Krystyna Pisarkowa j WYLICZANKI POLSKIE i Ossolineum Kochamy dzieci i narzekamy na nie. Depczą trawniki. Niszczą zabytkowe drzewa w parkach. Wybierają...
106 downloads
108 Views
4MB Size
Krystyna Pisarkowa j
WYLICZANKI POLSKIE i Ossolineum
Kochamy dzieci i narzekamy na nie. Depczą trawniki. Niszczą zabytkowe drzewa w parkach. Wybierają ptakom jajka z gniazd, ry sują swoje inicjały na ścianach muzeów i ruinach pamiątkowych zamków. Mylą imiona królów polskich, nie ustępują miejsca star szym. Czy to prawda, że nie szanują starości i przeszłości? Czy prawda, że lekceważą to, co starszym jest bliskie i drogie: kulturę, że odrzucają dawne zwyczaje, z wyjątkiem może niektórych takich bardzo śmiesznych jak śmigus dyngus? Przecież wszystkie dzieci polskie, grzeczne i najniegrzeczniejsze, miejskie i wiejskie posługują się na co dzień małymi zabytkowymi klejnocikami, które pochodzą ze starego skarbca: liczą sobie ponad sto lat. Jasne, że w takim codziennym użyciu drogocenne drobiażdżki ścierają się trochę, ale nie giną. Dzieci przekazują je następnym po koleniom jako swoją prawowitą własność, w zasadzie nie narusza ną, ani nie potępianą, ani nie popieraną przez dorosłych. Szanują ją i ochraniają, mimo że nie gromadzi jej żadne muzeum, żaden an tykwariat, że żadna Rada Naukowa nie nadała tym klejnocikom za służonego tytułu „zabytek narodowy", żadna też Rada Narodowa nie uchwaliła, aby je strzec od zniszczenia tabliczkami: „pod ochroną". Jest tych zabytkowych klejnocików ponad sto. Około dwustu. Spróbujmy je zebrać, uporządkować i opisać. Załóżmy dla nich małe muzeum. Niech nim będzie na początek, z powodu różnych trudności lokalowych, ta książeczka. Zaprośmy do naszego muzeum wszystkie dzieci polskie, wszystkich, którzy pamiętają, że byli dziećmi, i kilku nastu honorowych gości. Będą to dostojni, ale mili uczeni, polscy i obcy, sprzed stu kilkudziesięciu lat, którzy już dawno interesowali się naszymi skarbami. Zebrali niektóre z nich, zostawili nam swoje zbiory, a sami odeszli. Dzięki nim możemy dziś porównywać wygląd naszych klejnocików z ich wyglądem dawniejszym, stwierdzać po dobieństwa, ustalać wiek. Podziwiać świeżość barwy i kształtu, które zachowały. Podziwiać ich ruchliwość i żywość. Dzieci, i tylko dzieci rozrzucały i toczyły je jak piłeczki. Rozpowszechniły po całej Polsce, choć nie rozporządzały ani prasą, ani radiem, ani telewizją.
Nasze klejnoty nazywa się bardzo różnie. Najczęściej mówi się o nich w y l i c z a n k i . Czasem dorośli, którym zasmakowała beztroska, dziecinna for ma wyliczanek, podszywając się pod dzieci, układają aktualne wyli czanki o swoich własnych dorosłych kłopotach politycznych, zaopa trzeniowych, mieszkaniowych i innych. Mają to być dowcipy. Tych podrabianych przez dorosłych wyliczanek nie zbieramy w naszej książeczce.
Istnieje przekonanie, że wszyscy ludzie należący do jednego naro du mówią tym samym językiem. W ogólności rzeczywiście tak jest. W sprawach ogólnych i podstawowych każdy Polak porozumiewa się z innymi Polakami tymi samymi wyrazami. Ale kiedy dochodzimy do szczegółów, okazuje się, że w różnych okolicach Polski te same przedmioty mają różne nazwy. Na przykład rośliny, gatunki grzybów albo owoców leśnych. Jedni nazywają prawdziwki właśnie prawdziw kami, inni grzybami, jeszcze inni prawikami. Jedni mówią na czarne jagody borówki, inni rozumieją przez borówki brusznice. Przykładów takich różnic uzbierałoby się bardzo dużo. Ale nie tylko pochodzenie z różnych okolic Polski może się wiązać z drobnymi różnicami języka. Podobne różnice zachodzą między odmiankami języka płci. Mężczyź ni nie zawsze wiedzą, jak się nazywa szczegół stroju kobiecego czy dziewczęcego: kontrafałda, plisa. A kobiety na ogół nie rozróżniają stopni wojskowych ani podstawowych części silnika czy wędki. Je szcze inne różnice występują między słownictwem pokoleń. Starsze panie i panowie nosili niegdyś binokle, ich dzieci — okulary, a wnuczę ta — gogle i tzw. widnokręgi, czyli okulary słoneczne o bardzo dużych szkłach. Dziadkowie i babcie jeździli na bicyklu — ich wnuczęta na ro werach, skuterach i motorowerach. Pradziadkowie chadzali do iluzjo nu na „obraz", a prawnuczęta biegają do kina na panoramiczne filmy. Podobnie było zawsze z nazwami wyliczanek. Dzieciom nazwa dla zjawiska-gatunku wyliczanki nie była potrzebna. Mówiły więc
Nazwy wyliczanek
przed rozpoczęciem zabawy w berka, chowanego i innych: „liczmy się", „wyliczajmy się", „odliczajmy się", „meldujmy się", „bawmy się w enemenementy". Z końcem ubiegłego wieku dorośli, a byli to uczeni etnografowie, zajęli się wyliczankami. Zaciekawił ich dziecięcy zwyczaj i teksty używane do wyliczania. Widzieli w tym jeden z prze jawów ginącego folkloru. Jak na uczonych przystało, utworzyli, a może wymusili na dzieciach nazwy ogólne zjawiska. W czasopiś mie „Wisła" pojawiają się w roku 1888 nazwy: wyliczanie, wyliczanki, liczenie, odliczanie, losowanie, rozbieranie, wyrzucanie. Na tere nach dawnej Polski po litewsku: skajtimas. Niemal równocześnie budzi się zainteresowanie wyliczaniem za granicą. 'Za granicą bada cze folkloru obcego nazywają wyliczanki w swoich językach jeszcze inaczej. Niemcy: Auszáhlreime— rymy wyliczankowe, Abzáhlreime— rymy odliczankowe. Anglicy: counting-out rhymes — rymy wyliczan kowe. Rosjanie — sczytałki, sczytywanije. Polska badaczka folkloru żydowskiego, Regina Lilienthalowa notuje nazwę: ouscajlenyś. Z nazw używanych w Polsce najciekawsze są poza tym dwie. Jedna, bardzo naturalna i obrazowa — kurzy pacierz. Jest tak do wcipna, tak doskonale oddająca rytmiczne kiwanie się dzieci przy liczeniu, które przypomina kurę wydziobującą ziarenka i robaczki z ziemi — że trudno mi posądzać dorosłych o utworzenie tej nazwy. Druga nazwa jest również bardzo ciekawa — matowanie. Naj trudniejsza, najmniej znana samym dzieciom, najbardziej uczona i najbardziej problematyczna. Dzieci śmieszy, ale uczonym się spo dobała. Właśnie ona przeszła jako termin do nauki. I tylko tam się przyjęła. Figuruje jako hasło w słowniku folkloru polskiego, napisa nym przez profesora Juliana Krzyżanowskiego. Posługiwali się nią zbieracze wyliczanek w „Wiśle", odświeża ją Jerzy Cieślikowski w książce Wielka zabawa (1967). Problematyczność terminu naukowego matowanie wynika z jego niejasnego pochodzenia. Uczeni lubią wiedzieć, od czego pochodzi zjawisko lub imię, które badają. Uważają za swój obowiązek wyjaśnić źródła nazwy, jej pierwotne znaczenie. Nazywają to etymologią lub
7
8
wywodzeniem etymologii. Wyraz etymologia pochodzi od greckiego: etymon 'prawda, istota, znaczenie' i logos 'słowo, nauka'. Wszyst ko, co mądre i uczone, łączy się jakoś pośrednio z tym, nad czym „już myśleli starożytni", czyli Grecy i Rzymianie. Dlatego też nazwa matowanie od razu się tak uczonym spodo bała. Skojarzyli sobie mętowanie z metą, która jest wyrazem łaciń skim i znaczy 'cel, kres' i która odgrywa ważną rolę w wielu zaba wach dziecięcych. Bywa też miejscem wypoczynku podczas gonit wy. W niektórych gwarach dzieci nazywają ją mynta. Dzieci żydow skie znały przed wojną swoistą odmianę gry podobnej do zabawy w klasy. Różniła się od klas tym, że przedmiotem przesuwanym z klatki do klatki była kreda, a nie kamyczek, i tym, że w kredę się dmuchało, a nie kopało, oraz samą nazwą. Gra żydowska nazywała się a mete. Wywodzono ją z polskiego meta 'cel'. Oto jak wygląda rysunek „klas" w grze a mete:
Niezgodność głoski e (meta) i ę {mętowanie) troszkę się kłóciła z etymologią, że mętowanie pochodzi od meta. Ale wkrótce znale ziono parę: metryka-mętryka. Posłużono się nią jako ważnym argu mentem. Metryka, dziś nazywana aktem urodzenia, oczywiście jest nazwą uczoną, pochodzącą po trosze z łaciny (metrum 'miara', matricula 'opis, katalog'), po trosze z greki (metrikos 'dotyczący miary'). Lud przekształcił ją w niektórych gwarach, żeby było jeszcze bardziej elegancko, na metryka. Taka przesadna dbałość o elegan cję i poprawność nazywa się hiperpoprawnością (znów od greckie go: hyper 'had'). Rozumowano więc: skoro od metryki utworzono hiperpoprawną formę ludową metryka, na pewno od mety powstało hiperpoprawne mętowanie. Sprawa ucichła, a termin został. Czy jego etymologia jest prawdziwa, nie wiadomo.
(K)00
(^
)
100
70
80
90
40
50
60
10
20
30
Losowanie ofiary. Łączenie mętowania z metą i wyprowadzanie wyliczanek bezpośrednio od gier, w których losuje się dziecko śpią ce w chowanym, szukające w ciuciubabce, goniące w berku itd., jest dużym uproszczeniem. Zanim formułki wyliczanek zastosowano do takiego losowania w zabawie, istniały podobne zwyczaje w innych sytuacjach. W społeczeństwach pierwotniejszych losowano w ten sposób ofiary. Pasterze za pomocą odpowiednich formułek wybie rali z trzody zwierzę na ofiarę, zwycięscy żołnierze dziesiątkowali pułki pokonanego wojska: odliczając do dziesięciu, wybierali co dziesiątego żołnierza na stracenie. W takich dramatycznych okoliczno ściach wygodniej było składać odpowiedzialność za czyjąś śmierć na los, czyli przypadek. O tym, na kogo wypadł zły los — decydowała więc formuła wyliczania. Była to formuła o magicznej, nadludzkiej mocy. Jeżeli wśród dzieci znalazł się utajony winowajca, który się nie przyznawał do winy, losowało się już w XIX wieku, podobnie jak to robią jeszcze niektóre dzieci dziś, formułką:
Jest tu taki między nami, co dostanie bizunami: hopa ropa len, a to będzie ten!
Za winowajcę uznawało się tego chłopca, na którego przy wyliczaniu wypadła ostatnia sylaba. Formułki tej używało się także do zwykłego wyliczania. Myślę w związku z tą wyliczanką o chłopcach, ponieważ
Dwojakie pocho dzenie zasady wyliczania Losowanie ofiary
10
nigdy nie słyszałam jej u dziewczynek. Niektóre z jej odmian są odrobinę nieprzyzwoite, ale zabawne i stare. Dlatego nie mamy ich prawa w naszym muzealnym zbiorku pomijać. Byłoby to wbrew na szej małej, ale naukowej prawdzie o historii wyliczanek. Znajdziecie je między podanymi tekstami. Liczenie do dziesięciu lub do jakiejś innej liczby jest oczywiście techniką bezbarwną, ale czystą. Elementy ciągu liczb 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10 są stałe. Wyklucza to fałszerstwo. Tekst formułki losują cej musi być stały. Jego przeinaczanie unieważnia sprawiedliwy, bo zdany na przypadek, wybór. Dlatego formułki wyliczające, choć trud niejsze niż zwykłe liczenie, są takie zadziwiająco stare i stałe. Kto je od gry do gry przeinacza, wzbogaca lub zuboża o sylaby, naraża się na unieważnienie wyliczania i na zarzut, że jest kombinatorem. Do stałości tekstu, czyli zapamiętania i wiernego powtarzania ustalonej formuły przez wiele lat i w wielu okolicach, przyczynia się to, że każda wyliczanka jest uformowana według swojego stałego wzorca rytmicznego. Nie można nic do niego dodać. Nie można nic ująć. Wyliczanek się nie śpiewa, ale też się ich nie mówi. Ich muzyka jest czymś pośrednim między piosenką a mową: jest skandowanym wierszem. Wyliczanki mają swoje rytmy i rymy. Także rymy sprzyjają zapamiętaniu tekstu, często trudnego, bo niezrozumiałego. Niektóre wyliczanki są, jak na prawdziwe formuły magiczne przy stało, całe albo choć do połowy niezrozumiałe: ence dence dychy dachy
Wylicza się, akcentując mocno co drugą, czyli pierwszą, trzecią, piątą, siódmą, dziewiątą, jedenastą, trzynastą, piętnastą, siedemnastą i ostatnią sylabę. Gdyby w nich odgrywał rolę tylko rytm, czyli ilość sylab akcentowanych, można by poszczególne elementy wyliczanek wymie niać na inne, lecz również dwusylabowe. Ale i tego nie wolno. Nie pozwala na to rym. Wyliczanka jest ujęta w siatkę rymu. Czasem jest to siatka o tak gęstych oczkach, że rymuje się z sobą niemal każda para wyrazów lub magicznych niby-wyrazów wewnątrz linijki wiersza
pone gnachy semper pemper perla puf.
i jeszcze zamyka ją rym trzeci, korespondujący z końcem linijki drugiej: ene due like fake torba borba ósme smake deus meus kosmateus bakoń szwadron
ene + due, like + fake, torba
borba
deus + meus + kosmateus bakoń + szwadron
Czystość formalna, czyli stałość tekstu, mimo niezrozumiałości i właśnie owa jego tajemnicza niejasność znaczenia są tym, czego potrzeba prawdziwie magicznemu, czarodziejskiemu zaklęciu. Wyli czanka spełnia te warunki. Jest więc zaklęciem o funkcji magicznej.
Czyste formalnie teksty o stałej budowie doskonale nadają się do mierzenia. Można nimi mierzyć czas, ilość przedmiotów, pracę. Stosuje się więc podobne formułki jako jednostki miary. Starożytni mierzyli czas klepsydrą. Piasek przesypywał się w klepsydrze z jednego pojemnika do drugiego w doskonale równych odstępach cza su. Na przykład pięć minut. Klepsydra zastępowała zegarek. Nasze prapraprababki nauczyły nasze babki i matki gotować jajka na miękko bez używania zegarka. Wystarczy wyklepać trzykrotnie, bezmyślnie pacierz Zdrowaś, Mario. Potraktowany jako czysta formułka mierząca czas gotowania, spełnia on funkcję zegarka, podobno z dokładnością co do sekundy. Można zapomnieć, ile trzeba minut na osiągnięcie doskonałej miękkości, ale nie zapomni się skojarzenia jajka na miękko z trzema zdrowaśkami. Taki skuteczny sztuczny środek na zapamiętanie nazywają psycholodzy mnemotechniką. Wyraz pocho dzi z greckiego mněme 'pamięć' i technikos 'sztuczny, kunsztowny', téchně 'sztuka, kunszt'.
ftfi%*,\t?- •-< ifcSlt ř í i í s í C ^ * * -f % # s, t ,
i n
K^Łtitt f $ g jk pfZ'c
ii tt',-^tf f ř l > * *
12
Liczenie przy pracy nie tylko spełniało zadanie zegarka, którego dziecko dawniej nie miało. Jego rytmiczna śpiewność urozmaicała mo notonię pewnych zajęć, pozornie skracała czas pracy. Wytwarzała złu dzenie, że płynie on szybciej. Niewiele jest już dziś czynnych koło wrotków w Polsce i na świecie. Nie wiem, czy przędą jeszcze gdzieś dzieci. Nie wiem, jakich rymów używa się dziś przy miarowym rytmie ręki wyciągającej nitkę i nogi naciskającej na pedał, który obraca koło. W pieśni Moniuszki ze Strasznego dworu, gdzie „U prząśniczki sie dzą, jak anioł dzieweczki, przędą sobie, przędą cieniutkie niteczki", śpiewa się: „Kręć się, kręć, wrzeciono, wij się złota nić" (wg Jana Czeczota). W 1897 roku zapisano, że prządki śląskie liczyły przy pracy: I enner
2 zwenner
I I paula
12 piábs
3 drenner 13 dika
4 vemer 14 dika
5 furtka 15 daka
6 stunka 16 buna
7 grabią 17 ziba
8 stabla 18 bima
9 riika
10 pika
19 perla
20 puff
albo: raz
dwa
fammel
trzy foch
doch (niem. przecież) ob (niem. czy)
fimmel
ich (niem. ja)
fammel
foch
gleich (niem. zaraz)
fimmel
fammel
fammel
nicht (niem. nie)
kann (niem. potrafię) zwanzig sind ihr doch (jest was przecież 20)
Dzieci, usłyszawszy ten sznureczek sztucznych wyrazów połączo nych ściśle z sobą dzięki rymowi i rytmowi, polubiły go, nauczyły się, poprzekręcały trochę według własnego gustu i zaczęły używać wyli czanek znanych do dziś: ence dence
ence dence
ence dence
erlec merlec
dychy dachy
dychy dachy
dichi dache
dychy dachy
polinachy
pone gnachy
pone hache
bonach machy
semper pemper
sem perla puers
szenk sem
sęk pęk
perla puf
draus
pęk pem
perta pupa
perla pus
draus
draus
draus zając
faj
fimmel
zahlen (niem. liczyć)
Są jeszcze dzieci w Polsce, które — pomagając w gospodar stwie — robią ze śmietany domowe masło w maślnicy. Śmietanę ubija się bardzo długo. Nie wolno tego ubijania w dowolnym miejscu przer wać, nie wolno ciągle zaglądać do maślnicy, nawet kiedy się jest bar dzo ciekawym, czy już się ze śmietany tworzą grudki masła. Nie wolno pod byle pozorem zanurzać palca w śmietanie i oblizywać go. Nudne! Dlatego dobrze liczyć. Nie wiem, jak liczą dzieci przy robieniu masła. Może po prostu do trzystu, do dwustu i od początku do stu. Jeżeli liczyły dawniej specjalnymi rymami — nie zapisano tego. Wierszyki maślane zaginęły. W wyliczankach została z tego wszystkiego czaro wnica i zepsuta maślnica niemiecka: puterwas zamiast Butłerfass albo i butek w las. Deszczyk pada — słońce świeci, czarownica masło knesi (lub kneci, lub kleci), uknesila (ukleciła, uklesila), postawiła, przyszła świnia, przewróciła, przyszedł wół, poprawił, przyszedł dziad, wszystko zjadł. ene mene dike bake siorba torba insze smake enter was butel w las ty, zajączku, biegaj w las. encyk pencyk ludawinczyk encyk w las puter was ty, zajączku, biegaj w las. inki pinki ludominki ency klas buterwas ty, zajączku, biegaj w las. 2 - K. Pisarkowa. Wyliczanki
14
Liczby, wierszyki z liczbami i magicznymi wyrazami mogły też mieć przy robieniu masła znaczenie zaklęcia. Uczeni zbieracze zwyczajów ludowych piszą o tym. W niektórych okolicach wierzono, że czarownice mogą przeszkadzać w robieniu masła. Wystarczy, że taka czarownica policzy obręcze na maślnicy od dołu do góry i z góry na dół, a śmietana nie zamieni się w masło. Trzeba znać sposób na odczarowanie i przechytrzyć czarownicę. W tym celu należy liczyć obręcze na maślnicy z góry na dół. Można też założyć pod obręcz ni tkę albo zawiązać maślnicy fartuch, a pod nią podłożyć czerwoną szmatkę. Czarownicy z naszej wyliczanki nie udało się zaczarować śmietany, bo masło „uknesiła". Wyliczanki zapożyczano czasem z zasobu formułek mnemotechni cznych. Istnieje, na przykład, formułka, którą się odmawiało w XIX w. przy wkładaniu kartofli do ogniska. Już wtedy służyła, a także i dziś służy równocześnie jako wyliczanka: rąbał / rabat / siékie / réczka / narą / bát szes / ná-a / ście / jeśli / państwo / nié wie / rzycie / pora / chować / ka-aż / cié / = 16
Przy podziale rymowanki na jednostki rytmiczne, zawierające po jednym akcencie, otrzymujemy rzeczywiście zadaną do pamiętania ilość: 16. Szesnaście kartofli włożono do ogniska i tyluż trzeba po jego wygaśnięciu w popiele szukać. Innymi wierszykami liczy się kreski: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 Siedzi / gápa / ná pto / cié / plecie / sobie / wárko / czé / (albo papocie), chcecie / wierzyć / álbo / nié / 13
14
15
16
też szes / naście / kresek / jé /
albo: 1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
Pisat / pisał / pisa / rek / napi / sal szes / naa / ście /, jeśli / państwo / nie wie / rzycie/, pora / chować / kaaż / cie /.
Warto dodać, iż przymus wzorca rytmicznego jest tak silny, że może wykolejać akcent naturalny języka. Odliczamy więc akcentując,
wbrew prawu języka polskiego, nie na przedostatniej, lecz czasem na ostatniej sylabie w wyliczance:
15 Poszedł Máciek pó wodé, zlapat kóze zá brode,
Dzieciom takie zakłócenie akcentu naturalnego nie przeszkadza, á koza go zá pejsý, Nawet sprawia im to dodatkową przyjemność. Znaczenie poszczegól- czyś ty, Maćku, tutejszy? nych elementów formuły magicznej nie jest istotne. Im mniej zrozu miała formuła, tym magiczniejsza. Odkształcenie wyrazów znaczą cych choćby przez odebranie im naturalnego akcentu — odbiera im część tego znaczenia, które noszą w życiu potocznym, nie magicz nym, i zbliża je do wyrazów niezrozumiałych — zaczarowanych. Swoi ste pielęgnowanie i rozwijanie wyliczanek dokonuje się z jednej strony przez takie zmiany ich składników, że składniki te powoli tracą sens. A z drugiej — bezsensowne składniki podobne do prawdziwych wyra zów wymienia się na wyrazy prawdziwe. Tak czy inaczej: wyliczan ki służyły zawsze do liczenia. Dlatego tyle w nich liczebników albo szczątków bardzo starych, zepsutych liczebników. W tych szcząt kach można rozpoznać rozwój samych sposobów liczenia. Dla ludzi współczesnych, którzy mają tradycję tysiącletniej kultury, liczenie jest oczywistością. Zapominają oni, że kiedyś liczby były wielkim odkry ciem. Istnieją jeszcze dziś dzikie plemiona (np. w Australii), które mają w swoich językach tylko 2 lub 4 liczebniki. Wszystko ponad to nazy wają „dużo". Wiele ludów pokazuje liczby na palcach, pomagając sobie palcami u nóg. Odkrycie piątki było kiedyś bardzo istotne. Znaki liczb rzymskich od I do V przedstawiają ilość palców. Pięć, ang. five, niem. funf, francuskie cinq to podobno wyrazy pokrewne sanskryckiemu pani 'ręka, dłoń'; pięć i dłoń to jeden i ten sam wyraz w różnych językach, np. Syjamu i Tybetu. Następne odkrycie matematyki to obie dłonie, dziesiątka i system dziesiętny. Zulusi mówią: 6 — tatisiłupha, czyli „biorąc kciuk" dodatko wy, z drugiej ręki. Hebrajskie 11 to ashtei, a ashtoth to 'myśl', czyli: „10 + jeden w myśli". 2*
16
Rozwój zdolności liczenia u dzieci widoczny jest też w wyliczan kach. Przeważnie zawierają one liczebniki od 1—3 lub od 1—5, a reszta to już wyrazy lub dźwięki zastępujące liczebniki. Niektóre z liczebników wyliczankowych są jedynymi pozostałościami języków już nie istniejących. W wyliczankach angielskich spotyka się wyrazy inty, tinty, tethery, methery... over (8) albo overa, dover (9) albo dovera, dik (10). Są to przedhistoryczne liczebniki Celtów, którzy żyli na Wyspach Brytyjskich przed ich podbiciem przez Rzymian i Saksonów. Zajmowali się pa sterstwem. Używali liczebników do liczenia owiec, a własnego języka, gdy byli w niewoli, żeby jako lud podbity zachować choć tyle wol ności. Język ojczysty miał znaczenie języka tajnego. Najeźdźcy go nie rozumieli. Język w końcu wymarł, ale liczebniki przeżyły do dziś. Odnajdujemy je w języku walijskim, w tzw. liczeniu pasterskim (uży wają ich mężczyźni pasterze, a kobiety przy robocie na drutach, li cząc oczka lub rzędy oczek) i w wyliczankach, a wraz z wyliczan kami zawleczone zostały przez emigrantów aż do Stanów Zjedno czonych: 1 2 3 4 5
aina peina papa peddera pimp
6 7 8 9 10
ithy mithy owera lowera dig
11 12 13 14 15
aina dig peinadig para dig peddera dig bumfit
Do rozpowszechnienia tych wyrazów i wyliczanek przyczynili się też Cyganie, przy okazji wtrącili do nich swoje trzy grosze. Mówi się więc, że np. znany początek wyliczanki amerykańskiej: ekkery, akkery (albo akairi) to nałożenie cygańskiego ekka, eka z sanskryckiego eka 'jeden' na angielskie one, two — one +ery, two-ery. Tak że w polskich wyliczankach odnajdziemy coś podobnego: eko peko kostka gra i ekiełe pekiete cukiete. Jakich liczebników nauczyły się polskie dzieci od Cyganów i jak je zastosowały w swoim „tajnym" języku wyliczankowym, zobaczymy w rozdziale o liczeniu cygańskim.
16 17 18 19 20
aina bumfit peina bumfit para bumfit peddera bumfit gissy.
Jak bardzo wolno było zmieniać i przekręcać liczebniki pierwot ne, aby wyliczanki nabrały cech języka tajnego, widać na przykła dzie różnych wersji nazw liczebników używanych pod Irkuckiem. Z zestawień Winogradowa wybieram nazwy dla liczb 1, 7, 8: Niektóre z nich, ale tylko niektóre, przypominają „nasze" liczenie cygańskie. Wspólną ich cechą jest to, że na pewno przeciętny doro sły nie zainteresowany wyliczankami nic by z tego nie rozumiał. Bogactwa umieszczane w muzeach, antyczne rzeźby, kunsztowne wyroby z metali szlachetnych: złota, srebra i szlachetnych kamieni, obrazy sławnych mistrzów, zabytkowe monety i pamiątkowe medale, stare stylowe meble, arrasy i inne tkaniny, pożółkłe rękopisy na perga minach z czasów, kiedy nie znano druku, stare druki, artystyczne wy roby ludowe — gromadzi się przez wiele lat. Pochodzą z pałaców królewskich, magnackich, są darami miłośników i zbieraczy rozmiło wanych w osobliwościach i świadectwach poczucia piękna. Poczu cie to istnieje w każdym człowieku, choć nie wszyscy zgadzają się z sobą w ocenach, co jest piękne, co brzydkie, a co nieistotne. Na urodzie i osobliwości wyliczanek poznały się najwcześniej same dzieci. Dlatego tworzyły je, składały z różnych cząsteczek, używały ich, dzieliły się nimi między sobą, pilnowały ich i zachowały je nam. Oczywiście nie była to twórczość ani troska świadoma. Tak jak nie tworzyły naukowej nazwy ogólnej, oderwanej: mętowanie, na wyliczanki, tak też nie zdawały sobie sprawy z tego, co tworzą i co chronią. Od uświadamiania są dorośli. To oni nie tylko zauważają różnicę między leniwą, pustą artystycznie wyliczanką po co mamy długo liczyć — kiedy wyjdziesz ty
a surrealistycznym obrazkiem, ale także zastanawiają się nad jej istotą.
17 1 (raz) azi anzy, janzy rancy razum anczik radzi ans az
- -vi
7 szuma chochar chochman szochman tochwan jukman szufum istra
'
8 jochar jochman rochman łochman bochwan chafit motdosz bystra.
i''.'
Siedzi baba na cmentarzu, trzyma nogi w kałamarzu, przyszedł duch, babę w brzuch, baba w krzyk, a duch znikł.
