y parlamentarnej - oto... Wieczny Imperator! Wszyscy obrócili g owy. Przez wielkie drzwi wta cowa a z g ównego holu gromadka bia o odzianych kap anów z obliczami promieniej cymi ze szcz cia. Niektórzy machali kadzielnicami, inni rzucali na pod og p atki ró . Wszyscy nosili u pasa, zawieszone na gustownych sznurach, ma e no yki, ostre i przybrane czerwonymi wst kami. Na czele procesji maszerowa a chuda jak szkielet naczelna kap anka, Baseeker. Za nimi nadesz a formacja w czarnych mundurach. Depcz c po p atkach ró , funkcjonariusze by bezpiecze stwa omiatali otoczenie wzrokiem w poszukiwaniu potencjalnego niebezpiecze stwa. Bro trzymali w pogotowiu. Po rodku oddzia u szed Wieczny Imperator. Widok ten przyku bez reszty uwag Kenny i innych, tak e nie dojrzeli drugiego oddzia u, który maszerowa z ty u, prowadzony przez Poyndexa. Ani snajperów, którzy b yskawicznie zajmowali pozycje w zak tkach sali. Ani te Avri rozsy aj cej nijako wygl daj ce typy w nijakich ubrankach ku poszczególnym parlamentarzystom. Sama poszuka a spojrzeniem Niko ajewicza i skierowa a si ku niemu. Nikt nie zwróci uwagi na te manewry. Ale nikt te nie widzia jeszcze Wiecznego Imperatora a tak przystrojonego. Jego muskularn posta spowija a fosforyzuj ca, z ocista szata z d ugiego pasa materii. Wydawa o si , e p ynie mi dzy fotelami jak duch. Czarne w osy przytrzymywa a z ocista opaska. W r ku niós lask ze z otego metalu, zwie czon ber em z p on cym symbolem AM2. Formacja wmaszerowa a na marmurowe podwy szenie, za Wieczny Imperator podszed do kraw dzi i spojrza na zgromadzonych. Ze szcz kiem or a i przybijaniem obcasami zbrojni zaj li miejsca po obu jego bokach. Kap ani z Baseeker przemkn li pomi dzy ochron i u yli si koli cie u stóp w adcy, niczym moszcz ce gniazdo anio ki. Takie z no ami. Kenna patrzy os upia y. Inni te . Przez chwil prawie gotów by uwierzy . Oto ywy obraz ze staro ytnych mitów wyd wigni ty z otch ani tysi cy lat zapomnienia. I tysi cy lat rz dów Imperatora... Mo e on naprawd jest bogiem... - Dosz o do mych uszu - zacz Imperator - e szykujecie jaki bunt... Mówi cicho, ale i tak wszyscy us yszeli zawart w tych s owach gro . - Zwykle nie zwracam uwagi na wasze skomlenia - powiedzia . - Ustanawiaj c ten Parlament na mocy Imperialnej Konstytucji, da em wam prawo do wyg aszania w asnego zdania. Przyznaj , e to dla mnie utrudnienie, jednak na tym polega demokracja, do której nakazów przywyk em ju dawno temu.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Niko ajewicz ledwie zauwa , e kto do niego podchodzi. To by a Avri. - Jednak tym razem postanowi em tu przyj . S ysza em, e mieli cie rozpatrywa dzisiaj spraw pewnych zaszczytów dla waszego Imperatora, zaszczytów, których sam dla siebie nie szuka em. Zgodzi em sieje przyj pod presj poddanych. Szerokim gestem wskaza kap anów. - Oni to powiadaj , e jestem bogiem. Buduj mi wi tynie, gdzie czcz moj osob miliony my cych podobnie, jak oni. W tych wi tyniach naucza si te o cnotach m dro ci, cierpliwo ci i agodno ci. Nauczaj cymi kieruje bowiem przekonanie, e te w nie cechy stanowi c mojej bosko ci. Niko ajewicz poczu nagle, e co wpada do jego sakwy. Pewnie wiadomo od którego sojusznika, pomy la . Nie obejrza si nawet za odchodz cichutko postaci .- Zawsze propagowa em w ród mych poddanych wolno wyznania, tote z przera eniem odebra em wie , ci agodni ludzie bywaj brutalnie prze ladowani za oddawanie czci mojej osobie. Teraz jednak dysponuj niezbitymi dowodami, e inspiratorem owych prze ladowa by zdrajca Sten. Obawia si , e prawda g oszona przez tych ludzi stanie mu na drodze do przyw aszczenia sobie tronu. Bowiem gdybym naprawd by bogiem, któ wtedy przy czy by si . do niego, wspar jego rebeli ? Widzicie, nawet mój najwi kszy wróg te zalicza si do wiernych. Nawet ten szatan, co wypowiedzia pos usze stwo swemu wielkiemu panu. Pora ony t osobliw logik , Niko ajewicz ockn si z transu. Si gn do sakwy i wyci gn ma paczuszk owini w papier. Odpakowa . By to smuk y i wdzi cznie zakrzywiony kie , wyrwany z korzeniami, zakrwawiony jeszcze u podstawy, z nasadzonym na zdobnym pier cieniem. By to ten sam pier cie , który Niko ajewicz da swojej kochance pierwszego dnia narzecze stwa. - Tak w nie dosz o do wprowadzenia pod obrady ustawy, któr dzi poznali cie. Racja stanu i wzgl dy bezpiecze stwa publicznego powstrzymywa y mnie przed wcze niejszym ich og oszeniem. W ten sposób zako czymy prze ladowania niewinnych istot i zadamy moralny cios mojemu najwi kszemu wrogowi. Równocze nie potwierdzamy to, co od tysi cy lat by o oczywiste. Przez wieki przygl da em si wam i waszym przodkom. ywi em was. Odziewa em. Pozwala em w dostatku i pokoju. Imperator opu ci g ow . - Chocia ... czasem czuj si tak zm czony... - Chwa a Wiecznemu Imperatorowi! - krzykn a Baseeker. O chwa a ci, Dobry Bo e! Inni kap ani zaraz podj li okrzyk. - Chwa a Wiecznemu Imperatorowi! Chwa a mu! Chwa a!\ Kenna da Walshowi kuksa ca pod ebra. Tamten by jakby nieprzytomny. - Chwa a mu! - krzykn Kenna i ponownie szturchn Walsha. - Chwa a mu! Walsh u miechn si g upkowato. - Chwa a mu! - wykrztusi . - Chwa a mu! Nagle przedstawiciele opozycji dostrzegli, e z ró nych miejsc sali przypatruje si im ca kiem sporo smutnych typów. Niko ajewicz omal si nie zad awi . Wiedzia , e kie kochanki to nie ostatnia czekaj ca go dzisiaj okrutna niespodzianka. - Chwa a Wiecznemu Imperatorowi! - krzykn ile si w p ucach. Chwil pó niej przy czy si do niego ca y chór. Imperator u miechn si i rozpostar r ce. Potem obróci si i wraz ze wit sp yn z podwy szenia. Ruszy mi dzy fotelami, k aniaj c si pod drodze wybranym. Mimo sporego tempa tego przemarszu Poyndex zdo dostrzec, e w adca wyra nie rozkoszuje si wychwalaj cymi go okrzykami.Poyndex wyszed z sali ostami, wi c s ysza jeszcze, jak przewodnicz cy uderza otkiem i zarz dza g osowanie. - W sprawie projektu ustawy numer sze zero zero trzy dwa trzy zatytu owanej: Deklaracja bosko ci Wiecznego Imperatora, co postanawiacie, szanowni pa stwo? Aprobuj cych prosz o g ne wypowiedzenie s owa tak.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak - zadudni o w sali. Poyndex nie czeka nawet, a przewodnicz cy poprosi o g osy sprzeciwu. Rozdzia osiemnasty - Nic? - spyta admira floty Madoera, spogl daj c na oficera czno ci. Reszt si powstrzyma si od dodania: „Znowu?” - Nic, sir. „Neosho” melduje ca kowit cisz na wszystkich zakresach. adnej aktywno ci na adnej z planet uk adu. I ani ladu statków, tak wrogich, jak sojuszniczych. Jednak odbieramy sporo zak óce od pobliskiego pulsara, tote zarz dzi em ponown kontrol . Chc mie pewno . - S usznie. Wy lijcie jednak na Centralny meldunek, e wywiad znów spieprzy spraw . Stena ani ychu, ani widu. Przejdziemy przez uk ad tylko dla potwierdzenia... - Sir... nie da si niczego wys , póki nie oddalimy si od pulsara. Ekranuje wszystko prócz czno ci krótkodystansowej. - Mniejsza z tym. Z ymy meldunek po wyj ciu z uk adu. I tak by o wiadomo, czego mo na oczekiwa ... Po tych idiotach z wywiadu - doda w my lach. Zespó Madoery sp dzi ju zbyt wiele dni i miesi cy w poszukiwaniu najmniejszego cho by potwierdzenia tych wszystkich bajek, które nieustannie podsuwa flocie wywiad, by dziwi si jeszcze czemukolwiek. Sam admira gotów by przysi ga , e ci nowy szpiedzy, którzy zast pili ca kiem skuteczny Korpus Merkurego, sami wysika si nawet nie potrafi bez przyczepionej do rozporka instrukcji.Jak dot d adna wskazówka podana przez wywiad nie naprowadzi a floty na rzeczywisty lad. Zawsze to samo: albo Sten nigdy tam nie go ci , albo jego statki przelatywa y przez sektor dawno, dawno temu. Lub tylko widziano w okolicy jednostki o nieznanej przynale no ci, by mo e rebelianckie. Czy wywiad naprawd nie potrafi poj , e kto robi go w tr ? - zastanawia si admira miotaj c st po zupe nie wymar ych okolicach kosmosu. Jak ta tutaj. Uk ad nie posiada nawet nazwy, ledwie symbol. Jego koordynaty ustalono dzi ki silnemu radio ród u, pulsarowi NP0406Y32. Mo e powinienem zatem jako go ochrzci , pomy la . Na przyk ad Poyndex. Tak, by po powrocie na Centralny stan przed s dem oficerskim. Akurat. Jednak w tej akurat chwili pow tpiewa , czy kiedykolwiek jeszcze ujrzy jaki cywilizowany wiat. Wiek m ski up ynie mu zapewne na w ócz dze po pró ni, a kto kiedy odkryje, e Sten zmar ze staro ci i mog ju wraca do domu. Albo te sprz taczka pomiesza pliki w sztabie i wszyscy zapomn o jego flocie, która odleci do wieczno ci i b dzie kr odt d po wszech wiecie w roli nowego Lataj cego Holendra. Do diab a. Madoera trzasn drzwiami swej dziennej kabiny i wyszed na mostek jednostki flagowej. Spojrza na ekran ukazuj cy gromadk kr cych po ciasnych orbitach wiatów, doszcz tnie wypalonych radiacj pulsara. Obraz ciemnej gwiazdy, symboliczny rzecz jasna, ja nia u góry ekranu. Dowódca si gn nad ramieniem dy urnego i wcisn trzy przyciski.Inny ekran ukaza ca si Madoery. Pot ne zgrupowanie uderzeniowe. Jeden nosiciel my liwców i zarazem jednostka flagowa „Geomys Royal”. Jeden nowoczesny pancernik „Parma”. Dwa dywizjony kr owników: pierwszy sk adaj cy si z dwóch ci kich kr owników, drugi z trzech lekkich. I siedem niszczycieli w os onie. Kolejny dywizjon trzech lekkich kr owników w towarzystwie czterech niszczycieli tworzy si y drugiego rzutu. Wsparcie logistyczne mieli skromne, ledwo dwa statki zaopatrzeniowe i jeden tankowiec z paliwem i amunicj . A jednak by a to imponuj ca si a. Admira by pewien, e je li uda mu si kiedykolwiek zmusi rebeliantów do przyj cia walki, b dzie to krótka bitwa. Chocia na pewno krwawa. Sten móg zb dzi , ale bi si potrafi , na dodatek rebelianci musieli wiedzie , i nawet gdyby si poddali, przed s woj e ycie tylko o krótkie tygodnie: do czasu og oszenia wyroku i egzekucji.Maj c to wszystko na wzgl dzie admira rozkaza , by w razie napotkania rebelianckiej jednostki zachowa
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
daleko posuni ostro no . Tamci na pewno spróbuj jakiego podst pu, a potem b walczy do ostatniego. Có , na miejscu Stena Madoera post pi by dok adnie tak samo. Znów spojrza na ekran. Gorzej, e ko czy y mu si pomys y, jak utrzyma za ogi w gotowo ci. Przeprowadzi ju wszystkie chyba mo liwe wiczenia, og osi ka dy cho troch prawdopodobny alarm... Dobrze, e przynajmniej ta operacja, chocia wyra nie bezowocna, nie b dzie tak pozorowana. Pewnie i tak wszyscy uwa aj , e stary zwariowa . - Weszli my do uk adu - powiedzia a oficer wachtowa. - Dzi kuj . Jedno przej cie. Formacja podwójnego rombu. Teraz zobaczymy, jak nawigatorzy poradz sobie z lotem w szyku, szczególnie przy tej ilo ci utrudniaj cych czno zak óce od pulsara. Miejmy nadziej , e obejdzie si bez kolizji. Bo wtedy... awans jak w banku. Na jaki wodny wiat, gdzie p ywaj prawdziwe statki. Takie z wios ami. Madoera ledwie s ucha rozkazów i meldunków wymienianych mi dzy jednostkami, które zajmowa y swoje miejsca w szyku. Ziewn . I wtedy rebelianci zaatakowali. Ca kiem bez ostrze enia dwa niszczyciele na skrzydle po prostu znikn y w kulach ognia. Kto wrzasn og aszaj c alarm. Na ekranach „Geomys Royal” pojawi y si wrogie statki atakuj ce od ty u. Madoera domy li si , e musieli zna dok adnie orbit , na której jego zespó podchodzi do NP0406Y32. No i zapewne od d szego czasu siedzieli mu dyskretnie na ogonie. Imperialne jednostki by y w stanie pogotowia, ale nie gotowo ci bojowej. Obsada tkwi a na stanowiskach, jednak pociski czeka y spokojnie w komorach amunicyjnych, nie na wyrzutniach. Nie by o sensu ryzykowa na darmo zniszczenia czy uszkodzenia kosztownego pocisku. Ani tym bardziej utraty jeszcze cenniejszej za ogi. Opanowawszy panik , Madoera po czy si z dowódcami pozosta ych jednostek. Wróci spokój. Miesi ce wicze da y efekty. Skanery wy wietli y dane dotycz ce si przeciwnika. - Sir, mamy do czynienia z sze cioma kr ownikami, zapewne ci kimi, i dziesi cioma niszczycielami - zameldowa a wachtowa. - Dzi kuj . Tyle sam widz . Jakich klas? Jakiego pochodzenia? - Sir... aden z kr owników nie figuruje w katalogu flot... Klasa nieznana... chocia , to bardzo udane projekty, prawdziwe dzie a sztuki... Katalog statków „Jane’s” sugeruje, e to nowe konstrukcje. Pojawi o si kolejne ugrupowanie atakuj cych. Tym razem „z do u”. - Trzy pancerniki, siedem kr owników, dwadzie cia niszczycieli na kursie zbli ania, sir. Mam identyfikacj . „Jane’s” podaje, e pancerniki to konstrukcje Kal’gatów. Wed ug ich w asnych projektów. Zbudowane jeszcze przed wojn z Tahnijczykami. Wedle katalogu flot przeniesione do rezerwy. Cz zakonserwowanej floty, przeznaczonej na sprzeda . Pi niszczycieli to jednostki Hond o, jeden zidentyfikowany pozytywnie. To „Aoife”. Zatem na pewno Sten. Ale gdzie „Victory”? Ten dra wymy li pewnie jak pu apk . Mo e gdyby da o si wypatrzy flagow jednostk Stena, pos za ni par niszczycieli w samobójczym ataku i za atwi tego adc marionetek... Ale pancernika nigdzie nie by o wida . Niestety znaczy o to, e si y rebeliantów uros y na tyle, by wódz nie musia ju osobi cie bra udzia u w ka dej bitwie. - Alarm dla wszystkich wyrzutni - obwie ci spokojnie technik od centralnego stanowiska ognia os onowego. - Mamy wiele odpale pocisków typu Kali... Próbuj podej cia... Uwaga dla wyrzutni Foxów... Przej na indywidualne wyszukiwanie celów... Madoera zagryz wargi. Gor czkowo oblicza szans . - Pchn pierwszy dywizjon kr owników przeciwko pancernikom - rozkaza . - I po czy mnie z „Neosho”. Maj unika walki, wyrwa si w otwart przestrze i z meldunek do sztabu. Doda mu trzy my liwce.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak jest. - Sir... „Neosho” nie odpowiada. Nie mamy jego znacznika na ekranie. Nikt nawet nie zauwa , kiedy niszczyciel otrzyma miertelny cios. Madoera szybko poszuka innego rozwi zania. - Rozumiem. Dywizjon kr owników wsparcia wyjdzie szerok aw ze skrzyd a. Statki zaopatrzenia maj do czy do g ównych si floty. Przeka cie na „Parm ”... - Sygna z „Parmy”, sir. Cztery trafienia. Centrala wy czona. Indywidualna kontrola ognia ze stanowisk. Mostek pozbawiony czno ci. Steruj z maszynowni. Kolejny ekran pokaza trzeci formacj zmierzaj na si y Imperium. Kto krzykn trwo nie. - Sk d oni wzi li... - Cisza w centrali! - upomnia kto . - Meldowa regulaminowo! Madoera zachowa spokój. Przymkn oczy, skupi si na walce. - Mamy kontakt z drugim dywizjonem kr owników? - Tak chocia s aby. Wiele zak óce od pulsara. - Przekaza im, by unikali walki. Orbita zmienna poza teren starcia. Kurs obok „Parmy” i „Geomys Royal”. Niech omijaj jednostki rebeliantów. Bez obowi zku utrzymania kontaktu z si ami ównymi. - Przekazane, sir. Mam potwierdzenie odbioru. Wykonuj . - Dobrze, a teraz zmienimy szyk... Madoera ustawi sw okula flot w szyk kulisty. Jeden uszkodzony pancernik, statek flagowy i reszta nie przerywa y ani na chwil wykonywania uników. Dwa ci kie kr owniki zgodnie z wcze niejszym rozkazem przeprowadzi y atak na pancerniki przeciwnika. Oba zgin y, jednak admira mia nadziej , e posia y w szeregach wroga do zamieszania, by da szans reszcie si . - Sir - odezwa si kto . - Wiadomo z „Aleksiejewa”. Melduje, e... „Geomys Royal” zadr od eksplozji. Metal j cza , ludzie krzyczeli, wiat a zgas y. Po chwili zajarzy y si lampki awaryjne. Madoera poczu md ci. To generatory McLeana wysiad y na chwil do drug , by wszyscy zacz li szybowa w stanie niewa ko ci. Potem wznosi y prac , jednak „dó ” wypada teraz na cianie. - Meldowa o uszkodzeniach... „Aoife” przedziera si przez samo centrum pola walki. Berhal Waldman sta obok oficera pok adowego ca kiem nie wiadomy, e próbuje przebi palcami stalowe oparcie fotela.Jego niszczyciel mkn na czele formacji w szyku V. Pozosta e cztery statki zespo u te nale y do Hond o. Prowadzili je oficerowie, którzy wcze niej zbuntowali si przeciwko Imperium i uciekli z za ogami do rebeliantów. Oficjalnie mieli wszyscy status ochotników. Wszyscy te poprzysi gali pom ci „Aislinga”. - Do wszystkich, do wszystkich - powiedzia Waldman. - Sprz c systemy uzbrojenia z moim statkiem... na rozkaz... teraz. - Wszystkie stanowiska gotowe do otwarcia ognia. - Dobrze. Cel... pancernik nieprzyjaciela. Gobliny... na po ow mocy... Odpala ! Pociski redniego zasi gu wystrzeli y z wyrzutni w kierunku „Parmy”. - Wyrzutnie Kali - rozkaza Waldman nadal osobi cie, ignoruj c swoj pani oficer uzbrojenia. Nie by o jej na pok adzie, gdy zgin „Aisling”. To zadanie nale o tylko do kapitana. - Cel... pancernik nieprzyjaciela. Ka dy strzela po pocisku. Sterowanie zdalne. Odpala ! Imperialny pancernik plun ogniem laserów przechwytuj cych nadlatuj ce pociski, jednak w coraz wi kszym zamieszaniu komputer bojowy pomyli olbrzymie pociski Kali z mniejszymi i ma o gro nymi dla giganta Goblinami, i niew ciwie ustawi parametry.Jeden Goblin przeszed przez ogie zaporowy, wy czy dwa stanowiska laserów. Zgin o czterdziestu ludzi. Zaraz potem celu dosi y dwa pociski Kali. Parma detonowa , ami c si w pó . Po chwili rufa i dziób znikn y w ognistych fajerwerkach.Niszczyciele Hond o skierowa y si na „Geomys Royal”.Na g ównym ekranie centrali Madoery gas y kolejne punkty oznaczaj ce jednostki Imperium. Przy innych zapala y si oznaczenia „uszkodzony” lub „niezdolny do walki”.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Do tego, pomy la admira floty Madoera. Wzi do r ki mikrofon. - Wszystkie si y Imperium... wszystkie si y Imperium... - nada otwartym tekstem. - Mówi admira Madoera. Zerwa kontakt. Ucieczka pe moc na indywidualnych kursach. Punkt docelowy baza ówna. To rozkaz. Wypu ci mikrofon z d oni. - Kapitanie, poleci dywizjonom my liwców, by powstrzymywa y po cig rebeliantów wszelkimi mo liwymi sposobami. Niech dzia aj jako stra tylna. Musimy... - Pocisk na kursie kolizyjnym... zbli a si ... nieudane przechwycenie... pozorowanie zawiod o... dostali my! Goblin uderzy jakie dwie cie metrów za mostkiem „Geomys Royal”. Operator nadlatuj cego zaraz za nim Kali uzna , e to wietny pomys , by skierowa swój pocisk dok adnie w to samo miejsce. Odczeka chwil i zdalnie zdetonowa g owic . ysn o jak przy wybuchu novej i nic nie zosta o po nosicielu my liwców „Geomys Royal” i admirale floty Madoerze. Ocala e jednostki imperialne, czyli jeden ci ki kr ownik i jeden lekki, trzy niszczyciele i tankowiec floty, ucieka y ile si w maszynach. Mkn y kursem wiod cym tu obok pulsara i dalej, w pustk mi dzygwiezdn tego jedynego sektora, z którego nieprzyjaciel dot d nie atakowa . Tam w nie przyczai si Sten na pok adzie „Victory”. - Do wszystkich my liwców - powiedzia kapitan Freston. - Mamy sze imperialnych jednostek wchodz cych do sektora. Przej dane bojowe z centralnego komputera i atakowa . Powtarzam, atakowa . Hannelore La Ciotat i jej podw adni ruszyli mordowa . Sten obserwowa ich z mostku „Victory” a zgas na ekranach ostami symbol oznaczaj cy statek Imperium. Twarz mia nieruchom jak maska. Znów jak kiedy , gdy atakowali „Caligul ”, zdarzy o si , e musia wyprawia na tamten wiat ludzi nosz cych takie same mundury, jak on. Ludzi, z którymi mo e nawet kiedy walczyli w tym samym oddziale. Kilgour podobnie milcza i czeka . - Wszystkie... - Freston zawaha si na chwil . - Wszystkie wrogie jednostki zniszczone. - Dobrze. Faza druga. Przyst pi . Si om Stena nie by o dane zostawi po prostu pobojowiska za sob , by jak najszybciej zapomnie o rzezi. Czterdzie ci dostarczonych przez Zaginowów i Kal’gatów frachtowców przeczesa o uk ad. Ich tropem pod o dziesi uzbrojonych statków handlowych Bhorów, rozbijaj c ogniem laserów lub pociskami na proszek ka dy wrak czy wi kszy szcz tek, który pojawi si na ekranach. Wraki wcze niej zbadali i byli szcz liwi, e nie musz zabija rozbitków. Zreszt nie zosta o ich wielu. Wojny w pró ni nie by y ani troch bardziej lito ciwe, ni dawne bitwy morskie toczone na pe nym morzu. Wszyscy uratowani imperialni otrzymywali w razie potrzeby pomoc medyczn , by trafi nast pnie na jeden z prowincjonalnych wiatów na skraju Gromady Wilka. Tam w rajskim zaiste otoczeniu mieli w syto ci, bezpiecze stwie i zdrowiu doczeka zwyci stwa której strony i ko ca wojny. Nie umo liwiono im wszak e czno ci z rodzinami czy przyjació mi. Dla wiata mieli znikn bez ladu, zgodnie zreszt z planem realizowanym od czasu pierwszego zwodniczego meldunku o uk adzie Ystrn. Plan zak ada nie tyle pokonanie, co pe ne unicestwienie wybranego zespo u floty Imperium. Sten rozmy lnie wybra na miejsce akcji w nie sektor pulsara NP0406Y32. Silne radio ród o skutecznie zag usza o wszelkie sygna y. I uda o si znakomicie. Dwadzie cia sze okr tów wojennych znikn o bez ladu wraz z za ogami. Po prostu polecieli i nie wrócili. Takie zdarzenie powinno przerazi nawet najdzielniejszych wojowników. Tak jak wcze niej akcja Ystrn umo liwi a pierwszy prawdziwy sukces, tak teraz bitwa w sektorze NP0406Y32 mia a stworzy szans na odniesienie jeszcze wi kszego zwyci stwa.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Oficjalny organ prasowy z fanfarami zamie ci na pierwszej stronie tekst b cy przedrukiem przemówienia Imperatora z okazji promocji w jednej z najbardziej presti owych akademii marynarki. W adca obiecywa wie o upieczonym oficerom ci s , wszelako mia a to by ba zaszczytna jak nigdy, ze wzgl du na czekaj ich trudn prób . Wszystkie ich ofiary zostan zauwa one i nagrodzone. To by a pierwsza nowina. Druga podana zosta a petitem na jednej z ostatnich stron zwyk ego wydania gazety „Imperial Times”. Tekst zauwa yli jedynie ci, którzy z racji zawodowych obowi zków lub z zami owania ledzili doniesienia o awansach, wyró nieniach i przeniesieniach imperialnych oficerów. Siedmiu admira ów przesz o na w asn pro na wcze niejsz emerytur . Wszyscy byli szanowanymi oficerami, uchodzili jednak raczej za analityków ni za dowódców sprawdzaj cych si dobrze w ogniu walki. Nast pne doniesienie dotyczy o wej cia do s by nowego superpancernika „Durer”. Jednostka mia a pe ni szczególn rol . Sam Wieczny Imperator wybra j sobie na statek dowodzenia. Statek dowodzenia, zauwa yli biegli w przedmiocie, nie jacht osobisty czy co podobnego. adna z tych informacji nie rzuca a si w oczy. W artykule redakcyjnym „Imperia Times” nag nia co innego. Oto zarz dzono wielkie zgrupowanie imperialnej floty, a marynarka dosta a ledwie sze miesi cy na osi gni cie pe nej gotowo ci.Og oszono, e na pro admira a floty Andersa Wieczny Imperator zgodzi si wesprze sztaby si zbrojnych w asnym do wiadczeniem i gromadzon przez stulecia wiedz wojskow . Wszystko po to, by raz na zawsze zako czy spraw dogorywaj cego ju buntu wszcz tego przez Stena. Rebelianci wywabili wreszcie wilka z lasu. Imperator wystawia si na strza . Stenowi pozosta o wymierzy jeden celny cios w samo serce Imperium. I w Imperatora. Rozdzia 19 Wielkie floty rebeliantów zebra y si w pró ni niedaleko monstrualnej galaktyki spiralnej, rozci gaj cej si wzgl dnie blisko wiata Centralnego i serca Imperium.Floty sk ada y si z tysi cy jednostek. Zaginowie, Kal’gaci, Hond o, Bhorowie... i wielu, wielu innych, z odleg ych gromad i wiatów, o których Sten nigdy nawet nie s ysza . Ca e si y zbrojne ró nych sektorów do cza y do rebelii. Dywizjony masowo dezerterowa y z szeregów Imperium. Czasem zdarza y si statki prowadzone przez pojedyncze osoby gotowe przy czy si do powstania. Sten zastanawia si czasem nad ich motywami. dza z ota? Nakazy religijne? Marzenia o chwale i s awie? A mo e i niesprecyzowane do ko ca poczucie krzywdy, wiadomo dziejowej niesprawiedliwo ci, ch zako czenia tyranii Imperium. Mo e dojrzewaj cy przez wieki owoc teraz w nie dojrza do zerwania. Imperium poniesie kar za cierpienia pokole . Jasne plamki na g ównym ekranie „Victory” oznacza y tym razem nie statki, lecz ca e zgrupowania floty. A przecie rebelia ogarn a dopiero jedynie jedn dziesi Imperium. Jednak Sten uwa , e to powinno wystarczy . Wyda rozkazy. Pora ruszy na gniazdo bestii. Otwarcie zaatakowa wiat Centralny. Zanim tam dotr , imperialna flota z pewno ci zagrodzi im drog . Sten modli si , aby da o to okazj do rozstrzygaj cej bitwy. Prawdziwym celem wyprawy nie by wcale Centralny, lecz sama flota. Je li uda si j rozbi , wówczas pot ga militarna Imperium zmniejszy si na tyle, by spokojnie przypu ci atak na Centralny. I opanowa go lub odizolowa . Prognozy i symulacje zapowiada y prawie pewne zwyci stwo. Przy obecnym bilansie si , a tak e je eli uda si utrzyma inicjatyw taktyczn , rebelianci mieli sze dziesi t jeden procent szans. Przewidywane straty w asne szacowano na trzydzie ci pi procent.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Zatem zdrajca si ruszy - powiedzia Wieczny Imperator. Co , co mog o wygl da na u miech, znikn o z jego warg. - Tak, sir - odpar admira de Court. - Zgodnie z przewidywaniami. - De Court by jednym z siedmiu wy onionych przez komputer admira ów, którzy wedle doniesie prasy przeszli na wcze niejsz emerytur . W rzeczywisto ci zostali oddelegowani do zada specjalnych i s yli jako niejawny sztab u boku samego Wiecznego Imperatora. Ich rola nie mia a zosta nigdy przedstawiona publicznie. aden z siódemki nie by te na tyle nielojalny (ani sk onny do dzia samobójczych), by przypisa sobie zaszczyt ostatecznego zniesienia Stena. Chwa a mia a przypa Imperatorowi. Jednak admira de Court nie wygl da na zachwyconego faktem tak trafnego spe nienia si jego prognoz. - Jakie mamy szans ? - spyta Wieczny Imperator. - Pi dziesi t jeden procent, e zwyci ymy. - Tylko tyle? - Tak, sir. Zbyt wielu naszym ugrupowaniom brakuje do wiadczenia bojowego. A cz to zupe nie nowe formacje. - Przecie zarz dzenie o cichej mobilizacji wyda em ju kilka miesi cy temu. De Court nie odpowiedzia . Mimo wielkiej w adzy Wiecznego Imperatora, jego s owa nie mia y mocy czynienia cudów. - Przewidywane straty? - Powy ej siedemdziesi ciu procent. uga chwila ciszy. - Rozumiem. Trudno. De Court zwil suche wargi. Zosta wybrany do tej prezentacji przez reszt technokratycznych admira ów ze wzgl du na szczególne talenty dyplomatyczne. - I jeszcze jedno, sir. Dodatkowe prognozy, aczkolwiek niepe ne, wskazuj na to, e istnieje osiemdziesi t dwa procent prawdopodobie stwa, i Sten zginie w tej bitwie. To samo dotyczy Waszej Wysoko ci. Imperator milcza . - Sir? Cisza. - Dzi kuj odezwa si w ko cu. - Odmaszerowa . Najpierw spotka y si lekkie si y. Patrolowce, niszczyciele, lekkie kr owniki. Wystrzelono pociski, rozj cza y si nap dy. Eksplodowa y trafione kad uby. Starcie by o tym bardziej krwawe, e niespodziewane. - Dra z apa nas w pu apk - sykn Sten. - A tak le bym tego nie widzia - stwierdzi Freston. - Ale rzeczywi cie, jako nie mia ochoty siedzie i czeka . Kilgour natomiast nie kry w ciek ci. - Szefie, nie wiem o czym ta gadka, ale impreza mocno mi si nie podoba. Bez d ugiego gadania. Wiemy, e Imperator zarz dzi mobilizacj , tak? Wiemy, e czeka go najpewniej kl ska. Ale zostaje jeszcze jedno. - No? - Damy im upnia. Tylko co pi ty ich statek wróci do domu. Fajnie, ale my te zap acimy. Do siedemdziesi ciu pi ciu procent strat. Do dupy z tak wojn , ch opaki. Bo tak, sprawimy im krwaw ni , przy okazji zabijemy pewnie Imperatora. Tyle, e ty masz dok adnie tyle samo szans na prze ycie. Sten przytakn . Niewidz cym wzrokiem spojrza na ekrany centrali. Zna prognozy. Wiedzia , e najprawdopodobniej zginie w mi dzygalaktycznej pró ni. Niech tam. Sam si zdumiewa , jak spokojnie godzi si z podobn perspektyw . Przynajmniej Imperator te scze nie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
A jego armie pójd w rozsypk . Tyle, e flot mo na odbudowa . Szczególnie, je li Haines mia a racj i teoria Mahoneya by a s uszna. Wówczas Imperator powróci. I odzyska tron w zamian za wznowienie dostaw AM2.Zniknie na trzy do sze ciu lat, i na ten czas w „cywilizowanym” wszech wiecie zapanuje chaos. Wróci za gorszy ni pi ty je dziec apokalipsy.Ile lat minie, nim dojdzie do nast pnej rebelii? Nie zwyk ego buntu przeciwko nowemu szefowi, który pojawi si w miejsce starego, ale burzy bardziej gwa townej ni wojna z Tahnijczykami czy poprzedzaj ce j powstanie Muellera? Nie. Wyda stosowne rozkazy i zwyczajem admira ów wróci do samotnego przemierzania mostku „Victory”. Rebelianci mieli realizowa wariant defensywny. Nie móg , nie chcia pozwoli na podobn wzajemn rze , zw aszcza, e najpewniej nie rozwi za aby ona trwale problemu w adzy, nie usun a tego z liwego nowotworu zw cego siebie Wiecznym Imperatorem.Je li b dzie trzeba, wycofaj si , przegrupuj si y, przemy wszystko jeszcze raz. W najgorszym wypadku zrobi to samo, co niezliczone armie powsta ców w przesz ci: schowaj bro , zapadn si po ziemi , i w stosownej chwili zaczn od nowa. Do diab a, pomy la Sten. Gdyby tak si mia o potoczy , móg bym znikn . Zmieni twarz, imi i spróbowa raz jeszcze. Tyle, e osobi cie. Z bomb lub porz dnym karabinem. Ale adnej kapitulacji, obieca sobie. Byle tylko uratowa przed pewn zag ad tych, którzy za nim poszli. Zrezygnowa z akcji, wycofa si , podpowiada mu rozs dek. Nie widzia alternatywy. Mo e by wypi co ? Stregga? Nie mo na. Opad na fotel i wpatrzy si w widoczny na ekranach kalejdoskop barw nadprzestrzeni. Wydawa o si , e up yn a ca a wieczno , gdy zabrz cza sygna komunikatora. Sten w ciekle uderzy w klawisz. Opanowa si widz c dziwnie powa nego Alexa. - Mam przekaz od imperialnych - obwie ci Kilgour bez wst pów. - W sk wi zk . Freston twierdzi, e na pa mie zarezerwowanym do wy cznego u ytku Imperatora. „Victory” to jedna z tych nowych jednostek, która dosta a urz dzenia do jej odbioru. Wiedzia , e Imperator kaza wybudowa ten pancernik do w asnego u ytku? - Sk d pochodzi sygna ? - Nie wiem. Z adnego znanego wiata, raczej z jakiego statku. Podejrzewam zgrupowanie imperialnej floty. Przysz o otwartym tekstem. I adresowane jest do ciebie. Wy cznie do ciebie. Sten chcia nakaza przes anie wiadomo ci do jego komputera, ale si rozmy li . Nie. Nawet w takiej chwili, gdy sztorm by tu -tu , Imperator móg wpa na pomys jakiej prowokacji. Na przyk ad uda , e przesy a instrukcj dla podwójnego agenta. - Poczekajcie - powiedzia . - Zaraz b na dole. Dajcie przekaz na mostek. - Na pewno, szefie? - Jasne. Za stary ju jestem na podobne zabawy. Ekran ukazywa Wiecznego Imperatora stoj cego samotnie na wspaniale urz dzonym mostku nowego okr tu wojennego, chyba „Durera”. Nosi czarny mundur ze z otym symbolem AM2 na piersi - litery wpisane w struktur j dra atomowego. - Ta wiadomo przeznaczona jest dla Stena, i tylko dla niego. Witam. Niegdy by jednym z moich najwierniejszych podw adnych. Teraz jeste moim miertelnym wrogiem. Nie wiem, czemu. Ocenia em, e s mi dobrze, wi c powierza em ci wiele wa nych zada my c, i tego nie pragniesz. Musia em si myli . Co gorsza, z wielkim smutkiem przekona em si , i niektórzy poddani uwa aj si za pokrzywdzonych i odrzuconych, i to pomimo czynionych przeze mnie wysi ków, by im pomóc w ci kich czasach. Móg bym z nimi dyskutowa , przekonywa , stara si im pokaza w szerszej perspektywie chaos, który ogarn Imperium. Ale nie zamierzam tego czyni . Mog o si zdarzy , e jacy pomniejsi satrapowie realizowali w moim imieniu w asne,
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
niegodziwe pomys y, ja jednak zawsze d em do zapewnienia wszystkim poddanym dobrobytu, pokoju i sprawiedliwo ci rozumianych w tak oczywisty sposób, jak pojmowano je zanim jeszcze ktokolwiek mierzy up yw czasu i jak b , z woli moich dobrych poddanych, pojmowane wówczas, gdy czas dobiegnie kresu. Wielu z tych poddanych zgin o w krwawym zamieszaniu, któremu historia nie po wi ci nawet krótkiej notki. Nie uczyni tego, gdy w nie w tej chwili proponuj rozwi zanie problemu i to takie, które nie mo e budzi niczyich oporów. Zarzucasz mi, Stenie, e rz dz w sposób autokratyczny. e jestem dyktatorem. Mo e i tak. Zapraszam ci jednak, by dzieli ze mn t w adz . Niejako zwyk y wspólnik, bo to mog oby zosta uznane za tani prób przekupstwa. Proponuj ci pe ne partnerstwo na gruncie politycznym. Podzia w adzy mi dzy mnie, mój parlament a ciebie i twoich przedstawicieli, wy onionych w taki sposób, jaki sami uznacie za stosowny i sprawiedliwy. Dalej, proponuj równie natychmiastowe zawarcie rozejmu dla unikni cia dalszego rozlewu krwi. Na razie tylko na dwa tygodnie, by unikn spekulacji na temat wykorzystania go przez któr kolwiek ze stron dla osi gni cia przewagi strategicznej. Pod koniec tego okresu spotkamy si osobi cie wraz z naszymi najlepszymi doradcami i sojusznikami, by przygotowa fundament pod now , obiecuj przysz Imperium.Proponuj , aby spotkanie odby o si na Seilichi, ojczystej planecie Manabich najbardziej szanowanej, neutralnej i pokój mi uj cej rasy w znanym wszech wiecie. O przyj cie roli mediatora zamierzam poprosi znanego z talentów dyplomatycznych szanownego Ecu. Maj c ci za cz owieka honoru, oczekuj , e przystaniesz na moj propozycj . Teraz tylko ty mo esz zapobiec zbrukaniu gwiazd krwi niewinnych. Ekran pociemnia . Na mostku „Victory” rozleg o si kilka gor czkowych szeptów, potem zapad a cisza. Wszyscy patrzyli na Stena. Ty sukinsynu, pomy la Sten. Za atwi nas. adnego wyj cia. Zupe nie adnego. Rozdzia 20 Sten przetar piek ce oczy i zmusi si do my lenia. Niewiele spa w ci gu minionych dwóch tygodni. Ka woln chwil wype niali mu pos cy z pilnymi wiadomo ciami, delegacje sojuszników. Nawet wówczas, gdy by sam na sam z Sind, jakie nie cierpi ce zw oki sprawy zaprz ta y nieustannie jego g ow . Dziewczyna wyrzuci a ostatecznie wszystkich jakie dwadzie cia godzin temu i zmusi a Stena, by si po . Spa mocno, ale nie za dobrze. Obecnie siedzia na ostatniej ju odprawie. Sojusznicy prezentowali swoje oczekiwania i yczenia odno nie tego, jak ma wygl da ten nowy, wspania y wiat dwuw adzy. Oczywi cie sporo by o w tym zwyk ych pobo nych ycze i ogólników niemo liwych do sprecyzowania zanim zmiana si dokona. Co gorsza, wci brakowa o pewno ci, czy ten system zadzia a. Stenowi kojarzy o si to dziwnie z bajk o za eniu kotu dzwoneczka... Odprawa przebiega a w nieformalnym gronie, jak zwykle zreszt w przypadku rebeliantów. Obecni byli Sten, Kilgour, Sind, Rykor i Otho, którego soczyste uwagi przydawa y si niekiedy w dyskusji. Sten owa , e szanowny Ecu nie mo e uczestniczy w spotkaniu. Ale có , Manabi byli oficjalnie neutralni i nie nale o ryzykowa , i Wieczny Imperator zacznie podejrzewa ich zwi zki z rebeliantami. „Victory” w eskorcie pi ciu kr owników i jedenastu niszczycieli kr na orbicie wko o nie zamieszka ego wiata nieca e dwadzie cia lat wietlnych od Seilichi. Do omówienia nie zosta o ju wiele, zasadniczo wci wa kowano te same tematy. Stena intrygowa Alex, który od paru dni zachowywa nienaturalne milczenie. Nala sobie zio owo-proteinowego drinka i upi . Obrzydliwo . Czemu to, co zdrowe, smakuje zwykle tak paskudnie?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Zastanawiam si , ile czasu minie, nim Imperator nas wy lizga? - spyta . - To zale y od tego, jak uda nam si za egna kryzys ekonomiczny po tym, jak Imperator zrobi ci troch miejsca na tronie, chocia w g bi duszy dalej b dzie uwa si za jedynego w adc odpar a Rykor. - S dz , e za jakie dwa lata od dzisiaj, je eli nasze propozycje b zbie ne z jego planami. Je li za nasze pogl dy b ró ne i nasz przewa y, to starcz trzy cykle. Niezale nie od tego, w ci gu pi ciu lat mo emy oczekiwa kontrrewolucji. Albo namotanej przez Imperatora, albo rozpocz tej niezale nie od jego stara , wy cznie si ami samodzielnie dzia aj cych lojalistów. Jednak przy odpowiednim planowaniu, stosownych zabezpieczeniach i oceanie zwyk ego szcz cia, nowy rz d powinien przetrwa pierwsz prób . - Wszystkie te szacunki wskazuj jednoznacznie, e utworzenie koalicji daje nam wi cej czasu ni gdyby my przyj li bitw - stwierdzi beznami tnie Sten. - Do czasu, by wymy li jaki skuteczny sposób pozbycia si Imperatora zanim on pozb dzie si nas. Kilgour potrz sn g ow . - Nie chcia bym wraca do zjaw przesz ci - powiedzia - ale co mi si przypomina. By o kiedy takie miejsce zwane Glencoe. I by klan Campbellów. I jeszcze pewien polityk zwany Dalrymple. - I co? - spyta Otho. - I nic, tylko czemu si boj . Zwyk a logika nie skutkuje wobec szale ców. - Ju to przerabiali my - stwierdzi Sten. - Teraz raczej nie b dzie próbowa adnych numerów. Sam zaproponowa spotkanie, zatem patronuje mu i niehonorowo by oby naruszy takie porozumienie. Jasne, e jest szalony i nie w tpi , e najch tniej wygarbowa by moj skór na werble dla orkiestry reprezentacyjnej. Ale nie teraz, gdy jeste my pod ochron Manabich. Zabrz cza komunikator. Alex odebra wiadomo na swoim ekranie, wystuka odpowied i wy czy maszynk . - Przybywa twój transport na Seilichi - oznajmi . - A czemu nie mo emy polecie na „Victory”? - spyta Otho. - Czy Sten ma l dowa jak byle bezbrody? Mo e jeszcze frachtowcem? - W nie tak b dzie - mrukn Alex. - Po yczy em od Zaginowów liniowiec. eby nie by o, e szykujemy jaki podst p. Sten przybywa jako pos aniec pokoju i wszyscy maj to zauwa . Rykor? - Czasem miewam za mienia - zauwa a Rykor, poprawiaj c si w basenie. - Faktycznie, wszyscy chyba zak adali my, e Sten wyl duje na „Victory” w eskorcie flot sojuszników. Co dok adnie pan proponuje, panie Kilgour? - eby polecia na Seilichi z jednym tylko adiutantem. Ze mn . B dziemy mieli czno ci z liniowcem „Vick”, który zostanie poza planet , równie daleko, jak flota Imperium. Obecnie mo emy wygl da na krwawych zabijaków, ale przecie mi ujemy pokój. Wiecie, taki obrazek, Dawid przeciwko Faryzeuszom, czy jak tam by o w tej bajce. Za si , e dziennikarze zaraz to podchwyc . Rykor zamkn a oczy i zamy li a si . Owszem. To zrobi wra enie, gdy jeden skromny cz owiek stanie samotnie przed Imperatorem. - Ty zostaniesz tutaj, Rykor. B dziesz s ucha i podpowiada . Sind zerwa a si na równe nogi. - Sten nie poleci bez eskorty. - Brawo dziewczyno - sapn Alex. - Ale jednak. Ani ty, ani Gurkhowie nie powstrzymacie promienia laserowego wielkiej mocy z baterii pancernika. Nie ma sensu urz dza pokazu si y. Chyba, e chcemy popisa si brakiem taktu i g upot . Sind chcia a co powiedzie , ale Alex odwróci ju g ow . S owa zamar y jej w ustach. Sten te obserwowa Kilgoura. Ten spojrza na szefa oboj tnie. Rozumiem, pomy la Sten. Czy tracimy cokolwiek, je li uznamy, e ma racj ? - Zrobimy jak Alex proponuje - orzek Sten nie czekaj c, a Otho jako nast pny zacznie protestowa . - W szczególnie uroczystych chwilach, gdy wszyscy wko o paraduj w kapi cych od ota mundurach, Imperator wk ada prosty, bia y uniform bez dystynkcji.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Zrobimy podobnie, tylko inaczej. Teraz niech kto z apie kogo trzeba i zadba, bym mia ubranko jak wi ty m odzieniaszek. A na razie przepraszam was wszystkich. Zamierzam zje jakie zdrowie wi stwo i nieco si zdrzemn . Jeste my gotowi. Szanowny Ecu zawis nad rodkiem wielkiej p yty l dowiska rozci gaj cej si wewn trz „krateru” Centrum Go cinnego. By w wietnym nastroju. Spotkanie i ca a seria towarzysz cych mu konferencji mia y sta si zwie czeniem jego dyplomatycznej kariery. I najwa niejszym wydarzeniem w historii Manabich. Jego rasa zawsze spogl da a na Imperatora i Imperium z niejakim sceptycyzmem, a nawet pewn niech ci . Owszem, autorytarny tryb rz dów i ich niezmienno na przestrzeni tysi cleci da y szans niezliczonym wiatom, by we wzgl dnym pokoju i dostatku, jednak wszyscy musieli za to p aci . Cen by o tolerowanie tyranii. Czasem dobrowolnie, czasem z musu, co wiod o niekiedy do tak straszliwych konfliktów, jak powstanie Muellera czy wojna z Tahnijczykami. Cich gwar rozmów, g os zabiera y ci kie dzia a, ostateczna gwarancja w adzy Imperatora. Ecu zastanawia si cz sto, czy istnieje jaki sposób, aby usun wady tego systemu rz dów bez rezygnowania z jego dobrodziejstw. Mo e teraz si uda? To romantyczne marzenie, podpowiada rozs dek dyplomaty, który od lat wprawia si w odgadywaniu prawdziwego znaczenia celowo zagmatwanych, be kotliwych deklaracji. Naprawd oczekujesz, e wieczny pokój mo e wynikn ze spotkania osoby najpewniej szalonej i odego buntownika, który nie tak wiele lat temu mordowa na rozkaz tego pierwszego? Nikt, kto cho troch pozna ród ludzki, nie powinien ywi z udze co do jego altruizmu. Oni zawsze pragn w adzy. Nie minie wiele czasu, a i ten m odzieniec zacznie marzy o tronie Imperatora. Niemniej... Trzeba spróbowa . Znajduj ce si na koronie Centrum ekipy kamerzystów nie kry y znudzenia. Ile mo na pokazywa jednego Manabiego wisz cego prawie nieruchomo nad p yt ? Z braku lepszego zaj cia sprawozdawcy zacz li robi wywiady z kolegami z innych stacji zgaduj c na wy cigi, co z tego wszystkiego wyniknie. Nagle w górze rozleg si grom i statek Imperatora opu ci si do l dowania, poprzedzany przez ma y patrolowiec w roli pilota. Ecu pozna stary, ci ko uzbrojony jacht Imperatora - „Normandie”. Nieco dziwne. Oczekiwa , e w adca przyb dzie na pok adzie nowego superpancernika „Durer”. Wiedzia jednak, e wysoko, na orbicie stacjonarnej kr y ca a flota os ony. Ecu poczu przyp yw nadziei. Mo e Imperator chce zburzy swój wizerunek wojownika.Jednak nie, uzna chwil pó niej, gdy rampa opad a i ze rodka wymaszerowali czarno odziani uzbrojeni osobnicy. Zaraz otoczyli statek. Na razie nikt wi cej nie wychodzi . Kolejne zawodzenie oznajmi o o przybyciu Stena. Do l dowania podszed cywilny liniowiec, co dla uprzedzonego na czas Ecu nie by o adnym zaskoczeniem. Statek zmieni nap d Yukawy na generatory McLeana i mi kko osiad na podporach. W jednej z nich otworzy y si szerokie wrota i na p yt wysz y dwie postaci. Sten i Alex Kilgour. Kilgour paradowa w pe nym stroju dawnych, ziemskich Szkotów. Bonnet na g owie, kilt wko o kolan, sporran poni ej brzucha i tak dalej. Tyle, e nie mia sgean dubh w po czosze, u pasa brakowa o sztyletu, a pochwa na miecz zwisa a pusta. Nie wzi nawet pistoletu, który zwykle nosi w sporranie. Sten pokaza si w b kitnej, zapi tej pod szyj tunice i spodniach tego samego koloru. Z go g ow i bez dystynkcji czy odznacze . Nie mieli ochrony. Wyszli na pe ny blask s ca i czekali. Po drugiej stronie p yty hukn y obcasy, trzasn y kolby broni. Ochroniarze stan li na baczno . Wieczny Imperator zszed po rampie. Zgodnie z oczekiwaniami by w prostym, bia ym stroju z symbolem Imperium na piersi i jednym tylko odznaczeniem zawieszonym na szyi. Sprawozdawcy poinformowali szeptem widzów, e o ile poznaj , to medal Dawcy Pokoju, który w adca otrzyma po powstaniu Muellera. Potem zacz li identyfikowa wit . Avri, szefowa personelu dyplomatycznego.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Tyran Walsh, marionetkowy w adca Dusable i wtyczka Imperatora w parlamencie. I tak dalej. Jednej osoby nie rozpoznali, ale Ecu i tak wiedzia , kto to. Solon Kenna. Imperator wzi ze sob najlepszych polityków. Czyli wci jest nadzieja... Co ciekawsze, nie by o tu Poyndexa; znak, e ta konferencja naprawd ma mie pokojowy charakter. Sten i Alex ruszyli, by powita delegacj Imperium. wita zastyg a w miejscu, w adca sam wyszed im na spotkanie. - Sten. By y podw adny Imperatora omal nie zasalutowa . Taki odruch. Ale g upio by wysz o. - Wasza Wysoko . - Mo emy zaczyna ? Sten zmusi si do lekkiego u miechu i skin g ow . Sten i Wieczny Imperator siedzieli sami na balkonie blisko korony Centrum Go cinnego. Z daleka balkon wygl da jak zwyk a pó ka skalna na zewn trznej, niemal pionowej cianie wulkanicznej budowli. Gdy wszyscy delegaci ulokowani zostali ju w kwaterach, Imperator poprosi Ecu o zorganizowanie krótkiego spotkania ze Stenem. Nieoficjalnego o tyle, e nie rejestrowanego. Ecu spyta Stena. Ten zgodzi si po chwili wahania. Zapad zmierzch i purpurowe niebo malowa o bia e ska y doliny czerwieni . M ody Manabi, który zaprowadzi ich na balkon poinformowa , e miejsce jest nale ycie ekranowane i nikt nie zdo a ich pods ucha , nawet przy zastosowaniu najnowocze niejszych, superczu ych mikrofonów. Mia na my li dziennikarzy. Sten i Imperator spojrzeli po sobie, Sten prawie si u miechn . Nie, nikt nie b dzie a tak niedyskretny. Czeka y na nich dwa fotele i spory ruchomy barek. Imperator podszed i zerkn do rodka. - Szkocka, stregg, spirytus, piwo, herbaty. Nawet woda. Manabi nie lubi , gdy komu zasycha w gardle. - Zerkn na Stena. - Napijesz si ? - Dzi kuj , ale nie. Imperator uj butelk stregga i obejrza j dok adnie. - Kiedy to lubi em - powiedzia . - Potem smak mi przeszed . Czy to nie dziwne? Znów przyjrza si Stenowi, który poczu si jako nieswojo, jednak nie odwróci oczu. Kilka sekund pó niej rozbiegany wzrok Imperatora pobieg gdzie dalej.W adca podszed do skraju balkonu, przysiad na niskiej barierce i wpatrzy si w dolin . - Dziwni s ci Manabi - mrukn . - Kryj wszystko pod ziemi . Gdyby znikn li pewnej nocy, ladu pozornie by po nich nie zosta o, jakby nigdy nie istnieli... Planeta nietkni ta cywilizacj . Sten nie wiedzia , co odpowiedzie . Imperator ponownie skierowa na niego rozbiegane oczy. - Pami tasz nasze pierwsze spotkanie? - To oficjalne, sir? - Nie, to wieczorne po Dniu Imperium. Gdy by szefem mojej ochrony. S ysza pewnie, e zwolni em Gurkhów. Romantyczny ludek, ale obecnie niezbyt si sprawdzali. Tamtego wieczoru poprosi em ci , by pokaza mi swój nó . Masz go jeszcze? - Owszem. - Mog zobaczy go ponownie? Sten u miechn si . - Mam nadziej , e aden ochroniarz nie wpadnie tu w panice - powiedzia i tak zwin palce d oni, e nó sam si wysun z r kawa. Poda go Wiecznemu Imperatorowi, który przyjrza mu si ciekawie i zaraz odda . - Tak go pami tam. Wiesz, czasami mi si ni . Ale nie pami tam, w jakich okoliczno ciach. nie. Powinienem ju wcze niej odczyta ten symbol. Chodzi o o ciebie. Sten dopiero po chwili zrozumia zamys Imperatora. Nie zd jednak zaprotestowa . - To by udany wieczór - ci gn w adca. - Pocz stowa mnie streggiem, jak pami tam. A ja gotowa em. Nie pomn co... - Co o nazwie gulasz Angelo.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- W nie. - Imperator umilk na chwil . - To jeszcze jedna z przyjemno ci, na któr nie znajduj ostatnio czasu. Gotowanie. Ale nied ugo wyja nimy ca e... nieporozumienie. B móg wróci do dawnych zaj . Mo e nawet zbuduj w ko cu t gitar - powiedzia jakby innym tonem. - Dobrze jest mie jakie hobby na staro , nie s dzisz? Sten uzna , e najlepiej b dzie si nie odzywa . - Dzie Imperium. Tak, pewnie wtedy wszystko si zacz o. Hakone. Tahnijczycy. Mahoney. Gromada Altaic... Chryste! Imperator wbi wzrok w Stena. - Nie wiesz nawet, czego dasz, w co si adujesz. Jak to wci ga i porywa, jak poch ania... I od nikogo s owa wdzi czno ci. - Niczego nie dam, sir. Ten podzia w adzy wynika... - Jasne, e nie dasz - mrukn Imperator z rozdra nieniem. - Ale domy lasz si chyba, e po tylu wiekach ja wiem lepiej. Móg by nie traktowa mnie jak g upca. - Zapewniam, e to akurat nigdy nie przysz o mi nawet do g owy. - Nie? - W adca odwróci ponownie rozbiegane oczy ku dolinie. - Co za pustka. Naga ska a. Wsta . - Zamierzam zje u siebie - powiedzia z u miechem. - My , e poczekamy z bankietem a si dogadamy. Zgoda? - Zasadniczo nie robi mi to ró nicy - stwierdzi Sten. - Nie przepadam za bezlikiem da i nieustannymi, d tymi toastami. Imperator u miechn si jeszcze szerzej. - W nie dlatego tak ci kiedy szanowa em. Pewnie nawet lubi em. adnej pretensjonalno ci. Czasem zdumiewam si , jak mog okaza si zdolny do takich post pków. Skin i wci u miechni ty znikn w rodku. Alex Kilgour odprowadzi Stena do jego kwatery i ziewaj c pot nie poszuka w asnego pokoju.Zamkn porz dnie drzwi, zrzuci oficjalny strój lairda Kilgoura i przesta udawa sennego. Wyj z walizy fototropowy mundur i szybko si ubra . Pasy od baga u zmieni y si po chwili w uprz wspinaczkow , w sporranie znalaz a si puszka z natryskiwan nici . A teraz zobaczymy, czy szkockie szcz cie dotyczy nas wszystkich, czy tylko Bobbiego Bruce, pomy la . k w tym, e nie wiedzia dok adnie, czym w ciwie jest szcz cie. Technik s by bezpiecze stwa przes uchiwa uparcie ta my. Próbowa ustali , co to za brz czenie pl cze mu si uparcie na niskich cz stotliwo ciach. Nie pochodzi o z „Normandie” ani z innego sprz tu imperialnej delegacji. Wyeliminowa te wyposa enie sprawozdawców. Ustali , e ród o znajduje si w Centrum Go cinnym, aparatura Manabich tak e jednak odpada a. W ko cu trafi . Zak ócenia emitowa podr czny modu czno ci noszony przez jednego z rebeliantów. Typowe, pomy la . Nie potrafi niczego zrobi tak, eby nie spapra . Jednak brz czenie wierci o w uszach. B dzie musia poprosi kogo wy ej postawionego, by zaproponowa temu idiocie wymian komunikatora na sprawny. Wróci do zwyk ych zada . Na pocz tek sprawdzi , e cze mi dzy jego stanowiskiem a nowym sprz tem na pok adzie „Normandie” dzia a jak nale y. Wieczny Imperator wzi Avri dwa razy. Dok adnie tak, jak lubi najbardziej. Kobieta wbija a z by boko w poduszk . W Arundel wszyscy przywykli ju do g nych krzyków dochodz cych nocami z apartamentów Imperatora, tutaj jednak Manabi mogliby niepotrzebnie podnie alarm. Poszed wzi prysznic, potem pochyli si nad torb i wyj ze rodka ma y przedmiot. Wróci do ka i przesun d oni po krótko przyci tych w osach Avri. Z boku mog o wygl da to jak pieszczota. Docieraj c palcami do miejsca, gdzie kry si pod skór rdze przed ony, przycisn przedmiot do cia a. Avri straci a przytomno . Mia to by jej ostatni w yciu sen. Imperator wsta i wyj z baga y kombinezon z uprz do wspinaczki i buty.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Dopi wszystko porz dnie. Po owa , e nie ma broni, jednak wiedzia , jak czu e s automatyczne zabezpieczenia Manabich. Potajemne wniesienie pistoletu by o praktycznie niemo liwe. Wystarczy mu, to co ma. Ugi kolana i otworzy podwójne okno balkonu. Daleko w dole, w centrum krateru, sta jego asny jacht „Normandie”, patrolowiec i liniowiec Stena. By o ca kiem ciemno i bardzo cicho. Wyda o mu si , e dostrzega wartownika kr cego przed ramp wej ciow jachtu. Mniejsza z tym. W dniu, w którym nie b dzie zdolny obej w asnych wart, stanie si dok adnie tym, za kogo ma go Sten, a wraz z nim chyba i ca a reszta Imperium. G upcem. W s siednich apartamentach obok spali jego doradcy i sojusznicy. Mi ych snów, poddani, pomy la . Nawet wam si nie ni, jak bardzo przys ycie si Imperium. Wasza ofiara nie b dzie daremna. Spojrza jeszcze na nag sylwetk Avri. Poczu drobne uk ucie alu, który jednak szybko min . Ofiara tylko wtedy jest przekonuj ca, gdy po wi ca si co naprawd cennego.Zreszt , zacz a go ju nudzi . Pomy la o nowej osobie, znacznie sprawniejszej, która od jakiego czasu przyci ga a jego spojrzenie. Odpi puszk z nici od pasa, przycisn dysz . Gruba na jedn moleku ni przyczepi a si pewnie do balustrady balkonu. W na r ce specjalne r kawice - próba uchwycenia takiej nici da aby identyczne rezultaty, jak apanie gi tkiego ostrza brzytwy - i zacz si powoli opuszcza . Dawno ju tak krew w nim nie gra a, jak tej nocy. Kilgour tkwi wygodnie na gzymsiku szerokim na trzy centymetry. Móg na nim oprze tylko jedn stop , drug ulokowa w p tli ko cz cej zwisaj z góry lin . Na wszelki wypadek oplót wko o niej równie jedn r . Czu si swobodnie jak parkiecie do ta ca. Czuwa , podobny do wielkiego i ca kiem niewidocznego paj ka, gdy kombinezon dostosowa ju sw barw do odcienia i faktury sztucznej ska y, z której Manabi zbudowali Centrum.Nieco poni ej, dok adnie w po owie ciany, dostrzeg jaki ruch. Nastawi gogle na powi kszenie. Apartament Imperatora. Kto wy azi. Czy to w nie jest szcz cie? Mo e i gorzej. Ta noc by aby szcz liwa tylko wówczas, gdyby ca a zabawa w paj ka sko czy a si nad ranem bez adnych sensacji. I gdyby konferencja zacz a si zgodnie z planem. Ale takich cudów nie ma, pomy la . Ciekawe, kto tam si gramoli? Czy by sam nasz kochany ch opta ? Alex zmarszczy brwi. Roztrz sa wiele mo liwych wariantów rozwoju wydarze , podejrzewa podst p, ale czego podobnego nie przewidzia . Jeszcze na pok adzie „Victory” zaprosi po ostatniej odprawie Sind i Otha do swojej kabiny. To by o jedyne miejsce na ca ym pancerniku, gdzie na pewno nie kry si pods uch za ony przez Frestona. Lub przez Stena. Chodzi o mu zreszt szczególnie o tego ostatniego, chocia z góry wiedzia , i szef i tak najpewniej wszystkiego si domy la. - Gdy b dziemy ju na dole - zacz - macie czeka w gotowo ci. Na rozkaz ode mnie albo od Stena, albo w wypadku, gdyby cie stracili z nami czno , przejmujecie mostek i wcielacie w ycie rozkazy, które dostarcz wam jeszcze przed odlotem. Gdyby Freston mia co przeciwko temu, znajdziecie chyba odpowiednie argumenty. Wiem, e to nie atwa sprawa i kr puj ca pro ba, ale chcia bym us ysze wasz przysi , e wype nicie moje instrukcje co do joty. Mam nadziej , e ufacie mi i wiecie, i dzia am dla dobra Stena. I dla dobra sprawy, przez któr pewnie wszyscy zginiemy. Je li zatem mi ufacie, je li ufacie Stenowi, to zrobicie, o co was prosz . Sind i Otho nie namy lali si d ugo. Dziewczyna pierwsza skin a g ow . Podejrzewa a, e Alex zamierza jako za atwi to, o czym wiedzia a, e j przerasta, a co dr czy o od jakiego czasu. Wiedzia a mianowicie, e sama nie zdecyduje si zako czy swego ywota, chyba e w samobójczym ataku podczas ostatniej bitwy. Po chwili Otho te mrukn , e si zgadza. Kilgour nie kry zadowolenia i nie marnuj c czasu zako czy spotkanie. Wci my la o Glencoe... W skiej, strasznej, deszczowej dolinie na starej Ziemi, gdzie mieszka pewien laird, który zwleka ze z eniem przysi gi na wierno królowi uzurpatorowi tak d ugo, a
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zimowe zawieruchy odci y drogi i uczyni y wype nienie tego nieprzyjemnego, acz nieuniknionego obowi zku niemo liwym.Laird nie przewidzia , e uzurpator b dzie s ucha porad pewnego polityka imieniem Dalrymple, który wierzy wi cie w skuteczno zastraszania. Zaproponowa , aby ukara dla przyk adu jakiego mo nego, który nie z przysi gi. Laird nie wiedzia te nic o zdradzieckim klanie Campbellów, którzy a nogami przebierali z ch ci przypodobania si Anglikowi Williamowi. Pewnego dnia nierze Campbellów pojawili si w dolinie i zostali przyj ci tak, jak tradycyjna go cinno highlanderów nakazywa a. Jednak zdrada czai a si w ich sercach. Zatru a je na tyle mocno, e nie czekali d ugo, i jeszcze tej samej nocy ogie i elazo zawita y do Glencoe. W bitwie zgin li wszyscy m czy ni, a kobiety i dzieci zamarz y w ród niegu i lodu.Glencoe. W nie, pomy la Alex. Czasem bywa i tak, e zdrada nie czeka zaplanowanego czasu, lecz spada znienacka po ród nocy, kiedy kruki wykrzykuj przy ksi ycu imi mierci. Przybywaj c na Seilichi oczekiwa , e Imperator spróbuje ich podej . wiadomo ta towarzyszy a mu niezmiennie od chwili l dowania. A teraz ujrza Wiecznego Imperatora zmykaj cego z tajemniczych powodów przez okno. Korytarz przy apartamentach w adcy naszpikowa czujnikami na tyle g sto, by nikt nie móg przej tamt dy niezauwa ony. Wiedzia te , e jakakolwiek nadzwyczajna aktywno go ci zaalarmowa aby równie Manabich, którzy wprawdzie wojownikami nie byli, wiedzieli jednak jak pilnowa porz dku po nocy. Alex po owa przez chwil , e nie ma porz dnego karabinu z celownikiem. Jeden strza i przekonaliby my si , czy ten go faktycznie powiela si jak aba.Zdumienie nie trwa o d ugo. Po paru chwilach doszed do wniosku, e chyba wie, co takiego Imperator sobie wykoncypowa . Przycisn prze cznik przy nadgarstku i ruszy po nici w gór jak paj k umykaj cy przed po arem sieci. I wiedzia , e lada chwila prawdziwy ogie zacznie mu liza pi ty. Technik s b bezpiecze stwa spa daleko od swojego sprz tu i nigdy nie mia si dowiedzie , e tak dra ni ce go zak ócenia znikn y z eteru dok adnie w tej samej chwili, gdy Alex prze czy swój komunikator. Ani tego, i tak naprawd nie by y to adne zak ócenia, lecz celowa transmisja. Istniej co najmniej dwa sposoby przekazywania sygna ów alarmowych. Pierwszy, cz ciej stosowany, polega na nadaniu umówionego zestawu znaków w chwili, gdy co zaczyna nam zagra . Drugi, sprytniejszy, jest jego odwrotno ci . O niebezpiecze stwie informuje wówczas ustanie transmisji. Zupe nie jak s ynny pies Sherlocka Holmesa, który w nocy zachowywa si biernie, tak ten sygna swym znikni ciem zaalarmowa dwa nas uchuj ce go na w skiej wi zce statki. Na „Victory” rozj cza y si syreny. Czuwaj ca ju wcze niej w podwy szonej gotowo ci za oga przesz a w stan gotowo ci bojowej. Sind, Otho, Freston i Lalbahadur nie spali. Nie zamierzali zej z wachty a do powrotu Stena. Nawet za cen zimnych pryszniców i ykanych gar ciami stymulantów. - Wszystkie stanowiska obsadzone - zameldowa oficer wachtowy. - Tylko pokrywy wyrzutni s jeszcze zamkni te dla zachowania pozorów. - I dobrze - powiedzia Freston i zwróci si do Sind. - Rozkazy, które otrzyma em od pana Kilgoura, by y jednoznaczne. W razie alarmu mam odda si pod pani dowództwo. Prosz przej dowodzenie. - Dzi kuj . - Sind zaczerpn a g boko powietrza i wstuka a swoje znaki identyfikacyjne, by odczyta dyskietk , któr Alex przekaza jej przed opuszczeniem „Victory”. Instrukcja by a prosta: CZEKA NA OBECNEJ ORBICIE, CHYBA E SPOTKACIE SI Z ZAGRO ENIEM. NIE PODEJMOWA , POWTARZAM, NIE PODEJMOWA DZIA ZACZEPNYCH WOBEC JEDNOSTEK IMPERIUM. NIE PRÓBOWA , POWTARZAM, NIE PRÓBOWA PODCHODZI DO PLANETY W CELU L DOWANIA ANI JAKIMKOLWIEK INNYM. POZOSTA NA NAS UCHU NA PA MIE QUEBEC TRZYDZIE CI-CZTERY ALFA. W RAZIE POJAWIENIA SI JEDNOSTEK IMPERIALNYCH PODJ WALK , ZERWA CZYM PR DZEJ KONTAKT I UDA SI DYSKRETNIE DO PUNKTU [tutaj koordynaty]. TO
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
DZIE PUNKT ZBORNY. W RAZIE BRAKU KONTAKTU UDA SI DO REZERWOWEGO PUNKTU ZBORNEGO. WÓWCZAS „VICTORY” STAJE SI PONOWNIE SAMODZIELN JEDNOSTK BOJOW I MO E PODEJMOWA TAKIE AKCJE WOBEC NPLA, JAKICH WYMAGA B DZIE SYTUACJA. POWODZENIA. Na ko cu widnia zakr tas znany jako podpis Kilgoura. - Mamy po prostu czeka - zauwa Otho. Sind j kn a jak na Bhora przysta o i zgrzytn a z bami. - No to czekamy. Imperator uderzy w grunt z tak si , e a opad na kolana. Oderwa ni i zrzuci kawice.Spojrza na stoj ce w blasku kilku reflektorów statki. ywej duszy, prócz tego jednego stra nika przy rampie „Normandie”. Zacz si skrada do patrolowca. Ustanie szumu zaalarmowa o jeszcze jeden statek. Hannelore La Ciotat zerwa a si z koi i pobieg a na stanowisko. Sygna alarmowy my liwca nale do tych cywilizowanych, na ladowa brzmienie dzwonu, dociera wszak e do ka dego zak tka jednostki. La Ciotat uszczelni a skafander i bez skrupu ów wyrzuci a pe ni cego akurat wacht oficera uzbrojenia z fotela dowódcy. - Przejmuj - powiedzia a w po piechu i przebieg a palcami po pulpicie. ZASILANIE... W CZONE... GOTOWO SYSTEMÓW... ZA OGA NA STANOWISKA... UZBROJENIE... My liwiec uniós si w powietrze na nap dzie McLeana i b yskawicznie zerwa sie maskuj , któr ca a za oga rozk ada a pracowicie dzie wcze niej. Na kryjówk wybrali pierwszy zakr t wielkiego kanionu wiod cego do doliny, po rodku której roz o si Centrum Go cinne. La Ciotat ustawi a statek pionowo i pokona a zakr t. - Centrum w polu widzenia - powiedzia a wachtowemu. - Roger. Wszystkie ekrany pokazuj to samo. - Nap d? - Cieplutki, Hannelore. Im te pozosta o tylko czeka . - Wstawaj, ch opcze! Imperator da nog ! Stena dr czy jaki koszmarny sen, który chocia nie utrwali si w pami ci, to jednak opornie ust powa jawie. - Co u licha... - Ruszaj si , nie gadaj! Wyrwawszy szefa z po cieli, Alex rzuci mu fototropowy kombinezon. Sten usiad i rozejrza si . za jakimi butami. - Nie ma czasu! Dalej! Kilgour pchn go ku drzwiom wychodz cym na opustosza y, cho jasno o wietlony korytarz. Potykaj c si , Sten ruszy biegiem niezbyt pewny, czy rzeczywi cie si . obudzi , jednak ostry, rani cy stopy dywan przywo ywa do rzeczywisto ci. Podobnie i Alex, który bezceremonialnie pchn szefa w odnog wiod na koron krateru. - Czemu tutaj... - Przesta pyta , bo przysi gam, e ci na kap ona przerobi ! Zaraz b dzie tu gor co! Alex w biegu staranowa w asnym cia em wielkie drzwi wiod ce na taras na zewn trznej cianie budowli. Z wrót zosta y drzazgi, za w g bi Centrum w czy si jaki alarm. Mo e przeciwpo arowy, mo e inny, to ju nie mia o znaczenia. Wieczny Imperator dotar do w azu patrolowca. Oficer dy urny a podskoczy zaskoczony, chocia przecie wiedzia , czego oczekiwa . - Startuj - rzuci w adca i zamkn za sob w az. - Nada umówiony sygna . - Tak jest.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Oficer odsun pokryw zabezpieczaj , wcisn guzik na dodanym przed paroma dniami module. Na stoj cym w pobli u „Normandie” zegar zacz odmierza ostatnie sekundy. W tej samej chwili kr cy na orbicie „Durer” i towarzysz ca mu eskorta przesz y w stan gotowo ci bojowej. Patrolowiec uniós si z pomrukiem generatorów McLeana, a wartownik przy rampie „Normandie” ockn si z drzemki i mocniej uj bro . Co tu si dzieje? Nikt go nie uprzedza , kapral, eby go piek o, o niczym przecie nie uprzedza ... Na tarasie hula typowy dla przed witu ch odny wiatr, ale Sten go nie czu . Alex si gn do komunikatora. - Podejmicie nas! Namiar na nadajnik! - Mam namiar - odpar spokojny i opanowany g os. Sten rozpozna t kobiet . - Jeste my w drodze. - No to mia racj - mrukn Sten, zorientowawszy si w sytuacji. - Tak. Dra wyrwa tylnymi drzwiami. Sam. - Chryste... Musimy ostrzec Manabich... - j kn Sten wiedz c, e za pó no ju na cokolwiek. - A có oni... Kilgour urwa i skrzywi si pora ony trzaskami dobiegaj cymi z g niczka komunikatora. To nadajnik na pok adzie „Normandie” zacz zag uszanie na wszystkich zakresach. Po drugiej stronie doliny zap on o miniaturowe, ruchome s ce. My liwiec La Ciotat podchodzi do tarasu. Dowódca imperialnego patrolowca postawi stateczek na ogonie i w czy nap d Yukawy na pe moc. Wystrzelili prosto ku gwiazdom. Ledwie wznie li si na kilka tysi cy metrów, oficer w czy nap d g ówny i patrolowiec wyrwa si w przestrze . Zegar na „Normandie” wype nia niezmiennie swój samobójczy obowi zek. Wycie startuj cego patrolowca wyrwa o Ecu ze snu i zmusi o do powrotu z tego drugiego uniwersum, które odwiedza niekiedy w odmiennym stanie wiadomo ci. Uniwersum kryszta ów niesionych mi kko agodnym wiatrem, miejsca gdzie my li przybiera y mi e, widzialne postaci, gdzie cielesno by a poj ciem obcym i nic nie ogranicza o horyzontów poznania.Podp yn do okna wychodz cego na l dowisko po rodku Centrum. Wyczu dr enie powietrza towarzysz ce wyj ciu patrolowca poza atmosfer .Nie czekaj c rozpostar my li niczym skrzyd a i ten drugi wszech wiat otworzy si przed nim i przyj go jak jedwabny most, wiod c ku niesko czono ci. La Ciotat r bn a pi ci w modu czno ci, by jak najpr dzej wyciszy dra ni cy ha as. - Zgubi em ich... - Cicho! Widzia a ju ten taras. Nie zwalniaj c podesz a do Centrum Go cinnego, przemkn a nad budowl , wyhamowa a na nap dzie McLeana i na silnikach Yukawy przysun a si ty em do tarasu, a stateczniki porysowa y sztuczny kamie . Bosman otworzy a w az i niemal w tej e samej chwili wlecia przeze Sten. Alex uniós go i cisn pi metrów w gór . Chwil pó niej bosman j kn a, przygnieciona mas samego Kilgoura. Chyba po ama jej wszystkie ebra. Kilgour natychmiast zerwa si i zamkn w az. - Wyrywamy st d! - krzykn do Hannelore. La Ciotat w czy a nap d Yukawy na pe moc i skierowa a my liwiec w niebo. Kierowa a palce ku w cznikowi g ównego nap du, gdy... ...w okienkach pokaza y si same zera. Imperator wybra „Normandie” nie tylko dlatego, e wola nie traci „Durera”. Jacht mia do obszerne pok ady i sporo wolnego miejsca. Obecnie w ogo oconych ze sprz tów salach bankietowych, kabinach i magazynach spoczywa y pod czone do detonatora pojemniki z AM2. Gdy przysz a pora, zapalnik zadzia .Nikt nigdy nie potrafi odpowiedzie na pytanie, czy szanowny Ecu odszed tu przed eksplozj czy zgin dopiero w jej podmuchu. W jego przypadku klasyczne poj cie „ mierci” zawodzi o. AM2 detonowa a z moc wielu kiloton. Z przestrzeni wygl da o to, jakby Centrum Go cinne zmieni o si w prawdziwy wulkan. Przynajmniej na kilka nanosekund.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Chwil pó niej ca a dolina znikn a w ogniu wtórnej eksplozji. Fala uderzeniowa, mkn ca szybciej ni oko mo e zarejestrowa , porywa a wszystko, co znalaz o si na jej drodze. Kataklizm zabi zapewne z po ow Manabich. Niewyobra alnie pot ne trz sienia ziemi spustoszy y jedn czwart planety. Gdy fala przesz a, „Durer” odpali pocisk zwany „wymiataczem planet”. Prawie tak wielki jak niszczyciel, by pociskiem dwustopniowym. Posiada nap d nadprzestrzenny, pancerz z Imperium X i g owic z wieloma tonami AM2. Pierwszy stopie skierowa pocisk w miejsce, gdzie by o Centrum Go cinne. Nap d drugiego stopnia wbi g owic g boko w grunt planety.Nie dotar a wprawdzie do p aszcza planety, chocia dzi ki wcze niejszemu kraterowi pozosta emu po „Normandie” by a blisko, ale te dociera tam nie musia a. Przez chwil ojczyzna Manabich rozjarzy a si jak przezroczysta, pod wietlana bombka. Blask bi poprzez masy kontynentów, poprzez wszystkie warstwy geologiczne. Wida by o trac stabilno kul p ynnego j dra. Gotowa o si ... ros o... a wybuch o.Seilichi zadr a i p a, rozrzucaj c w pró ni skorup , oceany, atmosfer ... Potem d ugimi j zorami run a w przestrze p ynna magma. Ekrany na pok adach statków pociemnia y z przeci enia. W czy y si obwody zapasowe. Wieczny Imperator spojrza beznami tnie na wiruj ce w pró ni szcz tki planety. - Macie kontakt z „Durerem”? - Tak jest. adca wzi podany mu mikrofon. - Mówi Imperator. Czy po naszym starcie przechwycono jakie transmisje z planety? Zauwa ono jakie statki? - Chwila, sir... Nie, sir. Jeden drobny przekaz, odbiorca nieznany, bez odpowiedzi, z Centrum Go cinnego. Nic wi cej. Imperator odda mikrofon oficerowi. No i dobrze, pomy la . Ju po wszystkim. B dzie trzeba jeszcze nieco posprz ta , sporz dzi bilans strat, ale zasadniczy problem zosta rozwi zany.Wielka szkoda, e Sten nie dowie si ju , e tak naprawd nie zagra nigdy ani Imperium ani Wiecznemu Imperatorowi. Ani troch . Nikt nigdy im nie zagra . Od samego pocz tku. A swoj drog , spróbowa przypomnie sobie Imperator, kiedy to si zacz o? Zapewne... Zapewne wtedy, na wyspie Maui. Tysi ce lat temu, kiedy czas mierzono jeszcze od narodzin pewnego martwego ju boga.Maui... I brz k t uczonego szk a...
