Tom Pierwszy
Tłumaczenie nieoficjalne: Monia
Dana Marie Bell – The Gray Court 01 – Dare To Believe
2
The Gray Court, Tom 1
Spełni jej najdziksze fanta...
4 downloads
11 Views
Tom Pierwszy
Tłumaczenie nieoficjalne: Monia
Dana Marie Bell – The Gray Court 01 – Dare To Believe
2
The Gray Court, Tom 1
Spełni jej najdziksze fantazje… ale tylko jeśli uwierzy.
Leo Dunne przez całe swoje życie szukał jedynej osoby urodzonej tylko dla niego. Odnalazł
ją pracującą w jego własnej firmie, jednak nieśmiała mała Ruby Halloway stale się przed nim
ukrywa. Knuje diabelski spisek z jej najlepszą przyjaciółką by roztrzaskać jej skorupę i
udowodnić, że jej pragnienie jest bardziej niż dopasowane do jego własnego.
Ruby jest zadurzona w swoim szefie od jakiegoś czasu ale wie, że nie należy mieszać
interesów z przyjemnościami. Kiedy to nie może powstrzymać dziewczyny przed
fantazjowaniem, chwyta za broń i daje z siebie wszystko by nigdy nie być sam na sam ze
swoim prezesem.
Do czasu firmowej imprezy przebierańców, gdzie odkrywa z nim pasję, która zostawia ślad
na jej duszy.
Nagły wypadek rodzinny zwołuje Leo i zamiast spędzić jedną noc mając Ruby w ramionach,
przekonuje ją by pojechała z nim. Gdy życie jego brata wisi na włosku, zasadnicze jest to by
nauczyła się jak postępować z tym kim i czym naprawdę jest jej nowy kochanek… zanim
będzie za późno.
Tłumaczenie w całości należy do autorki książek jako jej prawa autorskie,
tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do
promocji twórczości danego autora.
Ponadto poniższe tłumaczenie nie służy uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co
za tym idzie każda osoba wykorzystująca treść poniższego tłumaczenia w celu
innym niż marketingowym łamie prawo.
Dana Marie Bell – The Gray Court 01 – Dare To Believe
3
Rozdział Pierwszy
- Chcesz żebym to ubrała?
- Ciii. Skarbie, będziesz cudownie w tym wyglądać.
Ruby patrzyła się na skąpy strój, którym Mandy machała przed nią jak czerwoną
płachtą. W sumie był to odpowiedni ruch skoro Ruby czułaby się w tym jak krowa. – Nie
mieli ślicznego stroju dyni? Oh! A co z kucykiem? W sumie mogłabym być kucykiem.
Mandy zgromiła ją wzrokiem. – Posiadasz ciało, za które inne kobiety oddałyby życie.
Jesteś krągła, a nie gruba.
- Nie. Serio. A może coś z tych płaszczowych wynalazków? Z kapturem! Mogłabym
mieć przy sobie gumowy nóż i być złą czarownicą zarzynającą ludzkie ofiary!
- Ruby! Weź na wstrzymanie. – Mandy stukała niecierpliwie stopą gdy Ruby
usiłowała ją przechytrzyć. – Załóż to. Gwarantuję, że będziesz wyglądać nieziemsko.
- Jestem niska i gruba, Mandy. Niska i gruba. Nie ma mowy bym nie wyglądała w tym
kostiumie jak jakaś idiotka.
Ruby jeszcze raz spróbowała przekonać do złej czarownicy w szacie, tylko po to by
Mandy z diabelskim uśmieszkiem uniosła do góry kostium. Czerwona skórzana mini
spodniczka, czerwony satynowy gorset i czerwone rogi pasowałyby do pięknej, blond Mandy.
Niska, nieźle obdarzona przez naturę Ruby wyglądałaby w tym jak kretynka.
- No dalej, Ruby. – Mandy kołysała kostiumem, szczerząc się niegodziwie. –
Wyzywam cię.
O nie. – Nie, Mandy. – Ruby odwróciła się tyłem do niej, modląc się by zdążyła uciec
zanim jej starsza przyjaciółka powie…
- Bez sprzeciwu! 1
Ah jasna cholera.