18
Wyliczanki zebrane w naszym tomiku zawdzięczamy nie tylko dzieciom, które je stworzyły, ale i zbieraczom. Wprawdzie nikt nigdy nie ogłosił pełnego zbioru wyliczanek polskich i nawet nie wiem, czy byłoby możliwe wychwytać je wszystkie, ponieważ są żywe i ruchli we, jak dzieci, ale tu i ówdzie ukazywano bardzo ciekawe i liczne ich przykłady. Do naszego zbiorku włączamy te wyliczanki, które zawdzięczamy nie istniejącemu już pismu „Wisła". W roku 1888 ogłoszono w „Wiśle" ankietę poszukującą tekstów wyliczanek. Ankieta trwała dwa lata. Redakcja wzywała „wszystkich ludzi dobrej woli, aby dla dobra nauki zechcieli nadsyłać" materiały. Po pewnym czasie materiał się wyczer pał, formułki zaczęły się powtarzać. Redakcja zamknęła ten Dział Po szukiwań, obiecując, że wkrótce ogłosi rozprawę podsumowującą. Czytelnicy domagali się tej rozprawy, skoro w jednym z numerów pi sma znajdujemy odpowiedź Redakcji: „Sprowadzenie do jednego mia nownika licznie zgromadzonych w «Wiśle» mętowań potrzebuje dłuż szego czasu". Do ogłoszenia takiej rozprawy jednak nigdy nie doszło. Czasy były złe i niespokojne. Dzieci wyliczały dalej, ale dorośli mieli inne kłopoty. Wśród zbiera czy wyliczanek znajdowali się bowiem ludzie bardzo poważni, uczeni dużej sławy, pisarze wielkiej miary. Z wdzięczności za oddaną nasze mu muzeum przysługę — za ofiarowanie zbiorów, umieszczamy nie które nazwiska na pamiątkowej tablicy. Na jej początku: inicjator an kiety August Wrześniowski, zoolog, profesor uniwersytetu w Warsza wie; żył w latach 1836—1892. Dalej Mieczysław Dowojna-Sylwestrowicz, Teodor Tomasz Jeż, czyli piszący pod takim pseudonimem Zyg munt Miłkowski, pisarz i działacz polityczny, autor powieści histo rycznych i jemu współczesnych; żył w latach 1824—1915. Jan Alek sander Karłowicz — językoznawca, etnograf, autor 6-tomowego Słow nika gwar polskich, współzałożyciel i współautor ośmiotomowego, nie zrównanego Słownika języka polskiego (tzw. Słownik warszawski), współzałożyciel pisma „Wisła"; żył w latach 1836—1903. Ludwik
Krzywicki, socjolog, ekonomista, antropolog i działacz społeczny (1859—1941). Rafał Lubicz, czyli piszący pod takim pseudonimem Hieronim Łopaciński, historyk (1860—1906). Władysław Matlakow ski, lekarz, literat i etnograf (1851—1895). Stanisław Witkiewicz, ojciec pisarza i malarza Witkacego, malarz, architekt, krytyk litera cki, historyk sztuki (1851—1915). Roman Zawiliński, językoznawca i etnograf (1855—1932). Umieścimy na tablicy także czasopisma, np. „Lud". I ono intere sowało się wyliczankami z początkiem XX wieku. Także „Przekrój", który w 1959 r. (pod tytułem Elemele) ogłaszał polskie wyliczanki. Podziękujemy także innym, np. Oskarowi Kolbergowi, folklory ście, etnografowi, muzykowi i kompozytorowi (1814—1890); Regi nie Lilienthalowej, badaczce folkloru żydowskiego; profesorowi Ju lianowi Krzyżanowskiemu; także Jerzemu Cieślikowskiemu, autoro wi książki Wielka zabawa, oraz wielu dorosłym, których nazwiska nie figurują w encyklopediach; pewnej Władzi, pewnemu Grzesiowi, pewnej Joasi i wielu przyjaciołom dzieci, wielu dzieciom, studentom z Cieszyna, Katowic, Szczecina, wszystkim, którzy zechcieli mi spisać znane sobie wyliczanki współczesne. Pomogli oni, zdradzając tajemni ce swojego podwórka, ustalić właśnie możliwie pełny zasób naszego zbiorku, pomogli stwierdzić dawność i powszechność wyliczanek pol skich. Przy porównywaniu bowiem wyliczanek używanych współcze śnie z tymi, które spisywano w XIX wieku, okazało się, że niemal wszystkie współczesne znano już dawniej, i to w całej Polsce. Chyba właśnie dlatego tak trudno było w „Wiśle" przygotować ów oczekiwany na próżno artykuł podsumowujący ankietę: „Wisła" była pismem zainteresowanym głównie etnografią i folklorystyką. Zgodnie z tymi zainteresowaniami mogła dążyć do ustalenia pełnej geografii, czyli miejsca narodzin i zamieszkania poszczególnych wyliczanek na różnych terenach Polski, i do wyjaśnienia wszystkich cząsteczek wyrazowych i niby-wyrazowych, z których zbudowano wyliczanki. Tymczasem już wtedy, tzn. w XIX wieku, nie było to mo żliwe. Wyliczanki rozpleniły się już po całej Polsce, wszędzie miały
19
TABLICA PAMIĄTKOWA ZBIERACZY WYLICZANEK POLSKICH AUGUST WRZEŚNIOWSKI, 1836—1892, ZOOLOG, PROF. UNIW, WARSZAWSKIEGO MIECZYSŁAW DOWOJNA-SYLWESTROWICZ (1849—1919) ZYGMUNT MIŁKOWSKI, 1824—1915, PISARZ PSEUD. TEODOR TOMASZ JEŻ JAN ALEKSANDER KARŁOWICZ, 1836—1903, JĘZYKOZNAWCA, ETNOGRAF, AUTOR SZEŚCIOTOMOWEGO SŁOWNIKA GWAR POLSKICH WSPÓŁZAŁOŻYCIEL PISMA „WISŁA" WSPÓŁZAŁOŻYCIEL I WSPÓŁAUTOR OŚMIOTOMOWEGO SŁOWNIKA JĘZYKA POLSKIEGO, NAZYWANEGO SŁOWNIKIEM WARSZAWSKIM (OJCIEC KOMPOZYTORA MIECZYSŁAWA) LUDWIK KRZYWICKI, 1859—1941, SOCJOLOG, EKONOMISTA, ANTROPOLOG, SPOŁECZNIK HIERONIM ŁOPACIŃSKI PSEUD. RAFAŁ LUBICZ, 1860—1906, HISTORYK WŁADYSŁAW MATLAKOWSKI, 1851—1895, LEKARZ, LITERAT, ETNOGRAF STANISŁAW WITKIEWICZ, 1851—1915 MALARZ, ARCHITEKT, KRYTYK LITERACKI, HISTORYK SZTUKI (OJCIEC PISARZA I MALARZA WITKACEGO) ROMAN ZAWILIŃSKI, 1855—1932, JĘZYKOZNAWCA I ETNOGRAF OSKAR KOLBERG, 1814—1890, FOLKLORYSTA, ETNOGRAF, MUZYK, KOMPOZYTOR REDAKCJE PISM: „WISŁA", „LUD", „PRZEKRÓJ"
swoje bliźniacze lub niemal bliźniacze wersje. Były po prostu zado mowione w naszym kraju. Ich niejasne niby-wyrazy wtopiły się w ca łość formułki, złączyły się z jej rytmem i rymem, i z innymi wyrazami. Stworzyły barwną mozaikę, której składniki nie zawsze dadzą się wyłuskać z całości i rzadko pozwalają na wykrycie etymologii.
Jedną z przyczyn, dla których nie wszystko w wyliczankach jest jasne i zrozumiałe, jest ich zamierzona funkcja magiczna. Inną przy czyną jest obce pochodzenie niektórych wyliczanek. Nie wszyst kie wyliczanki używane przez polskie dzieci powstały w Polsce. Część przywędrowała z zachodu, część ze wschodu. Były to czasy jeszcze dawniejsze niż czasy etnograficznych zainteresowań „Wi sły". Wtedy kiedy jeszcze nikt wyliczanek nie spisywał, kiedy podró żowało się po Europie końmi, albo i pieszo, wraz z dziećmi wędrują cych rodzin cygańskich, żydowskich, wraz z żebrakami, dziadami limikami, włóczęgami, francuskimi guwernantkami, obcymi nauczy cielami języka niemieckiego i łaciny — wędrowały wyliczanki. Po chodziły z obcych krajów, ale przystosowały się do naszego klimatu i języka, spolszczyły się, zapomniały o swoim pochodzeniu. Z tru dem można w niejednej z nich znaleźć dalekie echo wyliczanki ob cej, która żyje w wersji oryginalnej pod Irkuckiem albo koło Bazylei, lub w Austrii albo na Morawach. W długiej i dalekiej wędrówce pogubiły się pewne obce oczka, pozacierały się niektóre ornamenty. Dzieci na prędce wstawiły w to miejsce składniki rodzime. Posklejały pęknięcia polską gliną i suro wym ciastem, uzupełniły rym i — wyliczanka gra. Kiedyś, może gdzieś w Europie, w języku ojczystym dzieci, które ją ułożyły, zna czyła więcej. Cząsteczki odczuwane przez nas dziś jako abstrakcje były prawdziwymi, żywymi wyrazami. Można się o tym przekonać, kiedy się weźmie do ręki obce pisma z XIX w. albo zbiorki zabaw i gier dziecięcych. Także nazwiska tam tych obcych i dawno nie żyjących zbieraczy wyliczanek wypadałoby
21
Wędrówki wyliczanek po Europie
umieścić na osobnej tablicy gości honorowych, ale byłaby to tablica zbyt duża, a nazwiska trudne, bo obce. Nie sporządzimy takiej tabli cy. Myślę, że ani zbieracze, którzy ogłaszali swoje zbiory w różnych pismach obcych, np. w „Zeitschrift des Vereins fůr Volkskunde" w la tach 1895—1911, „Blatter fur pommerische Volkskunde", ani angiel ski uczony Henry Carrington Bolton, autor książki zawierającej około 800 wyliczanek z całego świata, a wydanej w 1888 r. w Londynie, ani morawski uczony František Bartoš, ani H. Frischbier, zainteresowany wyliczankami pomorskimi, ani Hermann Wagner, autor podręcznika do gier sprzed 100 lat, ani Karl Wehrhan, zbieracz zabaw i wierszy dziecięcych z początku XX w., ani J. V. Zingerle opisujący w 1873 r. gry średniowiecznych dzieci niemieckich, ani Henry Bett, ani Georgij Winogradów, autor książki o folklorze dziecięcym, wydanej w 1930 r. w Irkucku — nie będą mieć do nas żalu o to, choć cieszyliby się, że nieraz uciekamy się do ich pomocy przy objaśnianiu niezrozumiałych cząstek w wyliczankach.
Każde dziecko ma duże zdolności aktorskie. Obserwuje bacznie świat, ludzi dorosłych, ich zachowanie, podsłuchuje ich język, podpa truje zwierzęta, naśladuje je, a czasem przedrzeźnia. W ten sposób odbywa się pierwszy stopień wtajemniczania dziecka w życie, świat i język. Dziecko uczy się, naśladując dorosłych i inne dzieci. Przyswaja sobie ich umiejętności. Dzięki przejętym, przyswojonym pierwszym wiadomościom i umiejętnościom rozwija własną osóbkę. Stopniowo, w miarę jej rozwoju, usamodzielnia się, traci instynkt naśladownictwa, ponieważ przestaje on być potrzebny. Naśladowanie zasłyszanych odgłosów własnym głosem nazywa się onomatopeją. Wyraz pochodzi z greckiego: ónoma 'imię' i poieo 'tworzę'. Kiedy dziecko nie zna jeszcze wszystkich potrzebnych mu wyrazów języka ojczystego, tworzy swoje własne. Coś upadnie — dziecko mówi: bęc. Przebiega pies, dziecko woła: hau hau, naśladując głos psa. Kiedy słyszy kukułkę — woła: kuku. Ulubioną onomatopeją
jest naśladowanie dzwonków, np. bim bam, dzyń dzyń. Kiedy bije bęben, dziecko powie: bum bum, kiedy grają trąby — dziecko naśla duje je onomatopeją: tratatata. Nie wszystkie onomatopeje polegają na powtarzaniu jednego od głosu: bęc, na przykład, jest pojedynczym wyrazem onomatopeicznym. Ale ponieważ same odgłosy naśladowane często się powtarzają, typowe onomatopeje są parami, trójkami i parami par, oczywiście ry mujących się, powtarzanych dźwięków: dzyń dzyń, dzyń dzyń dzyń itd. Muzykalniejsze dzieci wyróżniają odcienie i różne dźwięki w śpiewie dzwonów lub ptaków. Tworzą onomatopeje bogatsze niż dzyń dzyń, bardziej urozmaicone: bim bam bom. Część takich onomatopei wśliznęła się do wyliczanek. Na przykład naśladowanie odgłosu dzwonków przy uprzęży: ceń ceń para ceń czym koń popudlany? załatymi pudlami!
albo: ciele mele myć
Czy pod słomą,
gdzie się mamy kryć?
czy pod dach, wszędzie mamy strach.
Podobnie postępują dzieci innych narodów. Dzieci morawskie naśladują w dwóch wyliczankach całą orkiestrę dętą. Zapisał te wy liczanki w 1873 roku Franciszek Bartoš: Am bum tatarum cim flek pumpařům
Am bum tatarum
pani šedi na kamenci vystupjte krakovenci
albo:
krakovenci Krakowa
albo:
rikaju i klič
cim flek pumpařům
Na koho to slovo přijde
stoi hruška u potůcka
ten mosi it přyc
Šli dva Turci
na bubynku bum bum
kalich vody nakowa
okole Prapurci
na citerku tra tra
ačkačven,
zaťukali na zámeček
na husličky fidli
na ten zlaty bubyneček
fidli—ven!
24
Słowa tych wyliczanek są tak podobne do polskich wyrazów, że chyba nie wymagają tłumaczenia. Dzieci niemieckie naśladowały, według zbieraczy wyliczanek w XIX w. — dzwony odgłosami bim bam bum, kling Mang, a strzały piff paff puff. Oto kilka przykładów sprzed stu lat: Bim bam bum das Záhlen geht herum Schnecke Schnecke schnure Mánnchen komm und fuhre uns herein heraus Du bist raus!
Albo:
[znaczy:]
bim bum barn liczenie się toczy. ślimak, ślimak, wystaw oczy, chłopku, chodź i prowadź nas tu i tam, wychodź sam!
In der bimbambolischen Kirche geht es bimbambolisch zu auf dem bimbambolischen Berge sassen bimbambolische Zwerge und die bimbambolischen Puppen assen bimbambolische Suppen Eck Dreck — du bist weg!
W bimbambolijskim kościele bimbambolicznie się dzieje, na bimbambolicznej górze siadły bimbamboliczne karły, a bimbamboliczne kukły jadły bimbamboliczne zupy, smród, brud — brzydka rzecz - - a ty sobie pójdziesz precz!
albo wyliczanka zawierająca echa klęski Napoleona w Rosji (1812): Eins zwei drei vier fůnf sechs sieben wo sind die Franzosen geblieben? Im Russland in dem tiefen Schnee Da riefen alle: „O, weh, o weh!" Ammer wammer Rotterdammer Piff puff paff Schlag aff!
Raz dwa trzy cztery pięć sześć siedem, co się stało z Francuzami? zostali w Rosji pod zaspami, wołali wszyscy aj waj aj waj amczyk wamczyk Rotterdamczyk piff puff paff odbij od nas baf!
W podobny sposób naśladowały dzieci nie tylko głosy zwierząt, instrumentów muzycznych, dzwonów. Wokół nich przewijał się
barwny tłum „bimbambolicznych" cudzoziemców, którzy posługiwali się niezrozumiałymi językami. W kościele ksiądz odprawiał mszę po łacinie, na jarmarkach targowali się w egzotycznym szwargocie han dlujący końmi Żydzi i Cyganie. Cyganie wędrowali przez podwórka. Szukali dziurawych naczyń kuchennych, które mogli naprawić, kuli ko nie, sprzedawali, kupowali, czasem kradli, porozumiewając się tajem niczym językiem. Niekiedy zawędrował do wsi lub miasteczka włóczę ga. Mógł to być dziad żebrzący, lirnik śpiewający, który przemierzył kawał Europy. Nie miał ojczyzny ani własnego języka ojczystego. Mie szał wyrazy litewskie, cygańskie, ruskie z żydowskimi i polskimi. Do bogatszych domów sprowadzano francuskie guwernantki, czyli „mamzele". Uczyły one dzieci tego, czego się dziś uczymy w wyż szych klasach szkół podstawowych lub średnich. Szkół takich było da wniej bardzo mało. Guwernantki nie zawsze mówiły po polsku. Dzieci dziwiły się ich językowi i starały się go naśladować. W rzadko po Pol sce rozsianych, ale przecież istniejących, szkołach uczono łaciny. Wszystkie te obce języki śmieszyły, złościły i cieszyły dzieci. Naśla dowano je, ale i przedrzeźniano. Szczególnie częste w językach cu dzoziemców wyrazy albo takie, które się podobały, albo takie, które się dobrze rymowały z wyrazami polskimi, wkładano do wyliczanek. Nie zawsze rozumiano ich sens. Były to więc także onomatopeje. Sens nie był w nich konieczny, podobnie jak nie wymaga go wyli czanka. A naszpikowanie wyliczanki wyrazami lub cząsteczkami udającymi wyrazy obce wprawiało dzieci w dumę, że oto mówią swoim własnym, tajnym, niezrozumiałym dla dorosłych językiem. Że są poliglotami.
Kiedyś zadręczano podobno dzieci w szkole nauką łaciny, a szczególnie jej gramatyki. Język łaciński był głównym przedmiotem przez jakiś czas także na uniwersytetach. Zamiłowanie do łaciny pocho3 - K. Pisarkowa, Wyliczanki
Łacina w wyli czankach: Unu dunu
dziło jeszcze z czasu, kiedy w zachodniej części Europy pełniła ona rolę międzynarodowego języka warstw wykształconych. Na dworach królewskich, na obradach sejmowych mówiło się po łacinie. Rozprawy naukowe i literaturę rozrywkową, a nawet listy pisało się po łacinie. Po łacinie odprawiano całe nabożeństwa. Śpiewy i modlitwy kościelne zaczynały się i kończyły po łacinie. Wszystkie dzieła wielkiego uczo nego polskiego Mikołaja Kopernika i wielkiego poety polskiego Kle mensa Janickiego są napisane po łacinie. W XVI wieku doszło do wielkiego buntu języków narodowych. Pisarze, uczeni, politycy prze mówili także w Polsce językiem ojczystym. Obudziło się poczucie dumy z posiadania własnego języka. Władza łaciny zaczęła słabnąć, jej państwo kurczyło się stopniowo do kościołów, do szkół, gdzie jed nak już także przestawała być przedmiotem głównym, ale często by wała przedmiotem żartów uczniowskich. Wyraz „gramatyka" wszedł do wyliczanek: anckiis cwanckiis kurszpiis klus ee pee tipsi ee lee muus iki piki gramatyki
uki puki klajn karnuus.
W późniejszych wersjach tej wyliczanki, używanej przez dzieci mniej prześladowane gramatyką, robi się z gramatyki gramaciki: ak bąk cimi ciąg, cimi ciki gramaciki, oczko boczko
wielkanoczko, jedną ręką kryj!
Z gramaciki wykluły się granaciki i powstała wyliczanka używana do dziś: ą bą cimicior cimiciki granaciki itd.
Znalazła się tam oczywiście także sama łacina. I to głównie w dwóch postaciach: albo w postaci liczebników, od których zwykle się zaczyna naukę i które tak bardzo potrzebne są w w y l i c z a n c e — albo w po-
staci wyrazów zasłyszanych u księdza w kościele. Wyrazy te w naj rozmaitszy sposób przekręcano. Liczebniki łacińskie: unus — jeden, duo — dwa, tres — trzy, quattuor — cztery, quinque — pięć, sex — sześć, septem — sie dem, octo—osiem, novem — dziewięć, decem—dziesięć, przeplata no wyrazami polskimi należącymi do reguł odpowiedniej gry. Ponie waż chodziło o to, aby całość układała się w rymy, osierocone wyrazy łacińskie, wydłubane z kontekstów łacińskich, podporządkowywano brzmieniu polskich, jeżeli rym tego wymagał. Z wyliczanki: unus duo tres
quattuor quinque sex
uno duna res
szarypióry pies
septem octo raba
novem decem żaba
porobiło się: Albo: uno duno resz u no duno rabe
enczik penczik wesz enczik penczik żabę.
hunu dunu reks
gwanta gwinta pies
Albo: hunu dunu raba
gwanta gwinta żaba.
Ksiądz w kościele śpiewał deus meus 'bóg mój' i wymagał od chłopców, aby, służąc mu do mszy, nauczyli się jego języka kościelne go. Nauczyciel w szkole uczył: „Rzeczowniki łacińskie na -us należą do deklinacji II lub IV, na -urn do II nijakiej; czwarty przypadek odpo wiada na pytanie — kogo co?, nazywa się on biernik. W liczbie mno giej w deklinacji I żeńskiej na -a brzmi -as. Dziewczynka = puella, ko cham dziewczynki = puellas amo". Dzieci porwały tę naukę na strzę py, a strzępy przywiązały do wyliczanek: ene due like fake torba borba esse smake deus meus kosmateus immorele baks [albo] lampas pampas weg! 3*
suma fili doma serce suma fili sama fa nikudemba szerefumba nikudemba szerefumba ba ba ba
z sumy zrobiły kumę kumał dome serce kuma 1 dome fa itd.
Łacina była głównym źródłem cierpień uczniów dawnych czasów. Wiele kijów i łez kosztował ten przedmiot także w niektórych szkółkach wiejskich. Badacz folkloru pomorskiego zapisuje w 1867 r. w Darłowie, dawnej wsi Rugenwalde, taką wyliczankę:
ocus pocus (po tace czyta się jak k) suspiciocus cedalippehen cedamon ikke pikke grammatika ocus pocus suspion.
Suspiciocus i suspion przypominają suspicio 'podejrzenie', oculus to 'oko', poculum 'kubek', ale ocus pocus tylko z daleka przypomina tamte wyrazy. Była ta para rymowa czarodziejskim zaklęciem jeszcze chyba w starożytności dla dzieci rzymskich, dziś jest nam znane jako zaklęcie czarnoksięskie hokus pokus impernokus. Wyliczanki szkolne z popsutą i wymyśloną łaciną mogły też po wstać z radości, że się zna trochę łaciny, kilka końcówek i pewne wy razy. Inny badacz spisał w Poznańskiem w 1896 r. wyliczankę, której zupełnie nie rozumiał, dziwiąc się, że dzieci używają jej bardzo często, Eppe deppe riesnpa i to w stałym, nie poprzekręcanym brzmieniu:
Łaciną zabawiały się także dzieci innych krajów europejskich. Ich wyliczanki brzmią jednak trochę inaczej niż łacińsko-polskie. Dzieci niemieckie liczyły więc na przykład: ene menemino
gallera prsino
albo: ona bona lanta rona la bita bona,
albo na Bukowinie:
ene mene mispitus
ene mene mus,
dodo dididi ulle bulle praedica dodo dididi Clarinette, nie polette indenapriks jednoidentro.
unke dunke
kwinken kwas
komm mit mir in Lingelas
Lingelas ist zugeschlossen mit dem Hammer aufgebrochen.
Dzieci niemieckie ułożyły sobie nawet rymy dla zapamiętania nazw i kolejności przypadków łacińskich — także w rymach tych od bija się fragment ich ciężkiego współżycia z łaciną: nominativ genetiv dativ accusativ vocativ ablativ
— — — — — —
leg dich streck dich uber die Bank mach's nich lang es tut nicht weh tu es nicht weh.
[znaczy]
mianownik — kładź się dopełniacz — wyciągaj się celownik — na ławce biernik — niech to nie trwa długo wołacz — nie boli ablativus, przypadek tzw. odłączenia — niech nie boli!
Zabierając głos w ankiecie „Wisły", pisarz Teodor Tomasz Jeż mówił, że on i jego rówieśnicy jako uczniowie „szydzili z nauki łaci ny" i „w tym sensie robili z niej formułki użyte w szkołach poza wie dzą nauczycieli". Gdybyśmy spróbowali ułożyć słowniczek wyrazów łacińskich występujących w polskich wyliczankach, nie byłoby tego wiele: liczebniki: unus (1), duo, třes, quattuor, quinque, sex, octo, novem, decem; zaimki: meus, me, nos 'my', dodatkowo rozumiany jako polski nos; rzeczowniki: deus, domine, faber, fili, lampa, loco, orbis, puer, res, summa; przymiotniki i przysłówki: bene, immorale, semper (pemper); czasowniki: esse 'być', video, vidi (widziałem). Znalazłyby się tam jeszcze sztuczne niby-łacińskie wyrazy utworzo ne przez dodanie do cząsteczek polskich lub wymyślonych łacińskich końcówek: -am, -um, -us, -e, -er, -bis — enłerbis, kosmateus, pemper, pampas, elemelemenły, ratafijam, sukfum, duetům, plucłum. Aż szkoda, że z łaciny zostało niektórym dzieciom tylko wspomnie nie we współczesnych wyliczankach, że niewiele jest czasu na jej re gularną naukę w szkole.
Także nauka języka francuskiego, mniej dramatyczna niż nauka łaciny, znajduje odbicie w wyliczankach. Że typowym sposobem nauczania tego języka były raczej nauki pobierane u słodkiej i chorowi tej guwernantki niż u srogiego nauczyciela szkolnego — widać już z tych nielicznych wyliczanek, które elementy francuskie przechowują. Także zresztą od XIX wieku. Wyliczanka spod Warszawy brzmiała wtedy: en de trua kata mama leze wula wata mama zela wula wu en de troa żu
Francuskie wyliczanki en de trua
(zepsute un '1', deux '2', trois '3', quatre '4' mademoiselle „mamzel, mamzela", panna, 'nauczycielka' albo mama lésé 'zmęczona', 'skrzywdzona' zepsute vouloir 'chcieć', 'pragnąć' voulez vous, 'czy pani chce' joue 'policzek' alboybues 'baw się')
albo: en de troa kata mama leze mala wata (malade chory') mama leze mala wu en de troa żu.
Podobnie odliczały w 1867 r. dzieci na Pomorzu (Darłowo): un dron troi quatre mimmalissa wulawatre
un dron trois schu mimmalissa wulawu,
a dzieci niemieckie: un deux troi quatre meine Mutter steht Gevatter ('moja matka jest chrzestną') Madmaselle Pimpernelle votre chemise n'pas belle ('pani koszula nie jest tadna').
Ale wpływy francuskie nie są w naszych wyliczankach częste.
Niemieckie wpływy trudno oddzielić od żydowskich. Tak zwany język jidysz*, którym posługiwali się Żydzi wędrujący w średniowie czu po Europie z zachodu przez Niemcy, jest formą odkształconego języka niemieckiego, z którego zapożyczono podstawowy zasób słownictwa. W XVIII wieku Żydzi odróżniali wprawdzie rejntajcz (czysty niemiecki) od jidysz tajcz, ale w naszych tekstach wylicza nek, gdzie na ogół stykamy się z pojedynczymi wyrazami obcymi, nie związanymi ze sobą składniowo, trudno byłoby tę różnicę uchwycić dokładnie. Jednak wszystkie wyliczanki, które zaczynają się od ene, każą przypuszczać, że to właśnie ene jest popsutą, może przez samych Niemców, formą liczebnika jeden, który brzmi w literackim języku nie mieckim ein (czyta się: ajn). Przypuszczać możemy, że taki właśnie początek wyliczanek wziął się i ze szkoły, gdzie uczono języka nie mieckiego, poczynając od liczebników i gramatyki, i z podsłuchiwa nia rozmów niemieckich i żydowskich handlarzy. Wyraz ein — eine (jeden, jedna) występował w tych rozmowach na pewno bardzo czę sto. Niemcy bowiem nie mogą używać rzeczowników bez poprzedze nia ich wyrazem ein, eine albo der,, die, das 'ten, ta, to'. Wyraz taki nazywamy rodzajnikiem, a język rodzajnikowym. Drugi wyraz wyliczanek zaczynanych na ene brzmiał albo due, albo dene. Due mogło wyjść z łaciny, a dene to może deine {dajne) 'twoje'. Łacinę wolno w wyliczankach mieszać z niemieckim. Takie
* Język żydowski, czyli jidysz, powstał w średniowieczu. Kształtował się mniej więcej w wieku X, XI i XII na podstawie gwar środkowoniemieckich i zachodnich z dodatkami romańskimi i słowiańskimi. W średniowieczu prześladowano Żydów w Niemczech. Zaczęli więc emigrować na wschód Europy: do Polski, Czech, Węgier, do Rumunii, na Ukrainę, do Rosji i Litwy. Jidysz istniał do II wojny światowej w postaci dwóch dia lektów: zachodni we Francji i wschodni, którym posługiwali się głównie Żydzi zamie szkujący wschodnią Europę i Niemcy. Przed II wojną światową dialektami jidysz mó wiło 10 000 (zach.) + 8 milionów (wsch.) Żydów. Dziś, po wojnie, w której hitlerowcy chcieli zgładzić cały naród żydowski, liczba ta wynosi zaledwie 2—3 milionów.
Niemieckie wyliczanki: ene dene i ene mene
podwójne wtręty obce są bardzo częste. Mene (majne) to moje. Na przykład: ene due rabe pater piter żabę ene due rabs pater piter żabs.
ene due like fake torba borba ósme smake deus deus korba deus baks.
ene mene ite wakie orbes torbes izbes smakie en klen koza
ene mene cike cakie pare groszy na tabakie us drus puter was a ty zając biegaj w las.
ena mena koropena anc glanc poterwas a ty zając dalej w las.
W niektórych wyliczankach drugim wyrazem jest tene lub ten, albo tune (pozostałe mogą być różne, nawet polskie, na przykład — żaba): ene tene Tintenfas gib mir szule lernen was a-i-u der grose ezel bist du
ene tune aba umfer kumfer żaba ane tune eks umfer kumfer zechs.
en ten tinus sawe rake binus sawe rake eke aki ele kwele bom.
albo:
en ten tino sabaraka rino sabaraka i ty taka aj waj bum!
Stara wyliczanka morawska brzmi: en ten tyne — saurako dyne saurako tyko tako suk puk von, a współczesna serbska: elem belem bina saaraka tika taka saaraka tina elem belem bum (dim dam dum)
i bułgarska: Kiedy się przyjrzymy pozostałym niezrozumiałym wyrazom w tych wyliczankach, zobaczymy kilka łacińskich: deus 'bóg', pater 'ojciec', piter to Piotr, orbes — zepsute orbis 'świat', znaną nam już zepsutą maślnicę-pute/was (Butterfass)), polską gwarową nazwę żaby — koropena, i kilka wyrazów niemieckich: klen — klein (czyt.: klajn) 'mały', Tintenfass 'kałamarz', gib 'daj', mir 'mnie', ezel — Esel 'osioł', szule — Schule 'szkoła', lernen — 'uczyć się', was— 'coś' (kolwiek), Uter — 'brzeg', kumfer — Kupfer 'miedź', sechs 'sześć', kwele — Quelle 'źródło', der grosse Esel bist du 'wielkim osłem jesteś ty'.
an dan tina sarakatina saraka tiki taka elin belin bus (buc) karpus (paun, majmun)
Niektóre z nich rozpoznajemy w odpowiednich wyliczankach nie mieckich z XIX wieku. Także tam początek ene, dene, ene, mene, ene, tene często się spotyka. Na przykład: ene dene Tintenfass
[znaczy:]
geh'in die Schule lemen was
Idź do szkoły nauczyć się czegoś,
Lerne nicht zu viel
nie ucz się za dużo,
danke auch an Spass
pomyśl o podwórzu (o zabawie).
Ale też: ene denen Dindenfass
[znaczy]:
ene dene deze
[znaczyj.
geh in d'Schul lerne was
(jeśli) wrócisz do domu —
wer backt Brezę
kto piecze precle,
kommschde heim und kannschde nix
i nie będziesz nic umiał,
wer backt Kuche
kto piecze ciasto
wirschde mit der Rude gfizt.
dostaniesz rózgą!
der muss suche
ten musi szukać;
wer backt Brei
kto piecze zupę,
der ist frei
ten jest wolny.
[znaczy:] ene mene mente Fuchs frass Ente drei goldene Tauben sassen auf der Lauben ein Blatt fiel ab.
ene mene mente
[znaczy:]
lis zeżarł kaczkę,
ene mene mu
trzy złote gołębie
Nachbars Kuh
krowa sąsiada,
siedziały na dębie (na altanie),
Nachbars Esel
osioł sąsiada
jeden liść może iść.
das bistdu.
to właśnie ty.
