1
Jeffries Sabrina
Diablęta Hallstead Hall 01
Narzeczeni mimo woli
Pierwsza książka z cyklu "Diablęta Hallstead Hall" o rodzeństwie po
tragicznej śmie...
3 downloads
7 Views
1
Jeffries Sabrina
Diablęta Hallstead Hall 01
Narzeczeni mimo woli
Pierwsza książka z cyklu "Diablęta Hallstead Hall" o rodzeństwie po
tragicznej śmierci rodziców wychowywanym przez babcię.
Babcia rozpieszcza wnuki, ale stawia ultimatum, że dostęp do majątku
będą mieli, dopiero jak się ożenią lub wyjdą za mąż.
Oliver Sharpe, markiz Stonville, wiódł żywot zatwardziałego kawalera
i hulaki. A gdy babka poprzysięgła wydziedziczyć niepoprawnego
wnuka, jeśli ten nie ustatkuje się i nie ożeni, Oliver postanawia spełnić
warunki umowy, sprowadzając do domu fałszywą narzeczoną
znalezioną w burdelu! Jednak plany markiza krzyżuje spotkanie z
amerykańską pięknością Marią Butterfield, którą ratuje z poważnych
tarapatów... i od tej pory nie przestaje jej pragnąć.
2
Drogi Czytelniku
Nazywam się Hester Plumtree, ale prawie wszyscy mówią na mnie
Hetty. Od śmierci męża sama zarządzam rodzinnym browarem. I choć
niektórzy stale z tego powodu narzekają, ja zawsze powtarzam, że jeśli
masz czas na komentowanie życia innych i zrzędzenie, znaczy to, że
ktoś czym prędzej powinien znaleźć ci zajęcie.
Oczywiście, gdy tylko w grę wchodzą moje wnuki, mnie ta zasada
nie dotyczy. W końcu jako babcia wiem najlepiej, co jest dla nich
dobre, nieprawdaż? To ja wychowywałam te dzieci po tym, jak ich
ojciec - markiz, oraz matka, a moja córka, zginęli w tragicznym
wypadku. Ale nie będę się nad tym rozwodzić, ludzie wystarczająco
dużo o tym plotkują.
Tak po prawdzie pragnę jedynie prawnuków. Chyba nie proszę o
zbyt wiele? Jednak moje wnuki przynoszą mi tylko same kłopoty.
Weźmy, na ten przykład, Olivera. Rozumiem, że każdy sztubak musi się
wyszumieć z jedną czy dwiema tancerkami lub śpiewaczkami
operowymi, ale Oliver postanowił zamienić hulaszczy tryb życia w
swego rodzaju naukę, której nie przestaje zgłębiać. Nawet gdy przez
chwilę nie jest pochłonięty piciem lub łajdaczeniem się, szmatławce i
tak się prześcigają w podsuwaniu płotek na jego temat - z reguły
tyczących się frywołnych igraszek z tą czy inną półnagą kobietą w
wannie pełnej przemycanej brandy. Winię za ten stan rzeczy ojca
Olivera, którego styl życia chłopak przejął po śmierci rodziców.
3
A o pozostałą czwórkę też lepiej nie pytać: Jarreta z jego hazardem,
Mineryę z jej gotyckimi powieściami, o Gabriela i wyścigi oraz o Celię,
która nie przepuści żadnej okazji, by chwycić za pistolet i strzelać do
celu. Nie bez kozery w towarzystwie zwą ich Diablętami z Halstead
Hall. Nie zrozum mnie źle - to dobre wnuki. Dopytują się o moje
zdrowie, towarzyszą mi podczas różnych wyjść i wizyt, a także pilnują,
żebym się nie przepracowywała. Jednak stanowczo odmawiają
porzucenia swych skandalicznych nawyków, a ja mam tego dosyć!
Dlatego obmyśliłam sposób na zmuszenie ich do ustatkowania się i
zachowywania jak na dziedziców przystało. Nie spodoba mi się to, ale
trudne sytuacje wymagają stosowania radykalnych środków. Bóg mi
świadkiem, że doczekam się prawnuków... i to już niedługo!
Szczerze oddana Hetty Plumtree
4
Prolog
Ealing, Anglia 1806 rok
Oliver Sharpe, szesnastoletni dziedzic tytułu markiza Stoneville, z
sercem w gardle wyjechał ze stajni w Halstead Hall. Jego matka
dopiero co popędziła w furii do domku myśliwskiego. Rzadko
widywał ją w takim stanie, zazwyczaj była po prostu smutna... Chyba
że wytrąciło ją z równowagi coś monumentalnego.
