- 1 - - 2 - Richelle Mead The Ruby Circle Tłumaczenie nieoficjalne - 3 - Tłumaczyli: Anate2, Megaeraa, Lexi96, klaudia2812, Aeszma, cherie.bonheur Kor...
16 downloads
15 Views
2MB Size
-1-
Richelle Mead The Ruby Circle
Tłumaczenie nieoficjalne
-2-
Tłumaczyli: Anate2, Megaeraa, Lexi96, klaudia2812, Aeszma, cherie.bonheur Korekta: bones33
-3-
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 1 Adrian ŻYCIE W MAŁŻEŃSTWIE NIE BYŁO TYM, CZEGO SIĘ SPODZIEWAŁEM. Nie zrozumcie mnie źle: nie miałem żadnych zastrzeżeń do kobiety, z którą się ożeniłem. Właściwie to kochałem ją bardziej, niż byłem w stanie sobie wyobrazić, że to możliwe kogoś kochać. Ale rzeczywistość, w której żyliśmy? Cóż, powiedzmy, że także nigdy nie wyobrażałem sobie czegoś podobnego. We wszystkich naszych poprzednich fantazjach marzyliśmy o egzotycznych miejscach i – najważniejsze – o wolności. Bycie stłoczonym w małym apartamencie nigdy nie było częścią naszych planów ucieczki, nie mówiąc już o romantycznych wypadach. Ale nigdy też nie byłem osobą, która uciekała przed wyzwaniami. - Co to jest? – spytała zaskoczona Sydney. - Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy – powiedziałem. Ona właśnie skończyła brać prysznic i ubierać się, a teraz stała w drzwiach łazienki, patrząc na zmiany, które wprowadziłem w naszym salonie. To nie było łatwe, by zrobić to wszystko w tak krótkim czasie. Sydney była sprawną osobą i to dotyczyło również pryszniców. A ja? Mógłbyś przeprowadzić pełną rozbiórkę i przebudowę w czasie, który potrzebowałem na wzięcie prysznica. Przez Sydney ledwo miałem czas na udekorowanie tego miejsca świecami i kwiatami. Ale udało mi się. Uśmiech wkradł się jej na twarz. - Minął tylko miesiąc. - Hej, nie mów „tylko” – ostrzegłem. – To nadal coś wielkiego. I musisz wiedzieć, że planuję świętować co miesiąc, aż do końca naszego życia. -4-
Richelle Mead - The Ruby Circle
Jej uśmiech poszerzył się, gdy przesunęła palcami po wazonie pełnym kwiatów. To wywołało ukłucie w moim sercu. Nie potrafiłem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widziałem tak prawdziwy uśmiech na jej twarzy. - Zdobyłeś nawet piwonie – powiedziała. – Jak ci się to udało? - Hej, mam swoje sposoby – stwierdziłem wyniośle. Choć to chyba lepiej, że nie wie co to za sposoby, ostrzegł głos w mojej głowie. Sydney przechadzała się dookoła i oceniała resztę mojego dzieła, które obejmowało również butelkę czerwonego wina i pudełko czekoladowych trufli, umiejętnie ułożonych na kuchennym stole. - Nie jest trochę za wcześnie? – dokuczała. - Zależy kogo spytasz – powiedziałem, kiwając głową w stronę ciemnego okna. – Technicznie dla ciebie jest wieczór. Jej uśmiech trochę przygasł. - Szczerze mówiąc to prawie już nie rozpoznaję, która jest godzina. Ten styl życia ma na nią negatywny wpływ, ostrzegł mój wewnętrzny głos. Tylko spójrz na nią. Nawet w migotliwym świetle świec mogłem dostrzec oznaki stresu, który odczuwała Sydney. Ciemne cienie pod jej oczami. Wiecznie zmęczony wygląd… spowodowany bardziej rozpaczą niż zmęczeniem. Była jedynym człowiekiem na królewskim Dworze morojów, który nie był tam specjalnie, by karmić wampiry. Była także jedynym człowiekiem w cywilizowanym świecie morojów, który ożenił się z jednym z nas. Przez to wywołała gniew swoich pobratymców i odcinała się od przyjaciół i rodziny (a przynajmniej od tych, którzy nadal z nią rozmawiali) z zewnętrznego świata. A dzięki pogardzie i wścibskich spojrzeniach, które zbierała na Dworze, Sydney izolowała się także od ludzi stąd, zawężając swój cały świat do naszego apartamentu. -5-
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Poczekaj, jest coś jeszcze – powiedziałem szybko, chcąc odwrócić jej uwagę. Z głośników znajdujących się w salonie, po naciśnięciu przycisku, popłynęła muzyka klasyczna. Wyciągnąłem do niej rękę. – Nie udało nam się zatańczyć na naszym ślubie. To ponownie wywołało jej uśmiech. Chwyciła moją dłoń i pozwoliła przyciągnąć się bliżej. Okręcałem ją wokół pokoju, uważając by nie zahaczyć żadnej świecy, przez co spojrzała na mnie z rozbawieniem. - Co robisz? To walc. Ma trzy takty. Słyszysz to? Raz-dwa-trzy, raz-dwatrzy. - Serio? To jest walc? Huh. Po prostu wybrałem coś, co brzmiało wymyślnie. Ponieważ nie mamy naprawdę piosenki ani niczego. – Zastanawiałem się przez chwilę. – Zgaduję, że oblaliśmy jako para w tej kwestii. - Jeśli to jest nasza największa porażka, to myślę, że dobrze sobie radzimy – zadrwiła. Mijały długie chwile, gdy tańczyłem z nią w pokoju, potem nagle powiedziałem: - „Ona oślepia mnie nauką”1 - Co? – spytała Sydney. - To może być nasza piosenka2. Roześmiała się, a ja zdałem sobie sprawę, że nie słyszałem tego dźwięku przez bardzo długi czas. To w jakiś sposób sprawiło, że moje serce równocześnie zakłuło i podskoczyło. - Cóż – powiedziała. – Podejrzewam, że to lepsze niż „Skażona miłość”.
1
She blinded me with the science https://www.youtube.com/watch?v=nMWGXt979yg dla zainteresowanych to ta piosenka. Muszę przyznać, że idealnie pasuje, haha :D |M 2
-6-
Richelle Mead - The Ruby Circle
Zaśmialiśmy się oboje, a ona oparła policzek na mojej klatce piersiowej. Pocałowałem czubek jej złotej głowy, czując zmieszany zapach jej mydła i skóry. - To wydaje się niewłaściwe – powiedziała cicho. – Mam na myśli bycie szczęśliwą, gdy Jill jest… Na to imię moje serce się załamało i ciężka ciemność zagroziła zstąpieniem na mnie i rozbiciem tej krótkiej chwili radości, którą stworzyłem. Musiałem siłą odepchnąć ciemność, zmuszając do wycofania się znad niebezpiecznej przepaści, którą znałem w tych dniach za dobrze. - Znajdziemy ją – wyszeptałem, zacieśniając uścisk. – Gdziekolwiek jest, znajdziemy ją. Jeśli nadal żyje, powiedział złośliwie mój wewnętrzny głos. Warto chyba wspomnieć, że głos, który przemawiał w mojej głowie nie stanowił części jakichś ćwiczeń umysłowych. Właściwie był to bardzo wyraźny głos, należący do mojej zmarłej ciotki Tatiany, poprzedniej królowej morojów. Nie była przy mnie w formie ducha. Jej głos to złudzenie, zrodzone ze wzrastającego szaleństwa przejmującego nade mną kontrolę, które zawdzięczałem rzadkiej odmianie magii, jaką posiadałem. Miałem szybką receptę, by ją uciszyć, ale to odcięłoby mnie również od mojej magii, a nasz świat był teraz zbyt nieprzewidywalny, bym mógł to zrobić. Więc fantom cioci Tatiany i ja staliśmy się współlokatorami w moim umyśle. Czasami przerażała mnie obecność tego urojenia. Sprawiała, że zastanawiałem się jak dużo czasu minie, zanim kompletnie się zatracę. Innym razem przyłapywałem się na tym, że przyjmowałem to bez mrugnięcia okiem… to, że byłem bliski uznania jej obecności za normalną, przerażało mnie nawet bardziej. Jak na razie udało mi się zignorować ciocię Tatianę, gdy pocałowałem Sydney ponownie.
-7-
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Znajdziemy Jill – powiedziałem bardziej stanowczo. – A w międzyczasie musimy żyć naszym życiem. - Przypuszczam, że tak – powiedziała Sydney z westchnieniem. Mogłem zauważyć, że starała się przywołać z powrotem tą wcześniejszą radość. – Jeśli to ma być zastąpienie naszego tańca na weselu, to czuję się nieodpowiednio ubrana. Może powinnam pójść znaleźć swoją suknię. - Nie ma mowy – powiedziałem. – Nie żeby tamta suknia nie była wspaniała. Ale lubię cię tak ubraną. Właściwie to nie miałbym nic przeciwko, gdybyś nie była w ogóle ubrana… Przestaliśmy tańczyć walca (albo jakikolwiek to był taniec, którego próbowaliśmy) i zbliżyłem swoje usta do jej w zupełnie innym rodzaju pocałunku niż ten, który dałem jej przed chwilą. Ciepło wypełniło mnie, gdy poczułem miękkość jej ust i byłem zaskoczony, wyczuwając odwzajemnioną namiętność z jej strony. W świetle ostatnich wydarzeń Sydney nie czuła się dobrze, szczególnie fizycznie, a ja, szczerze mówiąc, nie mogłem jej winić. Szanowałem jej życzenia i zachowywałem dystans… nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo brakowało mi tego ognia w niej, aż do teraz. Znaleźliśmy się na kanapie, ręce owinęliśmy ciasno wokół siebie i wciąż całowaliśmy się z pasją. Zatrzymałem się, by na nią spojrzeć, podziwiać sposób, w jaki światło świecy błyszczało w jej blond włosach i brązowych oczach. Mógłbym zatonąć w takim pięknie i w miłości, którą czułem promieniującą od niej. To była wspaniała, bardzo potrzebna romantyczna chwila… przynajmniej do czasu, aż otworzyły się drzwi. - Mamo? – zawołałem, zrywając się z Sydney, jakbym był nastolatkiem z liceum, a nie żonatym, dwudziestodwuletnim mężczyzną. - Och, cześć kochanie – powiedziała moja matka, przechodząc do salonu. – Dlaczego światła są zgaszone? Wygląda tu teraz jak w mauzoleum. Prąd został wyłączony? – Przekręciła włącznik światła, przez co ja i Sydney się skrzywiliśmy. -8-
Richelle Mead - The Ruby Circle
– Już wrócił. Ale naprawdę nie powinieneś świecić tak wielu świec. To niebezpieczne. – Usłużnie zgasiła świece. - Dzięki – rzekła stanowczo Sydney. – Miło jest wiedzieć, że traktujesz bezpieczeństwo poważnie. Jej twarz przypomniała mi moment, gdy moja matka „pomocnie” wyciągnęła plik kartek, które „zaśmiecały” książkę, nad którą Sydney spędziła godziny, robiąc notatki. - Mamo, sądziłem, że nie będzie cię przez kilka godzin – powiedziałem z naciskiem. - Miało mnie nie być, ale w salonie karmicieli zrobiło się zbyt niezręcznie. Można by pomyśleć, że wszyscy będą zajęci podczas posiedzenia rady, ale nie. Tak wiele spojrzeń. Nie mogłam się zrelaksować. Więc pozwolono mi zabrać jednego ze sobą. – Rozejrzała się dokoła. – Gdzie poszedł? Ach, tutaj. – Cofnęła się do korytarza i wróciła z oszołomionym człowiekiem, niewiele starszym ode mnie. – Usiądź tam na krześle, a ja będę zaraz za tobą. Zerwałem się na równe nogi. - Przyprowadziłaś tu karmiciela? Mamo, wiesz jak Sydney się z tym czuje. Sydney nie skomentowała tego, ale zbladła na widok karmiciela siedzącego po drugiej stronie pokoju. Jego oczy… oszołomione i szczęśliwe z powodu endorfin, które otrzymał pozwalając wampirom karmić się na nim… patrzyły tępo dokoła. Matka westchnęła z irytacją. - Oczekujesz, że co powinnam była zrobić, skarbie? Nie było mowy o tym, żebym mogła się pożywiać, gdy Maureen Tarus i Gladys Dashkov siedziały tam i plotkowały tuż obok mnie. - Oczekiwałem, że masz choć trochę szacunku dla mojej żony! – zawołałem. Odkąd Sydney i ja się pobraliśmy i znaleźliśmy schronienie we Dworze, większość -9-
Richelle Mead - The Ruby Circle
ludzi – włączając mojego własnego ojca – odwróciła się do nas plecami. Moja matka stała przy nas, a nawet posunęła się tak daleko, że zamieszkała z nami… co nie przychodziło bez problemów. - Jestem pewna, że może po prostu poczekać w waszej sypialni – powiedziała moja matka, pochylając się, by zdmuchnąć więcej świec. Zauważając trufle na stole, zatrzymała się, by wsunąć jeden do ust. - Sydney nie musi się chować we własnym domu – kłóciłem się. - Cóż – powiedziała matka – ja też nie muszę. To także mój dom. - Nie mam nic przeciwko – powiedziała Sydney, wstając. – Poczekam. Byłem tak sfrustrowany, że chciałem rwać sobie włosy z głowy. Namiętność już nie była problemem. Wszelkie ślady wcześniejszego szczęścia, które widziałem w Sydney, zniknęły. Znów zamykała się w sobie, wracała do tego beznadziejnego uczucia bycia człowiekiem, który utknął w świecie wampirów. A później, niemal niemożliwie, rzeczy przybrały jeszcze gorszy obrót. Moja matka zauważyła wazon z piwoniami. - Są piękne – powiedziała. – Melinda musiała być bardzo wdzięczna za to leczenie. Sydney zamarła w pół kroku. - Jakie leczenie? - Nieważne – powiedziałem pospiesznie, mając nadzieję, że moja matka załapie aluzję. W swoim czasie Daniella Iwaszkow była wyjątkowo bystrą kobietą. Dzisiaj jednak wydawała się zupełnie nieświadoma niczego. - Melinda Rowe, kwiaciarka z Dworu – wyjaśniła. – Adrian i ja poszliśmy do niej ostatnim razem, gdy byliśmy na karmieniu. Miała straszny nawrót trądziku, a Adrian był tak miły i przyspieszył gojenie. W zamian obiecała pomóc mu trochę w zdobyciu piwonii z magazynu.
- 10 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Sydney odwróciła się do mnie, milcząc w furii. Potrzebowałem natychmiast uspokoić tę sytuację, więc złapałem ją za ramię i pociągnąłem ją do naszej sypialni. - Pospiesz się – powiedziałem do matki zanim zamknąłem drzwi. Sydney natychmiast zaatakowała. - Adrian, jak mogłeś? Obiecałeś! Obiecałeś, że nie będzie więcej magii ducha, chyba że miałaby pomóc w znalezieniu Jill! - To nic takiego – nalegałem. – Wymagało niewielkiej ilości mocy. - To się sumuje! – zapłakała Sydney. – Wiesz, że tak. Każda najmniejsza część. Nie możesz marnować mocy na coś takiego… na czyjś trądzik! Chociaż rozumiałem, dlaczego była zdenerwowana, nie mogłem nic zrobić, jedynie czuć, że jest mi przykro. - Zrobiłem to dla nas. Na naszą rocznicę. Myślałem, że ci się spodoba. - Spodobałoby mi się, gdyby mój mąż pozostał przy zdrowych zmysłach – odwarknęła. - Cóż, na to już dawno za późno – powiedziałem. Ona nie zdaje sobie sprawy nawet z połowy tego wszystkiego, zauważyła ciotka Tatiana. Sydney skrzyżowała ramiona i usiadła na łóżku. - Widzisz? Proszę bardzo. Zmieniasz wszystko w żarty. To jest poważne, Adrian. - Ja też jestem poważny. Wiem, z czym mogę sobie poradzić. Spojrzała mi prosto w oczy. - Wiesz? Nadal uważam, że lepiej byłoby zatrzymać ducha całkowicie. Zacznij znów brać tabletki. Tak będzie bezpieczniej. - A co ze znalezieniem Jill? – przypomniałem jej. – Co, jeśli będziemy potrzebować magii ducha do tego? - 11 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Sydney odwróciła wzrok. - Cóż, to nie było użyteczne jak do tej pory. Niczyja magia nie była. Tą ostatnią uwagą krytykowała siebie tak samo, jak mnie. Nasza przyjaciółka Jill Mastrano Dragomir została porwana miesiąc temu, a jak do tej pory nasze wysiłki w znalezieniu jej spełzły na niczym. Nie dałem rady dotrzeć do Jill w snach wywołanych duchem, ani Sydney – doświadczona posiadaczka ludzkiej magii – nie potrafiła jej zlokalizować, mając do dyspozycji zaklęcia. Najlepszym, co mogła nam powiedzieć magia Sydney było to, że Jill nadal żyła, ale to wszystko. Ogólne przekonanie było takie, że gdziekolwiek się znajdowała, została nafaszerowana narkotykami… które skutecznie chroniły ją zarówno od ludzkiej, jak i morojskiej magii. To nie powstrzymało nas obojga przed poczuciem bezużyteczności. Zależało nam na Jill – a moja więź z nią była szczególnie intensywna, odkąd użyłem kiedyś magii ducha, by sprowadzić ją z powrotem znad krawędzi śmierci. Brak wiedzy o tym, co się z nią teraz działo, rzuciła cień na Sydney i na mnie… i na każdy okruch szczęścia, który zbieraliśmy podczas tego narzuconego aresztu domowego. - To nie ma znaczenia – powiedziałem. – Gdy ją znajdziemy, będę potrzebował mojej magii. Nie wiadomo, co będę musiał zrobić. - Na przykład wyleczyć jej trądzik? – spytała Sydney. Wzdrygnąłem się. - Powiedziałem ci, że to nie było nic poważnego! Pozwól mnie martwić się o siebie i o to, jak dużo ducha mogę używać. To nie jest twoja praca. Odwróciła się z niedowierzaniem. - Oczywiście, że jest! Jestem twoją żoną, Adrian! Jeśli ja nie będę się o ciebie martwić, to kto będzie? Musisz trzymać ducha w ryzach. - Poradzę sobie – odparłem przez zaciśnięte zęby. - Czy twoja ciotka nadal do ciebie mówi? – zażądała odpowiedzi. - 12 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Odwróciłem wzrok, odmawiając napotkania jej oczu. W mojej głowie ciotka Tatiana westchnęła. Nigdy nie powinieneś był mówić jej o mnie. Podczas gdy ja milczałem, Sydney odezwała się: - Mówi, prawda? Adrian, to nie jest zdrowe! Musisz o tym wiedzieć! Odwróciłem się do niej w gniewie. - Poradzę sobie. Okej? Potrafię sobie z tym poradzić, poradzić sobie z nią! – krzyknąłem. – Więc przestań mówić mi, co mam robić! Nie wiesz wszystkiego… nieważne jak bardzo pragniesz, by wszyscy sądzili, że wiesz! Sydney poczuła się dotknięta i zrobiła krok do tyłu. Ból w jej oczach sprawiał, że zabolało mnie to nawet bardziej niż jej wcześniejsze słowa. Poczułem się okropnie. Jak ten dzień mógł pójść tak źle? Miał być doskonały. Nagle odczułem potrzebę, by się stąd wydostać. Nie mogłem znieść tych czterech ścian ani chwili dłużej. Nie mogłem znieść kontroli mojej matki. Nie mogłem znieść tego uczucia, jakbym zawsze zawodził Sydney… i Jill. Sydney i ja przybyliśmy na Dwór, by znaleźć schronienie przed naszymi wrogami, ukryliśmy się tutaj, żeby być razem. Ostatnio wydawało się, że to rozwiązanie zagrażało rozdzieleniem nas. - Muszę stąd wyjść – powiedziałem. Sydney otworzyła szerzej oczy. - Dokąd? Przeczesałem dłonią włosy. - Gdziekolwiek. Gdziekolwiek, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdziekolwiek, byle nie tutaj. Odwróciłem się, zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek i wybiegłem przez salon, mijając miejsce, w którym matka pożywiała się na karmicielu. Posłała mi
- 13 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
pytające spojrzenie, ale zignorowałem je i nie zatrzymałem się dopóki nie byłem po drugiej stronie drzwi, przechodząc przez lobby w budynku mieszkalnym dla gości. Dopiero gdy wyszedłem na zewnątrz, gdy ciepłe letnie powietrze uderzyło w moją skórę, zatrzymałem się, by ocenić swoje zachowanie… i wziąć do ust gumę, która była moim obecnym sposobem na unikanie palenia, gdy byłem zestresowany. Spojrzałem do tyłu na budynek, czując się winny i tchórzliwy, uciekając od naszej kłótni. Nie czuj się źle, powiedziała ciocia Tatiana. Małżeństwo jest trudne. Dlatego nigdy nie wyszłam za mąż. Jest trudne, zgodziłem się. Ale to nie jest wymówka, by uciekać. Muszę wrócić. Muszę przeprosić. Muszę to naprawić. Nigdy nie naprawisz wszystkich spraw, dopóki jesteś tu zamknięty, a Jill jest nadal zaginiona, ostrzegła ciocia Tatiana. Właśnie wtedy przeszło obok mnie dwóch Strażników, a ja usłyszałem kawałek ich rozmowy, gdy wspominali o dodatkowych patrolach podczas posiedzenia rady. Pamiętałem, że moja matka wspomniała o tym spotkaniu wcześniej i teraz uderzyła we mnie myśl. Odwracając się od budynku, zacząłem pospiesznie kierować się w stronę tego, co służyło nam za pałac królewski tu we Dworze, mając nadzieję, że dotrę na spotkanie na czas. Wiem, co zrobić, powiedziałem cioci Tatianie. Wiem, jak nas stąd wydostać i naprawić wszystko między mną i Sydney. Potrzebujemy misji, celu. I zamierzam zdobyć dla nas jeden. Muszę porozmawiać z Lissą. Jeśli mogę sprawić, że zrozumie, mogę naprawić wszystko. Fantom nie dał żadnej odpowiedzi, gdy szedłem. Dookoła mnie północ oblekała świat w ciemność… czas snu dla ludzi, najlepszy czas dla tych z nas, którzy byli na wampirzym harmonogramie. Dwór morojów był ustawiony jak uniwersytet: czterdzieści lub więcej wiekowych budynków z cegieł, rozmieszczonych zostało wokół pięknie zaprojektowanych dziedzińców i podwórzy. Był środek - 14 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
lata, było ciepło i wilgotno, a na zewnątrz przebywało niewielu ludzi. Większość z nich własne sprawy pochłonęły tak bardzo, że nie zauważali mnie albo nie uświadamiali sobie kim byłem. Ci, którzy zdali sobie z tego sprawę, wbijali we mnie takie same, ciekawskie spojrzenia.. Są po prostu zazdrośni, oświadczyła ciocia Tatiana. Nie sądzę, by to było to, odpowiedziałem. Nawet wiedząc, że to tylko złudzenie, ciężko czasami jej nie odpowiadać. Oczywiście, że to jest to. Nazwisko Iwaszkow zawsze wywoływało podziw i zazdrość. Oni wszyscy są podwładnymi i wiedzą to. Za moich czasów to nigdy nie byłoby tolerowane. To ta wasza młodociana królowa pozwala na utratę panowania nad pewnymi sprawami. Nawet z tymi natrętnymi spojrzeniami wokół, czerpałem przyjemność z mojego spaceru. To naprawdę było niezdrowe, siedzieć tak w zamkniętym pomieszczeniu… nigdy nie sądziłem, że to przyznam. Pomimo że powietrze było gęste i wilgotne, odczuwałem je jako lekkie i orzeźwiające. Złapałem się na tym, że chciałem, by Sydney także mogła tu być. Chwilę później zdecydowałem, że to nie w porządku. Ona potrzebowałaby przebywać na zewnątrz później, gdy słońce wstanie – to dobry czas dla ludzi. Życie według naszego harmonogramu było prawdopodobnie tak ciężkie dla niej jak izolacja. Zanotowałem w pamięci, by zasugerować później jej spacer. Słońce nie zabija nas tak, jak zabija Strzygi – złe, nieumarłe wampiry – ale nie jest też komfortowe dla morojów. Większość śpi lub zostaje w środku w ciągu dnia, a dla Sydney oznaczało to mniejsze prawdopodobieństwo na spotkanie kogokolwiek, jeśli dobrze zaplanujemy nasze wyjście. Dopingowałem się w myślach, gdy wsunąłem do ust kolejną gumę i dotarłem do królewskiego pałacu. Z zewnątrz wyglądał jak każdy inny budynek, ale w środku został urządzony z całą wspaniałością i bogactwem, jakich można było oczekiwać od królewskich starożytnych cywilizacji. Moroje wybierali swoich - 15 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
monarchów spośród dwunastu królewskich rodzin i ogromne portrety tych znakomitych postaci pokrywały korytarze, oświetlone przez błyszczące żyrandole. Tłumy ludzi spacerowały po nich, a gdy dotarłem do pokoju rady, zauważyłem, że przybyłem na koniec spotkania. Ludzie wychodzili, gdy wszedłem, a wielu z nich zatrzymało się, by gapić się na mnie. Słyszałem szepty o „obrzydlistwie” i „ludzkiej żonie”. Zignorowałem je i skupiłem się na swoim prawdziwym celu, w pobliżu przodu sali. Tam, niedaleko podium rady, stała Wasylisa Dragomir – „młodociana królowa”, o której mówiła moja ciotka. Lissa, jak ją nazywałem, otoczona była ubranymi na ciemno dampirskimi Strażnikami: pół ludzkimi, pół morojskimi wojownikami, których rasa pochodziła z dawnych czasów, w których moroje i ludzie zawierali małżeństwa bez skandalu. Dampiry nie mogły mieć dzieci między sobą, ale genetyczne dziwactwo sprawiało, że ich rasa była kontynuowana przez rozmnażanie się z morojami. Stojący zaraz za Strażnikami Lissy moroj, wykrzykiwał do niej pytania, na które odpowiadała w swój zwykły, spokojny sposób. Przywołałem trochę magii ducha, by zobaczyć jej aurę, która teraz zaświeciła się w mojej wizji. Błyszczała na złoto, co wskazywało na to, że była użytkownikiem ducha jak ja, ale inne kolory zostały przyćmione i drżące, co świadczyło o jej podenerwowaniu. Wypuściłem magię, gdy przebiegłem przez tłum i wyciągnąłem dłoń w jej kierunku, krzycząc, by usłyszała mnie ponad hałasem. - Wasza Wysokość! Wasza Wysokość! Jakoś zdołała usłyszeć mój głos przebijający się ponad inne i dała mi znak, bym podszedł, gdy skończyła odpowiadać na pytania tamtego moroja. Jej Strażnicy rozstąpili się, aby mnie przepuścić. To przyciągnęło uwagę wszystkich… zwłaszcza gdy widzowie zobaczyli komu pozwoliła wejść do swojej przestrzeni osobistej. Mogłem zobaczyć, że umierali z ciekawości o czym będziemy rozmawiać,
- 16 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
ale Strażnicy powstrzymywali ich przed zbliżaniem się, a w pomieszczeniu i tak panował hałas. - Cóż za niespodzianka. Nie mogłeś pojawić się na spotkaniu? – spytała mnie niskim głosem, nadal utrzymując na twarzy ten przeznaczony dla publiczności uśmiech. – To przyciągnęłoby mniej uwagi. Wzruszyłem ramionami. - Wszystko, co robię w ostatnich dniach przyciąga uwagę. Przestałem się przejmować. Iskra uzasadnionego rozbawienia błysnęła w jej oczach, więc poczułem się lepiej przynajmniej w tej kwestii. - Co mogę dla ciebie zrobić, Adrianie? - Raczej co ja mogę zrobić dla ciebie – powiedziałem, nadal podekscytowany pomysłem, który uderzył mnie wcześniej. – Musisz pozwolić mi i Sydney wyjechać na poszukiwanie Jill. Jej oczy rozszerzyły się, a uśmiech opadł. - Pozwolić wam wyjechać? Błagaliście, bym pozwoliła wam zostać tu miesiąc temu! - Wiem, wiem. I jestem wdzięczny. Ale twoi ludzie jeszcze nie znaleźli Jill. Potrzebujesz pomocy specjalnych osób ze specjalnymi zdolnościami. - Jeśli dobrze pamiętam – powiedziała – ty i Sydney już próbowaliście użyć tych specjalnych zdolności… i nie udało się. - I właśnie dlatego musisz pozwolić nam się stąd wydostać! – zawołałem. – Wrócić do Palm Springs i… - Adrian – przerwała Lissa. – Czy ty siebie słyszysz? Przybyliście tu, ponieważ Alchemicy starali się was złapać. A teraz chcecie udać się tam z powrotem, prosto w ich szpony?
- 17 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Cóż, nie, jeśli przedstawiasz to w taki sposób. Pomyślałem, że wymkniemy się, a oni nie będą o tym wiedzieć i… - Nie – przerwała ponownie. – Absolutnie nie. Mam wystarczająco dużo powodów do zmartwień bez waszej dwójki złapanej przez Alchemików. Chciałeś, żebym cię chroniła i to zamierzam zrobić. Więc nawet nie myśl o wymknięciu się – obserwuję bramy. Obydwoje zostajecie tutaj, gdzie jesteście bezpieczni. Bezpieczni, ale zaczynaliśmy przez to tracić nasz związek, pomyślałem, przypominając ponury wyraz oczu Sydney. Kochanie, wyszeptała do mnie ciocia Tatiana, zacząłeś tracić go o wiele szybciej. - Mam dobrych ludzi, którzy szukają Jill – kontynuowała Lissa, gdy jej nie odpowiedziałem. – Rose i Dymitr jej szukają. - Dlaczego jeszcze jej nie znaleźli? A jeśli ktoś chciał cię usunąć, dlaczego oni nie… Nie mogłem dokończyć, ale smutek w jadeitowo-zielonych oczach Lissy powiedział mi, że wiedziała. Przez prawo, które starała się zmienić, utrzymanie się Lissy na tronie wymagało, by miała jednego żyjącego krewnego. Ktokolwiek, kto chciał usunąć Lissę z jej stanowiska mógł po prostu zabić Jill i pokazać dowód. Fakt, że to się jeszcze nie stało był błogosławieństwem, ale także pogłębieniem tajemnicy wokół sprawy. Po co ktoś miałby porwać Jill? - Idź do domu, Adrian – powiedziała delikatnie Lissa. – Porozmawiamy później – na osobności – jeśli będziesz chciał. Może będziemy mieć wtedy więcej opcji. - Może – zgodziłem się. Ale tak naprawdę w to nie wierzyłem. Zostawiłem Lissę z jej wielbicielami i wymknąłem się z powrotem przez tłum gapiów, podczas gdy ciemny i zbyt znajomy nastrój zaczął mnie ogarniać. Pójście do Lissy było impulsem, jednym z tych, które dawały mi chwilową
- 18 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
nadzieję. Gdy Sydney i ja szukaliśmy schronienia, nie mieliśmy pojęcia co stanie się Jill. To była prawda, że Lissa wysłała dobrych ludzi na jej poszukiwanie… a nawet niechętną pomoc ze starej organizacji Sydney, Alchemików. Ale wciąż nie potrafiłem otrząsnąć się z poczucia winy, że gdybyśmy byli tam z Sydney, zamiast się ukrywać, znaleźlibyśmy Jill. Działo się tam coś, czego jeszcze nie rozumieliśmy. Z drugiej strony, jej porywacze mogli mieć… - Proszę, proszę, proszę. Spójrzcie, kto zdecydował się pokazać swoją tchórzliwą twarz. Zatrzymałem się i zamrugałem, ledwie świadomy tego, gdzie byłem. Moje myśli pędziły tak wściekle, że przeszedłem połowę drogi do domu nie zauważając tego, a teraz stałem na kamiennej ścieżce, która przechodziła między dwoma budynkami. Spokojny, daleki od drogi szlak był idealny na zasadzkę. Wesley Drozdow, członek królewskiej rodziny, który został ostatnio moim nemezis, stał tam, blokując mi drogę z kilkoma kumplami obok. - Jest ich więcej, niż zwykle – powiedziałem uprzejmie. – Znajdź kilku więcej, a może wreszcie będziesz miał uczciwą walkę… Pierwszy cios nadszedł z tyłu, trafił w dolną część pleców, wybijając ze mnie powietrze i powodując moje potknięcie. Wesley wyrósł naprzeciwko mnie i posłał prawy sierpowy, nim zdążyłem zareagować. Uświadomiłem sobie mgliście, przez ból, że komentarz, który wcześniej powiedziałem do niego był naprawdę celny: Wesley podróżował z grupą, ponieważ to jedyny sposób, by mógł pokonać moją magię ducha. Gdy czyjaś stopa uderzyła moje kolano, posyłając mnie na ziemię, zdałem sobie sprawę, że właściwie byłem idiotą, pokazując się tak publicznie. Wesley czekał na szansę, by się odpłacić za swoje wcześniejsze krzywdy, a teraz ją dostał.
- 19 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Co się stało? – spytał Wesley, kopiąc mnie mocno w żołądek, gdy leżałem na ziemi, próbując z trudem wstać. – Nie ma tu twojej żony-karmicielki, by cię uratować? - Tak – skarcił mnie ktoś inny. – Gdzie twoja ludzka dziwka? Nie mogłem odpowiedzieć przez ból. Pojawiło się więcej kopnięć od większej ilości osób, za którymi nie nadążałem. Ich twarze przepływały przede mną i byłem w szoku, że rozpoznałem kilka z nich. Nie byli tylko zwykłymi naśladowcami Wesleya. Niektórych z nich znałem, imprezowałem z nimi w przeszłości… byli to ludzie, których kiedyś uznawałem za przyjaciół. Uderzenie w głowę spowodowało, że przed oczami zaczęły tańczyć mi gwiazdy, na chwilę zacierając twarze nade mną. Ich odzywki zmieszały się w nieczytelną kakofonię, razem z uderzeniem następującym po uderzeniu. Kuliłem się w agonii, starając się oddychać. Nagle, przez hałas, usłyszałem czysty głos, żądający wyjaśnień. - Co się tu do cholery dzieje? Mrugając, starałem się przywrócić ostrość spojrzenia, ale ledwie widziałem silne ręce odpychające Wesley'a i rzucające nim o ścianę pobliskiego budynku. Zajęło to sekundę, zanim trzech lizusów naśladujących go zdało sobie sprawę, że coś poszło nie tak. Cofnęli się jak przestraszone owce, którymi byli i nagle pojawiła się znajoma twarz, gdy Eddie Castile stanął nade mną. - Ktoś jeszcze kręci się w pobliżu? – wychrypiałem. – Nadal jest was więcej. Oni byli niczym, w porównaniu do Eddiego i o tym wiedzieli. Nie widziałem, jak wszyscy uciekali, ale to sobie wyobraziłem i to było wspaniałe. Zapadła cisza i chwilę później ktoś pomagał mi wstać. Obejrzałem się i zobaczyłem kolejną znajomą twarz, Neila Raymonda, wsuwającego swoje ramię pod moje.
- 20 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Możesz chodzić? – spytał Neil, a jego głos miał śladowe ilości brytyjskiego akcentu. Skrzywiłem się i umieściłem ciężar na jednej stopie, ale przytaknąłem. - Tak. Po prostu pójdźmy do domu i sprawdźmy później, czy nie mam nic złamanego. Dzięki, tak przy okazji – dodałem, gdy Eddie wsparł mnie z drugiej strony i zaczęliśmy iść. - Dobrze wiedzieć, że moroj w niebezpieczeństwie może liczyć na takich dzielnych rycerzy podążających za nim. Eddie pokręcił głową. - To był totalny przypadek, tak właściwie. Po prostu byliśmy w drodze do twojego mieszkania z pewnymi wiadomościami. Dreszcz przeszedł po moim ciele i zatrzymałem swoje kroki. - Jakimi wiadomościami? – zażądałem. Uśmiech wzrósł na twarzy Eddiego. - Spokojnie – to dobre wiadomości. Tak myślę. Tylko niespodziewane. Ty i Sydney macie gościa przy bramie. Ludzkiego gościa. Gdybym nie był tak bardzo obolały, moja szczęka by opadła. To były nieoczekiwane wiadomości. Przez poślubienie mnie i szukanie schronienia wśród morojów, Sydney musiała odciąć się od większości swoich ludzkich znajomych. Pokazanie się tu jednego z nich było dziwne. To nie mógł być Alchemik. Alchemik zostałby już odprawiony. - Kto to jest? – spytałem. Uśmiech Eddiego przeszedł bardziej w szczerzenie się. - Jackie Terwiliger.
- 21 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 2 Sydney - OCH, ADRIAN. To była jedyna rzecz, którą mogłam powiedzieć, gdy za pomocą wilgotnych ubrań próbowałam zmyć krew i brud z twarzy Adriana, odsuwając na bok niesforne kosmyki jego kasztanowych włosów. Posłał mi swój zuchwały uśmiech i nadal zdołał wyglądać przy tym dziarsko, mimo swojego ubłoconego stanu. - Hej, nie brzmij na taką zdołowaną, Sage. Nie byłem taki beznadziejny w walce. Spojrzał na Neila i powiedział teatralnym szeptem: - Prawda? Powiedz jej, że nie byłem taki beznadziejny w walce. Powiedz jej, że naprawdę dawałem radę. Neil zdobył się na blady uśmiech, ale matka Adriana przemówiła, zanim ten mógł coś odpowiedzieć. - Adrian, kochanie, to nie czas na żarty. Moja wampirza teściowa i ja nie zgadzałyśmy się w wielu sprawach, ale w tym temacie byłyśmy całkowicie zgodne. Czarne chmury z naszej poprzedniej walki nadal nas otaczały i nie mogłam nic na to poradzić, że czułam się trochę winna, iż nie starałam się bardziej, by go zatrzymać. Powinnam przynajmniej powiedzieć mu, żeby wziął ze sobą strażnika, skoro to nie jego pierwsze starcie z tymi awanturnikami. Zwykle strażnicy towarzyszyli morojom tylko, gdy przebywali w świecie, gdzie prawdziwym zagrożeniem były Strzygi. Jednak tutaj, gdzie reszta ludzi z gatunku Adriana uważała nasze małżeństwo za wybryk natury, zagrożenie można było znaleźć bliżej domu. Musieliśmy zmierzyć się z wieloma - 22 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
groźbami i oszczerstwami, ale jeszcze nigdy nie były to otwarte przejawy przemocy. To łut szczęścia – aczkolwiek trochę dziwnego – że to Eddie i Neil go znaleźli. Eddie zniknął, spiesząc do przednich wrót, aby przyprowadzić do nas pannę Terwiliger. Byłam tak zmartwiona stanem Adriana, że ledwie znalazłam chwilę, żeby zastanowić się, co – do cholery – mogło sprowadzić moją byłą nauczycielkę historii i mentorkę magii do królewskiej fortecy sekretnej rasy wampirów. Nawet jeśli część mnie martwiła się, że jej wizyta nie mogła stanowić nic dobrego, nie dałam rady powstrzymać się przed byciem podekscytowaną perspektywą zobaczenia się z nią. Minęły miesiące odkąd widziałyśmy się osobiście. Kochałam Adriana i nie przeszkadzała mi Daniella, ale umierałam, żeby porozmawiać z kimś innym. - Nie mam nic złamane – nalegał Adrian. – Prawdopodobnie nie będę mieć nawet blizny. A szkoda. Myślałem, że dobrze wyglądająca blizna w tym miejscu – pokazał na bok swojej twarzy – mogłaby naprawdę podkreślić moje, już i tak idealne, kości policzkowe, a równocześnie dodać ostrości męskim liniom mojej twarzy. Nie, żebym potrzebował podkreślenia moich męskich linii… - Adrian, wystarczy – powiedziałam. – Jestem wdzięczna, że nic ci nie jest. To mogło skończyć się o wiele gorzej. Ale nadal powinieneś zobaczyć się z lekarzem, aby być pewnym. Wyglądał, jakby chciał dodać jakiś kąśliwy komentarz, ale rozsądnie powiedział tylko: - Tak, kochanie. Przybrał anielską minę, która tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie zrobi tego, o co go prosiłam. Potrząsnęłam głową, uśmiechając się wbrew sobie i pocałowałam go w policzek. Adrian. Mój mąż. Gdyby rok temu ktoś powiedział mi, że będę żoną, powiedziałabym, że żartuje. A gdyby ktoś oznajmił mi, że zostanę żoną wampira, odparłabym, że ma urojenia. Patrząc teraz na Adriana, zalała mnie - 23 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
fala miłości, pomimo wcześniejszego napięcia między nami. Nie mogłam sobie wyobrazić życia bez niego. To było niemożliwe. Czy mogłam sobie wyobrazić życie z nim, nie będąc zamkniętą w mieszkaniu z jego matką, podczas gdy moi i jego ludzie knuli przeciwko nam? Zdecydowanie. Istniało dla nas wiele scenariuszy, które podobałyby mi się o wiele bardziej, ale to była nasza obecna droga do czasu, aż nie wydarzy się coś wyjątkowego. Poza murami Dworu moi ludzie pragnęli mnie uwięzić. Wewnątrz niego to jego ludzie chcieli go zaatakować. W tym mieszkaniu przynajmniej byliśmy bezpieczni i – co ważniejsze – razem. Pukanie do drzwi uratowało Adriana przed dalszymi kazaniami. Daniella otworzyła, a w wejściu stał Eddie. Zobaczenie go prawie zawsze wywoływało uśmiech na mojej twarzy. W Palm Springs udawaliśmy bliźniaki, dzieląc podobne ciemnoblond włosy i brązowe oczy. Ale z biegiem czasu stał się dla mnie jak prawdziwy brat. Znałam zaledwie kilka osób, które były tak odważne i lojalne. Czułam dumę, mogąc nazywać go moim przyjacielem, chociaż bolało mnie widzenie go cierpiącego z powodu zniknięcia Jill. Ostatnio zawsze wyglądał na przejętego i czasami martwiłam się, czy o siebie dba. Prawie wcale się nie golił i miałam przeczucie, że jedynym powodem, dla którego w ogóle kłopotał się jedzeniem, były ciągłe treningi oraz pozostawanie w formie, aby móc odnaleźć porywaczy Jill. Jednak, kiedy ujrzałam kolejną osobę wchodzącą do mieszkania, musiałam wstrzymać się z martwieniem o Eddiego. Pospiesznie przeszłam przez pokój i z zaskoczenia porwałam ją w objęcia. Panna Terwiliger – nie mogłam się zmusić do nazywania ją Jackie, nawet jeśli nie byłam już jej uczennicą – zmieniła moje życie na wiele sposobów. To ona przejęła rolę, którą kiedyś wykonywał mój ojciec: uczyła mnie sekretów starożytnej sztuki. Jednak w przeciwieństwie do niego, nigdy nie sprawiała, że czułam się gorsza. Zachęcała mnie i wspierała, powodując, iż postrzegałam siebie jako bardziej wartościową i zdolną, nawet jeśli nie zawsze
- 24 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
byłam idealna. Ona i ja kontaktowałyśmy się przez telefon, od kiedy zjawiłam się na Dworze, ale do teraz nie sądziłam, że tak bardzo za nią tęskniłam. - Mój Boże – powiedziała, chichocząc i starając się oddać uścisk. – Nie oczekiwałam takiego powitania. – Jej wysiłki wydawały się trochę dziwne, zważywszy na fakt, że w jednej dłoni trzymała teczkę, a w drugiej coś, co wyglądało na małe zwierzę. - Czy w końcu pozwolisz mi to wziąć? – nalegał Eddie, zabierając jej teczkę. Podniosła to, pozwalając nam na właściwy uścisk. Otaczał ją mdławy zapach ziół paczuli, przypominając mi o bardziej beztroskich czasach, gdy razem zbliżałyśmy się do siebie, aby popracować nad zaklęciami. Poczułam łzy zbierające mi się w oczach, więc szybko się odsunęłam, żeby się ich pozbyć. - Cieszę się, że tu jesteś – powiedziałam, próbując wrócić do swojej biznesowej wersji. – Jestem zaskoczona, ale się cieszę. To nie mogła być dla ciebie łatwa podróż. - To, co chcę powiedzieć jest czymś, co może być przekazane wyłącznie osobiście. – Przeniosła okulary na nos i przesunęła wzrokiem po reszcie obecnej w pokoju. – Neil, miło cię znowu widzieć. I Adrian, cieszę się, że Sydney w końcu zrobiła z ciebie uczciwego mężczyznę. Adrian uśmiechnął się, słysząc to i przedstawił Daniellę. Była uprzejma, ale wydawała się trochę wycofana. Moroje tacy jak ona, którzy żyją głównie na Dworze w odosobnieniu, nie mają wielu ludzkich znajomych. Cały pomysł ludzi władających magią był równie dziwny dla morojów, jak i dla Alchemików, ale musiałam przyznać Danielli, że starała się przyswoić to wszystko. Mogła nie mieć wyczucia czasu i nie rozumieć naszych niedoszłych romantycznych momentów, ale nie mogłam zaprzeczać, że jej życie w ostatnim roku także całkowicie przewróciło się do góry nogami.
- 25 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Wchodźcie, wchodźcie – powiedziałam, przepuszczając pannę Terwiliger. Tak rzadko miewaliśmy gości, że prawie zapomniałam o zwykłej gościnności. – Usiądź, a ja przyniosę ci coś do picia. A może coś do jedzenia? Potrząsnęła głową, wchodząc za mną do kuchni. Inni podążyli za nami, z wyjątkiem Eddiego, który niezręcznie trzymał transporter. - Ze mną wszystko w porządku – rzekła. – Poza tym możemy nie mieć na to czasu. Mam nadzieję, że nie jestem za późno. Jej słowa sprawiły, że podniosły mi się włosy na karku, ale zanim dałam radę odpowiedzieć, Eddie oczyścił gardło i podniósł transporter, w którym zobaczyłam kota. - Um, czy chcesz, żebym zrobiła z nią coś szczególnego? - Nim – poprawiła panna Terwiliger. – I Pan Bojangles może poczekać, ale my musimy rozmawiać. Poza tym, jeśli mam rację, będziemy go potrzebować. Adrian posłał mi pytające spojrzenie, ale potrząsnęłam jedynie głową w odpowiedzi. Wszyscy zgromadziliśmy się wokół kuchennego stołu. Usiadłam, a Adrian stanął za mną, kładąc ręce na moich ramionach. Kątem oka dostrzegłam, jak rubiny i białe złoto jego ślubnej obrączki zaświeciły. Panna Terwiliger zajęła miejsce naprzeciwko mnie i wyjęła ozdobne drewniane pudełko ze swojej teczki. Było ono pokryte kwiecistymi wzorami, które wyglądały na malowane własnoręcznie. Postawiła je na stole i popchnęła w moją stronę. - Co to? – spytałam.
- 26 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Miałam nadzieję, że ty mi powiesz – odparła. – To przyszło kilka tygodni temu, leżało na moim ganku. Na początku myślałam, że to jakiś rodzaj prezentu od Malachiego – nawet jeśli to nie jest w jego stylu. - Racja – zgodził się Adrian. – Granaty, kamizelki kuloodporne… to byłoby bardziej w jego stylu. Malachi Wolfe był wątpliwie stabilnym instruktorem samoobrony, u którego Adrian i ja braliśmy lekcje oraz człowiekiem, który niewytłumaczalnie zdobył serce panny Terwiliger. Uśmiechnęła się przelotnie na komentarz Adriana, ale ani na chwilę nie oderwała wzroku od pudełka, kontynuując: - Szybko zorientowałam się, że pudełko jest magicznie zapieczętowane. Próbowałam różnego rodzaju zaklęć otwierających, popularnych i rzadkich, ale bez skutku. Ktokolwiek to zaczarował jest niezwykle potężny. Spędziłam kilka ostatnich tygodni, wykańczając moje moce, aż w końcu wzięłam to do Inez. Na pewno ją pamiętasz? - Trudno ją zapomnieć – powiedziałam, wspominając tą sędziwą, dziwaczną starą wiedźmę z Kalifornii, która udekorowała każdy centymetr swojego domu różami. - Dokładnie. Powiedziała mi, że ma pewne potężne zaklęcie, które prawdopodobnie byłoby w stanie to otworzyć, ale nie udało mi się, ponieważ może to zostać wykonane tylko przez konkretną osobę. – Panna Terwiliger wyglądała na zmartwioną. – Nie wykryłam tego. Oczywiście, tą osobą nie byłam ja. Inez spekulowała, że dla kogokolwiek jest to pudełko, będzie miał małe problemy z otworzeniem go, dzięki czemu doszłam do tego, że to ty jesteś tym odbiorcą. Gapiłam się na pudełko.
- 27 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Ale dlaczego daliby to tobie, a nie mnie? Panna Terwiliger rozejrzała się wokoło suchym spojrzeniem. - To nie jest do końca łatwe miejsce do dostarczenia. Szkoda, że nie odkryłam tego wcześniej. Miejmy nadzieję, że to, co jest w środku, nie jest wrażliwe na czas. Spojrzałam na pudełko w innym świetle, czując, że wypełnia mnie pragnienie i niepokój. - Co powinnam zrobić? - Otwórz to – odparła po prostu pani Terwiliger. – Jednakże, reszcie radzę trochę się odsunąć. Daniella szybko wykonała polecenie, ale Adrian i dampiry uparcie pozostali na swoich miejscach. - Róbcie, co mówi – powiedziałam. - A co jeśli to bomba? – spytał Eddie. - Mogę w większości zminimalizować szkody dla Sydney, ale nie mogę zagwarantować tego reszcie – odparła panna Terwiliger. - W większości? – odezwał się Adrian. – Może to sposób Alchemików, żeby się do ciebie dobrać. - Może, ale oni nie są fanami ludzkiej magii. Nie wyobrażam sobie, by się do tego posunęli. – Westchnęłam. – Proszę. Po prostu się odsuń. Nic mi nie będzie. Nie wiedziałam tego na pewno, ale wystarczyło trochę przymilania się i w końcu odpuścili. Panna Terwiliger wyciągnęła mały woreczek i wysypała żółty, błyszczący proszek na stół. Wymamrotała jakąś grecką inkantację, a ja poczułam - 28 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
magię – ludzką magię – płonącą w otaczającym nas powietrzu. Minęło sporo czasu, odkąd wyczuwałam ją w kimś innym, więc zaskoczył mnie ten przypływ energii, którą mi dała. Gdy zaklęcie ochronne było już na swoim miejscu, nagląco pokiwała na mnie. - No, dalej Sydney. Jeśli nie dasz rady tego otworzyć, spróbuj użyć podstawowego zaklęcia otwierającego. Położyłam swoje palce na wieku i wzięłam głęboki oddech. Nic się nie stało, gdy próbowałam je podnieść, co nie było niczym zaskakującym. Nawet jeśli panna Terwiliger miała rację i pudełko było przeznaczone dla mnie, to nie znaczyło, że to będzie tak do końca proste. Kiedy przywołałam słowa zaklęcia, oczywiste pytanie pojawiło się na krawędzi moich myśli: co, jeśli to naprawdę jest dla mnie? Jeśli tak, to od kogo? A co ważniejsze, dlaczego? Wypowiedziałam zaklęcie i chociaż pudełko się nie zmieniło, usłyszeliśmy cichy dźwięk otwarcia. Ponownie spróbowałam unieść wieczko i tym razem poszło łatwo. Nawet lepiej, w środku nie było żadnej bomby. Po chwili wahania pozostali zgromadzili się wokół, aby zobaczyć, co jest w środku. Spoglądając w dół, ujrzałam kilka kartek z pojedynczym włosem na górze. Ostrożnie go podniosłam, unosząc do światła. Był blond. - Prawdopodobnie twój – powiedziała panna Terwiliger. – Do zamknięcia dla konkretnej osoby potrzebujesz czegoś, co jest częścią odbiorcy. Włos. Paznokieć. Skórę. Zmarszczyłam nos na te słowa. Odwracając pierwszą kartkę, próbowałam nie myśleć o tym, jak ktoś mógł wejść w posiadanie jednego z moich włosów. Kartka okazała się być ulotką Muzeum Robotów w Pittsburgu. To mogłoby być komiczne, gdyby nie chłodne słowa napisane na jednym z obrazków ze szczególnych wystaw: Raptorbot 2000: CHODŹ SIĘ POBAWIĆ, SYDNEY. Oddech ugrzązł
- 29 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
mi w gardle i szybko podniosłam wzrok. Wszyscy wyglądali na tak oszołomionych jak ja. Nie potrafiłam rozpoznać pisma. - Co jest na innych kartkach? – spytał Neil. To także było złożone i błyszczące, tak jak magazyny. Na pierwszy rzut oka wyglądało na jakiegoś rodzaju reklamy podróży. Otworzyłam to i znalazłam zdjęcie hotelu Bed-and Breakfast w Palo Alto. - Co to ma wspólnego z muzeum robotów w Pittsburgu? Panna Terwiliger zesztywniała. - To nie na tę stronę powinnaś patrzeć. Odrzuciłam kartkę i zagapiłam się na to co lub – ważniejsze – kogo widziałam. Jill. Prawie zapomniałam o tych reklamach. Dawno temu – przynajmniej ja tak to odczuwałam – Jill przez krótki okres czasu była modelką dla jednej projektantki w Palm Springs. Nie powinnam jej na to pozwolić, wiedząc, jak mogło to nadwyrężyć jej ochronę. Zdjęcie, na które teraz patrzyłam zostało zrobione w sekrecie, wbrew mojej woli. Jill nosiła parę dużych, pozłacanych okularów i szalik o pawich kolorach, owinięty wokół jej bujnych kręconych włosów. Patrzyła na kępkę palm i gdyby ktoś jej nie znał, byłoby mu trudno zorientować się, że to ona. W zasadzie to większości ludzi sprawiłoby kłopot dostrzeżenie, że to morojka. - Co to, do diabła, jest? – zażądał Eddie. Wyglądał, jakby zaraz miał wyrwać mi stronę z rąk. Tylko kilka rzeczy było w stanie zaburzyć jego spokojną naturę. Bezpieczeństwo Jill stanowiło jedną z nich. - 30 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem. - Nie mam pojęcia. Adrian sięgnął obok mnie i wziął pierwszą stronę. - Pewnie to nie oznacza, że Jill jest przetrzymywana w Muzeum Robotów? W Pittsburgu? - Musimy jechać – stwierdził zawzięcie Eddie. Obrócił się, jakby chciał od razu ruszyć do drzwi i wyjść. - Ja muszę jechać – powiedziałam, wskazując na ulotkę, którą trzymał Adrian. – To pudełko było dla mnie. Ta wiadomość jest nawet zaadresowana do mnie. - Nie pojedziesz sama – zaprzeczył Eddie. - Nigdzie nie jedziesz – rzekł Adrian, odkładając kartkę z powrotem. – Przed moim małym, uch, nieporozumieniem z Wesley'em rozmawiałem z Jej Wysokością, która jasno określiła, że ty i ja nie możemy opuścić Dworu. Ogarnęły mnie cierpienie i wyrzuty sumienia, gdy spojrzałam na profil Jill. Była zaginiona prawie od miesiąca. Desperacko czekaliśmy na jakiś trop, a teraz go dostaliśmy. Ale panna Terwiliger spekulowała: czy było za późno? Co się działo, gdy to pudełko leżało nietknięte? - Muszę – powiedziałam. – Nie ma mowy, żebym to zignorowała. Adrian, wiesz o tym. Nasze spojrzenia się spotkały. Tak wiele uczuć przepłynęło między nami, gdy w końcu skinął głową. - Wiem. - 31 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Chyba nie myślisz, że Lissa naprawdę zmusiłaby mnie siłą do zostania tutaj, prawda? Westchnął. - Nie wiem, ale ona dokładnie wskazała, że po wszystkich problemach, które na nią sprowadziliśmy zostając tu, gorsze będzie, jeśli wyjdziesz i dasz się złapać Alchemikom. Możemy spróbować się stąd wymknąć… ale nie byłbym zaskoczony, gdyby sprawdzali auta przy wyjeździe. - Tak myślałam, że coś takiego może się zdarzyć – odezwała się panna Terwiliger. Pokonała swój szok i przeszła w tryb "zajmijmy-się-tym", który uważałam za ogromnie pocieszający. – Dlatego też przyszłam przygotowana. Mam sposób na przemycenie cię na zewnątrz, jeśli chcesz, Sydney. Jej spojrzenie przeniosło się na Adriana. – Obawiam się, że tylko Sydney. - Nie ma mowy – odparł natychmiast. – Jeśli ona idzie, ja też idę. - Nie – powiedziałam wolno. – Ona ma rację. Uniósł brwi. - Spójrz, wiele ryzykujesz, więcej niż ja, wydostając się stąd. Nie pozwolę ci tam iść i narażać się, podczas gdy ja zostanę tutaj, bezpieczny, dlatego nawet nie… - To nie o to chodzi – przerwałam mu. Chwilę później poprawiłam się. – Znaczy, jasne, chcę żebyś był bezpieczny, ale posłuchaj, co mam do powiedzenia. Jeśli tam pójdę, ryzykuję bardziej, ponieważ Alchemicy mnie szukają. Poza tym w tej chwili mnie nie tropią, ponieważ myślą, że jestem bezpieczna z tobą, w zamknięciu. I tak długo, jak będą tak myśleć, nie zaczną mnie szukać. Nikt nie widuje mnie tutaj, na Dworze, ale ciebie czasami tak, podczas twoich wizyt u
- 32 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
karmicieli. Gdybyśmy oboje nagle zniknęli, wieść o tym mogłaby dojść do Alchemików. Ale jeśli ludzie nadal będą widywać ciebie… Adrian się skrzywił. - Wtedy pomyślą, że nadal tu jesteś, tylko ukrywasz się przed wrednymi wampirami. - Zostaniesz częścią mojej przykrywki – powiedziałam, kładąc moją dłoń na jego. – Wiem, że ci się to nie podoba, ale to naprawdę by pomogło. Pozwoliłoby mi swobodniej poruszać się po świecie i spróbować ustalić, jak to – wskazałam głową na ulotkę z robotami – jest powiązane z Jill. Odpowiedź zajęła mu kilka chwil. Domyślałam się, że wiedział o prawdziwości moich argumentów, ale nadal tego nie lubił. - Po prostu martwi mnie myśl, że jesteś tam sama, kiedy ja siedzę tutaj. - Nie będzie sama – wtrącił się Eddie. – Nie mam żadnych zadań i nikt mnie nie ściga. Mogę swobodnie wejść i wyjść z Dworu. - Ja także – powiedział Neil. - Jeden z was musi zostać z Adrianem – zaoponowałam. – W razie gdyby zdarzyła się powtórka z dzisiejszego dnia. Neil, mógłbyś? A ty Eddie, pójdziesz ze mną, żeby to sprawdzić? Sprawiłam, że zabrzmiało to jak żądanie, a nawet przysługa, ale wiedziałam, że nie było takiej rzeczy na Ziemi, którą Eddie wolałby teraz robić, niż szukać Jill. - Zróbmy tak – zaczął Adrian, gdy dampiry się zgodziły. – Zostanę tutaj i będę cię krył, ale gdy tylko znajdę sposób, żeby do ciebie dołączyć, nie ryzykując naszej przykrywki, zrobię to. - 33 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Spotkałam jego spojrzenie, pragnąc powiedzieć mu tyle rzeczy. Że było mi przykro z powodu naszej poprzedniej kłótni, że wcale nie próbowałam go kontrolować. Tak bardzo go kochałam i pragnęłam, aby był bezpieczny. Chciałam, żeby to wiedział. Wszystko, co teraz mogłam zrobić przy tylu świadkach, to tylko skinąć głową na zgodę. Panna Terwiliger potraktowała nas wszystkich suchym żartem. - Czy wszyscy już wiedzą, jakie dzielne role podejmują? – spytała. Rzuciła mi uśmiech. - Nie wydajesz się przejmować tym, jak planuję cię stąd wydostać, Sydney. Wzruszyłam ramionami. - Wierzę w ciebie, psze pani. Jeśli mówisz, że znasz sposób, to w to wierzę. Co on zawiera? Po tym co mi powiedziała, w pokoju zapanowała cisza. Wszyscy gapiliśmy się na nią oniemiali, dopóki Adrian w końcu się nie odezwał. - Wow – rzekł. – Nie mogę powiedzieć, że się tego spodziewałem. - Wydaje mi się, że nikt się tego nie spodziewał – przyznał Eddie. Panna Terwiliger skupiła się na mnie. - Piszesz się na to, Sydney? Przełknęłam ślinę. - Wydaje mi się, że muszę. I nie powinniśmy marnować więcej czasu. - Po pierwsze – powiedział Adrian. – Czy mogę przez chwilę porozmawiać z moją żoną, póki panuje wesołość? - 34 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Oczywiście – zgodziła się panna Terwiliger, machając ręką. Adrian wyprowadził mnie i zawołał do reszty. - Pogadajcie sobie sami. – Poprowadził mnie do naszej sypialni, nie mówiąc nic więcej do czasu, aż drzwi się za nami zamknęły. – Sydney, zdajesz sobie sprawę, że to jest szaleństwo, prawda? I nie mówię tego w dobrym sensie. Uśmiechnęłam się i przyciągnęłam go do siebie. - Wiem. Ale oboje przecież wiemy, że nie ma mowy, żebyśmy nie podążyli za tropem, który może zaprowadzić nas do Jill. Jego twarz pociemniała. - Chciałbym zrobić coś więcej niż tylko cię kryć – powiedział. – Ale jeśli tego trzeba… - Westchnął. – Co szalenie też brzmi, to ty odchodząca po tym jak bardzo staraliśmy się tutaj dostać i być razem. - Taak, ale… – Zawahałam się, nienawidząc się za słowa, które miałam zamiar powiedzieć. – Nie powiesz mi, że to jest dokładnie to, co sobie wyobrażaliśmy. - Co masz na myśli? – spytał, ale mogłam stwierdzić, że już wiedział. - Adrian, nie ma wątpliwości, że cię kocham i chcę wieść z tobą życie. Ale to konkretne życie… ukrywanie się przed naszymi ludźmi… twoja matka wisząca nad nami… No nie wiem. Może trochę przestrzeni będzie dla nas dobre. Jego zielone oczy się rozszerzyły. - Chcesz ode mnie uciec? - Nie, oczywiście, że nie! Ale chciałabym przemyśleć wszystko, aby dowiedzieć się, jak możemy zdobyć życie, którego pragnęliśmy. – Westchnęłam. – I oczywiście, poza tym… - 35 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Musimy dowiedzieć się, gdzie możemy znaleźć Jill – dokończył. Skinęłam głową, po czym oparłam mu ją na piersi, słuchając równego rytmu jego serca. Wcześniejsze emocje wzrosły we mnie, gdy pomyślałam o ostatnim roku i o tym, przez co przeszliśmy. Musieliśmy utrzymywać nasz związek w sekrecie, a gdy zostaliśmy odkryci, Alchemicy uwięzili mnie i próbowali zrobić pranie mózgu, aby mnie nawrócić. Każda chwila, którą przeżywałam teraz z Adrianem była cennym darem, ale rozkoszując się tym i odwracając się od Jill… Cóż, to samolubne. - Odnalezienie jej jest teraz ważniejsze od nas – powiedziałam. - Wiem o tym – rzekł, składając pocałunek na moim czole. – A jednym z powodów, dla którego cię kocham jest to, że nie masz wątpliwości, iż musisz to uczynić. I że pozwoliłabyś mi na to, gdyby nasze role były odwrócone. - To jest to, co robię – stwierdziłam po prostu. - Przysięgam, jak tylko będę mógł bezpiecznie się stąd wydostać, to do ciebie dołączę. Nie zostaniesz sama. Położyłam rękę na sercu. - Nigdy nie jestem. Zawsze czuję cię tutaj. Opuścił usta na moje w długim, doskonałym pocałunku, jednym z rodzaju tych, które wysyłają ciepło do moich palców u stóp i sprawiają, że jestem bardziej świadoma znajdującego się za nami łóżka. Odsunęłam się, zanim moglibyśmy przypadkowo dać się rozproszyć. - Wrócę zanim się obejrzysz – powiedziałam, jeszcze raz go przytulając. – I jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, będzie ze mną Jill.