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ksi ga trzecia WARIACJA SMOKA Rozdzia 21 Maui, A.D. 2174 Ch opiec przebieg po uginaj cych si niebezpiecznie deskach na kolejny statek, przemkn przez przedni pok ad. W ostatniej chwili dostrzeg cum cz pordzewia ajb z nast pnym kad ubem, wspar stop na okr nicy i skoczy . Przelecia kilka metrów nad ci kimi od szlamu i zanieczyszcze wodami zatoki Moaloea i wyl dowa z takim impetem, e omal nie upad . Czym pr dzej schowa si za wysok stert mieci pozostawionych na pok adzie dziobowym. Nawo ywania pogoni zbli y si . By o ich sze ciu. Wszyscy starsi i silniejsi. Powiedzieli, e chc tylko sprawdzi , co kryje jego stary chlebak z wojskowego demobilu. Zreszt , cokolwiek by mówili, ich zamiary by y jasne. Ch opiec uciek w labirynt osiad ych na dnie zatoki statków, na pó zatopionych poduszkowców, trawlerów i odzi wios owych, których lata wietno ci min y ze dwa pokolenia temu. Mija chi skie odzie mieszkalne, wci takie same od tysi cy lat. Kierowa si w stron kana u. Daleko po jego drugiej stronie rozci ga o si Kahanamoku City. Ch opiec wiedzia , e nawet je li tych sze ciu go znajdzie, to go nie zabij . Chyba... Ale na pewno dadz w skór . To go wszak e nie martwi o. Bra ju baty w przesz ci i wiedzia , e nie raz jeszcze oberwie, a i prze ladowcom zostawi niejedn pami tk . Ucieka ze wzgl du na chlebak. Gotów by nawet walczy w jego obronie. Tamci wzi liby chlebak, otworzyli go i cisn li skryte w nim skarby do m tnej wody. A to by y ksi ki. Trzy prawdziwe ksi ki, które w ciciel portowego sklepu ze starzyzn zgodzi si odda za darmo. Powiedzia , e ich nie potrzebuje. Jedna by a gruba, dwie znacznie cie sze. Ta gruba by a bardzo stara, drukowana ma czcionk i nosi a tytu „Ksi ga tysi ca i jednej nocy”. Ch opiec nie mia poj cia, o czym to mo e by , ale zapowiada o si obiecuj co. Przekartkowa j wcze niej, by o tam co o dziwnych ptakach i o osobliwych istotach zwanych d inami. O drugiej ksi ce te nic nie wiedzia , ale jej tytu brzmia wr cz fascynuj co: „Ucieczka od grawitacji. Wczesne prace i eksperymenty lorda Archibalda McLeana”. Mo e zrozumie wreszcie, jakim sposobem te wielkie barki l dowe potrafi szybowa z adunkiem ponad zatok , daleko za bariery, tam gdzie cumowa y pot ne rakiety. Ostatni tom by redniej wielko ci: „Gwiezdne dziecko. Dorastanie w g bokiej pró ni”. Pokazana na hologramie na czwartej stronie ok adki autorka nie robi a wra enia intelektualistki, ale co z tego? Wyrwa a si z tej planety, a nie wygl da a wiele doro lej ni ch opiec. ne kroki. Byli ju na tym samym pok adzie. K tem oka zobaczy jaki fioletowo- ty odblask. Stara waza. Nie. Leong Suk powiedzia aby, e to wstyd. Ale wstyd to nie jest najgorsze, co mo e si zdarzy , pomy la ch opiec, chocia wydawa si zbyt m ody, by snu podobne refleksje. Tylko ywi czuj wstyd. Czyli najpierw trzeba prze . Wrzask. Zauwa yli go! Czyja r ka si gn a za stert , by wyci gn go na otwarty pok ad na spotkanie pi ci czy pa ki. Ch opiec z apa porzucon tu niezliczone lata wcze niej szklan waz i roztrzaska j o poblisk podpor . Szk o p o, a ch opiec wyprostowa si gwa townie i, niczym szabl , ci tamtego szklan ostrog przez twarz. Krew, krzyk. Ch opiec te krzykn widz c, jak wróg upada. Skoczy ku pozosta ym, znów si zamachn . Krew trysn a z rozci tego ramienia. Nie czeka a tumult ucichnie, tylko rzuci si do ucieczki. Pi tka za nim. Jeden zosta na barce, d onie przyciska wci do zmasakrowanej twarzy. Ch opiec oprzytomnia . Przebieg po paru trapach, skoczy na niski pok ad pog biarki i ignoruj c krzyki za ogi, zaj tej czyszczeniem cuchów i czerpaków, przesadzi reling na rufie, gdzie cumowa a ma a ódka, znów skoczy ... i znikn . Umyka tak d ugo, a wdrapa si na ruf odbijaj cego w nie od mola kana owego holownika. Dysz c ci ko opar si o druciany reling. W oni ciska wci szklany od amek. Fioletowy, ty... i szkar atny. Ch opiec cisn go do wody.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Pomy la o tym, co si sta o. Nie czu si jak zwyci zca, nie widzia powodów do dumy. Ale ocali ksi ki. Uzna , e dowiedzia si w nie czego nowego. Trzeba liczy si z nieoczekiwanym.I zawsze zostawia sobie margines swobody. Margines wyboru. Bezpiecze stwa. Na wszelki wypadek. Mo e jaka bro ... mo e... mo e tylko wiedza. Potrz sn g ow . Nie wiedzia jeszcze, dok d go to zaprowadzi, ale zamierza wróci do tej my li w spokojniejszej chwili. Dzi nauczy si dzi czego cennego. Ch opiec nazywa si Kea Richards. Mia osiem lat. Wiek dwudziesty pierwszy zmieni Hawaje w pe ne zgnilizny slumsy. Nieliczni rdzenni mieszka cy do ywali swoich dni w rezerwatach finansowanych przez w adze, koj ce w ten sposób dotkliwe poczucie winy. Dawn flor i faun wysp spotka mo na by o ju wy cznie w ogrodach botanicznych i zoologicznych. Wyspy zamieszkiwa o blisko dwadzie cia milionów ludzi.W ci gu ostatnich dwustu lat kryzysom nie by o ko ca. Na pocz tku dwudziestego pierwszego stulecia Hawaje odczu y bole nie za amanie si chi skiej gospodarki. Gdy w Chinach sytuacja wróci a do normy i raz jeszcze w dziejach odgrodzi y bambusow kurtyn od wiata, przysz a pora na fal anarchii w Japonii. Potem by y jeszcze wojny religijne w Indonezji, które zmieni y ten kraj w teokracj rz dz niepi miennymi niewolnikami i antyazjatyckie ustawy wprowadzone przez adze Ameryki Pomocnej na krótko przed ich upadkiem, kiedy to mieszka cy Ziemi zdo ali powo wreszcie jeden, wspólny dla ca ej planety rz d. Ponadto zdarza y si jeszcze trz sienia ziemi.Spo ród wszystkich wysp w najlepszym stanie by y Kaui i Oahu, gdy tam w nie mieszka o najwi cej ludzi bogatych. Pierwotny raj przypomina y oczywi cie mniej wi cej w tym samym stopniu, co dwudziestowieczny Manhattan zestawiony z t nag ska , któr Peter Minuit kupi w siedemnastym wieku. Najwi ksza wyspa archipelagu Hawaii, nie by a ani miastem, ani wsi , tylko mietniskiem dostarczaj cym taniej si y roboczej.Centrum Hawajów stanowi y obecnie wyspy Maui, Molokai, Lanai, Kahoolawe i Molokini. Niegdy , w odleg ej przesz ci tworzy y jedno i cz owiek wytrwale stara si ten stan rzeczy przywróci , cz c kawa ki l du p ywaj cymi zaporami i groblami. Powodem tych dzia by podbój kosmosu. Hawaje stanowi y idealne miejsce na budow wyrzutni dla rakiet lec cych z Ziemi na inne terraformowane planety, czyli Marsa i kilka spo ród ksi yców Jowisza i Saturna. Czasem, znacznie rzadziej, zbiera y si tu za ogi nap dzanych wiatrem s onecznym ogromnych liniowców wyprawianych w d ug na wiele pokole drog do gwiazd. Dwie pi te statków kosmicznych Ziemi startowa o w nie st d, i chocia wszystko to kosztowa o upiorne sumy, rz d nie sk pi grosza. Na Maui królowa biznes wszelkiej ma ci. Bary, sklepy z tym czy tamtym, firmy eksportuj ce i importuj ce, i cokolwiek jeszcze mo e przyj do g owy. Morze wko o pe ne by o zakotwiczonych lub powi zanych cumami statków, odzi mieszkalnych, hotelowych, restauracyjnych. Ca otacza y p ywaj ce bariery typu Hamiltona, wzorowane na zaporach p ywowych ustawianych dawniej na Tamizie. W razie nadej cia tsunami czy huraganu, w ci gu kilku minut automatycznie nape nia y si powietrzem. Jeszcze wi ksze bariery ustawiono wokó g bi niegdysiejszego kana u Kealaikahiki, gdzie teraz sta y rakiety. Gdy Kea Richards si urodzi , jego rodzina prowadzi a ma restauracj w mie cie Hilo na Hawaii. Ch opiec pami ta , jak babka i ojciec wspominali dawne dni, gdy mieszkali jeszcze na kontynencie, w Ameryce Pó nocnej. W lokalu podawano wszystko, co tylko nadawa o si do spo ycia i ojciec ch opca przechwala si nawet, e potrafi zrealizowa ka de zamówienie, byle tylko go poda przepis. Czasem traktowa nawet sw prac jak wyzwanie, wynajduj c nowe dania o dziwnych nazwach i jeszcze dziwniejszym smaku. Czasem sadza malutkiego jeszcze synka w kuchni na stercie kartonów, by dla artu radzi si go w czasie gotowania. Kea wci pami ta sporo z jego przepisów.Inaczej by o z obrazem matki. Potrafi powiedzie tylko tyle, e by a pi kna. Chocia mo e to si a sugestii, bo Leong Suk tak w nie o niej mówi a. Zawsze dobrze. Matka Kei by a na wpó Tajk , na wpó Irlandk . Ch opiec odziedziczy po niej oczy b kitne jak zimowe niebo nad oceanem, a by o ono rzeczywi cie b kitne w tych rzadkich chwilach, gdy wiatr odgania smog. Kea by jej jedynym dzieckiem, tak sobie zamierzy a. Nie wiedzia , czemu ojciec pod piewywa niekiedy piosenk , z której zapami ta tylko kilka s ów: „Oblahdee/Oblahdah/Life goes on...”, ale zawsze potem rodzice si k ócili. Tak ycie p yn o...
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Gdy mia pi lat matka nagle znikn a. Ojciec szuka jej wytrwale obawiaj c si najgorszego, chocia sam chyba nie wiedzia , co by oby najgorsze. Ostatecznie uda o mu si ustali jej los. Zg osi a si na ochotnika do za ogi jednego z mi dzygwiezdnych liniowców. Starsza pani Richards, babka ch opca, a si wzdrygn a s ysz c o tym i Kea przez wiele lat nie pojmowa , czemu. Dopiero d ugo pó niej trafi na kilka odtajnionych raportów opisuj cych chaos, morderstwa i napady szale stwa, które zdarza y si na pok adach tych statków. Czasem nie zd y odej na tyle daleko, by utraci czno z Ziemi , a ju si zaczyna o. Kea Richards pop aka troch , ale us ysza , e nie ma si czym martwi . Matka na pewno jest szcz liwa. Zostali we troje. Dwa lata pó niej przysz a tsunami. Kea wspina si akurat na drzewo, gdy ocean odp yn . Dziewczynka powiedzia a mu, e na górze ro nie kokos, a on chcia zobaczy , jak wygl da taki owoc. Miejscowe palmy kokosowe nie przetrwa y w zatrutym rodowisku, usch y wszystkie kilkadziesi t lat wcze niej. Owin kostki tlami liny, doda lin bezpiecze stwa wko o pnia i ruszy w gór . W pewnej chwili zerkn na brzeg i a zamar . Wygl da o to jak odp yw, tyle e dziwnie pot ny. Morze z rykiem cofn o si bardzo daleko, ods aniaj c dno zatoki Hilo. Nigdy jeszcze czego takiego nie widzia . W mule rzuca y si ryby, wrak odzi ta czy na grzbiecie cofaj cej si fali. Zupe nie, jakby kto wyci gn zatyczk w wanny. Dwa tysi ce kilometrów dalej, na pe nym morzu, dosz o do trz sienia dna oceanicznego. W stron Hawajów ruszy y trzy fale. Ka da mia a na razie tylko pó metra wysoko ci, jednak ich grzbiety dzieli o ponad sto kilometrów. Sejsmografy odnotowa y wstrz sy. Nale o og osi alarm. Jednak w Hilo nikt nic nie wiedzia . Wielkie zapory chroni ce kompleks Maui i wyrzutnie sprawnie wznios y si na stanowiska. Hilo nie mia o zapór.Kea us ysza krzyki. Ujrza biegn cych ludzi. Niektórzy ci gn li zaciekawieni nad brzeg, inni uciekali w g b l du. Na ulicy pojawi si ojciec. Wo ch opca. Ten gwizdn , ojciec zamacha gwa townie r kami. Kea pos usznie zacz schodzi z drzewa.Nagle dobieg go ryk fali. Morze wraca o do Hilo, jak uczyni o to ju cztery razy w czasie nieco ponad stu lat. Podnosz ce si dno wyd wign o fale. Ta pierwsza nie by a wcale taka wielka, Kea widzia ju pot niejsze na Oahu, gdzie ojciec zabra go kiedy podczas zimowych sztormów. Tamte mia y z dziesi metrów i grzmia y g niej ni burza. Potem ustalono, e pierwsza tsunami mia a tylko pi metrów, p dzi a jednak z szybko ci prawie miuset kilometrów na godzin .Uderzy a w molo z kamiennym falochronem i znios a je w mgnieniu oka. Potem, spieniona, run a na miasto burz c domy, rozbijaj c sklepy, samochody, poduszkowce, mia c ludzi. Po chwili toczy a przed sob wa wszelkiego gruzu, mieci i szcz tków jak taran rozbijaj cy nast pne przeszkody. Ch opcu zdawa o si , e widzia jak porwa a uciekaj cego ojca, jak przetoczy a si po ich domu i jad odajni. Ale mo e to tylko wyobra nia podpowiedzia a mu pó niej te obrazy. Ockn si pó tora dnia pó niej w szpitalu dla biedoty. Rybacy wy owili go, gdy dryfowa prawie kilometr od brzegu, wci przywi zany do drzewa. Cia jego ojca i babki nigdy nie odnaleziono. Ale nie sko czy w sieroci cu. Pewnego dnia pojawi a si w szpitalu starsza pani. Leong Suk. Powiedzia a urz dnikom, e pracowa a kiedy u Richardsów i dobrze j tam traktowano. Kea nie pami ta kobiety, ale poszed z ni . Mia a ma y sklep na bocznej ulicy Kahanamoku. Taki typu myd o i powid o. Kea zamieszka z ni nad sklepem. Od razu pierwszego dnia powiedzia a mu, czego oczekuje. Ma by dobrym ch opcem. To znaczy, ma pomaga jej w sklepie, gdy trzeba, i by pod r . Lepiej, eby nie sprawia k opotów. Stwierdzi a, e jest ju stara na wychowywanie wcielonego diabl cia. Nie wie, co zrobi, je li oka e si a takim obuzem. I jeszcze jedno. Kea ma si uczy . To jedyny sposób, aby wydosta si ze slumsów. Starszej pani nie obchodzi, kim zostanie, byle tylko nie sp dzi ca ego ycia w Kahanamoku. Kea przytakn powa nie. Wiedzia , e nowa opiekunka ma racj . To miasto zabi o ca jego rodzin . I na pewno spróbuje zabi i jego.Poniewa ojciec i babcia dobrze go wychowali, nie sprawia Leong Suk wi kszych k opotów. Problem pojawi si dopiero wówczas, gdy musia pój do szko y. Zaledwie po dwóch tygodniach ucz szczania do pobliskiej podstawówki wróci pewnego dnia do domu i powiedzia , e niczego si tam nie nauczy. Zdziwiona Leong Suk spyta a, dlaczego tak my li.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ch opiec wyrecytowa z pami ci, rozdzia po rozdziale, wszystko to, co jego klasa mia a wedle programu przerabia w nadchodz cym semestrze. Starsza pani zacz a zatem szuka indywidualnego nauczyciela. Kea sam znalaz wkrótce kandydata. Trzy przecznice od domu by a Alejka Bo ków. W ma ych lokalikach urz dowali tam szamani i kap ani wypatruj cy nawróconych i akolitów. Pewnego dnia Kea wróci do domu i od progu zacz opowiada o jednym z tych przybytków, wi tyni Wiedzy Uniwersalnej. Zajmowa a lokal nieco wi kszy, ni inne. Pe no tam by o dyskietek, mikrofilmów i ksi ek, ca ych stosów ksi ek. By nawet terminal cz cy z bibliotek uniwersyteck .Leong Suk powiedzia a, e sama musi to zobaczy . W rodku zalatywa o ple ni . Kap an by ysy i dziwnie s alczy. Kaza mówi na siebie Tompkins.Owszem, rozmawia z ch opcem. Nie, nie artowa . Wiedzy nigdy za wiele. Dopiero gdy pozna si Wszystko, mo na osi gn doskona . Ale trzeba si uczy przez ca e ycie, mo e nawet niejedno, jak Bóg da. Wówczas sp ynie zrozumienie. Pos ucha , jak Kea czyta g no. Zada mu kilka pyta , które mog yby zmiesza nawet absolwentów liceum. I u miechn si promiennie. Tak, ch tnie przyjmie go na ucznia. Honorarium wyniesie... By o miesznie niskie. Leong Suk zauwa a, e Tompkins spogl da na ch opca nieco dziwnie. Kaza a Kei wyj na zewn trz. Ostrzeg a kap ana, by nie próbowa nawraca ch opca na swoj religi . Je li Kea kiedy sam zechce, to prosz bardzo, ale teraz wara. Nie ma sprawy, odpowiedzia drobny m czyzna.I jeszcze jedno, doda a starsza pani i Tompkins pisn z cicha czuj c przy piersi ostrze no a kuchennego. - Nigdy go nie dotkniesz - wyszepta a Leong Suk. - Nigdy nawet o tym nie pomy lisz. Bo je li spróbujesz... to z ut sknieniem b dziesz czeka mierci. Tompkins zadr . Nó znikn . Czy obawy starszej pani by y zasadne, czy nie, Tompkins zosta wzorowym nauczycielem. Zreszt , nawet je li co tam sobie planowa , zapomnia o tym rych o pod wra eniem niezwyk ych zdolno ci ch opaka. Kea bez wysi ku wch ania wszystko, cokolwiek mu zadano. Szczególnie dobrze radzi sobie z matematyk , lubi fizyk i wszystko, co mog o si przyda in ynierowi. Teoretyczne rozwa ania ma o go wci ga y. Gdy mia dwana cie lat, Tompkins spyta go, czemu tak ma o interesuje si naukami spo ecznymi. Kea, który czyta sporo tak e i z tych dziedzin, spojrza na mistrza powa nie, jakby nie by pewien, czy mo e mu dowierza . - Bo tylko nauki cis e mog pomóc mi si st d wyrwa , prosz pana. Wyrwa tam... - wskaza w gór . Tompkins dopiero po chwili zrozumia , e dzieciak my li o gwiazdach. W ci gu tych lat Richards uczy si te innych rzeczy. Jak szybko i porz dnie zarabia . Jak rozpozna , gdy wciskaj mu kit i wycofa si bez k opotów. W ada biegle czterema z ponad tuzina ywanych w s siedztwie j zyków. Trzy inne zna o tyle o ile. Wyrós na m odzie ca silnego, wysokiego i przystojnego, co przyci gn o do niego nast pne kadry pedagogiczne. Czasem odziutkie i chichocz ce, czasem starsze. Niektóre by y m atkami, przez co nauczy si uwa nie lustrowa okolic , zanim zdj spodnie. Nauczy si tak e skaka z balkonu na pi trze tak, by przetoczy si jedynie po b otnistej ulicy i niczego sobie nie z ama .Wiedzia ju jak uderzy przeciwnika, rani c go silniej ni oberwa o si samemu. Co wa niejsze, nauczy si kiedy uderza , a kiedy nie. Czasem musia korzysta z argumentów silniejszych ni go a pi . Na wszelki wypadek. Nauczy si pos ugiwa broni tak skutecznie, e policja zacz a patrolowa Kahanamoku czwórkami, ze lizgaczem w odwodzie.Gdy mia czterna cie lat, Tompkins zarz dzi egzaminy. Ch opak zda je piewaj co. Nauczyciel nie powiedzia mu, co to by y za testy, wyjawi jednak prawd jego opiekunce. Kea poradzi sobie z zestawami egzaminacyjnymi stosowanymi przy odsiewie kandydatów do Akademii Kosmicznej mieszcz cej si na kontynencie. - Ma tam i ? - zdumia a si Leong Suk. Tompkins pokr ci g ow . Owszem, Kea pragnie lata w kosmos, ale to nie sposób. Akademia przerobi aby go na wojskow mod , a tego ch opaka sta na wi cej. Nie chcia jednak wyja ni , co ma na my li. Statek by niedu y, przynajmniej w porównaniu z wielkimi liniowcami, które Kea widzia na zdj ciach zrobionych na orbicie. Nie dorasta nawet do rozmiarów tych rakiet, które startowa y na upie ognia z zatok Hawajów. W ciwie nie wyró nia si niczym specjalnym. Ale Kea wiedzia ,
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
e „Discovery” to prawdziwy statek mi dzygwiezdny. Jedyny pozosta y jeszcze na Ziemi. Dwa omowano, pozosta e kr y zakonserwowane na orbicie Marsa. „Discovery” mia nowy typ nap du, popularnie zwany gwiezdnym, niezwykle atwy w obs udze. Jedna chwila, jeste przy Alfie Centaura. Wypowiesz s owo: Luyten 726-B. Wypowiesz zdanie, ogl dasz Epsilon Indi. Wypijesz pó fili anki kawy, docierasz do Arktura. Problemem by o paliwo. Statek odby dot d dwie podró e i zapewne nie dane mu b dzie polecie w trzeci . Za ka dym razem syntetyzowanie paliwa trwa o a pi lat i pustoszy o szkatu rz du Ziemi. A i tak starczy o go jedynie na rozwini cie po owy mocy silnika. „Discovery” pojawi si za wcze nie, zupe nie jak czo g Leonarda da Vinci, samolot Lilienthala*, czy takie statki jak „Great Eastern”* czy „Savannah”*. [* Lilienthal Otto (1848-1896) - jeden z pierwszych konstruktorów lotniczych. W roku 1891 odby pierwszy lot (d . 15 m.) na szybowcu, a w nast pnych latach oko o stu lotów; podczas ostatniego uleg wypadkowi i zmar w skutek doznanych obra .] [* „Great Eastern” zbudowany w 1860 r., pierwszy stalowy superliniowiec parowy; stanowi konstrukcj pioniersk , pod wzgl dem wielko ci przewy sza wszystkie statki zwodowane do 1910 r. P ywa po Atlantyku, nie maj c nigdy kompletu pasa erów ani pe nych adowni, rujnuj c kolejnych w cicieli.] [* „Savannah” aglowiec z silnikiem parowym, zbudowany w N. Jorku w 1818 r. Rok pó niej jako pierwszy przeby Atlantyk cz ciowo aglowiec u yciem silnika. Potem silnik usuni to i p ywa jako aglowiec. Rozbi si w 1821 roku.] Kea patrzy zahipnotyzowany. Podziwia smuk e linie kad uba i marzy , gdzie to mo na by nim polecie . Opu ci port dopiero o zmroku. Ale wróci tam jeszcze. Cz sto tam wraca . Kea mia szesna cie lat, gdy Tompkins umar . Odprawiwszy ekip z kostnicy, ch opiec i Leong Suk spojrzeli po sobie. - Musimy odszuka jego rodzin , je li mia jak - powiedzia a zdecydowanie staruszka. - Trzeba ich powiadomi . Przeszukali wszystkie k ty, meble, papiery. Nie znale li adnego ladu wskazuj cego na istnienie rodziny czy kogokolwiek bliskiego. Ani na Ziemi, ani na innych planetach. Trafili jednak przy okazji na antyczny sejf. Leong Suk d ugo si wzdraga a, ostatecznie zgodzi a si , by go otworzy . Czy Kea zna mo e kogo , kto by to potrafi ? Ch opak nie musia nikogo wzywa . Pewien starszy kolega pokaza mu kiedy , jak to si robi. Kea przycisn ucho do drzwiczek, pokr ci tarcz . Us ysza zaskakuj ce zapadki. W rodku znale li dwie koperty. Jedna zawiera a prawie dwa tysi ce dolarów w nowych kredytach i testament. Pieni dze by y dla Kei. Druga kry a formularze i dok adn instrukcj , jak je wype ni i gdzie je wys . Oboje zdumieli si niepomiernie, ale pismo by o jednoznaczne. Kea wype ni wszystko i wys na kontynent do osoby, której nazwisko widnia o w instrukcji. Po tygodniu dosta gruby list. Mia skontaktowa si z pewnym cz owiekiem na Oahu i zda jakie testy. Kea wykona i to polecenie. Czekali. Sze tygodni pó niej, gdy zaczynali ju s dzi , e wszystko to by o tylko artem lub nieporozumieniem, przyszed kolejny list. Tym razem od pe nomocnika rektora do spraw rekrutacji ynnej uczelni mieszcz cej si w Pasadenie, w Prowincji Kalifornijskiej. California Institute of Technology. Kea zosta przyj ty na rok zerowy, nabór jesienny 2182 roku. Wygra . Nie zostanie w Kahanamoku. Nie umrze tu. B dzie wolny.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozdzia 22 Pasadena, A. D. 2183 Kea siedzia na obrze u Millikan’s Pot i rozmy la o swoich nie spe nionych nadziejach na poznanie m drych udzi. Jak dot d bowiem adnego nie spotka , a s awne Cal Tech okaza o si sporym rozczarowaniem. M odzieniec doszed do tego wniosku na pocz tku pierwszego roku. Wcze niej zbyt poch ania a go praca i wi zanie ko ca z ko cem, by starczy o na kosztowne dyski podr czników. Wi kszo czasu sp dza w ogromnych salach wyk adowych, po zaj ciach walczy jak móg z poczuciem osamotnienia. Nie mia nawet kiedy przysi i zastanowi si spokojnie, gdzie w ciwie trafi . Panuj cy w jego g owie zam t powi kszy a wiadomo o mierci Leong Suk. Starsza pani zmar a tu przed Gwiazdk 2182 roku. Kea dowiedzia si o tym ju po pogrzebie. Cal Tech by a dziwnie podobna to tych kantorków, które wype nia y Alej Bo ków. Jak wszystkie podejrzane przybytki, z zewn trz wygl da a imponuj co. Mog a pochwali si wi ksz liczb noblistów ni Houston czy Luanda, jednak ich udzia w nauczaniu by znikomy. Owszem, prowadzili niekiedy zaj cia fakultatywne, patronowali studiom doktoranckim, wszystko jednak w obr bie kilkunastu w skich specjalno ci. Uczelnia kszta ci a obecnie dwadzie cia pi tysi cy studentów i szykowa a si do obchodów swego trzechsetlecia. Wszystko w ca kowicie nowych, wizjonerskich wr cz, dekoracjach. Jedynym zapewne budynkiem pozosta ym z „dawnych dni” by Kerkhoff Hall. No i pobliska fontanna, na której Kea w nie przysiad . Wzniesiony w stylu hiszpa skim gmach s wie o upieczonym studentom za punkt orientacyjny po ród bezliku innych, gdy uczelnia dawno ju rozros a si jak nowotwór, poch aniaj c nie tylko pobliskie dzielnice miasta, ale tak e i jego centrum. Ca e studia polega y g ównie na wkuwaniu. Zapami ta , zda , zapomnie . Zaj cia, na które zapisa si w tym semestrze, nie mobilizowa y do niczego wi cej. Odgrzewa y jedynie dawne sprawy, nie daj c po ywki adnym oryginalnym my lom. Nie by oczywi cie a tak naiwny, by oczekiwa po Cal Tech cudu nag ego o wiecenia. e przyb dzie, zobaczy i pozna Wielk Tajemnic Dziejów. Mia jednak nadziej spotka cho paru prawdziwych, my cych ludzi, naukowców patrz cych dalej ni wymaga y tego programy nauczania i rutyna wyk adów, zalicze i egzaminów. Takich, co zamiast powtarza dawne b dy, potrafiliby si na nich uczy . Zreszt , mo e byli gdzie i tacy, tylko Kea, zbyt m ody jeszcze i og upia y, nie umia ich znale . Mo e. A mo e ci prawdziwi m drcy i my liciele, mieli do Ziemi i wyemigrowali na Ganimedesa czy Marsa. Ale je li tak, to czemu na Cal Tech przybywa o a tylu ch tnych z innych planet?Jednak Kea nie zniech ca si atwo. W tpliwo ci w tpliwo ciami, a nauka nauk . Przez oba semestry poprzedniego roku móg pochwali si porz dn redni 4,0 i skre lenie z listy mu nie grozi o. Pozostawa o u miecha si , trzyma fason, dba o oceny i potencj , a sukces sam przyjdzie. Prawdziwy sukces na miar dwudziestego drugiego wieku, pomy la ironicznie. Pewnie b dzie tak: najpierw wch onie go jaka gigantyczna firma w rodzaju Wozniak City, gdzie, je li b dzie grzeczny, otrzyma ostatecznie w asne ozdobne okienko w sieci komputerowej kompanii. Gdyby si bardzo postara , to mo e nawet dopuszcz go do obu, dopisuj c na trzeciego do kolejnego projektu. I nazw na jego cze pomniejszy kompleks. A nawet zafunduj w nagrod dwutygodniow wycieczk na Nix Olimpica, oczywi cie tylko na który z pomniejszych szczytów. Kea skrzywi si nagle. nie, ch opcze. Nic tylko kupi sobie sznurek. Albo po si na torach kolejki i egnaj, okrutny wiecie... W nie, skoro o kolejce mowa... Spojrza na zegarek (w tym sezonie modne by y zegarki noszone na nadgarstku) i u wiadomi sobie, e je li zaraz nie ruszy odw oka, to spó ni si do pracy. Musia jeszcze odnie teczk z dyskami i przebra si , a pokój wynajmowa poza kampusem. O wiele zreszt za drogi, jak na byle poddasze. I przesta my le o g upstwach, skarci si w duchu. Nie sko czysz jako trybik w czyjej maszynie. Gdyby zrobi o si zupe nie le, zawsze mo esz wróci na Maui i zosta gangsterem. Albo zg osi
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
si do za ogi mi dzygwiezdnego liniowca...Zadr i przesun palcem po zamku kurtki. Nagle zrobi o mu si zimno. No, ale jesienne s ce zawsze udaje tylko, e grzeje.Spelunka, w której pracowa , mie ci a si w pod ej do dzielnicy. Kea zerwa kiedy przypadkiem kawa ek nawarstwionych na cianie pok adów tapet i farby i ustali , e nieznane epoki wcze niej nazywa a si Gay Cantina. Obecnie brakowa o jej szyldu, ot, knajpa i tyle. Na wszystkich koncesjach figurowa o nazwisko niejakiego Buna, ponurego typa, który niezmiennie przyjmowa tylko gotówk . Buno nie szanowa nikogo, komu brakowa o tatua y i blizn typowych dla tej dzielnicy, a studentów Cal Tech mia w szczególnej pogardzie. Zw aszcza, jako potencjalnych pracowników. Kea jednak, który wietnie pami ta kucharzenie ojca i przez lata gotowa dla Leong Suk, nie zniech ca si tak atwo. Ponadto pierwsza próba wypad a na jego korzy . Buno postanowi go sprawdzi , a jeden z bywa ych w knajpie zbirów ruszy na m odzie ca pewien, e za atwi go lew r .Jedynym ladem po tym wydarzeniu by a obecnie rysa na kontuarze. No i otaczaj ca j ciemna plama. Dzielnica zostawi a Ke w spokoju tym bardziej, e obroniwszy si no em barmana przed napastnikiem, nie zawiadomi o zaj ciu policji.Pracowa od szesnastej do zamkni cia, czyli do chwiejnego wyj cia ostatniego pijaka i braku nowych ch tnych. Zwykle by o tu na tyle spokojnie, e móg si nawet uczy . Ale nie tego wieczoru. Wci pojawiali si nowi g odni, a nawet w miar trze wi konsumenci. Czasem zdarza y si takie dni. Kea przygotowywa w nie sandwicza z jajkiem, szynk i serem, gdy wszed Bargeta. Nie widzia go, ale dos ysza charakterystyczny g os sk adaj cy zamówienie. os zna dobrze, bo obaj mieli ostatnimi czasy podobne k opoty, g ównie z teori cz stek elementarnych i awariami powszechnie stosowanych nap dów systemu Yukawy. Bargetowie byli bogaci. Rodzina wyp yn a trzy pokolenia wcze niej, gdy jej za yciel, genialny projektant, zarobi pierwsze miliardy na przeno nych zestawach instrumentów astrograficznych. Potem o eni si z córk jednego z najwy szej notowanych japo skich bankierów, maj cego zwi zki z jakuz . To zdj o z niego odium nowobogackiego. Stara finansowa arystokracja pob ogos awi a jego inwestycje, szczególnie w mi dzyplanetarnych firmach transportowobudowlanych. Dalej ju potoczy o si samo. Ka dy kolejny pierworodny otrzymywa do wyboru: albo zostanie g ow rodziny, albo tylko jej utrzymankiem. Kandydat na g ow rodziny musia najpierw udowodni sw przydatno , kieruj c przez jaki czas jedn z pomniejszych firm holdingu, podczas gdy bankierzy dbali, aby ca a maszyna do robienia pieni dzy dzia a jak zwykle. Awans do godno ci numeru pierwszego dawa niewyobra alne wr cz bogactwo i w adz . Austin Bargeta przechodzi okres próbny, w ka dym razie taka kr a o nim pog oska. Kea s ysza te , e podobno rodzina zastanawia si powa nie, czy w ogóle jest godny nosi jej nazwisko, gdy pod adnym wzgl dem nie przystaje do obrazu spadkobiercy. - Austin. Bargeta zamruga oczami i chwil trwa o, nim pozna Richardsa. Nie by specjalnie pijany, jednak do trze wo ci te by o mu daleko. - O, ty jeste Richards - powiedzia . - Z mojego wydzia u. Co tu robisz? - Có , niektórzy z nas musz pracowa - wyja ni Kea. - Wiesz, co to praca zarobkowa? Wi kszo ludzi tak yje. - A tak. Przepraszam. Nie chcia em... To tylko wino. - W porz dku, Austin. Ale co ci powiem. To nie jest miejsce dla ciebie. - Czemu? - spyta Bargeta i rozejrza si , jednak dalej nic do niego nie dociera o, Ani tre graffiti na pe nym zacieków suficie, ani rodzaj klienteli. - To takie... autentyczne. - Owszem. Jak chcesz. - Kea wzruszy ramionami. Trzeba b dzie nakarmi dzieciaka i jak najszybciej go st d zabra . Richards jako odruchowo pomy la o starszym o rok koledze jak o dziecku. - Co chcesz zje ? Bargeta skupi spojrzenie na menu. Wci jeszcze je studiowa , gdy jeden z siedz cych w pobli u pijaków zacz okazywa zniecierpliwienie. - Kucharz, je li wyca owa ju tego swojego lalunia, to chc zamówi !
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Kea zignorowa go cia, jednak Bargeta obróci si ze sto kiem. Czerwony ze z ci. Cudownie, pomy la Richards. - A ty pewnie matce z dupy wypad - powiedzia g no i wyra nie. - Gdy jej hemoroidy p y. A mo e si myl ? Zrobi o si zupe nie jak w kinie. Pijak zerwa si niepewnie. Kea zerkn znad otwieranej w nie kasy i odnotowa , e to Samoa czyk. Trudno by o o pomy , ostatecznie niewielu kr ci o si po Pasadenie m czyzn mierz cych dwa metry w dowolnym kierunku. Na ile Richards zna kultur tej wyspy, to nale o oczekiwa , e Bargeta nie wyjdzie z tego ywy. M odzieniec przyj poz mog uj za parodi postawy bojowej i czeka . Kea zawin w papier gar wier kredytowych monet. Bargeta tymczasem wyr zataczaj cego si przeciwnika w brzuch. Tamten chrz kn i machn r , zahaczaj c pi ci o rami Austina i ciskaj c go na kontuar. Korzystaj c z okazji, Kea sprawnie wcisn koledze w d rulon monet. Austin zacisn na nim palce i widocznie co poj , bo gdy tylko si pozbiera , ruszy na Samoa czyka machaj c chaotycznie ramionami. Olbrzym nawet nie próbowa si odsun . Austin trafi uzbrojon w monety r jego szcz ki i Richards us ysza wyra nie trzask p kaj cej ko ci. Samoa czyk zawy z bólu i klapn na pod og . uchwa zwisa a mu dziwnie przekrzywiona. Jego przyjaciele podnosili si z miejsc, Kea za wystukiwa numer policji. Wiedzia , e w tej sytuacji spokojnie mo e to uczyni - aden z pijusów nie nale do lokalnej spo eczno ci. Przed przybyciem patrolu Richards wy uska rulon monet z palców kolegi i wsypa je do odpowiedniej przegródki w kasie. Gliniarze wzi li rannego Samoa czyka do suki, jego kumplom kazali wynosi si w podskokach. Potem zainteresowali si Austinem, ale Kea spokojnie oznajmi , e sam zajmie si tym go ciem. Wezwa taksówk , sprawdzi , czy Bargeta ma do gotówki, by dojecha nawet na kra ce miasta, a potem wróci do kuchni posprz ta i zamkn interes. Pomy la przy tym, e kiedy te dobre uczynki bokiem mu wyjd . Trzy dni pó niej poszed sprawdzi wyniki pierwszego etapu egzaminu ustnego z cz stek elementarnych. By to wyj tkowo paskudny egzamin u kiepskiego wyk adowcy, który braki talentu nadrabia surowo ci . Kea zaj drug lokat . Nie le. Mog o by jeszcze lepiej, gdyby nie kac pozosta y po wizycie u pewnej kelnerki, która chcia a pokaza mu swoje mieszkanie. I nie tylko mieszkanie. W pewnej chwili poczu , e kto zagl da mu przez rami . - Cholera. A tak si uczy em - j kn Austin. Kea poszuka nazwiska Bargety. Na samym dole. Jak zwykle. Bargeta obejrza si za siebie; nikogo innego nie by o w pobli u. - Wiesz - powiedzia przyciszonym g osem. - A tak pijany nie by em. I nigdy niczego nie zapominam. Gdyby nie ty, go rozmaza by mnie na cianie. Kea u miechn si . Pomin wszy manieryczny sposób wypowiadania si , Bargeta mówi chyba ca kiem szczerze. - Nic ci nie grozi o - rzuci . Kto p dz cy tak zdrowy tryb ycia jak ty, da by sobie z nim rad . A jak nie, to pewnie grom by strzeli przez dach z woli Wisznu pragn cego uratowa twój ty ek. - On naprawd by a tak wielki? - Nawet wi kszy. Austin roze mia si . - Jestem ci co winien. Kiedy sko czymy z t zmor , to znaczy, je li sko czymy, postawi ci jakie piwo. Oczywi cie nie jestem tym, za kogo mia a mnie ta góra t uszczu. Chyba e - zauwa tonem w zamierzeniu artobliwym, który jednak w innych okoliczno ciach brzmia by obra liwie - ty wolisz w nie takich. Ale nie mam nic przeciwko m czyznom, którzy, hm, niekoniecznie przepadaj za kobietami. Kea potrz sn g ow . - adne takie. Ceni normaln chu . - wietnie. Pewnie znajdziemy kilka wspólnych tematów. A w ogóle, to dobrze, e ciebie spotka em, bo mo e b dziesz móg mi co poradzi .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Kilka piw pó niej Austin opowiedzia o swoich k opotach. I wysun propozycj . Bez enady przyzna , e nie nale y do najwi kszych gwiazd Cal Tech. rednia 1,5 nie dawa a mu praktycznie adnych szans na kontynuowanie studiów, jednak jego odej cie by oby bardzo le przyj te przez, hm, pewnych ludzi. Kea domy li si , e chodzi o rad rodzinn Bargetów. Austin chcia wynaj Richardsa jako korepetytora. Ten ju zamierza odmówi , ale ugryz si w j zyk. A w ciwie czemu nie? Chwytaj okazj ! Kto daje ci szans na uzyskanie drobnej przewagi. Przypomnij sobie st uczon waz . I ten rulon monet, który wcisn Austinowi w d . Nie odrzucaj okazji. No i przyj propozycj . Uczenie wcale go nie m czy o. Austin atwo ch on wiedz . I jeszcze atwiej zapomina . Zwykle starczy o tygodnia, by to, co wpad o jednym uchem, wylecia o drugim. Ale co z tego? aden profesor nie wygl da na zainteresowanego faktycznym poziomem wiedzy s uchaczy. Zazwyczaj dbali tylko o to, by nale ycie ich podziwiano. Zreszt Austin nie mia nigdy korzysta ze zdobywanej tu wiedzy. Skoro tak, pomy la Richards, to mo e by po prostu jako rzecz za atwi ? Dot d gra czysto, ale przecie potrafi te inaczej... Jak tam, w Kahanamoku, z którego tak desperacko pragn si wydosta . Okaza o si to ca kiem atwe. Na uczelni funkcjonowa o imponuj co rozbudowane podziemie, równie zdegenerowane jak wiatek przest pczy Maui. Egzaminy mo na by o kupi . Asystenci za skromnym wynagrodzeniem pisali studentom prace, usprawiedliwiali nieobecno ci. Gdy profesor by roztargniony, zmieniali nawet stopnie. W ten sposób pod koniec semestru Austin móg si pochwali redni prawie 3,0. W przypadku szczególnie wrednej laborki osi gn nawet zdumiewaj ce 3,5. - A wszystko dzi ki temu - powiedzia zdziwiony - e pokaza mi, jak skupi si na najwa niejszym. Jeszcze przed ko cem semestru Austin zaproponowa Richardsowi, by wprowadzi si do niego. Kea a podskoczy , s ysz c to zaproszenie. Mieszkanie by oby absolutnie niekr puj ca, gdy Bargeta mia do dyspozycji ca y dom z sze cioma sypialniami. Domem opiekowa a si s ba, w tym pokojówka i kucharz. Austin przedstawi nowego przyjaciela kr gowi swoich znajomych. Wysoki, nieco szorstki Kea, by tu kim zupe nie nowym, szczególnie bior c pod uwag jego pochodzenie. Z pocz tku uznano go za kolejn ciekawostk towarzysk , kogo , kto zniknie równie szybko, jak wcze niejsi „najlepsi przyjaciele” Austina. Kea jednak nie znikn . Przyj si w gromadce. Uwa nie studiowa manieryczne zachowania m odych krezusów. Szybko przyswoi sobie wszystko, co niezb dne, chocia ze zdumieniem stwierdzi , i w najwy szej klasie spo ecznej rz dzi y te same prawa, co w byle triadzie Maui. I tak samo trzeba by o uwa , gdy ka dy b d spotyka si z natychmiastow kar , która chocia nie by a dotkliwa fizycznie, to jednak skutki nios a równie op akane. Z czasem zacz postrzega Austina takim, jakim m odzieniec by naprawd : s odki czaru uwa aj cy, e ca y wiat ma u stóp. Nowego przyjaciela traktowa w gruncie rzeczy jak now zabawk . Kea nie zna innych przedstawicieli jego rodziny, jednak doszed do przekonania, e podobni ludzie to zaka y ludzko ci, p taj ce cuchem jej kroki ku post powi. Coraz bardziej upewnia si , e te wielkie rody sprzysi y si , by nie dozwoli cz owiekowi osi gn pisanego mu pu apu, jego prawdziwego przeznaczenia. Nieuchronnie musia o pojawi si pytanie: có zatem jest rzeczywistym przeznaczeniem cz owieka? Kea nie potrafi na nie odpowiedzie , czu wszelako, e musi to by co wielkiego. By te sk onny lokowa ten cel w ród gwiazd i nie wi za go wy cznie z ludzko ci . Ju pr dzej by oby to co wspólnego dla wszystkich istot inteligentnych, w ród których mog by przecie nawet byty bardziej rozwini te od cz owieka. Badania kosmosu prowadzono ju od ponad dwustu lat, ale co w ciwie osi gni to? Zwiedzono Uk ad S oneczny, poddano terraformowaniu kilka jego planet i ksi yców. Wyprawiono ku gwiazdom ponad pi dziesi t wielkich statków, które w wi kszo ci zagin y, za te, które zdo y przes meldunki, informowa y o martwocie napotkanych planet i przera aj cej degeneracji na pok adach. Astronomicznie drogie w eksploatacji statki musn y kilka dalszych gwiazd. Nawi zano kontakt z jedn obc ras .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Te dokonania, kpi w duchu Kea. Koniec semestru przeszed bezbole nie. Bargeta zda wszystkie egzaminy. Bez fanfar, bo tego nawet apówki i oszustwa za atwi nie mog y, zaj miejsce powy ej po owy tabeli. Kea przodowa na ni szym kursie. Wiedzia , e w nast pnym roku b dzie najlepszym absolwentem na kierunku. Z tak lokat nie powinien mie k opotów ze znalezieniem pracy. Mo e w Bargeta Shipping, ale najpewniej gdzie indziej. Ju niebawem, czyli za trzy lub cztery lata, ruszy w kosmos. Przysz malowa a si ca kiem jasno. Wszystko pomiesza o si w jednak w ten dziwny weekend, gdy Bargeta odebra dyplom i wyskoczy z now , zdumiewaj propozycj . Nadal uwa si za nika Kei i chcia , aby wszyscy o tym wiedzieli, a szczególnie jego rodzina. Zaprosi Richardsa na lato do siebie. Na ca e lato lub przynajmniej jego cz , szczególnie e chodzi o o lato dwukrotnie d sze ni te, które Kea zna do tej pory. W zwi zku z tym musia by skorygowa swoje plany i przesun termin rozpocz cia ostatniego roku studiów na Cal Tech. Austin u miechn si szeroko, widz c jak Kea marszczy czo o, by cokolwiek z tego zrozumie . W ko cu wyja ni . Chodzi o odmienn d ugo pór roku. We wrze niu, gdy powinien zaczyna , dzie wci jeszcze w Yarmouth, letniej rezydencji rodziny Bargetów, niedaleko Przepa ci Ofiru, obecnie cz ci s odkowodnego oceanu.Na Marsie. Austin promienia , a Kea poczu , e kr ci mu si w g owie. Zupe nie, jakby trafi nagle na pok ad którego z wczesnych statków kosmicznych, na których panowa stan niewa ko ci. Szko a mo e poczeka , kariera podobnie. Leci w kosmos. To by pocz tek ko ca. Mars, A. D. 2184 Mia a na imi Tamara. Sko czy a siedemna cie lat, by a wysoka, ciemnow osa i niesamowicie zgrabna, jej piersi stercza y wyzywaj co a spojrzenie oczu sugerowa o jednoznacznie, e dla tej dziewczyny nie ma adnych tabu. Byle tylko partnerowi starczy o odwagi... Ponadto by a siostr Austina. Niezbyt podobn do brata. Jej uroda by a wr cz idealna. Kea doszed do wniosku, e czego natura Tamarze posk pi a, to skalpel poprawi . Dobrze op acony skalpel. W sumie jednak ma o go to obchodzi o. Przez pierwsze dni zbyt wiele zreszt pi , by zauwa dziewczyn .Po szklanki si gn li zaraz po starcie. Koszt podró y pierwsz klas by wci porównywalny z cen apartamentu na dawnym transatlantyku Cunarda. Kabin dzieli zatem z Austinem i pewnym totumfackim rodziny, który piastowa ca y stos raportów. By a to jedna z najwi kszych kabin liniowca, szeroka a na cztery metry i na siedem d uga. Austin wyzna Kei, e to najgorsza strona ca ej wycieczki, i e zawsze czuje si w takich miejscach jak w pu apce.Richardsowi ciasnota nie wadzi a. Kabina by a niewiele wi ksza ni pokoik, w którym mieszka przez lata wraz z Leong Suk. Ponadto mia a iluminator, fa szywy wprawdzie, ale jednak. Na ekran przekazywano obrazy z kilku kamer umieszczonych na poszyciu liniowca. Przednia pokazywa a rosn kropk Marsa. Gdy byli ju blisko, Kea zacz rozró nia szczegó y. Dolina Marinerów, Tharsis, góra Olimp. Pi kny widok, jednak najciekawiej prezentowa y si lady ludzkiej obecno ci. Po pierwsze, mgie ka do ju stej atmosfery, pod drugie jeziora i morza. I jeszcze wiat a nowych miast. A tak e cuda orbitalne, w tym pozostawiona na pami tk , jako pomnik i muzeum, pierwsza stacja kosmiczna Marsa oraz pierwsza baza na Deimosie i jedno z wielkich zwierciade , umieszczonych na orbicie synchronicznej. To ocala e wisia o nad biegunem pó nocnym; kiedy pomog o stopi tamtejsz czap lodow .Kea przyjrza si bli ej temu ostatniemu i uzna , e to chyba nie pomnik, a tylko centrum olbrzymiego z omowiska. Przeszed na mostek, gdzie pokazano mu jak operowa kontrolkami kamer. Obejrza dok adnie bli ej obiekt. Sam nie wiedzia , czemu tak mu na tym zale y. Wko o orbitowa y niezliczone kad uby dawno wycofanych z u ytku statków kosmicznych. Wiele z nich rozpozna , ich wizerunki widywa w ksi kach i muzeach czy na pude kach modeli, na które w dzieci stwie nie by o go sta . Oto wrak liniowca, który nigdy nie zosta uko czony. Troch dalej zrujnowana stacja kosmiczna - Kea czyta o niej i o katastrofie, która spotka a j jakie sto lat temu.Z boku dojrza jeszcze jeden niewielki statek. Mi dzygwiezdny. Drugi, jaki by o mu dane zobaczy . Zastanowi si , czy tylko on jeden postrzega te cudowne konstrukcje jako symbol triumfu
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
i pora ki jednocze nie. Obietnic lepszego jutra i zwiastun tragedii. Cholera, gdyby tylko da o si znale jakie lepsze paliwo do nich... Wróci do kabiny i przygotowa si do l dowania. Bargeta senior, ojciec Austina, czeka na nich w porcie. Budzi groz . Kea pomy la , e mo e ten cz owiek nie wywar by na nim takiego wra enia, gdyby nie wiedzia , jak wielk w adz dysponuje. Nie, chyba jednak nie. Przyczyna tkwi a w twarzy - zaci tej i twardej, o wiecznie oceniaj cych oczach. I jeszcze cienka linia ust, mina sybaryty, który wszak e torturuje si (z pomoc wysoko op acanych trenerów), by utrzyma cia o w idealnej kondycji. Bo przecie nigdy nie zazna pracy fizycznej. Kea pomy la , e Austin za jakie czterdzie ci lat b dzie wygl da tak samo. O ile zostanie g ow rodziny, oczywi cie. Pan Bargeta odniós si do Richardsa przyja nie. Nie kry wdzi czno ci wobec kogo , kto wybawi jego skretynia ego syna z k opotów. Sam tak to okre li . Doda , e Austin cz sto wspomina w listach o swym nowym koledze. Kea wiedzia , e to k amstwo. Austin nigdy nie komunikowa si z rodzin , chyba e prosi o co , na przyk ad o pieni dze. A i wtedy ogranicza rozmowy do minimum. Starszy pan stwierdzi te , e musi porozmawia z Richardsem, nim ten wróci na ziemi . O przysz ci. Jego przysz ci.Richardsowi zda o si , e trafi do filmu o dwudziestowiecznej mafii gotowej przyj go do przest pczej rodziny. Najpewniej dobrze by oby w takiej sytuacji uwa , romantyczna g upota mo e sporo kosztowa . Na razie jednak postanowi si nie przejmowa .W maj tku go ci o dziesi ciu do pi tnastu Bargetów - w tym kuzyni i spowinowaceni przez ma stwa pociotkowie. Dowiedzia si , e na ka dego „go cia” przypada o trzydzie ci osób by. W przypadku „go ci specjalnych” znacznie wi cej. To mu u wiadomi o, e trafi mi dzy naprawd bogatych ludzi, którzy wiedli tryb ycia odmienny ni zwykli miertelnicy. Posiad Bargetów mie ci a si ledwie sto metrów od prawie pionowego urwiska, spadaj cego ku morzu dawnej Przepa ci Ofirskiej. Pierwotnie wznosi a si tu jedna z pierwszych marsja skich kopu . Rodzina kupi a j i zamieni a w prawdziwy rajski zak tek.Z czasem usuni to niepotrzebn ju plastikow os on . G ówny gmach mia kilka skrzyde , by y te osobno stoj ce pawilony. Osobne sale do popijania, sale to tenisa (nawet Richards zaciekawi si , co mo na zrobi z pi przy zmniejszonej grawitacji). I jeszcze trawniki, ogrzewane baseny i dobudowany niedawno nad urwiskiem domek z przezroczystym, okr ym szybem windy McLeana zje aj cej do p ywaj cej przystani nad wiecznie wzburzonym oceanem. Tam w nie pierwszy raz Tamara wyp yn a w pole jego widzenia. Dos ownie. M czy si akurat z aglami i olinowaniem trimaranu, który sta przycumowany w przystani. P ywa troch na Ziemi, jednak tylko na zwyk ych odziach, z pojedynczym kad ubem. Próbowa w nie wyobrazi sobie, czy je li pójdzie ostrym halsem, to ód si zbuntuje, trza nie i zostanie z niej katamaran, czy mo e ruszy ostro do przodu, gdy Tamara niczym foka wyskoczy a z wody na pomost. W pierwszej chwili pomy la , e dziewczyna jest naga, dopiero potem zauwa jednocz ciowy kostium dok adnie w tym samym odcieniu, co mocno opalona skóra. Oprzytomniawszy nieco zdumia si , e nie dr y z zimna, skoro on sam musia opatula si porz dnie przed ch odn bryz i kroplami lodowatej wody. Po chwili spostrzeg miniaturowy modu grzewczy z bateri przyczepion u podstawy pleców. Tamara bez s owa podcz apa a bli ej i zmierzy a intruza spojrzeniem. Kea wola odwróci oczy. Dziewczyna nosi a kostium jakby o numer za ma y, a on nie chcia stawia si w k opotliwej sytuacji. - Ty jeste ten wi ty Jerzy Austina - mrukn a w ko cu. - Jestem, ale wizytówki zostawi em w drugiej zbroi. Ratowanie smoków, zabijanie dziewic, to moja specjalno . Tamara roze mia a si . - No nie, na Marsie nie ma adnych smoków. Mo esz si odpr - stwierdzi a, przedstawi a si i przysiad a obok, dotykaj c go ramieniem. - Domy lam si , e nasza rodzina jest ci co nieco winna za uratowanie mojego brata. Kea wzruszy ramionami. - Jak dla mnie, to wyrównali my ju rachunki.. - Mo e. Zostajesz z nami na ca e lato?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak. Bilet powrotny mam na otwart rezerwacj . Austin twierdzi jednak, e najlepiej b dzie polecie ... jak mu tam... liniowcem „Copernicus”. Startuje... wci nie mog po apa si w tutejszych miesi cach... wedle ziemskiego kalendarza to b dzie pierwszy tydzie wrze nia... - Kea ledwie panowa nad tym, co mówi. - To jeszcze d ugo - mrukn a Tamara. - Zadbamy, eby si nie nudzi . Co ty na to? - W tpi , eby jaka nuda grozi a mi na Marsie. - Nie o takim znudzeniu my - odpar a dziewczyna i powiod a paznokciem po przedramieniu Richardsa. Pali jak rozgrzane do czerwono ci elazo. - Bo wiesz, specjalno Marsa to wschody ksi yców. Najlepiej ogl da je z chatki nad urwiskiem. Jest do daleko od kompleksu, by adne wiat a nie m ci y widoku. Podesz a do burty trimaranu. - No i do na uboczu, by nikt nie przeszkadza ... - doda a, u miechn a si jakby do wspomnie i zanurkowa a do bulgocz cej, pe nej dwutlenku w gla wody. Kea poczu , e kompletnie mu w ustach zasch o. Chatka mia a cztery sypialnie, wszystkie urz dzone. Ekip s cych stanowi o czterech m czyzn o wyj tkowo pustych obliczach. Spytali Richardsa, czy czego potrzebuje, pokazali gdzie jest barek, gdzie lód i przek ski, powiedzieli, e starczy stukn w komunikator, a kto zjawi si w mgnieniu oka. Potem znikn li. G ówne pomieszczenie domku by o okr e, ze szklanymi cianami, które matowia y na yczenie. Po rodku wyrasta o koliste, zadaszone palenisko z wielkimi k odami drewna, otoczone obwarzankiem mi kkiej kanapy. Zdawa o si , e starczy przytkn zapa , a buchn p omienie. Kominek? Tutaj, na Marsie? zdziwi si Kea. Przy tak surowych karach za zanieczyszczanie rodowiska i mas zgód koniecznych, by tkn jakiekolwiek drzewo? To musi by atrapa, uzna . I faktycznie, po paru chwilach poszukiwa znalaz panel kontrolny. K ody zaj y si ogniem, holop omienie zata czy y cieniami na cianach. Dobra, teraz pora na drinki. Tamara ju tam by a. W jasnozielonych spodenkach i dopasowanym bezr kawniku. To pierwsze nie si ga o gór nawet p pka, to drugie ko czy o si oko o ostatniego ebra. Oba wdzianka zdawa y si wieci w asnym blaskiem. Unios a dwie nape nione ju szklaneczki, zapewne z winem, bo obok sta a w wiaderku owini ta w serwetk butelka. - Za... za nasz noc - powiedzia a. Wypili, dolali i przeszli na kanap . Tam Kea opowiedzia jej praktycznie wszystko o sobie, co dok adnie, tego jednak nie potrafi sobie przypomnie . Tamara ucha a zafascynowana. Siedzia a bardzo blisko. W ko cu zabrak o mu tematu. Dziewczyna odstawi a szklank . Ca kiem niezauwa enie opró nili ca butelk musuj cego wina. Si gn a d oni i dotkn a jego ust. - Mi kkie i agodne - mrukn a i przysun a si bli ej. Przesun a po jego wargach j zykiem. Zacz j ca owa , ale ona odsun a si , wsta a i ko ysz c biodrami odesz a kilka kroków. Bluzeczka musia a mie jakie ukryte zapi cie, bowiem opad a jak mg a. Tamara cisn a j przez rami , obróci a si i spojrza a powa nie na m odzie ca. Musn a co przy spodenkach i te zmieni y si w strz pek jedwabiu, który sp yn na pod og przy jej stopach. Tamara wysz a z nich, przeci gn a si z lubo ci . Kea patrzy os upia y. Wolno ruszy a do ciemnego pokoju. W progu obejrza a si i u miechn a, potem znikn a we wn trzu. Po chwili zamigota p omie holo wiecy. Kea móg wybiera . Pod warunkiem, e wybierze Tamar . - Nie - powiedzia a Tamara. - Tym razem... tym razem tylko patrz. - Rozwin a szarf i zacz a wi za na niej w y w regularnych odst pach. - Nast pnym razem... b dzie twoja kolej. Rozmyty obraz Marsa trwa gdzie w tle. Wszech wiat zredukowa si do cia a Tamary. Noce wype ni a rozkosz, s odki ból, b yski rozkoszy. Dni sp dzali na eksploracji nowych obszarów zmys ów, kochali si wsz dzie, gdzie tylko dopad a ich ochota. Nami tno Tamary rozpala a si tak gwa townie, e chwilami ledwo unikali wykrycia i zwi zanego z tym skandalu. Szczególnie, gdyby znalaz ich kto nale cy do rodziny. Kea nie by niewinnym ch opcem, zatem i ona uczy a si od niego. Wci oczekiwa a czego nowego. Po niejakim wahaniu pokaza jej rozmaite techniki, które pozna jeszcze na Maui, lub o których tylko s ysza .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Tamara ch tnie wszystko wypróbowywa a, czy a nowinki z elementami ju jej znanymi. Najbardziej lubi a przed ane w niesko czono akty, które ko czy y si spazmem granicz cym z tortur . Kea czu si wówczas jak porwany przez maelstorm kawa ek drewna ci gany powoli ku centrum wiru. Zakocha si w dziewczynie, chocia wiedzia , e to wró y katastrof . Ale trudno. Co gorsza, Tamara zdawa a si równie zaanga owana. Chocia mo e to i dobrze. Kea pozwala sobie czasem na marzenia o przysz ci: innej zupe nie ni ta, któr planowa . Takiej we dwoje. Kea wci nie móg wyj ze zdumienia. Tamara skwapliwie spe nia a ka de jego yczenie, zupe nie jakby to on by w adc , a nie... Odsuwa t my l. Pewnego dnia zajrzeli do portu w Capen City. Kea ch on widok rz dów statków ró nych typów. Tutaj wielkie rakiety l dowa y na ogromnych nadziemnych rusztowaniach, a nie na wodzie, jak w przypadku Hawajów. Mo na by o przej pod ich dyszami i z bliska oceni ogrom kad ubów. Tamary statki nie interesowa y. W ka dym razie nie bezpo rednio. - Ale kochany, przecie po owa z nich nale y do nas - mrukn a zafascynowana ryzykiem zwi zanym z lotami. Ju kilka razy wspomina a Richardsowi, jak bardzo bezpieczna si z nim czuje. Richardsowi jednak co si tu nie zgadza o. Czemu za oganci s tak niedbale ubrani? Zupe nie inaczej ni na tych heroicznych obrazach, które nadawano w telewizji. I czemu na tablicy og osze przed biurem zatrudnienia portu wisi a tak wiele ofert? I czemu oferty te s dziwnie po e, jakby umieszczono je tam nie wiadomo jak dawno temu? Czy by brakowa o desperatów to podobnej roboty? Znale li miejsce w zat oczonej knajpce, tutaj zwanej kawiarni . Wypili troch przera liwie odkiego likieru kokosowego (Tamara zamawia a). Kea przetrawia , to co w nie zobaczy . I co ysza wko o. Lokal wype niali g ównie cz onkowie za óg. Kobiety i m czy ni lataj cy w wysokiej pró ni. Ale czemu, zastanawia si Kea, rozmawiaj niemal wy cznie o piciu i prochach, o tym jak zalali pa zesz ego wieczoru? Albo o strasznych warunkach panuj cych na pok adach statków i na który jeszcze warto, a na który pod adnym pozorem nie wolno mustrowa ? Pos ugiwali si przy tym zykiem, który nie sugerowa , by cho cz z nich mia a in ynierskie wykszta cenie. Brzmia o to jak jaki slang, monotonny, pe en przekle stw, niewyra nie artyku owany. I czemu ci dzielni pionierzy kosmosu maj oczy dziwnie przygas e, na wpó martwe? Tutaj po raz pierwszy us ysza o grodzi trzydziestej trzeciej. Mówiono o niej takim tonem, jakby by a to brama do piek a. Spyta . Dowiedzia si , e tak oznacza si zwykle grod mi dzy przestrzeni zajmowan przez maszynowni i kabiny za ogi, a adowniami i przedzia ami pasa erskimi. Co tu by o mocno nie tak, wci jednak nie wiedzia co. Dopi drinka i wzi Tamar za r . Dziewczyna wpatrywa a si w kobiet na drugim ko cu baru, której skóra, w ka dym razie ta widoczna spod pok adowego drelichu, pokryta by a tatua ami. Tamta wyra nie odwzajemnia a jej spojrzenie. Tamara zmarszczy a brwi, gdy Kea zaproponowa , eby ju i , ale nie zaprotestowa a. Na odchodnym u miechn a si do kobiety w sposób, który Kea zna z innych zupe nie okazji. Tej nocy spa sam, nie chcia psu Tamarze humoru swoimi ponurymi nastrojami. Rano zacz j przeprasza , ale dziewczyna go wy mia a i pojecha a do Capen City, by poszuka jakich „starych znajomych”. Wszystko sko czy o si w blasku s ca i tam, gdzie jaki ziemski tydzie wcze niej przypadkiem si rozpocz o, czyli na pok adzie trimaranu. Kea ca y ranek przygotowywa si do rozmowy. Szuka stosownych s ów. Uwa , e czeka go najwa niejszy z wszystkich zdawanych w nie egzaminów. I mia racj . Tamara wys ucha a go spokojnie, a gdy sko czy niespodziewanie p ynn przemow , najpierw zachichota a, potem roze mia a si na ca e gard o. - Kea - wykrztusi a po d szym czasie. - Niech zrozumiem. Uwa asz, e powinni my by razem ej ni do ko ca lata? Nawet na Ziemi?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Kea czu , e wszystko mu si w rodku gotuje, ale przytakn . - Mieliby my razem? Tak naprawd ? Kea, kochany, czy by ma stwo mia na my li? Ale zabawa! Ty? Ze mn ? Niesamowite... I znów zanios a si miechem. Kea wsta i prawie po omacku znalaz drog do windy.Trwa o troch , nim wróci do g ównego budynku. By o ju ciemno. Nie jad niczego, nie zajrza nawet do swojego pokoju. Marzy a mu si niewidzialno , szczególnie wobec Bargetów. Par osób z s by spyta o, czy czego potrzebuje. Kea tylko potrz sa g ow . Jedna pokojówka prawie si przy tym pop aka a. Chcia a te chyba co powiedzie , ale rozmy li a si . Po a mu tylko r na ramieniu, obejrza a si trwo nie i umkn a. Nie wiedzia , co ma teraz pocz . Nie zdo a przecie schodzi Tamarze z drogi przez ca reszt lata, które z rajskiej pory zmieni o si nagle w czy ciec. Nie móg te tak po prostu wyjecha , ostatecznie Austin by jego przyjacielem. Zapragn zaszy si gdzie , by wykurowa ran zadan mu przez dziewczyn . Na pocz tek poszuka sobie cichego k cika. Nagle us ysza miech. To by Austin. - Och, Bo e. On to mówi na serio? - Je li nie, to musi by najlepszy zgrywus na Marsie - odpowiedzia kobiecy g os. Tamara. - Chyba nie tego oczekiwa - zauwa kto jeszcze z namys em. Senior rodu. - Przepraszam, tato - odezwa a si Tamara. - Ale my la am... - Nie musisz przeprasza - przerwa jej ojciec. - Je li ten prostak ci si podoba , to twoja sprawa. Nie interesuje mnie, dlaczego. By bym hipokryt , gdybym chcia ci gani . Ostatecznie wiesz sama, e nasza rodzina z dawna okazuje niejak s abo do... przedstawicieli nizin spo ecznych, prawda? Rozleg si miech. Wspólny miech. Oto zgodna rodzina dziel ca si sekretami na temat drobnych grzeszków. - Wychodzi na to, e to moja wina - zauwa Austin. - Niezupe nie - wyja ni ojciec. - To tylko kolejna nauczka. Pozwalaj c, by ten m ody cz owiek wszed w twoje ycie, zapomnia widocznie o poprzednich. A przecie ju tak si zdarza o. Przypomnij sobie, jak trudno by o ci kiedy wyt umaczy , e twoje nia ki nie nale do rodziny i nale y traktowa je inaczej ni Bargetów. Albo te dzieci, które pozwalali my s bie trzyma na miejscu, aby mia si z kim bawi . Jak bardzo p aka , gdy trzeba by o je odes ? Nie os dzaj siebie zbyt surowo, Austinie. W tej kwestii nigdy za du o nauki. To trzeba przerabia ca y czas. - No to co zrobimy? - spyta a Tamara. - Bo wcale nie u miecha mi si perspektywa, aby ten myd ek szwenda mi si tu przez reszt lata jak piskl ze z amanym skrzyd em. - Nie przejmuj si - uspokoi j senior. - Zapewne sam zniknie. Albo rzuci si z urwiska. Lub odp ynie prosto w zachód s ca. Stukni ci i nawiedzeni miewaj ró ne pomys y. Zabrz cza y szklanki, jakby kto nalewa drinka. - Ale koniec ko ców, je li spojrzy si na to z boku, to ubaw jest niez y, prawda tato? - powiedzia Austin. Tamara zachichota a. Podobnie senior. Potem ca a trójka zanios a si serdecznym miechem.Kea nie s ucha d ej. Przestali dla niego istnie . Bargetowie, ich weso , Yarmouth. Przed oczami mia zniszczon tablic z tym napisem OFERTY PRACY. T sprzed portu kosmicznego.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozdzia 23 Sektor Alva, A. D. 2193 wiate ko pulsowa o na monitorze w ciek czerwieni . - Znów jest, Murph! - za wierka a Vasoovan. - Na pierwszej. Kapitan Murphy „Murph” Selfridge wcisn si do kabiny nawigacyjnej. By to m czyzna ros y, atletycznej budowy, który wszak e skapcania z latami. Pochyli si nad ramieniem pierwszego oficera, migaj cy blask o wietli mu twarz. Kea Richards dostrzeg na niej dziwnie bawoli wyraz zdumienia. - Nie rozumiem - stwierdzi w ko cu kapitan. - Cholera. Te same koordynaty? - Jak nic te same, Murph - odpar a Vasoovan. - Na pewno niczego nie pokr ci ? - spyta Murph. - Mo e sprawdzisz raz jeszcze? Osirianka westchn a m cze sko. Nie pierwszy raz w zawoalowany sposób wytykano jej niekompetencj . - Skoro pan nalega, kapitanie - za wierka a. Smuk e, ró owe macki zamigota y nad komputerem muskaj c klawisze. Richards i dwoje naukowców czekali w milczeniu. Zapomnieli o kartach od onych na male ki stolik salki ogólnej statku, który jaka szycha korporacji nazwa a „Destiny I”. Zakrawa o to na ponury art, bowiem ta drutem wi zana ajba mog a mie chyba tylko jedno przeznaczenie. „Destiny II” nie by o z tej prostej przyczyny, e pierwszy model okaza si na tyle nie dopracowany, i uko czono jedynie dziesi sztuk, po czym sprzedano je po cenie z omu. Sk pi ca na wszystkim kompania Kei kupi a dwa i od razu wprowadzi a do s by. Przez ostatnie pi standardowych miesi cy in ynier pok adowy Richards urabia r ce po okcie, eby utrzyma maszynowni „Destiny I” na chodzie. Statek le na kursie ku tajemniczemu ród u sygna ów gdzie w g bi sektora Alva. Vasoovan zresetowa a komputer. Monitor zamruga i obraz powróci . Tym razem wiate ko migota o na godzinie szóstej. - Co jest grane? - warkn Murph. - To dra stwo lata wko o nas, czy co? - Nie wiem. Nie do mnie z takimi pretensjami - warkn a coraz bardziej wkurzona Vasoovan. - Ja tylko wykonuj swoj prac . Jak wszyscy. Zwróci a wielkie, owalne oblicze ku kapitanowi i pokaza a z by. U miech drapie cy. Nawet teraz, po pi ciu miesi cach codziennych kontaktów z t przedstawicielk obcej rasy, Kea czu si w jej obecno ci dziwnie nieswojo. Dwa s upki oczne Vasoovan patrzy y z wyczekiwaniem na kapitana, dwa pozosta e unios y si , by zerkn ponad g ow Murpha na Richardsa i naukowców. Kobieta uda a, e odgarnia lok ciemnych w osów sprzed oczu, m czyzna odwróci g ow , ukazuj c przystojny profil. Kea jednak nie odwróci spojrzenia. Wiedzia , e nie powinien dawa Osiriance forów. - Na co tak si gapisz, Richards? - za wierka a sykliwie Vasoovan. - Na nic szczególnego - odpar Kea. - Ostatecznie scenka, podczas której kapitan i pierwszy oficer próbuj ugry si w ty ek, to kiepska rozrywka. - Nie czepiaj si - mrukn Murph. - Nie masz na co narzeka . Robota jest za potrójn stawk . I jeszcze premia, je li z czym wrócimy. Richards wskaza na w druj ce po ekranie wiate ko. - I to ma by to co ? - spyta . - Je li tak, to nie liczy bym na wi kszy przyp yw gotówki. Mam dziwne wra enie, e kompania si nie wykosztuje. - Opanuj si , Kea - upomnia go kapitan. - Nie siej defetyzmu. Stanowimy dobry zespó . I na Boga, owo daj , e sprawdzimy wszystko jak nale y. Kea wzruszy ramionami. - Jasne, Murph. Skoro tak mówisz. - To ich wina - odezwa a si Vasoovan wskazuj c naukowców. - To by ich pomys . Wiecie, co my ? Powiem wam, co my ...