Jak na przykład przyłapanie własnego syna na całkowicie
niegodnym zachowaniu. Oliver czuł, jak zalewa go fala upokorzenia.
„Jesteś zakałą rodziny! - krzyczała głosem słabym z oburzenia i
pełnym bólu. - Zachowujesz się identycznie jak ojciec. Niech mnie
piekło pochłonie, jeśli pozwolę mu cię zmienić w taką samą
nikczemną, samolubną kreaturę! Nie bacząc na nic i na nikogo, goni
jedynie za własną przyjemnością!".
Oliver nigdy wcześniej nie słyszał przekleństw z ust matki i zmroził
go fakt, że w tej chwili złorzeczyła właśnie przez niego. Czy właściwie
go oceniła? Czy naprawdę zaczynał upodabniać się do lekkomyślnego
rozpustnika, który go spłodził? Mdliło go na samą myśl.
Co gorsza, matka jechała teraz z zamiarem wyliczenia mężowi
wszystkich grzechów, a Oliver nie mógł temu zapobiec, albowiem
nakazała mu nie pokazywać jej się na oczy. Ktoś jednak musiał ruszyć
za nią. Oliver widział matkę równie wzburzoną jedynie wtedy, gdy po
raz
5
pierwszy dowiedziała się o niewierności męża. Spaliła wtedy na
dziedzińcu kolekcję erotycznych książek ojca
Chłopiec miał wówczas siedem lat. Bóg jeden wiedział do jak
drastycznych czynów mogła się posunąć teraz, gdy wierzyła, że syn
podążał w ślady ojca. W dodatku w tym samym momencie, gdy
podejmowali gości.
Obchodząc mury częściowo ufortyfikowanego dworu który służył
,m za wiejską rezydencję, Oliver dostrzegł na podjeździe znajomy
powóz i serce podskoczyło mu w P1ersi. Babcia! Dzięki Bogu, że
przyjechała; może zdoła przemówić do swej córki.
Oliver dotarł przed dom, gdy powóz stanął, i pospiesznie otworzył
babce drzwi.
- Proszę, cóż za miła niespodzianka - powiedziała z ciepłym
uśmiechem i wysiadła. - Cieszę się, widząc, że me zapomniałeś
wytwornych manier, jak wielu młokosów w twoim wieku.
Zazwyczaj znalazłby błyskotliwą ripostę na taką uwagę i
posprzeczał się z babcią dobrotliwie przez chwilę Tego dnia jednak nie
był w stanie. Nie, gdy przepełniał go strach.
- Matka jest zła na ojca - rzekł cicho, podając kobiecie ramię ,
prowadząc do domu. Służący nie mogli tego usłyszeć. I tak pół świata
plotkowało o zdradach ojca - wszelka medyskrecja byłaby wodą na
młyn plotkarzy
- To nic nowego, nieprawdaż? - odparła oschle
- Tym razem to co innego. Wpadła w szał. Pokłóciliśmy się, po
czym matka ruszyła sama do domku myśliwskiego.
- Pewnie pojechała odszukać męża.
- Tego się właśnie obawiam. Wiesz, jak on lubi ją prowokować.
Jeśli go tam znajdzie, nie wiem, co zrobi.
I dobrze. - Babcia posłała wnukowi figlarny uśmiech. - Może
zrówna tę chałupę z ziemią. Wtedy Lewis nie będzie miał dokąd
sprowadzać swoich latawic
6
- A niech to, babciu, mówię poważnie! - Gdy uniosła brew na takie
słownictwo, chłopiec przełknął prawdziwe przekleństwo, które cisnęło
mu się na usta. - Wybacz, ale tym razem to całkiem inna historia.
Musisz jechać za nią, porozmawiać, uspokoić ją. To ważne. Mnie nie
posłucha.
Kobieta spojrzała na wnuka podejrzliwie.
- Czy jest coś, o czym mi nie mówisz?
- Oczywiście, że nie - odparł, czerwieniąc się.
- Nie kłam własnej babce. O co się z matką pokłóciliście?
Jak miał wszystko wyznać, skoro skręcało go na każdą myśl o tym,
co zaszło.
- To nie ma znaczenia. Po prostu wierz mi, że ona cię potrzebuje.
