Chloe Neil Świat Chicagowskich Wampirów 04 Bolesne Ugryzienie Tytuł oryginału: Hard Bitten Dla Jeremiego, Baxtera i Scouta, moich trzech ulubionych fa...
9 downloads
36 Views
1MB Size
Chloe Neil Świat Chicagowskich Wampirów 04 Bolesne Ugryzienie Tytuł oryginału: Hard Bitten
Dla Jeremiego, Baxtera i Scouta, moich trzech ulubionych facetów. Ogromne podziękowania dla Sary, mistrzyni Meritowskiego konformizmu.
Palec mię świerzbi, to dowodzi, Że jakiś potwór tu nadchodzi: William Shakespeare
NIE MAGIA ZDOBI CZŁOWIEKA
Późny sierpień Chicago, Illinois
Pracowaliśmy zalani blaskiem reflektorów, które przebijały się smugami przez ciemność Hyde Parku – niemal setka wampirów wietrząca dywaniki, malująca drzwi od szafek i szlifująca wykończenia. Garstka poważnie wyglądających mężczyzn w czerni – dodatkowo wynajętych najemnych faerie, które zatrudniliśmy do ochrony – stała na zewnątrz płotu, który tworzył barierę między szerokim na przecznicę terenem Domu Cadogan i resztą miasta. Częściowo, chronili nas przed drugim atakiem zmiennokształtnych. Wydawało się to mało prawdopodobne, ale tak samo myśleliśmy o pierwszym ataku, którym kierował brat przywódcy Centralnego Stada Ameryki Północnej. Niestety, to nie powstrzymało Adama Keene’a. Chronili nas też przed nowym zagrożeniem. Ludźmi. Spojrzałam w górę sponad eleganckiego, drewnianego wykończenia, które malowałam bejcą. Była już prawie północ, ale złoty blask świec protestujących przebijał się przez szparę w ogrodzeniu. Ich płomienie migotały w
Strona 5
lepkim, letnim powietrzu, trzy albo cztery tuziny ludzi ogłaszających swój cichy sprzeciw wobec wampirów w ich mieście. Popularność była kapryśna. Mieszkańcy Chicago wzniecili zamieszki, kiedy wyszliśmy z ukrycia prawie rok temu. Strach w końcu ustąpił respektowi, dzięki paparazzi i zasięgowi kolorowych magazynów, ale gwałtowność ataku na Dom – i fakt, że broniliśmy się, przez co zmienni zostali ujawnieni światu – zmieniła znowu sytuację. Ludzie nie byli zachwyceni wiedzą, że istniejemy, a skoro były też wilkołaki, to co jeszcze czaiło się w ciemnościach? Przez ostatnie kilka miesięcy byliśmy świadkami niepohamowanego, okropnego uprzedzenia ludzi, którzy nie chcieli nas w swoim sąsiedztwie i obozowali w pobliżu Domu, żeby upewnić się, iż jesteśmy tego świadomi. Moja komórka zawibrowała w kieszeni; otworzyłam ją i odebrałam: – Stolarnia Merit. Mallory Carmichael, moja najlepsza przyjaciółka na świecie – i pełnoprawna czarownica – prychnęła z drugiej strony: – To trochę niebezpieczne, nie? Być wampirzycą pomiędzy tymi wszystkimi niedoszłymi osikowymi kołkami?
Spojrzałam ponad wykończeniem, znajdującym się na koziołkach do piłowania drewna, stojących przede mną. – Nie jestem pewna czy cokolwiek z tego to osika, ale rozumiem twój punkt widzenia. – Z tego wstępu wnioskuję, że stolarka jest znowu w twoim kalendarzu dzisiejszego wieczoru. – Całkiem poprawnie. Skoro już pytasz, nakładam bejcę na jakąś uroczą drewnianą konstrukcję, po czym pewnie nałożę trochę impregnatu… – O mój boże, ziewnięcie – przerwała. – Proszę, oszczędź mi bajek o narzędziach i materiałach. Zaproponowałabym, że wpadnę żeby cię trochę rozerwać, ale właśnie jadę do Schaumburga. Nie magia zdobi człowieka i tak dalej.
Strona 6
To tłumaczyło warkot silnika w tle. – W zasadzie, Mal, nawet gdybyś mogła, to jesteśmy teraz w siedzibie wolnej od ludzi. – Bez jaj – powiedziała. – A kiedy to Darth Sullivan wydał ten dekret? – Kiedy Burmistrz Tate go o to poprosił. Mallory gwizdnęła cicho, a jej głos był równie zmartwiony. – Poważnie? Catcher nawet o tym nie wspomniał.
Catcher był jej obecnym, mieszkającym z nią chłopakiem, czarownikiem, który zajął moje miejsce, gdy wyprowadziłam się do Domu Cadogan kilka miesięcy temu. Pracował też w miejskim biurze Rzecznika Praw Obywatelskich – mojego dziadka – i jego zadaniem było wiedzieć wszystko o wszystkich nadnaturalnych rzeczach. Biuro Rzecznika było pewnego rodzaju paranormalnym działem pomocy technicznej. – Domy trzymają tę informację w ukryciu – przyznałam. – Chodzą słuchy, że Tate zamknął Domy, a ludzie panikują. – Bo myślą, że wampiry stanowią dla ludzi prawdziwe zagrożenie? – Dokładnie. Skoro już mowa o prawdziwym zagrożeniu, czego masz zamiar nauczyć się dzisiaj w Schaumburgu? – Bardzo śmieszne, moja mała, wampirza przyjaciółko. Będziesz mnie kochać i obawiać się mnie, w swoim czasie. – Już tak jest. Nadal bawisz się w eliksiry? – W zasadzie, nie. W tym tygodniu zajmujemy się czymś innym. A co u szefa? Szybka zmiana tematu wydała mi się nieco dziwna. Mallory zazwyczaj uwielbiała zainteresowaną widownię, kiedy na tapecie było nadnaturalne i jej magiczna praktyka. Może to, czego się aktualnie uczyła, było tak nudne jak stolarka, chociaż raczej trudno to sobie wyobrazić. – Ethan Sullivan jest wciąż Ethanem Sullivanem – podsumowałam w końcu. Parsknęła, wyrażając swoją zgodę.
Strona 7
– I pewnie zawsze będzie, będąc nieśmiertelnym i te sprawy. Ale niektóre rzeczy naprawdę się zmieniają. Właśnie – i co ty na taką zmianę – zgadnij, kto ma teraz zatkniętą parę wielkich, starych okularów na swoim idealnym, małym nosku? – Joss Whedon2? – Chociaż zajęło jej trochę przyzwyczajenie się do posiadania magii, Mal od zawsze coś ciągnęło do zjawisk nadnaturalnych, fikcji czy wręcz przeciwnie. Buffy i Spike3 byli szczególnymi obiektami jej uczuć. – Rany, nie. Chociaż, czy to nie byłaby świetna wymówka, żeby wpaść do Whedonświata i, jakby, magicznie poprawić jego wzrok czy coś w tym stylu? W każdym razie, nie. Catcher. Uśmiechnęłam się szeroko. – Catcher nosi okulary? Pan Jestem–Na–Tyle– Uprzejmy–Że–Golę–Sobie–Głowę–Mimo–Że–Nie–Łysieję nosi okulary? Może to wcale nie będzie taka zła noc? – Niezłe, co? Będę szczera, wyglądają na nim całkiem nieźle. Nawet zaproponowałam mu małe abrakadabra, żeby podrasować jego pełną ostrość wzroku, ale odmówił. – Bo? Zniżyła swój głos do całkiem niezłej imitacji. – Bo to by było samolubne użycie magii – marnować moc wszechświata na moje siatkówki.
– To brzmi jak coś, co mogłoby wyjść z jego ust. – Ta. Więc są okulary. I coś ci powiem, one naprawdę działają małe cuda. Totalnie zmieniliśmy kąt w sypialni. Zupełnie jakby był nową osobą. Mam na myśli, że poziom jego energii seksualnej jest tak… – Mallory, dość. Uszy zaczynają mi krwawić. – Świętoszka. – Przeszywający dźwięk klaksonu rozbrzmiał przez telefon, tuż po nim głos Mallory.
Strona 8
– Nauczcie się ustępować, ludzie! No dalej! Okej, mam przed sobą koszmarnych kierowców, więc muszę się rozłączyć. Pogadamy jutro. – Dobranoc, Mal. Powodzenia z kierowcami i magią. – Buziaki – powiedziała, a połączenie zostało przerwane. Wsunęłam telefon z powrotem do kieszeni. Dzięki ci Boże za najlepsze przyjaciółki.
***
Dziesięć minut później, miałam okazję wypróbować moją teorię „Ethan jest wciąż Ethanem”. Nie musiałam się nawet odwracać, żeby wiedzieć, że stoi za mną. Dreszcze biegnące wzdłuż mojego kręgosłupa informowały mnie wystarczająco wyraźnie. Ethan Sullivan, Mistrz Domu Cadogan, wampir, który dołączył mnie do jego szeregów. Po dwóch miesiącach uwodzenia, Ethan i ja spędziliśmy ze sobą wspaniałą noc. Ale to „razem” nie trwało zbyt długo; nabrał rezerwy, gdy stwierdził, że spotykanie się ze mną było zbyt dużym emocjonalnym ryzykiem, którego nie mógł podjąć. Żałował też tej decyzji i spędził minione dwa miesiące na próbach, jak to określił, naprawienia tego. Ethan był wysoki, miał blond włosy, i był niemal nieprzyzwoicie przystojny, od swojego wąskiego nosa, po wyrzeźbione kości
policzkowe i szmaragdowozielone oczy. Był też mądry i oddany swoim wampirom… I złamał mi serce. Dwa miesiące później, mogłam zaakceptować, że bał się, iż nasz związek mógł zagrozić Domowi. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nie czułam pociągu, ale to nie sprawiało, że byłam mniej chętna na rewanż, więc przezornie broniłam swojego stanowiska. – Wartowniczko – powiedział, używając tytułu, który mi nadał. Strażnika Domu, w pewnym sensie. – Są dziś zadziwiająco cicho.
Strona 9
– Rzeczywiście – zgodziłam się. Mieliśmy kilka dni głośnych przyśpiewek, pikiet i bębnów bongo, aż protestujący zdali sobie sprawę, że nie byliśmy świadomi hałasu, który robili za dnia, a mieszkańcy Hyde Parku tolerowaliby hałas po zmierzchu tylko do pewnego czasu. Jeden zero dla Hyde Parku. – Miła odmiana. A jak wam tu idzie? – Wszystko jak należy – powiedziałam, wycierając zabłąkaną kroplę bejcy – ale będę się cieszyć, kiedy już skończymy. Nie sądzę, żeby to był mój konik. – Zapamiętam to, przydzielając cię do innych projektów w przyszłości. – Mogłam usłyszeć rozbawienie w jego głosie. Po daniu sobie sekundy na zebranie
siły woli, podniosłam na niego wzrok. Dzisiejszego wieczoru, Ethan miał na sobie dżinsy i wysmarowaną farbą koszulkę, a jego złote, sięgające ramion włosy były związane na karku. Jego ubiór mógł być swobodny, ale nie było mowy o niedostrzeżeniu powiewu mocy i niezachwianej pewności, która cechowała tego księcia wśród wampirów. Z rękoma na biodrach, obserwował swoich ludzi. Mężczyźni i kobiety pracowali przy stołach i kozłach do piłowania drewna na całym frontowym trawniku. Jego szmaragdowe spojrzenie śledziło każdego pracownika po kolei, oceniając postęp, ale jego ramiona były napięte, jakby zawsze był przygotowany na niebezpieczeństwo czające się za bramą. Ethan był nie mniej przystojny w dżinsach i butach do biegania, gdy obserwował uważnie swoich wampirzych krewnych. – Jak się mają sprawy w środku? – zapytałam. – Toczą się, aczkolwiek powoli. Wszystko działoby się szybciej, gdybyśmy mogli przyprowadzić ludzkich robotników. – To, że nie możemy ich przyprowadzić, pozbawia nas ryzyka sabotażu – zauważyłam.
Strona 10
– I ryzyka, że tynkarz skończyłby jako przekąska – zamyślił się. Ale kiedy
spojrzał na mnie ponownie, zmarszczka spowodowana zmartwieniem pojawiła się między jego oczami. – O co chodzi? – zapytałam. Ethan odegrał swój popisowy ruch – uniesienie brwi. – Cóż, oczywiście poza protestującymi i ciągłym niebezpieczeństwem ataku – powiedziałam. – Tate dzwonił. Poprosił o spotkanie z naszą dwójką. Tym razem to ja byłam tą, która uniosła brwi. Seth Tate, burmistrz Chicago już drugą kadencję, który generalnie unika kontaktów z trzema Mistrzami wampirów tego miasta. – W jakim celu chce się spotkać? – Tym, jak mniemam – odparł, wskazując ręką na protestujących. – Myślisz, że chce się ze mną widzieć, bo on i mój ojciec są przyjaciółmi, czy raczej dlatego, że pracuje dla niego mój dziadek? – Dlatego, albo ze względu na to, że burmistrz może być, w rzeczywistości, tobą oczarowany. Wywróciłam oczami, ale nie mogłam powstrzymać fali gorąca, którą poczułam na policzkach. – Nie jest mną oczarowany. Po prostu lubi być ponownie wybierany. – Jest oczarowany, nie żebym nie był w stanie tego zrozumieć. I nawet nie widział cię jeszcze podczas walki. – Głos Ethana był słodki. Pełen nadziei. Ciężki do zignorowania. Był taki troskliwy i pochlebny od tygodni. Co wcale nie oznacza, że nie bywał sarkastyczny. W końcu wciąż był
Ethanem, wciąż był Mistrzem wampirów Domu pełnego Nowicjuszy, którzy nie zawsze go zadowalali, a ponadto zbliżał się do zakończenia wielomiesięcznego odnawiania Domu. W Chicago budowy nie zawsze szły szybko, a nawet odbywały się wolniej, gdy ich przedmiotem była trzypiętrowa kryjówka
Strona 11
wampirów. Kryjówka będąca architektonicznym klejnotem, jasne, ale nadal to kryjówka nocnych krwiopijców, bla, bla, bla. Nasi ludzcy dostawcy byli często powściągliwi, jeśli chodzi o pomoc, a to nie bardzo podobało się Ethanowi. Pominąwszy remont, Ethan robił wszystko jak należy, wykonywał wszystkie odpowiednie posunięcia. Problem w tym, że nadszarpnął moje zaufanie. Miałam nadzieję na szczęśliwe zakończenie, ale nie byłam jeszcze przygotowana, żeby zaufać temu konkretnemu Księciu Z Bajki i odjechać z nim ku zachodzącemu słońcu. Dwa miesiące później, ból – i upokorzenie – nadal były zbyt prawdziwe, a rana zbyt świeża. Nie byłam na tyle naiwna, żeby zaprzeczyć, że coś było pomiędzy mną a Ethanem, albo że istniała możliwość, iż przeznaczenie znowu nas połączy. W końcu, Gabriel Keene, lider Centralnego Stada Ameryki Północnej, w jakiś sposób podzielił się ze mną wizją o parze zielonych oczu, które mogły należeć do Ethana… Ale nie należały. (Wiem. „Co u diabła?” było też moją
reakcją.) Chciałam mu wierzyć. Tak jak każda dziewczyna w Ameryce, czytałam książki i widziałam filmy, w których chłopak zdaje sobie sprawę, że podjął straszliwą decyzję… I wraca. Chciałam wierzyć, iż Ethan żałował, że mnie stracił, że to było prawdziwe, i że jego obietnice były szczere. Ale to nie była gra. I jak zauważyła Mallory, czy nie byłoby lepiej, gdyby chciał mnie od początku? W międzyczasie, gdy porównywałam starego Ethana i nowego Ethana, odgrywałam rolę posłusznej Wartowniczki. Traktowanie wszystkiego profesjonalnie dało mi przestrzeń i granice, których potrzebowałam… I dawało mi bonusową możliwość irytowania go. Niedojrzałe? Pewnie. Ale kto by nie skorzystał z okazji i nie szczypał w nos swojego szefa, gdyby miał taką możliwość? Poza tym, większość wampirów było członkami tego czy innego Domu, a ja byłam nieśmiertelna. Nie mogłam do końca unikać pracy z Ethanem bez skazywania się na wieczność spędzoną jako wyrzutek. To oznaczało,
Strona 12
że musiałam jak najlepiej wykorzystać sytuację. Unikając intymności w jego głosie, uśmiechnęłam się grzecznie do niego. – Mam nadzieję, że zobaczy mnie podczas walki. Jeśli będę awanturować się w obecności burmistrza, sytuacja zdecydowanie się pogorszy. Kiedy wychodzimy? Ethan był cicho wystarczająco długo, żebym mogła na niego spojrzeć, zobaczyć szczerość na jego twarzy. Uderzało to w struny mojego serca – widzieć go tak zdecydowanego co do mnie. Ale cokolwiek los miał dla nas w zanadrzu, nie miałam zamiaru przekonywać się o tym właśnie dzisiaj. – Wartowniczko. W jego głosie było delikatne potępienie, ale trzymałam się planu. – Tak, Seniorze? – Bądź uparta, jeśli chcesz, jeśli musisz, ale oboje wiemy, jak to się skończy. Starałam się zachować pokerową twarz. – Skończy się tak, jak zawsze – z tobą jako Mistrzem i ze mną jako Wartowniczką. Przypomnienie naszych pozycji musiało zadziałać. Tak nagle jak włączyło swój urok, tak samo szybko go wyłączył. – Bądź na dole za dwadzieścia minut. Załóż swój kostium. – I już go nie było, celowo szedł zamaszystym krokiem z powrotem do Domu Cadogan. Przeklęłam po cichu. Ten facet wpędzi mnie do grobu.
Strona 13
ROZDZIAŁ II
GARŚĆ WAMPIRÓW
Opuszczanie Domu Cadogan kiedyś wymagało użycia fortelu, aby uniknąć rozdrażnienia paparazzich, czekających na rogu, aby zdobyć kilka naszych zdjęć. Teraz było to w zasadzie niebezpieczne. Oboje byliśmy w czarnych kostiumach (oficjalny strój Cadogan) i w czarnym mercedesie cabrio Ethana, zgrabnym i szybkim roadsterze4 zaparkowanym w garażu pod Domem. Wjechaliśmy na podjazd, który prowadził na zewnątrz, poczekaliśmy chwilę, podczas gdy jeden z faerie przy bramie pchnął ją i otworzył. Drugi stał na wprost podjazdu, a jego czujny wzrok skupiony był na protestujących, którzy zaczynali przesuwać się w naszym kierunku.
Wyjechaliśmy na ulicę. Faerie przy bramie zamknął ją ponownie, po czym dołączył do swojego partnera przy samochodzie. Musieliśmy się wlec, gdy ludzie, ze świecami w dłoniach, zaczęli się wokół nas zbierać. Poruszali się bezdźwięcznie, ich twarze były puste, jak u czcicieli zombie. Ich milczenie było niepokojące. To było gorsze, według mnie, niż gdyby wykrzykiwali antywampirze epitety, albo wulgaryzmy. – Najwidoczniej nas widzieli – wymamrotał Ethan, z lewą ręką na kierownicy, a prawą na dźwigni zmiany biegów. – Tak, widzieli. Chcesz, żebym wysiadła? – Mimo że bardzo doceniam propozycję, pozwólmy jednak faerie się tym zająć.
Strona 14
Jakby na sygnał, faerie zajęły pozycje, każdy przy drzwiach. – Płacimy im, prawda? Za ochronę? – Tak – odparł Ethan. – Chociaż, skoro nienawidzą ludzi nawet bardziej niż nas, to prawdopodobnie tego zadania podjęłyby się za darmo.
Więc faerie nie znosiły wampirów, ale ludzi nawet bardziej. Niektórzy ludzie nienawidzili wampirów i, jeśli wiedzieliby czym są faerie, najprawdopodobniej również ich by znienawidzili. A wampiry? Cóż, wampiry były jak politycy. Chcieliśmy się zaprzyjaźnić ze wszystkimi. Chcieliśmy być lubiani. Chcieliśmy kapitału politycznego, który moglibyśmy wymieniać później na polityczne korzyści. Ale wciąż byliśmy wampirami, i bez względu na to, jak polityczni i społeczni byśmy nie byli, nadal byliśmy inni. Cóż, przynajmniej większość z nas. Ethan często podkreślał, że byłam bardziej ludzka niż większość, pewnie dlatego, że byłam wampirem dopiero od kilku miesięcy. Ale patrząc na protestujących, czułam się nieco bardziej wampirem niż zwykle. Protestujący wpatrywali się w okna, trzymając swoje świece, skierowane w stronę samochodu, jakby sama bliskość płomienia wystarczyła, żebyśmy zniknęli. Na szczęście, ogień nie był dla nas bardziej niebezpieczny niż dla ludzi. Ethan trzymał obie ręce na kierownicy, manewrując mercedesem przez tłum. Toczyliśmy się powoli, co krok tłoczący się ludzie tworzyli chmurę tak gęstą, że nie widzieliśmy drogi przed nami. Faerie szły obok samochodu, trzymając jedną rękę na dachu małego roadstera niczym członkowie Tajnej Służby w prezydenckim konwoju. Jechaliśmy powoli, ale się poruszaliśmy. Podczas jazdy, minęliśmy dwoje nastolatków, stali po mojej stronie samochodu, ze złączonymi rękoma – chłopak i dziewczyna. Byli tak młodzi, mieli na sobie szorty i bezrękawniki, jakby spędzili dzień na plaży. Ale ich twarze opowiadały inną historię. W ich oczach była nienawiść, nienawiść zbyt intensywna
jak na szesnastolatków. Dziewczyna miała rozmazaną maskarę pod oczami, jakby
Strona 15
płakała. Chłopak przypatrywał się dziewczynie, jego nienawiść do mnie mogła być pobudzania przez uczucie do dziewczyny. Z rażącą zajadłością zaczęli skandować „Żadnych więcej wampirów! Żadnych więcej wampirów! Żadnych więcej wampirów!” W kółko wykrzykiwali tę mantrę z fanatyzmem w głosie, jak anioły gotowe do uderzenia. – Taki gniew w tym wieku – powiedziałam cicho. – Gniew nie jest tylko dla starych – zauważył Ethan. – Nawet młodzi mogą doświadczyć nędzy, tragedii i przedzierzgnąć smutek w nienawiść. Reszta tłumu podjęła inicjatywę nastolatków. Przyłączali się pojedynczo, powtarzając slogan, aż cały tłum tworzył „chór nienawiści”. – Wynoście się z naszej dzielnicy! – krzyczał człowiek blisko samochodu, szczupła kobieta około pięćdziesiątki lub sześćdziesiątki, o długich, siwych włosach, ubrana w białą koszulkę i spodnie khaki. – Wracajcie skąd przyszliście! Ponownie usiadłam prosto. – Jestem z Chicago – wymamrotałam. – Urodzona i wychowana. – Myślę, że mieli na myśli bardziej nadnaturalne dominium – powiedział Ethan. – Piekło, być może, albo jakiś równoległy wymiar, zamieszkiwany wyłącznie przez wampiry, wilkołaki, w każdym razie, z dala od ludzi.
– Albo chcą nas w Gary5 zamiast w Chicago. – Albo to – przyznał. Zmusiłam się, by patrzeć przed siebie, izolując się od twarzy w szybach, pragnąc, bym mogła stać się niewidzialna, albo w jakiś sposób wtopić się w skórzaną tapicerkę i uniknąć dyskomfortu słuchania ludzi krzyczących, jak bardzo mnie nienawidzą. To bolało, bardziej niż przypuszczałam, bycie otoczoną przez ludzi, którzy mnie nie znali, ale jednak byliby szczęśliwsi, gdybym zniknęła i dłużej nie zanieczyszczała ich dzielnicy. – To z czasem staje się prostsze – powiedział Ethan. – Nie chcę, żeby było łatwiej. Chcę być akceptowana, taka jaka jestem.
Strona 16
– Niestety, nie każdy docenia twoje lepsze cechy. Ale są tacy wśród nas, którzy doceniają. Minęliśmy rodzinę – ojciec, matka i dwóch młodych synów – trzymającą ręcznie robiony znak z napisem HYDE PARK NIENAWIDZI WAMPIRÓW. – A na to – Ethan zrzędził – mam bardzo mało cierpliwości. Dopóki dzieci nie są wystarczająco dorosłe, by mogły dochodzić do własnych wniosków o
wampirach, nie powinny być włączane do sporu. Z pewnością nie powinny dźwigać ciężaru uprzedzeń swoich rodziców. Skinęłam głową i skrzyżowałam ręce na piersi, zapadając się w sobie. Po jakichś trzydziestu metrach, tłum protestujących zmniejszył się, potrzeba krytykowania nas najwidoczniej malała, w miarę jak oddalaliśmy się od Domu. Wrócił mi nastrój i podążyliśmy na północny wschód, w stronę Creeley Creek, które mieściło się w historycznej dzielnicy Chicago Prairie Avenue. Spojrzałam na Ethana. – Czy pomyśleliśmy o konferencji prasowej czy czymś takim, żeby odpowiedzieć na nienawiść? Oświadczenie administracji państwowej, albo fora zapoznawcze? Cokolwiek, żeby pomóc im uświadomić sobie, że nie jesteśmy wrogami? Uśmiechnął się złośliwie. – Nasza Przewodnicząca Życia Towarzyskiego znowu na posterunku? Jako karę za wyzwanie Ethana na pojedynek – chociaż w tamtym czasie cierpiałam na lekkie wampirze rozdwojenie jaźni – Ethan ogłosił mnie Przewodniczącą Życia Towarzyskiego Domu. Uznał, że to idealna kara dla dziewczyny, która spędzała więcej czasu w swoim pokoju, niż na poznawaniu kolegów wampirów. Przyznaję, że byłam molem książkowym – byłam studentką ostatniego roku literatury angielskiej zanim zostałam przemieniona – choć robiłam inwazje. Oczywiście, atak zmiennych zepsuł moje plany na integracyjnego grilla. – Jestem tylko wampirem Nowicjuszem, próbującym przebrnąć przez noc z nieco mniejszą dozą nienawiści. Poważnie – można by to rozważyć.
Strona 17
– Julia nad tym pracuje. – Julia? – Dyrektor do spraw marketingu i PR6. Ha. Nawet nie wiedziałam, że mamy kogoś takiego. – Może moglibyśmy zorganizować loterię podczas jednego ze spotkań Nowicjuszy w przyszłym roku – zasugerowałam. – Niech ludzie zobaczą, jak to jest być wampirem Cadogan? – Mam złoty bilet – Ethan zaczął śpiewać, po czym zachichotał. – Coś w tym stylu. Oczywiście, jeśli damy ludziom taką możliwość, to prawdopodobnie wzrośnie prawdopodobieństwo dostania się do Domu sabotażysty. – A ja uważam, że ostatnimi czasy dział sabotażystów jest raczej pełen. Myśląc o dwóch zdradzieckich wampirach, które Dom stracił odkąd się wprowadziłam, skinęłam głową. – Zgadzam się z tobą całym sercem. Powinnam była odpukać w niemalowane drewno, zaoferować chociaż najmniejszą ochronę przeciwko pechowi, który na nas ściągnęłam gadaniem o sabotażu… bo nagle wyglądało to tak, jakby protestujący już wcześniej to sobie zarezerwowali.
Przednie światła naszego samochodu omiotły dwa SUV–y zaparkowane ukośnie pośrodku ulicy, a przed nimi sześciu zwalistych mężczyzn, wszyscy nosili czarne koszulki i spodnie bojówki. – Trzymaj się! – krzyknął Ethan, kręcąc kierownicą z piskiem palonej gumy. Roadster przechylił się w prawo, obracając się zgodnie z ruchem wskazówek zegara, aż zatrzymaliśmy się prostopadle do SUV–ów. Podniosłam wzrok. Trzech z mężczyzn obiegło nas, z bronią przypasaną do bioder, otaczając samochód, zanim Ethan mógł wyjechać z blokady. – Jakoś nie jestem zachwycona tą sytuacją – wyszeptałam.
6 http://pl.wikipedia.org/wiki/Public_relations
Strona 18
– Ja też nie – powiedział Ethan, wyjmując swoją komórkę i wciskając klawisze. Założyłam, że wzywał wsparcie, co, jak dla mnie, było w porządku. – Wojskowi? – spytałam Ethana, a moje serce biło jak szalone. – To mało prawdopodobne, żeby oficjalne wojsko postępowało w stosunku do nas w taki sposób. Nie wtedy, gdy są znacznie łatwiejsze sposoby z potencjalnie mniejszymi stratami wśród cywilów. – Czymkolwiek innym są, zakładam, że mają antywampirze nastawienie.
Dwaj ze stojącej przed samochodem trójki wyjęli broń z kabur, podeszli do nas i otworzyli drzwi. – Wysiadać – powiedzieli jednocześnie. W myślach sprawdziłam swoje wyposażenie – miałam swój sztylet, ale nie miałam miecza. Miałam nadzieję, że nie będę go potrzebować. – Z pewnością antywampirze – wymamrotał Ethan, po czym powoli uniósł ręce w górę. Zrobiłam to samo. – Spokojnie, Wartowniczko – powiedział do mnie telepatycznie. – Nie mów nic, chyba, że będzie to absolutnie niezbędne. – Ty tu jesteś szefem – odparłam. – Wszystkie dowody wskazują, że jest wprost przeciwnie. – Słów nie dało się słyszeć, ale złośliwość była oczywista. Wyszliśmy na ciemną ulicę Chicago. Wibracja w powietrzu – brzęczenie stali, które mogłam wyczuć po tym, jak moja katana została zahartowana krwią – była intensywna. Ci kolesie, kimkolwiek byli, byli dobrze uzbrojeni. Trzymając ręce w górze, z ich bronią wycelowaną w nasze serca, zostaliśmy odprowadzeni przed mercedesa. Jako wampiry uleczaliśmy się wystarczająco szybko, więc kule, generalnie, by nas nie wykończyły. Osikowy kołek w serce, jednakże, bez wątpienia załatwiłby sprawę. Teraz, kiedy o tym myślałam, ich broń nie do końca wyglądała na fabryczną, wyglądała na przerobioną, na zamówienie, z wylotami lufy nieco szerszymi od tych, które należały do broni z arsenału Domu.
Strona 19
– Czy to możliwe, żeby zmodyfikować broń tak, aby strzelała osikowymi kołkami? – spytałam Ethana. – Wolałbym się o tym nie przekonywać – odparł. Mój brzuch ścisnął się z nerwów. Już przywykłam do tego, że moja robota przewidywała akty agresji, zazwyczaj wywoływane przez szalonych paranormalnych, skierowane przeciwko mnie, lub przeze mnie. Ale to nie byli nadprzyrodzeni. To byli uzbrojeni ludzie, którzy najwyraźniej wierzyli, że są ponad prawem, uważali, że mogą nas zatrzymać i trzymać na muszce w naszym własnym mieście. Trzeci mężczyzna stojący przed nami – duży i gruby, ze skórą poznaczoną bliznami po trądziku oraz po wojskowemu ściętymi włosami – wystąpił na przód. Miej go na oku, zabrzmiał głos Ethana w mojej głowie. Trudno przegapić ludzki czołg zmierzający prosto na mnie. – Myślicie, że nie wiemy co robicie naszemu miastu? – zapytał Czołg. – Zabijacie nas. Podkradacie się nocą, wyciągając z łóżek. Wabicie, potem wysuszacie,
aż nic nie zostanie. Moja klatka piersiowa zacisnęła się pod wpływem jego słów. Na pewno nie zrobiłam żadnej z tych rzeczy, nie znałam także innego wampira, który to robił, przynajmniej nie odkąd Celina Desaulniers, chicagowska zła wampirzyca, zniknęła ze sceny. Ale Czołg wydawał się być pewny swoich racji. – Nic ci nie zrobiłam – powiedziałam. – Nigdy cię nie spotkałam, a ty nie wiesz nic o mnie poza tym, że jestem wampirzycą. – Suka – mruknął, ale odwrócił głowę do tyłu, gdy tylne drzwi po lewej stronie SUV-a się otworzyły. Dwie obute stopy uderzyły o chodnik i ukazał się mężczyzna w takim samym mundurze. W przeciwieństwie do innych, ten był przystojny, z dużymi oczami w kształcie migdałów, z wysokimi, ostrymi kośćmi policzkowymi, a na jego głowie rysował się idealny przedziałek. Z rękoma za plecami, podszedł do nas, podczas gdy Czołg zamykał drzwi samochodu. Zgadywałam, że Nowy Kolega był szefem.
Strona 20
– Pan Sullivan. Panna Merit – powiedział. – A ty jesteś? – zapytał Ethan. Nowy Kolega uśmiechnął się szeroko. – Możecie mnie nazywać… McKetrick. – Pauza sprawiła, że zabrzmiało to, jakby właśnie zdecydował się na takie imię. –
To niektórzy z moich „przyjaciół”. Zwolenników, jeśli wolicie. – Twoje maniery pozostawiają wiele do życzenia – ton Ethana był bezbarwny, ale zła magia była wyczuwalna w powietrzu. McKetrick skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. – Uważam tę obrazę za raczej śmieszną, panie Sullivan, zwłaszcza, że pochodzi od „intruza” w naszym mieście. – „Intruza?” – Jesteśmy ludźmi. Wy jesteście wampirami. Gdyby nie efekt genetycznej mutacji, bylibyście tacy jak my. To czyni z was odmieńców, a przez to jesteście nieproszonymi gośćmi w naszym mieście. Gośćmi, którzy muszą pamiętać o manierach i odejść – jego ton był rzeczowy, jakby nie zasugerował właśnie, że byliśmy genetycznymi anomaliami, które mają się wynieść z miasta. – Przepraszam – powiedział Ethan, ale McKetrick podniósł dłoń. – Wynieście się, teraz – powiedział. – Wiem, że mnie rozumiesz. Wydajesz się być inteligentnym mężczyzną, tak jak twoja koleżanka tutaj. Przynajmniej według tego, co wiemy o jej rodzicach. Moi rodzice – Meritowie – byli nowobogackimi w Chicago. Mój ojciec był prawdziwym inwestorem nieruchomości, wspominanym codziennie w gazetach. Bystry, ale bezwzględny. Nie byliśmy ze sobą blisko, co sprawiło, że nie byłam uszczęśliwiona porównaniem do jego narcystycznego obrazu z gazet. Nie pozwól mu cię zdenerwować, powiedział cicho Ethan. Wiesz kim jesteś. – Twoje uprzedzenia – powiedział głośno – to nie nasz problemem. Proponujemy, żebyście odłożyli broń i ruszyli swoją drogą. – Ruszyli swoją drogą? To naprawdę paradne. A twój rodzaj po prostu pójdzie
własną drogą bez sprowadzania na miasto totalnej, nadprzyrodzonej wojny? –
Strona 21
Potrząsnął głową. – Nie, dziękuję, panie Sullivan. Ty i twoi musicie się spakować, wyjechać i na tym koniec. – Jestem z Chicago – powiedziałam, przyciągając jego uwagę. – Urodzona i wychowana. Podniósł palec. – Urodzona i wychowana jako człowiek, zanim nie zmieniłaś strony. Prawie go poprawiłam, powiedziałam mu, że Ethan mnie uratował przed seryjnym zabójcą wynajętym przez Celinę i przywrócił do życia po ataku. Mogłam mu także powiedzieć, że nie ważne z jakimi wyzwaniami mierzyłam się jako wampirzyca, Ethan był powodem, dla którego wciąż wstrzymywałam oddech. Nie sądziłam jednak, aby McKetrick był usatysfakcjonowany, gdyby dowiedział się, że niemal zostałam zabita przez jednego wampira, a zmieniona bez zgody przez drugiego. – Żadnej odpowiedzi? – zapytał McKetrick. – Nic dziwnego. Biorąc pod uwagę chaos, jaki twój „Dom” już spowodował w Chicago, również nie jestem pewien, czy na twoim miejscu bym polemizował. – Nie zaatakowaliśmy naszego Domu – powiedziałam. – Zostaliśmy
zaatakowani. McKetrick podniósł głowę, fałszywy uśmiech zagościł na jego twarzy. – Ale musicie przyznać, że go sprowokowaliście. Bez was, nie byłoby żadnej przemocy. – Wszystko czego chcemy, to zająć się własnymi sprawami. McKetrick uśmiechnął się „dobrodusznie”. Nie był nieatrakcyjnym mężczyzną, ale ten uśmiech – tak spokojny i pewny siebie – był przerażający. – To bardzo mi pasuje. Wystarczy, że przeniesiecie swoje interesy gdzie indziej. Tak, teraz wydaje się być wszystko jasne, Chicago was nie chce. Rysy Ethana stwardniały. – Nie zostałeś wybrany. Nie zostałeś upoważniony. Nie masz żadnego prawa wypowiadać się w imieniu miasta. – Miasta, które jest pod waszym urokiem? Miasta, które w końcu zaczyna rozumieć waszą odmienność? Czasami, panie Sullivan, świat potrzebuje proroka
Strona 22
przewodnika. Mężczyzny, który potrafi spojrzeć poza teraźniejszość, zobaczyć przyszłość, który rozumie, co jest konieczne. – Czego chcesz? Zaśmiał się. – Chcemy odzyskać nasze miasto, oczywiście. Chcemy odejścia wszystkich wampirów z Chicago. Nie obchodzi nas, gdzie pójdziecie – po prostu nie chcemy was tutaj. Mam nadzieję, że zrozumieliście?
– Pieprz się – powiedział Ethan. – Pieprzę cię i twoje uprzedzenia. McKetrick wyglądał na rozczarowanego, jakby rzeczywiście oczekiwał, że Ethan uzna „błędy” własnego postępowania. Otworzył usta, by zaripostować, ale nim mógł odpowiedzieć, usłyszałam to: tnący noc, jak huk grzmotu, dudniący dźwięk rury wydechowej. Spojrzałam za siebie i ujrzałam światła kilkunastu reflektorów – wszystkie zmierzały w naszym kierunku niczym strzały. Motory. Zaczęłam się uśmiechać, gdyż teraz wiedziałam z kim Ethan kontaktował się przez telefon. To nie były po prostu motory, to byli zmienni. Kawaleria nadjechała. Żołnierze spojrzeli na swojego lidera, niepewni co powinni zrobić. Przecinali ciemność niczym rekiny na chromie. Dwanaście gigantycznych, błyszczących, nisko zawieszonych motorów, po jednym zmiennym na każdym – muskularnych i odzianych w skóry, gotowych do walki. A ja mogłam zaświadczyć o ich predyspozycjach do walki. Widziałam jak walczą, wiedziałam, do czego są zdolni, a mrowienie, które podniosło włosy na moim karku, wskazywało, że byli dobrze uzbrojeni. Poprawka – jedenastu z nich było muskularnych i pokrytych skórą. Dwunastą była drobna brunetka z burzą długich, kręconych włosów, teraz ściągniętych do tyłu pod czapką Arizona Cardinals7. Fallon Keene, jedyna siostra wśród sześciu braci Keene, nadano im imiona alfabetycznie od Gabriela do Adama, który został usunięty z Centralnego Stada Ameryki Północnej i przekazany w „kochające
Strona 23
ramiona” konkurencyjnego stada po tym, jak zabił ich lidera. Nikt nie miał kontaktu z Adamem od wymiany. Biorąc pod uwagę jego zbrodnie, zakładałam, że to nie był dobry znak. Kiwnęłam do Fallon, a ona odwzajemniła się szybkim zasalutowaniem i zdecydowałam, że jakoś przeżyję jej kiepski wybór lojalności baseballowej. Gabriel Keene, Pierwszy Alfa, prowadził motor z przodu, jego słoneczno– brązowe włosy były zebrane w kucyk, a bursztynowe oczy oceniały sytuację. Wyglądało to groźnie. Wiedziałam lepiej. Gabriel unikał przemocy, chyba że była ona absolutnie konieczna. Nie obawiał się jej, ale jej nie szukał. Gabriel obrócił motor jednym skrętem nadgarstka, i jak za pomocą magii, ludzie McKetricka wycofali się do swojego samochodu. Gabe skierował wzrok na mnie. – Problemy, Kotek? Spojrzałam na McKetricka, który przyglądał się motorom, oraz ich właścicielom z nerwowym wyrazem twarzy. Zgadłam, że jego antywampirza brawura nie obejmowała zmiennych. Po chwili zdołał odzyskać opanowanie, a jego oczy ponownie skupiły się na nas. – Niecierpliwie będę oczekiwał na dokończenie naszej rozmowy w bardziej sprzyjających warunkach – powiedział McKetrick. – Będziemy w kontakcie. W
międzyczasie, unikajcie kłopotów – z tymi słowami wśliznął się do SUV-a i reszta jego „przyjaciół” żołnierzy zrobiła to samo. Byłam nieco rozczarowana. Prawie życzyłam sobie, by byli na tyle naiwni i zaatakowali, chętnie zobaczyłabym, jak Keene'owie okładają ich pięściami do nieprzytomności. Z rykiem wydobywającym się z tłumików, SUV-y ruszyły przed siebie i odjechały. Szkoda, że to nie definitywne zakończenie sprawy. Sprawdziłam tablice rejestracyjne, ale nie było ich. Albo jeździli bez tablic, albo zdjęli je na naszą pogawędkę. Gabe spojrzał na Ethana. – Kim był G.I. Joe8?
Strona 24
– Powiedział, że nazywa się McKetrick. Przedstawia siebie jako obrońcę przed wampirami. Chce wypędzić wszystkie wampiry z miasta. Gabe zacmokał. – Prawdopodobnie nie jest jedyny – powiedział, spoglądając na mnie. – Kłopoty same cię znajdują, Kotek. – Jak Ethan może potwierdzić, nie miałam z tym nic wspólnego. Jechaliśmy w kierunku Creeley Creek, gdy trafiliśmy na blokadę. Wyskoczyli z bronią.
Gabe przewrócił oczami. – Tylko wampiry uważałyby to za ograniczenie, zamiast za wyzwanie. W końcu jesteście nieśmiertelni. – I wolimy, aby tak pozostało – powiedział Ethan. – Broń nie wyglądała na zwyczajną. – Antywampirze pociski? – zapytał Gabriel. – Nie zdziwiłoby mnie to. McKetrick wyglądał na zdolnego do tego. – A mój miecz został w „Domu” – powiedziałam do Gabe'a. – Daj mi metr stali, a zdejmę kogokolwiek zechcesz. Przewrócił oczami, po czym obrócił motor i spojrzał na Ethana. – Jechaliście do Creeley Creek? – Tak. – Więc macie osobistą eskortę. Wskakuj do auta i jedźmy. – Jesteśmy ci dłużni. Gabriel potrząsnął głową. – Zapisz to sobie, jako jeszcze jedno nacięcie na tabliczce mojego długu wobec ciebie, Merit. Wspominał już wcześniej o tym długu. Ja wciąż nie miałam pojęcia, co miał na myśli jako ten dług, ale i tak skinęłam i pobiegłam do Mercedesa. Wśliznęłam się do środka. – Powiedziałeś, że faerie nienawidzą ludzi. W tej chwili, mam wrażenie, że „nienawiść” to nieodpowiednie słowo. Wygląda na to, że możemy dodać kolejną pozycję do listy zagrożeń. – To wydaje się być przypadek – powiedział, włączając silnik. – Przynajmniej wciąż przyjaźnimy się ze zmiennymi – powiedziałam, gdy minęliśmy znak stopu, a zmienni stworzyli ochronne V wokół samochodu.
Strona 25
– I ponownie, oficjalnie stali się wrogami ludzi. Przynajmniej część z nich. Ruszyliśmy w dół ulicy, nabierając prędkości, eskortowani przez zmiennych, odwróciłam się w kierunku drogi i westchnęłam. – Niech dobre czasy się rozpoczną.
Strona 26
ROZDZIAŁ III
OPORYSTYKA NAUKOWA
Creeley Creek był budynkiem w preriowym stylu – niski i poziomy, z dużą ilością długich okien, wysuniętych, dachowych okapów i nagiego, miodowego drewna. Był większy niż przeciętny dom preriowy, wybudowany u schyłku XX wieku przez architekta o rozdmuchanym ego. Gdy pierwszy właściciel zmarł, stan podarował dom miastu Chicago, które uznało go za oficjalną siedzibę burmistrza. Był dla Chicago tym, czym Gracie Mansion dla Nowego Jorku. Obecnie mieszkający tam polityk był taki, jakiego chciało Chicago. Przystojny. Popularny. Mistrz sztuki oratorskiej, mający przyjaciół po obu stronach balustrady. Czy podobał ci się jego sposób prowadzenia polityki, czy nie, trzeba było przyznać, że był naprawdę dobry w tym, co robił. Brama otworzyła się, gdy przyjechaliśmy. Strażnik, który stał w środku szklanej budki na końcu ulicy, skierował nas na teren Creeley Creek. Ethan zatoczył koło Mercedesem wokół podjazdu i skręcił na mały parking za domem. – Z Domu wampirów do domu polityków – wymamrotał, gdy szliśmy w kierunku frontowych drzwi. – Powiedział najbardziej związany z polityką ze wszystkich wampirów – przypomniałam mu, a w odpowiedzi dostałam warknięcie. Ale nie ustępowałam. To on przehandlował związek ze mną za polityczne względy. – Nie mogę się doczekać – powiedział, kiedy przeszliśmy przez czystą drogę, wyłożoną cegłą – aż ty przejmiesz stery.
Strona 27
Uznałam, że myśli o dniu, w którym zostanę Mistrzem wampirów. Nie było to coś, czego oczekiwałam z niecierpliwością, ale wydostałabym się z Domu Cadogan. – Nie możesz się tego doczekać, bo będziemy równi? Politycznie, oczywiście? Posłał mi suche spojrzenie. – Bo lubię patrzeć jak wijesz się pod wpływem presji. – Czarująco – wymamrotałam. Kobieta w dopasowanym granatowym kostiumie stała na wprost podwójnych drzwi frontowych, pod wystającym gzymsem. Jej włosy były ściągnięte w ciasny kok, nosiła też grube okulary w rogowej oprawie. Kontrastowały dość ostro ze szpilkami na platformie. Może miała zamiar pretendować do roli seksownej bibliotekarki? – Panie Sullivan. Merit. Jestem Tabitha Bentley, asystentka burmistrza. Burmistrz jest gotowy was przyjąć, ale rozumiem, że powinniśmy załatwić najpierw pewne formalności? – Podniosła wzrok na próg nad nami. Legenda głosiła, że wampiry nie mogły wejść do budynku, jeśli nie zostały wcześniej zaproszone do środka. Ale jak większość innych związanych z kłami mitów, ten bardziej dotyczył zasad, niż magii. Wampiry kochały zasady – co pić, gdzie stać, jak zwracać się do wampirów wyższych rangą i tak dalej. – Bylibyśmy wdzięczni za oficjalne zaproszenie burmistrza – powiedział
Ethan, bez wyłuszczania detali tej prośby. Skinęła sztywno. – Zostałam upoważniona do zaoferowania zaproszenia do Creeley Creek dla ciebie i Merit. Ethan uśmiechnął się grzecznie. – Dziękujemy ci za gościnność i akceptujemy twoje zaproszenie. Umowa została przypieczętowana, pani Bentley otworzyła drzwi i zaczekała, podczas gdy my wchodziliśmy do holu. Nie była to moja pierwsza wizyta w tej posiadłości. Mój ojciec (mając odpowiednią ilość pieniędzy) i Tate (mając odpowiednie koneksje) byli znajomymi,
Strona 28
a mój ojciec okazyjnie zaciągał mnie do Creeley Creek na jakieś zbiórki charytatywne. Rozejrzałam się i zauważyłam, że niewiele się zmieniło od mojej ostatniej wizyty. Podłogi pokryte były lśniącym kamieniem, ściany wyłożone poziomymi deskami z ciemnego drewna. Dom był chłodny i ciemny. Korytarz był oświetlony złotym światłem rzucanym na dół z naściennych kinkietów. Zapach ciasteczek waniliowych przenikał powietrze. Ten zapach – świeżych cytryn i cukru – przypomniał mi Tate’a. To był ten sam zapach, który wyczułam ostatnim razem, gdy go widziałam. Być może miał ulubioną przekąskę, a personel Creeley Creek się temu podporządkował.
Ale człowiek w korytarzu nie był tym, którego spodziewałam się zobaczyć. Mój ojciec, wytworny w eleganckim czarnym garniturze, ruszył w naszym kierunku. Nie zaproponował uścisku ręki; arogancja była typowa dla Joshuy Merit. – Ethan, Merit. – Joshua – powiedział Ethan ze skinieniem głowy. – Masz spotkanie z burmistrzem dzisiejszego wieczoru? – Miałem – odparł mój ojciec. – Oboje macie się dobrze? Ze smutkiem musiałam przyznać, że byłam zaskoczona jego troską. – W porządku – powiedziałam mu. – Co cię tu sprowadza? – Sprawy rady biznesu – odpowiedział. Był członkiem Rady Rozwoju Chicago, zajmującej się nawiązywaniem dla miasta nowych interesów. – Szepnąłem też dobre słowo na temat twojego Domu – dodał. – O krokach, które podjąłeś w związku z nadnaturalną częścią populacji. Twój dziadek regularnie przekazuje mi informacje. – To było… bardzo wspaniałomyślne z twojej strony – powiedział Ethan, a jego zmieszanie odpowiadało mojemu. Mój ojciec uśmiechnął się uprzejmie, po czym przeniósł wzrok na Tabithę. – Rozumiem, że teraz wasza kolej. Nie pozwólcie mi was zatrzymywać. Dobrze was widzieć.
Strona 29
Tabitha wyminęła nas, a jej obcasy uderzały o podłogę, gdy kierowała się do wnętrza posiadłości. – Chodźcie za mną – zawołała. Ethan i ja wymieniliśmy spojrzenia. – Co się właśnie stało? – spytałam. – Z jakiegoś nieznanego powodu, twój ojciec nagle stał się przyjacielski? To bez wątpienia musi mieć jakieś powiązania biznesowe, o których – zakładam – niedługo się dowiemy. W międzyczasie, robiliśmy, jak nam powiedziano, i podążyliśmy za Tabithą w dół korytarza.
***
Seth Tate miał wygląd playboya, który nigdy tak naprawdę się nie poprawił. Potargany, o włosach czarnych jak węgiel, niebieskich oczach pod długimi, ciemnymi brwiami. Miał twarz, która wprawiała kobiety w zachwyt i, jako burmistrz na drugiej kadencji, polityczne cięcie, żeby utrwalić dobry wygląd. To tłumaczyło, dlaczego został okrzyknięty jedną z najlepszych partii wśród kawalerów Chicago i jednym z najseksowniejszych polityków w kraju. Spotkał się z nami w swoim biurze, długim, niskim pokoju, który od podłogi po sam sufit wyłożony był drewnem. Potężne biurko stało w jednym końcu
pokoju, na przeciwko wypchanego, obitego skórą fotela, który mógłby bez problemu imitować tron. Oba, biurko i tron, stały poniżej złowieszczego, szerokiego na półtora metra obrazu. Większość płótna była ciemna, ale widoczne były kontury podejrzanie wyglądającej grupy ludzi… Stali wokół mężczyzny umiejscowionego blisko centrum obrazu, który trzymał ręce nad głową, kuląc się ze strachu, gdy tamci na niego wskazywali. Wyglądali, jakby go za coś potępiali. Nie był to raczej inspirujący obraz. Tate, który stał pośrodku pokoju, wyciągnął rękę w kierunku Ethana, bez żadnego wahania. – Ethan.
Strona 30
– Panie Burmistrzu. – Wymienili męski uścisk dłoni. – Jak się mają rzeczy w Domu? – Powiedziałbym, że nastrój jest… wyczekujący. Z protestującymi u bramy, każdy czeka, co będzie dalej. Po wymianie pełnych zrozumienia spojrzeń, Tate zwrócił się do mnie, a uśmiech rozkwitł na jego twarzy. – Merit – powiedział delikatniejszym głosem. Wziął obie moje ręce i pochylił się ku mnie, składając na moim policzku delikatny pocałunek, a wokół niego
roznosił się zapach cukru i cytryn. – Właśnie spotkałem się z twoim ojcem. – Minęliśmy się z nim, gdy wychodził. Uwolnił moje ręce i się uśmiechnął. Gdy na mnie spojrzał, jego uśmiech przygasł. – Wszystko w porządku? Musiałam wyglądać na wstrząśniętą, lecz bycie trzymaną na muszce czasem tak działa na dziewczyny. Zanim się odezwałam, Ethan wysłał ostrzeżenie. Nie wspominaj o McKetricku – powiedział. – Dopóki nie dowiemy się więcej o jego sojuszu. – Na zewnątrz Domu odbył się protest – powiedziałam posłusznie Tate’owi. – To było osłabiające. Padło wiele słów pełnych uprzedzenia. Tate zaoferował przepraszające spojrzenie. – Niestety, ze względu na Pierwszą Poprawkę, nie możemy odebrać protestującym ich praw, ale zawsze możemy wkroczyć, jeśli sprawy zajdą za daleko. – Trzymamy to wszystko w ryzach – zapewniłam go. – Ogłoszenie przez Gabriela Keene’a, że zmiennokształtni istnieją, nie wpłynęło za bardzo na waszą popularność. – Nie, nie wpłynęło – przyznał Ethan. – Ale wziął udział w walce w Domu, gdy zostaliśmy przyparci do muru. Ujawnienie się – przedstawienie wydarzeń z ich punktu widzenia – było najlepsze z zestawu złych opcji, jakie mu pozostały, żeby chronić swoich ludzi.
Strona 31
– Nie do końca bym się zgodził – powiedział Tate. – Gdyby tego nie ogłosił, skończylibyśmy na obowiązku aresztowania każdego zmiennego, który tam był, za napaść i zakłócanie spokoju. Nie mogliśmy puścić ich bez wyciągnięcia konsekwencji. Ogłoszenie dało nam ten powód, pomogło społeczeństwu zrozumieć, dlaczego przyłączyli się do walki, i dlaczego my nie dokonaliśmy aresztowania na oczach wszystkich. – Jestem pewien, że doceniają twoje zrozumienie sytuacji. Tate rzucił ironiczne spojrzenie. – Wątpię, że coś takiego w ogóle ich interesuje. Zmienni raczej nie należą do najbardziej upolitycznionego typu. – Nie należą – zgodził się Ethan. – Ale Gabriel jest wystarczająco rozumny, żeby pojąć, kiedy wyświadczono mu przysługę, i kiedy należy ją oddać. Nie był zadowolony potrzebą ogłoszenia się, a jeszcze mniejszy interes ma we wciąganiu swoich ludzi do publicznej spirali strachu przed wampirami. Właśnie nad tym pracuje, trzymaniem swoich ludzi z dala od ludzkiej uwagi. – I to jest w zasadzie powód, dla którego poprosiłem was o spotkanie – powiedział Tate. – Zdaję sobie sprawę, że to niecodzienna prośba i doceniam, że przybyliście tak szybko. Usiadł na tronie, za biurkiem, a obserwatorzy z obrazu wskazywali teraz na niego. Tate wskazał na dwa mniejsze krzesła, które stały naprzeciw jego biurka. – Proszę, usiądźcie. Ethan usiadł, a ja zajęłam miejsce za nim.
Wartowniczka w gotowości. Oczy Burmistrza Tate’a rozszerzyły się, ale jego wyraz twarzy bardzo szybko wrócił do tego biznesowego. Rzucił na biurko otwartą teczkę i przygotował drogo wyglądające wieczne pióro. Ethan założył nogę na nogę. Sygnał: Przyjmował pozycję do rozmowy o polityce. – Co możemy dla ciebie zrobić? – zapytał, a jego głos brzmiał swobodnie.
Strona 32
– Mówiłeś, że nastroje w Domu są wyczekujące. To właśnie moje zmartwienie, jeśli chodzi o miasto w szerszym pojęciu. Atak na Dom Cadogan wznowił strach miasta przed nadnaturalnym, przed innym. Mieliśmy cztery dni zamieszek po raz pierwszy od dłuższego czasu, Ethan. Jestem pewien, że zrozumiesz trudną sytuację, w jakiej mnie to stawia – uspokajanie obywateli, podczas gdy staram się być wyrozumiały dla waszych wyzwań, włączając w to atak Adama Keene’a. – Oczywiście – powiedział uprzejmie Ethan. – Ludzie są zdenerwowani. To zdenerwowanie prowadzi do niewielkiego wzrostu przestępczości. W ciągu ostatnich dwóch tygodni, odnotowaliśmy wzrost statystyk o napaściach, uzbrojeniu i użyciu broni palnej. Pracuję ciężko nad
zmniejszeniem tych liczb od moich pierwszych wyborów i myślę, że jest lepiej pod tym względem. Nie zniósłbym, gdybyśmy znowu sunęli w tamtym kierunku. – Myślę, że wszyscy się co do tego zgadzamy – odparł Ethan, ale to był jedynie wstęp do cichej rozmowy pomiędzy nami, kiedy Ethan aktywował nasze telepatyczne połączenie. Ku czemu on zmierza? – Wiem tyle, co ty – odpowiedziałam. Tate zmarszczył brwi i spojrzał w dół na teczkę na biurku. Przesunął wzrokiem po informacjach – cokolwiek to było – po czym podniósł dokument i podał Ethanowi. – Wygląda na to, że nie tylko ludzie stają się coraz bardziej brutalni w naszym mieście. Ethan wziął dokument, patrząc na niego w ciszy, aż jego ramiona stężały i utworzyły prostą linię. – Ethan? Co to jest? – spytałam. Bez przejmowania się odpowiedzią, Ethan podał mi papier ponad swoim ramieniem. P: Niech mi pan powie, co pan widział, panie Jackson. A: Było ich tuzin. Wampirów, wie pan? Z kłami i możliwością dostania się do środka umysłu. I byli żądni krwi. Wszyscy. Gdziekolwiek spojrzałeś – tam był
Strona 33
wampir, wampir i wampir. Bam! Wampir. Otaczali nas. Nie mieliśmy szansy na
ucieczkę. Q: Kto nie miał szansy na ucieczkę? A: Ludzie. Nie, kiedy wampiry cię chciały. Nie, kiedy chcieli cię dopaść i wyssać z ciebie całą krew. Każdy z nich był dla nas zagrożeniem, a muzyka była strasznie głośna i waliła jak młot pneumatyczny. A oni przy niej szaleli. Szaleli na punkcie tego. Q: Na punkcie czego szaleli? A: Szaleli na punkcie krwi. Pożądali jej. Walczyli z głodem. Mogłeś to zobaczyć w ich szalonych oczach. Były srebrne, zupełnie jak oczy diabła. Wystarczyło tylko raz spojrzeć w te oczy, żeby sam diabeł ściągnął cię w otchłań. Q: A potem, co się stało, panie Jackson? A: [Potrząsając głową] Głód, żądza, dopada ich. Opanowuje ich. Zabijają trzy dziewczyny. Piją, aż nie zostaje w nich ani cień życia.
***
W tym miejscu strona się kończy. Z palcami trzęsącymi się na papierze, pomijając łańcuch rozkazów, spojrzałam na Tate’a. – Skąd pan to ma? Wzrok Tate’a spotkał się z moim.
– Więzienie Cook County. To jest zeznanie faceta, który został zatrzymany za posiadanie pewnych substancji. Policjantka nie była pewna, czy facet jest pijany, niezrównoważony, czy też faktycznie widział coś, co wymagało naszej uwagi. Na szczęście zaniosła zapiski swojemu przełożonemu, który to dostarczył ten dokument mojemu szefowi ochrony. Nie znaleźliśmy jeszcze ofiar, o których mówił pan Jackson – żadna z zaginionych osób nie odpowiada rysopisom pana Jacksona – aczkolwiek bardzo zaciekle sprawdzamy te oskarżenia. – Gdzie to się wydarzyło? – Ethan zapytał cicho.
Strona 34
Wzrok Tate’a obniżył się i zmrużył oczy. – Powiedział, że w West Town, nie powiedział nic konkretnego oprócz dzielnicy. Ponieważ nie znaleźliśmy ani miejsca zbrodni ani ofiar, możemy zakładać, że przesadzał z całą tą przemocą. Z drugiej strony, jak możesz wyczytać z zeznania, jest całkiem pewien, że wampiry z naszego praworządnego miasta były zamieszane w atak na ludzi spowodowany żądzą krwi. Atak, który pozbawił życia troje niewinnych osób. Po chwili ciszy Tate ponownie usiadł, skrzyżował ręce nad głową i rozłożył się na swoim fotelu. – Nie jestem zachwycony, że to dzieje się w moim mieście. Nie jestem też
szczęśliwy z powodu ataku na wasz Dom i jakąkolwiek wrogością istniejącą między wami i Stadem, i nie jestem szczęśliwy z tego powodu, że moi obywatele są na tyle przerażeni wampirami, że decydują się na zbiórkę przed waszym domem, żeby protestować przeciwko waszemu istnieniu. Tate usiadł zachmurzony z furią w oczach. – Ale wiesz, co mnie naprawdę wkurza? To, że nie wyglądacie na ani trochę zaskoczonych przeczytanym zeznaniem pana Jacksona. Fakt, że nauczyłem się, że jesteście zupełnie świadomi tego, że istnieją pijackie imprezy, które nazywacie techniawami. Mój żołądek skurczył się z nerwów. Tate był normalnie opanowany, polityczny, zwracał uwagę na słowa i był niezmiennie optymistyczny, co do miasta. To był głos, którego oczekiwałeś usłyszeć w zadymionych, ciemnych tyłach restauracji. Ten rodzaj, który oczekiwałeś usłyszeć w Chicago w czasach Al Capone’a. To był Seth Tate, który niszczył swoich wrogów. A my teraz byliśmy jego celem. – Słyszeliśmy plotki – powiedział Ethan, mistrz niedopowiedzeń. – Plotki o krwawej orgii? – O techniawach – przyznał Ethan. – Małych zbiorowiskach, gdzie wampiry piły grupowo wprost od ludzi.
Strona 35
Techniawy były zazwyczaj zbiorowiskiem wampirzych łajdaków – takich, którzy nie byli związani z żadnym Domem i nie byli przyzwyczajeni do przestrzegania jakichkolwiek zasad. Dla większości Domów zasady te oznaczały nie żerowanie na ludziach, z ich zgodą czy też bez. Cadogan zezwalał na picie, ale wymagał zgody, ja nie znałam żadnego Domu, który darowałby otwarte morderstwo. Udało nam się zamknąć sprawę techniaw, kiedy wyskoczyła na światło dzienne kilka miesięcy temu, ale z niewielkim śledztwem z naszej strony udało nam się ukryć ich istnienie. Jak sądzę, ta błoga ignorancja była już za nami. – Byliśmy czujni, nasłuchiwaliśmy – powiedział Ethan. – Aby zidentyfikować organizatora tehniaw, ich metody, sposób w jaki atakują ludzi. To była robota Malika – zastępcy Ethana, zdobywcy drugiego miejsca w wyścigu o koronę. Po incydencie z szantażem, został mianowany jako dowódca w sprawie śledztwa techniaw. – I czego się dowiedzieliście? – zapytał Tate. Ethan oczyścił gardło. Ach, ten dźwięk opóźniania nieuniknionego. – Wiemy o trzech techniawach w ciągu ostatnich dwóch miesięcy – powiedział. – Trzy techniawy, w które zamieszanych było około tuzina wampirów. To były małe, poufałe sprawy. Pojawił się tam rozlew krwi, nie słyszeliśmy jednak, nazwijmy to, szaleńczej przemocy, o jakiej mówił pan Jackson, ani też nie wybaczylibyśmy czegoś takiego. Z pewnością nigdy nie było zarzutu, że któryś z uczestników został… osuszony. A gdybyśmy o tym usłyszeli, skontaktowalibyśmy się z Rzecznikiem Praw Obywatelskich albo sami zakończylibyśmy tę sprawę. Burmistrz złączył palce na blacie biurka.
– Ethan, wierzę, że nieodłączną częścią utrzymania tego miasta w bezpieczeństwie jest integracja wampirów z ludzką populacją. Podział nie rozwiąże niczego – doprowadzi jedynie do dalszych podziałów. Z drugiej strony, według pana Jacksona, wampiry stają się coraz bardziej agresywne, na coraz większą skalę, w ledwie ugodowych sytuacjach. To jest dla mnie niedopuszczalne. – Tak jak dla mnie i moich ludzi – powiedział Ethan.
Strona 36
– Słyszałem rozmowy o odwołaniu wyborów – powiedział Tate. – Nie zamierzam spłonąć z powodu jakiejś nadnaturalnej histerii. To miasto nie potrzebuje referendum wśród wampirów i zmiennych. Ale co ważniejsze – kontynuował ze wzrokiem wbitym w Ethana – nie chcesz stada ludzi z rady miejskiej pod twoimi drzwiami, domagających się zamknięcia waszego Domu. Nie chcesz, żeby rada miasta ustanawiająca prawo wyrzuciła was. Poczułam wybuch magii od Ethana. Jego obawa – i gniew – rosły, ucieszyłam się, że burmistrz był człowiekiem i nie mógł wyczuć tego niekomfortowego ukłucia. – I nie chcecie mnie za swojego wroga – skonkludował Tate. – Nie chcecie, żebym poprosił starszyznę o rozważenie waszych zbrodni i wam podobnych. – Przerzucił kilka stron w teczce, po czym wyjął pojedynczą kartkę papieru i
podniósł ją do góry. – Nie chcecie, żebym wykonał nakaz aresztowania was na podstawie tego, że pomagaliście i współdziałaliście, pomagając w morderstwie ludzi w mieście. Głos Ethana był diamentowo zimny, ale magiczne mrowienie było sejsmiczne w rozmiarze. – Nie zrobiłem żadnej z tych rzeczy. – Och? – Tate ponownie położył papier na swoim biurku. – Wiem z wiarygodnego źródła, że zmieniłeś człowieka w wampira bez jej zgody. – Podniósł swój wzrok na mnie, a ja poczułam jak krew zaróżowiła mi policzki. – Wiem również z równie wiarygodnego źródła, że kiedy ty i twoja rada wampirów obiecaliście zatrzymać Celinę Desaulniers uwięzioną w Europie, ona pojawia się w Chicago. Czy te sytuacje są aż tak dalekie od morderstwa? – Kto sugeruje, że Celina była w Chicago? – zapytał Ethan. Pytanie zostało bardzo uważnie zadane. Bardzo dobrze wiedzieliśmy, że Celina – uprzednia przywódczyni Domu Navarre i moja niedoszła morderczyni – została uwolniona przez Prezydium w Greenwich, ciało organizacyjne Europejskich i Północno– Amerykańskich wampirów. Wiedzieliśmy również, że jak tylko PG uwolniło ją,
Strona 37
skierowała się prosto do Chicago. Ale nie sądziliśmy, że wciąż tu jest. Ostatnie trzy
miesiące były zdecydowanie zbyt wolne od dramatów. Albo takimi tylko wydawały się być. Tate podniósł brwi. – Zauważyłem, że nie zaprzeczasz. A co do informacji, mam swoje źródła, tak jak jestem pewien, że i wy macie. – Źródła czy nie, nie przyjmuję uprzejmego szantażu. Z szokującą prędkością Tate przełączył się ze stylu Capone na styl oratora z pierwszych stron, uśmiechając się do nas oszałamiająco. – Szantaż to takie szorstkie słowo, Ethan. – W takim razie czego dokładnie chcesz? – Chcę dla was, dla nas, żebyśmy zrobili coś właściwego dla miasta Chicago. Chcę dla was i wam podobnym, abyście mieli szansę na skontrolowanie sytuacji w swojej własnej społeczności. – Tate złączył dłonie na biurku i spojrzał na nas. – Chcę rozwiązania tego problemu. Chcę, aby te zgromadzenia się zakończyły, te techniawy, chcę osobistego zapewnienia, że ten problem macie pod kontrolą. Jeżeli to nie zostanie załatwione, nakaz waszego aresztowania zostanie wykonany. Zakładam, że się rozumiemy? Nastąpiła cisza do czasu, aż Ethan odszczeknął. – Tak, panie Burmistrzu. Jak wprawiony polityk, Tate natychmiast złagodził swój wyraz twarzy. – Wspaniale. Jeżeli masz coś do zgłoszenia lub jeśli potrzebujesz dostępu do jakichkolwiek źródeł miasta, musisz jedynie się ze mną skontaktować. – Oczywiście. Z końcowym skinieniem Tate odwrócił się do swoich papierów, zachował się dokładnie tak samo, jakby zachował się Ethan, gdybym to ja została wezwana do
jego biura na przyjacielską pogawędkę. Ale tym razem, Ethan był tym, kogo wzywano i to Ethan wstał, kierując się w stronę drzwi. Poszłam za nim, zawsze posłuszna Wartowniczka. Ethan trzymał w ryzach strach, zmartwienie, jadowitą
Strona 38
krytykę lub jakiekolwiek emocje, które się w nim gotowały, nawet wtedy, gdy dotarliśmy do Mercedesa. Mam na myśli, dosłownie gotował się. Tłumił frustrację za pomocą samochodu wartego osiemdziesiąt tysięcy dolarów niemieckiej inżynierii i 300– konnego silnika. Udało mu się nie zahaczyć bramy, kiedy wyjeżdżał na drogę, ale znak stopu między Creeley Creek i Lake Shore Drive potraktował ledwie jako sugestię. Ethan wbił pedał gazu w podłogę, przemykając między korkami jakby srebrnooki diabeł siedział nam na ogonie. Problemem było to, że to my byliśmy tym srebrnookim diabłem. Oboje byliśmy nieśmiertelni, a Ethan miał prawdopodobnie wieki doświadczenia jako kierowca, ale to nie sprawiało, że zakręty były ani trochę mniej nieprzyjemne. Pędził przez światła, a na Lake Shore Drive skręcił na południe i przyspieszył… I wciąż jechał dalej, aż do momentu, kiedy granice miasta nie zostały daleko za nami. Prawie obawiałam się zapytać dokąd nas zabiera – czy rzeczywiście chciałam
wiedzieć, gdzie drapieżny wampir wylewa swoje polityczne frustracje? Ale oszczędził mi kłopotu, kiedy dojechaliśmy do Washington Park. Zjechał z Lake Shore Drive i po kilku piszczących zakrętach zatrzymaliśmy się przy Promontory Point9, małym półwyspie, który był wysunięty w stronę jeziora. Ethan objechał wokół budynków i zatrzymał samochód na skalnej krawędzi, która odgradzała trawę od jeziora. Bez słowa wysiadł z samochodu i zatrzasnął drzwi. Kiedy wskoczył na skalną półkę i zniknął mi z oczu, odpięłam pasy. To był czas, żeby zacząć pracę.
Strona 39
ROZDZIAŁ IV
WŚCIEKŁA BESTIA
Powietrze było ciężkie i wilgotne, ostry zapach ozonu zapowiadał deszcz. Jezioro wyglądało jakby już było w apogeum sztormu: grzywiaste fale przetaczały
się po wodzie niczym wyszczerzone kły, fale uderzały o kamienisty brzeg. Spojrzałam na niebo. Gigantyczna chmura w kształcie kowadła, widniała na południowo–zachodnim niebie, widoczna za każdym razem, gdy błyskawica przecinała niebo. Bez ostrzeżenia, huk przeszył powietrze. Zerwałam się i spojrzałam na budynek, myślałam, że został trafiony przez wcześniejszą błyskawicę. Ale w budynku było cicho, gdy następny huk wstrząsnął ciszą, zdałam sobie sprawę, że ten dźwięk pochodził od strony drzew z drugiej strony budynku. Podeszłam bliżej, aby poznać przyczynę i zobaczyłam Ethana stojącego przed sosną, niczym wojownika stawiającego czoła przeciwnikowi, mierzącemu kilkanaście metrów. Pięści miał uniesione, ciało naprężone, niczym ostrze. – Dość tego! – wrzasnął. – Dość tego, zawsze gdy udaje mi się zapanować nad wszystkim, zostajemy ponownie wplątani w jakieś gówno! Obrócił się, pchnął – i uderzył drzewo. Trzask. Drzewo zakołysało się, jakby uderzyła w nie ciężarówka, igły spadały z rozchybotanych gałęzi. Zapach sosnowej żywicy – i krwi – rozniósł się w
Strona 40
powietrzu. A to nie były jedyne elementy wyczuwalne w powietrzu. Magia emanowała od Ethana falami, wywołując mrowienie. To, pomyślałam, wyjaśnia, dlaczego przyjechał tutaj zamiast do Domu. Z taką ilością skumulowanej złości, gniewu, nie było mowy, aby mógł jechać do Domu. Wampiry Cadogan – nawet te, które nie były tak wrażliwe na magię jak ja – wyczułyby, że coś jest nie tak, a to z pewnością nie złagodziłoby obecnych nastrojów. To była zdecydowana wada bycia Mistrzem wszystkich wampirów – będąc rozdrażnionym nie mieć odosobnionego miejsca na odreagowanie. – Masz jakiekolwiek pojęcie, jak długo – jak ciężko – pracowałem, by ten Dom odniósł sukces? A ten człowiek – ten „przemijający punkcik” w chronologii świata – grozi, że to wszystko zniszczy. Ethan odchylił się do kolejnego uderzenia, ale już poranił knykcie, a biedne drzewo nie było w lepszym stanie. Rozumiałam potrzebę wyładowania, gdy spada na ciebie odpowiedzialność za czyjeś przestępstwa, ale ranienie siebie nie rozwiązywało problemu. Nadszedł czas na interwencję. Stałam na trawniku między budynkiem, a jeziorem. Doszłam do wniosku, że to było idealne miejsce, by rozładować trochę napięcie. – Dlaczego nie wybierzesz kogoś swojego rozmiaru? – krzyknęłam. Rozejrzał się i uniósł wyzywająco brew. – Nie kuś, Wartowniczko. Zdjęłam marynarkę, rzuciłam na ziemię, po czym oparłam ręce na biodrach, mając nadzieję, że po raz ostatni tego wieczoru, sięgam po swoją wampirzą brawurę. – Boisz się, że nie dasz mi rady? Wyraz jego twarzy był bezcenny – jednocześnie miał ochotę ulec pokusie, a podrażniona męskość walczyła z pragnieniem przyjęcia wyzwania, podważającego
jego autorytet. – Uważaj na język. – To uzasadnione pytanie – powiedziałam. Ethan już się zbliżał, zapach jego krwi nasilał się. Nie przeczę – mój głód się wzmógł. Wcześniej dwa razy ugryzłam Ethana i oba były wręcz magiczne. Zmysłowe, w sposób, do którego nie do końca byłam
Strona 41
skłonna się przyznać. Zapach jego krwi przywołał tamte wspomnienia, wiedziałam, że moje oczy stały się srebrne, nawet jeśli nie zachwycała mnie ta pokusa. – To było infantylne pytanie – warknął, robiąc kolejny krok. – Nie zgadzam się. Jeśli chcesz walczyć, spróbuj z wampirem. – Twoja sprytna próba nie przysłuży ci się, Wartowniczko. Zbliżył się frapująco szybko, krew kapała z prawej ręki, knykcie były poranione niemal do kości. Uleczą się szybko, ale musiały boleć. – Mimo to – powiedziałam, zaciskając dłonie w pięści – jesteś tutaj. Jego oczy błyszczały srebrem. – Pamiętaj o swojej pozycji. – Czy wskazanie mi mojego miejsca sprawi, że poczujesz się lepiej? – Jestem twoim Mistrzem. – Tak, jesteś. W Hyde Parku i Creeley Creek, oraz wszędzie tam, gdzie zbierają się wampiry, jesteś moim Mistrzem. Ale tutaj, jesteśmy tylko ty, ja i
„biedny” Tate, który był wobec ciebie protekcjonalny. Nie możesz wrócić do Domu w tym stanie. Emanujesz magią, a to zaniepokoi wszystkich jeszcze bardziej niż już są. Nad brwią Ethana pojawił się tik, ale milczał. – Tutaj – powiedziałam cicho – jesteśmy tylko ty i ja. – Więc nie mów, że cię nie ostrzegałem. – Bez dalszych ostrzeżeń, wykonał swój ulubiony ruch, wykop z półobrotu, celował w moją głowę. Zablokowałam atak, osłaniając się ramieniem i barkiem. Po udaremnionym ciosie, Ethan wrócił do pozycji. – Nie popadnij w zarozumiałość, Wartowniczko. Tylko raz mnie pokonałaś. Sama wypróbowałam półobrót, ale uchylił się, nurkując i okręcając, nim ponownie się uniósł. – Może i tak – powiedziałam. – Ale jak wielu nowicjuszy wcześniej cię pobiło? Nachmurzył się i wykonał serię uderzeń, które łatwo odparowałam. Nie używaliśmy naszej pełnej mocy, jaką mogliśmy włożyć w nasze ciosy, nie była to prawdziwa walka. To była gra. Rozładowanie napięcia.
Strona 42
– Nie bój się – powiedział. – Mogłaś mnie pokonać, ale wcześniej byłem lepszy i jestem pewien, że będę w stanie zrobić to ponownie.
Był arogancki, pozwalając, by maska łagodności, którą ostatnio nosił, opadła. Zdołałam przemienić jego złość w romantyczny nastrój, który złagodził jego ciosy. Spróbował ataku z dystansu, ale bez przekonania. – Nie rób sobie „nadziei”. To nie tego rodzaju „głód”. – Moje „nadzieje”, jak je nazywasz, są nieustannie obecne, gdy jesteś w pobliżu. – Więc postaram się trzymać z dala – odparłam słodko. – Nie przysłuży ci się taka postawa, Wartowniczko. – Tak jak twoje aresztowanie – powiedziałam, kierując jego uwagę na meritum sprawy. Ethan przebiegł rękoma po swoich blond lokach, po czym złączył palce na czubku głowy. – Robię wszystko, by utrzymać to miasto niezmienione. Jednak staje się to coraz trudniejsze. W ostatnich godzinach ujrzeliśmy nieprzyjemne oblicze wolności słowa, dowiadujemy się, że Chicago ma jednostkę specjalną, oraz że Tate chce krwi. Mojej krwi. Serce mi się ścisnęło ze współczucia, ale zignorowałam pragnienie podejścia do niego. Byliśmy współpracownikami, powinnam o tym pamiętać. Niczym więcej. – Wiem, że to frustrujące – powiedziałam – wiem też, że Tate przekroczył granicę wydając ten nakaz. Ale co innego możemy zrobić, jak tylko spróbować rozwiązać problem? Marszcząc brwi, Ethan odwrócił się w stronę jeziora, a następnie ruszył w jego kierunku. Krawędź półwyspu miała kształt kamiennych pierścieni, które tworzyły gigantyczne stopnie do wody. Zdjął marynarkę, położył ostrożnie na kamiennym stopniu, zanim usiadł obok.
Czy to niewłaściwe, że byłam odrobinkę rozczarowana, iż nie zdjął również koszuli?
Strona 43
Gdy dołączyłam do niego, podniósł kamyk i rzucił go. Nawet pod kątem, poleciał po wodzie niczym pocisk. – To niezupełnie wygląda na techniawę – powiedziałam. – Mam na myśli opis pana Jacksona, przynajmniej nie całkiem jest zgodny z twoim wcześniejszym opisem. To nie brzmiało, jakby oni ulegali uwiedzeniu czy czarowi. To nie jest jakieś „podziemne hobby”? – Gdy czekałam, aż odpowie, odsunęłam grzywkę z czoła. Wiatr ciągle ją nawiewał. Ethan rzucił kolejny kamień, który śmignął przed siebie. – Kontynuuj – powiedział, a ja się rozluźniłam. Znów rozmawialiśmy o polityce i strategii. To był dobry znak. – Doświadczyłam Pierwszego Głodu, i Pierwszego Głodu Części Drugiej. W obydwu elementem była zmysłowość, jasne, ale nade wszystko chodziło o pragnienie krwi – nie polowanie na ludzi, czy ich zabijanie. – Jesteśmy wampirami – zauważył sucho. – Tak, ponieważ pijemy krew, ale to nie czyni z nas psychopatów. Nie mówię, że nie ma psychopatycznych wampirów, czy wampirów, które nie zabiłyby dla krwi,
gdyby umierały z głodu, ale to nie przypomina tego, co tutaj się wydarzyło. To wygląda na zwykłą prymitywną przemoc. Ethan przez chwilę siedział w ciszy. – Głód krwi jest odwrotnością przemocy. Jeśli jest jakikolwiek, polega on na zmysłowości, na przyciąganiu ludzi. To główny cel wampirzego czaru. Czar, to mojo starej wampirzej szkoły – zdolność wampirów do wprawiania innych w trans lub manipulowania ofiarami za pomocą pozornego dostosowania własnego wyglądu, aby uczynić się bardziej atrakcyjnymi dla swoich ofiar. Nie potrafiłam rzucać czaru, ale wydawało się, że byłam na niego jakoś odporna. – Po raz drugi techniawy sprawiają nam problemy – zauważyłam. – Unikaliśmy ich, aż do tej pory, nadszedł czas, by je rozwiązać. Ale niczego nie wyjaśnimy, zakładając, że to była zwykła impreza, która wymknęła się spod
Strona 44
kontroli. To wygląda na coś… innego. A jeśli chcesz srebrną podszewkę10, przynajmniej Tate dał ci szansę na rozwiązanie problemu. – Dał mi szansę? To łagodne określenie. Robi dokładnie to, co zamierzał zrobić Nick Breckenridge – szantażował nas, byśmy podjęli jakieś działania. – Albo daje nam okazję, której nie mieliśmy wcześniej. – Tak sądzisz?
– Nie związał nam rąk – powiedziałam. – Co znaczy, że zamiast chodzić na palcach wokół Prezydium w Greenwich i zamartwiania się, co ten Dom, czy ktoś inny może o nas pomyśleć, jesteśmy zmuszeni, by się tym zająć i rozwiązać problem. Będziemy musieli zużyć trochę tego politycznego kapitału, o którym zawsze tak zanudzasz. Ethan władczo uniósł brew. – Przedstawiłaś sprawę. Wysunęłaś wyważone i rozsądne argumenty. Tym razem przewrócił oczami. – Posłuchaj – kontynuowałam. – Ostatni raz, gdy pracowaliśmy nad techniawami, kazałeś mi się skupić na ryzyku związanym z mediami. Dziś przekonaliśmy się, że obawy przed ujawnieniem problemu nie rozwiązują samego problemu. Musimy się z nim zmierzyć. Definitywnie zakończyć sprawę. – Chcesz powiedzieć wampirom, że nie mogą więcej angażować się w orgie z ludzką krwią w roli głównej? – Cóż, nie zupełnie zamierzałam do takiej konkluzji. Planowałam użyć miecza. Uśmiechnął się delikatnie. – Jesteś niezwykła, gdy trzymasz miecz. – Tak – zgodziłam się. – A teraz, skoro patrzymy na przyjemniejszą stronę, znajdźmy jakieś jedzenie. Umieram z głodu. – Czy kiedykolwiek nie umierasz z głodu? – Ha ha – trąciłam go w ramię. – Chodź. Weźmy włoską wołowinę.
10 „silver lining” pochodzi z powiedzenia „Every cloud has a silver lining”, czyli „każda chmurka ma srebrną podszewkę”. W normalnym języku, „silver lining” to „consoling or hopeful prospekt” (Britannica),
czyli „pocieszająca i pełna nadziei perspektywa”.
Strona 45
Spojrzał na mnie. – Przypuszczam, że to ma jakieś ważne znaczenie w chicagowskich kręgach kulinarnych? Po prostu stałam, jednocześnie zasmucona, że nie doświadczył radości dobrej włoskiej kanapki z wołowiną – oraz zirytowana, że żył tak długo w Chicago i kompletnie odseparował się od rzeczy, które definiowały Chicago. – Tak ważne, jak red hots11 i deep dish12. Chodźmy, Seniorze. Twoja kolej na naukę. Warknął, ale ustąpił. Pojechaliśmy do miasteczka uniwersyteckiego, zaparkowaliśmy na ulicy i zajęliśmy miejsce w kolejce między ludźmi z trzeciej zmiany, korzystającymi z przerwy na lunch oraz studentami Uniwersytetu Chicagowskiego, potrzebujących późnej przekąski. W końcu złożyliśmy zamówienia, podeszliśmy do lady, gdzie pokazałam Ethanowi jak powinien stać, w sposób, jaki Bóg chciał, by robili to mieszkańcy Chicago – stopy rozsunięte, łokcie na stole, kanapki w ręku. Ethan nie odezwał się od chwili, gdy jego własna dwudziestocentymetrowa włoska kanapka z wołowiną została dostarczona, wciąż ociekająca sosem. Gdy jego
pierwszy kęs zostawił ślad sosu na podłodze tuż przed jego stopami – a nie na jego drogich włoskich butach – szeroko się do mnie uśmiechnął. – Dobra robota, Wartowniczko. Skinęłam, gryząc własny kęs bułki z wołowiną i papryką, szczęśliwa, że Ethan był w lepszym nastroju. Mów co chcesz o mojej obsesji na punkcie mięs i węglowodanów, ale nigdy nie lekceważ możliwości uszczęśliwienia mężczyzny – wampira czy człowieka, stosem cienko pokrojonej wołowiny. A mówiąc o szczęściu, zastanawiałam się, co jeszcze ominęło Ethana. – Byłeś kiedykolwiek na meczu Cubsów?