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Doktor Castro Fazlur, g ówny naukowiec ekspedycji postanowi przerwa milczenie. - S yszysz, Ruth? Ona my li! Zabawne, co? Skrzywi si , jakby opowiedziano mu w nie kiepski dowcip. Doktor Ruth Yuen, asystentka i kochanka Fazlura, pochyli a liczn g ówk . Wyra nie wola aby zej z linii ognia. - Chyba nie b dziesz jej broni , Ruth? - naciska Fazlur. - Przyznasz chyba, e to jawna groteska, i ta mackowata istota przedstawia sob jedyne ycie rozumne, jakie napotkali my dot d w kosmosie. Poza nami, oczywi cie. - Uwa aj, Fazlur - sykn a Vasoovan. Naukowiec zignorowa ostrze enie. - Podejrzewam, e to przez te s upki oczne - ci gn . - Potencja intelektualny Osirian marnuje si w przewa aj cej cz ci na kontrolowanie prostych funkcji biologicznych. To by wyja nia o równie ograniczone zdolno ci j zykowe. Jak zauwa zapewne, kochana Ruth, ta tutaj opanowa a jedynie szwargot typowy dla z zowego szczura. Nie jest do rozwini ta, by pos ugiwa si mow istot prawdziwie cywilizowanych. Vasoovan obla a si szkar atem. Muskularna macka poszuka a czego ci kiego, by cisn tym w naukowca. I cofn a si gwa townie, gdy kapitan trzepn j w koniuszek. - Spokojnie, wiara. Dajcie sobie na wstrzymanie. I bez was mam do k opotów - j kn Murph. W tej chwili Kea poczu gor i kszta tn stop przyciskaj si do jego ydki. W drowa a coraz wy ej... i jeszcze wy ej. Ciemne oczy Ruth dziwnie si jarzy y, czerwony j zyczek muska górn warg . Widzia ju kiedy podobne spojrzenie u Tamary. Nagle zrobi o mu si tu zdecydowanie za ciasno. Cisn karty na stó . - Id si zdrzemn - powiedzia . - Gdy dojdziecie do czego ... to dajcie zna . Wsta i wyszed , unikaj c spojrzenia Ruth. A nazbyt znajome, k ótliwe g osy ciga y go daleko w b korytarza. Ku w asnemu zdumieniu kabin prysznica zasta woln . Pozosta e pi tna cie osób za ogi musia o by albo w kojach, albo na wachcie. Trafia a si rzadka okazja, by zdrapa z siebie narastaj ce yskawicznie pok ady potu i brudu. System od wie ania powietrza na „Destiny I” by tragicznie niewydolny. Miast odsiewa wyziewy organiczne, wprowadza je powrotem do obiegu, przez co nikt nie mia szans na zachowanie wymogów higieny osobistej. Atmosfera dos ownie g stnia a z miesi ca na miesi c, jeszcze troch , a udusz si we w asnych skondensowanych smrodach. Szczególnie, e ywili si g ównie racjami z folii, bo brak dostatecznej ilo ci wody uniemo liwia rozwini cie hydroponicznej uprawy warzyw. Ciep y prysznic usta . Sko czy si przydzia . Kea st umi poczucie winy i ponownie przycisn ytk . Do diab a z tymi ciubigroszami. Mi a mgie ka wodna znów wype ni a kabin . Wzi myd o i zacz szorowa zaskorupia , t ust pow ok . Ekspedycja do sektora Alva zosta a zorganizowana na zasadzie czystej szturmowszczyzny. Kea zg osi swój akces wbrew zdrowemu rozs dkowi. Nie marzy wcale o posadzie pierwszego in yniera na podobnym wraku. Kiedy pragn czego zupe nie innego. Tak, marzenia mia dumne i durne. Cisn je za spraw pewnej kapry nej kobiety z wysokich sfer. Gdyby zdarzy o si to komu innemu, pewnie kpi by z niego bezlito nie. Ale zbyt dobrze pami ta tamten szyderczy, marsja ski miech. Pami ta , chocia min y ju lata. Taki by wtedy m ody i g upi, e nie zastanowi o go nawet, czemu pierwsza kompania, do której si zg osi , przyj a go z poca owaniem r ki. Skakali wko o niego jak wokó kury znosz cej z ote jajka. piewaj co przeszed testy, egzaminy zda w jednej trzeciej przewidzianego na nie czasu. Po cichu spodziewa si , e mu podzi kuj . Testy testami, ale przecie nie mia adnego do wiadczenia. Oczekiwa te ostrej konkurencji. Tak atrakcyjna kariera, kosmiczna kariera... Szczególnie teraz, gdy pojawi o si tyle prywatnych kompanii wyczuwaj cych olbrzymie zyski i szans na zmonopolizowanie skromnego jeszcze rynku mi dzygwiezdnej komunikacji, stworzonej wcze niej za rz dowe pieni dze. Prawdziwy obraz zacz dociera do niego ju podczas pierwszego rejsu, który odby jako ch opak do wszystkiego na pok adzie frachtowca zmierzaj cego do Epsilon Indii.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Za oganci byli g upsi od pierwszego in yniera, ten za móg by policzy swoje szare komórki na palcach lewej d oni. Gdyby umia liczy , naturalnie. Nie brakowa o im natomiast pazerno ci i sk onno ci do nieróbstwa. Ile razy zawijali do jakiego portu, kapitan mia sporo roboty, by dobudzi ich potem z pijackiego i narkotycznego snu i przygotowa jako statek do nast pnego skoku. Kolejny rejs, znacznie d szy skok do Arktura, okaza si równie przykrym do wiadczeniem. Czyli nie by to wyj tek, lecz regu a. Niewiarygodne, ale oficerowie i za oga tego statku byli jeszcze mniej kompetentni. Rejs omal nie sko czy si katastrof , gdy kapitan zignorowa wyra nie zaznaczony na mapach pas asteroidów i co przedziurawi o im poszycie. Czterech ludzi zgin o, zanim Kea zdo nasun atk i zaspawa otwór. Potem musia przypomnie sobie jeszcze wszystko, co wiedzia o nap dzie systemu Yukawy, bo i maszynowni si oberwa o. Nikt inny na pok adzie nie potrafi tego naprawi , jednak wszyscy modlili si gromadnie, gdy przez nast pne siedemdziesi t dwie godziny Kea próbowa o ywi jako t stert z omu. Skok powrotny przeszed bez wypadków. Potem zatrudni si w nowej kompanii i pracowa tu do tej pory: Galiot Inc. By to jeden z dzia ów megagiganta SpaceWays. - Galiot to co zupe nie nowego, synu, co rozwojowego - oznajmi mu naganiacz. - Zobaczysz miejsca, których jeszcze nikt nie ogl da , zajmiesz si sprawami, o których nie ni . Naszym zadaniem b dzie wyszukiwanie dla SpaceWays nowych sposobów zarabiania pieni dzy. To wielka impreza, z porz dnym wsparciem finansowym. Je li si przy czysz, synu, to trafisz do innego wiata. Galiot dostanie wszystko, co najlepsze. Kea podpisa umow na jeden dwustopniowy skok. A krótko potem dochrapa si stanowiska pierwszego in yniera. nie, pomy la czuj c jak skóra i mi nie o ywaj pod strumieniem wody. Mo e nie by a to d uga droga, ale na pewno m cz ca. Nie z powodu ryzyka, bo to nieodzowna przyprawa ycia w pró ni. Mia te szans zrealizowania swoich ch opi cych marze o wyprawach do gwiazd. S k w tym, e kompania robi a wszystko, aby odrze przygod z ca ego uroku. Zatrudniali byle kogo za wszawe grosze, przez co nie by o nawet z kim pogada podczas rejsu. Konieczn i dobrze znan prac zmieniali we frustruj szarpanin za spraw braku odpowiednich narz dzi i sprawnych maszyn. Nigdy nie by o wiadomo, kiedy jaki szmelc si rozsypie. Zupe nie, jakby kompanii zale o przede wszystkim na wynudzeniu i wystraszeniu pracobiorców. I co ty tutaj robisz, Richards? Co najmniej roczna ekspedycja w towarzystwie beznadziejnych, najgorszych m tów zatrudnionych w Galiot Inc. Po co ci to by o? Mog poczeka w Bazie Dziesi tej na inny kontrakt. Dobra, czekanie wychodzi o ci ju uszami, ale przecie wiedzia , w co si adujesz? Pracowa ju dla nich. Tak, dobrze wiedzia . By o powiedzie im, eby schowali sobie ten kontrakt tam, gdzie s ce nie zagl da. Us ysza , jak otwieraj si drzwi azienki. Przez k by pary dojrza kr , kobiec sylwetk wyzwalaj si z okrycia. Niedobrze. Doktor Ruth Yuen u miechn a si i po a powoli na skiej awie, gdzie zwykle odk adano ubrania. - Mmm - mrukn a. - Lubi , gdy moi m czy ni s czy ci i pachn cy. Ostatnim razem, gdy wysz a z jego kabiny, Kea przysi ga sobie, e to ju koniec. Szlus. Na pok adzie statku kobieta mog a napyta biedy wi kszej ni wszystkie zagro enia czyhaj ce w pró ni. Pr dzej czy pó niej znajdzie si kto gotów wbi nó w plecy amanta. No to wygo j teraz, Richards. Powiedz nie. Niech wraca do swojego regularnego kochanka i szefa, doktora Castro Fazlura. Na co czekasz, Richards? Wyszed jednak spod prysznica, przysun si do awy. Ruth u miechn a si jeszcze szerzej i spojrza a na niego spod lekko przymkni tych powiek. Wyci gn a r i pog adzi a Richardsa w okolicy dka. Unios a jedn nog z pod ogi, zgi a w kolanie, wspar a na awie. Rozsun a uda i zacz a powoli si pie ci . - Na co czekasz, Richards? - spyta a. - Mam wys pisemne zaproszenie? Gdy nad ni ukl , oplot a go nogami w pasie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Jasne, Richards, tylko jej odmów. Skutek taki sam, jakby próbowa odmówi kompanii. Pierwsze plotki o sektorze Alva us ysza zanim jeszcze spotka kapitana Selfridge’a i jego za og . Powiadano, e podczas rutynowego przegl du nieba odkryto tam jakie dziwne, ale nieustaj ce zak ócenia normalnego t a radiacji. Nie wiadczy y jednak o istnieniu tam jakiego znanego cia a. Na pewno nie by a to czarna dziura ani aden z teoretycznie przewidzianych tworów, maj cych umaczy coraz wi ksz ilo napotykanych w kosmosie zagadek. Na ile dawa o si na razie stwierdzi , mia o to jednak by ród o „naturalne”. Kea nie potrafi opanowa fascynacji. Wci yj cy w nim ma y i t skni cy za przygodami ch opiec pragn ujrze ten fenomen na w asne oczy. Jako pierwszy, wcze niej ni ktokolwiek inny. Przywróci rutynie nieco romantyzmu. Potem do g osu doszed cynizm. Je li nie b dzie w tym pieni dzy, kompania zignoruje spraw . Owszem, sporz dzi wymagany prawem raport, który zginie w jakiej biurokratycznej czarnej dziurze. Wróci zatem do kabiny, któr kompania zapewnia a mi dzy kolejnymi kontraktami i zag bi si w ulubionej lekturze opracowa historycznych. Potem us ysza o przybyciu doktora Fazlura. Mia to by ekspert od teorii alternatywnych wszech wiatów. Kea omal nie zignorowa i tej wie ci, bo spotyka ju zbyt wielu ho ubionych przez kompani ekspertów. Zwykle nie mieli do zaproponowania niczego poza wizytówk z tytu em doktora (najcz ciej filozofii) i bez enady udowadniali sw bezu yteczno . Kea pomy la , e Fazlur potrzebny jest, by podpisa si pod raportem. Przepisy wymaga y parafki eksperta. Pog oski o „bombowej” asystentce Fazlura tylko utwierdzi y go w tych podejrzeniach. By a to doktor Yuen, któr ekspert ob apia przy ka dej okazji, nie tylko na osobno ci. Bez w tpienia bardziej playboy ni naukowiec. Jeszcze pó niej us ysza o ca ych tonach aparatury wy adowywanych ze statku, który przywióz eksperck park do Bazy Dziesi tej. - Kompania da a si wydoi - mrukn stary kosmak spotkany w ulubionej knajpce Kei. - Co si szykuje! Na zewn trznej pow oce bazy wyrós las dziwnych anten pod czony do aparatury, przy której przez ca dob kto dy urowa . Wracaj c z krótkiego, jednotygodniowego skoku Kea zauwa , e te anteny by y dziwne. Ca a sie drutów rozci gni ta mi dzy wie ami. Stary kosmak nie przesadza z tym wydojeniem. Co naprawd si szykowa o. Kea wróci do kabiny. Si gn po Gibbona. Cisn go w k t. Przekartkowa „Anabasis”. Te odrzuci . Podobnie „ ywoty” Plutarcha i pami tniki Churchilla. Tak zmarnowa wiele godzin. Gdy tylko otrzyma od kapitana Selfridge’a wiadomo , e kompletuje za og na lot do sektora Alva i chcia by pogada , pogna na spotkanie tak szybko, jak tylko umniejszona do jednej trzeciej grawitacja pozwala a. - Kompania wystawi a ci dobre wiadectwo, Richards - powiedzia Selfridge. - Dzi kuj , kapitanie. - Daj spokój z tytu ami - zaprotestowa tamten. - Na moim statku panuje zawsze nieformalna atmosfera. Tak si lepiej pracuje. W razie k opotów, z yty zespó dzia a sprawniej... Mów mi Murph. - Jasne... Murph - powiedzia Kea uznaj c, e powinien jednak odmówi . Tylko g upiec mustruje na statek, którego kapitan z mety brata si z podw adnymi. - Tak, Richards. Na luzie. A b dzie dobrze. Ale do rzeczy. Kompania da a mi list proponowanych pierwszych in ynierów, a ty jeste na samej górze. Teraz, gdy my si spikn li, to wiem ju dlaczego. Kea nie odpowiedzia . Powinien odmówi . Odk d wszed do tymczasowej kwatery kapitana odezwa si raptem par razy, gada g ównie gospodarz. Je li stary Murph po wi ca równie wiele czasu rekrutacji ka dego za oganta, to wylec na wi tego nigdy. - I jeszcze jedno ci gn Murph. - Na pierwszego oficera dosta em Osiriank . Nazywa si Vasoovan. Mam nadziej , e to nie problem? Kea uniós brwi, co kapitan zaraz zrozumia po swojemu.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Rozumiem, e mo na mie uprzedzenia, zdarza si , ostatecznie to robota dla ludzi i w ogóle. Nie mam pretensji. Ale widzisz, ona przysz a z polecenia. Musimy j zabra , nawet je li to podpucha. - Nie, Osirianie mi nie przeszkadzaj ... Murph - powiedzia ostatecznie Kea. Nie k ama . By ju zbyt doros y na bzdurne uprzedzenia, na dodatek s ysza o Osirianach sporo dobrego. Niestety, by i haczyk. By a to bardzo dumna rasa, a fakt, e to ludzie pierwsi nawi zali z nimi kontakt urazi mocno ow dum . Pomys , eby mieli z tego powodu by winni cokolwiek ludzko ci, brzmia w ich uszach jak blu nierstwo. Z tego te powodu pracowa dla ludzi godzili si jedynie ci sk óceni z w asnymi spo eczno ciami, zwykle niekompetentni malkontenci. Co znaczy o, e pierwszy oficer Murpha to zapewne sko czona niezgu a. Kolejny z y znak. Jednak... Skoro kto umie ci nazwisko Kei na li cie, to czy oznacza o to jakie zobowi zanie? - Czeka nas naprawd fascynuj ca misja - powiedzia kapitan. - No i stawka jest taka, eby wyrówna ryzyko. Trzykrotna, przyjacielu. Kontrakt od razu na rok. Kea u miechn si udaj c zadowolonego. To wiele wyja nia, pomy la . Nawet dla jednego z najm odszych pierwszych in ynierów kompanii trzykrotna stawka to raczej niewiele. No wiemy, sk d ta Osirianka. Tania si a robocza. Stary Murph te nie wygl da na takiego, który mo e da za wiele. - No i jeszcze premia, gdy przywieziemy to co . - A czego dok adnie mamy szuka ? - S ysza pewnie pog oski o dziwnym ródle radiacji w sektorze Alva? - Wszyscy je s yszeli. - No prosz - roze mia si kapitan. - adnych tajemnic w Bazie Dziesi tej. Dostali jakie dziwne odczyty. Urz dasy wype ni y formularze i pos y, gdzie trzeba. Wiesz, kompania musi meldowa o nowych odkryciach w zamian za udzia w ewentualnych zyskach z eksploatacji. W zgodzie z sumieniem, poczuciem obowi zku, ustawami kosmicznymi i takim tam mieciem. Ustawy, o których wspomina Murph by y och apem, który wielkie kompanie rzuci y dla uspokojenia przeciwników, zyskawszy ju prawo do pe nej komercjalizacji kosmosu. Dotyczy y finansowania bada naukowych i wspierania ogólnego post pu. W rzeczywisto ci sz y na to ledwie grosze. SpaceWays i inne, podobne kompanie, nie przejmowa y si ani duchem, ani liter prawa. - Raport poszed i wszyscy my leli, e b dzie jak zwykle. Zginie gdzie w ród papierów i po krzyku. Ale wtedy na scenie pojawi si Fazlur, ekspert od teorii wiatów równoleg ych. Nie pytaj mnie, co to znaczy. Ja tu tylko pracuj . - Nie b pyta - obieca Kea. - Fazlur przeczyta raport. Zaraz go podjara o. Co tam poprzelicza na kompie i prosz , bingo. Ucieszy si , jakby mu trzy wisienki w okienku wy wietli o. I powiedzia , e oto jest dowód na istnienie alternatywnego wszech wiata. Takie rozdarcie kosmosu. - Jak to si sta o, e kompania w ogóle zwróci a na niego uwag ? - spyta Kea staraj c nie okazywa najmniejszych ladów emocji, chocia serce wali o mu w piersi. - Co ich tkn o? Maj jaki pomys , eby na tym zarobi ? - Nie, forsy w tym nie ma - odpar Murph. - adnej szansy. Ta ekspedycja ma by , cytuj , podj ta w najszerzej rozumianym interesie nauki. Koniec cytatu. Kea popatrzy na niego w sposób jednoznacznie sugeruj cy, e nie pojmuje z tej historii ani s owa. Murph roze mia si . - W nie. Prawda jest taka, e nasza nieustraszona kompania uwik a si w polityk i nieco ostatnio oberwa a. Ró ni ludzie z rz du oskar aj j o defraudacj pieni dzy przeznaczonych na badania. - No i chc podreperowa swój wizerunek? - domy li si Kea. - Zab ysn nasz wypraw ... - wietnie tu uj . I st d Fazlur. Wygl da mo e na jajog owego, ale ma nosa do interesów. Poci gn za w ciwe sznurki z nadziej , e si wybije. No i zagonili nas wszystkich do misji naukowej. Tak to wygl da, pomy la Kea. Niezbyt kosztowna próba rozlania oliwy na wzburzone wody polityki. Wyprawa od samego pocz tku skazana na pora .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak zatem, Richards, wiesz ju co trzeba. Opowiedzia em ci wszystko. I co powiesz? Lecisz ze mn ? Kea przemy la spraw . Raz i powtórnie. Wci nie wygl da o dobrze. Niemniej... alternatywny wszech wiat? Druga strona tej monety, któr Bóg rzuca na pocz tku? Je li tam by a mo liwa do zaobserwowania przetoka... przej cie do...Dok d? Richards musia to wiedzie . - Tak - powiedzia . - Lec z tob . Patrzy , jak Ruth oddala si korytarzem. Przystan a przy drzwiach, odwróci a si i u miechn a, po czym drzwi otworzy y si i znikn a w rodku. Kea odczeka troch , nim ruszy za ni . Nie chcia , by widziano ich wchodz cych razem. Kapita skie wezwanie na narad zaskoczy o ich po rodku kolejnej szalonej sesji. Chrypienie g nika nie umilk o jeszcze na dobre, a ju si gn li po ubrania. Kea robi co móg , by Fazlur nie zacz go podejrzewa . Ponownie przekl si za wpl tanie w t ca imprez . Kobieta zacz a swoje zaraz po starcie. Mia a wietne cia o i przywyk a dostawa dzi ki niemu to, co chcia a. A chcia a wiele. Powiedzia a, e Fazlur to zwyk a winia. Spe nia a jego dania, by nie straci pracy. W przeciwnym razie do czy aby do rzeszy „naukowców do wynaj cia”. - Musz korzysta z tego, czym obdarzy a mnie natura - stwierdzi a, przesuwaj c palcem po adkiej skórze. Kea przekona si szybko, e dla niej ryzyko zwi zane z ewentualn wpadk by o tylko dodatkow podniet . Zupe nie, jak w przypadku Tamary. Ale Richards wiedzia , w czym rzecz. To o ciebie chodzi. Ile razy zapuka, zawsze otwierasz drzwi. Szybko zda sobie spraw z w asnego szale stwa. Co zabawniejsze, wiedzia , i jest to sytuacja opisywana w podr cznikach psychologii jako wzorcowa. Obsesja wynik a z pora ki w romansie z Tamar . Dobrze, e chocia samo wspó ycie nie zostawia o nic do yczenia. Zawstydzony lekko tym uzale nieniem i dziwnie odm odnia y (chocia mia dopiero dwadzie cia osiem lat) Kea uzna , e min o do czasu i wszed na mostek. Murph, Vasoovan i Fazlur ju czekali. Ruth pos a mu ca usa zza pleców sta ego kochanka. - Co ci zatrzyma o, Richards? - za wierka a irytuj co Vasoovan. Fazlur spojrza na niego uwa nie. Czy by jednak co podejrzewa ? - Ma e k opoty w maszynowni. - Znów przecieki na spawach? - spyta Murph. - Tak, znów te spawy. Fazlur odwróci g ow . Uspokojony? - A o co chodzi? - spyta Kea. Murph wskaza kciukiem na Fazlura. - Doktorek doszed do czego - spojrza na naukowca. - Mo e by nam to wyja ni ? - W nie, Fazlur - do czy a si Vasoovan. - Powiedz nam tylko, e od pi ciu miesi cy gonimy za wielkim nic. - Nie, moja t pawa towarzyszko, to nie u uda - stwierdzi Fazlur. - Tego jestem pewien. Gdy wyruszali my, sygna dochodz cy z obszaru nieci ci w sektorze Alva by sta y i silny. Teraz jednak brzmi inaczej. Im bli ej jeste my, tym cz ciej si rwie. - Pewnie aparatura siada i tyle - sykn a Vasoovan. - Widzieli cie co , czego tam nie ma. - No to jak wyt umaczysz te mrugaj ce wiate ka widoczne na monitorach, idiotko? To nie mój sprz t. Vasoovan wola a si zamkn . W druj ce czy nie, wiate ka chyba o czym wiadczy y. Fazlur sarkn jeszcze na Osiriank , która poruszy a nerwowo szypu kami, i wróci do tematu. - Zebra em wszystkie zapisy obserwacji Vasoovan. Potem przetworzy em i porówna em dane, eby sprawdzi , czy kryje si w tym jaka prawid owo . - I prawid owo istnieje - domy li si Kea. W przeciwnym razie nie by oby o czym mówi .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Tak - potwierdzi z ulg Fazlur. - W pierwszej chwili wydaje si e ród o sygna u w druje jak wskazówka po tarczy zegara. Z pierwszej na szóst . Potem na dziewi . Jednak spogl daj c z perspektywy, widzimy, e potem cofa si . Dziewi ta, szósta, pierwsza. Narysowa na kartce krzyw przypominaj liter U. - Co powoduje ten ruch? - spyta Kea. - Po cz ci obecno czarnej materii - odpar Fazlur. - Mamy tu do czynienia z wielkimi wahaniami grawitacji, czego, przyznaj , nie oczekiwa em. Ale to nie wszystko. Tak naprawd , to uwa am, e obserwujemy w nie rozdarcie na granicy dwóch wszech wiatów. Ten drugi, e tak powiem, krwawi poprzez obszar nieci ci. Dobrze wiadomo, e we wczesnej fazie istnienia naszego wszech wiata dodatnie jony by y tak ci ni te, e adne wiat o si nie wydostawa o. Gdy si oddzieli y, jak obecnie s dzimy, wiat o zacz o emanowa g st jonow mg . Podejrzewam, e w tym s siednim, ju nie tak teoretycznym, wszech wiecie, dzieje si co podobnego. Widzimy jonow mg lub jej odpowiednik, próbuj cy wydosta si na zewn trz. I pod aj tam, gdzie napotyka na najmniejszy opór, czyli poprzez nieci i dalej do naszego wszech wiata. - Dobra robota, doktorku - powiedzia Murph. - Przynajmniej tak my . To ju szefowie os dz . Ale to co mówisz, wydaje si sensowne. Jednak premii z takiego gadania nie b dzie. Chyba, e zaczarujesz ich jako , gdy wrócimy. - Och, zrobi znacznie wi cej - achn si uczony. - Polecimy tam i dowiedziemy wszystkiego! - Opanuj si , Fazlur! - sykn a Vasoovan krzywi c si , jak na drapie nika przysta o. - Masz nas za upich? I bez tego kupuj twoj teori , popr ci nawet przed kompani , eby dosta swoj cz . Ale tutaj nie ma artów. Co to niby jest ta jonowa mg a? Przecie nie wiemy, jak przelecie st d tam. - Owszem, wiemy - powiedzia Fazlur. Przeci gn lini w poprzek U i zrobi kó ko przy godzinie jedenastej. - Oto kurs naszego nast pnego skoku. W pomieszczeniu zapad a cisza. Kea zauwa , e Ruth marszczy czo o, zastanawia si . W ko cu skin a g ow . Uwa a, e to ma sens. Pierwszy odezwa si Murph. - No, no, doktorku. Superpomys i w ogóle, ale chyba mamy ju do . Politycy b szcz liwi, e w ogóle co znale li my, wi c i kompania te b dzie szcz liwa. Koniec sprawy. - Nie b g upi - naskoczy na niego Fazlur. - Je li mam racj , to b dzie najwi ksze odkrycie od czasu Galileusza. Zmusi do ponownego zdefiniowania poj cia rzeczywisto ci. I mniejsza o s aw , chocia i tak wszyscy, jak tu jeste my, przejdziemy do historii. Pomy l o forsie, cz owieku. dziemy nieziemsko bogaci. Murph spojrza na Richardsa. - Jak wygl damy? - Maszynownia w porz dku, reszta jako tako. W cznie z paliwem. Kea nie mia wyboru, nie móg zmy la . - Sam nie wiem - mrukn kapitan. - Chyba jednak nie powinienem podejmowa takiej decyzji samodzielnie. - Z gór nie mo emy si porozumie - wtr ci a Vasoovan. - Jeste my poza zasi giem. - Je li teraz zawrócisz - ostrzeg Fazlur - to przysi gam, e dopilnuj , by ci wywalili z wilczym biletem. - Spokojnie, doktorku - sapn Murph. - Nie tak ostro. Mówi tylko, e niezbyt mi to pasuje. - Bior na siebie ca odpowiedzialno - powiedzia Fazlur. - To nie tak - stwierdzi kapitan. Chcia powiedzie , e to nie starczy, by ochroni jego obszerne cztery litery. - A gdyby my tak zag osowali? Wszyscy oficerowie i was dwoje. Za ogi o nic pyta nie musimy. Kea omal si nie roze mia . Kapitan namawia do g osowania... - Czemu nie? - powiedzia g no i uniós r . - Ja jestem za. - Gadaj sobie! - sykn a Vasoovan. - G osuj za powrotem.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Fazlur i Ruth poparli Richardsa. Murph wiedzia teraz, sk d wiatr wieje. - Dobra, przy czam si do wi kszo ci. Przykro mi, Vasoovan, ale musz utrzyma spokój na pok adzie. Na tym polega moja robota. I tak, cynicznie i nieco z przymusu, zacz si ostatni etap operacji Alva. Richardsowi to nie przeszkadza o, bo pragn ujrze drug stron boskiej monety. Po g owie t uk o mu si wydobyte z jakiego zakamarka pami ci zdanie: „Z takiego chaosu nadchodzi spe nienie marze ”. W poprzek widocznej przestrzeni falowa a kurtyna deszczu. Ko ysa a si lekko, targana agodnym, kosmicznym wiatrem. To tutaj styka y si dwa wszech wiaty. I poniek d si przenika y. Kea patrzy na g ówny ekran statku, na nieustanne migotanie, male kie eksplozje wiat a. To cz stki z jednego uniwersum napotyka y cz stki drugiego i ledwie zrodzone, gin y. Fazlur nazwa dr , wietlist kurtyn „nieci ci ”. Nieci ? Ju pr dzej Brama Niebios. Lub Piek a. - A teraz, Richards, gdyby móg przesun go nieco dalej rozleg si g os Fazlura. Kea poruszy joystickiem. W pole widzenia wp yn ma y, cylindryczny obiekt. By a to sonda stosowana zwykle do przekazywania drobnych przesy ek mi dzy statkami, obecnie doczepiona do specjalnej, plastikowej sieci. Na pasku u do u ekranu zacz y si pojawia pierwsze szeregi cyfr. - Jeszcze troch ... - mrucza Fazlur. - I jeszcze... Nagle sie o a od mini eksplozji. Antycz steczki zetkn y si z cz stkami. Poza b yskami nic jednak si nie dzia o, przynajmniej Kea niczego takiego nie wyczuwa . Na joysticku nie pojawi si aden opór, nic nie targa o sieci . Eksplozje usta y, gdy tylko sonda wróci a do normalnej przestrzeni. - Uda o ci si ! - wykrzykn z ty u Fazlur. Kea wiedzia ju , e jego imi trafi do podr czników historii. Pierwszy naukowiec, który zajrza do drugiego wszech wiata, nie szkodzi, e zdalnie. Prze czy sond na automatyczny powrót i obróci si z fotelem. - Co niby zrobi ? - za wierka a Vasoovan. - Wszyscy jednakowo w tym siedzimy, cymbale. To zespó . Racja, Murph? Wszyscy dostajemy po równej cz ci. - Aha... jeszcze o tym pogadamy - mrukn kapitan. - Trzeba zajrze do umowy. Kea móg by jej powiedzie , o czym my la ten stary manipulator Murph. Próbowa wymy li jak najkorzystniejszy dla siebie, ale ca kiem przy tym legalny, sposób obliczenia premii: ja i Fazlur bierzemy dla siebie pi dziesi t procent... To b dzie... Pomy lmy... Ile wynosi a najwi ksza premia, jak kompania dot d wyp aci a? - Nie musz zagl da do umowy, Murph - sykn a przenikliwie Vasoovan. - To ogólne zasady, kole . Fazlur jako szef zespo u dostaje dwadzie cia. My dzielimy si reszt . Po równo. - Przestaniesz wreszcie? - warkn Fazlur. - Kogo obchodzi premia kompanii? Chyba eby na gwo dziu w wychodku j sobie powiesi . - To znaczy... - zaj kn si Murph, - e jej nie chcesz? Ch tnie podzielimy si twoj cz ci , prawda Vasoovan? - A bierz j sobie. - Mo e wyja nisz im to do ko ca, Fazlur? - wtr ci si Kea. Trzy razy narusza sond granice tamtego wszech wiata. Patrzy naukowcom przez rami , widzia jak pilnie obrabiaj nap ywaj ce dane i mia niejakie poj cie, co w ciwie odkryli. Bardziej mgliste podejrzenie ni pewno . Fazlur skin g ow i ustawi si do nich swoim lepszym profilem. - To proste - stwierdzi . - Dotarli my do innego uniwersum i mamy ju materialne dowody jego istnienia. Tyle, e tamtejsza materia staje si w naszym wszech wiecie ród em niewyczerpanej mocy. Ma a buteleczka, kochani, mo e zaspokoi wszystkie potrzeby energetyczne sporego miasta na jakie sto lat. - Zachichota , potem si roze mia . Reszta milcza a. - Tyle w kwestii premii. Kea zaczyna rozumie . ród o energii... paliwo! Ludzie toczyli o to wojny. Setki tysi cy gin y w bitwach o pola naftowe. Jak paliwo, to i bro ! No i bogactwo. Na tym w nie zbijano zawsze
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
najwi ksze fortuny. Rozejrza si po mostku. Ka dy rozumia to zapewne po swojemu, ale rozumia . Zreszt , co tak trywialnego nawet t pa ma pa by poj a. Nie da si wyruszy w kosmos... i prze tutaj bez zrozumienia podobnych spraw. Kea przyjrza si obecnym. Murph krzywi si jak b azen, ale poza tym by dziwnie powa ny. Vasoovan zblad a jak ciana; u miecha a si ukazuj c wszystkie ostre z by i spazmatycznie rusza a mackami. Ruth oczy poja nia y, nerwowo zwil a j zykiem wargi. A ja? Kea wola nie spogl da na w asne oblicze. - No... doktorku... - wykrztusi Murph. - Jak nazwiesz to co ? - Dobre pytanie, Murph - odpar Fazlur. Tym razem Kea nie mia mu za z e jego pedantycznego tonu. - To przeciwie stwo naszej materii. Ale antymateri nie jest o tyle, e t ju mamy. Mo e powinni my wyrazi to jako prosto. - Spojrza na Ruth. - Od razu nazw handlow , eby nawet ignorant rozpozna , o co chodzi. Tak jak podczas spotka z potencjalnymi fundatorami. Przekona em si ju , e im najlepiej wyk ada po literkach, wtedy dzia a najskuteczniej. - To proste. - Ruth wzruszy a ramionami. - Je li to nie jest dok adnie nasza antymateria... to musi by now antymateri . Trzeba jako podkre li t nowo . - Mo e antymateria numer dwa? - zaproponowa Kea. - Podoba mi si - powiedzia a Ruth. - Zwi e i proste. - Antymateria numer dwa... Tak, to jest to. Bardzo dobrze. Przykuwa uwag - oceni Fazlur. - Poza tym pasuje idealnie na napis na frontonie budynku - doda Murph. - Aem dwa. Narysowa w powietrzu: AM2. - Na ile jeste tego pewien, doktorku? - spyta a Vasoovan. - Masz dowód? Fazlur wsta i odwróci si do ekranu, gdzie wci migota a jasna kurtyna. - Jestem pewien. Ca kowicie. I mam dowód, ale nie ostateczny. A w tej sprawie, przyjaciele, trzeba mie argument nie do zbicia. W przeciwnym razie... - Spojrza na nich. - B dzie wielu gotowych zabija dla tego bogactwa. Musimy by czujni. Fazlur przyjrza si im uwa nie. Wszystkim po kolei. Richards pomy la o Bargetach i innych wielkich rodzinach. I ich maj tkach. Na ile dojrz w AM2 sposobno dla siebie, na ile potraktuj nowe ród o energii jak zagro enie? Sprawa kontroli nad AM2 stanie si kluczem do w adzy. Jedni skocz drugim do garde . Ten jajog owy ma racj . Starzy bogaci przeciwko nowym bogatym. Starzy zaatakuj prawnikami, sposobami... i zabójcami. Kea przytakn . Wiedzia . Pozostali te . - Je li chcemy mie prawa do tej fortuny, takie na mur beton, bo to przecie nasze odkrycie, musimy mie te dowody. Dowody wystarczaj ce dla ka dego s du. Zarejestrujemy odkrycie, opatentujemy sposoby eksploatacji. Wszystkie mo liwe. Tak, eby nikt nie móg podwa naszych praw. - A jak zdob dziemy dowody? - spyta Murph. Fazlur wskaza na ekran. - Musimy tam wlecie . I potem wróci . Kea nie s ysza jeszcze równie wymownej ciszy. Nie by o o co si spiera , chocia pytania cisn y si na usta. Czy to da si zrobi ? Jeste pewien? A je li...? Ka dy musia rozwa spraw samodzielnie. Wiedzieli, co Fazlur by odpowiedzia : Tak. Jestem pewien. Nie wiem, nigdy jeszcze tam nie by em. Kea prze kn ci ko lin . Spojrza na ekran. Ognisty deszcz otula przestrze . Wabi jak... kobieta. Musia ... musia to zobaczy . „Z takiego chaosu nadchodzi spe nienie marze ”. - Chyba powinni my spróbowa - powiedzia .to by o miejsce jak ka de inne.ale niepodobne.zupe nie jakby...go nie by o.nie podoba mi si .czemu?nie wiem.zimniejsze?nie, ale czuj ch ód.ciemniejsze?nie, ale nic nie widz .no to co?czuj si ...zagubiony. Wszystko wróci o do normy. Spojrzeli po sobie jakby obudzeni. Ruth wyci gn a ukradkiem r do Kei, ale Fazlur i tak to zauwa . Co dziwnie b ysn o mu w oku. Potem znów spojrza na ekran.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Jeste my po drugiej stronie - powiedzia cicho. Kea skontrolowa przyrz dy. Prze czy ekran na rufowe kamery. Kurtyna zosta a za nimi. „Destiny I” przeszed przez zas on . - Ustalam po enie wzgl dem nieci ci - powiedzia Murph oschle, pewnym g osem. - Czas... - Sprawdzam... Koordynaty... iks trzysta pi dziesi t - zawtórowa a mu Vasoovan. - Posuwamy si ... - Pó mocy - wtr ci si Kea. - Sta a szybko . Wszystkie wska niki w normie. - Odczyty lewoburtowych wska ników... te w normie, doktorze - powiedzia a spokojnie Ruth. - Kurs dziewi stopni na praw burt ... Dzi kuj , Ruth. Zmniejszy tempo przep ywu strumienia danych... Mamy. Fazlur przebiega palcami po klawiaturze. Skin g ow . Tak. Znowu tak i jeszcze raz tak. Mia wszystko. - Chyba mo emy ju wraca , kapitanie. Murph przytakn . Równie sztywno i oficjalnie. - Dzi kuj , doktorze. Vasoovan, kurs na Ziemi ... Wracamy. Obiekt pojawi si na zamglonych dziwnymi bezbarwnymi barwami ekranach jako male ka plamka. Niesko czenie ma a plamka. - Murph! Na jedenastej! - Co to za ogryzek? - Nie wiem. Mo e ksi yc dla krasnoludków. - Byle nie za blisko. - Nie, przejdzie daleko, chocia mo e powinni my... Do statku zbli y si dwa cia a. Ka de mia o swoj mas . I moment p du. I ka de wytwarza o pole grawitacyjne. Tyle, e ka de z nich pochodzi o z odmiennej rzeczywisto ci. Przeciwie stwa si przyci gaj . A co si dzieje, gdy spotkaj si dwa a takie przeciwie stwa? Drobina trafi a „Destiny I” w po owie d ugo ci kad uba. Eksplozja wyrwa a w burcie otwór na podobie stwo rany. Jakby rekin wyszarpa kawa cia a upasionemu tu czykowi. Pi tna cioro zgin o na miejscu. Pi cioro prze o. Bogowie tego zak tka nie byli dla nich do askawi. Kea ockn si w ciemno ci. Czu smak krwi. I jaki kwa ny odór. Nic go nie bola o. Dr twota. Us ysza g osy. - Nikt nie prze - zawodzi kto . - Tu jeste my, Murph. Tutaj. yjemy. I ja te yj , chcia powiedzie Kea. Te yj . Nie wydusi z siebie nawet j ku. - Co teraz zrobimy? Bo e, co zrobimy. - Zabi abym ci Murph, gdybym si nie ba a zosta sama. - Trzeba pomy le . My le trzeba. - To twoja wina, Murph. Nie powinni my tu wlatywa , draniu! Sprawdzi uszkodzenia, chcia znów powiedzie Kea. Bardzo chcia ... Sprawdzi uszkodzenia. Poczu , jak odzyskuje kontrol nad wargami. I zemdla . Chcia o mu si pi . Bo e, jaki by spragniony. Jaki g os. Ruth. - Nie wiem, do diab a. Pewnie jest po amany. Jakie obra enia wewn trzne. Nie jestem lekarzem. - A co z Fazlurem? - spyta Murph. - A kogo to obchodzi? - za wierka a Vasoovan. - On nas w to w adowa .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Z Castro niedobrze - oznajmi a ch odno Ruth. - Zrobi am wszystko, co by o w instrukcji zestawu medycznego. Krwawienie usta o, o ile to jaka pociecha. - Wci nieprzytomny? - Wci . I dzi ki Bogu. Te krzyki by y okropne. Wody, pomy la Kea. Pi mi si chce. - Zostali my praktycznie bez ywno ci - sykn a Vasoovan. - I tylko z resztk wody. - Mówi , oszcz my im cierpie . Wtedy po yjemy troch d ej. - To by nie by o w porz dku - stwierdzi a stanowczo Ruth. - adne takie... - mrukn Murph. - Jasne, e by nie by o... Poza tym, jak d ugo s nieprzytomni, niczego nam nie zabieraj . Prócz powietrza. A tego mamy du o. Kea znów odp yn w nie wiadomo . Ból wraca falami. Ale nie obezw adnia . Odr twienie znikn o. Tyle, e wci by o ciemno. Oczy... Czu zlepione powieki. Co zaschni tego... Krew? Tak, krew. - Jezu, ale tu cuchnie - j kn Murph. Rozleg y si postukiwania. Kto co odpina . Co upad o na pod og . - Dotar tym razem do maszynowni? - spyta a Ruth. - Tak. Nie oberwa a za mocno. Nawet kontrolki dzia aj . - Damy rad ruszy ? - za wierka a Vasoovan. Kea us ysza westchnienie Murpha. - Powiedzia em, e nie oberwa a za mocno. Niemniej oberwa a. Pewnie da si naprawi . Ale ja tego nie potrafi . Wy te nie. - Wody wykrztusi wreszcie Kea. - Hej, to Richards - zauwa Murph. - Czego on chce? - spyta a Vasoovan. - Wody. Powiedzia , e wody - wyja ni a Ruth. - Dam mu. - Ej e, Murph - za wierka a z pasj Vasoovan. - Nie tak si umawiali my. Oni mieli nas nic nie kosztowa , pami tasz? - Pami tam. Kea przestraszy si nagle, e mo e tamci co ju postanowili. Co nieciekawego. Gdzie Ruth? Czemu go nie broni? Nie czekaj na Ruth! - Mog naprawi - zakraka . - On si naprawd obudzi - powiedzia a Ruth. - S yszy, co mówimy. - Co powiadasz, partnerze? - odezwa si jowialnie Murph. Kea poczu , e kapitan podszed bli ej. Pewnie nawet si pochyli . - e mo esz naprawi ? Naprawi nap d? Kea chcia co doda . Niejedno by doda , ale nie mia si . - Wody - wyszepta . To by jego jedyny warunek przetargowy. Jaki szelest. Woda na wargach. Pi do syta. Poczu zapach perfum. I us ysza g os. - Kochany - powiedzia a Ruth. - Tak si ciesz , e yjesz.Poca owa a go w policzek. Zasn . Wspar si na zdrowej r ce, eby lepiej widzie . Drug mia ciasno przywi zan do torsu. - To w ciwy wziernik - powiedzia . - Jeszcze kontrnakr tka. Teraz unie pokryw . Zobaczysz modu w kszta cie litery Y. Na ekranie widzia odziane w r kawice kombinezonu r ce Murpha. Wykonywa po kolei wszystkie polecenia wci ni ty mi dzy grod a maszyn . - Mam - powiedzia kapitan. - Dobrze. Teraz poszukaj przy pasie klucza, który b dzie do tego pasowa . Zanim jednak otworzysz wewn trzn os on upewnij si , e nasun ochraniacz na wizjer. - Proste jak drut - mrukn Murph i wróci do pracy. - Nie ma co si martwi o raka - za wierka a Vasoovan. - adne z nas nie po yje do d ugo. - Przedni dowcip - mrukn a Ruth. - Ju nam weselej.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Kea zignorowa ten wst p do kolejnej sprzeczki. Opad na legowisko. - Daj mi zupy. - Zjad ju swój przydzia - odpali a Vasoovan. - Zupy - powtórzy Kea. By chory, musia je wi cej i kropka. Spojrza na dzia aj cego w maszynowni Murpha. Zdj ju os on i teraz powinno pój atwo. G ód znów zwin wn trzno ci. Bole nie. Zupe nie, jakby amane na ostro ebra k y przepon . A przecie by y tylko pop kane. Uniós si i spojrza na Ruth. Odwrócona plecami dziewczyna nie mia a ochoty go wspiera . Siedzia a tylko w swoim fotelu. Vasoovan obserwowa a ich oboje z niejak weso ci . - Kim niby jeste , eby rozkazywa ludziom? - wybuchn a nagle Ruth. - Kim takim jeste , eby je i pi wi cej ni reszta? - Niewa ne - powiedzia Kea. - Albo dasz czego chc , albo ja za atwi was. - Nie ma jedzenia, nie ma pracy - za wierka a histerycznie Vasoovan. - Twarde warunki dyktuje. Zwróci a wszystkie cztery szypu ki na Ruth. - Daj mu powiedzia a. - Daj, albo do czysz w zupie do Fazlura. Ruth pos ucha a. Kea przygotowa si na d sze oczekiwanie. Murph powinien by gotowy do nast pnego ma ego kroku za jakie cztery godziny. Potem Richards sprzeda kolejny u amek swojej wiedzy za kolejn porcj zupy. I potem znowu. A sko cz robot . To jeszcze ze dwa tygodnie. A wtedy zobaczymy. Fazlur zmar trzy dni wcze niej. Bez przerwy rzuca si i j cza , i ani na chwil nie odzyska przytomno ci. Z drugiej strony, nie odp ywa na tyle, by w ogóle nie czu bólu. Nikt nawet si nie ruszy , by mu pomóc. Nic do picia, adnego jedzenia. Kea nie wyst powa w jego obronie. Wiadoma transakcja nie obejmowa a osób trzecich, po co zatem strz pi j zyk? I tak by mu nie pomogli. To Murph, Vasoovan i Ruth dyktowali prawa na pok adzie. Do czasu zaleczenia ran Kea zdany by na ich ask . Poza tym Vasoovan narzuca a pozosta ym logik przetrwania typow dla drapie cy: Fazlur nie by niezb dny. - Mamy szcz cie - powiedzia a - e go nie potrzebujemy. To znaczy ywego. Wystarcz nam dowody, które zebra i wszystkie dane. - Mnie interesuje jedynie, eby wreszcie si uspokoi - stwierdzi a Ruth. - Nie znios d ej tych ków. Tak samo chrz ka zwykle, gdy si kochali my. Stara winia. Kea odwróci si od nich i zag bi we w asnych my lach. Potem zasn .Jaki czas pó niej us ysza jak Fazlur j czy. Inni pochrapywali. Nagle rozleg y si ciche kroki. Tupot ma ych stóp. Poczu przelotny zapach perfum. J ki usta y. Znów mi kki odg os st pania. Nast pnego dnia okaza o si , e Fazlur nie yje. - Przepu my go przez odzysk - za wierka a Vasoovan. - Dodamy go potem do zupy. Zup nazywali rodzaj wywaru uzyskiwanego z w asnych odchodów i coraz mniejszych ilo ci ro lin produkowanych w nielicznych ocala ych zbiornikach hydroponicznych. - Czemu nie? - stwierdzi a Ruth. - Wreszcie b dzie z niego jaki po ytek. Kea patrzy , jak wywlekaj cia o. G ód znów mu dokucza . Potem us ysza lekkie kroki. Poczu zapach perfum. Nie podnosz c oczu wzi od Ruth kubek. Wypi . Ca kiem bez smaku. Biedny Fazlur. Kurtyna ja nia a przed nimi. Przyzywa a. Gdyby wypadki potoczy y si inaczej, zapewne znana by by a odt d jako Nieci Fazlura. Rozejrza si . Vasoovan, Murph, Ruth. adne z nich nie da oby Fazlurowi szansy. A co do niego... Có , mia ju pewien pomys . - Jeste my gotowi - powiedzia a Vasoovan. Kea pozbiera si . Przewi zana r ka wraca a do zdrowia, by a coraz silniejsza. - Najpierw musimy sobie jeszcze co wyja ni - stwierdzi . - Zanim przelecimy. Spojrzeli na niego zaniepokojeni. - Spokojnie, nap d zadzia a - powiedzia . - Ale chc , eby cie nie zapominali, e potem czeka nas jeszcze pi miesi cy lotu powrotnego. - No i co z tego? - spyta Murph.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- A to, e skoro teraz wszystko dzia a, kto z was móg by wpa na pomys , e nie b ju potrzebny. Podobnie jak naukowy kierownik ekspedycji. - Nikt nie zaprotestowa . Nikt nawet nie uda ura onego takim podejrzeniem. Tylko cisza. - Przedsi wzi em pewne rodki bezpiecze stwa, by my mogli wytrwa w przyja ni - ci gn Kea. - Naprawi em maszyn . Owszem. Ale nie tylko. Zrobi em jeszcze co wi cej. Murph nawet si nie zorientowa . - Co niby? - spyta ze z ci kapitan. - Kaza em ci naprawia nap d w ten sposób, by zepsu si za par miesi cy. A gdy nap d si dzie, moi drodzy antytowarzysze... Znów b wam potrzebny. To gwarantuj . Po si . - A teraz ruszajmy! Ruszyli. Tydzie pó niej znale li przeciek powietrza. - To nie moja wina, Murph! - Mia sprawdzi , do cholery! - Sprawdza am. Nie moja wina, e co przeoczy am. Nie jestem in ynierem. - Dwie szypu ki spojrza y na wyci gni tego na koi Richardsa. Jego dotychczasowe obowi zki zosta y rozdzielone mi dzy pozosta ych. Kea si nie odezwa . - Nie k my si - warkn a Ruth. - Przeciek ju zatkany. I dobrze. Teraz wa ne, czy starczy nam powietrza? - W adnym razie - mrukn Murph. - To jeszcze prawie pi miesi cy i... Urwa i zapad a d uga chwila ciszy. - ...i jest nas a czwórka - doko czy a Vasoovan. Kea tylko na to czeka . - W nie. - Tak... Te tak to widz - doda a Ruth. mioro oczu spojrza o na Richardsa. Bezczelnego konsumenta wspólnego powietrza. - Prawie starczy - powiedzia Murph. - Zabraknie na jaki miesi c. - A do tego czasu mo e co wymy limy - doda a Ruth. - A co z nap dem? - spyta Murph. - Z t sztuczk , w któr mnie wrobi ? - My , e k ama - warkn a Ruth. Kea u miechn si do nich. Szerokim, radosnym u miechem prosto z zau ków Maui. - Mo e. A mo e nie - za wierka a Vasoovan. Oczy odwróci y si od niego, ale Kea pozostawa czujny. - No to co zrobimy? - spyta Murph. - To proste - stwierdzi a Vasoovan. - Kea jest nam potrzebny. Ty te . Ja tak e, bo jestem nawi... Kea nie zauwa , sk d nagle wzi si ten toporek na krótkiej, pomalowanej na czerwono r czce. Musia nale do wyposa enia przeciwpo arowego. Ruth opu ci a go z impetem prosto mi dzy szypu ki. By a ni sza od Vasoovan, Richardsowi si ga a ledwie do brody, ale wola prze ycia doda a jej si . Ostrze zag bi o si w czaszce Osirianki, tylko uchwyt stercza na widoku. Obca wygl da a, jakby kto przyprawi jej groteskowy, ludzki nos. Vasoovan zabe kota a i run a na pok ad. Macki zadrga y i znieruchomia y. Ruth odsun a si od cia a i spojrza a na Murpha. - No i co? - spyta a. - I tak gra a mi na nerwach - mrukn kapitan. - I to jej wierkanie. - Zupa nam si ko czy - doda jeszcze Murph. - Zauwa am. Teraz dorobimy. ni o królach. I o imperiach. Pierwszy by Menes. Sprytny, stary diabe , który rz dzi Górnym i Dolnym Egiptem i po czy je w pierwsze wielkie królestwo. W ada przez sze dziesi t lat. Zgin zabity przez hipopotama.Persowie bili pok ony przed mieczem Aleksandra. Zmar w gor czce. Kub aj Chanowi si uda o. Opanowa wielkie Chiny i do s dziwego wieku.Rzymianie przesun li granice znanego wiata jak nikt przed nimi. I ulegli barbarzy skiej konnicy.El bieta by a udana. Najlepsza z nich
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wszystkich. Wy sza akrobacja monarsza. Kea zastanawia si niekiedy, czemu wcze niej nie zabi a swojej siostry, tylko znosi a cierpliwie gro kolejnych spisków. Romantycy powiadali, e to za spraw g bokiego, siostrzanego uczucia. Kea podejrzewa , i El bieta czeka a po prostu na najstosowniejsz po temu chwil . Wiele nauczy si od nich podczas d ugich wacht, kiedy jedyn rozrywk by a lektura. Jego pasja poznawcza nie by a ca kiem bezinteresowna. Mo ni tego wiata zawsze go fascynowali i konfundowali zarazem. Teraz pragn ich zrozumie . Podchodzi do sprawy jak in ynier. Bra monarch i jego królestwo i rozbiera wszystko na najmniejsze cz ci. Potem sk ada z powrotem. Kawa ek po kawa ku. Czasem co przestawia , aby sprawdzi , jak wówczas by dzia o. Co by si zmieni o. Odkry , e imperium mo e mie kilka postaci. Kilka podpór. Korona i tron to jedna mo liwo . O tarz i krwawe ofiary to druga. Armia i tajna policja to trzecia. I jeszcze korupcja, jak w przypadku w adzy prezydenckiej uzyskanej dzi ki skradzionym g osom. Logo kompanii nad apartamentem w penthousie. Ale jedno zawsze by o wspólne: pomys . Rzucona t umom idea szcz liwo ci. Ziemskiej lub tylko obiecanej. Wa ne, aby przemawia a do wszystkich, od szczytów do pospólstwa. G oduj ce masy rzadko wychwalaj adc podczas wi t narodowych. W jednej z ba niowych przypowie ci wyczyta o dawnym królu, który chadza w przebraniu pomi dzy poddanych, aby z pierwszej r ki dowiedzie si , co ich naprawd boli. Nazywa si Harun Ar-Raszid. W prawdziwym wiecie przywódcy, komisarze i kap ani nie trudzili si a tak bardzo: kupowali poparcie kolejnych warstw spo ecznych w zamian za sk po udzielane aski i przywileje. Czasem doczekiwali chwili, a w adca opada z si i wzorem Robin Hooda zaczynali ry mu pod tronem, by jak Huey Long, Jess Unruh czy Borys Jelcynumocni swoj klik .Dyktatorzy opierali sw w adz na trzech elementach: zabójstwa, obozy, policja. Regu a ZOP-u, jak mawia sobie Kea.Niemniej... Jak kolwiek posta przybiera o ich pa stwo, po jakie by rodki si gali, by utrzyma si przy w adzy, zawsze najwa niejszy by motyw przewodni: co przy wieca o despocie, gdy ustanawia sw w adz i na czym j opar . A Kea mia AM2. ka bola a. I dobrze, bo wida wraca o w niej czucie. Nied ugo powinna by w pe ni sprawna. Na razie nie wspomnia o tym Murphowi ani Ruth. Gorzej, e mia gor czk . Wielki zainfekowany czyrak na brzuchu. To tak e musia ukrywa . W ciemno ci dobieg y go szepty. - Dalej, kochanie, potrzebuj tego. - Z ze mnie. - Ju to robili my. Czego chcesz tym razem? - Nie dotrzyma umowy. Sk ama . - Nic na to nie poradz , kochanie. By em g odny. Naprawd g odny. Rano dam ci po ow . Przysi gam. - Daj teraz - powiedzia a Ruth. - Teraz. Cisza. Ruth roze mia a si . - Co jest... Tatu nie chce si ju bawi w obieranie bananka? Co my tu mamy? Prosz , jaki biedaczek. Te g odny. Ale tatu b dzie samolubem, prawda? Murph nie odpowiedzia . Kea us ysza , jak Ruth wci gn a powietrze. Potem dobieg y go przyt umione odg osy gwa townej szamotaniny. I charakterystyczny trzask. Nagle poczu , jak spl tane w bolesny w ze wn trzno ci rozlu niaj si . Co za ulga... Czyrak p , mierdz c nieziemsko. Po chwili dosta dreszczy. Zacz si poci . Dobrze. Przesilenie min o. Gor czka zacz a opada . Gdy si obudzi , ujrza Murpha nad sob . - Wygl dasz jakby lepiej - powiedzia kapitan. Kea nie odpowiedzia . Nie próbowa te rozgl da si po kabinie w poszukiwaniu
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ruth. Murph przeci gn si . - G odny jestem - powiedzia . - Chcesz zupy? - Jasne - odpar Kea. - Te jestem g odny. - To potrwa d ej, ni my leli my - stwierdzi Murph. - Widz - powiedzia Kea, przegl daj c ostatnie wyliczenia kursu. - Przekl ta Vasoovan - mrukn Murph. - Dupa, nie nawigator. Dobrze, e spostrzeg jej pomy i wyprostowa kurs. - Psim sw dem - odpar Kea i wróci na legowisko. - Mo e nie b dzie tak le - ci gn Murph. - Mo e podejm nas gdy tylko wejdziemy w zasi g czno ci i nadamy SOS. - To mo e si zdarzy . - Tylko jedno nie daje mi spokoju. Ta twoja sztuczka. - Skrzywi si . - Ile czasu, mówi , potrwa naprawa, gdy si spieprzy? - Niczego takiego nie b dzie - powiedzia Kea. Murph spojrza na niego. - Bez jaj. Nie b dzie... To by a podpucha? Kea opu ci bezw adn jeszcze niedawno r nieco ni ej, a wyczu kraw schowanego przezornie klucza francuskiego, takiego, jak te, którymi z powodzeniem pos ugiwa si , gdy by jeszcze ch opcem. Murph podszed bli ej i spojrza na niego przekrwionymi oczami. Skóra lu no wisia a mu na wychudzonej twarzy. Policzki mu si zapad y, blady by jak mier . - Nie wydajesz si zaniepokojony opó nieniem - powiedzia . - Szczególnie tym spowodowanym przez ciebie. - Wyrobimy si - mrukn Kea. - Mo e nie jestem bystry - stwierdzi Murph - ale jako mi to nie przeszkadza. Starczy, e s na wiecie takie bystrzaki, jak ty. I tak do na tym korzystam. Przysun si do koi. Kea dostrzeg , jak napina musku y. Podrapa si w rann r i przy okazji rozwi za niepostrze enie w y temblaka. - Oczywi cie przypuszcza em, e mo esz k ama - doda kapitan. - Tyle potrafi wykombinowa . Nie robi kapitanem za byle co. - Tego jestem pewien. - Znów si podrapa , przesuwaj c klucz wy ej. - Aha. Pewien jeste - powtórzy Murph i co b ysn o mu w przebieg ych oczkach. Podj decyzj . Kea dostrzeg zmian . Zerwa si z koi. Praw r r bn tamtego w brod , woln ju lew wyprowadzi cios mierz cy w szyj . Trafi kluczem w tchawic . Kapitan zrobi nagle wielkie oczy. Skóra ust pi a przed tworzywem narz dzia, sykn o uciekaj ce z p uc powietrze. Richards cofn si na legowisko, Murph run na pod og . Próbowa dosi gn jeszcze r jego nogi, ale ycie ucieka o z niego z sykiem. Zapad a cisza. Kea poruszy stop . Poczu bezw adne cia o Murpha. adnej reakcji. Dopiero teraz pozwoli sobie na chwil s abo ci. Napi cie opad o. Wreszcie odpocznie. Potem wstanie i raz jeszcze sprawdzi kurs. Przebieg spojrzeniem po spokojnie pomrukuj cych przyrz dach. A jeszcze potem ugotuje zup . dzie móg teraz je i pi do syta. Powietrza te starczy z nawi zk . I nawet nie potrwa tak d ugo, chocia w to ostatnie k amstwo Murph chyba nie uwierzy .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozdzia 24 Nowy Jork, A. D. 2194 Ludzko cierpia a akurat na niedostatek bohaterów, przez co jedyny ocala y cz onek za ogi „Destiny I” zyska po powrocie z Bazy Dziesi tej na Ziemi naprawd spor popularno . Kea nie wiedzia jeszcze, na ile pozycja bohatera zdo a pomóc mu w realizacji ostatecznego celu, jednak postanowi nie zostawia niczego przypadkowi. Przemy la starannie, co powiedzie o d ugiej podró y powrotnej. Przyczyn katastrofy poda prawdziw - zderzenie z meteorytem. Nie doda jedynie, i wydarzy o si ono w innym wszech wiecie. I ani s owem nie wspomnia o AM2. Nie przesadza . Konsekwentnie odgrywa zwyk ego, ci ko pracuj cego in yniera pok adowego, który dzi ki pracy w asnych r k zdo przetrwa najgorsze. Podkre la te fakt, e zawdzi cza swe ocalenie wykszta ceniu uzyskanemu na Cal Tech, gdzie nauczono go radzi sobie w sytuacjach awaryjnych. Wprawdzie musia przerwa studia ze wzgl dów finansowych, jednak starczy o tej wiedzy by prze , podczas gdy nieustraszeni naukowcy i pe ni po wi cenia za oganci zgin li, wszyscy oczywi cie do ko ca szlachetni i z poczuciem misji wyra anym w podnios ych, ostatnich owach. Zainkasowa ogromn zaliczk na poczet autobiografii i wzi si rado nie do wspó pracy z podsuni tym przez wydawnictwo „murzynem”. Chadza na bankiety, wyg asza wyk ady i w ogóle pojawia si wsz dzie, gdzie tylko wie o wynaj ty agent zdo go wcisn . Z wielk ch ci uczestniczy w pó niejszych przyj ciach i imprezach. miecha si , s ucha z uwag , szczególnie tych, którzy dysponowali jak kolwiek w adz i cieszyli si jak dzieci, e zdo ali przyci gn uwag najnowszego bohatera. No i k ama . ga , a si kurzy o. Czasem zastanawia si , co powiedzia by na to dawny Kea Richards, ten z Kahanamoku czy z pierwszych dwóch lat studiów. Richards, który nie zna jeszcze Bargetów, nie widzia pró ni, nie zajrza nigdy poza grod trzydziest trzeci . Pieprzy go, pomy la . Cz owiek si zmienia, dorasta. Jak d ugo mo na wierzy w wi tego Miko aja? Poza tym, obecnie dysponowa antymateri numer dwa, kluczem do osobistej w adzy, jak uczciwie to przyznawa . Jednak mia to by równie jego dar dla rodzaju ludzkiego i innych ras, które odnajdzie badaj c w przysz ci wszech wiat. Detaliczne kwestie etyczne usuwa w cie , uznawa , e nie pora na podobne, ja owe dywagacje. Co dalej, tego jeszcze nie wiedzia . AM2 - ca e galaktyki taniej, atwej w wykorzystaniu energii. Jak powiedzia Fazlur, zmieni ona dos ownie wszystko. Przekszta ci cywilizacj , czy raczej panuj ce obecnie barbarzy stwo, w twór dot d niespotykany. Richards przysi sobie, e b to zmiany na lepsze. Zadba, aby wszyscy na nich zyskali. aden fuhrer, premier, do a czy rockefeller nie nabije sobie kabzy na jego odkryciu. Ani te Bargetowie. Nie pozwoli, by nowe ród o energii s o z u, jak dzia o si to przez wieki w przypadku prochu, nafty, czy energii atomowej.Rozwa starannie, z czym powinien si upora w pierwszej kolejno ci. Najwa niejsze, stwierdzi , to pozosta przy yciu. Zawsze pilnowa ty ów. Tajemnica AM2 poch on a ju przecie pierwsze ofiary i by a to dotkliwa nauczka. A warta jest znacznie wi cej, niejeden gotów by by po wi ci ca e planety, byle j posi . Richards wiedzia , e starczy byle pog oska o tym, co kryje sektor Alva, a pojawi si porywacze z narz dziami do grzebania w umy le, a tak e mordercy. Rusz jego tropem wynaj ci przez tych, którzy najwi cej mog straci (lub zyska ) na AM2. Ewentualnie zostanie oskar ony o wszystko, co mo liwe (i niemo liwe) przez rz dy wszystkich planet po kolei. No i dobrze. Musi zatem potraktowa sektor Alva tak, jakby to by a skryta gdzie w d ungli kopalnia, do której on jeden zna drog . Nie wolno mu wraca do obszaru nieci ci, przestrzeni N, dopóki nie zatrze za sob wszystkich ladów. Czyli mo e si tam wybra dopiero za jaki czas. Ponadto, zanim we mie si do eksploatacji AM2, musi te wykombinowa , jak ni manipulowa . Trzeba wymy li jak tarcz , os on , syntetyczny lub naturalny materia , który b dzie do trwa y, a przy tym podany na obróbk , i który nie wejdzie w reakcj ani z materi , ani z antymateri .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Zagryz wargi. To by prawdziwy problem. Wobec tej kwestii porywacze i mordercy to betka. Nawet, gdyby stukali ju do drzwi. Rozmy la , analizowa sytuacj , i wci dochodzi do tego samego wniosku w stylu paragrafu 22. Tylko gorzej. Aby zacz korzysta z AM2, musi najpierw zdoby w adz . Najprostszym i najpewniejszym sposobem jej zdobycia by oby wykorzystanie AM2. Paragraf 22. A w ciwie 222, bo w gr wchodzi jeszcze trzeci element: ci wszyscy, z którymi spotyka si na rautach i przyj ciach. S uchaj c wci na nowo opowiada o jego przygodzie, podbudowywali tym w asne ego. Zdecydowany by albo przekszta ci t klas spo eczn , albo j zniszczy , gdyby nadal usi owa a przeszkadza ludzko ci w osi gni ciu przeznaczonego jej celu. Pami ta przy tym pewne dawne powiedzenie: kto nie jest z nami, ten jest przeciwko nam. To zasugerowa o mu nast pny ruch. Musia te znale sprzyjaj jego celom prac . Nie mia zamiaru przed kontraktu ze Space Ways i Galiotem. Obecnie móg przebiera w ofertach. Ka da korporacja pragn a zatrudni bohatera przydatnego do celów reklamowych nie mniej ni wynajmowane za ci kie pieni dze gwiazdy pi karskie. Mia by robi za ma podnosz presti p acodawcy. To ju by o co , dawa o dost p do wielkiego wiata i najwy szych sfer. Starannie przejrza wszystkie propozycje, listy i oferty, które dot d traktowa niemal jak makulatur . Trafi a si równie poczta od Austina Bargety. Z pro o kontakt o dowolnej porze dnia i nocy, na prywatnej linii. W pierwszym odruchu zmi kartk i cisn do kosza. Potem si zreflektowa . Bargeta? Znajomy go . Kto , kogo Kea mia zamiar spotka jeszcze w yciu, ale na w asnym gruncie i na w asnych warunkach. Dot d ma o realne, dlatego w nie przysi sobie nie interesowa si losami tej maj tnej rodziny. Mimo to s ysza jednak, e Austin zosta tym, kim obieca sobie zosta : Numerem Pierwszym. Zast pi ju ojca w roli g owy rodzinnej o miornicy. Bargeta senior pope ni samobójstwo jakie trzy lata po tamtym lecie w Yarmouth, które zniweczy o, a w ka dym razie zmieni o nieodwo alnie ycie Richardsa. Nawet brukowce nie informowa y dok adnie, czemu starszy pan odebra sobie ycie i poprzestawa y na stwierdzeniu, e by o to co skrajnie niesmacznego. Kea wyg adzi kartk . Tu kry a si pewna mo liwo . Potem po wi ci troch czasu na pogrzebanie w bibliotekach, nieco sam dopyta . Ca kiem mo liwe. Bargeta Ltd. by o wci jednym z kolosów dwudziestego drugiego wieku, ale powoli si sypa o. Poczyniono wiele z ych inwestycji. Bargeta Transport, fundament ca ego przedsi wzi cia, p ka wzd i wszerz. Starszy pan nakaza budow nowych fabryk, które nigdy nie osi gn y planowanej wydajno ci. Zatwierdzi do produkcji nowy model statku kosmicznego, co wobec nasycenia rynku by o posuni ciem ryzykownym. Zw aszcza, e nowo projektu ogranicza a si do innego ni zwykle podzia u wn trza, brakowa o natomiast prawdziwych zmian czy unowocze nie . Zaraz potem senior „zrezygnowa ” i Austin przej ber o. Nie radzi sobie wcale lepiej ni ojciec, tak przynajmniej twierdzili biegli w przedmiocie. Z restrukturyzacj i zmianami kadrowymi czeka prawie do ostatniej chwili. Potem uzna , e komunikacja mi dzyplanetarna ma przed sob o wiele wi ksz przysz ni handel i kaza przerobi jedn czwart floty na liniowce. Trafi dok adnie w chwil , gdy w Uk adzie onecznym zapanowa a dotkliwa recesja. Austin samodzielnie wyznaczy trasy nowych liniowców, które jak dot d nie przynosi y adnych zysków. Kea za mia si cicho w sposób, który senior Bargeta rozpozna by bez pud a. Ale wracaj c do Austina. Naturalnie o eni si z jak eks-modelk , pann z wielkim wyprzedzeniem. Rejestracja zwi zku, dwoje dzieci, posiad ci, podró e, filantropia i tak dalej. Niewa ne. Gdzie zatem smród? Aha, Austin sporo podró uje sam, a w ciwie tylko z personelem. Richards wywo holo ukazuj ce Austina na pok adzie, w otoczeniu wiernej ekipy. Rzut oka starczy , by rozpozna klucz, wedle którego dobiera sobie asystentów. Brukowce cytowa y ponadto troch plotek, a te mielsze publikowa y nawet jednoznaczne zdj cia. Starczy. Kea wydzwoni Austina, który nie posiada si ze wzruszenia. Powita starego przyjaciela i wspó lokatora, który przecie tyle go w yciu nauczy . Mi o, e znalaz dla niego czas. Musz si
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
spotka . Mo e jutro? Kea rozmy lnie naciska . Austin stwierdzi , e jest ju umówiony. B dzie nudno i w ogóle, ale sam wiesz, musz pokaza , e wysoko dzier sztandar, za atwi par wa nych spraw. Zabierze ca y dzie . Aha, powiedzia Richards, zaraz, mam tu mój stary log (Kea ju wcze niej stwierdzi , e ci ze szczytów drabiny spo ecznej uwielbiali „marynistyczn ” terminologi , chocia nikt zza grodzi trzydziestej trzeciej nigdy nie mówi w ten sposób). Do diab a, nie uwierzy by , jaki jestem zaj ty. Wyko cz mnie, chyba e si rozedr . Ale zobaczmy... W przysz ym tygodniu Instytut McLeana... potem to spotkanie w New Delhi... i jeszcze powa ne rozmowy z powa nymi lud mi o tym, co przysz o mi do g owy tam, wiesz...Wpadli my z nieod owanym doktorem Fazlurem na kilka interesuj cych pomys ów, które warte s rozwini cia. Mo na b dzie na nich zarobi . Ale spotkamy si jeszcze pewnego dnia. Mo e gdy od ju troch kapita u na pocz tek. Nagle ca y kalendarz spotka Austina poszed w k t. To nie jest a taka wa na impreza. Mo e by jutro! Kea u miechn si i roz czy . Ledwie obraz Bargety znikn z ekranu, rozmy si te miech Richardsa. Dobra, skurwysynu. Tym razem ja podyktuj warunki. Pogadamy o posadzie dla mnie. Posadzie etatowego bohatera i owcy przygód. Tak naprawd , to rozmawiali o wielu rzeczach. Ca e trzy dni. Opró nili wiele butelek. Omijali tylko temat Marsa. Austin zdawkowo wspomnia tylko raz o Tamarze. e wzi a typowy, staro wiecki lub z jakim pilotem oceanicznych, wy cigowych poduszkowców, m odszym od niej o pi lat. Mieszkali teraz w nowym kurorcie na sztucznej wyspie niedaleko Seszeli. Kea pokiwa g ow i wyrazi nadziej , e Tamara jest z nim szcz liwa. Pozdrów j ode mnie, gdy si spotkacie. A pami tasz, jak spryskali my kwasem syntetyczn traw na Rose Bowl tak, e pojawi si napis Cal Tech? Dok adnie przed noworocznym meczem tej g upiej pi ki no nej. Tak, tak, nowy grawbol to zupe nie co innego. Ale to by y dni. Pod koniec pijackiego maratonu, który Kea okre li sobie jako intelektualny coitus interruptus, etat mia ju w kieszeni. Wraz ze stawk , warunkami i drobiazgami dopracowanymi na cacy. - Moi prawnicy za atwi reszt , e mucha nie si dzie - mrukn nosowo Austin. Wysz o nieco inaczej. Dwa poranki pó niej pokaza si w siedzibie Bargeta Corporate, gotowy do podj cia pracy. Tajemniczym sposobem poinformowana prasa zjawi a si jak godzin pó niej, akurat na konferencj prasow . Potem zacz y si prawdziwe negocjacje. Ze strony Richardsa prowadzili je ci sami prawnicy, którzy utargowali wcze niej sowit zaliczk za autobiografi . Kea kaza im da gwiazdki z nieba, nie trwa o zatem d ugo, a jeden z negocjatorów Bargeta Ltd. wypad w ciek y z sali i pogna do biura Austina. Ten nie chcia nawet s ucha . Drobiazgi. Machn , by podpisywa . - Tego tylko brakuje, doda po chwili namys u, by media zacz y tr bi , e nie sta nas na zatrudnienie najwi kszego wspó czesnego bohatera. Przecie wiedz ju o nim i piej z zachwytu jak to wyprzedzili my konkurencj . Chcesz tego? - spyta asystenta. Bo ja nie. - Spojrza na podw adnego. Ten jakby si skurczy , wróci do swojego gabinetu, sfinalizowa umow i w czy j do akt. Z pocz tku Austin i Kea wiele razem podró owali. Austina nigdy nie nudzi o opowiadanie o dawnych, dobrych czasach, a Kea zawsze skwapliwie mu wtórowa . Dobrze idzie, pomy la po pó roku. Teraz spotyka si z tymi, którzy sprawowali prawdziw w adz . Ponadto móg doradza Bargecie. Naprawd doradza . Wprawdzie by y to sugestie oczywiste dla ka dego normalnego cz owieka, jednak nie dla Austina, który nic nie wiedzia o przetrwaniu czy konkurencji. Dzi ki tym poradom Bargeta Ltd. zarobi o kilka milionów kredytów i Austin zaczyna gratulowa sobie pomys u dokooptowania Richardsa do ekipy. Chwali si teraz, e zawsze potrafi stawia na w ciwych ludzi i pozna si na przyjacielu jeszcze lata temu, w Cal Tech. Kea uzna , e pora na nast pny krok. Dobry oszust sypie zawsze na wierzch troch prawdziwego z ota. Z ota lub czego innego, byle by o warto ciowe i atwo rozpoznawalne. Tym razem musia skorzysta z pomocy dawnej uczelni.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Zwróci si do najbardziej szanownej profesor na Cal Tech, podwójnej noblistki, której prace by y wszak dla laików praktycznie nieczytelne. Jeszcze na pocz tku Kea zapisa si na jej zaj cia i cierpia potem ca y semestr. Doktor Feehely nie zapomnia a Richardsa. Spyta a, jak radzi sobie przez ten ca y czas, wyrazi a nadziej , e dobrze. Pami ta a, e teoria sz a mu rednio, ale rokowa wielkie nadziej jako in ynier. Uk ada mu si obecnie? Czy jest szcz liwy? Mo e pracuje na jakiej uczelni? Kea ledwo powstrzyma si od miechu i z pogodn min przedstawi jak zmy lon historyjk o swoich uniwersyteckich dokonaniach, po czym stwierdzi , e tak w ciwie to zale y mu na konsultacji. Pani profesor, jak pami ta , specjalizowa a si w mikrofizyce, jemu za trafi w r ce tekst b cy opisem nowej, hipotetycznej cz stki. Sam niewiele z tego rozumie, wi c prosi o spotkanie. Czy mog aby po wi ci mu kilka minut? Czy nie b dzie jej przeszkadza , je li nagra sobie ich rozmow ? Noblistka stwierdzi a, e w zasadzie nie udziela konsultacji... ale dla dawnego studenta... Zerkn a na tekst. Unios a brwi. Sapn a. Znów unios a brwi i sapn a. I tak kilka razy, a w ko cu wy czy a czytnik. - Gdyby taka cz stka istnia a - powiedzia a - by aby niezwykle interesuj ca. Twój przyjaciel ograniczy si do czystego opisu matematycznego przedstawiaj cego kwesti tak, jakby chodzi o o niekonwencjonalny rodzaj materii. Wzdragam si przed u yciem okre lenia „antymateria”, gdy by oby to okre lenie nieprecyzyjne... - A gdyby taka cz stka istnia a, to czy mog aby znale zastosowanie jako ród o energii? Uniesienie brwi, sapni cie. - To nie tak... - mrukn a pani doktor, starannie dobieraj c s owa. - Jednak si gn po analogi z dawnej historii. Zak adaj c, e mo na by bezpiecznie pos ugiwa si t cz stk , co uwa am za niemo liwe, to efekt by by podobny, jak przy próbie wykorzystania nitrogliceryny... Wiesz, czym by a nitrogliceryna? - Nie, ale si dowiem. - Jak wspomnia am, próba u ycia nitrogliceryny jako paliwa w silniku o spalaniu wewn trznym musia aby sko czy si fatalnie. Zbyt du a ilo wydzielanej energii rozsadzi aby silnik. Oczywi cie, to tylko naci gana teoria. Czyste gdybanie. Taka cz stka nie ma prawa istnie we wszech wiecie. Ani tym, ani adnym innym, cho by najbardziej ob kanym. - Dzi kuj , pani profesor. Wygra em zak ad. Czy by aby pani tak uprzejma i przedstawi a to jeszcze w formie matematycznej? - No... dobrze. Ale obawiam si , e to ju b dzie kosztowa . Mam nadziej , e za si pan o jak konkretn sum . Starczy tego na lunch? Ostateczny wzór by matematycznym zapisem w ciwo ci cz stki AM2. Kea po wi ci ca e pó roku, by go zrozumie i opanowa . Zna stosowny silnik, nap d gwiezdny. Pozostawa tylko jeden opot: jak pos ugiwa si bezpiecznie tak cz stk . Jak j sk adowa , podawa do komór spalania i tak dalej. A stawka by a bardzo konkretna. Chodzi o o ca y wszech wiat. Richards ch tnie postawi by profesor Feehely znacznie wi cej, ni lunch. Móg by wynaj nawet restauracj , by ta przygotowywa a jej ulubione dania i dostarcza a je do gabinetu uczonej do ko ca jej dni. Ale nie uczyni tego. Ograniczy si do zwyk ego lunchu w wydzia owej sto ówce. Wiedzia , co robi. Gdy rozkr ci kiedy ca y interes, jakikolwiek zwi zek z dawnym studentem by by dla pani profesor miertelnie gro ny. Kea Richards by wiadomy faktu, e ujawnienie odkrycia poci gnie za sob niejeden zgon. Pami ta te dawne stwierdzenie, w które wi cie zreszt wierzy : trzy osoby zdolne s dotrzyma tajemnicy pod warunkiem, e dwie z nich nie yj . Gdy ju dobrze opanowa informacje uzyskane od pani profesor, zadzwoni do Austina. Oznajmi mu, e chce z nim porozmawia o czym bardzo wa nym. Ale na osobno ci. To zbyt wielka, zbyt obiecuj ca sprawa. I zacz snu opowie o tym, jak na krótko przed katastrof „Destiny I” doktor Fazlur wzi si do analizowania danych uzyskanych podczas obserwacji mijanej ca kiem blisko ciemnej gwiazdy. Otrzyma dziwne wyniki sugeruj ce, e mo na zsyntetyzowa pewn substancj . Substancj przypominaj co , co okala o ów pulsar i która, o ile przypuszczenia by y s uszne, mog aby...
