Shirley Rogers
Syn Fortune'ow
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Ty! Ręce precz od mojej żony!
Justin Bond stał na obszernym ganku domu, w którym
jeszcze nie tak daw...
7 downloads
12 Views
534KB Size
Shirley Rogers Syn Fortune'ow
ROZDZIAŁ PIERWSZY
R
S
- Ty! Ręce precz od mojej żony! Justin Bond stał na obszernym ganku domu, w którym jeszcze nie tak dawno mieszkał z Heather. Wszystko aż gotowało się w nim z wściekłości. Nigdy by się nie spodziewał, że zastanie żonę w ramionach innego mężczyzny. Wciągnął głęboko powietrze i zacisnął pięści. Przyszedł ją prosić, by dała ich małżeństwu jeszcze jedną szansę. To, że zastał ją z innym, odczuł jak zamach na swoje ego. Przestraszony brutalnym rozkazem, mężczyzna oderwał ręce od Heather i odskoczył do tyłu, potykając się o własne nogi. W jego lewym oku pojawił się nerwowy tik. Justin uznał to za pewnego rodzaju zwycięstwo. - Justin! - wyszeptała Heather. Zaszokowana, przycisnęła ręce do piersi, jakby nie mogła złapać tchu. A może po prostu była zażenowana, że przyłapano ją w kompromitującej sytuacji? Justina to nie obchodziło. Chciał tylko pozbyć się tego łajdaka z domu. - Witaj, Heather. - Co ty tu robisz? - Wodziła spojrzeniem od męża do tamtego i z powrotem. Jej twarz i szyję pokryły delikatne różowe plamy, schodzące aż do dekoltu kremowej bluzki. -Eee... pamiętasz... Paula... Paula Daileya, mojego kolegę ze szkoły? - Jej głos lekko drżał.
R
S
Justin nieznacznie się skłonił. Zaciskając usta, przyglądał się swojemu rywalowi. Potrzebował całej siły woli, by się opanować, nie chwycić drania za kołnierz i nie wyrzucić go z domu. Cholera! Przecież Heather nadal jest jego żoną! - Paul wstąpił, żeby porozmawiać o pewnej... decyzji, którą musi podjąć nasz komitet. Justin rzucił żonie badawcze spojrzenie. - Decyzja komitetu? - Gardło mu się zacisnęło, gdy jego wzrok przesunął się na jej towarzysza. - Czy właśnie to omawiałeś z moją żoną? - spytał ostro. Wsparł ręce o biodra i z radością zauważył strach na twarzy tamtego. - My... eee... tak. - Paul Dailey odchrząknął i nerwowo zamachał rękami. - Heather, my... eee, porozmawiamy jutro, w szkole. - Chwycił teczkę z podłogi i przycisnął ją do piersi jak tarczę, a potem ostrożnie podszedł do drzwi, nie spuszczając spojrzenia z grożącego mu mężczyzny. Justin nie ruszył się, co zmusiło Daileya, by przeciskał się między nim a futryną. Ale zanim zdołał się wydostać, Justin zagrodził mu wyjście ręką. - To moja żona - oświadczył - i nikt oprócz mnie nie ma do niej żadnych praw. Byłoby mądrze z twojej strony, gdybyś w przyszłości o tym pamiętał. - Groźba ta została dodatkowo wzmocniona ostrym tonem. Justin jeszcze przez sekundę się wahał, czy na tym poprzestać, ale w końcu zabrał rękę. Usłyszał szybkie kroki, trzaśniecie samochodowych drzwiczek i zaraz potem warkot silnika i pisk opon. Gdyby nie był tak zirytowany, mogłoby go to nawet ubawić.
R
S
Ale chwilowo przestał myśleć o intruzie, bo oto znów miał przed sobą kobietę, którą poślubił siedem lat temu, i serce niemal wyskakiwało mu z piersi. Do diabła, samo tylko zobaczenie jej po roku przyspieszyło mu puls. Była nadal tak samo piękna jak tego dnia, kiedy poznał ją na kampusie stanowego Uniwersytetu Pensylwanii. Patrząc niepewnie na męża, Heather podeszła bliżej i zatrzymała się o krok od niego. Oparła się o drzwi, obciągając na biodrach krótką brązową spódniczkę. Jej kasztanowe włosy otaczały twarz i opadały w lokach na ramiona. Czarne pantofle na wysokich obcasach przydawały uroku jej i tak bardzo zgrabnym nogom. Justin aż zesztywniał, przypominając sobie ostatni raz, kiedy ich dotykał, ostatni raz, gdy byli ze sobą. Tętno przyspieszyło mu jeszcze bardziej. Cholera, rok bez seksu to bardzo długo. Ale dla Heather to też najwyraźniej było za długo. Czuł, jak ogarnia go wściekłość. - Byłeś nieuprzejmy - stwierdziła. Głos miała spokojniejszy, zaczęła się już otrząsać z szoku, jakiego doznała na jego widok. - Doprawdy? - Justin wzruszył ramionami. - Ten łobuz chciał cię mieć. Musiałem mu wyjaśnić, że nic z tego. Usłyszał, jak Heather wciąga powietrze. Jej zielone oczy pociemniały. - Nie masz prawa wtrącać się do moich spraw. - Patrzyła na niego ze złością, na czole zarysowała jej się głęboka bruzda. - Nadal jesteś moją żoną - przypomniał jej. - Najwidoczniej zapomniałaś o tym.
R
S
- Nie zapomniałam, że nadal jesteśmy małżeństwem, mimo że przez cały rok ani razu się do mnie nie odezwałeś. - Spojrzała mu prosto w oczy. Mówiła ostrym tonem, ale w jej oczach zobaczył cierpienie. Po tym, jak poroniła, Justin odsunął się od niej, i w końcu ją opuścił. Odrzucając ją, zadał jej ból, który mimo upływu roku ani trochę nie zelżał. - Ale teraz tu jestem. - Justin stwierdził oczywisty fakt. - Mogę wejść? Heather znieruchomiała. Serce jej waliło, jego wzrok trzymał ją na uwięzi. Był taki przystojny, że z zachwytu brakowało jej tchu. Elegancko ubrany w ciemny garnitur z białą koszulą wyglądał tak, jakby przyszedł tu prosto z biura. Justin zawsze odznaczał się doskonałą prezencją; miał w sobie coś, co przyciągało uwagę, gdziekolwiek się znalazł. Podniosła wzrok na jego twarz. Starannie ostrzyżone ciemne włosy były sczesane z twarzy, niebieskie oczy patrzyły bacznie. Nigdy nie potrafiła dokładnie odgadnąć, o czym Justin myśli, a teraz taka umiejętność bardzo by się jej przydała. Po co on tu przyszedł? Czy to możliwe, że jeszcze ją kocha? Rumieniąc się na tę głupią myśl, odepchnęła ją od siebie. Już dawno straciła nadzieję. Poza tym nie pozwoli, by znów zadał jej ból. Nie zniosłaby tej tortury, gdyby jeszcze raz miała go stracić. - Nie wydaje mi się, żeby był to dobry pomysł powiedziała, rzucając przez ramię rozpaczliwe spojrzenie na bawialnię, by sprawdzić, czy nie zostawiła na wierzchu rzeczy synka.
R
S
Przeniknęło ją poczucie winy i na chwilę wprost sparaliżowało. Gdy Justin odchodził, nie powiedziała mu, że jest w ciąży, a teraz Timmy ma już trzy miesiące. Nie powiadomiła go o narodzinach synka, bo na pewno poczułby się zobowiązany do powrotu, a ona nie życzyła sobie, by wrócił do niej jedynie z poczucia obowiązku. Posługiwanie się dzieckiem dla sklejenia małżeństwa z powrotem na ogół nie przynosi nic dobrego. Heather, dobrze o tym wiedziała, bo jej własny ojciec opuścił ją i jej matkę, gdy miała trzynaście lat. Wystraszyła się, widząc niespodziewanie męża na swoim progu. Czy to możliwe, że dowiedział się o Timmym? Ogarnęła ją panika. - Chciałbym z tobą porozmawiać - oświadczył Justin. Chociaż wydawał się spokojny, determinacja brzmiąca w jego głosie mówiła bardzo wiele. Heather spojrzała na zegarek i uświadomiła sobie, że już jest spóźniona po Timmy'ego. Ze zdenerwowania na myśl o tym, co może się stać, jeśli wpuści męża do domu, ścisnął jej się żołądek. Całe szczęście, że po pracy miała parę rzeczy do załatwienia i nie poszła od razu do matki po dziecko. - Może innym razem - zaproponowała chłodno. Jestem umówiona i muszę już iść. - Jednak to był poważny błąd. Pobudziła ciekawość Justina. - Z kim? - spytał. - Po prostu muszę coś załatwić. - Odgarnęła włosy z twarzy. - Czy to nie może poczekać? - Zajmę ci tylko kilka minut - nalegał Justin, podchodząc bliżej. - Chyba nic złego się nie stanie, jeżeli pozwolisz mi wejść?
R
S
Heather poczuła nagle, jak pali ją skóra, ale zaraz przypisała swoją reakcję temu, że tak ją zaskoczył. Jego bliskość i znajomy zapach, jaki ją owionął, na pewno nie mają z tym nic wspólnego. Nie zniosłaby, gdyby jej serce znów zaczęło dla niego bić. - Absolutnie nic złego - odparła, żałując, że go sprowokowała. - Więc mnie wpuść. - Uśmiechnął się leciutko. Skoro nie masz się czego obawiać... Heather zastanowiła się przez chwilę. No, rzeczywiście, teoretycznie rzecz biorąc, Justin jest jej mężem. To, że od roku żyją w separacji, najwyraźniej nie ma dla niego żadnego znaczenia. I naprawdę nie mogła odmówić, skoro on nadal był właścicielem domu, który dzielili przez sześć lat małżeństwa. Odsunęła się od drzwi. - Dobrze. Na pięć minut. Justin wszedł, zamknął za sobą drzwi i rozejrzał się najpierw po holu, potem po bawialni, jakby sporządzał katalog zawartości, aż do najmniejszego detalu. To badawcze spojrzenie zdenerwowało Heather. Jeszcze raz obrzuciła okiem pokój, by się upewnić, że nie ma tu żadnych rzeczy jej syna. - Proszę, usiądź. - Wskazała ręką fotel obok kanapy. - Postoję. - Justin przesunął spojrzeniem po jej sylwetce, od stóp do głów. Zdenerwowana, przygładziła włosy ręką. - Od jak dawna spotykasz się z Daileyem? - spytał ostrym tonem, jakby żądał wyjaśnień.
R
S
- Jesteśmy po prostu przyjaciółmi. Nie spotykam się z nim. Widać było, że Justin w to nie uwierzył. - Więc był tu u ciebie po raz pierwszy? - Nie, nie po raz pierwszy - wybuchnęła Heather - ale to jeszcze nic nie znaczy. - Położyła ręce na biodrach, żeby ukryć ich drżenie. Justin chyba jednak się nie zmienił. Zawsze dążył do uzyskania kontroli nad wszystkim. Z początku to w nim podziwiała. Był poważnym, stanowczym mężczyzną, można było na nim polegać. A ona potrzebowała kogoś, kto by się nią zaopiekował. Po latach walki z poczuciem, że ojciec ją opuścił, z radością pozwoliła Justinowi przejąć odpowiedzialność za swoje życie. Ale teraz już nie jest tą samą spragnioną miłości dziewczyną, którą poślubił. Nie potrzebuje już kogoś, na kim mogłaby się oprzeć, kogoś, kto by ją chronił i o nią dbał. - Rozumiem. - Najwyraźniej jednak nie - parsknęła, widząc jego sceptyczną minę. - Paul kilka razy proponował mi randki, ale zawsze odmawiałam. - Zresztą i tak miała cały dzień zajęty pracą na pełnym etacie i obowiązkami matki. No, może od czasu do czasu czuła się samotna, ale jeszcze nie była gotowa na nowy związek. Nie miała na to czasu ani ochoty. Wiedziała, jak niewiele potrzeba, by zostać zranioną. - Nie wyglądał tak, jakby właśnie otrzymał odmowę - stwierdził Justin chłodnym tonem. - To przez ciebie nie zdążyłam dać mu jasno do zrozumienia, że nie jestem nim zainteresowana.
R
S
- Jeżeli przychodził do ciebie już przedtem, chociaż go nie zachęcałaś, najwyraźniej nie robiłaś tego wystarczająco zdecydowanie - upierał się. Na jego policzku drgał mięsień. Heather westchnęła niecierpliwie. - Justin, to nie twoja sprawa. Sam postanowiłeś odejść z mojego życia, więc teraz nie jestem ci winna żadnych wyjaśnień. - Nadal jesteśmy małżeństwem. Zirytowała się, gdy w jego oczach odbiło się wspomnienie ich wspólnych intymnych chwil. - Od roku nie mieszkamy razem - stwierdziła, zdecydowana na tym skończyć rozmowę. - Właśnie dlatego do ciebie przyszedłem. Heather zbladła, zabrakło jej tchu. Poczuła się tak, jakby Justin uderzył ją w splot słoneczny. Przyszedł zażądać rozwodu! Zadrżała, ale wysiłkiem woli się opanowała. Chociaż była na to całkowicie nieprzygotowana, da sobie radę. Do diabła, poradzi sobie! Powinna była się spodziewać, że kogoś sobie znalazł. - Chcesz rozwodu - powiedziała szybko, odbierając mu szansę wyjaśnienia, że się w kimś zakochał. Na ustach Justina pojawił się uśmiech - leciutki, ale wystarczający, by zaznaczył się dołeczek na prawym policzku. Serce Heather załomotało. Właśnie jego uśmiech oczarował ją od pierwszej chwili. Uśmiech i ten cholerny, cudowny dołeczek. - Co? - Zdumiała się. Chyba nie o to mu chodzi. Doznała tak głębokiej ulgi, że aż zakręciło jej się w gło-
R
S
wie. Musiała się przytrzymać oparcia kanapy. - Nie po to tu przyszedłeś? - Nie. Spojrzała na jego rękę i dopiero teraz zauważyła, że nadal nosi ślubną obrączkę, złoto wysadzane brylancikami. - Więc po co? Justin ostrożnie dobierał słowa. - Chciałbym, żebyśmy dali naszemu małżeństwu jeszcze jedną szansę. - Co? - Chyba źle go usłyszała. - Dobrze słyszałaś - zapewnił ją, widząc na jej twarzy zaskoczenie i nieufność. - Chcę dać naszemu małżeństwu jeszcze jedną szansę. - Podszedł bliżej, ale ona natychmiast cofnęła się o krok. - Nie rozumiem - szepnęła. To nie było podobne do Justina, który po tym, jak poroniła, odszedł. - To znaczy... dlaczego? - Jeszcze raz pomyślała, że może dowiedział się o Timmym. Ale sądząc po kierunku rozmowy, było to mało prawdopodobne. Justin wyciągnął rękę i dotknął palcami jej policzka. Znów się cofnęła. Jego ręka opadła. - Przez ten rok, kiedy żyliśmy osobno, wiele się wydarzyło - powiedział. Co takiego mogło się zdarzyć, że teraz chce do niej wrócić? Justin nigdy nie był wylewny ani otwarty, a ona zawsze myślała, że wszystko toczyłoby się lepiej, gdyby mówił jej, co myśli i co przeżywa. - Poznałem moją matkę. - Och. - Aż zamrugała ze zdziwienia. Zaskoczyło ją, że wspomniał swoją przeszłość. Jej zda-
R
S
niem powodem, dla którego Justin zachowywał taką rezerwę i niechętnie dzielił się swoimi uczuciami, były jego przeżycia w dzieciństwie. Jako niemowlę został porzucony przed drzwiami biura szeryfa w Newadzie. Nie zdołano oddać go do adopcji, więc umieszczano go w rodzinach zastępczych, najpierw w jednej, potem w następnych. Nigdy nie udało mu się nigdzie zapuścić korzeni, nigdy nie dano mu szansy na zadomowienie się w jednym miejscu. Po ślubie miała naiwną nadzieję, że we dwoje stworzą rodzinę i że spędzą razem całe życie. Ale okazało się, że już bardziej nie mogła się mylić. - Nazywa się Miranda Fortune - powiedział Justin po chwili wahania. - Mieszka w Teksasie. Heather nie wiedziała, jak zareagować. Justin wydawał się taki... taki zadowolony z odnalezienia matki. - Och, Justinie... -. Westchnęła, jej serce wezbrało radością. Mimo krzywdy, jaką jej wyrządził, cieszyła się jego szczęściem. Justin zawsze szukał czegoś, co nadałoby pełnię jego życiu. I chyba teraz to znalazł. Ale zabolało ją, że to nie była ona, że ona nie wystarczyła, by czuł się szczęśliwy. - Jak ją znalazłeś? - To nie ja. Jej zmarły mąż, Lloyd, zatrudnił prywatnego detektywa, by mnie odszukał. I ten detektyw, Flynn Sinclair, skontaktował się ze mną i poprosił, żebym pojechał do Teksasu, by się z nią spotkać. - I pojechałeś? Skinął głową. - Z początku odmówiłem. Ale potem dowiedziałem się, że mam siostrę bliźniaczkę. - Justin rozumiał zdu-
R
S
mienie Heather. On sam z początku nie mógł uwierzyć własnym uszom, gdy w jego biurze pojawił się detektyw i powiedział mu o rodzinie i dziedzictwie. Jego matce nie zależało na nim na tyle, by go przy sobie zatrzymać, więc po co teraz miałby spełniać jej prośbę i jechać do niej? Ale gdy się dowiedział, że ma siostrę bliźniaczkę, zmienił zdanie. Gdzieś w świecie była jakby jego druga połowa, ktoś, kto ma takie same cechy charakteru, tak samo wygląda, tak samo cierpiał z powodu odrzucenia i pustki. Zgodził się na spotkanie. - Masz siostrę bliźniaczkę? - Tak. Ma na imię Emma. Niedawno urodziło jej się dziecko i w końcu wyszła za tego detektywa, Flynna Sinclaira. - Widząc szok na twarzy Heather, dodał: - To długa historia. - Mój Boże. Rzeczywiście wiele się wydarzyło. Bardzo się cieszę twoim szczęściem. Jaka jest twoja matka? - Jest miła i chyba chce się o mnie wszystkiego dowiedzieć - odparł wymijająco. - Miranda była bardzo młoda, gdy nas urodziła, i nie miała do kogo się zwrócić. Nie czuła się na siłach, by się nami zaopiekować. Potem wyszła za mąż i miała z nim dwoje dzieci, tak więc mam jeszcze więcej rodzeństwa. Już kilka razy się z nimi wszystkimi widziałem, ostatnio parę dni temu, na przyjęciu, które mój przyrodni brat Kane i jego żona Allison wydali, by powitać mnie w rodzinie Fortune'ow. - Justin nawet zastanawiał się, czy nie przeprowadzić się do Teksasu, ale szybko uświadomił sobie, że wyjazd z Pittsburgha ostatecznie położyłby kres jego małżeństwu. A tego nie chciał. Jeszcze nie.
R
S
- A więc masz brata? - Tak. Jest lekarzem i też mieszka w Teksasie. Tak samo jak moja przyrodnia siostra, Gabrielle, żona szeryfa. Oni mają córkę. - I już ich wszystkich poznałeś? - Heather wprost nie mogła sobie wyobrazić, jak Justin się zachowywał, spotykając tych wszystkich krewnych. Nawet teraz, gdy o nich opowiadał, widziała w jego oczach rezerwę. A fakt, że matkę nazywał po imieniu, mówił o wiele więcej, niż chciałby wyjawić. Poznał tych łudzi, ale nie życzył sobie traktować ich jak rodziny. - Tak. Jak ci już mówiłem, spotkałem się z nimi kilka razy. - Przeszedł przez pokój i wziął ze stolika zdjęcie w ramkach, przedstawiające ich oboje w dniu ślubu. Głęboko zamyślony musnął je palcem. Heather pożałowała, że je tu postawiła. Nie powinien myśleć, że ta pamiątka ma dla niej jakieś znaczenie. Zostawiła je tutaj tylko po to, by jej przypominało o błędzie, jaki popełniła, wierząc, że Justin ją kocha. - Wydaje się, że są wprost nieprzyzwoicie bogaci mówił dalej, uśmiechając się do twarzy Heather na fotografii. Najwyraźniej to bogactwo wcale mu nie imponowało. Nie dla pieniędzy postanowił spotkać się z nimi. Mając osiemnaście lat, przeprowadził się do Pittsburgha razem z ostatnią zastępczą rodziną, u której mieszkał. Krótko potem, gdy oni znów się przeprowadzali, postanowił się usamodzielnić. Znalazł sobie pracę, potem drugą, i poszedł do college'u. Stworzył sobie własne miejsce na ziemi - stał się wła-
R
S
ścicielem Trigon Steel, dochodowego przedsiębiorstwa w przemyśle stalowym, i zarobił dość, by do śmierci nie martwić się o pieniądze, nawet gdyby nie przepracował już ani jednego dnia. Ale to nie wystarczało do wypełnienia pustki, jaką w sobie czuł. Dlatego postanowił jednak spotkać się z matką: ona stanowiła łącznik z jego własnym istnieniem. W końcu dowie się, skąd się wziął na tym świecie, z kim jest związany. - Matka nigdy przedtem cię nie szukała? - Chyba nie. W młodości nie życzyła sobie żadnych związków z rodziną Fortune'ow, ale w końcu zawarła z nimi pokój. I teraz chce, żebyśmy my, Emma i ja, również stali się częścią tej rodziny. - A co z twoim ojcem? Jego też poznałeś? - Nie. Nie rozmawialiśmy o nim. - Mimo że był ciekaw, kim jest jego ojciec, nie spytał Mirandy o niego. Patrzył teraz na Heather i widział, jak w jej zielonych oczach pojawia się nieufność. Nie mogła zrozumieć, dlaczego spotkanie z rodziną skłoniło go do przyjścia do niej. Nie miała też pojęcia, dlaczego chce dać ich małżeństwu jeszcze jedną szansę. Jak ma jej to wyjaśnić, skoro sam właściwie tego nie rozumiał? Spotkanie z Fortune'ami zmiękczyło trochę jego stwardniałe serce. Mimo kłopotów i niepowodzeń trzymali się razem, mieli dzieci, o których istnieniu on nie miał pojęcia, i wychowywali je. Wspierali się nawzajem, a teraz otworzyli szeroko ramiona, by powitać jego i Emmę. - A co to wszystko ma właściwie wspólnego ze mną? - spytała w końcu Heather. - I z nami?
R
S
- Miranda chciałaby cię poznać. - Ale po co? - Bo jesteś moją żoną. Ta odpowiedź była zbyt prosta, by miała jakiś sens. Heather nie mogła sobie wyobrazić, dlaczego matka Justina pragnęłaby ją poznać, zwłaszcza teraz, kiedy ona i Justin żyją w separacji. - Chciałbym, żebyś pojechała ze mną do Teksasu oświadczył.