Strona 46
Ethan wytarł usta papierową serwetką, więc spojrzałam na jego knykcie – już uzdrowione. – Nie, nie byłem. Jak wiesz, nie jestem zbytnim fanem baseballu. Nie był zbytnim fanem, mimo to wytropił piłkę baseballową podpisaną przez graczy Cubsów, by zastąpić tę, którą straciłam. To była jedna z tych rzeczy, które wyprowadzały mnie z równowagi, ale zdołałam utrzymać temat w niefrasobliwym tonie. – Weź no przebij mnie kołkiem – powiedziałam. – Poważnie – mieszkasz w Chicago tyle czasu i nigdy nie byłeś na stadionie Wrigley? To wstyd. Musisz tam pójść. To znaczy, na mecz, oczywiście. – Oczywiście. Kilku ogromnych mężczyzn z wąsami i T–shirtami „Bears” ruszyło w kierunku baru, przy którym staliśmy, z kanapkami w rękach. Zajęli miejsce obok Ethana, rozstawili stopy, wypakowali swoje włoskie kanapki i zaczęli jeść. Po drugim gryzie rozejrzeli się i zauważyli dwa wampiry stojące obok nich. Ten najbliżej Ethana przesunął chusteczką po wąsach, jego wzrok błądził między Ethanem, a mną. – Wy dwoje wyglądacie znajomo. Znam was? Skoro moje zdjęcie ukazywało się na pierwszych stronach gazet od miesięcy, a Ethan występował w miejscowych wiadomościach wiele razy od napadu na Dom Cadogan, prawdopodobnie wyglądaliśmy znajomo.
– Jestem wampirem z Domu Cadogan – powiedział Ethan. Nasza część restauracji, nie pełna, ale wciąż z kilkoma osobami przegryzającymi o później porze, ucichła. Tym razem mężczyzna spojrzał podejrzliwie na kanapkę. – Smakuje ci to? – Jest wyśmienite – powiedział Ethan, po czym wskazał na mnie. – To Merit. Pochodzi z Chicago. Uznała, że muszę tego spróbować. Mężczyzna i jego towarzysz nachylili się, by na mnie spojrzeć. – Naprawdę? – Owszem. Był cicho przez chwilę. – Jedliście już deep–dish? Albo red hot?
Strona 47
Moje serce zalało ciepło. Mogliśmy być wampirami, ale przynajmniej ci kolesie rozpoznali, że przede wszystkim, jesteśmy mieszkańcami Chicago. Znaliśmy Stadion Wrigley i Navy Pier, Centrum Richarda J. Daley’a, korki w godzinach szczytu, stadion Soldier Field w grudniu i Plażę Oak Street w lipcu. Znaliśmy niecodzienne zamiecie śnieżne i jeszcze mniej codzienne fale gorąca. Ale najbardziej ze wszystkiego, znaliśmy jedzenie: burrito, cynamonowe cukierki, pizzę deep–dish na bardzo grubym cieście, świetne piwo. Piekliśmy, smażyliśmy w głębokim tłuszczu, podsmażaliśmy i piekliśmy na rożnie i w naszym dążeniu do słońca i ciepła, gdy tylko mogliśmy, wspólnie dzieliliśmy się tym
jedzeniem. – Oba – powiedziałam. – Zjedliśmy pizzę od Saula. – Gęste brwi mężczyzny poszły w górę. – Wiecie o Saulu? Uśmiechnęłam się przebiegle. – Serek śmietankowy i podwójny bekon. – Ooo – odparł mężczyzna, uśmiechając się od ucha do ucha. Upuścił swoją serwetkę i wyrzucił ręce w powietrze. – Serek śmietankowy i podwójny bekon. Nasza zębiasta koleżanka wie o Specjalności Saula! – Uniósł swój gigantyczny papierowy kubek z napojem w geście toastu. – Za ciebie, mój przyjacielu. Za dobre jedzenie i cokolwiek tam jeszcze. – Na zdrowie – odrzekł Ethan, podnosząc swoją kanapkę i wgryzając się w nią. Ostra wołowina w imię pokoju. Podobało mi się to.
***
– Jestem zaskoczona, że powiedziałeś mu, że jesteśmy wampirami – powiedziałam Ethanowi, gdy wracaliśmy do samochodu. – Że to przyznałeś, mam na myśli, biorąc pod uwagę, co widzieliśmy wcześniej tego wieczoru.
Strona 48
– Czasem jednym sposobem na pozbycie się uprzedzeń jest przypomnienie im, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni. Podważyć ich postrzeganie tego, co to znaczy być wampirem… lub człowiekiem. Poza tym, nie zapytałby kim jesteśmy, gdyby chociaż czegokolwiek nie podejrzewał, a kłamstwo prawdopodobnie jeszcze by go zirytowało. – Całkiem możliwe. Uśmiechnął się wielkodusznie. – Poza tym, najwidoczniej ujęłaś ich tą swoją gadką pt. ‘serek–śmietankowy–i–podwójny–bekon’. – A kto nie poczułby się ujęty gadką o serku śmietankowym i podwójnym bekonie? To znaczy, poza wegetarianami, chyba. Ale co do tego całkowicie się zgodziliśmy, wegetarianizm nie jest moją działką. Ethan otworzył mi drzwi do samochodu. – Nie, Wartowniczko, nie jest. Wsiadłam do środka, po czym on zrobił to samo, ale nie uruchomił silnika. – Jakiś problem? – zapytałam. Zmarszczył brwi. – Nie jestem pewien, czy jestem gotowy, żeby wrócić do Domu. Nie, żebym wolał być w Creeley Creek, oczywiście, ale chciałbym, żeby do czasu mojego powrotu do Hyde Parku bałagan się ustabilizował. – Spojrzał na mnie. – Czy to ma jakikolwiek sens? Tylko czterystuletni Mistrz wampirów mógł się zastanawiać, czy studentka ostatniego roku mogła zrozumieć zwłokę. – Oczywiście, że ma. Chęć odwlekania czegoś jest bardzo ludzką emocją.
– Nie jestem pewien, czy ludzie mają monopol na odwlekanie rzeczy w czasie. I, co ważniejsze, nie jestem pewien, czy to się liczy jako zwlekanie. – Ponownie się odwrócił i zapatrzył na stacyjkę. – W przeciwieństwie do tego, co ty robisz. – A co robię? Uśmiechnął się ledwie zauważalnie – namiastka uśmiechu. – Odwlekasz – powiedział. – Unikasz tego, że ty i ja to coś nieuchronnego. – Jak długo zajmuje „nieuchronnie”, gdy jest się nieśmiertelnym? Uśmiechnął się i odjechał Mercedesem od krawężnika.
Strona 49
– Myślę, że się tego dowiemy. Jeden letni wieczór w Chicago. Trzy zestawy jasno zakreślonych pojęć i opinii..
***
Protestujący nadal byli na zewnątrz, gdy wróciliśmy, a ich widoczna nienawiść do nas nie osłabła. Z drugiej strony, ich energia wydawała się zmaleć; tym razem siedzieli na wąskim pasie trawy, pomiędzy chodnikiem, a ulicą. Niektórzy siedzieli na małych, rozkładanych krzesełkach. Inni, parami na kocach z głową na czyimś ramieniu, biorąc pod uwagę późną godzinę. Uwidacznianie uprzedzeń do późnej nocy najwyraźniej wykańczało. Malik spotkał się z nami przy drzwiach, z teczką w dłoni; Ethan zadzwonił, żeby go ostrzec, kiedy jeszcze byliśmy w samochodzie, w drodze powrotnej do Domu. Malik był wysoki, miał skórę w odcieniu kakao, bladozielone oczy i równo przycięte włosy. Był też królewskiej postury, jak książę podczas szkolenia – ramiona ściągnięte, szczęka zaciśnięta, oczy skanujące i pełne uwagi, jakby czekał na piechotę, która miałaby wdrapać się po murach zamku. – Jednostka specjalna i nakazy aresztowań – powiedział Malik. – Nie jestem pewien, czy wskazane jest, żeby wasza dwójka nadal razem opuszczała Dom. Ethan parsknął, ale zgodził się. – Na tym etapie, muszę się z tobą zgodzić. – Tate zasugerował, że ten domniemany incydent był brutalny? – Wyjątkowo brutalny, według zeznań z pierwszej ręki – odparł Ethan. Kiedy już byliśmy w biurze Ethana, a on zamknął za nami drzwi, dotarł do najważniejszej części sytuacji. – Historia jest taka, że wampiry straciły kontrolę i zabiły troje ludzi. Ale opis pana Jacksona przywołał więcej niekontrolowanej rządzy krwi, niż podczas typowej techniawy. – Pan Jackson? – zapytał Malik.
Strona 50
Ethan ruszył w kierunku biurka. – Nasz naoczny świadek. Potencjalnie pod wpływem, ale wystarczająco trzeźwy, bo Tate wydawał się być przekonany. I przez to przekonanie, mam na myśli jego groźbę aresztowania mnie, jeśli nie rozwiążemy problemu, jakikolwiek by on nie był. Malik, spojrzał na nas z oczami jak spodki. – Czyli mówi poważnie. Ethan skinął. – Nawet skombinował już nakaz. A to sprawia, że ten problem to nasz obecny priorytet. Tate powiedział, że do incydentu doszło w West Town. Przejrzyj jeszcze raz informacje o techniawach. Czy są jakiekolwiek koneksje z tym sąsiedztwem? Jakiekolwiek rozmowy o agresji? Cokolwiek, co sugerowałoby skalę, o której mówił świadek? Po wygłoszeniu tego zadania, Ethan przeniósł wzrok na mnie. – Gdy zajdzie słońce, porozmawiaj ze swoim dziadkiem. Poproś go, by wyśledził wszystko, co może na temat incydentu Jacksona – zaangażowane wampiry, Domy, cokolwiek – i każdą nową wiadomość, jaką dostali o techniawach. To akurat może nie być jedna z nich, ale w tej chwili, to najlepszy ślad, jaki mamy. W ten, czy inny sposób. – Dodał, patrząc w przestrzeń między nami. – Zamknijmy tę sprawę. – Tak, Seniorze. – Zgodziłam się skinieniem głowy. Z pewnością złożę wizytę
dziadkowi, ale moje grono znajomych trochę się powiększyło w ostatnich miesiącach. Zostałam poproszona o dołączenie do Czerwonej Straży, czegoś w stylu wampirzej grupy nadzoru, która miała na oku Mistrzów wampirów i PwG. Odrzuciłam zaproszenie, ale zrobiłam użytek ze źródła, wzywając CS jako wsparcie podczas ataku na Dom. Teraz może być czas, by ponownie to zrobić… – A ten koleś McKetrick? – zapytał Malik. – Poczeka – odpowiedział Ethan, a w jego oczach czaiła się determinacja. – Poczeka, dopóki piekło zamarznie, bo nie opuszczamy Chicago.
***
Strona 51
Odwiedzę mojego dziadka, gdy zajdzie słońce. Ale najpierw musiałam przebrnąć jeszcze przez kilka godzin ciemności i wiele godzin światła dziennego. Wszystkie sypialnie Domu Cadogan, które były zamieszkiwane przez około
dziewięćdziesiąt z ponad trzystu wampirów Cadogan, wyglądały jak małe pokoje w akademiku. Łóżko. Sekretarzyk. Stolik Nocny. Mała szafa, mała łazienka. Nie nazwałabym ich szczególnie wymyślnymi, ale dawały nam wytchnienie od wampirzego bałaganu. A biorąc pod uwagę bałagan, w który mieliśmy zwyczaj się pakować, wolne od niego było jak najbardziej na miejscu. Mój pokój na drugim piętrze – tak jak reszta w Domu – wciąż pachniał jak nowy budynek. Nowa farba. Lakier. Tynk. Plastik. W jakiś sposób pachniało to dobrze, jak nowy początek. Nowy rozdział. Burza rozszalała się nad moją głową w momencie, gdy zamknęłam drzwi, a deszcz zaczął uderzać w zamknięte okiennice okna mojego pokoju. Ściągnęłam z siebie kostium i zrzuciłam z nóg szpilki Mary Jane, po czym udałam się do mojej małej łazienki, gdzie oczyściłam twarz. Makijaż zmył się bez problemu. Wspomnienia, z drugiej strony, nigdzie się nie wybierały. To były te ciężkie do ignorowania rzeczy – dźwięki, wyrazy twarzy, wrażenie bliskości Ethana i jego ciała. Starałam się trzymać wspomnienia pod kluczem, mieć jasny umysł, żeby móc wykonywać pracę. Ale one nadal tam były. Kłuły teraz nieco mniej, ale nie można było cofnąć czasu. Tym gorzej lub lepiej, że te wspomnienia zostaną ze mną na zawsze. Kiedy ponownie ubrałam się w bezrękawnik i szorty, spojrzałam do tyłu na zegarek. Miałam dwie godziny zanim zajdzie słońce, co oznaczało jedną godzinę do zabicia, aż nadejdzie czas naszego cotygodniowego spotkania z moim drugim ulubionym blond wampirem. Moje pierwsze zadanie – zajęcie się typowymi, wampirzymi potrzebami. Poszłam w dół korytarza, do kuchni na tym samym piętrze, uśmiechając się do
kilku odrobinę znajomo wyglądających wampirów, gdy ich mijałam. Każde z
Strona 52
nadziemnych pięter Domu miało kuchnię. Bardzo poręczna sprawa, odkąd wampirze nagłe przypadki nie szanowały godzin otwarcia stołówki. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam dwa kartoniki krwi grupy A (przygotowanej przez idiotycznie nazwanego Blood4You, naszego dostawcę krwi), a następnie ruszyłam z powrotem do pokoju. Większość wampirów doznawała tej wątpliwej przyjemności zachowania w pamięci całkiem niezłego obrazu żądzy krwi, łącznie ze mną. Ale sam fakt, iż nie rozrywałam pudełek, nie znaczył, że nie potrzebowałam krwi. Przez większość czasu, żądza krwi u wampirów była czymś w rodzaju spragnienia u ludzi; jeśli zaczekałeś z napiciem się, aż byłeś naprawdę spragniony, to było już prawdopodobnie za późno. Czekając na przyjazd jej wysokości, wcisnęłam słomkę do jednego z kartoników i przedarłam się przez stosy książek, które zaczęły już piąć się po ścianie mojego pokoju. To było moje DP – stos Do Przeczytania. Była tam typowa tematyka. Babska literatura. Akcja. Zdobywca Pulitzera. Romans o piratach i panience w bluzce z dekoltem. (Co? Nawet wampir lubi poczytać romansidła od czasu do czasu.) Mimo że ostatnie godziny kilku poprzednich wieczorów spędzałam w moim wampirzym pokoju, moja sterta DP nie stała się ani trochę mniejsza. Za każdą
skończoną książkę, znajdowałam zastępstwo w bibliotece Domu. I czasami budziłam się o zmierzchu i znajdowałam stos książek pod moimi drzwiami, prawdopodobnie zostawionych przez bibliotekarza Domu, innego Nowicjusza. Jego wybór był zazwyczaj związany z polityką: historie o starożytnych konfliktach pomiędzy wampirami i zmiennokształtnymi; biografie stu najbardziej przyjaznych wampirom polityków w Zachodniej historii; przekrój przez wampirze wydarzenia w historii. Niestety, bez względu na to jak poważny był temat, nazwy zazwyczaj były głupie. Dotrzyj do sedna: Wampirzy Wkład w Zachodnią Architekturę. Kły i Bilanse: Wampirzy Politycy w Historii. Pić Albo Nie Pić: Wampirza Dialektyka.
Strona 53
Krwista Kiełbasa, Krwisty Gulasz, Krwista Pomarańcza: Jedzenie na Wszystkie Pory Roku. I ten okropnie nazwany Plazmatlas, który zawierał mapy ważnych wampirzych lokali. Może redaktor naczelny wampirzej prasy był tym samym gościem, który napisał tytuły do Kanonu Domów Ameryki Północnej, mojego wampirzego przewodnika. W obu było tyle samo gry słów – i były równie absurdalne.
Odkładając na bok tytuły, bądźmy szczerzy – z Ethanem biegającym po Domu zdecydowanie można było znaleźć zalety mojego czytania w pokoju. Czy to było unikanie Mistrza? Absolutnie. Ale kiedy staje się twarzą w twarz z pokusą czegoś, czego nie możesz mieć, dlaczego by nie znaleźć czegoś lepszego do roboty? Innymi słowy, po co zamawiać deser, skoro nie możesz go posmakować? Więc jestem – w koszulce i szortach – na łóżku, ze skrzyżowanymi nogami z Pić Albo Nie Pić w ręku, deszczem uderzającym w dach nade mną. Westchnęłam, oparłam się o poduszki i zatonęłam w słowach z nadzieją, że może znajdę coś choć umiarkowanie edukacyjno–rozrywkowego. Albo informacyjno–rozrywkowego. Nieważne. Godzinę później zapukała Lindsey, więc zagięłam stronę w książce (zły nawyk, wiem, ale nigdy nie miałam pod ręką zakładki). Książka w zasadzie była pouczająca, omawiała najwcześniej odnotowane przypadki stanu, który autor nazywał hemoanhedonią – brakiem odczuwania przyjemności z picia krwi. Wampiry z tą przypadłością miały zwyczaj demonizowania tego, z kogo piły. Dodaj do tego fakt, że bycie „praktykującym” wampirem było niebezpieczne samo w sobie – ludzie nie przyjmowali z sympatią tego, że byli traktowani jako kubek niekapek – więc wampiry zaczęły pić razem prywatnie, z dala od krytyki. Abrakadabra, powstają techniawy. Z tą historyczną bryłką w głowie, położyłam książkę na stoliku nocnym i otworzyłam drzwi.
Strona 54
Lindsey, koleżanka strażniczka i moja najlepsza przyjaciółka w Domu (zakładając, że Ethan się nie liczy, a nie sądzę, żeby tak było) stała na korytarzu z blond kitką, posturą zabójcy i głupkowatym uśmiechem na twarzy. Miała na sobie dżinsy i czarną koszulkę z napisem CADOGAN nadrukowanym białymi, wielkimi literami w poprzek. Jej stopy były bose, a paznokcie pomalowane na błyszczący złoty kolor. – Hej, blondyno. – Merit, podobają mi się te łachy. – Rzuciła okiem na moją koszulkę ILLINOIS JEST DLA KOCHANKÓW! i szorty Cubsów w koniczyny. – Merit, nie będąca na służbie, do usług. Wejdź. Postawiła na łóżko. Zamknęłam za nią drzwi. Jedno z naszych najwcześniejszych spotkań odbyło się wtedy, jak tylko się poznałyśmy, nocą, w jej pokoju, z pizzą i telewizją, z programami częściowo „na żywo”. Nie było to za bardzo trudne w odbiorze, ale dało nam możliwość wygłupiania się przez jakiś czas, interesowania się tym, która celebrytka umawiała się z jaką gwiazdą rocka, albo kto wygrywał konkurs szaleństw w tym tygodniu… zamiast martwić się o to, która grupa ludzi próbuje nas zabić. To ostatnie, po pewnym czasie, robiło się męczące. Włączyłam swój maleńki telewizor (moje wynagrodzenie Wartowniczki podczas pracy) i zmieniłam kanał na dzisiejszy odcinek reality show, którego uczestnicy, mężczyźni, rozwiązywali zagadki, żeby mogli uciec z wyspy pełnej ich
byłych dziewczyn. To była wysoka jakość. Klasyka. Dołączyłam do Linds na łóżku i włożyłam sobie pod głowę poduszkę. – Jak było na spotkaniu z Tatem? – zapytała. – Dramat, dramat, dramat. Luc wprowadzi cię w szczegóły. Wystarczy wspomnieć, że Ethan może być w przyszłym tygodniu w więzieniu Hrabstwa Cook.
Strona 55
– Sullivan może mieć zwęglone serce, ale założę się, że wygląda całkiem dobrze w pomarańczowym. I paskach. Rarrrr – powiedziała, zginając swoje palce jak kot. Lindsey była nawet mniej przekonana, że Ethan miał usprawiedliwienie, co do zerwania. Ale to nie sprawiało, że był choć trochę mniej przystojny. – Jestem pewna, że doceni twoje komplementy, kiedy już wciśnie się w ten jednoczęściowy kombinezon – powiedziałam. – Chociaż Luc mógłby być zazdrosny. Jako strażnik, Luc był szefem Lindsey. Był wysoki, miał potargane włosy, loki w kolorze ciemny blond z pasmami rozjaśnionymi po latach przez słońce. Przypominał mi kowboja w tych charakterystycznych butach, na jakimś ranczu na
wysoko położonej równinie, gdzie bydło i konie przewyższały liczebnością ludzi i wampiry. Luc zatrzymał buty po przemianie w wampira, i niesamowicie zadurzył się w Lindsey. Krótko mówiąc, nic z tego nie wychodziło do czasu ataku na Dom. Potem zaczęli spędzać ze sobą więcej czasu. Nie sądziłam, żeby to było przepoważne – bardziej jak nocka z filmem tu, przekąska o zachodzie słońca tam. Ale wyglądało to, jakby w końcu udało mu się przebić przez emocjonalne bariery, które wzniosła, żeby trzymać go na dystans. Absolutnie pochwalałam taki obrót sytuacji. Luc został przyszpilony całkiem mocno, to był już najwyższy czas, żeby zasmakował zwycięstwa. – Luc potrafi o siebie zadbać – powiedziała Lindsey beznamiętnym głosem. – Podobałoby mu się to bardziej, gdybyś to ty wykonywała tę część. Lindsey uniosła rękę. – Koniec gadki o facetach. Jeśli nadal będziesz ględzić o Lucu, to walnę ci podwójny cios Sullivana, podczas którego będę cię przepytywać na temat jego gorącego ciała i emocjonalnego zlodowacenia przez resztę wieczoru. – Psujesz zabawę. – Wydęłam wargi, ale odpuściłam. Wiedziałam, że nie była całkowicie przekonana odnośnie Luca. Nawet, jeśli spędzała z nim więcej czasu, a ja nie chciałam jej pchać za daleko ani za szybko. I żeby być sprawiedliwym, to, że
Strona 56
uważałam, że byłoby im razem dobrze, nie oznacza, że była zobowiązana, żeby się
z nim spotykać. To było jej życie i powinnam to uszanować. Więc dałam spokój i usadowiłam się za nią w wygodnej pozycji, a następnie pozwoliłam mojemu umysłowi odpłynąć na falach wcześniej nagranej, kiepskiej telewizji. Odprężenie postępowało. Co prawda nie sięgnęło poziomu masażu rozgrzanymi kamieniami i kąpieli błotnej, ale wampir brał, co wampir mógł dostać.
Strona 57
ROZDZIAŁ V
NA BRZEGU RZEKI13 Kiedy się ponownie obudziłam, ubrałam się w swój osobisty mundur – jeansy i ciemnozielony top, a do tego buty na wysokim obcasie, moją Cadogańską odznakę, miecz i pager – i skierowałam się do wyjścia. Zatrzymałam się przy bramie Domu, zamierzając zastanowić się nad wyzwaniem jakie musiałabym
podjąć, żeby dostać się do swojego samochodu. Jeden z dwóch faerie u bram zgadnął, nad czym się zastanawiam. – Są cicho dzisiejszej nocy – powiedział – Ethan planował z wyprzedzeniem… Spojrzałam za siebie na niego. – Ethan planował z wyprzedzeniem? Faerie wskazał mi dół ulicy. Wyjrzałam zza bramy uśmiechając się, kiedy zrozumiałam strategię Ethana. Ciężarówka z włoską wołowiną stała zaparkowana przy krawężniku, a obok niej stało około tuzina protestujących, każdy z kanapką w ręku i banerem opartym o ciężarówkę. Ethan musiał gdzieś zadzwonić. – Gorąca wołowina w imię pokoju – wymamrotałam, po czym pospieszyłam na drugą stronę ulicy do mojego samochodu, kanciastego, pomarańczowego Volvo. Samochód był stary i widział już lepsze czasy, ale zabierał mnie tam, gdzie potrzebowałam jechać. Dziś w nocy musiałam się dostać na południe.
13 "Down by the River" jest piosenką skomponowaną przez Neil Young. Young wyjaśnił kontekst historii wprowadzając go w Nowym Orleanie 27 września 1984 roku. Przedstawia człowieka, który przyłapuje swoją kobietę na zdradzie, potem spotyka ją wzdłuż rzeki i strzela do niej.
Strona 58
Sądzilibyście, że tak fantazyjna nazwa jak „Rzecznik Praw Obywatelskich” (co naprawdę znaczyło porozumienie) przyniesie mojemu dziadkowi miłe biuro w jakimś fantazyjnym biurowcu w Loop. Ale Chuck Merit, glina który zmienił się w nadprzyrodzonego zarządcę, był człowiekiem z ludu, z nadprzyrodzonymi siłami czy też bez nich. Więc zamiast ekskluzywnego biura z widokiem na rzekę, wybrał przysadzisty blok z cegły w południowej części miasta, w dzielnicy, gdzie trawniki ogrodzone były płotami z łańcuchów. Normalnie ulice były ciche. Ale dzisiejszego wieczoru, samochody tłoczyły się wokół biurowca i kilka przecznic za nim. Widywałam mojego dziadka otoczonego przez samochody już wcześniej – w jego domu wśród rusałek. Te samochody były sportowymi wozami z rozpoznawalnymi próżnymi tablicami rejestracyjnymi, całe poobijane, zajeżdżone, z zardzewiałymi zderzakami i poodpryskiwaną farbą. Zaparkowałam i przeszłam przez dziedziniec. Drzwi były otwarte, co było niezwykłe dla tego biura, i ta muzyka – Johnny Cash – jego głos dudnił wkoło roznosząc się echem po całym pokoju. Wystrój budynku pochodził z lat 70, ale problem był jak najbardziej współczesny i paranormalnie napędzany. Tak samo jak kanciaści mężczyźni i kobiety, którzy mieszali się w korytarzach, z plastikowymi kubkami pełnymi pomarańczowego napoju w rękach. Odwrócili się i spojrzeli na mnie, kiedy przechodziłam obok nich przeciskając się obok, ich niewielkie oczy obserwowały mnie, kiedy szłam korytarzem. Z wyglądu mieli wiele wspólnych cech, tak jakby byli kuzynami, połączonymi więzami krwi wspólnych dziadków. Wszyscy mieli lekko
świńskie twarze, zadarte nosy i jabłkowate policzki. W drodze powrotnej do biura, które Catcher dzielił z Jeffem Christopher – uroczym zmiennym z szaleńczymi umiejętnościami technicznymi i wykazującym cechy formalnego zadurzenia we mnie – minęłam duży stół z owocami, ananasami nabitymi na patyki i pomarańczową papają wyłożoną do środka arbuzowej miseczki, a do tego
Strona 59
krwistoczerwone pomarańczowe plastry. Wszystko to, jak zakładałam, było przekąską dla gości biura. – Merit! Głowa Jeffa wyskoczyła zza drzwi, skinął na mnie żebym weszła do środka. Przecisnęłam się obok kilku mężczyzn i kobiet wchodząc do biura. Catchera nie było nigdzie w zasięgu wzroku. – Widzieliśmy cię na monitorach ochrony – powiedział Jeff przenosząc się za zespół swoich monitorów komputerowych. Jego brązowe włosy były coraz dłuższe, już prawie dosięgały ramion. Były proste i przedzielone po środku, a teraz wetknięte za uszy. Jeff miał na sobie zapinaną na guziki koszulę, jak zawsze w kolorze khaki, podwiniętą na łokciach, przypuszczalnie po to, aby dać mu większą możliwość manewrowania na swoich monstrualnych klawiaturach. Jeff był wysoki i chudy, ale tam, gdzie brakowało mu masy nadrabiał w
umiejętnościach walki. Był zmiennym i siłą, z którą trzeba było się liczyć. – Dzięki za odnalezienie mnie – powiedziałam mu. – Co tam się dzieje? – Dzień otwarty dla trolli rzecznych. Ależ oczywiście, jakże by inaczej. – Myślałam, że to rusałki kontrolują rzeki? – I tak jest. Rusałki wskazują, gdzie mają być, a trolle wykonują ich rozkazy. – A owoce? – Niezły trop. Trolle rzeczne są wegetarianami. Jedzą tylko owoce. Daj im owoce, a możesz wywabić ich spod każdego mostu. – A oni wolą nie opuszczać swoich mostów. Odwróciłam się. Catcher stanął w drzwiach z talerzem owoców w rękach, i tak jak powiedziałam Mallory, z prostokątnymi liniami na nosie. Był to interesujący kontrast z ogoloną głową i jasnozielonymi oczami, ale całkowicie ze sobą grały. Odszedł od grupy hobbystów sztuk walki i zaczął zgrywać inteligentnego chłopca. Wartownik zdecydowanie zatwierdzony. Podobały
Strona 60
mi się również jego śmieszne koszulki z napisami. Dzisiejszy napis głosił: „Wstałem z łóżka dla czegoś takiego?” – Panie Bell – powiedziałam salutując przy tym mojemu byłemu trenerowi
katany. – Podobają mi się pańskie okulary. – Doceniam twoja aprobatę – przeniósł się do swojego biurka i zaczął dźgać w owoc wykałaczką. Tak więc Catcher był czarnoksiężnikiem, a Jeff był zmiennym. Wampiry również miały reprezentanta, przynajmniej częściowo. Ponieważ Chicagowscy Mistrzowie byli raczej małomówni co do afer w swoich Domach, mój dziadek posiadał tajnego współpracownika, który oferował mu pewne informacje – był wampirem i, jak podejrzewałam w dużej mierze bez dowodów, był nim Malik. – Czy oni mieszkają pod mostami? – zastanawiałam się na głos, odnosząc się do trolli. – Słońce czy deszcz, lato czy zima – odpowiedział Catcher. – Ale dlaczego dzień otwarty? Czy to tylko dla utrzymania dobrych nadprzyrodzonych stosunków? – Teraz, kiedy wszystko robi się coraz bardziej rozdmuchane – powiedział marszcząc brwi, kiedy zaczął wydłubywać wykałaczką pestki z kawałka melona. – Pracujemy przez książkę telefoniczną. Odwiedzamy każdego z populacji – wieczór z Rzecznikiem Praw Obywatelskich. – Wszystko zdecydowanie się zmienia – zgodził się Jeff. – Sprawy stają się coraz głośniejsze. Wszyscy spojrzeliśmy za siebie, kiedy barczysty rzeczny troll z krótkimi, imbirowymi włosami zajrzał do biura. Jego szeroko rozstawione oczy mrugały na nas z ciekawością. Nie miał zbyt długiej szyi, wiec, aby na nas spojrzeć musiał obrócić cały swój tułów. Lekki powiew magii zaczął mieszać się w powietrzu. – Hej, George – powiedział Catcher.
George kiwnął głową i machnął w odpowiedzi. – To wszystko staje się coraz głośniejsze. Głosy. Rozmowy. Wiatry się zmieniają. W powietrzu wyczuwa się
Strona 61
gniew, tak myślę. – Zatrzymał się na chwilę. – Nie lubimy tego – przesunął swój pytający wzrok na mnie. Czyżbym była częścią problemu? Sprawiam, że miasto staje się głośniejsze? Powoduję wzrost gniewu? – To jest Merit – cicho wyjaśnił Catcher. – Wnuczka Chucka. Nagle w wyrazie twarzy Georga rozbłysła świadomość. – Chuck jest naszym przyjacielem. On jest… ciszej niż reszta. Nie byłam do końca pewna, co George miał na myśli mówiąc „ciszej” – miałam wrażenie, że znaczy to dla niego więcej niż po prostu brak dźwięku – ale jasne było to, że miał na myśli komplement. – Dziękuje ci – powiedziałam z taką dawką szczerości, jaką tylko można było zmieścić w tych dwóch słowach. George przyglądał mi się przez chwilę. Myślał. Oceniał, być może, nim w końcu skinął głową. Ten akt zdawał się mieć większe znaczenie niż tylko akceptacja mojego podziękowania – było tak jakbym została zaaprobowana przez niego. Skinęłam w odpowiedzi – mój równie znaczący ruch. Byliśmy dwoma, nadnaturalnymi stworzeniami, członkami różnych plemion, ale jednak połączonymi
ze sobą przez dramat tego miasta i Rzecznika Praw Obywatelskich próbującego pilnie załagodzić nadchodzącą falę poprzez akceptację siebie nawzajem. Po nawiązaniu porozumienia, George zniknął. – Delikatnie powiedziane – skomentowałam kiedy już wyszedł. – Tak już mają – powiedział Jeff – trolle trzymają się razem, z wyjątkiem, kiedy nimfy każą im inaczej. I nawet wtedy, pojawiają się, wykonują swoje zadanie i ponownie wracają pod mosty. – Jakiego rodzaju rzeczy robią? Jeff wzruszył ramionami. – Generalnie zajmują się podnoszeniem ciężarów. Używają swoich mięśni dla nimf wzdłuż ich fragmentów rzeki jeżeli jest jakiś spór o granice, mogą pomagać w egzekwowaniu pokoju, może pomagają oczyszczać po kawałku rzeki kiedy nurt rzeki jest zbyt szybki.
Strona 62
Najwyraźniej zakończywszy swoje wyjaśnienia, Jeff wyciągnął i wyprostował srebrną ramkę ze zdjęciem na jednym z rogów jego biurka. Już wcześniej widziałam wiele pluszowych lalek z czułkami, które były ustawione na szczycie jego monitorów, ale ta ramka była nowa. Obeszłam wokół i rzuciłam okiem na zdjęcia na jego biurku. To było ujęcie jego i Fallon Keene. Najwyraźniej zdjęcie zostało
zrobione, kiedy rodzina Keene – i reszta reprezentantów Stada – przyjechało do miasta, żeby zdecydować, czy pozostać w poszczególnych miastach, czy udać się do rodzinnego domu w Aurora na Alasce. Stado głosowało za tym, żeby zostać, a rodzina Keene jeszcze nie wróciła do swojej Kwatery Głównej w Memphis. To wytchnienie musiało dać Jeffowi i Fallon czas, aby mogli się nawzajem poznać. Na zdjęciu Jeff i Fallon stali obok siebie obok płaskiej ściany z cegieł ze splecionymi palcami i patrzyli prosto na siebie. Patrzyli sobie w oczy – a w nich zobaczyłam coś ważnego. Czy to już miłość? – Wyglądasz na bardzo zadowolonego – powiedziałam do Jeffa. Ciemny róż wykwitł na jego policzkach. – Catcher gada mi bzdury, że się zbyt spieszę – powiedział nie spuszczając wzroku z monitorów. – Ale to tylko jego zdanie. – On już mieszka z jednym z moich byłych współlokatorów – zgodziłam się. – Wciąż w pokoju – powiedział Catcher. – A mówiąc o pokojach, co cię tu przynosi? – Po porostu zwykła bzdura z wciskaniem nosa w nieswoje sprawy. Pierwszy element na mojej liście to jakaś G.I Joe – samozwańcza organizacja prowadzona przez niejakiego McKetricka. Założyli blokadę niedaleko Domu. Mieli pełne wojskowe umundurowanie – buty do walki, czarne ubrania, czarnego SUVa bez tablic rejestracyjnych. – Żadnego czarnego helikoptera? – zapytał Jeff. – Wiem, prawda? McKetrick wystylizował siebie na jakiegoś pewnego rodzaju ludzkiego zbawiciela przed inwazją wampirów. On uważa, że kły czynią nas genetyczną pomyłką.
Strona 63
– Pomyłką, na jaką on ma zamiar znaleźć lekarstwo? – zapytał Catcher. Skinęłam w odpowiedzi. – Dokładnie tak. Mówi, że jego celem jest wypędzenie wampirów z Chicago i, jak zakładam, wypełnienie próżni swoją błyskotliwą osobowością. – Poszperamy trochę. Dowiemy się wszystkiego, czego tylko będziemy mogli – Catcher przechylił głowę z ciekawością. – A jak wydostałaś się z blokady? – Ethan wezwał naszego ulubionego członka Stada. Keene przyprowadziła rodzinę, a nawet więcej – Nieźle – powiedział Jeff – Hm, a Fallon tam była? – Była. Ale w czapce Cardinals14. Możesz coś z tym zrobić? Wzruszył ramionami zakłopotany. – Mądrze wybieram swoje bitwy. Więc nie. Ach – słyszałaś? Tanya urodziła dziecko. Chłopca ważącego dziewięć funtów. Connor Devereaux Keene. Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi. Tanya była żoną Gabriela i, kiedy ostatni raz ją widziałam, była w zaawansowanej ciąży i już zdecydowali się nazwać dziecko Connor. – Dziewięć funtów? To duży chłopak – Jeff uśmiechnął się
porozumiewawczo. – Tak powiedziała. Catcher odchrząknął. – A co jest tą drugą rzeczą? – Techniawy. Obaj spojrzeli na mnie. – Co z nimi? – zapytał Catcher. – To właściwie było moim pierwszym pytaniem. W najlepszym razie mamy techniawy na oczach opinii publicznej, ale tym razem naprawdę. – A w najgorszym? – Zapytał Catcher.
Strona 64
– Mamy coś podobnego do techniaw, ale to w rzeczywistości wiąże się z psycho–wampirami popełniającymi okrucieństwa przeciwko wielu ludziom. Jak na razie podejrzewamy trzy zgony, ale nie ma realnych dowodów. W biurze nastała cisza. – Mówisz poważnie? – zapytał Catcher grobowym głosem. – Cholernie poważnie. – Przekazałam im informacje na temat pana Jacksona i
jego doświadczeń w sprawie dochodzenia burmistrza i o naszej wizycie w jego domu. Zmartwiło mnie to, że nie mieli do tej pory jeszcze żadnych szczegółów; mój dziadek koniec końców był nadprzyrodzonym Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Powinien być pierwszą wezwaną przez Tate’a osobą. – Czy to przeze mnie? Czy Tate zatrzymuje informacje dla siebie, ponieważ jestem jego wnuczką? Bo jestem w Cadogan? Catcher odsunął od siebie talerz z owocami, położył łokcie na stole i potarł skronie. – Nie wiem i naprawdę nie podoba mi się ten pomysł. Ale wiem, że Chuck nie będzie zachwycony taką możliwością, że to my jesteśmy grupą figurantów, biurem, które Tate utrzymuje jako otwarte, żeby zamydlić innym oczy i udawać, że wcale go to gówno nie obchodzi. – Podczas gdy utrzymuje ważne informacje w tajemnicy przed nami – zakończył Jeff. – Z drugiej strony – powiedział Catcher w zamyśleniu – wtedy nie mielibyśmy co odkrywać. To jest zadanie detektywów policji. Ale zazwyczaj daje nam jakieś wskazówki, żebyśmy skontaktowali się z Domami lub z Odszczepieńcami. – Potrząsnął głową. – Zawsze myśleliśmy, że Tate jest trochę bardziej ostrożny. Myślę, że to dowodzi, że musimy trzymać rękę na pulsie nawet, jeśli jest się w martwym punkcie. – A skoro mowa o trzymaniu ręki na pulsie, mamy jakieś wieści o techniawach? Coś nowego pojawiło się w eterze? Skrzywił się.
Strona 65
– Sądziłem, że już rozmawiałaś z Malikiem lub Ethanem i wiesz już o tej trójce, którą namierzyliśmy. – Słyszałam – warknęłam. Catcher skinął głową, wstał i podszedł do nowo zainstalowanej tablicy na jednym końcu biura, zdjął skuwkę z zielonego markera i zaczął pisać przy akompaniamencie skrzypienia mazaka. Zaczął od narysowania czegoś, co wyglądało jak powykręcana, kulawa ryba. – Co to jest? – Chicago – powiedział nie odwracając się od tablicy – Poważnie? To w taki sposób przedstawiasz miasto, dla którego pracujesz? Jako rybę? – To naprawdę wygląda jak ryba – powiedział podekscytowany Jeff. – Może to jest azjatycki karp. Tworzysz metaforę techniaw i inwazyjnych gatunków? – Nieźle – powiedziałam, uśmiechając się do Jeffa. Odchylił się do tyłu, uśmiechając się z dumą. – Każda kobieta mi to mówi. Przewróciłam oczami i odwróciłam się do Catchera, który gapił się na nas oboje znad swoich szkieł Buddy Holly. Musiałam ugryźć się w usta, żeby nie roześmiać się na głos.
– Jak już mówiłem – kontynuował, zanim umieścił gwiazdy na mapie w różnych częściach – wiemy o powstaniu trzech nowych techniaw w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. – Intel od tajemniczego wampira? – zaczęłam zastanawiać się na głos. – W dwóch przypadkach – przyznał Catcher. – Trzeci jest od Malika. Wszyscy mieli raporty z drugiej albo trzeciej ręki. Ok., więc to trochę rujnowało moją teorię Malika będącego tajnym źródłem informacji. – Są również techniawy, które odwiedziliśmy nad brzegiem jeziora – dorzucił Catcher, dodając przy tym nowe gwiazdy na tablicy.
Strona 66
Nic nie wiedzieliśmy o tych techniawach, dopóki szał się skończył i wampiry zaczęły się zwijać. W rezultacie, domyślamy się jedynie faktycznej liczby uczestników i kogo jeszcze mamy przesłuchać – Czerwoną Straż i zmiennego, który jak się później okazało, szantażował nas. Są również techniawy, o których wiedzieliśmy nim znaleźliśmy te kolejne. I te zidentyfikował Tate. Były w West Town. Catcher skinął, złapał niebieski marker i pomalował te gwiazdki. Zerknęłam na rysunek Catchera, ale nadal nic nie mogłam z niego wyczytać.
Poza tym, że on nadal wyglądał jak ryba. – Czy możesz nam przynajmniej powiedzieć, gdzie jest Navie Pier?– zapytałam. – Nie mam pojęcia, na co patrzę. Catcher zaczął coś narzekać, ale wiedziony poczuciem obowiązku, narysował mały prostokącik wystający z jednej strony ryby. Jeff zachichotał. – To jest Navy Pier, czy po prostu Chicago tak się cieszy na mój widok? Zaśmiałam się tak mocno, że odrobinę parsknęłam, przynajmniej do czasu, gdy Catcher uderzył pięścią w najbliższy stół. – Hej – zaprotestowałam, wskazując na niego. – Mój Mistrz może być uwięziony w Hrabstwie Cook do końca tygodnia, a to nie do końca będzie dobre dla mnie. Sarkazm jest moim sposobem na wyładowanie stresu, jak wiesz, skoro już widziałeś mnie i Mallory razem. Jak na ironię, wypowiadanie się na głos o więzieniu, sprawiło, że mój żołądek zacisnął się z nerwów. Ale wyraz twarzy Catchera zmiękł. Spojrzał z powrotem na tablicę z uśmiechem w kąciku ust. – Zdaje się, że to wygląda trochę śmiesznie. – Skoro to przyznałeś, możesz kontynuować – wspaniałomyślnie przyzwoliłam. – Więc techniawy – powiedział, nie czekając – są rozsypane po całym mieście. Żadnych widocznych wzorów. Żadnej widocznej lokalizacji aktywności.
Strona 67
– To mówi samo za siebie – powiedziałam, siadając. – Rozumiemy zatem, że nie ma stałej siedziby, gdzie te techniawy się odbywają oraz, że wampiry są na tyle sprytne by się przemieszczać. – Więc ani ludzie, ani Mistrzowie – jeśli są to wampiry z jakiegokolwiek Domu – nie nabiorą podejrzeń – dodał Jeff. – Dokładnie – powiedział Catcher. – A co z rozmiarem? – zapytałam. – Skalą? Pan Jackson był przekonany, że były tam tuziny wampirów oraz, że cała ta impreza była dzika niczym film American Psycho. – Tak jak na miejscu, które odwiedziliśmy, nasz obecny kontakt twierdzi, że techniawy składają się z kilku wampirów i ludzi. Małe, kameralne, ukierunkowane na dawanie i przyjmowanie krwi. Kontynuując analogię filmową, to nie jest Podziemny Krąg. – Bardziej jak Miłość od pierwszego ukąszenia – powiedział Jeff. Catcher przewrócił oczami. – Więc ten nowy przypadek, o którym mówimy, jest odmienny jeśli wziąć pod uwagę rozmiar i zakres przemocy, a bez skonfrontowania z raportami o osobach zaginionych, nie ma żadnych dowodów zbrodni – wzruszył ramionami. – To znaczy, że pan Jackson nie był do końca szczery. Problem polega na tym, że nie rozmawialiśmy z ani jednym wampirem, który tam był. To było by naprawdę coś – znalezienie kogoś, kto jest w tym od początku. Od powstania. Kto wiedziałby, kto tam przychodzi, jak przekazywane są informacje, kto w tym uczestniczy i czy robi to z własnej woli.
– Czy możesz wydobyć informacje od Departamentu Policji? – spytałam. – Zobaczyć, co mają do powiedzenia ich akta? – Mówisz, masz – powiedział Jeff i pochylił się do przodu, klikając na klawiaturze. – Muszę trochę pogrzebać, żeby coś znaleźć – ich układ strony technicznej jest do dupy – dam ci znać.
Strona 68
Oczywiście, to że Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich nie miało informacji, nie znaczyło, że nie było informacji, które można zdobyć. Prawdopodobnie nadszedł czas, bym skorzystała z innego źródła… – Dzięki – powiedziałam do obojga. – Zadzwonisz do mnie, gdy czegoś się dowiesz? – Oczywiście. Zakładam, że Sullivan zamierza wysłać cię na swego rodzaju polowanie na szalone psycho–wampiry? – Dobrze zgadujesz. – Zadzwoń, gdybyś potrzebowała wsparcia – powiedział Catcher. – Oczywiście – zgodziłam się, ale miałam uzyskać informacje. W końcu Jonah miał być moim partnerem. – Jeśli pójdziesz – Catcher dodał – szukaj identyfikujących informacji, dowiedz się, jak kontaktują się z wampirami, czy mają kryteria doboru ludzi.
– Zrobi się. – Chcesz, bym znalazł Chucka zanim wyjdziesz? – zapytał Jeff. Machnęłam na niego. – Nie ma potrzeby. Jest zajęty. Pozwól mu pracować. – Jestem całkowicie pewien, że potrafię zająć się pracą i rodziną – powiedział grobowy głos od drzwi. Odwróciłam się i uśmiechnęłam, gdy mój dziadek wszedł do biura. Dziś wieczorem był wystrojony, zamieniwszy zwykłą koszulę z długim rękawem na sztruksową marynarkę. Ale pozostał przy spodniach khaki, oraz butach na grubej podeszwie. Podszedł do miejsca, gdzie siedziałam na krawędzi biurka i pocałował mnie w czoło. – Jak się ma mój ulubiony wampir? Objęłam go w talii i uścisnęłam. – Są jacyś inni kandydaci? – Skoro o tym wspomniałaś, to nie. Byłoby trudno ich zadowolić. – Amen – powiedzieli jednocześnie Catcher i Jeff. Posłałam im zirytowane spojrzenie. – Co cię do nas sprowadza?
Strona 69
– Zapoznawałam Catchera i Jeffa z naszym najnowszym bałaganem. W skrócie, czarne oddziały i techniwy wygrywają 2 : 0) Skrzywił się. – To nie ucieszyłoby mnie, nawet gdybym nie był twoim dziadkiem.
– Nie – zgodziłam się. – Nie cierpię dostarczać złych wiadomości – powiedział – ale twój ojciec mówił, że nie odzywałaś się od kilku tygodni. Nie obchodził mnie mój ojciec, a jeszcze mniej to, że mieszał dziadka w środek naszej waśni. – Właściwie to widziałam się z nim, jak opuszczał dom burmistrza zeszłej nocy. Mieliśmy bardzo miłą wymianę zdań – zapewniłam swojego dziadka. – Dobra dziewczynka – powiedział z uśmiechem. Zeskoczyłam z biurka. Nadszedł czas by wyruszyć po informacje. – Muszę lecieć, a ty musisz wrócić na swoje przyjęcie, więc oni przekażą ci szczegóły. – Jakby była szansa, bym tego uniknął – powiedział dziadek. Uścisnął mnie jeszcze raz, po czym mnie puścił. Pożegnałam się i ruszyłam do drzwi frontowych, a rzeczne trolle skinęły mi, gdy je minęłam, jakbym była „swoja”. Może nie jako wampir, ale jako wnuczka mężczyzny, któremu ufali. Przyjaciele na wysokich stanowiskach z pewnością się przydadzą – zwłaszcza, gdy miało się wrogów na jeszcze wyższych szczeblach. Mój telefon zadzwonił, jak tylko wsiadałam do samochodu. Zamknęłam drzwi i odebrałam. To była Mallory. – Cześć, Niebieskowłosa. Co tam? Nie odezwała się, ale natychmiast zaczęła płakać. – Mal, co się dzieje? Wszystko w porządku? – Oczyszczenie – powiedziała. – To jeden z tych oczyszczających płaczów. Odetchnęłam. Byłam gotowa pojechać z piskiem opon, gdyby była w
niebezpieczeństwie. Ale każda dziewczyna zna znaczenie płaczu w celu
Strona 70
oczyszczenia – gdy nie płaczesz z powodu czegoś szczególnego, ale ponieważ wszystko poplątało się w gigantyczny, skomplikowany węzeł. – Chcesz o czymś porozmawiać? – Tak jakby. Nie specjalnie. Nie wiem. Możesz się ze mną spotkać? – Oczywiście. Gdzie jesteś? Pociągnęła nosem. – Wciąż jestem w Schaumburgu. Jestem przy Goodwin's I–90. Wiem, że to daleko, ale czy mogłabyś się tu ze mną spotkać? Masz czas? Goodwin's było jedną z tych wszechobecnych restauracji, czynnych całą dobę, które można spotkać przy biurach i parkingach. Tych uczęszczanych przez starszych mieszkańców o czwartej po południu oraz nastolatków o północy. Nie nazwałabym Mallory łakomczuchem, ale zdecydowanie nie wybrała tego lokalu dla udka z kurczaka. Jeśli miałyśmy się spotkać w Goodwin's, to potrzebowała albo jedzenia bez smaku, albo anonimowości. Nie cieszyła mnie żadna możliwość. – Właśnie opuszczam Biuro Rzecznika. Dotrę do ciebie za jakieś czterdzieści pięć minut. W porządku? – Tak. Uczę się. Będę tu.
Nauka wyjaśniała wybór restauracji. Pożegnałyśmy się i spojrzałam jeszcze na drzwi do biura, zastanawiając się, czy powinnam wrócić i ostrzec Catchera, że jego dziewczyna była kłębkiem nerwów. Ale byłam jej najlepszą przyjaciółką i obejmował mnie kodeks honoru. Protokół. Zadzwoniła do mnie, a nie do Catchera – nawet jeśli był w biurze, całkowicie osiągalny. To znaczy, że musiała się otworzyć przede mną i tak będzie. – W drogę – powiedziałam i odpaliłam silnik. Gdy prowadziłam, ułożyłam plan działania do drugiej części mojego dochodzenia. A ta część była odrobinę bardziej podstępna, przede wszystkim dlatego, że nie sądziłam, by moje źródło mnie lubiło. Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, Jonah był obcesowy. Drugi raz spotkaliśmy się na ciemnej ulicy Wrigleyville, gdy śledził mnie, by mnie lepiej poznać. Testował mój temperament.
Strona 71
Czerwona Straż została utworzona dwieście lat temu, by ochraniać wampirzych Mistrzów, ale teraz ich obserwowała. Gdy Noah Beck, lider Chicagowskich Odszczepieńców, zaproponował członkostwo, poinformował mnie, że Jonah, kapitan strażników w Domu Grey byłby moim partnerem, gdybym się zgodziła. Byłam podekscytowana propozycją, ale dołączenie do grupy, która miała na oku Mistrzów, wywołałoby Trzecią Wojnę Światową w Domu Cadogan.
Gdyby Ethan się o tym dowiedział, odebrałby to jako policzek. Uważałam się za wampira na niskim szczeblu, a celowe dodanie kolejnego elementu do mojego bałaganu nie było tym, czego chciałam. Jonah był wybitnie zdegustowany moją osobą i prawdopodobnie nie był zaskoczony, gdy odmówiłam. Nie oczekiwałam, że ten telefon cokolwiek zdziała, ale CS posiadała szczegóły dotyczące techniaw – włączając tą, po której posprzątali. A skoro moja wizyta w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich nie przyniosła specjalnych efektów na poziomie uzyskiwania informacji (aczkolwiek była bardzo owocna na poziomie dyplomacji z rzecznymi trollami), Jonah był źródłem, które musiałam spróbować wykorzystać. Raz już do mnie dzwonił, więc podczas gdy kierowałam się na północ do Schaumburga, połączyłam się z jego numerem. Odebrał po kilku dzwonkach. – Jonah. – Cześć. Tu Merit. Nastąpiła niezręczna chwila ciszy. – Sprawa związana z Domem? Zakładałam, że pytał, czy dzwonię w imieniu Domu Cadogan – lub naszego partnerstwa w związku z Czerwoną Strażą. – Nie do końca. Masz chwilę, by porozmawiać? Ponownie cisza. – Daj mi pięć minut. Oddzwonię. Połączenie zostało przerwane, więc upewniłam się, że mam włączone dźwięki i postawiłam telefon na podstawce, gdy kierowałam się drogą I–90. Jonah był punktualny. Wskazówka na zegarze przemierzyła dokładnie pięć minut, gdy oddzwonił.
Strona 72
– Musiałem wyjść na zewnątrz – wyjaśnił. – Jestem teraz na ulicy. Doszedłem do wniosku, że tak uniknę zamieszania – wampiry z Domu Grey mieszkały w przerobionym magazynie w sąsiedztwie Andersonville, niedaleko Wrigley Field. Szczęściarze. – Co jest? – zapytał. Zdecydowałam się na szczerość. – Burmistrz Tate zaprosił nas wczoraj do siebie do biura. Powiedział, że ma świadka, który twierdzi, że widział, jak banda wampirów zabija troje ludzi. – Cholera – przeklął niskim i odrobinę zmęczonym tonem. – Coś jeszcze? – Tate zasugerował, że przemoc była częścią techniawy. Ale bazując na naszych informacjach, to było coś innego. Większego. Bardziej drastycznego. Jeśli świadek, pan Jackson, mówił prawdę, to coś ma znamiona swego rodzaju ataku. A, że to się wydarzyło podczas techniawy, ma już mniejsze znaczenie. W każdym razie, nadeszła pora, by coś z tym zrobić, a w związku z tym, potrzebuję informacji. – Więc zadzwoniłaś do mnie? Przewróciłam oczami. Pytanie sugerowało, że wyświadczał mi przysługę – oraz, że poprosi o jakąś w zamian. Bardzo po wampirzemu. – Mam nadzieję uzyskać od ciebie potrzebne odpowiedzi – odpowiedziałam znacząco.
– Niestety, nie mam ci za dużo do powiedzenia. Wiem o ostatniej techniawie – tej, po której posprzątała Czerwona Straż – ale tylko dlatego, że Noah mnie wtajemniczył. Nie byłem tam. – Myślisz, że Noah może mieć więcej informacji? – Być może. Ale dlaczego nie zadzwoniłaś bezpośrednio do niego? – Ponieważ zostałeś wytypowany na mojego partnera. Jonah zamilkł. – Czy ten telefon, to oznaka zainteresowania CS? To ostateczne źródło pozyskiwania informacji, pomyślałam, ale powiedziałam. – Sądzę, że to jest wystarczająco duża sprawa by wykraczać poza Domy czy członkostwo w Czerwonej Straży.
Strona 73
– Słusznie. Popytam i oddzwonię, gdy się czegoś dowiem. Zakładam, że nie przekażesz nikomu, że rozmawialiśmy? – Twój sekret jest ze mną bezpieczny. I dzięki. – Nie dziękuj, dopóki czegoś nie wygrzebię. Będę w kontakcie. Połączenie zostało przerwane, więc odłożyłam telefon. Z każdym dniem wszystko komplikowało się bardziej. Rzadko która noc mijała bez dodatkowej ilości wampirzego bałaganu. Czasami posiedzenie w piżamie z dobrą książką w ręku brzmiało jak
fenomenalny pomysł. Telefon zadzwonił niemal od razu, jak tylko się rozłączyłam. Spojrzałam na ekran, to był mój ojciec. Przez chwilę rozważałam, czy nie wysłać go prosto na skrzynkę pocztową, ale ostatnio często tak robiłam – wystarczająco często, by mój brak komunikacji z ojcem martwił dziadka. Nie chciałam, by zajmował się jeszcze moimi problemami, więc wzięłam się w garść, odebrałam i podniosłam telefon do ucha. – Słucham? – Chciałbym z tobą pomówić – powiedział mój ojciec, najwyraźniej na powitanie. To była nieuchronna prawda. Byłam pewna, że mój ojciec miał wiele pytań w zanadrzu. Sztuczka polegała na tym, by zgadnąć, jaki temat chodził mu po głowie tego wieczoru. – O czym? – zapytałam. – O kilku aktualnych sprawach. Zostałem poinformowany o kilku inwestycjach, którymi Ethan byłyby zainteresowany. Ach, to wyjaśniało dobry humor na Creeley Creek. Jeśli było cokolwiek, co uszczęśliwiało mojego ojca, była to możliwość zyskania kapitału oraz spora prowizja. Choć doceniałam, że był zainteresowany współpracą z Ethanem – zamiast pogrzebaniem nas wszystkich. – Jesteśmy teraz czymś zajęci. Ale oczywiście przekażę Ethanowi twoją ofertę.
Strona 74
– Może zadzwonić do mojego biura – powiedział. Miał na myśli swój drapacz chmur przy Michigan Avenue naprzeciwko Parku Michigan. Tylko najlepsza prawdziwa nieruchomość dla najlepszego w mieście kierownika nieruchomości. Po wydaniu tej krótkiej dyspozycji, rozłączył się. Gdybyśmy tylko mogli wybierać rodzinę…
Strona 75
ROZDZIAŁ VI
SEZON NA CZAROWNICE
Wjechałam na opustoszały parking restauracji. Okna tej restauracji dosłownie świeciły pustkami. W środku była tylko garstka mężczyzn i kobiet. Zaparkowałam Volvo i ruszyłam do środka, rozglądając się wokoło. Szukałam Mallory. Siedziała przy stole, przed laptopem, pośrodku wysokiego na trzydzieści centymetrów stosu książek. Swoje proste, lodowo–niebieskie włosy miała wetknięte za uszy. Miała pochmurną minę, kiedy patrzyła na ekran. W ręku trzymała w połowie pełen kubek soku pomarańczowego15. Kiedy podeszłam, spojrzała w górę. Od razu zobaczyłam ciemne sińce pod oczami. – Cześć – powiedziała z ulgą na twarzy. Wśliznęłam się obok niej. – Wyglądasz na zmęczoną. – Nie potrzebne są żadne dwuznaczności, kiedy twoja najlepsza przyjaciółka cierpi, wiesz o tym. – Jestem zmęczona. – Zamknęła komputer i odsunęła go od siebie, a następnie połączyła ręce na stole. – Praktyka nie jest wcale taka fajna, jak się wydaje. Skrzyżowałam nogi na ławce. – Ciężka praca? – Fizycznie i emocjonalnie wyczerpująca. – Skrzywiła się, patrząc na stos książek obok niej. – To jest jak obóz pracy dla czarowników – uczę się rzeczy,
Strona 76
których powinnam była nauczyć się dziesięć lat temu i muszę wkuć to wszystko w bardzo krótkim czasie. – Czy to przydatne rzeczy? – Tak. To znaczy, ja już przerabiałam to z moim nauczycielem, więc teraz to jest jak moja druga natura. Nim zdążyłam mrugnąć, sól i pieprz w plastikowych kubeczkach zaczęły się poruszać w moim kierunku i stanęły przede mną. Spojrzałam ponad przyprawy, Mallory nawet nie drgnęła, miała raczej mdły wyraz twarzy. Widywałam już wcześniej jak Mallory przenosi różne rzeczy, jak na przykład meble, kiedy ostatni raz ją widziałam, ale nigdy nie miała przy tym tak ponurej miny. – To… imponujące. Wzruszyła ramionami, ale w jej oczach było coś ciemnego. – Mogę to zrobić prawie bez myślenia o tym. – A co o tym sądzisz? I wtedy łzy zaczęły zbierać się w jej oczach. Spojrzała do góry i w dal, tak jakby samym gestem chciała odpędzić łzy. Ale one już zaczęły spływać wzdłuż jej policzków. A kiedy ręką otarła łzy, zauważyłam, że jej palce są czerwone i poronione. – Porozmawiaj ze mną – powiedziałam do niej, następnie rozejrzałam się dookoła. W naszym kącie restauracji było pusto; jedyna kelnerka siedziała w drugim końcu sali układając serwetki.
– Praktycznie jesteśmy tu same. To zapoczątkowało nową powódź łez. Moje serce ścisnęło się na samą myśl o tym, jakie rzeczy mogła zrobić lub widzieć w ciągu ostatnich kilku tygodni, które doprowadziły ją do łez i, że prawdopodobnie ja nie mogłam ich powstrzymać. Wstałam i przeniosłam się na jej część stołu, czekając aż przesunie się, nim usiadłam. – Powiedz mi – powiedziałam. – Już nie wiem, kim jestem.
Strona 77
Nie mogłam się powstrzymać; uśmiechnęłam się. Jeżeli kiedykolwiek pojawił się jakiś problem, który mogłam zrozumieć jako nowo powstały wampir, to właśnie było to. Oparłam czoło na jej ramieniu. – Mów dalej. I bramy tajemnicy zostały otwarte. – Byłam inną dziewczyną, prawda? Robiłam swoje. Miałam niebieskie włosy, pracowałam nad swoim urokiem kierownika agencji reklamowej. A potem, nagle, ty stajesz się wampirem, a Ethan Sullivan dotyka moich włosów i mówi mi, że mam magię. A potem jeszcze zjawia się Catcher i staję się czarownicą i uczę się zaklęć, jak rzucać płonące kule śmieci w dany cel, żebym była gotowa do pracy, kiedy
gówniane wampiry w nas uderzą. Nabrała powietrza i zaczęła od nowa. – Miałam być współwłaścicielem przed trzydziestką. Mieć domek nad jeziorem. Mieć torbę Birkin16 i generalnie być zadowoloną ze swojego bardzo modnego życia. A teraz co robię? – Potrzasnęła głową. – Robię magię. I to niezwykłą magię. Kolejna łza zsunęła się z jej policzka. – Co masz na myśli, mówiąc niezwykłą magię? Jej głos spadł o oktawę. – Wiesz o czterech Okregach, prawda? – Pewnie. Potęga, istnienie, broń, tekst. – Zgadza się. To są cztery główne podziały magii. Cóż, okazuje się, że to nie takie proste – to nie są jedyne główne podziały. Skrzywiłam się, patrząc na nią. – Więc, co z innymi?
Strona 78
Pochyliła się w moją stronę. – To czarna magia, Merit. Złe rzeczy. Jest cały system czarnej magii, który pokrywa te cztery dobre Zaklęcia. – Złapała za serwetkę i wieczne pióro. – Widziałaś tatuaż Catchera, prawda? Przytaknęłam. Był na jego podbrzuszu, koło podzielone na ćwiartki. Naszkicowała obrazek, jaki widziałam, a następnie wskazała na cztery segmenty pelike17. – Tak więc, każdy kwadrat jest Magią, prawda? Podział magii. Wyciągnęła kolejną serwetkę z uchwytu i rozwinęła, a następnie narysowała inne podzielone koło. Kiedy skończyła, położyła dugą serwetkę na pierwszej. – To te same cztery podziały – ale wszystko to czarna magia. Tym razem mój głos był bardziej miękki. – Pomóż mi tu coś zrozumieć. O jakiego rodzaju czarnej magii my tu mówimy? O Elphabie, Nawiedzonej czarownicy z Zachodu, czy raczej magii Slytherinu? Pokręciła głową. – Nie mogę ci powiedzieć. – Możesz mi powiedzieć wszystko. Spojrzała na mnie, w jej oczach jarzyła się frustracja. – Ja nie mogę ci powiedzieć. Mamy rozkaz w pracy. Wiem o pewnych rzeczach, ale nie mogą wyjść ode mnie. Mogę przywołać te frazy w mojej głowie, ale nie mogę zwerbalizować tych słów. Nie podobało mi się brzmienie tego – fakt, że tajemny zakon używał magii,
żeby powstrzymać Mallory o mówieniu tego, co ją martwiło. O mrocznych sprawach. Godnych pożałowania sprawach. – Czy jest coś, co mogę zrobić? Pokręciła głową i położyła ręce na stole. – Czy to dlatego twoje ręce są tak popękane?
Strona 79
Skinęła głową. – Jestem zmęczona, Merit. Trenuję i uczę się, czego tylko mogę, ale to – już sama nie wiem – tego używa się inaczej. Zacisnęła ręce w pięści i potem otworzyła je ponownie. – To jest zupełnie inny rodzaj wyczerpania. Nie tylko ciała. Nie tylko umysłu. Ale taki rodzaj, który wyczerpuje również duszę. Jej brwi złączyły się w wyrazie zmartwienia. – Czy rozmawiałaś z Catcherem o którejkolwiek z tych spraw? Potrząsnęła głową. – On nie jest w Zakonie. Nie mogę mu powiedzieć niczego, czego nie mogę powiedzieć również tobie. I nagle zrozumiałam, dlaczego Catcher nie był wielkim fanem Zakonu – i
dlaczego ważne było to, czy był członkiem, czy też nie. – Jak mogę pomóc? Przełknęła. – Czy możemy tu po prostu trochę posiedzieć? – westchnęła ze zmęczeniem. – Jestem po prostu zmęczona. I zbliża się mój egzamin i jest tak wiele rzeczy do zrobienia – tak wiele się ode mnie teraz oczekuje. Ja po prostu nie chcę wracać do domu. Nie chcę wracać do mojego życia. Chcę po prostu posiedzieć w tej bzdurnej korporacyjnej restauracji przez parę godzin. Objęłam ją ramieniem. – Tak długo, jak tylko zechcesz. Siedziałyśmy przy stoliku przez godzinę, prawie się nie odzywając. Mallory popijała sok pomarańczowy ze swojego kubka i gapiła się w okno na rzadko przejeżdżające samochody. Kiedy jej kubek był już pusty, szturchnęłam ją ponownie w ramię. – On cię kocha, wiesz. Nawet, jeżeli to wydaje się być sytuacją, z którą nie możesz do niego pójść. Rozumiem, że nie możesz wdawać się w żadne szczegóły, ale możesz mu powiedzieć o swoich zmartwieniach. – Wiesz to na pewno?
Strona 80
Złapałam maleńki cień nadziei w jej głosie i pociągnęłam za niego.
– Wiem to na pewno. To jest Catcher, Mallory. Szalony, uparty? Jasne. Ten gbur? Absolutnie. Ale on jest również całkowicie w tobie zakochany. Pociągnęła nosem. – Mów dalej. – Pamiętasz, co mi mówiłaś o Ethanie? Że zasługuję na kogoś, kto pragnie mnie od początku? Więc, Catcher Bell jest właśnie kimś takim dla ciebie. Roztrzaskałby każdego na pół, kto tylko zbliżyłby się do ciebie i to było oczywiste już za drugim razem, kiedy cię spotkał. Nie mam nawet cienia wątpliwości, że on jest cały zaaferowany i nie ma takiej rzeczy, której nie możesz mu powiedzieć. Cóż – dodałam z uśmiechem – chyba, że stałaś się wampirem. To byłoby przełomem. Mal wydała z siebie dźwięk przypominający na wpół parsknięcie, na wpół płacz i otarła ponownie twarz. – Zakładam, że jak na razie nie robisz tajemnych planów, żeby stać się wampirem? – Nie w tym momencie. – To dobrze. Jeden wampir w rodzinie to już wystarczająco dużo. – Zgadzam się w tym jednym. To jest po prostu… – urwała, po czym znowu zaczęła mówić. – Istnieje bardzo niewiele decyzji w moim życiu, których żałuję. To, że nie złapałam tego kanału Vintage, który widzieliśmy w sklepie przesyłkowym Division. To, że nie oglądałam Buffy aż do trzeciego sezonu. Te drobne rzeczy, ale wiesz o co mi chodzi. – Potrząsnęła głową. – Ale to. Będąc uważaną za czarownika, zgadzając się na pójście tą drogą samemu, brać udział w pewnych sprawach – sama nie wiem. Być może powinnam ignorować całą tę sprawę. Jeździć na koncerty i zignorować wampiry, czarowników i Ethana dotykającego moje
włosy. To znaczy, kto tak robi? Kto dotyka włosów kogoś innego i przepowiada, że ten ktoś ma magię? – Darth Sullivan.
Strona 81
– Darth, cholerny, Sullivan – czknęła delikatnie, po czym położyła mi głowę na ramieniu. – Czy kiedykolwiek marzyłaś o tym, żeby po prostu odejść? Przewinąć swoje życie do tego momentu, w którym stałaś się nadprzyrodzona i złapać Amtrak18 poza miastem? Uśmiechnęłam się delikatnie, myśląc o tym, co Ethan by na to powiedział. – Taka myśl przeszła mi przez głowę. – W porządku – powiedziała, kładąc rozłożone dłonie na stole i wypuszczając powietrze z płuc. – Nadszedł czas na przemówienie pep19. Gotowa, start. To była moja wskazówka, żeby wykopać ją z tego basenu dla dzieci i wesprzeć moją motywującą magią. – Mallory Carmichael, jesteś czarodziejką. Możesz tego nie lubić, ale takie są fakty. Masz dar i nie będziesz u Goodwiów popijać kawy za 59 centów, bo masz zmartwienia w związku ze swoimi zadaniami. Jesteś czarodziejką, ale nie jesteś robotem. Jeżeli masz zmartwienia w swojej pracy, pogadaj o tym z kimś. Jeżeli uważasz, że to, co robisz, zaniża twoją średnią, przestań to robić. Zerwij łańcuch
komend, jeżeli trzeba będzie. Masz sumienie i wiesz jak go używać. – Siedziałyśmy w ciszy przez chwilę, aż do momentu jej decydującego skinienia. – Tego właśnie potrzebowałam. – Dlatego właśnie mnie kochasz. – Cóż, dlatego i ponieważ mamy ten sam rozmiar butów. Obróciła się na swoim miejscu i podniosła kolana. Jej stopy, teraz wsparte na siedzeniu, były otulone przez parę limonowo–zielonych, limitowanych Pum… Jedną z par, jaką zostawiłam u Mal kiedy przeprowadzałam się do Cadogan. – Czy to… – One są czystą wygodą. – Mallory Delancey Carmichael.
Strona 82
– Hej, Uliczny Festiwal jest w ten weekend – powiedziała nagle. – Może mogłybyśmy pożreć jakieś mięsko. Uliczny Festiwal był dorocznym Chicagowskim festynem na zakończenie lata.
Restauracje i firmy cateringowe umieszczają swoje białe namioty w Parku Grand, żeby pokazać swoje towary i świętować koniec sierpnia. Normalnie byłam ich wielką fanką. Próbowanie najlepszego żarcia słuchając przy tym muzyki na żywo nie było całkowicie złym sposobem spędzenia dnia. Z drugiej zaś strony… – Próbujesz odwrócić moją uwagę pieczonym mięsem? Zatrzepotała rzęsami. – Poważnie, Mallory. Te buty to limitowana edycja. Pamiętasz jak długo próbowałam je dostać? Tkwiłyśmy w Internecie jakieś trzy tygodnie. – To jakiś epistemologiczny kryzys, Mer. Poważnie. Nie można lekko stąpać w tanich podróbkach adidasów wiedząc, że jest się w kryzysie. Westchnęłam wiedząc, że zostałam pokonana.
***
Jak się okazało nie zajęło jej to nawet dwóch godzin. Potrzebowała kolejnych dwudziestu minut, nim była gotowa powrócić do swojego życia – do Okręgów, magii i Catchera. Postanowiła zacząć praktykować z początkiem nocy i zadzwonić do Catchera, co było na tyle mdławo słodkie, że aż podnosił mi się poziom cukru we krwi. I mimo tego, że mdliło mnie słuchanie tego, pod koniec rozmowy zaczęła się uśmiechać, więc musiałam go pochwalić za to osiągnięcie. Uściskałyśmy się na
parkingu i wysłałam ją do domu do Parku Wicker i w oczekujące ramiona pewnego zielonookiego czarownika. Cokolwiek działało. Ironia, jak sądzę, była w tym, że ja również podążałam do domu pewnego zielonookiego wampira, jednakże zdecydowanie nie do jego – ku jego zmartwieniu – wyczekujących ramion. Byłam już prawie na terytorium wampirów, kiedy ponownie zadzwonił mój telefon. – Merit – powiedziałam podnosząc słuchawkę.
Strona 83
– Coś się dzisiaj dzieje – powiedział Jonah. – Techaniawa? – Może zacząć się w ten sposób. Ale jeżeli te rzeczy stają się aż tak gwałtowne jak słyszysz… – Nie musiał kończyć zdania, niestety implikacje były oczywiste i złe. – Jak się dowiedziałeś? – Dostałem smsa. Tłumy, jak przy poprzednich. – A tym razem dostaliśmy go wystarczająco szybko? – zastanawiałam się na głos. – Tym razem mieliśmy szczęście i znaleźliśmy telefon – powiedział Jonah. – Ktoś go zostawił na Benson. – Na Benson, naprzeciwko ulicy Wrigley? – Taa. To jest bar Domu Grey.
Jeden z wielu barów wokół stadionu, który miał zainstalowane trybuny na dachu. Benson’s był, moim zdaniem, najlepszym miejscem, z którego można było obserwować Wrigley Field bez biletów. – Uznanie w tej sprawie – powiedziałam. – Spędziłam wiele fajnych wieczorów w Benson’s. – Więc bywałaś w towarzystwie wampirów, nim jeszcze dowiedziałaś się o ich istnieniu – powiedział. – Co za ironia losu. Nic nie mogłam na to poradzić i zachichotałam. Mógł być pretensjonalny, ale Jonah zdecydowanie miał poczucie humoru. – W każdym razie, miałem telefon w biurze i nie myśleliśmy o nim za wiele, dopóki nie dostaliśmy smsa. Ten sam format, ten sam komunikat jak reszta. – Czy ten telefon był przydatny? Możemy wyśledzić numer albo coś? – Telefon był na kartę i nie był w użyciu długo. Wszystkie połączenia wychodzące były do przedsiębiorstw, które nie śledzą połączeń klienta. Jedyną przychodzącą wiadomością był sms. Dzwoniliśmy na wyświetlający się numer, ale już był rozłączony. Nie byliśmy w stanie znaleźć żadnych innych informacji. Ah, ale oni nie mieli Jeffa Christophera.
Strona 84
– Czy możesz podać mi ten numer? Mam znajomego z pewnymi
umiejętnościami komputerowymi. Nie zaboli jak poprosimy go, żeby na to spojrzał. Jonah podał mi numer; złapałam kopertę i długopis i zapisałam go, robiąc mentalną notatkę, żeby później odesłać go do Jeffa. – Więc gdzie jest techniawa? – W apartamencie na Streetville. Streetville było częścią śródmieścia Chicago, które rozciągało się od Michigan Avenue do jeziora. Mnóstwo drapaczy chmur, mnóstwo pieniędzy i mnóstwo turystów. – Nie szaleje z radości na myśl o łapaniu wampirów na Streetville. – Aczkolwiek to byłby niezły tytuł horrorów, chodzi mi o wampiry z Streetville. Drugi żart w ciągu kilku minut. – Cieszę się, że masz jakieś poczucie humoru. – Jestem wampirem, nie zombie. – Dobrze wiedzieć. – Jeśli w to wchodzisz, spotkajmy się przy wieży ciśnień. O drugiej. Sprawdziłam zegar na desce rozdzielczej, było ledwie po północy, co dawało mi tyle czasu, aby wrócić do domu, przebrać się i wyruszyć ponownie. – Będę tam – zapewniłam go. – Mędrcu broni, co powinnam zabrać? Miecz, czy ukryty sztylet? – Zaskoczyłaś mnie Wartowniczko. Wampiry generalnie nie używają ukrytych ostrzy. Miał rację. Ukryte ostrza były uważane za niehonorowy sposób walki. Słyszałam pytanie w jego głosie: Jesteś honorowym żołnierzem?
Wprawdzie noszenie ukrytego ostrza nie przeszło zapachowego testu, który kazałam zrobić Mallory, ale co innego mogłam zrobić? – Tabu ukrytego ostrza powstało zanim Celina wpadła na szalony pomysł i postanowiła wygnać nas w świat. Potrafię walczyć bez stali jeżeli to konieczne, ale
Strona 85
wolałabym mieć wsparcie. – Myślę, że całkiem dobrze udowodniłam to ostatniej nocy. I pomyśleć, że jedynie kilka miesięcy temu ukończyłam Angielską Literaturę. Nie ma o czym mówić. – Dobrze powiedziane. Uświadomiłam sobie jedną rzecz. – Nie mogę powiedzieć Ethanowi, że idę na techniawę całkiem sama i z całą pewnością nie mogę mu powiedzieć, że idę z tobą, jeżeli chcesz utrzymać w tajemnicy swoje członkostwo w CS. – Może powinnaś zastąpić Noaha w wersji jaką przekażesz Ethanowi. Od czasu, gdy Noah został rzeczywistym przywódcą Chicagowskich wampirzych Odszczepieńców, to miało sens. Oczywiście musiałam nadal okłamywać Ethana. Nie szalałam za tym pomysłem, ale to nie było fair liczyć na Jonaha i jego inteligencję, a potem odwołać jego członkostwo w CS. – Prawdopodobnie jest to dobry pomysł – wywnioskowałam. – Zadzwonię do Noaha i wprowadzę go – powiedział Jonah. – Widzimy się
wieczorem. Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebować. Rzuciłam swoje tymczasowe do widzenia, szczerze pragnąc bym mogła przetrwać kilka następnych godzin przed spotkaniem z Jonahem bez dzwonienia do niego po pomoc.
***
Oczywiście, nawet jeśli nie dzwoniłam do wampira po pomoc, nadal musiałam zapytać wampira o pozwolenie. Ciężarówki z jedzeniem już nie było, kiedy wróciłam do Domu, a ludzie znowu wyglądali na zmęczonych. Ethan prawdopodobnie nie liczył na dodatkowe korzyści z ciężarówki – śpiączkę wywołaną ostrą wołowiną. Minęłam demonstrantów z przyjacielskim uśmiechem i skinięciem, po czym wbiegłam do Domu oraz skierowałam się do biura Ethana na pierwszym piętrze. Drzwi były otwarte, a w biurze panował zgiełk.
Strona 86
Helen, Domowy koordynator dla początkujących wampirów, stała pośrodku pokoju z różowym segregatorem w dłoni, nadzorując napływ eleganckich mebli do biura Ethana. Pokój w większości był pusty po ataku, a ilość jego mebli ograniczała się do zapałek. Właśnie temu próbowali zaradzić kobieta i mężczyzna – przypuszczalnie wampiry, którzy dali Tate’owi wolną–od–ludzi–w–Domu politykę. Wnosili ze sobą gigantyczny nowy stół konferencyjny w kawałkach. Kolejna wampirzyca, której nie rozpoznałam, przemknęła obok, proponując gościom wnoszącym meble wskazówki dotyczące ulokowania mebli. Założyłam, że jest ona asystentką Helen, ponieważ miała na sobie nieciekawy różowy kostium, który był dokładnie w stylu Helen. Ethan usiadł za nowym biurkiem, odsunął krzesło i założył nogę na nogę, patrząc na Helen. Obserwował, jak tych dwoje pracuje z mieszanką rozbawienia i irytacji na twarzy. Przeszłam obok i zauważyłam rozłożony lśniący papier na jego biurku – katalog z dekoracjami do domu, menu cateringu, planami oświetleniowymi. – Co się dzieje? – Przygotowujemy się. Z rękami z tyłu zerkałam na jedno z menu cateringu. – Na bal absolwentów? Niech zgadnę – temat „Noc Pod Gwiazdami”. Ethan zerknął na mnie. – Na zbliżający się przyjazd Dariusa Westa. To mnie zwaliło z nóg. Darius West był szefem Prezydium w Greenwich. Od kiedy Prezydium w Greenwich miało siedzibę główną niedaleko Londynu, nie mogłam sobie wyobrazić, że przyjazd Dariusa do Chicago zwiastuje coś dobrego.
To załatwiło sprawę przekonywania Ethana do nie przyłączenia się do mnie i Jonaha na techniawie dzisiejszego wieczoru. Darius dał mi idealną wymówkę, by trzymać Jonaha w ukryciu. Ale to nie znaczyło, że nie skorzystam z okazji, by dopiec Ethanowi. – Jeszcze jedna nieoczekiwana wizyta w Domu Cadogan?
Strona 87
Powiedział ściszonym głosem. – Jak już ustaliliśmy, wizyta Lacey nie była niespodzianką, aczkolwiek była nieco przyspieszona. – Popatrzył na mnie. – I jak również już omówiliśmy, jesteś jedyną osobą, która mnie interesuje. Nie byłam gotowa na tą rozmowę w pustym pokoju, a tym bardziej w pokoju pełnym wampirów, więc zmieniłam temat. – Kiedy zjawi się nasz czcigodny lider? – Najwidoczniej za dwie godziny. Zamrugałam. Zszokowany Ethan nie uprzedziłby przyjazdu mężczyzny, którego musieliśmy nazywać Panem. – I odkryłeś to dopiero teraz? Ethan oblizał usta, a irytacja przebiegła przez jego twarz. – Widocznie Darius wierzył, że będzie najlepiej, jeżeli odwiedzi Dom niespodziewanie by porozmawiać. Bez zapowiedzi oznacza, że nie będzie czasu na fałszywe warunki w domu, albo coś w tym stylu. Chce widzieć nas w naszym naturalnym środowisku.
– Będąc awanturnikami, jakimi zwykle jesteśmy? Uśmiechnął się nieznacznie. – Skoro tak mówisz. On już jest w samolocie – był, zanim zaszło słońce – i przybędzie względnie szybko. Helen przyrządza wieczorny posiłek. Istnieją… obyczaje, które muszą nastąpić. – Ofiara z dziewicy? – Najlepsza środkowozachodnia wołowina. W dużej ilości dla Dariusa i jego świty. To słowo ścisnęło mój żołądek. – Kiedy mówisz świta… – Nie mam na myśli Celiny. Nie zabierze ze sobą żadnego innego członka Prezydium w Greenwich, tylko swoją zwykłą trupę podróżniczą. W Chicago jest już jego wysłannik. Zatrzymają się w hotelu Tramp. – Jestem zaskoczona, że nie zostaje tutaj, skoro chce mieć oko na sprawy. Ethan zakpił. – Największe pomieszczenie, jakie mamy dostępne to pokój Małżonki, a gust Dariusa wymaga czegoś większego – i bardziej wyrafinowanego.
Strona 88
Nie przejawiałam wielkiego respektu dla Prezydium w Greenwich przez te kilka miesięcy od kiedy byłam wampirem; tak więc ta informacja nie wnosiła wiele do mojego wyobrażenia Dariusa Westa. Teraz, kiedy wytłumaczył te wybryki z meblami, nastał czas, by zaserwować
Ethanowi kolejną dawkę zabawnych wieści. Wskazałam na Helen i jej pomocników. – Możemy porozmawiać na osobności? – By omówić? – Sprawy Domu. Podniósł wzrok, spoglądając na mnie przez moment, kiedy rozpatrywał moją prośbę. – Helen – powiedział, a jego oczy nadal spoczywały na mnie. – Czy możesz nas na chwilę zostawić? – Oczywiście – z uśmiechem zamknęła swój segregator. Jednym obrotem dłoni wygoniła swoją asystentkę i pomocników od przeprowadzki. – Masz całe piętro – powiedział, kiedy tylko drzwi biura zamknęły się za nimi. – Pierwsza sprawa, mój ojciec chce zaangażować cię do jakiegoś rodzaju inwestycji. Oddzwoń do niego albo nie; ja tylko obiecałam, że ci to przekażę. Ethan wywrócił oczami. – To tłumaczy jego radość w Creeley Creek. – Tak właściwie to mój pomysł. Co do innych interesów Creeley Creek, odwiedziłam biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. Nie słyszeli żadnych plotek o agresywnych zajściach. – Wzmocniłam swoją wolę i zaserwowałam kłamstwo które wcześniej przygotowałam. – Kiedy zaczęliśmy podejrzewać że techniawy obsługiwali Odszczepieńcy, to zadzwoniłam do Noaha. Ethan przerwał, prawdopodobnie zastanawiał się czy warte było zachodu besztać mnie za zadzwonienie do lidera wampirów Odszczepieńców bez jego pozwolenia. Ale po chwili złagodniał. – Dobrze pomyślane. To było kłamstwem, tym właśnie było i to właśnie nie godziło się z moim sercem, czy żołądkiem. Ale tak musiało być.