Nie można było teraz się wycofać. Mandy tymi dwoma małymi słówkami nie raz
wpakowała ją w niezłe kłopoty. Dzięki temu Mandy zmusiła Ruby by ta umówiła się z
Bobbym w jedenastej klasie. Zmusiła Ruby do pójścia nawet gdy Bobby przechwalał się całej
szkole, że „zaliczył, ale ona słabo się pieprzy”. Wyzwanie doprowadziło do narysowania fiuta
na szkolnym plakacie za co Ruby otrzymała dwa tygodnie zawieszenia i samotną wycieczkę
na bal.
1
Aj te ich slangi. Chodzi o „Double-dog dare you” – nie możesz się wycofać z wyzwania, nawet jeśli nie masz
ochoty tego robić . Nie mam pojęcia czy u nas coś takiego występuje ale jak ktoś tego doświadczył to chętnie
się przekonam jak to się nazywa i naniosę poprawki ;)
Dana Marie Bell – The Gray Court 01 – Dare To Believe
4
Na uczelni przez cały dzień szła tyłem tylko po to by udowodnić, że da radę. Dzięki
temu wygrała obiad w swojej ulubionej restauracji, chociaż ten jeden raz się opłacało.
Dziecinne? Taa. Ale nie mogła się powstrzymać gdy wyzwanie zostało rzucone,
zwłaszcza w sposób w jaki robiła to Mandy. Już widzę siebie w przebraniu tchórza. Rubby
westchnęła i odwróciła się. Mandy dołączyła czarne, skórzane, sięgające do ud kozaki i
czarny skórzany pas. Czerwony aksamitny kołnierz z wiszącym szklanym klejnotem
uzupełnił wygląd. Uśmiechnęła się szeroko i machnęła nim przed twarzą Ruby.
- O świetnie. Będę demoniczną dziwką. – Ruby uniosła cynicznie jedną brew i oparła
dłonie na biodrach. – Ty pewnie pójdziesz jako aniołek?
Mandy otworzyła szeroko oczy. – Oh, podoba mi się ten pomysł. Poczekaj tu. – I
Mandy zniknęła, rzucając na podłogę kostium Seksownego, Małego Diabełka. Ruby
podniosła gorset, przyłożyła do swojego pokaźnego biustu i westchnęła. To będzie długie
przyjęcie. Oglądając Leo z jakąś blondynką będzie tylko początkiem naprawdę
beznadziejnego wieczoru.
Musi przestać zastanawiać się co Leo pomyśli o kostiumie. Nie było sensu. Na Leo
Dunne, prezesa Fantasy Events, kobiety dosłownie się rzucały. Facet miał same atuty. Z
czarnymi włosami, olśniewającymi zielonymi oczami i ciałem za które można było umrzeć,
zapakowanym starannie w Armaniego, był uosobieniem wielkości, mroku i piękności.
Dlaczego do jasnej cholery taki facet miałby spojrzeć na jakąś Ruby ze wzrostem pięciu stóp?
Oczywiście nie należała do tych, które upiększa ilość wypitego alkoholu, jednak nie była
wysoką, szczupłą, blond modelką, z którymi Leo bujał się po mieście. Jaka szkoda, że się w
nim poważnie zadurzyła. Musiała dać sobie z tym spokój i ruszyć na przód. Może zgodzi się
na randkę z Markiem z księgowości skoro cały czas ją zaprasza. Może i nie był Leo, ale był
słodki i, co bardziej istotne, osiągalny.
Kątem oka zauważyła jak wysoki, ciemnowłosy mężczyzna wychodzi ze sklepu z
kostiumami i jej serce prawie się zatrzymało. Leo? Niee. Nie możliwe. Tego dnia każdy
wysoki, ciemnowłosy facet wyglądał jak Leo.
Parsknęła zniesmaczona. Mandy zdołała znaleźć dokładnie ten sam kostium tyle, że
biało srebrny z błyszczącą aureolą w komplecie. Podniosła z podłogi resztę kostiumu i
podążyła za Mandy do kasy. Może nie potrzebuję randki. Może bardziej terapii. Dwunasto
stopniowego programu by pozbyć się uzależnienia od Leo Dunne. Z grymasem kupiła
kostium diabełka, ignorując uśmiechającą się z satysfakcji Mandy.
Dana Marie Bell – The Gray Court 01 – Dare To Believe
5
Odebrała torbę od nastolatki w trampkach, uśmiechając się słabo do sprzedawcy w
odpowiedzi na - Udanego Halloween! – Mandy dokonała zakupu i obie ruszyły w stronę
wyjścia. – Jestem głodna. – Mandy spojrzała w prawo i lewo zanim przeszła przez ulicę –
Może pójdziemy na Margaritę i meksykańskie jedzenie? Możemy zwołać kilka dziewczyn i
fajnie spędzić wieczór.