- 36 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem – sprzeciwił się – w każdej chwili możemy dostać telefon z wiadomością, że ktokolwiek porwał Jill, wypuścił ją po tym, jak prawo zostało zmienione, a ona jest już w drodze do domu. Uśmiechnęłam się, chociaż nie było w tym prawdziwej radości. - To byłoby miłe. Jeszcze raz się pocałowaliśmy i wróciliśmy do reszty. Uświadomiłam sobie, że nawet jeśli Adrian i ja byliśmy teraz w dobrych relacjach, nie do końca rozwiązaliśmy naszą poprzednią sprzeczkę. Nadal pozostawało wiele spraw, z którymi musieliśmy się uporać – najważniejsza z nich to jego ciągłe „flirtowanie” z duchem. Straciłam swoją szansę, a teraz mogłam jedynie mieć nadzieję, że wszystko będzie z nim w porządku. W międzyczasie, panna Terwiliger zajęła się zmienianiem naszej kuchni w pracownię zaklęć. Butelki i torebki ze składnikami były porozstawiane po całym stole, a ona pracowicie gotowała wodę na kuchence. Wsypała coś do środka, a wkrótce po tym para przybrała zapach anyżu. - Dobrze, dobrze – mamrotała, ledwie podnosząc wzrok. – Wróciłaś. Mogłabyś odmierzyć dla mnie dwie łyżeczki proszku z buraka ćwikłowego? Opadłam obok niej i miałam pewnego rodzaju deja vu. To takie lekkie, chwilowe uczucie, jakbym wróciła do naszych wspólnych starych czasów. Nie, żeby były one całkowicie bezstresowe. Nauka magii od niej była trudna, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Zawsze odczuwałam dodatkową presję przez moje zmagania z Adrianem i innymi. Jednak, to była miła znajomość, zwłaszcza odkąd tęskniłam za tą całą magiczną pracą. Nadal ją praktykowałam, ale rzadko rzucałam tego typu uroki na Dworze. Zaklęcie, które miała na myśli pozwalało nam obu uciec i dawało na to kilka godzin.
- 37 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Adrian i pozostali próbowali się czymś zająć najlepiej jak potrafili. Eddie poszedł spakować torbę podróżną, skoro żadne z nas nie wiedziało, czego dokładnie możemy oczekiwać w Pittsburgu. Jill. Miałam cichą nadzieję. Proszę, po prostu pozwól nam dostać się do Muzeum Robotów i znaleźć Jill, sprzedającą tam bilety. Jakoś wątpiłam, że to będzie takie łatwe. Około czwartej nad ranem, panna Terwiliger i ja skończyłyśmy naszą pracę. Właściwie był środek dnia, według wampirzego rozkładu, do którego byłam przyzwyczajona, ale ona wykazywała już pewne oznaki zmęczenia. Wiem, że umierała z pragnienia kawy, ale kofeina zaburzała efektywność działania magii, a musiała po drodze rzucić kilka małych zaklęć. Ostatni etap zależał jednak ode mnie, a gdy zbliżał się koniec, zaczęłam zastanawiać się, co ja właściwie robiłam. - Może łatwiej byłoby po prostu przeszmuglować mnie w bagażniku – powiedziałam, trzymając w ręku kubek z naparem, który przygotowałyśmy. - Jest duża szansa, że będą przeszukiwać samochody opuszczające Dwór – odparł Adrian. – Zwłaszcza jej. Lissa jasno się wyraziła, że nie chce, abyśmy stąd odchodzili. Zaczęłam iść z napojem do miejsca, w którym panna Terwiliger ustawiała lustro. Zalała mnie nowa fala wątpliwości. - Myślisz, że pozwoli mi tu wrócić, gdy teraz wyjadę? Nikt na to nie odpowiedział, dopóki panna Terwiliger nie rzekła pragmatycznie. - Zawsze możemy wrócić tą samą drogą, którą cię stąd wyprowadzamy. Skrzywiłam się i spojrzałam w dół na szklankę w moich rękach, zastanawiając się teraz, jak będę się z tym potem czuła. W salonie panna Terwiliger pomocnie - 38 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
przeniosła duże lustro z sypialni Danielli. Potem przyciągnęła do niego transporter dla zwierząt i otworzyła drzwiczki. Biały kot w pręgowane łaty – Pan Bojangles – wyszedł z niego i spokojnie usiadł przed lustrem. Gdybym nie wiedziała lepiej, powiedziałabym, że się podziwiał. - Znasz słowa? – spytała panna Terwiliger. Skinęłam głową i uklękłam przy kocie. Zapamiętałam to zaklęcie podczas naszych dzisiejszych ćwiczeń. - Powinnam coś wiedzieć, zanim to zrobię? - Tylko pamiętaj, żeby patrzeć na kota, kiedy będziesz rzucać zaklęcie – powiedziała. Po raz ostatni spojrzałam na resztę. - Do zobaczenia za chwilę, zgaduję. - Powodzenia – odezwał się Neil. Adrian utrzymał mój wzrok przez dłuższą chwilę, nie mówiąc nic na głos, ale jakimś sposobem przekazując mi milion wiadomości. Poczułam gulę w gardle, gdy wcześniejszy sentymentalizm powrócił. Tak mocno walczyliśmy, aby się tutaj znaleźć, a oto ja odchodziłam. Nie odchodzisz, powiedziałam sobie. Idziesz ratować Jill. To, o czym rozmawiałam wcześniej z Adrianem było prawdą. Kochaliśmy się, ale nie mogliśmy być tak samolubni, co do naszej miłości, żeby tak po prostu odwrócić się plecami do kogoś, na kim nam zależało. Posłałam mu mały uśmiech, a potem wypiłam napój. Miał słaby pieprzowy posmak, nie do końca nieprzyjemny, ale także nie było to coś, co pije się z radością. Gdy opróżniłam kubek, odstawiłam go i skupiłam się na lustrze – a szczególnie - 39 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
na odbiciu kota. Pan Bojangles nadal siedział z zadowoleniem, więc założyłam, że panna Terwiliger przywiozła akurat tego kota z powodu jego dobrej natury. Przywołałam do siebie magię, odcinając się od reszty świata i skupiając się wyłącznie na zaklęciu w ręce. Wypowiedziałam łacińskie słowa, cały czas patrząc na kota. Poza wykonywaniem psychicznej pracy, zaklęcie wymagało dużej ilości silnej woli. Gdy skończyłam mówić, poczułam się wykończona, a magia przepłynęła przeze mnie i zabrała się do pracy. Mój wzrok pozostał na kocie, ale moja wizja powoli się zmieniła. Właściwie, moje widzenie całkiem się zmieniło. Koci pomarańczowy kolor stał się szary, podczas gdy wzór futerka bardziej się wyostrzył. Dostrzegałam więcej niuansów i detali w prążkowym wzorze niż przedtem. Wcześniej wszystko wyglądało o wiele jaśniej, tak jakby światło zostało włączone. Mrugnęłam kilka razy, próbując przywyknąć do tego i zauważyłam, że znajdowałam się coraz bliżej ziemi. Coś spadło na moją twarz, przysłaniając mi wzrok i musiałam to z siebie strząsnąć. To była moja koszulka. Spoglądając z powrotem w lustro, znalazłam tam dwa odbicia kotów. Jedno z nich było moje. - Cóż, niech będę przeklęty. Nie od razu rozpoznałam głos Adriana. Nadal pozostawałam wystarczająco ludzka, żeby zrozumieć język, ale moje nowe uszy całkowicie inaczej przetwarzały dźwięk. Słyszałam więcej, a normalne dźwięki wydawały się głośniejsze. Miałam mało czasu, aby to przemyśleć, gdy nagle dwie ręce podniosły mnie i wsadziły do transportera. Drzwiczki się zamknęły. - Nie chcemy ich pomylić – stwierdziła panna Terwiliger. - Gdzie zamierzasz umieścić drugiego? – spytała Daniella.
- 40 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Czy ci się to podoba, czy nie – odparła panna Terwiliger. – Nie mogę go ze sobą zabrać. Strażnicy widzieli mnie wchodzącą z jednym kotem i zobaczą mnie wychodzącą również z jednym. - Co? – Głos mojej teściowej wydawał się bardziej piskliwy w moich uszach. – Ta kreatura zostaje tutaj? – Nie do pomyślenia. Jej synowa zmieniająca się w zwierzę? Nie ma problemu. Opiekowanie się kotem? Katastrofa. - Podrzucę wam jakieś małe pudełko i trochę kociego jedzenia. – powiedział pomocnie Neil. Nagle po drugiej stronie metalowych krat mojego transportera pojawiła się twarz Adriana, bacznie mi się przyglądająca. - Co tam, kociaku? Dobrze ci tam? Nieprzyzwyczajona, próbowałam odpowiedzieć, ale jedyne co mi wyszło to urwane miauknięcie. Świat nagle zawirował wokół mnie, gdy transporter znalazł się w powietrzu, zmuszając mnie do gramolenia się, by utrzymać równowagę obiema łapami i zmysłami, które były mi obce. - Nie ma czasu na pogaduszki – przerwała panna Terwiliger. – Musimy ruszać. Adrian musiał podążać za nią, ponieważ jego twarz ponownie pojawiła się za drzwiczkami. - Bądź ostrożna, Sage. Kocham cię. Panna Terwiliger i Eddie pożegnali się i ruszyli do drzwi. Przeszliśmy przez budynek, a następnie wyszliśmy na zewnątrz. Wiedziałam, że ciągle jest noc, ponieważ wcześniej zerknęłam na zegarek, lecz świat, który byłam w stanie - 41 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
zobaczyć przez kraty w transporterze wyglądał całkiem inaczej od tego, do którego przywykłam. Mój wyczulony wzrok sprawiał, że rozproszone wszędzie latarnie bardziej niż zwykle rozświetlały mrok. Nawet jeśli nie widziałam całej palety kolorów, mogłam widzieć lepiej niż za pomocą moich ludzkich oczu. Mieliśmy przynajmniej godzinę, w czasie której działało zaklęcie, ale moi towarzysze nadali całkiem niezłe tempo, żwawo przechodząc przez teren Dworu na parking dla odwiedzających. Tam, panna Terwiliger odzyskała wypożyczony samochód, którym tu przyjechała i postawiła mój transporter na tylnym siedzeniu. To dało mi słaby widok na otoczenie, ale nadal mogłam wszystko słyszeć. W głównym wejściu strażnicy przesłuchali moją mentorkę w sprawie jej wizyty na Dworze, chcąc się dowiedzieć, dlaczego Eddie jedzie z nią. - Muszę wyjechać – odparł w sposób, który był ostry, ale nie defensywny. – Mam pewne sprawy osobiste, którymi muszę się zająć, a ona zaoferowała mi podwózkę. - Wiem, że drogi poza waszym Dworem nie zawsze są przyjazne w nocy – dodała panna Terwiliger. – Dlatego nie mam nic przeciwko towarzystwu. - Zaczekaj, słońce wzejdzie za mniej niż godzinę – rzekł strażnik. - Nie mam czasu – odparła. – Muszę zdążyć na samolot. Tak jak przewidywał Adrian, strażnicy gruntownie przeszukali samochód i słyszałam, jak jeden z nich szepcze do drugiego. - Upewnij się, że nie ma żadnych pasażerów na gapę. Mój niepokój wzrósł i odkryłam dziwną potrzebę machania ogonem w przód i w tył.
- 42 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Twarz dampira pojawiła się przede mną. Mlasnął językiem, mówiąc: - Hej, kotku. Nie zareagowałam, bojąc się, że mogę coś sknocić. Strażnicy w końcu nas przepuścili, po czym ruszyliśmy w drogę, wolni od pałacu, który przez ostatni miesiąc był dla mnie zarówno sanktuarium, jak i więzieniem. Panna Terwiliger wiozła nas pół godziny, aby zwiększyć dystans pomiędzy nami a Dworem. Następnie zjechała na jedną z bocznych wiejskich dróg. Kiedy zaparkowaliśmy, otworzyła transporter, dzięki czemu mogłam wyjść na tylnie siedzenie, a na koniec postawiła obok mnie stos ubrań. Ledwie byłam w stanie zobaczyć, jak niebo za nią jaśnieje. - Proszę bardzo – powiedziała, wracając na przednie siedzenie. – Prawdopodobnie powinnam uprzedzić cię wcześniej… o wiele łatwiej jest rzucić zaklęcie niż je zneutralizować.
- 43 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 3 Adrian
PO ODJEŹDZIE SYDNEY MINUTY WYDAWAŁY SIĘ GODZINAMI. Kroczyłem po naszym małym apartamencie z supłem w piersi, wyobrażając sobie najgorsze. W każdej sekundzie, mogę dać słowo, bałem się, że plan się nie powiedzie i strażnicy przyłapią Sydney na próbie ucieczki z Dworu. - Kochanie, musisz to robić? – zapytała w końcu moja matka. – Denerwujesz zwierzęta. Zatrzymałem się i zerknąłem w miejsce, z którego Pan Bojangles uważnie wpatrywał się w Skoczka – małego, zaczarowanego smoka, którego Sydney wezwała wcześniej tego roku. Skoczek stał się swego rodzaju zwierzątkiem i był właśnie obserwowany przez kota, który najwyraźniej nie odwzajemniał jego podekscytowania. - Nie sądzę, żeby chodziło o mnie, mamo. Oni po prostu... Przerwał mi dzwonek mojej komórki, więc zanurkowałem po nią, przerażając oboje, kota i smoka. Wiadomość od Eddiego na wyświetlaczu telefonu była jasna i zwięzła: Poza Dworem. Wszystko dobrze. Odpisałem: Czy nadal jestem poślubiony kotu? Tak, przyszła odpowiedź, następnie chwilę potem: Ale pani T. przysięga, że to tylko tymczasowe. Trochę mojego niepokoju zmalało, ale nie cały. Napisałem: Daj mi znać, kiedy wróci. Dwadzieścia minut później nadeszła nowa wiadomość. Ta była od samej Sydney: Z powrotem w formie człowieka. Wszystko wydaje się być normalne. - 44 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Wszystko? – zapytałem. Cóż, wszystko poza dziwnym pragnieniem gonienia za laserowymi punktami. – odpowiedziała. Jeśli to jest najgorszy efekt, zniosę to. Informuj mnie. Kocham cię. – odpisałem. Ja meow ciebie też. – odesłała. Zostało to szybko poprawione na: Mam na myśli, kocham cię. Uśmiechnąłem się i odłożyłem komórkę, ale odkryłem, że nadal jestem daleki od poczucia, że wszystko na świecie jest prawidłowe. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że sprawy między mną a Sydney nie są całkowicie rozstrzygnięte i nie powodowały tego fizyczne groźby, z którymi teraz się mierzyła. Wydostała się z Dworu... ale potencjalnie nadal stawiała czoło tym samym zagrożeniom, które przywiodły nas do szukania tu schronienia. Tylko, jeśli wiedzą, że ona jest na zewnątrz, przypomniał mi głos cioci Tatiany w rzadkim momencie uzasadnionej pomocniczości. Tak długo, jak nikt jej nie szuka – i dopóki nie została odkryta – jest bezpieczna. Więc nie wątp w to. Racja, zgodziłem się. A nikt nie ma najmniejszego powodu, żeby sądzić, że jej tu nie ma. Ona nigdy nie opuszcza naszego apartamentu, a my nie mamy zbyt dużo gości. *** Później, tego dnia, oczywiście mieliśmy gościa. Na szczęście, nie był to pułk strażników domagających się wiedzy, gdzie jest Sydney. Zamiast tego, znalazłem Sonię Karp-Tanner stojącą za drzwiami i uśmiechającą się, kiedy mnie zobaczyła. Jakąkolwiek ulgę poczułem widząc ją,
- 45 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
została ona stłumiona przez zaniepokojenie cioci Tatiany. Pod żadnym pozorem nie opuszczaj swojej straży, wysyczała. Sonia jest naszym przyjacielem, odpowiedziałem spokojnie. Ciocia Tatiana się nie zgodziła. To się nie liczy. Nikt nie może wiedzieć, że Sydney odeszła, nie ważne jak przyjacielski myślisz, że jest. Nie ważne, jak dobre ma intencje, wystarczy jeden mały poślizg... Im mniej ludzi zna sekret, tym lepiej. Z bólem uświadomiłem sobie, że miała rację. Po chwili, radosna ekspresja Sonii zmieniła się na zdziwioną, kiedy ja prowadziłem mentalną konwersację z fantomem. - Wszystko w porządku, Adrianie? – zapytała Sonia. - W porządku, w porządku – powiedziałem, wpuszczając ją do środka. – To tylko zmęczenie. Miałem nieprzyjemny poranek. – Poczyniłem ręką niejasny gest na moją twarz, która nadal nosiła znaki bójki z Wesley'em i jego ekipą. Tak jak miałem nadzieję, to skutecznie odwróciło uwagę Soni. Troska rozświetliła jej rysy. - Co się stało? - Och, to co zwykle. Po prostu kilku idiotów zazdrosnych o to, że wziąłem ślub z najgorętszym człowiekiem. - Gdzie ona jest? – spytała Sonia, rozglądając się po pustym apartamencie. – I twoja matka? - Mama położyła się spać – odrzekłem. – A Sydney... Poszła na spacer. Ostry wzrok Sonii skupił się z powrotem na mnie.
- 46 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Wyszła po tym, jak zostaliście zaatakowani tego ranka? - Cóż, na zewnątrz jest jasno, więc jest mniej zagrożeń. I... Neil jest z nią. – Prawie powiedziałem Eddie, ale nie byłem pewien, czy Sonia słyszała o tym, że opuścił Dwór. Znając moje szczęście, Neil mógł wpaść niezapowiedziany i zrujnować całą historię. - Potrzebowała trochę powietrza – dodałem, widząc sceptyczne spojrzenie Sonii. – Bycie zamkniętą w środku jest dla niej naprawdę ciężkie. To właściwie nie było kłamstwem. Sonia utrzymała moje spojrzenie o kilka chwil dłużej, zanim ostatecznie zdecydowała się odpuścić temat. Prawdopodobnie mogła wyczytać z mojej aury i mowy ciała, że nie byłem całkowicie szczery, lecz mało prawdopodobne, żeby odgadła prawdę – to, że Sydney została przemieniona w kota i przeszmuglowana z Dworu w wyszukanej próbie znalezienia Jill. - Cóż, to ciebie przyszłam zobaczyć – powiedziała w końcu Sonia. – Muszę z tobą o czymś porozmawiać. Lub raczej o kimś. Usiadłem przy naszym kuchennym stole i skinąłem, żeby zrobiła to samo. Porozmawiać o kimś? Mogłem to robić tak długo, jak nie była to Sydney. - Kogo masz na myśli? – zapytałem. Sonia splotła swoje palce razem i wzięła głęboki wdech. - Ninę Sinclair. Skrzywiłem się. Może to nie było teraz tak problematyczne jak Sydney, ale Nina nie była dobrze witanym tematem. To użytkowniczka ducha, jak ja, i staliśmy się naprawdę dobrymi przyjaciółmi, kiedy Sydney została uwięziona. Na nieszczęście Nina chciała, żebyśmy byli jeszcze lepszymi przyjaciółmi i wyczytywała z naszej - 47 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
relacji więcej niż w niej było. Źle przyjęła moje odrzucenie, a zareagowała jeszcze gorzej, kiedy się dowiedziała, że poślubiłem człowieka. W rzadkich momentach, kiedy mijałem ją od czasu powrotu na Dwór, niezmiennie przypominałem sobie stare powiedzenie "gdyby spojrzenie mogło zabijać". - Co u Niny? – spytałem ostrożnie. – Nadal u ciebie pracuje? Sonia została liderką projektu usiłującego użyć ducha do zapobiegania zmianom ludzi w Strzygi. Nina początkowo była w tym niezwykle pomocna, kiedy przywróciła swoją siostrę Olivię, która żyła jako strzyga. Wówczas gdy kilkoro z nas pracowało razem, udało nam się przenieść magię ducha do krwi Neila, skutecznie tworząc szczepionkę go chroniącą, nawet przed przymusową przemianą. Jednak zwycięstwo Sonii było krótkotrwałe, ponieważ nie była w stanie skopiować tego efektu na nikogo innego. Jednak nadal niestrudzenie nad tym pracowała. - Technicznie tak, ale minie jeszcze trochę, zanim będzie w stanie zaoferować cokolwiek pożytecznego. – Ekspresja Sonii pociemniała. - Nina była trochę... wyłączona ostatnio. Nie mogłem powstrzymać małego śmiechu. - Jesteśmy użytkownikami ducha. Zawsze jesteśmy trochę wyłączeni. Sonia nie odpowiedziała na mój uśmiech. - Nie tak. Jeśli mógłbyś ją zobaczyć... cóż, zrozumiałbyś. Wysłałam ją wczoraj do domu, ponieważ nie było z niej żadnego pożytku. Wyglądała też, jakby nie spała w tygodniu. Jedynym użytkownikiem ducha, którego widziałam w tak złym stanie była... Cóż, kiedy rozmawiałam z Avery Lazar. To sprawiło, że się skurczyłem. Avery, inna użytkowniczka ducha, siedziała
- 48 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
aktualnie w przystosowanym mentalnie morojskim więzieniu. - Avery używała śmiesznych ilości ducha – przypomniałem jej. – Mam na myśli bezsensownych. I w regularnych odstępach. Przywrócenie z powrotem Jill wymagało ode mnie opłaty, chwilowo opróżniło mnie z ducha, ale to była jednorazowa rzecz. Avery próbowała liczby wysokoenergetycznych razy, stale doprowadzając się do aktualnego stanu, w którym jej umysł nie mógł znieść niczego więcej. - Nina musiałaby używać naprawdę sporej ilości poważnej magii, żeby tak skończyć. - To nie jest właściwie to, o co się martwię – powiedziała ponuro Sonia. Westchnąłem, myśląc o Avery. - Czy ona próbuje nabywać moce związane z pocałunkiem cienia? - Nie, to nie to... Ale coś zabiera większość jej mocy i jest czynione w stałych odstępach. Kiedykolwiek próbuję uzyskać od niej odpowiedź, wymyka mi się albo zaczyna pleść głupstwa. – Sonia westchnęła. – Martwię się o nią, Adrianie. Potrzebuje pomocy, ale nie chce ze mną rozmawiać. Kiedy cisza narastała, nagle załapałem, do czego zmierza Sonia. - Co? Myślisz, że porozmawia ze mną? Sonia wzruszyła ramionami. - Nie wiem, kogo innego poprosić. - Cóż, nie mnie! – zawołałem. – Była wściekła, kiedy ją odrzuciłem. Jeśli ona coś robi i potrzebuje pomocy, to ja nie jestem osobą, którą do siebie dopuści. Musisz poprosić kogoś innego. - 49 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Nie ma nikogo innego! Jej siostra nadal jest zaginiona. I czy wiesz, że Nina rzuciła pracę w biurze? Cóż... Właściwie sądzę, że ją wylali, ale jest ciężko uzyskać od niej jasną odpowiedź. Jedyne co wiem, to że ty i ja jesteśmy jedynymi z otoczenia, którzy dbają o to, co ona ze sobą robi, więc musimy się ruszyć i jej pomóc. - Ona ze mną nie porozmawia – powtórzyłem po raz kolejny. Sonia przeczesała dłonią swoje ciemnoczerwone włosy. - Może cię zaskoczyć. Nawet jeśli rzeczy... zepsuły się... między wami, ona wyraźnie odczuwa, jakby była tu jeszcze jakaś więź. Błagam, Adrian. Błagam, tylko spróbuj. Jeśli cię odeśle, dobrze. Niech tak będzie. Nie poproszę cię ponownie. Zacząłem mówić nie, po raz kolejny, ale zatrzymało mnie dokładniejsze spojrzenie na Sonię. Naprawdę była tym wstrząśnięta. To tkwiło w jej głosie i oczach... Nawet w kolorach jej aury. Wiedziałem, że Sonia to nie tego typu osoba, która przesadza. Wiedziałem także, że nie prosiłaby mnie o to, jeśli nie byłaby naprawdę zmartwiona, zwłaszcza odkąd poradziła mi, żebym trzymał się z dala od Niny w celu chronienia jej uczuć. Zerknąłem na czas. Zaczynało się robić późno, jak na nasze standardy. Większość morojów zacznie kłaść się do łóżek. - Będzie dobrze, jeśli zaczekam z zobaczeniem się z nią do jutra? Sonia zastanowiła się i lekko skinęła głową. - Jestem pewna, że będzie dobrze. Oczywiście, jestem też przekonana, że ona prawdopodobnie wcale nie pójdzie wkrótce spać. Ale myślę, że będzie najlepiej, jeśli zaczekasz z wyjściem do powrotu Sydney, żeby Neil mógł ci towarzyszyć.
- 50 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Przez chwilę, prawie powiedziałem, że Eddie jest z Sydney, nie Neil, ale wtedy przypomniałem sobie historię-przykrywkę. Musiałem zostać w kontakcie z Neilem, aby upewnić się, że potwierdzi to, co powiedziałem. Jeśli nie byłbym ostrożny, sprawy mogłyby bardzo szybko się skomplikować. To było to, czego nienawidziłem w kłamstwie: rzadko pozostawało proste. - Brzmi dobrze. – Wstałem, kiedy Sonia uczyniła to samo. – Powiem ci, jak poszło. - Dziękuję. Wiem, że to nie jest... – zgubiła słowa, kiedy Pan Bojangles, wydzierając się, wpadł do pokoju ze Skoczkiem na ogonie. Sonia odwróciła się do mnie, zaskoczona. – Kiedy dostałeś kota? - Cóż... Faktycznie to dzisiaj. Jackie Terwiliger, dawna nauczycielka Sydney, zostawiła go, kiedy wpadła z wizytą. To była dla Sonii oczywista nowość. - Była tu? Na Dworze? Jak długo? - Niedługo – powiedziałem, nagle życząc sobie, żebym wcale o tym nie wspominał. – Po prostu sprawdzała, co u Sydney. - To duży wysiłek tylko na sprawdzanie, co u kogoś. Telefoniczna rozmowa byłaby łatwiejsza. Miałem nadzieję, że wyglądam niewinnie. - Tak, ale wtedy nie mogłaby dać nam kota. Spóźniony prezent ślubny. - Adrian – powiedziała Sonia, używając głosu, który musiała stosować do karania niezliczonej ilości studentów, kiedy była nauczycielką biologii w liceum. – Czego mi nie mówisz?
- 51 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Niczego, niczego – powtarzałem, odprowadzając ją do drzwi. – Wyluzuj, wszystko będzie z nami dobrze. Jedyną rzeczą, o jaką powinnaś się martwić, to jak szybko Nina mnie odeśle. - Adrian... - Wszystko jest w porządku – stwierdziłem radośnie. Otworzyłem dla niej drzwi. - Dzięki za odwiedziny. Powiedz Michaiłowi cześć ode mnie. Było jasne z jej wyrazu twarzy, że całkowicie poległem w przekonywaniu jej o swojej niewinności, ale przynajmniej wyglądała, jakby nie chciała mnie zmuszać do wyjawienia, o co tak naprawdę chodzi – na razie. Pożegnaliśmy się i odetchnąłem z ulgi, kiedy wyszła, mając nadzieję, że nikt więcej nie przyjdzie i nie będzie mnie zmuszał do wymyślania kolejnych wymówek o tym, dlaczego nie ma Sydney. Poszedłem spać niedługo potem i zostałem obudzony w południe przez kolejną wiadomość od Sydney. Zrelacjonowała, że ona, Eddie i Jackie są w Pittsburgu, ale nie mogą naprawdę przeprowadzić śledztwa w muzeum, zanim nie zapadnie noc. Zapewniła mnie, że wszystko jest w porządku, a ja zrobiłem to samo, decydując, że prawdopodobnie będzie najlepiej, jeśli nie dowie się, że zgodziłem się porozmawiać z potencjalnie szaloną dziewczyną, która jest także we mnie zakochana lub gardzi wszystkim we mnie. Sydney miała wystarczająco zmartwień. Kiedy Dwór Morojski zaczął budzić się później tego dnia, zdecydowałem, żeby sprowadzić Neila z powrotem, aby odprowadził mnie do Niny. Było wystarczająco wcześnie, żeby na zewnątrz nie znajdowało się dużo ludzi, lecz doszedłem do wniosku, że lepiej być bezpiecznym, niż zmartwionym. Neil, kierowany obowiązkiem, - 52 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
cieszył się, mogąc pomóc mi bez względu na wszystko. Wiedziałem jednak, że miał ukryty interes w pójściu ze mną na spotkanie z Niną. Miesiące temu on i jej siostra, Olivia, zaczęli romantyczny związek. Żadne z nas nie było całkowicie pewne, jak daleko on zaszedł, ale zostało to nagle zakończone, kiedy Olivia zerwała prawie całkowicie kontakt z Niną i Neilem. Wątpiłem, żeby Nina miała jakieś nowe szczegóły o tym, gdzie podziewa się jej siostra, ale strażnik prawdopodobnie miał nadzieję na jakieś skrawki informacji. Późne, letnie słońce było nadal dobrze widoczne na horyzoncie, nawet około szóstej, kiedy dotarliśmy pod drzwi Niny. Mieszkała w sekcji niewielkich apartamentów, wynajmowanych przez innych pracowników na Dworze (albo byłych pracowników, jak się okazało), z dala od zdecydowanej większości szykownych zabudowań arystokracji, jak to w którym mieszka mój ojciec. Wziąłem głęboki oddech i zapatrzyłem się na drzwi, zbierając swoją odwagę. - Nie stanie się to łatwiejsze, jeśli będziesz to odkładał – powiedział mi Neil, nie pomagając. - Wiem. Zdecydowałem się i dwa razy zapukałem w drzwi, mając ukrytą nadzieję, że Nina śpi albo nie ma jej w domu. Wtedy mógłbym szczerze powiedzieć Sonii, że próbowałem i odpuścić to sobie. Na nieszczęście, Nina otworzyła drzwi prawie natychmiast, jakby na to właśnie czekała. - Cześć, Adrian – rzekła ostrożnie. Jej szare oczy powędrowały za mnie. – Neil. Skinęła na powitanie, ale ja stałem chwilowo ogłuszony. Nina nie pochodziła - 53 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
z rodziny bogaczy ani nie miała arystokratycznego pochodzenia, ale to nigdy nie oddziaływało na jej piękno i zawsze prezentowała nieskalane zachowanie. Przynajmniej tak to prezentowało się wcześniej. Niny, którą znałem, nie było nigdzie widać. Jej ciemne, kręcone włosy wyglądały jakby nie były ostatnio szczotkowane. Prawdę mówiąc, nie miałem pewności, czy były także myte. Zmiętoszona niebieska, pledowa spódnica gryzła się z pomarańczową koszulką, na której nosiła szary, zapinany sweter. Jedną jej stopę okrywała biała stopka. Natomiast druga skarpeta, ozdobiona czerwonymi i białymi paskami, sięgała jej do kolana. Jednak to niej dziwaczny wybór garderoby był najbardziej alarmujący, to raczej wygląd jej twarzy, który powiedział mi, że Sonia nie przesadzała. Ciemne kręgi wisiały pod jej oczami, przez co one same stawały się błyszczące i prawie zbyt czujne, pobłyskujące gorączkowo. Było to spojrzenie, które widziałem już wcześniej u użytkowników ducha doprowadzonych do krawędzi. To spojrzenie, które widziałem na twarzy Avery Lazar. Przełknąłem. - Cześć Nina. Czy możemy wejść? Jej oczy się zwęziły. - Po co? Żebyś mógł mi ponownie powiedzieć, jak bardzo niedopasowani jesteśmy? Żebyś mógł mi powiedzieć, jak my nigdy, przenigdy nie dojdziemy do skutku – zważając na to, że nie jestem człowiekiem i że ty najwyraźniej jedynie łączysz się z ludźmi, którzy są także obiadem? Moje opanowanie zaczęło się kruszyć, ale przypomniałem sobie, że nie było z nią dobrze.
- 54 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Przepraszam za to, co powiedziałem ostatnim razem – mówię serio. Spotkałem Sydney na długo przed tym, nim spotkałem ciebie. Ale to nie to, o czym chcę porozmawiać. Proszę, możemy wejść? Nina patrzyła na mnie bez słowa przez długi czas. Użyłem tej sposobności do wezwania ducha i rzucenia okiem na jej aurę. Tak jak aura Lissy wczoraj, aura Niny była wypełniona bladym złotem użytkownika ducha. Jednak, w przeciwieństwie do Lissy, złoto Niny było słabe, w większości rozmyte. Nie świeciło jak płomień. Reszta kolorów również była krucha, co rusz migotały, pojawiając się i znikając. - Okej – powiedziała w końcu. Odsunęła się na bok, pozwalając nam wejść. To, co znalazłem w środku, dekoncentrowało prawie tak samo jak jej wygląd. Byłem w tym miejscu już wcześniej, kiedy ona i ja dużo imprezowaliśmy. Mały apartament sprawiał teraz wrażenie bardziej pracowni z sypialnią i salonem, połączonych w jedno. Pomimo małych rozmiarów, Nina zawsze zadawała sobie dużo trudu, aby utrzymać swój dom czysty i ładnie udekorowany. Tak jak staranie się o fizyczny wygląd, tak i utrzymywanie porządku, wydawało się być przeszłością. Zaskorupiałe, brudne naczynia piętrzyły się wysoko w kuchennym zlewie, gdzie parę much brzęczało leniwie. Pranie, książki i puszki po napojach energetycznych zostały wszędzie porozrzucane – na stole, na podłodze, nawet na łóżku. Najdziwniejszy ze wszystkiego był stos magazynów, które razem ze stertą postrzępionego papieru obok leżały na podłodze. - Jak ty śpisz? – zapytałem, niezdolny pojąć tego samemu. - Nie śpię – powiedziała, zakładając ręce za siebie. - Nie śpię. Nie mam czasu. Nie mogę ryzykować.
- 55 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Musisz czasem spać – rzekł Neil pragmatycznie. Potrząsnęła głową gorączkowo. - Nie mogę! Muszę ciągle próbować znaleźć Olivię. Znaczy się, znalazłam ją. W pewnym sensie. Zależy jak na to spojrzeć. Ale nie mogę się do niej dostać, widzisz? To jest problem. Dlatego muszę próbować. Dlatego nie mogę spać. Rozumiecie? Wcale nie rozumiałem, ale Neil złapał oddech na wspomnienie imienia Olivii. - Znalazłaś ją? Wiesz, gdzie ona jest? - Nie – powiedziała Nina, brzmiąc na trochę zirytowaną. – Właśnie wam to powiedziałam. Bez ostrzeżenia opadła na podłogę obok sterty magazynów. Zebrała na ślepo magazyny i zaczęła je drzeć, strona po stronie, w drobne, małe kawałki, budując z nich stos strzępek. - Co robisz? – zapytałem. - Myślę – odpowiedziała. - Nie, mam na myśli z magazynami. - To pomaga mi myśleć – wyjaśniła. Neil i ja wymieniliśmy spojrzenia. - Nina – powiedziałem ostrożnie. – Sądzę, że powinnaś iść do lekarza. Neil i ja pójdziemy z tobą, jeśli chcesz. - Nie mogę – zaprotestowała, nadal metodycznie rozdzierając magazyn. –
- 56 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Nie, dopóki nie znajdę Olivii. Opadłem obok niej, życząc sobie lepszego pomysłu na rozmowę z kimś, kto jest wyraźnie niestabilny. Można by pomyśleć, że powinienem być ekspertem. - Jak próbowałaś jej szukać? Przez telefon? - Przez sen – odpowiedziała Nina. – Skutecznie. Kilka razy. Ale wtedy ona mnie blokowała. Odwracała sen przeciwko mnie. Próbowałam z tym walczyć, ale nie mogłam. Mogłem wyczytać z ekspresji Neila, że miał nadzieję, iż ma to dla mnie sens, ale byłem tak zmieszany, jak nigdy. Szczególnie odporni ludzie mogli sprawiać trudności dla użytkownika ducha z nawiązaniem połączenia we śnie, ale reszta nie miała sensu. - Olivia nie jest użytkowniczką ducha – stwierdziłem. – Nie może zrobić niczego we śnie bez twojego przyzwolenia. Masz największą kontrolę. - Ona potrafi, ona potrafi, ona potrafi. – Nina zaczęła rozdzierać magazyn z nową energią. – Za każdym razem, kiedy próbuję z nią porozmawiać, ona podrzuca mi jakieś przeszkody! Rzeczy, o jakich nigdy bym nie pomyślała. Jej koszmary, moje. Czyjeś. Walczę z nimi. Robię to. Naprawdę to robię. Ale to zabiera zbyt dużo ducha. – Nagle zatrzymała rozdzieranie i smutno zapatrzyła się w przestrzeń. – To jest wyczerpujące. I kiedy mi się udaje, ona się wymyka. Budzi się i nie mogę z nią porozmawiać. Nie mogę zapytać, dlaczego mnie opuściła. Wiecie? – Oczy Niny wędrowały ode mnie do Neila. – Wiecie, dlaczego odeszła? - Nie – powiedziałem łagodnie. – Wszystko, co wiem, to że potrzebujesz trochę porządnego odpoczynku. – Zacząłem kłaść dłoń na jej ramieniu, ale się wyszarpnęła; złość błyszczała jej w oczach.
- 57 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Nie męcz mnie – powiedziała niskim głosem. – Nie przychodź tu i nie zachowuj się tak, jakbyś był moim przyjacielem. - Jestem twoim przyjacielem, Nina. Nie ważne, co się stało... lub nie stało... między nami, jestem twoim przyjacielem. Chcę ci pomóc. Jej złość błyskawicznie zmieniła się w desperację. - Nikt nie może mi pomóc. Nikt nie może... Czekaj. – Nieoczekiwanie chwyciła moją rękę, jej palce zacisnęły się z zadziwiającą i nieprzyjemną siłą. – Może ty możesz mi pomóc. Jesteś najlepszy w śnie ducha. Pójdź ze mną, kiedy następnym razem będę odwiedzać Olivię. Wtedy zobaczysz... Zobaczysz, jak ona kontroluje sen! Jeśli połączymy nasze moce, może będziemy wystarczająco silni, żeby ją zatrzymać! Wtedy będziemy mogli z nią porozmawiać! Potrząsnąłem głową. - Nina, nie ma żadnego sposobu, żeby ona mogła... Jej palce silniej zacisnęły się na mojej ręce. - Ona potrafi, Adrian. Chodź ze mną, a się przekonasz. Przezornie zastanowiłem się przed odpowiedzią. Nina miała rację, że byłem najlepszy w śnie ducha (przynajmniej z tych, których znaliśmy) i nigdy nie widziałem żadnego znaku świadczącego, że nie-użytkownik ducha przejął kontrolę nad snem. Nina wyraźnie wierzyła, że to był powód i to uniemożliwiało jej nawiązanie kontaktu z Olivią. Nie ośmieliłem się tego powiedzieć, ale zastanawiałem się, czy Nina nie zużywa ostatnio zbyt wiele ducha, skoro jej kontrola jest zachwiana. To by wyjaśniało, dlaczego miała takie trudności z nawiązaniem połączenia we śnie. I w swoim niestabilnym stanie wpadła na pomysł, że to Olivia się wtrącała. Tak, ale na co ona zużywa tak dużo ducha? Zapytała ciocia Tatiana.
- 58 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
To było dobre pytanie. Patrząc na Ninę i jej stan zamętu, czułem się zagubiony. Nawet jeśli każdego dnia próbowałaby nawiązać z Olivią duchowe połączenie we śnie, nie było żadnego sposobu, żeby samo to doprowadziło ją do takiego stanu. Do czego jeszcze używała magii? Lub czy pogorszenie się jej stanu przyspieszyło coś więcej niż magia? Czy to było połączenie tego oraz jej osobistego stresu, wywołanego zniknięciem Olivii i moim odrzuceniem? - Adrian? – zapytał Neil. – Czy nie ma żadnego sposobu, żebyś mógł rozważyć pomoc? Nie znając moich myśli, wierzył że moje wahanie było spowodowane odmową oferty wsparcia. Prawda była taka, że nie wiedziałem, jak to zrobić. I szczerze, Nina potrzebowała znacznie więcej niż pomoc ze snem ducha. Potrzebowała pomocy w uporządkowaniu swojego życia. - Okej – powiedziałem w końcu. – Pomogę ci połączyć się z nią we śnie, ale tylko wtedy, jeśli się trochę prześpisz. Nina natychmiastowo zaczęła potrząsać głową. - Nie mogę. Jestem zbyt podekscytowana. Muszę szukać. Muszę... - Trochę się przespać – rozkazałem. – Sprowadzę tutaj Sonię, a ona cię uspokoi. Musisz to zrobić. I trochę się przespać. - Później. Teraz muszę poszukać Olivii. Jest na ludzkim trybie. Niedługo będzie kładła się do łóżka, więc nie mogę spać. Najpierw jej poszukamy i... - Nie. Nie ma mowy – Sprawiłem, że mój głos był tak pewny i szorstki, jak mogłem. – Jeśli czekała tak długo, to nadal będzie czekać. Najpierw się prześpij. Na Boga, Nina! Spójrz na siebie. Jesteś... - Co? Co? – zażądała, wcześniej gorączkowo się odwracając. – Zaniedbana?
- 59 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Brzydka? Nie wystarczająco dobra dla ciebie? - Wyczerpana. – Westchnąłem. – Teraz, proszę, pozwól mi zadzwonić po Sonię. Dzisiaj się prześpisz, a Olivii poszukamy jutro. Jeśli odpoczniesz, będziesz bardziej zdolna, żeby... uch, zwalczyć jej kontrolę. – Nadal tego nie kupowałem, lecz Nina wręcz przeciwnie. Nareszcie ustąpiła. - Okej – zgodziła się. – Możesz zadzwonić po Sonię. Tak zrobiłem, a Sonii ulżyło, kiedy usłyszała, że poczyniłem postępy – małe, ale jednak. Obiecała przynieść coś, co pomoże dziewczynie usnąć, a ja obiecałem zostać w pobliżu, zanim to zrobi. Kiedy się rozłączyłem, Nina wróciła do rozrywania i zaczęła nucić coś, co brzmiało jak "Słodka Caroline". - To bardzo miło z twojej strony, że jej pomagasz – wymamrotał Neil, stając obok mnie w poprzek pokoju. – Sen dobrze jej zrobi. I z moich własnych, samolubnych powodów... Cóż, przyznaję, że także jestem ci wdzięczny za to, że będziesz kontaktował się z Olivią. Nie, żeby to był twój główny powód do zrobienia tego. - Hej, to jest wystarczająco dobry powód. One wszystkie są. Próbowałem utrzymać swój głos pozytywny, nie pozwalając ujawnić, jak byłem zaniepokojony stanem Niny. Ponieważ, jeśli miałbym być szczery, nie robiłem tego tylko dla Neila, Sonii lub Niny. Obserwowanie Niny, kiedy siedziała tam, nucąc, tak wyraźnie poza świadomością... Cóż, prawda była taka, że nie trudno sobie wyobrazić mnie samego w takim stanie pewnego dnia. Jeśli by do tego doszło, miałbym rozpaczliwą nadzieję, że mnie także ktoś by pomógł.
- 60 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 4 Sydney NIKOMU NIE POLECAM PRZEOBRAŻANIA SIĘ W KOTA. Samo bycie kotem nie było najgorsze, ale wracanie do swojej postaci? Coś okropnego. Czułam się, jakby mnie przedzierano na pół. Moje kości i skóra rozciągały się i skręcały w sposób, który nie był dla nich naturalny w żadnym wypadku. Gdy było po wszystkim, czułam się pobita i posiniaczona jak wtedy, gdy jako dziecko spadłam ze schodów. Czułam wzrastające nudności i przez chwilę panikowałam, że zwymiotuję. Wymuszanie wymiotów było jedną z tortur, jaką stosowali na mnie Alchemicy, kiedy mnie więziono i na samo wspomnienie o tym robiło mi się niedobrze. Na szczęście, dolegliwości minęły i poczułam się jak dawna ja. - Za jakieś 20 mil3 jest świetne miejsce, gdzie dostaniemy kawę – powiedziała panna Terwiliger, gdy już doprowadziłam się do porządku i usiadłam, zapinając pas. – Zatrzymamy się tam, by zatankować przed jazdą do Pittsburga. Kiwnęłam tylko głową, bo kończyłam pisać wiadomość do Adriana. Wyprostowałam mocno nogi, które nadal wpasowywały się w moje normalne ciało. Obok mnie na siedzeniu leżało pudełeczko, które przyniosła nauczycielka. Podniosłam je, aby bliżej mu się przyjrzeć. Bez magicznej osłony nie było w nim nic nadzwyczajnego. Od zniknięcia Jill pojawiło się mnóstwo spekulacji na temat porywaczy. Zawsze kończyło się na tym, że obwinialiśmy któregoś z morojów, który nie popierał rządów Lissy. Jednak widzieliśmy tu wyraźne dowody użycia ludzkiej magii, co wywróciło nasze pomysły i spekulacje do góry nogami. Oprócz mnie, nie było innych magicznych ludzi, którzy współpracowaliby z morojami. Mogę mieć tylko nadzieję, że to 3
32 km
- 61 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
muzeum udzieli nam kilku odpowiedzi, jakkolwiek dziwnie to wyglądało. Z ulotki leżącej w pudełku biły w oczy słowa: CHODŹ SIĘ ZABAWIĆ, SYDNEY. Gdy już mieliśmy kawę, reszta podróży szła bez problemów. Spowalniały nas tylko roboty drogowe wzdłuż autostrady. Gdyby nie to, że wszyscy czuliśmy się spięci i nerwowi, byłaby to całkiem przyjemna przejażdżka. Martwiłam się, czy Adrian nie zrobi czegoś lekkomyślnego na Dworze. I stale niepokoiłam się o Jill. Eddie również był cały w nerwach, a nowy trop tylko jeszcze bardziej wzmógł jego wzburzenie. Przez całą drogę wypowiedział może dwa słowa. Ogólnie mieliśmy dobry czas, gdy dotarliśmy późnym popołudniem pod pittsburskie Muzeum Robotów. Ręcznie malowany znak zaświadczał, że było ono światowej sławy, ale nikt z nas o nim wcześniej nie słyszał, a sądząc po pustym parkingu mało kto je znał. - W weekendy jest większy tłok – wyjaśnił sytuację kustosz w okienku przy wejściu. Kupiliśmy trzy bilety i weszliśmy do środka. - Za-pra-sza-my, za-pra-sza-my – zagrzmiał głos robota, ustawionego tuż przy wejściu. Nie poruszał się, a w kilku miejscach był połatany srebrną taśmą klejąca. W ramionach trzymał długą, prostokątną tablicę powitalną. Większość wystawy mieściła się w dużej galerii, gdzie była zbieranina robotów, używanych zarówno w przemyśle rozrywkowym, jak i w biznesie. Na wyświetlaczach pojawiały się zdjęcia, a na innych filmiki, pokazujące pracę robota jako kontrolera sprawdzającego postępy w produkcji. Przenośnik taśmowy bez przerwy podawał do sprawdzania ceramiczne kubki, a robot każdy skanował i wyświetlał zielone lub czerwone światełko, w zależności od wady lub zalety produktu.
- 62 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
W pokoju obok, wzdłuż całej ściany, przedstawiono historię robotyki. Zaczynała się od mitologii, gdzie pokazywano prawdopodobne maszyny, którymi miał posługiwać się grecki bóg – Hefajstos, co według mnie było miłym akcentem. Kolejne lata, głównie skupione były wokół XX i XXI wieku, a cała historia kończyła się słowem: PRZYSZŁOŚĆ??? Zatrzymałam się przy tych znakach zapytania, które idealnie odzwierciedlały moje rozterki. Co mi przyniesie los? Czy kiedykolwiek będę mogła pójść na studia? Podróżować, jak sobie marzyłam? Czy jednak moje życie będzie ograniczone do mieszkania w apartamencie otoczonym przez wampiry? Czy to była najlepsza opcja, jaka mnie czekała? - Sydney? Głos panny Terwiliger wyciągnął mnie z moich rozmyślań i wróciłam do nich, do głównej galerii. Stała razem z Eddiem przed ogromną szklaną wystawą z czymś, przypominającym metalowego dinozaura w środku, dwukrotnie ode mnie większego. Poznałam go z ulotki, gdzie było zapisane moje nazwisko. Ręka nauczycielki spoczywała na szybie. - Czujesz to? – zapytała. Położyłam dłoń obok jej dłoni i czekałam. Po kilku sekundach, wyczułam jakąś brzęczącą energię. Eddie naśladował nas, ale zaraz potrząsnął głową. - Ja tam nic nie poczułem. - Jest jakiś urok na tej ekspozycji – wyjaśniła panna Terwiliger, odsuwając się. - Możesz powiedzieć coś więcej? – spytałam. Ona była wrażliwsza na tego typu rzeczy niż ja. Oczywiście, wymagało to odpowiednio długiej praktyki. - Nie, musimy to otworzyć. Był tam tylko mały metalowy zamek, który z pewnością da się otworzyć zaklęciem. Z tego, co wiedziałam, nie był on w żaden sposób elektronicznie - 63 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
zabezpieczony – ani ten, ani inny – i jakoś mnie to nie zaskoczyło. Coś mi mówiło, że to miejsce, jak na ironię, nie miało pieniędzy na nowinki techniczne. Nie było ich stać nawet na klimatyzację, przez co w środku było gorąco i duszno, a zapobiegać temu starano się poprzez otwieranie okien. - O, proszę – powiedział kustosz, podchodząc do nas. Prawdopodobnie znudził się siedzeniem przy biurku. - Widzę, że Raptorbot was zafascynował. Spojrzałam na metalowe zębiska i czerwone ślepia. - To więcej niż fascynacja – odpowiedziałam szczerze. - Jesteście fanami filmu, racja? – zapytał z zaciekawieniem. - Filmu? Jakiego filmu? – spytałam. - „Awantura jaszczura4”– wyjaśnił kustosz. - Otóż to – przytaknął Eddie, lecz zabrzmiało to niechętnie. Razem z nauczycielką posłałyśmy mu zdziwione spojrzenie. Zarumienił się i zawstydził? - No co, to było… tego, no… Dobra, to świetny film, oglądałem go z Micah i Treyem. Kustosz pokiwał głową. - Jest to historia naukowca, którego żona umiera na nieuleczalną chorobę. Tuż przed jej śmiercią naukowiec buduje tego dino-robota i udaje mu się przenieść do niego duszę żony. Wszystko się komplikuje, gdy wpada ona w szał nieokiełznanej chęci zabijania.
4
Nie mogłam się powstrzymać :D No to żeś wymyśliła ;p Gdy przeczytałam opis tego filmu i połączyłam z tym Twoim tytułem, to musiałam przerwać pracę na dobre 15 min. ;D Hahah. [w org. Raptorbot Rampage]
- 64 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- No, nie tego się spodziewał? – powiedziałam. – Znaczy, dlaczego zbudował akurat dinozaura dla niej? Dlaczego nie coś bardziej ludzkiego, lub choćby bardziej przyjaznego? - Bo wtedy nie byłoby filmu – odpowiedział mi Eddie. - Ale by była chociaż wiarygodna fabuła – stwierdziłam. Lekko drwiący uśmieszek pojawił się na twarzy przyjaciela i choć temat rozmowy był zgoła absurdalny, zdałam sobie sprawę, że to coś nowego niż dotychczasowy, stale ponury nastrój Eddiego, od czasu porwania Jill. - Raczej nie można zasiąść do filmu o tytule „Awantura jaszczura” i oczekiwać wiarygodnej fabuły – rzekł. Pracownik muzeum wyglądał na obrażonego. - Co sugerujesz? To świetny film, a kiedy wyjdzie kontynuacja, ludzie ustawią się w kolejce, żeby móc obejrzeć naszą wystawę! - Kontynuacja? – spytaliśmy z Eddiem piskliwie. Pani Terwiliger odchrząknęła. - Przepraszam, że przerywam, ale jak długo jest dzisiaj otwarte? - Do siedemnastej – powiedział kustosz, patrząc na nas z mordem w oczach za nie okazanie Raptorbotowi należytego szacunku. - Dziękuję – odparła. – Myślę, że zobaczyliśmy, co chcieliśmy. To była wspaniała wizyta. Chodźmy już Sydney, Eddie. Zdziwiło mnie jej zachowanie, ale nic się nie odezwałam dopóki nie dotarliśmy do samochodu. - O co chodzi? - Musimy wrócić tu wieczorem po zamknięciu i dostać się do środka wystawy. – powiedziała to tak zwyczajne, jakby właśnie wcale nie sugerowała włamania.
- 65 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
– Pomyślałam, że nie ma sensu się tam kręcić. Łatwo można byłoby nas później skojarzyć. - I tak mu utkwimy w pamięci – wymamrotałam. – Jako jedyne osoby odwiedzające i wśród których był ktoś, kto oglądał i polubił „Awanturę jaszczura”. - Ej… – ostrzegał Eddie. – Nie oceniaj, zanim nie obejrzysz. Poszliśmy do centrum Pittsburga i zarezerwowaliśmy hotel, ponieważ raczej pobędziemy tu dłużej niż jeden dzień. W pobliżu było kilka restauracji i w końcu znaleźliśmy miłe miejsce, gdzie zjedliśmy obiad i mogliśmy chociaż trochę poudawać, że wiedziemy całkiem normalne, sielankowe życie, pomimo całej nerwówki Eddiego. Po obiedzie strażnik zaproponował, byśmy udali się na spacer, a ja przez moment strasznie tego zapragnęłam. Zabytkowa część miasta mogła okazać się niezwykle kusząca do eksplorowania, a wieczór ku temu sprzyjał. Było ciepło i rześko. Lecz po chwili pomyślałam o Alchemikach, o tym że mogliby mnie znaleźć i znów uwięzić, racząc torturami i praniem mózgu. Poczułam ucisk w piersi i pokręciłam głową. - Lepiej zaczekajmy w pokoju na możliwość udania się do muzeum. - Oni nie wiedzą, że tu jesteś – powiedział miękko, obserwując mnie troskliwie. – Nikomu z nich nie pozwolę się do ciebie zbliżyć. Znów pokręciłam przecząco głową. - Lepiej być ostrożnym. Kiedy już całkiem się ściemniło, pojechaliśmy z powrotem pod muzeum, parkując jednak kilka przecznic dalej, a pozostałą drogę pokonując pieszo. Kraty były zamknięte na wszystkich oknach i drzwiach, a znak ostrzegał, że te są zabezpieczone alarmem. - Nie ma śladu, że okna też są podpięte pod alarm – powiedział Eddie po wnikliwej inspekcji. – Same zobaczcie, że kilka z okien jest wciąż otwartych. - 66 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Mimo że nastała już noc, dalej było parno i gorąco. - W środku nie ma kamer i z tego, co widzę w ogóle nikogo nie ma – dodała panna Terwiliger. - Pewnie cały budżet utopili w Raptorbocie i chyba nie przyniosło im to splendoru i klienteli – powiedziałam. Tym razem Eddie nie zareagował na moją zaczepkę. Zamiast tego uważnie badał kratę zabezpieczającą otwarte okno. Miał stalowy wyraz twarzy. - Możliwe, że jeśli wystarczająco mocno uderzę, uda mi się to złamać. - Nie potrzebujemy do tego siły – odparła nauczycielka. – Myślę, że mam na to odpowiednie zaklęcie. - Myślę, że twojej magii też nie potrzebujemy – stwierdziłam, robiąc krok do przodu. Z głębi torebki wyciągnęłam małą fiolkę. Jednak nie marnowałam czasu na Dworze. Dzięki naszemu amoralnemu przyjacielowi – Abe’mu, byłam w stanie dostać wiele komponentów, których używali Alchemicy do tworzenia złożonych mieszanin chemicznych. Spędziłam długi czas, będąc uziemiona w apartamencie, na tworzeniu różnych, przydanych mieszanek – w tym tą, którą trzymałam w ręce, i która potrafiła z łatwością rozpuszczać metal. Krata przypominała małą bramę, zamykaną z dwóch stron. Raczej trudno by było Eddiemu ją złamać, ale kilka kropel specyfiku załatwi sprawę. Gdy już się to stało, chłopak za pomocą scyzoryka otworzył okno. Wzdrygnęłam się, widząc to wszystko. - Źle mi z tym – przyznałam. – Nie dość, że mają tu ciężko to jeszcze my się tam włamujemy.
- 67 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Na pewno mają ubezpieczenie – powiedziała moja profesor. – Poza tym, jeśli to nam pomoże odnaleźć Jill, myślę że Królowa wyśle im anonimową darowiznę. Eddie pomógł nam dostać się do środka, a potem zręcznie za nami wskoczył. Wewnątrz galeria była pusta i cicha, czyli nie różniła się zbytnio od tego, co zastaliśmy tu w godzinach otwarcia. Przygaszone światło pod znakiem ewakuacyjnym, jak i to z lamp ulicznych, wpadające oknami, w zupełności nam wystarczało, lecz i tak nasze oczy musiały się najpierw przyzwyczaić. Udaliśmy się od razu do Raptorbota i tym razem panna Terwiliger otworzyła szklane drzwi zaklęciem. Zastanawiałam się, czy znowu będzie tu jakiś urok przypisany do mnie. Usłyszeliśmy ciche kliknięcie, a drzwi się otworzyły. W środku dino-robot był ustawiony na ogromnej podstawie, posiadającej drzwiczki i wewnętrzne pomieszczenie. - Nie są zamknięte – powiedziałam, sięgając po klamkę mniejszych drzwiczek. - Sydney, czekaj! – zaczęła krzyczeć nauczycielka, lecz było za późno. Zdążyłam je otworzyć. Zamarłam, a przez myśl przebiegła mi wizja eksplodującego budynku, lecz po kilku pełnych napięcia sekundach nic się nie wydarzyło. Odetchnęłam z ulgą. - Przepraszam, nie pomyślałam. Pokiwała głową, lecz wyglądała nieswojo. - Ciągle wyczuwam wibracje magiczne. - Może to coś, co jest w środku? – zasugerowałam. Nie potrafiłam nic dostrzec w ciemnym, małym pomieszczeniu, więc w końcu z wahaniem włożyłam dłoń do środka, myśląc tylko o czających się tam skorpionach lub innych okropnościach. Zamiast tego, koniuszkami palców dotknęłam jakiejś dużej koperty, którą od razu wyciągnęłam. W poprzek było wypisane moje imię. - 68 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Ten sam charakter pisma – zauważył Eddie. Zgodziłam się z nim. - Szkoda tylko, że nie potrafimy tego kogoś wyśledzić… Słyszycie to? Z twarzy Eddiego wyczytałam, że też się przysłuchuje. Pannie Terwiliger zauważenie tego zajęło sekundę dłużej. - Coś... jakby bzyczenie? – Spojrzała na metalowy pysk Raptorbota – I chyba dochodzi stamtąd. Brzęczenie narastało, było coraz głośniejsze. Eddie wyrwał się do przodu, zasłaniając nas sobą. - Cofnijcie się! – krzyczał, a usta wielkiego dino-robota otworzyły się i wyleciało z niego kilkadziesiąt tuzinów świecących obiektów. Z niesamowita siłą uderzyły prosto w nas, a ja wylądowałam niezgrabnie na tyłku. Próbowałam bronić się rękoma, by zablokować rozjarzony rój, lecz kilka już zdążyło podrapać mnie w twarz, na co wrzasnęłam, bo odczucie było jak przy milionie ukąszeń naraz. - Co to jest? – udało mi się zawołać. - Fotiany! 5 – zawołała profesorka, również próbując zakryć twarz. - Foto-co? – zawołał Eddie. - Pochodzą z tego samego świata co Skoczek, lecz są zdecydowanie mniej przyjazne. Oderwała dłonie od oczu, by spojrzeć na potworki. - Coś jak zmutowane świetliki – dodała. Eddie, który był znany z szybkich improwizacji, chwycił tabliczkę powitalną i trzymając ją jak kij do baseballu, ustawił się naprzeciw chmary fotianów. Jak gdyby przewidując jego zamiary, rój podzielił się na pół, co skutkowało tym, że 5
Org: Fotianas – szukałam kombinowałam, ale to jest tak samo jak ze smokiem Callistana
- 69 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Eddie trafiał w próżnię. Dopadł tylko kilka najwolniejszych fotianów, które natychmiast rozpadły się w migoczące iskierki. Było to pokrzepiające, ale zostało ich jeszcze bardzo dużo, a wszystko się pogorszyło, kiedy chmara rozproszyła się na trzy części i wszystkie ruszyły na każdego z osobna. Właśnie pozbierałam się z podłogi, kiedy zaatakował mnie rój ustawiony w kształt strzały. Rzuciłam się biegiem i uskoczyłam za stół z taśmociągiem. - Jak mamy się ich pozbyć?! – krzyczałam do nauczycielki. – Ogniem? Po przeciwnej stronie widziałam Eddiego, który atakował raz po raz, lecz przez ich zwinność i szybkość nie szło mu to zupełnie. - Nie chcę spalić całego budynku – odkrzyknęła moja mentorka, próbując obronić się przed zbliżającym się stadem. Dorwały się do jej ręki, zostawiając krwawe nacięcia na przedramieniu. Jak tylko udało jej się uciec na dużą odległość od atakujących, uniosła dłonie do góry i wyrecytowała łacińskie zaklęcie, którego nie znałam. Sto maleńkich, błyszczących kryształów pojawiło się przed nią w powietrzu. Dzięki kolejnej łacińskiej komendzie posłała, wprost na nacierające fotiany, kryształki, które – gdy tylko ich dotknęły – sprawiały, że zmutowane świetliki zmieniały się w chmurę iskierek. Rój wciąż atakował, próbując wygonić mnie z kryjówki. Starałam się je odganiać rękoma, co skończyło się tylko kolejnymi zadrapaniami. Zaczęłam analizować zaklęcie panny Terwiliger. Słowa były podobne do znanego mi już zaklęcia ognistej kuli. Uświadomiłam sobie, że to magia lodu. Małe lodowe kryształki, wyrzucone z dużą siłą były jak miniaturowe maczety. Wyskoczyłam zza mojej ochrony, usiłując zachować jak najwięcej miejsca między mną a atakującą chmarą. Słyszałam, jak nauczycielka ponawia atak. Miałam nadzieję, że dobrze wszystko zrozumiałam. Postanowiłam spróbować zaklęcia. Naśladowałam ruchy i gesty, kiedy moc przepłynęła przeze mnie, a lodowe kryształy wystrzeliły przede mną. Nie poszło mi tak dobrze jak pannie Terwiliger. - 70 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Pomimo podobieństwa do rzucanej przeze mnie kuli ognia, odczucia miałam zupełnie inne i potrzebowałam praktyki w magii lodu. Za pierwszym razem strąciłam tylko kilka z fotianów, lecz kolejne ataki wychodziły mi coraz lepiej. Gdy tylko przestawałam mamrotać zaklęcie, owady nie traciły okazji do sprawiania mi bólu. Coraz bardziej mnie to denerwowało, miałam ochotę wszystkie zmieść. Wznowiłam atak, stopniowo wykańczając jednego po drugim. Straciłam poczucie czasu, zatracona w bitwie i dopiero po chwili zauważyłam, że drugi lodowy promień dołączył do mojego i roznosi w pył zmniejszającą się chmarę. W kąciku oka dostrzegłam pannę Terwiliger, unoszącą dłonie raz po raz. Po chwili doszedł do nas Eddie, ciągle dzierżąc w dłoni tabliczkę powitalną. W minutę rozprawiliśmy się z pozostałością wściekłego roju fotianów. Bez bzyczenia pokój stał się zdumiewająco cichy. Staliśmy nieruchomo, ciężko oddychając. Rozglądaliśmy się nerwowo po zaciemnionym pomieszczeniu, wypatrując najmniejszych oznak niebezpieczeństwa. Eddie i panna Terwiliger mieli okropnie poranione i pozacinane twarze, a ja – sądząc po dotkliwym pieczeniu – musiałam wyglądać tak samo źle. Jednakże żyliśmy, a niebezpieczeństwo póki co było zażegnane. - Gdzie jest koperta? – odezwał się Eddie jako pierwszy. Podbiegłam do miejsca, gdzie ją upuściłam. Leżała u stóp Raptorbota, który tylko obserwował całe zajście ze swojego postumentu. Lodowe pociski zaczynały topnieć, przez co jeden z rogów koperty był mokry, mimo to wyglądała na nieuszkodzoną. Wróciłam do przyjaciół i zwróciłam się do nauczycielki, podając kopertę: - Wyczuwa pani coś? – spytałam. - Jeżeli coś tu jest, to jest bardzo dobrze ukryte. – W jej dłoni pojawił się ognisty płomień. – W razie czego, jestem przygotowana.
- 71 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Koperta była ciężka i nieporęczna. Znajdowała się w niej… cegła. Nie miałam pojęcia, co to może oznaczać. Wykonana została z jakiegoś piaskowca. Spojrzałam po moich towarzyszach, ale wydawali się być równie zaskoczeni jak ja. Sięgnęłam ponownie do koperty i wyciągnęłam mapę Missouri Ozarks. - Nie tego się spodziewałam – skomentowałam, równocześnie szukając jeszcze jakichś poszlak lub wskazówek. Na twarzy Eddiego wezbrał gniew z czymś jeszcze, co czułam i ja – kompletne rozczarowanie. Nie wiedziałam, co mieliśmy tu znaleźć, ale jakaś maleńka cząstka mnie miała nadzieję na cud, że Jill po prostu będzie tu na nas czekać. Zamiast tego wycieczka przyniosła nam zranienia i więcej tajemniczych wskazówek. Potrząsnęłam kopertą – była pusta. - Co to, do cholery, wszystko znaczy? – powiedziała profesorka, biorąc ode mnie mapę. - Ktoś z nami pogrywa – warknął Eddie. Otarł dłonią spocone czoło, przez co tylko rozmazał sobie krew na twarzy. – A może to wcale nie chodzi o Jill, tylko ten ktoś chce, byśmy myśleli, że ją ma. Ponownie zaczęłam przetrząsać pustą kopertę i moje serce zamarło. Zrozumiałam, że nie była tak do końca pusta. - Chyba się mylisz – Ostatni raz sięgnęłam do koperty. Nawet w słabym świetle nie mogło być mowy o pomyłce. Pukiel długich, kręconych, jasnobrązowych włosów. Nie musiałam pytać, do kogo należą. - Kimkolwiek są, mają Jill.