Strona 89
– Dzwonił kilka minut temu – dodałam. – Został poinformowany o tłumie ludzi, czasie i miejscu jakiegoś rodzaju zdarzenia dzisiejszej nocy. – Techniawa? Wzruszyłam ramionami. – Nie wie. Zna tylko czas i miejsce. Miejsce o wysokim czynszu na Streeterville o drugiej w nocy. Ethan podciągnął rękaw i zerknął na zegarek. – Nie zostało wiele czasu. Z Dariusem na głowie nie mogę pójść i nie mogę wysłać żadnych straż. – Wiem. Noah zaoferował się że pójdzie ze mną. – Ethan patrzył przez chwilę na mnie. Zazwyczaj, przez okoliczności, kończyliśmy na naszych wspólnych
różnorodnych przygodach. To będzie dla mnie pierwszy wypad z innym wampirem. – Nie szaleję za tym pomysłem – powiedział. – Jeżeli informacje Tate’a są poprawne, to szukamy czegoś większego i paskudniejszego niż techniawa – może czegoś, w co techniawa się przerodziła. Musimy dowiedzieć się, co to jest. Jeżeli nie, to będziesz nosić pomarańczowy kombinezon. – Wiem – podniósł czarny ołówek i roztargniony stuknął nim o biurko, zanim popatrzył na mnie tymi półprzeźroczystymi zielonymi oczami. – Będziesz na siebie uważać? – Nie mam zamiaru skończyć po złej stronie osikowego kołka – przyrzekłam. – A poza tym, dwa razy ślubowałam służyć temu Domowi. Nie byłoby dobrze dla mnie, gdybym zwiała tylko dlatego, że się bałam. Jego mina złagodniała ze współczuciem. – A boisz się? – Wolę unikać przemocy. – Znam to uczucie. Oboje spojrzeliśmy na drzwi, gdy niespodziewanie ktoś w nie zapukał. Dwa nieeskortowane przez Helen wampiry stanęły w drzwiach, dzieląc między siebie wagę ogromnego marmurowego cokołu. Popatrzyłam na Ethana z uniesionymi brwiami.
Strona 90
– To należało do Petera Cadogana – wyjaśnił sucho. – Mieliśmy go w składziku, ale Helen pomyślała, że to pomoże dodać energii temu pomieszczeniu. – Trudno by mi było się z tym nie zgodzić. – Możemy to wnieść? – zapytał jeden z wampirów. Ethan machnął zachęcająco. – Oczywiście. Dziękuję. Kiedy pomykali przez pokój z marmurem w ręku, on znowu popatrzył na mnie. – Powodzenia dziś w nocy. Daj znać, kiedy wrócisz. Tym oto sposobem, patrząc na papiery na biurku, wypraszał mnie ze swojego biura. Zajęło mi chwilę, by się odwrócić i pójść w stronę drzwi. To nie tak, że oczekiwałam pożegnania ze łzami w oczach, ale staliśmy się partnerami. Mogłam zrozumieć jego małomówność w rozmowie o techniawach w obecności innych wampirów, ale parę mądrych słów nie byłoby złe. Mogłam być żołnierzem, ale nadal byłam nowicjuszem… i nawet wampirzy żołnierze czasem byli przerażeni.
***
Tak bardzo, jak kochałam codzienny ubiór oraz jak parny do tej pory był
sierpień, wiedziałam, że dżinsy i bawełniana koszulka na ramiączkach nie wchodziły w grę. Zmierzaliśmy na techniawę. W najlepszym wypadku będzie to impreza dla wampirów i musiałam wyglądać stosownie do sytuacji; w najgorszym będzie to bijatyka wampirów i mogłam potrzebować ochrony. Nie, dzisiaj jest czas na skórę. A przynajmniej na skórzane spodnie, bo było zbyt gorąco na cały strój. Wiem, stereotypowy wampir. Miałam to przeświadczenie za każdym razem, gdy wyciągałam skórę z szafy. Ale, jeśli zapytałbyś jakiegoś harlejowca, który doświadczył motocyklowych wypadków drogowych, to on wytłumaczyłby ci, dlaczego nosi właśnie skórę. Ponieważ to działa. Stal może cię pociąć, a kule mogą cię podziurawić. Skóra sprawia, że te ubrania trudniej przebić.
Strona 91
Włożyłam długą, przylegającą do ciała, szarą koszulkę na ramiączkach z szafy i skompletowałam to ze skórzanymi spodniami, a następnie związałam włosy w wysoki koński ogon pozostawiając grzywkę na czole. Odpuściłam sobie medal Cadogan – kusiło mnie, by iść pod przykrywką mimo wszystko – ale włożyłam długi naszyjnik zrobiony ze skręconych paciorków w srebrnym kolorze. Z moimi czarnymi kozakami, ten zestaw prezentował na wpół imprezowiczkę i na wpół gotową do bitki. Nie krzyczał, że jestem wampirzym żołnierzem, co, jak się
domyśliłam, mogło pomóc. Element zaskoczenia i to wszystko. Wsunęłam mój sztylet, wpisany jednym końcem w moją pozycję do prawego kozaka oraz włożyłam mój telefon i pager do małej kopertówki. Nie chciałam zabierać torebki albo pagera na to wydarzenie, ale przynajmniej nie musiałabym taszczyć mnóstwa gadżetów do samochodu. W dużej ilości nie były do końca ergonomiczne. Właśnie dodałam na policzki róż i błyszczyk na usta, gdy ktoś zapukał do drzwi. Luc, jak przypuszczałam, został odesłany na górę przez Ethana podczas ostatnich obrad na temat strategii. – No w końcu – powiedziałam, otwierając drzwi. Zielone oczy spojrzały wprost na mnie, co oznaczało, że Ethan nie wysłał Luca na górę; przyszedł osobiście. Zlustrował mój ubiór. – Randka? – Próbuję się jakoś wpasować w styl innych imprezowiczów – przypomniałam mu. – Właśnie widzę. Masz jakąś broń? – Sztylet w bucie. Wszystko inne byłoby zbyt oczywiste. W jego oczach przejrzyście widać było emocje, ale musiałam pozostać skoncentrowana. Utrzymywałam neutralny ton głosu, a słowa wypowiadałam ostrożnie. – Nic mi nie będzie. Noah będzie mnie osłaniał. Ethan skinął głową. – Poinstruowałem Luca. Wszystkie straże są w gotowości. Jeśli zadzwonisz, natychmiast przybiegną. Jeżeli będziesz czegokolwiek potrzebować, zadzwoń do jednego z nich. Jeżeli coś ci się stanie…
Strona 92
– Jestem nieśmiertelna – wtrąciłam się, przypominając mu o tym biologicznym zegarze, który powstrzymał przed dalszym tykaniem. – I nie interesuje mnie spoufalanie się z moją nieśmiertelnością. Kiwnął głową z żalem w oczach. To spojrzenie wyglądało, jakby szukał sprzeczki pomiędzy dwojgiem kochanków, a nie pomiędzy szefem i pracownikiem. Może żywił do mnie uczucia. Prawdziwe, a nie związane z obowiązkami, czy stanowiskiem. Nawet, jeśli chciałam podążać tym tropem, to była to nieodpowiednia chwila. Miałam zadanie do wykonania. Zanim zdążyłam mu o tym przypomnieć i odesłać go do domu, on chwycił moją twarz w swoje dłonie. – Będziesz na siebie uważać – to był rozkaz, który nie tolerował sprzeciwu. Był na miejscu, gdyż zabrakło mi słów. – Będziesz na siebie uważać – powtórzył – i będziesz w kontakcie ze mną, Luckiem lub Catcherem. Będzie tutaj Darius, więc Malik i ja możemy być nieosiągalni. Skontaktuj się z kimkolwiek będziesz mogła. Nie podejmuj niepotrzebnego ryzyka. – Przysięgam, że nie miałam takiego zamiaru. Nie dlatego, że prosiłeś mnie o to – dodałam pośpiesznie – ale dlatego, że lubię być żywa. Z całą pewnością nie chciał mnie od tego odwodzić i pogłaskał moją szczękę kciukiem. – Możesz uciec. Możesz uciec na koniec świata, ale nie będę daleko za
tobą. – Ethan… – Nie, nigdy nie będę daleko za tobą – przechylił mój podbródek tak, że nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko spoglądać w jego oczy. – Zrób to, co musisz zrobić. Naucz się, jak być wampirem, wojownikiem, żołnierzem, jakim jesteś zdolna się stać. Ale rozważ możliwość, że mogłem popełnić błąd, którego żałuję – i będę nadal go żałował i próbował cię przekonać, byś dała mi następną szansę, dopóki ziemia nie przestanie się obracać.
Strona 93
Przybliżył się i pocałował mnie w czoło, a moje serce stopniało mimo że moja bardziej racjonalna strona żywiła podejrzenia. – Nikt nie mówił że miłość jest łatwa, Wartowniczko. I zniknął, pozostawiając mnie tam stojącą, oniemiałą, a drzwi, w które się wgapiałam, na powrót były zamknięte. I co miałam z tym zrobić?
Strona 94
ROZDZIAŁ VII
BARDZIEJ LUDZKI NIŻ CZŁOWIEK
Wieża Ciśnień w Chicago stała jak wierzchołek tortu weselnego na środku Magnificent Mile. Przetrwała Wielki Pożar20, a teraz stała się symbolem miasta – oraz tłem do zdjęć dla turystów. Jonah oparł się o kamienną balustradę przy schodach do budynku, ubrany w jeansy ze srebrnymi guzikami i spojrzał na telefon, który trzymał w dłoniach. Włosy spływały mu swobodnie wokół twarzy, która mogłaby zostać wyrzeźbiona przez samego Michała Anioła – gdyby Michał Anioł wyrzeźbił mężczyznę, który wyglądałby jak irlandzki Bóg. Idealne kości policzkowe, wąski nos, kwadratowa szczęka i migdałowe niebieskie oczy w oprawie jego kasztanowych loków. Tak, Jonah był bardzo przystojny, nawet z ponurym wyrazem twarzy, który był widoczny, gdy spojrzał w górę. Wsunął telefon do kieszeni i podszedł. Patrzyłam jak lustruje mnie wzrokiem, przyglądając się skórzanemu ubraniu i zastanawia się, czy będę pomocą czy przeszkodą podczas tej wycieczki. – Jesteś wcześnie – powiedział.
Przypomniałam sobie, żeby stawiać czoła wszelkim przeciwnikom. – Wolę być wcześniej niż za późno. Sądziłam, że zechcesz omówić strategię zanim wyjdziemy. Wskazał w dół Michigan w kierunku rzeki. – Przejdźmy się i porozmawiajmy. Szliśmy wzdłuż Michigan Avenue, dwójka wysokich, dobrze ubranych wampirów i prawdopodobnie wyglądaliśmy, jakbyśmy byli na randce, a nie układali
20 http://pl.wikipedia.org/wiki/Wielki_pożar_Chicago
Strona 95
plany, jak przeniknąć na wampirzą orgię krwi. Najwyraźniej wyglądaliśmy wystarczająco normalnie, skoro nikt nie rozpoznał, że jesteśmy wampirami. Ach, te zalety z zapadnięcia nocy. – Jak dużo wampirów? – zapytałam. – Nie wiem. Techniawy są raczej kameralne. Więc jeśli to ma być jedna z nich, niewielu. – Uważasz, że znaleziony przy Bensonie telefon z zaproszeniem należał do jednego z wampirów Grey? Jonah spojrzał spode łba. – Mam nadzieję, ze względu na Dom Grey, że nie. Ale jak powiedziałaś, bar prowadzi politykę otwartych drzwi, a my generalnie
utrzymujemy jego przynależność do naszego Domu w tajemnicy. Więc może należeć do kogokolwiek. Skinęłam głową. – Zawsze przynależałeś do Domu Grey? – Nie. Urodziłem się jako Odszczepieniec. Dorastałem w nieprzyjemnej części Kansas City. Niezbyt łatwe miejsce na dojrzewanie. Prawie nie dałem rady. Aż pojawił się Max. – To on zmienił cię w wampira? – Zgadza się. Pomógł mi stamtąd uciec. Cóż, w pewnym stopniu, jeśli włączenie się w wampirzą politykę i związany z tym bałagan, można nazwać ucieczką. – Domyślam się. – Jasne. Bez obrazy, ale Sullivan jest straszenie polityczną osobą. Zaśmiałam się głośno. – Trafiłeś w sedno. On jest dobrym Mistrzem. Bardzo troszczy się o Dom – ale pomija wszystko inne, dodałam po cichu. – A wy dwoje…? Przemilczałam pytanie. Większość wampirów z Cadogan wiedziała, że Ethan i ja spędziliśmy razem noc, więc nie było wielkim zaskoczeniem, że Jonah, członek wywiadowczej grupy też wiedział.
Strona 96
Pomimo że doceniałam daną mi szansę na wyjaśnienie sytuacji, irytowały mnie podejrzenia, że mogłabym wciąż być związana emocjonalnie lub jakkolwiek inaczej. Gdybym zaczynała z czystym kontem byłoby łatwiej. – Nie jesteśmy razem – zapewniłam go. – Tylko sprawdzam. Jak wszystko, co może spowodować komplikacje i utrudnić mi pracę. – Nie z tej strony – zapewniłam go. Zdecydowanie ku rozczarowaniu Ethana. Rozdzieliliśmy się, gdy przeszła grupa młodzieży. Była druga nad ranem, sklepy były już od dawna zamknięte, ale była także letnia noc i szkoła jeszcze się nie zaczęła. Przypuszczałam, że spacer po Michigan Avenue był dość bezpiecznym zajęciem, gdy było się nastolatkiem zza dużą ilością czasu. – W każdym razie, Max był wampirzym Mistrzem z wielką mocą, ale bez Domu. Prezydium w Greenwich uznało go za niestabilnego i nie przyznało mu oficjalnego tytułu. Mieli rację co do niestabilności. Co o tym sądzę? Max był „ dwubiegunowy”21 jako człowiek, a zmiana w wampira nie pomogła. – To nie był dobry pomysł, aby pozwolić mu poruszać się po Kansas City bez nadzoru. – To był właśnie problem. Prezydium w Greenwich nie uważało, że jest wystarczająco przy zdrowych zmysłach, by powierzyć mu Dom, ale to oznaczało, że psychopata zza dużym ego biegał w okolicy, stwarzając jednego wampira za drugim. Utworzenie Domu Murphy'ego było sposobem Prezydium na kontrolę Odszczepieńców i Maksa. Dali dom Richowi i nałożyli na nas jakieś starożytne przepisy Kanonu. – Jak wylądowałeś w Chicago?
– Przeniosłem się do Grey, gdy Scott został Mistrzem. Każdy nowy Dom kradnie kilku Nowicjuszy z innych Domów, by go zapełnić. Nowe Domy są także zdolne do powoływania nowych wampirów, ale przejście umożliwia nowy start.
21 http://pl.wikipedia.org/wiki/Zaburzenia_afektywne_dwubiegunowe
Strona 97
– Martwisz się, że ktoś na imprezie może cię rozpoznać? To znaczy, jesteś tu od pewnego czasu i jeśli ktokolwiek jest tam z Domu Grey… – Jeśli jest tam ktokolwiek z Domu Grey, będzie sądzić, że jestem tam, by go znaleźć, przypomnieć zasady Domu i przywołać do porządku – przed tym, jak skopię mu tyłek. Dom Grey to nie Dom Navarre. Możemy cieszyć się sportami, ale szanujemy autorytety. Jesteśmy drużyną – jednością. Mamy dokładny łańcuch dowodzenia i trzymamy się go. – A Scott jest trenerem? – I generałem – zgodził się. Podczas gdy to mogło być teoretycznie prawdą, pomyślałam, Jonah w dalszym ciągu był członkiem organizacji, której misją było potajemne trzymanie w ryzach Mistrzów. To nie do końca pasowało do analogii Scott–jest–moim– generałem.
– W każdym razie, nie powinienem być przyczyną żadnych kłopotów – zakończył Jonah. – Minęliśmy kilku turystów niosących resztki z restauracji i torby z zakupami. Wyglądali na wykończonych, jakby już dawno minął czas ich powrotu do hoteli. – Nigdy nie byłam na techniawie – powiedziałam, po tym jak ich minęliśmy. Spojrzałam na niego. – A ty? – Byłem blisko jednej, ale nie wszedłem do środka. – Denerwuję się – wyznałam. – Nie widzę nic złego w nerwach przed taką operacją – powiedział Jonah. – Nerwy utrzymują cię w gotowości. Tak długo, jak nie zatrzymasz się – a z tego, co słyszałem o ataku na Dom Cadogan, nie zrobisz tego. – Jak dotąd dobrze sobie radziłam. – I to się liczy – zatrzymał się przy światłach i wskazał w lewo. – Przechodzimy tutaj, a potem kilka bloków dalej. Gdy światło się zmieniło, przeszliśmy przez ulicę i ruszyliśmy na wschód. – To jest to – powiedział Jonah.
Strona 98
To było… zdecydowanie coś. Budynek wyglądał jak błyszcząca czarna iglica, rozchodząca się do brzegów Rzeki Chicago – przynajmniej jej pierwsze trzy czy
cztery piętra. Wciąż były w budowie; szkielet otulony był mglistym plastikiem. Znak ze sklejki informował, że w przyszłości budynek będzie siedzibą firmy finansowej. Z takimi wampirami, pomyślałam, kto potrzebuje wrogów? – Dziś wieczorem – powiedział Jonah – udajemy zaproszonych gości. Zachowuj się, jakbyś tam przynależała – pchnął obrotowe drzwi. Gdy podążyłam za nim, Jonah uśmiechnął się do ochroniarza za biurkiem i podszedł, wyglądając jak osoba, która jest zapraszana na tego rodzaju przyjęcia. – Jesteśmy tu z powodu, ach, „ wieczorku zapoznawczego” – powiedział Jonah zwyczajnym tonem. – Hasło? – zapytał mężczyzna. Jonah się uśmiechnął – „ Kusicielka”. Przez chwilę myślałam, że się pomylił. Ochroniarz spojrzał na Jonah, później na mnie, zanim najwyraźniej stwierdził, że byliśmy w budynku z uzasadnionych powodów i wskazał w kierunku windy. – Najwyższe piętro. Trzymajcie się z dala od krawędzi. To byłby okropny upadek. Jonah ruszył w kierunku windy, po czym wcisnął guzik. Gdy nadjechała, wsiedliśmy do środka. – Gotowa? – zapytał, gdy drzwi się zamknęły. – Nie jestem całkiem pewna. – Potrafisz to zrobić. Tylko pamiętaj, jeśli to jest techniawa, naszym celem nie jest przymknięcie ich tej nocy. Wchodzimy, rozglądamy się, aby przekonać się, co pan Jackson mógł zobaczyć. Ustalamy, co tylko możemy. Każdy krok na przód zbliża nas do celu.
– To brzmi całkiem rozsądnie. – Czerwona Straż jest bardzo rozsądną organizacją. – Nie, żeby to miało dziś znaczenie – zauważyłam.
Strona 99
– Czerwona Straż zawsze jest ważna. Nasze dobro zawsze jest ważne. Intensywność w jego głosie zmusiła mnie do zapytania. – Czy to jest test? Proces weryfikacyjny Czerwonej Straży? Winda dowiozła nas na ostatnie piętro i żeński głos oświadczył – apartamentowiec – gdy drzwi rozsunęły się. – To zbieg okoliczności. – Jonah w końcu odpowiedział, kładąc rękę na mojej talii. – Chodźmy. Przytaknęłam i wyszliśmy z windy. Nazwanie tego apartamentowcem było ogromnym niedopowiedzeniem. Pewnego dnia, może nim być, ale dziś był to plac budowy. Ogromna przestrzeń, gigantyczny, w dużej mierze pusty prostokąt ze stalowymi filarami w centrum, wyznaczającymi, jak zakładałam, przyszłe miejsce wewnętrznych ścian. Samo pomieszczenie było ciemne, oświetlone przez kilka wiszących lamp, oraz delikatny blask pochodzący z miasta, przesączający się przez plastik, który był przymocowany na zewnątrz ścian. Betonowa podłoga była usiana
gruzem oraz pudłami z materiałami ułożonymi w stosy po całym pomieszczeniu. Efekt był przerażający, niczym miejsce z horroru, gdzie dwoje kochanków wymyka się na numerek tuż przed tym, jak zabójca wpada przez ścianę z nożem w ręku. Nie widziałam ludzi, ale kilka tuzinów wampirów stało w grupkach, w strojach od eleganckiego do zwyczajnego, od Jimmy'ego Choo do koszul flanelowych ze zwyczajnych sklepów. Z taką ilością wampirów, nie wydawało się prawdopodobne, by wszyscy byli Odszczepieńcami, bez przynależności do Domów. – Czy widzisz kogoś, kogo poznajesz? – zapytałam Jonaha, rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu znaku jakiegoś Domu – złotych medali na łańcuszkach u wampirów Navarre i Cadogan, dżerseju z Domu Grey. Nie było żadnego wampira z Domu Cadogan i nie zobaczyłam nic, co dałoby możliwość przyporządkowania pochodzenia tych wampirów. – Nikogo – powiedział nieobecnym tonem.
Strona 100
Magiczna mieszanka tajemniczo wpływała na wampiry, a dźwięk gitary w piosence Roba Zombie „Bardziej ludzki niż człowiek” unosił się w powietrzu, które było gęste od magii, co natychmiast wywołało gęsią skórkę na moich ramionach.
– Magia – mruknęłam. Jego palce zacisnęły się na mojej talii. – Dużo magii. Dużo uroku. Oprzesz się? Mogłam poczuć opary czaru unoszące się wokół mnie, sprawdzające mnie, próbujące we mnie wniknąć. Już raz zetknęłam się z testującą magią – przy spotkaniu z Celiną, gdy rozpracowywała mnie za pomocą magii, by poznać moją siłę. Ale nawet przy Celinie nie wyczułam tyle magii w jednym pomieszczeniu. Skupiłam się, zmusiłam do oddychania, zrelaksowania się i pozwolenia jej płynąć własnym rytmem. Opór sprawiał, że obrona była jeszcze trudniejsza, jakby uznawała to za wyzwanie. Ale nie sądziłam, że ten urok starał się mnie do czegoś nakłonić. Nie wyczułam, aby któryś z wampirów starał się mnie przekonać, że jest mądrzejszy, ładniejszy czy silniejszy niż w rzeczywistości, czy też zmusić mnie do porzucenia moich zahamowań. Być może była to tylko wspólna magia, wydzielająca się z powodu dużej liczby wampirów zgromadzonych w pomieszczeniu. Dodać do tego dźwięki basu z gitary i masz receptę na migrenę. Poruszyłam ramionami i wyobraziłam sobie, że magia rozpływa się wokół mnie jak ciepła fala Zatoki Meksykańskiej. Gdy mnie mijała i odkryła, że nie jestem wyzwaniem, oddaliła się. Powietrze wciąż mrowiło przez magię, ale mogłam się przez nie przemieszczać, zamiast vice versa. – Nic mi nie będzie – powiedziałam cicho do Jonaha, a moje ręce i nogi zadrżały. – Jesteś uodporniona – odpowiedział, patrząc na mnie z uznaniem w oczach.
Strona 101
– Nie potrafię rzucać uroku – wyznałam. – Odporność to mój dar. Jednak to odczucie, to pomieszczenie, wciąż są złe. Wciąż nieprawidłowe. – Wiem. Zmusiłam się, by wypowiedzieć wniosek, do jakiego doszłam. – Celina potrafi panować nad takim rodzajem magii. Może nie nad taką ilością, ale „to” przypomina ją. Sposób, w jaki ona wnika w ciebie. – Dobra myśl. Miejmy nadzieję, że nie mamy tu z nią do czynienia – puścił moją talię, ale splótł swoje palce z moimi. – Zanim się tego nie dowiemy, trzymaj się blisko. – Jestem tuż za tobą – zapewniłam. Kiwnął głową, po czym poprowadził mnie przez tłum. Wampir lub dwa spojrzały w naszym kierunku, gdy przechodziliśmy, ale większość nas ignorowała. Rozmawiały między sobą – ich słów nie było słychać, ale gesty i spojrzenia jasno wyrażały emocje. Byli gotowi i czekali, aż coś się rozpocznie. To była magia oczekiwania. Gdy minęliśmy jedną grupę, wampir najbliżej nas obrócił głowę, by na nas spojrzeć. Jego kły były wysunięte, a tęczówki srebrne, źrenice natomiast zwężone do wielkości główki szpilki, nawet w mglistym świetle.
Jego górna warga uniosła się, ale inny wampir z jego grupy wciągnął go i wrócili do rozmowy, którą prowadzili. – Muszę przyznać, że to nie jest do końca to, czego oczekiwałem. Rozejrzałam się i zauważyłam, że w jednym końcu pokoju plastik został odciągnięty i otwór wychodził na balkon. – Spróbujmy tam – zaproponowałam. – Jeśli ludzie tu są, będą chcieli obejrzeć widoki. Jonah skinął i ruszyliśmy na zewnątrz. Na balkonie nie było mebli – ale byli ludzie. – Wciąż nie do końca to, czego oczekiwałem – mruknął. Stali w różnych miejscach, prawdopodobnie nie starsi jak 25 lat. Podobnie jak wampiry, dziewczyny miały na sobie wszystko od sukien wieczorowych i obcasów
Strona 102
do strojów gotyckich z krótkimi spódniczkami i długimi butami. Jedna dziewczyna, blondynka, która była odrobinę wyższa i bardziej krągła od pozostałych, miała na sobie diadem z białymi pasmami i różową, satynową szarfę nałożoną przez ramię. Gdy tłum się rozluźnił, mogłam zobaczyć napis „PANNA MŁODA” nadrukowany wzdłuż wstążki za pomocą błyszczących liter. Dziewczyna obok niej trzymała ją za rękę i obie uśmiechały się w oczekiwaniu. Tak swobodnie, jak byliśmy w stanie, podeszliśmy do krawędzi balkonu, gdzie
zainstalowana była barierka. Jezioro rozciągało się po jednej stronie, miasto po drugiej. Jonah otoczył mnie ramieniem w talii i kontynuowaliśmy szaradę dwojga kochanków, cieszących się pogawędką przed ucztą krwi. – Przyszła panna młoda szukająca ostatniej przedmałżeńskiej przygody? – zapytałam cicho. – Całkiem możliwe. Mogą być w pełni świadomi tego, w co się pakują. Spójrz na bransoletki. Ponownie spojrzałam na dziewczyny. Każda miała na nadgarstku czerwoną silikonową opaskę. – Co z nimi? – Oznaczają one sympatyków wampirów. Tych, którzy wciąż myślą, że jesteśmy mroczni i wspaniali. Jak czekolada z dużą ilością kakao, pomyślałam. – Nawet, gdy reszta miasta zaczyna się od nas odwracać? – Najwyraźniej. Podtrzymuję poparcie, jednak plastikowa bransoletka nie świadczy o „Długoterminowych sprzymierzeńcach politycznych” – wzruszył ramionami. – Ale, oto tu są, i nie ważne jak Scott i Morgan nad tym ubolewają, picie od ludzi nie jest grzechem. – Odważne słowa, jak na wampira nienależącego do Cadogan. Zaskoczyłam go. – Pozostaję przy swojej opinii. W każdym razie, czekamy aż coś zobaczymy – wtedy ruszamy do akcji. Uśmiechnęłam się do niego, po czym pociągnęłam w żartach lok jego kasztanowych włosów. – Mi pasuje.
Strona 103
Uśmiechnął się, a było to na tyle efektowne, że nawet moje odrobinę skamieniałe serce drgnęło. – A ja myślałem, że będziesz uparta i ciężko będzie się z tobą pracowało. Tym razem uderzyłam go w ramię w sposób, który mam nadzieję wyglądał na przekomarzający – a nie złośliwy. – W razie, gdybyś zapomniał, trenował mnie Ethan Sullivan. I gdybyś nie wiedział, Catcher Bell uczył mnie sztuki walki mieczem. Dorastałam z „trudnymi przypadkami”. Zachichotał. – Więc ci wybaczam. – Jakiś ty wspaniałomyślny. Położył dłoń na sercu, jak mężczyzna wyznający miłość. – Taka jest natura usług Czerwonej Straży. Delikatnie klepnęłam go po policzku. – Kochanie, po prostu będę musiała uwierzyć ci na słowo.
***
Przez pewien czas przechadzaliśmy się po balkonie ze splecionymi palcami, od czasu do czasu dzieląc się strategicznymi spostrzeżeniami. Jeśli to była prawdziwa techniawa, było na niej znacznie mniej perkusji i basu oraz znacznie mniej połyskujących w ciemności naszyjników, niż się spodziewałam. Ale tabletki i pudry wciąż były przekazywane, i było tu wystarczająco uroku w powietrzu, żeby moja skóra od niego mrowiła, a kark zaczął mnie boleć od nieustannego strząsania tego uczucia. Mieliśmy ludzi na oku, a z naszych kilkuset stóp ponad miastem, patrzyliśmy na rozgrywający się spektakl. Wampiry krążyły wokół ludzi, uwodząc ich alkoholem i urokiem. Wampiry wyraźnie nie wyłączały swoich instynktów drapieżcy – polegali na nich. Gdy już kieliszki do szampana zostały rozniesione, ludzie zostali rozdzieleni, następnie wprowadzeni, jeden po drugim, z powrotem do apartamentu. Prawdopodobnie nie zdawali sobie sprawy, że byli wybierani jak owce ze stada.
Strona 104
Z drugiej strony, nie widzieliśmy niczego, co wyglądałoby na szaleńczą przemoc. To przyjęcie było zdecydowanie większe niż normalne techniawy, ale zdecydowanie nie było otwarte dla każdego, jak opisywał to pan Jackson. Gdy wysoki wampir z ciemnymi włosami chwycił jedną z dziewczyn – Gotek za rękę i poprowadził ją z powrotem przez plastik, Jonah pchnął mnie. – Wejdźmy
do środka. Ja zajmę się nią, upewnię się, że sprawy nie wymkną się spod kontroli. Ty miej na oku resztę. – Robi się – powiedziałam, ignorując drżenie w brzuchu, gdy pocałował mnie w dłoń i ruszył do pokoju. Podążyłam za nim i przyznaję: odsunęłam własne kłopoty z chłopakiem na bok, doceniając przyjemny spacer z wampirem z Domu Grey. Niestety, właśnie gdy to robiłam, kiedy zdałam sobie sprawę, że jestem otoczona.
Strona 105
ROZDZIAŁ VIII
SZTUKA WALKI
Ponownie byliśmy wewnątrz niby apartamentu. Zaczęło się od uderzenia.
Wyraźnie pijana potykająca się wampirzyca wpadła na mnie, popychając mnie na dwóch kolesi, stojących za mną. Rzuciła mi kpiące spojrzenie. – Sorki. – Nie ma sprawy – powiedziałam zmuszając się do słabego uśmiechu. Ale gdy się odwróciłam, by przeprosić tych facetów, na których wpadłam, oni byli jeszcze mniej zadowoleni. Byli wampirami, obaj o średniej aparycji, w zapinanych koszulach i jeansach, jeden odrobinę niższy od drugiego. Wyższy wampir miał ciemniejsze włosy, niższy był blondynem. Osaczyli mnie, na tyle blisko, że mogłam poczuć tanie perfumy i słaby posmak krwi, który ich otaczał. Niedawno się pożywiali – czy od kogoś w pokoju? Zaczęłam w uprzejmy sposób. – Przepraszam. Zostałam popchnięta. – Taa, cóż, patrz, gdzie do cholery chodzisz. Okej, odrobinę przesadzał, ale byliśmy na imprezie z dużą liczbą ludzi. Mogło być tak, że już coś podobnego się im przydarzyło i mieli dość tłumu. Uśmiechnęłam się lekko. – Jasne. Blondyn chwycił mnie za łokieć. – To nie brzmi, jak zbyt wielkie przeprosiny, wiesz. To nie brzmi, jakby było ci szczerze przykro za wpadnięcie na nas. On mówił poważnie? Ledwo go popchnęłam.
Strona 106
Wyszarpnęłam ramię. – Ponownie, przepraszam – zwyczajnie rozejrzałam się dookoła, rozglądając się zarówno za Jonahem, jak i za dziewczynami, ale tłum zdawał się zwiększyć i nie widziałam żadnego z nich. Po raz pierwszy zapragnęłam, by zamiast Jonaha był tu ze mną Ethan. Przynajmniej on i ja mogliśmy się telepatycznie komunikować. – Nie podoba mi się twoja postawa – powiedział blondyn. – Przepraszam? – zaoferowałam. – Starałam się zejść z twojej drogi – trzepocząc rzęsami, przyglądałam mu się – mając nadzieję znaleźć jakąś oznakę Domu, do którego mógł przynależeć. Ale nie było żadnego medalu, żadnego dżerseju. Nie miałam szczęścia w tym przypadku. – Znasz hasło? – zapytał. – Hmm, kusicielka – powiedziałam znudzonym głosem. – Mam zamiar znaleźć mojego partnera – odwróciłam się, by odejść od facetów i ruszyć w kierunku tej części pomieszczenia, do której skierował się Jonah, ale wampiry przewidziały ten ruch. Ten z ciemniejszymi włosami stanął przede mną, blokując mi drogę, podczas gdy blondyn stanął z tyłu. – To nie wszystko – wymamrotał wampir o ciemniejszych włosach. Drugi zwęził oczy. Miały ten sam kształt jak te u wampira z wystawionymi kłami, którego widziałam wcześniej – jego źrenice były jak główki szpilek pośród morza srebra. Ci kolesie byli poza kontrolą tego wieczoru. Czy to był efekt uboczny całej tej magii w powietrzu? Czy moje oczy właśnie tak teraz wyglądały? – Jaka jest druga połowa hasła? – zażądał. W brzuchu poczułam kulę lodu. Nawet, jeśli kolejna wiadomość Jonaha
zawierała resztę hasła, nie miałam pojęcia, jaka ona była. Doszłam do wniosku, że podanie złego słowa zdenerwuje ich jeszcze bardziej. Nadeszła pora na blef, a skoro byłam ubrana na przyjęcie, zdecydowałam się na granie imprezowiczki. Chwyciłam w palce sznurek korali i nachyliłam się do przodu. – Nie potrzebujecie tak naprawdę ode mnie reszty hasła, prawda? To mój chłopak
Strona 107
rozmawiał z kolesiem od ochrony. Widzieliście go gdzieś? Rude włosy. Naprawdę wysoki? – Każdego obowiązuje hasło – powiedział wampir z ciemniejszymi włosami. – Jeśli go nie znasz, nie powinnaś tutaj być – czekałam, aż ponownie odwróci się do mnie, by sprawdzić jego oczy: takie same jak u innej pary. Całkowicie srebrne, ale źrenice zwężone, jakby patrzyli prosto w słońce. – A ja cię nie znam – zapewnił blondyn, a jego wyraz twarzy stał się zimniejszy. To, że mnie nie znał było małym cudem, biorąc pod uwagę moją niedawną obecność na pierwszych stronach gazet. – Nie lubię wampirów, których nie znam. Mrugnęłam. – Może powinieneś mnie poznać. To znaczy, jeśli mój chłopak się zgodzi. Spojrzeli się na siebie, a potem popełnili pierwszy błąd. Blondyn objął mnie
ręką w talii i przycisnął mnie do siebie. – Wystarczy tych gierek. Idziesz ze mną. Podniosłam głos do dziewczęcego pisku. – O mój Boże, zabieraj swoje łapy ze mnie! – Och, walka tylko go podekscytuje, słoneczko – powiedział ten wysoki. – Nie za mojego życia – mruknęłam, po czym nadepnęłam blondyna w stopę. Wyrzucił wiązankę przekleństw, ale mnie uwolnił. Na to liczyłam. Zrobiłam krok do tyłu i obejrzałam się na wampira z ciemnymi włosami i niewinnymi oczami. – Skrzywdził mnie. – Taa, cóż, będzie jeszcze gorzej – pochylił się do przodu, wyciągając ramiona, by po mnie sięgnąć, ale nie miałam zamiaru wdać się w bójkę z jakimś nieprzyjemnym, magicznie pijanym wampirem na przyjęciu, na które się wprosiłam. Nie byłam jednak zbyt dumna, by zatrzymać swoje ciosy powyżej pasa. Położyłam rękę na jego ramieniu i kopnęłam go kolanem w krocze, przez co opadł na kolana. – Dupek – mruknęłam, zanim powróciłam do piskliwego tonu. – I trzymaj łapy przy sobie! – krzyknęłam nadąsana, zanim go minęłam – zwiniętego na podłodze i jęczącego – i pospieszyłam w kierunku anonimowego tłumu. Doszłam
Strona 108
do wniosku, że miałam dobrą minutę bądź dwie, zanim za mną ruszą, co oznaczało, że musiałam znaleźć Jonaha i opuścić lokal. Nie mogłam jeszcze
powiedzieć, czy Tate lub Jackson mieli rację w sprawie agresji, ale niektóre z tych wampirów były lada chwila od porzucenia kontroli – a ja byłam na ich linii wzroku. Rozejrzałam się, by poszukać mojego niby partnera, ale nigdzie nie było go widać. Prawdopodobnie w dalszym ciągu miał dziewczynę na oku, ale to nie miało mi w żaden sposób pomóc. Tłum się zwiększył, co było dobre z jednej strony, ponieważ lepiej mnie osłaniało przed wampirami, którzy mnie szukali, ale nie z drugiej, gdzie musiałam znaleźć igłę w wampirzym stogu siana. Zdecydowałam się na robienie kółek. Z każdym okręgiem po trochu zbliżałam się do środka. Musiałam w końcu trafić na Jonaha i do tego zmylić kolesi, którzy myśleli, że byłam nikim więcej jak wampirzycą, która weszła na imprezę nieproszona. Doszłam do plastikowej ściany, która była wilgotna i zaczęłam iść wzdłuż niej, wzrokiem śledząc jakiegokolwiek znaku Jonaha. Musiałam się przepychać przez tłum by móc iść na przód, ale wciąż go nie widziałam. To, co widziałam, to wampiry i ludzie cieszący się nawzajem swoim towarzystwem. Gdzieniegdzie stał jakiś mebel, na którym znajdował się wampir, a ludzie, którzy już dołączyli, siedziały razem z wampirami. Wydawali się bardziej niż zadowoleni byciem w centrum kłów. I miałam na myśli dosłownie „kłów”. Kilkoro ludzi zostało już nakłutych – z wampirem przy nadgarstku bądź czyjeś tętnicy szyjnej. Starałam się przezwyciężyć zapach krwi, który mnie przyciągał – żałując, że nie wypiłam profilaktycznie krwi w domu, zanim wyszłam – i opanować chęć, by otrząsnąć ludzi z amoku. Ale ich wyrazy twarzy wyrażały zadowolenie… aż dotarłam do osoby, która nie wyglądała na tak zainteresowaną. Natychmiast się zatrzymałam.
Siedziała na betonowej podłodze z plecami opartymi o stalową kolumnę. Z nogami ugiętymi w kolanach, jej głowa kołysała się na boki, a oczy powoli mrugały, jakby miała problem ze skupieniem się na otaczającej ją rzeczywistości.
Strona 109
Czar. Dużo, jeżeli mrowienie w powietrzu było jakąkolwiek podpowiedzią. Ludzie zgłaszający się do zabawy w ciemności to jedno. Ale to wyglądało na coś innego. Coś mniej ugodowego. Ethan raz mi powiedział, że czar miał za zadanie zredukować ludzkie zahamowania. Że on lub ona zrobiliby to, czego nie zrobiliby normalnie. Ale w oczach tej dziewczyny nie było nic, co mówiło o jej przyjemności… czy zadowoleniu. Nigdy wcześniej nie piłam z człowieka. Oczywiście nie odczuwałam tak naprawdę ochoty. Moje niedawne doświadczenia z ludźmi nie były do końca przyjemne. A ta dziewczyna? Dość powiedzieć, że nie znalazłam nic nawet w połowie interesującego dla wampira czy nie w gryzieniu dziewczyny, która była naćpana do tego stopnia, że nie mogła odczuwać przyjemności. Zdaje się, że głód może przezwyciężyć racjonalność. Kucnęłam przed nią, ale nie mogłam dostrzec śladów ugryzień. Biorąc pod uwagę, że mogła zostać ugryziona w jakiś ukryty punkt, nie wyczuwałam w
powietrzu krwi. – Wszystko w porządku? – zapytałam ją. Spojrzała na mnie, jej źrenice były rozszerzone, w przeciwieństwie do wampirzych oczu. – Jestem całkowicie szczęśliwa. Byłam całkiem pewna, że nie do końca w to wierzyła. – Sądzę, że mówisz pod wpływem czaru. Czy ty – czy oni… – Masz na myśli, czy oni pili moją krew? – uśmiechnęła się troszkę smutno. – Nie. Mam nadzieję, że to zrobią. Myślisz, że to przez to, że nie jestem wystarczająco ładna? – wyciągnęła trzęsącą się rękę i dotknęła koniec mojego kucyka. – Ty jesteś bardzo ładna. Ale wtedy jej ręka opadła, tak samo jak jej powieki. Wyglądała blado. Za blado. Nie byłam do końca pewna, czy czar mógł rozchorowywać ludzi; jeśli nie czar i nie utrata krwi, może coś dodane do jej drinka? Jakikolwiek byłby powód, musiałam ją stąd zabrać.
Strona 110
Jej oczy ponownie się otworzyły, jedynie mała szparka pod rzęsami – Będziesz żyć wiecznie, wiesz? Wszystkie wampiry tak mają. – Niestety, prawdopodobnie nie te, które ładują się w tyle kłopotów co ja. Powinnam odpukać to, po tym jak to wypowiedziałam, ale przynajmniej
wyczułam starą krew na wampirze za mną, zanim mnie zaatakował. Wyartykułowałam przekleństwo, zanim wstałam i obróciłam się do napastnika. Był wysoki i muskularny z ciemnymi, kręconymi włosami i zbyt kanciastą szczęką. W kąciku jego ust była krew i jestem dumna mówiąc, że nie poczułam do niej nawet odrobinę pragnienia. A jego oczy – całkowicie srebrne, tak jak u reszty wampirów, których widziałam. – Kłusujesz, wampirzyco? – Jest chora – powiedziałam do niego. – To nie miejsce dla niej. Chcesz ludzkiej krwi, znajdź ją gdzieś indziej. Wampiry dookoła nas zaczęły zerkać w naszą stronę, ich wzrok przesuwał się ode mnie do niego, jakby próbowali zdecydować, kogo stronę wybrać. Spojrzał na nich z uśmiechem na twarzy. – Och, czyżbyśmy mieli miłośniczkę po naszej stronie? Żal ci małych ludzi? Może i nie żal, ale miałam w sobie empatię. Wiedziałam, co to znaczy, gdy pożywiano się na tobie bez zgody. Jakimś szczęściem, udało mi się przeżyć po moim ataku, ale nie życzyłabym tego nikomu innemu. Niestety wampiry wokół mnie nie były jeszcze przekonane. – Żal mi każdego, kto jest tutaj bez swojej zgody. Zaśmiał się, jedną rękę trzymając na brzuchu, gdy rechotał. – Sądzisz, że którykolwiek z tych ludzi nie chce tutaj być? Myślisz, że nie zapłaciliby, by być z nami? Niech ludzie nazywają nas po imieniu. Niech media nazywają nas potworami. Jesteśmy wszystkim, czym chcieli by być. Silniejsi. Potężniejsi. Wieczni. W tumie słychać było niewyraźny pomruk zgody. Najwyraźniej przeszłam z
demonstracji anty–wampirzej do popierającej wampiry w ciągu kilku godzin.
Strona 111
Wiesz, co myślałam? Sądziłam, że ludzie powinni byli przestać trzymać się swoich ślepych uprzedzeń i myśleć racjonalnie. Przestać brać strony jako miłośnicy lub potępiający. Niektóre wampiry miały problemy, tak jak to demonstrował ten wampir, a było mnóstwo ludzi w Chicago – niektórzy na stanowiskach – którzy nie byli do końca wzorami. – Wystarczy – powiedziałam. – Wystarczy tej gadki. Ta dziewczyna nie jest zdolna do wyrażenia zgody na cokolwiek. Zabieram ją stąd – zacisnęłam ręce w pięści, przygotowując się na walkę, i przesunęłam łydką po wewnętrznej stronie buta, wyczuwając w nim sztylet. Ale wampir nie kupował mojej przemowy i wyraźnie się mnie nie bał. – Nie jesteś moim Mistrzem, dziecko. Znajdź sobie coś innego do roboty. Jakiegoś ładnego chłoptasia do przegryzki. – Nie zostawię jej. Zwęził oczy i poczułam jego czar, rozwiewający się strach i zmartwienie oraz ochotę, by znaleźć miejsce na ziemi i zaoferować się jemu, bez względu na okoliczności. Ale trzymałam wzrok wytrwale na nim i walczyłam z zawrotami głowy.
Wyprostowałam się i posłałam mu pytające spojrzenie. – Starasz się coś zrobić? Podniósł głowę, a zainteresowanie było widoczne w wyrazie jego twarzy. Zwalczyłam ochotę by uciec i schować się przed jego zaintrygowanym wzrokiem, ale tak długo jak byłam celem – a nie dziewczyna – mogłam to znieść. – Jesteś… interesująca. Prawie przewróciłam oczami, ale wtedy zdałam sobie sprawę z daru, jaki mi wręczył. Spojrzałam na niego przebiegle. – Chciałbyś się dowiedzieć, jak interesująca? – Jak kokietująca nastolatka, zakręciłam koniec kucyka, po czym przerzuciłam go przez ramię, wystawiając szyję. Przynęta zarzucona, to mogło nie być dużo, ale zadziałało. Opuścił oczy – patrząc na mnie spod opuszczonych rzęs – i zaczął skradać się do mnie niczym polujący lew. Widziałam już jak wampir to robi – widziałam Ethana w pełni
Strona 112
gotowości, idącego w moim kierunku z pożądaniem w oczach. To nie dotyczyło miłości czy połączenia – ale kontroli. Ego. Zwycięstwa. Odwzajemniłam spojrzenie, nawet, gdy intensywność jego wzroku przyprawiła mnie o ciarki. Napiłby się – ale nie zatrzymałby się, aż nie zostałoby nic ze mnie czy z niej. Może to była magia w powietrzu, która posłała go poza krawędź, może to był jego własny instynkt drapieżcy. Jakikolwiek był powód, nie
chciałam być tego częścią. Gładkim ruchem, który wprawiłby Catchera w dumę, obróciłam rękę i wysunęłam sztylet z pochwy. Wtedy pojawił w mojej dłoni. Światło spływało po ostrzu, stal przyjemne mrowiła w ręku. Zacisnęłam palce wokół rękojeści. Wampir w końcu zdawał się dostrzec, iż mówiłam poważnie. Wyraz jego twarzy zmienił się. Ze sztyletem w dłoni, spojrzałam w dół na dziewczynę. – Możesz wstać? Kiwnęła głową, łzy płynęły z jej oczu. – Czuję się dobrze. Ale chcę wracać do domu. Wyciągnęłam dłoń. Gdy ją chwyciła, podciągnęłam ją na nogi. Niestety, postawienie jej na nogi nie pomogło nam zbytnio. Wciąż byłyśmy otoczone – przez jednego wampira, którego wkurzyłam oraz przez tuzin innych, które nie były specjalnie zainteresowane dziewczyną, lecz chętne do walki. Czy to była ta przemoc, o której mówił pan Jackson? Przełknęłam strach, który utworzył gulę w moim gardle, stanęłam prosto, patrząc na tłum z wymuszoną odwagą. – Zabieram ją stąd, natychmiast. Ktoś ma z tym problem? Powinnam wiedzieć lepiej, że nie trzeba było formować tego zdania jako pytanie. – Może ja, cukiereczku – powiedział wampir, który mnie chciał, a zimno rozlało mi się po plecach. Byłam silna, szybka i nieśmiertelna, ale dziewczyna nie. Nawet jeśli wywalczę sobie drogę przez tłum, nie będę potrafiła obronić siebie i jej w tym samym czasie.
Strona 113
To, czego potrzebowałam, pomyślałam, to odwrócenie uwagi. Jego wyczucie czasu nie mogłoby być lepsze. – Jasna cholera! – usłyszałam na drugim końcu pomieszczenia, poparte brzękiem tłuczonego szkła, który uciszył tłum. Metaliczny aromat krwi wypełnił powietrze i wszystkie wampiry w pobliżu odwróciły się w kierunku źródła zapachu. Zobaczyłam w tłumie Jonaha, patrzącego na kulącego się wampira. Krew została rozlana, być może ze szklanki lub dzbanka. Niezły sposób by pozyskać uwagę wampirów – i ułatwić mi przejście do drzwi. Spojrzałam na dziewczynę przy moim ramieniu. – Jak masz na imię? – Sara – powiedziała. – Cóż Saro, będziemy musiały pobiec. Jesteś na to gotowa? Kiwnęła głową i, jak tylko wampiry zaczęły kierować się w kierunku zapachu, ruszyłyśmy. Rozumiałam zew krwi. Zaczynałam się robić głodna. Zbliżał się koniec wieczoru, minęły godziny odkąd jadłam… czy piłam krew. Zapach stawał się niezaprzeczalnie pyszny, więc przygryzłam wargę, by skupić się na ostrym ukłuciu bólu, które odepchnęło głód. Jak to często bywa, nie był to odpowiedni czas ani miejsce.
Poprowadziłam Sarę przez tłum teraz kierujących się ku krwi wampirów; jej ramię spoczywało na moim, moja ręka wokół oplatała jej talię. Nie prezentowałyśmy zbyt wielkiej gracji, ale zbliżałyśmy się do drzwi i granicy chaosu. A chaos zdecydowanie wybuchł. Pokój stał się huraganem przemocy, gdy wampiry zaczęły się przepychać, wpełzać jeden na drugiego, by dostać się do krwi. Jeden rozzłoszczony wampir zaczął bójkę z innym, ta zaś przerwała rozmowę innej parze, co zezłościło także te wampiry. Przemoc rozprzestrzeniała się po pomieszczeniu jak wirus przy najmniejszym kontakcie. Gdy wzrosła przemoc, wzrosła także magia – unosząc się w powietrzu i czyniąc wampiry jeszcze bardziej drapieżnymi, niż byli do tej pory.
Strona 114
– Pomyślałem, że mogę potrzebować kawalerii. Spojrzałam w prawo i odczułam ulgę, widząc ponownie, że Jonah był u mojego boku. – Odciągam cię już wystarczająco długo. Dzięki za odwrócenie uwagi. – Nie ma za co. Nie spodziewałem się, że wyciągniesz nóż i będziesz chciała porwać człowieka. – Spojrzał na Sarę. – Co się stało? – Nie wiem. Narkotyki? Urok? Nie jestem pewna. W każdym razie, musimy ją stąd zabrać.
– Jestem tuż za tobą – powiedział, skinieniem wskazując windę. Drzwi były otwarte, gdy do nich dotarliśmy, więc pomogłam Sarze wejść do środka, podczas gdy Jonah wciskał guzik, by zamknąć drzwi, wyciszając odgłosy walki. Wsunęłam ostrze do buta. Odetchnęłam dopiero, gdy byliśmy w połowie drogi na dół. Spojrzałam na Sarę. – W porządku? Przytaknęła. – Nic mi nie jest. Ale ci wszyscy ludzie tam. Ich też musimy wydostać. Jonah i ja wymieniliśmy spojrzenia. – Może moglibyście zadzwonić na policję? – zapytała. – Powiedzieć im o przyjęciu, żeby przyjechali wydostać resztę ludzi? Jonah spojrzał na mnie. – Jeśli gliny przyjadą… Kiwnęłam, rozumiejąc jego obawę. Jeśli potrzeba glin, by zakończyć przyjęcie, utoniemy w złej prasie i wylądujemy w gabinecie burmistrza – zakładając, że Tate nie wydał już nakazu na Ethana. Ale może nie potrzebowaliśmy glin. Może tylko potrzeba było strachu przed policją… – Możemy ich do tego zmusić – powiedziałam, gdy drzwi windy ponownie się otworzyły. – Wyprowadź ją na zewnątrz. Dołączę do was za chwilę.
Strona 115
Zamieniliśmy się stronami przy Sarze i podczas, gdy oni kierowali się do wyjścia, ja ruszyłam w kierunku ochrony. Ochroniarz podążał wzrokiem za Jonahem i Sarą, a dłoń trzymał na walkie–talkie. – Hej – powiedziałam, przyciągając jego uwagę do siebie. – Właśnie otrzymaliśmy telefon – gliny właśnie jadą na ostatnie piętro. Lepiej idź tam i posprzątaj, albo będą zatrzymania i gigantyczny bałagan. Wiem, że nie chcesz przeczytać o tym jutro w gazetach. Twoja, uch, zębata klientela nie byłaby z tego powodu zadowolona. Ochroniarz skinął ze zrozumieniem, po czym podniósł walkie–talkie, wcisnął guzik i poprosił o wsparcie. Miałam nadzieję, że będzie wystarczające i może część wampirów posłucha. Pozostawiłam go z jego przygotowaniami i odetchnęłam świeżym powietrzem, gdy ponownie wyszłam na zewnątrz. Zobaczyłam, że Sara i Jonah zmierzają w kierunku małego kawałka zieleni po drugiej stronie ulicy. Pomógł Sarze usiąść na żelaznej ławce, a ja pozostałam na swoim miejscu, aż oczyściłam umysł i upewniłam się, że mam głód pod kontrolą. Po minucie lub dwóch przeszłam przez ulicę. – Ewakuacja trwa – powiedziałam Jonahowi, po czym uklękłam przed Sarą. – Jak się czujesz? Kiwnęła głową. – W porządku. Jestem tylko bardzo, ale to bardzo zażenowana – przycisnęła rękę do brzucha. Bez odurzających oparów jej opanowanie minęło. Zaczęła łkać. Jonah i ja wymieniliśmy nieswoje spojrzenia.
– Sara – powiedziałam delikatnie. – Możesz nam powiedzieć, co się stało? Jak się tam znalazłaś? – Słyszałam, że wampiry organizują to przyjęcie – potarła ręką pod nosem. – Pomyślałam, och, wampiry, może być zabawnie, wiecie? Na początku było w porządku. Ale wtedy – nie wiem. Napięcie w pokoju tak jakby wzrosło i zaczęłam czuć się naprawdę dziwnie, więc usiadłam na podłodze. Mogłam widzieć ich kątem
Strona 116
oka. Przechodzili obok i spoglądali na mnie, jakby starali się zdecydować, czy byłam gotowa. – Gotowa? – Gotowa dać krew? – zadrżała i westchnęła. – A wtedy pojawiłaś się ty – potrząsnęła głową. – Jestem po prostu zażenowana. Nie powinno mnie tam być. Nie powinnam była iść – spojrzała na mnie. – Naprawdę chcę jechać do domu. Mogłabyś zorganizować mi taksówkę? – Robi się – powiedział Jonah, podszedł do jezdni poszukując wśród przejeżdżających samochodów taksówki. Było późno, ale wciąż byliśmy kilka bloków od Michigan, więc nie było takie nieprawdopodobne byśmy żadnej nie znaleźli. Gdy odszedł, spojrzałam na Sarę. – Saro, jak się dowiedziałaś o przyjęciu?
Zarumieniła się i odwróciła wzrok. – To naprawdę by pomogło, gdybyś mi powiedziała. Pomogłoby nam skończyć z tymi przyjęciami. Westchnęła, po czym kiwnęła głową. – Moja koleżanka i ja byłyśmy w barze – jednym z tych wampirzych barów? Spotkaliśmy tam faceta. – Wiesz, który to wampirzy bar? – Temple? Poczułam ucisk w brzuchu. To był bar Cadogan. – Kontynuuj. – Więc wyszłam na zewnątrz, by odetchnąć świeżym powietrzem – było tam sporo ludzi – na zewnątrz stał facet. Powiedział, że miało się odbyć przyjęcie, że dobrze byśmy się bawiły. Moja przyjaciółka, Brit, nie chciała iść, ale ja chciałam, wiesz, zobaczyć, jak to wygląda. Więc Sara otrzymała informację o przyjęciu przy barze Temple, a Jonah znalazł telefon przy Benson. To znaczyło, że ludzie, którzy chodzili do barów, także wiedzieli o techniawach. Ethan będzie o to wściekły. – Ten facet, z którym rozmawiałaś – jak on wyglądał?
Strona 117
– Och, um, był jakby niski. Starszy. Ciemne włosy. Jakby szpakowaty? I była z nim dziewczyna. Pamiętam, ponieważ miała na sobie, taki gigantyczny kapelusz,
dlatego nie mogłam zobaczyć jej twarzy. Och, ale kiedy wracałam do środka, wymówił jej imię. Było jakby staroświeckie, Mary lub Marta… – Sara zacisnęła oczy, próbując sobie przypomnieć. Moje serce waliło w oczekiwaniu. – Czy to było Marie? Jej oczy ponownie się otworzyły. – Tak! To było Marie. Skąd wiedziałaś? – Szczęśliwy traf – powiedziałam. Mogłam nie znać szczególnie niskiego mężczyzny, ale znałam wampirzycę z upodobaniem do sprawiania kłopotów. A dawno temu, była znana jako Marie. Zanim mogłam zadać kolejne pytanie, Sara się skrzywiła. – Wszystko w porządku? – To tylko ból głowy. W powietrzu było coś dziwnego, tak sądzę. Idealne nawiązanie do mojego następnego pytania. – Czy brałaś coś, gdy tam byłaś? Może drinka, którego ktoś ci wręczył? Potrząsnęła głową. – Pytasz o narkotyki, ale ja ich nie biorę. I wiem, że nie należy pić tego, czego samemu się sobie nie naleje. Ale widziałam to. Inna dziewczyna – człowiek – wręczyła mi to. Wyjęła małą, papierową kopertę z kieszeni. Była biała, a na jej wierzchu widniała litera V. Włożyłam ją do kieszeni na później. Potem zadałam pytanie, za które się znienawidziłam, ale musiałam zapytać. Stawka była zbyt wysoka. Musiałam wiedzieć, czy była zagrożeniem dla Cadogan. – Sara, myślisz o pójściu na policję? Jej oczy się rozszerzyły. – O Boże, nie, nie powinnam iść na to przyjęcie i gdyby moi rodzice się dowiedzieli, gdyby mój chłopak się dowiedział, zwariowaliby. Poza tym – nieśmiało dodała – gdybym zadzwoniła po policję, ty także miałabyś
kłopoty, prawda? Też jesteś wampirem, ale mi pomogłaś. Kiwnęłam głową, czując ulgę. – Jestem wampirzycą – zapewniłam. – Mam na imię Merit.
Strona 118
Uśmiechnęła się delikatnie. – Merit. Podoba mi się. Tak jakby cię opisuje. Jakbyś od zawsze miała bronić dobra. Tym razem to ja powstrzymywałam łzy. Dźwięk otwieranych drzwi samochodowych przyciągnął mój wzrok ku ulicy. Jonah stał przy otwartych drzwiach biało–czarnej taksówki. – Zabierzmy cię do domu. Sara skinęła. Wciąż chwiała się na nogach, ale przeszłyśmy te kilkanaście stóp. Przy drzwiach odwróciła się i uśmiechnęła do mnie. – Poradzisz sobie? – zapytałam. Kiwnęła głową. – Tak. Dziękuję. – Nie musisz mi dziękować. Przykro mi z powodu tego, co się wydarzyło. Przykro mi, że przez nich źle się czułaś. – Już zapomniane. Ale nie zapomnę tego – powiedziała – tego, co dziś zrobiłaś. Gdy drzwi się zamknęły, patrzyliśmy jak taksówka odjeżdża.
Jonah spojrzał na mnie, a później na niebo. – Niedługo będzie świt – powiedział. – Powinniśmy wracać – wskazał przed siebie. – Zaparkowałem całkiem niedaleko. Chcesz podwózkę do swojego samochodu? – Byłoby super – zgodziłam się, kiedy adrenalina ustępowała miejsca zmęczeniu. Minęliśmy w milczeniu kilka bloków, po czym zatrzymaliśmy się przy hybrydowym sedanie. – Myślisz o środowisku? Uśmiechnął się smutno. – Jeśli klimat się pogarsza, nam też będzie gorzej. Możemy pomyśleć o tym wcześniej. Gdy odblokował drzwi i wsiedliśmy do środka, podałam mu instrukcje odnośnie lokalizacji mojego pojazdu, po czym zamknęłam oczy i oparłam głowę o siedzenie. Odpłynęłam w ciągu kilku sekund.
Strona 119
ROZDZIAŁ IX
BĄDŹ POKORNY… CHYBA, ŻE JESTEŚ NIEŚMIERTELNY I ZNASZ WAGĘ ŁĄCZONEGO ZYSKU Zadrżałam obudzona, mrugając w blasku nieznanych świateł. Leżałam zwinięta w kłębek na gigantycznym łóżku, które pachniało leśną wodą toaletową i cynamonem. Usiadłam i rozejrzałam się po nieznanym otoczeniu. Masywne łóżko, przykryte ciemno szarą pościelą. Równie ogromny telewizor z płaskim ekranem stojący na obitym sekretarzyku. I opierający się o mebel, z ramionami skrzyżowanymi na klatce piersiowej, Jonah. Dziś był ubrany trochę bardziej zwyczajnie, w koszulkę w serek, jeansy i tenisówki. – Dzień dobry, Wartowniczko. – Gdzie jesteśmy? – Dom Grey. Mój pokój. – Dom… – zaczęłam mówić, ale wieczór zaczął się odtwarzać. Zasnęłam w samochodzie, musiał mnie tu przyprowadzić. Nie, nie tylko przyprowadzić – wnieść mnie – do Domu Grey, gdy byłam nieprzytomna. – Nie czułbym się dobrze zostawiając cię w twoim samochodzie. Całkowicie odleciałaś, twój pobyt tutaj było mi łatwiej wyjaśnić, niż gdybym pokazał się z tobą w Domu Cadogan. Zbliżał się świt, musiałem się zdecydować. To miało sens, chociaż nie byłam zachwycona, że niósł mnie niczym damę w opałach w jednym z moich ulubionych gorsetów.
Strona 120
– Dzięki. Czy ktoś widział, jak wchodziłam? – Jeśli tak, to skoro spędziłam noc w pokoju Jonah, mogłam sobie bardzo dobrze wyobrazić, co ten ktoś sobie pomyślał. Poczułam, że zaczynam się rumienić. – Nie. Wszyscy byli już w swoich pokojach. Przerzuciłam nogi na jedną stronę łóżka i zanurzyłam palce w drogim, grubym dywanie. – Gdzie spałeś? Wskazał kciukiem przez ramię – W salonie. Jestem dżentelmenem, nie ma nic interesującego w uwodzeniu nieprzytomnej wampirzycy, która mi się podoba – wzruszył ramionami. – Poza tym słońce prawie wzeszło. Usypialiśmy. Mógłbym spać tuż przy tobie i nikt nie mógłby nam niczego zarzucić. Oboje byliśmy jak aniołki. Miałam wystarczającą przerwę w stosunkach z chłopakami, by się zgodzić, ale doceniałam dżentelmeński gest pozostawienia mi przestrzeni. To był uczciwy gest, a nie coś, co brałam za pewnik. – Dziękuję. Wzruszył ramionami. – Pożyczyłem twój telefon. Wysłałem wiadomość do Ethana, że wszystko z tobą w porządku. Pomyślałem, że prawdopodobnie zameldowałabyś się po powrocie, a telefon ode mnie byłby naprawdę podejrzany. Przytaknęłam, zgadzając się. Oczywiście to, że nie wspomniał o sobie Ethanowi nie znaczyło, że nie pojawią się pytania. Ethan i tak będzie się
zastanawiał, gdzie spędziłam noc. Spojrzałam na salon, w którym spał. Pluszowa kanapa, oraz sofa stały blisko kolejnego ogromnego telewizora, wiszącego na ścianie. Reszta pomieszczenia była równie przyjemna. Luksusowy dywan, bogate kolory, gzymsowy szczyt i wykładzina. Przy jednej ścianie stał regał zastawiony grami wideo, na drugiej wisiała oprawiona koszulka Ryne'a Sandberga. To miejsce mogłoby być przedstawione w wampirzej wersji programu Cribs 22. – To całkiem słodkie miejsce.
Strona 121
– Nowy Dom, nowe rzeczy. Cóż, dosyć nowy Dom, w każdym razie. Tylko osiem lat, co nie jest dużą liczbą w porównaniu z nieśmiertelnością. – Podszedł do mini lodówki wbudowanej w szafkę na końcu ściany, otworzył ją, ukazując rzędy butelek. Wyjął jedną i ruszył w moim kierunku. – Nie sądzę, żeby alkohol mi dziś pomógł. – To nie piwo – przyjrzałam się lepiej. To była krew. Tradycyjna butelka piwa, ale zdecydowanie nie tradycyjna zawartość. Kolejny produkt firmy Blood4You – na swoje nieszczęście nazwany Duże Piwo. Naprawdę mogli wykorzystać znajomości marketingu Mallory.
– Wyglądałaś na osobę, która tego potrzebuje. Przytaknęłam i zdjęłam kapsel, a moje ręce trzęsły się od nagłego głodu. Krew była zimna i miała pieprzny posmak, jakby dodano do niej kroplę czy dwie tabasco. Jak na krew, była pyszna. Jednak, co ważniejsze, zaspokoiła głód. Opróżniłam butelkę w kilka sekund, po czym ponownie ją opuściłam. – Chyba tego potrzebowałaś? Skinęłam, wycierając usta wierzchem dłoni – Przepraszam. Czasami głód przejmuje kontrolę. Jonah zabrał ode mnie butelkę – Tak może się dziać. Miałaś ciężką noc. – Nie tak ciężką, jak przewidywałam, ale i tak wystarczyło. Byłam głodna na przyjęciu i mam szczęście, że nie zachowałam się jak pozostali. Wyrzucił butelkę do kosza przy lodówce. – Jeśli już przy tym jesteśmy, to na pewno zwolniłaś te wampiry. – To nie byłam ja – zapewniłam. – Wampirzyca wpadła na mnie i skończyłam twarzą w twarz z dwoma wampirami, próbującymi mnie zdjąć. Jonah zmarszczył brwi. – W powietrzu wyczuwało się trochę agresji. – A widziałeś ich oczy? – Zapytałam. – Całkowicie srebrne, ledwo było widać źrenice. Zupełnie stracili kontrolę.
Strona 122
– W pokoju było też dużo magii. Łączysz te dwie rzeczy i otrzymujesz wampiry palące się do bójki. Potrząsnęłam głową. – Tu nie mogło chodzić tylko o ilość wampirów zgromadzonych w jednym pomieszczeniu. Domy nie przetrwałyby, gdyby wystarczyło zaledwie przebywanie blisko siebie, aby rozpoczęły się walki bez powodu. Może tu chodzi o presję tłumu? Jeden wampir wznieca bójkę, a reszta podąża za nim? Jonah potrząsnął głową. – Mam inną teorię. Co jeśli magia nie pochodziła od wampirów – co jeśli to ona nimi sterowała? – Sugerujesz, że ktoś używa magii przeciwko nam? Roznieca agresję? Przytaknął. – Pobudzając w wampirach drapieżców? – Okej – stwierdziłam – powiedzmy, że to magia. Ale kto za tym stoi? Czarodzieje? Oni zazwyczaj starają się trzymać z daleka od naszych spraw i jest ich, nie wiem, troje w okolicy Chicago. Znam dwoje z nich i przemiana wampirów w gladiatorów nie widnieje na ich liście rzeczy do zrobienia – przyznaję, nigdy nie poznałam nauczyciela Mallory, ale miałam całkiem niezłe pojęcie, co robił w wolnym czasie – uczył ją. – Okej, więc prawdopodobnie nie czarodzieje. Jak znalazłaś Sarę? – Zapytał Jonah. – Siedziała na podłodze, wyglądała na całkowicie zdezorientowaną. Żadnych widzialnych śladów ugryzień, musiało to spowodować coś innego. Czy jest możliwe zauroczenie kogoś tak, by zachorował? Mam na myśli, by tylko za sprawą uroku czuli się fizycznie słabsi?
Zmarszczył brwi, rozważając to – Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Ale to nie wystarczy by powiedzieć, że to niemożliwe. Dowiedziałaś się od niej czegoś? Jak dowiedziała się o imprezie? Przekazałam informacje, które podała mi o Barze Temple i mężczyźnie, którego tam widziała. – Dała mi też to – powiedziałam, wyjmując kopertę z kieszeni. Otworzyłam ją i wysypałam zawartość na dłoń.
Strona 123
Wypadły dwie białe tabletki. – Cóż – powiedział – to może wyjaśniać, dlaczego była taka zdezorientowana. Uniosłam jedną tabletkę do światła. To samo pochylone „V” było wyciśnięte na wierzchu. – Powiedziała, że nic nie wzięła. – Była także zażenowana tym, co się wydarzyło. – Zgadza się – przyznałam. – Tate powiedział, że pan Jackson został aresztowany za posiadanie narkotyków. Więc może wampiry narkotyzują ludzi by uczynić ich bardziej podatnymi na urok? – Biorąc pod uwagę tłum, jaki wczoraj widziałaś, wyglądało to dla ciebie na naciągane? Niestety nie. Oczywiście, nie mieliśmy na to dowodu. Sarah mogła zostać
zauroczona – nie, żeby wampiry manipulujące ludźmi były czymś lepszym od tych, które ich narkotyzowały. Cokolwiek by to nie było, warto było się temu przyjrzeć. Włożyłam z powrotem tabletki do koperty i schowałam do kieszeni. – Zabiorę je do biura Rzecznika Praw Obywatelskich – powiedziałam mu. – Może oni dowiedzą się więcej. Po wysłuchaniu mojej relacji, Jonah pozwolił mi odświeżyć się w jego małej łazience. Starłam rozmazany tusz do rzęs i poprawiłam kucyk. Gdy wyszłam, wyjmował wibrujący telefon ze swojej kieszeni. Spojrzał na mnie. – Odbiorę. Zaraz wrócę. Czuj się jak w domu. Mam więcej krwi, jeśli potrzebujesz. Skinęłam głową – Dzięki. Wyszedł i zamknął za sobą drzwi, zostawiając mnie samą w swoim pokoju. Okrążyłam róg, idąc do salonu, w kierunku oprawionych prac na ścianie. Były to dyplomy z czterech doktoratów: trzy ze szkoły stanowej w Illinois (historia, antropologia i geografia) i jeden z Northwestern (literatura niemiecka oraz myśl
Strona 124
krytyczna). Na każdym dyplomie była jakaś kombinacja jego imienia – John, Jonah, Jonathan, Jack – ich daty mieściły się w przedziale dwudziestego wieku.
Wygląda na to, że można było ukończyć szkołę będąc wampirem. Drzwi się otworzyły – Przepraszam – powiedział zza mnie. – To był Noah. Teraz wie, że spędziłaś ostatnią noc w jego mieszkaniu. – Dobry pomysł – powiedziałam, dochodząc do wniosku, że Ethan nie będzie miał pytań odnośnie mojego noclegu u Noah – czy jakichkolwiek pytań związanych z Noah poza tymi niewieloma informacjami, które znałam. Wskazałam na oceny – Niezły z ciebie student. – Czy „student” to eufemizm na „kujon”? – To eufemizm na mężczyznę z czterema dyplomami. Jak zdołałeś to osiągnąć? – Masz na myśli, ukrywając fakt, że mam kły? Kiwnęłam, a on uśmiechnął się i podszedł do mnie. – Byłem bardzo ostrożny. – Dużo nocnych zajęć? – Wyłącznie. Jeszcze zanim można było studiować przez Internet. – Uśmiechnął się tajemniczo, gdy spojrzał na certyfikaty. – Wcześniej, studia były jeszcze miejscem dla ekscentryków. Łatwo było udawać samotnego geniusza – takiego, który uczęszczał tylko na wieczorne zajęcia, spał podczas dnia i tak dalej. – Czy byłeś AN? – Bycie AN, asystentem nauczyciela, wyglądało na trudniejsze. – Nie byłem. Miałem szczęście ze stypendium, a ponieważ lubiłem badania, trzymali mnie z dala od klas. W innym wypadku ciężko byłoby to zaaranżować. – Przechylił głowę. – Uczęszczałaś na studia? – Taa, zanim zostałam przemieniona. Musiał usłyszeć żal w moim głosie. – Wydaje mi się, że kryje się za tym jakaś
historia? – Uczęszczałam na studia na Uniwersytecie w Chicago zanim zostałam zmieniona. Literatura angielska. Miałam już trzy rozdziały pracy magisterskiej. –
Strona 125
Zanim mogłam się powstrzymać, opowiedziałam całą historię. – Pewnej nocy szłam sama przez kampus, zostałam zaatakowana. – Spojrzałam na niego. – Przez jednego ze zbirów wynajętych przez Celinę. Układanka ułożyła mu się w całość. – Byłaś jedną z ofiar w parku. Tą, która została ugryziona w kampusie? Przytaknęłam. – Akurat byli tam Ethan i Malik. Wyskoczyli, wystraszyli napastnika, Ethan zabrał mnie do domu i rozpoczął Przemianę. – Boże, to miałaś szczęście. – To prawda – zgodziłam się. – Więc Ethan uratował ci życie. – Zgadza się. I uczynił mnie wampirzycą Cadogan, oraz Wartowniczką Domu. – Zmarszczyłam brwi. – Zabrał mnie ze szkoły. Nie sądził, że będę mogła wrócić jako wampirzyca. – To było tuż przed tym, jak Rejestr Wampirów Północnej Ameryki opublikował informację o mojej Inicjacji, więc prawdopodobnie miał rację.
– Nie mylił się, w pewnym sensie – powiedział Jonah. – Szkoła dla ukrywającego się wampira nie jest łatwym zadaniem. Byłoby trochę łatwiej, tak sądzę, starszemu wampirowi, potrafiącemu wcielać się w role. Dla Inicjatorki, która dopiero wszystkiego się uczyła? – Wzruszył ramionami. – To byłoby trudne. – Powiedział mężczyzna z czterema doktoratami. – Słuszna uwaga. Wydaje się jednak, że przystosowałaś się do bycia wampirzycą, nawet jeśli przemiana nie była dokładnie za zgodą. – To nie było łatwe – przyznałam. – Miałam chwilę użalania się nad sobą. Ale w końcu doszłam do momentu, gdy musiałam zaakceptować to, czym jestem i pogodzić się z tym – albo opuścić Dom i udawać, że jestem człowiekiem. – Wzruszyłam ramionami. – Zdecydowałam się na Dom.
Jonah zwilżył usta, po czym spojrzał na mnie krzywo. – Powinienem cię pochwalić, kiedy ci się należy. Dobrze się wczoraj spisałaś. – To byłoby schlebiające, gdyby w twoim głosie nie było tyle zaskoczenia.
Strona 126
– Moje oczekiwania nie były zbyt wygórowane. – Tak, jestem tego świadoma. – Pomyślałam o tym, jak się poznaliśmy, o pogardzie w jego głosie. – A to dlaczego? Dlaczego masz niechęć anty–
Wartowniczą? Uśmiechnął się znacząco. – Nie tyle anty–Wartowniczą, co… – Co anty–Merit? – Dokończyłam za niego. – Znam twoją siostrę – powiedział. – Charlotte. Mamy wspólnych znajomych. Charlotte to moja starsza siostra, obecnie zamężna, z dwójką dzieci oraz uważana za osobę biorącą czynny udział w wieczorkach charytatywnych i fundatorkę. Kochałam swoją siostrę, ale nie byłam częścią – z wyboru – kręgów, w jakich się obracała. Więc nie do końca robiło na mnie wrażenie to, że ją znał. – Okej – powiedziałam. Westchnął i spojrzał na mnie z odrobiną winy. – Założyłem – że będąc Merit – jesteś jej klonem. Zajęło mi chwilę zebranie się na odpowiedź. – A teraz? – Po prostu doszedłem do wniosku – że skoro jesteście siostrami i w ogóle. I obie Merit… – Nie dokończył zdania, ale nie musiał. Jonah nie był pierwszym wampirem, który przyznał się do osądzenia mnie na podstawie rodzinnego nazwiska – oraz bagażu, jaki ono ze sobą niosło. Nie mówię, że pieniądze nie dają korzyści, ale bycie ocenianym na podstawie czyjegoś majątku nie jest jedną z nich. Z drugiej strony, to wyjaśniało, dlaczego był taki zimny, gdy spotykaliśmy się kilka pierwszych razy. Spodziewał się rozpieszczonego młodego wampira z bogatej części Chicago. – Kocham swoją siostrę – powiedziałam. – Ale jest mi daleko do bycia jej klonem. – To też widzę. – A teraz w co wierzysz?
– Och. No cóż. – Uśmiechnął się, a w jego oczach była duma. – Teraz widziałem cię w akcji. Widziałem tego mściwego anioła…
Strona 127
– Wolę Mściciela z Kucykiem – powiedziałam sucho. To było przezwisko przypisane mi przez Nicka Breckenridge'a (tudzież „szantażystę”). Jonah przewrócił oczami. – Ten mściwy anioł w postaci wampira – kontynuował – przychodzi na ratunek ludziom i niszczy wszystko, co stanie jej na drodze. A teraz zastanawiam się, czy nie byłabyś takim złym dodatkiem do Czerwonej Straży. – Jako przeciwieństwo piątego koła u wozu, jakim byłabym kilka miesięcy temu? Miał na tyle poczucia przyzwoitości, by się zarumienić. – Wiem, że nie byłeś pod moim wrażeniem. Właściwie, nie ukrywałeś tego. I nie nazwałabym siebie mściwym aniołem. Jestem Wartowniczką mojego Domu i robię, co mogę, by ich chronić. – By ochronić tylko ich? Spojrzałam mu prosto w twarz. – Teraz, tylko ich. Staliśmy tak przez chwilę, pozwalając by ta wypowiedź zawisła między nami. Po raz kolejny odrzucałam propozycję, by zostać jego partnerką, ale przyznawałam,
że nie rezygnowałam z niej całkowicie. W końcu nieśmiertelność to szmat czasu. Kiwnął głową. – Prawdopodobnie powinienem zabrać cię do twojego samochodu. – To dobry pomysł. Muszę wracać do domu. – Z powrotem do Domu, do Ethana. Z powrotem do rutyny, która nie dotyczyła mojej walki z wampirami – ale teraz dotyczyła moich kłamstw, jakie musiałam mu o nich sprzedać. Jonah wziął kluczyki i opuściliśmy pokój. Widok na zewnątrz był niewiarygodny. Dom Grey znajdował się w przebudowanym magazynie niedaleko stadionu Wrigley, a właściciele zdecydowanie zagospodarowali przestrzeń. Jego drzwi były jednymi z wielu wzdłuż ściany, każde w równym odstępie, niczym w hotelu. Korytarz był otwarty po drugiej stronie, a balustrada wykonana ze stalowych rurek i cienkich drutów oddzielała go od czteropiętrowego atrium. Po drugiej stronie, na
Strona 128
tej samej wysokości, na której staliśmy, znajdowała się kolejna linia drzwi. Do sypialni, jak przypuszczałam. Podeszłam do barierki i wyjrzałam przez nią. Połowa przestrzeni pod nami była wypełniona małym drzewkiem oraz wysepką bogato wypełnioną zielenią. Były tam także rośliny i drzewa wzdłuż ścieżki. Czarne słupki stały w przerwach przy
ścieżce, na każdym chorągiewka z flagą drużyny Chicago. Nigdy czegoś takiego nie widziałam – nawet w świecie wampirów. – To jest spektakularne – powiedziałam, gdy Jonah dołączył do mnie przy barierce. Spojrzałam na sufit, który był cały wykonany ze szkła. Ale to nie mogło się sprawdzać w domu wampirów – Jak rosną drzewa? To znaczy, nie musicie odcinać światła słonecznego podczas dnia? Jonah wykonał obrót dłonią. – Dach ma paraboliczne sklepienie, które obraca się podczas dnia. – Obrócił palcami. – Zamykają się tak jak obiektyw w kamerze, zostawiając otwór na środku dla drzewa. A mechanizm jest foto–wrażliwy, więc okrąg obraca się wraz ze słońcem, by drzewo cały czas miało światło. – To jest niesamowite. – Technologia jest całkiem niezła – zgodził się. – Scott poświęca czas wypróbowując nowe rzeczy, czego nie możemy zawsze powiedzieć o Mistrzach. – Mają tendencję do bycia odrobinę nudnymi. Wydał niejasny odgłos zgody. – Reszta roślin pozyskuje światło, gdy obracają się zasłony. – A jeśli nagle się okaże, że jakiś wampir musi przejść przez atrium w czasie dnia? – Nie muszą – rzucił Jonah. – Wnętrze domu jest tak zorganizowane, że nigdy nie musisz przechodzić przez atrium by dostać się do jakiegokolwiek pomieszczenia czy wyjścia. – Wskazał poniżej. – Pokoje po obu stronach atrium są nieistotne – biura i tym podobne – a przejścia są zacienione w razie potrzeby.
Strona 129
Obrócił się i zaczął iść wzdłuż korytarza, a ja podążyłam za nim do windy, później do piwnicy, gdzie był parking całkiem podobny do naszego: duża betonowa powierzchnia i drogie samochody. Zatrzymałam się w miejscu, gdy mijaliśmy platynowy, srebrny kabriolet. Był mały i krągły, z okrągłymi światłami, odsłoniętym dachem i wyglądał na dokładnie taki samochód, jakim jeździłby James Bond. – Czy to… Czy to jest Aston Martin? Rozejrzał się. – Tak. To samochód Scotta. Żyje od ponad dwustu lat. Można uzbierać trochę pieniędzy przez tyle czasu. – Rozumiem – powiedziałam, zaciskając ręce, by zwalczyć potrzebę przebiegnięcia palcami po nieskazitelnej powierzchni. Nigdy nie widziałam tego samochodu na własne oczy. Nigdy poza filmami. Ale był oszałamiający. Nie uważałam się za osobę interesującą się autami, ale ciężko było nie lubić długich linii i słodkich krągłości. I jak sobie wyobrażałam, całkiem szybkiego silnika. – Dużo, no wiesz, koni mechanicznych czy coś? Uśmiechnął się i otworzył drzwi do swojej hybrydy, wciąż się szczerząc, gdy wsiedliśmy do środka. – Niezbyt z ciebie miłośnik samochodowy? – Potrafię docenić piękną rzecz. Ale samochody są dla mnie jedynie podskórnym zauroczeniem. – W porę zauważone.
Wyjechaliśmy z Wrigleyville z powrotem do Magnificent Mile i mojego samochodu. Dopisało mi szczęście – moje auto stało zaparkowane w tym samym miejscu przez blisko dwadzieścia cztery godziny i choć pod wycieraczką był mandat, na żadnym kole nie było założonej blokady. Parkowanie na ulicach Chicago było ryzykownym czynem. – Zostaniesz zbesztana za spanie poza domem? – zapytał przez otwarte okno, gdy otwierałam drzwi. Tylko jeśli Ethan myśli, że śpię z Noah, pomyślałam.
Strona 130
– Jest dobrze – powiedziałam. – Poza tym i tak nie odeskortujesz mnie do domu. Zdradziłbyś swoją przykrywkę. – Prawda. Prawdopodobnie powinniśmy umówić się, by porozmawiać ponownie. Oczekuję, że to nie jest ostatni raz, kiedy słyszymy o tym, co się wydarzyło wczoraj. – Prawdopodobnie nie. – Mój żołądek zaprotestował. Nie cieszyłam się na myśli o uczestniczeniu w kolejnej „Techniawie”, jeśli tak je mieliśmy nazywać. Miałam umiejętności przydatne na wojnie, ale nie żołądek na nią. Łatwo było pomóc komuś w potrzebie, ale byłoby milej, gdyby w ogóle nie nadarzała się taka potrzeba.
– Porozmawiam z barmanami w Barze Temple, zobaczę, czy zauważyli coś podejrzanego i dam ci znać, czy dowiedziałam się czegoś o tym numerze. Porozmawiam też z nimi o narkotykach. Będą chcieli wiedzieć, czy rozprzestrzeniane są nielegalne substancje i jakie są ich efekty. – Brzmi jak plan. Informuj mnie na bieżąco. – Tak zrobię. Jeszcze raz dziękuję za pomoc. Jonah uśmiechnął się słabo. – Od tego są partnerzy. – Nie podskakuj za wysoko. Nie jesteśmy jeszcze partnerami. Z ostatnim, wszechwiedzącym uśmiechem, odjechał, zostawiając mnie przy moim samotnym Volvo. Co powiedziała Mallory o niechęci do powracania do dawnego życia? I co ja jej powiedziałam? Coś o akceptowaniu dokonanych wyborów i przyjmowaniu na siebie konsekwencji mimo wszystko? Wsiadłam do Volvo i zamknęłam za sobą drzwi, zdmuchując grzywkę z czoła, gdy odpalałam samochód. – Dobre czasy – powiedziałam, gdy włączałam się do ruchu. – Stare, dobre czasy.