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Tutaj podsun opracowanie pani profesor. Austin przejrza tylko pierwsz stron i zmarszczy czo o. - Kea, obuzie. Sam wiesz wietnie, jak nienawidz s upków. Móg by wy to prosto? - Chcia em tylko, eby na pewno mi uwierzy . Móg by pomy le , e mi odbi o. I przedstawi spraw w asnymi s owami. Austin siedzia w milczeniu i s ucha . Pod koniec tylko westchn . Kea spojrza uwa nie. Naprawd co zrozumia ? - Je li ta cz stka, ta substancja, naprawd da si zsyntetyzowa , to wiesz... - zacz s abym g osem. - Teraz ju rozumiem, czemu mnie odszuka i czemu by taki tajemniczy, gdy pyta em ci o perspektywy wspó pracy. Wiesz co, czuj si jak... Ten tam, co mu mow odj o na górze... Niewa ne. Ale to wielka sprawa, Kea, wielka sprawa. Móg bym... móg bym by Rutherfordem. Lepiej. Samym doktorem McLeanem. I jeszcze kim wi kszym, bo czym jest n dzne przezwyci enie grawitacji wobec czego takiego. Tutaj mamy wszystko. Najpierw nap d gwiezdny, potem da si pewnie tak t substancj przystosowa , by zasila a dos ownie wszystko. Jak si nazywa ten pierwszy go , który wyci gn z ziemi benzyn ? Bo e. Kea, to na pewno nie jest aden g upi art? Oszo omiony Austin waha si prawie tydzie . To zbyt wielka sprawa, powtarza , zbyt nieprawdopodobna, przecie powinny by jakie i komunikaty rz dowe, albo konsorcjum powo ane przez korporacje transportowe, ale co do nas, to dlaczego nie zaczynamy bada , ostatecznie dziemy bogatsi ni ten antyczny Grek, ale te chyba tak my lisz, Kea, e trzeba co zrobi , bo wiesz, s rzeczy, których lepiej nie wiedzie , których wiedzie nie nale y, chocia nie znam si na tym, ale wiesz, Chryste, mówi , e geniusze degeneruj si z pokolenia na pokolenie, a teraz wszyscy zobacz , e to bzdura, bo b wi kszy ni ojciec, wi kszy nawet ni pierwszy Austin, po którym dosta em imi , wiesz, ten co za kompani ... - Dobra - powiedzia ostatecznie. - Zajmiemy si tym. Zaprz gni to do pracy specjalny zespó prawników i specjalistów finansowych. Podlegali bezpo rednio Richardsowi. Podobnie, jak wybudowane w najwi kszej tajemnicy laboratorium. Kea ostrzega , e to mo e kosztowa , ale Austin gotów by po wi ci nawet i dziesi procent rocznych dochodów Bargeta Ltd. (przed opodatkowaniem). Potem zatrudniono najlepszych naukowców. Zaplanowano eksperymenty w g bokiej pró ni i wyprawy badawcze. Wszyscy orientowali si , e kompania szykuje co wielkiego, jednak, szcz liwie dla Kei, Austin mia ugruntowan opini utracjusza i plotki ograniczy y si do zwyk ych dowcipów. Richards nada projektowi kryptonim Suk, chocia nie wyja ni nikomu, czemu tak w nie. Wszystko ruszy o pe par i tylko Kea wiedzia , e to daremny wysi ek. AM2 nie nadawa a si do syntetyzowania. Uwa taki proces za niemo liwy, a gdyby nawet, to zapewne by oby to dro sze ni produkcja dotychczasowego paliwa dla gwiezdnego nap du. Chocia ... nigdy nie mów nigdy, z aja si w duchu. Antymateria numer dwa nie daje si syntezowa obecnie, i w najbli szej, a pewnie i dalszej przysz ci to akurat si nie zmieni, ale potem... Niemniej nie nale y si martwi . Kto by si zreszt trudzi a tak bardzo, szczególnie gdy znajdziemy materia na tarcze i os ony i uruchomimy pozyskiwanie na przemys ow skal . AM2 stanie si tania jak barszcz. Przynajmniej dla mnie, pomy la . Istnia y trzy istotne powody dla rozpocz cia oficjalnych, cho tajnych bada . Po pierwsze, pozwala o to ukry prawdziwe pochodzenie AM2, gdy substancja ju pojawi si na rynku. Po drugie, Kea mia w ten sposób do dyspozycji ca flot statków badawczych, które móg rozsy w dowolnym kierunku z bardzo konkretnym zadaniem znanym tylko i wy cznie za ogom. Mieli szuka czego , co po obróbce nadawa oby si na rodzaj oboj tnej tarczy. Kea nazwa ten materia X. Wszystkie raporty by y starannie analizowane w nadziei, e znajdzie si gdzie jaka wskazówka, jak podobny surowiec wyprodukowa .Trzeci powód, to mo liwo cichej rekrutacji. Richards wyszukiwa dla projektu najlepszych badaczy, czasem prawdziwych geniuszy. Tyle, e musieli spe nia jeszcze dwa warunki dodatkowe. Po pierwsze, albo by osobami samotnymi, albo mie rodzin sk onn w komplecie do przeprowadzki. Po drugie za , interesowali go tylko tacy, którzy mieli co na sumieniu. Dawne przest pstwa, które usz y karze, osobliwe gusta seksualne,
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
niepopularne w ich ojczyznach pogl dy polityczne czy spo eczne, k opoty z alkoholem lub narkotykami. Ewentualnie nienaturalna sk onno do mizantropii. To ostatnie rokowa o najlepiej. W razie powodzenia wysi ków Richardsa, ta ekipa mia a zaj si dopracowaniem metod pozyskiwania i zastosowania AM2. Wykupi dawn Pierwsz Baz na Deimosie i przekszta ci j w kompleks laboratoriów. Austinowi powiedzia , e to w nie b dzie centrum bada nad cz steczk X. Bezpieczne, bez gro by przecieku, bowiem na Deimosa wst p mieli tylko sprawdzeni dok adnie pracownicy kompanii, a ka de z laboratoriów dostawa o do opracowania jedynie drobny wycinek dzie a, o ca ci nie wiedz c praktycznie nic. Najwa niejszy by za fakt, e projekt Suk sta si dla Richardsa dojn krow . Oczywi cie, by sta y nadzór, by y kontrole, ale wszystko mo na obej . Pr dzej s ce zga nie, ni pracownicy przestan okrada pracodawców. Ten element gry in ynier pok adowy Richards opanowany mia do perfekcji. Zreszt , przy tak daleko posuni tej tajno ci projektu, okazje same pcha y si w r ce. Min o sze lat, podczas których Kea uwija si niczym jednor ki tapeciarz, lub jednonogi na konkursie kopania w ty ek. To drugie, podsuni te przez bogatszych, cho mniej szanowanych znajomych porównanie, by o mo e niezbyt gustowne, ale trafne.Wiele czasu poch ania mu nadzór nad projektem Suk. Skoro by jedyn osob , która wiedzia a podobno o co w tym chodzi, musia systematycznie odwiedza wszystkie laboratoria, zbiera i analizowa raporty z bada , domaga si takich czy innych uzupe nie . Wykonywa t prac na tyle sumiennie, i zyska opini sprawnego mened era i cz owieka maj cego oko na wszystko i wszystkich. To ostatnie zapewnia o mu nieco dyskusyjny szacunek, ale zawsze szacunek. Tyle tylko, e nie zawsze mia si kiedy wyspa .Pomaga te Austinowi prowadzi Bargeta Ltd., a w ciwie sam zawiadywa firm i by pewien, e wszyscy ludzie z zewn trz, których zdarza o mu si spotka , wietnie o tym wiedzieli. O Austinie szeptano powszechnie, e to zero umys owe i dyletant. A Kea zach ca przyjaciela jak móg , by nie miesza si do interesów. Podsuwa pomys y podró y (by oderwa si nieco od pracy), rozrywek i tak dalej. Dowodzi , e kto powinien ogarnia ca . Bo przecie nie mo esz zag bia si jak ja, w drobiazgach, powiada . Kto musi czuwa ... Owszem, pozwala czasem Austinowi podejmowa samodzielne decyzje. Zwykle g upie. Wiedzia , jakimi paranoikami potrafi by ludzie niekompetentni i nie chcia budzi podejrze , e nazbyt si tu szarog si. Tego tylko by brakowa o, by go wylali, chocia na tak wysokim stanowisku nazywa o si to zawsze „rezygnacj z on z przyczyn osobistych”. Sporo te podró owa , tyle e incognito. Musia spotyka si z ró nymi lud mi, spo ród których nie wszyscy byli zwi zani z Bargeta Ltd. Niekiedy wyprawia si w drog z fa szywymi papierami, pod fikcyjnym nazwiskiem. Jednym z ulubionych by o H. E. Raschid, przyj te na cze Burtona i Szeherezady. Niezmiennie wywo ywa o to u miech u rozmówców. Richards odnotowa sobie, e miano ma wida swoj warto .Jego nowi znajomi rekrutowali si nie tylko ze wiata interesów. Byli w ród nich politycy, przemys owcy, ludzie dzia aj cy na granicy prawa lub zgo a poza nim. Nie sk pi na nich grosza, ale zawsze wiedzia dobrze, komu i za co p aci. Zawsze wspiera fundusze wyborcze niezale nie od tego, do jakiej partii wspierany nale . Z czasem kontrolowa wi kszo przedstawicieli wy szych sfer Ganimedesa. Sam posiada jak wier powierzchni tego ksi yca. Zbudowa tam sobie ma posiad w rodzaju letnich siedzib bogaczy. Bo by w nie kim takim. Zarabia krocie w Bargeta Ltd., mia w asne klucze do szkatu y projektu Suk, otrzymywa te sporo konkretnych wyrazów sympatii od przyjació . Prócz gotówki podsuwali sugestie. Zacz prowadzi w asne operacje rynkowe, tak legalne jak i nielegalne, zawsze jednak przemy lane. Wiedzia , e pr dzej czy pó niej mo e doj do ledztwa i oskar , jednak do tej pory albo zako czy ycie, albo zniknie, albo stanie ponad prawem. Kilka miesi cy po pocz tku nowego stulecia zdarzy o si co , co spowodowa o prze om w badaniach. Wróci a pewna ekspedycja. Kea zd ju zrujnowa Bargeta Ltd. na dwie wyprawy ku dalekim gwiazdom z u yciem supernap du, ten jednak statek zapu ci si ledwie na obrze a Uk adu onecznego, nieco za Plutona i rozci gaj ce si dalej rumowisko, które kiedy by o jedenast planet . Znaleziono meteor o rednicy równej prawie wierci kilometra. Sprawdzono jego sk ad i zaci gni to bry w pobli e orbity Jowisza.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Kapitan zameldowa , e s dz c po odczytach spektrografu, w pasie Kuipera kr y jeszcze wiele podobnych asteroidów. To by materia X. Nie wchodzi w reakcj z niczym, co tylko da o si znale w laboratorium. Jego obróbka by a trudna, ale mo liwa. Nie ch on adnego rodzaju promieniowania. Nie wszed nawet w reakcj z drobin sztucznie wyprodukowanej, „konwencjonalnej” antymaterii.Jego punkt topnienia mie ci si do wysoko na skali Kelvina, przez co materia nadawa si na pancerze statków kosmicznych. Wszelako nie na tyle wysoko, aby nowoczesne linie technologiczne mia y jakiekolwiek k opoty z jego przetapianiem. Uzyskawszy ten zwiastun zwyci stwa, Kea pozwoli sobie na odrobin arogancji. Nazwa now substancj Imperium X i nakaza ruszy z orbity stacjonarnej Marsa pewien niezwyk y statek. W laboratoriach Deimosa otrzyma grub na kilka moleku pow ok z Imperium X. By to ten sam statek z nap dem gwiezdnym, który Kea widzia lata temu dryfuj cy w obr bie nadbiegunowego z omowiska. Kupi go i unowocze ni , montuj c mi dzy innymi nowy system sterowania. Teraz móg nim kierowa jeden cz owiek. Wi kszo funduszy projektu Suk posz a na wyprodukowanie paliwa, ale Richards móg wreszcie wróci do sektora Alva i nieci ci, i zbada wszystko do ko ca. Powiadomi zarz d kompanii, e bierze zaleg y urlop, uprzedzi Austina, e znika na jakie trzy ziemskie miesi ce. Wyjedzie sobie gdzie , na jakie pustkowie. Chce odpocz i nawet najlepszemu przyjacielowi nie powie, dok d si udaje. Dok adnie tak, jak Austin sam radzi mu uczyni ju par lat wcze niej. - Ja radzi em? - zdumia si Bargeta. - W nie. Ale wtedy byli my szalenie zaj ci. Pami tasz? Ej e, chyba nie chcesz powiedzie , e ci pami szwankuje? Austin nie roze mia si . Ostatnio dzia ania Kei zacz y budzi jego podejrzenia. Wydawa o si czasem, jakby rozgrywa jak w asn parti . No, w ka dym zrobi si dziwnie ma omówny w sprawach kompanii. Bargeta wiedzia coraz mniej. Chyba b dzie musia z nim o tym porozmawia . Oczywi cie byli przyjació mi. W nie... Ale Austin pami ta te Marsa i s owa ojca. O tym, e osoby z nizin spo ecznych powinny zna swoje miejsce. I o tej dawnej lekcji, któr nale y powtarza ... Bo przecie w ród pracowników Bargeta Ltd. nie ma, nie powinno by ludzi niezast pionych. Zasada odnosi a si nawet do cz onków rodziny, Austin sam dopiero co wyrzuci kilku kuzynów. Ka dy winien si z tym liczy . Prócz samego Austina, naturalnie... Dwa dni przed planowanym odlotem Kea wzi si za opracowanie pe nego myl cych zygzaków kursu do sektora Alva. Korzysta z prywatnego, nie pod czonego do adnych sieci komputera. Pracowa w pocie czo a, gdy recepcjonistka oznajmi a o przybyciu go cia. Kea dobiera sobie personel zupe nie inaczej ni Austin, najwa niejszym kryterium by a kompetencja, brak urody drugim. Otoczenie Richardsa nie przypomina o tym samym haremu jego szefa. Teraz us ysza , e go jest kobiet i e nie chce si przedstawi . Co zrobi ? Wyja niaj c to, nacisn a jednocze nie skryty pod pulpitem przycisk. Co pewien czas zdarzali si , tajemniczy go cie, pragn cy wedrze si do sanktuarium Kei. Ten spojrza na ekran. Identyfikacja i przekazanie polecenia zabra y mu ledwie dwie sekundy, co uzna za dobry wynik. - A tak, wpu ci . Tamara. Wci czaruj ca. By a w kostiumie dziwnie przypominaj cym m sk marynark , wida zacz a akurat kolejny cykl rozchwiania poczucia w asnej p ci. Pod spodem dojrza jedwabn bluzk , zmieniaj barwy w zale no ci od nat enia wiat a. Wiedzia , e poza tym nie ma na sobie najpewniej nic wi cej. I wci spogl da a w ten znacz cy sposób. Mo esz mnie wzi jakkolwiek zechcesz... O ile potrafisz. Przez chwil zrobi o mu si gor co, ale nie da tego po sobie pozna . By by sko czony, gdyby jej uleg . Oczywi cie, mi o e przysz a. wietnie wr cz. Obj j jak dawno nie widzian , dobr przyjació . Przy okazji wyczu stercz ce pod materia em sutki. Szybko odegna wywo ane tym wspomnienia. Zamówi drinki, zabroni czy rozmowy. Posadzi Tamar na kanapce, sam usiad obok. Ale nie za blisko. Spyta , co porabia w tej okolicy? Odpar a, e odpoczywa. Przychodzi do siebie, doda a
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
takim tonem, a go dreszcze przesz y. Zupe nie jak wtedy, gdy pos ugiwa a si rzemieniem i kostk lodu. A, przychodzi do siebie. Po czym, je li wolno spyta ? - Mój m i ja... ju nie jeste my ze sob . - Wzruszy a ramionami. - On ma fio a na punkcie wy cigów, chocia adnego ostatnio nie wygra . Taki ch opiec z zabawkami... Jeden z tych, co pewnie nigdy nie dorastaj . Richardsowi by o bardzo przykro. - Sporo o tobie my la am. Przez wiele lat... I tak mi przysz o do g owy... - urwa a w nadziei, a Kea podejmie w tek. Richards milcza . Patrzy na ni cierpliwie, czekaj c z zainteresowaniem na ci g dalszy. Tamara spróbowa a raz jeszcze. - Bo wiesz, ja wszystko pami tam. Bardzo dobrze pami tam. Ten kominek, zabawy. I ten trudny do opisania zawrót g owy... Zachichota a. Kea zmarszczy za znacz co czo o daj c zna , e on pami ta co jeszcze. Tamara zawaha a si na chwilk . Nie tak to sobie zaplanowa a. - Ale przede wszystkim pami tam b dy i potkni cia. Szczególnie jedno. - Tak, ja te . - Och, wtedy by am jeszcze taka m oda i g upia - stwierdzi a, skromnie spuszczaj c oczy i k ad c onie na podo ku. - Trwa o troch , nim z tego wyros am. Nie wiesz nawet, jak mi przykro i jak bardzo chcia abym wynagrodzi ci tamt krzywd . Zdo a nawet uroni . Kea da jej chusteczk i wzruszy ramionami. - adne z nas nie by o jeszcze wtedy doros e - stwierdzi . - Oboje pope niali my b dy. Tamara chcia a co powiedzie , ale si rozmy li a. Nie wiedzia a, co mia o znaczy to ostatnie zdanie. - Przynajmniej Austin nie okaza si m drzejszy ni ja - powiedzia a w ko cu. - Ale teraz... powiedz... przecie tak bywa, prawda? Niekiedy dostaje si drug szans ? Wzi j w ramiona, uca owa . Nie po bratersku, ale te i bez przesadnej nami tno ci. - Oczywi cie. A ja... nigdy ci nie zapomnia em. Wsta i agodnie wzi j pod rami . Podnios a si . - Nigdy nie mieli my do czasu, by dobrze si pozna . Wiesz, jak tylko wróc z tej... s bowej podró y, zadzwoni do ciebie. Mo e umówimy si na jaki obiad lub co podobnego. Mamy wiele do pogadania. Stan za biurkiem. Tamara spojrza a na niego, u miechn a si sztucznie. Odpowiedzia tym samym. Podesz a do drzwi, otworzy a je i zerkn a przez rami . Kea trwa niezmiennie u miechni ty. Wysz a, ale zanim drzwi zdo y si za ni zasun , Kea wybuchn miechem. nym, niepowstrzymanym miechem. Marsja skim miechem Bargetów. I zaraz zapomnia o Tamarze. Kea Richards znikn z okolic ucz szczanych przez cz owieka, wraz ze statkiem, któremu nie nada nawet adnej nazwy. Kolejne zmiany kursu zbli y go do sektora Alva. W ko cu ujrza obszar nieci ci, migotanie towarzysz ce spotkaniom cz steczek AM2 z normaln materi . Ustawi kurs przez kurtyn , do tego drugiego wszech wiata pe nego czerni i niezliczonych barw. Silnik pracowa na wier mocy, automatyczny system nawigacyjny, nad którym biedzi si ca e lata, dzia bez zarzutu. W dziobie statku mie ci si detektor masy, który da w ko cu zna o blisko ci jakich kosmicznych mieci. Obiekty nie mia y wi cej ni po pó metra rednicy, by a to jednak AM2 w ilo ci wystarczaj cej, by po wielokro rozbi stateczek na moleku y. Wy czy nap d gwiezdny, przeszed na pomocniczy nap d Yukawy, a w ko cu wygasi wszystko. Sama si a inercji nios a go ku obiektom. Spojrza na pozosta e instrumenty i nadzieja wst pi a mu w serce. Czujniki rejestrowa y uderzaj ce w pancerz py owe drobiny AM2, a zdolne by y wyczu nawet deszcz padaj cy na zaparkowany na dowisku statek. Zapis wykaza , e „grad” b bni w p yty od chwili wej cia do tego szalonego uniwersum. I nic. Bez szkody dla kad uba.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Detektor masy piszcza coraz g niej. Richards przesiad si do kolejnego pulpitu, wsun d onie w sterowniki manipulatorów. W czy modu . Spod dziobu statku wysun a si sonda z chwytakami, kolejna modyfikacja dokonana w ramach projektu. Wszystko by o ob one Imperium X. D ugie minuty manewrowa niezbyt dobrze znanymi narz dziami, krople potu kapa y mu obficie z czo a na pulpit. Je li si myli , to nie tylko wysi ek wielu lat pójdzie na marne, ale i sam Kea straci ycie. Starczy, by Imperium X nie by o a tak dobr os on , a wszystko eksploduje znacznie pot niej ni najwi ksza bomba wodorowa. Instrumenty poinformowa y, e próbka siedzi pewnie w szcz kach chwytaka. Kea zamkn mimowolnie oczy, oczekuj c na koniec tak nag y, e niezauwa alny. Ale nic si nie dzia o. Kawa ek AM2 znalaz si w jego wy cznym posiadaniu. Cofn sond , zamkn w az. Wn trze komory manipulatora te by o wy one Imperium X. Chwil potem uruchomi g ówny nap d i statek wystrzeli z szybko ci wiat a przez obszar nieci ci. Oto by a chwila prawdziwego triumfu. Chocia czeka y go jeszcze lata bada i ci kiej pracy, ju teraz móg si mieni w adc wszech wiata. Koniec przyszed nieca y rok pó niej pod postaci dwóch kataklizmów, które zdarzy y si w odst pie ledwie miesi ca. O pierwszym g no by o nie tylko w Uk adzie S onecznym, ale i na rozrzuconych po kosmosie koloniach. Deimos eksplodowa z tak si , e upodobni si do nieregularnej bry y i ma o ró ni si obecnie od Fobosa. Nikt tego nie pojmowa . Ksi yce z zasady nie wybuchaj , przynajmniej nie same z siebie. Oficjalnie Deimos by niezamieszka y, je li nie liczy kilku dozorców starej bazy. Potem wysz o na jaw, e pracowa o tam kilkaset osób, kobiet i czyzn, zatrudnionych w tajnym kompleksie laboratoriów wzniesionych wokó Pierwszej Bazy, a nale cym do Bargeta Ltd. Podnios y si g ne krzyki pot pienia. Przez jaki czas nie wiadomo by o, ilu ludzi naprawd tam przebywa o, ale w ko cu og oszono, e zgin o czterysta pi dziesi t osób. Kto musia za to zap aci . Dziennikarze opadli g ówn siedzib Bargeta Ltd. Blady i roztrz siony rzecznik prasowy kompanii z trudem wyduka przygotowane o wiadczenie. Tak, laboratorium by o o rodkiem projektowym korporacji. Nie, nie potrafi powiedzie , jakie prowadzono tam badania, tyle, e mia y one zwi zek z przemys em okr towym. Nie, Austin te nie wie, co si sta o. Powo any przez niego zespó fachowców próbuje obecnie ustali przyczyn katastrofy. Nie... nie ma nic wi cej do powiedzenia. Inni znale li Richardsa, ale on roz tylko r ce i wstrzyma si od wszelkich komentarzy. - Co si sta o? - krzycza do Austin. - Nie wiem - odpar Richards. - Dwa ziemskie dni temu otrzyma em raport od doktora Mastersona, który by dyrektorem kompleksu. Twierdzi , e zespó jednego z laboratoriów wpad na fascynuj cy trop, tak jednak niezwyk y, e na razie za wcze nie jeszcze cokolwiek rozg asza . Chcia poczeka , testy potwierdz mia e przypuszczenia. Mo liwe, e w nie w trakcie tych testów zdarzy o si co fatalnego. - Chryste - j kn Austin. - Tylu ludzi. Sami najlepsi naukowcy. adni zwykli robotnicy. Bo e, mój Bo e. Czy rozumiesz, co powiedz teraz na dorocznym walnym zebraniu? Jak ja to wyja ni udzia owcom? Kea stwierdzi , e tego te nie wie. Druga katastrofa mia a wymiar wewn trzkompanijny. Sporz dzono raport ko cowy z projektu Suk. Austin przejrza dokument i stwierdzi , i by o to co na kszta t finansowej czarnej dziury. Dotacje poch on y trzydzie ci osiem procent aktywów ca ego Bargeta Ltd. Co gorsza, tajny za cznik z naukow analiz przedmiotu stwierdza jednoznacznie, e próby uzyskania poszukiwanej przez Richardsa substancji nie tylko spe y na niczym (niszcz c przy okazji Deimosa), ale od pocz tku skazane by y na fiasko. Czego takiego nie da si otrzyma . To mit, zupe nie jak kamie filozoficzny, czysty silnik spalinowy czy zimna fuzja. Bargeta stan na kraw dzi bankructwa, a wraz z nim ca e konsorcjum. B dzie mia szcz cie, je li przetrwa jeszcze ze dwa lata. Chyba, e zdarzy si jaki cud, na co jednak trudno liczy .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Austin doczyta do ostatniej strony i poszed szuka Richardsa. Znalaz go w jego gabinecie. Doszcz tnie ju ogo oconym. W k cie sta y przeznaczone do wysy ki kufry i skrzynki. - Co... Kea wskaza kopert . Le a na biurku i by a zaadresowana do Austina. Bargeta wyj dokument, spojrza . Kea sk ada rezygnacj . - To wszystko moja wina - powiedzia g uchym g osem, jakby jeszcze si nie otrz sn . - Myli em si . Nie ma z ota, adnej t czy w dali. Bargeta chcia co powiedzie , ale zabrak o mu s ów. Kea te zamilk , po tylko Austinowi na ramieniu i wyszed .Bargeta przysun si do okna i spojrza z wysoko ci dwusetnego pi tra na Madison Avenue. Dla niego to by koniec wiata. Dla niego, jego rodziny, kompanii. Co dalej? Co teraz? Wydarzenia potoczy y si jednak szybciej ni oczekiwa . Fatalny raport przeciek na zewn trz zanim jeszcze zwo ano specjalne spotkanie udzia owców. Posiadaj ca oddzia y na wszystkich kontynentach i planetach Wall Street pozna a szczegó y. Pó niejsze ledztwo ujawni o, i dok adnie w przeddzie dor czenia raportu Austinowi kto zarzuci rynek akcjami Bargeta Ltd. Pierwotnego ciciela oferowanego pakietu nigdy nie uda o si ustali ; ka da z akcji przesz a przez zbyt wiele k, zanim trafi a na rynek. Kea Richards opu ci swoje posiad ci na Ziemi, przyjació , kobiety, maj tek. By o to dziwne, za stan jego apartamentów sugerowa , i bajecznie bogaty Kea preferowa sparta ski tryb ycia. Ktokolwiek do nich zajrza , mia powody do zdziwienia. Domy by y ledwie umeblowane, czasem okazywa o si , e wyposa enie pochodzi o z wynajmu. Podobnie z jachtami i lizgaczami. Austin Bargeta przetrwa jako pierwsze spotkanie akcjonariuszy, którzy, podobnie jak on nie potrafili wci pozbiera my li. Te czytali ten sam raport. Wobec braku pomys ów postanowiono zebra si ponownie nast pnego ranka. Tym razem Austina zabrak o. Jeszcze wieczorem wróci do biura i wyj z prywatnego sejfu pistolet, trzynastomilimetrowy antyk, który strzela pe nymi nabojami zespolonymi z zawieraj miotaj cy adunek prochowy usk . Od wielu lat trzeba by a zamawia je w specjalnych warsztatach. Bro by a równie stara, co historia rodu Bargetów. Austin prze adowa j , wprowadzaj c nabój do komory, niezdarnie obróci wylot lufy w kierunku skroni, pomy la , e przynajmniej ocali w ten sposób honor, i nacisn na spust. Kula wyrwa a mu wi kszo czo owych p atów mózgu. Niestety, nie starczy o tego, by u mierci organizm. Austin Bargeta zmieni si w g uche i nieme warzywo, zdolne jedynie do prostych reakcji motorycznych. Wstrz ni ty Kea Richards wys natychmiast z Ganimedesa propozycj pomocy. Ma pewien kapita , ch tnie przeznaczy go na fundusz opieku czy, aby nie trzeba by o oddawa Austina do publicznej placówki s by zdrowia. Rodzina odrzuci a propozycj . Mogli by bankrutami, ale nie zamierzali zdawa si na dobroczynno . Kea poczu uk ucie alu - e te ten bydlak musia spud owa . Uzna jednak, e zosta pomszczony, podobnie jak wielu innych, w tym jego zapomniana prawie matka, skazana na groz podró y mi dzygwiezdnym liniowcem. Jak ojciec i dziadek, i ci mieszka cy Hilo, którzy zgin li z powodu sk pstwa jakiej upiornie bogatej kompanii, która po owa a pieni dzy na bariery ochronne. I jeszcze Leong Suk, biedna przez ca e ycie, zarówno w rodzinnej Korei, jak i na Maui. Ten nieszcz nik Tompkins, który bez w tpienia zas sobie na co wi cej ni wegetacja w roli religijnego oszusta. Wszyscy robotnicy, w ród których dorasta , zapracowani, spoceni i umieraj cy po to jedynie, by ludzie w rodzaju Bargetów mogli sobie zafundowa p ywaj ce po marsja skich oceanach trimarany. Nawet za oganci statków kosmicznych skracaj cy sobie dni alkoholem i prochami, gin cy w ró nych „wypadkach”, których mo na by unikn , gdyby armator nie oszcz dza na zabezpieczeniach i nie ogranicza si tylko do wymaganego prawem minimum. Bargetowie poszli na pierwszy ogie , ale b jeszcze nast pni. Wielu nast pnych. Kea gotów by ju do budowy rodków „odwetu”. Podczas katastrofy na Deimosie zgin tylko jeden cz owiek, go z ekipy wynaj tych przez Richardsa w marsja skim pó wiatku ekspertów od adunków wybuchowych, wida nie taki wielki fachowiec, jak sam twierdzi . Ca a reszta, czyli
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
naukowcy, technicy, personel pomocniczy wszystkich szczebli oraz rodziny pracowników, zostali kilka dni wcze niej ewakuowani na Ganimedesa, gdzie ruszy a wreszcie prawdziwa praca. Szykowa y si lata realizacji wielkich zamierze . Rozdzia 25 Ganimedes, A. D. 2202 Kea dawa sobie dwadzie cia lat na zdobycie tronu, który wszak e najpierw musia sam stworzy . Wydarzenia potoczy y si jednak znacznie szybciej. Cz ciowo dlatego, e zmieni troch swoje plany. Wiedzia , e przede wszystkim musi zapewni sobie maksimum bezpiecze stwa: fizycznego, finansowego, nawet w wymiarze moralnym powinien by gór . Musi by gotowy na chwil , gdy „oni” spróbuj obedrze go ze zdobyczy. Przez „onych” rozumia nie tylko pot gi finansowe i superkorporacje, lecz równie rz dy planet. Nie pró nowa zatem. Odmawia sobie nawet tej odrobiny rozrywek i wytchnienia, którymi cieszy si jako pracownik Bargetów. Z pocz tku wydawa o si wszystkim, e Kea Richards naprawd wycofa si z interesów, aby w zaciszu rozleg ych maj tków na Ganimedesie bawi si w badacza i odkrywc . W rzeczywisto ci zaj si przebudow starego statku mi dzygwiezdnego. Zmodyfikowano nap d w taki sposób, aby móg pracowa na AM2. Teraz „zbiornik paliwa” mia rozmiary walizki, tyle e wykonanej z Imperium X, podobnie jak ci gi podaj ce antymateri do komory spalania. Pojawi y si wprawdzie problemy z odizolowaniem paliwa od stosowanych dot d smarów maszyny, jednak poradzono sobie i z tym. Gdy zako czono ju testy stacjonarne, Richards i doktor Masterson wsiedli na pok ad. Nad nimi wisia a czerwonawa kula Jowisza. Kea uniós statek na generatorach McLeana, potem przeszed na nap d Yukawy. Poza globem w czy ultraczu e sensory statku. Nikt ich nie ledzi . Wtedy uruchomi nap d gwiezdny, zasilany AM2.Nie sta o si nic szczególnego, ale te nadprzestrze sama w sobie jest do nudna. Tyle, e ledwie w czyli nap d gwiezdny, ten zaraz si wy czy . Richards nie zd jeszcze cofn r ki, gdy przezornie nastawiony automatyczny pilot oznajmi przybycie do celu podró y. Na ekranach ja nia czerwono ty Arktur w otoczeniu dwunastu planet. Tej samej ziemskiej nocy odwiedzili jeszcze trzy uk ady, za po powrocie na Ganimedesa zbiornik paliwa wydawa si równie pe ny jak przed wylotem. Koszty? W ciwie adne. Zbiornik zawiera ledwie drobn cz tego, co Richards przywióz zza sektora Alva. Trzy czwarte spoczywa o wci w wy onym Imperium X sejfie na Ganimedesie. Marzenie sta o si rzeczywisto ci . Statek przeszed kilka dalszych modyfikacji, otrzyma mi dzy innymi spor adowni wy on Imperium X. Kea znów znikn i powróci niebawem z ilo ci AM2 wystarczaj , jak obliczy , dla wszystkich kiedykolwiek zbudowanych statków kosmicznych na ca y ich ywot. I jeszcze by zosta o. Do , by zasila ca ego Marsa przez trzy ziemskie lata. Kea wiedzia ju , e wcze niej czy pó niej b dzie musia zbudowa automatyczne statki wydobywcze, mo liwe e ca e z Imperium X. Przeprowadzi je przez obszar nieci ci i zaprz gnie do pracy. Potem przyjdzie mu jeszcze opracowa jaki zdalny wy cznik „kopalni” i system czno ci uniemo liwiaj cy przypadkowe namierzenie sektora Alva. Z niejakim rozbawieniem przestudiowa histori kompanii naftowych, które próbowa y utrzyma kontrol nad wydobyciem ropy, by w ten sposób kszta towa ludzk kultur . Plan by mo e nawet i godny podziwu, chocia egocentryczny, jednak nie mia szans powodzenia, g ównie za spraw abego wyczucia rzeczywisto ci, chciwo ci i hipokryzji jego autorów. Je li Kea spróbuje zagra kiedykolwiek podobn kart , to poczeka na najwy sze atuty. Jednak zdalny wy cznik (i w cznik) kompleksu wydobywczego musia poczeka . Najpierw nale o doprowadzi niektóre osoby do bia ej gor czki. Oficjalnie og osi , e wraca do interesów i zamierza zbudowa flot luksusowych statków, nie tyle liniowców, co jachtów, do obs ugi po cze mi dzy Marsem a Ziemi . Mia y mie wy cznie pierwsz klas , za koszt biletu, jak podawa a plotka, b dzie trzykrotnie wy szy ni normalnie. By o troch miechu i gadania, szczególnie w najwy szych sferach.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Pomys uznano za ciekawy, ale z sufitu wzi ty. Nie ma do krezusów, by wype ni kabiny w regularnych rejsach. Kea szybko zbankrutuje i zastuka do drzwi prawdziwych fachowców od komunikacji. A oni ch tnie mu pomog . Niemniej statki zosta y zbudowane. Przypomina y raczej redniego tona u frachtowce, a nie jachty. Stoczni opuszcza y wszelako nie wyko czone, gdy przestrze za grodzi trzydziest trzeci by a tylko z grubsza zagospodarowana. Zasadnicze modyfikacje przeprowadzano na Ganimedesie; ma y port kosmiczny na terenie posiad ci Richardsa doskonale si do tego nadawa . Tam równie montowano nap d gwiezdny, zaopatrywano jednostki w paliwo, kompletowano za ogi. Opinia publiczna nie interesowa a si kosmakami, jak zwano najemnych pracowników pró ni, przez co nikt nie zauwa dziwnego o ywienia, jakie zapanowa o w punktach rekrutacji. Szukano naprawd najlepszych, tych, co nie stracili jeszcze wszystkich z udze , a gwiazdy traktowali wci jak wyzwanie. Kto przeszed z powodzeniem wyj tkowo ostre testy, trafia nast pnie na Ganimedesa, gdzie przechodzi dodatkowe przeszkolenie. Oko o pi tnastu procent odprawiano stamt d grzecznie i z sowit rekompensat do domu. Ekipy psychologów odkry y ze zdumieniem, e nawet kto od lat pracuj cy w pró ni mo e ba si przestworów kosmosu rozci gaj cych si poza „znanymi” wiatami. Ostatecznie jednak za ogi trafi y na pok ady nowych statków. Nauczy y si nawigacji, pilota u, obs ugi, i ruszy y w dal. Ku gwiazdom. Na poszukiwania. W ci gu dwóch lat od wystrzelenia pierwszego statku odkryto siedem nowych ras inteligentnych (lub prawie inteligentnych), spo ród których trzy rozpocz y ju badania kosmosu. adna nie dysponowa a nap dem gwiezdnym. Ale ka da mog a go mie . Na warunkach Richardsa. Jego szpiedzy meldowali z pewnym niepokojem, e mno si plotki na temat poczyna Richardsa na Ganimedesie. Kea tylko wzdycha : có , ka da tajemnica w ko cu si wydaje. Mimo podj tych rodków ostro no ci zbyt wielu mieszka ców tego satelity Jowisza widzia o statki, które startowa y z portu Richardsa i po prostu znika y z orbity. Poza tym za oganci spotykali si w barach, rozmawiali. Przysz a pora na nast pny ruch. Now korporacj zarejestrowano w kraju, gdzie nikt nigdy o nic nie pyta , na otwie. Nazywa a si Clive, Anon. Zg oszenie wype niono na tyle starannie, by nowa kompania mog a w przysz ci zajmowa si dos ownie wszystkim, od organizowania kó gospody wiejskich pocz wszy, na terraformowaniu S ca sko czywszy. Jedynym nazwiskiem, które pojawia o si w papierach by o nazwisko niejakiego Yaakoba Courlanda, obywatela otwy, któremu zap acono za figuranctwo. otewskie prawo wymaga o, aby osob rejestruj by kto miejscowy, pan Yaakob podparafowa zatem co trzeba, skasowa gotówk i zapomnia o ca ej sprawie. Ostatecznie by to pi ty zestaw papierów, który podpisa tego dnia. Pierwszego i ostatniego dnia rzeczywistej anonimowo ci kompanii. Ziemskie media otrzyma y uprzejme zaproszenia na konferencj prasow , na której Kea Richards mia wyg osi wa ne o wiadczenie. O godzinie tej a tej, w dawnym porcie kosmicznym Long Island. Równocze nie zapowiedziano drug konferencj , tym razem na Marsie, w porcie Capen City. Kea Richards mia pojawi si i tam, tyle e obie imprezy zaplanowano na ten sam dzie , wed ug czasu ziemskiego w odst pie zaledwie godziny. Nikt nie zauwa tej oczywistej pomy ki. Na konferencje dziennikarze przybyli niezbyt licznie, chocia potem ca e ich t umy przysi ga y na kl czkach, e by y obecne.Rzecz w tym, e Kea pojawi si na obu. W przewidzianym czasie. Na Marsie musia nawet czeka blisko godzin , bo zgod na start z Ziemi dosta szybciej ni oczekiwa . Wyg osi krótkie o wiadczenie. Jego kompania zdo a znacz co unowocze ni nap d gwiezdny. Na tyle znacz co, e zdaniem autorytetów mo na mówi wr cz o nowym rodzaju nap du. Wynalazek zosta ju opatentowany na Ziemi i na Marsie, i wsz dzie indziej; cznie kilka tysi cy patentów. Próba naruszenia któregokolwiek z nich w cz ci lub w ca ci spotka si z surowymi sankcjami prawnymi. Kea uzna , e na pierwszy raz tyle starczy. Na Marsie powtórzy to samo, po czym da znak, by wyl dowa o pi tna cie czekaj cych na orbicie statków. Ka dy niós na pok adzie adunek, jakiego ludzkie oko jeszcze nie ogl da o. Nieznane minera y, ro liny w szczelnych namiotach. I jeszcze dwie ca kiem nowe rasy inteligentnych obcych.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Kea oferowa ludzko ci gwiazdy. Ale nie za darmo. Nowe silniki nie s przewidziane na sprzeda , oznajmi , nie zamierza te udziela licencji na ich produkcj . B one montowane jedynie na statkach Clive, Anon. Media oszala y. Wszyscy rzucili si na Richardsa. On za wycofa si na Ganimedesa i schowa si jak najg biej. Ca kiem dos ownie zreszt , bowiem pod jego posiad ci kry si porz dny, wielopi trowy kompleks bunkrów zdolnych wytrzyma bez szkody dla mieszka ców praktycznie wszystko, z wybuchem j drowym w cznie. Tam siad przed ekranem. Bawi si wietnie. Kto yw pragn dosta si na pok ad którego z jego statków. Kolejka uros a b yskawicznie na tyle, e pojawi y si listy oczekuj cych. Ostatni na li cie mieli dosta bilety niemal dok adnie w chwili, gdy i tak wyl dowaliby na Marsie, lec c konwencjonalnym liniowcem. Niemal, ale nie dok adnie. A przecie impreza nie by a tania. Richards skalkulowa zysk na trzydzie ci procent i doliczy jeszcze (na razie) dwadzie cia procent za ryzyko. Konkurencja wyt a umys y, prawnicy biegali z biur do s dów i z powrotem. Sytuacja by a prosta: oto Richards og osi w nie nadej cie ery parowców nie bacz c na fakt, e wszyscy inni siedzieli jeszcze na p ywaj cych k odach i machali pracowicie wiose kami. Na dodatek wygl da o na to, e mia monopol. Nieprawdopodobne... Nielegalne... Posypa y si pozwy, tak cywilne, jak karne. Richards odpar przez swoich prawników, e jest ca kowicie niewinny i wierzy w sprawiedliwo oraz m dro s dów, wszelako doradzono mu, aby nie kierowa swoich statków do adnego miasta, prowincji lub kraju, ani na planety, gdzie próbowano postawi go w stan oskar enia. Wtedy kompanie kupieckie i przedsi biorstwa handlowe wszelkiego autoramentu wytoczy y ci kie dzia a w obronie Clive, Anon. Wszystkim im zale o na jednym: aby dostarczy towar X z punktu A do punktu B w mo liwie jak najkrótszym czasie.To wywo o reakcj rz dów. Kea Richards zosta uznany za wroga cywilizacji. Za dano, by dla dobra ludzko ci udost pni swój wynalazek wszystkim ch tnym. Richards odmówi . Ludzko i tak skorzysta na dzia alno ci Clive, Anon. Wydano nakazy aresztowania. A dwa. Jeden w male kiej prowincji Rus, drugi w Sinaloa, gdzie tradycyjnie i od lat mo na by o kupi za pieni dze dos ownie wszystko. Prawnicy Richardsa poinformowali s dy, e w trosce o swoje ycie ich klient w adnym razie nie zamierza si podporz dkowa . Trudno, stwierdzono. Zostanie zatem aresztowany na Ganimedesie. Potem zastosuje si prawo o ekstradycji. Odpowiednie instancje dostarcz uzbrojonych stró ów prawa. Nie nazwane na razie czynniki, o których mowa, wpad y jednak w prawdziw furi , gdy okaza o si , i Kea nadal chodzi wolny i nikt nie zamierza go nagabywa . Miejscowe w adze okaza y si nad wyraz uczciwe. Raz kupione nie próbowa y przehandlowa si ponownie. Richards dobrze zainwestowa swoje pieni dze. Owszem, wygl da w ten sposób na „wi nia” Ganimedesa, jednak wi zienie nie mia o drzwi, gdy w ka dej chwili móg wsi na pok ad jednego z w asnych statków i polecie dok d dusza zapragnie, za chwilowy brak kawioru i w dzonych w gorzy jako go nie przera . Potem zaproponowano sankcje, w tym zatrzymywanie statków kompanii. Par osób zauwa o jednak, e troch trudno b dzie zatrzyma statek, który na wierci mocy silników przegoni ka konwencjonaln jednostk . Poza tym, jak niby fachowcy rz dowi wyobra aj sobie takie akcje w bokim kosmosie? W ko cu nawet biurokraci zrozumieli, e nie da si macha lizakami w przestrzeni mi dzygwiezdnej, a i wrzaski w rodzaju „w imieniu prawa, stój” wzbudz jedynie miech. Podobno kto zdo wyja ni im nawet, na czym polega zjawisko inercji. Nast pnie rzucono pomys , e przecie statki rz dowe mo na uzbroi . Riposta Richardsa by a yskawiczna. Przypomnia , e po pierwsze, wszystkie traktaty mi dzynarodowe zakazuj militarnego wykorzystywania kosmosu. Po drugie za , i to by o wa niejsze, uprzedzi , e jego statki ju s uzbrojone. I rzeczywi cie by y. Kea kupi kilka lekkich, ksi ycowych kabota owców, doda im nap d gwiezdny oraz g owice z AM2 po czone z zapalnikami zbli eniowymi, zmodyfikowa te istniej cy ju wcze niej automatyczny system sterowania. Teraz ka dy ze stateczków by ca kiem pot nym pociskiem, a wygl da niczym przysadzisty rekin ze zdobycz w pysku.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Pozosta e jednostki otrzyma y baterie zdalnie sterowanych dzia ek szybkostrzelnych zamontowane po obu stronach luków towarowych. Nie szkodzi, brn y dalej w adze. W takim razie poczekamy, a statki wyl duj i wtedy na ymy na nie areszt, a za ogi postawimy przed s dem Admiralicji. G ówny prawnik Richardsa odpar ch odnym g osem, e (po pierwsze) Clive, Anon umie ci na czarnej li cie ka de miasto, kraj i tak dalej, jak poprzednio, a ponadto (i to po drugie) ka dy taki akt sko czy mo e si tragicznie dla wszystkich zainteresowanych, gdy próba zastosowania si y spotka si z równie zdecydowanym odporem. Za kraj, który si gnie po ni wobec Clive, Anon, uznany zostanie za ho duj cy bezprawiu, wspieraj cy terroryzm pa stwowy, co postawi go poza prawem mi dzynarodowym. W zwi zku z tym b dzie musia liczy si ze spraw wytoczon przed S dem wiatowym (istniej cym wci , chocia niezbyt powa anym). Nasta czas chwiejnego pokoju, dodatkowo utrwalonego nigdy nie potwierdzon plotk , i statki Richardsa zosta y zaminowane i ka da próba wdarcia si przemoc poza grod trzydziest trzeci musi sko czy si tragicznie. Jak zawsze, tak i teraz znale li si szczególnie uparci niedowiarkowie. Startuj cy z Ixion Port statek znikn nagle w olbrzymiej kuli ognia, która poch on a sam jednostk , wi kszo portu i fragment przemys owej dzielnicy sto ecznego miasta najbardziej rozwini tego wiata Alfy Centaura. Wrogowie Richardsa znale li punkt zaczepienia: nowe silniki niebezpieczne, nale y zakaza ich eksploatacji, wyci gn konsekwencje, itd. Kea do si zaniepokoi , a otrzyma nagranie rozmów mi dzy mostkiem a wie , dokonane przez jakiego radioamatora. Wyra nie da o si us ysze , jak normalne procedury zosta y zak ócone przez krzyki, trzask w azu i wystrza y, po których zapada a cisza. Krytycy otrzymali jednoznaczn odpowied , która na dodatek odebra a wag ich argumentom. Jednak by o blisko. Za blisko. Kea przejrza starannie akta pracowników w poszukiwaniu osób bezwzgl dnie lojalnych i ze stosown przesz ci . Najbardziej obiecuj cych zatrudni w charakterze ochrony osobistej i stra y posiad ci, pozostali pos yli za zal ek zespo u operacyjnego do specjalnych porucze . Pierwszym ich zadaniem by o wytropienie zleceniodawców porwania w Ixion Port. I znale li pewn kobiet i jej syna, którzy kierowali obecnie SpaceWays i Galiotem. Krótko potem dosz o do tragicznego wypadku: frachtowy lizgacz zszed ze zwyk ego kursu i na skutek trudnej do przewidzenia awarii rozbi si na ma ej wyspie na Morzu Egejskim, burz c doszcz tnie wzniesion tam will . Jej mieszka cy zgin li, przez co SpaceWays zosta o bez w ciciela. Zabrak o te spadkobierców i kompania przesz a pod kontrol syndyka. W tej sytuacji nie by a ju gro na. Baronowie zbrodni powinni odczyta i zrozumie ten sygna , ale dla wszelkiej pewno ci Kea zadba jeszcze o ochron dla za óg swoich statków. Od tej pory ka dy, kto próbowa by narzuca si kosmakom kompanii, czy to w barze, czy w ciemnej uliczce, musia liczy si z ostr odpraw . Richards kupowa tymczasem nowe stocznie, wprowadza do s by nowe statki i wysy je coraz dalej. Stworzy osobne klasy jednostek przeznaczonych do obs ugi wiatów zamieszka ych przez ludzi. Pojawi y si okr ty wojenne z nap dem na AM2: uzbrojone w rakiety, pociski manewruj ce, lasery i dzia ka szybkostrzelne patrolowce maj ce eskortowa liniowce i frachtowce w pobli u potencjalnie niebezpiecznych, czyli zamieszka ych planet. Traktaty mi dzynarodowe zabrania y budowy kosmicznych jednostek wojennych rz dom, ale milcza y na temat prywatnych przedsi biorców, z tej prostej przyczyny, e do czasu pojawienia si AM2 ca a impreza by a zbyt droga, by ktokolwiek bawi si w uzbrajanie rakiet. Kea wiele czasu po wi ci wymy laniu nowych rodzajów or a. Jeden z jego in ynierów, niejaki Robert Willy, zauwa , i w gruncie rzeczy nie ma adnych przeciwwskaza dla stworzenia broni strzelaj cej drobinami AM2 w otulinie z Imperium X. Pociski by y malutkie i eksplodowa y przy uderzeniu w przeszkod do tward , by p aszcz ochronny uleg uszkodzeniu. Willy podejrzewa ponadto, e nawet nowoczesne przeno ne lasery wielkiej mocy nie zdo aj przechwyci tak drobnego celu. Kea skrzywi si wspominaj c histori Alfreda Nobla i jego obawy zwi zane z wykorzystaniem wspania ego wynalazku nie dla dobra ludzko ci, lecz do budowy nowych strasznych broni strzeleckich, jednak przydzieli in ynierowi zespó badawczy i da mu dost p do AM2.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Media odbijaj ce nastroje publiczne (zawsze tylko odbijaj ce; wy cznie g upcy wierz , e media cokolwiek kreuj ) zacz y przedstawia Richardsa jako swoistego wyzwoliciela, wi kszego wynalazc i dobroczy ni Edison, Ford czy nawet McLean. Kea wiedzia , e tamci nawet si do niego nie umywaj i nie wynika o to bynajmniej z megalomanii. Rozumia po prostu to, czego wi kszo jeszcze nie poj a: szykowa a si nie tyle zmiana, co totalna rewolucja. Ale mia te pewno , e pr dzej czy pó niej nawet najbardziej oporni doznaj o wiecenia. Wszystko toczy o si w asnym rytmem, a Richardsa opanowywa coraz wi kszy niepokój. Wiedzia , co teraz nast pi i nie by pewien, czy zdo a przeciwstawi si skutecznie kolejnej próbie, której celem b dzie zamkni cie ludzko ci drogi do gwiazd.Zespó napastników musia zapomnie chyba o wietle Jowisza i podkrad si pewien, e ciemno skryje dok adnie ich poruszenia. Mo e zreszt nie zale o im na specjalnej dyskrecji, do e w chwili ataku tylko jedna czwarta pasiastego Jupitera ja nia a na niebie niczym lampion wszechczasów, za komandosi okazali si wietnie wyszkoleni i przygotowani. Musieli wiczy na pe nowymiarowych makietach posiad ci Richardsa, lub przynajmniej ogl da j dok adnie na symulacjach. Gdy zawy y alarmy, Kea wygrzeba si z po cieli, w któr run , skrajnie wyczerpany, nieca godzin wcze niej i chwiejnie podszed do szafki. Wyci gn z szuflady czarny strój, przypi zawsze przygotowan kabur z na adowanym pistoletem. Obok czeka karabin maszynowy. Klasyczny, niestety, gdy Willy nie zd jeszcze dopracowa swej broni z pociskami AM2. Prze adowa karabin, w buty i ruszy przez kompleks. Nagle pod oga uciek a mu spod stóp. Upad . Dopiero pó niej dowiedzia si , e wstrz sy wywo ma y, zautomatyzowany stateczek, który wyr w jedno z peryferyjnych laboratoriów. Zwyk y akt sabota u dla odwrócenia uwagi. Pozbiera si i pobieg do jednego z wi kszych holów posiad ci. - Panie Richards, do bunkra! - zawo oficer ochrony, machaj c na pryncypa a. W tej e chwili hukn o i podobno kuloodporny sufit run wraz ze wzmocnieniami na pod og . Ochroniarz obróci si , krzykn i zgin pod gradem kul wystrzeliwanych przez dwóch osobników w czerni, którzy zeskoczyli z góry. Jeden z nich dojrza Richardsa, rozpozna w nim cel numer jeden, odrzuci bro . Obaj skoczyli ku niemu... Kea poci gn za spust. Nastawiona na automatyczne utrzymanie celu bro warkn a trzy razy, masakruj c par intruzów. Zatem otrzymali jasne rozkazy, pomy la Kea. Nie maj mnie zabi . To im nieco utrudni robot .W holu pojawi o si wi cej ochroniarzy. Jeden z nich cisn w dziur w suficie granat. Huk i krzyki. Do diab a z bunkrem, pomy la Kea. Je li ci dranie potrafili podej tak blisko mojej sypialni, to pewnie i bunkier maj rozpracowany. Od strony g ównego wej cia rozleg y si przeci e serie z broni maszynowej. B ysn y widoczne ledwie jako lad na siatkówce oka lasery. Podnios a si wrzawa. - Ruszamy! - krzykn i pobieg ku drzwiom. Co za g upota, pomy la . Naprawd chcesz prowadzi ich do szturmu? A mo e zachcia o ci si bawi w rycerza Rolanda? Jeste in ynierem. Specjalizujesz si w dzia aniach zakulisowych. Nigdy nie by nierzem, prochu nie w cha , nie lubi nawet tych idiotycznych filmów gloryfikuj cych powszechne, wojenne wypruwanie flaków. ówny hol recepcyjny pe en by dymu. Tu toczy a si prawdziwa walka. Kea patrzy , jak jego ochroniarze, w wi kszo ci weterani poligonów takiej czy innej armii Uk adu S onecznego, odpracowuj znany sobie taniec. Salwa, ukrycie, skok do przodu. Dziwne, pomy la , zupe nie jak na filmach. Ciekawe, czy filmy s tak realistyczne, czy te oni mo e za du o si ich naogl dali? Do tego, facet! - z aja si w duchu. Nie pora na podobne rozwa ania. Zosta o ju tylko czterech napastników skrytych za solidnymi kwietnikami, z których obecnie wystawa y ju jedynie kikuty paproci. Polecia y kolejne granaty. Nigdy nie lubi em tych paprotek, wreszcie b dzie mo na zmieni wystrój. Ale rachunek za to przyjdzie... Kea zdumia si przelotnie, jakie to my li przychodz w takiej chwili do g owy. Moment pó niej pierwsza fala intruzów zosta a unicestwiona.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Zaskoczona w pierwszych sekundach ochrona zwar a tymczasem szyki, do wiadczenie i nieustanny trening zrobi y swoje. Otworzy y si drzwi zamaskowane w wysokiej na trzy kondygnacje cianie, z ukrycia wyjecha a samobie na bateria sprz onych dzia ek. Ustawi a si za kwietnikami (które rzeczywi cie tak zaplanowano, by mog y s za os ony przed kulami) i zacz a omiata ogniem teren przed wej ciem. Na rozleg ym podje dzie Kea doliczy si trzech, nie, czterech ma ych statków, a to znaczy o, e operacja zosta a zorganizowana z ca kiem sporym rozmachem. Druga fala podnios a si z gruntu i zaatakowa a. Bezpo rednie podej cie do siedziby Richardsa zosta o pracowicie udekorowane szczególnym ogrodzeniem, barierkami schodz cymi si u drzwi. Wed ug ogólnego mniemania mia y one porz dkowa perspektyw , kieruj c spojrzenie ku bramie wspania ej rezydencji. Zamys zreszt si powiód , gdy w fachowych kr gach uznawano j za arcydzie o sztuki budowlanej. W rzeczywisto ci Kea sam to zaplanowa , po konsultacjach ze specjalistami od zabezpiecze . Barierki y nie tyle podniesieniu estetyki, ile utrudnia y podej cie do domu.By y akurat do wysokie, by nie dawa o si ich przeskoczy z biegu, za wsporniki rozstawiono na tyle rzadko, e nie dawa y adnej os ony. Zadzia y zgodnie z planem, spychaj c nacieraj cych intruzów w kierunku ównego wej cia, prosto w pole ra enia dzia ek. Te odezwa y si znów, szatkuj c czer nocy b yskami. Kobiety i m czy ni w czerni gin li z krzykiem. Z dymu wy oni si jeden tylko ranny i pokrwawiony m czyzna z opuszczon broni . Zosta zastrzelony. To by ostatni. Bez chwili zw oki dzia ka wyjecha y na otwart przestrze i namierzy y statki desantu. Dwa od razu eksplodowa y, trzeci otoczy si dymem, czwarty buchn omieniami. Ochrona podzieli a si na trzy dru yny. Jedna otoczy a ciasnym pier cieniem Richardsa, druga pobieg a sprawdzi , czy statki zosta y ostatecznie unieszkodliwione, ostatnia szybko i fachowo przeszuka a cia a. Rozbrojonych rannych odci gano do punktu zbornego. Kea przygl da si temu nagle jakby ot pia y. Po jakim czasie ujrza podchodz cego szefa ochrony. - Mog meldowa , sir? - S ucham. - Napastników by o co najmniej siedemdziesi ciu, mo e wi cej. Nie wiemy, ilu zosta o na pok adach statków. Dwunastu jeszcze yje. - Kim s ? - Nie maj adnych dokumentów. Dwóch rannych twierdzi, e s najemnikami zatrudnionymi przez werbownika z Pretorii, dla którego ju wcze niej pracowali. Nie wiedz , kto da zlecenie. O ile to by o zwyk e zlecenie, czego nie jestem pewien. - Zachowa czujno . Tych dwóch rannych nadaje si do przes uchania? - Nie, sir. Ani teraz ani zapewne nigdy. Trzydziestomilimetrowe dzia ka nie daj czystych ran postrza owych... - A co pan o tym my li? - Mo e to faktycznie najemnicy pracuj cy dla którego z pa skich wrogów. A mo e tajna operacja kogo , o wiele wa niejszego. Diabli wiedz . Kea przytakn . Za atakiem mog a kry si Federacja, móg to by Rz d Ziemi lub Rada Marsa. Albo którakolwiek z superkorporacji. - Co z rannymi, sir? To znaczy, gdy ju wyci gniemy z nich, co tylko si da? Kea zawaha si . - Sir, dodzwonili si do nas z Kana u Jedenastego - powiedzia asystent, który wyrós obok jak spod ziemi. - Ta ich gwiazda, Leda. Mówi, e dostali sze zg osze o strzelaninie i eksplozjach i pytaj , co si dzieje. Chc z panem rozmawia ... i wys zespó . Richards szybko przemy la spraw . W pierwszym odruchu chcia zaprosi reporterów. Móg by i urz dzi konferencj prasow pe wyrzutów w stylu „Jak mieli?”, „Kto si odwa ?” i tak dalej. Ale powstrzyma si . - Powiedzcie im, e moja ochrona przeprowadza a bardzo realistyczne wiczenia. Ekip mog przys , Ganimedes to wolny wiat, ale nie dostan zgody na l dowanie na moim terenie. Co do
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
mnie, przebywam poza planet . Testuj nowy statek. Chwilowo nie macie ze mn kontaktu. Gdy tylko wróc , zaraz przeka ecie mi ich pro i s dzicie, e najpewniej ch tnie z nimi porozmawiam, chocia w ciwie nie ma o czym. Asystent zamruga , zmarszczy czo o, ale pospieszy wype ni polecenie. Kea odnotowa w pami ci, e go nie jest chyba a tak bystry, jak si dot d wydawa o. Obróci si ku dowódcy ochrony. - Zna pan ju odpowied na pa skie pytanie - stwierdzi . - Tak jest. Oficer wyj pistolet z kabury, prze adowa bro i oddali si w stron punktu zbornego rannych. Kea wyszed na zewn trz. Spojrza na Jowisza i dalej, ku innym zamieszkanym wiatom. Teraz poczekamy, pomy la . I zobaczymy, kto zawyje najg niej. I poznamy imi najwi kszego wroga. Ale nikt nie zawy . Nie us yszano nawet adnych plotek ze rodowiska najemników. Kea zacz si niepokoi . Ta próba mog a si uda . Stosunkowo skromna próba, wiedzia e b nast pne, anga uj ce zapewne znacznie wi ksze si y. Mieli pecha, bo chcieli go porwa , a nie zabi . W ko cu jednak kto wy le zwyk ych morderców. Kto zdesperowany i pewien, e przynajmniej jeden z jego pomocników musi zna sekret nap du gwiezdnego. Kea zachowa oczywi cie t wiedz wy cznie dla siebie, ale co z tego? Nic mu z tego nie przyjdzie, je li zginie w zamachu. Nie zmartwychwstanie. Chyba, e zdarzy si cud... Rozdzia 26 Clarke Central, Ksi yc, A. D. 2211 Cud zdarzy si pó wiosn . Pierwszy zauwa go wachtowy konwencjonalnego statku kursuj cego mi dzy Kallisto a Marsem. Nadprzyrodzona interwencja przybra a posta nieregularnej ska y o rednicy nieca ego kilometra. Z pozoru przypomina a zwyk y asteroid, tyle e porusza a si po innej orbicie ni gruz kr cy mi dzy Marsem a Jowiszem. Nawigator odnotowa kurs i pr dko obiektu i zaraz o nim zapomnia , jednak dane trafi y najpierw do dziennika, a potem dalej, do odpowiedniej placówki, gdzie przeliczono wszystko jeszcze raz. Technik z Centrum Namiarowego Marsa zamruga oczami, zakl i kaza powtórzy operacje. Dane orbitalne wskazywa y jednoznacznie, i kawa ek mi dzygwiezdnego miecia le y na kursie kolizyjnym z ziemskim Ksi ycem. Prawdopodobie stwo pomy ki wynosi o tylko pi tna cie procent, czyli prawie nic. Technik przekaza spraw prze onemu. Ten przypomnia sobie o ostatnich ci ciach bud etowych i osnych finansach Centrum, i postanowi wykorzysta okazj . Przekaza wie o fatalnym kawa ku ska y bieg emu w kwestiach kosmosu i nauki dziennikarzowi z miejscowej sieci. W ciciel stacji wiedzia , jak sprzedawa podobne informacje: „WIADOMO Z OSTATNIEJ CHWILI! Naukowcy ostrzegaj przez nowym meteorem z gwiazd, który uderzy w Ksi yc! Do katastrofy zosta o sto pi dziesi t osiem ziemskich dni! Mieszka cy Marsa w niebezpiecze stwie! Ziemia zagro ona!” W ród naukowców i w mediach zawrza o. Jaki oczytany antykwariusz nazwa ska W drowcem, co przyj o si powszechnie i b yskawicznie. By to jedyny punkt zgodny, bowiem wokó pozosta ych fachowcy i laicy k ócili si zawzi cie nawet wówczas, gdy pierwsza gor czka min a, zupe nie jak ta fala, która nawiedzi a kiedy zatok Hilo. Kea obserwowa to wszystko z Ganimedesa z rosn cym rozbawieniem. Oraz zainteresowaniem.Teorie mno y si jak króliki. Ka studiowano uwa nie. Federacja S oneczna powo a specjalny komitet z kwater na Ksi ycu, w centralnym kompleksie Clarke. Po tygodniu komisja wyda a pierwszy komunikat uspokajaj cy, e do uderzenia W drowca zosta o jeszcze do czasu, by ewakuowa wszystko i wszystkich. Potem zacz a si rozwlek a licytacja na przemówienia i obietnice. Og oszono stan wyj tkowy. Ale to wszystko. Nie zrobiono dos ownie niczego. Co gorsza, dni mija y, a nikt nie wyst powa nawet z adnymi konstruktywnymi propozycjami. Ewakuowa Ksi yc? Ale jak? Pod pustyni kraterów mieszka y prawie dwa miliony ludzi. A co z Ziemianami? Wezwa wszystkich, by przenie li si w góry i na wy yny, gdzie wywo ane
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
kosmicznym kataklizmem wielkie fale p ywowe zapewne nie dotr ? S owa, s owa, s owa. Ani ladu czynów. Kea uwa si ju wówczas za niepoprawnego cynika i w zasadzie nie powinna zdumiewa go ludzko popuszczaj ca w bielizn z powodu jednego kamienia, ani choleruj cy coraz g ciej komentatorzy, debatuj cy bez ko ca politycy, ani naukowcy obliczaj cy wszystko dla czystej satysfakcji do n-tego miejsca po przecinku. Oczywi cie pojawili si te natchnieni prorocy osz cy, i oto nadchodzi kara za grzechy. Gdzieniegdzie zdarza y si zamieszki wywo ane przez ludzi, którzy chcieli uczci koniec wiata na swój sposób. Policja i wojsko zajmowa y si g ównie pacyfikacj t umów. Gadanina trwa a, a Dzie S du zbli si nieub aganie. Pojawi y si g osy, czasem nawet powa nie brzmi ce, i nic nie da si uczyni . Katastrofy towarzyszy y cz owiekowi przez wieki i to musia o si w ko cu zdarzy . Potem nast pi kolejny etap dziejów. Wy szy. Zamierzony przez Tego, który to wszystko zaplanowa . Zosta y siedemdziesi t trzy dni. Kea pos po doktora Mastersona. Szanowa tego cz owieka za jego pragmatyzm za umiej tno trzymania j zyka za z bami nawet wobec personelu technicznego i administracyjnego, którym sprawnie zarz dza . Masterson sporz dzi w asn symulacj . Prawdopodobie stwo, e W drowiec uderzy w Ksi yc: osiemdziesi t pi procent. Prawdopodobie stwo, e W drowiec zrykoszetuje i zderzy si z Ziemi : jedena cie procent. Prawdopodobie stwo, e Ksi yc zmieni orbit na cia niejsz : sze dziesi t siedem procent. Prawdopodobie stwo, e Ksi yc rozpadnie si w wyniku uderzenia: trzyna cie procent. Prawdopodobie stwo, e W drowiec wybije wielkie kawa y skorupy Ksi yca w kosmos: pi dziesi t cztery procent. Prawdopodobie stwo, e jeden lub kilka z tych od amków spadnie na Ziemi : osiemdziesi t jeden procent. Skutki... Kea nie s ucha dalej. Mia do wiedzy i wyobra ni, by wiedzie , co si zdarzy, je li kawa ksi ycowej skorupy, nawet niewielki, spadnie na który z kontynentów. Do tego dojd zapewne jeszcze trz sienia ziemi, a mo e nawet ruchy p yt tektonicznych. Tak czy owak, dojdzie to prawdziwego kataklizmu. A nikt nie próbowa mu zapobiec. Owszem, politycy mieli teraz g by pe ne propozycji, tyle e ca kowicie nierealnych: u wszystkich rakiet Uk adu i zmieni orbit Ksi yca; zbudowa gigantyczne dzia o i zestrzeli W drowca... By y jeszcze inne, rozs dniejsze, ale i one gin y w powodzi s ów i nawet nie zacz to ich realizowa . Armie i policje postawione zosta y w stan pogotowia. Czterdzie ci jeden dni. Kea uzna , e albo przysz o mu w szalonym wiecie, albo sam postrada zmys y. Bo przecie rozwi zanie le o w zasi gu r ki. Ca kiem oczywiste rozwi zanie. Ale nikt jeszcze na nie wpad .Postanowi zatem wzi si do dzia ania. Najpierw nawi za czno z Ziemi . Kl w ywy kamie , tak d ugo to trwa o, nim dobi si do nadprzestrzennego cza. Pomy la przy tej okazji, e pewnego dnia b dzie musia zebra paru fachowców, da im par milionów kredytów, nieco AM2 i polecenie opracowania jakiego porz dnego systemu czno ci, który nie do , e b dzie dzia natychmiast, to jeszcze pozwoli s ysze rozmówc wyra nie, a nie jak z dna beczki. I widzie go w prawdziwych kolorach, a nie jakby by unurzany w buraczkach. Ostatecznie dotar do w ciwej osoby, najwy ej notowanej gwiazdy mediów, dziennikarza Jona Nance’a. Ten oznajmi natychmiast, e jest cholernie zaj ty, bo podobno wiat ma si sko czy i trzeba nada to na ywo. Kea stwierdzi , e on w nie w tej sprawie. A konkretnie? Tego nie powie, ale chodzi o samego W drowca. Nance wykaza zainteresowanie. Wreszcie co nowego zamiast nieustannych migawek o powszechnej histerii i rozruchach. Richards kaza Nancemu pakowa manatki. Starczy jedna ekipa z kamerzyst i dwoma zdalnie sterowanymi modu ami. I jeszcze sprz t zapewniaj cy profesjonalne cze z Ziemi . Richards w nie wys statek. - Fajnie, pi knie - warkn Nance. - Chce pan, abym zerwa program, zebra ludzi i zgwa ci ciciela stacji dla jednego pa skiego u miechu? Musz mie co wi cej.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Trudno. Ta linia nie jest bezpieczna - stwierdzi Kea. - A ja i tak nie do ko ca wam ufam. Statek dzie czeka w porcie Kennedy’ego. Za dwie godziny ma pan wej na pok ad. - Chryste... Sam dojazd potrwa d ej! - To ju pana k opot. Dwie ziemskie godziny. Albo wynajm w asn ekip i b dziecie musieli targowa si potem o materia na równi ze wszystkimi. I roz czy si . Potem pozwoli sobie na u miech. Masterson móg by fachowcem od prognoz, ale Kea te sroce spod ogona nie wypad . Prawdopodobie stwo, e Nance zjawi si na czas ze wszystkimi bajerami? Siedemdziesi t dziewi procent. Co najmniej. Statkowi, który czeka na l dowisku, kaza startowa do Nowego Jorku. Potrzebowa jeszcze dwa. Wybra jeden z nowych transportowców i poleci Mastersonowi znale jakiego rozs dnego pilota i przygotowa statek do lotu. Potem pos po swoj dawn jednostk , ten sam gwiezdny okr t, który widzia niegdy na orbicie Marsa. Pierwszy lataj cy na AM2. I co z tego? - spyta si w duchu. Nie przywi zywa si do przedmiotów. Swojemu statkowi nie nada nawet nigdy nazwy, poprzesta na znakach rejestracyjnych. Nadesz a pora, by si go pozby . Gdyby wpad w niepowo ane r ce, kto móg by z jego pomoc trafi na trop sektora Alva. A to by by koniec. Kaza posadzi jednostk w pobli u jednego z utajnionych laboratoriów. Czym pr dzej dokona jednej drobnej modyfikacji zwi zanej z systemem sterowania. Potem przeprowadzi statek pod magazyny AM2. Tam zdalnie sterowany podno nik w pancerzu Imperium X wyniós z sejfu kawa antymaterii numer dwa. Kea umie ci go chwytakami w przedniej komorze. By o tego prawie pó tony. Pomy la , e mo e to nawet cz tego adunku, który przywióz podczas swojej pierwszej podró y do alternatywnego wszech wiata. By gotowy. Oba statki wystartowa y z Ganimedesa i wesz y na kurs prowadz cy do W drowca. Tam czeka ju na nie trzeci statek, z zrz dz cym i ogólnie wkurzonym Nancem na pok adzie. Udobrucha si dopiero, gdy Richards szepn mu s ówko. Dos uchawszy do ko ca, promienia jak gwiazda. Richards sprz stery starego statku z pulpitem umieszczonym na pok adzie jednostki Mastersona. Zespó zbli si do W drowca. Kei zdawa o si , e widzi wiruj cy kawa ska y lec cy wprost na niego. Zupe nie, jak nadci gaj cy tunelem poci g... Do tego. Kaza Nancemu nawi za czno ze stacj . Nie zosta o ju wiele czasu. Statek sprawozdawcy wisia jakie pi dziesi t kilometrów od pozosta ych. Richards zauwa , e to troch za blisko, ale tamten zby go chrz kni ciem. I doda , e musi mie dobre uj cie, bo par ciemnych kropek na tle czerni nikogo nie zainteresuje. Kea wzruszy tylko ramionami i westchn , po raz nie wiadomo który, nad dziennikarsk profesj . Nie potrafi poj , jak mo na traci czas na pakowanie nosa w cudze, rzadko mi o pachn ce sprawy? Gdzie tu miejsce na w asne ycie, w asne pogl dy, skoro co chwil wszystko to wystawia si na sprzeda ? Kea uszczelni skafander i otworzy oba wrota luzy, wypuszczaj c ze statku powietrze. Jednostki wisia y nieca e pi dziesi t metrów od siebie, czy a je lina asekuracyjna. Nance zacz nadawa . Obwie ci , e jest na wysoko ci orbity Marsa i zapowiedzia wielkie, spektakularne wydarzenie, najbardziej znacz ce dokonanie w historii ludzko ci. Kea Richards podejmie prób zniszczenia W drowca now , do tej pory nieznan metod , z u yciem nowego, tajnego silnika. Podbechtany uprzednio przez Richardsa wyrazi te zdumienie, czemu Federacja nie spróbowa a nawet czego uczyni , a komisja wci tylko wysiaduje na Ksi ycu i drze pyski... (chocia to ostatnie przekaza nieco ogl dniej).Tymczasem zdalnie sterowany szperacz z kamer przekazywa obraz m czyzny w skafandrze, uwijaj cego si po sterówce. Nie pokaza natomiast otwieraj cego si luku adunkowego i manipulatorów z jak mas w uchwytach wysuni tych maksymalnie przed dziób statku, niczym r ce ubogiego wie niaka próbuj cego od egna urok. Dla wi kszego efektu Kea poleci dziennikarzowi czeka na umówiony znak i zacz wówczas odliczanie. W nie nadesz a ta chwila. Nie zosta o ju wiele do zrobienia. Orbita ustalona,
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
kontrolki pod czone do timera. Trzy minuty trzydzie ci sekund. Kea skierowa si do luku, czym pr dzej przejecha po linie za pomoc wyci garki. Druga kamera pokaza a, jak wchodzi na pok ad statku towarzysz cego. Zamkn w az, gdy Masterson nie pragn wcale, by jego oblicze pojawi o si na wizji. Przeszed do centrali. Nance starannie budowa napi cie. Dwadzie cia siedem sekund. Dziesi ... Zero... Timer w czy nap d gwiezdny. Statek znikn . I kilka milisekund pó niej uderzy w drowca. Zarówno kamery jak i sprz t wideo wysiad y z powodu przeci enia. Spali a si nawet cz obwodów u ywanego przez Nancego modu u sprawozdawczego, maszynki w kszta cie he mu, która zast powa a dawne wozy transmisyjne. A przecie Kea ostrzega . Szcz liwie zosta a jeszcze fonia, cze te przetrwa o, dzi ki czemu Nance móg przekaza radosn nowin do Nowego Jorku. Stamt d rozesz a si po wszystkich wiatach zamieszka ych przez cz owieka. Kea ledwie s ucha tego ca ego be kotu. Przej stery transportowca, da pó mocy na nap d Yukawy i ruszy ku asteroidowi. Znalaz jedynie rozpraszaj si coraz bardziej gromadk drobnych kamyków. Po dawnym statku nie zosta o ani ladu. Teraz dopiero nastawi ucha na gadanie Nancego, który wci jeszcze tkwi na linii. Nie wiedzia , e w j zyku angielskim istnieje a tyle synonimów s owa „bohater”. Owszem, w gruncie rzeczy zosta kim w tym rodzaju, przyzna z niejakim za enowaniem. I zachichota ... Kea, Bohater Galaktyki. Teraz by ju kim . Dzi ki W drowcowi zyska pozycj umo liwiaj mu otwarte dzia anie. Pozosta o poczeka jeszcze na fanfary wzywaj ce go na scen . Prosto w blask jupiterów. By dziwnie pewien, e dos yszy je niebawem, chocia nie wiedzia jeszcze, kto w nie zadmie. Rozdzia dwudziesty siódmy Ganimedes, A. D. 2212 Pierwszy rozmówca by premierem federacji; reprezentowa wielkie rody. Drugi wyst powa w imieniu Mamony - przez jego r ce przechodzi o dwie trzecie obrotu kapita owego. Obok siedzia a przedstawicielka rady zrzeszaj cej dwa tysi ce najwy ej notowanych na gie dzie spó ek. Ostatnia osoba by a przywódc zwi zków zawodowych trzech kontynentów. - Armia jest w wi kszo ci po naszej stronie - powiedzia zwi zkowiec. - Reszta przy czy si , gdy dobijemy targu. - Genera owie s czasami jak dzieci - mrukn Kea. - Chcieli nawet zabra si z nami - doda premier - ale mimo naszych zapewnie przestraszyli si , e kto móg by ich zauwa ... Prosili wszak e, by przeprosi za ich nieobecno i przekaza pozdrowienia. - Nie mia e dzieci... - parskn Kea. - Niemniej to nasze dzieci - zaznaczy finansista. - Wie pan, e nie zawracaliby my panu g owy, panie Richards, gdyby my wszystkiego wcze nie nie dopi li. - Obecnie najwa niejsze s wybory prezydenta Federacji - powiedzia a kobieta. - Zosta o niewiele czasu i ju teraz musimy wiedzie , czy zgodzi si pan zosta naszym kandydatem. - Je li mam by szczery - odpar Kea - to druga strona ju mnie o to pyta a. - I wie pan wietnie, e my o tym wiemy - roze mia si zwi zkowiec. - W przeciwnym razie za próg by nas pan nie wpu ci . - Nie jeste my amatorami - zaznaczy finansista. - Gotowi jeste my znacznie rozszerzy nasz ofert . - Z tym akurat powinni my chyba chwil poczeka - stwierdzi Kea. - Mo e najpierw ja powiem, jak to widz . - Oczywi cie, s uchamy.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Odpowiem to samo, co odpowiedzia em im. Nie zale y mi. Jestem nieprzyzwoicie wr cz bogaty. Mam czterdzie ci siedem lat i s dz , e pora na troch wytchnienia. Czas spocz na laurach, e tak powiem. Kobieta a klasn a. - wietna kwestia. Wykorzystamy j w przemówieniach. - Wezm z poca owaniem r ki - doda premier. - Ju widz te nag ówki: „Bohaterski zbawca cywilizacji odrzuca wszystkie oferty wdzi cznych obywateli”. - Utrzymamy taki ton przez jaki tydzie - wtr ci zwi zkowiec. - Potem zagramy na urazach. Jak to grube ryby wprowadzi y Federacj w lepy zau ek. Zanim si pan obejrzy, b b aga pana, aby znów ich pan wyratowa . - A wówczas zgodzi si pan, chocia niech tnie i tylko z poczucia obowi zku - zako czy premier. Kobieta nagrodzi a go u miechem. - O to chodzi, panie Richards? Przynajmniej w zarysie... Kea roze mia si . - Doszli cie do sedna sprawy szybciej ni tamci. - W nie dlatego to my jeste my gór - stwierdzi finansista. - Owszem, ale bez pewnego kandydata - zauwa Kea. - Co stawia was w identycznej pozycji i sprawi, e kampania b dzie nudna jak nigdy. Nawet, je li wygracie... Federacja jest w op akanym stanie. Sami do tego doprowadzili cie, ale czy macie pomys y, co zrobi ? Naprawd dobre pomys y. Odpowiedzia a mu cisza, ale Kea wiedzia , e musi dr ten temat. - Federacja podupada, przyjaciele. Gospodarka si sypie, mamy ze dwadzie cia lokalnych wojen. Do tego dochodz jeszcze kl ski g odu i suszy oraz zastój w przemy le. Inflacja wybija przez sufit, odsetki si gaj nieba... o ile kto w ogóle godzi si na po yczk . Poza tym... nie wydaje mi si , aby cie naprawd mnie potrzebowali. - Ale pan potrzebuje nas - zauwa zwi zkowiec. - Gdyby naprawd na niczym panu nie zale o, to po co by o rozwala ten kawa ska y... Rozumie pan, o czym mówi ? - Rozumiem. - Co kieruje nas znowu na kwesti ceny - stwierdzi finansista. - A czegó móg bym chcie ? - spyta Kea. - Mam AM2, co oznacza, e kontroluj praktycznie wszystko. Od kosmosu po drobiazgi. - Czekamy na odpowied , panie Richards - nalega zwi zkowiec. - Czego pan da? Kea powiedzia . W odró nieniu od pierwszej delegacji, ci nie krzywili si , nie próbowali targowa . Od razu doszli do porozumienia. Port Richards, Tau Ceti, A. D. 2222 agodny stok wzgórza mieni si purpur . Murawa porostów z zielonymi kwiatuszkami pachnia a mocno, jak zwykle o wieczorze. Kea wci gn g boko powietrze. Wspina si powoli na szczyt. Ca kiem sam, je li nie liczy otaczaj cej go nieustannie ochrony. Zdyszany z wysi ku przystan na chwil .Obróci si i spojrza na swój wakacyjny obóz. Chcia o mu si mia , bo ycie nie wypra o go z cynizmu, którym nasi jeszcze w dzieci stwie. Obóz... Osobisty, pi trowy pawilon ze z otej tkaniny i ponad sze dziesi t namiotów dla obs ugi, obstawy, personelu. Oficjalnie mia to by zwyk y urlop sp dzony na onie przyrody. Zas ony odpoczynek od obowi zków prezydenta Federacji. Wybór nowo przekszta conego i zasiedlonego wiata mia wymiar symboliczny. Planeta w systemie Tau Ceti otrzyma a nazw od nazwiska Kei, co media rozdmucha y do wydarzenia wielkiej wagi. - Czy to nie wspania e - stwierdzi jeden z komentatorów, - by ten prosty cz owiek... zwyk y czyzna wywodz cy si z ludu... prezydent Kea Richards, ruszy szuka nowych inspiracji w ród gwiazd. - Wi kszo analityków okre la t podró jako symboliczn - doda inny. - Dzi ki Richardsowi cywilizacja si gn a dali, o jakich wcze niej nikt nie ni . Obecnie prezydent Richards przypomina
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
nam, e jest jeszcze wiele wiatów, które wci czekaj na odkrycie. e przysz b dzie nam rzuca wci nowe wyzwania. Nie ma dla nas granic... Ca e to gadanie o granicach by o fragmentem przemy lanej kampanii od lat kreuj cej Richardsa na zwyk ego cz owieka, który niczym pucybut z legendy doszed do wszystkiego o w asnych si ach i nigdy nie zapomnia , czym jest n dza. Oto geniusz nieustannie staraj cy si poprawi dol wszystkich ludzi bez wyj tku. Trzeba przyzna , e by o w tym nieco prawdy. W ci gu dziesi ciu lat rozkr ci tak koniunktur , jakiej jeszcze historia nie notowa a. Pierwszym sygna em o ywienia gospodarcze go by rozkwit przemys u i wszelkiej wynalazczo ci. Rynek zala y rozmaite dobra w cenach tak niskich, e niemal ka dego by o na nie sta . Wielkie kombinaty rolnicze dostarcza y tyle ywno ci, i ludzko b yskawicznie zapomnia a o g odzie. Nauka prze ywa a z oty wiek. Statki badawcze dociera y coraz dalej. Ekipy terraformuj ce pracowa y na dziesi tkach wiatów podobnych do Port Richards, i obszar Federacji rós z roku na rok. Nawet sztuki pi kne miewa y si coraz lepiej dzi ki ogólnemu dostatkowi i coraz swobodniejszej wymianie my li. Wszyscy zgadzali si , e to Richards jest sprawc przemian. Si nap dow za by a AM2. Zautomatyzowany kompleks wydobywczy dzia bez zarzutu, dostawy by y obfite i regularne. Szans , by ktokolwiek wytropi ród o AM2, równa y si zeru. Oczywi cie Kea mia te wrogów. Wielu wrogów. Spojrza na ochroniarzy badaj cych cie wykrywaczem min. Wrogów dzieli na trzy grupy: ideali ci, zawistnicy i szale cy. Idealistów neutralizowa popieraj c wolno wypowiedzi i zach caj c do dysput i debat, co tylko wzmacnia o jego wizerunek jako zwolennika demokracji. Zawistników albo dopuszcza do koryta, albo niszczy . Za co do szale ców... Dwaj nast pni ochroniarze pojawili si na szczycie z broni w kach. Nie ma sposobu na szale ców. Pozostaje uwa . Kea przyznawa po cichu, e w gruncie rzeczy dokona w ci gu tych dziesi ciu lat prawdziwego cudu. Fazlur by pesymist przewiduj c, e AM2 tylko zburzy dotychczasowy porz dek wiata. Jednak, kontrolowana nale ycie przez Richardsa, wykreowa a równocze nie nowy zupe nie ad. Kea wiedzia jednak, e wszystko mo e si jeszcze zawali . Je li stanie wpó drogi, wówczas typy w rodzaju Bargetów znów dojd do g osu i powróci stagnacja, a z ni inne plagi. Na Ziemi nada dzia o kilka wielkich rodów. Kea pozwoli im trwa na dawn mod . Niech pom cz si jeszcze troch , utrzymuj c przestarza e fabryki, niech dymi , brudz i truj , niech gn bi biedot . Ka dego dnia setki ludzi decydowa y si na migracj ze starej ojczyzny. Na statkach Richardsa docierali do nowych wiatów, gdzie szybko zapominali o ziemskim chaosie i ogólnej n dzy dawnego bytowania. A wszystko dzi ki prezydentowi, który stworzy im t szans . Posz o tak szybko, pomy la Kea. Tak szybko i udatnie... Za kolejne dziesi lat b dzie dwa razy lepiej. A za nast pne pi dziesi t... Kto wie? Wielka szkoda, e nie do yj , aby to zobaczy . al cisn mu serce. al, niepokój i t sknota, zupe nie jak wtedy, gdy Fazlur zaproponowa zapuszczenie si do drugiego wszech wiata. Bo e, jak bardzo chcia bym ujrze do czego jeszcze dojdzie... Po drugiej stronie wzgórza co zadudni o. Kea podszed wy ej. Ujrza reprezentacyjny statek Federacji siadaj cy w nowym, wielkim porcie kosmicznym Port Richards. Przybywa a delegacja komitetu elekcyjnego, prosi Richardsa, eby zechcia pozosta na stanowisku prezydenta. Ale nie po prostu na jeszcze jedn kadencj , na pi lat. Kea zosta wybrany do ywotnim prezydentem. Zdumiewaj ce? Dla niektórych na pewno. Ale taka w nie by a umowa. Dziesi lat wcze niej na Ganimedesie zwi zkowiec a rozdziawi usta. - Co to znaczy do ywotnio? - A do mierci, idioto - sykn a jedyna w delegacji kobieta. - Chyba, e sam z y rezygnacj . Spojrza a na Ke . - Zgadza si ?
