Anne Mather
Zamek w Szkocji Tytuł oryginału: Stay Through the Night
0
ROZDZIAŁ PIERWSZY Było zimno. Znacznie zimniej...
1 downloads
18 Views
643KB Size
Anne Mather
Zamek w Szkocji Tytuł oryginału: Stay Through the Night
0
ROZDZIAŁ PIERWSZY Było zimno. Znacznie zimniej, niż Rosa się spodziewała. Gdzie ta fala upałów, które miały panować w Wielkiej Brytanii w lipcu i sierpniu? Na pewno nie tutaj, w portowym Mallaig. Rosa spojrzała przez ramię na pensjonat, gdzie właśnie spędziła noc. Wiedziała, że niedługo znajdzie się na kompletnie nieznanym terytorium. Wyspa, położona dwie godziny drogi od wybrzeży Szkocji, to było dla niej coś zupełnie nowego. Za godzinę miała
S R
wsiąść na prom płynący na Kilfoil, a wciąż jeszcze nie wiedziała, czy znajdzie tam Sophie.
Całe szczęście, że zabrała ze sobą trochę ciepłych ubrań. Jednak czując lodowaty wiatr wiejący od wody, żałowała, że nie wzięła też skórzanego płaszcza.
No trudno, nie jest tak źle. Jakoś przeżyję te dwie godziny, powiedziała sobie, idąc wąską uliczką w stronę portu. Przeszła przez ruchliwy już o tej porze parking i doszła do końca molo. Objęła się ramionami i wpatrzyła w dal. Było zimno, ale widok był wspaniały. Niedaleko widać było wyspę Skye, a dalej rozciągało się morze. Szczerze mówiąc, niewiele wiedziała o tej części Szkocji. Miała tu jakiś dalekich kuzynów, ale odwiedzała ich bardzo rzadko. Żałowała, że tak mało w życiu widziała. Studiowała w Anglii, wyszła za Anglika i przez większość swojego życia mieszkała w Yorkshire. Czasem tylko z Colinem jeździli na wakacje do Hiszpanii. 1
Do tej pory unikała przygód, wymawiając się owdowiałą matką i młodszą siostrą, ale prawda była taka, że nie wybierała się nigdzie dalej dlatego, że nie leżało to w jej naturze. Trzy lata temu i wakacje w Hiszpanii się skończyły. Kiedy dowiedziała się, że jej mąż romansuje z sekretarką szefa, bez wahania zażądała rozwodu. Od dawna podejrzewała go, że ją zdradza, i pomimo zapewnień i błagań Colina, wiedziała, że nie jest to ostatni taki wybryk. Na szczęście - chociaż Rosa bardzo tego żałowała - nie mieli dzieci. Nie wiedziała, czyja to wina, ale nigdy nie udało jej się zajść w
S R
ciążę. Przynajmniej nikt nie cierpiał z powodu ich niezbyt miłego rozstania. W czasie rozwodu Colin ją winił za swoją niewierność. Gdyby spędzała z nim więcej czasu, a mniej w tej cholernej szkole z dzieciakami, które jej nie doceniały, ich małżeństwo mogło mieć szansę, mówił. Ale Rosa wiedziała, że to bzdury. Bez jej pensji nauczycielki angielskiego Colina nie stać by było na częste wycieczki na kontynent, które tak lubił.
Tak czy inaczej, wszystko to należało już do przeszłości. Wspomnienie o zdradzie wciąż bolało, ale udało jej się wrócić do normalnego życia. I tak było do wczorajszego telefonu. Rozmawiając z rozhisteryzowaną matką, nie miała innego wyboru, jak tylko zgodzić się na jej żądanie. Westchnęła, opierając dłonie o barierkę i wpatrując się w horyzont. Co będzie, jeśli matka się myli? Jeśli Sophie nie ma na wyspie? Czy będzie w ogóle miała gdzie się zatrzymać?
2
Dobry Boże, pomyślała, patrząc w bezkres morza. Wyspy wyglądały na tak odległe i niedostępne. Czuła, że wkracza na zupełnie nieznane terytorium. Liam podjechał swoim audi na parking i przerzucił nogi przez próg. Potem, trzymając się jedną ręką dachu a drugą drzwi, podźwignął się na nogi i rozejrzał dookoła. Wiatr wiejący od morza był ostry i zimny, ale nawet tego nie zauważył. Mieszkał w Szkocji już dziesięć lat, od kiedy jego pierwsza książka okazała się bestsellerem. Był więc przyzwyczajony do surowego klimatu wysp. Jednak radość z sukcesu - jego powieść
S R
została nawet zekranizowana przez słynnego hollywoodzkiego reżysera - nie trwała długo. Niebawem bowiem nastąpił dramat, który ostatecznie skłonił go do wyprowadzki z Londynu. Przesunął dłonią po udzie. Nawet pod dżinsami wyczuwał bliznę, która biegła w górę uda, aż do krocza. Miał szczęście, pomyślał. Ta rana mogła go zabić. Nóż przeciął tętnicę, powodując prawie śmiertelną utratę krwi, przeciął nerwy i ścięgna, pozostawiając go z niedowładem lewej nogi, ale udało mu się przeżyć. Jego napastnik zginął, popełniwszy samobójstwo, będąc przekonany, że udało mu się Liama zabić. Skrzywił się, odsuwając od siebie te wspomnienia. To było dawno temu. Wciągnął pachnące morzem powietrze głęboko w płuca, ciesząc się, że przyjechał z Londynu nocą, żeby złapać poranny prom na wyspę. Kolejny odpływał dopiero w czwartek, a on nie mógł się doczekać powrotu na Kilfoil i do swojej pracy.
3
Zamknął samochód i rozciągnął mięśnie ramion i nóg, czując zesztywnienie spowodowane dziesięcioma godzinami jazdy. Jechał prawie bez przerwy. Jego wzrok przykuł widok samotnej kobiety, opierającej się o barierkę na końcu molo. To jej włosy zwróciły jego uwagę ciemnorude, kręcone i nieposłuszne, wymykające się ze wstążki, którą związała je na karku. Wpatrywała się w Skye, jakby szukała odpowiedzi we mgle otaczającej wyspę. Liam wzruszył ramionami. Musiała być turystką, bo ubrana była zbyt lekko. Temperatury powyżej dwudziestu stopni zdarzały się
S R
często, ale teraz północny wiatr sprawił, że było nie więcej niż osiemnaście.
Kiedy ruszył w stronę terminalu, dostrzegł Jacka Macleoda, właściciela floty żaglówek, które wynajmował turystom. - No, no - powiedział Jack, uśmiechając się szeroko. - Już myśleliśmy, że nie wrócisz.
- Nie pozbędziecie się mnie tak łatwo - odparł Liam, wsuwając ręce do tylnych kieszeni spodni. - Wróciłem tak szybko, jak mogłem. Przebywanie w zatłoczonych miastach od dawna mnie nie pociąga. - Słyszałem, że byłeś w klinice? - spytał Jack, wpatrując się uważnie w przyjaciela. - Mam nadzieję, że to nic poważnego? - Tylko badania kontrolne - powiedział szybko Liam, nie chcąc rozmawiać na ten temat. Zauważył, że ich głosy przyciągnęły uwagę kobiety stojącej na molo i teraz spoglądała na nich przez ramię.
4
Zorientowała się, że to zauważył i odwróciła wzrok. Zdążył jednak dostrzec jej owalną twarz i oczy zadziwiająco ciemne jak na osobę o jej karnacji. Była wysoka i zdecydowanie za chuda. - Płyniesz porannym promem? - kontynuował Jack. - Jeśli tylko będą miejsca - odparł Liam. Kiedy znów spojrzał na molo, kobiety już nie było. Rosa wróciła do pensjonatu, spakowała się i przyszła do budynku terminalu akurat na czas, żeby kupić bilet na Kilfoil. Wyglądała jak inni turyści, w dżinsach, trampkach i z plecakiem przerzuconym przez ramię. Nikt z podróżujących stojących w kolejce
S R
po bilety nie zwrócił na nią uwagi. Nikt oprócz tych dwóch mężczyzn, których wcześniej widziała na parkingu. A w każdym razie jednego z nich. Była pewna, że dokładnie się jej przyjrzał. W jego wzroku wyczuła dziwną dezaprobatę. Może dlatego, że zauważył, jak ich obserwuje?
To jednak naturalne, że przyciągnął jej uwagę. Był bardzo atrakcyjny. Wysoki - miał dobrze ponad metr osiemdziesiąt - i świetnie zbudowany. Zgadywała, że musi być jednym z rybaków, których coraz mniej poławiało ryby w tych wodach. Nie wyglądał jak turysta, a mężczyzna, z którym rozmawiał, miał na sobie wysokie, rybackie kalosze. Nie sądziła jednak, że zobaczy go jeszcze raz, chyba że okaże się kapitanem promu. A właśnie, pomyślała. Może ktoś z płynących przypomni sobie ładną blondynkę płynącą na Kilfoil w zeszłym tygodniu? Czy ośmieli się zapytać też o Liama Jamesona? Nie, lepiej
5
nie. Mówiło się, że jest samotnikiem. Ale wobec tego dlaczego pojechał na festiwal muzyki pop do Glastonbury? Żeby przeprowadzić badania do swojej nowej książki? Potrząsnęła głową z niedowierzaniem, jak za każdym razem, kiedy myślała o tym, co usłyszała od matki. Sophie wywinęła w życiu parę numerów, ale nigdy nie zrobiła jeszcze czegoś takiego. Rosa miała nadzieję, że jej siostra wreszcie ustatkuje się i zamieszka z Markiem Campionem, ale nie, ona rzuciła go z dnia na dzień z powodu jakiegoś mężczyzny, którego spotkała w czasie festiwalu. Rosa kupiła bilet i znów wyszła na zewnątrz. Chmury
S R
deszczowe przeszły bokiem i teraz słońce oświetlało zatokę. Dobry znak, pomyślała, rozglądając się za promem, który miał odpłynąć za trzy kwadranse. Piesi pasażerowie mieli wsiąść najpierw, przed samochodami.
Dostrzegła tego mężczyznę ponownie, kiedy stała na nabrzeżu. Podjechał swoim samochodem i ustawił się w kolejce pojazdów. Niespodziewanie jej puls przyspieszył. A więc płynie tym samym promem. Go za zbieg okoliczności. Mało prawdopodobne jednak, żeby wybierał się na Kilfoil. Według pani Harris, właścicielki pensjonatu, Kilfoil była przez kilka lat zupełnie opuszczona, dopóki nie kupił jej bogaty pisarz i nie odbudował znajdującego się tam zamku. Liam Jameson, oczywiście, stwierdziła Rosa, nie chcąc wyciągać z właścicielki pensjonatu zbyt wielu szczegółów, żeby nie zdradzić prawdziwego powodu swojej wizyty na wyspie. Powiedziała
6
jej, że chce sfotografować okolice do artykułu 0 rozwoju wysp, który właśnie pisze. Pani Harris uprzedziła ją jednak, że wyspa jest własnością prywatną i że będzie musiała dostać pozwolenie na robienie zdjęć. Straciła mężczyznę z oczu, kiedy razem z innymi pasażerami wsiadła na prom. Wspinając się po schodach na górny pokład Rosa zadrżała, kiedy wiatr dostał się pod jej kaszmirową kurtkę. Dlaczego ktoś, kogo stać było na zakup całej wyspy, wybrał sobie to miejsce do życia? Barbados, Kajmany, to co innego. Ale Kilfoil? Ten człowiek musiał być szaleńcem!
S R
Zakładała jednak, że to miejsce stwarzało mu odpowiednią atmosferę do pisania horrorów. Według jej siostry, na wyspie kręcono teraz film na podstawie jego ostatniej książki. Podobno Liam Jameson zaproponował jej rolę. Ale czy to możliwe? Czy historia, którą Sophie opowiedziała Markowi, była prawdziwa? I dlaczego w ogóle nie powiedziała im tego sama, tylko kazała wszystko przekazać Markowi?
Jej siostra miała osiemnaście lat i bardzo łatwo było zrobić na niej wrażenie. Poza tym chciała zostać zawodową aktorką. Utrzymywała, że jest wystarczająco dorosła, żeby podejmować decyzje, ale w przeszłości popełniła już wiele błędów. Jeśli spotkała Jamesona, to na pewno była pod jego urokiem. Jego książki sprzedawały się w milionach egzemplarzy. Sophie pożerała każdą, jak tylko została wydana. A wszystkie jego dotychczasowe filmy odnosiły kasowy sukces. Jego prace stały się
7
kultowe z powodu rosnącej fascynacji światem po-nadnaturalnych mocy. Szczególnie dzięki wampirom, które były jego znakiem rozpoznawczym. Całe szczęście na górnym pokładzie była zamknięta część, w której pasażerowie mogli kupić kanapki i napoje. Rosa weszła do środka z ulgą i znalazła sobie miejsce przy oknie, żeby móc obserwować to, co się dzieje w porcie. Prom miał najpierw popłynąć na Kilfoil, a potem na pozostałe wyspy. Rosa cieszyła się z tego. To znaczyło, że Kilfoil znajduje się najbliżej.
S R
Rzucono cumy i odbili od brzegu. Wyspa Skye wydawała się nieprawdopodobnie blisko. Dość szybko ominęli ją i wypłynęli na szersze wody, a statek zaczął bardziej kołysać się na falach. Rosa objęła się ramionami i spojrzała na grupę ludzi zebraną przy barze. Żałowała, że nie kupiła sobie czegoś do picia, zanim zrobiło się tak tłoczno. Poza tym teraz nie była pewna, czy uda jej się przejść przez kabinę i nie dostać mdłości. Nigdy nie przepadała za pływaniem, a kołyszący się prom był o wiele gorszy niż wodolot, którym kiedyś płynęli z Colinem. - Dobrze się pani czuje? Musiała chyba wyglądać blado, skoro wzbudziła czyjąś troskę. Rosa odwróciła głowę i dostrzegła mężczyznę z parkingu. A więc wsiadł na ten prom, pomyślała bez związku. Zmusiła się do uśmiechu.
8
- Nie wiedziałam, że będzie tak bujało - powiedziała. - Pan jest pewnie do tego przyzwyczajony? Zmrużył oczy i jego długie, czarne rzęsy przysłoniły szmaragdowozielone źrenice. Naprawdę był niezwykle przystojny, pomyślała, zauważając jego opaloną skórę, zdecydowaną linię szczęki i usta, które były dziwnie zmysłowe, mimo że zacisnął je w cienką linię. - Dlaczego pani tak sądzi? - zapytał twardszym niż przed chwilą tonem, a Rosa zdała sobie sprawę, że nie ma szkockiego akcentu. - Po prostu wydało mi się - odparła po chwili, zastanawiając się
S R
co w tym takiego dziwnego - że pan zna te okolice. Najwyraźniej się jednak pomyliłam. Jest pan Anglikiem, prawda? Liam skrzywił się, przeklinając impuls, który skłonił go do sprawdzenia, czy ta kobieta dobrze się czuje. Wyglądała tak blado, że zrobiło mu się jej żal.
Nie miała nieprzemakalnej kurtki ani porządnych butów. Nawet plecak, który postawiła obok siebie, wyglądał na niezbyt solidny. - Nie wszyscy mówimy po celtycku - powiedział, a ona wzruszyła szczupłymi ramionami. - Jasne. - Nie był zbyt miły, ale przynajmniej rozmowa odciągała jej wzrok od niespokojnego morza. - A więc - dodała - mieszka pan na wyspach? - Być może. - Był irytująco tajemniczy. A potem dodał niespodziewanie: - Mam nadzieję, że nie ma pani zamiaru chodzić na wycieczki w tym stroju.
9
Rosę na chwilę zatkało. - To nie pańska sprawa. - Ma pani rację - przyznał po chwili. - Myślałem tylko na głos. Ale trudno było nie zauważyć, na jak zmarzniętą wyglądała pani wcześniej. A więc ją zauważył. - Jest chłodniej, niż się spodziewałam - przyznała. - Ale nie zabawię tu długo. - Przelotna wizyta? - Coś w tym stylu. Liam zmarszczył brwi.
S R
- Ma pani tutaj krewnych?
Rosa wstrzymała oddech. Zadawał zbyt wiele pytań. Postanowiła jednak nie kończyć tej rozmowy - jeśli często pływał promem, mógł widzieć Sophie.
- Właściwie to mam dołączyć do mojej siostry - powiedziała ostrożnie. - Ładna młoda blondynka. Zdaje się, że płynęła tym promem dwa dni temu.
- To niemożliwe - odparł od razu. - On pływa tylko w poniedziałki i czwartki. Musiał więc to być zeszły czwartek. Rosa przełknęła ślinę. W ostatni czwartek Sophie wciąż była w Glastonbury z Markiem. Mark zadzwonił do jej matki dopiero w sobotę wieczorem. - Jest pan pewien? - zapytała. Może Liam Jameson ma samolot albo helikopter? Pewnie tak. Dlaczego miałby podróżować ze zwykłym tłumem? Może miał nawet własną łódź.
10
- Jestem pewien - odparł, patrząc na nią z zastanowieniem. Rosa nie miała zamiaru dzielić się swoimi przemyśleniami. Wzięła głęboki oddech. - Czy to jeszcze daleko? - Zależy, gdzie się pani wybiera - powiedział Liam, zaciekawiony wbrew sobie. - Na Kilfoil - odrzekła i zauważyła, że jej słowa kompletnie go zaskoczyły.
S R 11
ROZDZIAŁ DRUGI Liam był zaskoczony. Myślał, że wie wszystko na temat rodzin, które wprowadziły się na wyspę po tym, jak ją kupił. Niezamieszkane przez wiele lat domy popadły w ruinę i uczynienie tego miejsca nadającym się do życia wymagało wspólnego wysiłku. Gdzieś pomiędzy podłączaniem generatora i zalepianiem dziur w dachu stali się nie tylko jego najemcami, ale również przyjaciółmi. Teraz Kilfoil miało dobrze prosperującą gospodarkę, z turystyką, rybołówstwem i
S R
rolnictwem mogącymi wyżywić około setki ludzi. Chciał zapytać, dlaczego myślała, że jej siostra może być na wyspie, ale wiedział, że zadał już zbyt wiele pytań. No dobrze, intrygowała go swoją nieśmiałością połączoną z uporem. Jeśli intuicja go nie myliła, chodziło o coś więcej niż tylko dołączenie do siostry. Czy dziewczyna uciekła? A może urwała się z chłopakiem? Dlaczego jednak miałaby jechać na Kilfoil? Z tego, co się orientował, na wyspie nie było księdza, który mógłby udzielić im ślubu. - Jeszcze około godziny - powiedział, odpowiadając na jej pytanie, a potem bez słowa odszedł i poszedł w stronę baru znajdującego się na drugim końcu kabiny. Było tam teraz spokojnie i spod przymrużonych powiek Rosa obserwowała go, jak rozmawia z młodym człowiekiem za ladą. Pieniądze zmieniły właściciela, a potem chłopak postawił przed nim dwa plastikowe kubki. Dwa? Rosa szybko odwróciła wzrok. Czy jeden z nich był dla niej? Nie ośmieliła się patrzeć na niego, w razie gdyby się pomyliła. 12
- Masz ochotę na kawę? Nie pomyliła się. Znów stał przed nią. - Och... Nie trzeba było - wymamrotała, czując się niezręcznie, ale przyjęła kubek. - Dzięki. - Zdjęła plastikowe wieczko i spróbowała. - Może usiądziesz? Liam zawahał się. To nie było do niego podobne, kupować kawę obcej kobiecie i dzielić z nią swoją przestrzeń. Ona jednak tak nie pasowała do tego miejsca, że nie mógł jej opuścić. Mogła być dziennikarką, pomyślał, szukającą sensacji do artykułu. Ale jeśli tak, to nie zachowywała się wobec niego zbyt przyjaźnie.
S R
Tak czy inaczej wyglądała na zbyt bezbronną, żeby zostawić ją samą, i wbrew rozsądkowi usiadł na pustym krześle obok niej. Zdejmując wieczko ze swojego kubka, spojrzał na nią kątem oka. Zauważył, że ona też na niego patrzy, i powiedział pospiesznie: - Przynajmniej jest gorąca.
- Jest bardzo dobra - zapewniła go Rosa, chociaż nie było to do końca zgodne z prawdą. Kawa była gorzka. - Bardzo miło z twojej strony. Liam wzruszył ramionami. - Szkocka gościnność - powiedział kwaśno. - Jesteśmy z tego znani. Spojrzała na niego z ukosa. - A więc jednak jesteś Szkotem? Musisz dobrze znać te okolice Zamilkła na chwilę. - Jak wygląda Kilfoil? Czy jest tam bardzo dziko? Liam zakrztusił się kawą. - To nie są mongolskie stepy - odrzekł z urazą.
13
- Wiem - poczuła, jak płoną jej policzki. - Opowiedz mi o wyspie. Czy są tam domy, sklepy, hotele? Liam zawahał się. Z jednej strony chciał opowiedzieć jej o swoim domu w najpiękniejszych szczegółach, a z drugiej nie chciał zdradzać się z ich znajomością. - Jest podobna do innych wysp - powiedział w końcu. - Jest tam wioska i można w niej kupić większość podstawowego zaopatrzenia. Poczta i luksusy przypływają promem. Tak jak turyści, którzy na ogół zatrzymują się w pensjonatach. Rosa poczuła ulgę.
S R
- Więc nie jest to bezludne i opuszczone miejsce? - Jest przepiękna - powiedział Liam, myśląc o radości, z jaką tam wracał. - Wszystkie te wyspy są piękne. Nie chciałbym mieszkać nigdzie indziej. Rosa uniosła brew. - A gdzie mieszkasz?
Nie miał wyjścia, musiał powiedzieć jej prawdę. - Na Kilfoil - powiedział niechętnie. Potem wstał, stwierdziwszy, że powiedział już wystarczająco dużo. - Przepraszam, muszę zejść i sprawdzić, co z samochodem. Kiedy poszedł, Rosa w zamyśleniu dokończyła kawę. Zastanawiała się, co taki mężczyzna robił w tym miejscu. Czy był rybakiem, tak jak myślała wcześniej? Po krótkim namyśle stwierdziła, że nie jest to zbyt prawdopodobne. Nagle przyszła jej do głowy pewna
14
myśl. Mógł pracować dla Liama Jamesona. Albo być członkiem ekipy filmowej, jeśli faktycznie na wyspie kręcono film. Powinna była o to zapytać. Ale z drugiej strony gdyby to zrobiła, musiałaby wyjaśnić, dlaczego tak naprawdę tu jest. Nie, lepiej było poczekać, aż tam dojedzie, i dopiero wtedy zacząć zadawać pytania. Nie chciała, żeby Liam Jameson został ostrzeżony. Poczuła, jak przechodzi ją dreszcz na myśl o tej tajnej misji. W co ona się wpakowała? Podróż wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Westchnęła i spojrzała na zegarek. Niedługo powinni dotrzeć do celu. Spojrzała w
S R
kierunku dziobu i dostrzegła solidny kawałek lądu. Czy to była Kilfoil? Miała nadzieję, że tak. Jak tylko wysiądzie z promu, będzie musiała zadzwonić do matki.
Lucia Chantry z niecierpliwością oczekiwała każdej wiadomości. Sophie była jej ukochaną córeczką. Jej matka nie chciała widzieć, jaką czasem potrafiła być egoistką. Według niej Sophie nigdy nie robiła nic złego, podczas gdy Rosa cały czas popełniała błędy. Tak samo było, kiedy wychodziła za Colina Vincenta. Jej matka nigdy go nie lubiła i kiedy Colin okazał się takim dupkiem, od razu powiedziała „a nie mówiłam?". Prom zaczął zwalniać, przygotowując się do zatrzymania na Kilfoil. Piętnaście minut później stała na nabrzeżu, patrząc na nieliczne samochody opuszczające prom. Spoglądając w drugą stronę,
15
zobaczyła drogę wijącą się pomiędzy wzgórzami w stronę majaczącego w oddali łańcucha gór. Wyspa wydała jej się większa, niż się spodziewała. Nagle pomyślała, że jej zadanie wcale nie będzie łatwe. Jeśli nawet uda jej się odnaleźć Sophie, to jak ma ją przekonać do powrotu? Właśnie zlokalizowała tabliczkę z napisem „Poczta", kiedy zobaczyła szare audi zjeżdżające z rampy. Za kierownicą siedział mężczyzna, który kupił jej kawę. Odwróciła się gwałtownie - nie chciała, żeby nawet przez chwilę pomyślał, że go szuka. Ku jej uldze duży samochód przejechał obok niej. Potem jednak
S R
gwałtownie zahamował i zobaczyła zapalające się światło wsteczne. Mężczyzna zatrzymał się obok niej i otworzył drzwi. Wysiadł z widocznym wysiłkiem i odwrócił się w jej stronę. Zauważyła, że stara się oszczędzać lewą nogę, czego nie dostrzegła wcześniej na statku. Liam natomiast przeklinał się w duchu za to, że jest takim idiotą i zatrzymał samochód. Ale ona wciąż wyglądała, jakby silniejszy podmuch wiatru mógł zdmuchnąć ją do morza. Poza tym najwyraźniej nie była nim zainteresowana. Zauważył, że specjalnie się odwróciła. Więc dlaczego u licha musiał odgrywać błędnego rycerza? - Jakiś problem? - zapytał, zmuszając ją, żeby odwróciła się twarzą do niego. - Mam nadzieję, że nie - powiedziała. - Szukałam poczty. Chciałam zapytać, gdzie jest zamek Kilfoil.
16
- Zamek Kilfoil? - zapytał Liam nieufnie. - Dlaczego chcesz wiedzieć, gdzie jest zamek? Nie jest otwarty dla turystów. - Wiem - westchnęła Rosa. Potem, decydując, że jednak mu zaufa, dodała: - Może wiesz, czy jest tam jakaś ekipa filmowa? - Ekipa filmowa? - Teraz Liam był poważnie zaniepokojony. Czyżby mylił się co do tej kobiety? - Tak, ekipa filmowa - powtórzyła Rosa. - Słyszałam, że na wyspie kręcą film na podstawie jednej z książek Liama Jamesona. Co takiego? Liam wpatrywał się w nią, zastanawiając się, czy jest tak naiwna, na jaką wygląda.
S R
- Dlaczego myślisz, że Liam Jameson pozwoliłby jakiejś ekipie filmowej zbezcześcić swój dom? - zapytał. - Wiem, kręcono już filmy na podstawie jego książek, ale nie kręcono ich t u t aj. Czy tylko to sobie wyobraził, czy naprawdę jej ramiona opadły, kiedy usłyszała tę nowinę? O co chodziło, u diabła? Czyżby spodziewała się, że znajdzie siostrę na planie?
- Musiałaś się pomylić - powiedział łagodnie. - Ktoś musiał podać ci błędną informację. Zapewniam cię, że na wyspie nikt nie kręci żadnego filmu. Rosa potrząsnęła głową. - Jesteś pewien? - Tak. - Nie próbujesz mnie po prostu spławić? - Nie. - Liam spojrzał na nią ze współczuciem.
17
- Zdaję sobie sprawę, że to dla ciebie cios, ale chyba twojej siostry tu nie ma. - Myślałam, że Sophie będzie z nimi. Ale jeśli nie, to może jest gdzie indziej. - Gdzieś na wyspie? - Tak. - Rosa uniosła głowę. - Pokażesz mi drogę do zamku Kilfoil? Są tutaj jakieś taksówki albo jakaś wypożyczalna samochodów, jeśli to zbyt daleko na spacer? Liam zamrugał powiekami. - Dlaczego myślisz, że twoja siostra mogłaby znajdować się na
S R
zamku? - zapytał, próbując nie zdradzić swojej irytacji. Rosa westchnęła.
- Z tego, co wiem, kilka dni temu spotkała Liama Jamesona na festiwalu w Glastonbury. Powiedział jej, że na wyspie kręcą film na podstawie jego książki i zaproponował jej rolę.
Liam spojrzał na nią kompletnie zaskoczony. Do niedzieli rano był w londyńskiej klinice na rehabilitacji, próbując wyleczyć się z nawracających skurczów w nodze. Poza tym nigdy w życiu nie był na żadnym festiwalu muzycznym. Potrząsnął głową z niedowierzaniem. Każdy, kto znał Liama Jamesona, wiedziałby, że to nieprawda. Ale ona go nawet nie rozpoznała. - Liam Jameson mieszka tutaj, prawda?
18
Rosa wolałaby, żeby coś powiedział, zamiast wpatrywać się w nią swoimi przenikliwymi, zielonymi oczami. Poruszyła się pod ich spojrzeniem, mając wrażenie, że sięgają do jej duszy. - Tak - powiedział w końcu. - Tak, mieszka w zamku. Ale nie mógł zaproponować twojej siostrze roli. Nie bierze udziału w produkcji filmowej. - Skąd wiesz? Znasz go osobiście? - Wiem o nim co nieco - powiedział ostrożnie. Czuł dziwną niechęć do ujawnienia swojej tożsamości. - Jest... odludkiem i z tego, co wiem, to nigdy nie był w Glastonbury. Poza tym twoja siostra musi
S R
być dość młoda. Jameson ma czterdzieści dwa lata. - Czterdzieści dwa! - Nie znała nawet jego wieku. - Moja siostra ma osiemnaście. Myślisz, że Jameson lubi młode dziewczyny? - Nie jest zboczeńcem - powiedział Liam ostro, ale po chwili złagodził ton. - Daj spokój, przecież nie masz nawet dowodu, że to był on.