***
Strona 131
Gdy zaparkowałam przed Domem, zaczekałam chwilę, by rozpocząć następny etap dochodzenia. Wybrałam numer Jeffa. Jego odpowiedź była entuzjastyczna. – Merit! Słyszeliśmy, że ostatniej nocy było paskudnie. Z tobą w porządku? – Hej, Jeff. Ze mną dobrze. Opowiem ci wszystko później. Ale w tej chwili potrzebuję przysługi. – Jeff się zgłasza. O co chodzi? Wyrecytowałam numer, który podał mi Jonah. – Z tego numeru przekazywana była wiadomość o przyjęciach, które mogły być bądź też nie Techniawami. Możesz go namierzyć? – Robi się – powiedział i usłyszałam serię rytmicznych kliknięć na klawiaturze. – Na razie nic nie mam. Daj mi trochę czasu. Znajdę to. – Jesteś boski. – Ty to wiesz, ja to wiem. Zadzwonię do ciebie. – Dzięki Jeff. Potem, schowawszy ponownie telefon, zerknęłam na Dom. Prawdopodobnie mam najgorszą część za sobą. Ruszyłam do środka – tym razem pokonując epitety od protestantów – i prosto do gabinetu Ethana. Drzwi do biura były otwarte, a on siedział przy biurku z telefonem przy uchu. Zaczekałam, aż odłożył słuchawkę i zaczęłam opowiadać. Słowa
wypowiedziałam w pośpiechu. – Spotkanie wysokiej rangi w Srteeterville, ale nie jakaś osobista Techniawa, nie taka, jak nam się wydaje. Były tam co najmniej dwa tuziny wampirów. Dużo magii, dużo uroku i dużo walki. Każdy był agresywny, tylko czekał na powód do walki. Mnóstwo ludzi i trochę picia krwi. Jest także możliwość, że zostali odurzeni, by lepiej poddać się działaniu uroku. Oczy Ethana przeniosły się na coś za mną. – Panie – powiedział po chwili – to jest Merit, Wartowniczka Domu Cadogan. Merit, Darius West. Przewodniczący Prezydium w Greenwich.
Strona 132
O cholera.
Strona 133
ROZDZIAŁ X
LIKE A BOSS
Zamarłam, po raz pierwszy zdając sobie sprawę – i zdecydowanie za późno – że nie byliśmy w gabinecie sami. Zacisnęłam powieki, czując rosnące zażenowanie.
I to by było na tyle z naszego utrzymywania techniaw w tajemnicy. Kilka sekund później otworzyłam ponownie oczy, spodziewając się ujrzeć furię w oczach Ethana. W zamian za to zaoferował delikatnie ganiące spojrzenie. Może się zmienił. – Bardzo przepraszam – wyartykułowałam ustami, zanim obróciłam się do Dariusa. Stał razem z Malikiem i Lukiem w części gościnnej gabinetu, tuż przy skórzanych meblach, których nie było podczas mojej ostatniej wizyty w tym pokoju. Helen naprawdę się postarała. Darius był wysoki i szczupły, z ogoloną głową i niebieskimi oczami. Rysy jego twarzy były ostre i niemalże aroganckie – prosty nos, szerokie usta, arystokratyczna szczęka naznaczona idealnym dołeczkiem. – To co mówisz, to interesująca opowieść – powiedział. Akcent Dariusa był czysto angielski, a z jego dykcji sama królowa byłaby dumna. – Proszę, usiądź. Ethan, nie dołączysz do nas? Miałam poczucie, że oferta była właściwie rozkazem, więc zajęłam miejsce naprzeciwko kanapy. Gdy Ethan zrobił podobnie, boczne miejsca zajęli Luc i Malik. Ethan usiadł w fotelu obok mnie.
Strona 134
Darius usiadł na kanapie, po czym wyjął srebrną kasetkę. Otworzył ją i wyjął
długie, czarne cygaro. Dopiero gdy uniósł je do ust, spojrzał na Ethana, pytając o zgodę. – Czuj się jak u siebie – powiedział Ethan, ale było widać, że nie jest zadowolony, że Darius pali w Domu. Z cygarem w rogu ust, Darius schował kasetkę do kieszeni i wyjął pudełko zapałek. Zapalił jedną, pozostawiając zapach siarki w powietrzu i zapalił nią cygaro, zanim wyrzucił ją jednym ruchem nadgarstka. Zaciągnął się, a następnie uniósł brew – teraz chyba wiemy, skąd się wziął u Ethana ten tik – i wydmuchał strumień dymu. – W tej politycznej atmosferze – zaczął – z tymi wyzwaniami, wysyłasz Wartowniczkę na techniawę? – Nie jestem pewna, czy to była techniawa – wtrąciłam się, starając naprawić swój błąd. – Wierzyliśmy, że to mogła być techniawa – bądź coś, co samo się tak określa – ale to jest na innym poziomie. Bardzo dużym i brutalnym. – Techniawy są zawsze brutalne – powiedział Darius. – Taka jest ich natura. Otworzyłam usta, by zaprzeczyć, ale się powstrzymałam. W sumie, skoro widziałam tylko jedną techniawę, wiedział lepiej ode mnie, czy żądza krwi była niezwykła. – Co jest niezwykłe – kontynuował – to wysłanie oficjalnego członka Domu na taką misję. – To była nasza jedyna opcja – powiedział Ethan. Twarz Dariusa emanowała niedowierzaniem, a jego ton był bez wyrazu – Wasza jedyna opcja. Ethan oczyścił gardło – Seth Tate przekazał nam, że dowiedział się o
rzekomym zabójstwie trojga ludzi przez wampiry. Ma w ręku nakaz mojego aresztowania i groził, że go wyda, jeśli w ciągu tygodnia nie rozwiążemy problemu. Okazja na dochodzenie nadeszła, więc ją wykorzystaliśmy. – Wydał nakaz?
Strona 135
– Jeszcze nie, ale on… – Więc mieliście opcje – powiedział Darius tonem, który nie przyjmował sprzeciwu i znaczył, że podczas gdy Ethan był Mistrzem Domu, Darius był Mistrzem Domów. I wtedy zwrócił swoje niebieskie oczy na mnie. – Jesteś Wartowniczką. – Zgadza się, Mistrzu. – Wyglądasz raczej jak nieszczęście. Musiałam włożyć dużo wysiłku, by nie przygładzić włosów i pomarszczonej bluzki. Spałam w ubraniach i podczas, gdy odrobinę umyłam się w Domu Grey, byłam pewna, że wciąż wyglądałam okropnie. Z drugiej strony, wyglądałam okropnie, ponieważ pracowałam, nie dlatego, że pomijałam higienę. – Byłam na misji, Mistrzu. – Byłaś – mruknął Darius. – I dopiero teraz wracasz do Domu? Podróżowałaś po Chicago w takim stanie?
Czekałam, by dać Ethanowi szansę na zaoferowanie cichej sugestii, by powiedział mi, co powinnam czy też nie powinnam powiedzieć Dariusowi – choć kot został raczej wyciągnięty z worka. Gdy dalej milczał, uznałam to za wystarczające pozwolenie i powiedziałam prawdę – i nic więcej. – Było późno, Mistrzu. Zbliżał się świt. Trzymając cygaro między palcami, Darius zwilżył usta i spojrzał na Ethana – Teraz jest czas, by naprawić wizerunek publiczny, by go złagodzić i wyostrzyć, nie wysyłać tego w nieładzie na miasto, niczym jakąś wykorzystaną imprezowiczkę. Zamarłam na tą obelgę, a Ethan poruszył się w swoim krześle. – Ona jest żołnierzem. To, że jej pole bitwy jest niezwyczajne, nie zmienia faktu, że to pole bitwy, podobnie nie umniejsza to wagi uniformu. Doceniałam to, że przyjął ten cios za mnie, stanął w obronie w sprawie czegoś, co niektórzy uważali za „zaledwie” status żołnierza w Domu. I, szczerze, co było bardziej zaszczytne? Podejmowanie decyzji na innym kontynencie, w uprasowanej koszuli, paląc cygaro z srebrnej papierośnicy?
Strona 136
Uniosłam podbródek i spojrzałam Dariusowi w oczy. – Jestem żołnierzem – zapewniłam. – I nie wstydzę się tego. Uniósł brwi z zainteresowaniem. – I wróciłaś z bitwy.
– Jak już wspomniano. Darius ponownie odchylił się w swoim krześle. – Powiedziałaś, że to, co się wydarzyło wczoraj wieczorem, czymkolwiek to było, było niezwykle brutalne – ponownie wciągnął trochę dymu, a na jego twarzy widać było podejrzliwość. – Byłaś na innej techniawie? Masz jakieś podstawy do porównań? – Nie byłam – przyznałam. – Porównanie oparłam na informacjach z innych źródeł i jednej stronie, którą odwiedziłam po fakcie. Nasza inteligencja mówi, że techniawy w Chicago są nieliczne i w dużych odstępach czasu oraz – być może w celu uniknięcia wykrycia – zazwyczaj bardzo selektywne. Najwyżej kilka wampirów. Nie to zobaczyliśmy ostatniej nocy. – Choć nie zgadzam się z twoimi obawami, to nie był zły raport – zwrócił się do Ethana. – Widzę, dlaczego ją lubisz, Ethan. – Ona jest bardziej niż zdolna – zgodził się Ethan. – Ale przypuszczam, że sprawdzenie naszej Wartowniczki nie było powodem twojej podróży? Darius nachylił się do przodu, gasząc papierosa. – Problemy w Chicago, jak wiesz, nasiliły się. Zmienni. Odszczepieńcy. Atak na twój Dom. Ethan skrzyżował nogi – Jak już widziałeś, zajęliśmy się tymi sprawami. – Te sprawy sugerują zdecydowany brak zorganizowania i politycznej kontroli wśród pobliskich Domów. Gdy Celina została usunięta, stałeś się najstarszym Mistrzem w Chicago, Ethan. To twoja odpowiedzialność, twój obowiązek względem Prezydium, by przywrócić stabilność na swoim terytorium. I zrobiłby to, pomyślałam , gdybyś zdołał utrzymać Celinę w Anglii, gdzie powinna być. – Co to ma znaczyć? – zapytał Ethan. – To znaczy, że jest znacząca szansa, by Dom Cadogan podlegał zarządowi
przymusowemu, czyli Prezydium, dopóki Chicago nie będzie pod kontrolą.
Strona 137
Nie musiałam znać szczegółów „zarządu przymusowego” by domyślić się, o co chodzi – Prezydium w Greenwich groziło, że przejmie Dom. Wszyscy zamilkli, podobnie jak Ethan. Jedynym znakiem, oznaczającym, że usłyszał słowa Dariusa była napięcie widoczne na jego twarzy. – Z całym należnym szacunkiem, Panie, nie ma potrzeby na pochopne działania – ton Ethana był ostrożnie neutralny, jego słowa starannie dobierane. Wiedziałam, że walczył z emocjami – nie było możliwości, że Ethan nie był wściekły na myśl, że Prezydium wkroczy i przejmie jego Dom. Ale byłam pod wrażeniem tego, jak dobrze udawało mu się nie ukazywać emocji. – Nie jestem do końca pewien, czy to było okazane z szacunkiem, Ethan. I, jakkolwiek jestem pewien, że to docenisz, przejęcie jakiegokolwiek Amerykańskiego Domu nie jest dla Prezydium czymś łatwym. To przynosi niemiłe wspomnienia. – Niemiłe? – zapytałam. Prawdopodobnie nie powinnam była się odzywać, będąc najniżej położonym wampirem w pokoju, ale czasami ciekawość wygrywała. Darius kiwnął głową. – Amerykańska Rewolucja była trudnym okresem dla Brytyjskich i Amerykańskich Domów, jak możesz sobie wyobrazić. Prezydium w Greenwich nie było jeszcze utworzone – to było jeszcze dekady wstecz – i Rada
Odszczepieńców miała władzę. Będąc Francuzem, Radny poparł wolność kolonistów. Będąc Brytyjczykami, my tego nie zrobiliśmy. Kiwnęłam w zrozumieniu. – A dzięki nieśmiertelności będącej tym, czym jest, niektórzy z tych kolonistów wciąż żyją. – W rzeczy samej. – Wspaniały powód – Ethan wtrącił się. – By uniemożliwić dyskusję o zarządzie przymusowym. – Dyskusja jest już w toku, Ethan. Wiem, że nie popierasz działań Prezydium, ale mamy zasady i procesy z pewnych powodów. Więc Celina może je ignorować? Zastanawiałam się. Ktoś zapukał i drzwi się uchyliły. Mężczyzna schludnie ubrany w czarne spodnie, zapinaną koszulę i szelki – tylko jego faliste, brązowe włosy były w
Strona 138
nieładzie – zajrzał do środka. – Panie, twoja rozmowa z Domami z Nowego Jorku jest gotowa – jego głos był równie brytyjski, co wykwintny, musiał należeć do świty Dariusa. Darius spojrzał na niego. – Dziękuję, Charlie. Za chwilkę przyjdę. Charlie kiwnął głową, po czym zniknął za drzwiami. Gdy już go nie było, Darius wstał. Reszta zrobiła to samo.
– Porozmawiamy później – powiedział Darius, po czym kiwnął w moim kierunku. – Powodzenia na treningach. – Dziękuję, Panie. Gdy wyszedł, a drzwi się za nim zamknęły, zapadła cisza. Ethan oparł łokcie o kolana i przeczesał palcami włosy. – Zarząd przymusowy – Luc powtórzył. – Kiedy po raz ostatni to miało miejsce? – Nigdy od kryzysu finansowego przed II Wojną Światową – odpowiedział Malik. – Wiele, wiele lat temu. – On jest niedorzeczny – powiedziałam, patrząc na nich. – Nic z tego nie jest winą Cadogan. To wina Adama Keene’a. To wina Prezydium – wina Celiny. Na nas spadają konsekwencje ich złych czynów, a on chce, by Prezydium przejęło Dom? Ethan ponownie się wyprostował – To skrócona wersja. Zarząd przybędzie do Domu, zacznie dochodzenie w Domu i będzie miał prawo – by zatwierdzić każdą decyzję w Domu, nieważne, dużą czy małą. Zarząd będzie raportował każdą decyzję do Prezydium, włączając w to Dariusa i Celinę. Ethan spojrzał na mnie, a jego zielone oczy były lodowate. – I muszę się zastanowić, czy wznosiłby tą sprawę, gdyby nasza Wartowniczka nie poinformowała go przed chwilą, że Chicago szlag trafiał – więc ten spokojny, wybaczający Ethan był tylko dla Dariusa. Na nieszczęście dla niego, zaszliśmy za daleko, bym była onieśmielona przez sarkastyczną uwagę, czy krzywe spojrzenie. Stawiałam dla niego i dla Domu czoło
Strona 139
niebezpieczeństwu i nie miałam zamiaru skulić się, ponieważ nie podobały mu się konsekwencje. Odpłaciłam mu się podobnym spojrzeniem. W pokoju zapadła cisza, dopóki Ethan nie warknął, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Wybaczcie nam, proszę. Gdy nikt się nie ruszył, rozejrzał się. – Nie pytałem o pozwolenie. To wystarczyło, by Luc i Malik ruszyli do drzwi, rzucając mi pocieszające spojrzenia. Dopiero, gdy byliśmy sami, Ethan odwrócił wzrok. Przez minutę siedział cicho. W końcu podszedł do biurka i usiadł za nim, umieszczając przestrzeń – i biurko – między nami. Znałam go wystarczająco długo, by nazwać tę postawę „typowym Sullivanem”. To był rodzaj działania, który mogliśmy dodać do gry picia Ethana Sullivana, przypadający gdzieś między jego władcze unoszenie brwi, a jego nawyk do odwoływania się do jakiegokolwiek Nowicjusza w jego Domu według jego pozycji, a nie nazwiska. – Wartowniczko – powiedział w końcu, łącząc na biurku palce. Zrobiłam krok na przód, zamierzając pokazać mu, jak bardzo żałowałam tego, co niechcący powiedziałam Dariusowi – Ethan, tak mi przykro. Rozmawiałeś przez telefon i nawet nie przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić, czy ktoś za mną
stał. Uniósł dłoń. – Powiedziałaś mu, gdzie byłaś. Nie jestem pewien, czy teraz cię udusić, czy zwyczajnie wydać cię Prezydium, by sami to zrobili. Gdybym była na jego miejscu, też bym się udusiła. Po prostu kiwnęłam. Gdy Ethan w końcu na mnie spojrzał, w jego oczach była desperacja. – Zarząd przymusowy. W moim cholernym Domu. Domu, którym się opiekowałem, prowadziłem, gdy było to potrzebne. Czy wiesz, jaka to jest obraza? Żeby administrator – jakiś organizacyjny specjalista, który nie pokierowałby
Strona 140
wampirem z mapą i kompasem – zastąpił mnie? Mówił mi, co zrobiłem źle, a co dobrze, jak powinienem „naprawić” rzeczy, które zepsułem. Moje serce zacisnęło się. To musiało być trudne słyszeć, że nie tylko lider wampirów był z ciebie niezadowolony, ale rozważał wysłanie kogoś z innego kontynentu, by się upewnił, że sprawy są rozwiązywane dobrze. Mnie także by to nie ucieszyło. A najgorsza część? To było przynajmniej w części moją winą. To znaczy, nie wydawało się prawdopodobne, by Darius przebył taką podróż, gdyby nie miał innych zmartwień, ale to nie znaczy, że nie popchnęłam go w stronę zarządu przymusowego. – Ten Dom jest stary, Merit. To jest szanowany Dom. Spotkanie z zarządem jest jak policzek – odwrócił wzrok, potrząsając głową. – Jak mogę tego nie odebrać
jako obrazę za wszystko, co zrobiłem od śmierci Petera? Ten Peter, to Peter Cadogan, założyciel Domu i jego pierwszy Mistrz. Mężczyzna, który nad wszystkim panował aż do śmierci, kiedy to Ethan objął jego miejsce. – Też przyjęłabym to osobiście. Ethan zaśmiał się. – Nie do końca biorę to osobiście, Wartowniczko. Chodzi o to, że to jest policzek dla mnie, Malika, Luca, Helen – całej załogi. Dla każdego Nowicjusza, który tu służył. Każdej dokonanej ofiary. Ty, podsumowując, powiedziałaś mu, że nie mamy kontroli. – Nie mamy, jeśli to, co wczoraj zobaczyliśmy, powtarza się. To nie było pół tuzina wampirów i kilkoro ludzi, Ethan. Tam były tuziny wampirów, tuziny ludzi. Przyjęcie było ogromne, głośne i nie chodziło o kilka prywatnych łyczków. – Więc to nie była techniawa. – Nie taka, jak wcześniej się pojawiały. Wampiry były na krawędzi, z mnóstwem magii. Wszczynały wszędzie bójki. – Czy ty i Noah musieliście się bronić?
Strona 141
Nienawidziłam kłamać Ethanowi. Nienawidziłam tego. Ale to nie byłoby fair z mojej strony, by oczyścić sumienie kosztem Jonaha, więc wzięłam się w garść i
ciągnęłam historię. – Obronić się, tak. Nie byliśmy zamieszani w jakąkolwiek walkę, ale sprawy się pogorszyły, gdy wychodziliśmy. Znalazłam człowieka, który potrzebował pomocy – był pod wpływem narkotyków, lub zauroczony. Nie jestem pewna, która przyczyna. Musiałam się stamtąd wydostać i było kilkoro wampirów, którzy nie byli zadowoleni z jej wyjścia. Noah rozlał, krew jako dywersję i wampiry dostały szału. Na miejscu wybuchły bijatyki, ale wydostaliśmy ją stamtąd i wysłaliśmy do domu. Była wystarczająco wdzięczna – wystarczająco zażenowana – że nie sądzę, by spowodowała problemy. Westchnęłam i odwróciłam wzrok – Nienawidzę tego mówić, Ethan. Martwi mnie to, że muszę myśleć o kobiecie, która jest w złej sytuacji, jako o obciążeniu. Dla tych wampirów stała się towarem. To nie powinno się powtórzyć. Nie przez nas. Spojrzałam na niego i doceniłam współczucie w jego oczach. – Jesteś bardzo ludzkim wampirem – powiedział z czułością. – Skoro tak twierdzisz. – Kiedyś uważałem to za słabość. I w przypadku niektórych wampirów, dalej tak jest. Ale u ciebie – miejmy nadzieję, że to ci nie zaszkodzi. Przez chwilę byliśmy cicho, po prostu się na siebie patrzyliśmy. W końcu przełamałam ciszę. Sięgnęłam do kieszeni, wyjęłam kopertę i wręczyłam mu ją. – Sądzimy, że to dlatego ludzie byli odurzeni. Ethan przyjrzał się kopercie, po czym wysypał pigułki na dłoń. – Co to jest „V”? – Nie wiem. Zakładam, że oznacza „wampiry”. A puenta? Człowiek, który mi
je dał, Sara, dowiedziała się o techniawie w Barze Temple. Jego spojrzenie stało się zimne. – Ktoś wykorzystuje bar w Domu Cadogan, by spraszać ludzi?
Strona 142
– I to mógłby być ten powód. Mięśnie na jego policzku zadrżały, ale po chwili na powrót wydawał się rozluźniony. – Przynajmniej powstrzymałaś się od powiedzenia tego Dariusowi. Jego oczy lekko zabłyszczały, co wywołało u mnie uśmiech. – Chwalmy Pana za małe cuda. – Zgodziłam się. – Sarah mówiła, że o techniawie dowiedziała się od jakiegoś kurdupla… i kobiety o imieniu Marie. Ethan zesztywniał, zanim jeszcze pigułki trafiły z powrotem do koperty. – Najprawdopodobniej w Chicago tysiące kobiet nosi imię Marie. – Prawda – przytaknęłam. Podał mi kopertę. – Nie ma szans, by się dowiedzieć, czy to była Celina. Nie używała tego imienia od dwóch stuleci. – To również prawda – potwierdziłam, zaciskając palce na kopercie. – Zwykle w tym temacie jesteś bardziej sporna. – Zwykle posiadam więcej dowodów. Uśmiechnął się. – Chyba w końcu wyciągnęliśmy z ciebie Strażniczkę.
Oczywiście, kiedy posiadałam więcej dowodów, że Celina jest zamieszana w coś podejrzanego, to nie zmieniało faktu… – Nadal zastanawiające jest, że organizator techniawy używa jednego z pseudonimów Celiny. – Pseudonim, który poprzednim razem, gdy był w użyciu doprowadził nas do sabotażysty – przypomniał mi Ethan. Miał rację – Celina wysłała obciążającego maila do Petera jako Marie Collette. Jednakże zapomniał o kluczowej sprawie. Celina nie miała pojęcia, że śledziliśmy ten konkretny adres mailowy, mimo że używała tuzina innych oraz nie wiedziała, że dzięki temu dowiedzieliśmy się o Peterze. Wiedziała jedynie, że przestał się pokazywać i składać swoją ofertę. A co najlepsze, nie podejrzewała, że został on złapany. Jakie są szanse, że ta jedna dziewczyna powie mi, że ktoś na kogo wołają „Marie” będzie zwabiał ludzi przed bar?
Strona 143
Jakie były szanse, że Celina użyje tuż pod naszym barem pseudonimu, który rozpoznamy? Dobra, ujmę to tak, nie brzmiało to zbyt przekonująco. – To, że obecnie nie posiadam wszystkich dowodów nie oznacza, że nie ma żadnych dowodów do znalezienia.
– No i zaczyna się – wymamrotał spuszczając wzrok, nie będąc więcej rozbawionym. – Merit, przewodnicząca Prezydium w Greenwich już prawie tu jest. Zakazuję Ci wywlekania imienia Celiny ponownie. Gdy chciałam się odezwać, podniósł uciszająco dłoń do góry. – Dopóki nie masz nic więcej, poza jej pseudonimem, którego używa lub którego może nie używać. Wiem, co sądzisz o porzucaniu tematu. Zrozumiano? – Zrozumiano – odparłam, zwilżając usta. – Ufasz mi? Jego spojrzenie stało się bardziej uwodzicielskie, niż się spodziewałam – Czy Ci ufam? – Nie wygląda na to, by Darius chciał, bym sobie ubrudziła ręce, ale to moja praca i szczerze, jestem w niej całkiem dobra. – Bardziej, niż by się wydawało. Przybrałam nadąsany wyraz twarzy. – Wiemy, że dzieje się coś dziwnego. Jeżeli ta techniawka jest sposobem, by się tam dostać i to zamknąć – sposobem, by sprawdzić, że będące tam wampiry nie przybyły, by masowo zarzynać ludzi – to musimy tam iść. Muszę dostać się tam jeszcze raz i trzymać rękę na pulsie. – Nie możesz narobić sobie wrogów w Prezydium z Greenwich, szczególnie, że jesteś członkiem Domu Cadogan. – zapobiegawczo podkreślił to podejrzliwym spojrzeniem. – Rozumiem Twoje zniecierpliwienie i szanuję Twoje zaangażowanie, ale, jeżeli uwierzą, że jesteś przeciwko nim, zgładzą cię, Merit. Ich zwierzchnictwo jest najważniejsze. Celina żyje tylko dlatego, że go nie podważyła. Jeżeli ty podważysz ich zwierzchnictwo, narazisz Dariusa i innych na ich bezpośredni gniew. I to będzie początek twojego końca. – Wiem, ale to nie daje im prawa do pogrążenia miasta.
Strona 144
Jego wyraz twarzy – na wpół przepełniona smutkiem rezygnacja i na wpół rozpierająca duma – był odzwierciedleniem moich uczuć. – Nie po to cię szkoliłem, inwestowałem w ciebie, żebyś teraz podpadła Prezydium i złożyła się w ofierze dla Windy City23. Jego głos był delikatny, poważny, ale w jego oczach czaiły się uczucia. Płomienne uczucia. – Nie zamierzam się poświęcać i tobie również na to nie pozwolę. – Odwrócił wzrok. – Mają oko na Dom. Zorientują się, co zamierzamy zrobić. Nadchodzi decydujący argument, pomyślałam, pokrzepiając siebie. – Nie, jeżeli nie będziesz w to wmieszany. Zamilkł w pół słowa, całkowicie zaskoczony, po czym oparł się o swój fotel. Pomysł mógł go zdenerwować, ale trafiłam w sedno. – To znaczy, posiadam potężnych przyjaciół. Mallory. Catcher. Mój dziadek. Noah – nie wspominając o Jonahu i całej reszcie Czerwonej Straży. – Mogę współpracować z nimi i zakończyć to, czego Prezydium zabroniło ci robić. Ethan marszcząc brwi, usiadł z powrotem i z roztargnieniem przebierał w papierach na swoim biurku. Po chwili potrząsnął głowa. – Jeżeli pracujesz poza Domem z mojego polecenia, to również pracujesz poza Domem pod moją
jurysdykcją. Jeżeli zostaniesz przyłapana, to Prezydium w Greenwich nie spodoba się opcja biegającej po Chicago Wartowniczki bez nadzoru. – Ale przyzwalają na bieganie po Chicago byłemu Mistrzowi Domu bez nadzoru? – Ona zabija tylko ludzi – przypomniał mi sucho. – Ty mówisz o prowokowaniu Prezydium w Greenwich. – Mówię o zrobieniu tego, co konieczne i prawidłowe. Mamy na karku ludzi pikietujących na zewnątrz oraz burmistrza, który planuje przeciwko tobie i Domowi Bóg wie co byleby się wysławić. Mamy też na głowie totalnie wkurzone wampiry, które mogą wszcząć bójkę bez powodu, tylko dla zabawy. Chciałbyś, żeby
Strona 145
kręcili się po Chicago? Poza tym – szybko wtrąciłam to, co wiedziałam, że musi usłyszeć. – Teraz jestem silniejsza niż kiedykolwiek i posiadam o wiele większe umiejętności, niż dotychczas. Popatrzył na mnie zmartwionym wzrokiem. Boże, nienawidziłam tego spojrzenia. Nienawidziłam tego, co musiałam
zrobić, by wywołać ten wzrok. Mimo wszelkich powodów przeciw, podeszłam do niego. Wślizgnęłam się pomiędzy jego fotel a biurko i kiedy pochylił się w moją stronę i przyłożył czoło do mojego brzucha, przejechałam palcami po jego jedwabiście złotych włosach. – Będę na siebie uważać.
Ethan odchrząknął i objął mnie w talii. Nieprzerwanie przebierałam palcami w stałym tempie po jego włosach – aż w końcu opuszkami palców dotknęłam jego barków. W efekcie poczułam, jak napięcie opuszcza jego ramiona. Ponownie na mnie popatrzył, a jego wzrok przypominał migotliwe rozlewiska zieleni. Uśmiechnęłam się do niego. – Wyglądasz, jakbyś był pijany. – Czuję się… zrelaksowany. Nie byłam pewna, czy nie posunę się jeszcze dalej poza już przekroczoną granicę, więc rozplotłam jego ręce i odsunęłam się, okrążyłam jego biurko i usiadłam po drugiej stronie. Ujrzałam poirytowanie w jego wzroku, gdy spojrzałam na niego ponownie. Po raz drugi zdołał mnie zaskoczyć. Uśmiechał się – takim szczerym, upokarzającym, ale słodkim uśmiechem. – Może staję się w tym coraz lepszy? – zapytał. – W zalecaniu się do ciebie w sposób, w jaki powinnaś być adorowana? Założyłam nogę na nogę i nasze spojrzenia się spotkały. – Moim zadaniem jest zapewnić nienaruszalność Domu. Zapewnienie nienaruszalności jego Mistrzowi
wydaje się dobrym początkiem.
Strona 146
– To jest bajeczka, jaką sobie wmawiasz? – To jest moja odpowiedź. – Nie kupuję tego. Uśmiechnęłam się delikatnie, osłaniając oczy długimi rzęsami. – Nie musisz. – Hmmm – odparł, będąc najwidoczniej zadowolony z riposty. Tym razem to on podjął ofensywę. Wstał i okrążył biurko, by podejść do mnie. Wyprostowałam się, a każdy jeden nerw w moim ciele naprężył się na zawołanie, gdy tylko podszedł. Dosięgnął mnie, chwycił moje ręce w ten sam sposób, jak to zrobił Prezydent Tate kilka nocy wcześniej. – Jestem świadom tego, by przyznać, że lubię sprawować kontrolę – powiedział. – Myślę, że to są konsekwencje odpowiedzialności za utrzymanie tego Domu. Jednak już mówiłem co do Ciebie czuję… – Tak właściwie to nie. Mrugnął. – Że co proszę? Posłałam mu uśmiech. – Wspomniałeś tylko, że przypominasz sobie, jak to
jest kochać kogoś. Nie wyznałeś mi niczego konkretnego. Jego wargi drgnęły, ale był na tyle sprytny, by zadać odpowiednie pytanie. – Czy to cokolwiek zmieni, jeśli to powiem? – Nie, ale dziewczyna lubi być doceniana. Jedynym ostrzeżeniem, jakie dostrzegłam był błysk w jego oczach zanim się poruszył i opadł na kolana. Zamarłam, a mój żołądek podszedł mi do gardła. Moja dokuczliwa strona twierdziła, że chłopak na kolanach ma do powiedzenia zbyt wiele tego, na co w ogóle nie byłam przygotowana. Ethan sięgnął do mojej szyi i odnalazł pulsujący od przebiegu krwi punkt. – Merit, Koch…
Strona 147
– Przestań – wiedziałam, że wymusiłam to na nim, ale to nie znaczyło, że byłam gotowa, by usłyszeć te słowa. Mogłam usłyszeć błaganie w swoim własnym głosie, ale zdecydowałam powstrzymać go przed wypowiedzeniem słowa na „K”. – Nie mów tego. Mówienie tego na głos tylko sprawi, że wykonywanie dla nas obojga swoich obowiązków będzie jeszcze trudniejsze. – Nie schlebia mi fakt, że nie jesteś pewna, czy tak jest, czy nie. – Naprawdę?
Popatrzył na mnie stanowczo, ale po chwili jego spojrzenie przeistoczyło się w jakieś takie znacznie bardziej oceniające. I to mnie zmartwiło. – No co? – zapytałam. – Jesteśmy wampirami. – Jestem tego świadoma. – Jako wampiry targujemy się, negocjujemy i dotrzymujemy umów. Uniosłam jedną brew. – I jaką umowę zamierzasz zawrzeć? – Żądam pocałunku. Jednego pocałunku – powiedział, zanim zdążyłam zadać jakiekolwiek inne pytanie – i zamierzam dotrzymać sobie tej deklaracji. Jeden pocałunek i potem przestanę jakichkolwiek flirtów jak to nazywasz, dopóty dopóki ty nie przyjdziesz do mnie ze swoimi własnymi deklaracjami. Popatrzyłam na niego, by sprawdzić jego wyraz twarzy. Odwrotna psychologia go nie dotyczyła i ta umowa nie miała za bardzo sensu w takim wypadku. Nie zaprzeczałam, że istniało między nami napięcie, ale byłam całkiem pewna, że nie byłabym zdolna utrzymywać kontaktów seksualnych z moim szefem. – Jeden pocałunek? – upewniłam się. – Jeden pocałunek. – Ok. – powiedziałam. Chcąc mieć to już za sobą zamknęłam oczy i przygotowałam usta. Ethan zachichotał i ignorował mnie na tyle długo, bym na powrót otworzyła oczy.
Strona 148
– Nie myśl, że stanie się to tak łatwo. – Jego dłoń ześlizgnęła się w dół mojej szyi. Jego kciuk znalazł miejsce we wgłębieniu poniżej szyi, a reszta jego palców w dole obojczykowym. Jego niesamowicie zielone oczy patrzyły wprost w moje przynajmniej dopóki jego rzęsy nie opadły, a on się przybliżył. Ale nie pocałował mnie. Jego usta zatrzymały się tuż przed moimi, na tyle długo, bym nie odmówiła tego gwałtownego ruchu – a on odmówił wykorzystania sytuacji. – Oszukujesz – wymruczałam. Byłam rozdarta, bo nie wiedziałam, czy tego chce, czy nie. Bałam się, że kiedy nasze usta się spotkają, stracę całą wolę opierania mu się oraz bałam się, że jeżeli to się stanie, znowu stracę swoje serce. Ethan potrząsnął głową. – Powiedziałem, że tylko jeden pocałunek i to miałem na myśli. Odbiorę go, gdy nadejdzie odpowiednia chwila. Nagle jego usta znalazły się tuż przy moim uchu. Jego zęby przygryzły płatek. Wywróciłam oczami i zadrżałam na myśl o tym, że to przysparza mi takiej przyjemności. – To nie jest pocałunek – wyszeptał wprost w moje ucho. – Ani również wykorzystywanie sytuacji. – Nie skupiajmy się na formalnościach, Merit. – Jego usta powróciły do moich nie dosięgając ich, jednocześnie kusząc mnie tym, co mógłby zrobić. Uprzedzając mnie przed tym. Walczyłam z chęcią, by przybliżyć się i pchnąć swoje usta wprost w jego, by
mieć już to za sobą. Złączyć nasze usta, ponieważ do tego mnie nakłaniał. – Znowu będę cię miał w swoim łóżku, Wartowniczko. I po swojej stronie. To jest obietnica. – Masz na myśli, że będziesz się ze mną drażnił, aż mnie uwiedziesz? – Czy to skutkuje? Odpowiedzią było bardziej chrząknięcie niż słowo. Byłam świadoma tego, że jedyną rzeczą, która mnie bardziej cieszyła od dostawania tego czego chcę było nie
Strona 149
dostawanie tego czego chcę. W moim mniemaniu pragnienie dostarczało więcej rozrywki, niż posiadanie. Z drugiej strony, to była gra, w którą z łatwością można grać we dwoje. Uniosłam dłoń i założyłam loczek za jego ucho, a potem nakreśliłam opuszkami palców linię pomiędzy jego brwią, a szczęką. Mój wzrok upajał się widokiem każdej części jego twarzy, od idealnych kości policzkowych po pełne usta. Tym razem on zamarł. Zawstydzona swoją kobiecą siłą, nakreśliłam linię od jego szyi do kołnierzyka jego koszuli, który ścisnęłam pięścią, przyciągając go do siebie. Jego oczy rozszerzyły się, więc odwdzięczyłam mu się uśmiechem.
Tym razem to ja torturowałam go muskając ustami jego szczękę i zmierzając do ucha. Ugryzłam go na tyle delikatnie, by zaczął ciężko oddychać. Nie byłam pewna, czy torturowałam go, ponieważ uważałam, że zasługuje, by go drażnić tak jak on drażnił mnie, czy po prostu chciałam czerpać z tego satysfakcję dla samej siebie. Moje serce łomotało jak szalone, dziki rytm był popędzany strachem, niepokojem i zwykłym pożądaniem. – Lubisz jak się z tobą drażnią? – zapytałam szeptem. – Czerpię przyjemność z zapowiedzi tego, co będzie – wypowiedział słowa pewnie, jednak jego głos trącił brutalnym podnieceniem. Jego chrapliwy głos był dla mnie wskazówką. Pragnęłam drażnić się z nim, ale nie pchnąć nas do punktu bez powrotu. Wyprostowałam dłoń na klatce piersiowej Ethana i po prostu go odepchnęłam. Wyprostował się chwiejnie i popatrzył na mnie sfrustrowanym wzrokiem. Smak jego własnego leku, pomyślałam. Być tak blisko zrobienia czegoś, czego się pragnie… i jednocześnie być tak daleko od zrobienia tego. Wyprostowana, obeszłam fotel i skierowałam się w stronę drzwi. Odetchnęłam i poprawiłam kucyka.
Strona 150
– To wszystko? Moje serce biło jak szalony bęben, a krew krążyła w żyłach o wiele za szybko niż powinna. – Powiedziałeś, że tylko jeden pocałunek. Miałeś swoją szansę i nie wykorzystałeś jej. Ethan zwilżył usta, poprawił kołnierzyk i wrócił za biurko. Usiadł w fotelu i spojrzał na mnie. Było coś łagodnego w jego spojrzeniu. – Jeden pocałunek – obiecał. – Potem dotknę cię tylko na twoje własne życzenie. Nie byłam naiwna na tyle, by zapewnić go, że nie poproszę, by zaprzeczyć, że już nigdy więcej nie będę oczekiwać jego dotyku. Wiedziałam swoje, oboje wiedzieliśmy swoje. – Boję się – wyznałam w końcu. – Wiem – powiedział cichym tonem. – I dobija mnie to, że to ja napełniłem cię tym strachem. Oboje milczeliśmy przez chwilę. – Jaki jest następny krok? – zapytałam wracając do interesów. – Mocny drink? Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale wtedy coś sobie uświadomiłam. Pomyślałam o tym, co powiedziała Sarah i wskazała na jego nowe meble. – Wiesz co, mocny drink nie jest takim głupim pomysłem. – Czyżbym w końcu przekonał Cię do alkoholu, Wartowniczko? Z błyskiem w oku wyszczerzyłam się do niego. – Zbliżamy się już prawie do końca remontu, może powinnam wyskoczyć na drinka z Nowonarodzonymi do baru Temple. Popatrzył na mnie z uznaniem. – Sugerujesz możliwość przeprowadzenia
dyskretnego dochodzenia, podczas gdy ktoś używa mojego baru, by zwabiać ludzkie ofiary. Dobra myśl, Wartowniczko. – Nie wiem, o czym mówisz, Sullivan. Mam na myśli jedynie kilka drinków z koleżankami.
Strona 151
Przysiedliśmy na chwilę w ciszy, by nowa umowa między nami utrwaliła się. Miałam pełne poparcie Ethana, jego narzędzie do rozwiązania problemu, który stworzył Tate. Jednak, by zapewnić mu bezpieczeństwo, nie mógł posiadać więcej informacji, niż to potrzebne. Nie czułam parcia na szkło w sprawie Prezydium w Greenwich oraz nie posiadałam wielkiego doświadczenia w byciu Wartowniczką bez poparcia Ethana, ale podobał mi się pomysł bycia Wartowniczką bez nieustannej walki z chemią, jaka wisiała między mną i Ethanem oraz konsekwencjami, jakie to niosło. Spojrzał na zegarek. – Jeśli cię to choć trochę ciekawi, to Darius na pewno wróci po kolejne pogróżki, ale w końcu i tak wyląduje w Trump. Taka kombinacja lotniczo wampirzego opóźnienia, jeżeli chciałabyś iść do baru powiedzmy, tak około trzeciej, to prawdopodobnie całkiem się z nim miniesz. – Jakież to niefortunne – rzuciłam i skierowałam się do drzwi. – Będę cię informować o wszystkich specjałach drinkowych.
– Wartowniczko? Zerknęłam na niego. – Następnym razem, gdy zbierze ci się na pogaduszki, nie zapomnij, by sprawdzić najpierw pomieszczenie.
Strona 152
ROZDZIAŁ XI
IMPREZOWE DZIEWCZYNY Nie czułam się najlepiej, mogłam się do tego przyznać. Wiedziałam, że biszkopt i krem piankowy nie były lekarstwem na psychiczne frustracje, że długi bieg przez Hyde Park, lub sesja treningowa z Luckiem byłaby lepsza, niż taka porcja kalorii. Ale to nie sprawiało, żeby mój czwarty już z kolei Mallocake – przetworzony i uwodorniony blok z czekoladowego biszkoptu wypełniony kremem piankowym, tak słodkim, że, aż pozostawiał osad na zębach – był ani mniej pysznym, niż był ten trzeci. Mallory odkryła Mallocakes pewnej nocy, w pewnym całodobowym
spożywczaku w Bucktown. Było tylko kilka sklepów w Chicago, które je sprzedawały, co powodowało, że jej rosnąca miłość dla tych przysmaków – wywołaną po części ze względu na podobieństwo w nazwach – była dużo bardziej uciążliwa. Mallocakes produkowane były przez pewną rodzinną piekarnię w Indianie, która wysyłała je dalej, tylko raz w miesiącu, co powodowało, że było je coraz ciężej znaleźć. Ale ten ból w tyłku wart był ich smaku. Były niesamowicie dobre. Czekoladowy biszkopt był idealnie zbalansowanym połączeniem czekolady i nie za bardzo słodkiego ciasta, co idealnie komponowało się z kremem wypełniającym ciasto pełne cukru. Kilkaset kalorii kryło się w pojedynczej porcji, a każde pudło zawierało pół tuzina opakowanych w celafon ciastek. Były wytchnieniem dla użalających nad sobą, tylko czekały, żeby po nie sięgnąć. Z drugiej zaś strony, byłam wampirem. Taka przekąska nie mogła mi zaszkodzić. Bez względu na poziom krytycyzmu, jakim moglibyście obrzucić
Strona 153
Ethana, za to, że zmienił mnie w wampira, miałam teraz szaleńczy metabolizm i żadnych większych zmian w wadze. Mądrzejszy wampir mógł spróbować krwi, zaspokoić swoje potrzeby jedną lub dwoma torebkami „ 0” lub „AB”. Ale Mallocakes były takie ludzkie. A dziewczyna czasami potrzebuje poczuć w sobie człowieczeństwo. Czasami
dziewczyna potrzebuje śniadania, które nie zawierałoby w sobie lnu, zieleniny czy jakiegokolwiek innego organicznego ziarna. Poza tym, byliśmy jedynymi żyjącymi stworzeniami, które mogły spożywać przetworzony cukier i węglowodany bezkarnie, więc czemu z tego nie skorzystać, prawda? I dlatego wybrałam Mallocakes. Naprawdę, to była szybka celebracja faktu, że codzienne gazety nie napisały nawet słowa o imprezie z zeszłej nocy. Pewne rzeczy mogłyby nie pójść tak gładko w Domu po moim powrocie, ale cisza w prasie wciąż była zwycięstwem, którego potrzebowaliśmy. Tak więc, po małym zwycięstwie i dwóch tysiącach kalorii później, upchałam puste celafonowe opakowania po ciastkach do śmietnika i złapałam swój telefon ze stolika przy łóżku. Skończyłam swoja przekąskę, nadszedł czas żeby wrócić do pracy. Jeff odebrał, nim skończył się pierwszy sygnał. – Merit! – No to mów, Jeff. Jakieś wieści na temat tego numeru telefonu? – Nic, do cholery. Został przydzielony do jednorazowego telefonu, a to konto nie ma żadnych innych wychodzących połączeń bądź wiadomości. Tylko jeden sms. I nie znalazłem żadnego dowodu zakupu tego telefonu ani karty do telefonu w moich danych handlowych, więc ktoś najprawdopodobniej nie płacił za obydwie transakcje kartą, tylko gotówką. – Hmm. To niedobrze. A co do tych danych, jestem bardzo zaniepokojona tym, że posiadasz u siebie dane handlowe.
Strona 154
– Są tylko delikatnie nielegalne. Hej, chcesz żebym sprawił, że znikniesz z systemu finansowego? Mogę to zrobić. Nawet Federalni nie mogliby cię namierzyć. Są strasznymi zacofańcami, jeśli chodzi o te sprawy. Było zbyt wiele entuzjazmu w jego głosie, jak na moje oko. Byłam w końcu wnuczką policjanta. Ale z drugiej strony, Jeff pracował dla tego policjanta. – Nie, dzięki. A jak już popełniasz jakieś przestępstwa, upewnij się, że są dla dobra miasta. – Z tobą nie ma żadnej zabawy – poskarżył się Jeff. – To nie prawda. Ze mną jest mnóstwo zabawy. – Wampiry mają w sobie jakieś 10 % zabawy w ogóle. Pozostałe 90 % jest w dużej mierze irytujące. I krwawe. – Zdecydowanie za dużo czasu spędzasz z Panem Bell. Hej, jak już mam cię na linii, mogę z nim porozmawiać? Mam pytanie. – Jasne – powiedział, a potem usłyszałam jego prośbę. – Catch, wnuczka na linii – a potem usłyszałam szumy, co jak sądziłam było spowodowane tym, że Jeff zaniósł mu telefon. To dało mi czas, żeby przyswoić sobie wiedzę, że zostałam określona jako „ wnuczka”. To by było na tyle, co do moich wampirzych uprzejmości. – Yo gabba gabba24. Co tam? – Narkotyki.
– Jesteśmy trzecim co do wielkości miastem na świecie. Musisz być bardziej precyzyjna. Podniosłam kopertę i obejrzałam ją dokładnie. – Białe tabletki. Dawkować prawdopodobnie dwie na raz, dostarczane są w małych, białych kopertach. Na tabletkach i na kopertach znajduję się litera V. Przez chwilę był cicho. – Muszę sprawdzić w bazie, ale to mi nie brzmi znajomo. A czemu pytasz?
Strona 155
Zdałam mu szybkie sprawozdanie, znowu zmieniając imię Noah na Jonah, Nienawidziłam tego, że te kłamstwa zaczynały się piętrzyć jedno na drugim. Wkrótce będę potrzebowała pomocy, żeby utrzymać to wszystko w kupie. – Czy istnieje jakaś szansa na to, że ludzie są tym narkotyzowani? Zastanawiałam się na głos. – Żeby stali się bardziej podatni na urok? – Żeby stali się chętni do oddania własnej krwi na przyjęciu? Coś mi tu nie pasuje. Wyobraziłam go sobie, jak pochyla się w swoim fotelu, z rękoma nad głową, gotowego do zaserwowania swoich mądrości.
– Wygląda na to, że to jest rodzaj uroku, który ma narobić kłopotów. To znaczy, to jest to, co czar ma zazwyczaj na celu. – Prawda. – A poza tym, nie chce tu obwiniać ofiar, ale jeżeli pokazywały się na wampirzych imprezach, najprawdopodobniej miały pewne przypuszczenia, że może dojść do upuszczania krwi. Nie oznacza to, że przyzwalały, aby to im się przytrafiło – granie pro–wampira na przyjęciu nie jest tym samym, co ofiarowanie im swojej żyły – ale chodzi o to, że może nie potrzebowali zbyt wielkiego przekonywania. Wiesz o bransoletkach? – Tych czerwonych? Taa, widziałam je. Kilkoro z nich tam było. – Więc nie wygląda na to, żeby wampiry musiały kogokolwiek przekonywać. I, szczerze mówiąc, człowiek siedzący na krześle, prezentujący swoje żyły, nie oznacza żadnego wyzwania. Nie jestem pewna, czy to jest właśnie to, co bawi żądnego testosteronu wampira. – Ten na pewno się tym nie bawi – potwierdziłam. – Wokół unosiło się dużo magii. Jakieś szanse, że magia była zewnętrzna? To znaczy, nienależąca do wampira? Jego głos stał się bez wyrazu. – Pytasz, czy jakiś czarodziej mógł powalić człowieka, żeby mógł go zaatakować wampir? Nawet, jeśli istnieją jakieś Order schlubs, poza tym w Chicago
Strona 156
należącym do Mallory i jej nauczyciela, co jest nie możliwe, nie. Nie ma mowy, żeby jakiś czarodziej zrobił coś takiego. – A co z agresją? Czy jakiś czarodziej byłby zainteresowany sprawieniem, żeby wampiry stały się bardziej agresywne, podkładając im jakiegoś wybuchowego gościa, coś w tym stylu? – Nienawidzę grzebać twoich marzeń, Merit, ale twój poziom testosteronu nie pasuje do poziomu Order. To by było ma tyle, co do pomysłu Jonaha o czarowniku, nie żebym była jego wielkim fanem. – W takim razie jestem skołowana. Miałam nadzieję, że będziesz wiedział coś więcej w tej sprawie. Mówiłeś, że panowała tam przemoc, czar i narkotyki, tak? – To było jak Ghouls Gone Wild. Kąsający mieli kły na wierzchu i widziałem mnóstwo srebrnych oczu. Nie takie, jak zazwyczaj irysowe z drobinkami srebra. Był tam ogrom magii, mnóstwo czaru, mnóstwo krwi płynącej wokół, to wszystko sprawiło że ich pupilki o niczym innym nie myślały. Prawie wyautowałam Jonaha, ale musiałam sobie przypomnieć żeby użyć jego zagrywki. – Noah stworzył zamieszanie odrobiną krwi, a wampirom cholernie odbiło. – To krew. Wy jesteście wampirami. Szaleństwo na tym punkcie jest raczej normalne. – Ale nie żądza krwi Pierwszego Głodu. Tak sądzę. Nie wiem, zły? Pomyślałam o tym, co powiedział Ethan. – To wyglądało na to, że w całym tym
wydarzeniu nie chodziło o zmysłowość; tu chodziło o walkę. Agresje. Adrenalinę. Nie mamy do czynienia z kilkoma wampirami chowającymi się po kątach, żeby się napić krwi. Mówimy tu o wielkiej imprezie z ogromem magii, czarów, mnóstwem podatnych ludzi i mnóstwem bardzo złych wampirów, gotowych na walkę. Catcher westchnął. – Nie chce być doręczycielem złych wiadomości, ale może to jest po prostu efekt uboczny popularności. Może tak w dzisiejszych czasach bawią się wampiry.
Strona 157
– Jeśli tak jest, to rekrutują w Temple Bar. A telefon, na którym znaleźliśmy wiadomość, był u Bensona. Usłyszałam skrzypienie jego krzesła. – Rekrutują w barach Domu? – Zapytał. – Z tego, co słyszeliśmy. Rekrutującymi w Temple byli niski facet i kobieta. Imię tej kobiety to chyba Marie. Czy kiedykolwiek mówiłam ci o pełnym nazwisku Celin? Marie Collette Navarre – powiedziałam, nie czekając na jego odpowiedź. – Teraz to się robi interesujące. To gówniany dowód, ale robi się interesująco. – Żyje dla takich informacji. – Nie sądzę, żeby w twoich planach było wybranie się do Temple Bar na małe dochodzenie?
– Wychodzę za niecałą godzinę. – Dobra dziewczynka. A w między czasie, pogadam z naszym wampirzym źródłem i zobaczę, czy dowiem się czegoś o naszych rekrutujących. Poza tym, jestem ci winien przysługę. – Naprawdę? – Tak. – Oczyścił gardło trochę zdenerwowany. – Mallory i ja gadaliśmy zeszłej nocy. – Wszystko z nią w porządku? – Nie jest w najlepszym humorze. Ale czuje się już znacznie lepiej po lekkim oczyszczeniu sumienia. Pomogłaś jej w tym i jestem ci za to wdzięczny. Bardzo. Uspokoiłem ją – zapewnił mnie. – Reszta przyjdzie z czasem. Moje oczy zaszkliły się nieco przez łzy. – Dzięki, szefie. Martwiłam się. Ja też ją kocham, wiesz. Tylko, że nie w ten groteskowo fizyczny sposób jak ty. – Sex jest fenomenalny. Wydałam z siebie jęczący odgłos. – Oszczędź mi takich szczegółów i dzwoń, jak tylko się czegoś dowiesz. – Jasne – powiedział i rozłączył się.
Strona 158
Odłożyłam telefon i gapiłam się na aparat przez chwilę, nie do końca gotowa, żeby zrobić kolejny krok w dzisiejszym wieczornym maratonie. Ethan mógłby nie kupić moich argumentów, ale wciąż podejrzewałam, że Celin miała w tym swój udział: w minimalnym razie, zatrudniając wampiry lub karłów do wykonywania brudnej roboty za nią. To był zbyt wielki zbieg okoliczności, że „Marie” biegała wokół podburzając wampiry do traktowania ludzi, jak łatwo dostępne, gotowe produkty do zjedzenia. Przyrzekłam sobie – cokolwiek się stanie, ona jest moja. Przysporzyła mi tak wielu problemów, przysporzyła problemów Ethanowi i szykowała kolejne kłopoty dla Domu i miasta. Nawet, gdybym miała ukryć to przed Ethanem i Prezydium w Greenwich, miałam zamiar ją dopaść. Oczywiście, wciąż potrzebowałam dowodów. Mogłam przyznać, że użycie starych sprzymierzeńców nie było zbyt silnym poparciem mojej teorii. A jeśli chciałam potwierdzić to, czy była w to zamieszana czy nie, kto miał do niej najlepszy dostęp? Morgan Greer. Nowszy Mistrz Domu Navarre, formalny chłopak (na krótko) i oficjalny pomocnik Celiny. Nie specjalnie cieszyłam się na wykonanie tego telefonu. Ale on był zastępcą Celiny, a to czyniło go moim najlepszym źródłem informacji o jej obecnym położeniu. Nie mogłam liczyć na to, że sam z własnej woli zadzwoni do Scotta lub Ethana i zaoferuje im jakieś informacje. Odnalazłam numer do Morgana, który wciąż był w moim telefonie i czekałam na połączenie. – Greer. – wyrzucił z siebie. Było coś pretensjonalnego w tym, że przedstawiał się tylko nazwiskiem. Odzyskał je, po tym jak został Mistrzem Domu Navarre; najwyraźniej chciał przypomnieć dzwoniącemu o tej zmianie pozycji. – Hej, Morgan. Tu Merit. – Och, cześć. – Usłyszałam cień podejrzliwości w jego głosie.
– Przepraszam, że dzwonię do ciebie, ale mam prośbę. – Prośbę? – Taa, i muszę cię prosić, żebyś nie świrował. – Nikt tak nie mówi, chyba, że możliwość ześwirowania jest naprawdę duża.
Strona 159
– Racja – zrobiłam małą przerwę dla kurażu, a potem to z siebie wyrzuciłam. – Muszę z tobą porozmawiać o Celinie – podałam mu wszystkie szczegóły, począwszy od imprezy, a skończywszy na kobiecie o imieniu Marie stojącej na zewnątrz baru Temple. Nastąpiła długa pauza. – I jak myślisz, co ona dokładnie robi? – Jeszcze nie jestem pewna. Może nagabuje ludzi do udziału w jakiegoś rodzaju wampirzej sesji radzenia sobie z gniewem? Wydał z siebie lekceważący dźwięk. – Merit, nawet gdybym przyznał ci racje, czego nie zrobię, Prezydium nie zamierza jej wsadzić. – Może i nie. Ale gdybyś miał wystarczająco dużo informacji o tym, co ona tutaj naprawdę robi, moglibyśmy połączyć niezgodności. A jeśli nic innego, będziemy wiedzieć, co ona zamierza i jak możemy ją powstrzymać przed
zniszczeniem miasta. – Więc, niech spróbuję to zrozumieć – chcesz, żebym śledził mojego Mistrza, kobietę która zmieniła mnie w wampira, której złożyłem przysięgę, że będę jej służył, wbrew życzeniom Prezydium, i nie masz absolutnie żadnego dowodu na to, w cokolwiek wierzysz, że ona jest zamieszana? – Śledzić, to bardzo mocne słowo. Wolałabym „być w pobliżu informacji”. Zamilkł. – Posłuchaj – powiedziałam. – Wiem, że to poważna prośba, w szczególności do ciebie. Ale ona już dwukrotnie próbowała mnie zabić, próbowała zabić Ethana i Bóg jeden wie, czy naprawdę trzyma się z daleka od interesów Domu Navarre. Ten ostatni argument był naciągany, ale wnioskując z przyspieszenia jego oddechu, wywnioskowałam, że trafiłam. – Ona ma przyjaciół – przypomniałam mu. – Przynajmniej kilku z Cadogan, a to nawet nie jest jej Dom. Czy straciłeś ostatnio jakiś członków?
Strona 160
Muszę mu to przyznać, że jego głos błyskawicznie zmienił się z rosnącej furii do głosu wampira u władzy. – Nie – powiedział. – Ale kochali ją i nie stworzyłem jeszcze żadnych wampirów. Nie zrobię tego do wiosny, więc ich oddanie należy do niej. Czy zdziwiło by mnie, gdyby nadal byli w kontakcie? I że nie powiedzieli mi o tym? Nie
liczyłbym na to, ale dziwniejsze rzeczy się działy. – Jeżeli ona macza w tym palce – wprowadza ludzi na imprezy wampirów – to dlaczego to robi? Co może nią kierować? Cóż, błyskawicznie się koronowała że tak powiem. Jeżeli nie może odegrać wampirzej bohaterki, to może jest gotowa na ograniczenia jako oportunistka. – Ludzie już jej nie lubią, wiec z radością rzuci ich na pożarcie wilkom? – Jak powiedziałem, działy się dziwniejsze rzeczy. Bardzo, ale to bardzo wątpię, że ona pogrywa sobie od tak. Pokazywać się w barze domu Cadogan, gdzie każdy może ją rozpoznać? Jakoś mi się to nie widzi. Morgan i Ethan myślą tak samo. To było zatrważające wydarzenie. Ale oboje zapomnieli o czymś bardzo ważnym, o Celinie. Ja również należę do nich i ona wykorzystała szanse, by rozprawić się ze mną, jednak nie do końca jestem pewna, dlaczego. – Nie wiem. Te argumenty jakoś do mnie nie przemawiają. – Jeżeli zaczniesz to odczuwać mocniej – albo gdy usłyszysz coś konkretnego o Celinie czy jej miejscu pobytu – możesz do mnie zadzwonić? I jeżeli nie chcesz tego robić dla mnie, to przynajmniej miej na uwadze przyszłość miasta. – Uważasz, że ona mogłaby sprawić aż tyle kłopotu? – Tak, Morgan, tak uważam. Celina jest bardzo sprytna, bardzo przebiegła i, z tego co widziałam, jest bardzo niezadowolona z tego, że sprawy potoczyły się tam, gdzie nie trzeba. Sądziła, że odegra męczenniczkę tak dobrze jak wampiry. Może mieć również kilku wampirów po swojej stronie… – Na przykład wampiry z domu Cadogan – wtrącił.
Strona 161
Wywróciłam oczami, ale kontynuowałam. – Może mieć kilku wampirów po swojej stronie, ale ludzi już nie. I to jest to, co ją martwi. – Podaj na to jakiś dowód – powiedział – a wtedy porozmawiamy. Rozłączył się. Dlaczego wszyscy ciągle tylko żądają „dowodów” i „faktów”? Słowo daję, dramaty z policji i z sali sądowej niszczą dobre imię instynktu. Jednakże miałam zamiar zdobyć więcej informacji. Od razu zabrałam się do pracy.
***
Moje próby szpiegowania w barze Temple nie mogły się zacząć bez wstępnych rozmów, więc jak już wzięłam prysznic i przyodziałam ciuchy bardziej klubowe – moje czarne spodnie od kostiumu i koszulkę na ramiączkach, tą czerwoną pasującą do czerwonych szpilek w stylu Mary Jane – skierowałam się do
piwnicy. Dom składał się z czterech pięter wampirów: na samej górze były pokoje mieszkalne i apartament Ethana. Pokoje mieszkalne (w tym mój), biblioteka i sala balowa były na drugim piętrze. Na pierwszym piętrze znajdowały się różne biura, kafeteria i saloniki w których można było posiedzieć. Natomiast w piwnicy cała reszta: siłownia, zbrojownia Domu Cadogan, pomieszczenie do treningów i pokój operacyjny. Pokój operacyjny mieścił biuro Luca i siedzibę główną straży Domu Cadogan, wliczając w to Lindsey i czasami mnie. Drzwi do Pokoju operacyjnego były uchylone i tym razem miałam wyczucie i cierpliwość, by zajrzeć do środka zanim tam wtargnęłam z impetem. Juliet i Kelley siedziały przy komputerach pod ścianą, co oznaczało, że Lindsay prawdopodobnie była na patrolu na zewnątrz. Luc siedział przy stole konferencyjnym, który przeniósł ze środka pomieszczenia – ale miał na sobie garnitur.
Strona 162
Naprzeciwko Lucka siedział wysoki, wyglądający na lekko niezdarnego mężczyzna w przynajmniej o rozmiar za dużym garniturze. Mówił pełną parą o swoim hobby grania w gry wideo. – Staram się nie używać kodów, ale nie zawsze można polegać na twórcach, że stworzą grę, która przebiega logicznie w każdej części świata, więc czasami trzeba
obniżyć swoje standardy i znaleźć kody, by ruszyć dalej, ponieważ nie bardzo chcesz stracić zapał by iść dalej, albo stracisz całkowicie zainteresowanie zadaniem. Kiedy przerwał, by zaczerpnąć powietrza, zorientowałam się, że ja również wciągam powietrze. Kimkolwiek był ten gość, nie wiedział kiedy przestać. – Dziękuję, Alan. Uważam, że to jest ciekawa odpowiedź, aczkolwiek nie do końca wyjaśnia, jak miałbyś pełnić rolę strażnika Domu. No nie wierzę, Luc prowadził rozmowę kwalifikacyjną z tym gościem. Brakowało nam jednego człowieka od zdrady Petera, więc musiał szukać zastępstwa. Miałam nadzieję, że ten tutaj był wyjściem awaryjnym, a nie pierwszym wyborem Luca, inaczej mielibyśmy problem. Komentarz Allana był miażdżący. – Odnosi się to do czasów w których ja, jako strażnik Domu, będę musiał polegać na moich własnych odruchach bojowych i czasami niestosować się do standardowych procedur – do standardowego protokołu jak wolisz – niż podążać za nakazami Dowódcy straży który… – Wow – Luc przerwał – to jest wspaniałe objaśnienie i uważam, że to wszystko na dzisiaj, szczególnie, że zbliża się następne spotkanie – o i jest tutaj nasza Wartowniczka! Wymamrotałam po cichu przekleństwo, ale uśmiechnęłam się sztucznie i posłałam poprzez drzwi. – Witam. Luc podskoczył i podszedł do drzwi, a następnie położył rękę na moich plecach. – Dzięki, słodki Jezu, Wartowniczko – wymamrotał i uśmiechnął się szeroko do Allana.
Strona 163
– Allan, czy poznałeś naszą Wartowniczkę? Merit, Allan kandyduje na stanowisko strażnika. Jest jednym z wampirów Cadogan mieszkających poza Domem i szuka sposobności, by dołączyć do naszej małej rodziny. To tłumaczyło, dlaczego nigdy wcześniej go nie widziałam. Skinęłam głową w jego stronę. – Miło mi cię poznać, Allan. Jednak Allan nie miał czasu na subtelności. – Czy istnieje jakiś powód, by posiadać Wartowniczkę w tych czasach biorąc pod uwagę wysoki poziom zabezpieczeń? – Ok. – powiedział Luc popychając Allana w stronę drzwi. – Idź w prawo, do góry tymi schodami by powrócić na parter. Dziękuję bardzo za przybycie. – Kiedy się dowiem, kiedy zaczynam? – Dopiero zaczęliśmy okres rekrutacyjny, ale z całą pewnością poinformujemy cię, kiedy będziemy gotowi, by obsadzić to stanowisko. – W tym tygodniu będę na wakacjach. Zmierzam do Branson, więc mogę być nie osiągalny. Ale posiadam telefon satelitarny, który mógłbym wziąć ze sobą. – To jest nadzwyczajne – powiedział Luc, wypychając go przez drzwi pokoju operacyjnego. – Z całą pewnością dostarczymy tą informacje. I przywitaj Andiego Williamsa, kiedy tam będziesz. Luc zamknął drzwi i uderzył o nie czołem. – Rozmowy nie idą zbyt dobrze?
Nadal przyciskając czoło do drzwi spojrzał na mnie. – Mam ochotę dźgnąć się ołówkiem w oko. Ten dzieciak jest sprytny ale ma głowę na niewłaściwym miejscu i nie posiada za bardzo ludzkich umiejętności. – Więc może byłby dobrym specem od komputerów – wskazałam palcem – Nawet Jeff Christopher ma hopla na punkcie Warcrafta. – Wieczna optymistka. Nie potępiam jego zamiłowania do gier. Mógłbym wyrwać sobie kły ale jestem w posiadaniu obecnego rynku gier w Stanach. – nachylił się – I kilku z Taipei ale nikt o tym jeszcze nie wie.
Strona 164
Potrząsnął głową. – Ehhh, sprzeciwiam się takiemu nastawieniu. Pytaliśmy tego gościa czy stanął by w obronie nas wszystkich narażając się na kołek a on wyjeżdża z filozoficzną gadką kiedy to jest w porządku lekceważyć rozkazy? Nie dziękuję. Zaufałabyś takiemu gościowi? – Trafne. I nie zaufałabym. – Chyba że półnagie hostessy rzucały by kołkiem – Kelley dorzuciła swoje trzy grosze, jej spojrzenie nadal skanowało czarno białe obrazy z kamery na jej monitorze. – Całkowicie trafiłaś w sedno Kels – oznajmił Luc – Teraz Wartowniczko, co Cię sprowadza tutaj na dół, bo chyba nie mnóstwo wolnego czasu? Czyżby Darius
wysłał Cię tutaj w popłochu? – Właściwie to muszę Ci coś przekazać. Mógłbyś zadzwonić do Malika? Poprosić by tu przyszedł jak najszybciej? Luc wygiął brew. – To coś ważnego? – Nie do końca ale mogę mieć poprzedniego Mistrza Navarre nagabującego ludzi przed barem Temple. Brwi Lucka uniosły się – Połącz mnie z nim.
Strona 165
ROZDZIAŁ XII
PO DRUGIEJ STRONIE TĘCZY
Dziesięć minut później – zapewne, jako pretekst dla Ethana i Dariusa – Malik dołączył do nas w Pokoju Operacyjnym. A Lindsay, która była na zewnątrz na patrolu, przełączyliśmy na głośnomówiący, by też mogła posłuchać. – Jestem – powiedziała Lindsay. – To jest świetne.
Ona naprawdę mnie kochała. – Więc znacie podstawy – powiedziałam im. – Poprzednio widzieliśmy małe techniawy – garstka wampirów, kilku ludzi, trochę picia. Teraz mówimy o imprezach pełną gębą, z dużą ilością wampirów, ludzi i wielu potencjalnych agresorów. Nie widziałam tego rodzaju przemocy, o której Tate opowiadał, kiedy tam byliśmy – ale podłożyliśmy pluskwę najszybciej, jak się dało. Wiemy, że ludzie są całkiem poważnie zainteresowani i może częściowo pomagali w rozprowadzaniu narkotyków. Do tego uważamy, że zaproszeni ludzie pochodzili z baru należącego do Domu. W pomieszczeniu zapanowała cisza, wszyscy wymieniali między sobą zatroskane spojrzenia. – Jakieś dowody? – zapytał Malik. – Ten telefon z smsem o zabawie, ostatniej nocy został porzucony w Benson’s, w barze Domu Grey. Inny człowiek powiedział nam, że ona dowiedziała się o imprezie, kiedy spotkała niskiego faceta i kobietę o imieniu Marie przed barem Temple.
Strona 166
Wargi Malika zafalowały. – Ktoś używa naszej miejscówy, by przystawiać się do ludzi.
– Na to wychodzi. W jego oczach czaiło się tylko jedno słowo – determinacja. – Jaki jest Twój plan? – No, w idealnym świecie plan byłby taki, by nie olewać Prezydium w Greenwich, ale, jak wiemy, najwyraźniej nie jest to idealny świat. W pomieszczeniu rozbrzmiały jednomyślne pomruki zrozumienia. – Darius chce, byśmy byli cali i zdrowi w Domu Cadogan – gdzie, jak na razie, może mieć na nas oko – i nie wywoływać kłopotów poza Domem. Jednak problemy tam już powstają i jeżeli się z nimi nie uporamy, to sprawy będą zmierzać na południe bardzo szybko. Nie możemy po prostu sobie siedzieć i patrzeć, jak miasto wali się dookoła nas. – Wiem, jestem młoda, – kontynuowałam – ale również mam obowiązek robić rzeczy, które uważam, że są niezbędne, by chronić Dom. Nawet jeżeli Darius ich nie pochwala… i nawet jeśli Ethan o nich nie wie. Pozwoliłam, by to, co powiedziałam, wsiąkło w zebranych, po czym obniżyłam ton głosu. – Podałam mu generalne wytyczne, ale nie podałam żadnych szczegółów i on nie idzie. Im mniej wie… – Tym mniej Darius może z niego zrobić kozła ofiarnego. – dokończył Malik. Przytaknęłam. – Dokładnie. Mówiąc w skrócie, dał mi zielone światło, bym podjęła najlepszą decyzję, jaką tylko mogę i chcę dać wam tą samą sposobność. Prezydium w Greenwich wystarczająco naciska na Dom bez mojego udziału. Jeżeli chcecie wiedzieć co robię, to powiem wam. Jeżeli nie – moje dłonie zastygły w powietrzu – bez obaw. I jeżeli sprawy obrócą się na gorsze, możecie zaprzeczyć, że cokolwiek wiedzieliście o tym, co się dzieje, i, jeśli się uda, to ochroni was to przed
Dariusem. Ponownie ogarnęłam spojrzeniem całe pomieszczenie. Luc ostentacyjnie wywalił nogę na blat.
Strona 167
– Naprawdę pytasz nas, czy nie zamierzamy opowiedzieć się po twojej stronie przeciwko Prezydium? Serio Wartowniczko? Myślałem, że nauczyłem cię czegoś więcej. Jesteśmy drużyną – a ty jesteś jej częścią. – Stajesz się coraz lepsza w przemowach – powiedziała Lindsay. – Myślę, że Sullivan zalazł ci za skórę. Och, i całkowicie w to wchodzę. Juliet i Kelley uśmiechnęli się do siebie, a potem do mnie. – My oczywiście, również jesteśmy za – powiedział Kelley. – Znamy Ethana o wiele dłużej niż Dariusa. Może nie jest doskonały, ale jest zainteresowany Domem, a nie tylko polityką. – Zgadzam się – potwierdziła Juliet. Wszyscy spojrzeliśmy na Malika, tylko jego nie byłam pewna. To nie tak, że wątpiłam w jego lojalność, ale był wystarczająco cicho, że nie wiedziałam, jak się sprawy mają. – Masz serce na właściwym miejscu – powiedział. – I to mi wystarczy. Uśmiechnęłam się do niego, po czym skinęłam na grupę.
– W porządku. Plan jest więc taki.
***
Czterdzieści pięć minut później stado wampirów wyłoniło się z taksówki wprost na ciemną i wilgotną ulicę, tuż przed barem Temple, niedaleko stadionu Wrigley. Ja, Lindsey i Christine – Christine Dupree, zanim straciła swoje nazwisko dołączając do Domu, kolejna wampirzyca z mojej Nowicjackiej klasy – ubrałyśmy się w eleganckie, dziewczyńskie odcienie czerni, szarości i czerwieni. Zrobiłyśmy sobie też makijaż, używając odrobiny naszych nieśmiertelnych zdolności. Prawdopodobnie wyglądaliśmy jak nowa obsada Aniołków Charliego. Ja byłam
Strona 168
odważną brunetką, Lindsay pyskatą blondynką, a Christine – tak naprawdę to brunetka – miała wymiatające rdzawe włosy a’la bob25. Christine nie była strażniczką i nie byłyśmy jakimiś bliskimi przyjaciółkami. Od czasu, gdy wplątałyśmy ją w coś, co mogło wpędzić ją w kłopoty – i wymagać
jej lojalności – Luc wygłosił jej wykład o obowiązkach. Nie podaliśmy jej wszystkich szczegółów o techniawach, wiedziała tylko, że szukamy aktów zła w barze Temple. Wydawała się chętna do pomocy i jak dla mnie było to wystarczające. Jeżeli chodzi o bar, to zdecydowałam się na nowy plan – bycie przynętą. Wampiry z Cadogan znali mnie jako Wartowniczkę, a Lindsay jako strażniczkę. Wiedzieli również, że Christine była córką Dasha Dupree, osławionego prawnika Chicago i to, że ja byłam córką Joshua Merita, grubej ryby wśród nieruchomości. Na imprezie Streeterville zrozumiałam, że potrafię bardzo dobrze udawać imprezowiczkę, więc zamierzałam spróbować ponownie. Z kwalifikacjami takimi, jak moje i Christine, nikt nie będzie zadawał pytań dwóm zadzierającym bywalczyniom w barze Temple, które wypytują o nowe sposoby podniecenia. Przed drzwiami znajdowała się linia. Aczkolwiek nie mieli pozwolenia na przebywanie w Domu, Tate nie miał zamiaru stosować tego ograniczenia w barach. Colin i Sean byli pomysłowi i zainstalowali neony nad drzwiami, by goście nie zbłądzili. Dzisiaj były zapalone światła z napisami LUDZIE i DOM CADOGAN co oznaczało, że wampiry z Navarre czy Grey nie mieli wstępu. Część dotycząca ludzi jak dla mnie była w porządku, by ukończyć część pierwszą planu czy T–BIP. Niestety zakaz dla domu Grey i Navarre nie był pomocny. Miałam nadzieję zdobyć informacje o techniawach i narkotykach od mieszkańców innych Domów tej nocy. No cóż, Jonah mógł mnie wprowadzić do Domu Grey, jeżeli chodzi o Dom Navarre, na razie się tym nie martwię, ale uporam się z tym, jeżeli coś się stanie.
Strona 169
Christine, Lindsay i ja przechadzałyśmy się tam, jakbyśmy były u siebie, a potem na moment zatrzymałyśmy się naprzeciw wejścia do baru… by popatrzeć i zostać zauważonymi. Potrzebowałam chwili, by ocenić umiejscowienie lokalu. Bar Temple był niemal sanktuarium Cubs’ów, mojej ulubionej drużyny. Ściany były pokryte strojami i proporcami tej drużyny, a w każdym wolnym miejscu w barze znajdowały się różne pamiątki. Bar prowadziło dwóch rudych wampirów, braci, Sean i Colin. Trzymali wszystko, co Irlandzkie w bardzo dobrym stanie w Wrigleyville. – Pierwszy przystanek w T–BIP – powiedziałam moim współtowarzyszkom niedoli – i identyfikacja ludzi, którzy mogliby mieć zaproszenie na ten i następne techniawy, by móc zidentyfikować organizatora. – Lub organizatorów – dodała Lindsay. – Nie zapominajmy o możliwościach Celiny. – Czy możemy przestać to nazywać T–BIP? – wtrąciła się Christine – Rozumiem, że jarają cię skrótowce, ale to brzmi śmiesznie.
– Peszek – powiedziała Lindsay. – Muszę się z nią zgodzić. Chyba, że skrót jest super ekstra mocny jak „GROZA”, „NISZCZYCIEL” albo „PARALIZATOR” czy coś. Posłałam jej pytające spojrzenie. – I co niby „GROZA” miałaby oznaczać tak właściwie? – Yyyy – popatrzyła w sufit, wymyślając jakąś odpowiedź. – „Grupa Rozdrażnionych Organizatorek Zamachu Antytechniawskiego”? Albo „Gangsterska Rada Ostatnich Zwolenników Amfy”. – Słabe – wymamrotałam. – Ponuraku, wymyśliłam to na poczekaniu. Żadnego poparcia do improwizacji? – Panie – powiedziała Christine unosząc dłoń. – Zachowujmy się odpowiednio do swojego wieku i skupmy się na zadaniu.
Strona 170
Lindsay i ja spojrzałyśmy na siebie z poczuciem winy. Jestem na tyle szczera, by przyznać, że sarkazmem i bezmyślnością pokonuje stres. Christine spokojnie przeczesywała tłum, zupełnie jak lew czający się na bizona przy wodopoju – starając się znaleźć najsłabsze ogniwo. Zauważyłyśmy, że ludzie w barze dla wampirów byli bardziej zapamiętywani jako bywalcy przemieniani w wampiry. Ufałyśmy jej i jej imprezowym informacjom. – Tam. – Powiedziała w końcu i wskazała palcem ze starannym manikiurem na dwójkę ludzkich facetów w koszulkach jakiegoś bractwa, którzy, sądząc po pustych kuflach na ich stoliku, byli już lekko podchmieleni. – Tam zacznę – powiedziała i powoli przeszła przez pomieszczenie, wprost do swoich niczego niepodejrzewających ofiar. Głowy tych facetów uniosły się, gdy zbliżyła się do nich, ich oczy były lekko szkliste, aczkolwiek nie byłam pewna, czy to przez alkohol, czy dlatego, że rzuciła na nich trochę silnego uroku. – Silny wpływ? – zapytałam Lindsay. To był sposób dla wampirów z dużą ilością zdolności wpływu. – Nie – odpowiedziała Lindsay. – Te ich głupkowate wyrazy twarzy są w stu procentach wynikiem jej uroczych krągłości klatki piersiowej. Jej biust wygrał, jeden z chłopców momentalnie podskoczył i zaproponował
Christine, by usiadła. Skorzystała z propozycji i powoli założyła jedną nogę na drugą, po czym nachyliła się, by z nimi porozmawiać. Jeżeli mieli stosowne informacje, to byłam pewna, że ona je wywęszy. – Jest w tym zadziwiająco dobra– powiedziałam zerkając na Lindsay. – Czy Luc prowadził z nią rozmowę kwalifikacyjną? – Nie jestem pewna, czy ona współpracuje – odparła Lindsay. – Jest bardziej wolnym strzelcem. Z drugiej strony, nie będę narzekać, jeżeli za dziesięć lat zaczniemy jadać obiady w Dash Dupree Memorial Cafeteria. Zachichotałam, po czym spojrzałam w stronę baru. – Kiedy ona jest zajęta tymi dwoma, my zajmijmy się swoją rolą.
Strona 171
– Ludzie – robi się. – Zgodziła się Lindsay, wykonując w powietrzu znak „odfajkowania”. – Więc, czy mogłybyśmy podpytać barmana? Mrugnęłam do niej i skierowałam się do baru. – Tylko się postaraj, ok.? Lindsay fuknęła. – Kochana, ty możesz być gorąca, ale to ja płonę. Tylko Colin, który był troszkę młodszy i wyższy od Seana pracował dzisiaj za barem. – Skoro jest sam, to może to nie jest zbyt dobry pomysł, by poprosić go na stronę. – stwierdziła Lindsay idąc za mną. Miała rację, ale ja również. – Jesteśmy stworzeniami nocnymi i zapewne będzie za barem do wschodu. Nie jestem pewna, czy jakakolwiek pora będzie
odpowiednia, by z nim porozmawiać, a musimy dowiedzieć się, co tutaj się dzieje. Ominęłyśmy dwa ogromne skupiska ludzi i wampirów tuż przy barze i poszłyśmy na sam koniec lady. Poczekałam z wyskoczeniem z pytaniem, aż Colin podejdzie do nas, wciskając za pasek szmatkę do przecierania blatu. – Czy możemy porozmawiać na osobności? Colin, z niepewnym wyrazem twarzy, odwrócił się, by wyciągnąć dwa piwa z lodówki, po czym położył je na barze i zgarnął forsę którą zostawił dla niego wampir. – Pracowita noc, czy może to poczekać? – Halo?! – parsknęła Lindsay przeciskając się przede mnie i opierając łokieć na blacie baru. – Jestem tutaj, mogę popilnować. Colin zmarszczył brwi. – Zgłaszasz się? – Kochanie, spędziłam dekadę mojego raczej wspaniałego życia nalewając drinki w East Village. Ci ludzie będą zarówno pijani jak i zadowoleni zanim wrócisz, albo nie jestem jednym z najgorętszych wampirów w Domu Cadogan. Poważnie – dodała, rzucając na mnie okiem. – Jest lista i obie na niej jesteśmy. – Nieźle – powiedziałam. Nieźle jak na byłą studentkę z nosem w książkach. Od gorącej laski do barmanki, Lindsey nie traciła czasu wskakując za bar i zarzucając sobie biały ręcznik na ramię. – Panie i panowie – ogłosiła. – Kto potrzebuje drinka?
Strona 172
Gdy tłum krzyknął entuzjastycznie, Colin pokierował mnie na drugi koniec baru. – Chodźmy do biura. Jest tam trochę ciszej. Podążyłam za nim. Zachowywał się jak sezonowy polityk: sprawdzał drinki, całował w policzki piękne dziewczyny, rekomendował pizzę z lokalu obok, pytał o rodziców przyjaciół, którzy najwyraźniej byli ludźmi. Słabo znałam Colina, ale wyraźnie było widać, że był bardzo lubiany, był nieodłączną częścią baru. Gdy wyszliśmy z pomieszczenia, minęliśmy korytarz pokryty zdjęciami – w tym zdjęcie Ethana i Lacey Sheridan – po czym zatrzymaliśmy się przy małym pokoju na końcu. Colin wyjął z kieszeni klucz i otworzył drzwi. Biuro było małe – ledwie starczyło miejsca na metalowe biurko i regał na dokumenty. Każda wolna powierzchnia była pokryta papierami – magazyny, notki, czeki, zwroty podatku, pozwijane gazety, programy sportowe, faktury, menu na wynos. Ściana była również zakryta, chociaż przez bardziej przyjazne rzeczy. Plakaty i kalendarze wisiały niczym tapeta, piersiaste blondynki i brunetki w króciutkich szortach i trzy calowych szpilkach uśmiechały się do nas kokieteryjnie. To wyglądało jak gabinet na stacji lub w sex–shopie. Nie do końca miejsce, które sprawiało, że kobieta czuła się komfortowo, ale z drugiej strony nie byłam tu by osądzać. – Niezłe wyposażenie – powiedziałam uprzejmie. – Lubimy je – powiedział. – Zamknij drzwi, jakbyś mogła. Zamknęłam je, dzięki czemu mogliśmy rozmawiać zamiast krzyczeć. Colin usiadł za biurkiem i otworzył górną szufladę. Wyjął małą metalową
butelkę, otworzył korek i upił łyk. – Alkohol? – zapytałam na głos. – Grupa 0. Moja własna mieszanka – zaoferował mi, ale odmówiłam. Potrzebowałam czystego umysłu, a nie byłam pewna czy „specjalna mieszanka” Colina utrzyma mnie sprawną. – Nie, dziękuję.
Strona 173
Z butelką wciąż w jednej dłoni, wysunął antyczne krzesełko, którego oparcie było pokryte większą ilością taśmy niż materiału, po czym usiadł na nim. – Dobra Wartowniczko, co mogę dla ciebie zrobić? – Czy zauważyłeś coś niezwykłego tutaj ostatnio? Wydał sarkastyczny dźwięk. – Kiedyś to był bar dla wampirów. Dla kłów i ich znajomych. Odkąd wyszliśmy z ukrycia, serowałem ludziom, którzy myśleli, że wampiry są groźnymi, romantycznymi bohaterami, a wampirzyce mają sekret na utratę kilogramów. Czasami obsługuję także ludzi, którzy myślą, że wampiry to śmiecie i zwiastun apokalipsy. Więc, coś niezwykłego? Tak, Wartowniczko. Powiedziałbym, że tak. Gdy kończył swoją tyradę, jego słowa przyspieszyły, a im szybciej mówił, tym bardziej uwydatnił się jego akcent. Nigdy nie byłam w Irlandii, ale mogłam usłyszeć
zielone wzgórza w jego głosie. Miał również rację, ale szukałam czegoś bardziej specyficznego, więc przeszłam do rzeczy. – Sądzimy, że wampiry używają baru, by znaleźć ludzi do nowego rodzaju rzezi. Czy teraz coś kojarzysz? Ponownie napił się z butelki. – Jak powiedziałem, wielu ludzi chce spędzać czas z wampirami. Nie jestem pewien, czy rozpoznałabym różnicę między wampirem zalecającym się do człowieka, a wampirem zapraszającym człowieka na jakąś bibę. – Okej, rozumiem – przez chwilę przygryzałam wargę, zawiedziona, że nie uzyskałam potrzebnych informacji. – Okej, a co z narkotykami? Czymś zwanym V? Może czynić z ludzi podatnych na urok. Jego brwi się uniosły. – Nie gadaj. Jesteśmy już tak nieuzdolnieni w dzisiejszych czasach, że musimy sięgać po farmaceutyki, by wykonać robotę? Nie jesteśmy jeszcze pewni, jak to działa – tylko tyle, że znaleźliśmy je na przyjęciu. Wzruszył jednym ramieniem. – To jest bar, narkotyki są jego częścią. Nie słyszałem o rozprowadzaniu nowych, ale to nie znaczy, że tak nie jest.