Babcia prychnęła.
- Twoja matka nigdy mnie nie potrzebowała. -Ale, babciu...
- Posłuchaj, Ołiverze - rzekła, poklepując go po ręku, jakby był
dzieckiem - wiem, że jesteście z matką zżyci i to dla ciebie trudne
widzieć ją wzburzoną. Ale jeśli dasz jej trochę czasu, by zdołała
ochłonąć, przyrzekam, że nic jej nie będzie.
- Nie, musisz...
- Dość! - ucięła. - To była długa, trudna podróż i jestem zmęczona.
Potrzebne mi filiżanka gorącej herbaty i porządna drzemka. Nie jestem
w nastroju do mieszania się w kłótnie twoich rodziców. - Na widok
desperacji wymalowanej na jego twarzy złagodziła nieco ton. - Jeśli do
zmroku nie wróci, obiecuję że pojadę za nią. Zobaczysz, z pewnością
niedługo będzie tu z przeprosinami i oboje o wszystkim zapomnicie.
Nigdy jednak nie wróciła. Tej nocy, w domku myśliwskim,
zastrzeliła męża, a potem siebie.
A życie Ołivera już nigdy nie było takie samo.
7
Rozdział I
Ealing 1825
Oliver wpatrywał się w widok za oknem biblioteki w Halstead Hall.
Szary, zimowy dzień jedynie potęgował jego ponury nastrój, gdy starał
się przegnać precz bolesne wspomnienia, zamknąć je, jak zawsze, w
najgłębszych zakamarkach umysłu. Tu, w domu rodzinnym, było to o
wiele trudniejsze niż w mieście, gdzie mógł zatracać się w ramionach
kurtyzan i mocnych trunkach.
Zapomnienie jednak nigdy nie trwało długo. Choć skandal
związany z jego nazwiskiem wybuchł już dziewiętnaście lat temu,
wciąż szeptano za plecami Olivera, gdziekolwiek się pojawiał.
Tamtej nocy babka powiedziała gościom, że jej córka, szukając
odosobnienia, udała się do domku myśliwskiego, gdzie zasnęła.
Obudzona przez podejrzane odgłosy, przekonana, że naszedł ją intruz,
w panice zastrzeliła mężczyznę. Chwilę później odkryła, że był to jej
mąż. Zszokowana i pogrążona w żalu użyła tej samej broni, by odebrać
sobie życie.
To była mało przekonująca historia, jak na próbę zatuszowania
morderstwa i samobójstwa, a szepty i plotki nigdy na dobre nie ucichły.
Szczególnie że przebywający wtedy w rezydencji goście żywo
spekulowali na temat całego zdarzenia. Tamtego dnia babcia zabroniła
Olivero-
8
wi i jego rodzeństwu mówić o tej sprawie z kimkolwiek, nawet ze
sobą nawzajem.
Twierdziła, że miało to uciszyć plotki, lecz Oliver często
zastanawiał się, czy tak naprawdę nie jego obarczała winą za wszystko.
Inaczej, dlaczego teraz miałaby przerywać milczenie i wypytywać go o
kłótnię z matką? Oczywiście nie odpowiedział. Na samą myśl, że
miałby wyznać prawdę, czul bolesny ucisk żołądka.
Odwrócił się od okna, by kroczyć po pokoju wzdłuż stołu, przy
którym jego rodzeństwo oczekiwało na pojawienie się seniorki rodu.
Właśnie dlatego unikał Halstead Hall - dom zawsze wprawia! go w
sentymentalny nastrój.
Dlaczego babka zwołała to przeklęte spotkanie akurat tutaj? Oliver
przez lata trzyma! dom zamknięty. Pomieszczenia przesiąkły
zapachem wilgoci i pleśni, a do tego były zimne niczym lody Arktyki.
Jedynie gabinetu nie zakryto przed kurzem, gdyż pracował w nim za-
rządca majątku. Trzeba było wysprzątać bibliotekę tylko z powodu
spotkania, które babcia mogła przecież bez trudu zaaranżować we
własnym domu, w mieście.
Zwyczajowo odmówiłby jej wizyty w zaniedbanym majątku,
jednak po wypadku brata - Gabriela - rodzeństwo stąpało po cienkim
lodzie. Nietypowe milczenie seniorki na ten temat potwierdzało
niezbicie, że zaleźli jej za skórę. Coś było na rzeczy... i z pewnością im
się nie spodoba.
