Harper Fiona Żona z internetu
Grace Marlowe samotnie wychowuje córkę. Kiedy Daisy dorasta i opuszcza dom, Grace odczuwa...
3 downloads
33 Views
873KB Size
Harper Fiona Żona z internetu
Grace Marlowe samotnie wychowuje córkę. Kiedy Daisy dorasta i opuszcza dom, Grace odczuwa pustkę. I wtedy dowiaduje się, że córka w tajemnicy zarejestrowała ją w internetowym serwisie matrymonialnym, a także umówiła na spotkanie ze znanym autorem thrillerów szpiegowskich...
ROZDZIAŁ PIERWSZY Szósta rano dla Grace Marlowe nigdy nie była ulubioną porą dnia. Przez opuszczone żaluzje do kuchni przesączało się blade światło świtu, lekko rozjaśniając mrok. W ciszy słychać było tykanie zegara, niewiele głośniejsze od bicia jej serca. Grace skrzywiła się. W ciemności niewielka kuchnia była niemal monochromatyczna, poza szarością nie było żadnego koloru. Nawet jasnozielone kubki i różowy toster wydawały się teraz szare. Ta wczesna godzina naprawdę jest nie dla ludzi. Po co tu przyszła, zamiast leżeć sobie w wygodnym łóżku i smacznie spać? Podeszła do szafek. Musi czymś zająć myśli, wyrwać się z żalu i przytłaczającego uczucia samotności. Popatrzyła na paczki makaronu i puszki z zupą pomidorową, zamknęła szarkę i otworzyła sąsiednią. Pięć pudełek płatków śniadaniowych prężyło się w rzędzie, zapraszając do spróbowania. Zamknęła drzwiczki. Czajnik elektryczny stał tuż obok; włączyła go odruchowo. Woda zaczęła szumieć. W przejmującej ciszy ten dźwięk był nienaturalnie głośny. Pewnie zrobiło się już sporo kamienia, trzeba się tym zająć. Londyńska twarda woda... Grace zamrugała powiekami. Na mgnienie zapomniała o samotności. To chyba dobrze?
10 Fiona Harper Sięgnęła po swój ulubiony kubek. Zabawnie duży, w kolorze słodkiego różu i z pobłyskującym szkarłatnym napisem „Gorąca Mamuśka". Dostała go od Daisy na Dzień Matki. Daisy przejęła po niej zamiłowanie do kiczu i dobrze wiedziała, że jej „gorącej mamuśce" ten prezent przypadnie do gustu. Wręczając kubek, puściła oko, co rozśmieszyło Grace. Cieszyła się, że córka odziedziczyła jej ironiczne podejście do rzeczywistości. Ale zaraz potem naszła ją smutna refleksja, że skończył się czas kucyków i podrapanych kolan. Daisy dorosła i była gotowa do wyfrunięcia z domu. Co właśnie się stało. Za kilka tygodni znów będzie Dzień Matki. Po raz pierwszy nie spędzi go z Daisy. Do tej pory to zawsze była okazja do zabawy na całego. W zeszłym roku wybrały się na lodowisko i śmiały się do łez, wywracając się co chwila na lód. Potem zamówiły sobie chińszczyznę na wynos. Ogromne porcje były nie do zjedzenia, ileż razy potem je wspominały! W tym roku na Dzień Matki Daisy będzie w Paryżu, w Rumunii albo w Pradze. Nie zobaczy jej przez cały rok. A po powrocie z wędrówki po świecie Daisy rozpocznie studia... Grace przycisnęła kubek do piersi. Minęło dopiero osiemnaście godzin, a ona już umiera z tęsknoty. Czy to nie żałosne? Odstawiła kubek, skrzyżowała ramiona i spróbowała przywołać się do porządku. Musi się wziąć w garść. Wszyscy kumple Daisy zazdrościli jej, że ma taką mamę. Zawsze była na luzie, umiała znaleźć z nimi wspólny język, dobrze się z nimi czuła. Jednak dziś po raz pierwszy od dziewiętnastu lat poczuła się stara i opuszczona, samotna aż do bólu. Jakby w nocy ktoś zakradł się i wyrwał jej kawałek sercarTen ktoś pewnie śpi teraz w młodzieżowym hostelu na Montmartrze.
Żona z internetu 11 Zrobiła herbatę, zapaliła światełko pod okapem, by nie dobijać się siedzeniem po ciemku, i usiadła przy kuchennym stole. Położyła głowę na blacie. Obserwowała smużkę pary unoszącą się nad kubkiem i rozpływającą się w powietrzu. Wreszcie podniosła głowę i sięgnęła po kubek. Och! Cofnęła usta i skrzywiła się. Co jest? Zajrzała do kubka. No tak, nie włożyła torebki z herbatą. Pije letnią wodę z mlekiem. Z westchnieniem podniosła się z krzesła, podeszła do szafki i wyjęła herbatę. Nieduża różowa koperta spadła z półki i sfrunęła na podłogę. Grace podniosła ją i przez długą chwilę wpatrywała się w znajome pismo. Na kopercie było tylko jedno słowo: „Mama". Uśmiechnęła się. Daisy od małego lubiła robić jej takie niespodzianki. Z biegiem lat niewprawne kulfony zmieniły się w staranne równe pismo, lecz radość Grace przy odczytywaniu ich za każdym razem była niezmienna. Rozerwała kopertę i zaczęła czytać. Kochana Mamusiu! Strasznie cię proszę, nie złość się na mnie... Grace spochmurniała. No tak, wiedziałam! W zeszłym tygodniu Daisy pożyczyła sobie jej ulubioną koszulkę z Davi-dem Bowie, a Grace z góry uprzedzała, by „przypadkiem" nie zapakowała jej na wyjazd. To łobuzica! Uśmiechnęła się do siebie i czytała dalej. ...ale na pożegnanie mam dla ciebie mała niespodziankę. Wiem, z ilu rzeczy musiałaś zrezygnować, wychowując mnie samodzielnie. Teraz przyszła pora, byś też miała coś z życia.
12 Fiona Harper Grace przestała czytać. Łzy zapiekły ją pod powiekami, poczuła dławienie w gardle. Upiła łyk ciepłej wody, wzdrygnęła się i opanowała. Ma wspaniałą córkę. Zawsze czuła, że Bóg zesłał jej Daisy, litując się nad jej losem. Jej małżeństwo trwało tak krótko, tak brutalnie zostało przerwane. Rob miał dwadzieścia trzy lata, gdy zginął w Iraku w wyniku wybuchu miny. Za co ich to spotkało? NaWet nie dożył chwili, gdy Daisy zaczęła stawiać pierwsze kroczki, nie słyszał, jak mówi do niego „tata". Zaczerpnęła powietrza, by się nie rozpłakać. Musi się trzymać. Na szczęście miała Daisy. O niej musiała myśleć. To dzięki Daisy przez te ostatnie osiemnaście lat słońce wschodziło i zachodziło, Rozejrzała się po kuchni. Dziś słońce może już dać sobie spokój, pomyślała ponuro. Grace, przestań! Dość już tego rozczulania się nad sobą! Znów popatrzyła na list. Daisy nie musi za nic dziękować. Zawsze była radością i sensem jej życia. Owdowiała w wieku dwudziestu dwóch lat. Ciężko jej było pozbierać się po stracie męża, ale widziała go w pięknych brązowych oczach córki. Coś z niego pozostało. Tylko że ja Ciebie znam, Mamo. Mówisz, że coś zmienisz, znajdziesz sobie hobby albo wreszcie kupisz kawiarnię, by samej zostać szefową, zamiast wykonywać polecenia... Ale ja dobrze wiem, że nawet nie kiwniesz palcem, żeby coś z tego zrealizować. Dlatego postanowiłam troszeńkę Cię popchnąć i nie zamierzam przepraszać za to, co zrobiłam. Musisz podjąć wyzwanie, Mamo. I nie próbuj się wykręcić!
Żona z internetu 13 Barwne epitety, jakimi Grace podsumowała list, natychmiast rozświetliły szarość kuchennego wnętrza. - Co ona zrobiła? Ze zdumieniem wpatrywała się w różową kartkę. - Co ty zrobiłaś? - wykrzyknęła na cały głos, zwracając się w stronę pokoju córki. Daisy wykazała się wielką przebiegłością, wyskakując z tą bombą dopiero wtedy, gdy sama była tysiące kilometrów stąd. Bo gdyby Grace ją teraz dopadła, córka raczej by nie ujrzała kolejnego zachodu słońca. Jeszcze raz wlepiła wzrok w list, rzuciła go na kuchenny stół. Musi być jakiś sposób, by się z tego wykręcić. Noah przeszedł przez gabinet, z roztargnieniem wycierając włosy. Był już po porannym biegu, choć za oknem jeszcze panowała ciemność. I cisza. Co mu odpowiadało. Tę porę dnia lubił najbardziej. To tuż przed świtem jego pomysły powstawały i nabierały kształtu. Włączył komputer. Podczas biegu doprecyzował sobie postać jednego z bohaterów powieści. Podkręci go trochę, mocniej zaakcentuje jego nikczemny charakter. Redaktor będzie zadowolony. Ostatnia książka z serii psychologicznych thrillerów szpiegowskich sprzedała się tak dobrze, że wydawcy nie mogli doczekać się kolejnej. Złożył ręcznik, przewiesił go przez oparcie krzesła i zasiadł za biurkiem, by sprawdzić pocztę. Miał sporo nowych wiadomości, ale zostawił je i wszedł na portal, który odwiedzał pod nieobecność asystentki. Zalogował się i otworzył zaznaczoną w poniedziałek stronę. Grace zapaliła lampę w pokoju córki i zamrugała, ośle-
14 Fiona Harper piona ostrym żółtym światłem. Fiolet zdecydowanie nie jest jej ulubionym kolorem. Od patrzenia na niego wręcz bolała ją głowa. Na biurku leżał stary różowy laptop Daisy. Wzięła go i usiadła na łóżku, podwijając nogę. Włączyła komputer. W środku coś zaszurgotało i zamruczało. Czekając, aż laptop zacznie działać, uważnie obejrzała paznokcie. Naszła ją pokusa, by zmyć ten odblaskowy niebieski lakier, ale ją zwalczyła. Otworzyła wyszukiwarkę i wbiła adres starannie wypisany przez Daisy w postscriptum. Dobranapara.com! Matrymonialny serwis randkowy. Co jej córeczce strzeliło do głowy? Pal diabli sama randka, nawet w ciemno, ale szukanie kandydata do małżeństwa? Już kiedyś to przerobiła. Wyszła za mąż, była żoną, założyła żałobną woalkę... Gdyby chodziło o spotkanie przy kawie czy nawet wyjście na kolację, to jeszcze by się zgodziła. Jakoś by przeżyła. Ale randka z wizją ślubu? Jak to funkcjonuje? Przychodzisz do restauracji i... co? Wyobraźnia podsunęła jej groteskowe obrazy. Suknie ślubne dobrane do obrusów, złote obrączki jako kółka do serwetek, kapłani przebrani za kelnerów czekający na sygnał, że para już się zdecydowała... Poczuła gęsią skórkę na nogach i rękach, zimne ciarki na plecach. Potrząsnęła głową. Daisy odziedziczyła po niej spontaniczny charakter, ale nawet ona nie powinna narażać własnej matki na takie upokorzenie. Skrzywiła się, wpisując nazwę użytkownika wymyśloną dla niej przez Daisy. Naprawdę przegięła. Angielskababka? Nie pomyślała, że taka nazwa może być wabikiem dla niekoniecznie ciekawych facetów? Lekko spoconych i ukradkiem
Żona z internetu 15 zaglądających w dekolt, gdy myślą, że kobieta tego nie widzi. Musiała się przemóc, by nie zamknąć laptopa. Zalogowała się i od razu przeszła do serwisu dla klientów, przelotnie przesuwając spojrzeniem po stylizowanych serduszkach, konfetti i rysunkach całujących się par. Musi być jakiś numer, gdzie można zadzwonić i zrobić karczemną awanturę, oskarżyć o kradzież tożsamości i wrabianie w niechciane randki. Nacisnęła na guzik z napisem „Kontakt". „Zespół naszych konsultantów służy pomocą od dziewiątej do osiemnastej, od poniedziałku do piątku", przeczytała. A kto jej pomoże o szóstej dwadzieścia pięć w sobotę rano? Większość ludzi umawia się na randki w weekendy! Też mi pomoc! Ze złością popatrzyła na roześmianą buźkę, która pewnie miała uspokajać zirytowanych klientów. Najchętniej cisnęłaby tym laptopem o ścianę. Naraz spostrzegła inny przycisk: „Napisz do nas". Rozjaśniła się, najechała na niego myszką. Trudno, nie pokrzyczy, ale przynamniej użyje dużych liter. Otworzyło się nowe okienko. „Dziękujemy za pomoc w ulepszaniu naszego serwisu. Nasi pracownicy odpowiedzą na przesłaną wiadomość w ciągu dwudziestu czterech godzin..." Ale jej randka jest za niecałe czternaście! Nie, chyba zaraz ciśnie tym laptopem! Jest zbyt wcześnie, by wczytywać się w jakieś uwagi wypisane maczkiem. Potrzebuje pomocy. I to już. Najechała myszką na spis czatroomów, znalazła czat „Dla nowych" i wystukała: „Pomocy!". Nie ma co owijać w bawełnę. Przez chwilę na ekranie mrugał tylko jej samotny wpis. No tak, jest sobota, wpół do siódmej rano. Kto o tej porze surfuje po takich stronach? Chyba tylko desperaci - tacy jak ona. I nagle zdarzył się cud.
16 Fiona Harper Sanfrandani: W czym rzecz? Grace rozejrzała się po pokoju. Czy ta osoba zwraca się -a raczej pisze - do niej? Położyła palce na klawiaturze. Angielskababka: Jestem nowicjuszką. Kangurzyca: Witaj. Nie przejmuj się, w tym czatroomie wszyscy jesteśmy nowi. W czym Ci pomóc? Angielskababka: Czyli jesteśmy we trójkę! Też wstaliście skoro świt, bo denerwujecie się wyznaczoną randką? Sanfrandani: Ha, ha! Dla mnie topora, żeby iść spać. „Sanfran" to od San Francisco. Kangurzyca: A ja zaraz wychodzę z pracy w Sydney. Angielskababka: Australia?! Kangurzyca: Jak najbardziej! Rejestrując się, nie wiedziałaś, że to serwis o zasięgu globalnym? Angielskababka: Jeszcze piętnaście minut temu w ogóle nie wiedziałam, że coś takiego istnieje! W tym właśnie problem. Ktoś w dobrej wierze podszył się i mnie tu wpisał! Sanfrandani: Jakie masz pierwsze wrażenie na temat tej strony? Angielskababka: Hm, odezwały się dwie dobre dusze gotowe pomóc siostrze w potrzebie, czyli nie jest źle. Podrapała się po brodzie. Początek zrobiony, ale nim posunie się dalej, lepiej ustalić fakty. Angielskababka: Sanfrandani, jesteś kobietą, prawda? Sanfrandani: Tak! Gdybyś mnie zobaczyła, nie musiałabyś pytać.
Żona z internetu 17 Nabrała powietrza. Nie ma na co czekać. Angielskababka: Przed chwilą się dowiedziałam, że wieczorem nam spotkać się z kimś z tego serwisu! Kangurzyca: No to super! Angielskababka: Ale ja nie chcę żadnej randki! Jak mogę się wykręcić? Sanfrandani: Masz jego adres e-mailowy? Angielskababka: Nie. Kangurzyca: A nazwę użytkownika? Mogłabyś skontaktować się z nim, wchodząc na jego profil. Angielskababka: Tego też nie mam! Sanfrandani: Spokojnie. W takim razie co wiesz? Nie musiała sięgać do listu. Gdy tylko zamknęła oczy, miała go przed sobą. Angielskababka: Mam podane: Barrucis, Yinehurts High Street. Ósma wieczorem. Kangurzyca: Czy to dobre miejsce? Angielskababka: Hm, chyba tak. Trochę nie w moim stylu. Jeśli już robię sobie przyjemność, to biorę chińszczyznę na wynos. Kangurzyca: Ha, ha! Sanfrandani: Dlaczego nie chcesz spotkać się z tym mężczyzną? Ten serwis jest znany z tego, że dobrze dobierają ludzi. Ten ktoś może okazać się dokładnie w Twoim typie. Angiekkababka: Tobie się tak udało? Kangurzyca: Nie było najgorzej. Na papierze wszystko wydaje się idealne, ale... sama wiesz. Sanfrandani: Dlaczego miałabyś nie spróbować?
18 Fiona Harper Grace opuściła ramiona. Miała tysiące powodów, by zostać w domu i wieczorem obejrzeć w telewizji jakiś beznadziejny program, zajadając się chińszczyzną. Już na samą myśl o jedzeniu poczuła dziką chęć na wieprzowinę chow mein. Zaraz mogłaby się do niej dobrać! Nie, nie ma mowy, by poszła na tę randkę. Choćby wszystko zapowiadało się jak najlepiej, a ten tajemniczy mężczyzna był ideałem. Od jej pierwszej randki minęły wieki. Po śmierci Roba nawet nie dopuszczała do siebie myśli, że jeszcze mogłaby kogoś pokochać. Nie mówiąc o tym, że miała Daisy, a samodzielne wychowywanie dziecka nie pozostawiało jej chwili czasu dla siebie. Później, kiedy zaczęła przemyśliwać o ewentualnym poznaniu kogoś, szybko się okazało, że bagaż jej doświadczeń jest zbyt obciążający dla mf żczyzn w jej wieku. Odetchnęła z ulgą, gdy wreszcie uznała, że więcej nie będzie próbować. Żaden z tych facetów nie umywał się do Roba. Miłość, jaka ich połączyła, zdarza się najwyżej raz w życiu. Komputer zaczął brzęczeć. Kangurzyca: Jesteś tam jeszcze? Angielskababka: Tak, jestem. Sanfrandani: Dlaczego nie chcesz spróbować? Idź, a jutro zdasz nam dokładną relację! Angielskababka: W ogóle nie mam ochoty, żeby się z kimś spotykać. Jestem wdową. Przez kilka sekund na ekranie nic się nie działo. Typowa reakcja. Ludzie zwykle mają z tym problem, nie wiedzą, jak się zachować, gdy to usłyszą. Wyprostowała się i oparła o poduszkę, czekając na ciąg dalszy. Zaczną się wycofywać. Znaj-
Żona z internetu 19 dą jakieś uprzejme wymówki i kogoś, z kim rozmowa będzie bardziej rozrywkowa. Kangurzyca: Strasznie Ci współczuję. Ściskam Cię. Sanfrandani: Ja też. Nawet jeśli nie pójdziesz na tę randkę, to odezwij się jutro i pogadajmy, dobrze? To musi potrwać, niestety. Poczuła się fatalnie. Te babeczki naprawdę są w porządku, a jej słowa zabrzmiały, jakby właśnie dopiero co została wdową. Czy naprawdę minęło tyle czasu? Popatrzyła na fioletowy pokój Daisy. Kiedy ostatni raz była na randce, na tym łóżku siedziały pluszowe misie, a na ścianach wisiały plakaty z kucykami. Teraz łóżko zdobiły kosmate poduszki, a na srebrzystej tapecie pyszniły się stylizowane fioletowe kwiaty. Angielskababka: Prawdę mówiąc, mój mąż zmarł już jakiś czas temu, ale to niczego nie zmienia. Nie chcę iść na żadną randkę, tylko szkoda mi tego biedaka, który będzie na mnie czekać. To zbyt okrutne. Och, chyba zabiję moją córkę, że mnie tak wrobiła! Niech no tylko wróci z tej wędrówki z plecakiem po Europie! Kangurzyca: To Twoja córka tak cię załatwiła?! Sanfrandani: No nie! Ma dobry gust w sprawie mężczyzn? Angielskababka: Dobry, ale dla dziewiętnastolatki. Mam obawy, kogo wybrała dla swojej matki! Kangurzyca: Uważam, że powinnaś pójść. Facet może okazać się fantastyczny! Sanfrandani: Czemu się tak bronisz? Co złego może się stać? Kolacja w dobrej restauracji, niezobowiązująca pogawędka. Zajmie Ci to godzinę czy dwie. Jeśli Ci się nie spodoba,
20 Fiona Harper nie spotkasz się z nim więcej. Następnym razem może sama sobie kogoś dobierzesz. Pomyśl o tym. Grace przesunęła laptopa z kolan na łóżko. Prawa stopa jej zdrętwiała, toteż musiała rozprostować nogę, by przywrócić krążenie. Podeszła do toaletki Daisy i koniuszkami palców musnęła jedno ze zdjęć zatkniętych za ramę lustra. Daisy śmiała się do obiektywu. Długie ciemne włosy potargał wiatr, oczy błyszczały figlarnie i wesoło. Grace przesunęła wzrok na swoje odbicie. Nieraz słyszała, że z Daisy wyglądają jak siostry. Być może, choć ona zawsze widziała w Daisy Roba. Teraz, kiedy tak wpatrywała się w lustro, nieoczekiwanie uderzyło ją zaskakujące podobieństwo. Gdyby nie kolor oczu, mogłaby pomyśleć, że na tym zdjęciu widzi siebie sprzed lat. Dzisiaj wyglądała inaczej: w kącikach oczu drobne zmarszczki, szczupła niegdyś figura odrobinę się zaokrągliła, jednak nadal bliżej jej było do trzydziestolatki niż czterdziestolatki. A sama czuła się na dwadzieścia jeden. Nic dziwnego, skoro były z Daisy kumpelkami. Co czeka ją teraz, kiedy Daisy wyfrunęła z domu i będzie tu jedynie gościem? Czy w ciągu jednej nocy osiwieje? Zresztą nie chodzi tylko o włosy. Skóra może przybrać ziemisty odcień, oczy staną się szkliste. Czy któregoś dnia obudzi się rano z niezbitym przekonaniem, że chce nosić luźne, zrobione na drutach swetry? Opanuj się, Grace! Wyluzuj. Obejrzała siebie od tyłu, wzburzyła palcami włosy. Uśmiechnęła się. Nawet w piżamie prezentuje się całkiem nieźle. Jest za młoda, by maskować figurę workowatymi swe-
Żona z internetu 21 trami. Zakołysała biodrami i roześmiała się do swego odbicia. Nie jest jeszcze tak źle. Nadal ją nosi. Wyjęła fotografię Daisy i przyjrzała się jej z bliska. Wygięła w uśmiechu kącik ust. Daisy poszła w nią, to jasne. W jej wieku też miała szalone pomysły. Czemu więc tak się przejmuje jedną głupią randką? „Jeśli facet ci się nie spodoba, nie spotkasz się z nim więcej". Czas znaleźć w życiu odrobinę radości. Skoczyła na łóżko, przysunęła laptopa i zaczęła pośpiesznie stukać w klawiaturę. Nim się rozmyśli. Angielskababka: Dobrze, dziewczyny. Zrobię to. Naszkicował sobie postać ukraińskiego łotra, zapisał kilka pomysłów do fabuły i znowu zajrzał do poczty. Nie miał za dużo czasu, bo za dwadzieścia minut zjawi się jego asystentka. Wprawdzie dziś sobota, ale trzeba przygotować się do nowojorskiej konferencji. Ustalić szczegóły wyjazdu, przejrzeć notatki na seminarium. Zjadą się autorzy powieści sensacyjnych i kryminalnych, a on ma przemówić na uroczystym lunchu. , Wciąż nie mógł uwierzyć, że jego życie tak teraz wygląda. Miał wrażenie, że odbywa nieustającą podróż i wygłasza przemowy. Wszyscy chcieli poznać tajemnicę jego sukcesu, tak jakby było. to coś więcej niż odrobina talentu i ciężka harówa. Jego książki stawały się bestsellerami. Owszem, życie wziętego pisarza ma wiele plusów, ale również wiele minusów. Mnóstwo czasu musiał marnotrawić na reklamę i akcje promocyjne; zdarzało się, że był tak zajęty, że mógł napisać najwyżej kilka zdań. Na szczęście wojsko nauczyło
22 Fiona Harper go dyscypliny i zachowania zimnej krwi w stresowych sytuacjach. Był jeszcze inny problem. Kobiety. Jego kumpel Harry uważał go za zdrowo stukniętego, a jego utyskiwań nie traktował poważnie. Zapewniał, że sam z wielką chęcią przyjąłby choć jedną setną zainteresowania, jakim kobiety obdarzały Noaha. Owszem, kiedyś te hołdy sprawiały mu niekłamaną przyjemność. Piękne kobiety ustawiały się w kolejce, gdy jego książki trafiały na pierwsze miejsca w rankingach. Fanki z zachwytem spijały jego słowa, wynosiły go pod niebiosa, utożsamiały z postaciami z jego książek. Jednak po pięciu latach miał tego serdecznie dość. Zaczynał się czuć jak filmowy bohater, który co rano budzi się i odkrywa, że znowu powtarza się dzień wczorajszy. W jego przypadku powtarzało się wczorajsze przyjęcie koktajlowe. Zmieniały się uczesania i kolory skąpych sukienek, ale nic ponadto. Przestał się nawet zdumiewać, jak wiele z tych wiotkich kobiet deklaruje bezgraniczną miłość do sztuk walki i jest bez reszty zafascynowana zimną wojną. Zdobył już takie doświadczenie w tej mierze, że spokojnie mógłby stworzyć przekonujący portret sprytnej ślicznotki, która nie cofnie się przed niczym, by upolować bogatego i odnoszącego sukcesy męża, a potem pławić się w blasku jego sławy. Wspólne zainteresowania są ważne, ale muszą być prawdziwe. Wyklepanie na pamięć faktów czy dat to za mało. Dlatego nowy pomysł tak go wciągnął. O serwisie przeczytał w niedzielnym magazynie i bardzo się zaciekawił. Zwłaszcza tym, że jego użytkownik nie musi zdradzać prawdziwej tożsamości. Kliknął na ikonkę Dobranapara.com.
Żona z internetu 23 Gdyby Martine, jego asystentka, dowiedziała się, że był na takiej stronie, na pewno by zemdlała. Choć czy to dziwne, że chciałby znaleźć żonę? Jest w odpowiednim wieku, finansowo niezależny i bardzo dobrze ustawiony, ma duży dom. Brakuje mu tylko żony. Poza rym ma już dość bycia singlem na imprezach u znajomych, chowania się przed ścigającymi go miłośniczkami literatury. Z żoną u boku byłby przed tym zabezpieczony. Nie żądał nie wiadomo czego. W wieku czterdziestu jeden lat nie wierzył w miłość od pierwszego spojrzenia, nie łudził się, że spotka swą drugą połówkę. Daleki był od romantycznych uniesień. Chciałby znaleźć partnerkę. Doskwierała mu samotność. Czasem całymi dniami nie miał do kogo otworzyć ust, podróże zazwyczaj odbywał sam. Chciałby mieć kogoś przy sobie na dłużej niż asystentkę. Kogoś, z kim siądzie do posiłku, wieczorem wypije kieliszek wina. Komu opowie o nowych pomysłach czy użali się na goniący go termin. Jeśli do tego dojdzie odrobina chemii, to tym lepiej. Był już na trzech randkach z Dobranapara.com i każda okazała się klapą. Wprawdzie wszystkie te kobiety były na swój sposób miłe, jednak zupełnie do niego nie pasowały. Był już gotów obniżyć swoje oczekiwania, poprzestać na niezobowiązującej znajomości ograniczającej się do okazjonalnych spotkań i wspólnych wyjść na służbowe imprezy. Nawet głupi komputer - albo tresowany chomik czy co tam używali do dobierania ludzi - powinien uporać się z tym prostym zadaniem. Gdy sprawdzał profile zaproponowanych mu pań, wszystko wyglądało obiecująco, jednak w osobistym kontakcie... cóż, jakoś nie wychodziło.
24 Fiona Harper Miał nadzieję, że dzisiaj ten trend się odwróci. Popatrzył na niewielkie zdjęcie zamieszczone na profilu. Lokalna bizneswoman. Czterdzieści lat. Zdjęcie przykuwające uwagę. Lśniące ciemne włosy. Zachwycające niebieskie oczy i ledwie dostrzegalny uśmieszek świadczący o inteligencji i humorze. Może nie do końca w jego typie, jednak zastanawiająco często powracał do tego zdjęcia. A już dawno pojął, że czasami warto zignorować fakty i zdać się na przeczucia. - Jestem! - od progu dobiegł głos Martine. Noah pośpiesznie zamknął stronę. Dokładnie w chwili, gdy asystentka weszła do gabinetu. - Co tam miałeś? - zapytała, patrząc na monitor. Zatrudnił ją, bo była wyjątkowo bystrą i spostrzegawczą osobą, ale czasami żałował, że nie ma pilota, którym mógłby wyłączyć te jej zdolności. - Nic, do czego mogłabyś wściubiać nos - odparł z uśmiechem i wręczył jej teczkę z dokumentami podróżnymi.
ROZDZIAŁ DRUGI Dziewczyna podniosła wzrok. To ta sama co w zeszłym tygodniu, przemknęło mu przez myśl. Zapamiętał włosy upięte w ścisły koczek, bo już wtedy zastanawiał się, czy takie uczesanie nie sprawia dyskomfortu. Chyba znów była w kiepskim nastroju, bo nie odezwała się, jedynie uniosła brwi. Bardzo dobrze. Wolał występować incognito. - Mam rezerwację na nazwisko Smith - powiedział. - Na godzinę ósmą. Stolik na dwie osoby. Dziewczyna popatrzyła na spis rezerwacji. - Proszę tędy. Ruszyła szybkim krokiem na salę. - Czy osoba, z którą mam się spotkać... już jest? Dziewczyna nie pofatygowała się, by odpowiedzieć, tylko pokręciła głową. Koczek zafalował. Już dawno by sobie odpuścił tę restaurację, ale w tej części Londynu tu mieli najlepsze wina. Poza tym doskonałą lokalizację. Vinehurst znajdowało się przy południowych peryferiach Londynu i nie zatraciło sielskiego charakteru małego miasteczka. Główna ulica była wąska i brukowana, normański kościół przypominał dawne czasy, a na staroświeckim boisku do krykieta nadal co niedzielę zbierali się zawodnicy. Rozrastający się Londyn dziwnym trafem nie wchłonął tej enkla-
26 Fiona Harper wy; nie było tu szarego betonu i wieżowców. Idealne miejsce na pierwszą randkę. Punktualnie o ósmej do restauracji weszła kobieta. To ona. Ciemne falujące włosy miała zebrane z tyłu. Była w spokojnym czarnym płaszczu z podkreśloną talią. Z tej odległości trudno było ocenić, czy jej oczy mają kolor jak na zdjęciu, lecz mimo to natychmiast przykuły jego uwagę. Uważne i czujne. Szybkim spojrzeniem przesunęła po sali, na mgnienie zatrzymując je na twarzach gości. Noah odłożył kartę, wyprostował się. Serce zabiło mu szybciej, ale zachował kamienną twarz. Czyżby chomiki z serwisu randkowego wreszcie utrafiły? Kobieta pochyliła się do kelnerki i coś jej szepnęła. Dziewczyna skinęła głową i czekała, aż przybyła zdejmie płaszcz. Mężczyźni przy stolikach na sekundę wstrzymali oddech i znów wrócili do przerwanych rozmów, jednak ukradkiem zerkali w stronę wejścia. Nawet ci stanowczo dla niej za młodzi. Dobry płaszcz, a pod nim wspaniała niebieskozielona sukienka o lekko metalicznym połysku. Pod szyją minimalnie wycięta, doskonale się układająca. Krótka i odsłaniająca nogi. Och, co za nogi... Na zdjęciu widział tylko twarz, więc te nogi były prawdziwym zaskoczeniem. Długie i zgrabne, może aż nazbyt zgrabne. Czyżby to jedna z tych napastujących go ślicznotek zjawiła się tu incognito? Lekko rozluźnił krawat i zmusił się do uśmiechu. Widział spojrzenia mężczyzn, gdy nieznajoma szła za kelnerką, mijając kolejne stoliki. Ten uśmiech ciążył mu, więc przestał się zmuszać. Nigdy nie gadał bez sensu, uznawał jedynie normalne rozmowy. Podobnie nie witał się wylewnie i nawet te piękne nogi tego nie zmienią.