[znaczy:] ene mene mine
przyszły trzy króliki,
kamen drei Kanine
Józef to najlepszy pan,
Josef ist der beste Mann
bo najpiękniej jest ubrany;
hat die schónsten Kleider an.
matka nie żyje — ojciec nie żyje. [znaczy:]
Mutter tod, Vater tod. ene mene minte Miicke
ene mene mente mucha,
wer will alle mit verstecke
kto się chowa, ten nie szuka
up de Lerre up de Lien
na drabinie i za skrzynie,
dat schall poppe Melle sin
niech to będzie także w młynie;
Poppe Melle Báckerbrot
w młynie mąka jest na chleb,
Schlag de Lus im Telle dot.
dajże wszy talerzem w łeb.
ene mene my
Jak wyglądała nauka języka niemieckiego w szkole, dowiaduje my się jeszcze i z polskich innych wyliczanek: inki pinki leguminki będzie Iwan pasat świnki, erste klas, zweite klas, ty zajączku, biegaj w las. tam za góry, tam za las, tam, gdzie Jasio świnki past
(prawdopodobnie dlatego, że się źle uczy) (erste 'pierwsza', zweite (czyt.: cwajte) 'druga')
Tabliczka mnożenia nazywa się po niemiecku „jeden razy jeden" — czyli e/n mai eins (czyt.: ajnmalajns). Dzieci uczyły się jej w szkole i przeniosły do wyliczanki, w której trudno już poznać pierwotne ańc pańć kuśty glanc wyrazy niemieckie:
Nie tylko kawałeczki wyrazów przejęte z wyliczanek niemieckich albo z języka niemieckiego powkładały dzieci do wyliczanek. Spot kać się w nich można z samymi Niemcami. W starszych, choć do dziś popularnych wierszykach będzie to po prostu Niemiec, w póź niejszych, powojennych — Hitler: Na starym rynku pod wodotryskiem siedział pan Hitler, w łeb dostał ogryzkiem z tego powodu wojna wybuchła, a Hitlerowi szczęka napuchła.
Raz dwa trzy cztery pięć? gdzie pojechał mój zięć? on jest w Berlinie, on tam nie zginie, jest tam kościół murowany, w cegły układany; w tym kościele zakazano, żeby mięsa nie jadano, tylko bułki i gomółki.
Od zbieraczy obcych wiemy, że wyliczanek: ecie pecie, gdzie je dziecie, e/e we/e na wesele, endry wendry na olendry, używały dzie ci niemieckie w XIX w. i że wyliczankę Siedzi zając na przypiecku, mówi pacierz po niemiecku mówiło się z prześmiewkami dzieciom, które nie umiały zadanej lekcji. Było to w zaborze austriackim.
amal udy amal ańc (e/n mai eins 'raz razy jeden') uga muga kostka pies całka pałka muzyk zając.
Raz dwa trzy, Niemcy mają wszy, A Polacy złote tace (lub: złote ptacy) gonisz ty.
Siedzi Niemiec na łóżeczku, mówi pacierz po niemiecku, en, en wychodź ten jak nie ten, no to ten. Za górami, za lasami jechał pociąg z wariatami, a w ostatnim wagoniku siedział Hitler na nocniku, zbierał szmaty na armaty i ogryzki na pociski
Znana od dawna w całej Polsce wyliczanka: Entliczki pentliczki czerwone stoliczki, na kogo wypadnie, na tego bęc! nie od razu mia ła takie właśnie brzmienie. Jej pierwotne wersje przyniosły nam dzieci żydowskie. Rozrzuciły ją po całym kraju, tak że już w XIX w. notuję jej różne odmiany badacze folkloru na terenach północnopolskich: na Pomorzu, południowym wschodzie, na Bukowinie i na południo wym zachodzie — w tak zwanej Galicji, czyli na terenach objętych za borem austriackim. Jeszcze dziś wyliczają tym wierszykiem dzieci w całej Polsce. Ostatnio słyszałam ję w Cieszynie. Zanim z entliczków pentliczków wywiódł się dalszy ciąg o stoliczkach, początek wyliczanki brzmiał trojako: entel pentel (lub entyl pentyt), endel mendel i entele pentele. To, że wyliczanka jest żydowska, poznać łatwo po samym po czątku. Bez względu na to, czego byśmy się domyślali w wyrazach entel czy endel, zwrócimy uwagę na charakterystyczne -/-. W języku jidysz ten z pochodzenia południowoniemiecki przyrostek tworzy wyrazy zdrobniałe. Podobnie jak w języku polskim, dodaje się do wy razu nie zabarwionego uczuciowo, np. kot, pies, matka, cząsteczki zdrabniające i nadające zabarwienie uczuciowe: kot+ek, kot+eczek, pies+ek, pies+eczek, matka-mateczka, córka-córeczka — w połud niowych narzeczach języka niemieckiego uzyskuje się ten efekt przez dodanie cząsteczki -/(e). Tak od Katze ('kot') — można stworzyć zdrobnienie Katzerl(e), Kátzlein; Buch: Bucherl(e), Buchlein. Taką do dawaną do wyrazu cząsteczkę nazywają językoznawcy przyrostkiem albo sufiksem. Ale nawet nie trzeba być językoznawcą, aby wyczuć, jak bardzo charakterystyczny jest ten przyrostek zdrabniający dla jidysz. Toteż często w dowcipach, w piosenkach ludowych, w tekstach szopek, gdzie zawsze występuje Żyd, charakteryzuje się postać Żydów nie tylko odpowiednim strojem (jarmułka, białe pończoszki), fryzurą (pej sy), ale i cechami językowymi. Do takiej charakterystyki, nazy wanej stylizacją językową, wchodzą więc jako typowo żydowskie wy razy: bajgele (obwarzanek), fajgele (ptaszek, z niem. Vogel 'ptak'),
ajgele (oczko, niem. Auge), bajtele (niem. Beutel 'sakiewka'), Ingiele ('chłopczyk' od niem. Jungeleiri), Majdele ('dziewczynka' od niem. Mádelein). Dzieci używają zdrobnień może częściej niż dorośli. Posłuchajmy, jak dzieci żydowskie uczyły się liczebników. Pomagały sobie w ten sposób, że ułożyły z nich mnemotechniczny wierszyk: ajnsele (1, niem. eins), cwajele (2, niem. zwei), drajele (3, niem. drei), firele (4, niem. vier), finfele (5, niem. funf), zeksele (6, niem. sechs), zibele (7, niem. sieben), achłele (8, niem. acht), najnele (9, niem. neun), cynele (10, niem. zehn), drajcele(13, niem. dreizehn), fercele(\4, niem. vierzehri) — i na tym się dowcip kończy, „ponieważ fercele — 14 ozna czało zarazem nieprzyzwoity wyraz pr..." — pisze Regina Lilienthalowa, autorka książki Dziecko żydowskie. Co może oznaczać początek entel — endel i wszystkie następne wyrazki wyliczanki? Niełatwo dorosłemu odpowiedzieć na to pytanie. Wypadałoby bowiem, jak każe zwyczaj, aby dorosły odpowiedział, jak jest na pewno. Tej odpowiedzi dziś już dać nie można. Znaczenia wy razów nie są tu jasne. Zgadywać i domyślać się wypada tylko dzie ciom. Dlatego wolę podać im tematy do domysłów wraz z różnymi używanymi brzmieniami. Najczęściej używa się wersji:
enteie pentele siki siaj rapete papete knot.
Ale nie jest ona jedyna; oprócz niej notuję w naszym zbiorku jeszcze inne. Podzielimy je według tego, czy występują w nich stoliczki, gu ziczki, czy nie ma żadnego z tych wyrazów, na trzy grupy: I. entliczki albo enteie z cząstką stoliczek lub stoliczki II. entliczki albo enteie z cząstką guziczek lub guziczki III. entliczki albo enteie bez stoliczków i guziczków. Grupa I to bardzo znane wyliczanki: entliczek pentliczek czerwony stoliczek (albo stoliczki, albo malowane, czy zielone stoliczki), na kogo wypadnie, na tego bęc (albo: brzdęk.)
entliki pentliki czerwone stoliki, jeden się potłukł, a drugi bęc (albo brzdęk.)
Do nich też należy Odmianka:
angliczki pangliczki (albo: bangliczki) czerwone stoliczki, jedno się rozsuło (albo: jedne się pokryły), a drugie bęc (albo: drugie oczka zmrużyły),
która pokazuje wyraźnie, że grupa I z cząsteczką stoliczki była uży wana w grze nazywanej „przegniły i złoty most". Gra polega na tym, że dwoje dzieci splata ręce w stoliczek. Sadza się na nim trzecie dzie cko i czasem gwałtownie upuszcza przez rozplecenie rąk (stoliczek się rozsuł). Upadek przedrzeźnia się wyrazem onomatopeicznym: bęc, brzdęk. Pierwotna wyliczanka używana do tej zabawy zaczynała się prawdopodobnie od wyrazów angliczki bangliczki albo angiet bangieł, a nie od entliczki pentliczki, które wprowadzono do jej tekstu wtórnie. Angiet bangieł znaczy po niemiecku 'anioł diabeł' (łobuz). W grze w most: most przegniły, ten, z którego się dziecko upuszczało, tworzyły diabły (bangieł), a most złoty splatały anioły [angiet). Dziecko, które wybrało anioła i jego złoty most, oczywiście wygrywało. II. W grupie drugiej pojawiają się guziczki: entliczki pentliczki (albo entliczek penthczek) czerwone guziczki (albo czerwony guziczek), na kogo wypadnie? na tego bęc (albo: brzdęk).
Także ta odmianka jest bardzo znana i stara. Wiemy o niej z „Wisły". Dziś jest mniej znana niż odmianka ze stoliczkami. To znaczy, że jest starsza. Używano jej najprawdopodobniej przy grze w guziki, kostki, piórka. Gra w guziki była ulubioną zabawą dzieci polskich, innych europejskich, a zwłaszcza żydowskich. Używało się do niej nie tylko guzików, ale i płaskich, okrągłych szkiełek, starodawnych piór do pi sania, tzw. stalówek. Rzucało się je np. o ścianę, tak żeby szybko upadly do koła zakreślonego na ziemi. Z czasem z guziczków zrobio no specjalnie do zabawy produkowane pchełki. Ale zanim do tego do szło i zanim ustalono reguły gry w pchełki, można było zamiast pche łek używać najrozmaitszych podobnych do guzików przedmiotów. Mo gły to też być kamyczki i monety. Bawiono się nimi w orła i reszkę. Je żeli do gry używano pióra, nazywano tę grę bokocyk. Pióro powinno 4 - K. Pisarkowa, Wyliczanki
upaść wypukłą stroną do góry, wtedy był bok, czyli wygrana. Czyk, czyli odwrotny upadek pióra, oznaczał przegraną. Najważniejsze są dla nas jednak w tej chwili z tych wszystkich przedmiotów nadających się do rzucania kamyczki. Rzucanie kamy ków płasko na wodę, tak aby kilkakrotnie podskoczyły odbite od tafli wody, nazywamy jeszcze dziś rzucaniem kaczek. Niemieckie dzieci nazywają tę zabawę Entle werfen 'rzucać kaczuszki', Enten schiessen 'strzelać kaczki', żydowskie nazywały ją Kaschko werfen. Po dobieństwo wyrazu kaczka, w języku niemieckim: Ente, 'kaczuszka' Entle, do naszych wyliczankowych entle, entele i entliczki, już po polsku zdrobniałych, jest bardzo wyraźnym śladem w naszych po szukiwaniach: entliczki pentliczki są wyliczanką, która pierwotnie to warzyszyła zabawom w rzucanie czegoś. III. Przyjrzymy się trzeciej grupie odmianek tej wyliczanki: entele pentele sigl sioj rapete papete knot.
entele pentele siki siaj rapete papete knall.
entele pentele lukade (lub: luka dei, lika de) fufcyg kinder gromadę (lub: roma dei)
entele pentele sysaj aperte paperte knot.
entele pentele szyki madeje rate pate knot.
entel pentel szyki szere rapete papete klocz.
on bron kizin bron (lub: kieszeń broń) wara wara du bis don (tyś jest głupi),
po żydowsku, zapisanej przez Lilienthalową: Hentełe bentełe szykełe sza rafete dy fafete dy knot
(czasem jeszcze: fijer sztejgn sztok, ajns, cwaj, draj). W naszej grupie III występuje tylko w kilku odmiankach jeden je dyny zrozumiały wyraz: knot. Ale i on nie należy do tej wyliczanki na prawdę. Wprowadzono go później, żeby choć jedna cząstka wyliczan ki miała sens. Tymczasem właśnie tak sensu nie ma. Pierwotny,
entele pentele ciu ciu me fabel mabel domine.
entyl pentyl luder wentyl las glas puter was.
właściwy wyraz miał w tej wyliczance brzmieć Knall. Jest to onomatopeja, podobnie jak bęc i brzdęk, tyle że niemiecka. Odnajdujemy ją w wyliczankach niemieckich zanotowanych przez Boltona i zbie raczy niemieckich w Szwajcarii, Saksonii i na Pomorzu jako
39
Ellerli sellerli siberll sa ribidi rabidi knoll
albo: rippede tippede knill
lub: ripeti pipeti knoll
i właśnie knill albo knoll wydaje się zepsutym Knall. Podobieństwa wersji polskich, niemieckich i żydowskiej: par trój kowych rapete papete {ra-pe-łe: pa-pe-te) i pozostałych pod wzglę dem rytmu pozwalają nam przypuszczać, że wymierzało się nimi czas poprzedzający rzut kostki, kamyka, guzika. Myślę, że wyli czanka ta była bardzo ważna przy rzucaniu kości. Dzieci od dawna chętnie się w tę zabawę bawiły. Dowody znajdujemy też w innych wyliczankach, np.: eko peko kostka gra
albo: ene due reks czwarte finter seks ene due rabe czwarte finter żaba.
W pierwszej z przytoczonych wymienia się dosłownie kostkę. W dwóch dalszych nazwy stron kostki, które by się chciało wyrzucić: czwórkę, piątkę i najwyższą wygraną: szóstkę, czyli seks. Od uczonych wiemy, że gra w kostkę była ulubioną rozrywką Polaków jeszcze w XVII wie ku. Pisarz satyryk Krzysztof Opaliński (1610—1656) krytykuje ich na wet za to, że za dużo czasu tej zabawie poświęcali. Przy okazji wymie nia nazwy używane w grze dla różnych ścian kostki. Oko albo es albo tus to strona kostki z jednym oczkiem. Dwa albo amba — z dwoma oczkami. Trzy oczka to trójka albo dryja; cztery to czwórka, quatre; pięć — piątka albo cynek, i sześć — zes. Żydzi mieli inne nazwy dla 4*
40
ścianek kostki i inne kostki. Pisze się o tych kostkach, że bywały to drewienka. Na tych drewienkach wylewano ołowiem cztery litery alfa betu hebrajskiego: Ghimel, Hay, Nyn, Szyje. Mogło to też być grą po legającą na puszczaniu bąka, po polsku zwanego również frygą. Żydzi nazywają tę grę dreydl (jidysz, od niem. drehen 'kręcić'). Gry w dreydl są dozwolone wyłącznie w święta chanuka. Fryga używana do tej gry ma również cztery ściany, z literą na każdej. Litery te — tak samo jak na kostce — oznaczają wysokość wygranej lub przegranej. Ich po prawne, nie zniekształcone w wyliczankach, lecz używane w gramaty ce nazwy brzmią gimel, het, nun i szin. Litery hebrajskie mają nie tylko swoje nazwy, ale i odpowiadają wartościom liczb. Pierwsza litera alfa betu, alef to jeden, druga — bet to dwa itd. Nasze dreydlowe litery używane w grze mają następujące wartości: gimel— 3; het to 8; nun to 50, a szin to 300. Litery hebrajskie są potrójnie trudne: ze względu na kształt, ze względu na nazwy i z powodu wartości matematycz nych, które wyrażają. Chyba dlatego dzieci układały sobie wierszyki o tych literach, żeby je lepiej zapamiętać. Stąd przedostały się do wy liczanek żydowskich. Oto przekręcone dziecinnie nazwy dziesięciu pierwszych liter alfabetu hebrajskiego: alefbeys — der rebe iz beyz ('— rabin jest zły') gimel dalet— der rebe sralet ('— rabin sr...) hey wuw— der rebe szluft ('— rabin śpi') zayin ches — der rebe est ('— rabin je') tesyid— der rebe iz mid ('— rabin jest zmęczony').
W grze wyrzucić gimel znaczyło wygrać wszystko. Wyrzucić het lub hey to wygrać połowę. Nun (lub nyn) to ani przegrać, ani wygrać. Kto wyrzucił szin (lub szysaj, sysaj, siaj, sioj z naszej wyliczanki) mu siał jeszcze dopłacać. Możliwe, że dzieci chciały sprowokować rzuca jącego, aby wyrzucił literę dla siebie niekorzystną. Podobnie „kusi się" przy skakaniu na skakance. Wyliczając siki siaj kusiło się „wyrzuć sike szyn, przegraj wszystko", „dopłać za karę". Sike wywodzę z niemieckiego a potem z jidysz schicker 'zgrab ny'. Mówiło się więc ironicznie: wyrzuć zgrabne szyje. Wyliczanka przywleczona do polskich dzieci przez żydowskie powędrowała
] i iro
dalej. To trudne do uwierzenia, a jednak prawdziwe. Wylądowa ła pod Irkuckiem nad jeziorem Bajkał. Daleko, daleko za Uralem. Znalazł ją tam radziecki uczony — Winogradów — znów trochę zmienioną: enkliczki penkliczki... zapisał jako przykład wpływu dzie ci polskich mieszkających w okolicy. Od dzieci polskich nauczyły się jej dzieci rosyjskie z tych samych okolic i używały jej, choć nie znały języka polskiego. Morawskie dzieci odliczały podobnie, ale nieco inaczej niż polskie: endelički dwa spendlički suk puk' wen.
Z endeliczkami połączyły więc szpendeliczki, to znaczy: 'agrafki' lub 'szpileczki'. Czerwone stoliczki umieściły w innej wyliczance moraw skiej: Had leze z dury veze s sebu kury haklice paklice štyry oka do potoka a to pate wen
(wąż wyłazi z dziury) (wiezie z sobą kury) (haklice od 'hak, bosak'; paklice to 'wytrychy', wyraz jest „złodziejski") (cztery oczka do potoczka — chodzi o oczka kostki) (a to piąte won).
W innej wersji wyliczanki z początkiem endel również tkwi kilka nie jasności. Wersji tej dziś już się nie używa. Wymarła. Brzmiała tak: endel mendel likade fu(n)fcyk kinder gromadę ajne rot sztykiel brot wara wara du bist tod
(mendel — miara ilości=15, niem. funfzig '50', Kinder 'dzieci' niem., ein'Y, rot 'czerwony', Stuckel 'kawałek', Brot 'chleb', du 'ty', bist 'jesteś', tod'martwy')
endel mendel lukade fufcen kinda roma de ene non kizin bron wara wara du bist dont,
(niem. funfzehn '15' kinda— Kinder 'dzieci' może: gehzum Brunnen 'idź do studni' du bist 'ty jesteś', dont— zamiast dumm 'głupi' albo tocTmartwy'),
albo:
42
i też:
albo:
endy mendy cycymer fawer baber dominer a ja baja kacabaja za piec spadt,
endle mendle čile cule ripple pipple knall
entle mentle zentle zer (centle cer] rubble bubble knall (albo buff)
Z tej wyliczanki wyskakuje jeszcze w innej wersji piętnastu Żydów: Jest ona tutaj dodatkowym argumentem za tym, że tekst wyliczanki endel mendel kojarzył się dzieciom z Żydami. Wyraz mendel oznaczał 15, był miarą ilości, na przykład snopów, jaj, ogórków, wiązek drewna. Snopy żyta składało się w mendle. Na mendle mierzyło się także płótno. Mendel to było 15 łokci płótna. Po dobno pochodzi ta miara z niemieckiego: Mandel '15' lub '16' sztuk. Nie trzeba się dziwić takim niezwykłym dziś jednostkom miary. Wzo rzec metra, przechowywany pod Paryżem, wprowadzono jako umo wną międzynarodową jednostkę późno, bo w roku 1875. Dawniej róż ne ludy mierzyły według rozmaitych własnych jednostek. Wygodny system dziesiętny obliczania wagi, długości, a nawet pieniędzy wpro wadzono stosunkowo późno. I nawet jeszcze dziś nie wszystkie spo łeczeństwa w pełni się do niego przyzwyczaiły. Anglicy z trudem wy rzekają się mierzenia długości na mile, stopy i węzły, a wagi na funty, uncje. Ich niedawno zniesiony system pieniężny był jednym z naj trudniejszych dla Europejczyka z „kontynentu" (jak nazywają Angli cy tych, co nie mieszkają na ich Wyspach) sposobem płacenia. Za miast złotego zawierającego 100 groszy i 10 dziesięciogroszówek mieli Anglicy funt. Funt składał się z 20 szylingów, każdy szyling miał 12 pensów albo 6 dwupensówek. Na tym trudności monetarne wcale się nie kończyły. Oprócz dużego funta używało się w Anglii gwinei, która równała się funtowi + 1 szyling. Gwinea różniła się od funta poza tym jeszcze miejscem, gdzie się jej używało: gwineami płacili bogaci w droższych sklepach i za drogie towary. Przykładów takich dziwactw jest mnóstwo. Poprzestańmy na tym.
endel mendel Żydów mendel, katolików sześć, każdy katolik narobit w dołek, a Żyd może zjeść.
Przypomnijmy sobie nasze archaiczne kopy jaj =60, tuziny=12, rok złożony z 12 miesięcy, tydzień z 7 dni, godzinę z 60 minut. Wszy stkie takie przykłady liczenia nie dziesiątkami przypominają w czymś nasz mendel, znany niektórym dzieciom dziś już tylko z wersji wyli czanki. Dalej uzupełnimy dział wyliczanek zaszczepionych w Polsce prawdopodobnie przez dzieci żydowskie wyliczanką ele mele. Notują ją wszyscy zbieracze polscy także od najdawniejszych czasów. Nie zawsze w postaci nam głównie znanej: e/e mele dudki, gospodarz malutki, gospodyni jeszcze mniejsza, ale za to robotniejsza, albo: go spodyni garbata, a córeczka smarkata. Śmieszne, że jakaś garbata Małgosia wskoczyła też do wyliczanek niemieckich: En twei drei— dat Pucklen Gretchen kocht den Brei — znaczy to mniej więcej tyle, co: „raz dwa trzy — garbata Małgosia gotuje zupy". Od e/e mele zaczyna ło się także liczenie: ele mele (lub miele) Tą wersją zajmiemy się w związku z wpływami języka złodziejskiego i cygańskiego na język wyliczanek. Inne odmianki z e/e mele: ele mele cukru wiele, cztery funty, a piec piąty (lub: arkusz piąty).
ele mele trikamzele takel makel formamzeli.
ele mele hyc, gdzie się mamy kryć, czy pod słomę, czy pod dach, wszędzie mamy strach!
Występują tu też stare jednostki miary: e/e to może łokieć, niem. die Ele; mele może mila, niem. die Meile. Dalszy ciąg tekstu o małym gospodarzu i jego niewysokiej rodzinie pozwala przypuszczać, że e/e weszło do wyliczanki jako miara długości. Gospodarz był „wysoki" zaledwie na łokieć. Dosłownie takiej, jak polska, wyliczanki nie ma wśród obcych, z wyjątkiem żydowskich. Lilienthalowa zapisała jako ży dowskie dwie podobne: en ten tyna sowę łoke wina sowę loka tyka taka elek melek bom i dość długą, ale na tyle zabawną, że przytoczę ją całą:
cwele drele kierule pede lede cukman dukman kinkil kiukszt. ele mele męty loko loko centy salwa taka pika taka wojewoda wont poszła baba w kąt.
Ete mele Joski [znaczy:] szwarce kate ost dy rojte szychetach gejt zy ofn bajmełe sztajt zy. Wus tojg ir a bajmete? Błetetach cy rajsen. Wus tojg ir dy bletetach? Kijetach cy szmajssen. Wus tojg ir dy kijetach? Milecht cy melk'n Wus tojg ir milech't? Kindertachcygebn'. Wus tojg ir kindertach? Sztajndetach cy klojben. Wus tojg ir sztajndetach? A besmedresz't sufcybojen. Wus tojg ir besmedresz't? Tylem'tcyzug'n. Wus tojg ir tylem't? Ojlom habecy hub'n.
Lilienthalowa wyznaje, że w „niektórych zupełnie nie można doszukać się sensu". Oczywiście nie ma w wyliczankach sensu w dorosłym znaczeniu tego wyrazu. Dzieciom wystarcza taki sens wyliczanki, że ma ona rym i rytm, a więc dobrze służy do wyliczania, a poszczególne wyrazy lub ich przekręcenia są zabawne. Takim zabawnym wyrazem są w tej wyli czance dudki. Jego śmieszność wynika z wieloznaczności. Na po czątku dudy oznaczały instrument muzyczny złożony z piszczałek i skórzanego mieszka — coś podobnego do kobzy. Ale mogła to też być zwykła piszczałka dziecinna, zrobiona z trzciny. Ponieważ w języ ku tureckim wyraz důdůk oznacza flet — uczeni, stwierdziwszy istnienie we wszystkich językach słowiańskich wyrazu duda, dudy, przypuszczali, że jest to pożyczka z tureckiego. Inni twierdzili, że Polacy i pozostali Słowianie pożyczyli wyraz dudy wraz z dudelza-
ele mele Josiek, czarną narzeczoną masz (ty), czerwone buciczki nosi, na drzewku stoi. Na cóż zda jej się drzewko? Aby listki rwać. Na cóż zdadzą się listki? Aby krówce dać. Na cóż zdadzą się krówki? Aby mleczko doić. Na cóż zda się mleczko? Aby dzieci poić. Na cóż zdadzą się dziateczki? Aby zbierać kamyczki. A na co kamyczki? By budować bóżniczki. Na cóż zda się bóżniczka? Aby psalemki śpiewać. Na cóż psalmy śpiewać? Aby mieć świat przyszły.
kiem (miech przy dudach) z niemieckiego, w którym kobza nazywa się Dudelsack (Sack 'worek'). Najnowsze badania etymologiczne potwierdzają jednak kierunek odwrotny. Cała Słowiańszczyzna zna wyraz duda i jego rozmaite pochodne, także czasownik dudlić itp. Wyraz musiał więc być prasłowiańskim onomatopeicznym, czyli dźwiękonaśladowczym określeniem gry: dududu (podobnie jak tututu). I właśnie od Słowian zapożyczyli to określenie Niemcy, do dali do niego swój worek: Sack, i stworzyli Dudelsack. Tymczasem wyraz zaczął prowadzić swój przedsiębiorczy i sa modzielny żywot, zdobywając sobie inne znaczenia. A więc stał się onomatopeiczną nazwą ptaka dudka. Od nazwy ptaka i jego wyglądu „każdy dudek ma swój czubek" — przeszedł na nazwę kapturka. Od nazwy kapturka, który przeważnie nosiły dzieci, mogło się dokonać przesunięcie znaczenia na dziecko, czyli szczeniątko. Dudek znaczył też: szczenię. Dudami nazywano oprócz tego płuca. Przecież i one są miechem, w którym porusza się wdychane i wydychane powietrze, po dobnie jak w dudach. Potem uogólniono to znaczenie w ogóle na wnętrzności: płuc(k)a, serce, wątrobę itd. Jeszcze inne znaczenia to: gra w karty, pieniądze. Z tak wielu znaczeń jednego wyrazu wykroiło się ogólne: dla człowieka — cymbał, fujara, niedołęga, a dla głupstw i żartów przyjęło się określenie „dudki stroić". Wyrazy duda i dudki we szły do rozmaitych porzekadeł i przysłów. Na przykład: mieć kogo za dudka, wystrychnąć na dudka. Z tego wszystkiego wynika, że e/e mele dudki znaczyło dokładnie to, co każde dziecko w tym swoim dziecinnym zdaniu wyczuwa: „głup stwa nad głupstwami". Może się mylę, przypisując początek tej wyliczanki dzieciom ży dowskim. O taką pomyłkę nietrudno. Wiadomo, że dzieci żydowskie należały do rodzin mniej osiadłych niż dzieci polskie, przywiązane do gleby. Z powodu ruchliwości swego społeczeństwa nie zajmującego się uprawą roli dzieci żydowskie miały okazję przenosić się z miejsca na miejsce i jako swój bagaż wozić, oprócz zabawek, czerwonych gu ziczków — wyliczanki. Im więc przypisuję rolę pośredników w roz-
plenianiu wyliczanek po całym kraju, a także przynoszeniu ich spo za granic Polski. Przy wpływach niemieckich w wyliczankach wiado mo, że zapożyczenia dokonywały się na ogół nie drogę kontaktów bezpośrednich, lecz przez pośrednictwo żydowskie. Ale początek mógł być jeszcze inny. Pewien uczony, zbieracz tekstów zapomnianych i zagubionych, którego nazwisko znajdziecie wśród innych na końcu książeczki w bibliografi, twierdzi, że ele mele to przekręcony przez zdolne do drwin i śmiechu ze wszystkiego dzieci, wariant modlitwy. Miało być El melech (lub eyl meylych...), co po hebrajsku znaczy „Boże królu, ...". Jakby tęgo było mało, dzieci zmieniały czasem głoskę mna b\ zamiast el melech wylicza ły e/e mele i także e/e bele. Wśród żydowskich wyliczanek ogłoszo nych przez Dov Noya odnajduje się takie: El (lub eyl) melych (lub meylych) kaczkę drej łych mir an epl (jidysz 'mnie jabłko')— dir a cepl (jidysz tobie warkoczyk') mir a wejcn pled (jidysz 'mnie pszenny placuszek') dir a farsztynkyn kecl (jidysz 'tobie zaśmierdziały kotek')
albo: ele bele balebus ('bogaty człowiek') kymt ahejm un a nuz ('przychodzi do domu bez nosa (?)') fragt der tatę „wus yz du?" (ojciec pyta „co to jest?'") — „Ch'hob a kred of der nuz!" ('„mam ropuchę na nosie!"')
Te typowo żydowskie wyliczanki zapisane ongiś w dawnej Galicji, jak nazywano część ziem polskich pod zaborem austriackim, mają swój daleki odpowiednik także w niemieckich. Poeta Enzensberger cy tuje w swoich zbiorach wyliczanek dzieci niemieckich wierszyk: ele mele menk ticke tackę tenk ulen dulen dross ver fief soss, op de Ledder, op de Lin du sast Peter Pumpsack sin.