- Wiem - westchnęła Rosa. - Ale gdzie ona może być? - Zwilżyła wargi, przesuwając po nich językiem w nieświadomie prowokacyjny sposób. - W każdym razie, jeśli wskażesz mi drogę do zamku, to będę mogła zapytać o to pana Jamesona osobiście. Wtedy Liam powinien był ją powstrzymać. Powinien był wyjaśnić, kim jest i skąd wie, że Jameson nigdy nie był w Glastonbury. Stchórzył jednak. Pragnienie chronienia swojej prywatności zaprowadziło go za daleko, żeby miał się teraz przyznać, że jest mężczyzną, którego szuka.
19
- Posłuchaj, moim zdaniem tracisz czas - powiedział. - Jameson nigdy nie był na festiwalu muzycznym. Przynajmniej z tego, co wiem. - Wiesz o nim bardzo dużo - powiedziała z zaciekawieniem Rosa. - Jesteś pewien, że się z nim nie przyjaźnisz? - Jestem pewien - powiedział Jameson, żałując, że w ogóle to wszystko zaczynał. - Ale mieszkam na wyspie. To mała społeczność. - Sama wyspa nie wydaje się mała - powiedziała Rosa. - A ja tak naprawdę wcale nie mam ochoty spotykać tego człowieka. Pisze o okropnych rzeczach. O duchach i wilkołakach. - O wampirach. - Liam poprawił ją automatycznie.
S R
- I innych tego typu stworach - powiedziała. - Dlatego pewnie zrobił na Sophie takie wrażenie. Przeczytała wszystkie jego książki. - Naprawdę?
Liam wbrew sobie poczuł przypływ satysfakcji. Kiedy jego agent lub wydawca mówili mu, że jest dobrym pisarzem, nigdy im tak naprawdę nie wierzył.
- O tak. Sophie jest opętana na punkcie książek, telewizji i kina. Chce być aktorką. W rękach tego faceta będzie miękka jak plastelina. - Ale przecież nie spotkała go - powiedział Liam. - Chyba w to nie wierzysz? - poprawił się po chwili. - Może nie. - Rosa musiała być uczciwa. - Ale wolałabym sama to usłyszeć z jego ust. Liam skrzywił się, czubkiem buta uderzając lekko w kamień. Zdawał sobie sprawę, że w każdej chwili ktoś może do niego podejść i zdradzić jego prawdziwą tożsamość.
20
- Posłuchaj - powiedział niechętnie. - Radzę ci wsiąść na prom i wrócić do domu. Jeśli twoja siostra będzie chciała ci powiedzieć, gdzie jest, to na pewno to zrobi. Zanim tak się stanie, mądrzej będzie nie oskarżać ludzi o rzeczy, co do których nie masz najmniejszej pewności i których nie możesz udowodnić. Rosa zadrżała. - Wsiąść na prom? - powtórzyła. - Nie mam takiego zamiaru. - Tak jak mówiłem, następny prom przypływa w czwartek. Rosa próbowała nie okazywać niepokoju. - No cóż, nic na to nie poradzę. A Liam Jameson jest moim jedynym śladem.
S R
Liam wypuścił powietrze.
- Dobrze, już dobrze. Jeśli to twoje ostatnie słowo, to zabiorę cię ze sobą. - Gdzie?
- Na zamek. Tam się wybierasz, prawda?
- No tak. Myślisz, że Jameson zgodzi się ze mną zobaczyć? - Osobiście się o to postaram - powiedział Liam sucho. - Jedźmy. - Ale ja nawet nie wiem, kim jesteś - zaprotestowała Rosa, nagle zdając sobie sprawę, że ma wsiąść do samochodu z obcym mężczyzną. - Nazywam się... Luther Killian - powiedział Liam ostrożnie, czekając, aż rozpozna nazwisko jego głównego bohatera. Nie doczekał się jednak żadnej reakcji. Może jej siostra czytała jego książki, ale ona na pewno nie.
21
ROZDZIAŁ TRZECI Rosa zawahała się. - Czy to daleko? - zapytała. - Za daleko, żeby iść tam piechotą, jeśli o to ci chodzi powiedział krótko. - Jest oczywiście stary McAllister. W wolnym czasie jeździ jako taksówkarz. Chociaż nie można zagwarantować, że jego samochód się nie zepsuje. Rosa zerknęła na swoją torbę, która wydawała się cięższa, niż
S R
kiedy ją pakowała poprzedniego dnia.
- No dobrze. Dzięki - zgodziła się, nie bez obaw. - Jeśli to po drodze...
Nie robisz mi żadnej łaski, pomyślał Liam z irytacją. Wziął od niej torbę i otworzył tylne drzwi. Wrzucił ją na tylne siedzenie i gestem wskazał fotel z przodu. Noga bolała go od zbyt długiego stania i miał ochotę już usiąść.
- Wyspa nie jest aż tak duża - poinformował, kiedy usiadł za kierownicą. - Nie martw się, jazda nie będzie długa. Rosa miała taką nadzieję, ale wyspa okazała się o wiele większa, niż sobie wcześniej wyobrażała. Kiedy audi wjechało na wzgórze za wioską, przed nimi ukazała się ogromna, pokryta roślinnością równina z małymi jeziorkami i stawami lśniącymi w przebijającym się zza chmur słońcu. Po lewej stronie w oddali widać było góry, potężne i dominujące. Ich szczyty chowały się w chmurach, a na pokrytych 22
ruskimi krzakami zboczach gdzieniegdzie pojawiało się drzewo karłowata sosna opierająca się wiatrom i nagłym zmianom pogody. - To wrzosowisko Kilfoil - odezwał się jej towarzysz, głową wskazując otwartą przestrzeń rozciągającą się po obydwu stronach drogi. - Nie daj się zwieść jego wyglądowi. Ziemia sprawia wrażenie solidnej, ale miejscami są to po prostu bagna. Nawet owce się tutaj nie pasą. - A czy zdarzyło się kiedyś, że ludzie weszli na wrzosowisko i zostali... pochłonięci przez bagna? - zapytała Rosa z niepokojem. Liam rzucił jej kpiące spojrzenie.
S R
- Tylko w książkach Jamesona. Rosa skrzywiła się. - To chyba jakiś dziwak.
- Jest pisarzem - powiedział Liam z nutą irytacji w głosie. - Pisze o potworach, ale to nie znaczy, że sam jest jednym z nich. - Pewnie masz rację.
Rosa stwierdziła, że to pustkowie trochę ją przeraża. Przestraszyła się, kiedy z pobocza drogi zerwała się kuropatwa, a odległy krzyk bażanta sprawił, że po kręgosłupie przeszły jej dreszcze. Wydała z siebie nieokreślony dźwięk i jej towarzysz spojrzał na nią z zaciekawieniem. - Coś się stało? Rosa wzruszyła ramionami. - Myślałam o tym, co mówiłeś wcześniej - odparła. - Chyba się z tobą zgadzam. Jameson nie mógł przywieźć tutaj Sophie. - Nie? - powtórzył ostrożnie Liam.
23
- Nie. Wydaje mi się... - Gestem wskazała wrzosowisko. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby człowiek, który mieszka w takim miejscu, chciał uczestniczyć w festiwalu muzyki pop. - Zamilkła na chwilę. - A co ty myślisz? Liam zacisnął wargi. - Wydaje mi się, że dokładnie to samo powiedziałem pół godziny temu. - No tak, to prawda. Przepraszam, powinnam była cię posłuchać. Liam potrząsnął głową. Nie wiedział, czego się teraz po nim spodziewała, ale jeśli myślała, że zawróci i odwiezie ją z powrotem do
S R
wioski, to się myliła. Był zmęczony. Przejechał właśnie ponad pięćset mil i nie miał zamiaru dodawać kolejnych dwudziestu. Jeśli chciała wracać, będzie musiał ją zabrać Sam. On teraz potrzebował śniadania, prysznica i łóżka, niekoniecznie w tej kolejności. A przynajmniej tak to sobie tłumaczył. Tak naprawdę to z jakiś dziwnych powodów nie chciał jej zostawiać. Było mu jej żal. Została wysłana na kompletnie bezowocne poszukiwania. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, poczuł zaskoczenie. To było jego sanktuarium, jego ucieczka przed wyścigiem szczurów. Dlaczego więc u diabła zabierał kompletnie nieznajomą osobę do swojej samotni? Przecież była na tyle dorosła, żeby móc sama się o siebie zatroszczyć. - W każdym razie - rzekła nagle - i tak go zapytam, czy wie, gdzie ona może być. Jeśli kręcą tutaj jakiś film, to powinien o tym wiedzieć.
24
Liam zacisnął palce mocniej na kierownicy. Dlaczego po prostu nie powie jej, kim jest? Dlaczego nie przyzna, że ukrywał przed nią swoją tożsamość, bojąc się, że przybyła tutaj z jakiegoś ukrytego powodu? Może mu nie uwierzy, ale przynajmniej nie będzie się czuł jak oszust za każdym razem, kiedy ona wspomni jego imię. - Posłuchaj... eee... - Rosa - powiedziała. - Rosa Chantry. - Posłuchaj, Rosa. - Liam zawahał się. - Posłuchaj, jest coś, co chciałbym... Zanim zdążył skończyć, przerwała mu.
S R
- O Boże! - wykrzyknęła. Odwróciła się do tyłu, sięgnęła po swój plecak i wyciągnęła z niego komórkę. - Obiecałam mamie, że zadzwonię do niej jak tylko dopłynę na wyspę - wyjaśniła. Przepraszam, muszę powiedzieć jej, że wszystko w porządku, zanim zacznie myśleć, że teraz straciła dwie córki.
- Tak, al&... - zaczął, chcąc jej powiedzieć, że na wyspie nie ma żadnych nadajników, kiedy wydała z siebie pełen frustracji okrzyk. - Cholera, musiała się wyczerpać bateria - powiedziała, patrząc na urządzenie, jakby to była jego wina. Potem zmarszczyła brwi. Dziwne. W ogóle nie ma zasięgu. - To dlatego, że nie ma tutaj żadnych nadajników - powiedział Liam. - Przez lata nikt tu nie mieszkał poza kilkoma owcami i, mimo że sporo się od tamtej pory zmieniło, nie chcemy zaśmiecać wyspy wynalazkami dwudziestego pierwszego wieku. - Czyli nie ma szans na telefon?
25
- Są telefony stacjonarne. - Myślisz, że Liam Jameson pozwoli mi zadzwonić ze swojego zamku? - Jestem pewien - wymruczał Liam, zdając sobie sprawę, że znów wchodzi w rolę, którą stworzył. - Tylko nie myśl, że wyspa jest zacofana. Od... Od modernizacji to naprawdę przyjemne miejsce do życia. Twarz Rosy przybrała wyraz zaciekawienia. - To dlatego tu przyjechałeś? - zapytała. - Żeby uciec przed wyścigiem szczurów? - W pewnym sensie.
S R
- Lubisz życie tutaj? Nie nudzisz się?
- Nigdy się nie nudzę - powiedział Liam sucho. -A ty? - Nie mam czasu, żeby się nudzić - powiedziała z żalem. Jestem nauczycielką. To oznacza sporo pracy.
- Ach tak... - Liam pomyślał, że to wiele wyjaśnia. Wrzosowisko skończyło się i teraz zaczęli zjeżdżać krętą drogą w dół otwierającej się przed nimi doliny. Palcem wskazał przed siebie. - Tam jest zamek. Jak ci się podoba? Rosa wstrzymała oddech. - Jest... Jest piękny - powiedziała. I miała rację. Był to potężny budynek na planie kwadratu, zbudowany na nadmorskim klifie. Jego szare mury pyszniły się w promieniach słońca, które właśnie wyszło zza chmur. Był wspaniały.
26
- Robi wrażenie - dodała szeptem. Spodziewała się czegoś zupełnie innego. - Ale jak ktoś może mieszkać w takim miejscu? Musi mieć chyba ze sto pokoi? - Pięćdziesiąt trzy - powiedział Liam automatycznie, po czym szybko dodał: - Tak słyszałem. - Pięćdziesiąt trzy! - Rosa potrząsnęła głową. - Musi być bardzo bogaty. - Część z nich to przedpokoje - ciągnął Liam. Nie chciał się usprawiedliwiać, ale samo mu się to wyrwało. - Na pewno wszystkich nie używa.
S R
- Na pewno nie - parsknęła Rosa. - Jest żonaty? - Nie. - Liam powiedział jej to bez wahania. I tak informacja ta była na jego krótkiej biografii na tylnej okładce każdej z jego wydanych książek.
- To mieszka zupełnie sam? - chciała wiedzieć więcej Rosa. Ma dziewczynę? Albo chłopaka? - dodała. - W dzisiejszych czasach nigdy nic nie wiadomo.
- Nie jest gejem - powiedział ponuro Liam. - I ma ludzi, którzy zajmują się zamkiem, więc rzadko bywa sam. - Tak czy inaczej... - jej upór naprawdę go denerwował. - Założę się, że musi im dobrze płacić, żeby chcieli mieszkać na tej zapomnianej wyspie. Liam zacisnął szczęki i nie odpowiedział.
27
Zbliżali się do zamku, jadąc szeroką doliną, w której pasło się bydło i owce. Do zboczy przytulone były chaty pasterzy, a niżej stały większe i solidniejsze budynki z bielonymi ścianami i dymiącymi kominami. Między skałami spływał górski strumień. W oddali widać było wybrzeże i jasne, czyste i kompletnie bezludne plaże. Rosa wiedziała, że nikt, kto nie widział tego kawałka Szkocji, nigdy by nie uwierzył w jego piękno. Morze było tutaj spokojne i miejscami przybierało kolor zieleni... przypominający oczy Luthera Kil-liana. I było równie intrygujące. Chociaż prawdopodobnie zimne jak lód.
S R
Z bliska zamek robił równie imponujące wrażenie. Mimo że na pewno był odnawiany, zostało to zrobione w taki sposób, że nie zaszkodziło urokowi i historii budynku. Tylko okna wstawione w wąskie szczeliny, przez które kiedyś obrońcy strzelali do wroga, nie były zgodne z charakterem tego miejsca.
Dookoła zamku znajdowały się budynki gospodarcze, usytuowane wokół brukowanego dziedzińca, dochodzącego aż do kamiennych schodów prowadzących do wejścia. Przejechali przez drewniany most przerzucony nad suchym kanałem, który kiedyś mógł być fosą, i zaparkowali po lewej stronie. Jedno skrzydło drzwi otworzyło się natychmiast i na progu pojawił się mężczyzna oraz kilka psów. Psy - dwa golden retrievery i jeden spaniel - zbiegły po schodach, żeby ich przywitać, machając ogonami z radości.
28
Kiedy poszczekiwały na powitanie, Liam otworzył drzwi ze swojej strony i podciągnął się w górę. Noga znów mu zesztywniała i przeklął swoją słabość, która psuła mu jedną z prawdziwych życiowych przyjemności. Zawsze lubił prowadzić i miał w swoim posiadaniu kilka drogich samochodów. Wolał je od helikoptera, na który nalegał jego agent i który częściej wynajmował ratownikom niż sam go używał. Przygotowując się na ból, zostawił samochód i podszedł do Sama Devlina, mężczyzny, który zarządzał zamkiem. - Liam... - zaczął Devlin, ale przerwał, kiedy jego pracodawca
S R
przyłożył ostrzegawczo palec do ust. - Dobrze cię znów widzieć powiedział, zmarszczywszy brwi. - Czy coś się stało? Liam spojrzał znacząco za siebie i Sam dostrzegł Rosę, wysiadającą z samochodu.
- Mamy gościa? - zapytał z zaskoczeniem. Wiedział, że Liam nigdy nie przyprowadzał nieznajomych do zamku. - Tak - powiedział Liam cicho, uścisnąwszy dłoń starszego człowieka. - Jest tutaj, ponieważ chce zapytać Liama J a m e s o n a, gdzie jest jej siostra. - Co takiego? -Sam spojrzał na niego. - Ale ty jesteś... - Ona tego nie wie - westchnął Liam. - To długą historia, Sam, ale nie mam teraz czasu, żeby ci opowiadać. Po prostu graj swoją rolę, dobrze? Chcę jej powiedzieć, kim jestem, ale... jeszcze nie teraz. Sam skrzywił się.
29
- Ale po co ją tu...? - zaczął, ale przerwał, kiedy Rosa wysiadła z samochodu i ruszyła w ich kierunku. - Witamy w zamku Kilfoil rzekł. - To jest Sam Devlin, prawa ręka Liama Jamesona - przedstawił swobodnie Liam. - Sam, to pani Chantry. Może pani Wilson będzie tak miła i przygotuje jej lunch? - Na pewno - odparł Sam. - Dziękuję, ale... - zawahała się, nie chcąc sprawiać kłopotów. Mogłabym po prostu zamienić tylko kilka słów z panem Jamesonem? - Pan Jameson jest w tej chwili... zajęty-poinformował Sam,
S R
spoglądając z lekkim rozbawieniem na swojego pracodawcę. - Proszę za mną, pokażę pani, gdzie może pani na niego zaczekać. - Ale... Czy myśli pan, że on mnie przyjmie? Sam spojrzał na Liama.
- Myślę, że to możliwe - powiedział, a Liam potwierdził krótkim skinieniem głowy. - Proszę za mną.
Rosa zwlekała chwilę i odwróciła do mężczyzny, który ją tu przywiózł, z uśmiechem wdzięczności. - Dziękuję za podwiezienie. Do widzenia, panie Killian. Liam skłonił głowę, a Sam nagle się zakrztusił. - Cała przyjemność po mojej stronie - odparł, zdając sobie sprawę, że mówi to szczerze. Odwrócił się, a Sam poprowadził ją do zamku. Nie będzie zadowolona, kiedy odkryje, kim naprawdę jest. Rosie z niejasnych powodów żal było się rozstawać z Lutherem Killianem. Był naprawdę miły. Żałowała, że nie spytała go, gdzie
30
mieszka. W końcu bez względu na to, co stanie się później, utkwiła na wyspie na dobre kilka dni. Sala, do której weszli przez duży hol, była jasno oświetlona kinkietami, a w kominku palił się ogień. Poczuła się onieśmielona, widząc wysokie sufity i ściany pokryte kilimami. - Używamy tej sali jako sali balowej - powiedział Sam Devlin, kiedy zatrzymała się w progu. - Reszta zamku jest bardziej przytulna. - Czy pan Jameson mieszka tutaj przez cały rok? Sam zastanawiał się przez chwilę. - Na ogół - odparł w końcu. - O ile nie wyjeżdża w interesach
S R
albo dla przyjemności. Proszę tędy.
Przeszli przez salę do spiralnych kamiennych schodów prowadzących na następne piętro. Musieli być w środku jednej z wież. Na górze było okno wychodzące na zatokę.
- Jak tu pięknie! - wykrzyknęła, zatrzymując się i wyglądając na zewnątrz. Jak okiem sięgnąć przed nią rozpościerało się morze obramowane wysokimi, białymi klifami.
Nagle przypomniała sobie, że wciąż jeszcze nie zadzwoniła do matki. - Przepraszam... Czy mogłabym zadzwonić, kiedy będę czekać? - zapytała, a Sam wzruszył ramionami. - Tutaj jest telefon - otworzył drzwi do małej biblioteki. - Proszę czuć się jak u siebie w domu. Poproszę panią Wilson, żeby przyniosła coś do jedzenia.
31
- Powie pan panu Jamesonowi, że jestem tutaj? - przypomniała mu Rosa, a przez jego twarz przebiegł dziwny skurcz. - Powiem mu. A teraz przepraszam, ale muszę iść. Rosa skinęła głową, próbując nie poddać się uczuciu niepokoju, kiedy zamykał drzwi. No więc była na miejscu. A jeśli okoliczności są inne niż to, czego oczekiwała, to nie była jej wina. Odwróciła się i rozejrzała po pokoju. Wszędzie znajdowały się półki z książkami. Było też biurko z granitowym blatem, zarzucone papierami, laptop i kilka skórzanych krzeseł. Rosa podeszła do jednej z półek i wyciągnęła opasły tom
S R
oprawiony w skórę. Kiedy jednak przeczytała tytuł Piętnastowieczne mity o wampirach, szybko odłożyła go z powrotem. Czekając na połączenie Rosa przysiadła na parapecie okna. Mury były grube, więc siedzenie było szerokie i wygodne. Spojrzała w dół i pod pewnym kątem mogła dostrzec ogrody na tyłach zamku i kilka dużych szklarni.
Nagle w słuchawce odezwał się głos jej matki. - Rosa? Rosa, to ty? Znalazłaś Sophie? Jak ona się czuje? - Nie znalazłam jej. Na wyspie nie kręcą żadnego filmu, mamo. Sophie musiała to wszystko wymyślić. - Och, nie zrobiłaby tego. - Jej matka była niezwykle łatwowierna, jeśli chodziło o młodszą córkę. - Jeśli nie ma jej tutaj, to Mark musiał coś pomylić. Szkocja jest bardzo duża. Pewnie kręcą ten film gdzie indziej. - Ale gdzie?
32
- Nie mam zielonego pojęcia? To ty masz się tego dowiedzieć. - Może. Może dowiem się więcej, kiedy porozmawiam z Liamem Jamesonem. - Chcesz powiedzieć, że jeszcze z nim nie rozmawiałaś? - A jak miałam to zrobić? - Na miłość boską, Rosa, co ty do tej pory robiłaś? - Jechałam tutaj - odparła Rosa z oburzeniem. - To długa podróż. - Więc gdzie teraz jesteś? I kto ci powiedział, że na wyspie nie kręcą filmu?
S R
- Jeśli chcesz wiedzieć, to jestem w tej chwili na wyspie, w zamku Kilfoil. I jestem pewna, że nic się tu nie dzieje. Jej matka parsknęła.
- Więc jeśli Jamesona tam nie ma...
- Nie powiedziałam tego - przerwała jej Rosa. - Przecież mówiłam ci przed chwilą, że będę wiedziała więcej, kiedy z nim porozmawiam.
- Więc nie ma go na planie? Cierpliwości. - Na to wygląda. - Rosa usłyszała, jak ktoś otwiera drzwi do biblioteki. - Posłuchaj, mamo, muszę kończyć. Zadzwonię później, jak tylko się czegoś dowiem. Odłożyła słuchawkę, zanim jej matka zdołała wydać kolejne instrukcje. Potem wstała z parapetu i odwróciła się, dostrzegając Luthera Killiana stojącego w progu. Przebrał się i zamiast pogniecionych dżinsów i koszuli miał na sobie ciemnoczerwoną
33
koszulę z długim rękawem i bawełniane spodnie. Sądząc po kroplach wody na jego ciemnych włosach, wziął też prysznic. - O, cześć - powitała go, nie wiedząc, jak zareagować. Myślałam, że pojechałeś. Liam uśmiechnął się z ostrożnością. - W domu wszystko w porządku?- zapytał. Wsunął dłonie do tylnych kieszeni spodni. - Wyglądasz na zdziwioną moim widokiem. - Bo jestem. - Rosa stwierdziła, że nie ma sensu kłamać. - Czy rozmawiałeś z Liamem Jamesonem? Zgodził się mnie zobaczyć? - Tak - odparł Liam, stwierdzając, że jest to trudniejsze, niż
S R
myślał. - Przykro mi rozczarować cię, Rosa, ale to ja jestem Liamem Jamesonem.
34
ROZDZIAŁ CZWARTY - Naprawdę chcesz pozwolić jej zostać tutaj, aż przypłynie prom? - Sam Devlin był zaniepokojony. - Nic o niej nie wiesz. Skąd wiesz, czy to nie był podstęp, żeby dostać się do zamku? - Tego nie wiem. - Liam skończył talerz bekonu i jajek, przygotowany przez panią Wilson i sięgnął po parujący kubek kawy. Wypił łyk i westchnął z zadowoleniem. - Ale ona wyjeżdża dziś rano. Jak tylko się spakuje.
S R
- To świetnie - powiedział Sam. - Nie mogłem uwierzyć, kiedy Edith powiedziała, że zostaje na noc. To tak niepodobne do ciebie, zapraszać do domu nieznajomych.
- Wiem. - Liam słyszał napięcie w swoim głosie, ale nie podobało mu się, że Sam mówił mu to, co on sam już wiedział. - Tak czy inaczej wątpię, czy chciałbyś wczoraj odwozić ją do wioski. - Zawsze mogłeś zadzwonić po McAllistera. Ostatnio ma mało pracy.
- Ale nie zrobiłem tego - powiedział krótko Liam. - A dla twojej informacji, nie sądzę, żeby miała jakieś ukryte motywy. Nie wiedziała nawet, kim jestem, dopóki jej nie powiedziałem. - Skoro tak mówisz. - Wiem to. - No dobrze, dobrze - Sam wycofał się. — Ale zawsze jestem podejrzliwy, kiedy rzekomo niewinni nieznajomi pojawiają się
35
znienacka. Kto byłby na tyle głupi, żeby uwierzyć, że pozwoliłbyś komukolwiek kręcić film na Kilfoil? - Może jej nastoletnia siostra? - Ale ty nie masz nic wspólnego z produkcją filmową. - Powiedziałem jej to. - Więc po co ją tu przywiozłeś? Nie mogłeś od razu przekonać jej, że mówisz prawdę? - Chciała przyjechać. Chciała rozmawiać osobiście z Liamem Jamesonem. Sam potrząsnął głową.
S R
- To wtedy postanowiłeś udawać Luthera Killiana? Naprawdę, nie wiem, co ty sobie myślałeś, Liam. Powinieneś mieć więcej rozumu.
- Dobrze wiedzieć, co myślisz - powiedział Liam sucho. Dlaczego jeszcze nie wspomniałeś o mojej zranionej nodze? Policzki Sama nabrały kolorów.
- Nie muszę chyba owijać w bawełnę. Gdybyś był takim typem, co się ugania za dziewczynami, to byłoby co innego. Ale nie jesteś. Nigdy nie byłeś. Wiem, że od czasu do czasu miewałeś romanse, ale nigdy nie przyprowadzałeś swoich zdobyczy do domu. Nie od czasów Kayli... - Lepiej nie kontynuuj, Sam. Lata upłynęły, od kiedy ostatni raz myślał o Kayli Stevens. Kobiecie, którą chciał poślubić, zanim ten psychopata o mało co go nie zabił.
36
Spotkali się na przyjęciu, zorganizowanym przez jego wydawcę, kiedy jego pierwsza książka zdobyła pierwsze miejsce na liście bestsellerów. Kayla zaczynała wtedy swoją karierę jako modelka i została wynajęta, żeby dodać trochę blasku uroczystości. Wyglądała na zbyt niewinną, żeby w ten sposób zarabiać na życie, i Liamowi zrobiło się jej żal. Ostatecznie przekonał się jednak, że Kayla była tylko i wyłącznie oportunistką. Wprawdzie przez jakiś czas po ataku odwiedzała go w szpitalu, ale myśl, że będzie związana z mężczyzną, który może zostać impotentem, może okazać się sparaliżowany oraz będzie potrzebował
S R
dużo opieki i zrozumienia, nie była dla niej pociągająca. Sześć miesięcy po tym, jak zwróciła Liamowi pierścionek, wyszła za gracza polo z Ameryki Południowej, który miał na tyle dużo pieniędzy, żeby utrzymywać ją na poziomie, do którego przywykła. Fakt, że gdyby nie Liam, nigdy nie miałaby okazji poznać takiego człowieka, nie miał dla niej znaczenia.
Sam wyglądał na nieco urażonego i Liam zlitował się nad nim. - Posłuchaj, to nie ma nic wspólnego z Kaylą. Chodzi o to, żeby komuś pomóc. Matka Rosy nie wie, gdzie jest jej młodsza córka. Jestem pewien, że bardzo się martwi. - Więc dlaczego nie pójdzie na policję? - I co miałaby im powiedzieć? Że jej córka uciekła z innym mężczyzną, a jej chłopak jest zazdrosny? Sam, nastolatki są znane z takich wybryków. Pewnie wróci do domu za kilka dni. - Więc po co w ogóle się w to angażujesz? Dobre pytanie.
37
- Sam zadawałem sobie to pytanie — przyznał się Liam. - Nie wiem. Może dlatego, że w tym wszystkim pojawiło się moje imię. Według Rosy jej siostra jest moja fanką. Może sprawiło mi to przyjemność. Tak czy inaczej, ona dzisiaj wyjeżdża. Obudziło ją słońce. Kiedy w końcu poszła do łóżka - dobrze po północy - była pewna, że nie zaśnie. Musiała być bardzo zmęczona, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. W innym razie przecież nie przyjęłaby pomocy tego człowieka. Odkrycie, że mężczyzna, którego znała jako Luthera Killiana, jest Liamem Jamesonem wytrąciło ją z równowagi. I rozzłościło. Nie
S R
miał prawa kłamać na temat swojej tożsamości, bez względu na to, jak bardzo chciał zachować anonimowość.