Żona z internetu 27 Kelnerka odsunęła krzesło. Noah wstał i wyciągnął rękę. - Noah... Smith. - Nie zamierzał zdradzać swej prawdziwej tożsamości. Musi się najpierw upewnić co do intencji tej pani. Może bardziej interesuje ją jego konto bankowe niż on sam. - Witam. - Uścisnęła mu dłoń i szybko cofnęła rękę. -Masz ładne zęby. Już miał coś powiedzieć, ale ugryzł się w język. Gestem zachęcił, by usiadła. Sam zrobił to samo. - Ładne zęby? - spytał z uśmiechem. - Chcesz się upewnić, czy towar jest dobrej jakości? Mam pokazać kopytka? Zaczerwieniła się, na jej twarzy pojawił się ten psotny uśmieszek, jaki znał ze zdjęcia. - Grace Marlowe, randkowa panienka... - Przesunęła dłonią po ustach, jakby chciała zmieść z nich ten zuchwały uśmiech, jednak to się jej nie udało. - Tak mi się wyrwało. To dlatego, że... cóż, dla mnie to jest pierwszy raz. -Zamknęła oczy i zagryzła usta. Mówiła, nie podnosząc powiek. - Tylko pogarszam sprawę, co? Pogrążam się coraz bardziej. Noah nie odrywał od niej oczu. Żadna poprzednia randka tak się nie zaczynała. Gdzie cicha rozmowa, uprzejmie zadawane pytania o pracę, upodobania muzyczne? - Mnie tylko to ratuje, że mam już spore doświadczenie w tych randkach w ciemno. Grace otworzyła jedno oko. - Bardzo pan jest miły, panie Smith. I rycerski w stosunku do załamanej kobiety. - Otworzyła drugie oko, przekrzywiła głowę. - Jak to się stało, że taki miły facet zaliczył tyle randek? Co z tobą jest nie tak? Teraz to on się roześmiał, choć powinien poczuć się ura-
28 Fiona Harper żony. Ta jej bezpośredniość jest niebywała. Żadna z poprzednich kobiet nie była do niej podobna. Ale też żadna nie była tak interesująca. - To moja czwarta randka. - W ciągu jakiego czasu? Wzruszył ramionami. - Od miesiąca? - Gzyli przewinęło się kilka pań. Powiedz mi, czemu nie powinnam do nich dołączyć? Zwykle był opanowany i nie okazywał emocji, jednak nie mógł się nie roześmiać. - Bo mam ładne zęby? - Właśnie. - Jej niebieskie oczy skrzyły się. - Przepraszam za ten wyskok na temat zębów. Byłam trochę spięta, a kiedy się denerwuję, gadam, co mi ślina na język przyniesie. To silniejsze ode mnie. I pewnie nieraz przychodzi jej tego żałować, pomyślał, choć to wyznanie bardzo go ujęło. Rzadko ludzie byli z nim szczerzy. Im większe odnosił sukcesy, tym bardziej wyważo^ ne były wypowiedzi jego rozmówców. Taka spontaniczna reakcja jest naprawdę cenna. - Możemy zamawiać? - Oczywiście - powiedziała z westchnieniem. Noah otworzył wielką nieporęczną kartę dań i przesunął spojrzeniem po potrawach, choć z góry wiedział, że zdecyduje się na carpaccio wołowe i przegrzebki. - Moje wady możemy omówić przy przekąskach - oznajmił ze śmiertelną powagą. Grace roześmiała się pogodnie. Noah odpowiedział uśmiechem. Ciekawe, co zamówi. To dużo mu o niej powie. Też wybrała wołowinę. Kolejny dobry znak.
Żona z internetu 29 Nie. Przecież nie wierzy w żadne znaki. To jedynie dowód, że jakoś do siebie przystają. Wybór win pozostawiła Noahowi. Po chwili podano im przystawki. - Opowiedz mi coś o sobie, Grace. Popatrzyła na niego znad sałaty. Nie uniosła głowy, lecz spojrzała spod rzęs. Włożyła do ust kawałek awokado. Nie powie mu, czym się zajmuje? Kobieta, z którą tu był tydzień temu, okazała się psychologiem psów. - Najpierw ty - mruknęła. - Co robisz? Otworzył usta i je zamknął. Już dostał nauczkę. Jeśli powie, że pisze thrillery, to nawet fałszywe nazwisko na nic się nie zda, bo imię go zdradzi. Mało kto takie nosi. A nie chciał, by Grace zaczęła szczebiotać i wdzięczyć się jak inne. - Chyba gdzieś pracujesz? - Oczywiście. Jestem pisarzem. Odetchnął z ulgą, bo na Grace ta informacja nie zrobiła wrażenia. - Co piszesz? - Generalnie o sprawach związanych z wojskiem. Dosyć to nudne. - Kolejne niedopowiedzenie. Grace wytarła usta serwetką. - Bajerujesz mnie? Do diabła. To dlatego nie został aktorem, tylko pisarzem. Jest kiepski w udawaniu. Dobrze, że przynajmniej bohaterowie jego książek są .przekonujący. - Nie - odparł z twarzą pokerzysty. Grace przez długą chwilę mierzyła go badawczym spojrzeniem. Domyśliła się? Nawet jeśli, to wcale nie zaczęła się mizdrzyć, co dla niego było przyjemną nowością. Coraz bardziej mu się podobała.
30 Fiona Harper - Opowiedz mi o wcześniejszych randkach - zagaiła, nie odrywając od niego oczu. - Co poszło nie tak? - Nic. - Nabrał powietrza i spoważniał. - Ale szukanie żony to poważna sprawa. Nie pójdę do ołtarza z byle kim. Grace odłożyła sztućce i wbiła wzrok w sałatkę. - Naprawdę szukasz żony przez internet? Dlaczego to zawsze wywołuje takie niedowierzanie? Cel serwisu jest określony, z góry wiadomo, o co chodzi. - A ty nie szukasz męża? Grace pokręciła głową. - W takim razie czego? Miłości? Bratniej duszy? Opuściła brodę i ironicznie na niego popatrzyła. Spod rzęs. Super. Ona też nie wierzy w takie rzeczy. - Cieszę się, że nadajemy na tych samych falach - zauważył i upił łyk wina. Grace zacisnęła usta. - Nie chodzi o to, że nie wierzę w takie rzeczy. Po prostu nie wydaje mi się, żeby można je znaleźć przez serwis randkowy. Co nie znaczy, że ich szukam. Uważam, że te wszystkie opowieści o wielkiej miłości są dobre dla nastolatków. Jakie jest twoje zdanie? Uniósł brwi. Chciał dać jakąś wymijającą odpowiedź, bo sam miał słabe pojęcie o miłości. Owszem, kiedyś już mu się wydawało, że ją znalazł, lecz okazało się to pomyłką. Miłość istnieje w piosenkach i w filmach, ale to tylko iluzja. Jego rodzice przeżyli razem prawie pięćdziesiąt lat, bez serduszek, kwiatków i podobnych bzdur. Skoro im to wyszło, to jemu też powinno się udać. Wieczór mijał szybko. Zbyt szybko. Gdy doszli do deseru, wiedział już wystarczająco dużo. Grace nie jest jędzą żądną sławy i pieniędzy. W przyszłym
Żona z internetu 31 tygodniu wybierał się na koncert w lokalnym centrum kulturalnym, może Grace zechce z nim pójść. - Grace? Popatrzyła na niego, wsuwając do ust łyżeczkę z musem czekoladowym. Powoli wyjęła ją, zlizując resztki brązowego musu. Ślinka napłynęła mu do ust. - Chcesz skosztować? - Na jej ustach ciemniała smużka czekolady. Zamierzał pokręcić głową, ale nawet nie drgnął. - Uhm - usłyszał swój głos. - Jest pyszny - zachęcała. -Uhm. Pięknie. Dostaje nagrody za umiejętne posługiwanie się językiem ojczystym, a teraz nie jest w stanie zdobyć się na nic więcej niż pomruki w stylu jaskiniowca. Przypatrywał się, jak Grace starannie nabiera na długą łyżeczkę sporą porcyjkę musu. Podając mu ją, bezwiednie oblizała usta. Wezbrało w nim pragnienie. Kiedy się odezwał, jego głos był dziwnie zmieniony. - Grace...? -Tak. - Hm... - Miał pustkę w głowie. Słowa krążyły, lecz nie był w stanie połączyć ich w sensowne zdania. Wpadał w desperację. - Koncerty! - wypalił. - Lubisz muzykę na żywo? Grace rozjaśniła się w uśmiechu. - Uwielbiam! Jego serce nieco zwolniło. Dopiero teraz uświadomił sobie, że przez ostatnie minuty biło mu jak szalone. Przełknął ślinę. Niepotrzebnie, bo smak czekoladowego musu znowu przyśpieszył mu tętno. - Ledwie kilka dni temu byłam na koncercie - rzekła Grace. Wróciła do swojego deseru.
32 Fiona Harper - Naprawdę? Kiwnęła głową i przełknęła. - W Londynie, na „The Hover Cats". Słyszałeś o nich? Potrząsnął głową. - Pewnie niewielu twoich znajomych podziela tę pasję? Zrobiła zdziwioną minę. - Dlaczego? Jazz i lekka muzyka to przecież nie wszystko. Nie jesteś aby trochę ograniczony? - Myślałem, że w twojej branży... - Pracuję w Coffee Bean na głównej ulicy. Przeżył szok. Ta kobieta ma w sobie taki potencjał, że spodziewałby się po niej zupełnie czegoś innego. Jest pełna energii, ma osobowość. Mogłaby robić wszystko, co tylko by chciała. Skąd taki wybór? Przyglądał się jej, analizując ją, jakby była postacią z powieści. Grace, która przez chwilę milczała, jakby dając mu czas na przetrawienie tej informacji, rzuciła szybkie spojrzenie w kierunku wyjścia. - Skoro już o tym mówimy - zaczęła pośpiesznie - to nie mam specjalnej ochoty na kawę, sam rozumiesz. Zakończmy na tym, dobrze? Sięgnęła po torebkę i zaczęła odsuwać krzesło. Swobodna atmosfera nagle prysła. Grace popatrzyła na niego jeszcze przez moment, wygładziła sukienkę. Zmieniła się na twarzy. Miała minę jednocześnie zaciętą i bezbronną. - Grace, przepraszam. Ja w żaden sposób nie... - Sięgnął po jej rękę. - Nie odchodź. Grace pokręciła głową. - Coś ci powiem. Nic z tego nie będzie, dlatego nic tu po mnie. - Podniosła się i ruszyła do wieszaka z płaszczami.
Żona z internetu 33 Gdzie się podziała jego łatwość w posługiwaniu się słowem? Cóż, skoro Grace wychodzi, to on też. Wyjął portfel, położył na stoliku kilka banknotów i wybiegł za nią. Machinalnie włożyła płaszcz i wyszła na dwór. Chłodne powietrze uderzyło ją w twarz. Nie zastanawiając się, co robi, szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Wysokie obcasy butów, które pożyczyła od Daisy, idiotycznie wybijały rytm. - Grace! Zagryzła usta, dumnie uniosła głowę i szła dalej, nie zwalniając. Za każdym razem, gdy ludzie dowiadywali się, jak zarabia na życie, reagowali tak jak Noah. Znała te zdumione spojrzenia. Nie rozumieli, dlaczego nie ma bardziej ambitnej pracy. Dlaczego nie jest lekarzem ratującym ludziom życie czy nie prowadzi w domu intratnej firmy internetowej, jak wiele kobiet z jej pokolenia. Dla niej odpowiedź była jasna: zamiast robić karierę, wolała poświęcić się wychowaniu Daisy. Daisy straciła tatę i miała tylko ją. Nie chciała oddać jej opiekunkom, by samej realizować się w pracy. Wybrała posadę, w której mogła dostosować czas pracy do rytmu dnia córki. Właścicielką kawiarni była ciocia Caroline - Caz, jak lubiła być nazywana. Właściwie była to ciocia Roba. Caz od początku przyjęła ją z otwartymi ramionami, a po śmierci Roba wzięła ją i Daisy do siebie. Zamieszkały nad kawiarnią. Poza Caz nikogo w Londynie nie miała. Po ślubie Grace jej rodzice przenieśli się na południowy zachód Anglii. Namawiali, by przyjechała do nich, lecz była wtedy zbyt młoda, niedoświadczona i niezależna, by docenić ich propozycję. Poza tym Rob był pochowany na tutejszym cmentarzu i nie mogła go zostawić.
34 Fiona Harper Słyszała za sobą kroki. Przyśpieszyła. Nie ma powodu wstydzić się swego zajęcia. Jej wypieki są bezkonkurencyjne, nic im nie dorównuje. Zresztą nawet gdyby tak nie było, nie ma powodu, by tłumaczyć się ze swego wyboru. Kroki stawały się coraz głośniejsze. Doganiał ją. A już sądziła, że rozmawia z nią z przyjemnością, nie uważa jej za półgłówka, bo zarabia na życie pieczeniem i parzeniem kawy. Był naprawdę miły... Tylko dlatego, że wziął ją za kogoś innego. - Grace! Zatrzymała się i odwróciła. Przybrała surową minę, z jaką czasem dyscyplinowała niesfornych klientów. - Panie Smith. - Grace, to nieporozumienie! Dla mnie nie ma znaczenia, czy pracujesz w kawiarni, czy w kancelarii prawniczej. Nie chciałbym, żeby ten wieczór tak się zakończył. A ty? Też wolałaby inne zakończenie. Do tej pory było całkiem miło. Już nawet uznała, że Noah jest do rzeczy. Ładnie z jego strony, że za nią wyszedł. A nawet pobiegł. Ruszyła przed siebie. - A gdybym pracowała w zakładzie oczyszczania miasta? Też byś mnie gonił? Spojrzała na jego minę. Dopiero teraz zauważyła, jaki jest wysoki. Gdy siedzieli, nie było tego widać. Musiała dobrze unieść głowę, by zajrzeć mu w oczy. W kolorze pięknej zieleni. Nie szmaragdowozielone, o jakich czyta się w książkach, lecz o chłodnym, przejrzystym odcieniu niemal ocierającym się o szarość, co bynajmniej nie odbierało jego spojrzeniu intensywności. Przyglądał się jej uważnie, z wyraźnym zaskoczeniem. - Oczywiście, że tak. To miała być przyjemna kolacyjka, a wyszło fatalnie. Należą ci się przeprosiny.
Żona z internetu 35 Nie podjął jej gry, lecz jego szczerość ją ujęła. Weźmie jego słowa za dobrą monetę... - To jak, sztama? Miałabyś ochotę wybrać się jeszcze gdzieś na ka... na drinka? Uśmiechnęła się do niego. - A gdybym pracowała w firmie kanalizacyjnej? Poszedłbyś ze mną na drinka? Na mgnienie zmylił krok. - Tylko pod warunkiem, że mógłbym zatkać nos. Rozluźniła się i uśmiechnęła. Wreszcie się przełamał. Wzięła go ża rękę i przyśpieszyła kroku. - Chodźmy. Znam świetne miejsce. Szła szybko, lecz bez problemu za nią nadążał. Nawet na obcasach była znacznie od niego niższa. Na niebie płonęła różowa łuna, uliczne lampy jaśniały na jej tle. Poczuł pierwsze krople deszczu. No tak, angielski wiosenny wieczór. Jeśli się nie pośpieszą, to zaraz przemokną do suchej nitki. Już miał zapytać, dokąd idą, gdy Grace pociągnęła go w bramę. Wiatr hulał po High Street, lecz w tym zakamarku było przytulnie i cicho. Grace stała tuż obok i uśmiechała się do niego. Nabrał powietrza. Nie przejmował się, że deszcz zmienił się w ulewę i jego prawe ramię było całkiem mokre. Widział tylko delikatny poblask latarni odbijający się na ustach Grace. Nie mógł oderwać od nich wzroku. Grace przestała się uśmiechać, oczy się jej rozszerzyły. Deszcz bębnił o chodnik coraz mocniej. Dźwięk narastał, przesłaniał wszystkie inne. Instynktownie wiedział, że zaraz ją pocałuje. Nie żeby tak postanowił; po prostu to wiedział. I w żaden sposób nie mógł tego powstrzymać.
36 Fiona Harper Już się pochylał w jej stronę, gdy usłyszał zgrzyt zamka i Grace nagle zniknęła. Stropiony popatrzył w otwarte drzwi. Słyszał dobiegające ze środka stukanie obcasów. Wszedł do ciemnego pomieszczenia, potknął się o jakieś krzesło. - Poczekaj chwilę! - zawoła Grace. Kilka sekund później nad ladą w dalszej części sali błysnęło światło. Oczy powoli przyzwyczaiły mu się do półmroku. Gdzieś niedaleko huknął piorun. Grace, wymijając stoliki, podeszła do drzwi i je zamknęła. Mijając Noaha, nie odezwała się. Dopiero gdy stanęła za barem, otworzyła usta. - Podajemy najlepszą kawę w całym południowo-wschodnim Londynie. Dopiero teraz dostrzegł stojące w rogu aksamitne kanapy, na ścianach wielkie abstrakcyjne obrazy i malowidła przedstawiające ziarna kawy. Przez chwilę poczuł się jak w sali aukcyjnej. -Najlepszą? Grace odzyskała pewność siebie. - Tak. Wiem, bo sama ją przyrządzam. Jakiej się napijesz? - Espresso - odparł bez namysłu. - Podwójne. - Zaraz podam. Rozgość się. « Podszedł do fotela i wygodnie usiadł. Grace krzątała się za barem. Po chwili przyniosła dwie filiżanki z parującym espresso. W powietrzu rozszedł się zapach świeżo mielonej kawy. Oboje w milczeniu smakowali napój. Grace nie zapaliła więcej świateł, ciemności rozjaśniała tylko ciepła poświata znad baru. Nawet w tym oświetleniu Grace wydała mu się bardziej ożywiona, zuchwała i wyrazista niż wszyscy, których znał. - No dobrze, Noah. To powiedz mi teraz, jak to się stało, że taki mężczyzna jak ty szuka sobie panienki przez internet.
Żona z internetu 37 Przepraszam za szczerość, ale nigdy bym nie pomyślała, że... że akurat tobie to jest potrzebne. Przez chwilę rozważał w duchu jej słowa. - Uznałem, że to tak samo dobry sposób jak każdy inny - rzekł z uśmiechem. - W sumie wszystko sprowadza się do przypadku. Poznajesz kogoś w barze, w pracy, gdziekolwiek. Czemu więc nie przez internet, co za różnica? W dodatku zdanie się na wyspecjalizowany serwis sporo ułatwia, nie musisz bawić się w domysły czy przypuszczenia. Grace przewróciła oczami. - Jak romantycznie to zabrzmiało! Romantycznie. No właśnie. Co to właściwie znaczy? Dla niego, tak jak dla większości mężczyzn, sprawa była prosta: kwiaty, czekoladki, kolacje przy świecach. Tyle był w stanie znieść. Przez pięć lat Sara, jedyna kobieta, o której myślał poważnie, próbowała wytłumaczyć mu, że chodzi o coś więcej, o porozumienie bez słów, związek dusz. Starał się ją zrozumieć, lecz czuł, że to na nic, że coś mu się wymyka, że nie potrafi spełnić jej oczekiwań. Próbował, jednak dla Sary to było za mało. Odeszła, a on nadal nie miał pojęcia, co zrobił nie tak. Zapatrzył się w strugi deszczu za oknem. Woda płynęła ulicą, dudniła w rynnach. Przesunął wzrok na Grace. Uniosła tylko brwi. Jakże znacząco! - Nie wierzysz w los, w przeznaczenie? Nie musiał zastanawiać się nad odpowiedzią. -Nie. - Czyli wszystko ogranicza się do przypadku i chemii? - Hm, częściowo... Ale nie o tym teraz mówimy. Wybór kogoś, z kim chcesz spędzić życie, to przecież coś więcej niż tylko pociąg fizyczny. Dlaczego pytasz? Wierzysz w przeznaczenie?
38 Fiona Harper Grace odstawiła filiżankę i zapatrzyła się w sufit. - Nie wiem... Fajnie myśleć, że miłość to coś więcej niż tylko przypadek. Bo jeśli nie, to gdzie ta magia? Oho. Jeśli szuka magii, to źle trafiła. Ani magia, ani romantyzm. Nie z nim te rzeczy. Lojalność, uczciwość, upór - to jak najbardziej. Taki już jest, po prostu. Pora przejść do konkretów, stanąć na twardym gruncie. - Czemu skorzystałaś z Dobranapara.com? Grace potrząsnęła głową. - Do dzisiejszego ranka nie miałam pojęcia, że taka strona istnieje. Ktoś podszył się pode mnie. Zabiję tę osobę, gdy tylko dostanę ją w swoje ręce... - Zagryzła usta. - Przepraszam. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Nie pomyśl, że żałuję dzisiejszego spotkania. - Oczywiście, że nie. Podobało mu się, że jest taka szczera. I że nie kontroluje tego, co mówi. - Może rozprawię się z nią łagodniej... Okazuje się, że randka w ciemno nie jest tak straszna, jak myślałam. Noah wygiął usta w lekkim uśmiechu. - Pochlebiasz mi. Spodobały ci się moje zęby i w ogóle. Opowiesz o nich swojej koleżance, co? Grace odstawiła filiżankę. - To nie koleżanka. To sprawka mojej córki. Ścisnęło go w żołądku. Ani przez moment nie przeszło mu przez myśl, że Grace może mieć dzieci. Wydaje się taka... Poza tym on nie nadaje się do dzieci. Z dzieciakami znajomych jakoś się dogadywał, bo ulegał i nosił je na barana. Na tym kontakt się urywał. Gdy do nich mówił, patrzyły na niego z szeroko otwartymi buziami, jakby był przybyszem z kosmosu. Nie, on i dzieci to kiepskie połączenie.
Żona z internetu 39 - Masz córkę? - zapytał, zmuszając się do lekkiego tonu. Grace skinęła głową. - Daisy. Ma dziewiętnaście lat. To wiek, w którym dziecko uważa, że mama już nie jest alfą i omegą, i stara się urządzić mi życie według swych wyobrażeń. Dziewiętnaście? To już lepiej. Z dzieckiem w tym wieku, właściwie młodym dorosłym, jakoś się dogada. - Czyli jesteś rozwódką? Grace pokręciła głową. - Wdową. - Uniosła dłoń. - Nie patrz tak! Zamrugał. Jak ma nie patrzeć? - To stara historia. Bardzo wcześnie wyszłam za mąż i bardzo wcześnie zostałam sama. - Posłała mu czujne spojrzenie. Nie chciała, by się nad nią litował. - Co się stało? Grace zamilkła. Może znów wyrwał się jak filip z konopi? - Dzięki, że pytasz. Większość ludzi... od razu zmienia temat. - Uniosła brodę, popatrzyła mu prosto w oczy. - Rob był żołnierzem. Zginął w pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej. Noah skinął głową. - Też służyłem w Iraku. Grace zacisnęła usta i popatrzyła na niego przez łzy. Nie potrafił określić tego, co poczuł; to chyba wszechogarniające poczucie porozumienia. Tylu kolegów nie wróciło do domu. Tyle żon straciło mężów. Grace się nie poddała, samodzielnie wychowała córkę. Z pewnością nie było jej lekko. Instynktownie wiedział, że jest dobrą matką. Starała się zastąpić Daisy ojca. Szkoda, że nie każdemu dziecku jest to dane. Niemal zazdrościł Daisy. Za bardzo się angażuje. Niepotrzebnie sięga do spraw, które dawno uznał za zamknięte. Grace ma inne cele niż on,
40 Fiona Harper czego innego pragnie od życia. Nie szuka męża, a nawet gdyby chciała powtórnie wyjść za mąż, to potrzebuje magii. Pora wycofać się, póki czas. - Hm, Grace... - Dopił kawę. - Chyba będę się zbierać. - Wzruszył ramionami. - Mam wezwać dla ciebie taksówkę, czy może cię gdzieś podrzucić? Grace pokręciła głową. - Dzięki, ale nie ma takiej potrzeby. Już jestem w domu. Mieszkam nad kawiarnią. Cóż, tego nie przewidział. Jak teraz wybrnąć? - Było bardzo miło... Grace uśmiechnęła się blado. - Owszem. Miał na końcu języka niezobowiązujące pytanie, czy jeszcze się spotkają, jednak milczał. Podszedł do wyjścia. Grace szła tuż za nim. Przekręciła zamek i otworzyła drzwi. Milczała. Nim wyszedł w noc, odwrócił się i spojrzał na nią. - Miło mi było cię poznać, Grace. - Już to powiedziałeś. Zrobił krok do tyłu. Wzdrygnął się, czując na sobie zimne krople deszczu. Grace stała na progu i patrzyła na niego wielkimi oczami. Już się nie śmiała; była dziwnie skupiona. - Cześć, Noah - powiedziała i wbiła wzrok w podłogę. Nagle podszedł do niej. Bez słowa wyjaśnienia, bez zastanawiania się, co najlepszego robi, dotknął dłonią jej głowy i pochylił się. Grace oparła głowę o szybę, rozchyliła usta i gwałtownie nabrała powietrza. A wtedy pocałował ją tak, jak marzył przez cały wieczór.
ROZDZIAŁ TRZECI Grace przywarła do niego, szukając oparcia. Zacisnęła palce na połach jego marynarki; bała się, że jeśli je puści, osunie się i padnie u jego stóp. Od jej ostatnich takich przeżyć minęło już całkiem sporo czasu. Może wspomnienia tamtych pocałunków sprzed lat nieco wyblakły, jednak chyba nigdy nie czuła tego co teraz. A Noah nawet nie tknął jej palcem. Dłonie opierał po obu stronach jej głowy. To sam dotyk jego ust tak na nią działał. W życiu nikt jej tak nie całował. Nigdy. Przebiegł ją zimny dreszcz. Przecież pocałunki Roba musiały budzić w niej takie emocje? Rob był i będzie dla niej najważniejszy. Jej wielka miłość, ojciec Daisy. Żaden inny mężczyzna nie zajmie jego miejsca. Jednak myśląc o nim, pamiętała młodzieńcze zapamiętanie i nieokiełznane pragnienie, ale nie to umiejętne... Rozprostowała palce, kładąc je na piersi Noaha. Ten subtelny gest miał go powstrzymać, jednak tak się nie stało. Westchnęła cicho, zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła go do siebie. Jego dłonie zaczęły błądzić po jej karku i szyi, czuła je na policzkach. Przestała myśleć. Zachowywali się jak zakochane nastolatki. Nie miała pojęcia, jak długo to trwało. Znów zadrżała, gdy odsunął się i popatrzył na nią. Delikatnie przesuwał kciukiem po jej twarzy. Od tego dotyku mrowiła ją skóra.
42 Fiona Harper Ani przez moment nie przypuszczała, że ta randka może się tak zakończyć. Po lekturze wynurzeń na portalu przygotowała się na coś innego. Internautki pisały o ziejących nudą spotkaniach i beznadziejnych facetach. Była pewna, że tak właśnie będzie. W życiu nie spodziewała się, że może zdarzyć się coś takiego. - Grace? Nawet ten cichy szept był niesamowicie seksowny. Starała się powstrzymać mimowolne drżenie. - Bardzo bym chciał jeszcze się z tobą spotkać. Jej ciało wyrywało się do niego, namawiało, by zaciągnęła go na którąś z tych miękkich kanap. Ta myśl podziałała na nią jak kubeł zimnej wody. Nie należy do kobiet, które szukają przygody, faceta na jedną noc. Ma zupełnie inne podejście do tych spraw. Bardzo tradycyjne. Dobranapara.com to portal nie dla niej. Uwolniła się z jego ramion i cofnęła za drzwi. Przymknęła je, jakby szukała za nimi ochrony. - Przykro mi, ale to chyba nie jest dobry pomysł. - Szybko, by przypadkiem się nie rozmyślić, zamknęła drzwi. Przekręciła zamek i odeszła, nie odwracając głowy. Noah odprowadzał wzrokiem jej niknącą w półmroku sylwetkę. Po chwili w kawiarni zrobiło się zupełnie ciemno. Teraz w szybie widział swoje odbicie. Kobieta, która naprawdę go zaintrygowała, po prostu go spławiła. Coś podobnego nie spotkało go w ciągu co najmniej pięciu lat. Czy to nie ironia losu? Zachichotał mimowolnie. Opamiętał się. Goście zaczynali opuszczać puby i widok faceta śmiejącego się do swego odbicia w szybce w drzwiach może sprowokować kogoś do wezwania policji. Jeszcze raz popatrzył na siebie. Pięknie, mistrzu. Wreszcie
Żona z internetu 43 odkryłeś tajemnicę, jak zrazić do siebie kobiety. Musisz okazać zainteresowanie. Wąskie schody wiodące do mieszkanka na górze dziś wydały się jej wyjątkowo strome. W końcu dotarła na górę, otworzyła drzwi, zdjęła płaszcz i popatrzyła na siebie. Kogo chce zbajerować? Sukienka Daisy, tak samo te pantofle. Nie jest sobą. Bez sensu. Zdjęła sukienkę i pończochy, przebrała się w piżamę. Oparła ręce na biodrach i rozejrzała się po sypialni. Masa kosmetyków, ciuszki jej i Daisy. Nie ma szans, by teraz zasnęła. Wzięła laptopa Daisy, przeszła do saloniku i usiadła na kanapie. Włączyła go i zalogowała się na Dobranapara.com. 12 czatroomów, 36 prywatnych konferencji i 4233 użytkowników. Kliknęła na czatroom dla nowych, na którym wcześniej rozmawiała z Kangurzycą i Sanfrandani, lecz ich nicków nie było na liście. No tak, w Australii pewnie jest środek dnia, a w Kalifornii? Trudno powiedzieć. Sanfrandani pewnie teraz smacznie śpi. Już miała się wylogować, gdy komputer zapiszczał, a na ekranie pojawiło się okienko. Kangurzycą zaprasza Cię na prywatną konferencję. By zaakceptować zaproszenie, kliknij OK. Nie zastanawiała się ani chwili. Otworzyło się kolejne okienko. Kangurzycą: Jesteś! Szybko nam mów, jak poszło! Angielskababka: Nam?