- 72 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 5 Adrian
MUSIAŁEM BARDZO SIĘ KONTROLOWAĆ, by nie zasypywać Sydney sms-ami i telefonami. Nie zdawałem sobie sprawy, jak mocno uderzyła mnie jej nieobecność. I to nie była tylko tęsknota. Przyzwyczaiłem się do budzenia przy niej każdego poranka, do obserwowania jej codziennie przy gotowaniu i innych normalnych czynnościach. Teraz, nie tylko musiałem radzić sobie bez jej towarzystwa, ale też nie wariować i nie zadręczać się pytaniami, czy już nie jest w szponach Alchemików. - Nie powinienem pozwolić jej pojechać samej – powiedziałem mojej mamie następnego dnia. Ona spojrzała na mnie znad swojej robótki ręcznej. Szydełkowanie to hobby, za które zabierała się dla zabicia czasu. Było to tylko nieco mniej zdumiewające niż wszystko inne, co się aktualnie dzieje w naszym życiu. - Za bardzo się martwisz, kochanie. Jeśli jest jedna rzecz, którą mogę powiedzieć o mojej ludzkiej synowej to, że jest ona szokująco zaradna. Zwolniłem kroku. - Naprawdę tak myślisz? Wymuszony uśmiech pojawił się na ustach mojej matki. - Jesteś zaskoczony tym, że mam coś miłego do powiedzenia na jej temat? - Trochę tak – przyznałem. Moja matka nigdy otwarcie nie zaprotestowała przeciwko mojemu związkowi z Sydney. Tak serio, to i tak by nic nie dało. Po prostu pokazałbym się w sądzie z panną młodą w welonie i nikt nie byłby w stanie rozdzielić tych, których stan
- 73 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Nevada połączył razem. Moja mama nie przywitała Sydney z otwartymi ramionami, ale mimo wszystko zawsze stała za nami murem, podczas gdy inni – wliczając mojego ojca – odwrócili się do nas plecami. Zawsze przypuszczałem, że mama nie pochwalała tego wszystkiego, po prostu robiła dobrą minę do złej gry. - Skłamałabym mówiąc, że kiedykolwiek w swoim życiu życzyłam ci małżeństwa z człowiekiem – powiedziała po chwili rozmyślania. - Jednakże twoje życie nie jest usłane różami, nigdy takie nie było. I nigdy takie nie będzie. Zdawałam sobie z tego sprawę, odkąd byłeś dzieckiem. Ale również wiedziałam, że nie ważne z kim skończysz, będzie to ktoś wyjątkowy, ktoś zdolny do stawiania czoła tym wyzwaniom razem z tobą. Ta dziewczyna? Sydney? Ona jest właśnie kimś takim. W końcu to do mnie dotarło. I wolałabym, żebyś miał wartościową partnerkę, która jest człowiekiem, niż Moroja, z którym nie możesz się podzielić swoim ciężarem. Moja szczęka prawie uderzyła o podłogę. - Mamo, myślę że to jest najbardziej sentymentalna rzecz, jaką kiedykolwiek od ciebie usłyszałem. - Oj, cicho już – powiedziała. – I przestań się martwić. Ona jest doświadczona i utalentowana. I nie jest sama. Ma strażnika i tą dziwną, ludzką kobietę po swojej stronie. Wysiliłem się na słaby uśmiech, ale nie potrafiłem zmusić się do przytaknięcia. Sydney, nie ważne jak bardzo jest doświadczona i utalentowana, nie była w stanie wymykać się Alchemikom wcześniej. W zasadzie, w momencie porwania był z nią Eddie. Oczywiście zabójczy i dziki jak zawsze... Ale to nie wystarczało. Pukanie do drzwi uratowało mnie przed dalszymi przemyśleniami, ale dało mi szereg nowych problemów. Obiecałem Ninie, że pójdziemy poszukać Olivii później, ale to było kilka godzin temu. Sonia zapewniała mnie, że środek na sen, który podała Ninie pomoże na dłużej, ale z tego co wiedziałem, mogła już się obudzić. Pomyślałem, że znajdę ją teraz pod moimi drzwiami, wpatrującą - 74 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
się we mnie szalonym wzrokiem i żądającą, by natychmiast ruszyć w świat snów. Ale kiedy otworzyłem drzwi, zamiast niej stała tam Rose. Nie byłem pewny, czy powinienem czuć ulgę, czy mieć się na baczności. Ostatnie, co o niej słyszałem to, że była daleko od Dworu. - Hej – powiedziałem. – Co tam? Była wyraźnie po służbie, ubrana w zwykłe jeansy i t-shirt, w odróżnieniu do jej czarno-białego stroju ochroniarza, który zakładała na formalne okazje. Zarzuciła swoje kasztanowe włosy na jedno ramię i szeroko się uśmiechnęła. - Słyszałam, że jesteście tu zamknięci, więc pomyślałam, że przyjdę was zaskoczyć ziomale. – Próbowałem nawet nie drgnąć na to "ziomale". - Myślałam, że ty i Dymitr jesteście daleko i szukacie Jill – powiedziałem, mając nadzieję na odwrócenie uwagi. Jej entuzjazm trochę zbladł. - Byliśmy... ale nie mieliśmy dużo szczęścia. Więc Lissa wysłała nas z powrotem i kazała przyjrzeć się kilku członkom rodziny królewskiej, którzy zawsze byli przeciwko niej, w razie gdyby to oni uprowadzili Jill. – To była sensacja. - Myślisz, że jest w tym jakaś prawda? - Prawdopodobnie nie – stwierdziła Rose. – I Lissa też wie, że to ślepa uliczka. Ale ona chce sprawdzić każdą poszlakę. – Zrobiłem krok wstecz. - Cóż, nie chciałbym cię zatrzymywać... – Jej szeroki uśmiech powrócił. - Nie zatrzymujesz. Spędziliśmy już nad tym kilka godzin i na razie nie możemy posunąć się do przodu, dopóki nasz kolejny cel nie wróci. Więc teraz robimy coś bardziej produktywnego. Bierz Sydney i ci pokażę. - Umm, ona śpi w tej chwili – skłamałem. - Śpi? Jest środek dnia.
- 75 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Naszego dnia – poprawiłem. – Ona jest ciągle na ludzkim harmonogramie. - Naprawdę? Ostatnio jak byłam tutaj, zdawało mi się, że przystosowała się całkiem fajnie. - Tęskni za słońcem – wyjaśniłem. - Ona w ogóle wychodzi na zewnątrz? - Cóż, nie... ale właśnie w tym rzecz. To ludzkie sprawy – Sądząc po coraz bardziej zaskoczonej minie Rose, naprawdę nie najlepiej szło mi kreowanie naszej przykrywki, więc zdecydowałem się trochę odkuć. – Wiesz co, dlaczego nie pokażesz mi tego, co tam masz, a ja zostawię notkę dla Sydney. Doszedłem do wniosku, że jest to lepsze niż czekanie aż Rose zaproponuje, by poczekać aż Sydney się obudzi. - Jasne – powiedziała Rose. – Możemy ją gdzieś wyciągnąć kiedy indziej. Wskazałem jej drogę. - Idę za tobą. - Nie musisz zostawić notatki? – zapytała znacząco. - Uch, no tak. Zaczekaj Zrobiłem krok z powrotem do środka, zostawiając Rose na korytarzu. Po odczekaniu około minuty, ponownie otworzyłem drzwi i dołączyłem do niej. - Zrobione. Rose zabrała mnie do sektora przeznaczonego dla ochroniarzy. Było to blisko ich centralnej siedziby i mieszkań kilku z nich. Co ważniejsze, to też miejsce gdzie trenowali, a ona właśnie mnie do nich prowadziła. Gdy tam dotarliśmy, nie znaleźliśmy jednak dampirów, lecz grupę walecznych morojów. -A niech mnie! – powiedziałem. To miał być komplement. Lata temu, podczas gdy ludzie i moroje zawierali jeszcze małżeństwa, ci drudzy wiele robili w celu swojej samoobrony, m.in. - 76 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
używali elementarnej magii jako broni, sami walcząc ze strzygami. Po jakimś czasie dampiry przejęły obronne obowiązki, a używanie magii do czegoś innego niż sztuczki stało się tematem tabu wśród morojów. Pośród tylu innych zmian ostatnio zasugerowanych w morojskiej polityce, często w dyskusjach powracano do tego tematu. Teraz widziałem, że jednak to realizowali. Znajdowało się tu około dwóch tuzinów morojów, w tej chwili podzielonych na cztery grupy – każda z nich ubrana w inny kolor. Robili ćwiczenia, które wyglądały jak prosto ze szkoły Malachi Wolfe'a – obronne manewry oraz walka wręcz. Kilku z ochroniarzy im doradzało, a jednego od razu rozpoznałem, dzięki jego wzrostowi i brązowemu skórzanemu prochowcowi, mimo że stał do mnie plecami. Dymitr Bielikow podszedł do nas, podając mi swoją dłoń w geście przywitania. - Adrian – powiedział ciepło. – Nie mamy jeszcze duchowej kadry. Chciałbyś poprowadzić jedną? Znaleźć paru rekrutów? Pierwszą osobą przychodzącą mi na myśl była Nina, która właśnie potencjalnie traciła rozum przez używanie ducha. Myśl o wprowadzeniu jej do walki była żenująca. W końcu przywódcza rola dla ciebie – spostrzegła ciocia Tatiana. Pokręciłem głową. - Dzięki, ale nie. Aktualnie mam za dużo na głowie. - Gdzie jest Sydney? – zapytał. – Myślałem, że chciałaby to zobaczyć. - Teraz śpi – powiedziała Rose pomocnie. Widząc zdziwienie Dymitra, wyjaśniłem: - Ona jest na ludzkim harmonogramie. Ale masz rację – chciałaby to zobaczyć. Następnym razem. - Następnym razem – zgodził się Dymitr. - Spójrz, zaraz będą zaczynać. - 77 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Zaczynać co? – spytałem. Ochroniarz, którego nie znałem, właśnie skończył robić manekiny do ćwiczeń na końcu terenu treningowego. Zawołał do siebie grupy, a ja zafascynowany oglądałem, jak każda z nich demonstruje, jak śmiertelne mogą być żywioły. Użytkownicy wody wysyłali na swoje manekiny wodne podmuchy o dużej mocy, przewracając je w jednej chwili. Użytkownicy ziemi sprawiali, że stawała się ona niestabilna, oraz przywoływali skały i piach do obrony. Władający powietrzem wywołali fale wiatru, które mogły przewrócić żywego przeciwnika na ziemię. Niektórzy z nich byli nawet zdolni do podnoszenia różnych obiektów i broni za pomocą powietrza. I oczywiście, użytkownicy ognia – cóż, ich zdolności destruktywne stawały się całkiem jasne, skoro jeden z manekinów całkowicie stanął w płomieniach. - Poproszę tylko o demonstrację – powiedział ochroniarz ze znużeniem. – Nie potrzebujemy wyczerpywać naszego zapasu manekinów. - Przepraszam – zawołał wesoły głos, który rozpoznałem. Christian Ozera stał tam pośród innych użytkowników ognia, uspokoiwszy płomienie jednym spojrzeniem. Po oddzielnej prezentacji mocy żywiołów, wojownicy pokazali jak mogliby użyć ich razem. Użytkownicy powietrza pomogli zamrozić wodę wezwaną przez użytkowników wody. Władający żywiołem ziemi uwięzili manekiny, pozwalając panującym nad ogniem przystąpić do ataku. Skutkowało to ponownym zniszczeniem manekinów, bo Christian znowu stał się zbyt gorliwy ze swoimi płomieniami. - Przepraszam – powtarzał, wcale nie brzmiąc przepraszająco. Wreszcie zakończyli swoją demonstrację walką wręcz, którą widziałem na początku. Moroje nie byli tak silni fizycznie jak dampiry, ale oczywistym było, że ta grupa wiele wkłada w swoje treningi. Nie chciałbym stanąć naprzeciw nich w walce. Zademonstrowali ruchy, z których opanowania każdy ochroniarz byłby dumny. Pokazali nawet, jak walczyć z pomocą żywiołów. Ogólnie rzecz biorąc,
- 78 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
to był oszałamiający pokaz. - Więc? – zapytał Christian po wszystkim. Szedł bokiem areny, gdy pokaz się skończył. – Myślisz, że ich pokonamy? Podeszła do nas mała blondynka, ubrana na niebiesko, a ja byłem naprawdę zadowolony – chociaż nie zdziwiony, że Mia Rinaldi stała się liderką wśród użytkowników wody. - To było doskonałe – zgodziła się. – Nie ma mowy, żeby mogli teraz nie zatwierdzić programu. - O czym ty mówisz? – spytałem. - To była tylko rozgrzewka – wyjaśnił Christian. To nie czcze gadanie, mamy zamiar pokazać to morojskiej radzie z nadzieją, że zatwierdzą program, który wprowadzimy do szkół, żeby rekrutować i trenować więcej ludzi do tego projektu. Niebieskie oczy Mii zabłyszczały. - Chcemy także dostać zgodę na rozpoczęcie jakichś prywatnych działań i polowań na strzygi. - Cóż, miałabyś mój głos – powiedziałem szczerze. – Wydajesz się, jakbyś miała wygryźć ochroniarzy z ich fachu. - Nie dajmy się ponieść – droczyła się Rose. – Ale masz rację, oni zrobili mega postępy. Teraz musimy tylko sprawić, żeby Rada się zgodziła. Lissa jest już w komisji. - Oczywiście, że jest – powiedziałem. – Ponieważ jest młoda i progresywna. Ale inni... mogą być bardziej oporni na zmiany. Mimo tak imponującego pokazu jak ten. Rose przytaknęła, dokładnie rozumiejąc, że mając nawet najlepsze intencje, moroje wolą trzymać się tradycji.
- 79 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Zdaje mi się, że Sydney mogłaby podrzucić kilka logicznych argumentów, których moglibyśmy użyć, by poprzeć naszą sprawę. – Zaśmiałem się na to. - Jestem pewny, że pomoże. - Tak poza tym, to gdzie jest Sydney? – zapytał Christian. - Śpi – odpowiedzieliśmy z Rose jednogłośnie. Rzut oka na zegarek powiedział mi, że wkrótce nadejdzie czas na spacer z Niną. - Powinienem wracać – rzekłem. – Dzięki, że mogłem to zobaczyć. - Z przyjemnością – powiedziała Rose, kierując mnie w stronę głównej części Dworu. – Dowiedz się, kiedy będzie dobry dzień dla Sydney, to ustalimy spotkanie w czasie bardziej przyjaznym dla człowieka. Zacisnąłem zęby. Nienawidzę kłamstw. - Porozmawiam z nią i dam ci znać. Rose odprowadziła mnie i jestem pewny, że zastanawiała się, dlaczego nie pozwalam jej wejść do środka. Tłumaczyłem, że Sydney by się obudziła i Rose w większości wydawała się to akceptować. Kiedy w końcu odeszła, położyłem się do łóżka, ale te wszystkie kłamstwa i kombinowanie sprawiało, że byłem nerwowy i spięty – nie ułatwiało to zasypiania. W sumie dla mnie był środek wampirzego dnia, ale Nina powiedziała, że Olivia żyła na ludzkim harmonogramie, więc teraz śpi. Kiedy minęło trzydzieści minut podrzucania i obracania się w łóżku, otrzymałem sms-a od Niny, że nie może dotrzeć do mnie we śnie. Mam problemy z zasypianiem – odpisałem. Mam mnóstwo leków uspokajających od Sonii, jeśli potrzebujesz – padła żartobliwa odpowiedź. – Chętnie się podzielę. Uśmiechnąłem się, tęskniąc za momentem łatwej przyjaźni, który miałem z
- 80 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Niną. Nie, dziękuję. Daj mi tylko trochę więcej czasu. W końcu udało mi się zrelaksować i dryfować we śnie na własną rękę. Minęło trochę czasu, odkąd jakiś użytkownik ducha wciągnął mnie do snu. Zazwyczaj jestem twórcą marzenia, wywołuję obrazy i zapraszam innych do przyłączenia się do mnie mocą ducha. Otoczenie zmaterializowało się wokół mnie, utrwaliło ładny, biały dom. Oprócz tego stał też płot ogradzający pastwisko, na którym bezczynnie wypasały się konie w fioletowym i pomarańczowym świetle słońca. Ptaki śpiewały wieczorne pieśni, a ciepły powiew wiatru łaskotał moją skórę. - Dom mojego ojca, w stanie Wisconsin – powiedział głos za mną. Obróciłem się i stwierdziłem, że Nina zbliża się do mnie przez długi trawnik od frontu. Wyglądała milion razy lepiej niż ostatnim razem, kiedy ją widziałem – jej kręcone włosy były związane w luźny kok i nosiła lawendową sukienkę na ramiączkach. Miałem nadzieję, że odzwierciedlało to poprawę w realnym świecie i nie stanowiło prostej iluzji we śnie. - To miłe – rzekłem szczerze. – To jakby miejsce, gdzie dzieci marzą o dorastaniu. – Uśmiechnęła się na to. - Możemy przyjeżdżać tu tylko w lecie. Mieliśmy trochę przyjaciół, którzy pochodzili z rodzin królewskich i dołączyli do nas ze swoimi strażnikami. W przeciwnym wypadku, byłoby tutaj zbyt niebezpiecznie. To odludzie... ale nigdy nic nie wiadomo. Nie mogła zakończyć tej myśli. Nina i Olivia były przyrodnimi siostrami, miały tego samego morojskiego ojca. Ponieważ nie był on królewskiego pochodzenia, nie otrzymał ochrony strażnika, więc Olivia sama go chroniła – i podczas ataku została przemieniona w strzygę. Magia ducha Niny sprowadziła ją z powrotem. Stanowiło to rzadkie wyróżnienie, Olivia została ocalona wraz z kilkoma innymi
- 81 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
– Dymitrem i Sonią konkretnie. - Możemy wciągnąć tutaj Olivię? – zapytałem, nie chcąc zatrzymywać się na szpetnych tematach z przeszłości Niny. Jednak zasępiła się na moje pytanie. - To nie jest dość proste… Zobaczysz. To znaczy, może będzie inaczej z tobą. Mam nadzieję. Wciąż nie do końca rozumiałem, w czym problem, ale postanowiłem poczekać i zobaczyć, co się stanie. Naprawdę, jeśli Olivia spała, to powinna to być bułka z masłem. Nina może użyć mocy ducha, by sprowadzić ją do tego domu, tak jak sprowadziła mnie. Wiedziałem, że wciąż próbowała, bo wyczuwałem magię ducha zbierającą się wokół niej, gdy chciała połączyć się z siostrą. Jak dotąd, było dobrze. Kilka chwil później półprzezroczysta postać zaczęła się materializować obok nas. Poznałem Olivię, jej ciemne włosy i miedzianą skórę. Kłębiący się płaszcz wirował wokół niej, przysłaniając bardziej umięśnioną sylwetkę niż jej siostry. Olivia wytrzeszczyła oczy, zdając sobie sprawę z tego, co się dzieje. - Nie, Nina. Proszę. Nie znowu. Normalnie to byłby punkt, w którym dziewczyna całkowicie by się utrwaliła i stała z nami. Zamiast tego, krajobraz zaczął blaknąć w oddali, stawał się coraz mniej realny. Spojrzałem z powrotem na Ninę. - Co robisz? Westchnęła. - Nic nie robię. Właśnie to starałam się ci przekazać. Piękny, zielony krajobraz zniknął, zastąpiony przez czarno-popielaty teren usłany kamieniami. Poszarpane zbocze wzrosło gwałtownie przed nami, górując wśród szarych burzowych chmur. Od czasu do czasu błyskawice tańczyły między chmurami. Nie było śladu po Olivii. - Co to? – zawołałem. – Zostaliśmy przeniesieni do dystopijnego filmu? Mina Niny była ponura. - 82 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Jesteśmy na Hawajach. Rozejrzałem się. - Nie lubię się wymądrzać, ale kiedy myślę o Hawajach, to widzę palmy i bikini. Nina spojrzała w dół na swoje stopy, a chwilę później jej sandały zmieniły się w trampki. Zaczęła wędrować w górę zbocza. - To wulkan, który odwiedzałyśmy na wakacjach, kiedy byłyśmy dziećmi. - To nie wygląda tak źle – powiedziałem ostrożnie, podążając za nią. – Dlaczego to zmieniłaś? Gospodarstwo było miłe. - Nie zmieniłam – rzekła, wyraźnie sfrustrowana. – Olivia to zrobiła. - Olivia nie jest użytkownikiem ducha – zaprotestowałem. – Ona może co najwyżej zmienić swój strój, ale nie może zrobić czegoś tak wielkiego. - W jakiś sposób przejęła kontrolę nad moim snem. Robi to za każdym razem. Chodzi mi o to, że mogę zrobić małe rzeczy, jak to. – Zatrzymała się i skinęła na swoje buty. – Ale nie mogę wysłać nas z powrotem lub przenieść Olivii na zewnątrz. - Gdzie ona jest? - Ukrywa się gdzieś. Nina rozejrzała się wokół, po czym wskazała ciemny otwór z boku wulkanu. - Prawdopodobnie tam. To nie jest część wulkanu, który widziałyśmy. Musiała to stworzyć. Huczało mi w głowie, kiedy zbliżałem się razem z nią do jaskini. To, co mówiła, było niemożliwe. Olivia nie może mieć mocy we śnie, chyba że Nina ją jej oddała. - Jak? – zapytałem. – Jak ona to robi? Myślisz, że ma to coś wspólnego z tym, że była strzygą i została przywrócona? Ma związek z duchem? – Nina pokręciła
- 83 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
głową. - Nie sądzę. Nie czuję, żeby używała ducha. To jest prawie tak, jakby ona kontrolowała… swoją siłą woli. Próbowałem się rozejrzeć, gdy zatrzymaliśmy się przed wejściem do jaskini. - Co teraz? - Teraz – powiedziała Nina. – Ona ukrywa się przed nami prawdopodobnie w środku. Jeśli jest tak, jak w innych miejscach, do których przeniosła mnie w snach, to najprawdopodobniej nie możemy tam wejść i.. Ryk dochodzący od wewnątrz jaskini przerwał jej słowa. Instynktownie zrobiłem kilka kroków w tył. - Co to do diabła jest? Nina wyglądała na bardziej zmęczoną niż przestraszoną. - Nie wiem. Coś strasznego. Coś, co ma nas przestraszyć. Jej słowa zobrazowały się jako ogromny człekopodobny kształt, zrobiony z czarnych skał pochodzących z jaskini. Jego oczy płonęły na czerwono. To było o głowę wyższe ode mnie i dwa razy szersze. Zatrzymało się przed nami, uderzyło w swoją klatkę piersiową i zaryczało. - Czy widziałaś to wcześniej? – zawołałem. - Nie coś takiego – powiedziała Nina. – Ostatnim razem wysłała rój nietoperzy. Wcześniej to były jakieś wilkołacze stworzenia. - Ty stworzyłaś ten sen – nalegałem, cofając się przed zbliżającym się lawowym potworem (z braku lepszego określenia). – Pozbądź się tego. - Nie mogę, znaczy, nie bezpośrednio mocą. Musimy to zrobić w staromodny sposób. Ponownie poczułem przypływ magii ducha w jej zasięgu i maczuga pojawiła się w jej dłoniach. Bez żadnego ostrzeżenia rzuciła się do przodu i zamachnęła
- 84 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
bronią w potwora. Poczułem więcej energii migoczącej w jej wnętrzu. W rzeczywistości to była magia ducha, chłostająca stwora mocniej niż sama maczuga. Ten ryknął z bólu i pęknięcia pojawiły się w miejscach, gdzie uderzyła pałką. - Powiedziałeś, ze mi pomożesz! – krzyczała wyraźnie zirytowana. Powiedziałem tak, ale na pewno nie spodziewałem się, że to będzie w taki sposób. Zanim dołączyłem do bitwy, wezwałem swoją magię i starałem się zmienić to w coś bardziej przyjaznego. Ale gdy próbowałem, napotkałem mocny opór i wtedy zrozumiałem, co Nina miała na myśli. To nie był do końca duch, ale bardzo dużo woli lub intencji, tak jak powiedziała. Niezdolny do zmiany snu, naśladowałem ją i użyłem małego wybuchu ducha do stworzenia swojej własnej maczugi. W rzeczywistości nie byłem groźny i gdy odwróciłem się w stronę lawowego potwora – z którym Nina zrobiła znaczne postępy – przypomniałem sobie, że to tylko sen, a stwór nie jest prawdziwą istotą. Kiedy moja maczuga uderzyła w kamienistego stwora, prawie upadłem pod wpływem wstrząsu. Gruchnęło moimi kośćmi i zębami… i wydaje mi się, że to nie robiło różnicy temu monstrum. Nina przystanęła, by na mnie spojrzeć. - Musisz się wypełnić duchem, kiedy w to uderzasz – wyjaśniła sfrustrowana. – To sposób na walkę. Ona z pewnością wiedziała, o czym mówi. Wypełniona magią, była jak duchowa pochodnia. Zaskoczyła mnie nieco ilość mocy, którą władała. To nie było tak silne, jak przy przywracaniu strzygi lub martwych, ale wystarczająco dużo. Dziewczyna utrzymywała ją przez dłuższy okres czasu. Niechętnie przywołałem trochę swojej energii – niepewny ilości, której używała – i wypełniłem się nią, kiedy zamachnąłem się maczugą na stwora. Tym razem pękła mu powierzchnia. - Więcej, więcej! – krzyczała Nina. - Nie ma potrzeby – powiedziałem. – To i tak działa, bez tak dużej ilości magii. Zajmie tylko trochę więcej czasu.
- 85 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- My nie mamy czasu. Nie rozumiałem, co ona ma na myśli, dopóki wspólnymi siłami nie pokonaliśmy lawowego potwora, który rozsypał się w proch przed nami. Nina pobiegła do jaskini, stwór odszedł, wydawało się, że odzyskała kontrolę nad snem. Tło wokół nas się zmieniło i nagle biegliśmy do białej rezydencji w Wisconsin. Ledwo dostrzegłem Olivię w mrocznym kącie salonu, jej ciało zasłonił ten sam falujący płaszcz, co wcześniej. - Olivio – krzyknęła Nina. – Pokaż mi, gdzie jesteś. - Większa moc wzrosła przed nią, aż pokój zaczął migotać. Czułem trochę z tego, co robiła i byłem zdumiony. Próbowała sprawić, żeby sen odzwierciedlał otoczenie Olivii – coś, czego jeszcze nie znałem było możliwe. Ale Olivia znikała sprzed naszych oczu. - Przepraszam, Nina. Proszę, proszę, przestań próbować mnie znaleźć. Tak będzie lepiej. - Olivio! Było za późno. Olivia wyblakła, a pokój przestał migotać. Ustabilizowało się. Pozostał mały wiejski salon i żadnych wskazówek na obecność Olive. Klęska. Nina osunęła się na wiklinowe krzesło z łzami w oczach. - Obudziła się. Dzieje się tak za każdym razem. Rzuca jakieś przeszkody przeciwko mnie, aby mnie zająć i odciąga od pokazania, gdzie jest. Kiedy walczę, udaje jej się samodzielnie obudzić i uciec ze snu. – Nina popatrzyła na mnie z wyrzutem. – Gdybyśmy pokonali go szybciej, nie miałaby czasu, aby się obudzić! Powinieneś używać więcej ducha do rozwalenia tego potwora! Nina, choć oczywiście zdenerwowana, wyglądała stabilnie tu, w świecie marzeń. Wspominając inny dzień, wiedziałem, że rzeczywistość wygląda inaczej. - Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – powiedziałem powoli. – Myślę, że używanie całego ducha spowoduje, umm... szkodliwy wpływ na ciebie w
- 86 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
późniejszym czasie. - Jeśli chcesz mi pomóc, naprawdę pomóc – musielibyśmy zrobić to tylko raz. Jeśli ją osaczymy, możemy stworzyć sen, który ukaże jej miejsce pobytu. - Ano właśnie – powiedziałem, siadając obok niej. – Gdzie nauczyłaś się to robić? Tworzyć sen ukazujący, gdzie ona jest? – To byłoby niewiarygodnie przydatne, kiedy próbowałbym znaleźć Sydney. Nina wzruszyła ramionami. - Ty możesz stworzyć osobę wyglądającą tak, jak w rzeczywistości, prawda? Eksperymentowałam i kierowałam duchem przez nią w taki sposób, że po prostu stworzyłam sen odzwierciedlający miejsce, w którym była. - Nie jestem pewny, czy „po prostu” jest słowem, którego tu bym użył – zauważyłem. – To wymaga zaangażowania dużej ilości ducha. Zastanawiam się... Czy ona zaczęła kontrolować sen później? Czy ty przy okazji nieumyślnie dałaś jej kontrolę? To było jasne, Nina nie pomyślała o tym. - Ja… Ja nie wiem. Może dałam… ale jak inaczej mam się dowiedzieć, gdzie ona jest? - Spróbuj z nią porozmawiać – zasugerowałem. Uderzyła pięścią w wiklinowy podłokietnik. - Próbowałam! Ona nie chce mnie widzieć. To jest jedyny sposób. Coś jest nie tak i my musimy dowiedzieć się co. Musimy spróbować ponownie! Następnym razem… - Zaraz, zaraz! Nie może być następnego razu – ostrzegłem. – Wykończysz się. Robiłaś to każdego dnia, jak długo? Jej wzrok sięgał daleko. - Nie mam pojęcia. Miesiąc. Skrzywiłem się. Nic dziwnego, że była wykończona.
- 87 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Nigdy więcej ducha. Spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. - Muszę. Nie rozumiesz tego? Czy ty wiesz, jak to jest nie wiedzieć, co się stało z kimś, na kim ci bardzo zależy? Jill, pomyślałem z bólem. Nina musiała zobaczyć coś w mojej minie, ponieważ nagle się ożywiła. - Pomóż mi. Pomóż mi Adrian, razem będziemy mieli wystarczająco dużo ducha, aby ją przezwyciężyć. Przestanę to robić codziennie. Dowiem się, co się z nią stało, proszę. Przypomniałem sobie obawy Sonii o Ninę. Pomyślałem o Sydney ostrzegającej mnie, abym uważał z używaniem ducha. Byłbym w kłopotach, jeśli dowiedziałaby się o tym wyskoku. Powoli potrząsnąłem głową. - Nie mogę, nie powinienem tego robić. - Jeśli będziemy pracować razem, to nie będzie wymagało tak dużo energii – błagała Nina. – Proszę, pomóż mi. Pomogę ci w zamian. Jest coś, czego potrzebujesz? Pomóż mi znaleźć Olivię, zrobię wszystko. Zacząłem potrząsać głową i odmawiać, ale się zawahałem. - Nie – powiedziałem bardziej do siebie niż do niej. Zerwała się na równe nogi. - Jest coś, prawda? Powiedz mi! Wahałem się, wiedząc, że tak naprawdę nie powinno to iść tą ścieżką. Ale oferta jej pomocy sprawiła, że myślałem o jednej rzeczy, której chciałem najbardziej: powrotu do Sydney. - Muszę wymknąć się z Dworu tak, żeby nikt nie wiedział. A potem muszę sprawić, żeby ludzie myśleli, że wciąż jestem tutaj z moją mamą. - Gotowe – powiedziała Nina. – Mogę to zrobić. Łatwe.
- 88 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Nina… - Spójrz – powiedziała. – Mogę pomóc ci w tej chwili, w tej minucie, wydostać się z Dworu. Wystarczy prosta kompulsja. Następnie spotkasz mnie we śnie, aby znaleźć Olivię, gdziekolwiek będziesz. - To miłe z twojej strony – powiedziałem ze znużeniem. – Ale nie będzie łatwo przekonać ludzi, że wciąż tutaj mieszkam. Złośliwy uśmiech pojawił się na jej ustach. - Mogę zrobić i to. Jeśli twoja mama pozwoli mi z nią zostać. Mogę zmusić każdego, kto przyjdzie, aby patrząc na mnie, widział ciebie. Sprawię, że pracownicy będą myśleć, że to ty wychodzisz i przychodzisz. Nikt nic nie będzie podejrzewać. Proszę, Adrian. – Ścisnęła moją dłoń. – Pomóżmy sobie nawzajem. Wziąłem swoją dłoń, nie chcąc przyznać, jak kuszące to było. Oferowała mi szansę na dołączenie do Sydney – coś, czego chciałem wystarczająco mocno, aby rozważyć ignorowanie wszystkich ostrzeżeń odnośnie używania ducha. Ale jak mogłem narażać nas na więcej magii? Szczególnie jej. To było samolubne. - To zbyt niebezpieczne – powiedziałem jej. - Nie obchodzi mnie to – odrzekła z uporem. – Będę próbować, czy mi pomożesz czy nie. Olivia jest dla mnie wszystkim. I Sydney jest wszystkim dla mnie, pomyślałem. Desperacko starałem się znaleźć inne wyjście, ale jednocześnie czułem się zobowiązany pomóc Ninie. Powiedziała, że nie podda się dla Olivii, prawda? Cóż... Jeśli pomogę jej odnaleźć siostrę, sprawię, że przestanie używać ducha. A o to chodziło, prawda? Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem jej prosto w oczy. - Jeśli spróbujemy jeszcze raz… to ja zaatakuję z większą mocą ducha. - Ale my razem… - Oboje będziemy – powiedziałem. – Ale zrobimy to tylko raz, nie każdego dnia. Jeśli zrobię to raz, nie wpłynie to na mnie tak źle. Dołączysz, ale nieznacznie. - 89 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
To wszystko. Nie możesz wciąż siebie krzywdzić. Ponownie wyciągnęła rękę w moją stronę, cofnęła ją, ale jej mina złagodniała. - Dbasz o mnie, prawda? Wiem o tym. Nawet jeśli jesteś żonaty… - Nina – powiedziałem stanowczo. – To nie tak. Zależy mi na tobie, ale kocham Sydney. I jeśli mamy zrobić to ponownie, to zrobimy to po mojemu. Jej oczy rozmarzyły się na kilka chwil dłużej, a następnie niechętnie skinęła głową. - Po twojemu – powtórzyła. – I ja naprawdę tobie pomogę. - Liczę na to – przyznałem. – Mam nadzieję, że uda się to z tak małą ilością ducha, jak to możliwe. Skinęła głową i się obróciła. - Okej, ale jesteś pewien, że nie musisz martwić się o swoje zdrowie psychiczne w tym wszystkim? Zawahałem się. Wiedziałem, że jeśli Sydney byłaby tutaj, powiedziałaby że głupotą jest takie nadużywanie ducha. Ale nie było mowy, bym zostawił Ninę samą w tym szaleństwie, zwłaszcza jeśli naprawdę działo się coś nie tak z Olivią. I z pewnością musiałem wykorzystać szansę, aby pomóc zarówno Sydney, jak i Jill. Miałem tylko nadzieję, że to, co powiedziałem Ninie wcześniej – że jednorazowe używanie mnie nie zrani – okaże się prawdą. Uśmiechnąłem się krzywo. - Hej! Nie wykazuję jeszcze żadnych oznak szaleństwa – odpowiedziałem jej. – Jestem pewny, że będzie dobrze. Ja też – szepnęła ciotka Tatiana. – Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze.
- 90 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 6 Sydney
NIE MIELIŚMY POJĘCIA, CO OZNACZAJĄ TE PIASKOWE CEGŁY... Nie było żadnego uroku, który mogłybyśmy w nich wyczuć, żadnego znaku dotyczącego ich roli w tej tajemnicy. Jedyna rzecz, którą wiedziałyśmy to na pewno to, że musieliśmy dostać się do Ozarks albo przynajmniej Missouri. Pani Terwilliger uregulowała z firmą motoryzacyjną sprawę opłaty za przedłużenie wypożyczenia auta i zasugerowała, że pojedziemy do St. Louis, a potem ustalimy plan ataku. Od razu coś mi ścisnęło żołądek - Nie tam – powiedziałam szybko. – W St. Louis jest obiekt Alchemików i mogłabym znów wpaść w ich ręce. Nie zadałam sobie tyle trudu po to, by uwięzili mnie kolejny raz. Brwi Eddiego podniosły się w zamyśleniu. - Może to jest częścią planu? Co jeżeli ta gra jest częścią planu Alchemików, by cię zwabić, i nie ma niczego wspólnego z Jill? To była otrzeźwiająca myśl, jeszcze bardziej alarmująca, kiedy pani Terwilliger zasugerowała: - A co jeżeli to ma jednak coś wspólnego z Jill? Ten kosmyk włosów wygląda, jakby należał do niej. Co jeśli Alchemicy wzięli ją jako zakładniczkę, aby uzyskać sposób, by złapać cię w pułapkę? Przez chwilę ośmieliłam się uwierzyć w ten pomysł. Jill została porwana, kiedy Adrian i ja zarządziliśmy ucieczkę i ukryliśmy się na Dworze. Alchemicy byli jednymi spośród nielicznych, którzy znali miejsce pobytu Jill, więc mogli bez problemu kogoś po nią wysłać.
- 91 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Zastanowiłam się nad taką możliwością, analizując to na wszelkie sposoby według logiki Alchemików. W końcu potrząsnęłam głową. - Nie wydaje mi się – powiedziałam. – Mogliby mieć środki, ale nie motywację. Alchemicy są winni wielu rzeczy, ale nie chcą zwracać przeciwko sobie morojów – co zdarzyłoby się wraz ze śmiercią królewskiej księżniczki, jedynej, której życie ma wpływ na tron. Nie widzę też Alchemików uciekających się do ludzkiej magii, nawet jeśli próbowaliby w ten sposób się do mnie dostać. To jest sprzeczne z ich nauką. Nawet gdyby to nie była jakaś złożona pułapka Alchemików, nadal nie chciałam ryzykować pójścia na ich teren i spotkania z nimi podczas lunchu w St. Louis. Mając to na uwadze, mogliśmy wyznaczyć nowy cel. Minął cały dzień jazdy, ale w końcu ogłosiliśmy postój na nadchodzącą noc w Jefferson City, w stanie Missouri, położonym na trasie do St. Louis. Tak więc skierowaliśmy się w kierunku Ozarsk, ale nieznacznie zboczyliśmy z kursu, mając nadzieję, że nikt na nas nie czeka. Oczywiście, nadal dokładnie nie wiedzieliśmy, dokąd jedziemy. Ozarks to bardzo rozległa kraina, a – jak dotąd – nasza cegła nie dała żadnych wskazówek. Sprawdziwszy hotel, cała nasza trójka, zmęczona po spędzeniu całego dnia w samochodzie, wyszła coś zjeść. Zbliżała się północ, ale opuściliśmy obiad, żeby zyskać czas na podróż. Bardziej niż cokolwiek innego męczyły mnie przymusowe posiłki. Po drugiej stronie stołu pani Terwilliger zdusiła ziewnięcie i nawet Eddie, wbrew jego wiecznej czujności, wyglądał jakby tylko czekał, aż będzie mógł się położyć. Położyliśmy cegłę na stole, czekając aż nasze jedzenie będzie gotowe. Gapiliśmy się na nią, jak gdybyśmy mogli sprawić, że dzięki samej sile woli da nam odpowiedzi. W końcu oderwałam od tego wzrok i zerknęłam na swój telefon, spodziewając się, że zobaczę wiadomość od Adriana – w odpowiedzi na moją, w której opisałam - 92 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
naszą obecną sytuację. Nie odzywał się, co było dziwne, zważywszy że wczorajszego dnia stale przekazywał najświeższe nowiny. Wiedziałam, że to nierozsądne, by oczekiwać, iż on będzie siedział cały dzień w oczekiwaniu na rozmowę ze mną. Po niepokojących rzeczach, które wydarzyły się między nami w ubiegłym miesiącu, przyłapałam siebie na dziwnych atakach paranoi, myśląc, że może przez moje odejście Adrian polubił wolność. Właśnie wtedy przybyła kelnerka z naszym jedzeniem i schowałam telefon do torebki. Gdy położyła talerze na stół, wstrzymała oddech na widok cegły piaskowca. - Ukradliście to z Ha Ha Tonka? Gapiliśmy się na nią, jak gdyby mówiła innym językiem. - Mam na myśli, że to fajnie, jeśli to zrobiliście – dodała pospiesznie, zniechęcona naszym milczeniem. – To słodkie miejsce. Wielu ludzi się tam wybiera. Nie mam nic przeciwko wzięciu pamiątki dla siebie. Pani Terwilliger pierwsza doszła do siebie. - Czy możesz powtórzyć tę nazwę? Ha Ha Wonka? - Ha Ha Tonka – poprawiła dziewczyna. Spojrzała po naszych zdziwionych minach. - Naprawdę tam nie byliście? Ta cegła wygląda, jakby pochodziła z ruin. Powinniście to sprawdzić, jeżeli idziecie do Ozarks. Kiedy odeszła, natychmiast sprawdziłam Ha Ha Tonka w moim telefonie. - Niemożliwe – powiedziałam. – W Missouri jest zamek! - Czy myślisz, że Jill jest tam trzymana? – spytał Eddie, a oczy mu płonęły. Mogłabym przysiąc, że on już wyobrażał sobie siebie ratującego ją z wysokiej wieży, prawdopodobnie walcząc ze smokiem.
- 93 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Nieprawdopodobne. Ona miała rację w tej części o ruinach. Pokazałam im obraz z Ha Ha Tonka, który był imponującą strukturą, mimo że kiedyś miewał lepsze dni. Nie posiadał dachu, a niektórych ścian w ogóle nie było, sprawiając wrażenie otwartego i łatwo dostępnego. Budynek był technicznie rezydencją, nie zamkiem. Cały obszar został zamieniony w Państwowy Park, pełen szlaków i innych naturalnych atrakcji. Jeżeli Jill się tam znajdowała, to nie było pewne, gdzie mogliby ją przetrzymywać... ale przynajmniej mieliśmy teraz cel, ponieważ kelnerka miała rację co do jednej rzeczy: nasza cegła wyglądała dokładnie jak te z ruin. Nowa wiedza ożywiła nas i prawie zapomnieliśmy o jedzeniu, gdy zaczęliśmy robić plany. Według strony internetowej Parku, był on otwarty od siódmej rano. Zdecydowaliśmy dostać się tam tak wcześnie, abyśmy mogli wejść i wstępnie się rozejrzeć. Jeśli tak się zdarzy, że spotka nas tam coś podobnego jak w Muzeum Robotów, to musimy mieć czas na wymknięcie się stamtąd. Biorąc pod uwagę, w jak dziwnej gierce bierzemy udział, nie mieliśmy pojęcia czego oczekiwać lub czy tam już ktoś na nas nie czeka. Następnego ranka obudziliśmy się bardzo pobudzeni i gotowi, by dostać się na drogę, nawet po jedynie pięciu godzinach snu. Musieliśmy zobaczyć, jaki sekret skrywa Ha Ha Tonka. Park był oddalony tylko o godzinę jazdy, ale zatrzymaliśmy się na stacji, żeby zatankować samochód przed wjazdem na autostradę. Kiedy Eddie zajął się tankowaniem, ja weszłam do budynku, by upewnić się, że pani Terwilliger i ja będziemy mieć wystarczający zapas kawy na drogę. Gdy przeszłam przez drzwi, znieruchomiałam, widząc w środku kogoś znajomego. Mój tata. Stał przy ladzie i wyjmował pieniądze z portfela. Był odwrócony do mnie tyłem, więc nie widział mnie po drugiej stronie szklanych drzwi.
- 94 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Wróciła do mnie wczorajsza rozmowa i nagle zastanowiłam się, czy naprawdę mógł istnieć jakiś plan Alchemików, by mnie schwytać. Przez chwilę stałam sparaliżowana lękiem tak, że nie mogłam zareagować. Pomimo niezręczności mojej sytuacji na Dworze, nie istniało żadne ale w twierdzeniu, że tam było milion razy lepiej niż w ośrodku reedukacji. Przekonywałam, że dałam radę i zostawiłam to straszne doświadczenie za sobą, ale gdy stałam tam, gapiąc się na tatę, nagle ciężko było mi złapać oddech. Z tego co wiedziałam, pięćdziesięciu Alchemików mogło skoczyć z wszystkich kierunków, ciągnąc mnie z powrotem do małego ciemnego pokoju i skazując na całe życie fizycznych i psychicznych tortur. Rusz się Sydney, ruszaj się! Jakaś część mojego mózgu krzyknęła na mnie. Ale nie mogłam. Wszystko, o czym myślałam krążyło wokół tego, jak Alchemicy gnębili mnie wcześniej, i że nie było teraz przy mnie Eddiego. Jaką miałam szansę, stojąc tutaj sama? Rusz się, powiedziałam znów do siebie. Przestań panikować! To zachęciło mnie do działania. Zaczęłam znów oddychać i powoli się wycofywać, starając się nie zwrócić na siebie uwagi. Kiedy już straciłam go z oczu, obróciłam się wokoło i przygotowałam do szybkiego biegu z powrotem do samochodu. Zamiast tego, wpadłam na moją siostrę Zoe. Wchodziła właśnie do stacji i moja panika wróciła, gdy na nią patrzyłam. Gdy zobaczyłam jej twarz w kompletnym szoku, coś zrozumiałam: byłam ostatnią osobą, którą spodziewała się tu zobaczyć. To nie był jakiś rodzaj złożonej pułapki. Przynajmniej nie, dopóki w nią nie weszłam. - Zoe – pisnęłam. – Co tutaj robisz? Oczy wyszły jej z orbit, podczas gdy usiłowała się opanować. - Jesteśmy w drodze do placówki w St. Louis. Zaczynam tam staż.
- 95 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Ostatnie, co wiedziałam to, że była w Salt Lake City z naszym tatą, a ja nie mogłam pomóc, ale przypomniałam sobie mapę drogi. To nie była bezpośrednia trasa pomiędzy tymi dwoma miejscami. - Dlaczego nie pojechaliście I-70? – spytałam podejrzliwie. - Była budowa i... – potrząsnęła głową, prawie gniewnie. – Co tutaj robisz? Miałaś być ukryta daleko z morojami! Powiększając moje zdziwienie, chwyciła mnie za rękaw i zaczęła kierować z dala od stacji. - Musisz się stąd wydostać! Zdziwiłam się jeszcze bardziej. - Czy ty... pomagasz mi? Zanim zdążyła odpowiedzieć, usłyszałam głos Eddiego. - Sydney? - To było wszystko, co powiedział, ale kiedy razem z Zoe odwróciłyśmy się, zobaczyłam gotowość bojową i chęć ruszenia mi z pomocą. Pozostał na swoim miejscu, ale spojrzał tak, jak gdyby mógł natychmiast skoczyć w górę i rzucić Zoe na przeciwny budynek, jeżeli spróbowałaby mnie zranić. Miałam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Nie ważne, co zdarzyło się między nami, obojętnie, jak bardzo mnie zdradziła, ona nadal była moją siostrą. Nadal ją kochałam. - Czy to prawda? – szepnęła. – Czy oni naprawdę torturowali cię na reedukacji? Kiwnęłam głową i rzuciłam zaniepokojone spojrzenie na stację paliwową. - Na więcej sposobów, niż możesz sobie wyobrazić. Zbladła, ale wzięła stanowczy oddech. - Więc uciekaj stąd. Spiesz się, zanim on wyjdzie. Wy oboje. Oszołomiło mnie to, jak bardzo zmieniło się jej zachowanie, ale Eddiemu nie trzeba było powtarzać dwa razy. - 96 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Złapał mnie za rękę i prawie zaciągnął do samochodu. - Idziemy, teraz – zarządził. Przechwyciłam jedno ostatnie, przelotne spojrzenie Zoe, zanim Eddie wepchnął mnie do auta, gdzie pani Terwiliger siedziała, czekając na nas. Tysiąc emocji przemknęło przez twarz Zoe, gdy się oddalaliśmy, ale mogłam zinterpretować tylko kilka. Smutek. Tęsknota. Ponieważ szybko wróciliśmy na drogę, przyłapałam się na tym, że się trzęsę. Eddie prowadził i z niepokojem sprawdzał wsteczne lusterko. - Żadnych oznak ścigania – powiedział. – Ona mogła nie być w stanie zorientować się, w którym kierunku pojechaliśmy, aby mu powiedzieć. Powoli potrząsnęłam głową. - Nie... Ona mu nie powie. Pomogła nam. - Sydney – powiedział Eddie surowo, ale próbując przybrać uprzejmy ton. – To ona cię wydała za pierwszym razem! To człowiek, który zaczął ten cały koszmar reedukacji. - Wiem, ale... Myślałam ponownie o wyrazie twarzy Zoe, wyglądającej tak poważnie, i jak się zdenerwowała na myśl o tym, że mnie torturowano. Myślałam też o dniu, gdy Adrian i ja przybyliśmy do Dworu, kiedy zostaliśmy zaciągnięci przed oblicze królowej i spotkaliśmy grupę Alchemików, czekających tam, by spróbować mnie odzyskać. Mój ojciec i Ian – inny Alchemik, którego znaliśmy, powiedzieli wiele o okropnościach, których się dopuściłam i o tym, że musiałam zostać zabrana od morojów. Zoe stała w ciszy, a ja byłam zbyt przytłoczona, by zastanawiać, co ona może czuć. Założyłam, że była zbyt oburzona moim małżeństwem, by mówić – nie wspominając faktu, że ojciec tak naprawdę nie pozwolił nikomu innemu dojść do słowa. - 97 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Teraz nagle zrozumiałam, że mogło być coś, co pominęłam: żal. - Naprawdę myślę, że ona próbowała pomóc – nalegałam, czując jak szalenie brzmiały te słowa, zwłaszcza dla Eddiego. On był tam w noc, kiedy zostałam porwana; w noc, kiedy moja siostra mnie zdradziła. – Coś się zmieniło. Nie zaprzeczał, ale nadal tkwił na krawędzi. - Zastanawiam się, czy powinniśmy zmienić nasze plany, na wypadek gdyby oni w poszukiwaniu nas zaczęli przeczesywać obszar. - Nie – powiedziałam stanowczo, czując się bardziej pewna swoich podejrzeń. – Ona nas nie wyda. Jeśli poza nią nic cię nie zmartwiło, jedziemy prosto do Ha Ha Tonka. Nadal się nie pozbierałam i – gdy kontynuowaliśmy jazdę – byłam w szoku po nowym odkryciu, że Zoe ma wątpliwości – jeśli nie dotyczące Alchemików, to na pewno tego, co mi zrobili. Kiedy wyszłam z mojego początkowego szoku, przyłapałam się na tym, że czuję emocję, o której nie myślałam od dawna: nadzieję. Chmury przerzedziły się, gdy dotarliśmy do Państwowego Parku Ha Ha Tonka, a poranne temperatury już obiecywały skwarny dzień. Zatrzymaliśmy się na parkingu dla odwiedzających, skupiając się przy mapie Parku. Chociaż były to obszerne ziemie i ścieżki, postanowiliśmy od razu ruszyć do ruin, skąd bezpośrednio pochodził nasz trop. Nikt tu nie przebywał tak wcześnie, oprócz pracowników w centrum dla gości. Pani Terwiliger i ja chodziłyśmy dookoła kamiennych ruin, szukając znaków magii i czasami rzucając czary wykrywania. Eddie pozostał blisko nas, prowadząc własne poszukiwania, ale głównie polegając na nas błądzących po omacku. Część mnie, ta kochająca sztukę i architekturę zachwycała się wielkością zamku dookoła nas. Żałowałam, że Adrian nie może być tu ze mną. Nie mieliśmy
- 98 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
prawdziwego miesiąca miodowego po naszym ślubie, ale często mówiliśmy o wszystkich potencjalnych miejscach, do których chcielibyśmy pojechać, jeżeli tylko bylibyśmy wolni. Włochy nadal znajdowały się wysoko na mojej liście, tak jak Grecja. Ale uczciwie mówiąc, chętnie zadowoliłabym się Missouri, gdybyśmy tylko mogli być tu razem – wolni od pościgu. Po kilku godzinach poszukiwania, byliśmy zziajani i spoceni, lecz nie osiągnęliśmy żadnych rezultatów. Eddie, nadal przekonany co do zamiarów Zoe, niepokoił o nas i chciał wracać na trasę. Gdy zbliżył się czas lunchu, coś błysnęło mi w kąciku oka. Obróciłam się i spojrzałam w górę na jedną ze zniszczonych zamkowych wież. Zobaczyłam coś małego i błyszczącego na złoto w popołudniowym słońcu. Dotknęłam ręki Eddiego i wskazałam. - Co to za złota rzecz? Położył rękę nad linią wzroku i zmrużył oczy. - Jaka złota rzecz? - Tam, na wieży. Tuż poniżej tego otwartego okna. Eddie spojrzał ponownie i wtedy opuścił rękę. - Nie widzę niczego. Kiwnęłam ponad nim na panią Terwiliger i próbowałam jej pokazać. - Czy widzisz to? Pod tym oknem na najwyższej wieży? - To wygląda na złoto – powiedziała natychmiast. Eddie nie dowierzał i nadal spoglądał w miejsce, gdzie wskazywałyśmy. - O czym wy mówicie? Niczego tam nie ma. Mogłam zrozumieć jego niewiarę, przecież dampiry widziały lepiej niż ludzie. Pani Terwiliger analizowała go przez chwilę, po czym przeniosła swój wzrok znów na wieżę.
- 99 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Prawdopodobnie to coś może dostrzec tylko ktoś, kto ma związek z magią. To może być coś, czego potrzebujemy. - A teraz, jak się tam dostaniemy? – myślałam na głos. Sama wieża była niewiele większa niż wysoka kamienna ściana i nie byłam przekonana, czy to stabilne oparcie do wspinaczki. To było również w części zamku za ogrodzeniem, ostrzegającym odwiedzających, aby pozostać na zewnątrz. Przy obecności kilku turystów, plus okazjonalnego strażnika, wiedziałam, że nie istniał sposób, abyśmy mogli potajemnie przeskoczyć przez płot. Eddie zaskoczył nas obie hardcorową sugestią. - Mógłbym tam wejść. Możecie rzucić zaklęcie niewidzialności? - Tak... – zaczęłam. – Ale to nie zadziała dobrze, jeżeli nie widzisz czego szukasz. Chciałabym móc wejść na to... ale myślę, że to trochę poza moimi zdolnościami. - Możemy oboje być niewidzialni? – spytał. – Staniesz na dole i będziesz mnie widzieć. Powiesz mi, gdzie mam się kierować. Pani Terwiliger rzuciła zaklęcie na Eddiego, a wtedy zrobiłam to samo ze sobą. Nie był to zbyt silny czar niewidoczności i ktoś, kto nas szukał, byłby w stanie nas dostrzec. Nie chcieliśmy rzucać silniejszego, na wypadek gdybyśmy później musiały się bronić. Przypuszczałyśmy też, że żaden turysta nie spodziewa się kogoś wspinającego się w tym momencie na ruiny. Niewidoczni, Eddie i ja, łatwo skoczyliśmy przez ogrodzenie i zbliżyliśmy się do wieży. Będąc w górze i mając lepszy widok, miałam przeczucie co do tego przedmiotu. - Wygląda na cegłę – powiedziałam do niego. Poszedł za moim spojrzeniem, nadal niezdolny zauważyć to co ja. - Wierzę ci na słowo.
- 100 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Powierzchnia wieży była szorstka i nieregularna. Nie byłabym w stanie na nią wejść, ale Eddie robił to zwinnie. Wszystkie mięśnie mu pracowały, gdy szukał miejsc zaczepienia, by dać odpoczynek stopom i rękom, powoli poruszając się do góry. Gdy dotarł do górnego okna, stanął na krawędzi otworu. Przynajmniej miał miejsce, by odetchnąć. Docierając na szczyt, położył rękę na cegłę na chybił trafił. - Teraz gdzie? - Trzy cegły w lewo i dwie w górę – krzyknęłam. Policzył i ruszył rękę, kładąc ją na tym, co widziałam jako złotą cegłę. - Czy to jest to? To jest luźne. Mogę to wyciągnąć. - To jest to. Napięłam się, podczas gdy on wyciągał cegłę ze ściany. Nie wyczułam żadnych oczywistych pułapek z tej odległości, ale domyślałam się, że cała konstrukcja runie po usunięciu cegły. Wyjmował ją powolutku, aż miał ją w ręku. Zarówno Eddie, jak i ja zamarliśmy, czekając na śmiertelny rój fotianów albo jakąś inną katastrofę. Kiedy nic się nie zdarzyło, rzucił cegłę na ziemię obok mnie i zaczął schodzić na dół. Kiedy zszedł bezpiecznie, szybko wybiegliśmy z zamkniętego obszaru, by zanieść cegłę pani Terwiliger. Wszyscy troje stłoczyłyśmy się dookoła tego, mając nadzieję na odkrycie – ale nic. Rzuciliśmy więcej zaklęć i nawet spróbowaliśmy dopasować to z oryginalną cegłą, którą przywieźliśmy z Pittsburga. Nadal nic. Zastanawialiśmy się, czy może są tu ukryte inne złote cegły. Po kolejnych poszukiwaniach okazało się, że teren jest pusty. Spoceni i głodni tym zadaniem, zdecydowaliśmy się zrobić przerwę i kupić jakiś lunch. Poszliśmy do niemieckiej restauracji i zaskoczyło nas, jak bardzo zatłoczona była – podobnie inne lokale w tym Parku.
- 101 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Jest zjazd wędkarzy w mieście – powiedział nasz kelner. – Mam nadzieję, że macie hotel, jeśli planujecie zostać tu na dłużej. Właściwie nie mieliśmy planów. W sumie, dyskutowaliśmy o pozostaniu na noc, by ponownie przeszukać Park jutro. - Być może uda nam się znaleźć inny w pobliskim mieście – dumałam. Kelner ożywił się. - Mój wujek prowadzi obozowisko, które ma wakaty właśnie teraz. On nawet wynajmuje namioty i wszystko. To taniej niż hotel. Koszt nie był problemem, ale po krótkiej dyskusji, zdecydowaliśmy się skusić na tę ofertę i pojechać do obozowiska, głównie z powodu jego bliskości do Parku. Udało nam się wynająć co trzeba i wybrać się po raz kolejny do Ha Ha Tonka, zanim zamknęli go na noc. Znowu nie znaleźliśmy tam żadnych wskazówek, ani nowej cegły. Próbowaliśmy przekonać siebie, że nowy dzień przyniesie świeżą perspektywę, ale żadne z nas nie wypowiedziało na głos palącego pytania, wiszącego między nami: co zrobimy jeśli nie będziemy w stanie odkryć sekretu złotej cegły? Zatęskniłam za możliwością dyskusji z Adrianem, ale nadal nie miałam żadnego z nim kontaktu od mojego ostatniego uaktualnienia. Sumiennie wysłałam mu sprawozdanie o tym, co działo się u nas. Przygotowując się do spania, niechętnie przyznałam, jak bardzo jego milczenie mnie niepokoi. Wyczerpana przez długi dzień, wkrótce zasnęłam w wynajętym namiocie... ...I obudziłam się kilka godzin później przez spanikowanego Eddiego. - Sydney! Jackie! Wstawajcie! Otworzyłam oczy i natychmiast usiadłam prosto. - Co? Co jest?
- 102 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Stał w rozpiętym przejściu namiotu, wskazując na zewnątrz. Pani Terwiliger i ja przyczołgałyśmy się do niego i spojrzałyśmy, gdzie wskazywał. Tam, w świetle księżyca, błyszczała kałuża, wyglądająca na stopione złoto, sączące się z ziemi i zbliżające do nas. Gdzie tylko dotknęła ziemi, pozostawiała za sobą spaloną trawę i ziemię. - Co to jest? – zawołałam. - Cegła – powiedział Eddie. – Byłem na warcie i zauważyłem, że zaczęła płonąć. Podniosłem to i prawie spaliła mi się ręka. Rzuciłem to na zewnątrz i się stopiło. Pani Terwiliger wypowiedziała szybkie zaklęcie, gdy plama prawie dotarła do naszego namiotu. Niewidoczna fala mocy wystrzeliła i uderzyła w złotą plamę, cofając ją o kilka stóp. Wtedy to zaczęło tworzyć sobie do nas drogę powrotną. - Cudownie – zamruczałam. Powtórzyła zaklęcie, ale to było jasne,
że to tylko tymczasowe
rozwiązanie. - Czy możemy złapać to coś w pułapkę? – spytałam. – Jest dużo kamieni wokoło. Moglibyśmy zrobić jakiś rodzaj zagrody? - Spala również kamienie na swojej ścieżce – powiedział Eddie ponuro. Pani Terwiliger zrezygnowała z zaklęć siły i rzuciła czar zamrażania, podobny do tego, którego użyła w Muzeum Robotów. Skierowała podmuch mrozu w kierunku stopionej kałuży, która zatrzymała się w miejscu. Połowa płynu zaczęła zastygać, chociaż druga część nadal – płynna i mobilna – próbowała ruszać się dalej, pociągając zamarzniętą połowę za sobą. - Sydney, stań z drugiej strony! – poleciła pani Terwiliger. Pospieszyłam, by wykonać zadanie. Omijając namiot, stanęłam po drugiej stronie kałuży, która znów ożyła, chwilowo wygrywając z zaklęciem. - 103 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Ruszyła w stronę namiotu. Pani Terwiliger trzymała ręce w górze, by rzucić kolejne zaklęcie. - Zróbmy to na trzy – zarządziła. – Jeden... dwa... trzy! Równocześnie wypuściłyśmy zamrażające zaklęcie, atakując stopione złoto z przeciwnych stron. Masa wiła się i skręcała w uścisku magii, ale powoli zaczęła zamarzać. Nigdy nie podtrzymywałam zaklęcia przez długi czas, ale pani Terwiliger nie pozwalała odejść magii. Poszłam za jej przykładem do momentu, gdy złoto zupełnie zastygło do nieregularnie ukształtowanej kałuży. Pozwoliłyśmy odejść mocy i podeszłyśmy do niej ostrożnie. Złoto pozostało w stałym stanie. - To było niesamowite – powiedziałam. – Nie całkiem tak okropne, jak ostatni atak. Nadal miałam kilka cięć od małych magicznych świetlików, które zaatakowały nas w Pittsburgu. - Tylko dlatego, że nie dostało się do nas – ostrzegła pani Terwiliger. – Nie chcę nawet myśleć, co by się stało, gdybyśmy wszyscy siedzieli w tym namiocie, kiedy to się skropliło. Zadrżałam, wiedząc, że miała rację. - Ale co to znaczy? Przez chwilę nikt nie odpowiadał. Dopiero Eddie nas zaskoczył, kiedy odezwał się kilka sekund później. - Widziałem to już kiedyś. - Złotą cegłę, która zamieniła się w śmiertelną, szalejącą kałużę stopionego metalu? – spytałam. Posłał mi blady uśmiech. - Nie. Popatrz na ten kształt. Nie wydaje ci się znajomy?
- 104 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Pochyliłam głowę, by przyjrzeć się złotej formie przed nami. Nie zauważyłam żadnego wzoru. To było bezkształtne, trochę owalne, a teraz wyglądało jakby stwardniało w ten sposób zupełnie przypadkiem. Intensywne spojrzenie Eddiego powiedziało, że on sądził inaczej. Po kilku chwilach w skupieniu wyglądał, jakby doznał oświecenia. Wyciągnął telefon i zaczął czegoś szukać. Z kiepskim zasięgiem w Parku zajęło mu dłuższą chwilę znalezienie tego, czego potrzebował, ale kiedy mu się udało, uśmiechnął się triumfalnie. - Jest, spójrzcie. Pani Terwiliger i ja wpatrzyłyśmy się w ekran i zobaczyłyśmy mapę pokazującą większy obszar Palm Springs. Natychmiast zrozumiałam, do czego zmierzał. - To jest Morze Salton – odetchnęłam. – Dobra robota, Eddie. Morze Salton było słonym jeziorem na obrzeżach Palm Springs, a kałuża metalu przed nami miała dokładnie ten sam kształt jak ten zbiornik wody. Pani Terwiliger potrząsnęła głową i parsknęła w konsternacji. - Cudownie. Opuściłam Palm Springs, by ostrzec cię o magicznej pułapce i teraz, po tym całym wysiłku, po prostu muszę zabrać cię z powrotem. - Ale dlaczego? – spytał Eddie. – Czy Jill była tam cały czas? Kto stoi za tym wszystkim i pociąga za sznurki... - Cofnij się! – krzyknęła pani Terwiliger, trzymając ręce w ochronnym geście. Nawet Eddie nie poruszał się tak błyskawicznie, jak prędkość jej reakcji. Złota kałuża zaczęła drżeć, jakby nagle została przepełniona energią, która musiała dać ujście. Spróbowałam rzucić ochronne zaklęcie. Pomimo iż słowa uformowały się na moich wargach, wiedziałam, że nie będzie to wystarczająco szybko. Plama - 105 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
eksplodowała, zmieniając się w sto małych, złotych ostrzy, które leciały na nas... i zatrzymały się. Uderzyły w niewidoczną barierę i spadły na ziemię – nieszkodliwe. Wpatrzyłam się w miejsce, gdzie leżały, a moje serce przyśpieszyło, gdy myślałam o strasznych szkodach, które by spowodowały, gdyby pani Terwiliger nie była wystarczająco szybka. Więc zaskoczyła mnie, mówiąc: - Świetny refleks, Sydney. Sama nie zrobiłabym tego na czas. Oderwałam spojrzenie od ostrzy. - Nie zrobiłaś tego? Zmarszczyła brwi. - Nie. Myślałam, że ty to zrobiłaś. - Ja to zrobiłem – odezwał się głos za nami. Odwróciłam się i wstrzymałam oddech. Niewiarygodne. Adrian pojawił się miedzy drzewami. Zapominając o tragedii, która prawie miała miejsce, wpadłam w jego ramiona, pozwalając by mnie podniósł. - Co ty tutaj robisz? – spytałam. – Mniejsza o to. Pocałowałam go mocno, tak stęskniona, że nawet nie obchodzili mnie moi towarzysze, stojący obok. Będąc z dala od niego przez te ostatnie kilka dni, ból w moim sercu niespodziewanie się zwiększył. Myślę, że oboje byliśmy zaskoczeni, kiedy to on był tym, który w końcu przerwał pocałunek. - Powiedziałem ci, że znajdę sposób, by dostać się tutaj – odpowiedział, uśmiechając się. Jego spojrzenie padło na ostrza i uśmiech znikł mu z twarzy. – Jak widać w sama porę Z jego ręką nadal mnie obejmującą, obróciłam się do ostrzy, które lśniły niepokojąco w trawie. A jedno ze wspomnień wypłynęło nagle ze mnie.