ROZDZIAŁ DRUGI
R
S
- Do Teksasu? - powtórzyła Heather głosem piskliwym ze zdumienia. Szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w męża. Widząc jej reakcję, Justin zmarszczył czoło. - Miranda tam właśnie mieszka - wyjaśnił niepotrzebnie, ale był zirytowany. - Ja też bym chciał, żebyś ją poznała. - Naprawdę? - Znając niechęć męża do spontanicznych działań, zrozumiała, że w jego prośbie musi się kryć coś więcej. Dla kogoś takiego jak Justin, który odczuwał potrzebę kontrolowania wszystkiego i wszystkich wokół siebie, dostosowanie się do nowej rodziny musiało być bardzo trudne. Oczywiście, była ciekawa, jacy są ci Fortune'owie. Najwyraźniej wywarli na Justinie spore wrażenie. Wydawał się taki... nie potrafiła ubrać swoich myśli w słowa... taki inny. - To chyba jasne, że chcą cię poznać. - Dlaczego nie powiedziałeś matce, że jesteśmy w separacji? Justin chwilę się wahał, zanim odpowiedział. - Bo myślałem, że może ty i ja jeszcze ciągle mamy szansę. I jeżeli znów będziemy razem, nie ma powodu,
R
S
by jej mówić o obecnej sytuacji. Heather, kiedyś byliśmy szczęśliwi... - Wyciągnął rękę i przesunął palcami po jej policzku, a potem odgarnął jej włosy z twarzy. Heather zesztywniała i jeszcze raz cofnęła się o krok. - Mnie też tak się wydawało - przyznała - do czasu... - Nie dopowiedziała zdania do końca, ale i tak wiedział, co ma na myśli. Pod jego dotykiem zaczęła ją palić skóra. Przecież przez parę lat dzielili coś wyjątkowego. Często nawiedzały ją wspomnienia szczęśliwych chwil, tak samo zresztą jak wspomnienie chwili, gdy ją opuścił. - Oboje popełniliśmy błędy, ale przez jakiś czas było nam dobrze - powiedział. - Tak... byliśmy szczęśliwi. - Przyznała to niechętnie, ale i tak na jego twarzy odmalowała się ulga. - Może moglibyśmy odzyskać to, co mieliśmy. - Justin... - Byliśmy małżeństwem przez sześć lat - przerwał jej lekko wyzywającym tonem. - Czy to nic dla ciebie nie znaczy? - Mogłabym cię spytać o to samo! - wybuchnęła. Nie odzywałeś się do mnie przez cały rok, a teraz przychodzisz i żądasz, żebym z tobą wyjechała. - Ty też nie pofatygowałaś się, żeby się ze mną skontaktować - przypomniał jej ostro. Ma rację, przyznała w duchu. I jego zarzut jest bardziej usprawiedliwiony niż jej, chociaż nawet nie wiedział, że to ona zawiniła o wiele bardziej niż on, nie kontaktując się z nim. - Masz rację - powiedziała na głos - ale... - Jedź ze mną do Teksasu - powtórzył, teraz już ła-
R
S
godniejszym tonem. Przechylił głowę i przyglądał się jej. - Tylko o to cię proszę. To nam da czas na przemyślenie wszystkiego, co się między nami wydarzyło, czas na podjęcie decyzji, co mamy dalej zrobić. Czy chciałabyś spróbować dać naszemu małżeństwu jeszcze jedną szansę? - Ja... nie wiem - odparła szczerze, zdumiona, że na samą myśl o wspólnym życiu puls tak bardzo jej przyspieszył. Czy naprawdę może sobie pozwolić na ponowne wystawienie uczuć na takie ryzyko? Justin podszedł do okna i zaczaj: przez nie wyglądać. Heather nerwowo przygryzła wargę, zastanawiając się, o czym on też może myśleć. Już miała coś powiedzieć, gdy odwrócił się i spojrzał jej w oczy. - Co myślisz o tym, byśmy dali sobie miesiąc? - Podszedł do niej i zatrzymał się tak blisko, że czuła jego zapach. - Jeden miesiąc. Czy nasze małżeństwo nie jest warte tego, byś mu poświęciła jeden miesiąc swojego życia? Heather zirytowała się. - Jeden miesiąc, tak? - A więc ustalił harmonogram, według którego mieli się pogodzić. Teraz już bardziej przypominał znanego jej Justina, człowieka, który zawsze musi mieć wszystko pod kontrolą. Justin skinął głową. - To wystarczająco długi czas, byśmy mogli się przekonać, czy możemy być razem - wyjaśnił. - Jeżeli po miesiącu okaże się, że nie, dam ci rozwód. Heather ciągle jeszcze nie mogła uwierzyć, że to wszystko naprawdę się dzieje. Wahała się, nie chciała dać mu władzy nad sobą, by znów mógł ją zranić. Tak, nadal jej na nim zależało, chociaż teraz już tylko dlatego, że
R
S
jest ojcem jej syna. Ale co on zrobi, gdy dowie się o dziecku? Czy posłuży się Timmym, żeby ją zmusić do pozostania z nim w małżeństwie? Stwierdziła, że Justin niewiele się zmienił. Nadal był małomówny, nie okazywał uczuć. Chociaż w czasie trwania ich małżeństwa wiedziała, że nie jest mu obojętna, nigdy jej tego nie powiedział. I nadal chciał kontrolować wszystko wokół siebie. Jednak ona się zmieniła przez ten rok. Stała się samodzielna. Przyzwyczaiła się do decydowania o sobie. Pogrążona w myślach, nie zauważyła, jak blisko podszedł, dopóki nie przyciągnął jej do siebie. Zaskoczona, wsparła ręce na jego umięśnionej klatce piersiowej. W przeszłości rozwiązywali wiele problemów w łóżku - ostatnim razem w takiej sytuacji został poczęty Timmy. Ale teraz nie pozwoli mu na uciekanie się do podobnych środków. Już nie. Odepchnęła go. Justin zmarszczył czoło, zacisnął usta w wąską kreskę, ale wypuścił ją z objęć. Cofnęła się o kilka kroków, na taką odległość, by móc normalnie oddychać. Była wściekła, że sama jego obecność zapiera jej dech w piersiach. - Heather, jeden miesiąc... Dzwonek telefonu wystraszył ich oboje. Heather była pewna, że to jej matka. Pobiegła do aparatu. - Halo. Och, mamo, tak, wiem, że jestem spóźniona. Przepraszam. - Rzuciła szybkie spojrzenie na Justina. Przyglądał się, jak rozmawia z matką. Od początku lubił Kathryn Watson. Była serdeczna i opiekuńcza, ale nie rościła sobie prawa do narzucania swojego zdania, nie dusiła
R
S
ludzi swoją troskliwością. Była taką matką, o jakiej on zawsze marzył. Teraz, gdy poznał Mirandę, wydawało mu się, że jest taka jak jego teściowa. Starała się do niego zbliżyć, ale na razie on sam jeszcze nie zdobył się na to, by opuścić przed nią tarczę. Pozostałych członków rodziny Fortune'ów też zresztą wolał trzymać ha dystans. - Mam niespodziewanego gościa. Głos Heather przyciągnął jego uwagę. Zastanawiał się, co Kathryn by powiedziała, gdyby wiedziała, że to o niego chodzi. Wychylił się do przodu, by usłyszeć jak najwięcej z rozmowy. Zauważył, że Heather stara się nie mówić matce o jego wizycie. Nie szkodzi. Kathryn i tak wkrótce się dowie o jego chęci powrotu do żony. Heather westchnęła. - To Justin, mamo. - Słuchała przez chwilę. - Przyjadę do ciebie trochę później, jeśli można. - Znów chwilę słuchała, nerwowo stukając nogą w podłogę. - Dziękuję. Naprawdę jestem ci wdzięczna. Heather odłożyła słuchawkę i odwróciła się do Justina. Twarz miała mroczną, najpewniej czuła potrzebę bronienia się przed nim. Ale Justin nie przeoczył iskierki niepewności w jej spojrzeniu i potraktował to jako dowód, że nie jest jej obojętny. Gdy przesunęła językiem po górnej wardze, zmełł w ustach przekleństwo. W tej chwili pragnął tylko przyciągnąć ją do siebie i kochać się z nią, pokazać jej, że między nimi nadal tli się płomień i że jest to podstawa, na której można zacząć budować. Reprezentowała wszystko, na co w życiu pracował, i wszystko, czego nie potrafił przy sobie utrzymać. Stracił
R
S
kobietę, którą kochał, stracił dom, a po tym nieszczęsnym poronieniu również rodzinę, której tak bardzo pragnął. Kiedyś mieli szansę. Czy głupotą jest wierzyć, że warto jeszcze raz spróbować? Opanował chęć wzięcia Heather w ramiona, a ona cofnęła się o parę kroków i stanęła za fotelem, jakby chciała, by dzieliła ich pewna przestrzeń. Tak mocno zacisnęła ręce na oparciu fotela, że pobielały jej kostki. Zachowywała ostrożność i Justin potrafił to zrozumieć. Głęboko ją skrzywdził, chociaż wtedy uważał, że dając jej wolność, postępuje słusznie. Trudno jej będzie pozbyć się przykrych wspomnień i zastanowić się nad jego propozycją. Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. - To takie do ciebie podobne - skomentowała - tak ni stąd, ni zowąd tu przyjść i spodziewać się, że ja zgodzę się na wszystko, czego tylko sobie zażyczysz. Justin skrzywił się, jej obiekcje go drażniły. - Dzwoniłem i zostawiłem wiadomość, że przyjdę. Heather spojrzała na automatyczną sekretarkę. Rzeczywiście paliło się na niej światełko. - Nie miałam czasu jej przesłuchać. Kiedy tylko weszłam do domu, przyszedł Paul. - A czy zrobiłoby ci jakąś różnicę, gdybyś wiedziała, że przyjdę? - Nie wiem. - Spojrzała na niego badawczo, chcąc wyczytać z jego twarzy wskazówkę, o czym myśli. Rozstając się, nie byliśmy w dobrych stosunkach. - Chociaż właściwie trudno powiedzieć, w jakich stosunkach byli, bo stało się tak, że on po prostu któregoś dnia odszedł. Po jakimś czasie skontaktował się z nią jego
R
S
prawnik i poinformował, że będzie co miesiąc otrzymywała od Justina pewną sumę. Wtedy zrozumiała, że Justin nie wróci, i zaczęła odbudowywać swoje życie. I zorientowała się, że jest w ciąży. Kochali się ostatniej nocy, jaką spędzili razem. Z jej strony była to rozpaczliwa próba przywrócenia choćby odrobiny bliskości między nimi. Nie zabezpieczyła się, Justin też o to nie zadbał. Aż do ostatniej chwili ich wspólnego pożycia miała nadzieję na drugie dziecko. Sądziła, że dziecko pomoże ich małżeństwu, miała nadzieję, że jeżeli da mu dziecko, Justin będzie ją kochał. Ale on i tak odszedł. Niedługo potem, gdy stwierdziła, że jest w ciąży, była w siódmym niebie. Będzie miała dziecko, którego tak pragnęli, tyle że zabrakło Justina, by dzielić z nią radość. Miała nadzieję, że się do niej odezwie, okaże, że mu na niej zależy. Ale nie skontaktował się z nią, więc po przemyśleniu wszystkiego postanowiła nie zawiadamiać go o ciąży. Przez jakiś czas martwiła się, że on jednak w jakiś sposób się o tym dowie. Na szczęście Pittsburgh to duże miasto, firma Justina znajdowała się bardzo daleko od elitarnego przedmieścia Fox Chapel, na którym kupili dom, więc jej tajemnica była bezpieczna. I najwyraźniej martwiła się niepotrzebnie, bo Justin ani razu, aż do dziś, nie próbował się z nią zobaczyć, a wspólni znajomi jakoś odeszli z jej życia, odkąd przestała się poruszać w tych samych kręgach co oni. - Nie przyszedłem tu po to, by cię gnębić - powie-
R
S
dział. -I nie kieruję się jakimiś podejrzanymi motywami. Proszę cię tylko, byś dała nam jeszcze jedną szansę. Gdy nic nie odpowiedziała, jego serce niemal przestało bić. Po to, by mogli do siebie wrócić, musi przez jakiś czas przebywać z nią sam na sam. Inaczej jej nie przekona. - Nie wiem, co robić. Muszę to przemyśleć - odpowiedziała w końcu uczciwie. - Doskonale. - Patrzył na nią przez chwilę, a potem wyciągnął do niej rękę. Był zdziwiony, ale i bardzo zadowolony, gdy zauważył, że nadal nosi obrączkę. Dotknął jej ręki i wpatrzył się w duży, oszlifowany na kształt łezki brylant, skrzący się w świetle słonecznym. Heather cofnęła rękę. - Jutro do ciebie zadzwonię - powiedział zirytowany. - Nie - odparła szybko. Sama chciała ustalić warunki ich rozmowy. - Rano mam lekcje, a potem zebranie. Ja do ciebie zadzwonię. Gdzie będziesz? Justin podał jej wizytówkę. - Znasz numer do mojego biura. Tu masz numer do mieszkania i telefon komórkowy. - Dobrze. Zadzwonię do ciebie jutro po szkole. Justin skinął głową i ruszył do drzwi. Ale jeszcze się odwrócił. - A więc do jutra - powiedział dobitnie. Heather patrzyła za nim, jak wsiada do mercedesa i odjeżdża. Gdy zniknął jej z oczu, siły ją opuściły. Ciężko oparła się o drzwi. Nie była przygotowana na jego wizytę. Nawet tornado nie spowodowałoby takiego zamieszania w jej życiu. Musiała postradać zmysły, skoro mu powiedziała, że
R
S
przemyśli jego propozycję. Sama nie wiedziała, czy tego chce. Kiedyś kochała Justina. Czy potrafi od nowa nauczyć się go kochać?
ROZDZIAŁ TRZECI
R
S
- Jak on teraz wygląda? - spytała Kathryn Watson, gdy tylko usiadły przy kuchennym stole do kolacji. - Justin? Nic się nie zmienił. Nadal o wiele za przystojny. - Nawinęła kilka nitek makaronu na widelec, włożyła do ust i jadła w zamyśleniu. Nieraz widziała, jak kobiety oglądają się za nim na ulicy. - Wie o Timmym? - Nie! Och, mamo. Ja też w pierwszej chwili o tym pomyślałam. - Opowiedziała matce, że wpadła na chwilę do domu, by zostawić niepotrzebne rzeczy, i wtedy przyszedł Paul Dailey. Opowiedziała też o scysji między Justinem i Paulem. Kathryn zachichotała i Heather spiorunowała ją wzrokiem. - To wcale nie było śmieszne. - Szkoda, że tego nie widziałam - skomentowała Kathryn. - Justin zawsze miał wobec ciebie taką obronną postawę. Na pewno był wściekły. - Był wyniosły i gwałtowny - wyjaśniła Heather z niesmakiem. - No, przynajmniej ten kłopot masz już z głowy. Od miesięcy usiłowałaś zniechęcić Paula.
R
S
- Tak, owszem, ale Justin nie musiał być aż tak... napastliwy. - Zabawne, to jedna z jego cech, które zawsze podziwiałam. Justin nie mówi dużo, ale gdy już coś powie, wypowiada się bez ogródek. Po co przyszedł? Heather opowiedziała matce o odnalezionej rodzinie męża. - Bardzo mnie to cieszy. Przez całe życie był taki samotny, dorastał przerzucany od jednej rodziny zastępczej do drugiej. Kathryn zawsze mówiła Heather, że siłą Justina jest jego niespożyta energia. Na studiach specjalizował się w biznesie, a po dyplomie stworzył własną firmę. Teraz Trigon Steel była już jedną z najważniejszych firm w mieście, w którym konkurencja w przemyśle stalowym jest zażarta, a często nawet brutalna. - Miał mnie. Ja byłam jego rodziną - przypomniała Heather matce. - W jej oczach malował się smutek. - Ale porzucił to, co miał. - Kochanie, on też cierpiał. Justin nie jest taki, jak twój ojciec. Henry był manipulatorem i egoistą. Nigdy mi nie powiedział, że nasze małżeństwo jest nieudane. Gdybym wiedziała, że ma romans, odeszłabym na długo przedtem, zanim on opuścił nas. - Tato nie dbał ani o ciebie, ani o mnie. - W oczach Heather zabłysły łzy. Potrząsnęła głową, żeby je odpędzić. Miała dla matki ogromny szacunek. Kathryn Watson była kobietą silną i niezależną. Sama wychowała córkę, pracowała jako sekretarka, biorąc wszystkie nadgodziny,
R
S
by pomóc jej opłacić college. Heather w matce miała najlepszą przyjaciółkę i powiernicę. Mimo to nie potrafiła zapomnieć o dezercji ojca. Chociaż matka pogodziła się z jego zdradą, Heather ciągle jeszcze cierpiała z powodu bólu odrzucenia. Kathryn przez chwilę milczała, a potem powiedziała spokojnie: - Nie wszyscy mężczyźni porzucają swoje rodziny. - Ale Justin to zrobił. - Heather nie mogła mu tego zapomnieć. To, że odszedł, jeszcze bardziej wzmocniło mur, jaki wybudowała wokół siebie. Kathryn pogłaskała córkę po ręce. - Ludzie sobie radzą z bólem na różny sposób. Justin radził sobie z nim w jedyny sposób, jaki znał. Pogrążył się w pracy. Nie wiedział, jak mówić o tym, co czuje. - Mamo, ty go zawsze bronisz. - Heather zmarszczyła brwi, na czole pojawiła jej się głęboka bruzda. Wiem, że mnie też wspierałaś, ale dlaczego odczuwasz potrzebę bronienia właśnie jego? - Bo on nigdy nie miał nikogo, kto by się o niego troszczył - odparła miękko Kathryn. - Nie mogę sobie nawet wyobrazić, przez co przechodził w dzieciństwie, nie mając nikogo, z kim czułby się związany. Był zupełnie sam, bez rodziny, bez krewnych... - No dobrze, ale teraz ma pełną rodzinę, łącznie z przyrodnimi braćmi i siostrami. I wydaje się, że wszyscy oni są nieprawdopodobnie bogaci. - Heather odsunęła talerz i wyprostowała się w krześle. - Mamo, on chce, abym z nim pojechała do Teksasu i poznała jego matkę. I ma taki... taki dziwaczny pomysł, żebyśmy spę-
R
S
dzili razem miesiąc i przekonali się, czy możemy znów się zejść. Kathryn ze zdumienia zabrakło słów i tylko wpatrywała się w córkę. - I co mu odpowiedziałaś? - wykrztusiła w końcu. - Że muszę to przemyśleć. Co innego mogłam powiedzieć? - Widząc namysł na twarzy matki, spytała: A co ty o tym sądzisz? - Kochanie, małżeństwo nie zawsze jest prostą sprawą. To, że Justin do ciebie przyszedł, bardzo wiele znaczy. Musi nadal cię kochać. A jak ty byś się czuła, gdybyś zrezygnowała z takiej szansy? Pomyśl o Timmym, ale także o sobie. Heather, musisz mu powiedzieć o Timmym. Heather wiedziała, że matka nie zgadzała się z jej decyzją, by zachować narodziny Timmy'ego w tajemnicy. - Wiem. I powiem mu. Ale jeszcze nie teraz. - Zaczerwieniła się, bo zżerało ją poczucie winy. Zamierzała powiedzieć Justinowi o dziecku, naprawdę miała taki zamiar. Co za ironia losu, że musiał się pojawić właśnie teraz i odebrać jej możliwość dobrowolnego wyjawienia tajemnicy. - Znam Justina. Gdyby dowiedział się o dziecku, bez względu na wszystko nalegałby, żebyśmy znów byli razem. Nie chcę małżeństwa, którego fundamentem byłoby poświęcenie z jego strony. Kathryn zebrała talerze i zaniosła je do zlewu. - Słuchaj, może jednak pojedziesz z nim do Teksasu? Będziecie tam sami, tylko we dwoje, i będziesz miała doskonałą okazję, by się przekonać, czy da się uratować wasze małżeństwo.
- Nie mogę, ot tak, rzucić wszystkiego i pędzić do Teksasu. Mam tu obowiązki. I Timmy'ego, którym muszę się zajmować. - Nie wymawiaj się Timmym! - krzyknęła Kathryn. - Ja doskonale mogę się nim zająć. Rumieniec Heather jeszcze się pogłębił. Matkę trudno było oszukać. - Przecież wiem - powiedziała ze skruchą. - Więc wracaj do domu i dobrze sobie przemyśl propozycję Justina.
R
S
- Pana żona na czwartej linii. - Dziękuję, pani Harris - powiedział Justin i uświadomił sobie, że jego głos nie jest tak pewny, jak by sobie życzył. Niecierpliwie czekał na telefon Heather, od razu rano pouczył sekretarkę, że ma ją łączyć natychmiast. Nawet kilka razy podnosił słuchawkę, by samemu do niej zadzwonić, ale zaraz odkładał ją z powrotem. Otarł spocone ręce o spodnie, a potem podniósł słuchawkę i nacisnął klawisz. - Heather? - Nie mógł się doczekać, kiedy usłyszy jej zachrypnięty głos, którym wypowie jego imię. Efekt, jaki wywarła na nim ta wczorajsza krótka wizyta, był piorunujący. Mógł myśleć tylko o niej. - Cześć. Może dzwonię nie w porę? Jej głos zdradzał zdenerwowanie. Potrafił to zrozumieć. On też z niepewności był tak poirytowany, że sekretarka już w południe zagroziła mu odejściem, - Nie, oczywiście, że nie. Możesz do mnie dzwonić o każdej porze.
R
S
- Och. - Nastąpiła chwila ciszy, gdy Heather się nad tym zastanawiała. - No, dobrze. Zajmę ci tylko parę minut. Może moglibyśmy się spotkać? No wiesz, żeby porozmawiać? - Oczywiście - zapewnił ją, ciesząc się brzmieniem jej lekko zdyszanego głosu. Otulał go jak koc w zimny, śnieżny dzień. - Przyszedłbym do domu wieczorem, co ty na to? - zaproponował, pragnąc zobaczyć ją jak najszybciej. Pojechałby już teraz, gdyby tylko powiedziała jedno słowo. - Nie - odparła szybko. - Ja... eee... mam parę spraw do załatwienia na mieście. Myślałam, że może ja mogłabym przyjść do ciebie. Ta rozmowa dużo ją kosztuje, zauważył. Ciekaw był, czy celowo planuje spotkanie na własnych warunkach. Mimo że kazał prawnikowi podać jej swój adres na wypadek, gdyby musiała się z nim skontaktować, Heather nigdy nie była w jego nowym mieszkaniu ani tam nie zadzwoniła. - Dobrze. - Pochylił się nad biurkiem, oparł na łokciu i wpatrzył w jej zdjęcie. Uśmiechała się na nim, przypominając mu o wszystkim, co stracił, gdy ją opuścił. O której? Wymieniła porę, a on przypomniał jej swój adres. Nie chciał jeszcze przerywać połączenia, kończyć rozmowy. Ale ona milczała, a on, jak ostatni idiota, myślał tylko o tym, co powiedzieć, by ją przedłużyć. - Więc spotykamy się o siódmej. - Tak - odparła Heather. - O siódmej. Justin odłożył słuchawkę na widełki i ciężko wes-
R
S
tchnął. Przejechał palcami po włosach, oczy miał utkwione w zdjęciu Heather. Nawet po tym, jak się rozstali, cały czas trzymał je na biurku. Zrobił je podczas miodowego miesiąca. W patrzących na niego z fotografii oczach malowało się szczęście. Tyle że to było całe życie temu, zanim zamknęła się w sobie, gdy straciła dziecko. Z początku starał się ją zmusić, by pogodziła się z tą stratą, która przecież dotknęła także jego. Ale gdy opierała się jego wysiłkom, on też się wycofał. Radził sobie z cierpieniem, pogrążając się w pracy, chociaż dotrzymanie do wieczora wiele go kosztowało. I tak, zanim rany zdążyły się zaleczyć, całkowicie się od siebie oddalili. Ale teraz miał nadzieję, że odnajdą to, co ich połączyło od pierwszej chwili znajomości. Spojrzał na zegarek i uświadomił sobie, że Heather będzie w jego mieszkaniu już za kilka godzin. Postanowił zrobić wszystko, co w jego mocy, by odzyskać żonę. Portier drapacza chmur powitał Heather tak, jakby często tu bywała. - Pani Bond, pan Bond pani oczekuje. Uśmiechnęła się nerwowo. Najwyraźniej Justin poinformował portiera o jej wizycie. Nogi jej drżały, gdy szła do windy. Zanim zdążyła się uspokoić, kabina zatrzymała się na piętrze Justina. Podeszła do drzwi ostrożnie, tak jak treser podchodzi do nie wytresowanego lwa. Jej ręka drżała, gdy lekko zapukała.
R
S
Drzwi otworzyły się natychmiast i stanął przed nią jej mąż. Ubrany był raczej nieformalnie, przynajmniej jak na niego, w granatowe spodnie i koszulkę polo. Włosy miał sczesane z czoła. Uśmiechnął się na jej widok, ukazując ten cudowny dołeczek. Serce Heather zaczęło mocniej bić. Była na niego zła za tę jego zdolność do wzbudzania w niej takiej reakcji samą swoją obecnością. - Cześć - powiedziała, modląc się jednocześnie, by nogi się pod nią nie ugięły. Uświadamiając sobie, że z całej siły ściska torebkę, zmusiła się do rozluźnienia palców. Nie chciała, by widział, jak bardzo jest zdenerwowana. Wyciągnął do niej rękę. Przez sekundę się wahała, ale wreszcie zrobiła to samo. - Wejdź - zaprosił ją i poprowadził do pokoju. Napięcie na jego twarzy trochę zelżało. Była zdziwiona, widząc przez króciutką chwilę wyraz ulgi w jego oczach. Czyżby bał się, że ona zmieni zdanie i nie przyjdzie? Ale rzeczywiście, setki razy "chciała już odwołać ich spotkanie. - Ucieszyłem się, kiedy do mnie zadzwoniłaś - powiedział. - Przecież obiecałam. - Odczuła przyjemność, gdy jego ręka zamknęła się wokół jej dłoni. Ale, z drugiej strony, to ją zdekoncentrowało. Poczuła znajomy zapach jego wody kolońskiej i bezwiednie postąpiła o krok bliżej. Bardzo ją ciekawiło, jak Justin mieszka, bo nigdy tu nie była. Gdy się rozejrzała, ogarnęło ją dziwne uczucie. Pokój był duży i urządzony, najpewniej przez dekoratora, drogimi meblami i drobiazgami, począwszy od sofy
R
S
i krzeseł, po wartościowe obrazy w ramach i efektowne, idealnie rozmieszczone wazony z kwiatami, bibeloty i lampy. A ona spodziewała się miękkich kanap pokrytych skórą, czarną albo szarą, czegoś typowego dla mężczyzny, z dużym telewizorem i wszystkimi elektronicznymi gadżetami, jakie tylko istnieją. - Rzeczywiście nie byłem pewny, czy zadzwonisz. Nie spodziewała się takiego wyznania. Justin, którego znała, nigdy by się do tego nie przyznał. - Tak więc tu mieszkasz - szepnęła. Wydawał się całkowicie nie na miejscu w tym formalnym otoczeniu. To mógł być czyjkolwiek dom. W pokoju nic nie wskazywało na to, że Justin czuje się tu zadomowiony. - Czemu jesteś taka zdziwiona? - spytał, bacznie jej się przyglądając. - Czyżbyś się spodziewała jakiegoś szpanerskiego kawalerskiego apartamentu? Zaczerwieniła się, zła, że tak łatwo odgadywał jej myśli. - To nawet nie wygląda na zamieszkane pomieszczenie - odparła wymijająco. Nie dziwiło jej, że pokój jest nieskazitelnie czysty. Justin miał obsesję na punkcie porządku. Pamiętała, jak kiedyś poprosiła go, by podniósł coś, co rzucił na podłogę. Jego reakcja ją zaskoczyła. Pokornie przeprosił i przysiągł, że to się już nigdy nie powtórzy. Spytała go, dlaczego tak przesadnie zareagował, ale nie. chciał o tym mówić. - Ostatnio sporo podróżowałem - tłumaczył się. Tymi słowami przerwał jej zamyślenie. - Ach, tak - powiedziała z lekkim uśmiechem. - Poza wyjazdami do Teksasu ciągle musiałem
R
S
jeździć w sprawach służbowych. - Położył jej rękę na plecach i poprowadził do następnego pokoju. - Chcesz drinka przed kolacją? - Kolacją? - powtórzyła i rzuciła mu zdziwione spojrzenie. - Mam nadzieję, że jeszcze nie jadłaś? - spytał, wprowadzając ją do dużego pokoju stołowego. - Nie... nie jadłam - wyjąkała. - To świetnie! - Uśmiechnął się od ucha do ucha. - Chciałem ci sprawić niespodziankę. I rzeczywiście udało mu się, pomyślała, widząc stół nakryty na dwie osoby, u szczytu i obok, po lewej stronie. Justin dotknął kontaktu na ścianie i światło przyciemniało, tworząc przyjemny nastrój. - Proszę, usiądź. - Poprowadził ją do nakrycia przy boku stołu i wysunął dla niej krzesło. Jak robot zaprogramowany na wykonywanie rozkazów, Heather usiadła na miękkim krześle. Przed jej nakryciem leżała pojedyncza czerwona róża. Justin dotknął jej ramienia, a potem swobodnie przesunął rękę na jej kark. - Zaraz wracam. - I, pochylając się nad nią, dodał: - Cudownie pachniesz. Heather zadrżała, gdy zabrał rękę. Poczuła się jak mucha złapana w pajęczą sieć, malutka muszka wpatrzona w olbrzymiego pająka. Obawa walczyła w niej z podnieceniem. Naprawdę zadał sobie dla niej wiele trudu i mimo postanowienia, że zachowa rezerwę, wzruszyła się. Tej strony swojego charakteru nigdy jej nie ukazał. Ciekawe, co jeszcze się w nim zmieniło.
R
S
Muskając palcami delikatne płatki róży, zastanawiała się nad jego intencjami. O Justinie nie dałoby się powiedzieć, że jest romantykiem. Chociaż zawsze pamiętał o jej urodzinach i rocznicy ślubu i dawał jej z tych okazji prezenty, Heather wiedziała, że nie poświęca ich wyborowi wiele uwagi. Nigdy nie były to prezenty osobiste i teraz przyszło jej do głowy, że może kupowała je jego sekretarka. Podniosła różę i wdychała jej zapach. Justin wiedział, że kocha róże, i czasami przynosił jej wiązankę. A czerwone róże uwielbiała najbardziej. Przytuliła miękkie płatki do policzka. Z zamkniętymi oczami wspominała pierwszy raz, kiedy dał jej róże. To było tego wieczoru, gdy się oświadczył. Od chwili gdy go poznała, nigdy nawet nie spojrzała na innego mężczyznę. Potem zaproponował jej małżeństwo i wydawało jej się, że nie ma na całym świecie szczęśliwszej od niej kobiety. Drzwi kuchni otworzyły się. Heather poczuła, jak oblewa się rumieńcem. Justin podszedł do stołu i ustawił na nim dwa talerze przykryte srebrzystymi pokrywami i koszyczek z chlebem. Nie chcąc, by zaczął się zastanawiać nad przyczyną jej rumieńca, parsknęła ironicznie: - Sam gotowałeś? - Oboje dobrze wiedzieli, że potrafiłby przypalić wodę, gdyby to tylko było możliwe. - Proszę, jaka dowcipna! - Uśmiech rozjaśnił mu twarz. Z zachęcającą miną zdjął pokrywy z talerzy. Po pokoju rozszedł się zapach czosnku i sosu pomidorowego. Oboje się roześmieli i Heather z radością usłyszała ten bogaty, podnoszący na duchu dźwięk jego śmiechu.