A niegrzeczne dzieci żydowskie używały także nieżydowskich początków modlitwy do drwiących wyliczanek:
Nie gorszmy się tym, że dzieci rozbawione bywają głupie. Musieli byśmy pęknąć ze zgorszenia. Lepiej zwróćmy uwagę na to, jak dziel nie i jednocześnie zabawnie przyswajały sobie po kawałku język pols ki. Z rymu (Ojcze) nasz {kure) kraść widać, że dopiero próbują mówić po polsku i zamiast kraść — wymawiają niezdarnie krasz(cz). Przy swajanie języka polskiego toczyło się chyba także w zabawach i przy wyliczaniu. W wyliczankach żydowskich tkwią mocne ślady zapoży czonych od dzieci polskich wyliczanek, na przykład nasza baba, taka dobrze znana z tego, że siedzi na cmentarzu (trzyma nogi w kała marzu) w żydowskiej wyliczance kraje sobie rzepę siedzi baba na kamieniu kraje sobie rejtych (der Rettich 'rzepa') przyszedł do niej chusn — „Chanaly, babeťych."—
albo wyliczanka żydowska z polską babą i żabą wyliczankową oyf dem boydem ('na podłodze') ligt a żabę ('leży żaba') in der zeyde ('w jedwabiu'?) kist di babe ('całuje babę').
I polskiego łatę, w formie lekko zniekształconej, dzieci żydowskie wepchnęły do swoich wyliczanek. Było to już w wyliczance e/e bele belebus, ale i w innych, np.: alef, beys, giml reysz (nazwy trzech pierwszych liter w alf. hebrajskim, reysz 'ryż') tatę mamę gi'mir fleysz ('tato, mamo, daj mi mięsa') niszt kan sach, niszt kan bisl ('nie troszeczkę') nor a file szisl ('ale pełną miskę').
Ojcze nasz kure kraść kraść kure zdejm pióre pióre zdejm na wodę szwym ('płyń') szwym na wodę zrób szkodę szkodę zrób ale goyim bagrub ('wszyscy nie-Żydzi pogrzebani').
Inna wyliczanka, a właściwie wierszyk używany także do liczenia prawidłowych skoków na skakance, ma odpowiednik starszy, zapi sany przez Lilienthalową jako wyliczanka żydowska: Wersja polska: ,tum tum (lub) trumf trumf misia bela misia kasia komfacela
Wersja żydowska: ane dane try kanele miste mastě kampa nele (campanella to włoska nazwa dzwonków) kampa a kampa bo miste mastě kampa ta.
Misia a misia be misia kasia komface.
lub:
Angielski zbieracz wyliczanek, Bolton, notuje podobną (kapernelle, kompatele) jako niemiecką z Szwabii: Ehne dehne do kapernelle no Isabelle Pumpernickel (rodzaj ciemnego chleba, nazwa pochodzi od nazwiska) Zipperle Pipperle pump der Kaiser ist e Lump (cesarz jest łotr) er reitet uber Feld (jedzie przez pole) und bring e Sack voll Geld (i przywiezie wór pieniędzy), Z Saksonii:
Aenne daenne dreckernelle wischle waschle kompatelle wischle waschle wa wischle waschle kompata,
podobno zapisana na piecu w Miśni: Ene dránge zwinge zelle Bischelte baschelte kompatelle Komm Bua, komm Bue (chodź Bua, chodź Bue) Bischelte, baschelte kommt, Ade! (chodźcie, cześć),
ale prawdy trudno dociec.
en ten tita tela musa masa kompa cela kompa a kompa be musa masa koma ce.
Udział dzidci żydowskich w układaniu wyliczanek polskich prześwi tuje także w tekstach, w których znajdziemy imiona żydowskie lub po chodzące ze Starego Testamentu — spolszczone Abel z biblijnego ży dowskiego imienia Hevel i spolszczone Boruch (z Baruch) a ty cyń para cyń czym koń popudlany, zatatymi pudlami, a ty Boruch, nacyn Boruch ksiądz.
egita pegita cugita me Abel fabel domine hoc hoc majne libe szroc (niem.-jidysz'mój kochany')
ankite bankite cukite me Abel fabel domine elc pelc sztot mein Abel sztyl (lub cztyl) (niem.-jidysz still 'cicho')
Jako ciekawostkę przytaczam niemiecką wyliczankę z imionami ze Starego Testamentu: Abraham und Isaack sie schlugen sich mit Zwieback der Zwieback ging entzwei und du bistfrei.
[znaczy:]
Widoczny ten udział i w niektórych innych realiach, związanych ściśle ze zwyczajami żydowskimi. Wyliczanka czysto polska: również wiąże się z obyczajem żydowskim. W święto Pesach, które jest symbolem wiosny i oznacza wyzwolenie dzieci z domów, dawniej z „ciasnych i dusznych izb" dawało się nawet dzieciom do uczty wie czornej wino specjalne, przyrządzone z rodzynek. Na pewno też żydowskie jest pochodzenie wyrazu rabe w znanej wyliczance: ene due rabe złapał Chińczyk żabę,
albo:
Rabe to wyraz jidysz: rabbi— 'rabin', oznacza uczonego i nauczycie la. Postać rabina wydawała się dzieciom, jako symbol tajemniczości, do magicznej funkcji wyliczanki bardzo stosowna. 5 - K. Pisarkowa, Wyliczanki
Abraham i Izaak •bili się sucharkiem, sucharek im pękł, a ty jesteś wolny.
Raz dwa trzy, nasza pani patrzy, nasza pani pójdzie z nami, kupi wina z rodzynkami, a to wino drogie takie, aż dwadzieścia trzy—
ene due rabe pater piter żabę ene due seks Peter fiter pies.
50
Bardzo znana jest wyliczanka „Leży groch na talerzu, jakiego koloru on jest?" Dziecko, na które wypadł wyraz „jest", odpowiada np. „czerwony" — wtedy liczy się dalej: „Jak go masz, to mi go po każ!" Wolno tę wyliczankę kojarzyć z typową zagadką żydowską: „Co to jest: Niebieskawy talerz pełen grochu?" Odpowiedź: „Niebo i gwiazdy". Nie wiadomo dokładnie, kiedy Cyganie przywędrowali do Polski. Do Europy przyszli z południa, podając się za byłych mieszkańców Egiptu. Ciemny kolor włosów i piękne, czarne oczy, śniada cera, egzotyczne, barwne stroje i niezrozumiała mowa sprawiły, że uwierzono w ich egipskie pochodzenie. Wiara ta znalazła m. in. wyraz w nazwie, którą nadano temu narodowi. Anglicy nazywają ich do dziś Gypsy (wym.: dżypsy) i tę nazwę angielską trzeba łączyć z Egiptem (ang. Egypt). Byli narodem wędrownym, język ich nasiąkał, podobnie jak język Żydów, właściwościami językowymi tych naro dów, u których przejściowo mieszkali. Zresztą i dziś nie wszyscy Cyganie mówią zupełnie identycznym językiem. Różnią się między sobą językowo zależnie od tego, w jakich okolicach żyją i którędy do tych okolic przyszli. Niechętnie zdradzają swoje tajemnice i wyra zy, są nieufni wobec obcych, bo doznali wielu krzywd i często nie sprawiedliwych prześladowań. Narody osiadłe boją się przybyszów o niestałym miejscu pobytu, o tajemniczych zwyczajach, nie zawsze wiadomo, z czego żyjących. Życie w trudnych warunkach rozwija in teligencję i spryt. Spryt jest po prostu odmianą inteligencji. Cyganie mają go wiele. Niełatwo dają się oszukać. Utarła się o nich opinia, że „cyganią". W Polsce nazwano ich — nie zastanawiając się nad sprawą ich pochodzenia — Cyganami i utworzono od tej nazwy cza sownik „cyganić". Żyli w naszym kraju już w XVI wieku. Szesnastowieczny polski pisarz Marcin Bielski obsypał ich ujemnymi określe niami: „Lud próżnujący, chytry, plugawy, dziki, czarny, wiary ani po stanowienia nie mający [...]. Mowę sobie zmyślili ku kradzieży god ną, aby nikt nie zrozumiał, jeno sami sobie".
f^|f#|4|%e|rm w jf IJClIlSSfmlt* i-g^9SkW%ŘgZ W jf ! l l # Z > € l i l K J
Tymczasem mowy swej Cyganie nie zmyślili w celu ułatwienia sobie kradzieży, ani na złość Marcinowi Bielskiemu. Językoznawcy i ba dacze folkloru, którzy się zainteresowali tym oryginalnym narodem jeszcze w XIX wieku, odkryli w jego mowie bardzo wiele wyrazów i cech gramatycznych, które są charakterystyczne dla języków Indii. Porównali te wyrazy i cechy z językiem sanskryckim, najstarsza i naj bardziej wypielęgnowane odmianę języka Hindusów, i stwierdzili, że Cyganie, sami o tym nie wiedząc, pochodzą w prostej linii od naszych wspólnych przodków: Indoeuropejczyków. Z Egiptem zamieszkiwa nym przez ludy semito-chamickie nie mieli nigdy nic wspólnego. Ich język należy do północno-zachodniej grupy języków indyjskich, od któ rych się oderwał w V wieku, kiedy Cyganie wyruszyli — przez Iran, Azję Mniejszą i Bałkany — do Europy. Wszystkie języki indoeuropejskie mają do dziś wspólne cechy języ kowe. Należą do wielkiej rodziny językowej. W II tysiącleciu przed naszą erą zajmowały ogromne obszary od Indii do Europy. Do tej rodziny należą języki indoirańskie, bałtyckie, słowiańskie, germańskie, italskie, język celtycki, albański, ormiański i grecki. Na przykład wy raz matka ma w łacinie odpowiednik mater, w niemieckim Mutter, w angielskim mother, w francuskim mere, w greckim meter. Polskie dwa to po niem. zwei, po ang. two, po franc, deux, łac. duo. Noc polska, to ros. noč, czes. noc, łac. nox (czyt.: noks), niem. Nacht, ang. night, franc.nuit. Takich podobieństw jest w językach indoeuropejskich bardzo dużo. A różnice wynikają z odmiennego rozwoju poszczególnych ję zyków. Kiedy się zna ogólną zasadę i kierunki rozwojowe, łatwo zidentyfikować wspólne pochodzenie wyrazów na pozór bardzo od siebie różnych. Przy takiej identyfikacji porównuje się na ogół naj pierw rdzenie wyrazów, ich pesteczki; ale czasem i przyrostki są do siebie podobne. Do wyrazów długo utrzymujących swoje indoeuropejskie podo bieństwo należą liczebniki. Istnieje odmiana wyliczanki złożonej pierwotnie wyłącznie z dziw5'
51
52
nycfi, niepolskich liczebników. W trakcie używania uległy te — nie zawsze w swej etymologii dla dzieci przejrzyste — wyrazy różnym przekształceniom, ale same rdzenie były jeszcze w XIX w. na tyle czytelne, że zbieracze natychmiast poznali w wyliczance liczebniki cygańskie. Liczenie to nazywało się zresztą wśród dzieci „liczeniem cygańskim" lub „złodziejskim". Jego obecność zaświadczona jest przez zbieraczy „Wisły" we wszystkich okolicach polskich, w „Przekroju" w ankiecie e/e mele tylko raz, ale i w moich materiałach, zebranych u dzieci i przez dzieci, widać, że utrzymują je nadal zwłaszcza dzieci wiejskie. Brzmi to liczenie tak:
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
jednora drugora trójcom czworcom pędzium nędzium sechman łechman (oknam, także okno) diworum (także dzigora) diksum (także dziks, dzikus) na kogo wypadnie, uciekaj za ptot!
Liczebników tych używali podobno także lirnicy, wędrowni włóczę dzy, żebracy i złodziejaszki. Możliwe, że porozumiewali się nim mię dzy sobą właśnie po to, aby ich nikt niepowołany nie rozumiał. Dzie ciom taka tajemnica oczywiście odpowiadała. Wyliczały więc także jeszcze inaczej liczebnikami zapożyczonymi z tak zwanego tajnego języka złodziejskiego:
£
1 2 3 4 5
wonajce dwajce trajce kerule piedzin
6 7 8 9 10
lodzin zukman dukman diwel dikse
11 12 13 14 15
anulika dulika mancuk cancuk kiejwiel
Od nazwy języka nazwa przeszła na ten typ wyliczanek. Dzieci trochę je przerobiły, potrzebny był im choćby dla lepszego zapamię tania rym, i liczyły dalej: odnu drugu treciu ku reci u pindziu lindziu zachma dziewanna dzikus wytrykus
albo:
Skoro się tyle mówiło o zdrobnieniach żydowskich, warto poświęcić trochę uwagi zdrobnieniom cygańskim. Cyganie polscy tworzą wyra zy zdrobniałe przez dodanie przyrostka -oro. Chłopiec to rakoro, koń — kuro, źrebak — kuróro, worek — gono, woreczek — gonoro, zajączek — bałoro, baranek — bakróró, rybki — machórě, diabełki — bengoro, dzieci — chavore. Ale cząsteczka -oro służy, jak widać z liczenia, nie tylko do zdrobnień: spójrzmy na jednora, drugora albo jednoro, drugoro albo na zaimek korkom 'sam, osobiście', savoro 'wszystek, cały'. Jerzy Ficowski, poeta i wielki miłośnik Cyganów, pisze w swojej pięknej książce Cyganie na polskich drogach: „W wielu regionach Polski znane jest ludowe dźwiękonaśladowcze na zwanie cygańskiej mowy — sokoro-mokoro. Te przedrzeźniające niby-słowa nie znaczą nic, ale przyznać trzeba, że trafnie podchwy tują brzmienia charakterystyczne dla języka cygańskiego". Oro i ora brzmiało więc bardzo „po cygańsku" i kiedy dzieci tak liczyły, wyobrażały sobie, że są na wpół Cyganiątkami, że mogą na chwilkę wyliczania przestać zazdrościć dzieciom cygańskim romanty cznego trybu życia, swobody, snu pod gwiaździstym niebem, śpiewu, muzyki, podróży przez lasy, przez dole i niedole, przez „czerwień, zie leń i fiolet".
Adzin Jan druhi Jan treci Jan czyry chcian piandzier jadzier sukman dukman dziewun dziki izdra
16 17 18 19 20
wejwel eipu wipu kinkil kiukszta.
53
Ażeby sobie nie myślały, że nic poza piosenką Ficowskiego nie mają z cygańskimi dziećmi wspólnego, chcę im uświadomić, że i w naszych polskich liczebnikach zostało z czasów, kiedy wędrowaliśmy przez góry Kaukazu i nad Czarnym Morzem, jak i oni — że z czasów tych zostało nam małe oro w: czworo, pięcioro, sześcioro, siedmioro, ośmioro itd., a nawet w: kilkoro. Żaden dorosły nie wie o tym, że mamy i my, i on swoje złodziejskie cygańskie liczenie na -oro, którego uży wamy i na podwórku, i w szkole, kiedy dostajemy „czwórkę". Do wyliczanek weszli Cyganie nie tylko po drabince liczebników. Mamy ich także w wyliczankach złożonych ze zrozumiałych wyrazów polskich:
Idzie Cygan po moście, niesie dudy na roście. Cóż tam robią w Krakowie? Kulki biją po głowie. Stary Cygan konie kuje, złotym biczem pośmiguje, es tres a ten stary Cygan pi
Albo: Podejrzewam ich obecność jeszcze w kilku wyliczankach. Ale nie oznacza ona, że dzieci cygańskie z polskimi się bawiły. To nie było możliwe. Właśnie tajemniczość i legendy, którymi się Cyganie otaczali, właśnie niechęć do nich, która łączyła się z nieuzasadnionymi pomó wieniami, że porywają dzieci, sprawiła chyba, że dwie te społeczności dziecięce nie żyły w bliskich kontaktach. Wiadomo natomiast, że Cyganie od wieków zajmowali się w Pol sce kowalstwem. Wiedziały o tym dzieci, stąd w wyliczance Cygan kuje konie. Niesamowita była sama postać Cygana — osmalonego i oświetlonego ogniem, a kuźnia przyciągała i rozbudzała fantazję. Pa chniała czarami lub piekłem. Wyliczanki nie mogły się obejść bez ta kiej piekielnej, ciemnej i bajkowej postaci. Oprócz kowalstwa Cyganie zajmowali się kotlarstwem, pobielali naczynia miedziane, naprawiali dziurawe garnki. Łatanie dziur miedzią na zimno stanowi do dziś jedną z ich tajemnic zawodowych, pisze Fi cowski. I to wygląda na czary. Domyślam się tej cygańskiej miedzi w zepsutym wyrazie kumfer, umferz niem. Kupfer 'miedź':
Ślepy Cygan konie kuje, srebrnym batem wyśmiguje, hyc hyc za piec spać, a ty musisz oczy dać.
W języku cygańskim znajduję się także inne zapożyczenia z nie mieckiego, np.: gifteret 'truć' (niem. Gift 'trucizna'), frejda (niem. Freude), 'radość' i wiele innych, których nie wyliczam, ponieważ nie weszły do wyliczanek. Ale spokoju nie daje wyraz síra albo šyra, który znaczy 'nożyce', a pochodzi z niemieckiego Schere. Miałoby się ochotę tłumaczyć niejasną cząsteczkę szere w wyliczance entele pentele szyki szere właśnie jako zapożyczenie cygańsko-niemieckie. Bo czy nie przydały by się nożyce tam, gdzie jest pętelka, węzeł {knot), a w morawskiej wersji igiełka? Podobnych pokus jest więcej. W wyliczance: podejrzewam ratafijam o cygańskość. Wyraz ten mógłby oznaczać napój odrzucający albo wódkę czy wino po cygańsku. Albo w wyli czance:
ene tene aba umfer kumfer żaba ane tune eks umfer kumfer zechs.
am sam gam pike pake kolegram
bure bure ratafijam nostram
ele mele trikamzele takel makel formamzeli es bez łuku for szyszeł wyszeł paszoł won
To szuszu i szyszeł bardzo przypomina cygańską nazwę zająca: šušuj, sušoj. Pochodzi ona z sanskryckiego saśa. A wyliczanka była często używana właśnie przy grze w zająca. albo: Inna pokusa w związku z wyliczanką: ini bini trykantory
szacher macher pomidory szas was kisi kwas szuszu bula szuszu was.
Chaczuta torba z wysokiego orła, a w tej torbie sól, pszenica, z kim ty chaczysz paździornica?
albo: Wisiała torba wysoko jak korba, a w tej torbie sól, pszenica, z kim chcesz chodzić po ulicach? Lub:
Kociła się torba wysoko jak korba, a w tej torbie sól, pszenica, z kim się chcesz podzielić sam?
Po przekształceniach, którym wyliczankę poddawano, widać, jak bardzo drażniła dzieci jej niezrozumiałość. Cóż to mogła być za torba z solą i pszenicą, wisząca wysoko jak korba? Wyliczanka jest
tak stara, że korba nie mogła oznaczać korby od studni. Wtedy jeszcze nie było studni na korbę. A po cygańsku khorba (pożyczka z niem. Korb) oznacza kosz. Czyżby wisiała więc torba wysoko jak kosz, zawieszony u powały? Może chodzili z nią po ulicach żebracy, może zbierali do niej dary Cyganie? Takich zagadek nie do rozwiązania jest w wyliczankach mnóstwo. Dzieci szybko sobie z nimi radzą. Z korby robią orła, z ruskiego chaczuła 'chciała', kociła się i bawią się dalej. Także wyliczanka Enene bobinę romene trygiene — luktum pluktum amber kloc pozwala przypuszczać, że co najmniej jeden wyraz łączy się tu z Cyganami. Jest to romene. Cyganie sami siebie nazywa ją Rom i znaczenie tej nazwy odpowiada pojęciu 'człowiek'. Tak nazy wają się zresztą również niektóre inne ludy, na przykład tajemniczy lud Aino, którego pochodzenie jest nieznane, a którego nieliczni już dziś przedstawiciele żyją na wyspie Sachalin w ZSRR i na wyspie Hok kaido w Japonii. Także ich nazwa ma w ich języku znaczenie 'człowiek'. Podobne znaczenie mają nazwy niektórych plemion indiańskich. Resztę domysłów, ile w wyliczankach jest wkładu Cyganów, zo stawmy dzieciom. Enene bobene romene trygiene jest i tak niezwykłą wyliczanką z powodu rytmu trójkowego (raz dwa trzy, raz dwa trzy, raz dwa trzy — en en e, bo be ne, try gie ne). Taki rytm chyba zachę ca dzieci do tańca. Wśród wyliczanek polskich ten rytm jest rzadki. m Wśród licznych zbiorów zestawianych przez zbieraczy niemieckich L i f t 2 © f | | # również nietypowy, bo rymowanie en-te-le, pen-te-le jest parą, a nie trójką trójek, dodatkowo uzupełnioną czwartą trójką (trygiene). Czegoś i takiego większość dzieci wcale nie znała. Wyliczanka jest więc do kwadratu egzotyczna. f Í Ó S k Í e i Wyliczanki ekiete pekiete cukiete i ich odmianki różnią się bardzo f « , od wszystkich pozostałych. Po pierwsze, zaczynają się od trójki ry- 0KĚ0Í0 mowej zamiast pary, do której przyzwyczaiły nas wszystkie dotychrsf*Ět'Íá*>tá* czasowe ene-due, ene-mene, ele-mele, entel-pentel. Ich rytm jest jM^Ł-i* * * ? * « ? inny, trójkowy. CUklGte #f!0
Na tle wszystkich wyliczanek zestawianych parami rymowymi — te są o wiele oryginalniejsze. Trzeba dla nich sporządzić osobną ga blotkę już ze względu na same ich własności muzyczne. Ale nie tylko to jest w nich godne uwagi i inne niż w pozostałych wyliczankach. Nie składają się z wyrazów polskich, ale też i nie z niemieckich ani z ży dowskich, ani z łacińskich, ani z cygańskich. Są bardzo dziś rzadkie, choć kiedyś używano ich często. Wszystkie przykłady, które mamy, wykazują najrozmaitsze wahania od ekiete przez egiede do ankite i enkata, i enkrełe. Razem z pierwszym „wyrazem" zmienia się też drugi i trzeci: fagiede, cugite, pegita cugida, bankita cukita itd. — dal szy ciąg pozostaje ten sam: abel fabel domine — potem albo elc pelc sztot, albo jakieś inne głupstwa, np. hok hok pół snop. Różnych wersji znam z „Wisły" niemal dwadzieścia. Dziś mało kto w ogóle o tej wyli czance pamięta. W ankiecie „Przekroju" znalazła się tylko raz, nade słana przez czytelniczkę z Nowego Targu i brzmiała: ekite mekite cukite me Abel fabel domine kuszka ra monicha
Nazywam ten typ ugrofińskim dlatego, że ma on pewne cechy języka estońskiego, fińskiego i węgierskiego. A wszystkie te języki na leżą do grupy innej niż nasza, indoeuropejska. Językami ugrofińskimi mówią dziś w Europie Estończycy, Lapończycy, Eskimosi, Węgrzy i Finowie. Należą oni też wszyscy do tej samej rasy. Dziwne może się dzieciom wydawać, dlaczego członkowie jednej rasy i jednej grupy językowej rozsypali się po Europie, niczym wyliczanki: Estończycy i Finowie siedzą na północny wschód od Polski, Eskimosi jeszcze da lej na północny wschód od nich, a Węgrzy w samym sercu południo wej Słowiańszczyzny. Uczeni również dziwili się tym przemieszcze niom. Zaciekawiły ich one, badali je i ustalili, że grupa językowa ugro fińska należy do rodziny uralskiej, że jej kolebką był basen górnej Woł gi i Oki. Słowianie wschodni, wędrujący w VI wieku na zachód, rozbili ten obszar ugrofińskiej wspólnoty. Samych fińskich języków istnieje dziś dziewięć odmian. Węgierskiego języka używało plemię na zywane Madziarami. Osiedlili się oni, wędrując z Uralu w IX w.,
nad środkowym Dunajem i Cisą. Tam już zostali. W szczegółach wszystkie języki ugrofińskie różnią się między sobą bardzo, podobnie jak indoeuropejskie, ale mają też wiele podobieństw. Dlatego trudno powiedzieć, z którego z nich pochodzą pierwsze trzy „słowa" wylicza nek ekiete pekiete cukiete. Wyglądają w każdym razie na ugrofińskie. Końcówki tworzące ów trójkowy rym są typowymi końcówkami czasowników i fińskich, i estońskich, i węgierskich. Ale w żadnym z tych języków nie ma takie go właśnie czasownika, jak nasze wyliczankowe. Me — może być za imkiem w czwartym przypadku. Już w „Wiśle" zastanawiano się nad znaczeniem i pochodzeniem tych wyliczanek. Przytaczano wyliczankę fińską i tłumaczono ją: Brak w fińskiej wyliczance trzeciego wyrazu wyliczanki naszej: cukiete. To zrozumiałe, bo w żadnym z ugrofińskich języków nie ma głoski -o. Czyżby to więc był wtręt polski czy żydowski? Podejrzenie o domie szkach żydowskich rodzi się na widok żydowskiego imienia Abel. Wy liczanka ma zresztą również wersję: egita pegita cugita me abel kabel — ale i abul kabul domine hoc hoc, ale i elc pelc sztot majne Hebe szroc, ale i majn Abel sztyll
Pelc wygląda na niemieckę nazwę futra (der) Pelz. Majn Abel sztyll każe podejrzewać, że jakaś niańka gniewała się po niemiecku Mein Abel, still \ 'Mój Ablu, bądź(że) cicho!'. Majn lieber szroc— to chyba 'mój kochany ...sroczyku'. Kabullo nazwa stolicy Afganistanu i rzeki płynącej przez Afganistan i Pakistan. W dodatku odpowiednik tej rzadkiej wyliczanki, nie znanej w swej trójkowej wersji rytmicznej badaczom wyliczanek zachodnioeuropejskich, znalazła mi w Sofii bułgarska dziewczynka Iskra, myszkując jako dorosła w archi wum uniwersytetu.
Vieketaá moketá vis toist kuker sauma vis toist rowa sauma vis toist ou ou ou
15 każdy powie 15 pani powie 15 jest jest jest.
enika (lub eniki) benika (lub beniki) klika be aber faber domine (albo domele) ici bici (lub ece beca) domigleca
lub akata bakata czukata me afor bafor żumane sziki riki flomatiki flunc,
(lub (lub (lub (lub
onika bonika trika be) abel fabel domenę) ikipiki domeniki) hej bum)
Taka więc widać, że wyliczanka zaczęta po fińsku czy estońsku lub po węgiersku znalazła się w kręgu wpływów rozmaitych innych języ ków i kultur, że nasi praprapradziadkowie i nasze prapraprababki to dzieci, które miały szerokie kontakty międzynarodowe. Współczesnych wyliczanek węgierskich ani fińskich, ani estoń skich nie znam. Albo nie ogłaszało ich żadne pismo, albo robiło to tak po cichutku, że po prostu przemknęło się nie zauważone. Po Polsce podróżuje dziś wielu Węgrów i można ich słyszeć i widzieć często w pociągach, np. na trasie prowadzącej z Budape sztu do Warszawy. Niestety, nigdy nie odliczają się w podróży. Raz wydawało mi się, że słyszę w ich mowie jakieś ekiete pekiete, ale było to złudzenie. Spytałam więc wprost, czy pamiętają wyliczanki. Niemal bez namysłu odpowiedzieli chórem jedną. Wtedy spytałam ich o znaczenie poszczególnych wyrazów. egyedem begyedem tenger tanc hoidu sogor mit kiwansz nem kiwanok egyebet csok egy folot kengeret
(nie znaczy nic) morze taniec (hoidu nie znaczy nic) sogor 'zięć' nie życzy (sobie?) nie życzę (sobie) (nic) innego tylko jeden mały kawałeczek (nasz wyliczankowy „sztykiel") chleba.
Odpowiedzieli i wstydząc się, że opowiadają takie głupstwa, podśmiewywali się mile z moich zainteresowań. Chcieli opowiadać i dekla-
60
mować wyjątki z pięknych wierszy wielkich poetów węgierskich. Węgrzy są dumni z tego, że mają bardzo starą, zaświadczoną zabyt kami od XIV wieku, literaturę piękną. Woleli mówić o tamtych, uzna nych przez naukę za piękne, wierszach. Nie zdradzili więcej wylicza nek. Inni pragnęli mi wydeklamować teksty najmodniejszych przebo jów węgierskich. Przypominało to tę scenę z bajki o Kopciuszku, kiedy wysłannicy królewicza, szukając właścicielki znalezionego na balu malutkiego pantofelka, sprawdzali we wszystkich domach całego państwa rozmia ry wszystkich stopek dziewczęcych. W domu samego Kopciuszka bezskutecznie przymierzali pantofelek niedobrym córkom macochy Kopciuszka, którego w ogóle nie chciano dopuścić do przymierzania. Kopciuszek siedział skromniutko w kuchni. Myślę, że w czasie kie dy Węgrzy dorośli — a na nasze nieszczęście nie jechały z nimi dzie ci — zapierali się swych zapomnianych wyliczanek, wyliczanki-Kopciuszki krążyły w najlepsze po podwórkach węgierskich, a dzieci podrzucały je jak piłeczki.
Z przypominania i pokazywania sobie wyliczanek zaczynanych od obcych wyrazów lub udających obce wyrazy wcale nie wynika, że dzieci układają wyliczanki tylko z podsłuchanych rozmów cudzoziem ców. Po prostu to, co obce i egzotyczne, najbardziej rzuca się w oczy, bo najostrzej odbija od tego, co nasze, swojskie, jasne. Obcość razi, jak ostre światło, kręci w nosie, jak niezwykły zapach. Tego, co swoje, często się nie widzi i nie czuje. Oddycha się tym jak powietrzem, czyli czymś oczywistym. Takim ciepłym powietrzem domowym były dla dzieci starsze ko biety. Dawniej „baby" i niańki. To one usypiały i zagadywały dzieci „marudne". To one mówiły „dobranoc", kiedy dzieci nie miały Jacka i Agatki z telewizji. Matki dzieci wiejskich, młode i zdrowe, zajmowa ły się od świtu ciężką robotą w polu. Matki dzieci magnackich rów nież nie miały dla swoich dzieci wiele czasu.