- Jak twoje ramię? - spytała Gabe'a ich siostra, Minerva.
- A jak sądzisz? - odburknął. Temblak przewieszony miał na
pomiętym, czarnym płaszczu do konnej jazdy, a jasnobrązowe włosy
jak zwykle w nieładzie. - Boli jak diabli.
- Nie warcz na mnie. To nie ja omal się nie zabiłam. Minerva miała
dwadzieścia osiem lat. Była dwa lata
starsza od Gabriela, a o cztery lata młodsza od drugiego w
kolejności syna, Jarreta, i o cztery starsza od Celii, najmłodszej z
rodzeństwa. Jednak jako najstarsza z dziewcząt upierała się, by im
wszystkim matkować. Nawet wyglądała
9
jak ich matka, ze swą jasną, gładką cerą, brązowymi włosami,
przetykanymi jasnymi pasmami niczym złotem, i z ciemnozielonymi,
jak u Gabe'a, oczami. Praktycznie nie było choćby cienia podobieństwa
pomiędzy nimi a Oliverem, który odziedziczy! urodę ojca, pół-Włocha
- ciemne oczy, ciemne włosy, ciemną karnację. A do kompletu -
mroczne serce.
- Masz szczęście, że porucznik Chetwin na czas się wycofał -
zwróciła bratu uwagę Celia. Była nieco bledszym wizerunkiem
Olivera, oczy miała piwne. - Ponoć odznacza się większą odwagą niż
rozsądkiem.
- W takim razie dobrali się z Gabe'em znakomicie
- warknął Oliver.
- Daj mu już spokój - rzekł Jarret. Najbardziej z nich wszystkich
przypominał oboje rodziców, miał czarne włosy, ale niebieskozielone
oczy i w żadnym razie nie mógłby, tak jak Oliver, uchodzić za Włocha.
- Od tego głupiego wyścigu powozów besztasz go bez przerwy. Był
pijany. Ten stan, zdaje się, nie jest ci obcy.
Oliver odwrócił się do Jarreta.
- Zgadza się, jednakże ty nie byłeś pijany, a mimo to pozwoliłeś
mu...
- Nie obwiniaj Jarreta - wtrącił Gabe. - Chetwin rzucił mi
wyzwanie. Gdybym odmówił, wyszedłbym na tchórza.
- Lepiej być tchórzem niż martwym. - Oliver nie tolerował tego
typu idioctw. Nic nie było warte, by ryzykować własne życie - ani
kobieta, ani honor, a z pewnością nie reputacja. Wielka szkoda, że do
tej pory nie udało mu się wbić tego swoim zidiociałym braciom do
głów.
Kto jak kto, ale Gabe powinien byl wiedzieć lepiej. Ścigali się
najniebezpieczniejszą trasą w całym Londynie. Dwa wielkie głazy
okalały drogę tak ciasno, że tylko jeden powóz mógł między nimi
przejechać. Zmuszało to jednego z powożących do wycofania się w
ostatniej chwi-
10
li, by nie rozbić pojazdu o kamienie. Wielu śmiałków nie zdołało w
porę zareagować.
Nazywano to „nawlekaniem igły". Oliver zwal to szaleństwem.
Fakt, Chetwin wstrzymał konie, lecz powóz Gabe'a zahaczył bokiem o
jeden z głazów. Odłamał kolo i chwilę później stał się plątaniną
potrzaskanego drewna, rozdartej skóry i poskręcanego metalu. Dzięki
Bogu konie przeżyły katastrofę, a Gabriel wywinął się z niej jedynie ze
złamanym obojczykiem.
- Powinieneś wiedzieć, że Chetwin znieważył nie tylko mnie. -
Gabe spojrzał prowokująco. - Powiedział, że nie zdecyduję się z nim
ścigać, ponieważ jestem takim samym tchórzem, jak nasza strzelająca
do cieni matka. - W jego glosie słychać było gniew. - Nazwał ją
morderczynią z Halstead Hall.
Wszyscy zesztywnieli, słysząc znajome oszczerstwo, a Oliver
zazgrzytał zębami.
- Matka nie żyje od lat. Nie potrzebuje, byś bronił jej honoru.
- Ktoś musi to robić - odparł Gabe z kamiennym obliczem - skoro ty
nie masz zamiaru.
Do licha, nie miał najmniejszego zamiaru bronić jej po tym, co
zrobiła. Nigdy nie zdoła jej wybaczyć. Ani sobie, że do tego dopuścił.
Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła ich babcia, a za nią
adwokat rodziny, Elias Bogg. Wszyscy zebrani zamarli. Obecność
urzędnika nie wróżyła niczego dobrego.
Gdy Bogg zajął swoje miejsce, babcia stanęła u szczytu stołu z
wyrazem prawdziwego zmęczenia wymalowanym na naznaczonej
zmarszczkami twarzy. Olivera zalała nowa fala poczucia winy.
Ostatnimi czasy siedemdziesięciojednoletnia kobieta wyglądała
jeszcze starzej, jak gdyby ugięła się pod ciężarem obowiązków i nieco
skurczyła.
11
Próbował ją przekonać, by zrezygnowała z prowadzenia
założonego przez ich dziadka browaru. Powinna zatrudnić zarządcę.
Jednak odmówiła. Jak twierdziła, lubiła pracować. Czyżby zamiast
tego miała pozostać na wsi i zająć się haftowaniem? Taki pomysł
budził jedynie jej szczery śmiech.
Być może miała powody do śmiechu. Wielu nazwałoby Hester
„Hetty" Plumtree prostą. Jej rodzice prowadzili gospodę. Poznała tam
swojego przyszłego męża i razem zmienili Browar Plumtree w
imperium wystarczająco wielkie, by stać ich było na najlepsze szkoły
dla matki Olivera, Prudence. Wystarczające również, by Prudence
usidliła zubożałego markiza.
Babcia zawsze upajała się faktem, iż jej córka zdobyła tak dobrą
partię, przedstawiciela jednego z najstarszych rodów wśród angielskiej
arystokracji. Nigdy jednak nie potrafiła zetrzeć piętna parweniuszki ze
swych spódnic. Świadectwo jej pochodzenia dawało o sobie znać w
dziwnych momentach, na przykład gdy cieszyła się szklaneczką piwa
przy obiedzie lub gdy śmiała się z rubasznych dowcipów.
Mimo tego była zdeterminowana dopilnować, by jej wnuki stały się
tym, kim ona sama być nie mogła: prawdziwymi arystokratami. Babcia
nie znosiła ich tendencji do szokowania towarzystwa, przez którą w
oczach ludzi uchodzili za diabelskie pomioty okrytej hańbą pary.
Usilnie starała się podnieść status rodziny, uważała więc, że ma prawo
widzieć rezultaty swych wysiłków w dobrych małżeństwach i
prawnukach. Złościło ją, że żadne z wnuków nie spieszyło zadowolić
jej w tej materii.
Oliver przypuszczał, że miała podstawy, by tak się czuć. Choć
często nieobecna, gdy dorastali, zajęta zarządzaniem Browarem
Plumtree po śmierci męża, była jedynym rodzicem, jakiego jego
młodsze rodzeństwo kiedykolwiek miało. Dlatego ją uwielbiali.
12
Oliver czul wobec babci to samo, z wyjątkiem momentów, gdy
kłócił się z nią o finanse.
- Spocznij, Oliverze. - Babka przeszyła go ostrym spojrzeniem
niebieskich oczu. - Zaczynam się denerwować, gdy tak chodzisz tam i
z powrotem.
Lord przystanął, lecz nie zamierzał usiąść. Staruszka wyprostowała
się i zmarszczyła brwi.
- Moi drodzy, podjęłam co do was ostateczną decyzję
- powiedziała, jak gdyby wciąż byli dziećmi. Powiodła wzrokiem
po zebranych i kontynuowała głosem nieznoszącym sprzeciwu: -
Najwyższy czas, żebyście się ustatkowali. Daję wam więc rok, w
czasie którego sprawy mieć się będą po staremu, lecz po upływie
wyznaczonego czasu każdemu z was odetnę fundusze. Ponadto
wykluczę was z mojego testamentu. - Zignorowała pomruki oburzenia.
- Chyba że... - Zawiesiła głos, by uzyskać lepszy efekt.
- Co masz na myśli? - spytał Oliver przez zaciśnięte zęby.
Babcia spojrzała mu w oczy.