- 106 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Widziałam to już kiedyś – powiedziałam, brzmiąc podobnie jak wcześniej Eddie. Pani Terwiliger trzęsła się. - To jest paskudne zaklęcie. Nie jest łatwo je rzucić. - Wiem – powiedziałam miękko. – Rzuciłam je raz. Każdy zwrócił się do mnie w zdziwieniu. - Kiedy? – spytała. – Gdzie? - W twoim domu... twoim starym domu, zanim go spaliłam – poprawiłam. Tysiąc wspomnień ścisnęło się we mnie i świat trochę się zakołysał, gdy nagle połączyłam wszystko w całość. Myślałam, że nie znam nikogo zdolnego do używania tego rodzaju ludzkiej magii – przynajmniej nikogo, kto chciałby po mnie przyjść. Byłam w błędzie. Napotkałam oczekujące spojrzenia moich przyjaciół. - To jest czar, którym zabiłam Alicję – wyjaśniłam.
- 107 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 7 Adrian
ALICJA DEGRAW ŻYŁA. To było dla mnie szokujące, więc mogłem sobie tylko wyobrażać, jak musi czuć się Sydney. Myślała, że zabiła Alicię. Ta kobieta była uczennicą siostry Jackie, Weroniki, ale zeszła na złą drogę. To nie mała rzecz, wiedząc, że sama Weronika nie była wzorem do naśladowania. Miała obsesję na punkcie okradania z młodości i mocy innych czarownic, skutecznie pozostawiając je w śpiączce na resztę ich życia. Alicja zwróciła się przeciwko swojej mentorce, zabierając jej moc, a następnie przyszła po Jackie. Sydney i ja zostaliśmy zaangażowani w ostateczną rozgrywkę w domu Jackie pod koniec ubiegłego roku – ostateczną rozgrywkę, która spowodowała, że wcześniej wspominany dom spalił się do cna. Nie wiedzieliśmy na pewno, czy sprawiła to Alicja, ale teraz dostaliśmy odpowiedź. - Jestem trochę rozdarta – przyznała Sydney, mieszając kawę, której jeszcze nie wypiła. Opuściliśmy obozowisko, żeby porozmawiać w całodobowej restauracji, a jej nietknięta kawa była oznaką jej zmartwienia. Miałem pewność, że przez ten czas, kiedy byliśmy razem, nigdy nie widziałem jak odmawia sobie kofeiny. - Części mnie ulżyło, że właściwie nikogo nie zabiłam. Z drugiej strony… Cóż, to komplikuje niektóre sprawy. - Jesteś pewna? – rzuciła Jackie przez stół. – Te są takie same? Sydney podniosła złote ostrze, jedyne uratowane z campingu. Reszta była zniszczona.
- 108 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Pewna. Takiego czegoś się nie zapomina. Tej nocy, której z nią walczyłam, przekształciłam kilka wiecznych kul w ostrza takie jak te. - Pamiętam je – wymamrotała Jackie, prawie ze smutkiem. – Były prezentem na zakończenie roku od mojego pierwszego ucznia. Myślę, że oczekiwał podniesienia stopnia. Sydney wydawała się nie słuchać. Miała nawiedzone spojrzenie. - Wysłałam ostrza w kierunku Alicji. To było instynktowne. Upadała w dół twoich schodów do piwnicy, a ja nie mogłam zatrzymać się, żeby sprawdzić co się stało – nie z tym całym ogniem. Położyłem dłoń na jej dłoni. - Zrobiłaś to, co musiałaś zrobić. To było słuszne. Ona była złą osobą. - Tak sądzę – powiedziała Sydney z westchnieniem. – I przypuszczam, że to daje odpowiedzi na nasze pytania. Próbujemy się dowiedzieć, kto mógłby się na mnie mścić i używać ludzkiej magii. Ona jest idealnym kandydatem. - Teraz, gdy wiemy, kto za tym stoi, chodźmy po nią i odzyskajmy Jill – warknął Eddie. Życie na walizkach sprawiło, że golił się rzadziej i był na dobrej drodze do zapuszczenia brody. – Zostawiła wskazówkę: jest w Palm Springs. Trzeba ją powstrzymać raz na zawsze. - Zgadzam się – powiedziała Sydney, wychodząc z wcześniejszego złego samopoczucia. – Musimy to skończyć i odzyskać Jill. Żadne z nas nie pójdzie w najbliższym czasie spać, więc równie dobrze możemy ruszyć w drogę teraz i udać się do Palm Springs. - Nie ty – sprzeciwiła się Jackie. – W tej chwili nie chcę cię nigdzie w pobliżu Palm Springs. - Co?! – wykrzyknęła Sydney. Jej zaciętość pasowała do tej Eddiego. – Ale to jest następny element! Alicja niemal nam to powiedziała. - I dlatego nie będziemy się do tego spieszyć, przynajmniej nie od razu. - 109 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Ale Jill... – zaczął Eddie. Jackie pokręciła głową. - Nie wiemy jeszcze, jaki jest stopień zaangażowania w to Jill. Wiemy, że jest przynętą Alicji na Sydney i chce ją sprowadzić do Palm Springs, gdzie bardzo prawdopodobnie starannie założyła pułapki. Alicja podąża też najpierw swoim starym wzorcem. To "śmieciożercze polowanie" nie stanowiło dla niej tylko rozrywki. To był sposób na osłabienie Sydney magicznie. Jeśli teraz pognałabyś do Palm Springs, po magii, którą władałaś przez ostatnie kilka dni, możesz równie dobrze poddać się czemukolwiek, co ona dla ciebie przygotuje. Wtedy cię stracimy i nigdy nie dowiemy się, co się stało z Jill. Czułem się skonfliktowany i uścisnąłem dłoń Sydney. Mogłem zrozumieć, dlaczego Jackie chciała trzymać ją z dala od niebezpieczeństwa. Też tego chciałem. Ale czułem też coraz większą presję, jak wszyscy. Każdy dzień to coraz większe ryzyko dla Jill. Jak nie podjąć działania, kiedy mieliśmy przewagę? - Ale – kontynuowała Jackie, jakby czytała w moim umyśle. – Nie mówię, że moim zamiarem jest po prostu porzucenie Jill. Chcę przeprowadzić poszukiwania w Palm Spring – w szczególności w obszarze Morza Słonego – ale planuję to zrobić z odpowiednim przygotowaniem. Eddie i ja byliśmy zmieszani, ale Sydney – jak zwykle – załapała najszybciej. - Stella – powiedziała, odnosząc się do sabatu czarownic, do którego przystąpiła. Jackie skinęła. - One i inni. Alicja nie jest tylko waszym problemem, ona stanowi problem dla całej magicznej społeczności. A więc cała społeczność się nią zajmie. Zbiorę ich razem i zaczniemy poszukiwania, wykorzystując magiczne i konwencjonalne środki. Ty w międzyczasie pozostaniesz bezpieczna – gdzieś daleko stąd.
- 110 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- A ja zostanę z tobą – powiedziałem, czując się trochę lepiej wiedząc, że Jill nie była opuszczona. To było ciężkie, prawie jakbym musiał wybierać między Sydney a Jill, ale brzmiało to tak, jakby Jackie nie zamierzała siedzieć bezczynnie. - Pójdę z tobą – powiedział Eddie do Jackie. Potem zwrócił się do mnie i Sydney. – To jest… – Na jego twarzy był widoczny konflikt, jaki ja czułem w środku. - Idź – rzekłem. – Z nami będzie okej. Nikt jeszcze nie wie, że odeszliśmy. Znikniemy gdzieś i będzie w porządku. Eddie zawahał się ponownie. Nienawidził tego, że jego lojalność była rozdarta, ale w końcu skinął głową. - Tak długo jak uważacie, że to będzie w porządku. Jak uciekłeś bez niczyjej wiedzy? - Powiem ci innym razem – wykręciłem się. Mogłem wyczytać z ekspresji Sydney, że ona także interesowała się tą historią. Spojrzała jednak na Jackie. - Ale chcę, żebyś do mnie jak najszybciej zadzwoniła i inne czarownice mają być ostrożne. Tak długo, jak myślisz, że to jest bezpieczne, chcę być częścią poszukiwań Jill. - Jeśli nie znajdziemy jej pierwsi i nie pokonamy Alicji – upierał się Eddie. Sydney posłała mu mały uśmiech, który sugerował, że nie sądzi, iż to będzie takie proste. - Bardzo chętnie. Nasza czwórka dopracowała jeszcze kilka szczegółów, zanim ostatecznie się rozstała. Mogłem powiedzieć, że Eddiemu nadal przeszkadzało zostawienie nas, toteż dał nam wiele porad, w jaki sposób powinniśmy się nie wychylać i nie przyciągać uwagi. Chciał także wysłać z nami Neila, żeby nas strzegł, ale Sydney odrzuciła ten pomysł, mówiąc, że będzie nam łatwiej wymknąć się teraz. Wszyscy - 111 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
się zgodziliśmy, że Neil może być przydatny w Palm Springs, kiedy zbliżymy się do Alicji, więc Eddie obiecał, że to załatwi. - Nie martw się – zapewniłem Eddiego, klepiąc go po plecach, po tych kilku jego pełnych dobrych chęci radach ostrożności. – Nie mam zamiaru robić niczego, co sprawi, że Alchemicy albo moroje dowiedzą się, że opuściliśmy Dwór. Idź robić swoje, my zrobimy swoje. Wtedy dasz nam znać, kiedy bezpiecznie będziemy mogli do ciebie dołączyć. Jackie i Eddie zgodzili się, że nie chcą wiedzieć, gdzie udajemy się z Sydney. Im mniej wiedzieli, tym mniej mogli przypadkowo ujawnić innym. Oboje dali nam porady, w jakie miejsca możemy się udać, jednak w końcu musiałem wysłać ich w drogę i powiedzieć, że damy sobie radę. To pozostawiło mnie i Sydney w naszym wypożyczonym aucie, nagle w obliczu nieskończonych możliwości. - To trochę przytłaczające – wyznała mi, gdy siedzieliśmy na parkingu przed restauracją. – To tak, jakbyśmy nagle mogli żyć każdym z naszych planów ewakuacyjnych. - Cóż, nie każdym – zauważyłem. – Jesteśmy w środku Stanów Zjednoczonych i potrzebujemy bezpiecznego noclegu jakieś pięć godzin stąd, żebym mógł… umm… spotkać się z Niną we śnie. Sydney wytrzeszczyła oczy. - Co? Westchnąłem i uruchomiłem silnik. - Pozwól mi wyjaśnić. Wiedziałem, że to wszystko będzie musiało wyjść… ale nie oczekiwałem, że stanie się to tak szybko. Skierowaliśmy się autostradą na północ, a ja poinformowałem Sydney, co wydarzyło się w czasie, kiedy byliśmy rozdzieleni.
- 112 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Nina odwaliła dobrą robotę w osłanianiu mnie. Wydostała mnie z Dworu w swoim własnym samochodzie, używając kompulsji na strażnikach bramy tak, że pamiętali, iż mnie widzieli. Po tym, zostawiła mnie na małym regionalnym lotnisku, obiecując iść do naszych gościnnych pokoi i zostać z moją mamą. W te dwadzieścia cztery godziny, jakie zajęło mi łapanie lotów i dostanie się do Sydney w Ozarks, dowiedziałem się zarówno od Niny, jak i od mamy – nikt nie przyszedł mnie szukać. Nina poszła do lobby i w czasie rozmowy kompulsją przekonała recepcjonistkę, że widziała jak wychodziłem na karmienie i wróciłem. - A teraz ja muszę dotrzymać swojej części umowy – wyjaśniłem Sydney, kiedy streściłem jej całą historię. - Angażując się w używanie ducha, który ją eksploatuje? – zawołała Sydney. – Adrian, powiedz mi, że się wycofujesz! Ona nie rozumie – warknęła ciocia Tatiana. – Zrobiłeś to dla niej! Poczułem, że mój gniew rośnie w odpowiedzi. - To był jedyny sposób, w jaki mogłem wydostać się z Dworu! - Nie musiałeś wydostawać się z Dworu – argumentowała Sydney. – Byliśmy w porządku. Po prostu musieliśmy bezpiecznie się zatrzymać i osłaniać. - W porządku? Uratowałem cię od pokrojenia przez te ostrza! Sydney skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała z uporem przez okno od strony pasażera. - Nie wiedzieliśmy, jak duże będą szkody, więc razem z panią Terwiliger mogłyśmy użyć zaklęcia w ostatniej chwili. Ale to… Ten duch podąża za Niną! Wiemy, jakie uszkodzenia może spowodować! Powiedziałeś, że jest w złym stanie. - Moja pomoc jej zapobiegnie posunięciu się temu dalej – odparłem. – Jeden raz mnie nie zrani. Sydney odwróciła się do mnie z niedowierzaniem. - 113 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Nie. Nie jeden raz! Nie kiedykolwiek! Nie możesz tego zrobić! Nie mogę ci na to pozwolić! Od kiedy to ona cię kontroluje? – zażądała Ciocia Tatiana, wściekając się. – Wzięliście ślub zaledwie miesiąc temu, a ona już dyktuje ci, jak masz żyć! Nie możesz się na to zgodzić. Powiedz jej. Powiedz jej, że nie może cię kontrolować! Złościłem się tak, jak fantom w mojej głowie. Otworzyłem już usta, żeby rzucić coś szorstkiego do Sydney, ale wtedy ujrzałem jej twarz w blasku świateł mijającego nas auta. Troska i miłość, widoczne na jej twarzy, przebiły mi serce. Właśnie tak pozbyłem się gniewu. Ona cię oszukuje – nalegała ciocia Tatiana. Nie – odpowiedziałem – Ona po prostu się o mnie troszczy. Chce pomóc. Zwróciłem się do Sydney: - Okej. Masz rację. To nie jest dobry pomysł. Nie będę angażował się we śnie. Tylko znajdę… jakiś sposób… żeby wyjaśnić to Ninie. Czułem się winny, cofając dane słowo, ale miałem ważniejsze przyrzeczenia, wiążące mnie z Sydney. Kiedy zobaczyłem ulgę, jaką przyniosły jej te słowa, wiedziałem, że podjąłem dobrą decyzję. Ninie się to nie spodoba – syknęła ciocia Tatiana. Nie jestem żonaty z Niną – odparłem. Sydney przeniosła dłoń na moją. - Dziękuję, Adrianie. Wiem, że to nie jest łatwe. Wiem, że po prostu chcesz pomóc. - Tak – przyznałem, wciąż rozdarty przez decyzję. Instynkt, żeby pomóc Ninie był taki silny. – Ale jest tego cena. Mój zdrowy rozsądek nie jest tego wart. – Uścisnąłem w odpowiedzi dłoń Sydney. – Nasz związek nie jest tego wart.
- 114 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Powiedziałam ci, Ninie się to nie spodoba – ostrzegła ponownie ciotka. – Możesz poklepać się po plecach, chroniąc swoje zdrowie psychiczne, ale jej już dawno odeszło. Ona nie pozwoli ci tak po prostu się wycofać. Zajmę się Niną. Na razie, najważniejsze jest spędzenie trochę czasu sam na sam z Sydney i spokój dla odmiany. To była prawda. Sydney i ja nie mieliśmy nic tak bliskiego wolności przez długi czas i nawet jeśli utknęliśmy w środku Stanów Zjednoczonych, a nie na jakiejś tropikalnej wyspie, wybór wydawał się nieograniczony. Po prześledzeniu kilku map internetowych, w końcu udało nam się znaleźć drogę do Council Bluffs w Iowa. Niekoniecznie brzmiało to ekscytująco, ale to zawsze jakiś cel. Najważniejsze, że znajdowało się daleko od Alchemików w St. Louis i jeszcze dalej od Palm Springs, gdzie Alicja miała nadzieję spotkać Sydney. Debatowaliśmy nad sprawdzeniem dużej sieci hoteli i ostatecznie zdecydowaliśmy się na małą wiejską karczmę na obrzeżach miasta. Zatrzymaliśmy się tam późnym rankiem i zostaliśmy powitani przez znak głoszący: Witamy w Black Squirrel Lodge. - O nie – jęknęła Sydney. – Proszę, niech to nie będzie podobne do tego miejsca w Los Angeles. Nie wiem, czy poradzę sobie z pokojem pełnym wiewiórczego wystroju. Uśmiechnąłem się, wracając myślami do czasów, gdy Sydney i ja prowadziliśmy śledztwo na łóżku, które zawierało króliki w niespotykanej ilości jako tandetną dekorację. - Hej, daj spokój. Po tym wszystkim, co przeszliśmy, to byłoby najmniejsze z naszych zmartwień. Ale gdy tylko weszliśmy do środka, zostaliśmy mile zaskoczeni tym, że wszystko było faktycznie gustownie urządzone w neutralnych kolorach i w nowoczesnym wystroju. Brak kołdry w wiewiórki i wiklinowych wiewiórczych rzeźb w zasięgu wzroku. Właścicielka zajazdu, choć zaskoczona widokiem gości o tak wczesnej porze dnia, powitała nas z radością i zaprowadziła do pokoju. - 115 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Co jest z nazwą zajazdu? – zapytałem, kiedy zapłaciłem za pokój. Właścicielka, uprzejma kobieta w średnim wieku, rozpromieniła się. - Och, to jest na cześć Cashew. - Cashew? – spytała Sydney. Właścicielka pokiwała głową. - Nasz rezydent – czarna wiewiórka. Nazwałabym go naszą maskotką, ale… Cóż, jest znacznie więcej niż tym. Spojrzałem w głąb holu. - Ma tutaj jakąś klatkę czy coś? - Och, nie – powiedziała. – To byłoby okrutne. Ponadto nielegalne. On jest… – Wzruszyła ramionami i wskazała niejasno ręką. – Cóż, jest gdzieś tutaj. - Co to znaczy "gdzieś"? – zapytała Sydney niespokojnie. – To jak... "na zewnątrz"? - Och, nie – powiedziała właścicielka – Biedactwo nie wie, jak się tam dostać. Sydney wytrzeszczyła oczy. - Czekaj. Jeśli nie ma go na zewnątrz, to znaczy… - Wpuszczę was do pokoju – zaszczebiotała właścicielka promiennie. – Mam tutaj klucz. Pokój, do którego nas zabrała, posiadał przyjemną część wypoczynkową i dostęp do prywatnego ganku, a także duże, pluszowe łóżko. Po dniu niewygodnej podróży, nie mogłem się doczekać, aby zasnąć i zaznać trochę prawdziwego wypoczynku. Jednak wiedziałem, że zanim rzucę się na materac, muszę skontaktować się z Niną i powiedzieć jej, że umowa jest zerwana. Gdy Sydney powiedziała, że chce wziąć prysznic, ujrzałem doskonałą okazję. To był czas, gdy Nina spała,
- 116 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
czekając aż skontaktuję się z nią przez ducha. Nie musiałem zasypiać, to był po prostu stan medytacji. Usiadłem na łóżku, uspokajając się i zamykając oczy, wzywając tylko tyle ducha, aby dostać się przez świat snów do Niny. Mój stan spoczynku został jednak przerwany, gdy usłyszałem krzyk z łazienki. Otworzyłem oczy i zerwałem się przez pokój, rzucając do drzwi. - Adrian, uważaj! – zawołała Sydney. Mała, futrzana czarna forma wyskoczyła z licznika, lądując wprost na mojej piersi. Instynktownie ją odrzuciłem. To coś wylądowało na podłodze i popędziło przez pokój. Sydney, owinięta w ręcznik, wyszła i stanęła obok mnie. - Myślę, że schowała się pod łóżkiem – stwierdziła. - To coś niech lepiej nie wskakuje na mnie ponownie – mruknąłem, podchodząc ostrożnie do krawędzi łóżka. Miałeś do czynienia z czymś gorszym, niż to – powiedziała pogardliwie Tatiana. – Przestań być głupi. Sydney podążyła za mną. Kiedy uniosłem róg ramy łóżka, machnęła ręką, co rozpoznałem jako gest rzucania czarów. Moment później poczułem poruszenie bryzy i uderzenie pod łóżkiem. Po chwili wiewiórka – Cashew, domniemałem – wyskoczyła i zaczęła jak szalona ganiać po pokoju. Sydney, odważnie przezwyciężając swój wcześniejszy szok, rzuciła się do drzwi, prowadzących na ganek i otworzyła je. Po kilku obrotach po pokoju, wiewiórka zauważyła je i wybiegła. Sydney zatrzasnęła za nią drzwi i przez kilka sekund, oboje po prostu staliśmy. - Dlaczego – zapytała w końcu – nic nigdy nie może być dla nas proste? - Spójrz na siebie – dokuczałem, podchodząc do niej. – Nieustraszona pogromczyni obłąkanej wiewiórki Cashew. - Nie byłam tak nieustraszona na początku – przyznała. – Nie, kiedy wyskoczyła na mnie, gdy zamierzałam wziąć prysznic. - 117 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Przyciągnąłem ją do siebie, nagle bardzo świadomy tego, jak niewiele miała na sobie i jak wspaniale wyglądała – nawet po bliskim spotkaniu z wiewiórką. - Hej, jesteś odważniejsza ode mnie. I popatrz, zrobiłaś to wszystko nawet nie tracąc ręcznika. Rozbawienie rozjaśniło twarz Sydney, kiedy pozwoliła mi przyciągnąć siebie bliżej. Poklepała górę ręcznika, owiniętego wokół jej piersi. - Wszystko zależy od tego, jak go założysz – powiedziała praktycznie. – Zrób to we właściwy sposób, a nic go nie ściągnie. - Wyzwanie przyjęte – mruknąłem, opuszczając swoje usta na jej. Wtopiła się we mnie – miękkie i żywe ciało, wyśmienicie pachnące Sydney. Przycisnąłem ją do ściany, przybliżając nas do siebie jeszcze bardziej, a ona owinęła nogi wokół moich bioder. Przesunąłem ręką po gładkiej, doskonałej skórze na jej udzie i uderzyło mnie, że byliśmy naprawdę sami po raz pierwszy od długiego czasu. Moja mama nie siedziała za drzwiami. Nie mieliśmy całego otaczającego nas Dworu, czekającego na nasze wyjście, ani zespołu Alchemików, polującego na nas za jego murami. Zatraciliśmy się w sobie. Wykonaliśmy nasz plan ucieczki. Nikt nie wiedział, gdzie jesteśmy. Gdybyśmy chcieli moc, by po prostu zniknąć, była tuż przed nami. Myślę, że wiedza, iż naprawdę byliśmy wolni po raz pierwszy, wywołała dodatkową intensywność pomiędzy nami. Było ciepło w Sydney, kiedy pocałowała mnie w odpowiedzi i wplotła palce w moje włosy, co przypomniało mi nasze pierwsze dni razem. Podniosłem ją z łatwością w ramionach i zaniosłem do łóżka, dziwiąc się, jak najsilniejsza kobieta, jaką znałem, wydawała się być taka lekka w moich ramionach. Byłem też zaskoczony, jak trudno zdjąć jej ręcznik.
- 118 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Sydney zaśmiała się cicho, wodząc palcami po moim policzku. Słońce zaglądające przez rolety w oknie sprawiało, że wyglądała jak zrobiona ze złota. - Hmm... – powiedziała. – Poddajesz się ze swoim wyzwaniem? W końcu odkręciłem zagięcie i usunąłem ręcznik, odrzucając go tak daleko od łóżka, jak tylko mogłem. - Nie ma mowy – powiedziałem, jak zawsze podziwiając jej ciało. – Potrzeba o wiele więcej niż to, żeby utrzymać mnie z dala. Musisz postarać się bardziej następnym razem. Pomogła ściągnąć mi koszulkę przez głowę. - Dlaczego miałabym to robić? Pocałowaliśmy się ponownie i kiedy zaplątaliśmy w sobie, wszystkie obawy, które mnie prześladowały, zniknęły. Nina, Alchemicy, Alicja… nawet ciocia Tatiana.6 W tamtym momencie, nie było nikogo na świecie, tylko ja i Sydney, a jedyną rzeczą, jaka się liczyła, była nasza miłość i to, jak czułem się w jej ramionach. To radość, która wykraczała poza zwykłą przyjemność fizyczną, choć skłamałbym, gdybym powiedział, że nie było jej mnóstwo. Potem, spoceni i wyczerpani, zwinęliśmy się przy sobie w znacznie spokojniejszy sposób. Ona spoczywała z głową na mojej piersi, a ja z zadowoleniem pocałowałem ją w czoło. Zdecydowałem wtedy, że najlepszą rzeczą, jaka mogłaby się wydarzyć, byłoby to, żeby Jackie zadzwoniła z wiadomością, że Alicja została pokonana, Jill była wolna, a ja i Sydney mogliśmy żyć długo i szczęśliwie w Council Bluffs. Zapadłem w sen, przyjemnie śniąc o tej fantazji. Jednak to było krótkotrwałe. Szybko zostałem wciągnięty w zupełnie inny rodzaj snu. Wróciło do mnie ostrzeżenie cioci Tatiany o tym, jak Nina nie pozwoli mi tak po prostu zrezygnować z naszej umowy.
6
No przecież nie chcielibyśmy, żeby kochana Ciocia Tatiana nam przeszkadzała…
- 119 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Gdzie byłeś? – zawołała Nina. Farma w Wisconsin zmaterializowała się przed nami. – Ty miałeś mnie znaleźć. Rozglądałem się dookoła, próbując zebrać się po niespodziewanej zmianie miejsca. - Ja, uch, przepraszam. Byłem rozproszony w realnym świecie i zasnąłem. - No cóż, nie ma problemu – powiedziała energicznie. – Po prostu pokieruję snem. Pamiętaj, tym razem musisz użyć więcej ducha. Moje oczy rozszerzyły się. - Nie, Nina, poczekaj… Ale ona nie słuchała. Była zbyt owładnięta obsesją znalezienia Olivii. Poczułem, jak wzywa ducha i przyłącza do nas inną osobę. Chwilę później Olivia zaczęła materializować się w pokoju przed nami, tak cienista i niepozorna jak wcześniej. I tak wtedy, panika chwyciła Olivię. Zaczęła wyrywać sen z dala od Niny. Tym razem wiedząc, czego się spodziewać, byłem bardziej świadomy, co się dzieje. Od ostatniej próby, szukałem o śnie ducha tak dużo, jak mogłem, choć tak naprawdę nie znalazłem tego zbyt wiele. Nawet rozmawiałem z Sonią i zdecydowaliśmy, że to spowoduje pojawienie się Olivii. Jeśli jej motywacja byłaby wystarczająco duża, mogła przezwyciężyć użytkownika ducha, który kontrolował sen, w którym się znajdowała. I najwyraźniej, to działo się teraz. Jesteś silniejszy w śnie ducha niż Nina. – przypomniała mi Ciocia Tatiana. – Najsilniejszy ze wszystkich. Wiem – powiedziałem jej. I kiedy zobaczyłem rozmywające się otoczenie, podjąłem impulsywną decyzję, sprzeciwiającą się temu, co powiedziałem Sydney, że zrobię. - Wypuść sen – powiedziałem do Niny.
- 120 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozumiejąc moją intencję, zrobiła to. Byłem gotowy, kierując duchem, zanurzając się w nim, by stać się nowym mistrzem snu. Farma, która się rozkruszała, zaczęła się na powrót materializować. Również Olivia stawała się wyrazistsza. - Nie! – krzyknęła. Nina pośpieszyła do niej. - Olivia! Tęskniłam za tobą tak bardzo! Twarz Olivii była przepełniona strachem. Odwróciła się szybko, owijając ciaśniej płaszczem. - Nie...nie. Proszę, zostawcie mnie samą. I właśnie wtedy poczułem, jak sen wyślizguje się z dala ode mnie. Pomimo że go trzymałem, Olivia nadal go wyrywała. W drewnianych ścianach pojawiły się szczeliny. Meble rozkruszyły się na pył. Okna, wypełnione światłem słonecznym, stały się ciemne. Wezwałem moc ducha, przyciągając do siebie więcej magii, żeby odpowiedzieć na uzurpację Olivii. Duch przepłynął przez moje ciało, ale ona już zmieniła oblicze snu. Dom zniknął, zastąpiony czymś, co bardzo przypominało parking hotelowy. Migające latarnie rzucały na nas słabe światło, uzupełniane przez intensywny czerwony blask neonowego znaku, zawieszonego nad oknem lobby. Możliwe, że normalnie otaczałaby nas zatłoczona ulica, ale we śnie ruch uliczny nie istniał. Panowała niesamowita cisza, zanim się odezwałem. - Przepraszam, była zbyt szybka – powiedziałem do Niny. – Gdzie jesteśmy? Przysunęła się do mnie o krok bliżej, jej twarz przepełniał strach. - To jest miejsce, gdzie zostaliśmy zaatakowani razem z tatą. Kiedy Olivia się przemieniła. Tam były strzygi... Zanim mogła dokończyć, dwie groźne twarze wyłoniły się zza zaciemnionego kształtu zaparkowanego Buicka. Widmo świeciło się, nadając ich bladej, białej skórze jeszcze bardziej okropny wygląd. Nie mogłem ujrzeć ich czerwonych oczu, ale zło wewnątrz nich, mimo ich niewyraźnego stanu, było łatwe do - 121 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
dostrzeżenia. Warknęli, rozkoszując się kłami podobnymi do moich, z wyjątkiem tego, że ich jedyną intencją było zabicie nas. Uścisnąłem dłoń Niny i powoli się wycofałem. - Nie mogą zabić nas we śnie – powiedziałem, a moje usta nagle stały się suche. – Nie naprawdę. - Nie, ale się obudzimy – powiedziała. – I Olivia znowu przepadnie. - Nie, jeśli unicestwimy ich pierwsi. Uderzyła we mnie panika, nawet jeśli wiedziałem, że strzygi są tylko częścią snu. Byłem zbyt strzeżony przed nimi przez całe swoje życie, żeby czuć coś więcej poza strachem. Ale to, co powiedziałem, to prawda: nie można umrzeć w śnie ducha. Można się po prostu obudzić. Ale przedtem, czuje się głęboki, dręczący ból. Oni nie są prawdziwi, powiedziałem sobie. To jest sen i nadal mam trochę kontroli. Olivia wniosła do snu duże rzeczy – jak scenerię, ale te mniejsze były nadal w moim zasięgu. Tutaj mogłem władać ogniem równie zręcznie jak Christian lub Sydney. Kula ognia pojawiła się w mojej dłoni, podsycana przez magię ducha. Poczułem też moc napływającą do Niny i szybko ją skarciłem. - Nie. Pozwól to załatwić mnie. – Jeśli byłem złapany w tym śnie, równie dobrze mogłem powziąć sobie za cel trzymanie jej z dala od pochłonięcia przez ducha. – Tylko asystuj. Nie używaj zbyt wiele. Cisnąłem kulą ognia w jedną strzygę, ale powędrowała daleko, omijając ją o jakieś dwie stopy. Okej, może nie mogłem władać ogniem tak sprawnie jak Christian czy Sydney. To zawsze wyglądało tak łatwo, kiedy robiła to Syd i zdałem sobie sprawę, że myślałem w tych terminach, imitując jej rzucanie. Ale poleganie na moich własnych fizycznych zdolnościach nie było dobrą drogą. Musiałem bardziej przewidywać. Wezwałem inną kulę ognia i tym razem użyłem ducha,
- 122 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
żeby specyficznie skierować ją na strzygę. Mój cel okazał się dobry, ale strzyga – nawet we śnie – poruszała się szybko. Wymknęła się impetowi ognistego pocisku i skończyła z osmaloną ręką. Jednak to wystarczyło, by mnie zainspirować. Ponownie wezwałem ducha, tworząc następne dwie kule, jedną próbując trzymać na celu, a kolejną utrzymując drugą strzygę na dystans. Przewidziałem, że potwór ruszy się, więc tym razem mogłem się do tego przygotować, wysyłając kulę ognia prosto w jego pierś. Pochłonęły go płomienie, a ja użyłem ducha, żeby stworzyć srebrne ostrze. Ruszając do miejsca, gdzie wił się na ziemi, wezwałem ducha, żeby osłaniał mnie od ognia, kiedy zatopiłem ostrze w to, co miałem nadzieję, było jego sercem. Albo zrobiłem to dobrze, albo też ogień wykonał swoją robotę, bo kreatura nagle przestała się ruszać i się rozpłynęła. Druga strzyga próbowała dostać się do Niny, kiedy skończyłem. Ta rzuciła kulą na własną rękę i powtarzając moje własne doświadczenie uczenia się celować, nie trafiła za pierwszym razem. Wystarczyło jednak, żeby odwrócić uwagę strzygi, zanim mogłem zaatakować. - Wstrzymaj się – przypomniałem Ninie. Celnie uderzyłem strzygę inną kulą ognia, a potem dokończyłem robotę srebrnym ostrzem. Kiedy to zrobiłem, poczułem jak mój triumf znika, ponieważ nagle następna czwórka strzyg wyskoczyła do przodu. - Żaden problem – powiedziałem jej. – Ich też się pozbędziemy. Ujrzenie kolejnej czwórki było zniechęcające, ale moja metoda wydawała się działać. W końcu we śnie stałem się takim gnojkiem, jak żaden strażnik. - Nie ma czasu! – wykrzyknęła Nina. Duch wzrastał w niej – dużo ducha. Zwróciłem się do niej, zaalarmowany. - Co ty wyprawiasz? To za dużo! Zignorowała mnie i to niemożliwe, ale wezwała jeszcze więcej mocy. Przypomniałem sobie balon, gotowy wybuchnąć. - 123 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Musimy ich załatwić i to teraz! - Zatrzymaj to! – krzyknąłem. Potrząsnąłem ją za ramię, mając nadzieję, że straci przez to koncentrację. Odepchnęła mnie, kontynuując budowanie ducha niemożliwych, wstrząsających rozmiarów. - Nie pozwolę Olivii ponownie uciec – zawzięła się Nina. Ogień wystrzelił z opuszków jej palców. To nie była niewielka kula, jaką ja uformowałem. Nina tworzyła ogromne pokłady ognia. Zasadniczą ilość ognia. Płomienie rozświetliły noc, spowijając trzy strzygi. Nie było potrzeby używać na nich ostrza. Myślę, że zostali zabici niemal natychmiast. Potrząsnąłem nią ponownie. - Odpuść! Pozwól magii odejść! To, co robiła, żeby stworzyć te absurdalne ilości ognia, nie było małą zmianą rzeczy w śnie. Nie tylko musiała przebić się przez kontrolę Olivii, ale również przełamać kopalnię złóż ducha. Duch, który domagał się wysadzenia wszystkich tych strzyg za jednym zamachem był oszałamiający. To było przynamniej dwa razy tyle, co dzierżyła ostatnim razem, kiedy byliśmy razem we śnie. Zniknął ogień (podobnie jak spalone strzygi) i Nina opadła na kolana. Opuściła ręce po bokach głowy i zaczęła krzyczeć. I krzyczeć. Ciemny parking wokół nas przekształcił się w Getty Villa, kiedy wróciła moja kontrola snu – dzięki jej staraniom. Ukląkłem obok niej i delikatnie oparłem ręce na jej ramionach. Jej oczy patrzyły tępo przed siebie, zagubione, a ona ciągle krzyczała. - Nina, Nina… w porządku, w porządku. Ale nie wiedziałem, czy tak było. Nie krzyczała z powodu strzyg. Działo się coś jeszcze, straszliwe następstwa użycia tej całej mocy. Tydzień po tygodniu, tyle zużycia, teraz doprowadziło do tego… To było zbyt dużo. Definitywny - 124 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
koniec. Nie miałem pojęcia, jak wiele szkód zostało wyrządzone, ale stało się coś złego. Musiałem nas obudzić i dowiedzieć się, jak z nią jest w realnym życiu. Z tą myślą, pozwoliłem snu się rozpaść. - Nina… Cienki głos zwrócił moją uwagę. Nie uświadomiłem sobie, że Olivia wróciła z nami do Getty Villa. Kiedy Nina wysadziła strzygi, wydarła kontrolę Olivii, zwracając ją mnie. Teraz Olivia została z niczym – bez kontroli, bez możliwości, by uciec. Znikała, tak jak Nina i ja, kiedy wysyłałem nas do realnego świata. Zanim jednak wszystko zblakło, zobaczyłem kilka rzeczy bardzo wyraźnie. Jedną z nich był strach, kiedy patrzyła na Ninę. Bez względu na to, co zaszło między nimi, Olivia kochała swoją siostrę i nie próbowała celowo jej skrzywdzić tymi przeszkodami. Inną rzeczą, jaką zauważyłem to, że płaszcz Olivii zniknął. Bez żadnej kontroli we śnie, dziewczyna pojawiła się tak, jak wyglądała teraz w realnym świecie. Ubrania, które nosiła były stare i wytarte, jakby mocno już przechodzone. Na jej szyi znajdował się mały, drewniany wisiorek z zielonymi krawędziami. Nigdy nie widziałem go wcześniej i nie wiedziałem, co oznaczał. Ale moim ostatnim spojrzeniem przed przebudzeniem, zobaczyłem coś jeszcze w niej, co natychmiast rozpoznałem. Sen całkowicie się rozbił, a ja ocknąłem się czujny i siedzący na łóżku w zajeździe. Kiedy mrugnąłem i próbowałem się skupić, Sydney chwyciła moją rękę i starała się mnie uspokoić. - Adrian! – zawołała i wiedziałem, że to nie pierwszy raz, kiedy wypowiedziała moje imię. – Co jest nie tak? - Olivia jest w ciąży – wysapałem.
- 125 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 8 Sydney
- OLIVIA? – POWTÓRZYŁAM GŁUPIO. Byłam trochę oszołomiona przez to, że zostałam obudzona z głębokiego snu okrzykami Adriana. – O czym ty mówisz? Potrząsnął głową z widocznym na twarzy żalem. - Przepraszam, Sydney. Nie chciałem. Nina znalazła mnie w śnie wywołanym duchem i zostałem wciągnięty w poszukiwania Olivii. I tym razem dostaliśmy się do niej. Była w ciąży. Byłam tak zaskoczona, gdy usłyszałam o tym, że jednak miał sen wywołany duchem, że nie mogłam przetworzyć od razu reszty słów, które mówił. Ale żal na jego twarzy wyglądał na tak szczery, że uwierzyłam, iż było to wbrew jego woli. - Ona nie może być w ciąży – powiedziałam w końcu. – To znaczy… Zgaduję, że może. Ale sądziłam, że była związana z Neilem. Jeśli jest w ciąży, to… Adrian przełknął ślinę i wydawało mi się, że powoli dochodzi do siebie. - Wiem, wiem. Jeśli jest w ciąży, to musiał być ktoś oprócz Neila. Dramatyczna opera mydlana z udziałem Olivii nie była tak straszna – zwłaszcza w porównaniu z tym, co działo się z Jill –
ale to nadal było
niespodziewane. Olivia i Neil wydawali się być ze sobą blisko. - Jesteś absolutnie przekonany, że ona jest w ciąży? Przytaknął, drżąc.
- 126 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Udało nam się. Nina i ja przedarliśmy się przez obrony Olive i ujrzeliśmy ją tak, jak wygląda na jawie. Nie ma wątpliwości – jest w ciąży. Myślę, że to dlatego próbowała ukrywać się we śnie. – Przerwał swoje rozważania. – Zgaduję, że dlatego też ukrywa się w realnym życiu. - Przypuszczam, że potrafię zrozumieć jej chęć ukrycia się przez Neilem… – zaczęłam, a moje myśli wirowały. Ponieważ była dampirem, mogła zajść w ciążę tylko z morojem. Cóż, mógłby to być także człowiek, ale większość ludzi w mainstreamowym świecie morojów nie brało przykładu z Adriana i mnie. – Ale czemu przed Niną także? Zwłaszcza, że one były tak blisko? Chyba że… Och. – Moje serce zamarło. – Może… Może cokolwiek się stało, nie odbyło się za obopólną zgodą? Adrianowi zajęło chwilę załapanie tego, a wtedy jego rysy pociemniały z gniewu. - Jeśli jakiś moroj zmusił ją, to dlaczego nie powiedziała Ninie? I nikomu innemu? Splotłam swoje palce z jego. - Ponieważ, niestety, nie wszystkie dziewczyny myślą w ten sposób. Spójrz na moją siostrę, Carly, gdy Keith ją zgwałcił. Uważała, że to była jej wina. Przeraziła się myślą, że ktokolwiek mógłby dowiedzieć się i ją osądzić. - Nina by jej nie osądzała – powiedział stanowczo Adrian. – Olivia powinna to wiedzieć. Nina może być szalona, ale… Spojrzałam na niego ponownie, gdy ujrzałam strach, który nagle wypełnił jego twarz. - Co się stało? - Nina.
- 127 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Wyciągnął rękę i złapał swoją komórkę. Wykręcił numer i przyłożył telefon do ucha. Ledwo mogłam usłyszeć dźwięk sygnału i ostatecznie zgłaszającą się pocztę głosową. - Nina, to ja. Zadzwoń do mnie. Natychmiast. Kiedy się rozłączył, odwrócił się do mnie z westchnieniem. - To, co zrobiliśmy… cokolwiek zrobiliśmy, by przedrzeć się do Olivii, nie wpłynęło dobrze na Ninę. Odebrała mi kontrolę i wzięła większość ducha na siebie. Nie jestem do końca pewny, co się jej stało… Otrzymałem tylko przeczucie, zanim sen się rozwiał, że coś poszło bardzo źle. Jakby została ranna. Spojrzał na swój telefon, jak gdyby patrzenie na niego wystarczająco długo mogło sprawić, że zadzwoni. - Ona może spać – ostrzegłam. Nie powiedziałabym tego głośno – i miałam nadzieję, że Nina nie została zraniona – ale części mnie ulżyło, że Adrian nie wykorzystał całego ducha, jak planował. – Prawdopodobnie wszystko będzie z nią w porządku, gdy się obudzi. I będziesz jej miał wiele do powiedzenia. Adrian westchnął. - Nie jestem pewien, czy powiem. To znaczy, podejrzewam, że mógłbym jej powiedzieć o tej części z ciążą. Ale o reszcie? Nadal nie wiem, gdzie ona jest. Była dziwnie ubrana… Wstał i znalazł długopis, a później także jakąś hotelową papeterię. Po krótkim szkicowaniu, pokazał mi rysunek koła wypełnionego abstrakcyjnymi wzorami. - Coś ci to przypomina? Spoglądałam na to, marszcząc brwi. - Nie. Powinno?
- 128 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Olivia miała to w naszyjniku. Sądziłem, że to może coś oznaczać. – Usiadł obok mnie i stłumił ziewnięcie. – Mam nadzieję, że Nina i ja nie przeszliśmy przez to wszystko, żeby nie znaleźć żadnego sposobu na to, jak pomóc Olivii. Gorzej, jeśli nie dostaniemy odpowiedzi, obawiam się, że Nina nie zrezygnuje z poszukiwań. Rzucił kolejne niespokojne spojrzenie na telefon, ale nadal nie było odpowiedzi od Niny. Objęłam go ramieniem i przyciągnęłam bliżej. - Po prostu bądźmy dobrej myśli. Ten symbol może coś dla niej znaczyć. Bądźmy cierpliwi, zanim nie odezwie się do ciebie. Starałam się, by utrzymać lekki ton głosu i ukryć strach, który tkwił we mnie. Nie bałam się o Ninę. Martwiłam się, że Adrian może pomóc jej ponownie, stawiając potrzeby jej i Olivii wyżej niż własne, nie zważając na niebezpieczeństwo. Moje serce ścisnęło się na tę myśl i sprzeczne emocje zmieszały się w mojej piersi. Podziwiałam Adriana za chęć udzielenia im pomocy. Ale także kochałam go i egoistycznie chciałam go chronić. Starał się zadzwonić do Niny ponownie, ale wreszcie posłuchał moich słów, gdy powiedziałam, że powinniśmy spróbować trochę odpocząć, dopóki możemy. Nienawidziłam widzieć go tak zatroskanego i zmartwionego, ale w ostateczności udało mu się odłożyć swoje zmartwienia na bok i zrelaksować. Zasnęliśmy owinięci swoimi ramionami. Kilka godzin później zostaliśmy gwałtownie obudzeni przez dzwoniący telefon. Adrian złapał swój, niemal wypadając z łóżka i wpatrywał się w ekran z przerażeniem. - Cholera. Bateria padła. Zapomniałem ją naładować. - To mój telefon – powiedziałam, przeszukując w oszołomieniu torebkę.
- 129 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Panika wstrząsająca moim ciałem pomogła mi się rozbudzić, gdy przygotowywałam się na wieści od pani Terwiliger. Ale odbierając telefon, byłam zaskoczona imieniem Sonii na wyświetlaczu. - Halo? - Cześć, Sydney. – Usłyszałam jej znajomy głos. – Mam nadzieję, że masz się dobrze. - Tak – powiedziałam ostrożnie, zdziwiona dlaczego do mnie zadzwoniła. Byłyśmy zaprzyjaźnione, ale zwykle kontaktowała się z Adrianem. – A co u ciebie? - U mnie wszystko w porządku. Ale nie mogę powiedzieć tego samego o Ninie Sinclair – odpowiedziała, sprawiając że moje serce się zatrzymało. – Starałam się dodzwonić do Adriana, ale włączała się poczta głosowa. - Jego telefon padł – wyjaśniłam. – Co się stało Ninie? Na to Adrian poderwał głowę. - Myślałam, że wy dwoje już wiecie, biorąc pod uwagę to, że została znaleziona w waszych pokojach w kwaterach gościnnych. - Wyszliśmy – powiedziałam niepewnie. – Co masz na myśli, mówiąc „znaleziona”? To jest rodzaj terminologii, której używasz, gdy ktoś umarł. - Ona żyje – powiedziała Sonia, odgadując moje myśli. – Została zabrana do centrum medycznego, ale jest praktycznie w śpiączce. Tylko raz się ocknęła i bełkotała wtedy coś niezrozumiale, zanim znów utraciła przytomność. Lekarze nie byli w stanie jej obudzić. Może chcielibyście przyjść i ją zobaczyć. - Um, muszę porozmawiać z Adrianem i zobaczyć, kiedy będziemy mogli… - Zachowaj ten wykręt dla siebie, Sydney. – W głosie Sonii słyszałam zarówno zmęczenie, jak i rozdrażnienie. – Wiemy, że was tu nie ma. - Cóż, no tak, jak powiedziałam wyszliśmy…
- 130 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Wiemy, że nie ma was na Dworze – przerwała mi. – Po ataku Niny została sprowadzona ekipa poszukiwawcza Dworu, a wtedy Daniela Iwaszkow w końcu się ugięła i przyznała, że obydwoje zniknęliście. Nie powiedziała nam, gdzie jesteście i myślę, że próbuje nas zmylić, opowiadając nam jakieś dziwne historie o tobie zmieniającej się w kota. Naprawdę nie wiedziałam, jak odpowiedzieć na to, co mówiła. - Kilka osób chciałoby z tobą porozmawiać – kontynuowała Sonia. – Z wami obojgiem. Przypuszczam, że nie macie środków niezbędnych do stworzenia wideo rozmowy? Moje oczy spojrzały na torbę od laptopa Adriana, którego ze sobą zabrał. - Mamy… Szczerze mówiąc, bałam się trochę tego, co może wyniknąć z tej rozmowy, ale widziałam, że Adrian musiał powstrzymywać się przed wyrwaniem mi telefonu i zadania pytań o Ninę. Grupowe połączenie może być najlepszym rozwiązaniem, zwłaszcza odkąd nasza przykrywka została spalona. To także duże ryzyko, że zostaniemy wytropieni przez takie połączenie, ale nie byłam tak zdenerwowana na myśl o znajdujących nas morojach, nie tak jak o Alchemikach. Gdy rozłączyłam się z Sonią, Adrian zgodził się ze mną. Umierał z ciekawości, by dowiedzieć się więcej o Ninie i zdecydowaliśmy, że to będzie warte ryzyka. Obydwoje nadal byliśmy nadzy, więc w pierwszej kolejności musieliśmy narzucić na siebie jakieś ciuchy, żeby nie było aż tak oczywiste, co robiliśmy. Adrian spojrzał na mnie tęsknie, gdy szukałam koszulki. - Jeśli zadbamy o to, żeby tylko nasze głowy były w kadrze, sądzę że nikt nie zauważy. Odpowiedziałam mu ostrzegawczym spojrzeniem i po dramatycznym westchnieniu, niechętnie założył także swoje własne ciuchy.
- 131 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Zostaliśmy w łóżku, otwierając laptopa. Gdy już mieliśmy wszystko ustawione i podłączone, pochyliliśmy się nad nim i zobaczyliśmy zmartwioną twarz Sonii, patrzącą na nas. Zanim Adrian zdążył spytać ją o Ninę, Sonia przesunęła się i inna twarz wypełniła ekran. - Adrian, naprawdę? – wykrzyknęła Lissa z wypisanym na twarzy oburzeniem. – Jak mogliście mi to zrobić? Błagaliście mnie o ochronę! Ryzykowałam gniewem moich własnych ludzi i Alchemików dając je wam, a tak mi odpłacacie? Wyglądała na naprawdę sfrustrowaną i niespokojną. Zastanawiałam się, jak wiele kłopotów mogliśmy spowodować. Czasami zapominałam, w jak niepewnej pozycji była Lissa, cały czas działając na wiele sposobów, pracując ciężko, żeby dokonać niemożliwego i zadowolić wszystkich. Adrian i ja zrobiliśmy to, co musieliśmy dla nas samych – ale nie rozważaliśmy, jaki będzie tego rezultat dla innych. - To było dla Jill – powiedział zdecydowanie Adrian. – Musieliśmy po nią wyruszyć. Lissa pokręciła głową ze złością. - I powiedziałam wam, że chociaż bardzo to doceniam, nie potrzebujemy was na zewnątrz do poszukiwania Jill. Mamy już ludzi, którzy się tym zajmują. - Nie, nie… to nie tak – zaprotestował Adrian. – To nie była tylko impulsywna wycieczka. Sydney miała prawdziwy trop. Zielone oczy Lissy skupiły się na mnie z wyczekiwaniem. Rozpoczęłam opowieść o tym, co do tej pory wiedzieliśmy – o tym, że Alicja stoi za zniknięciem Jill i jak moje kontakty w Palm Springs obecnie poszukiwały jej śladu. Podczas gdy mówiłam, wyraz niedowierzania na twarzy Lissy rósł coraz bardziej. - Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz? Powinniście powiedzieć mi o tym natychmiast!
- 132 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Wtedy nie znaliśmy jeszcze wszystkich faktów – rzekł Adrian. Pomimo jego zewnętrznej pewności siebie, domyślałam się, że on również krytykował nasze działania. – Nadal nie znamy. Ale Jackie Terwiliger jest dobra. Znajdzie coś. – Zawahał się. – Kto wie, że zniknęliśmy? - Alchemicy nie wiedzą, jeśli o to się martwisz – powiedziała Lissa. – Do tej pory tylko garstka ludzi na Dworze wie, ale lepiej módlcie się, żeby tak zostało. Alchemicy bardzo wyraźnie powiedzieli mi, że Sydney nie zostanie nam zwrócona, jeśli ją złapią. Wzdrygnęłam się na te słowa. - Wystarczy, Liss. – Rose nagle przepchnęła się, pojawiając się w kadrze i wkręcając na miejsce obok przyjaciółki, jakby Lissa nie była władczynią morojów. – Załapali to. Spieprzyli. - Nie spieprzyliśmy – upierał się Adrian. – Szukanie Jill jest najważniejszą rzeczą, jaką możemy w tej chwili zrobić. Gniew Lissy nieco zelżał. - Jest. I ja także chcę ją znaleźć. Ale dlaczego nie przyszliście do mnie zaraz, gdy dostaliście pudełko? Adrian wzruszył ramionami. - Dopiero teraz dowiedzieliśmy się o powiązaniu Jill i Alicji, po przejściu tych wszystkich przeszkód. Wtedy to nie wydawało się jeszcze pewne i – szczerze – nie sądziliśmy, że pozwolisz nam wyjechać. Czuliśmy, że najważniejsze to wydostać Sydney z Dworu, żeby mogła podążyć za tropem. Ja dołączyłem do niej dopiero po namyśle. Zaskakująco, Lissa skinęła głową i przyznała nam rację. - Macie rację. Prawdopodobnie chciałabym więcej dowodów, jeśli wszystkim, co mieliście, było tylko pudełko ze zdjęciem Jill. I nikt, kogo wysłałabym, nie odkryłby tego, co ty, Sydney. - 133 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
To nie były właściwie przeprosiny, ale Adrian jednak to za nie uznał. - Dziękujemy – powiedział. - Ale nadal powinniście mi później powiedzieć – ostrzegła. - Albo mnie – wtrąciła Rose. - Teraz, gdy skończyłaś mnie łajać – powiedział Adrian. – Mógłby mi ktoś powiedzieć coś więcej o Ninie? - Oni mogą cię wprowadzić – powiedziała Lissa, wskazując na ludzi, którzy stali obok. – Ja muszę iść upewnić się, że wasza sekretna ucieczka z Dworu pozostanie sekretem. Chyba że planujecie wrócić i pozwolić Eddiemu oraz waszej ludzkiej przyjaciółce się tym zająć? Nie jest za późno na powrót do poprzedniego porządku rzeczy. Adrian i ja wymieniliśmy krótkie spojrzenia, zanim odwróciliśmy się z powrotem do Lissy. Obydwoje pokręciliśmy głowami. - Tak myślałam – powiedziała Lissa z małym, smutnym uśmiechem. – Pozwólcie mi sprawdzić, co mogę zrobić, by zachować to w tajemnicy. W tym czasie, proszę, nie róbcie niczego, przez co możecie zostać złapani. Odeszła od ekranu i chwilę później Sonia przeniosła się na miejsce obok Rose. - Nie ma wiele więcej do powiedzenia, oprócz tego, co już powiedziałam. Może moglibyście mi pomóc, opowiadając o tym, co się stało. - To było od używania ducha – powiedział Adrian, rzucając mi przepraszające spojrzenie. – Dołączyłem do niej we śnie i pomogłem zburzyć bariery, które postawiła Olivia. - Tyle podejrzewałam – stwierdziła ponuro Sonia. - Wiesz, kiedy Nina się obudzi? – zażądał Adrian. – Będzie z nią wszystko w porządku?
- 134 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- To zależy od tego, jak zdefiniujemy „w porządku” – odpowiedziała Sonia. – Lekarz myśli, że jej problemy z wybudzeniem się są spowodowane wyczerpaniem. Możliwe, że dojdzie do siebie po dłuższym odpoczynku. Ale w jakim stanie będzie… - Jeśli jest tak wyczerpana, to by wyjaśniało dlaczego mówi bez sensu – powiedział szybko Adrian. Wiedziałam, że on bardzo, bardzo chciał w to wierzyć. – Do diabła, powinnaś zobaczyć mnie po całonocnej imprezie. W porównaniu z tym ona pewnie brzmi zupełnie jasno i zrozumiale. Sonia nie zaśmiała się z dowcipu. - To możliwe… ale nie sądzę, że to jest tak proste. Widziałam jej aurę. Pokazuje jej rzeczywisty stan i nie wygląda to dobrze. Dodatkowo spędziłam trochę czasu z Avery Lazar, Adrian. Widziałam, co duch jej zrobił – i to było bardzo podobne uczucie. - Więc co chcesz powiedzieć? – spytałam, zaskoczona swoim ściśniętym gardłem. Nawet nie znałam Niny, ale było coś mrożącego krew w żyłach w słuchaniu tej ponurej prognozy – może dlatego, że obawiałam się, iż pewnego dnia będziemy tak rozmawiać o Adrianie. Sonia nagle wyglądała na zmęczoną, jakby to ona była osobą, która zużyła tak dużo mocy i energii i potrzebowała snu. - Chcę powiedzieć, że gdy Nina się ocknie, może nie być tą samą Niną, którą znamy. Co się stało? Myślałam, że zamierzałeś powstrzymać ją przed używaniem nadmiernej ilości ducha? - Próbowałem. Naprawdę. – Adrian oparł się o mnie, a ja położyłam rękę na jego plecach. – To ja prowadziłem sen. Wykonałem większość pracy, gdy Olivia przejęła kontrolę, ale Nina stała się niecierpliwa i przejęła sen. Przebiła się przez wszystko, zanim zdążyłem ją powstrzymać.
- 135 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Sonia przytaknęła ze zrozumieniem. - Udało wam się ostatecznie porozmawiać z Olivią? - Niezupełnie – powiedział ostrożnie. Utrzymywałam moją twarz jak zawsze neutralną, aby nie dać poznać po sobie, że nie mówił całej prawdy. Podniósł kawałek papieru, który przy mnie narysował. - Mówi ci to coś? - Nie, przykro mi. – Sonia spojrzała w dół i skrzywiła się. – Dostałam wiadomość od lekarza, który monitoruje Ninę. Mają do mnie więcej pytań. Będziemy w kontakcie, jeśli dowiem się czegoś więcej. Adrian słabo potaknął, a ja złapałam jego dłoń. Wiedziałam, że czuł się okropnie, jakby był osobiście odpowiedzialny za stan Niny. Gdy Sonia również odeszła od laptopa, zostawiła Rose wyglądającą na przerażoną wiadomościami. - Cóż, cieszę się, że mamy trop w sprawie Jill – powiedziała. – Ale wy naprawdę powinniście być bardziej ostrożni z… - Czym było to, co pokazywałeś Sonii? Dymitr nagle dołączył do Rose na ekranie. Spojrzała na niego z rozbawieniem. - Spokojnie, towarzyszu. Też dostaniesz swoją szansę na zrobienie im wykładu. - Rany – powiedział Adrian. – Ilu jeszcze ludzi czai się poza ekranem? - Co to było? – powtórzył Dymitr, a jego twarz spoglądała na nas twardo. Nawet przez ekran komputera był onieśmielający. Adrian ponownie podniósł kawałek papieru. - To? – Pochylił się bliżej niecierpliwie. – Wiesz, co to jest?
- 136 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Tak, to… – Dymitr urwał w pół słowa i spojrzał na Rose, a później z powrotem na rysunek. – To jest pewien rodzaj znacznika noszonego przez kobiety w, uch, dampirskich komunach. Rose nie miała problemu ze stwierdzeniem tego, co on delikatnie sugerował. - Obozach dziwek krwi? – Jej oczy rozszerzyły się i nagle odwróciła się, tak samo wściekła jak Lissa wcześniej. – Adrianie Iwaszkow! Powinieneś się wstydzić, chodząc do miejsc takich jak to, zwłaszcza teraz, gdy się ożeniłeś… Adrian zadrwił. - Obydwoje, uspokójcie się. Nigdy nie postawiłem stopy w takim miejscu i nigdy naprawdę nie chciałem. – Spojrzał ponownie na Dymitra. – Co masz na myśli, mówiąc, że to znacznik? Mogłam zauważyć po twarzy strażnika, że to nie był temat, o którym lubił mówić i szczerze, nie winiłam go za to. Społeczność morojów nie zawsze traktowała dobrze dampirskie kobiety. One mogły mieć dzieci tylko z morojskimi ojcami. Ojcami, którzy często uważali te kobiety za coś niewiele lepszego od zabawek. Standardowa praktyka dla tych kobiet, które miały dzieci, oznaczała oddanie ich potomstwa do jednej ze szkół, takich jak szkoła Św. Vladimira, podczas gdy matka wracała do bycia Strażniczką. Jednak wiele z nich nie lubiło tego. Chciały wychowywać własne dzieci. Niektóre mogłyby odejść i wtopić się w ludzką społeczność, ale to było zniechęcające. Nawet jeśli dampiry wyglądały tak samo jak ludzie, zazwyczaj wykazywały niezwykłe zdolności fizyczne, które przyciągały zbyt wiele uwagi. Nie mając innych opcji, kobiety te często zbierały się i tworzyły „komuny”, niektóre bardziej cywilizowane niż inne. Jedne znalazły doskonałe, zwyczajne sposoby na przetrwanie… Inne wchodziły na bardziej desperackie ścieżki, o czym wspomniał Dymitr. - Członkowie tych komun noszą znaczniki, które wskazują na ich role – wyjaśnił. – Niektórzy są mieszkańcami, inni gośćmi. Niektórzy to kobiety, które są dostępne dla zainteresowanych mężczyzn, sprzedające swoje ciała. - 137 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Obrzydliwe – powiedziała Rose. Spojrzałam na rysunek Adriana i okropnie straszna myśl o Olive przyszła mi do głowy. Czyżby ona stała się taką desperatką? - Wiesz, jaki to jest rodzaj znacznika? – spytałam. Dymitr pokręcił głową. - Nie bez koloru. Te znaczniki określają, która to jest komuna. Zazwyczaj są kolory, które oznaczają status osoby. - Ten był zielony – powiedział Adrian. - Zielony oznacza gościa – rzekł Dymitr. Zarówno Adrian, jak i ja odetchnęliśmy z ulgą. – Kogoś mieszkającego tam tymczasowo. Może odwiedzającego krewnego. Może szukającego schronienia. - Więc nie kogoś, kto się sprzedaje? – zrozumiałam. Nie mogłabym znieść myśli, że biedna Olivia robiła coś takiego. - Nie – powiedział Dymitr, wyglądając na zaskoczonego. Rose wyglądała tak samo. - O co w tym wszystkim chodzi? – spytała. Adrian nie odpowiedział od razu. Zamiast tego, podniósł znów papier, żeby mogli go ponownie zobaczyć. - Wiesz, do której komuny to należy? W jakim jest miejscu? Dymitr studiował rysunek przez chwilę, zanim pokręcił głową. - Nie… ale mógłbym się dowiedzieć. Dlaczego? Adrian zawahał się ponownie. - Czy Lissa nadal gdzieś tam jest? Albo ktokolwiek inny się czai? - Nie – powiedziała Rose. – Tylko my. Dlaczego? Adrian spojrzał na mnie i tak po prostu wiedziałam, o czym myślał.
- 138 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Powinniśmy się ukrywać – przypomniałam mu. – Trzymać się z dala od kłopotów. - Olivia może mieć duże kłopoty. I jeśli nie chce rozmawiać we śnie, może pójście do niej osobiście jest jedyną opcją, jaką mamy – przekonywał Adrian. – Mam na myśli to i… No daj spokój. Jeśli nie możemy pomóc Jackie, możemy równie dobrze pomóc komuś innemu… Po raz kolejny byłam rozdarta. Moja logika mówiła, żeby pozostać tutaj i być bezpiecznym. Ale moje serce – zwłaszcza gdy obawiało się, że Olivia mogła zostać zgwałcona jak Carly – chciało pójść i pomóc. - Nie wiadomo, czy będziemy mogli tam wejść – powiedziałam. – Z tego, co słyszałam, niektóre z tych dampirskich komun są jak Dziki Zachód. Adrian uśmiechnął się na to. - Dobrze, że mamy własnego kowboja 7. - Um, halo – odezwała się Rose z ekranu, a jej twarz wypełniała irytacja przez bycie wykluczoną z rozmowy. – Chcecie nas wtajemniczyć w to, o czym rozmawiacie? Adrian podniósł wzrok, spoglądając pomiędzy nią i Dymitrem. - Czy wasza dwójka chciałaby wybrać się z nami na wycieczkę?
7
Hahah, Adrian <3 |M.