Rosa odrzuciła kołdrę, wstała z łóżka i boso podeszła do okna. Podłoga pod jej stopami była zimna, ale mogłaby tak stać i wpatrywać się w rozciągający się przed nią widok godzinami. Znajdowała się na drugim piętrze, a jej okna wychodziły na cypel. Ponad skałami widziała bezkresne wzburzone morze.
Zdała sobie sprawę, że musi być już późno. Do jej nozdrzy dotarł apetyczny zapach ciepłego chleba, przypominając jej, że poprzedniego wieczora niewiele zjadła. Odwróciła się i z zaskoczeniem dostrzegła tacę, stojącą na komodzie przy wejściu. Ktoś musiał ją tam postawić. Czy właśnie to ją obudziło? Wyprostowała się i wróciła do łóżka, gdzie zostawiła swój zegarek. Było już po wpół do dziesiątej. Wielkie nieba, musiała spać co najmniej osiem godzin.
38
Wzięła tacę i zaniosła ją na parapet okna. W termosie była kawa, w małych dzbanuszkach mleko i śmietanka, w cukiernicy brązowy cukier, a w koszyczku ciepłe bułeczki, pachnące rodzynkami i cynamonem. Czy to Liam Jameson przyniósł jej tę tacę? Chyba jednak raczej pani Wilson, pomyślała, przypominając sobie, jak nieuprzejma była wobec swojego gospodarza poprzedniego dnia. Ale dowiedziawszy się, że to on jest Liamem Jamesonem, poczuła się upokorzona. - Ty? - powiedziała zaskoczona. - Ty jesteś Liamem Jamesonem? - Potrząsnęła głową. - To niemożliwe.
S R
- Czemu nie? - Był irytująco lakoniczny.
- Bo nie jesteś w ogóle podobny do swojego zdjęcia powiedziała, przypominając sobie młodego mężczyznę z wąsami i bródką, którego widziała na tylnej okładce jednej z jego książek. - Przykro mi, że muszę cię rozczarować, ale naprawdę to jestem ja. Zdjęcie, o którym mówisz, zostało zrobione dwanaście lat temu. - Powinieneś je uaktualnić! Liam wzruszył ramionami. - Jak już wcześniej wspomniałem, jestem samotnikiem. Wolę, żeby mnie nie rozpoznawano. - To nie jest żadne usprawiedliwienie. A co z Sophie? Wiesz, gdzie ona jest? - Oczywiście, że nie. Myślisz, że gdybym wiedział, nie powiedziałbym ci tego? - Nie wiem, co mam myśleć. - Rosa wbiła paznokcie w dłoń. Zwabiasz mnie tu podstępem...
39
- Chwileczkę. - Liam nie wiedział, dlaczego jej słowa tak go zabolały. - Czy uwierzyłabyś mi, gdybym powiedział, kim jestem? Właśnie sama powiedziałaś, że nie jestem podobny do siebie na zdjęciu. - Zamilkł na chwilę. - Jeśli musisz wiedzieć, to zrobiło mi się ciebie żal. Zostałaś wysłana w bezsensowną podróż i cokolwiek bym powiedział, i tak zostałabyś tutaj na kolejne trzy dni. Rosa uniosła podbródek. - Nie trzeba było się nade mną litować. - Naprawdę? - Liam wbrew sobie podziwiał jej odwagę. Więc... co? Gdybym powiedział ci, kim jestem, ty po prostu
S R
wynajęłabyś pokój w pensjonacie na trzy dni i czekałabyś na prom? Nie miałabyś żadnych wątpliwości co do tego, czy mówię prawdę? - Na pewno zapytałabym cię o Sophie - powiedziała Rosa, a jej ramiona opadły. - Powinieneś był powiedzieć mi, kim jesteś powtórzyła. - A tak w ogóle, to kto to jest Luther Killian? Ktoś, kto dla ciebie pracuje?
- Można by tak powiedzieć. - Na jego twarzy pojawił się ślad rozbawienia. - Luther Killian to główny bohater wszystkich moich książek. Widać, że nie jesteś moją fanką. - Mówiłam ci, że to Sophie czytuje twoje książki. - Potrząsnęła głową z goryczą. - Musisz myśleć, że jestem kompletną idiotką. - Dlaczego miałbym tak myśleć? - Bo byłam za głupia, żeby cokolwiek podejrzewać - odparła. Nawet kiedy stało się jasne, że wiesz o nim zdecydowanie za dużo. -
40
Wzięła głęboki oddech. - Dlaczego to zrobiłeś? Czy to była tylko jakaś gra? Czy robienie z kobiet idiotek cię podnieca? Dlaczego to powiedziała? Rosa zasłoniła usta, przerażona tym, co właśnie powiedziała. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Przez moment bała się, że Liam Jameson zignoruje pukanie, ale on odwrócił się i przeszedł przez pokój w stronę drzwi. Znów utykał, ale Rosa była zbyt wzburzona, żeby mu współczuć. Za drzwiami stała gospodyni. Niosła tacę z herbatą i kanapkami i Liam wpuścił ją do pokoju.
S R
- To jest pani Wilson - powiedział lodowatym tonem. Smacznego. Porozmawiamy później.
Tak się jednak nie stało. Wróciwszy po tacę, pani Wilson poinformowała ją, że pan Jameson odpoczywa. Poprosił gospodynię, żeby przygotowała dla niej pokój, gdzie będzie się mogła odświeżyć. Kiedy chwilę odpoczęła, zeszła na dół, mając nadzieję, że spotka gospodarza. Od Sama Devlina dowiedziała się tylko, że Jameson źle się czuje i wciąż nie może z nią rozmawiać. Przez jakiś czas wałęsała się wokół zamku w towarzystwie psów, potem udała się na chwilę do biblioteki. Później została poproszona na kolację, którą zjadła w samotności. Pani Wilson poinformowała ją wtedy, że Liam nadal jest niedysponowany i prosi, żeby została na noc. I tak właśnie znalazła się tu, w tym pokoju, prawie dobę po swoim przyjeździe.
41
Rosa skończyła kawę i jedną z ciepłych bułeczek, po czym poszła wziąć prysznic. Rzut oka na potargane odbicie w lustrze powiedział jej, że nie powinna stawać przed Jamesonem w swoim obecnym stanie. Łazienka była równie elegancka jak pokój, w którym spała, z wolno stojącą wanną na zwierzęcych łapach i ścianami pokrytymi lustrami. Kabina prysznicowa mogła pomieścić co najmniej trzy osoby, a w oknach były szyby z przejrzystego szkła. Zdejmując za duży podkoszulek, który wzięła do spania, Rosa kątem oka dostrzegła swoje odbicie. Długie nogi, małe piersi i
S R
koścista budowa ciała nie czyniły z niej piękności, stwierdziła. No dobrze, miała jasną cerę, jej oczy były ciemne i nie miała piegów. Ale jej usta były zbyt szerokie, a nos za długi.
Westchnęła i weszła pod prysznic. Czy jej wygląd miał jakiekolwiek znaczenie? Liamowi Jamesonowi i tak się nie spodoba. A on spodobał jej się od samego początku. Nie zdziwiłaby się, gdyby Sophie się w nim zakochała. Sophie! Rosa poczuła wyrzuty sumienia. Stała sobie pod prysznicem, rozmyślając o Jamesonie, ale wciąż nie wiedziała, gdzie jest jej siostra. Będzie musiała znów zadzwonić do matki. Kilka minut później wyszła spod prysznica, chwyciła jeden z puszystych ręczników wiszących obok i owinęła się nim. Umyła zęby i wróciła do sypialni, żeby się ubrać.
42
Ku swojemu zdziwieniu odkryła, że w czasie jej nieobecności ktoś zabrał tacę. Rosa przypomniała sobie, że nie zamknęła drzwi do łazienki. Miała nadzieję, że nikt jej nie widział. Zresztą na pewno była tu pani Wilson. Liam Jameson nie mógł osobiście pofatygować się po tacę. A nawet jeśliby to zrobił, to co z tego? Nie jest kobietą, którą mężczyźni chcieliby podglądać, pomyślała z goryczą. Inaczej niż Sophie, która ze swoimi krótkimi włosami i zaokrągloną figurą zawsze była podrywana przez jakiegoś faceta. Wysuszenie włosów zajęło jej dłuższą chwilę, po czym spędziła
S R
kolejne kilka minut na zaplataniu ich we francuski warkocz. Postanowiła ubrać się surowo, w dżinsy i granatowy sweter z golfem, pod którym chciała ukryć wszelkie ślady kobiecości. Zeszła znanymi już sobie schodami piętro niżej, gdzie znajdowała się jadalnia, niedaleko biblioteki. Jadalnia jednak była pusta, a bukiet róż stojący na długim mahoniowym stole był jedyną oznaką życia.
Zastanawiała się, czy warto schodzić na dół do Sali balowej wątpiła, żeby tam znalazła, swojego gospodarza. Po chwili przypomniała sobie, że w bibliotece stało biurko i komputer. Może tam pisał swoje książki. Zastukała do drzwi, zanim weszła, ale nie usłyszała w środku żadnego ruchu. Sięgnęła więc do klamki i przekręciła ją. Wyczuła, że nie jest sama, zanim jeszcze usłyszała dobiegający zza swoich pleców głos.
43
- Szukasz mnie? - zapytał Liam Jameson, a ona podskoczyła ze strachu.
S R 44
ROZDZIAŁ PIĄTY - Tak... Tak - powiedziała. W ustach jej zaschło i oddychała szybko i nierówno. Odwróciła się i dostrzegła go, opartego o ścianę z kpiącym uśmiechem na twarzy. - Zrobiłeś to specjalnie? - Co takiego? - zapytał Liam z niewinną miną. - Próbowałeś mnie przestraszyć - wykrzyknęła, przykładając rękę do piersi, gdzie jej serce biło jak szalone. - Naprawdę... Próbowała się uspokoić. - Przez ciebie o mało co nie dostałam ataku serca. - Przepraszam.
S R
Nie wyglądał jednak na szczególnie skruszonego. Kiedy przechodził obok niej, żeby otworzyć drzwi, Rosa odsunęła się instynktownie.
- Panie przodem - powiedział.
Odetchnął, kiedy go minęła. Gdy stali tak blisko, to... Co się z nim u diabła działo? Przecież nie interesowały go stare panny. Kobiety, które o seksie nie wiedziały prawie nic, a to, co wiedziały, przerażało je. Kiedy potrzebował kobiety, wolał takie, które zdawały sobie sprawę, co robią. Od lat seks był dla niego tylko rzadką koniecznością i miał ku temu dobry powód. Rosa Chantry go zaintrygowała, ale był pewien, że na widok jego nagiego ciała uciekłaby równie szybko jak Kayla. Tak miło byłoby jednak wyjąć spinki z jej włosów i poczuć pod dłonią
45
ich jedwabisty dotyk... Ten surowy i mało kobiecy strój sprawiał, że miał na to tym większą ochotę. Zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie, próbując opanować nagły przypływ pożądania. Tymczasem Rosa znalazła się na drugim końcu pokoju, chcąc stanąć jak najdalej od niego. - Szukałam cię - powiedziała, obejmując się rękami. - Chciałam ci podziękować. - Podziękować? - Za to, że pozwoliłeś zostać mi tutaj na noc. Nie musiałeś tego robić.
S R
- Aha. - Liam z ulgą poczuł, że napięcie zelżało nieco, więc wyprostował się. - Nie ma sprawy. Dobrze spałaś? - Bardzo dobrze, dziękuję.
- Świetnie. - Liam podszedł bliżej. - Przepraszam, że zostawiłem cię samą na całe popołudnie. Zasnąłem i obudziłem się dopiero po północy.
- Nic się nie stało. Twoja gospodyni się mną zajęła. - Nie bałaś się, że w nocy zmienię się w wampira i wyssę z ciebie krew? - Liam nie mógł odmówić sobie małego żartu. Rosa zarumieniła się. - Tylko przez chwilę. Jestem przekonana, że wampiry nie pływają promami ani nie prowadzą samochodów w środku dnia. - Luther Killian tak robi - odparł, a Rosa rzuciła mu pełne politowania spojrzenie.
46
- Luther Killian nie istnieje - powiedziała. - Poza twoją wyobraźnią, oczywiście. - Tak myślisz? Rosa potrząsnęła głową. - Chyba nie chce mi pan powiedzieć, że wierzy pan w wampiry, panie Jameson? - Ależ wierzę. - Skinął głową. - Zbyt wiele osób je widziało, tu i we wschodniej Europie. A gdybyś pojechała do Nowego Orleanu... - Czego nie mam zamiaru robić - powiedziała sztywno. Nie po to się z nim spotkała, żeby rozmawiać o mitycznych potworach.
S R
- Czyli nie wierzysz w moce nadprzyrodzone? spytał, krzyżując ramiona na piersi.
Rosa wzruszyła ramionami. - A ty?
Pewnie. Każdy, kto spotkał zło w czystej formie, musi wierzyć. Rosa zmarszczyła brwi.
- Mówisz, że ty spotkałeś zło? O tak.
Przez moment Liamowi wydawało się, że powiedział te słowa na głos. - Myślę, że każde z nas spotyka się ze złem, takim lub innym powiedział wymijająco. - Luther na pewno je spotkał - dodał, żeby odciągnąć jej uwagę. - Och, Luther! - zawołała z irytacją. - On jest tylko postacią z twojej książki.
47
- Głównym bohaterem - poprawił ją. - A właściwie antybohaterem. Zabija, ale jego intencje są zawsze dobre. - Czy to nie jest sprzeczność? Jak ktoś może być uważany za dobrego, jeśli zabija ludzi? Liam wzruszył ramionami, a Rosa dostrzegła na jego szyi coś, co mogło być znamieniem lub blizną i poczuła, jak zasycha jej w ustach. Zdała sobie sprawę, że taki ślad mogły pozostawić czyjeś zęby. Dobry Boże! - Myślę, że to zależy od twojej definicji dobra i zła - powiedział.
S R
- Czy o tym właśnie są twoje książki? O jakimś łowcy wampirów, który próbuje uczynić świat lepszym miejscem? - Bezpieczniejszym miejscem - zgodził się Liam. - Nie lekceważ tego. Nigdy nie wiesz, co byś zrobiła, gdybyś stanęła twarzą w twarz z pierwotnym złem.
- A ty wiesz? - Jej głos brzmiał sceptycznie i Liam musiał ugryźć się w język, żeby nie opowiedzieć jej, co mu się przytrafiło. Daj spokój. Oboje wiemy, że twoje życie to bajka. Liam wcisnął dłonie głębiej pod ramiona, żeby nie rozerwać ubrania i nie pokazać jej, jakie zło spotkał na swojej drodze. - Może. Jeśli tak chcesz myśleć, to proszę bardzo - powiedział szorstko, odwracając się i przerzucając papiery na biurku. - A teraz, jeśli pozwolisz, mam mnóstwo pracy. Rosa poczuła wyrzuty sumienia. Jego życie to przecież nie jej sprawa.
48
- Posłuchaj - powiedziała, robiąc krok w jego stronę. - Przyznaję, że nic o tobie nie wiem, naprawdę. A jeśli mówisz, że wiesz, jak to jest, stanąć twarzą w twarz z prawdziwym złem, to wierzę ci. Ale... - Wcale mi nie wierzysz - powiedział Liam ostro, znów odwracając się w jej stronę. Rosa zdała sobie sprawę, że teraz dzieli ich odległość nie większa od dłoni. Zwilżyła językiem suche wargi. - Próbowałam tylko być uprzejma. To nie moja wina, że jesteś taki drażliwy na punkcie swoich książek. - Drażliwy na punkcie... - Liam spojrzał na nią z wściekłością. -
S R
Nie masz najmniejszego pojęcia, o czym mówisz. - Wziął głęboki uspokajający oddech. - Powiedzmy, że zaznałem zła z pierwszej ręki. Ale wolałbym o tym nie rozmawiać. Dobrze? Rosa uniosła ramiona. - Nie miałam pojęcia.
- A niby skąd miałabyś je mieć? Zapomnij o tym. Ja tak zrobiłem.
To nie była prawda. Rosa zawahała się. - Nie chciałam sugerować, że to, co jest w twoich książkach, jest niewiarygodne - powiedziała, kładąc rękę na jego przedramieniu. Przepraszam, jeśli cię obraziłam. Liam wypuścił powietrze z płuc z trudem. Mimo że miał na sobie ciepły sweter, czuł dotyk jej palców na swojej skórze. Poczuł jak mięśnie jego ręki sztywnieją instynktownie i jak rozpala je gorąco. To samo gorąco poczuł niżej, między udami.
49
- To nieważne - powiedział chrapliwie, próbując skoncentrować się na czymś innym niż kobiecy zapach jej skóry. Ale wtedy uniósł powieki i napotkał spojrzenie jej brązowych oczu. Miał wrażenie, że zatonie w ich głębi. Ledwo zdając sobie sprawę z tego, co robi, dotknął kciukiem jej rozchylonych ust. Potem uniósł go do swoich. Rosa była niemal sparaliżowana. Nigdy nie sądziła, że niewinna próba pocieszenia go będzie miała taki efekt. Całe jej ciało płonęło i drżało. Nagle stała się świadoma jego obecności w sposób zupełnie inny niż wcześniej. A może tylko sama się oszukiwała? Może od
S R
samego początku tak na niego reagowała?
Językiem zwilżyła wargi, które nagle stały się suche. Usłyszała, jak wciąga powietrze do płuc i zaczęła zastanawiać się, co on teraz myśli. Zdała sobie sprawę, że przy Colinie nigdy się tak nie czuła. Kiedy przemówił, ton jego głosu był szorstki. - Nie powinienem był tego zrobić - powiedział krótko. Przepraszam.
- To... Nie ma znaczenia - odparła, spoglądając za niego na telefon. Musiała się uspokoić. - Zastanawiałam się, czy... Więcej jednak nie udało jej się z siebie wydobyć. - To ma znaczenie - upierał się, nerwowym ruchem przeczesując włosy. - Dobry Boże, musisz chyba myśleć, że desperacko potrzebuję kobiety! - Jestem pewna, że tak nie jest - odpowiedziała sztywno urażonym tonem, obejmując się mocno ramionami. Jej drobne piersi
50
zostały przy tym wypchnięte w górę w nieświadomie prowokacyjnym geście. - A ja nie potrzebuję desperacko mężczyzny. Liam stłumił jęknięcie. Przecież nie chciał jej urazić, zrozumiała go opacznie. Musiał jej to wyjaśnić, ale jeden rzut oka na jej twarz powiedział, że to nie będzie łatwe. - Posłuchaj - powiedział. - Nie chciałem cię obrazić. Wręcz przeciwnie. Nie chciałem, żebyś myślała, że oczekuję zapłaty za moją gościnność, to wszystko. Rosa rzuciła mu pełne niedowierzania spojrzenie. - Oboje wiemy, o co ci chodziło - powiedziała przez zaciśnięte
S R
zęby. - Nie jestem głupia. Nie musisz mi mówić, że nie jestem typem kobiety, która komuś takiemu jak ty mogłaby wydać się pociągająca. Liam poczuł przypływ oburzenia, słysząc pogardę w jej głosie. Kim ona była, żeby go bezpodstawnie osądzać? Nie znała go. Nie wiedziała nic o nim ani o jego upodobaniach, jeśli chodzi o kobiety. - Bądź ostrożna - powiedział nieprzyjemnym tonem. - Bo pomyślę sobie, że poczułaś się rozczarowana, kiedy przestałem. - Jak śmiesz?! Rosa chyba nigdy w swoim życiu nie czuła się równie wściekła. Jej dłoń automatycznie zacisnęła się w pięść i wylądowała na jego brzuchu. Miała wrażenie, że ją bolało to bardziej niż jego, ale to nie miało znaczenia. Nie miał prawa jej ośmieszać. Nie wtedy, kiedy przez jeden krótki moment sprawił, że poczuła się tak dobrze. Liam był zaskoczony gwałtownością jej ataku.
51
- Powinnaś bardziej się kontrolować-wydyszał, zirytowany. - O co ci u diabła chodzi? Czym zasłużyłem na taką odpowiedź? - Dobrze wiesz, co powiedziałeś. - Rosa cała się trzęsła, ale nie miała zamiaru się wycofać. - Tak? - Jakiś diabeł podkusił go, żeby kontynuować. - A to nie była prawda? Rosa wpatrywała się w niego, zastanawiając się, jak kiedykolwiek ten mężczyzna mógł jej się wydać pociągający. - Masz zbyt wysokie mniemanie o sobie - powiedziała lodowatym tonem, z wysiłkiem kontrolując glos. - Jeśli poddałam ci
S R
się na jeden krótki moment, to dlatego, że było mi cię żal. Liam poczuł, jak przetacza się przez niego fala wściekłości. Nieświadomie przypomniała mu o Kay-li. Zapominając, że to on zachował się niewłaściwie, że jej słowa były tylko reakcją na jego sarkazm, chwycił jej nadgarstek i wykręcił jej rękę za plecami. - Jesteś kopalnią goryczy, co? - zasyczał. - Nic dziwnego, że nigdy nie wyszłaś za mąż. Żaden mężczyzna nie chciałby się związać z taką jadowitą jędzą jak ty. Rosa przełknęła ślinę. Poczuła strach. Przez chwilę próbowała się uwolnić, ale wiedziała, że jest na jego łasce. Kiedy jednak napotkała spojrzenie jego zielonych oczu, dostrzegła w nich zmieszanie i żal. - Cholera - powiedział chrapliwie. - Przepraszam. Nie chciałem.
52
- Więc puść mnie - poprosiła Rosa. Nie była kompletnie obojętna na te zielone oczy, bez względu na to, co wcześniej powiedział. Z tej bliskiej odległości wyraźniej widziała bliznę, którą dostrzegła wcześniej. Zadrżała wbrew sobie. Skąd tak naprawdę ją ma? - Powinienem to zrobić - powiedział. Patrzył na jej usta z intensywnością, którą odczuwała niemal fizycznie. - Ale wiesz co? Poruszył się i była pewna, że czuje twardość między jego nogami. Nie chcę.
S R
- Proszę - powiedziała Rosa niepewnie, próbując odwołać się do jego rozsądku. Liam miał jednak wrażenie, jakby jej słowa dochodziły z dużej odległości. Chwycił jedną dłonią oba jej nadgarstki, a drugą pogładził jej pierś. Poczuł, jak cofa się, ale też jak przechodzi ją dreszcz.
Reagowała na niego wbrew swojej woli, pomyślał. Ciekawe jak dużo czasu upłynęło, od kiedy ostatnio była z mężczyzną. O ile w ogóle kiedyś była z mężczyzną, poprawił się. Żałował, że nie spotkali się w innych okolicznościach. Żałował, że był taki okrutny wobec niej. Pociągała go, mimo że próbował nie dopuścić do siebie tej myśli. Była piękna, ale miała też ten urok, który przemawiał do romantycznej strony jego natury. No i bez trudu wyobrażał sobie jej wspaniałe włosy rozsypane na jego poduszce. Rosa miała wrażenie, że nogi dłużej jej nie utrzymają. Liam przeniósł dłoń na jej drugą pierś. Zakręciło jej się w głowie i poczuła
53
wilgoć między udami. Co się z nią działo? Nawet kiedy Colin kochał się z nią, jakaś część niej zawsze stała z boku i patrzyła na wszystko z obojętnością. W stosunku do Liama nie mogła jednak być obojętna. Kiedy tak na nią patrzył, nie była w stanie rozsądnie myśleć. Czuła się słaba, bezbronna, ogarnięta pragnieniem, o którym nie miała nawet pojęcia, że istnieje. Kiedy więc pochylił głowę, jej wargi rozchyliły się instynktownie na przyjęcie jego pocałunku. Jego usta musnęły jej szyję, ale nie pocałował jej. Z niechęcią poczuła, jak się wycofuje. Puścił jej nadgarstki i Rosa zachwiała się.
S R
Kiedy próbowała odzyskać równowagę, on odwrócił się i oparł o swoje biurko.
54
ROZDZIAŁ SZÓSTY Liam miał nadzieję, że nie zorientowała się, dlaczego musiał ją puścić. Nie było to łatwe i jego ciało wciąż nie chciało zaakceptować decyzji podjętej przez umysł. Instynkty stare jak świat żądały spełnienia, ale mimo iż pokusa była ogromna, rozsądek nakazywał mu przejęcie nad nimi kontroli. Cholera, pomyślał, czy naprawdę znów chciał się narazić na śmieszność? To przecież szaleństwo. Czy chciał, żeby zobaczyła, jakim jest potworem?
S R
Tylko jej lekko nierówny oddech świadczył o tym, że wciąż tam jest. Zasługiwała na wyjaśnienie, chociaż sam nie wiedział, co ma jej powiedzieć.
Odwrócił się w jej stronę. Jej twarz ciągle była zaróżowiona, czyniąc ją jeszcze piękniejszą. I po co mu to było? Powinien teraz pracować nad książką, do diabła!
Liam westchnął. Było to dla niego nowe, ale nieprzyjemne doświadczenie. Kiedy potrzebował kobiety, znajdował taką, która wiedziała, co robi. Nigdy wcześniej nie przyprowadził tutaj żadnej kobiety, nigdy nie zrobił nic, co zakłóciłoby spokój jego domu. Aż do dzisiaj. Przełykając swoją dumę, powiedział sztywno: - Wiem, że mi nie uwierzysz, ale nie robię takich rzeczy...
55
- Masz rację - przerwała mu Rosa. - Nie wierzę ci. Może i jestem naiwna, ale nie możesz mi wmawiać, że nigdy nie wykorzystałeś kobiety. - Nie wykorzystałem cię! - wykrzyknął. - Gdybym tak zrobił, wiedziałabyś o tym! To naprawdę śmieszne oskarżenie. Może ty jesteś dziewicą, ale ja nie jestem prawiczkiem i wiem, na czym polega seks. - Och, jestem pewna, że wszystko we mnie wydaje ci się śmieszne - powiedziała Rosa, dotknięta jego niesprawiedliwą krytyką. - A dla twojej informacji - byłam mężatką. Rozwiodłam się ponad trzy lata temu.
S R
Liam spojrzał na nią z niedowierzaniem. - Byłaś mężatką? - powtórzył.
- Przez pięć lat - potwierdziła, ciesząc się, że w końcu udało jej się go czymś zszokować.
- Wyglądasz młodo. Za młodo, żeby... - Mam trzydzieści dwa lata.
Liam był zaskoczony. Ocenił ją na najwyżej dwadzieścia pięć lat. Gdyby wiedział, ile naprawdę ma lat, że była mężatką... - Posłuchaj -powiedział, nie chcąc o tym myśleć. - Umówmy się, że oboje popełniliśmy błędy. Nie powinienem był cię chwycić, przyznaję. Ale ty nie powinnaś była mnie rozwścieczyć do tego stopnia, że nie wiedziałem, co robię. Rosa milczała przez chwilę, przyznając, że cała ta sytuacja nie jest bez jej winy.
56
- Czy mogę wobec tego skorzystać z telefonu? - zapytała w końcu. Liam miał ochotę roześmiać się. Jej słowa były tak nieoczekiwane, takie prozaiczne, jakby przez ostatnie pół godziny rozmawiali o pogodzie. Miał jednak na tyle rozumu, żeby wiedzieć, że śmiech nie zostanie teraz dobrze odebrany. - Czemu nie - powiedział z beztroskim wzruszeniem ramion. - Dzięki. - Rosa miała nadzieję, że to zabrzmi szczerze. - Muszę znów zadzwonić do matki. - Dobrze. - Gestem wskazał biurko i stojący na nim telefon.
S R
Rosa zawahała się przez moment, czując się dziwnie. - Może... Mogłabym też zadzwonić po taksówkę? - Po McAllistera? Rosa skinęła głową.
- Nie ma potrzeby. - Liam ruszył w stronę drzwi, próbując nie utykać. - Sam będzie za jakiś czas jechał w stronę portu. Możesz zabrać się z nim.
Rosa nie była pewna, czy ma na to ochotę. Sam Devlin nie był wobec niej zbyt miły. - Jeśli ci to nie przeszkadza, to wolę zadzwonić do McAllistera wymruczała, żałując, że w ogóle musiała o to pytać. - Nie chcę nikomu zawracać głowy. Liam zatrzymał się, odwróciwszy głowę, żeby na nią spojrzeć. - Czy Sam coś ci powiedział? - Och... nic. Ja tylko... wolę być niezależna. Liam przyjrzał się jej uważnie.
57
- Nie chcesz więc żadnego adresu, gdzie mogłabyś się zatrzymać? - No... Tak. - Rosa nie pomyślała o tym. - To mogłoby mi pomóc. - Dobrze — Liam sięgnął do klamki. - Poproszę Sama, żeby podał ci adres. Poda ci też numer do McAllistera. - Otworzył drzwi. Nie musisz się spieszyć. Miłego powrotu. Rosa spojrzała na niego, po czym, ku swojemu zdumieniu, usłyszała swoje słowa. - Pewnie się cieszysz, że mnie już nie zobaczysz?