Księżna Izabela Czartoryska z Flemmingow (1746—1835), żona Adama Kazimierza, weszła do historii Polski. Słynie jako przykład wspaniałej matrony i matki pięciorga młodych Czartoryskich, ale i jako pisarka, protektorka sztuk i artystów, i jako ta, która uczyniła rezydencję książąt Czartoryskich, Puławy, ośrodkiem życia kultural nego i politycznego po rozbiorach. Miały Puławy w ciężkich czasach utraconej niepodległości być ostoją wszystkiego, co polskie. Miały przypominać dawną historyczną świetność Polski i budzić nadzieję na wyzwolenie. W świątyni Sybilli zgromadzono zabytkowe egzem plarze broni, imponujące portrety wielkich Polaków. Przepiękny ro mantyczny park ozdobiono rzeźbami, posągami i kamieniami pa miątkowymi. Trwają te pamiątki do dziś. I jest w parku puławskim wiel ka płyta marmurowa, na której księżna Izabela kazała wyryć napis tej treści: „Na pamiątkę tego szczęśliwego dnia, kiedyśmy się wszyscy razem tutaj spotkali". Następują imiona wszystkich jej dzieci i data owego historycznego dnia w życiu rodziny. Co wynika dla nas z tej pamiątkowej tablicy? Przebywanie dzieci Czartoryskiej z matką było rzadkością godną uwiecznienia na tablicy marmurowej. Przykład Czartoryskich jest skrajny, ale prawdziwy i pou czający. Dzieci były uczone przez guwernerów i guwernantki, tak zwa ne „mamzele", a chowane przez „baby" i niańki. I choć nie ma na ozdobnych ścianach pałaców, tam skąd patrzą do dziś ogromne 6 - K. Pisarkowa. Wyliczanki
oczy portretowanej wielokrotnie księżny Izabeli i innych dam, ani jednego portretu niańki, właśnie dzieci wzięły odwet za swoje „baby". Sportretowały je w wyliczankach. One to weszły tam i znaj dą się teraz w naszym muzeum wyliczanek z całym ciężarem drob nych a licznych obowiązków. Dobre, ale czasem zniecierpliwione, czasem zagniewane figlami dziecięcymi, zmęczone, śpiące da wnym zwyczajem na piecu. Dzieci wyliczały w XIX wieku: en en emba nos fifi enta nos fika taka pika taka na wojenkę wont poszła stara baba suchą nogą w kąt.
ene mene dike bake sorba borba jense smake deus meus kosmateus stara babo za piec weg!
albo: Stara babo, nie lubię cię, wezmę pały, wygrzmocę cię, oczy dać, za piec spać, o godzinie szóstej wstać, koniom wody dać i pod piec spać.
Widzę w tej wyliczance utrwalony, skostniały dialog: niańka usypia dziecko, „zaklinając" je, niby magiczną formułką, a przy okazji notu je sobie w pamięci, jakie ważne obowiązki gospodarcze jeszcze jej pozostały. Dziecko niechętnie usypia, stąd gniew przeciwko przy musowi usypiania skierowany do baby: „Stara babo, nie lubię cię!". Inny obrazek zachowany w wyliczance to baba, którą pani przy łapuje na zawiązywaniu swoich własnych trzewiczków. Może robi jej wymówki? Baba odpowiada usprawiedliwiając się. Zwróćcie, pro szę, uwagę na zakończenie wyliczanki: encyk pencyk ludawinczyk encyk w las puter was ty, zajączku, biegaj w las! Sama pani przykazała, stare buty darowała.
Baby wychowujące dzieci często miały swoje własne rodziny i swo je własne kłopoty rodzinne. Narzekały może na nie i zostały podsłu chane przez dzieci. Znajdują i one zabawne odbicie w wyliczankach:
Siedzi Dudek na kościele, warzy piwo na wesele (na Śląsku: ' „warzy kawa od niedziele"), co uwarzy, to wypije, przyjdzie do dom, dzieci bije.
Baba płacze, lamentuje: — Jak ten Dudek dokazuje! — Masz tu, babo, parę groszy, kupisz dzieciom kwartę kaszy, jak się dzieci natykają, pójdą za piec, pozdychają!
Inne baby same pilnowały wyszynku piwa: Poszta baba do piwnicy ile piwa wyszynkować. szukać kredy i tablicy, Anc glanc puterwas będzie pisać i rachować, ty, zajączku, biegaj w las
Do wyliczanek weszły nie tylko baby, ale też gadki i bajki, które dzieciom opowiadały, lub piosenki, które śpiewały zwykle przy usy pianiu. Dzieci zapożyczały sobie fragmenty takich gadek i umieszczały je, czasem poprzekręcane, w wyliczance. Takim pięknym przykładem jest opowieść „rozkwitająca", bo każde zdanie prowokuje następne. Używało się jej dawniej, dziś już nie, także jako wyliczanki: Powiedziałbym wam kazanie, ale mi pies zjadł śniadanie, powiedziałbym wam wię cej, ale ta baba za piecem brzęczy, jak tę babę rznę o piec, wyleci z niego malowany chłopiec, a z tego chłopca baran i owca, z tego barana mleko i śmietana, a z tej śmietany kościół murowany, a z tego kościoła żydowska szkoła, a z tej żydowskiej szkoły wyskoczy Żyd goły, a z tego Żyda wyskoczyła bieda.
Dość dużo starych polskich wyliczanek zaczyna się od orzeczenia: szedł. Chodzić może diabeł i baran, i zając, i kaczka, i Cygan, i pies. Może i w nich odbijają się dalekie echa gadek, które baby opowia dały dzieciom na dobranoc i usypiały monotonią opowiadania: Idzie czapla po desce, opowiedzieć ci jeszcze? — dziecko odpowiada: tak! — idzie czapla po desce, opowiedzieć ci jeszcze? — Dziecko odpowiada: tak! itd. Albo: Szła czapla na wysokich nogach po czer wonej desce, powiedzieć ci jeszcze? itd. Z tego chodzenia czapli mogły powstać wyliczanki: Szedł pies przez owies, suka przez tatarkę, szedł pies na piwo, suka na gorzałkę. Suka się upiła, trzewiczki zgubiła, a pies się nie upił, trzewiczków nie zgubił.
I różne inne. 6*
03
Czasem baba znajdzie się w wyliczance jako czysty ozdobnik. Czy to w polskiej, pełnej fantazji i znanej wyliczance Siedzi baba na cmen tarzu, trzyma nogi w kałamarzu. Przyszedł duch, babę w brzuch, baba w krzyk (fik), a duch znikł; czy to w żydowskiej: Wetar male kankazynka ipso mada ido chi lenta kruszba baba szynka stoi głodna ładu szi.
Temu, kto się może dziwi i martwi, że w polskich wyliczankach Stara babo, nie lubię cię, jest tyle złości dziecięcej, podarujemy na pociechę trzy wyliczanki złośliwsze obce. Dwie niemieckie i jedną morawską: Eins zwei drei hicke hacke hei hicke hacke Lóffelstiel alte Weiber fressen viel alte Weiber fressen Brat schlag die alten Weiber tod
[znaczy:]
Eine alte Schwiegermutter mit dem krummen Fuss sieben Jahre im Himmel g'wesen muss sie wieder rus. 1st das nicht ein dummes Weib dass sie nicht im Himmel bleibt? I—a—u—s=aus
Raz dwa trzy heike hake hy hike hake trzonek łyżki stare baby żrą za dużo, stare baby żrą chleb, dajże starej babie w łeb.
[znaczy:]
Stara teściowa krzywostopowa była siedem lat w niebie, teraz musi stamtąd zbiec, co za babsko głupie, że nie siedzi w niebie, precz—precz!
Evendule v jednom dubě [znaczy:] a na vršku vrabci vybrali ich chlapci kupili si barana ze zlatými rohama kdo ty rohy najde štyry mile zajde štyry mile za Prahu žatu b a b u šmatlavu. {szmatlavy 'koślawy')
evendule (nie znaczy nic) w jednym dębie a na czubku wróble, wybrali je chłopcy, kupili se barana ze złotymi rogami, kto te rogi znajdzie, cztery mile zajdzie, cztery mile za Pragę za tą babą koślawą.
(niem. Vetter kuzyn', kankazynka 'kuzynka')
Na ich tle nasze nie wydają się już takie najniegrzeczniejsze. Toteż zostawimy w naszym muzeum w małej gablotce te obce dla porówna nia. A niegrzecznością wyliczanek zajmiemy się jeszcze w osobnym dziale naszej wystawy.
Dużo pozostało jeszcze w wyliczankowym towarze wyrazów nieja snych. Pożyczano je nie tylko z języków obcych, nie tylko z wyliczanek obcych, nie tylko z gadania polskich bab, nie tylko z wierszyków losujących bydło i wyliczających pracę. Pewne pożyczki zaciągały dzieci same u siebie. Niektóre gry i zabawy wymagały swoich tekstów. Na przykład przy skakaniu na skakance liczy się skoki wierszykami.
Wierszyki i wyliczanki do skakanki
Pan Sobieski miał trzy pieski czerwony, zielony (albo szary bury) i niebieski,
lub: Stoń Trąbalski, niezapominalski, raz dwa trzy.
lub: Trumf trumf misia bela misia kasia komfacela misia a misia be misia kasia komface
Wyliczanki do specjal nych gier i zabaw
Przy grze w chowanego używa się czasem do wymierzania czasu Wierszyki „spania" wyliczanki: pałka zapałka dwa kije, kto się nie chowa, ten kry je, stukam, pukam, rachuję, kogo znajdę, zaklepuję. Całe takie wier i wyliczanki szyki zapożycza się również do wyliczania., W grze w ciuciubabkę do chowanego woła się do ciuciubabki: Babko, na czym stoicie? Na beczce. A co w tej beczce? Kwas, No to łapcie nas!
do ciuciubabki
„rozkręca" się ciuciubabkę z zawiązanymi oczyma, żeby straciła orientację w przestrzeni, i dopiero wtedy wolno jej łapać. Inne zapożyczenia polegają na wybieraniu z wierszyków związa nych z jakąś zabawą tylko kilku wyrazów albo nawet jednego. Czasem jest to nazwa gry. Jeszcze inne drogi pożyczek biegną od zabawy do zabawy. I tak zabawy w zająca albo Fabiana miały swoje własne wy liczanki. Przed grą w zająca odliczało się: cim cim pod lasem, który ksiądz, ten zając!— Na kogo wypadł wyraz „zając", ten szedł na bok. Gdy połowa dzieci wyszła na zające — druga szła do chartów. Wtedy zaczynała się gonitwa chartów za zającami. Grę w zająca opisują niektórzy etnografowie też jeszcze inaczej: Jeden z grupy chłopców siada na ziemi i palce jednej ręki kładzie na swoich kolanach. Reszta chłopców nazywa go „panem". Siadają koło niego i również trzymają palce na kolanach. Wtedy „pan" przytykając swój palec do palców każdego z chłopców, mówi używanym sposo bem pojedyncze wyrazy: jęczy — tęcza — dzichy — dachy — bonek — machy — jęć — pięć — pala — pus\ Ten, którego dotknie przy wyrazie „pus", odchodzi na bok i zostaje zającem. Można też wyliczać przy zającu: Jan Fabijan pasie konie na wygonie, Na zielonej łące. Kto straci — zapłaci,
figiel migiel wytnij palec, leć, zajączku, najdálec (lub najdalej).
Wierszyki i wyliczanki do Fabiana I zająca
Kogo „pan" dotknie na samym końcu, ten zostaje „psem". Jeżeli się uzbiera 20 zajęcy, wówczas naznaczają dwa „psy" do goni twy. Zające uciekają tymczasem i kryją się. Pan każe psu położyć głowę na „pańskich" kolanach, aby nie widział, co robią zające, które się chowają. Gdy się już wszystkie pochowały, pan pozwala psu szukać. Sam woła: „Do pana — Jac ka", albo „Do pana — zająca!" I zaczyna się uciekanie zajęcy do pana. Schwytany zając staje się psem. Zamiast „zając" woła się czasem też „Jacek" dlatego, że w niektórych okolicach Polski, na przykład w Olkuskiem, zająca nazywa się Jackiem. Po długim używa niu zawsze tego samego wierszyka dzieci się nim znudziły. Wymieniły reguły. Zaczęły przy grze w zające używać także innych wierszyków, a wyliczankę zajączkową liczyły przed innymi zabawami. Niektóre z gier przestały być modne. Zginęły. Zostały z nich tylko wyliczanki, używane już przy całkiem różnych od pierwotnej albo przy wszystkich możliwych zabawach. W wyliczankach zachowało się bardzo dużo „zajęcy". Ale sama gra, wymagająca rozległych łąk, w mieście zwłasz cza, gdzie nie ma na nią miejsca, ledwie żyje. Bardzo podobny do zająca był Fabian. Bawiło się w niego tak: Chłopcy wybierali „starszego" i „Fabiana". Reszta stała w rzędzie, a starszy nadawał im nazwy różnych zwierząt. Potem wołał: „Przyjedź, Fabianie!" — Fabian odpowiadał: „Nie mam na czym!" — „Na jakie zwierzę siadasz?" — „Na konia" (albo wołu, albo jakiekolwiek inne). Wymienione zwierzę uciekało. Fabian gonił je, a dogoniwszy sia dał mu na plecach i przyjeżdżał do starszego. Starszy pytał: „Coś przywiózł?" — Fabian mógł odpowiedzieć: „Igły". Starszy pytał da lej: „A w tych igłach?" Fabian odpowiadał: „Złoto". Starszy na to: „Ciśnij w błoto!" Wtedy koń potrząsa mocno swym jeźdźcem, który spada lub zeskakuje, i sam zostaje Fabianem. Byłemu Fabianowi „starszy" szepce do ucha jakąś nazwę zwierzęcia i posyła go na miej sce opróżnione przez konia. Zabawa toczy się dalej. Jeżeli Fabian nie chwyci ściganego „zwierzęcia", to zwierzę wraca na swoje miejsce, a Fabian zostaje po raz drugi w roli Fabiana. Opisujemy w naszym
muzeum wyliczanek tę grę tak dokładnie z trzech powodów. Po pierwsze, jest archaiczna, dziś się jej już nie spotyka. Ale właśnie z nią wiąże się najdawniejsza zapisana wyliczanka polska. Cytuje ją siedemnastowieczny pisarz Stanisław Serafin Jagodyński w zbiorku wierszyków zatytułowanym Dworzanki, a wydanym w 1621 roku: „toby była uciecha, co w nią grają dzieci, żeby pasł Jan Fabijan konie na wygonie, złotym biczem poganiał, na które chce błonie". Po drugie — gra jest urozmaicona, dowcipna. Po trzecie — właśnie z niej został w wyliczankach sam pan Fabijan. Czasem nazywa się on też pan Jan, kiedy indziej pan Jan kapitan. Przyjrzyjmy się jego postaci: jaki śmieszny i smutny. Wygląda na zdemobilizowanego żołnierza (kapi tan). Przechadza się w wytartej, czerwonej kapocie; w takiej zwykle chodzą wariaci, a nie brak ich w przysłowiach, które mówią, że każ da wioska i każde miasteczko ma swojego wariata. Może pomiesza ło mu się w głowie od świstu kul na froncie? Kiedyś umiał wiele, grał na organach, ale już w XIX wieku zapomniał wszystko i nic nie umie do dziś. Nosi ciężkie drewniaki, wyżłobione w drzewie olchowym: Panie Janie Fabijanie, czemu nie grasz na organie? Grałem, grałem, zapomniałem, bo nic nigdy nie umiałem, ersak persak gribs.
Lub: Witaj, Janie Fabijanie w czerwonej kapocie, jutro świątko macie. Idzie trzoda koło płota, roztworzyła wszystkie wrota. Ty, chocholu, chodź po polu, włóż piórko na piórko, a choinkę na choinkę, pojedziemy na wojenkę!
Albo: Jun Jun Fabijun z olszowymi nogami, objął głowę wstęgami, a ty, Junie Fabijunie, wysiądź konie na organie. Co mnie pasiesz ztotą sieczką? Co mnie poisz tą duneczką? Ty, choinko, na choinkę. ty, zajączku, na wojenkę.
Albo: A ty, panie kapitanie, wygrywałeś na organie, złote pyty pod kopyty, wojewoda wont, poszła baba w kąt.
Może znacie z wyliczanek, a może dopiero w naszym zbiorku zoba czycie śmieszny wyraz ancyklas: inki pinki ludominki ancyklas (lub enceklas) buter was ty, zajączku, biegaj w las!
Była to nazwa gry pasterskiej. Gra była zbiorowa, toczyła się na obwodzie koła, na którym w różnych odstępach rozmieszczano doł ki poszczególnych graczy. W środku był duży dołek, czyli ancyklas. Jeden z graczy nie miał dołka i jego też zwano ancyklasem. Obcho dził on kolegów stojących w swoich dołkach na obwodzie koła, do póki nie zdobył czyjegoś dołka. A wyliczano przedtem ancyklasa na pewno właśnie wyliczanką inki pinki albo inną, w której znajdziecie wyraz ancyklas (czasem encyklaś). Inna gra: w ciuciubabkę, albo ślepą babkę, wiązała się z wygła szaniem wierszyka: Wodzimy babę po polu, obżartszy się kąkolu. Skądeście, babko? — Z miasta. — Czego chcecie? — Klepanego ciasta ! — — Klepcie go sami!
Kąkol z tego wierszyka odnajdujemy w wyliczance, w której dodat kowo jeszcze są zające: Kąkolu, kąkolu, ty zajączku po polu, a choinka na choince, ty, zajączku, po wojence, figiel migiel wytnij palec!
Znana była dawniej w różnych okolicach gra podobna do hoke ja na trawie. Opisuje ją Oskar Kolberg. Nazywała się krąg, czyli bąk. Wszyscy grający stają w koło, a przewodniczący w grze staje w środ ku i, wskazując palcem na każdego w kręgu, wymawia następujące wyrazy, po jednym wyrazie dla każdej osoby: ancki — cwancki — górski — pląs
ede — lipski — ele — mons
iki — byki — gramatyki — klekaty — nos!
Na kogo wypadnie „nos", ten winien rozpocząć „grę w kręga". Więc rzuca on krążek naprzód na ziemię, a reszta kijami go odtrąca, sta rając się odtrącić jak najdalej. „Gra ta najczęściej stanowi rozrywkę ludu w czasie wielkiego postu po nabożeństwie nieszpornym" — pi sze Kolberg. Nie wiem, czy dziś dzieci bawią się jeszcze w taki krąg, jeżeli nawet tak, to wątpię, żeby przy tym właśnie miały wyli czać w dawny sposób. Natomiast tekst mówiony do tej gry stał się znaną wyliczanką: Jak się potem z gramatyki zrobiły granaciki, wiemy już z rozdzialiku o łacinie w wyliczankach.
anckiis cwanckiis kurszpiis kluus ee pee tipsi ee lee muus iki piki gramatyki uki puki klajn karnuus.
A skąd się wzięło w różnych wyliczankach tyle guziczków i pió- |«§«*# **# a u z i rek? Np.: entliczki pentliczki czerwone guziczki, na kogo wypadnie, . * - - • na tego bęc, a w wyliczankach o Janie Fabijanie: ...włóż piórko na I W p i O f i C © piórko, a choinkę na choinkę, pojedziemy na wojenkę, albo: Marek, Marek pasie konie na wygonie. Czym je pasie? — Suchą sieczką. Czym je poi? — Studzieneczką. Wyrwij chojnę, idź na wojnę. Wyrwij piórko, idź na wywiórko.
Znam trzy dawne gry w piórko. Jedna z nich może też być grą w guziki. Pierwsza gra w piórko, albo w guziki, podobna trochę do gry w orła i reszkę, trochę do gry w pchełki, polegała na rzucaniu guzików o ścianę tak, aby spadły na ziemię w wyznaczone miejsce (mogły to być narysowane kredą albo patykiem koła). O grze takiej, nazywanej też das Knopfspiel, piszą badacze folkloru żydowskiego jako o ulubionym zajęciu dzieci żydowskich. Podobną funkcję jak guziki mogły też spełniać piórka. Były to oczywiście stalówki do ob sadek, których się dzisiaj niemal nie używa. Zostały tylko w wyli-
czankach wraz z niezbędnym do nich kałamarzem (przypominamy sobie wszystkie wyliczanki, w których występuje kałamarz albo Tintenfass. Wspominaliśmy już o tej grze przy wyjaśnianiu wylicza nek entele pentele. Wspominaliśmy tam też grę zwana bokocyk, bokoczyk. Inna gra w piórko nie ma nic wspólnego z piórem do pisania. Dotyczy rzeczywiście pióra ptasiego. Jest stara i rozbrajająco śmie szna. Przypuszczam, że wszyscy wiedzą, jak doszło do dwuzna czności wyrazu piórko. Zanim wynaleziono pióra metalowe, a stało się to w tak nam już z wyliczanek znanej połowie wieku XIX, pisało się piórem gęsim, zastruganym i maczanym raz po raz w atramencie. Tak pisali swoje książki nasi wielcy poeci romantyczni i z takiego, gęsim piórem wykaligrafowanego rękopisu drukarze „składali" książki dru kiem. Kiedy nie było innych piór do pisania niż ptasie, tym bardziej nie było jeszcze maszyn do pisania. Pióra ptasie jako przyrząd do pisania zaginęły, ale na ich pamiątkę nazywa się pióra metalowe, nawet wie czne, piórami. W grze „w piórko" przypinało się piórko ptasie, wcale nie twarde gęsie, lecz malutkie kurze, na zgiętej szpilce któremuś z dzieci na ple cach. Ten, komu pióro przypięto, miał zgadnąć, że jest ofiarą, jednak wcale nie wiedział o tym, że jest naznaczony piórem, i długo nie mógł się domyślić, z czego się pozostałe dzieci śmieją. Trochę podobne do gry w rzucanie piórka były wszystkie zabawy z kostką. I one zostały uwiecznione w niektórych wyliczankach. Mówi liśmy o nich również przy wyliczance entele pentele.
Ślady gry w kostkę zachowały się nie tylko w wyliczankach wspomnianych w związku z losami entliczków pentliczkówl wyliczania żydowskiego. Odnajdujemy je również jeszcze w wyliczankach: ekite pekite cukite me abel fabel domine eko peko kostka gra,
albo: ele mele trikamzele takiel makel formamzeli ez bez tuku for...,
albo: ele mele menty loko loko centy salwa taka peka taka...,
albo: eks peks kostka gra, a ty, panie Fabijanle, wyrżnij konia na organie.
W ankiecie „Przekroju" znalazła się w 1959 roku podobna, lecz poprzekręcana i unowocześniona wersja, w której domyślam się też kostki: ekite mekite cukite me Abel fabel domine kuszka ra (to może „kostka gra"), monicha am tam tes.
Ciekawe w tym wszystkim dziwne ekiete; Próbowaliśmy je łą czyć z językami ugrofińskimi w odpowiednim rozdzialiku. Tymcza sem wyskakuje ono tu znów w grze w kostkę. Nie byłoby to tak bardzo dziwne, bo wyliczanki mieszały się z sobą i nader często rozmnażały się właśnie tym sposobem. Ale pewien uczony (Zingerle), który się zajmował zabawami dzieci niemieckich w średniowie czu, wspomina przed stu laty o ulubionej w Szwabii zabawie dzie cięcej Ekketi — nie wyjaśniając, niestety, na czym polegała. Praw dopodobnie była odmianą zabawy w chowanego. Jednak podobna wyliczanka znalazła się znów aż pod Irkuckiem w zbiorach Wi nog radowa: angite pangite cingite me habilis fabilis domine (tac. habilis 'prędki', 'zwinny', 'zręczny', tac. domine 'panie')
Łac. facilis 'łatwy', być może fabilis, jest przekręceniem tego wyra zu, ale pewne to nie jest, bo w innej spokrewnionej z tą wyliczance spod Irkucka zamiast habilis fabilis występują dwa inne wyrazy niby łacińskie:
enge pende dukte me (może być popsute tac. duco 'prowadzę', ducite 'prowadzicie', me 'mnie') aber faber domine (tac. faber 'kowal').
Przekonujemy się tu jeszcze raz, że czasem najmozolniejsze wy szukiwanie sensu w wyliczance nie daje wyników. Gdyby na naszą wystawę wyliczanek przybyli goście bardzo do stojni, nawet zagraniczni albo polscy uczeni, proponowałabym po kazać im w osobnym dziale różne odmianki wyliczanki: angiet wangiet wuksy weje muzykate muzykeje elfe belfe treje us cukier bakier aus.
angiele bangiele iksum be cyme kude igiele ach bach cukier bakier hoc.
angliczki pangliczki czerwone stoliczki, jedno się rozsuło, a drugie bęc
i aniołek, fijołek, róża bez, konwalia, balia, wściekły pies.
Zdumieliby się może, ponieważ te znane od XIX wieku i używa ne do dziś wierszyki przypomniałyby im również dziewiętnasto wieczne południowoniemieckie lub austriackie stare wyliczanie: Anggerle Wanggerle Zeggerle buh Draggerle Waggerle draus bist du.
Anger Wanger Tinger Tanger sia wia kumparnia wira wara wia wum.
Angger Wangger Digger Danger Digger Tagger Mosmeragger Ora wia waschbach wum.
Poza kilkoma cząsteczkami, w których można się domyślać śla dów wyrazów, obie wersje: kilkuwariantowa polska i kilkuwariantowa niemiecka, dziś już nie są czytelne. Tłumaczymy sobie weje jako weh (niem. wymawia się: wej) 'biada', 'ojej' elfa to żydowskie (jidysz) elf '11', a hebrajskie '1000', belfe(r) to żydowskie (j'dysz) 'suplent szkolny', który wstępuje do każdego ucznia przed początkiem lekcji, 7 - K. Pisarkowa, Wyliczanki
Najdłuższa i najdziw niejsza historia, jaka się przyda rzyła wyli czance
budzi go, odmawia z nim pacierz i pomaga w chederze (żydowska szkoła). Wyraz pochodzi z niem. Behelfer 'pomocnik'. Igiele 'jeżyk' z niem. Igel'\eż'. BekierXo niem. Backer 'piekarz', niem. draus bist du 'wychodź ty'. Muzikator i muzileersą chyba muzykami lub nauczycie lami śpiewu i w ogóle muzyki, zwłaszcza muzileer bardzo przypomina niemiecki wyraz Musiklehrer 'nauczyciel muzyki'. Reszta wygląda na wyrazy-potworki, które albo nigdy nie miały znaczenia, albo stra ciły je w uciążliwych i długich wędrówkach. Bo jasne jest, że angieł wangieł przywędrował z południowego za chodu do Polski i że trzeba go kojarzyć z Angger Wangger, a angiele wangiele pochodzi od Anggerle Wanggerle. Przenosicielami były znów oczywiście znane nam już w tej rotí dzieci żydowskie. Kiedy po szukamy wśród ich wyliczanek właśnie wersji żydowskiej, tej, która była bezpośrednią podstawą do zaszczepienia angieł wangieł i angiele bangiele w Polsce, znajdziemy zanotowane przez Lilienthalową wyli czanki żydowskie: ajnge bajnge stupe cajnge arce barce gole szwarce ajemele rajmele bajgele fajgele hop.
ajngl bajngl stupa cajngl arce barce gole szwarce ojml rojml
ajndł bajndt cykier sztajndt ace bace riwe szwarc gole rojte jekl brajtee apsik apsik roi
ajnkl bajnkl stupa cajnkl aszer waszer kole rajde
Najwidoczniej ani dzieci żydowskie nie rozumiały wersji niemiec kich, ani dzieci polskie nie rozumiały przeróbek żydowskich, dlatego wszystkie na własny rozumek i na własną rękę upstrzyły swoje za pożyczone początki angieł bangieł czy wangieł przedziwnym dal szym ciągiem. Żydowskie dzieci wstawiły do trzeciego wariantu liza ka: cykier sztajndt (z niem. Zucker Steinde(r)l 'cukrowy kamyczek' od niem. Stein 'kamień'), czarną Golę (niem. schwarz 'czarny'), rajmele może rymek od niem. Reim 'rym', rojmele to pokoik od niem. Raum 'pokój, pomieszczenie', obwarzanek — bajgele, ptak — fajgele (niem. Vogel 'ptak'), czerwoną Golę {gole rojte z niem. rot 'czerwony'),
Hinde Dwosze wer dajn chosze siksę koryszke myszugene kiszkę,
w szerokim, za dużym, odziedziczonym po starszym rodzeństwie żakieciku: jekl brajte (niem. Jacke 'żakiet', breit 'obszerny, szeroki'). Siksę to żydowskie określenie dziewczyny, także nazywanej siksa, myszugene kiszkę to po żydowsku 'zwariowana kiszka'. Że cała ta mozaika nie zawiera sensu, to oczywiście nikomu w wyliczaniu nie przeszkadza, a nam pomaga się domyślać, jak burzliwa i niewygod na była droga tej wyliczanki do Polski, ile deszczów ją obmyło, ile kurzu ją przykryło. Zawędrowała ona także poza Polskę. A ży dowskie wersje notuje Lilienthalowa między innymi w Mińsku i Wilnie. Początek został niemal ten sam. A pochodzi on z wierszyka towa rzyszącego zabawie „w złoty i przegniły most". Bawiły się w nią dzieci europejskie od średniowiecza. Zabawa miała różne odmianki i różne nazwy. W Polsce nazywała się też zabawą „w anioły i diabły". Ale jej zasada polegała na tym, że spośród gromady wybierano dwoje dzie ci. Umawiały się one, które z nich będzie aniołem, a które diabłem. Reszta dzieci, która nie wiedziała, jak umowa stanęła, musiała wybie rać. Każde dziecko opowiadało się, na którą stronę idzie: czy do pierwszego z dwojga wybranych, czy do drugiego. Po dokonaniu roz działu wszystkich dzieci obwieszczano im, która połowa jest u anioła, a która u diabła. Wtedy nie było już odwrotu. Anioł i diabeł splatali z czterech rąk stołeczek i nosili po kolei wszystkie dzieci, śpiewając odpowiednią piosenkę albo mówiąc wierszyk. Może to był właśnie wierszyk angieł wangieP. Różnica między przynależnością do anioła i do diabła polegała na tym, że „anielskie" dzieci sadzało się delikatnie po zakończeniu noszenia na ziemi, a dzieci „diabelskie" upuszczało się gwałtownie. Stąd: angliczki pangliczki czerwone stoliczki— właś nie stoliczki uplecione z rąk — jedno się rozsufo — delikatnie, bo to złoty most — a drugie bęc — bo -most przegniły. Angieł jest spolszczonym przez pośrednictwo żydowskie odpo wiednikiem niemieckiego wyrazu Engel 'anioł' (oba wyrazy: niemiecki Engel\ polski anioł pochodzą z łacińskiego angelus). Bangiełalbo wan gle! jest spolszczoną (znów przez pośrednictwo żydowskie) postacią T
niemieckiego wyrazu Bengel 'łobuz, niegrzeczny chłopiec', czyli niemal diabełek. A z samą parą wyrazów Engel-Bengel wiąże się inna jeszcze, dłu ga, stara i piękna, choć smutna historia: Jest to ballada o księżnej z Orlamunde, która owdowiawszy była jeszcze ładna i młoda. Nic dziwnego, że pragnęła po raz drugi wyjść za mąż. Najchętniej widzia łaby kandydata na męża w młodym hrabim, Albercie z Norymbergii. Ale Albert odmawia jej — tłumacząc się młodością, niedoświadczeniem i wstydem, jaki wzbudzają w nim dwie pary oczu. Księżna rozu miejąc, że chodzi o oczy jej dwojga dzieci, chłopca Herulusa i dziew czynki Heruli, postanawia się tych dzieci pozbyć. Posyła więc swojego zaufanego sługę, czarnego Hagera, do komnaty, „w której dzieci ba wiąc się, odliczają", aby zgładził je właśnie w trakcie gry, tak żeby zaskoczone nie poczuły bólu. Wtedy chłopiec, Herulus, mówi, przera biając stosownie do okoliczności wyliczankę niemiecką: Engel Bengel lass mich leben, ich will dir den Vogel geben ('Engel Bengel, pozwól mi żyć, chcę ci mego ptaszka dać'): Lieber Hager, lass mich leben will dir Orlamunde geben Auch die Plassenburg die neue und es soli mich nicht gereuen.