44 Fiona Harper Sanfrandani: Ja też jestem na linii! Angielskababka: Nie powinnaś teraz spać? Sanfrandani: Spać? Chyba gdybym chciała, żeby mnie zwolnili z roboty. Jest trzecia po południu! Angielskababka: Aha. Kangurzyca: No więc... Sanfrandani: Mów już! Tylko ze szczegółami! Co mogłaby im powiedzieć? Był tylko pocałunek. Chociaż nie byle jaki. Angielskababka: Poszliśmy na kolację, potem na kawę. To wszystko. Sanfrandani: Jeszcze się z nim^ zobaczysz? Angielskababka: Nie sądzę. Kangurzyca: Nic na ten temat nie wspomniał? Zatrzymała palce na klawiaturze. Mogłaby od razu napisać „nie" i na tym zakończyć sprawę. Jednak te dziewczyny naprawdę jej pomogły, nie może ich okłamać. Angielskababka: Wspomniał. Ale odmówiłam. Kangurzyca: Jaki on jest? Sanfrandani: Wielki spasiony nieudacznik? Grace pokręciła głową. Gdyby Noah był taki, wszystko byłoby prostsze. Okazał się czarującym i kulturalnym człowiekiem, który zaprosił ją do uroczej restauracji i cudownie całował, a ona wzięła nogi za pas. Jak im to wytłumaczyć? Uznają ją za skończoną wariatkę.
Żona z internetu 45 Angielskababka: Wydaje mi się, że zupełnie do siebie nie pasujemy. On jest zbyt... Kangurzyca: Nudny? Sanfrandani: Stary? Kangurzyca: Specyficzny? Sanfrandani: Napuszony? Kangurzyca: No już, gadaj! Grace głośno wypuściła powietrze. Żadne z tych określeń nie pasowało do Noaha. Jak go opisać? Angielskababka: Jest za bardzo „dorosły". To nie wyczerpuje tematu, ale co ma im powiedzieć? Kangurzyca: A Ty - nie obraź się, że o to pytam -jakiego wieku dożyłaś? Sanfrandani: Kangurzyca! Nie wypada pytać o takie rzeczy! Kangurzyca: Jestem Australijką, my zawsze walimy prosto z mostu. Angielskababka: Mam trzydzieści... dziesięć. Kangurzyca: Ile? Angielskababka: Weź sobie trzydzieści i dodaj dziesięć. Nie mam ochoty wypowiadać tego słowa. Sanfrandani: Jesteś niemożliwa! Kangurzyca: W takim razie ile on miał lat? To był emeryt? Angielskababka: Nie chodzi o wiek, raczej o podejście do życia. Jestem skumplowana z moją córką i jej towarzystwem. Czyli lubię jedzenie na wynos, kiepskie horrory i kolorowe pi-
46 Fiona Harper sma dla młodych. A on jest smakoszem, znawcę opery, interesuje się literaturą historyczną. Kangurzyca: To nie w Twoim guście, co? Angielskababka: Bardzo dowcipne! Sanfrandani: Czyli... szukanie prawdziwej miłości Ci nie wyszło? Odpowiedziała bez zastanowienia. Sama się tym zdumiała. Angielskababka: Nie szukam prawdziwej miłości. Przez kilka sekund nic się nie działo. Tylko kursor migał do niej na ekranie. Sanfrandani: Nie wierzysz w prawdziwą miłość? Kangurzyca: W takim razie weszłaś na niewłaściwą stronę! Angielskababka: Wierzę w prawdziwą miłość, tylko że... Jak im to wytłumaczyć? Wiedziała, że taka miłość istnieje, bo taka łączyła ją i Roba. Angiekkababka: Po prostu nie wierzę, że coś takiego można przeżyć dwa razy w życiu. Sanfrandani: Rozumiem. Kangurzyca: Jasne. Ściskam cię. Rob był jej drugą połową. Nie ma możliwości, by ktoś inny mógł zająć jego miejsce. A na mniej nigdy się nie zgodzi. Mimo że czasami naprawdę doskwiera jej samotność. I, choć nawet przed samą sobą nie chciała tego przyznać, zda-
Żona z internetu 47 rzało się jej odrobinę zazdrościć Daisy jej związku z ostatnim chłopakiem. Sanfrandani: A nie myślałaś, że może warto poznać kogoś, z kim mogłabyś dzielić życie? Nawet gdyby to nie miała być miłość rodem z bajki? Wyprostowała się i zapatrzyła się w ekran. W słowach Sanfrandani jest pewien sens. To, co łączyło ją z Robem, było wyjątkowe i niepowtarzalne, ale to nie znaczy, że nie mogłaby być szczęśliwa z kimś innym. Przecież coś w tym stylu powiedział Noah. Czy jest gotowa podjąć taką rozważną dorosłą decyzję? Angielskababka: Nie wiem. Może. W Coffee Bean jeszcze nie było klientów, w niedziele zwykle schodzili się nieco później. Wpół do jedenastej Grace zeszła na dół, by zjeść świąteczne śniadanko. Pozwalała sobie na taką przyjemność tylko raz na tydzień, inaczej szybko nie zmieściłaby się w drzwi. Stanęła przy barze i ziewnęła szeroko. Caz, dziś w jaskrawym kaftanie w tureckie wzory, robiła wrażenie. Srebrzyste włosy miała upięte w luźny kok. Ekstrawagancka właścicielka idealnie komponowała się z tym zwariowanym wnętrzem. Caz przesunęła po Grace uważnym spojrzeniem. - Miałaś albo koszmarną noc, albo naprawdę wspaniałą. No to jak? No właśnie. Sama nie do końca znała odpowiedź. W każdym razie przez długi czas nie zmrużyła oka.
48 Fiona Harper - Poproszę podwójną latte z chudym mlekiem - rzekła. Caz puściła do niej oko. - Dobra, już nic nie mów. Zaraz ci podam. Grace znowu ziewnęła i rozejrzała się po sali. Świetna była ta sala pełna zabawnych bibelotów. Stoliki każdy z innej parafii, z żonkilami w dzbanuszkach. Na ścianach stare znaki drogowe i lustra. Bogato zdobiony, mahoniowy wiktoriański bufet z szybkami z trawionego szkła i podłoga z czarnych i białych kafli, pamiątka po mieszczącym się tu wcześniej sklepie rzeźnika. Lubiła to miejsce, zawsze pachniało czymś apetycznym i miłym. Mieszkańcy też byli z nim mocno związani, lecz dwa sieciowe bary kawowe, które niedawno zadomowiły się na High Street, zaczęły skutecznie odbierać im klientów. Dziwne, że ludziom smakuje marna kawa podawana w plastiku, taka sama jak w każdym innym mieście. I takie samo menu. Coffee Bean było wyjątkową kawiarnią. Oddana gościom obsługa, stale zmieniające się menu. Cóż z tego, skoro interes idzie coraz gorzej? Caroline podała Grace kawę i znów pochyliła się nad papierami. - Jak zamknął się ten tydzień? Caz złożyła papiery i wsunęła je pod kasę. - Caz, daj spokój. Przecież jesteśmy rodziną, a ja cię zastępuję. Przed resztą personelu rób dobrą minę, ale mnie możesz powiedzieć prawdę. Starsza pani pokręciła głową. - Cokolwiek zrobimy, wszystko na nic. Java Express urządza promocję za promocją. - Wzruszyła ramionami. - Jak się nie pozbieramy, to za trzy miesiące nas nie będzie. Grace odstawiła kawę, podeszła do cioci i objęła ją ser-
Żona z internetu 49 decznie. Owionął ją zapach lawendy. Nie ma mowy, by Coffee Bean przestało istnieć. Zbyt wiele wspomnień wiąże się z tym miejscem. Tutaj poznała Roba. Dorabiał sobie, pomagając ciotce w soboty, tu po raz pierwszy umówili się na randkę. Caz zrobiła im tort weselny. Ileż razy Daisy spała tu w swoim wózeczku, gdy była malutka. Potem, kiedy zaczęła chodzić, goście bawili się z nią, chwalili jej rysunki, podsuwali ciasto. Gdy zaczęła chodzić do szkoły, przy stoliku w rogu odrabiała lekcje. Stali klienci przepadali za nią i na wyścigi chcieli pomagać. Zwykle kończyło się długimi dyskusjami, który z nich lepiej umiał rozwiązać równanie czy pamiętał datę ważnej bitwy. Tyle wspaniałych wspomnień. Teraz Rob i Daisy odeszli, zostały jej tylko te wspomnienia. Wielkie sieci chcą wchłonąć to miejsce, ale nie podda się bez walki. - Znajdziemy jakiś sposób. Wymyślę nowe ciasto. Tak pyszne, że klienci będą do nas walić drzwiami i oknami. Caz poklepała ją po ramieniu. - Pieczesz cudowne ciasta, ale nawet one nie wygrają z akcjami promocyjnymi Java Express, kiedy drugi produkt dostajesz za darmo. - Pokręciła głową. - Problem w tym, że ludzie już nie chcą płacić za jakość. Chcieliby wszystko dostać połowę taniej niż w zeszłym roku. - Mam oszczędności. Wprawdzie to tylko kilka tysięcy, ale... Caz skrzyżowała ramiona i pokręciła głową. - Nie ma mowy. Latami odkładałaś forsę na własną kawiarnię. Nie mogę jej wziąć. - Mogłabym zostać twoją wspólniczką. Już raz mi to proponowałaś. Caz zaszkliły się oczy.
50 Fiona Harper - Dzięki, Grace, ale nie. Obie wiemy, jak nikłe są szanse na uratowanie Coffee Bean, a te pieniądze mogą ci być potrzebne na studia Daisy. Nie zgodzę się, żebyś ryzykowała oszczędności odłożone na czarną godzinę. - Ale ja chcę. Przecież wiesz, ile ta kawiarnia dla mnie znaczy. - Przykro mi, Grace, ale nic z tego. Grace smętnie popatrzyła na ciotkę, po czym pogłaskała ją po ramieniu. - Jeszcze znajdę sposób, żeby cię przekabacić. Caz roześmiała się. - Wiem, że nie odpuścisz. Ale ja jestem bardzo uparta. Grace już otworzyła usta, by odpowiedzieć, lecz zaskoczył ją dźwięk staroświeckiego dzwoaka nad drzwiami. Obie odwróciły się, by sprawdzić, kto przyszedł. - O mój Boże! - Grace zasłoniła ręką usta. Zza ogromnego bukietu nie widać było posłańca. - Grace Marlowe? - rozległ się zduszony głos. Grace wydała piskliwy okrzyk. - Tutaj. - Caz skinęła na Grace, potem na posłańca. Chłopiec ostrożnie położył bukiet na stoliku. Grace, bazgroląc nazwisko na pokwitowaniu, nie mogła oderwać oczu od masy kolorowych kwiatów. Nie były to lilie czy róże, lecz wyszukane egzotyczne piękności ozdobione nieregularnymi liśćmi i długimi wąskimi trawami. A ten zapach... - Ktoś naprawdę miał wczoraj upojny wieczór - powiedziała Caz, mierząc wzrokiem kwiaty. - No podejdź do nich. Przeczytaj karnecik. Od dawna nikt nie przysyłał jej kwiatów. Nawet Rob tylko raz wręczył jej bukiet róż kupionych na stacji benzynowej. To
Żona z internetu 51 było tego wieczoru, gdy się jej oświadczył. Jedna była złamana. Rob miał wtedy dziewiętnaście lat, ona osiemnaście. Te róże były dla niej najpiękniejsze na świecie. Oczywiście nijak nie mogły się równać z tym bukietem. Szkoda, że to nie lilie, łatwiej byłoby go odrzucić, nie porównywać z różami Roba. Spomiędzy traw i miękkiej bibułki wyjęła karteczkę. „Dziękuję za niezapomniany wieczór, Noah". Odetchnęła głęboko. Nie chciała zastanawiać się nad tym, co czuje. Po jej ciele rozchodziło się dziwne ciepło. Jak zapomnieć o tym pocałunku, jeśli w domu wciąż będzie się snuł ten słodki egzotyczny zapach? Pewnie przez tydzień, a może i dwa. Bukiet zamówiony w najdroższej kwiaciarni i chyba bardzo trwały. Wzięła kwiaty i podeszła z nimi do Caz. - Weź je - powiedziała, kładąc je na ladzie. Caz jeszcze mocniej zacisnęła skrzyżowane ramiona i pokręciła głową. Grace podsunęła kwiaty dalej. - Weź je. Dla mnie są zbyt wyszukane. Nie będą pasowały do mojego mieszkanka. Niech zostaną tutaj. Caz uniosła brwi. - Jesteś niemożliwa. - Grace ruszyła po nożyczki i wolne wazony. Położyła bukiet na dużym stole i zaczęła dobierać się do celofanu. - Wyrzuć moje żonkile, a przytnę ci pensję. Grace odwróciła się i z otwartymi ustami popatrzyła na Caz. - Nie zrobisz tego. Caz tylko mrugnęła. - Podam cię do sądu pracy - zagroziła Grace, biorąc do ręki zieloną roślinę i zastanawiając się, czy to kwiat, czy ozdobny liść.
52 Fiona Harper - Proszę bardzo, podawaj. Ale nim wydadzą wyrok, kawiarni już nie będzie i zostaniesz z niczym. Grace popatrzyła na nią spod przymrużonych powiek. - Naprawdę jesteś niemożliwa! - Najwyższy czas, żeby ktoś zaczął kupować ci kwiaty. Dlatego przykro mi, ale jesteś na nie skazana. Akurat. Jeszcze się przekonamy. Komputer zamruczał i po chwili rozległo się ciche piknięcie. Noah podniósł głowę znad niedzielnej krzyżówki i przebiegł wzrokiem listę nowej poczty. Poczuł wyrzuty sumienia na widok e-maila od matki. Zapraszała go na lunch w przyszłą niedzielę. Już dawno nie był u rodziców; uważał, że najlepsze są kontakty na odległość. Tym bardziej się cieszył z tego, że mama chętnie surfowała w sieci. Ojciec stanowczo odmawiał choćby podejścia do komputera. Przez chwilę zastanawiał się nad wykrętem, jednak nic sensownego nie wymyślił. Nie chciało mu się jechać do Folkstone, ale nie miał wyjścia. Zamruczał z irytacją i odpisał, że przyjedzie. Kochał rodziców, lecz już sama myśl o ich przeładowanym domu odrzucała go. Nie miał stamtąd żadnych miłych wspomnień. Wychowywali go surowo, rzadko okazywali uczucia. Nie było pogodnych rodzinnych kolacji, przytulania na dobranoc. Mama zawsze rzucała go na głęboką wodę, kazała samemu sobie radzić, choć czasem w jej oczach widział ciepły błysk. Ojciec zawsze był oschły i powściągliwy. Wstępując do wojska, Noah miał nadzieję, że ten krok przybliży go do ojca. Mylił się. Zamiast słów wsparcia i akceptacji usłyszał jedynie, że „może wreszcie stanie się mężczyzną". Już wtedy odnosił sukcesy jako pisarz, lecz dla ojca
Żona z internetu 53 to się nie liczyło. Kolejne osiągnięcia syna zbywał pogardliwym prychnięciem, choć kiedyś pod jego fotelem Noah przypadkiem znalazł swoją książkę z zagiętą stroną. Westchnął ciężko. Nie trzeba było wielkiej przenikliwości, by mieć pewność, że Grace traktowała swą córkę zupełnie inaczej. Na pewno nie szczędziła jej serca i czułości. Mimowolnie poruszył myszką. Kilka listów z Dobranej-pary. Może też od Grace? Otworzył pierwszy. Propozycja spotkania. Z ekranu uśmiechała się do niego kobieta o miodowych włosach. Kogoś takiego szukał. Jednak gdy próbował wyobrazić ją sobie przy wspólnej kolacji, wyobraźnia podsuwała mu inny obraz. Ciemniejsze włosy, figlarny uśmiech. Jedna brew zabawnie uniesiona. No nie! Dobrze wie, co to znaczy. Już dawno temu zrozumiał, że powinien polegać na intuicji. Przeczucia nigdy go nie zawiodły. Tak było od lat. Już jako nastolatek potrafił przewidzieć dalszy ciąg ulubionych programów telewizyjnych, także najbardziej skomplikowanych seriali kryminalnych. Nawet mając niewiele danych, zawczasu wiedział, jak potoczą się dalsze losy. Nie tylko na ekranie, również w życiu. Nauczył się polegać na tych przeczuciach. Jego agent wręcz twierdził, że to złożona i doskonale przemyślana intryga jest podstawą sukcesu książek Noaha. Czasami te przeczucia były tak wyraziste i natrętne, że nie mógł ich od siebie odepchnąć i im nie ulec, choć otaczający go ludzie jego działania oceniali co najmniej sceptycznie. Słuchał podszeptów swej intuicji. Bo często bywało tak, że ich sens objawiał się dopiero po długim czasie. Drzemiący w jego podświadomości rottweiler zaakceptował Grace Marlowe.
54 Fiona Harper Czemu trudno się dziwić. No właśnie. Czyli wszystko jasne. Nie ma się co oszukiwać, udawać, że jeszcze będzie badać grunt. Bo przecież już wie, jak to się skończy. Jak musi się skończyć. Taka jest brutalna prawda. Grace Marlowe będzie jego wybranką. Potrząsnął głową. To rzeczywiście idealnie brzmi. I tak to postrzega. Przesunął kursor na kolejny list i go otworzył. Drogi Noahu! Dziękuję za uroczą kolację i przepiękne kwiaty. Przykro mi, jeśli odniosłeś inne wrażenie, lecz nie jestem zainteresowana kolejnym spotkaniem i zależy mi, by to było jasne. Poza przyjaźnią niczego więcej nie szukam i tylko przyjaźń mogę Ci ofiarować. Pozdrawiam serdecznie, Grace Skrzyżował ramiona, jeszcze raz przebiegł wzrokiem list Hm, zaczyna robić się ciekawie. Uśmiechnął się do siebie. To lubi. Przyjaźń? Zobaczymy. Vinehurst było malowniczym zakątkiem na peryferiach Londynu. Czasy nie były dla niego łaskawe, bo niewielkie rodzinne sklepiki i zakłady padały jak muchy w starciu z konkurencją wielkich sieci handlowych, ale w ciągu ostatnich lat opustoszałe lokale przy głównej ulicy powoli zaczęły odżywać, a do miasteczka zaczęli ściągać zamożni londyńczycy z centrum, zwabieni atrakcyjnymi cenami domów w tej okolicy. Rzeczywiście można tu było znaleźć interesujące posiadłości, od czarujących wiejskich domków po imponujące wikto-
Żona z internetu 55 riańskie wille. Noah dostrzegł drzemiący tu potencjał znacznie wcześniej, niż okolica stała się modna. W tym przypadku jego intuicja również okazała się niezawodna. Znajomi pukali się w głowę, gdy na tym „odludziu" kupił wielki stary dom. Prawdę mówiąc, nie było to żadne odludzie, a granica miasteczka, za którą ciągnęły się pola i niewielkie lasy. Przyjaciele nie mogli się nadziwić, że wybrał tę część Londynu, w powszechnym mniemaniu-gorszą, ale on nie zmienił zdania. Vinehurst miało doskonałe połączenie z Londynem, w pobliżu było lotnisko obsługujące niewielkie samoloty, a jego dom w ciągu czterech lat dwukrotnie zyskał na wartości. Wsunął ręce do kieszeni, postawił kołnierz kurtki. Mijająca go młoda kobieta o długich jasnych włosach przykuła jego uwagę. Pchała przed sobą wózek z dzieckiem, lecz jego zafrapo-wało coś innego: egzotyczny kwiat za uchem. Przy tym świszczącym wietrze delikatny kwiat natychmiast zwiędnie. Potrząsnął głową i szedł dalej. Cóż, każdy ma prawo robić to, co mu odpowiada. Nie jego sprawa... Starszy pan idący z naprzeciwka skinął mu głową. Noah zatrzymał się i obejrzał. W butonierce przybrudzonego płaszcza mężczyzna miał zatkniętą olśniewającą orchideę. Coś go tknęło. Musi być jakiś związek między tymi ludźmi. Bez dwóch zdań. Już prawie dochodził do Coffee Bean. Zatrzymał się, by przepuścić dwie panie w średnim wieku wychodzące z kawiarni. Każda z nich też miała egzotyczny kwiatek. Co do...? Wszedł do środka i od razu spostrzegł Grace. Siedziała przy stoliku obok lady i każdemu klientowi odchodzącemu od baru wręczała kwiaty - jego kwiaty. Podszedł i stanął w kolejce. Wiedział, kiedy zdała sobie sprawę z jego obecności, bo natychmiast znieruchomiała.
56 Fiona Harper Noah przybrał spokojny wyraz twarzy. - Noah! Co ty tu... ? To znaczy, po co... ? Wskazał głową na resztki barwnego bukietu. - Raczej powiedz mi, co ty tu robisz? Grace przygryzła palec. - Chciałam się podzielić. Była tak zmieszana, że nie mógł już dłużej zachowywać kamiennej twarzy. Uśmiechnął się. Grace odetchnęła. Wyglądała zupełnie inaczej niż wczoraj. Była w dżinsach i pastelowym niebieskim sweterku. Rozpuszczone włosy spadały jej na ramiona. Nie tak wyobrażał sobie ewentualną żonę, gdy rejestrował się na Dobranapara.com. Miała być elegancką profesjonalistką. A jednak Grace wydała mu się naprawdę urocza. Pośpiesznie zebrała resztki bukietu i wrzuciła je do kosza. Podchodząc do Noaha, opuściła głowę, by przesłonić twarz włosami. - Wysłałam ci e-maila. - Wiem. Przeczytałem go. Zachmurzyła się. - W takim razie czemu przyszedłeś? Czego chcesz? Znowu coś go tknęło. Jeśli ją zacznie naciskać, przegra. Grace się zamknie w sobie i na pewno nie zgodzi się na drugą randkę. Musi pokluczyć, zaplanować kolejne posunięcia^ tak jak planował fabułę swych powieści. Zdobyć się na cierpliwość. Z tym nie będzie problemu; potrafi spokojnie czekać, gdy mu na czymś zależało. - Czego chcę? - Patrzył w jej szeroko otwarte oczy. -Espresso i kawałek tego boskiego czekoladowego tortu. - Hm... dobrze. - Zapomniała, że dziś ma wolne. Weszła
Żona z internetu 57 za ladę, by zaparzyć kawę. Caz podejrzanie milczała; Grace czuła na sobie jej uważny wzrok, gdy podawała Noahowi talerzyk z tortem. - Proszę. Usiądź, zaraz przyniosę ci kawę. Marudziła przy ekspresie. Chciała zyskać na czasie, ochłonąć. Po co on tu przyszedł? Nie wierzy, że nie chce go więcej widzieć? Jak śmie tak fantastycznie wyglądać w tych czarnych dżinsach, z potarganymi włosami? I jaka to krzycząca niesprawiedliwość, że facet w jego wieku tak świetnie się prezentuje w dziennym świetle. Nie mogła już dłużej się ociągać. Nabrała powietrza i podeszła do niego. Usiadł w lekko zdezelowanym fotelu obitym kwiecistą tkaniną. Domyślała się, że nowoczesne skórzane meble są bardziej w jego stylu, lecz w tej zabawnej kawiarni czuł się jak w domu. - Proszę. - Postawiła kawę na blacie. Wolała nie ryzykować, że niechcący dotknie jego ręki. Opadła na fotel obok Noaha. - To ja już mam swoją kawę - zagadnął, podnosząc filiżankę. - A ty, Grace, czego chcesz? Nie miała bladego pojęcia. Wiedziała za to, czego na pewno nie chce. Nie chce tu siedzieć przy nim i przyglądać się jego długim palcom, zauważać jego nadgarstki i muskularne przedramiona wychylające się z podwiniętych rękawów. Jak facet może mieć takie piękne dłonie? Już sam ich widok dziwnie na nią działał. I mimowolnie zaczynała się łamać, zastanawiać, czy rzeczywiście nie chce się z nim spotkać. Zdała sobie sprawę, że znowu przygryza palec. Cofnęła rękę, wsunęła palec za szlufkę dżinsów i zapatrzyła się w szklaną witrynę po drugiej stronie sali.
58 Fiona Harper Czego naprawdę chce? Powinna czym prędzej coś wymyślić. Iść coś sobie przynieść. Wszystko lepsze niż ta przeciągająca się cisza. Popatrzyła na Noaha. Wcale nie wydawał się stropiony. Zjadł już połowę tortu i popijał kawę. Gdyby ona też mogła być taka spokojna! Może weźmie croissanta. To jej dobrze zrobi. Już miała wstać, gdy tuż przed nią pojawił się talerzyk z czekoladową bułeczką. - Pomyślałam sobie, że to ci dobrze zrobi - odezwała się Caz, stawiając na stoliku czarną kawę. Odeszła z miną niewiniątka, ale Grace nie dała się nabrać. Powinna wyjść stąd jak najszybciej, pozbierać się, ochłonąć. Serce biło jej jak szalone* Niepotrzebnie Caz wyrwała się z tą swoją pomocą. - Grace? Czego chcesz? - zapytał łagodnie. Grace nabrała na palec odrobinę czekolady. - To mi wystarczy. Uśmiechnął się lekko. - Nie chodziło mi o śniadanie. Czego chcesz od życia? Wykrzywiła się do niego. - Czy to nie zbyt filozoficzne pytanie na niedzielny poranek? Pokręcił głową i nabrał na widelec kawałek tortu. y - To idealna pora na takie pytanie. W milczeniu obserwowała, jak zjada ciastko. Ma piękne palce i piękne usta. W dodatku już poznała ich smak! Odepchnęła od siebie te niewczesne myśli. Nie powinna wdawać się w takie rozważania. Ta część jej życia jest zamknięta, należy do Roba. - No dobrze. W takim razie opowiedz mi o swojej córce.
Żona z internetu 59 To było dużo łatwiejsze. - Wybrała się w roczną podróż z plecakiem, potem zaczyna studia. Podejrzewam, że właśnie teraz je w Paryżu takie samo śniadanie jak ja. Popatrzyła na swoją bułeczkę. Gdyby tak mogła być teraz w Paryżu, przyglądać się francuskim makaronikom, tartom i wykwintnym ciasteczkom wystawionych w eleganckich cukierniach! - Szkoda, że ja tam nie jestem - wyszeptała, na mgnienie zapominając o obecności Noaha. - A więc jedno już wiemy. Grace chciałaby podróżować. - Słucham? - Podniosła wzrok. Noah zdążył przysunąć się do niej bliżej. Co on robi? Układa listę? - Teraz, kiedy twoja córka opuściła rodzinne gniazdo, chciałabyś pojeździć po świecie? Grace kiwnęła głową. - Byłoby super, ale o tym mogę sobie tylko pomarzyć. Nie stać mnie, żeby tak polecieć, gdzie mi się zachce. Przesunęła wzrokiem po ubraniu Noaha. Od razu widać, że ma kasę. Nie musi się martwić o pieniądze na studia czy odkładać na Własny biznes. - Wspaniały jest ten tort - oświadczył. Nie ubrudził się czekoladą. Ona zaś oblizała z palców resztki czekolady i otarła je o dżinsy. - Kto jest waszym dostawcą? W pierwszym momencie nie wiedziała, o co Noah pyta. Zaczerwieniła się raptownie. Tak jak wtedy, gdy, mając czternaście lat, przeszła obok Coffee Bean i Rob puścił do niej oko. Ogarnęła ją fala gorąca. - Ja. To znaczy... ja go upiekłam. Po raz pierwszy, odkąd go ujrzała - co stało się mniej
60 Fiona Harper niż dwadzieścia cztery godziny temu, choć wydawało się, że znacznie wcześniej - Noah wydawał się poruszony. - Ty upiekłaś ten tort? Kiwnęła głową. Policzki ją piekły. - Masz prawdziwy talent. Gdzie nauczyłaś się tak piec? Taka pochwała z ust człowieka, który najwyraźniej zna się na rzeczy, miała swoją wartość. - Kończyłam kursy gastronomiczne w Westminster College, kiedy urodziła się Daisy - wyjaśniała, przyglądając się okruszkom na talerzu Noaha i zastanawiając się, czy jakaś Cyganka mogłaby coś z nich wyczytać jak z fusów po kawie. - Chciałam zostać cukiernikiem. Marzyła, by zostać mistrzynią w tym fachu, lecz takiej pracy nie dało się pogodzić ^samodzielnym wychowaniem malutkiego dziecka. Po śmierci Roba znalazła się w rozpaczliwej sytuacji. W wieku dwudziestu lat nie myśli się o odkładaniu na przyszłość i ubezpieczeniu na życie. Renta po Robie nie starczała na wiele. Na szczęście Caz wyciągnęła do niej pomocną dłoń. Dzięki niej miała pracę, dach nad głową i nieocenioną pomoc całego personelu. Wszyscy chcieli opiekować się malutką Daisy. Przed Grace otworzyła się szansa. Mogła piec i doskonalić swe umiejętności. Nie skończyła kursów, lecz uczyła się samodzielnie, pożyczając książki z biblioteki. Zapisała się też na kilka szkoleń dla dorosłych. Robiła to, co lubiła. Odgryzła kawałek bułeczki. Gorzka czekolada łagodziła napięcie, uspokajała. - Kiedyś otworzę własną cukiernię - powiedziała cicho. Nie wiedziała, kiedy i jak to się stanie, lecz taki był jej cel. Który niestety wcale się nie przybliżał, a raczej oddalał.
Żona z internetu 61 Noah przypatrywał się jej uważnie. I nagle uświadomiła sobie, że jest jeszcze coś, czego nie chce. Nie chce wdawać się z nim w przyjazne pogawędki, zatracając się w złudnym poczuciu bliskości, i zwierzać się ze swych sekretnych pragnień. - Muszę już iść. - Podniosła się i wsunęła ręce w kieszenie. - Napisałam szczerze. Kwiaty były piękne, ale... Ujął ją za rękę i poprosił, by usiadła. Dotyk jego palców sprawił, że urwała w pół słowa. - Nie rób takiej przestraszonej miny - dodał, puszczając jej dłoń. - Nie zamierzam cię nachodzić, ale chciałbym utrzymać naszą znajomość. Jeśli przyjaźń wchodzi w grę, to jestem chętny. Zaniemówiła. Tak mu powiedziała, ale nie sądziła, że on na to pójdzie. Noah włożył płaszcz, pożegnał się i wyszedł, a ona wciąż była jak odrętwiała. I nie wypowiedziała ani słowa. Machinalnie sięgnęła po talerze i postawiła je na ladzie, po czym udała się do siebie. Caz przez długą chwilę spoglądała na puste talerzyki, a potem uśmiechnęła się do siebie i strzepnęła okruszki do kosza.
ROZDZIAŁ CZWARTY Uśmiechnęła się, otwierając e-mail od Noaha. Teraz, kiedy poznała go lepiej, okazał się naprawdę fajnym facetem. Lubiła dostawać od niego e-maile, zawsze dobrze na nią działały. Znali się już od sześciu tygodni i Noah dotrzymał słowa - nie narzucał się jej, był tylko dobrym znajomym. Wciąż strasznie tęskniła za Daisy, na szczęście miała oparcie w Noahu i dziewczynach z portalu. Uśmiechnęła się, naciskając „Wyślij". Cieszyła się, że ma te dwie oddane koleżanki. Choć mieszkały od siebie naprawdę daleko - Dani w San Francisco, a Kangurzyca, czyli Marissa, w Sydney - wciąż utrzymywały kontakt. Trudno powiedzieć, co je tak do siebie przyciągało. Różniły się stylem życia, miały inne zajęcia, jednak doskonale się dobrały. Dla Grace te dwie bratnie dusze, którym mogła się zwierzyć ze swych problemów, były prawdziwym darem niebios. Zamknęła laptopa i poszła do kuchni poszukać czegoś do jedzenia. Dziesiąta wieczór. Musi jakoś zabić czas, bo do umówionej rozmowy z Marissą i Dani zostały dwie godziny. Dziwna pora na pogawędki, lecz o innej nie mogły się umówić. U Marissy było trzynaście godzin wcześniej, u Dani osiem później. Umówiły się, że będą rozmawiać albo o północy, albo o szóstej rano. Szósta rano dla Grace była nie do przyjęcia.