R
S
Kiedy ostatnio dzielili taką chwilę? Popatrzyła na niego, miotana gwałtownymi emocjami. Życie nie gra z człowiekiem uczciwie. Gdy się pobrali, myślała, że będą szczęśliwi już na zawsze. Przypuszczała, że to głupia nadzieja, ale tego właśnie pragnęła, chciała w to wierzyć, mimo dezercji ojca. Zaufanie Justinowi wymagało od niej wielkiej odwagi. I co się stało z ich miłością? Gdzie popełnili błąd? Chwila radości minęła. Czując pod powiekami łzy, Heather odwróciła głowę. - Co się stało? - spytał Justin, biorąc ją za rękę. - Nic. - Heather... Niechętnie spojrzała na niego, jej oczy lśniły od łez. - Nie chcę sprawiać ci bólu - powiedział. - Wiem - odparta i kontynuowała uroczystym tonem: - Tak mówi mi rozum. Ale z sercem to zupełnie inna sprawa. Czasami, nawet jeżeli tego nie chcemy, zadajemy innym cierpienie. - Zamilkła, by wziąć uspokajający oddech i zmusić się do opanowania. - Nie jestem pewna, czy chcę to przeżywać jeszcze raz - powiedziała szczerze. - Daj nam szansę. Tylko o to proszę. - W twoich ustach to brzmi tak prosto, tak łatwo. Ale tak wcale nie jest. Justin puścił jej rękę i usiadł. Ciężko oddychał. - Nie wiem, co ty o tym myślisz, ale przeszłość dla mnie też nie była łatwa. - Wierzę ci. W tej chwili uderzyło ją, że już po raz drugi zwierzył
R
S
się jej ze swoich uczuć. To był kolejny dowód, jak się zmienił. Będzie musiała się do tego przyzwyczaić. - Naprawdę mi wierzysz? - Szukał spojrzeniem jej wzroku. - Ale uważasz, że ostatni rok był dla ciebie trudniejszy niż dla mnie, prawda? Heather wiedziała, że tak było. Tylko nie mogła mu o tym powiedzieć. Jeszcze nie. Samotnie urodziła Timmy'ego, sama się o niego troszczyła. Ale to była jej decyzja. Jej i tylko jej. I niczego nie żałowała. - Niezupełnie - odparła obronnym tonem. Ale on popatrzył na nią tak, jakby jej nie uwierzył. - Zabierajmy się do jedzenia - zmienił temat. Skinęła głową, wzięła kawałek chleba i podsunęła mu koszyk. Chleb był gorący i cudownie pachniał. - To pyszne - powiedziała po pierwszym kęsie. - A więc, żeby ciekawość już cię dłużej nie paliła, zdradzę ci moją tajemnicę. Mam kucharkę, która mi gotuje, gdy jestem w mieście - wyjaśnił Justin, otwierając butelkę schłodzonego wina. - Gdzie jest teraz? - Nie mieszka tu. Przychodzi tylko, gdy jej potrzebuję. - Co nie zdarza się często, dodał w myślach. Na ogół jadał w jakimś barze, gdy wracał wieczorem do mieszkania. Źle się czuł, mieszkając samotnie. Prawie całe życie był sam. Tęsknił do domu, który jeszcze nie tak dawno dzielił ze swoją żoną. - Chyba trudno było znaleźć kogoś do takiej pracy. - Dobrze jej płacę. Pieniądze potrafią ułatwić życie. Justin, który wychowywał się i dorastał w biedzie,
R
S
uważał, że pieniądze są najważniejsze. Dopiero niedawno zaczął odkrywać wartość przyjaźni i rodziny. Potrzeba było spotkania z Fortune'ami, żeby to sobie uświadomił. I potrzeba było utraty Heather, by to zrozumiał. Przez resztę kolacji miło ze sobą rozmawiali, unikając najmniejszej nawet aluzji do powodu ich spotkania. Justin miał nadzieję, że Heather postanowiła jechać z nim do Teksasu. Bo inaczej po co by w ogóle tu przychodziła? Mogła zadzwonić i przez telefon przekazać odmowę. Heather odłożyła widelec i wypiła resztę wina z kieliszka. Justin chciał jej dolać, ale odmówiła. - Muszę już wracać do domu. Jednak Justin miał inne plany. Chciał ją zatrzymać i kochać się z nią powoli, namiętnie gorąco. Uwiedzenie jej nie leżało w jego początkowym planie, ale coraz bardziej go to kusiło. Jej spojrzenie zmiękło, gdy się stopniowo uspokajała. Oblizała usta. Zastanawiał się, czy ona w ogóle ma pojęcie, jakie to na nim wywarło wrażenie. Poprawił się w krześle, usiłując znaleźć wygodniejszą pozycję. - Powinniśmy chyba porozmawiać, no wiesz, o naszych sprawach - zaproponowała, patrząc na ozdobny ścienny zegar. Było już późno i chciała jak najszybciej znaleźć się w domu. Nie lubiła wykorzystywać matki. W tym tygodniu Kathryn i tak zbyt często musiała opiekować się Timmym. - Sprawy? - powtórzył Justin, bacznie się w nią wpatrując. Heather podniosła się, stanęła za swoim krzesłem i zaplotła ręce za plecami, by nie drżały.
R
S
- Dużo myślałam o twojej propozycji. Justin założył ręce na piersi. - Miło mi to słyszeć. - Widział, że Heather jest zdenerwowana. Poznawał to po sposobie, w jaki odwracała wzrok, a potem znów na niego patrzyła. - No i co postanowiłaś? - spytał, zmierzając prosto do celu, a serce waliło mu jak oszalałe. - Że pojadę, ale pod pewnymi warunkami.
ROZDZIAŁ CZWARTY
R
S
- Warunkami? - Justin zrozumiał, że czekają go kłopoty. - Tak. - Heather skinęła głową, włosy opadły jej na twarz. Odgarnęła je niecierpliwie. - Po pierwsze, zgadzam się tylko na dwa tygodnie. Dwa tygodnie. To nie było tak długo, jak potrzebował, ale trochę zmieni swoje plany, przyspieszy bieg spraw i osiągnie to, czego pragnie. - Co jeszcze? - Zaczekaj - ostrzegła go, bo już czuła, że zamierza wywierać na nią presję. - Na to się zgadzasz? Justin wstał zza stołu i podszedł do niej, zatrzymując się zaledwie o kilka centymetrów. - Przemyślę to. Co jeszcze? - Nie chcę, żebyś składał jakiekolwiek obietnice, których nie mógłbyś dotrzymać. Justin zauważył nieufność w jej spojrzeniu. Wiedział, że na to zasłużył. - Nic takiego nie zamierzałem robić - syknął. - Czasami, mimo najlepszych intencji, mówimy rzeczy, które naszym zdaniem druga osoba pragnęłaby usłyszeć. Nie chcę... - zawahała się i zagryzła usta.
R
S
- Heather, ja cię tylko proszę, żebyśmy spędzili razem pewien czas, żeby się przekonać, czy nasze małżeństwo ma szansę trwać. Jeżeli to miałoby oznaczać, że zadam ci ból, wycofam się. Masz moje słowo. - Tak więc, jeżeli po dwóch tygodniach okaże się. że nie możemy być razem, dasz mi rozwód? - To musiało zostać jasno ustalone. Cały rok leczyła rany. Nie zamierza powtórnie tego przeżywać. Na miłość boską, nie może do tego dopuścić! - Tak. - Dobrze. - To wszystko? - spytał. Musnął palcami pukiel jej włosów i zmarszczył czoło, gdy się odsunęła. - Niezupełnie - powiedziała ochryple. - Jest jeszcze coś? - zdziwił się Justin. Heather cofnęła się o kolejny krok. - Nie chcę się z tobą kochać. Nagle zmieszany, podrapał się po uchu. - Mówisz, że nie chcesz seksu? - Tak. - Bez seksu - powtórzył, jakby chciał się upewnić że dobrze słyszał. Albo może wypowiadając te słowa m głos, łatwiej mu było w nie uwierzyć, wmówić sobie, że potrafi się powstrzymać. Słaba szansa! Pragnął jej teraz nawet myślał o tym, by ją uwieść już w chwili, gdy przekraczała próg jego domu. - Staramy się uzdrowić nasze małżeństwo - przypomniała mu. - I uważam, że nie powinniśmy mylić naszych uczuć z pożądaniem. Justin poczuł się tak, jakby ktoś go uderzył młoterr
R
S
kowalskim w dolne partie ciała. Z napięcia zacisnęły mu się mięśnie brzucha. - A jak możemy uzdrawiać nasze małżeństwo bez seksu? - Nie udawaj takiego tępego - warknęła, z irytacją piorunując go wzrokiem. - Dokładnie rozumiesz, o co mi chodzi. Mamy mnóstwo do omówienia, mnóstwo spraw do przepracowania. Nie będzie nam łatwo i nie chcę zaciemniać tego, przez co przejdziemy - co staramy się osiągnąć - kochaniem się. Justin musiał przyznać rację jej rozumowaniu. Ale tak bardzo jej pragnął. Jego lędźwie natychmiast odpowiedziały na wizję, jaką miał przed oczami: ich dwojga uprawiających miłość. Musiał wytężyć całą wolę, by się opanować. Cholera! Przygryzł wargę. I co teraz? - Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? - spytał. Miał nadzieję, modlił się, by zmieniła zdanie. Nie potrafił sobie wyobrazić, że spędzi z nią jeden dzień, a co dopiero mówić o dwóch tygodniach, nie dotykając jej miękkiej skóry, nie całując jej słodkich ust. Liczył, że dzięki pożądaniu, jakie zawsze było między nimi, zdobędzie ją z powrotem. - Tak. Uśmiechnął się do niej. - Wyznaczasz wysoką cenę. - Nie był na to przygotowany i złościło go, że został przyłapany, gdy się tego najmniej spodziewał. Cały czas go zadziwiała. To ona ustaliła miejsce ich spotkania, a także warunki, na jakich mogłaby ewentualnie do niego wrócić. - Więc się zgadzasz?
R
S
- Chyba muszę, skoro jestem w mniej korzystnym położeniu niż ty. - Ale nie na długo, obiecał sobie w duchu, już ustalając strategię. Nic nie powiedziała o dotykaniu. Ani o całowaniu. Ani o tym, jak ma im urządzić spanie. Ale nie będzie jej o tym przypominał. Nie zrobi tego, póki mu nie obieca, że pojedzie z nim do Teksasu. Zgodziłby się na wszystko, byle tylko spędzić z nią jakiś czas sam na sam, z daleka od wspomnień, które kładły się między nimi cieniem. - Dobrze. Pojadę z tobą. - Ach, Heather - szepnął, wzdychając tęsknie. - Nie pożałujesz. - Położył dłoń na jej karku i zaczął go masować palcami. - Justin! - Odepchnęła jego rękę, wzięła torebkę. Robi się późno. Muszę iść do domu. I... dziękuję za kolację. - Nie ma za co - odparł, uśmiechając się nerwowo. Odprowadził ją do drzwi. - Nie rozmawialiśmy jeszcze o terminie wyjazdu. Chciałbym powiadomić Mirandę, kiedy może nas oczekiwać. - Wkrótce zaczynają się wakacje - powiedziała. Timmy'ego urodziła w drugim semestrze roku szkolnego i mogła wykorzystać urlop macierzyński, wolała jednak wrócić do pracy. Chciała doprowadzić swoich uczniów do drugiej klasy. Na szczęście miała asystentkę, która jej pomagała. - Mogę być gotowa za osiem dni, jeżeli ci to odpowiada. - Doskonale. - Zanim zdążyła się odwrócić, Justin chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie.
- Heather, tęskniłem za tobą - wyznał, mocno ją obejmując. Tak bardzo chciałaby mu wierzyć. Ale przecież rok temu ją porzucił. Nie ufała mu. Odepchnęła go. - Muszę już iść.
R
S
Wchodząc do domu po powrocie ze szkoły, Heather usłyszała, że dzwoni telefon. Położyła Timmy' ego w jego kąciku na podłodze kuchni, podała mu zabawkę i podbiegła do aparatu wiszącego na ścianie. - Halo? - Heather, tu Justin. Na dźwięk jego głębokiego głosu poczuła przypływ podniecenia. Wrócił do jej życia dopiero trzy dni temu, a już zdążył wprowadzić chaos w jej uczucia. Czuła się jak na górskiej kolejce, jakby jeździła w kółko i w kółko, i nie mogła się z niej wydostać. - Cześć - powiedziała, zastanawiając się, dlaczego Justin dzwoni. Przecież ustalili, że wyjadą dzień po zakończeniu szkoły. - Dzwonię, by ci zaproponować pomoc - wyjaśnił, jakby odpowiadając na jej myśli. - W czym? - spytała zdumiona. - W pakowaniu. Mówiłaś, że musisz uporządkować swoją salę lekcyjną. Heather wysilała umysł, by znaleźć jakiś rozsądny powód odmowy. Potrzebowała przynajmniej jednego dnia spokoju na utwierdzenie się w swoim postanowieniu, że nie może pozwolić na zbyt szybki powrót do ich dawnych stosunków. Nie mogła poza tym dopuścić do tego, by
R
S
Justin już teraz dowiedział się o Timmym. Czuła, że musi im obojgu dać czas na przebywanie razem, żeby mogli się przekonać, czy zdołają uratować swoje małżeństwo bez względu na dziecko. - Chyba nie - odparła - ale dziękuję za propozycję. Już mam niewiele do zrobienia. - Wobec tego zapraszam cię na kolację. Pomyślałem, że może chciałabyś się dowiedzieć czegoś więcej o mojej rodzinie, moglibyśmy też porozmawiać o planach na podróż. - Och, Justin, nie wiem. - Już miała powiedzieć, że ma jeszcze bardzo dużo roboty, ale przecież dopiero przed chwilą oświadczyła mu, że prawie ją kończy. - Przez następne dwa tygodnie spędzimy razem prawie każdą minutę. Nie wydaje ci się, że powinniśmy z powrotem trochę się do siebie przyzwyczaić? Te słowa zawierały więcej sensu, niż miałaby ochotę przyznać. Na myśl o tym, że go zobaczy, że znów z nim będzie, serce zaczęło jej mocno bić. Wprawdzie ciągle sobie powtarzała, że z niczym nie należy się spieszyć; ale jej serce nie chciało nic o tym słyszeć. Tego samego wieczoru o siódmej Justin, spięty jak rzadko mu się zdarzało, wjechał swoim mercedesem na podjazd domu Heather. A gdy spojrzał przez okno samochodu na dom, w którym kiedyś z nią mieszkał, zalał go potok wspomnień, w większości dobrych, niektóre jednak były nieskończenie bolesne. Te ostatnie miesiące, jakie razem przeżyli, okazały się prawdziwym piekłem. Nie potrafił do niej dotrzeć, prze-
R
S
bić się przez jej cierpienie. Odnosiła się do niego tak obojętnie, jakby nic już dla niej nie znaczył. Wiele razy w życiu doznał odrzucenia i za każdym razem, gdy przenoszono go do innej rodziny zastępczej, uczył się jakoś z tym żyć. Ale odrzucenie przez Heather niszczyło go. Odwróciła się od niego, gdy najbardziej jej potrzebował. Teraz jednak pragnął wrócić do życia, jakie kiedyś wiedli. Pragnął być ze swoją żoną, spędzić z nią resztę przeznaczonego sobie na ziemi czasu, troszcząc się o nią. I, do cholery, chciał się z nią kochać! Wiedział, że to sprowadzi na niego kłopoty. Już teraz pragnął jej tak, że mąciło mu się w głowie. Musiał jeszcze chwilę posiedzieć w samochodzie, zaczekać, aż jego ciało się uspokoi. Gdy uznał, że już nie zrobi z siebie głupca, wysiadł i podszedł do drzwi. Chociaż miał prawo wejść bez żadnych ceremonii, zadzwonił. Heather od razu otworzyła drzwi i odstąpiła na bok, żeby go wpuścić. Na jej twarzy malowała się obawa. - Cześć. Przesunął po niej spojrzeniem, zauważył zaokrągloną w odpowiednich miejscach figurę i seksowne nogi. Uśmiechnął się z aprobatą, a potem pochylił się i pocałował ją w policzek. Heather odchyliła głowę i szybko się cofnęła. - Cudownie pachniesz. - Serce Justina na sam ten zapach odpowiedziało szalonym biciem. Zawsze używała delikatnych perfum, przywodzących na myśl róże. Wciągnął głęboko oddech, wdychając ten zapach, i też się cofnął. Heather zaczerwieniła się, chyba zadowolona, że głośno wypowiedział swoje myśli.
R
S
- Wchodź - zaprosiła go ze szczerym uśmiechem. - Mam nadzieję, że nie przyszedłem za wcześnie - powiedział, wchodząc do bawialni. - Jeżeli masz jeszcze coś do zrobienia, chętnie zaczekam. - Rozejrzał się, ale nie zobaczył żadnego znaku, że przygotowuje się do wyjazdu. W pokoju było nieskazitelnie czysto, jakby spędziła całe popołudnie na sprzątaniu, zamiast się pakować. Heather weszła za nim i natychmiast automatycznie omiotła spojrzeniem cały pokój. - Nie, na dziś wszystko już skończyłam. I jestem naprawdę zmęczona, więc chętnie zrobię sobie przerwę. Dziękuję za zaproszenie na kolację. Jej uwagę przyciągnął jakiś mały przedmiot leżący na podłodze koło kanapy. Uświadomiła sobie, że to grzechotka. Wystraszona spojrzała na Justina. Bała się, że on też to zauważył, ale z ulgą stwierdziła, że nie. Uśmiechnęła się do niego radośnie i przeszła przez pokój, by ustawić się przed zabawką. - Uhm... nie pytałam cię jeszcze - zaczęła, zasłaniając sobą grzechotkę - jak sobie radzisz z pracą, gdy jesteś w San Antonio. - Przesunęła nogę i z przerażeniem usłyszała, że grzechotka leciutko dźwięczy. Jednak Justin chyba nie zwrócił na to uwagi. - To żaden kłopot. Mam laptopa, a w hotelu, w którym się zatrzymuję, jest faks i Internet. Można się ze mną porozumieć, ale nie spodziewam się, żebym musiał dużo pracować, gdy tam będziemy. Traktował poważnie ich wyjazd. Heather ogarnęło przyjemne uczucie. Chcąc odwrócić jego uwagę, by móc nie-
R
S
postrzeżenie wepchnąć grzechotkę pod kanapę, powiedziała: - Nie wiem, jak mam się ubrać. Nie mówiłeś, co tam będziemy robić. - Poruszyła leciutko stopą i usunęła grzechotkę Timmy'ego z widoku. Uff! Mało brakowało, pomyślała. Będzie musiała bardziej uważać. Justin patrzył na nią z przyjemnością. Jej jasnoniebieska sukienka kończyła się przed kolanami, białe pantofle na wysokich obcasach podkreślały szczupłość nóg. Pamiętał, jak w przypływach namiętności obejmowała go tymi nogami. Do diabła, nieraz kochali się tu, na podłodze. Heather leciutko się obróciła i sukienka zawirowała wokół ud. - Wyglądasz wspaniale. - Dziękuję. - Na tę kolację Heather starannie się ubrała i teraz ucieszyła się, że Justin to docenia. - No, jeżeli jesteś gotowy, możemy już iść. Justin chciał jej powiedzieć, na co naprawdę jest gotowy. Jednak stłumił swoje pragnienia i skinął głową. - Pomyślałem, że pójdziemy do „Angela" - oświadczył, gdy już siedzieli w samochodzie. Heather rzuciła mu zaskoczone spojrzenie. - Do „Angela"?! - wykrzyknęła, zanim zdołała się powstrzymać. To była restauracja, w której Justin jej się oświadczył. Zalała ją fala radości. Była jednocześnie uradowana i zdumiona, że wybrał właśnie ten lokal. A może widziała w tej jego decyzji więcej, niż naprawdę znaczyła? Czu-
R
S
jąc się głupio, że okazała się taka sentymentalna, odwróciła głowę w stronę okna. - Mam nadzieję, że ci to odpowiada. - Posłał jej pytające spojrzenie. Liczył, że ucieszy się wyborem miejsca, w którym spędzili wyjątkową chwilę swojego życia. To była część jego planu: chciał jej przypomnieć czasy, gdy wszystko między nimi układało się dobrze. - Oczywiście - odparła z uśmiechem i trochę się rozluźniła. - Już nie mogę się doczekać. W restauracji Heather przeżyła chwilę oszołomienia, gdy posadzono ich przy tym samym stoliku, przy którym pewnego wieczoru Justin poprosił ją o rękę. Albo to był zbieg okoliczności, albo dobrze przemyślany plan. Popatrzyła na niego przez stół. Justin miał na sobie ciemny garnitur, emanował pewnością siebie i determinacją. Niejedna kobieta odwróciła za nim głowę, gdy szli przez salę. Heather czuła te spojrzenia i cieszyła się, że inne kobiety jej zazdroszczą. Wprost trudno jej było uwierzyć, że siedzi naprzeciwko swojego męża i mają zjeść razem kolację. Z mężem, który ją opuścił i, odchodząc, nawet się nie obejrzał. W tamtym czasie podejrzewała, że chodzi o inną kobietę, ale nigdy nie zauważyła najmniejszej nawet oznaki jego niewierności. Miała rok na zastanawianie się nad tym. Z kim był? Czy inna kobieta go pocieszała, kochała się z nim? Czy kiedykolwiek się tego dowie? I czy może pozwolić mu wrócić, nie wiedząc tego? Podszedł kelner, przyjął zamówienie na drinki. Heather rozejrzała się po sali, mnąc nerwowo serwetkę. - Pakowanie posuwa się do przodu? - spytał Justin,
R
S
patrząc na jej niespokojne palce. Nie okazała, że ta restauracja jest dla niej wyjątkowym miejscem. Rozczarowanie popsuło mu radość, z jaką ją tu przywiózł. Miał nadzieję, że ona coś powie, cokolwiek, aby dać mu znak, że pamięta ten wieczór, kiedy się jej oświadczył. - Eee... tak. - Uśmiechnęła się nerwowo. Justin starał się zapanować nad rozczarowaniem. - A szkoła kończy się za cztery dni? - Trzy. Potem mam jeszcze dzień na uprzątnięcie sali. Kelner wrócił z drinkami i przyjął zamówienie na potrawy. Heather patrzyła za nim, gdy się oddalał, a potem zwróciła wzrok z powrotem na męża. - Chętnie ci pomogę. - Co takiego? - Spojrzała na niego ze zdumieniem. Zawsze był za bardzo zajęty, by pomagać jej w czymkolwiek, co było związane z jej pracą. Ale nie mogła dopuścić, by Justin wdał się w rozmowę z kimś ze szkoły. Nikomu tam nie powiedziała, że jej mąż nie wie o narodzinach syna. - Na pewno masz jakieś sprawy do załatwienia w ostatniej chwili - rzuciła mało zachęcającym tonem. - Nie, nie ma nic takiego. - Więc dziękuję ci za propozycję, ale niewiele mi już zostało do zrobienia. Zresztą we wszystkim pomaga mi moja asystentka. Wzięła nadgodziny i wykonała większość roboty. - Heather miała nadzieję, że ta wymówka brzmi rozsądnie. - W każdym razie powiedz mi, gdybyś zmieniła zdanie. - Och, oczywiście, dziękuję ci. Zapadło między nimi niezręczne milczenie. Po chwili
R
S
zaczęli rozmawiać o podróży. Gdy kelner ich obsłużył, Heather poczuła ulgę, że może czymś zająć ręce. Nawinęła makaron na widelec, włożyła do ust i z przyjemnością poczuła smak masła i parmezanu. - Już zapomniałam, jakie pyszne jest tu jedzenie powiedziała, próbując zmniejszyć napięcie, jakie rzucało cień na ich wspólny wieczór. - Nie przychodziłaś tu ostatnio? Jej oczy zasnuł smutek. - Ostatnio byłam tu z tobą. - Nie mogła mu powiedzieć, że nie potrafiłaby tu przyjść bez niego. Justin wyciągnął rękę przez stół i wolnymi ruchami pogłaskał jej dłoń. - Ja też tu nie przychodziłem - wyznał. Od czasu ich separacji umawiał się czasami z jakąś kobietą na kolację, ale nigdy z żadną nie spał. Nieraz kusiło go, by zaspokoić seksualne potrzeby, jednak Heather zawsze jakoś opanowywała jego myśli i kończyłoś się tym, że wracał do domu sam. A teraz był zadowolony, że nie wkroczył między nich jakiś nieważny seksualny romans. Heather odsunęła rękę i wypiła trochę wina. - Opowiedz mi coś więcej o Fortune'ach – poprosiła. Justin opisał ich najlepiej, jak umiał, powiedział też trochę więcej o Emmie i jej córeczce Rose, a także o jej niedawnym ślubie z Flynnem Sinclairem. - Wydaje się bardzo miła - stwierdziła Heather, racząc się makaronem. - Czy będę miała okazję ją poznać? - Tak, i ją, i dziecko - odparł Justin, a potem dodał ostrożnie: - Czy to nie sprawi ci przykrości?
R
S
Heather poczuła się głęboko wzruszona, że Justin troszczy się o jej uczucia, ale jednocześnie zwiększyło to jeszcze bardziej leżący jej na sercu ciężar. - Nie, bardzo się na to cieszę. - Udało jej się przełknąć gulę w gardle, ale nad górną wargą wystąpiły jej krople potu. Justin pomyślał, że Heather zachowuje się jakoś inaczej. Nie powinien był mówić o Rose. Prawdopodobnie pobudził wspomnienia, z którymi jeszcze nie zdołała się uporać. Rozmowa o dziecku Emmy przesłoniła chmurą resztę wieczoru. Heather zachowywała się z rezerwą. Justin zrozumiał, że jej rana jeszcze się nie zagoiła, a co gorsza, w znacznym stopniu się do tego przyczynił. Sam też ciągle myślał o dziecku, które stracili, i nadal pragnął mieć z nią jeszcze jedno. Gdy po kolacji zajechali pod jej dom, wysiadł z samochodu i odprowadził ją do drzwi. Po drodze nie rozmawiali wiele, a on nie próbował nawiązać żadnej obojętnej pogawędki. Heather wydawała się pogrążona głęboko w myślach, co było zresztą całkiem naturalne. Oboje przechodzili ciężki okres. Przy drzwiach odwróciła się i uniosła ku niemu twarz. - Dziękuję za zaproszenie - powiedziała. - Było mi bardzo miło. Justin wpatrywał się w nią. Była taka piękna, ale w jej oczach widział ostrożność. Przełknął ślinę, odpychając od siebie pragnienie wzięcia jej w ramiona. - Domyślam się, że to oznacza, że nie zapraszasz mnie do domu. - Jestem zmęczona. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz.
R
S
W tej chwili Justin potrafił myśleć tylko o tym, jak bardzo jej pragnie. Gdy podszedł krok bliżej, przeleciała między nimi iskra. Ona też to poczuła. Widział to w jej oczach, które pociemniały pod jego spojrzeniem. Odsunęła się szybko, cofając się tak długo, aż oparła się plecami o drzwi. - Heather. - Wyszeptał jej imię i pochylił się do jej ust. A ona uniosła głowę, nie spuszczając spojrzenia z jego twarzy. Malowały się w nim zarówno odmowa, jak i pragnienie. Justin nie dotknął jej, ale wymagało to od niego siły woli. - Chcę cię pocałować. Patrzyła na niego w milczeniu. Przeczekał sekundę, a potem leciutko dotknął jej ust swoimi i odsunął się o ułamek centymetra. - Justin... Spodziewał się protestu, ale usłyszał prośbę. Jej gorący oddech owiał jego usta, ogarnęło go pożądanie, palące, nie do odparcia. I wtedy ją pocałował. Miękko, czule, boleśnie. A ona wtuliła się w niego. Nie chcąc posunąć się za daleko, Justin oderwał usta i spojrzał na nią. - Nie grasz uczciwie - szepnęła, oddychając z wysiłkiem. - To ty ustaliłaś warunki - przypomniał jej. Jeszcze raz krótko pocałował ją w usta i odsunął się. Wiedział, że tego właśnie chce, mimo że tak namiętnie zareagowała na pocałunek. -I nic nie wspomniałaś o tym, że nie wolno mi cię całować.