[znaczy:]
Drogi Hagerze, pozwól mi żyć, Chcę ci dać Orlamunde, także zamek Plassenburg — i nie będę niczego żatowat.
[znaczy:]
Drogi Hagerze, pozwól mi żyć, chcę ci wszystkie lalki dać.
Podobnie prosi o łaskę dziewczynka, Herula: Lieber Hager, lass mich leben will dir alle meine Docken geben.
Ballada o niedobrej księżnej, która kazała zabić własne dzieci, po nieważ przeszkadzały jej w powtórnym zamążpójściu, powstała we dług relacji kronikarskiej Mikołaja Dumannusa, księdza klasztoru Himmelkorn, w 1559 roku. Przedrukował ją Christopher P. Waldenfels w wybranych księgach starożytnych w Norymberdze w 1677 r. wraz z przekładem łacińskim. Ballada się podobała. Zbieracze pieśni
ludowych i wierszy dla dzieci ogłaszali ją kilkakrotnie w różnych, tro chę zmienianych i unowocześnianych postaciach, w wyborze Des Knaben Wunderhorn[Czarodziejski róg chłopca'). Któryś z wydaw ców włączył do tekstu ballady dwuwiersz Engel Bengel lass mich leben ich will dir den Vogel geben. W wydaniu z 1806 roku pisze się w związku z tym dodatkową uwagę, że wyliczanki tej używają dzieci dolnołużyckie. Dla nas, śledzących wędrówkę pary rymowej Engel—Bengel do polskiej wyliczanki angliczki pangliczki, od której może również po chodzą entliczki penłliczki— ważna to bardzo wiadomość. Wynika z niej, że wyliczanka była jeszcze starsza niż wiek XIX, że może po-
chodziła z wieku XVI, że wędrowała z południowych terenów, za mieszkanych przez ludność mówiącą po niemiecku, do Niemiec środkowych, stamtąd przedostała się na Łużyce, skąd przydreptała w zdartych i wykrzywionych buciczkach do Polski. Tutaj się przyjął jej początek; sama wyliczanka, zaniesiona dalej przez dzieci żydow skie, przysiadła wreszcie może pod Mińskiem, a jej odmianka pod Irkuckiem. Zapisał ją tam Georgij Winogradów, zmienioną już przez wtręty — jak twierdzi — tatarskie: engel pengel kataniete ki tambete matoniete pom dor pom darżan nieti tajfan (prawdopodobnie chodzi o Tajwan, wyspę chińską, a może o tajfun, czyli cyklon tropikalny) ałłe wu zan.
Polskim dzieciom na początek wyliczanki para Engel Bengel wydawała się dobra, czyli dostatecznie zgrabna. Nie uważały one wcale, że tylko liczebniki obce mogą taki początek tworzyć. W pod świadomości miały wyliczanki rozpoczynane podobnymi, lecz pol skimi parami: asterek, nagietek, wziół pannę za tepek, panna go za nóżkę, trzasta go o dróżkę.
Albo: pałka, zapałka, dwa kije, kto się nie schowa, ten kryje.
Dlatego spolszczyły ją w końcu na: aniołek, fijołek, róża, bez, konwalia, balia, wściekły pies.
A co do księżnej z Orlamunde: Hrabia Albert wcale się z nią nie ożenił. Przeciwnie, pełen przerażenia tłumaczył, że mówiąc o wstydzie i oczach miał na myśli swoje własne i księżnej oczy. Nigdy nie myślał ani o zgładzeniu dzieci, ani o zagarnięciu mają tku, którego by były spadkobiercami. Zapomniano więc o księżnej Orlamunde; nam przydała się o tyle, że pozwoliła dostrzec dawność i przygody niektórych wyliczanek na przykładzie wyliczanek angieł bangieł.
Nie ma rzeczy, która by się nie poddawała działaniu czasu. Zmiany związane z przemijaniem nazywamy starzeniem się. Z upływem czasu zmieniają się wyliczanki, dlatego możemy mówić o ich starzeniu. Jeżeli dzieci uczące się łaciny ułożyły dawno, dawno temu wyliczankę z liczebników łacińskich: uno due třes quarta quinta sex— a od ich spadkobierców przestano w szkole wymagać łaciny, „staroświecka" łacina straciła znaczenie. Tak samo język dzieci czasów dawniejszych przestał przemawiać do dzieci czasów późniejszych, bo przestał być zrozumiały. Uno due czy quarta quinta nie przemawiało do wyobraźni, a co gorsza — nie były to dźwięki łatwe do wymówienia, skoro się nie miało wprawy w łacinie. Język polski nie lubi rozpoczynać wyrazu od samogłoski, samogłoska u jest rzadsza niż inne. Wypływa na strumieniu powietrza czerpana aż z samej głębi gardła. Trzeba niemal steknąć, żeby ją z siebie na początku „przemówienia" wydobyć. Po co tyle kłopotu? — pomyślały dzieci, a mięśnie w krtani i gardle same ułożyły się w szczelinę, przez którą wysmyknęło się westchnienie —h— za nim już gładko poleciało u. Wyliczanka zyskała wariant hunu dunu. Podobnie niewygodna była quarta i quinta. Łacińskie połączenie liter q+ u wymawia się kw. K'jest ciche, nazywamy je spółgłoską bez dźwięczną, w jest głośne, dlatego nazywamy je spółgłoską dźwięczną. Kiedy mówimy szeptem, nie używamy wcale spółgłosek dźwięcznych. W szepcie zamieniamy wszystkie dźwięczne w, b, d, g na bezdźwię czne f, p, t, k Jak cicho, to cicho. Nie można w szybkim strumieniu szeptu i mowy raz po raz przestawiać skomplikowanej aparatury to na dźwięczność, to na bezdźwięczność. Zwłaszcza wtedy, kiedy te głoski stoją w bezpośrednim sąsiedztwie. Dlatego mówimy kfas, choć pi szemy kwas. Dźwięczna głoska w upodabnia się do bezdźwięcznej f. Odwrotnie postępują nasze narządy mowy w wyrazach liczba, prośba: zamiast cz — mówią pod wpływem dźwięcznego b—dż— lidżba, zamiast ś — mówią i — proźba. W quarcie i quincie stało się podobnie: bezdźwięczne q, czyli k, upodobniło się do dźwięcz nego w, a dzieci zrobiły z kwarty gwantę i z kwinty gwintę. Gwinta
» Sit? » | Cftf $&^.$
^ m * a i f JPŁIC ^ * » « - Sł^rL
80
przypominała gwint, czyli zaczęła wywoływać nowe skojarzenia. Przestała myśleć o łacińskiej piątce. Została odmłodzona. Współczesne dzieci uczą się chętniej języka angielskiego niż łaci ny czy języka niemieckiego. Do wyliczanek o klasycznym początku li czebnikowym zaplątała się nowa z dwoma liczebnikami angielskimi. I to jest forma odmładzania, choć jeden z liczebników angielskich jest okrutnie pokaleczony: E tu (two '2') sri (three '3') czyje drzwi? Nie moje, nie twoje: kryjesz ty!
Początek wyliczanki angieł wangieł, której długą historię już znamy, odmładzał się po utracie znaczenia pierwotnych wyrazów Engel Bengel tak skutecznie, że wreszcie został z niego aniołek, fijoiek (róża, bez). W starej wyliczance: Siedzi koza nad potokiem, nazywa się Fryc, na kogo to słowo padnie, ten się idzie kryć— dzieci chętnie wymieniły obce im niemieckie imię Fryc na rydz i wyliczają: Siedzi koza nad przetakiem, nazywa się rydz itd. W wyliczance inki pinki lodowinki, ency klas buter was, ty, zajączku, biegaj w las — na początku były kawałeczki cukru podobne do lodu: lodowinki, tzw. 'cukier lodowaty', przysmak jarmarczny. Musiało to być świadectwo z czasów, kiedy cukier był rzadkością i przysmakiem, a kupowało się go nie w postaci wyrafinowanej i sypkiej, lecz w głowach. Głowy cukru rąbano siekierką na kawałki. Przypuszczam, że z takich kawałków tworzyły się właśnie lodowinki. Z czasem, a było to z począt kiem XX wieku, rafinerie cukru udoskonaliły jego produkcję. Cukier stał się sypki. Zniknęły lodowinki. Wyraz wyliczankowy się zestarzał. Nie miał odpowiednika w rzeczywistości. Dzieci nie' rozumiały go. Przekrę cały na ludominki, na bodosinki. Gdzieś tam w którymś kościele, jak mówi przysłowie, dzwoniło, ale nie wiadomo, w którym i dlaczego. Zo stało może wspomnienie kojarzące tę wyliczankę z czymś smacznym. Na miejscu lodowinki pojawiły się leguminki. Jak się z gramatyki zrobiły granaciki — już wiemy.
Wróćmy jeszcze do baby, która się tak rozsiadła w wyliczankach i w końcu też się zestarzała. Kiedyś siedziała „na dachu", „na kościele", „na cmentarzu", kie dyś, gdy nie było jeszcze kaloryferów, paliła w piecu, chodziła po popiół: Poszła baba na popiół, diabeł babę utopił, ni popiołu, ni baby, tylko z baby dwa schaby.
Czasem była panią
Zestarzała się też i ta pani, która szynkuje piwo i rachuje. Dzieci poznały wojnę, naloty, bombardowania. Bardziej prawdopodobna w piwnicy niż pani i baba — wydała im się bomba. Toteż odmłodzono wyliczankę:
Poszła pani do piwnicy szukać kredy i tablicy będzie pisać i rachować, ile piwa wyszynkować anc glanc puterwas, ty, zajączku, biegaj w las.
Wpadła bomba do piwnicy, napisała na tablicy s-o-s, tyś jest wściekły pies!
Jeszcze potem zamieniono w tej wyliczance SOS, wołanie o ratu nek, którym statki sygnalizuję niebezpieczeństwo na morzu, a które wywodzi się z angielskiego skrótu save our souls 'zbawcie nasze du sze'. Zamiast SOS wprowadziły dzieci do wyliczanki SS. I to też jest doświadczenie wojenne. Kojarzy się ono z niemieckim esesmanem, członkiem hitlerowskiej organizacji, uznanej w procesie norymberskim nad zbrodniarzami wojennymi za przestępczą. Jej członkowie byli w czasie wojny i okupacji postrachem gorszym niż diabeł i bomba. Właś nie w sąsiedztwie bomby było skrótowi SS szczególnie do twarzy. Część wyliczanek zaczyna się od orzeczenia czasownikowego je dzie. Zanim wynaleziono pociąg, kolej żelazną, parowóz, a stało się to w roku 1825 za sprawą Stephensona, zanim przez Polskę ruszył pierwszy pociąg, a było to na linii Wrocław — Oława w 1846 roku — podróżowało się pojazdami konnymi. Stąd w wyliczance Jedzie kare Jedzie parowóz, dym się wali ta, dzwonek dzwoni, powiedz, pani, ile w tej karecie koni. Odmłodzonomaszynista w portki wali, wyliczankę j e d z i e i zamiast karety wstawiono do niej parowóz: a pomocnik trzyma nocnik.
Wyliczanki tej używa się i dziś, choć jest ona już z wielu powo dów śmieszna. Jednym z powodów śmieszności tej wyliczanki jest wymieranie parowozów w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nowo czesne lokomotywy nie są już napędzane parą, lecz elektrycznoś cią. Tak więc i dym walący z komina lokomotywy, i cała zabawna wyliczanka się zestarzała. O pociągu ułożyły dzieci więc nową: Do niej dorobiły dzieci śląskie już podczas drugiej wojny światowej jeszcze inną. Wstawiły do niej postać historyczną, złego Hitlera, i ośmieszyły ją: Już po wojnie dzieci odetchnęły na wolności. Przestało się mó wić o bombach w piwnicy, o hitlerach, o armatach. W 1958 roku po jawiły się telewizory. Audycje dziecięce mają wśród dzieci wiernych odbiorców. Zwiększano z czasem ilość tych audycji. Pojawiły się stałe cykle filmów, widowisk, a w filmach znane dzieciom postacie: pies Huckelberry, Dixi Pixie, miś Jogi, kot Jinks (czyt. dżinks). Che mia wynalazła nowe, łatwo piorące środki chemiczne. Nadano im nazwy: proszek lxi, proszek E. Mówiło się widocznie o tych rze czach w domu każdego dziecka: „ubrudziłeś rajtki tak bardzo, że chyba tylko lxi albo E pomoże je doprać". Dzieci uznały za dobrą rzecz wprowadzenie tych nowych postaci i rzeczy piorących o magi cznej niemal mocy do wyliczanek. Odmłodziły starszą wyliczankę:
Jedzie pociąg do Krakowa, wyleciała z niego krowa, wszystkie krowy pozostały i na tamtą plotkowały. Za górami, za lasami jechał pociąg z wariatami, a w ostatnim wagoniku siedział Hitler na nocniku, zbierał szmaty na armaty i ogryzki na pociski.
Raz dwa trzy cztery, maszerują oficery, a za nimi oficerki pogubiły pantofelki.
na:
Raz dwa trzy cztery, maszeruje Huckelberry, a za nim Pixie Dixie, co się myją w proszku lxi, a za nimi miś Jogi, co ma cztery nogi, a za nimi kot Jinks dyszy, co nie lubi bardzo myszy;
Raz dwa trzy cztery, maszerują oficery, a za nimi krowy duże, co się kąpią w proszku E
W ten sposób do starej formy wyliczanki wlewano nową treść, która zastygnie, wkrótce się zestarzeje i będzie znów wymagała odno wienia przez dzieci naszych i waszych dzieci. Ale gatunek wyliczanki i stałe foremki pozostaną jeszcze długo, może zawsze, żywe.
W skład Dyrekcji naszego tutaj otworzonego i zapraszającego do zwiedzania „Muzeum Wyliczanek" wchodzi wielu honorowych przedstawicieli różnych środowisk. Umówiliśmy się na początku, przy otwieraniu wystawy, komu ufundujemy tablice pamiątkowe. Proponuję również te na tablicach uwiecznione osoby zaprosić do naszej Dyrek cji. Będą tu więc XIX-wieczni i XX-wieczni uczeni, miłośnicy wyliczanek polskicn i obcych. Proponuję zaprosić i redakcję „Wisły" i redakcję „Przekroju". Proponuję też serdecznie udział w zarządzaniu muzeum Redakcji Wydawnictwa, które podjęło się wydania niniejszego zbiorku wyliczanek. Zapraszam wreszcie wszystkie Dzieci, które mi dostarczy ły swoich wyliczanek, i wszystkich Dorosłych, którzy również pogrze bali w pamięci, aby odtworzyć wyliczanki ze swojego dzieciństwa. Byli wśród nich Wasi nauczyciele i profesorowie uniwersytetów. Zapraszam aż tyle wybitnych i miłych osób do Zarządu Muzeum nie tylko z wdzięczności wobec nich za dostarczony materiał. Mam w tym także pewien wyliczankowy interes. Boję się, że niektórzy goście ze zwiedzających nasz zbiór zachmurzą się na widok pewnych wyli czanek i nazwą je brzydkimi. Trzeba te wyliczanki obronić przed takim
\. -i
..
*k ii".
á í ^ f - t í?*C* ** | V 1 '
^JďýJ,
zarzutem. W obronie mogą właśnie pomóc wszyscy, którzy zbierali wszelkie znalezione wyliczanki, nie dzieląc ich na brzydkie i ładne. Nie ma, proszę Zwiedzających, wyliczanek brzydkich. Są mniej lub bardziej ciekawe; mniej lub bardziej śmieszne; starsze lub młodsze; bardziej lub mniej odświeżone; kolorowsze i smutniejsze; żywsze lub cichsze — ale ważne są wszystkie i wszystkim należy się odpowiednie miejsce na wystawie. Sale, w których będą wyłożone do oglądania i czytania, powinny zyskać bogate, barwne ozdoby: malowidła na ścia nach i rekwizyty znane z wyliczanek w gablotkach oszklonych. Niech znajdzie się tam to wszystko, co, jak widać z wyliczanek, pobudza wy obraźnię dziecka. Będzie więc w sali pierwszej malowidło przedstawiające pejzaż. Rozległe, zielone łąki i góra. Wysoka, także zielona. Na górze stanie duże drzewo. Obsypane kwiatami, bo to wiosna. Drzewo nazywa się Aplipaplibliteblau. Na wysokiej górze rosło drzewo duże, nazywa się aplipaplibliteblau, kto tego stówa nie wypowie, ten będzie spał.
Wynika z tego paplania, że jest pokryte małymi, aż błękitnawymi od swej bieli kwiatami. Bliteblau wywodzi się z niemieckiego Blute 'kwie cie', 'pączek' +blau 'niebieski, błękitny'. W zbiorach norymberskiej ba daczki folkloru dziecięcego odnalazła się zresztą wyliczanka bardzo blisko spokrewniona z naszą, ale drzewo podobne do aplipapli rośnie tam w ogródku ciotki, nie na wysokiej górze In meiner Tante ihrem Garten Steht ein Appelpappelblútenblátterbaum Und wer mir das Wort dreimal nachsagen kann Der ist bimbambolisch drauss.
W ogrodzie mojej cioci stoi drzewo aplipaplikwiattopoli i kto za mną trzykroć powtórzy to słowo, bimbambolicznie wychodzi.
W polskiej wyliczance drogą może się zbliżać kareta, oczywiście pozłacana i zaprzężona w osiem wypasionych koni. Przy uprzęży koń skiej, a także w gablotce widać będzie różne rodzaje dzwonków. Na rozstajnych drogach stanie prześliczna Cyganka. Obok niej Cygan. Ko ło nich plącze się pies. U stóp góry płynie strumyk. I mamy wyliczankę
Jedzie kareta, dzwonek dzwoni, powiedz, pani, ile w tej karecie koni — płynie jabłko po wodzie, kto je znajdzie, ten będzie; powiedziała święta Klara, że to będzie piękna para: on — ona, mąż — żona, Cygan — Cyganka, Iwan — Iwanka, es es — stary pies uka uka — stara suka, en ten — wychodź ten.
8 - K. Pisarkowa, Wyliczanki
85
Albo znowu inne malowidło. Jest noc, księżyc, ciemnogranatowe niebo. Stary, zielenią zarośnięty cmentarz. Po lewej stronie widać staroświecką zgrabną bryczkę bez konia i dwie postacie męskie w niewspółczesnych, barwnych strojach, z ogromnymi czarnymi kape luszami na głowie. Po prawej stronie siedzi gruba baba, poczciwa, rumiana, choć zmęczona. Od całodziennego dreptania koło kur, krów, koni i dzieci rozbolały ją nogi. Chce je wymoczyć. Jak to w bajkach bywa, nie ma pod ręką odpowiedniejszego naczynia, tylko pękaty, duży kałamarz: Na cmentarzu koło bryki pobili się nieboszczyki, przyszedł ksiądz, wziął patyka i pogonił nieboszczyka — siedzi baba na cmentarzu, trzyma nogi w kałamarzu, przyszedł duch, babę w brzuch, baba w krzyk — a duch znikł.
W następnej sali znów pejzaż. Tym razem błyszczy w nim przej rzysta woda rzeki. Płynie nią mała łódka. Nie ma w niej człowieka. Patrzymy dokładniej — a tam siedzi słoń w walizce. Już zbliża się do mostu. Przez most przechodzi baran niosący dudy: Mknie po rzece mała łódka, w niej walizka jest malutka; słoń w walizce śpi w tej łodzi, kto nie wierzy, ten odchodzi. — Idzie baran mostem, niesie dudy z chrastem...
W innej salce pełno diabełków i aniołków. Jeden diabeł siedzi na dachu i skręca sobie papierosa, inny szyje czerwone spodnie w kratkę, aż mu się równie czerwony języczek z pyszczka wysunął, tak się stara, żeby spodnie dobrze leżały. Siedzi diabeł na dachu, warzy piwo po fachu, co uwarzy, to wypije i każdego kijem bije — szedł diabeł przez piekło: „O, do licha, jak ciepło!" Wszystkie diabły pozdychały, tylko jeden został mały. Tylko jeden żył, co mi spodnie szył.
W zbiorze Boltona odnajdujemy tego małego krawca w skórze Mu rzynka. Wyliczanka pochodzi ze Stanów Zjednoczonych (dokładnie ze stanu Connecticut): I know something I can't tell: three little niggers in a peanut shell. One can sing and one can dance and one can make a pair of pants — o-^u—t spells out goes she!
[znaczy:]
87
Wiem coś, czego nie mogę powiedzieć: trzy male Murzynki w skorupce orzecha ziemnego. Jeden umie śpiewać, jeden umie tańczyć, jeden umie uszyć parę spodni — w—y wymawia, wychodzi ona!
Inny diabeł, polski, siedzi na stodole: wierci się niespokojnie i chyba natychmiast spadnie: Siedzi diabeł na stodole i (aż) go słoma w tylek kole — przypatrzcie się, ludzie święci, jak ten diabeł tyłkiem kręci!
88
Na przeciwległej stronie same aniołki. Dwa piszą listy do siebie, inny pisze właśnie do ciebie: Siedzi aniot w niebie, pisze list do ciebie. — Jakim atramentem? Nie ołówkiem, atramentem, tylko złotym diamentem. Dwa aniołki w niebie piszą list do siebie. Piszą, piszą i rachują, ile kredek potrzebują.
W następnej sali pełno zwierząt: nad potokiem siedzi koza, nazywa się Fryc, po drabinie idzie zając i kaczka, każde niesie dziecko w pęcherzynie, bocian wybiera żaby z podmokłej łąki, przez owies leci pies, przez tatarkę suka, kokoszka pije wodę, niedaleko od niej stado bara nów, a dalej pasą się poczciwe, pięknookie krowy. Pilnują ich dzieci. Lśniące, wypasione i wypielęgnowane przez pana Jana Fabijana ko nie nawet nie patrzą na nie. Pilnuje ich Fabijan w kapocie z czerwone go sukna, a słońce odbija się w złocie podków. Konie bowiem mają złote podkowy. Tak podkuł je ślepy Cygan. I takich obrazków będzie więcej. Nie sposób wszystkich wyliczyć. A w gablotkach przedmioty metalowe: złoty, ozdobny pas, srebrny pas, złote i srebrne podkowy, miedziane garnki, złoty bicz i trochę zło tego pyłu spod końskich kopyt. Obok dzwonki (campanella: kompatelle), dudy i teorban — udoskonalona odmianka lutni kozackiej, lepszy od bandurki, większy, brzuchaty, ze strunami, na których Fabijan i inni pasterze przebierają palcami. W dalszych gablotkach to, co się wiąże z pracą wykonywaną przez dzieci: maślnica, różne odmiany kłosów, ziarna pszenicy, jęczmienia i żyta — czyli to, co dzieci wiejskie, polskie, żydowskie, niemieckie w polu po żniwach i po wiązaniu zboża w snopki, ze ściernisk zbierały:
po żydowsku
ajns cwaj draj firfinf zeks ziben acht najn cej elef cwelef drajcn giej klajb korn giej in atde szwarce jorn.
[znaczy:]
jeden dwa trzy cztery pięć sześć siedem osiem dziewięć jedenaście dwanaście trzynaście, idź zbieraj zboże idź we wszelkie czarne lata.
po niemiecku
eine zwei drei bicke backe Ei bicke backe ohne dohne es waren zwólf Kinder geboren wie soll'n sie alle heissen Roggen und Weizen.
[znaczy:]
jeden dwa trzy bike bake jajo bike bake bez fez urodziło się dwanaścioro, jak się będą zwać żyto i pszenica.
1,2,3,4,5,6,
eins zwei drei vier fúnf sechs sieben acht neun zehn elf zwolf, dreizehn Gehe hin, hole Weizen Gehe hin, hole Korn Bleibe hinten oder vorn.
7 , 8 , 9 , 1 0 , 11, 12, 13, idź przynieś pszenicy, idź przynieś ziarna, zostań z tytu albo z przodu.
Wisiała torba wysoko jak korba, a w tej torbie sól, pszenica, z kim chcesz chodzić po ulicach?
W gablotce też umieścimy drewniane naczyńko z wodą do zwil żania osełki, którą ostrzy się kosę, i pochwę na osełkę. Wprawdzie nosił ją za pasem przede wszystkim sam koszący, ale ponieważ wy stępuje w wyliczance, możemy przypuszczać, że czasem dawano te przedmioty do ponoszenia także dzieciom pętającym się koło żni wiarzy i pomagającym w czasie żniw. Owo naczyńko i pochwa na osełkę nazywa się w niektórych gwarach: kuszka. ekiete pekiete cukiete me Abel fabel domine kuszka ra monicha (nie wiemy przecież, czy to kostka, czy kuszka?) am tam tes.
Ważnym składnikiem wielu wyliczanek jest cukier, i to w różnej postaci, i w różnych ilościach:
Ele mele cukru wiele — cztery funty — arkusz piąty; ajn cukier, cwaj cukier — cu — kier — Ion zadaliwka zadalon; angieł wangiel wuksy weje muzykate muzykeje; elfe belfe traje us cukier bukier aus; angiele bangiele iksum be — cyme kude igiele — ach bach cukier bakier hoc;
kawałeczek cukru: ajndt bajndł cykier sztajndt, legumina słodka: inki pinki leguminki, będzie Iwan pasał świnki, erste klas, cwajte klas, ty, zajączku, dalej w las. Tak zwany „żółty cukier", „czarny cukier" lub „lodowaty cukier", niem. Kandelzucker, czyli cukierkant, to 'cukier kandyzowany'. Obok słodyczy usadzimy lalkę ze szmaty, ubraną w zapaskę i spódnicę, w rękę wsadzimy jej cukierek domowej roboty, z mleka i podpalanego cukru, tak zwaną krówkę albo popkę. Nie wiemy.bowiem, które ze znaczeń gwarowego wyrazu miały na myśli dzieci układające wyliczankę: Popka to w niektórych gwarach lalka ze szmaty zrobiona przez małe dziewczynki, w innych — cukierek podobny do krówek, wyra biany w domu. W wyliczankach obcych wygląda to podobnie; tyle że poza cu krem pełno tam słodkich ciasteczek, ciast, jest nawet kogel mogel, ale także kawa, precle, chleb z masłem. Popatrzmy na cztery wyli czanki niemieckie: Ine mine mine kamen drei Kanine Josef ist der beste Mann hat die schonsten Kleider an Mutter tod — Vater tod Gib mir ein Butterbrot Butterbrot mag ich nicht Zuckerplátzchen kriegst du nicht eins zwei drei und du musst sein.
[znaczy:]
Siedzi zając na-przypiecku, mówi pacierz po niemiecku: hej mej cugi cej rubki popki Kummer weh!
ine mine mine przyszły trzy króliki, Józef jest najlepszy pan, najpiękniejsze suknie ma, ojciec umarł, matka zgasła, daj mi chleb i trochę masła, chleba z masłem nie chcę jeść, placków słodkich nie dostaniesz, raz dwa trzy, zostań ty.
lne mine Mitz gong en der Laden Waul en Pfennig Zucker han Fór en Pfennig Zucker kritt man nitt. Gickes gackes Eiermuss Gánse laufen barfuss hinterm Ofen steht sie vor dem Ofen geht sie hat sie Schuh, sie legt sie an hat sie keine, so kauft sie ein Paar.
kine mine miziu wlazt do sklepiku, chciał za grosza cukru, za grosz cukru nie masz. [znaczy:]
eins zwei drei vier es sass ein Mánnchen an der Tur Hat ein Gláschen in der Hand pink pank Zuckerkand.
Gikes gakes kogel mogel bose gęsi na podłogę, za piecem stoi, przed piecem chodzi, jak ma, włoży buty, jak nie ma, to kupi. Raz dwa trzy cztery, przed drzwiami siedzi człowieczek, trzyma w ręce szklaneczkę, pink pank cukiereczek.
Wyliczanka żydowska: ona groda zise make (Zise z niem. susse 'słodkie) tojre spane zake zake (łeuere droga' 'kosztowna') hej ju koła ju achczen czachczen grot.
W wyliczance żydowskiej (z Drohiczyna nad Bugiem) znajduje my specjalne potrawy i ciasta narodowe: czulent 'potrawa świą teczna', kugiel 'słodki placek': Baj ins in sztetł is gura faryng'n [znaczy:] wus men wil ken men kryg'n: puter kejz milch in ajer far a grosz'n a cwajer Geszejdygt zoł wejr'n Beer der beker wus hot ferbrent dem gancen czulent: dy Kartof'ł ferbrent mit dejm Kig'l ken men szmir'n dy wend.
W naszym miasteczku to istna przyjemność, czego się chce, można dostać: masło, ser, mleko, jaja za grosz, za dwojaka. Bodaj zmarniał piekarz Beer, który przypalił cały czulent: kartofle przypalone, a kuglem można wysmarować ściany.
91
W wyliczankach niemieckich bardzo często mówi się o kawie i cieście: Guten Tag Herr Backer Thar meine Mutter schickt mich her ob der Kuchen fertig war
albo:
[znaczy:]
ob der Kaffee fertig war Adam Ewa schickt mich her ob der Kaffee fertig war Nein mein Kind du musst noch warten Geh solange in den Garten Uhre acht, Uhre neun — muss ich in der Schule sein Komm ich nicht zur rechten Zeit Liegt der Stock fůr mich bereit zibre bibre buff baff du bist ab.
Dzień dobry, panie Tur, mama mnie przystała tu, czy już ciasto upieczone,
czy już kawa zgotowana, [znaczy:]
W polskich wyliczankach kawę znalazły mi tylko dzieci śląskie:
Także tylko w śląskiej wyliczance zdarzył się taki przysmak jak po marańcza, niem. Apfelsine, tu apluzyna:
Adam Ewa mnie przystała, czy się kawa zgotowała. Nie, dziecino, czekać trzeba, idź tymczasem do ogrodu, ósma godzina, dziewiąta go dzina, szkoła już się zaczyna, jak nie przyjdę punktualnie, tp kij będzie czekał na mnie, cybru bibru bi ba bi wychodź ty.
Siedzi dudek na kościele, warzy kawa od niedzieli kawa mu się wyloła, dudek uciekł z kościoła. Weszła świnia na drabinę, upuściła apluzynę, diabeł myślał, że to dusza, wsadził ją do kapelusza.
W polskich wyliczankach zupełnie nie ma słoniny, od której aż kapią wyliczanki niemieckie: eins zwei drei Butter auf den Brei Salz auf den Speck und du musst weg.
[znaczy:;
Raz dwa trzy, masła do zupy, soli na słoninę i wychodzisz ty.
Albo:
[znaczy:] eins zwei drei vier fúnf sechs sieben eine Bauersfrau kocht Ruben Eine Bauersfrau kocht Speck Ich oder du bist weg.