Żona z internetu 63 Szkoda, że jej dwie najlepsze przyjaciółki mieszkają na innych kontynentach. Nie miała pojęcia, jaka jest ich ulubiona kawa, nie znała brzmienia ich głosów. Może to i dobrze. Bo choć często się przekomarzały, to były ze sobą naprawdę szczere. I przez internet poznały się dużo lepiej, niż gdyby spotykały się na kawie. Dopiero teraz docierało do niej, że w zasadzie nie miała znajomych. Jej życie towarzyskie zawsze ograniczało się do znajomych Daisy. Byli naprawdę super, lecz podejrzewała, że teraz, gdy Daisy wyjechała, woleli obracać się we własnym kręgu. W końcu była dorosłą kobietą. Postawiła na stoliku pudełko z herbatnikami i szklankę mleka. Typowy amerykański stolik z połowy dwudziestego wieku, laminatowy blat na chromowanych nóżkach. Rozejrzała się po kuchni. Rzadko miała okazję siedzieć przy tym stole i przyglądać się pomieszczeniu. Coś nagle ją tknęło. Jakieś nieokreślone poczucie, że... Och, no tak. Ta kuchnia kojarzy się ze studenckim lokum. Wstała, przeszła się po mieszkaniu, oglądając je na nowo. Od śmierci Roba niewiele się tu zmieniło, co uświadomiła sobie z przerażeniem. Zmieniły się wprawdzie poszczególne sprzęty czy kolory, jednak ogólne wrażenie pozostało takie samo. Wszystko wesołe, kolorowe i niedrogie. Czy nie powinna przynajmniej w salonie mieć kilku podręcznych stolików? A te tandetne ozdóbki i strzyżone serwetki na kominku? Hm, może trochę przesadza, ale Noah, choć jest w jej wieku, z pewnością nie ma tanich mebelków, które sam zmontował. Ozdóbek na kominku pewnie też nie, pocieszyła się w duchu, ale dałaby głowę, że jego mieszkanie wygląda inaczej... bardziej dorośle.
64 Fiona Harper Weszła do sypialni i taksującym wzrokiem popatrzyła na turkusowo - amarantową narzutę. Lubiła te hafty i żywe barwy, lecz czy pasują do kobiety w jej wieku? Opadła na łóżko i popatrzyła na swoje odbicie w lustrze. Dwadzieścia lat temu nie miała tych zmarszczek. Czy tylko to się zmieniło? Przy Daisy te jaskrawe kolory wydawały się całkiem na miejscu. Teraz nie. Po prostu zatrzymała się w czasie. Ukryła twarz w dłoniach. Czy skończy jak pani Sims, ich stała klientka? Pani Sims, choć dobiegała osiemdziesiątki, nosiła wywijane skarpetki, białe tenisówki i spódniczkę, która wręcz prosiła się, by naszyć na nią podobiznę pudelka. Podniosła się i poszła do salonu. W telewizji już zaczął się jej ulubiony serial o licealistach z lat osiemdziesiątych. Nie szkodzi, że straciła dwadzieścia minut, zna go na pamięć. Doczeka przy nim do rozmowy z Marissą i Dani, nie zadręczając się przykrymi myślami. Gdy przyszła pora, zalogowała się na Dobranapara.com. Angielskababka: Hej, Dani! Opowiedz nam coś wesołego o swoich nieudanych randkach. Marissy nie mogę o to nagabywać, bo niestety niedługo wychodzi za mąż i tryska szczęściem. Sanfrandani: Czy ja wiem? Nic nowego, ciągle to samo. , Angielskababka: Właśnie w tym rzecz, Dani, że my tak niewiele wiemy. Zawsze jesteś bardzo oszczędna w słowach. Kangurzyca: Pora, żebyś coś nam zdradziła. Angielskababka: Ja Wam wszystko opowiedziałam! Dani, nie kręć i gadaj jak na spowiedzi. Przecież niektóre randki musiały okazać się niewypałami.
Żona z internetu 65 Sanfrandani: Tak było, nie ukrywam. Kangurzyca: Jakieś szczegóły? Sanfrandani: Poza tym nie ściemniaj, że tamta Twoja randka była całkiem do niczego. Czy ten tajemniczy Noah już się nie pokazał w twojej kawiarni? Angielskababka: Hm, wpada regularnie. Na kawę i coś słodkiego, jak mówi. Kangurzyca: Ho, ho! Bardzo ciekawe. To czym on się zajmuje? Niewielu facetów ma czas, żeby w dzień przesiadywać po kafejkach. Angielskababka: To nie tak. Przynosi ze sobą laptopa i pracuje. Wpatruje się w przestrzeń, gada do siebie, stuka w klawisze. Pisze teksty. Sanfrandani: Co on takiego pisze? Angielskababka: Przyznam się, że nie mam pojęcia. Coś o wojskowości. I o szpiegach. Sanfrandani: Na imię ma Noah? Angielskababka: Tak. Sanfrandani: Patrzyłaś w księgarni, czy przypadkiem nie mają jego rzeczy? Angielskababka: Nie. Uważasz, że powinnam? W ogóle o tym nie pomyślałam. Sanfrandani: Tak. Jak najbardziej. Angielskababka: Dla mnie to nieistotne. Jeszcze raz chciałabym podkreślić (nie mając na myśli nikogo konkretnego, Marisso), że to tylko niezobowiązująca znajomość. Kangurzyca: Uhm, jesteście przyjaciółmi. Czy ja już tego nie słyszałam? Angielskababka: Owszem, jesteśmy przyjaciółmi. Ale teraz, gdy Daisy wyjechała, strasznie brakuje mi babskich plotek. No już, dziewczyny! Rzućcie jakiś temat!
66 Fiona Harper Sanfrandani: Może czasem podsunęłabym coś ciekawego, ale nie dajecie mi dojść do głosu. Angielskababka: Sorki! Dani, jeśli nie masz ochoty się zwierzać, to nie ma sprawy. Rozumiem, że nie wszyscy lubią się tak otwierać jak ja. Kangurzyca: Noahowi widać to nie przeszkadza. Angielskababka: Marisso, mówię serio, między nami naprawdę nic nie ma. Chciałabyś, żeby wszyscy z miejsca zakochiwali się po uszy, jak Ty i Rick, aleja się do tego nie rwę. I bardzo się cieszę, że dla Noaha nie jestem „mamusią Daisy", tylko „Grace". Kangurzyca: Nie miej do niej żalu, że próbuje Cię swatać. Angielskababka: Zakładamy się? Angielskababka: Dziewczynyrmogę Was o coś zapytać? Kangurzyca: Wal śmiało. Angielskababka: Znacie to powiedzenie: z tyłu liceum, z przodu muzeum. Może ze mną tak jest? Może zachowuję się niestosownie do wieku? Kangurzyca: Grace, wyluzuj! Jesteś super. Niczego nie zmieniaj. Sanfrandani: Przecież wiesz, że chcemy Cię taką, jaka jesteś. Jak im wyjaśnić swoje wątpliwości? Zwłaszcza że sama nie do końca potrafiła je nazwać? Angielskababka: Wiem, że to głupio zabrzmi, ale chyba powinnam wreszcie dorosnąć. Próbował się zdrzemnąć. Miał wygodny fotel w pierwszej klasiej ale samolot co rusz wpadał w turbulencje, więc
Żona z internetu 67 o spaniu nie było mowy. Noah skinął na stewardesę i poprosił o kawę. Ledwie jej skosztował, pożałował, bo natychmiast ogarnęła go tęsknota za brukowanymi uliczkami i polnymi kwiatami na stolikach. I od razu pomyślał o Grace. Coraz częściej to mu się zdarzało, zwłaszcza w podróży. Tęsknił za Coffee Bean, słodkim zapachem cynamonu i świeżo mielonej kawy, który uderzał w nozdrza, gdy otwierał oszklone drzwi kawiarni. Ostatnio prawie codziennie tam wpadał. Zachodził późnym rankiem, gdy już trochę popisał. Praca szła mu jak nigdy, sam był zdumiony. Grace przynosiła mu espresso i jakieś ciastko. Wszystkie były pyszne. Gdyby miała dyplomy, mogłaby śmiało pracować w najlepszych londyńskich knajpach. Szkoda, że nie wykorzystała szansy; z drugiej strony pochwalał jej wybór. Wychowanie córki było dla niej ważniejsze niż kariera. Wielu rodziców miałoby poważny dylemat, stając przed taką decyzją. Im lepiej poznawał Grace, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że przeczucie go nie myliło. Świetna kobieta, idealna na żonę. Gdyby mógł ofiarować jej tę wymarzoną cukiernię, zrobiłby to bez wahania. Ona naprawdę na to zasługuje. Ale łączy ich tylko przyjaźń. Taki gest byłby niestosowny. Upił kolejny łyk, skrzywił się i odstawił kawę. Chyba najlepiej zrobi, jeśli zajmie się swoją nową książką, czas szybciej mu zleci. Ostatnio trochę się opóźnił i teraz powinien przy-siąść fałdów. Otworzył laptopa, zerknął na pocztę. Gdy czekał w Stuttgarcie na swój lot, przyszło kilka e-maili, których nie zdążył przeczytać. Liścik od Grace. Życzyła mu przyjemnego pobytu, dołączyła też zabawną uwagę na temat Coffee Bean. Grace. Kiedy
68 Fiona Harper ją znowu zobaczy, wyjawi jej, kim naprawdę jest. Ma do niej stuprocentowe zaufanie. Na pewno nie poluje na jego pieniądze. Hm, w ogóle nie chce za niego wyjść. Niestety. Otworzył kolejnego e-maila. Do diabła, zupełnie zapomniał o tym rozdaniu nagród, na którym koniecznie powinien się pojawić, zwłaszcza że sam był nominowany. Wydawcy mu tego nie odpuszczą. Najgorsze, że nie znalazł kobiety, która mogłaby mu towarzyszyć w tej imprezie. Przeglądał profile, lecz z nikim się nie spotkał. Mógłby zaryzykować i spróbować, ale czy warto? Gdy nie ujawniał swej tożsamości, wszystko było dobrze, lecz kto mu zagwarantuje, że sympatyczna i powściągliwa osoba nagle nie zmieni się w natrętną uwodzicielkę? No tak, jest jeszcze Grace, ale ona nie chce się wiązać. Chce tylko... Przecież w czwartek nie musi pojawić się z żoną, byleby tylko nie poszedł sam. Mając kobietę przy boku, nie będzie narażony na podstępne zaczepki. Grace świetnie by się sprawdziła. Tylko czy zechce? Może jeśli ją ładnie poprosi? W czasie przerwy Grace wyszła do mieszczącej się po sąsiedzku księgarni i pomachała do stojącego za ladą właściciela. Mimo że był piękny kwietniowy poranek, mężczyzna miał na sobie robioną na drutach kamizelkę. - Cześć, Martin. Jak interes? - Marnie. Przez te szpanerskie sklepy, które wciąż się tu otwierają, chcą podnieść nam czynsz. To nie jest w porządku, że nowi brutalnie nas wypierają. Trudno konkurować z książkami sprzedawanymi w sieci, naprawdę coraz cieniej przędziemy.
Żona z internetu 69 - Spróbujesz negocjować czynsz? Starszy pan westchnął ciężko. - To nic nie da. Do sądu też nie pójdę, bo nie mam na to pieniędzy. Gdyby syn chciał przejąć księgarnię, to może bym się zastanowił. Dla mnie nie warto. Poza tym żona by mnie zabiła, gdybym najpóźniej za dwa lata nie przeszedł na emeryturę. Grace popatrzyła na niego ze współczuciem. - Póki tu będziesz, wszystkie książki będę kupować tylko u ciebie. I namówię do tego naszych klientów. Powinna zebrać się niezła sumka, na emeryturze nie zostaniesz z niczym. Martin zaczerwienił się lekko i strzepnął z kamizelki jakiś pyłek. - Dzięki, moja droga. No a co chciałabyś zobaczyć? - Książki dotyczące wojskowości - powiedziała, czując lekkie łaskotanie w żołądku. Gdzie Grace może być o tej porze, skoro nie siedzi w Coffee Bean? Jeszcze raz zajrzał do środka przed okno. Caz zamachała do niego zapraszająco. Niesamowita osoba. Dziś była cała na biało, obwieszona biżuterią z kryształu górskiego. Nawet japonki były nim ozdobione. Wszedł do kawiarni i zatrzymał się przy ladzie z ciastkami. Tego różowego jeszcze nie widział. Z malinami i białą czekoladą. Musi spróbować. Najwyżej dłużej pobiega, by dopiąć spodnie. - Jest po sąsiedzku - z miejsca oznajmiła Caz. Caz wiedziała. Wiedział, że ona wie. Uśmiechnęli się do siebie.
70 Fiona Harper - W takim razie poproszę o kawę i to różowe z malinami. Caz puściła do niego oko. Dział wojskowości był zaskakująco duży. Widać Martin miał słabość do tej tematyki, pomyślała Grace, przeglądając kolejną półkę z książkami. Nie znalazła żadnej autorstwa Noaha Smitha. Cóż, to tylko niewielka księgarnia w podlondyńskim miasteczku. Może trzeba wybrać się do większej. W internecie wyszukać tytuły, a potem zamówić u Martina najnowszą pozycję. Dwie panie weszły do księgarni i podeszły do lady. - Dostanę czwartą powieść z serii „Superagenci"? Ostatnia jest na wystawie, ale mój syn właśnie się nimi zainteresował i chciałby przeczytać je p»kolei. - Zaraz sprawdzę, proszę pani - uprzejmie rzekł Martin i zniknął za regałem. Urocze staroświeckie podejście. W sieciówce, która przyjdzie na jego miejsce, z pewnością nikogo tak nie powitają. Rzucą najwyżej: „Czego?" - W zeszłym tygodniu występował w tym piątkowym wieczornym show, widziałaś? - zapytała druga kobieta, szukając czegoś w torebce. -Kto? - Autor tych książek. - Szturchnęła koleżankę w bok i puściła oko. - Sama chętnie bym z nim poszpiegowała. Grace uśmiechnęła się z przymusem. Martin wynurzył się z książką i położył ją na ladzie. - Bardzo proszę! „Pustkowie". Czwarta powieść z serii. Kupująca sięgnęła po książkę i spojrzała na zdjęcie autora na odwrocie. Martin podszedł do kasy. Nie uznawał takich nowomodnych rzeczy jak czytniki kodów.
Żona z internetu 71 - No tak! - Kupująca znacząco uśmiechnęła się do swej towarzyszki. - Wszystko jasne. Chodź no tu do mnie, przystojniaku! Zachichotały jak para piętnastolatek Martin wciąż tkwił przy swej przedpotopowej kasie. - Przyjdę później - rzekła cicho Grace. Przyniesie mu rogalika, to mu się przyda. Wychodząc z ciekawości spojrzała na książkę, o której była mowa. Srebrno-niebiesko-szara okładka rzucała się w oczy. „Milcząca tundra". Noah Frost. Wbiegła do księgarni i wskoczyła na wystawę. Omalże zakrztusił się ciastkiem, na widok Grace wchodzącej do kawiarni z jego ostatnią książką w dłoni. Od razu go spostrzegła. Dałby głowę, że aż się zagotowała. Obawiał się tego, co zaraz usłyszy. A jednocześnie cieszył się w duchu z jej reakcji. Jakże zaskakującej! - O, pan Smith! Jak miło pana widzieć! Próbował pośpiesznie przełknąć resztę malinowego musu. Zakaszlał mimowolnie. Grace uderzyła go po plecach. Książką. Chyba powinien zacząć pisać cieńsze. - Grace! Mogę ci wszystko wytłumaczyć... - zaczął. - Jasne, że możesz! Ale nie mam ochoty słuchać twoich kłamstw. - Grace! - Surowy głos Caz przywołał ją do porządku. -Nie życzę sobie tu scen. Grace zamknęła usta. Co najmniej dwadzieścia par oczu patrzyło w ich stronę. Panowała grobowa cisza. - Caz, przepraszam. - Idź się przejść, póki nie ochłoniesz. Wysłuchaj, co on ma ci do powiedzenia.
72 Fiona Harper -Ja... - Idź - powtórzyła, wskazując drzwi. Grace wyszła na zewnątrz, Noah za nią. Machnęła mu książką przed nosem. - Muszę ją zwrócić. Nie zapłaciłam za nią. Skinął głową. Szedł za nią, milcząc. Poczeka te kilka minut, nie ma sprawy. Byle tylko mógł się wytłumaczyć. Właściciel księgarni stał na progu. Noah kiwnął mu głową, Grace wbiegła do środka, weszła na wystawę i zaczęła układać z książek misterną piramidę. Starszy pan i dwie klientki w milczeniu się temu przyglądali. - O mój Boże, to on! Julie, to on! Noah zamknął oczy. Marzył, by zapaść się pod ziemię. Akurat teraz... - Podpisze mi pan książkę? Grace zeszła z wystawy i skrzyżowała ramiona. - No właśnie, Noah, chyba podpiszesz pani książkę? Czy miał wyjście? Martin wszedł za ladę i błyskawicznie podał mu długopis. Noah wpisał swe standardowe życzenia. - Może pan dopisać: „Dla Julii, serdeczności"? Noah kompromisowo dodał: „Dla Julii". - Ja nie mam książki, ale może podpisze mi pan coś innego? - podchwyciła druga klientka, nerwowo grzebiąc w torebce. , - Jaki pan wysoki! - piała Julia, odbierając książkę. - Naprawdę jest pan szpiegiem? - Nie - odparł, zmuszając się, by nie zacisnąć zębów. - To wszystko jest wymyślone. - Pewnie nikt wcześniej tego panu nie powiedział, ale byłby pan fantastyczny w roli Jamesa Bonda.
Żona z internetu 73 Słyszał to już niezliczoną ilość razy. Zaraz mu powie, że wygląda jak... - Naprawdę przypomina mi pan Piercea Brosnana -przymilała się jej koleżanka. Noah zerknął na Grace. No, to już ma u niej przechlapa-ne. Stała ze skrzyżowanymi ramionami i uważnie przyglądała się całej scenie. Może pożegnać się z nadziejami. - Nic odpowiedniego nie mam - zachichotała kobieta. -To może tutaj? Pochyliła się, głęboko rozchylając bluzkę. Noah upuścił długopis. Gdy go podnosił, Grace sięgnęła na wystawę po egzemplarz książki. - Może podpiszę pani książkę? - rzekł i nie czekając na odpowiedź, zaczął pisać. - Spokojnie, Martin - wyszeptała Grace. - On ci zapłaci. Pełną cenę. Nie promocyjną. Martin skinął głową i zaczął selekcjonować kolorowe gumki. Obie panie wyszły wreszcie, prześcigając się w życzeniach i zachwytach, wyrażając też nadzieję, że znowu gdzieś wpadną na Noaha. Ten popatrzył na Grace. - Okej - odezwała się. Miała zaskakująco obojętną minę. - Już rozumiem. Na Dobranapara.com było 5212 użytkowników. Angielskababka: W życiu byście nie zgadły, co Wam powiem o Noahu! Mówiłam Wam, że pisze, prawda? Sanfrandani: Tak. Angielskababka: Okazuje się, że jest bardzo znany. Sanfrandani: Wiedziałam!
74 Fiona Harper Angielskababka: To czemu nic mi nie powiedziałaś? Sanfrandani: Nie byłam pewna. To były tylko domysły. Kangurzyca: Hej, dziewczyny! Możecie wyrażać się jaśniej? Chyba nie łapię, o co chodzi. Angielskababka: Słyszałaś o Noahu Froście? Kangurzyca:!!!!!! Kangurzyca: Naprawdę? To on? Sanfrandani: Niezłe ciacho. Angielskababka: Ręce przy sobie, Dani! Kangurzyca: Wydawało mi się, że jesteście tylko dobrymi przyjaciółmi. Angielskababka: Owszem. Można tak powiedzieć. Tylko że... Och, to zaczyna robić się strasznie skomplikowane! Sanfrandani: Dlatego zdaj się na nas. Pomożemy. Kangurzyca: Wyśpiewaj nam zaraz wszystko, a my Cię pocieszymy. Angielskababka: Noah musi wziąć udział w ważnej imprezie i zaprosił mnie, bym z nim poszła. Kangurzyca: Dobrzy przyjaciele! Wiedziałam, że to coś więcej. Za często o nim mówiłaś. Prawie zawsze. Angielskababka: Nie, wcale nie. Zresztą może. Widuję się z nim niemal codziennie, więc nic dziwnego, że o nim wspomniałam. Poza tym to dzięki niemu Was poznałam... Sanfrandani: Bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że to dzięki zagraniu Daisy. Angielskababka: Na jedno wychodzi. Kangurzyca: Nie do końca. Sanfrandani: A co słychać u Daisy? Gdzie teraz jest? Angielskababka: Wczoraj przysłała mi e-maila. Jest w Atenach, podoba się jej tam. Opisała zabawną historię o kozie i motorowerze...
Żona z internetu 75 Kangurzyca: Nie łudź się, że zmienisz temat i łatwo się wykręcisz. Opowiadaj o Noahu! Najpierw ten przystojniak, potem koza! Angielskababka: No nie, Marisso! W realu też jesteś taka władcza? Biedny Rick! Sanfrandani: Grace, nie zbaczaj z tematu. Czy to znaczy, że w serwisie was rzeczywiście świetnie dobrano? Angielskababka: Tylko się przyjaźnimy. Nic więcej. Kangurzyca: Coś mi się widzi, że Ty chyba nie chcesz się znowu zakochać. Angielskababka: Może i masz rację. Zawsze sądziłam, że już nigdy nikogo nie pokocham tak jak Roba. 1 chyba nadal trochę tak myślę. Sanfrandani: To strasznie smutne, Grace. Kangurzyca: Ale też bardzo urocze. Angielskababka: Chociaż ostatnio chodzi mi po głowie, że mogłabym związać się z kimś naprawdę fajnym, lecz to byłby inny układ niż z Robem. Taka miłość już się nie zdarzy. Myślę o spokojnym porozumieniu, bez wielkich uniesień. Sanfrandani: Za to bezpiecznym, tak? Angielskababka: Czy miłość kiedykolwiek jest taka? Kangurzyca: Wiesz na pewno, że z Noahem nie przeżyjesz takiej spokojnej, bezpiecznej miłości? Sanfrandani: Grace? Angielskababka: Przestańcie mnie podpuszczać i swatać! Wyłączam się, nim mnie otumanicie. Pogadamy później! Kangurzyca: Udanej randki! Uważaj na siebie! Sanfrandani: Cześć! Angielskababka skończyła konferencję. Kangurzyca: Dani? Jak myślisz, może ja źle kombinuję? Chodzi mi o Grace i Noaha.
76 Fiona Harper Sanfrandani: Nie wiem tego, Marisso. Choć masz rację, ona podejrzanie często o nim mówi. Kangurzyca: Czyli chyba musimy cierpliwie czekać, co się wydarzy! Sanfrandani: Jesteś niepoprawna! Sanfrandani: Iprzestań się tak przebiegle uśmiechać. Kangurzyca: No nie! Skąd wiedziałaś?
ROZDZIAŁ PIĄTY Wstrzymała dech, gdy samochód podjechał pod Regent Palące, jeden z najelegantszych hoteli w Londynie. Odwróciła się do Noaha. - Jesteś pewien? Mam na myśli mnie. Od jego spojrzenia zrobiło się jej ciepło na sercu. - Oczywiście. No dobrze. Miała nikłą nadzieję, że może Noah palnie się ręką w czoło i jeszcze się wycofa. Skoro tak się nie stało, to trudno. Nie ma wyjścia. - Grace, rozluźnij się. Wyglądasz wspaniale. Uśmiechnęła się blado. Na dzisiejszą okazję wyciągnęła oszczędności i kupiła koktajlową sukienkę, która już dawno wpadła jej w oko. Ze srebrzystoszarego jedwabiu, z wycięciem w stylu Audrey Hepburn i pełnym szyfonowym dołem. Wygładziła palcami zagniecenia. Noah wyglądał super. Ta napalona kobieta w księgarni miała dużo racji, porównując go z Jamesem Bondem, choć do Piercea Brosnana nie był podobny, miał tylko jego charyzmę i ciemne włosy. Kierowca otworzył jej drzwi. Wysiadła ostrożnie. Zerknęła na jego twarz, lecz mężczyzna nawet nie mrugnął. Czyli chyba się jej udało.
78 Fiona Harper Stremowana szła po czerwonym dywanie. Na szczęście Noah mocno trzymał jej dłoń, dodając otuchy. Przy barierce zebrało się sporo dziennikarzy, fotografów i gapiów. Noah podszedł do nich, przywitał się, zamienił kilka słów, rozdał autografy. Grace stała przy jego boku, czując na sobie zaciekawione spojrzenia. O Boże, co ja tu robię? Jest tylko dekoracją. Bezsensownym dodatkiem. Noah złożył ostatni podpis, westchnął i ujął ją za rękę. - Nie masz pojęcia, jak ja tego nie znoszę - szepnął jej do ucha. - Czuję się jak oszust. Uśmiechnęli się do siebie i ruszyli przed siebie. Starała się nie zwracać uwagi na cisnących się gapiów i paparazzich. Jednak jej uwadze nie mogły uniknąć pożądliwe spojrzenia, jakim Noaha obrzucały kobiety. Nie dziwiła się im. Sama jeszcze do niedawna uważała go za sympatycznego Noaha Smitha, który lubił wpadać do nich na kawę i ciasteczko. Rzeczywistość okazała się inna. Zaciekawiona, poszła do Martina i kupiła jego książkę. I przez trzy noce z rzędu czytała ją do drugiej nad ranem, nie mogąc oderwać się od zaskakującej i trzymającej w napięciu fabuły. Noah okazał się wziętym autorem, prawdziwą gwiazdą. Naprawdę była pod wrażeniem. Trzymał ją mocno za rękę. Minęli portierów w liberii, i schodami ruszyli do sali balowej, w której miała się odbyć uroczystość. Zatrzymali się na progu. Grace nie wierzyła własnym oczom. Sceneria jak z bajki: marmurowe kolumny, kryształowe żyrandole zwieszające się z kasetonowego sklepienia, masa kwiatów. Wszędzie przepiękne bukiety. Wśród zgromadzonych wiele twarzy znanych z telewizji.
Żona z internetu 79 Noah uścisnął ją za rękę. Już nie uśmiechał się z przymusem, jak do reporterów. Serce jej zabiło. - Dziękuję ci, Grace. - Musnął jej policzek. - Naprawdę jestem ci bardzo wdzięczny. Żartuje sobie z niej? Większość kobiet oddałaby wszystko, by być na jej miejscu. Wyprostowała się. Musi się trzymać. To jej pierwsze takie publiczne wyjście, jej „bal debiutantek". Zacisnęła palce na dłoni Noaha. - Nie ma sprawy, panie Frost. - Zatrzepotała ciężkimi od tuszu rzęsami. - Damy radę. Po rozdaniu nagród, kiedy zebrani gawędzili w grupkach, pogratulował autorce, która niedawno przebojem weszła na rynek literatury kobiecej. - Dzięki. - Rebecca wypiła łyk szampana i znacząco popatrzyła na drugi koniec sali. - Tobie też można pogratulować? - Szampan niebezpiecznie zakołysał się w jej kieliszku. Upiła kolejny łyk. -Mówię o niej. - O Grace? - W damskiej łazience już słyszałam lament, że jesteś nie do wzięcia. - „Nie do wzięcia"? Skąd taki pomysł? - zdumiał się. Rebecca oblizała usta i lekko się zachwiała. - Bo przez cały wieczór nie odrywałeś od niej oczu. Musi być super, skoro udało się jej zauroczyć najlepszego kawalera z branży. Noah już miał się roześmiać, gdy dobiegł go śmiech Grace. Otoczona gromadką wydawców rozmawiała z ożywieniem. - Jest naprawdę świetna, co?
80 Fiona Harper Rebecca dokończyła szampana. Chyba straciła wątek, bo rzekła: - Pora skończyć z tym piciem, nie uważasz? - Uważam. Odprowadził ją do jej chłopaka i wrócił poszukać Grace. Po drodze znów ktoś go zatrzymał. Z daleka popatrzył na Grace. Wydawcy słuchali jej z zainteresowaniem. Ona naprawdę jest sobą, jest wyjątkowa. Przeczucia go nie zawiodły. Odetchnął głęboko. Podszedł do Grace, otoczył ją ramieniem. Nawet nie mrugnęła. Dokończyła kwestię i uśmiechnęła się do niego. Ten uśmiech go poraził. Nie przebiegły uśmieszek ani nie szeroki uśmiech. Ten wydał mu się łagodny, wręcz... nieśmiały. Wewnętrzny rottweiler, który przez cały wieczór nie dawał znaku życia, nagle zerwał się do ataku. Nie chce żadnej innej. Nie chce przeglądać profili kolejnych kandydatek. Chce Grace. Chce się z nią ożenić. Noah podał jej płaszcz. - Co za wieczór! - tęsknie westchnęła Grace. - Cieszę się, że ci się podobało. - Że mi się podobało? - Popatrzyła na niego z jawnym niedowierzaniem. - Chyba widziałeś gwiazdora, który występował w tym kostiumowym filmie w niedzielę? Pocałował mnie w rękę. I to dwa razy! Chętnie walnąłby tego gościa. Raz, a dobrze. Grace zakryła usta dłonią i ziewnęła. - To miło, że zarezerwowałeś hotel. - Nocleg w hotelu miał być dla niej wabikiem; chciał osłodzić jej to dzisiejsze wyjście. - Nie czuję nóg i nie miałabym sił jechać teraz do domu. O mój Boże! Naprawdę już tak późno?