- Chyba że przyszedł wreszcie czas na małżeństwo. Powinien był
się tego spodziewać. Jako trzydziesto-
pięciolatek był w wieku, w którym większość mężczyzn o jego
pozycji społecznej znajdowało dla siebie małżonki. Babka często
ubolewała nad tym, że nadal nie narodził się spadkobierca tytułu, ale
kto przy zdrowych zmysłach byłby na tyle szalony, żeby przedłużać
ten ród? Rodzice pobrali się dla pieniędzy i zakończyło się to kata-
strofą. Niezależnie od tego, jak skąpe stałyby się finanse, Oliver nie
mial zamiaru powtarzać tego błędu.
Babcia wiedziała o jego uczuciach, dlatego to, że uciekała się do
gróźb wobec reszty rodzeństwa, by zmusić go do posłuszeństwa,
odebrał jako bolesną zdradę.
- Pozbawisz moich braci i siostry środków do życia tylko po to,
żeby zakuć mnie w okowy małżeństwa?
- warknął.
13
- Źle mnie zrozumiałeś - odparła chłodno. - Miałam na myśli to, że
oczekuję zawarcia związków małżeńskich od całej waszej piątki. -
Spojrzała na resztę wnuków. - Nim upłynie rok, wszyscy musicie
znaleźć sobie małżonków albo pożegnacie się ze spadkiem. Co więcej,
nie będę dalej wynajmować miejskiej rezydencji, skoro zatrzymywa-
łam się tam jedynie ze względu na dziewczęta. Nie będzie dla nich
posagów, nie będę też utrzymywać londyńskich kawalerskich
mieszkań Gabea i Jarreta ani stajni dla ich koni. Jeśli wy, chłopcy, się
nic pożenicie, a dziewczęta nie wyjdą za mąż, będzie to koniec mojego
wsparcia. Oliver, i tylko on, stanie się za was odpowiedzialny.
Oliver jęknął. Odziedziczona przez niego kłopotliwa posiadłość
jakoś sobie radziła, ale daleko jej było do samowystarczalności.
Gabe gwałtownie wstał od stołu.
- Babciu, nie wolno ci! Gdzie dziewczęta się podzieją? Gdzie
będziemy mieszkać ja i Jarret?
- Tu, w Halstead Hall, jak mniemam - powiedziała bez cienia
skruchy.
Oliver spojrzał na nią spode łba.
- Wiesz doskonale, że to niemożliwe. Musiałbym otworzyć dom i
odświeżyć go.
- Niech go ręka boska broni - skomentował sarkastycznie Jarret. -
Poza tym Oliver ma dochody z posiadłości, dzięki którym jest w stanie
się utrzymać. Nawet jeśli reszta z nas zastosuje się do twojej prośby, on
nie musi, więc gdy odmówi, kara spadnie tylko na nas.
- Takie są moje warunki - odparła chłodno. - Nie podlegają
negocjacji, chłopcze.
Niezależnie od obaw Jarreta babcia z pewnością wiedziała, że
Oliver nie pozwoliłby rodzeństwu cierpieć. Wreszcie znalazła jedyny
sposób na to, by przywołać ich do porządku - wystarczyło posłużyć się
uczuciami, który-
14
mi nawzajem się darzyli i które były jedyną stałą wartością w ich
życiu.
To był plan genialny i zarazem diaboliczny. Jarret mógłby posłać
kobietę do wszystkich diabłów, gdyby chodziło jedynie o niego, lecz
nie skazałby sióstr na staropanieństwo lub żywot guwernantek.
Minerva, która zarabiała nieco na swoich książkach, mogłaby
zbagatelizować babcine przykazania i spróbować samodzielnie się
utrzymać, lecz także nie potrafiłaby skazać pozostałych na życie w
ubóstwie.
Każde z nich będzie się martwić o pozostałych, co oznaczało, że
wszyscy, nawet Oliver, poczują się zmuszeni przystać na postawione
im warunki.
- Gdybyście zechcieli, moglibyście doprowadzić do tego, żeby ta
posiadłość przynosiła dochód - zwróciła im uwagę babcia. - Może
gdyby cała wasza piątka podzieliła między siebie obowiązki... -
Urwała, by spojrzeć na Olivera wymownie. - Albo gdyby wasz brat
bardziej interesował się majątkiem, zamiast pozostawiać go swemu
zarządcy i spędzać dnie na łajdaczeniu się i piciu, może zdołałby
utrzymać was wszystkich na całkiem wygodnym poziomie.
Oliver zdusił cisnącą mu się na usta ripostę. Dobrze wiedziała,
dlaczego z trudem znosił sam widok tego miejsca. Ojciec poślubi!
matkę dla pienięd...