- 139 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 9 Adrian
- WIĘC TO JEST KANADA – powiedziałem, wyglądając przez okno mojego samochodu. - Po raz ostatni mówię, to nie jest Kanada – powtórzyła Sydney, przewracając oczami. – To północne Michigan. Rozejrzałem się dookoła, nie widząc niczego poza wielkimi drzewami, rosnącymi wokoło. Pomimo że było późne sierpniowe popołudnie, temperatura z łatwością pasowałaby do jesieni. Podnosząc głowę, ledwie dostrzegłem przebłysk szarych wód za drzewami po mojej prawej: jezioro Superior, według mapy, którą widziałem. - Może to nie Kanada – przyznałem. – Ale wygląda dokładnie tak, jak zawsze wyobrażałem sobie Kanadę. Z wyjątkiem tego, że myślałem, iż będzie dużo więcej hokeja. Sydney posłała mi pobłażliwy uśmiech, ześlizgując się z tylniego siedzenia i stając obok mnie. - Jest całkiem inaczej niż w Iowa. - To na pewno – zgodziłem się, otaczając ją ramionami, gdy podziwialiśmy krajobraz. Jakby pomyśleć, to zajście tak daleko w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin było szaleństwem. Po przekonaniu Rose i Dymitra, żeby pojechali z nami do dampirzej komuny, musieliśmy poczekać aż strażnik użyje swoich źródeł, by potwierdzić, z którą z nich połączony był medalion Oliwii. Wrócił do nas całkiem szybko, ujawniając, że symbolu na naszyjniku używano w komunie na górnym półwyspie Michigan. On i Rose rozpoczęli serię zawiłych
- 140 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
lotów, aby dostać się tam z Dworu. Sydney i ja wybraliśmy bardziej bezpośrednią drogę, wskakując do auta i jadąc przez dwanaście godzin. To było wykańczające. Zaznawaliśmy niewielkiej ilości snu, zmieniając się za kierownicą i drzemiąc, ile tylko mogliśmy. Dało nam to także okazję, aby omówić większy problem, który wciąż ciążył między nami. Nie wiedziałem, czy była to zła czy dobra rzecz. - Chodźcie – powiedziała Rose, wyskakując z siedzenia pasażera SUV-a. – Wygląda na to, że wejście jest w tę stronę. Spotkaliśmy się z nią i Dymitrem w Houghton, skąd zabraliśmy się wypożyczonym po dużo zawyżonej cenie samochodem do leśnego parkingu, na którym się rozłożyliśmy. Pojedyncze auta z tablicami Michigan były zaparkowane obok naszego, większość z nich stanowiły całkiem potężne modele, potrzebne do życia w dziczy. W prawdzie znajdowaliśmy się tylko godzinę od Houghton, ale ciężko było nazwać to główną metropolią. Miało ono podstawy – sklep spożywczy, szpital, Starbucks, a nawet uniwersytet – ale to by było na tyle. Gdy tylko miniesz granicę miasta, niemal natychmiast znajdziesz się z powrotem w lesie. To wszystko, co mogłem teraz zobaczyć i chwilę mi zajęło zauważenie wejścia na szlak, który wskazała Rose. - Wąsko – stwierdziłem, gdy wraz z Sydney podążyliśmy za nią i Dymitrem. Sam szlak był przejrzysty, ale przez zdradliwy las dookoła przejście nim stawało się trudne. - Zgodnie z zamierzeniem – powiedział, wyruszając tak, jakby odbywał tego typu wyprawy przez cały czas. Prawdopodobnie w ten sposób każdego dnia docierał do szkoły na Syberii. – To sprawia, że strzygom trudniej jest się przedostać. - Zakładam, że jest cholernie trudno przebyć go zimą – dodałem. Przekląłem, gdy niska gałąź zahaczyła o mój płaszcz.
- 141 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Ostrożnie, ostrzegła ciocia Tatiana. To włoska skóra. - Nie zdziwiłbym się, gdyby większość z nich odchodziła na zimę – zauważył Dymitr. – To jest świetna lokalizacja na letnią porę, wysoko położona. W środku lata jest prawdopodobnie tylko pięć godzin bez światła słonecznego. Jeśli masz do tego jakieś solidne oddziały, możesz całkiem dobrze obyć się bez ataków – zwłaszcza jeśli mówimy o grupie dampirów. Oni walczą najlepiej. Mogłem w to uwierzyć, więc milczałem, skupiając swoją uwagę na stopach i nie połknięciu żadnych komarów. Mięśnie mi zesztywniały przez długi czas spędzony w samochodzie, więc chodzenie stało się naprawdę miłym uczuciem. Gdy Dymitr powiedział, że symbol z medalionu łączy się z miejscem zwanym Międzynarodową Społecznością Dzikiej Sosny, nie miałem pojęcia w co się pakujemy. Najwyraźniej międzynarodowa społeczność była nowoczesną nazwą komuny i czymś, co ludzie nadal tworzą. Podczas jazdy tutaj, dowiedziałem się też – dzięki niekończącej się wiedzy Sydney – że komuny nie były tylko hipisowskimi festynami miłości, jak w latach sześćdziesiątych. Niektóre, te bardziej nowoczesne, obejmowały ekologiczny tryb życia. Inne nie stanowiły niczego wiele większego niż camping. Dymitr powiedział nam w Houghton, że ta konkretna komuna dampirów szacowała się gdzieś pomiędzy. Trzymałem kciuki, żeby była bardziej po tej nowoczesnej stronie, może coś jak sekretny leśny kurort. Przyszły mi na myśl obrazy wioski Ewoków z Powrotu Jedi. - Mam tylko nadzieję, że będzie tam kanalizacja – powiedziała Rose. – Jej brak to była najgorsza rzecz z pobytu u Powierników. - Mnie to właściwie nie przeszkadzało – niespodziewanie przyznała Sydney. – Problem miałam tylko z tym wątpliwym mięsem. - Whoa, brak kanalizacji? – krzyknąłem. Mój mózg miał problem z wyobrażeniem sobie, jak to w ogóle możliwe, żeby funkcjonować w takich warunkach. - Lepiej przyzwyczajaj się do tej myśli – dokuczała Rose, spoglądając do - 142 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
tyłu na mnie. – Liss może nie pozwolić wam na powrót. Gdy to wszystko się skończy, możecie skończyć żyjąc z Powiernikami. - Jestem pewien, że znajdziemy jakąś alternatywę, zanim się do nich zwrócimy – powiedziałem wyniośle, nie chcąc się przyznać, jak niepewny byłem naszej przyszłości. Dymitr nie podzielał wątpliwości Rose. - Jeśli Alchemicy nadal będą ją ścigać, jestem pewien, że Lissa pozwoli wam wrócić do waszego mieszkania. To nie będzie zabawne, zauważyła ciocia Tatiana. Więcej zamkniętych kwater z twoją matką, żadne z was nie będzie chciało wychodzić i mierzyć się z innymi morojami. - To nie jest życie – wymamrotałem, myśląc o tym, jak ja i Sydney czuliśmy się tam uwięzieni. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, dopóki nie odeszliśmy i mogliśmy trochę odetchnąć. Nawet podczas kłótni, atmosfera między nami była bardziej elektryzująca, gdy byliśmy wolni. Napotkawszy spojrzenie Sydney, wiedziałem, że myślała o tym samym i była pełna tych samych pytań o naszą przyszłość. Niestety, nie mogliśmy od razu dostać odpowiedzi. Mogliśmy skupić się jedynie na naszym aktualnym zmartwieniu. Jill. Oliwii. Dymitr zarządził postój i wskazał między drzewa. - Spójrzcie. Tam zaczyna się okręg. Podążyłem za jego wskazówką i złapałem przebłysk srebra w zaroślach. Zaczarowany srebrny sztylet. Dampiry w tej komunie musiały myśleć strategicznie, ustalając miejsce swojego pobytu i tworząc magiczną barierę, aby trzymać strzygi na zewnątrz. Nieumarli nie mogli przekroczyć tego rodzaju linii mocy, ale wymagała ona stałego podtrzymywania. Gdy więzy słabły lub ktoś przesunął kołek, strzygi były w stanie przejść. To stanowiło problem wszystkich społeczności morojów i dampirów. Osłony na Dworze sprawdzano kilka razy
- 143 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
dziennie. Właśnie minęliśmy kołki, gdy nagle jakaś sylwetka wyszła z lasu i zastąpiła drogę Dymitrowi, który na widok nowoprzybyłego stanął w defensywnej pozie. Jednak zrelaksował się, gdy dostrzegł, że to dampir. Ona także przybrała twardy, gotowy na wszystko wyraz twarzy, a przy jej pasku znajdowały się broń i srebrny kołek. Medalion na jej szyi był dokładną kopią wisiorka Oliwii – z wyjątkiem tego, że na krawędziach był niebieski, a nie zielony. Twarz kobiety trochę złagodniała, gdy spojrzała na Rose i Dymitra, ale zaraz ponownie zhardziała, spoglądając na mnie. - Witam – powiedziała. – Szukacie Dzikich Sosen? Rose przecisnęła się do Dymitra, co nie było łatwe na stromym szlaku. - Szukamy naszej przyjaciółki – rzekła. – Myślimy, że znajduje się u was. Po oszacowaniu Rose i Dimitra, dampirza kobieta skinęła na Sydney z takim samym wyrazem twarzy, ale zmienił się on zdecydowanie na wrogi, gdy spojrzała na mnie. - A on? Czego on szuka? -
Dziewczyna,
której
szukamy
jest
także
moją
przyjaciółką
–
powiedziałem, zaskoczony jej reakcją. – Obiecałem jej siostrze, że ją znajdę. Nasza hostessa spojrzała sceptycznie, a ja zastanawiałem się, o co w tym chodzi. Pomyślałbym, że to przez solidarność dampirów, gdyby nie to, że Sydney im nie przeszkadzała. Prawdopodobnie zauważyła jej tatuaż lilii i założyła, że wykonywała jakąś rutynową wizytę Alchemików. Nie wyjaśniało to jednak, dlaczego tak zimno mnie przywitała. - Jak nazywa się wasza przyjaciółka? – spytała kobieta. - Oliwia Sinclair – odparłem. W oczach kobiety natychmiast ukazała się rezerwa, ale najwyraźniej z racji pogardy do mnie, a nie Oliwii. - 144 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Więc to ty wpakowałeś ją w kłopoty. - Wpakowałem ją... – Znaczenie stało się dla mnie jasne i poczułem się zawstydzony – coś, co czułem chyba dwa razy w życiu. – Co? NIE! Oczywiście, że nie. Znaczy, gdybym to był ja, to nigdy bym... to jest... nie jestem typem faceta, który... - Nie – powiedział dosadnie Dymitr. – Adrian nie jest za to odpowiedzialny. Jego intencje są całkowicie honorowe. Ręczę za niego. Jestem Dymitr Bielikov. A to Rose Hathaway i Sydney Iwaszkow. Normalnie, człowiek przedstawiony królewskim morojskim nazwiskiem byłby najbardziej poważany, ale najwyraźniej ta kobieta nie usłyszała niczego poza nazwiskami Rose i Dymitra. Zobaczyłem to w jej oczach: ten sam podziw i uwielbienie, które zaobserwowałem na tak wielu innych twarzach, gdy tylko ta dynamiczna dwójka się przedstawiała. Podobnie teraz, kobieta zmieniła się z żarliwie obronnej strażniczki wejścia w zapamiętałą fankę. - Omójboże – wybuchła. – Tak myślałam, że wyglądacie znajomo! Widziałam wasze zdjęcia! Powinnam od razu się zorientować! Czuję się taka zawstydzona. Chodźcie, chodźcie. Tak w ogóle to jestem Mallory. Nie stójcie tak w lesie! Musieliście przebyć bardzo długą drogę. Chodźcie odpocząć. Zjedzcie coś. Omójboże. Podążyliśmy za nią wzdłuż stromego szlaku, który kończył się dużą, otoczoną lasem polaną. Okazało się, że Dzikie Sosny naprawdę były czymś pomiędzy obozem a ośrodkiem. Właściwie, trochę przypominało mi to miasto na Dzikim Zachodzie. Z łatwością mogłem wyobrazić sobie tam strzelaninę. Ładnie wyglądające domki zostały zbudowane w systematycznych rzędach i wydawały się podzielone na obszary biznesowe i mieszkalne. Dampiry, w większości kobiety i dzieci, zajmowały się swoimi sprawami, ale niektórzy zatrzymywali się, żeby obrzucić nas skrupulatnym spojrzeniem. Mallory, podskakując z każdym krokiem, prowadziła nas w stronę dużego domku, który - 145 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
znajdował się pomiędzy obszarem biznesowym a mieszkalnym. Weszliśmy do czegoś, co przypominało pewnego rodzaju biuro, a pierwszą rzeczą, jaką zauważyłem było to, że mieli tu elektryczność. Starsza dampirza kobieta, której włosy poprzeplatane były siwymi pasmami, siedziała przy biurku, klikając coś na komputerze. Ona także nosiła medalion o niebieskich krawędziach. Gdy nas zobaczyła, wstała i wsunęła palce za pasek swoich jeansów, wyglądając tak, jakby opierała się o ścianę i ukazując przy tym obrabiane skórzane buty, których wygląd skłonił mnie ku stereotypom o Dzikim Zachodzie. - Cóż, co cię tu sprowadza, Mallory? – zapytała z rozbawieniem. - Lana, nigdy nie uwierzysz, kim oni są – wykrzyczała Mallory. – To... - Rose Hathaway i Dymitr Bielikov – dokończyła Lana. Jej oczy spoczęły na Sydney i na mnie, a wtedy uniosła brew. – Oraz Adrian Iwaszkow i jego niesławna żona. Byłam na Dworze. Wiem, kim są celebryci 8. - Nie jesteśmy celebrytami – zapewniłem ją, otaczając Sydney ramieniem i kiwając na Rose i Dymitra. – Nie to co oni. Lana zmrużyła oczy i się uśmiechnęła. - Czyżby? Wasze małżeństwo jest źródłem wielu domysłów. - Wydaje mi się, że to czyni nas raczej obiektem plotek niż celebrytami. – Chociaż, gdy tylko te słowa opuściły moje usta, zacząłem się zastanawiać, czy była pomiędzy tymi rzeczami jakaś znacząca różnica. - Cóż, jestem zaszczycona, mogąc was poznać. Was wszystkich. – Lana wystąpiła na przód i uścisnęła nam dłonie. – Słyszałam także od Oliwii, że zrobiliście całkiem niezłą robotę, aby stworzyć szczepionkę przeciw strzygom, lordzie Iwaszkow. Zacząłem mówić, że nie mieliśmy zbyt wiele szczęścia z tą szczepionką, 8
A gdzie czerwony dywan? |B
- 146 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
ale coś ważniejszego w jej słowach przykuło moją uwagę. - Znasz Oliwię. - Oczywiście – odparła. – Znam tutaj wszystkich. - Lana jest naszą przywódczynią – wyjaśniła Mallory. Lana praktycznie zarechotała. - Nie jestem nikim więcej niż tylko administratorem. Zakładam, że przyszliście tu, aby zobaczyć się z Oliwią. - Jeśli nam pozwolisz – odpowiedział uprzejmie Dymitr. – Bylibyśmy wdzięczni za każdą pomoc, jaką możesz nam zaoferować. - To nie zależy ode mnie. To zależy od Oliwii. – Lana wpatrywała się w nas jeszcze przez kilka chwil, tak jakby podejmowała decyzję. W końcu lekko skinęła głową. – Osobiście was do niej zaprowadzę. Ale najpierw zjedzcie jakiś obiad i odpocznijcie. Wiem, że nie jest łatwo się tu dostać. Podziękowaliśmy za jej gościnność, ale trudno było się zrelaksować, wiedząc, że znaleźliśmy się tak blisko odnalezienia Oliwii. Wprowadziłem Rose i Dymitra w jej sytuację, gdy spotkaliśmy się z nimi w Houghton – a przynajmniej powiedziałem im tyle, ile sam o tym wiedziałem. Przejęli się w takim stopniu jak ja. Zgodzili się także, że musiało być coś na rzeczy, skoro odczuwała tak silną potrzebę ukrycia ciąży. Miałem wrażenie, że gdyby została wykorzystana – a Dymitr dowiedziałby się, kto jest za to odpowiedzialny – ten musiałby zmierzyć się z poważnymi konsekwencjami. Obiadem okazała się być kanapka z kurczakiem i sałatą, zaskakująco zwyczajny posiłek do zjedzenia w dzikim resorcie pół-wampirów. Sydney nawet się nie zawahała przed wbiciem w nią zębów, co mówiło bardzo wiele o tym, jak daleko zaszła w radzeniu sobie z morojami. W międzyczasie Lena dała mi do zrozumienia, że w pobliżu nie było żadnych oficjalnych karmicieli i że mam nawet nie myśleć o napiciu się z jakiegokolwiek dampira z Dzikich Sosen.
- 147 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Jednakże w jej głosie pojawiła się nuta, przez którą – w połączeniu z tym, co wiedziałem o komunach – podejrzewałem, że były tutaj dampiry, sprzedające zarówno swoje ciało, jak i krew. Tak wyglądała ciemna strona tego typu obozów, zapewniająca im tak złą opinię. Z pewnością to nie coś, w co wszyscy mogliby być zaangażowani, ale zdarzało się to wystarczająco często. Po obiedzie Lana dotrzymała słowa i odprowadziła nas osobiście, pokazując przy okazji komunę. Tak jak się spodziewałem, niektóre budynki miały wiele funkcji. - Regularnie udajemy się do Houghton po zapasy – wyjaśniła. – Ale staramy się być też tak samowystarczalne, jak to tylko możliwe. Hodujemy wiele własnego jedzenia, a nawet robimy własne ubrania. – Wskazała na jeden z domków, gdzie siedziały kobiece dampiry, szyjąc na maszynach do szycia w świetle latarni, ponieważ szybko zapadał zmierzch. Pomachały nam na powitanie. Pokazała na kolejny budynek, który mijaliśmy – To sklep Jody, która potrafi wszystko naprawić. A tam jest nasze centrum medyczne lub coś w tym stylu. April stoi tam na straży, ale teraz pojechała po zapasy. Rzeczy, których potrzebuje są trudniejsze do zrobienia. A tam znajduje się szkoła Briana. - Macie tutaj panele słoneczne – zauważyła Sydney. – Bardzo mądre rozwiązanie w takim miejscu. Lana rozpromieniła się, widocznie dumna. - To był pomysł Tali. Mamy także zwyczajną elektryczność, ale ona poczuła, że powinniśmy mieć jakieś odnawialne źródło energii, w razie czego. Zapamiętałem imiona wszystkich kobiet i zauważyłem, że poza kilkoma dzieciakami, wszyscy w tej społeczności to kobiety. To było trochę szokujące, gdy zauważyłem moroja, przechodzącego pomiędzy domkami usytuowanymi dalej od innych. Dostrzegając moje spojrzenie, Lana skrzywiła się i zrezygnowana pokiwała głową.
- 148 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Tak. To tam żyją dziewczyny, które pragną zabawiać męskich gości. - Dlaczego ich tutaj wpuszczacie? – spytał Dymitr, a jego twarz pociemniała. - Ponieważ są dziewczyny, które i tak by to robiły. Wymykałyby się, żyjąc gdzieś z dala od bezpiecznego miejsca. Wolę trzymać to wszystko pod kontrolą. Niektórzy goście po prostu chcą spędzić miło czas. Są dampirki, które to akceptują, nie spodziewając się niczego innego... – Gdy mówiła, obserwowała morojskiego faceta, którego widziałem. Dampirza dziewczyna trzymała jego ramię. Oboje śmiali się, kiedy przechodzili obok nas, pochłonięci prywatną konwersacją. Okazało się, że odprowadzała go do wyjścia z komuny, a ja zauważyłem, że kółko na jej medalionie jest czerwone. Lana odwróciła się do nas, kiedy odeszli. – Inni faceci są niczym więcej jak kłopotami. To ich muszę trzymać na oku i czasami siłą stąd wyprowadzać. - Jakieś pomysły z kim była związana Oliwia? – spytałem. Lana znów zaczęła iść, prowadząc nas do sekcji domków mieszkalnych, z dala od tych, w których byli moroje. - Nie. To jej sprawa, więc nie naciskałam. Nie miała żadnych wizyt dżentelmenów, to mogę wam powiedzieć. Nie wydaje się, by miała z kimś jakieś romantyczne relacje. - Ma zainteresowanie całkiem przyzwoitego dampira – powiedziałem. – Ale całkowicie się od niego odcięła. I od wszystkich innych. - Cholerna szkoda – rzekła Lana. Stanęliśmy przed wejściem do ładnego domku z zielonymi okiennicami. – Ale kim ja jestem, żeby oceniać? Sami prowadzimy nasze własne bitwy, najlepiej jak możemy. Całkiem mądre – jak na kogoś udającego szeryfa tej leśnej ostoi, powiedziała ciocia Tatiana. Przetwarzałem słowa Lany, kiedy zapukała do drzwi domku. Otworzyła
- 149 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
dampirza kobieta o dziko kręconych włosach, szczerząc się na widok Lany. - Hej mamo. - Cześć Diana. – Lana pocałowała ją w policzek. – Czy Oliwia jest gdzieś w pobliżu? Diana przestudiowała naszą grupę, a jej wzrok najdłużej zatrzymał się na mnie. Nienawidziłem tego, że wszyscy tutaj od razu zakładali najgorsze. Smutna sprawa, że nie byli nawet tak podejrzliwi wobec Alchemików, jak w stosunku do morojskich facetów. - Jasne – powiedziała. – Pójdę po nią. Diana zniknęła w domku. Zauważyłem, że wstrzymywałem oddech, czekając na to, co się stanie. Wyczuwając moje oczekiwanie, Sydney ścisnęła mi dłoń. - Nie mogę uwierzyć, że zaraz ją zobaczymy, po tym wszystkim co się zdarzyło. Żadnych lawowych potworów. Żadnych duchowych walk. – Musiałem w końcu złapać oddech. – Czuję, że jeśli uda mi się dotrzeć do Oliwii, pomóc jej, to wtedy nie zawiodę Niny... Sydney przyciągnęła mnie bliżej. - Nie zawiodłeś jej, Adrian. Ona podjęła swoje własne decyzje. Może gdybyś był silniejszy, mógłbyś użyć więcej ducha we śnie… Głos cioci Tatiany w mojej głowie przerwał, dając mi przyswoić tę myśl. Cóż, może Nina nie byłaby wtedy w takim stanie. Bądź cicho, odwarknąłem widmowemu głosowi. Sydney ma rację. To nie moja wina. Nina dokonała własnych wyborów. Skoro tak mówisz, odparła ciocia Tatiana. Właśnie wtedy wyszła z chaty Oliwia, nosząc te same samodzielnie zrobione ubrania, które widziałem we śnie. I tak jak wtedy – była w
- 150 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
zaawansowanej ciąży. Zaczęła się uśmiechać na widok Lany, ale zauważając nas, zamarła. - Nie – powiedziała, wycofując się. – Nie, nie, nie. Rose wystąpiła naprzód. - Oliwio, poczekaj. Proszę. Chcemy z tobą porozmawiać. Chcemy ci pomóc. Oliwia gorączkowo potrząsnęła głową, a Lana otoczyła ją ramieniem. - Kochanie, naprawdę powinnaś z nimi porozmawiać. - Nie chcę żadnych rozmów! – wykrzyczała dziewczyna. Przesunęła spojrzeniem po naszych twarzach. Wyglądała jak spłoszone zwierzę, kiedy tak zebraliśmy się wokół niej. Moje serce ścisnęło się na ten widok. Gdy jej wzrok spoczął na Sydney, krzyknęła nawet głośniej. – To Alchemiczka! - Już do nich nie należę – wyjaśniła Sydney. – Jestem tu, żeby ci pomóc, tak jak cała reszta. Oliwia nadal sprawiała wrażenie przerażonej, ale przynajmniej odciągnęła swoją uwagę od Sydney. - Nie mam wam nic do powiedzenia! - Więc niczego nam nie mów – rzekłem. – Po prostu posłuchaj. Przejdź się ze mną. Tylko ze mną. Pozwól mi powiedzieć, co się dzieje z Niną. Ja się zajmę gadaniem. Imię jej siostry sprawiło, że już się nie wycofywała. Odsunęła falę czarnych włosów z twarzy, spoglądając na mnie z oczami pełnymi łez. - Nina? Wszystko z nią w porządku? W tym śnie... Wskazałem za siebie. - Chodźmy na spacer. Powiem ci wszystko. Po kilku chwilach niezdecydowania, Oliwia przytaknęła i zeszła z ganku. - 151 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Sydney zrozumiała moje ostrożne podejście i cicho trzymała się od tego z dala. Rose, z drugiej strony, wyraźnie chciała pójść z nami, ale potrząsnąłem głową. Dymitr oparł rękę na jej ramieniu, by dać do zrozumienia, jak istotne jest teraz takie działanie. Znałem Oliwię tak świetnie, jak Rose i Dymitra. Oboje na pewno chcieli dobrze, ale wiedziałem, że to było dla niej za dużo. Lęk przed przesłuchiwaniem przez grupę stanowił prawdopodobnie powód, przez który szukała schronienia tutaj w lesie. Posłałem jej uspokajający uśmiech i prawie użyłem mocy, by uciszyć jej niepokój, ale zdecydowałem w ostatniej minucie, że nie mogę tego zrobić. Jeżeli dorastała przy siostrze, która używała Ducha, zorientowałaby się, gdybym go użył. - Miłe miejsce – zauważyłem, gdy wyruszyliśmy w dół między chatami. Wysokie drzewa utworzyły baldachim ponad nami, a na gałęziach ptaki śpiewały do zachodu słońca. - Powiedz mi o Ninie – Oliwia przeszła do sedna, nie tracąc czasu na rozmowę o drobiazgach. - Czy wszystko z nią w porządku? Zawahałem się. - Można tak powiedzieć. To, co zrobiła w ostatnim śnie, w którym byliśmy... Cóż, do tego potrzebowała dużo Ducha. Bardzo dużo. Próbowałem znaleźć delikatny sposób, by wyjaśnić bez mówienia wprost, że Nina się wypaliła albo prawdopodobnie straciła rozum. - Użycie tak wiele Ducha ma katastrofalny wpływ. Powiedzieli mi właśnie, że ona, uch, dużo śpi i nic poza tym. Ale to może się zmienić. Może dojść do siebie, gdy da się jej czas na wyzdrowienie... Ona cię kocha – dodałem. – I myślę, że Neil także. Oczy Oliwii znów wypełniły się łzami. - Och, Neil. Jak mogę mu powiedzieć co się stało?
- 152 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Zatrzymałem się i odwróciłem do niej. - Słuchaj, cokolwiek to jest, on to zrozumie. Jego nie będzie obchodziło, co inny facet ci zrobił – cóż, poza tym, że będzie chciał mu skopać tyłek – ale nie będzie cię oceniać, ani nie zwróci się przeciwko tobie. Zmieszanie zastąpiło rozpacz. - Inny facet? - Cóż... Tak. – Spojrzałem w dół na jej zaokrąglony brzuch. – To znaczy, w tym na pewno brał udział jakiś moroj. A jeśli zrobił to wbrew twojej woli, musisz
nam
o
tym
powiedzieć.
On
musi
zostać
pociągnięty
do
odpowiedzialności. Czułem
się
dziwnie,
używając
określenia
"pociągnięty
do
odpowiedzialności” w tej imitacji miasta na Dzikim Zachodzie, ale zaskoczenie Oliwii mówiło, że nie przyjęła moich słów dobrze. - Nie, nie. Ty... nie rozumiesz. Nic nie rozumiesz. - Więc pomóż mi – poprosiłem, chwytając ją za ręce. – Pomóż mi zrozumieć, żebym ja mógł pomóc tobie. Obiecałem Ninie, że to zrobię. - Adrian, czy to ty? Głos mnie wołający wydawał się znajomy, więc powoli odwróciłem się od Oliwii, by zobaczyć kto to. Szliśmy na chybił trafił przed siebie i teraz staliśmy w miejscu, o którym myślałem jak o "Dzielnicy Czerwonych Latarni". Inny facet, moroj, ukazał się, opuszczając jedną z chat. Idąc niespiesznie, cieszył się czasem spędzonym w lesie. - To ty! – zawołał mężczyzna, klepiąc się triumfalnie w nogę. – Wiedziałem. Kilka sekund później, rozpoznałem go. - Wujek Rand? – zapytałem, niedowierzając.
- 153 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Podszedł do nas i się uśmiechnął. - Ten sam. Nie mogłem w to uwierzyć. W swoim życiu, w codziennych wydarzeniach oczekiwałem różnych fantastycznych i niezwykłych rzeczy. Bitwy Ducha? Żaden problem. Moja żona zamieniająca się w kota? Pewnie, śmiało. Dlatego zdumiało mnie ujrzenie krewnego, o którym nie pomyślałem od lat. Rand Iwaszkow był starszym bratem mojego taty – kimś, kogo nie myślałem, że zobaczę ponownie od czasu, kiedy byłem dzieckiem. Rand nie został wyklęty – nie oficjalnie – ale jasne było dla mnie od wczesnych lat, że każdy wolał nie widywać go w pobliżu siebie. Mój ojciec przejął jego obowiązki w Dworze i odesłał Randa z kraju w sprawach, które głównie miały na celu trzymać go z dala. Przydzielał mu rzeczy, których nie mógł zepsuć. Raz, kiedy wpadłem w kłopoty jako nastolatek na nielegalnym przyjęciu, moja matka przekonywała ojca, by mnie nie karał, mówiąc: "Przecież – powiedziała – nie zachowuje się gorzej niż twój brat”. To niedojda, szepnęła ciocia Tatiana. Czarna owca, bardziej pochłonięta spożywaniem wina i kobiet niż honorem rodziny. To coś tak jak ja, przyznałem. Ona zaś zadrwiła: Ledwie. Twoja rodzina nigdy by cię nie wygnała, aby trzymać z dala od siebie. Ostatnie, o czym wiedziałem było to, że Rand znajdował się gdzieś w Europie. Na pewno nie oczekiwałem znalezienia swojego wujka w północnym Michigan. - Co robisz tutaj? – spytałem. - To samo co ty – powiedział, mrugając do mnie. Miał identyczne, ciemnozielone oczy jak ja. W jego brązowych włosach znajdowało się trochę siwizny, a przecież nie był zbliżony wiekiem do mojego - 154 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
ojca. Możliwe, że życie pełne kobiet i wina było mniej stresujące, niż przyzwoite życie na Dworze morojów. Rand, wysoki nawet między morojami, musiał schylić się, by spojrzeć na Oliwię, sprawiając, że ta skuliła się przy mnie. - Ona jest słodka – stwierdził. – I widzę, że tworzysz własną małą linię rodzinną, hę? Też mam ich trochę. Te dampirskie dziewczyny rozmnażają się jak... - To nie jest tak – przerwałem, męcząc się wyjaśnianiem. – Nie jestem taki... Oliwia to tylko przyjaciółka, którą odwiedzam. Wujek Rand się ożywił. - Więc ona jest dostępna? Nie widziałem jej tutaj... - Nie – powiedziałem przez zaciśnięte zęby. - Ona nie jest dostępna. Słuchaj, to miło cię widzieć i w ogóle, ale to naprawdę nie jest właściwy czas albo miejsce. Mam sprawy do załatwienia. Zacząłem się obracać, wskazując Oliwii, że powinniśmy wracać do chaty Diany. Ku mojemu zdumieniu, Rand chwycił moją rękę i zatrzymał mnie – tak blisko, że zapach wódki prawie mnie powalił. - Nie bądź taki! – powiedział ostro. – Takim snobem, jak reszta twojej rodziny. Twój tata i jego święta żona zawsze postępowali tak, jakbym nie był wystarczająco dobry, by spędzić czas z pozostałymi. Ale spójrz na siebie teraz. Jesteś tutaj, nie lepszy niż ja. I słyszałem różnego rodzaju rzeczy o tobie, lecz czy ja ciebie oceniam? Widzisz, mamy dużo wspólnego. Szarpnąłem ręką. - Nie wydaje mi się. - Jesteś jak reszta! – Pchnął mnie, a jego kroki stały się niepewne przez alkohol. Nie wiedziałem, czy próbował mnie uderzyć albo tylko chwycić ponownie, ale też nigdy się tego nie dowiedziałem, ponieważ nagle wysoka postać stanęła pośrodku nas i cisnęła nim zawodowo. Spojrzałem w górę i - 155 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
ujrzałem Dymitra, intensywnie wpatrującego się z obrzydzeniem w mojego wujka, który teraz leżał na trawie. Podniósł się, gdy Sydney i Lana do nas pospieszyły. - Co tu się dzieje, do cholery? – spytała Rose. - Dzięki – powiedziałem do Dymitra. – Chociaż nie sądzę, abyśmy potrzebowali pomocy. Wszystko było pod kontrolą. - On jest zwierzęciem – warknął Dymitr. – Nie ma żadnego powodu, by miał tutaj być. - Dobrze, przypuszczam, że... – przerwałem i rozważyłem ponownie słowa strażnika. - Czy ty go znasz albo coś? Dymitr mi się przyjrzał. - Tak. A ty? - To mój wuj. Rand Iwaszkow. - Tak? Wyraz twarzy Dymitra nie zmienił się ani o cal, gdy powiedział: - On jest moim ojcem. 9
9
Olena to miała gust, nie ma co! | B.
- 156 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 10 Sydney I TAK PO PROSTU ciąża Oliwii Sinclair nie była dłużej najbardziej zadziwiającą rzeczą, która się wydarzyła. Albo, cóż, miała poważną konkurencję w swojej dziwaczności. Wszyscy staliśmy niezgrabnie na środku ścieżki, a śpiewające wokół nas ptaki sprawiały, że te niespodziewane nowinki rodzinne stały się nawet bardziej surrealistyczne. Nawet Rose, której rzadko brakowało słów, stała z otwartymi ustami. Moroj – Rand Iwaszkow, według Adriana – zamrugał, patrząc na Dymitra, jakby zobaczył ducha. Pewność siebie i zarozumialstwo Randa odrobinę się zmniejszyły. Wykonał niepewny krok w tył. - Cóż, niech mnie diabli. To ty, Dimka. – Oblizał swoje wargi i próbował się uśmiechnąć. – Wyglądasz całkiem nieźle jak na faceta, który był nieumarły, mam rację? – Rozejrzał się wokół i sprawdzał, czy zaśmialiśmy się z jego żartu. Staliśmy w milczeniu. Dymitr zwrócił się do Lany: - Czy on sprawia problemy? – spytał uprzejmie. – Macie problemy z usunięciem go stąd? Będę szczęśliwy, mogąc zrobić to za was. - Potrafimy zadbać sami o siebie – odpowiedziała, jednak bez złośliwości. Jakby wezwana na jakiś niewidoczny sygnał, zjawiła się Mallory, a jakaś inna dampirka, która wyglądała jak strażniczka, pojawiła się na ścieżce za nią. Mallory nie wyglądała już jak rozmarzona fanka. W tym momencie była tak groźna, jak każdy strażnik, którego spotkałam. Rand rozluźnił się odrobinę. - Tak, widzisz? Nie ma potrzeby, by działać pospiesznie. Lana skupiła na nim wzrok. - To nie oznacza, że jesteś tu mile widziany.
- 157 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Hej – powiedział. Pewność siebie wróciła. – Mam prawo tu być. Odwiedzałem Elaine. Jest rezydentką. Może mieć gości. - Może przyjmować gości według mojego uznania – poprawiła Lana, zaciskając pięści na biodrach. – A ja mówiłam ci już wcześniej, że nie życzę sobie tutaj picia. Podniósł ręce, co najwyraźniej miało być gestem uspokajającym. - Dobrze, nie wypiję ani kropli. Przysięgam. Ale nie możesz mnie teraz wyrzucić – nie, gdy mój syn i bratanek tu są. To praktycznie jest spotkanie rodzinne. Rose w końcu odzyskała głos i odwróciła się do Dymitra. - Naprawdę? Ten facet? Jesteś pewny? Podzielałam jej niedowierzanie. Oczy Dymitra były chłodne, odkąd tylko spoczęły na wuju Adriana. - Jestem. Choć myślałem, że wyjechał na wędrówkę po Europie. Rand pokręcił głową. - Nie byłem tam od lat. W tym biznesie, w który wkręcił mnie Nate, powiedziano mi, że nie potrzebują już moich konsultacji. Jak ostatnio miewa się Olena? - Nigdy więcej nie wypowiadaj imienia mojej matki – warknął Dymitr. - Naprawdę? – powtórzyła Rose. – Ten facet? Wzmianka o matce Dymitra i ojcu Adriana – którego nigdy nie słyszałam, by nazywano „Nate” – wywołała u nas wszystkich największe zdziwienie. Szczęka Adriana opadła, gdy uderzyło w niego zrozumienie. - Czy my... to oznacza... Jesteśmy kuzynami?10 – zawołał, odwracając się w stronę Dymitra. Rose wytrzeszczyła oczy jeszcze bardziej. Obok nas Oliwia poruszyła się niespokojnie i krzywiąc się, położyła dłoń na plecach. O ile dla reszty z nas był to niewyobrażalny rodzinny dramat, 10
OMG, ahaha. To chyba moja ulubiona scena z TRC jak do tej pory <3 |M.
- 158 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
wyobrażałam sobie, że dla niej było to niezbyt znaczące, w porównaniu do wszystkiego, co działo się w jej życiu. Dymitr natychmiast wkroczył do akcji i złapał jej ramię. - Jesteś zmęczona. Nie ma potrzeby, żebyś stała tu i znosiła to wszystko. Odprowadzę cię z powrotem. Zaczął prowadzić Oliwię w kierunku pokoi Diany, ale zatrzymał się, by spojrzeć na Lanę. - Cokolwiek z nim zrobisz, to twój wybór, ale będę bardziej niż zadowolony mogąc pozbyć się go dla ciebie, jeśli chcesz. - Poradzimy sobie z tym – odpowiedziała. Dymitr skinął głową, a następnie odprowadził Oliwię, jak rycerz z rycerskiej, aczkolwiek surrealistycznej, bajki. Rose była rozdarta pomiędzy pójściem z nimi a pozostaniem, ale ostatecznie podążyła za tamtą dwójką w dół ścieżki. Lana odwróciła się do mnie i Adriana. - Będziecie za niego ręczyć, jeśli zostanie? - Mój wujek? – spytał Adrian. – Do diabła, nie. Nie widziałem go od lat. Nic o nim nie wiem. - Och, daj spokój – zawołał Rand. – Jesteśmy rodziną. I Lano, nie możesz mnie naprawdę wyrzucić. Niedługo słońce zajdzie. Były już doniesienia o tym, że widziano tu strzygi w tym tygodniu. Zastanawiałam się, czy przesadzał dla własnej korzyści, jednak poważna twarz Lany sugerowała inaczej. - W porządku. Możesz spędzić noc w kwaterach dla gości z przodu komuny. Rand wskazał na prywatne kabiny. - Nie ma takiej potrzeby. Jestem pewien, że Elaine... - Kwatery gościnne – powtórzyła głośniej Lana. – Albo możesz już teraz odejść.
- 159 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rand westchnął dramatycznie, jakby zamiast otrzymanej w rzeczywistości od niej wielkiej łaski, spotkały go straszne niedogodności. - Dobrze. Odprowadzisz mnie tam chociaż, Adrian? Później możesz wrócić do tej dampirki, z którą wpadłeś. Adrian skrzywił się, ale go nie poprawił. Lana już się odwróciła, nie zostawiając mi i Adrianowi żadnego wyboru, poza odprowadzeniem Randa. Niemniej jednak zauważyłam jej strażników, zachowujących odpowiednią odległość, gdy nasza trójka ruszyła z powrotem na przód komuny. Lana nie zamierzała zostawić Randa bez nadzoru. - Co u twojego ojca? – spytał Adriana przyjacielskim tonem Rand. – I twojej mamy? - Nie mieszkają razem – odpowiedział Adrian. – Sądziłem, że wiesz. - Nate już ze mną nie rozmawia. Nikt nie rozmawia. Jestem zmuszony przyjmować informacje z drugiej ręki. – Brzmiał z tego powodu na strasznie zgaszonego. Zrozumiałam, że to był ktoś, komu było żal samego siebie. - Może to jest coś, nad czym powinieneś pomyśleć – zauważył spokojnie Adrian. – Jeśli nikt z tobą nie rozmawia, może oni nie są problemem. Może ty jesteś. Posłał Adrianowi krzywe spojrzenie. - Nie pozuj na tak wielkiego i potężnego. Mówiłem ci... słyszałem o tobie. Tobie i twojej... ludzkiej żonie. Rand nagle się zatrzymał, gdy coś do niego dotarło. Jego wzrok padł na mnie, a później wrócił do Adriana. - Czekaj... Ona? Alchemiczka? A ty po prostu... pokazujesz się publicznie? W ogóle się nie wstydzisz? Adrian pozostał nadzwyczajnie spokojny. - Ma na imię Sydney. A my nie mamy się czego wstydzić. Ludzie i moroje zawierali małżeństwa. Nadal zawierają u Powierników. Sydney i ja się kochamy. Tylko to ma znaczenie. - 160 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rand pokręcił głową z niedowierzaniem. - Cóż, więc witaj w rodzinie, Sydney. Przynajmniej dzięki temu nie jestem już najbardziej skandaliczny. – Spojrzał na Adriana. – Powiem ci jednak, że nasza ciotka przewracałaby się w grobie, gdyby wiedziała, co zrobiłeś. - Sądzę, że poradziłaby sobie z tym. Znam ją bardzo dobrze – rzekł Adrian. Chwilę później zdał sobie sprawę z tego, co powiedział. – To jest... znałem ją bardzo dobrze. Obserwowałam go uważnie, próbując określić, czy naprawdę było to przejęzyczenie. Odkąd przyznał mi się, że słyszy w głowie swoją ciotkę, mało wspominał o tym, jak często do niego mówiła. Pozornie niewzruszony w tej chwili skupiał uwagę na Randzie. - Dlaczego nie było cię na jej pogrzebie? Rand wzruszył ramionami i zwolnił kroku, bo zbliżyliśmy się do przodu budynku, na którym wisiała tabliczka „GOŚCIE”. - Nie lubię pogrzebów. Nie miałem też wystarczająco dużo czasu, żeby wrócić, gdy o tym usłyszałem. Przebywałem w Europie, kiedy to się stało. - Rosja? – spytałam. Spędziłam sporo czasu w Rosji i byłam całkiem pewna, że zapamiętałabym spotkanie w kręgach morojskich z kimś tak okropnym jak Rand Iwaszkow. - Francja – poprawił. – Nie byłem w Rosji od jakiegoś czasu. - Byłeś tam co najmniej raz – zauważył Adrian. – Jeśli Dymitr naprawdę jest twoim synem. Rand się wyprostował. - Jest nim, a ja byłem tam wiele razy. Ta rodzina nigdy mnie nie ceniła. Więc przestałem się u nich pojawiać. Adrian spojrzał na niego uważnie. - Naprawdę? To wszystko z tej historii? Pomimo swojego wizerunku twardziela, Dymitr jest bardzo wyrozumiałym człowiekiem. Zgaduję, że musisz
- 161 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
taki być, jeśli chcesz ruszyć dalej ze swoim życiem po byciu strzygą. Ale ty? Jest na ciebie wkurzony. Rand odwrócił od nas wzrok. - Jego matka i ja przestaliśmy się dogadywać. Chłopcy przesadzają w tego typu sprawach, to wszystko. – Wszedł na ganek. – Wejdziecie? Równie dobrze możecie już ubiegać się o swój pokój, zanim zjawią się inni faceci, chcący tu nocować. - Nie zostajemy tutaj – powiedział Adrian. Rand wskazał w kierunku ciemniejącego na zachodzie nieba. - Zostaniecie tutaj na noc. To ich jedyny domek gościnny. Gdzie indziej macie zamiar się zatrzymać? Adrian i ja wymieniliśmy krótkie spojrzenia. Nocowanie tu nie było w żadnym z naszych planów. - Nie tutaj – powiedział stanowczo. – Nie z tobą. - Odrzucaj mnie, jeśli chcesz, ale ja wykorzystuję najlepiej wszystko, co mam – powiedział Rand ze złością. – Nigdy nigdzie nie pasowałem, nigdy nie grałem według ich zasad, więc jeden po drugim mnie odrzucili. To stanie się też z tobą, tylko poczekaj. To cena poślubienia jej. Straciłeś wszystko, co mogłeś mieć jako Iwaszkow. Wkrótce zobaczysz, jak to jest dryfować z miejsca na miejsce. - Musimy iść sprawdzić, co z naszymi przyjaciółmi – powiedział mu Adrian, biorąc mnie za rękę i szykując się do odejścia. – Miło było cię spotkać. - Jesteś okropnym kłamcą, chłopcze – zawołał za nami Rand. - Ma rację? – spytałam cicho, gdy byliśmy już w odpowiedniej odległości od kwater gości. - Że jestem okropnym kłamcą? Nie. Jestem fantastycznym kłamcą. Zatrzymałam się, zmuszając go do tego samego. Było wystarczająco ciemno, a jedyne światło pochodziło z rozmieszczonych strategicznie wzdłuż głównej ścieżki latarni. - 162 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Adrian, chodziło mi o to, co mówił o mnie... Naprawdę tyle cię kosztowałam? Zawsze rozmawialiśmy o mnie 11, będącej z dala od ludzi, ale ty zrezygnowałeś z życia jako członek rodziny królewskiej dla... - Sydney – przerwał Adrian, biorąc moją twarz w dłonie. – Nigdy, przenigdy nie myśl w ten sposób. Nie żałuję niczego, co się stało. Bycie z tobą jest najlepszą rzeczą, jaka mi się przydarzyła, najlepszą decyzją, jaką podjąłem w swoim nieudolnym i lichym życiu. Przeszedłbym przez to ponownie, by być przy twoim boku. Nigdy w to nie wątp. Nigdy nie wątp w to, co do ciebie czuję 12. - Och, Adrian – powiedziałam, pozwalając mu wziąć mnie w ramiona, zaskoczona emocjami, które we mnie wzbierały. Trzymał mnie mocno. - Kocham cię. Jeśli już, to nie mogę uwierzyć, że zrezygnowałaś ze wszystkiego, żeby być ze mną. Zmieniłaś swoje całe życie dla mnie. - Moje życie nawet się nie zaczęło, dopóki nie spotkałam ciebie – powiedziałam mu gwałtownie. Adrian odsunął się i spojrzał na mnie uważnie, na jego twarzy pojawiły się cienie. - Kiedy widzisz kogoś takiego jak on, jak wujek Rand, denerwujesz się? Że mogę się taki stać? Czułam, że moje oczy się rozszerzają. - Nie – powiedziałam stanowczo. – Nie jesteś taki jak on. Mogłam stwierdzić, odczytując z twarzy Adriana, że nie był tego tak pewny i stał się niebezpiecznie bliski popadnięcia w jeden ze swoich depresyjnych stanów. Jego ostatnie wykorzystanie ducha z Niną sprawiło tylko, że stał się na nie o wiele bardziej podatny. Adrian mógł nie mieć wątpliwości co do mnie i naszej miłości, ale przyszłość, którą przepowiedział Rand – my, dryfujący bez miejsca, w którym możemy żyć – mogła być równie dobrze prawdziwa. To mnie wystraszyło, Adriana także. Z wielkim wysiłkiem 11 12
No właśnie… Wreszcie to sobie uświadomiła xD |M. Och, Aaadrian *,* |M.
- 163 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
obserwowałam, jak próbował odrzucić swoje ciemne myśli i przybrać radośniejszy wyraz twarzy. - Cóż, zgaduję, że jaśniejszą stroną tego wszystkiego jest to, że mogę świętować zyskanie nowego członka rodziny. Niemal zapomniałam o wstrząsających rewelacjach o nim i Dymitrze. - To na pewno prawda? Jak mogłeś o tym nie wiedzieć? Adrian potrząsnął smutno głową i ruszył ponownie do przodu. - Z tego co słyszałem o „działalności” wujka Randa, może mieć równie dobrze dziesiątki nieślubnych dzieci na całym świecie. Dlaczego nie Dymitra? - To po prostu wydaje się dziwne, że Dymitr wcześniej nic o tym nie powiedział – zauważyłam. - Mnie również to zaskoczyło – przyznał Adrian, gdy dotarliśmy do chaty Diany. – Choć, jeśli mam być szczery, nigdy nie myślałem o tym, że ma ojca. On po prostu wydaje się być takim typem faceta, który zaistniał od razu jako dorosły. Albo, jeśli miałbym namalować dla niego ojca, to pewnie zrobiłbym po prostu siwowłosą wersję jego w prochowcu13. Zaśmiałam się i podążyłam za nim na ganek chaty. Gdy zapukaliśmy, ktoś krzyknął, żebyśmy weszli. Znaleźliśmy Rose i Dymitra siedzących w małym salonie. Diana niespodziewanie wyszła. Oliwia leżała na kanapie, wyglądając blado. - Wyjechał? – spytał Dymitr. Jego ton wyraźnie powiedział nam, o kim była mowa. Adrian i ja usiedliśmy razem na drewnianej ławce. - Nie – powiedziałam. – Zostaje w domku dla gości i myśli, że my również. - Wolę wymyślić mnóstwo form tortur, którym chciałbym go poddać, niż spędzić noc pod tym samym co on dachem – oświadczył śmiertelnie poważnie Dymitr. - Jestem pewny, że do tego nie dojdzie – odpowiedział Adrian. 13
Też miałam taką wizję, a tu… cóż.
- 164 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Oliwia mówi, że możemy zostać tu na noc – wyjaśniła Rose. – Jeśli nie masz nic przeciwko zrobieniu sobie łóżka na podłodze. - Biorąc pod uwagę alternatywę? Nie ma problemu. – Adrian utkwił wzrok w Dymitrze. – Kiedy zamierzałeś poinformować nas, że jesteśmy jedną wielką szczęśliwą rodziną? Na twarzy Dymitra pojawił się bolesny wyraz. - Szczerze mówiąc, nie wiedziałem. Adrian rozłożył ręce. - Daj spokój. Masz... ile? Trzy siostry? Ten gość najwidoczniej pojawiał się u was często. Nigdy nie przyszło ci do głowy, że Rand Iwaszkow może być związany z innym Iwaszkowem, którego znasz? W oczach Dymitra zatlił się gniew. - Nigdy nie powiedział nam swojego pełnego imienia. Zawsze był tylko Randallem. Wiedzieliśmy, że jest amerykańskim członkiem królewskiego rodu, który często przyjeżdżał w interesach. Nigdy nie zadawaliśmy pytań. Moja matka lubiła go... przez jakiś czas. - Wspomniał o tym, że przestało im się układać – zauważyłam. – Twierdził, że nie był ceniony. Tlący się gniew w jego oczach zmienił się w płomień. - Nie był ceniony? Pojawiał się u mojej matki, gdy był pijany i nie umiał znaleźć drogi. Te słowa sprawiły, że nawet Adrian się wyprostował. - Więc co się stało? – spytał cicho. Dymitr nie odpowiedział, ale Rose to zrobiła. - Dymitr go wyrzucił – odparła. Zapadła cisza, przerywana tylko przez Oliwię, która przekręcała się na kanapie. Słuchała w ciszy, jej twarz marszczyła się w dyskomforcie. Adrian spojrzał na nią z wyrazem, który już znałam, jednym z tych, które w jakiś sposób były zarówno skoncentrowane, jak i roztargnione. Oglądał jej aurę. Przez - 165 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
chwilę chciałam go za to zbesztać, ale ostatecznie zrezygnowałam. To jego druga natura. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że robi to przez większość czasu. Naprawdę zużywało to jedynie odrobinę Ducha, zgodnie z tym, co mówiła Sonia, więc postanowiłam wybierać bitwy o większe wydatki. - Wszystko w porządku? – spytał Oliwię z niepokojem. - Nie czuję się dobrze – powiedziała. Przesunęła dłonią w dół brzucha. – Trochę boli. Mam tak przez całą ciążę. - Twoje kolory są inne niż wcześniej. To niemal jak patrzenie na dwie ludzkie aury zlane ze sobą. – Brwi Adriana uniosły się. – Zaczynasz rodzić? Wyglądała na zaskoczoną tą myślą... ale także wystraszoną. - Ja... nie jestem pewna. Ból jest gorszy niż zazwyczaj, ale nadal mam miesiąc... Głośne dzwonienie wielkiego żelaznego dzwonu zabrzmiało w powietrzu. Rose i Dymitr natychmiast wstali. - Co to? – spytała. Dymitr wyciągnął srebrny kołek zza pasa. - Ostrzeżenie przed strzygami. Mamy taki sam system w Baia. Pobiegł do drzwi, Rose była tuż za nim. Zanim wyszli, wskazał na palenisko. - Rozpalcie ogień. Jeśli jakaś strzyga tu wejdzie, wepchnijcie ją do niego. Nie rozwinął tego, jak dokładnie mielibyśmy to osiągnąć, brutalną siłą czy Duchem Adriana, ale zniknęli, zanim zdążyłam ich spytać. Adrian i ja spojrzeliśmy na siebie. Nowe zagrożenie pobudziło nas do działania. Niewielkim zaklęciem sprawiłam, że ogień w palenisku nagle stał się dwa razy większy. To nasza najlepsza broń przeciwko strzygom. Mogłam przywołać go z powietrza, ale gotowe źródło pomogłoby zarówno mnie, jak i Adrianowi. Oliwia krzyknęła, gdy płomienie wzrosły. Odwróciłam się do niej. Ból wykrzywiał jej twarz, gdy położyła dłoń na brzuchu. - Wszystko w porządku? - 166 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Myślę... Myślę, że dziecko jednak się rodzi – jęknęła. Adrian zbladł. - Gdy mówisz rodzi, masz na myśli teraz czy jakoś w niedalekiej przyszłości? Pytanie było wystarczająco śmieszne, by na chwilę oderwać ją od bólu. - Nie wiem! Nigdy wcześniej nie rodziłam dziecka! Adrian spojrzał na mnie. - Więc... um, wiesz jak to zrobić, prawda? Wydać na świat dziecko? - Co? – spytałam. Chwytała mnie panika. – Dlaczego w ogóle tak pomyślałeś? - Bo jesteś taka dobra we wszystkim innym – powiedział. – Wszystko, co wiem to jedynie to, co widziałem w filmach. Przegotowana woda. Podarte prześcieradła. Jak zwykle uchwyciłam się logiki, żeby spróbować się uspokoić. - Możesz zagotować wodę do sterylizacji. Ale prześcieradła? To nie do końca... Krzyk z zewnątrz przerwał moje paplanie. Adrian przesunął się, by zasłonić opiekuńczo Oliwię, a ja stworzyłam kulę ognia w dłoni. Gapiliśmy się bez słowa w ciemne okno, nie wiedząc co się działo. Usłyszeliśmy wrzask i kolejny krzyk, które sprawiły, że puściłam wodze fantazji. - Chciałabym, że Neil tu był – wyszeptała Oliwia. - Ja także – powiedziałam, myśląc że czułabym się o wiele lepiej, gdyby stał przy drzwiach ze srebrnym kołkiem. Adrian ścisnął dłoń Oliwii. - Wszystko będzie dobrze. Sydney i ja cię ochronimy. Nic, czego nie chcemy, nie przejdzie przez te drzwi. Właśnie wtedy drzwi się otworzyły i pojawił się Rand Iwaszkow z szalonym wyrazem twarzy. - Co się tam dzieje? – spytałam. - 167 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Zatrzasnął drzwi za sobą i opadł na krzesło. - Strzygi. Dymitr powiedział mi, żebym został z wami. – Spojrzał niepewnie na stan Oliwii. – Gdybyście potrzebowali pomocy. - Nie, chyba że masz tajny tytuł doktora, który ukrywałeś przed rodziną – rzucił Adrian. - Jak wiele jest tam strzyg? – spytałam. Rand pokręcił głową. - Nie jestem pewny. Prawdopodobnie tylko kilka, inaczej już bylibyśmy martwi. Ale kilka może zrobić wiele zniszczeń, jeśli się przedostaną. Oliwia wydała cichy okrzyk bólu. Odwróciliśmy się do niej. - Kolejny skurcz – zauważyłam. - Przynajmniej minęło kilka minut. Może on poczeka, aż to wszystko się skończy – odpowiedziała Oliwia. - On? Wiesz, że to chłopiec? – spytał Adrian. - Nie jestem pewna – przyznała. – Ale mam przeczucie. - Wierzę w przeczucia – powiedział poważnie Adrian. Rozbrzmiał kolejny krzyk, a ja starałam się rozproszyć uwagę Oliwii. Mogłam nie wiedzieć wszystkiego na temat porodu, ale stres jak ten nie mógł być dobry dla kobiety w ciąży. - Jak zamierzasz go nazwać? – spytałam. Adrian podążył tym tematem. - Adrian Sinclair ładnie brzmi – powiedział. Oczy Oliwii, pełne strachu, patrzyły na okno i drzwi, ale na ten żart jej wargi wykrzywiły się w kolejny uśmiech. - Declan. - Ładne irlandzkie imię – powiedziałam. - To może się udać – przyznał Adrian. – Declan Adrian Sinclair. - Declan Neil – poprawiła.
- 168 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Zastanawiałam się, jak Neil będzie się czuł z tym, że czyjeś dziecko ma imię po nim. W niekończącym się chaosie, który wywiązał się odkąd przyjechaliśmy, nie było okazji, by porozmawiać z Oliwią o okolicznościach, które przywiodły ją tu, do komuny. A jeśli będziemy kontynuować nasze niespokojne czuwanie, wydaje się mało prawdopodobne, że porozmawiamy o tym w najbliższym czasie. Rozmowa uschła w miarę upływu czasu. Wszystkim, co mogliśmy zrobić, było czekanie. Dźwięki z zewnątrz wreszcie się uspokoiły i nie wiedziałam, czy mam być spokojna, czy bardziej zaniepokojona. Równie niepokojące było to, że skurcze Oliwii stawały się coraz częstsze. Zastanawiałam się, czy mimo wszystko powinniśmy zagotować wodę. Drzwi otwarły się ponownie i niemal rzuciłam kulę ognia w nowoprzybyłą, dopóki nie zobaczyłam, że była to Rose. Jej twarz pokrywały krew i brud. - Załatwiliśmy ich – powiedziała. – Nikt z naszych ludzi nie umarł, ale jest wielu rannych. Ich lekarza nie ma, więc zastanawialiśmy się, Adrian, czy mógłbyś... Nie musiała kończyć, ale wiedziałam, czego chciała. Adrian także. Odwrócił się do mnie, jego twarz była wypełniona bólem. - Adrian... - Powiedziała, że nikt nie umarł – przerwałam. - Niektórzy mogą być bliscy śmierci – sprzeciwił się. – Zwłaszcza, jeśli nie mają lekarza. Spojrzałam ponownie na Rose. - Są tam ludzie, którzy mogą umrzeć? Zawahała się. - Nie wiem. Niektórzy są w wyraźnie złym stanie. Widziałam mnóstwo krwi, gdy byłam w ich lecznicy. Adrian ruszył w kierunku drzwi. - Więc to jest to. Zamierzam im pomóc. – Zatrzymał się, by spojrzeć na Oliwię. – Ona także kogoś potrzebuje. Teraz. Dziecko się rodzi. Sydney... - 169 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Nie, idę z tobą. Znam podstawy pierwszej pomocy – powiedziałam, chociaż moją prawdziwą motywacją było to, by mieć Adriana na oku. – Rose, możesz pomóc Oliwii? Albo sprowadzić kogoś, kto może? Spojrzenie na twarz Rose pokazało, że czuła się tak samo nieprzygotowana na to jak ja, ale skinęła szybko głową. - Spróbuję znaleźć kogoś, kto naprawdę wie co robić. Musi być wielu ludzi, którzy pomagali przy tym wcześniej. Ale Sydney, jesteś pewna, że chcesz iść? Jakiś Alchemik jest w drodze, żeby pomóc zniszczyć ciała. - Alchemik? – sapnęła Oliwia. Zamarłam i nagle zawładnął mną zupełnie nowy rodzaj paniki. - W drodze? - Nie ma go tu jeszcze – zgodziła się Rose. – Myślę, że powiedzieli, że ma na imię Brad albo Brett, czy coś. Współpracuje z Marquette. - Nie ryzykuj – powiedział mi Adrian. – Zostań tutaj. Zawahałam się, wiedząc że to mądre posunięcie. Idiotyczne byłoby narażanie się na ryzyko teraz, po tym wszystkim, co zrobiłam, żeby uniknąć ponownego złapania przez Alchemików. Jednak w tym samym czasie po prostu bałam się, co może stać się Adrianowi, jeśli zostawię go samego przy stosowaniu Ducha. - Brada lub Bretta jeszcze tu nie ma. Zniknę, gdy się pojawi. Twarz Adriana powiedziała mi, że nie spodobał mu się ten plan, ale Oliwia przemówiła, zanim on się odezwał. - Czy on jest jak ty? – spytała, zainteresowana bardziej niż się spodziewałam. – Były Alchemik? Potrząsnęłam głową. - Raczej nie. Prawdopodobnie jest zwykłym, analitycznym typem, który myśli, że wampiry są wybrykami natury.
- 170 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Oliwia wyglądała na jeszcze bardziej zaniepokojoną, a ja przypomniałam sobie jej strach, gdy zobaczyła mnie wcześniej. Rose posłała jej uspokajający uśmiech. - Wiem, że oni nie zawsze mają najwspanialsze charaktery, ale ten jeden może pomóc przy sprzątaniu. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. A w międzyczasie zamierzam przysłać kogoś do pomocy przy dziecku. – Posłała Randowi twarde spojrzenie. – Poczekaj z nią, dopóki ktoś się tu nie pojawi. Chodźcie, wy dwoje. Adrian i ja podążyliśmy za nią na zewnątrz zaciemnionej komuny, a we mnie zakiełkowało uczucie strachu, zupełnie inne od tego, które czułam podczas ataku strzyg. Latarnie wzdłuż ścieżki sprawiały, że wszystko wyglądało bardziej złowrogo. Widzieliśmy mało dowodów świadczących o obecności strzyg, dopóki nie dotarliśmy do chaty Lany, gdzie zebrano rannych. Było tam kilkanaście dampirów, zakrwawionych i pobitych, ale czujnych na tyle, na ile mogli. Dymitr podbiegł do nas, gdy weszliśmy. - Dziękuję za pomoc – powiedział. – Wiem, że to dla ciebie trudne. - To właściwie w ogóle nie jest trudne – odpowiedział Adrian. - Adrian – ostrzegłam. – Bądź z tym rozsądny. Zajmuj się tylko tymi w naprawdę krytycznym stanie. Rozejrzał
się
wokół,
obserwując
wszystkie
dampiry
leżące
na
prowizorycznych łóżkach. Rose miała rację co do tego, że było mnóstwo krwi. Jęki bólu wypełniały powietrze. - Jak możemy wybrać, kto zasługuje na leczenie? – spytał cicho Adrian. – Szczególnie, że oni wszyscy dopiero co walczyli, byśmy byli bezpieczni. - Pomogę ci ocenić ich stan zdrowia – powiedziałam. Dymitr wskazał na drugi koniec pokoju. - Niektóre z najgorszych przypadków są tam. Cokolwiek możesz zrobić, pomoże. Ja muszę tam wrócić. Okazuje się, że jeden z nich uciekł i jest w lesie. Ruszamy za nim. - 171 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Idę także – powiedziała natychmiast Rose. Dymitr szybko dotknął jej policzka. - Potrzebuję cię tutaj. Pomóż Adrianowi i Sydney. - Pomożesz nam później – powiedziałam. – Teraz znajdź kogoś dla Oliwii. Brwi Rose uniosły się na to i pośpiesznie ruszyła znaleźć Lanę. Adrian i ja skupiliśmy się na pomocy rannym. Próbowałam ponownie go ostrzec, aby uważał przy stosowaniu magii, ale to nie było łatwe. Wszystkim, na czym mógł się skupić, to otaczające go cierpienie – i to, jak chciał to wszystko naprawić. Postawił na leczenie, hojnie używając ducha. Ostatecznie zaczął z krytycznymi przypadkami, które wskazał Dymitr. Ja natomiast zaczęłam robić co mogłam, w nadziei, że Adrian zobaczy, iż nie musi używać ducha na wszystkich. Opatrywałam płytkie pokrzepiające
rany
przemowy.
i rozdawałam wodę. Większość
z
pacjentów
Wygłaszałam nawet była
nieprzytomna.
Pracowałam ciężko, aby utrzymać pozytywne podejście do pacjentów, zapewniając ich, że wszystko będzie dobrze. Co jakiś czas zatrzymywałam się, żeby sprawdzić Adriana. Mallory była wśród rannych. Ona i inny strażnik wyglądali bardzo źle, stracili dużo krwi. Z tego, co odczytał z jej aury Adrian, miała kilka złamanych żeber, a także kilka wewnętrznych urazów. Wydawało się, że strzyga ugryzła ją w miejsce, gdzie łączyły się jej ramię i szyja, a krew wylewała się z żył, mimo prób zabandażowania. Była jedną z nieprzytomnych osób i wydawało się trudne do uwierzenia, że zachwycała się nad Rose i Dymitrem zaledwie kilka godzin temu. Była priorytetem Adriana, który przywrócił ją do niemal całkowitego zdrowia. Cieszyłam się z jej powodu, ale skrzywiłam się na tą moc, której musiał do tego użyć. Bez słowa przesunął się do następnego pacjenta. Gdy był w połowie kolejnego uzdrawiania, podbiegła do mnie Rose. - Wysłałam kogoś do Oliwii. Ale musisz teraz ze mną pójść – na górę. Alchemik się zjawił.