Żona z internetu 81 Noah skinął głową. - Kopciuszek już dawno opuścił bal. Grace znowu ziewnęła. - Chodź, moja ty Śpiąca Królewno. Zaraz złapiemy taksówkę. Na szczęście w naszym hotelu będzie spokojniej niż tu. - Ale ja będę mieć swój pokój? - Tak, po raz trzeci ci to mówię. Za kogo ty mnie masz? Szybko straciła orientację, dokąd jadą. Znowu ziewnęła. Wprawdzie wypiła tylko trzy kieliszki szampana, ale chyba uderzył jej do głowy. To nie był tani trunek z supermarketu, jaki czasami zdarzało się jej kosztować. Głowa jej ciążyła. Przyjemnie byłoby ją złożyć na czyjejś piersi. Samochód wziął kolejny zakręt. Grace wykorzystała moment i oparła się o Noaha. Nie protestował. Otoczył ją ramieniem. Od razu poczuła się jak w niebie. Jego palce delikatnie przesuwały się po jej skórze, a ten dotyk budził rozkoszne dreszcze. Pachnie tak ładnie... Powinna wziąć się w garść. Przecież są tylko przyjaciółmi. Co z tego, że najchętniej wtuliłaby twarz w jego koszulę? Dźwięki dobiegały do niej coraz ciszej. Noah obudził ją, gdy taksówka stanęła. Ziewając i chwiejąc się na nogach, Grace podążyła za nim do hotelu. Gdy boy otworzył im drzwi, wstrzymała oddech na widok eleganckiego, utrzymanego w jasnych kolorach wnętrza. - Ale tu nie ma łóżka - skonstatowała, lekko marszcząc czoło. - Taki piękny pokój i nie ma łóżka? Noah pociągnął ją do środka. - To apartament. Twoja sypialnia jest tam. Nie patrzyła na pokój, widziała tylko ogromne wspaniałe
82 Fiona Harper łoże. Rzuciła się na nie od razu. Jak cudownie! Do końca życia mogłaby się stąd nie ruszać. Ktoś zdjął jej pantofle. Poruszała palcami, westchnęła głęboko i znowu ziewnęła. Na skroni poczuła ciepłe muśnięcie. - Dobranoc, Grace. Miłych snów. Wspaniale się jej spało. Wyciągnęła się, rozprostowała ręce i nogi. Dochodziła ósma, pora wstać. Choć tak trudno było oderwać się od tej mięciutkiej poduszki i wytwornej pościeli. Jakie szczęście, że dzisiaj nie musi iść do pracy. Wzięła prysznic, włożyła piżamę i otuliła się w puszysty biały szlafrok wiszący w łazience. Otworzyła drzwi do saloniku i wyjrzała dyskretnie. Noah siedział przy biurku pod oknem i coś pisał na laptopie.-Chyba pracował już długo. Obrócił się do niej. - Dzień dobry. Jak ci się spało? - Wspaniale. I bardzo ci dziękuję za wczorajszy wieczór. O, no nie! - Podciągnęła rękaw szlafroka i uważnie popatrzyła na rękę. - Tu mnie pocałował. Zupełnie zapomniałam, że miałam jej nie myć. - Co za szkoda. - Uśmiechnął się lekko. - Co powiesz na śniadanie? Wskazał otwarte drzwi na taras. Niesamowite! Wczoraj nawet go nie zauważyła. Popatrzyła na stolik zastawiony rogalikami, croissantami i owocami. Wyszła na taras i przechyliła się przez barierkę. W dole, jakieś dziewięć pięter pod nimi, śmigały czerwone autobusy, taksówki i rowerzyści. Panowie w garniturach śpieszyli do pracy. Niebo było bezchmurne, wiaterek poruszał liśćmi drzew wzdłuż ulicy. Słońce przyjemnie grzało twarz i bose stopy.
Żona z internetu 83 Grace usiadła na kutym krzesełku wyłożonym miękką poduszką. - Jak cudownie! Strasznie ci dziękuję, za wszystko. Czuję się, jakbym była na wakacjach! Noah usiadł przy stoliku i nalał kawy ze srebrnego dzbanuszka. - To ja ci dziękuję. Dzięki tobie nikt się na mnie nie rzucał, nie proponował, żebym złożył autograf na dekolcie. Grace uśmiechnęła się i wzięła croissanta. Był boski. Lekki, o maślanym smaku. Rozpływał się w ustach. Naprawdę smak jak w niebie. Może podpyta hotelowego cukiernika, jak je piecze. Śniadanie upływało w przyjemnie leniwym rytmie. Gdy Grace skończyła, wyciągnęła stopy na drugim krzesełku, zamknęła oczy i wystawiła twarz do słońca. - Takie życie by mi odpowiadało. Z dołu dobiegał stłumiony gwar ulicy, lekki wietrzyk rozkosznie chłodził czoło. - Tak? To może dasz się namówić? Odwróciła głowę i otworzyła jedno oko. Noah pochylał do ku niej, przyglądając się jej poważnie. Poczuła ciarki na plecach, mocniej zacisnęła pasek szlafroka. - Co masz na myśli? -No... Postawiła stopy na podłogę i wyprostowała się. Noah, co dziwne, teraz wcale nie wyglądał na przystojnego szpiega. - Mogłabyś mieć takie życie... gdybyś za mnie wyszła. Zawirowało jej w głowie. To pewnie opóźniona reakcja po tym wychyleniu się przez barierkę. - Co ty powiedziałeś? Noah wstał, usiadł na krześle obok niej i ujął jej dłonie.
84 Fiona Harper - Wyjdziesz za mnie, Grace? - Patrzył jej w oczy. Po raz pierwszy w życiu zabrakło jej słów. - Ale... ale... my tylko się przyjaźnimy... nie kochasz mnie. - Grace, jesteś wspaniałą osobą. Mam dla ciebie ogromny szacunek. Z tobą jest mi naprawdę dobrze, znów mam frajdę z życia. -Ale... - Poza tym coś nas do siebie przyciąga. Popatrzyła na ich splecione palce, po czym przeniosła wzrok na Noaha. - To prawda, jest trochę za dużo chemii. Ale... - Sama powiedziałaś, że nie szukasz miłości jak Romea i Julii. Proponuję ci partnerski układ oparty na wzajemnym poszanowaniu, dopasowaniu... - Lekki uśmiech przemknął mu po twarzy. - Chemii. Pochylił się nagle. Poczuła tchnienie jego oddechu i serce zabiło jej jak szalone. Zamknęła oczy. Pocałunek był łagodny i czuły jak promyk wiosennego słońca. Noah cofnął się. Wciąż ujmował rękami jej twarz i wpatrywał się w nią z napięciem. Tego jej brakowało. Nie tylko pocałunków - choć ten był upojny - lecz poczucia takiej bliskości. Noah miał rację. Pasują do siebie. Mówił szczerze o tym, co czuł. Od tylu lat nikt tak z nią nie rozmawiał. Łzy dławiły ją w gardle. Ale to nie jest miłość. Czy to wystarczy, by budować małżeństwo? Jeszcze kilka miesięcy temu bez chwili wahania wyśmiałaby taki pomysł, lecz teraz... Koniec samotności. Koniec liczenia tylko na siebie. Mia-
Żona z internetu 85 łaby się komu wyżalić w chwilach załamania. Pośmiać razem. Nagle strasznie za tym zatęskniła. Odsunęła się od Noaha, po czym wstała. Przyłożyła do ust drżące palce. - Ja... nie wiem. Muszę to sobie przemyśleć. Proszę, odwieź mnie teraz do domu. Serce wciąż waliło jej jak młotem. Gdy wreszcie znalazła się pod drzwiami do swego mieszkania, musiała na chwilę przysiąść, by zebrać siły. Droga do domu była jedną wielką męczarnią. Czy po tym, co usłyszała, mogła normalnie rozmawiać? W dodatku nie odrzuciła propozycji Noaha. Czy zwariowała? Kiedy podjechali pod tylne wejście Coffee Bean, wyskoczyła i pobiegła do domu. I co teraz powinna zrobić? Nie mogła się przemóc, by wejść do środka. Dom był jej sanktuarium, jej azylem. Tylko że zaraz od progu spojrzy na nią Rob, W żołnierskim mundurze, z kilkudniową Daisy na rękach. Westchnęła. Kiedy się pobierali, czuli się bardzo dorośli. Dopiero po latach, patrząc na zdjęcia, uświadomiła sobie, jak bardzo byli młodzi i naiwni. Daisy jest teraz prawie w tym wieku co ona, gdy wychodziła za mąż. Oblała się zimnym potem na myśl, że Daisy mogłaby pojawić się teraz z obrączką na palcu i brzuchem jak piłka. Mieli z Robem tyle planów i nadziei, ich miłość miała trwać wiecznie. Choć czy tak rzeczywiście by było? Byliby szczęśliwi, czy może każde z nich poszłoby inną drogą, walczyliby ze sobą o dziecko? Jak może popatrzeć na jego zdjęcie, mając takie myśli? Przecież nie może wymazać z pamięci ich wspólnych chwil, udawać, że nigdy go nie było, skoro wciąż starała się być ta-
86 Fiona Harper ka jak wtedy, kiedy ją pokochał. W ten sposób podtrzymywała go przy życiu. Nigdy wcześniej nie miała takich dylematów. Kilkanaście lat temu spotykała się z mężczyznami w nadziei, że znajdzie kogoś, z kim przejdzie przez życie, jednak ostatecznie stwierdziła, że Robowi nikt nie dorówna. Poddała się. Ale teraz poznała Noaha. Noah jest zupełnie inny niż Rob. Zresztą układ, jaki jej proponuje, też miałby opierać się na czymś innym. Nie na dozgonnej miłości, jak z Robem. Tyle że Rob niespodziewanie odszedł, a ona została sama. Szacunek. Dopasowanie. Wsparcie. Brzmi to sensownie. Ale Grace lubiąca kabaretki, tequilę i koncerty rockowe dramatycznie krzyczała „nie". Czy to świadczy, że jest dziecinna? Potarła rękami twarz. Najgorsze, że jakaś jej część skłaniała się do tych wszystkich rzeczy, dorosłego spojrzenia na życie. Czy to znaczy, że powinna przekreślić poprzednie małżeństwo, uznać je za pomyłkę? To trochę jak zdrada. Z drugiej strony miłość ma różne oblicza. Nie tylko takie jak w romantycznym filmie. Chyba że Noah takiej oczekuje. Jeśli tak, to nic z tego. Nie chce znowu cierpieć, jeśli mogłaby go stracić. A może to rzeczywiście dobry wybór... Westchnęła i weszła do domu, nie patrząc na zdjęcie Roba i leżący na stoliku laptop. Dziś nie ma ochoty na gadki z Marissą i Dani. Musi ochłonąć, na spokojnie zastanowić się nad tym, co się wydarzyło. Nawet córce nie piśnie ani słowa.
Żona z internetu 87 Przez kolejne dni Noah nie przychodził do kawiarni Coffee Bean, ale przysłał kilka niezobowiązujących e-maili. Była mu wdzięczna, że nie naciska, że rozumie jej rozterki. Naprawdę jest świetnym facetem. Ułożyła miniaturowe tarty, ozdobiła każdą z nich maliną. Może poprosić Caz o radę? Caz zawsze wie, co robić. Podeszła do starszej pani. Caz z zadumą spoglądała w przestrzeń, nie na rozłożone papiery. - O co chodzi? - zagadnęła. - Problemy? Caz skinęła głową i podsunęła jej dokumenty. Grace, choć rachunki były dla niej czarną magią, skinęła głową, stanęła za Caz i objęła ją. - Nie łam się. Damy sobie radę. Zawsze tak było. Caz poklepała Grace po ręce i zapatrzyła się w dal. Angielskababka: Hej, dziewczyny, muszę Wam coś wyznać. Kangurzyca: Oho! Już się cieszę! Sanjrandani: Czekam w pogotowiu. Grace nabrała powietrza. Przez kilka dni dusiła to w sobie, lecz nadszedł czas, by to powiedzieć. Angielskababka: Pamiętacie, jak pojechałam z Noahem na rozdanie nagród? To nie miała być randka. No więc Noah mnie pocałował. Kangurzyca:!!!!! Sanjrandani: Super! Angielskababka: No właśnie. Sanjrandani: To wyjaśnia, czemu przestałaś o nim wspominać.
88 Fiona Harper Kangurzyca: Grace? Czemu nie powiedziałaś nam wcześniej? Sanfrandani: Ja ją rozumiem. Czasem trzeba zachować coś dla siebie. To nie ma żadnego związku z naszą przyjaźnią, prawda, Grace? Angielskababka: Oczywiście, że nie! Przecież wiecie, ile dla mnie znaczycie. Trzymacie mnie przy życiu, jesteście moją ostoją. Po prostu... nie mogłam się pozbierać. Kangurzyca: No to... jak było? Angielskababka: Było... Przygryzła usta. Jak im opisać to przeżycie? Angielskababka: Było fajnieAnaczej niż poprzednio. Sanfrandani: Grace! Kangurzyca: Poprzednio!!!!!! Grace? Angielskababka: Mniej wykrzykników, Marisso. Rozwalisz sobie klawiaturę. Sanfrandani: Domyślam się, że to miało znaczyć, że było super? Grace zakryła twarz dłońmi. Nawet teraz, na samo wspomnienie sceny na tarasie, robiło się jej gorąco. Croissant już zawsze będzie się jej kojarzyć z tamtym dniem. Kangurzyca: To co z tym poprzednim razem? Angielskababka: Chyba zapomniałam Wam o tym napisać? Pierwsze spotkanie zakończyło się buziaczkiem. Kangurzyca: Buziaczkiem? Grace, czuję, że coś przed nami ukrywasz. Angielskababka: No dobra, niech Ci będzie! Przyparł
Żona z internetu 89 mnie do wystawy i pocałował tak, że zabrakło mi tchu. Tego chciałyście? Kangurzyca: © To już jakiś początek! Grace zachichotała. Marissa ma rację. A przecież nie powinna niczego przed nimi ukrywać. Potrzebuje rady i wsparcia. Sanfrandani: To dlaczego nie chciałaś umówić się z nim po raz drugi? Angielskababka: Bo się bałam. Zawahała się na moment, znów uderzyła w klawisze. Angielskababka: I nadal się boję. Sanfrandani: A co się teraz dzieje? Spotykacie się? Angielskababka: W pewnym sensie. Sanfrandani: Jak to rozumieć? Angielskababka: Jest gorzej. Sanfrandani: To znaczy? Jak im to powiedzieć? Jak wyłożyć im swoje myśli, jak opisać te wszystkie niesamowite wydarzenia, które nastąpiły po tamtym wieczorze? Na widok Noaha serce wariuje jej, a w nocy wciąż marzy, by był przy niej, by... Przełknęła ślinę. Jeszcze nie czuje się na siłach, by im to wyjawić. Za to ma coś konkretnego. Angielskababka: Poprosił, żebym za niego wyszła. Po raz pierwszy żadnej reakcji. Z wrażenia aż zaniemówiły.
90 Fiona Harper Grace zakończyła rozmowę z zaszokowanymi przyjaciółkami i zamknęła laptopa. Była zbyt podekscytowana i poruszona, by iść spać. Podeszła do półki i wyjęła album z rodzinnymi zdjęciami. Świadectwo wspólnego życia z Robem. Westchnęła. Rob był idealnym materiałem na męża i ojca. Wiedziała to od chwili, gdy tylko go poznała. Przebiegała wzrokiem po kolejnych fotkach. Z Daisy, z przyjaciółmi. Przed choinką. Zatrzymała się na ulubionym zdjęciu z podróży poślubnej. Uśmiechnięty Rob siedział na murku i jadł rybę z frytkami. Ściskało ją w gardle. Mc powiedziałam Noahowi „tak", mimo to czuję, jakbym cię opuściła. Jak mogłam tak postąpić po tym, co nas łączyło? Patrzyła na jego roześmiane oczy, szukając w nich odpowiedzi. Powoli zaczęła mieć wrażenie, jakby Rob siedział tuż obok niej, obejmując ją ramieniem, odgarniając jej za ucho kosmyk włosów. I wiedziała, co by jej powiedział. Musisz się przemóc. Nie możesz udawać, że czas się zatrzymał, bo tak nie jest. Życie idzie dalej. Zawsze w jakimś sensie będę z tobą, lecz musisz ruszyć do przodu. Stać się taką, jaką miałaś być. Tylko jak to rozumieć? Ma przyjąć oświadczyny Noaha, czy je odrzucić? I jaką powinna być? Zamknęła album i odłożyła go na miejsce. Ma czterdzieści lat i trzy miesiące. Najwyższy czas, by znalazła odpowiedź na te pytania.
ROZDZIAŁ SZÓSTY Noah podświetlił trzy ostatnie strony i zdecydowanym ruchem nacisnął guzik „Usuń". Kolejne trzy strony spotkał ten sam los. Praca mu nie szła. Nie mógł dojść do ładu ze swym bohaterem, wciąż mu się wymykał. Hm, czasami tak bywa. Odsunął się z fotelem od biurka. Musi zrobić przerwę, a przede wszystkim przestać zadręczać się myślami o Grace. Nie chciał jej popędzać, ale to czekanie go dobijało. Pójdzie się przejść, odetchnąć świeżym powietrzem, poprzyglądać się ludziom. Takie obserwacje często się przydają, podsuwają pomysły do książek. Wsiadł do samochodu i pojechał do Vinehurst. Zaparkował przy błoniach. Dochodziła szósta. Matki z dziećmi już poszły do domów, za to zjawili się ludzie z psami i miłośnicy biegania. Na huśtawce ktoś bujał się leniwie. Wytężył wzrok, starając się zapamiętać tę scenę; może kiedyś wykorzysta ją w jakimś opisie. I naraz zdał sobie sprawę, że ta postać jest dziwnie znajoma. - Grace? Zaskoczył ją. Omal nie zeskoczyła z huśtawki. Od razu zauważył jej podpuchnięte oczy. - Co się stało? - To długa historia.
92 Fiona Harper Noah usiadł na sąsiedniej huśtawce. Oboje patrzyli w przestrzeń, kołysząc się lekko. - Dobrze się składa, bo lubię długie historie - zagadnął, zerkając na nią. Odwzajemniła jego spojrzenie. - Coffee Bean plajtuje - odezwała się głosem wypranym z emocji. - Caz dostała ofertę od Java Express. Pewnie ją przyjmie, nie ma wyjścia. Inaczej doprowadzą nas do ruiny, a wtedy dostanie znacznie mniej. - Stracisz pracę. Co wtedy zrobisz? Grace westchnęła. - Mogłabym wrócić na studia, ale nie wiem, czy to mi się uda. Muszę gdzieś mieszkać, a mieszkanie też stracę. Potrząsnęła głową, łzy pociekły jej po policzkach. - Nie mogę pogodzić się z myślą, że wyrzucą na śmieci ten piękny bufet, skują stare płytki. Coffee Bean przestanie istnieć, stanie się jednym z setek barów. Nie umiał się zachować, gdy ktoś płakał. Sam nigdy nie uronił nawet łzy. Nie umiał pocieszać, nie wiedział, jak to zrobić. Jak poprawić jej humor? Co by jej pomogło? Olśniło go. Grace lubi gotować. I lubi jeść. - Chodź. Zapraszam cię na kolację. - Może w Barrucis znajdzie się wolny stolik. Grace popatrzyła na niego pustymi oczami. Już chciał wyjąć komórkę, by zarezerwować miejsce, gdy wewnętrzny rottweiler warknął ostrzegawczo. Grace podniosła się bezwolnie. - Gdzie pójdziemy?
Żona z internetu 93 - Do Mandarin Moon. Na chińskie jedzenie. Nie wiedział, co go do tego skłoniło. Ale to właściwy wybór. Widział, że Grace jest w złej formie, bo jadła bez apetytu. Grzebała pałeczkami w talerzu i nawet kurczak na słodko-kwaśno nie obudził w niej zainteresowania. - Jakie masz wyjścia? - zagadnął Noah. - Nie jest ich wiele. Z Caz było mi dobrze. Praca dla wielkiej sieci odpada, nie utrzymam się z niej. Będę musiała rozejrzeć się za mieszkaniem w tańszej okolicy, ale tam będzie trudniej o pracę. Błędne koło. - Waszej kawiarni nie da się uratować? - Nie sądzę. Zaproponowałam Caz moje oszczędności, ale to by była kropla w oceanie. Smutne, gdy dziesięć tysięcy okazuje się tak mało warte. Dziesięć tysięcy. Dla niego nie była to znacząca suma, lecz zdawał sobie sprawę, jak trudno przyszło jej odłożyć te pieniądze. Im dłużej ją znał, tym bardziej ją podziwiał. - W ciągu miesiąca zostanę bez pracy i bez dachu nad głową. Nawet nie będę mieć przy sobie Daisy. Wrócę do punktu wyjścia, a nawet gorzej. Nie powinien jej naciskać. Nie powinien wyrzec choćby słowa na temat małżeństwa. A jednak mimowolnie to powiedział. - Moja propozycja nadal jest aktualna. Wyjdź za mnie. Grace miała minę, jakby chciała położyć głowę na stole i wybuchnąć płaczem. - Jestem pewien, że dobrze się nam ułoży. Poza tym będziesz zabezpieczona finansowo. Odpadnie ci problem z mieszkaniem. Jeśli zechcesz, dokończysz studia, pomyślimy o kawiarni dla ciebie. Zawsze miałem ciągoty, żeby robić coś na swój rachunek. Myślałem o księgarni, ale przestawię się bez problemu. Lubię słodkości. Grace zagryzła usta.
94 Fiona Harper - Nie będziesz się martwić o czesne za studia Daisy. - Ale ja nie mogę... - Wiem, że to wygląda, jakbym chciał cię kupić, ale tak nie jest, mówię to z ręką na sercu. Ja też chciałbym czegoś od ciebie. Zwęziła oczy. - Na przykład? - Żebyś towarzyszyła mi w podróżach po świecie, mieszkała ze mną w dobrych hotelach w Paryżu, Rzymie, Sydney... - Sydney? Wybierasz się też może do San Francisco? - Możemy tam pojechać, jeśli chcesz. Poza tym chroniłabyś mnie przed fankami domagającymi się autografów. W ogóle przed fankami. Żartuje sobie z niej. Liczy, że się roześmieje. - i, rzecz jasna, jest jeszcze coś, największy plus... - Czyli? Uśmiechnął się do niej. - Piękne zęby. Nie zapominaj o nich. Zaśmiała się cicho. - Jesteś naprawdę stuknięty. - Wiem. - Spoważniał. - To mogłoby wyglądać na wariactwo, ale dla mnie to najmądrzejszy pomysł od bardzo dawna. Mówił bardzo przekonująco. Jego plan wydawał się rozsądny, ba, logiczny. Nie miała wyrzutów sumienia, że go rozważa. Grunt chwieje się jej pod nogami, nie z jej winy. I nie czuje się na siłach, by znów zacząć wszystko od nowa. Jego propozycja ma dużo plusów. No i co począć? Noah odsunął talerz.
Żona z internetu 95 - Gdybyś się wcześniej zgodziła, obstawałbym za długim narzeczeństwem, żebyśmy poznali się lepiej, ale jeśli nie będziesz miała gdzie mieszkać, możesz przenieść się do mnie. Jeśli takie rozwiązanie ci nie odpowiada, możemy pobrać się szybko. Wybierz, co ci pasuje. Jest naprawdę super. I prawie ją przekonał. Lubi go. Naprawdę go lubi. Może nawet zdoła go pokochać, by razem iść przez życie, razem się zestarzeć. Czy to wystarczy? Stanęła przed życiową decyzją. Podejmie ją czy ucieknie jak wystraszone dziecko? Wypuściła powietrze i popatrzyła Noahowi w oczy. - Muszę najpierw porozmawiać z Daisy. Nie mogę decydować, nie konsultując z nią tego kroku, bo to odbije się również na jej życiu. Serce biło jej jak szalone, gdy wykręcała numer córki. Ze względów oszczędnościowych komunikowały się pocztą e-mailową, ale ta sprawa wymagała bezpośredniego kontaktu. Czuła ucisk w żołądku, czekając, aż Daisy odbierze. - Mama? Łzy popłynęły jej z oczu. Tak strasznie brakuje jej Daisy! Gdyby mogła tu teraz być, siedzieć wraz z nią przy stole... - Mamo! Co się stało? Dławiło ją w gardle. Przełknęła ślinę, otarła oczy. - Nic się nie stało. To znaczy nic strasznego. Nikt nie umarł czy coś takiego. Tak się cieszę, że słyszę twój głos. - Ja też, mamusiu! Obie zaczęły beczeć. Grace pierwsza się pozbierała. Przecież dzwoni w konkretnym celu.
96 Fiona Harper - Mam dla ciebie nowinę... myślę, że dobrą. Daisy też się opanowała, jej głos zabrzmiał pogodniej. - Tak? Jaką? - Pamiętasz, jak wrobiłaś mnie w randkę z nieznanym facetem? - Myślałam, że się z nim nie spotykasz. - Bo nie... to znaczy nie naprawdę... ale zbliżyliśmy się do siebie. - Nabrała powietrza. - Poprosił, żebym za niego wyszła. Teraz jej serce załomotało rozdygotanym rytmem. - Daisy, jesteś tam? Cisza. - Jestem. Psiakość, mamo! Naprawdę jesteś szybka! - To długa historia. ~ Pokrótce streściła sytuację Coffee Bean i swą znajomość z Noahem. Wreszcie umilkła i czekała na reakcję. - Dla mnie nie ma znaczenia, kim on jest i z czego żyje. Choć przyznam się, że przeczytałam kilka jego książek i są całkiem niezłe... Ale to nie ma nic do rzeczy. Najważniejsze jest to, czy go kochasz? Grace zagryzła usta. Co odpowiedzieć? Jeszcze go nie kocha, ale prawie... - Nie tak jak twojego tatę, ale teraz jestem starsza. I czego innego chcę od życia. - Myślisz, że będziesz z nim szczęśliwa? Znieruchomiała i zamknęła oczy, starając się wyobrazić sobie przyszłość - długą przyszłość - z Noahem. - Tak. Myślę, że tak. Oczami wyobraźni widziała skupioną minę Daisy. - W takim razie powinnaś to zrobić.
Żona z internetu 97 Noah uparł się, że zafunduje Daisy bilet na przyjazd do domu i powrót do Grecji. Przez ten tydzień Grace i Daisy spakowały rzeczy i opróżniły mieszkanie. Przy wielu drobiazgach odbywały sentymentalną podróż w przeszłość; miło było znowu być razem, ale Grace czuła, że oto żegna swe dotychczasowe życie i dawną Grace. Daisy sprawiła jej wielką radość, oznajmiając, że zamiast na historię chciałaby iść na studia gastronomiczne. Już planowały, że potem może wspólnie poprowadzą małą cukie-renkę. Przyszłość zapowiadała się coraz lepiej i w Grace wstąpiła nadzieja. Ślub miał się odbyć nazajutrz. Zapadł wieczór, prawie wszystko zostało spakowane. Pozostało jeszcze tylko zdjęcie Roba wiszące na wprost wejścia. Zawsze tu czuwał nad nimi. Daisy podeszła do matki i objęła ją. Grace w milczeniu wpatrywała się w zdjęcie męża. Nie mogła się zebrać, by schować je do kartonu. Łzy paliły ją pod powiekami. - Jest dobrze, mamo - wyszeptała Daisy. - Tata by chciał, żeby tak było. Grace spojrzała w roześmiane oczy Roba. Patrzył na nią szczerze i pogodnie. Daisy miała rację. Jednak jakaś cząstka jej osoby rozpaczała, że zamyka sobie drogę do miłości, że, wychodząc za Noaha, już nigdy nie przeżyje takich uniesień. Choć czy w ogóle to możliwe? - Mamo, będzie dobrze, zobaczysz. Pasujecie z Noahem do siebie. Ostrzegłam go, że jeśli cię zrani, naślę na niego moich znajomych z Sycylii. Już oni się z nim rozprawią. Grace wybuchnęła śmiechem i przytuliła córkę.
98 Fiona Harper -Kocham cię, moja ty zwariowana panienko. I będę strasznie tęsknić, gdy wyjedziesz. - Ale teraz tu jestem i wszystko jest okay. - To prawda. - Zamknęła karton i zakleiła go taśmą. Ślub odbył się w sali miejskiego ratusza w obecności nielicznej grupki rodziny i znajomych. W momencie składania przysięgi Grace dziwne zbladła, lecz nawet jeśli ktoś to zauważył, złożył tę reakcję na karb zdenerwowania. Nikt nie wiedział, co wtedy poczuła, co ją tak poraziło, że jeszcze przez kolejne godziny nie mogła strząsnąć z siebie wrażenia chłodu i pustki. Noah też niczego nie zauważył, ale jemu takie rzeczy zazwyczaj umykały. Nie był dobryrw odczytywaniu emocji. Wesołe okrzyki i gromkie oklaski pożegnały młodą parę, gdy Noah ogłosił, że zabiera żonę w podróż poślubną do Paryża. Grace była odrętwiała i milcząca. Wczesnym wieczorem znaleźli się w centrum Paryża, miasta świateł. I miasta miłości. Noah wybrał hotel w pobliżu Dzielnicy Łacińskiej pełnej kameralnych knajpek, w której życie toczyło się wartko i gdzie wciąż można było usłyszeć echa minionych sporów filozoficznych i dyskusji literackich. Przemawiała do niego ta atmosfera i wolał zatrzymać się tutaj, a nie w luksusowych hotelach po drugiej stronie Sekwany.
Żona z internetu 99 - Wciąż nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jestem - wyznała Grace, gdy trzymając się za ręce, spacerowali bulwarem Saint-Germain. - Jest dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałam. Małe kawiarenki z wiklinowymi fotelami, markizy, kelnerzy w długich białych fartuchach. Noah przysłuchiwał się jej z uśmiechem. Prowadził ją brukowanymi uliczkami, aż dotarli na miejsce. - Każdy powinien choć raz wstąpić do Le Procope. Wprawdzie w przewodnikach podają, że dzisiaj to miejsce jest turystyczną pułapką, jednak jedzenie nadal jest wyśmienite. Grace rozejrzała się po sali. Restauracja zajmowała cały wąski kilkukondygnacyjny budynek. Na ścianach wisiały podobizny panów w przykurzonych perukach, w ozdobnych serwantkach lśniła porcelana i wysokie kieliszki do szampana. W tym wnętrzu można było się poczuć jak w czyimś wytwornym salonie. Jedzenie było przepyszne, poczynając od sałatki z porów i słynnego koguta w winie podanego w indywidualnych miedzianych kociołkach. Jednak w połowie głównego dania Grace nagle straciła apetyt. Noah spostrzegł zmianę jej nastroju. Odłożył sztućce i popatrzył na nią przenikliwie. Przez te ostatnie tygodnie nieraz widziała takie spojrzenia. Jakby czytał w jej myślach. Zmieszała się. - Grace, wiem, że wypadki potoczyły się szybciej, niż mogliśmy przypuszczać. O psiakość. Domyślił się. Oblała się rumieńcem. - Wiem, że dziś jest nasza... noc poślubna, ale jeśli nie jesteś gotowa, jeśli potrzebujesz czasu, to nie ma sprawy. Przed nami całe życie. Nie ma pośpiechu. Wzruszył ją. Ledwie wstrzymała łzy. - Dzięki. Naprawdę spotkało ją wielkie szczęście, że trafiła na takiego cudownego człowieka. - Chodzi o to, że... Sama nie wiem, co czuję. To wszystko było...
