Moją matką jest ryba.
William Faulkner
BRZUCHATY KONIK MORSKI
Odkrycie Księgi ryb – Podrabiane meble i uzdrawiająca siła
wiary – Conga – Pan Hung i Mo...
2 downloads
0 Views
Moją matką jest ryba.
William Faulkner
BRZUCHATY KONIK MORSKI
Odkrycie Księgi ryb – Podrabiane meble i uzdrawiająca siła
wiary – Conga – Pan Hung i Moby Dick – Victor Hugo i Bóg
– Burza śnieżna – O tym, dlaczego historia i historyjki nie
mają z sobą nic wspólnego – Księga znika – Śmierć ciotecznej
babki Maisie – Zostaję uwiedziony – Samiec konika
morskiego rodzi – Upadek
I
Nadal jeszcze towarzyszy mi zachwyt związany z odkryciem
Księgi ryb, tak świetlisty jak ów fosforyzujący marmurkowy
wzór, który przykuł moją uwagę tamtego niezwykłego ranka; lśnił
niby niesamowite zawirowania barwiące umysł i zniewalające
duszę. Wtedy właśnie rozpoczął się proces redukowania mojego
serca, a co gorsza mojego życia, do nędznego, chuderlawego
szkieletu; o czym opowiada historia, którą zaraz przeczytacie.
Co takiego w tym delikatnym promieniowaniu skłaniało mnie
do myślenia, że wciąż na nowo przeżywam to samo życie niczym
hinduski mistyk na zawsze uwięziony w Wielkim Kole? Co miało
się stać moim przeznaczeniem? Co odmieniło mój charakter? Co
uczyniło moją przeszłość i przyszłość niepodzielną jednością?
Czy był to blask promieniujący od niechlujnego rękopisu, z
którego wypływały już koniki morskie, pławikoniki australijskie i
skabery, przez co młody jeszcze, ale ponury dzień nabierał
oślepiającej jasności? Czy była to pożałowania godna próżność,
która kazała mi sądzić, że mieszczą się we mnie wszyscy ludzie,
wszystkie zwierzęta i wszystkie rzeczy? A może to coś znacznie
bardziej prozaicznego – złe towarzystwo i jeszcze gorsze napoje –
doprowadziło mnie do impasu, w którym się aktualnie znalazłem?
Charakter i przeznaczenie to dwa słowa, pisze William
Buelow Gould, określające tę samą rzecz – jeszcze jedna sprawa,
w której, tak jak zawsze, zasadniczo się mylił.
Drogi, słodki, głupi Billy Gould i jego szalone opowieści o
miłości; tak wielka miłość jest dzisiaj czymś niemożliwym, a
wtedy też nie była możliwa, nie mógł więc kontynuować.
Obawiam się jednak, że zbaczam z tematu.
Nasze historie, nasze dusze – do takiego wniosku doszedłem
przez te jego cuchnące ryby – są w trakcie stałego rozkładu i
ponownego wymyślania siebie, a ta książka, jak miałem odkryć,
była historią wielkiej góry kompostowej mojego serca.
Nawet moje rozgorączkowane pióro nie może opisać
zachwytu i intensywności zdumienia, jakby w chwili, gdy
otworzyłem Księgę ryb, reszta mojego świata – świata w ogóle –
pogrążyła się w ciemnościach, a jedyne światło w całym
wszechświecie wydobywało się przed moimi zdumionymi oczami
ze stron tego starego rękopisu.
Nie miałem pracy, bo wtedy na Tasmanii nie było jej zbyt
dużo, a teraz jest jeszcze mniej. Może więc byłem bardziej niż
normalnie podatny na cuda. Może tak jak biedna portugalska
wieśniaczka widzi Madonnę, bo nie chce widzieć niczego innego,
ja też tęskniłem za tym, by nie widzieć własnego świata. Może
gdyby Tasmania była normalnym miejscem, gdzie człowiek ma
odpowiednią pracę, spędza godziny w korkach, żeby spędzić
jeszcze więcej czasu w kieracie normalnych problemów, czekając
na powrót do normalnego zamknięcia, gdzie nikt nigdy nawet nie
śnił o tym, jak to jest być konikiem morskim, nie przydarzyłyby
się nikomu tak nienormalne historie jak przeistoczenie się w rybę.
Piszę „może”, ale szczerze mówiąc, nie jestem pewien.
Może podobne rzeczy dzieją się przez cały czas w Berlinie i
Buenos Aires, a ludzie są po prostu zbyt zażenowani, by się do
tego przyznać. Może Madonna codziennie odwiedza nowojorskie
osiedla, koszmarne wieżowce Berlina i zachodnie przedmieścia
Sydney, a wszyscy udają, że jej tam nie ma, że wkrótce sobie
pójdzie i już nie będzie ich wprawiać w zakłopotanie. Może nowa
Fatima leży gdzieś na rozległych terenach Klubu Robotniczego
Revesby, a aureola otacza obskurny ekran z mrugającym napisem
GORĄCZKA BLACK JACKA.
Czy to możliwe, że wszyscy są odwróceni, wpatrują się w
nędzne monitory i nie ma nikogo, kto byłby świadkiem chwili,
gdy stara kobieta lewituje, wypełniając karty do kasyna? A może
zatraciliśmy zdolność, ten szósty zmysł, który pozwala dostrzegać
cuda, mieć wizje i rozumieć, że jesteśmy czymś innym,
większym, niż nam powiedziano? Może ewolucja biegła w
odwrotnym kierunku dłużej, niż podejrzewałem, i staliśmy się już
smutnymi, tępymi rybami? Jak mówiłem, nie jestem pewien, a
jedyne osoby, którym ufam, czyli pan Hung i Conga, też nie mają
pewności.
Szczerze mówiąc, doszedłem do wniosku, że w tym życiu
niewiele jest rzeczy, których można być pewnym. Cenię prawdę,
wbrew pozorom świadczącym o czymś przeciwnym, ale gdzie
można tę prawdę znaleźć? Wszak William Buelow Gould
wypytywał o swoje ryby, kiedy już dawno były martwe w wyniku
jego niekończących się, bezużytecznych śledztw.
Jeśli chodzi o mnie, to teraz zabrano mi już i księgę, i
wszystko, ale czymże są książki, jeśli nie bajeczkami, na których
nie można polegać?
Był sobie kiedyś człowiek o nazwisku Sid Hammet, który
odkrył, że nie jest tym, za kogo się uważa.
Był taki czas, kiedy miały miejsce cuda, a wyżej wspomniany
Hammet wierzył, że znalazł ...