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Owszem. Je li mam si . tym zaj ... to tylko tak, jakbym prowadzi w asn firm . Perspektywa odbywaj cych si co pi lat wyborów zwi e mi r ce i zmusi do my lenia o chwili tera niejszej, zamiast o przysz ci. - Co powiedzieli tamci? - spyta finansista. - Nie byli zachwyceni. - Bo nie mogliby si pó niej z tego wywi za ? - W nie. Tak w nie powiedzieli. - aden problem - powiedzia a kobieta. - W ka dym razie dla nas. - Mogliby my zacz przygotowywa grunt ju teraz - stwierdzi premier. - No i pod koniec drugiej kadencji dopi wszystko tak, by mucha nie siad a - dopowiedzia zwi zkowiec. - Ju jest cholernie popularny, wi c sami pojmujecie, e je li... - Dobra - sapn finansista. - Je eli si na to zgodzimy, to czy jako lojalni poplecznicy... bliscy przyjaciele... Kea sk oni si niemal po królewsku. - ...zostaniecie najbardziej zaufanymi doradcami - doko czy za go cia. Finansista a si u miechn . Z wdzi czno ci . - Zatem to ju mamy. A czy jako pa scy doradcy b dziemy mieli wp yw na polityk dystrybucji antymaterii? - Oczywi cie - odpowiedzia Kea. - Zreszt , rozmawia em ju z moimi ekspertami o zmianie naszej polityki. Na d sz met monopol to nie jest najlepszy pomys . Zamierzam udziela koncesji na handel AM2, Imperium X oraz zmodyfikowanymi silnikami... Oczywi cie nie ka demu, kto zechce. Tylko niektórym. - Spojrza znacz co. - Ch tnie wys ucham waszych sugestii czy podpowiedzi. W pokoju zrobi o si jakby ja niej. Par osób poj o, e wkrótce dorobi si wielkich fortun. - Je li mo na, jako pierwszy pogratuluj panu pomys u ju ... panie prezydencie - wyrwa si finansista i wyci gn r . Kea u cisn jego d . I tak to posz o. Zaklepali spraw . Szczegó y nale y do prawników konstytucjonalistów. Kea po raz pierwszy zagra kart AM2 na powa nie. I z owi co chcia . Z czasem mia o by coraz lepiej. Obserwowa wysiadaj delegacj . lizgacz ju czeka , by podwie ich ten kawa eczek do obozu. Tam oficjalnie przeka pos anie. Wieczorem odb dzie si wielka celebra, a jutro przyjdzie mu sp aci kilka ostatnich d ugów. Ale potem wszystko b dzie ju jego. Troch jak w staromodnym ma stwie, pomy la . Dawni monarchowie by go zrozumieli. Królestwo dostarcza o i trosk, i rado ci, ale wi za o jak lub. Na ca e ycie. Kea ju teraz by w praktyce cesarzem, tyle e nikt go tak nie nazywa . Nie gn bi o go poczucie winy z racji zachowania wiedzy o najwi kszym odkryciu ludzko ci wy cznie dla siebie. Chi scy cesarze post powali tak przez setki lat. Po co u wiadamia prosty lud? - pytali dworscy uczeni. Nie wszyscy potrafi rzecz zrozumie , nie ka dy jest do odpowiedzialny, by wzi swój los we asne r ce. Kto musi decydowa . To nasze brzemi . Tylko nasze. Pami ta te , do czego potrafi doprowadzi chciwo . Widywa to w dzieci stwie, nie zapomnia nauczki z „Destiny I” i owej lepej, bezrozumnej zach anno ci, przez któr Ruth zamordowa a Fazlura i Osiriank , a sama zgin a z r k Murpha. Ten za czyni wyra ne zakusy na dzia Richardsa. Od tamtej pory Kea inaczej zacz pojmowa istot z a. Stworzy w asn skal etyczn . Zrozumia , e cywilizacja potrzebuje jakiego fundamentu. Mo e powinna stanowi go jaka si a wy sza, na przyk ad Bóg? Mo e. Jednak Kea by w innym wszech wiecie i wróci . Tam te nie znalaz ani ladu boga. Mo e i istnia o Co , mo e faktycznie gdzie tam w ród gwiazd tkwi wielki boski tron... Jednak jak d ugo ludzko go nie odnajdzie, b dzie musia a zadowoli si Richardsem. Ruszy w dó zbocza. Je li nie b dzie zwleka , zd y przebra si przed spotkaniem z delegacj . Przyspieszy kroku. Ochroniarze spojrzeli zdumieni i te przyspieszyli. Zacz biec. Czu si dziwnie m ody... jakby troch pijany...
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Nagle co zadudni o mu w uszach. Czerwona mg a przes oni a widok. Gdzie z zakamarków umys u dobieg krzyk „Jeszcze nie! Jeszcze nie sko czy em!”. Nieprzytomny pad na muraw . Spanikowana dziewczyna z ochrony przykl a obok, przewróci a go na plecy, sprawdzi a puls. Co si tam tli o. Gor czkowo si gn a po komunikator. Po chwili na zboczu zaroi o si od pojazdów i ludzi gotowych ratowa nowego do ywotniego prezydenta. Ganimedes, A. D. 2222 - Pa ska ekipa medyczna si nie myli, to naprawd by wylew - oznajmi a doktor Imbrociano, najwy szy autorytet w dziedzinie fizjopatologii i regeneracji tkanek. Kea odruchowo uj lew d oni praw r , obecnie ca kiem bezw adn . Pami ta , jak bezradny czeka kiedy na pok adzie „Destiny I” a b dzie mo na zdj temblak. Teraz jednak parali dotkn ca praw po ow cia a. - Zajmiemy si tym - zapewni a go Imbrociano. - Implanty nerwów i tak dalej. Sztuczne wszczepy za atwi reszt . Chocia musz ostrzec... Pewne os abienie ju pana nie opu ci. Kea opanowa si i zebra na odwag . - Nie to martwi mnie najbardziej - powiedzia . - Jak ocenia pani pozosta e punkty diagnozy? Lekarka westchn a. - Niestety nie mog si z ni zgodzi . Istnieje du e prawdopodobie stwo, e atak si powtórzy. Nie da si powiedzie , kiedy dok adnie. Mo e za tydzie , mo e za rok. Mo e pó niej. Nie wiem. Ale drugiego wylewu prawie na pewno... pan nie prze yje. Kea roze mia si chrapliwie. - Widz , e nie cacka si pani z pacjentami. Imbrociano wzruszy a ramionami. - Po co marnowa czas na k amstwa? Tym bardziej, e czego jak czego, ale czasu nie ma pan w nadmiarze. Kea znów si roze mia . Tym razem inaczej. Poj aluzj . Sam my la niedawno o cesarzach, którzy zaw adn li up ywem czasu. I owszem, zaw adn li, ale nie ca ym czasem. Nie tym biologicznym. Imbrociano spojrza a na niego uwa nie. - Dobrze przyjmuje pan z e wie ci. Bez histerii. - Ta sk onno jest mi obca - zauwa Kea. - Tak te my la am... panie prezydencie. Wsta a, eby wyj . Kea powstrzyma j gestem d oni. - Uprzedzono pani o konieczno ci zachowania tajemnicy? Imbrociano a si wzdrygn a. - Nalegali tak bardzo, e prawie zacz li grozi . Niepotrzebnie. Jest pan moim pacjentem. Przede wszystkim pacjentem. Pami tam tekst lubowania. - Prosz wybaczy im nadmiar gorliwo ci - powiedzia zdawkowo Kea. Wiedzia , e je li wrogowie dowiedz si o jego chorobie, znajd sposób i na pani doktor. - By bym wdzi czny, gdyby zechcia a zosta z nami, a zdecyduj co dalej. - My li pan o operacji? Wie pan, e to zapewne nic nie da? - Jeszcze o tym pomy . Dam pani zna . Kobieta wysz a zdziwiona. Wszelako jeszcze wi ksze zdumienie ogarn o Richardsa, który niezbyt pojmowa , co to za impuls nim pokierowa . Bo przecie có móg uczyni ? Najlepsza specjalistka Federacji orzek a w nie, e nie ma dla niego ratunku. Doradcy ponaglali, aby wyznaczy nast pc . W domy le: kogo z ich grona. Niedopowiedziane, cho oczywiste, pozostawa o jeszcze jedno - niech ujawni wreszcie ród o AM2. Je li teraz umr , pomy la , to idealnie urz dzony system automatycznie si wy czy. Maszyny zatr wszystkie tropy. Sekret AM2 umrze wraz z jej odkrywc . Zmy lne zabezpieczenia by y jedyn skuteczn ochron Kei przed wrogami, tarcz chroni przed zamachami. Ale co
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
potem? Bez AM2 Federacja podupadnie, rozsypie si . Tyle roboty na nic.Wi c? Przekazanie sekretu przyniesie skutki jeszcze gorsze, prawda? Dojdzie do straszliwych wojen o kontrol nad AM2. Richards zatraci ju rachub przeprowadzanych symulacji, ale wszystkie przewidywa y to samo: hekatomba na niespotykan w historii skal . By o ju za pó no na wychowanie sobie nast pcy. Poza tym, ten pomys od pocz tku wydawa mu si ma o sensowny. Kea za wiele naczyta si o królach i ich dzieciach czekaj cych tylko, aby obj sched . Czasem spiskuj cych przeciwko rodzicom, niemal zawsze za wypatruj cych ich mierci równie niecierpliwie, jak bram do raju. Tak samo by o z wszystkimi wielkimi rodami, a Richards nie chcia upodabnia si do Bargetów. Ale do ja owych rozwa . Pora podj decyzj . Kto zostanie nast pc ? Kto odziedziczy sekret AM2? Odpowied brzmia a wci tak samo: nikt. Ale przecie musz co postanowi , powtórzy sobie. Nie mam wyboru. Musi by jaki wybór, podpowiada uparcie wewn trzny g os. Musi by .Ale... ka dy musi kiedy umrze . Pr dzej czy pó niej. Jednak my jeste my inni, szepta g os. Szczególni. Wiemy co , czego nikt poza nami nie wie. Co tak wa nego, jedynego w swoim rodzaju i jednoznacznie dobrego zarazem, co stawia nas ponad szeregami zwyk ych miertelników. Tych wspó czesnych i tych minionych. Kea d ugo zmaga si z przyp ywem szale stwa (bo przecie tylko szalony umys , jak uwa , snu móg podobne dywagacje). W ko cu zasn . Czuwaj cy przy nim odnotowali, e spa bardzo spokojnie. Obudzi si wypocz ty, g odny i gotów do dzia ania. Najpierw kaza przynie niadanie. Potem pos po Imbrociano. Odpowiedzia a na wszystkie jego pytania i wys ucha a uwa nie propozycji. Przyj a j spokojnie. - Tak - odpar a w ko cu beznami tnie. - Mog abym to zrobi . Mog abym zbudowa ... wyhodowa ywe cia o... ludzkie cia o... dok adnie takie, jak pa skie. Pojawi si kilka trudno ci, to na pewno, ale z dobrym zespo em i stosownymi funduszami... da si zrobi . - Zatem podejmie si pani? - Nie. - A to czemu? - Nie zdo a pan oszuka mierci, panie prezydencie - stwierdzi a. - A to w nie próbuje pan uczyni . Sam uzna pan chyba, e to wysoce nieracjonalne. Mog stworzy duplikat pa ski ej osoby, ale... nie zdo am sprawi , eby ten nowy organizm sta si panem! - A co to za ró nica? Je li otrzyma ca moj wiedz ... moje my li, motywacje, i b dzie identyczny, co do komórki identyczny... Przecie stanie si wtedy mn . Prawda? Imbrociano westchn a. - Jestem lekarzem, nie filozofem. Ten zapewne lepiej wyja ni by panu t ... ró nic . - Mog uczyni pani bogat - powiedzia Kea. - Obsypa zaszczytami. - Wiem. Wiem te , e do b dzie tego, abym zapomnia a o etyce. Nawet ja. Ale je li wezm udzia w tak mia ym przedsi wzi ciu, i uda mi si , to b dzie tak, jakbym podpisa a w asny wyrok mierci. Rozumie pan na pewno, e to bardzo niebezpieczna wiedza. - My la em o tym. Jednak je li si uda, zostanie pani przy mnie a do emerytury. Gwarantuj , e dzie to bardzo wygodne ycie. Imbrociano zastanawia a si d sz chwil . - Je li odmówi , to znajdzie pan kogo innego. Nie tak dobrego, jak ja. - Zgadza si . - Co znów wystawi mnie na niebezpiecze stwo. Wiem zbyt wiele. - To prawda - stwierdzi oboj tnie Kea. - No to zabierajmy si do roboty - powiedzia a Imbrociano. - Nie mamy wiele czasu.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ganimedes, A. D. 2224 Znów wiod o mu si dobrze. Imbrociano przywróci a mu prawie pe ni zdrowia. Same wszczepy nerwów by y proste, rehabilitacja przypomina a piek o. Ale by o warto. Richards wsta z fotela i przeszed na drugi koniec gabinetu. By sam. Spojrza w lustro i skin z zadowoleniem. Wywo any zawa em cz ciowy parali znikn niemal bez ladu, to leciutkie kulenie na jedn nog atwo by o ukry . Dzieje polityki podsuwa y niejeden sposób. Na przyk ad, Franklin Delano Roosevelt. Bardzo d ugo jedynie w skie grono osób wiedzia o, e by na sta e przykuty do wózka. Wróci do biurka i z ulg usiad w fotelu. Ma prawo by zm czony. Przecie sko czy ju pi dziesi t dziewi lat. Si gn po karafk i nala sobie drinka. Szkockiej. Przez chwil smakowa trunek podobnie, jak te nieliczne chwile wytchnienia od obowi zków. Nagle wyczu narastaj cy ból g owy. Serce zabi o mocniej. Czy by ju ? Ale nie, ból rozp yn si , strach ust pi . Dzi ki Bogu, pomy la . Te l ki znikn niebawem. Tak lub inaczej. Imbrociano by a niemal gotowa. Wszystko ju czeka o, a wypowie s owo, a wielka, ca kowicie utajniona machina ruszy. Kea w wiele pracy w przygotowania. Tasowa ludzi na stanowiskach, poci ga odpowiednie sznurki, tworzy i niszczy ca e biurokratyczne imperia, byle tylko zatrze lady swojej dzia alno ci. Reszta ton a w powodzi produkowanych przez struktury rz dowe papierów. Mia do dyspozycji olbrzymi potencja przemys owy i statki, które lata y gdzie i kiedy chcia . Musia tylko pilnowa , by ka dy wykonawca zajmowa si wy cznie swoj dzia i nie mia poj cia, co robi inni. Do wiadczeni wywiadowcy skonstruowali pe en zmy lnych zabezpiecze i pu apek system czno ci. Zespó Imbrociano te nie pró nowa . Bud et? Ca a kasa Federacji... Kea znów ykn szkockiej. Ciep o rozesz o si po ustach. Pierwszy krok ku oszukaniu mierci by stosunkowo prosty. Imbrociano mia a stworzy chodz cy, mówi cy i my cy duplikat Richardsa. Drugi krok, wprowadzenie duplikatu w jego miejsce, by jeszcze prostszy. Ale budzi groz . Kea odsun upiorn perspektyw . Stawi jej czo o, gdy przyjdzie pora. Trzeci element planu by do z ony. Kea ulepszy pierwotny pomys . Niewielka manipulacja genetyczna mia a uodporni sobowtóra na choroby i proces starzenia. Gdy alter ego zajmie ju przewidziane miejsce, zastygnie niejako w rozwoju. Kea postanowi , e progiem b dzie wiek trzydziestu pi ciu lat. To by pod wieloma wzgl dami jego najlepszy czas. Pozornie b dzie si zmienia i m odnia , jakby „zrzucaj c star skór ”, jednak ka dy z etapów zabierze do lat, by nikt nie zwróci na to baczniejszej uwagi. W teorii nowy Kea Richards b dzie móg funkcjonowa w takim ciele nawet przez setki lat. W ludzkich kategoriach to ju nie miertelno . - W praktyce to mo e si nie sprawdzi - ostrzeg a Imbrociano. - W tpi , by jakikolwiek organizm, szczególnie organizm istoty my cej, to wytrzyma . Taka struktura jest zbyt z ona, pojawi si te zapewne wiele czynników, których obecnie nie potrafimy przewidzie . Nie tylko czysto fizjologicznych. Pozostaje jeszcze kwestia równowagi psychicznej. - Mog oszale - powiedzia spokojnie Kea. Imbrociano przytakn a. - Mog zosta zabity. Albo uwi ziony i zmuszony do ujawnienia tego czy tamtego. - To te jest mo liwe. Aby unikn podobnych niespodzianek Kea wprowadzi pewne innowacje. Ostatecznie by in ynierem. Z powo ania. Wyposa swojego sobowtóra w modu warto ciuj cy, w programy zdolne do oceny sytuacji. Zdalne cza b nieustannie kontrolowa y wszystkie poczynania alter ego. Monitorowanie obejmowa o stan fizyczny i stan umys u, a tak e zewn trzne zagro enia. Organizm mia otrzyma drobny wszczep, bomb w jamie brzusznej. W razie niebezpiecze stwa - tortur, skanowania umys u, udanego zamachu - adunek mia eksplodowa z si do wielk , by unicestwi wszystko i wszystkich w za onym promieniu. To samo mia o nast pi , gdyby modu warto ciuj cy uzna , e „duplikat” zawodzi umys owo i przestaje spe nia kryteria przypisane w adcy Federacji. Kea nazwa to czynnikiem Kaliguli. Nie chcia zmieni si w tyrana przekszta caj cego znany wszech wiat w piek o.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
To ostatnie napawa o go dum . Si gn po szklaneczk . Wspania omy lny dar dla mieszka ców przysz ego, wiecznego królestwa. Wprawdzie, gdyby by sam ze sob do ko ca szczery, to musia by przyzna , i jego definicja „normy” psychicznej by a do szeroka. W przyp ywach krytycyzmu t umaczy to prost konieczno ci . Przecie mo e si zdarzy , e b dzie potrzebowa kiedy niejakiej dozy szale stwa, aby przetrwa . Nie da si przewidzie wszystkiego, co przynios przysz e stulecia. Dzisiejszy ob d pojutrze mo e okaza si norm . Zawiaduj ca ca ym procesem machina umieszczona zosta a na zautomatyzowanym statku szpitalnym, zbudowanym na specjalne zamówienie, wytrzyma ym ponad wszelkie standardy. Wr gi by y grube na metr, podczas gdy ju centymetr gwarantowa ywotno rz du wielu dziesi cioleci. Ponadto otrzyma te system automonitorowania uszkodze i zdolno samodzielnego ich usuwania. Ukry machin tam, gdzie nikt nie mia nigdy szansy jej odnale : w alternatywnym wszech wiecie. Tam, gdzie by o ród o AM2. W my lach okre la ten obszar jako przestrze N. Gdyby kto jednak próbowa tropienia, wyposa statek w najlepsze systemy broni znane w jego epoce. Nie dawa y intruzom adnej szansy. Urz dzenia jednostki mia y czeka w gotowo ci na sygna . I o w stosownej chwili, by stworzy nast pnego Richardsa, który zast pi tego... usuni tego. Cia o wyro nie z genów, które Imbrociano gromadzi a nawet teraz, cz sto dokonuj c biopsji prezydenta. Umys , id Richardsa zostanie wszczepiony w drugiej kolejno ci. Potem pojawi si te ego, superego oraz my li towarzysz ce ostatnim chwilom przed... mierci . - To zabierze troch czasu - uprzedzi a Imbrociano. - Pe ne wykszta cenie duplikatu potrwa nieco ponad trzy lata. Musi pan jako poradzi sobie z t luk . Kea rozwi za problem tworz c z ony system komputerowo-biblioteczny. Mia on nieustannie notowa wszystkie wydarzenia, zbiera dane z obszaru ca ej Federacji. Nowy organizm otrzyma je po przebudzeniu. Byle nie przedobrzy . wie y, niesprawny umys atwo przeci . I zniszczy , zanim si rozwinie. Tak zatem powrót do w adzy mia przebiega stopniowo. Ka dy etap b dzie oceniany. Modu warto ciuj cy b dzie ocenia post py i decydowa : idziemy dalej, czy niszczymy nieudane dzie o i zaczynamy od pocz tku.Zabawne, ale najprostsze by o przygotowanie politycznego gruntu pod nie miertelno . Karta AM2 mia a wielk si przebicia. Gdy umrze, dostawy AM2 automatycznie ustan . Uzurpator nie otrzyma ani grama, co b dzie musia o spowodowa chaos. Trzy lata ostrego kryzysu to do , by os abi dowolnego amatora tronu. Gdy Kea powróci, nie b dzie musia zbytnio si natrudzi , aby usun obuza. Szczególnie, e wraz z jego „zmartwychwstaniem” powróci te AM2.Taki odrodzony bohater to wietny temat do legendy, pomy la Kea. B dzie j na czym budowa . Spojrza na antyczny zegar stoj cy na gzymsie kominka. Pora zaczyna . Imbrociano ju czeka. Doko czy drinka i odstawi szklank na tac . Zadzwoni po Kempera, szefa jego personelu. Uzgodnili ostatnie szczegó y dotycz ce spraw, którymi trzeba b dzie zaj si pod nieobecno prezydenta. Dopi cie paru ustaw, kilka nominacji i tak dalej. Personel przywyk ju do d szych okresów niewyt umaczalnych podró y szefa. Pracowa nad tym nie od wczoraj, przyzwyczaja wszystkich. Niekiedy wymyka si po prostu jako zwyk y in ynier, niejaki Raschid, bywa o te , e za atwia wtedy wraz z paroma wspó pracownikami ró ne tajne misje dyplomatyczne. - A gdyby wynik a jaka sytuacja wyj tkowa, panie prezydencie? - spyta s bi cie Kemper, chocia zna odpowied . Uwa jednak, e b dem by oby nie zada tego pytania. - Jak wówczas si z panem skontaktowa ? - Zachowa spokój. To nie potrwa d ugo - stwierdzi jak zwykle Kea.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Kemper wyszed , a prezydent wyci gn z szafki p kat torb ze wszystkim, co potrzebowa na drog . Prze cznik pod blatem biurka otwiera tajne przej cie w cianie. Kea znikn w mrocznym korytarzu, fragment boazerii wróci na swoje miejsce. Nied ugo potem znajdowa si ju na pok adzie ma ego jachtu i s ucha , jak kapitan wymienia rutynowe uwagi z pierwszym oficerem. Czekali na zgod z wie y. Obejrza si , czy Imbrociano i jej ludzie rozlokowali si wygodnie. Lekarka pomacha a mu i u miechn a si . Bez rado ci. Kea odmacha . Poprawi si fotelu przed startem. Rykn o... przeci enie nap yn o nagle i znikn o... Kea smakowa ka chwil pocz tku lotu, niewa ko . Zupe nie, jakby zaznawa tego po raz ostatni. - Chce pan co na nerwy? - us ysza nagle g os Imbrociano. Obróci si i skin , by usiad a obok. Oczy mia a podkr one z niewyspania. - Chyba... nie. Wola bym by w pe ni przytomny. - Rozumiem. Ale na miejscu b dziemy dopiero jutro. Czemu troch nie odpocz ? - Je li nie wyjdzie, to czeka mnie ca a wieczno odpoczywania. - Wci mo e pan odwo operacj - stwierdzi a Imbrociano. - W ka dej chwili. Doradza abym to uczyni . - Ju si zdecydowa em - odpar Kea. - Nie musi pani hodowa w sobie kompleksu winy. Imbrociano umilk a. W zamy leniu skuba a r kaw. - Je li to pana cho troch uspokoi - powiedzia a w ko cu - to jutro nie poczuje pan adnego bólu. W ogóle niczego pan nie poczuje. Najpierw wstrzykn panu rodki ot piaj ce, które znios strach. Reszt b dzie pan wdycha . Gdy tylko wci gnie pan dawk mierteln , b dzie ju ... po wszystkim. dzie pan martwy. - I odrodz si - powiedzia Kea z wymuszonym u miechem. - Lub, wedle innych, zmieni tylko jedn pow ok na drug . - Ale to nie b dzie ju dok adnie pan! - nie wytrzyma a Imbrociano. - Wed ug poj potocznych, to mo e i tak. On b dzie wygl da jak pan, zachowywa si jak pan, tak samo mówi i my la , ale zabraknie mu tej esencji ka dego z nas. Zabraknie mu duszy. - Przemawia pani jak ksi dz - mrukn Kea. - Jestem in ynierem. Jestem pragmatykiem. Je li co chodzi jak kaczka, kwacze jak kaczka, to musi by ... Kea Richards. Zm czona Imbrociano odwróci a g ow . Uzna a sw pora . Potem poklepa a jeszcze prezydenta po ramieniu, wsta a i wróci a na swoje miejsce. Richardsowi by o szczerze przykro z powodu tego, co musia uczyni w nast pnej kolejno ci. Si gn do walizki. Usun fragment okleiny, pod któr kry si prze cznik reaguj cy na ciep o. Naprawd lubi Imbrociano. Mimo pewnej sztywno ci obej cia by a osob przepojon humanizmem. I obci on przekle stwem rozwini tej empatii.Mia o to wp yw na modyfikacj pierwotnego planu. Nie wy czny, bo najwa niejszy by czysty pragmatyzm. Chcia zacz od mocnego uderzenia, podejrzanego wypadku, który stworzy okazj do przewietrzenia rodowisk politycznych. Kryzys rz dowy murowany, podobnie jak pó niejszy wybuch wielkiej rado ci po cudownym powrocie ocalonego. Padnie wiele pyta . Niektóre tak ukierunkowane, by wskaza wrogów. Przepisywanie historii za atwi reszt . dzie mia wiele czasu na podobne manewry. Drugim powodem by o wspó czucie. Wobec Imbrociano. Kea nie chcia , aby zorientowa a si , e zosta a ok amana. Wiedzia , e odczu aby to jako bolesny policzek. Szczególnie dobrze rozumia to teraz, gdy sam stan wobec perspektywy w asnej mierci. Ju atwiej by oby mu oszuka samego siebie. Owszem, ufa lekarce, ale nie móg ryzykowa . Nie wierz nikomu, powiedzia kiedy pewien stary król innemu monarsze. We mnie te wiary nie pok adaj, chocia jestem ci przyjacielem... W dwójnasób na mnie uwa aj! Có , decyzja nie nale a do atwych, ale by a konieczna. Wiedzia te , e b dzie mu brakowa o Imbrociano, e op acze jeszcze i j , i innych. To brzemi monarchy. Od teraz i jego brzemi . Przysun palec do zag bienia. Gdy dotknie prze cznika, bomba zniszczy ca y statek. Wszyscy zgin . Oprócz...
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
...Richardsa? Obla si nagle zimnym potem. Serce oszala o w piersi. A je li Imbrociano ma racj ? Z czym? Z moj dusz ? Tak... z dusz . Z pieprzon ... Kea z dr eniem wci gn g boko powietrze, a potem wypu ci je z p uc. Jeszcze raz. Zamkn oczy. Pomy la o ognistej kurtynie faluj cej w pró ni w podmuchach kosmicznego wiatru. Zda o mu si , e przez ni przep ywa. Ujrza cz stki umykaj ce na bok niby ywe stworzenia. Teraz? Ju teraz? Nie. Jeszcze chwila. Jeszcze jedna my l. Kea wci gn zasta e powietrze kabiny. Pachnia o s odko. wiecznym królem, pomy la . Wiecznym Imperatorem. Przycisn prze cznik. Rozdzia 28 Przestrze N, rok pierwszy czyzna siedzia spokojnie w fotelu i patrzy na barwne/bezbarwne kszta ty pojawiaj ce si w czym , co wygl da o jak iluminator statku kosmicznego. Mia ciemne w osy, muskularn sylwetk i bardzo b kitne oczy. Okrywa a go bia a dopasowana tunika. Stopy tkwi y w mi kkich bia ych pantoflach. Spogl da na te wiat a od wielu... dni? Tygodni? Miesi cy? Tradycyjne okre lenia czasu utraci y dla niego sens. Nie nudzi o go to ani przez chwil , nawet oczy nie piek y, mimo e widzia wci to samo, chocia nie takie samo. Kszta ty zmienia y si , wzory p ywa y, kolory eksplodowa y plamami. Uspokajaj cy obraz. Ale nie dzisiaj. Pojawi o si jakie napi cie. T sknota. Przytulna niczym ono kabina zrobi a si nagle za ma a. Nagle pomy la o czym . Spojrza w iluminator. Jaki g os podpowiedzia , e to jest miejsce, gdzie spotykaj si dwa wszech wiaty. Brama. Tak, to ju wiedzia . Jak nazywa t bram ? Odpowied przysz a sk z zewn trz: nieci . Nieci Fazlura. Drgn . W osy zje y mu si na przedramionach. Sk d dobiega ten g os? Sk d? Ale ... os rozlega si gdzie w rodku. W nim. czyzna wsta i pocz apa na drugi koniec kabiny, do lustra. Spojrza . Zobaczy twarz. Jakby znajom ... Na pewno nie nale do nikogo obcego... Tak, w nie. Przesun palcami po policzku. Znów to dziwne odczucie... swojsko ci. Spojrza odbiciu w oczy. Dostrzeg sardoniczny b ysk. B kit poszarza , och ód . M czyzna roze mia si . Echa wype ni y pomieszczenie. Bo e. Ale to mi y d wi k. Dr cym palcem musn powierzchni lustra. Niemal za ka przekonuj c si do ko ca, e to naprawd on. Potem si opanowa . Odst pi od lustra. Po r ce na biodrach... jakby pozowa . Przyjrza si uwa nie, oceniaj co swemu odbiciu. Szuka znaków s abo ci. Nie znalaz adnych. Usatysfakcjonowany skin g ow . Jak to by o? Wieczny król... Zmarszczy brwi. A co dalej... Tam, gdy ju ... Przypomnia sobie. - Jestem Imperatorem - powiedzia g no.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
miechn si do w asnego wizerunku. - Wiecznym Imperatorem.
Ksi ga czwarta SZACH KRÓLOWI Rozdzia 29 Z pocz tku obraz by niewyra ny, dopiero po chwili czujniki odleg ci ustawi y ostro ka po ród gór poc tkowanych wylotami jaski . Nie, to miasto, zreflektowa si Sten. Sztuczna murawa, góry te sztuczne. I nie zwyk e jaskinie, lecz rozleg e, dobrze urz dzone podziemia. U szczytu ki widnia y ruiny niskiego budynku z ukowat kolumnad . Zosta zniszczony rozmy lnie przez imperialny pancernik, który po prostu na nim wyl dowa . Przed budynkiem wznosi o si podwy szenie. Poprawka. To szafot. Sta na nim m czyzna w czerni. I w kapturze. Z pistoletem w d oni. Przed nim dwóch imperialnych nierzy w mundurach polowych trzyma o mi dzy sob spore stworzenie o z ocistym futrze. Kamera ogarn a otoczenie. ka pe na by a innych, podobnych futrzastych. Mi dzy nimi a szafotem sta y szeregi imperialnych w nakrapianych br zem mundurach. Gwardzi ci. Bro trzymali wymierzon w t um. Na ekranie mign a czyja futrzasta, nieostra twarz. I znów pojawi si szafot. Rozleg y si werble i rozdzieraj ce uszy gwizdy. - Ten go id cy na stracenie, to szanowny Tangeri - wyja ni g os Alexa. - Kal’gatowie protestuj gwizdami i pewnie wyczuwasz, e nie podoba im si wcale to, co spotyka ich przywódc . Jeste my w miejscu, które tubylcy zw , a przynajmniej do niedawna zwali Domem Zebra . To odmiana parlamentu. Hukn y zainstalowane na pancerniku megafony. - Nie da si tego normalnie zrozumie , ale sam widzisz, e pos yli si antycznym wr cz wyposa eniem. Z t umaczenia wiem, e to seria pogró ek. Informuj , e oto ukarany zostanie pierwszy winny, a b jeszcze dalsze egzekucje. Echa zamilk y. Tangeri zosta obrócony twarz w kierunku t umu. Kat uniós r , pistolet wystrzeli . Czaszka Tangeriego rozpad a si na kawa ki, cia o obwis o. nierze cisn li trupa na dó . - Teraz b dzie najciekawsze - zapowiedzia Alex. Gwizdy brzmia y coraz g niej, a przeci ony modu nagrywaj cy w czy t umienie. Ekran pociemnia . Go przepcha si z kamer nieco bli ej. Znów sylwetki. Kto biegnie. Poruszenie w t umie. Salwy z karabinów. Krzyki. Ludzkie krzyki. T um biegnie ku szafotowi. Zakrwawiony futrzasty wymachuje imperialnym karabinem. Uj cie z perspektywy ukaza o le ce u jego stóp, zmasakrowane cia o gwardzisty. Og uszaj cy ryk. Ciemno . - Pancernik otworzy ogie z dzia ek. Widok nieba. Male ki, nurkuj cy obiekt... eksplozja... Cisza i ciemno . - Wygl da na to - wyja ni Kilgour - e jaki tubylec zdo wystartowa i zmyli os on niszczycieli. Dobrze to sobie wyliczy : jego ywot za pancernik. Obraz wróci . P omienie strzela y z burty pancernika przedziurawionego tu za mostkiem. Niewyra ne sylwetki. Sporo biegn cych. Znów strza y. I widok pustego nieba. Stena zabola o, jakby to on dosta . Czer na ekranie.
.d o
m o
.c
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Po chwili ujrza panoram doliny. Daleko w dole ogie trawi kad ub pancernika, powy ej kr y niszczyciele. Nagle jeden z nich znikn w krzaczastym wybuchu. I znów ciemno . Sten zdj he m z wizjerem. - Co sta o si z tym pierwszym Kal’gata? Tym, który zacz nagrywa ? Alex skrzywi si ponuro i wzruszy ramionami. - Nie wiem. Pewnie zgin . Bo inaczej czemu kto mia by przejmowa od niego kamer ? Z informacji wywiadu wynika, e ten pancernik nazywa si „Odessa”, za Drugi Gwardyjski straci dwa bataliony. Wild, który przywióz ta , wspomnia te o blisko dziesi ciu tysi cach ofiar ród Kal’gatów. Oczywi cie imperialne agencje nie po wi ci y temu ani s owa. - Nazywaj to patrolami przyja ni - warkn a Sind. - Ci mordercy z Gwardii chc ukry pod adkimi s ówkami prawdziwy charakter swoich czynów. - Gwardia sporo ucierpi wykonuj c takie rozkazy - zagrzmia Otho. - Ale najgorsze, e Imperator nazywa to sprawiedliwo ci . Sten wsta , podszed do ekranu, zamy li si . „Victory” wisia wraz z eskort w przestrzeni mi dzygwiezdnej, daleko od jakichkolwiek siedzib cz owieka. - Zatem ja zgin em, ale rebelia wci trwa - powiedzia . - Jak letni ogie w oazie, który mo na zdusi , ale nie ugasi , i który w jakiej chwili znów si rozpali - przytakn Otho. - B dzie pe ga . Gdzie dojdzie do pomniejszej bitwy, gdzie indziej wartownik dostanie w eb kamieniem... - W nie - doda Alex. - Za Kal’gatowie, jak sam widzia , trzymaj si mocno. Podobnie Zaginowowie. Imperialni zabior si w ko cu i za nich, ale chyba nie nast pi to wcze niej ni za jakie trzy, cztery lata. Ostatecznie mieli my jeszcze wielu innych sojuszników. Niektórzy skapituluj , inni b walczy dalej. Do tego dochodzi jeszcze kwestia czystek na Centralnym, w Gwardii i ca ych si ach zbrojnych oraz parlamencie i gdzie tam jeszcze. Imperator nie mo e narzeka na brak k opotów. I rzeczywi cie. Wprawdzie we w asnym przekonaniu usun wreszcie Stena, jednak kosztowa o go to o wiele wi cej ni oczekiwa . Zniszczenie mi uj cych pokój Manabich, rasy powszechnie podziwianej, wzbudzi o gniew wszystkich cywilizacji. adna sztuczka propagandowa nie zdo a tego zmieni . Nikt nie uwierzy w wersj , jakoby to Sten zastawi pod pu apk na Wiecznego Imperatora, który zdo jednak umkn , zabijaj c przedtem asnor cznie buntownika. Wszyscy widzieli, e Sten zgin , a Imperator prze . Wnioski nasuwa y si same. Wi kszo uwa a te , e pomys z rozejmem i dwuw adz by jedynie wybiegiem s cym przygotowaniu zamachu. Rebelia wybuch a ze zdwojon si , przygas a, znów zap on a, zmuszaj c ju teraz nadmiernie rozproszone si y Imperium do dalszych wysi ków. Sten nie marnowa czasu na op akiwanie Manabich czy przeklinanie siebie samego za rezygnacj z rozstrzygaj cej bitwy. Nie móg do niej doprowadzi . Zosta zdradzony. I co z tego? Wojna dopiero si zaczyna a. Ca kiem nie wiadomie wypowiedzia to wszystko g no. Dopiero potakuj cy pomruk Otha przywróci go do rzeczywisto ci. Obróci si . - Masz racj - stwierdzi Bhor. - Pora, by si ujawni i pokaza , e nie zgin . Czas zebra si y i znowu uderzy . Alex i Sind potrz sn li g owami. Kilgour chcia nawet co powiedzie , ale Sind go uprzedzi a. - Je li tak zrobimy i znów zbierzemy floty, to znaczy te, co jeszcze nie uleg y imperialnym i nie umkn y do nieznanych cz ci wszech wiata, to czy nie wrócimy w gruncie rzeczy do punktu wyj cia? Staniemy w obliczu kolejnego Asculum, gdzie wszyscy gin i nikt nie wygrywa? Tak nie walczyli moi przodkowie, Jannowie. Znam mas opowie ci i ballad o tych, co stawali nie, do ostatniego cz owieka. Wzruszaj do ez - zaznaczy a nie kryj c sarkazmu. - Wspania e ród o inspiracji dla m odych kandydatów na bohaterów. Tyle, e gdy doros am, to jako straci am do nich serce. Bo zrozumia am jedno. Romantyczna sk onno do heroicznego przegrywania bitew
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
owocuje z regu y utrat wszelkich szans na wygranie wojny. U ywaj c s ownictwa Alexa, pieprzy tak majówk ! Kilgour przytakn . - Sam bym lepiej tego nie wyrazi . Tyle, e wspomnia abym jeszcze Culloden*, eby szanowny Otho móg dokszta ci si potem w zaciszu swej kabiny. [* Bitwa stoczona w r. 1746 na polu Culloden w pobli u Inverness w Szkocji, mi dzy powsta cami Karola Edwarda Stuarta a wojskami angielskimi. Kl ska Szkotów po a kres powstaniu przeciw Anglii.] Sten zgodzi si z obojgiem i przypomnia sobie, co us ysza od sier anta, który szkoli go na unitarce. Weteran imieniem Lanzotta ju pierwszego dnia wy rekrutom, o co w tym wszystkim chodzi: „Niektórzy genera owie twierdz , e zadaniem nierza nie jest walczy , lecz umiera . Je li który z was, wyskrobki, do yje do ko ca szkolenia, to b dzie gotowy pomóc nierzom tej drugiej strony umrze za swój kraj... Wytwarzamy zabójców, a nie pokonanych...” - Rykor - powiedzia Sten. - Mo esz nam pomóc? Morsowata psycholog pomacha a p etw ze zbiornika. Bardzo bole nie odczu a zag ad Manabich, a szczególnie mier szanownego Ecu. Sama podejrzewa a jednak, e za ciekn cymi ciurkiem po jej chropawych policzkach zami kryje si co wi cej. Mo e próba odreagowania, mo e rodzaj kompensacji. Przecie inni wko o stracili ju o wiele wi cej bliskich osób, nawet ukochanych ni ona. Przez wszystkie te lata, ca e dekady, gdy pracowa am dla Imperatora, a nierzadko by a to robota wr cz krwawa, my la am, e potrafi sobie poradzi jako z poczuciem straty, stwierdzi a w duchu. I na zasadzie prostego skojarzenia przypomnia a sobie odra aj mier tych, którzy zgin li podczas skanowania umys u. To nauczka dla ciebie, Rykor. Pami taj na przysz , e chocia twoje nauki mog by logiczne i jak najbardziej stosowne, to nie zawsze i nie ka demu przys si równie dobrze. Pami taj o tym, gdy trafi ci si pacjent, który nie zrozumie prawdy objawionej w twoich s owach i nie s go pochopnie. On wcale nie musi by gruboskórny ani ograniczony. - S ucham - zwróci a si do Stena wyczekuj co. - Powiedz mi, czy to ma sens. Owszem, gdybym wsta z grobu, wówczas przypuszczalnie zebra bym znów ca kiem sporo sojuszników, tak dawnych jak nowych. Tyle, e nie o to chodzi. Powiedzmy, e nadal udaj zmar ego. Czy Imperator obejdzie si wówczas z moimi dawnymi przyjació mi gorzej, ni gdybym wyskoczy nagle spod nagrobnego kamienia? W jakiej sytuacji dzie i wi cej ofiar? Rykor zamy li a si g boko. - My lisz ca kiem logicznie - powiedzia a w ko cu. - Irracjonalna dza zemsty, która obecnie kieruje Imperatorem, prowadzi do strasznych zbrodni... Ale otwarta wojna poch ania o wiele wi cej ywotów, szczególnie istot nie zaanga owanych w spraw . - Tak s dzi em - stwierdzi Sten. - Dobra, szwejki kochane, oto mój plan. Spróbowali my ju otwartego ataku i nie wysz o za dobrze. Mo e to moja wina, ale nigdy nie lubi em pcha si do walki w samo po udnie, w pe nym blasku s ca. Jak ci taki wypolerowanym pancerzem za wieci w oczy... Sten a si zdumia , e przysz o mu do g owy co na kszta t artu. Dobra. Wojna ma swoje prawa. Kto zbyt d ugo uje poleg ych towarzyszy, rych o sam do nich do cza. - Tym razem zabierzemy si do tego z g ow . Jak nale y. Po ciemku, we mgle i deszczu, podchodz c od ty u ze sztyletem w d oni. W tym wariancie pozostaj martwym bohaterem. adnych bitew, o ile to nie b dzie absolutnie konieczne. Zajmiemy si samym Imperatorem i albo go porwiemy, albo zabijemy. W dowolny dost pny sposób. Rozejrza si . Rykor milcza a. Otho marszczy brwi. W ko cu chrz kn akceptuj co. Sind i Alex przytakn li. Podobnie kapitan Freston. - Mi a nowina, ch opcze. Niech yje Modliszka - powiedzia Alex. - Bardzo mi to pasuje. Lubi dzia w pojedynk . Bior Poyndexa.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Alex wyja ni , e przyjrza si uwa nie ostatnim czystkom skierowanym g ównie przeciwko jawnym, jak i cichym sojusznikom Stena. Usuwano te tych, którzy w jakikolwiek sposób obrazili kiedy Imperatora. Jednak niektórych mierci lub aresztowa nie dawa o si tak prosto wyja ni . - Próbowa em przepu ci to przez komputer, ale ten prawie mnie oplu i kaza wprowadzi nowe dane osobowe. Alex wykona polecenie. I otrzyma odpowied : Poyndex. Z pocz tku Alex sk onny by s dzi , e bystry karierowicz dodawa do listy Imperatora w asne typy i, korzystaj c ze sposobno ci, usuwa swoich wrogów, co by o normaln praktyk ka dego szefa tajnej policji w czasach, gdy wiele g ów spada z karków. Tyle, e Poyndexowi przychodzi o to dziwnie atwo. By mo e Imperator da mu na tyle wielk w adz , by móg uprawia swój proceder na w asne konto. Ostateczna odpowied okaza a si ca kiem prosta. Wed ug Alexa Poyndex próbowa wykreowa si na osob niezast pion . - Na razie ukrywa przed Imperatorem, e interesuje go tron, jednak wcze niej czy pó niej dokona zamachu stanu. Alex dowiedzia si te o odprawieniu Gurkhów. Najpierw pomy la , e to z powodu tego plutonu Nepalczyków, którzy jeszcze przed rebeli zg osili si na ochotnika by s pod Stenem. Potem zrozumia , i Poyndex robi po prostu miejsce dla swoich ludzi. To by o logiczne. W identyczny sposób i z tych samych powodów, s ba bezpiecze stwa przej a funkcje Korpusu Merkurego i Sekcji Modliszki. Podejrzewa jednak, e musi si za tym kry co wi cej. Poyndex zamierza zosta jedynym cznikiem pomi dzy Imperatorem a ca ym wiatem, a szczególnie zale o mu na sprawowaniu kontroli nad s bami imperialnymi, armi i parlamentem. - Ryzykuje oczywi cie, e zanim tego dokona Imperator skróci go o g ow - doda . - Przypomnijcie sobie, jak by o z Bismarckiem, Je owem, Himmlerem, Kissingerem czy Jhonesem. Jedyna szara eminencja, której nie powin a si noga, to Richelieu. Poyndex mo e by dobry, ale do kardyna a mu daleko.Ale to by a pie przysz ci. Na razie Poyndex ca kiem skutecznie izolowa Wiecznego Imperatora. Za je li wzi pod uwag , e w gruncie rzeczy by farbowanym lisem, który dowodzi podczas interregnum Korpusem Merkurego i trafi nawet do rady, któr poda potem Imperatorowi na widelcu... - Mam pewien plan - zako czy Alex. - Chc tak namiesza , eby wszystkim w pi ty posz o. I eby nikt nie zorientowa si , co naprawd jest grane. Jak powiedzia poeta: do zmroku szukali, ale nie ujrzeli ni guzika, ni piórka, ani ladu smarka co by pokaza y, znakiem w ród topieli gdzie w ciwie, u licha, Baker spotka Snarka. Sten spojrza uwa nie na przyjaciela. Wiedzia , e tylko s bowy rozkaz móg by go sk oni do dalszych wynurze . Ale po co go zmusza ? Niech Kilgour zrealizuje, co wymy li . - Jak go dopadniesz? - spyta . - O ile wiem, dra siedzi ca y czas w Arundel, chyba e podró uje akurat z Imperatorem. Alex u miechn si lekcewa co. - Zaprzyja ni em si ostatnio z Marrem i Sennem. Wprawdzie wypadli ju z obiegu i niezbyt lubi si z naszym dawnym szefem, to zd yli jeszcze odwiedzi Arundel. Ju po odbudowie. Twierdz , e nowy Arundel jest identyczny ze starym, a chyba wiedz , co mówi , bo znali odpowiedzialnego za prace architekta. Oraz sam zamek, po którym azili do woli zanim jeszcze ty jeszcze tam si zjawi . Sten zmarszczy czo o. Zamek Arundel by fortec , któr Imperator wzniós sobie na wiecie Centralnym. Za wzór pos o ziemskie zamczysko o tej samej nazwie, tyle e ten by trzy razy wi kszy i otacza y go rozleg e pola i ogrody, a pod spodem kry y si bunkry dowodzenia i d ugie tunele wiod ce do schronów mieszkalnych. Sama budowla uleg a zniszczeniu na pocz tku wojny z Tahnem, gdy wrogowie mieli nadziej zg adzi tam w adc . Po powrocie Imperatora szybko uporano si z odbudow .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Sten równie musia dobrze pozna zamek, skoro przypad a mu funkcja dowódcy osobistej ochrony Imperatora. Pami ta te , jak kilka miesi cy po tym, jak obj stanowisko, kto jednak uciek z pa acowego wi zienia. Nawet niejeden, a ca a grupa. Przytakn . - Bierz si do roboty, Kilgour - powiedzia . - Jakiego wsparcia potrzebujesz? - Wszystko ju mam. Wild po yczy mi statek z pilotk . Na Centralnym te znajd jak bryk , ale to i tak b dzie b ysk. Tyle, co wej i wyj . Alex zasalutowa tak wzorowo, jak czyni to niegdy w Gwardii. Zdumiony Sten zerwa si odruchowo i odwzajemni gest. Oto prawdziwe, wojskowe po egnanie... Po czym Kilgoura wymiot o. Alex wyjawi tylko cz prawdy. Owszem, uwa e najwi ksze szans na usuni cie Poyndexa dzie mia dzia aj c w pojedynk . Ale to nie wszystko. Wci , nieustannie, co pali o go mi dzy opatkami. Smakowa ka dy dzie , godzin i minut ycia, jakby to w nie mia a by jego ostatnia chwila. Straci swój dom, wszystkie rozleg e dobra i zamki na rodzinnej planecie, obecnie spalone ju zapewne i zniszczone w ramach zemsty Imperatora. By gotowy. Wreszcie sam ruszam na spotkanie przeznaczenia, pomy la . Sam, bez Stena. Ale do tych ponurych my li. Nie trzeba ba si Normanów. Dawno temu, na Ziemi, dali my im przecie upnia.U miechnij si , ch opcze. Stan przed drzwiami swojej kwatery. Otworzy przyciskiem drzwi. I us ysza chichot. Najpierw dojrza Marl . Bo e, pomy la . To ta dziewczyna, która tak dziwnie na mnie spogl da a podczas szkolenia. Laird wie, e to wietna baba, mocna i rozumna. Dok adnie w moim typie. Alex wi za z ni nawet pewne nadzieje, ale wysz o inaczej, bo to Hotsco pierwsza zdoby a twierdz . Dobroduszny w gruncie rzeczy Kilgour nie wiedzia , jak przekaza t nowin Marli, czy w ogóle mówi cokolwiek, bo a nu zdawa o mu si tylko z t obopóln mi , tote czym pr dzej zrezygnowa z pracy w kontrwywiadzie, byle tylko zej dziewczynie z oczu. Gdy drzwi ju zamkn y si za nim, odnotowa , i Marla wygl da szczególnie kwitn co w g adkiej spódniczce i frotowej bluzce. Podobnie jak Hotsco, odziana tylko w wo perfum i jedn z koszul Kilgoura. Bo e, pomy la . Teraz mi si oberwie. - Szanowne panie... Tyle tylko wykrztusi . Marla i Hotsco spojrza y po sobie i wybuchn y miechem. Alex dopiero teraz zauwa pust butelk poniewieraj si w kube ku z lodem. - Nasz bohater pewnie w g ow zachodzi, co te powinien teraz uczyni - powiedzia a Hotsco. - Tyle to wiem - mrukn Alex. - Musz si napi . Hotsco wsta a i przyszykowa a mu drinka. Stregg z lodem. - Twoja przyjació ka Marla zajrza a tu kilka godzin temu. Opowiedzia a mi par historii szpiegowskich... I w ogóle sobie pogada my... Hotsco przesun a znacz co j zykiem po wargach. - Okaza o si , e wiele nas czy... - doda a. - Oczywi cie, oprócz sympatii do ciebie. - Bo e... Teraz Marla si roze mia a. - Odk d Sten zgin , kontrwywiad nie ma wiele do roboty. Zreszt Bhorowie wietnie nad wszystkim panuj . Na dodatek jako kierownik sekcji sama sob dowodz , wi c wezwa am si na dywanik. Uzna am, e za ci ko pracuj i nale y mi si urlop. Alex strzeli setk stregga i zanim jeszcze oczy wróci y mu na miejsce, nala sobie nast pn porcj . - Marla zajrza a, wi c j zaprosi am. Sam wiesz, co to za osoba. - Wiem - mrukn Alex z niejak podejrzliwo ci w g osie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Na jej wiecie praktykuje si pewne... ciekawe zwyczaje. Bardzo ciekawe - powiedzia a Hotsco jako tak gard owo. - Interesuj ce dla nas wszystkich... - Bo e... - Powtarzasz si , Alex. Obie dziewczyny próbowa y wci zachowa powag , ale niezbyt im to wychodzi o. - Pomy la am, e Marla mog aby polecie z nami na Centralny - powiedzia a Hotsco. - Wiesz, taka uga podró ... Uzna a to za wietny pomys , wi c pomog am jej si spakowa . Jest ju gotowa. Cieszysz si ? Alex z wolna wraca do siebie. - Tak, jak najbardziej, witamy na pok adzie. Przejawiasz dziwny gust urlopowy, ale czemu nie. Marla podesz a i w ramach podzi kowa cmokn a go w policzek. - Kiedy ruszamy? - My la em, eby zaraz - odpar Alex. - Statek Hotsco jest ju za adowany. - Musimy ju teraz? - spyta a Hotsco. - Rozmawia am z Marrem i Sennem... Szykuj uczt po egnaln . To mo e jednak rano? - A czemu dopiero a rano? Hotsco podesz a do wielkiego, okr ego ka i wyci gn a si na nim swobodnie. Mebel powsta kiedy zapewne na zamówienia Imperatora i mia s jednej z jego ulubionych przyjemno ci. Dziewczyna przeci gn a si jak kociak. - Bo tutaj jest wi cej miejsca ni na moim statku - wyja ni a. - Nawet, gdyby my zestawili koje. Prawda, Marla? - Bo e - wykrztusi Alex, którego zatka o po raz trzeci. Rozdzia 30 - Precz z Imperatorem! - krzykn a kobieta, krzywi c si nienawistnie. - Precz z zabójc Manabich! - zawo kto inny z czu kami bliskimi konwulsji. - Zabi blu nierc ! - rozdar si wielki nied wiedziowaty. - Na latarni z nim! Ca a trójka nale a do oddzia u pi dziesi ciu prowokatorów rozgrzewaj cych t um do nastroju bojowego. W zasadzie niepotrzebnie, bo ponad dwadzie cia tysi cy istot zgromadzonych przed gmachem parlamentu od pocz tku nie przypomina o manifestacji pacyfistów. um dotar ju do zagradzaj cych drog szeregów czarno odzianych bezpieczniaków. Tu i ówdzie widnia y transparenty, wielkie jak pokrowce na boiska. Najznaczniejszy przedstawia karykatur oblicza Imperatora, za czerwone, naznaczone plamami i zaciekami litery g osi y: MORDERCA. - Precz z morderc ! Precz z morderc - skandowano unisono. Poyndex przemkn lizgaczem nad g owami t umu. W czy modu czno ci. - Wozy naprzód - rozkaza . - Najpierw wchodz do akcji kompanie Alfa i Delta. Z profesjonalnym zainteresowaniem obserwowa , jak dziewi ogromnych transporterów osacza manifestantów z trzech stron, zamykaj c ich przed frontonem gmachu parlamentu. Wie yczki wyplu y chmury gazu pieprzowego. Atakowani krzykn li i cofn li si w panice, a wtedy pojawi y si setki mundurowych, wyposa onych w pa ki i og uszacze. Komunikator przy pasie zabrz cza . Poyndex zakl szpetnie, potem spojrza . Czerwone, migoc ce wiate ko oznacza o wezwanie od Imperatora. Poyndex westchn . Nawet w takiej chwili w adca mia pierwsze stwo. Przekaza dowodzenie przybocznemu i zawróci lizgacz do Arundel. Wcale nie pali si do tego spotkania. W tpliwe, aby powa ne zamieszki tak blisko pa acu nastroi y adc pozytywnie. Poyndex szykowa si na najgorsze. - Do mam tych bzdur - rykn Imperator. - Czy nie rozumiej , e przegrali? Sten nie yje. Bestia straci a g ow . Nic nie zyskaj wykrwawiaj c si na mier . Cholera... Wskaza oskar ycielsko na Poyndexa.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Nie do si starasz. Spocz na laurach. Moich laurach. - Rebelianci nie wytrzymaj ju d ugo, Wasza Wysoko - odpar Poyndex. - To tylko kwestia czasu. Imperator uderzy pi ci w blat biurka. Niezliczone pliki meldunków posypa y si na pod og . - Czasu? Nie gadaj mi o czasie! Nie ma dnia, aby Zaginowowie, Hond o czy Bhorowie, lub inna grupa malkontentów, nie próbowa a zale mi za skór . Co wi cej... ja za to p ac . Krwawi gotówk jak zarzynana winia. Ka dy tydzie oporu tych g upców b dzie nas kosztowa rok wychodzenia z kryzysu. Imperator spojrza w ciekle na Poyndexa, zupe nie jakby to on by ród em wszelkiego z a. - Maj nas za s abych, rozumiesz? Nawet po sprawie Manabich nie wierz , e starczy mi zdecydowania, aby utrzyma twardy kurs. - Jeszcze kilka zwyci stw, Wasza Wysoko , a ujdzie z nich powietrze. Wszystkie symulacje mówi to samo. - Pieprz symulacje - warkn w adca. - Wiem, e jest inaczej. Bebechami czuj , jak to si samo nakr ca. Ta burda przed parlamentem jasno dowodzi, e mam racj . Kiedy nikt by si nie o mieli , a teraz... Swoj drog , jakim cudem ta t uszcza przenikn a na tereny pa acowe? - Niebawem si z nimi uporamy - skrzywi si Poyndex. - Prowodyrów postawimy przed s dem. - Pieprzy s dy. Sam si nimi zajm . Na chwil zapad a cisza. Imperator zamy li si g boko, potem spojrza znów na Poyndexa. Tym razem spokojnie. - Czemu oni mnie tak z oszcz ? - odezwa si tak cicho, e oficer musia porz dnie nastawia uszy. - Przecie potrafi by mi y, szczodry. Spytajcie moich przyjació . - Rozejrza si po pustym pokoju jakby w poszukiwaniu owych przyjació . Wyci gn bezwiednie d do komunikatora, zawaha si . R ka zastyg a. Nie mia do kogo dzwoni . Poyndex trwa w bezruchu. Wiedzia , e lepiej nie zwraca teraz na siebie uwagi. Oblicze targanego emocjami w adcy krzywi o si niemi osiernie. Potem znieruchomia o na podobie stwo kamiennego pos gu. - Musz zadba o moj bosk reputacj - powiedzia do Poyndexa. - Zmia ich raz na zawsze. - Tak, Wasza Wysoko - odpar oficer czekaj c na rozkazy. - Podziel los Manabich. Ich ojczyste wiaty maj zosta zniszczone. Niech po powrocie do domu znajd tylko pustk i py . - Tak, Wasza Wysoko - powiedzia Poyndex zastanawiaj c si ju , jak wykona rozkaz. Trzeba dzie wybra statki, obsadzi je zaufanymi oficerami... - Niekoniecznie w jednym czasie. Lepiej, eby kolejne ataki odbywa y si w parogodzinnych odst pach. Niech zd poj , co si dzieje. A gdy ju sko cz , wszyscy zapami taj , e nale y si mnie ba . Poznaj si mojego gniewu. Lepsze ycie si zamarzy o? Doskonale. Spróbujcie tego po mierci. Zmierzy Poyndexa spojrzeniem. - Jeszcze tu jeste ? - warkn . - S ysza , co masz zrobi . Wykona . - Natychmiast, Wasza Wysoko . Poyndex zerwa si na nogi i ruszy do drzwi. - I jeszcze jedno - rzuci w adca. - Tak, Wasza Wysoko . - Nast pnym razem, gdy dojdzie do zamieszek... Nie baw si z gazem. U yj broni. Rozumiesz? - Oczywi cie, Wasza Wysoko . Imperator d ugo jeszcze patrzy za nim, wbijaj c wzrok w zamkni te drzwi. By mo e da jednak temu oficerkowi zbyt du o swobody. Gdziekolwiek ostatnio spojrza , zawsze trafia na ludzi ze by bezpiecze stwa. Dowodzonej przez Poyndexa. Zrozumia , e popad w izolacj . Zosta odci ty od wiata, rodowisk opiniotwórczych, wszystkiego. Na dodatek otaczali go sami obcy. To niezdrowa sytuacja.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Jak móg na to pozwoli ? Odpowied by a prosta. Ze strachu. Ze strachu przed mierci . Pieprzy ten duplikat, który pojawi si na jego miejsce. Przecie to naprawd nie b dzie ju on, prawda? Uwolni si od wp ywu modu u warto ciuj cego, tej maszyny podejmuj cej decyzj . Ale ci gn na siebie inne przekle stwo. Przekle stwo miertelno ci. Potrzebowa wi c Poyndexa, który by sprawnym szefem ochrony. A ochrona musia a by na tyle szczelna, by nikt nie mia szansy go dopa . A je li to w nie Poyndex we mie si do spiskowania? Raz ju zmieni skór , w czasach rady. Imperator nie podejrzewa , aby sytuacja mog a si powtórzy . Poyndex by ambitny. Bardzo ambitny. Ale nie nale do ludzi, którzy pchaj si w wiat a rampy. Wola pozostawa w cieniu. Je li ju rz dzi , to raczej zza tronu... Niemniej... tak czy tak d y do w adzy, prawda? A dla Imperatora przewiduje rol bezwolnej marionetki. adca postanowi ju o dalszym losie Poyndexa. Ale jeszcze troch poczeka. Poczeka, a poleje si jeszcze wi cej krwi. Wiele krwi. A potem wska e winnego. Na koz a ofiarnego Poyndex nadawa si znakomicie. Rozdzia 31 - Ile razy podejmuj nowy lad, zawsze wydaje mi si , e tym razem si uda. e dorw sukinsynka. Sind zaczerpn a suchego piasku pla y i powoli wysypa a go z gar ci. - Potem jednak wal g ow w mur i ten dra znów wygrywa. Niemal s ysz , jak si wtedy ze mnie mieje. - Nie ty jedna - powiedzia a Haines. - Przejrza am akta Mahoneya. Masa wietnych tropów. Ale wszystkie myl ce. Dobre tylko do tego, eby gania za w asnym ogonem. - A ja uwa am, e zmierzamy w dobrym kierunku - stwierdzi Sten. - Wed ug mnie to najszybszy i najmniej krwawy sposób pokonania typa. Gdy dowiemy si ju sk d bierze AM2, skoczymy mu do gard a. - To si jeszcze nikomu nie uda o - mrukn a Sind. - Historia Imperium pe na jest szcz tków podobnych poszukiwaczy. Przypomnij sobie, co sta o si z Kyesem. Wyci gni ta na pla y Nebty grupka zamilk a na chwil . Dzie by mi y i pogodny, fale za amywa y si agodnie na brzegu, miejscowe skrzydlate pokrzykiwa y na wietrze. Jednak konspiratorzy prawie tego nie dostrzegali. Prócz jednego. Poczciwego giganta, który by m em Haines. Sam’l s ucha rozmowy z zainteresowaniem, ale tylko jednym uchem. Drugim owi zew morskich stworze . - ycie odkrywcy musi by wspania e - powiedzia z rozmarzeniem. - W dzieci stwie czyta em wiele pasjonuj cych opowie ci o tych, co odwa yli si pod za g osem serca. Pewnie dlatego zosta em archeologiem. eby równie zazna przygód. Sten u miechn si . Polubi tego ros ego, nieco jakby wstydliwego m czyzn i przekona si , e warto wys uchiwa go do ko ca. Sam’l zawsze wiedzia , co mówi. - I zazna ? - O tak. Wielu. Ponudz was nimi kiedy , gdy zdarzy mi si nadu wina. Bo w rzeczywisto ci podczas poszukiwa niewiele si dzieje. Zdumiewaj ce, ale najwi kszych odkry dokonuje si zwykle w piwnicach muzeów. Niezwyk e eksponaty, wstrz saj ce pomys y. Wszystko rzucone na stert i czekaj ce setki lat, a jaki zdesperowany student si przez to przekopie. - Przemawiasz, jakby rozwi zanie le o w zasi gu r ki - zauwa Sten. - Czasem tak bywa. Mo e powinni my po prostu zebra wszystko, co wiemy i przyjrze si ca okszta towi. - Od czego zaczniemy? - spyta a Sind. - Mo e od najwa niejszego? - zaproponowa Sam’l. - Od antymaterii numer dwa. - Gdyby to by o z oto, elazo czy nawet Imperium X - mrukn a Sind - to wiedzieliby my, gdzie szuka . Znamy prawa geologii i jeszcze ze czterech innych, przydatnych tu nauk.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- W przypadku tej antymaterii najciekawsza jest sama struktura jej cz stek - wtr ci a si Haines. Przede wszystkim za to, e w przyrodzie nie wyst puje jej przeciwie stwo. - Zatem mo liwo pierwsza - stwierdzi a Sind - AM2 pochodzi z jakiego zak tka wszech wiata, którego po enia nie zna nikt poza samym Imperatorem. Tyle, e w nie takie za enie dot d przyjmowa am i nie znalaz am niczego poza dawnymi, ca kiem ostyg ymi tropami. - A gdyby to by o w innym wszech wiecie? - spyta Sam’l, nie wychodz c z roli marzyciela. Alternatywnym wszech wiecie? To by wyja nia o brak przeciwie stwa w znanym nam uniwersum. - Nie chcia bym was zniech ca odezwa si Sten - ale teoria alternatywnego wszech wiata przypomina mi dziwnie pomys z perpetuum mobile. Jak dot d nikt go nie potrafi skonstruowa , a wspó czesna nauka zgadza si z twierdzeniem, e czego takiego po prostu nie ma. Haines drgn a. - Mahoney mia co o tym - powiedzia a. - Nie czyta am jeszcze dok adnie... - A ogólnie? - Wspomina , e Imperator z dziwnym uporem zniech ca do bada nad teori wiatów równoleg ych. Wed ug Mahoneya kariery kilku bardzo zdolnych naukowców zako czy y si nie wtedy, gdy wkroczyli na ten obszar. Sugerowa , e kto podci im skrzyd a. - Przyjdzie nam chyba zacz traktowa osobliwe pomys y Iana nieco powa niej - zauwa Sten. - Na przyk ad te dotycz ce nie miertelno ci? - spyta a ze miechem Haines. - W nie. Mo e jedno ma co wspólnego z drugim. - To mi si podoba - powiedzia Sam’l. - Jedna odpowied na dwa pytania. Prostota typowa dla eleganckich rozwi za . - Tego w nie szuka Kyes - rzuci a Sind. - I dotar ca kiem blisko. - Nie wiem, na czym polega ta sztuczka - zastanawia si g no Sten. - Imperator umiera. Potem wraca. Pomi my na razie przypuszczenia Haines, e by mo e tym razem nie mamy do czynienia z sam osob i skupmy si na tym, co wiemy. Po pierwsze... Wed ug Mahoneya po ka dym wypadku znika zawsze na trzy lata. Ostatnio na sze , ale chyba mo emy to uzna za zwyk y wyj tek od regu y. Niemniej, na trzy lata przepada jak kamie w wod . Co sugeruje, e ma kryjówk . Na tyle dobr , e nikt nie odkry jej przez kilka tysi cy lat, jakkolwiek brzmi to dziwnie. Dalej. AM2 pochodzi z miejsca równie utajnionego i bezpiecznego. Rada przekona a si o tym na asnej skórze. By oby g upot tworzy dwa ró ne miejsca, s ce w praktyce temu samemu. - A cokolwiek powiedzie , Imperator nie jest g upi - zauwa a Haines. - To znaczy, e gdy znajdziemy jedno, powinni my trafi te na drugie. - Czy nadal rozwa amy pomys alternatywnego wszech wiata? - spyta Sam’l. - Jest równie dobry, jak ka dy inny - odpar Sten wzruszaj c ramionami. - W tym przypadku chyba nawet nieco lepszy - powiedzia Sam’l. - Imperator potrzebuje przej cia, bramy do tego drugiego uniwersum. - No i? - spyta oboj tnie Sten. - O ile dobrze pami tam, czego mnie uczono w szkole, to taka brama powinna wywo ywa wykrywalne zak ócenia w promieniowaniu t a. Nazywa to si chyba nieci ci . Sten zrozumia . - Wreszcie co konkretnego, a nie tylko opowie ci o duchach i krainach za siedmioma morzami. Je li trafimy na jakie dziwne bip, to mo e by to. - Tyle, e nie wiemy, gdzie szuka - Haines wskaza a w gór . - Niebo jest du e. ycia nie starczy, by zbada je kawa ek po kawa ku. - Tego akurat nie by abym pewna - powiedzia a Sind. Wszyscy spojrzeli na ni z nadziej . - Kyes wskaza kilka obiecuj cych miejsc, których nie zd sprawdzi . Podejrzewa , e mog si tam kry tajne posiad ci Imperatora, i tam w nie przebywa podczas swoich nieobecno ci tutaj. Osobi cie s dz , e móg mie racj . - Je li tak, to powinni my porówna twoje dane z zapiskami Mahoneya - stwierdzi a Haines. - Ian pracowa prawie nad tym samym.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Dobry pomys . - Sind u miechn a si do Haines. Czu a sporo sympatii do tej dziewczyny, która, jako by a kochanka Stena potwierdza a dodatkowo klas samej Sind. - Gdyby chodzi o o przypadek zabójstwa - podj a by a policjantka Haines - a w gruncie rzeczy tak jest, to wiedz c ju , kto i gdzie go zaplanowa , ustawi aby totalny pods uch i czeka a, a kto si odezwie. Potem namierzy abym podejrzanego po kolejnych czach. - Proponujesz zatem, kochana, aby my poczekali - powiedzia Sam’l g aszcz c d ony. - O ile teoria jest s uszna, to linie czno ci powinny by ca y czas czynne. Imperator musi mie mo liwo komunikowania si ze sw kryjówk i... Nawiasem mówi c, zauwa , e zaczynam mówi przy tobie jak gliniarz z seriali? Ale musi istnie te czno ze stacjami przeka nikowymi, takimi na jakiej Kyes mia pecha zako czy wiadomy ywot. Otwarty kana . I to niejeden, skoro los Imperium od nich zale y, a Imperator, zupe nie jak Schliemann, nie zwyk zostawia niczego przypadkowi. Sten z trudem zachowa spokój. Nie chcia cieszy si przedwcze nie. - Nie zaszkodzi sprawdzi - oznajmi . - To trzeba sprawdzi - rzuci a Sind. - Co mi podpowiada, e to mo e by dobry trop. - Popieram - doda a Haines. - Ostatecznie to instynkt odró nia zawodowca od amatora. - A ja si zastanawiam - wtr ci si jakby od niechcenia Sam’l - jak wygl da oby nasze ycie, gdyby AM2 dawa a si wytwarza i sk adowa jak ka dy inny surowiec, gdyby my mogli j warzy równie atwo, jak nasi gospodarze p dz swojego stregga. - Skrzywi si ironicznie. Przypuszczam jednak, e to niemo liwe. Nie da si sztucznie otrzyma AM2. Jeszcze ze studiów pami tam pewien artyku , którego autor udowadnia , e nawet gdyby znale sposób, by by to proces na tyle kosztowny, by ca a sprawa okaza a si ca kowicie nieop acalna. - Mahoney tak nie uwa - powiedzia a Haines. Sten a podskoczy . - Co? - Powiedzia am, e Mahoney tak nie uwa . Zebra sporo materia ów o syntetycznej AM2. Nada plikowi nazw Dezinformacja. Dopiero zacz am je przegl da . Poklepa a si w czo o, jakby chcia a o ywi pami . - By o tam co szczególnego. Przeznaczonego specjalnie dla ciebie. Sten przytakn . Widzia ju te akta. Na niektórych widnia o du e S oznaczaj ce, e sprawa w taki czy inny sposób wi e si ze Stenem i powinna go zainteresowa .Haines u miechn a si nagle. Przypomnia a sobie. - W nie. Chodzi o o „Projekt Bravo”. - Spojrza a na Stena. - Mówi ci to co ? Sind ujrza a, jak Sten blednie. A nawet gorzej. Co jest grane? Dotkn a jego d oni. By a lodowata. - Tak - wychrypia Sten. - Znam t spraw . Dopiero teraz zauwa trosk maluj si na twarzach Sind i Haines. Nawet flegmatyczny Sam’l wygl da na zaniepokojonego. - Ale najpierw musz sprawdzi , co w ciwie z tego pami tam - powiedzia sil c si na spokój. Rykor mi pomo e. Wiedzia , co go czeka. To nie b dzie niewinna zabawa. Ale musi poprosi Rykor o pomoc. Aby raz jeszcze zajrze do najczarniejszego koszmaru. By z powrotem na Vulcanie. Karl Sten. Dzieciak Migów przemieniony w Delinqa. Dzieciak, któremu zosta o ju tylko par godzin ycia, nim dopadn go siepacze Thoresena.Wraz z nim by a Bet. Kochana, taka m oda. I Oron, niezwyk y geniusz, na skutek wypalenia umys u znaj cy jedynie chwil tera niejsz . Nad nim sta Mahoney. O wiele m odszy Mahoney. Silny i pewny siebie. Ale m odzik Sten nie wiedzia , czy mo e mu zaufa . - Musz mie potwierdzenie planu Thoresena - mówi Mahoney. - W ama em si do centralnego komputera i nie by o tam nic o projekcie Bravo poza zwyk pu apk wypytuj co-ostrzegaj . Projekt Bravo! Znowu to samo. Sten poczu ucisk w piersi. Rozp aka si . Spokojnie, dobieg go g os Rykor... To ju min o, odesz o. Ju ich op aka ...