100 Fiona Harper Pogładził Grace po dłoni. - Wiem. Nie przejmuj się. Powoli wszystko się ułoży. Było już późno, gdy wreszcie dotarli do hotelu. Grace przebrała się w łazience, klnąc pod nosem. Po co dała się przekonać Daisy do tej cieniutkiej białej koszulki na wąskich ramiączkach? Usiadła na klapie sedesu i zaczęła machać nogą. Musi się uspokoić. Oddychać głęboko. Przecież to nic takiego. To tylko... Kogo chce oszukać? Jest zdenerwowana i tak spięta, jakby to był jej pierwszy raz. Co się z nią dzieje? Noah jest przystojny i seksowny. Nie chce iść z nim do łóżka? Jej hormony natychmiast zaprotestowały. Jednak lewa noga wciąż wymachiwała w powietrzu. Przycisnęła ją obiema dłońmi, a po chwili wstała. Kiedy weszła do sypialni, Noah stał przy oknie. Miał na sobie spodnie od piżamy. Odwrócił się powoli. Oczy mu pociemniały, w powietrzu przemknęła iskra. Podszedł do Grace, przesunął dłonią po jej policzku i szyi. Grace wstrzymała oddech. Noah pocałował ją czule, nieśpiesznie. To początek do... Miała wrażenie, że stoi obok i obserwuje tę scenę, zastanawiając się, co powinna zrobić z rękami, jak reagować... Noah cofnął się lekko i oparł czoło o jej czoło. - Przepraszam - wyszeptała. Potrząsnął głową i mruknął coś uspokajająco. - Naprawdę przepraszam. Minęło tyle czasu, odkąd... no wiesz, odkąd z kimś byłam. Mówię bez sensu, co? Przecież to nic takiego. Powinnam... powinniśmy po prostu to zrobić. To jak zerwanie plastra... Noah położył palec na jej ustach. Milczał. Grace podnio-
Żona z internetu 101 sła na niego oczy. Znowu wpatrywał się w nią uważnie, przenikał jej myśli. Chciała zmrużyć oczy, ale nie mogła. Poprowadził ją do łóżka i położył się obok niej. - Śpij, Grace. -Ale... - Śpij, proszę. Była zła, że niepotrzebnie się tak denerwowała; z drugiej strony poczuła ulgę. Znali się już trochę, nieraz całowali i przytulali, jednak ta sytuacja była dziwnie niezręczna. Zabrakło trochę czasu, by poczuli się ze sobą lepiej, bardziej na luzie. Zwłaszcza że ostatnio Noah sporo wyjeżdżał, a ona była zajęta likwidacją CofFee Bean. Rozluźniła się i oparła plecami o jego mocne ciało. Jest po prostu wspaniały, ma dla niej tyle zrozumienia. Ujęła jego ręce i ucałowała je. Miała łzy w oczach. - Dobranoc, Noah - wyszeptała. Kiedy się przebudziła, Noah spał. Ostrożnie wyswobodziła się spod jego ręki. Nigdy wcześniej nie widziała go pogrążonego we śnie. Jego twarz wydawała się młodsza, niemal chłopięca mimo zmarszczek w kącikach oczu i nielicznych siwych włosów na skroniach. Poruszył się, jakby poczuł na sobie jej wzrok. Otworzył oczy. Grace uśmiechnęła się. - Co cię tak bawi? - zapytał, trąc powieki. - Zawsze jesteś opanowany i skupiony. A teraz nieprzytomny, to mi się podoba. - Która godzina? - Dziewiąta. - Dziewiąta! - Wyskoczył z łóżka i pobiegł do łazienki. -Nigdy tak długo nie śpię. Najwyżej do siódmej. - Wycelował
102 Fiona Harper w Grace palcem. - Masz na mnie zły wpływ! - zażartował, zamykając drzwi. Grace wyciągnęła się wygodnie. Noah jest uroczy. Zero pretensji. Zero docinków, że w ich noc poślubną zachowała się jak skończony tchórz. Też się z nim poprzekomarza. - Staram się. Ale po co ten pośpiech? Noah wysunął głowę zza drzwi. - Jesteśmy w Paryżu. Mamy tylko trzy dni, a chciałbym ci wszystko pokazać. - Wszystko? - W każdym razie dużo. Za trzy miesiące będzie tu promocja mojej książki, więc wtedy nadrobimy zaległości. -Przesunął po niej spojrzeniem. - Na co czekasz? - Na kawę. Bez kawy nigdzie się nie ruszę. Poszli na śniadanie do Les Deux Margots. Wspięli się na wieżę Eiffla, podziwiali lilie Moneta, w knajpce w parku Tui-leries zjedli bagietki z szynką, popijając je zimnym belgijskim piwem. To wszystko Noah już znał, lecz z Grace odkrywał Paryż na nowo. Każda rzecz ją cieszyła, urzekały widoki, dźwięki i smaki. Było jeszcze jedno miejsce, w które Noah chciał ją zabrać, lecz zachował je na sam koniec. Wstąpili do Luwru, obejrzeli zaskakująco małą Monę Lisę i Wenus z Milo. Dzień był przepiękny, humory im dopisywały. Jednak w głębi duszy Noah odczuwał dziwny smutek. Nie jest w stanie dostarczyć Grace romantycznych uniesień, jakich na pewno chciała. Postąpił jak egoista. Zatrzymał ją dla siebie, choć może z innym byłaby szczęśliwsza. O trzeciej Grace miała dość. Usiadła na ławce i odmówiła dalszego zwiedzania.
Żona z internetu 103 - Jeszcze tylko jedno miejsce - poprosił, pociągając ją za rękę, by wstała. - Musimy? - jęknęła, wtulając twarz w jego rękaw. - Tak. Chodź, to już prawie tutaj. Kawiarnia Angelina skryła się pod kamienną arkadą ulicy Rfroli. Tu podawano najlepszą czekoladę w Paryżu. No i ciastka! Grace miała wrażenie, że znalazła się, w niebie. Te prześliczne apetyczne cudeńka piętrzące się na tacach, wabiące kształtami i kolorami, tak misterne, że grzechem byłoby je zjeść! Różowe makaroniki nadziewane malinami i udekorowane subtelnymi srebrnymi listeczkami, ekierki, pistacjowe kulki, miniaturowe tarty... Usiedli przy okrągłym stoliku za marmurową kolumną. Grace nie miała wątpliwości, co zamówić. Sztandarowe ciastko Mont Blanc i gorąca czekolada po afrykańsku. Delikatnie zanurzyła łyżeczkę w purće z kasztanów oblepiającym delikatną bezę. Czekolada też była przepyszna, gęsta, przesycona egzotycznym korzennym aromatem, do mej osobno podana bita śmietana i szklanka wody. Łyk chłodnej wody pomagał docenić bogaty gorzki smak czekolady. Noah chciał poprzestać na kawie, ale Grace nie ustąpiła. Wiedziała, że Noah lubi, gdy troszkę nim dyryguje. Uśmiechnęła się do niego. Zrobił to dla niej, wszystko zaplanował. Przyjście tutaj było najlepszym prezentem, jaki mogła sobie wymarzyć. Już nie lękała się przyszłości. To jest jej życie. Jej mąż. Troskliwy, dobry i niemożliwie seksowny. Nie odrywała od niego oczu, gdy płacił rachunek, a potem szli przez zatłoczoną kawiarnię do wyjścia. Nawet nie
104 Fiona Harper zwolniła, by jeszcze raz spojrzeć na wystawione słodkości. Teraz istniał dla niej tylko Noah. Lekki wietrzyk łagodnie igrał na jej twarzy. Przytrzymała Noaha za rękę. Teraz pora, by ona mu coś ofiarowała. Pochyliła się i pocałowała go w ucho. - Zabierz mnie do hotelu - wyszeptała. -Ale... - Zabierz mnie do hotelu. Jadąc taksówką, trzymali się za ręce, splatając palce i uśmiechając się do siebie. Żadne z nich się nie odzywało. W windzie też stali z tyłu, za innymi gośćmi, skrywając swą tajemnicę. Kiedy wreszcie znaleźli się w pokoju, pocałunkom i uściskom nie byłakońca. Delikatnym i czułym, to znowu gorączkowym i namiętnym. Ubrania spływały na podłogę, coraz mniej ich dzieliło. Grace wirowało w głowie. Po chwili nic innego już nie było, tylko Noah. Jego dłonie. Jego usta. Zadrżała, czując jego ręce przesuwające się po jej skórze. Słyszała jeszcze szybkie bicie jego serca, gdy porwał ją w ramiona i zaniósł do sypialni.
ROZDZIAŁ SIÓDMY Noah okazał się fantastycznym kochankiem. To, co z nim przeżyła, nie równało się z niczym, czego do tej pory doświadczyła. To była cudowna, upojna noc. Czuła na ramieniu ciepłe tchnienie jego oddechu. Było jej dobrze. Patrzyła na światło ulicznej latarni odbijające się na suficie, wspominając to, co się zdarzyło, zastanawiając się nad życiem. Z Robem było inaczej. Też wspaniale, ale w inny sposób. Z Noahem... Nie może już dłużej udawać, nie może oszukiwać samej siebie. To układ na poważnie. Kocha Noaha. I ta świadomość budziła w niej lęk, przyczajony gdzieś w środku strach zaczynał rosnąć. Czemu nie usłuchała głosu rozsądku, czemu dała się wciągnąć? Noah wydał ciche ni to westchnienie, ni to sapnięcie. Uśmiechnęła się mimowolnie i przytuliła do niego mocniej. Łzy napłynęły jej do oczu. Czemu życie jest takie skomplikowane, czemu każda dobra rzecz ma swoje mroczne przeciwieństwo? Życie i śmierć. Miłość i nienawiść. Obawa i wiara. Czemu nie może po prostu go kochać, bez lęku, że go straci? Czy ten strach zawsze będzie obecny, czy może zblednie, by wybuchnąć znienacka, gdy wreszcie osiągnie spokój ducha? Mocno przeżyła śmierć Roba. Całymi miesiącami nie
106 Fiona Harper miała sił zwlec się z łóżka. Tylko Daisy trzymała ją przy życiu, inaczej na pewno by się załamała. Musiała opiekować się ich dzieckiem. I tylko widok roześmianej buzi Daisy pozwolił jej podnieść się z rozpaczy. Wsłuchała się w miarowy oddech Noaha, czerpiąc z niego spokój. To nie stanie się teraz, jeszcze nie. Ale przyjdzie taki dzień. Zawsze tak przecież jest. Jaki z niej tchórz, że boi się spojrzeć prawdzie w oczy. Musnęła ustami ramię Noaha, oparła na nim policzek. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślała? Dlaczego sądziła, że tym razem będzie inaczej? Jedyna pociecha, że nie będzie sama, że Noah jest w tej samej sytuacji. I to od nich tyle zależy. Kolejne dni upływały jak w bajce. To była prawdziwa podróż poślubna. Zamawiali jedzenie do pokoju, bo nie potrzebowali ludzi, bo wciąż było im siebie mało. I było im razem wspaniale. Ostatniego dnia, po śniadaniu w łóżku, które nieoczekiwanie przedłużyło się do południa, Grace wtuliła się w pierś Noaha, a on przygarnął ją czule. Ich znajomość trwała od niedawna i wypadki potoczyły się w błyskawicznym tempie. Było tyle rzeczy, jakich jeszcze o nim nie wiedziała. A kochała go i chciałaby wiedzieć wszystko. Każda informacja była dla niej ważna i cenna. - Ty wszystko o mnie wiesz. O mnie, o Robie, moich randkach, które okazały się katastrofą, ale sam tak niewiele mówisz mi o sobie. - Szturchnęła go pod żebro. - Tak to jest, gdy ktoś potrafi świetnie słuchać, a drugiemu nie zamyka się buzia. Noah cmoknął ją w czubek głowy. - Czyli pięknie się uzupełniamy.
Żona z internetu 107 Pokręciła głową. - Przecież musiałeś mieć kogoś na poważnie. Nie jestem pierwszą kobietą w twoim życiu. Ale też chyba nie za bardzo się liczę, co? Uśmiechał się łobuzersko. - Bardzo się liczysz, zapewniam cię. - Przesunął palcami po jej nogach, jeszcze wyżej... - Nie to miałam na myśli. Wykręcasz się. Unikasz tematu. Jego dłonie znieruchomiały. - Może nie ma takiego tematu. Jego oczy zmieniły się. Grace się z niego ześliznęła. - Może jest - powiedziała cicho. Noah podniósł się z łóżka. - Grace, nie chcę tego roztrząsać. Skończymy na tym. Zniknął w łazience, zatrzaskując drzwi. Grace okryła się kołdrą. No i ma odpowiedź. Teraz już wie, co on czuje. Z niechęcią popatrzył na swoje odbicie w lustrze. Miał zaciętą twarz, zaciśnięte usta. Już się zaczęło. Pytania. Oczekiwanie. Nie spodziewał się, że to się stanie tak szybko. Było tak wspaniale, tak dobrze. Musiała to popsuć. Wiedział, że nie powinien być na nią zły - bo przecież takie są kobiety - jednak go to zirytowało. Sara była bardziej cierpliwa. Subtelne podpytywanie zaczęło się znacznie później. Dopytywała się o jego zdanie, jego opinię na różne tematy, chciała wciąż więcej. Starał się. Odpowiadał tak, jak oczekiwała. I coraz bardziej oddalał się od siebie samego. Po jakimś czasie doszło do tego, że czuł się jak ktoś inny, całkiem obcy. Jakby był fik-
108 Fiona Harper cyjnym bohaterem ze swojej książki. Perfekcyjnym facetem. W końcu nie mógł już znieść tego rozdwojenia. Jego własne słowa brzmiały mu w uszach tak fałszywie, że skręcał się w duchu. Po kilku latach miał dość, a wtedy Sara zaczęła się żalić, że nie ma do niego dostępu, że odgrodził się od niej szklaną ścianą. Nie poddawała się, wciąż próbowała do niego dotrzeć, przebić ten mur. Nie od razu, lecz wreszcie odkryła prawdę: przekonała się, że poza pustką niczego w nim nie ma. Wtedy od niego odeszła. Nie chciałby teraz stracić Grace. Te ostatnie dni były wspaniałe. Jednak dystansował się od niej i nie potrafił całkiem otworzyć, bo cóż mógłby jej dać? Wszedł pod prysznic. Oboje muszą mieć chwilę oddechu, muszą się uspokoić. Miał tylko nadzieję, że Grace nie zaczęła płakać. W takich sytuacjach nie umiał znaleźć właściwych słów, zawsze tylko pogarszał sprawę. Grace nie płakała; ubierała się, trzaskając szufladami i drzwiami garderoby. - Grace, przepraszam. Nie chciałem tak na ciebie naskoczyć. Skrzywił się w duchu, słysząc te słowa wypowiedziane odruchowo, bez refleksji. Grace znieruchomiała, przyjrzała mu się tak przenikliwie, jakby rozkładała go na czynniki pierwsze. -Doceniam przeprosiny. Nie chciałam być wścibska; uważam jednak, że powinniśmy poznać się trochę lepiej. Skinął głową. Liczył, że z Grace będzie bezpieczny, że taki układ pozwoli mu stać z boku. Mylił się, jak widać. A jeśli tak, to może mylił się również w innych sprawach?
Żona z internetu 109 Pora zamknąć na razie ten temat. - Chodźmy się przejść. Dotarli do Sekwany i weszli na most Des Arts. Grace oparła się o balustradę i patrzyła na szaroniebieską wodę płynącą w dole. Podniosła głowę. Przed sobą miała wyspę Cite i wznoszące się w niebo wieże kościołów. Cóż za widok! Jasnoszare kamienne budowle, błękitne niebo, zachwycająca zieleń drzew wzdłuż brzegów. Noah stanął obok niej i w zadumie patrzył w dół. Wydawał się taki wyluzowany, taki czarujący. Aż do dziś. Widziała tylko to, co z wierzchu; oślepił ją jak ten złocisty blask migoczący na powierzchni rzeki, maskujący niesiony dołem szlam. Noah tak samo coś ukrywa. Ale dlaczego? Chciałaby to wiedzieć. Noah wziął ją za rękę. Nie zaprotestowała, choć jeszcze nie otrząsnęła się po porannej scenie. Próbuje ją udobruchać, powinna to docenić. Przeszli most, kamiennymi schodkami zeszli nad brzeg. Mijały ich zakochane pary trzymające się za ręce. Szli nadbrzeżem. Srebrne pnie brzóz rosnących wzdłuż brzegu były pokryte napisami w różnych językach. Niektórych nie potrafiła odcyfrować. Noah może je znał, lecz on nie patrzył na drzewa. Spoglądał na Sekwanę i mruczał coś o architekturze. Przeszył ją lodowaty chłód, jak wtedy podczas ceremonii ślubnej. Noah jej nie kocha. I może nigdy nie pokocha. I pewnie nigdy nie wyryje na tych drzewach jej imienia.
110 Fiona Harper W Londynie przynajmniej pozornie wszystko płynęło gładko. Chodzili do przyjemnych restauracji, uczestniczyli w wydarzeniach kulturalnych, Noah pisał, a Grace przymierzała się do wznowienia studiów. Nie była na to zdecydowana, lecz chciała mieć orientację. Jedyne, co pozwalało jej się trzymać i nie popaść w rozpacz, to upojne chwile z Noahem. Kochała go, kochała go całym sercem. Topniała pod jego uśmiechem, rozpływała się w jego objęciach. Zupełnie straciła dla niego głowę. Ale miłość była tematem tabu. Jakby mieli niepisaną umowę. W ich układzie z założenia nie wchodziła w grę. Któregoś ranka, prawie miesiąc po powrocie z Paryża, Grace poczuła, że ma dość snucia się po domu. Noah znów zamknął się w gabinecie. Zbył ją machnięciem ręki, gdy zajrzała do środka i powiedziała, że wychodzi do miasta. Nie poczuła się urażona; już się przyzwyczaiła, że gdy pracował, był nieobecny duchem. Przeszła się główną ulicą. Serce się jej krajało na widok Coffee Bean i księgarni Martina. Zabite deskami, pewnie już wkrótce zawiśnie nad nimi szyld Java Express. Historia miasteczka odchodzi bezpowrotnie. Łzy zapiekły ją pod powiekami. Co się z nią dzieje? Owszem, jest emocjonalna, ale żeby zaraz płakać na ulicy? To się jej nie zdarzało. Może to efekt stresu. Chciałaby wciąż być z Noahem, za bardzo go kocha, by od niego odejść. I łudzi się, że kiedyś, może za parę lat, on też ją pokocha. Chociaż powoli zaczyna się zastanawiać, czy decyzja o ślubie była rozsądna. Przecież nawet dorośli popełniają błędy. Ziewnęła. Czuła się zmęczona. Za dużo ostatnio na nią
Żona z internetu 111 spadło, jeszcze nie zdążyła się otrząsnąć. Straciła pracę, przeprowadziła się, wyszła za mąż. Teraz dokłada się do tego napięcie przedmiesiączkowe. Nic dziwnego, że wieczorami jest tak wykończona, że o dziesiątej już śpi. Poranne słońce przyjemnie grzało twarz. Miała szukać sukienki na wyjście z Noahem, ale szkoda tracić taką pogodę na chodzenie po sklepach. Ruszyła na błonia. Wysokie trawy chwiały się poruszane lekkim wiatrem. Spacerujących było niewielu. Do wakacji zostały dwa tygodnie i tylko z placu zabaw dobiegały roześmiane głosy dzieci. Usiadła w spokojnym miejscu, wystawiła twarz do słońca i zamknęła oczy. Nie wiadomo czemu łzy pociekły jej po policzkach. Otarła je niecierpliwie. Jest taka rozchwiana przez zbliżającą się miesiączkę. Gdy minie, wróci do równowagi. Sięgnęła po kalendarzyk, zaczęła go kartkować. Nie, jeszcze nie? Trzynaście dni po terminie. Trzynaście dni? Zdarzały się jej nieregularności, ale aż trzynaście dni? To z powodu stresu. Już nieraz tak było, tyle że wcześniej nigdy nie miała powodu do niepokoju. Zganiła się w duchu. Po co ta przesada? Nie ma żadnych objawów, jakie miała przy Daisy. Jeszcze dzień czy dwa i sama będzie się śmiała z tego pomysłu. Przeliczyła dni. W Paryżu była akurat w połowie cyklu, ale to nic nie znaczy. Pilnowali się, stosowali zabezpieczenie. Niepotrzebnie się niepokoi. Schowała kalendarzyk i wstała. Po drodze wstąpi do apteki. Na wszelki wypadek Po co dokładać sobie kolejny problem? Lepiej od razu go rozwiązać. Wieczorem zakradła się z laptopem Daisy do kuchni.
112 Fiona Harper Noah drzemał przed telewizorem. Zalogowała się na Dobra-napara.com i trzymała kciuki, by jej przyjaciółki były na czacie, choć nie była to ich zwyczajowa pora na pogawędkę. Angielskababka: Jesteście? Z drżeniem serca czekała na odzew. Już traciła nadzieję, gdy nagle coś piknęło. Kangurzyca: Co się stało, Grace? Angielskababka: Poczekajmy na Dani, może się podłączy. Wolałabym się nie powtarzać. Kangurzyca: Zaczynam się bać. Angielskababka: To tak jak ją* Znowu rozległo się piknięcie. Sanfrandani: Witajcie! Kangurzyca: Grace ma dla nas jakąś sensację. Strasznie jest przejęta i tajemnicza. Sanfrandani: Większą sensację niż informacja, że wychodzi za Noaha? Angielskababka: Znacznie większą. Choć w pewien sposób powiązaną z tym. Kangurzyca: Grace, no wyduś to z siebie, nie każ nam czekać! Grace popatrzyła na swój brzuch i zebrała się w sobie. Angielskababka: Jestem w ciąży.
Żona z internetu 113 Po jej słowach przez chwilę nic się nie działo. Chyba jest mistrzynią w zaskakiwaniu. Angielskababka: Powiedzcie coś! Sanfrandani: Gratulacje? Kangurzyca: Ale jak? To znaczy... no przecież wiesz, o co mi chodzi. Angielskababka: Dzięki, że nie prosisz mnie o szczegóły, od razu mi lżej. Sanfrandani: Trafiło cię, co? Zwykle im gorzej, tym bardziej dowcipkujesz. Grace popatrzyła na test ciążowy. Celowo położyła go obok laptopa, bo prawda ciągle jeszcze do niej nie docierała. Od czasów jej młodości testy się zmieniły, niesamowicie uprościły. Jak dla głupków. Zamiast liczenia kresek, od razu czytelny napis „Ciąża". Powinni jeszcze dodać: „Mowa o tobie, kretynko!". Testy dla głupków, ale co powiedzieć o niej? Czterdziestka na karku, a tu taka wpadka. Angielskababka: Staram się z tym oswoić. Żartuję, żeby się trzymać. Sanfrandani: Noah już wie? Angielskababka: Nikt jeszcze nie wie! Nawet Daisy! Boję się jej powiedzieć, bo może nie ucieszy jej wieść, że będzie miała braciszka czy siostrzyczkę. Może się bać, że zostanie zepchnięta na drugi plan. Kangurzyca: Nie, na pewno tak nie będzie. Sanfrandani: A co z Noahem? Angielskababka: Dani, czy Ty naprawdę zawsze musisz być taka rozsądna?
114 Fiona Harper Angielskababka: Przepraszam, to miał być żart. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Sanfrandani: Spoko, nie ma sprawy. Widzę, że jesteś przerażona. Kangurzyca: Grace, nie możesz mu nie powiedzieć. To Twój maż. Przecież cięży nie ukryjesz. Była zrozpaczona. W ich planach nigdy nie było dziecka. Taki układ jej odpowiadał. I choć rzeczywiście wpadła w panikę, to teraz dramatycznie pragnęła, by Noah zmienił zdanie, by też chciał tego dziecka. Może dziecko uczyniłoby wyłom w jego skorupie, otworzyłoby go na miłość. Angielskababka: Nie wiem, jak on to przyjmie. Sanfrandani: Nie bądź dla niego zbyt ostra, jeśli przeżyje szok. Przecież sama też tak to odebrałaś. Ale pomyśl tylko, czy to nie wspaniały początek Waszego wspólnego życia? Kangurzyca: Grace, strasznie się cieszę, że tak Ci się ułożyło'. Masz wymarzonego mężczyznę, znowu zostaniesz matką. Była im wdzięczna za słowa wsparcia. Może mają rację. Może rzeczywiście jej marzenia się spełnią. Nagle rzeczywistość uderzyła ją jak obuchem. Marzenia. Od lat się nimi karmiła. Planowała nową karierę. Czas dla siebie. Tyle pomysłów, które czekały na lepsze czasy. Czy to nie ironia losu, że teraz, gdy Daisy wyfrunęła z domu, a ona wreszcie mogła pomyśleć o sobie, znów będzie mieć maleństwo do odchowania? Obudził się, czując ciepłą dłoń przesuwającą się po jego skórze. Na twarzy Grace błąkał się swawolny uśmieszek. No-
Żona z internetu 115 ah uśmiechnął się do niej. Przez ostatnie tygodnie nie mógł dojść z nią do ładu. Zmieniła się, była coraz bardziej drażliwa. Na szczęście to chyba już przeszłość. Bez żalu zrezygnował z porannej przebieżki, odłożył ją w czasie. Teraz chce być z Grace. Nieco później, kiedy tuląc ją, powoli zaczął odpływać w sen, Grace uniosła głowę i popatrzyła na niego. - Jesteś szczęśliwy? Skinął głową. Było mu dobrze. Nie tylko w tej szczególnej chwili, lecz w ogóle. Ich małżeństwo, poza początkowymi zgrzytami, układało się znakomicie. Grace przypatrywała mu się uważnie. Na jej czole pojawiła się drobna zmarszczka. - Mam nowinę. - Dobrą czy złą? - Hm, to zależy od ciebie. - Powiedz, to się przekonamy - rzekł gładko. - I powiesz mi, co czujesz? - Tak. - W każdym razie powie, co myśli. Grace nabrała powietrza. - Jestem w ciąży. Świat na mgnienie zamarł, a gdy znów ruszył z miejsca, kręcił się chyba w drugą stronę. - Słucham? Grace podciągnęła kołdrę pod szyję i zacisnęła palce. - Będziemy mieć dziecko. Jestem w ciąży. Dziecko? Jak to możliwe? Kiedy to...? - Ale... jak to? Przecież używaliśmy... Twarz jej przybrała zadziorny wyraz. - Skuteczność wynosi tylko dziewięćdziesiąt osiem procent. Tak jest napisane na opakowaniu.
116 Fiona Harper -Ale... - Obiecałeś, że powiesz mi, co czujesz. Zamrugał powiekami. Obudził się w nim jakiś silny pierwotny instynkt, lecz nie potrafił go zdefiniować. I lęk. Raczej nie powinien zdradzać się z tym przed Grace. Zresztą Grace wcale tego nie oczekuje. Szczerość tylko by sprowokowała agresję. Już przerabiał to z Sarą. Do diabła z tymi kobietami i ich podtekstami! Wstał i włożył szlafrok. Po chwili rozluźnił pasek, bo ścisnął się za mocno. Musi mieć trochę czasu, by zastanowić się nad przepełniającymi go emocjami. Skupić się na konkretach, faktach czy datach. - Wiesz, kiedy doszło do... ? - Chcesz powiedzieć: ciąży. Przytrzymując kołdrę, podniosła się. Po raz pierwszy osłaniała się przed nim. - Myślę, że w Paryżu. Ale co to zmienia? Przynajmniej może się czegoś uchwycić, spekulować, w którym momencie jego życie przybrało nowy obrót, choć wtedy jeszcze nie miał o tym pojęcia. Tak jak analizował losy swych bohaterów. Może to pomoże mu rozeznać się w swoich uczuciach, zrozumieć ten nowy stan. Oczy go piekły, serce waliło. Zaraz zacznie płakać. Przecież on nie płacze. Po twarzy Grace przemknął jakiś cień. Noah otworzył ramiona. - Chodź do mnie. Usłuchała, choć może trochę bez przekonania. Przytulił ją do siebie. Czuł na piersi ciepło jej oddechu. - Nie martw się. - Gładził ją po włosach, przesunął dłoń na plecy. - Damy sobie radę. Coś wymyślimy.
Żona z internetu 117 Pocałował ją w czubek głowy i cofnął się. - Muszę... chyba pójdę pobiegać. „Coś wymyślimy"? Zamurowało ją. Mówił, jakby chodziło o problem z podatkami czy o zgubiony paszport. Oznajmiła mu, że będą mieli dziecko, a on poszedł pobiegać? No nie, aż nie chce się wierzyć! Usiadła na łóżku i otuliła się kołdrą. Jakże inaczej wyglądała taka rozmowa z Robem! To było tuż przed ich pierwszą rocznicą ślubu. Rob skakał z radości, gdy usłyszał, że będą mieli dziecko. Porwał ją na ręce, okręcił dookoła, a potem, zdjęty nagłym lękiem, delikatnie położył ją na kanapie. Przepraszał ją i całował, po czym, dumny jak paw, dzwonił do rodziny i znajomych, przekazując im radosną nowinę. Nerwowo gniotła palcami kołdrę. O co chodzi Noahowi? Boi się, że będzie miała dla niego mniej czasu? Jest zazdrosny? Nic nie rozumiała. Położyła palce na brzuchu. Między jej dziećmi będzie dwadzieścia lat różnicy, ale każde z nich jest jej tak samo drogie. Rośnie w niej nowa maleńka istota. Cóż za cudowne zrządzenie losu, że znów dane jej będzie zostać matką. Pragnie tego dziecka bardziej niż czegokolwiek. Chce czuć jego ruchy, usłyszeć pierwszy krzyk, poczuć zalewającą ją miłość, gdy ujrzy je na świecie. Wstała i zaczęła się ubierać. Noah też będzie się cieszył, potrzeba mu czasu, by się otrząsnął.. Biegł, wciąż roztrząsając w myślach wieść, która na niego spadła jak grom. Grace jest w ciąży. Będzie mieć dziecko. Jego dziecko. Sam już nie wiedział, czy chce wskoczyć na
118 Fiona Harper drzewo i ryczeć jak Tarzan, czy kupić sobie cygara. Ale przynajmniej coś czuje. Odepchnął od siebie tę myśl. Teraz wszystko się zmieni. Jak będzie wyglądało jego życie? Nigdy nie przewidywał, że będzie podróżować czy chodzić na oficjalne imprezy, pchając wózek z dzieckiem. Jesteś egoistą, mówił wewnętrzny głos. Wiedział, że to prawda. Niewygodna prawda. Biegł jeszcze szybciej, aż zabrakło mu powietrza i sił. Nigdy nie planował zostać ojcem, nie widział siebie w tej roli. Jego ojciec nie był dobrym wzorem; syn niemal dla niego nie istniał, choć Noah tak bardzo się starał sprostać jego oczekiwaniom. Zatrzymał się, łapiąc dech. Coś go przytłaczało, oblepiało i dławiło. Strach. To po prostu^trach. Ma powody do strachu. Teraz Grace przejrzy na oczy. Jest wypalony, wyprany z uczuć. Już dłużej nie da się tego przed nią ukryć. Odepchnie go. Po co jej ktoś taki? Dzwoniło mu w uszach, oddech wciąż miał urywany. Nie zważał na to, tylko znów puścił się do przodu. Sanfrandani: I co było, gdy wrócił z biegania? Angielskababka: Przeprosił mnie i był wyjątkowo miły. Zabrał mnie do miasteczka na lunch. Dziś rano przyniósł mi pluszowego króliczka do dziecinnego łóżeczka. Kangurzyca: Super! Czyli zaczyna się dostrajać. Na to wygląda. Tylko czemu jej to nie przekonuje? Dlaczego ma tyle obaw i wątpliwości? Angielskababka: Może, ale czyja wiem? Nie widziałyście jego miny, gdy powiedziałam mu o ciąży.
Żona z internetu 119 Sanfrandani: Nic dziwnego, że był w szoku. Ty też byłaś. Angielskababka: Nie wiem, jak Wam to wytłumaczyć. Mam wrażenie, jakby między nim a mną stanęła niewidzialna ściana. Noah zachowuje się jak należy, mówi, co trzeba, jednak dla mnie to nie jest szczere. Czuję, jakby to wszystko było na siłę, jakby robił dobrą minę do złej gry. Kangurzyca: Grace, daj mu trochę czasu! Z tego, co mówisz, wynika, że on naprawdę bardzo się stara. Pojedyncza łza kapnęła na klawiaturę. Daisy mnie udusi, jeśli popsuję jej komputer. Kangurzyca: Grace, jeśli ktoś może go zmiękczyć, to tylko Ty. Sanfrandani: I pamiętaj, że na nas zawsze możesz liczyć, o każdej porze dnia i nocy. Angielskababka: Dzięki! Zaraz się przez Was rozbeczę! Sanfrandani: Wyluzuj! Kangurzyca: Słyszałaś? Angielskababka: Jeszcze się kiedyś spotkamy, wtedy wam podziękuję. Będę Was tak ściskać, że będziecie się bronić, abym Was nie zadusiła. Kangurzyca: Super! Sanfrandani: No to stoi! Grace wylogowała się i wytarła oczy. Nie może zbytnio naciskać Noaha, powinna dać mu trochę oddechu. I czasu. Trudno, poczeka. Dziecko przyjdzie na świat dopiero za siedem miesięcy. Do tej pory wszystko powinno się ułożyć.