O, taa. To jest teraz moja terapia. – Brzmi świetnie. Idziemy.
Z radosnym podskokiem wsiadła do białego kabrioleta Mandy, ciesząc się z dobrego
jedzenia, jednego bądź dwóch drinków i towarzystwa jej przyjaciółek.
Z odrobiną szczęścia wyrzuci Leo z myśli.
Łupnęła głową o oparcie. I pewnie kaczki wylecą mi z tyłka.
Leo rozglądał się po przyjęciu Halloweenowym i skinął głową. Było wyłącznie dla
pracowników Fantasy Events, a dzięki ciężkiej pracy jaką włożyli w tym roku, każdy
wydawał się dobrze bawić. Prawie wszyscy jego pracownicy wraz z osobami towarzyszącymi
się pojawili. Byli nawet przebrani. W biurze Fantasy Events nie robiło się przyjęcia
Świątecznego. Zwykle nie mieli czasu odkąd każdy oddział Fantasy Events był
skoordynowany z tym dniem wolnym. Także to była ich coroczna balanga i skorzysta z niej
jak najlepiej.
Był to jego ulubiony czas w roku, wypełniony fantazjami każdego. I jako dodatkowy
bonus był to jedyny dzień w roku kiedy mógł pójść do biura bez koszuli i nie zostać
aresztowany za nieprzyzwoite obnażenie bądź pozwany za seksualnie nękanie.
Dzieci nie były zaproszone. To było przyjęcie wyłącznie dla dorosłych i tak
wyglądało. Kilku ludzi zdecydowanie zbyt dużo wypiło więc był zadowolony, że
zarezerwował pokoje w hotelu dla wszystkich tych, którzy nie powinni dzisiaj prowadzić
auta. Muzyka głośno grała sprawiając, że rozmowa była prawie niemożliwa. Pary tańczyły
razem na parkiecie śmiejąc się i rozmawiając. Dookoła parkietu skupiały się małe grupki,
korzystające z bufetu, jaki im zapewnił.
Szło całkiem nieźle, poza jedną małą sprawą. Jeszcze nie przyszła. Ruby Halloway,
kobieta która od kilku miesięcy zawładnęła jego snami. Odwrócił się zastanawiając się gdzie
może być jego osobista kusicielka. Impreza zaczęła się godzinę temu, a Ruby i Mandy nie
było nigdzie w pobliżu. Zastanawiał się czy sprzeciwiła się Mandy. Miał nadzieję, że nie.
Umierał z chęci ujrzenia jej w tym czerwonym gorsecie. Zdusił uśmieszek przypominając
sobie jak przytrzymywała go przy swoim biuście, wyglądając tak niepewnie. Musiał użyć
Dana Marie Bell – The Gray Court 01 – Dare To Believe
6
każdej cząstki swojej silnej woli by powstrzymać się przed podejściem do niej. Pragnął ją
uspokoić ale bał się, że znowu zniknie tak jak zawsze.
Lata zajęło mu odnalezienie jej. Kiedy za pierwszym razem wszedł do firmy, złapał
ten lekki, wymykający się zapach, który go pociągał. Może jeśli nie byłby tak zajęty
uczeniem się prowadzenia biznesu i spotkaniami z klientami włożyłby więcej wysiłku w
podążaniu za tym zapachem i odnalezieniu kobiety, na której skupiał całą swoją uwagę, we
śnie i na jawie. Zamiast tego marnował cały swój czas. Z wysiłkiem utrzymywał celibat przez
te pięć lat. Umawiał się z mnóstwem kobiet. Tyle, że żadna z nich nie była nią. Jedyną,
stworzoną przez wszechświat, kobietą specjalnie dla niego.
Nie było tak dopóki nie stał się prezesem, przejmując posadę po poprzednim
właścicielu z Waszyngtonu, w końcu ujrzał ją w przelocie. Ruby Halloway. Szedł korytarzem
w dziale Księgowości, rozmawiając z jej szefem, kiedy zamarł.
Pochylała się nad szufladą wyciągając dokumenty. Ciasne jeansy opinały najbardziej
ponętny tyłek jaki kiedykolwiek miał przyjemność widzieć. Chciał podejść, złapać za ten
tyłek i zająć dla siebie właścicielkę zanim zdałaby sobie sprawę co ją trafiło.