S R
Liam przełknął głośno ślinę. Jak miał odpowiedzieć na takie pytanie?
- Raczej tak - przyznał w końcu. Potem, widząc wyraz jej twarzy, dodał: - Rozpraszasz mnie.
- Jasne. - Rzuciła mu pełne niechęci spojrzenie. - Zmarnowałam już wystarczająco dużo twojego czasu. Liam wzruszył ramionami. - Tego nie powiedziałem. - Nie musiałeś. - Rosa odwróciła się w stronę biurka. Podnosząc słuchawkę, powiedziała: - Mam nadzieję, że wkrótce noga przestanie cię boleć. Liam zamrugał powiekami, ale ona już na niego nie patrzyła. Chciał zapytać co o tym wie, postanowił jednak milczeć.
58
Drzwi zamknęły się za nim i Rosa westchnęła z ulgą. Im szybciej stąd odjedzie, tym lepiej. Jej matka odpowiedziała po drugim dzwonku. - Sophie? - W jej głosie słychać było oczekiwanie. - Kochanie, miałam nadzieję, że oddzwonisz. Oddzwonisz? Rosa była zaskoczona. - Dzwoniła do ciebie? W słuchawce na chwilę zapadła cisza. - Rosa? Rosa, czy to ty? - A kto inny mógłby to być? - Rosa słyszała złość w swoim
S R
głosie, ale nic nie mogła na to poradzić.
- Co się dzieje, mamo? Rozmawiałaś z Sophie? - Tak. - Jej matka westchnęła. - Zadzwoniła wczoraj wieczorem. Nie masz pojęcia, jaką poczułam ulgę.
- Więc gdzie ona jest? - Rosa zmusiła się, żeby zachować cierpliwość. - Powiedziała ci?
- Oczywiście. - Matka sprawiała wrażenie oburzonej. - W Szkocji. Świetnie się bawi, wszyscy są dla niej bardzo mili i są duże szanse, że dostanie tę rolę. Czy to nie wspaniale? - Niewiarygodne, to na pewno - powiedziała sucho Rosa, zastanawiając się, dlaczego jej matka jest tak patologicznie naiwna, jeśli chodzi o Sophie. - Wiedziałam, że powiesz coś takiego, Rosa - tym razem w głosie matki słychać było irytację.
59
- Przelewasz na mnie swoją frustrację tylko dlatego, że Sophie nie ma na wyspie. Ale Szkocja to duży kraj. To naturalne, że kręcenie takiej produkcji nie może odbywać się w tak odludnym miejscu. - Przyjazd na wyspę nie był moim pomysłem -powiedziała Rosa, zdając sobie sprawę, że zdradza się ze swoją irytacją. - To był twój pomysł. - Zamilkła na chwilę. - Czy powiedziałaś jej, gdzie jestem? - Niedokładnie. - Czyli nie powiedziałaś. - Rosa zacisnęła zęby. - Więc gdzie ona jest?
S R
- Właśnie ci mówię. Jest w Szkocji - powtórzyła jej matka uparcie. - W którym miejscu?
- Ach... - Nastąpiła chwila ciszy. - Nie jestem pewna. - Ale mówiłaś, że z nią rozmawiałaś.
- Tak. Tak było. - Jej matka westchnęła. - Ale wiesz, jaka jest Sophie. Była tak zajęta opowiadaniem mi o tych wszystkich ekscytujących rzeczach, które jej się przytrafiły, że zapomniała podać mi adresu. - Jasne. Na pewno tak było. - Och, Rosa, nie zachowuj się w ten sposób. Czy nie możesz sama się dowiedzieć, gdzie ona jest? - A jak niby mam to zrobić? - Przecież mówiłaś, że Liam Jameson jest na wyspie, prawda? On będzie wiedział.
60
- Mamo... Nie ma tu żadnej ekipy filmowej. A jeśli jest, to Liam Jameson nic o tym nie wie. - Pytałaś go? - Ja... Rosa zdała sobie sprawę, że nie rozmawiali o tym. Kiedy okazało się, że Sophie tu nie ma, nie przyszło jej do głowy spytać, czy film kręcony jest gdzie indziej. Ale przecież chyba sam by jej o tym powiedział? Z drugiej strony nie powiedział jej, kim naprawdę jest, dopóki naprawdę nie musiał.
S R
Milczała zbyt długo i jej matka powiedziała ostro: - Ale rozmawiałaś z nim, prawda? Rozmawiałaś? Rosa stłumiła histeryczny szloch, który zaczął wzbierać jej w gardle. Tak, rozmawiała z nim. Chociaż nie było to odpowiednie określenie na to, co zdarzyło się między nimi.
- Tak - powiedziała nieco szorstkim tonem. - Rozmawiałam z nim, mamo. Był... bardzo miły. - To niedopowiedzenie stulecia! - I twierdził, że nigdy nie widział Sophie? - Jej matka była teraz zaniepokojona. Rosa pożałowała, że była tak brutalna. - Och, dlaczego nie wzięła do Glastonbury swojego telefonu! Ale Mark brał swój, a ona bała się, że go zgubi... - Ja... Nie sądzę, żeby Jameson ją widział - powiedziała Rosa słabo. - Zapytam go jeszcze raz.
61
- Jesteś dobrą dziewczyną, Rosa. - Teraz, kiedy zorientowała się, że jej córka mięknie, gotowa była okazać łaskawość. - Wiedziałam, że mogę na tobie polegać. I nie zapomnij dowiedzieć się, gdzie kręcą film. Rosa odłożyła słuchawkę. Rozmowa z matką zawsze przypominała walenie głową w mur. Słyszała tylko to, co chciała słyszeć. Postanowiła, że kiedy dostanie siostrę w swoje ręce, Sophie pożałuje, że sprawiła im taki kłopot. Jednak gdyby nie jej zniknięcie, Rosa nie spotkałaby Liama
S R
Jamesona. I mimo że mogła tego żałować przez resztę życia, perspektywa zobaczenia go jeszcze raz wywoływała w niej dzikie bicie serca. Ale gdzie on jest?
Podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież, stając w miejscu zaskoczona na widok stojącego za nimi Sama Devlina. Czy podsłuchiwał jej rozmowę?
Nie. Coś jej mówiło, że ten potężnie zbudowany Szkot nie byłby zainteresowany niczym, co ona ma do powiedzenia. - McAllister już tu jedzie - powiedział szorstko. - Będzie za jakieś pół godziny. Czy mam znieść pani bagaż na dół? - Och, nie... - Rosa była zaskoczona. Powinna była jednak wiedzieć, że Sam nie będzie tracił czasu, żeby ją stąd odesłać. - To nie będzie konieczne.
62
- Zamilkła na chwilę. - Właściwie, to przed wyjazdem chciałabym jeszcze zamienić słowo z panem Jamesonem. - Obawiam się, że to niemożliwe. Pan Jameson pracuje i za bardzo cenię sobie swoją pracę, żeby mu przeszkadzać. Rosa nie uwierzyła mu. Z tego, co widziała, między obydwoma mężczyznami panowały bardzo dobre relacje i wątpiła, żeby Liam Jameson wyrzucił Devlina tylko za to, że ten przeszkodzi mu w pracy. - To zajmie tylko chwilę - starała się go przekonać. - Muszę go o coś spytać. - Przykro mi.
S R
Sam nie ruszał się z miejsca i Rosa spojrzała na niego z frustracją. Gdyby tylko wiedziała, gdzie jest gabinet Liama. Najwyraźniej nie pracował w bibliotece, jak zakładała wcześniej. Zamek jednak był tak duży, że mógł być właściwie wszędzie. - Proszę powiedzieć mi, o co chciała go pani spytać, a ja przekażę mu wiadomość, kiedy będzie wolny - zaproponował Sam, ale Rosa nie miała zamiaru mu zaufać.
- To sprawa osobista - powiedziała. Wpatrywała się w jego oczy, mając nadzieję, że w końcu ugnie się i zmieni zdanie, ale to ona pierwsza odwróciła wzrok. Wtedy wpadł jej do głowy kolejny pomysł. - Mógłby pan podać mi jego numer. Zadzwonię do niego później. - Nie mogę tego zrobić. - Dlaczego?
63
- Pan Jameson nikomu nie podaje swojego prywatnego numeru. - Więc proszę podać mi swój - nalegała Rosa. - Powiem panu, gdzie się zatrzymałam, i pan Jameson będzie mógł do mnie zadzwonić. Sam wyglądał, jakby chciał odmówić, ale chyba zdał sobie sprawę, że byłoby to niepotrzebne utrudnianie jej życia. Poza tym nie mógł być pewien, czy Liam naprawdę nie chciałby z nią rozmawiać. - Pan Jameson wie, gdzie się pani zatrzyma - powiedział i Rosa dopiero teraz zauważyła kawałek papieru w jego ręce. - Poprosił, żeby podać pani ten adres.
S R
- Och! - Zamilkła na chwilę. - Dziękuję. - Wzięła kartkę z jego ręki i spojrzała na niego niemal z niechęcią.
- Dam pani znać, kiedy przyjedzie samochód. - Dziękuję - powtórzyła Rosa, a Sam bez słowa zamknął drzwi.
64
ROZDZIAŁ SIÓDMY - Pojechała już? Upłynęły dwie godziny, w trakcie których Liam próbował bezowocnie skoncentrować się na bohaterach swojej nowej książki. Odnalazł Sama i panią Wilson w kuchni na parterze zamku, pijących kawę, i z wdzięcznością przyjął kubek z rąk gospodyni. Nie był jednak w najlepszym nastroju i humor nie poprawił mu się, kiedy Sam powiedział:
S R
- Tak, pojechała. Ale najpierw chciała z tobą rozmawiać. Rzucił Liamowi porozumiewawcze spojrzenie. - Powiedziałem jej, że pracujesz i nie można ci przeszkadzać.
Liam skrzywił się. Właśnie oparzył sobie wargi gorącą kawą. - Co takiego zrobiłeś? - zapytał szorstko. - Dlaczego, u diabła, tak jej powiedziałeś?
- No... Dlatego, że nie lubisz, kiedy ci się przeszkadza w pracy powiedział Sam obronnym tonem. -Nie mów mi, że wolałbyś, żebym ci przerywał tylko dlatego, że jakaś dziewczyna chce z tobą rozmawiać? Grymas na twarzy Liama pogłębił się i pani Wilson szybko wyszła tylnymi drzwiami, mrucząc coś o warzywach, które musi przynieść z ogrodu. - Kto wyznaczył cię na mojego stróża? - wykrzyknął Liam. Wiem, że nie podobało ci się, że ją tu przywiozłem. Dałeś to wyraźnie do zrozumienia. Ale to jest mój dom, Devlin, nie twój. 65
Sam wyprostował się. - Myślałem, że oddaję ci przysługę - powiedział urażonym tonem. Podniósł jednak dłonie w geście przeprosin. - Najwyraźniej myliłem się. Przepraszam. Zapewniam cię, że to się nie powtórzy. Odwrócił się i wrzucił kubek do zlewu, ale kiedy szedł ku drzwiom, Liam zastąpił mu drogę. - Nie, to ja przepraszam - odezwał się pojednawczo, zawstydzony, że przelewa swoją frustrację na starszego mężczyznę. Zapomnij, co mówiłem, Sam. To nie twoja wina, że jestem w podłym nastroju.
S R
Sam zawahał się i Liam przeklął się za to, że i jego dziś zdenerwował. Do cholery, Sam miał rację. Pewnie nie byłby zadowolony, gdyby mu przerwał. Pozwalał, żeby kobieta, której mógł nigdy już nie zobaczyć, zrujnowała ich długotrwałą przyjaźń. - Mówię poważnie - chrząknął, wyciągając dłoń. -Nie przejmuj się mną. Miałem bezowocny poranek i jest to tylko i wyłącznie moja wina.
Sam zacisnął szczęki, ale przyjął dłoń Liama i potrząsnął nią ciepło. - To wina tej twojej dziewczyny - powiedział ugodowo, ale Liam nie podjął tematu. - No cóż, już sobie pojechała - powiedział neutralnie, biorąc kolejny łyk kawy. - McAllister się pojawił? - Tak - potwierdził Sam, rozluźniając się. - Nie wiem, jak ten jego rzęch przechodzi badania kontrolne.
66
- Pewnie nie przechodzi - powiedział Liam, kończąc kawę. - Do zobaczenia później. Idę na spacer z psami. - Iść z tobą? - Sam spojrzał na chorą nogę swojego pracodawcy z niepokojem. - Nie chciałbym, żebyś miał jeden z tych twoich skurczów, kiedy będziesz szedł klifem. Liam ukrył swoją irytację nadopiekuńczością Sama. Fizjoterapeuta powiedział, że powinienem dużo ćwiczyć. Powiedział, że wciąż jeszcze mam problemy prawdopodobnie dlatego, że spędzam za dużo czasu za biurkiem. - Mimo wszystko...
S R
- Nic mi nie będzie - zapewnił go szorstko Liam. - Ale dziękuję za propozycję.
Wziąwszy płaszcz i zawoławszy psy, Liam wyszedł na świeże powietrze z uczuciem ulgi. Zwierzęta były również szczęśliwe, że mogą opuścić zamkniętą przestrzeń zamku i biegały wokół podniecone, goniąc każdego kota i ptaka w zasięgu wzroku. Liam nie miał zamiaru iść daleko. Nad horyzontem zbierały się chmury, z których przed nocą powinien zacząć padać deszcz. Wiedział, jak szybko potrafiła się zmienić pogoda w tych okolicach, i nie chciał ryzykować, że złapie go burza. W ciągu kilku minut przemókłby do suchej nitki. I nie mógł pobiec, by schronić się w jakimś miejscu. Przez swojego napastnika nigdy już nie będzie biegał. Poszedł na klif, brodząc w trawie do kolan. Wiejący od oceanu wiatr targał mu włosy. Liam żałował, że nie ubrał się cieplej. W miarę
67
jak się rozgrzewał, coraz łatwiej było mu poruszać nogą, ale tego ranka nie czuł się na siłach zejść w dół na plażę. Właśnie miał wracać, kiedy Harley, młodszy z retrieverów, wypłoszył królika. Przerażone stworzenie wystartowało spod jego nóg, kierując się w stronę wąwozu prowadzącego na plażę. Harley rzucił się za nim w pogoń razem z innymi psami. Liam zaczął je wołać, ale szybko zdał sobie sprawę, że traci czas. W tej samej chwili poczuł ciężkie krople deszczu na twarzy. Zaklął głośno, kuśtykając w stronę brzegu klifu. Z tego miejsca mógł dostrzec wszystkie trzy psy. Było im łatwiej zbiec tędy, niż po
S R
schodach wykutych w skale. Nie było już śladu królika, ale wszystkie trzy biegały tam i z powrotem po plaży, co chwilę wpadając do wody. - Cholera! - zaklął znowu. Mimo że próbował je przywołać, nie reagowały, zajęte zabawą.
Jaką cenę będzie musiał zapłacić za swoją arogancką decyzję, że nie potrzebuje niczyjej pomocy? Może i Sam był piętnaście lat starszy od niego, ale na pewno bez wahania zszedłby na dół po psy. I jeśli Liam nie chciał wracać do domu z przysłowiowym podkulonym ogonem, musiał zrobić to samo. Schodzenie w dół nie było bardzo trudne. Mimo że deszcz zaczął padać intensywniej, determinacja kazała mu iść dalej, aż w końcu stanął na mokrym piasku. Psy otoczyły go, poszczekując i podskakując, jakby od samego początku chciały go tu sprowadzić. - Do domu - rozkazał Liam, ignorując ich przywitanie i w końcu wszystkie trzy posłuchały jego komendy. Wbiegły po schodach i
68
przystanęły na szczycie, wpatrując się w niego i machając z dumą ogonami. Liamowi jednak było dużo trudniej dostać się na górę. Stopnie były śliskie i co jakiś czas musiał chwytać się trawy, żeby nie spaść. Udo bolało go i w połowie drogi musiał przystanąć i poczekać, aż miną mu skurcze. Powinien był przełknąć swoją dumę i wrócić do zamku po pomoc, pomyślał gorzko. To, do czego zmusił swoje mięśnie prawdopodobnie zniweczyło wszystko, co osiągnął w czasie rehabilitacji w Londynie. Kiedy dotarł na szczyt klifu, ciężko dysząc, psów już nie było.
S R
Miał tylko nadzieję, że pobiegły do zamku. Jeśli nie, to tym gorzej dla nich. Nie będzie ich szukał. Czuł tylko ulgę, że Rosa Chantry już odjechała. Nie chciałby, żeby widziała go w takim stanie. Miał jeszcze swoją dumę. Przez całą środę padało.
Rosa, zmuszona do pozostania cały dzień w pensjonacie Katie Ferguson, wyglądała przez okno z uczuciem desperacji. Czuła się bezradna. Gdzie była Sophie? Nie mogła nic zrobić, dopóki prom nie przypłynie następnego ranka. Narysowała kółko na szybie, pokrytej parą jej oddechu. Pensjonat był przytulny, jej pokój mały, ale wygodny. Nie było jednak innych gości, z którymi mogłaby spędzić czas. Rozejrzała się po pokoju i jej wzrok padł na stolik stojący przy łóżku. Leżały tam dwie książki, które kupiła na poczcie. Jedna to historyczny romans osadzony w Szkocji, który miał odwieść jej myśli
69
od kłopotów, co się jednak nie udało. Druga książka była autorstwa Liama Jamesona, Rosa westchnęła. Nie była w stanie jej przeczytać. Luther Killian cały czas kojarzył jej się z mężczyzną, który go stworzył. Poza tym było jej przykro, że Liam nawet się do niej nie odezwał. Ostatnie dwa dni były naprawdę fatalne. Deszcz zaczął padać wkrótce po tym, jak wyruszyła z McAllisterem jego starym samochodem przez wrzosowisko. Podróż wydawała się trwać wiecznie, a samochód kilka razy o mało co nie wypadł z drogi, więc była szczęśliwa, kiedy w końcu udało im się bezpiecznie dotrzeć do pensjonatu.
S R
Opuściła swoje miejsce przy oknie i poszła po książkę Jamesona. Do kolacji pozostała jeszcze godzina, a potem jeszcze kilka godzin do momentu, kiedy będzie mogła położyć się spać. Musiała czymś się zająć.
Jeśli miała dotrzymać obietnicy danej matce, powinna wynająć starą taksówkę McAllistera i pojechać z powrotem do zamku. Liam nie zadzwoni, ponieważ albo Sam nie przekazał mu wiadomości, albo nie chce tego zrobić, a to może być jej ostatnia szansa. Jednak myśl o ryzykownej podróży napełniała ją niepokojem. Poza tym tak naprawdę nie było powodu, dla którego znów miałaby się spotkać z Liamem. Chęć spędzenia czasu w jego towarzystwie nie była wystarczającym uzasadnieniem, zwłaszcza po tym, jak powiedział jej, że cieszy się z jej wyjazdu. Tak, powinna zostać
70
jeszcze jedną noc w pensjonacie i następnego dnia wyruszyć w podróż do domu. Następnego ranka Rosę obudziło wycie wiatru. Przykryła się mocniej kołdrą, żałując, że w ogóle musi wstawać. Pogoda wydawała się sztormowa i Rosa nie chciała nawet myśleć o podróży promem w takich warunkach. Westchnęła, ale nic na to nie mogła poradzić. Musiała wstać. Wzięła prysznic, ubrała się i spakowała, po czym zeszła na śniadanie. Pani Ferguson czekała na nią. - Obawiam się, że nie będzie mogła pani dzisiaj wyjechać -
S R
powiedziała przepraszająco. - Zawiesili wszystkie połączenia na czas sztormu i prom odpłynie z Mallaig dopiero, kiedy wiatr się uspokoi. Przykro mi.
Rosa poczuła jak ogarnia ją przemożna ulga. - To nie pani wina. - Starała się, żeby nie było po niej widać, co czuje. - A... jak pani myśli, kiedy sztorm się skończy? - Na pewno nie przed sobotą. I wtedy też nie ma gwarancji, że prom przypłynie. Jesteśmy małą wyspą. Mogą zdecydować, że poczekają do poniedziałku, kiedy prom i tak ma planowo odpłynąć. - Do poniedziałku! - Rosa pomyślała, że należy uważać na to, czego się pragnie. - Rozumiem. - Oczywiście, jeśli musi pani pilnie wracać, to zawsze może pani zwrócić się do pana Jamesona. Jego pilot może panią zabrać helikopterem.
71
- T...tak - powiedziała Rosa niepewnie. - Ale to chyba nie jest dobry pomysł. -I zanim pani Ferguson zdążyła cokolwiek powiedzieć, dodała: - Helikoptery chyba też nie mogą latać w taką pogodę, prawda? - No tak, ale nie mają takich ograniczeń jak promy - zapewniła ją pani Ferguson. - Myślę, że jutro będzie mogła pani spokojnie polecieć. Czyżby? Rosa wątpiła, żeby tak było. Nie ma mowy, żeby Liam pożyczył jej swój helikopter. Helikopter, na miłość boską! To był kolejny argument przemawiający za tym, że nie powinna chcieć go
S R
widzieć. Ich światy za bardzo różniły się od siebie.
72
ROZDZIAŁ ÓSMY Kiepska sprawa, pomyślała Rosa w piątek rano, spędziwszy kolejny dzień wpatrując się w deszcz. Pożyczyła od pani Ferguson płaszcz przeciwdeszczowy i wyszła na chwilę w czwartek po południu, ale nie był to przyjemny spacer. Podjęła nawet kolejną próbę przeczytania książki Liama. Czytało jej się dobrze do momentu, w którym Luther Killian powiedział coś, co mógłby powiedzieć sam Liam. Przed oczami
S R
stanęło jej ich ostatnie spotkanie i musiała odłożyć książkę. Wyglądając przez okno, Rosa stwierdziła, że to będzie kolejny stracony dzień. Wiatr wcale nie zelżał, a deszcz padał dalej nieprzerwanie.
Z okna mogła dostrzec port, w którym kołysały się łodzie rybackie. Bez wątpienia rybacy też przeklinali pogodę. Ciekawe, gdzie jest Sophie. Powiedziała sobie, że jej siostrze nic nie będzie. Pewnie siedziała sobie teraz w jakimś luksusowym hotelu, jedząc śniadanie z mężczyzną, z którym uciekła. No dobrze, to nie był Liam Jameson. Ale może tak jej powiedział. Z drugiej strony wiedziała, że Sophie jest za sprytna, żeby dać się na coś takiego nabrać. Więc gdzie ona była? Rosa była prawie stuprocentowo pewna, że Liam tego nie wie, chociaż mógł mieć jakiś pomysł. Wszystko było lepsze od siedzenia tutaj.
73
Potrząsnęła niecierpliwie głową, zdając sobie sprawę, że tylko szuka pretekstów, żeby się z nim zobaczyć. Zeszła na dół i znalazła panią Ferguson ścierającą kurze w salonie. Zatrzymała się w progu, czując się niezręcznie. - Zastanawiałam się... - powiedziała, a gospodyni spojrzała na nią pytająco. - Zastanawiałam się, czy jest jakaś możliwość wynajęcia samochodu na jeden dzień? - Nie zna pani numeru McAllistera? Myślę, że powinnam go gdzieś mieć... - Nie - przerwała jej Rosa. - Nie chodziło mi o taksówkę, pani
S R
Ferguson - dodała, kiedy gospodyni spojrzała na nią pytająco. Zastanawiałam się, czy mogę wynająć samochód, którym sama będę mogła gdzieś pojechać.
Kobieta zmarszczyła brwi.
- Nie jest to chyba najlepszy dzień na zwiedzanie. - Wiem - westchnęła Rosa. - Chciałabym pojechać do pana Jamesona. Jest coś... o co zapomniałam go zapytać. - Aha. - Pani Ferguson skinęła głową. -I nie chce pani jechać ze starym McAllisterem, tak? - No więc... Rosa poczuła, jak na jej policzki wypływa rumieniec, ale gospodyni uśmiechała się. - Tak, w pełni to rozumiem. - Roześmiała się. - Muszę przyznać, że sama miałabym spore obawy co do podróżowania tym jego wrakiem.
74
Rosa rozluźniła się. - Więc... Czy jest jakiś samochód, który mogłabym wynająć? zapytała z nadzieją. - Zapłacę. - Och, może pani wziąć mój samochód. I tak rzadko go używam. Nie jest imponujący, ale jest w dobrym stanie. - Och, byłoby cudownie! Pani Ferguson znów się roześmiała. - Nie mów tak, zanim go nie zobaczysz, dziewczyno - poradziła jej. Samochód, stary ford, stał w szopie za pensjonatem. Rosa od
S R
razu zrozumiała, co pani Ferguson miała na myśli, mówiąc, że nie jest imponujący. Miał co najmniej dwadzieścia lat i cały był pokryty kurzem.
Silnik zaskoczył jednak prawie od razu. Rosa cofnęła się, a pani Ferguson wyprowadziła go na ulicę. Deszcz szybko zmył kurz, a wycieraczki działały, jak się okazało. Było to dokładnie to, czego potrzebowała. Nie wiedziała, jak dziękować swojej gospodyni. - Och, to nic takiego - powiedziała pani Ferguson, wysiadając i chowając się z powrotem do szopy. - Niech pani tylko jedzie ostrożnie. Droga może być śliska. Nie chciałabym, żeby wpadła pani do bagna. Deszcz znacznie ograniczał widoczność i wjechawszy na wrzosowisko, Rosa kilka razy była pewna, że widzi wyłaniające się z mgły nierealne postacie. Były to jednak tylko szkielety drzew, z
75
których wiatr zerwał liście. Cieszyła się, że nie musi tędy jechać po ciemku. W końcu dotarła do miejsca, skąd droga prowadziła w dół, do zamku. Nie mogła go oczywiście dostrzec, ale miejscami z boku widziała domy i pasące się bydło. Kątem oka dostrzegła nawet mężczyznę zaganiającego krowy do obory. Jedynym problemem było teraz tylko dostanie się do Liama. Miała przeczucie, że Sam nie będzie zadowolony, kiedy ona pojawi się na progu. Ale musi wiedzieć, że nie opuściła wyspy. Powinien spodziewać się, że będzie chciała jeszcze raz spotkać się z jego pracodawcą.
S R
Przejechała przez mały mostek i zaparkowała w tym samym miejscu, w którym Liam stanął cztery dni temu. Cztery dni temu! Nie mogła się nadziwić. Tylko tyle czasu upłynęło od tamtej pory? Skrzywiła się. Czasami miała wrażenie, jakby spędziła już tutaj połowę życia.
Wysiadła z samochodu i ostrożnie zamknęła drzwi. Nikt nie wyszedł jej na spotkanie. Podeszła do drzwi wejściowych i zastukała. - Pani Chantry! Otworzyła jej gospodyni, która stała teraz z wyrazem zaskoczenia na twarzy. - Och, dzień dobry, pani Wilson. - Rosa powinna była lepiej przygotować się na to spotkanie. - Hm... Jak się pani miewa? - Doskonale, dziękuję. - Kobieta rzuciła nerwowe spojrzenie przez ramię. - Czy mogę pani w czymś pomóc?
76
- Mam nadzieję, że tak. - Rosa uśmiechnęła się. - Czy... Eee... Czy pan Jameson jest w domu? To było głupie pytanie. Gdzie indziej mógłby być? - Pan Jameson? W głosie gospodyni słychać było powątpiewanie. - To znaczy czy pracuje dzisiaj? Mogłabym zamienić z nim kilka słów? - Och, ja... - Pani Wilson znów obejrzała się do tyłu. - Obawiam się, że nie mogę udzielić pani odpowiedzi na to pytanie. - Zawahała się. - Musi pani zapytać pana Devlina. - Skinęła głową. - Poproszę go. - Nie, ja...
S R
Rosa chciała powiedzieć, że Sam Devlin jest ostatnią osobą, którą chce widzieć, ale było za późno. Kobieta już odwróciła się i oddaliła, zostawiając Rosę za drzwiami, jakby była niemile widzianym obwoźnym sprzedawcą.
Mogła chociaż zaprosić ją do środka. Przecież spędziła tam już noc. Dlaczego była traktowana jak intruz?
Bo pewnie była intruzem, pomyślała, kiedy usłyszała kroki Sama Devlina. Próbowała schować się pod gzymsem, żeby nie moknąć dalej, ale na jego widok cofnęła się instynktownie. Co zaskakujące, Sam Devlin był znacznie bardziej gościnny niż gospodyni. - Och, proszę wejść do środka - powiedział, cofając się, żeby zrobić jej miejsce. - Co za okropny poranek. Chciałoby się, żeby ten
77
sztorm wreszcie się skończył, nie ma co. Pewnie nie może się pani doczekać, żeby opuścić wyspę? - Tak. - Rosa nie miała wyboru i musiała się zgodzić. Przepraszam, że znów pana niepokoję, ale wciąż nie rozmawiałam z panem Jamesonem. - Zamilkła na chwilę. - Przekazał mu pan moją wiadomość? Sam przyglądał jej się z namysłem, zamykając drzwi. - Wbrew temu, co pani myśli, zrobiłem to. - Och. Och, rozumiem. - Rosa poczuła się głupio, a na jej twarz wypłynął nagły rumieniec. - Czyli pan Jameson nie chce ze mną
S R
rozmawiać, tak? - Przełknęła upokorzenie. - Rozumiem. Nie powinnam była go niepokoić. - Odwróciła się z powrotem w stronę drzwi. - Dziękuję za informację.