- 172 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Skończyłam bandażowanie i dałam kolejne ostrzeżenie Adrianowi o ostrożności. Skinął mi głową i zastanawiałam się, czy w ogóle słyszał moje słowa. Jednak nie było czasu na relaks, nie z Alchemikiem, który miał tu przyjść i potencjalnie cofnąć wszystko, co Adrian i ja zrobiliśmy, by się uwolnić. Serce mi się ścisnęło, gdy podążałam za Rose na drugie piętro domku Lany. Odetchnęłam z ulgą, gdy tam dotarłyśmy. Było to nic innego, jak poddasze, ale utrzymywało mnie z dala od wzroku ludzi poniżej. Niestety, trzymało mnie także z dala od tego, co działo się na dole. - Rose – powiedziałam, gdy zaczęła iść. – Musisz upewnić się, że Adrian nie... Nagle w drzwiach pojawił się dampir i skinął nagląco na Rose. Byli zaniepokojeni i rozmawiali szeptem za drzwiami. Rose wyglądała na zmartwioną. Spojrzała w moją stronę, a później podążyła za dampirem na dół. Zostałam sama na więcej niż godzinę, z niczym innym do roboty, jak tylko chodzeniem i martwieniem się tym, co się dzieje. W końcu Diana zjawiła się, by powiedzieć mi, że Alchemik się przeniósł do innej części obozu i że mogę przyjść na dół, bo nie ma już powodu, żeby wrócił z powrotem do szpitalika. Nie traciłam czasu na odpowiedź. Byłam zszokowana, gdy zobaczyłam, że prawie każda osoba, która wcześniej leżała na podłodze ranna, teraz już chodziła, wyglądając zdrowo i dobrze. Adrian właśnie skończył uzdrawianie, a ja patrzyłam z otwartymi ustami, nie mogąc uwierzyć w to, czego byłam świadkiem. - Adrian... co zrobiłeś? Zajęło mu kilka chwil, by odwrócić się do mnie. Gdy to zrobił, ledwo mogłam uwierzyć w różnicę, którą w nim dostrzegłam. Wyglądał tak źle, jak jego pacjenci wcześniej – blady, spocony, ze szklanymi oczami. Złapałam go za ramię, obawiając się, że może zemdleć z wyczerpania. - Jak wielu z nich wyleczyłeś? – wyszeptałam. Przełknął ślinę i rozejrzał się bezmyślnie. - 173 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Ja... ja nie wiem. Tylu, ilu mogłem... Chwyciłam jego rękę, wypełniając się mieszanką gniewu i strachu. - Adrian! Nie musiałeś tego robić! Rozglądając się dokoła, zauważyłam ludzi, którzy mieli zaledwie lekkie obrażenia – kilka zadrapań i siniaków – które były już kompletnie niewidoczne. Odwróciłam się do niego z niedowierzaniem. - To było marnotrawstwo twojej energii! Większość z tych ludzi wyleczyłaby się sama. Wydawało się, że zaczyna powoli dochodzić do siebie. - Mogłem im pomóc... więc czemu nie? Gdy zacząłem, było po prostu tak trudno skończyć... Co w tym złego? Zanim zdążyłam nawet to przetworzyć, pojawiła się Rose, mając grobową minę. - Słuchajcie... jest coś, co powinniście wiedzieć. Oliwia zniknęła. Byłam tak skupiona na wycieńczonym Adrianie, iż myślałam, że się przesłyszałam. - Co masz na myśli, mówiąc, że zniknęła? - Zakradła się i powaliła Randa, był nieprzytomny. Później uciekła, zanim Lana tam dotarła, by pomóc przy porodzie. Adrian,
choć
oszołomiony,
starał
się
skupić
na
tej
pozornie
nieprawdopodobnej zmianie zdarzeń. - Oliwia... powaliła kogoś... gdy była w trakcie porodu? Jak? - Nie mam pojęcia – powiedziała smutno Rose. – Ale zniknęła... Prawdopodobnie uciekła do lasu. - Do lasu – powtórzył Adrian. Wypełniła go nowa energia, gdy zawładnęła nim panika. – W trakcie porodu. W ciemności. Czy strzyga nadal tam jest? Wyraz twarzy Rose odpowiedział za nią, a Adrian pospieszył do drzwi, ze mną depczącą mu po piętach. - Musimy iść – powiedział. – Musimy iść i ją znaleźć. - 174 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rose próbowała nas zatrzymać. - Adrian, nie jest bezpiecznie, by... Dymitr nagle wbiegł przez drzwi. - Znaleźliśmy ją. Znaleźliśmy wszystkich. Musisz tam pójść, Adrian. Musisz iść teraz. Podążyliśmy za nim bez pytań, a ja starałam się nadążyć za innymi, którzy stawiali dłuższe kroki. Rose także biegła. - Znaleźliście strzygę? – zawołała, gdy minęliśmy centrum komuny. - Tak. Tam. – Dymitr wskazał na dwa dampiry, ciągnące ciało martwej strzygi. Nieśli je w miejsce, gdzie trzy inne zostały już ułożone. Ludzki mężczyzna ukląkł przy nich, wylewając zawartość małej fiolki na ciała. Alchemik, zdałam sobie sprawę. Ustawiłam się tak, żeby Rose znalazła się między nami. Na szczęście był pogrążony w swojej pracy. - Więc co się stało? – spytała Rose. - Dotarł do Oliwii pierwszy – wyjaśnił. – Urodziła już dziecko... w lesie. Ukryła go tam. Jego także znaleźliśmy. Wszystko z nim w porządku... Jest mały, ale wszystko w porządku. Adrian i ja nadal byliśmy przytłoczeni biegiem wydarzeń, więc nie mogliśmy zareagować, ale Rose zadawała więcej pytań. - Dlaczego my idziemy do niej? Dlaczego nie przynieśliście jej do nas? Dymitr prowadził nas z dala od komuny, do zalesionej okolicy. - Bałem się ją przenieść. Pomyślałem, że najlepiej będzie zostawić ją tam, gdzie leży, dopóki Adrian nie będzie mógł jej uleczyć. Adrian się skrzywił. - Słuchajcie, ja... Ja nie wiem, czy zostało mi wystarczająco Ducha, żeby to zrobić. Jeśli możecie ją ustabilizować, dopóki nie dojdę do siebie... albo jeśli nie jest z nią tak źle...
- 175 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Dymitr nie odpowiedział. Szliśmy daleko w las, z dala od komuny, a wyraz jego twarzy wskazywał, że w rzeczywistości nie było z nią dobrze. Mój żołądek zacisnął się, gdy uderzyło we mnie zrozumienie. Wreszcie dotarliśmy do polany. Lana i dwa inne dampiry stali, trzymając latarnie. Podbiegliśmy do nich i znaleźliśmy Oliwię wspartą o drzewo, trzymającą blisko siebie jedną ręką małe zawiniątko. Gdy lepiej się jej przyjrzałam, zrozumiałam czemu bali się ją przenieść. Jej twarz była tak biała, że mogła sama uchodzić za strzygę. Jej ramię – to, które nie trzymało dziecka – było niemal wyrwane. Jedna strona jej głowy wyglądała, jakby coś w nią mocno uderzyło i wszędzie, wszędzie znajdowała się krew. Jej oczy były zamknięte, jej oddech płytki. Adrian skupił się na kilka chwil i potrząsnął głową, jego twarzy była pełna rozpaczy. - Nie mogę – mruknął, prawie dławiąc się słowami. – Nie mogę nawet zajrzeć w jej aurę. Wyczerpałem... Wyczerpałem magię. Powieki Oliwii zatrzepotały na dźwięk jego głosu. - Czy to... Czy to Adrian? Ukląkł przy niej. - Szsz, nie męcz się. Musisz odpoczywać, żebym mógł zregenerować swoją magię i cię wyleczyć. Wypuściła chrapliwy śmiech i mała strużka krwi wyciekła z jej ust. - Wykraczam poza wszelką magię, nawet twoją. - Nieprawda. Po prostu potrzebuję jej z powrotem. - Nie ma czasu – wychrypiała. – Ale muszę... porozmawiać z tobą. Sama. - Oliwio, musisz odpoczywać – nalegał Adrian, ale jego słowa brzmiały pusto. Obydwoje wiedzieliśmy, że miała rację co do czasu. Wykrwawiała się u naszych stóp. Dziecko w jej ramionach zaczęło płakać. - Idźcie – nakazał innym Dymitr, odsyłając ich. Do mnie i Adriana powiedział: - Dajcie jej tyle komfortu, ile możecie. - 176 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Słabo skinęłam, ale przede wszystkim starałam się nie rozpłakać. - Weź go – powiedziała Oliwia, gdy inni odeszli. Wyciągnęła dziecko w kierunku Adriana. Byłam całkiem pewna, że nigdy w życiu nie trzymał dziecka, ale wziął na ręce maleńkie zawiniątko. Dziecko się uspokoiło. Pochyliłam się, by lepiej się przyjrzeć. Był taki malutki, wydawał się niemal nierealny. Puszek ciemnych włosów pokrywał jego głowę, a on spoglądał na nas zadziwiająco czujnymi oczami. Był owinięty w czyjąś kurtkę, a Adrian próbował niepewnie go kołysać. - Cicho, już dobrze. Już dobrze, Declan. Declan Neil Sinclair. - Raymond – rzekła Oliwia. Zamilkła i wykaszlała więcej krwi. – Declan Neil Raymond. - Nazwisko Neila – stwierdziłam. - Musicie zabrać go do Neila – powiedziała nam. – Gdy odejdę. - Nie mów tak – powiedział Adrian, brzmiąc jakby miał kłopoty z powstrzymaniem szlochu w swoim głosie. Swoją zdrową ręką Oliwia złapała Adriana za rękaw. - Nie rozumiesz. On jest Neila. Neil jest jego ojcem. Wyjaśnianie dampirzej genetyki wydawało się bezsensowne, biorąc pod uwagę jej stan. Może była tak wyczerpana, że wierzyła, iż Neil jest jego ojcem. Może mówiła w przenośni. Z tego co widziałam na Dworze, Neil kochał ją tak bardzo, że prawdopodobnie przyjmie dziecko jak własne tak czy inaczej. - Oczywiście – powiedziałam delikatnie, chcąc łatwo ją uspokoić. Słabła szybko, ale iska gniewu błysnęła w jej oczach. - Nie, chodzi mi dokładnie o to. Jest Neila. Nigdy nie byłam z nikim innymi. - Oliwio – powiedział niezłośliwie Adrian. – To jest niemożliwe. - Nie – powtórzyła. Zamknęła oczy i przez chwilę obawiałam się najgorszego. Potem zatrzepotała i otworzyła je ponownie. – Byłam tylko z Neilem. Tylko raz. I kiedy się dowiedziałam... Tak bardzo się wystraszyłam. Nie - 177 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
wiedziałam, co się stało... To musiało mieć coś wspólnego z tym, że zostałam przywrócona. Z całym tym Duchem, który tkwił we mnie. Tak bardzo się bałam, że jeśli ktoś – moroj lub Alchemik – dowie się, będzie chciał zabrać dziecko. Eksperymentować na nim, jak Sonia. Więc się ukryłam. Przed nimi wszystkimi. Nawet N-Niną. Jej głos zatrzymał się na imieniu siostry, a ona przerwała, by odetchnąć, co wydawało się sprawiać jej więcej trudności. To, co mówiła, było niemożliwe. Dwa dampiry nie mogły mieć dziecka. To przeczyło fundamentalnym zasadom świata. A jednak, jeśli ona w to wierzyła... Nagle przypomniałam sobie jej panikę przed spotkaniem ze mną i chwilę później, gdy dowiedziała się, że przyjeżdża inny Alchemik. - Dlatego uciekałaś – powiedziałam. – Bałaś się Alchemików. Skinęła słabo głową i otworzyła ponownie oczy. - Wiecie, jacy oni są. Nie wiem, jak to możliwe, ale oni będą chcieli wiedzieć. Zabiorą go. Proszę, Adrian. Sydney. Nie pozwólcie im. Ani władzom morojów. Trzymajcie to w tajemnicy, dopóki nie zabierzecie go do Neila. Później Neil go ukryje. Neil zapewni mu bezpieczeństwo. Ale obiecajcie mi... – Jej oczy się zamknęły, a głowa przechyliła. – Obiecajcie mi... zapewnicie... Declanowi bezpieczeństwo... - Zostań z nami – powiedział Adrian. Mój własny wzrok rozmazał się przez łzy. – Chwilę dłużej. Duch do mnie wraca. Wiem to. Declan ruszał się w ramionach Adriana i zaczynał płakać. Oczy Oliwii otworzyły się odrobinę, a ona się uśmiechnęła. - Taki słodki – powiedziała cicho. Jej powieki ponownie opadły, a wszelkie napięcie zniknęło z jej ciała, gdy osunęła się do przodu. - Już – sapnął Adrian. – Mam go... iskrę ducha... wystarczającą, by zobaczyć aurę... Chwyciłam jego ramię i poczułam łzy spływające po policzkach. - 178 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Adrian... - Dziecko jest takie jasne... – powiedział Adrian. Na jego twarzy teraz również były łzy. – Jak gwiazda. Ale w niej... nie ma nic. Nie zostało nic z aury, którą mógłbym zobaczyć...
- 179 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 11 Adrian NIE RUSZYLIŚMY SIĘ Z MIEJSCA, a ja wciąż trzymałem Declana. O dziwo, zwyczajnie usnął, w błogiej nieświadomości o otaczającym go, nieprzyjaznym i zagmatwanym świecie, na którym właśnie się pojawił. Sydney zbliżyła się do mnie, więc objąłem ją na tyle, na ile potrafiłem, bo musiałem pewnie trzymać malucha przy sobie. Rose i Dymitr stali nieopodal, zamurowani, patrząc jak śmierć zabiera Oliwię. - Musimy działać szybko – powiedziałem delikatnym głosem. – Jeśli mamy zamiar spełnić jej wolę. Sydney spojrzała na mnie, próbując przegonić łzy. - Chyba nie uważasz... znaczy... wierzysz jej? O sprawie z Neilem? Nie odpowiedziałem od razu. - Widziałem ich na Dworze. Ty tak samo. Kiedy to wszystko się zaczęło, nie do pomyślenia dla mnie było, że mogłaby być z innym facetem. Teraz zrozumiałem. I kiedy na niego patrzę, na Declana, cóż… trudno to wyjaśnić, ale jest w nim coś wyjątkowego. Jego aura. Wygląda, jakby była pokryta Duchem – czymś takim, co chcieliśmy stworzyć z Sonią – u niego to naturalne. Sydney wzięła głęboki oddech. - Jeśli tak jest, wiele ludzi będzie nim zainteresowanych. - Nie mogą się o nim dowiedzieć – stwierdziłem kategorycznie. – Oliwia miała rację, a ja jestem jej to winny i zachowam ten sekret. To wszystko, co mogę uczynić po tym, jak ją zawiodłem. - Adrian... Nie pozwoliłem jej dojść do słowa. - Musimy go ukryć. Pomożesz mi? Spoglądała na mnie zatroskana, ale nie wahała się z odpowiedzią.
- 180 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Przecież wiesz, że nie musisz pytać. Pocałowałem ją w czubek głowy. - Będziemy potrzebowali wsparcia. Skinąłem, by Rose z Dymitrem dołączyli. Podeszli do nas natychmiast. Rose przełykała łzy. Jej oczy lśniły w ciemności. - Adrian, tak mi przykro. Nic nie można było zrobić. Wiesz... – zaczęła ciocia Tatiana – Ty mogłeś coś zrobić, gdybyś tylko nie był tak lekkomyślny, używając Ducha. - Nie czas na to – powiedziałem dobitnie. – Potrzebuję waszej pomocy. Co stanie się teraz z Declanem? Znasz tutejsze zasady, Dymitr. Co robią mieszkańcy, gdy matka umiera przy porodzie? Muszę to wiedzieć, jeśli mamy go stąd zabrać. - Kim jest Declan? – spytała Rose. Skinąłem głową na noworodka w moich ramionach, ciągle owiniętego w jakiś płaszcz. Z twarzy Rosjanina nic nie dało się wyczytać. - Jeśli rodzina dziecka mieszka w obozie, to zostaje ono przekazane krewnym. Jestem pewien, że moglibyśmy się skontaktować z jej rodziną z zewnątrz, jeśli kogokolwiek znajdziemy. Jest jeszcze tradycja... - Tak? – zachęcałem. Niepewnie przyglądał się chłopczykowi, zanim kontynuował. - Jest stara tradycja, krążąca wśród dampirów, zwłaszcza w takich niebezpiecznych miejscach i w tak niepewnych warunkach. Komukolwiek pierwszemu matka poda dziecko, ten staje się jego strażnikiem. Tak jak powiedziałem, to stary zwyczaj, ale zgaduję, że to dlatego Oliwia tak uparcie chciała cię zobaczyć i dlatego też Lana nie próbowała jeszcze zabrać dziecka. Myślę, że dopóki z nią nie porozmawiasz... - Nie – przerwałem mu nagle. – Wszystko jest perfekcyjnie. - Ty... Ty chcesz zatrzymać niemowlę? – spytała zaskoczona Rose, nawet nie próbując ukryć, jak nieprawdopodobny był to pomysł. - 181 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Chcę je stąd zabrać – wyjaśniłem. – Chciałbym, by jak najmniej osób o nim wiedziało i o tym, że je zabrałem. Przypomniałem sobie, że był tu ktoś jeszcze. Lana i dwoje dampirskich wojowników. Nie wiedziałem, czy był jeszcze ktoś przy znalezieniu Oliwii. - Możesz porozmawiać z Laną? Powiedz jej, że zabieramy dziecko do rodziny Oliwii i żeby zachowała to w tajemnicy; i żeby nie mówiła o moim udziale w tym wszystkim. Jeśli nie zrobimy z tego wielkiego halo, większość ludzi uzna, że zabraliśmy go do najbliższych krewnych. Chciałbym, by jak najszybciej o nim zapomniano. Nie byłoby dobrze, gdyby za dużo o nim gadali i rozmyślali. Rose i Dymitr wymienili między sobą zaskoczone spojrzenia. - Adrian, o co w tym wszystkim chodzi? – spytał Dymitr pierwszy. Pokręciłem głową. - Nie mogę powiedzieć. Znaczy, nie teraz. Ale wierz mi, że od tego co teraz zrobimy, zależeć będzie życie tego dziecka. Pomożecie nam? Nie mogli dyskutować z tym argumentem, a ja wcale nie przesadzałem. Ponieważ, gdy wracaliśmy do centrum komuny, moja moc na nowo zaczęła mnie wypełniać. Mogłem teraz dokładniej wysondować aurę Daclana, praktycznie na poziomie komórkowym. Widziałem wszędzie obecność Ducha. Mało prawdopodobne, by każdy zauważył to samo, chyba że specjalnie by tego szukał. Stało się dla mnie szokująco jasne, dlaczego Oliwia była tak przerażona. Dlaczego odwróciła się od każdej przyjaznej jej osoby i zaszyła głęboko w środku lasu. To, co się wydarzyło, czego finał tuliłem właśnie w ramionach, nie powinno w ogóle się zdarzyć. Dwoje dampirów nie mogło spłodzić dziecka. To zaburzało podstawowe zasady biologii naszego świata. To nieprawdopodobne, a jednak się stało. On jest cudem. Oliwia miała rację, ludzie będą chcieli go badać, eksperymentować na nim. I chociaż wiedziałem, że jego narodziny są wydarzeniem na światową skalę, to - 182 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
nie potrafiłem pozwolić, by resztę życia spędził jako królik doświadczalny, bombardowany eksperymentami i testami – zwłaszcza że matka, która mogłaby go przed tym ustrzec, zmarła. Dymitr rozmawiał z Laną bez świadków. Może ze względu na dampirskie zwyczaje, a może wpływ na to miała jego reputacja, ale Lana zgodziła się na wszystkie nasze prośby. Oddała nam wolny pokój, byśmy zaczekali tam do świtu. Gdy poprosiliśmy o zaopatrzenie, wysłała je przez Rose i Dymitra, dzięki czemu mało kto widział Declana. Potrzebowaliśmy, by mieszkańcy jak najszybciej o nim zapomnieli. Oczywiście wszystko to oznaczało, że to ja razem z Sydney zaopiekujemy się młodym. W ciągu tych kilku godzin dowiedziałem się więcej niż bym chciał o opiece nad niemowlakiem. Sydney wyszukiwała informacje w Internecie. Sygnał, jaki łapaliśmy był słaby i szybko doszliśmy do wniosku, że lepiej zgadywać i działać niż czekać na odpowiedź. Na szczęście Declan to wyrozumiały facet, co okazywał w momentach naszego zagubienia. Był wyjątkowo cierpliwy, kiedy razem z Sydney skrupulatnie studiowaliśmy instrukcje na puszce mleka, przysłanej przez Lanę. Zaczął się uskarżać dopiero wtedy, gdy założyłem mu pieluchę tył na przód. Poważne problemy zaczęły się, gdy w końcu ze zmęczenia rozpłakał się na dobre. Nie miałem żadnych wskazówek, co robić w takich sytuacjach. Gdy spojrzałem na Sydney, ta tylko bezradnie wzruszyła ramionami. Dlatego po prostu krążyłem z nim po pokoju, nucąc kultowe rockowe piosenki, dopóki nie zaśnie i można go będzie spokojnie położyć.14 Dołączyła do nas Rose, która wyglądała jakby dziecko ją przerażało bardziej, niż całe stado Strzyg. Patrzyła na mnie ze zdumieniem. - Jesteś w tym niezły – zauważyła. – Adrian Iwaszkow – zaklinacz dzieci. Zerknąłem na śpiącego malucha. - Wymyślam wszystko w trakcie. 14
Adrian wzorowy mąż i ojciec :P
- 183 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- A może powiesz nam teraz, o co w tym wszystkim chodzi? – spytała, tym razem z poważną miną. – Wiesz przecież, że chcemy pomóc. - Jeszcze nie teraz. Lecz jeśli Dymitr załatwi nam stąd wyjazd, to… Moją wypowiedź przerwał dźwięk przychodzącego sms-a na komórkę Sydney. Wyglądała na zaskoczoną, że ktoś próbuje się z nią skontaktować, dopóki nie spojrzała na wyświetlacz. - To od pani Terwiliger. Zorganizowała czarownice w Palm Springs. Są gotowe do poszukiwań. Rose zerwała się na równe nogi - Szukają Jill? - Konkretnie szukają Alicji, ale z nią będzie Jill – wyjaśniła Sydney. – Mówi, że możemy do nich dołączyć... Zerknęła na mnie niepewnie, a ja odgadłem jej myśli. Przyjechaliśmy tutaj, ponieważ potrzebowaliśmy czasu, by wszystko było gotowe w Palm Springs. Towarzystwo małego dziecka nie było częścią tamtego planu. Sydney, Jill, a teraz i Declan. Usłyszałem głos ciotki Tatiany. Tak wiele osób na ciebie liczy i równie wielu zawiedziesz, gdy ci się nie uda. - Mam nadzieję, że uwzględniono mnie w tej wyprawie – wtrąciła Rose zaciekle. – Muszę zabrać Jill do domu. - Palm Springs – wymamrotałem, kołysząc delikatnie Declana. – Doskonały pomysł, możemy go tam ukryć. - Przecież nie zabierzemy niemowlęcia na polowanie na wiedźmę – oburzyła się Sydney. Skinąłem głową. - Proszę, weź go, już śpi. Sydney ostrożnie przejęła Declana z moich ramion i pytającym wzrokiem obserwowała, jak sięgam po swój telefon. Był tu naprawdę słaby zasięg, ale musiał wystarczyć, bym uzyskał połączenie. - Mamo… - 184 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Adrian?! – odezwała się spanikowana. – Gdzie ty jesteś? Tak strasznie się martwię, odkąd Nina miała ten atak. Wszystko w porządku? - Tak, znaczy nie całkiem. To skomplikowane. Muszę zobaczyć się z tobą w Palm Springs, najszybciej jak się da. Wybieram się tam. Dasz radę dołączyć? - Tak... – zaczęła niepewnie. – Ale... - Nie mogę ci powiedzieć, o co chodzi – wtrąciłem szybko. – Jeszcze nie teraz. - Domyśliłam się tego skarbie. Nie o to chciałam spytać. Zastanawiam się tylko, co mam zrobić z kotem i smokiem skoro mam wyjechać? Dobre pytanie. - Eee... Może Sonia mogłaby się nimi zająć? Rozłączyło mnie i zobaczyłem, że Dymitr jest już z nami. - Wybieramy się do Palm Springs? – spytał. - Czas odnaleźć Jill – odpowiedziała Rose. - Tylko, czy jesteś tym zainteresowany – dodałem. Dymitr uniósł nosidełko dla dziecka, które trzymał wyciągnięte z dala od siebie, co wyglądało komicznie. - Możemy ruszać, jak tylko będziecie gotowi. Lana nam to dała i przysięga, że łatwo się instaluje. Na to wszystko Rose się zaśmiała. - O tak, ja musze to zobaczyć, towarzyszu. Dymitr Bielikov, największy zakapior montuje fotelik dla dziecka. Uśmiechnął się tylko na to pod nosem, a my zaczęliśmy zbierać rzeczy. Sydney musiała oddzwonić do Jackie, a widząc, że ręce mam zajęte podała niemowlę Rose. - Po prostu trzeba go kołysać – podpowiedziałem, widząc rosnącą w niej panikę. Rose momentalnie zbladła, ale szybko jej przeszło, gdy dotarł do niej stłumiony śmiech Dymitra. - 185 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Rose Hathaway, notoryczna buntowniczka pokazuje swoją wrażliwą, matczyną stronę. W odwecie pokazała mu język. - Śmiej się póki możesz, towarzyszu, bo pierwszy i ostatni raz ją widzisz. Praktycznie upuściłem torby, gdy uderzyła mnie pewna myśl. Oliwia powiedziała, że była z Neilem przed tym, jak zainfekowaliśmy ją duchem. To znaczyło, że cokolwiek umożliwiło jej poczęcie dziecka, wynikało z przywrócenia jej do postaci dampira. Czy to dotyczy i Dymitra? Czy ten proces działa tylko w przypadku kobiet? Rose z Dymitrem teraz żartują, bo uważają, że nigdy nie będą posiadali dziecka, ponieważ nie są do tego zdolni, ale... Jeśli to się zmieniło i ich przyszłość może wyglądać zupełnie inaczej? Będą tego w ogóle chcieli? Masz teraz nad nimi władzę – szeptała ciocia Tatiana – Władzę, by ich uszczęśliwić, bądź zniszczyć im przyszłość. - Adrian? – zagadnęła Rose, widząc moją zadumaną minę – Wszystko gra? - Tak – odpowiedziałem. – Tylko muszę to wszystko jakoś ogarnąć. Kiedy w końcu się ruszyliśmy, ponownie z Declanem w moich ramionach, było niemożliwe, żeby przejść przez komunę, nie zwracając uwagi. Ludzie stali na zewnątrz i patrzyli, próbując dojść do siebie po strasznych następstwach ataku strzyg. Większość była zbyt pochłonięta swoimi własnymi sprawami, ale kilkoro mnie zobaczyło i chciało porozmawiać, ponieważ ich uleczyłem. - Dziękuję ci, dziękuję – zawołała strażniczka Mallory, spiesząc się i łapiąc moje ramię. – Powiedzieli mi, w jak złym byłam stanie. Mogłam nie przeżyć, gdybyś tego nie zrobił! Gdybym tego nie zrobił, czy Oliwia nadal by żyła? Zastanawiałem się. Ale uśmiechnąłem się i wyjąkałem, jak bardzo szczęśliwy jestem, że Mallory ma się dobrze. Gdy zawołała kilku swoich znajomych, którzy także byli ranni, szybko podałem Declana z powrotem Sydney.
- 186 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Wy dwoje zniknijcie z widoku – wyszeptałem. Dziecko i była Alchemiczka byli zbyt rozpoznawalni, a to ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebowaliśmy. Sydney zgodziła się, szybko oddalając ode mnie i mojego fan clubu, wraz z Dymitrem, będącym jej cieniem. - Spotkamy się w samochodzie – zawołał. Skinąłem głową i odwróciłem się do tych, których uleczyłem. Przyjąłem ich wdzięczność tak uprzejmie, jak mogłem, ale przez cały czas nie potrafiłem otrząsnąć się z myśli, że Oliwia mogłaby być wśród nich. Kilka osób ją wspomniało, wyrażając swój smutek z powodu jej straty, ale nikt nie spytał o dziecko. Gdy w końcu się rozproszyli, pomyślałem, że jestem wolny, ale wtedy usłyszałem inny głos, wołający moje imię. Odwróciłem się i zobaczyłem Lanę, pracującą niedaleko mnie. - Cholerna szkoda tego, co się tu stało – powiedziała, a jej oczy wypełniły się żalem. Wydawało się, że przybyło jej lat od czasu, gdy ją poznałem. – Chciałabym, żeby było inaczej. - Ja też – przyznałem. - Dymitr nie powiedział mi, co się stało, ale szanuję jej życzenia – i twoje. Nie wiem, o co chodzi w tym całym sekrecie, ale widziałam twarz Oliwii, gdy rozmawiała z tobą, zanim odeszła. – Lana zamilkła i potarła oczy. – Coś zżerało ją od środka, to było oczywiste. Zaufała ci w tej sprawie – i co do dziecka. To dla mnie wystarczający znak. Jestem szczęśliwa, mogąc pomóc w czymkolwiek, czego będziesz potrzebował. - Zrobisz to, zapominając, że tu byliśmy – powiedziałem cicho. – My i dziecko. - W porządku – zgodziła się Lana. Odchrząknęła. – Ale mam jedno niewygodne pytanie. Tylko jedno? – spytała ciotka Tatiana. - Co chcecie, żebyśmy zrobili z ciałem? – spytała Lana. - 187 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
To coś, o czym w ogóle nie pomyślałem. Oliwia odeszła. Dokładnie widziałem zanikające światło jej aury. Nawet nie przyszło mi do głowy, że zostanę spytany, jak sobie z tym poradzić. - Hm, a co normalnie robicie? Lana wzruszyła ramionami. - Możemy wysłać ciało do jej rodziny, by ją pochowali lub skremowali. Albo do Houghton, jeśli chcesz zająć się tym szybciej. Alchemicy zostawili trochę swoich chemikaliów. Jeden z nich rozpuszcza ciało. Powiedział, że możemy tego użyć, jeśli będziemy potrzebować. Mój żołądek podskoczył. Myśl o tym, że ciało Oliwii miało zostać rozpuszczone tak, jak robiliśmy to ze strzygami, przyprawiała o mdłości, zwłaszcza po zobaczeniu wszystkiego, przez co przeszła, by uwolnić się od takiej egzystencji. I jeszcze... Widziałem, co te substancje mogły zrobić. Całkowicie zniszczyłyby to, co pozostało po Oliwii – zniszczyłoby ślady po tym, że kiedykolwiek miała dziecko. Zamknąłem oczy i poczułem, jak świat kołysze się wokół mnie. - Adrian? – zapytała Lana. – Wszystko okej? Otworzyłem oczy. - Użyj tej substancji. To jest to, czego ona by chciała. Lana uniosła brew, ale nie rozwinąłem tego. Nie mogłem jej powiedzieć, że Oliwia nie chciałaby ryzykować wysłania swojego ciała do zakładu pogrzebowego albo do rodziny, gdzie ludzie dowiadując się, że urodziła, zadawaliby pytania. Oliwia umarła, by utrzymać Declana w sekrecie. To była inna, straszna część tego dziedzictwa. - Dobrze – powiedziała Lana. – I miałam na myśli to, co powiedziałam – zachowam to w tajemnicy. Moi ludzie także. Upewnię się, że pozostanie to w sekrecie. Ta grupa wie, jak dochowywać tajemnic. - Dziękuję ci. Za wszystko. – Zacząłem się odwracać, ale złapała moje ramię. - 188 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Och, co powinnam powiedzieć twojemu wujkowi? Pytał o ciebie. Mój wujek nie był kimś, z kim chciałem rozmawiać – zwłaszcza odkąd wiedziałem, że nie jest człowiekiem, który potrafi utrzymać coś w tajemnicy. Nie chciałem, by wypytywał mnie o Oliwię albo o to, co stanie się z jej synem. - Nie mów mu niczego – powiedziałem. – Tylko, że wyjechałem. Nadszedł kolejny długi
dzień podróży,
który
stał się
bardziej
skomplikowany, ponieważ mieliśmy niemowlę, wymagające karmienia co dwie godziny. Nie mogliśmy dostać się na lot do Houghton, więc Dymitr wiózł nas do Minneapolis – z częstymi przystankami po drodze – dopóki nie mogliśmy wreszcie dostać się na lotnisko i złapać w ostatniej chwili lot do LAX. Przez to wszystko Sydney i ja rozproszyliśmy swoją uwagę między zajmowaniem się Declanem a nawiązaniem kontaktu z ludźmi w Palm Springs. Dowiedziałem się, że Neil przyjechał tam, jak wcześniej ustaliliśmy, ale nie powiedziałem mu nic o tym, co się działo, o Oliwii albo Declanie. I dopóki z nim nie porozmawiam, musiałem utrzymać w niewiedzy Rose i Dymitra, mimo że tego nienawidziłem. Po prostu czułem, że nie powinni dowiedzieć się prawdy przed Neilem. - To wasze pierwsze? - Hę? Nasz samolot obniżał lot nad Los Angeles, a ja robiłem co mogłem, by kołysać awanturującego się Declana, gdy zapinałem pas. Zamiast użyć wszelkich odpowiednich zabawek dziecięcych, Sydney próbowała odwrócić jego uwagę, potrząsając nad nim kluczami, nawet jeśli twierdziła, że czytała jakieś artykuły o tym, że noworodki nie widzą na większą odległość. Pytanie wyszło od staruszki siedzącej naprzeciwko nas, po drugiej stronie przejścia. Wskazała na Declana. - Wasze pierwsze dziecko – wyjaśniła. Sydney i ja wymieniliśmy spojrzenia, nie do końca pewni, jak na to odpowiedzieć. - Uch, tak – potwierdziłem. - 189 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Staruszka uśmiechnęła się promiennie. - Tak myślałam. Oboje jesteście tacy uważni! Zatroskani. Ale nie martwcie się. To nie jest tak trudne, jak sądzicie. Przywykniecie do tego. Obydwoje wyglądacie jak urodzeni rodzice. Założę się, że będziecie mieć tuzin! Zachichotała pod nosem, gdy samolot wylądował. Do czasu, zanim dotarliśmy do Palm Springs Declan był jedynym, który nie był wykończony. Żadne z nas od kilku dni nie zaznało w nocy tak naprawdę spokojnego snu, ale trzymaliśmy się jak najlepiej mogliśmy. Dymitr po raz kolejny wziął na siebie prowadzenie samochodu i dostarczenie nas do domu Clarence’a Donahue, który zapewniał stosunkowo bezpieczną przystań – a także bardzo potrzebne źródło krwi dla mnie. Clarence Donahue to samotny, starszy moroj, który pomógł nam w przeszłości. Teraz, gdy gosposia zaprowadziła nas do jego salonu, był zachwycony, mogąc nas zobaczyć. Ja za to ucieszyłem się, widząc siedzącą z nim moją matkę. - Mamo – powiedziałem, przyciskając ją mocno do siebie. - Mój Boże – powiedziała, gdy nie chciałem jej wypuścić. – Minęło tylko kilka dni, kochanie. - Wiele się wydarzyło w tym czasie – powiedziałem jej szczerze, myśląc o tym, że byłem świadkiem tak wielu wydarzeń i śmierci. – I myślę, że wiele się wydarzy, gdy Sydney sprowadzi swoich przyjaciół. To sprawi, że będziemy naprawdę zajęci i eee... jest coś, w czym potrzebuję twojej pomocy. Odsunąłem się i wskazałem na Sydney, niosącą śpiącego Declana w swoim foteliku. Moja mama patrzyła zmieszana na dziecko, później spojrzała na Sydney i odwróciła się do mnie z szeroko otwartymi oczami. - Adrian – zawołała. – To nie... to znaczy, jak to możliwe... - Nie jest moje – powiedziałem ze znużeniem. – Ma na imię Declan i muszę zająć się nim dla przyjaciółki. Mogę potrzebować twojej pomocy przy opiece nad nim, gdy pójdziemy po Jill. Nie mam nikogo innego, komu mógłbym zaufać. - 190 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Jakby znał swoje imię, Declan otworzył oczy i spojrzał na nas z powagą. Szczerze mówiąc, nie byłem pewien, jak moja matka odpowie na tę prośbę. Dampiry zawsze jej służyły, a ona wariowała, gdy przyprowadziłem Rose do domu na randkę. Po tym, jak zaakceptowała małżeństwo z Sydney, raz napomknąłem, że będzie musiała też zaakceptować pomysł posiadania wnuka dampira. Mama zlekceważyła ten temat, mówiąc, że oczywiście to rozumie, ale zastanawiałem się, czy nie odpychała tego od siebie na jakiś inny dzień zmartwień. Jak mogłaby teraz zareagować na opiekę nad dampirskim dzieckiem? Ostrożnie wyjąłem Declana z fotelika i zdziwiłem się, gdy moja matka mi go zabrała. - Spójrz na siebie – nuciła, kołysząc go w ramionach. – Taki przystojny mały chłopiec. Najprzystojniejszy mały chłopiec. Pamiętam, gdy to ty byłeś jej najprzystojniejszym małym chłopcem – powiedziała ciotka Tatiana. Moja mama oderwała od niego wzrok. - Powinieneś przebrać go w lżejsze ubrania – powiedziała mi. – Te piżamy są za ciężkie na ten klimat. - Hmm, są wszystkim, co mamy – stwierdziłem. Wskazałem na torbę z jedzeniem, którą postawiła Rose. – Naprawdę. Wszystko, jego cały dobytek jest tutaj. - Gdzie będzie spał? – spytała moja matka. - Używał po prostu fotelika. Westchnęła głośno. - Och, Adrian. Jest dokładnie jak wtedy, gdy przyniosłeś do domu szczeniaka sąsiada i wydawałeś się zaskoczony, dowiadując się, że musi być codziennie karmiony. - Hej – odparłem. – Karmiliśmy tego małego gościa naprawdę wiele razy.
- 191 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Sydney, kochanie – dodała moja matka. – Spodziewałam się po tobie więcej rozsądku niż po Adrianie. Na pewno wiesz, że dzieci potrzebują wielu różnych rzeczy. Sydney była chwilowo oszołomiona i nie mogłem jej winić. Byłem całkiem pewien, że moja matka nigdy wcześniej nie nazwała jej „kochaniem”. Myślę, że Syd była w rozterce, czy czuć się zaszczycona tym określeniem, czy zawstydzona swoim brakiem „rozsądku”. - Tak, pani Iwaszkow – powiedziała w końcu Sydney. – To dlatego chcieliśmy, żeby pani tu była, dopóki nie rozwiążemy wszystkich spraw. Wiemy, że pani kupi dla niego wszystko, czego potrzebuje. - Ty jesteś teraz panią Iwaszkow – poprawiła moja mama. – Mów do mnie Daniella. To kolejna niespodzianka dla Sydney, która nie wpadła w szok tylko dzięki dzwoniącemu telefonowi. - To pani Terwiliger – powiedziała, odbierając i wychodząc z pokoju. Wróciła kilka minut później, a na jej twarzy pojawiła się ekscytacja. - Lokalne czarownice zamierzają rozpocząć poszukiwania jutro o świcie – powiadomiła nas, gdy się rozłączyła. – Dostałam lokalizację, gdzie mamy je spotkać. Eddie i Neil dołączą do nas. Do tego czasu musimy po prostu poczekać. Zająknęła się lekko przy imieniu Neila, jej oczy opadły na Declana, gdy mówiła. Rozumiałem, jak się czuła. W pewnym momencie, gdy wszystko się ustabilizuje, Neil będzie musiał dowiedzieć się, że jest ojcem. Ta koncepcja nadal sprawiała, że byłem wstrząśnięty. Można by pomyśleć, że po wszystkim, co przeszliśmy z przywróconymi strzygami – martwymi wracającymi do życia – mógłbym zrozumieć dwójkę dampirów posiadającą dziecko. Jednak nie mogłem. To nadal było zbyt dziwne, zbyt wykraczało poza mój ograniczony świat. Matka mnie zaskoczyła, gdy wręczyła mi Declana.
- 192 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Jeśli wasza dwójka utknęła tutaj i nic więcej nie wydarzy się tego wieczoru, to muszę zrobić jakieś zakupy, zanim wszystko pozamykają. Przecież ktoś musi się nim zająć. Wychwyciłem małe oskarżenie w tych słowach. Szczerze, myślałem, że zrobiliśmy kawał dobrej roboty, zajmując się nim przez ostatnią dobę. Może miał tylko jeden strój, ale był w większości czysty, a ja zakładałem mu już prawidłowo pieluchy. Plus, karmiliśmy go tak szybko, jak tylko pokazał jakąkolwiek oznakę tego, że jest głodny. Dla kogoś, kto spędził większość swojego dorosłego życia w strachu przed zajściem dziewczyny w ciążę, uważałem, iż moja niespodziewana rodzicielska próba wypadła dość dobrze. Ale wiedziałem, co miała na myśli i powodem, dla którego chciałem, by przyjechała, był też jej instynkt. Ostatecznie wychowała już dziecko, a ja nie. - Niewiele zostało na moim koncie – powiedziałem jej. Obydwoje zostaliśmy odcięci od pieniędzy przez mojego ojca. – Ale dam ci kartę debetową, możesz używać jej tak długo, jak to będzie możliwe. - Być może mogę zaoferować pomoc – zaproponował Clarence, wstając. Widziałem to pudełko sto razy, gdy byłem w jego domu. To, czego nie zauważyłem, to tego, że je otwiera. Szczęka mi niemal uderzyła o podłogę, gdy uniósł wieko i ujawnił stosy studolarowych banknotów. Podał mojej mamie co najmniej tysiąc dolarów. - Czy to wystarczy dla młodego pana, lady Iwaszkow? Moja matka naprawdę miała czelność się zastanawiać. - To jakiś początek – oznajmiła wspaniałomyślnie. Odwróciła się do Rose i Dymitra. – Teraz, które z was mnie zawiezie? Co zaskakujące, zgłosiła się Rose. Chociaż wciąż czuła się niepewnie w pobliżu Declana i dzieci w ogóle, wydawała się trochę podekscytowana możliwością zakupów. Sydney wyglądała na rozczarowaną, że nie może do nich dołączyć, ale nie narzekała. Z Alicją i Alchemikami na wolności, nie mogłaby opuścić bezpiecznego miejsca bez dobrego powodu. Zadowoliła się jednak - 193 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
zadomowieniem w pokoju gościnnym i przygotowaniem kilku zaklęć, które mogłyby być użyteczne przy jutrzejszych poszukiwaniach Alicji. To sprawiło, że Dymitr i ja niańczyliśmy dziecko15, co wydawało się wstępem do jakiejś nowej, zwariowanej komedii. - On jest niesamowity, prawda? – rozmyślał, podziwiając śpiącego w moich ramionach Declana. – Ktoś tak mały... ale posiadający tak duży potencjał. Dobry, zły. Wielkie czyny, małe czyny. Jaki będzie? Kim się stanie? Nie znałem odpowiedzi na żadne z pytań, nie mówiąc już o tym, że było to dziecko urodzone dzięki użyciu niesamowitej magii, która przywróciła jego matkę z nieumarłego stanu. Gdy Dymitr mówił, zaskoczyło mnie głębokie i szczere pragnienie w jego oczach. On i Rose mogli dokuczać sobie odnośnie dzieci, ale zdałem sobie sprawę, że pod tym wszystkim on prawdziwie i rozpaczliwie chciałby mieć własne. Wiedziałem, że mogę kilkoma słowami zmienić jego cały świat, jeśli powiedziałbym mu prawdę o Declanie, o tym, że Dymitr mógłby sam mieć syna lub córkę. To mógł być jedynie wynik szczęśliwego przypadku, że z Rose jeszcze nie poczęli dziecka. Musieli się dowiedzieć, że istniała taka możliwość. Byłby twoim dłużnikiem, mruknęła ciotka Tatiana. Odkąd go znasz, zawsze musiałeś go gonić, zawsze być po nim. U Rose. W wielkich czynach. Ale jeśli powiedziałbyś mu, że może mieć z nią dziecko, upadłby na kolana i płakał u twoich stóp. Moc była w moich rękach, a pokusa, by mu powiedzieć niemal przytłaczająca... ale przygryzłem wargę. Nie mogłem. Nie, dopóki Neil się nie dowie. Gdy moja mama i Rose wróciły, byłem zdumiony, jak szybko stały się przyjaciółkami. Zdziwiła mnie także ilość rzeczy, które udało im się kupić w tak krótkim czasie. Łóżeczko, gazylion16 ubrań, zabawek, cała masa produktów dla 15 16
Haha, chętnie bym to zobaczyła :D |M. / So sweet :D -A Ogromna fikcyjna liczba
- 194 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
dzieci, o których nawet nie wiedziałem, że istnieją. Sydney spojrzała na to krytycznym okiem i natychmiast zaczęła sprawdzać opinie na temat produktów w telefonie. - To wystarczy mu na teraz – ogłosiła moja matka. – Ale oczywiście w końcu, gdy zacznie rosnąć, będzie potrzebował dużego łóżeczka. I mimo że ten fotelik jest teraz odpowiedni, widziałyśmy kilka, które byłyby lepsze. - Widziałyśmy takie z uchwytami na kubki i parasole – dodała Rose. Sydney przytaknęła. - Zdecydowanie potrzebuje parasola. Wiedziałem, że bezcelowe byłoby powiedzenie im, że Declan nie będzie pod naszą opieką do czasu, gdy uchwyt na kubek zacznie być potrzebny. Jeśli chodziło o zdeterminowane kobiety w moim życiu, zrozumiałem, że czasami łatwiej jest przytaknąć i zgodzić się z nimi, cokolwiek postanowią – tak jest najlepiej. Jak zostało powiedziane, Declan miał o wiele bardziej wygodny sen w prawdziwym łóżku tej nocy, a reszta z nas stała dokoła, podziwiając go zaraz po tym, jak zasnął. - Najsłodsze dziecko, jakie widziałam – powiedziała moja matka z westchnieniem. - Miałaś na myśli drugie najsłodsze, prawda? – poprawiłem. Byłem trochę zaskoczony tym, jak szybko go polubiła, ale później zrozumiałem, że być może nie powinienem się dziwić. Jej całe życie krążyło pomiędzy zostawieniem ojca a wspieraniem mojego niekonwencjonalnego małżeństwa. Tutaj, w Declanie, miała coś, w czym mogła się zatracić – coś bardziej znaczącego i solidniejszego niż jej wyszywanie, i o wiele mniej dziwnego niż smok czy kot czarownicy. Co ważniejsze dla nas, tej nocy moja matka bardziej niż chętnie wzięła odpowiedzialność za całonocne karmienie Declana. Częściowo dlatego, że nadal była na nocnym harmonogramie Dworu. Mogła także zauważyć, że jesteśmy wykończeni i budzenie się co kilka godzin prawdopodobnie nie leżało w naszym - 195 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
najlepszym interesie, jeśli chcieliśmy pozostać czujni i gotowi na możliwe spotkanie z Alicją jutrzejszego dnia. Mimo wszystko, ogólnym celem tej pokręconej gry, było wycieńczenie Sydney. - Mam nadzieję, że ją znajdziemy – powiedziała Sydney, gdy położyła się do łóżka tej nocy. – Możesz to sobie wyobrazić? Już jutro o tej porze może być koniec tego wszystkiego. Znajdziemy Alicję. Znajdziemy Jill. Wszystko wróci do normy – cóż, cokolwiek uchodzi u nas za normalne. Wsunąłem się do łóżka, ciesząc się, że mam luksus położenia się po tym, jak ostatnią drzemkę uciąłem sobie na ciasnym siedzeniu samolotu. Wspaniale było także leżeć z Sydney we względnej prywatności, dla odmiany. Dom Clarence’a był tak duży, że nasz pokój gościnny znajdował się w odosobnieniu, w przeciwieństwie do ciasnych kwater w pokojach gościnnych we Dworze. Sydney, ubrana tylko w szorty i top, zwinęła się przy mnie i westchnęła szczęśliwa. W końcu wspólna chwila spokoju. - Adrian – powiedziała. – Musimy porozmawiać o tym, co stało się w komunie. Mój uścisk na niej zesztywniał. - Wiele się wydarzyło. - Wiem, wiem i oczywiście zajmujemy się najważniejszą częścią – Declanem. Ale musimy porozmawiać o tym, co zrobiłeś – o leczeniu. Obwinia cię! – syknęła Ciotka Tatiana. Obwinia cię za śmierć Oliwii! - Uważasz, że jestem odpowiedzialny za śmierć Oliwii? – zapytałem. - Co? – powiedziała Sydney. – Nie. Nie. Oczywiście, że nie. Adrian... nie możesz się winić. Robisz to? Strzyga jej to uczyniła. Nie było nic, co mógłbyś zrobić. - Więc dlaczego dajesz mi wykład o leczeniu? – spytałem. Westchnęła. - Martwię się o sposób, w jaki się wyczerpałeś. Powiedziałeś, że złagodzisz użycie Ducha, że tak jest najlepiej. - 196 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Właściwie – powiedziałem – nie wiem, czy kiedykolwiek tak mówiłem. Myślę, że ty o tym zadecydowałaś i zmusiłaś mnie do tego. Jej łagodny ton nagle stał się chłodniejszy. - Zmusiłam? Adrian, staram się ci pomóc. Słyszałeś, co stało się Ninie po tym zużyciu Ducha. Nie chcę, żebyś zapadł w śpiączkę jak ona! - Nie wykorzystałem tyle mocy, co ona – odparłem. - Wyczerpałeś się! To wydaje się dużo, jak dla mnie. - Tak, cóż – powiedziałem ze złością. – Było kilku wampirów, wracających do obozu Lany, którzy by się z tobą nie zgodzili. Byli wdzięczni, że to zrobiłem. Ale nie Oliwia – wyszeptała ciotka Tatiana17. – Ona nie miała zupełnie nic do powiedzenia. - Adrian – odezwała się Sydney, najwyraźniej próbując zachować spokój. – Jestem pewna, że byli wdzięczni, ale już to przerabialiśmy. Musisz znów brać swoje leki. Nie możesz ocalić wszystkich. Nie możesz używać Ducha na oślep i ignorować koszty, które przez to ponosisz. Narażasz swoje życie na niebezpieczeństwo. - Jakie miałbym życie, jakim typem osoby bym był, gdybym zatrzymywał tę magię i pozwalał innym cierpieć? Nie mogę, Sydney. Jeśli zobaczę kogoś i mogę mu pomóc, to zamierzam to zrobić. Nie mogę siedzieć i ich porzucić! - A ja nie mogę siedzieć i pozwalać ci się ranić! – zawołała, ponownie tracąc ten spokój. - Przykro mi – wymamrotałem, przewracając się na swoją stronę. – Myślę, że nie mogę zmienić tego, kim jestem. Minęły długie chwile, ale ostatecznie odwróciła się na swoją stronę tak, że byliśmy zwróceni do siebie plecami. Zapadła lodowata cisza. Tyle, jeśli chodzi o spokojną i romantyczną noc. Ona nie rozumie, powiedziała mi ciotka Tatiana. Nigdy nie zrozumie. 17
Okej, to tylko ja, czy ktoś też już jej zdrowo nienawidzi? xD Nie żebym kiedyś ją lubiła, ale teraz naprawdę mnie porządnie wkurza xD |M.
- 197 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Musi, odpowiedziałem jej w mojej głowie. Potrzebuję jej w swoim życiu. Potrzebuję, żeby zrozumiała i wspierała mnie. Bez niej jestem zgubiony. Zawsze masz mnie, nadeszła odpowiedź fantoma. Przykryłem się ciaśniej, myśląc z przerażeniem o tym, jak w jednym z tych dni musiałem zmierzyć się z prawdą – albo raczej z martwą królową w mojej głowie. Byłem dość pewny, że jeśli wrócę do moich leków, ciotka Tatiana odejdzie... ale wtedy odejdzie także Duch. Czy byłem na to gotowy ponownie? Bez Ducha nie mógłbym uleczyć tamtych dampirów. Nie byłbym w stanie pomóc w nadchodzącym ratowaniu Jill. Czym byłem bez Ducha? Duch nie mógł uratować Oliwii, zauważyła Tatiana. Jest przereklamowany. - Zamknij się – mruknąłem. Za mną Sydney się poruszyła. - Mówiłeś coś? Odwróciłem się do niej i pocałowałem jej ramię. - Powiedziałem, że mi przykro. Kocham cię.
- 198 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 12 Sydney POSZŁAM SPAĆ, CZUJĄC NIEPEWNOŚĆ. Adrian zbyt szybko odstąpił od swojej negatywnej postawy i nie wierzę, że naprawdę zmienił zdanie. Gdy nadszedł ranek, nie pojawiła się okazja na dalszą dyskusję. Declan żądał naszej uwagi, a później nadszedł czas, byśmy ruszyli i pomogli czarownicom szukać Alicji. Jednak przed dołączeniem do nich, Adrian i ja musieliśmy znowu odbyć bardzo potrzebne spotkanie z kilkoma naszymi przyjaciółmi. Wraz z Rose i Dymitrem poszliśmy do starego mieszkania Adriana, co wywołało kolejną falę nostalgii, gdy wróciłam myślami do czasu, który tu spędziłam. Długie popołudniowe wylegiwanie się w ramionach Adriana, zanim się pobraliśmy, zanim byliśmy nieustannie ścigani... Myślałam, że wtedy żyliśmy na krawędzi, ale w porównaniu do tego, czemu stawialiśmy czoła w ostatnich dniach, tamto życie było zwodniczo proste. Przywitał nas w drzwiach Trey Juarez. Jego szeroki uśmiech powiększył się, gdy nas zobaczył. - Minęło dużo czasu, Melbourne. Czy powinienem nazywać cię teraz Iwaszkow? Oddałam mu mocny uścisk. Gdy Adrian opuścił Palm Springs, żeby żyć na Dworze, przekazał swoje mieszkanie Trey'owi. - Nadal staram się namówić cię do nazywania mnie Sydney – powiedziałam mu. Przedstawiłam mu Rose i Dymitra, a później rozejrzałam się po mieszkaniu, nadal w słonecznym odcieniu żółtego, na który pomalował je Adrian. Eddie i Neil już na nas czekali. Ich również uściskałam. - Gdzie jest Angeline? - W Amberwood. Ma letnie zajęcia.
- 199 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Naprawdę? – spytałam zdziwiona. – Nie wiedziałam tego. Myślałam, że latem tylko tam mieszka. - Tak było – zgodził się Trey, a jego oczy rozbłysły. – Ale wtedy przekonałem ją, że kilka dodatkowych zajęć może pomóc jej w lekcjach jesienią. - Jesienią? – Usiadłam na kanapie, próbując nie myśleć o tych razach, gdy Adrian i ja leżeliśmy na niej razem. – Myślałam, że wróci do Powierników. - Powinnaś znać ją lepiej – powiedział cierpko Neil. – Królowa zgodziła się finansować jej edukację, w ramach podziękowania za opiekę nad Jill przez cały ten czas. Niemal nie przetworzyłam jego słów. Widok Neila przypominał mi o Declanie, czekającym u Clarence’a. Adrian i ja zgodziliśmy się, że najlepiej będzie poczekać z przekazaniem nowych wiadomości Neilowi. Jednak był to ogromny sekret do ukrycia. - Angeline prawie odmówiła – dodał Trey. – Mówiła, że nie zasługuje na to, odkąd pozwoliła wymknąć się Jill. Ale przekonałem ją, że Jill chciałaby dobrze wyszkoloną strażniczkę, gdy ją uratujemy – i że Amberwood nie jest tak daleko od UCLA18. Uśmiechnęłam się, pomimo ukłucia zazdrości. Trey szedł niedługo na studia – to coś, czego mi początkowo odmówiono, ponieważ byłam częścią Alchemików. Teraz, nieustannie przed nimi uciekając, wydawało się mało prawdopodobne, że będę mogła wkrótce na nie pójść. - Spójrz na siebie, dajesz dobry przykład innym – dokuczałam mu. - Hej – powiedział. – O to mi chodziło. I mamy zamiar odzyskać Jill, prawda? Wyjaśnij ten trop, który masz. Eddie powiedział, że to jakaś dziewczyna, z którą kiedyś walczyłaś? Lekki nastrój błyskawicznie się zmienił, gdy wzięliśmy się do pracy.
18
University of California, Los Angeles
- 200 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Nazywa się Alicja DeGraw – wyjaśniłam, wyjmując mój telefon. – Nie do końca wiemy, gdzie i jak przetrzymuje Jill, ale wydaje się dość jasne, że robi to, aby się na mnie odegrać. Jej ostatnia wskazówka prowadzi do Salton Sea. To miejsce, które przyjaciółki pani Terwiliger pomogą nam dzisiaj przeszukać. Pokazałam mu zdjęcie Alicji, zdobyte przez panią Terwiliger od przyjaciółki, która znała Alicję, gdy ta była jeszcze praktykantką Weroniki. Minęło kilka lat od tamtego czasu, zanim poznałam Alicję, ale wyglądała tak samo: hipsterskie okulary, przesadne akcesoria i jasne blond włosy. Trey wytrzeszczył oczy. - Znam tę dziewczynę. Widząc nasze zdumione spojrzenia, dodał pospiesznie: - To znaczy, widziałem ją. Przyszła tutaj, szukając Adriana. Mówiłem wam... ale nigdy nie poznałem jej imienia. Niejasno przypomniałam sobie, jak Trey wspominał o dziewczynie, która przyszła i pytała o Adriana i o mnie, w czasie gdy przetrzymywali mnie Alchemicy. Byliśmy tak zaabsorbowani innymi rzeczami – jak ucieczka przed Alchemikami – że ten incydent wypadł nam z głowy. - Była tutaj? – krzyknął Eddie. - Na tyle długo, by spytać o Sydney i Adriana – powiedział Trey. – I skorzystać z łazienki. Zrozumienie we mnie uderzyło. - A ja założę się, że zostawiłam tu grzebień albo szczotkę. To stąd miała moje włosy, których użyła, by rzucić zaklęcie. Większość z naszych przyjaciół znała tylko urywki historii i tropy, które zostawiła nam Alicja, więc przez chwilę we wszystko ich wprowadzałam, dając im pełny obraz. Eddie zaczął się złościć, zanim jeszcze skończyłam. - Bycie w mieście doprowadza mnie do szaleństwa, skoro wiem, że mogę być blisko Alicji, ale nie mogę z tym nic zrobić – powiedział. – Ale pani Terwiliger nalegała, żeby inne czarownice szukały z nami. - 201 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Mogłeś się ogolić w tym wolnym czasie – zasugerował pomocnie Adrian. - Rozumiem – powiedziałam Eddiemu, ignorując sarkastyczny komentarz Adriana. – To opóźnienie też mi się nie spodobało, ale pomoc czarownic da nam dodatkową linię ochrony przed Alicją. Nie wiadomo, jakie magiczne pułapki mogła zostawić. - Jesteś pewna, że ona chce, byś przyjechała nad Salton Sea? – spytał Dymitr. – Myślisz, że ta wskazówka ma być rozumiana dosłownie? - Wszystkie jej pozostałe wskazówki były bardzo specyficzne – powiedziałam. – Więc tak, sądzę, że to był jej pierwotny plan... Jednakże, mamy kilkudniowe opóźnienie przez to, że mnie powstrzymały. To może zniweczyć jej wstępny plan, co ma swoje zalety i wady. Oznacza to, że może być zdezorientowana... ale także sprowokować ją do wymyślenia czegoś nowego, czego się nie spodziewamy. Naszą nadzieją jest odnalezienie dzisiaj jakiejś wskazówki nad Salton, co mogłoby naprowadzić nas na właściwy trop. - Nawet jej nie znam, a już jej nienawidzę – skomentowała Rose. Spojrzałam na nią. - Miejmy nadzieję, że ją znajdziemy, żebyś mogła powiedzieć jej to osobiście. Czas iść. Nasza grupa zmobilizowała się i rozdzieliła na dwa różne samochody. Mieliśmy spotkać panią Terwiliger i inne czarownice w Parku Stanowym Salton Sea. Niebo pokrywały szare chmury, dające do zrozumienia, że przed nami rzadki deszczowy dzień lata. Gdy zobaczyłam zebraną grupę mojej nauczycielki, byłam pod wrażeniem. Co najmniej dwadzieścia cztery czarownice stały przed nami. - Czuję się źle – mruknęłam do pani Terwiliger, odsuwając się od innych. – Angażując tych wszystkich ludzi. Poprawiła okulary i uśmiechnęła się do mnie. - Jest tak, jak mówiłam ci w Ozarks: to jest problem całej magicznej społeczności. Nie musisz czuć się źle z tego powodu. To wina Alicji, nie twoja. - 202 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Westchnęłam. - Mam tylko nadzieję, że czekanie z przyjazdem tutaj było słuszne. - Byłaś magicznie wyczerpana, jak chciała? Tak, Sydney. Wszystko, co byś zrobiła, to poddanie się jej. Nawet jeśli jej dziś nie znajdziemy, przynajmniej będziesz miała szansę, by odpocząć i przygotować się na to, co nadejdzie. Skinęłam po prostu głową, zdecydowana nie mówić jej, że moje ostatnie kilka dni z Adrianem było wszystkim z wyjątkiem odpoczynku. Może nie byłam wyczerpana już magicznie, ale psychicznie zdecydowanie tak. Miałam nadzieję, że to nie przeszkodzi nam w polowaniu na Alicję. Członkinie sabatu, które spotkałam na mojej inicjacji, pojawiły się, mając wszystko, czego planowały użyć do wytropienia Alicji. Maude, Trina, Alison i inne, których imiona wypadły z mojego umysłu w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Równie zdumiewające było to, że dołączyły do nas inne sabaty, potwierdzając zdanie pani Terwiliger, że rzeczywiście stanowiło to problem dla całej magicznej społeczności. - Na pewno nie zostawimy takiego bałaganu komuś początkującemu jak ty, by zmierzył się z tym sam – warknęła Inez Garcia, zbliżając się do mnie, gdy odwracałam się od pani Terwiliger. Inez była prawdopodobnie najbardziej zaskakującym dodatkiem całego dnia. To starsza czarownica, którą szanowano zarówno za jej moc, jak i odmowę dołączenia do jakiegokolwiek sabatu. Czarownica, do której pani Terwiliger poszła z drewnianym pudełkiem. Jej zgryźliwy dowcip także był legendarny, choć wydawała się powoli do mnie przekonywać (a to już coś, zważywszy na to, jak nie lubiła innych). Ujrzawszy Rose i Dymitra, stojących w pobliżu Trey'a, prychnęła z rozbawieniem. - Nie jestem zaskoczona tym, że masz ze sobą dampiry. A co stało się z tym morojskim chłopcem, którego przyprowadziłaś ostatnim razem? Tym z ładnymi kościami policzkowymi?
- 203 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Och, jest gdzieś tam – powiedziałam, czerwieniąc się nieznacznie. – Ja, eee... wyszłam za niego. Spiczaste brwi Inez uniosły się. - Naprawdę? Cóż, dobrze dla ciebie. Maude, jedna ze starszych czarownic w Stelle, zawołała, by zwrócić naszą uwagę. Stworzyliśmy okrąg, gdy rzuciła zaklęcie, które utworzyło na ziemi przed nami miniaturową mapę Salton Sea. Plan był prosty, jak na razie, przede wszystkim dlatego, że nie wiedzieliśmy na pewno, czego się spodziewać. Razem z magicznymi rekrutami pani Terwiliger i „mięśniami”, które zapewniał Trey i dampiry, mieliśmy niemal trzydziestu ludzi. Zamierzaliśmy podzielić się na mniejsze grupy, żeby zbadać tak duży obszar linii brzegowej, jak to możliwe. Niektóre części były bardziej dostępne niż inne, więc dzisiejszym celem stało się sprawdzenie publicznych terenów. Teoretycznie Alicja mogła mieć takie same ograniczenia. Grupy zostały podzielone na podstawie poziomu zdolności wykrywania magii i poziomu umiejętności rzucania zaklęć wykrywających ukryte uroki. Dampiry zostały rozdzielone między grupy, tylko na wypadek, gdyby była potrzebna siła fizyczna. Pani Terwiliger chciała, żebym wraz z Adrianem została przy niej, Eddie także nalegał na dołączenie do nas. Mimo że Jill była jego głównym priorytetem, nadal czuł się za nas odpowiedzialny. Wyglądało na to, że mimo trafności prognozy pani Terwiliger, to Alicja mogła równie dobrze porzucić swój plan, gdy nie chwyciłam od razu przynęty. Jeśli rzuciła magiczną pułapkę, wykonała kawał dobrej roboty w zatarciu wszystkich śladów. Nasze grupy poszukiwawcze przetrząsnęły wszelkie dostępne tereny publiczne, sprawdzając niektóre z nich dwa razy, lecz nie znalazły niczego. Niezrażeni zrobiliśmy małą przerwę na lunch, a później zgromadziliśmy się ponownie, by sprawdzić mniej osiągalne tereny wokół jeziora. Nawet dostanie się na te obszary wymagało magii – w większości zaklęć niewidzialności – i
- 204 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
sporej koordynacji. Gdy zapadał wieczór, te tajne poszukiwania okazały się równie bezowocne jak poprzednie. Żadnych znaków magicznych pułapek Alicji. Maude i pani Terwiliger podziękowały innym sabatom za pomoc i wysłały je na noc do domu. - Maude i ja zamierzamy załatwić jeszcze kilka spraw i zebrać trochę składników potrzebnych do zaklęć, które mogą być pomocne – powiedziała mi pani Terwiliger. – Chciałabym założyć kilka zaklęć ochronnych w miejscu, w którym zostajecie, tylko dla pewności – chyba że ty i Adrian chcecie zostać u mnie? Uśmiechnęłam się, myśląc o Declanie. - W tej chwili mamy kilka komplikacji. Wolałabym zostać u Clarence’a. - W porządku – powiedziała. – Szczególnie z tymi dampirami w pobliżu. Podoba mi się, że masz dodatkową ochronę, na wypadek gdyby Alicja spróbowała czegoś niespodziewanego. Właściwie... Cóż, mam inną propozycję pomocy. Chciałabym, żebyś zatrzymała się u Malachiego w drodze powrotnej. Oczywiście pamiętasz, jak tam trafić? - Malachiego Wolfe'a? – spytałam, tak jakby mogła odnosić się do innego Malachiego. Skinęła głową. - Już z nim rozmawiałam. Pożyczy ci broń – tylko na wszelki wypadek. Ufam twojej magii, ale czułabym się lepiej, gdyby coś dodatkowo cię chroniło. Nie podobał mi się pomysł z bronią, ale pani Terwiliger miała rację. Gdy chodziło o Alicję, nie mogliśmy ryzykować. Spojrzałam na stojących obok moich przyjaciół. - Nie ma potrzeby, by wszyscy jechali – zwłaszcza że jedno z nas powinno wrócić do domu i sprawdzić, jak ma się twoja mama, Adrian. Wyczytałam z jego twarzy, że dokładnie zrozumiał, co miałam na myśli – właściwie to musieliśmy sprawdzić, jak ma się Declan.