Strona 174
Trzeci atak dla Wartowniczki, ale spróbowałam ponownie. – A co ze znanymi
postaciami? Ktoś kręci się tutaj trochę częściej niż powinien? Ktoś niezwyczajny, kto cały czas się pojawia? Colin odchylił się na swoim krześle i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, butelka leżała wtulona pod jego ramieniem, niczym dziecko. – Nie chcę wchodzić ci w paradę i doceniam wszystko, co robisz dla Domu jako Wartowniczka. Ale będąc szczerym, spędzam swój czas, starając się upewnić, że wampiry i ludzie w tym barze są pod dobrą opieką i mogą się dobrze rozerwać po tygodniu stresu i ciężkiej pracy. Ale jeśli pytasz, czy widziałem cokolwiek sugerującego, że Bar Temple jest nową kwaterą główną dla rzezi? To nie, nie słyszałem. Poddana, westchnęłam. Sądziłam, że facet, który spędza najwięcej czasu w barze będzie miał najlepszy widok na to, co według Sary działo się w Barze Temple. Ale miał rację, miał najlepszy widok, ale miał też wiele innych rzeczy do robienia. Kiwnęłam głową. – Dzięki za szczerość. Będziesz w kontakcie, jeśli się o czymś dowiesz? Mrugnął. – Masz to jak w banku, Wartowniczko.
***
Z braku nowych wieści, przeprosiłam Colina i skierowałam się z powrotem
do baru. I wtedy dostałam niespodziankę numer dwa. Wiedziałam, że Lindsey urodziła się w Iowa. Wiedziałam, że jej ojciec pracował w masarni. Wiedziałam, że mieszkała w Nowym Jorku i była wierna Jankesom, co ja, jako wierny fan Cubsów, mogłam jedynie uważać za jakieś wampirze szaleństwo. Nie wiedziałam jednak, że była niesamowitą barmanką.
Strona 175
Znalazłam Lindsey za barem z grupą wampirów z dolarami w rękach, krzyczącymi jej imię, jakby właśnie wygrała mistrzostwa. Dziewczyna była fenomenem. Wstrząsała szejkerem poziomo w jednej dłoni i butelką niebieskiego alkoholu w drugiej. Tłum zawył, gdy przerzuciła butelkę przez ramię i ponownie ją złapała, po czym wylała zawartość obu pojemników do szklanki na martini. Butelka i szejker opadły na bar, a ona podała drinka wampirowi przed barem. Chwyciła gotówkę z dłoni klienta i wrzuciła do słoika. Krąg klientów wokół niej wydal okrzyk zadowolenia. Lindsey delikatnie się ukłoniła i zaczęła szykować następne zamówienie. Wampiry przy barze śledziły jej ruchy, jakby czekały na jedyny w życiu łyk rzadkiego i limitowanego wina. Osobiście, nie rozumiałam tego, ale nie byłam fanką alkoholi.
Odwróciłam się, gdy ktoś klepnął mnie w ramię i Christine pojawiła się u mojego boku. – Dowiedziałaś się czegoś? Wskazała na chłopaków. – Nasze nowe ulubione bractwo jest tutaj przynajmniej raz w tygodniu, zazwyczaj w weekendy. W zeszły piątek, palili w uliczce, gdy podszedł do nich mężczyzna, gadający o spróbowaniu nowego wampirzego doświadczenia. Jak się okazało, podczas gdy nasze bractwo było na tyle odważne by przyjść do baru wampirów, nie byli do końca odważni na cokolwiek innego – posłała mi porozumiewawczy uśmiech. – Picie w barze z wampirami najwyraźniej daje im posmak niebezpieczeństwa bez kalorii, że tak to ujmę. Nie widzieli faceta, ale… Uniosłam dłoń, przerywając jej, a satysfakcja rozgrzała mi krew. Naprawdę lubiłam moment, gdy elementy układanki zaczynały do siebie pasować. – Niech zgadnę – był niski, starszy, z ciemnymi włosami? Jej oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu. – Skąd wiedziałaś? – Mój świadek był na zewnątrz, gdy podszedł do niej facet o takim samym opisie. – I on używa Baru Temple jako osobistego pola rekrutacyjnego?
Strona 176
– Na tym to może polegać. Energiczny aplauz rozbrzmiał przy barze. Spojrzałam w samą porę by zobaczyć jak Lindsey kończy kolejnego drinka i łączy dłonie, niczym diler z Vegas. – A teraz, jako moją kolejną sztuczkę – powiedziała, posyłając mi spojrzenie. – Coś, czego wampiry nigdy nie widziały. Sprawię, że wasza Przewodnicząca Życia Towarzyskiego zrobi to, co powiem! Z zachętą tłumu, zawołała mnie do siebie. Przewróciłam oczami, ale tłum najwyraźniej docenił poczucie humoru, wiec wślizgnęłam się za bar. Od razu zaczęła wydawać mi polecenia, wskazując na średniej wielkości szklanki. – Daj mi siedem takich i ustaw je w rządku na ladzie. Gdy zrobiłam, co mi poleciła, Lindsey chwyciła czysty szejker i zaczęła
nalewać do niego alkohol. Gdy zmieszała pięć czy sześć rodzajów płynów, odstawiła butelki i zamknęła pojemnik. – Wiecie, czego mi brakuje? – skierowała pytanie do tłumu. – Chmur. Słońca. Tego dziwnego momentu, gdy pada, a słońce wciąż świeci. Wschodów słońca. Jego zachodów – oczywiście, zanim zajdzie za horyzont. Tłum zachichotał z uznaniem. – Ale wiecie, czego mi brakuje najbardziej? – kontynuowała. – Tęczy, jak garści Skittles rzuconej na niebo. Więc dla was wszystkich uroczych wampirów Cadogan, oto tęcza, jeden kolor za drugim. Ruchem nadgarstka, Lindsey zaczęła nalewać płyn do kieliszków. Do pierwszej szklanki nalała niebieski alkohol i jak tylko naczynie było pełne, sunęła do następnego. Jak za pomocą magii, alkohol, który nalała do szejkera stał się tęczą w szklankach, od turkusu do jasnego odcienia różu. Gdy skończyła, na barze stało siedem szklanek z płynu, który wyglądał jak idealna tęcza. – I tak – powiedziała, odkładając szejker – wampiry robią tęczę. W barze wybuchł aplauz. Musiałam przyznać, że to była całkiem niezła sztuczka. Drinki może nie smakowały specjalnie dobrze – będąc szczerą, wyglądały jak rekwizyt z filmu science fiction – ale wyglądały fenomenalnie.
Strona 177
Lindsey spojrzała na mnie i się uśmiechnęła – Całkiem nieźle, jak na fankę Jankesów, co? – Całkiem nieźle – powiedział Colin, wracając za bar. – Jesteśmy dumni. Najwyraźniej nie tylko on był pod wrażeniem. Wampiry przy barze, mężczyźni i kobiety, zaczęły starać się o jeden z siódemki drinków. – To tylko alkohol, panie i panowie – Colin powiedział chichocząc i wycierając alkohol, który wylał się Lindsey. – Stamtąd, skąd to pochodzi, jest tego więcej – dodała. – I jestem pewna, że Colin z chęcią przyjmie za nie zapłatę. Colin zachichotał, ale walka o drinki Lindsey wydała mi się dziwna. W końcu to był alkohol nalany przez członka Domu, którego wampiry mogły codziennie zobaczyć – i w barze, który mogły odwiedzać codziennie. Stanęłam na końcu baru i złapałam spojrzenie Lindsey kątem oka. Widziała, jak się poruszam i jak na dobrego strażnika przystało, przyjrzała się wampirom, widząc przepychankę do alkoholu. To znaczyło, że obie widziałyśmy chwilę, w której mała kłótnia przerodziła się w prawdziwą walkę.
Strona 178
ROZDZIAŁ XIII
REWOLUCJA BĘDZIE TRANSMITOWANA – Pierwszy go zobaczyłem – powiedział wampir siedzący na końcu baru, któremu dredy wystawały spod czapki stylizowanej na beret. – Już sięgałem po szklankę, kiedy ty wyciągnąłeś swoją mięsistą łapę – powiedział drugi, szczuplejszy facet o brązowych włosach, ubrany był w ciemny T– shirt i spodnie khaki. Obydwaj wyglądali jak typ zakręconych poetów lub stałych bywalców kawiarni a niżeli wojowników Temple Bar… Tak było dopóki nie zaczęli tłuc się po twarzach. – Co do cholery?– wykrzyknęła Lindsey, kiedy ja przeskoczyłam bar, żeby ich rozdzielić. Złapałam gościa w koszulce za ramię i szarpnęłam go do tyłu. Potknął się na chwilę, zanim walnął tyłkiem na podłogę. Typ w dredach – wciąż roznamiętniony walką – zamachnął się na mnie, ale złapałam jego pięść i zawinęłam jego rękę z tyłu pleców, wykorzystując wagę przeciwnika, żeby powalić go na kolana. A potem spojrzałam mu w oczy. Miał malutkie źrenice, srebrną tęczówkę wypełniały diamentowo jasne okręgi. Wymamrotałam jakieś przekleństwo. Zachowywali się tak, jak zachowywały się wściekłe wampiry – naładowane szczęściem, a za chwilę wpadający w furię, poza tym mieli takie same powiększone tęczówki. Mój żołądek skurczył się w ostrzeżeniu i zaczęłam obawiać się najgorszego. Czy to był następny krok do masowej histerii wampirów. Walnęłam gościa z dredami w kark, odcinając mu na chwilę tlen i rozkładając go na podłodze. Niestety, do tego czasu, kiedy stanęłam na nogach, około tuzin
wampirów zerwało się na znak czegokolwiek, co ich wzburzyło. Wściekłe pięści i
Strona 179
oskarżenia rozległy się zewsząd, wampiry tłukły jeden drugiego, tak jakby ich życie – a nie tanie szkło pełne jeszcze tańszego alkoholu – było ich celem. Irytacja rozprzestrzeniła się jak wirus. Każdy wampir darł się na innego, odwracał się i od razu zaczynał drugą rundę z innym, a przemoc rozprzestrzeniała się wprost proporcjonalnie przez tłum. Nie miałam lepszego pomysłu na rozwiązanie tej sytuacji jak tylko rzucić się w środek tej burdy, więc spojrzałam na Lindsey, skinęłyśmy do siebie w porozumieniu i wykonałam swój ruch. Moim celem nie było wygranie bójki, ale rozdzielenie walczących. Zaczęłam od rozdzielenia dwóch wojowników najbliżej mnie. Oberwałam cios w ramię za wtrącenie się ale udało mi się ich rozdzielić. Rzuciłam nimi w przeciwnych kierunkach i ruszyłam w kierunku następnej pary. Lindsey robiła dokładnie to samo, przeskakując przez bar, wylewając przy tym kolorową zawartość drinków, i rozdzielając wampiry. Niestety, nie były skłonne odejść. Cokolwiek ich opętało, wzięło nad nimi absolutną kontrolę, wyciągali szpony jeden na drugiego, gotowi do kontynuowania walki, o tak naprawdę nic konkretnego. Na szczęście, ci, którzy nie byli zaangażowani w walkę, garstka mężczyzn i kobiet, których widziałam obracających się w kręgach Domu – pomagali nam rozdzielić rywali. Staliśmy się
drużyną. Walcząc, niestety, przeciwko naszym, ale wciąż walcząc dla dobra sprawy. Doceniałam ich wysiłek, nawet jeśli nie był wystarczający. Z każdą parą walczących jaką udało mi się od siebie oderwać, kolejna łączyła się w walce aż do momentu, kiedy fala walczących wampirów nie rozwaliła drzwi do baru. Poprzez hałas burdy na zapleczu, mogłam usłyszeć odgłos zbliżających się syren policyjnych. Ktoś zadzwonił na policję zgłaszając bójkę. Miało zacząć robić się nawet paskudniej, więc nadszedł czas na nowy plan. Rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu Lindsey. Znalazłam ją po mojej lewej, ciągnącą jęczącego wampira za kostkę. – Lindsey, wyprowadzę ludzi z baru – krzyknęłam, zwalając z siebie jednego wampira i uchylając się od kopnięcia drugiego.
Strona 180
Gliny nie byłyby zbytnio wstrząśnięte, gdyby okazało się, że wampiry walczą ze sobą, ale byliby cholernie wkurzeni, gdyby okazało się, że ludzie zostali osaczeni w krzyżowym ogniu walki. Z Tate’em na ścieżce wojennej, nie jestem pewna, czy udałoby nam się przejść przez tego rodzaju skandal pozostawiając Dom nietkniętym, a tym bardziej bez zarządcy. – Już jestem w drodze – odpowiedziała, rzucając swojego wampira kilka stolików dalej. Kolejny Cadogański wampir przejął prym w walce za nią, trzymając
innego wampira, kiedy ona zmierzała do mnie, po czym kopnęła wampira, który zamierzał kopniakiem zmusić mnie do posłuszeństwa. – Jesteś lalką – powiedziałam jej, przeskakując grupę siłujących się wampirów, kiedy biegłam do drzwi. Zaczęłam od zbudowania wampirzej zjeżdżalni poprzez złapanie najbliższego stołu i ślizganie się na nim aż do drzwi. Trzy z nich skonstruowały imitację ściany pomiędzy wyjściem a resztą baru, co zatrzymało walczące wampiry i dało ludziom czystą drogę ucieczki. Spojrzałam w tył na tłum i najpierw znalazłam parę siedzącą przy stole, mieli szeroko otwarte oczy ze zdumienia. Podbiegłam do nich, popchnęłam ich na nogi i wskazałam drogę, aktualnie częściowo zabezpieczanego wyjścia. – Tędy do wyjścia – powiedziałam, a kiedy oni zmierzali już ku wyjściu, ja biegłam do następnych. Ludzie byli raczej łatwi do namierzenia. Tych kilku wampirów, którzy nie byli skażeni przemocą, starało się pomóc, ludzie w większości skuleni, prawdopodobnie zszokowani przemocą, starali się nie wchodzić nikomu w drogę. Ja zlokalizowałam tak wielu, jak tylko mogłam i wszystkich skierowałam do wyjścia, syreny policyjne były coraz głośniejsze, byli coraz bliżej. Kiedy odesłałam na zewnątrz ostatnich ludzi, skierowałam się do drzwi i zobaczyłam ulice skąpane w czerwono – niebieskich światłach, ludzie uciekali jak zakładnicy z obrabowanego banku. Policjanci zaczęli wyskakiwać ze swoich samochodów – i zaczęłam obawiać się najgorszego – że wszyscy zostaniemy
Strona 181
aresztowani za podżeganie do publicznych zamieszek. Oczywiście nakaz aresztowania przez Tate’a nie podlegał dyskusji. Szłam powoli w stronę chodnika, nie byłam chętna, żeby zostać postrzeloną przez policjantów, którzy wezmą mnie za skradającego się sprawcę. Adrenalina zaczęła mi skakać, kiedy zaczęłam się przygotowywać do stawienia czoła rundzie drugiej – następstwom. Ale kiedy podjechał znajomy Oldsmobile, odetchnęłam z ulgą. Mój dziadek wysiadł z samochodu od strony pasażera. Miał na sobie spodnie khaki i musztardową, zapinaną na guziki koszulę. Z bocznego siedzenia wysiadł Jeff, a Catcher wyskoczył zza kierownicy, ubrany w ciemny T–shirt reklamujący “Bang Bang Home Repair.” Jego strój mógł być kiczowaty, ale wyraz jego twarzy mówił, że nie przyjechał tu na pogawędki. Ich trójka skinęła na policjantów, kiedy ich mijali. Podeszłam do nich. – Problemy? – Przemoc – powiedziałam. – Lindsey przygotowywała drinki za barem, a wampiry zaczęły awanturę o to, który dostanie jakiego drinka. Agresja rozeszła się po sali jak wirus. – To samo widziałaś na imprezie? – zapytał Catcher, a ja skinęłam w odpowiedzi. – Na to wygląda. Może coś jest w powietrzu, albo ktoś im coś dodał do drinków? Nie wiem – gestem wskazałam na ludzi. – Udało nam się wydostać ludzi z baru, ale w środku wciąż jest ostro. Oni wciąż szaleją, a odciąganie jednego od
drugiego niewiele daje. – Jak udało ci się ich uspokoić na imprezie? – zapytał Jeff. – Nie udało się, po prostu włączyliśmy alarm przeciwpożarowy i zwialiśmy. Skoro nie przedostało się to do wiadomości, założyłam, że sami się uspokoili. Nagle przez drzwi wyleciał stół barowy, walnął w chodnik i potoczył się do opony jednego z samochodów Departamentu Policji w Chicago. – Możliwe, że nie będziemy mieli tyle czasu – powiedział Catcher.
Strona 182
– Wchodzimy – wrzasnął mój dziadek gestykulując, żeby zwrócić uwagę policji. Wymienili między sobą jakieś tajne policyjne kody, jakiś policjant stanął, kiedy Catcher wbiegł do baru i zniknął za drzwiami. Trwało to zaledwie moment, kiedy Lindsey i reszta niewalczących wampirów wybiegła z baru na zewnątrz. Ostatni wybiegł Colin, z ponurym wyrazem twarzy. – Co on zamierza… – tylko tyle zdążyłam powiedzieć, nim bar zalała cisza. Żadnego tłuczenia szkła, żadnych wrzasków, przekleństw, żadnych odgłosów ciał uderzających o siebie. Mimo tego, że wiedziałam, że to nie jest możliwe, moja pierwszą myślą było to, że Catcher pokonał każdego z tych wampirów swoimi nadzwyczajnymi umiejętnościami walki. Ale Jeff pochylił się, dając mi tym samym odpowiedź.
– Magia – wyszeptał. – Catcher wyciągnął szczęśliwe wampiry z baru. To dało mu możliwość użycia Okręgów na reszcie z nich. – Uśpił ich? – zapytałam. – Nie, prawdopodobnie trochę ich otumanił magią. Dobry w tym jest. To jest bardzo pomocna umiejętność przy takich okazjach. Nie bardzo wiedziałam, co sądzić o tej całej magii. Mimo tego, iż ufałam Catcherowi, nie byłam szczęśliwa ze świadomością, że jakiś czarodziej używa magii, żeby zapanować nad wampirami. Wolałabym być tam z nim, mieć oko na wszystko i zadbać o pewne niedopatrzenia. Ale nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć na ten temat, już było po wszystkim. Catcher wyszedł przez drzwi i machnął dłonią w kierunku policjantów. W tym momencie wszyscy ruszyli w stronę baru, większość z nich to byli mundurowi, ale znalazło się też kilku detektywów w płaszczach, z odznakami przypiętymi do klap płaszczy lub na łańcuszkach wokół szyi. – Wchodzimy – powiedział mój dziadek. – Mam nadzieję, że nikt nie zostanie aresztowany do czasu, aż wszystko wyjaśnimy. Ci policjanci wiedzą, że to nie jest typowe zgłoszenie burdy pijackiej – ale wiedzą też, że dzieje się tu coś więcej, coś nadnaturalnego.
Strona 183
– A my będziemy mieli oko na wampiry do czasu aż dojdą do siebie.– Dodał
Jeff, kładąc rękę na moim ramieniu. – To jest część wpisana w nasz zawód – okazjonalne odgrywanie aniołów stróżów. – Będę wdzięczna. – Odezwiemy się najszybciej jak się da – powiedział mój dziadek. – Do tego czasu trzymaj się z dala od kłopotów. Spojrzałam za siebie na bar i pomyślałam o swoim śledztwie. Nasi chłopcy z bractwa i Sarah mogli być nagabywani przez tych samych facetów, przynajmniej bazując na tych minimalnych opisach. To było warte kilku dodatkowych pytań. – Właściwie to chcę się rozejrzeć. Mój dziadek zmarszczył brwi. – Nie jestem pewien, czy podoba mi się pomysł ciebie rozglądającej się wokół, kiedy wciąż coś dziwnego wisi w powietrzu. – Mam sztylet w cholewce buta, a poza tym jestem otoczona przez policję. – Punkt dla ciebie, dziecinko. Tylko zrób coś dla mnie – bądź ostrożna, ok? Wścieknę się, jeżeli gliny cię aresztują, nie wspominając już o tym, że będę musiał zadzwonić do twojego ojca. – Żadne z nas nie chce, żeby którakolwiek z tych opcji się spełniła – zapewniłam go. Kiedy mój dziadek i Jeff szli do baru, ja przeskanowałam blok. Lindsey i Christine zebrały niezainfekowane wampiry na rogu naprzeciwko mnie. Ludzie, teraz też świadkowie, krążyli wokół terenu zaznaczonego żółtą taśmą. Papparazzi zdążyli się już zebrać i ze zwyczajową zaciętością strzelali fotki jak popadło. Klikanie ich migawek brzmiało jak plaga małych insektów. Darius i Ethan dostaną szału w tym przypadku. Ach właśnie, wyciągnęłam
komórkę z kieszeni. Nienawidziłam być doręczycielem złych wiadomości, ale musiałam poinformować Ethana. Napisałam krótką wiadomość z szybkim podsumowaniem (Bójka w barze Temple. Gliny na miejscu.) i ostrzeżenie (fotografowie szaleją. Nie dopuszczaj Dariusa do telewizora).
Strona 184
Jak na razie taki tekst musi mu wystarczyć. Mając to już za sobą, spojrzałam w dół ulicy w przeciwnym kierunku. Blok był podzielony przez aleję, która ciągnęła się wzdłuż baru. Gdyby nasz prowodyr imprezy mógł zaszaleć w Temple Bar, czy mógł wydostać się przez te aleję To wydawało się być na tyle rozsądne, że postanowiłam to sprawdzić. Zmarszczyłam nos, jak tylko przeszłam kilka metrów alejką. To była ciepła, letnia noc i najprawdopodobniej pachniała tak, jak większość miejskich uliczek – jak śmieci, brud i mocz z nieznanych źródeł. Było ciemno, ale wystarczająco widno, by ujrzeć przejeżdżające obok auta. Czerwony neon na ścianie, który niegdyś głosił ZAKAZ JAZDY ROWEREM I SKUTEREM, teraz pokazywał ZAKAZ JAZDY OWEREM I KUTEREM. Udało mi się powstrzymać ten niedojrzały wybuch śmiechu, ale mimo to i tak uśmiechałam się lekko. Prawie w połowie uliczki dotarłam do tylnego wejścia do baru. Wielkie metalowe drzwi były czerwone i zardzewiałe. Znak na drzwiach mówił TYLKO
DOSTAWY oraz CHRONIONE PRZEZ AZH SECURITY. Poskładane pudła po piwie były schludnie ułożone w stos tuż za drzwiami. Poza tym nie było wiele do oglądania. Dotarłam do końca uliczki. Znajdowało się tam kilka kontenerów na śmieci i dwa wejścia do innych biznesów i to wszystko. Naburmuszyłam się z rozczarowaniem. Nie wiem, co spodziewałam się zobaczyć, jednakże byłoby fajnie, gdyby niski gość z ciemnymi włosami stał pod wielką czerwono świecąca się strzałką z napisem TU STOI ŁOTR. Podejrzany i szybkie wyznanie win też nie byłoby złe. To było o wiele trudniejsze niż w filmach. Och, żaróweczka świecąca się nad głową. To było to. Niespodziewanie moje serce zabiło szybciej z podniecenia. Podbiegłam do tylnych drzwi baru. Byłam wystarczająco pewna, że za drzwiami znajdowała się kamera ochrony. Okolica była ciemna i brudna, więc kamera mogła nie uchwycić
Strona 185
niczego Oskarowego, ale to już była jakaś poszlaka. Ale po kolei, najpierw musiałam znaleźć Jeffa. Wróciłam biegiem na początek uliczki, ale Jeff nie zdążył jeszcze wyłonić się z baru. Ponieważ nie miałam zamiaru wpaść do środka i skoczyć w środek działań
DPC, postanowiłam meldować się z Lindsay. Nie zrobiłam nawet dwóch kroków, gdy poczułam stuknięcie w ramię. – Wszystko w porządku? Głos wydawał się znajomy, ale przyprawił mnie o dreszcz. Obróciłam się i zobaczyłam Jonaha w wygodnym podkoszulku i jeansach. Za nim stały dwa wampiry, których nie znałam. Jeden miał ubrany niebiesko żółty sweter z numerem na przodzie. Założyłam, że to uniform Domu Grey. Jonah był tu z kumplami, co znaczyło, że gramy w Wartowniczkę i Dowódcę bez koneksji z Czerwoną Strażą. I gramy te role, ponieważ nikt z Domu Grey nas jeszcze sobie nie przedstawił, jakbyśmy nigdy się nie spotkali. Tak mogłam się bawić. – Ty jesteś Merit, tak? Wartowniczka z Cadogan. – Tak, a ty to kto? – Jonah. Dowódca z Domu Grey – zerknął na bar. – Potrzebujesz z tym pomocy? – Myślę, że damy sobie radę. W barze była bójka. Oczy Jonaha rozszerzyły się. – Bójka? Rzuciłam okiem na kolesi stojących za nim. Jonahowi mogłam wyjawić to i owo, ale tych dwóch było zupełnie obcych. – Nie znam twoich kolegów. – Danny i Jeremy – powiedział przedstawiając ich po kolei. – To strażnicy Domu Grey. Danny uśmiechnął się i kiwnął głową. Jeremy rzucił. – Co tam? – Możesz mówić otwarcie – powiedział Jonah, więc uznałam, że mówi do mnie jako do potencjalnego członka Czerwonej Straży, a nie świadka chaosu.
Strona 186
W takim razie… – W środku było dużo wampirów. Były rozdrażnione, lecz niczym szczególnym, a potem wpadły w szał. Bar prawie eksplodował tym szaleństwem. – Słyszeliśmy, że tutaj odbywały się jakieś zgromadzenia pełne przemocy. – Widziałam to na własne oczy – spojrzałam na gości stojących za nim. – Co wy w ogóle tutaj robicie? – Kręciliśmy się po okolicy, ale już wracaliśmy właśnie do Domu – wyciągnął z kieszeni białą kartkę i podał mi ją. To była jego wizytówka z jego nazwiskiem, stanowiskiem i numerem telefonu. – To bezpośredni numer do mnie. Jeżeli będziesz czegoś potrzebować, dzwoń do mnie. – Dzięki. Doceniam to. – Nie ma to jak mała współpraca między Domami – powiedział. – Powodzenia. – Będę wdzięczna. Dowódca Domu Grey i jego pracownicy z ukłonem ruszyli i zniknęli w tłumie. Miło by było znowu poprosić go o pomoc – ale co on mógłby dziś poradzić? Schowałam wizytówkę do kieszeni i kiedy się obróciłam ujrzałam Catchera
stojącego tuż za mną. – Znasz Jonaha? – Teraz już tak – powiedziałam, a żołądek podskoczył mi do gardła. – To Dowódca z Domu Grey. – Tak właśnie słyszałem – wpatrywał się we mnie przez chwilę. – No co? – zapytałam, pobudzając własną ciekawość. Czy on podejrzewał, że znam Jonaha? Czyżby podejrzewał, że Jonah wie więcej niż przyznaje? Jednak Catcher milczał, zachowując jakiekolwiek podejrzenia, które posiadał, dla siebie.
Strona 187
I wtedy go zobaczyłam – na początku cień w kąciku mojego oka, lecz po chwili wyróżniający się mężczyzna stojący po drugiej stronie ulicy z widniejącym za jego plecami jednym żołnierzem. To był McKetrick, ubrany w czarne spodnie do biegania i czarną podkoszulkę. Nieuzbrojony oczywiście, ale z tymi wszystkimi policjantami w pobliżu, niemożliwym było stwierdzić, czy czasem nie posiada czegoś ukrytego. W dłoni trzymał niewielką lornetkę, a gostek za nim skrobał coś w małym notesiku. Najwidoczniej nasz zaprzyjaźniony antywampirzy kolega z milicji wyszedł dziś na mały rekonesans. Przeleciał wzrokiem po tłumie, nie podejrzewając chyba,
że znajduję się w pobliżu z kilkoma sympatykami wampirów. Nie mogłam sobie wyobrazić, że on może mieć coś dobrego do powiedzenie na ten temat. Podeszłam do Catchera. – Po drugiej stronie ulicy w rogu. To McKetrick i jeden z jego przydupasów. Z całym sprytem, jak przystało na członka CIA, Catcher spojrzał na budynek za McKetrickiem. – Wiedziałaś, że ten budynek został zaprojektowany przez małpę, która żyła na szczycie Tribune Tower? – Tego nie wiedziałam. Małpa powiadasz? – Futro, banany, plujący całym tym badziewiem, i tym podobne – odwrócił się i włożył ręce do kieszeni. – Nie rozpoznaje twarzy, ale on jest w czerni i ma lornetkę oraz podwładnego. To były wojskowy? – Biorąc pod uwagę, jak był ubrany wcześniej, to tak mi się skojarzyło. Jak myślisz, co on tutaj robi? – Zapewne podsłuchuje kanał policyjny – odpowiedział Catcher, a to marudzenie w jego głosie powiedziało mi wszystko, co potrzebowałam wiedzieć, jego opinię o nich. – Prawdopodobnie podsłuchał policyjne wezwanie i postanowił przyjść zobaczyć, w jakie tarapaty dzisiaj wpakowały się wampiry. – Cholerne wampiry – wymamrotałam.
Strona 188
– Zawsze coś narobią – przytaknął. – Skoro tak go interesują wampiry, to
podkradnę się do niego Chicagowskim Krokiem26 i przyjrzę się mu bliżej. – Chicagowskim Krokiem? – Pójdę w przeciwną stronę i złapię go od tyłu. – Jasne szefie – powiedziałam. – Tylko uważaj na blachary i damy z przyjaznymi nogami. Catcher spojrzał na mnie spode łba. – Czasem zastanawiam się, czemu w ogóle się przejmuję. – Ponieważ jestem zajebista i chciałbyś zastąpić mnie w moim własnym domu. Uśmiechnął się chytrze. – To się nazywa dopiec komuś. Miej na niego oko i, jeżeli będzie miał zamiar przyłączyć się do zabawy, napisz do mnie. – Zrobi się. Catcher przysłonił twarz daszkiem bejsbolówki, po czym wślizgnął się w ciemność ulicy i poszedł w przeciwnym kierunku. – Chicagowski Krok – cicho wymruczałam chcąc tylko i wyłącznie wypowiedzieć to na głos. Zdecydowałam, że wszystkie przyszłe operacje będą miały tak sprytne nazwy jak ta. Jeff pojawił się w momencie, w którym Catcher zniknął. – Gdzie on popędził? – Widzieliśmy McKetricka – hejtera wampirów – po drugiej stronie ulicy. Catcher poszedł zdobyć trochę informacji. Czego dowiedziałeś się w środku? – Było tam mnóstwo głupkowatych wampirów i policjanci nie byli wstrząśnięci, że sprawiają problemy publicznie. Wiesz, mieli zamiar przypiąć to Domowi Cadogan. – Wiem. Nie widzi mi się rozmawianie z Ethanem na ten temat.
– Mnie również by się nie widziało. Policjanci rozmawiali z Chuckiem na temat telefonu do Burmistrza Tate’a tłumaczącym o co tu chodzi. – Takimi popierdółkami zawracają głowę Burmistrzowi Tate’owi?
26 Org. Chicago Shuffle – to typowy styl taneczny dla Chicago, http://www.youtube.com/watch?v=9GgVUJSO7CA. przyp. Sacura
Strona 189
– Najwidoczniej to nie popierdółki, kiedy wampiry są w coś wmieszane – wskazał ręką na tych wszystkich reporterów wciąż pstrykających fotki, obecnie ludziom, którzy byli w barze. – Niewiele możemy teraz z tym zrobić – powiedziałam. – Ale jest coś, co ty możesz zrobić dla mnie – podniosłam rękę, zanim chciałby przypomnieć mi znowu o Fallon. – I to nie jest nic lubieżnego, ale będzie wymagało twoich technologicznych sprawności. – To moje drugie ulubione sprawności. – Przy tylnym wyjściu z baru znajduje się kamera. Możesz sprawdzić z Colinem, czy nagrywała otoczenie? – Zrobi się. Jeżeli odnajdę to nagranie, to czego mam szukać? – Wszystkiego przydatnego. Podejrzanych działań, króla narkotyków, takich
rzeczy. – To niezbyt sprecyzowane. Poklepałam go po ramieniu. – Dlatego przyszłam z tym do ciebie, Jeff. Ponieważ posiadasz odpowiednie umiejętności złych chłopców. I jeszcze jedno, uważaj na niskiego gościa z ciemnymi włosami. Jak go znajdziesz, to dostaniesz nie lada nagrodę. Jeffa widocznie to zaintrygowało. – Co rozumiesz pod pojęciem „nie lada nagroda”. Chwilę mi zajęło wymyślenie takiej nagrody, która nie wpędzi go w kłopoty przed Fallon – albo mnie przed Centralnym Stadem Ameryki Północnej. Jednak Jeff był pełno–amerykańskim, krwistym zmiennym, więc miałam pewien pomysł. – Zadzwonię do ulubionego rzeźnika mojego dziadka i zamówię jego ekskluzywny świąteczny specjał do biura. Jego brwi uniosły się i ujrzałam drapieżny błysk uznania w jego oczach. – Nie powinniśmy, wiesz, przyjmować podarków – od pracowników w mieście i w ogóle.
Strona 190
– Jestem całkiem pewna, że jest tam pół tuzina filetów, prawdopodobnie jakieś szpondry, hamburgery, zrazy. Ale jeżeli uważasz, że to niestosowne, to odpuszczę. Nie chcę, żebyś miał kłopoty.
Jeff kiwnął głową z całkowitą pewnością. – Jeżeli istnieje jakieś nagranie, to je znajdę. Znajdziemy twojego człowieka. – Doceniam to, co robisz. Jeff z przypisanym zadaniem skierował się do auta mojego dziadka, gdzie usiadł na tylnym siedzeniu i otworzył czarnego laptopa. Uśmiechnęłam się z entuzjazmem, ciesząc się, że posiadam przyjaciół którzy są po stronie prawdy i sprawiedliwości. Bycie Wartowniczką mogłoby być o wiele trudniejsze bez Jeffa, Catchera, mojego dziadka, Mallory, czy wszystkich innych, którzy posiadają informacje podążające w tym samym kierunku. Naprawdę nie można nie doceniać wartości dobrej drużyny. I w tym momencie zaczęłam brzmieć jak Jonah. Może jego przemowa na temat Czerwonej Straży mimo wszystko w końcu do mnie dotarła.
Strona 191
ROZDZIAŁ XIV
RZECZY, KTÓRE ZROBIĘ PRZED ŚMIERCIĄ
Przed wschodem słońca reszta wampirów zaczęła opuszczać bar przemykając pomiędzy poświatą świateł policyjnych radiowozów oraz pstryknięciami fleszów aparatów. Byli pokryci siniakami, które zdążyły zzielenieć w związku z przyśpieszonym wampirzym leczeniem. Założę się, że rana na społeczeństwie będzie leczyć się niestety troszkę dłużej. Mój dziadek i Catcher rozmawiali z policją zapewne dzieląc się spostrzeżeniami i teoriami spiskowymi. Jeff w końcu przytargał do baru laptopa, najprawdopodobniej starając się dowiedzieć wszystkiego, co możliwe z taśm ochrony. Kiedy policja usunęła swoją policyjną taśmę, a radiowozy pojechały na posterunek, udałam się do miejsca gdzie czekała Lindsay i nietknięte wampiry. Wstała, gdy się zbliżyłam. – Dowiedziałaś się czegokolwiek? – Jeszcze nie. Miejsca zbrodni najwyraźniej wymagają mnóstwa stania i czekania. A ty? Lindsay zerknęła na wampiry, które były całkowicie roztrzepane przez całą tą akcję z glinami, detektywami, alkoholem we wszystkich kolorach tęczy i fotoreporterami. – Niestety nic. Słyszałam od jednego z EMT, że Twój dziadek przyprowadził doradcę, który miał rozmawiać z ludźmi.
– To była barowa bójka – wymamrotałam. Ludzie byli całkowicie uprawnieni do swoich odczuć, jednak żaden z nich nie został ranny – tak naprawdę nie byli w to wmieszani.
Strona 192
– Ale to była barowa bójka z szalonymi i przerażającymi wampirami. – powiedziała przesadnie, machając dziwacznie palcami jak jakiś groźny potwór. Wzruszyłam ramionami, ale zrozumiałam, że to nie był najinteligentniejszy argument, nie kiedy ludzie byli otoczeni przez reporterów i kamery. Spojrzałam na bar. – Może powinniśmy wrócić do środka? Trochę posprzątać. Chcesz zwołać posiłki? – O! tak! Luc chciał byśmy warowali dopóki gliny się nie zmyją, więc stałam tu i się nudziłam. Zamierzam zastanowić się nad twoją prośbą. To wytłumaczenie mi pasowało. – Daj mi minutkę zanim ruszymy. Chciałabym się jeszcze rozejrzeć – potwierdziła skinięciem, więc popędziłam do środka. Barowa podłoga była zdemolowana, nie tak jak po ataku zmiennych na Cadogan, aczkolwiek z bardziej przypadkowym wykończeniem. Na szczęście trofea Cubsów przetrwały ten szturm, aczkolwiek stoły i krzesła były głównie poprzewracane. Rozejrzałam się dokładnie po pomieszczeniu, szukając czegoś, co
da mi jakąś podpowiedź czemu nasze wampiry przegrały, ale zakładając, że cokolwiek z tego by pomogło dawno temu zostało zabrane przez gliny. Oraz nie było żadnego niskiego gościa z zaproszeniami na techniawkę do znalezienia. Jeżeli Celina była w to zamieszana i jakimś cudem przewodziła tej masowej wampirzej histerii, to skutecznie zadbała by wykopano nas z naszego własnego baru. To było coś, co ją rajcowało. Stojąc tak samotnie na środku, wyobraziłam sobie, jak Celina nagle wyskakuje zza baru otoczona balonami i z ramionami rozpostartymi w zwycięstwie. – Ach, ta wybujała wyobraźnia – wymamrotałam i zaczęłam podnosić poprzewracane stoły. Lindsay weszła przez drzwi, a tuż za nią tłumnie zgromadziły się jej wampiry. – Dobra chłopcy i dziewczynki – powiedziała. – Że tak powiem, przywróćmy to miejsce do stanu przed rozróbą.
Strona 193
Jej podopieczni marudzili, ale byli posłuszni, ustawiając krzesła i stoły. Wchodząc do środka, Colin stękał i jęczał, widząc w jakim stanie jest jego miejsce pracy. Popatrzył na mnie. – Dowiesz się, co tutaj zaszło? – Pracuję nad tym – zapewniłam go. – A propos, potrzebuję jeszcze jednej przysługi. Nie potrafisz czasem gwizdać?
Włożył dwa palce do ust i zabrzmiał donośny gwizd. Już po chwili uwaga wszystkich wampirów w barze skupiała się na mnie. – Rozwaga to oznaka odwagi – powiedziałam. – Więc idę do biura na tyłach. Jeżeli ktoś posiada jakieś informacje, to będzie bardzo dobry moment, by przyjść i ze mną porozmawiać. Jak jakiś irytujący nauczyciel z podstawówki gapiłam się na nich dopóki nie ujrzałam kilku bojaźliwych wyrazów pojawiających się na ich twarzach. To zapewne nie doda mi punktów w konkursie popularności, ale to było coś, co musiało zostać zrobione. Wysłuchiwanie innych było na drugim miejscu tuż po byciu Wartowniczką, co tak właściwie trzymało Dom nietkniętym. Popatrzyłam na Colina i uniosłam dłoń zanim zaproponował klucze do biura. Kiedy już je dostałam, skierowałam się na tyły. Gdy tylko otworzyłam drzwi, popędziłam do szafki z dokumentami. Mogłam zrobić sobie drinka i nie pomyślałam nawet o tym, że mógłby mieć coś przeciwko gdybym napoczęła jego flaszkę. Otworzyłam górną szufladę, odkładając butelkę i ostrzegawczo wąchając zawartość. Zmarszczyłam nos. Cokolwiek było w tej jego sekretnej miksturze, woniało na kwaśno. Zacisnęłam powieki i wzięłam łyka. To było… nie takie złe, tak właściwie. To nie był smak, który mogłabym łatwo opisać – „kwaśne” było najbliższym określeniem, ale również miało posmak krwi i słodki akcent, który balansował na granicy smaku, zupełnie niepodobne do malinowego winegretu. Oczywiście nie chciałam pić malinowego winegretu, więc zakręciłam zakrętkę i obiecałam sobie, że po powrocie do domu zrobię sobie ciasto piankowe.
Strona 194
Zauważyłam ją w drzwiach tuż po tym, jak zamknęłam szafkę. To była wampirzyca, którą widywałam w Domu, ale nie znałam jej osobiście. Urocza brunetka z długimi pofalowanymi włosami i o zaokrąglonej figurze. Rozglądała się na prawo i lewo, jakby obawiała się, że zostanie zauważona, jak skrada się przy drzwiach nauczyciela. – Możesz zamknąć drzwi, jeżeli chcesz – powiedziałam jej. Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. – Jestem Adriana – powiedziała. – Mieszkam na trzecim piętrze Domu. – Miło mi cię poznać. Przeszła do sedna. – Nie jestem skarżypytą, ale jestem lojalna mojemu Domowi i Ethanowi. – Niewątpliwie w jej spojrzeniu znajdowała się dzikość tego uczucia. – I, jeżeli ktoś jemu lub domowi zagraża, to czas by się odezwać. Skinęłam poważnie. – Słucham. – Widziałam to pierwszy raz parę tygodni temu. Byłam na imprezie – bez ludzi – i wampir z Domu Grey zażył to. Spróbował i dwadzieścia minut później naparzał kogoś, kto, jak określił, podobno startował do jego dziewczyny. Adriana milczała chwilę, jakby zbierała odwagę, po czym spojrzała ponownie na mnie. – I dzisiaj znalazłam to w łazience – wyciągnęła zaciśniętą pięść i ją
otworzyła, na jej dłoni znajdowała się mała koperta z napisaną literą V na przodzie. Nie musiałam patrzeć, by wiedzieć, co trzyma. Zacisnęłam mocno powieki, poirytowana swoją własną głupotą. Prochy nie były dla ludzi. Nie były używane do sprawiania, by ludzie byli bardziej potulni, to był po prostu stary dobry szyk. Były dla wampirów. To nie była sprawka magii, wirusa, czy jakiegoś rodzaju masowa histeria, która czyniła ich agresywnymi – to był narkotyk, który byli na tyle głupi by zażyć. Być może osłabiało to ich zahamowania do przemocy, a może podwyższał ilość ich testosteronu. Nieważna chemia, to był powód, dlaczego wampiry na techniawce były skłonne walczyć o moje zawahanie, to był powód, dlaczego wampiry w barze biły się o tęczowe shoty… i prawdopodobnie był to
Strona 195
powód, dlaczego Burmistrz Tate uważał, że trzech ludzi zostało zabitych w West Town. – Dzięki – powiedziałam, otwierając na powrót oczy i wyciągając do niej rękę. Podała mi narkotyki. – Jeżeli to jest jakimś pocieszeniem, to nieśmiertelność dla niektórych jest nudna – dodała Adriana. – Więc robią rzeczy, próbują rzeczy, których normalnie by nie spróbowali. Ale teraz to krąży po barze i nie chce widzieć, jak przedostaje się do
Domu. – Świetna odpowiedź. Spotkałaś sprzedawcę? – zapytałam. Potrząsnęła głową przecząco. – Te rzeczy krążą od wampira do wampira. Chyba, że szukasz źródła, którym nie jestem, nie zbliżysz się nawet do sprzedawcy. Kolejne pudło, ale przynajmniej pozbierałam kilka informacji do kupy. Ktoś tam sprzedawał V wampirom z Cadogan, a ktoś inny – albo może ten sam ktoś – zwoływał ludzi na techniawki. Ktokolwiek to aranżował, łączył te dwa czynniki i miałeś wybuchową sytuację. – Dzięki za powiadomienie mnie. Zobaczę, czy Ethan wie o V byśmy mogli to powstrzymać, ale nie wspomnę, kto mi o tym powiedział. W międzyczasie wróciłam do baru, stoły i krzesła znowu były na swoim miejscu. Christine zmiatała potłuczone szkło podczas gdy inny członek naszego Nowicjatu trzymał jej szufelkę. Colin powrócił za bar, sprzątając rozlaną wódkę i potłuczone butelki piwa. Wszystkie głowy zwróciły się do mnie gdy weszłam, wampiry patrzyły na mnie wyczekująco. Zapewne zastanawiały się, co teraz wiem – i jak wiele kłopotów przez to będą mieć. To było dobre pytanie. Ponieważ teraz z korzyścią dla mnie, Ethan, Dom i ja byliśmy wkurzeni. Mogłabym współczuć tym awanturnikom
gdybym przypuszczała, że to rodzaj jakiejś masowej histerii. Ale to było coś, co wybrali. Wszystkie te kłopoty – gliny, zła opinia, którą mieliśmy niechybnie otrzymać.
Strona 196
Szaleństwo Tate’a, techniawki – były powodowane przez zidiociałe wampiry, które brały dragi. Dokonali wyboru by siać zamęt i nie miałam współczucia dla takiego zachowania. Podeszłam do baru i przeskoczyłam go, po czym schwyciłam linę wielkiego dzwonu, który tam wisiał. Był kiedyś używany do uciszania wampirów, potem przeważnie do rozpoczęcia pijańskiej zabawy opartej na dziwactwie Ethana. Jednak teraz użyłam go by zakomunikować coś bardziej poważnego. Chwyciłam linę i ciągnęłam ją tak długo, aż dźwięk dzwonu rozszedł się echem po całym pomieszczeniu. Złapałam kubeł na lód i postawiłam go stabilnie na samym środku blatu baru. Przeczesywałam tłum, by upewnić się, że tylko wampiry były obecne i pozwoliłam, by moja jadowitość wypłynęła. – Więc chodzi o narkotyki – powiedziałam i poczułam się nieco lepiej, gdy niektóre z nietkniętych wampirów były zaskoczone. Przynajmniej oni nie brali, ale z całą pewnością byli jedynymi.
– Niektórzy z was zażywali – powiedziałam. – Nie wiem, dlaczego i nie jestem pewna, czy mi na tym zależy. Jednakże nie mogliście wybrać gorszego momentu. Darius jest w mieście, a Ethan już i tak ma kłopoty. Dom jest na czarnej liście Tate’a i to z całą pewnością nie pomoże. Pozwoliłam, by to przez chwilę w nich wsiąkło, w ich szepty i przerażone spojrzenia. – Czasy się zmieniają – powiedziałam łagodniejszym tonem. – Nasz Dom ostatnio przeszedł przez piekło a przyszłość nie wygląda zbyt świetliście. Nie powiem Ethanowi, kto z was dokładnie tu dzisiaj był. W pokoju można było zaobserwować oczywistą ulgę. – Jednak nie możemy dopuścić do tego ponownie. Nie możemy, ja nie mogę, wpuścić V do Domu. Po za tym, byłam zmuszona powiedzieć o narkotykach glinom, więc zanim się rozejdziecie każdy z was zostanie obszukany.
Strona 197
Podniosłam w górę kubeł na lód, by uwidocznić go, po czym odstawiłam z powrotem na blat. – Jeżeli macie V przy sobie, to ląduje ono w kuble. Osobiście go wyniosę z baru i przekażę glinom. Będzie lepiej, gdy dostaną to ode mnie niż od każdego indywidualnie. Nie możemy dopuścić, by sprawy się pogorszyły, więc dla dobra Domu zróbcie to, co należy. Obróciłam się twarzą do ściany dając im cząstkę prywatności, by oddali swoje zapasy. Zajęło to chwilkę, ale w końcu usłyszałam kroki i przesuwanie krzeseł, po
czym charakterystyczny brzdęk tabletek, albo cichy szelest koperty uderzających o ściany kubła. Dźwięk oczyszczanego sumienia. Po chwili Colin zawołał moje imię. – Myślę, że już skończyli – powiedział cicho, kiedy na niego spojrzałam. Skinęłam głową porozumiewawczo i spojrzałam na tłum. – Dziękuję, dopilnuję by wiedział, że współpracowaliście, że zrozumieliście swój obowiązek. I, że możecie zawsze, w każdej chwili przyjść do mnie ze swoim problemem. Powiedziałam to, czując się jak jakaś funkcjonariuszka do spraw narkotyków, chwyciłam kubeł i skierowałam się do drzwi. Teraz już wiedziałam, dlaczego to się działo, wiedziałam, dlaczego techniawki były większe i brutalniejsze niż wcześniej. Szczęśliwie byłam w stanie trzymać chaos z dala od Domu. Teraz musiałam znaleźć dealera i powstrzymać chaos wszędzie indziej. Wyszłam na zewnątrz i znalazłam dziadka, Catchera i Jeffa. Mój dziadek siedział na krawężniku z posępnym wyrazem twarzy. Wstał, gdy podeszłam. Zaciągałam go za radiowóz z dala od fotoreporterów, zanim przekazałam mu kubeł. – To jest V – powiedziałam. – Ten sam syf, który widzieliśmy na imprezie w Streeterville. Najwyraźniej rozprzestrzenił się od Bensona przez Dom Greya do baru Temple, gdzie wampiry z Cadogan były na tyle głupie by to zażyć – popatrzyłam na Catchera. – Przez to byli tacy agresywni. To nie żaden urok magii…
Strona 198
– To narkotyki – przytaknął ze skinieniem. – Nie dla ludzi, ale dla wampirów. – Zakładam, że masz rację – powiedział mój dziadek, wyciągając z kieszeni kurtki dwa przeźroczyste plastikowe woreczki na dowody. Były w nich tabletki i koperty. – Gdzie to znalazłeś? – Na podłodze baru – oznajmił. – Ktoś musiał je upuścić w zamieszaniu. Może V oznacza „vampire” albo „violence27” ? – Jakkolwiek to nazwiesz – powiedział Catcher – to jest złe. V jest w klubach, na imprezach, w wampirach. Mój dziadek spojrzał z powrotem na paparazzi, którzy robili zdjęcia zza taśmy policyjnej, ich szare i czarne aparaty były widoczne, podczas gdy starały się uchwycić każdy szczegół sceny. – Nie mogę zabronić im robienia zdjęć – powiedział – ale zatrzymam się przy sprawie V tak długo, jak tylko będę mógł. W tej chwili, narkotyk jest skierowany głównie dla wampirów, a nie wydaje się istnieć jakieś oczywiste ryzyko dla ludzi. – Doceniam to i jestem pewna, że Ethan również. Policjant podszedł do mojego dziadka, spoglądając na mnie po drodze. Catcher, Jeff i ja milczeliśmy, gdy mój dziadek odchodził na bok, rozmawiając po cichu z policjantem, a gdy skończyli, podał mu wiadro. – Co sądzisz o pójściu na komisariat i złożeniu zeznania?
Mój żołądek się wywrócił. Robił mi przysługę, pozwalając mi rozmawiać – że tak powiem, pozwalając mi kontrolować losy Domu – ale to nie znaczyło, że byłam na tyle szalona, żeby z własnej woli iść na posterunek. – Niezbyt dobrze, jeśli mam być szczera. Ethan będzie miał co robić. – Nie, jeśli innym rozwiązaniem jest zwykły wampir Cadogan bez twojego treningu czy znajomości. Musimy porozmawiać z wampirem z Cadogan – a lepiej z tobą niż z kimś innym.
Strona 199
Westchnęłam. Nie tylko byłam teraz dostarczycielem złych wiadomości, teraz musiałam również przekazywać wszelkie brudne detale policji. Ale mój dziadek miał rację – jaki mieliśmy lepszy wybór? Kiwnęłam, zgadzając się, odetchnęłam i wyjęłam telefon. Mogłam nie przynosić dobrych wieści, ale przynajmniej mogłam go uprzedzić – i mieć nadzieję, że do końca nocy nie będzie chciał pozbawić mnie odznaki. Jechałam na przednim siedzeniu samochodu mojego dziadka, adrenalina ustępowała miejsca wyczerpaniu, gdy podjeżdżaliśmy pod komisariat. Zaparkował w zarezerwowanym miejscu i zaprowadził mnie do budynku, przytrzymując rękę na dole moich pleców, by mnie utrzymać. Biorąc pod uwagę wydarzenia tej nocy,
doceniałam ten gest. Budynek był względnie nowy i dosyć sterylny – łuszcząca się farba i antyczne, metalowe meble policyjnych dramatów, zastąpione przez wnęki i zautomatyzowane boksy oraz błyszczące płytki. Była prawie czwarta nad ranem, więc w budynku było cicho i prawie pusto, poza kilkoma oficerami przemieszczającymi się z zakutymi przestępcami; kobieta w krótkiej spódnicy i wysokich butach z niewymownym zmęczeniem w oczach, roztrzęsiony mężczyzna z zapadłymi policzkami i w brudnych spodniach, a także dzieciak, któremu proste włosy zasłaniały oczy, jego za duża, szara bluzka była umazana krwią. To była smutna scena, ujęcie ludzi mających niewątpliwie nieprzyjemny wieczór. Podążyłam za dziadkiem, mijając rzędy identycznych biurek i krzeseł zastawiających pomieszczenie, otoczone przez krąg biur. Detektywi unieśli wzrok, gdy ich mijaliśmy, kiwając na przywitanie do mojego dziadka i rzucając ciekawe – lub zwyczajnie podejrzliwe – spojrzenia w moim kierunku. Ruszyliśmy korytarzem do pokoju przesłuchań, w którym stał stół konferencyjny i cztery krzesła. Pokój, po remoncie, pachniał jak sklep meblowy – cięte drzewo, plastik i cytrusowy odświeżacz.
Strona 200
Usiadłam na wskazane przez dziadka miejsce. Drzwi otworzyły się, gdy tylko zajął miejsce obok mnie. Mężczyzna – wysoki, ciemnoskóry, w garniturze – wszedł do środka i zamknął drzwi. Miał w dłoni żółty notes i długopis, wokół jego szyi wisiała plakietka z nazwiskiem. – Artur – powiedział mój dziadek, ale Artur uniósł dłoń zanim dziadek mógł wstać by go przywitać. – Niech pan się nie trudzi się z mojego powodu, panie Merit – powiedział Artur, ściskając dłoń drugiego mężczyzny. Wtedy spojrzał na mnie, a w jego oczach pojawiło się trochę więcej podejrzliwości. – Caroline Merit? Miałam na imię Caroline, ale nie tego używałam. – Proszę, mów mi Merit. – Detektyw Jacobs pracuje jako zastępca od piętnastu lat – wyjaśnił mój dziadek. – Jest dobrym człowiekiem, godnym zaufania i kimś, kogo uważam za przyjaciela. To była bez wątpienia prawda, biorąc pod uwagę spojrzenia pełne szacunku, które wymieniali, ale detektyw Jacobs wyraźnie nie wyrobił sobie zdania na mój temat. Oczywiście, nie byłam tu by robić na kimkolwiek wrażenie. Byłam tu tylko po to, by powiedzieć prawdę. I to próbowałam zrobić. Streściłam to, co widziałam podczas rzezi, czego się dowiedziałam od Sary oraz czego byłam świadkiem dzisiejszego wieczoru. Nie zaproponowałam analiz czy podejrzeń – tylko fakty. Nie było potrzeby, czy powodu, który przyszedłby mi do głowy, by włączać w te wydarzenia Celinę czy Prezydium w Greenwich. Detektyw Jacobs zadawał różne pytania. Rzadko patrzył mi w oczy podczas rozmowy, zamiast tego wzrok miał skupiony na papierach przed nim. Podobnie jak jego garnitur, jego charakter pisma był schludny i dokładny.
Nie jestem pewna, czy na koniec przesłuchania był mniej podejrzliwy niż na początku, ale ja czułam się lepiej po powiedzeniu tych informacji. Mógł być człowiekiem, ale był również ostrożny, analityczny i skupiony na szczegółach. Nie odniosłam wrażenia, że to było polowanie na wiedźmy, a raczej jego szczery zamiar by rozwiązać problem, który, jak się zdarzyło, dotyczył wampirów.
Strona 201
Niestety, nie posiadał żadnych informacji na temat V, czy też, skąd mogło ono pochodzić. Jak powiedział Catcher, jak na trzecie pod względem wielkości miasto w kraju, Chicago nie było do końca odporne na problemy narkotykowe. Detektyw Jacobs również nie podzielił się ze mną żadnymi teoriami, więc jeśli miał zamiar przeprowadzić własne dochodzenie, nie miałam o tym pojęcia. Ale podarował mi wizytówkę i poprosił o telefon, gdybym się czegoś dowiedziała lub doszła do wniosku, że mógłby mi w czymś pomóc. Wątpiłam w to, by Ethan chciał, bym wciągała weterana policji w nasze problemy z narkotykami. Ale dlatego zostałam mianowana Wartowniczką, pomyślałam, wsuwając kartę do kieszeni. Ethan siedział na plastikowym krześle w korytarzu. Był pochylony, z rękoma na kolanach i złączonymi dłońmi. Jego blond włosy były założone za uszy. To była poza, którą się widziało w osobie czekającej w szpitalu – zmęczona, spięta,
oczekująca na najgorsze. Jego głowa uniosła się na dźwięk moich butów stukających na płytkach. Wstał natychmiast i ruszył w moim kierunku. – Wszystko w porządku? Kiwnęłam głową. – Tak. Mój dziadek stwierdził, że lepiej by było, gdyby informacje wyszły ode mnie. – To wydawało się najsprawiedliwszą decyzją – odpowiedział głos zza mnie. Odwróciłam się, by zobaczyć mojego dziadka zmierzającego w naszym kierunku. Ethan wyciągnął dłoń – Panie Merit. Dziękuję za pomoc. Mój dziadek uścisnął zaoferowaną dłoń. – Podziękuj swojej Wartowniczce. Jest dobrą reprezentantką twojego Domu. Ethan spojrzał na mnie z dumą – i miłością? – w oczach. – W tym się zgadzamy. – Jestem zmęczona – powiedziałam – i nie mam samochodu. Możemy wrócić do Domu? – Absolutnie – wzrok Ethana przesunął się na mojego dziadka. – Potrzebuje pan czegoś jeszcze od nas?
Strona 202
– Nie. Na razie wystarczy. Przyjemnej nocy – do granic możliwości. – Mało prawdopodobne – powiedziałam, klepiąc go po ramieniu. – Ale
zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Ale zanim mogliśmy zrobić krok w kierunku wyjścia, drzwi na końcu korytarza się otworzyły. Wszedł Tate, a za nim kilkoro asystentów. Wyglądali na sennych i poczułam współczucie; to była okropna robota, która wymagała noszenia garnituru o godzinie piątej nad ranem. Tate podszedł do nas, jego wyraz twarzy ukazywał zarówno współczucie, jak i irytację. Domyśliłam się, że irytacja była zaoferowana przez jego dziwną połówkę, politycznego lidera biorącego udział w nieprzyjemnych reklamach o „wampirzych problemach”. Współczucie była prawdopodobnie spowodowana przez jego dziecięco–całującą połówkę. Najpierw spojrzał na mojego dziadka. – Sytuacja została opanowana? – Tak jest, panie Mayor. Sprawy w barze zostały załatwione, a Merit przyszła i dostarczyła nam bardzo szczegółowe oświadczenie, dzięki któremu możemy się wszystkim zająć. – Znaczy czym? – Wciąż nad tym pracujemy, proszę pana. Otrzyma pan raport, jak tylko go przygotuję. Tate kiwnął głową – Doceniam to, Chuck. – Spojrzał na Ethana. – Czy to jest powiązane z problemem, o którym wcześniej rozmawialiśmy? – Może być – powiedział ogólnie Ethan. – Merit spędza większość swojego wolnego czasu prowadząc dochodzenie w tej sprawie, włączając w to dzisiejszy wieczór. Wyraz twarzy Tate’a złagodniał i stał się czysto polityczny. – Nie mogę wyrazić, jak bardzo to doceniam.
Och, ja bym mogła, pomyślałam. Prawdopodobnie doceniłeś to na dziesięć w piętnastopunktowej skali.
Strona 203
Tate sięgnął i potrząsnął moją dłonią, a potem dziadka. – Merit, pozostańmy w kontakcie. Chuck, czekam na twój raport. Wysunął rękę by uścisnąć dłoń Ethana, ale zamiast tego pochylił się do niego i szepnął mu coś do ucha. Ramiona Ethana napięły się i patrzył bez wyrazu przed siebie, ledwo kontrolując swój gniew, gdy Tate odszedł. Samochód Ethana był zaparkowany na obszarze strzeżonym obok posterunku. Ledwo doszłam do pojazdu. Wszystkie te wydarzenia zaczynały dawać się we znaki, mimo całej mojej wampirzej siły, byłam zmęczona. Mój umysł był jak za mgłą, moje ciało było wycieńczone, a moja temperatura spadła do tak niskiej, jak przed rozpoczynającym się przeziębieniem. Ethan otworzył dla mnie drzwi i zamknął je, gdy byłam już w środku. Sprawdziłam godzinę na zegarku, była prawie 5:45, jakieś dwadzieścia minut do wschodu słońca. Kolejna długa noc – i kolejny wyścig przed wschodzącym słońcem. W ciszy, Ethan wsiadł do samochodu i go odpalił. Uczyniłam ostatnią próbę zachowania się jak obowiązkowa Wartowniczka. –
Chcesz teraz mnie wypytać? Musiał zobaczyć wyczerpanie w moich oczach, ponieważ potrząsnął głową. – Luc poinformował mnie o większości spraw, a poranne programy informacyjne są już gotowe. Odpoczywaj teraz. Musiałam poddać się poleceniu, ponieważ pamiętam kiwnięcie na zgodę – ale nie resztę jazdy do domu. Jak tylko zaczął wycofywać z parkingu i wyjeżdżać z garażu, opuściłam głowę na zagłówek. Obudziłam się, gdy samochód wjeżdżał w podjazd na terenie Domu Cadogan. – Jesteś zmęczona – powiedział. Zakryłam usta, by zasłonić gigantyczne ziewnięcie. – Prawie świt. – Zgadza się. Przez chwilę siedzieliśmy niezręcznie, niczym para po pierwszej randce, oboje niepewni czego oczekiwać od drugiej strony.
Strona 204
Ethan wykonał pierwszy ruch, otwierając drzwi i wychodząc z samochodu. Zrobiłam to samo, lekko się chwiejąc, gdy wstawałam, ale pozostając na nogach. Mogłam poczuć wschodzące słońce, moje ciało krzyczało by znaleźć miękkie, ciemne miejsce by przespać dzień. – Dasz radę dotrzeć na górę? – zapytał. – Dam – skupiłam się na utrzymaniu kroków, mrugając, by pozostawić oczy skupione.
– Słońce bardzo na ciebie działa – powiedział Ethan, gdy wstukiwał kod na drzwiach do piwnicy, po czym przytrzymał je dla mnie, gdy przechodziłam przez nie niczym zombi. Byłam wystarczająco przytomna, by zdać sobie sprawę, że na niego ono tak nie działało. – Jesteś mniej podatny? – zapytałam, gdy wchodziliśmy po schodach. – Jestem starszy – wyjaśnił. – Twoje ciało wciąż się przyzwyczaja do zmiany genetycznej, do zmian między byciem aktywnym w dzień, a byciem aktywnym w nocy. Gdy będziesz starsza, zobaczysz, że siłę słońca łatwiej pokonać. Będzie to bardziej sugestią niż chowaj–się–i–śpij. Byłam zdolna tylko mruknąć w zgodzie. Jakimś cudem, udało mi się dotrzeć na drugie piętro bez lądowania twarzą na podłodze. – Porozmawiamy później – powiedział Ethan i skierował się w kierunku schodów. Ale zawołałam jego imię by go zatrzymać. Obejrzał się. – Co szepnął do ciebie Tate? – Powiedział „Napraw to, do cholery, albo coś zrobię”. Porozmawiamy o tym jutro. Nie musiał mi tego powtarzać.
Strona 205
ROZDZIAŁ XV
NIE WSZYSTKO ZŁOTO, CO SIĘ ŚWIECI
Tak jak zauważył Ethan, jedną z zasadniczych stron bycia stworzeniem nocy był fakt, że słońce oddziaływało na mnie z większą siłą niż chciałam przyznać. Jednak z drugiej strony nie potrzebowałam kofeiny by się rozbudzić. Mogłam przez kilka chwil być zaspana, jednak zamglenie szybko znikało, pozostawiając rozbudzonego (i przeważnie głodnego) wampira na warcie. Zaczęłam popołudnie od miski pełnej płatków o smaku cynamonu i takiej ilości krwi, jaką mógł pomieścić mój żołądek. Wiele razy biłam się poprzedniej nocy, a poziom mojego stresu niebezpiecznie wzrósł. Generalnie bójki i stres naciskały spust głodu mocniej niż cokolwiek innego. No może poza Ethanem. Mogłam stawić czoła rzeczom w smaku nie przypominającym niczego, ale to nie było w żadnym stopniu zadowalające. Żywienie było dobre, ale komfort emocjonalny lekko odstawał. Wykąpałam się i ubrałam w swoją służbową czerń. Nie wiedziałam, co noc ma w zanadrzu, ale byłam pewna, że po wybrykach poprzedniej nocy, Darius
mógłby być wmieszany w to w jakiś sposób. Lepiej było chyba ubrać się nieco milej niż kiedy widzieliśmy się poprzednim razem. Uczesałam się, przypięłam swoją odznakę z Cadogan i ubrałam buty Mary Jane. Byłam tak zajęta całą tą sprawą z wampirami, że całkowicie zapomniałam o sprawie Mallory, więc zanim zeszłam na dół, otworzyłam klapkę mojego telefonu. Była tam wiadomość od ojca, zapewne następna mówiąca o pozwoleniu mu, by
Strona 206
pomóc Domowi Cadogan. Joshuę Merit zdecydowanie można było nazwać natrętnym. Wysłałam Mallory wiadomość z zapytaniem co tam i szybko dostałam odpowiedź: „DZIŚ JEST LEPIEJ. ĆWICZĘ MAGIĘ UZDRAWIANIA. SUPER ZABAWA.” Nie byłam pewna, czy jej „Super zabawa” było sarkastyczne ale „magia uzdrawiania” brzmiała o wiele lepiej niż czarna magia. Mój telefon zawibrował ponownie zaraz po tym, jak zamknęłam swoje drzwi. Tym razem to Lindsay napisała i nie było to zbyt obiecujące. „MUSIMY POGADAĆ” – przeczytałam. Nie cierpiałam tego zwrotu. Moje palce były szybsze niż odpowiedzi. „PROBLEMY W DOMU?”
„SPRAWA SERCOWA” odpisała, a moje ramiona lekko się rozluźniły. „DRAMAT MOICH WŁASNYCH POCZYNAŃ” Nie byłam do końca pewna, jak zdołała dopuścić do tego drugiego, czy dramatu, ponieważ poprzedniej nocy była cały czas ze mną, a dziś jeszcze nawet nie była godzina po zachodzie. Nie mogłam się oprzeć, by nie zapytać. „JAK MOŻESZ MIEĆ SPRAWĘ SERCOWĄ TAK WCZEŚNIE WIECZOREM? „ZNAJDŹ MNIE PO PROSTU PÓŹNIEJ” odpisała „DIABEŁ TKWI W SZCZEGÓŁACH”. Czy to nie było zawsze prawdą?
***
Potencjalnie niepokojąca rozmowa z Lindsey była zabukowana na później. Zeszłam na dół do biura Ethana. Był sam, drzwi zostawił otwarte, a sam próbował wkomponować na półce ozdóbkę, którą uratował z walki. – Małe poprawki dekoracyjne na początek dobrej nocy?
Strona 207
– Staram się sprawić, by moje biuro znów wyglądało jak moje biuro. – Zwłoka może być bardzo satysfakcjonująca. Zaśmiał się z żalem. – Jak zwróciłaś uwagę, to może być bardzo ludzka emocja, jednak niewątpliwie jest coś satysfakcjonującego w udawaniu, że wszystko jest dobrze, a twoje rozterki będą trwać do czasu, aż będziesz w stanie się z nimi uporać. – To jest uroczy proces radzenia sobie – zgodziłam się. – Cieszę się, że zrobiłeś to dla nas. Gdzie dzisiaj jest Darius? – Scott wygrał na loterii dziś po południu, a Darius jest w Domu Grey – obrócił się i spojrzał na mnie – Powiedz mi, że nauczyłaś się czegoś poprzedniej nocy. Powiedz mi, że ten cały bałagan będzie miał dobre zakończenie. – Jak wiele powinnam ci powiedzieć? Znaczy się, nie chcę stawiać cię w niezręcznym położeniu przed Dariusem. Ethan parsknął. – Najwidoczniej nie widziałaś jeszcze wczorajszych wiadomości. Nie widziałam i przez ton jakim to powiedział najprawdopodobniej nie chciałam. – Aż tak źle? – Bardzo. Darius jeszcze do mnie nie zadzwonił. Skrzywiłam się. Jedyną rzeczą, która była gorsza od wrzeszczącego na ciebie szefa, który dostał ochrzan po królewsku, było przejście do trybu całkowitej ciszy. Zdecydowałam się nie słodzić. Były szczegóły, których nie musiałam ujawniać
– informacje na temat wampirów, które kupiły i zażyły narkotyki – ale nie miałam zamiaru przedstawiać mu fałszywego obrazu tego problemu. – Wszystko sprowadza się do V – zaczęłam. – To narkotyk dla wampirów, nie ludzi. Jakimś cudem wzmaga w nich agresję. W naszych Domowych barach, przynajmniej w Grey i Cadogan były rozprowadzane. Nie wiem jak w Navarre. Pozwoliłam mu przez chwilę to przemyśleć, a z tego co zaobserwowałam, musiał to zrobić. Oparł łokieć na półce i dłonią zaczął rozcierać skroń.
Strona 208
– Tak wiele włożyłem w ten Dom – powiedział. – Niestety wampiry już nie są dłużej odporne na ludzką głupotę – opuścił rękę i spojrzał przed siebie. Kąciki jego oczu zmarszczyły się. Był zawiedzony. – Miałem nadzieję, że uszanują Dom – i mnie – bardziej niż to. – Przykro mi, Ethan. Potrząsnął głową i strzepnął cały ten zgiełk. – Powiedz mi, jak bar. – Colin nie zaobserwował niczego nadzwyczajnego. Poprosiłam Jeffa, by przejrzał nagrania z kamer, żeby dowiedzieć się, jak to przeniknęło do środka. Z całą pewnością przeniknęło, jednak wszyscy przekazali mi swój towar, żeby nie mogli wnieść go do Domu. – I po to, by nie zostali przyłapani przez gliniarzy podczas przeszukania.
– Dokładnie tak – przytaknęłam. – Jednak mój dziadek znalazł to w barze, więc dodał jeden do jednego. Przekazałam im cały ten towar i wtedy przekazali sprawę detektywowi Jacobsowi. – Jaka jest twoje teoria? – Nadal nad tym pracuję. Patrząc na całokształt, mamy dwa przypadki super agresywnych wampirów i narkotyków w tym samym miejscu o tym samym czasie. Natomiast jeżeli chodzi o powód… – mruknęłam. – Kto rozprowadził narkotyki? Ktoś, kto chciał wpędzić nas w kłopoty? Ktoś, kto chciał doprowadzić Domy do upadku? Ktoś, kto chciał wykończyć każdego z nas po kolei? – To nie w stylu Celiny – podkreślił. – Nie chyba, że postanowiła, by wszystkie wampiry cierpiały za jej przewinienia – dodałam. – Morgan nie uważa, że to prawdopodobne, ale ja nie wykluczałabym tego. – Dopóki nie masz więcej dowodów, nie biorę tego pod uwagę. A co z McKetrickiem? Jest skupiony na tym, by wypędzić nas z Chicago. Być może rozprowadza V, by podjudzić wampiry i naciskać Tate’a, by nas przesiedlił? – McKetrick był poza barem poprzedniej nocy – powiedziałam. – Widziałam go, po czym wskazałam go Catcherowi. Miał śledzić McKetricka i zdobyć wszystkie
Strona 209
informacje, jakie tylko był w stanie uzyskać – zanotowałam sobie, by dorwać go później. McKetrick może nas znienawidzić, ale tworzenie super agresywnych wampirów doprowadzi do wielu przypadkowych ofiar. Nie widzi mi się być częścią jego mistrzowskiego planu. – Ktokolwiek za tym stoi, musimy ich znaleźć i zakończyć rozprowadzanie narkotyków zanim sprawy się pogorszą. – Przypadkowo – to są dwie pierwsze pozycje na mojej liście rzeczy do wykonania. – To mam dla ciebie punkt trzeci. Kolacja w Domu Grey z Dariusem i Mistrzami tego wieczoru. Darius zaprosił ponadto Gabriela i Tonyę. O pierwszej. Wyruszymy stąd i to oczywiście oficjalne spotkanie. Odkąd Darius stał się pedantem w przestrzeganiu zasad, oficjalność mnie już nie zaskakiwała. Jednakże byłam ciekawa, dlaczego zaprosił Gabriela i jego żonę, Tonyę. Wampiry i zmienni w przeszłości mieli paskudne związki – ogromny brak zaufania i lęk ze strony wampirów, wiele wywracania oczami i zaprzeczania przez zmiennych. – Dlaczego zaprosił Gabriela i Tonyę? – zapytałam. – Gdybym był szczodry, powiedziałbym, że Darius był zainteresowany udowodnieniem relacji między gatunkowych. Jednak on raczej próbuje delikatnie zarządzać naszymi relacjami ze Stadem. Byłoby bardzo niekorzystnie dla Chicagowskich Domów, by całkowicie odizolować Stada, ale w mniemaniu Dariusa byłoby po stokroć gorsze zacieśnić więzy z nimi. Nigdy wcześniej nie było oficjalnej lojalności wobec Stada. Gdyby nam się udało, układ sił znacząco zmieniłby się na naszą korzyść.
Na wzmiankę o potencjalnej lojalności Stada, odwróciłam wzrok. Ethan bał się, że nasz związek – albo nasze przyszłe zerwanie – mogłoby narazić naszą rozwijającą się przyjaźń z Centralnym Stadem Ameryki Północnej i byłoby powodem rozejścia się, którego by żałował. – Chodź. – Ethan nagle powiedział podchodząc do drzwi.
Strona 210
Popatrzyłam przed siebie, otrząsając się z zadumy. – Gdzie idziemy? – Do pokoju operacyjnego. Miałem sprowadzić cię na dół 15 minut temu. Poszłam posłusznie za nim po schodach do piwnicy wprost do pokoju operacyjnego. Drzwi były otwarte, Luc, Juliet, Kelley, Malik i Lindsay już zgromadzili się przy stole konferencyjnym. Luc w swoich wyblakłym podkoszulku i dżinsach stanowił interesujący kontrast w stosunku do pozostałych strażników ubranych na czarno. Ethan zamknął drzwi. Zajęłam wolne krzesło przy stole, a on usiadł tuż koło mnie. Patrzyłam to na Luca, to na Lindsey, która siedziała po drugiej stronie stołu, starając się odczytać jej wyraz twarzy w stosunku do pozostawionej przez nią wcześniejszej wiadomości. Jednak przywdziała swój typowo delikatnie rozbawiony wyraz twarzy owiany nudą. Luc był zajęty przeglądaniem dokumentów leżących na
stole z parującym kubkiem w dłoni. Nie mogłam odgadnąć, czy byli na wojennej ścieżce, nie było też ku temu żadnej negatywnej magii w powietrzu. – W końcu do nas dołączyli – powiedział Luc, popijając swój napój. Normalnie tego rodzaju komentarz wyszedłby od niego z przekorą. Tym razem jednak, zabrzmiało to jak nagana, a Luc zazwyczaj nie grzeszył gderliwością. Może jednak między nim, a Lindsay coś się wydarzyło. – Zachowywaliśmy się przykładnie – Ethan poinstruował go. – Merit wtajemniczała mnie w dochodzenie z poprzedniej nocy. – Opowiedz – Luc powiedział. – Mówiąc w skrócie to V spowodowało tą agresję. Luc zmarszczył brwi, wyprostował się i odłożył kubek na blat. Otoczył go dłońmi, jakby dostarczał mu niezbędnej ciepłoty. Byłam tak samo zimna, jak nowonarodzony wampir i trochę mi zajęło pozbycie się tej zimności. Jednak był sierpień i prawdopodobnie 19 stopni na zewnątrz. Nie rozumiałam ludzi, którzy pili kawę w środku lata.
Strona 211
– Dlaczego jakiś nędznik miałby sprzedawać wampirom dragi i zwoływać je na imprezy? Co próbuje osiągnąć? – Merit uważa, że McKetrick może być w to zamieszany – wtrącił Ethan – to
może być sztuczka, by wypłoszyć wampiry z miasta. Podniosłam rękę. – To akurat był pomysł Ethana – powiedziałam, dając przypis tam, gdzie przypis powinien być dany… albo podkreślić winę odpowiednio. Luc kiwał głową w przód i w tył rozważając to. – Ktokolwiek na to wpadł, to nie jest taki zły pomysł, jednak wytwarzanie narkotyków, rozprowadzanie ich, organizowanie imprez i wszystko inne łącznie wymagało zbyt wiele zachodu, by tylko pozbyć się tej populacji. Są prostsze sposoby. – Zgadzam się – powiedział Malik. – i to całe ryzyko płynące ze skorzystania z okazji. Nasz pierwszy świadek widział kobietę o imieniu Marie. Ktoś głosuje za Celiną? – Jednak nie słyszeliśmy o niej nic więcej od tamtej pory – podkreśliłam – Więc jeśli jest zamieszana, to jest poza radarem. Poprosiłam, by Jeff Christopher sprawdził nagrania z kamer w barze, więc jeśli jest tam jakiś znak jej obecności – albo więcej szczegółów o sprzedawcy – znajdziemy ich. Luc przytaknął, po czym chwycił za pilota, który leżał tuż obok jego kubka. – W takim razie tu macie trochę więcej dobrych wiadomości na poprawę tego popołudnia. – podniósł pilota i gniótł przycisk do czasu, aż filmik na ekranie włączył się. Wiadomości były nagrane. Uchwyciliśmy zakończenie reportażu na temat międzynarodowego konfliktu zbrojnego tuż przed tym, jak ukazał się nagłówek głoszący „Wampirza Przemoc w Wrigleyville” – prezenterka w błyszczącym, wysadzanym klejnotami stroju z usztywnionymi niczym hełm włosami dopełniała reszty. – W dzisiejszych porannych lokalnych wiadomościach – powiedziała –
podwyższenie agresji w mieście spowodowane narkotykiem o nazwie V, krążącym po mieście wśród wampirzej społeczności.
Strona 212
Przerwali, by pokazać obrazek białej tabletki na czyjejś dłoni oraz obraz baru Temple. – Takie zdarzenie poprzedniej nocy zaburzyło spokój publiczny w jednym z barów w Wrigleyville przynależącego do Domu Cadogan. Byliśmy wczoraj na miejscu zdarzenia i oto, co powiedział nam jeden z miejscowych. Pokazali zdjęcie dwóch chłopców z bractwa z baru Temple. – O te zdradzieckie małe chuje – wymamrotała Lindsay. – To są ludzie, z którymi rozmawiała Christine. – To było straszne – powiedział ten wyższy. – Wszystkie te wampiry wyły na siebie nawzajem. To było tak, jakby w momencie ześwirowali. – Obawiałeś się o swoje życie? – zapytał reporter zza kamery. – Całkowicie – powiedział. – Jak bym nie mógł? Przecież to wampiry, a my jesteśmy tylko ludźmi. – Bomba atomowa została wymyślona przez „tylko ludzi” – wymamrotał Malik. – Druga Wojna Światowa i Hiszpańska inkwizycja zostały rozpętane przez „tylko ludzi”…
Najwyraźniej nie byliśmy otwartym tłumem dla wyciągających wszystkie brudy dziennikarzy. – Aldermen Pat Jones oraz Clarence Walker wygłosili oświadczenie tego ranka wzywające do wszczęcie dochodzenia wśród Chicagowskich Domów i ich powiązaniu z tym nowym narkotykiem. Burmistrz Tate zareagował na wydarzenia tego ranka tuż po spotkaniu z jego doradcami. W wiadomościach pokazało się zdjęcie Tate’a ściskającego dłoń kobiety w niezbyt twarzowym kostiumie. Poza nieładnie wyglądającą urzędniczką, wyglądał bardziej jak bohater jakiegoś romansidła: uwodzicielskie oczy, ciemne włosy, grzeszny uśmiech. Aż zastanawiałeś się, jak wiele głosów uzyskał tylko dlatego, że jego wyborcy chcieli być blisko niego.
Strona 213
Kiedy reporterzy zaczęli go zarzucać pytaniami o bójkę w barze, podniósł obie ręce i uśmiechnął się tkliwie. Ten uśmiech, tak mi się zdawało, igrał na granicy empatii i protekcjonalności. – Zadbałem, by Chicagowskie Domy były całkowicie świadome swoich obowiązków i jestem pewien, że zachowają wszelkie konieczne środki ostrożności zaprzestania rozprzestrzeniania V i agresji. Jeżeli tego nie zrobią, wszelkie niezbędne kroki zostaną podjęte. Moja administracja nie boi się zrobić tych
kroków. Włożyliśmy wiele wysiłku, by przerobić to miasto na takie, z którego Illinois może być dumne i będziemy to kontynuować, by zagwarantować, aby Chicago przywodziło na myśl miejsce gdzie panuje spokój i dobrobyt. Nagłówek ponownie wyskoczył na dole ekranu. „Ocena burmistrza Tate’a pozostaje niezmiennie wysoka, nawet w świetle niedawnych zamieszek.” Po tym, Luc podniósł pilot i ponownie zatrzymał nagranie. Pokój zalała cisza i ciężka troska. Zdaje się, że teraz już wiem, dlaczego dzwonił mój ojciec. Pewnie umierał z pragnienia skrytykowania mnie za to, że jestem wampirem i za szarganie rodzinnego nazwiska – pomimo faktu, że nie miałam nic do powiedzenia w sprawie mojej przemiany, a oprócz tego, robię wszystko, co w mojej mocy, żeby utrzymać w Chicago pokój. Chyba, że jego zdanie zmieni się również w tej sprawie. – Cóż – w końcu powiedział Ethan. – To rzeczywiście dodaje mi otuchy, że rosnące poparcie Burmistrza Tate’a pozostaje równie silne. – Tate musi sprzedawać im te informacje do nagłówków – podsunęłam. – Niewiele wiemy o skoku przemocy, a mój dziadek obiecał utrzymywać V z dala od prasy. – Więc Tate używa wampirów do politycznych celów? – zaproponował Luc. – Sądzę, że to nie pierwszy raz, kiedy to politycy korzystają z chaosu, ale z pewnością byłoby miło, gdyby nie było to naszym kosztem. – A co jeśli nie miał przygotowanego nakazu aresztowania – zgodziłam się. – Sposób na postawienie najpierw na miasto – powiedziała Lindsey.
Strona 214
Luc spoglądał zamyślony na Ethana. – Masz jakieś wieści od Dariusa? – Na radiu ciągle cisza. – Nie idzie za dobrze. – Narkotyki i przemoc w moim barze? Narkotyki i przemoc nakryta przez paparazzi, którzy najprawdopodobniej rozpuszczą to po całym kraju, czy to nie wystarczy? Nie, nie sądzę że będzie zadowolony i jest ogromna szansa, że Dom z tego powodu ucierpi. – Powiedz mu drugą część – powiedziała Kelley. – Drugą część? – zapytał Ethan, spoglądając to na Luca, to na Kelley. – Ta, drugą część – potwierdził Luc, podnosząc tablet i wpisując coś na nim. Obraz na projektorze zmienił się z dziennika przechodząc prosto do biało–czarnej relacji na żywo z ciemnej ulicy sąsiedztwa. W czasie mojej służby jako strażnika w obronie Domu, widywałam to żerowisko wystarczającą ilość razy, żeby dobrze się z nim zapoznać. – To jest na zewnątrz Domu Cadogan. – Niezłe oko, wartowniczko – pochwalił Luc. – W rzeczy samej, to jest Dom – ponownie napisał coś na tablecie i powiększył miejsce żerowiska, kierując obraz na sedana, w którym siedziały dwie osoby. Obydwie w garniturach. – Kelley poszła pobiegać. Zauważyła ten samochód, kiedy wychodziła, a kiedy
wracała nadal tam był. – Przebiegłam 26 mil – wtrąciła Kelley. – Zajęło mi to godzinę i dwadzieścia cztery minuty. Nieźle, jak na wampirzy maraton. Punkt dla wampirzej prędkości. – To dość długi czas, jak dla facetów w garniturach siedzących w samochodzie koło naszego Domu – powiedział Ethan, po czym spojrzał ponownie na Luca. – To jest nieoznakowany samochód policji .