- Proszę poczekać! - usłyszała, kiedy próbowała je otworzyć. Proszę posłuchać. - Sam sprawiał teraz wrażenie lekko zakłopotanego. - Nie chciałem sugerować, że pan Jameson nie chce z panią rozmawiać. Nie wiem, co zrobiłby, gdyby... - zawahał się przez moment. - Gdyby był w stanie. On... Nie czuje się najlepiej, od kiedy wyjechała pani we wtorek. Taka jest prawda - zakończył. - To jego noga? - zapytała z niepokojem, zdając sobie sprawę, że stąpa po niepewnym gruncie. Splotła zimne palce na piersi. -Proszę... Niech mi pan powie. Sam zmarszczył brwi. - Wie pani, co mu jest? - zapytał nieufnie.
78
- Nie, tylko... Widziałam, że czasami ma problemy z chodzeniem - przyznała, przestępując z nogi na nogę. - To prawda? - Być może - powiedział niezobowiązująco. - Ale tym razem przemókł na spacerze z psami we wtorek po południu i od tamtej pory nie jest w najlepszym humorze. - Przeziębił się? Sam sprawiał wrażenie niezadowolonego, że musi rozmawiać o swoim pracodawcy za jego plecami. - Coś w tym stylu - przyznał w końcu. - Jak przekonała się pani o tym na własnej skórze, pogoda tutaj jest nieprzewidywalna.
S R
- Ale chyba nie rozwinęło się zapalenie płuc? - wykrzyknęła Rosa przerażona, ale Sam zaprzeczył ruchem głowy. - Nie - powiedział z lekkim zniecierpliwieniem. -Nic tak dramatycznego. Tylko silne przeziębienie, to wszystko. Liam jednak nie jest dobrym pacjentem.
- Czy ktoś mi wreszcie powie, co się tutaj dzieje? Nieoczekiwany dźwięk głosu Liama zaskoczył ich oboje i na twarzy Sama natychmiast odmalowało się poczucie winy. - Człowieku - powiedział drżącym głosem - czy musisz nas straszyć? Nie słyszałem cię. - Najwyraźniej. - Liam opuścił swoje miejsce na dole schodów i ruszył ciężko w ich stronę. - O co chodzi? Rosa patrzyła na niego kompletnie zdezorientowana. Po tym, co mówił Sam, wyobrażała sobie, że Liam będzie słaby i bezbronny, zmęczony kaszlem i kichaniem.
79
Tak naprawdę wyglądał jednak zupełnie inaczej. Miał na sobie te same obcisłe dżinsy i jedwabną zieloną koszulę z długim rękawem w kolorze jego oczu. Wyglądał niepokojąco i był równie niebezpieczny jak Luther Killian, była tego pewna. - Pani Chantry... - zaczął Sam, ale Rosa wiedziała, że nie powinna mu pozwolić na wzięcie na siebie winy za jej najście. - Przyjechałam się z tobą zobaczyć - przerwała mu szybko. - Pan Devlin właśnie mówił mi, że... że nie czujesz się dobrze. - Powiedziałem jej tylko, że się przeziębiłeś - dodał natychmiast Sam i Rosa zastanawiała się, co oznaczało spojrzenie, które między sobą wymienili. - To wszystko.
S R
- Jasne. - Liam przyjął to wyjaśnienie. Pomimo swoich wad, Sam był bardzo lojalny. Nie omawiałby z nikim jego prywatnych spraw.
Zwrócił oczy na Rosę, zauważając, że cała drży. Nie wiedział, czy to dlatego, że kompletnie przemokła, czy dlatego, że ją przestraszył. - Wejdź do środka - powiedział. Oczy Rosy były szeroko otwarte i pełnie niepokoju. - Poprosić panią Wilson, żeby przyniosła kawę? - spytał Sam. - Świetna myśl - zgodził się Liam. Sam rzucił Rosie zagadkowe spojrzenie, po czym zniknął w bocznych drzwiach. - Dokonałaś prawdziwego podboju - zauważył sucho Liam, puszczając ją przodem po schodach.
80
- Nie wydaje mi się. - Ależ tak. Sam na ogół nie jest taki gadatliwy. A w każdym razie nie w stosunku do kobiet. Rosa potrząsnęła głową i zaczęła wspinać się w górę. Idący za nią Liam miał doskonały widok na jej pośladki. Była szczupła, ale kształtna, miała długie i zgrabne nogi, odziane w dopasowane wełniane spodnie. Zauważył też, że próbowała zebrać włosy w węzeł na czubku głowy, ale wiatr i deszcz zniweczyły jej wysiłki. Rude pasma opadały uwodzicielsko na jej ramiona. Miał ochotę wziąć jedno z nich do ręki i owinąć wokół palców.
S R
Kiedy dotarli na szczyt schodów, Liam poprowadził ją wąskim korytarzem, mijając bibliotekę i jadalnię, aż w końcu zatrzymał się przed ostatnimi drzwiami.
Za nimi znajdował się duży salon. Ponieważ niebo było zasnute chmurami, na stolikach i szafkach paliły się lampy, tworząc przytulny nastrój.
Przed kominkiem stały dwie pokryte zamszem sofy, a przestrzeń pomiędzy wysokimi oknami zapełniona była półkami, na których stały książki i czasopisma. Zasłony z surowego jedwabiu, w tym samym karmelowym kolorze co kanapy, były odsłonięte, ukazując szalejący na zewnątrz sztorm. Rosa zgadywała jednak, że w ładny dzień widok musi zapierać dech w piersiach.
81
Na podłodze leżał turecki dywan w odcieniach błękitu i zieleni, a nierówne ściany przypomniały jej, że znajduje się w zamku, a nie w posiadłości jakiegoś milionera. - Wejdź - powiedział Liam, odsuwając się, żeby ją przepuścić, ale Rosa zawahała się. - Mam mokre buty - powiedziała. - Widzę - powiedział Liam, wzruszając ramionami. - Zdejmij je. - Nie przeszkadza ci to? - A dlaczego miałoby mi przeszkadzać? - zapytał kpiąco. Możesz zdjąć wszystko, na co masz ochotę. - Zamilkł na chwilę,
S R
świadomy, że na niego patrzy z nieufnością, po czym dodał gładko: Twoja kurtka też jest mokra.
82
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Rosa nie wiedziała, jak rozumieć jego słowa, ale pochyliła się i zdjęła buty, po czym postawiła je za drzwiami. Zdjęła również kurtkę i przełożyła ją przez ramię. Potem, z dziwnym uczuciem nierealności, weszła do pokoju. Dywan był miękki i ciepły. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo zmarzły jej stopy, dopóki nie ogarnęło jej ciepło pokoju. - Bardzo tu ładnie - powiedziała, żeby pokazać mu, że wcale jej
S R
nie onieśmiela. - Cały zamek jest piękny. Masz szczęście, że możesz tu mieszkać.
- Tak? - Liam wziął od niej kurtkę i gestem wskazał kanapy. Może usiądziemy i porozmawiamy o tym?
Rosa nie wiedziała, co odpowiedzieć, ale obserwując, jak kładzie jej kurtkę na krześle przy drzwiach, stwierdziła, że nie ma nic do stracenia. Podeszła do jednej z kremowych sof i przysiadła na brzegu. Liam dołączył do niej. Nie mogła nie zauważyć, jak utyka na jedną nogę. Nie przyjechała jednak tutaj, żeby zadawać osobiste pytania, powiedziała sobie. Jej chłodne opanowanie zachwiało się jednak, kiedy postanowił usiąść obok niej. - No dobrze - powiedział. - Więc zmieniłaś zdanie? - Zmieniłam zdanie? - Rosa nie rozumiała, o co mu chodzi. - Wcześniej mówiłaś, że to miejsce dobre jest tylko dla bydła i owiec. - Liam wpatrywał się w nią przenikliwym spojrzeniem swoich zielonych oczu. 83
- Nie powiedziałam tego. - Rosa zaczerwieniła się. - Ale tak pomyślałaś. - Nie dlatego tu jestem. - Zawstydzona postanowiła zmienić temat. - Też tak sądzę. - Liam odchylił się do tyłu, opierając kostkę prawej nogi o kolano lewej. - Sam mówił mi, że chciałaś ze mną rozmawiać, zanim wyjedziesz we wtorek rano. Rosa zesztywniała. - A ty najwyraźniej nie uznałeś tego za ważne na tyle, żeby się ze mną skontaktować - powiedziała z wyrzutem. - Mimo że
S R
najwyraźniej lepiej już się czujesz.
- O tak, o wiele lepiej - zgodził się Liam sucho. Rosa spojrzała na niego nieufnie.
- Więc... miałeś do mnie dzwonić czy nie? - Nie - powiedział łagodnie. - Uznałem, że tak będzie lepiej. Rosa przełknęła ślinę.
- Dla kogo lepiej? Pewnie dla ciebie?
- Tak. Dla mnie i dla ciebie. -Liam przyglądał jej się wbrew sobie. - Chyba, nie mamy sobie już nic więcej do powiedzenia, prawda? - Jeśli o mnie chodzi to nieprawda. - Rosa zdawała sobie sprawę, że lepiej byłoby, gdyby wstała i wyszła, zanim powie albo zrobi coś niewybaczalnego. - Jest jeszcze coś, o co chciałabym cię spytać w sprawie Sophie. Jej siostra!
84
Opuścił nogę na podłogę i pochylił się do przodu. - Co z nią? - powiedział opanowanym tonem, mimo że na sam dźwięk imienia tej dziewczyny czuł irytację. Rosa zwilżyła suche wargi. - Ja... Zapomniałam cię zapytać, czy może film jest kręcony w jakimś innym miejscu w Szkocji. Liam westchnął i pokręcił głową. - Pewnie - powiedział. - Ludzie zawsze kręcą filmy w tym zakątku świata. Myślisz teraz, że twoja siostra naprawdę spotkała jakiegoś producenta filmowego?
S R
- To możliwe. I myślę, że mogłeś wcześniej mi o tym powiedzieć.
- O czym? - Liam był oburzony. - Co to u diabła ma wspólnego ze mną?
- Przecież to twoje książki, prawda?
- Chwileczkę! Myślisz, że mówię o filmie na podstawie mojej książki? - A nie jest tak? - Nie - prychnął Liam. - Mówiłem o filmach ogólnie. Na litość boską, przecież gdybym wiedział, że gdzieś filmują moją książkę, to bym ci powiedział! Ramiona Rosy opadły. - Więc nie filmują? - Nie. - Jesteś pewien?
85
Liam roześmiał się krótko. - W stu procentach. Rosa westchnęła ciężko. - Przykro mi, że zmarnowałam twój czas. - Nie mów tak. Zapewniłaś mi rozrywkę w wyjątkowo nudny dzień. - Cieszę się, że cię tak rozbawiłam - powiedziała sztywno. Kiedy próbowała wstać, on położył jej rękę na udzie. - Nie idź - powiedział, czując pod palcami ciepło jej ciała. Zadrżała, więc dodał szybko: - Pani Wilson przyniesie nam kawę. Rosa poczuła suchość w ustach. Zdała sobie sprawę, że tak
S R
naprawdę to dlatego właśnie tu przyjechała. Oczywiście chciała zapytać go o Sophie, ale nie miała w tym względzie dużej nadziei. Musiała upewnić się, czy wzajemne przyciąganie, jakie między nimi czuła, nie było tylko sztuczką jej wyobraźni.
Nie było, przynajmniej w tej chwili. Jego dłoń obejmująca jej udo była mocna. Sprawiał wrażenie, jakby brał ją w ten sposób w posiadanie. A kiedy spojrzała mu w oczy, zobaczyła w nich odbicie swojego własnego pożądania. Dobry Boże, pomyślała z niedowierzaniem, on naprawdę mnie pragnie. Nie wiedziała tylko, co ma z tym teraz zrobić. Pukanie do drzwi rozległo się w samą porę. Liam od razu puścił Rosę, wstał i poprosił gospodynię do środka. Weszła, niosąc tacę. - Sam mówił, że chce się pan napić kawy, panie Jameson wymruczała pani Wilson, zerkając na pochyloną głowę jego gościa. Gdzie mam ją postawić?
86
Liam gestem wskazał niski stolik pomiędzy kanapami. - Tutaj będzie dobrze - powiedział, zastanawiając się, czy jej pojawienie się nie było znakiem od losu, wskazówką, że powinien się opamiętać. Pani Wilson postawiła tacę na stoliku i wyprostowała się. - Dziękuję pani. Drzwi zamknęły się za gospodynią z wyraźnym stuknięciem, a Liam wrócił na swoje miejsce obok Rosy, Gdyby usiadł gdzie indziej, wyglądałoby to dziwnie. Starał się jednak unikać jej spojrzenia. - Poczęstuj się - powiedział. Rosa nie poruszyła się. Wpatrywała się tylko w tacę, jakby ta
S R
mogła udzielić jej odpowiedzi na wszystkie pytania. - Nie chce mi się pić - powiedziała w końcu. - I myślę, że powinnam chyba już jechać. Liam zacisnął szczęki.
- Naprawdę chcesz jechać? - zapytał, zanim zdążył się powstrzymać. Nie! Rosa odwróciła głowę. - Nie wiem - powiedziała słabo. Liam jęknął i, zapominając, co mówił sobie od momentu, w którym ją zobaczył, chwycił dłonią jej szyję, tuż pod włosami, i przyciągnął ją do siebie. Poddała się bez protestu. Jej usta rozchyliły się pod jego wargami ze zmysłowością, której nie oczekiwał.
87
Była gorąca, słodka i niezwykle pociągająca. Kiedy przesunął dłoń na jej plecy, wygięła się w jego stronę, przyciskając piersi do jego ciała. Wtedy, zapominając się, przesunął dłoń jeszcze niżej na prowokujące krągłości pośladków. Drgnęła, ale nie odsunęła się. Powoli opuścił ją na poduszki. Całował ją teraz z zapamiętaniem, które nie zdarzyło mu się od niepamiętnych czasów. Poruszyła się, obejmując go rękami za szyję, owijając jego włosy wokół swoich palców. Liam szybko przegrywał walkę, którą toczył sam ze sobą.
S R
Poczuł, jak w głowie kręci mu się od potężnego pragnienia, które obudziło się w jego wnętrznościach. Pragnął jej, pomyślał dziko. Pragnął zanurzyć się w jej cieple.
Ręką pogładził jej policzek, a kiedy oderwał na chwilę wargi od jej warg, żeby nabrać powietrza, kciukiem przesunął po jej ustach. Jej włosy rozsypały się i nie mógł oprzeć się pokusie wzięcia w dłoń ognistych pasm. Uniósł je do ust i pocałował ją przez ich jedwabisty welon. Usłyszał, jak wydaje z siebie jęk ekstazy. Położył dłoń na jej piersi, czując ich jędrność przez sweter. Ona potrząsnęła głową i poprowadziła jego dłoń w dół, tak żeby mógł wsunąć ją pod materiał. Jej skóra była gładka i delikatna. W odróżnieniu od jego własnej, pomyślał gorzko. Podciągnął jej sweter w górę, odsłaniając piersi ledwo przykryte skąpym stanikiem. Widok mlecznobiałej skóry
88
przypomniał mu o jego własnym torsie, pokrytym paskudnymi bliznami i z jękiem przerażenia schował twarz na jej piersi. - Nie mogę tego zrobić! - powiedział chrapliwym szeptem. Rosa oddychała szybko. - Przecież mnie pragniesz - zaprotestowała, nie wiedząc, skąd znalazła w sobie tyle odwagi, żeby to powiedzieć. Nie zaprzeczył. - To nie ma znaczenia - powiedział ponuro, ale kiedy oparł dłonie po obydwu stronach jej głowy, żeby się podnieść, ona go nie puściła.
S R
- To ma znaczenie -powiedziała, obejmując jego twarz dłońmi i zmuszając go, żeby na nią spojrzał. - Nie oczekuję, że zwiążesz się ze mną na resztę życia. Chcę tylko... być z tobą. Czy to coś złego? Liam jęknął. - To nie jest nic złego... - Więc?
- Nie rozumiesz - powiedział cicho i tym razem udało mu się uwolnić. Poprawił jej sweter, chowając jej piersi przed swoim wygłodniałym wzrokiem. - Nie jestem taki, jak myślisz. To się nigdy nie uda. - Nie musi się udawać. - Rosa usiadła i spojrzała na niego. Lubię cię, Liam. Od kiedy zacząłeś ze mną rozmawiać na promie. Wiem, że nie jestem wyrafinowana ani piękna, ale pomyślałam... Naprawdę pomyślałam, że ty też mnie polubiłeś.
89
- Lubię cię - wymruczał Liam. - Ale to nie ma z tym nic wspólnego. Chodzi o mnie. Tylko o mnie! Rosa wiedziała, że przegrała. Dała z siebie wszystko, a Liam ją odrzucił. Nie wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi, ale nie wierzyła mu w ani jedno słowo. Z jakiegoś powodu nagle zmienił o niej zdanie. Czy bał się, że ona oczekuje więcej, niż on jest w stanie jej dać? Poczuła ból. - Zawsze chodzi o ciebie, prawda? - powiedziała, żeby uratować resztki swojej godności. - Myślisz tylko o sobie. Zawsze, przy każdej okazji.
S R
Niesprawiedliwość tego stwierdzenia uderzyła go niczym fizyczny cios. Myślał przecież o niej, na litość boską. Chciał oszczędzić jej brzydkiego widoku szachownicy blizn, w jaką zmieniło się jego ciało.
Zdając sobie sprawę, że będzie tego żałował, wstał i stanął twarzą do niej. Potem, widząc jak patrzy na niego z nagłym niepokojem w oczach, rozerwał koszulę. Oderwane guziki potoczyły się po podłodze. Nie obchodziło go to jednak. Chciał pokazać jej tylko dowód, że mówił prawdę. Kiedy ściągał koszulę, Rosa wstała, wstrzymując oddech na widok blizn pokrywających jego ramiona i pierś. Ktoś go zaatakował, nożem, a on uniósł ręce, żeby się osłonić.
90
Więc to ukrywał, pomyślała. Czy uważał, że to czyni z niego gorszego mężczyznę? Blizny były stare i w wielu miejscach już zbladły, ale wspomnienia musiały wciąż być żywe. Dobry Boże, pomyślała, zawstydzona, że doprowadziła go do czegoś takiego. Przecież nigdy nie odwróciłaby się od niego z takiego powodu! - Ja... Nie wiedziałam - zaczęła, chcąc mu to powiedzieć. Przykro mi, Liam... - Nie tak przykro, jak mnie - prychnął. - Ale, tak jak mówiłaś, nie wiedziałaś o tym. To cię w jakiś sposób usprawiedliwia. - Chwycił
S R
koszulę i nałożył ją z powrotem. - A teraz chcę, żebyś już pojechała. Poproszę Sama, żeby cię odprowadził. - Ale Liam...
- Przestań - powiedział, kuśtykając ciężko w stronę drzwi. Wierz mi, więcej litości już nie potrzebuję.
Przez całą drogę do pensjonatu Rosa myślała o tym, co się stało. Nie zwracała uwagi na deszcz ani na to, że droga była śliska. Jej własne bezpieczeństwo nic dla niej w tej chwili nie znaczyło. Mogła myśleć tylko o twarzy Liama, kiedy zerwał z siebie koszulę i pokazał jej te straszne blizny. Nigdy nie zapomni cierpienia w jego oczach. Dopiero kiedy zatrzymała się przed pensjonatem, zdała sobie sprawę, że przestało padać. Nawet wiatr trochę zelżał. Jednak świadomość, że sztorm słabnie, wcale jej nie ucieszyła. Przypłynie prom, ona opuści wyspę i nigdy już nie zobaczy, Liama.
91
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Przez resztę dnia nic się nie działo. Zrezygnowawszy z lunchu, Rosa została w pokoju, zastanawiając się, czy kiedykolwiek jeszcze poczuje się normalnie. Z perspektywy kilku godzin poranne wydarzenia wydawały się nierealne. Po prostu nie była kobietą, której przydarzały się takie rzeczy. Jej małżeństwo z Colinem Vincentem i jego zdrada sprawiły, że stała
S R
się podejrzliwa wobec mężczyzn. A jednak w przypadku Liama w ogóle tego nie czuła. Może dlatego, że uznała, że nigdy się mu nie spodoba.
Nawet teraz nie wiedziała jednak, jakie są jego uczucia wobec niej. Na pewno jej nie ufał. Żałowała, że nie miała okazji powiedzieć mu, że jego blizny wcale nie budzą w niej obrzydzenia. Czy to dlatego mieszkał tutaj, z dala od ludzi? Chciałaby znać go lepiej, pokazać mu, że... Że co? Przeszył ją dreszcz. Co ona sobie myślała? Przecież nie zakochała się w nim. Pożądała go tylko i bardzo przykro jej było z powodu tego, w jaki sposób musiała opuścić zamek. Ale prawie w ogóle go nie znała. Na pewno nie na tyle, żeby powierzyć mu swoje serce.
92
Rosa zadrżała znowu. Nie pamiętała nawet, żeby kiedykolwiek tak bezwstydnie się zachowała, nawet z Colinem. Jednak jej uczucia wobec Colina nie mogły się równać z tym, co czuła, będąc z Liamem. Czy naprawdę poprosiła go, żeby się z nią kochał? Czy naprawdę obiecała mu, że to będzie seks bez zobowiązań, tylko żeby wziął ją do łóżka i kochał się z nią w szalony, namiętny sposób? Poczuła, jak na to wspomnienie palą ją policzki. Tym bardziej że naprawdę tego chciała. I to wcale nie minęło. Pragnęła go. Pragnęła być z nim. I coś jej mówiło, że byłoby to niezapomniane przeżycie. Tak się jednak nie stanie. Liam o to zadbał. Jednym ruchem
S R
pokazał jej, jak bardzo jest poraniony. Nie tylko fizycznie. Rany na jego ciele zagoiły się. To inne blizny, te, których nie było widać, martwiły Rosę.
To właśnie one sprawiły, że odwrócił się od niej. Nie była psychologiem, ale mogłaby się założyć, że ktoś kiedyś sprawił, że wzniósł wokół siebie obronny mur. I nie był to napastnik. Więc kto? To musiała być jakaś kobieta, pomyślała z bólem. Szczególnie dla niego ważna, kobieta, w której był zakochany. Kobieta, na której wsparcie liczył... Na dole zadzwonił telefon i Rosa zesztywniała. Chociaż to nie mogło być do niej. Mało prawdopodobne było, żeby Liam chciał się z nią skontaktować. Jej serce podskoczyło jednak, kiedy pani Ferguson ją zawołała. - To do pani, pani Chantry. - A potem ścisnęło się, kiedy gospodyni dodała. - Pani matka.
93
Co znowu? Zbiegając na dół, Rosa powtarzała sobie w myśli, co ma powiedzieć. Tak, pytała Liama Jamesona o film. Nie, nie miała żadnych informacji na ten temat. - Cześć, mamo - powiedziała, podnosząc słuchawkę i starając się, żeby jej głos zabrzmiał optymistycznie. - Pewnie się ucieszysz, że sztorm już się skończył. Wyjeżdżam z wyspy najpóźniej w poniedziałek. - Tak? - Pani Chantry sprawiała wrażenie dziwnie podekscytowanej. - To dobrze. - Zamilkła na chwilę. - Wracasz prosto do domu? Rosa zmarszczyła brwi.
S R
- Chciałaś przecież, żebym dowiedziała się, czy... - Sophie nie jest w Szkocji - przerwała jej matka. - Była w Londynie, ale teraz jest już w domu.
Rosa otworzyła usta ze zdziwienia. - W Londynie? - powtórzyła.
- Tak. Była z jakimś mężczyzną, którego spotkała na festiwalu. To chyba jakiś muzyk. - Żartujesz! - Nie żartuję. - Jej matka westchnęła. - Przykro mi, Rosa. - Ale dlaczego powiedziała Markowi, że jedzie do Szkocji? - Nie wiem. - Pani Chantry najwyraźniej nie miała ochoty na tę rozmowę. - Pewnie żeby nas zmylić. Wiedziała, że martwiłabym się, gdyby powiedziała, że jest z jakimś gitarzystą.
94
- Ale martwiłaś się przecież - przypomniała jej Rosa. - Och, przesadzasz. Obie przecież wiemy, jaka jest Sophie. - Jest nieodpowiedzialna - mruknęła Rosa. - Jest w domu? Chcę z nią rozmawiać. - Nie ma jej. Mark zadzwonił niedawno i poszła do niego, spróbować wszystko naprawić. - Jeśli jej uwierzy, to znaczy, że jest głupcem - powiedziała Rosa z irytacją. Czy tylko ona w całej rodzinie miała odrobinę rozumu? Nie wierzę, że puszczasz jej to płazem. Gdybym to była ja, w jej wieku, zostałabym uziemiona na miesiąc.
S R
- No cóż, nie ma sensu jej karać - powiedziała pani Chantry. Niedługo wyjeżdża na studia i jeśli będę wobec niej surowa, to w ogóle nie będzie chciała przyjeżdżać do domu.
- Och, mamo - jęknęła Rosa. - Nie możesz pozwolić się szantażować.
- Daj spokój, Rosa. Dostała przecież nauczkę. Powiedziała, że rzucił ją, kiedy powiedziała, że nie pójdzie z nim do łóżka. A ty w to wierzysz, pomyślała cynicznie Rosa. - A powiedziała ci w ogóle, dlaczego z nim uciekła? - zapytała tylko. - Miał przedstawić ją jakimś ludziom z telewizji - odparła jej matka. - Nie powinna była mu wierzyć. Powiedziałam jej to. - A skąd w ogóle przyszedł jej do głowy Liam Jameson? spytała krótko Rosa. Jej matka zawahała się przez chwilę.
95
- Och... To chyba moja wina. - Twoja wina? - Rosa nie wiedziała, o co chodzi. - Jak to? - No więc... - Pani Chantry szukała odpowiednich słów. - Może wysnułam złe wnioski. - Nie rozumiem. - Wiem. - Jej matka westchnęła. Przez chwilę milczała, po czym zaczęła: - Wiesz, jak bardzo Sophie lubi książki Jamesona. - Wiem. - I pamiętasz, jak mówiła, że chciałaby zagrać w jednym z jego
S R
filmów. A kiedy Mark zadzwonił i powiedział, że uciekła do Szkocji z jakimś mężczyzną, którego poznała na festiwalu... Rosa jęknęła.
- Nie wierzę, że to zrobiłaś.
- Kiedy Mark powiedział, że ten mężczyzna przedstawi ją odpowiednim ludziom...
- Dodałaś dwa do dwóch i wyszło ci pięć. Mamo, dlaczego nie powiedziałaś mi o tym, zanim wyjechałam? - A pojechałabyś wtedy? Nie! Rosa westchnęła. - Pewnie nie. - No właśnie. Znam cię, Rosa. Rosa poczuła, jak w jej skroniach pojawia się tępy ból. - Och, mamo - powiedziała. - Wolałabym, żebyś mi to jednak wtedy powiedziała.
96
- Myślałam, że się ucieszysz, że twoja siostra jest w domu całą i zdrowa, a ty potrafisz tylko narzekać! Rosa wiedziała, że to śmieszne. Na Boga, miała trzydzieści dwa lata! Jej oczy jednak wypełniły się łzami. Słowa jej matki były tak niesprawiedliwe. Przecież nie skarżyła się. Tyle że Sophie była kompletną egoistką, a jej matka nie chciała tego dostrzec. - Muszę kończyć - powiedziała, mając nadzieję, że nie słychać w jej głosie łez. - Pani Ferguson musi gdzieś zadzwonić. - Dobrze. - Jeśli jej matka podejrzewała nawet, jaki jest prawdziwy powód zakończenia rozmowy, to nie chciała tego
S R
przyznać. - Do zobaczenia w domu. Uważaj na siebie. - Cześć.
Rosa odłożyła słuchawkę i przetarła oczy rękawem. Nie będzie płakać, postanowiła, mimo że dzień okazywał się coraz gorszy. Musiała skupić się na przyszłości, na powrocie do domu, do swojego małego mieszkanka w Ripon, które nagle wydało jej się bardzo daleko. Za kilka tygodni rozpoczyna się szkoła, a ona musi się do niej przygotować. Kiedy Liam był w Londynie, zawsze zatrzymywał się w hotelu Moriarty. Był to mały, luksusowy hotelik, znany jedynie niewielu ludziom, którzy, tak jak on, mieli zarezerwowany apartament przez cały rok. To jedna z zalet odniesionego sukcesu, pomyślał, jadąc autostradą na południe. Zatrzymując się tam mógł być kompletnie anonimowy i to bardzo mu odpowiadało.