I wtedy uchwycił jej zapach. Prawie jęknął z dzikiej fali erotycznego gorąca. Dzięki
kuksańcowi jego pracownika zdał sobie sprawę gdzie się znajdował. Natychmiast się spytał
kim była ta kobieta.
Usłyszała swoje imię i zanim mógł się przedstawić zniknęła. Od tamtej pory cały czas
tak robiła. Gdy tylko wiedziała, że był blisko albo się ukrywała albo odchodziła.
Doprowadzało go to do szału. Udało mu się ukryć przed nią swoją obecność raz czy dwa razy
i ujrzał w przelocie ciepło zabawnej kobiety jaką naprawdę była. W końcu zwołał kawalerię
w postaci Mandy, która lubowała się w ustawianiu swojej nieśmiałej najlepszej przyjaciółki.
Już dawno zrobiłby pierwszy ruch gdyby nie Kaitlynn Malmayne i negocjacje z
rodziną Malmayne. Na szczęście zrozumiała, że Leo był niedostępny dla niej. W końcu
wysłał Kaitlynn i jej oddział samolotem z powrotem do L.A. To był czas, najwyższy czas, by
zająć się swoją kobietą.
Dzisiaj da z siebie wszystko by dopilnować, że chociaż ten raz Ruby nie będzie miała
powodu do ucieczki.
Znowu się odwrócił, wzdychając z rozczarowania.
Gdy tylko ją odnajdzie.
Kiedy w końcu ją ujrzał, prawie się zakrztusił. Dwie kobiety stały razem, rozglądając
się dookoła. Najwyraźniej dopiero co przyjechały i oglądały przyjęcie patrząc kto przyszedł.
Dana Marie Bell – The Gray Court 01 – Dare To Believe
7
Mandy miała na sobie białą, skórzaną mini spódniczkę, biały satynowy gorset, srebrny pas i
biały kołnierz ze srebrnym wisiorkiem. Jej białe, skórzane, sięgające do kolan kozaki były na
czterocalowych obcasach czyniąc ją już imponująco wysoką jeszcze bardziej imponującą.
Białe pasma szmatek powiewały z dwóch drutów umocowanych na jej plecach i Leo zgadł, że
przedstawiały skrzydła. Srebrna aureola błyszczała nad złotymi kręciołkami, które otaczały
jej ramiona.
Mała najseksowniejsza diablica jaką Leo kiedykolwiek widział, zerkała zza skrzydeł
anioła.
Miała na sobie dokładnie ten sam kostium co Mandy, ale w czerwieni i czerni.
Połyskująca czerwona satyna trzymała jej gładkie złote piersi. Czerwona skóra sięgała
do jej bioder. Czarne, sięgające ud kozaki obejmowały te wyborne nogi. Malutkie, czerwone
rogi wyłaniały się z jej czerwonawo brązowych włosów. Czarny wisiorek zwisał z
kołnierzyka otaczającego jej szyję. Wyglądała na przestraszoną. Studiował jej twarz, czując
nastrój który zawsze go zachwycał.
Była najpiękniejszą kobietą w tym pomieszczeniu.
Ciemnobrązowe brwi tworzyły łuk nad parą wiśniowych oczu zakończonych
najciemniejszymi, najdłuższymi rzęsami jakie widział. Jej nos na końcu był lekko pochylony.
Gryzła z niepokojem swoje pełne usta, jej wysokie kości policzkowe zarumieniły się
podekscytowania i niepokoju. Krążyła wzrokiem po pomieszczeniu szukając czegoś bądź
kogoś.
Mandy wyciągnęła zza siebie Ruby i zaprowadziła ją przez pomieszczenie w uścisku z
jakiego mógłby być dumny glina. Ruby spojrzała się gniewnie na swoją przyjaciółkę i wiła
się najwyraźniej próbując uwolnić swoje ramię. Te malutkie szarpania robiły z jej ciałem
takie rzeczy, które musiały być nielegalne w kilku stanach.
Nagle zapragnął by jego skórzane spodnie nie były aż tak ciasne. Jego ciało witało
malutką diablicę, naprężając się za skórą. Kiedy wzięła głęboki oddech, ten niesamowity biust
uniósł się i wyłonił z gorsetu zmuszając Leo by przełknął jęk.