Strona 215
– Też tak pomyśleliśmy. Ani samochód, ani załoga nie wyglądała mi na ludzi McKetrick’a, więc uznaliśmy, że to detektywi. Zadzwoniliśmy do Biura Rzecznika Praw Obywatelskich, żeby to potwierdzić, ale oni nie mieli jakiegokolwiek pojęcia, o takim samochodzie. Wymamrotałam przekleństwo. – Nie mieli też pojęcia, o imprezie Pana Jacksona. Tate nie jest teraz do końca szczery z biurem. – Brak zaufania?– zastanawiał się Ethan. – Lub też strach przed tym, że biuro Rzecznika jest zbyt blisko powiązane z Domem Cadogan – zasugerowałam.
– Biuro Tate’a nie podaje wszystkich informacji do biura Rzecznika, co działa, jak sprawdzenie i balansowanie jednocześnie na moim dziadku. Lindsey się skrzywiła. – To jest jak policzek w twarz. – Zgadza się – przytaknęłam. – Zdaję się, że samochody policyjne na sygnale oznaczają również brak zaufania Tate’a do nas? Ethan poruszył się na swoim krześle. – Biorąc pod uwagę fakt, że ma przygotowany mój nakaz aresztowania gotowy do podpisania, chyba muszę się zgodzić. Mój telefon komórkowy zabrzęczał. Wyciągnęłam go i sprawdziłam dane identyfikacyjne osoby dzwoniącej. O wilku mowa. Postanowiłam odebrać. – Hey Jeff. Masz coś dla mnie? Jeff zachichotał. – Jasne, że mam. Jestem teraz ściśle w strefie zakazanej. Wiesz, to przez pewną małą damę. – Z całym szacunkiem dla ciebie. Hej, jestem w pokoju obrad z Ethanem i resztą. Mogę wrzucić cię na głośnik? – Proszę bardzo. Prawdopodobnie dobrze będzie, jeśli wszyscy to usłyszą. Położyłam telefon na środku stołu, po czym wcisnęłam przycisk głośnika. – Okay. Jesteś na głośniku. Mów, co masz?
Strona 216
– Och, gdybym tylko przygotował sobie monolog – usłyszeliśmy w tle głos Catchera. – Skup się, dzieciaku. – Cóż – powiedział Jeff, a ja usłyszałam dźwięk pisania na klawiaturze. – Okazało się, że kamery ochrony cały czas są włączone, a Colin i Sean zapisują nagrania. Zbierają je w barze, na zakodowanym serwerze, mają też zabezpieczenia zewnętrzne na wypadek gdyby coś się popsuło. Właściwie to byłem pod wielkim wrażeniem. Nie spotykasz się często z barami, które mają tego rodzaju zabezpieczenia. Patrząc na kruche zaplecze Baru Temple, zdecydowanie nie było tego typu przedsiębiorstwem, które posiadałoby zakodowany serwer, nie, żebym mogła jakoś odróżnić serwer zakodowany od niezakodowanego. – Tak czy inaczej, złapałem nagranie i ściągnąłem je. Pochyliłam się, łącząc dłonie na stole. – Powiedz mi, że coś znalazłeś, Jeff. – Zajęło mi to trochę – powiedział. – Dostawcy używają tej uliczki do rozładunków. Jest tam także okazjonalnie samochód do cateringu, śmieciarki, taksówki i tak dalej. Ale około od dwóch miesięcy, co kilka dni, zazwyczaj o bardzo wczesnych godzinach porannych, do alejki podjeżdża Shelby Mustang. Czasami samochód zatrzymuje się tam na kilka minut, nic się nie dzieje i samochód odjeżdża. Ale czasami kierowca wysiada. Moje serce zaczęło bić w oczekiwaniu. Zaczynaliśmy zbliżać się do czegoś, wiedziałam o tym. – Jak wyglądał kierowca?
– Cóż, pomimo tego, że zaplecze jest imponujące, nagranie gówno daje. Jest bardzo niewyraźne. Ale udało mi się coś dla ciebie wyciągnąć. Zaraz wyślę ci zdjęcia. – Na tego maila – powiedział Luc, czytając adres Jeffowi i biorąc jednocześnie jeden z tabletów ze stołu.
Strona 217
– W ten sposób uda nam się uzyskać lepszą projekcje tego zdjęcia. – Zrobione i zrobione – powiedział Jeff, ledwo kończąc zdanie, kiedy tablet Luca zasygnalizował nową wiadomość. Jego palce tańczyły po klawiaturze i po chwili na ekranie pojawił się jakiś obraz. Facet był niski – może miał z 5 stóp wzrostu w butach – był starszy, miał gładkie, ciemne włosy i był raczej krępej budowy ciała. Nie było niczego szczególnego na jego twarzy, ale mogłabym przysiąc, że już go wcześniej widziałam. – Czy on wygląda dla kogoś znajomo? – zapytałam, ale usłyszałam jedynie mamrotane „nie” wkoło Sali. Inni mogli go nie rozpoznawać, ale miałam przeczucie, że Sarah powinna go znać. – On pasuje do opisu tego faceta, człowieka, którego Sarah spotkała na imprezie w Streetville – powiedziałam. – Rozjaśnij moją noc i powiedz mi, że masz
numery rejestracyjne tego wozu, Jeff. – Ponieważ jestem, w rzeczy samej, niesamowity, byłem w stanie wyciągnąć nr rejestracyjne. Samochód jest zarejestrowany na Paulie Cermak – Jeff przeczytał na głos adres. – Mapa internetowa pokazuje, że ten adres znajduje się blisko parku Garfield Conservatory. Zaznaczyłam sobie, żeby złożyć panu Cermak wizytę. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do telefonu. – Jeff, jesteś uosobieniem męskości. – Najśmieszniejsze jest to – kontynuował Jeff – że samochód zawiera dane niedawnej sprzedaży, zaledwie kilka miesięcy temu został sprzedany naszemu panu Cermak. Ale nie ma jakichkolwiek informacji na temat poprzedniego właściciela, lub też od kogo nabył samochód. Zachmurzyłam się. – To wydaję się dziwne. – Zdecydowanie dziwne – zgodził się Jeff. – Kiedy szukaliśmy czegoś w aktach, zbyt wiele danych sygnalizuje fałszywy dowód. Za mało danych oznacza, że ktoś zacierał pewne informacje. Dane sprzedażowe aut praktycznie zawsze są w
Strona 218
systemie; nie ma powodu, dla którego nie miałyby być. W tych aktach jest pełno zacieranych informacji. Och, a to jeszcze nie wszystko.
– Słuchamy cię. – W gruncie rzeczy, ponieważ jestem nie tylko niesamowicie przystojny, ale również mam w sobie dużo więcej – najlepiej jakieś dobrze zrobione jalapeńo28 – sprawdziłem historię kryminalną pana Cermaka w bazie danych Cook County. To znaczy, nie miałem zamiaru włamywać się do ich systemu bez pozwolenia, ale co więcej może zrobić facet, skoro dzwoni jego ulubiony wampir? – Dokładnie. Czego się dowiedziałeś? – Nie za wiele. Jest tam jeden zabezpieczony dokument i to wszystko. – Czy sądzisz, że ten dokument też został jakoś wyczyszczony? –Ech, niekoniecznie. Możesz kodować dokumenty kryminalne z wielu powodów. Żeby chronić ofiarę, z powodu nieletności oskarżonego, bo oskarżony jest zombie zjadającym ludzkie mózgi bez większego powodu. – Zakodowane nagrania, tak? – wtrącił Ethan. – Ta. Tak więc, dokumenty są zakodowane i nie mogę dostać się do żadnych papierów. Zahasłowane są całkiem niezłymi zabezpieczeniami. Potrzebowałbym hasła, albo kodu dostępu, albo musicie dostać nakaz sądowy na wyciagnięcie tych papierów. – Wiec mamy ślepą uliczkę? – Ha, ale żartowniś z ciebie. Ale niestety tak. Bardzo ślepą uliczkę. Ślepą jak kret, albo nawet gorzej, ale nie jestem pewien czy może być jeszcze gorzej. – Załapaliśmy. – Och i jeszcze jedna rzecz – usłyszałam znów dźwięk klawiatury, dźwięk był przytłumiony przez mamrotania, jakby Jeff mruczał „White Christmas”. – Chyba trochę za wcześnie na świąteczne piosenki, co Jeff?
Strona 219
– Nigdy nie jest za wcześnie na ducha świąt, Merit. Okay, tak więc wideo nie jest najlepszej jakości, a alejka nie jest zbyt dobrze oświetlona. Ale okazjonalnie, przy pełni księżyca, ilość światła była wystarczająca. Kiedy zamilkł, znów usłyszałam dźwięk pisania na klawiaturze. – Okay – powiedział znów. – Zaraz wyślę ci kolejne zdjęcie. Tym razem było to nieostre, czarnobiałe ujęcie samochodu w alejce. Jeff miał rację – zdjęcie było ziarniste, ale samochód na zdjęciu był niezaprzeczalnie klasycznym Mustangiem, z wyścigowymi paskami i bocznymi małymi okienkami. A to nie był jeszcze koniec. Zmrużyłam oczy, patrząc na zdjęcie, starając się na próżno odczytać coś więcej. – Czy to jest kobieta na siedzeniu pasażera? – Na to wygląda – powiedział Jeff. – To jest bardziej jak cień, ale wygląda mi to na kobietę. Ze względu na zaokrąglenia. Czaisz? – Wiemy – powiedział Ethan sucho. – Tak czy siak, zacząłem sprawdzać ten cień kobiety z nagrania, tak? Puszczałem film w zwolnionym tempie i znalazłem coś jeszcze. Mam zbliżenie i
zaraz je wam wyśle. Ponownie tablet zabrzęczał, odbierając wiadomość i kolejny czarnobiały obraz pojawił się na ekranie. Zaczęłam się w niego wpatrywać, ale bez względu na moc oczu drapieżnika, nadal nie mogłam zbyt wiele odczytać z obrazu kobiety w samochodzie. W zasadzie nie mogłam zobaczyć nic więcej, jak tylko piksele. – Co powinniśmy zobaczyć? – Zastanawiałam się na głos. – Spójrz na środek obrazu – powiedział Jeff – w przybliżeniu, tam, gdzie powinien być jej kołnierzyk. Już otwierałam usta, żeby powiedzieć, że nic tam nie widzę – i wtedy to zobaczyłam – wokół jej szyi, niezaprzeczalny błysk światła. – Jeff, to wygląda jak odznaka Domu – ale nie, taka, jaką widziałam u Celiny
w noc, kiedy wróciła do Domu Cadogan.
Strona 220
– Też o tym pomyślałem. – Czy możesz to jeszcze trochę powiększyć? – zapytał Ethan. – Niestety, nie mogę podać wam żadnych detali. Czujnik kamery nie zarejestrował żadnych innych danych. Ale to już coś, prawda? To w jakimś stopniu sugeruje, że macie do czynienia z wampirem z Domu, który uwikłany jest w ten cały interes z dragami. Malik i Ethan wymienili między sobą ciężkie spojrzenia. – Rzeczywiście tak sugeruje – zgodził się Ethan. – Ale jak na razie, niech to zostanie między nami, dobrze? – Ty jesteś szefem – uprzejmie odpowiedział Jeff. – Dzięki, Jeff. Doceniamy to. – Niestety, razem z dobrymi wiadomościami, mam też złe. – Jakie? – zapytałam. – Paulie Cermak jest jedynym podejrzanym o rozprowadzanie V, jakiego mamy. Zawęziłem przeszukiwane tego filmu wczoraj późną nocą i musiałem oddać dziś rano do Departamentu Policji. – Oczywiście – powiedziałam. – Detektyw Jacobs z pewnością był
zainteresowany tym nagraniem. – Był i jest. Dziś rano wysłali do domu Cermaka detektywa. Ethan zachmurzył się, słysząc to. – Znaleźli coś? – Absolutnie nic. Dom był czysty. Samochód czysty. Wciąż przeglądają różne rzeczy, które zatrzymali jako ewentualne dowody, ale nie ma tam nic, co wskazywałoby, że ma coś wspólnego z dragami, albo imprezą. – Z tego co wiemy, on jest zwyczajnym facetem w publicznej uliczce. Miał całkowite prawo tam być. Bądź co bądź, mój szósty zmysł mówił mi, że ten Paulie Cermak był kimś więcej niż tylko przechodniem i założę się, że, jeżeli wezwalibyśmy każdego Cadogańskiego wampira, który był w Temple Bar w przeciągu ostatnich kilku
Strona 221
miesięcy, wskazali by go jako gościa, który wałęsał się na zewnątrz baru i rozdawał V. Oczywiście, to wymagałoby zadzwonienia do każdego wampira z Domu Cadogan. A ja nie byłam chętna, przynajmniej na razie, wciągać w to każdego wampira z osobna. – Dzięki Jeff. Masz jakieś obiekcje przed tym, abym sama złożyła panu Cermakowi wizytę? – na moją sugestię głowa Ethana podskoczyła, ale nie odezwał
się. – My nie mamy żadnych obiekcji. A Departament Policji nie musi wiedzieć. Hej, Chuck dzwoni na mój pager, także muszę lecieć. Mamy parę faerie, które chcą, żeby był przy mediacjach w sporze o majątek, trzeba też będzie wgrać jakieś dokumenty. Będziemy w kontakcie. – Dzięki Jeff – powiedziałam, po czym podniosłam telefon ze stołu i rozłączyłam się. Pokój narad był cichy przez moment. Spojrzałam na każdego wampira zebranego w pokoju. – Macie jakieś pomysły przed wizytą u naszego potencjalnego handlarza dragami? – Jak bardzo przeciwna jesteś karze śmierci? – zapytał Luc. – Wolałabym nie grać roli sędziny, ławy przysięgłych i prokuratora – powiedziałam. – Ale jeżeli masz jakieś strategiczne, bądź dyplomatyczne sugestie, zamieniam się w słuch. Ethan poklepał mnie dobrodusznie po plecach. – Dobrze, Wartowniczko.
Strona 222
ROZDZIAŁ XVI
SPRAWCA
Lindsey odprowadziła mnie do mojego pokoju, bym mogła zmienić buty i wziąć swój miecz. Zazwyczaj nie nosiłam go w miejscach publicznych, ale Paulie Cermak był prawdopodobnie handlarzem prochami, a ja udawałam się na jego własne boisko. Nie miałam najmniejszego zamiaru iść tam bez stali. Byłyśmy w środku z zamkniętymi drzwiami, Lindsey siedziała na moim łóżku, a ja siedziałam na podłodze, miecz leżał przede mną w celu upewnienia się, że ma odpowiedni kształt i formę, kiedy nagle wyznała coś, co wyraźnie w sobie nosiła. – Obmacywaliśmy się – powiedziała. Wytarłam ostrze papierem ryżowym. – Nie pamiętam, żebyśmy się obmacywały. – Obmacywałam się z Connorem. Spojrzałam na nią i nie mogłam powstrzymać rozczarowania, które pokazało się na mojej twarzy. Connor był wampirem z mojej klasy Wtajemniczonych; słodki dzieciak, z którym Lindsey flirtowała od naszego Ślubowania. Był słodki i czarujący na swój sposób… ale nie był Luckiem.
– Kiedy to się stało? – Wróciłam z baru Temple i całą ekipą rozmawialiśmy w salonie na dole, a potem wszyscy się znudzili i wyszli. Wszyscy, oprócz niego. No a potem od słowa do słowa… Kiedy ostrze było czyste, włożyłam miecz z powrotem do pochwy. – Od słowa do słowa obściskiwałaś się z nowym wampirem?
Strona 223
– Na to wygląda. Pomyślałam, że to, co było nowe, to fakt, że była tym rozgoryczona. Lindsey nie była histeryczką i mądrość poniewczasie nie była w jej stylu. Może Luc robił postępy. Przechyliłam w jej stronę głowę. – Więc dlaczego tak się dziwnie z tego powodu zachowujesz? Z dłońmi na kolanach i opuszczonymi ramionami, Lindsey odwróciła wzrok. Pomyślałam o tym, co usłyszałam wcześniej w głosie Luca i domyśliłam się. – Luc się dowiedział? Przytaknęła. – Cholera, Linds. – Taa, cholera. – Kiedy na mnie spojrzała, po jej policzku spłynęła łza. Starła
ją nonszalancko, ale w jej oczach wyraźnie widziałam poczucie winy. – To z Connorem – to tylko przygoda? Tylko dlatego, że miałaś naprawdę długą noc? – Nie wiem co to jest. To jest mój problem. Ja po prostu – nie wiem – nie jestem gotowa na bycie… – Wyrzuciła dłonie w powietrze. – W poważnym związku. – Nie jesteś gotowa? Masz ponad sto lat. – To nie o to chodzi. Słuchaj, Luc i ja poznaliśmy się bardzo, bardzo dawno temu. Miał dziewczynę; ja kawalera. Jest seksowny, to jasne. Naprawdę jest seksowny. Ale zaczęliśmy jako przyjaciele i raczej wolę, żebyśmy zostali przyjaciółmi, niż stali się jakimiś śmiertelnymi wrogami. Posłałam jej powątpiewające spojrzenie. – Jak ty i Luc możecie być śmiertelnymi wrogami? On chyba nawet nie ma śmiertelnych wrogów. No, może Celinę. I Petera. – Zdecydowanie Petera – zgodziła się i wzruszyła ramionami. – Nie wiem. Po prostu – nieśmiertelność to bardzo długi okres. Mogę żyć naprawdę długo i ciężko mi jest wyobrazić sobie, że tylko jeden facet jest tego częścią.
Strona 224
Z mieczem w dłoni wstałam i usiadłam obok niej.
– Czyli na razie żadnych poważnych związków. – Tak – powiedziała smutno. Nie cierpiałam tego z powodu ich obojga – z powodu jej poczucia winy i jego złamanego serca. – No to, co zamierzasz zrobić? – A co mogę zrobić? Złamać mu serce? Powiedzieć mu, że nie jestem zainteresowana ustatkowaniem się? – Opadła na łóżko. – To dlatego od tak dawna tego unikam. Jest moim szefem, a gdybyśmy spróbowali i to by nie wyszło… – Dla każdego byłoby niezręcznie. – Dokładnie. Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu. – No to co tam u Cubbies? – zapytała wreszcie z udawaną radością w głosie. – Wymień jednego obecnego gracza Cubsów. – Um, ten seksowny z szerokimi ramionami i małą bródką? – I to właśnie mam z przyjaźnienia się z cholerną fanką Jankesów. – Jestem bezużyteczna – wymamrotała i zakryła sobie twarz poduszką. Doszedł zza niej stłumiony, sfrustrowany krzyk. – Nie jesteś bezużyteczna. Hej, mimo wszystko jesteś w pierwszej dziesiątce najlepszych ciach Domu Cadogan, prawda? Ja umieściłabym cię co najmniej w pierwszej trójce. Uniosła róg poduszki i odsunęła włosy z twarzy. – Naprawdę? – Naprawdę. Uśmiechnęła się nieznacznie.
– Jesteś najlepszą Wartowniczką na świecie. Taaak, czasami i ja tak myślałam.
***
Strona 225
Z Lukiem i Ethanem spotkałam się ponownie na parterze. – Masz telefon, w razie gdybyś nas potrzebowała? – Tak – zapewniłam go, klepiąc się po kieszeni. – Jeśli gliny nie znalazły nic w jego domu, to zapewne nie będzie miał na tyle instynktu terytorialnego, by coś zacząć. Ale w razie co, to zadzwonię. Nie martwcie się… – Woli być raczej żywa – dokończył za mnie Ethan. – Dokładnie – powiedziałam z uśmiechem. – Miej oko na wszelkie komplikacje – powiedział Luc. – Jeśli naprawdę jest czysty, to ktoś musi odwalać za niego brudną robotę. Po przecieku z policji mogą być zaalarmowani.
– Możliwe też, że później zmienił protokół – powiedział Ethan. – Dobrze się rozejrzę, zanim wejdę. Wie, że jest na liście, więc pewnie nie będzie zaskoczony moim widokiem. Pytanie brzmi – jeśli go znajdę, to co mam z nim zrobić? Ethan uniósł podejrzliwie brew. – Nie sugeruję zabójstwa – wyjaśniłam. – Ale jeśli policja nic nie znalazła, to nie znaczy, że mi się uda. – Zdobądź tyle informacji, ile zdołasz – powiedział Ethan. – I bądź ostrożna. Nie martw się zainteresowaniem go. Wiemy, gdzie jest i jak go znaleźć. – Przynajmniej dopóki się nie spłoszy – powiedział Luc. – I wróć na kolację – przypomniał mi Ethan. – Pamiętam. Wrócę nawet na czas, by się wykąpać i odpowiednio ubrać. – Musiałam – miałam iść na spotkanie z trzema Mistrzami Domów i przywódcą Prezydium w Greenwich. Nie zamierzałam tam iść bez przygotowania. Ethan uśmiechnął się. – To byłoby mile widziane. Odwróciliśmy się wszyscy na dźwięk kroków rozbrzmiewających na drewnianej podłodze. Na końcu korytarza stał blady Malik.
Strona 226
– Darius jest na telefonie – powiedział. – Chce z nami porozmawiać. Luc i Ethan wymienili spojrzenia, które trochę mnie zdenerwowały, chociaż było to jedno ze spojrzeń, które oficerowie wymieniali, by nie odzywać się na głos i nie straszyć żołnierzy. – Do mojego gabinetu – powiedział Ethan i spojrzał na mnie. – Pracuj nad swoją magią, Wartowniczko – i zamknij tę sprawę. – Poszedł za Malikiem i obaj zniknęli w gabinecie Ethana. Spojrzałam na Luca. – Chcesz odprowadzić mnie do samochodu? – Z przyjemnością. Wskazałam drogę wzdłuż chodnika do bramy Cadogan. Jak zwykle dwie faerie wstały, kiedy przechodziliśmy, ale tym razem jedna była dziewczyną. Miała takie same proste, ciemne włosy jak męscy najemnicy, a jej twarz miała rysy europejskiej supermodelki. Miała na sobie również taki sam zestaw jak jej towarzysz i posłała mi takie same niezainteresowane spojrzenie. – Czyżby najemnicy stali się egalitarni? – zapytałam Luca, kiedy szliśmy ulicą, ignorując krzyki protestujących. Tego wieczora było ich więcej, zapewne z powodu porannych wiadomości i skandowali teraz: "Koniec z wampirami. Koniec z wampirami." – Najwyraźniej wcześniej mieliśmy tylko męskie faerie, bo żadne kobiety nie chciały tej roboty. Ona tak. – Jak ma na imię? – Nie mam pojęcia – powiedział Luc. – Nie wiem nawet, jak się nazywają stojący tam faceci, a my od lat nie utrzymujemy kontaktu. Wolą być profesjonalni.
Przeszliśmy obok sedana zaparkowanego po drugiej stronie ulicy. Obaj mężczyźni na przednim siedzeniu zajmowali się swoimi kanapkami. Na desce rozdzielczej leżała lornetka i kubki z kawą. Podejrzewałam, że to są nasi gliniarze. – Nie do końca subtelni, co? – mruknęłam do Luca. – Tak samo subtelni jak wampiry w kwestii V.
Strona 227
– Ał. – Za wcześnie? – Poczekajmy, aż znajdziemy się poza groźbą oskarżenia. – A mówiąc o drażliwych tematach. – Jeśli chodzi o Lindsey… – Ona mnie zabija, Wartowniczko. – Wiem. Przykro mi. – Widziałem, jak się z nim całuje. – Szczerze? Nie wydaje mi się, żeby czuła coś do Connora. Po prostu uważam, że nie jest gotowa, by się ustatkować. Zatrzymał się i spojrzał na mnie. – Myślisz, że wkrótce będzie? – Zdecydowanie mam nadzieję. Ale wiesz, jaka jest uparta. Luc roześmiał się bez humoru. Doszliśmy do mojego pomarańczowego auta i delikatnie uderzył pięścią w bagażnik.
– Wiem, Wartowniczko. Chyba będę musiał zdecydować, czy na nią poczekam, czy nie. Nic innego nie mogę zrobić. Posłałam mu współczujący uśmiech. – Chyba tak. – A tak poza tym, powiesz mi kiedyś, które wampiry brały V? Muszą być przesłuchane. Pokręciłam głową. – Nie ma mowy. Odwróciłam się plecami, kiedy przekazali prochy i obiecałam, że nie przekażę ich tożsamości. Złożyłam obietnicę i jej nie złamię. Nie wyjawię swoich źródeł. Spodziewałam się irytacji lub wykładu na temat obowiązku wobec Domu i jego wampirów, ale nie doczekałam się. Wyglądał prawie na dumnego. – Dobrze rozegrane, Wartowniczko. Kiwnęłam mu głową, po czym poprawiłam swój miecz i wsiadłam do auta. – Kiedy mnie nie będzie, zadbaj, żeby Ethan nie zamordował Dariusa.
Strona 228
– Postaram się. Powodzenia – powiedział Luc, zatrzaskując drzwi. Miałam nadzieję, że będę je miała. Posiadanie GPSa nie było wystarczająco szalone, co i tak wyglądałoby dziwnie
w starym Volvo. Więc znalazłam dom Paulie Cermaka w starym stylu – mając adres ulicy i wydrukowane z Internetu wskazówki, podane mi przez Kelley, zanim opuściłam Dom. Jeff miał rację – dom Cermaka nie znajdował się daleko od Oranżerii Parku Garfield. Oranżeria była cudownym miejscem, ale ta okolica zdecydowanie widziała lepsze czasy. Było tu dużo starych bloków, a gdzieniegdzie pozostałości trawy z porozrzucanymi śmieciami. Wiele budynków – wielkich kamiennych bloków, jakie budowli za czasów drugiej wojny światowej – widziało lepsze czasy. Dom Cermaka był nijaki – wąski, piętrowy budynek z szarym dachem. Podwórze było czyste, trawa skoszona, ale żadnego zaprojektowanego ogródka. Na trawniku leżały pozostałości papierowej torby od fast–foodu, zapewne złapane przez kosiarkę i nikt nie przejmował się, by to sprzątnąć. Miał szczęście pod jednym względem – w przeciwieństwie do reszty domów, dom Cermaka miał boczny garaż. Nie był przyłączony do domu, ale jednak był to garaż i to dało mu możliwość unikania tego, co tysiące innych mieszkańców Chicago widziało każdego dnia – parkowania na ulicy. Zaparkowałam samochód kilka domów dalej, chwyciłam miecz, a ze schowka małą latarkę. Jak tylko wysiadłam, przypasałam miecz i schowałam latarkę do kieszeni. Zamknęłam samochód, rozejrzałam się w poszukiwaniu zbłąkanego McKetricka lub nieoznakowanych policyjnych samochodów i zaczęłam iść. Byłam Wartowniczką od kilku miesięcy. Chociaż nie byłam szczególnie podekscytowana pojedynkami, zaczynałam się do nich przyzwyczajać. Ale częścią tej pracy, która ciągle wprawiała mnie w nerwowość, były podchody. Byłam nerwowa chodzeniem wzdłuż Michigan z Jonahem, ale przynajmniej ktoś
dotrzymywał mi towarzystwa i odwracał moje myśli od zadania. Teraz byłam sama wyłącznie ze swoimi myślami.
Strona 229
Nie cierpiałam oczekiwania na agresję. Zatrzymałam się przed czarną, plastikową skrzynką na listy. Czerwona flaga była uniesiona, ale powstrzymałam chęć, by otworzyć skrzynkę i zobaczyć, co wysyłał. Już bez tego miałam za dużo problemów na głowie. W garażu Cermaka nie paliło się światło, tak samo jak na najwyższym piętrze domu. Na parterze było jasno. Drzwi antywłamaniowe były otwarte; te z moskitierą zamknięte. – Zacznijmy od garażu – wymamrotałam, przechodząc na palcach po trawniku z odległej strony działki. Podjazd, jeśli można go tak nazwać, składał się z dwóch cienkich betonowych linii, wystarczających aby opony samochodu miały choć trochę ochrony przed błotem. Trzymałam się trawy, by zagłuszyć dźwięk swoich butów. Chociaż planowałam zapukać do drzwi wejściowych, chciałam sprawdzić najpierw teren, a to wymagało skradania się. Garaż był wąski, postawiony w starym stylu z podnoszonymi do góry drzwiami i rzędem okien. Wyciągnęłam latarkę, włączyłam ją i zajrzałam do środka. Zadrżałam.
W środku stał błyszczący Mustang, ten sam, który widzieliśmy na materiałach ochrony – coupe z białymi wyścigowymi pasami i charakterystycznymi dla Mustanga bocznymi chwytakami. Samochód był wspaniały. Nieważne, jakie Cermak miał problemy, nie mogłam zarzucić mu złego gustu w doborze aut. Zrobiłam zdjęcie i misję "sprawdzić pojazd" uważałam za zakończoną. Następny przystanek, dom. Przemierzyłam trawnik i skierowałam się w stronę małej, wybetonowanej werandy. Zza siatkowanych drzwi dochodził dźwięk programu z lat osiemdziesiątych. Kiedy dotarłam na werandę, chwyciłam lewą dłonią rękojeść miecza, ściskając ją, by dodać sobie otuchy. Widziałam kuchnię z kuchenką w kolorze avocado i lodówką. Dom w środku udekorowany był zwyczajnymi meblami, które spotyka się w motelach. Pospolite i skromne, ale praktyczne.
Strona 230
– W czym mogę pomóc? Zamrugałam kilka razy, kiedy w drzwiach stanął mężczyzna – ten sam, co na wideo z baru Temple. Miał na sobie bluzę Jankesów, która widziała lepsze czasy i parę znoszonych dżinsów. Uśmiechnął się, ukazując rząd prostych, białych zębów. I może mieszkał w Chicago, ale akcent miał typowo nowojorski.
Postanowiłam przejść do rzeczy. – Paulie Cermak? – W rzeczy samej – powiedział, przechylając głowę na bok i przyglądając się mojej twarzy… i mojemu mieczowi. – Jesteś Merit. Musiał widzieć zaskoczenie w moich oczach, bo roześmiał się. – Wiem kim jesteś, dzieciaku. Oglądam telewizję. I chyba nawet wiem, po co tu jesteś. – Otworzył siatkowane drzwi i lekko je uchylił. – Chcesz wejść? – Tu mi dobrze. – Może i byłam ciekawa, ale nie głupia. Wolałam zostać tutaj, mając miasto za plecami, niż dobrowolnie wejść do domu podejrzanego. Zamknął z powrotem drzwi i skrzyżował ręce na piersi po drugiej ich stronie. – W takim razie może przejdźmy do rzeczy. Szukałaś mnie – teraz mnie znalazłaś. Czego ode mnie chcesz? – Ostatnio spędza pan dużo czasu w barze Temple. – To pytanie czy stwierdzenie? – Oboje wiemy, że parkuje pan samochód przed barem, więc powiedzmy, że to stwierdzenie. Wzruszył nonszalancko ramionami. – Jestem małym przedsiębiorcą, próbującym jedynie zaistnieć w tym świecie. – Czym się pan zajmuje, panie Cermak? Uśmiechnął się szeroko. – Relacjami społecznymi. – Czy Wrigleyville to ważna społeczność? Paulie przewrócił oczami. – Dzieciaku, prowadzę interesy w całym tym mieście.
Strona 231
Przez te wszystkie pytania zaczęłam się czuć jak krzyżówka gliny i dziennikarki – bez żadnych kwalifikacji i autorytetu. – A czy to zbieg okoliczności, że zaczął pan pojawiać się przed barem Temple i na ulice trafił nowy narkotyk? – Gdybyś jeszcze nie wiedziała, to wiele mężczyzn i kobiet w niebieskich wdziankach przetrząsnęło mój dom od góry do dołu. Sugerujesz, że rozprowadzam narkotyki, ale czy nie sądzisz, że gdyby w istocie tak było, to już by coś znaleźli? Przez chwilę mierzyłam go wzrokiem. – Panie Cermak, chciałby pan wiedzieć, co myślę? Uśmiechnął się powoli, jak podekscytowana hiena. – Ach, oczywiście. Chciałbym usłyszeć, co myślisz. – Był pan na tyle przezorny, by w pańskim domu nie znaleziono żadnych śladów V. Myślę, że to czyni z pana niesamowicie mądrego i zaradnego człowieka. Pytanie brzmi, gdzie trzyma pan narkotyki… i od kogo je pan bierze. Chciałby mi pan to powiedzieć? Paulie Cermak przez chwilę patrzył się na mnie szeroko otwartymi oczami, po czym wybuchł śmiechem tak ogromnym, że wkrótce zaczął kaszleć. Kiedy wreszcie przestał rechotać, wytarł łzy z kącików oczu palcami, które
były dłuższe i delikatniejsze, niż mogłabym pomyśleć. Palce pianisty, ale należące do niskiego, grubawego dilera. – O Jezu – powiedział. – Przyprawisz mnie o zator, dzieciaku. Ale niezła jesteś, wiesz? Wcale nie jesteś taka nieśmiała, co? – Czy to oznacza nie? – Świat biznesu to bardzo delikatna sfera. Masz tu szefów. Pośredników. I przeciętnych sprzedawców. – Takich jak pan? – Skoro tak twierdzisz. Gdybym zwracał zbyt dużą uwagę na te pozostałe szczeble, cała równowaga zostałaby zachwiana, a to by zrobiło kierownictwu przykrość.
Strona 232
Ugryzienie
– McKetrick to twoje kierownictwo? Przez chwilę milczał. – Kim jest McKetrick? Nie mogłam być pewna, ale miałam wrażenie, że jego zdezorientowanie jest uzasadnione, że Cermak naprawdę nie wie, kim jest McKetrick. Poza tym, w gruncie rzeczy przyznał, że sprzedaje dragi. Po co miałby teraz kłamać?
Przyszła mi do głowy pewna myśl – i nie była to myśl, która pomogłaby mi spać lepiej w nocy. Byłam wnuczką gliny i wampirzycy posiadającej kontakty w Domu Cadogan. Dlaczego miałby mnie okłamywać, może myślał, że wampiry nie mogą tknąć jego… albo tego, dla kogo pracował? I kim była jedyna kobieta, której Prezydium w Greenwich nie pozwoliło nam tknąć? Musiałam zapytać, ale nie chciałam spłoszyć jego lub Celiny. – Pracujesz sam? – Zapytałam. – W większości – odpowiedział ostrożnie, jakby nie był pewny, do czego to pytanie zmierza. – Z wampirami? – Skarbie, mam arterię szyjną. Biorąc pod uwagę naturę towaru, wolałbym mieć możliwie jak najmniej do czynienia z kłami. – Widziano pana z wampirzycą o imieniu Marie. Paulie patrzył na mnie, odmawiając odpowiedzi. Może nie zauważył kamery ochrony. Będąc odważnym w sprawie V, Cermak najwyraźniej nie chciał przyznać udziału Celiny. Nie byłam pewna, co to oznaczało i czy w ogóle coś oznaczało. I kończyły mi się pomysły. – Wiem, co według ciebie to oznacza – powiedział Paulie. – Co? – V – powiedział. – Nazwa narkotyku. Uważasz, że oznacza vampire, prawda? Milczałam przez chwilę, zaskoczona, że tak jawnie o tym mówił. – Przeszło mi to przez myśl – powiedziałam wreszcie.
Strona 233
Wycelował we mnie palcem. – Więc się mylisz. Oznacza veritas. To łacińskie słowo oznaczające prawdę. Cała idea polega na przypominaniu wampirom, jak to jest być prawdziwym wampirem. Dawne czasy, latające nietoperze, Transylwania, żądza krwi rodem z horrorów. Ta dobra żądza krwi. I walka. Żadne tam ludzkie nie wiadomo co. Prawdziwa jatka. V to prezent dla wampirów. Veritas. Prawda – powtórzył. – Ja osobiście to doceniam. To było strasznie filozoficzne wyjaśnienie. – A dlaczego jest pan taki wielkoduszny dla wampirów? – Nie jestem wielkoduszny, dzieciaku. Nie mówię, że widziałem V, ale jeśli by tak było, to nie jest to coś, w co wpakowałbym się z dobroci serca. To bardziej jak coś, na czym mógłbym zarabiać. – Kto? Paulie prychnął. – Kto według ciebie miałby motywację do czegoś takiego? Do doprowadzenia wampirów do szaleńczego pragnienia krwi, do tego, by zachowywali się jak "prawdziwe wampiry"? Wzruszył ramionami. – Mogę tylko powiedzieć, że ty zajdziesz w tym łańcuchu wyżej niż ja, laleczko. Kolejna wskazówka co do Celiny? Czy następnego szefa w Domach Chicago?
Potrzebowałam więcej informacji. – Wskaże mi pan odpowiedni kierunek? – I miałbym przyczynić się do obniżenia swojego dochodu? Nie, dzięki, dzieciaku. – Gdzieś w domu zadzwonił starodawny telefon. Paulie obejrzał się za siebie, po czym spojrzał na mnie. – Potrzebujesz czegoś jeszcze? – W tej chwili nie. – W razie co, wiesz gdzie mnie znaleźć. – Odsunął się i zamknął drzwi, a dom zatrząsnął się trochę na fundamentach. Odszedł w kierunku telefonu i uciszył jego dzwonienie.
Strona 234
Zamknęłam oczy i odcięłam dopływ dźwięków z sąsiedztwa, skupiając się na rozmowie telefonicznej. – Zły numer – usłyszałam, dzwonek telefonu zadźwięczał, kiedy odłożył go z powrotem na widełki. Zeszłam ze schodów, przeszłam przez podwórze na podjazd i obejrzałam się, by spojrzeć na dom. Przez chwilę gryzłam wargę, starając się obmyślić następny ruch. Nawet w ciemności wyraźnie było widać, jak farba odpada płatami ze ścian. Dach wyglądał okropnie, a siatka w drzwiach była na dole rozerwana. Spojrzałam na garaż. Dom Pauliego był w naprawdę strasznym stanie – ale
miał Mustanga z idealnego rocznika? Skoro nie było go stać na remont domu, to jak miało go być stać na opłacenie Mustanga? Nie znałam odpowiedzi, ale pomyślałam, że warta jest odkrycia. Wyciągnęłam telefon i wysłałam Jeffowi wiadomość. "DOM CERMAKA ODPADA. PILNUJ DALEJ SAMOCHODU." Dotarłam do samochodu, kiedy oddzwonił Jeff. – Szybko poszło – powiedział. – Nadajemy na tych samych falach. Od naszej wcześniejszej rozmowy przeglądam bazy danych i nie znalazłem nic na temat sprzedaży samochodu. Gdyby naprawdę został sprzedany – w sensie, gdyby pieniądze zmieniły właściciela – to była to sprzedaż poza systemem. Teraz możemy go prześledzić jedynie, jeśli Cermak powiedział ci, kto mu go sprzedał. – Niestety nie. Wychodzi na to, że samochód do ślepa uliczka. – Chyba, że przypadkowo wpadniesz na gościa, który sprzedał go Cermakowi. – W prawie trzymilionowym mieście? Mało prawdopodobne. – Ale to podsunęło mi pewną myśl. Chociaż nie mogłam przytulić się do Celiny i zapytać jej czy zna Paulie Cermaka, to znałam kogoś, kto mógł. Sprawdziłam zegarek. Była dopiero jedenasta. Miałam czas na małą wycieczkę na wschód… i parę ćwiczeń oddechowych Zen, zanim się tam dostanę, bo będę potrzebowała wszelkich pokładów cierpliwości.
Strona 235
– Zrób mi przysługę, co Jeff? Wyślij mi e–mailem zdjęcie Cermaka z materiału filmowego. – Jasna sprawa. Jak tylko otrzymałam e–mail, schowałam telefon. Przez chwilę zastanawiałam się nad zadzwonieniem do Ethana, by przekazać mu informacje, ale na tę myśl poczułam, jak wywraca mi się żołądek. Dopiero co rozmawiał przez telefon z Dariusem, a ja naprawdę nie chciałam wiedzieć jak przebiegła ta rozmowa. Ethanowi zapewne również nie spodobałaby się moja kolejna podróż. Nie – wizyta w Domu Navarre wydawała się jedną z tych spraw, za które łatwiej będzie później przeprosić, niż dostać wcześniej zgodę, szczególnie, że w mieście przebywał zrzędliwy przywódca Prezydium w Greenwich. Podjąwszy decyzję, wycofałam z krawężnika. Przyszedł czas na wizytę na Złotym Wybrzeżu.
Strona 236
ROZDZIAŁ XVII
DWÓCH MISTRZÓW I JEDNO ZŁE NASTAWIENIE
Byłam w połowie drogi do Domu Navarre, kiedy ponownie zadzwonił telefon. To był Jonah, więc odebrałam i umościłam telefon między uchem, a ramieniem. – Hej Jonah. Co tam? – Tylko sprawdzam. Jak tam śledztwo? – Cóż, znamy tożsamość tego niskiego faceta, którego Sarah widziała przed barem. Znaleźliśmy film, na którym jest jego samochód. Facet nazywa się Paulie Cermak. Właśnie złożyłam mu wizytę. – Zdobyłaś coś interesującego? – Nieszczególnie. Ma gówniany dom i bajecznego Mustanga. Nie jest jakoś szczególnie skryty, jeśli chodzi o jego pracę, ale według niego on jest tylko aktorem. Cały spektakl prowadzi kierownictwo. Policja nie znalazła u niego nic, do czego mogliby się przyczepić, więc my chyba też nie będziemy mieli za wiele szczęścia. – Jest jakaś możliwość, że McKetrick za to odpowiada? – Wydawał się nie mieć pojęcia, kim jest McKetrick. Powiedział również, że V oznacza veritas. – Prawda?
– Dokładnie tak. – To strasznie poważne jak na dilera. – Pomyślałam to samo.
Strona 237
– Ach, nasze wielkie umysły – powiedział z rozbawieniem. – Przychodzisz dzisiaj na przyjęcie? – Tak. A ty? – Z dzwonkami na… i w świetnym włoskim garniturze, który muszę założyć. – Ciesz się, że musisz go zakładać jedynie na specjalne okazje – powiedziałam mu. – Wy faceci macie swetry – my nosimy włoskie garnitury każdej nocy. Roześmiał się. – To prawda. Ej, mówiąc o Ethanie – chciałem ci powiedzieć, że po raz pierwszy spotkaliśmy się przed barem Temple po tym incydencie. – W porządku. Rozmawiałeś z Dariusem o tym wypadzie? – Jeszcze nie. Byłem dzisiaj ze strażnikami. Trenowaliśmy. A co? – Tylko ostrzegam, to niezły dupek. – Pożałowałam tych słów jak tylko wyszły z moich ust. Jasne, Jonah zrobił mi przysługę, ale co ja tak naprawdę o nim wiedziałam, poza jego wyglądem ślicznego chłopca i śmiesznej ilości stopni naukowych?
– Dobrze o tym wiem – powiedział Jonah. – On i Scott odbyli rozmowę o swetrach. Darius uważa je za mało twarzowe dla wampirów w Domu. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. – Tak, to w jego stylu. Podejrzewam, że i tak Scott postawił na swoim? – Nie powiedziałbym, że wygrał ot tak. Można by rzec, że nie chciał się poddać i Darius stracił wreszcie zainteresowanie kłótnią. – To strasznie ryzykowna strategia z nieśmiertelnym – powiedziałam. – Mają cały czas świata, żeby się spierać. – Mówisz o sobie? – O sobie? Oczywiście, że nie. Nie jestem aż tak uparta. – Kłamczucha – powiedział przebiegle. – Dobra, nie będę ci już przeszkadzał. Zadzwoń, jeśli będziesz mnie potrzebować. – Jasne, dzięki.
Strona 238
Schowałam z powrotem telefon, lekko zszokowana tą rozmową. Miło ze strony Jonaha, że dzwonił – sprawa V była problemem, przed którym wampiry musiały stanąć razem. Zamiast Wartowniczki zajmującej się tym samodzielnie, wszyscy musieli działać razem. Z drugiej strony, rozmowa wydawała się trochę… poufała. Pytał, co będę
później robić. Może nic to nie oznaczało. Może naprawdę zaczął lubić mnie i moje wdzięki. Ale w jego głosie była zalotna, przyjacielska nuta, której wcześniej nie słyszałam… i nie byłam szczególnie zachwycona słysząc ją teraz. Mile połechtana? Tak. Ale nie potrzebowałam komplikacji. Nie byłam również zachwycona tym, że powiedziałam Jonahowi o tym, czego nie przekazałam jeszcze Ethanowi. Nie lubiłam oszukiwać, szczególnie, kiedy chodziło o okłamywanie kogoś, kto kiedyś uratował mi życie. Wiedziałam, dlaczego ukrywałam przed nim informacje, ale to wcale nie polepszyło mi nastroju. Ironia? Pomstowałam na Ethana za zatajanie informacji przede mną. To go wcale nie powstrzymało, ale mnie doprowadzało do szaleństwa. A teraz robiłam to samo. Czy moje powody były lepsze? A jego gorsze? I chociaż nie byliśmy parą, to nieszczerość wydawała się zła. Jakby to było naruszenie zaufania, które nawzajem zyskaliśmy, zaufania między Wartowniczką, a Mistrzem. Przegapiłam też sprawdzenie reakcji Ethana na Jonaha i CS. Jeśli była jakaś możliwość, że mógłby być neutralny, opinia drugiej osoby byłaby wielce przydatna. Ale jako Mistrz nie mógł być neutralny. I chociaż mi się to nie podobało, nie było teraz miejsca na prawdę. Przez chwilę gryzłam się z tym problemem, próbując znaleźć jakieś wyjście. Zagubiłam się w myślach i jeździe.
***
Strona 239
Wampiry nie miały nic przeciwko rezydencjom. Wampirze poczucie piękna wychodziło daleko poza łańcuchy, świece z czaszek i czarną koronkę, a Dom Cadogan nie był ruderą. Przed atakiem był bardzo eleganckim miejscem i znowu się takim stawał. Ale Dom Navarre ustawił nowe standardy wampirzego bogactwa. Po pierwsze, mieścił się w sąsiedztwie Złotego Wybrzeża, jednej z najbardziej szykownych dzielnic Chicago. Po drugie, wnętrze budziło ogromny podziw. Ogromne przestrzenie, niesamowite dzieła sztuki i meble, które widuje się w stylowych magazynach. (Meble, które nieźle wyglądałyby w muzeum, ale na których nie chciałoby się usiąść przy oglądaniu meczy w sobotnie popołudnie.) Czy wspomniałam już, że Navarre ma recepcję? Kiedy zaparkowałam Volvo i odświeżyłam się na tyle, na ile mogłam we wstecznym lusterku, weszłam do środka i przygotowałam się na spotkanie z trzema ciemnowłosymi kobietami, które pilnowały dostępu do Navarre i jego Mistrzów. Ethan i ja nazwaliśmy je trzema Fortunami jak te z greckiej mitologii, ponieważ miały podobną moc. Wydawały się drobne, ale miałam wrażenie, że jeden zły ruch – albo jeden bezprawny krok poza recepcję – i już jest się w niezłych
tarapatach. Dzisiaj w większości wydawały się oszołomione. Hol Domu był pełen ludzi. Żaden z nich nie pasował do oczywistej kategorii – zero dziennikarzy, wampirów, nikt, kto mógłby wydawać się członkiem bandy McKetricka, robiącym rozeznanie w Domu. Większość miała na sobie czarne garnitury, bardziej w stylu księgowych, niż Domu Cadogan i trzymali notesy i nijakie czarne torby. Przeszłam obok nich do recepcji i czekałam, aż zdobędę uwagę Fortuny po lewej. Po chwili spojrzała na mnie wyraźnie wykończona, jej palce miętosiły klucze nawet kiedy spojrzała mi w oczy. – Tak? – zapytała. – Merit, Wartowniczka, Cadogan, czy jest Morgan?
Strona 240
Wypuściła oddech, wreszcie rzucając okiem na wyświetlacz i dalej zawzięcie coś pisała. Obok mnie stanął mężczyzna i spojrzał na nią. – Miałem spotkanie umówione piętnaście minut temu. – Nadia pracuje tak szybko jak to możliwe, proszę pana. Zaraz do pana przyjdzie. – Wskazała swoim długim paznokciem na ławeczki za biurkiem. – Proszę usiąść.
Mężczyźnie wyraźnie nie spodobała się odpowiedź, ale ugryzł się w język i odszedł. Pochyliłam się lekko. – Co się dzisiaj dzieje? Myślałam, że Tate nie wpuszcza do Domów ludzi. Wywróciła oczami. – Zaproponował wyjątek od tej reguły. Jesteśmy w trakcie wybierania sprzedawców na następny rok kalendarzowy. Burmistrz zasugerował, by Nadia porozmawiała z reprezentantami ludzkich interesów w mieście, by ich pozyskać. Nadia była Drugą Navarre, zastępczynią Morgana. Była również niezwykle piękna, co było szokującym odkryciem, kiedy po raz pierwszy wkraczało się do domu byłego chłopaka. Fortuna rzuciła tłumowi nieszczęśliwe spojrzenie. – Szczerze wątpię, by odpowiadali naszym potrzebom. Podejrzewałam, że mamy ekipę sprzątającą i pozostały personel, znałam także jednego z kucharzy Domu. Ale nie przyszło mi przez myśl, że wampiry potrzebują sprzedawców. Ale ktoś musiał zaopatrywać kuchnię Domu, trzymać katalogi i markery w Pokoju Operacyjnym, a także dbać, by kryształowe karafki w biurze Ethana były zawsze pełne wykwintnego alkoholu. Tutaj ten obowiązek spadł na Nadię i mnóstwo sprzedawców rywalizujących o przywilej sprzedawania swoich wyrobów. Zastanawiałam się, czy Malik robi to samo w Domu Cadogan, przeprowadza rozmowy ze sprzedawcami, analizuje oferty i wyceny, przegląda umowy. To
Strona 241
z pewnością miałoby sens. Ethan był szefem Domu, co czyniło z Malika kierownika. Do biurka podeszła blondynka z mocno kręconymi włosami i mnóstwem kredki na oczach. – Czy jest pan Greer? Może mogłabym z nim porozmawiać, skoro Nadia jest zajęta? Fortuna spojrzała na mnie obojętnie. – Pamiętasz, gdzie jest jego biuro? – Znajdę drogę – zapewniłam ją, odchodząc od niezadowolonych pisków kobiety, którą z miejsca wyeliminowała. I tak nie miała żadnych szans. Przeszłam przez gigantyczny parter Domu do łukowatej klatki schodowej, prowadzącej na pierwsze piętro. Mieściło się tam biuro Morgana, nowoczesny gabinet z widokiem na ogród. Drzwi były zamknięte, więc zapukałam. – Proszę. Weszłam… i prawie zaparło mi dech. Morgan był pół nagi, ubrany jedynie w czarne spodnie i zakładał właśnie przez głowę białą koszulkę na krótki rękawek, mięśnie jego brzucha napinały się i rozluźniały przy tej akcji. Kiedy był już ubrany, ściągnął swoje ciemne, sięgające ramion włosy i związał je na karku.
Potem spojrzał na mnie. – Tak? Otworzyłam usta i ponownie je zamknęłam, kompletnie zapominając o przemowie jaką sobie przygotowałam. Jak Boga kocham, w głowie miałam kompletną pustkę, wszystkie racjonalne myśli uleciały na widok jego ciała. Bóg jeden wiedział, fizyczne przyciąganie nigdy nie było problemem. Nic w Morganie nie było problemem. Ja byłam problemem. Ethan był problemem.
Strona 242
Musiałam potrząsnąć głową, by ją oczyścić. Na jego twarzy widać było zadowolenie z samego siebie; podejrzewałam, że cieszył się, że udało mu się mnie podenerwować. – Nie spodziewałeś się towarzystwa? – wydusiłam wreszcie. Morgan usiadł na krawędzi fotela, założył skarpetki, po czym podniósł z podłogi eleganckie buty z kwadratowymi noskami i wsunął w jeden stopę. – Właśnie skończyłem trening, a za godzinę mamy kolację. Czego potrzebujesz? Uświadomiwszy sobie, że wciąż stoję w drzwiach, weszłam do środka i zamknęłam je za sobą. – Chciałam przekazać ci nowe informacje w sprawie śledztwa.
W połowie zakładania drugiego buta jego dłonie znieruchomiały i spojrzał na mnie. To wtedy zauważyłam niebieskie cienie pod jego oczami. Wyglądał na zmęczonego. Zajęcie miejsca Celiny musiało być dla niego niełatwe, szczególnie biorąc pod uwagę zamieszki. Nie zazdrościłam Drugiemu zmuszonemu do wejścia w rolę Mistrza… a to ja pomogłam mu się tam znaleźć. – No to przekazuj. Udało mi się nie wywrócić oczami i powtórzyłam to, co odkryliśmy w Streeterville, to, czego dowiedzieliśmy się w barze i to, czego dowiedziałam się od Pauliego. Do czasu, kiedy skończyłam, Morgan był w pełni ubrany i siedział na fotelu z palcami złączonymi na brzuchu. – Przejechałaś całe miasto, żeby mi o tym powiedzieć? – Odkryliśmy tożsamość człowieka, który sprzedaje V wampirom. Nazywa się Paulie Cermak. Muszę wiedzieć, czy go kojarzysz. – No cóż, ogólnie nie zadaję się z narkomanami. Spodziewałam się takiej postawy. Dlatego poprosiłam Jeffa o zdjęcie – chodziło o dowody, nie irytację. Wyciągnęłam telefon i włączyłam zdjęcia Pauliego. – Nie jest narkomanem. Jest handlarzem, tyle na razie wiem. Podeszłam bliżej i wyciągnęłam telefon, upewniając się, że na niego spojrzał.
Strona 243
Spodziewałam się, że Morgan wywróci oczami i powie mi, że nigdy nie widział Cermaka. Spodziewałam się, że zacznie rzucać sarkastyczne uwagi co do mojego śledztwa. Nie spodziewałam się, że zrobi wielkie oczy. Spiął się, wyprostował plecy wyprostowane i zacisnął szczęki. Coś wiedział. – Widziałeś go – powiedziałam, zanim zdążył zaprzeczyć lub ponownie przybrać obojętną minę. Ale odpowiedź i tak zajęła mu około minuty. – Pół roku temu. Celina nigdy nie wpuszczała ludzi do Domu, nawet przed tym jak Tate wydał upoważnienie. Byłem w drodze tutaj, by z nią porozmawiać – nie pamiętam w jakiej sprawie. On – Cermak – wychodził z biura. Zapytałem, kim jest. To, że był w domu było… dziwne. Więc Celina spotkała się z mężczyzną, który sprzedawał V w jej własnym domu. Wszystko ładnie, pięknie, ale to była tylko poszlaka. Poszlaka czy nie, Morgan był wyraźnie zdenerwowany, wyraźnie zaniepokojony ogniwami, które zaczął łączyć. Zamknął oczy, potarł twarz dłońmi i splótł je za głową. – Naprawdę, ale to naprawdę wkurza mnie kiedy masz rację. – Nie chcę mieć racji – zapewniłam go. – Chcę być tą, która wysnuwa niedorzeczne teorie. Nie chcę, by Celina utrudniała pracę tobie lub mnie. Prychnął i odwrócił wzrok, wyraźnie niegotowy by podzielić się szczegółami, które mógł znać. Dałam mu przestrzeń przechodząc na drugą stronę gabinetu, gdzie ogromne okno wychodziło na mądrze zaprojektowane podwórze. – Co Celina ci o nim powiedziała? – zapytałam po chwili. – Że to jeden ze sprzedawców Domu.
Wszystko zatoczyło teraz pełny krąg. – A wybieranie sprzedawców było twoim zadaniem jako Drugiego, prawda? Morgan spojrzał się i przytaknął z żalem. – Jest jeszcze jeden powód, dla którego jego obecność tutaj była dziwna. Podejrzewałem po prostu, że to jakiś specjalny projekt. Sprawdziłem księgowość –
Strona 244
wszystko było w porządku. Wszystkie finanse Domu były rozliczone. Ale nie było zapisanych żadnych nowych sprzedawców. – Więc właściwie nic od niego nie dostała. W kwestii księgowości. Morgan przytaknął. – Co innego mogłaby chcieć od Paulie Cermaka? Nawet jeśli oboje byli zaangażowani w narkotyki, to dlaczego miałaby chcieć być zamieszana w sprzedawanie narkotyków wampirom? Potrzebuje pieniędzy? Morgan pokręcił głową. – Dostaje uposażenie od Prezydium w Greenwich za bycie członkiem i żyje od bardzo dawna. – Odsetki? – Odsetki – potwierdził. Czyli martwy punkt.
– Może chodzi o sam narkotyk – zasugerowałam. – Cermak powiedział, że oznacza veritas, czyli po łacinie "prawdę". Powiedział, że przez to wampiry mają się czuć bardziej sobą. Morgan zmarszczył brwi. – Celina zawsze wierzyła, że relacje między ludźmi, a wampirami doprowadzą do kataklizmu. Myślała po prostu, że wyniesie się na szczyt. – I to dlatego pracowała nad przypochlebieniem się ludziom – by zapoczątkować koniec ich panowania? Wzruszył ramionami. – Może. Ale jeśli chodzi o V, to nie mam pojęcia. Jeśli chciała „prawdziwszych” wampirów, to dlaczego nie pozwoliła Navarre pić? Dlatego, że gdyby pozwoliła pić, pomyślałam, to nie byłaby w stanie zdemonizować Cadogan. W końcu i tak wywęszylibyśmy jej motywy. W tej chwili potrzebowaliśmy dowodu. Przez chwilę gapiłam się na podłogę, zastanawiając się, czy czegoś nie przegapiłam. Ale nic nie przyszło mi do głowy, choć bardzo chciałam, by na
Strona 245
wszystkie moje pytania związane z V była jedna odpowiedź. Kiedy ponownie spojrzałam na Morgana, zobaczyłam, że na mnie patrzy, a wyraz jego twarzy był zaskakująco nieopatrzny. – Co? – zapytałam go.
Posłał mi obojętne spojrzenie, sugerując, że przypomniał sobie o uczuciu do mnie, którego ja nie odwzajemniałam. Lepiej od razu przerwać ten tok myśli. – Powinnam już iść – powiedziałam. – Muszę się przebrać. – Bierzesz ze sobą partnera? – Przyjdzie kiedyś taka pora, że nie będziesz mnie pytał o Ethana? – Dopiero gdy przestanie irytować cię to, że pytam. – Mało prawdopodobne. – No właśnie. Staliśmy przez chwilę naprzeciwko siebie i zauważyłam na jego twarzy cień uśmiechu. Skoro udało mi się przedostać przez jego złość, to mogłam się wreszcie rozluźnić. Skierowałam się w stronę drzwi. – Straszny z ciebie błazen. – Staram się, Merit. Naprawdę się staram. – Dobranoc, Morgan. – Tylko na godzinę – przypomniał mi, kiedy zamknęłam drzwi i skierowałam się na schody. Kiedy zeszłam na parter, kadra sprzedawców stała w holu, kłębiąc się niecierpliwie w oczekiwaniu na rozmowę z Nadią. Miałam nadzieję, że mieli więcej cierpliwości dla pracowników Domu Navarre, niż ja.
***
Kiedy wróciłam do domu, w drzwiach spotkałam Ethana i Luca.
Strona 246
Spojrzałam na Ethana, gotowa do opowiedzenia wszystkiego jeszcze raz. Szczerze mówiąc, bycie aktywną Wartowniczką oznaczało ciągłe powtarzanie tych samych informacji. Ale wieści musiały być przekazane, więc spełniłam swój obowiązek. – Paulie Cermak jest najprawdopodobniej zamieszany w handel narkotykami i specjalnie się z tym nie ukrywa. Mówi, że jest jedynie graczem. Jego dom jest w okropnym stanie, ale w garażu ma błyszczącego, luksusowego Mustanga. Prawie wyjawiłam resztę, ale pomyślałam zawczasu, by spojrzeć na Ethana z pytaniem w oczach: Czy mogę mu powiedzieć? Czy powinnam wmieszać w to członka Prezydium w Greenwich, po ochrzanie, jaki jak podejrzewałam dostał od Dariusa? Czy stawiałam go w jeszcze gorszej pozycji. – W tej sprawie – powiedział cicho – nie ma nic złego w szczerości. – Udałam się do Domu Navarre i pokazałam Morganowi zdjęcie Cermaka. Pół roku temu Morgan widział, jak Paulie wychodzi z biura Celiny. Nazwała go „sprzedawcą”.
Patrzyłam uważnie na Ethana i wciąż nie byłam pewna, czy zauważyłam ulgę, czy niepokój. Wieści były zarówno złe, jak i dobre – mieliśmy świadka, który mógł powiązać Celinę z człowiekiem, który sprzedawał V, ale to była Celina. Tak długo, jak zaangażowane było Prezydium w Greenwich, była nietykalna. Luc rozejrzał się nieufnie, po czym obniżył głos, jakby spodziewał się, że w każdej chwili wpadnie tu Darius z aktem upadłości w dłoni. – Więc Celina i Paulie są znajomymi – powiedział Luc. – To zwiększa prawdopodobieństwo, że Celina była widzianą przez człowieka „Marie” i kobietą w samochodzie. – Ale nie potrafimy tego udowodnić – powiedział Ethan, wsuwając dłonie w kieszenie. – I chociaż ciężko mi to mówić, to sam fakt, że Paulie i Celina mieli pół roku temu spotkanie nie oznacza, że jest aktywnie zamieszana w organizowanie techniaw i dystrybucję V.
Strona 247
– A mało prawdopodobne, że przyjdzie tu i poda nam dowód na tacy – powiedział Luc. – To prawda – zgodziłam się, tworząc już plan. – I dlatego właśnie musimy go od niej zdobyć. Wzrok Ethana utknął we mnie.
– Zdobyć? – Musimy udowodnić, że Paulie i Celina są powiązani. Wykorzystać go do dotarcia do Celiny, wykurzyć ją i udowodnić, że jest zamieszana w dystrybucję V i organizowanie techniaw, by wesprzeć te dążenia. – I jak chcesz to zrobić? – zapytał Ethan. – Jaka przynęta skusi Celinę? Odpowiedź była prosta. – Ja. Cisza. – Zdecydowanie dorosłaś do swojej pozycji – powiedział oschle Ethan. – I skłonności do ryzykowania swoim życiem dla Domu. – Jestem w pełni świadoma, że może porządnie skopać mi tyłek. To zmniejsza ryzyko – ale to i tak nieuchronne. – Jesteś silniejsza, niż w czasie waszego ostatniego spotkania – stwierdził. – Od tamtej pory pokonujesz zmiennych. – Pokonała mnie pojedynczym kopniakiem w pierś – stwierdziłam, a moje żebra zabolały ze współczuciem. – Ale do rzeczy. Z jakiegoś powodu jest mną zafascynowana. Jeśli Paulie powie jej, że będę czekać, to wykorzysta okazję. Ethan skrzywił się. – To chyba prawda. – Muszę to zrobić – powiedziałam mu. – Zidentyfikowaliśmy Pauliego i wiemy, że jest powiązany z Celiną. Ale nie możemy powstrzymać dystrybucji V, dopóki nie będziemy mieli dowodu, który moglibyśmy zabrać do Tate'a. Nie musimy iść z nim do Prezydium w Greenwich – przypomniałam Ethanowi. – Musimy jedynie przekazać Tate'owi wystarczająco informacji, by zdemaskować
Strona 248
Pauliego i Celinę, a policja będzie mogła zamknąć sprawę. Skoro nie możemy polegać na Prezydium w Greenwich, by ją ściągnęło – dodałam cicho – to pomóżmy zrobić to Tate'owi. – Ona ma rację, szefie – zgodził się cicho Luc. – Jest naszym najlepszym sposobem na schwytanie Celiny. Ethan po chwili kiwnął głową. – Wciel swój plan w życie, Wartowniczko. – Stuknął w swój zegarek. –Ale najpierw idź się przebrać. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że miał już na sobie czarny garnitur i czarny wąski krawat. To oznaczało, że na mnie czekał. – Już idę – powiedziałam. Zamierzałam również iść na górę i wykorzystać numer telefonu, który dał mi Jeff do wysłania wiadomości Paulie Cermakowi. Tak czy inaczej, zamierzałam ją znaleźć. Prezydium w Greenwich niech idzie do diabła, zamierzałam ją dorwać.
***
Ku mojemu zaskoczeniu odkryłam, że kiedy wróciłam na górę, na drzwiach nie wisiała żadna sukienka. W czasie tych ostatnich kilku razów, kiedy musiałam pojawiać się z Ethanem towarzysko, dawał mi dekadenckie suknie, zapewne po to, bym nie zawstydziła Domu swoimi zwyczajnymi dżinsami i bezrękawnikami. Na początku poczułam się tym urażona. Ale nawet dziewczyna, która zjadła sobie zęby na dżinsie i Pumach potrafiła docenić dobry krój. Tym razem na drzwiach była jedynie tabliczka, a w szafie wisiały moje zwyczajne ubrania. Och, no dobra. To chyba było najlepsze wyjście. Nie miałam czasu, żeby być dziewczyną, która potrzebuje sukienki Lanvin, żeby wyjść z Domu.
Strona 249
Nie mając innej możliwości, umyłam się i założyłam jedną z sukienek, które dał mi Ethan. Była to sięgająca kolan, czarna koktajlowa sukienka bez ramiączek i ze zwiewnym dołem, a materiał od dołu do góry układał się w poziome plisy. Zdecydowałam się na czarne szpilki, które Ethan dodał do sukienki, a także pochwę, którą umieściłam pod sukienką i w której miałam sztylet. Medal Cadogan
był moim jedynym dodatkiem, a włosy zostawiłam rozpuszczone, by opadły mi ciemną grzywką na czoło. Kiedy byłam gotowa, wysłałam wiadomość do Pauliego Cermaka. „POWIEDZ MARIE, ŻE JESTEM GOTOWA SIĘ Z NIĄ SPOTKAĆ.” Wiadomość wysłana. Włożyłam telefon do małej, czarnej kopertówki. Przyszedł czas zabawić się z chłopcami.
Strona 250
ROZDZIAŁ XVIII
M JAK MĘSTWO29
Ethan czekał na parterze przy poręczy i uniósł wzrok, kiedy stanęłam na najwyższym schodku. – Wyglądasz cudownie.
– Dziękuję. – Nieśmiało wygładziłam dół sukienki. – Żadnych sprzeciwów, że znowu zakładam tę sukienkę? Ethan uśmiechnął się przekornie. – Nie mów, że na to czekałaś? – To byłoby śmieszne. Jestem ponad takimi dziecinnymi sprawami. Jego uśmiech stał się trochę bardziej zamyślony. – Lubisz to, co lubisz. Znajdujesz w tym przyjemność i nigdy nie powinnaś się tego wstydzić. Przyjemność, jaką znajdujesz w zwykłych rzeczach – jedzeniu, ubraniach, architekturze – jest bardzo atrakcyjnym przymiotem. Odwróciłam wzrok od ciepła jego oczu. – Jesteśmy już gotowi? – Masz sztylet? – Rzadko wychodzę bez niego z domu. – Więc do Jaskini Nietoperza, Wartowniczko. Był w rzadkim, wesołym nastroju, o wiele lepszym, niż mogłabym się spodziewać biorąc pod uwagę wydarzenie, w którym mieliśmy brać udział. Ethan
29 Oryg. Tytuł rozdziału "V IS FOR VALOR" co pewnie ma nawiązywać do narkotyku.
Strona 251
zdecydowanie mógłby być kimś znanym; wyglądał świetnie w smokingu i wiedział jak rozmawiać z tłumem. Ale słuchacze nie byli zazwyczaj zbyt chłonni. Kiedy znaleźliśmy się w samochodzie i zapięliśmy pasy, nasze spojrzenia się zetknęły. – Myślisz, że McKetrick spróbuje tym razem nas zatrzymać? Prychnął i zapalił silnik. – Znając nasze szczęście, to bardzo możliwe. Na szczęście się mylił. Dotarliśmy do Lake Shore Drive bez żadnych problemów oprócz tego, że utknęliśmy w okropnym korku. Było późno, ale to nie wykluczyło bloku gapiów – najbliższy zastój powstał, kiedy kierowcy zwalniali, żeby popatrzeć na wrak. Choć w tym przypadku nie było nawet wraku, jedynie kilka jadących do klubu lasek, które dąsały się, kiedy policjant wypisywał im mandat. Byliśmy gdzieś w okolicy Navy Pier, kiedy poruszyłam temat, o którym on jeszcze nie wspomniał. – Zamierzasz mi opowiedzieć o swojej rozmowie z Dariusem? Postanowiłam, że wolę go sprowokować, niż udawać, że nic się nie stało. Przynajmniej będę mogła określić w jak wielkich kłopotach jesteśmy. Przy milczeniu nie miałam takiej możliwości. Ethanowi odpowiedź zajęła dłuższą chwilę. – Nie ma sensu tego roztrząsać. – Nie ma sensu powiedzieć swojej Wartowniczce, co przywódca Prezydium w Greenwich sądzi o Domu? – Wystarczy powiedzieć, że miał coś do powiedzenia na temat mojego
przywództwa. Spojrzałam na niego. – I tylko tyle masz mi do powiedzenia? Żadnego puszczania pary? – Są takie chwile, kiedy polityka wtrąca się w sprawy Domu. Czasami nie da się tego uniknąć. Ale moim obowiązkiem jako Mistrza jest oddzielenie cię od tych
Strona 252
spraw. Nie od planowania strategii i sojuszy, ale od politycznego napięcia. Ty masz podejmować się zadań adekwatnych do twojej pozycji – a martwienie się o pracę moją lub Dariusa nie jest takim zadaniem. – Dziękuję. Tyle, że to nie za bardzo pomoże w nieuchronnym ciosie w twarz przez Prezydium w Greenwich. Milczał przez chwilę. – Czasem jesteś zbyt mądra dla własnego dobra, wiesz? Uśmiechnęłam się szeroko. – To jedna z moich lepszych cech. Prychnął. – Cóż, oszczędzę ci obrzydliwych szczegółów; jest przekonany, że nasze śledztwo w sprawie techniaw tylko wszystko pogarsza – i ściąga więcej uwagi. Uważa, że powinno się tym zająć Prezydium w Greenwich, a zrobią to, kiedy
poczują, że ich ingerencja jest potrzebna. – Wow – powiedziałam sarkastycznie – trochę to krótkowzroczne i naiwne. – Troska o szczegóły nigdy nie była mocną stroną Dariusa. Nazwij to dalekowzrocznością nieśmiertelnego – często nie zauważa drzew, a tylko las. – Ethan postukał palcami o kierownicę. – Nie wiem co powiedzieć, by przekonać go, że jest inaczej, by zrozumiał powagę sytuacji. – Może powinniśmy zaaranżować pogawędkę między McKetrickiem, a Dariusem. Roześmiał się. – To nie jest taki zły pomysł. Chociaż nie jestem pewny, kto wygra – brytyjski despota, czy amerykański. – Zastanawiam się, czy cztery miesiące temu uważałbyś tak samo. Rzucił mi spojrzenie. – Co masz na myśli, Wartowniczko? Przez chwilę zastanawiałam się jak ubrać swoją myśl w słowa.
Strona 253
– W czasie naszych lepszych dni dzięki sobie stajemy się chyba lepsi. W sensie, naszej pracy – dodałam szybko. – Przypominasz mi o Domu, o tym, za co walczymy.
– A ty przypominasz mi jak to jest być człowiekiem. Kiwnęłam głową, czując się teraz trochę głupio za ten sentymentalizm. – Jesteśmy niezłą parą – powiedział, a ja nie zaprzeczyłam. Między nami zapadło odprężenie. W tej chwili wydawaliśmy się świetnie razem pracować – jakbyśmy odkryli delikatny punkt równowagi między przyjaciółmi, a kochankami. Nie chciałam być jedną z tych dziewczyn, które przyciągały rzeczy, które nie powinny. Ale nie o to tak naprawdę chodziło. Pomimo wszystkich dziwactw – i wszelkich radach w kwestiach związku przekazywanych na przestrzeni wieków przez matki – naprawdę wydawał się zmieniać. Porzucił wykorzystywanie chemii między nami na rzecz zabiegania o mnie słowami, zaufaniem i szacunkiem. To nie było coś, czego się spodziewałam, ale przez to wszystko wydawało się bardziej istotne… i przerażające. Jako dziewczyna ze zdrowym rozsądkiem, jak miałam zareagować na chłopaka, który zrobił coś nieprawdopodobnego i dorósł? Trudne pytanie. Podczas gdy myśl o byciu razem była w pewnym sensie ekscytująca… to ja wciąż nie byłam gotowa. A czy w ogóle będę kiedyś gotowa? Nie miałam pojęcia. Ale Ethan już kiedyś mi powiedział, że ma całą wieczność, by udowodnić mi, że się mylę.
***
Znalazł przed Domem Grey uliczny parking. Dziwnie było wejść do tego budynku pod raz drugi pod pozorem gościa, który nigdy nie widział wnętrza. Postanowiłam zgrywać zaskoczoną i pod wrażeniem, ale chociaż starałam się to odkręcić, dla Ethana to wciąż było kłamstwo.
Strona 254
Z Mistrzem u mego boku weszłam do Domem Grey. Pośród luksusowej zieleni atrium stał Charlie, asystent Dariusa. Miał na sobie granatowe spodnie w kant i marynarkę khaki, a pod spodem jasnoniebieską koszulę. Na nogach miał mokasyny i żadnych skarpet. Jak na sierpień w Chicago był to trochę dziwny zestaw, ale formalność do niego pasowała. Charlie nie pozostawił swojego zadania wyobraźni. – Darius chciałby z wami rozmawiać. Ethan i ja wymieniliśmy spojrzenia. – Gdzie? – zapytał. Charlie się uśmiechnął. – Scott zaproponował swój gabinet. Tędy – powiedział, wyciągając rękę. Poszliśmy za nim przez atrium do jednych z drzwi za przejściem – do jednego z pokoi, które Jonah nazwał nieistotnymi. Otworzył drzwi i poczekał aż wejdziemy
do środka. Pomieszczenie było ogromne, prawie tak duże jak boisko futbolowe. Wyglądało jak stary magazyn – z wydeptaną drewnianą podłogą, pomalowanymi kamiennymi ścianami i belkami na suficie. Całą przestrzeń zajmowały biurka. Podejrzewałam, że Scott i jego zespół dzielili to biuro. Ale nawet jeśli, to teraz nie było ich w zasięgu wzroku. Darius siedział obok Scotta na niskiej, nowoczesnej kanapie. Obaj mieli na sobie garnitury. Obok niego stał Jonah i posłał mi krótkie kiwnięcie głową… a potem kątem oka zauważyłam coś jak tęskne spojrzenie. Zapewne tylko to sobie wyobraziłam, ale kiedy odruchowo napotkałam jego wzrok, ten gładko go odwrócił, jakby został złapany na gorącym uczynku. Same komplikacje. Morgan stał kilka metrów dalej z rękami skrzyżowanymi na piersi, mając na sobie koszulę i spodnie, w których widziałam go wcześniej. Uniósł wzrok kiedy weszliśmy, ale nie spojrzał nam w oczy.
Strona 255
Żołądek mi się wywrócił i już wiedziałam dokładnie co się święci. Zaryzykowałam telepatyczny kontakt z Ethanem. Bądź gotowy, powiedziałam mu. Wydaje mi się, że Morgan powiedział Dariusowi o
Paulie Cermaku. Charlie wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Darius odezwał się jak tylko drzwi się zamknęły. – Pan Greer powiedział mi, że prowadzicie śledztwo w sprawie Celiny. Tym razem aktywowałam moją mentalną więź z Morganem – nie była to więź, którą powinniśmy mieć, bo to nie on uczynił mnie wampirem, ale przydawała się, kiedy potrzebował dyskretnej bury. Zaufałam ci, powiedziałam mu. Zaufam ci, przekazując te informacje, a ty postanowiłeś wypaplać je Dariusowi? Nie odpowiedział, jedynie pokręcił głową. Był to gest tchórza – lub dziecka. I wcale nie pomógł zmniejszyć mojego gniewu. Ethan może i był zaskoczony ostatnim razem, gdy Darius przeszedł do ofensywy, ale tym razem był przygotowany na szturm. – Jak wiesz, Panie, Kanon wymaga od nas byśmy respektowali prawa i nakazy miasta, w którym jesteśmy udomowieni. Burmistrz Tate oczekuje, że przeprowadzimy śledztwo w sprawie nowych techniaw. To właśnie robimy. – Wplątaliście w to członkinię Prezydium. – Podążaliśmy za informacjami, które uzyskaliśmy. – I doprowadziły one do Celiny? Ethan powoli przeniósł swoje lodowate spojrzenie na Morgana. – Wierzę, że to pan Greer był wampirem, który potwierdził związek Celiny z mężczyzną, który najprawdopodobniej rozprowadza w mieście V. Morgan spojrzał na Ethana z obnażonymi zębami, a kiedy jego złość wyraźnie wzrosła, w pomieszczeniu nagle wybuchła magia.
Reakcja Ethana była prawie natychmiastowa. Jego oczy zasrebrzyły się, jego własne kły wydłużyły, a jego magia – spokojniejsza i kruchsza, niż Morgana –
Strona 256
również wybuchła. Ethan zrobił krok do przodu z groźbą w oczach i mną za plecami. Widziałam wcześniej Ethana wkurzonego – nawet na Morgana – ale nigdy tak. – Przypomnisz sobie, gdzie twoje miejsce – powiedział Ethan, nawiązując do faktu, że był Mistrzem dłużej, niż Morgan w ogóle żył. Cholera, ja byłam wampirem dłużej, niż Morgan Mistrzem, a to wiele nie mówiło. Ale tym razem Morgan nie ustąpił. Również zrobił krok do przodu i dźgnął go palcem w pierś. – Moje miejsce? Moje to najstarszy amerykański Dom, Sullivan. I nie zapominaj o tym. I to nie ja zawstydzam wszystkie Domy rozgrywając szopkę, która nie powinna mieć miejsca. – Oszalałeś? – zapytał Ethan. – Wiesz, co się teraz tam dzieje? Jesteś świadom problemu – ryzyka – z jakimi mierzą się Domy z powodu tego, co zrobiła twoja była Mistrzyni? Albo z powodu tego, co robi teraz? – Dość! – powiedział Darius podnosząc się. – Dość tego. Jesteście Mistrzami swoich domów, a zachowujecie się jak dzieci. Ta rozmowa to wstyd dla wszystkich
amerykańskich Domów i Prezydium w Greenwich – bez tej wspaniałomyślności by nie istnieli. Pomyślałam, że to było trochę za mocne. – Obaj natychmiast zaczniecie zachowywać się jak Mistrzowie. Jak książęta, którymi macie być. A nie jak sprzeczające się ludzkie bachory. Darius uniósł wzrok, a jego lodowate oczy wwiercały się we mnie. – Twoja Wartowniczka zostaje odsunięta od sprawy. Nie może być zaangażowana w przyszłe śledztwa i wszelkie sprawy, które wymyśli sobie burmistrz. Oczy Ethana nie mogłyby chyba stać się większe. – A jeśli nakaz mojego aresztu jest wykonany? Darius przeniósł wzrok na Ethana.
Strona 257
– Burmistrz miasta Chicago z pewnością jest na tyle inteligentny, by nie sądzić, że więzienie stworzone przez człowieka cię zatrzyma. Jednakże choć bardzo może mu się spodobać wykorzystanie groźby uwięzienia do zmuszenia cię do rozwiązania za niego jego problemów, to i tak on musi je rozwiązać. A co ważniejsze, czy ktoś z was widział dowód na to, że trzy dziewczyny, w których śmierć wierzy burmistrz, są naprawdę martwe? Czy ktoś z was widział dowód na to,
że te trzy dziewczyny zaginęły w Chicago? Catcher obiecał, że przyjrzy się śmierci tych dziewczyn, ale nie przekazał mi żadnych informacji. Ale to, że nie rozwiązali zagadki zbrodni nie oznacza, że zbrodnia nie została popełniona. Odezwałam się. – Naoczny świadek twierdzi, że te trzy kobiety zostały zabite. A to, co opisał, było dokładne – wampiry, które były impulsywne, odurzone przemocą, gotowe do walki. – Innymi słowy – zaczął Darius, nagle niezwykle zadowolony z siebie – wręcz jak wampiry? Odpuść, Wartowniczko, w mojej głowie zadźwięczał głos Ethana. Walka z sześćsetletnim przekonaniem nie jest bitwą, którą możesz wygrać. Myli się, zaprotestowałam. Może tak być. Ale walczymy za Chicago, a nie Dariusa Westa, nieważne jak wielka jest jego moc. Walcz z tym, z czym możesz się mierzyć. Na razie, dodał w typowym Ethanowym stylu, nie ruszaj się. – A to, że techniawy stają się coraz większe i brutalniejsze? – zapytał Ethan. – Wampiry zachowują się tak, jak zawsze się zachowywały. Skoro kilka zbłąkanych wampirów łamie zasady swojego miasta matki, to niech miasto zareaguje. – A co, jeśli to nie wystarczy?
Strona 258
– Wtedy Prezydium w Greenwich o tym podyskutuje i Prezydium w Greenwich zareaguje. Utrzymaj kontrolę nad swoim własnym domem, Ethanie i pozwól Prezydium pracować. Dłużej nie jestem zaangażowany w tę kwestię. W pomieszczeniu zapadła ciężka cisza. – Panie – powiedział Scott, wreszcie się odzywając. – Dostałem wiadomość, że przybyli nasi goście. Skoro przedstawiłeś już swoje wytyczne, to może Ethan mógłby to potwierdzić i udamy się na kolację? Darius przechylił w stronę Ethana głowę, ruchem godnym bardziej psa, niż wampira. – Ethanie? Ethan zwilżył wargi i wiedziałam, że przeciąga. Biorąc pod uwagę wykład, jaki dostał, wiedziałam dlaczego. – Panie, potwierdzam odbiór twoich wytycznych i… zachowam się tak, jak każesz. Przez ten cały bunt w mowie jego ciała, mógł równie dobrze skrzyżować palce za plecami. Ale jego odpowiedzi nie można było nic zarzucić. Brzmiał całkowicie ulegle – słowami i tonem. Te słowa, zapewne wzięte z jakiegoś feudalnego rytuału, wystarczyły by Darius kiwnął głową. – Zjedzmy, wypijmy i świętujmy. Podszedł do Ethana z wyciągniętą ręką. W geście podobnym jaki widziałam
między Ethanem, a Malikiem, Ethan również wyciągnął rękę i chwycili się za przedramiona, dzieląc męski pół uścisk. Po tym nastąpiły szepty, na tyle ciche, że nie rozróżniłam słów. Kiedy gest się zakończył, Ethan i Darius wyszli z biura. Morgan podążył następny, a po chwili wyszedł i Scott. Ja byłam ostatnia, ale nie doszłam za daleko. Morgan zatrzymał mnie w korytarzu, kładąc rękę na moim ramieniu by mnie zatrzymać. – Była moją Mistrzynią. Musiałem mu powiedzieć.
Strona 259
Wyrwałam rękę. – Nie – wyszeptałam. – Nie musiałeś mu powiedzieć. Wiedziałeś, że dajemy sobie radę, że przeprowadzamy śledztwo. To, co najwyraźniej musiałeś zrobić, to sprzedać mnie i mój Dom, bo nasz związek nie wyszedł, a ty wciąż jesteś o to wkurzony. Jego oczy stały się szerokie, ale nie odezwał się. – Nie będę ci więcej pomagać – powiedziałam mu. – To my walczymy o to, by Domy i miasto się nie rozpadły. Myślałam, że mogę polegać na tobie jako na sojuszniku i to dlatego przekazałam ci informacje. Myślałam, że jak będziemy po tej samej stronie, to coś pomoże. Najwyraźniej się myliłam, bo ty wolisz zachowywać
się jak czternastolatek, niż dorosły. – Wciąż jestem Mistrzem – powiedział, nadymając lekko pierś. – Jeśli chodzi o Navarre to się okaże, bo pozwalasz Celinie trzymać kontrolę. A jeśli chodzi o mnie? – Pochyliłam się lekko. – Nie jesteś moim Mistrzem. – Odeszłam, bez wątpienia zostawiając za sobą ślad magii. Myślałam, że kiedy Morgan przejmie władzę nad Navarre, to przynajmniej nie będziemy mieć tam wroga, kogoś kto wykorzystuje ludzi kiedy tylko zechce. Ale myliłam się, tak samo jak z wieloma rzeczami odkąd stałam się wampirzycą.