97
Tym razem miał zamiar jednak zostać nie dłużej niż kilka nocy. Miał spędzić kilka dni w klinice w Knightsbridge na terapii. Od sierpnia, kiedy z winy psów złapała go burza, miał narastające problemy z udem. Lokalny lekarz powiedział, że mógł zerwać ścięgno, więc Liam postanowił zgłosić się na rehabilitację. Oczywiście Sam uważał, że podróż do Londynu to szaleństwo. Uważał, że Liam powinien skorzystać z helikoptera. Helikoptery miały jednak to do siebie, że przylot nimi nie pozostawał niezauważony, a poinformowanie dziennikarzy, że przyjeżdża, to była ostatnia rzecz, jakiej pragnął Liam.
S R
Zostawił Szkocję za sobą jakiś czas temu i teraz znajdował się kilka mil za Penrith, kierując się w stronę stacji w Tebay. Mógł się tam zatrzymać, pomyślał. Przydałaby mu się filiżanka kawy i możliwość rozprostowania nóg. No i powinien spojrzeć na mapę, chociaż sam nie wiedział dlaczego. Przecież znał drogę całkiem nieźle. Na południe M6 aż do M5, potem na wschód M40 aż dojedzie do przedmieść Londynu. Czyż to nie było proste? Zatrzymał się na parkingu w Tebay, wszedł do budynku i kupił kawę. Zaniósł ją do samochodu i wyciągnął mapę ze schowka na rękawiczki. Niecałą milę dalej znajdował się zjazd na Scotch Corner. Właściwie był to zjazd na Kirby Stephen, potem droga krzyżowała się z A66 biegnącą na wschód, która z kolei krzyżowała się z Al w Scotch Corner. A około dwudziestu mil na południe od Scotch Corner znajdowało się małe miasteczko Ripon.
98
Ripon! Liam przełknął łyk kawy, krzywiąc się na jej gorzki smak. Właściwie dlaczego chciał wiedzieć, jak dojechać do Ripon? No dobrze, dowiedział się od pani Ferguson, że tam mieszkała Rosa Chantry, ale co z tego? Ostatni raz widział ją ponad dwa miesiące temu i po tym, jak się zachował, szanse, że będzie chciała go zobaczyć, były raczej marne. Nie wiedział nawet dlaczego wciąż jeszcze o niej myśli. Był za stary na to, żeby wierzyć, że ich wzajemny pociąg do siebie to coś więcej niż tylko seksualne zauroczenie. Pragnął jej, i owszem, ale
S R
doświadczenie nauczyło go, że nie zawsze dostawał to, czego chciał. Była bez wątpienia przerażona, kiedy zobaczyła brzydką plątaninę blizn pod jego koszulą. I nie widziała jeszcze najgorszego. To, że wciąż mógł funkcjonować jak mężczyzna było prawdziwym cudem. Próbował uzasadnić swoje zainteresowanie mówiąc sobie, że się o nią martwi. Czy odnalazła już siostrę? Czy była cała i zdrowa? Na pewno. Sprawdzając w Internecie i czytając wszystkie gazety z okolic Ripon nigdy nie trafił na wzmiankę o tym, że Sophie Chantry zaginęła. Gdziekolwiek była, nie pisano o niej, a to był na ogół dobry znak. Miał taką nadzieję, ze względu na Rosę. Nie mógł uwierzyć, że w dzisiejszych czasach, kiedy tyle się mówiło o niebezpieczeństwach, na jakie narażone są młode dziewczyny, jej siostra uwierzyła kompletnie nieznanemu mężczyźnie. Była albo całkiem naiwna albo
99
głupia. Przypominając sobie, co mówiła mu Rosa, stawiałby na to drugie. Złożył mapę, włożył ją z powrotem do schowka i przez chwilę siedział, pijąc kawę. Co teraz? Powinien wrócić na autostradę i pojechać prosto do Londynu, jak powiedział Samowi? A może powinien skręcić na północny wschód? Zastanawiał się. Zerknął na zegarek. Była trzecia, wtorkowe, październikowe popołudnie. Kiedy dojedzie do Ripon, o ile w ogóle tam pojedzie, powinna być piąta. Nie wiedział nawet, czy Rosa wróci po pracy do domu. Ani czy będzie sama. Czy był gotowy podejmować
S R
ryzyko ze względu na kaprys, którego prawdopodobnie będzie później żałować? Znał odpowiedź. Wrzucił pusty kubek do śmietnika. Jeśli znów nie zobaczy Rosy, nigdy nie dowie się, co tak naprawdę do niej czuje.
Całe szczęście ruch nie był duży i dotarł do przedmieść Ripon za piętnaście piąta. Dużo samochodów wyjeżdżało z miasta - pewnie ludzie wracali z pracy do domu. Teraz tylko musiał znaleźć kogoś, kto powie mu, gdzie jest Richmond Road. Dostrzegł policjanta w wąskiej uliczce przy katedrze. Podjechał do niego i opuścił szybę. - Szukam Richmond Road - powiedział. - Mógłby mi pan pomóc? - Richmond Road - powiedział policjant z namysłem. - Tak. Odwrócił się. - Właśnie pan ją minął. To w tamtą stronę, tuż za Winston Street.
100
Liam stłumił przekleństwo. To była droga jednokierunkowa, a on już zdążył się zorientować, że centrum miasta to prawdziwy labirynt podobnych do siebie uliczek. Jak miał się teraz cofnąć? - Łatwiej by panu było, gdyby pan zaparkował i poszedł tam pieszo - powiedział policjant, najwyraźniej zdając sobie sprawę z jego dylematu. - Pokierowałbym pana, ale o tej godzinie... - Rozumiem. Liam podziękował skinieniem głowy i zamknął szybę. Czy nie zrobił właśnie z siebie głupca, zastanawiał się, wjeżdżając na rynek. Całe to zamieszanie tylko po to, żeby znaleźć kobietę, którą może w
S R
ogóle nie chcieć z nim rozmawiać. Bał się myśleć, co by powiedział Sam, gdyby się o tym dowiedział.
W końcu udało mu się znaleźć parking zaraz za rynkiem. Wyciągnął swój wełniany płaszcz z tylnego siedzenia, zamknął samochód, schował kluczyki do kieszeni i ruszył w stronę katedry. Rozdzwoniły się dzwony i Liam zdał sobie sprawę, że jest już wpół do szóstej. Znalezienie jej domu zajęło mu więcej niż droga ze Scotch Corner do Ripon. I wciąż miał jeszcze przed sobą około pięciogodzinną podróż do Londynu. Całe szczęście nie padało, mimo że było zimno. W uliczkach hulał wiatr, a jego biodro i noga zesztywniały i zaczęły go boleć. Powinien był jednak jechać samochodem. Chodzenie w jego stanie było czystym szaleństwem. I to wszystko, żeby zobaczyć się z kobietą, której prawie nie znał.
101
Richmond Road odnalazł z łatwością. Była to uliczka z bliźniaczymi domami. Było wciąż na tyle jasno, że bez trudu odnalazł numer 24. - Tak? - odezwał się głos w domofonie. Od razu go rozpoznał. - Rosa? - Jego głos stał się nagle chrapliwy. - To ja, Liam Jameson. Mogę wejść? Cisza. Liam zastanawiał się, co zrobi, jeśli ona nie będzie chciała go widzieć. Wyważy drzwi? Odejdzie? Miał nadzieję, że nie będzie musiał podejmować tej decyzji. - Otwieram - powiedziała w końcu, a on z ulgą usłyszał brzęczenie zamka.
S R
W środku było ciemno. Rozróżniał tylko hol, prowadzący na tyły domu i schody.
Nagle na ich szczycie zapaliło się światło. Stanęła w nich Rosa, spoglądając na niego w dół. Wziął głęboki oddech, zamknął za sobą drzwi i ruszył w górę.
Wyglądała inaczej, pomyślał i nagle zdał sobie sprawę, że obcięła włosy. Miały teraz długość do ramion. Wciąż były nieujarzmioną masą loków, ale wyglądały lżej, bardziej kobieco. Miała na sobie luźne czarne spodnie i zieloną bluzkę z jakiegoś jedwabistego materiału, która przy pierwszym poruszeniu zsunęła jej się z jednego ramienia. Wygląda świetnie, pomyślał ponuro. Za dobrze na wieczór spędzany przed telewizorem.
102
Kiedy wchodził po schodach, poczuł, jak sztywnieje mu noga i przez moment nie mógł się ruszyć. Miał nadzieję, że tego nie zauważyła. - Przepraszam, że przeszkadzam. Rosa zmarszczyła brwi i przez moment był pewien, że powie coś na temat jego nagłego paraliżu. Udało mu się jednak poruszyć, a ona cofnęła się do wnętrza oświetlonego mieszkania. - Nie przeszkadzasz. Wejdź.
S R 103
ROZDZIAŁ JEDENASTY - Dziękuję. - Liam z ulgą dotarł na podest. Nie udałoby mu się chyba pokonać już ani jednego stopnia. Zastanawiał się, jak w ogóle uda mu się dotrzeć do miejsca, w którym zostawił samochód. Może zadzwoni po taksówkę? Na pewno nie będzie w stanie przejść tej odległości na piechotę. Tymczasem Rosa zastanawiała się, co on tutaj robi. Musiał dostać jej adres od pani Ferguson.
S R
Kiedy wchodził, rozejrzała się po pokoju, próbując zobaczyć go jego oczami. Był to wygodny pokój, połączenie jadalni z salonem. W niczym nie przypominał jednak luksusowych apartamentów, do których był przyzwyczajony.
Chwyciła rajstopy zwisające z jednego z krzeseł i podniosła czasopismo z sofy.
- Może usiądziesz? - zaproponowała. Widziała wysiłek, z jakim wszedł po schodach. - Wyglądasz na... zmęczonego. - Jestem trochę zesztywniały - powiedział Liam i ż wyraźną ulgą opadł na kanapę. - Od rana siedzę za kierownicą. - Pewnie pani Ferguson dała ci mój adres? - Tak. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. - Dlaczego miałabym mieć? - zapytała Rosa, zdając sobie sprawę, że wciąż trzyma rajstopy i czasopismo w ręku. Podeszła do komody i schowała je do szuflady, po czym przykręciła gazowy kominek. Miała wrażenie, że w pokoju nagle zrobiło się gorąco. 104
- Napijesz się czegoś? - Napiłbym się chętnie piwa - powiedział. - Hm..Znalazłaś swoją siostrę? Rosa wyprostowała się i odwróciła w jego stronę. Bluzka znowu zsunęła się z jej ramienia, odsłaniając czarne ramiączko stanika. - Przez cały czas była w Londynie - powiedziała. - W Londynie? Co u diabła robiła w Londynie? - Prowadzała się z muzykiem, którego poznała na festiwalu odparła Rosa. - Podobno rzucił ją, kiedy odmówiła pójścia z nim do łóżka.
S R
Liam spojrzał na nią z powątpiewaniem.
- Wiem. Nieprawdopodobne, prawda? Ale moja matka wierzy we wszystko, co ona jej powie. - Rosa westchnęła. - Sophie potrafi owinąć ją sobie wokół małego palca. Liam wpatrzył się w nią.
- A co ja miałem z tym wszystkim wspólnego? - Och... -Policzki Rosy zaróżowiły się. - To wina mojej matki. Kiedy Mark, chłopak Sophie, zadzwonił do niej i powiedział, że pojechała do Szkocji z jakimś człowiekiem, który miał pomóc jej zrobić karierę w filmie, natychmiast pomyślała o tobie. - Ale dlaczego? - Mówiłam ci, Sophie zawsze była twoją fanką. Patrząc na to z dystansu, muszę powiedzieć, że byłam głupia, wierząc mojej matce. Ale kiedy do mnie zadzwoniła, była niemal w histerii - powiedziała przepraszająco. - A teraz piwo. - Ruszyła w stronę kuchni.
105
Liam patrzył, jak wchodzi do sąsiedniego pomieszczenia. Szła szybko i zdał sobie sprawę, że jest zdenerwowana. Zastanawiał się dlaczego. Czekała na kogoś innego? Może innego mężczyznę? Ta myśl zirytowała go. Zaciskając zęby, podniósł się z kanapy i podszedł do otwartych drzwi, po czym oparł się o framugę. - Mieszkasz sama? Rosa podskoczyła. - Hm... Tak - powiedziała, koncentrując się na otwieraniu kapsla. Kiedy miała wlać napój do szklanki, Liam zatrzymał ją. - W porządku - powiedział. - Wypiję z butelki. Wyciągnął rękę, a ona podała mu piwo.
S R
Nie ruszył się jednak z miejsca. Rosa obserwowała, jak podnosi butelkę do ust i bierze spory łyk.
Kiedy pił, mięśnie jego szyi poruszały się. Znów dostrzegła bladą bliznę na jego szyi. Tylko patrząc na niego, poczuła pierwszy płomień pożądania, uczucia, którego nie znała, póki go nie spotkała. Liam opuścił nagle butelkę i spojrzał na nią. To wystarczyło, żeby kolana zaczęły pod nią mięknąć. Oderwała wzrok od jego jadeitowych, zielonych oczu z wyraźnym wysiłkiem. - Może jednak usiądziesz - powiedziała bez tchu. - Chyba nie jest ci wygodnie? - Pozory mylą - powiedział Liam, odstawił butelkę na pobliski stolik i wyciągnął do niej rękę. - Podejdź tu. Rosa przełknęła ślinę. - Potrzebujesz pomocy, żeby...
106
- Nie! - powiedział ze złością. - Nie potrzebuję twojej pomocy. Podejdź tylko do mnie, dobrze? Rosa zawahała się, ale w końcu podeszła do niego. - Co teraz? - Mówisz, jakbyś nie wiedziała - powiedział łagodnie, chwytając ją za nadgarstek i unosząc go do swoich ust. - Pocałuj mnie. Rosa wstrzymała oddech. - Liam... - Po prostu zrób to, do cholery - zażądał, a ona bez słowa podeszła krok bliżej i musnęła jego wargi swoimi.
S R
Liam wydał z siebie pełne frustracji prychnięcie. - To wszystko, na co cię stać? - Wolną ręką przesunął po jej policzku, po czym wsunął palce w jej płomienne włosy. - Pocałuj mnie, Rosa. Tak, jakbyś naprawdę tego chciała. Nie przyjechałem tutaj na piwo.
- Więc po co? - Rosa spojrzała na jego męską twarz, opierając się pokusie dotknięcia palcami jego warg. - Dlaczego chciałeś mnie zobaczyć? Z tego, co pamiętam, nie mogłeś się doczekać, aż się mnie pozbędziesz. - Tak - powiedział Liam. - Tak pozwoliłem ci myśleć, prawda? - To nie była prawda? - Oczywiście, że to była prawda. - Delikatnie pociągnął jej włosy. - To wciąż jest prawda. - Skrzywił się. - Ale chyba nie jestem aż tak bohaterski, jak mi się wydawało.
107
- Bohaterski? - Rosa czuła kompletny zamęt. Liam westchnął i przestąpił z nogi na nogę. - Gdybym miał choć odrobinę rozumu, nie byłoby mnie tutaj. Rosa odsunęła się. - No cóż, jeśli tak myślisz... - zaczęła, ale przerwała zaskoczona, kiedy pochylił się i przycisnął wargi do jej ust. Zmierzali ku temu od momentu, kiedy otworzyła drzwi. Nie była jednak przygotowana na siłę, z jaką ją do siebie przyciągnął i na jęk, który wydobył się z głębi jego gardła. Jej usta rozchyliły się z własnej woli i Liam wsunął w nie język.
S R
Nie był w stanie opanować pokusy, jaką stanowiło jej miękkie i uległe ciało.
Pocałunek pozostawił ich oboje drżących i bez tchu. Próbując zachować rozum, Liam przycisnął usta do miejsca, w którym pod jej skórą pulsowała krew, przygryzł płatek jej ucha. - Pragniesz mnie - powiedziała drżącym głosem, obejmując go za szyję. - Naprawdę mnie pragniesz.
- Zauważyłaś wreszcie. - Jego głos był chrapliwy od nabrzmiałych w nim emocji. - Tak, pragnę cię. Czy chcesz mi powiedzieć, że ty nie czujesz tego samego? - To byłoby głupie, nie sądzisz? - odparła Rosa. - Myślę, że wiesz, co czuję, bo inaczej nie byłoby cię tutaj. - Wiem, że wydaje ci się, że wiesz, co czujesz. Ale nie wiesz wszystkiego.
108
Rosa zachwiała się, czując jego erekcję przyciśniętą do swojego brzucha. - Byłam mężatką - przypomniała mu, ale Liam tylko prychnął. - Nie o to mi chodzi i wiesz o tym - powiedział, uwalniając się nagle i odwracając się w stronę salonu. Potem, stojąc tyłem do niej, dodał. - Nie będziesz przerażona, kiedy zdejmę spodnie? Rosa podeszła do niego i objęła go od tyłu, przyciskając twarz do miękkiej wełny jego płaszcza. - Pochlebiasz sobie - wyszeptała, próbując żartować, ale Liam tylko zaklął.
S R
- Myślisz, że widziałaś najgorsze, ale to nieprawda - powiedział szorstko. - Miałaś czas, żeby przyzwyczaić się do myśli o tym, co widziałaś, ale są inne blizny...
- Ciii... - Rosa puściła go i podeszła do niego z przodu. Przestań tak mówić. - Zamilkła na chwilę. - Gdybyś tego ranka w zamku dał mi dojść do słowa, powiedziałabym ci, że nie jest mnie tak łatwo przerazić.
- Ale byłaś zszokowana... - Oczywiście, że tak. Na miłość boską, każdy by był. Nie miałam pojęcia... - Urwała, po czym dodała bardziej pewnym tonem: - Ale nie czułam obrzydzenia, żadnego z tych okropnych uczuć, o których na pewno myślałeś. Pomyślałam tylko, że to ogromna szkoda. Że ktoś był tak zły i zrobił ci coś takiego. Poczułam tylko współczucie... - Nie potrzebuję twojego...
109
- Ale stwierdziłam, że musiałeś już w życiu mieć dość współczucia - przerwała mu. - Poza tym musisz wiedzieć, że masz mnóstwo innych zalet. Ale nie dałeś mi szansy powiedzenia czegokolwiek. - Nie sądziłem, że masz mi cokolwiek do powiedzenia. - Myślę, że to zależy od tego, co teraz zrobisz -powiedziała, spoglądając w jego zakłopotaną twarz. - Czy wyjdziesz w noc czy... zdejmiesz płaszcz. Liam spojrzał jej w oczy. - Wiesz, naprawdę bardzo chciałbym ci wierzyć.
S R
- Więc zrób to - powiedziała. - Zdejmij płaszcz. - Podeszła do niego i zsunęła go z jego ramion. - Musi ci być strasznie gorąco w tych ubraniach. - Masz rację - wymruczał. - Ale to ma niewiele wspólnego z ubraniem. - Pozwolił, żeby ciężki płaszcz opadł na podłogę. - Chodź do mnie.
- Nie, to ty chodź do mnie - powiedziała, po czym wzięła go za rękę i poprowadziła do drzwi, za którymi znajdował się krótki korytarzyk z dwiema parami drzwi. Jedne musiały prowadzić do łazienki. Drugie do jej sypialni. Wprowadziła go do małego, ale przyjemnego pokoju ze ścianami miodowego koloru i kremowym, puszystym dywanem. Było w nim łóżko - pojedyncze, zauważył z satysfakcją - szafa i komoda. Zasłony, w tym samym bladozielonym kolorze co narzuta, były
110
zasunięte i Rosa pochyliła się, żeby włączyć znajdującą się przy łóżku lampę. - Wiem, że nie do czegoś takiego jesteś przyzwyczajony zaczęła, ale on obrócił ją w swoją stronę i pocałował namiętnie, - Chcę przyzwyczaić się do ciebie, a nie do tego pokoju powiedział jej, kiedy znów mógł mówić. - Czy moglibyśmy zgasić lampę? Nie chcę być oglądany. Rosa chciała powiedzieć mu, żeby nie był głuptasem, ale szanowała jego uczucia i posłusznie zgasiła lampę. - Lepiej? - zapytała głosem, w którym słychać było pożądanie.
S R
- Znacznie lepiej - powiedział, podchodząc do niej, a ona opadła na łóżko, próbując go za sobą pociągnąć.
Liam miał jednak inny pomysł. Ignorując sztywność w nodze, uklęknął przed nią i schował twarz między jej piersiami. - Czy ty w ogóle masz pojęcie, jak bardzo tego chciałem? zapytał cicho, wsuwając ręce pod jej bluzkę w pasie. A potem dodał niecierpliwie. - Jak to się zdejmuje?
- Daj, ja to zrobię - powiedziała drżącym głosem, krzyżując ramiona i ściągając bluzkę przez głowę. Liam rzucił swoją marynarkę na ziemię. Sweter posłał w ślad za nią, ale nagle zdał sobie sprawę, że tylko koszula dzieli jej nieskazitelne ciało od jego zniekształconego torsu. - Jesteś pewna? - zapytał zduszonym głosem. - Jak nigdy w życiu - zapewniła go Rosa. Położyła palce na górnych guzikach jego koszuli. - Mogę?
111
Liamowi oddech uwiązł w gardle. - Jeśli chcesz. - Chcę - szepnęła i po chwili poczuł chłód powietrza na swojej rozgrzanej skórze. Pochyliła się w jego stronę. Jej usta odnalazły wzór, jaki tworzyły jego blizny i przesunęła po każdej z nich wargami. Nie było obrzydzenia, niechęci. Tylko delikatny dotyk na jego skórze. Położył ją na materacu i przykrył jej ciało swoim, rozpinając jednocześnie jej stanik i uwalniając jej piersi. Nie mógł oprzeć się pokusie wzięcia jednego nabrzmiałego sutka do ust i usłyszał jej jęk.
S R
Dobry Boże, dlaczego tak długo zwlekał z przyjazdem? Poruszyła się pod nim niespokojnie, wsunęła palce w jego włosy i wygięła się w łuk. Liam miał ochotę to przedłużać w nieskończoność, ale wiedział, że nie będzie w stanie. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz był tak podniecony, pomyślał z niedowierzaniem. Od nastoletnich czasów nie zdarzyło się, żeby tracił kontrolę, nie tylko nad swoim ciałem, ale i umysłem. Serce pompowało krew żyłami w oczekiwaniu na to, co będzie dalej. Na samą myśl o tym, że zaraz się w niej zanurzy, poczuł, jak świat wiruje. Ręką odnalazł guzik jej spodni. Rozpiął go z łatwością i wsunął dłoń do środka. Napotkał koronkę i jedwab i zmarszczył brwi, przypominając sobie, jak zdenerwowana była wcześniej. Myśl, że mogła tak ubrać się dla kogoś innego, sprawiła, że krew zaczęła krążyć jeszcze szybciej.
112
Nie chciał jednak zniszczyć piękna tej chwili swoją zazdrością. Zamiast tego po prostu wsunął palce pod koronkę między jej jedwabiste loki, odnalazł jej najwrażliwsze miejsce i potarł je lekko. - Proszę - powiedziała chrapliwym szeptem, próbując rozpiąć mu spodnie. - Chcę cię czuć w sobie. Liam błyskawicznie zdjął z niej resztę ubrań. - Teraz ty - nakazała mu Rosa. Po sekundzie wahania Liam rozpiął spodnie i zsunął je. Rosa wsunęła palce za pasek jego bokserek. Objęła jego pośladki, przycisnęła go mocniej do siebie.
S R
- To też zdejmuj - powiedziała i z jej pomocą bokserki szybko znikły.
Kiedy jednak chciała go objąć dłonią, zatrzymał ją. - Błagam cię - powiedział, chcąc zachować rozsądek, ale też pragnąc chwilę dłużej jeszcze ukrywać przed nią swoje poranione ciało. - Jestem tylko człowiekiem.
- Bardzo się z tego cieszę - powiedziała, i pomimo jego wysiłków, żeby mu przeszkodzić, udało jej się objąć go delikatnymi palcami. Jeśli nawet zauważyła twardą bliznę, biegnącą wzdłuż jego krocza, to nie dała tego po sobie poznać, a jej łagodna pieszczota niemal doprowadziła go do ekstazy. - Luther Killian na pewno nie jest tak seksowny jak ty. Liam przełknął gwałtownie ślinę. - A co ty wiesz na temat Luthera Killiana - zapytał z napięciem. - Och, będąc w Szkocji kupiłam twoją książkę i w końcu udało mi się ją przeczytać.
113
- W końcu? Mimo że pragnął ją posiąść, zmusił się, żeby jeszcze chwilę cieszyć się z tej gry wstępnej. - Ja... -powiedziała niepewnie. -Nie mogłam jej czytać, kiedy byłam na wyspie. Za bardzo przypominała mi o tobie. Ale kiedy w końcu stwierdziłam, że nigdy cię już nie zobaczę, pomyślałam sobie, że jest to sposób, żeby być bliżej ciebie. - Ach. - Liam wypuścił powietrze, nieświadomy, że w ogóle wstrzymywał oddech. - A teraz? - A teraz chcę to zrobić z tobą - powiedziała drżącym głosem. Proszę.
S R 114
ROZDZIAŁ DWUNASTY Kiedy Liam otworzył oczy i odkrył, że jest sam w łóżku, stwierdził, że musiał zasnąć. Nie pamiętał, żeby Rosa wstawała. Nie pamiętał nic od momentu, w którym przeżył wszechogarniający orgazm. To dlatego czuł się tak zrelaksowany, pomyślał, tak spełniony. Przez kilka chwil tylko leżał i przypominał sobie każdy moment. Myśląc o tym, co się stało, poczuł przypływ słabości. Wiedział,
S R
że Rosa reaguje na jego pieszczoty, ale tym razem kompletnie go zaskoczyła. Była tak namiętna, tak zmysłowa, że odrzucił wszelkie zahamowania, jakie do tej pory miał.
Zapomniał nawet, dlaczego tak bał się z nią kochać. Jeśli dostrzegła jakiekolwiek niedoskonałości w jego wyglądzie, to nie okazała tego. Sprawiła, że znów uwierzył w siebie, uwierzył, że znalazł kobietę, która dostrzegła mężczyznę, a nie tylko jego ułomność.
Przypomniał sobie, jak wszedł w nią po raz pierwszy. Miał wrażenie, że oszaleje z rozkoszy. Zapewniała go, że nie muszą używać prezerwatywy i dotyk jej gładkiej skóry zadziałał na niego jak potężny afrodyzjak. Kiedy wszedł w nią do końca, stwierdził, że chce, żeby to trwało jak najdłużej. Czując, jak zaciska wokół niego mięśnie, czując jej piersi przyciśnięte do swojego torsu, chciał, żeby to trwało wiecznie. Tak dobrze było być jej częścią. 115
Wtedy jednak Rosa owinęła swoją smukłą nogę wokół jego nogi i podeszwą stopy pogładziła jego łydkę. Był to tak prosty gest zmysłowy dotyk, to wszystko - ale miał wrażenie, że jego umysł eksploduje. Każdy jej ruch podniecał go coraz bardziej i poczuł pragnienie natychmiastowego spełnienia swoich wszystkich fantazji na jej temat. Zaczął się poruszać, najpierw powoli, sprawdzając. Była jakaś nieznana przyjemność w wycofywaniu się, a potem zanurzaniu się w niej z powrotem, w budowaniu napięcia, pragnienia. Nie pamiętał, kiedy zatracił się i przyspieszył tempo, próbując
S R
tylko uspokoić gorączkowe bicie serca.
A Rosa odpowiedziała, poruszając się razem z nim, tak że był świadomy jej zbliżającego się orgazmu, zanim ona sama zdała sobie z tego sprawę.
Podążył tuż za nią. Miał wrażenie, że jego rozkosz się nie kończy. Jeszcze długo po tym, kiedy wypełnił ją swoim nasieniem, leżał drżąc w jej ramionach. Nigdy czegoś takiego nie przeżył. Wszystkie wątpliwości, jakie miał przed przyjazdem tutaj, całe napięcie, kiedy ją znów zobaczył, wszystko to odeszło. Wiedział, że dobrze zrobił, zbaczając z drogi, i był pewien, że ona czuła to samo. Ale gdzie ona była? Oparł się na łokciu i próbował dostrzec coś na tarczy zegarka. Która była godzina? Na zewnątrz wciąż było ciemno, więc na pewno nie był to ranek. Ale jak długo spał? Męski podniesiony głos wyrwał go z błogostanu. Dochodził z salonu i zdał sobie sprawę, że od jakiegoś czasu już słyszy brzęczenie
116
głosów. Sięgnął do lampy i włączył ją, podciągając prześcieradło. Tuż po dziewiątej, stwierdził. O co chodzi? Czy Rosa wstała i włączyła telewizor? Pomyślał o tym, żeby ją zawołać, ale uznał, że byłoby to nieuprzejme. Postanowił poczekać, aż wróci i dopiero wtedy zapytać, o co chodzi. Wiedział, że wcześniej czy później się pojawi. To, co się między nimi wydarzyło, nie zniknie. Wtedy mężczyzna zwrócił się do niej po imieniu. - Na miłość boską, Rosa - wykrzyknął podniesionym głosem. Myślałem, że mamy o tym porozmawiać.