- 205 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Cóż, chociaż tak bardzo chciałbym zobaczyć Wolfe’a, prawdopodobnie będzie lepiej, żebyś ty do niego poszła, w razie gdyby wymagał kolejnych „testów umiejętności” przed pożyczeniem broni – powiedział Adrian. – Wrócę do domu, do mamy. Wy... – Spojrzał na dampiry. - Pojadę z Sydney – powiedział Eddie. – Chcę w końcu poznać tego faceta. Ciężko przyjął nasz dzisiejszy brak rezultatów, więc byłam zaskoczona, widząc jego entuzjazm w innej sprawie. Oczywiście Malachi Wolfe stał się legendą wśród moich przyjaciół – większość z nich nigdy go nawet nie spotkała i znali go tylko z opowieści o czasie w Szkole Obrony Wolfe’a, które Adrian i ja im opowiadaliśmy. Właściwie jasne było, sądząc po twarzach Trey'a i Neila, że także chcieli zabrać się z Eddiem i ze mną, ale Trey musiał odebrać Angeline, jadąc z Salton Sea wypożyczonym samochodem Neila. Zdecydowali się pojechać razem, skoro Rose i Dymitr poszli z Adrianem. To pozostawiło Eddiego i mnie samych, więc po powiedzeniu przyjaciołom do zobaczenia, wyruszyliśmy do domu Malachiego na obrzeża Palm Springs. - Czy Chihuahua są naprawdę wytrenowane do ataku? – spytał. Nie mogłam nic poradzić na to, że się uśmiechnęłam. - Tak twierdzi Wolfe. Choć nigdy nie widzieliśmy ich w akcji. - Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jego nunchaku. - Nie dotykaj ich – ostrzegłam. – Ani żadnej broni bez pozwolenia. Jeśli cię zaakceptuje, może będziesz też mógł coś pożyczyć. Część humoru Eddiego wyblakła. - Naprawdę nienawidzę, że doszło do tego, iż musisz pożyczać broń. Nienawidzę, że doszło do tego wszystkiego. – Westchnął z niepokojem. – Wiem, że pani Terwiliger ostrzegała nas, że Alicja mogła się przenieść, ale naprawdę, naprawdę miałem nadzieję znaleźć dzisiaj jakikolwiek jej ślad. - Wiem – powiedziałam, również zaniepokojona. – Też tego chciałam. Ale musiała zmienić plany i jest szansa na to, że stała się nieostrożna. Musimy tylko zdobyć nad nią przewagę i pokonać, zanim wykona następny krok. - 206 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- A każdy dzień, gdy my czekamy, jest kolejnym Bóg wie jakim dla Jill. Rozpacz w jego głosie wywołała ból w moim sercu. - Wiem – przyznałam smutno. – Wiem. Posiadłość Malachiego składała się z serii surowych, wyglądających na przemysłowe, budynków, stojących na dużym, pozbawionym trawy terenie, tuż przy autostradzie. Wjechaliśmy na długi żwirowy podjazd. Zobaczyłam, że powraca trochę wcześniejszego entuzjazmu Eddiego, gdy każda fantazja o dziwacznym stylu życia Malachiego powoli się sprawdzała. Słońce ledwo dotykało horyzontu, co sprawiało, że padający cień nadawał wszystkiemu przerażający wygląd. Uśmiechnęłam się do siebie, przypominając sobie pierwszy raz, gdy Adrian i ja odwiedziliśmy to miejsce, niepewni, czy idziemy do klasy samoobrony czy na porwanie. Zapukałam do drzwi głównego domu i nie byłam zaskoczona, gdy usłyszałam szalone tupanie stóp małych Chihuahua, towarzyszące kakofonii szaleńczego skowytu. - Och, człowieku – odetchnął Eddie. – Tam naprawdę jest ich stado. Widziałam nieustraszoną twarz Eddiego, gdy atakował strzygę, a teraz zrobił niepewny krok w tył na dźwięk psiej szarży. Uśmiechnęłam się i odwróciłam w stronę drzwi, czekając aż zjawi się sam Malachi Wolfe. Nieco niestabilny i bardzo niekonwencjonalny Wolfe był dla mnie i Adriana dobrym przyjacielem – i więcej niż przyjacielem pani Terwiliger. Ta ostatnia część nadal trochę mnie skręcała, ale po wszystkim, co ja i Adrian znieśliśmy, byłam bardziej przekonana niż kiedykolwiek, że każdy potrzebuje kogoś do kochania – nawet rozpraszająca czarownica i noszący opaskę na oku instruktor samoobrony. Gdy odpowiedź nie nadeszła natychmiast, zapukałam ponownie. To wprawiło psy w jeszcze większy szał, ale Wolfe nadal się nie zjawiał. - Dziwne – powiedziałam. - Nie pisałaś do niego, zanim wyjechaliśmy? – spytał Eddie.
- 207 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Pani Terwiliger pisała – odpowiedziałam. Spojrzałam na inne budynki, szukając jakiegoś ruchu. – Powiedział, że ma na oku kilka broni dla mnie. Może teraz je wyciąga. Zeszłam z powrotem na ziemię i skierowałam się w stronę, gdzie wiedziałam, że Wolfe trzyma zapasy broni. - Mam nadzieję, że nie próbuje znowu wyminąć tej dmuchawki 19. Twarz Eddiego rozjaśniła się, gdy podążył za mną po piaszczystym terenie. - Dmuchawki? Na serio... Jego słowa zagubiły się, gdy skrzynka pocztowa obok nas nagle eksplodowała. Bez wahania Eddie pchnął mnie i przewrócił nas z dala od najgorszego ciepła i płomieni. Żwir i ziemia mocno otarły mi skórę, ale zdecydowanie było to lepsze niż alternatywa. Eddie nadal pozostawał w pozycji obronnej nade mną. Oboje ostrożnie unieśliśmy głowy i rozejrzeliśmy się dokoła, patrząc na ognisty wrak. - Co do diabła? – spytał. Kolejna eksplozja miała miejsce na ziemi obok nas. Tym razem żadnych płomieni, ale skały, które stamtąd poleciały, były tak dobre jak szrapnel20. Krzyknęłam, gdy jedna szczególnie ostra wbiła się w moje ramię. Wskazałam na najbliższy budynek. - Tam! Zanim mógł mnie zatrzymać, pobiegłam w tamtą stronę, rzucając zaklęcie niewidzialnej siły, która rozbiła okno. Włączył się rozdzierający alarm. Nie zaskoczyło mnie to, że Wolfe ma tutaj alarm. Pytanie brzmiało, czy jego paranoja rozszerzyła się na posiadanie monitorowanego przez policję systemu alarmowego, czy nie. Eddie podążył za mną przez okno i znaleźliśmy się w budynku, który służył jako sala treningowa dla mojej klasy samoobrony. Była szeroka i otwarta, wypełniona lustrami i pokrowcami z bronią. Przebiegłam przez pokój, szukając 19 20
Rodzaj broni. Pocisk artyleryjski używany do rażenia ludzi.
- 208 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
bezpieczniejszej pozycji. Eddie, w międzyczasie, pobiegł prosto do jednego z pokrowców. Po rozwodzeniu się nad bolą21 i jakimiś mosiężnymi kostkami, wziął bolę, i kołysząc nią dokoła z wprawą, ostrożnie cofnął się i patrzył na okno, które wybiliśmy. Wykonałam moje ulubione zaklęcie, przywołując kulę ognia do mojej dłoni. - To Alicja? – krzyknął Eddie, przekrzykując alarm. - Tak sądzę – odkrzyknęłam. Wyczułam ludzką magię w tych eksplozjach i – o ile nie ścigała mnie inna wiedźma – Alicja wydawała się logicznym wyborem. Ręką, którą nie trzymałam kuli ognia, napisałam sms-a do najnowszego kontaktu w moim telefonie: pani Terwiliger. Udało mi się wystukać tylko krótką wiadomość, ale miałam nadzieję, że odda ona powagę sytuacji: POMOCY. Powinnam wiedzieć, że Alicja nie pojawi się w wejściu, które stworzyliśmy w budynku. Główne drzwi nagle eksplodowały w deszczu iskier i drewna. W przejściu pojawiła się sylwetka i nie weryfikując tożsamości, rzuciłam w nią kulą ognia. Postać uniosła dłoń, a kula rozbiła się o niewidzialną barierę. Gdy było czysto, figura poruszyła się do przodu i wreszcie stanęłam twarzą w twarz z Alicją. Posłała mi chłodny uśmiech. - Witaj, Sydney, miło cię znów widzieć. Zaskoczona, że widzisz mnie żywą? Przywołałam kolejną kulę ognia. - Moim zamiarem nie było zabicie cię. Nawet ja zdałam sobie sprawę, jak kulawo to zabrzmiało, biorąc pod uwagę wszystko, co jej zrobiłam. Roześmiała się szorstko. - Naprawdę? Zatem, jaki był dokładny cel dźgnięcia mnie i zostawienia w płonącym domu? Zanim mogłam odpowiedzieć, Eddie natarł na nią, machając bolą w powietrzu. Ruchem nadgarstka Alicja sprawiła, że ściana luster obok niego się 21
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bolas broń miotana
- 209 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
rozbiła. Widziałam, co nadchodzi, ale nie byłam wystarczająco szybka w odwołaniu kuli ognia i zastąpieniu jej tarczą dla niego. Odbiłam część szkód, ale niektóre kawałki szkła się w niego wbiły, w szczególności w nagie ramię. Widziałam krótki przebłysk bólu, przechodzący przez jego twarz, ale nie przestał się poruszać. Alicja rozbiła kolejne lustro i tym razem trzymałam niewidzialną tarczę na miejscu, by go ochronić. Puścił bolę, ale pomimo swojej doskonałej celności i szybkości, ona to przewidziała i wypuściła kolejną falę niewidzialnej siły. - Gdzie jest Jill? – krzyknęłam do niej. Okrutny uśmiech pojawił się na twarzy Alicji. - Chciałabyś to wiedzieć, prawda? Eddie wziął kawałek rozbitego szła i biegł w jej kierunku, dzierżąc go jak nóż. - Przysięgam, jeśli ją zraniłaś… - Och, proszę. Jakbym miała tracić czas, raniąc ją. Alicja wyjęła szczyptę jakiegoś proszku ze swojej kieszeni. Rzuciła ją na Eddiego i krzyknęła inkantację, której nie znałam. Nie byłam w stanie zatrzymać tego na czas, więc magia chwyciła Eddiego. I tak po prostu zamarł w pół kroku, trzymając groźnie w ręku odłamek szkła. - Co mu zrobiłaś? – krzyknęłam. - Uspokój się, Sydney – powiedziała Alicja. – Nadal żyje. Tak jak twoja mała morojska przyjaciółka – na razie. - Zabierz mnie do niej! – zażądałam. Alicja roześmiała się. - Przykro mi, Sydney. Nigdy więcej jej nie zobaczysz. Ona musi znieść kilka kolejnych psalmów... a ty? Ty po prostu będziesz cierpieć... Podłoga pod moimi stopami zmarszczyła się. Zachwiałam się i upadłam na kolana, ale nadal byłam w stanie rzucić kulę ognia w stronę Alicji, zanim całkowicie straciłam równowagę. Moim zamiarem było trafienie, ale ona uniosła - 210 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
dłonie, by rzucić, jak podejrzewałam, kolejny czar ochronny. Inkantacja, którą wypowiedziała, była w grece, i jej również wcześniej nie słyszałam. Kula ognia uderzyła w kolejną niewidzialną ścianę, ale zamiast rozbić się, płomienie odbiły się i wróciły prosto do mnie, dokładnie tą samą ścieżką. Krzyknęłam i udało mi się na czas uciec. Zostałam oszczędzona, ale kula zamiast trafić w szafkę, ogarnęła ją płomieniami. Ogień szybko się rozprzestrzeniał, przez co zaczęłam się zastanawiać, jakiego rodzaju lakieru używa Wolfe. W tym samym czasie alarm w końcu przestał wyć. - Lustrzane zaklęcie – powiedziała radośnie Alicja. – Bardzo przydatne. Bądź ostrożna w rzucaniu zaklęć. Wypowiedziała to z kpiną, ale to prawda, więc zawahałam się, zanim zaplanowałam swój następny kierunek działań. Moja zwłoka trwała zbyt długo, ponieważ szybko zaczęła rzucać zaklęcie, które rozpoznałam, dzięki temu, że nałożyła je na Eddiego. Dało mi to możliwość wykonania uniku i zablokowania go, mimo że było ono dla mnie zbyt skomplikowane, bym mogła je w pełni zrozumieć. Potem zdecydowałam się na innego rodzaju zamarznięcie – takie dosłowne, ponieważ posłałam falę lodu w jej kierunku. Nie było aż tak zabójcze, jak kula ognia, ale też nie powiększyło rozprzestrzeniającego się już ognia. Alicja odpowiedziała lustrzanym zaklęciem, posyłając lód z powrotem w moim kierunku. Schyliłam się, a ten wylądował za mną, w płonącej części pokoju. Zamiast zmniejszyć ogień, w prosty sposób sprawił, że dym stał się gęstszy. - Musisz robić się zmęczona – drażniła się. Racja. Nadal miałam w sobie mnóstwo magii, ale ta aktywna walka była wyczerpująca. Wróciły do mnie słowa pani Terwiliger: ona będzie chciała łatwej walki. To było to, co robiła Alicja – próbowała pozbawić mnie mojej magii, żeby móc rzucić zaklęcie, które by mnie wykończyło. Dzięki skradzionym życiom i magii, którą miała, ta bitwa nie jest w stanie wycieńczyć jej tak szybko.
- 211 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Alicjo, nie musimy walczyć – powiedziałam. – Proszę. Zatrzymaj to i wyjdźmy stąd, zanim to miejsce spłonie. Powiedz mi, gdzie jest Jill i uwolnij Eddiego. Wtedy każda z nas pójdzie w swoją stronę. - Zatrzymać to? Po tym, jak próbowałaś mnie zabić? - Ja tylko… Nie dbając o buchające już płomienie, Alicja rzuciła kolejną kulę ognia w moją stronę. Kusiło mnie, żeby spróbować lustrzanego zaklęcia i posłać pocisk z powrotem, ale czarownica stała zbyt blisko Eddiego, jak na mój gust. -
Jesteś
zbyt
dużym
zagrożeniem,
Sydney
–
powiedziała,
gdy
zneutralizowałam jej ognistą kulę wodnym zaklęciem. – Nie mogę pozwolić ci odejść. Zamierzam doprowadzić, by ten budynek spłonął razem z tobą – dokładnie tak, jak ty to zrobiłaś. Podłoga ponownie pode mną zafalowała, sprawiając że znowu upadłam. Alicja zaczęła recytować skomplikowaną inkantację, którą rozpoznałam jako początek zaklęcia, które zamroziło Eddiego w miejscu. To był jej plan. Zmienić mnie w żyjącą statuę i zostawić w tym płonącym budynku, podobnie jak ja zostawiłam ją. Desperacko zerwałam się na nogi, chcąc uciec z drogi zaklęciu. Gdy skończyła mówić, zobaczyłam coś niesamowitego: Malachi Wolfe stał w wejściu do płonącego pokoju. Jego opaska znajdowała się na prawym oku (zmieniało się to od czasu do czasu), a wokół jego nadgarstków i kostek zwisały strzępki liny – wyglądało to, jakby ktoś go wcześniej związał. Nie mogłam powtórzyć zaklęcia posągu na własną rękę, ale słyszałam wystarczająco dużo razy lustrzane zaklęcie, by czuć się w nim pewnie. Wypowiedziałam słowa i poczułam budzącą się we mnie magię. Oczy Alicji rozszerzyły się w przerażeniu, gdy próbowała zejść z drogi odbitemu zaklęciu. Jednak tym, czego nie widziała, była horda Chihuahua, wbiegająca do pokoju z Wolfem. Powiedział do nich słowo i na nią wskazał, a one zgromadziły się
- 212 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
wokół jej stóp, sprawiając że się potknęła i nie pozwalając jej się szybko odsunąć. Dosięgło jej zaklęcie posągu i nagle została tak samo zamrożona jak Eddie, z wyjątkiem znacznie mniej wdzięcznego wyglądu. On wyglądał jak szlachetny wojownik, gotowy uderzyć. Ona w połowie upadała i gapiła się z niedowierzaniem na szczekającą grupę Chihuahua, kręcących się u jej zamrożonych stóp. - Byłbym tu wcześniej – warknął Wolfe, odwołując grupę szybkim gestem. – Ale ta suka mnie związała. Musiałem poczekać aż psy przegryzą liny. - Szybko – powiedziałam, biegnąc w stronę Eddiego. – Pomóż mi go stąd wydostać. Zakaszlałam od gęstego dymu i spojrzałam na Alicję. Jej ładna twarz zamarła w wyrazie przerażenia. - Pomóż mi zabrać ich oboje. Wspólnie z Wolfem zdołaliśmy wynieść zamrożone posągi, zanim budynek spłonął. Zanieśliśmy ich do głównego budynku, gdy przybyła straż pożarna, a zaraz po niej zjawili się Adrian, Trey, pani Terwiliger i kilka innych czarownic, obecnych nad jeziorem. Adrian przyciągnął mnie i uścisnął. - Wszystko w porządku? – spytał. – Gdy Jackie do mnie zadzwoniła, nie wiedziałem czego oczekiwać. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową, uspokajając się pod jego dotykiem. - W porządku. Miałam szczęście. Wielkie szczęście. Ale Eddie… Jedna z czarownic z sabatu, którego nie znałam, rozłożyła kilka suszonych kwiatów wokół Eddiego i wypowiedziała łacińskie zaklęcie. Chwilę później Eddie powrócił do życia, nadal w pół skoku. Potknął się, gdy tylko wylądował, rozglądając się dookoła w zdumieniu, gdyż nie był tam, gdzie oczekiwał. Adrian i ja zdziwiliśmy go jeszcze bardziej, przyciągając do wspólnego uścisku. - Musicie odmrozić także Alicję – powiedziałam z niepokojem. – Musimy znaleźć Jill. - 213 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Pani Terwiliger zmarszczyła brwi. - To niefortunne, bo w zasadzie to bardzo dobry sposób, by sobie z nią poradzić. Nie dostałaś żadnych wskazówek, gdzie przedtem była Jill? Potrząsnęłam głową i puściłam Eddiego. - Nie. Przyznała, że Jill na razie żyje, ale nie rozwinęła tego. Powróciłam do tego myślami, starając się odtworzyć każde słowo, które wypowiedziała w tym chaosie. Ostatecznie dobrze było słyszeć, jak Alicja przyznaje, że Jill nadal żyje, chociaż już to wiedzieliśmy dzięki naszym zaklęciom. Nie było to tak użyteczne, jak miałam nadzieję, że będzie. - I mówiła coś o Jill słuchającej psalmów. To nie miało zbyt dużo sensu dla pani Terwiliger, tak samo jak dla mnie. Westchnęła więc i wymieniła spojrzenia z innymi czarownicami. One także nie wyglądały na zachwycone wypuszczeniem Alicji. -
Cóż,
gdy straż
pożarna
skończy,
będziemy
musiały
stworzyć
zabezpieczający okrąg. Wtedy ją uwolnimy, by uzyskać kilka odpowiedzi. Trey, który stał na uboczu, nagle odchrząknął. - Może nie będziecie musiały. Myślę, że wiem, gdzie jest Jill – albo, cóż, przynajmniej kto ją przetrzymuje 22. – Wszystkie oczy zwróciły się na niego w zdumieniu, ale nie cofnął się pod tymi spojrzeniami. – Myślę, że mają ją Wojownicy Światła23.
22 23
Werble, please |M. Okeej, przyznać się: kto to podejrzewał? :D |M.
- 214 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 13 Adrian - CO PALMY MAJĄ WSPÓLNEGO z Wojownikami? – spytałem. Sydney posłała mi krzywe spojrzenie. - Psalmy, nie palmy. I nie widzę powiązania. – Spojrzała wyczekująco na Treya. – To rodzaj jakichś religijnych poematów, prawda? Z Biblii? Pokiwał głową. - Tak. Cóż, to znaczy te, które Wojownicy lubią cytować nie zawsze pochodzą z Biblii. Stworzyli kilka własnych. Ale recytują je na bardziej formalne okazje, przed spotkaniami… i innymi w tym stylu. Jeśli Alicja powiedziała, że Jill ich słuchała, to jest prawdopodobne, że to oni gdzieś ją przetrzymują. Uwierzcie mi, kochają trzymać moroja w niewoli bardziej, niż cokolwiek innego. Eddie odwrócił się do Jackie z niedowierzaniem i wskazał na Alicję. - Odmroź ją, tak jak mnie! Potrzebujemy odpowiedzi i to natychmiast! Zanim będzie za późno dla Jill! Nigdy nie widziałem go tak podekscytowanego i miałem ochotę uspokoić go kompulsją. Jackie pozostała prawie niewzruszona. - Na pewno nie zamierzam uwolnić jej tutaj – jeśli to zrobimy, będzie to w otoczeniu tuzina innych czarownic, żeby było bezpiecznie. A nawet jeśli to zrobimy, to nie spodziewaj się po niej chęci do udzielenia odpowiedzi. - Ma rację – powiedziała powoli Sydney. – Nawet jeśli uwolnimy Alicję, nie mamy pewności, że wszystko nam powie. - Zmuszę ją do mówienia – nalegał Eddie. – Albo Adrian może ją zmusić. Sydney nie wyglądała na zachwyconą tym, ale ciocia Tatiana w mojej głowie trochę się podekscytowała. Tak! Tak! Użyjemy kompulsji, żeby zmusić ją do powiedzenia nam rzeczy, z których posiadania nawet nie zdaje sobie sprawy! - 215 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Są zaklęcia do ochrony przed czymś takim i Alicja jest na tyle przebiegła, żeby podjąć taką ostrożność. Jackie spojrzała na jedną ze swoich przyjaciółek wiedźm. - Co sądzisz? Ile czasu zajmie osłabienie jej? Czarownica spojrzała krytycznym wzrokiem na zamrożoną Alicję. - Zostawiłabym ją tak na tydzień, jeśli mam być szczera. Ale jeśli się spieszycie… – Spojrzała na Eddiego, zanim powróciła spojrzeniem do Alicji. – Powiedziałabym, że 48 godzin. - 48 godzin! – krzyknął Eddie. – Jill może nie mieć czterdziestu ośmiu godzin, jeśli przetrzymują ją Wojownicy! Mogą przygotowywać jakiś rytuał egzekucyjny w chwili, gdy rozmawiamy! Jackie pozostała niezrażona. - Bycie w takim zamrożonym stanie pozbawia energii. Dwa dni w tym stanie i będzie fizycznie oraz magicznie wypalona. Znacznie łatwiej będzie ją przepytywać. Nawet wtedy nie uwolnię jej, dopóki nie będziemy w bardzo dobrze zabezpieczonym miejscu przy dodatkowym wsparciu. Jest zbyt nieprzewidywalna. - Dwa dni to zbyt dużo – powtórzył Eddie. Nie mogłem nic zrobić, oprócz podzielenia jego przerażenia. Sydney jednak wyglądała na zamyśloną. - Alicja będzie mniejszym zagrożeniem i łatwiej będzie ją wtedy przesłuchać – powiedziała powoli. – A w międzyczasie my możemy zdobyć już kilka informacji o Wojownikach. - Jak? – Trey i ja spytaliśmy jednocześnie. - Od Marcusa – powiedziała Sydney. – Albo raczej od jednego z jego kontaktów. Jest pod przykrywką u Wojowników. Ona może coś odkryć, zanim my dostaniemy odpowiedzi od Alicji. Pozwólcie mi skontaktować się z nią i Marcusem. Jeśli nie odkryją niczego przed upływem dwudziestu czterech godzin, czarownice uwolnią Alicję na przesłuchanie.
- 216 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Nikt nie wydawał się zachwycony tym kompromisem, ale zgodzili się na niego. Wszyscy w końcu się rozproszyliśmy; Eddie miał zostać z Treyem, podczas gdy ja i Sydney wracaliśmy do domu Clarence'a. Po drodze Syd zadzwoniła do Marcusa i wyjaśniła sytuację, a on obiecał oddzwonić do niej tak szybko, jak będzie mógł. Gdy dotarliśmy do Clarence'a, Rose i Dymitr byli lekko zniecierpliwieni, czekając na relację z tego, co się wydarzyło. Pozwoliłem Sydney im wszystko opowiedzieć, a sam poszedłem do mojej mamy i Declana. Pojawił się w moim życiu zaledwie kilka dni temu, więc byłem zaskoczony, jak bardzo pragnąłem go zobaczyć, nawet jeśli nie robił nic więcej oprócz spania 24. Po burzliwych wydarzeniach tego dnia – i panice, którą odczułem, gdy dowiedziałem się, że Sydney mierzyła się Alicją samotnie – obecność Declana była kojąca. Marcus oddzwonił do Sydney kilka godzin później, mówiąc że ma wiadomości i przyjedzie niezwłocznie do Palm Springs, żeby je osobiście dostarczyć. Był tak samo poszukiwanym zbiegiem jak Sydney, więc w swój zwyczajny, ostrożny sposób zaaranżował spotkanie następnego dnia z dala od domu Clarence'a i mieszkania Treya. Miejsce, które wybrał, było mongolską restauracją poza miastem. Rose i Dymitr po wielu namowach zgodzili się poczekać na wiadomości w domu Clarence'a, żeby nie robić zbyt dużego tłumu. Dołączyli do nas Trey i Eddie, ponieważ ten pierwszy posiadał użyteczną wiedzę o Wojownikach, a tego drugiego żadna siła na ziemi nie powstrzymałaby od planowania uwolnienia Jill. Gdy weszliśmy do restauracji, Sydney odetchnęła z ulgą. - Dobrze. Przyprowadził ze sobą Sabrinę. Spotkałem kiedyś Sabrinę, ale nie znałem jej za dobrze. Była w moim wieku i działała pod przykrywką jako członkini Wojowników Światła od lat. Jej pierwsze spotkanie z Sydney obejmowało trzymanie Alchemiczki na muszce, co już mnie nie przerażało, odkąd wiedzieliśmy, że Sabrina starała się chronić Marcusa. Z biegiem czasu zaczęliśmy darzyć ją i jej ważną pracę respektem. Nie zgadzała się z filozofią Wojowników, ale pozostała z nimi z uwagi na informacje, których 24
Aww, czyżby ktoś tutaj miał „instynkt tacierzyński” ? :D |M.
- 217 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
dostarczała, i które były dla innych bardzo użyteczne. Z pewnością miałem nadzieję, że będą takie też dzisiaj. - Dobre wieści i złe wieści – powiedział Marcus, co nie było do końca powitaniem, na jakie miałem nadzieję. – Dobre wieści są takie, że jesteśmy całkiem pewni, iż Wojownicy mają Jill. Złymi wieściami jest to, że nie wiemy gdzie dokładnie ona jest. Eddie skrzyżował ramiona. - Czas na uwolnienie Alicji i wydobycie kilku odpowiedzi. - Niekoniecznie – powiedziała Sabrina. Jej długie blond włosy były dziś związane w wysoki kucyk, przez co wyglądała bardziej jak zwykła dziewczyna, a nie ktoś podający się za członka fanatycznej anty-wampirzej grupy. – Zgaduję, że Alicja także nie wie, gdzie jest Jill. Najprawdopodobniej złapała ją i dostarczyła do Wojowników, a później pozwoliła im ją gdzieś ukryć. Węszyłam trochę i znalazłam raporty o „szeroko znanym morojskim więźniu”, ale nie podali jej lokalizacji nawet członkom naszej własnej grupy. Mogą pracować z kimś takim jak Alicja, ale nie ufają jej za bardzo. Wiadomość mnie nie uszczęśliwiła, a Eddie podzielał moją frustrację. - Więc co zrobimy, skoro twoi ludzie nie wiedzą, gdzie ona jest? – zapytał. - Cóż – powiedziała Sabrina. – Ktoś wie. Po prostu nie jest to ktoś na moim poziomie. Marcus przytaknął i przełknął kęs swojego stir-fry25, który w mojej ocenie wydawał się zawierać jedynie mięso i zero warzyw. Prymityw, ciotka Tatiana pokręciła nosem. Hej, daj spokój – powiedziałem jej. Bycie zbiegiem prawdopodobnie wymaga dużo białka.
25
Wygląda na to, że to jakieś danie szybko smażone na dużym ogniu, które wywodzi się z kuchni dalekowschodniej. |M.
- 218 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Mamy kilka pomysłów, jak dostać się do kogoś takiego – powiedział Marcus. – Pierwszym jest poproszenie Alchemików, żeby to zrobili. Wiemy, że mają powiązania z Wojownikami. - Z tego co wiemy, to pracują z nimi – powiedział Eddie. – Tak jak pracowali w przeszłości. - Przy niektórych sprawach – powiedziała powoli Sydney. – Ale nie przy tej. Nie chcą ryzykować, że w świecie morojów zapanuje chaos. Chcą Jill z powrotem. Nie przypatrywaliby się biernie, gdyby była więźniem. - Zgadzam się – powiedział Marcus. Jego oczy spotkały moje. – To, i oni mogą łatwo interweniować, ponieważ nie lubią, gdy Wojownicy przekraczają ustalone granice. Są niczym innym, tylko maniakami kontroli i nie spodoba im się to, że Wojownicy pracowali z wiedźmą, żeby przeszkodzić morojom. Oczywiście, to oznaczałoby, że ktoś musi powiedzieć im, że Wojownicy mają Jill. - To nie musi być żadne z was – powiedział Eddie, łapiąc niewypowiedzianą wiadomość między mną a Marcusem. – Cholera, ja to zrobię. - Mogą ci nie uwierzyć – powiedziałem, uśmiechając się na jego porywczość. – Mogą nie uwierzyć nawet mnie. Trey siedział spokojnie podczas całej rozmowy o grupie, której kiedyś był członkiem, lecz w końcu przemówił. - Jest także duża szansa na to, że Wojownicy temu zaprzeczą, nawet jeśli Alchemicy przyjdą i zaczną wypytywać. Oni także mają swego rodzaju obsesję na punkcie kontroli. Mogą sprawiać trudności przez zwykłą złośliwość. - Masz rację – powiedziała Sabrina. – Właśnie dlatego mamy jeszcze jedną opcję. W jej głosie pojawiła się ostrzegawcza nuta, która wprowadziła mnie w stan gotowości. - Którą jest…? Wymieniła spojrzenie z Marcusem, a później odwróciła się do Sydney.
- 219 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Wojownicy będą przeprowadzać inicjację na nowych członków w przyszłym tygodniu. Możesz tam pójść pod przykrywką i spróbować przeniknąć na wyższe szczeble władzy, żeby dowiedzieć się, gdzie jest Jill. – Mówiła w pośpiechu, jakby to miało przyczynić się do zmniejszenia ogólnego absurdu tego, co sugerowała. - Chcesz, żebym dołączyła do Wojowników? 26 – wykrzyknęła Sydney. - Nie – sprzeciwiliśmy się wspólnie z Eddiem. - Będziesz po prostu uczestniczyć w ich rekrutacji – powiedziała Sabrina, jakby to miało nas jakoś uspokoić. – To jest jak kurs zapoznawczy. - Albo inicjacja do stowarzyszenia – powiedział Marcus, co naprawdę nie poprawiło sytuacji. Trey pokręcił głową z niedowierzaniem. - Wiem, o czym mówicie, ale to jest szalone. – Odwrócił się do nas. – Zbierają kilku potencjalnych rekrutów, zabierają ich do sekretnej siedziby Wojowników i każą konkurować w każdego rodzaju ciężkich konkurencjach, żeby udowodnić swoją wartość. Pamiętacie, jak musiałem walczyć z własnym kuzynem? Wojownicy kiedyś przetrzymywali Sonię i chcieli użyć jej w części ceremonii, oznaczającej „test” dla młodych członków. Po walce z kuzynem oczekiwano, że Trey zabije Sonię. Nie planował tego zrobić, a dodatkowo plany Wojowników by nie wypaliły tak czy inaczej, bo grupa Strażników przeszkodziła w całej ceremonii, uwalniając Sonię. Sydney również spowodowała trochę chaosu i Wojownicy z pewnością nie byli jej fanami. - Wojownicy znają twarz Sydney – przypomniał nam Eddie. – Nie może tego zrobić. Wyślijcie mnie. Nie mam nic przeciwko rzucaniu kilkoma świrami. Już miałem sporo praktyki. - Miałeś – zgodził się Marcus. – Jednak Sydney ma więcej praktyki we włamaniach i zdobywaniu informacji27. I twoją twarz też prawdopodobnie znają. Sydney zmarszczyła brwi. 26 27
Nie żeby coś, ale czy tylko ja to uważam za idiotyzm? xD |M. Ekheem, a kto włamał się do więzienia Morojów z Rose i Lissą? No właśnie. |M.
- 220 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Możemy pójść we dwójkę? Nie miałabym nic przeciwko wsparciu, no i mam kilka tricków, dzięki którym nas nie rozpoznają. Zamierzasz tylko siedzieć i pozwolić im zabrnąć w to dalej? – spytała mnie ciocia Tatiana. Odwróciłem się do Sydney w zdumieniu. - Naprawdę to rozważasz? To znaczy zawsze jestem za, jeśli chodzi o szalone plany, ale to jest za dużo nawet jak dla mnie. Sabrina zmarszczyła brwi w zamyśleniu. - Wojownicy zwykle przyprowadzają tylko jedną osobę, ale od czasu do czasu widywałam kogoś z dwoma. Jeśli możecie się przebrać, mogę zabrać was oboje. - Więc zabierz Sydney i mnie – powiedziałem. - Nie ma mowy – powiedział Eddie. – Mam o wiele lepszą kondycję, jeśli chodzi o pobicie jakichś świrów. Bez urazy, Adrian. Chciałem powiedzieć, że mógłbym ochronić ją Duchem, ale wiedziałem, że to by się jej nie spodobało. - Powinieneś zostać, Adrian – zgodziła się Sydney. – Możesz spróbować użyć kompulsji na Alicji, żeby uzyskać kilka odpowiedzi, gdy czarownice ją odmrożą. Nikt, oprócz ciebie, nie może tego zrobić. Otworzyłem usta, żeby zaprotestować, ale nie umiałem wymyślić nic, co mógłbym powiedzieć. Sydney przyparła mnie do muru i wiedziała o tym. Chciałem pójść z nią, ale nie dlatego, że miałem konkretny plan na poradzenie sobie z Wojownikami – odczuwałem jedynie potrzebę chronienia jej. Ale miała rację co do Alicji. Mogliśmy dać ich czarownicom dwa dni, podczas których Sydney pójdzie pod przykrywką do Wojowników. Miejmy nadzieję, że to osłabi jakiekolwiek zaklęcie przeciwko kompulsji, jakiego użyła na sobie Alicja. - Popierasz używanie Ducha? – spytałem zdumiony. - Nie – przyznała. – Mam nadzieję, że uzyskają odpowiedzi w inny sposób. Ale jeśli nie zdołają, mam przeczucie, że użyjesz kompulsji tak czy inaczej. - 221 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Jesteś mądrą kobietą, jak zwykle – powiedziałem Sydney. Uśmiechnęła się, słysząc to, ale wiedziałem, że w ogóle nie była zadowolona z tego pomysłu. Z westchnieniem odwróciła się do Sabriny. - W jak wielkie kłopoty się za to wpakujesz? Za przyprowadzenie dwóch szpiegów? Ponieważ to jest oczywiste, że nie zostaniemy naprawdę z Wojownikami. Sydney miała rację. To, do czego zgłosiła się z Eddiem – do zinfiltrowania Wojowników poprzez jakiś barbarzyński rytuał inicjacyjny – było niebezpieczne, ale nie mogliśmy zapominać o roli Sabriny w tym wszystkim. Pogrywała sobie z bardzo nieprzewidywalną grupą i podejmowała o wiele większe ryzyko. - Zależy od tego, czy dacie się złapać, czy nie. – Uśmiech Sabriny był spięty, nie sięgał też jej oczu. – Więc nie dajcie się złapać, okej? Trey wyglądał coraz bardziej ponuro, gdy plany postępowały do przodu. - Ale to stanie się tylko wtedy, jeśli nie przekonacie Alchemików, że Wojownicy przetrzymują Jill. Jeśli jednak wam uwierzą, będą mogli sami dźwigać ten ciężar, żebyście nie musieli się angażować w to szaleństwo. - Miejmy nadzieję – zgodził się Marcus. – Ale w międzyczasie powinniśmy przygotować Sydney i Eddiego do tego, czego mogą się spodziewać, jeśli pójdą z Sabriną. Dziewczyna zaczęła przedstawiać, jak planowała przemycić Sydney i Eddiego. Całość brzmiała coraz gorzej, gdy to opisywała, i po raz kolejny chciałem poprosić Sydney, by nie szła. Zdałem sobie sprawę, że moja chęć chronienia jej przed tym niebezpieczeństwem była zbliżona do jej próśb powstrzymania się od używania Ducha. Obie te rzeczy były niebezpieczne… ale jak mogliśmy tego nie robić, gdy życie Jill było zagrożone? Nie ma dobrej odpowiedzi – oświadczyła ponuro ciotka Tatiana. – I nic dobrego z tego nie wyniknie. Lunch upływał na ustalaniu planu. Sydney zamierzała zdobyć trochę magicznej pomocy przy przykrywce od innych czarownic. Sabrina dostała telefon wzywający
- 222 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
ją do powrotu do Wojowników wcześniej, niż się spodziewała. Skrzywiła się i wstała. - Wkrótce się z wami skontaktuję, gdy tylko dostanę więcej szczegółów odnośnie rekrutacji. Czy ktoś z was może podrzucić Marcusa do jego bezpiecznego domu? - My to zrobimy – powiedziała Sydney, wyprzedzając Eddiego i Treya. – Pogadamy z wami później. Grupa się rozproszyła; Sydney i ja zaprowadziliśmy Marcusa do wynajętego samochodu, którym jeździliśmy, odkąd przyjechaliśmy do Palm Springs. Był to najnowszy kabriolet, wypożyczony nam przez firmę, nawet jeśli o to nie prosiliśmy. - Niezły – powiedział Marcus. – Wspaniały dzień, żeby jechać z odsłoniętym dachem. – Spojrzał na mnie. – Cóż, może jednak nie. Po wczorajszej szarzyźnie Palm Springs powróciło do swoich upalnych warunków, na które naprawdę nie chciałem się wystawiać. Światło słoneczne nie zabijało morojów, tak jak robiło to ze strzygami, ale mogło być dla nas naprawdę niekomfortowe, jeśli znajdowalibyśmy się na zewnątrz wystarczająco długo. Chwile takie jak ta przypominały mi różnice między mną a Sydney. Ona kochała słońce, a życie ze mną trzymało ją od niego z daleka. - Możesz otworzyć dach, jeśli chcesz – powiedziałem od niechcenia, rzucając Sydney klucze. Posłała mi słaby uśmiech, odgadując moje myśli. - Nah, wolę klimatyzację. Uśmiechnąłem się do niej wiedząc, że kłamie. Czasami, wylegując się w łóżku, powinniśmy omówić plany naszego przyszłego wymarzonego domu. Zdecydowaliśmy, że wybudujemy osłonięty ganek, wystarczająco przestronny, żebym mógł cieszyć się ciepłem, ale także odpowiednio zakryty, żeby zablokować najgorsze światło. Zawsze dokuczałem jej, że będę serwował jej tam lemoniadę. To byłoby idealne miejsce dla nas – spotkanie światów. Ale w tej chwili trudno było sobie wyobrazić przyszłość taką jak ta. Marcus dał jej wskazówki dojazdu - 223 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
do kompleksu apartamentów, który właściwie nie był tak daleko od miejsca, gdzie chodziłem do szkoły Carlton na drugim końcu miasta. Gdy wjechała na autostradę, zadzwoniłem do kogoś, kogo tylko kilkoro morojskich szczęściarzy miało w swoich kontaktach. Byłem bardzo zaskoczony, gdy odebrała po pierwszym sygnale. - Cześć, Adrian – powiedziała Lissa. - Czekałaś na mnie przy telefonie? – dokuczałem. - Właściwie to czekałam na telefon od Christiana. Ale wolałabym usłyszeć wieści od ciebie – przynajmniej takie, w których mówisz, że masz Jill. - Obawiam się, że nie – powiedziałem, czując ukłucie porażki. – Ale mam kilka wiadomości, które mogą być użyteczne. Mamy dobre dowody na to, że Wojownicy Światła przetrzymują Jill. Lissa wyraźnie się tego nie spodziewała. - Co? Myślałam, że to była jakaś wiedźma, która nienawidziła Sydney. Jeśli Wojownicy ją mają, to oznacza, że nie chodzi już o jakąś zemstę. Ci ludzie lubią zabijać wampiry dla zabawy. - Wygląda na to, że Alicja dała im Jill. Teraz Syney i ja mamy zawiły plan, dzięki któremu spróbujemy dowiedzieć się, gdzie ją przetrzymują. Jeśli Alchemicy mogliby trochę ponaciskać na Wojowników, zaoszczędziłoby nam to wielu kłopotów – powiedziałem jej. – Jedynym problemem jest to, że Sydney nie może zwyczajnie zadzwonić i poprosić. - Ale ja mogę – domyśliła się Lissa. - Jesteś bardzo urocza i przekonująca – powiedziałem jej. – Plus, masz trochę więcej wpływów niż my. - Zobaczę, co będę mogła zrobić – odpowiedziała, brzmiąc na wyczerpaną na tę myśl. Nie winiłem jej. Dyplomacja też by mnie wykańczała, zwłaszcza gdy chodziło o dupków takich jak Alchemicy. - Będą chcieli wiedzieć, jakie „dobre dowody” posiadamy. Zawahałem się, myśląc o Sabrinie. - 224 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Nie do końca możemy wydać im nasze źródło. Możesz im po prostu powiedzieć, że to anonimowa wskazówka i poprosić, żeby się temu przyjrzeli? - Spróbuję – powiedziała Lissa. – Ale wiesz, jacy oni są. - Tak – zgodziłem się. – Dokładnie wiem. Powodzenia – i dzięki. - Nie masz za co mi dziękować. Jill jest moją siostrą. Rozłączyłem się akurat, by zobaczyć, że Sydney przejeżdża obok kompleksu mieszkań, które wskazywał Marcus. - Hej – powiedziałem, rozpoznając okolicę z moich dni w Carlton. – Przegapiłaś je. Jej twarz pociemniała. - Nie przegapiłam facetów w garniturach węszących dokoła tej strony budynku. – Spojrzała we wsteczne lusterko i westchnęła. – Albo czarnego samochodu, który właśnie stamtąd wyjechał i teraz podąża za nami. - Cholera – powiedział Marcus. – Dowiedzieli się, że przyjeżdżam do miasta. Myślałem, że to miejsce jest bezpieczne. Odwróciłem się w fotelu, wyciągając szyję, by zobaczyć to, co Sydney. Rzeczywiście, czarny Escalade wykonywał dość agresywne manewry, żeby dostać się na nasz pas. Sydney wykonała gwałtowny obrót, który spowodował, że chwyciłem się drzwi. Escalde powtórzył jej manewr. Cenne, kruche poczucie wolności, z którego pozwoliłem sobie się cieszyć, odkąd opuściliśmy Dwór, rozproszyło się jak dym na wietrze. - Przepraszam was – powiedział Marcus. – Musieli mnie zauważyć, gdy przyjechałem tego ranka. Sydney wykonała kolejny niespodziewany zwrot, za który ktoś zatrąbił na Escalde, gdy go skopiował. Jej twarz była pełna napięcia i wiedziałem, że ciężko pracowała, żeby pozostać tak spokojną, na jaką wyglądała. To był koszmar, z którym żyła tak długo: znajdujący ją ponownie Alchemicy. - Nie czuj się źle – powiedziała Marcusowi. – Po wszystkim, co wydarzyło się w Palm Springs, prawdopodobnie mają tu przez cały czas oczy i uszy szeroko - 225 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
otwarte. Z tego co wiemy, nie zostałeś nawet zauważony. Ktoś mógł zobaczyć Eddiego i zdecydował się powęszyć. Nim także się interesują. – Pokręciła głową. – Prawdziwym problemem jest to, jak ich zgubić. - Wróć na autostradę i zjedź pierwszym zjazdem do centrum – powiedział Marcus. Powrót do zatłoczonego obszaru nie ma sensu – syknęła ciocia Tatiana. – Zabiorą Sydney ponownie! - Nie powinniśmy wyjechać na otwartą autostradę i spróbować ich bardziej wyprzedzić? – spytałem. - Nigdy nie zdołamy tego zrobić – powiedział. – Poza tym, prawdopodobnie sprowadzą wsparcie i będzie kilku więcej do ścigania nas. Sydney postąpiła zgodnie z jego zaleceniami, kierując nas do centrum miasta. Przed nami mogłem zobaczyć kawałek najbardziej zatłoczonych dróg do centrum, wąskich uliczek wypełnionych samochodami, a stoliki przed lokalami i piesi wypełniali chodniki. - Domyślam się, że chcesz skorzystać na fakcie, że Alchemicy nie lubią robić scen – zauważyła Sydney. – Ale pamiętaj, gonili nas – całkiem otwarcie – w Las Vegas. Ona była wtedy w sukni ślubnej, co wyróżniało nas jeszcze bardziej. - Zrobią to, co muszą. Marcus przytaknął. - Wiem. Ale nadal unikają takich pokazów, jeśli mogą. Tak naprawdę moim prawdziwym celem jest dostanie się do mojego samochodu ewakuacyjnego. - Twojego samochodu ewakuacyjnego? – patrzyłem oniemiały. – Masz samochód ewakuacyjny? Posłał mi uśmiech. - Jestem Marcus Finch. Oczywiście, że mam taki samochód. Jest w podziemnym tunelu, do którego można wejść przez restaurację Miguela.
- 226 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Podziemnym… – Sydney potrząsnęła głową. – Nieważne. To sześć przecznic stąd, a my utknęliśmy tutaj z powodu świateł i powolnych samochodów. Auta przed nami zatrzymały się, gdy światło zmieniło się na czerwone. - Poprawka – powiedział Marcus, nagle odpinając swój pas. – Oni utknęli tutaj z powodu światła i zatrzymali samochód. Wszyscy wysiadamy. Nagle zdałem sobie sprawę, co miało się stać, a on potwierdził to, gdy położył rękę na klamce od drzwi. - Wiecie, jak ich zgubić. Spotkajmy się u Miguela – ale nie pozwólcie im się tam wyśledzić. W mgnieniu oka wysiadł z auta, a kilka sekund później, po tym jak Sydney zgasiła samochód, my zrobiliśmy to samo. Marcus torował sobie drogę po jednej stronie ulicy, gubiąc się w tłumie turystów i ludzi idących na lunch, nie oglądając się za siebie. Niektórzy mogli rozważać jego pozostawienie nas samym sobie, ale Marcus znał nas wystarczająco, by domyślić się, że wiemy co robić w sytuacjach takich jak ta. Być nieprzewidywalnym. Ukrywać się w tłumie. Spotkać się ponownie, gdy ich zgubimy. Zakładając, oczywiście, że podążą za nami. Na drodze stały między nimi a nami dwa samochody, więc była szansa, że nie zauważyli, jak wydostajemy się z auta. Gdy światła się zmienią na zielone i ruch się nie wznowi, odkryją, że coś poszło nie tak. Pytanie brzmiało, jak daleko Sydney i ja dotrzemy przed tym, i za kim podążą: za Marcusem czy za nami. Podążyli za nami, oczywiście. - Szybciej – powiedziałem, chwytając jej rękę, gdy zerwaliśmy się do biegu już na chodniku. Seria klaksonów dała mi znać, kiedy światło zmieniło się na zielone, ponieważ wściekli kierowcy zorientowali się, że nie mogą wyminąć naszego porzuconego samochodu. Krzyki za nami były wskazówką, że coś innego również poszło na opak. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem mężczyznę i kobietę w beżowych
- 227 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
garniturach, poruszających się szybko chodnikiem w naszą stronę, nie zwracając uwagi na pieszych na ich drodze. Tyle, jeśli chodzi o nierobienie scen. Przed nami chodnik wyglądał na bardziej zatłoczony niż zwykle, ponieważ ludzie skupili się wokół czegoś. Wspaniale. Nie potrzebowaliśmy spowalniaczy. Kolejne szybkie spojrzenie za siebie ukazało mi Alchemika – który był niemal tak wysoki jak ja – rozglądającego się dokoła. Podszedłem do tłumu i zobaczyłem, że zatrzymali się, by podziwiać wystawę ubrań, które wystawił sklep na chodniku w ramach jakiejś promocji. Suknie, lekkie apaszki i inne tworzyły wielokolorową wystawę, która sprawiała, że nawet najbardziej obojętny przechodzień zatrzymał się, by ją podziwiać. Sydney i ja torowaliśmy sobie drogę przez grupę kobiet podziwiających fioletową, jedwabną sukienkę. Zobaczyliśmy też Alchemików zaledwie kilka stóp za nami. Sydney rozejrzała się i uśmiech niespodziewanie wpłynął na jej usta. Wymówiła jakąś magiczną inkantację, która zatonęła w hałaśliwej ulicy, ale przywołana moc dała natychmiastowy efekt. Wszystkie te piękne ciuchy dokoła nas eksplodowały w tęczowe smugi tkaniny. Padały wokół nas, sprawiając, że nie dało się niemal nic zauważyć. Nastąpił chaos, gdy ludzie krzyczeli w zachwycie, niepewni czy to był atak, czy też jakieś promocyjne wyczyny. - Chodź – powiedziała, znów narzucając tempo. Gdy uciekaliśmy, usłyszałem także szczególnie głośny krzyk przerażenia kogoś, kogo rozpoznałem – Lii DiStefano. To był jej sklep, co wyjaśniało chytry uśmiech Sydney. Czułem się trochę źle… ale nie za bardzo. Lia stworzyła wspaniałą suknię dla Sydney – czerwoną, inspirowaną stylem antycznych Greków. Sydney wyglądała w niej tak pięknie – myślałem wtedy, że śnię. Tym zyskała u mnie uznanie. Z drugiej strony Lia była tak zdeterminowana, żeby zdobyć Jill jako modelkę, że potajemnie opublikowała ogłoszenie z Jill – jedno z tych, które Alicja dołączyła do pudełka, które Jackie przyniosła Sydney. Nie do końca znałem relacje pomiędzy Alicją a Wojownikami, oraz jak to wszystko łączyło się z Jill, ale nie było wątpliwości, że to ogłoszenie naraziło Jill na niebezpieczeństwo. - 228 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Przepraszam, Lia – mruknąłem, gdy biegłem obok jej sklepu. – Następnym razem nie rekrutuj modelek, których nie powinnaś wykorzystywać. Przecznicę dalej znajdowała się kwiaciarnia, w której kiedyś byłem. Bez sprawdzania, czy nadal jesteśmy śledzeni, szybko rzuciliśmy się do drzwi, które pozostawały otwarte, by ludzie w środku cieszyli się popołudniowym ciepłem. Natychmiast otoczył nas przytłaczający zapach róż i lilii. Bukiety każdego koloru wypełniały sklep, ale ja patrzyłem ponad nimi, szukając tego, co zobaczyłem ostatnim razem, gdy tu byłem: tylne drzwi. Sklep miał dwa wyjścia, jedno wychodzące na główną ulicę z przodu i drugie, które prowadziło na parking w alejce na tyłach firmy. Skinąłem głową i uśmiechnąłem się do zaskoczonej kwiaciarki, a później pospieszyłem z Sydney do tylnych drzwi, jakby to, co robiliśmy, było zupełnie normalne. W alejce zatrzymałem się i odważyłem zerknąć przez okienko w drzwiach, czekając na wchodzącego do sklepu Alchemika. Nikt nie przyszedł, więc skrzyżowałem palce z myślą, że zniszczenie wystawy Lii spowodowało wystarczające zamieszanie, aby zatrzeć nasz ślad. Sydney i ja biegliśmy w dół alei, mijając drzwi wielu firm. Niektóre były publiczne, niektóre nie. Wreszcie dotarliśmy do tylnych drzwi restauracji Miguela, na których było napisane: TYLKO DOSTAWY. Zapukałem tak czy inaczej, zastanawiając się jak wytłumaczymy moją obecność komukolwiek, kto otworzy. Mężczyzna, który stanął w progu, nie wydawał się jednak zaskoczony naszym widokiem. Machnął, byśmy weszli do środka. - Musicie być przyjaciółmi Marcusa. Weszliśmy i znaleźliśmy się w przedpokoju, przed kuchnią, gdzie pachniało wyśmienicie. Kucharz, który podrzucał quesadille, spojrzał na nas, skinął głową, jakby nasza obecność była całkowicie normalna, a później wrócił do pracy. Tymczasem nasz przewodnik zaprowadził nas do pobliskiego magazynu, wyłożonego półkami pełnymi żywności. Była tam prawdziwa klapa w podłodze. Otworzył ją. Na dole stał Marcus, trzymając latarkę. Pomachał do nas. - 229 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Skąd wiedziałeś? – spytałem, gdy zacząłem schodzić po szczeblach w dół. Mój przewodnik wzruszył ramionami. - Kiedyś wyświadczył mi przysługę. To wydawało się być historią życia Marcusa. Podziękowaliśmy mężczyźnie, a później zeszliśmy na dół. Tak jak powiedział Marcus, był tam tunel. Pospiesznie przez niego przeszliśmy, rozmawiając, aż dotarliśmy do praktycznej szopy w parku, kilka przecznic dalej. Nie widzieliśmy żadnych oznak pościgu w tunelu albo tu na górze, więc Marcus czuł się wystarczająco bezpiecznie, żeby zaprowadzić nas do zaparkowanego niebieskiego chevroleta. Wyprodukował jakiś kluczyk z kieszeni i otworzył drzwi. Dopiero gdy znaleźliśmy się na drodze, odezwał się: - Cóż – powiedział. – Mam dobre i złe wieści. Dobre są takie, że nie musicie już udawać przed Alchemikami, że jesteście na Dworze. Złe są takie, iż Alchemicy wiedzą, że już was tam nie ma.
- 230 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 14 Adrian… ponownie KIEDY JUŻ WIEDZIAŁEM, ŻE CHWILOWO BYLIŚMY BEZPIECZNI, pierwszą rzeczą, którą musiałem zrobić, to ochrona Declana i mojej mamy. - Gdzie jesteś? – spytałem ją, gdy odebrała telefon. Siedziałem na tylnym siedzeniu, podczas gdy Marcus prowadził nas do miejsca, które – jak przysięgał – naprawdę jest bezpiecznym domem. Sydney siedziała z przodu, wysyłając aktualności do prawie wszystkich, których znaliśmy. - Jestem u Clarence'a – odpowiedziała moja matka. – Gdzie indziej miałabym być? Odetchnąłem z ulgą. - Dobrze. Musisz tam zostać przez jakiś czas – nie wychodź. Masz wystarczająco dużo zapasów dla Declana? Myślałem, że przesadzała z tymi swoimi zakupami. Teraz byłem wdzięczny. - Cóż, tak. Tak sądzę, choć nie wygląda na zadowolonego z tych smoczków, które kupiłam. Może będę musiała znaleźć inne… - Nie wychodź – powtórzyłem. – Dom najprawdopodobniej jest pod obserwacją. Alchemicy wiedzą, że tu jesteśmy. Moja matka natychmiast zrozumiała powagę sytuacji. - Wszystko u was w porządku? - Nic nam nie jest – uciekliśmy. Ale oni będą kontrolować wszystkie miejsca, w których możemy przebywać, żeby sprawdzić, czy tam nie wrócimy. Będą wiedzieć, że nie wróciliśmy do Clarence'a, ale to dobrze. Prawdopodobnie jednak nie wiedzą, że ty i Declan tam jesteście, więc tak musi pozostać. Zostań w środku. Zamilkła na kilka chwil. - Adrian jest coś… nietypowego w Declanie, prawda?
- 231 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Wyjątkowego – poprawiłem. – Jest bardzo, bardzo wyjątkowy. I jak na razie będzie najlepiej, jeśli Alchemicy nie dowiedzą się, że on istnieje. Jeśli chcą ścigać mnie i Sydney, w porządku. Ale on musi trzymać się poza ich radarem. - Rozumiem – powiedziała. – Jeśli będziemy czegoś potrzebować, zamówię to tutaj albo wyślę po to Rose i Dymitra, zakładając, że oni mogą wychodzić? Zawahałem się. - Tak. Alchemicy nie mają do nich żadnego interesu. Mogą być ciekawi, dlaczego są w mieście, ale nie włamią się do Clarence'a, żeby to sprawdzić, nie bez jakiejś prowokacji. Inni moroje i dampiry zostawali u niego już wcześniej. Mogę porozmawiać z jednym z nich? Po krótkim szuraniu, odezwała się Rose: - Mogę odczytać z twarzy twojej mamy, że coś poszło nie tak. - Alchemicy wiedzą, że Sydney i ja tu jesteśmy – powiedziałem jej. – Udało im się śledzić Marcusa, gdy przyjechał do miasta i natknęli się na nas przy okazji. Nie byłem pewny, ale wydawało mi się, że Rose zaklęła po rosyjsku. - Więc jaki jest plan? - Jesteśmy w drodze do rzekomo bezpiecznego miejsca – powiedziałem jej. – Stąd Sydney wyruszy na śledztwo do Wojowników, a ja w końcu przesłucham Alicję. - Chcę przy tym być – powiedziała szybko Rose. - Wiem, ale naprawdę, naprawdę potrzebuję, żebyście zostali z moją mamą i Declanem. Właśnie mówiłem jej, że nie może opuszczać domu. Nie sądzę, żeby Alchemicy wiedzieli, że jest w mieście i mam nadzieję, że tak pozostanie. Ale jeśli coś dziwnego się wydarzy, chcę żebyście ich chronili. - Co masz na myśli, mówiąc „coś dziwnego”? Dlaczego komukolwiek miałoby na nich zależeć? – Rose, podobnie jak moja mama, zaczynała podejrzewać, że dzieje się coś dziwnego. - Nie mogę ci powiedzieć – powiedziałem. – Po prostu mi zaufaj – to ważne. Przynajmniej jedno z was musi zostać z nimi przez cały czas. Jeśli jest sposób, - 232 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
żebyś mogła bezpiecznie spotkać się ze mną, gdy będę rozmawiał z Alicją, to tak zrobimy. Ale w międzyczasie obiecaj mi, że się nimi zajmiesz. Zapadła długa cisza, a ja mogłem się domyślać dlaczego. Rose, jak wszyscy inni, chciała odnaleźć Jill. Przy tak wielu potencjalnych śladach było zrozumiałe, że o wiele bardziej wolałaby się zaangażować w misję, niż dosłownie niańczyć dziecko. Ale Rose widziała wystarczająco dużo w komunie – i była też moją przyjaciółką – żeby ostatecznie się zgodzić. - Okej, będziemy mieć na nich oko. Ale jeśli jest coś, co możemy zrobić, żeby odnaleźć Jill… cokolwiek… - Dam wam znać – obiecałem. Rozłączyłem się i rozejrzałem. - To tutaj? Opuściliśmy bezładną, miejską zabudowę Palm Springs i zjechaliśmy na pustynię, do miejsca, w porównaniu do którego posiadłość Wolfe'a wypadała bardziej cywilizowanie. Mała chata stała samotnie na tle porośniętego krzakami krajobrazu, a koła samochodu wzbijały tumany kurzu, gdy kierowaliśmy się w stronę piaszczystej drogi. - Tak – powiedział Marcus. - Cóż, na pewno jest daleko – zauważyła Sydney – ale czy bezpiecznie? - Na tyle bezpiecznie, na ile teraz może być – zapewnił nas Marcus, zatrzymując samochód przed domem. – Nikt nie śledził nas tutaj. Nikt nie zna moich powiązań z tymi ludźmi. Wysiedliśmy z auta i poszliśmy za Marcusem do drzwi. Musiał zapukać trzy razy – stopniowo coraz głośniej – zanim wreszcie się otworzyły. Około pięćdziesięcioletni facet z niewieloma włosami i okrągłymi okularami spojrzał na nas, mrużąc oczy w świetle słonecznym, tak jak mógłby to robić moroj. Jego twarz rozjaśniła się, rozpoznając przybysza. - Marcus, człowieku, dawno się nie widzieliśmy!
- 233 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Ciebie też dobrze widzieć, Howie – odpowiedział. – Moi przyjaciele i ja musimy się gdzieś zatrzymać. Byłoby w porządku, gdybyśmy przenocowali tutaj? - Oczywiście, oczywiście. – Howie odsunął się na bok, żebyśmy mogli wejść. – Wchodźcie, ludzie. - Howie i jego żona, Patty, uprawiają i sprzedają różnego rodzaju zioła – wyjaśnił Marcus. Odetchnąłem głęboko, gdy szedłem wokół salonu, który mógł pochodzić prosto z 1971 roku. - A zwłaszcza jedno zioło w szczególności – dodałem. - Nie martw się – powiedział Marcus, a jego wargi uniosły się w uśmiechu. – Są dobrymi ludźmi. Sydney zmarszczyła nos. - Nie będzie dobrze, jeśli podczas ucieczki przed Alchemikami, zostaniemy aresztowani przez oddział antynarkotykowy. Marcus był niewzruszony. - To najmniejsze z naszych zmartwień. Dali nam miejsce, w którym możemy zostać. A ich kuchnia jest zawsze dobrze zaopatrzona. Ostatecznie to była prawda. Tak długo, jak mogliśmy przetrwać na fast foodach, nie groziło nam głodowanie w najbliższym czasie. Nigdy nie widziałem tak wielu pudeł Twienkies 28 w moim życiu. Patty była tak samo przyjacielsko oszołomiona jak jej mąż, zapewniając nas, że możemy czuć się jak w domu i zostać tak długo, jak nam się podoba. Ta dwójka prawdopodobnie spędza większość swojego czasu w piwnicy albo w ogrodzie na zewnątrz, uprawiając różne rośliny, które później zjadają albo sprzedają. Gdy już się zadomowiliśmy, zniknęli na dole, zostawiając nas, byśmy mogli omówić plany. Dowiedziałem się wtedy, że gdy rozmawiałem z Rose i moją mamą, Marcus i Sydney zebrali inne informacje.
28
Biszkopty.