ROZDZIAŁ ÓSMY Mijały kolejne dni. Dogadywali się i życie toczyło się bez wstrząsów; Grace starała się trzymać na dystans i w żaden sposób się nie narzucać, Noah zaś nie próbował jej namawiać do zmiany nastawienia. Ciąża coraz bardziej dawała jej się we znaki. Z Daisy przeszła ten okres bez problemów, jednak teraz, pewnie z racji wieku, jej ciało opierało się i protestowało. Noah robił dobrą minę do złej gry, cierpliwie znosząc zmienne nastroje żony. Grace w jednej sekundzie potrafiła przejść od śmiechu do płaczu, od ujmującej słodyczy do wybuchu niepohamowanej żałości. Zaokrągliła się już trochę w talii, biust stał się pełniejszy. Cieszyła się, że nie musi chodzić do pracy, bo przed dziesiątą nie była w stanie zwlec się z łóżka. Popołudnia zwykle były lepsze, choć wtedy miała ataki nieposkromionego apetytu. Pochłaniała wówczas różne dziwne rzeczy, na które chwilę później nie mogła patrzeć. Rano zeszła do kuchni i usiadła przy masywnym dębowym stole. Niedługo potem w drzwiach pojawił się Noah. Mimo ponurej miny wyglądał świetnie. Wiedziała, że jest pochłonięty książką, oderwany od realnego świata. Pocałował ją w policzek. - Jakieś problemy? - zagadnęła, ziewając.
Żona z internetu 121 - Nie mogę dojść do ładu z tym moim bohaterem. Kiepsko się sprawuje. Położyła głowę na blacie. - Co teraz zamierza? Noah usiadł przy stole. - Dobrze się czujesz? Może coś ci podać? Grace poruszyła przecząco głową. - Nie. Opowiedz mi o tym swoim buntowniczym Karlu. Czemu nie chce ci się podporządkować? - Chodzi o ten dodatkowy wątek, miłosny. Karl zakochuje się w kobiecie, która jest podwójną agentką. Jakoś mi to nie idzie, wygląda blado. Nieprzekonująco. On jest nieprzekonujący. - To może daruj sobie ten wątek. - Nie mogę. Bo potem pojawia się problem zdrady, istotny dla całej fabuły. Gdy ukochana wydaje go w ręce wrogów. - Nie znam się na powieściach sensacyjnych, ale może spojrzenie z kobiecej perspektywy coś by ci pomogło? Zrobił taką chłopięcą, pełną nadziei minę, że gdyby nie czuła się marnie, pobiegłaby do niego i go ucałowała. - Zrobiłabyś to? - Naturalnie. I tak teraz do niczego się nie nadaję. Chętnie polezę sobie na kanapie z dobrą książką. Przy okazji dowie się co nieco o nim samym, czytając nieobrobiony materiał. Noah poderwał się z krzesła, cmoknął ją w policzek i wybiegł z kuchni. - Zaraz ci to wydrukuję! - zawołał z korytarza. To był naprawdę dobry pomysł. Grace dzień przeleżała na kanapie, przez otwarte szeroko okna do pokoju wpadał
122 Fiona Harper świeży powiew z ogrodu, pachniały kwiaty. Lektura ją szybko wciągnęła. Noah nerwowo krążył po domu; Grace wysłała go po zakupy, by go czymś zająć. Okazał się zaskakująco dobrym kucharzem, miał słabość do świeżych produktów dobrej jakości. Grace, zawsze ograniczona skromnym budżetem, miała znacznie mniejsze możliwości. Siedziała w kuchni i popijała herbatę, gdy wrócił z zakupami. Czuła się dużo lepiej. - No i jakie jest twoje zdanie? - zagadnął. -Co kupiłeś? - Łobuzersko puściła oko. - Umieram z głodu. - Naprawdę? - Jasne. No już, zdradź miy co dziś przyrządzisz, a ja powiem ci, co myślę o twoim Karlu. - Och, ty kokietko - mruknął, otwierając lodówkę i chowając do niej warzywa. Sięgnął po torbę i wyjął z niej kurczaka. - Wczoraj wieczorem z rozmarzeniem mówiłaś o tradycyjnych potrawach... Grace skrzywiła się, po czym wydała zduszony odgłos. Robiło się jej niedobrze. - Tak myślałem. - Noah schował kurczaka. - Dlatego kupiłem i to... - Teatralnym gestem pokazał jej paczkę świeżego makaronu i torbę z pięknymi pomidorami. Grace aż podskoczyła. - Kocham cię! Noah zamruczał coś pod nosem. - To znaczy... chciałam powiedzieć, że kocham takie jedzenie. - Zmusiła się do fałszywego uśmiechu. Ale się wyrwała! I ta jego przerażona mina... Jakby oznajmiła, że chce odrąbać mu nogę.
Żona z internetu 123 Musi jak najszybciej zatrzeć to wrażenie, udać, że nic się nie stało. - Właśnie na coś takiego miałam ochotę - powiedziała lekko. - Skąd wiedziałeś? Noah odetchnął, na jego twarzy odmalowała się widoczna ulga. Grace też odetchnęła. - Nie wiedziałem. Tak wyszło. - To może zacznij robić jedzenie, a ja zdam ci relację z lektury podczas kolacji. - Nie tak się umawialiśmy! - Jestem taka głodna, że aż mi jest niedobrze. Dobra, mogę mówić teraz, ale jest duża szansa, że będziesz musiał przytrzymać mi włosy, kiedy... - Dobrze, poddaję się. Obserwował, jak Grace nawija na widelec wstążkę makaronu. - Chyba rozgryzłam, na czym polega problem twojego bohatera. -Tak? - Karl jest zbyt ostrożny. Skupia się na sobie, na własnym bezpieczeństwie. Boi się wyjść poza znany sobie teren, to go paraliżuje. Został doskonale wyszkolony, wie, co powinien robić w każdej sytuacji. Również gdy chodzi o dziewczyny. Trzyma się tego i ani kroku dalej. Noah odłożył widelec i wbił w Grace wzrok - Jeśli zaryzykuje, może ucierpieć jego misja. I straci sympatię czytelników. Grace pokręciła głową, po czym odłożyła sztućce i machnęła ręką. - Nie namawiam, żeby zaniedbał swoją misję. Ale powi-
124 Fiona Harper nien mieć powód, żeby podjąć ryzyko, odsłonić się. Musisz drążyć głębiej. - Mówisz jak mój redaktor! - prychnął - Wiesz, że mam rację. Fakt, wiedział. Powinien iść za jej radą, drążyć temat. Tylko czy do czegoś się dokopie? A jeśli okaże się, że jego bohater jest dokładnie taki, jak jego twórca? Był rozdrażniony, nie mógł pohamować irytacji. Martine miała już dość jego humorów. Zdawkowo przypomniała o zobowiązaniach czekających go w najbliższych tygodniach i o dzisiejszym wystąpieniu w Manchesterze. Noah słuchał jej jednym uchem. W skupieniu przeglądał kolorowe karteczki, na których notował szczegóły fabuły. Trudno dotrzeć do istoty tego Karla... - Czyli dzisiaj wieczorem Manchester Royal. - Głos asystentki wyrwał go z zamyślenia. - Dziękuję - wymamrotał. - Słucham? Martine skrzywiła się, rzuciła mu na biurko teczkę z papierami. - Nic tu po mnie, jak widzę. Idę po kawę. W tej teczce są wszystkie informacje. Noah zamruczał i znów zajął się analizą charakteru swego bohatera. Klucz musi się kryć w jego przeszłości. Ale gdzie? Jakiś dźwięk od progu zwrócił jego uwagę. Odwrócił się i zdziwił, widząc Grace. Wyglądała żałośnie. Blada, niemal zielonkawa cera, podkrążone oczy. Zapewniała, że ostatnio ma się lepiej, ale wydawała się bardzo słaba. - Jak się czujesz? - Trochę lepiej - odrzekła, maskując znużenie lekkim tonem. - Na dzisiejszy wieczór już wszystko gotowe?
Żona z internetu 125 Pokręcił głową. -Nie. - Nie? Jak to rozumieć? Że ja nie jestem gotowa? Nie chcesz, żebym z tobą jechała? Powiedz jaśniej. Rozbrajała go swoją kruchością, i choć była blada, wyglądała uroczo. Podszedł do niej i pogładził ją po policzku. - Myślę, że powinnaś zostać w domu. Kupił przez internet poradnik dla przyszłych rodziców i studiował go potajemnie. Sam nie wiedział, dlaczego ukrywał ten fakt przed Grace, ale nie chciał, by go na tym przyłapała. Może dlatego, że ona już raz to przeżyła, wszystko wiedziała. On czuł się jak palant, zadając idiotyczne pytania. Nieco później przyszło mu do głowy, że jeśli nie wykaże się odpowiednią wiedzą, nie będzie znosił do domu rzeczy dla dziecka, to Grace uzna, że nic go to nie obchodzi. Co nie było prawdą. Był tym wręcz zafascynowany. Cud narodzin. Nic dziwnego, że ludzie tak mówią. Jednocześnie jednak odczuwał lęk i bezradność. Czuł, że coś wymyka się spod jego kontroli, jest wydany na łaskę i niełaskę przeznaczenia. Dlatego wolał ograniczać się do gestów i słów. W tym się doskonalić. Troszczył się o Grace. W pierwszych tygodniach, gdy męczyły ją mdłości, przynosił jej rano krakersy i wodę. Teraz podsuwał wyszukane kąski. Wnikliwie analizował dostępne na rynku akcesoria dla niemowląt. Z lektury poradnika wiedział, że podróż samochodem nie jest w przypadku Grace wskazana. - Przecież wiesz, że nie powinnaś ze mną jechać. - Dlaczego? Tak się umawialiśmy. Miałam towarzyszyć ci w takich imprezach. Tego od niej chciał. Jakiż był z niego głupek!
126 Fiona Harper Grace jest gotowa z nim jechać, mimo że tak fatalnie się czuje. Należy jej się odpoczynek. A jemu dobrze zrobi, gdy choć przez dwadzieścia cztery godziny nie będzie mieć poczucia, że wszystkie jego starania są beznadziejne. - Idź się położyć. Zobaczymy się jutro, powinienem wrócić koło południa. Wieczorem w tym wielkim, perfekcyjnie urządzonym domu poczuła się bardzo samotna. Zresztą choć mieszkała tu już trochę, nadal nie odnosiła wrażenia, że jest u siebie. Choć o takim domu zawsze marzyła. Może nie chodziło o dom jako taki, może powód był inny, raczej wynikający ze stanu jej umysłu - albo serca. Z Robem mieszkała w skromnych żołnierskich kwaterach, lecz wtedy było inaczej. We wspomnieniach pozostała radość, śmiech, gorąca miłość... Może dlatego ten okazały budynek kojarzył się jej z domem pokazowym. Bo też takie było jej małżeństwo z No-ahem. Niby prawdziwe, lecz zupełnie inne niż z Robem. Nie mogła mieć żalu do obecnego męża, bo przecież zgodziła się na taki układ. Szacunek, partnerstwo, fascynacja fizyczna -to wszystko dostała. A w zamian oddała mu serce. Zachowała się jak skończona idiotka. Nie dlatego, że Noah nie był wart jej uczucia - on go po prostu nie chciał. I nic o nim nie wiedział. Długo się nie kładła, choć na dzisiejszy wieczór nie umawiała się na czat z Dani i Marissą. Potrzebowała takiego czasu dla siebie, z dala od Noaha. Musi zastanowić się nad ich relacją, przemyśleć sobie parę spraw. Noah mimowolnie kojarzył się jej z bohaterami jego książek. Wciąż miała nieodparte poczucie, że jest z nią tylko tro-
Żona z internetu 127 chę, że nie chce jej do siebie dopuścić, że otoczył się niewidzialnym murem, o który ona może się tylko obijać, nie docierając do środka. To dlatego każdy miły gest z jego strony, czy to w stosunku do niej, czy do ich nienarodzonego dziecka, zamiast napełniać ją radością, boleśnie przypominał, że Noah stoi z boku, że jest poza jej zasięgiem. Jakże byłoby inaczej, gdyby łączyła ich miłość... Rob był inny. Cieszył się każdą chwilą, całował jej zaokrąglony brzuch, przemawiał do Daisy. Dawał jej siebie. Noah zaś daje rzeczy. Wstała i poszła na górę, do niewielkiej sypialni, którą postanowili przerobić na pokoik dziecinny. Piękny wysoki pokój z dużymi oknami. Idealny, lecz przeraźliwie pusty. Jeśli Noah nie potrafi nawiązać z nią kontaktu, to czy uda mu się mieć więź z dzieckiem? Czy od ich syna czy córki też będzie się trzymał z daleka? Wezbrał w niej gniew. To nie jest w porządku! Jej pierwsze dziecko zostało pozbawione ojca, kochającego taty. Drugie miałoby mieć ojca obecnego jedynie ciałem? Przez te ostatnie tygodnie oddalili się od siebie. Noah chyba czuł, że między nimi coś jest nie tak, dlatego uciekał do swego wyimaginowanego świata. Może zawsze tak robił. Może to dlatego został pisarzem. W świecie, który sam kreuje, nic złego mu nie grozi, to on pociąga sznurki i decyduje o losie innych. Chciałaby choć raz ujrzeć jego prawdziwą twarz. Bo ma już serdecznie dość przeglądania się w jego oczach jak w lustrze, za którym się ukrył. Rano, kiedy się obudziła, czuła się lepiej niż zwykle. Co dziwniejsze, była głodna. Przez chwilę zastanawiała się, na co
128 Fiona Harper ma ochotę, lecz myśl o kolejnych produktach ją odrzucała. Może coś słonego? A może ostrego? Sos chilli? Curry? Nic jej nie interesowało. Chyba musi zejść na dół i zajrzeć do lodówki, może wtedy nabierze na coś ochoty. Poszła do kuchni i zaczęła otwierać szafki. Nie znalazła tam niczego interesującego. Uchyliła drzwi wielkiej lodówki. Na półce dostrzegła kartonowe pudełko i kartkę. Droga Grace, może miałabyś ochotę na to? Noah Noah. Żadnych buziaków czy uścisków. Nim zdjęła pokrywkę, wiedziała, co jest w środku. Wieprzowina chow mein. Poczuła skurcz w żołądku. No właśnie. W taki sposób jej mąż codziennie łamie jej serce. Osunęła się na podłogę i zaniosła płaczem. Nie potrzebował limuzyny z kierowcą, wolał sam pojechać do Manchesteru. Jazda autostradą skłania do refleksji. Ciągle ten sam krajobraz, białe linie, bariery ochronne. Prowadząc, można się częściowo wyłączyć, zatopić we własnych myślach. Co zrobić z Karlem, szpiegiem, który wzbrania się przed miłością? Musi jeszcze pogłówkować, poszukać głębiej. Tylko że zajmuje się tym już tyle czasu! I nic, zero efektów. Oglądał tę postać już tyle razy, na tyle sposobów. Nagle, gdy dojeżdżał do zjazdu z autostrady, coś go tknęło. Może wreszcie trafił? Do domu dotarł późnym popołudniem i od razu zaczął szukać Grace. Znalazł ją w ogrodzie. Siedziała nieruchomo i patrzyła na pola. Podszedł i pocałował ją w policzek.
Żona z internetu 129 - Jak się dziś miewasz? Nie śmiał zapytać, czy za nim tęskniła. Bo jeśli uzyska odpowiedź negatywną? - Dobrze. - Odwróciła się do niego z uśmiechem, lecz ten uśmiech nie objął jej oczu. - Jak ci poszło? Nie powie jej, jak bardzo za nią tęsknił. Jak rozpaczliwie brakowało mu jej obecności. Nagle zdał sobie sprawę, że już nie chce ukrywać przed nią swych uczuć, nie chce chować się za szklanym murem. Tylko że po tylu latach nie umiał zza niego wyjść. - Dobrze. Przez resztę dnia Grace była dziwnie zamyślona. To zamglone spojrzenie nie znikało przez kolejne dni; nie widział go tylko wtedy, gdy trzymał ją w ramionach. Tylko że wtedy jakby wstrzymywała łzy. Chciał ją pocieszyć, prosić, by wyrzuciła z siebie lęk, płakała, gdyby to dało jej ulgę. Jednak nie wiedział, jak jej to powiedzieć. Grace oddalała się od niego. Tracił ją. Może się wszystkiego domyśliła. Na końcu języka miał słowa pociechy, lecz milczał. Bo bał się, że jej podejrzenia okażą się prawdą. Wiedział, że musi coś zrobić. Musi wyrwać ją z tego stanu. Prezent ślubny. Trochę spóźniony, ale Grace wybaczy mu, gdy go zobaczy. Jeszcze nie wszystko gotowe, lecz nie może dłużej czekać. Od razu zaczął robić plan, a wewnętrzny rottweiler dziwnie milczał. Noah zachowywał się dzisiaj inaczej niż zwykle. Grace, jedząc grzankę z dżemem, zamyśliła się. Wstał bardzo wcześnie, ale nie to dało jej do myślenia. Zmienił się diametral-
130 Fiona Harper nie. Jakby wrócił ze swego wymyślonego świata, znowu się uśmiechał i żartował. Może to coś znaczy, może to punkt zwrotny. Wpadł do kuchni i zaskoczył ją czułym pocałunkiem. - Jak skończysz jeść, idź się ubrać. Grace uniosła brwi. - Co nagle zrobiłeś się taki władczy? Noah postukał się po nosie. - Mam dla ciebie niespodziankę. Wybiegł z kuchni. Grace odłożyła grzankę i się uśmiechnęła. Naprawdę coś się stało. Noah już nie jest taki spięty. Serce jej zabiło. A może w końcu nadszedł ten moment? Może zamiast rzeczy da jej samego siebie? Już nie była głodna. .Teraz, gdy zaczął się dziesiąty tydzień, czuła się lepiej. Mdłości prawie jej nie męczyły, minęły zawroty głowy, już nie słaniała się na nogach. Kto wie, może wkrótce zacznie wyglądać kwitnąco. Włożyła dżinsy i T-shirt, uczesała się i zeszła na dół. Noah był w gabinecie, rozmawiał przez telefon. Na jej widok pośpiesznie skończył rozmowę. - Jesteś, bardzo dobrze. Zanim wyjdziemy, chciałbym,, żebyś to włożyła. - Wyjął z szuflady szalik i pomachał nim w powietrzu. - Ale przecież jest lipiec. - Owszem. Ale chcę, żebyś zawiązała sobie nim oczy. Jego entuzjazm był zaraźliwy. Grace wybuchnęła śmiechem. - Trochę to perwersyjne, ale niech ci będzie. Zawiązał jej oczy i poprowadził ją do samochodu. Na szczęście podróż trwała krótko. Słyszała przejeżdżające samochody, gwar rozmów, stukot
Żona z internetu 131 butów na twardej powierzchni, jakby bruku. Przyjechali na High Street? - Tędy. - Noah ujął ją za łokieć. - Teraz będzie stopień... jeszcze jeden. - Zadźwięczał dzwonek nad drzwiami. - Jeszcze kawałeczek Już. Możesz zdjąć szalik Grace ściągnęła szalik i zamrugała powiekami. Sklep? Rozejrzała się, próbując rozpoznać, gdzie się znaleźli. Ciemne drewniane półki ciągnęły się wzdłuż ścian. Skądś zna to miejsce, ale... Nagle ją olśniło. - Kupiłeś księgarnię Martina? Noah uśmiechnął się szeroko i skinął głową. - Przebiłem ofertę Java Express. Chcieli powiększyć kawiarnię o ten lokal. Tak ją zaskoczył, że zabrakło jej języka w gębie. - A Martin? - zapytała wreszcie. - Przez najbliższe lata będzie prowadzić dla mnie księgarnię „Miłość i kule". Jak ci się podoba? Grace nie kryła zdumienia. - To będzie księgarnia o określonym profilu. Książki kryminalne i sensacyjne. W dzisiejszych czasach warto znaleźć niszę rynkową, to procentuje. - A „Miłość"? Noah lekko się stropił. - Hm, w ostatnim czasie dotarło do mnie, że dla wielu osób morderstwa i sensacje to nie wszystko, dlatego będą też romanse. Grace zamrugała. Może gdy znowu otworzy oczy, to wszystko okaże się snem, wytworem wyobraźni. - Ty chyba bredzisz. Pięknie, ale bredzisz. - To jeszcze nie koniec.
132 Fiona Harper Nagle poczuła, że musi usiąść. Nie było krzesła, więc tylko oparła się o ścianę. - Nie wszystko? - Tędy. - Wziął ją za rękę i podszedł do zasłony zagradzającej przejście do sąsiedniego pomieszczenia. Grace potknęła się, a kiedy zobaczyła, gdzie są, zaklęła soczyście. Stali w Coffee Bean, a raczej w miejscu, gdzie niegdyś mieściła się kawiarnia. Wnętrze przeszło kompletną metamorfozę. Wspaniały wiktoriański kontuar był świeżo nawo-skowany i wręcz lśnił. Szlifowane szybki zostały starannie odczyszczone, a ubytki uzupełnione. Podłoga też odzyskała dawną świetność. Wymieniono pokruszone kafle. W oknie wystawowym pyszniła się elegancka szklana gablota. O mój Boże! Co on wymyślił? Co ten jej zwariowany mąż znowu postanowił jej dać? Ofiaruje jej cukiernię, o jakiej zawsze marzyła, o której śniła przez tyle lat. Zebrał do kupy jej marzenia i teraz wręcza je obwiązane różową wstążką. Najchętniej by go w tej chwili udusiła. Odwróciła się do niego i wzięła się pod boki. - Kiedy to kupiłeś? Jego uśmiech zgasł. - Kilka miesięcy temu. Umowa z Java Express już prawie była podpisana, ale zaproponowałem Caz lepszą ofertę. Grace pokręciła głową. Miała oczy pełne łez. - Caz ci na to pozwoliła? Dlaczego? - Ja... myślałem, że właśnie o tym marzyłaś. Grace zaśmiała się cierpko. - Czemu nic mi nie powiedziałeś? Czemu trzymałeś to w tajemnicy? Na jego twarzy pojawiła się irytacja.
Żona z internetu 133 - Chciałem ci zrobić niespodziankę. Prezent ślubny. Wiem, że trochę spóźniony, ale liczyłem, że zrozumiesz. - Jasne, że zrozumiem - wycedziła ze złością. - Tylko że ja nie jestem jedną z twoich postaci, nie możesz układać mi życia! Będę mieć dziecko! Jak mam połączyć opiekę nad niemowlęciem z prowadzeniem cukierni? Czy w ogóle o tym pomyślałeś? Noah zmarszczył czoło. - Małe dzieci bardzo dużo śpią, nie? Grace roześmiała się histerycznie. - Ty nie masz o tym bladego pojęcia, prawda? - Nie spodobał ci się mój prezent. Hormony w niej szalały. Z trudem tłumiła łzy. - Noah - zaczęła cicho - ta kawiarnia jest wspaniała. Cudowna. Jest wszystkim, o czym marzyłam. Tylko że to jest kolejna „rzecz". Podszedł bliżej. Patrzył jej prosto w oczy. - To źle? Nie mogła już dłużej powstrzymywać łez. - Nie. To nie jest źle. Tylko problem w tym, że jeśli poza „rzeczami" nie ma nic więcej... - Brakowało jej powietrza. - Ja już tak dłużej nie mogę. Łudziłam się, że wytrwam, ale pomyliłam się. Potrzebuję czegoś więcej. - Położyła dłonie na brzuchu. - Oboje tego potrzebujemy. Wiedziała, że musi wreszcie to z siebie wyrzucić, powiedzieć mu. Zebrała się w sobie. - Ja... ja cię kocham. - Jeśli liczyła na jakąś deklarację, taką jak w filmach, to teraz była właściwa chwila. Noah milczał. Zrobił krok do tyłu i wpatrywał się w nią w osłupieniu. - Mówię o prawdziwej miłości. Wiem, składaliśmy sobie
134 Fiona Harper przysięgę, ale to były pozory. Nie o takiej miłości mówię. Kocham cię naprawdę. Umawialiśmy się inaczej, ale nic na to nie mogę poradzić. Ty też nie, nawet gdybyś chciał. Nie mogła znieść litości widocznej w jego oczach. -Grace, ja... - Przestań. Jeśli nie zamierzasz powiedzieć, że czujesz tak samo, to nic nie mów. Noah podszedł do okna i przesunął ręką po czuprynie. -1 co my teraz zrobimy? Grace skrzyżowała ramiona. - Nie zabronię ci kontaktów z dzieckiem, przeciwnie, będę cię do tego zachęcać... ale już nie mogę dłużej być z tobą. Nie mogę być twoją żoną, nie w takim układzie. Rozumiesz mnie? Noah wciąż wpatrywał się w dal. Kiwnął głową. Złamała mu serce? - Rozumiem. Tak będzie lepiej, dużo lepiej. Sama wychowa to dziecko. Już raz sobie poradziła, choć wtedy też nie było jej lekko. Jednak nie może być z nim ze świadomością, że on jej nie kocha. I do końca nie mając pewności, czy Noah naprawdę chce tego dziecka. Obrócił się raptownie. Serce jej zabiło. - Grace... nie rób niczego pochopnie. Zależy mi na tobie i na dziecku, nie chcę was stracić. Za dwa tygodnie mieliśmy jechać do Paryża na promocję książki. Poczekaj do tego czasu, proszę. No tak, promocja! Nie można jej popsuć. - Jeśli po powrocie nie zmienisz zdania, usiądziemy i na spokojnie zastanowimy się, co dalej. Jakiż on jest rozsądny! Wolałaby, by krzyczał, oskarżył ją,
Żona z internetu 135 że przesadza. Wszystko byłoby lepsze niż ten brak reakcji. Przyszła pora, by nawiązać do tego jego szpiega, w ten sposób zadać mu cios. - Wiem, jaki jest problem z twoim Karlem. Ta nagła zmiana tematu zbiła go z pantałyku. - Słucham? - Mówię o Karlu, twoim superszpiegu. To ty jesteś winien, że nie wychodzi ci ta postać. - Jak mam to rozumieć? Grace potrząsnęła głową. Trochę liczyła na to, że Noah nie zechce teraz drążyć tego tematu, jednak zachował się jak osiołek, któremu pokazano marchewkę. - Nie potrafisz sobie poradzić z tą postacią, bo Karl jest taki jak ty. Dziwię się, że tego nie widzisz. Podświadomie stworzyłeś go na swoje podobieństwo, więc ma wszystkie twoje słabości. Oczy mu zabłysły. Kto wie, może z tej sytuacji przynajmniej wyniknie jedna dobra rzecz? - Jeśli nie wyjdziesz zza muru, za którym się chronisz przed światem, nie zdołasz wykreować Karla na przekonującego bohatera. Wieczorem Grace przeniosła się do gościnnej sypialni. Noah próbował przekonać ją, by tego nie robiła, jednak bezskutecznie. Nie chciała patrzeć, jak Noah nerwowo krąży po domu, więc położyła się wcześnie spać. Musiała się przed kimś wygadać, więc czekała przy laptopie na odpowiednią porę, by połączyć się z przyjaciółkami. Angielskababka: Jesteście? Sanfrandani: Ja tak!
136 Fiona Harper Angielskababka: Och, Dani! Jak to dobrze, że się odezwałaś! Sanfrandani: Domyślam się, że znowu jakaś afera z No-ahem. Angielskababka: Och, żebyś wiedziała! Najpierw zasłonił mi oczy i zabrał do księgarni, potem sprawił mi niespodziankę, a ja się wściekłam «... Sanfrandani: Grace! Nie tak szybko! Zmusiła się, by zacząć oddychać powoli i głęboko. Racja, musi trzymać się konkretów. Podać fakty. Dopiero potem... Kangurzyca: Boże, Grace, a ja dałabym głowę, że Wasz układ przetrwa wszystkie burze. Angielskababka: Niestety, nie zawsze wszystko układa się tak, jak byśmy chcieli. Wydaje mi się, że to od początku był kiepski pomysł. Sanfrandani: Jesteś pewna, że nie ma szans na ocalenie Waszego małżeństwa? Grace odchyliła się do tyłu i zapatrzyła w ekran. Gdyby Noah bardziej zawierzył swoim uczuciom... Gdyby mogła zadowolić się tym, co jej ofiaruje, i nie chcieć niczego więcej... Gdyby miała pewność, że ich dziecko będzie dorastać w troskliwej, kochającej rodzinie... Angielskababka: Chciałabym, żeby to dało się zrobić. Ale szczerze wątpię w taką możliwość.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Noah przystanął na progu domku Caz i zastukał kołatką w kształcie masywnej głowy lwa. Po chwili ze środka dobiegł zapraszający okrzyk. Pchnął błyszczące czerwone drzwi. Caz była w kuchni. Dziwny zapach dobywający się z garnka pasował do całości: Caz była w kowbojkach, długiej hipisowskiej sukni, a we włosy miała zatknięte ptasie pióro. - Najwyższy czas - odezwała się na jego widok. - Czyli wiesz, dlaczego tu jestem? Skinęła głową, gestem wskazała mu krzesło przy stole. Zgonił rudego kocura i usiadł. Niewielka kuchnia była zastawiona garnkami, patelniami i wazonami, ręcznie malowane talerze zdobiły ściany, z sufitu zwieszały się pęczki suszących się ziół. -Jak ją zatrzymać? Caz przestała mieszać w garnku i popatrzyła na Noaha. - Nie możesz jej zatrzymać. Musisz dać jej powód, żeby została. Cholera. Nie ma żadnych pomysłów. Sam też nie jest wystarczającym powodem. - Caz, nie mam pojęcia, co zrobić. Chciałbym, żeby została, ale nie mogę dać jej tego, czego pragnie. Miłość to rzecz nie dla mnie. Nie jest i nigdy nie była. Nie wiem, jak wyja-
138 Fiona Harper śnić Grace, co do niej czuję, bo sam nie potrafię tego określić. Czy tobie by to wystarczyło? Caz zacisnęła usta, zadumała się. - Miłość to coś więcej niż słowa. - Wiem. - Wiesz? - Zlustrowała go wzrokiem. - Naprawdę? Kocur zaczął ocierać mu się o łydkę. Próbował go zniechęcić, odsuwając delikatnie nogę. Caz znów pochyliła się nad zupą. Dodała ziół, skinęła głową, wyłączyła gaz i zakryła garnek pokrywką. Oparła się o blat i skrzyżowała ramiona. - Czego w pierwszej kolejności musi nauczyć się początkujący pisarz? Noah cofnął się myślami w przeszłość. - Dobrze poznać pisownię? - zapytał niepewnie. Caz odrzuciła w tył głowę i roześmiała się. - Musisz drążyć głębiej. Czemu wszyscy mają obsesję na punkcie drążenia? Zaraz oszaleje. Już miał coś powiedzieć, gdy naraz coś go tknęło. Jedno z tych przeczuć, które nigdy go nie zawodziły. - Nie mów, tylko pokaż - rzekł bez zastanowienia. Caz rozjaśniła się w uśmiechu jak nauczyciel dumny z dokonań ucznia. - No właśnie. Przemyśl to sobie. Odwróciła się i nastawiła czajnik. Szykowała herbatę, a Noah zastanawiał się nad swymi słowami. Nie dochodził do żadnego wniosku. Caz, jakby się tego domyślając, zaczęła z innej beczki. - Niedługo zostaniesz tatą; powinieneś pomyśleć o tym, jak rodzic kocha dziecko. Przywołał w pamięci obraz rodziców, lecz nic nie poczuł.