ROZDZIAŁ PIĄTY
R
S
Serce tłukło się Heather w piersi jak oszalałe, gdy odprowadzała Justina wzrokiem. W końcu odjechał, a ona weszła do ciemnego domu i zaraz pobiegła do Timmy'ego. Pochylając się nad jego łóżeczkiem, wpatrzyła się w swojego ślicznego chłopczyka, tak podobnego do ojca. Boże, jakie to szczęście, że go ma. Jest dla niej prawdziwym błogosławieństwem. Przyniósł jej radość i szczęście w czasie, gdy myślała, że już nigdy ich nie zazna. Pragnęła, by Timmy wywarł taki sam wpływ na Justina, wyleczył go z bólu po utracie ich pierwszego dziecka. Przysięgła sobie, i swojemu synowi też, że wkrótce Justin się o nim dowie. Westchnęła smutno i poszła poszukać matki. Zastała ją na korytarzu przed pokojem Timmy'ego. - Właśnie mi się wydawało, że cię słyszę - powiedziała Kathryn. - Przyszłam zajrzeć do Timmy'ego. Nie miałaś z nim żadnych kłopotów? - Oczywiście, że nie. Od razu kiedy go położyłam, grzecznie zasnął. - Kathryn z troską spojrzała na córkę. - A jak u ciebie? Wszystko w porządku? - Chyba tak. - Heather wzruszyła ramionami. - Zre-
R
S
sztą nie wiem. Czuję się taka niepewna - wyznała z rozpaczą. - To całkiem normalne. W ostatnich dniach musiałaś wiele przemyśleć. - Tak, ale... - Heather umilkła i pomasowała sobie skronie. - Chodź. - Kathryn wzięła córkę za rękę i pociągnęła do kuchni. - Dam ci coś na ból głowy, a potem zaparzę ziołową herbatkę. Heather poszła bezwolnie za matką i czując nagle, jaka jest wykończona, opadła na krzesło przy stole. - Jak wam minęła kolacja? - spytała Kathryn, podając Heather wodę i proszki przeciwbólowe. - Było bardzo przyjemnie. Justin wydaje się... jakiś inny. - Ludzie się zmieniają - stwierdziła Kathryn. - I czasami nawet na lepsze. - Chciałabym móc w to uwierzyć. Nadal żywię do niego jakieś uczucia. Nie wiem tylko jakie i czy są wystarczająco silne. Kathryn skinęła głową, tak jakby rozumiała, co Heather chce powiedzieć. - Musisz pamiętać, że teraz Justina i ciebie wiąże również wasz syn. I dlatego powinniście spróbować jeszcze raz. - Decyzja, żeby być razem tylko ze względu na dziecko, nie zawsze jest właściwa. Czasami nawet prowadzi do jeszcze większego chaosu. - Och, zgadzam się z tobą. Na pewno nie zostałabym z twoim ojcem tylko ze względu na ciebie - przyznała
R
S
Kathryn szczerze. - Ale gdyby mnie kochał, może próbowałabym uratować nasze małżeństwo. - Myślisz, że potrafiłabyś mu na nowo zaufać? - Nie wiem. Kiedy ktoś cię zrani, zaufanie nie przychodzi potem łatwo. Posłuchaj - powiedziała Kathryn, stawiając przed Heather herbatę. - Małżeństwo oznacza obustronne zobowiązanie. Jeżeli chcesz, żeby wam się powiodło, musisz naprawdę szczerze w to uwierzyć. - Kathryn wstała. - Już pójdę. Chcesz, żebym jutro zajęła się Timmym? - Nie, dziękuję - odparła Heather, odprowadzając matkę do drzwi. - Już i tak zabieram ci za dużo czasu. Jesteś pewna, że możesz zaopiekować się nim, kiedy pojadę do San Antonio? Kathryn przewróciła oczami. - Tak. I mówię ci to po raz już chyba setny. Skarbie, wszystko będzie dobrze. Obiecuję ci. A jeżeli będziesz chciała się dowiedzieć, co słychać u Timmy'ego, zawsze możesz przecież zadzwonić. Heather uśmiechnęła się niepewnie. - Wiem, że zostawiam go w dobrych rękach. Po prostu smutno mi się z nim rozstawać. I denerwuję się na myśl, że wyjeżdżam z jego ojcem, dodała w duchu. - Powiedziałaś wprawdzie, że nie potrzebujesz pomocy, ale pomyślałem, że jednak wpadnę i zabiorę cię na lunch. Justin! Heather właśnie ładowała do kartonu rzeczy ze swojego szkolnego biurka. Zastygła na sekundę, a po-
R
S
tem gwałtownie się odwróciła. Justin stał w drzwiach klasy, niedbale opierając się o futrynę. Znów miał na sobie garnitur, tym razem w kolorze antracytu, z białą jedwabną koszulą i szarym jedwabnym krawatem. Wyglądał tak samo atrakcyjnie jak zawsze i na jego widok Heather przeszył dreszcz podniecenia. Odłożyła do kartonu przedmiot, który właśnie trzymała, bo bała się, że zaraz jej wypadnie z drżących rąk. Na szczęście zdążyła już zebrać z biurka zdjęcia Timmy'ego! - Naprawdę nie musiałeś tu przychodzić - powiedziała z wymuszonym uśmiechem. Bardzo się bała, że któryś z jej kolegów może akurat wejść do klasy, zobaczyć Justina i powiedzieć coś, czego nie należało mówić. Justin wszedł dalej, omiatając spojrzeniem gołe ściany, stertę małych stolików i krzesełek. - Kończysz już? Spojrzała na niego niechętnie i tak ostrożnie, jakby miała przed sobą pluton egzekucyjny. - Tak. A to pudło zabieram do domu - powiedziała, zatrzaskując pokrywę. - Zaniosę ci je do samochodu. Heather rozejrzała się jeszcze, zadowolona, że przyszła tu dziś tak wcześnie, bo inaczej nie wiadomo, co Justin mógłby zobaczyć. Wzięła torebkę, nie zauważając, że jest otwarta. Cała zawartość wysypała się na biurko. - Och! - Wściekła na siebie, zgarnęła rzeczy, by nie spadły na podłogę. - Pomogę ci - powiedział Justin z uśmiechem. Zła-
R
S
pał pióro, które już się zsuwało z brzegu blatu, a potem zdążył jeszcze uratować płytę kompaktową. Smoczek Timmy'ego! Zauważyła go w chwili, gdy Justin już po niego sięgał. Zawsze nosiła go w torebce w razie jakiejś gwałtownej potrzeby. Gdy Justin uświadomił sobie, co to jest, rzucił Heather pytające spojrzenie, a jego brwi zbiegły się, tworząc na czole głęboką bruzdę. - Eee... to mojej przyjaciółki - powiedziała szybko. - Prosiła mnie któregoś dnia, żebym popilnowała jej dziecka, i zostawiła u mnie smoczek. - Przygryzła wargę. - Miałam jej to oddać, ale ciągle o tym zapominam. Bruzda na czole Justina powoli się wygładzała. Wzruszył ramionami, wziął smoczek z biurka i podał go Heather. Mało brakowało! Heather wepchnęła smoczek razem z innymi rzeczami do torebki i zatrzasnęła zamek. Zamierając z przerażenia, spojrzała na Justina, ale nie wyglądało na to, by żywił jakieś podejrzenia. Odchrząknęła i ruszyła do drzwi. - Jestem gotowa - powiedziała. Justin wziął wypchany karton i poszedł za nią. Włożył pudło do bagażnika. W tym czasie Heather zwolniła zamek drzwi kierowcy. Ale zanim zdążyła je otworzyć, Justin już przy niej stał, unieruchamiając je ręką. Heather odwróciła się i spojrzała na niego. - Czy jest coś, w czym mógłbym ci pomóc w domu? - spytał. Heather udała, że się nad tym zastanawia, wiedząc bardzo dobrze, że nie może go tam wpuścić. Matka niedługo przyjdzie z Timmym i zostanie, by pomóc jej się
R
S
spakować. Zamierzając zamieszkać u córki na czas jej nieobecności, już przyniosła sporo swoich rzeczy. - Nie, dziękuję. Naprawdę mam już prawie wszystko gotowe. Poza tym mama dziś do mnie przychodzi. Na wspomnienie teściowej jego zwykle poważna twarz się ożywiła. - Co u niej słychać? - Wszystko w porządku - uśmiechnęła się Heather. - A co jej powiedziałaś? - O nas? Prawdę. - Nie chciała jeszcze bardziej mnożyć sekretów między sobą a Justinem. - Ten ostatni rok nie był łatwy. Pomogła mi bardziej, niż potrafiłabym wyrazić. - Cieszę się, że była przy tobie. - On, w przeciwieństwie do Heather, nie miał się do kogo zwrócić. Zresztą i tak nikomu by się nie zwierzał. Już dawno temu nauczył się polegać wyłącznie na sobie i nie widział powodów, by to zmieniać tylko dlatego, że poznał swoją matkę i rodzeństwo. - Jak przypuszczam, powiedziałaś jej o Teksasie? Heather skinęła głową. - Tak. Mama przypilnuje domu podczas mojej nieobecności. Powiedziałam jej też, że poznałeś swoją matkę. - Przesunęła ręką po jego ramieniu i szybko ją zabrała. - Bardzo się z tego ucieszyła. Justin wcale się nie zdziwił. Poza Heather, Kathryn była jedyną osobą na świecie, która szczerze się o niego troszczyła. Ciekawe, co ona myśli o nim teraz. Bez ostrzeżenia wszedł z powrotem w życie jej córki. Na i pewno zastanawia się nad jego pobudkami. Ale przecież ;; nie mógł jej tego mieć za złe.
R
S
- Pozdrów ją ode mnie. Chętnie bym się z nią zobaczył po powrocie. - Jestem pewna, że ona też chętnie cię zobaczy - odparła. Już się niecierpliwiła. Spieszyło jej się do domu. Miała jeszcze sporo do zrobienia, a chciała jak najwięcej czasu spędzić z Timmym. Przecież zostawia synka na całe dwa tygodnie! - A więc spotkamy się rano. - Justinowi ciężko było się z nią rozstać, ciągle też dręczyła go obawa, że Heather jeszcze może zmienić decyzję. Na samą myśl o tym serce niemal mu się zatrzymywało. - Oczywiście - odparła niecierpliwie, próbując otworzyć drzwi samochodu, ale Justin ich nie puszczał. Spojrzała na niego, a on pochylił się i delikatnie pocałował ją w usta. - Dziękuję, że zgodziłaś się ze mną jechać i że chcesz dać nam jeszcze jedną szansę - szepnął. - Chyba nie dam rady przez to przejść. - Tuląc Timmy'ego w ramionach, Heather krążyła po kuchni. Pocałowała synka w pucołowaty policzek, potarła brodą jego mięciutkie, ciemne włoski. - Jak mogłam w ogóle myśleć, że będę w stanie go zostawić? - Zaczynała ją zżerać panika, serce waliło spazmatycznie. - Nie mogę jechać! - krzyknęła. Kathryn spojrzała znacząco na zegarek. - Wspaniała pora na zmianę decyzji - zakpiła. - Justin będzie tu za kilka minut. - Mamo, nie mogę. Ja po prostu... A jeżeli coś się stanie dziecku, a ja będę po drugiej stronie kontynentu? Przecież może złapać jakąś chorobę zakaźną!
R
S
Kathryn przewróciła oczami, - Kochanie, uspokój się. Timmy'emu nic się nie stanie. Będzie ze mną. - Wiem. Ale może się zdarzyć coś, na co nie masz wpływu. Na przykład wypadek samochodowy. I Timmy będzie ranny! - Heather zaczynała już histeryzować, ale nic nie mogła na to poradzić. - To samo mogłoby się, zdarzyć, gdybyś to ty prowadziła. - Kathryn stanęła córce na drodze, by zatrzymać ją w miejscu. - Słuchaj, kochanie, życie jest pełne niespodzianek. A ty musisz się opanować. - Och, mamo... - Możesz mu powiedzieć o Timmym. Heather pobladła. - Nie! - Więc weź głęboki oddech i uspokój się, zanim Justin przyjdzie. Już tak dużo zrobiłaś dla pogodzenia się z nim. Chcesz teraz to wszystko zmarnować? Jeżeli się nie opanujesz, zacznie się zastanawiać, co się z tobą dzieje. To była ostatnia rzecz, której Heather pragnęła. Poszła za radą matki, zaczerpnęła powietrza i powoli wypuszczała je z płuc. - Heather, ja naprawdę dopilnuję Timmy'ego. Nic mu się nie stanie. A ty przecież możesz codziennie dzwonić i upewnić się, czy wszystko jest w porządku. - Wiem. Tylko że ja nigdy jeszcze się z nim nie rozstawałam. - Heather czule pogłaskała synka po główce. - Ale kiedy ułożysz sprawy z Justinem, będziesz się cieszyła, że się na to zdobyłaś. - Chcesz powiedzieć: jeżeli to się ułoży.
R
S
- Chcę powiedzieć: gdy się ułoży. Zawsze wierzyłam, że dojdziecie do porozumienia. Justin już o to zadba. Spojrzała córce w oczy. - Ciągle ci na nim zależy, prawda? - Tak. Przecież inaczej nie jechałabym z nim - przyznała Heather. - Tylko nie wiem, czy... - Heather, to nie jest pora, żebyś wątpiła w siebie. Po prostu przez następne dwa tygodnie postępuj rozważnie i spokojnie. Zastanów się też nad tym, że Justin by nie wrócił, gdyby i jemu na tobie nie zależało. Kiedy dowiedział się o swojej rodzinie, chciał tę radość dzielić właśnie z tobą. A teraz chce, żebyś ich poznała. To znaczy, że żywi wobec ciebie głębokie uczucia. - Mam nadzieję, że to prawda. - Nawet samej Heather jej głos wydał się niepewny. Odezwał się dzwonek przy drzwiach i Heather podskoczyła jak porażona prądem. - To Justin! - Mocno przytuliła Timmy'ego, obsypała pocałunkami jego twarzyczkę. - Bądź grzeczny, skarbie. Mamusia niedługo wróci. Kathryn wzięła od niej dziecko. - Mamo, jestem ci bardzo wdzięczna za wszystko szepnęła Heather, obejmując matkę z całej siły. - Kocham cię. - Ja też cię kocham. Idź już. Lepiej, żeby nie czekał, bo mógłby wejść do domu. Ja tu zostanę i będę trzymała Timmy'ego poza zasięgiem jego wzroku. - Dziękuję. Wiem, że nie pochwalasz mojej decyzji, ule jestem ci bardzo wdzięczna za pomoc. - Przykro jej było, że miesza matkę do swojego oszustwa.
R
S
- Nie ma za co. Postaraj się dobrze bawić. - Kathryn popchnęła córkę do drzwi. Heather doszła tam, gdy dzwonek odezwał się po raz drugi. Stanęła na chwilę, zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Potem otworzyła drzwi. Gdy zobaczyła męża, serce zaczęło jej walić tak jak zawsze, kiedy z nim była. Zrezygnował ze służbowego garnituru. Miał na sobie konserwatywną marynarkę w kratę, koszulkę polo i ciemne spodnie. Tak właśnie Justin wyobrażał sobie wygodne ubranie na podróż. - Cześć. Justin pocałował ją w policzek, jego usta zatrzymały się o sekundę dłużej, niż to było konieczne. - Jesteś gotowa? - spytał. Usłyszała w jego głosie nutę zdziwienia. - Nie zapomniałam, jaki jesteś punktualny - odparła z uśmiechem. Gdy jeszcze byli razem, nieraz zdarzało im się dyskutować o zaletach punktualności, głównie zresztą dlatego, że Heather nie należała do najbardziej zorganizowanych osób i czasami przez nią się spóźniali. - A ja nie zapomniałem, jak ciągle musiałem na ciebie czekać. Mrugnął do niej. Ten luźny sposób bycia tak bardzo kontrastował z jego zwykłą rezerwą! - Chciałeś powiedzieć, że z niecierpliwości krążyłeś po pokoju. - Może i tak. Uśmiechnął się, ukazując ten cudowny dołeczek, i Heather poczuła drgnienie w brzuchu. Czy on teraz już zawsze będzie taki? Czy będzie się zachowywał tak jak
R
S
wtedy, gdy się dopiero poznali? Będą flirtować i niespiesznie od nowa się ze sobą zapoznawać? Kiedy Justin wycofywał samochód z podjazdu, spojrzała na dom. W oknie bawialni zasłona lekko się poruszyła. W rogu okna, ledwo widoczna, stała Kathryn z Timmym w ramionach. Heather wysiłkiem woli zdławiła szloch. Do chwili gdy znaleźli się w samolocie, wydawało jej się, że panuje nad sobą. Ale kiedy koła oderwały się od ziemi i ostateczność rozstania z synkiem stała się rzeczywistością, z oczu popłynęły jej łzy. Zacisnęła ręce na poręczach fotela i odwróciła głowę, starając się zachowywać normalnie, mimo że wewnątrz czuła się rozdarta. Justin wpatrywał się w okno, gdy usłyszał łkanie. Spojrzał na żonę. Płakała! - Co ci jest? - spytał z troską. - Nic. - Miała ochrypły głos, jakby bolało ją gardło. Wyciągnął z kieszeni marynarki białą chustkę. - Proszę. - Brakowało mu słów. Co tu się dzieje? Czy to on zrobił albo powiedział coś, co tak ją wzburzyło? Wzięła chustkę, nie patrząc na niego. Nie wiedząc, co mogło doprowadzić Heather do takiego stanu, wziął ją za rękę i splótł palce z jej palcami. - Chcesz porozmawiać? - spytał spokojnie. Pokręciła głową. - Nie, raczej nie - odparła, a łzy popłynęły szybciej. Justin bezwiednie potarł jej rękę kciukiem. Nie chciała z nim rozmawiać, nie chciała mu powiedzieć, co ją tak wzburzyło. Zastanawiał się, czy warto ją zmuszać do wyjaśnień. Pragnął, by Heather go potrzebowała, otworzyła się, rozmawiała z nim, ale to nadal byłoby trudne dla
R
S
nich obojga. Potrzeba czasu, by mogli szczerze ze sobą rozmawiać. Mimo to poczuł się odrzucony i sam na siebie się przez to złościł. Może był zbyt pewny siebie, spodziewając się, że zdoła ją do siebie przyciągnąć z powrotem, tak by mogli podjąć wspólne życie i naprawić to, co zniszczyli. Może zbyt wiele nadziei pokładał w tym, że fizycznie są dla siebie nawzajem atrakcyjni? Wiedział, że nie jest jej obojętny, ale czy to wystarczy? Nie chciał nawet myśleć o tym, że Heather gdzieś, głęboko w sercu, może nie żywić do niego silnego uczucia. Jednak ponieważ wolał się teraz nie zastanawiać nad rzeczami, na które i tak w tej chwili nic nie poradzi, zwrócił myśli ku innym sprawom. Gdy Miranda powiedziała, że chciałaby poznać Heather, nie zamierzał spełniać jej prośby. Zresztą nie przypuszczał, by Heather się na to zgodziła. Ale podczas kolejnych wizyt przekonywał się, jacy ludzie z jego nowej rodziny są sobie bliscy, i coraz bardziej im tego zazdrościł. Zaczął też się zastanawiać nad swoimi uczuciami wobec Heather i odkrył, że nadal mu na niej bardzo zależy. I wtedy postanowił zdobyć ją z powrotem.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
R
S
- Gdzie się zatrzymamy? - spytała Heather, gdy wczesnym popołudniem odjeżdżali taksówką z lotniska w San Antonio. - Mam apartament w jednym z hoteli na River Walk, niedaleko Kingston Estates, gdzie mieszka Miranda. Wiedział, jak Heather kocha zieleń, i starał jej się opowiedzieć, jak pięknie wygląda River Walk. - Zresztą sama zobaczysz. Pójdziemy tam na spacer. - Alamo jest w pobliżu, prawda? - upewniła się, przypominając sobie, że ten rejon zapisał się głęboko w historii Ameryki. - Tak, można tam dojść na piechotę. - Pogłaskał ją po ręce. - Chciałabyś tam pójść? - Och, tak! Jej twarz się rozjaśniła. Justina kusiło, by pochylić się i pocałować jej słodkie usta, teraz, natychmiast, ale się opanował. Nie może jej popędzać. Musi dać jej czas, by przyzwyczaiła się do zmiany, jaka zachodzi w życiu ich obojga. A on sam? Cóż, do diabła, on nie musiał od nowa do niczego się przyzwyczajać w związku z Heather. Zawsze uważał, że jest piękna, tak piękna, że w jej obecności wprost trudno mu było oddychać. W czasie mał-
R
S
żeństwa próbował sprawić, by była szczęśliwa, ale nawet dla niej nie potrafił zburzyć muru, jaki zbudował wokół siebie. Czy właśnie dlatego wszystko poszło źle? - A więc pójdziemy tam - powiedział. - To jest obietnica, której mogę dotrzymać. - Mrugnął do niej, a ona uśmiechnęła się do niego serdecznie, uśmiechem, który dotarł do oczu i wywołał zmarszczki w ich kącikach. - Jak widzisz, kochanie, nie zapomniałem naszej rozmowy. Kochanie. Nie nazywał jej tak od... od tak dawna, że już nawet nie pamiętała, kiedy ostatnio się to zdarzyło. Pamiętała tylko milczenie, pustkę, która doprowadzała ją do rozpaczy, straszliwą samotność. Gdy taksówka zatrzymała się przed hotelem, Justin delikatnie uścisnął jej rękę, a potem wysiadł i obszedł samochód, by otworzyć jej drzwi. Heather rozejrzała się. Była wyczerpana. Ciężko wzdychając, zamarzyła o chwili odpoczynku." Zaczekała, aż Justin załatwi sprawę wniesienia ich bagaży, i weszła razem z nim do holu. Gdy wsiedli do windy, Justin nacisnął guzik najwyższego piętra. Serce zaczęło bić jej szybciej, jakby chciało dotrzymać tempa błyskawicznie wznoszącej się windzie. - Ile apartamentów jest na tym piętrze? - spytała zaciekawiona, wychodząc na korytarz. - Nie wiem dokładnie, ale są ogromne. I zapewniają całkowitą prywatność. To tłumaczy, dlaczego Justin zatrzymuje się właśnie w tym hotelu, pomyślała. Nigdy nie lubił tłumów, wolał samotność. Gdy się pobrali, nie mieli wielu znajomych
R
S
i rzadko wybierali się gdzieś w większym gronie, chyba że chodziło o służbowe kolacje. Justin włożył klucz magnetyczny do zamka drzwi, przekręcił klamkę i odsunął się, by ją przepuścić. Heather rozejrzała się po luksusowo umeblowanym salonie. Przed telewizorem stała miękka kanapa i fotele. Były tu też dwa stoły, lampy i duże biurko. Po lewej zobaczyła piękny szklany stół z krzesłami, a dalej kącik kuchenny, wyposażony w kuchenkę mikrofalową i ekspres do kawy. W rogu pokoju stał barek. - Jesteś zmęczona albo głodna? Odwróciła do niego głowę i zobaczyła, że się jej przygląda. - Prawdę mówiąc, jestem zmęczona - przyznała, oblizując wysuszone usta. - Tam jest sypialnia, jeżeli chcesz trochę odpocząć - powiedział, wskazując jej, żeby za nim szła. Spojrzała za jego ręką i ze zdumieniem zobaczyła, że w rogu pokoju stoi wpuszczony w podłogę drewniany, otoczony lustrami basen. Szerzej otworzyła oczy. - Już to tutaj zastałem - wyjaśnił, widząc jej zdziwienie. - I korzystałeś z niego? - spytała, nie mogąc pohamować ciekawości. - Często. To bardzo przyjemne. Pozwala odpocząć po ciężkim dniu. Od wyobrażenia, jak Justin, nagi i mokry, wyleguje się w gorącej wodzie, nabrzmiały jej piersi. - Sypialnia jest tu. Glos Justina wyrwał Heather z zamyślenia. Powoli
R
S
podeszła do drzwi i zajrzała do środka. Pokój był ogromny. Zobaczyła wielką szafę, w której chyba był drugi telewizor. Całą jedną ścianę zajmowało okno. Po prawej znajdowały się drzwi, zapewne prowadzące do łazienki. I dokładnie pośrodku długiej ściany znajdowało się królewskich rozmiarów łóżko. - To twój pokój? - spytała, marszcząc brwi. Justin wydawał się rozbawiony. - Nasz pokój - sprostował. Wziął Heather za rękę i pociągnął do środka. Heather wyszarpnęła się. - Jak to: nasz? Justin wiedział, co nadchodzi, i był na to przygotowany. - Tu będziemy spać. - Nie ma drugiej sypialni? - Przykro mi, skarbie, ale nie. Czułe słowo w niczym mu nie pomogło. - Więc zamów mi inny pokój - zażądała. Podeszła do okna i popatrzyła na wysokie domy San Antonio i maleńkie figurki ludzi na ulicy, ale zaraz znów odwróciła się do Justina. W jej oczach płonął gniew. - Nie mogę się na to zgodzić - powiedział spokojnie, nie chcąc jej jeszcze bardziej zirytować. - Mieszkając osobno, nie naprawimy naszego małżeństwa. Heather czuła, jak jej gniew wzrasta, ale najbardziej złościło ją to, że Justin miał rację. - Justin, obiecałeś... - Bez seksu - przerwał jej ponurym tonem. - Ale nic nie mówiłaś o tym, że nie mamy razem spać.
R
S
- Wiedziałeś, że właśnie to miałam na myśli! Justin uśmiechnął się sympatycznie. - O, nie. Powiedziałaś dokładnie to, co miałaś na myśli: że nie będziemy się kochać. I ja się na to zgodziłem. A teraz proszę cię, żebyś ty też honorowała naszą umowę. Heather wyglądała tak, jakby za chwilę miała z niej buchnąć para. Justin podszedł bliżej. - Obiecałem nie kochać się z tobą i tak będzie, chyba że ty tego zapragniesz. Ale przez wszystkie noce w ciągu tych dwóch tygodni zamierzam spać z tobą w jednym łóżku. Chyba że ty tego zapragniesz, powtórzyła w myśli. Te słowa dźwięczały jej w głowie, naszła ją fala frustracji. Justin chciał powiedzieć po prostu, że to tylko kwestia czasu, bo na pewno będą się kochać. A co ona właściwie myślała? Że pojedzie z nim do Teksasu i nic się nie wydarzy? No, dobrze. Może rzeczywiście wiedziała, że skończy się pójściem do łóżka. Musiała też przyznać, że z każdą spędzaną razem chwilą mąż coraz bardziej ją pociągał. I gdyby naprawdę była wobec siebie uczciwa, musiałaby jeszcze przyznać, że jej także brakowało kochania się z nim. Justin był podniecającym i wymagającym kochankiem, działał na nią w sposób, o jakim dawniej nie wiedziała, że w ogóle jest możliwy. Ale spać razem? Kiedy się z nim umawiała, nawet nie przyszło jej to do głowy! Nie tak od razu! Nie dziś! Piorunując go wzrokiem, skrzyżowała ręce na piersi. - Chcę spać od strony okna. - Proszę bardzo - odparł, uśmiechając się miło. Heather była piękna, nawet gdy się złościła. - A teraz, jeżeli
R
S
już to ustaliliśmy, czy chcesz coś zjeść? - Musiał się czymś zająć, bo inaczej chyba zaraz zaciągnąłby ją do łóżka. Tylko o tym był w stanie myśleć, odkąd weszli do apartamentu. - Raczej wolałabym się przespać - powiedziała. Nie wiem, dlaczego jestem taka zmęczona. Położył jej rękę na plecach i poprowadził do łóżka. - Więc idź spać. Ja mam trochę pracy. Kiedy wstaniesz, pójdziemy w jakieś przyjemne miejsce na kolację. - Wiedział, że musi dać jej odpocząć, ale nie mógł się zdobyć na to, by odejść. Wziął ją w ramiona i mocno przytulił. Stał z policzkiem przy jej policzku i wdychał jej różany zapach. - Cieszę się, że tu jesteś - szepnął. Heather czuła, że słabnie. Tak dobrze jej było w jego ramionach. W czasie trwania ich małżeństwa rzadko ukazywał czułą stronę swojej natury, ale ku swojemu zdumieniu, odkąd wrócił do niej, już kilka razy zauważyła w nim taką zmianę. Objęła go w pasie i przywarła do niego. Cudownie byłoby, pomyślała, pozostać w jego ramionach, unieść twarz i poczuć smak jego ust na swoich ustach. Jego ręka głaskała ją po włosach, potem powoli zsunęła się wzdłuż, pleców, pozostawiając po sobie miłe ciepło. Heather odruchowo mocniej się w niego wtuliła. - Heather... Uniosła głowę, zbliżając usta do jego ust. Jego oddech łaskotał jej wargi, które bezwiednie rozchyliły się w oczekiwaniu pocałunku. Ułamek sekundy, i Justin pochylił ku niej głowę.
R
S
Głośne pukanie do drzwi sprawiło, że zamarł. Popatrzył na Heather - na pożądanie w jej oczach, zmysłowe usta, puls bijący w zagłębieniu szyi. - Cholera! - mruknął. - To pewnie nasze bagaże. - Pewnie tak. - Opuściła ręce, uwalniając go, by mógł podejść do drzwi. Pukanie powtórzyło się. Justin jeszcze raz szybko pocałował ją w usta, zaklął pod nosem i odsunął się. - Mają tu fatalne wyczucie czasu - burknął. Zatrzymał się jeszcze przy drzwiach. - Odpoczywaj - powiedział, i już go nie było. Heather uśmiechnęła się do siebie, niepewna, czy uda jej się w ogóle odpocząć. W całym ciele czuła pulsowanie. Usiadła na brzegu łóżka, zdjęła sandały i wtuliła stopy w miękki beżowy dywan. Rozglądając się po pokoju, położyła się na plecach i podparta łokciami. Słyszała, jak Justin rozmawia z boyem, potem drzwi się zamknęły. Jej serce waliło; zdała sobie sprawę, że czeka, by Justin wrócił i podjął to, co mu przerwano. Ale on nie wrócił. Mimo postanowienia, że nie będzie się z nim kochać, była bardzo rozczarowana, a przecież powinna odczuć ulgę. Justin postawił laptopa na biurku pod oknem, ale myślami był daleko od pracy. Oddychał głęboko, starając się opanować żądzę. Jeden cel udało mu się zrealizować: przywiózł Heather do Teksasu. Westchnął z ulgą. Włączył komputer i zabrał się do roboty. Kiedy Heather otworzyła oczy i zobaczyła obcy pokój, w pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie się znajduje. Ale po krótkiej chwili wszystko jej się przypomniało.