Do diabła. Namawiając Mandy na odprężenie Ruby było naprawdę tego warte.
Kobieta, która nawiedzała od kilku miesięcy jego sny wyglądała zjawiskowo. Nawet pod
bezkształtnymi ciuchami jakie nosiła do biura wiedział, że była słodko zaokrąglona w taki
sposób jaki lubił. Ruby miała hojny biust, który błagał o dłonie mężczyzny, o usta, biodra za
które można było trzymać ujeżdżając ją bez opamiętania i tyłek, w który najchętniej zatopiłby
Dana Marie Bell – The Gray Court 01 – Dare To Believe
8
zęby. Zmysłowa, to było to słowo. A jej zapach. Ten waniliowy i brzoskwiniowy zapach,
który ją otaczał gdziekolwiek by nie poszła. To wystarczyło by doprowadzić go do
szaleństwa.
Do diabła, któregoś wieczora wstąpił do piekarni i przez sam zapach wanilii mu
stanął. Gdyby nie negocjacje z Malmaynes’ami, brałby już się za nią dużo wcześniej.
Oprowadzając Kaitlynn po mieście i pokazując jej widoki zanudzał się na śmierć. Cukrowa
słodkość Kaitlynn była jak paznokcie skrobiące tablicę, nie żeby powiedział to blond
princesce. A jej socjopatyczni, samolubni kuzyni byli jeszcze gorsi.
Jeśli miałby jeszcze raz patrzeć na kolejną długonogą, płaską z przodu, na pół
zagłodzoną, pochłoniętą wyłącznie sobą bywalczynię to na serio by zwariował.
Teraz musiał tylko przekonać swoją nieśmiałą, malutką diablicę by dała mu szansę.
Ruszył przez tłum zdecydowany domagać się jej zanim ktokolwiek inny zdąży.
Ruby gromiła spojrzeniem Mandy zastanawiając się, czy sąd by ją skazał gdyby zabiła
swoją najlepszą przyjaciółkę. Mandy zaledwie wyszczerzyła się i znowu ją szturchnęła
powodując, że Ruby straciła równowagę w tych przeklętych czterocalowych obcasach.
- Oh! – Pisnęła przygotowując się do upadku na drewnianą podłogę. Zamiast tego
wylądowała na twardej, nagiej klacie. Na niewiarygodnie gorącej, nagiej klacie.
Na najlepszej męskiej klacie jaką czuła w swoim życiu. Musiała oprzeć się pokusie by
popieścić i pogłaskać twarde jak skała mięśnie napięte pod tą gładką jedwabistą skórą.
- Sorry – wymamrotała czując jak się rumieni. Zaryzykowała by spojrzeć w górę.
I w górę. Właściciel tej klaty był wysoki. Ledwo mu sięgała głową do ramienia będąc
w obcasach.
Przygryzła znowu wargę, przesuwając spojrzeniem w górę ciała aż do twarzy.
O rany.
Zielone oczy Leo Dunne migotały w jej stronę, jego ramiona jak stal obejmowały ją w
talii. – Witaj, Ruby. – Satysfakcja w jego głosie była dziwna. Głęboki, zaborczy huk sprawił,
że przeszły jej ciarki po plecach.
Policzki zrobiły jej się gorące kiedy zorientowała się jak bardzo była przyklejona do
jego ciała. Odsunęła się od tego gładkiego, gorącego ciała. Puścił ją z niechęcią wypisaną na
twarzy, jego dłonie zsunęły się na jej biodra nawet kiedy odepchnęła się by wstać.
Dana Marie Bell – The Gray Court 01 – Dare To Believe
9
- Eee, cześć. – Ruby mentalnie wzdrygnęła się na tą kiepską odpowiedź i patrzyła się
w rozbawione, gorące oczy prezesa.
Gorące?
- Chciałabyś zatańczyć? – Dłonie napięły mu się na jej biodrach przyciągając ją
jeszcze bliżej. Miała dziwne wrażenie, że zadane pytanie nie było właściwie pytaniem.
- Właściwie to musicie, - Usłyszała rozbawiony głos Mandy. – pasujecie do siebie.
Ruby zamrugała i przyjrzała się kostiumowi Leo. Miał na sobie ciasne, czarne,
skórzane spodnie, czarne skórzane buty z mnóstwem błyszczących srebrnych sprzączek i to
by było na tyle. Para czerwono-czarnych rogów wystawała z jego czarnych włosów. W
jednym uchu błyszczał rubinowy ćwiek.