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Poczu uk ucie. rodek podzia i na Stena sp yn spokój. Co stuka o w dali. Rykor pracowa a przy klawiaturze. Wywo ywa a obrazy z pami ci. Szeroka, radosna twarz Mahoneya rozsypa a si na kawa ki. Jeden ze stra ników Thoresena. Na posterunku. Sten zaszed go od ty u, otoczy ramieniem szyj , doby nó ... Charkot... uchodz ce ycie... Tego Sten nie owa . Odczu nawet jakby rado . ...i obrzydzenie do samego siebie. Coraz silniejsze... Tyle razy zadawa mier . Tyle morderstw. Spokojnie, przyjacielu, nap yn koj cy g os Rykor, by o, min o, nie zmienisz... zostaw... Ale nie móg . Ten cz owiek by martwy. Jak rezdeptany robal... Sten j kn . Bo e, wybacz mi... Kolejne uk ucie. Przez y pop yn rodek uspokajaj cy. I kolejny obraz... Byli w Oku. Przed tajnym sejfem Thoresena. Sten spryska zamek. P yn o temperaturze zera stopni w skali Kelvina zamarz na stali. Bet uderzy a m otkiem. Metal rozsypa si . Drzwi stan y otworem. Uda o si ! Sten znów poczu tamten dreszczyk emocji. Spojrza na Bet i Orona, u miechni tych po wariacku, bo uda o si pobi Thoresena w tym, w czym by najlepszy. ...Nast pny zastrzyk. Sten zmaga si z groz kolejnych chwil. Szelest nietoperzych skrzyde . Serce wali jak m ot. Spokojnie... wiadomo wróci a mu na tyle, e poczu twardy stó , na którym le i elektrody przyczepione do jego g owy, r k i nóg. Us ysza chlupot. To Rykor poruszy a si w zbiorniku. Nie, nie trzeba si ba . Zaufaj Rykor. Skoro to ona prowadzi sondowanie, jeste bezpieczny. Obrazy znów pop yn y strug ... Sten si gn do sejfu. Akta le y po ród plików imperialnych kredytów i innych papierów. Gruba, czerwona teczka z napisem: „Projekt Bravo”. Obrazy nap ywa y teraz wolniej. Oron bierze teczk ... Papiery wysypuj si na pod og ... Sten si ga po nie, zbiera z powrotem do teczki... Nie uk ada ich, po prostu upycha... I widzi... Nagle jeden z Delinqów pada... z wielk ran w piersi... i... Obraz znieruchomia . Stenowi zebra o si na md ci. S ysza , jak Rykor mruczy... Za daleko, cofn ... Zadr przy nast pnym uk uciu i... Znów te papiery... zbiera kartki... wolniej... jeszcze wolniej... Teraz widzi dok adnie. Kolejno ogl da strony. Jedna nosi ty u: OBSZAR REKREACYJNY 26 PODSUMOWANIE DZIA ... Chwil ... Zatrzyma . Musz sprawdzi . Cofn ... Rykor go wo a. Nie trzeba, Stenie. Zostaw, nie teraz, id dalej. Nie chcia . Zmaga si z pokus . Uk ucie. Znów rodek uspokajaj cy. Pokona bezw adno . Zmusi obrazy, by o y. Przecie panowa nad sob ! Jego dzielnica. Podniesione g osy. Handlarze, kurwiszonki wszelkiej ma ci. I jeszcze maszyny do gry. Be koty pijanych. Socjopatrole z pa kami. Tego dnia by o w jego dzielnicy 1385 osób. A w ród nich... Sten krzykn z rado ci, gdy ich ujrza . Amos, ojciec. Matka Freeda. I brat, i siostra, Johs i Ahd. Krzycza , ale oni go nie s yszeli. Przesta , sykn a Rykor. Ale nie us ucha . Nie móg ... bo wiedzia , co si zaraz stanie. Chcia ich wywo . Nap yn strach. G os cich mu do szeptu. Widzia , jak wchodz na obszar dzielnicy. Wielkie, hermetyczne drzwi zatrzasn y si za nimi. On sta w pobli u. Nieruchomo, jak sparali owany. Czeka . Nap yn y nowe g osy. - A wi c rozwal Dwudziesty Szósty - powiedzia Thoresen. Technik próbowa protestowa . - Ale tam jest prawie tysi c czterysta osób! - S ysza rozkaz. adunki wybuchowe zniszczy y mocowania kopu y. Cia o Stena miota o si po stole. Rykor patrzy a bezradnie od pulpitu. Je li teraz przerwie zabieg, spowoduje zniszczenia na tyle powa ne, e mier by aby dla przyjaciela wybawieniem.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Sten znów si zwin . Atmosfera ucieka a w pró ni z si huraganu. A on sam, z powodu w asnej upoty sta si tylko bezsilnym wiadkiem... W zwolnionym tempie ujrza pr d powietrza rozszarpuj cy przepierzenia segmentów mieszkalnych i wypluwaj cy wszystko w lodowat czer . Wraz z lud mi... Znów us ysza g os technika. - Daj spokój. To byli tylko Migowie. I g os jego szefa. - Tak, racja... Szara masa bez znaczenia. Sten zap aka . Rykor potrzebowa a kilku godzin i wszystkich swych psychiatrycznych umiej tno ci oraz wielu leków, by przywróci go do stanu przypominaj cego normalny. Potem cofn a jego pami . Omin a koszmar zag ady dzielnicy. Dosz a do projektu Bravo. Do sekretu, który kosztowa Thoresena ycie. Metody wytwarzania AM2. Sten owin si kocem. Bi y na niego siódme poty, ale wci nie móg si ogrza . Czu si jak wypatroszony. Przyj podany przez Rykor kubek i ykn gor cego, smacznego bulionu. Rykor musn a kontrolki na pulpicie, pop yn a koj ca muzyka. Oczyszczaj ce brzmienie. Sten zamkn oczy i przez d sz chwil tylko ch on d wi ki. Potem uchyli powieki, wypi nast pny yk. Ujrza wielkie oblicze Rykor. Patrzy a na niego uwa nie, owi a ka dy gest. Sztuka empatii... Sten skrzywi si . - Nigdy wi cej - wychrypia . - Przepraszam, przyjacielu - powiedzia a Rykor w taki sposób, e wy wiechtany zwrot nie zabrzmia banalnie. - Te przepraszam - mrukn Sten. - Ale przynajmniej teraz ju wiemy. Mo na wytwarza AM2... Znamy nawet technologi . Nie jestem chemikiem, jednak o ile zrozumia em, to chyba skomplikowana i cholernie droga impreza... Ale je li zacz na wielk skal , to koszty spadn na eb, na szyj ... Zamilk i zamy li si . - To wywróci ca y porz dek wiata. Mam racj ? - Zale y, co zamierzasz uczyni z t wiedz - stwierdzi a Rykor. - Jeszcze nie wiem - mrukn Sten. - Jest zbyt wa na. - Spojrza prosz co na Rykor. - Nie nalegaj. Musz si zastanowi . Rykor przyjrza a mu si uwa nie. To mój przyjaciel, pomy la a. Ufam mu. Ale s takie tajemnice, które potrafi zniszczy nawet najszlachetniejszych. - Gdyby co mi si sta o - powiedzia Sten - to masz nagranie. Zrobisz z nim, co zechcesz. - Dobrze - odpar a Rykor. - Poczekam. - Dzi ki - szepn s abo Sten. owa mu opad a. Rykor przechwyci a kubek zanim zawarto zd a rozla si po kocu. Sten spa wiele godzin. Zupe nie bez snów. Rozdzia 32 Hotsco zostawi a pilotowanie zmierzaj cego zmiennymi kursami ku wiatowi Centralnemu statku swojej zast pczyni. Wiele razy przemierza a ju t tras w wyprawach przemytniczych i zna a j do znudzenia. Poza tym pierwsza oficer mamrota a co ostatnio o obj ciu w asnego statku, niech no tylko ta absurdalna podró , na któr Jon Wild nie wiadomo czemu si zgodzi , dobiegnie ko ca. Trzeci powód by taki, e mia a co znacznie lepszego do roboty nie sterczenie przy sterach. Podobnie jak Marla. Oraz Alex, który pod koniec drogi dzi kowa losowi, e pochodzi ze wiata rodz cego naprawd wytrzyma ych m czyzn. A i tak czu si jak z krzy a zdj ty.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Hotsco mia a racj . Kultura ludu Marli dawa a do my lenia. Niektóre zwyczaje by y naprawd interesuj ce. A nawet bardziej ni interesuj ce. Na dodatek Marla by a pi kna, tak samo zreszt jak Hotsco, co napawa o Kilgoura niejak dum . Zastanawia si tylko, co mamusia powie, gdy zabierze je obie do domu by przedstawi rodzinie. Hm. To b dzie wymaga o nie lada przygotowa ... Poza tym nie zapominaj, e lecisz na Centralny szuka mierci, upomnia si w duchu. Hotsco wróci a na mostek dopiero wtedy, gdy „Rum Row”, jej statek, zbli si do pierwszego pier cienia otaczaj cych planet czujek. Przekradaj c si kiedy niszczycielem dla uratowania Haines i innych, Sten musia rozwin ca on operacj dywersyjn . Hotsco zna a lepsze sposoby. Jak duch przemkn a obok automatycznych stacji (wygl daj ce zreszt na mocno zaniedbane i niekoniecznie sprawne), wymin a orbity wartownicze, na których z rzadka kto si pojawia . Na koniec bezczelnie (i bezkarnie) przedefilowa a przed nosem niszczycielowi na patrolu.Wprowadzi a statek w atmosfer i przekrad a si nad dolin Wye, gdzie zalega y akurat ciemno ci rodka nocy. Wybra a jedno z najg bszych zakoli wij cej si tam rzeki Wye. Ca a zielona dolina tworzy a cis y rezerwat, ustanowiony wy cznie dla mi ników w dkarstwa, którzy mieli tu swoj Mekk . Gdyby cho jeden z tych fanatyków moczenia kijka widzia l dowanie, Sten i jego ekipa zostaliby uznani za wcielone diab y, a Wieczny Imperator mia by podstawy do zarz dzenia egzekucji. Kilgour, który próbowa w swoim czasie przekupywa ososiowych bogów, ale i tak nie od owi ani jednego trzymetrowego potwora, poczu si odrobin nieswojo. Ale tylko odrobin . Wyszed w skafandrze pró niowym przez luz i pop yn do brzegu. „Rum Row” spoczywa na dnie, jakie siedem metrów pod wod . Niby niewiele, jednak kamufla powinien skry go przed oczami ciekawskich. Oczywi cie, gdyby nad Wye pojawi si patrolowiec z najprostszymi nawet czujnikami, adne maskowanie by nie pomog o. Ale po co martwi si na zapas? Schowa skafander pod p atem darni w ten sposób, eby w razie potrzeby szybko go odszuka , i ruszy prosto do miasteczka Ashley-on-Wye wznosz cego si po rodku doliny, gdzie mia nadziej znale met idealn tak e na punkt zborny. Ashley wygl da o na opuszczone. Ciche, wymar e brukowane uliczki. Tylko z jednego z barów, chocia by o ju po godzinie zamkni cia lokali, dobiega y wci piewy, brz k kufli i piski podszczypywanych kelnerek. Kilgour nie wst pi , mimo e odczuwa pragnienie. Gospoda Blue Bhor sta a ciemna i zamkni ta na g ucho. Kilgour schowa si za krzakiem, by czeka na wit. By mo e jego dawny przyjaciel wyjecha , mo e zbankrutowa , albo zosta aresztowany za dawne grzechy przez esbeków czy stra ników przyrody. Lub wybra si w nie zak usowa , czy te ponios o go gdzie z innego powodu... Dopiero rano boczne drzwi si otworzy y i wy oni si z nich Chris Frye, w ciciel Blue Bhora, fanatyk w dkarstwa i kucharzenia oraz mi nik i znawca dobrych trunków. Z w dk i stosownym koszem. Min krzak Alexa i nagle zatrzyma si , zmarszczy czo o, si gn r do kosza, jakby chcia sprawdzi , czy czego nie zapomnia . - Mo esz przesta udawa - doradzi Kilgour zza listowia. - Ciekaw by em tylko, czy dalej jeste w formie i czy dostrze esz mój znak. Frye zdj z ga zki drobn metalow klamr tak pomalowan , e mog aby uchodzi za kwiatek i schowa j do kieszeni. Alex za wyszed na cie . - Odczep si od mojej formy, Kilgour. Jako k usownik mia em to we krwi zanim jeszcze przeszed em na wszawy d Imperium. Ale co ty robisz na Centralnym? Wed ug tego gówna, które ynie z ekranów, to nie yjesz. Od dawna. Razem ze swym zdradzieckim przyjacielem. - Plotki. Jak zwykle przesadzone. Ej e, chyba nie zacz wierzy mediom? A co s ycha tutaj? Bardzo le? - Popierdoli o si doszcz tnie - mrukn Frye. - Ka dy, kto mia kiedykolwiek co wspólnego z Merkurym czy Modliszk , musi si liczy z k opotami. Nikogo jeszcze nie przymkn li, ale maj na nas oko. W ka dym razie tak twierdz ci, co tu zagl daj . Okoliczni nie maj poj cia, co niegdy
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
porabia em, zreszt , gdyby nawet wiedzieli, to by ich nie obesz o. Powiem ci co , Alex. Nie wiem, co si porobi o z Imperatorem przez ten czas, gdy go nie by o, ale wyra nie go pokr ci o. Tak prawd mówi c, kiedy za atwili Mahoneya, a Sten wywiesi czarn flag , to mia em wielk ochot si do was przy czy . Zabi drzwi na g ucho i w drog . Jedno mnie tylko powstrzyma o. Typowy dla starczego wieku strach. Spojrzeli uwa nie na siebie. Rzeczywi cie, min o ju wiele lat od czasów, gdy razem s yli w Modliszce, czy od dni, kiedy Sten skrywa si w zaje dzie Blue Bhor, prowadz c ledztwo w sprawie próby zamachu na Wiecznego Imperatora. - Tobie te przyby o i sad a, i siwizny, i zmarszczek - zauwa Frye. - Jak wszystkim, stary - mrukn Alex. - A co z knajp ? Prosperujesz? - Wci otwarte. Frye prowadzi interes po swojemu. Z jednej strony obs ugiwa przybywaj cych t umnie do doliny bogatych w dkarzy, ka c im s ono p aci za noclegi, niadania, pakowane kanapki, alkohol i wszelkie us ugi, z drugiej za zawsze ch tnie przyjmowa przyjació dziel cych jego upodobanie do porz dnej wy erki i wypitki. Pierwsi poniek d p acili za drugich, co skutecznie niwelowa o wszelkie zyski. - Rozumiem, e czego potrzebujesz? - Drobnej przys ugi. Szukam dachu nad g ow dla grupy przyjació . - Ilu ich jest? - Dwana cioro. - Prawie dok adnie za oga ma ego statku... - zauwa Frye. - Wi c to, co s ysza em ko o pó nocy, to nie by o z udzenie. Dobra, witam uni enie szanownych wrogów. I tak dalej. Pieprzony Imperator. Tylko jedno pytanie, bym nie budzi miasta swoimi wrzaskami na darmo. Sten jest ród nich? - Nie. W tej ekipie to ja jestem najgor tszym kartofelkiem. I nie zatrzymam si u ciebie. - Dobra, przyprowad ich. Tak czu em, e czego mi ostatnio w yciu brakowa o. Mo e w nie tego. omot do drzwi o wicie, nag e klepni cie w rami , pieszczotliwe s ówka kata... Cholera, jak ja si za tym wszystkim st skni em. A tu prosz , od razu okazja na miar zdrady stanu. Nie wiesz nawet, jak fajnie ci widzie , sier ancie Kilgour. Poniewa mieszka cy Ashley-on-Wye mieli zwyczaj spa do pó na, Marla, Hotsco i reszta dotarli do zajazdu niezauwa eni. Tam poczekali do zmroku. Frye ugo ci ich po królewsku i wci oferowa pomoc. Mo e transport? Kredyty? Ma troch zado owanych w lesie przydatnych ciekawostek. Fa szywe dokumenty? Mo e chocia wsparcie dla Alexa? Odmawiali konsekwentnie twierdz c, e gdy czego zabraknie, to Alex potrafi ukra dos ownie wszystko. Alex uca owa Hotsco i Mari na po egnanie. - Pami tacie rozkazy? Je li przez tydzie nie dam ladu ycia albo us yszycie, e wpad em, lub kto zacznie was namierza , to wyniesiecie si st d w te p dy. Zrozumiano? Obie kobiety przytakn y. Patrzy y za Alexem, a rozp yn si w ciemno ci. Zwyk y robotnik spiesz cy, by z apa po czenie z centrum miasteczka i zd do pracy gdzie na Centralnym. Spojrza y po sobie. - Jak d ugo czekamy? - spyta a Marla. - Do skutku - odpar a Hotsco. - Dobra. A gdyby wpad ? - To go wyci gniemy - szepn a Hotsco. - Cho by z samego Arundel. Przybi y. Postanowione.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozdzia 33 I w co ty mnie znów w adowa , mi y Stenie? Prosz , pomy la a Sind, szwendam si tutaj, m oda niewinna snajperka, której do szcz cia wystarcza a zwykle odrobina adrenaliny i wiadomo , e potrafi przechytrzy ka dego, kto chcia by j wzi na cel. No, mo e przyda by si jeszcze od czasu do czasu jaki ma y medal, a tak e premia, by wytrwa w dobrej formie do nast pnej okazji przyprawiaj cej o dreszczyk.Ale nie. Sten musia si tu zjawi i zach ci do wi kszych czynów. Nauczy mnie wysy podw adnych do walki na tyle skutecznej, bym to nie ja, lecz nieprzyjaciel zastanawia si , czy istnieje mo e co na kszta t reinkarnacji. Pokaza , jak przekrada si ciemnymi uliczkami, gdzie kipi zbrodnia i wyst pek. Na dodatek wpisa na list buntowników wyst puj cych przeciwko najpot niejszemu w adcy w historii wszech wiata. Nic, tylko szpieguj, oszukuj, kradnij i zabijaj, a utkwisz w tym bagnie po uszy.A to wszystko dlatego, e Sten urós w moich oczach do obrazu pó boga wojny, robi wra enie samotnego i mia zgrabny ty ek. Jednak, przyzna a w duchu zerkaj c w lusterko, s ba poza regularnymi oddzia ami miewa te pewne plusy. Takie chocia by, jak to, co w nie zobaczy a w lustrze. Sind od stóp do g ów ostentacyjnie promieniowa a bogactwem. Jej ubranie i ca a reszta pochodzi y z najdro szych sklepów Prestonpasu. Kupi a je po drugiej stronie globu zaraz po cichym l dowaniu. Kilgour powiedzia jej kiedy , e gdy wchodzi si w rol , nale y gra ca ym sob . Wi c nie po owa a sobie niczego. Wyda a sum równ czteromiesi cznemu dowi. Sten pewnie i tak nie zwróci by uwagi na te szmatki, ale by o warto. Ponadto wykosztowa a si na kuracj wyg adzaj skór , masa e i fryzjera. Z rozbawieniem zauwa a, e chocia jej przyci te po wojskowemu w osy nie dawa y mistrzowi grzebienia wielkiego pola do popisu, nie mia o to adnego wp ywu na wysoko rachunku. Ale wiedzia a, e bogate dziwki nie k óc si o cen , lecz po prostu p ac .Podnios a wynaj ty sportowy lizgacz marki Steward/Henry z parkingu le cego poza zasi giem czujników z posiad ci, i skierowa a si ku bramie. Bogactwo uzale nia, pomy la a, patrz c na r cznie wyko czone w prawdziwym drewnie wn trze pojazdu. I jeszcze te komfortowe fotele...Jedno tylko sprawia o k opot: konieczno dobrania malutkiej torebki, bo jedynie taka pasowa a do stroju. Miejsca starczy o w niej tylko na komunikator, bro , mini zestaw rejestruj cy i par drobiazgów. Sind pomy la a, e pewnie dlatego bogacze zatrudniaj a tyle s by: kto musi nosi za nimi wszystko, co nie mie ci si w mikroskopijnych saszetkach. Zatrzyma a si przed g ównym wjazdem, ci , stalow bram z kamiennym portalem. Oczywi cie zamkni . P ytka domofonu by a tu obok. W nie zapali o si na niej wiate ko. - Czym mog s ? - Brett z Mowattów - powiedzia a Sind. - Ze Stowarzyszenia Architektonicznego Platha. Jestem umówiona. - Witamy - odpar g os. - Prosz podjecha prosto do g ównego wej cia. Kto b dzie tam na pani czeka . Brama uchyli a podwoje. Sind min a wie o wypolerowan do po ysku tablic z napisem „Shahryar” i poprowadzi a lizgacz d ug wirow alej , wij si mi dzy idealnie zadbanymi trawnikami, kamiennymi fontannami i ozdobnie przyci tymi krzewami, do wielkiego kompleksu budynków wzniesionych po rodku posiad ci. Nie mog a wyj z podziwu. Jej podziw bra si mi dzy innymi ze wiadomo ci, e oto wdar a si na teren jednego z sekretnych maj tków Wiecznego Imperatora. Dane zebrane przez Kyesa i Mahoneya mówi y, e takich miejsc jest ca kiem sporo. Rozrzucone po ca ym wszech wiecie, s maj tylko jednemu celowi: gdy Imperator „wstanie z grobu” (Sind wzdrygn a si lekko, pami taj c legendy Bhorów o podobnych zmar ych; niewa ne, e sama w nie wierzy a) najpierw zatrzyma si w jednym z takich miejsc. Tam, o ile wierzy analizom Kyesa, odrobi zaleg ci informacyjne, zapozna si z relacjami o wszystkich istotnych sprawach, które wydarzy y si od czasu jego mierci czy zabójstwa.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Drugim powodem, dla którego Sind odbiera a rzecz emocjonalnie, by a zarozumia w adcy, wyra aj ca si w jego dalszym post powaniu. Gdy ju dowie si wszystkiego, co trzeba, wyjedzie st d, a posiad zostanie zrównana z ziemi . Co za dra , pomy la a. Nie ma znaczenia, e potem przeka e nieodp atnie grunta miejscowym w adzom z przeznaczeniem na park. Cholera jasna. Sten opowiada , e zupe nie tak samo by o na Ziemi, w Oregonie. Wyrzuci wszystkich ludzi mieszkaj cych nad rzek , kaza im zostawi domy, przedsi biorstwa, farmy, ca e dziedzictwo, bra fors i wynie si jak najdalej. Byle tylko nie przeszkadzali Imperatorowi, który mia ochot sobie pow dkowa . Wróci a my lami do bie cego zadania. Z odpowiedni ilo ci wyj ciowych danych typowanie podejrzanych posiad ci nie przedstawia o problemu. Nale o szuka w pe ni wyposa onego maj tku, zatrudniaj cego komplet personelu, poza tym jednak niezamieszka ego i nale cego do jakiej tajemniczej, bogatej rodziny. Lub czego podobnego. Centralnym miejscem takiej posiad ci powinna by olbrzymia biblioteka z nowoczesnym komputerem i obs uguj cymi go fachowcami, zamawiaj cymi niemal wszystkie publikacje ukazuj ce si w obr bie Imperium. Kluczowe tematy: militaria, technika, nauka. Ciekawie to sobie wymy li , stwierdzi a Sind. Alex wyja ni , e to dobra metoda, bowiem poczynania najmo niejszych tego wiata rzadko staj si przedmiotem naprawd wnikliwego ledztwa. Zwykle nikt ich nawet o nic nie pyta. Podobno najlepiej wy to kiedy Mahoney: „Chcesz zapewni dobr kryjówk sobie lub czekaj cemu na zadanie zespo owi? Owszem, mo esz zaszy si gdzie w slumsach, wynaj jaki podejrzany magazyn. Tyle, e do tego musisz by kryminalist . Albo wszawym amatorem. Najlepiej poszuka jakiej mi ej, wiejskiej rezydencji. W miar mo liwo ci z s siadami przybieraj cymi pozy artystycznej cyganerii. Tam nikogo nie interesuje, co kto robi, gdzie mieszka, czy jest w domu...” To gwarantowa o ca kowite bezpiecze stwo. Ca kowite, bowiem adna normalna istota nie zak ada a nigdy, e zgas y w adca naprawd zmartwychwstanie. Maj tek, który teraz odwiedza a by trzecim pasuj cym do wzorca. Tyle, e przy poprzednich wyliczone starannie prawdopodobie stwo trafienia wynosi o tylko pi dziesi t procent, tutaj za dziewi dziesi t trzy. Oficjalna wersja g osi a, e rodzina Shahryarów to dawni kupcy, obecnie oddaj cy si w swoim ekscentryzmie pasji podró owania. Media planety Prestonpas zawsze wraca y do tego tematu w sezonie ogórkowym, z czego jednak nic nie wynika o. Powtarzano, e rodzina zleci a budow domu na planecie, o której co tam kiedy ysza a, kaza a go wyposa , ale nie korzysta a z niego. Czeka tak ju podobno od kilku pokole . Je li jaki przedstawiciel rodziny odwiedza w tym czasie posiad , to musia to czyni w ca kowitej tajemnicy. Kobieta czeka a ju przed wielkimi drzwiami budynku. Sind zauwa a, e albo masywne wrota maj jak przeciwwag , albo w ród personelu jest Bnor czy inna wyro ni ta nad miar istota, która je otwiera. Sama witaj ca, niejaka Anna Liza Ochio, zgodnie z oczekiwaniami (i analizami Kyesa) by a bibliotekark . wi cie wierzy a zreszt w opowie o rodzie Shahryarów, a zatrudniono j ze wzgl du na kwalifikacje oraz sk onno do samotniczego trybu ycia. A mo e i dzi ki sporej dozie naiwno ci, jak si odznacza a. Owszem, s ysza a i czyta a o instytucie Platha. Spyta a, w czym mo e pomóc mm... szanownej pani? - Po prostu Brett, nie trzeba tytu owa - u miechn a si Sind. - Tytu y wygl daj dobrze tylko na wizytówkach. A i to nie zawsze. Pani Ochio zaprosi a go cia do rodka. Co do picia? Oczywi cie. Mamy tu niemal wszystko. ycie dzimy mo e odrobin samotne, ale na pewno wygodne. Kawy? Nie, jad am lunch przed wyj ciem z hotelu. Szczebiota y tak przez jaki czas, a w ko cu pani Ochio przesz a do konkretów. - W jakiej sprawie przybywasz, Brett? Ciekawe, co te mo e was interesowa w tej posiad ci. Sind wyja ni a, e instytut Platha zamierza wyda seri ksi ek po wi conych bajecznie bogatym rezydencjom. Nie chodzi o zwyk e publikacje, zamieszczaj ce par zdj sal bankietowych oraz wyliczenie wszystkich kryszta owych yrandoli i z otych eczek w zastawie, lecz o prawdziwe,
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
artystyczne albumy. Owszem, zdj cia i reszta te b , przede wszystkim jednak wydawnictwu zale y na praktycznych szczegó ach zwi zanych z budow i utrzymaniem podobnych pa aców. Dlatego te ka dy album b dzie zawiera kompletne plany oraz holowizerunki wszystkich pomieszcze . To na pierwszej cie ce. Na drugiej mieszka cy i personel oceni funkcjonalno projektu i lokalizacji. cie ka C ma by analiz ca ci, przygotowan przez architektów Platha. Pani Ochio nagle przesta a si u miecha . - Wszystkich pomieszcze ? - Och, my , e niektóre azienki mo emy sobie odpu ci . Tam rzadko trafia si co oryginalnego. - Przykro mi - odpowiedzia a kobieta - ale to nie b dzie mo liwe. Sama posiad ... nawet niektóre pawilony... oraz parter i pierwsze pi tro g ównego gmachu s udost pniane zwiedzaj cym. Równie biblioteka. Zaledwie trzy tygodnie temu odwiedzili nas przedstawiciele jednego z miejscowych stowarzysze ogrodniczych. Zrobili pe dokumentacj otoczenia. Mo ecie z niej skorzysta . Jednak reszta wn trz, a zw aszcza pomieszczenia mieszkalne na górze... Nie, rodzina Shahryarów dba o prywatno . Gdy podpisywa am umow , otrzyma am w tej sprawie jednoznaczne instrukcje. Tak wi c... je li zale y wam na udokumentowaniu ca ej posiad ci... to obawiam si , e przyby a pani na pró no. - A czy mo na si jako skontaktowa z w cicielami? Mo e jednak si zgodz ? - spyta a Sind. Och, przepraszam, zapomnia am, odci li si od wiata. Có , dzi ki niebiosom robi to dla przyjemno ci, a nie dla zarobku. Wsta a. - Mog skorzysta z azienki? Potem mo e by aby pani tak uprzejma i pokaza a mi, tylko dla zaspokojenia mojej w asnej ciekawo ci, te cz ci gmachu, które s dost pne dla publiczno ci? - Z przyjemno ci pani oprowadz . A toaleta znajduje si zaraz za drzwiami biblioteki powiedzia a pani Ochio. Sind podnios a si i, udaj c, e wychodzi, wyj a z torebki ma y, jajowaty przedmiot, po a go na stole tu przed bibliotekark , os oni a twarz i zanurkowa a pod blat.Pani Ochio w ciwie nawet nie zd a zauwa owoidu, bo porazi j b kitnawy b ysk. Zwis a bezw adnie na krze le. Oprzytomnie mia a dopiero za dwie godziny, i to zupe nie nie wiadoma up ywu czasu. Sind obszuka a kobiet . Nie znalaz a czujników medycznych, które mog yby podnie alarm. Brak innych stwierdzi a ju wcze niej, gdy wchodzi y do rodka. Odci gn a cia o za jedn ze stoj cych w poczekalni sof. Dwie godziny... Doby a bro , skry a j w d oni i wymkn a si na korytarz. siednie drzwi powinny prowadzi do biblioteki. Kyes wyszuka w plikach bibliotekark zwolnion z pracy po zniszczeniu jednej z takich posiad ci. Z jej s ów wynika o, e centralny komputer biblioteczny mia dwie stacje. Jedna s a do wprowadzenia i porz dkowania danych i ka dy móg z niej korzysta , natomiast do drugiej nikt nie mia dost pu. Jej uruchomienie wymaga o znajomo ci jakiego has a. Zawiera a zapewne pliki przeznaczone wy cznie dla zmartwychwsta ego Imperatora. Maj c odrobin czasu (i szcz cia) Sind mog aby si tam w ama , ale nie to by o celem jej misji. Ruszy a po schodach, ignoruj c wind grawitacyjn . W razie alarmu zbyt atwo zatrzyma podobne urz dzenie mi dzy pi trami. Sz a na najwy sze pi tro. S dz c po s owach Ochio, tutaj w nie powinno si kry wi te wi tych. Dzi ki wcze niejszemu rozpoznaniu powietrznemu ustalono, e na dachu nie ma niczego, co cho by z grubsza przypomina oby anten . Oznacza o to, e albo ulokowano j w którym z pokoi, albo (tu Sind si skrzywi a) wpasowano w sam konstrukcj dachu. aden k opot. Zwiedza a ju ró ne strychy. Je li nic nie znajdzie poszuka w s siednich budynkach. yskawicznie dotar a na sam gór . Skok, ukrycie, sprawdzenie otoczenia, znów skok, ukrycie... Wsz dzie by o spokojnie. Pokoje wygl da y ca kiem niewinnie. By o ich prawdziwe multum: umeblowane, czy ciutkie, jasne, jakby ca a rodzina Shahryarów mia a przyby jeszcze tego wieczora. Wraz z batalionem s by.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Sind uchyli a kolejne drzwi. Zajrza a do rodka. Nic. Tyle tylko, e ta sypialnia musia a by przeznaczona chyba dla pomywaczki, i to raczej niewyros ej... Zamar a. Spojrza a w g b korytarza. I na schody. Co tu by o nie tak. Albo projektant si upi , albo robotnicy sknocili robot . Albo ja co le dzisiaj widz ... Z powrotem do rodka. Nie, pokój by wyra nie za ma y. Na planie wygl da o to inaczej. Chyba, e azienka... Ale po co komu tak rozleg y kibel? Fiksacja analna jak st d do nieba? Drzwi azienki by y zamkni te na klucz. Sind wyj a z torebki dwa niezb dniki. Pierwszym omiot a drzwi i framug . Nie wykry systemów alarmowych. Drugi przy a do zamka. Dziwne. Zamek na linie papilarne w wychodku? Z zewn trz? Elektroniczny wytrych pomrucza chwil i upora si z przeszkod . Sind pchn a drzwi. Eureka! Stacja czno ci by a naprawd skomplikowana. Sind przebieg a spojrzeniem list czynno ci, dostarczon jej wcze niej przez Frestona. W czy a rejestrator i wzi a si do pracy. Nie by a specjalistk od podobnych urz dze i nie mia a pewno ci, czy uda jej si w pe ni osi gn cel, jednak pozycjoner anteny, ukrytej najwyra niej gdzie na terenie posiad ci, wskazywa jednoznacznie, e stacja ma odbiera w sk wi zk . Nap ywaj nie wiadomo sk d. Tym miejscem mog o by sanktuarium Imperatora. Sprawdzi a te ustawiony obok modu nadawczy. Ba a si majstrowa przy urz dzeniu, ale odnios a wra enie, i automatyczny nadajnik przeznaczony jest do emitowania krótkich komunikatów w rodzaju „Nie le tutaj”. To chyba na wypadek, gdyby rola posiad ci zosta a zdemaskowana i kto próbowa zastawi pu apk na „wracaj cego” Imperatora. Zapisa a skrupulatnie wszystkie dost pne dane. Mia a nadziej , e jest w ród nich równie ta informacja, której poszukiwa a najbardziej. Odcisków palców nie zostawi a, nak adki na opuszki spe ni y swoj rol , za widoczne tu i ówdzie smugi na pokrywie kurzu by y idealnie anonimowe. Sind zamkn a starannie za sob drzwi. Teraz pora na ma premi . Mia a jeszcze nieca godzin , a jak dot d nie s ysza a ani syren alarmowych, nikt te nie nadci ga z do u. W razie potrzeby zajrzy do poczekalni i wy czy Ochio na nast pne dwie godziny. W budynku wci dzwoni a cisza. Sind uchyli a drzwi biblioteki. Pomieszczenie by o wielkie, z hakowym sklepieniem i szklanym dachem. Wysokie na dziesi metrów pó ki wype nia y dyski, kostki, dokumenty i katalogi. Ujrza a nawet prawdziwe ksi ki. Sten zawsze marzy , by zafundowa sobie podobn bibliotek , gdy to wszystko si sko czy. O ile kiedykolwiek si sko czy... Ani ladu ycia. Sind wesz a. Obok drzwi sta terminal nale cy zapewne do Ochio. Gdzie jest drugi? Ten z najciekawszymi plikami... Sprawdzi a, jak biegn kable. Prawdziwe, ekranowane kable, czyli komu zale o tu na naprawd bezpiecznym przekazywaniu danych. Znika y w cianie. Sind opu ci a bibliotek i rych o trafi a na nast pny pokój z solidnym zamkiem. Przylega do biblioteki. Szybko pokona a drzwi. Zadowolona, usiad a przed terminalem. Rany, klawiatura! A komputer pewnie w glem opalany. Z czarno-bia ym monitorem. Roze mia a si ... Wcisn a klawisz nie opatrzony adnym symbolem. Ekran zaja nia . WPROWAD AKTUALN DAT I NAZW STACJI. Sind zadzia a na domys . Data i SHAHRYAR. STACJA W CZONA. PODAJ HAS O. Cholera. No tak, zaraz wszystko diabli wezm . Chocia , chwila... PODAJ HAS O. MASZ TRZYDZIE CI SEKUND DO W CZENIA SI ALARMU. Przypomnia a sobie. Odmawiaj c bezg modlitw , wstuka a: RASCHID.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
PRZYJ TE. SYSTEM CZEKA NA POLECENIA. No prosz . Takie to atwe? Zatem spróbujemy... PODAJ NAMIARY NADAJNIKA PRZEKAZUJ CEGO TRANSMISJE DO ODBIORNIKA SHAHRYAR. PROSZ CZEKA . wiat o zamruga o. Aha, ju o mnie wiedz , pomy la a. Na korytarzu zatupa y kroki. Zsun a si z krzes a i niemal w tej samej chwili do rodka wpad o dwóch ochroniarzy. Obaj w maskach przeciwgazowych i kamizelkach kuloodpornych. Nic im to nie pomog o. W takich razach Sind zwyk a strzela w twarz. Potem pos a jeszcze dwa pociski w ekran k amliwego komputera i pad a p asko na pod og . Dope a do drzwi, sk d strzeli a dwukrotnie ku postaci zbiegaj cej po schodach. Pud o, cholera. Ale przynajmniej go wystraszy am. Wcisn a pistolet za pasek i si gn a po karabin martwego stra nika, imperialn bro systemu Willy’ego. Pora po egna si z rol bogatej wydry. A szkoda. Prze czy a bezpiecznik na ogie ci y i d ug seri rozwali a drzwi cz ce pokój z bibliotek . Teraz dopiero zawy y wszystkie alarmy, rozleg y si krzyki. Jaka twarz wyjrza a zza w a. Sind pos a seri w jej kierunku. W drugiej kolejno ci zaj a si wielkim oknem. Wylecia o w ród huku razem z framug , instalacj przeciww amaniow i ca reszt . Dziewczyna zanurkowa a w nowo utworzone wyj cie. Zupe nie jak na kursie dla szpiegów, pomy la a, chowaj c si za krzak i czuj c, jak jej superkosztown sukni trafia szlag. Przetoczy a si na bok i nie po owa a przeciwnikowi amunicji. No, teraz chyba da am im do my lenia. Powinni zale na chwil . Mo e i przeszli standardowy imperialny trening, ale szybko reakcji zupe nie nie ta. Gdzie ja mam kluczyki od wozu? . Wskoczy a na fotel Stewarda/Henry’ego. W CZY ... ROZRUCH GENERATORA... POCZEKA NA WZNOWIENIE PRZEP YWU CH ODZIWA... To silnik czy samowar? Ma o mnie obchodzi, czy ju naci gn ... GOTOWY. GOTOWY. Ruszy a od razu najwi ksz szybko ci . Cz wyposa enia nie wytrzyma a tak brutalnego traktowania. Posypa y si drzazgi. Straci a nawet drzwi po stronie pasa era. Skierowa a pojazd ku bramie. Nie kluczy a. Rozp dza si jeszcze, ledwie dwadzie cia kilometrów na liczniku, gdy wyskoczy a i z wysoko ci trzech metrów wyl dowa a na murawie. Przetoczy a si i przypad a za krzakiem przystrzy onym na podobie stwo jakiego zwierzaka. Odczeka a chwil i nisko pochylona pobieg a szuka kolejnego ukrycia.Zostawiony samopas wóz wzniós si na jakie pi tna cie metrów i buchn p omieniem ledwie dziesi kroków przed bram . Wida maj tu jakie zamaskowane baterie broni przeciwlotniczej, pomy la a Sind. Wrak potoczy si ku wypiel gnowanej murawie. Jeszcze chwila... kilka sekund... Dalej, ile mam czeka ... Zamontowane przezornie adunki odpali y wreszcie. W kuli ognia znikn nie tylko lizgacz, ale i kamienny portal bramy. Wielkie wrota run y poszarpane. Sind bez przeszkód rozbi a seri zwie czenie muru wraz z wmurowanymi w szczyt od amkami szk a. Wida nie do ko ca ufaj tu elektronice... Tym lepiej. Teraz pomy , e ta wyrwa to nie wyrwa, lecz fa szywy alarm spowodowany wi kszym wybuchem. W ka dym razie miejmy tak nadziej . Teraz na gór i pryskamy, gdzie pieprz ro nie. Dok adnie jak na kursie, pomy la a jeszcze raz, gdy z zarzucon na plecy broni wdrapywa a si na mur. Przerzut na drug stron , zeskok, karabin w r ce, zaj pozycj strzeleck , rozejrze si . Brak celów. Przemkn a pochylona ku pobliskim zaro lom. To bardzo dobrze, e Imperator wybudowa sobie t posiad na wsi. Tyle miejsca... Czeka j jeszcze trzykilometrowy bieg do miejsca, gdzie ukry a naprawd dobry lizgacz. Tak wielofunkcyjny, e dost pny jedynie na czarnym rynku.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Przetrwa a, chocia nie obesz o si bez ha asu i strat w garderobie. Ale to nieistotne, uzna a. Imperator i jego ludzie zaczn pewnie dochodzenie, ale przy za eniu, e Sten nie yje, uznaj ostatecznie ca y incydent za dzie o jakiego wyrafinowanego kryminalisty. Sind nie figurowa a w adnej kartotece, zatem nie zdo aj jej zidentyfikowa . W najgorszym wypadku, gdyby trafi si ród bezpieczniaków kto naprawd inteligentny i dociekliwy, zdolny doda dwa do dwóch... Pyta a ju o to Stena, a ten odpar , i wcale nie zaszkodzi, je li Imperator powe mie pewne podejrzenia. I tak nie b dzie wiedzia , kto w ciwie depcze mu po pi tach.Przynajmniej mog am spróbowa , jak to jest, pomy la a Sind. Troch praktyki zawsze si przyda. Zreszt , jak na amatora, to chyba posz o mi ca kiem nie le. No, zbli am si o krok do Imperatora. Rozdzia 34 Wieczny Imperator nie by by zadowolony widz c, jaki u ytek zrobili Sten i Sind z jego luksusowego apartamentu na „Victory”. Wielk sypialni z monstrualnym em za ciela y wydruki, zestawienia i r cznie skre lone notatki. Sten i Sind knuli w nie, jak tu sko czy z tyranem. Przejrzeli wszystko, co uda o si uzyska w rezydencji. I sprawdzili wyniki raz i drugi. W ko cu znale li. Brakowa o im jeszcze tylko jednego kawa ka uk adanki. - Nic wi cej nie przychodzi mi do g owy - powiedzia Sten. - Nie widz innego zastosowania dla anteny kierunkowej. To musi by klucz do sprawy. - W ten sposób otrzymujemy po ow namiaru - doda a Sind. - Zgadza si , tylko po ow - skrzywi si Sten. - Na razie wiemy jedynie, e kryjówka Imperatora le y gdzie mi dzy punktem A, a niesko czono ci . Sind przytakn a, westchn a zm czona i po a si na u. Zamy lony wci Sten jednym okiem odnotowa jej nader kusz cy wygl d. Dziewczyna mia a na sobie czarny, obcis y kombinezon kryj cy j od stóp do szyi. Có , dawno ju nie zdarzy o im si sp dzi razem a tyle czasu. W g owie ko ata a si Stenowi my l, e mo e to wszystko jest jednak tylko paskudnym snem. Bo przecie oboje woleliby normalnie, borykaj c si z ma ymi, codziennymi k opotami. Anie tak jak teraz, kiedy to co rusz musia ryzykowa g ow osoby, która by a mu najbli sza. - Niech bezbrod matk zostan - mrukn a nagle królowa jego marze i usiad a na ku. - Czekaj no... - Co wymy li ? Sind potrz sn a niecierpliwie g ow i zacz a przekopywa si przez notatki. - Nie jestem pewna... ale je li zamkniesz si na chwil , moja mi ci... apa a kieszonkowy komputer i zacz a co pilnie wstukiwa . Sten czeka cierpliwie, chocia ch tnie us ysza by co wi cej. W ko cu podnios a g ow . Dziwnie rozradowana. - Chyba mam, ten drugi namiar. A w ka dym razie wiem, jak go znale .Sten przysun si bli ej, by zerkn na schowany w d oni male ki ekran komputera. - Bo widzisz... Pami tasz te zak ócenia, które tak nam miesza y... My leli my, e to szumy statyczne. Albo przypadkowa emisja z systemów zabezpiecze . Ale popatrz. To nie by y zak ócenia. Zerkn a niespokojnie na Stena, który wpatrywa si pilnie w ekran i analizowa spraw . - Mo e jestem g upia - powiedzia a po chwili, jakby w siebie zw tpi a. - Albo co pokr ci am... - Nie - rzuci pospiesznie Sten. - Gwarantuj ci, e jeste w jak najlepszej formie. I sprawdzi wszystko jeszcze raz, a potem u miechn si od ucha do ucha. - To druga wi zka. Zgadza si . Nie ma innej mo liwo ci. Na innym kanale, skierowana zupe nie w inny kwadrant nieba! Szybko po czy si z g ównym komputerem „Victory” i ponownie podda dane analizie. Po chwili mieli ju odpowied .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Gra i buczy. Nic innego nie pasuje. Sind zachichota a triumfalnie. - Pozostaje nam tylko wytropi ten drugi odbiornik... i ustali punkt B. Zapewne b dzie to jedna ze stacji tranzytowych... Taka, na jak trafi Kyes. Tyle, e tym razem sprawna i dzia aj ca. Oby. Sprawdzimy nastawienie tamtejszych anten, a to da nam drugi namiar. Prosto w jaja niegodziwca! Ukl a na ku, zasalutowa a. Wygl da a szalenie seksownie. - Sir! Melduj si pos usznie z pro . Chc poprowadzi spraw ! Stenowi wcale nie podoba o si to, co musia jej odpowiedzie . Nie zamierza udzieli pozwolenia. Sind b dzie ucieka a. Tym musi zaj si osobi cie. Sam. Nie podj tej decyzji z mi ci czy l ku, e utraci Sind. No... mo e po cz ci, przyzna w my lach, analizuj c szans . Gdy Kyes spotka Imperatora w wypalonej stacji prze adunkowej AM2, korzysta ze wsparcia ca ego zespo u Modliszkowców. Ale wcze niej i tak pope ni jaki b d, który uruchomi program autodestrukcji. Sind by a wietnym nierzem, wszelako brakowa o jej sporo do wprawy cechuj cej dowolnego wojownika Modliszki. Za stacja na pewno zdolna by a nie tylko do samozniszczenia, lecz równie i do obrony. Sten sp dzi w Modliszce spory kawa ycia. Wiedzia , e nale do najlepszych z najlepszych i nie by o w tym ani krzty zarozumia ci. Poza tym nauczono go wtedy na ch odno wa szans . Przemy la spraw . Je li kto mia szans w tej misji, to tylko on sam. Ale jak powiedzie to Sind? Tak, eby zrozumia a? Aby nie zareagowa a emocjonalnie? No i bez si gania po argument, e to dla jej dobra... Widzia , e ca a a pali si do tej roboty. I musia zgasi ten ogie . W ko cu powiedzia . Z pocz tku wpad a w sza . Próbowa a si wyk óca . B aga a. Ale on nie ust powa . W ko cu doszli do porozumienia. Chwiejnego wprawdzie, bo bardziej przypomina o zawieszenie broni ni pokój, ale zawsze. Poniechali na jaki czas dalszych dyskusji. Wiedz c, e cz owiek najedzony przestaje si z ci , Sten zamówi w mesie obiad i kaza dostarczy go do apartamentu. Pierwsze danie spo yli w milczeniu. Podczas drugiego wymienili kilka uwag. Przy chrupkim deserze przeszli do powa nej rozmowy. Sten powiedzia Sind o zabiegu Rykor. I o projekcie Bravo. - Wci nie wiem, co z tym pocz - wyzna . - Niektórzy zg osiliby to jako patent i yli potem op ywaj c w gotówk . - Tego nie chc . Tyle wiem na pewno. - Domy lam si - odpar a Sind z nik ym u miechem. - Poza tym mo liwo wytwarzania AM2 nie wi e si bezpo rednio z naszym obecnym problemem. Za moje niezdecydowanie bierze si chyba z tego, e poj cie nie mam, co z tego ciwie mo e wynikn . - Te o tym pomy la am - mrukn a Sind. Czasem budz si zlana zimnym potem... Co b dzie, je li Imperator zwyci y? Sten nie odpowiedzia , tylko nape ni ponownie szklaneczki. - Ale takie my lenie nigdzie nas nie zaprowadzi - odpowiedzia a sama sobie Sind. - Albo mu si uda, albo nie. Fatalizm Bhorów oszcz dza im czasem wielu rozterek. Zakr ci a napitkiem i zastanowi a si g boko. Sten widzia , e waha si z pytaniem. W ko cu odezwa a si , ale nie podnios a g owy. - A je li to my wygramy? Kto albo co zast pi Imperatora? - To nie moja sprawa. O ile si orientuj , to rewolucja, a nie zamach stanu. T decyzj b musieli podj inni. To ich przysz . Ich wybór. - Mam wra enie, e wy azi z ciebie niepoprawny romantyk - stwierdzi a Sind. - Naprawd s dzisz, e to b dzie takie proste? To ty zostaniesz bohaterem numer jeden. Wybawc . Co wi cej, b dziesz
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
mia AM2. Naturalne lub syntetyczne. Z alternatywnego wszech wiata lub z linii produkcyjnej. Klucz do w adzy nad królestwem Imperatora znajdzie si w twoich r kach. - Ma o mnie to podnieca - rzuci oboj tnie Sten. Sind po ad na jego d oni. - Wiem - powiedzia a. - I dlatego ci kocham. I dlatego te chcia abym, eby zdecydowa ju teraz. Gdy przyjdzie w ciwa pora, nie b dziesz mia raczej czasu do namys u. - Zauwa am, e jak na razie nie wyg osi jeszcze swojego zdania w tej sprawie. - Jestem ostatni osob gotow mówi ci, co masz zrobi - odpowiedzia a Sind. - Czy uwa am, e by by dobrym w adc ? Jasne, e tak. A mo e wola abym mie ci tylko dla siebie? cisn a jego d . - A w ogóle, to zosta am skrzywdzona, pami tasz? Sten sp oni si zak opotany. Sind zachichota a. - Jak adnie - stwierdzi a. - Wielki wódz rumieni si jak ch opak. Wreszcie mam co na ciebie. - To si nazywa szanta - odpar Sten, - Jak najbardziej. Iu a mu si na kolanach. Sten bez oci gania zaj si wyszukiwaniem co ciekawszych miejsc jej osoby. Ch tnej osoby. Ca uj cej go w policzek, skubi cej za ucho. - A co mi zrobisz, jak ci nie powiem? - wyszepta a zmys owo. Sten nie ustawa w eksploracji wypuk ci i zag bie . - Zaraz ci powiem - sapn . - Ale najpierw to ty powiedz, jak to si zdejmuje? Poprowadzi a jego d ... i pokaza a. - Przyci nij... - szepn a mu do ucha - dok adnie... tam! Rozdzia 35 Buty gwardzistów tupa y coraz bli ej. Alex wisia , na podobie stwo olbrzymiego paj ka, dok adnie nad wielkimi pancernymi drzwiami prowadz cymi z placu parad do zamku Arundel. Czeka cierpliwie, chocia co chwil spogl da na wy wietlacz zegara, a skóra cierp a mu coraz bardziej. Im bli ej by zamku, tym robi o si trudniej. Nie, eby co rusz trafia na okazje do chwalebnego oddania ycia, na razie zadanie by o atwe. Jak dla Kilgoura, oczywi cie, i zgodnie z jego osobistymi, pe nymi lekcewa enia, kryteriami oceny. Korzystaj c z komunikacji publicznej, przejecha z Ashley-on-Wye do najbli szego prowincjonalnego miasta. Tam sprawdzi , e nie wprowadzano ostatnio na Centralnym adnych zmian w kwestii wymaganych dokumentów to samo ci i upewni si , e jego w asne fa szywki wytrzymuj prób . Potem uda si do szemranej dzielnicy, gdzie na jednym z targów kupi wóz z aktualn rejestracj . Tutaj nikt nie zadawa mu niewygodnych pyta o miejsce zamieszkania i zatrudnienia, o powód, dla którego p aci gotówk zamiast normalnie, ani o inne rzeczy, o które autoryzowani handlarze zwykli pyta . lizgacz by niemal wrakiem. Generator McLeana dawa tylko wier mocy, przez co maksymalny pu ap wehiku u wynosi trzy metry, a szybko pi dziesi t pi kilometrów na godzin . Na dodatek podczas jazdy uparcie przechyla si w prawo. O jakie pi tna cie stopni. Alex od owa jeszcze sto kredytów dla brata sprzedawcy, by ten usun podstawowe usterki. Wiedzia dobrze, e naprawy b fikcyjne, a poprawa stanu technicznego pojazdu przej ciowa, ale wcale mu to nie przeszkadza o. Wa ne, eby nie rozsypa si przed celem. Potem ju nie b dzie potrzebny. Dwadzie cia kilometrów przed Fowler, miasta le cego najbli szej dóbr Imperatora, Kilgour wyszuka wielkie wysypisko mieci rozpo cieraj ce si tu obok jednego z licznych na Centralnym rezerwatów. Cudownie, pomy la , za tacy park, napakuj tabliczek gro cych wysokimi karami za miecenie, a tu za p otem umieszczaj wysypisko. Niemniej tego mi w nie trzeba. Wprowadzi lizgacz g boko mi dzy ha dy odpadków, wyl dowa , zniszczy stacyjk i kilka cz ci silnika, usun znaki rejestracyjne i pogrzeba je pod mieciami. Po czym porzuci wrak. Stopem dojecha do miasta i zaraz znikn w slumsach.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
W ten sposób zako czy z powodzeniem trzeci etap misji. Pierwszym by o samo dostanie si na Centralny, drugim znalezienie mety. Pora na planowe zwolnienie tempa. Istnia o nik e prawdopodobie stwo, e imperialni obserwuj go od chwili przybycia na planet , za z interwencj czekaj do chwili, gdy b dzie ju wiadomo, jakiego to niecnego czynu Kilgour zamierza dokona . Ma a szansa, uzna , jednak g ow bym nie zar czy . Mam tylko jedn . adnego niepotrzebnego ryzyka. Wynaj pokój z dwoma „tylnymi” wyj ciami. Jedno wiod o na nie u ywan i pordzewia drabink przeciwpo arow , któr Alex dyskretnie wzmocni , drugie wprost na ci g dachów, w razie czego idealnych do ucieczki. Poza tym lokum wyposa one by o w kuchenk , co pozwala o zaoszcz dzi wycieczek w miejsca nazbyt publiczne. Po tygodniu prze ytym na konserwach sk onny by uzna , e nie przyci gn za sob adnego ogona. Koniec czajenia si , do dzie a. Zafundowa sobie butl kosztownej brandy i zacz uk ada plan. Na pocz tku odnotowa , by pust butelk wyrzuci gdzie daleko od kwatery. Miejscowi gustowali w bardziej pospolitych napitkach w rodzaju przefiltrowanego przemys owego spirytusu czy bimbru i nazbyt zdobna etykietka wzbudzi aby zapewne podejrzenia. Czwarty etap mia polega na przenikni ciu jak najbli ej Arundelu, pi ty obejmowa wej cie do zamku, szósty wyj cie i mo liwie szybk ucieczk . W ostatnim towarzyszy mia a mu jeszcze jedna osoba: Poyndex. Kilgour by niemal pewien, e go b dzie zg asza obiekcje, mo e stawi nawet opór. A co najmniej rozedrze g . Efekty wokalne nie pasowa y do planu, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, Alex znalaz by si wówczas w sytuacji ma o komfortowej, za to bardzo niebezpiecznej, a nawet beznadziejnej, po drugie: aby wyprawa przynios a zamierzone owoce, Poyndex musi znikn po cichu i bez ladu. Alex gotów by w tym przypadku zrezygnowa nawet ze s awy, skoro mia o to pos i sprawie, i przyjacio om. Plan zak ada zabranie Poyndexa na „Victory”. Osadzony w okr towym areszcie mia by do wyboru to samo, co wcze niej jego agent na Vi: wspó praca albo skanowanie umys u. Alex podejrzewa cynicznie, e Poyndex, cho zawodowiec, waha by si jeszcze krócej ni Hohne. Raz przecie ju zmieni skór . Liczne ród a Kilgoura na Centralnym potwierdza y, e Poyndex bierze udzia we wszystkich poczynaniach Imperatora. Jego znajomo wielu sekretów w adcy bardzo by si rebeliantom przyda a. Dopiero wówczas ujawniliby, e Poyndex to ich agent. Imperium mia oby si z pyszna. Alex z ca ych si stara si nie zwraca uwagi na wewn trzny uparty g osik podszeptuj cy, i mo e to by jego ostatnia misja. I przypominaj cy, e kto przecie na niego czeka. Niejeden kto . I e na prze ycie mo e liczy mniej wi cej w tym samym stopniu, co tamta mysz, która mia a kotu przyczepi dzwonek... Wiedzia , e wewn trzny g os nie k amie. Ale co z tego? Nigdy nie zamierza wiecznie, nie marzy o mu si te starcze zdziecinnienie i mier w ku. Postanowi wszak e, e spróbuje. I zrobi wszystko, aby si uda o. Potem dopiero pomy li o podró y na Wysp ogos awionych. Tak sobie mrucz c pod nosem doko czy butelk . W przyp ywie wieszczenia zacz przemy liwa , co mo e wynikn z jego akcji. Nie bujaj w ob okach, ch opie... Ale je li trze wym rankiem plan dzie nadal wydawa si równie sensowny, to wzrost przest pczo ci w Fowler i okolicy mamy jak w banku. Z t my zgasi jedyn w pokoju lamp i poszed spa . Je li co mu si ni o, to niczego nie zapami ta . Zignorowa kaca i rozwa obmy lany noc scenariusz. Nie znalaz s abych miejsc. Wyszed na piwo, zjad talerz t ustej jajecznicy i przedrzema do wieczora. W pierwszej kolejno ci w ama si do ambulansu zaparkowanego na ty ach dzielnicowego szpitala. Jako by y Modliszkowiec orientowa si w kwestiach medycznych na tyle, by podw dzi z wn trza jedynie to, co konieczne. Posarka troch na niepor czno jednego z przedmiotów i oddali si , wcze niej zamykaj c starannie drzwi pojazdu.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ukry up i sprawdzi czas. Bardzo dobrze. Je li si pospiesz , to ze wszystkim zd . Do zamkni cia knajp zosta y jeszcze trzy godziny. Wsi ponownie w mrok nocy i skierowa si do innej cz ci Fowler, takiej, gdzie pe no by o niezakratowanych okien, których mimo to nie t uczono co noc ceg ami. Ale tu yj , mrukn , staj c przed ogrodzeniem, za którym parkowa y luksusowe lizgacze. Doliczy si dwóch ochroniarzy na kilka p yt parkingowych. aden problem. Za pomoc ma ego lasera wyci w ogrodzeniu dziur , wszed i zdj tablice rejestracyjne z sze ciu wozów. Potem pi kompletów pozak ada ponownie, tylko e nie tam, gdzie by y przedtem, szósty za wzi ze sob . Za z powrotem siatk i wróci do kwatery. Prosta i czysta robota. W nagrod pozwoli sobie na kilka piw w dzia aj cej do pó na knajpie. Postawi te par kolejek, zdoby nowych przyjació . Nast pny dzie potraktowa ulgowo. Rano odpracowa lekk gimnastyk , potem uda si na zakupy. Kupi liofilizowane racje ywno ciowe na trzy dni, plecak, manierk , latark , zestaw kamufla owy i równie plamisty brezent. owa , e zestawy fototropowe Modliszki nie s dost pne na wolnym rynku, co oczywi cie nie by o dla niego adnym zaskoczeniem. A zabra takiego zestawu ze statku nie móg , bo postanowi podró owa do obrzydliwo ci „czysty”, tote teraz musia poprzesta na stroju dla ornitologów. Dobra jeszcze ci ki nó z gatunku tych uwielbianych przez mi ników „szko y przetrwania”, zajrza te do hobbistycznego sklepu z elektronik , gdzie naby kilka gar ci ca kiem niewinnych drobiazgów z zamiarem drastycznego ich przerobienia. Potem pozwoli sobie na pierwsz z dwóch przyjemno ci, które sobie obieca . Odszuka sklep rze niczy i kupi trzy kilo poci tej w plastry wo owiny po ledniejszego gatunku. Oraz sól, wie natk pietruszki i ca y komplet przypraw. Wróciwszy do pokoju pokroi mi so w paski trzycentymetrowej szeroko ci i wrzuci je do marynaty z sosu sojowego, wody i taniego czerwonego wina. Na patelni przypiek czosnek i jagody z przyprawami i skwiercz ce doda do marynaty. Wo owina mia a moczy si tak ca y dzie . Oko o pó nocy wróci do poznanej wcze niej knajpy. Jeden z nowych przyjació ju czeka . Za atwi to, co Kilgoura interesowa o. Mia nawet kilka sztuk do wyboru. Kilgour parskn g no na widok broni z pociskami na antymateri , chocia taka odpowiada aby mu najbardziej. ebkowi odpar , e jak wpadnie z czym takim, to b dzie mia przechlapane na amen, a on chce jeszcze troch po . I e nie. Wszystko po to, aby handlarza nie kusi o zanadto donosi dzielnicowemu o nowym amatorze nielegalnego gnata. Z identycznego powodu wzgardzi wielkokalibrowym rewolwerem i karabinkiem ze sk adan kolb , chocia w obu przypadkach by a to klasyczna bro strzelecka. Ostatecznie wybra pistolet sportowy, po czym przez pó godziny targowa si o cen . - Chc tylko nastraszy - sk ama . Zadowolony, e najpewniej przekona handlarza, i jest tylko drobnym z odziejaszkiem, wróci do pokoju, by si wyspa . Rano doko czy dzie o kulinarne. Osuszy mi so i roz je na desce, posoli , daj c co najmniej szczypt na pasek. Posypa je te posiekan pietruszk i reszt przypraw. Tych te nie szcz dzi . Tymianek. Cz ber. S odka bazylia. Pieprz zwyk y, czosnkowy i zio owy. Majeranek. Kminek, ale odrobina, tyle co na odczepnego. Wprasowa mieszank w mi so, przyciskaj c je u onym na ask ostrzem no a, obróci paski i powtórzy operacj . Potem wsun wo owin do ledwo zipi cego piecyka nastawionego na minimaln temperatur . Dodatkowo zapar jego drzwiczki korkiem, tak by zosta a szeroka na prawie dwa centymetry szpara.Gdy mi so obsycha o, zaj si elektronik , zmieniaj c zabawki w gro ne narz dzia zawodowego w amywacza. Przespa si , by nie trwoni si . Obudzi si tu przed zmrokiem. Paski mi sa le y w piecyku suche, poczernia e i powykr cane. Wygl da y raczej nieciekawie, za z pocz tkowych trzech kilogramów zosta a mo e jedna trzecia. Alex spojrza z podziwem na swoje dzie o. Nie gotowa em dla Imperatora jak Marr i Senn, nie bawi em si rondlami jak Sten, pomy la , ale te co potrafi . Poza tym takie co wietnie daje si prze uwa i nawet smakuje. Szczególnie w lesie i podczas deszczu. W mi so do hermetycznego worka i wzi si za pakowanie i sprz tanie. Gdyby
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