R
S
Jest z Justinem. W Teksasie. Bez Timmy'ego. Timmy! Przecież miała zadzwonić do matki zaraz po przyjeździe. Jak mogła o tym zapomnieć? Ach, tak, westchnęła, bo nadal czuła mrowienie skóry. Najwyraźniej ramiona Justina odwróciły jej uwagę. Szybko wyskoczyła z łóżka i boso podeszła do drzwi prowadzących do bawialni. Rozejrzała się, ale w pierwszej chwili nie zauważyła Justina. Zaraz jednak spostrzegła, że leży na sofie. Spał, twarz miał spokojną. Zdjął marynarkę, jedną nogę przewiesił przez brzeg sofy, druga opadła na podłogę. Ten rozkoszny widok wywołał uśmiech na jej ustach, jednak zaraz tknęło ją, że nigdy do tej pory nie użyła słowa „rozkoszny", żeby opisać Justina. Poważny, zamknięty w sobie, silny, czasami nawet nadzwyczajny, ale nigdy rozkoszny. Cicho zamknęła drzwi, pobiegła do telefonu, stojącego na nocnym stoliku, i wybrała numer swojego domu. Kathryn odpowiedziała po trzecim sygnale i rozmawiały kilka minut. Heather odczuła ulgę, dowiadując się, że z Timmym wszystko jest w porządku. Mimo to serce jej się ściskało. Już na samą myśl o tym, że matka trzyma go na rękach, zbierało jej się na płacz. A gdy usłyszała, jak jej synek coś tam gaworzy, łzy pociekły jej po policzkach. Zanim odwiesiła słuchawkę, nerwy miała już doszczętnie zszarpane. Trzęsąc się na całym ciele, poszła do łazienki, nalała wody do wanny i zanurzając się, włączyła dysze. Oparła się wygodnie i westchnęła. Drzemka przywro-
R
S
ciła jej energię, ale nie pomogła na wewnętrzny niepokój. Teraz więc usiłowała zrelaksować się w wannie. Może nie powinna była się zgadzać na te dwa tygodnie z Justinem. Może powinna była od razu powiedzieć mu o Timmym. Nie panikuj, napomniała się. No dobrze, będzie się trzymała swojego planu jeszcze przez jakiś czas. Wyszła z wanny, uczesała się i lekko umalowała. Potem włożyła zieloną sukienkę, która podkreślała szmaragdowy kolor jej oczu. Przez chwilę walczyła z suwakiem na plecach, wreszcie sapnęła ze złością. Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Zamarła. - Heather? - zawołał Justin, pukając jeszcze raz. Otworzyła mu. - Cześć. Wykąpałam się, gdy spałeś. - Nie wiedziałem, czy ci nie przeszkodzę. - Wsunął głowę przez drzwi i popatrzył na nią. Twarz miała zaczerwienioną, błyszczącą. Gdy owiał go jej zapach, ciało mu się naprężyło. - Oczywiście, że nie - uspokoiła go. - Słyszałem, jak się kąpiesz. Czy miałaś wszystko, czego potrzebujesz? Pokiwała głową. - Tak. A ta wanna jest wprost wspaniała. - Uśmiechnął się tak, że Heather musiała szybko odwrócić wzrok. - Nie chciało mi się z niej wychodzić. Wyobrażenie Heather leżącej w wannie, nago, w ciepłej, mydlanej wodzie, to było więcej, niż mógł znieść. Obrzucił ją zadowolonym spojrzeniem. - Wyglądasz uroczo. - Dziękuję. - Zaczerwieniła się. - Czy mógłbyś mi
R
S
pomóc? - Odwróciła się do niego plecami. - Nie mogę tam sięgnąć. - Proszę bardzo. - Justin stanął za Heather. Zapiął zamek, a potem przesunął ręce po jej ramionach, zatrzymując je na plecach. Pochylił się, pocałował ją w kark, lekko, króciutko. Poczuł, jak między nimi przebiega iskra. Heather pochyliła lekko głowę. - Dziękuję - szepnęła ochryple i odwróciła się przodem do niego. Puścił do niej oko. - Cała przyjemność po mojej stronie. Odsunęła się o krok, czując miły dreszczyk tam, gdzie musnęły ją jego usta. Musiała się pilnować, by nie unieść ręki i nie dotknąć tego miejsca. - Nie wiem, jakie masz plany na wieczór, więc nie byłam pewna, jak się ubrać. - Myślałem, że pójdziemy na kolację do Tower Restaurant. To restauracja obrotowa, widać z niej całe miasto. Popatrzyła na niego tak, jakby nie mogła w to uwierzyć - Naprawdę? - Tak. - Brzmi wspaniale. A ponieważ nie znam miasta, oddaję się w twoje ręce. Ach, jakżeby chciał, żeby to nie była tylko przenośnia. Z rozkoszą zrobiłby użytek z rąk. Ale zdecydował się tylko na krótki pocałunek złożony na jej ustach. Gdy już siedzieli w restauracji, Heather przekonała się, że lokal rzeczywiście zatacza powolne koła, oferując
R
S
widok San Antonio w całej okazałości. Jak urzeczona patrzyła przez wielkie okno na nocną panoramę miasta. - To jest naprawdę piękne - szepnęła. Justin uśmiechnął się. - Wiedziałem, że ci się spodoba. Heather przyglądała mu się, gdy odwrócił głowę i kontemplował widok. Od kiedy ruszyli w drogę, żadne z nich nie poruszyło tematu ich separacji ani problemów, jakie mieli w małżeństwie. Jedyny powód jego milczenia widziała w tym, że nie był człowiekiem, który chętnie rozmawiałby o swoich uczuciach. O wszystko, co pod względem uczuciowym uzyskała od niego w czasie trwania ich małżeństwa, musiała sama się upominać. Natomiast ona nie poruszyła tego tematu, bo nie chciała psuć przyjemnego nastroju, jaki między nimi zapanował. Wiedziała jednak, że im dłużej czekają, tym trudniej będzie im potem rozmawiać. A przecież muszą ustalić, co w tamtych latach poszło źle, aby w przyszłości uniknąć podobnych błędów. Podczas kolacji Justin opowiedział jej więcej o rodzinie Fortune'ow. Dowiedziała się, że on i Emma nie są jedynymi spadkobiercami. Brat Mirandy, Cameron, miał troje nieślubnych dzieci. Odnaleziono wszystkie, ale jego córka, Holly Douglas, nie odpowiadała na listy. - Mieszka w jakimś miasteczku na Alasce, w zupełnej dziczy - opowiadał Justin. - Ciekawe, dlaczego się nie odzywa - powiedziała Heather w zamyśleniu. - Na pewno musi być ciekawa swojej rodziny. - Nie wiem.
R
S
- A co z synami Camerona? - Zastanawiała się, czy Justin ich poznał. - Storm Pierce jest sierżantem sztabowym, a Jonas Goodfellow zajmuje się międzynarodowym handlem. - Justin, masz całkiem sporą rodzinę - zauważyła. Chyba się w tym pogubię. - Nie przypuszczam, żebyś tym razem poznała ich wszystkich, ale dzwoniłem do Mirandy. Jeżeli się zgadzasz, chciałbym cię do niej jutro zabrać. Heather z trudem przełknęła ślinę, jakby jedzenie utkwiło jej w gardle. Nie była pewna, czy jest już przygotowana na spotkanie. W tej chwili wydawali się zresztą bliżsi Justinowi niż ona. Usiłowała jednak nie dać po sobie poznać niechęci. - Oczywiście. Przecież po to tu przyjechaliśmy. Jego oczy pociemniały. - Heather, to nie jest jedyny powód, i bardzo dobrze o tym wiesz. Na policzki wystąpiły mu czerwone plamy. Całe jego zachowanie zmieniło się nagle. Ramiona mu zesztywniały, usta miał mocno zaciśnięte. - No, tak, wiem... - Czy właśnie po to się ze mną wybrałaś? - spytał ostrym, podejrzliwym tonem. - Żeby poznać Fortune'ow? - Nie, oczywiście, że nie. - Zdziwiła ją jego ostra reakcja. - Tyle że w ogóle nie rozmawialiśmy o nas, o tym, co się stało z naszym małżeństwem. Jego ramiona straciły sztywność. Pochylił się ku Heather. - Przepraszam. Mnóstwo o tym myślałem i wydaje
R
S
mi się, że powinniśmy spędzić razem co najmniej jeden dzień, by od nowa trochę się do siebie przyzwyczaić. Nie róbmy niczego na siłę, dobrze? - Dobrze. - Może miał rację, ale Heather wiedziała, że ona ma o wiele więcej do przemyślenia i o wiele więcej powodów do zdenerwowania niż on.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
R
S
Zamiast wracać prosto do hotelu, Justin wziął Heather na przejażdżkę po San Antonio, by jej pokazać interesujące miejsca. Obiecał jej, że jutro zwiedzą Alamo. Kiedy powiedział: „obiecuję", spojrzała na niego i uśmiechnęli się do siebie - oboje rozumieli podtekst tego słowa. Potem w przyjacielskim milczeniu wrócili do hotelu. - Chciałabyś się czegoś napić? - spytał, wskazując barek. Pokręciła głową, a wokół twarzy zatańczyły jej kasztanowe loki. - Och, nie. Jestem przejedzona po tej kolacji. Było tak miło. - Jej zielone oczy lśniły radością. Justin ucieszył się, że przyjemnie spędziła czas w jego towarzystwie. Podszedł i przyciągnął ją do siebie, głaszcząc po ramionach. Heather lekko zesztywniała, ale nie odepchnęła go, a on uznał za swoje wielkie zwycięstwo fakt, że pozwoliła mu trzymać się w ramionach. - Co za dzień... - powiedział. - Jesteś zmęczona? - Bardzo - przyznała. - Ale najbardziej ze wszystkiego chciałabym pozbyć się już tych butów na wysokich obcasach. Zabawnie ściągnął brwi i uśmiechnął się.
R
S
- W tym też mogę ci pomóc. - Justin! - pisnęła i szybko zarzuciła mu ręce na szyję, gdy niespodziewanie wziął ją na ręce. Chichocząc, zaniósł ją do sypialni, usiadł na łóżku i usadowił ją sobie na kolanach. Zdjął jej najpierw jeden pantofel, potem dragi. Heather nadal obejmowała go za szyję. Spojrzał na nią i w jednej chwili spoważniał. - Ach, skarbie, tak mi ciebie brakowało - szepnął, wtulając twarz w jej szyję. - Justin - wymówiła cicho jego imię. Głaskał ją po plecach, potem przesunął rękę na włosy. Heather pochyliła ku niemu głowę, gdy jego usta zaczęły badać jej skórę. - Uwielbiam twój zapach - wymruczał. Był właśnie taki, jak pamiętał - delikatny aromat róż. Błądził wargami po jej szyi, brodzie, aż wycałował sobie ścieżkę do ust. Uniósł głowę i spojrzał jej głęboko w oczy. Ale Heather milczała, tylko w jej oczach płonęło pożądanie. Musnął jej wargi palcem. - Jeden pocałunek - szepnął, trzymając ją wzrokiem jak na uwięzi. Zaczekał ułamek sekundy na protest, a potem pochylił głowę i wpił się w jej wargi boleśnie, łakomie, chciwie. Wtulając się w niego, wydała cichy pomruk uległości. Serce tłukło się Justinowi w piersi, opuściło go całe opanowanie, czas przestał istnieć. Obudziło się w nim wspomnienie dni, gdy miał pełne prawo się z nią kochać. Straciłeś to prawo, gdy ją porzuciłeś. Ta myśl uderzyła go jak strumień zimnej wody pu-
R
S
szczony prosto w twarz. Siłą woli zmusił się do opanowania, uniósł głowę i oparł się czołem o jej czoło. Oddech miał urywany, potrwało dobrą chwilę, zanim wrócił mu głos. - Cholera! Heather wciągnęła głęboki oddech. - Co takiego? Justin zdjął ją ze swoich kolan i postawił na nogi. - Muszę przestać składać ci obietnice - mruknął ze złością. Twarz miał ściągniętą. - Idź szykować się do snu. Powiedział to takim tonem, że aż się cofnęła. Ale on musiał choć na chwilę zostać sam. Pragnął jedynie zerwać z niej ubranie i kochać się z nią, mieć ją w łóżku - gorącą, dziką, uległą. Heather porwała szlafrok i pobiegła do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Justin usłyszał szum wody. Zabrakło mu tchu. Musiał zmobilizować całą silną wolę, by przestać ją całować. Jak, do diabła, ma wytrzymać noc z nią w tym samym łóżku? Po jakimś czasie drzwi się otworzyły. Heather, ubrana w lawendowy jedwabny szlafrok, który miękko opływał jej sylwetkę, ukazując każdą krągłość i zagłębienie ciała, była tak pociągająca, że Justin poczuł się jak na torturach. - Łazienka wolna - powiedziała spokojnie, unikając jego wzroku, a potem odwróciła się i zajęła porządkowaniem ubrania. Justin uciekł do łazienki, żeby sprawić sobie zimny prysznic. Trochę mu to pomogło, ochłodziło skórę i ulżyło bólowi w dolnych partiach ciała. Ale niewiele. Za-
R
S
kręcił wodę, wytarł się, przez wzgląd na Heather włożył szorty. Heather już się położyła, kołdrę miała naciągniętą aż po brodę. Jej miękkie włosy lśniły na tle białej poduszki. Justin cicho podszedł do łóżka. Zgasił światło i położył się obok niej. Promienie księżyca przenikały przez tiulowe firanki, dając akurat tyle światła, by mógł ją widzieć. Ułożył się na boku, wyciągnął rękę i pogłaskał żonę po ramieniu. - Chodź do mnie. Heather ostrożnie przysunęła się o centymetr. - Chcę tylko cię przytulić. Pragnę spać z tobą w ramionach. - Sięgnął po nią, a ona w pierwszej chwili nie zaprotestowała, ale zaraz się odsunęła. Justin przysunął się jeszcze bliżej, unieruchamiając ją swoim ciałem. Była miękka i ciepła. Objął ją, przytulił. - Wygodnie ci? Heather westchnęła, gdy poczuła jego ciepło. - Tak - odparła cicho. Cudownie się czuła w jego objęciach. Musnął jej kark ustami. - Chciałbym ci coś powiedzieć - szepnął. - Co takiego? - spytała sennie. Dotknęła jego ręki, która spoczywała na jej brzuchu, a wtedy on objął palcami jej dłoń. Zachwycała ją bliskość, jakiej nigdy przedtem nie dzielili. - Przez cały ten czas nie było żadnej innej kobiety. Heather nie chciała się zastanawiać, co robił podczas roku ich separacji, więc świadomie wyrzuciła tę sprawę z pamięci. A teraz on mówi, że był jej wierny.
- Justin... Przerwał jej leciutkim pocałunkiem w szyję. - Ciii... Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że nigdy nie pragnąłem nikogo prócz ciebie. Heather zamknęła jego słowa w sercu. Aż do tej chwili, mimo że pragnęła, by ich małżeństwo z powrotem zaczęło funkcjonować, w głębi duszy nie wierzyła w taką możliwość. I teraz po raz pierwszy poczuła, że jednak istnieje nadzieja.
R
S
Rano Heather wybrała króciutką letnią sukienkę, czerwoną w maleńkie białe kropeczki. Na spotkanie z Mirandą Fortune nie chciała ubrać się ani za elegancko, ani za swobodnie. Chciała wyglądać po prostu perfekcyjnie. Gdy weszła do bawialni, Justin z aprobatą przesunął po niej spojrzeniem. Zadrżała, bo poczuła się tak, jakby jej dotknął. Miał na sobie, jak zawsze, garnitur, ale w tym nie widziała nic dziwnego. To była jedna z tych rzeczy, która się nie zmieniła. Nadal nie miał pojęcia, co znaczy swobodne ubranie. Przez cały czas ich małżeństwa ani razu nie widziała go w podkoszulku i dżinsach. Czasami nosił swetry, ale tylko gdy się gimnastykował. Swobodne ubranie dla Justina oznaczało spodnie khaki i kolorową, zapiętą od góry do dołu koszulę. - Chyba ubrałam się za bardzo zwyczajnie - zauważyła, wskazując jego garnitur. - Wyglądasz tak zachwycająco, że miałoby się ochotę cię schrupać. - Uśmiechnął się, podchodząc bliżej. - Ale ty jesteś ubrany bardziej formalnie. Sama powinnam była pomyśleć...
R
S
- Nie przebieraj się. Chcę, żebyś dobrze się czuła. Nie musisz dla Mirandy ubierać się albo zachowywać w jakiś specjalny sposób. - Krótko pocałował ją w usta i niechętnie się odsunął. Kilka minut później jechali już do domu Mirandy. - Och! - wykrzyknęła Heather, aż mrugając ze zdziwienia. - Tu jest pięknie! - Z zachwytem przyglądała się wielkiej willi w śródziemnomorskim stylu, otoczonej bujną zielenią. Dom Mirandy znajdował się w bogatej enklawie Kingston Estates i naprawdę wywierał wrażenie. Przyzwyczajenie się do bogactwa Justina zabrało Heather trochę czasu. Ale teraz, gdy zobaczyła rozmiary bogactwa Fortune'ów, musiała bardzo się pilnować, by nie gapić się z otwartymi ustami. Najwyraźniej ich majątek o niebo przekraczał jej wyobrażenie. - Rzeczywiście nie jest byle kim - przyznał Justin, widząc reakcję Heather. Wysiadł z samochodu, obszedł go i pomógł jej wysiąść. - Jest twoją matką. Justin skinął głową. - To także. - Chyba wolałabym stąd uciec. - Nie ma mowy! - wykrzyknął Justin z krzywym uśmieszkiem. Sam też był zdenerwowany. Nie powiedział matce, że są z Heather w separacji. Teraz bardzo tego żałował. Mimo postanowienia, że będzie się trzymał na uboczu klanu Fortune'ów, było mu coraz trudniej zachowywać dystans. Przyłapał się na tym, że niecierpliwie czeka na
R
S
każdą okazję wyjazdu do Teksasu, a tej wizyty wprost nie mógł się doczekać. Bardzo chciał, żeby Heather polubiła Mirandę. Natomiast tego, że Miranda polubi jego żonę, był całkowicie pewny. Heather powiodła spojrzeniem po wielkim, zdobionym stiukami domu. Justin wziął ją za rękę. - Wszystko w porządku? - spytał. Skinęła głową, niepewnie się uśmiechając. Miranda musiała ich wypatrywać, bo drzwi natychmiast się otworzyły. Jej oczy rozjaśniły się radością. - Witaj, Justinie - powiedziała z szerokim uśmiechem. - Miranda. - Kąciki ust Justina uniosły się bardzo leciutko. - A ty musisz być Heather. - Miranda wyciągnęła rękę, jej twarz promieniowała ciepłem i radością, jakby znała Heather od lat i witała starą przyjaciółkę, z którą od dłuższego czasu się nie widziała. - Tak. - Heather skinęła głową, uścisnęła jej rękę, ale zaraz bezwiednie przysunęła się do Justina. - Tak się cieszę, że mogłam cię poznać. - Miranda otworzyła szerzej drzwi i zaprosiła ich do środka. Miranda Fortune wcale nie była taka, jak Heather sobie wyobrażała. To prawda, że była piękna i elegancko ubrana. Heather nie wątpiła, że gdy wchodzi do pokoju pełnego ludzi, natychmiast przyciąga ogólną uwagę. Jednak Heather nieraz już się przekonała, że osoby bogate są pretensjonalnymi snobami, i teraz serdeczność matki Justina miło ją zaskoczyła.
R
S
- Pani dom jest uroczy - pochwaliła szczerze. - Bardzo ci dziękuję. Proszę, wchodźcie. Poprowadziła ich do słonecznego pokoju, gdzie Justin usiadł na kanapie, a Heather obok niego. Objął ją za ramiona i przyciągnął bliżej do siebie. - Tak się cieszę, że przywiozłeś Heather, żebyśmy się poznały - powiedziała Miranda, siadając również. Heather fascynowały jej przenikliwie patrzące niebieskie oczy. Były takie podobne do oczu Justina. Gdyby ktoś wątpił w ich pokrewieństwo, te jasne, intensywnie niebieskie oczy natychmiast rozwiałyby wszelką wątpliwość. - Justin mówił mi, że jesteś nauczycielką - zwróciła się Miranda do Heather. - Którą klasę uczysz? - Pierwszą. - Jestem pewna, że lubisz swoją pracę. - Na ogół tak. Uwielbiam ją. Małe dzieci są takie cudowne i tak chętnie się uczą. - Ale jest to także bardzo wyczerpujące zajęcie, prawda? Heather skinęła głową. Pomyślała o Timmym i o tym, o ile bardziej praca ją męczyła, odkąd się urodził. - Czasami wprost można oszaleć - przyznała. Miranda spojrzała na syna. - No, ale teraz mam nadzieję, że w San Antonio odpoczniesz i będziecie się dobrze bawić. Jak długo zamierzacie zostać? - Dwa tygodnie. - Wspaniale. - Miranda wyprostowała się w fotelu, chwilę się wahała. - Wiem, że mówię o tym w ostatniej chwili, ale nie byłam pewna, czy już tu będziecie... Cho-
R
S
dzi o to, że udzielam się w miejscowych instytucjach charytatywnych, a jutro wieczorem urządzamy wielką galę, połączoną ze zbiórką pieniędzy. Planujemy kolację i tańce. Sprawiłoby mi wielką przyjemność, gdybyście zechcieli przyjść. Heather zauważyła, że jest to bardzo ważne dla Mirandy. Popatrzyła na Justina, ale on milczał. - Czym się zajmujecie? - spytała. - Nasza organizacja nazywa się Dom Nastolatek. Dajemy schronienie i opiekujemy się dziewczętami w ciąży. - Zmarszczyła czoło, w jej oczach odmalował się żal, na policzki wystąpił lekki rumieniec. - Jestem pewna, że Justin opowiedział ci o okolicznościach swoich narodzin. - Justin skinął głową, jego usta lekko się zacisnęły. - Miranda zaczerpnęła głęboko powietrza. - Nie jestem dumna z tego, że oddałam moje dzieci, ale w tamtym czasie myślałam, że tak będzie dla nich najlepiej. Heather poczuła, jak ciało Justina się napręża. - Jestem pewna, że tak myślałaś - odparła, rozumiejąc, jak trudna musiała być ta decyzja dla Mirandy. Jednak cała jej lojalność kierowała się ku Justinowi. Miranda obdarzyła syna smutnym, przepraszającym spojrzeniem. - Nie mogę zmienić przeszłości, chociaż bardzo bym tego pragnęła. - Wiem - powiedział. Nie lubił rozmawiać o dawnych czasach. I tak nic już nie można było naprawić. Jednak przyszłość to zupełnie inna sprawa. - Wydaje mi się, że pracując dla tej organizacji, po-
R
S
magam innym kobietom ustrzec się przed błędem, jakiego one też, być może, później by żałowały. Justin ścisnął ramię Heather, ale nic nie powiedział. - To godne podziwu, pani Fortune - odezwała się więc Heather. - Proszę, mów mi po imieniu. Heather odwróciła się do Justina, żeby móc patrzeć mu w oczy. - Chciałbyś iść? - spytała. - Pozostawiam decyzję tobie - odparł, nadal z napiętym wyrazem twarzy. - Nie musicie już teraz dawać mi odpowiedzi - zapewniła ich Miranda. - Ja z prawdziwą przyjemnością bym potańczyła powiedziała Heather w nadziei, że podejmuje słuszną decyzję. Świadoma napięcia Justina, z zadowoleniem zauważyła, że Miranda się uspokaja. - Bardzo dziękujemy za zaproszenie. - Będziesz też miała okazję poznać parę osób z rodziny. - Już nie mogę się tego doczekać. Zostali jeszcze kilka minut i pożegnali się, zapewniając Mirandę, że zobaczą się jutro wieczorem. Heather obawiała się, że Miranda będzie wypytywać o ich małżeństwo. Jednak pani Fortune uszanowała ich prywatność i Heather bardzo się to spodobało. Widziała smutek w oczach Mirandy, gdy ta patrzyła na syna. Jej opinia o teściowej bardzo się poprawiła. - Twoja matka jest bardzo miła - powiedziała, gdy już wsiedli do samochodu.
R
S
Justin uścisnął jej rękę. - To, że zgodziłaś się z nią spotkać, bardzo wiele dla mnie znaczy. - Co sądzisz o organizacji, w której pracuje? - spytała. - Na pewno jest pożyteczna - odparł, wzruszając obojętnie ramionami. - Tylko tyle? - Tak ostrożnie dobierał słowa. Ich kłopoty brały się częściowo z tego, że Justin był zamknięty w sobie. Może teraz jeszcze nie mogli rozmawiać o swoich uczuciach, ale Heather potraktowała pracę teściowej jako okazję, by mu pomóc choć trochę się otworzyć. - Co właściwie chcesz, żebym ci powiedział? - spytał zaciekawiony. - Chcę wiedzieć, co naprawdę o tym myślisz. Znów wzruszył ramionami. - Już ci mówiłem... - Justin, zastanów się. - Przysunęła się do niego, musnęła palcami jego kark. - Okazała wiele odwagi, podejmując taką pracę. Justin nie był pewny, czego Heather od niego oczekuje. On sam uważał, że najłatwiej rozliczyć się z przeszłością, po prostu pozostawiając ją za sobą i więcej o niej nie myśląc. - Na pewno - przyznał. Heather westchnęła. W ten sposób wiele nie osiągnie. - Wiesz, że nie jest dumna ze swojego postępku. Ale wtedy naprawdę uważała, że robi dla ciebie i Emmy to, co najlepsze.
R
S
Ramiona Justina zesztywniały. Całą uwagę skupił na manewrowaniu samochodem. - Pewnie masz rację - odparł sucho. Heather przejechała palcami wzdłuż jego ramienia. - Pomyśl, przez co musiała przejść. Była taka młoda. Może czuła, że nie ma się do kogo zwrócić o pomoc. - Kładąc rękę na policzku Justina, powiedziała miękko: - Wiem, że nadal cię to boli. Justin położył rękę na jej dłoni i rzucił jej przepełnione smutkiem i żalem spojrzenie. - Najbardziej boli mnie to, że utraciłem ciebie. - Och, Justin... - Zrozumiała, że on mówi prawdę i że mimo tego, co się stało, rzeczywiście chce, by znów byli razem. Ale czy będą potrafili zostawić za sobą przeszłość i naprawić wszystkie błędy, jakie popełnili? Może tak, jeśli tylko nie będą niczego przyspieszać, do niczego nawzajem się zmuszać. A dziś, pomyślała, zrobili bardzo dobry początek.
ROZDZIAŁ ÓSMY
R
S
- Justin, muszę sobie kupić jakąś sukienkę. Nie spodziewałam się, że zostaniemy zaproszeni na bal. - Chcesz iść przed kolacją? - Tak - odparła zdumiona, że pozwolił jej samej o tym zadecydować. Kilka następnych godzin wędrowali po sklepach, gawędząc po przyjacielsku i ciesząc się swoim towarzystwem. Heather zauważyła, że Justin bardzo się stara doprowadzić do ich pogodzenia. Mimo to istniały jeszcze sprawy, które musieli uzgodnić, a on chyba unikał rozmowy na te tematy. Po przymierzeniu kilku sukienek, z których każda budziła aprobatę Justina, zdecydowała się w końcu na szmaragdowozieloną, która najbardziej mu się spodobała, bo - jak powiedział - podkreśla kolor jej oczu. Potem Heather zaproponowała, by kupili coś również dla niego. Justin z początku się najeżył, ale ona nalegała. - Chciałabym zobaczyć twoje pośladki w dżinsach drażniła się z nim i uśmiechała uwodzicielsko. - Niech to szlag - mruknął, poddając się. - Skoro wytaczasz taki argument, nie mogę ci odmówić. Po kolacji poszli na spacer. Zatrzymali się na moście nad rzeką San Antonio i obserwowali przepływający sta-
R
S
tek. Nagle gdzieś w pobliżu zapłakało niemowlę. Heather aż się wzdrygnęła. Dałaby w tej chwili wszystko, by Timmy był tu z nią. Oczy wypełniły jej się łzami. Tak bardzo za nim tęskniła! Gdy Justin się kąpał, skorzystała z okazji i zadzwoniła do matki, ale to w najmniejszym stopniu nie uciszyło smutku, jaki odczuwała, będąc tak daleko od synka. Musi czekać całe dwa tygodnie, zanim będzie znów mogła go ucałować. Justin zauważył zmianę jej nastroju i wziął ją za rękę. - Dobrze się czujesz? - spytał. W milczeniu skinęła głową, a wtedy on powiedział spokojnie: - Kochanie, możemy mieć jeszcze jedno dziecko. - Wiem. - Widocznie myślał, że zasmuciło ją wspomnienie dziecka, które utracili. - Tylko że... - Heather, możemy wszystko zacząć od nowa. Mieć dzieci, odzyskać to, co mieliśmy, jeżeli tylko zechcesz dać nam jeszcze jedną szansę. - Staram się - odparła, przepełniona poczuciem winy. Tak bardzo ją kusiło, by mu powiedzieć i wreszcie mieć to za sobą. Ale właśnie w tej chwili przyciągnął ją do siebie i wszystkie myśli pierzchły jej z głowy. Stała przytulona do niego, jego bliskość wyciszała wewnętrzną walkę, jaka się w niej toczyła. Justin głaskał ją po włosach, a gdy uniósł jej twarz i pocałował w usta, świat wokół nich przestał istnieć. Wtedy pomyślała, że za bardzo go pragnie i coraz trudniej będzie jej trzymać go na dystans. Gdy zaproponowała, by wracali do hotelu, Justin nie protestował. W apartamencie przygotowała się do snu. Była coraz bardziej świadoma narastającego między nimi
R
S
seksualnego napięcia. Ciało miała w ogniu, ale wtedy przypomniała sobie wszystkie wątpliwości co do jego pobudek. Justin wkrótce dołączył do niej w łóżku, wziął ją w ramiona i zaczął chciwie całować. Heather przez chwilę pozwoliła mu na to. Pragnęła mieć go w sobie. - Heather... chcę mieć z powrotem moją żonę - szepnął, głaszcząc ją. - Justin... - Jej zmysły szalały. - Powiedz, że chcesz, żebym się z tobą kochał. Kochać się z nim... - Zaczekaj. - Zastygła, a potem zaraz się odsunęła. Co ona najlepszego robi? Jak może przywrócić tę część ich stosunków, nie wiedząc, czy Justin naprawdę ją kocha? I czy naprawdę jest między nimi wystarczająco dużo miłości, by ich małżeństwo mogło trwać? Zaskoczony jej nagłym odwrotem, Justin wbił w nią wzrok. W ciemnościach prawie nie widziała jego twarzy, ale usłyszała, że głośno zaczerpnął oddechu. - Co się stało? - spytał. - Przepraszam. Myślałam, że jestem na to gotowa, ale się myliłam. - Odsunęła się na drugi brzeg łóżka. Pragnienie fizycznego spełnienia na chwilę ją oszołomiło, odebrało jej rozum. Szybko wciągnęła koszulę nocną. Justin na pewno był na nią wściekły. I nie bez powodu. Jednak pożądanie nie może zastąpić miłości. Chciałaby wierzyć, że ją kocha, ale ani razu nawet nie napomknął o tym. Wszystko stało się o wiele za szybko. - Przepraszam - szepnęła jeszcze raz. - Nie chciałam...