Ráz dwa trzy cztery pięć sześć siedem baba nagotuje nam rzepy, nagotuje słoniny, wychodzę ja albo ty.
I tu właśnie od rzepy, znanej nam też z wyliczanek polskich, rozpo czyna się kłopot i z nią, i z chrzanem, i z wszystkimi tymi wyrazami, które tu i ówdzie powtykane w teksty wyliczanek wywołuję duże za skoczenie i małe zgorszenie. Jest tu taki między nami, co się z... kartoflami, sucha rzepa, suchy chrzan, kto to mówi, ten sam pan.
Chrzan odnajduję również w wyliczankach obcych, na przykład w morawskiej: Jeden dva tři my sme bratři Jeden šedi mezi nami Bude si hrát také s nami kopa kruda křen kdo nás chce zdradit ten mosí ít ven.
[znaczy:]
Wprawdzie nie ma w niej tego, co może drażnić w odpowiedniej wyliczance polskiej, ale też miejsce: Jeden siedzi między nami — będzie także grać wraz z nami — wygląda tak, jak gdyby ktoś troskliwie je wyretuszował i usunął to, co mogłoby gorszyć. Wyli czanka została zapisana w XIX w. przez Franciszka Bartosa. Może same dzieci podały ją uczonemu w formie złagodzonej? W innej wyliczance z XIX w. dzieci morawskie były śmielsze:
Jeden dwa trzy my to bracia, Jeden siedzi między nami, będzie także grać wraz z nami kopa, gruda, chrzan, kto nas zdradzi, musi won.
Zajíc běži přes oboru roztrhl si zadní nohu liška mu ju zešivala veverka se posmívala. Což ty sa maš posmívati dyž ty nemáš kuska gatí! Šturmujte, bubnujte na starého skřečka skřeček leží pod lavicú, bije mandu v rit palicu. Dost' skřečku, dost', už je hola kost'!
[znaczy:]
Zając biegnie przez oborę, rozdarł sobie tylną nogę, lisica ją zeszywała, wiewiórka się wyśmiewała. Cóż ty się masz wyśmiewać, Przecież nie masz skrawka gaci! Szturmujcie, bębnijcie na sta rego chomika, chomik leży pod ławką, wali babsko w rzyć pałką. Dość, chomiku, dość, już jest goła kość!
Grube, bo grube, głupie, bo głupie, ale roześmiać się trzeba. Nie ma rady. Jedyna właściwa reakcja na takie wyliczanki i na podobne Jedzie marynarz na okręcie, wypiął dupę na zakręcie, en en wychodź ten,
Jedzie kaczka na rowerze, wyrzuciła (wypierdziała) trzy talerze
to śmiech. I trudno się też przed nim obronić, choćbyśmy byli nie wiadomo jak poważni. Takie jest założenie, nie uświadomione przez dzieci, ale jakże celne: rozładować zły nastrój, rozśmieszyć na chmurzonych. Stosują do tego celu środek prymitywny, lecz za to niezawodny. Takimi środkami posługuje się często humor ludowy. A wyliczanki są twórczością ludową, jej mali twórcy mają więc pra wo do stosowania środków w ludowej literaturze wypróbowanych. Kto czyta czy słyszy wyliczankę polską: Szły diabły przez piekło, o, cholera, jak ciepło! itd.;
nie powinien myśleć, że to tylko nasze dzieci użyły sobie raz na wszystkie wyliczanki tego przekleństwa. Bardzo znana dzieciom an gielskim i kanadyjskim wyliczanka brzmi:
eeny meeny miny moe catch a nigger by his toe if he chollers let him go eeny meeny miny moe
[wymowa]: iini miini miini mel kacz e nygge baj hyz tel yf hi kollers let hym gel iini miini miini met.
[znaczenie]: ini mini mini met chwyć Murzyna za wielki paluch u nogi jeśli zaklnie, puść go wolno, ini mini mini met.
Choler to po angielsku 'wściekłość', przymiotnik choleric jest także określeniem temperamentu cholerycznego. Choleryk to ktoś taki, kogo łatwo wyprowadzić z równowagi. Całe to brzydkie przekleństwo i jego rodzina: cholerny i tak dalej, wiąże się z nazwą ostrej choroby zakaź nej, cholery, i z nazwą nadaną typowi temperamentu przez mędrca greckiego Hipokrątesa. To Hipokrates podzielił temperamenty ludzkie na choleryczne, flegmatyczne, melancholiczne i sangwiniczne. Podział ten utrzymywał się bardzo długo i w nauce, i we wróżbiarstwie. Dzi siejsza nauka psychologii wyróżnia szczegółowe odmiany osobo wości ludzkiej, a wyraz choleryk, skończywszy swoją karierę naukową, przeszedł do języka potocznego, gdzie ma mocne zabarwienie ujem ne. Pochodzi on od greckiego chole 'żółć' i oznacza człowieka porywczego, wybuchowego, o silnych i trwałych reakcjach uczuciowych. Widzicie sami, że kiedy się taką, uznaną za brzydki wyraz, cholerę weźmie pod szkiełko powiększające, niewiele z jej brzydoty zostaje. Wszystko zależy od okoliczności i intencji. Okoliczności wyliczankowe i intencje rozśmieszające rozgrzeszają i usprawiedliwiają użycie takie go wyrazu. Brzydki jest wtedy, kiedy się go powie niezależnie od kontekstu wyliczanki i po to, aby zrobić słuchaczowi na złość, a sa memu dać upust złości. Podobnie jest z innymi wyrazami, których dziś na co dzień bez wyliczanek nie używamy, bo nie wypada. Należy do nich też dupa, dostojny, bo stary wyraz polski, zaświadczony w tekstach XV wieku, wyraz o wielu znaczeniach dodatkowych wiążących się z jego etymo logią i pochodzeniem indoeuropejskim i prasłowiańskim. Dla Pra-
słowian oznaczał on 'wydrążenie, wgłębienie'. Dla praindoeuropejczyków rdzeń *dhoup oznaczał coś wydrążonego, głębokiego. Zna czenie to odnajdujemy w gockim diups 'głęboki', niem. ř/ef głęboki' i w goc. daupjan 'chrzcić', niem. taufen 'chrzcić'. W języku górnołużyckim dupa to 'otwór', ale i 'chrzcielnica'. Z tym samym rdzeniem spokrewniona jest polska dziupla, czeskie doupa 'nora, jama', staroczeskie dupe 'wydrążenie, dziura', rosyjskie duplo 'dziupla, dziura w zębie' i odpowiednie wyrazy serbsko-chorwackie. Nawet staro-cerkiewno-słowiańskie, czyli najstarsze słowiańskie zapisane tek sty z IX w., mają wyraz dupina 'otwór, dziura'. A we współczesnych gwarach polskich jest to także nazwa tyłu i spodu, na przykład snopu, wozu, poza tym dupka to wydrążenie w żarnach. Świadomość migotliwej wieloznaczności takiego wyrazu, jego zadomowienia w wielu językach i wiekach pozwala zdjąć z niego przekleństwo i otoczkę, którą nadał mu bezmyślny, ograniczony zwyczaj wyrażania nim obelżywej złości. Wydaje mi się, że rozebra ny na rdzeń i cząstki, którymi są jego różne odcienie znaczeniowe, traci on swoją niedobrą siłę wybuchową, podobnie jak niewypał czy mina rozkręcona i rozbrojona przez sapera. Tak jest ze wszystkimi niebezpieczeństwami: tracą szkodliwość, kiedy się je rozbierze na cząsteczki. Ale do tego rozbierania trzeba mieć fachowe przygotowanie. Dlatego nie bawcie się na co dzień szkodliwymi i uznanymi za niebezpieczne wyrazami, mogą wybuch nąć nieoczekiwanie, jak niewypał. W wyliczankach wyrazy-niewypały są już niegroźne, dopóki się ich z wyliczanek nie wyjmuje i nie używa osobno. Niech więc sobie odpoczywają i śmieszą zmumifiko wane w wyliczankach i na naszej wystawie.
Nasze zbiory trzeba na wystawie uporządkować, naukowo powie dzielibyśmy: usystematyzować. Jaki im nadać porządek, skoro ich tre ści często się nawzajem przeplatają, a poszczególne wyrazy prze-
Uporządko wanie wyliczanek
wijają się w różnych wyliczankach? Wszystkie są do rymu. Wszyst kie maję rytm. Tym, co je natomiast różni między sobą, jest zawsze początek. Naukowo nazywa się taki początek incipit, a wyraz po chodzi od łacińskiego incipio zaczynam'. Zaczniemy je więc po rządkować według początków, czyli incipitów. Najistotniejszym dla wyliczanki incipitem jest liczebnik, bo przecież wyliczanki służą do li czenia. Rozpoczynamy od incipitów liczebnikowych, a w dużej grupie tych wyliczanek, które się odzywają najpierw liczebnikiem, przeprowa dzimy podział według liczebników różnojęzycznych. Zbieramy wyli czanki polskie. Dlatego ustawimy na miejscu pierwszym liczenie pol skie z krwi i kości. Jeżeli w tym liczeniu wystąpią wyrazy obce, to będą one tylko cytatami włożonymi w usta różnych postaci wyliczankowych. W dodatkowej części książeczki znajdziecie wszystkie rozwinięcia. 1.
Liczenie polskie:
Raz dwa trzy, wychodź ty, jak nie ty, no to ty. Raz dwa trzy cztery, nasza mama robi sery, tata strzela z broni, a ostatni goni.
2. Liczenie cygańskie i złodziejskie:
3. Liczenie łacińskie:
U nus
duo tres
quattuor quinque sex septem octo raba novem decem żaba. 9 - K. Pisarkowa, Wyliczanki
Raz dwa cztery pięć, gdzie jest mój zięć, on jest w Berlinie, on tam nie zginie itd. jednora drugora trójca czwórca pędzium lędzium
nędzium sechman łechnam diworum diksum
wonaja dwajce trajce kierule piedzin lodzin
4. Liczenie francuskie:
en de troa kata mama leza wula wata mama leze wula wu en de troa żu.
ajn; ajne duba; ajne majne; ene due; ene mene; ene tene en ten tinus; en en enda; ence dence; enczyn denczyn; ence pence; enczyk penczyk; ercum percum; erlec perlec, erła perła; anc pane; ańc pańć; ajneiki cwajciki, np.
5. Liczenie niemiecko-żydowskie:
ajn cwaj fo ele cwele fo
ene due rabe ztapat Chińczyk żabę itd. ene mene dike bake torba borba dike bakie itd.
6. Liczenie żydowskie na: fele fěle fo entel pentel; entele pentele; entliczki pentliczki; edydy medydy; endel mendel; angliczki pangliczki; angieł bangieł i angieł wangieł: entel pentel luder wentyl las glas puter was.
7. Inne liczenie liczebnikami na niby, na e-: ele mele, ecie pecie, edum dedum, ęk pęki: ele mele dudki gospodarz malutki, gospodyni jeszcze mniejsza, ale za to rozumniejsza.
8. Liczenie niby-ugrof ińskie ekiete pekiete cukiete me itd.: ekiete pekiete cukier me Abel fabel domine kuszka ra monicha am tam tes.
9. Liczenie liczebnikami na niby: na a-, na i- i innymi: iki piki rądaliki ar was koperwas ty, zajączku, biegaj w las.
ini bini trykantory szacher macher pomidory szas was kisi kwas szuszu bulu szuszu was.
10. Liczenie o gramatyce, granaciki:
z której się zrobiły
ąk bąk cimici ciąg cimi ciki granaciki oczko boczko wieikonoczko jedną ręką kryj.
1 1 . Liczenie o sumie, z której się zrobiła kuma: suma fili doma serce suma fili sama fa nikudemba szerefumba ba ba ba.
12. Liczenie na niby z utrudnianiem wyrazów i przerabianiem ich na niby-obce przez ich przerywanie:
1. Incipit siedzi (lub: leży)
2. Incipit idzie, poszedł, poszła,
Siedzi baba na cmentarzu, trzyma nogi w kałamarzu, przyszedł duch, babę w brzuch, baba w krzyk, a on znikł.
leci
idzie zając po drzewinie, niesie dzieci w pęcherzynie, które jemu piśnie, weźmie za łeb, o ziem ciśnie.
3. Incipit spadła lub wpadła Wpadła bomba do piwnicy, napisała na tablicy, es es, tyś jest wściekły pies.
4. Incipit jedzie,
płynie jedzie kareta, dzwonek dzwoni, powiedz, pani, ile w tej karecie koni.
9*
az mu aż mu aż mu aż mu
z no zno zno zno zno sa sa sa sa z no aż mu sa z nosa kapie.
100
5. Incipit na górze, na ulicy, na dnie itp. Na zielonej górze rosło drzewo duże, nazywa się aplipaplibliteblau, kto tego stówa nie powie, ten będzie spał.
6. Incipit w Sochaczewie, za górami iłd.
od kosza do kosza,
W Sochaczewie w magistracie wisi poczta na szpagacie, kto przechodzi, ten się śmieje, że na pocztę wietrzyk wieje.
7. Liczenie do kogoś:
do starej baby; do Fabijana; do kąkolu; do zwierząt i podobne liczenie na niby do zwierząt: ceń ceń — do koni; ciele mele — do cieląt; ara ara — do barana; okoń bokoń, kokoszeczko itd.
8. Opowieści rozkwitające jako liczenie:
9.
Losowanie Winowajcy:
Powiedziałbym wam kazanie, ale mi pies zjadł śniadanie itd.
Jest tu taki między nami...
10. Liczenie zapożyczone, używane w zasadzie do innych zabaw jako miara czasu: Tum tum misia bela misia kasia komfacela
lub: Pan Sobieski miał trzy pieski.
Teksty wyli czanek Liczenie niby -o ce (wyliczanki „liczące") 1. Liczenie polskie Raz dwa trzy, wychodź ty, jak nie ty, no to ty!
Raz dwa trzy, nasza pani patrzy, nasza pani pójdzie z nami, kupi wina z rodzynkami, a to wino drogie takie: aż dwadzieścia trzy. Raz dwa trzy, Afryka, mama bije Kazika. Kazik krzyczy: Mamo, dość bo mi złamiesz kość!
Raz dwa trzy, gonisz (albo: kryjesz) ty, jak nie ty, no to ty! (albo: to dwa czarne psy). Raz dwa trzy, nasza pani patrzy, nasza pani prosi pani, żeby pani naszej pani pożyczyła sani. Raz dwa trzy, cztery, nasza mama robi sery, tata strzela z broni, a ostatni goni.
Raz dwa trzy, Niemcy mają wszy, a Polacy złote ptacy, (albo: a Polacy złote tace, albo:
jacy tacy). Raz dwa trzy, kot miauczy, pies szczeka na biednego człowieka Raz dwa trzy cztery, maszerują oficery, a za nimi oficerki pogubiły swoje serki (pantofelki), : a za nimi krowy duże, co się kąpią w proszku E.
102
Raz dwa trzy cztery, maszerują oficery, a za nimi kurdupelki powpadały do butelki.
Raz dwa trzy cztery maszerują Huckelberry, a za nimi Pixi Dixi, co się myją w proszku lxi, a za nimi miś Jogi, co ma cztery nogi. A za nimi kot Jinks dyszy co nie lubi strasznie myszy.
Raz dwa trzy cztery pięć sześć, świni sierść, siedem osiem, siana kosim, dziewięć dziesięć, Raz dwa trzy cztery pięć sześć, mężczyzn wiesić. mojej matce się chce jeść, a mojemu ojcu pić, a ty, głupcze, sobie idź! Raz dwa trzy cztery pięć sześć siedem osiem, szła baba z krzywym nosem. A za babą dziad. Co on dziś na śniadanie jadł?
2. Liczenie cygańskie i złodziejskie
Raz dwa trzy cztery pięć, gdzie pojechał stary zięć? — On jest w Berlinie, on tam nie zginie, jest tam kościół murowany, w cegły układany, w tym kościele zakazano, żeby mięsa nie jadano, tylko bułki i gomółki (lub pigułki), tam są ludzie jak jaskółki.
Albo:
Raz dwa trzy cztery pięć sześć, mama daje jeść, tata daje pić, a ty sobie idź!
Raz dwa trzy cztery pięć sześć siedem osiem dziewięć dziesięć, słońce, gwiazdy, wiosna, jesień.
Jednora drugora trójco czworcom pędzi urn nędzium sechman łechnam diworum diksum,
Jednorum drugorum trójcorum cwórcom piadzieł lędzio saknum leńdzium dziworum dziksom,
Jedniura drugura d rajka palka pińdziur mindziur sakwa rakwa dziura dziób,
Jadzin dwojcu trojcu łojco pińdzi sińdzi sokna okna dzigora dziks,
Jedna dwójta rajta pajta pińciu lińciu okman ciokman figura ciech,
Jednojcu dworo trojcu wrojcu jadzieł łędziu sechmo oknam dziwem dziks,
na kogo wypadnie — uciekaj za płot! Andra drugora rajba trajba piyci lycie sakwa rakwa dzigura dzikus.
Odnu drugu treciu kureciu pińdziu lindziu zachma dziewanna dzikus WYTRYKUS.
Jednu drugu treciu kureciu pindu lindu muchna duchna dziewanna DZIKUS.
3. Liczenie łacińskie
Adzin Jan drugi ran treci Jan czyrychcian piadzier jadzier sukman dukman dziewun dziki IZDRA.
Unus duo tres kwatuor kwinkwe seks septem octo raba nowem decem żaba.
Razy dwazy tryzy ryzy pedzioł łedzioł sukman dukman dziwarak dzik.
Wonajce dwajce trajce kerule piedzin lodzin zukman dukman diwel dikse anulika dulika mancuk cancuk kiejwel wejwel eipu wipu kinkil kiukszta
(1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) [10) :ii) ;12) ,13) ;14) 15) ,16) [17) [18) [19) [20)
Uno duo tres Uno duna res kwarta kwinta pies szarypióry pies uno duo raba unus duo raba kwarta kwinta żaba. gwanta gwinta żaba.
103
104
Hunu dunu reks fater gwinta seks 4. Liczenie francuskie
En de troa kata En de troa kata mama leze mala wata mama zela wula wata mama leze mala wu mama zela en de trua żu. wula wu ich oder du.
5. Liczenie niemiecko-żydowskie
Ajne duba rabe kwinta kwanta żabę ajne duba res kwinta kwanta pies.
Ajne duka woka sioka siorba torba netu smoka deus meus kosmateus lampas pampas weg.
hunu dunu rawa fater gwanta żaba.
Ajn cwaj fo ele cwele fo fele fele fele fo.
Ajn cukier cwaj cukier cu-kier-lon zadaliwka zadalon
Ajne majne lingę fater der der ósme fater.
Ajne majne stupacejne achcy pachcy cincie won.
Ene due rabe pater piter żabę ene due rabs pater piter żabs.
Ene due rabe Peter fiter żabę ene due seks Peter piter pies.
yka byka ranacyka mara kata won.
Ajne majne was ist das, poszli Niemcy na kiermasz, jedli, pili, tańcowali i tabaki zażywali.
Ene due rex fater finter (lub: kwater kwinkwe) ene due raba fater finter (lub: kwater kwin kwe) żaba
Ene due rabe Chińczyk goni żabę, żaba do strumyka — śmieje się z Chińczyka raz dwa trzy — wychodź ty!
105
Ene due rabe złapał Chińczyk żabę (lub: złapał bocian) a żaba Chińczyka — co z tego wynika? Ene due rabe, zjadł Tadeusz żabę, żaba Tadeusza w brzuchu mu się rusza
raz dwa trzy — wychodź ty!
Ene due like fake torba borba ósme smake deus deus kosmateus immorele baks.
Ene due rike fake torba borba ósme smake deus deus korba deus baks.
Ene due lite plate torba borba ese sake eus deus kosmateus bakoń-szwadroń.
Ene mene mente draj kuro pente snop snop pół snop ede bide bot.
Ene mene ite wakie orbes torbes izbes smakie en klen koza a ty panie forbelanie ite kite kote klaps.
Ene mene cykie cakie pare groszy na tabakę us drus puter was a ty zając biegaj w las!
Ene mene dike bake siorba borba insze smake enter was puter kwas ty, zajączku, biegaj w las!
Ene mene dike bake sorba borba jense smake deus meus kosmateus stara babo, za piec weg!
Ene bene fike fake hende bue dobre smaki deus deus kosmateus boles!
106
Ena mena koropena (gwarowa nazwa żaby) anc glanc poterwas, a ty zając dalej w las!
Ene tune aba Ufer kumfer żaba ane tune eks umfer kumfer sechs.
Ene mene mon miał pieniędzy pełen dzban, szulmistrzowi jałowica, a księdzowi cztery woły, dali zagrać koło szkoły. Czarny łogań kier.
En ten tinus sawe rake binus sawe rake eke aki ele kwele bom.
Enene bobinę romene trygiene luktum pluktum amberklos.
En en enda nos wuwu wiwi byka w nos pika taka pika taka wojewoda won! En en enda nos wuwu wiki eka w nos (lub: gęba nos) pika taka pika taka wojewoda w kąt, poszła stara babo won!
Ene tene Tintenfass gib mir szule lernen was a-i-u der grosse Esel bist du.
En ten tinus saba raka binus saba raka pita taka wojewoda won.
En ten tino saka raka tino saka raka i tabaka en ten to rani bose rani bose en ten to.
Enten tenten cwajer mentem gejt zu Fisz fangen Fisz du bist los. En en enda kos wuwu wiwi eka taka salwa taka pika taka wojewoda w kęt!
En en emba nos fifi enta nos fika taka pika taka na wojenkę wont, poszła baba suchą nogą w kąt!
Unta tynta peremyntc untatynta raus!
Ence dence (też ence dence, w której ręce) dychy dachy pone gnachy sem purle puers draus hinaus.
Enczyn denczyn dyczy daczyn cybru bybru byczyn baczyn bu raus bist du.
Encyk pencyk pomarguli wylecieli po trzy króli enks benks zając une dua res kwinta kwanta pies ina dua raba kwinta kwanta żaba.
Encyk pencyk ludawinczyk encyk w las puter was ty, zajączku, pójdziesz w las, (sama pani przykazała, stare buty darowała).
Ercum percum pamaguli potrygnuli a ty panie kapitanie zagraj że nam na organie złoto pyto pod kopytu zającowi brzdęk.
Erlec merlec ele mele ency dency dychy dachy bonach machy sęk pęk perła pupa draus.
Erlec merlec stara baba do kowala spać za piec.
Ercyk percyk (lub: erczyk perczyk) pomarguli wylecieli po trzy króli, a ty, panie kapitanie, czemu nie grasz na organie? grałem, grałem, zapomniałem ene duna res kwinta kwanta żaba pies
107
108
Jercom piercom pomerguli wyjechało po trzech króli, a ty, panie kapitanie, czemu nie grasz na organie?
Anc pane knoty glanc ja maleńki tyś pałac
capka patka kucku mucku zajączku.
Erta perła korona, krzyż, przyjedzie panienka na koniku dziś.
Erwas koperwas ty, zajączku, zmykaj w las! Enc penc sztok odchodź na ten prawy bok.
Ańć pańć, kuśty glańc amal udy amal ańc uga ruga kotka pies cołka półka muzyk zając.
Ajnciki cwajciki cika łona roza lipsa tula lona knot ana bana szukołada ('czekolada') pejnk.
6. Liczenie żydowskie Entyl pentyl luder wentyl las glas puter was.
Entele pentele szyki madeje rate pate knot.
Entliczki pentliczki czerwone stoliczki, na kogo wypadnie, na tego bęc!
Entel pentel wiszawer muzykater muzujer
elfa belfa kajesz buz cukier bukier aus.
Entele pentele siki siaj rapete papete knot.
Entele pentele sigi sioj rapete papete knot.
Entliki pentliki czerwone stoliki, jeden się potłukł, a drugi brzdęk!
Entliczki pentliczki czerwone guziczki, na kogo wypadnie, na tego brzdęk!
Entele pentele ciu ciu me fabel mabel domine.
Entliczki mentliczki malowane stoliczki, na kogo wypadnie, temu łapa upadnie.
Angliczki bangliczki czerwone stoliczki, jedne się nakryły, drugie oczka zmrużyły.
Angliczki pangliczki czerwone stoliczki, jedno się rozsuło, a drugie bęc!
Angieł wangieł wuksy weje muzykate muzykeje elfe belfe traje us cukier bakier as.
Angiele bangiele iksum be cyme kude igiele ach bach cukier bakier hoc.
Anku dranku dřeli dru czyter czeter faber fiber fu am dram rytersztam widi widi one kam ute brei du bist frei. 10 - K. Pisarkowa, Wyliczanki
Entliczek pentliczek na kogo wyliczek, na kogo wypadnie, ten zaraz przepadnie, (albo: temu ręka odpadnie)
Entliczek pentliczek czerwony (albo: zielony) stoliczek, na kogo wypadnie, na tego bęc. Samowar pękł, szklanka się rozbiła, pana Jana sparzyła, raz dwa trzy, kryjesz ty, jak nie ty, no to ty, jak nie ty, to za ciebie cztery duże psy.
Angiel bangiel fussi leer muzikator muzileer elfa brelfa kraus cukier bakier aus.
Anioł engiel kominiarz prengel Hund pies a burmistrz hess.
Endy mendy cycymer cycom ber fawer baber dominer aja baja kacabaja za piec spać!
Aniołek, fijołek, róża, bez, konwalia, balia, wściekły pies!
Edydy medydy cycom ber faber mader domider ocfoc fue due mały sroc.
109
110
Endel mendel Żydów mendel Endel mendel likade katolików sześć, fufcyk kinder gromadę każdy katolik narobił w dołek, ajne rot a Żyd może zjeść. sztykiel brot. Endel mendel luka de fufcen Kinder roma de ene non kizin bron wara wara du bist don (dumm).
Ender bender kozy gnał, a maluśki pomagał: ej ty, panie, herty bis, ty mi kozy pogubisz!
7. Inne liczenie liczebnikami na niby, elemele i podobne na e-: Ele mele cukru wiele, cztery funty, a piec piaty.
Ele mele cukru wiele, cztery fonty, arkusz pięty: panieneczka szust, ząbeczkami chrust, chrust, pojedziemy na odpust, a z odpustu na dziedziniec, upleciemy pannie wieniec.
Ele mele menty loko loko centy salwa taka peka taka wojewoda wont, poszła baba w kąt!
Ele mele dudki, gospodarz malutki, gospodyni jeszcze mniejsza, ale za to robotniejsza (lub: rozumniejsza).
Ele mele hyc gdzie się mamy kryć: czy pod słomę, czy pod dach, wszędzie mamy strach!
Ele mele dudki, gospodarz malutki, gospodyni garbata, a córeczka smarkata.
Ele mele trikamzele takel makel formamzeli ez bez łuku for szyszeł wyszeł paszołwon. Ele cwele drele kierule pede lede cukman dukman kinkil kiukszt. Ecie pecie gdzie jedziecie? — Ećki pećki do dzieweczki, endy pendy na olendy.
Ecie pecie gdzie jedziecie? — Do Warszawy hop! Ecie pecie co masz? — Ecie pecie jabłko. Ecie pecie kto ci dał? — Ecie pecie tatko. Ecie pecie gdzie kupił? — Eci pecie w mieście. Ecie pecie ile dał? — Ecie pecie dwieście.
Ecie pecie gdzie jedziecie? Do Torunia kupić kunia, bo w Toruniu kunie tanie, za talary je dostanie.
Ęk pękł balon pękł, wyleciała z niego wrona, bardzo sławna i uczona.
Edeum dedeum didum dala ecum cecum circum cala edum dedum chołki półki, idź do szewca strugać kołki!
8. Liczenie niby-ugrofińskie Ekiete pekiete cukiete me Abel fabel domine kuszka ra monicha am tam tes.
Egiede fegiede cugude me abel fabel domine iki piki gramatyki ajne klajne tanc. Ekiete pekiete cukiete me Abel fabel domine eks peks kostka gra.
Enkata penkata cukata me Abel fabel domine elcpelctod.
Enkrete penkiete cukiete me Abel fabel domine el cwel fite traus. Ankietę bankite cukite me Abel fabel domine elc pelc sztot mein Abel sztyl.
10*
Egita pegita cugita me Abel fabel domine hoc hoc majne liebe szroc.
Ankite bankite suki me Abel fabel domine hok hok pół snop ede budy boch.
111
112
9. Liczenie liczebnikami na niby: na /- i na a-: Inki pinki ludominki (lub: lodowinki lodawinki bodosinki) ency klas buter was ty, zajączku, biegaj w las!
Am dam des dize male prez dize male pompanus am dam res.
Iki piki rądaliki ar was koperwas ty, zajączku, biegaj w las!
lni bini trykantory szacher macher pomidory szas was kisi kwas szuszu bula szuszu was.
Am sam gam pike pake kolegram bure bure ratafijam nostram.
(w Austrii w XIX wieku: lni ani tůrkitani Ti wi Compani Pfefferacker Fiki taker Hei wi wum du bist dumm!).
(i dziś: am dam des diese male pres diese male pumpanus (lub pamperness) am stram gram pike pake kolegram bure bure ratatam am stram gram.)
10. Liczenie o gramatyce (z której się zrobiły granaciki) Anckiis cwanckiis kurszpiis kluus ee pee tipsi ee lee muus iki piki gramatyki uki puki klein karnuus.
Ak bąk cimi ciąg cimi ciki gramaciki oczko poczko wielkonoczko jedną ręką kryj!
A bą cimicior cimiciki granaciki oczko boczko wielkonoczko kryj!
Mun elipski eli mon iki dyki gromadyki klepka mąka szpic.
1 1 . Liczenie o sumie (z której się zrobiła kuma)
113
Suma fili doma serce suma fili sama fa nikudemba szerefumba nikudemba szerefumba ba ba ba.
Kuma fili dome serce kuma fili domefa nikudemba serefumba nikudemba serefumba rumba ba.
12. Liczenie z przerywaniem wyrazów Aż mu z no zno zno zno aż mu z no sa sa sa sa aż mu z no aż mu sa aż mu z nosa kapie. Fur fur fara mi ty mi ja ci ep cep prosto w łeb!
Zosia berosia berwicy katosia berwi berwo berwicy kato Staszek berwaszek berwicy kataszek berwi berwo berwicy kato.
Di dumme di flo flo is kisa bombala cynamina opsapsina flo raz dwa trzy kryjesz ty! Pani Zo Zo Zo pani Sia Sia Sia Pani Zo pani Sia Pani Zosia męża ma a ten mąż mąż mąż bije wciąż wciąż wciąż cie — bie.
(o zającu, babie, dudku i innych) 1. siedzi
Siedzi zając na przypiecku, mówi pacierz po niemiecku:
Albo: szerku berku weg anadura raba a to finta żaba.
hej mej cugi cej rubki popki Kummerweh!
Albo: antyklas puterwas bieży zając dalej w las.
Albo: cuglec miglec poszła stara baba precz!