ch opcy z bezpieki zdo ali wytropi jego schronienie, nawet najbardziej skrupulatne przeszukanie nic by im nie da o. Mo e poza wnioskiem, e mieszka tu jaki pedantyczny czy cioszek. Wyszed rozejrze si za drug przyjemno ci . Przy okazji wyniós wszystkie mieci, od resztek elektroniki pocz wszy na pustej butelce sko czywszy, i cisn je do wielkiego pojemnika na ty ach jakich zak adów. Znalaz restauracj na tyle du , by nie pami tano tu wszystkich go ci. No i pachn dobrze nawet na ulicy. Zamawia bez umiaru. Uzna , e przed tak akcj musi na adowa si proteinami i mniejsza o pogl dy dietetyków i oczywist prawd , i z pe nym dkiem gorzej si ucieka. Przynajmniej b dzie mia co wspomina ogryzaj c kor z drzew. Na pocz tek zamówi potrójny koktajl Frutti di mare. Potem dwa wielkie steki, które w ogóle rzadko ju podawano. Grzybki i sa atk . Du sa atk . Pó butelki wina na popraw trawienia. Gdy sko czy , westchn i oznajmi kelnerowi, e tyle w kwestii przek sek. Ten uniós brwi, ale powstrzyma si od komentarzy. W drugiej kolejno ci napycha si w glowodanami. Zamawia po kolei wszystkie rodzaje makaronów i ciast z nadzieniem i sosami, jakie widnia y w menu. Ch on tak d ugo, a poczu niepokoj ce poruszenie w dku, który zagrozi odwróceniem kierunku przep ywu dóbr. Wtedy si gn po wod . Kilka butelek. W ko cu mia dosy . Zap aci , doda napiwek godny lairda Kilgoura i wytoczy si z restauracji, by od razu przyst pi do dzia ania. Od tej chwili by na s bie. Zacz realizowa plan. W dobrej dzielnicy, któr odwiedzi kilka dni wcze niej, skrad kosztowny wóz. Alarm i stacyjka nie sprawi y mu k opotów. Zamocowa tablice rejestracyjne skradzione z parkingu, przy poprzedniej wizycie, jego w asne znaki przyczepiaj c lizgaczowi, który sta obok. Mo e nie dokonam wielkich czynów, ale zamieszania narobi na pewno. Potem podjecha do slumsów, gdzie ostatnio mieszka . By o to nieco ryzykowne posuni cie, tote chwyci czym pr dzej reszt baga y i po egna si z dzielnic . Ponury by to k t, pomy la wiedz c, e ju nied ugo zat skni za jakimkolwiek dachem nad g ow . Odjecha i skierowa si do planowanego punktu przerzutowego, superluksusowej dzielnicy Fowler, gdzie mie ci y si wielkie posiad ci bogaczy, dla których honorem by o mieszka jak najbli ej pa acu Imperatora. Roszada z tablicami rejestracyjnymi mia a da mu co najmniej kilka nocy spokoju. Zreszt , nawet je li kradzie zosta a ju zauwa ona, a policja przyj a zg oszenie i wszcz a dzia ania, to nastawieni byli raczej na poszukiwanie amatora kiepskich dowcipów, nie kryminalisty. I to ich pech, pomy la Kilgour sprawdzaj c, czy bro jest na miejscu.Tereny wko o Arundelu otacza solidny mur, naszpikowany wszelkimi mo liwymi czujnikami. Alex zaparkowa wóz na uliczce biegn cej mo liwie jak najbli ej ogrodzenia i zarzuci wyposa enie na rami . W gruncie rzeczy mia nadziej , e manewr z tablicami pozwoli mu zasta wóz w tym samym miejscu nawet po powrocie. Owszem, policja b dzie pewnie dzia energicznie, bo to w asno kogo bogatego, jednak najpierw sprawdzili rejestracj . A poszukiwane tablice tkwi y prawie w miejscu przest pstwa. Kilgour by by zadowolony, gdyby wóz pozosta niezauwa ony przez co najmniej trzy dni, chocia wiedzia , e tak bogata dzielnica musi by regularnie patrolowana. Szczególnie, e to niedaleko Arundelu. Mia zamiar wykorzysta lizgacz podczas ucieczki z Poyndexem do Ashley-on-Wye. Niech yje ba agan, szczególnie w szeregach przeciwnika, pomy la Kilgour, staj c po drugiej stronie ulicy naprzeciwko muru. Dwie godziny starczy y mu na rozgryzienie systemu. Piesze patrole pojawiaj ce si naprzemiennie co godzin i co pó torej godziny, porz dnie wy wiczone i przyci gaj ce spojrzenie. Jedna linia czujników przed murem, kolejna na szczycie, pod k bami drutu z ostrzami, który da si zapewne odci gn . Co godzin pojawia si te patrol powietrzny lec cy tu nad wierzcho kami drzew. No i patrole zmotoryzowane na pobliskich ulicach. Amatorzy, sapn Kilgour. I rutyniarze. Jednym ze zwyk ych testów dla zespo ów Modliszki by a penetracja pilnie strze onego wi zienia. Zadanie trzeba by o wykona w ci gu jednego dnia i nie nale o ono wcale do najtrudniejszych elementów szkolenia.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Pora, ch opcze. Przeszed przez ulic , min czujniki, pokona mur i zeskoczy do rozci gaj cego si po drugiej stronie lasu. Wszystko w nieca e dziesi minut. A teraz cisza i zaczynamy uwa , nakaza sobie. Czeka a go ci ka droga: dwadzie cia siedem kilometrów przez niezamieszka e le ne ost py. To, co w normalnych warunkach by oby dystansem stosownym na porann przebie , tutaj zabra o mu trzy dni. Cztery razy by bliski mierci. Trafia na psy, kolejne linie wszelkiego rodzaju czujników, od sejsmicznych pocz wszy, przez ultrafioletowe, po zwyk e wykrywacze ruchu. Imperialna S ba Bezpiecze stwa nie szcz dzi a na wyposa eniu. By te pu apki zastawiane w najdziwniejszych miejscach, czasem pojawia y si przypadkowe patrole, równie powietrzne. Ale mog o by gorzej. S abo tego systemu wynika a z kategorycznego dania w adcy, by zabezpieczenia nie rzuca y si w oczy. Ochrona mia a dzia dyskretnie, co wyklucza o takie rodki, jak strefy mierci, gdzie automatyczne dzia ka otwiera yby ogie do wszystkich celów bez ostrze enia, pola minowe i wie e ze szperaczami. Jego Wieczno osobi cie zabroni ich stosowania. Alex przypomnia sobie przechwa , któr niegdy wyg osi przed Stenem: e zdolny jest co tam zrobi przez sen, lew r i z pie ni na ustach. W nie. Obecnie jako niezbyt mu by o do piewu, niemniej wyspa by si ch tnie, szczególnie e targa ze sob wykradzione z ambulansu nosze na generatorkach McLeana. Zamierza umie ci na nich nieprzytomnego Poyndexa. Pokonywa drog w odcinkach po najwy ej kilka metrów. Potem przystawa , lustrowa przebyty szlak, w razie potrzeby zaciera lady. Nie spa ani chwili, odpoczywa jedynie co pewien czas okryty brezentem, by odsapn i odnowi czujno . Potrzeby za atwia wy cznie do strumieni, puste opakowania po racjach ywno ciowych bra ze sob . Raz musia rozbi obóz po rodku stawu, by przeczeka buszuj ce po brzegach psy. Chwile te przep dzi prze uwaj c suszone mi so w nadziei, e wyci nie z niego cho troch smaku. W ko cu ujrza Arundel ciemniej cy na tle czerwonego nieba. Otwory strzelnicze wygl da y jak wpatrzone w oczy. Za blanki... Przesta wysila wyobra ni .Schowa nosze w g stych zaro lach. Jak na razie trzyma si rozk adu - by poranek pierwszego dnia weekendu. Albo wejdzie tam dzi wieczorem, albo b dzie musia czeka do przysz ego tygodnia. W razie potrzeby oczywi cie poczeka. Ale wola by nie. Nic nie dzieli o go ju od muru wysokiego na dwadzie cia metrów i nachylonego pod k tem pi dziesi ciu stopni, okalaj cego dziedziniec. Mie ci w sobie biura i magazyny obs uguj ce liczny personel zamku. Pó nym popo udniem dobieg stamt d dono ny zgie k. Kilgour wyobrazi sobie te zast py urz dników i techników zmierzaj ce do stacji kolejki pneumatycznej, cz cej Arundel z miastem Fowler. Wiedzia , e w ród wyje aj cych s te ci szcz ciarze z ochrony zamku, który dostali akurat przepustki. W rodku mia a zosta tylko obsada szkieletowa oraz ci, którym pilne zadania nie pozwoli y na zaznanie wypoczynku. Czyli typowi pracoholicy oraz najw szy kr g personelu: kucharze, piekarze, pracownicy pralni, lokaje i tak dalej. wietna sprawa, pomy la Kilgour. Owszem, by taki czas, kiedy nawet umniejszona obsada mog a by gro na dla niegdysiejszego gwardzisty, cz onka Korpusu Merkurego i Modliszkowca. Ale kochany Poyndex ich odprawi . Wszystkich, nawet Marra i Senna. I zast pi ich swoimi lud mi, których kwalifikacje pozostawia y sporo do yczenia, za to entuzjazm by najwy szej próby. Zmiany dotyczy y równie ochrony. Gurkhowie znikn li ju dawno, nie by o te pretorianów, których formacja nie odrodzi a si po tym, jak ich pu kownik wyszykowa sobie prywatn armi maj pomóc w obaleniu Imperatora. Uczciwy by z ciebie go , pomy la Alex o zgas ym przedwcze nie pu kowniku Fohlee. Kiedy takich jak ty zwali antyfaszystami. I post powali cie usznie. Ale ty mia pecha, ch opie. Obecnie ca stra y tworzyli funkcjonariusze Wewn trznej S by Bezpiecze stwa, ludzie Poyndexa, którzy podobno weteranom Merkurego czy Modliszki nie dorastali nawet do pi t.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Poczekamy do nocy, przekonamy si , pomy la Kilgour. Przekonamy si , czy to z zazdro ci tylko tak gadaj , czy te jest w tym troch prawdy. W zamku by y dwie interesuj ce dla Alexa osoby. Po pierwsze Poyndex. Wed ug informacji uzyskanych przez Stena, nie wychodzi prawie ze swojego biura i mieszkania zarazem, skrytych w trzewiach zamku. No i ten drugi. Wieczny Imperator. Kilgour czeka i zastanawia si . Czy tak nie by oby pro ciej? Mniejsza o te wszystkie zagadki, sposoby, podst py. Gdybym tak doszed na stosown odleg ? Chocia pewnie mi si nie uda. Na dodatek takie nazbyt ambitne pomys y wiod zwykle w ma o ambitnym kierunku, upomnia si w duchu. A tobie marzy si dziewczyna m oda i ca a reszta. Poyndex jest twoim celem. Twoim jedynym celem. Do wieczora ustali cz stotliwo pojawiania si patroli powietrznych i w odpowiedniej chwili ruszy po stromi nie ku biegn cej tu pod szczytem galerii. Pokonawszy wiele zygzaków, dotar ni do wysokiej na siedmiuset metrów ciany zamku, zwie czonej szyderczymi z biskami blanków pionowego muru. Galeria ko czy a si tutaj lepo. Kilgour przysiad , zdj buty i schowa je do plecaka. Pora na paj czarstwo, pomy la i ruszy po murze nieco w bok. Pracowicie wyszukiwa uzbrojonymi w pazury palcami szczelin mi dzy kamieniami, stopy wspiera na kolejnych, drobnych nierówno ciach i tak przemieszcza si coraz bli ej g ównego wej cia do zamku. Z link i wyci gark by oby atwiej, mrukn bezg nie pod nosem. By oby, jednak nie chcia dokona podobnych zakupów akurat w Fowler, bo mog oby to obudzi czyje podejrzenia. Zreszt kamienne bloki zamkowego muru nie by y wcale tak idealnie dopasowane... Zamar , gdy nagle fragment wyst pu ukruszy mu si pod palcami. Alex zawis na dwóch pazurach, wsparty czubkiem tylko jednej stopy. Cholera jasna... ysza , jak od amek wyl dowa trzydzie ci metrów w dole, na placu defilad. Wyda o mu si , e hukn , a echo posz o po dziedzi cu, g niejsze, od lawiny, od salwy armatniej, niemal tak dono ne jak ci ki oddech Kilgoura. Przytuli si . do ciany. Powiniene wcze niej troch po wiczy , stary. Tylko ciekawe gdzie? spyta sam siebie. - W g ównym hangarze „Victory”? Dobra, idziemy dalej. Zatrzyma si nad wielkimi wrotami. Nie po rodku, lecz bli ej skraju. Teraz zakotwiczymy si ... Wyszuka najlepsze miejsce, wrazi ostrze no a w jedn z g bszych szczelin, cztery palce drugiej oni mocno zacisn na wystaj cej kraw dzi. Pe en komfort. Sprawdzi czas. Mieszcz si w rozk adzie, pomy la obliczywszy, e do zmiany warty zosta o tylko kilka minut. Wrota otworzy y si dok adnie o 19.50. Pojawili si zmiennicy. Alex przygl da im si z ciekawo ci kolegi po fachu. Obrz dek odpracowywano z zachowaniem pe nego ceremonia u. Na czele maszerowali zgodnie rozprowadzaj cy i dowódca warty. Przystawali przy ka dym posterunku, wymieniali zawo ania. Fajna zabawa, pomy la Alex, pokr si tak, poha asuj i samym wygl dem odstrasz . Schodz cy prezentowa bro i do cza na ko cu, tymczasem jego zmiennik, zawsze pierwszy za prowadz cymi, zajmowa posterunek. Potem ca przemieszcza a si z omotem butów nieco dalej, by powtórzy przedstawienie. Alex wisia spokojnie ponad dzielnymi wojakami; dobrze wiedzia , i aden „podmiot sk adowy” formacji militarnej nie spojrzy ani w gór , ani na boki bez rozkazu. Gdyby nawet próbowa , kto z kadry dowódczej szybko st umi prób niesubordynacji. By pewien, e czego jak czego, ale skretynia ej kadry dowódczej w Wewn trznej S bie Bezpiecze stwa nie brakuje. Poniewa miejsce by o wyj tkowe, bezpieczniacy ozdobili swoje praktyczne, szczególnie w nocy, czarne mundury bia ymi pasami, he mami, epoletami i r kawicami. Bia e by y te pasy karabinów. Dobrze, e odstawili chocia do lamusa te sakramenckie fuzje, z którymi wcze niej obnosili si pretorianie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Zaiste, zupe nie nie rzucaj si w oczy, robaczki wi toja skie. Na dodatek okaza o si , e jaki cymba kaza podbi ich buty wiekami. Jak strzeli taki kopytem na kamiennych p ytach, to chyba na mil woko o musieli go s ysze . Albo i na kilka wiorst. Ostatecznie rewia dobieg a ko ca i ca a stepuj ca monotonnie, schodz ca zmiana znikn a w murach Arundelu. Alex st umi weso i przygotowa si do d szej obserwacji. Zobaczymy teraz, czy to wartowanie to tylko pi na wod , czy mo e faktycznie pilnuj zamku. I ucieszy si zaraz, e to ju niebawem, za atwi to, po co przyszed . Ma o nie spad przy tym ze swojej wróblej grz dy. Przypomnia sobie, co s ysza dawno temu, w szkó ce podoficerów. Ceremonia dodaje si y i wielko ci. No i potem mamy tak parad blagierów... Postanowi , e ruszy za dwie godziny. Równo o dwudziestej drugiej. Najlepszy czas na atak to zwykle godziny tu przed witem lub odrobin pó niej, kiedy wszyscy s zaspani i ich ogólna aktywno obni a si drastycznie. Normalna sprawa. Kilgour mia jednak lepszy pomys . Dlatego w nie wybra koniec tygodnia, który zawsze jest najdogodniejszym momentem, by zacz n ka formacj wojskow prowadz na co dzie raczej pokojowy ywot. Je li kto nie dosta w taki wieczór przepustki to albo dlatego, e jest do cna sp ukany, albo narazi si wcze niej sier antowi. Ewentualnie cierpi na depresj wywo an poczuciem osamotnienia, lub ma zakaz opuszczania miejsca zakwaterowania. Tak czy tak, w cieka si , g no lub po cichu, e musi tak mi y wieczór sp dzi w koszarach. Oficerowie zachowywali si podobnie. Na miejscu zostawali tylko ci, którzy widnieli na rozpisce s b. Starczy pokojarzy oba te fakty, a staje si oczywiste, e podczas weekendu koszary to miejsce pe ne frustratów, dla których obowi zki s spraw drugorz dn . Kilgour mia do do wiadczenia garnizonowego, by wiedzie , jak to dzia a. Pierwsza zmiana stoi mi dzy 18.00 a 20.00. S wie o nakarmieni i czujni, bo ich zmiana dopiero obj a s . Licz si te z inspekcj dowódcy. Druga zmiana to 20.00 - 22.00. Troch za wcze nie. Przeci tny cz owiek wci jeszcze jest czujny. Godzina 22.00 - wychodzi trzecia zmiana. Te si najedli, ale wyszli po czterogodzinnym oczekiwaniu, czyli, albo obijali si znudzeni po stra nicy, albo odwiedzili po cichu kantyn , o ile baza takow posiada a. W Arundel bufet dzia do pó na, podawano nawet piwo i wino. Mo liwe zatem, e musieli odstawi kufelek lub przerwa obiecuj parti kart. I przytupuj teraz na posterunkach, oczekuj c niecierpliwie na zluzowanie o pomocy. T skni te do pryczy, na których koledzy z innych zmian w nie spokojnie si wyleguj . Wiedz równie , e zostan zbudzeni przed czwart nad ranem, gdy znów przyjdzie ich kolej. Idealnie. Kilgour obawia si wcze niej, e bezpieczniacy powiel pomys y Gurkhów, którzy tak e uwielbiali uroczyste ceremonie i paradowali po zamku jak nakr cane nierzyki. Tyle, e oni traktowali s naprawd powa nie. Z kantyny brali wówczas tylko herbat i s odycze i byli wiadomi faktu, e kto bystry móg by atwo obej ich dobrze widoczne posterunki i patrole. Dlatego za ka przytupuj dziarsko zmian warty post powa jeszcze ca y pluton w mundurach polowych, z broni w gotowo ci i dz mordu w oczach.Mo e ci tutaj o tym nie s yszeli, mo e nie dali wiary, ale widzianym przez Alexa wartownikom nikt nie towarzyszy . I tak, gdy o 21.50 us ysza znów d wi czne tupanie, omal nie zachichota . Trzecia zmiana nie sz a tak idealnie w nog , wida paru rzeczywi cie odwiedzi o kantyn . Formacja obesz a plac parad i zwolni a rozziewanych poprzedników. Wszystko dziwnie bez entuzjazmu, z opuszczonymi g owami. Kilgour po prostu zsun si po nici na ziemi i wszed za nimi do rodka. Chwil potem wrota zatrzasn y si z hukiem By w zamku Arundel. Ta chwila by a najbardziej niebezpieczna. Przez kilkana cie sekund Kilgour widoczny by jak na patelni. Je li który si obejrzy... Cichutko skrada si za oddzia kiem. Przed nimi by a stra nica, za ni schody wiod ce w dó , do lochów, obecnie atrakcji turystycznej. A skoro tak, to powinny by o tej porze zupe nie puste. Sam kiedy tu siedzia razem z wi kszo ci Gurkhów, uwi ziony w czasie zamachu Hakonego.Lochy by y jego celem. Celem do celu, pomy la nieco od rzeczy i zdumia a go w asna weso . By te
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
osobliwe pewien siebie, ale zwykle tak w nie reagowa na niebezpiecze stwo. Im wi cej ryzyka, tym bardziej radosna g ba. Nic dziwnego, pomy la , e wzi li my kiedy w kilty od Brytów. My si bawili my, oni po prostu walczyli. Dobra. Gdzie jeste , mierci? Stra nica. Zmiana zatrzyma a si na rozkaz. Wyczepi magazynki... Bro do przegl du... Ostatecznie weszli do rodka, oficerowie ostatni. Chwil pó niej Kilgour przemkn korytarzem. W przelocie z owi zgie k towarzysz cy odstawianiu broni na stojaki, rozwijaniu materacy i przepychankom przed kabinami pryszniców. M odzi nierze, m czy ni i kobiety odreagowywali no dwie godziny nu cego milczenia. Nikt nie zauwa buro odzianego m czyzny, który mign w otwartych drzwiach i znikn w bi korytarza. Korytarz ko czy si lepo wielkimi drzwiami z zestawem skomplikowanych zamków. By y wprost zabytkowe, tote Alex upora si z wszystkimi trzema w nieca minut i zaraz tak je spreparowa , by nadal wygl da y na zamkni te. Wskoczy do rodka i stan u szczytu d ugich schodów. Zamkn drzwi za sob , wzu buty i zacz schodzi . Kamienne stopnie by y zu yte, jakby ca e pokolenia wi niów i stra ników przez stulecia przemierza y t via dolorosa.O wietli latark pomieszczenie u podstawy schodów. Dobrze pami ta , chocia pami potrafi przecie p ata zdradliwe figle. Jednak Marr i Senn przysi gali, i Arundel zosta odbudowany w naprawd identycznej postaci. Drzwi do celi sta y otworem - jeden zamek mniej do pokonania. A teraz sprawd my t cian , przez któr przeszed niegdy mi y Sten... Przycisn we w ciwym miejscu. Przej cie otworzy o si bezg nie. Alex wszed . By to jeden z sekretów Arundelu, chocia nie a tak pilnie strze ony. Sten odkry go wiele lat temu, gdy dowodzi jeszcze ochron . Ca y zamek pe en by tajemnych przej wiod cych z oficjalnych komnat Imperatora do sypialni, z lochów na gór ... te ostatnie, pozornie bez celu, wychodzi y na g ówn sie korytarzy. Kiedy , w innych czasach, gdy Imperator nie by jeszcze szalony, ich obu oczarowa y te zakamarki. Porz dny zamek powinien przypomina ser szwajcarski i podoba o im si , e w adca potrafi doceni niektóre romantyczne wzory.Tym razem przej cie przyczyni si do zniszczenia Imperatora. O ile Marr i Senn mieli racj i wszystko by o dok adnie takie samo.Alex ruszy przez labirynt niskich korytarzy i kr tych schodów. W my lach odtwarza plan zamku. Chcia wyj w pobli u sypialni personelu w adcy. Nastrój znów mu si zmieni . Mimo tysi cy ton otaczaj cego go zewsz d kamienia nie popad w klaustrofobi , mia natomiast dziwne wra enie, e kto tam na niego czeka. Tam, czyli na górze. Trzy razy trafia na czujniki. Wszystkie unieszkodliwi . atwo by o tak przymyka obok posterunków i systemów zabezpiecze . Zupe nie jak szczur. Niewidzialny mieszkaniec zamkowych murów znaj cy biegle ich labirynty, gdzie nie ma skrzypi cych desek pod ogi i tylko... Zasta e powietrze? Alex poczu nag y pr d powietrza. Rozejrza si w poszukiwaniu otworu wentylacyjnego. Nic, tylko szara ska a czy idealnie na laduj cy j syntetyk, chocia Alex sk onny by podejrzewa , i widoczne na cianach lady cznej obróbki mog y faktycznie pochodzi od narz dzi kamieniarzy. Niew tpliwie wie y podmuch. Alex poszuka otwart d oni ród a przeci gu. Przykl kn . Wyp ywa o ze szpar wokó jednej z p yt posadzki. Zapadnia. Pu apka uruchamiana ci arem przechodz cego. Wysup z kieszeni monet o warto ci jednej tysi cznej kredytu i wsun j w szczelin . Polecia a podzwaniaj c przy uderzeniach o ciany. ugo lecia a. Przej cie do g bszej kondygnacji lochów? Alex pomy la o otwarciu zapadni, ale poniecha pomys u. W az móg by wyposa ony w alarm. Albo...
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Albo w rodku móg kto by . Czym pr dzej ruszy dalej. Wola nie zg bia tematu. To katakumby, idioto, - beszta si , walcz c z przelotnym przyp ywem paniki. Rekonstruowane katakumby, a w takich nie spotyka si zwykle szczurów ani wi niów lepych jak krety, co wiat a dnia od dziesi tków lat nie ogl dali. To zsyp. Albo otwór inspekcyjny. Albo dekoracja, któr Imperator kaza doda dla wi kszej autentyczno ci. Gadaj zdrów. Taki z niego mi nik autentyku, e zastawia pu apki na samego siebie. Bo przecie do tych lochów nie zagl da zwykle nikt oprócz samego gospodarza przekradaj cego si w jakich w asnych, intymnych czy osobistych sprawach. Ty zak amany draniu... Przej cie wiod o do korytarza szerszego od innych. To powinno by tutaj, pomy la Alex i znów poczu dziwne uk ucie niepokoju. Ca kiem niedaleko, zaledwie pi tro wy ej, mie ci y si prywatne apartamenty Imperatora, który powinien by akurat w domu. Chyba, e tchórz oblecia go ze szcz tem i mieszka ostatnio w bunkrze, w tych najg bszych katakumbach, które si ga y prawie stropu piek a.Mo e by tak sprawdzi , zaproponowa niewinnym dyszkantem wewn trzny g os. Zgodnie ze znanym Alexowi planem gdzie tutaj winno by przej cie z szeregiem marmurowych schodów wiod cych do samego matecznika w adcy. Przej cia nie by o. Nic, tylko solidny mur. Alex dla pewno ci opuka go w kilku miejscach. Bez skutku. A wi c przyjemniaczek nie odbudowa wszystkiego dok adnie tak samo. Paranoja zrobi a swoje, pomy la Kilgour z pogard , ale te z niejak ulg . Nie musia ju zmaga si z pokus , by ju teraz, na nic nie czekaj c, rozwi za wszystkie problemy w jednej, szalonej szar y na najwa niejszego wroga. Skupi si na przewidzianym wcze niej celu. W ko cu znalaz przej cie wychodz ce na g ówny korytarz. W zamierzeniu s o pewnie g ównie obserwacji. Uchyli panel na milimetry i zerkn . Aha. Dwóch stra ników pilnowa o widocznych za nimi drzwi. Marr i Senn mówili, e to akurat pi tro zosta o ca kowicie przebudowane. Zajmowa je wy cznie Poyndex. I tylko on mia prawo przekracza te drzwi. Alex u miechn si . Inaczej zupe nie ni wcze niej, gdy wisia nad g ówn bram . Teraz by to raczej u miech tygrysa. Poyndex zakl pod nosem. Twarz mu przy tym ani drgn a. Pilnowa si , aby nie okazywa frustracji. Spojrza na ekran i wróci do najwa niejszego punktu programu, na którym w nie pracowa . W g owie pulsowa t py ból. Oczy piek y jakby by y pe ne piasku. W normalnych okoliczno ciach rzuci by wszystko i poszed spa . Nie by o jeszcze tak pó no, ale on pracowa ostatnio po dwadzie cia godzin na dob . Mia na g owie i S Bezpiecze stwa, i Imperatora, a teraz dosz o jeszcze zadanie zniszczenia sto ecznych wiatów wszystkich rebeliantów. Od d szego czasu zastanawia si nad imperatorskim planem zastraszania. Z pocz tku uzna to za absurd. Nie absurd, poprawi si w my lach. Gest i cie wagnerowski, co jak Gotterdammerung*. W stylu tego dawnego ziemskiego tyrana, jak mu by o... w nie, Adolf. Ale to niemo liwe. Imperator nie móg by ob kany. Po prostu nie móg . I kropka. [* Gotterdammerung w mitologii germa skiej „zmierzch bogów”; opera Ryszarda Wagnera (1876), ostatnia cz cyklu pt. „Pier cie Nibelungów”; przeno nie: okres upadku, koniec wiata.] Poyndex mgli cie pami ta , co dawni instruktorzy opowiadali mu o pewnym minionym dyktatorze, który obali poprzednika i zaraz posadzi s ugusów do pisania nowej konstytucji, która mia a uprawomocni jego uzurpatorstwo. Zastrzeg tylko jedno: aby prawo nigdy i w aden sposób nie przeszkadza o w wykorzystywaniu zastraszania jako jednego z narz dzi sprawowania w adzy.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Innymi s owy, da usankcjonowania terroryzmu pa stwowego. By to zatem precedens.Ale jak ten si nazywa ... Poyndex nie móg sobie przypomnie nawet, czy rz dy tamtego dyktatora by a ugie i ponure, czy krótkie i krwawe., a nie mia obecnie czasu, by to sprawdzi . Po d szym namy le uzna plan Imperatora za godny pochwa y. Czy istnia a szansa, e jedno, pot nie uderzenie, pokaz si y, zdusi wreszcie pe gaj cy p omie rebelii, bezsensownej przecie ju po mierci g ównego „wyzwoliciela”? Có , Machiavelli bez przerwy wbija ksi ciu do g owy, e gdy tylko obejmie w adz , wszystkich swych wrogów ma zaraz przekaza katu. Poyndex nie my la o niesubordynacji. Nie mia nawet kwestionowa imperialnej polityki. By lojalnym s ug . Chocia motywacj mia niejednorodn . Prócz poczucia obowi zku, si y dodawa a mu nowa fascynacja perspektyw wiecznego ycia. bez ko ca i... w ada ? Lista by a ju gotowa. By na niej wiat sto eczny Kal’gatów, sze wiatów kantonalnych Hond o, siedemna cie lokalnych centrów Zaginowów. Oraz Vi, ojczyzna Bhorów. cznie sto osiemna cie skazanych na zag ad planet.To by o wykonalne - Imperium posiada o wci setki pancerników z lojalnymi za ogami, gotowymi wykona dowolny wyrok. Tyle, e Wieczny Imperator chcia , by wszystkie ataki przeprowadzono niemal w tej samej chwili. Wed ug jakiego czasu? Lokalnego? Uniwersalnego marynarki? Wed ug zegarów wiata Centralnego? Normalnym trybem za przygotowania by by odpowiedzialny sztab admira a Andersa. Marynarce mo e brakowa polotu, pomy la Poyndex, ale w logistyce s dobrzy. Potrafi chyba zgra rejsy ponad stu pancerników tak, by przyby y one do wszystkich systemów na czas. I nie za wcze nie, doda w my lach. Nie nale y budzi podejrze . Tylko e Imperator upiera si , by operacja by a ca kowicie tajna. O szykowanej masakrze wiedzie mieli jedynie Poyndex i jego najbli si wspó pracownicy ze S by Bezpiecze stwa. Wsta od wielopoziomowego, metalowego biurka. Podobnie jak inne urz dzenia w gabinecie, tak i ono obudowane zosta o wyszukan drewnian boazeri , a na cianach widnia y jedwabne tapety. Te co ! Pewnego dnia ka e zedrze to wszystko i urz dzi sobie pokoje na nowo, zgodnie z asnym gustem, a nie z poronionymi wyobra eniami jakiego imbecyla, który uwa a, e klasyczny wystrój podnosi rang wn trza. Ale to w swoim czasie. Tyle, e czasu akurat nigdy nie mia za wiele. Mo e by co wypi , uzupe ni brak cukru w organizmie. Podszed do barku, zlustrowa butelki. Od ukochanej szkockiej Imperatora dek mu si nicowa . Bimbru spróbowa raz i starczy. Podobnie by o ze stoj cym obok trunkiem obcych. Niech sobie obcy pij stregga, on nie musi. Si gn po karafk z wieloowocow brandy pochodz z jego rodzinnego wiata. By to jedyny alkohol, który popija z przyjemno ci . Tak raz na miesi c. Ale tym razem i na to nie mia ochoty. Spojrza na drzwi sypialni. W nie, to by by o to. Po si . Zasn . Spa ca y dzie . Tydzie . Wieczno . Dopiero po chwili zorientowa si , e w drzwiach kto kuca. Dziwnie ubrany m czyzna w plamistym kombinezonie. Z twarz pomalowan na czarno i d ugolufym pistoletem wycelowanym w pier Poyndexa. - Nie ruszaj si - powiedzia cicho Alex. W innych okoliczno ciach wrzasn by og uszaj co, ale pami ta o stoj cych przed drzwiami stra nikach. - Nie wa si nawet oddycha bez rozkazu - doda . Wsta , podszed bli ej. Nie spuszcza z Poyndexa oczu i wci w niego celowa . - Ty jeste Kilgour - stwierdzi gospodarz normalnym g osem i pomy la z dum , e nawet w takiej sytuacji potrafi ukry strach. - Zgadza si . - Wiesz chyba, e moja mier nie odmieni Imperium. - Naprawd ? - spyta Alex z uprzejmym zainteresowaniem. - Zreszt , niewa ne. Teraz za niesz sobie, eby ci si g upie pomys y nie wyl y w g owie. Jeszcze by zacz krzycze ... Odst p krok od barku, obró si plecami do mnie, ukl knij, r ce na kark. Wykona ! Poyndex obróci si i zacz kl ka , nagle znieruchomia .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- W nie sobie pomy la em... - powiedzia . - Je li to nie osobista zemsta... to musi znaczy , e Sten yje? Czy to on nakaza ci przeprowadzenie tej operacji? - Na kolana - powtórzy szeptem Alex. Poyndex by coraz ni ej... Uniós r ce, skierowa je za g ow ... Alex wyci gn woln d z zako czonym ig b blem pe nym usypiacza, gdy prawa r ka Poyndexa wystrzeli a nagle w kierunku barku. Kilgour mia lepszy refleks. Upu ci pojemniczek i zacisn lew d w pi . I uderzy . Z ca moc mieszka ca wiata o ci eniu trzykrotnie przekraczaj cym ziemskie. Prosto w praw stron szyi Poyndexa. Chrupn o, g owa tamtego obwis a, cia o zwiotcza o. Zanim upad , Alex chwyci go za ko nierz i z agodnie na dywanie. Wiedzia , e marnuje czas, ale sprawdzi jeszcze t tno. Przewróci cia o i odchyli powieki. W zupe nie bezsensownym ge cie przysun ucho do ust Poyndexa. Cisza. Ty idioto, piekli si w duchu. Odbi o ci? Berserker si znalaz . Nie potrafisz nad sob zapanowa ? I co z tego, e ten w nie go zabi Mahoneya i diabli wiedz ilu jeszcze? Po co innego przyszed . aden z ciebie zawodowiec, dupku. Alex przyjrza si barkowi. U podstawy znalaz ma y przycisk. I nic wi cej. Zerkn wko o. Jest. Troch powy ej. Ma a odsuwana p ytka, dok adnie tego typu, jakie pokazywano mu na szkoleniu. A co za ni ? Schowek z broni ? Z miotaczem gazu? Elektrycznym paralizatorem? Mo e guzik w czaj cy alarm? Bez w tpienia co miertelnie niebezpiecznego. Nie, to nie by a przesadzona reakcja, pomy la . Ani nic nadprzyrodzonego. Musia em chyba k tem oka dostrzec ten guzik. Dzia anie pod wiadome. Instynkt. Bo przecie istnieje tylko realny wiat. Nagle poczu , e opu ci o go brzemi , prze wiadczenie, e nieuchronnie zbli a si zag ada, które ci o nad wszystkimi dniami od owej bezsennej nocy na blankach zamku Otha, kiedy to Bhorowie wybrali Sind na wodza. Na Stuartów, pomy la . D wiga em to jak plecak podczas marszu selekcyjnego na wst pie treningu w Modliszce. A teraz odesz o wraz z parszyw duszyczk Poyndexa. Sugerujesz, e pod wiadomie wi za w asne wyzwolenie z jego mierci ? e niby kostucha czeka a na jednego z was? Pieprzenie. Zapomnij o strachach z gór Szkocji.Jest wa niejsze pytanie. Co robi dojarka, gdy jej si przewróci skopek z mlekiem, a w domu nie ma kota? Ju wiedzia . Zarzuci sobie cia o Poyndexa na rami , wróci do sypialni i znikn w tajnym przej ciu. Szybko i rado nie pobieg tam, gdzie by a fatalna p yta. Niechby nawet z alarmem, mam to gdzie , ju wychodz . Rzuci trupa na posadzk . yta si odchyli a, cia o znikn o. Ani syren, ani stra ników. adnego alarmu, nawet cichego. Tylko upni cie. I chwila ciszy. I znów. I jeszcze d ej trwaj ca cisza. Mokre plask. Zgas y Poyndex dotar do dna. Alex zastanowi si , co w ciwie mo e tam by ? Skierowa w czelu promie latarki. Ciemno . Dotkn p yty, ta wróci a cicho na miejsce, by czeka na nast pn okazj . Naprawd zsyp na mieci? Mo e wej cie do kanalizacji? Alex potrz sn g ow . Nigdy si nie dowie. Zamy li si nad przypuszczalnym bieg em wypadków w pa acu. I skin g ow .Za my, e nie znajd cia a Poyndexa. Lub znajd je dopiero za jaki czas. Jaki b dzie skutek? Co zacznie si dzia w S bie Bezpiecze stwa? A zw aszcza: co pomy li Imperator? Przestraszy si , ot co, podsumowa Alex. Osi gniemy to samo, na co liczyli my w poprzednim planie. Ca kiem udana robota, stwierdzi . Niepotrzebnie tak si denerwowa em. Zas na piwo. I na co mocniejszego te . Mo e jeszcze na spacer przy ksi ycu. Z Mari i Hotsco.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Romantycznie nastawiony (i spragniony) Kilgour ruszy w drog powrotn . Rozdzia 36 Stworzenie przygl da o si Stenowi przez d sz chwil . Sten trwa nieruchomo pod spojrzeniem mozaikowych oczu. Le na brzuchu na dnie oceanu. Trzy metry nad nim ama y si fale zmierzaj ce ku brzegom skalistej wyspy.Zwierzak mia trzycz ciowe cia o z mnogo ci segmentowych odnó y wyrastaj cych we wszystkich kierunkach. Wygl da gro nie, ale Sten i tak zwyk podchodzi z rezerw do wszystkiego, co by o d sze ni metr i mia o kleszcze. Szczególnie, gdy manewrowa o nimi dwadzie cia centymetrów od jego twarzy. W ko cu stwór wykona konieczn w takiej sytuacji prac my low : jeste najwi kszym mieszka cem oceanu. Ju nie. Tu jest co wi kszego ni ty. Siedzi przed tob . Jeste drapie nikiem. Mo esz po re wszystko, co yje w tym oceanie. Ju nie. Próbowa odci k s od tego czego . Kleszcze si osun y. To dziwne. Jeste w tarapatach. Lepiej udaj si gdzie , gdzie tego czego nie ma. Wielki trylobit*, jak ochrzci go Sten, zebra wszystkie nogi i znikn w chmurze dryfuj cych alg. [* Trylobity - gromada najprymitywniejszych kopalnych stawonogów, które zamieszkiwa y powszechnie morza ery paleozoicznej.] I bardzo dobrze, pomy la Sten, który zachowa przez ca y czas do przytomno ci umys u, by nie zacz si odruchowo ogania lub, co gorsza, ucieka , rzucaj c si w kilku kierunkach jednocze nie. Wprawdzie wielo apy nie przedstawia adnego zagro enia, szczególnie, e Sten odziany by w skafander pró niowy, ale drapi ce po szybie wizjera szczypce budzi y l ki zgo a atawistyczne i nie u atwia y zebrania my li. Omal nie przeoczony sygna z maj tku Shahryarów, doprowadzi „Victory” w najdalsze g bie kosmosu, w rejony prawie dot d nie zbadane. Lecieli ca e setki lat wietlnych, nie napotykaj c na swojej drodze adnego uk adu ani obiektu. W ko cu trafili na uk ad planetarny. Trzy globy, jeden ksi yc. No i gwiazda. Uk ad nie by martwy i tym ró ni si od okolicy odkrytej uprzednio przez Kyesa, ale ycie dopiero zacz o tu raczkowa . Sten kaza zatrzyma pancernik na obrze ach uk adu. Nie chcia ryzykowa adnego b du, który odebra by szans na sukces, jak zdarza o si to ju wcze niej. Gdyby tak si sta o, musieliby wyszuka kolejn luksusow rezydencj i spróbowa powtórzy udan misj Sind, albo inaczej ustali po enie nast pnej stacji przeka nikowej. Zadanie na ca e ycie, i to bez pewno ci, e na drugim ko cu monstrualnie d ugiej, kosmicznej t czy znajdzie si nowy skarb. Freston powróci obecnie do swojej pierwszej specjalno ci. Jako czno ciowiec bezb dnie ustali , wi zka mierzy a dok adnie w drugi od s ca wiat uk adu. Sten przeniós Frestona z jego drucikami na „Aoife”, i sam do czy do niego z Hannelore La Ciotat i my liwcem przytroczonym do kad uba niszczyciela.„Aoife” powoli zbli si do planety. By a to bardzo m oda planeta. Kontynenty ton y, p ytkie morza ogarnia y coraz wi ksze po acie l dów. Sind oznajmi a, e planeta przechodzi okres kambryjski, cokolwiek to mia o znaczy , i e Sten móg by wreszcie odpracowa nieco szkolnych zaleg ci. Obejrzeli planet ze wszystkich stron i na rozmaite sposoby. Systemami pasywnymi i aktywnymi. Dopiero po tygodniu Freston trafi na pierwszy lad na brzegu jednego z ma ych kontynentów na po udniowej pó kuli. Co tam by o, i to bez w tpienia sztucznego pochodzenia. Tyle, e obserwacje nic nie da y. Próbowali tak i siak, bez skutku. Skalisty brzeg ja owej ziemi. Freston zaryzykowa emisj sygna u na zakresie charakterystycznym dla ci ej transmisji z posiad ci. Nieca a sekunda nadawania. Podejrzany teren zareagowa krótkim wzmo eniem elektronicznej aktywno ci. Freston wysnu teori , e gdzie tam musi si kry wielka antena zdolna do odbioru, nadawania i retransmisji. Sten przemy la spraw . Odwiedzony wcze niej przez Sind ksi yc by wewn trz wydr ony, mia anten , dobrze zaopatrzone schrony i ród a zasilania. Zapewne Imperator by do przebieg y, by nie lokowa poszczególnych stacji na planetach zawsze takiego samego rodzaju, jednak w tpliwe,
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
aby szczególnie ró nicowa ich konstrukcj . Czyli wi kszo urz dze powinna kry si pod ziemi , co by o bezpieczniejsze. Lub pod wod . Freston nie zgodzi si z nim. Po co zadawa sobie trud dodatkowego uszczelniania kompleksu wystawionego na ci nienie wody, nie wspominaj c ju o skomplikowanych systemach ochrony przed narastaniem osadów dennych i inwazjami ró nych w cibskich skorupiaków? Sten przyzna mu racj . Stacja musi zatem by na brzegu. Wówczas Freston triumfalnie og osi kolejn rewelacj . Kilka godzin po zmierzchu zbada teren w podczerwieni. I co znalaz . Przedtem nie znajdywali, bo ogarniali spojrzeniem zbyt wielki teren. Ska y nagrzewaj si za dnia, potem powoli oddaj ciep o. W nocy maj wy sz temperatur ni powietrze. Starczy o posadzi do obróbki danych operatora z odrobin wyobra ni. Tutaj, pokaza , wida zarys podziemnej anteny. Zapewne materia , z którego j zbudowano trzyma ciep o nieco ej ni ska a. A tutaj mamy sylwetk czego wi kszego, lecz tak dobrze schowanego, e bez cyfrowego przetworzenia obrazu nie mo na tego wykry . Przypomina wielkie wrota do hangaru. W podczerwieni wida ch odne powietrze wydostaj ce si przez mikroskopijne szpary mi dzy skrzyd ami a framug . A nieco dalej mamy drzwi z ca pewno ci przeznaczone dla ludzi. Freston u miechn si szerzej ni postaci z kreskówek. Stenowi pozosta o dotrze do tego wej cia, pokona zamek i voila. Et voila, pomy la cynicznie. I spyta , co b dzie, je li w rodku czeka na go ci bombowe przyj cie. Freston tylko sykn . Przecie nie mo e sam my le o wszystkim, prawda? Ostatecznie jest tylko kapitanem. Na zbyt niskim dzie. I w ogóle. Sten roze mia si i wyrzuci go za drzwi. Potem usiad , by jako zaplanowa wypad. Wcze niejsze domniemanie, e jest to podwodny kompleks podsun o mu ostatni element planu. Pos po La Ciotat, uca owa Sind i wyszed . My liwiec wszed w atmosfer po trajektorii charakterystycznej dla meteorytów. Zdarzaj si przecie i takie, ca kiem du e. Run do morza za horyzontem, poza zasi giem czujników stacji. Potem La Ciotat przemie ci a stateczek pod powierzchni ku kontynentowi. Mrucza a przy tym, e gdyby chcia a zaci gn si do odzi podwodnych, to wymodli aby sobie kolejn reinkarnacj pod postaci delfina. Albo Rykor. Kilometr od brzegu trafili na wyrastaj ponad przybój raf . Sten kaza La Ciotat po my liwiec na dnie. Sam wyszed przez luz i zacz mozoln w drówk . Na filmach podkradaj cy si w podobny sposób agenci tylko migaj dzi ki ma ym silniczkom podczepionym do skafandra. W rzeczywisto ci nawet nastawiwszy generator McLeana na pe moc, Sten przemieszcza si dostojnie i powoli, co dawa o mu sporo czasu na podziwianie widoków. dy by y jeszcze ca kiem puste, ale w morzach ycie zacz o si ju pieni . Algi zalega y ca ymi dywanami, zielone lasy ko ysa y si w rytm fal. Czasem pojawia y si stworzonka przypominaj ce kraby czy limaki ze spiralnymi muszlami. No i trylobity, od mikroskopijnych, po te wielkie, które wygl da y jak krzy ówka wij ze skorpionem. Gdy dno zacz o si podnosi , wy czy generator i po si na piasku. Tam rozwa sytuacj , robi c sobie tylko krótk przerw na kontemplacj najwi kszego trylobita wszech wiata. Jak dot d nie us ysza niczego niepokoj cego. Znaczy o to, e nie o ywi adnej z pu apek, w które stacja, jak s dzi , powinna by wyposa ona. No i dobrze. Czyli dopiero si na nie natknie. Co to dzie? Zapewne nic przesadnie czu ego, ostatecznie Imperator wola z pewno ci nie ryzykowa przypadkowych opó nie w zmartwychwstaniu. Tego by tylko trzeba, by dzia ka otwiera y ogie do ptaka, czujniki ciep a przegrzewa y si w pe nym s cu czy wszystko zdycha o przy byle trz sieniu ziemi. Nazbyt wyrafinowane systemy atwo g upiej . Zreszt Imperator nie przepada za zbyt skomplikowanymi uk adankami, Sten sam pami ta przekle stwa towarzysz ce rozrzucaniu puzzli po ca ym gabinecie. W kilka minut po rozpocz ciu uk adania, kiedy jeszcze... Kiedy by o normalnie. Wracaj do rzeczy.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Pu apka b dzie zatem prosta i jednocze nie maksymalnie skuteczna. Taka za atwiaj ca intruza raz na zawsze. Zamek reaguj cy na wzór siatkówki i linie papilarne? Chyba nie, ostatecznie ju wieki temu dowiedziono, e to zawodne sposoby. Sten stan na nogi, przekroczy pas za amuj cych si fal i dotar do suchego l du. Suchej ska y ciwie. Ska y szarej, szarawej, popielatej i czarnej. Piasek te by tutaj ciemny. Pla a mia a ca e pó metra szeroko ci. Sten nagle co spostrzeg i przykl kn , zapominaj c na chwil o misji. Ziele . Drobina ycia. Jaka ro lina. Algi? Nie wiedzia . Je li tak, to wracaj do morza. Nie masz nawet poj cia, jak lawin poruszasz... Wsta i potruchta ku równince, gdzie powinna by stacja. Analizatory skafandra mówi y, e powietrze nadaje si do oddychania, chocia jest ubogie w tlen. Wola jednak nie podnosi wizjera. Na wszelki wypadek. Wprawdzie nie s dzi , aby ewentualne czujniki podczerwieni te by y pod czone do wyzwalacza procesu autodestrukcji, ale po co ryzykowa fajerwerki. Teraz szed po p askim. Przycupn za wielkim g azem i wy wietli na wizjerze map terenu. Porówna jaz okolic . Wiedzia ju , gdzie powinny by drzwi. Ta wielka ska a. Podkrad si na tyle ostro nie, na ile skafander pozwala , i schowa za otoczakiem. Z odleg ci trzydziestu metrów zbada ska przez lornet he mu. Dwa razy odrywa spojrzenie, bo zaczyna y mu si zwidywa obiekty zgo a nieprawdopodobne. Przy pe nym powi kszeniu obejmowa naraz wycinek o boku jednej trzeciej metra. Uwa nie zlustrowa ca powierzchni . Tak, jak ogl da si zdj cia satelitarne obszaru nieprzyjaciela. Jest. Idealnie okr y otwór. W przyrodzie takie twory nie wyst puj . Dziurka od klucza. Akurat na tej wysoko ci, na jakiej zwykle si umieszcza podobne dziurki, je li drzwi maj s cz owiekowi. A Imperator by redniego wzrostu. Pozosta o znale klucz. Niczym cztero apy pancernik pokona z wolna otwarty teren. W ka dej chwili oczekiwa strza u. Nic si nie sta o. Ukl przy dziurce. Jeszcze na pok adzie „Victory” przysz o mu do g owy, e klucz powinien by najprostszym elementem amig ówki. Trudno oczekiwa , by wracaj cy z za wiatów Imperator obnosi si ze specjalnym urz dzeniem do otwierania superskomplikowanych zamków. W ka dym razie Sten by tego nie czyni , gdyby to jemu przypad o w udziale projektowa podobnie paranoiczne urz dzenie. Zatem kluczem musia o by co prostego i atwo dost pnego, a tak e stosowanego na tyle powszechnie, by nie wyj z u ycia przez kilka lat nieobecno ci w adcy. Sten wzi ze sob standardowy elektroniczny wytrych wykorzystywany w oddzia ach Merkurego. Okr y? Okr y. Dobra ko cówk o w ciwej rednicy, zamontowa j i wsun do otworu. Najch tniej zakry by uszy palcami w oczekiwaniu na eksplozj , chocia ko cówka by a z oboj tnego Imperium X. Analizator zabucza i wy wietli informacj , e dysponuje kodem mog cym otworzy ten zamek. Sten przes kod z analizatora do modu u wykonawczego i przycisn guzik T jak transmisja. I drzwi stan y otworem. Sten a na ty ku przysiad z czystego zaskoczenia. Przed nim mrocznia a prowadz ca gdzie w dó pochylnia. Odczeka , a t tno wróci mu do normy, ykn nieco ze zbiornika w skafandrze i po ywszy si asko na brzuchu (bo nigdy nic nie wiadomo) o wietli wn trze. Nic. Zwyk a rampa zej ciowa. Prze czy lamp na wiat o rozproszone i centymetr po centymetrze zacz schodzi . Ka dy krok trwa eony, zupe nie jak kiedy , na Vulcanie. I nagle poj . Gotów by s dzi , e si nie pomyli . Oczekiwa czujników na podczerwie , wykrywaczy ruchu, zbli ania i czego tam jeszcze... Bez sensu. Wieczny Imperator by in ynierem. Dobrym in ynierem. A dobry in ynier projektuje zawsze wszystko tak, by by o jak najprostsze. Najlepiej miesznie proste.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Sten zrobi normalny krok. I nast pny. Jeszcze jeden... Drzwi zamkn y si za nim. Wzdrygn si , ale bez przesady. By ju praktycznie pewien swego. Na suficie zap on y lampy. Wpuszczony w cian monitor pokazywa , e uruchomione zosta y systemy dopasowuj ce panuj ce we wn trzu warunki do ziemskich. W osobnym okienku widnia o zero. Gdy Sten mija ten ekran, zero zmieni o si w jedynk . I to by o to. Stan przed kolejnymi drzwiami ze zwyk ym prze cznikiem. Dotkn go. Drzwi si otworzy y. Ma e pomieszczenie mieszkalne. Ca kiem dobrze wyposa one. I kolejne drzwi. Sten opanowa odruch, by tam pobiec. Powoli przeszed dalej. Wielka sala z mas urz dze . Modu y czno ci, modu y kontrolne... Uda o mu si ! Dotar ywy do samego serca stacji.Chyba, e co za chwil jeszcze upnie. Je li nie, to rozumowanie Stena by o s uszne: na co nie powa by si nikt poza samym Imperatorem? Na to, by wej do stacji w pojedynk . Ka dy, kto dotar by tak daleko, dzia by ze wsparciem. Sten nie mia poj cia, gdzie schowano czujnik licznika go ci. Ale na pewno by , mo e nawet niejeden. Bo e, pomy la Sten i dreszcz go przeszed . Gdyby Kilgour nie wyprawi si akurat zapolowa na Poyndexa... Pewnie by by ze mn . Nawet zabójcy z Modliszki lubi , gdy kto pilnuje im pleców, a Alex by jego przyjacielem od tylu lat. Wejdzie jeden. W porz dku. Wejdzie drugi... I wszystko diabli wezm . Rozejrza si po jednym z najwa niejszych miejsc w ca ym Imperium. Cztery podrz dne konsole. Zapewne jedynie raportuj ce, pomy la Sten. Trzy pokazywa y identyczne odczyty, czwarta same zera. Ta ostatnia by a zapewne po czona ze stacj odkryt przez Kyesa i przy tej okazji zniszczon . Po rodku widnia jeden, okr y pulpit. Z czytnikami i sterownikami. Sten nie dotyka niczego, tylko ogl da . Wi kszo okienek i sensorów nie by a opisana, bo i po co opis komu , kto ca y ten system zaprojektowa . Jednak przy niektórych widnia y opisy, wi c mo na by o poj , do czego s . Oto by a najwi ksza tajemnica wszech wiata. Stena a dreszcze przeszed . St d Imperator móg w cza i wy cza ca machin zaopatrzenia w AM2. St d móg wysy dyspozycje, do jakiego sk adu ma trafi kolejny transport. Zwi kszy lub zmniejszy dostawy. Pozosta e trzy ocala e stacje tylko powiela y polecenia.St d te p yn y sygna y przeznaczone dla odbiornika w innym wszech wiecie. Gdzie tam, daleko, by obszar nieci ci. Sten musia jedynie ustali , gdzie kierowa a si wi zka emitowana przez anten . Potem prosta triangulacja wykorzystuj ca te dane i dane uzyskane w posiad ci, pozwoli okre li po enie owego obszaru. - Dobra - szepn nie wiadomy, e przemawia g no. - Dobra, draniu. To ju koniec. Rozdzia 37 Wieczny Imperator jak burza p dzi korytarzem do swojego gabinetu. D uga, szeroka galeria pe na by a stra ników. Z jednej strony stali szpalerem funkcjonariusze S by Bezpiecze stwa, z drugiej weterani Gwardii. adca mia przy pasie pistolet. D trzyma tak, by móc go w ka dej chwili wydoby z kabury. Omiata oczami mijanych, gotów zacz strzela , je li tylko dojrzy co podejrzanego. Przez ca drog nie napotka jednak niczyjego spojrzenia. Wszyscy woleli gapi si na przeciwleg y szereg. Czuli, e atmosfera tak zg stnia a od podejrze , i byle iskra mog a wywo prawdziw bitw , o ile nie wojn . Pod drzwiami czeka szambelan. Przest powa niepewnie z nogi na nog . - Co ty tu robisz, Bleick? - warkn Imperator. - Nie wzywa em ci . asicowate oczy Bleicka rozszerzy y si ze zdumienia. - Chcia em tylko zameldowa ... - Przeszuka go! - przerwa mu w adca. Bleick a pisn ze strachu, gdy czterech stra ników (dwaj bezpieczniacy i dwaj gwardzi ci) powalili go na pod og i obszukali dok adniej ni nami tni kochankowie. Potem jeszcze
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
prze wietlili dla pewno ci, e nie ukrywa niczego w g bszych zakamarkach cia a. Na przyk ad wybuchowych wszczepów. Gdy by o ju po wszystkim, Bleick pozbiera si na nogi. - Przykro mi, Wasza Wysoko - zaskomla - je li moja obecno sta a si dla Waszej Wysoko ci powodem troski... - Zamknij si , Bleick - powiedzia Imperator. - Wyda em jasne rozkazy. Nikt nie ma prawa pcha si do mnie bez uprzedniego umówienia. - Ale my la em... - Pozwoli em ci mówi ? - Nie, Wasza Wysoko . - To w nie jest w tobie najgorsze. Wydaje ci si , e my lisz, a masz tylko wykonywa rozkazy. Imperator przesun si troch , by widzie równocze nie i Bleicka i perspektyw korytarza. - Ale dobra. Skoro ju przylaz , to powiedz, co masz do powiedzenia. - Chodzi jedynie o Poyndexa, Wasza Wysoko . - Jedynie? Postrada rozum, cz owieku? Mój szef bezpiecze stwa znika z p pka wiata Centralnego, a ty sugerujesz, e to drobiazg? Nie rozumiesz... - Urwa , zdegustowany. - Ale si popieprzy o - mrukn . - Dobra. Gadaj. Do mam wystawiania si na cel po tych korytarzach. - Tak, sir. Przyszed em tylko, by zameldowa , sir, e w nie zako czy em dok adne poszukiwania... - Bleick dojrza , e Imperator jest bliski kolejnego wybuchu i na wszelki wypadek opu ci kilka zda wst pu. - No... Nikt go nie widzia od jakiego czasu, sir. Dwa razy sprawdzi em wszystkie pomieszczenia zamku. Osobi cie nadzorowa em przes uchania personelu... - A ciebie kto przes ucha ? - Aaa... Mnie, sir? No... nikt, Wasza Wysoko . Imperator skin na dwóch stra ników. Od znikni cia Poyndexa zawsze chodzili mieszanymi parami, by bezpieczniak pilnowa gwardzisty, i vice versa. - Zabra go na przes uchanie. Przyci nijcie go porz dnie. Chc wiedzie na pewno, czy nie skuma si przypadkiem z Poyndexem. - Ale Wasza Wysoko - zapiszcza spanikowany Bleick. - Przecie na pewno nie raz dowiod em mojej lojalno ci... Mi sista d zatka a mu usta, by nie ha asowa po pró nicy, inne d onie sprawnie go odci gn y. Imperator podszed do drzwi, podda si testowi linii kciuka i rysunku siatkówki, potem wystuka osobisty kod, którego nie zna nikt inny. Drzwi otworzy y si . adca zerkn jeszcze podejrzliwie wko o, wyci gn bro i wszed . Drzwi zamkn y si za nim. Wreszcie by sam. Sprawdzi zainstalowane ostatnio czujniki. Napi cie opad o. Nikt nie próbowa wtargn do sanktuarium pod jego nieobecno . Odpi bro . Podszed do biurka i wyci gn butelk szkockiej. Nala szklank , zanim jednak wypi , zanurzy w ynie ma e urz dzenie, przypominaj ce patyk. wiate ko na szczycie zap on o zieleni . Nie zatrute. Wypi jednym haustem i pad na fotel. By skrajnie wyczerpany. Wyj z szuflady pojemnik z ig , przytkn go do przedramienia. Uk o, za askota o. Potem zrobi o si znacznie lepiej. Trz si d oni si gn znów po butelk . Skrzywi si . Niestety, to w nie by jeden z wielu minusów stosowania amfetaminy. Drugim by a narastaj ca paranoja. Zachichota przelotnie. Faktycznie, ostatnio zachowuje si niekiedy jak histeryk. B dzie musia pilnie si obserwowa . B dzie musia uwa , dba , aby farmaceutyki nie zacz y wp ywa na jego procesy my lowe. Z drugiej strony, jak powiedzia kiedy pewien m stanu, nawet paranoicy maj wrogów.Wieczny Imperator usiad wygodnie, by rozwa sytuacj . Wróci w nie z odwiedzin w pokojach przes ucha . Zacisn wargi z obrzydzenia na wspomnienie unosz cych si tam woni i odorów krwi, strachu, wymiotów i odchodów. Jedynie g ne krzyki bólu sprawia y mu prawdziw satysfakcj . Nie, eby bawi y go podobne spektakle. Ani troch . Przecie to by by objaw szale stwa.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Satysfakcja p yn a ze wiadomo ci, e podj wszelkie mo liwe wysi ki, by wyja ni zagadk znikni cia Poyndexa. Dodatkowo naciska na przes uchuj cych, by wy wietlili, czy znikni cie nie by o powi zane z jakim spiskiem. Uwa to za niemniej wa ne.Ju teraz zdo ano uzyska sporo ciekawych zezna . Niektóre mog y okaza si prawd . Pu cili mu nagranie z histerycznym be kotem Baseeker. Przyzna a si , e nie wierzy w bosko Imperatora i dzia a jedynie z ch ci zysku. Co wi cej, wykonywa a polecenia Poyndexa. Praktycznie pracowa a dla niego.. Na pewno byli jeszcze inni. Niebawem dowie si , jak to gierk próbowa rozgrywa Poyndex. Pow tpiewa , aby Bleick by w to zaanga owany. Ale jako Imperator nie móg ryzykowa . Przes uchanie uczyni go oczywi cie niezdatnym do dalszego wykonywania obowi zków, b dzie musia znale nowego szambelana. Trudno. Czasem trzeba zap aci i tak cen . Pora spojrze na spraw ca ciowo. Znikni cie Poyndexa mo na by o wyja ni na kilka sposób. aden nie by sympatyczny. 1. Poyndex zgin zabity przez wrogów. 2. Zosta porwany. W obu powy szych przypadkach móg zosta poddany torturom. Zafundowanym mu przez agenta lub agentów rebeliantów. To oznacza o zdrad niektórych najskrytszych sekretów Imperatora. Dos ownie, bowiem to przecie Poyndex organizowa ekip , która usun a bomb z wn trzno ci adcy. A ten drobny sekret by w stanie doprowadzi na lad sektora Alva. 3. Poyndex postanowi nagle zbiec do wrogiego obozu. 4. Ju jaki czas temu sprzymierzy si z wrogami Imperatora i uciek , bo grozi o mu rych e zdemaskowanie. 5. Je li powody numer trzy i cztery s prawdziwe, to Poyndex móg mie wspólników równie w samym Arundel. ba Bezpiecze stwa staje si tym samym niegodna zaufania. Skoro za Poyndex przez swoich ludzi wtyka nos prawie wsz dzie, to nie nale o liczy równie na pozosta e imperialne s by. Kolejne zagro enie dla sekretów Imperatora.Ale najgorsze, e: 6. Zamek Arundel, najbezpieczniejsze miejsce na obszarze Imperium, by niedostatecznie chroniony. I to by fakt, a nie przypuszczenie. W adca pomy la o czym jeszcze, co zasadniczo nie nale o do sprawy, ale i tak by o niebezpieczne. 7. Kto wdar si tak e do jednej z jego tajnych posiad ci. Maj tku Shahryarów. nie otrzyma pe ny raport o zdarzeniu. Wrogi agent musia by zawodowcem najwy szej klasy. Owszem, zdarza y si ju podobne incydenty, na przyk ad napady rabunkowe. Ale ten intruz by do wprawny, by uciec ca o. Wcze niej za zdziesi tkowa ochron . Raport wspomina , e to by a kobieta. I zapewnia , e nie zdo a uzyska adnych informacji. Ale chwila, jakiego to has a spróbowa a, aby dosta si do komputera? Raschid! Sk d mog a zna ten pseudonim? Jego niejawny pseudonim? Od Poyndexa? Mo liwe. Ale tylko wówczas, je li ten skuma si z wrogiem ju jaki czas temu. Chocia ... Poyndex chyba nigdy nie s ysza o Raschidzie. Nie. Prawie na pewno nie s ysza . Równie ma o prawdopodobne jest, by knu zdrad od d szego czasu. eby by kretem. To nie pasowa o do profilu jego osobowo ci. Owszem, dzia dla asnych korzy ci, jednak najwi ksz nagrod by o dla niego znalezienie si w najwy szym kr gu adzy. Tego Imperator by pewien i przedtem, i teraz. Mo e rebelianci go przekupili? Niemo liwe. Poza tym, chocia Poyndex wzi by pewnie fors , to potem i tak niczego by nie zrobi . Obietnice przysz ych zaszczytów nic dla niego nie znaczy y, a rebelianci wi cej przecie zaoferowa mu nie mogli. By jeszcze jeden powód do niepokoju zwi zany ze znikni ciem Poyndexa.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Planowana operacja zniszczenia wiatów rebeliantów. Sto osiemna cie planet mia o zgin wraz ze swoimi mieszka cami. Je li Poyndex dogada si z rebeliantami, to niechybnie by ich ostrzeg . A ci zorganizowaliby jak obron . Wywiad zapewnia jednak, e nic takiego si nie dzieje. Nie podniesiono nawet stopnia gotowo ci bojowej. Tylko normalne przekazy i typowy ruch na zwyk ych trasach. Dobrze. Zatem Poyndex nie by zdrajc . Dasz za to g ow ? Tak. Na podobnej zasadzie Imperator wykluczy mo liwo porwania. Gdyby tak by o, to co by na kach wyzna . I znów, potencjalne ofiary zosta yby ostrze one. Bardzo dobrze! Imperator nagrodzi si drinkiem. Gdy nalewa , uderzy a go kolejna my l. Nie panuj c nad sob odstawi butelk na biurko z tak si , e p a. Alkohol rozla si po blacie. Nie zauwa tego. Podobnie jak od amka szk a, który wbi mu si w d . Maj tek Shahryarów! Jego schronienie! Co wedle najgorszego scenariusza móg by wynie stamt d wprawny agent? O ile misja by si powiod a... Nawet, je li ta kobieta nie zdo a wtargn do komputera, czego mog a si dowiedzie ? Na górze by przeka nik. Pracuj cy na wi zce kierunkowej. Sam w sobie nie znaczy wiele. Jednak mia jeszcze drug funkcj . Gdyby wróg j odkry , móg by dotrze do stacji przeka nikowoprze adunkowej AM2. A tam z apa namiar na sektor Alva! Spokojnie, nie panikuj. To g upie. eby wykona podobne zadanie, trzeba by by zawodowcem absolutnie najwy szej klasy. W historii Imperium prawie takich nie by o. Kto by zdo ... Kolejna parali uj ca my l. Sten by zdo ! Owszem. Sam lub z pomoc tego jego nader skutecznego przyjaciela, Alexa Kilgoura. Albo i tej wojowniczej kobiety Bhorów, która zosta a jego kochank . Mo e to ona by a w posiad ci? Nie, to niedorzeczne. Naprawd ? Ale... Sten by najlepszym zawodowcem, jaki kiedykolwiek s Imperatorowi. Przewy szy nawet swego mistrza, Iana Mahoneya. Jako wróg te dowiód wielokrotnie swej upiornej skuteczno ci. Sten potrafi by te wtargn do zamku Arundel. W dowolnie wybrany sposób.Owszem. Ale Sten zgin . Naprawd ? By oby szale stwem my le inaczej. Zaiste? adca poczu kolejny skurcz dka. A gdzie dowody? Gdzie cia o, gdzie wiadkowie jego mierci? Nie ma, ale zwa ywszy okoliczno ci, nikt nie mia szans uj stamt d z yciem. A mo e jednak? Imperatora przeszed dreszcz. Nagle w gabinecie zrobi o si dziwnie zimno. adca by ju niemal pewien, e da si oszuka . By ca kowicie pewien. Sten prze . Imperator wci gn g boko powietrze. I co z tym pocz ? Po raz pierwszy w drugich dziejach królowania Wieczny Imperator nie wiedzia , co zrobi .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Ksi ga pi ta KONIEC GRY Rozdzia 38 - Wszystkie systemy uaktywnione. Rozpocz cie manewru wej cia za dwadzie cia sekund... Wcze niej czy pó niej ka da istota rozumna na w asnej skórze do wiadcza, jak dokuczliwy potrafi by konflikt pomi dzy imperatywem moralnym a imperatywem przetrwania. Szczególnie silnie czuje si to w chwili, gdy podj o si ju decyzj i zaraz przyjdzie ujrze jej skutki.Mo e chodzi o rzecz stosunkowo prost , jak wybór mi dzy k amstwem a niemi , wr cz zabójcz dla kogo prawd .Lub z on , jak wówczas, gdy nierskie poczucie obowi zku ka e skaza miliony na cierpienia, chocia cywilna etyka ma to za zbrodni . Teologowie mówi w takich razach o „wolnej woli”. Nauka nie wytworzy a w asnego terminu, wszelako medycyna opisa a dok adnie skutki, jakie taka mentalna batalia wywiera na organizm.W przypadku cz owieka zaczyna si od wydzielania hormonów. Adrenalina daje ostrog ca emu ustrójowi. Serce i p uca pracuj coraz szybciej. Wzrasta ci nienie, ro nie temperatura cia a. Bogatsza w tlen krew dostarcza go przede wszystkim do mózgu i mi ni. Komórki zwalczaj ce infekcje szykuj chemiczny or na wypadek ataku. W skrajnych sytuacjach dochodzi do odruchowego usuni cia zalegaj cych w ko cowych odcinkach jelit i cherzu moczowym odchodów, co zmniejsza ryzyko zaka enia w przypadku odniesienia ran. Skóra napina si i wyg adza, by zwi kszy sw wytrzyma na uszkodzenia. Pot pokrywa ca e cia o, co poprawia wydajno systemu ch odzenia organizmu, gotowego zreszt zadzia w ka dej chwili z jeszcze wi ksz moc . Pot dzia a dodatkowo jak smar czyni cy cia o liskim, szczególnie w miejscach, gdzie ko czyny stykaj si z korpusem. U m czyzn moszna kurczy si , by stanowi jak najmniejszy cel. Tyle nauka. Sten powiedzia by raczej par s ów o czystym, zwierz cym strachu. Siedzia skulony na male kim mostku my liwca i wpatrywa si w monitor, na którym pada ognisty deszcz. Sektor Alva przeszed wszystkie jego oczekiwania. niczek znów si odezwa : - Rozpocz cie manewru wej cia za dziesi sekund... Jedna z jego pó kul mózgowych, ta gdzie kryj si talenty matematyczne oraz wyczucie poezji i muzyki, docenia a pi kno zjawiska. Jego kra cow dysharmoni towarzysz spotkaniu dwóch wszech wiatów. Ale druga powiada a, e tak musi wygl da brama do piek a. - Rozpocz cie manewru wej cia za dziewi sekund... Pod spojrzeniem za ma komet zmierzaj ku obszarowi nieci ci. Ten wyci gn ku niej jasne macki. Obj . Kometa detonowa a. Rozpad a si w bia ym b ysku. Sten opanowa si . Si gn jak móg najg biej w czelu cie w asnej psyche i szuka tak d ugo, a ujrza w asny strach. Z apa go mocno i wydoby ku jasnym obszarom racjonalnego umys u, by obejrze potwora ze wszystkich stron. - Rozpocz cie manewru wej cia za osiem sekund... Nie ba si , e podzieli los komety. No... mo e troch . My liwiec oraz wszystkie elementy wyposa enia, które mog y zosta wystawione na dzia anie antycz stek, pokryto dok adnie Imperium X. Dokonano tego podczas krótkiej wizyty na Vi; wielkie pok ady cennego surowca znajdowa y si zaraz za Gromad Wilka. Teoretycznie powinien przeby nieci bez szwanku. Wys ju sond , która wróci a w idealnym stanie. Je li tak... to czego si ba ? Imperatorskich pu apek? Psów, które móg zostawi na stra y skarbu? Nie. Sten wiedzia , e cokolwiek tam napotka, b dzie gro ne, jednak poradzi sobie ju z dwoma takimi psami i ufa , e nie ulegnie tak e nast pnym.