R
S
Justin coś mruknął, odwrócił się na plecy. Ciężko oddychał, czekając, aż jego ciało się uspokoi. Do diabła, przecież mówił, że nie będzie jej popędzał. Obiecał jej to! - Justin? - Co? - Jego ciało nadal jej pragnęło, i będzie potrzebował trochę czasu, zanim się opanuje. Albo musi się od niej oddalić. - Naprawdę mi przykro. - Wiem. Przez chwilę żadne z nich się nie odezwało. Po kilku minutach Justin zdołał nad sobą zapanować i przysunął się do Heather. Ona się nie poruszyła, siedziała skulona i patrzyła na niego z przestrachem. - Chodź do mnie - powiedział. Głos miał ciągle jeszcze lekko ochrypły. - Nie poruszyła się. - No chodź - powtórzył, tym razem troszkę łagodniej. Powoli wyprostowała nogi i ostrożnie położyła się obok niego. Przyciągnął ją do siebie, dopasowując jej pośladki do swoich ud. - Już dobrze - szepnął, całując ją leciutko w kark. Ale w jego tonie nadal mogła wyczuć frustrację, - Spójrz na mnie. Odwróciła do niego głowę. - Heather, chcę się z tobą kochać - powiedział spokojnie. - Bardziej niż czegokolwiek innego, sama się o tym przekonałaś. Ale gdy będziemy się kochać, będzie to oznaczało małżeńskie zobowiązanie. Bo gdy już raz będę cię miał - szepnął - nigdy nie pozwolę ci odejść. - Pocałował ją w usta, a potem przetoczył się na plecy,
pociągając ją za sobą. Bez oporów przytuliła się do niego. - I to jest obietnica - dokończył poważnie.
R
S
- Kto tańczy z twoją matką? Justin przyciągnął Heather bliżej do siebie. Poruszali się w rytmie powolnej melodii na słabo oświetlonym parkiecie. - Kogo to obchodzi? - szepnął, rozkoszując się tym, że trzyma swoją żonę w objęciach. - Ja teraz mogę myśleć tylko o tobie. - Musnął ustami jej szyję, a potem pocałował ją w policzek. - Justin! - Heather, zaczerwieniona, lekko go odepchnęła, ale pozostała w jego ramionach. - Ludzie na nas patrzą. - No to co? - Wzruszył obojętnie ramionami, w jego oczach pojawiło się rozbawienie. - Zachowuj się przyzwoicie! - Odsunęła się jeszcze troszeczkę i spiorunowała go wzrokiem. - No więc, kto to jest? - powtórzyła pytanie, obracając mu ręką głowę w tamtym kierunku. Justin powiódł wzrokiem po sali bankietowej luksusowego hotelu i odszukał Mirandę. Zmarszczył brwi, widząc matkę w ramionach wysokiego, przystojnego mężczyzny. - Nie wiem. Już wcześniej widziałem, jak z nim rozmawiała. Piosenka się skończyła i Justin niechętnie wypuścił Heather z objęć, ale trzymał ją za rękę, gdy wracali do swojego stolika. Miranda nadeszła jednocześnie z nimi, eskortowana przez swojego partnera. Justin przyjrzał mu się. Stał blisko Mirandy, chyba
R
S
żal mu było odchodzić. Jego niebieskie oczy napotkały spojrzenie przeszywających czarnych oczu i Justina ogarnęło jakieś dziwne uczucie. - To Daniel Smythe - przedstawiła Miranda swojego towarzysza. - Danielu, to mój syn Justin i jego żona Heather. Gdy Justin wymieniał z Danielem uścisk dłoni, to dziwne uczucie stało się intensywniejsze. Miranda jeszcze chwilę z nim rozmawiała. Obserwując ich, Justin pomyślał, że chyba nie jest to nowa znajomość. Nie mógł się już doczekać okazji, by wypytać matkę o niego. Wreszcie Smythe pożegnał się i odszedł. W następnej sekundzie Justin już żądał wyjaśnień na jego temat. - Jest odnoszącym sukcesy biznesmenem w przemyśle naftowym - powiedziała Miranda, zaskoczona tonem Justina. Justin zmarszczył brwi. - Poznałaś go dzisiaj? - spytał, rzucając matce ciekawe spojrzenie, nagłe świadomy opiekuńczych uczuć wobec niej. Wydawało mu się, że są za bardzo zaprzyjaźnieni jak na ludzi, którzy dopiero co się poznali. - Eee... nie - przyznała Miranda, przygryzając wargę. - Więc skąd się znacie? - nalegał Justin, zaintrygowany brakiem jasnej odpowiedzi. Kim jest ten Daniel Smythe? - zastanawiał się, szukając go wzrokiem po sali. Znów odezwało się to dziwne uczucie. - To dawny przyjaciel - odpowiedziała obronnym tonem, unikając spojrzenia syna. - Jest bardzo przystojny - wtrąciła Heather.
R
S
Miranda obdarzyła ją nieobecnym uśmiechem. - Tak, chyba tak - przyznała z rozrzewnioną miną. - Od jak dawna się znacie? - nie ustępował Justin. - Od czasów, gdy ciebie jeszcze nie było na świecie - powiedziała niechętnie Miranda. - Ale potem na długo straciliśmy kontakt. On... poprosił mnie o spotkanie i w przyszłym tygodniu idziemy na randkę- oznajmiła, czerwieniąc się jak piwonia. - Na randkę? - powtórzył Justin. Przyjrzał się jej uważnie. Skoro nie było tu jego przyrodniego brata, Kane'a, uważał opiekę nad matką za swój obowiązek. - Może powinienem go spytać, jakie ma intencje? Heather i Miranda zgodnie parsknęły śmiechem. - Proszę, nie rób tego - powiedziała Miranda błagalnym tonem i przez chwilę przypominała licealistkę, która właśnie przeżywa pierwszą miłość. Justin uznał, że Miranda coś ukrywa. Przyznała, że znają się od bardzo dawna. Justin uśmiechnął się, gdy przyszła mu do głowy pewna myśl. Czy Daniel Smythe jest jego ojcem? Zauważając, że Justin wpatruje się w nieznajomego, Heather dotknęła jego ramienia. - Co się dzieje? - spytała. Miranda wydawała się zdenerwowana, jakby się obawiała, że Justin zaraz zrobi coś, co wprawi ją w zakłopotanie. - Heather, proszę, przemów mu do rozsądku. - Właściwie nie mam na niego żadnego wpływu tłumaczyła się Heather. Justin rzucił jej spojrzenie pełne zachwytu.
R
S
- Masz większy wpływ, niż sobie wyobrażasz - szepnął. Przesuwając wzrokiem po jej figurze, w jednej chwili zapomniał o Mirandzie i Danielu. Ich rozmowę przerwali znajomi Mirandy, którzy podeszli, by się przywitać. Gdy odchodzili, Justin popatrzył na tłum i jego spojrzenie jeszcze raz zatrzymało się na Danielu. Znów obudziła się w nim ciekawość. - Całkiem spore zgromadzenie, prawda? - odezwała się Miranda. - Jestem pod wrażeniem twojej pracy - powiedziała Heather, pragnąc dać jej do zrozumienia, że rozumie, dlaczego poświęca się właśnie tego rodzaju sprawom. Miranda popatrzyła ze skruchą na Justina. - Wtedy, wiele lat temu, postąpiłam bardzo źle. Gdyby czas mógł się cofnąć, stawiłabym czoło rozczarowaniu ojca i zatrzymałabym ciebie i Emmę. Justin bez słowa wziął ją za rękę. To był jego sposób udzielania pociechy. Miranda uśmiechnęła się do nich obojga. - Tak się cieszę, że mogliście przyjechać! - wykrzyknęła. - A nam było bardzo miło spędzić ten wieczór z tobą, ale muszę przyznać, że jestem już bardzo zmęczona. Heather westchnęła. - To był długi dzień. Chętnie bym już wróciła do hotelu. - Spojrzała na Justina. - A ty? Skinął głową. - Mirando, bardzo dziękujemy za zaproszenie. - A ja wam dziękuję, że przyszliście. Justin pochylił się i pocałował ją w policzek.
R
S
Heather od razu po wejściu do apartamentu rzuciła okiem na basenik w salonie. Jak do tej pory nie pozwoliła sobie na skorzystanie z niego, chociaż Justin już nie raz się w nim kąpał. Ale dziś wieczorem czuła, jak wszystko się w niej skręca ze zdenerwowania, i potrzebowała relaksu. Myśl o zanurzeniu się chociaż na kilka minut bardzo ją kusiła. Justin zauważył, w jakim kierunku ona patrzy. - Idź się przygotować do spania - zaproponował. - Chyba to zrobię. - Rzuciła jeszcze jedno tęskne spojrzenie na basenik i poszła do sypialni. Gdy się przebierała, Justin otworzył krany i włączył dysze z nadzieją, że skusi żonę na wspólną kąpiel. Szybko zamówił u służby hotelowej wino, obiecując hojny napiwek, jeżeli przyniosą je natychmiast. Znalazł świece w jednej z szuflad, zapalił je, ustawił strategicznie przy lustrzanych ścianach i przyćmił lampy. Pokój wypełniło miękkie, nastrojowe światło. Chwilę później cicho zapukano do drzwi. Justin odebrał wino i kieliszki, a boyowi dał sto dolarów napiwku. Nalał wino do dwóch kieliszków, postawił je obok wanny, i lekko zastukał do drzwi sypialni. Heather się nie odezwała, więc uznał, że jest w łazience. Szybko się przebrał. Najchętniej wszedłby do basenu nago, ale nie zamierzał dziś uwodzić żony. Przyjdzie do niego sama, gdy będzie na to gotowa. Jednak dlaczego miałby nie wykorzystać wszystkich środków, jakie miał do dyspozycji? Był już w wannie, gdy Heather wróciła do salonu. Miała na sobie lawendowy szlafrok, jej złocistobrązowe
R
S
włosy lśniły w świetle świec. Spojrzała na niego z mieszaniną zazdrości i niepokoju. Justin uniósł kieliszek i wypił łyk. - Przyłączysz się do mnie? Heather przyglądała mu się. Wydawał się taki zrelaksowany. Pokusa była nieodparta, ale nie miała pewności, czy powinna sobie pozwolić na tak intymną bliskość. Po ostatniej nocy byłoby trudno powiedzieć mu jeszcze raz „nie". Para unosząca się z basenu kusiła ją. Heather nie mogła się oprzeć pragnieniu podzielenia z Justinem tak intymnych chwil. - Nie wejdę do wanny nago - oświadczyła na wypadek, gdyby tego właśnie się spodziewał. - Kochanie, ja też nie jestem rozebrany - odparł Justin. Chociaż bardzo tego żałuję, dodał w duchu. Uśmiechnął się, ukazując dołeczek w policzku. - No, chodź.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
R
S
Gdy Heather popatrzyła na niego, pokusa i rozsądek stoczyły w niej ciężką walkę i pokusa w końcu zwyciężyła. - Dobrze. Zaraz wracam. - Pobiegła do sypialni, przebrała się w kostium kąpielowy i wróciła, wdzięczna Justinowi za to, że już wcześniej przygasił światła. Bała się, że inaczej zobaczyłby rozstępy na jej brzuchu, oczywiste świadectwo niedawnej ciąży. - Och, jak dobrze - westchnęła, gdy weszła do basenu i oparła się wygodnie o ściankę. - Widzisz, co byś straciła? - droczył się z nią, podczas gdy jego spojrzenie przesuwało się od jej ramion : w dół, tam, gdzie woda skrywała bikini. Wydawała się ; naga, mimo że miała na sobie kostium. Heather spojrzała na męża i uderzyła ją myśl, jak bardzo go jej brakowało. - Mmm, to prawda. - Sięgnęła po kieliszek z winem i zauważyła leżącą obok różę. - Och, Justin. - Pamiętasz, jak się poznaliśmy? Zawsze pachniałaś różami. Uwielbiałem być przy tobie. - Tyle tylko pamiętasz z czasów, gdy się poznaliśmy? - zażartowała. Uśmiechnął się figlarnie.
R
S
- Nie tylko. Pamiętam też, jak bardzo chciałem cię zabrać do łóżka. - I szybko ci to poszło - powiedziała, mocno zarumieniona. - Ja od razu wiedziałem, że musisz być moja. Ty zrozumiałaś to dopiero trochę później. Dotknął jej nogi palcami stopy, a potem powoli przesunął je na łydkę. Od tego nagłego kontaktu serce Heather zatłukło się w piersi. - Tak, ale ty mi to szybko uświadomiłeś. Nie miałam żadnej szansy, żeby ci się oprzeć, prawda? - spytała, nie spodziewając się właściwie odpowiedzi. - Jesteś wszystkim, czego w życiu pragnąłem - szepnął Justin. - Chodź do mnie - poprosił miękko. - Nie wiem, czy to dobry pomysł. - Heather rozumiała, że ma kłopoty. Głęboko w jej ciele rozgorzał płomień. Justin przesunął stopę na jej udo. Poczuła, jak płomień przemienia się w ogień, cała płonęła pożądaniem. Justin przysunął się jeszcze odrobinę bliżej. - Nie zrobię nic, na co jeszcze nie jesteś gotowa. Obiecuję. I znów wypowiedział to słowo. Od chwili gdy wrócił do jej życia, złożył jej już tyle obietnic, ale trzeba przyznać, że wszystkich do tej pory dotrzymał. Problem polegał na tym, że nie była pewna, czy sama chce dotrzymać obietnicy, jaką sobie złożyła, by za wcześnie nie podejmować fizycznego współżycia. Jednak mimo tych obiekcji przyłapała się na tym, że przysuwa się do niego. Justin chwycił ją w pasie i usadowił okrakiem na swoich kolanach.
R
S
- Tak mi dobrze, gdy trzymam cię w ramionach szepnął, pochylił się i dotknął ustami jej ust. - I gdy cię całuję. Heather zarzuciła mu ręce na szyję i poddała się jego długiemu, wilgotnemu, zmysłowemu pocałunkowi. Jego ręce zawędrowały pod stanik. Jęknęła z rozkoszy. Przez głowę przeleciała jej myśl, czy to rozsądnie oddać mu swoje ciało, skoro on nie obiecał oddać jej swojego serca. Justin, widząc jej wahanie, zaczął ją całować w tym tak wrażliwym miejscu. Ale ona chciała więcej, o wiele więcej. Kochała go. Teraz już o tym wiedziała. I pragnęła go. Bez namysłu zdarła z siebie stanik i odrzuciła go na bok. - Jesteś pewna? - spytał Justin, nie chcąc, by potem tego żałowała. Marzył o tym, by się z nią kochać, ale nie za cenę utracenia jej. - Jestem pewna - szepnęła. - Tak bardzo za tym tęskniłam. Następnego dnia rano, budząc się, Justin stwierdził, że jest w łóżku sam. Poderwał się, przejechał palcami przez włosy, nasłuchując, czy Heather jest gdzieś w pobliżu. Jej nieobecność w łóżku mogła świadczyć o tym, że chociaż dała mu fizyczną rozkosz, o wiele trudniej będzie zasłużyć sobie na jej zaufanie. Poczuł zarazem rozczarowanie i złość. Wstał, wciągnął dżinsy, do których kupna go namówiła, i poszedł jej poszukać. Heather siedziała na sofie, tyłem do drzwi, sztywno wyprostowana. Podszedł bliżej i położył jej rękę na ramieniu.
R
S
- Dzień dobry - szepnął, pochylił się i musnął ustami jej kark. - Dzień dobry. Zesztywniała jeszcze bardziej, gdy jego usta dotknęły wrażliwego miejsca za uchem. Justin zmarszczył brwi. Do diabła, co się wydarzyło między wczorajszym wieczorem a dzisiejszym rankiem? Obszedł sofę i stanął przed Heather. Uniosła głowę, rzuciła mu krótkie, obojętne spojrzenie i wróciła do czytania gazety. Sfrustrowany, wsadził ręce do kieszeni. - No, dobrze. Porozmawiajmy o tym. - O czym? - spytała, nie odrywając wzroku od gazety. - Na początek o twoim zniknięciu z łóżka. Uniosła głowę, ale unikała jego wzroku. Nie odezwała się, a jego frustracja zaczęła przechodzić w złość. - Dlaczego nie zostałaś ze mną w łóżku?! - wykrzyknął, wiedząc, że nie powinien na nią krzyczeć, ale w tej chwili nic go to nie obchodziło. - Na ogół nie lubisz wstawać wcześnie, a teraz jesteś już nawet ubrana. Muszę więc przyjąć, że mnie unikasz. Heather przygryzła usta. - Ja… eee... nie chciałam, żebyś odniósł mylne wrażenie. - O co dokładnie się martwisz? - wysyczał przez zaciśnięte zęby. - Że dobrze ci było kochać się ze mną? Czy też o to, że wtedy nie żałowałaś tego, ale teraz żałujesz? Heather zerwała się na równe nogi. - Nie o to mi chodzi! - W jej oczach płonął ogień.
R
S
Justina ogarnął lęk. Nie mógł sobie wyobrazić życia bez Heather. - Więc co próbujesz mi powiedzieć? Heather odwróciła się i podeszła do okna. - To niczego nie zmieniło. - Co takiego? - Poczuł ucisk w żołądku. Stanęła twarzą do niego, z determinacją spojrzała mu prosto w oczy. - Nie zrozum mnie źle. Pragnęłam tego tak samo jak ty. - Na jej policzki wypłynął szkarłatny rumieniec. Justin chyba już wiedział, do czego Heather zmierza, ale chciał, by wypowiedziała to na głos. - Miło mi to słyszeć. - Cieszył się, że to przyznała, ale nadal był wściekły. - Po prostu nie chcę, byś uważał, że między nami wszystko już jest dobrze i wróciliśmy do stanu sprzed rozstania. Z wściekłą miną ruszył do niej. - Mylisz się, Heather. Bardzo się mylisz. Ta noc zmieniła wszystko. - Zanim zdążyła się uchylić, chwycił ją za ramiona, przyciągnął do siebie i szarpnął jej głowę do góry tak, żeby móc jej patrzeć w oczy. - Źle postąpiłem przedtem, pozwalając ci odejść. Ale to się już nie powtórzy. Dzwonek telefonu wybawił Heather od konieczności odpowiedzenia Justinowi. Niechętnie ją puścił, podszedł do aparatu i chwycił słuchawkę. Heather przyglądała mu się, gdy rozmawiał. Był tylko w spodniach i widok jego prawie nagiego ciała wzbudził w niej dreszcz pożądania. Wreszcie odłożył słuchawkę i odwrócił się do Heather. Natychmiast zauważyła, że dostał złą wiadomość.
R
S
- Co się stało? - spytała. - Dzwoniła Miranda - wyjaśnił. Ze zmartwienia na jego twarzy pojawiły się zmarszczki. - Jej brat, Ryan, jest w szpitalu. - To coś poważnego? - Chyba serce. Heather zapomniała o ich własnych sprawach i objęła Justina, chcąc go pocieszyć. Chociaż dopiero tak niedawno poznał Fortune'ow, ta wiadomość bardzo go zaniepokoiła. Choroba Ryana stanowiła zagrożenie dla jego dopiero co odzyskanej rodziny. Gdy się kąpał, Heather zadzwoniła do matki. Ledwo miała czas ją powiadomić o rozwoju spraw, a już usłyszała, że Justin wyłącza prysznic. Zakończyła szybko rozmowę. Oszustwo zaczynało pobierać od niej haracz. Nie wiedziała, jak długo jeszcze da radę zwodzić męża. Chociaż bardzo pragnęła powiedzieć mu o Timmym, nie czuła, by już uporali się ze wszystkimi problemami, które spowodowały rozstanie. A to, że się w nocy kochali, nic nie zmieniło. Tyle tylko, że uświadomiła sobie, jak bardzo pragnie, by Justin był z nią. Chciała z nim porozmawiać, dowiedzieć się, co naprawdę czuł, gdy stracili dziecko, ale teraz potrzebowała go jego nowa rodzina. Albo raczej, poprawiła się, to on potrzebował kontaktu z nimi. Wybierał się do szpitala, więc postanowiła własne sprawy odłożyć na później. Zauważyła zmiany, jakie zaszły w jej mężu. Teraz odnosił się do niej zupełnie inaczej niż dawniej, poza tym zaczął akceptować Fortune'ow jako część swojego życia. Iskierka nadziei w jej sercu rozpalała się coraz mocniej.
Gdyby potrafili otworzyć nawzajem przed sobą serce, może ich małżeństwo miałoby jeszcze szansę. I może, ale tylko może, ta noc rzeczywiście stanowiła początek drogi we właściwym kierunku.
R
S
Wieczorem, po kolacji, poszli się przejść. Na River Walk usiedli na ławce. Rozmawiali o jej pracy w szkole i o tym, co oznaczał dla nich miniony rok. A potem Justin zadziwił ją, mówiąc: - Tak bardzo żałuję, że wszystko nie potoczyło się inaczej. - Spojrzał gdzieś w bok, jego wzrok zatrzymał się na młodej rodzinie przechodzącej przed nimi. Ojciec prowadził wózek z niemowlęciem, żona trzymała za rączkę dziewczynkę, która mogła mieć cztery latka. - Zastanawiam się czasami, jak wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy nie stracili dziecka. - Ja też. Tak bardzo go pragnęłam. Było częścią mnie, częścią nas obojga. Gdy poroniłam, wydawało mi się, że sama ponoszę za to winę. Justin wziął ją za rękę i delikatnie pogłaskał. - Heather, to nie była twoja wina. Przecież lekarz powiedział, że poronienie czasami się zdarza samoistnie i nie mogłaś nic zrobić, by temu zapobiec. W oczach Heather zalśniły łzy. Justin pobladł. Heather myśli, że on ją obwinia o utratę dziecka! Grymas bólu wykrzywił mu twarz. Wtedy nie był w stanie zdobyć się na rozmowę o ich tragedii, a ona wytłumaczyła to sobie właśnie w ten sposób. - Kochanie, wierz mi, nigdy cię o to nie obwiniałem. Nawet przez jedną sekundę - wyszeptał. - Po prostu nie
R
S
wiedziałem, co ci powiedzieć, żebyś poczuła się lepiej. Chciałem cię pocieszyć, ale wydawało mi się, że mnie odpychasz. I nie potrafiłem nic zrobić, żeby cię przed tym powstrzymać. - Och, Justin... - Wzięła go za rękę, a on objął jej rękę swoimi dłońmi. - Przykro mi. Żałuję, że wtedy nie byłem w stanie z tobą rozmawiać. Po prostu nie mogłem się do tego zmusić. To wyznanie ją oszołomiło. - Dlaczego odszedłeś? - spytała, patrząc mu z bólem w oczy. - Myślałam, że mnie kochasz. - Wiesz, że tak jest. - Ale nigdy mi tego nie powiedziałeś. Ugiął się pod ciężarem tego oskarżenia, bo było prawdziwe. Nie mógł temu zaprzeczyć. On nie przykładał wagi do słów. Nigdy w życiu nie miał nikogo, w czyje słowa mógłby uwierzyć. Tak więc zamiast mówić, pokazywał Heather na wszystkie możliwe sposoby, jak bardzo mu na niej zależy. Opiekował się nią. Był jej wierny. Od czasu do czasu przynosił jej kwiaty. I zawsze był u jej boku, gdy chorowała. Zrobił wszystko, co mógł, by dać jej poznać, jak bardzo jest dla niego ważna. Jednak mówić o tym nie potrafił. Gdy tylko próbował, gardło mu się zaciskało. Nie może jej stracić po raz drugi tylko dlatego, że nie jest zdolny do mówienia o uczuciach. Wziął spazmatyczny oddech i zmusił się do wyznań. - Kiedy dorastałem, mówiono mi tylko jedno: że jestem źródłem kłopotów albo że stoję komuś na drodze, albo że odeślą mnie z powrotem do Opiekuna społecznego - zaczął. - W dzieciństwie szaleńczo marzyłem, że
R
S
ktoś mnie zaadoptuje, zabierze do swojego domu i będzie mnie kochał. Ale to nigdy się nie zdarzyło. - Nawet trudno mi to sobie wyobrazić... - szepnęła Heather. - Bardzo się starałem. Robiłem wszystko, co mi kazano. Nie rozrzucałem po pokoju ubrań. Sprzątałem po sobie. - Pokiwał głową i roześmiał się krótkim, niewesołym śmiechem. - Nauczyłem się tego, bo lekcja była bolesna. Kiedyś zostawiłem szkolne książki na łóżku, zamiast pod nim. - I za to cię ukarano? - spytała zdumiona, że ludzie mogą być tak okrutni. - Na całe godziny zamknęli mnie w szafie, a potem wysłali do łóżka bez kolacji. - Justin zamilkł i wbił wzrok w przestrzeń. Po chwili znów zaczął mówić: Wierz mi, potem już nigdy nawet nie rozpakowywałem swoich rzeczy. Kiedy przenoszono mnie do innej rodziny, wszystko trzymałem w torbie. To wyjaśniało jego przesadną reakcję, gdy kiedyś go poprosiła, żeby podniósł jakąś rzecz, która spadła na podłogę. - Tak mi przykro - szepnęła. Widział, że mu współczuje, w jej wzroku malowała się czułość. - Nie chcę, żebyś mi współczuła - powiedział trochę ostrzejszym tonem. - Chcę, żebyś zrozumiała, kim jestem i skąd pochodzę. Nigdy nie było mi łatwo rozmawiać i, mówiąc szczerze, nadal nie jest, ale bardzo się staram. - Po chwili wahania kontynuował: - W ciągu tych ostatnich miesięcy bardzo wiele się wydarzyło i zaczynam ro-
R
S
zumieć, jak ważna jest rodzina. Kiedy poznałem swoją matkę i resztę Fortune'ów i zobaczyłem, jak oni wszyscy wzajemnie się kochają, zapragnąłem mieć to samo. Nie mogłem myśleć o niczym innym, jak tylko o tobie i o tym, jak bardzo cię potrzebuję. - Och, skarbie, ja też cię potrzebuję. Bardzo. - Głos jej się załamał, przełknęła ślinę, by odzyskać choć trochę kontroli nad wzburzonymi emocjami. - Ale wtedy miałam wrażenie, że mnie odpychasz od siebie. Już utrata dziecka była taka bolesna, a kiedy jeszcze ty mnie wyrzuciłeś ze swojego życia... - Czułem, że się ode mnie odsuwasz, i to mnie niszczyło. Mój świat się rozpadał. Nauczyłem się kontrolować wszystko wokół siebie, ale byłem bezradny wobec tego, co działo się między nami. Heather westchnęła i odwróciła od niego wzrok. - Ta twoja kontrola mnie męczyła - powiedziała spokojnie. Znów na niego spojrzała. - Och, nie od początku - dodała szybko, gdy zobaczyła, jak zaciskają mu się usta. - Przedtem nikt nigdy tak się mną nie opiekował, więc gdy się pobraliśmy, pozwoliłam ci podejmować wszystkie decyzje. Ale po jakimś czasie zaczęło mi to przeszkadzać. Wydawało mi się, że im bardziej chcę okazać się silna, tym mocniej to zwalczasz. - A teraz? - spytał. Zawahała się. Spojrzała mu głęboko w oczy, pragnąc, by uświadomił sobie, że się zmieniła. - Justin, ja już nie potrzebuję niczyjej opieki. Musisz zrozumieć, że przez ten rok dojrzałam, dowiedziałam się, że jestem silniejsza, niż mi się przedtem wydawało.