Strona 260
ROZDZIAŁ XIX
CZERWONE, CZERWONE WINO
Nasze przyjęcie zorganizowano w innym pomieszczeniu, do którego można się było dostać przez atrium, miejsca było prawie tak dużo jak w biurze. To
pomieszczenie wyglądało jak przeznaczone na szczególne okazje; dzisiaj na samym środku stał jeden prostokątny stół, który otaczały krzesła w nowoczesnym stylu. Przy stole stał wraz z żoną Tonyą Gabriel Keene, przywódca zmiennokształtnych Centralnego Stada Ameryki Północnej. Mistrzowie szli już w stronę swoich krzeseł, najprawdopodobniej dokonawszy już prezentacji, co zostawiło mnie ze zmiennymi. Podeszłam do nich, ignorując wampira za mną i wszystkich innych. Nie nazwałabym Gabriela i Tonyi przyjaciółmi, ale Gabriel z pewnością był bardziej dalekowzroczny od Dariusa, co mogłam szanować. – Zdaje się, że pora na gratulacje – powiedziałam, posyłając obojgu uśmiech. Gabriel był podobny do swoich pobratymców – wielki, muskularny, płowowłosy, miodowooki miłośnik skóry i Harleyów – ale jego twarz błyszczała rodzicielską dumą. – Nasz śliczny chłopczyk został w domu – powiedział. – Doceniamy pamięć. – Miło, że do nas dzisiaj dołączyliście – powiedziałam z przekornym uśmiechem. – Nie potrafię sobie wyobrazić, że normalnie wolicie bardziej towarzystwo wampirów, niż nowonarodzonego syna. Gabriel posłał Dariusowi i innym podejrzliwe spojrzenie. Rozumiałam to uczucie.
Strona 261
– Są w życiu rzeczy, które należy zrobić – powiedział – i są rzeczy, które trzeba zrobić. Chociaż raczej nie zostaniemy długo. Tonya wyjęła z torebki mały portfel. – Kto byłby w stanie zostawić tę twarzyczkę na długo? – Wyciągnęła małe zdjęcia naprawdę uroczego dziecka w niebieskich śpioszkach. Gabriel uśmiechnął się widząc zdjęcie. Kompletnie stracił dla niego głowę. W jego oczach była duma i miłość, ale kiedy spojrzał na mnie, widziałam w nich cień strachu. Strachu, który bierze się z kochania kogoś tak bardzo, że człowiek czuje się tym przytłoczony, prawie zmiażdżony. Strachu przed potencjalną stratą, możliwym załamaniem, które może zniszczyć to, nad czym tak ciężko się pracowało. Rodzicielski strach zwiększał się przez to, że bycie przywódcą – Pierwszym – Stada, było dziedziczne. Connor urodził się jako książę wilków. Urodził się pod osłoną potęgi, ale nosił też brzemię odpowiedzialności, której nie był nawet w stanie pojąć. Gabriel musiał wiele znosić, wiedząc, że pewnego dnia zrzuci tę odpowiedzialność na barki swojego dziecka. – Zrobisz to, co będzie trzeba – wyszeptałam. Nie wiedziałam czy te słowa są wystarczająco eleganckie, ale w tej chwili wydawały się odpowiednie. A krótkie kiwnięcie Gabriela powiedziało mi, że powiedziałam prawidłowe słowa. – A tak w ogóle, to co tam słychać? – Cóż, nie jesteśmy wykorzystywani jako eksperymenty naukowe – powiedział sucho Gabriel. – To nasze małe zwycięstwo. – Jedną z jego obaw w związku z ogłoszeniem obecności na świecie zmiennych był strach, że staną się pożywką dla
wojska lub medycyny – w stylu tego, co widzi się w horrorach. Nie była to przyjemna myśl, a ja cieszyłam się, że do tego nie doszło. – Nie chodzi o to, że myślę, że ludzie uważają nas za zagrożenie – dodał. – Po prostu nie są pewni, co z nami zrobić.
Strona 262
Zmienni ogólnie uważani byli za najpotężniejsze istoty paranormalne, a przynajmniej z tych grup, które dotąd poznałam. Ignorancję ludzi w tej sprawie uważałam za korzyść. – A zmienni, którzy zaatakowali dom? Jego mina stała się ponura. – Działali według swojego systemu karnego tak, jak przeciętny ludzki kryminalista. Kiedy się skrzywiłam, Scott klasnął w dłonie. – Witajcie wszyscy w Domu Grey. Doceniam waszą obecność i mam nadzieję, że będzie to kolejny krok w stronę naszej przyjaźni. Możemy podawać? Zanim zdążyliśmy odpowiedzieć, do sali zaczęły wchodzić kobiety i mężczyźni w białych fartuchach i ze srebrnymi zakrytymi tacami. Usiadłam obok Ethana i przed nami zostały postawione tace. Dwa wampiry krążyły wokół stołu z karafkami wody cytrynowej i butelkami czerwonego wina, nalewając zgodnie
z życzeniem. Tylko Ethan, Jonah i ja wybraliśmy wino; podejrzewałam, że musieliśmy się napić bardziej od innych. Pozostałe wampiry uniosły zakrywki, ujawniając mięso, które mogłoby być opisane jako "Uczta Drapieżnika". Schab, pieczenie, kotlety. Kiełbaski, steki, filety. Wszystko ułożone z artystyczną perfekcją. Były także oczywiście dodatki. Ziemniaki, kukurydza i wszelkiego rodzaju sałatki. Ale w pomieszczeniu pełnym wampirów i zmiennych – drapieżników wśród ludzi – pragnienie mięsa było bezsprzeczne. Mój żołądek wybrał ten moment by zaburczeć tak głośno, że aż odbiło się echem. Kiedy poczułam gorąco na policzkach, wszystkie oczy zwróciły się na mnie. Uśmiechnęłam się lekko. Gabriel odwzajemnił uśmiech, po czym uniósł swoją szklankę z wodą jak tylko kucharze zniknęli z sali.
Strona 263
– Dziękuję panie Grey za możliwość podzielenia się z wami ziarnem i mięsem. To dla nas bardzo znaczący gest i mamy nadzieję, że nasze rodziny będą dalej żyły ze sobą w pokoju. – Dokładnie – powiedział Darius, unosząc swoją szklankę. – Jesteśmy teraz
sąsiadami w tym mieście i mamy nadzieję, że etap konfliktów jest już za nami i będziemy żyć w pokoju i oddaniu przez następne milenia. Gabriel kiwnął uprzejmie głową i wskazał ponownie na swoją szklankę, ale nie odniósł się do części o "oddaniu". Wampiry zbierały oficjalne posłuszeństwo jak karty baseballowe; zmienni nie mieli na tym punkcie takiego bzika. – A ponieważ wolałbym raczej by Merit skupiła się na swoim jedzeniu, niż na mnie – powiedział z mrugnięciem Gabriel – to przestańmy mówić i jedzmy. Ale to oczywiście byłoby za proste.
***
Nie wiedziałam dlaczego zaskoczyło mnie, że Scott zaproponował mięsną ucztę. Ten facet uwielbiał Cubsów, ogromny magazyn zmienił w Dom, a Benson było barem jego Domu. Te fakty krzyczały „Mistrz Jakości.” Jedzenie nie było wyjątkiem. Mięsa były tak idealne, że nawet mój wymagający ojciec podałby je gościom na kolację. Na tyle kruche, by nóż wchodził bez problemu, a od zewnątrz wypieczone do perfekcji. Nie mógłby zrobić tego lepiej, szczególnie dla grupy drapieżników. Szczerze mówiąc, gdybym była facetem, skończyłabym swoje danie, rozwaliła się na krześle i odpięła guzik spodni. Jedzenie było tak dobre, że zasługiwało na spokojne strawienie. Niestety nie mogłam tego zrobić. Brałam właśnie kolejny łyk wina – krzywiąc się na jego wytrawność – kiedy drzwi na końcu sali otworzyły się z hukiem. Weszło pięcioro wampirów, kilku w czarnych ciuchach, ale dwóch miało niebieskie i żółte koszulki hokejowe
Strona 264
z napisanymi dużymi literami na przodzie słowami DOM GREY. Wszyscy mieli miecze w dłoniach i złośliwość na twarzach.
– Tak nas traktujecie? – zapytał jeden z wampirów Domu Grey, który miał numer trzydzieści dwa. – Jakiś pieprzony zmienny i jego suka są przyjmowani jak królowie? Wampir Domu Grey z drugiej strony miał numer dwadzieścia siedem. – Prezydium w Greenwich też? Cholera, Stany schodzą na psy, a my podajemy stek wampirowi z Wielkiej Brytanii? Tak wam się wydaje prawidłowo? W ciągu sekundy miałam sztylet w dłoni. I nie byłam jedyną w pełnej gotowości. Scott Grey stanął na nogi i przeszedł szybkim krokiem do końca stołu. – Matt, Drew, odsunąć się. Opuśćcie miecze i wracajcie do drzwi. Wampiry Domu Grey zawahały się, zapewne w wyniku jakiejś mentalnej mocy Mistrza, jaką atakował ich Scott. Ale reszta nie wydawała się nią jakkolwiek poruszona. Ostrożnie wstałam i zbliżyłam się do nich, obracając sztylet w dłoni i czując rosnące zniecierpliwienie. Wszystkie pięć wampirów kołysało się lekko na nogach, ich ruchy były nieskoordynowane, oczy wędrowały po całej sali. Kiedy zbliżyłam się w miarę blisko, widziałam w ich oczach przyczynę – były prawie całkowicie srebrne. – Scott, to V – ostrzegłam go. – Da się jakoś łatwo z nimi poradzić? – odkrzyknął. – Bez czarownika nie – powiedziałam mu. – Będziemy musieli ich znokautować w starym stylu. – No to zróbmy to – powiedział Ethan, stając obok mnie z nożem ze stołu w dłoni.
– Miło, że do nas dołączyłeś, Sullivan – droczyłam się, a mój wzrok podążał za wampirami, które ustawiły się w linii, gotowe do ataku. Nieważne jakim
Strona 265
kosztem. A z Dariusem, Pierwszym i trzema Mistrzami w sali, koszt będzie wysoki… – No chodź, staruszku – powiedział trzydzieści dwa. – Chcesz walczyć z własnymi wampirami? Chcesz wziąć jego stronę, a nie swoich? – Seniorze – powiedział Jonah – jako twój kapitan muszę poprosić, żebyś przeniósł się do bezpiecznej pozycji. – Proś ile chcesz, Red – powiedział mu Scott z pozbawionym humoru uśmiechem. – Ale to nie powstrzyma mnie od pokazania tym idiotom ich miejsca. Takie właśnie są skutki tworzenia V. Rób tak jak mówi, Wartowniczko, powiedział mi mentalnie Ethan. Podejrzewałam, że nie zamierzał pozwolić mi się kłócić. Wampiry Domu Grey wydawały się na równi chętne do awanturowania. – A idź do diabła – powiedział dwadzieścia siedem. – Tylko jeśli do mnie dołączysz – odparł uprzejmie Scott i zanim minęła kolejna sekunda, sala wybuchła agresją. Jonah i Scott zaatakowali wampiry Domu Grey. Gabriel, Darius i Tonya siedzieli na swoich miejscach. Odszczepieńcy zostali
dla mnie, Ethana i Morgana. – Biorę tego po środku – zawołałam. – Zostają nam ci dwaj – powiedział Ethan. – Greer, weź tego po lewej. I z tymi słowami ruszyliśmy. Przedostałam się między sprzeczką wewnątrz domową do wściekle wyglądającego Odszczepieńca za nimi, jego oczy były tak samo srebrne jak oczy wampirów Grey. Był wielkim facetem, a kiedy walczył z narkotykiem, na jego skroni pojawiła się strużka potu. Ale facet nie przejmował się czy to gniew, czy to narkotyk go napędza. Obnażył kły i ruszył. Musiałam oddać mu honor – był szybszy, niż mogłabym podejrzewać, biorąc pod uwagę jego budowę. Poruszał się jak pająk – jego wagę utrzymywały delikatnie małe nóżki. Zamachnął się jak trenowany wojownik. Zablokował nóż swoim sztyletem, ale przez źle wykalkulowaną szybkość poczułam zimne pieczenie bólu na dłoni.
Strona 266
Moja własna krew rozprzestrzeniła się w powietrzu, uruchamiając moje wampirze instynkty. Spojrzałam w dół i zobaczyłam cienką linię szkarłatu. Miała tylko kilka centymetrów długości i nie była bardzo głęboka. – Nie za fajnie – powiedziałam, atakując. Sztylet w mojej dłoni przeciął przód
jego koszulki. Wymamrotał kilka zdań, ale znowu odskoczył. Stałam w pozycji ofensywnej, ale moim zamierzeniem było, by facet poczuł się jak najbardziej niepewnie – i chciałam poczekać na dogodną szansę na znokautowanie go. – Myślisz, że jesteś lepsza od nich? – powiedział, unosząc miecz nad głową i atakując. Odskoczyłam do tyłu, ale mój obcas wbił się w sęk jednej z desek. Opadłam do tyłu, na jeden z ogromnych drewnianych słupków, łapiąc się go dłonią. W mojej głowie zabrzmiał zaniepokojony głos Ethana. Wartowniczko. Nic mi nie jest, zapewniłam go i zdjęłam buty. Wampirzyca i tak nie musi walczyć w szpilkach. Kiedy znowu stałam prosto, chwyciłam pewnie sztylet w dłoń i spojrzałam na wampira. – Coś mówiłeś? – Suka – zawołał, atakując swoją kataną pod dziwnym kątem, co bardziej nadawałoby się dla pałasza, a nie świetnej japońskiej stali. Wzdrygnęłam się w imieniu tej katany i zrobiłam unik, czując drżenie kolumny, z którą zetknęła się katana – i która tam utkwiła. Co za strata. Skoczyłam za niego kiedy puścił rękojeść i zaczął się odsuwać, oczy miał rozszerzone, jakby nagle uświadomił sobie, że Wartowniczka z Domu Cadogan deptała mu po piętach. Może narkotyk zaczął puszczać. – Zrobię ci przysługę – powiedziałam, odsuwając sztylet. – Odrzucę go, żebyśmy mogli walczyć sprawiedliwie.
Strona 267
Widziałam ulgę w jego oczach jak tylko odrzuciłam ostrze. A kiedy jego wzrok powędrował w miejsce, gdzie upadł, zaatakowałam. Wyrzuciłam kopnięcie30, które ugodziło go prosto w głowę. Upadł jak worek wampirzych kartofli, odbił się lekko, po czym wreszcie znieruchomiał. Jasne, takie kopnięcie w koktajlowej sukience nie było do końca w kobiecym stylu, ale z pewnością było efektowne. Mając już z głowy swojego Odszczepieńca, spojrzałam na Ethana. Był w trakcie powalania swojego na ziemię w stylu judoki, co zatrzęsło deskami. Kiedy leżał już na ziemi, Ethan użył łokcia na jego szyi by go znokautować. Kiedy facet znieruchomiał, spojrzał na mnie. Z pół obrotu? Zapytał mentalnie. Klasyka, odparłam, unosząc wzrok. Reszta została również pokonana, cała piątka leżała na podłodze. Jonah rozejrzał się dookoła, jego wzrok zatrzymał się, kiedy natrafił na mnie. – W porządku? – zapytał bezgłośnie. Kiwnęłam głową. To zdecydowanie wydawało się osobiste. – Scott – zawołał Darius. – Co to kurwa było? Zanim Scott zdążył odpowiedzieć, odezwałam się. – Z całym szacunkiem, Panie – to są pańskie zbłąkane wampiry.
***
Straż Scotta, włącznie z przyjaciółmi Jonaha, Jeremym i Dannym, wyszła z sali chwilę później, wyciągając nieprzytomne wampiry. Ale zostawili katanę w kolumnie – wyraźny ślad dla innych w Domu, którzy mogli być na tyle głupi, by spróbować V.
Strona 268
Pożegnaliśmy się z Gabrielem i Tonyą, którzy, co zrozumiałe, wyszli jak tylko było czysto. Charlie i Darius stali razem w milczeniu; Morgan stał sam. Ja stałam obok Ethana, kiedy podeszli do nas Scott i Jonah. Scott spojrzał na nas. – Dzięki za asystę.
Ethan skinął głową z gracją. – Niestety, zdarza się najlepszym. – Jak tam wampiry? – zapytałam. – Wciąż nieprzytomne. Są teraz w szpitalu pod strażą. Kiedy się obudzą, będziemy musieli porozmawiać o narkotykach i odpowiedzialności. – Dobrze ich znasz? – zapytałam. – Jedynie jako członków Domu – powiedział Scott. – Są nowoprzybyłymi krewnymi. Członkami waszej klasy Wtajemniczonych. – Co oznacza "nowoprzybyły" w terminologii nieśmiertelnych? – zapytałam. W kącikach ust Scotta pojawił się uśmiech. – Mający mniej niż dekadę. Co robiło ze mnie wampirze dziecko. Ethan rzucił spojrzenie w stronę Dariusa, teraz wydającego jakieś instrukcje, w czasie gdy Charlie robił coś na tablecie. – Myślisz, że teraz uważa zagrożenie za bardziej realne? – Prezydium w Greenwich ma swoje stare nastawienie w takich kwestiach. Wciąż nie jestem pewien, czy nie uważa nas za coś więcej, niż wichrzycieli. Piszczące opony odwracają jego uwagę od prawdziwego biznesu w Wielkiej Brytanii. – Przeprowadzisz śledztwo? Scott wypuścił powietrze. – To już coś poważnego. Problem w moim Domu. Musi być rozwiązany. – A jeśli odkryjesz, że Celina ma z tym coś wspólnego?
Strona 269
– Wtedy nie było tej rozmowy, ale Domy Chicago zgodziły się po cichu na rozwiązanie tego problemu. Scott i Ethan patrzyli na siebie, aż Scott wyciągnął dłoń. Ethan potrząsnął nią, umowa została zawiązana. Scott wskazał na swoje biuro. – Muszę porozmawiać przez chwilę z moimi strażnikami. Podejrzewam, że Darius będzie chciał z wami porozmawiać, zanim wyjdziecie. – Poczekamy tutaj – zgodził się Ethan. – Chyba Luc miał rację – dodał, kiedy byli poza zasięgiem słuchu. – Już chyba nie będę cię nigdzie brał. – Pokonałam wampira dwa razy większego i to w sukience koktajlowej i ośmiocentymetrowych szpilkach. Chyba zasługuję na jakiś kredyt zaufania. – Tak? – zapytał. Wtedy po raz pierwszy to poczułam – ostrzeżenie gdzieś głęboko w kościach, mówiące mi, że coś jest nie tak. Ale zignorowałam to i rzuciłam mu wyzwanie. – Tak – powiedziałam bez ogródek. – Miałeś szczęście, że tu byłam. – Szczęście? Chyba właśnie pokonałem mojego własnego wroga, Merit. Może to ty powinnaś mi podziękować. – Przesunął spojrzeniem po moim ciele. – Chyba nawet mogę zasugerować jakąś małą formę wdzięczności.
Krew zaczęła dudnić mi w uszach, skóra nagle stała się rozgrzana. Nie miałam wątpliwości, że moje oczy były srebrne, ale nie obchodziło mnie to. Wsunęłam palec w szlufkę jego spodni i przyciągnęłam go blisko. – Co masz na myśli? Jego oczy zmieniły się, źrenice były jedynie małymi punkcikami czerni przy srebrze jego tęczówek. Zaczął się zbliżać, popychając mnie do tyłu i nie zatrzymał się, dopóki plecami nie stykałam się z kamienną ścianą atrium. Zanim zdążyłam wyrazić sprzeciw, jego dłonie znalazły się na mojej twarzy, jego usta przy moich. Jego wargi przesuwały się po moich, całując chciwie i wygłodniale.
Strona 270
Jakaś odległa część mojego mózgu powiedziała mi, że to dziwne, że Ethan całuje mnie w Domu kogoś innego. A chociaż uważałam to za dziwne, krew zaczęła gotować mi się w gorączce, której nigdy wcześniej nie czułam. Mrowiło mnie pod skórą, adrenalina krążyła w żyłach, jakbym wciąż walczyła z wampirami Domu Grey. – Ethan – wydusiłam, ostrzegawczo wymawiając jego imię, pozwalając mu się całować pośrodku Domu Grey. Zmienił taktykę i całował mnie wolno, leniwie, po czym wreszcie otworzył oczy i spojrzał na mnie. W jego oczach kryły się
przeprosiny. – Coś jest… nie tak. Kiwnęłam głową, wiedząc, że nie ma na myśli tylko miłości czy pożądania, a inny rodzaj mocy, ale ta myśl była odległa, a paląca potrzeba była tu i teraz. To było pilne. Intensywne. Przekręciłam głowę na bok, powieki opadły mi w wyraźnym zaproszeniu. – Potrzebujesz czegoś ode mnie? – Głos miał niski, bardziej jak ostrzegawcze warknięcie tygrysa, niż pytanie wampira. Przełknęłam… i przytaknęłam. Czułam się jak nastolatka podczas pierwszego tańca. Nie znałam muzyki, nie znałam kroków, ale emocje były tak pierwotne, tak fundamentalne, że niemożliwym było tańczyć błędnie. Ethan uniósł dłoń do mojej szyi i sam dotyk jego palców sprawił, że zmiękły mi kolana. I zanim zdążyłam zapytać dlaczego mnie przeprasza, pocałował mnie. Jego pocałunek był silny, naglący i pytający. Zbliżył się jeszcze bardziej, obejmując moje plecy i pogłębiając pocałunek. Jego język badał wnętrze moich ust i przycisnął się do mnie mocniej, jego niewątpliwa erekcja wbiła mi się w brzuch. Powinnam być zszokowana. Powinnam przypomnieć mu, że to nie był ani czas, ani miejsce. Ale z każdym zaborczym warknięciem w jego gardle, splatała się nasza własna magia. Byłam przyciągana – przez magię, przez pocałunek, przez jego zaborcze
Strona 271
palce. Przyciągnęłam go do siebie, moje palce wsunęły się w szlufki jego spodni i pochyliłam się by pogłębić pocałunek. Byłam tak głodna jego jak nigdy nie byłam głodna krwi, ale ten głód był nowy. Był palący i domagał się zaspokojenia. Miłość to niebezpieczny narkotyk. O Boże. No tak. Ethan nie był owładnięty miłością, pożądaniem, czy nagłym uświadomieniem sobie rodem z romansu, że Musi Mieć Mnie Teraz. To była spontaniczna agresja, aczkolwiek trochę innego rodzaju, niż widzieliśmy wcześniej. – Ethan, chyba dosypano nam narkotyk. Zignorował mnie, warknął i wsunął palce w moje włosy. Moje serce podskoczyło i tym razem nie z pożądania, a ze strachu, bo warknięcie się zmieniło, stało się bardziej zwierzęce. Zmieniłam taktykę, dając mu telepatyczny rozkaz, który jak miałam nadzieję, przedostanie się przez mgłę narkotyku do tej części jego mózgu, która wciąż funkcjonowała. Ethan, przestań. Uniósł głowę i widziałam konflikt w jego oczach. Jego mózg kazał mu przestać, ale ciało napędzało go do przodu – w jego oczach był tego dowód. Były praktycznie całe srebrne. – Co? – zapytał. – Dodano nam narkotyk. Ktoś dosypał nam V. Może do jedzenia? Ogarnęła mnie fala gorącej, palącej złości. Zacisnęłam mocno oczy, a dłonie w pięści, naciskając, aż ból w dłoniach pomógł zwolnić kręcenie w mojej głowie.
– Gniew znalazł inne ujście – powiedział zachrypniętym głosem. – To raczej inna dawka. Może w którymś mięsie? Pokręciłam głową. – Wino – odparłam. – Chyba był w winie. Miało dziwny smak. Bardzo gorzki. – Kto jeszcze pił to wino? Cofnęłam się pamięcią. Wino piłam ja i Ethan. A ostatnią osobą, która je piła był Jonah. Ale zaoszczędzono mi mówienia tego Ethanowi.
Strona 272
Oboje unieśliśmy wzrok, kiedy Jonah przedarł się przez listowie tuż przed nami. Jego oczy, już zabarwione na srebrno, stały się dzikie. – Bardzo niemiło, że się nie podzieliłeś. Ethan warknął ostrzegawczo na Jonaha. – Nie dzielę się. Jonah cmoknął. – Powinieneś. Nie sądzisz, że życie jest o wiele bardziej interesujące, kiedy wszyscy mamy możliwość spróbowania? – Słyszałam wcześniej, że dziewczyny są podekscytowane, kiedy się o nie walczy, ale czułam się jak czyjaś własność i to mi się nie podobało. – Nie należę do nikogo, żeby można mnie było komuś zaoferować –
powiedziałam. – Ale mogłabyś osiągnąć o wiele więcej – zabrzmiała odpowiedź Jonaha. To tylko V, przypomniałam mentalnie Ethanowi. On też pił wino. – Przyczyna jest nieważna, niech lepiej pilnuje swojego zachowania – wycedził Ethan. Patrzył na Jonaha z góry z obnażonymi kłami. Byli prawie tego samego wzrostu i podobnej budowy. Ethan był spokojniejszy od Jonaha, ale byliby równymi przeciwnikami, gdyby nie pozycja Ethana, co z pewnością przysporzyłoby Jonahowi więcej problemów, niż to warte. – Jonah – ostrzegłam. – Odpuść. Ale zamiast odsunąć się, obnażył kły na Ethana, sycząc w ostrzeżeniu mówiącym, że znalazł swoją nagrodę i nie zamierzał jej oddać. Nie wiedziałam skąd wzięło się to nagłe zainteresowanie, ale szczerze wątpiłam by miało coś wspólnego ze mną. Bardziej prawdopodobne było, że Jonah był przyciągany przez magię jaką Ethan i ja roznosiliśmy w całej sali. I w standardowym stylu V, Jonah stał się niedorzecznie wściekły. – Jonah, proszę cię – namawiałam. – Musisz odpuścić. Nie chcesz walczyć z Mistrzem, szczególnie kiedy Darius tu jest.
Strona 273
Mój głos był błagający i w końcu rzucił mi spojrzenie. Brwi miał złączone,
jakby próbował zgadnąć, dlaczego w ogóle stoi w atrium, gotowy do walki o dziewczynę, którą ledwie szanował, a co dopiero naprawdę lubił. Ale Ethan najwyraźniej nie zauważył jego refleksji i zbliżył się do niego. – Ona jest moja. Jonah otrząsnął się z racjonalności i spojrzał na niego z góry. – Ta decyzja należy do niej, a nie wygląda na to, że już ją podjęła. – Na pewno nie wybierze ciebie – warknął Ethan. Jonah uniósł rękę. Moje własne instynkty krzyczały, że obronienie Ethana jest najważniejsze. – Odsuń się, Jonah – ostrzegłam go, ale wciąż nie udało mu się wyrwać spod działania V. Odskoczył do tyłu, by się zamachnąć. Sięgnęłam, żeby go odciągnąć, ale umknął po omacku. Jak gdyby czas zwolnił, patrzyłam jak jego pięść wysuwa się w moją stronę, żeby mnie odepchnąć. Wszystko stało się czarne.
Strona 274
ROZDZIAŁ XX
KAC
Zamrugałam, czekając aż pokój przestanie wirować mi przed oczami. Spojrzałam na przemysłowy sufit i kątem oka zauważyłam pierzaste liście paproci. Czyli wciąż znajdowałam się w Domu Grey. Pojawiły się przede mną zielone oczy. – Jak twoja głowa? – Pulsuje. Zaczęłam się podnosić, ale Ethan położył dłoń na moim ramieniu. – Byłaś kilka minut nieprzytomna. Spokojnie. – Co się stało? – Próbowałaś powstrzymać Jonaha przed uderzeniem mnie, a on nieumyślnie trafił ciebie. Teraz przypomniałam sobie, że wtrąciłam się w walkę Ethana i Jonaha i, że źle na tym wyszłam. Ethan wyciągnął dłoń. – Podaj mi rękę – powiedział i objął mnie drugą za plecami. Usiadłam i zamknęłam oczy, czekając aż miną zawroty głowy.
Kiedy otworzyłam je ponownie, Ethan uniósł mój podbródek i spojrzał mi w oczy. – Spójrz w lewo – powiedział, a kiedy to zrobiłam, dodał. – I prawo. – To też zrobiłam.
Strona 275
– Nieźle mi przyłożył – powiedziałam, dotykając ostrożnie guza z tyłu głowy. Biorąc pod uwagę szybkość wampirzego leczenia, niedługo zniknie, ale na razie bolało. – Owszem – zgodził się Ethan. – Gdzie on jest? – Jonah? Scott zamknął go, dopóki nie minie działanie narkotyku. To było wino – dodał Ethan. – Według tego, co mówiły wampiry Domu Grey, V mieli od Bensona i podzielili się nim z grupą Odszczepieńców. – Niewątpliwie w imię wewnątrzdomowej współpracy – powiedziałam sucho. – Z pewnością. Wampiry Domu Grey również przekazywały dalej, że Darius będzie tu dzisiaj na kolacji. Potem udało im wkurzyć się nawzajem przez niesprawiedliwości Prezydium. Dla wampirzych Odszczepieńców, to pewnie nie była trudna sprzeczka – zauważyłam. – Szczególnie, kiedy wszyscy byli na V.
Ethan kiwnął głową. – Wrócili do Domu z zamiarem przekazania Dariusowi części swoich umysłów. Zakradli się także do kuchni z dodatkową dawką i dodali ją do wina. Chcieli, by doświadczył efektów bycia prawdziwym wampirem. – Paradoksalne, że Darius wcale nie pił. – Bardzo. Chociaż teraz jest dotkliwie świadomy skutków V. Pojawił się nade mną długi cień i usłyszałam angielski głos. – Co z nią? Uniosłam wzrok. Obok mnie stał Darius. – Dojdzie do siebie – powiedział Ethan – choć uważam, że przez resztę wieczoru powinna odpoczywać w łóżku. – Świetny pomysł – zgodził się Darius. – Kilka łyków krwi powinno przyspieszyć leczenie. Ethan kiwnął głową. – A nasze śledztwo w sprawie V?
Strona 276
– Wyraziłem jasno stanowisko Prezydium. – Panie – zaczął Ethan, ale Darius uciszył go gestem ręki. – Chodzi o coś więcej, Ethanie, niż o grę, jaką prowadzisz ze swoim
burmistrzem. Zajmij się swoim Domem i pozwól panu Greyowi i panu Greerowi zająć się ich. Reszta nie jest twoim zmartwieniem, a to tyczy się też wszystkich obecnych członków Prezydium. Czy to jasne? Ethanowi zadrgała szczęka, ale udało mu się przytaknąć. – Oczywiście, Panie. Darius skinął oficjalnie głową, po czym posłał mi słaby uśmiech. – Wracaj szybko do zdrowia, Merit – powiedział i znowu zniknął, a Charlie tuż za nim. – Chciałabym wrócić do domu – powiedziałam cicho. – To tak jak i ja – powiedział Ethan, podążając wzrokiem za swoim politycznym mistrzem, który zniknął w sztucznej dżungli. – Wracajmy do domu.
***
Ethan nalegał, by zanieść mnie do samochodu, co było po części irytujące i romantyczne. Jako pewnej siebie kobiecie, noszenie mnie jak dziecko było trochę krępujące. Z drugiej strony, Ethan przemienił mnie w wampirzycę i więź między nami pozostała. Jego zapach i dotyk był kojący i udało mi się cieszyć byciem w jego ramionach, nieważne jak bardzo czułam się winna. Kiedy dotarliśmy z powrotem do Domu, zaprotestowałam na tyle, że
pozwolił mi pójść samej na górę do mojego pokoju, ale nie pozwalał mi z niego wyjść. Kiedy Ethan poszedł do kuchni po krew, przebrałam się w swoje spodnie do jogi i koszulkę i położyłam się na łóżku, podkładając poduszki pod swoją wrażliwą głowę. Ethan wrócił z dużym, plastikowym kubkiem w dłoni, takim, jaki kierowca tira mógłby kupić, by zapewnić sobie dawkę kofeiny na cały dzień jazdy.
Strona 277
– To najmniejsze naczynie, jakie znalazłeś? – Nie chciałbym nie docenić twojej potencjalnej zrzędliwości – powiedział, siadając na brzegu łóżka i podając mi naczynie. Prychnęłam, ale przyjęłam kubek i zaczęłam pić przez twardą plastikową słomkę. Po chwili odsunęłam się. – W krwi jej sos czekoladowy? Jego policzki lekko się zarumieniły. – Nie czułaś się za dobrze, więc pomyślałem, że odrobina czekolady dobrze ci zrobi. Niestety, krew i czekolada nie były zbyt smaczną kombinacją. Ale wpadł w takie kłopoty, że nie zniosłabym, gdybym go rozczarowała. – Dziękuję – powiedziałam, biorąc kolejny pokrzepiający łyk. – To naprawdę
miłe. Kiwnął głową i siedział cicho, kiedy ja dalej piłam. Przełykałam, aż poczułam jak zmniejsza się ukryty głód, po czym odstawiłam kubek na szafkę nocną. Zamknęłam oczy i opadłam na łóżko, opierając głowę o stertę poduszek. Jak tylko znowu znieruchomiałam, ogarnęło mnie wyczerpanie. – Jestem zmęczona, Ethan. – To był kolejny długi wieczór – powiedział. Ale ja pokręciłam głową – tylko trochę, tak by moja głowa od tego nie pulsowała. – Nie chodzi tylko o wstrząśnienie mózgu. Chodzi o pracę. Nie chciałabym pracy gliny. Teraz nie jestem nawet do końca pewna, czy w ogóle chcę swojej pracy. – I chcesz, by ominęła cię cała zabawa? Szansa na przejrzenie materiału ochrony i walka z znarkotyzowanymi wampirami? – Nie zapomnij o wkurzaniu szefostwa Prezydium w Greenwich. – Ach, no tak. Kto by pomyślał jeszcze rok temu, że tak będzie wyglądało twoje życie?
Strona 278
– Na pewno nie ja – powiedziałam. Otworzyłam ponownie oczy i spojrzałam na niego. – Dokończymy to? Czy zrobimy tak, jak nam kazał? – Nie wiem. Z pewnością wolałbym nie składać swojego losu w rękach Tate'a. – Ethan westchnął i wzruszył ramionami. – Tate zwołał Dom, kiedy nas nie było.
Poinformował Malika, że jest zmęczony ciągłym opóźnieniem i powiedział, że mam czterdzieści osiem godzin przed wydaniem nakazu aresztowania mnie. – Super – wymamrotałam. Spojrzał na mnie, a jego oczy zabłyszczały jak szmaragdy. – Powinniśmy porozmawiać o tym pocałunku. Tym razem to ja się zarumieniłam. – A jest w ogóle o czym rozmawiać? Byliśmy pod wpływem. Posłał mi beznamiętne spojrzenie, więc odwróciłam wzrok. – Przynajmniej przyznaj, że kierowało tym coś więcej, niż narkotyki – powiedział cicho. Odwróciłam wzrok, przeżułam krawędź wargi i zastanowiłam się nad ironią. Pocałowałam Ethana, a on chciał dyskutować o naszym związku. Teraz całkowicie zamieniliśmy się rolami. – Kierowało tym coś więcej – przyznałam w końcu. – Ale wiesz co czuję. – I wciąż nie jesteś przekonana, że moje intencje są szlachetne? Coraz bardziej się przekonuję, pomyślałam, ale jak miałam mu to powiedzieć? Jak miałam wyznać to, nie brzmiąc okrutnie za to, że całkowicie mu nie wierzę – i nie ryzykując serca, mówiąc mu, że udało mu się częściowo mnie przekonać? Zapadła niezręczna cisza. Na szczęście zmienił temat. – Co byś zrobiła na moim miejscu w sprawie V? – Nie jestem na twoim miejscu. – Ale powiedzmy, że jesteś – powiedział. – Powiedzmy, że masz pod swoją ochroną wampirzy Dom. Powiedzmy, że jakiś biurokrata zadecydował, że nie możesz rozwiązać naglącego problemu, jaki ma twój Dom, ze strachu, że to
ściągnie zbytnią uwagę na istnienie tego problemu.
Strona 279
Usiadłam, krzyżując nogi. – Odpowiedziałeś sobie na to pytanie, czyż nie? Masz naglące ryzyko niebezpieczeństwa swoich wampirów i polityczne ryzyko, które może nastąpić po drodze. Najpierw pozbądź się naglącego ryzyka. Przeproś, zamiast prosić o zgodę. – A co jeśli skończy się to sekwestrem Domu? – Wtedy będziemy musieli mieć nadzieję, że syndyk będzie miał więcej rozumu, niż przywódca Prezydium w Greenwich. Ethan wreszcie posłał mi niewielki uśmiech. Byłam oszołomiona chęcią, by unieść jego brzemię, sprawić, by ten uśmiech był całkowity, dać mu taką ulgę, jaką on dał mi – bądź, co bądź bez powodzenia – krwią o smaku czekoladowym. – Mam pomysł – powiedziałam. – Jaki? Zatrzymałam się, wciąż się nad tym zastanawiając. – Spotkajmy się za pięć minut na zewnątrz – przy fontannie. Uniósł brew do góry. – Bo? – Bo ja tak mówię. Zaufaj mi.
Przez chwilę to rozważał, po czym kiwnął głową. – Dobrze. Za pięć minut. – Wstał i podszedł do drzwi, oglądając się jeszcze za siebie. – I nigdy w to nie wątp, Merit – ufam ci. Zniknął za drzwiami. Wstałam z łóżka, czując jak ból głowy znika i wzięłam się do pracy.
***
Ogrody Domu Cadogan były zjawiskowe, od różnorakich ścieżek, po grilla i oficjalnego francuskiego ogrodu za Domem. Fontanna stała po środku ogrodu, pieniąc wodę ku radości wampirów, które mogły usiąść na ławkach znajdujących się wokół niej.
Strona 280
Zdjęłam buty, kiedy przeszłam przez kamienne patio na tyłach domu i zamknęłam oczy, czując pod stopami miękką, chłodną trawę.
Twoje pięć minut dobiega końca, powiedział bez słowa Ethan. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę fontanny. Czy to nie ty zawsze pouczasz mnie na temat cierpliwości? Przereklamowana wartość, odparł i wyraźnie słyszałam w tej myśli ironię. Znalazłam go wytwornie rozłożonego na jednej z ławek, jedynego wampira w okolicy, który wyraźnie rozkoszował się własnym towarzystwem. Miał zamknięte oczy i leżał wygodnie w poprzek siedzenia, jedna stopa na ławeczce, druga na ziemi. Jedna ręka wisiała na oparciu, druga leżała płasko na jego brzuchu. W swojej białej, zapinanej na guziki koszuli i spodniach wyglądał bardziej jak rozpustnik z czasów regencji, niż Mistrz wampirów. Może zmieniał historię. Usiadłam obok niego na ziemi po turecku, z pudełkiem na kolanach. – Co tam masz? – zapytał, nie otwierając oczu. – Rewanż – powiedziałam. – Czekolada za czekoladę. Ale i tak będziesz musiał zapłacić pewną cenę. – A będzie warto? – Powiedział, przeciągając samogłoski. Odpowiedziałam tym samym, ociekającym słodyczą tonem, wiedząc tak samo jak on, że to flirtowanie po środku podwórza było właśnie tym – przyjemnym flirtowaniem. – Absolutnie. Ethan roześmiał się. – W tym przypadku, Wartowniczko, bądź mym gościem. – Jaki był twój ulubiony okres? Jaki okres czasu podobał ci się najbardziej? Uniósł brwi, jakby był zaskoczony tym pytaniem. Otworzył oczy, przekręcił
się trochę na ławce i znieruchomiał.
Strona 281
– Nie ma co wypierać się dzisiejszych wygód. Ludzie są na etapie doniosłych odkryć, które były niemożliwe dwadzieścia lat temu. A mimo to – zaczął, po czym znowu zamilkł. – A mimo to? – podpowiedziałam po chwili. Westchnął. – Były czasy, które były niebezpieczne, ale i inspirujące. Sceny z kart historii, których miałem szczęście być świadkiem. Narodziny tego ustroju – energia debatowania, żarliwa wiara, że człowiek może być lepszy, niż monarchia. Pewne momenty w czasie Wojny Secesyjnej, kiedy to kobiety i mężczyźni – nawet w chwili niebezpieczeństwa – byli na tyle odważni, by przypominać nam o naszych najlepszych stronach. Dzień D31 w Londynie, kiedy Whitehall32 było pełne wszechobecnej radości… i zmartwień. Ethan westchnął. – Nieśmiertelność zapewnia ci możliwość bycia świadkiem historycznych wydarzeń. Triumfów ludzkości i jej okrucieństw. Dźwiganie ciężaru tej wiedzy to zarówno wysoka cena jak i bezcenny dar. Odwrócił się lekko, opierając głowę o pięść i spojrzał na mnie.
– Dobra, przetrząsnęliśmy moje życie, Wartowniczko, co masz dla mnie? Uniosłam pudełko i w pełni cieszyłam się jego lekko skonsternowaną miną. – Żartujesz. – Nigdy nie żartuję w sprawie Mallocakes. Siadaj. Patrzył na mnie podejrzliwie, ale zrobił, o co prosiłam, siadając na końcu ławki, by zrobić mi miejsce. Ale mi było dobrze na ziemi. Stworzyłam między nami dystans i zachowałam stosowne relacje. To pozwalało mu udawać, że emocjonalne granice, jakie między nami postawiłam, wciąż mocno się trzymały… nawet jeśli siedziałam na ziemi, wypytując go o jego życie i szykując się na nakarmienie go biszkoptem przekładanym kremem.
31 Dzień rozpoczęcia Operacji Neptun (największej podczas II WŚ) 32 Ulica w Londynie
Strona 282
Ale kiedy zaprzeczenie było twoim zabezpieczeniem, to trzymasz się zaprzeczenia. Zdarłam folię z pudełka i wyjęłam dwa ciasteczka owinięte w celofan. Podałam mu jedno, odłożyłam pudełko na bok i chwyciłam swoje w dłonie. – Oto cudowne połączenie ciasta i kremu.
Ethan nie wyglądał, jakby był pod wrażeniem bomby kalorycznej, jaką mu podałam. – Proszę cię, Wartowniczko. – Zaufaj mi. Nie pożałujesz. – Zdarłam opakowanie i uniosłam ciastko. – Jest kilka różnych teorii na temat najlepszego sposobu jedzenia Mallocake. Wreszcie pojawił się cień uśmiechu. – Tak? – Nasza ulubiona czarodziejka, Mallory Carmichael, preferuje moczenie ich w mleku. Nie jest to zły sposób, ale według mnie są potem jakieś rozmiękłe, a ja nie lubię mokrego ciasta. – Nie przestajesz mnie zadziwiać. – Tak więc ja preferuję metodę na "rybę i chleb". Oto ona – powiedziałam, rozpoławiając ciastko, po czym uniosłam oba kawałki. – Właśnie pomnożyłam ilość ciastek! – Masz silną tendencję do głupot, wiesz o tym? – To jedna z moich lepszych cech – powiedziałam, przegryzając kawałek ciastka. I jakby czekoladowy biszkopt był narkotykiem samym w sobie, jego smak prawie natychmiast wysłał do mojej krwi uspokajające pulsowanie. Ethan wziął gryza. – Nie jest wcale takie złe, Wartowniczko. – Mam wiele słabych stron – przyznałam. – Jedzenie jest jedną z nich. Przez chwilę w milczeniu zajadaliśmy się naszymi ciastkami. – Powiedziałem ci kiedyś, że jesteś moją słabością – powiedział. – Ale jesteś także moją siłą. Powiedziałem to, zanim zdradziłem twoje zaufanie. Wiem to teraz
Strona 283
i bardzo przepraszam. – Zamilkł. – Co mam zrobić, żeby przekonać cię, byś dała mi drugą szansę? Jego głos był prawie szeptem, ale emocje były tak silne, że musiałam spojrzeć w inną stronę, walcząc ze łzami. To było zasadnicze pytanie – ale nie miałam na nie łatwej odpowiedzi. Czego trzeba, bym znów uwierzyła w Ethana? Uwierzyła, że wybrał mnie, na dobre i złe, niezależnie od polityki? – Nie wiem, czy ci się uda. Szybko się uczę. – A ja nauczyłem cię, że zdradzę cię, jeśli nadarzy się okazja? Tym razem spojrzałam mu w oczy. – Nauczyłeś mnie, że zawsze będziesz uważał na swój następny krok, wystąpienie, strategię i sojuszników. Nauczyłeś mnie, że nigdy nie mogę być pewna, czy chcesz mnie dla prawdziwej mnie – a nie dlatego, że ci pomogłam, czy dlatego, że tak było wygodnie. Nauczyłeś mnie, że nigdy nie mogę być pewna, czy nie zmienisz zdania, jeśli zerwanie da ci strategiczną korzyść. Uśmiech Ethana zbladł i po raz pierwszy zmierzył się z faktem, że jego działania mogą mieć nieodwracalne skutki. – Myślisz, że nie potrafię się zmienić? Złagodziłam ton głosu.
– Nie sądzę, by jakikolwiek związek był dobry, gdybym musiała cię prosić, byś się zmienił. Odwrócił wzrok i westchnął ciężko. – To jak bitwa, której nie jestem w stanie wygrać. – Miłość nie powinna być bitwą. – Ale jeśli nie byłaby warta walki, to jaki byłby jej cel? Siedzieliśmy w ciszy na tyle długo, że świerszcze w ogrodzie zaczęły cykać. – Chciałabyś powiedzieć mi coś jeszcze o Jonahu? Prawie podskoczyłam na to pytanie, a moje serce nagle zaczęło mocno walić na samą możliwość, że mój sekret mógł zostać ujawniony. – Nie – odpowiedziałam. – Dlaczego pytasz?
Strona 284
– Wydaje się być tobą zainteresowany. Dobrze go znasz? Dzięki Bogu, że miałam przygotowaną już choć część odpowiedzi. – Rozmawialiśmy przed barem Temple w noc ataku. – Cała prawda. – Coś jeszcze? – Jego wzrok był podejrzliwy, jego oczy śledziły moją twarz, jakby chciały oszacować moją szczerość. – Nie. – Nie okłamuj mnie, Merit.
– A prosisz mnie, żebym nie kłamała, dlatego, że jesteśmy przyjaciółmi, dlatego, że byliśmy kochankami, czy dlatego, że jestem wampirem twojego Domu? Zrobił duże oczy. – Oczekuję szczerości ze wszystkich tych powodów. – Oczekujesz mojej lojalności, a ja jestem ci ją winna. To nie jest do końca to samo. Tym razem zmrużył oczy. – Co się dzieje? Czego mi nie mówisz? – Niczego, co powinnam ci powiedzieć teraz. – No i proszę. Może nie powiedziałam mu o Czerwonej Straży, ich zaproszeniu i roli Jonaha w organizacji, ale teraz przyznałam, że nie byłam z nim szczera, że coś ukrywałam. Zamrugał oczami w szoku. – Posiadasz informacje, którymi się ze mną nie dzielisz? – Posiadam informacje, które to nie ja powinnam przekazać – poprawiłam. – Informacje, które należą do innych; ja wiem to tylko przypadkowo i nie będę podejmować za nich decyzji o przekazywaniu tych informacji. Nie, jeśli postanowili, że tego nie chcą. Jego wzrok był kalkulujący. Oceniający. Po chwili kiwnął głową. – Niech tak będzie – powiedział. Choć jego kapitulacja była dla mnie zwycięstwem jako Wartowniczki, to i tak czułam się jakbym coś straciła, jakbym zerwała jakąś osobistą więź. Wolałam być Wartowniczką Domu, niż jego przyjaciółką i powierniczką.
Strona 285
Zrobiłam to samo, za co tak go łajałam. Ethan wstał i obszedł mnie, zwijając celofan w kulkę. Wrócił na ścieżkę i zatrzymał się na chwilę, by spojrzeć na mnie przez ramię. – Ciężko jest przekładać innych nad swoje własne potrzeby, czyż nie? Nie obchodziło mnie, że wymierzył we mnie moją własną hipokryzją. Odwróciłam wzrok. Kiedy spojrzałam ponownie na ścieżkę, jego już tam nie było. Mój humor ani trochę się nie polepszył, kiedy wróciłam na piętro. Głowa znowu zaczynała mnie boleć, tym razem z innych powodów. Odłożyłam pudełko Mallocakes z powrotem do kuchni i wróciłam do swojego pokoju. Moja dłoń znajdowała się na drzwiach, kiedy usłyszałam za sobą głos. – Nie jest taki zimny, na jakiego wygląda. Spojrzałam do tyłu. Na korytarzu stał, Charlie, asystent Dariusa. Ręce miał skrzyżowane na piersi. – Słucham? – zapytałam. Wskazał na drzwi. – Możemy wejść do środka? – Um, jasne – powiedziałam i otworzyłam drzwi. Charlie wszedł do środka, a ja weszłam tuż za nim i zamknęłam drzwi. Usiadł na krawędzi mojego łóżka i splótł dłonie na kolanach.
– Darius jest oddany Domom i nie interesuje go robienie dramatu w Stanach. Problem polega na tym – powiedział Charlie, patrząc na podłogę – że on bardzo wierzy w hierarchię. Mistrzowie powinni kontrolować Domy. Problemy poza Domami są sprawą Prezydium i tylko Prezydium. Doceniałam szczerość Charliego, ale nie miałam wątpliwości, gdzie leży jego lojalność. – Jest tak, że Prezydium w Greenwich nie podjęło żadnych kroków w celu kontrolowania Celiny, czy zachowania spokoju w Chicago. Robimy, co możemy, żeby chronić to miasto, niezależnie od tego, co ona robi.
Strona 286
Charlie pokręcił głową. – Przyszło ci do głowy, że jesteś narzędziem w rękach Celiny? Że przez wyciąganie działań Celiny na światło dziennie – zamiast ignorować jej wybryki – dasz jej to, czego tak naprawdę chce? – Czyli? – Rozgłos. Wśród Domów, Prezydium, ludzi, pracy. Celina chce być widziana, słyszana. Nie miała dostatecznego rozgłosu jako Mistrzyni, więc sabotowała tę relację, by wymienić ją na coś innego – uwagę ludzi. A kiedy pojęła, że nie jest uwielbiana przez ludzką rasę, znowu się odegrała. Za każdym razem, gdy jej szukasz, za każdym razem, gdy walczysz, dajesz jej powód, by znowu wróciła.
– Twierdzisz, że stwarzamy Celinie warunki do działania? Odpowiedział jedynie wyzywającym spojrzeniem. Pytanie w jego oczach było oczywiste – A ty nie? Kręcąc głową, skrzyżowałam ręce i oparłam się o drzwi. – Ta teoria zakłada, że jeśli zignorujemy Celinę, to ona nie będzie się odgrywać. To jest po prostu brednia. Za każdym razem, gdy w Chicago robi się spokojnie – jak wtedy, gdy przyznała się co do morderstw w parku i odesłaliśmy ją – ona wraca. Uwierz mi, Charlie, ona zmusza nas do działań. Tym razem to on pokręcił głową. – Przykro mi, Merit, ale nie możemy się z tobą zgodzić. Ja nie mogę się z tobą zgodzić. – Zmarszczył brwi, po czym spojrzał na mnie. – Nie lubię tego mówić, jakby to miało być oskarżenie. Darius tego nie powie – nie jest na takiej pozycji, by to zrobić – ale sądzę, że trzeba, by poddać to rozważaniu. – Co? – To wszystko zaczęło się, kiedy dołączyłaś do Domu Cadogan. Moje serce waliło mi w piersi jak młotem. – Słucham? Uniósł dłoń.
Strona 287
Ugryzienie
– Wysłuchaj mnie. Nie wiem, dlaczego, ale Celina wydaje się mieć obsesję na twoim punkcie. Pojawiłaś się w Domu, uzyskałaś od niej wyznanie, w wyniku czego najwyraźniej ty, może także i Ethan, jesteście jej nowymi celami. Zmusiłam się, by ugryźć się w język. Ethan wyraźnie nie powiedział mu, że byłam zamierzoną ofiarą Celiny i, że sprowadził mnie do Domu, bo Odszczepieniec, którego zatrudniała, nie dokończył roboty. Nie wiedziałam, dlaczego ze mną o tym rozmawiał, ale nie zamierzałam dzielić się tymi wieściami z Prezydium. Nie miałam nic przeciwko temu, by wiedzieli o mnie jak najmniej. – Jesteśmy świadomi sytuacji Breckendridge – kontynuował Charlie – a także tego, że zaatakowała cię poza Domem. Zaprzeczysz, że byłaś jednym z jej największych celów? – Nie – powiedziałam. Nie mogłam temu zaprzeczyć. Z drugiej strony… – Nie jestem jedynym celem. Celem jest Dom Cadogan. Celem jest Chicago. Został uratowany od odpowiedzi nagłym, skrzekliwym piszczeniem. Uniósł nadgarstek, ukazując kwadratowy zegarek z 1984 roku. Po naciśnięciu przycisków, uśmiechnął się ze skruchą. – Byłem zdumiony tą technologią, kiedy ją wynaleziono i od tamtej pory nie spotkałem nic, co mogło by się z tym równać. Proste, efektywne. – Szacun – powiedziałam, starając się jak najbardziej ukryć ironię. Charlie wstał i podszedł do mnie, kierując się w stronę drzwi po skończonym wykładzie. – Mam nadzieję, że to nie wygląda tak, jakbym chciał cię zdenerwować, czy obwinić za jej działania. Jest kobietą z wolną wolą i zdolnością do podejmowania
własnych decyzji. Ale zważywszy na możliwość, że działania, które ty podjęłaś – jako Wartowniczka swojego Domu, ze całą należytą tej pozycji odpowiedzialnością – rzutowały także na jej działania. Odsunęłam się, dając mu dostęp do drzwi. – Naprawdę życzymy wam wszystkiego najlepszego w waszym Domu. Chcemy, by wszystkie amerykańskie domy były szczęśliwe i kwitnące.
Strona 288
– Przekażę to Ethanowi – powiedziałam uprzejmie. Jednak moje myśli były o wiele mniej uprzejme. – Doskonale. Dobranoc, Merit. – Dobranoc, Charlie. Wyszedł skocznym krokiem i z uśmiechem na twarzy. Czy miał rację? Podjudzaliśmy działania Celiny, odpowiadając na nie? Czy wampiry były narkotyzowane, a ludzie martwi, bo zachęcaliśmy ją do działań, do rebelii przeciwko Domowi Cadogan jak jakiegoś zbuntowanego wyrostka? Nie było sprawiedliwie zrzucać odpowiedzialność za działania Celiny na kogoś innego. Staraliśmy przysłużyć się Domowi i Chicago, a ostatecznie to ona była tą, która zabijała ludzi, która nas szantażowała i która stała teraz zapewne za sprzedażą narkotyków. Te decyzje należały do niej.
A jednak zżerało mnie oskarżenie Charliego. Nawet jeśli ona popełniała te zbrodnie, to niepojęte było myślenie, że robiła to, przynajmniej częściowo, bo przeciwstawiała się mi i Ethanowi, próbowała nas drażnić, próbowała wygrać w wampirze szachy, które stworzyła. Nienawidziłam tej myśli, nie cierpiałam możliwości, że bitwy, jakie codziennie rozgrywaliśmy, były w jakiś sposób naszą winą, nieważne, jak dobre mieliśmy intencje. Z drugiej strony, co innego mogliśmy zrobić? Nie mogliśmy jej zostawić samej sobie, szerzącej chaos na ulicach Chicago, by mogła spełnić swoje dziecinne pragnienie rozgłosu. Nie mogliśmy zignorować próby szantażu, czy gróźb Tate'a przeciwko nam, nawet gdybyśmy chcieli. Przecież ja i Ethan nie szukaliśmy niczego, o co można by się wściekać. Oczywiście chcieliśmy ciszy i spokoju. Oczywiście chcieliśmy budzić się wieczorem i spędzać czas na trenowaniu, badaniach, pracy nad zwiększeniem sukcesu Domu – zamiast bronić się przed bandytami przy bramie. Nieważne jaki dramat, nieważne jakie miała motywacje, był tylko jeden sposób na rozwiązanie problemu Celiny. Pozbycie się jej z Chicago raz na zawsze.
Strona 289
ROZDZIAŁ XXI
GŁĘBOKO SMAŻONE, NIEWINNE KŁAMSTEWKO NA PATYKU
Potrzebowałam przerwy od wampirów. Dawno też nie sprawdzałam, co u Mallory i zdecydowanie trzeba było to naprawić. Więc kiedy wstałam i się ubrałam, wysłałam jej wiadomość i dowiedziałam się, że ona i Catcher trenują na jego sali. Tłumaczenie: Pójdę popatrzyć jak Catcher torturuje kogoś innego niż mnie i zobaczę, jak Mallory pracuje nad swoją magią. Proste. Wyszłam z Domu i skierowałam się na Near North Side, gdzie w starym magazynie mieściła się sala treningowa Catchera. (Zmienianie starych magazynów w sale zabaw dla wampirów i innych istot było najwyraźniej nowym trendem w Chicago.) Nie musiałam jakoś szczególnie wymykać się z Domu. Darius przepytał nas w sprawie V, więc nie było wielkiej potrzeby, bym się tam kręciła. A moja rozmowa z Ethanem zeszłej nocy namnożyła niewygodne pytania o mnie i mojej hipokryzji, z którymi nie miałam ochoty się mierzyć. Wiedziałam, że w końcu będziemy musieli porozmawiać; nie uniknę tego. Ale rozmowa mogła poczekać. A choć może i unikałam rozmowy, to nie byłam na tyle niedojrzała, żeby nie wziąć pagera; w samochodzie miałam także sztylet i miecz. I nawet jeśli byłam odsunięta od śledztwa, istniała możliwość, że Paulie przekazał moją wiadomość Marie, która planuje złożyć mi niezapowiedzianą wizytę. Z tego względu lepiej być
przygotowanym. Jak na chicagowskie standardy dojechałam całkiem szybko – zaskakująco szybki przejazd przez Lake Shore Drive – i to dało mi kilka minut na pomyślenie
Strona 290
nad jakąś perspektywą. Nie, żebym znalazła jakieś świetne rozwiązanie w czasie piętnastominutowej jazdy, czy nawet kilkugodzinnej z dala od domu, ale przestrzeń była konieczna. Musiałam pobyć wokół ludzi, którzy znali mnie tylko jako Merit… a nie Wartowniczkę. Najwyraźniej skończyło mi się szczęście do parkowania; po drugiej stronie ulicy naprzeciwko sali gimnastycznej Catchera otworzono nowy bar, więc sąsiedztwo pełne było długonogich dziewcząt i wyperfumowanych chłopców gotowych pójść do baru na przelotne flirty i jabłkowe martini. Znalazłam miejsce trzy budynki od sali i weszłam do środka. Wnętrze miało kształt ogromnego T, a sala gimnastyczna – miejsce, w którym Catcher uczył mnie władania mieczem – znajdowała się wzdłuż głównego korytarza. Jak tylko dotarłam do drzwi, poczułam skwierczenie elektryczności. Rozcierając ciarki na rękach, zajrzałam do środka. Catcher nosił swoje nowe, fantazyjne okulary, dresy i koszulkę; Mallory była w spodenkach do jogi i sportowym staniku, co stanowiło większy ubiór, niż ten,
który pozwolił nosić mi. Szczęściara. Jej trening był również inny. Wiedziałam, że Catcher jest niesamowity we władaniu mieczem i uznałam, że czarnoksiężnicy – oprócz nagięcia wszechświata do swojej woli – potrafią rzucać kulami czegoś, co wygląda jak magiczny ogień. Ale ja nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam. To było jak gra w magiczną piłkę ręczną. Stali na odległych końcach sali, rzucając w siebie i unikając wielokolorowych kul. Catcher celował kulą magii w Mallory, a Mallory robiła unik, albo rzucała własną. Czasami trafiali w siebie i kula wybuchała iskrami; czasami chybiały i trafiały z trzaskiem w ściany. To wyjaśniało mrowienie w powietrzu – za każdym razem, gdy kula wybuchała, w sali roznosiła się chmura magicznego pulsowania. Podejrzewałam, że takie było ryzyko podglądania ćwiczeń czarnoksiężników. Mallory uniosła wzrok i pomachała szybko ręką, po czym rzuciła w Catchera kulą niebieskiego ognia.
Strona 291
– Ej, ty! Obejrzałam się. Po drugiej stronie drzwi, na plastikowym krześle siedział Jeff z miską popcornu na kolanach. – Klepnij sobie – powiedział, poklepując siedzenie za sobą. – Właściwie, to
miałem do ciebie dzwonić. – Musimy porozmawiać teraz – powiedziałam, siadając i chwytając garść popcornu. Była to kukurydza Kettle, którą uwielbiam. Troszeczkę słona, troszeczkę słodka i najprawdopodobniej o wiele zdrowsza, niż pudełko Mallocake. – Przeszukałem trochę dokładniej kryminalne akta naszego przyjaciela Paulie Cermaka. – Powiedziałeś przecież, że jego teczka jest utajniona. Jeff podrzucił popcorn do góry, po czym złapał go w zęby. – Powiedziałem. Ale „utajniona” i „nie ma już w systemie” to dwa różne pojęcia. – Czy to odpowiednia pora na pouczanie mnie co do komputerowego hakowania? – Nie, jeśli chcesz, żebym przekazał ci informacje, które odkryłem. Zaczynałam mieć coraz mniejszego fioła na punkcie zasad. – Dobra, do rzeczy. – Mówiąc językiem prawniczym, chociaż teczka oficjalnie była utajniona w celach śledczych, obraz zawartości teczki został zrobiony, zanim została utajniona, więc wszystkie dane wciąż tam są. Wychodzi na to, że facet miał tylko jedną sprawę – dostał pozew za uderzenie kogoś w twarz. Zwyczajna napaść. Próbowałam wrócić pamięcią wstecz. Wydawało mi się, że wcześniej już widziałem Paulie Cermaka. W telewizji? Sprawozdanie z napaści w wieczornych wiadomościach? Ale nie potrafiłam przypomnieć sobie żadnych szczegółów. – Kto był ofiarą? – Żadnych danych. Facet nie wniósł oskarżenia, a jego nazwisko zostało
usunięte z teczki, zanim została zeskanowana.
Strona 292
Westchnęłam. – Czyli Paulie Cermak uderzył jakiegoś faceta. Policja została wezwana, ale ofiara nie wniosła oskarżenia, a teczka i tak została utajniona. – Można to tak podsumować. – To dziwne. Po co utajniać teczkę, skoro nikt nie wniósł oskarżenia? Jeff wzruszył ramionami i wyrzucił kolejne ziarno w powietrze. Odbiło się od jego wargi i wylądowało na ziemi – lub wylądowałoby na ziemi, gdyby nie podskoczyło, gdy przez salę przeszła fala magii. Przez chwilę wisiało w powietrzu, po czym eksplodowało na drobne kawałeczki. Oboje z Jeffem zrobiliśmy unik i spojrzeliśmy na Catchera. Stał z dłońmi na biodrach, patrząc na nas z góry. – Popcorn? – No co? – powiedział przebiegle Jeff. – To jak najlepszy mecz tenisa. Potrzebowaliśmy przekąski. Catcher uśmiechnął się kącikiem ust i rzucił niebieską kulą, przez co spadliśmy z krzeseł. Kula uderzyła w ścianę za nami i wybuchła fontanną iskier. Usiadłam, szaleńczo pozbywając się iskier z włosów.
– Ej! Jestem tu dla wsparcia. Mógłbyś we mnie nie strzelać? – Właśnie, Catch – powiedziała Mallory. – Próbuje być wsparciem. – Rzuciła magiczną kulą, przez co musiał podskoczyć, żeby uniknąć iskier i wydał z siebie wiązankę przekleństw. – Nieźle – powiedziałam, podnosząc kciuki w stronę Mallory. – Zanim nam tak brutalnie przerwano – powiedział Jeff – zamierzałem powiedzieć, że nie jest to coś zwyczajnego – utajniać teczkę, kiedy nie ma wniesionego oskarżenia, czy tym podobnych – ale powodów może być wiele. Najprawdopodobniej Paulie Cermak ma znajomych na wysokich stanowiskach. – Zachichotał. Prychnęłam z ironią.
Strona 293
– Paulie nie wygląda, jak ktoś, kto otacza się garniakami. Może Celina przedstawiła go komuś. – To jest myśl. Sprawdzę to. – Świetna robota – powiedziałam mu, uderzając go ramieniem. – Doceniam ciężką pracę. Jeff zarumienił się lekko. – Nawet Catcher powiedział, że dobrze mi idzie z tym śledztwem.
– Cóż, Catcher zawsze ma swoją opinię na jakiś temat. A propos, jakieś postępy z V? Przypuszczam, że policja robi jakieś badania. – Tak – robią i robili. Wychodzi na to, że struktura chemiczna V jest podobna do adrenaliny. – To wyjaśnia dlaczego wampiry są takie aktywne. Jeff przytaknął. – Dokładnie. Ale to nie jest nawet ta najbardziej interesująca część. Catcher też powęszył i uważa, że oprócz narkotyku jest inny składnik – magia. Zmarszczyłam brwi. – Kto inny mógłby dodać magię? – To właśnie go martwi. Mnie też. Nawet jeśli mogliśmy przypisać V Pauliemu i Celinie, to teraz mieliśmy nowe nieznane źródło, które rozrzucało dookoła bezpłatną magię. A mówiąc o nieznanym: – Zebrałeś może jakieś informacje o napaści, którą widział pan Jackson? – Tylko to, co już wiesz. Z tego co wiem, nie ma żadnych postępów. Sprawa utknęła. Nie byłam pewna, czy to lepiej, czy gorzej, że znaleziono ciała. Poczułam, jak mój telefon wibruje, więc wyciągnęłam go z kieszeni, spodziewając się pytania od Ethana: „Wartowniczko, gdzie jesteś?”, czy coś w tym stylu. Nie rozpoznałam numeru, ale i tak odebrałam. – Mówi Merit.
Strona 294
– Dzieciaku, mam coś, co może cię zainteresować. Nowojorski akcent był nie do nierozpoznania. – Paulie. Czego chcesz? – Pewna osoba chce się z tobą spotkać. – Pewna osoba? – Marie – powiedział. – Prosiłaś ją o spotkanie i okazało się, że jest zainteresowana. Oczywiście, że była. Wiedzieliśmy, że Celina nie odrzuci takiej okazji, a nawet jeśli ta "Marie" nie była Celiną, to spotkanie z pewnością odpowie na kilka naszych pytań. – Gdzie i kiedy? – Uliczny Festiwal. Dziś w nocy. Obok boksu Town. Town było pretensjonalną kawiarenką, która regularnie pojawiała się na listach „najlepszych”. Dla bywalców było to miejsce, w którym mogli widzieć i być widzianymi, miejsce, gdzie rezerwację trzeba było robić z tygodniowymi wyprzedzeniami – chyba, że kogoś się znało… lub było się córką Joshuy Merit. Wieprzowina saltimbocca? Tak, poproszę. Chociaż nie wiedziałam, że Celina jest uczestniczką Festiwalu Ulicznego, Town było miejscem, które wybrała. – O której godzinie?
– Jedenastej. Sprawdziłam godzinę. Kwadrans po dziesiątej. Festiwal kończył się o pierwszej, więc spotkanie odbędzie się w towarzystwie zespołów, jedzenia i balujących mieszkańców Chicago. – Przypuszczam, że mam nie zakładać goździka w klapie, żeby mnie rozpoznała? Paulie zakasłał ze śmiechu. – Znajdzie cię. Jedenasta.
Strona 295
Połączenie zakończyło się, więc schowałam telefon i przygryzłam w zastanowieniu kciuk. Celina – cóż, ktoś, kto jak uważałam musiał być Celiną – chciała spotkać się w miejscu publicznym, gdzie znajdować się będą tysiące ludzi. Czyżby miała nadzieję, że tłum zapewni jej anonimowość, czy planowała wywołać pośród niego rozróbę? Musiała mieć ukryty motyw. Może uruchomić jakąś pułapkę. To była tylko kwestia wymyślenia tego – albo zaplanowania różnych ewentualności. Kiedy wreszcie uniosłam wzrok, zobaczyłam, jak Catcher, Jeff i Mallory się na mnie gapią.
– Paulie Cermak – wyjaśniłam. – „Marie” chce się dzisiaj spotkać na Ulicznym Festiwalu. Catcher i Mallory podeszli do nas. – Idziesz? – A mam wybór? Darius jest wkurzony, Tate też. – Zakręciłam ramionami, bo mięśnie bolały mnie przy stawach z powodu magii i napięcia. – Możemy udawać, że to nie nasz problem, ale to nie sprawi, że V zniknie i nie będzie trzymało Domów razem. – Więc, jaki jest minus spotkania z nią? – zapytała Mallory. – Inny od możliwości, że mnie zabije? Darius kazał mi i Ethanowi zaprzestać śledztwa. Catcher patrzył na mnie z niedowierzaniem. – Na jakiej podstawie? Wampiry walczą publicznie. Jak może zaprzeczać, że problem istnieje? – Och, dobrze wie, że coś się dzieje – powiedziałam im to w Domie Grey. – Darius po prostu uważa, że to jest problem Tate'a. Najwyraźniej myśli też, że to my wyolbrzymiamy – że Celina zachowuje się tak, byśmy poświęcali jej uwagę. – Jak na razie nie jestem pod wrażeniem Dariusa – powiedziała Mallory. – Mi to mówisz? – zgodziłam się.
Strona 296
– Przeszkadzam? Wszystkie głowy odwróciły się w stronę drzwi. Uśmiechał się do nas uroczy facet w koszulce i dżinsach. – Kim on jest? – wyszeptałam. – To – powiedziała ze znużeniem Mallory – jest Simon. Mój korepetytor. Będę szczera – kiedy Mallory powiedziała, że ma korepetytora, spodziewałam się jakiegoś dziwaka. Kogoś z akademickimi zdolnościami i etui na długopisy. Simonowi daleko było do tego stereotypu; uroczy w stylu chłopaka z sąsiedztwa. Włosy miał krótko przystrzyżone, a niebieskie oczy spoglądały spod grubych brwi. – Niezły – wyszeptałam do niej. – Nie mówiłabyś tak, gdyby kazał ci lewitować stu trzydziestokilogramowy ciężar sześćdziesiąt siedem razy. – Mimo tych słów, uśmiechnęła się uprzejmie. – Witaj, Simon. – Mallory – powiedział Simon i spojrzał na Catchera. – Dawno się nie widzieliśmy. Mina Catchera pozostała obojętna. Najwyraźniej nie był zainteresowany w ocieplaniu stosunków z członkiem Układu. – Simon. Co sprowadza cię do miasta? Simon wskazał na Mallory. – Wybieramy się na polowanie na ducha. Spojrzałam na Mallory. – Bierzesz udział w polowaniach na duchy? – Mallory interesowała się
okultyzmem. Miała w końcu bzika na punkcie Buffy. Ale zawsze odmawiała, kiedy ją zapraszałam, nazywając pomysł polowań na duchy śmiesznym. – Simon – powiedziała Mallory, machając od niechcenia dłonią – to są Merit i Jeff. Ona jest wampirem, ale i tak się z nią przyjaźnię, bo taka już jestem urocza, a on jest dziwakiem komputerowym, który pracuje z Catcherem.
Strona 297
Simon uśmiechnął się do mnie, ale efekt nie był aż tak przyjacielski, jak można by sobie wyobrażać. – Więc to ty jesteś Wartowniczką Sullivana. – Jestem Wartowniczką Domu Cadogan – poprawiłam uprzejmie. – Oczywiście – powiedział tonem, który sugerował, że nie uwierzył w moje zapewnienie. – Więc wybieracie się na polowanie na duchy? – zapytał Jeff. – Czy to jakieś magiczne poszukiwania? – Poniekąd – powiedział Simon. – Polowania nie są tylko opowieściami przekupek. Kilka miejsc faktycznie jest zaatakowanych. Dzisiejszym zadaniem Mallory będzie oddzielenie faktów od fikcji. To część jej ćwiczeń. Mallory zmarszczyła brwi. – Dzisiaj? Myślałam, że to będzie jutro.
– Chcesz to przełożyć? Mam jeszcze kilka spraw, którymi mogę się zająć, skoro już jestem w mieście. Mallory machnęła ręką. – Nie, dzisiaj może być. To będzie na moim egzaminie, więc równie dobrze mogę to zrobić. – O mój Boże, ty naprawdę jesteś Harrym Potterem – powiedziałam, celując w nią palcem. – Wiedziałam! Przewróciła oczami i spojrzała na Catchera. – Pewnie mam posprzątać i iść? Catcher zmarszczył brwi, wyraźnie nie czując się za dobrze, wysyłając Mallory z Simonem. Nie potrafiłam powiedzieć, czy niechęć czuł do całego Układu, czy nie. Catcher spojrzał na Simona. – Możesz dać nam minutkę?
Strona 298
– Oczywiście – powiedział po chwili Simon. – Poczekam w samochodzie. Jeff, miło było cię poznać. Merit, musimy się kiedyś spotkać i pogadać. Z przyjemnością posłucham więcej o Domie Cadogan. Posłałam mu niezobowiązujący uśmiech.
Simon ponownie wyszedł. Spojrzałam na Mallory i Catchera. – Wydaje się być w miarę sympatyczny. – Jest członkiem Układu – powiedział smutno Catcher. – Zawsze są w miarę sympatyczni do czasu, aż dojdą do wniosku, że jesteś kłopotliwa i pozbawią cię członkostwa. – Wygląda na to, że Układ i Prezydium mają ze sobą coś wspólnego – powiedziałam. Catcher burknął, zgadzając się. – Simon zdaje się być… okay – powiedziała Mallory. – Ale skoro mowa o Prezydium w Greenwich, musisz się stamtąd wydostać i zamieszać trochę – wyciągnęła swoje ramiona, a ja podeszłam żeby się przytulić. – Tak jak mi powiedziałaś – powiedziała – robisz to, co musisz. Odróżniasz dobro od zła, a twoja intuicja dobrze ci podpowiada. Słuchaj jej. – A co jeśli ponownie mi się nie uda? – Odciągnęła mnie od siebie. Wyraz jej twarzy się zaostrzył. – Nie ma takiej rzeczy, której nie mogłabyś zrobić jeśli włożysz w to swoje serce. Musisz po prostu postanowić, że możesz. A teraz idź, znajdź Celinę Desaulniers i tym razem skop jej tyłek. – Miejmy nadzieję, że tym razem tak to się skończy. Kiedy wróciłam do Domu, na zewnątrz stała zaparkowana limuzyna oraz grupa stałych protestantów. Rozpoznałam dwóch lub trzech – ci sami protestanci obozowali pod Domem dzień po dniu. Najwyraźniej ich nienawiść do nas była priorytetem ważniejszym od czegokolwiek. Wydedukowałam, że limuzyna musi należeć do Tate’a lub Dariusa, co mnie
nie wzruszyło. Nic nie mogło ułatwić mojego zadania. Zaparkowałam równolegle
Strona 299
do Domu i ruszyłam ostrożnie do środka, skradając się do biura Ethana. Ale nie Ethan, tylko Malik stał pośrodku pokoju, przeglądając papiery, a Darius siedział rozmawiając z kimś przez telefon. Uśmiechnęłam się uprzejmie do Dariusa i podeszłam do Malika. Jego wzrok spoczął na mnie, kiedy zaczęłam się zbliżać i musiał zauważyć mój zmęczony wyraz twarzy. – Co tym razem? Przesunęłam wzrok na Dariusa. – W świetle wskazówek Prezydium pomyślałam, że wezmę sobie wolny wieczór. Pójdę na Uliczny Festiwal. Spotkam się z przyjaciółmi. Wyraz twarzy Malika był pusty tylko przez kilka sekund nim go oświeciło. – Pomyślałam, że sprawdzę, czy Ethan chce żebym mu coś przyniosła. Wiesz jak bardzo kocha tłuste jedzenie. Facet ciągle nie ma dość panierowanego i smażonego żarcia. Malik uśmiechnął się chytrze. – Zgadza się Wartowniczko. Jak sądzę, znajdziesz Ethana w swoim pokoju. On i Darius mają zamiar się spotkać za kilka minut, ale może uda mi się go zabawić, kiedy ty będziesz omawiała menu?
Na moje skinienie Malik poszedł do Dariusa. Ruszyłam ponownie do drzwi. Darius musiał zakończyć swoją rozmowę, ponieważ usłyszałam, jak Malik zapytał. – Panie, czy miałeś okazje obejrzeć posiadłość? Ogród jest przepiękny późnym latem. Porządny facet, pomyślałam biorąc po dwa schodki naraz, aż dotarłam na trzecie piętro. Ethan właśnie wychodził na korytarz, kiedy dotarłam do niego. Bez kłopotania się pytaniami o pozwolenie, minęłam go i weszłam do jego sypialni. Kiedy się odwróciłam, wciąż stał w drzwiach z uniesionymi brwiami. – Malik zajmuje się Dariusem. Potrzebuję pięciu minut. – Mam przeczucie, że nie spodoba mi się te pięć minut. – Prawdopodobnie nie.
Strona 300
Tak czy inaczej, wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi, po czym skrzyżował ręce na piersi. – Dzisiejszy wieczór będzie zwodniczy – powiedziałam. – Ponieważ? – Ponieważ ona może zacząć siać spustoszenie w bardzo publicznym miejscu. Opuścił ramiona, wyglądając na zaalarmowanego.
– Jak bardzo publicznym? – Uliczny Festiwal. Ethan zamknął oczy na chwilę. – Czy mamy obstawę? – Zawsze do usług. Ethan otworzył szybko oczy. Otworzył usta, żeby zaprotestować, po czym zamknął je ponownie. – Mądra decyzja – pochwaliłam – ponieważ jestem jedyną obstawą, jaką masz w tej chwili. – Czy to jest pułapka? – Całkiem możliwe. I może to być pułapka, która ma na celu pokazać nas pod złym kątem w oczach opinii publicznej. Ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby do tego nie dopuścić lub przynajmniej upewnić się, że jest to odpowiednia widownia. Staliśmy w ciszy, kiedy on myślał nad werdyktem. – Zakładam, że to wszystko, co masz zamiar mi powiedzieć? – Dla twojego i mojego dobra. Dwa słowa, Sullivan: wiarygodne kłamstwa. – Sądzę, że lubiłem cię bardziej, kiedy byłaś kujonem kończącym szkołę. – Nie znałeś mnie, kiedy byłam kujonem kończącym szkołę – przypomniałam mu. – Cóż, przynajmniej nie, kiedy byłam przytomna. Technicznie rzecz ujmując, znał mnie jako nieprzytomną absolwentkę, kiedy niańczył mnie przez trzy dni poprzedzające moją przemianę w wampira, ale ja tego nie pamiętałam. – Tak czy siak, jeśli masz jakiś lepszy pomysł, ja jestem za.
Strona 301
Popatrzył na mnie przez chwilę z tą swoją linią zmartwienia między oczami. – Niestety, nie mam. – Twoja pewność jest inspirująca Sullivan. Spojrzał na mnie bez wyrazu. – Wiesz lepiej. Ufam ci Merit – całkowicie – nawet, jeśli nie mówisz mi wszystkiego. Nie pozwoliłbym ci opuścić Domu, gdybym mógł, ale mamy zbyt dużo do stracenia. – Do stracenia. Ha ha – mrugnęłam do niego w odpowiedzi na jego zmartwione spojrzenie. – Przepraszam. Żartuję, kiedy jestem zdenerwowana. – Jesteś zdenerwowana? Usiadłam i skrzyżowałam ramiona. – Rozmawiamy o Celinie. Czy jestem silniejsza niż poprzednio? Tak. Ale ona wciąż jest kilka stuleci starsza ode mnie, a ja ledwie widziałam do czego ona jest zdolna. Plus, będziemy w miejscu publicznym. Nawet jeśli potrafię zadbać o siebie, jak mam zadbać o całą resztę tych ludzi, którzy tam będą? – Moglibyśmy dać ci grupę ochrony wokół festiwalu – zasugerował Ethan. – Nie – powiedziałam potrząsając głową. – To jest zbyt ryzykowne dla Domu. Jeśli Darius dowie się, że tam byłam, możesz powiedzieć, że działałam sama, strzeliło mi coś do głowy. A poza tym, mam pewien plan.
Wcześniej zadzwoniłam do Jonaha; jeśli Dom Cadogan zostanie wykluczony z gry, może Noah zechce wrzucić kilku Czerwonych Strażników w tłum. – Możesz się czymś podzielić? Spojrzałam na Ethana. Zobaczyłam w jego oczach ciekawość, ale żadnej nagany. Chciał wiedzieć, jaki mam plan, ale decyzje pozostawił mnie. – Wiarygodne kłamstwa – przypomniałam mu. – Ty zarządzaj Domem stąd. Pozwól mi bronić nas tam. Ethan westchnął, po czym położył dłoń na moim policzku. – Nie mówię ci tego wystarczająco często, ale jestem niesamowicie dumny z tego, jakim stałaś się wampirem. Chcę, żebyś to wiedziała.
Strona 302
Oparł swoje czoło na moim. Zamknęłam oczy i wciągnęłam miękki zapach jego wody kolońskiej. – Bądź ostrożna. – Będę. Obiecuję. – Odepchnęłam się od niego i zobaczyłam przebłysk poczucia winy, ale potrząsnęłam głową. – Ty robisz, co do ciebie należy – zapewniłam go. – A teraz pozwól mi zrobić to, co należy do mnie. Zmówiłam małą modlitwę, żeby udało mi się to zrobić właściwie tym razem. Nierealistycznym byłoby myślenie, że znajdę miejsce parkingowe blisko
Ulicznego Festiwalu i nie miałam czasu, żeby czekać na El. Dałam Lucowi 5 minut, Lindsey zadzwoniła po taksówkę i obiecała, że odstawi mój samochód. Wszyscy słyszeli o ograniczeniach Dariusa nałożonych na mnie i mimo to wszyscy zgodzili mi się pomóc. Zdarzały się takie chwile, kiedy trzeba było zrobić robotę, bez względu na konsekwencje. To był jeden z takich przypadków, a oni wszyscy byli razem ze mną. Siedząc w samochodzie, napisałam do Noah i poprosiłam go o wsparcie. Zgodził się niemal natychmiastowo, powiedział mi, że rozpoznam grupę jego straży po ubiorze, wszyscy będą ubrani w retro koszulki z napisem MIDNIGHT HIGH SCHOOL. Mądry chłopak. Zastanawiałam się nad telefonem do Jonaha, ale to było wydarzenie publiczne. A to mogło zagrozić pozbawieniem go członkostwa w Czerwonej Straży i postawienie go w takiej samej sytuacji jak mnie – znoszącego gniew Dariusa Westa. Nie, dziękuje bardzo. Taksówkarz nie przestawał się na mnie gapić, co kilka sekund skakał oczami do lusterka sprawdzając, jakbym w każdej chwili miała zbić plastikową szybę dzielącą nas i wgryźć mu się w szyję. Ale przyznam, pomysł zadrwienia z niego przyszedł mi do głowy. Ale ja nie byłam Celiną. Miałam sumienie i robotę do wykonania, a drażnienie taksówkarza kłami nie było częścią tej roboty.
Strona 303
– Stąd już pójdę pieszo – powiedziałam mu, wsuwając pieniądze w małe drzwiczki w plastikowej szybie, kiedy dotarliśmy do południowego obrzeża Grant Park. Wyślizgnęłam się z taksówki, machając do kierowcy, który wciąż gapił się na mnie przez okno. – Ludzie – wymamrotałam i ruszyłam w kierunku namiotów i tłumu. Ta część parku była pusta, co dało mi szansę na przygotowanie się… i na panikowanie. Byłam wystarczająco dobrze wytrenowana, żeby odgrywać chojraka przed Ethanem, Luckiem czy Malikiem. Ale spójrzmy prawdzie w oczy, byłam przerażona. Celina była ode mnie potężniejsza; a ja zgodziłam się spotkać z nią w miejscu publicznym, na dodatek, które sama wybrała. To była jej gra i była duża możliwość, że ja jej nie wygram… lub wyjdę z niej w jednym kawałku. Wyszłam zza drzew, ukryłam sztylet w bucie, a mój żołądek skurczył się z nerwów, nawet wtedy, gdy poczułam zapach jedzenia. Dotarłam do pomarańczowych płyt ogrodzenia, które otaczały festiwal. Przeskoczyłam przez ogrodzenie, po czym wmieszałam się w grupkę imprezowiczów na wieczorze panieńskim, kiedy zaczęli zmierzać do głównego wejścia. To dało mi możliwość pierwszego zaznajomienia się z polem bitwy. Ulica Columbus Drive była wypełniona białymi namiotami. Ludzie przechodzili między namiotami z jedzeniem w rękach. Powietrze było przesączone zapachem tłuszczu, piwa, ludzi, potu, śmieci i dźwiękami miliona konwersacji, skwierczeniem jedzenia i zespołu country przygotowującego się do występu. To wszystko prawie powaliło moje zmysły. Zeszłam z zatłoczonej alejki i zatrzymałam się obok budki, po czym
zamknęłam oczy do czasu, aż mój świat wrócił z hukiem na swoje miejsce. – Kupony? Otworzyłam jedno oko. Stała przede mną kobieta trzymająca na biodrze zawodzącego niemowlaka z różowymi policzkami, a w ręku trzymała kupony.