S R
Liam nie słyszał jej odpowiedzi. Mówiła dużo ciszej i zastanawiał się, czy to dlatego, że nie chce go obudzić. A może nie chciała, żeby słyszał, co ma do powiedzenia? Albo żeby wiedział, że ma innego gościa? Może tego, dla którego się tak ubrała, pomyślał, w niekontrolowanym przypływie zazdrości.
Odrzucił narzutę i postawił nogi na ziemi. Potem sięgnął po bokserki i nałożył je. Dzięki Bogu, choć noga wciąż go bolała, odzyskał nieco siły w mięśniach. Jeśli musiałby teraz wracać do samochodu, byłby w stanie to zrobić. Kiedy naciągnął dżinsy i koszulę, głosy stały się ledwo słyszalne. Założył sweter i skórzaną marynarkę. Lampa dawała mało światła, więc zaryzykował i otworzył drugie drzwi znajdujące się w korytarzyku. Tak jak miał nadzieję, była to łazienka, więc zapalił światło i przyczesał niesforne włosy.
117
Miał właśnie wejść do salonu, kiedy mężczyzna znów podniósł głos. - Nie obchodzi mnie, kim jest ten facet - powiedział ze złością. Nie ma do ciebie żadnych praw. Do diabła, Rosa, jestem twoim mężem... - Byłym mężem - wtrąciła, ale on kontynuował, jakby w ogóle jej nie słyszał. - Czy nie zasługuję na jakieś względy? Myślałem, że uzgodniliśmy, że spróbujemy jeszcze raz. Liam nie słyszał odpowiedzi Rosy. Zamiast wejść do salonu, stał
S R
bez ruchu, opierając się o ścianę. Więc miał rację. Spodziewała się innego gościa. I to na dodatek byłego męża. Zacisnął szczęki. W jakiego rodzaju grę się bawiła?
Chciał stąd wyjść i to szybko. Miał wrażenie, że zrobiono z niego głupca. Co ona robiła? Wykorzystywała go, żeby obudzić zazdrość tego drugiego? Czuł, że robi mu się niedobrze. Głosy były zbyt daleko, żeby mogły dochodzić z salonu. Nie sądził też, żeby Rosa odbywała tę sprzeczkę na korytarzu. Zmarszczył brwi. Musieli być w kuchni - w tej samej kuchni, w której ją wcześniej pocałował. Żołądek ścisnął mu się, ale zignorował to. Jeśli tak było, to może uda mu się chwycić płaszcz i wyjść, zanim go zauważą. Zaryzykował zerknięcie do pokoju i zobaczył, że mą rację. Ktoś - prawdopodobnie Rosa - podniósł jego płaszcz i położył go na krześle.
118
Kiedy szedł przez pokój, podłoga zaskrzypiała pod jego nogami, ale Rosa i jej mąż - jej były mąż, dobry żart - byli zbyt pogrążeni w dyskusji, żeby zwrócić na to uwagę. Potem zapadła cisza. Liam zastygł w bezruchu, ale nic się nie zdarzyło. Dobry Boże, pomyślał, czy on ją właśnie całuje? Powiedział sobie, że nic go to nie obchodzi, ale wbrew sobie miał chęć wejść tam i wepchnąć temu człowiekowi pięść do gardła. Zdrowy rozsądek powstrzymał go jednak. Poza tym, jak powiedział tamten mężczyzna, jakie miał; prawo wtrącać się w życie Rosy? Nic dla niej nie znaczył i bez względu na to, co sobie
S R
wyobrażał, ona nie mogła nic znaczyć dla niego. Chociaż oddała mu przysługę. Pokazała mu, że nie wszystkie kobiety są jak Kayla Stevens.
Wziął płaszcz do ręki i wyszedł, zostawiając drzwi niedomknięte, bo zamykając je narobiłby zbyt dużo hałasu. Potem ostrożnie zszedł na dół i wyszedł z budynku. Udało się, pomyślał z ulgą, wychodząc na ulicę. Potem naciągnął płaszcz i odszedł, nie oglądając się za siebie. - Co to było? Rosa miała wrażenie, że usłyszała coś i, odsunąwszy Colina na bok, weszła do salonu. Nikogo tam jednak nie było. Pokój był pusty, tak jak wcześniej. Musiała to sobie wyobrazić. Przy Colinie stawała się nerwowa i płochliwa jak kot. - Więc gdzie jest ten facet, z którym się tarzałaś? - zapytał Colin nieprzyjemnym tonem. - Och, rozumiem. - Spojrzał na szlafrok, który
119
naciągnęła pospiesznie, kiedy zapukał do drzwi. - Wyciągnąłem cię z łóżka. Więc... Co? Chowa się przede mną, bo boi się, że ode mnie dostanie? - Parsknął i przeszedł obok niej. - Zobaczmy, kto posuwa moją żonę. - Ani mi się waż! Rosa chwyciła Colina za ramię, próbując go powstrzymać, ale on wyrwał się jej. - Pobudka! - krzyknął i włączył światło. Potem odwrócił się do niej nieco zdziwiony. - Tu nikogo nie ma. Rosa chciałaby zapytać go, kogo się spodziewał, ale na jej
S R
twarzy pojawił się jedynie szok.
Colin znał ją zbyt dobrze, żeby nie rozszyfrować poprawnie jej wyrazu twarzy.
- No proszę, proszę - powiedział kpiąco. - Uciekł od ciebie. Skrzywił się pogardliwie. - Nie mówiłem ci? Jestem jedynym mężczyzną, na którym możesz polegać, Rosa.
Rosa roześmiałaby się mu w twarz, gdyby nie ból, jaki poczuła w sercu. Wiedziała, dlaczego Liam odszedł. Musiał usłyszeć ich rozmowę, a przypomniawszy sobie, co mówił Colin, miała ochotę wykrzyczeć swoją frustrację. Powiedziała Liamowi, że jest rozwiedziona od trzech lat, a on musiał usłyszeć jak Colin mówi, że ona wciąż jest jego żoną. Oczywiście nie była. Ale jeśli Liam usłyszał całą ich rozmowę, mógł nabrać co do tego wątpliwości.
120
Colin był tak arogancki, tak zadowolony z siebie, tak pewny tego, że ona zgodzi się do niego wrócić; Było jej przykro, że jego drugie małżeństwo okazało się równie nieudane jak pierwsze, ale nie było takiej możliwości, żeby kiedykolwiek znowu z nim była. - Wyjdź - odezwała się teraz, wskazując drzwi Myślała, że będzie się z nią kłócił, ale najwyraźniej powiedział już wszystko, co miał jej do powiedzenia na ten dzień. - Drzwi są otwarte - powiedział. - Pewnie dlatego udało mu się wykraść tak cicho. Kim on jest Rosa? Chyba mam prawo wiedzieć, kto jest moim konkurentem?
S R
- Jeśli o mnie chodzi, nie masz żadnych praw - odparła chłodno Rosa. -I nie wracaj już tutaj. Jeśli o mnie chodzi, to zniknąłeś z powierzchni ziemi trzy lata temu.
- Nie mówisz tego poważnie.
- Wierz mi, mówię - powiedziała, otwierając szerzej drzwi wejściowe. - Mam nadzieję, że nigdy cię już nie zobaczę. Colin zawahał się, ale po chwili wyszedł, mamrocząc, że będzie tego żałowała do końca życia. Będę żałowała tylko tego, że tu przyszedłeś, pomyślała gorzko, zatrzaskując za nim drzwi. Potem opadła na sofę i poczuła, jak po jej twarzy płyną łzy. Nie mogła uwierzyć, że ten wieczór rozpoczął się w tak cudowny sposób i skończył jako totalna porażka. A wszystko dlatego, że zgodziła się porozmawiać z byłym mężem, kiedy zadzwonił do niej wcześniej tego dnia.
121
Nawet ubrała się starannie ze względu na jego wizytę. Wzięła prysznic i założyła najlepszą bieliznę, tylko po to, żeby czuć się pewniej. Nie czuła już nic do Colina, ale to nie znaczyło, że nie chciała wyglądać dobrze, kiedy on ją zobaczy. Chciała, żeby żałował, że ją zdradził, mimo że w ten sposób prawdopodobnie tylko oddał jej przysługę. A teraz Liam będzie o niej myślał jak najgorzej. Kiedy Colin zapukał do drzwi, myślała tylko o tym, żeby go nie obudził. Nie chciała nawet zapraszać go do środka, ale Colin przepchnął się obok niej.
S R
Dopiero kiedy wyjaśniła mu, że jest w jej życiu ktoś nowy, stał się tak niemiły, udając, że zgodziła się, żeby zaczęli wszystko od nowa.
To wszystko było tylko straszną pomyłką. I to była jej wina. Gdyby nie zgodziła się na spotkanie z Coli-nem, wszystko wyglądałoby teraz zupełnie inaczej. Ale, na Boga, nie sądziła, że kiedykolwiek jeszcze zobaczy Liama, nie mówiąc już o tym, że pojawi się na jej progu. I pomyśleć, że przejechał taki kawał tylko po to, żeby odkryć, że kobieta, dla której to zrobił, nie była lepsza od jego narzeczonej. Oczywiście nie miał pojęcia, że wiedziała o jego zerwanych zaręczynach. Po powrocie do domu Rosa przeczesała Internet w poszukiwaniu informacji o nim. Było tego żałośnie mało, nawet pomimo jego sukcesu. Mówił jednak, że unikał rozgłosu. W jednym z wywiadów, który przeczytała,
122
twierdził, że jego książki powinny mówić same za siebie. Twierdził również, że pisarze niekoniecznie są interesującymi ludźmi tylko dlatego, że mają zdolność opowiedzenia dobrej historii. Było też niewiele informacji na temat ataku, po którym zostały mu te blizny. Rosa przypuszczała, że Liam zmusił prasę, żeby się wycofała. Poza tym mężczyzna, który to zrobił, zabił się, myśląc, że jego ofiara nie żyje. Nie było długiego dochodzenia, nie było procesu sądowego. Liam spędził tygodnie zamknięty w szpitalu, a potem wrócił do swojego mieszkania, wynająwszy firmę ochroniarską, która miała mu zapewnić prywatność, dopóki nie wróci do zdrowia.
S R
Jego dziewczyna opuściła go publicznie po tym, jak wyszedł ze szpitala. Rosa dowiedziała się, że zostawiła go dla jakiegoś playboya z Ameryki Południowej, który był zawodowym graczem w polo. Dziewczyna stwierdziła, że serce jej pęka z powodu tego, że musi opuścić Liama, ale kocha Raimonda. Była to miłość od pierwszego wejrzenia i nic nie mogła na to poradzić.
Akurat, pomyślała wtedy Rosa cynicznie. Teraz była jednak w stanie myśleć tylko o tym, jak bardzo go zawiodła. Co pomyślał na jej temat? Co takiego usłyszał, co przekonało go, że nie może jej ufać? Ocierając łzy z twarzy, Rosa wstała. Nie powinna siedzieć tutaj i użalać się nad sobą. Musiała coś zrobić. Ale co? Nie wiedziała, gdzie Liam może spędzić noc. Nie miała nawet numeru telefonu do zamku. Nie było też mowy o tym, żeby zostawiła swoje obowiązki i pojechała go szukać. Jutro musiała być w szkole, punktualnie o ósmej trzydzieści.
123
Wyszła z salonu i poszła do sypialni, pokoju, który był rajem zaledwie godzinę temu, a teraz wyglądał na kompletnie opuszczony. Stanęła w progu, mrugając powiekami, żeby powstrzymać łzy, po czym weszła do środka i rzuciła się na łóżko. Zanurzając twarz w poduszkę wciąż jeszcze czuła jego zapach, mieszankę cytrusowej nuty i czysty, męski zapach jego ciała. I coś jeszcze - niepokojący zapach seksu. Jak uda jej się to przetrwać? Czuła się, jakby w jej wnętrzu zagościła jakaś straszliwa pustka. Nie musiała już dłużej udawać, pomyślała. Zakochała się w nim.
S R
Zakochała się w Liamie. Co za ironia.
I wtedy w jej głowie pojawiło się imię. Dan przypomniała sobie, podnosząc się z poduszek z uczuciem podniecenia. Dan Arnold. Właśnie tak. Dan Arnold. Agent Liama. Na pewno znał jego numer. Odrzuciła narzutę i stanęła na ziemi, jęknąwszy, kiedy jej stopa natrafiła na coś twardego. Pochyliła się i dostrzegła, że jest to telefon komórkowy.
Czując złość, wzięła go niecierpliwie do ręki. - Cholerna rzecz - wymruczała do siebie, masując przez chwilę palce. Ale co jej telefon robił na podłodze? Po chwili zdała sobie sprawę, że to nie jest jej telefon. Ależ była głupia! To musiał być telefon Liama. Liama. Musiał wypaść mu z kieszeni, kiedy rzucił marynarkę na ziemię. - O mój Boże - szepnęła, znów opadając na łóżko. Pewnie używał go, żeby dzwonić do swojego agenta i wydawcy i do
124
wszystkich innych, z którymi musiał się kontaktować, kiedy podróżował. Było to prawdopodobnie rozwiązanie jej problemu. Czy to naprawdę mogło być takie łatwe? Telefon był wyłączony, więc włączyła go, wstrzymując oddech. Na ekranie pojawiło się zdjęcie zamku, po czym informacja o trzech nagranych wiadomościach. Trzech wiadomościach! Rosa zwilżyła językiem nagle wyschnięte wargi. Czy odważy się je odsłuchać? Czy jedna z nich mogła być od Dana Arnolda? Wystukała odpowiedni numer i czekała z napięciem.
S R
- Liam? - usłyszała nieznany kobiecy głos. - Gdzie u diabła jesteś? Powiedziałeś mi, że będziesz w hotelu Moriarty o siódmej trzydzieści. Jest już po ósmej, a ja siedzę w twoim apartamencie już od godziny. Zadzwoń, kiedy odbierzesz tę wiadomość. Wiesz, że się o ciebie martwię.
Rosa odłożyła słuchawkę. Teraz ona czuła się głupio. Myślała, że przyjechał zobaczyć się z nią, ale najwyraźniej był tu tylko przy okazji. Pewnie wpadł do niej w drodze do Londynu, gdzie miał się spotkać z tą kobietą. Czy była to jego matka, siostra czy dziewczyna tu zadrżała - źle zrozumiała powody jego przybycia do Ripon. Rosa rzuciła telefonem na drugi koniec pokoju, wstała z łóżka i zaczęła ściągać z niego pościel. Nie chciała, żeby w tym mieszkaniu pozostał chociaż ślad po Liamie Jamesonie. Dopiero kiedy nakładała świeżą pościel, po jej policzkach znów pociekły gorące łzy...
125
ROZDZIAŁ TRZYNASTY - Myślę, że zwariowałeś! Lucy Fielding robiła bratu kawę w ekspresie stojącym w nowoczesnej kuchni apartamentu hotelowego. Odwróciła się w jego stronę i rzuciła mu zniecierpliwione spojrzenie. - Masz prawo do własnego zdania - powiedział Liam i położył bolącą nogę na kanapie. Obejrzał się za siebie. - Czy ta kawa nie jest czasem już gotowa?
S R
Lucy zacisnęła usta, ale posłusznie nalała kubek ciemnej kawy i podała mu. - Proszę. - Dzięki.
Lucy wzruszyła tylko ramionami, po czym usiadła na drugim końcu sofy.
- Nie uważam, żeby kawa była odpowiednia jako substytut śniadania - powiedziała z wyrzutem. - Ale tak się cieszę, że cię widzę, że jestem gotowa ci to wybaczyć. - Przepraszam, że tak długo na mnie czekałaś. - Przepraszaj, przepraszaj. - Lucy potrząsnęła głową. - Wiesz, że kiedy zadzwoniłeś, byłam już gotowa dzwonić na policję z pytaniem, czy na autostradzie nie było wypadku? - Przecież wyjaśniłem ci wszystko, prawda? - powiedział Liam. Zdał sobie sprawę, że zgubił komórkę, jak tylko wjechał na M1. Musiałem dojechać do stacji, żeby zadzwonić. 126
- No dobrze. — Lucy przechyliła głowę. - Poczułam taką ulgę, że wybaczyłabym ci wtedy wszystko. - A co, teraz zmieniłaś zdanie? - zapytał jej brat przekornie. - Tego nie powiedziałam. - Lucy westchnęła. - Więc opowiedz mi jeszcze raz. Zboczyłeś z drogi, żeby zobaczyć jakąś kobietę, którą poznałeś w sierpniu i pojawił się jej mąż, tak? Twarz Liama pociemniała. - Nie chcę o tym rozmawiać. - Myślę, że powinieneś. - Lucy przyjrzała mu się uważnie. - O co
S R
chodzi, Lee? Nie powiedziałeś mi wszystkiego. Jak w ogóle ją poznałeś? Myślałam, że nie zapraszasz kobiet na Kilfoil. - Bo nie robię tego.
- Więc co ona tam robiła? Liam westchnął z irytacją. - Szukała swojej siostry.
- Na wyspie? Czy w zamku?
- Jedno i drugie - powiedział Liam bez emocji. - Lucy, proszę, daj już spokój. Lucy zacisnęła wargi. - Nie mogę - powiedziała krótko. - Zapomniałeś, że byłam przy tobie kiedy Kayla cię rzuciła. Nie podoba mi się, że jakaś inna kobieta zrobiła z ciebie głupca. Liam jęknął. - Rosa taka nie jest - powiedział zmęczonym głosem, opierając głowę na poduszkach.
127
- Więc jaka jest? - Wysoka, szczupła, ruda. Lucy prychnęła. - Nie o to mi chodziło. Dobrze o tym wiesz, Lee. Jaka jest naprawdę? Taka jak Kayla? - W niczym jej nie przypomina - powiedział. - Nie chciałbym jej obrażać, mówiąc o niej w tym samym zdaniu co o Kayli Stevens. - Kayli Baja - poprawiła go Lucy suchym tonem. - Która, tak w ogóle, jest teraz w Londynie. Słyszałam, że
S R
rozstała się z Raimondem i opowiada wszystkim, że jesteś jedynym mężczyzną, którego kiedykolwiek kochała.
Liam rzucił jej pełne niedowierzania spojrzenie. - Żartujesz?
Lucy potrząsnęła głową.
- Mówię poważnie. Spotkałam ją w Harrodsie któregoś dnia i zapytała mnie, czy widziałam cię ostatnio. - Uśmiechnęła się. Powiedziałam jej, że jesteśmy prawie cały czas razem. Pomyślałam, że lepiej nie mówić jej, że widujemy się tylko kilka razy w roku. Liam zrobił przekorną minę. - Wiesz przecież, gdzie mieszkam. - Ale nie jest zbyt łatwo tam się dostać. I coraz rzadziej przyjeżdżasz do Londynu. Liam westchnął. - Jestem pisarzem, Lucy. Muszę pracować, wiesz?
128
- Wiem. - Lucy zawahała się. - A Kayla? - Kayla może iść się... wypchać - powiedział Liam, miarkując nieco słowa w obecności siostry. - Mam nadzieję, że nigdy jej nie zobaczę. I to była prawda, pomyślał z niedowierzaniem. Przez długi czas unikał rozmawiania o niej, myślenia o niej, a teraz nagle przestała go obchodzić. Mógł o niej myśleć bez bólu i bez żalu. Potrząsną głową, nie mogąc uwierzyć w poczucie wolności, jakie mu to dawało. - Dobrze to słyszeć - zauważyła Lucy, uśmiechając się. Najwyraźniej ta Rosa musi mieć w sobie coś, czego nie miały inne.
S R
Liamowi natychmiast powrócił zły humor. - Daj spokój, Lucy.
- Jak mogę dać ci spokój? - Wpatrywała się w niego z frustracją. - Nie powiedziała ci, że jest zamężna?
- Nie jest zamężna - powiedział niechętnie Liam. - A przynajmniej tak mi się wydaje.
- Co? - Lucy zamrugała powiekami. - Ale mówiłeś... Liam miał już dosyć. Postawił swój do połowy opróżniony kubek na stoliku i z wysiłkiem wstał. - Muszę wziąć prysznic - powiedział ponuro, uciszając ją gestem dłoni. - Potem muszę porozmawiać z Danem, a później mam spotkanie z Aaronem Pargeterem. Jeśli chcesz, możesz zostać. Nie będę miał jednak dziś dla ciebie czasu.
129
- Nic nowego - powiedziała Lucy chłodnym tonem. - Ale mogę zostać kolejną noc, jeśli nie masz nic przeciwko. Wciąż jesteś mi winien kolację. Liam spojrzał na nią z mieszanką uczucia i irytacji. - Dobrze - powiedział innym tonem. - Kolacja dzisiaj. O ile obiecasz, że nie będziesz mi mówiła, jak mam żyć. Twarz Lucy rozjaśniła się. - Łajdak - powiedziała z czułością, a Liam wychodząc z pokoju, uśmiechał się. Następnych kilka dni było nie do zniesienia.
S R
Rosa nie sypiała dobrze i mimo że jej matka zadzwoniła kilka razy i zaprosiła ją na obiad, Rosa nie wiedziała, czy będzie w stanie znieść widok Sophie. Za każdym razem, kiedy ją widziała, myślała o Liamie i o tym, co straciła. Wcześniej już było źle, ale teraz było jeszcze gorzej. Nie chciała nawet myśleć o tym, co się stało, ani przyznać, choćby przed samą sobą, że przez cały czas wiedziała, że nic z tego nie będzie.
Czy sama mu tego zresztą nie powiedziała? Czy nie obiecała mu, że nie oczekuje żadnego zobowiązania z jego strony? Może się tylko oszukiwała, myśląc, że usłyszał Colina i przez to wyszedł. Może chciał tylko jednonocnej przygody, rozrywki na długiej drodze do Londynu. Nie wiedziała, kim jest tamta kobieta, oczywiście. Musiała jednak być naprawdę tolerancyjna, jeśli pozwalała mu na mały numerek przed spotkaniem. Przynajmniej podała jej adres, pod który
130
mogła wysłać telefon. Był wprawdzie lekko obtłuczony, ale wysłała go do hotelu Moriarty następnego dnia. Kiedy w piątek wyszła ze szkoły po lekcjach, Colin czekał na nią przed budynkiem. Stał przy jej samochodzie i sądząc z zaczerwienionych policzków czekał już od jakiegoś czasu. - Czego chcesz? - zapytała Rosa, nie będąc w nastroju do uprzejmości. Czuła się zmęczona i miała nadzieję, że w weekend zdoła odpocząć i odespać. - Nie jesteś zbyt miła - powiedział Colin z wyrzutem, kiedy wrzucała torbę z zeszytami na tylne siedzenie. - Myślałem, że do tej pory zdążysz ochłonąć.
S R
- Ochłonąć? - Rosa wpatrzyła się w niego. - Uspokoić się - powiedział Colin niecierpliwie. - Posłuchaj, moglibyśmy pójść gdzieś porozmawiać? Rosa prychnęła.
- Nie mamy o czym rozmawiać, Colin - powiedziała. Wydawało mi się, że wyraziłam się jasno. Nie chcę cię więcej widzieć. - Ale chyba tak nie myślisz. - Nie? - Nie.-Najwyraźniej szukał odpowiednich słów. - Posłuchaj... Wiem kim jest ten facet. Ten, który uciekł. Sophie mi powiedziała. - Sophie? - Rosa zacisnęła wargi, ale nie powiedziała nic więcej, tylko otworzyła drzwi i wsiadła do samochodu.
131
- Hej! - Colin przytrzymał drzwi, zanim zdążyła je zamknąć. - A ja? - Co ty? - Daj spokój, Rosa. Kiedy cię znowu zobaczę? Rosa uruchomiła silnik. - Mam nadzieję, że nigdy. - Nie wierzę ci. - Colin nie chciał puścić drzwi. - Daj spokój. Ten facet, którego poznałaś w Szkocji... Ten Liam Jameson... Chyba nie sądzisz, że go jeszcze spotkasz? - Nie. - To bolało, ale Rosa musiała być szczera. Wobec siebie i wobec niego.
S R
- Więc widzisz. Do diabła - prychnął - ten facet jest cholernym milionerem! Może mieć każdą kobietę, jakiej zapragnie. Jesteś atrakcyjna, Rosa, wiem to, ale nie jesteś w tej samej lidze co kobiety, z którymi on się spotyka. Widziałaś zdjęcie tej modelki, z którą był zaręczony? - Przewrócił oczami. - To dopiero laska! - Och, spadaj Colin - powiedziała Rosa zmęczonym tonem, zdziwiona, że jego słowa nawet nie sprawiły jej bólu. Był jak nieznośne dziecko, a miał prawie trzydzieści siedem lat. Powiedziałam ci, że nie chcę cię więcej widzieć. Co jeszcze mam ci powiedzieć? - No właśnie, Colin, co jeszcze ma ci powiedzieć? - zapytał niski, chrapliwy głos, którego nie spodziewała się nigdy więcej usłyszeć. - Spadaj, dobrze? Póki jeszcze możesz.
132
Rosa wyłączyła silnik i wyskoczyła z samochodu. Zanim jednak zdążyła coś powiedzieć, Colin wypiął pierś i zrobił krok do przodu. - Nie wiesz, z kim rozmawiasz, do cholery - wrzasnął, a jego twarz przybrała kolor czerwieni. - To prywatna rozmowa. Sam spadaj, zanim dostaniesz pięścią w twarz. - Chyba w twoich marzeniach - powiedział łagodnie Liam, rzucając Rosie krótkie spojrzenie. - Już cię tu nie ma, Colin. Rosa była przerażona. Dobrze wiedziała, że Colin potrafi być agresywny. A Liam, opierając się swobodnie o jej samochód, wyglądał na tak bezbronnego.
S R
Colin nie wiedział, jak ma go ocenić, ale po chwili ruszył w jego stronę z agresją wypisaną na twarzy.
- A kim ty jesteś, że tak do mnie mówisz? - zasyczał. - Pójdę sobie, kiedy będę miał na to ochotę.
- Tak ci się tylko wydaje - powiedział beztrosko Liam i spojrzał swoimi zielonymi oczami na Rosę, najwyraźniej obojętny na wszelkie zagrożenie, jakie mógł stwarzać Colin. - Cześć - powiedział, a całe jej wnętrze rozpłynęło się. - Wyglądasz na zmęczoną - dodał. - Czy ten pajac cię dręczył? Rosa rozchyliła usta, ale zanim zdążyła coś powiedzieć, Colin rzucił się naprzód i chwycił Liama za klapy płaszcza. - Kto według ciebie jest pajacem? - warknął, przysuwając twarz do twarzy Liama, starając się każdym gestem go onieśmielić. - Ze mną rozmawiaj! Teraz nie jesteś już taki pyskaty, co?
133
- Colin... - Tak sądzisz? - Żaden z nich nie zwrócił uwagi na jej protest. Liam spojrzał na Colina. W kpiącym uśmiechu, który mu rzucił, nie było śladu strachu. - Nie wszyscy jesteśmy kretynami, ty niższa formo życia. Nie wszyscy musimy używać przemocy, żeby udowodnić swoją męskość. Rosa jęknęła. Liam prowokował go umyślnie. Wiedziała, co teraz zrobi jej były mąż. - Ty... Colin odciągnął ramię do tyłu, ale zanim zdążył uderzyć, pięść
S R
Liama wbiła się w jego brzuch. Colin zgiął się wpół, chwytając oddech.
- Ty... Ty łajdaku - wykrztusił z siebie w końcu, ale Liam wyglądał na nieporuszonego.
- Nazywano mnie już gorzej - powiedział, prostując się. - Chcesz jeszcze raz?
- Dobry Boże, nie! - krzyknęła Rosa, stając między nimi. - To przecież jest szkoła. Jaki przykład dajecie dzieciakom? - Dzieci dawno już nie ma - odparł Liam i odwrócił się w jej stronę. - Chcesz powiedzieć, że żal ci tego... Ugryzł się w język, ale Rosa szybko potrząsnęła głową. - Wiesz, że nie - powiedziała, zwilżając językiem wyschnięte wargi. - Ale... Co ty tutaj robisz? Wysłałam ci telefon do hotelu. Nie dostałeś go?
134
- Chrzanić telefon - powiedział Liam, obejmując ją za ramiona i przyciągając do siebie. - Chodź do mnie - wymruczał i nie zwracając uwagi na Colina, który wpatrywał się w nich gorzkim wzrokiem, pocałował ją. - Na miłość boską, Rosa! - krzyknął ze złością Colin, ale ona go prawie nie słyszała. - Spadaj, Colin - powiedziała rozmarzonym tonem, kiedy Liam uniósł na chwilę głowę. - Nie widzisz, że tracisz czas? Colin spojrzał na nią płonącymi oczami. - Będziesz tego żałować, Rosa.
S R
- Mam nadzieję, że nie - powiedział Liam, przeprowadzając ją na drugą stronę samochodu i sadzając na siedzeniu pasażera, po czym sam zajął miejsce za kierownicą. Zatrzasnął Colinowi drzwi przed nosem i odjechał.
Oboje byli dziwnie milczący, kiedy Liam wyjeżdżał ze szkolnego parkingu. Tak jakby żadne z nich nie wiedziało, co teraz powiedzieć.