Albo: hendel pendel kaperwas a ty, zajcze, prędzej w las!
114
Siedzi zajączek na łące, liczy pieniądze w skarbonce: 1,2,3...
Siedzi kot na przypiecku, uczy dzieci po niemiecku, ile już nauczył? Raz dwa trzy.
Siedzi Niemiec na łóżeczku, mówi pacierz po niemiecku: entle pentle sije siaje rapte papte knot.
Siedzi Jasiu w ogródeczku, trzyma świnkę na sznureczku, ona jemu robi smród, a on mówi. das ist gut.
Siedzi misiu na łóżeczku, mówi pacierz po turecku: raz dwa trzy jak nie ty, no to ty.
Siedzi koza nad potokiem, nazywa się Fryc (albo: rydz), na kogo to słowo padnie, ten się idzie kryć.
Siedzi dudek na ulicy, szyje sobie rękawice, co uszyje, to przepije, przyjdzie do dom, żonę bije. Żona płacze, lamentuje, a on dureń podskakuje. Siedzi dudek na kościele, warzy kawa od niedziele, kawa mu się wyloła, dudek uciekł z kościoła.
Siedzi Niemiec na łóżeczku, czyta książkę po niemiecku: en en wychodź ten, jak nie ten, no to ten.
Siedzi dudek na kościele, warzy piwo na wesele, co uwarzy, to wypije, przyjdzie do dom, dzieci bije. Baba płacze, lamentuje: jak ten dudek dokazuje. — Masz tu, babo, parę groszy, kupisz za to kwartę kaszy, jak się dzieci nałykają, pójdą za piec, pozdychają.
Siedzi dudek na kościele, robi piwo na wesele: co urobi, to wypije, przyjdzie do dom, żonę bije. Żona płacze, lamentuje, a on nad nią wyskakuje, powiesił się nade drzwiami, rzucał w babę kamieniami.
Siedzi diabeł koło krzaka i gapi się na ślimaka: raz dwa trzy kryjesz ty!
Siedzi diabeł na dachu, warzy piwo po fachu, co uwarzy, to wypije i każdego kijem bije. Raz dwa trzy, wychodź ty!
Siedzi diabeł na stodole i (aż) go słoma w tyłek kole, przypatrzcie się, ludzie święci, jak ten diabeł tyłkiem kręci!
Siedzi baba na dachu, kręci sobie tabáku, przyjechali Kozaki: Dawaj, babo, tabaki! Baba wzięła kijaka, wypędziła kozaka. Kozak poszedł na rynek, kupił sobie bębenek, na bębenku: bum bum bum na skrzypeczkach: tarara dawaj, babo, talara!
Siedzi baba na cmentarzu, trzyma nogi w kałamarzu, przyszedł duch, babę buch, baba w krzyk, a on znikł.
Siedzi baba na kościele, piecze placki na niedzielę, przyszedł dziad, placki zjadł, baba pierdła, a on spadł!
(Siedzę) dwa aniołki w niebie, piszą list do siebie, piszą, piszą i rachują, ile kredek potrzebują.
Siedzi anioł w niebie, pisze list do ciebie. — Jakim atramentem, Nie ołówkiem, atramentem, tylko złotym diamentem.
Siedzi misiu na kanapie, pazurami w dupce drapie, co udrapie, to zajada: Jaka smaczna czekolada.
Siedzi groszek na talerzu, Jaki kolor jego jest? Jak go masz, to mi go dasz!
115
albo: Leży groszek na talerzu jakiego koloru jest? Jak go masz, to mi go zaraz pokaż! Leżę na stole dwa duże mole, obok tych moli sera do woli, a dalej jeszcze są duże leszcze. Jak to wszystko zjesz, połóż się i leż.
116
2. Idzie, poszedł, leci itp. Idzie pies przez owies, suka przez tatarkę. Szedł pies po piwo, suka po gorzałkę. Suka się upiła, trzewiczki zgubiła, a pies się nie upił, trzewiczków nie zgubił.
Idzie Cygan po moście, niesie dudy na roście. — Cóż tam robię w Krakowie? — Kulki biją po głowie. — Stary Cygan konie kuje, złotym biczem pośmiguje, es tres, a ten stary Cygan pies.
albo:
Pies się nie upił, korali nie zgubił, suka się upiła, kolczyki zgubiła.
Szedł chłop przez pole i zgubił korale. Słońce wstało, pozbierało, Księżyc wiedział, nie powiedział: raz dwa trzy, wychodź ty!
Idzie baran mostem, niesie dudy z chrastem. — Skąd ty idziesz, baranie? — — Od Krakowa, mój panie. — — Co tam słychać w Krakowie? — Kury biją na głowie (lub: kozy kują). Idzie kaczka po drabinie, niesie dziecko w pęcherzynie, poczekaj ty, kaczko, dam ci ładne cacko! — Nie poczekam, bo uciekam do komory spać. —
Ślepy Cygan konie kuje, srebrnym batem wyśmiguje Hyc, hyc, za piec spać, a ty musisz oczy dać!
Idzie bocian mostem, niesie dudy z postem, tyczku tyczku na patyczku za fraki cię, do paki cię.
Idzie zając po drzewinie, niesie dzieci w pęcherzynie, które jemu piśnie, weźmie za łeb, o ziem ciśnie.
Weszła świnia na drabinę, Poszedł Maciek po wodę, upuściła apluzynę. złapał kozę za brodę, Diabeł myślał, że to dusza, a koza go za pejsy: Wsadził ją do kapelusza. — Czyś ty, Maćku, tutejszy?Raz dwa trzy, wychodzisz ty, a jak nie ty, to dwa szarobure psy.
Szedł diabeł przez piekło: — O, do licha, jak ciepło! — Wszystkie diabły pozdychały, tylko jeden został mały. Tylko jeden żył, co mi spodnie szył.
Idzie woda od ogroda, od samego Gdańska; stara pani zakazała, nowe buty darowała, es es stary pies, uka uka stara suka.
Chodziła koło góry, napięła się ciepłej wody, skrepła, zdekła, zając, pies.
Poszła kula do dragula, kazał ksiądz: — weg zając!—
Wyszła pani z fabryki, miała złote buciki, brylantową sukienkę, z Mikołajem pod rękę. A Mikołaj, wielki pan, kupił sobie fortepian, lecz nie umiał na nim grać, zgasił światło, poszedł spać. Poszła pani do piwnicy szukać kredy i tablicy, będzie pisać i rachować, ile piwa wyszynkować. Anc glanc puterwas ty, zajączku, dalej w las! Poszła baba po popiół, diabeł babę utopił: ni popiołu, ni baby, tylko z baby dwa schaby.
Leci woda od ogroda, od samego Gdańska; zalecał się pan starosta, nie miał ni szelążka. A ty, panie kapitanie, zagraj księdzu na organie, złote pyto pod kopyto enc brenc zając.
117
118
3. Wpadła, spadła itp.
Wpadła bomba do piwnicy napisała na tablicy: raz dwa trzy, gonisz ty. (albo: es pres kury spać, a zające umykać!)
Wpadła bomba do piwnicy — napisała na tablicy: es es, (lub SOS) tyś jest wściekły pies. Pękła bomba, wyszła para, posądzili dziś komara. Komar patrzy: co takiego, sto diabełków koło niego, a jednego grubasa przywaliła kiełbasa, a jeden się wydostał i cebulą w łeb dostał.
Spadła bomba, wyszła para, zasądzili za to cara. Car się pyta: co takiego? Pełno diabłów koło niego. Jednego spod młyna przywaliła drabina, a jeden pozostał i cebulą w łeb dostał. (Jedna deska, dwie deski, nie słuchajcie Tereski, bo Tereska zła baba, krzyczy, bije jak żaba.) Spadły buty ze stołka i zabiły pachołka, pachołkowi dzwonią, a Tereskę gonią. Złapali ją na moście wybili jej trzynaście. Przyszedł mróz na powróz, powróz trząsł, baba chlas, chłop się pyta: — was ist das? —
4. Jedzie, płynie itp. Jedzie kareta, dzwonek dzwoni, powiedz, pani, ile w tej karecie koni? raz dwa trzy... (wymienia się dowolną liczbę, do której się liczy dzieci)
Płynie jabłko po wodzie, kto je znajdzie, ten będzie; powiedziała święta Klara, że to będzie ładna para: on ona — mąż żona,
Cygan Cyganka — Iwan Iwanka, en en wychodź ten!
Jedzie pociąg do Krakowa, wyleciała z niego krowa, wszystkie krowy pozostały i na tamtą plotkowały. A ten pastuch, dobry pan, wszystkim krowom siana dał. Tak jechały, dobre sianko po jadały: raz dwa trzy cztery pięć, pozostaje żony zięć.
Jedzie pociąg, dym się wali, maszynista w portki wali, a pomocnik trzyma nocnik, raz dwa trzy, wychodź ty!
Jedzie marynarz na okręcie, wypiął dupę na zakręcie, en en wychodź ten!
Jedzie foka (kaczka) na rowerze wyrzuciła (wypierdziała) dwa (trzy) talerze.
Mknie po rzece mała łódka, w niej walizka jest malutka, słoń w walizce śpi w tej łodzi, kto nie wierzy, ten odchodzi. Chaczuła torba z wysokiego orła, a w tej torbie sól, pszenica, z kim ty chaczysz paździornica?
Kociła się torba wysoko jak korba, a w tej torbie sól, pszenica, z kim się chcesz podzielić sam?
Wisiała torba wysoko jak korba, a w tej torbie sól, pszenica, z kim chcesz chodzić po ulicach?
Spadła torba, a w tej torbie: chleb, pola, nosek; idzie para z kim się kochasz, z kim się dzie lisz?
119
120
(odpowiada się: Z Panem Bogiem — wtedy można samemu odejść; lub: Z dziewczynką, albo: Z chłopcem, wtedy odchodzi się z tym wybranym dzieckiem.)
5. Na górze, na ulicy itp.
ŃauNcy numer jeden, na ulicy numer dwa przyniósł bociandzieciaka: jakie imię jemu dasz? (wymienia się imię i dziecko o tym imieniu odchodzi)
Na ulicy Kopernika stoi pani bez bucika, ja jej mówię: — Gdzie jest bucik? • ona mówi, że jej uciekł.
Na zielonej (albo: wysokiej) górze rosło drzewo duże, nazywa się aplipaplibliteblau. (albo:) epipepidepidał) Kto tego słowa nie wypowie, ten będzie spał. Na cmentarzu koło bryki pobili się nieboszczyki, przyszedł ksiądz, wziął patyka i pogonił nieboszczyka.
Na ulicy numer jeden, na ulicy numer dwa: — Czy pani mego męża zna? — — Tak. — Gdzie był? — W karczmie. — Co pił? — Wódkę! — W jakich był kaloszach? — Krótkich. — Oj dyga dyga to moja dziadyga.
Na dnie wody leży człowiek młody, ilemalat?(np.18.)
Na dnie oceanu leżą suche majtki, nie będziesz ty gonił, tylko tamte kajtki.
Na starym rynku pod wodotryskiem siedział pan Hitler, w łeb dostał ogryzkiem, z tego powodu wojna wybuchła, a Hitlerowi szczęka napuchła.
Na starym rynku pod fontanną siedział pan Hitler i dostał ogryzkiem. Z tego powodu wojna wybuchła, a Hitlerowi szczęka napuchła. Na 1. maja była w szkole chaja, o której godzinie? o ósmej raz dwa trzy, wychodź ty, jak nie ty, to dwa szarobure psy.
6. W Sochaczewie, od kosza, za górami itp. W Sochaczewie w magistracie wisi poczta na szpagacie, kto przechodzi, to się śmieje, że na pocztę wietrzyk wieje. Raz dwa trzy, odchodź ty; jak nie ty, no to ty.
Za górami, za lasami jechał pociąg z wariatami, a w ostatnim wagoniku siedział Hitler na nocniku, zbierał szmaty na armaty i ogryzki na pociski. Od kosza do kosza daj pani piwa. Piwniczka zamknięta, kluczyków nie ma. Idź pani na rynek, kup pani bębenek. — Za ile? — — Za złoty, warszawskiej roboty. —
7. Liczenie do kogoś (do baby, do pana, do zwierząt) Stara babo, nie lubię cię wezmę kija, zabiję cię, oczy dać, za piec spać, o godzinie szóstej wstać, koniom wody dać i pod piec spać!
Stara babo, nie lubię cię, wezmę pałkę, wygrzmocę cię, oczy dać, za piec spać, jutro rano kurom wody dać!
Panie Janie Fabijanie, czemu nie grasz na organie? Grałem, grałem, zapomniałem, bo nic nigdy nie umiałem ersak persak gribs.
122
A ty, panie kapitanie, wygrywałeś na organie, złote pyty pod kopyty wojewoda wont, poszła baba w kąt!
A ty panie kapitanie, pasłeś konie na wygonie, czymś je pasł? — Drobną sieczką. — — Czymś je poił? — — Studzieneczką.— Stary groch, bury groch, wyrwij piórko, leć na wiórko, wyrwij Chojnę, leć na wojnę.
Jun Jun Fabijun z olszowymi nogami objął głowę wstęgami. A ty, Junie Fabijunie, wysiądź konie na organie, co mnie pasiesz złotą sieczką, co mnie poisz tą duneczką? Ty, choinko, na choinkę, ty zajączku, na wojenkę!
Witaj, Janie Fabijanie w czerwonej kapocie, jutro świątko macie. Idzie trzoda koło płota, roztworzyła wszystkie wrota, ty, chocholu, chodź po polu, włóż piórko na piórko, a choinką na choinkę, pojedziemy na wojenkę.
Jarek Marek pasie konie na wy gonie. — Czym je pasie? — Suchą sieczką.— — Czym je poi? — Studzie neczką.— Wyrwij chojnę, idź na wojnę. Wyrwij piórko, idź na wywiórko.
Chłopczyku, chłopczyku, idź do mego pokoiku, bo tam w moim pokoiku stoi róża na stoliku, (lub: Karoliku, Karoliku itd. jak Chłopczyku, chłopczyku)
Anka kijanka pasła baranka, zgubiła klucze, matka ją tłucze.
Proszę księdza dobrodzieja, ja się uczę na złodzieja, jeszcze chwilkę się pouczę i ukradnę księdzu klucze.
Romciu, Romciu, gdzie ty był?Za Warszawą wódkę pił, przepił konia, przepił wóz, na patelni babę wiózł.
Gdzie jedziesz, Cyganie?. Gdzie jedziesz, Cyganie? Ene ene eci kupić sobie dzieci. Raz dwa trzy mój jesteś ty. Kąkolu, kąkolu, ty zajączku, po polu, a choinka na choince, ty, zajączku, po wojence figiel migiel, wytnij palec (lub: figiel migiel palec ząb).
A ty cyń, para cyń, czym koń papudlany, załatymi pudlami, a ty Boruch nacyn boruch ksiądz Ara, ara, arana zabił tata barana, baran się potoczył, kwartę wina wytoczył, serwa tyka pyka tyka
Pimpuś Sadełko nasrał w pudełko, nalał tam wody i chciał mieć lody (lub: i woła: „Lody!'
Pan Pierdziołka spadł ze stołka Ola boga, moja noga, kupcie trumnę, bo ja umrę! Jeszcze trumny nie kupiono, a już nogę wyleczono.
Ceń, ceń, para ceń, pomagulu potargulu któren ksiądz, ten zając.
Ciele mele myć, gdzie się mamy kryć, czy pod słomą, czy pod dach, wszędzie mamy strach.
Ceń, cyna na porwał wilk barana i zaniósł go do pana, a ty, panie Fabijanie, chodzko kunie po organie, złota pyta pod kopyta, pijawecko chlast.
Kokosecko niebosecko wodzi kury kole góry, najadła się kąkolu, ozniesła (rozniosła) go po polu, figiel, migiel, wytnij palec, bież, zajączku, nasamdalec!
Kokosecko niebosecko pasła kury wele góry, napięła się ciepłej wody, figiel, migiel, zając, piec. Okoń, okoń, będzie złokoń ryb, sobaka, zajczyk, oder łuber waj.
123
124
8. Wyliczanki „rozkwitające" Powiedziałbym wam kazanie, ale mi pies zjadł śniadanie; powiedziałbym wam więcej, ale ta baba za piecem brzęczy; jak te babę rznę o piec, wyleci z niego malowany chłopiec, z tego chłopca baran i owca, z tego barana mleko śmietana, z tej śmietany kościół murowany; z tego kościoła żydowska szkoła, z tej żydowskiej szkoły wyskoczył Żyd goły, a z tego Żyda wyskoczyła bida.
Zachciało się babie kwasu, uderzyła się o piec, wyskoczył z niej malowany chłopiec, a z tego chłopca baran i owca, a z tego barana mleko i śmietana, a z tej śmietany kościół murowany, do tego kościoła nikt nie chciał chodzić, musiał ksiądz z organistą na powrózku wodzić.
Mama da mi bułkę, bułkę dam pieskowi, piesek da mi skórkę, skórkę dam szewcowi. Szewc mi zrobi buty, buty dam księdzowi, ksiądz mi zrobi ślub, a ty, mamo, zamknij dziób.
9. Losowanie winowajcy Jest tu taki między nami wiórka (albo Jurka) co wybiera z kałamarza piórka: (albo: co wykrada cukier mamie) sucha rzepa, suchy chrzan, ten zajączek kapitan.
Jest tu taki między nami, co dostanie bizunami: hopa, ropa, len, a to będzie ten!
Jest tu taki między nami, co się z...ł słodzinami: tatuś, matus, szmelc, a ty, siurku, weg!
Jest tu taki między nami, co coś zrobił kartoflami, (albo: kto się skurzył kartoflami) a to właśnie jest to ten, co mu z pyska (lub: ryja, lub: d...) leci dym.
Jest tu taki między nami, co się z...ł słodzinami, sucha rzepa, suchy chrzan, kto to mówi, ten sam pan!
10. Wyliczanki okolicznościowe, zapożyczone z gier itp. Deszczyk pada, słońce świeci, czarownica masło kneci (lub: knesi, lub: kleci) uknesiła (ukleciła), postawiła, przyszła świnia, przewróciła, przyszedł wół, poprawił, przyszedł dziad, wszystko zjadł.
Na czym stoisz? — Na ganeczku. — Za co trzymasz? — Za klameczkę. — A co pijesz? — Kwas. — Łapaj, durniu, nas! -
Deszcz pada, słońce świeci, czarownica masło kręci, ukręciła pół funta, postawiła do kąta, przyszedł dziad, masło zjadł, miskę ciepł, dostał w łeb.
a po „żydowsku": ane dane try kanele miste mastě kampa nele kampa a kampa bo miste mastě kampa ba.
Król Sobieski miał trzy pieski: czerwony, zielony (albo: szary, bury) i niebieski. **
(albo: Był pan czeski, miał trzy pieski...) Słoń Trąbalski, Niezapominalski: raz dwa trzy. **
Pałka, zapałka, dwa kije, kto się nie chowa, ten kryje: stukam, pukam, rachuje, kogo znajdę, zaklepuję! * Ja Tomek — ty ślusarz isa isa bambusa Teofilek hopsztangel tyś wąż, mój mąż.
Trumf trumf (lub tum, tum) misia bela, misia kasia komfacela, misia a, misia be, misia kasia komface. ** (albo: ten ten tita tela musa masa kompacela kompa a, kompa be musa masa kompace).
Pan Majewski miał trzy pieski: czerwony, zielony, niebieski. **
125
Motylku, motylku, wskocz do kółka, wystaw różki, raz dwa trzy — podnieś kamień: raz dwa trzy, wyskocz z kółka: raz dwa trzy. **
* Używane także przy grze w chowanego na wymierzenie czasu spania. ** Używane także przy skakance na wymierzenie czasu skakania.
126
Łacina bene circum decem deus dominus domine duo esse faber fili (filium, filii) immorale (imorele) * kosmateus lampas lingua (błędne lingus) loco
dobrze naokoło dziesięć bóg pan panie!
dwa być
kowal
syna, filius syn niemoralnie wyraz sztuczny z łac. końcówką -us pochodnia, świece język [wym.: loko] w miejscu (6. przyp. I. poj.) locus miejsce, plac [wym.: luktus], (błędne luctum) luctus smutek, żal mnie me mój meus my nos dziewięć novem osiem octo okrąg, koło orbis wyraz sztuczny z łac. końcówką -as * pampas ojciec pater wyraz sztuczny — rym do semper * pemper wyraz sztuczny z łac. końcówką -urn * pluctum chłopiec, chłopcy, sztucznie utworzona puer * puers liczba mnoga quattuor (kwatuor, kwarta, gwan- cztery, czwórka ta) quinque (kwinkwe, kwinta, gwinta) pięć, piątka rzecz res król rex zawsze semper siedem septem sześć sex
Mały słow niczek wyrazów i iwmiům
utoeyeii w pol* SklCh
wyhczan* kacte (W nawiasach podane zniekształcone formy wy stępujące w wyliczankach; gwiazdka przed wyrazem oznacza, iż jest on sztuczny)
summa třes vidi
suma, całość, najważniejsza rzecz trzy widziałem (-am)
Język francuski un (en) deux (de) joue [wym. żu] joues [wym. żu] léser [leze] mademoiselle (mamazela) malade quatre (kata, katr) trois (troa) vouloir (wula) vous (wu)
jeden dwa policzek baw się! skrzywdzić, nadwerężyć panienka, panna chory cztery trzy chcieć wy, ty, pani
Język niemiecki i żydowski (jidysz) achtzig (achcy) am (ajne patrz eine) (anc, ańc patrz eins) der Apfel * aplipapli aus (us) die Backe der Backer (bakier, bekier) blau bliitenblau (bliteblau) der Brei (braj)
osiemdziesiąt przy (przy czymś) jabłko wyraz sztuczny precz policzek piekarz niebieski, błękitny błękitnawy jak kwiat, jak kwiecie papkowate jedzenie
127
128
das Brot der Brunnen (bron) das Butterfass (poterwas, puterwas cycymer patrz Zimmer das deine [wym.: dajne] (dene) deinige [wym.: dajnige] (dajnige) der dicke [wym. dike] die [wym. di] (di) dran (dram) draus (drus) drei [wym. draj] (draj, traje) du dumm(e) (dum, don) ein [wym. ajn] (ajn) eine [wym. ajne] (ajne, ene) einige [wym. ajnige] (ajnige) eins [wym. ajns] (anc, aric) elf die Elle der Esel [wym. Ezel] fangen das Fieber [wym. fiber] der Fisch [wym. fisz] der Floh [wym. flo] frei [wym. fraj] (fraj) Fritz (Fryc) funfzehn [wym. funfcen] (fufcen) funfzig [wym. funfcik] (fufcyk) gehen der Glanz [wym. glanc] (glanc) das Glas gross(e) gut das Haus hinaus der Hund
chleb studnia maślnica to twoja, twoje twoje własne ten gruby, gruba ta przy precz trzy ty głupi, -a, -e jeden jedna niektóre jeden, raz jedenaście łokieć osioł chwytać, łapać gorączka ryba pchła wolny zdrobnienie imii lia Fryderyk piętnaście pięćdziesiąt iść (geh idź) połysk szkło, szklanka duży, -a, -e dobry, -a, -e dom precz pies
ich der Kamm die Kinder klein, kleine [wym. klajn, klajne] (klajn, klene) kraus der Kummer das Kupfer lass lernen liebe [wym. libe] das Luder die Maus mein, meine [wym. majn, majne] (majn, mene) meinige [wym. majnige] (majnige) oder ohne [wym. one] der Pelz [wym. pelc] (pelc) Peter (imię własne) die Quelle [wym. kuelle] (kwele) der Rabe raus der Ritterstamm [wym. ritersztam],(rytersztam) die Rose [wym. roze] (roza) rot die Schule [wym. szule] sechs [wym. zechs] still [wym. sztil] (sztyl) der Stock [wym. sztok] (sztok) der Stoss [wym. sztos] (sztos) das Stuckel [wym. sztukel] (sztykiel) der Tanz [wym. tane] (tane) das Tintenfass (fintenfas, finfenfas tod
ja grzebień dzieci mały, -a, -e kędzierzawy kłopot, zmartwienie miedź zostaw uczyć się kochany, -a, -e łotr mysz mój, moja, -e mój, -a, -e własne albo bez futro Piotr źródło kruk (rabin) precz ród rycerski róża czerwony, -a, -e szkoła sześć cicho kij cios, uderzenie kawałeczek taniec kałamarz martwy, nieżywy
129
130
das Ufer der Vater (fater) was weg weh (wej, waj) warum das Zimmer [wym. cymer] (cycymer) der Zucker [wym. cuker] (cuker) zu, zum (zu dem) [wym. cu] zwei (cwaj) zwólf [wym. cwólf] (cwelf, cwele)
brzeg ojciec co precz oj, ojej, biada dlaczego pokój cukier do dwa dwanaście
Zwroty niemiecko-żydowskie das ist gut du bist dumm (du pys don) du bist tod eine kleine Grammatik(e) Fisch du bist los geht (zu) Fisch fangen gib mir Schule lernen was mein Abel still (cztyl, sztyl) meine liebe (srocz) was ist das zick-zack (cykiecakie)
to jest dobre tyś jest głupi ty nie żyjesz, nie liczysz się jakaś mała gramatyczka rybo, jesteś wolna idźcie łapać ryby daj mi szkołę nauczyć się czegoś mój Ablu, uspokój się, bądź cicho mój drogi... co to jest rach ciach ciach
Teksty „Wisła" (czasopismo etnograficzne wydawane od 1887—1905 w War szawie) t. II (1888, nadesłane materiały ogłoszono na stronach: 191—3, 359, 363—4, 608—610, 613—614, 835); t. III (1889, na stro nach: 328—330, 660, 887). „Przekrój", rocznik 1959;.
Opracowania (i wybrane teksty):
Biblio grafia Bibliografia polska
J. C i e ś l i k o w s k i , Wielka zabawa, Ossolineum, Wrocław 1967. Ł. G o ł ę b i o w s k i , Gry i zabawy różnych stanów, Warszawa 1831. O. Kolberg, Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przy słowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka, tańce. R. L i l i e n t h a l o w a , Dziecko żydowskie. Prace Komisji Etnograficznej PAU nr 3, Kraków 1927. N. Łęg a, Okolice Świecia, Gdańsk 1963. L. Młynek, Opis zabawy w anioły i diabły, „Wisła" XIII (1899), s. 656—662. E. P i a s e c k i , Zabawy i gry ruchowe dzieci i młodzieży, Lwów 1916. K. P i s a r k o w a , Ele mele, „Przekrój", nr 1365 i 1366 (1971). K. P i s a r k o w a , O losach wyliczanekangliczkipangliczkii ence dence, Biul. Polskiego Tow. Językoznawczego XXX (1972), s. 181—191. K. P i s a r k o w a , Der Abzáhlreim ais Gegenstand der Kinderspracheforschung, [w:] Akten des 1. Salzburger Kolloquiums uber Kindersprache. Salzburger Beitráge zur Linguistik, wyd. G. Drachman, Tu bingen, Band 2, 1976, s. 153—165. L. P o d h o r s k i - 0 k o ł ó w , Zagadnienie rymowanek, [w:] Prace ofiaro wane K. Wóycickiemu, Wilno 1937, s. 251—272. D. S i m o n i d e s , Współczesny folklor słowny dzieci i nastolatków. PWN, Oddział Wrocławski , Wrocław—Warszawa 1976.
Teksty Ruth Dirx, Kinderreime, Frankfurt a.Main-Wien-Zúrich 1963. Dov Noy and Meir Noy, Yiddish Folksongs from Galicia (ed.). Jerusa lem (Hebrew University) 1971. Tridcat tri piroga, „Szkolnaja Biblioteka", Moskwa 1973. „Zeitschrift des Vereins fur Volkskunde", t. V (1895), t. VI (1896, mate riały z Poznańskiego, s. 196—9), t. VIII (1898, materiały z Bukowiny i Galicji, s. 67—73, 314—322), t. XI.
Bibliografia obca
132
Opracowania i wybory tekstów F. B a r t o š , Lid a naród, Wielki Międzyrzecz 1883, „Morawska Bibl." nr 5. H. C a r r i n g t o n - B o l t o n , The Counting-out rhymes of children, their antiquity, origin and wide distribution, Londyn 1888. H. Bett, Nursery Rhymes and Tales, their origin and history, wyd. II, Londyn 1924. H. M. E n z e n s b e r g e r , Allerleirauh, viele schóne Kinderreime. Insel Verlag 1975 (Suhrkamp Verlag, Frankfurt am Main 1961, Lizenzausgabe). H. F r i s c h b i e r , Preussische Volksreime und Volksspiele, Berlin 1867. Handwórterbuch des deutschen Aberglaubens, Berlin—Leipzig 1927 —1942. R. Lor be, Das Kinderlied in Núrnberg. Versuch einer Phánomenologie des Kinderliedes. Nurnberger Forschungen, Band 3, Núrn berg 1956. I. and P. O pie, The Oxford Dictionary of Nursery Rhymes, Oxford 1951. E. I. R o c h h o l z , Allemanisches Kinderlied und Kinderspiel aus der Schweiz, Leipzig 1857. K. J. S i m r o c k , Das deutsche Kinderbuch, wyd. II, Frankfurt a. Main 1857. K. S o r n i g , Uber Un-Sinn. Ein Kinderspiel, Istanbul 1968. H. W a g n e r , lllustriertes Spielbuch fur Knaben, Leipzig 1876. K. W e h r h a n , Kinderlied und Kinderspiel, Leipzig 1909. G. W i n o g r a d ó w , Russkij detskij folklor, Irkuck 1930. J. V. Z i n g e r l e , Das deutsche Kinderspiel im Mittelalter, Inns bruck 1873.
Otwieramy muzeum wyliczanek Nazwy wyliczanek Dwojakie pochodzenie zasady wyliczania (losowanie ofiary, mierzenie) Polskie źródła tekstów wyliczanek Wędrówki wyliczanek po Europie Naśladowanie różnych dźwięków przez dzieci — onomatopeje Łacina w wyliczankach: unu dunu Francuskie wyliczanki: en de trua Niemieckie wyliczanki: ene dene i ene mene Żydowskie wyliczanki: entele pentele Cygańskie wyliczanki Liczenie ugrofińskie: ekiete pekiete cukiete me . . . Niańki i baby Wyliczanki do specjalnych gier i zabaw Najdłuższa i najdziwniejsza historia, jaka się przydarzyła wyliczance Starzenie się i odmładzanie wyliczanek Wyliczanki ładne i brzydkie Uporządkowanie wyliczanek Teksty wyliczanek A) Liczenie niby-obce B) Wyliczanie czysto polskie Mały słowniczek wyrazów i zwrotów obcych w polskich wyliczankach Łacina Język francuski Język niemiecki i żydowski (jidysz) Bibliografia
5 6 9 17 21 22 25 30 31 35 50 56 60 65 73 79 83 96 101 101 113 126 126 127 127 131