Ruby postrzeliła Mandy wzrokiem. Jakoś nie kupowała niewinnego zachowania jej
najlepszej przyjaciółki. Dorzucając do tego fakt, że Mandy wiedziała o jej zadurzeniu w Leo i
to że była bliską przyjaciółką sekretarki mężczyzny, Ruby zastanowiła się czy Mandy nie
wkopała ją w dopasowanie z przystojnym prezesem. – Wiesz, nie jestem pewna czy potrafię
tańczyć w tych butach, - wymamrotała Ruby. Kombinowała jak szybko mogłaby uciec od
Szatana zanim zrobi z siebie kompletną idiotkę i zaślini go całego. Również zastanawiała się
gdzie jest jego randka. Jeśli będzie miała szczęście to da radę umknąć zanim którakolwiek
blondyna z jaką przyszedł zobaczy ich i wyrwie jej włosy z cebulkami.
- Wyzywam cię bez możliwości sprzeciwu – Zaśmiała się niegodziwie Mandy.
Ah do diabła. Znowu to samo.
Ruby się wyprostowała, z jej oczu strzelało rozdrażnieniem i determinacją. Chwyciła
za jego dłoń i praktycznie zaciągnęła na parkiet. Może i nie była zdolna do tańczenia w tych
szpilach ale jak jasna cholera potrafiła w nich iść.
Był wdzięczny swojemu aniołkowi stróżowi, ale co to wszystko do diabła było?
Odwróciła się w jego ramionach na środku parkietu i klapnęła swoje dłonie na jego
ramiona na tyle mocno, że aż się wzdrygnął. Próbował nakłonić ją by się z nim ruszała ale jej
ciało było nieugięte. Czuł się jakby tańczył z egzotycznym kawałkiem drewna. Cudownym
ale sztywnym.
- Zrelaksuj się Ruby, nie gryzę, - Za dużo, pomyślał.
Zgromiła go wzrokiem. – A twoja towarzyszka tak?
Uśmiechnął się powoli, złakniony. – Przyszedłem sam.
- Oh.
Dana Marie Bell – The Gray Court 01 – Dare To Believe
10
Jeśli to nic innego, to jego odpowiedź sprawiła, że jeszcze bardziej się napięła. Jedyną
dobrą częścią tańca był sposób w jaki jej okryty satyną biust ocierał się o jego klatę. Widział
jak stwardniały jej sutki i jego erekcja stała się jeszcze bardziej bolesna pod ciasnymi,
skórzanymi spodniami. Dzięki temu, że był od Ruby przynajmniej o stopę wyższy, widział
wszystko co pokazywał mu zaciśnięty gorset. Ciężko mu było patrzeć się na jej twarz; do
diabła, święty by zerknął. Próbowała kontrolować swój oddech ale mógł powiedzieć, że była
tak samo pobudzona jak on. A chciała desperacko to ukryć.
Muzyka zmieniła się w coś wolnego i zmysłowego, kusząc go by jeszcze bliżej ją
trzymał. Pochylił się i szepnął jej do ucha , jego głos był umyślnie niski. – Wyluzuj i tańcz ze
mną. Wyzywam cię bez żadnych ale.
Podskoczyła. „Wyluzuj i tańcz ze mną. Wyzywam cię bez żadnych ale.”
Cholera.
Spojrzała się na niego i ujrzała tą seksowną męską satysfakcję, która drażniła kąciki
jego ust. Jego oczy nadal były gorące, dryfując leniwie z jej twarzy do piersi, wyzwanie które
jej właśnie rzucił iskrzyło w jego spojrzeniu. Nie sądził, że podejmie wyzwania i było to
widać. Podekscytowanie rozpościerało się głęboko w dole jej brzucha. Pożądanie, tak rzadko
dopadające ją, ściskało ją teraz w swoich ramionach. Czuła jakby odpowiadanie płonęło
głęboko w centrum jej istnienia, prowokując ją do zaakceptowania tego, co tak wyraźnie
oferował.
Raz, tylko ten raz, zamierzała skorzystać z okazji, do diabła z głosami w jej głowie,
które mówiły, że tylko bawi się kimś takim jak ona.
Pozwoliła pożądaniu, które czuła, by rozpostarło się głęboko w niej. Czuła jak się
naprężało, wygina...