W końcu Liam przerwał ciszę. - Którędy? - zapytał, kiedy wyjechali na główną drogę. - Nie mam pojęcia, jak stąd dostać się do ciebie. Rosa spojrzała na niego. - Nie pamiętasz? - zapytała, a Liam skrzywił się. - Tamtej nocy przyszedłem pieszo z rynku - powiedział. - Tędy, tak? - zapytał, skręcając na próbę w prawo.
135
- Tak - powiedziała, żałując, że nie wiedziała tamtego wtorkowego wieczoru, że przyszedł na piechotę. Może gdyby ubrała się i pobiegła za nim... To co? To, że tutaj był, nie znaczyło, że w przeszłości nie kłamał. Pozwolił jej myśleć, że przyjechał z Kilfoil, żeby ją zobaczyć, podczas gdy tak naprawdę jechał do Londynu na spotkanie z kimś innym. Inną kobietą. Skąd miała wiedzieć, że właśnie nie wracał do Szkocji i nie miał ochoty na kolejny numerek? - Co się stało? Liam wyczuł jej nagły chłód. W całym zamieszaniu, jakie
S R
towarzyszyło jego pojawieniu się, najwyraźniej zapomniała, w jaki sposób się rozstali. Co teraz myślała?
- Co tu robisz? - zapytała, wpatrując się w światła samochodów przed nimi. -I gdzie jest twój samochód? Tylko mi nie mów, że znów zostawiłeś go na rynku.
- Nie przyjechałem samochodem - powiedział Liam. - Mój pilot ma kolegę, który ma farmę niedaleko Ripley. Zostawił mnie tam i jego kolega przywiózł mnie do miasta. Rosa odwróciła się w jego stronę. - Poleciałeś helikopterem? - Liam skinął głową. - Myślałam, że wolisz samochód. - Na ogół tak - zgodził się. - Ale tak było łatwiej i szybciej. Jutro muszę wracać do Londynu. Rosa przełknęła rozczarowanie.
136
- Jutro - powtórzyła. - Nie wiem, po co w ogóle zadałeś sobie trud, żeby tu przyjechać. Liam zaklął pod nosem. Wiedział, że ją zawiódł. Zawiódł też samego siebie. I miał niewiele godzin, żeby przekonać ją, że więcej tego nie zrobi. - Wiesz, dlaczego przyjechałem - powiedział przez zęby. - Nie udowodniłem ci tego? - Jak? - Rosa skrzywiła się. - Uderzając Colina, zanim on zdążył to zrobić? - Odpowiedź na to pytanie jest poniżej mojej godności - odparł,
S R
dojeżdżając do kolejnego skrzyżowania i rozglądając się z wyrazem frustracji na twarzy. - Którędy? - zapytał. Rosa wskazała mu drogę.
- Nie znasz mnie jeszcze zbyt dobrze - powiedział, zdejmując jedną rękę z kierownicy i kładąc na jej udzie. Próbowała się odsunąć, ale chwycił ją i przytrzymał. - Nie martw się - powiedział chrapliwym głosem. - Wkrótce mnie poznasz.
- Jak ta kobieta, która czekała na ciebie w hotelu w Londynie? powiedziała Rosa z bólem, a Liam odwrócił na chwilę wzrok od drogi. - Skąd ty...? Rosa, to była moja siostra - wymruczał z niedowierzaniem. - Chyba nie pomyślałaś...? - Znów urwał, zmuszony skoncentrować się na drodze. Chwycił kierownicę jak koło ratunkowe i Rosa zobaczyła jak jego kłykcie bieleją. - Lucy to moja siostra -
137
powtórzył szorstko. - Nic nie mów, dopóki nie dojedziemy do twojego domu.
S R 138
ROZDZIAŁ CZTERNASTY Liam musiał zaparkować nieco dalej na Richmond Road, ponieważ pod numerem 24 nie było wolnych miejsc. Kiedy wysiadał z samochodu i zamykał go, Rosa szybkim krokiem ruszyła w stronę swojego domu. Otworzyła drzwi i wbiegła po schodach, zanim jeszcze usłyszała, jak Liam wchodzi za nią. Włączyła światła i termostat na ścianie. Jednak przez cały czas,
S R
kiedy wykonywała te zwykłe czynności, w jej głowie kołatały się słowa moja siostra. Czy ta kobieta naprawdę była jego siostrą? Chciała w to wierzyć, naprawdę, ale czy będzie w stanie znieść kolejne kłamstwo?
Liam wszedł do mieszkania z pewną ulgą. Drzwi zamknęły się za nim i oparł się o nie. Kiedy zauważył, że Rosa wpatruje się w niego z kuchni, uśmiechnął się kpiąco.
- Starzeję się - powiedział. Rosa zacisnęła usta. - Może usiądziesz - powiedziała sztywno. - Może usiądę - powiedział, kuśtykając w stronę sofy i osuwając się na nią z ulgą. Spojrzał na nią pytająco. - Dołączysz do mnie? Zawahała się, ale potrząsnęła głową. - Napijesz się czegoś? - zapytała tym samym, nienaturalnym głosem. - Musiałeś zmarznąć. - Jest mi ciepło - zapewnił ją. - Chodź, Rosa, Chodź i usiądź tutaj. Przecież tego chcesz. 139
- Naprawdę? Przez moment w jej oczach zapaliła się złość, a oczy Liama pociemniały od nagłego zniecierpliwienia. - Jeśli sposób, w jaki mnie wcześniej całowałaś, może być jakąkolwiek wskazówką, to powiedziałbym, że tak - powiedział szorstko. - Posłuchaj, wiem, że jesteś wobec mnie nieufna. Nie winię cię za to po tym, jak się zachowałem. Ale nie rozwiążemy tego problemu, dopóki nie przestaniesz się zachowywać jak oburzona dziewica! - Czy w ten sposób chcesz mnie skłonić, żebym ci przebaczyła?
S R
- zapytała chłodno. - Bo szczerze mówiąc, jakoś to nie działa. - Och, Rosa! - Liam westchnął. - Nie każ mi iść po ciebie. Wciąż się nie poruszyła.
- To nie moja wina, że noga cię boli - powiedziała bezlitośnie. - Moja też nie. Ale wróciłem do kliniki, więc... Podeszła kilka kroków w stronę sofy.
- Jakiej kliniki? O czym w ogóle mówisz? Liam westchnął i zamknął na chwilę oczy. - Czy musimy teraz o tym rozmawiać? - Tak. - Skinęła głową. - Opowiedz mi o tymLiam otworzył oczy. - Więc chodź i usiądź tutaj. - Nie, dopóki nie powiesz mi, o co ci chodzi. - O Boże! - jęknął Liam. - Leczą tam ludzi, którzy są w jakiś sposób fizycznie niepełnosprawni. - Zamilkł, ale ona wciąż nie ruszała
140
się z miejsca. - Kiedy zostałem... zaatakowany... - Znów zamilkł. Słyszałaś o tym? - zapytał ostrożnie. - Wiem tylko tyle, że jakiś szaleniec próbował cię zabić. - To dobre podsumowanie. - Liam wydał z siebie krótki, pozbawiony radości śmiech. - Ten facet... Nazywał się Craig Kennedy... Najwyraźniej pomylił mnie z jednym z moich bohaterów... - Lutherem Killianem? - Rosa wyglądała na zaskoczoną. - Nie. Nie Killianem. Czarnym charakterem, wampirem Jonasem Wilderem, który w moich książkach zarobił mnóstwo pieniędzy na pisaniu horrorów. - Skrzywił się. - Widzisz pewną analogię?
S R
- I myślał, że ty jesteś Jonasem Wilderem? - Tak - potwierdził Liam. - Uosobieniem antychrysta. - Mimo że próbował mówić o tym lekko, Rosa widziała cienie, które pojawiły się w jego oczach. - Całe szczęście był mniej skuteczny w osiąganiu celu niż Luther.
- Och, Liam. - Rosa podeszła do niego, opadając na kanapę obok niego i biorąc jego dłoń w swoje ręce. - Musiałeś być przerażony! Liam skrzywił się. - Byłem wtedy chyba zbyt zszokowany, żeby czuć cokolwiek poza niedowierzaniem. Lekarze mówili, że musiałem podjąć walkę, sądząc po obrażeniach na rękach. Pamiętam, jak się na mnie rzucił, krzycząc, że uwolni świat od kolejnego potwora. - Zmusił się do uśmiechu. - Na ironię używał stalowego ostrza. Każdy miłośnik wampirów powiedziałby mu, że aby zabić wampira potrzebny jest osinowy kołek wbity w serce.
141
Rosa wstrzymała oddech. - To nie jest śmieszne. - Hej, wiem o tym. - Liam spojrzał na nią z pokorą. - Nie jestem bohaterem, Rosa. Przez całe miesiące miałem potworne koszmary. - Och, Liam! - Uniosła jego dłoń i przycisnęła ją do ust. W jej oczach zobaczył łzy. - To musiało być straszne. Liam skinął głową potakująco, ale zabrał rękę. - Nie było to przyjemne - zgodził się. - Ale nie chcę twojej litości. - To nie jest litość - zaprotestowała, patrząc na niego. - Po prostu
S R
nie wiem, co powiedzieć, to wszystko. Liam wziął głęboki oddech.
- Mogłabyś po prostu powiedzieć, że cieszysz się na mój widok zauważył po chwili.
- Wiesz, że się cieszę - powiedziała. - Ale... Ale kiedy pomyślałam, że wpadłeś tutaj, jadąc do Londynu, do innej kobiety... - Jechałem do kliniki - westchnął Liam. – Nie mówiłem ci, bo nie jest to coś, z czego byłbym szczególnie dumny. Rosa potrafiła to zrozumieć, jakkolwiek uważała, że nie jest to coś, czego należy się wstydzić. - Byłeś tam? - zapytała. - Od wczoraj - potwierdził. - Ale dziś rano wypisałem się i przyleciałem tutaj. Muszę jednak wracać. - Och! - Skinęła głową. - Więc o tym mówiłeś, kiedy wspominałeś, że musisz jutro wracać do Londynu.
142
- Tak. - Liam przyglądał się jej bladej twarzy. - Wierzysz mi? - Oczywiście. - Nie ma żadnych „oczywiście" - odparł. -Chwilę temu oskarżałaś mnie, że jechałem do Londynu spotkać się z inną kobietą. Zmarszczył brwi. - A w ogóle jak to się stało, że rozmawiałaś z Lucy? Nie wspominała mi o tym. Rosa wstrzymała oddech. - Ona wie o mnie? - O tak. - Powiedziałeś jej?
S R
- Wyciągnęła to ze mnie - powiedział sucho Liam. - Moja siostra potrafi być naprawdę zdeterminowana. - Och... - Policzki Rosy zaróżowiły się. Liam chwycił ją za rękę i pociągnął do siebie.
- Tak lepiej - powiedział z satysfakcją w głosie. Potem jego usta odnalazły jej wargi i przez długi czas nic nie mówił. - To było warte tego, żeby tu wrócić – jęknął w końcu. Przygryzł jej dolną wargę. - A bałem się, że nigdy już nie będziesz chciała mnie widzieć. - Na pewno tak nie myślałeś - szepnęła Rosa, pociągając go lekko za ucho. - Inaczej by cię tu nie było. - To prawda - przyznał. - Za to możesz chyba podziękować Lucy.
143
- Lucy? - Rosa oparła czoło o jego ramię. - Twojej siostrze? - Za jej wścibstwo - skinął głową. - To ona przekonała mnie, że zachowuję się jak idiota. Rosa otworzyła szerzej oczy. - Jak jej się to udało? - Jak zwykle. Wraca bez przerwy do tego samego, aż w końcu powiesz jej, co chce wiedzieć, choćby tylko po to, żeby ją uciszyć. - I chciała dowiedzieć się czegoś o mnie? - Jak gdybyś nie wiedziała. - Mów dalej. Chcę wiedzieć, co ci powiedziała.
S R
- No więc... - Liam odchylił się do tyłu i objął jej twarz dłońmi. Zanim ci o tym opowiem, może ty mi powiesz, skąd o niej wiesz? - Och... - Rosa westchnęła. - Nie potrafisz zgadnąć? - Mów.
- No dobrze, dobrze. - Znów westchnęła. - Odsłuchałam wiadomość, którą zostawiła.
- Ach. - Liam poruszył ustami. -I to nie ma nic wspólnego z tym, że mój telefon był obtłuczony w kilku miejscach? Rosa rzuciła mu wyzywające spojrzenie. - Zauważyłeś? - O tak. - Liam pogładził kciukiem jej policzek, wywołując dreszcz oczekiwania wzdłuż jej kręgosłupa. - Lucy zwróciła mi na to uwagę. - I pewnie oboje się z tego śmialiście - rzuciła oskarżycielskim tonem, ale Liam potrząsnął głową.
144
- Nie. - Jego oczy pociemniały. - To dało mi odwagę, żeby wrócić i dowiedzieć się, czy jesteś wściekła tylko dlatego, że uciekłem, czy też chodzi o coś innego. Rosa wzruszyła ramionami. - Na przykład? - Na przykład... Kiedy sam odsłuchałem wiadomość od Lucy, musiałem przyznać, że... Można by ją źle zrozumieć. Rosa przełknęła ślinę. - Więc teraz wiesz, dlaczego myślałam, że spotykasz się z inną kobietą? - Tak, wiem.
S R
- I pewnie myślisz, jakie to szczęście, że Colin pojawił się dzisiaj przed szkołą.
Liam rzucił jej dziwne spojrzenie. - Tak bym tego nie ujął.
- Nie, ale oszczędziło ci to pytania mnie, czy wciąż się z nim spotykam - powiedziała Rosa drżącym głosem. - Kiedy wychodziłeś z mieszkania, myślałeś pewnie, że kłamałam... - Przestań! - Liam zakrył jej usta dłonią. - Przestań, skarbie powtórzył. - Nie mów mi, jakim byłem głupcem. Żałuję, że nie dałem ci szansy wyjaśnienia tego. - Zamilkł na chwilę, zdjął rękę z jej ust i pocałował ją krótko. - Ale spróbuj mnie zrozumieć, jeśli możesz. Znam swoje wady. Wiem, że nigdy nie wygram żadnego konkursu piękności. I pewnie słyszałaś, że dziewczyna, z którą byłem zaręczony, odeszła ode mnie, kiedy odkryła, że nie tylko wyglądam
145
jak potwór, ale też mogę już nigdy nie funkcjonować jak mężczyzna. Rosa westchnęła z oburzeniem. - Nie wyglądasz jak potwór. I... I... Możesz, wiesz... Urwała, a Liam uśmiechnął się. - O tak - powiedział z nutą humoru. - Ale jeśli chodzi o resztę... - Liam, jesteś jedynym, który widzi swoje obrażenia jako coś więcej niż kilka blednących blizn. - Rosa podniosła palec i postukała go w skroń. - Znikają z twojego ciała, ale ty wciąż trzymasz je tutaj. Pochyliła się i pocałowała go w czoło. - Musisz przestać tak o nich
S R
myśleć. Nie mają znaczenia. Nie dla mnie.
- Ponieważ jesteś jedyną kobietą, na której mi zależy, chyba muszę ci uwierzyć - wymruczał, wtulając nos w jej szyję. - Ale szczerze mówiąc ucieszyłem się, widząc twojego eks. Rosa zmarszczyła brwi. - Naprawdę?
- Tak. - Liam uśmiechnął się szerzej. - Muszę ci się przyznać, że miałem ochotę walnąć tego łajdaka od momentu, kiedy pojawił się w twoim mieszkaniu. Myślę - dodał, zadowolony z siebie - że zrozumiał aluzję. Rosa poczuła, jak jej kąciki ust również unoszą się w uśmiechu. - Na pewno - powiedziała. - A ja tak się o ciebie bałam. - No wiesz! Kiedy stanąłem na nogi, przeszedłem kurs samoobrony. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał stawać twarzą
146
w twarz z uzbrojonym w nóż maniakiem, ale w porównaniu z Craigiem Kennedym, Colin to była bułka z masłem. - Zauważyłam. - Rosa objęła go ramionami za szyję. - Czy teraz wreszcie zdejmiesz płaszcz? - Zdejmę, jeśli ty też coś zdejmiesz - odparł, wsuwając palce pod brzeg jej swetra. - Teraz? - Spojrzała w stronę drzwi. - Nie chcesz iść do sypialni? - Nie bardzo. - Oczy Liama były ciemne i zmysłowe. - Myślę, że powinniśmy wypróbować sofę. Oddech Rosy przyspieszył.
S R
- Nie mów tak - powiedziała karcąco. - A jeśli ktoś przyjdzie? Liam uniósł brwi.
- Spodziewasz się kogoś? - Nie. - No widzisz.
Rosa zwilżyła językiem wyschnięte wargi. Palcami chwyciła za brzeg swetra i, wziąwszy głęboki oddech, ściągnęła go przez głowę, po czym zaczęła rozpinać guziki bluzki. Jej ręce trzęsły się jednak, więc po kilku sekundach Liam odsunął jej dłonie na bok i sam spróbował je rozpiąć. Jemu było jednak równie trudno, więc po chwili poddał się. Chwycił koszulkę przy dekolcie i rozerwał ją. Rosa zamrugała powiekami. - Nie musiałeś jej niszczyć. - Kupię ci inną - powiedział beztrosko. Przygryzła wargę.
147
- Jesteś zbyt niecierpliwy. - To prawda - zgodził się, dotykając palcami brzegów koszulki, którą miała pod spodem. Rosie coraz trudniej było oddychać. Ściągnęła koszulkę przez głowę. - Zadowolony? - Wcale - zamruczał. Potem, chwytając ramiączko jej stanika, dodał: - A to? Zadrżała. - Jestem pewna, że wiesz, jak to zdjąć.
S R
- Wiem, ale chcę, żebyś ty to zrobiła. - Jego spojrzenie było niczym pieszczota. - Proszę.
Potrząsnęła głową, ale jej ręce posłusznie powędrowały do zapięcia na plecach. Liam dokończył dzieła, zsuwając ramiączka w dół jej ramion.
- Jesteś piękna - powiedział po prostu, patrząc na nią z ciepłem w oczach.
Chwycił ją w pasie dłońmi. Dotyk jego szorstkich rąk był nieznany jej ciału, ale obudził w niej pierwotny głód. Chciała, żeby dotykał jej wszędzie, całował całą, i pragnienie to stawało się powoli nie do zniesienia. Niepewnymi dłońmi sięgnęła do jego koszuli i udało jej się rozpiąć guziki. Palcami dotknęła włosków rosnących na jego klatce piersiowej.
148
- Tak, tak, teraz jestem naprawdę niecierpliwy - jęknął, poddając się pragnieniu wzięcia jej piersi w dłonie. Pochylił się i wziął jeden jej sutek do ust. To jednak nie wystarczyło żadnemu z nich i palce Liama powędrowały do zapięcia jej spodni. - Ja to zrobię - powiedziała bez tchu. Kiedy zsuwała spodnie i bieliznę, Liam zrobił to samo. Po raz pierwszy Rosa miała okazję zobaczyć bliznę, która zaczynała się nisko na jego brzuchu i biegła w dół, po wewnętrznej stronie uda.
S R
Liam dostrzegł, że na nią patrzy, ale nie próbował się zakryć. - Brzydkie, prawda? - powiedział szorstko, niemal spodziewając się, że zobaczy na jej twarzy obrzydzenie.
Rosa tylko pochyliła głowę i zaczęła całować ślad po ranie od góry do dołu.
Kiedy dotarła do wrażliwego miejsca między jego nogami, Liam zaczął ciężko oddychać.
- Wystarczy - powiedział niepewnie. - Chcę być w tobie, kiedy będę miał orgazm, a jeśli nie przestaniesz, to nie gwarantuję, że mi się to uda. Uśmiechnęła się. - Więc na co czekasz? - zapytała, kładąc się na sofie i zginając jedną nogę prowokacyjnie w kolanie. Przeciągnęła kusicielsko dłoń po swoim ciele. - Ja się nigdzie nie wybieram.
149
EPILOG Sześć miesięcy później Rosa stała przy oknie w sypialni, wpatrując się w krajobraz, który wciąż nie przestawał jej urzekać. Była wiosna i na Kilfoil właśnie zaczęły pojawiać się kolory. Wzdłuż murów zamku kwitły żonkile i tulipany, a wczoraj Sam pokazał jej pierwsze pędy orchidei, które, jak odkryła, były jego ukrytą pasją. Stojąc tam i wpatrując się w ocean, Rosa nie mogła uwierzyć, że od sześciu tygodni jest żoną Liama. Była na Kilfoil od świąt, z
S R
wyjątkiem czterech tygodni, które spędzili na Karaibach, ale miała wrażenie, że mieszka tu od zawsze. To był ich dom. Te sześć miesięcy od chwili, kiedy tak niespodziewanie pojawił się przed szkołą, było nieprawdopodobne. Na początku myślała, że śni. To, że Liam ją kocha, wydawało się zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Ale było.
Jej rodzina była zszokowana, kiedy przedstawiła go po raz pierwszy. Matka wątpiła, że to poważne, skoro chodziło o jej starszą córkę. - Gdyby to była Sophie - powiedziała, jak zwykle nieco bezmyślnie - nie byłabym zaskoczona. Rosa przetrwała to, jak wszystkie inne niemiłe komentarze matki w przeszłości, ale Liamowi nie podobało się, że ktoś ją rani.
150
- Problem z twoją matką polega na tym - powiedział, kiedy byli sami - że nie zauważa jednej rzeczy. Ma dwie piękne córki, ale tylko jedna z nich jest prawdziwą kobietą. Jedyną łyżką dziegciu w beczce miodu była Kayla Stevens-Baja. Liam musiał wrócić do kliniki, a kiedy Kayla odkryła, że jest w Londynie, rzuciła mu się do nóg, błagając o przebaczenie i przekonując, że jest jedynym mężczyzną, którego kiedykolwiek kochała. Oczywiście upewniła się wcześniej, że napiszą o tym wszystkie gazety. Liam wprawdzie dzwonił do Rosy codziennie, mówiąc, jak
S R
bardzo za nią tęskni, ale ona bała się, że tamta zdoła go jednak przekonać.
Ale kilka dni po pojawieniu się artykułów o wizycie Kayli w klinice, Liam znów przyjechał do Ripon - tym razem z pierścionkiem. Wieść o ich zaręczynach podał „The Times" następnego dnia. Liam chciał, żeby zrezygnowała z pracy i wróciła razem z nim do Szkocji, ale Rosa zdecydowała poczekać do Bożego Narodzenia, zanim do niego dołączy. A teraz... Wzięła głęboki oddech i usłyszała zaspany głos. - Co robisz? Odwróciła się i zobaczyła, że jej mąż też już nie śpi. Oparty na łokciu, z pledem luźno przykrywającym jego nogi, opalony, Liam wyglądał na zrelaksowanego. Rosa podeszła do łóżka i uklękła obok niego.
151
- Podziwiałam widok-powiedziała, zdając sobie sprawę, że przezroczysty szlafroczek pozostawia niewiele jego wyobraźni. - Mhm. - Uśmiechnął się. - Wiem, o co ci chodzi. - Patrzył jednak na nią, nie na widok za oknem, więc popchnęła go na poduszki. - Jesteś niemożliwy - powiedziała, siadając na nim okrakiem, żeby nie mógł wstać. - Ale jestem tak szczęśliwa, że jesteśmy w domu, że wybaczam ci. Liam wygiął swoje ciemne brwi w łuk. - Nie podobał ci się nasz miesiąc miodowy? - zapytał z
S R
udawanym cierpieniem w głosie.
- Nasz miesiąc miodowy był... boski - powiedziała z zadowoleniem. - Karaiby są wspaniałe. Ale tutaj jest nasz dom. Uśmiechnął się do niej.
- Wiesz, nie wiedziałem, że rude kobiety mogą zbrązowieć zamruczał prowokująco. - Ale ty masz prześliczną opaleniznę. Rosa uderzyła go lekko po ramieniu z oburzeniem. - Sugerujesz, że tak naprawdę nie jestem ruda? - Skądże znowu. - Wzrok Liama powędrował w dół. - Wiem, że jesteś. Kto mógłby wiedzieć to lepiej? Na twarzy Rosy pojawił się rumieniec. - Przynajmniej nie jestem tym kościstym stworzeniem, którym byłam, kiedy się poznaliśmy.
152
- Nie. - Liam zgodził się z nią, rękami gładząc jej biodra, a ona poczuła pod sobą jego erekcję. - Bardzo ładnie tyjesz. Pani Wilson będzie zachwycona. Rosa była przerażona. - Ale nie jestem gruba? - zapytała, zeskakując z łóżka i biegnąc do garderoby, gdzie mogła przejrzeć się w lustrze na drzwiach. - Och Boże, robię się gruba! - powiedziała, przesuwając dłonią po brzuchu. Mam tutaj niezłą fałdkę. Muszę przestać jadać te czekoladowe puddingi, którymi karmi mnie pani Wilson. Liam stanął za nią. Był nagi i przez moment podziwiała piękno
S R
jego muskularnego ciała. Blizny wciąż tam były, oczywiście, ale Liam już nie bał się pokazywać jej bez ubrania.
- Przestań się martwić -powiedział, obejmując ją w pasie i przyciągając do siebie. - Kocham cię taką, jaka jesteś. Rosa potrząsnęła głową.
- Ale nigdy nie byłam gruba - powiedziała, drżąc na widok jego rąk przesuwających się po jej zaokrąglonym brzuchu. Wystarczyło, żeby jej dotknął, a jej ciało stawało w płomieniach. - Nie sądzisz, że to może być coś innego? - zasugerował, całując powoli jej szyję. Spojrzał na ich odbicie w lustrze. - Może po prostu nigdy wcześniej nie byłaś moją żoną. Rosa wstrzymała oddech. - O czym ty mówisz? - Śpimy ze sobą przez ostatnie sześć miesięcy - powiedział łagodnie. - I nie stosujemy żadnych zabezpieczeń.
153
Rosa spojrzała na niego. - Myślisz... że mogę być w ciąży? Liam wzruszył ramionami. - Mówiłaś, że nie możesz mieć dzieci - powiedział cicho. - Ale nie jestem tego taki pewien. Obie moje siostry były w ciąży i jak dla mnie, to wygląda bardzo podobnie. Rosa wciągnęła powietrze do płuc. Potem ostrożnie zaczęła badać zaokrąglenie, które zaczynało się pod jej żebrami. Było zbyt twarde na to, żeby był to tłuszcz. Dobry Boże, pomyślała, nigdy nie rozważała takiej możliwości. Po pięciu latach bezdzietnego małżeństwa z Coli-nem założyła, że to jej wina.
S R
Próbowała myśleć. Jak wiele czasu upłynęło od ostatniej miesiączki? Zdała sobie sprawę, że co najmniej osiem tygodni. O Boże! Zadrżała. Czy to mogła być prawda?
- Wiesz... - ciągnął Liam - ...może to Colin nie mógł mieć dzieci. Rosa odwróciła głowę i spojrzała mu w oczy. - Tak myślisz?
- Dlaczego nie? - zapytał z zadowoleniem. - W końcu w niczym nie był szczególnie dobry, prawda? Z jej gardła wydobył się nerwowy chichot. - A jeśli jestem... To co ty na to? - Jeśli ty jesteś szczęśliwa, to i ja jestem szczęśliwy - powiedział niskim głosem. - Wolałbym mieć cię dla siebie trochę dłużej, ale od czego są dziadkowie?
154
- Myślisz, że twoi rodzice będą zadowoleni? Rosa spotkała matkę i ojca Liama, jego dwie siostry i ich rodziny na ślubie i od razu bardzo ich polubiła. Jak mogła jednak nie polubić ludzi, którzy sprawili, że Liam jest takim człowiekiem, jakim jest? - Będą zachwyceni - powiedział stanowczo. - W końcu cały czas się starzeję. -Zegar biologiczny tyka. - Myślę, że nie masz się czym martwić - powiedziała Rosa, odsuwając się, żeby podziwiać jego imponującą męskość. - Chodź, zaczynam tu marznąć. I musimy coś uczcić. Ich syn urodził się sześć i pół miesiąca później. Sean Liam
S R
Jameson przyszedł na świat - pomimo niepokoju ojca - w głównej sypialni zamku Kilfoil, jedynie przy pomocy miejscowej akuszerki. Liam postanowił, że helikopter zawiezie Rosę do szpitala, jak tylko zacznie się poród, ale jesienna burza zaskoczyła rybacki kuter, który uszkodzony dryfował bez steru. Rosa nalegała, że rybacy są ważniejsi. Według akuszerki była silna i w dobrej formie. Kobieta twierdziła, że będzie w stanie urodzić sama bez pomocy lekarza ani szpitalnej aparatury. I tak się stało. Poród był zaskakująco łatwy i krótki, a kiedy pielęgniarka podała Liamowi syna po raz pierwszy, wydawał się w kompletnym szoku. - Jest taki piękny - powiedział i podał go żonie, a Rosa uśmiechnęła się. - Tak jak jego ojciec - szepnęła, dotykając miękkiego policzka dziecka, ale Liam potrząsnął głową.
155
- To ty jesteś ta piękna - powiedział stanowczo. I mimo że była zgrzana, zmęczona i zlana potem, Rosa wiedziała, że on naprawdę tak myśli...
S R 156