R
S
- A ja uniemożliwiałem ci poznanie samej siebie. Lekko skinęła głową. - Kiedy mnie poprosiłeś, żebym tu z tobą przyjechała, bałam się, że może nie potrafimy uporać się z naszymi problemami właśnie z powodu twojej potrzeby kontrolowania wszystkiego i wszystkich. - W jej oczach zaszkliły się łzy. - Ale teraz widzę, że dokładasz wysiłków, by się zmienić. Ten Justin, którego znałam, nigdy by nie zachował się w ten sposób. On by zażądał zamiast prosić. - Niech ci się nie wydaje, że tego nie chciałem powiedział. - Robię postępy, ale trudno zwalczyć stare nawyki. - Znów milczał chwilę. - Kochanie, po tym, jak cię utraciłem, zrozumiałem, że jeśli nadal będę kontrolować swoje uczucia, cena, jaką musiałbym za to zapłacić, byłaby bardzo wysoka. - Pokręcił głową. - Wtedy mówiłem sobie, że potrzebujesz trochę przestrzeni, i jeśli ci ją dam, wszystko między nami się naprawi. Byłem zdruzgotany, kiedy zażądałaś separacji. Heather ciężko westchnęła. - Nigdy nie chciałam, żebyś odszedł. Teraz myślę, że próbowałam cię zaszokować. Chyba wydawało mi się, że jeśli zażądam separacji, zaczniesz wreszcie ze mną rozmawiać, w jakiś sposób zrozumiesz, co ja czuję, i pomożesz mi uporać się z bólem. Ale się myliłam. Nie rozmawiałam z tobą, nie powiedziałam ci, co przeżywam. Chyba liczyłam na to, że sam to wiesz. - Z jej oczu popłynęły łzy. - Kiedy miałam kilkanaście lat i ojciec nas opuścił, czułam się odrzucona. - Skuliła się. - Chyba nigdy się z tym nie pogodziłam. A gdy zgodziłeś się na separację, zobaczyłam, że ty też mnie odrzucasz.
R
S
Justin dotknął jej policzka, palcem starł łzy. - Proszę, nie płacz. - Uświadamiając sobie, gdzie są, i nie chcąc wywoływać scen, dodał: - Kochanie, chodźmy stąd. - Sam wstał, jej też pomógł się podnieść i, trzymając się za ręce, wrócili do hotelu. Kiedy weszli do apartamentu, Justin wziął Heather na ręce, zaniósł do sypialni i razem z nią położył się na łóżku. Mocno ją przytulił i z głębokim westchnieniem pocałował w czoło. - Heather, tak mi przykro... Żałuję, że nie umiałem postępować lepiej. Ale teraz będę się naprawdę z całej siły starał bardziej okazywać ci moje uczucia. - Oboje popełniliśmy mnóstwo błędów - powiedziała, odgarniając mu włosy z czoła. Dotknął ustami jej ust, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Pocałunek trwał tak długo, że w końcu musieli się rozłączyć, by złapać oddech. - Heather, kocham cię - szepnął. Wyciągnął jej bluzkę ze spodni i znów pocałował. Potem spojrzał w jej piękne zielone oczy. - Zawsze cię kochałem. Heather uśmiechnęła się uwodzicielsko. - Postarajmy się o dziecko - szepnął z lubieżnym błyskiem w oczach.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
R
S
Heather położyła Justinowi palec na ustach, każąc mu zamilknąć. Serce tłukło jej się w piersi jak oszalałe. - Justin, kochaj mnie. Kochaj mnie tak, jak dawniej. - Spróbuj mi tego zabronić- szepnął głosem ochrypłym z pożądania. Już zdążył rozpiąć jej bluzkę i teraz zdzierał ją z jej ramion. Heather pomogła mu i została tylko w staniku i dżinsach. - Masz za dużo ubrania na sobie - poskarżyła się z zalotnym uśmiechem. - Zaraz temu zaradzimy. - Uniósł się, zdjął koszulę, rozpinając jednocześnie jej stanik i odrzucając go na podłogę. Wreszcie skóra dotykała skóry. Potem przywarł do jej ust i całował długo, namiętnie. - Justin, proszę, weź mnie teraz - błagała, zagubiona w miłosnej ekstazie. Jego opanowanie prysło. Zacisnął ramiona wokół niej, dopasowując ją do siebie, i wybuchnął. Chwilę później zsunął się na posłanie. Leżał z policzkiem na jej piersi, a ona westchnęła z zadowoleniem. Ale wkrótce dopadła ją rzeczywistość. „Postarajmy się o dziecko". Te słowa dźwięczały jej w głowie, kpiły z niej. Pomyślała, że może teraz jest najlepsza pora, by powiedzieć
S
mu o Timmym. Będzie taki szczęśliwy, gdy się dowie, że ma syna. Już otwierała usta, ale jeszcze się zawahała. Lepiej poczekać do rana. To tylko kilka godzin dłużej. Jednak, z drugiej strony, najlepiej byłoby powiedzieć mu właśnie teraz, gdy leżą objęci, nasyceni sobą. Zdecydowała się. - Justin? - szepnęła cichutko. Przesunęła palcem po jego plecach. - Justin? - Ale on się nie poruszył. Heather słyszała jego równy oddech i uświadomiła sobie, że zasnął. A więc dowie się zaraz po obudzeniu, powiedziała sobie. Tak bardzo chciała podzielić się z nim wiadomością o istnieniu ich syna! Ale może zaczekać do rana. Teraz mieli przed sobą całą przyszłość.
R
Justin powoli otworzył oczy, zamrugał, dostosowując wzrok do światła dnia. Z podziwem spojrzał na swoją cudowną, pogrążoną we śnie żonę. Leżała na plecach, z rękami pod głową. Kołdra ledwo przykrywała różowe sutki. Znów go kusiło, by skorzystać z tego, że jest z nią w łóżku. Nie mógł nawet sobie wyobrazić, by kiedykolwiek nadeszła taka chwila, kiedy jej bliskość nie przejmowałaby go szczęściem. Była jego życiem, sensem jego istnienia. Serce topniało mu z miłości. Przysunął się bliżej, delikatnie ściągnął kołdrę niżej i przygarnął Heather do siebie. Odwróciła się do niego, gdy zaczął ją całować po brzuchu. Zastygł -w takiej pozycji, delikatnie głaszcząc miękką, gładką skórę. Była rozkoszna. I należała do niego.
R
S
Uniósł się lekko na łokciu i zaczął lizać jej brzuch. Nie mógł się powstrzymać. Nigdy nie będzie miał jej dosyć. I wtedy to zobaczył. Dwa cieniutkie białe ślady, długości jakichś trzech centymetrów, zarysowane koło biodra. Zdumiony, przebiegł wzrokiem do kępki miękkich loczków między udami, a potem na lewo. Jeszcze dwa, i kolejny, u zbiegu ud. Marszcząc brwi, przejechał palcem po jednym z nich. Rozstępy. Skąd, do diabła, się wzięły? Zaczął się zastanawiać. Heather nigdy nie była gruba, czyli nie mogła ich dostać od nagłego schudnięcia. Więc co się stało? Poroniła w trzecim miesiącu, więc na pewno nie zostały po tamtej ciąży. - Heather... - szepnął. Uniósł się tak, by widzieć jej twarz. - Mm? Co? - mruknęła. - Kochanie, obudź się. - Pocałował ją w usta. Spojrzała na niego i na jej wargach wykwitł seksowny uśmiech, od którego Justinowi serce wywinęło koziołka. - Nie myśl, że narzekam, bo i tak masz piękne ciało... - zaczął. - Ale skąd to się wzięło? - Co takiego? - spytała, czując, jak Justin delikatnie przesuwa palcem po skórze koło biodra. - Te znaki. Wyglądają jak rozstępy. Milczała i tylko na niego patrzyła. Ale Justin zobaczył gorący rumieniec wypływający na jej policzki i wyraz winy w oczach. Usiadł, zastanawiając się nad tym, co widzi.
R
S
- To rozstępy, prawda? Uświadamiając sobie, że nie zdoła się już wyplątać z sieci swoich kłamstw, Heather w milczeniu skinęła głową. - Skąd je masz? Zesztywniała i popatrzyła w bok. Jej reakcja przeraziła go. Z jakimś nieprzyjemnym uczuciem w żołądku naciągnął na nią kołdrę. - Justin, przede wszystkim musisz uwierzyć, że miałam zamiar ci o tym powiedzieć. - O czym? - Nadal nie bardzo rozumiał, co się właściwie dzieje. Wiedział tylko, sądząc po jej spanikowanej minie, że to nic dobrego. Zasłoniła usta ręką, z oczu popłynęły jej łzy. - Proszę. Nie znienawidź mnie. - Usiadła i, łapiąc spazmatycznie oddech, zaczęła się kołysać w przód i w tył, oczy miała wbite w kołdrę. „Nie znienawidź mnie"? Justinowi wprost odebrało mowę. Chciał przyciągnąć Heather do siebie, ale się odsunęła. - Kochanie, nie denerwuj się tak. Co się stało? Wciągnął głęboko powietrze, usiłując zachować spokój, gdy uniosła na niego załzawione oczy. - Masz syna. Dałam mu na imię Timmy. - Co takiego? - Wiem, że powinnam była powiedzieć ci o tym wcześniej! - krzyknęła - ale chciałam dać nam szansę. Chciałam tego samego, co ty, chciałam naprawić nasze małżeństwo! Justin wyskoczył z łóżka i stanął obok, wpatrując się w żonę.
R
S
- Zaczekaj... O czym ty w ogóle mówisz? - Jego ton zmienił się, stał się zimny. - Gdy mnie rzuciłeś, byłam w ciąży. Miejsce szoku i niedowierzania szybko zajął gniew. - W ciąży! Wciągając spodnie, powtarzał te słowa, jakby nie rozumiał ich znaczenia. Jednak wyraz jego oczu powiedział Heather, że bardzo dobrze je rozumie. - Tak. Miałam ci o tym powiedzieć - mówiła szybko - no, wiesz... od razu. Ale ty przez cały ten rok nawet do mnie nie zadzwoniłeś, tak jakbym wcale nie istniała. Pomyślałam sobie, że jeżeli ja cię nic nie obchodzę, to nasze dziecko też nie będzie cię obchodziło - tłumaczyła. - Zresztą już w ciągu tamtych ostatnich miesięcy, zanim odszedłeś, właściwie prawie się nie widywaliśmy ani nie rozmawialiśmy. Skąd miałam wiedzieć, czy jeszcze coś dla ciebie znaczę? Justin patrzył na nią wściekłym wzrokiem. - Ale to cię nie powstrzymało od spania ze mną w ten ostatni weekend, kiedy jeszcze mieszkaliśmy razem przypomniał jej oskarżającym tonem. - Próbowałam uratować nasze małżeństwo! Justin przygwoździł ją brutalnym spojrzeniem. - Nie mówiąc mi o moim synu? - Zacisnął pięści, oszołomiony jej oszustwem. - Przyznaję, że nie jestem ekspertem od miłości, ale chyba jednak przesadziłaś, kochanie. - Cierpiałam i byłam sama... - Jeszcze raz próbowała mu to wytłumaczyć. - No, tak. Wiesz co? Nie jesteś jedyną osobą, która cierpi. - Wymierzył w nią palec. - Ja też cierpiałem po
R
S
stracie dziecka. Czy chociaż raz przyszło ci to do głowy? A może myślałaś, że nie mam w ogóle serca i nic mnie to nie obeszło? - Spłynął na niego taki ból, że aż się ugiął. Fakt, że jej zdaniem był niezdolny do takich uczuć, bolał bardziej niż jej kłamstwa. A teraz jeszcze to! Jak ona w ogóle mogła myśleć, że nie zależało mu na tym, by się dowiedzieć o narodzinach syna! Heather patrzyła na niego z wyrazem przerażenia na twarzy. - Gdzie on jest? - spytał. - On... z moją matką. Jest z mamą w naszym domu. „W naszym domu". Te słowa spłynęły tak łatwo z jej ust. Justin poczuł się chory. Wyprostował się, podpierając o ścianę. - Heather, dlaczego? Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Byłem w domu z tobą... - Zamilkł, przypominając sobie, jak niechętnie pozwoliła mu wejść. - On tam był? Mój syn był w domu wtedy, gdy przyszedłem po ciebie?! - Justin już niemal krzyczał. Ale nie przejmował się tym. Musiał poznać prawdę. - Kiedy przyszedłeś za pierwszym razem, był u mamy. - Nie rozumiem, jak mogłaś mi to zrobić. - Rozpacz rozdzierała mu serce. Wszystko, co mówiła, było kłamstwem. Patrzył, jak kurczowo zaciska prześcieradło, naciągając je pod brodę. - Justin... - Nie! - wykrzyknął. - Mam dość twoich kłamstw. Wszystko to - zamaszystym gestem objął pokój - miało być dla nas. Próbowałem odbudować między nami zaufanie, a ty przez ten cały czas mnie oszukiwałaś.
R
S
Heather trzęsła się, ale wstała z łóżka, owijając się prześcieradłem. - To wszystko działo się tak szybko... Ni stąd, ni zowąd wszedłeś z powrotem w moje życie i zabrałeś mnie tutaj... Chciałam powiedzieć ci o dziecku, ale bałam się twojego gniewu. - I słusznie, do cholery! Jestem zły! - Wiem. Masz do tego pełne prawo, ale wierz mi, po ostatniej nocy zamierzałam ci od razu rano wszystko powiedzieć. - Czyżby? - Tak! - Och, daj spokój. Raz już byłem na tyle głupi, by ci wierzyć, ale więcej nie popełnię takiego błędu. - Justin nagle przypomniał sobie jej wyjaśnienie, gdy tamtego dnia w szkole zobaczył smoczek. A dziś w nocy poprosiła go, by zgasił światło. Widocznie bała się, że zobaczy rozstępy. Kłamała cały czas, odezwał się jakiś głos w jego głowie. Robiła wszystko, co mogła, by trzymać mnie z daleka od mojego syna. Serce bolało go na myśl, że miała tyle okazji, by mu powiedzieć, a mimo to wybrała milczenie. Miała rok, żeby mi powiedzieć. - To prawda! - upierała się Heather. Spodziewała się, że będzie zły, ale również wierzyła w jego rozsądek i w to, że przyjmie jej argumenty, gdy wyjaśni mu, jak się z tym wszystkim czuła. Justin odwrócił się i porwał teczkę ze stolika. - Co robisz?
Przez chwilę bała się, że nie odpowie. Jednak po chwili wystudiowanym ruchem odwrócił się z powrotem do niej, a na twarzy malowała mu się pogarda. - Jadę do mojego syna. Proponuję, żebyś się szybko ubrała, jeżeli chcesz jechać ze mną.
R
S
Justin osłaniał się swoją złością jak tarczą, by bronić się przed miłością. Zdobył Heather z powrotem tylko po to, by natychmiast ją stracić. Teraz już nie mógł jej ufać, nie po tym, jak cały czas go oszukiwała. Nigdy by nie przypuszczał, że potrafi tak z zimną krwią trwać w kłamstwie. Poczęli razem dziecko, a ona mu o tym nie powiedziała. Rozmyślał o tym już od wielu godzin, ze zdenerwowania mięsień na policzku drgał mu z każdą chwilą mocniej. Obiecałeś, że nigdy już nie pozwolisz jej odejść. Ale teraz sytuacja jest inna, usprawiedliwiał się przed sobą. To ona do tego doprowadziła. Heather chciała, by wierzył, że on również jest częściowo odpowiedzialny za klęskę ich małżeństwa, ale on nie był winny niczemu i nie pozwoli jej zrzucać na siebie winy. W ten sposób działałby na jej korzyść. Był zły i upokorzony. A przecież myślał, że postępuje sprytnie, gdy wdarł się z powrotem w jej,życie i uznał, że jako jego żona wciąż do niego należy. Ze złością przekonywał się, że znowu nie ma kontroli nad tym, co się wokół niego dzieje. Za każdym razem, gdy już mu się wydawało, że czyni w tym kierunku postępy, życie wymierzało mu kopniaka. Ostatniej nocy przestał się pilnować, pozwolił Heather zbliżyć się do siebie, no i teraz za to płaci.
Heather poruszyła się w fotelu, niechcący dotknęła nogą jego nogi. Zaklął pod nosem. Opadły go wspomnienia ich miłosnej nocy, i znów usłyszał, jak wyznaje mu to, o czym nie miał pojęcia: „Masz syna. Ma na imię Timmy". Nie da jej nad sobą władzy, by mogła go znów ranić. Zaznał wiele złego od rodzin zastępczych, w których się wychowywał, ale nigdy by nie przypuszczał, że Heather też jest zdolna do zadawania mu bólu.
R
S
Heather wyskoczyła z samochodu, zanim jeszcze Justin zdążył zgasić silnik. Przed wyjazdem z San Antonio zadzwoniła do matki i zawiadomiła, że wracają. Kathryn zasypała ją pytaniami, ale mogła jej tylko przekazać najważniejsze fakty, bo Justin zaraz wszedł do pokoju. - Mamo? - zawołała. Kathryn, z Timmym w ramionach, wybiegła z kuchni na korytarz. - Witaj, kochanie - powiedziała serdecznie. - Timmy, spójrz, kto przyjechał. - Obejmując córkę, podała jej synka. Heather na pół z płaczem, na pół ze śmiechem przytuliła Timmy'ego. - Tak za tobą tęskniłam... - załkała. Timmy uśmiechnął się do niej, a ona wycałowała miękkie policzki. Potem odwróciła się do Justina i jej radość zgasła. Justin przyglądał się im z goryczą pomieszaną z furią. Wzięła głęboki oddech. - To Timmy, twój syn - powiedziała ostro, ale zaraz jej głos zmiękł, gdy mocniej przytuliła dziecko. - Timmy, to twój tato.
R
S
Justin wyciągnął ręce i Heather podała mu synka. Nie mając doświadczenia z dziećmi, nie był pewny, co robić, ale instynkt ojcowski zadziałał. Przytulił synka do piersi i podłożył mu rękę pod główkę. Serce mu topniało, ból troszeczkę zelżał. Chłopczyk miał ciemne włoski i niebieskie oczy Fortune'ow. Mój syn. Niezdolny do wymówienia choćby jednego słowa, Justin z zachwytem wpatrywał się w dziecko. Wreszcie Kathryn zaproponowała, by usiedli w bawialni. Patrząc na zięcia tulącego jej wnuka, pocieszająco objęła córkę. - Wszystko u was w porządku? - spytała Heather. - Oczywiście - zapewniła ją matka. - A co u ciebie? Podobało ci się San Antonio? - Było bardzo miło. - Heather chciała opowiedzieć coś więcej, ale Timmy zaczął marudzić. Szybko podeszła do Justina i gdy wyciągnęła ręce, bez ociągania oddał jej dziecko. - Był trochę kapryśny po południu. Nie wiem dlaczego. Właśnie szykowałam mu butelkę, gdy wróciliście - powiedziała Kathryn. - Zaraz po nią pójdę. - Nie, ja pójdę! - zawołała Heather i wyszła z pokoju tak szybko, że matka nie zdążyła się sprzeciwić. W bawialni zapadło ciężkie milczenie. Napotykając spojrzenie teściowej, Justin w zmieszaniu potarł brodę. - Kathryn, miło cię znów zobaczyć - powiedział, nie wiedząc, z jaką reakcją się spotka. Był pewny, że Heather wyjaśniła matce powód ich tak nagłego powrotu. Kathryn przyglądała mu się z zainteresowaniem.
R
S
- Dużo czasu minęło, prawda? Justin skinął głową, wiedząc, że nie jest to obojętna, okolicznościowa rozmówka. - Wierz mi, ona zamierzała ci powiedzieć. Często o tym rozmawiałyśmy. - A co ty o tym sądziłaś? - Zachęcałam ją, żeby ci powiedziała. - Jak mówisz, minęło dużo czasu. Cały rok. Więc na co czekała? - spytał ostro. Kathryn spojrzała mu w oczy. - A co ty byś zrobił, gdyby zadzwoniła i powiedziała ci, że jest w ciąży? - Cholernie dobrze wiesz, co bym zrobił! Natychmiast bym wrócił. Pokiwała głową. - No właśnie. Justin spiorunował ją wzrokiem, zły, że bierze nad nim górę. - O co ci chodzi? - Nie chciała, żebyś się czuł złapany w pułapkę i zmuszony do powrotu. Ona też ma swoją dumę. Też. Tak samo jak ty. Justin ugryzł się w język, bo do pokoju wróciła Heather. - No, skoro nie jestem tu teraz potrzebna, będę się zbierała do domu - oświadczyła Kathryn. - Mamo, nie musisz iść. - W głosie Heather dźwięczała prośba, ale matka udawała, że tego nie słyszy. - Muszę, naprawdę. - Wstała. - Pójdę tylko do sypialni po moje rzeczy. - Pomogę ci. - Justin wyszedł za nią. Po chwili wró-
R
S
cił z torbami teściowej i zaraz wyniósł je na dwór, podczas gdy Kathryn żegnała się z Heather. Kathryn szybko do niego dołączyła, już miała wsiąść do samochodu, ale jeszcze się zatrzymała. - Heather kilka razy dziennie dzwoniła do mnie z Teksasu, by spytać o dziecko - powiedziała, patrząc mu w oczy. - Odniosłam wrażenie, że między wami zaczyna się dobrze układać. - Zaczekała, czy Justin jej odpowie, ale gdy milczał, kontynuowała: - Przez te sześć lat, kiedy byliście ze sobą, ani razu nie mieszałam się w wasze życie, jednak dziś zrobię wyjątek od tej zasady. - Uścisnęła go za ramię. - Dobrze sobie przemyśl, co masz tam, w domu, i co możesz stracić. Gdy nadal milczał, wsiadła do samochodu i odjechała.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
R
S
Justin zabrał ze swojego samochodu bagaż. Jedną rzecz zawsze w Kathryn podziwiał: to, że nie wtrącała się w cudze sprawy. Aż do tej pory. I chociaż bardzo chciał się z nią posprzeczać, nie zrobił tego, bo nie wiedziałby, co jej powiedzieć. Stracił ten czas, kiedy jego syn rósł w brzuchu Heather. Stracił cud jego narodzin. Chciał przy tym być, widzieć moment, kiedy dziecko przyszło na świat. Chciał dzielić tę wyjątkową chwilę z żoną. Zalała go nowa fala wściekłości. Wszedł do domu, rzucił walizki na podłogę w korytarzu. Heather wyszła do niego z bawialni. - Co robisz? - spytała, gdy zobaczyła, że obok jej walizki stoi również jego bagaż. - A jak ci się wydaje? Wprowadzam się. Przez sekundę miała szaloną nadzieję, że zmiękł i chce jej wybaczyć. Ale gdy zobaczyła jego wściekłą minę, zrozumiała, że się myli. - Nie możesz! - wykrzyknęła z irytacją. - Zapewniam cię, że mogę i właśnie to robię. - Odebrał jej Timmy'ego i przytulił do piersi. Dziecko spojrzało na tego, który teraz trzymał je w ramionach, i od tej chwili serce Justina zaczęło bić tylko dla synka.
R
S
- Nie możesz tak po prostu się tu wprowadzić - upierała się Heather. W głowie jej się wprost mieszało. Nie po dzisiejszym dniu! Nie możesz ze mną zamieszkać, skoro mnie nie kochasz! - krzyczała do niego bezgłośnie. - Moje nazwisko nadal figuruje na akcie własności, prawda? - warknął. Heather otworzyła usta, by się sprzeciwić, ale zaraz je zamknęła. Zupełnie jakby straciła całą energię. Justin zignorował drgnienie serca. Nie chciał jej pragnąć, sam się nienawidził za to, że nie potrafi opanować żądzy. Odwrócił się tyłem, żeby jej nie widzieć. - Chcę być przy moim synu. Chcę, żeby wiedział, kim jestem. - Jego syn nigdy nie będzie się zastanawiał, skąd pochodzi ani czy był kochany. Nie będzie rósł bez ojca. Nie będzie się poniewierał, tak jak on w dzieciństwie. Nadal z dzieckiem w ramionach, Justin wziął swoją walizkę i poszedł na tyły domu, do wolnego pokoju. Tam z głośnym hukiem rzucił walizkę na podłogę. Potrzebował całej siły woli, by nie skręcić w przeciwnym kierunku i nie pójść do sypialni, którą kiedyś dzielił z Heather. Teraz, gdy zeszłej nocy znów ją miał w swoim łóżku, było mu jeszcze trudniej zapomnieć miękkość jej skóry, smak jej ciała, radość, z jaką go w siebie przyjęła. Mimo że wszystko to trwało tak krótko, już zdążyła z powrotem wsączyć się w jego duszę. Przeklęta Heather! Wszystko zniszczyła. Heather wstrzymywała oddech. Na chwilę rozpaliła się w niej maleńka iskierka nadziei, że będą spać razem. Ale iskierka zgasła, gdy nie poświęcił nawet jednego spoj-
R
S
rżenia ich wspólnej sypialni. Poczuła się jak idiotka, pozwalając tak się rozbujać wyobraźni. Ogarnęła ją rozpacz. W końcu, jednak ją oszukał. Gdy zaczął się zachowywać bardziej otwarcie, nabrała nadziei, że się zmienił. Ale myliła się. Zmiana była powierzchowna. Jakże łatwo powrócił do starych zwyczajów i znów się przed nią zamknął. Już przedtem trudno jej było znieść to, że ją odrzucił. Zdołała się jednak pozbierać i nawet iść do przodu. Ale czy potrafi to zrobić jeszcze raz - teraz, gdy na chwilę uwierzyła, że czeka ich wspólne, szczęśliwe życie, a okazało się, że to tylko płonna nadzieja? - Gdy przyglądała się, jak Justin siada na łóżku i przemawia do Timmy'ego, poczuła w sobie pustkę. Nie miała już siły ani chęci walczyć ani o niego, ani o swoje małżeństwo. Przez resztę wieczoru właściwie nie rozmawiali. Spytała go tylko, co chce na kolację, a potem Justin powiedział, że zamierza pomóc przy kąpieli Timmy'ego. Mimo że ją rozczarował jako kochanek i życiowy partner, widziała, że naprawdę pragnie stać się prawdziwym ojcem dla swojego syna. W każdej chwili, gdy tylko Timmy nie spał, Justin albo trzymał go na rękach, albo bawił się z nim. Gdy wieczorem położyła dziecko spać, musiała niemal siłą wyprowadzić Justina z pokoju, bo inaczej Timmy by nie zasnął. W środku nocy coś nagle wyrwało ją z niespokojnego snu. Usiadła na łóżku. Przypomniały jej się wydarzenia poprzedniego dnia. Nie wiedziała, co ją obudziło, ale od
R
S
jakiegoś dziwnego uczucia przeszedł ją dreszcz. Włożyła szlafrok i poszła do Timmy'ego. Zdumiona, stanęła w progu. Justin już tu był, trzymał ich synka na rękach. - Co się stało? - spytała niespokojnie. - Jest chory? - W słabym świetle nocnej lampki zauważyła, że Justin też się niepokoi. - Nie wiem. - Justin poklepał Timmy'ego po pleckach, próbując uciszyć jego kwilenie. Heather wyciągnęła ręce po dziecko. Gdy Justin go jej podawał, Timmy zwymiotował na nich oboje, ale głównie na koszulę i spodnie Justina. - Och! - wykrzyknął. Heather chwyciła pieluszkę i zaczęła wycierać dziecko. Chcąc się jakoś włączyć, Justin wziął drugą pieluszkę i starał się oczyścić siebie i Heather, ale czuł, że właściwie tylko stoi jej na drodze. Zanim się zorientował, Heather już opanowała sytuację. Przebrała Timmy'ego i zabrała do swojego pokoju, gdzie sama też mogła się przebrać. Gdy potem spotkali się na korytarzu, Justin był blady ze zdenerwowania i lęku. - Co mu jest? Może trzeba wezwać lekarza? Albo jechać z nim do szpitala? - zarzucił Heather pytaniami. Czuł się bezradny i to go wyprowadzało z równowagi. Heather pokręciła głową. - Uspokój się. Nie ma gorączki, więc jeszcze trochę poczekamy. Może nie strawił kolacji. - Poszła do bawialni, Justin szedł krok w krok za nią. - Czy to możliwe?