Strona 304
– Mamy dodatkowe, robi się późno i Kyle zaczyna wariować, więc musimy już iść – uśmiechnęła się nieśmiało. – Więc może przypadkiem chcesz je kupić? Są jeszcze dobre. – Przepraszam – odpowiedziałam uprzejmie. – Nie potrzebuję ich. Jawnie rozczarowana kobieta, westchnęła ciężko, po czym zaczęła odchodzić, a dziecko coraz głośniej zawodziło. – Powodzenia – krzyknęłam, ale ona już rozglądała się za kimś innym, kogo mogłaby skusić. Nie zawsze musiałam zgrywać bohaterkę. Obeszłam wokół namiot, a następnie wróciłam do fali ludzi, i niemalże od razu poczułam się przytłoczona. Mój żołądek kurczył się na skutek rozchodzących się zapachów, było tyle rzeczy do zablokowania, że jedynie wampirowi mogło się to udać. Po cichu obiecałam sobie batonika smażonego w głębokim oleju i tackę
boczku owiniętego w Tater Tots, jeśli uda mi się przeżyć tę noc bez szwanku. Niezbyt dobra lista wartości odżywczych, ale zdecydowałam, że może mi się uda. Poszłam w kierunku znaku, który określał położenie poszczególnych namiotów, znalazłam Miejską budkę i sprawdziłam swój zegarek. Było dziesięć minut do jedenastej. Dziesięć minut do rozpoczęcia show. Nagle czyjaś dłoń złapała moje ramię. Szarpnęłam się, oczekując zobaczyć Celinę. Ale, dobrze, czy źle, dostałam inną niespodziankę. – Witam cię – powiedział facet u mojego boku. To był McKetrick, ubrany w znoszone dżinsy i czarny podkoszulek. Żeby lepiej się wmieszać w tłum ludzi, jak zakładałam. Uśmiechnął się do mnie szeroko. Może i był przystojny, ale efekt nadal był straszny. Wyszarpnęłam swoje ramię. – Jeśli jesteś mądry, pójdziesz stąd natychmiast i zajmiesz się swoimi sprawami. – Merit, ty jesteś moją sprawą. Jesteś wampirem, a ja się założę, że masz broń, tu, w publicznym miejscu. Byłoby z mojej strony bardzo nierozsądne, gdybym pozwolił ci tak radośnie odejść, nie sądzisz?
Strona 305
To zaoszczędziłoby mi mnóstwa kłopotów, pomyślałam, ponieważ nie było mowy, żebym mogła wyjaśnić mu, dlaczego potrzebowałam, żeby zostawił mnie
w spokoju. Odwaliłoby mu, gdyby się dowiedział, że jestem tu po to, żeby zabawić Celinę. A skoro o niej mowa, czas uciekał, a ja musiałam dostać się do Miejskiego namiotu. – Jeśli jesteś mądry, sam będziesz na swojej szczęśliwej drodze. Podniósł głowę. – Wydajesz się być trochę przejęta. Nie planujesz sprawiać problemów, prawda? To byłoby bardzo niefortunne. – Ja nigdy nie sprawiam kłopotów – zapewniłam go. Zazwyczaj wygląda na to, że kłopoty same mnie znajdują. Dobry przykład: – Ja pilnowałam swoich spraw, zanim mnie złapałeś, teraz to ty jesteś tym, który sprawia problemy. – Gdybyś pilnowała swoich spraw – zripostował McKetrick – byłabyś w gronie osób swojego rodzaju. Od kłopotów, które mogłabym na siebie ściągnąć odpowiadając na te jego uprzedzeniowe idiotyzmy, uchronił mnie odgłos kłótni zbliżającej się w naszym kierunku. Spojrzałam w tamtym kierunku. Mężczyzna i kobieta kłócili się w trakcie drogi, każde z nich najwyraźniej bardzo poirytowane przez to drugie. – Naprawdę, Bob, naprawdę? – zapytała kobieta. – Myślisz, że najlepszym zwrotem akcji będzie wydanie całej tygodniówki na kupony żywieniowe? Tak właśnie myślisz? Bo ty chcesz jeść gyros i smażony sernik przez cały tydzień? Nie, żebym miała się dziwić. Tylko ty możesz wyskakiwać z takimi wariactwami. – O tak, Sharon. Przesadzaj dalej. Wyolbrzymiaj. Właśnie tu, w miejscu publicznym, gdzie wszyscy mogą usłyszeć!!! Mężczyzna, który był zaledwie kilka stóp ode mnie, podniósł ramiona i zrobił nimi kółko.
– Czy ktoś jeszcze nie słyszał mojej uroczej żony krzyczącej na mnie? Ktokolwiek?
Strona 306
Ludzie wokół nas zaczęli cicho chichotać, niepewni, czy powinni się wtrącić i zakończyć ten dramat, czy zignorować ich. Miałam te same dylematy, do momentu, aż facet się odwrócił i zobaczyłam, że miał czerwoną koszulkę i kurtkę. Na koszulce widniał napis MIDNIGHT HIGH SCHOOL. To byli moi pomocnicy z Czerwonej Straży. Facet mrugnął do mnie, potem stanął dokładnie między mną, a McKetrickiem.
– To znaczy, poważnie, proszę pana, czy to jest zachowanie jakiego oczekiwałby pan po swojej żonie? A co się stało z tym „na dobre i na złe” i z tym wszystkim? Kobieta zatrzymała się i wbiła facetowi palec w pierś. – Och, to jest kolejna rzecz, za którą zamierzasz mnie krytykować, co Bob? Jestem zszokowana. Poważnie zszokowana. Powinnam była słuchać mojej mamy, wiesz!!! – O tak, Sharon, wtrąć jeszcze swoja matkę do tego. Swoją biedną, nieszczęśliwą mamusię! Wokół pary zaczął się zbierać tłum, tworząc coraz grubszą, ludzką barierę dzielącą mnie od McKetricka. Dwoje ochroniarzy również podeszło, dodając dodatkową dwójkę ludzi i dwie dodatkowe bronie do awantury. Wymknęłam się w najbardziej dogodnym momencie. Znalazłam Miejską budkę i zatrzymałam się obok. Przeczekałam piętnaście minut, pół godziny i nic. Przeklęłam McKetricka, przekonana, że wypłoszył Celinę. Już dwudziesty raz stałam na palcach, żeby mieć lepsze spojrzenie na pole i prawie się przewróciłam, kiedy kobieta o ciemnych włosach szturchnęła mnie przechodząc. W roztargnieniu przyglądałam się jej czarnemu kucykowi, ale nic się nie wydarzyło do momentu, aż prawie zniknęła w tłumie, kiedy poczułam mrowienie magii w powietrzu. Nie rozpoznałam jej i nie rozpoznałabym gdyby nie moc, która utrzymywała się za nią. Moje serce zaczęło walić w oczekiwaniu. Zanim mogła uciec, złapałam ją za nadgarstek.
Strona 307
ROZDZIAŁ XXII
DIABEŁ W NIEBIESKIEJ SUKIENCE
Celina wolno zwróciła twarz na mnie. Miała na sobie jednoczęściowy, szafirowy pulower z botkami do kostek i włosami związanymi w kucyk. Jej oczy rozszerzyły się w wyraźnym szoku. Dobra, teraz to byłam zdezorientowana. Dlaczego wyglądała na zaskoczoną moim widokiem? Z ręką wciąż na mojej dłoni, zbliżyła się o krok. – Jeśli jesteś mądra, dziecko, to puścisz moją dłoń. – Ktoś powiedział mi, że chcesz się ze mną spotkać – poinformowałam ją. – Nasz wspólny znajomy. Jej wyraz twarzy prawie natychmiast się zmienił. Jej oczy stały się wąskie, nozdrza rozszerzona, a jej magia urosła pod postacią wściekłej, pieprznej chmury. Ludzie wciąż przechodzili ze swoim jedzeniem i plastikowymi kubkami z piwem w dłoni, kompletnie nieświadomi magicznego reaktora, który swoją mocą byłby
w stanie rozświetlić całe Loop33. – Ta mała kupa gówna – wymamrotała razem z innymi przekleństwami. Przypuszczałam, że miała na myśli Pauliego, ale skoro nie spodziewała się mnie… – Z kim według ciebie miałaś się spotkać? Jej mina stała się wyniosła.
33 Jedna z „dzielnic” Chicago, siedziba lokalnego zarządu, historyczne centrum handlu Chicago.
Strona 308
– Jak dobrze wiesz i jak przypomniało ci Prezydium w Greenwich, moje życie nie jest twoją sprawą. – Chicago jest moją sprawą. Dom Cadogan jest moją sprawą. Prychnęła drwiąco. – Jesteś wampirem Domu czwartego stopnia. A spanie z jego Mistrzem nie jest żadnym szczególnym wyczynem. Powstrzymałam chęć wbijania paznokci i ciągnięcia za włosy, na które skarżyłam się raptem kilka dni temu. Zamiast tego, posłałam jej takie samo pretensjonalne spojrzenie, jak ona mi. Nie byłam naiwna co do Celiny lub jej mocy – czy nawet zagrożenia, jakie dla mnie stanowiła. Ale miałam już dość strachu. A
jeśli Prezydium w Greenwich zamierzało zachowywać się jakby nie była zagrożeniem, to ja też będę się tak zachowywać. – Także i moje życie nie jest twoją sprawą – odparłam. – I nie obchodzi mnie, jak udało ci się przekonać Prezydium w Greenwich, że jesteś dobrą obywatelką i nie masz nic wspólnego z zamieszaniem w mieście. Wiem, że to bzdura i nie boję się ciebie. Już nie. Nie boję się także Prezydium, więc dam ci jedną szansę na odpowiedzenie na pytanie. – Wbiłam paznokcie w jej rękę. – Czy to ty rozprowadzasz V? Celina rozejrzała się, zaczynając sobie uświadamiać, że ludzie wokół nas się patrzą. A ze wszystkich reakcji jakich się spodziewałam, ta, którą zaprezentowała, nie była nawet na mojej liście. – Może i ja – powiedziała na tyle głośno, by wszyscy usłyszeli. – Może pomogłam rozprowadzić V. I co z tego? Otworzyłam z szoku usta. Celina właśnie ogłosiła kilku tysiącom ludzi, że pomagała w dystrybucji V. Dla mnie był to nie lada wyczyn, ale nie powiedziałaby czegoś takiego, gdyby nie sądziła, że ma jakąś drogę wyjścia. W co ona grała? Ludzie wokół nas zatrzymali się, teraz w pełni się gapiąc. Kilkoro powyciągało telefony i zaczęło nagrywać całą scenę.
Strona 309
– Co cię łączy z Paulie Cermakiem? Wiem, że rozmawiałaś z nim w Domu Navarre. Wybuchła śmiechem. – Paulie Cermak to mały robaczek. Ma magazyn w Greektown, gdzie składowane jest V i stamtąd zajmuje się dystrybucją. To dlatego V nie było w jego domu. – Posłała mi oceniające spojrzenie. – Bardziej interesuje mnie, skąd się o tym dowiedziałaś. Morgan ci powiedział, nie? – Spojrzała na mnie od góry do dołu. – Zaoferowałaś siebie za informacje? Oprócz poczucia obrzydzenia na tę sugestię, poczułam także odrobinę współczucia dla Morgana. Szaleństwo Celiny nie było wytłumaczeniem dla faktu, że Morgan nie był niezawodny, ale z pewnością wyjaśniało, dlaczego nie był warty zaufania. Jeśli uczył się jak być Mistrzem, śledząc kroki Celiny, to zapewne nie było dla niego nadziei. – A techniawy? – Techniawy były zawleczką – powiedziała. – Kluczem do całego systemu. Miały sprawić, by V – i ludzie – dostali się w ręce wampirów. Celina rozejrzała się, uświadamiając sobie, że miała widownię złożoną z ludzi, którzy rozpoznali kim była – i fakt, że miała być zamknięta w Anglii, a nie stać pośrodku Ulicznego Festiwalu, wyznając swoje przestępstwa względem mieszkańców Chicago. Gdybym była na jej miejscu, zaczęłabym uciekać. Spuściłabym głowę i umknęła tłumowi, szukając ucieczki. Ale Celina nie była byle jakim wampirem. Bez żadnego żalu w oczach – i żadnego szoku – zaczęła mówić do tłumu. – Dawno temu myślałam, że ludzie i wampiry potrafią zwyczajnie
koegzystować. Że bycie wampirem oznacza tłumienie pewnych żądzy, pracę we wspólnocie z ludźmi, prowadzenie ludzi. Zaczęła się obracać, oferując tłumowi swoje kazanie. – Myliłam się. Wampiry powinny być wampirami. Prawdziwymi, całkowitymi wampirami. Jesteśmy kolejną ewolucją ludzi. V przypomina nam o tym, kim
Strona 310
jesteśmy. I wy też – wy wszyscy – możecie mieć naszą siłę. Nasze moce. Naszą nieśmiertelność! – Zabijałaś ludzi! – krzyknął ktoś. – Zasługujesz na śmierć. Uśmiech Celiny zbladł. Zmieniła pozycję w drugiej próbie przypochlebienia się ludziom i wciąż nie działało. Otworzyła usta, by odeprzeć atak, ale następne słowa nie były jej. Otoczyło ją czterech funkcjonariuszy policji. Trzech celowało bronią; czwarty chwycił jej nadgarstki i spiął je kajdankami za jej plecami. – Celino Desaulniers – powiedział. – Masz prawo zachować milczenie. Wszystko, co powiesz, może być użyte przeciwko tobie. Masz prawo do adwokata. Jeśli cię na niego nie stać, dostaniesz obrońcę z urzędu. Rozumiesz swoje prawa? Celina próbowała się wyrwać i była na tyle silna, że mężczyzna, który ją skuł, musiał się nieźle namęczyć, żeby ją przytrzymać. Ale po chwili przestała, a jej mina
stała się obojętna. To nie był dobry znak. – Będzie próbowała was oczarować – ostrzegłam. – Bądźcie skupieni i walczcie z tym. Nie może kazać wam niczego zrobić; spróbuje po prostu obniżyć wasze zahamowania. Powinniście spotkać się z rzecznikiem praw obywatelskich na komisariacie. On ma ekipę, która wam pomoże. Trzech mnie zignorowało, ale czwarty kiwnął głową. Na pewno nie było łatwo przyjmować rady od chudej wampirzycy z kucykiem. – Nie ma potrzeby, by ich czarować – powiedziała Celina ze wzrokiem utkwionym we mnie. – Wyjdę, zanim ostrzeżesz swojego kochanka, że mnie tu spotkałaś. A i miłej rozmowy z Dariusem. Z pewnością będzie podekscytowany, jak się o tym dowie. Poszła z własnej woli. Po chwili tłum całkowicie się rozproszył, nie zostawiając żadnego śladu złapania Celiny, czy mowy, którą wygłosiła. To dało mi chwilę na skupienie się na ważniejszym pytaniu: Co tu się do cholery stało?
Strona 311
***
Stałam tam przez chwilę, wciąż próbując oswoić się z wyznaniem i aresztowaniem Celiny. Mówiąc krótko, coś mi umknęło. Całe zdarzenie poszło zbyt łatwo i wydawało się ogromną pułapką. Celina wyraźnie nie wiedziała, że ma się ze mną spotkać, ale niemniej jednak wyznała całemu tłumowi, że pomaga Pauliemu rozprowadzać narkotyki i aranżować techniawy. A potem próbowała przekonać ich do dołączenia do wampirów. Gdzie tu był sens? Zwyczajnie go nie było. Chociaż cieszyłam się, że Celina z powrotem jest w rękach policji, to nie potrafiłam zrozumieć jej motywów. Musiała jakiś mieć. Nie było mowy, by kobieta tak egoistyczna jak Celina wyznała coś takiego, nie myśląc, że coś z tego wyniesie. Myślała, że się z tego wywinie? Myślała, że jest zabezpieczona przed kłopotami, bo ma ochronę Prezydium w Greenwich? Niestety ta możliwość nie była do końca nierealna. Nie wiedziałam w co ona gra, ale wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. Wampirze dramaty rzadko kończyły się tak łatwo. Westchnęłam i wyciągnęłam telefon, szykując się na szybkie przekazanie informacji Ethanowi, zanim zacznę szukać taksówki. Nie wiedziałam, co kazało mi unieść wzrok, ale był tam – tuż przede mną.
Paulie Cermak siedział przy małym, plastikowym stole w namiocie piwnym. Przed nim stały dwa puste plastikowe kubki, a trzecia, półpełna, znajdowała się w jego dłoni. Uniósł ją w moją stronę, w geście toastu za moje uczestnictwo w czymkolwiek, co prowadził. Dla Pauliego przynajmniej to była gra. Wrobił Celinę, ale dlaczego? By usunąć ją z drogi? By mógł stracić wampirzego pośrednika – kobietę, która sprowadzała do całej operacji niechciany dramat – i zyskać dostęp do jej działki?
Strona 312
Przeniosłam ciężar ciała do przodu, by do niego podejść. Ale zanim zdążyłam się poruszyć, zostałam zatrzymana przez to samo, co zatrzymało McKetricka – ludzi. Tym razem stanęła przede mną rodzina. Matka z podwójnym wózkiem ze śpiącymi dziećmi z przodu; ojciec z trzecim niemowlęciem na swoim biodrze ciągnął czerwony wózek. Cała rodzina była połączona ze sobą wstęgą. Rodzinny pociąg. Kiedy wreszcie ich karawana zeszła mi z drogi, uniosłam ponownie wzrok. Paulie zniknął.
Strona 313
ROZDZIAŁ XXIII
PRZEWINIENIA
Nie wiedziałam do końca jak przekazać wieści Ethanowi. Jak miałam powiedzieć swojemu szefowi, że z żadnego konkretnego powodu twój wróg wyznał swoje przewinienia i oddał się dobrowolnie w ręce chicagowskiej policji? Okazało się, że nie musiałam. Po przedostaniu się przez protestujących do Domu, zobaczyłam, że połowa znajdujących się tam wampirów siedzi w salonie ze wzrokiem przyklejonym do płaskiego telewizora, który wisiał nad kominkiem. Na środku podium w antracytowym garniturze stał Tate z nienaganną fryzurą i łagodnym uśmiechem na twarzy. – Dowiedzieliśmy się dzisiaj, że Celinie Desaulniers, która powinna znajdować się w areszcie w Wielkiej Brytanii, udało się wrócić do Chicago. Znalazłszy się tutaj, na powrót zaczęła wszczynać chaos, który rozpoczęła przed swoim pierwszym pojmaniem. Dowiedzieliśmy się także, że była odpowiedzialna za wzrost agresji
w mieście. Teraz Chicago może wreszcie odetchnąć z ulgą. Życie może powrócić do normalności, a wampiry mogą z powrotem stać się częścią miasta, a nie jego antagonistami. Zapewniamy, że pani Desaulniers pozostanie w areszcie Departamentu Policji Chicago w budynku, który stworzyliśmy wyłącznie w celu umieszczania tam paranormalnych kryminalistów. Muszę w tym miejscu docenić także Merit, Wartowniczkę Domu Cadogan. – O cholera – powiedziałam głośno, a pół tuzina wampirów znajdujących się w salonie spojrzało na mnie, wreszcie uświadamiając sobie, że stałam za nimi,
Strona 314
zapewne roznosząc zapach mięsa z kebaba i głęboko smażonych cukierków na patyku. – Spełniła zasadniczą rolę – kontynuował Tate – w próbach zlokalizowania i aresztowania Celiny Desaulniers. Jakiekolwiek są wasze opinie o wampirach, proszę – w imieniu miasta – byście nie osądzali wszystkich na podstawie czynów kilku. Mój pager zaczął bzyczeć. Odpięłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Jedno słowo, BIURO. Wypuściłam oddech, po czym spojrzałam na siedzące w pokoju wampiry i pomachałam im lekko.
– Wspaniale było was poznać – zapewniłam ich, po czym odwróciłam się na pięcie. Przeszłam szybko przez korytarz. Drzwi do biura były uchylone, więc pchnęłam je i zastałam w środku Dariusa, Ethana i Malika. Wszyscy siedzieli przy stole konferencyjnym – Darius na jego czele, Malik i Ethan przy oknie. Nie podobał mi się ten symbolizm i znowu zaczęłam czuć skręcanie żołądka. – Wejdź, Merit – powiedział Darius. – I zamknij drzwi. Zrobiłam, co kazał i usiadłam na przeciwko Ethana i Malika. Twarz Ethana nie wyrażała absolutnie nic. Żołądek mi się zacisnął, ale już postanowiłam, że nie będę się więcej bać. Przyszła pora na rozmowę. – Panie – powiedziałam – mogę mówić szczerze? Usłyszałam w głowie ostrzeżenie Ethana, ale je zignorowałam. Był czas na bycie potulną i był czas na tupnięcie nogą. W tej chwili nie miałam nic do stracenia. Darius przez chwilę mi się przyglądał. – Mów. – V było rozprowadzane po całym mieście. Krzywdziło nasze wampiry, krzywdziło ludzi i krzywdziło naszą relację z miastem. Z całym szacunkiem do Prezydium, my musimy tu żyć. Nie posiadamy luksusu przeprowadzki na inny kontynent i nie możemy zwyczajnie zignorować problemu. Zmienni i ludzie już
Strona 315
przeciwstawiają się przeciwko nam. Jeśli nie zareagujemy, znajdziemy się po środku wojny, którą przewidzieli czarownicy. Jestem Wartowniczką tego Domu i dbam o jego jak najlepszy interes, nawet jeśli ten interes w pańskiej opinii nie pokrywa się z interesem Prezydium. Kiedy skończyłam, Darius spojrzał na Ethana. – Dzisiejsze wydarzenia nie przynoszą chluby Domom Ameryki Północnej ani Prezydium w Greenwich. Nie powinniśmy być zamieszani w sprzeczki na publicznym festiwalu w jednym z największych miast Stanów Zjednoczonych. – Spojrzał na mnie. – Nie potrzebujemy rozgłosu ani heroicznych czynów. Potrzebujemy jedynie szacunku dla władzy i jej hierarchii. Przez wieki uzyskiwaliśmy go dzięki asymilacji. I asymilacją będziemy to kontynuować. Jego wzrok stał się zimny jak lód, tak samo jak krew w moich żyłach. – Merit, oficjalnie otrzymujesz naganę Prezydium w Greenwich. W twoich aktach będzie odnotowane to, co dzisiaj zrobiłaś. Mam nadzieję, że rozumiesz powagę sytuacji. Właściwie nie miałam pojęcia jak poważne to było, ale to się nie liczyło. Czułam się jakbym dostała w twarz, jakby poddano w wątpliwość wszystkie poświęcenia i decyzje jakie podjęłam odkąd stałam się wampirzycą. Starałam się zastosować do ostrzegawczego spojrzenia jakie posłał mi Ethan, ale skończyłam być popychadłem Prezydium i magnesem na poczucie winy. Wstałam i wyprostowałam ramiona. – Czy w moich aktach będzie odnotowane, że doprowadziłam do pojmania Celiny i że przyznała się do rozprowadzania V w mieście? Czy będzie odnotowane,
że pomogła organizować techniawy, by mogła ustanowić swój nowy porządek na świecie – a co wyglądało jakby chciała to zrobić bez Prezydium? Czy będzie odnotowane, że dzisiaj ją zamknęliśmy i oszczędziliśmy miastu, a także Prezydium mnóstwa kłopotów? Darius siedział nieruchomo.
Strona 316
– Celina jest członkiem Prezydium w Greenwich i musi być traktowana z szacunkiem godnym członka Prezydium w Greenwich. – Celina rozprowadzała wśród wampirów niebezpieczne narkotyki, narkotyki, które doprowadziły jedynie do ich destrukcji i uwięzienia. Jest morderczynią i współwinną morderstwa. Członek Prezydium czy nie, musiała zostać zatrzymana. Zanim stałam się wampirzycą, byłam mieszkanką Chicago i jeśli tylko mam możliwość by pomóc temu miastu – zrobić coś wartościowego dla tego miasta – to zrobię to. Prezydium może iść do diabła. Cisza. – Twoje akta zostaną opatrzone odpowiednią adnotacją, a twoje przewinienia zanotowane. I chociaż twoją brawurę uważam za intrygującą – spojrzał na Ethana – to zalecam byś nauczył się kontrolować swój Dom i swoje wampiry. Kiedy spojrzałam na Ethana, jego twarz była kamienna, a wzrok utkwiony
w Dariusa. – Z całym szacunkiem, Panie – rzucił. – Ja nie kontroluję swoich wampirów. Ja je prowadzę. Merit działała za moją zgodą i w sposób godny wampira Domu Cadogan i Wartowniczki tego Domu. Zachowała się z honorem chroniąc Cadogan, jego Mistrza i jego wampiry. Obroniła to miasto przed kryminalistami, którym Prezydium w Greenwich pozwalało włóczyć się na wolności. Jeśli macie jakiś problem z jej działaniami, to powinno to zostać zanotowane w mojej teczce, nie w jej. Ufam jej całkowicie. Wszystkie jej działania rzutują na moje przywództwo, nie jej umiejętności Wartowniczki, ani lojalności względem Prezydium. Spojrzał na mnie oczami, które były intensywnie zielone. Ten mężczyzna właśnie stanął za mną, przeciwstawił się dla mnie własnemu mistrzowi, zaufał mnie. Byłam zbita z tropu. Zabrakło mi słów. Poczułam zbliżające się łzy i nagle stałam się bardzo, bardzo zdenerwowana, zarówno przez ten sentyment jak i jego polityczny koszt.
Strona 317
Ale niezależnie od zaskakujących słów Ethana, ich szczodrości, jego obrony moich działań, Darius tego nie kupił. Trzymał się dalej swojego, a miał na tym ucierpieć sam Dom. – Mianowanie syndyka jest wyraźnie nieuchronne – powiedział. – Nie ma
możliwości by w tym punkcie Prezydium w Greenwich uniknęło nadzorowania Domu Cadogan. Oczekuję, że obdarzycie syndyka takim samym szacunkiem jak mnie. Czy to jasne? – Tak, Panie – powiedział przez zaciśnięte zęby Ethan. – W takim razie Charlie czeka na mnie z samochodem, a ja muszę dostać się na lotnisko. – Odsunął swoje krzesło i wstał, po czym zaczął iść w stronę drzwi. – Sam się odprowadzę. Kiedy przemierzał pomieszczenie, zapadła cisza, ale zatrzymał się kilka kroków od drzwi i obejrzał się. – Tak czy siak, z twoją zgodą, czy bez niej, syndyk zaprowadzi porządek w tym Domu. Sugeruję byś się przyzwyczaił do tej myśli. A potem odwrócił się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Ethan położył łokcie na kolanach i przesunął dłońmi po włosach. – Zrobiliśmy, co musieliśmy. Prezydium zrobi to, co uzna za słuszne. – Zachowują się jak naiwne dzieci. – Oboje spojrzeliśmy na Malika. Jego mina była zaciekła. – Rozumiem, że zgadzam się z nimi przez wzgląd na szacunek, Ethanie, ale to jest kompletnie irracjonalne. Powinni dziękować Merit za to, co zrobiła. Darius powinien dziękować Domowi za usunięcia zagrożenia. A zamiast tego wysyłają syndyka? Karzą ten Dom za działania Celiny? – Nie za jej działania – powiedział Ethan. – Za upublicznienie tych działań. Mniej chodzi tu o działania, a więcej o wstyd, jaki według niego przez nas spadł na Prezydium. – Wypuścił oddech. – Gdybyś tylko wbiła jej kołek, kiedy miałaś możliwość. Zrobiłam to, pomyślałam sobie. Jedynie nie trafiłam w serce.
Strona 318
– To jeszcze nie koniec – ostrzegłam. – Celina przyznała się zbyt łatwo, a Paulie wciąż chodzi po ulicy. Jestem pewna, że specjalnie oddała się policji – uwielbia zgrywać kozła ofiarnego – ale tak czy inaczej, to jeszcze nie koniec. – Dla nas tak – powiedział Ethan. – W tej konkretnej sprawie zrobiliśmy już dla miasta wszystko, co mogliśmy. Tate był zadowolony i o to chodziło. Prawie zaczęłam się z nim spierać, ale widziałam w jego oczach wyczerpanie i rozczarowania i nie chciałam mu jeszcze dokładać. – Weźcie sobie wolne na resztę wieczoru – powiedział, wstając od stołu konferencyjnego bez patrzenia mi w oczy. – Prześpijcie się, a jutro spotkamy się i stworzymy jakiś plan co do tego syndyka. Kiwnęliśmy posłusznie głowami, patrząc jak przemierza pokój w stronę drzwi. Nie zrobiłam nic ponad i nic poniżej tego, czego wymagała moja praca. Ale dlaczego czułam się taka nieszczęśliwa?
***
Próbowałam znaleźć sobie miejsce. Dołączyłam do Lindsey w jej pokoju na rundkę bezmyślnego oglądania telewizji. To pomogło wypełnić wieczór, ale nie ukoiło moich nerwów. Dwie godziny później wstałam cicho i przeszłam koło wampirów, które stłoczyły się na podłodze. – Idziesz gdzieś? – zapytała, przekrzywiając z ciekawością głowę. – Znaleźć chłopaka – powiedziałam. Szłam do jego pokoju zdenerwowana, obawiając się, że jeśli wejdę do środka – kiedy oboje byliśmy emocjonalnie wyczerpani – uda mu się przejść przez moją tarczę ochronną, która powinna być nienaruszona. A co gorzej – że po tym już nie będziemy tacy sami. Że Dom już nigdy nie będzie taki sam.
Strona 319
Stałam przed jego drzwiami przez całe pięć minut, zaciskając i rozluźniając dłonie, próbując zebrać się by zapukać. Wreszcie kiedy nie mogłam znieść już dłużej tego zniecierpliwienia, wypuściłam oddech, zacisnęłam dłoń w pięść i stuknęłam w drzwi. W korytarzu
ten dźwięk odbił się echem. Ethan otworzył drzwi. Wyglądał mizernie. – Miałem właśnie iść do łóżka. Potrzebujesz czegoś? Znalezienie odwagi by zadać pytanie zajęło mi kilka sekund. – Mogę z tobą zostać? Wyraźnie był zszokowany. – Zostać ze mną? – Dzisiaj. Nie w żadnym fizycznym sensie. Tylko… Ethan wsunął dłonie w kieszenie. – Tylko? Spojrzałam na niego i pozwoliłam by w moich oczach pojawiły się strach, frustracja i wyczerpanie. Byłam zbyt zmęczona by się spierać, zbyt zmęczona by obchodziło mnie, co ta prośba będzie oznaczała rano. Zbyt zmęczona by walczyć z Prezydium i z nim. Potrzebowałam towarzystwa, uczucia. Potrzebowałam zaufać i otrzymać zaufanie. I potrzebowałam tego od niego. – Wejdź, Merit. Weszłam do środka. Zamknął drzwi do swoich pokoi i zgasił światło, lampki na jego szafce nocnej świeciły z jego sypialni. Bez żadnego słowa położył dłonie na moich ramionach i przycisnął usta do mojego czoła. – Jeśli "tylko" jest tym, co możesz mi teraz dać, to będziemy robić "tylko". Zamknęłam oczy i objęłam go, pozwalając moim łzom spłynąć.
Strona 320
– A jeśli zadecyduje, że jestem jego wrogiem? – zapytałam. – Co jeśli zdecyduje, że zlikwidowanie mnie – albo pozwolenie Celinie na zlikwidowanie mnie – będzie jego sposobem na zachowanie kontroli nad Domami? – Jesteś wampirzycą Cadogan, z krwi i kości. Walczysz dla tego Domu i to ja cię chronię. Moja Wartowniczka, mój Nowicjat. Będę cię chronił tak długo, jak tu jestem. I tak długo jak ten Dom istnieje, będziesz miała tu swoje miejsce. – A jeśli Darius spróbuje go zniszczyć z powodu czegoś, co zrobiłam? Ethan westchnął. – Wtedy Darius będzie ślepy, a Prezydium w Greenwich nie jest organizacją, jaką miała być. Nie jest obrońcą wampirów za jaką się uważa. Pociągnęłam nosem i przytuliłam policzek do jego chłodnej koszuli. Jego woda kolońska była czysta i mydlana, jak świeże ręczniki i ciepłe płótno. Bardziej kojąca, niż powinna, biorąc pod uwagę wciąż tkwiący w moim sercu strach. Ethan odsunął się i poszedł w stronę baru po drugiej stronie pokoju, po czym nalał bursztynowego płynu z kryształowej karafki do dwóch grubych szklanek. Odłożył karafkę i podszedł do mnie, podając mi szklankę. Wzięłam łyk i mimowolnie się skrzywiłam. Płyn może był dobry, ale smakował jak benzyna i palił jak suchy ogień.
– Pij – powiedział Ethan. – Z każdym łykiem będzie lepsze. Pokręciłam głową i oddałam mu szklankę. – Czyli smakuje dobrze dopiero, kiedy jest się całkowicie pijanym? – Można tak powiedzieć. – Ethan dopił swoją szklankę i odstawił obie na najbliższy stolik. Chwycił moją dłoń i złączy nasze palce, po czym zaprowadził mnie do sypialni i zamknął za sobą drzwi. Dwie pary drzwi z doskonałego płycinowego drewna oddzielały nas od ludzi, zmiennych, Prezydium i znarkotyzowanych wampirów. Wydawało mi się jakbym po raz pierwszy od kilku dni naprawdę odetchnęła.
Strona 321
Ethan zdjął marynarkę i zawiesił ją na krześle. Zdjęłam buty i stałam przez chwilę, uświadamiając sobie, że w swoim pośpiechu by go znaleźć, nie pomyślałam kompletnie o ubraniach. – Chciałabyś koszulkę? – zapytał. Uśmiechnęłam się delikatnie. – Byłoby super. Ethan odwzajemnił uśmiech i odpinając koszulę podszedł do wysokiej komody. Otworzył szufladę i chwilę w niej szperał, po czym wyciągnął koszulkę i
rzucił ją do mnie. Rozłożyłam ją, zobaczyłam napis i uśmiechnęłam się. – Nie powinieneś był. Na koszulce było napisane "Zostawcie Naszą Nazwę". Koszulka była częścią kampanii, która miała zadbać, by Boisko Wrigley zachowało swoją nazwę. Była też bardzo w moim stylu. Ethan roześmiał się, po czym zniknął w swojej łazience. Rozebrałam się i założyłam koszulkę, która sięgała mi prawie do kolan. Zrzuciłam dekoracyjne jaśki z jego łóżka, po czym wsunęłam się pod chłodną bawełnę i zamknęłam z ulgą oczy. Mogły minąć minuty lub godziny, zanim wrócił i zgasił światła. Przebywałam już w stanie półsnu, ledwie świadoma jego ciała przy moim. Jego ręka zakradła się wokół mojej talii i przyciągnęła mnie do niego, jego usta znalazły się przy moim uchu. – Leż, moja Wartowniczko. Słodkich snów.
***
Obiecał, że będzie cierpliwy, że na mnie poczeka, że to nie on zainicjuje kolejny pocałunek. Trzymał się tej obietnicy.
Strona 322
Obudziłam się w połowie dnia, metalowe okiennice wciąż odcinały dostęp światła od okien, ale byłam niezwykle świadoma jego ciała obok mnie… i pragnienia jakie ta bliskość pobudziła. Rozdzieliliśmy się we śnie, ale przytuliłam się do niego ponownie, po trochu oczekując, że zareaguje na to pocałunkiem. Przesunął palcem po moich włosach w ruchu bardziej kojącym, niż erotycznym. I to nie wystarczało. – Ethan – wymruczałam, a moje serce nagle mocno waliło, choć słońce patrzyło na nas z góry ze swojej kołyski na niebie. Ale chociaż bardzo go pragnęłam, nie potrafiłam zrobić następnego kroku. Nie potrafiłam zmusić się by go pocałować. Pewna doza wahania pochodziła z wyczerpania, tego, że powinnam być nieprzytomna, dopóki słońce znowu nie zajdzie. Ale reszta była czystym, bezbrzeżnym strachem. Strachem, że jeśli zrobię ten krok, pocałuję go, zaoferuję znowu moje serce i znowu będę miała je złamane. Moje instynkty ze sobą walczyły, bo tak samo potężna była chęć tego następnego kroku, wzięcia tego, co chciałam, żeby maksymalnie wykorzystać pocałunek, choć nie była to najmądrzejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłam. Jakby widząc mój wewnętrzny bój, przesunął dłonią po moich włosach.
– Śpij, Wartowniczko. Przyjdzie pora, kiedy będziesz gotowa. Do tego czasu śpij.
Strona 323
ROZDZIAŁ XXIV
CHERCHEZ LA FEMME34 Śnił mi się pierwszy dzień liceum, kiedy byłam niezgrabnie wysoką dwudziestoośmiolatką idącą korytarzem z nowym notatnikiem i długopisem w ręku. W jakiś sposób zapomniałam zapisać się na zajęcia, a choć miałam ukończone dwa i pół kierunku w college’u, najwyraźniej zapomniałam skończyć dziesiątą klasę. Usiadłam przy zbyt małej dla siebie ławce i spojrzałam na zapisaną tablicę – równania kwadratowe, które były dla mnie zbyt trudne do rozwiązania. Kiedy
rozejrzałam się po sali, wszyscy byli zajęci wypełnianiem zszytych kartek egzaminu. Jeden po drugim, inni uczniowie zaczęli na mnie spoglądać i uderzać pięściami w ławki. Tump. Tump. Tump. Spojrzała na mnie dziewczyna z długimi blond włosami. – Otwórz drzwi – powiedziała. – Co? – Powiedziałam, otwórz… Obudziłam się, podnosząc się do pozycji siedzącej i zobaczyłam jak Ethan znika z pokoju.
Strona 324
Potarłam twarz dłońmi, aż znowu znalazłam się w jego pokoju – nie byłam już bezradną uczennicą drugiej klasy w liceum, na które byłam za stara. Usłyszałam otwieranie i trzaśnięcie drzwiami. Próbowałam wygładzić włosy, które z pewnością musiały się roztrzepać, a potem odrzuciłam kołdrę i weszłam do
drugiego pokoju. – Co jest? Ethan podał mi bezprzewodowy telefon. – Jeff, do ciebie. Najwyraźniej to pilne. Marszcząc brwi, wzięłam od niego telefon. – Jeff? Co się dzieje. – Wybacz, że ci przeszkadzam, ale dokopałem się do nowych informacji o Paulie Cermaku i jego kryminalnej przeszłości. Zmarszczyłam brwi. – Wiesz, że Celina została już aresztowana, prawda? – A nakaz dla pana Cermaka został wydany po jej wyznaniu zeszłej nocy. Och – słyszałem też, że nakaz Ethana został wyrzucony, więc gratulacje. Ale nie w tym rzecz. – Czego się dowiedziałeś? – Znalazłem oryginalny raport policji – i zawiera nazwisko ofiary. A przynajmniej nazwisko i pierwszą literę imienia. Facet lub kobieta nazwana "P. Donaghey." Również z Chicago. Przerwałam mu, kręcąc głową. – Jeff, znam to nazwisko. – Zacisnęłam mocno oczy, ale nie potrafiłam skojarzyć. – Wpisz w Google. – Och, jasne. – Usłyszałam palce stukające w klawisze. – Nie jest dobrze. – Powiedz mi. – "P. Donaghey" to Porter Donaghey. Był przeciwnikiem Setha Tate'a w jego pierwszych wyborach na burmistrza. Teraz już przypomniałam sobie, gdzie widziałam wcześniej fotografię Pauliego. – Paulie Cermak uderzył przeciwnika Setha Tate'a w twarz. – Oczy Ethana zrobiły się wielkie jak spodki.
Strona 325
– Czekaj, jest więcej. Mam zdjęcia z kampanii. Tate stoi na podium, a w tle widzę Pauliego. – Wyślij te zdjęcia Lucowi – powiedziałam mu. – Tak samo jak mi wcześniej. – Przyszło mi do głowy coś jeszcze. – Jeff, w tej teczce, którą znalazłeś, jest coś napisanego o tym, kto reprezentował Pauliego? Mam na myśli adwokata, który zapieczętował akta. – Poczekaj, sprawdzę. – Milczał przez chwilę, pogwizdując nerwowo. – O cholera – powiedział wreszcie. Tylko jeden prawnik się nadawał. – To był Tate, prawda? – Tate – potwierdził Jeff. – Cermak pobił przeciwnika Tate'a, a Tate go z tego wyciągnął. Paulie Cermak i Tate się znają. Z telefonem wciąż przyciśniętym do ucha spojrzałam na Ethana. – Nie wydaje mi się, by to był koniec, Jeff. Jeśli Paulie jest zamieszany w narkotyki i zna się z Tate'em, to na ile Tate zamieszany jest w narkotyki, techniawy i Celinę? – Jaka jest teoria? – zapytał bezgłośnie Ethan. – Tate znajduje się pod presją uspokajania mieszkańców Chicago co do wampirów. Postanowił być proaktywny – pomaga stworzyć problem; pomaga rozwiązać problem. Raz, dwa, trzy i jego notowania rosną o dwadzieścia procent.
– Powiem o tym Chuckowi – powiedział Jeff. – Możesz załatwić nakaz aresztowania dla Tate'a? – Na podstawie tego niewielkiego dowodu? Nie. Nie masz nic, co wiąże Tate'a z, jak mówisz, narkotykami, techniawami i Celiną. To, że Paulie go zna, nie wystarcza. – Nie wystarcza? To czego jeszcze chcesz? – Jesteś Wartowniczką. Znajdź coś. Rozłączyłam się i spojrzałam na Ethana z przeprosinami w oczach. – Wiedziałem, że to jeszcze nie koniec – powiedział. – Wiedziałem tak samo jak ty wczoraj. Chciałem tylko choć na parę godzin upajać się możliwością znalezienia kilku godzin spokoju.
Strona 326
– Mieliśmy kilka godzin – stwierdziłam z uśmiechem. – W innym przypadku nie stałabym w twoim mieszkaniu w koszulce i z poważnie rozczochranymi włosami. – To prawda. Twoje rozczochrane włosy wyglądają na poważną sprawę. – O zmierzchu jesteś zabawny, Sullivan. – A ty urocza. Przypuszczam, że nadeszła pora byś znowu dokonała spustoszenia?
– Moje akta są już opatrzone adnotacjami. Już lepiej, żebym miała więcej przewinień w swojej teczce, niż nacisków na Dom. – Stanęłam na palcach i przycisnęłam usta do jego policzka. – Zadzwoń do Luca i Malika i każ im się przygotować. Wracam do domu Pauliego. – Jedna chwila – powiedział i zanim zdążyłam zapytać o co chodzi, ciągnął mnie za koszulkę, by przyciągnąć mnie bliżej. Pocałował mnie brutalnie, a potem odsunął się tak raptownie, że prawie poleciałam do przodu. – Co to było? – zapytałam nagle zachrypniętym głosem. Puścił do mnie oczko. – To był pocałunek, który byłaś mi winna. A teraz idź po swojego faceta, Wartowniczko.
***
Dwadzieścia minut później byłam ubrana, uzbrojona i w drodze do Parku Garfield. Ethan, Luc i Malik byli w Pokoju Operacyjnym, gotowi wysłać posiłki, ale z nadzieją na oszczędzenie Domowi więcej udziału, niż było konieczne. Naradzili się też z Jeffem w przypadku, gdybym potrzebowała komputerowego wsparcia. Niestety, kiedy podjechałam na podjazd Cermaka, wiedziałam, że coś jest nie tak. Drzwi garażu były otwarte, a Mustang zniknął. Dom był ciemny i pusty, z okien zniknęły nawet tanie, koronkowe firanki.
Zatrzymałam się na krawężniku tuż za domem.
Strona 327
– Byłam tak cholernie blisko – przeklęłam, wyciągając telefon i dzwoniąc do załogi. – Zniknął – powiedziałam, jak tylko Luc odebrał. – Mustang zniknął, a dom jest pusty. Ale wtedy szczęście się odwróciło. – Chwila – powiedziałam, gasząc samochód i zsuwając się w dół siedzenia, ze wzrokiem w lusterku. Mustang zatrzymał się na łuku. Paulie wysiadł z samochodu i ruszył pędem w stronę garażu. – Co się dzieje, Wartowniczko? – zapytał Ethan. – Wrócił. Biegnie do garażu. Może czegoś zapomniał. I faktycznie, jakieś dziesięć sekund później, Paulie wybiegł z garażu z… kierownicą w rękach. – Zapomniał kierownicy – poinformowałam sucho załogę, zastanawiając się czy Paulie ma pojęcie, że wkrótce zostanie złapany przez część do samochodu. Cóż. Mój zysk, jego strata. Po chwili wjechał Mustangiem na drogę. Czekałam aż mnie minie, zapaliłam silnik i pojechałam.
– Znowu ucieka, ale siedzę mu na ogonie – powiedziałam im. – Jestem jakieś dwa bloki z tyłu, więc może mnie nie widzi. – W którą stronę? – Na razie na wschód. Może w stronę Loop? Usłyszałam głos Malika. – Może próbuje uciec od Celiny? – Jeśli on i Tate są znajomymi, to nie będzie musiał uciekać. W każdym wypadku, będę was informować. Rozłączyłam się, odłożyłam telefon i skupiłam się na jechaniu za Pauliem przez miasto. Był takim kierowcą, który mnie irytował: miał niezły samochód z niewątpliwie mocnym silnikiem, a jechał, jakby był na skraju odebrania mu prawa jazdy. Za wolno. Oczywiście był nakaz aresztowania go, więc w jego interesie było unikanie zainteresowania policji.
Strona 328
Dotarcie do Loop zajęło mu dwadzieścia minut, ale nie zatrzymał się tam. Jechał dalej na południe i wtedy zaczęłam się denerwować. Wybrałam numer do załogi. – Jesteśmy – powiedział Luc. – Przyślijcie wsparcie – powiedziałam. – Jedzie do Creeley Creek.
***
Nie wjeżdżałam do Creeley Creek przez główną bramę; nie chciałam dawać burmistrzowi i jego wyraźnemu kumplowi takiego ostrzeżenia. Zamiast tego zaparkowałam kilka bloków dalej, odpięłam katanę, przeskoczyłam przez ogrodzenie i podkradłam się wzdłuż ziemi. Byłam pewna, że gdzieś musi być ochrona, ale nie widziałam żadnej, więc okrążyłam dom, zaglądając przez niskie, poziome okno i zerknęłam do środka. – Tate siedział za biurkiem, a Paulie mówił coś żywo z drugiej jego strony. Ale nie byli sami. Kto siedział na krawędzi biurka Tate'a? Celina Desaulniers. Zamknęłam oczy, przeklinając swoją naiwność. Po co Celina miałaby przyznawać się do tak okropnych rzeczy przed ludźmi? Bo była w związku z burmistrzem, który zapewniał jej wymiganie się od kary. To pewnie musiała być część jej wielkiego planu. Uwiodła burmistrza, zaprzyjaźniła się z dystrybutorem narkotyków i stworzyła narkotyk mający przypominać wampirom ich drapieżcze korzenie. Kiedy zaczęła się zadyma, mogła przypisać sobie ofiarowanie wampirom najlepszych chwil ich życia i zaproszenie ludzi do dołączenia do tej imprezy. I mogła zrobić to wszystko bezkarnie. Nie byłabym zaskoczona, gdyby okazało się, że zauroczyła do tego Tate'a. Był
politykiem, to pewne, ale wydawał się szczerze dbać o to miasto. Czy to Celina stworzyła ten cały podstęp i nakłoniła go do tego danymi wyborczymi? Naprawdę, ale to naprawdę jej nienawidziłam.
Strona 329
Z irytacją odpychającą na bok strach, cofnęłam się na najbliższe patio, przeszłam po nim najciszej jak umiałam i spróbowałam otworzyć drzwi. Szczęście się mnie trzymało – nie były zamknięte. Przeszłam cicho korytarzem do pokoju, w którym ich widziałam i weszłam do środka. Wszyscy spojrzeli na drzwi. Paulie poruszył się pierwszy. Cofnął się na kilka metrów, zbliżając się do kąta pokoju – i jak najdalej od wściekłej wampirzycy. Weszłam dalej i zamknęłam za sobą drzwi. – Jakie miłe spotkanie. Tate uśmiechnął się leniwie. – Te młode wampiry nie mają dzisiaj za grosz manier. Nie poczekałaś nawet na zaproszenie, co? To powitanie mnie zmartwiło – i kazało zastanowić się czy był wciąż pod wpływem Celiny. Chwyciłam za rękojeść miecza, wyjęłam go z pochwy i podeszłam bliżej. Nie było sensu udawać, że byliśmy tam dla zabawy. Wycelowałam katanę w Celinę. – Wrobiłaś nas. Celina spojrzała na swoje paznokcie. – Zrobiłam to, co trzeba było, tak jak
ciągle wyjaśnia ci Prezydium. Po co tu w ogóle jesteś? – Zakręciła ramionami jakby w geście irytacji. Zmrużyłam na nią oczy. – Podnieś głowę Celino i spójrz na mnie. Co niezwykłe, zrobiła to. Wreszcie zobaczyłam jej oczy – które były szerokie, jej tęczówki prawie całkowicie srebrne. Nie odstawiała szopki – była znarkotyzowana. A ja się myliłam. Znowu. Spojrzałam na Tate'a. – Kontrolujesz ją za pomocą V? – Tylko częściowo. Podejrzewałem, że przyjdziesz, kiedy odkryłaś związek między panem Cermakiem, a mną. Kiedy raport policji został udostępniony, otrzymałem ostrzeżenie. W międzyczasie pomyślałem, że możemy trochę podnieść dramatyzm. Rozumiem, że pani Desaulniers była wojowniczką; postanowiłem przetestować efekty V na kobiecie już znanej ze swoich umiejętności. Czy to uczyni
Strona 330
z niej lepszą wojowniczkę? Czy gorszą? Jako była badaczka, musisz docenić moje podejście. – Jesteś obłąkany. Tate skrzywił się. – Niestety, ani trochę. Celina zeskoczyła z biurka i przeszła wzdłuż niego, przesuwając palcami po
blacie. Trzymałam miecz wycelowany w nią, a jednym okiem patrzyłam na Tate'a. – Powiedziałeś, że tylko częściowo kontrolujesz ją przez V. Jak inaczej? Siedział tam i uśmiechał się do mnie – i w tamtej chwili poczułam w powietrzu charakterystyczne mrowienie magii. Ale nie tak łagodne i irytujące jak to, którym rzucali Catcher i Mallory. To było cięższe – prawie że gęstsze w tym, jak zalewało pokój. Przełknęłam atak strachu, ale rozwiązałam kolejny kawałek zagadki. – Dodałeś do V magicznego spoiwa. – Bardzo dobrze. Zastawiałem się czy ty i ci twoi to odkryją. Nazwij to swego rodzaju sygnaturą. – Czym jesteś? – zapytałam, choć znałam część odpowiedzi; nie był człowiekiem. Nie wiem dlaczego nie byłam w stanie wyczuć tego wcześniej, ale teraz wiedziałam, że to prawda. Ciężka magia, którą się posługiwał, w niczym nie przypominała tej należącej do Mallory czy Catchera. Krzywiąc się, usiadł prosto i złączył dłonie na biurku. – Ryzykując robienie z siebie niewiarygodnego egotysty, jestem najlepszym co od dawna przytrafiło się temu miastu. Czy ego tego faceta kiedyś się kończyło? – Naprawdę? Przez szerzenie chaosu? Przez narkotyzowanie wampirów i ryzykowanie życiem ludzi? – wskazałam na Celinę. – Przez uwolnienie zbrodniarki? Tate oparł się znów o fotel i przewrócił oczami. – Nie bądź melodramatyczna. I przypomnij sobie, że Celina odpowiedziała za narkotyki. Wszystko zostało załatwione. Mogłem przynajmniej trochę ją nagrodzić – tu, w moim własnym domu.
Strona 331
Zapewne to on stworzył plan wmieszania Celiny w Uliczny Festiwal – i jej wyznania. Przyznała się, bo wiedziała, że Tate ją wyciągnie; wyznanie to miało służyć Tate'owi za "rozwiązanie" problemu. Spojrzałam na nią. Wydawała się całkowicie nieświadoma, że Tate o niej mówi. Przestała się poruszać przy biurku Tate'a i zaczęła stukać nerwowo palcami o blat. Wyglądało na to, że V zaczynało działać i słyszała to irytujące bzyczenie. – Szczerze mówiąc, Merit, jestem zaskoczony, że nie doceniasz olbrzymiego dobrodziejstwa, jakie V oferuje wampirom. – Dzięki niemu czujesz się jak wampir – powiedziała monotonnym głosem Celina. – Ona ma rację – powiedział Tate, przyciągając ponownie mój wzrok. – V obniża zahamowania. Możesz uważać mnie za okrutnego, ale wierzyłem, że V pomoże wyplenić mniej przyjemną część wampirzej populacji. Ci, którzy biorą V, zasługują na uwięzienie. – Więc teraz łapiesz wampiry. – To nie jest łapanie. To dobre planowanie. To autoselekcja kontroli populacji. Rozumiem, że nie jesteś podatna na urok. Czyż to nie czyni ciebie inną? Lepszą? Nie masz tych samych słabości. Jesteś silniejsza, masz większą kontrolę.
Wycelowałam katanę w stronę Celiny. – Do rzeczy, Tate. – Wiesz, jaki moglibyśmy utworzyć zespół? Dla dobrych wampirów jesteś dziewczyną z okładki. Ratujesz ludzi, nawet jeśli Prezydium w Greenwich będzie chciało cię ukrócić i ukarać za twoje czyny. Kochają cię za to. Pomagasz zachowywać równowagę w mieście. I tego właśnie potrzebujemy, jeśli jest jakaś nadzieja, by ludzie i wampiry razem przetrwały. – Nie ma mowy, bym z tobą pracowała. Myślisz, że uda ci się od tego wywinąć? Po wrobieniu wampirów i przyczynieniu się do śmierci – zagrożenia – ludzi? Jego wzrok pozostał zimny. – Nie bądź naiwna.
Strona 332
– Nie – powiedziałam. – Nie usprawiedliwiaj swojej niegodziwości fałszywym, sztampowym "tak właśnie działa świat". To nie tak działa świat, a mój dziadek jest na to dowodem. Jesteś egoistyczny i kompletnie obłąkany. Dudnienie palców Celiny przyspieszyło, ale jakąkolwiek magiczną kontrolę miał nad nią Tate, była ona efektywna. Nie zrobi nic bez jego zgody. – Mogę ją już zabić? Tate uniósł dłoń, uciszając ją. – Poczekaj na swoją kolej, kochanie. A co z twoim ojcem? – zapytał mnie. – On nie jest szalony?
Pokręciłam głową, zdezorientowana tym non sequitur35. – Tu nie chodzi o mojego ojca. Z oczami szerokimi z zaskoczenia, Tate wydał z siebie rechotliwy, wymuszony śmiech. – Nie chodzi o twojego ojca? Merit, wszystko w twoim życiu odkąd stałaś się wampirzycą kręci się wokół twojego ojca. – Co to ma znaczyć? Posłał mi spojrzenie przeznaczane dla naiwnych dzieci. – Jak myślisz, dlaczego ty, ze wszystkich ludzi w Chicago, zostałaś wampirzycą? – Na pewno nie dzięki mojemu ojcu. Celina próbowała mnie zabić. Ethan uratował mi życie. – Ale nawet, kiedy mówiłam te słowa na głos, mój żołądek ścisnął się ze strachu. Zdezorientowana, opuściłam miecz do mojego boku. – Tak, mówił mi to wcześniej. Powtarzanie kłamstw nie czyni ich prawdą, Merit. Sama przyznasz, niezwykły zbieg okoliczności, że Ethan był w kampusie akurat wtedy, kiedy ty. To był zbieg okoliczności. Tate cmoknął językiem. – Jesteś przecież mądrzejsza. Mówiąc szczerze – jaka jest szansa? Nie sądzisz, że trzymanie wampira – swojej córki – w garści, kiedy
Strona 333
skończą się zamieszki, przyniesie mu korzyści? Kiedy ludzie przyzwyczają się do myśli o wampirach pośród nich? Tate uśmiechnął się szeroko. A następne słowa wylały się z jego ust jak trucizna. – A co jeśli powiem ci, Merit, że Ethan i twój ojciec mieli pewną, jakby to powiedzieć, umowę biznesową? W uszach dudniła mi krew, moje kłykcie zbielały wokół rękojeści katany. – Zamknij się. – Och, no proszę cię, kochanie. Skoro już się wydało, to nie chcesz znać szczegółów? Nie chcesz wiedzieć, ile twój ojciec mu zapłacił? Ile Ethan, wspólnik twojego ojca, wziął od niego za zmienienie cię w nieśmiertelną? Wzrok zabarwiła mi ciemność i obezwładniły mnie wspomnienia; to, że Ethan i Malik byli na Uniwersytecie Chicago dokładnie w tej chwili, kiedy zostałam zaatakowana. To, że Ethan znał mojego ojca, zanim poszliśmy do niego razem, To, że Ethan dał mi narkotyki, by złagodzić biologiczną przemianę w wampira. Myślałam, że znarkotyzował mnie, bo czuł się winny za to, że nie mógł powstrzymać Zmiany. A może czuł się winny, że zmienił mnie na polecenie mojego ojca? Nie. To nie mogła być prawda. Jakbym go sobie właśnie wyobraziła, do pokoju nagle wpadł Ethan, z wyraźną furią w oczach. Przyszedł, by mnie wesprzeć.
Tate wciąż był w pokoju, ale zniknął z widoku. Mój wzrok był utkwiony w Ethanie, strach potężny, oślepiający i ogłuszający. Krew dudniła mi w żyłach. Ethan podszedł do mnie i sprawdził moje oczy, ale ja wciąż nie potrafiłam znaleźć słów, by zadać mu pytanie. – Wszystko w porządku? – zapytał. – Twoje oczy są srebrne. – Spojrzał z powrotem na Tate'a, zapewne podejrzewając, że zostałam odurzona. – Co jej zrobiłeś? Ścisnęłam mocniej rękojeść miecza, sprawiając, że sznurek wbijał mi się we wnętrze dłoni, ale zmusiłam się, by wydusić z siebie te słowa.
Strona 334
– Tate powiedział mi, że spotkałeś się z moim ojcem. Że zapłacił ci, żebyś zrobił ze mnie wampirzycę. Chciałam, żeby powiedział, że to kłamstwo, kolejne oszczerstwo rzucone przez polityka chwytającego się wszelkich sposobów. Ale jego słowa złamały mi serce na milion kawałków. – Merit, mogę wyjaśnić. Po moich policzkach płynęły łzy, kiedy krzyknęłam na niego z bólu. – Zaufałam ci. Zająknął się. – To nie tak. Ale zanim zdążył dokończyć swoją wymówkę, jego oczy powędrowały na
bok. Celina znowu się poruszyła, w dłoni miała ostro zakończony palik. – Muszę iść – powiedziała żałosnym tonem. – Muszę to skończyć, teraz. – Uspokój się, Celino – ostrzegł Tate. – Ta walka nie jest jeszcze twoja. Ale nie pozwoliła się odwieść. – Zniszczyła wystarczająco – powiedziała Celina. – Nie zniszczy tego. – Zanim zdążyłam odpowiedzieć na jej słowa, uniosła rękę do tyłu i kołek był w powietrzu – i zmierzał prosto na mnie. Bez żadnej pauzy i z prędkością kilkuwiecznego wampira, Ethan rzucił się do przodu, stając przede mną i blokując kołek przed uderzeniem w moje ciało. Przyjął cios na siebie, a kołek wbił się w jego klatkę piersiową. I w jego serce. Czas na chwilę się zatrzymał i Ethan spojrzał na mnie, a jego zielone oczy były ściągnięte z bólu. A potem zniknął i kołek upadł z brzękiem na podłogę. Ethan zmienił się w kupkę popiołu. Nie miałam czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Celina, teraz w pełni czując efekty V, miała w dłoni drugi kołek. Wzięłam ten, który rzuciła i modląc się o dobry cel, rzuciłam. Trafiłam.
Strona 335
Kołek trafił w jej serce i zanim minęła sekunda, ona również odeszła. Tak jak po Ethanie, została po niej tylko kupka popiołu na dywanie. Spojrzałam w dół i mój instynkt przetrwania został zastąpiony przez szok. Na dywanie leżały dwie kupki popiołu. Wszystko, co po nich zostało. Ona była martwa. On był martwy. Dopiero wtedy zdałam sobie z tego sprawę. Kiedy inni wbiegli do pokoju, zakryłam usta ręką, by powstrzymać krzyk i upadłam na kolana, pozbawiona siły. Bo on odszedł. Do pokoju wpadli Malik, Catcher, mój dziadek i dwóch policjantów w mundurach. Spojrzałam na Tate'a, wciąż siedzącego za swoim biurkiem. Pieprzna magia nadal była w powietrzu, ale nie było żadnego innego śladu, że był choć trochę zmartwiony tym, co wydarzyło się w jego domu. Nie zamierzałam puścić go bez sprawiedliwej kary. – Tate rozprowadzał V – powiedziałam, wciąż klęcząc na podłodze. – Odurzył Celinę i wypuścił ją z więzienia. Nie żyje. – Spojrzałam znowu na popiół. – Zabiła Ethana – skoczył przede mnie. A potem ja zabiłam ją. W pokoju zapanowała cisza. – Merit jest pogrążona w żalu – powiedział Tate. – Nie wie co mówi. – Wskazał na Pauliego, który pędził teraz w stronę okna po drugiej stronie pokoju. – Jak pewnie już wiecie, to ten mężczyzna był odpowiedzialny za dystrybucję V. Właśnie się przyznał. Paulie bełkotał, kiedy policjanci odciągali go od okna. – Ty sukinsynu.
Myślisz, że się wywiniesz? Myślisz, że mnie wykorzystasz? – Wyrwał się policjantom, którym udało się ściągnąć go na podłogę i skoczył na Tate'a. – To jest jego wina – powiedział Paulie, leżąc piersią do dołu na podłodze i uniósł głowę na tyle, by spojrzeć z wściekłością na Tate'a. – To wszystko jego sprawka. Zaaranżował to wszystko – znalazł porzucony budynek należący do
Strona 336
miasta i przerobił go na magazyn, znalazł kogoś do mieszania chemikaliów i zajął się kanałem dystrybucji. Tate westchnął ciężko. – Niech pan nie zawstydza samego siebie, panie Cermak. – Spojrzał na mojego dziadka z wymalowanym na twarzy współczuciem. – Pewnie próbował własnego towaru. – Masz mnie za głupca? – zapytał Cermak z dzikim wzrokiem. – Mam taśmy, ty skurwysynu. Nagrałem wszystkie rozmowy, jakie prowadziliśmy, bo wiedziałem – po prostu wiedziałem – że jeśli dojdzie do najgorszego, to rzucisz mnie wilkom na pożarcie. Tate zblednął i wszyscy w pokoju zamarli, niepewni co mają robić. – Ma pan taśmy, panie Cermak? – zapytał mój dziadek. – Dziesiątki – powiedział z zadowoleniem. – Wszystkie bezpieczne w sejfie depozytowym. Klucz mam na szyi. Jeden z funkcjonariuszy sięgnął do koszuli Cermaka i wyciągnął mały płaski
kluczyk na łańcuszku. – Jest – powiedział, unosząc go. To był dowód, jakiego potrzebowaliśmy. Wszystkie oczy zwróciły się na Tate'a. Niezgrabnie poprawił sobie kołnierzyk. – Jestem pewny, że można to wyjaśnić. Mój dziadek kiwnął na Catchera i obaj podeszli do Tate'a. – Może porozmawiamy o tym na dołku? Do gabinetu weszło jeszcze czterech policjantów. Tate kiwnął do mojego dziadka. – Oczywiście – powiedział uprzejmie ze wzrokiem utkwionym przed siebie i wyszedł z pokoju eskortowany przez czarodzieja, rzecznika praw obywatelskich i czterech funkcjonariuszy policji Chicago. Dwóch pierwszych policjantów wyprowadziło Pauliego. Nastała cisza.
***
Strona 337
Zapewne minęły tylko minuty, odkąd rzuciłam kołkiem. Ale te minuty wydawały się godzinami, które wydawały się dniami. Czas stał się niewyraźną plamą, która poruszała się wokół mnie, kiedy ja – wreszcie – stałam się nieruchoma. Pozostałam na kolanach na grubym dywanie z dłońmi luźno na udach, całkowicie bezradna przed pozostałościami po dwóch wampirach. Byłam ledwie świadoma żalu i nienawiści, która przetaczała się przeze mnie na zmianę, ale nic nie mogło przedostać się przez grubą skorupę szoku, która mnie trzymała. – Merit. – Ten głos był silniejszy. Ostrzejszy. Słowa – niski, bezbarwny, bezradny dźwięk słów Malika – przyciągnęły mój słuch. Jego wzrok był zaszklony, pokryty wyraźną warstwą żalu i bezsilności. – Odszedł – powiedziałam niepocieszona. – Odszedł. Malik trzymał mnie, kiedy prochy mojego wroga i ukochanego były zbierane do czarnych urn, które zostały zapieczętowane i ostrożnie wyniesione z gabinetu Tate'a. Trzymał mnie, aż pokój znowu był pusty. – Merit. Musimy iść. Nie możesz zrobić nic więcej. Uświadomienie sobie, dlaczego tu był, zajęło mi chwilę. Dlaczego Malik był obok mnie na podłodze, czekając, by zabrać mnie do domu. Był Drugim Ethana. Ale nie był już dłużej Drugim. Bo Ethan odszedł.
Żal i wściekłość przeważyły nad szokiem. Upadłabym na podłogę, gdyby Malik mnie nie przytrzymał. – Ethan. Wyrywałam się, łzy zaczęły spływać mi po twarzy.
Strona 338
– Puść mnie! Puść mnie! Puść mnie! – lamentowałam, krzyczałam, wydawałam dźwięki pasujące bardziej do drapieżnika, niż dziewczyny i wyrywałam się, a skóra piekła mnie na rękach, tam, gdzie ściskały je jego dłonie. – Puść mnie! – Merit, przestań. Nie ruszaj się – powiedział, ten nowy Mistrz, ale wszystkim co słyszałam, był głos Ethana.
Strona 339
ROZDZIAŁ XXV
TRZEBA ODPUŚCIĆ Tej nocy opłakiwaliśmy publicznie: wzdłuż chodnika przed Domem ustawiło się osiem ogromnych, japońskich bębnów taiko, ich bębniarze wybijali perkusyjną pieśń żałobną, a prochy Ethana były wnoszone do Domu. Patrzyłam na to wszystko z holu. Z szacunku i by chronić postęp Ethana w następnym życiu, Scott i Morgan szli przodem, Malik za nimi, nowy Mistrz zajęty swoim pierwszym oficjalnym działaniem – przeniesieniem prochów swojego poprzednika do chronionej krypty w podziemiach Cadogan. Kiedy urny zostały złożone w środku i krypta została ponownie zamknięta, rytm bębnów zmienił się z szybkiego i wściekłego na powolny i żałobny, pokrywając się z całą gamą emocji, jakie przeze mnie przepływały. Żal był przytłaczający i wyczerpujący, ale dorównywał złości i strachowi. Chociaż opłakiwałam stratę Ethana, bałam się, że rozmawiał z moim ojcem, sprzedał mnie w wampiryzm, by pozbyć się kłopotu finansowego. Chciałam mu wygarnąć. Krzyczeć na niego. Płakać, wrzeszczeć i uderzać pięściami w jego pierś i zażądać, by oczyścił się z zarzutów, cofnął to, udowodnił mi swoją niewinność. Nie mogłam, bo jego już nie było. Życie – i żałoba – toczyły się bez niego. Dom był zakryty długimi płachtami z czarnego jedwabiu jak posąg Chrystusa. Stał w Hyde Parku jak monument żalu, Ethana, straty.
Strona 340
Opłakiwaliśmy też prywatnie, uczestnicząc w ceremonii tylko dla Domu przy jeziorze Michigan. Wzdłuż jeziora porozrzucane były kręgi z kamieni. Zebraliśmy się przy jednym z nich ubrani w żałobną czerń. Lindsey i ja stałyśmy obok siebie, trzymając się za ręce i wpatrując się w gładką jak tafla wodę. Luc stał po jej drugiej stronie, splatając z nią palce, żal skruszył mur, jaki postawiła między nimi Lindsey. Mężczyzna, którego nie znałam, mówił o radościach nieśmiertelności i długim życiu, jakie Ethan miał szczęście prowadzić. Niezależnie od długości, życie zawsze wydaje się za krótkie. Szczególnie kiedy jego koniec jest wybrany przez kogoś innego. Malik, mając na sobie całun żałoby, niósł krwistoczerwone amaranty. Rzucił kwiaty w wodę, po czym spojrzał na nas. – Milton powiedział nam w Raju Utraconym, że amarant rozkwita przy drzewie życia. Ale kiedy popełnia się swój śmiertelny błąd, zostaje przeniesiony do nieba, gdzie rośnie dalej przez wieczność. Ethan rządził Domem mądrze i z miłością. Możemy mieć tylko nadzieję, że mieszka teraz tam, gdzie amarant kwitnie wiecznie. Wypowiedziawszy te słowa, wrócił do swojej żony, która chwyciła jego dłoń. Lindsey załkała i uwolniła moją dłoń, chowając się w ramionach Luca. Zamknął oczy i objął ją mocno.
Stałam sama, ciesząc się ich uczuciem. Miłość kwitnie jak amarant, pomyślałam, znajduje nowe miejsce do wysiewu, nawet kiedy inne są zabrane.
***
Minął tydzień, a Dom i jego wampiry wciąż były w żałobie. Ale nawet wtedy, życie toczyło się dalej. Malik zajął swoje miejsce w gabinecie Ethana. Nie zmienił wystroju, ale zajął stanowisko za biurkiem Ethana. Słyszałam pomruki co do tego wyboru, ale nie
Strona 341
żałowałam mu tego gabinetu. Mimo wszystko, Dom był interesem, który musiał się kręcić, przynajmniej dopóki nie przybędzie syndyk. Luc awansował z Dowódcy Straży na Drugiego. Zdawał się bardziej pasować do ochrony i bezpieczeństwa, niż na członka kadry kierowniczej, czy przyszłego wiceprezesa, ale przyjął awans z godnością.
Zastępca Tate'a zajął miejsce upadłego chłopca miasta, który stawał przed oskarżeniem o zamieszanie w narkotyki, techniawy i Celinę. Dom Navarre opłakiwał jej stratę. Śmierć Celiny, byłej Mistrzyni i imienniczki Domu, była traktowana z podobną pompą. Nie dostałam żadnej szczególnej nagany od Prezydium w Greenwich za bycie narzędziem jej upadku, ale podejrzewałam, że syndyk będzie miał swoje zdanie na ten temat. Dramat najwyraźniej jeszcze się nie skończył. Przez cały ten czas zostawałam w swoim pokoju. Dom był niezwykle cichy; od tygodnia nie słyszałam w nim śmiechu. Byliśmy rodziną bez ojca. Malik był bez wątpienia kompetentny, ale Ethan jako Mistrz zmienił większość z nas. Byliśmy biologicznie do niego przywiązani. Połączeni z nim. Wyczerpani nim. Noce spędzałam na kołysaniu się w morzu sprzecznych emocji. Zero apetytu na krew, czy jedzenie, zero apetytu na politykę i strategię, żadnego zainteresowania tym, co działo się w Domu, poza moimi emocjami i wspomnieniami, które je podsycały. Dni były jeszcze gorsze. Kiedy wschodziło słońce, mój umysł błagał o zapomnienie, a ciało o odpoczynek. Ale nie potrafiłam zatrzymać myśli, które bezustannie krążyły w mojej głowie. Nie potrafiłam przestać o nim myśleć. A dlatego, że opłakiwałam, dlatego, że żałowałam, nie chciałam przestać. W głowie odtwarzały mi się wydarzenia i momenty – od pierwszego razu, gdy zobaczyłam go w Domu
Strona 342
Cadogan do pierwszego razu, kiedy pokonał mnie w walce; od wyrazów jego twarzy, kiedy brałam od niego krew do furii, kiedy prawie walczył ze zmiennym, by nic mi się nie stało. Momenty odtwarzały się jak klatki filmowe. Klatki, których nie potrafiłam wyłączyć. Nie mogłam patrzeć na Malika. Nie miałam pojęcia, co wiedział zanim poszedł za Ethanem do kampusu tamtej nocy, ale nie potrafiłam wyobrażać sobie, że nie zastanawiał się nad dziwnością zadania – czy jego źródłem. Nie mogłam odmówić mu prawa do prowadzenia Domu, ale nie byłam gotowa na deklaracje jego władzy nade mną. Nie, bez większej ilości informacji. Nie bez zapewnienia, że nie był częścią zespołu, który sprzedał mnie na licytację. Moja złość stała się pocieszająca, bo przynajmniej nie była żalem. Przez siedem nocy Mallory spała na podłodze mojego pokoju, nie chcąc mnie zostawić. Ledwie byłam w stanie podziękować jej za jej obecność. Ale podczas ósmej nocy miała już najwyraźniej dość. Kiedy słońce schowało się za horyzontem, włączyła światła i zerwała pościel z łóżka. Usiadłam, mrugając oczami.
– Co do cholery? Miałaś tydzień na leżenie. Czas wrócić do życia. Położyłam się z powrotem twarzą do ściany. – Nie jestem gotowa. Łóżko zapadło się obok mnie i położyła mi rękę na ramieniu. – Jesteś gotowa. Obchodzisz żałobę i jesteś wściekła, ale jesteś gotowa. Lindsey powiedziała, że Domowi brakuje jednego strażnika, odkąd Luc przejął funkcję Drugiego. Powinnaś być tam i pomagać. – Nie jestem gotowa – zaprotestowałam, ignorując jej logikę. – I nie jestem wściekła. Prychnęła z niedowierzaniem.
Strona 343
– Nie? Powinnaś. Powinnaś być teraz wkurwiona. Wkurwiona za to, że Ethan był w zmowie z twoim ojcem. – Tego nie wiesz. – Powiedziałam te słowa z przyzwyczajenia. Byłam zbyt otępiała i wyczerpana żalem i gniewem, by się przejmować. – A ty wiesz? Byłaś człowiekiem, Merit. I zrezygnowałaś z tego życia za co? By kilka wampirów mogło dołożyć do swoich skarbców trochę dodatkowej gotówki?
Uniosłam wzrok, kiedy zeskoczyła z łóżka, unosząc ręce do góry. – Czy wygląda na to, że aż tak bardzo trzeba mu było pieniędzy? – Przestań. – Nie. To ty przestań opłakiwać faceta, który zabrał twoje człowieczeństwo. Który był w zmowie z twoim ojcem – twoim ojcem, Merit – by zabić cię i stworzyć na jego obraz. Złość zaczęła swędzieć mnie pod skórą, rozgrzewając od środka moje ciało. Wiedziałam, co robiła – próbowała przywrócić mnie do życia – ale wcale nie poczułam się szczęśliwsza. – Nie zrobił tego. – Gdybyś w to wierzyła, byłabyś tam, a nie w tym zatęchłym pokoju, uwięziona w jakimś zastoju. Gdybyś wierzyła w jego niewinność, opłakiwałabyś go jak normalna osoba, zamiast tkwić tu w obawie przed możliwą prawdą – że twój ojciec zapłacił Ethanowi, żeby zrobić z ciebie wampira. Znieruchomiałam. – Nie chcę wiedzieć. Nie chcę wiedzieć, bo to może być prawda. – Wiem, skarbie. Ale nie możesz tak żyć wiecznie. To nie jest życie. A Ethan byłby wkurzony, gdyby dowiedział się, że tkwisz w tym pokoju, bojąc się czegoś, co mógł zrobić, choć nie jesteś nawet tego pewna. Westchnęłam i podrapałam ślad po farbie na ścianie. – Więc co mam zrobić? Mallory ponownie usiadła obok mnie.
Strona 344
– Znajdź ojca i zapytaj go o to. Łzy zaczęły lecieć od nowa. – A co jeśli to prawda? Wzruszyła ramionami. – To przynajmniej będziesz wiedziała.
***
Dopiero co zapadł zmierzch, więc zadzwoniłam, by upewnić się, że mój ojciec jest w domu, zanim do niego pojadę… a potem pędziłam tam na złamanie karku. Nie zawracałam sobie głowy pukaniem, ale wpadłam przez drzwi wejściowe z taką samą energią jaką miałam przez ostatni tydzień zaprzeczania. Zdążyłam dojść do gabinetu ojca przed Pennebakerem, kamerdynerem ojca. – Jest zajęty – powiedział Pennebaker, patrząc na mnie ponuro, kiedy położyłam dłoń na klamce. Spojrzałam na niego.
– Ze mną się zobaczy – zapewniłam go i otworzyłam drzwi. Moja matka siedziała na skórzanym fotelu; ojciec za biurkiem. Oboje wstali, kiedy weszłam. – Merit, kochanie, wszystko dobrze? – Tak, mamo. Daj nam chwilę. Spojrzała na mojego ojca, który po chwili oceniania mojej złości, kiwnął głową. – Może zorganizujesz herbatę, Meredith? Moja matka kiwnęła głową, podeszła do mnie, położyła dłoń na moim przedramieniu i pocałowała mnie w policzek. – Przykro nam z powodu śmierci Ethana, kochanie. Posłałam jej na tyle wdzięczne spojrzenie, na jakie było mnie stać. Mówiąc szczerze, nie wyszło mi najlepiej.
Strona 345
Kiedy zamknęły się za nią drzwi, ojciec spojrzał na mnie. – Udało ci się doprowadzić do aresztowania burmistrza. Jego głos był rozdrażniony. Przez lata wspierał Tate'a; teraz musiał tworzyć znajomość z nowym burmistrzem. Potrafiłam sobie wyobrazić, że nie jest z tego zadowolony.
Podeszłam bliżej. – Burmistrz sam doprowadził się do aresztowania – poprawiłam. – Ja tylko złapałam go na gorącym uczynku. Mój ojciec prychnął, wyraźnie nieudobruchany tym wyjaśnieniem. – Nieważne – powiedziałam – nie dlatego tu jestem. – Więc co cię sprowadza? Przełknęłam gulę strachu i spojrzałam mu w oczy. – Tate powiedział mi, że zaoferowałeś Ethanowi pieniądze za zmienienie mnie w wampira. Że Ethan się zgodził i to dlatego zostałam zmieniona. Mój ojciec zamarł. Ogarnął mnie strach i musiałam chwycić zagłówek fotela, by trzymać się prosto. – Czyli to prawda? – zapytałam zachrypniętym głosem. – Zapłaciłeś mu za zmienienie mnie w wampira? Mój ojciec zwilżył usta. – Zaoferowałem mu pieniądze. Załamałam się i upadłam na kolana, czując przytłaczający mnie żal. Mój ojciec nie zrobił nic, by mnie pocieszyć, ale kontynuował. – Ethan odmówił. Nie zrobiłby czegoś takiego. Zamknęłam oczy, łzy ulgi spływały mi po policzkach. – Ty i ja nie zawsze się dogadywaliśmy – powiedział ojciec. – Nie zawsze podejmowałem dobre decyzje w twojej sprawie. Nie przepraszam za to – miałem spore oczekiwania co do ciebie, twojego brata i sióstr… – Odchrząknął. – Kiedy twoja siostra umarła, byłem załamany, Merit. Znieczulony żalem. Robiłem dla ciebie to, czego nie byłem w stanie zrobić dla niej. – Uniósł wzrok,
Strona 346
jego oczy były tak podobne do moich. – Nie potrafiłem uratować Caroline. Więc dałem ci jej imię i starałem się ciebie ochronić. Rozumiałam jego żal, ale nie chęć do bawienia się w Boga. – Przez uczynienie ze mnie wampira bez mojej zgody? Przez zapłacenie komuś, by mnie zaatakował? – Nigdy nikomu nie zapłaciłem – poprawił, jakby sama intencja nie była zła sama w sobie. – I chciałem dać ci nieśmiertelność. – Próbowałeś wmusić we mnie nieśmiertelność. Powiedziałeś, że nikomu nie zapłaciłeś – ale to wampir Celiny mnie zaatakował. Dlaczego mnie? Odwrócił wzrok. Zrozumiałam. – Kiedy Ethan odmówił, zwróciłeś się do Celiny. Zaproponowałeś, że zapłacisz Celinie za zmienienie mnie w wampira. – Musiała powiedzieć Ethanowi o tej ofercie, więc dlatego wiedział, że będę w kampusie. Ethan mnie pilnował. Uratował mi życie… dwa razy. Ponownie przeszył mnie żal. Ojciec spojrzał na mnie. – Nie zapłaciłem Celinie. Chociaż później zrozumiałem, że dowiedziała się
o ofercie, którą złożyłem Ethanowi. Była… niezadowolona, że nie zwróciłem się z tym i do niej. Poczułam jak moja krew staje się zimna. – Celina wysłała wampira, by mnie zabić i zaaranżowała śmierć innych dziewczyn, które wyglądały jak ja. Kawałki układanki złożyły się w całość. Celina została zlekceważona przez człowieka i przeniosła swój wstyd na jego córkę – i te, które wyglądały jak ona. Pokręciłam z żalem głową. Arogancja jednego człowieka i tyle poległych istnień. – Robiłem, co najlepsze dla mojej rodziny – powiedział ojciec, jakby czytał w moich myślach.
Strona 347
Nie wiedziałam czy mam być na niego zła, czy mu współczuć, jeśli to była według niego definicja miłości. – Doceniam bezwarunkową miłość. Miłość, która opiera się na partnerstwie, nie na kontroli. To nie jest miłość. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam. – Jeszcze nie skończyliśmy – powiedział, ale jego głos był słaby i nie było w nim wiele nacisku. Spojrzałam na niego.
– Jeśli chodzi o dzisiaj, to zdecydowanie skończyliśmy. Czas pokaże czy jest jeszcze miejsce na wybaczenie.
***
Słońce świeciło, więc wiedziałam, że to sen. Leżałam na chłodnej, gęstej trawie w koszulce na ramiączkach i dżinsach, a nad sobą miałam czyste, błękitne niebo i grzejące mnie słońce. Zamknęłam oczy, wyciągnęłam się i kąpałam w ciepłych promieniach słońca. Minęło już wiele miesięcy bez słońca, a czując na skórze jak ogrzewa mi kości, czułam się jak po dobrym orgazmie. – Dobrze? – zapytał ze śmiechem głos obok mnie. Odwróciłam głowę na bok i spojrzałam w uśmiechające się do mnie zielone oczy. – Witaj, Wartowniczko. Nawet w śnie moje oczy zrobiły się na jego widok ogromne. – Cześć, Sullivan. Ethan podciągnął się trochę, opierając głowę na łokciu. Miał na sobie swój zwyczajny garnitur, a ja przez chwilę rozkoszowałam się widokiem jego wysokiego, szczupłego ciała. Kiedy dotarłam z powrotem do jego twarzy, uśmiechnęłam się do niego.
– Czy to sen? – zapytałam.
Strona 348
– Jako że nie zamieniliśmy się w popiół, to można by rzec, że tak. Odsunęłam kosmyk jasnych włosów z jego twarzy. – Dom jest bez ciebie taki osamotniony. Jego uśmiech zbladł. – Tak? – Dom jest bez ciebie pusty. – Hmm. – Kiwnął głową, położył głowę na trawie, kładąc pod nią rękę i spojrzał na niebo. – Ale ty oczywiście wcale za mną nie tęsknisz? – Nieszczególnie – odpowiedziałam cicho, ale pozwoliłam mu chwycić moją dłoń i złączyć nasze palce. – Wiesz, gdybym żył, byłoby mi przykro. – Wiesz, gdybyś żył, to jakoś byś to przeżył. Roześmiał się, a ja uśmiechnęłam się szeroko na dźwięk jego śmiechu. Zamknęłam oczy i leżeliśmy na trawie, trzymając się za ręce i pławiąc się w cieple popołudnia. Moje oczy wciąż były zamknięte, kiedy krzyknął moje imię. Merit!
Obudziłam się zdyszana, krople deszczu bębniły o szybę. Wyskoczyłam z łóżka i włączyłam światło, pewna, że głos, który słyszałam – jego głos – pochodził z mojego pokoju. Głos wydawał się taki realny. On wydawał się taki realny. Ale mój pokój był pusty. Ponownie zapadł zmierzch, a jego nie było. Opadłam na łóżko, a moje serce waliło mi w piersi. Spojrzałam na sufit. Ciało bolało na wspomnienie o tej stracie. Ale nawet ból przypomnienia był lepszy, niż próżnia żalu. Odszedł. Ale wiedziałem, że był mężczyzną, w którego będę wierzyć. Miałam wspomnienia o nim, a jeśli sny były jedynym sposobem, by go pamiętać, by z nim być, to niech tak będzie.
Strona 349
Po umyciu twarzy i związaniu włosów w kucyk, założyłam czyste ubrania i zeszłam na dół. Dom był cichy, tak samo jak przez ostatnie dwa tygodnie. Nastrój był ponury, wampiry wciąż opłakiwały swojego przywódcę. Ale po raz pierwszy od dwóch tygodni, przeszłam przez Dom jak wampirza wojowniczka, a nie jak zombie. Szłam pewnie, chociaż moje serce wciąż pełne było żalu, ale przynajmniej teraz emocje były przejrzyste, bez mącącej złości i nienawiści.
Drzwi do gabinetu były zamknięte. Teraz już do gabinetu Malika. Po raz pierwszy uniosłam dłoń i zapukałam. Przyszła pora, by wrócić do pracy.