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- ...siedem sekund... Zatem czego? Próbowa sobie wyobrazi , jak tam jest. W ca kiem odmiennej rzeczywisto ci. Zaraz wyszczerzy a si na niego ociekaj ca lin , czerwona i z bata paszcza. To obce miejsce. Nie dla cz owieka... Wszystko, ka da tamtejsza cz stka, stanie si jego osobistym wrogiem. Prawie czu emanuj spoza kurtyny nienawi . Ponadto... b dzie tam absolutnie sam. dzie bardziej samotny ni jakikolwiek cz owiek w dziejach. Z jednym wyj tkiem.Wiecznego Imperatora. - ...sze sekund... Co gorsza, wiedzia e teraz ju nie mo e si cofn . Drzemi cy gdzie w g boko tchórz obudzi si i p aka coraz dono niej. B aga , by odst pi . Czemu on? Nie mo e kto inny? A je li nawet nikt nie zechce, to pieprzy . Bez przesady z t odpowiedzialno ci . Ucieknie i ukryje si tam, gdzie Imperator nigdy go nie znajdzie. A gdyby nawet go wytropi , Sten stawi mu czo o na stosowniejszym gruncie. Co z tego, e po wi ci spraw ? Nawet, je li ska e to wszystkich na bardzo niepewny los. Oni mog wtedy zgin . A Sten z nimi. Dobra, ale przynajmniej nie b dzie musia wst powa wcze niej do piek a. Starczy uderzy w jeden przycisk, a misja zostanie odwo ana. - ...pi sekund... Po d obok przycisku. D zimn i spocon . - ...cztery sekundy... Gdy przyci nie, ten g os wreszcie si zamknie. - ...trzy sekundy... Tchórz wypluwa p uca. „Jeszcze nie jest za pó no!” Sten zagi palce. - ...dwie sekundy... os Mahoneya. Ian przemówi do zza grobu: „Jakby co, to ci nij pi ch opcze, i wal!” - ...jedna sekunda... Palce mu zdr twia y. Blade i bezkrwiste. Panika atakowa a. Zaczynam manewr wej cia - powiedzia g os. Sten nie odrywa oczu od monitora. My liwiec ruszy ku bramie piekie .taki ma ynieszcz sny i ma ya tu wszyscy chc mniezabi .nie chc tu umiera ...prosz .tutaj...nikt mnie nie zna.nikogo...nie obchodz .widz ...gorycz.j zykiem czuj ...barwy.kto ...kto mnie obserwuje.gdzie?boj si .gdzie on jest?boj si .kim on jest?nie wiem.obserwuje mnie... a ja... jestem.taki ma y. Sten zwymiotowa do wiadra, które przygotowa sobie obok fotela. Otworzy szarpni ciem zestaw od wie aj cy, wytar twarz, a potem przep uka usta streggiem i splun do wiadra. W ko cu uniós butelk do ust i t go ykn . Stregg natychmiast wzburzy dek, ale Sten zdo utrzyma napitek. Poczu mi e ciep o. Jak od kominka. Wsta z fotela i poprzeci ga si gruntownie. Stwierdzi , e mi nie mu si rozlu niaj i krew zaczyna ywiej kr . Na koniec zafundowa sobie rozgrzewk Modliszki. Ca , od pocz tku do ko ca. Pó godziny nieustannego ruchu. Zm czony poszed do miniaturowej pok adowej azieneczki i wzi prysznic. Taki prawie z wrz tku. I zaraz potem drugi, lodowato zimny. Serce za omota o mu w piersi, skóra si zarumieni a. czysty kombinezon, zrobi sobie kawy, i z paruj cym kubkiem w d oni pocz apa z powrotem na mostek. Spokojnie zerkn na strumie nap ywaj cych do centrali danych. Czujniki stanu konstrukcji statku przekazywa y swoje do komputera, ten raz tylko dosta czkawki i mrugn wiate kami, przetrawiaj c jakie bardziej z ony fragment. Sten skin g ow . Dobra nasza. Upi kawy. Czu si ca kiem normalnie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Za chwil opracowywanie danych dobiegnie ko ca. Komputera ustali, jakie w ciwie prawa rz dz w tym uniwersum. Potem na nowo zdefiniuje swoje poj cie rzeczywisto ci. I Sten przestanie kr w pró ni lepy i g uchy. Usiad w fotelu i czeka . Nie my c o niczym szczególnym s czy kaw i patrzy na migaj ce szeregi liczb, z których nic oczywi cie nie pojmowa .Postanowi podej do sprawy rutynowo. Stara, nierska sztuczka. Gdy nie wiesz, co robi , rób to co zwykle. To si sprawdza przy cz stych zmianach przydzia ów. Niewa ne, jak daleko jeste od domu, jak dziwne istoty ci otaczaj , ka de poczucie wyobcowania pierzchnie przed rutyn . Przed znajomymi drobiazgami, osobistymi upodobaniami. Mycie, czyszczenie i szorowanie. Fili anka gor cej kawy na dobry pocz tek s by. I ch odne podej cie do oczekuj cych zada .Potem zakasujesz r kawy i bierzesz si do roboty spokojny, e wiesz jak rzecz za atwi . O wielkie sprawy niech troszcz si prze eni, ty rób swoje i trzymaj fason. Sten opar si wygodnie. Wiedzia ju od czego zacz . Najpierw zaludni to miejsce. miechn si i pomy la o Sind. O tym, jak go obejmie, gdy wróci wreszcie do domu. Jakie to dzie koj ce. A do tego od wie aj ce. Jaka ona jest bystra. Jak zawsze potrafi znale rozwi zanie dr cz cego Stena problemu.I o Kilgourze. Przyjacielu, takim niemal jeszcze z lat m odo ci. I towarzyszu broni. Kim , kogo dobrze mie za plecami. Gdyby jaki drobiazg uszed uwagi Sind, Szkot wytropi go bez pud a.Po nich zaprosi Otha i reszt Bhorów. Zaklaska , gdy weszli Gurkhowie. I Marr i Senn. Lisa Haines i Sam’l. I inni jeszcze przyjaciele, lojalni za oganci.Rych o st oczyli si wko o. artowali, klepali go po plecach, ca owali, ciskali mu d . Komputer zabormota i umilk . Sten podniós wzrok. Na monitorze p on o s owo „Gotowe”. Upi jeszcze kawy i odstawi kubek. Si gn do kontrolek. Dotkn sensora. I spojrza na ekran, który zaczyna si z wolna rozja nia . Sten pochyli si w oczekiwaniu na pierwszy obraz nowego wszech wiata. Ju si go nie ba . Przecie nie by sam. Znalaz ! Oto wi ta kryjówka Imperatora! Zajmowa a ca kiem spory obszar... chocia by a znacznie mniejsza ni Sten oczekiwa . Wielkie frachtowce do przewozu AM2 kursowa y mi dzy obszarem nieci ci a starym, do ywaj cym kresu swych dni uk adem planetarnym. Na jego planetoidach i ksi ycach sondy wypatrzy y maszyny kopalniane zbieraj ce ka , bez wyboru, tutejsz materi . Niedu e wahad owce przewozi y urobek na pok ady frachtowców. Te, za adowane do pe na, bra y kurs na kurtyn .Ca y system pracowa automatycznie. Od tysi cy lat wype nia jedno i to samo polecenie. Sten w ciwie by rozczarowany. Podczas swoich podró y widzia niejedn gigantyczn kopalni . Tutejsze instalacje pomie ci yby si w najmniejszej z nich i jeszcze zosta oby sporo miejsca.Nie do wiary, e co tak niedu ego leg o u podstaw wiele tysi cy lat trwaj cego rozkwitu cywilizacji. Ale jednak. Drobna cz tego wszech wiata pozwoli a stworzy ca e Imperium.Drugim powodem do zdumienia by y same maszyny. Stare jak wiat, niemniej w wietnej formie. Uwija y si , jakby zbudowano je wczoraj. Tyle, e w oparciu o czysto muzealn technologi .Wszystkie by y du e i niezgrabne. O ostrych kraw dziach, z mnogo ci ruchomych cz ci.Najdziwniejsze by o jednak to, e jak dot d nie pad w jego kierunku ani jeden strza . Sten przemkn obok frachtowca. Wchodzi coraz g biej w obszar kompleksu. Od samego pocz tku stara si by prawie niewidzialny. Wy czy wszystkie zb dne urz dzenia, sensory przestawi na tryb bierny, w czy ekranowanie. Podkrada si , wykorzystuj c ka de napotkane cia o jako os on . Jak dot d nie wykry adnego wrogiego czujnika, który by go namierza . Nie trafi na aden lad zabezpiecze . Gdy nabra ju pewno ci, wy czy os ony i zacz aktywne sondowanie. Nadal adnej reakcji. Wówczas pokaza si otwarcie, i to od razu z otwartymi wyrzutniami. Ale kopalnia pracowa a jak zwykle, roboty nie zwraca y na niego najmniejszej uwagi. Dziwne. Czy by Imperator zostawi skarb nie strze ony? Mo e by pewien, e nikt tu nigdy nie trafi. Ostatecznie to inny wszech wiat.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Jeszcze niedawno nie wierzono w istnienie takiego tworu. Nawet teoretyczne. Sten zmarszczy czo o, zaj ty wymijaniem mocno nadt uczonego ksi yca. Dobra. Tak pewnie by o. Chocia , gdyby to Sten urz dza ten zak tek, niewa ne jak daleki i jak bardzo niedost pny, wsz dzie napcha by czujników, alarmów, potykaczy i wilczych pa ci. Zgodnie z paranoj , któr wszczepiono mu w Modliszce. Nie zostawiaj niczego przypadkowi. Wspomnia , jak dziwnymi cie kami potrafi y b dzi my li Imperatora. I troch si uspokoi . Imperator uwielbia prostot . Im co jest prostsze, tym rzadziej zawodzi. To by spory krok naprzód, bowiem sugerowa nast pny wniosek. Taki prosty system powinien mie tylko jedno centrum kontrolne. Ca kopalni zawiaduje si zapewne od jednego pulpitu. Czyli... Mo e z tego samego pok adu, gdzie mie ci si kompleks mieszkalny Imperatora. Kilka kabin z urz dzeniami towarzysz cymi nie zabiera a tak wiele miejsca. Szczególnie, e s maj tylko jednej osobie. Sten by pewien, e Imperator zawsze przebywa tu sam. Tym sekretem nie móg podzieli si dos ownie z nikim.Bardzo dobrze. Aby zatrzyma dostawy AM2 Sten musia po prostu odszuka i zniszczy centrum sterownicze. I niech szlag trafi Imperatora! Wielki, bia y statek wype nia ca y ekran. By niemal równie stary, jak postaci z bajd i klechd domowych. Py kosmiczny podzioba mu boki, spatynowa archaiczn sylwetk . Sten zna przeznaczenie niektórych anten i wybrzusze ; widywa podobne na obrazkach podczas zaj z historii. Jednak wygl d wi kszo ci z niczym mu si nie kojarzy . Jedno wszak e rozpozna natychmiast: os ony systemów uzbrojenia. Muzealne czy nie, nadal by y gro ne. Imperator nie okaza si jednak tak ca kiem bezbronny. Co dziwne, pokrywy ani drgn y. Sten czeka z palcem na guziku odpalania, gotów pos ku statkowi dwa Gobliny. Do , by wyprawi go na tamten wiat. O ile tu s jakie za wiaty... Ale czy to w ciwy cel? Czy to w nie jest centrum sterownicze? Najtajniejsza ze wszystkich kryjówek Imperatora? Sprawdzi odczyty. Wewn trz by o powietrze, podstawowe systemy dzia y, chocia w mocno ograniczonym zakresie. I ani ladu ycia. Sten westchn i po raz tysi czny po owa , e nie móg zabra tu „Victory” wraz z ca za og . Czujniki i skanery pancernika zaraz rozebra yby ten statek na atomy. By sk onny s dzi , e to w nie jest w ciwy cel. Ale pewno ci nie mia . Uzna , e przyjdzie mu wej na pok ad i sprawdzi . Obejrza kad ub w poszukiwaniu dogodnej drogi do rodka. Nie zamierza dokowa ani korzysta z azów. Imperator uwielbia prostot . Ma e miny-pu apki zawsze by y proste. Jeszcze pro ciej jest rozmie ci je przy luzach. Omal nie przeoczy niewielkiej dziury w pobli u przedzia u maszynowni. Powi kszy obraz, a poszarpane kraw dzie zarysowa y si ostro na ekranie. lad po uderzeniu meteorytu. Na oko ca kiem wie y, najwy ej sprzed paru lat. Najwyra niej jaka drobina AM2 zdo a przebi si przed zewn trzny pancerz i eksplodowa a blisko wewn trznego poszycia. Lub nawet g biej. Sten zastanowi si nad rozmiarem mo liwych zniszcze . Czy to dlatego pokrywy wyrzutni i dzia ek pozosta y zamkni te? Bo statek ograniczy zakres swoich obowi zków? Szcz cie wci sprzyja o Stenowi. Otho wyliczy kiedy trzy jego rodzaje: lepy traf, wredne szcz cie i psi sw d. W przypadku Stena sprawdza o si zwykle to trzecie. Obejrza otwór. I po chwili stwierdzi z rado ci , e z wyroku losu mo e bezpiecznie wej do wn trza statku. Sam przelot nie nastr cza k opotów. Alex i Otho przygotowali ob ony Imperium X skafander. I kilka niezb dników. Je li nawet trafi na jak cz stk AM2, to nie zab nie jak gwiazda.Zacz kompletowa zestaw do wysadzenia statku. Szybko obliczy po dan mas adunków
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
wybuchowych.Zestaw saperski z, powiedzmy, dwugodzinnym zegarem. aden problem. Tyle... e jak go przenie ? Tul c do piersi niczym niemowl ? Potem przypomnia sobie zasobnik plecowy, który Alex równie potraktowa Imperium X. Upiera si przy tym jak kto g upi, a Sten kl , bo chcia wylecie jak najszybciej. - I po co to? - spyta wówczas. - Mam do niego eb schowa , gdy zaczn strzela ? - Nigdy nie wiadomo kiedy co si mo e przyda - odpar Alex. Sten wola si nie k óci . Dzi ki temu mia teraz idealny pojemnik na adunek wybuchowy. Czysty lepy traf. Pierwszy z listy Otha. Zabierze si ze wszystkim. Faktycznie aden problem. yn przez ten zwariowany wszech wiat ignoruj c widoczn przez wizjer mozaik barw. Polega tylko na bezw adno ciowym systemie nawigacyjnym skafandra. Dotar bez k opotów, szcz cie jako wci mu sprzyja o. Statek by naprawd antyczny. Sten nigdy nie widzia podobnej konstrukcji i nie wiedzia nawet, gdzie by tu szuka na kad ubie ewentualnych oznacze . Przywar podeszwami butów do platformy roboczej w zag bieniu zewn trznej pow oki i tak d ugo rozgl da si po wylotach ko cz cych si tutaj szybów, a uzyska wyczucie kierunku, chocia dziwnie zabrzmia o mu to poj cie w odmiennej rzeczywisto ci, w innym wiecie. Ustali , który z szybów prowadzi do maszynowni i skoczy . Mimo masywnego plecaka szybowa ca kiem zgrabnie. Maszynownia le a w ruinie. Poskr cane k sy metalu i porwane przewody jednoznacznie wiadczy y o sile fatalnego zderzenia z meteorytem. Powietrza nie by o, ale ci enie zosta o; móg wy czy magnesy butów. Stan pewnie. Czujniki powiadomi y go, e gdzie niedaleko dzia aj jakie urz dzenia, ale nie sygnalizowa y niebezpiecze stwa. Nie wykry y te ladu systemów alarmowych. Sten domy li si , e drobina AM2, która przebi a zewn trzny pancerz z Imperium X i detonowa a nast pnie w zetkni ciu ze zwyk materi , jedynie uszkodzi a statek. Ten zareagowa ograniczeniem aktywno ci do absolutnego minimum. Czyli zapewne do funkcji zwi zanych z wydobyciem i transportem urobku. O ile to by o w nie centrum dyspozycje Imperatora, w co Sten wierzy coraz bardziej. Zapewne statek by zdolny do autonaprawy, jednak brakowa o mu chwilowo mocy, by to przeprowadzi . Gradacja zada nie pozwala a na inne post powanie. Innymi s owy, statek by zbyt zaj ty. Nagle dotar o do Stena, e to uszkodzenie mo e mie co wspólnego z szale stwem, które dotkn o Imperatora. Jak to powiedzia a Haines? Ten sam, ale niezupe nie? Ten sam, ale nie taki sam?Mo e meteoryt naruszy te inne modu y. Takie, które... Sten potrz sn g ow . To bezsensowne spekulacje. Dobre co najwy ej na d ugie, nocne rozmowy. Ruszy dalej. Szed korytarzem coraz bardziej zdumiony z ono ci wielkiego statku. Dwie luzy dalej, ju poza obszarem zniszcze , panowa o normalne ci nienie i taka temperatura. Zdj he m i r kawice i przypi je do pasa. Odetchn g boko, by przewentylowa p uca po zat ch ym powietrzu skafandra. Pachnia o wie o jak ro linn nutk . Sosna? Chyba tak. Imperator zawsze by wielkim mi nikiem przyrody. Wybra korytarz, który wygl da mu na g ówny. Raz, e by bardzo szeroki, dwa, e mia namalowan na pod odze niebiesk lini . Dok adnie po rodku. Z boków dochodzi y pod ró nymi tami inne przej cia. I by o te wiele, bardzo wiele drzwi. Niektóre wiod y do pomieszcze pe nych tajemniczych maszyn i elektroniki. Inne do magazynów z wyposa eniem. Trafi nawet na czynn stacj naprawcz dla uwijaj cych si po pok adach robotów.Odsun si , gdy jeden z nich przenikn obok. Wywija manipulatorem i wyra nie spieszy si gdzie w jakich swoich sprawach.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Korytarz wyszed na atrium z wysoko sklepionym sufitem. Miejsce upraw hydroponicznych. By y tu nawet egzotyczne owoce i warzywa. Czyli to, co Imperator lubi najbardziej. Trzymaj c si niebieskiej linii, Sten dotar do dalszego ci gu korytarza. Z kolei trafi na rozleg e pomieszczenie woniej ce rodkami dezynfekuj cymi i czyste jak sala dobrego szpitala. Sta y tu liczne zbiorniki z nieznan mu ciecz . wiat o by o dziwnie jaskrawe... i grza o porz dnie. Sten poczu si czemu nieswojo. Szybko poszed dalej. Dotar do centrum kontrolnego pe nego archaicznego sprz tu, który dzia jednak równie sprawnie, jak w dziewiczej podró y monstrualnego statku. Teraz mia ju pewno . To by a kryjówka Imperatora. Zniszcz j , a dostawy AM2 ustan . Odpi plecak i wydoby adunek. Z go na pod odze obok wylotu przewodu wentylacyjnego. Rozejrza si jeszcze z ciekawo ci. Jak Imperator zdo tego dokona ? Ostatecznie Sten widzia jedynie drobny fragment potwornie z onej ca ci. Jak on to zrobi ? Do diab a. Jakim cudem w ogóle kto móg rozpocz podobnie gigantyczne przedsi wzi cie? Zobaczy na ko cu korytarza drzwi. Z napisem BIBLIOTEKA. Mo e tam znajdzie jak odpowied . Rozwi zanie zagadki pochodzenia Imperatora. Podszed . Drzwi odsun y si z sykiem. Wkroczy do rodka. Ledwie drzwi si za nim zamkn y, zauwa z zaskoczeniem, e nie ma tu adnych banków pami ci ani pó ek z dyskami lub ksi kami. Tylko kilka sto ów i krzese . Czy to naprawd biblioteka? Nagle us ysza zza pleców znajomy g os. - Szach mat - powiedzia Wieczny Imperator. Rozdzia 39 - Znasz zasady - stwierdzi Imperator. - Ani ruchu. Nag ego czy innego. Rzuci to lekko, spokojnym g osem, jednak Sten wiedzia , i uznanie tego za objaw nadmiernej pewno ci siebie ze strony Imperatora by oby b dem. Zastyg w pó gestu. - A teraz... zdejmij skafander. Bardzo powoli, je li aska. Sten poszuka palcami zapi . Chwil pó niej strój pró niowy le ju na pod odze, a Sten zosta w zwyk ym, pok adowym kombinezonie. - Odkopnij go - rozkaza Imperator. - Ale tak naprawd daleko poprosz . Sten pos ucha . Skafander polecia a w naro nik pomieszczenia. - A teraz przejd g biej. Do ko ca. Sten podszed . Zatrzyma si , gdy nosem dotkn ciany. - Mo esz si ju odwróci . Obróci si . Jego dawny szef pó sta , pó siedzia oparty po ladkami o kraw sto u. miecha si . W r ku trzyma wycelowan w Stena bro . - Mi o ci widzie - powiedzia . - Przez chwil ba em si , e tu nie wejdziesz. Si gn woln r po stoj na tacy butelk szkockiej. Nie odrywaj c oczu od Stena nala sobie drinka. - Przepraszam, e ci nie pocz stuj , ale sam rozumiesz, w tych okoliczno ciach nie mog przesadza z go cinno ci . Upi ze szklanki. Sten rozumia . Gdyby tylko trafi a si okazja, wykorzysta by jako bro cokolwiek, co by mu wpad o w r . Nawet kartka papieru by co da a. A co dopiero szklanka. Od chwili, gdy us ysza g os Imperatora znów by modliszkowcem. Wróci y wszystkie wpojone starannie odruchy. Równy oddech, miarowe t tno. Mi nie spokojne, gotowe jednak do ka dego wysi ku. Jasny umys analizuj cy nieustannie ca e otoczenie.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Oczy bada y dystans dziel cy go od Imperatora. Troch daleko. Ale nie za daleko. Nie rozumia , czemu w ciwie jeszcze yje, ale na razie nie zastanawia si nad tym. Interesowa o go jedynie, aby ten stan rzeczy przed . - Zdajesz sobie naturalnie spraw , e powiesz mi wszystko, co wiesz - oznajmi Imperator. - Podasz rozmieszczenie waszych si . Sten w milczeniu wzruszy ramionami. - Przez wzgl d na szacunek dla naszej dawnej przyja ni nie b ci torturowa . Poza tym mam ca kiem udamy skaner. Niemniej to stary model, ma o troszczy si o kondycj komórek mózgu. Upi nast pny yk. - Ale nie masz si co martwi . Je li nawet zmienisz si w warzywo... to nie na d ugo. - Gratulacje - powiedzia Sten. - Wygl da na to, e pomy la o wszystkim. Imperator skrzywi si . - No, no. A gdzie formy grzeczno ciowe? adnego szacunku dla starego szefa? - atwo by o o nich zapomnie , gdy i szacunek znikn . - Nie musisz mnie obra . - Nie próbuj . To tylko szczere stwierdzenie faktu. Imperator zachichota . - Nie uwierzysz, ale bardzo mi ciebie brakowa o - stwierdzi . - Nie wiesz nawet, jak nudni i niekompetentni ludzie ostatnio mnie otaczali. - Co o tym s ysza em. Szczególnie o jednym, jak mu by o? Tym, który dowodzi ch opcami w czarnych wdziankach... - Poyndex. Nazywa si Poyndex. Swoj drog , dzi kuj za wyr . Nie wiedzia em, co z nim zrobi . - Zawsze do us ug - mrukn Sten. - Przeka Kilgourowi. - Mam wra enie, e ty wci co kombinujesz. Próbujesz odwlec nieuniknione, a trafi si okazja. Sten nie odpowiedzia . - Ale je li ci to bawi, to prosz ... Jak chcesz. B moim go ciem. I skoro ju o tym mowa, nie zamierzasz pochwali mnie za dokonania? - Zatoczy pó kole woln r , wskazuj c na ca y statek. - Koniec ko ców kosztowa o mnie to wiele lat pracy. - Udana robótka - stwierdzi Sten. - Pech, e trafi si meteoryt. Imperator zmarszczy brwi. - Szansa jedna na trylion. Niebawem wszystko zostanie naprawione - stwierdzi nieco innym tonem. To musia by jego s aby punkt. - Czy to dlatego tak si pokr ci o? - spyta Sten. - Niezupe nie. Przyznaj , utrudni to i owo, ale pozwoli te na wprowadzenie znacznych udoskonale . - I teraz jeste szcz liwszy? - domy li si Sten. - O tak. Zwalczy em pewn ... s abo . - Mowa o bombie w brzuchu? Imperator drgn zaskoczony i roze mia si . - Wi c i na to wpad ? - Nie by o trudne - stwierdzi Sten. - Te dzi ki Kilgourowi. - Zmierzy w adc surowym spojrzeniem. - Reszt te atwo da o si odtworzy . Oczywi cie, Mahoney ogromnie nam pomóg . Sam domy li si niemal wszystkiego. - Brakuje mi go - powiedzia Imperator bardzo cicho i jako smutno. - Za si , e brakuje ci masy ludzi - rzuci Sten z sarkazmem. Odpowied Imperatora by a wr cz zdumiewaj ca. - Tak. Owszem. Szczególnie Mahoneya. By moim przyjacielem. - Spojrza dziwnie na Stena. Podobnie... jak ty kiedy . Sten parskn miechem. - Masz ciekawe podej cie do przyjació . Na czarn list i do piachu... Tak po przyja ni, rozumiem... Imperator westchn .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Jest trudniej ni s dzisz. Sprawowanie w adzy narzuca inne regu y. - Tak, tak - zakpi Sten. - Perspektywiczne spojrzenie, ca okszta t i tak dalej. Naj mieszniejsze, e c tobie nawet to akceptowa em. A w ka dym razie nie kwestionowa em. - Nie da si inaczej - powiedzia Imperator. - Jednak robi em to dla powszechnego dobra. Owszem, niektórzy ucierpieli. Zgadza si . Ale ycie jest cierpieniem. Gdy za przyjrze si ostatnim paru tysi com lat, to by o w nich o wiele wi cej dobrego ni z ego. Si gn po szkock , upi i odstawi szklank . - Musia by zobaczy , jak by o wcze niej... zanim zacz em. - Zanim znalaz AM2? - Tak. W nie wtedy. Ci imbecyle, którzy pchali si do rz dzenia. Którzy trzymali wszystko w gar ci. Cholera, gdyby nie ja, nasza cywilizacja wci zamyka aby si w obr bie kilku najbli szych uk adów planetarnych. Garstka gwiazd i tyle... - Musz uwierzy ci na s owo. Imperator urwa i spojrza uwa nie na Stena. - Podejrzewasz, e oszala em, prawda? Mów, nie obra si . - To nie podejrzenie - stwierdzi Sten, którego szacunek dla mi ci w asnej w adcy ju dawno znikn bez ladu. - To pewno . Ja to wiem. - Mo e... kiedy tak by o - mrukn Imperator. - Zanim ten od amek uderzy w statek. Gdy tylko si o tym dowiedzia em... poczu em co jeszcze... By o inaczej. O wiele inaczej. I znacznie lepiej. - Lepiej ni w poprzedniej skórze? - spyta Sten, pami taj c pomieszczenie ze zbiornikami i wyposa eniem chirurgicznym. - Chyba mo na to tak wyrazi . Przerwa em zakl ty kr g. Musia em zacz po nowemu. Ze wie ymi pomys ami. Zbudowa nowy ad. Oczywi cie, pewne ofiary by y nieuniknione. Wszystko co dobre, zawsze wymaga ofiar. - Tyle, e zawsze ponosz je inni - mrukn Sten. - Naprawd tak uwa asz? Uwa asz... e nie do wycierpia em? - Ten, kto przyciska spust zawsze wychodzi na tym lepiej ni ten, do którego strzelaj . - Robisz si cyniczny - zachichota Imperator. - Za d ugo ze mn przebywa . Ale fakty mówi same za siebie. Mój... poprzednik... zabagni wszystko w stopniu wr cz nieprawdopodobnym. Po pierwsze rozpu ci Tahnijczyków. A rada! Jak ten idiota móg odda podobnym g upcom a tyle adzy? To s abo , mówi ci, nic innego tylko s abo . Na dodatek Imperium nazbyt si rozros o. Sflacza o. Pora by a ustawi je do pionu, odtworzy porz dny ko ciec. Ostatecznie to interes jak ka dy inny. A w kapitalizmie okresowe wstrz sy s niezb dne. - Szefowie korporacji rzadko og aszaj si bogami - wtr ci Sten. Imperator parskn . - Nie b g upi. Stary obraz si zu . Potrzebowa em nowego, by zaja nia pe nym blaskiem. Poza tym istnieje spora tradycja rz dzenia z pomazania bo ego. - Zatem naprawd nie wierzysz w swoj bosko ? Imperator wzruszy ramionami. - Mo e wierz , mo e nie. Jednak, gdy ostatnio sprawdza em w encyklopedii wysz o mi, e nie miertelno jest cech wyra nie bosk . - Bogowie nie l gn si w zbiornikach inkubatorów. - Naprawd ? Mo e mnie ok amano. Ale je li spotka ju tylu bogów, to sk aniam g ow przed twoim do wiadczeniem. Znów upi , ponownie odstawi szklank . - Wprawdzie ty tego nie do yjesz, ale obiecuj ci, e b dzie lepiej - powiedzia . - Mo e to ci uspokoi. - Lepiej ni kiedy? - j kn Sten. - W jakim sensie lepiej? Niby jak to zrobisz? Stara g ba, na której tylko przybywa zmarszczek. Zbyt wiele dzieciaków poprowadzi em do grobu dla tej g by. Sam wype ni em niejeden cmentarz. Po co? Aby utrzyma to, co wyros o na dwudziestu czy trzydziestu wiekach k amstw? Uwa asz si za kogo wyj tkowego. Najwi kszego w adc najwi kszego królestwa w ca ej historii. Jednak z mojej perspektywy, perspektywy zwyk ego miertelnika,
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
któremu dano prze tylko u amek twego czasu, nie jeste ani lepszy, ani gorszy od innych tyranów. - Ciekawa konwersacja. Stymuluj ca - powiedzia Wieczny Imperator. - Dawno ju nie mia em okazji tak sobie pogada . Naprawd uj , e nie mog tego za atwi inaczej. Uniós bro . W g owie Stena rozdzwoni y si alarmy. Czekaj! A co ze skanowaniem? Jeszcze troch czasu... - Uzna em, e wyprowadzanie ci z tego pokoju by oby zbyt ryzykowne - stwierdzi w adca. - Tak zatem, dla pewno ci, zabij ci ju teraz. To jedna z tych ofiar, o których mówi em. Zacisn palec na spu cie. W tej chwili rozleg si g os. „Oba organizmy obecne na pok adzie statku maj pozosta na swych miejscach”. Sten otworzy usta ze zdumienia. Co jest grane? Widzia , e Imperator by niemniej zaskoczony. Wr cz przestraszony. Ale bro trzyma wci pewnie. „Analiza intencji i dzia obu organizmów zosta a zako czona” - ci gn g os. Nale najpewniej do g ównego komputera statku. Maszyny warto ciuj cej Imperatora. Mechanicznego s dziego i egzekutora w jednej osobie. „Dyrektywa Oryginalna, aby zezwoli obcemu organizmowi na wst p na pok ad, uznana zosta a za dn . Obcy organizm to wróg. Zostanie zabity”. Cholera jasna, pomy la Sten nieco spanikowany. Z jednej strony ten gnat, z drugiej ca y statek. Jaka ró nica? „Organizm Oryginalny równie wykaza zasadnicze braki. Zosta uznany za wadliwy. Jako taki zostanie zabity”. Imperator a podskoczy . I opu ci bro . To by a pierwsza i jedyna szansa Stena. Skoczy na Imperatora. Rozdzia 40 Sten uchyli si i odskoczy na bok, szoruj c ramieniem po pod odze. Wystrzelony przez Imperatora pocisk wywali dziur w pok adzie, zadzwoni y od amki. Sten uderzy w adc stopami, wytr caj c go z równowagi. Imperator skontrolowa upadek, znów uniós bro . Sten wykopa mu j z d oni. adca przetoczy si i stan na nogi, od razu unosz c ramiona, by zablokowa cios Stena, który zd doby ju no a. Uderzenie by o na tyle silne, e Imperator pad na kolana. Sten roze mia si ... Imperator rzuci si do ty u, przeskoczy stó .Wypad... unik... Imperator uderzy oboma pi ciami w blat sto u. Plastik p na kawa ki. Sten znowu si gn no em. Po ramieniu Imperatora pociek a krew. adca odskoczy z d ugim na jakie czterdzie ci centymetrów i ostrym jak brzytwa kawa kiem tworzywa. Trzyma go nisko, w prawej d oni, jak zauwa Sten odrywaj c na chwil spojrzenie od oczu przeciwnika. Imperator uj prowizoryczny or niczym wprawny no ownik, z kciukiem i palcem wskazuj cym na ostrzu. Szuraj c stopami, okr ali si z wolna. Sten poj nagle, e manewr ma konkretny cel... Imperator pragn dotrze do pistoletu. Nagle ci . Sten odchyli si . Spróbowa riposty. Chybi . Zaj poprzedni postaw . Imperator poruszy oczami uprzedzaj c nast pne posuni cie. Ale r ka Stena by a ju gdzie indziej. Za wolno, pomy la by y modliszkowiec. Zbyt d ugo si w to nie bawi , kolego. Ale i Sten wyszed ju nieco w wprawy. Zaryzykowa manewr przerzucenia broni z prawej r ki do lewej. Imperator zaatakowa . Sten omal nie wypu ci no a, odskoczy , przekl si za g upot . Ci Imperatora w nadgarstek, odsun si , znów ci . D ugi kawa plastiku polecia na pod og . Sten w mgnieniu oka schyli si , podniós pistolet. Imperator si gn ostrzem jego ramienia. Spazm bólu. Strza . Pud o. Bro wypad a z r ki, polecia a gdzie i...Zapad a ciemno .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
I znów odezwa si g os: „Uznaj , i obcy organizm stanowi wi ksze zagro enie dla przypisanych mi funkcji ni aberrant, którego stworzy em. Jego mier uzyskuje priorytet”. Jezu, ale to boli. Sten cisn nó w z bach i wyci gn plastikowe ostrze z cia a. Zabola o jak cholera. Cisn dra stwo na pok ad. Otar palce z krwi. Jak powa nie jest ranny? Tak sobie. Krwawi? Troch . Na razie nie ma si czym przejmowa . Boli? Zacz powtarza mantr , której nauczy si wiele lat wcze niej, gdy przechodzi jeszcze trening gwardzisty. Po chwili cia o przesta o odczuwa ból. Ukl i zacz wodzi palcami po pok adzie w poszukiwaniu broni. Nie mog a daleko polecie . Po drugiej stronie pokoju rozleg si jaki szcz k, stukot. ysn promie lasera. Trafi za wysoko, nazbyt w lewo. Sten poczu co pod opuszkami. koje pistoletu. „Uwaga, obcy organizm zlokalizowany. Gotowo do otwarcia ognia”. ysn y dwa o lepiaj co jasne wiat a. Sten wystrzeli raz za razem. Co eksplodowa o. Znów ciemno . Imperator przycisn spust troch za pó no. Trafi tam, gdzie Sten by chwil wcze niej. Dobra, draniu, pomy la Sten i odtworzywszy po enie wiate , pos tam pi pocisków. Nie mierzy , stara si tylko utrzyma ogólny kierunek. Ca y czas kr , ani na chwil nie przystawa w miejscu. Je li Imperator próbowa nawet odpowiedzie ogniem, to Sten tego nie s ysza . Ca y pokój zako ysa si , zawy y alarmy. Rozleg o si co , jakby krzyk. Statek krzycza ? A mo e to Imperator? Sten nie wiedzia . Pojawi si dym i ogie , wiat a pulsowa y. Drzwi si zamyka y. Sten strzeli w panel kontrolny. Zaraz si zablokowa y. Poszuka wzrokiem Imperatora, by powstrzyma go, nim przyszykuje jak paskudn niespodziank . Ostatecznie to by jego statek. Chwil , idioto, zbeszta si i podbieg do skafandra. go czym pr dzej, ale r kawice i he m zostawi przypi te do pasa. Zanim zapi strój, przy do ramienia zestaw medyczny. Urz dzenie zamrucza o, pisn o i wstrzykn o mu seri rodków znieczulaj cych i odka aj cych. Natrysn jeszcze opatrunek i uszczelni skafander. Nie spiesz si , pomy la . Niech ci nawet wyprzedzi, byleby si nie w adowa w jak pu apk . - Statek! - rzuci w przestrze czuj c, e to idiotyzm. os nie odpowiedzia . Sten w adowa jeszcze dwa pociski w najbli sz szram w cianie. Zabrzmia y kolejne alarmy, przyby o p omieni i dymu. Sykn y ga nice. - Statek! Nie chc ci zniszczy ! - sk ama . - Mo esz kontynuowa swoj misj . „Nie przyjmuj polecenia. Organizmy inne ni stworzony na miejscu s wrogie i zostan zniszczone. Podstawowa dyrektywa programu”. Dobra, no to spróbuj mnie zabi , pomy la Sten. O ile potrafisz. Podszed do zablokowanych drzwi. Chcia je odsun . Powstrzyma si , przekl za brak pi tej klepki, wzi krzes o i cisn je na drzwi. Pocisk wywali je z framugi. Pami taj, to mog by ty. Strzeli dwa razy w g b korytarza, by powi kszy zamieszanie i mia ju rusza za Imperatorem, gdy co przysz o mu do g owy. Obróci si ku spustoszonej „bibliotece” i pos kolejne pi pocisków prosto w najg bsz dziur w cianie. Kolejny przelecia ju do nast pnego pomieszczenia, a po chwili dym i ogie znikn y jak zdmuchni te. Zabrzmia nowy alarm, tym razem do typowy. Sten zna ten d wi k. Oznajmia utrat hermetyczno ci kad uba. W uszach mu zadzwoni o. Statek traci powietrze. Sten na he m i ju mia zatrzasn wizjer, gdy ci nienie wróci o do normy. Modu samonaprawczy dzia wci jak nale y, a na dodatek w ten sposób mia co do roboty i Sten móg spokojnie pobiec za Imperatorem. Nie zna przeznaczenia przeszukiwanych kolejno pomieszcze . Niektóre by y niewielkie, ale zat oczone aparatur i pulpitami. Inne wielkie i ca kiem puste.W jednym z nich statek po raz pierwszy spróbowa go zabi wy czaj c generatory McLeana. Sten poszybowa ku sufitowi. Po chwili ci enie wróci o. Wyl dowa mi kko na pok adzie i strzeli dwukrotnie w pod og . Jedno, o
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
co nie musia si martwi , to amunicja. Magazynek zawiera standardowo pi set pocisków. Ka dy o rednicy milimetra, z adunkiem AM2 w otulinie z Imperium X. Pociski przebi y pok ad. Sten spojrza przez dziur . Przypomnia sobie ogólny schemat statku, na ile zd go pozna . Imperator pobieg zapewne dalej tym samym pok adem, na którym ja jestem, wi c je li zejd w dó i go wyprzedz ... Skoczy przez dziur . „Obcy organizm znajduje si obecnie na pok adzie G jak golf” - powiedzia g os. - ”Przemieszcza si w kierunku modu ów medycznych”. Cholera. Sten rozejrza si w poszukiwaniu oka donosiciela, jednak niczego nie wypatrzy . Bieg w dó by z ym pomys em. Musz wraca na gór . Wyszed na rodek korytarza i stan dok adnie pod dziur . Zgodnie z przewidywaniami statek spróbowa wykorzysta okazj i wy czy ci enie. Sten „run ” ku odleg emu o dwadzie cia metrów sufitowi, po drodze jednak wydoby i cisn granat amnezyjny. Zahaczy obcasem o otaczaj ce otwór rumowisko i odczeka , a granat wzoru Bestera eksploduje. Po chwili grawitacja wróci a do normy.I nic. G os si nie odezwa . Czy by adunek amnezyjny zrobi na nim a takie wra enie? Wysoce w tpliwe.Teraz co? Imperator móg ukrywa si w dowolnym zakamarku tego wielkiego statku. Najpewniej mia te statek zacumowany w którym z doków, z których korzysta podczas powrotów do wiata. To jego teren, nie twój. Wie, jak go broni . A wi c: Powró do pierwotnego planu. Tyle, e teraz ju przerwanie dostaw AM2 nie b dzie pierwszoplanowym celem. Centrum dyspozycyjne jest... Sten odzyska orientacj ... jeden pok ad wy ej. Ca kiem niedaleko. atwimy sobie przepraw . I nie martw si o statek. Po prostu nie wychod na otwart przestrze , a dziesz móg zwodzi go przez ca y dzie . Je li pokaza ju wszystko, na co go sta , to nie b dzie w stanie naprawd ci zagrozi . Stena zastanawia o, czemu Imperator nie wyposa swego matecznika w jakie samojezdne dzia a czy co podobnego, ale zaraz poj , e ka da strzelanina na pok adzie grozi a zbyt powa nymi konsekwencjami z przypadkowym „samobójstwem” w cznie. Ale niepokój pozosta . Bastion by dziwnie s abo broniony. Kilka sekund pó niej statek przypu ci pierwszy powa ny atak. Korytarz by d ugi, po obu stronach widnia y regularnie rozmieszczone w azy. Sten mia nadziej , e gdzie przy ko cu znajdzie schody wiod ce na pok ad kontrolny. Nagle us ysza dono ny trzask, jakby ze sto zamków zatrzasn o si w jednej chwili. Potem zobaczy , e przeciwleg a ciana ruszy a z miejsca. Obejrza si . Tylna te by a coraz bli ej. Spróbowa otworzy w az... zamkni ty na g ucho. Podobnie nast pne dwa. Przykl , przytrzyma obur cz bro i strzeli cztery razy w nadci gaj cian . Po pocisku na ka dy róg. Huk, ogie , dym... I to wszystko. ciany nadal si zbli y. Musia y by opancerzone Imperium X. Czemu nie? Jak ma si tego pod dostatkiem...Ruchome ciany nie zosta y zapewne pomy lane jako pu apka, mia y by raczej pomocne w przypadku napraw. Odcina y uszkodzon cz pok adu do czasu usuni cia szkód.To by znaczy o, e statek uczy si , jak zamienia poszczególne systemy w bro .Gdy ciany by y odleg e ju tylko o kilka metrów, Sten odstrzeli w az i zanurkowa do rodka. Pomieszczenie by o puste. Na korytarzu aszczyzny znieruchomia y po obu stronach wej cia.Pi kny impas. Statek nie b dzie zapewne mia nic przeciwko temu, by Sten siedzia w pu apce cho by przez reszt ycia. Zauwa , e powietrze jako zg stnia o. Wida statek wy czy okoliczne systemy wentylacyjne. Mo na zamkn wizjer i oddycha powietrzem ze skafandra, ale to da jedynie... ile? Sze dodatkowych godzin. Dobra, zatem trzeba si st d wydosta . Podszed do drzwi, skuli si przy framudze, by nie wstawia si za bardzo na rykoszety, i strzeli w przeciwleg cian .Zadzwoni y od amki. W cianie miast dziury widnia krater, za tlenu wyra nie uby o. Pojawi si dym. Sten zakaszla . Ile razy b dzie musia strzela , by rozbi t cian ? Skafander uchroni przed dymem, ale nie przed od amkami.Mo e wyci przej cie no em? Gdyby mia do czasu i jak d wigni . Odpada.No to w gór . Do przewodu wentylacyjnego.Za ma y.Mimo to wydoby nó i wyci chroni otwór siatk .
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Przewód rzeczywi cie mia niewielki przekrój. Przy g ow . Broda dotyka a jednej cianki, czo o drugiej. Wsun r do rodka. Niewiele dalej przewód skr ca pod k tem dziewi dziesi ciu stopni. Sten poczu , e poc mu si r ce. Uciszy l ki i rozebra si do naga, ale broni nie wypu ci . W ostateczno ci, zawsze mo e si zastrzeli . Przychyliwszy g ow pod k tem, wcisn si w wywietrznik. Jedno rami wysun nieco naprzód, onie wpar w g adki metal. Machaj c nogami wsuwa si coraz g biej. Trzy centymetry. Jeszcze trzy. I znowu.Utkn . Prawie e da si ponie panice. Spokojnie. Nie masz prawa utkn . Zawsze mo esz wróci do pomieszczenia na dole. Je li wlaz , to i wyjdziesz. Organizm nie uwierzy . Nie rzucaj si , unikaj hiperwentylacji. Wydech. Próbuj tak i inaczej. Znowu wydech. P uca ju puste. Cholera, jasne e nie! Odpu , a Imperator wygra... Pieprzy Imperatora. Ruszy dalej. Nie my l, tylko pchaj si . Teraz zakr t... Ubranie i skafander przepycha przed sob . Za zakr tem przewód zrobi si szerszy. Sten móg unie g ow , poruszy kolanem. Pe bez ustanku i z ka chwil by o coraz atwiej. Niebawem móg ju i na czworakach... a nawet wyprostowa si . Teraz przewód by równie przestronny, jak te, którymi chadza na Vulcanie. Nie by o wtedy tak le, prawda? Tam przechodzi i przez cia niejsze dziury, stary panikami. A teraz do centrali, tak? Odtworzy w my lach mapk . T dy. Znalaz kratk wychodz na puste pomieszczenie. Wyci j i wyskoczy . Mesa. Sto y, utensylia kucharskie. Wtedy us ysza . Brzmia o jak g os. Ubra si szybko i ruszy cicho w kierunku ród a d wi ku. To by Wieczny Imperator. Sta po rodku rozleg ego, pustego pomieszczenia. Przed nim widnia p ytki basen, teraz suchy. Obok wznosi o si równie puste podwy szenie. Przeciwleg cian tworzy monstrualny ekran, na którym mieni y si barwy tutejszej przestrzeni. Gospodarz sta plecami do Stena. R ce mia puste. Z kim rozmawia ? Ze sob ? Ze statkiem? Sten uniós pistolet, ale zawaha si . Nie mia adnych skrupu ów, by strzeli przeciwnikowi w plecy, ostatecznie robi to ju nie raz. Ale... - Mój koniec jest mym pocz tkiem - mówi Imperator. Sten drgn . W adca za mia si , ale nie obróci . - Oczywi cie, pozostaje pytanie, czy b dzie jeszcze jeden pocz tek? - mrucza monotonnie Imperator. - A mo e ten nast pny si nie powiedzie i trzeba b dzie si ga po kolejne zarodki? A je li nawet statek powije szcz liwie, to co z tego wyniknie? Czy mój... pewnie móg bym nazwa go synem... da sobie rad równie dobrze, jak ja? Czy zdo a usun wszczepionego mu stró a nie wywo uj c detonacji? Ale - doda coraz wolniej wypowiadaj c s owa - nigdy si o tym nie przekonamy, prawda? Tak czy inaczej... Urwa , obróci si i przykl kn jak do strza u. Sten poj , e to pu apka. Prawa d Imperatora si gn a do pasa, doby a bro , wycelowa a b yskawicznie... Sten wystrzeli , i obraz Imperatora zamigota i znikn , a ten prawdziwy wy oni si zza rogu. Blisko, o wiele za blisko. I to z prawdziwym pistoletem w d oni. Gotów do strza u. Sten zaatakowa go obiema stopami, a jego rami uderzy o z omotem o grod . W adca krzykn z bólu. Sten sam nie wiedzia , kiedy zgubi pistolet i kiedy w ciwie nó wysun si z ukrycia i spocz w d oni. Dalsze wydarzenia toczy y si bardzo, bardzo powoli.Praw stop wysun przed siebie, by oczy ci teren. Znalaz a solidne oparcie pó metra od lewej, która cofn a si sprawnie.D z no em pobieg a ku górze. Lewa d podtrzymywa a praw w nadgarstku.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Biodra zako ysa y si . Zamach na wdechu. Wyrzut. Czubek ostrza zmierzaj cy prosto do celu. Nó zag bi si w gardle Imperatora. Otwarte do krzyku usta. Fontanna krwi. Sten oprzytomnia w chwili, gdy w adca zatoczy si do ty u, zachwia i upad . Ju w normalnym tempie, a nie jak na zwolnionym filmie. Cia o zadudni o g ucho o pok ad. Sten zrobi dwa kroki. Spojrza . Na twarzy Imperatora malowa si wyraz bezbrze nego zdumienia. Ale rysy twarzy powoli agodnia y. W oczach narasta a nico . Potem usta, które wyda y zbyt wiele wyroków, skrzywi y si . St enie po miertne. Sten pomy la jednak, e to u miech. Oczy, które widzia y ju zbyt wiele, teraz ogl da y jedynie pustk . Wbite prosto w sufit. A mo e i widzia y wszystko. Sten podniós bro . Wci kl cz c, zacz strzela . Przyciska spust jak szaleniec. Basen... ekran... potem wsz dzie wko o. To koniec. Dla Imperatora nie b dzie ju nowego pocz tku. Ze cian buchn ogie . Pojawi si kolorowy dym. Statek krzykn . Alarmy... j k dartego metalu... detonacje modu ów dokonuj cych aktu samozniszczenia... Mo e. Ale tak czy tak statek krzycza . Sten pobieg do centrali. Wodzi wska nikiem celu po wielkim, bia ym kad ubie. Jeden tutaj... drugi tutaj., trzeci tutaj... czwarty tam... pi ty., szósty... siódmy...Jeden w rezerwie.Ognia, gdy tylko... Pierwszy detonowa adunek pozostawiony w centrali. Przed ucieczk do wybitej przez asteroid dziury w kad ubie Sten da mu kwadrans opó nienia. Tyle starczy o, aby rozrzucone po systemie zautomatyzowane kopalnie zastyg y w bezruchu. Bez tpienia da si je przeprogramowa i znów uruchomi , ale to pó niej. Si gn do kontrolek. Run a nawa a ognia. Siedem pocisków Goblin XII, ka dy z nuklearn g owic , wychyn o z wyrzutni my liwca. Ignoruj c myl ce sygna y p yn ce z odmiennej przestrzeni skierowa y si tam, gdzie wiod a je wi zka. Prosto na matecznik Imperatora. W chwili eksplozji Sten by za blisko. Wszystkie ekrany pociemnia y. Musia przej na awaryjne zasilanie, zamruga y i znów si wy czy y. Trwa o kilka sekund zanim cokolwiek zacz o si dzia , zapewne z powodu przeci enia komputera programami reinterpretuj cymi przestrze N. Pierwszy o radar. Potem reszta. Pojawi y si bezbarwne barwy. I nic wi cej. Zupe nie, jakby wielki dziesi cio cian nigdy nie istnia . Wieczny Imperator znikn . Sten d ugo wpatrywa si w przestrze , mo e przepojony alem, e pewne rzeczy w ogóle si zdarzy y, mo e z obawy, e pró nia nagle zg stnieje w znany kszta t. W ko cu zaj si wyznaczaniem kursu. Na pe nej mocy skierowa si ku obszarowi nieci ci. Do domu. By o po wszystkim.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Rozdzia 41 Na czterech ekranach p on y informacje o zg oszeniach z najwy szym mo liwym priorytetem. Pozosta e trzy oznajmia y o rozmówcach domagaj cych si uwagi na prywatnej linii, chocia Stenowi zdawa o si , e jej kod zdradzi jedynie Sind, Alexowi i szanownemu Ecu. Wszyscy ci tutaj, jak i inni, szturmuj cy pozosta e komputery w zamku Otha, chcieli tylko jednego, chocia z ró nych powodów: chcieli Stena. eby pojawi si tu czy tam, eby doradzi , przewidzia , rozkaza , zasugerowa , wys emisariuszy. - Czy oni nie potrafi niczego zrobi samodzielnie? - zdumia si Sten. - Przecie Imperator nie yje. Niech wezm sprawy w swoje r ce. - Zaginowowie zwijaj si jak w ukropie - powiedzia Alex. - Og osili w nie deklaracj niepodleg ci i neutralno ci, któr chc przedstawi w Parlamencie Imperialnym, je li kiedykolwiek jeszcze si zbierze. Przes ali ci kopi , jedynie dla informacji, razem z listem. Dzi kuj i dodaj , e je li byli pomocni, to w ramach „nieoficjalnego wsparcia”, nie ja to wymy li em, sami tak pisz , i zapraszaj na jednego. - To jak z zaropia ym k em - stwierdzi Otho. - Boli i boli, a gdy wypadnie, to d ugo szukasz zykiem ladu i czasem zaczyna ci go nawet troch brakowa . Poza tym w pokoju by y jeszcze dwie osoby: Sind i Rykor. A powinno by znacznie wi cej. Spo ród martwych: Mahoney, szanowny Ecu i inni jeszcze, bytuj cy w pami ci Stena, tak nierze, jak cywile, nawet bandyci i kryminali ci, którzy zgin li za pozór wolno ci, której nigdy naprawd nie poznali. Oraz ywi: Lisa Haines i jej m . Marr i Senn. Ida. Jemedar Mankajiri Gurung i inni Gurkhowie. Kobieta zwana niegdy Bet. Podobnie jak wcze niej, u bram obszaru nieci ci, tak i obecnie wszyscy zebrali si wko o Stena i czekali. - Sind, a co zrobi Bhorowie? - spyta Sten. - Nie b ju ich rzecznikiem - stwierdzi a dziewczyna. - Zaczn podró owa . Z przyjacielem. miechn a si obiecuj co do Stena. - Bhorowie przyjm moj rezygnacj . Przyjm , cho bym brod musia a zapu ci , eby j obci . Zapewne znów wybior Otha. Jako go zmusz . Otho j kn . - Mo e, ale tylko na krótko. Do ju widzia em konaj cych w m kach polityków. Najgorszemu wrogowi tego nie ycz . Potem sprawi sobie pewnie statek i wróc do kupiectwa, jak w m odo ci. Teraz, gdy zrobi a si wolno i nie ma ju Imperium, to dopiero da si handlowa . A mo e poszukam tych dziwnych ludzi, twoich przyjació . Romowie, tak? Wiesz, e wynie li si z Vi co do jednego? Jeszcze przed twoim powrotem z tamtego miejsca... I s owa nie zostawili. Sten zamilk zdziwiony. Ida odlecia a? Nawet bez po egnania. Nie zosta a nawet, by sprawdzi , kto wygra . Przypomnia sobie, co mówi a kiedy o wolno ci, e nie da si jej s ustanawiaj c prawa i granice... Otho wsta . - A mo e zajm si krawiectwem - mrukn . - Ale na Choleryka, do tego! Jestem spragniony, odny i troch z y. Chyba z oj skór twojemu personelowi, szanowny Stenie i wyt umacz im, e je li chcesz odrobiny prywatno ci, to maj to rozumie dos ownie. Otho wyszed . Chwil pó niej gdzie obok rozleg y si g ne krzyki i wszystkie ekrany pociemnia y. Jednak Sten wci by wiadomy strumienia nap ywaj cych pró b i zg osze . Nagle, zupe nie irracjonalnie, da si ponie z ci. - Co u diab a - warkn . - Czego oni chc ? Bym og osi si Wiecznym Imperatorem? Zwariowali? Tyran zgin , a im si marzy nast pny? Sami pchaj si w p ta? - Niektórym w nie o to chodzi - stwierdzi a spokojnie Sind. - Rozleniwili si . Przecie zawsze jest atwiej, gdy kto inny decyduje. Nie wiesz o tym? Bo ja pozna am to dok adnie. Moi przodkowie ho dowali absolutnemu pos usze stwu. Genera Jannisarów mówi im, kiedy maj je , kiedy spa ,
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
kogo zabija , kiedy samemu umiera . Je li byli pos uszni, spotyka a ich nagroda i mieli zaklepane miejsce w raju po mierci. I tyle. Proste. - Zdaje si , e nasi sojusznicy widz to jako tak - stwierdzi Alex, starannie unikaj c zb dnych grymasów. - Kto musi by na szczycie. Niech dopilnuje przebiegu zmian podczas, hm, transformacji. Nie cierpi widoku pustego tronu, nawet gdyby zasiadaj cy na nim mia by tylko pe ni cym obowi zki, takim cieciem. Zgadza si ? W nie. A zaczynaj c od najwa niejszego. Kto zajmie si rozdzia em AM2? Znów to samo. AM2. Niebo i piek o, bogactwo i mier . Rykor plusn a w zbiorniku. Obserwowa a pilnie Stena, ale nie zdradza a sekretu znanego tylko im dwojgu. - Cie - mrukn Sten. Z mu nagle przesz a. - Naprawd uwa acie, e powinienem dalej si w to bawi ? Obj w adz przynajmniej do czasu, gdy kto wymy li jak wszystko urz dzi ? Na przyk ad do chwili zmontowania takiej koalicji, o jakiej wspomina Ecu? - Wi kszo uzna aby to za naturaln kolej rzeczy - stwierdzi a Sind. - Byliby zachwyceni. Bohater zabi smoka... i oto pomaga ludowi zacz nowe ycie. - Zupe nie jak na filmach - odpali cynicznie Sten. Sind wzruszy a ramionami. - A jak s dzisz, czemu tak ch tnie je ogl daj ? - To ma jaki sens, Rykor? - spyta Sten. Rykor zamy li a si , porusza a chwil w sami. - Tak. I psychologicznie w pe ni prawdopodobne. Sind ma racj . Bez w tpienia dysponujesz odpowiednim do wiadczeniem. Ile razy ambasadorowa , pe ni c w gruncie rzeczy obowi zki jednoosobowego rz du? Z tego, co wiem, to nie fatygowa si proszeniem Imperatora o zatwierdzenie ka dej decyzji. Owszem, pomy la Sten. Zwykle radzi sobie sam i wychodzi o nawet ca kiem dobrze, pod warunkiem, e aden idiota nie wlaz mu w drog . Taki, który nie rozumia biegu zdarze i nie pojmowa , e ostatecznie najlepiej wyjdzie na pomys ach Stena.Chryste, ale tym razem nikt nie zatwierdza by jego decyzji. Nie mia by nad sob adnego dowódcy. adnego genera a. Czy Wiecznego Imperatora.Dos ownie nikogo. Owszem, mia by szans poprawi wiele z a, które widzia przez lata. Spraw dot d zbyt wielkich lub odleg ych, by si z nimi zmierzy . I mia by na to do czasu. Bez trudu zgromadzi by odpowiedni personel, zdolny wprowadzi jego polityk w ycie.Zaj by si dyktatorami i ich tajn policj . Zbrodniami pope nianymi w imi pragmatyzmu. Tymi, którzy okradali i mordowali s abszych od siebie. Nigdy dot d nie mia okazji skutecznie przeciwstawi si tej mo nej zgrai.Cho by jako pe ni cy obowi zki tymczasowo. Cie . Starczy jedno s owo. Nie by oby wcale le móc naprawd s temu wszech wiatowi, szczególnie po tylu dekadach nieustannego rozlewu krwi. Da by te przyk ad przysz ym pokoleniom, jak mo na rz dzi sprawiedliwie i samemu odej w chwili, gdy zmiany okrzepn . Odsun si w cie , przekaza ster innym. - Powiedzmy, e si zgodz - stwierdzi . - Przepraszam, niezupe nie tak. Powiedzmy, e rozejdzie si wie , i masa uk adów chce mnie na... kogo w ciwie? Regent to chyba nie najodpowiedniejsze s owo. Na zarz dc ? Rz dc ? To co wtedy? - Ma o kto zaprotestuje. O ile w ogóle pojawi si jakie obiekcje - orzek a pewnie Rykor. - Dobra. Je li przyjm w adz na kilka lat, to znaczy do czasu, a wszyscy zrozumiej , e powinni sami si o siebie troszczy ... to czy zostaniecie przy mnie? Rykor poruszy a si w zbiorniku. - Ch tnie b ci s rad - powiedzia a w ko cu. - Tak jak dot d i tak d ugo, jak b w stanie. Sten przyj jej odpowied . - Alex? Przysadzisty m czyzna d ugo patrzy na przyjaciela.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
- Masz moje s owo, szefie - stwierdzi po chwili. - Zaci gn si jako twoja prawa r ka. Ale ostrzegam, e w pewnej chwili mo e mi si zamarzy emerytura.To ju dwoje. - Sind? - Zostan - powiedzia a dziewczyna bez wahania. - Jak d ugo b dziesz rz dc . Jak d ugo b dziesz Stenem.Troje. Wszyscy tak samo.I o to chodzi o. Sten po raz kolejny przypomnia sobie ostatnie chwile Imperatora i przebieg go dreszcz. Lodowaty dreszcz. Ciekawe, czy o tym w nie my la , gdy na twarzy wykwit mu u miech Giocondy... - Zastanawiam si tylko, ilu naprawd wie, o co w tym chodzi - mrukn . - Zauwa yli cie, e ka dy, kto przyjmuje koron , zawsze twierdzi, i robi to dla dobra ogó u? Zapad a cisza równie g boka, jak ta panuj ca za oknem. Cisza ciemnej i mro nej nocy. - Niewiele o tym wiem - odezwa si ostatecznie Alex. - To sprawa filozofii, a Szkoci zawsze woleli nierk . Bo i co mieli robi , ycia starcza o im akurat tyle, by upi si w pubie nim ich jaki Angol nadzieje na ro en. Ale co sobie przypomnia em. Pewn opowie . Jak chcecie, to mo ecie uzna j za t tam, parabol .By sobie kiedy pewien chwat, który wci chcia si sprawdza . I oto us ysza , e jest na Ziemi takie miejsce, gdzie yj najbardziej nieustraszeni my liwi, co poluj na nied wiedzie. Na pewnej wyspie na pó nocy, równie solidnie zamarzni tej jak Vi. Musisz wiedzie , Sind, e nied wied ... - Wiem, co to nied wied . Ci gle tak nazywasz tak Otha. Co dalej? - Dobra. Wzi flint , wyruszy do lasu, wyt a oko. W ko cu spostrzeg misia. Pif-paf, strzeli i nied wied upad . Podchodzi i patrzy, a tu zwierza ani ladu. Nagle czuje, e kto puka go w rami , a to nied wied ! Staje nad nim, pysk rozdziawia i mówi: „Je li ci ycie mi e, to staniesz teraz na czworakach i oddasz mi si ”. My liwy co tam j czy, ale nied wied ma pazury i k y, no to pada na kolana... Gdy wróci do obozu, czu si ca y zasromany. My la o samobójstwie. Ale najpierw, stwierdzi , zdob skór tego nied wiedzia! Nast pnego ranka wyrusza znów do lasu. Ca kiem rych o dostrzeg nied wiedzia, pif-paf, misio znikn w poszyciu jak trafiony. To ten biegnie na miejsce, by dope ni zemsty, ale znów nic. I nagle kto . klepie go w rami . Misio! Wielki i silny. I mówi: „Je li ci ycie mi e, to rozbierzesz si tu zaraz, wypniesz, a ja sobie na tobie pou ywam!” adne pro by i b agania nie skutkuj , bo nied wied ma y i pazury, wi c my liwy opuszcza spodnie... I tak to posz o. Gdy wróci do obozu, czu si gorzej ni Campbell. Taki wstyd. Samobójstwo wyda o mu si mi perspektyw . Ale najpierw... Ten nied wied musi umrze ! Nie ma kwestii, trzeba go zabi ! Nast pnego dnia zrywa si o wicie i goni do lasu. I znów widzi nied wiedzia. Znów unosi flint . Pif-paf-pif-paf. Misio jakby pada. My liwy gna do zdobyczy, ale pieprzona zdobycz znów zwia a! A tu kto stuka go w rami . Nied wied ! Misio przygl da mu si uwa nie, a w ko cu pyta: „Ale ty chyba nie przyby tu na polowanie?” Sten spojrza na Kilgoura, który po chwili u miechn si dobrodusznie. - Racja - powiedzia Sten. I rozejrza si wko o. - Rykor, czy dasz rad tak odczyta z mojego memografu pe ny opis projektu Bravo i metody wytwarzania AM2? - Tak. - To moja pierwsza pro ba. Przygotujemy z tego zgrabny pakiet i podrzucimy go komu z mediów. Mo e tej dziennikarce, Ranett która tak napaskudzi a Imperatorowi. I niech Ranett rozg osi informacj . Wsz dzie. Na ka dym kanale, w ka dym dzienniku, we wszystkich sieciach. Po drugie. Niech Otho we mie z mojego my liwca ta my z zapisem kursu do obszaru nieci ci. Niech ustali jego dok adne wspó rz dne. To te ujawnimy. eby ka dy wiedzia , gdzie szuka AM2. Rykor zachlupota a. - Z wy yn etyki aprobuj - powiedzia a. - Przyznaj te , e dla niejakiego Stena to wybór najlepszy z mo liwych. Ale gdy rozwa ymy jakie skutki b dzie to mia o dla szerokich mas spo ecze stwa... - Nie mog my le za nich - przerwa jej Sten. - Sam ze sob ledwie sobie radz . Jedyne, co mog dla nich zrobi , to powiedzie ... oto jest AM2. Oto s klucze do królestwa. Bierzcie je. Odt d ka dy ma szans zosta królem. Lub krwawym despot . Niech sami sobie urz dz ten wszech wiat. I
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
zmieni go w raj albo pustyni . Ja tego za nich nie zrobi . Nie b bawi si w boga. Ani teraz, ani nigdy. Stenowi zda o si , e zast p widm zaszemra . Z aprobat czy wr cz odwrotnie? Ale oni ju odeszli, przemin li. Dawno i na zawsze. Spojrza na Alexa. - My lisz, e nakrzycz na mnie na „Victory”? - Chyba nie, ch opcze. Chocia zawsze znajdziesz do cymba ów w rodzaju Otha, którzy za wszelk cen gotowi b ci s . Bosakiem b dziesz musia si od nich ogania . - No i dobrze. A teraz raz jeszcze pytam was, czy zostaniecie ze mn ? - Potrzebuj kilka tygodni luzu, szefie. Musz przedstawi mamusi dwie dziewczyny. I da na zapowiedzi, o ile uda mi si zgwa ci jakiego katabasa do nieco nietypowego lubu. Dostan miesi c wolnego? Sten skin g ow . Alex poja nia . Podszed do drzwi, gdzie czeka a ju Rykor. - Ale b dzie zabawa, ch opcze, ale zabawa. Pomy le tylko, ca e galaktyki, które nie s ysza y jeszcze o c tkowanych, pardon, pasiastych w ach. I wyszli razem z Rykor. - Mnie zostawi na koniec - stwierdzi a Sind. - Zgadza si . - Zamierzasz pyta ? - Jasne. A nu masz jakie w asne plany na najbli sze kilka stuleci? Sind nie odpowiedzia a. Poca owa a go. Potem wzi a go za r ... i podeszli razem do drzwi balkonowych. Sind otworzy a je na czyst i mrozem k saj noc. adne z nich nie czu o zimna. Spojrzeli w gór , ku niesko czonemu, gwiezdnemu niebu.
.d o
m
w
o
.c
C
m o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
c u -tr a c k
N y bu to k lic
Co na kszta t wyja nienia Pomys Stena przyszed nam do g owy kilka lat temu. Zainspirowa nas fakt, e w tamtym czasie ma o kto pisa tak fantastyk naukow , na jakiej si wychowali my i któr cenili my. Ostatnio zmieni o to si zreszt na lepsze, co z satysfakcj odnotowujemy. Jednak g ównym motywem by o ogólne wkurzenie. Z jakiego bli ej nie znanego nam powodu fantastyka naukowa zdawa a si zawsze darzy obsesyjn mi ci rozmaite odmiany spo ecznego i politycznego faszyzmu. Osobi cie podejrzewamy, e winna temu mo e by zwyk a ignorancja. Najzgrabniej wyrazi to w swoim czasie Damon Knight. Pisz c w swoim zbiorze esejów „In Search of Wonder” o A. E. van Vogcie, tym enuj cym scientologu, stwierdzi : „W historiach van Vogta, których akcja niemal w komplecie dzieje si w przysz ci, uderza mnie nast puj ca prawid owo : najcz ciej opisywan w nich form rz dów jest monarchia absolutna, za przedstawiani przy tej okazji monarchowie niezmiennie s postaciami sympatycznymi. Mo na powiedzie , e jednym z ulubionych typów bohatera tego pisarza jest «dobroduszny dyktator». ...Nie powiem g no, co my o kim , kto uwielbia monarchi ... Nie odkryj te Ameryki przypominaj c, e teksty te powsta y i zosta y wydane w czasie, gdy tak nasz kraj, jak i ojczyzna van Vogta (Kanada) toczy y wojn z krajem rz dzonym przez dyktatora... „...Monarchia absolutna powsta a jako odpowied na wyzwania feudalizmu i utraci a prawo bytu wraz z jego odej ciem... Wspó czesne próby wpasowania w jej ramy wy ej rozwini tych kultur dowiod y wyra nie swej bezcelowo ci... Prywatnie obywatel van Vogt mo e owa takiego obrotu sprawy, jednak w przypadku pisarza podobna ignorancja urasta do rozmiarów przest pstwa...” W nie. Drugi cytat jest o wiele bardziej znany: John Emerich Edward Dalberg, lord Acton, w li cie do biskupa Mandella Creightona, rok 1887: „W adza korumpuje. W adza absolutna korumpuje absolutnie.” Równie prawdziwe. Uznali my zatem za swoisty absurd, i fantastyka naukowa, chocia dmie nieustannie w wielkie tr by i grzmi trosk o przysz , w gruncie rzeczy marnuje mas papieru na daremne ale i pró ny trud wskrzeszania przesz ci. I tak zrodzi si „Sten”. Wykorzystali my ca nasz bogat i obros cynizmem wiedz , zgromadzon podczas czternastu lat pracy dziennikarskiej, by opisa mechanizmy w adzy i sposoby uprawiania polityki. Postanowili my stworzy Imperium do rozleg e i wiekowe, by mo na by o w nim znale wszystkie typy reprezentowane w obr bie rasy ludzkiej. Chcieli my pokaza je oczami zwyk ego cz owieka, prawdziwego robociarza, który sta si uczestnikiem niezwyk ych wydarze . Musia mie do rozumu i - co najwa niejsze - poczucia humoru, by przetrwa . I mia wyrosn na autentycznego bohatera. Autentycznego wed ug naszych kryteriów, czyli nadal mocno stoj cego nogami na ziemi. Zgodzili my si , e to b dzie d uga opowie . Na osiem ods on. Jedna powie w o miu tomach. Przypuszczali my, e uro nie ona do obj to ci oko o miliona s ów. Dzisiaj dopisali my ostatnie z nich. Historia zosta a opowiedziana. KONIEC tomu 8 (ostatniego)
.d o
m o
.c
C
m
w
o
.d o
w
w
w
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
O W !
PD
O W !
PD
c u -tr a c k
.c