R
S
- Oczywiście. - Ale dlaczego? Heather niecierpliwie wzruszyła ramionami. - Nie wiem. Może za dużo zjadł, a przecież ma malutki żołądek. - I co zamierzasz z tym zrobić? - spytał, siadając na kanapie. Nie mógł uwierzyć, że ona przyjmuje to tak obojętnie. Heather spojrzała na niego z irytacją. - Będę czuwała nad nim. Jeżeli do rana mu się nie poprawi, zawieziemy go do lekarza. Minuty przechodziły w godziny, wreszcie przyszedł ranek. Timmy przez cały czas marudził. Justin przyglądał się, jak Heather dogląda syna i w miarę możliwości starał się pomagać. Zauważył, jak zręcznie zajmuje się dzieckiem: obmywa je chłodną wodą, poi, poklepuje po pleckach. Justin nigdy nie miał do czynienia z małymi dziećmi i łatwość, z jaką radziła sobie Heather, jednocześnie go zdumiewała i wywoływała wielkie wrażenie. Ale mógł przynajmniej od czasu do czasu wyręczać ją w noszeniu Timmy'ego, gdy jej już mdlały ręce. Gdy wreszcie wzeszło słońce, dziecko zaczęło się uspokajać i Heather postanowiła przespać się razem z nim. Chociaż nie zaprosiła Justina do sypialni, poszedł za nią i, gdy się kładła, usiadł na krześle koło łóżka. Kilka minut później Heather i Timmy już spali. Serce Justina wypełniła czułość, było mu coraz trudniej zapamiętywać się w złości. Nadal nie uważał, że Heather postępowała słusznie, ale musiał sam sobie zadać pytanie, czy przypadkiem Kathryn nie miała racji. Mogło dojść
do tego, że dla zadośćuczynienia własnej dumie i złości straci i żonę, i synka. Skłamała, mówił sobie. I czy naprawdę by ci powiedziała, że masz syna, gdybyś do niej wtedy nie przyszedł? Chciał przebaczyć żonie, ale zbyt mocno go zawiodła. Była jedyną osobą na całym świecie, co do której miał pewność, że nigdy go w ten sposób nie zrani, i teraz nie znajdował w sobie dość odwagi, by znów zacząć jej ufać.
R
S
Wieczorem tego samego dnia Timmy był już zdrowy jak rybka i niepokój Justina zelżał. Następne dwa tygodnie spędził, radując się swoim ojcostwem. Był pewny, że dziecko go poznaje. Gdy leciutko dmuchał mu w twarz, Timmy gruchał i uśmiechał się, i chyba nawet odwracał w jego kierunku głowę, gdy słyszał jego głos. Uczył się, jak być ojcem, i zdumiewał się, ile starań wymaga taki malutki dzieciaczek. To trzeba było go nakarmić, to przewinąć, to bawić się z nim, i tak upływał cały dzień. Można było chwilę odetchnąć, gdy Timmy spał, ale nawet wtedy Justin był spięty, czekając, aż synek się obudzi, by znów mieć go w ramionach. Na myśl o żonie nadal bolało go serce. Stanowiła uosobienie pragnień mężczyzny, była piękną kobietą i cudowną matką. Justin zmagał się ze swoimi uczuciami, usiłował przejść do porządku nad tym, co zrobiła, zrozumieć jej pobudki. Pragnął, by znów stali się rodziną, chciał uczestniczyć w życiu swojego syna. Gdyby zdołał jakoś uporać się z bólem, jaki Heather mu zadała, oszukując go, mogliby zacząć wszystko od nowa. Ale rana była zbyt głęboka.
R
S
Nawet wiedząc, że ryzykuje wszystko, na czym najbardziej mu w życiu zależało, nie mógł znaleźć w sobie siły, by jej przebaczyć. Heather także zdawała sobie sprawę, że stosunki między nimi coraz bardziej się psują. Kiedy widziała, jak Justin bawi się z Timmym, który radośnie się uśmiecha i gaworzy do ojca, ogarniało ją bolesne uczucie pustki. Nie mogła tak dłużej żyć, bała się, że oszaleje, jeżeli w jakiś sposób nie przerwie tego napięcia. Któregoś dnia zadzwoniła Miranda. Heather usłyszała, jak po krótkiej rozmowie Justin obiecuje, że przyjedzie do Teksasu, i poczuła ulgę. Skoro nie układa im się, gdy są razem, z radością spędzi kilka dni tylko ze swoim synkiem. Ale kiedy obiecał Mirandzie, że przywiezie Timmy'ego, aż się w niej zagotowało ze złości. Gdy tylko odłożył słuchawkę, niemal,rzuciła się na niego. - Powiedziałeś swojej matce, że przywieziesz Timmy'ego?! - krzyknęła. Stanęła naprzeciwko męża, piorunując go wzrokiem. - Tak - odparł krótko. - Dzięki tobie ma wnuka, którego nie zna. Obiecałem, że go ze sobą zabiorę. Na twarzy Heather pojawił się grymas wściekłości. Oto jej mąż znów podejmuje decyzje, które dotyczą już nie tylko jej, ale również Timmy'ego, nawet nie pytając jej o zdanie. - Powinieneś był najpierw mnie poprosić o zgodę. - Powinnaś mi była powiedzieć, że mam syna - odparował. Zaczerwieniła się, a on przesunął po niej wzrokiem,
S
pragnąc, by jego serce wreszcie wyleczyło się z bólu. Ale jak mógłby jej jeszcze raz zaufać? Heather zignorowała zaczepkę. - Po co Miranda dzwoniła? - Muszę podpisać pewne dokumenty - wyjaśnił. Razem ze swoją szwagierką, Mary Ellen, przygotowały oświadczenie, że jestem synem Mirandy i w związku z tym mam prawo do pewnej części majątku Fortune'ow. I przyjmij do wiadomości, że zabieram mojego syna do Teksasu, żeby poznał swoją babcię. Jeżeli chcesz, możesz z nami jechać - powiedział sztywno. Propozycja nie brzmiała szczerze. - Och, bardzo ci dziękuję. - Heather miała ochotę go zamordować. - I niech ci nawet nie przyjdzie do głowy, że nie pojadę za moim synem, gdziekolwiek go zabierzesz.
R
Zanim dotarli do hotelu w San Antonio, Justin zdążył zamówić dziecinne łóżeczko. Timmy był wykończony, więc Heather od razu ułożyła go do snu. Potem zostali sami. Ignorując obecność męża, Heather usiadła na brzegu łóżka i patrzyła na synka, śpiącego kamiennym snem po wyczerpującej podróży. Dziecko stało się niewinnym pionkiem w tej wojnie serc, co nie wydawało jej się sprawiedliwe. Trzeba z tym skończyć, a ona musi pogodzić się z faktem, że dziecko nie uleczy ich małżeństwa. Miała nadzieję, że dzięki Timmy'emu zbliżą się do siebie. Ale zamiast tego Justin wykorzystywał synka, a także to, że zachowała jego istnienie w tajemnicy, by
R
S
trzymać ją od siebie na odległość. Heather wiedziała, że to jej wina. Powinna była powiedzieć Justinowi, że spodziewa się dziecka od razu, gdy tylko zorientowała się, że jest w ciąży. Czy celowo wmówiła sobie, że utrzymywanie narodzin Timmy'ego w sekrecie jest najlepszą rzeczą, jaką może zrobić, i że w ten sposób nie będzie musiała już się widywać z mężem? Nie będzie musiała stawać twarzą w twarz ze swoimi lękami? „Nie wszyscy mężczyźni są tacy, jak twój ojciec". Prześladowały ją słowa matki, przypominając, że sama właściwie nigdy w pełni nie ufała Justinowi. Gdyby od początku mu zaufała, żadna z tych złych rzeczy by się nie wydarzyła. I nie opuściłby jej. Łatwo byłoby się poddać, nie walczyć o niego. Ale odejście to sposób tchórza. A poza tym, do cholery, ona go kocha! I nie należy do osób, które łatwo rezygnują z osiągnięcia swoich celów. Nie pozwoli mu odejść. Nie zamierza tak bez walki zrezygnować ze swojego małżeństwa. Spojrzała na zegarek. Do Mirandy mieli pójść dopiero następnego dnia po południu. Jak ona wytrzyma te wszystkie godziny sam na sam z Justinem? Zabrała się do układania planu. Zamęczy go swoją uprzejmością. Na razie w ogóle nie zwracał na nią uwagi. Pogrążył się w pracy, odrywał się od niej tylko wtedy, gdy jego syn się budził, i wtedy spędzał z nim cały czas. Heather zrobiła porządek w pokoju, zebrała rzeczy Timmy'ego, zaznaczając swoją obecność tak, by Justin nie mógł jej całkowicie ignorować.
R
S
Zastanawiała się też, co będzie w nocy, skoro mieli tylko jedno łóżko. Może właśnie tu zmniejszy choć trochę dystans, myślała, planując podstępny atak, gdy będzie spał obok niej. Ale kiedy powiedziała, że idzie spać, Justin oświadczył, że ma jeszcze pracę i położy się późno. W nocy obudziła się i spostrzegła, że Justin, podparty na łokciu, intensywnie się w nią wpatruje. Wydawało jej się, że w jego spojrzeniu widzi iskierkę czułości, i to dało jej nadzieję. Czyżby zaczął rozumieć, co może stracić? Ale kiedy rano otworzyła oczy, on już siedział przy biurku. Zamiast dżinsów i koszulki, które razem kupili, miał na sobie ciemny garnitur. Heather zobaczyła w tym kolejny znak, subtelny, ale wyraźny, że mąż coraz bardziej się od niej oddala. Kilka godzin przed wyjściem do Mirandy, nie mogąc już dłużej znieść jego milczenia, zebrała się na odwagę. - Chciałabym z tobą porozmawiać... - powiedziała. To nareszcie przyciągnęło jego uwagę. Spojrzał na Heather, ale w jego oczach widziała chłód i brak jakichkolwiek uczuć. - Miałeś rację. W milczeniu uniósł pytająco brwi. - Pokazując mi, że dziecko nie uratuje naszego małżeństwa - wyjaśniła, przełykając gulę, która blokowała jej gardło. Justin oparł się wygodnie w fotelu, ale ramiona miał sztywne, jakby zbierał siły na przyjęcie jej słów. - I co w związku z tym? - spytał. Nie zamierzał ustąpić ani na krok. Ale Heather chciała
R
S
o niego walczyć. Wierzyła, że jego miłość do niej jeszcze nie wygasła, lecz tylko została przysypana górą gniewu, bolesnych oskarżeń - i jej oszustwa. No, ale nie może za to płacić do końca życia. - Ja... ja nie chcę żyć w ten sposób. Cokolwiek czuliśmy do siebie... - zająknęła się i przycisnęła ręce do gardła, by zmusić je do wydania głosu. - Wiem, że to nadal istnieje, jeżeli tylko zechcesz dać nam szansę. - Nie sądzę, bym mógł ci jeszcze raz zaufać oświadczył sucho i znów pochylił się nad pracą. - Czy przynajmniej nie moglibyśmy o tym porozmawiać? - poprosiła urażona, że odpycha ją, wpada z powrotem w stare nawyki i odsuwa się od niej. - Zaledwie kilka dni temu próbowałeś się zmienić, nauczyć się komunikować ze mną. Milczenie. Nawet na nią nie spojrzał. - A więc dobrze. Powiedziałam ci, jak bardzo cię przepraszam. Źle postąpiłam, zachowując narodziny Timmy'ego w tajemnicy. Ale prawdą jest, że oboje źle postępowaliśmy. Jeżeli kiedykolwiek sądziłeś, że moglibyśmy razem mieć cudowne życie, teraz zastanów się nad tym jeszcze raz. Ja ciebie kocham. Chcę, byśmy byli razem. Chcę, byśmy tworzyli rodzinę. Czy sam nie tego właśnie również pragnąłeś? Kiedy nie odpowiedział, westchnęła i odeszła. Nie udało jej się uzyskać żadnego postępu. Czyżby okazała się głupia, nie ustając w próbach?
ROZDZIAŁ DWUNASTY
R
S
- Och, jakie śliczne maleństwo! - Miranda wyciągnęła ręce i Heather podała jej Timmy'ego. - Justin, ty i Heather obdarowaliście mnie najwspanialszym prezentem! Jeszcze jedno wnuczątko! - Mimo swojego eleganckiego wyglądu i manier Miranda wykrzykiwała „och" i „ach" jak każda rozkochana we wnuku babcia. - Wchodźcie, wchodźcie! - zawołała i wprowadziła ich do bawialni. - Co za absolutnie cudowny chłopczyk! - nie ustawała w zachwytach. Heather udało się uśmiechnąć, ale w sercu czuła ból. - Dziękuję. Justin na pewno ci powiedział, że nasz synek ma na imię Timmy. Miranda skinęła głową, rzucając szybkie spojrzenie na synową. Justin miał obojętną minę, w oczach malował mu się chłód. W pokoju zapanowało nieprzyjemne napięcie. Heather starała się podtrzymać rozmowę z Mirandą, ale Justin siedział naprzeciwko nich, prawie się nie odzywając. Po chwili Timmy zaczął kaprysić i Heather powiedziała, że powinni już wracać do hotelu. Miranda odprowadziła ich do drzwi, umówiła się z Justinem na czwartą. Po powrocie do hotelu Heather przewinęła Tim-
R
S
my'ego, a Justin przygotował mu mieszankę. Potem usiadł z dzieckiem na sofie i zaczął je karmić. Karmił swojego syna. Jego pierś nabrzmiała od dumy, gdy patrzył na dziecko, które trzymał w ramionach. W jakiś sposób ten maluszek ukradł mu serce, sprawił, że jego ból po tym, jak z Heather stracili pierwsze dziecko, zelżał. Od pierwszej chwili, gdy wziął swojego syna w ramiona, połączyła ich nierozerwalna więź. Justin czuł to głęboko w duszy. Wszystko, czego pragnął: żona, dziecko, dom, było w zasięgu jego ręki. Dlaczego więc nie może uporać się ze zdradą Heather? Dlaczego nie może po prostu przestać o tym myśleć? Podnosząc Timmy'ego, żeby mu się odbiło, uznał, że nie potrafi sobie odpowiedzieć na te pytania. Jego uczucia wobec Heather były skomplikowane. Kochał ją. Temu nie mógł zaprzeczyć. Ale jednocześnie zastanawiał się, czy miłość wystarczy, by stali się rodziną. Jeszcze raz stanął przed groźbą utracenia wszystkiego, na czym najbardziej mu w życiu zależało. - Niedługo wychodzę. Mam go położyć do łóżeczka? - spytał cicho, by nie obudzić Timmy'ego. Heather skinęła głową. Położył dziecko i odwrócił się do żony. Zamówić ci coś na lunch? Serce Heather zadrżało. To już jakiś początek. Przynajmniej Justin nie pragnie, by umarła z głodu. - Nie, dziękuję. Nie jestem głodna. Wsadził ręce do kieszeni, usłyszała dzwonienie kluczyków. - A więc chyba już pójdę.
R
S
- Ale zanim wyjdziesz... Zatrzymał się i puścił klamkę, którą już miał nacisnąć. - Tak? - Chciałam... chciałam z tobą porozmawiać. - Mów. Heather załamała ręce. - Bardzo się starałam powiedzieć ci, jak żałuję tego, co zrobiłam, ale ty w ogóle nie chcesz ze mną rozmawiać. A ja myślałam, że przynajmniej czegoś się nauczyliśmy na popełnionych w przeszłości błędach. - Natomiast ja myślałem, że mogę ci ufać. Zadrżała pod jego zimnym spojrzeniem. - Błagałam cię, żebyś mi wybaczył. Ale ty nie tylko nie potrafisz przebaczyć, lecz nawet nie chcesz ze mną o tym rozmawiać. Może więc byłoby lepiej, gdybyśmy się rozwiedli - powiedziała spokojnie. - Rozwiedli? - powtórzył, patrząc na nią przez zmrużone powieki. Heather skinęła głową. - Tak. Nie twierdzę, że tego chcę, ale nie zamierzam też płacić do śmierci za mój błąd. Justin otworzył drzwi i jeszcze odwrócił się do niej. Przez chwilę myślała, że coś powie, ale tylko na nią popatrzył, a potem wyszedł, zabierając ze sobą jej serce. Justin spotkał się z Mirandą w kancelarii prawniczej. Adwokat wyjaśnił szczegóły dokumentu i położył pióro na papierach. Miranda szybko podpisała, a potem podsunęła dokumenty synowi. Ten zawahał się.
R
S
- Wiesz, że tego nie potrzebuję - powiedział. Niezręcznie mu było rozmawiać z nią o pieniądzach. - Tak, to prawda. Doskonale sam sobie poradziłeś. Nie wiem, czy to ma dla ciebie jakieś znaczenie, ale jestem dumna z tego, jakim mężczyzną się stałeś. Jednak niezależnie od tego, czy potrzebujesz tych pieniędzy, czy nie, należą ci się z urodzenia. Jesteś członkiem rodziny Fortune'ów. Proszę, podpisz. Justin skinął głową i szybko spełnił jej prośbę. W pokoju zapadła cisza, prawnik sprawnie zbierał dokumenty. - Teraz już oficjalnie należysz do rodziny - powiedziała Miranda, gdy wyszedł. Rodzina. Tego zawsze pragnął: należeć do rodziny. Przed oczami stanęły mu postacie Heather i Timmy'ego. Potrząsnął głową, próbując odzyskać jasność myśli. Gdybyś zdołał uporać się z bólem i przebaczyć Heather - mówił sobie - razem z nią i Timmym moglibyście być prawdziwą rodziną. A więc zdecyduj się: chcesz jej przebaczyć, czy też cię na to nie stać, chociaż wiesz, że wtedy ich stracisz? W tym momencie Miranda czule poklepała go po ręce. - Justin, jestem taka szczęśliwa, że zgodziłeś się do mnie wrócić. Te serdeczne słowa otworzyły drzwi do jakiegoś mrocznego zakątka w jego sercu. Rozpostarł ramiona, a Miranda się w nie wsunęła. Uświadomił sobie, że jeszcze nigdy nie dopuścił tak blisko do siebie drugiego człowieka, oczywiście poza Heather. Zamknął oczy i pozwolił sobie zatonąć w jej czułych objęciach. Potem, nie zastanawiając się, co robi, przytulił ją mocniej, zostawił
R
S
przeszłość za sobą i z całego serca uznał Mirandę jako swoją matkę. I rodzinę Fortune'ów za swoją rodzinę. Podczas swoich wizyt w Teksasie nie mógł nie zauważyć, jak bardzo Fortune'owie są ze sobą związani i jak się o siebie nawzajem troszczą. Ponad wszystko cenili związki rodzinne, kochali się i wspierali w kłopotach. Rodzina. To słowo dźwięczało mu w głowie, biło na alarm. Jeśli będzie się kierował wyłącznie poczuciem dumy, w końcu straci dwoje najbliższych sobie ludzi: żonę i syna. Jeżeli pozwolisz Heather odejść, znów zostaniesz sam, mówił sobie. Przebaczył Mirandzie. W najgłębszej części duszy nie miał już do niej żalu o to, że porzuciła jego i Emmę. Czy Heather, kobieta, którą kochał, nie zasługiwała na takie samo przebaczenie? Nagle zrozumiał, że błędy popełnione przez niego też miały swój wpływ na jego stosunki z żoną. I że on również ponosi odpowiedzialność za klęskę ich małżeństwa. Gdyby po jej poronieniu od początku był z nią szczery, nigdy by nie doszło do separacji. Byłby przy Heather w chwili, gdy zorientowała się, że jest w ciąży. Z jaką radością by ją rozpieszczał podczas następnych miesięcy, kiedy najbardziej potrzebowała czułej troski! Próbowała ci powiedzieć. Ale ty nie chciałeś słuchać. Był winny tego, że nie słuchał, kiedy usiłowała mu się wytłumaczyć. Czuł się tak zraniony, że wybudował wokół serca mur chroniący przed kolejnym cierpieniem. I pozostawił Heather na zewnątrz tego muru.
R
S
A teraz za to zapłaci utratą żony, chyba że jakoś temu zaradzi, póki jeszcze jest czas. Wyprostował się i wysunął z objęć Mirandy. - Co się stało? - spytała. Spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem, myślami był już przy Heather. - Zostawiłem w hotelu coś bardzo ważnego - odpowiedział. Zostało tam moje serce - dodał w duchu. Muszę już iść. - Ale dlaczego to nie może poczekać? - Bo idę ratować swoje małżeństwo. Nie mógł się już doczekać, kiedy znajdzie się w ich apartamencie. Wreszcie odzyskał rozum i teraz nie potrafił zrozumieć, jak mógł być taki ślepy. Mało brakowało, a straciłby żonę i syna. - Heather! - zawołał w drzwiach, ale odpowiedziała mu cisza. Włoski na karku mu się zjeżyły, gdy uświadomił sobie, że nie ma ani Heather, ani dziecka. Rozejrzał się po pokoju i zauważył, że zniknęła torba z pieluszkami. Wpadł do sypialni. Przynajmniej rzeczy Heather zostały. Ale ze strachu aż go zemdliło. Do diabła, gdzie ona jest? Mówiła o rozwodzie. Może cię opuściła. Nie, nie zrobiłaby tego. Ale właściwie, dlaczego nie? - Boże - powiedział na głos. - Kocham ją. - Jakim on był głupcem, że tak się zapamiętał w swoim gniewie i bólu! Co ma teraz zrobić? I gdzie ona poszła? Nie wzięła swo-
R
S
ich rzeczy, więc może nie odeszła daleko. Oczywiście mogła być tak wzburzona, że nie pomyślała o zabraniu ubrań. W głowie miał zamęt. Chciał biec jej szukać, ale gdzie? Jeżeli rzeczywiście odeszła, jest już w drodze do domu. Nie pozostało mu nic innego, jak tylko siedzieć i czekać. Ale usiedzieć też nie mógł. Co chwilę podbiegał do okna licząc, że zobaczy ją na ulicy, ale w głębi serca wiedział, jak płonna jest ta nadzieja. Tak minęła godzina i Justin był już na skraju szaleństwa. Zadzwonił do Kathryn, ale dowiedział się tylko tyle, że nie rozmawiała z córką. Przeklinając swoją głupotę i pychę, odłożył słuchawkę. I wtedy usłyszał, jak otwierają się drzwi. Heather stała na progu, z Timmym w ramionach. Odczuł ulgę tak wielką, jakby umierał z pragnienia i ktoś mu nagle podał szklankę wody. Dzięki Bogu! - Gdzie byłaś?! - krzyknął i zobaczył, jak obronnym gestem stula ramiona. - Przepraszam. Martwiłem się. Z trudem przełknął ślinę. - Poszliśmy na promenadę - powiedziała, wchodząc do pokoju. Położyła Timmy'ego do łóżeczka i spojrzała na Justina. - Co się stało? - spytała, widząc jego niepokój. - Mam nadzieję, że nic. Heather przyglądała mu się z nieskrywaną ciekawością. W jego zachowaniu, w sposobie, w jaki na nią patrzył, coś się zmieniło. Jakby jej widok sprawił mu ulgę. Czyżby myślał, że go porzuciła? - Twoje słowa o rozwodzie - zaczął, chowając ręce do kieszeni - zmusiły mnie do zastanowienia się nad tym,
R
S
co ja nam obojgu wyrządzam. - Spojrzał na swojego syna, a potem przeniósł spojrzenie na Heather. - Nam trojgu - poprawił się. Milczała, a on poczuł się tak, jakby stał na brzegu przepaści. - Heather, kocham cię. - Zobaczył, jak się zachwiała, gdy doszło do niej znaczenie jego słów. Zamknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki oddech. Nie uwierzyła. Ze strachu, że ją straci, poczuł w ustach smak miedzi. - Kocham cię - powtórzył i podszedł do niej, zatrzymując się zaledwie o kilka centymetrów. Musi go wysłuchać. - Byłem głupcem, nie słuchając cię, zamykając się znów przed tobą. Bóg wie, że na to nie zasługuję, ale proszę cię, byś mi dała jeszcze jedną szansę. Spojrzała mu w oczy i po policzkach popłynął jej strumień łez. - Nigdy nie chciałam zadać ci bólu - szepnęła załamującym się głosem. - Przysięgam na wszystko, co jest mi drogie, że nie chciałam. Justin wpatrywał się w nią, tak wdzięczny, że ona jeszcze tu stoi, że go nie opuściła. - Chyba teraz to wiem. Popełniłem mnóstwo błędów - wyznał. - Ale największym było to, że cię nie słuchałem. Byłem tak przejęty własnym cierpieniem, że nie widziałem, jak bardzo ty również cierpisz. - W ostatniej chwili powstrzymał się, by nie położyć jej rąk na ramionach. - Zaślepiała mnie duma i nie potrafiłem zrozumieć, co mi mówisz. Miałaś rację. Od samego początku oboje popełnialiśmy błędy. Gdybym się z tobą podzielił
R
S
moimi uczuciami po stracie naszego dziecka, nic z tego wszystkiego by się nie wydarzyło. - Co ty właściwie chcesz mi powiedzieć? - Popatrzyła na niego, w jej oczach malowała się ostrożność. - Że przebaczam ci zatajenie narodzin Timmy'ego. - Wyciągnął rękę i dotknął jej włosów. - I że proszę cię o wybaczenie mi tego, że od ciebie odszedłem. - Opuścił rękę, niepewny, co Heather mu odpowie. Może jest już za późno? - Heather, kocham cię. Kocham cię od chwili, gdy cię poznałem. Przedtem nie potrafiłem wypowiedzieć tych słów, ale teraz już umiem. - Z sercem w gardle brnął dalej. - Nie mogę ci przyrzec, że w przyszłości już nigdy nie popełnię błędów, ale przyrzekam, że będę pracował nad tym, by mówić ci o moich uczuciach. Nieprzytomna ze wzruszenia, Heather załkała i rzuciła mu się w ramiona. - Nie chciałam od ciebie odchodzić - szeptała w jego pierś. - Tak bardzo cię kocham. Cała drżała, więc przygarnął ją bliżej. Gdy uniosła ku niemu twarz, pocałował ją chciwie, czując na ustach słony smak jej łez. W tym momencie Heather zdała sobie sprawę, jak głęboka zmiana zaszła w Justinie. Ale i tak trudno jej było uwierzyć, że oto dostaje jeszcze jedną szansę na szczęśliwą przyszłość. - Tak mi przykro, że ci nie powiedziałam o Timmym - szepnęła, kryjąc twarz w rękach i spazmatycznie łapiąc powietrze, bo znów płakała. - Bałam się nowego cierpienia. Myślałam tylko o sobie.
R
S
- Ciii... kochanie. Ja też ponoszę winę. Nie wiedziałem, jak być kochającym, wspierającym żonę mężem. Myślałem, że do tego, byś mnie kochała, wystarczy, abym się tobą dobrze opiekował. - Och, Justin... - Heather westchnęła i przytuliła go. - Tak bardzo cię za wszystko przepraszam. - Ja też cię przepraszam. Wydaje mi się, że odnalezienie matki nauczyło mnie, czym jest miłość i zaufanie. Kiedy poznałem rodzinę Fortune'ow, zrozumiałem, jak bardzo oni nawzajem się o siebie troszczą. Dla nich rodzina jest czymś najważniejszym na świecie, jest na tyle ważna, że zadali sobie trud, by mnie odnaleźć. Wtedy pojąłem, że pragnę takiego samego szczęścia i że z własnej woli odmówiłem go sobie, gdy od ciebie odszedłem. Tak więc postanowiłem spróbować cię odzyskać. - Pocałował ją w usta. - A co do twojej zaborczości... - Nad tym też popracuję - obiecał. - Ale nie pracuj za wytrwale - odparła z uśmiechem. - Rozpustnica - mruknął, całując ją w szyję, a potem poważnie spojrzał w szmaragdowe oczy. - Będę cię kochał do końca życia. To obietnica, kochanie. Heather i w tę obietnicę mogła uwierzyć.