Żona z internetu 139 Potem przed oczami stanęła mu Grace. Tyle poświęciła dla Daisy i nadal była gotowa zrobić dla niej wszystko. Wreszcie pomyślał o swoim dziecku, tym, które dopiero przyjdzie na świat i które będzie widywał tylko w weekendy, jeśli Grace postanowi od niego odejść. Znowu obudził się w nim silny, pierwotny instynkt opiekuńczy. Popatrzył na Caz. - Ja kocham to dziecko, choć jeszcze go nie widziałem. I nie wiem, jak będzie wyglądało. Starsza pani uśmiechnęła się i pokiwała głową. - Oczywiście, że będziesz je kochał. Nieważne, co dziecko zrobi czy powie. Zawsze będziesz je kochał. Zawsze. Tak. Bezwarunkową miłością. Znowu coś go tknęło. Boże, ostatnio wciąż ma jakieś przeczucia. Już wiedział, na czym polega problem Karla. Właśnie tak kocha swoją dziewczynę, podwójną agentkę - bezwarunkowo. Dlatego da jej we wszystkim wolną rękę, choć wie, że ona go wyda. Rudy kot wskoczył mu na kolana, zamruczał i zwinął się w kłębek. - Taka jest miłość - rzekła Caz. - Nawet jeśli rani. Nawet jeśli kochając, oddajesz część siebie. Rozumiał to, ale... Popatrzył na Caz. Znów pochyliła się nad garnkiem z zupą. - Ale jak to się ma do Grace? Jak ją zatrzymać? Caz potrząsnęła głową, piórko sfrunęło na podłogę. - Sam musisz do tego dojść. Powiem ci tylko jedno... Nie bez powodu sprzedałam ci kawiarnię. I na pewno nie po to, żebyś zranił Grace.
140 Fiona Harper Kiedy wrócił do domu, Grace nie było. Zostawiła kartkę, że poszła się przejść. Ostatnio coraz częściej wychodziła na spacer. Nie chciała go widzieć, uciekała przed nim. Rzucił kurtkę na oparcie kanapy i poszedł do gabinetu. Wyjął z biurka notes. Pora spisać wirujące mu w głowie bezładne myśli, uporządkować je, zobaczyć je czarno na białym. Zapatrzył się na pustą kartkę papieru, czekając na natchnienie. Nie przychodziło. Może więc nie chodzi o słowa, a o uczucia? Może w ten sposób powinien do tego podejść. Jednak nie potrafił ich nazwać, a czas mijał. Napisał na środku swoje imię i nazwisko, wziął je w ramkę. Czekał, aż najdzie go wena twórcza, pojawią się pomysły podsuwane przez podświadomość. Zawsze tak było. Wtedy ręka nie nadążała z zapisywaniem. Jednak minuty płynęły, a kartka była pusta. Serce zabiło mu niespokojnie. A jeśli nic się nie pojawi, jeśli... Długopis zaczął przesuwać się po papierze. Swych bohaterów budował krok po kroku, teraz działał inaczej. Odkrywał kolejne warstwy, dochodził do istoty. Musi docięć, dlaczego jest taki, jaki jest, co go tak ukształtowało. Cofnął się w dalekie lata dzieciństwa. Przed oczami stanęli mu rodzice, zawsze powściągliwi i zdystansowani, nie okazujący uczuć. Widział rozpaczliwe wysiłki małego chłopca łaknącego rodzicielskiej miłości, wychodzącego ze skóry, by zdobyć ich uśmiech i czułe słowo. Jako dziewiętnastolatek wstąpił do wojska. Koledzy ginęli na jego oczach. Nie opłakiwał ich, bo aby przeżyć, musiał być twardy. Rozpacz i żal dusił w sobie, wypychał je ze świadomości. Pisał coraz bardziej chaotycznie. Te wszystkie traumatyczne przeżycia przeniósł w doro-
Żona z internetu 141 słe życie. I w związek z Sarą. Dopiero teraz widział to wyraźnie. To dlatego Sara od niego odeszła. To nie był szklany mur, którym oddzielał się od innych, lecz skorupa. Ten jego sposób samoobrony obrócił się przeciwko niemu. A teraz unieszczęśliwiał Grace. Jaki to ma związek z Grace? Bo przecież teraz to jest dla niego najważniejsze. „Nie mów, tylko pokaż". Czy jego zachowanie wyraża więcej niż jego słowa? Więcej niż jego myśli? Jak wyglądały ich relacje przez te ostatnie miesiące? Odsunął kartkę, zacisnął zęby na końcówce długopisu. Prawdę mówiąc, od samego początku nią manipulował. Może nieświadomie, ale jednak. Teraz to widział i nie czuł się z tym komfortowo. Czy Grace wyszłaby za niego, gdyby nie znalazła się w trudnej sytuacji? Jak by zareagowała, gdyby dowiedziała się, że negocjuje kupno kawiarni? Wmawiał sobie, że robi to dla niej, lecz w rzeczywistości działał z myślą o sobie. Tak bardzo zależało mu na tym małżeństwie, że chciał je jej jakoś osłodzić, czymś ją ze sobą związać. Grace wyznała mu miłość, chciała z nim dzielić życie. Odpowiedział jej milczeniem. Starał się być dobrym mężem, ale tak niewiele wiedział na ten temat. Ograniczał się do drobnych gestów: gdy miała mdłości, przynosił jej do łóżka krakersy; pilnował, by na kolację zawsze było kilka potraw do wyboru. Gdyby jakaś piosenka wpadła jej w ucho, kupiłby jej CD z tym utworem. Drobiazgi, ale też o czymś świadczą. Ta myśl go podbudowała. Kupił jej kawiarnię! Może nie był to najszczęśliwszy pomysł, jak okazało się poniewczasie, ale przecież starał się
142 Fiona Harper spełnić jej marzenia, dać wszystko, co przez lata było poza jej zasięgiem. Czy to o czymś świadczy? Poruszał się jak dziecko we mgle. Musi wyjść, odetchnąć świeżym powietrzem. Przechodząc przez kuchnię, zdumiał się, stwierdzając, że już szósta. Nie miał pojęcia, że upłynęło tyle czasu. Był jeden z tych pięknych letnich wieczorów, tak uroczych na londyńskich przedmieściach. Na niebie łagodnym blaskiem kładły się oranże i pastelowe róże, drzewa, poruszane lekkim wiatrem, cichutko szumiały. Ogród odziedziczony po dawnych właścicielach był rozległy i ładnie utrzymany. Zajmujący się nim ogrodnik nieźle się sprawdzał. Noah wszedł na trawnik. Lubił posiedzieć na ławeczce skrytej za rododendronem^ skąd rozciągał się widok na pola. Gdy zbliżył się do niej, dostrzegł siedzącą tam postać. Grace siedziała w rogu, skulona. Na jej twarzy malował się głęboki smutek. Ten widok poruszył w nim czułą strunę. I nagle go olśniło. Kocha Grace. Kocha ją całym sercem. To było prawdziwe uczucie. Nie dopuszczał go do świadomości, spychał w niebyt, w niedostępny zakątek, w którym dusił wszystkie uczucia, bojąc się je nazwać, bojąc się do nich przyznać. Teraz tama pękła. Wspomnienia i obrazy wylewały się, przepełniały go. Skupił się na tych związanych z Grace. Teraz widział je z przejmująca jasnością. Kocha Grace, kocha ją od dawna, odkąd poczuł, że będzie jego żoną. A może nawet wcześniej. To odkrycie go oszołomiło. Grace dopiero teraz go spostrzegła. Raptownie odwróciła się w jego stronę. -Noah! Patrzyła na niego, a on nie mógł wydobyć z siebie głosu.
Żona z internetu 143 Oto kobieta, którą kocha. Wpatrywał się w nią, jakby ją widział na nowo, inaczej. Boże, jaka ona jest piękna! Zawsze to wiedział, lecz teraz... nie chodzi o linię policzków, rzęsy czy usta. To coś więcej. Instynktownie wiedziała, że coś się stało, widział to po jej oczach. Patrzyły na niego z niemym pytaniem. Nie znajdował teraz słów, i miał tylko jeden sposób na odpowiedź. Wziął ją w ramiona i pocałował. W pierwszej chwili nieco się wzdragała, ale fascynacja, zawsze obecna i tylko czekająca na swój moment, wzięła górę. Oddała mu pocałunek I już były tylko pocałunki i czułe uściski, gorączkowo zdejmowane ubrania znaczyły drogę do domu... Kochali się już tyle razy, lecz Noah jeszcze nigdy nie czuł się tak jak teraz. Jakby nagle spadła zasłona, jakby nagle otworzyły mu się oczy. W zamyśleniu wpatrywał się w sufit. Gdyby wiedział, że może tak być, gdyby miał choć cień przeczucia, to już wcześniej zacząłby szukać Grace. Zmarnował dwadzieścia lat. Chciał być tuż przy niej, jak najbliżej. Przygarnął ją, a ona otoczyła go ramionami. Obsypywała drobnymi pocałunkami jego dłonie i palce. I już był gotów wyznać jej miłość, gdy nagle coś go zaniepokoiło. Przez ostatnie dni Grace go unikała, a teraz nie było w niej cienia wahania. I była tak upajająco słodka, niemal na granicy smutku. Prawda uderzyła go jak obuchem, w kącikach oczu poczuł łzy. Te ich wspólne chwile nie zwiastowały pojednania, jak się naiwnie łudził. Grace się z nim żegnała. Przez następny tydzień pracował jak szalony, niemal nie wychodził z gabinetu. Nie miał pojęcia, jak naprawić swój
144 Fiona Harper układ z Grace. Za to już wiedział, jak podejść do Karla. Pisząc o nim, z wolna pojmował, o czym mówiła Grace. I zaczął widzieć siebie, nie Karla. Jego bohater przeszedł przemianę. Dla swej ukochanej był gotów na wszystko. Wolał umrzeć, niż ją zdradzić, choć wiedział, że jest podwójną agentką. Chroniąc ją, podpisywał wyrok na siebie. Noah uczył się od niego. Słowa to za mało. Złamał jej serce i żadnymi słowami tego nie naprawi. Nagle pojął, o czym mówiła Caz. W przeddzień wyjazdu do Paryża miał gotowy plan. Ryzykowny, lecz nie może dłużej czekać. Paryż był piękny. Niemożliwie piękny. Kiedy ostatni raz była tu z Noahem, wszystkoją urzekało, a ich małżeństwo kwitło. Nie myślała wtedy, że po trzech miesiącach ich układ tak się zmieni. Na każdym kroku natrafiała na wspomnienia. Knajpki, w których byli, uliczki, którymi spacerowali. Zatrzymali się nawet w tym samym hotelu, na szczęście nie w tym samym apartamencie. Noah nie ułatwiał jej rozstania. Po tamtym dniu, kiedy kochali się po raz ostatni, było jej jeszcze trudniej. Wystarczyło jedno spojrzenie Noaha, a serce w niej zamierało, jakby była zadurzoną nastolatką. Drugiego dnia obudziła się wcześnie. Nie mogła uwierzyć, że jest dopiero wpół do szóstej. Szkoda, że nie ma ze sobą laptopa, bo może pogadałaby z przyjaciółkami. W San Francisco już późno, ale w Sydney pewnie jest wczesny wieczór. Zaraz, mogłaby skorzystać z laptopa Noaha. Noah pokazał jej, jak się nim posługiwać. Chciał kupić jej nowy, lecz odmówiła. Miała słabość do poczciwego różowego laptopa Daisy.
Żona z internetu 145 Noah oddychał miarowo. Od tamtego dnia trzymał się od niej z daleka. Jakby zawarli milczące porozumienie, by zachować w pamięci to, co wtedy przeżyli. Ostrożnie odsunęła kołdrę i na palcach podeszła do drzwi. Noah był rannym ptaszkiem i miał lekki sen. Nie chciała, by się obudził. Potrzebowała trochę czasu tylko dla siebie. Znieruchomiała, bo westchnął przez sen, ale po chwili znów usłyszała jego miarowy oddech. Dotarła do drzwi i dopiero wtedy wypuściła powietrze. Noah wlepił wzrok w ścianę. Obudził się, słysząc - a raczej nie słysząc, lecz instynktownie czując - jak Grace wymyka się z sypialni. Wciąż się od niego oddalała, codziennie z każdą minutą, z każdą sekundą. Musi jak najszybciej zacząć działać, choć z drugiej strony nie chciał nią manipulować. Grace sama musi podjąć decyzję, świadomie i z przekonaniem. Nie dlatego, że on sprytnie i ukradkiem wyeliminuje inne możliwości. Komputer zamruczał i zaczął się otwierać. Grace zerknęła na drzwi sypialni. Absolutna cisza. Odetchnęła. Pośpiesznie zalogowała się do serwisu i wezwała przyjaciółki. Przez długi czas nie było odzewu. No tak, spodziewała się tego, ale wciąż miała desperacką nadzieję, że może któraś będzie na linii. Już miała się wyłączyć, gdy rozległo się ciche piknięcie. Kangurzyca: Grace? Angielskababka: Och, jak dobrze! Tak się cieszę, że jesteś. Kangurzyca: Właśnie miałam wychodzić z biura. Złapałaś mnie w ostatniej chwili.
146 Fiona Harper Angielskababka: Masz momencik? Kangurzyca: Dla Ciebie zawsze. Znowu coś z Noahem? Angielskababka: A czy kiedyś było inaczej? Jak już wreszcie ułożę swoje życie osobiste, skończą nam się tematy. Kangurzyca: To wtedy zaczniemy obrabiać Dani! Angielskababka: Chyba się ucieszy? Kangurzyca: No to o co chodzi? Angielskababka: Teraz żałuję, że zgodziłam się poczekać do powrotu z Paryża. To ponad moje siły! Kangurzyca: (uściski) Strasznie mi przykro, że tak się Wam nie układa. Naprawdę myślałam, że to się dobrze skończy. Angielskababka: Ja też. Inaczej bym się nie zgodziła. Przez ostatnie dni jest jakiś wyciszony, prawie się do mnie nie odzywa. Kangurzyca: Ignoruje cię? Angielskababka: Nie. Nie chodzi o to, że jest... po prostu bardzo niewiele mówi, co samo w sobie jest dziwne. Kangurzyca: Domyślasz się, dlaczego taki jest? Angielskababka: Nie. No i ma takie smutne oczy. Serce mi się kraje, gdy na niego patrzę. Ale przecież nie zostanę z nim tylko dlatego, że ma taką minę. To mi ciąży, mam okropne poczucie winy. Kangurzyca: Postępujesz zgodnie ze swoim sumieniem. Masz przekonanie, że robisz dobrze. Wiem, że tak jest. Grace rozprostowała palce i kiwnęła głową. Ludzie być może tego nie zrozumieją, będą namawiać, by dla dobra dziecka została z Noahem, ale naprawdę nie kierowała się egoizmem. Nie chce, by jej dziecko wychowywało się w takiej atmosferze. Nigdy się na to nie zgodzi.
Żona z internetu 147 Angielskababka: To prawda. Tak właśnie jest. Chciałabym, żeby Noah się obudził... Zerknęła w stronę sypialni. Angielskababka: Nie tak dosłownie. Chodzi mi o to, by przynajmniej zrobił jakiś wysiłek, spróbował coś zmienić. Kangurzyca: Myślisz, że tego nie zrobi? Angielskababka: Nie jestem pewna, czy jest w stanie. Gdybym sądziła, że może to zrobić, zostałabym z nim. Ale tak nie jest. To jego milczenie ma dla mnie jasną wymowę - on się poddał. - Grace? Błyskawicznie zamknęła komputer. Serce biło jej tak głośno, że aż dudniło jej w uszach. - Noah! Ale mnie przeraziłeś! Nie uśmiechnął się. Nawet odrobinkę. - Przepraszam. Popatrzyła na komputer. - Właśnie... czatowałam z Marissą, no wiesz, moją przyjaciółką z Australii. Ma jakieś problemy w związku ze ślubem i... Po co kłamie? To bez sensu. Noah wzruszył ramionami. - Mnie to nie przeszkadza, przecież wiesz. - Dzięki. - Nie ma sprawy. - Pójdę wziąć prysznic. Nie przeszkadzaj sobie. Otworzyła laptopa, lecz połączenie zostało przerwane. Kiedy się znów połączyła, Marissy już nie było na linii.
148 Do śniadania zostało sporo czasu. Chodzili po pokojach, trzymając się od siebie z daleka. Nie zamawiali śniadania do pokoju, woleli zejść na dół, wmieszać się w tłum gości. Tam przynajmniej nie dzwoniła cisza. - Wychodzę na trochę - zagadnął Noah. - Mogłabyś coś dla mnie zrobić? - Oczywiście. - W laptopie mam moją książkę. - Mam ją wydrukować? - Nie. Chyba udało mi się nakreślić wiarygodną sylwetkę Karla, taką mam nadzieję. Gdybyś mogła przeczytać i powiedzieć mi, co o tym myślisz... - Ależ oczywiście. Jacy są układni, jacy cywilizowani! Noah pożegnał się z nią i wyszedł z restauracji. Są tacy cywilizowani, że chciało jej się wyć. Nie miała ochoty snuć się po mieście, więc z laptopem Noaha usiadła na tarasie hotelowej kawiarni i zaczęła czytać. Początkowy tekst był niemal niezmieniony. Nadal ją interesował, ale teraz, gdy znała treść, mogła docenić konstrukcję i szczegóły fabuły. Gdy doszła do połowy, przestała zwracać uwagę na te rzeczy. Czytała z wypiekami na twarzy, pośpiesznie przewijając stronę za stroną. Historia miłosna rozgrywająca się między Karlem a Iriną pochłonęła ją bez reszty. Skąd wzięła się tak spektakularna zmiana? Poprzednia wersja była całkowicie inna. Bohaterowie wydawali się płascy, wątek uczuciowy zupełnie nieprzekonujący. Za to teraz... na kartach książki rozgrywała się prawdziwa przejmująca historia miłości dwojga ludzi. Grace co chwilę wstrzymywała oddech, w oczach kręciły jej się łzy. Cudowna, fantastyczna książka.
149 Sensacyjna intryga trzymała w napięciu, jej nieoczekiwane zwroty zachwycały i nie pozwalały się oderwać od lektury; prowokowała do śmiechu i płaczu, budziła skrajne emocje. Grace była przekonana, że w dorobku Noaha ta powieść okaże się najlepsza. Podziwiała go. I była z niego dumna. Powie mu to, kiedy wróci. Pod wpływem impulsu chwyciła za słuchawkę i złożyła zamówienie. Noah zatrzymał się przed wejściem do apartamentu, pogładził palcem kartę magnetyczną otwierającą drzwi. Grace jest w środku. Z jego nową książką. Z Karlem i Iriną. Jeśli oni jej nie przekonają, to w jego słowa też nie uwierzy. Liczył, że to zadziała, że uda mu się położyć podwaliny pod ich nowy związek. Trawił go lęk. Bał się, a jednocześnie było mu z tym dobrze. Serce biło niespokojnie, myśli kotłowały się w głowie. Czuł się z tym nieswojo, lecz cieszył się, że tak jest, bo wiedział, co to oznacza. Jest gotowy dać Grace to wszystko, czego pragnęła, co jest jej niezbędne i na co sobie zasłużyła. Za sześć miesięcy ich dziecko przyjdzie na świat. Będzie dla niego najlepszym ojcem pod słońcem, bo teraz już to potrafi. Odnalazł swoje serce. Grace siedziała na kanapie z książką w ręce. Czy przeczytała jego książkę? Może zbyt długo zwlekał? - Cześć. - Cześć. Grace zaczerwieniła się i wbiła wzrok w podłogę. - Moja książka...
150 Fiona Harper -Twoja książka... Zaczęli mówić równocześnie i równocześnie urwali. - Przeczytałaś ją? Twarz jej złagodniała. - Oczywiście. Przecież mnie prosiłeś. Cała Grace. Gdyby myślał trzeźwo, wiedziałby, że nie ma potrzeby pytać. Ona taka jest. Zawsze gotowa dawać. Będzie cudowną matką dla ich dziecka. Fala uczucia, jaka go przepełniła, zmiotła w pył czający się w nim strach. Tak bardzo ją kocha. Pora jej to pokazać. Nieważne, co myśli o jego książce. I tak jej powie. - Grace, pójdziemy się przejść? Grace skrzyżowała ramiona. -Ale... zamówiłam szampana..— Wskazała na kubełek z lodem. Nie miał pojęcia, skąd on się tutaj wziął. Uśmiechnęła się nagle, po raz pierwszy od wielu dni. - Musimy uczcić twoją książkę. Naprawdę jest super... Wyciągnął rękę. - Chodźmy na spacer. Chcę ci coś... pokazać. Przez sekundę wpatrywała się w niego w milczeniu, z ręką uniesioną w powietrzu, jakby niezdecydowana, czy mu ją podać, czy cofnąć. - Dobrze.
ROZDZIAŁ JEDENASTY Słońce kryło się za stromymi dachami, między nimi przeciskały się wąskie strumienie światła. Kamienne nadbrzeża Sekwany złociły się i różowiły w jasnych promieniach. Grace i Noah w milczeniu szli wzdłuż rzeki, co chwila wpadając z cienia w kałużę słonecznego blasku. Trzymali się za ręce. Wyglądali jak zakochana para, która wyszła z hotelu na spacer. Noah wydawał się rozluźniony, lecz były to tylko pozory. W rzeczywistości był niesamowicie spięty. Bo oto nadszedł moment prawdy. Jak on to przeżyje? Minęli katedrę Notre Dame, szli w stronę Luwru. Grace w zamyśleniu wpatrywała się w płynącą wodę, jakby celowo odwracając wzrok od szpaleru drzew wzdłuż nabrzeża. Co zrobić, by na nie spojrzała? Musi działać subtelnie. Nie spłoszyć jej. - Widzisz te napisy na drzewach? - Uhm - mruknęła, nie odwracając wzroku od wody uderzającej o kamienne obramowanie rzeki. - Komuś musiało bardzo zależeć na tej drugiej osobie, skoro zadał sobie tyle trudu. Grace beznamiętnie popatrzyła na brzozę. Noah cofnął się, modląc się, by zobaczyła. Grace przesunęła wzrokiem po pniu, westchnęła i ruszy-
152 Fiona Harper ła dalej. Serce mu się ścisnęło. Grace jeszcze raz spojrzała na drzewo i nagle coś zwróciło jej uwagę. - Popatrz tam, na górę. Wcześniej tego nie było. To nowy napis, biegnie wokół pnia, wyżej niż pozostałe. Podążył za jej spojrzeniem. Oby zechciała przeczytać. - To więcej niż inicjały. To jakieś słowa. Coś znaczą. Noah wstrzymał dech. Grace podeszła do brzozy, zaczęła czytać. - „Ona to więcej niż jej imię..." - Co to znaczy? To ma być romantyczne wyznanie? Nie odpowiedział. Wsunął ręce do kieszeni i ruszył w stronę kolejnego drzewa. Grace poszła za nim, oglądając się na pierwszą brzozę. Biedne serce Noaha odrobinę się uspokoiło. Tak jak się spodziewał, zatrzymała się przy drugim drzewie i obrzuciła je uważnym spojrzeniem. - Tu jest ciąg dalszy! Słuchaj! „Dobro i niezasłużona łaska". To jakieś dziwne! Szybszym krokiem podeszła do następnego pnia. - „I mimo mej dzisiejszej chwały..." Podbiegła do niego, oczy jej lśniły. - Słuchaj, to jest... Zaczekaj, zobaczę jeszcze raz! Pobiegła do pierwszej brzozy, potem do drugiej... - To jest wiersz! - oznajmiła. - Chodź, może jest coś jeszcze. Odetchnął. Grace lubi poezję. Ta może nie jest najwyższego lotu, lecz pisana sercem. Wreszcie pojął znaczenie tego, co mówiła Caz. Miała rację. Miłość to coś więcej niż słowa. Teraz posłużył się nimi, ale miał nadzieję, że Grace zobaczy w nich owo „więcej". - Czytaj - powiedziała z uśmiechem.
Żona z internetu 153 Nie musiał patrzeć na wycięte w korze litery. Nad tym wierszem pracował rankami, gdy Grace jeszcze spała. - „Za to, że ją znam, z uniżeniem składam dzięki". -Dziwnie zabrzmiały te słowa, może dlatego, że po raz pierwszy wypowiadał je na głos. Czuł się trochę skrępowany. Grace westchnęła. - Przepiękne. Ciekawe, czy na końcu się dowiemy, kto to napisał. Znów wzruszył ramionami. Imienia nie będzie, w każdym razie nie jego. Ale będzie wskazówka. I to budziło w nim lęk. Gdy Grace do niej dotrze, zmieni się jego życie. Stanie się niebem lub piekłem. Teraz wszystko w jej rękach. Słysząc jej pełne przejęcia trajkotanie, starał się zachować kamienną twarz, lecz teraz, gdy wyzwolił się ze swej szklanej skorupy, przychodziło mu to z ogromnym trudem. Ale jeszcze nie teraz, jeszcze musi chwilę poczekać. Zostały trzy drzewa. Czy mężczyzna jego postury może zemdleć? Grace podbiegła do niego i pociągnęła go za rękę. - „Gdy jest przy mnie, moja dusza kwitnie". Jeszcze tylko dwie brzozy. Tam będzie koniec! Panie, spraw, by jej oczy nadal tak lśniły, gdy przeczyta ostatnie zdanie. - „A bez widoku jej twarzy czeka mnie kres". - Łzy błysnęły jej w oczach, uderzyła się dłonią w pierś. - Och! Puściła się biegiem do ostatniego drzewa. Noah się zatrzymał. Serce mu tak dudniło, że już nie słyszał szumu przepływającej obok Sekwany. Grace okrążyła pień, niemo poruszyła ustami. Popatrzyła na niego. To było ponad jego siły. Podszedł do niej i nie patrząc na brzozę, wyrecytował:
154 Fiona Harper - Jest mą miłością i mym sercem... - głos mu się łamał -... moją jedyną Grace. Na jej twarzy odmalowało się tyle emocji, że nie był w stanie ich nazwać. Drżącymi palcami mocno ścisnęła go za ręce. - Dlaczego? - zapytała niemal z gniewem. - Dlaczego to napisałeś? Naraz jej złość wyparowała. Grace popatrzyła mu głęboko w oczy. On też nie odrywał oczu od jej twarzy. Widział nadzieję, lęk i desperację, jakie przemknęły w jej oczach; miał wrażenie, że zagląda w jej duszę. Starał się, by i ona mogła przejrzeć go do głębi. Chyba mu się to udało, bo Grace przenikała go podszytym obawą spojrzeniem. Po chwili po jej policzkach popłynęły łzy. Skinęła głową. Otarł jej łzy, pochylił się i pocałował ją. Gorąco i słodko, nieziemsko. Jakby nagle wszystko stało się inne. Jeszcze nigdy nie przeżył czegoś takiego: niesamowitego poczucia, że wreszcie wszystko wskoczyło na właściwe tory. Od trzech miesięcy byli małżeństwem, lecz dopiero teraz są naprawdę razem. - Kocham cię - wyszeptał tuż przy jej ustach, a Grace wybuchnęła płaczem. Czyż może być coś lepszego niż ponowny miesiąc miodowy w Paryżu? W dodatku jeszcze lepszy od pierwszego. I z takim wspaniałym mężczyzną. Grace z westchnieniem popatrzyła na śpiącego obok niej Noaha. Tak bardzo się zmienił. Już nie miała wątpliwości, że będzie cudownym ojcem. Są sobie tacy bliscy. Jest inny niż Rob, ale mimo to idealnie do niej pasuje. Dziwnie się w życiu układa, niczego nie
Żona z internetu 155 można przewidzieć. Ale też i miłość się zmienia. Na pewno będzie dobrze. Szósta rano. Wczoraj wrócili z Paryża. Noah śpi smacznie, choć zwykle budzi się skoro świt. Jak dobrze leżeć tuż obok niego, czuć na sobie ciężar jego ręki. Nie mogła się powstrzymać, by nie przesunąć palcami po jego ramieniu. Noah poruszył się i otworzył oczy. Był jeszcze odurzony snem, lecz gdy ją spostrzegł, uśmiechnął się uwodzicielsko. - Dzień dobry, pani Frost. Odpowiedziała mu szerokim uśmiechem. - Dzień dobry, panie Frost. Noah zanurkował pod kołdrę i ucałował jej leciutko zaokrąglony brzuch. - Dzień dobry, małe Frościątko. - Wynurzył się i cmoknął ją w czubek nosa. - Kocham cię, Grace. - Ja też cię kocham. - Przesunęła palcami po jego włosach i uśmiechnęła się pobłażliwie. - Od zeszłego tygodnia powtórzyłeś to z tysiąc razy. Możesz już przestać, jeśli chcesz. Spojrzał na nią z urazą. - Nigdy! Jeśli w kolejnym tygodniu powiem to dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć razy, to masz prawo mi przyłożyć. - No to zacznę liczyć! - droczyła się z nim ze śmiechem. Wstali i zeszli do kuchni. Grace miała ochotę na typowe angielskie śniadanie. Noah zabrał się za szykowanie. Gawędzili o przyszłości księgarni i cukierni. Teraz Grace była zachwycona tym pomysłem, widziała, ile ma plusów. - Daisy aż się wyrywa do pomocy, Caz tak samo. Jęczy, że brakuje jej zajęcia. Żal jej ludzi, których musiała zwolnić z Coffee Bean i namawia mnie, by ich ściągnąć. Myślę, że warto tak zrobić.
156 Fiona Harper Nieco później ktoś zadzwonił do drzwi. Noah poszedł! otworzyć i wrócił z niedużą paczką. - Co to jest? - zaciekawiła się Grace. - Nie mam pojęcia. - Przeczytał adres nadawcy. - Ze sklepu internetowego w Devon. Jakaś ceramika czy coś w tym stylu. - To chyba nie jest kolejna rzecz dla dziecka? Noah wpadł w szał zakupów; dziecinny pokój już pękał w szwach. Musi zachęcić go do pracy, może wtedy trochę się opamięta. - Nie. Niczego u nich nie zamawiałem. Grace popatrzyła na niego zwężonymi oczami, lecz Noah nawet nie mrugnął. - No to zobaczmy. - Wyciągnęła rękę. Noah podał jej paczkę. Zerwała taśmę i zdjęła papier. W środku był jakiś przedmiot owinięty w folię bąbelkową. Była też kartka. - To od... Daisy - oznajmiła Grace. - Z pewnością do ciebie. Posłuchaj... Drogi Noahu, to dla Ciebie w ramach podziękowania. Cieszę się, że Cię wybrałam i że wszedłeś do naszej rodziny. Podała mu karteczkę, Noah przeczytał ją jeszcze raz. - Pewnie napisała to, zamawiając... no właśnie, co to jest? - Chyba powinieneś otworzyć. Noah rozwinął folię. Grace wybuchnęła nieopanowanym śmiechem. - Och, ta Daisy! Jest naprawdę nieoceniona! Z osłupieniem wpatrywał się jaskrawoniebieski kubek
Żona z internetu 157 z błyszczącym granatowym napisem „Gorący Papcio". Grace postawiła go na półce obok swojego różowego kubasa. Noah zaczął się śmiać. - To jest po prostu para! Ale... „Gorący Papcio"? Grace zarzuciła mu ręce na szyję. - Ona się wcale nie myli - szepnęła i pocałowała go naprawdę gorąco.