- 234 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Sabrina oddzwoniła do Marcusa. Zabierze mnie i Eddiego do Wojowników późnym wieczorem – powiedziała Sydney. – Bardzo późnym. Najwyraźniej mamy przyjechać o świcie. Pani Terwiliger ma przybyć wcześniej z Eddiem, żeby pomóc kilkoma zaklęciami i nas przygotować. - Mam nadzieję, że nie muszę mówić, żeby Eddie był ostrożny, jadąc tutaj – powiedział Marcus. – Do tego czasu Alchemicy prawdopodobnie mają oko na każdego, kogo znacie w okolicy. - Będzie ostrożny – powiedziała z przekonaniem. – Wie, jak uniknąć bycia śledzonym. – Odwróciła się znów do mnie. – Pani Terwiliger później zabierze cię ze sobą do miejsca, gdzie czarownice odmrożą Alicję. Obiecaj mi, że będziesz ostrożny, Adrian. Potraktuj ją łagodnie. Użyj tylko niewielkiej ilości kompulsji, tyle ile będzie konieczne. Pamiętaj, równie dobrze ona może nawet nie wiedzieć, gdzie Wojownicy przetrzymują Jill. Potraktować ją łagodnie? Choć wiedziałem, że Sydney chodziło tylko o to, że się o mnie troszczy, było to niemożliwe do wyobrażenia. Jak mogłem potraktować łagodnie kobietę, która porwała Jill? Która spowodowała to, że Jill może cierpieć w rękach tych szaleńców? Sonia była w złym stanie, gdy została uratowana po przetrzymywaniu przez Wojowników, a oni mają Jill o wiele, wiele dłużej. Alicja nam zapłaci, obiecała ciocia Tatiana w mojej głowie. Do Sydney powiedziałem: - Zobaczę, co da się zrobić. Zadzwonił mój telefon. Poczułem lekkie rozbawienie, patrząc na wyświetlacz. Niewielu ludzi może twierdzić, że rozmawiało z królową morojów dwa razy w ciągu jednego dnia. - Halo? - Adrian? – dobiegł mnie głos Lissy. – Co zrobiłeś? - Dlaczego zakładasz, że cokolwiek zrobiłem? – spytałem. Lissa westchnęła.
- 235 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Ponieważ wściekły biurokrata Alchemików właśnie dzwonił, bardzo ciekawy tego, dlaczego ty i Sydney jesteście na wolności w Palm Springs! Powiedzieli bardzo jasno, że nie zawahają się przed niczym, próbując sprowadzić ją z powrotem. Myślałam, że zostajecie w ukryciu. - Byliśmy w ukryciu, byliśmy – powiedziałem. – To był pewnego rodzaju wypadek. Ale jesteśmy bezpieczni, na razie. - Cóż, postarajcie się, żeby tak zostało. Jaśniejszą stroną jest to, że mogłam dotrzeć do kogoś i spytać o możliwość położenia nacisku na Wojowników przez Alchemików. Nadzieja mnie wypełniła. To oszczędziłoby Sydney przed infiltracją Wojowników i mnie przed przesłuchaniem Alicji, jeśli Alchemicy mogliby po prostu uratować dla nas Jill. - I? – spytałem. - To, czego się obawiałam – chcą więcej dowodów. Chodzi o to, że osoba, z którą rozmawiałam zrobiła kilka niejasnych komentarzy o „śledztwie”, ale czułam, że nie biorą mnie na poważnie. Sądzę, że pomyślał, iż próbuję odciągnąć ich od ciebie i Sydney, przebywających poza Dworem. Moja nadzieja opadła, gdy spojrzałem na Sydney po drugiej stronie pokoju. Starała się usiąść na podusze wypełnionej plastikowymi kuleczkami. Myśl o niej, węszącej wokół Wojowników, sprawiała że byłem chory. Inną sprawą było to, gdy poszła z Eddiem i panią Terwiliger, ale teraz pakowała się prosto w ręce naszych wrogów. Co jeśli się zorientują? Co jeśli Wojownicy spróbują odnowić swoją przyjaźń z Alchemikami, wykorzystując ją jako kartę przetargową? Co jeśli Wojownicy zdecydują się zrobić przykład z kobiety, która poślubiła wampira? Nic dobrego z tego nie wyniknie – powtórzyła ciocia Tatiana. - Nadal będę nad nimi pracować – kontynuowała Lissa, nie zważając na moje kłębiące się myśli. – I zakładam, że wy staracie się we własny sposób zdobyć odpowiedzi? - Na to wygląda – powiedziałem. - 236 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Cóż, dajcie mi znać, jeśli będę mogła zaoferować jakąś pomoc. Rozmawiałam wcześniej z Rose i wyglądało na to, że już daliście jej coś do roboty. Nie krępujcie się, wykorzystajcie ją, Dymitra i Neila, jeśli tego trzeba, jeśli to pomoże sprowadzić Jill z powrotem. Głos Lissy brzmiał całkowicie niewinnie, a ja zdałem sobie sprawę, że Rose musiała zatrzymać wiadomości o Declanie w sekrecie nawet przed swoją najlepszą przyjaciółką. To sprawiło, że poczułem wdzięczność, ale także ponownie uświadomiło mi niepewną sytuację Declana. Wspomnienie Neila przez Lissę przypomniało mi też o tym, że nadal nie mieliśmy szansy, by usiąść i wyjaśnić mu, co się wydarzyło. Pojawiło się zbyt wiele komplikacji. Reszta dnia minęła nam na czekaniu na Jackie i Eddiego, którzy mieli przyjechać. Marcus, który spędził większość swojego życia na ucieczce, wyglądał na całkowicie wyluzowanego, będąc zamkniętym w małym salonie chatki. Sydney i ja przywykliśmy do wolności, chociaż krótkiej, więc było nam trudniej. Omówiliśmy z przyjaciółmi wszystkie plany, a później w większej mierze staraliśmy się zabić czas. Pomimo prywatnej lokalizacji, nie zdecydowaliśmy się wyjść na zewnątrz. Jedyny telewizor w domu znajdował się w piwnicy, a wychodzący stamtąd dym był wystarczająco silny, by trzymać nas z daleka. - Jedzie tu samochód – powiedział później Marcus. Stał blisko okna, okazjonalnie spoglądając przez zasłony. Zmartwienie pojawiło się na jego twarzy. – Nie widzę Jackie ani Eddiego. Sydney podskoczyła i dołączyła do niego przy oknie. Po kilku chwilach jej napięcie zniknęło. - W porządku. Znam je. Marcus otworzył drzwi i dwie kobiety, które rozpoznałem, weszły do środka. Jedną z nich była Maude, starsza członkini sabatu Sydney, która pomagała nad jeziorem. Druga to zadziorna, starsza Inez, która mrugnęła do mnie, gdy weszła przez próg. Maude zaczekała w drzwiach, trzymając je otwarte, jakby oczekiwała, że ktoś jeszcze przez nie wejdzie. Nikt nie przybył i po kilku sekundach kazała - 237 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Marcusowi je zamknąć. Wiedziałem od Sydney wystarczająco dużo, żeby uświadomić sobie, że wszedł ktoś niewidzialny, a gdy zrozumienie we mnie uderzyło, zaklęcie otaczające tę osobę się złamało. - Eddie – krzyknęła Sydney, biegnąc go uścisnąć. Uśmiechnął się. - Wszystko u was w porządku? - Jest dobrze – powiedziałem. – Zaopatrujemy się w węglowodany i czekamy, aż rozpocznie się następna faza szaleństwa. - Jesteście pewni, że nikt was nie śledził? – spytał Marcus, szarpiąc zasłony w oknach. - Pewnie – powiedział Eddie. – Spotkaliśmy się w miejscu publicznym, a Alchemicy wysłani, by mnie obserwować nawet się nie dowiedzieli, że wyszedłem z tymi dwiema. Inez obserwowała otoczenie krytycznym wzrokiem i nie wyglądało, żeby była pod wrażeniem. - Jaclyn wysłała nas, ponieważ nie mogła uciec przed waszymi przyjaciółmi. Obserwują jej dom. - Alchemicy nie są moimi przyjaciółmi – odparowała Sydney. - Cóż, kimkolwiek są, są wrzodem na tyłku – powiedziała Inez. – Ale powiedziałyśmy jej, że my możemy ci pomóc, więc oto jesteśmy. - Dziękuję pani – powiedziała Sydney, jak zawsze uroczo uprzejma. – Wiem, jak niewygodne to musi być. Maude miło się do niej uśmiechnęła. - Nie tak uciążliwe, jak niektórzy chcą, żebyś myślała. – Postawiła dwie duże torby, wypchane po brzegi tajemniczymi składnikami. – Tak, więc rozumiem, że mamy uczynić cię silniejszą. - Naprawdę? – zdziwiła się Sydney. Inez podwinęła rękawy swojej sukienki z nadrukiem w róże i zajrzała do jednej z toreb. - 238 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Tak powiedziała Jaclyn. Mówiła, że masz zamiar brać udział w jakichś walkach, czy innych bzdurach. - Cóż, tak, ale po prostu sądziłam, że mogę korzystać z „wymijających technik”, których uczył mnie Wolfe. - Wolfe? – Inez prychnęła z niesmakiem. – Ten hipis, z którym umawia się Jaclyn? Uwierz mi, spryt i „wymijające techniki” są w porządku, jeśli to jedyne, na czym możesz polegać, ale jeśli masz szansę być najlepszą i najsilniejszą, to właśnie to wybierz. Było wiele niewłaściwych rzeczy w tym, co powiedziała, zaczynając od nawiązania do Wolfe’a – który posiadał więcej broni, niż ktokolwiek, kogo spotkałam – jako hipisa. Inez ostrożnie wyjęła niewinnie wyglądającą manierkę z worka. - Co to? – spytałam. - Bardzo wyjątkowy i skomplikowany eliksir – powiedziała Maude. – Jeden z tych, nad którym kilka z nas pracowało przez większość dzisiejszego dnia. Gdy mówiła, zwróciłem uwagę na cienie pod jej oczami i zmęczenie w głosie. Sydney także to dostrzegła. - Nie musiałyście tego robić… – powiedziała. - Musiałyśmy – powiedziała prosto Maude. – Posprzątanie po Alicji jest naszym obowiązkiem – i jeśli to dotyczy też przygotowania ciebie na te dziwaczne akty brutalności, pomożemy ci w tym. - Co w tym jest? – spytałem. Możliwości i przypadkowość ludzkiej magii nadal były dla mnie trochę niesamowite. Plus, skupianie się na tym rozpraszało moją uwagę od myślenia o Sydney i „dziwacznych aktach brutalności”. - Będziesz szczęśliwszy, nie wiedząc – powiedziała mi Maude. – Zatem musimy dokończyć zaklęcie, żeby… Usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Chwilę później kurtyna z korali, oddzielająca salon od kuchni zaszeleściła i przeszedł przez nią Howie. Wyglądał - 239 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
na zaskoczonego, widząc tutaj tylu dodatkowych ludzi. Zamrugał kilka razy, jakby chciał upewnić się, że wszyscy jesteśmy prawdziwi, a nie jakąś halucynacją. Wyobrażałem sobie, że w swoim życiu musiał cały czas zastanawiać się nad różnicą. I, biorąc pod uwagę moje zwiększone interakcje z ciotką Tatianą, było to coś, co dotyczyło też mnie. - Hej, Marcus – powiedział, przesuwając okulary. – Nie wiedziałem, że będziemy gościć więcej osób, człowieku. Szukamy Doritos. Widzieliście Doritos? Marcus wskazał na stolik przy kanapie. Howie rozjaśnił się, gdy tylko zobaczył paczkę, a później przeraził, gdy stwierdził, że jest prawie pusta. - Byłeś tutaj i zjadłeś je w porze lunchu – przypomniał mu Marcus. Howie wyglądał na dość sceptycznego. - Byłem? - Tak – potwierdziłem. – Powiedziałeś, że oglądałeś jakiś film o rekiniemutancie, który reklamowano. - Trey też to wcześniej oglądał – zauważył Eddie w zbyt nonszalancki sposób, który sprawił, że pomyślałem, iż Trey nie był jedynym, który to oglądał. - Czy to nie druga odsłona filmu „Awantura jaszczura”? – spytała oschle Sydney. Howie podniósł ostrzegawczo palce. - Te rzeczy nie są wymyślone, wiesz. Prawdziwe życie jest dziwniejsze niż fikcja, człowieku. Rząd to przed nami ukrywa29. - Całkowicie – powiedział Marcus, kierując Howiego z powrotem w stronę kurtyny z koralików. – Dlaczego nie weźmiesz do piwnicy jakichś ciastek zamiast tego? Myślę, że widziałem jakieś Nutter Buttersy w kuchni. Marcus wysłał naszego gospodarza z powrotem do piwnicy. Żadne z nas nie odezwało się, dopóki nie usłyszeliśmy, jak zamykają się drzwi. Eddie zauważył: - Prawdziwe życie jest dziwniejsze niż fikcja.
29
Normalnie jak "Z Archiwum X" ;D Właśnie robię sobie z tego maraton ;P|B
- 240 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Opowiedz mi o tym – powiedziała Sydney, odwracając się do menażki. – Co muszę zrobić? - Wypij to – nakazała Inez. – Wmieszałyśmy trochę Tangu30, mając nadzieję, że pomoże i będzie smakować lepiej. Z naciskiem na „pomoże”. - Ale najpierw dokończmy zaklęcie – rzekła Maude. Ona i Ines złapały się za ręce, tworząc krąg wokół manierki, która leżała na stole. Słyszałem wystarczająco często, jak Sydney recytuje zaklęcia, żeby rozpoznać łacinę. Nauczyłem się też wystarczająco dużo, żeby wiedzieć, że większość zaklęć, których używała, były proste i szybkie. Zaklęcie, które wypowiadały teraz czarownice było złożone, wymagające wiele magii użytkownika i silne, a onieśmielony wyraz twarzy Sydney to odzwierciedlał. Kiedy skończyły intonować, Maude z rozmachem wręczyła Sydney manierkę. - Do dna – powiedziała. Sydney odkręciła nakrętkę i skrzywiła się na to, co zobaczyła w środku. Stałem blisko niej i dzieliłem jej obrzydzenie. Mikstura pachniała jak mokra lina… i Tang. - Im szybciej wypijesz, tym lepiej – dodała Inez. – Zatkanie nosa też nie zaszkodzi. Sydney zrobiła obie te rzeczy, ale nic z tego nie powstrzymało jej odruchu wymiotnego. - Lepiej, żeby to nie wróciło – ostrzegła Inez. – Ponieważ nie mamy więcej. Sydney skrzywiła się i pokręciła głową, gdy podawała manierkę z powrotem. - Dam radę. Co teraz? Naprawdę jestem silniejsza? Bardziej czuję, że chcę umyć zęby. Na pewno nie wyrosły jej ogromne mięśnie ani nie zaczęła nieopanowanie podnosić ciężarów. 30
http://static1.squarespace.com/static/52976dbee4b0009d44cfc357/52dddd48e4b0c1660fe82a8c/52ddddb1 e4b0c1660fe8320a/1390272694026/tang.jpg
- 241 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- I jak bardzo silna? – spytał Eddie z niecierpliwością. – Na tyle, żeby podnieść auto? Maude się uśmiechnęła. - Przykro mi cię rozczarować, ale nie. Po pierwsze to przyciągnęłoby zbyt wiele uwagi, a ty prawdopodobnie tego nie chcesz. No i nasza moc ma swoje ograniczenia. Nie możemy chodzić dokoła i tworzyć bogów. Powiedziałabym… – Jej spojrzenie wędrowało między Eddiem a Sydney, a uśmiech rósł. – Powiedziałabym, że jesteś wystarczająco silna, żeby wytrzymać z dampirem w siłowaniu się na rękę. - Z chęcią bym to zobaczył – przyznałem. Twarz Eddiego mówiła, że on także. Sydney jęknęła. - Naprawdę? To takie barbarzyńskie. Eddie pochylił się i oparł rękę na stole, na którym wcześniej leżała manierka. - No dalej, pani Iwaszkow. Zróbmy to. Poza tym, jeśli jesteś tak przeczulona odnośnie siłowania się na rękę, to jak zamierzasz poradzić sobie bezpośrednio z Wojownikami? Miał rację, przynajmniej na podstawie opowieści, które przekazała nam Sabrina. Sydney stanęła naprzeciwko niego przy stole i ułożyła ramię w takiej samej pozycji. Ich ręce się splotły, a Marcus odliczał, wyglądając na niemal tak samo podekscytowanego jak Eddie. Ku mojemu zdumieniu, gdy zaczęli, Eddie nie uderzył od razu jej dłonią w stół, jak się spodziewałem. Jego oczy rozszerzyły się, tak samo jak jego uśmiech. Zwiększył swój wysiłek i zaczął robić postępy. Zaciskając zęby, Sydney także naparła na jego rękę, a wkrótce zadziwiająco ją trochę uniosła i powiedziała: - To takie dziwne. Czuję w sobie siłę… tak jakby była częścią mnie i jednocześnie nie należała do mnie. Jakby to było coś, co włożyłam na siebie. Jak ciuch.
- 242 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Ostatecznie Eddie wytężył siły do granic możliwości i w końcu ją pokonał, lecz ona także jeszcze przez chwilę dawała sobie radę. Podniosłem triumfalnie jej rękę, jak zwycięzcy w meczu bokserskim. - Moja żona, panie i panowie. Piękna, mądra i krzepka. - Rewelacja – powiedział Eddie, w rzadkiej chwili zachwytu. – Jak długo to się utrzyma? - Cztery dni – powiedziała Maude, przepraszająco. – Jak powiedziałam, nie możemy tworzyć bogów. - Cztery dni – powtórzyła Sydney. – Sabrina zabiera nas późnym wieczorem. Więc mam trzy i pół dnia, żeby dowiedzieć się, co Wojownicy ukrywają o Jill. - Albo po prostu skopać komuś tyłek pierwszego dnia, żeby zostawili cię w spokoju – zasugerował pomocnie Marcus. Zwracając uwagę na drugą torbę, którą przyniosła czarownica, spytałem: - Co jeszcze macie oprócz super siły? Maude zaczęła rozpakowywać zawartość torby. - Jackie powiedziała, że musimy także zmienić wasz wygląd. - Rzucałam wcześniej tego typu zaklęcia – powiedziała im Sydney. – Nie musicie robić niczego więcej. - Cicho, dziewczyno – warknęła Inez. – Musisz oszczędzać siły w jakiekolwiek szaleństwo się zaangażowałaś. Poza tym, długotrwałe utrzymanie zaklęcia zmiany nie jest łatwym zadaniem. Robiłaś to kiedyś przez tydzień? – Spojrzała na Eddiego. – Dla dwójki ludzi? - Nie, proszę pani – przyznała Sydney. Maude rzuciła Sydney dwa opakowania farby do włosów koloru „Lśniącego Kasztana”. - Jedno dla każdego z was – powiedziała. – Możecie się pofarbować, gdy wyjdziemy. Im mniej musimy zmieniać magią, tym lepiej. Eddie wziął jedno opakowanie i uniósł brew. Jednak się nie skarżył. Niektórzy faceci mogliby wpaść w szał na konieczność farbowania włosów, ale nie Eddie. - 243 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Podejrzewam, że jeśli unicestwianie złych, nieumarłych istot jest częścią twojego normalnego życia, troszkę salonowych zabiegów w żaden sposób nie zagraża twojej męskości. Reszta torby zawierała to, co rozpoznawałem jako standardowe składniki zaklęć: kryształy, zioła, proszki. Maude i Inez zaczęły przygotowywać na stole okrąg do zaklęcia i zdałem sobie sprawę, że obserwowałem kolejną skomplikowaną scenę magiczną, która wymagała wielu ludzi i części. Sydney również się zorientowała. - Aż tyle – szepnęła do mnie. – Aż tyle nam pomagają. - Przyjmij to – odpowiedziałem, ściskając jej dłoń. – Jesteś tego warta. Jill też jest. Kiedy ich materiały były gotowe, Inez ustawiła dwa srebrne pierścienie w środku tego wszystkiego. Spojrzała na Maude. - Jesteś gotowa? Maude skinęła głową i podeszła do Sydney, dzierżąc różdżkę. Niechętnie odsunąłem się od niej, zauważając: - Jak to się stało, że nigdy nie machałaś różdżką? Sydney się uśmiechnęła. - Mimo stereotypów, czarownice rzadko używają różdżek. Są potrzebne do szczegółowych prac albo jeśli część różdżki zawiera element, który może skupić bądź wzmocnić magię. Spojrzała na kryształy na różdżce Maude, którą ta trzymała przy jej twarzy. - Domyślam się, że ta skupia moc tutaj. - Prawidłowo – powiedziała Maude. – Teraz nie ruszaj się i zamknij oczy. Wyrecytowała grecką strofę i słaby blask rozświetlił różdżkę. Chwilę później dotknęła nią czubka nosa Sydney. Powoli, ostrożnie, Maude przeniosła ją na powieki Sydney, później na kości policzkowe i podbródek. Zupełnie jakby malowała obraz aerografem, a dotykając tych miejsc, zmieniała każdy szczegół twarzy Sydney. Jej kości policzkowe lekko się zaokrągliły, a twarz zrobiła się węższa. Były to niewielkie, subtelne zmiany, ale gdy zebrały się razem, w rezultacie - 244 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
całkowicie ją zmieniły. Nawet ze swoim normalnym kolorem włosów, mogłem się założyć, że nikt by jej nie rozpoznał. Wkrótce nawet tatuaż Sydney zniknął. Największym szok ze wszystkich wywołało u mnie to, gdy Maude odsunęła się i powiedziała Sydney, żeby otworzyła oczy. Wcześniej brązowe, teraz wyglądały na jaskrawo niebieskie, jak u Marcusa. Nie mogłem powstrzymać okrzyku, a Sydney odwróciła się do mnie z nieśmiałym uśmiechem. - Nadal mnie rozpoznajesz? - Poznałbym cię wszędzie – powiedziałem szarmancko. - Ja nie – powiedział Eddie. Maude natychmiast skierowała uwagę na niego. - Twoja kolej. Zamknij oczy. Zrobił to, a ona powtórzyła zaklęcie. Obserwowałem z podziwem, jak jego twarz zmienia się w każdym miejscu, które minęła różdżka. Gdy skończyła, nie wyglądał już jak Eddie, którego znałem, ale na pewno wyglądał, jakby był spokrewniony z nową Sydney. - Mogę zobaczyć? – spytał Eddie z podekscytowaniem. - Poczekać – powiedziała Inez, biorąc różdżkę Maude. – Musimy działać szybko, żeby zachować czar. Machnęła różdżką nad pierścieniami i ponownie inkantowała coś po grecku. Iskry skoczyły pomiędzy różdżką a pierścieniami. Gdy skończyła, dała jeden pierścień Eddiemu, a drugi Sydney. Wsunęli je i Sydney złapała oddech. - Dziwne… – mruknęła. – Czuję się, jakby coś po prostu zatrzymywało to w miejscu. - Ten pierścień wiąże zaklęcie z tobą – powiedziała Maude. – Gdy go zdejmiesz, twój oryginalny wygląd powróci. Jeśli tego nie zrobisz, powinien trzymać przez około tydzień. - To twój ostateczny termin – dodała Inez. – Możesz prawdopodobnie ukryć to, że zniknęła twoja siła. Ale gdy wróci twoja twarz, będzie po zawodach. Wtedy naprawdę będziesz musiała polegać na swoim sprycie, by to wyjaśnić. - 245 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Jej głos jak zawsze był sarkastyczny i kapryśny, ale wyczuwałem, że za nim kryje się wyczerpanie. Szybkie sprawdzenie aury to potwierdziło. Magia, której tutaj użyła, była znaczna i stanowiła część tego, czego nie wykorzystała rano, gdy pomagała innym czarownicom. Sydney zwróciła się do Maude i Inez. - Nie mogę wystarczająco wam podziękować za to, co zrobiłyście. Naprawdę. To tak wiele dla mnie znaczy… - Nie musisz być taka wylewna – przerwała Inez. – Wiemy, że jesteś wdzięczna. I powinnaś być. Ale teraz musisz to udowodnić i posprzątać bałagan po Alicji. Ocal swoją przyjaciółkę. Sydney się wyprostowała. - Zrobię to, proszę pani. Czarownice dały jeszcze kilka ostatnich instrukcji, zarówno dla Sydney, jak i dla mnie, skoro miałem dołączyć do nich później, przy uwalnianiu Alicji, a następnie udały się swoją drogą. Eddie i Sydney znaleźli najkrótszą drogę do lustra i krzyknęli ze zdumienia na zmiany w swoich wyglądach. Wcześniej już byli przez pomyłkę uznawani za rodzeństwo, ale teraz dokładnie tak wyglądali. Mieli takie same niebieskie oczy. Maude wykonała niezłą pracę, sprawiając, że wydawali się przyjemnie przeciętni. Mam nadzieję, że to sprawi, iż nikt nie nie zatrzyma na nich dłużej wzroku. Właśnie skończyłem pomagać im przy farbowaniu włosów „Lśniącym Kasztanem” – ciemnobrązowym kolorem, ze słabym odcieniem czerwieni – gdy pojawiła się Sabrina. Jej zwykle pewna siebie maska trochę osłabła, gdy ich zobaczyła. Dorastała, przyzwyczajając się do wielu dziwnych zjawisk, ale ludzka magia nie była czymś, z czym miała wiele doświadczenia. - Niesamowite – szepnęła, spoglądając w tę i z powrotem pomiędzy ich twarzami. – Nigdy bym nie pomyślała, że to wy. Mogłabyś przejść teraz tuż obok Alchemików. Marcus, obserwując z rozbawieniem, skrzyżował ramiona i odchylił się na wyściełanej sofie Howiego. - 246 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Może twoje przyjaciółki mogłyby rzucić na mnie takie zaklęcie od czasu do czasu. Pójście gdzieś incognito mogłoby się całkiem przydać. - Dam im znać – powiedziała Sydney. Do Sabriny uniosła rękę, na której nosiła srebrny pierścień. - Są jakieś reguły odnośnie biżuterii? Wpuszczą nas, gdy będziemy to nosić? - Powinni – powiedziała. – Szukają broni i innych rzeczy, które wyglądają podejrzanie. Komórki także odpadają – nie chcą, żeby ktoś w jakikolwiek sposób mógł was wyśledzić. Będziecie mieć zasłonięte oczy, gdy was przyprowadzę. - Brzmi trochę tak, jak wtedy, gdy szłam na ich arenę – zauważyła Sydney. Zdjęła swój zaręczynowy pierścionek i obrączkę, a później podeszła do mnie. - Nie chcę, żeby coś im się stało, gdy tam będę. Wziąłem oba pierścienie z jej rąk. - To nie o pierścionki się martwię. Lekki uśmiech wpłynął na jej usta i – chociaż jej twarz był inna – czułem, że ten uśmiech jest tak wyjątkowy, jak Sydney. - Wszystko będzie dobrze… ale chcę, żebyś przetrzymał je dla mnie, dopóki nie wrócę. - Umowa – powiedziałem cichym głosem, który tylko ona mogła usłyszeć. – Ale założę ci je z powrotem. - Okej – powiedziała. - Na kolanach – dodałem. - Okej. - I oboje będziemy nadz… - Adrian – powiedziała ostrzegawczo. - Omówimy warunki później – powiedziałem, mrugając. Poczułem ukłucie w sercu, gdy zacisnąłem palce na pierścieniach i puściłem jej ręce, nienawidząc niebezpieczeństwa, w które się pakowała. Jej wygląd mógł być inny, ale aura lśniła tak, jak nikogo innego – odważnie, pomimo przyszłych
- 247 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
niebezpieczeństw. Tak bardzo chciałem z nią iść, ale wiedziałem, że nie było nic, co mógłbym tam zdziałać. Najlepiej pomogę z Alicją, gdy czarownice ją odmrożą. - Powinniśmy coś zjeść, a następnie ruszać w drogę – powiedziała Sabrina. - Mam nadzieję, że lubisz Oreo i chrupki serowe – powiedział jej Eddie. Zjedliśmy dziwaczny posiłek złożony z fast foodów, podczas gdy Sabrina pracowała nad kilkoma innymi rzeczami dla nas. - Jedziemy do Calexico, przekroczymy granicę – powiedziała. – Ale nie powinniście o tym wiedzieć. Musimy zachować pozory. Gdy już wejdziemy, prawdopodobnie zostaniecie odseparowani, ale ja będę w pobliżu. Pozwolą mi zatrzymać telefon, więc będę mogła wysyłać wiadomości Marcusowi. - A ty będziesz informował mnie, prawda? – spytałem. Marcus posłał mi słaby uśmiech. - Prawda. Nie martw się. Sabrina będzie się nimi opiekować. Było to puste zapewnienie, ponieważ wiedzieliśmy, że wszystko w placówce Wojowników mogło pójść bardzo, bardzo źle i Sabrina prawdopodobnie nie byłaby w stanie zrobić wiele. W swój zwyczajny sposób Sydney była bardziej zatroskana mną, gdy wychodzili. - Bądź ostrożny, Adrian. Też chcę odnaleźć Jill, ale nie kosztem utraty ciebie. - To będzie lecznicza kompulsja – zapewniłem ją. – To ty jesteś tą, która wchodzi w gniazdo szerszeni. - To właśnie robimy – powiedziała po prostu. – Ty masz swoją pracę. Ja mam moją. Stanęła na palcach, żeby dać mi lekki pocałunek w policzek. Nie było mowy, żebym miał na tym poprzestać. Szybkim ruchem przyciągnąłem ją w swoje ramiona i dałem jej długi, głęboki pocałunek na pożegnanie, nie dbając o świadków. Gdy w końcu się odsunęła, ta nowa twarz rumieniła się w sposób bardzo przypominający Sydney. Nadal została w moich ramionach. - Nie mogę powiedzieć, że się tego nie spodziewałam – przyznała.
- 248 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- To jest to – powiedziałem jej. – Jesteśmy o krok od odzyskania Jill. Gdy już to zrobimy, zapewnimy sobie wolność i wreszcie dostaniemy to „żyli długo i szczęśliwie”. Jak właściwie zamierzasz to osiągnąć? – zaczęła ciotka Tatiana. – Żyjąc z powrotem na Dworze? A może z Powiernikami w Michigan? Miałem przeczucie, że Sydney również wypełniały te same pytania, ale nie wypowiedziała ich na głos. Zamiast tego, jej twarz wyrażała jedynie miłość i nadzieję, gdy dała mi kolejny pocałunek na pożegnanie. Następnie Sabrina zaprowadziła ich do swojego samochodu, aby rozpocząć tę dziwaczną przygodę. Stałem w drzwiach z Marcusem, wpatrując się w noc, nawet po tym, gdy odjechali. - Mam nadzieję, że to jest dobry plan – powiedziałem do niego z bolącym sercem. Marcus westchnął i na chwilę jego zwyczajnie optymistyczny wyraz twarzy zmienił się na zmęczony. To musiało być ciężkie – nieustannie przekonywać ludzi, że każde ryzyko, które się pojawia, będzie się im opłacać. - Nie jest ani trochę dobry – przyznał. – Ale to jedyny plan, jaki mamy.
- 249 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 15 Sydney
CALEXICO BYŁO ODDALONE O MNIEJ NIŻ DWIE GODZINY, co zaowocowało długą i dziwną podróżą. Znajdując się już w połowie drogi, Sabrina zatrzymała się, by zawiązać nam oczy, zgodnie z protokołem Wojowników. Przez resztę drogi, powtarzała nam informacje do zapamiętania. Informacje, które miały wystarczyć do przetrwania tego niecodziennego przedsięwzięcia. Udawało mi się utrzymać stan równowagi, dzięki skupieniu się wyłącznie na Jill i na moim celu, odrzucając każdą inną emocję. Szczególnie trudno przychodziło mi niezamartwianie się o Adriana. Wiedziałam, że gdy będę to robić, zacznę się wahać. Zamiast tego przyjmowałam rady Sabriny, dopasowując je do tego, co miałam zrobić. Czułam się dziwnie spokojna i oderwana od wszystkiego. Wkrótce dotarliśmy do siedziby Wojowników. Sabrina ostrzegła nas, że się zbliżamy. Samochód zwalniał, aż zatrzymał się przed bramą. Usłyszałam odgłos opuszczanej szyby. - Sabrina Woods – powiedziała. – Dostarczam dwóch potencjalnych rekrutów. - Dwóch? – zapytał chropowaty głos, bardziej rozbawiony niż zaniepokojony. Sabrina pozostała niewzruszona. - W zeszłym roku nie sprowadziłam żadnego. To coś w stylu rekompensaty, tak myślę. - Zabierz ich do poczekalni. – Usłyszeliśmy w odpowiedzi. Okno się podniosło, a Sabrina powoli ruszyła dalej. Westchnęła z ulgą i był to jedyny znak, że denerwowała się tą całą akcją bardziej, niż okazywała.
- 250 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Usłyszałam chrzęst opon na żwirze, a minutę później auto się zatrzymało. Otworzyła drzwi. - Wszyscy wysiadać – powiedziała. Poprowadziła nas w stronę rozmawiających ze sobą ludzi. W końcu ściągnięto nam opaski z oczu. Pustynny krajobraz był nieurodzajny, pokryty krzakami. Dookoła stały rozpadające się budynki. Przypominało mi to miejscówkę Wolfa, ale taką bardziej zrujnowaną. Dwóch olbrzymich facetów z bronią przytwierdzoną do paska urządziło sobie pogawędkę przed drzwiami dużego budynku. Ich rysy stwardniały, gdy tylko nas zauważyli. Sabrina krótko powtórzyła to, co mówiła przed bramą, lecz tym razem dodała: - To rodzeństwo. Jeden z gości wyglądał, jakby to mu się podobało. - W końcu to rodzinna organizacja. Nie to konkretnie przychodziło mi do głowy, gdy myślałam o Wojownikach, lecz posłałam mu uśmiech, który – miałam nadzieję – wygląda na chłodny i nieustępliwy. Strażnik obszukał nas na wypadek, gdybyśmy posiadali broń lub sprzęt szpiegowski. Jego działania były dość energiczne, lecz na szczęście bez seksualnego podtekstu. Eddie i ja przekonaliśmy się o słuszności zostawienia telefonów u Howiego. Po stwierdzeniu braku niczego podejrzanego, jeden z mężczyzn przepuścił nas do drzwi za swoimi plecami. Sabrina już zaczęła przechodzić obok nich, ale strażnik pokręcił przecząco głową. - Idą sami – rzekł. – Ty pójdziesz przez drzwi dla obserwatorów po drugiej stronie. Sabrina ostrzegała, że mogą nas rozdzielić, więc starałam się nie okazywać paniki, gdy swobodnie się z nami żegnała, życząc powodzenia. Przeszliśmy z Eddiem przez drzwi, które doprowadziły nas prosto na otwartą, zakurzoną arenę, ale nie do końca podobną do tej, na której przetrzymywano Sonia. Wyglądało na
- 251 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
to, że wcześniej było to boisko przeznaczone do piłki nożnej lub baseballu. Jednak coś mi mówiło, że nie taka rozgrywka będzie miała dziś tu miejsce. Kilkanaście innych osób również weszło na arenę – jedni w grupkach, inni ostentacyjnie w pojedynkę, a każdy patrzył na siebie jak na potencjalnego wroga. Niektórzy wyglądali zupełnie zwyczajnie – jak ludzie, których spotykasz w centrach handlowych. Inni praktycznie mieli wypisane na czole – tak, chcę dołączyć do grupy fanatyków nienawidzących wampirów. Każdy z nich był w zbliżonym wieku, o pięć lat mniej lub więcej, starsi lub młodsi od nas. Przeważali mężczyźni, choć dziewczyn też nie brakowało. Na trybunach powoli przybywało ludzi, by zająć sobie miejsce. W końcu napotkałam spojrzenie Sabriny i leciutko kiwnęłam jej głową, zanim znów całą uwagę skupiłam na Eddiem. - Mówiła, że to wszystko zacznie się wraz ze wschodem słońca – powiedziałam. Na wschodzie niebo płonęło pomarańczową poświatą, nadając reszcie fioletowy odcień – W zasadzie to już. - Twoje przypuszczenia są niemal takie jak moje, ale jak to będzie się dalej rozwijać nie wiadomo – powiedział, a gdy mówił, ostrym spojrzeniem skanował otocznie.
Nawet
w
zwykłych
okolicznościach
ciągle
obawiał
się
niebezpieczeństw, ale w tej sytuacji non stop zachowywał czujność. - Mam nadzieję, ze będziemy w stanie… Moją wypowiedź przerwało trąbienie. Wszyscy odwróciliśmy się w jego kierunku i zobaczyliśmy troje mężczyzn, noszących złote szaty i żółte hełmy. Zesztywniałam, czym zasłużyłam na krótkie i pełne troski spojrzenie Eddiego. - Co się dzieje? – wyszeptał. – Znaczy, pomijając rzeczy oczywiste. - Znam dwójkę z nich. Mistrz Angeletti i Mistrz Ortega. Byli na ostatnim zgromadzeniu. - Pamiętaj, nie są wstanie cię rozpoznać.
- 252 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Kiwnęłam głową, ale nerwy miałam napięte jak struny. Spodziewałam się, że w końcu jeden z nich stanie przede mną, kierując na mnie uwagę wszystkich, oświadczając, że jestem wrogiem. Tym też naśle na mnie wszystkich nadgorliwych rekrutów. Lecz tych dwoje nie poświęciło mi większej uwagi niż komukolwiek z pozostałych nowicjuszy. Kiedy trzeci z nich – trębacz – skończył swą grę, Mistrz Angeletti przemówił takim samym głębokim głosem, a siwą brodę wciąż miał lichą. - Czy to widzicie? – zapytał, unosząc ręce w stronę wschodzącego słońca. – To dlatego się tu znajdujemy. To daje nam życie. Słońce. Światło. Urodzeni dla światła, urodzeni dla dobra. Przypomina mi to mój ulubiony psalm:
Ludzie rodzą się w promieniach słońca Światłość jest dobra, blask nie ma końca Tylko Zło potężnieje, gdy noc nas omiata Pozwól wypędzić je z naszego świata
O mało co nie wybuchłam śmiechem, słysząc tę poezję. Coś takiego napisałabym jako dziesięciolatka. Lecz twarz Mistrza Angelettiego wyglądała na nadzwyczaj pełną zachwytu, a towarzyszący mu Wojownicy skwapliwie kiwali głowami, jakby cytował im co najmniej jeden z sonetów Szekspira. - Taka jest naturalna kolej rzeczy – przemawiał Mistrz Angeletti. – Ci, którzy mnożą się w ciemnościach nie są częścią boskiego planu. Są wynaturzeni i pełni zła. Zatem powinnością naszej armii jest eliminowanie ich i ocalenie ludzkości. Stojący obok niego Mistrz Ortega przejął pałeczkę. - Wszyscy z was znaleźliście się tutaj, ponieważ wyrażacie chęć, by wyplenić tę ciemność, i dlatego że wasi patroni uważają was za godnych - 253 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
wstąpienia w nasze szeregi. Lecz pomyłki wszakże się zdarzają, dlatego to my zdecydujemy, którzy z was naprawdę zasługują, aby służyć razem z nami. To nie będzie łatwe. Poddani zostaniecie testom i badaniom. Wasze dusze zostaną przeegzaminowane. Jeśli ktokolwiek z was boi się lub jest pewny, że nie podoła temu, co go czeka, zachęcam do wyjścia już teraz. Zapadła cisza, a Mistrz rozglądał się wyczekująco. Kilkoro rekrutów nerwowo się poruszyło, ale żaden nie miał zamiaru odejść. - A więc wspaniale – zagrzmiał Ortega. – Niech zaczną się próby! Jeśli kiedykolwiek zastanawiałam się nad zasadniczą różnicą pomiędzy Alchemikami a Wojownikami, to teraz miałam gotową odpowiedź. Bez względu na wszystkie wady Alchemicy prawie zawsze wyznawali zasadę: najpierw pomyśl, potem działaj. Wojownicy? Niekoniecznie. Po formalnym otwarciu Mistrz Ortega przekazał prowadzenie nadzorcy rekrutacji, którym był – ku mojemu kompletnemu zdumieniu – Chris Juarez, kuzyn Trey’a. Nie widziałam go, odkąd Wojownicy przetrzymywali Sonię, a i Trey niespecjalnie chciał rozmawiać o swojej rodzinie po tym, jak się go wyparli. Czuli się upokorzeni, bo ten randkował z dampirzycą. Chris przystąpił do działania. Szedł dumnie, podkreślając swoją pozycję. Stanął wyprostowany naprzeciw nas, ubrany tylko w dżinsy i koszulkę bez rękawów, która idealnie podkreślała jego perfekcyjnie zbudowaną sylwetkę. - Nie byłoby was tutaj, gdybyście szczerze nie chcieli uwolnić świata od wszelkiego zła – powiedział. – My natomiast ustalimy, jak bardzo tego pragniecie. Lecz zanim do tego dojdziemy, musimy sprawdzić, czy dacie sobie radę w bezpośrednim starciu ze złem. Czy boicie się bólu? A może obawiacie się brudu? Czy zrobicie wszystko, by nasze człowieczeństwo pozostało w świetle? Z każdym pytaniem coraz bardziej podnosił głos, aż w końcu krzyczał, wprawiając tym rekrutów i obserwatorów w istny szał. Ktoś stojący niedaleko odkrzyknął coś w odpowiedzi. Inny po prostu wydawał okrzyk bojowy, co wywołało odzew - 254 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
z tyłu placu. Ja tylko starałam się okazywać podniecenie i zainteresowanie, czyli kompletne przeciwieństwo tego, co naprawdę czułam – szok i niesmak. Gdy Chris kontynuował przemowę, inni Wojownicy weszli na arenę, niosąc dziwne przedmioty: drewniane pudła, puszki, wiadra i pustaki. Zastanawiałam się, czy nie zrobią z tego jakiegoś toru przeszkód. Gdy skończyli, podeszli do każdego z rekrutów i rozdali drewniane serca, wiszące na sznureczkach. Na moim wypisane było moje przybrane nazwisko, Fiona Gray. Eddie, czyli Fred Gray, również dostał swoje. - To reprezentuje wasze serce, wasze życie – wyjaśnił Chris. – Teraz musimy dowiedzieć się, kto pragnie najmocniej, który jest gotów na wszystko byleby zostać zwycięzcą. Panie, proszę odsuńcie się na bok i zajmijcie tamte miejsca. – Wskazał na część na trybunach. – Wy, chłopaki znajdźcie sobie miejsce, gdziekolwiek chcecie. Na krótko złapałam spojrzenie Eddiego i zbliżyliśmy się do siebie przed rozłąką. - Powodzenia – powiedziałam. - To nie szczęścia potrzebujemy z tą ekipą – odpowiedział. Uśmiechnęłam się na to i usiadłam obok gburowato wyglądającej dziewczyny, wyższej ode mnie o głowę i prawie tak umięśnionej jak Chris. Na arenie pozostało około trzydziestu rekrutów. Chłopcy ustawili się w rozsypce, a każdy starał się zająć pozycję, która ich zdaniem mogła być najbardziej strategicznym punktem. Niektórzy stanęli na pudłach, inni ustawili się obok przedmiotów, które można by wykorzystać jako broń, na przykład ciężkie pustaki. Eddie razem z innymi wybrał pozycję. Miał tam dużo miejsca i dobry widok. - Przez następną godzinę – ogłosił Chris – waszym celem jest zebranie jak największej ilości serc przeciwników – tyle, ile tylko zdołacie i w każdy możliwy sposób. Jednakże ma to być gra fair play. Każdy sposób jest uczciwy,
- 255 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
ale musimy was prosić o niezabijanie się nawzajem. Sześcioro zawodników z największą liczbą serc po upływie godziny przechodzi dalej. Jeśli ktokolwiek z was poczuje się niezdolny do akcji, niech się po prostu wycofa na tę ławkę – wskazał na tą część trybun, gdzie stał mężczyzna w czerwonej czapce – i opuści dłonie. To uwolni go od próby, a Bart udzieli mu pierwszej pomocy w razie takiej potrzeby. Bart, w koszuli w kratę i podartych dżinsach, nie wydawał mi się kimś z wyszkoleniem medycznym, lecz może pozory mylą. Żołądek związał mi się w supeł, gdy Chris spytał, czy ktoś ma jakieś pytania i upewniał się, czy wszyscy są gotowi. Sabrina ostrzegała nas, że będzie to rodzaj fizycznych konkurencji, ale sama nie znała szczegółów. Zmieniano je co roku, żeby żaden z patronów nie mógł ostrzec wcześniej swoich podopiecznych. Najwyraźniej Wojownicy cenili zasady fair play, co zakrawało na ironię, biorąc pod uwagę fakt, że naćpali i osłabili Sonię przed próbą jej egzekucji. Chris uniósł rękę, co oznaczało przygotowanie się do startu. Pełna napięcia cisza wypełniła powietrze. Eddie pochylił się do przodu w stronę przeciwników. Spojrzenie miał bystre, a ciało w gotowości. - Zaczynajcie! – krzyknął Chris, błyskawicznie opuszczając rękę w dół. Wtedy nastąpił chaos. Rekruci rzucili się na siebie jak stado dzikich psów, walczących o skrawek mięsa. Niektórzy od razu wdali się w bezpośrednią walkę, próbując rzucić przeciwnika na ziemię i skraść jego serce. Inni wybrali bezpieczniejszą opcję, miotając pustakami, a odłamki dzierżyli jak broń. Prawie cała moja uwaga skupiona była na Eddiem, który obrał odmienną strategię, czekając aż tamci po niego przyjdą. Jego siła nie była widoczna i wielu uznało, że stanie się łatwym łupem. Już po chwili zostali wyprowadzeni z błędu. Dampir precyzyjnymi ciosami i kopnięciami pozbywał się kolejno atakujących – tym samym gromadząc więcej serc.
- 256 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Utrata wisiora nie oznaczała wykreślenia z rozgrywek. Jeśli potrafiłeś je odzyskać lub po prostu zgromadzić następne, wszystko było w porządku. Niektórzy z ofiar Eddiego próbowali odbić swoje serca. Inni zaś przenieśli atak na pozornie łatwiejszych wrogów. Moje serce – to prawdziwe w piersi – łomotało, gdy obserwowałam Eddiego. Musiał utrzymać się w rozgrywce, by obojgu nam się powiodło. Jak dotąd nie wydawało się, bym miała jakiekolwiek powody do zmartwień. Był wyraźnie szybszy i silniejszy niż większość rekrutów, dodatkowo zaprawiony w walce i posiadający doświadczenie w wykorzystywaniu danej mu przewagi. Pozostali, choć równie potężni, nie mieli wrodzonych umiejętności i raczej polegali na brutalnej sile, co sprawdzało się tylko w niektórych przypadkach. Właśnie zauważyłam, jak jeden z walczących uderza drewnianą deską innego prosto w kolano, wywołując u swojej ofiary potężny wrzask i natychmiastowy upadek. Atakujący błyskawicznie dorwał zwycięski wisior, kompletnie ignorując błagania przeciwnika o pomoc w dostaniu się do Barta i otrzymaniu pierwszej pomocy. W tym momencie Eddie krążył w tamtych rejonach i – oczywiście – bez wahania pomógł poszkodowanemu w dojściu na ławkę. Inny koleś, ten sam, który wyryczał pierwotny okrzyk, radził sobie całkiem dobrze. Jego muskuły wyglądały na napęczniałe, co skłoniło mnie do zastanowienia się, czy bierze sterydy czy też żyje ćwiczeniami. Najwyraźniej miał swoich fanów na widowni, ponieważ wykrzykiwali oni przy każdym, kolejnym zdobytym sercu: Caleb! Caleb! Dawaj Caleb! Caleb błyskał w odpowiedzi złośliwym uśmieszkiem i przeczesywał arenę w poszukiwaniu nowej ofiary. Mimo że jego własna siła by wystarczyła, to czasem wykorzystywał twarde pustaki jako wsparcie. Brakło mi tchu, gdy trzasnął jednego w głowę tak, że chłopak zwalił się bezwładnie na ziemię. Caleb tylko wziął trzy serca, które zdobył jego przeciwnik i udał się dalej. Bart sam z
- 257 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
siebie ruszył i przytaszczył pokonanego w bezpieczne miejsce. Naprawdę zaczęłam oddychać dopiero, gdy zobaczyłam nieznaczny ruch ręki poszkodowanego młodzieńca. Dwójka chłopaków, która również przybyła tu razem, teraz połączyła siły w walce, dzieląc zdobyte wisiory między siebie. To było mądre posunięcie i żałowałam, że nie mogłam spróbować tego z Eddiem. Wojownicy stosowali przestarzałe podejście do mężczyzn i kobiet. Choć na próbę stawiły się również dziewczyny, Sabrina wyjaśniła, że kobiety Wojowniczki zwykle trzymano z dala od zagrożenia i odsyłano do łatwiejszych zadań. Nie byłam pewna, czy powinnam pochwalić tak rozważne podejście czy wściekać się, że nie uważali kobiet za zdolne, by dorównać męskiej brutalności. Po upływie godziny około połowa zawodników zniknęła z pola walki, otrzymując wcześniej pomoc medyczną, oferowaną przez Barta. Kilkoro rekrutów wyraźnie dominowało: szczególnie Eddie, Caleb i dwójka sojuszników. Pozostali próbowali walczyć ze sobą lub dobrać się do liderów. Chris poinformował głośno, że zostało ostatnie pięć minut potyczki. Wtedy jeden z walczących boleśnie uświadomił sobie swój rychły koniec w zawodach, więc zdecydował się na szaleńczy atak skierowany na Caleba. Pewnie miał nadzieję na zdobycie potężnego zapasu serc. Caleb powalił go, jakby ten był zwykłą muchą. Zaczął też kopać leżącego desperata, mimo jego próśb o zaprzestanie ataku: Zabierzcie go! Zabierzcie go! Atakowany gorączkowo próbował zdjąć wisior i dać go Calebowi, byleby tylko tamten skończył go kopać. Mój żołądek zaprotestował, a Caleb w końcu odpuścił. Odszedł kawałek, utkwiwszy wzrok w Eddiem. Wtedy na szczęście Chris ogłosił koniec walk. Każdy pochylił się do przodu, ciekawy wyników.
- 258 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Jak można się było spodziewać, Caleb i Eddie zdobyli pierwsze miejsce, za nimi znajdowało się troje innych, ale nie poświęciłam im zbytniej uwagi. Team zdobył szóste miejsce. Zastanawiałam się, czy Wojownicy uznają siedmioro zwycięzców, ale po krótkiej naradzie z Mistrzami Chris wyjaśnił, że wybierze tylko jednego ze współpracującej ze sobą dwójki nowicjuszy i pogratulował reszcie, zachęcając do spróbowania ponownie w przyszłym roku. Nie zauważyłam, żeby wybrany z ekipy chłopak, Wayne, jakoś specjalnie wyróżnił się w czasie walk. Jednakże był on znacznie większy i lepiej zbudowany od swojego kumpla. Coś mi mówiło, że Wojownicy kładą duży nacisk na sprawność fizyczną. Prawdopodobnie kierują się założeniem, że ten wyglądający na silniejszego, będzie rzeczywiście silniejszy. To nie wróżyło mi nic dobrego, ponieważ widać było, że z całej trzynastki poproszonych dziewczyn to ja jestem najmniejsza i najsłabiej zbudowana. Sprawy się pogorszyły, gdy Chris ogłosił, że tylko dwie dziewczyny przejdą dalej i – tak jak w przypadku chłopców – zdecyduje o tym ilość zdobytych serc w trakcie godziny. Wymieniłam z Eddiem szybkie spojrzenia. Dwie dziewczyny? To nie czyniło zadania łatwiejszym, zwłaszcza że koniecznie musieliśmy, a zwłaszcza ja, pozostać w rozgrywce, aby zdobyć informację o miejscu przetrzymywania Jill. Eddie posłał mi pokrzepiający uśmiech i pokiwał zachęcająco, jakby chciał powiedzieć: No więc, upewnij się, że będziesz miała te serca. Jasne, żaden problem. Oglądanie walk facetów dało nam jako takie pojęcie o wyborze jak najlepszej strategii. Zajęłyśmy pozycje na arenie, a wiele dziewczyn od razu zwróciło się ku potencjalnej broni. Zauważyłam, że kilka z nich ma na mnie oko, jako najsłabszy punkt. Przygotowałam się do natychmiastowej obrony. W pewnym sensie dobrze się poczułam, bo głównie na tym koncentrowały się moje treningi z Wolfem. Ale samą obroną nie zdobędę wisiorów. Nie byłam z natury agresywna. Atak to domena Eddiego i przez to było mu łatwiej wejść w rolę.
- 259 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Chris ogłosił rozpoczęcie rozgrywek i ponownie wybuchł chaos. Dwie dziewczyny od razu skierowały się prosto na mnie. Krew zadudniła mi w uszach, a umysł wypełniło chłodne poczucie celu. Poczułam się trochę jak na lekcjach u Wolfa. Pozostawałam poza ich zasięgiem, równocześnie robiąc uniki i próbując atakować. Wyglądało na to, że się wkurzyły widząc, że jednak nie jestem łatwą ofiarą i zmieniły podejście. Z dzikim wrzaskiem zwróciły się ku sobie i zwarły się w tumanie kurzu, bijąc i ciągnąc za włosy. Gdy wyłoniła się zwyciężczyni z sercem w dłoni, od razu zaszarżowała na mnie. Pozwoliłam sobie na wymierzenie ciosu, który kompletnie ją zaskoczył i posłał na łopatki tylko dzięki magii przeze mnie przepływającej. Ponownie doznałam dziwnego uczucia, jakoby ta magia była i jednocześnie nie była częścią mnie, ale mimo to szybko wpadłam w jej rytm. Gdy kolejne ataki dziewczyny się nie powiodły, ta w końcu się poddała i oddała mi wisiory. Rozejrzałam się, niepewna kolejnego ruchu. Wiedziałam, że muszę wybrać ofiarę i zaatakować, lecz nie potrafiłam się w tym odnaleźć. Takie działania były mi nieznane, obce. Graj swoją rolę, Sydney, powiedziałam do siebie. Wejdź w to. Nie czuj się winna – pamiętaj kim są ci ludzie, co mogli zrobić Jill. Wybór ofiary został mi oszczędzony, ponieważ kolejna rekrutka pomyślała, że moje poprzednie zwycięstwo to tylko szczęśliwy traf. Powtórzyłam proces, angażując się w obronę własną. Najlepsza walka to ta, której unikniesz – powtarzał Wolfe. Kontynuowałam grę w kotka i myszkę, lecz w końcu atakująca zaczęła się niecierpliwić i rzuciła się na mnie. Jednak byłam w stanie wykorzystać jej błąd i tym samym skutecznie przyszpilić ją do ziemi. Po drodze zwichnęła sobie kostkę, więc odebrałam jej serce bez większego oporu. Stało się dla mnie jasne, że przez to wypadnie z rozgrywek. Mimo że czułam się trochę temu winna, jednocześnie odczuwałam ulgę, że to niewielki uraz, wymagający jedynie trochę dłuższej - 260 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
rekonwalescencji. Bazując na natężeniu krzyków wokół mnie, inne nie miały takiego szczęścia. Byłam posiadaczką już trzech wisiorków i czułam się z tego dumna. Rzut oka na Eddiego, siedzącego wśród innych zwycięzców, powiedział mi, żebym nie czuła się tak pewna siebie. Gorączkowo wymachiwał jasną wiadomość: Zwiększ tempo! Moja taktyka obronna utrzymywała mnie bezpieczną, lecz nie zwiększała ilości serduszek. Szybki rekonesans uświadomił mi, że inni mieli więcej wisiorów niż ja. Zanim jednak zdecydowałam się wybrać obiekt ataku, ktoś zrobił to za mnie. Potężna dziewczyna, obok której siedziałam, natarła na mnie z impetem. Siła zderzenia rzuciła nas na ziemię. Pięści od razu zacisnęła na mojej szyi, przez co zaczęłam się dławić. Magia wezbrała we mnie natychmiast i jednym, potężnym pchnięciem zrzuciłam ją z siebie, zrywając się na równe nogi. Ona też już stała i patrzyła na mnie z namysłem, zaskoczona ilością siły, jaką skrywało moje wątłe ciało. Chris ogłosił końcówkę walk, zostało pięć minut. Przygotowałam się na atak ze strony wysokiej dziewczyny, lecz ona wzruszyła ramionami i błyskawicznie odwróciła się w stronę innych. Dosłownie moment zajęło mi zrozumienie, dlaczego to zrobiła. Ona miała najwięcej serc z nas wszystkich. Skoro czas już się kończył, nie zamierzała ryzykować utraty ich w walce z kimś, kto dał jej taki pokaz siły. Wybrała bezpieczniejszą opcję – ucieczkę. Kilka z dziewczyn coraz zacieklej walczyło o drugie miejsce, wkładając w atak więcej agresji. A ja? Miałam zapewnione miejsce trzecie, tylko że nie było trzeciego miejsca. Napotkałam pełne troski spojrzenie Eddiego. Mój wzrok spoczął nagle na osobie siedzącej obok niego. Caleb, zadowolony z siebie i na bezpiecznej pozycji. Nie myśląc dwa razy, pognałam do niego i szarpnęłam go za koszulkę. Magiczna
- 261 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
siła zapłonęła we mnie, więc dorównywałam mu siłą tak, jak nigdy by się nie zdarzyło w normalnych warunkach. Złapanie go z zaskoczenia dało mi dodatkową przewagę. Wyprowadziłam celny cios, z którego Wolfe byłby dumny, a następnie kopnęłam go prosto w kolano. Nic mu nie złamałam, ale wylądował na ziemi. Błyskawicznie zerwałam mu serca z szyi i odskoczyłam, bo już zamachnął się na mnie pięścią, rycząc z wściekłości. Eddie doskoczył do nas, by mnie bronić, lecz wtedy Chris ogłosił koniec czasu. Dopadł do nas, marszcząc brwi na moje niekonwencjonalne zachowanie. - Co ty do cholery wyprawiasz?! – zapytał bez ogródek. - Wygrywam – odpowiedziałam. Dołączyłam moje trzy serca do tych skradzionych Calebowi. – Przecież powiedziałeś, że wygra ta dziewczyna, która po godzinie będzie miała najwięcej serc. To ja. Chris poczerwieniał, złapany w pułapkę własnych słów. - No tak… ale… - I powiedziałeś, że każdy sposób jest uczciwy. - Tak, ale… - Oraz – kontynuowałam, triumfując – spytałeś, czy jesteśmy gotowi na wszystko w walce ze złem. Ja jestem. Nawet jeśli to oznacza zmierzenie się z kimś większym i silniejszym, czyli z kimś takim, jak wampirze demony. – Machnęłam lekceważąco w stronę reszty zawodniczek, stojących z szeroko otwartymi ustami. – Jaki jest sens walczyć przeciwko nim? Nastała głęboka cisza, którą gwałtownie przerwał gromki śmiech. Mistrz Angeletti ruszył ku nam, uważnie stawiając stopy, by nie potknąć się o złote szaty. Jego twarz była pełna radości. - Ona ma rację, Juarez. Przechytrzyła cię i powiem, że jeśli była w stanie to zrobić, a dodatkowo pokonała naszego najznamienitszego rekruta, to zdecydowanie zasługuje na zwycięskie miejsce. - 262 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Caleb zapłonął czerwienią. - Nie oddam jej swojego miejsca. Ona jest tylko dziewczyną. Mistrz Angeletti machnął na to ręką. - Uspokój się już, bo możesz zostać. Dziewczyno, jak ci na imię? - Fiona, psze pana. Fiona Gray. - Fionie Gray należy się jedno ze zwycięskich miejsc. Wygląda na to, że drugie miejsce przypada tej młodej damie. – Mistrz kiwnął w stronę wysokiej dziewczyny, tej samej, która wcześniej grała zachowawczo i wolała ucieczkę. Nazywała się Tara i – choć nie wyglądała na szczególnie zadowoloną moim zwycięstwem – nie zgłaszała obiekcji, dopóki wiedziała, że zachowa swoje miejsce. Druga dziewczyna, która cieszyła się już wygraną, teraz wypluwała potok przekleństw w moim kierunku. Wyglądało na to, że ta dziwna sytuacja bawi Wojowników, ale decyzja została podjęta. Reszta niedoszłych rekrutów została usunięci z dalszych eliminacji. Nas, zwycięzców, podjęto uroczystym bankietem na naszą cześć, w pomieszczeniu służącym tam jako kantyna. Nasza siódemka siedziała przy jednym stole, a doświadczeni Wojownicy przy drugim. Osobiście wolałabym najpierw wziąć prysznic, ale za to miałam w końcu szansę na siedzenie razem z Eddiem. Oboje uśmiechaliśmy się i kiwaliśmy głowami znad talerzy pełnych żeberek, gdy wszyscy wspominali kluczowe momenty innych rozgrywek lub opowiadali, jak zamierzają raz na zawsze pozbyć się prawdziwych wampirów. Większość była pod wrażeniem mojej akcji z Calebem, trochę się z niego nabijając. Jego najwyraźniej wcale to nie bawiło. Kilkakrotnie w trakcie posiłku rzucał mroczne spojrzenia w naszą stronę. Miałam nadzieję, że nie pożałuję tego, co zrobiłam na arenie. Po obiedzie przełożeni zdecydowali, że przejdziemy testy skłonności do okrucieństwa, i że nadszedł czas określenia naszych osobowości. Wzywano nas pojedynczo na rozmowę z wielkimi Mistrzami i wybraną grupą Wojowników,
- 263 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
by omówić nasze plany na przyszłość. Podchodziliśmy w kolejności alfabetycznej, co oznaczało, że byłam przed Eddiem i nie mogłam dostać żadnego ostrzeżenia o tym, co mnie tam czeka. Przynajmniej ta część nie zmieniała się co roku i Sabrina mogła nam nakreślić, czego możemy się spodziewać. W większości to przesłuchania, w których mieliśmy opowiadać o tym, jak bardzo nienawidzimy wampirów. Nie spodziewałam się zupełnie, że będzie to przypominać to, czego doświadczyłam w trakcie reedukacji. Kiedy w końcu zasiadłam naprzeciw wielkich Mistrzów i pozostałych mężczyzn, skierowano mój wzrok na wielki ekran wiszący na ścianie. Pojawił się obrazek szczęśliwych, najzwyklejszych morojów. - Co widzisz? – spytał Mistrz Angeletti. Serce stanęło mi w gardle i nagle znalazłam się ponownie skrępowana i unieruchomiona w podziemnym więzieniu razem z Sheridan, która wpatrywała się we mnie z okrutnym uśmiechem. - Co widzisz, Sydney? - Morojów, proszę pani. - Błąd. Widzisz Istoty Zła. - Nie wiem. Możliwe. Musiałabym wiedzieć więcej o tych konkretnych morojach. - Nie musisz wiedzieć nic więcej poza tym, co ci mówię. To są Istoty Zła. Potem zaczynała tortury, wkładając moje dłonie w jakiś roztwór, który powodował, że czułam żywy ogień. Kontynuowała dopóki w końcu nie przyznałam i nie powtórzyłam za nią, że są to złe potwory. Wspomnienie było tak żywe, tak sugestywne, że gdy tylko usiadłam, zaczęła mnie mrowić skóra. Pokój gwałtownie się zmniejszał, stając się więzienną celą. Zaczęłam się martwić, czy przed nimi nie zemdleję. - Fiona? – zaczął Mistrz Angeletti, pochylając się w moją stronę. Choć minę miał poważną, dało się wyczuć nutkę pobłażliwości w jego głosie, jakby - 264 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
myślał, że swoją obecnością dostatecznie onieśmiela rekrutów. – Powiedz, co widzisz? Głośno przełknęłam ślinę, sparaliżowana strachem z przeszłości. Twardo milczałam, więc inny z Wojowników zaczął mi się przyglądać z ciekawością. To tylko gra, Sydney! – gorączkowo sobie powtarzałam. – Zrobiłaś to wtedy, więc możesz i teraz. To nie reedukacja. Nie jesteś uwięziona, a życie Jill wisi na włosku! Jill. Myśl o niej, o jej imieniu. Wspomnienie jej czystej, niewinnej twarzy było tym, czego potrzebowałam. Zamrugałam szybko i skoncentrowałam się ponownie na ekranie. - Zło, proszę pana – powiedziałam w końcu. – Widzę zło w czystej postaci, nie mające prawa być częścią naturalnego porządku. I tak to się zaczęło. Odpowiadałam tak, jak Sabrina mnie instruowała, choć okazało się, że wcale nie potrzebowałam treningu. Musiałam tylko mówić w taki sam sposób jak u Alchemików. Wyrecytowałam historyjkę o tym, jak to pewnej nocy razem z bratem zostaliśmy zaatakowani przez Strzygi, i jak udało nam się ujść z życiem. Opowiedziałam, że chcieliśmy zgłosić to władzom, ale nikt nie chciał nam wierzyć. Pragnęliśmy poznać prawdę o potworze, którego spotkaliśmy i tak przez kilka następnych lat poszukiwaliśmy pomocy, aż w końcu odnaleźliśmy Sabrinę, a ona powiedziała nam o działaniach Wojowników. Gdy rozmowa dobiegła końca, Wojownicy uśmiechali się do mnie uspokajająco, zadowoleni z moich odpowiedzi. Również się uśmiechałam, lecz w środku byłam zdruzgotana. Ledwo powstrzymywałam się od drżenia lub utraty kontroli na wspomnienie tamtego okropnego czasu. Gdy wróciłam z powrotem do poczekalni, posłałam Eddiemu pokrzepiający uśmiech i zaległam w fotelu, wdzięczna, że
- 265 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
nikt nie próbuje do mnie zagaić. Musiałam posiedzieć i odetchnąć. Uspokoić oddech i odegnać upiorne wspomnienia. Eddie wrócił zirytowany sposobem prowadzenia przez nich rozmowy, ale ogólnie dość spokojny. - Wariaci – wymamrotał do mnie, cały czas uśmiechając się do innych. – Pocisnąłem im historyjkę i chyba ją łyknęli. - U mnie tak samo – odpowiedziałam, czując lekką zazdrość na myśl, że było to dla niego takie łatwe. No cóż, on nie miał takiego bagażu doświadczeń jak ja. Gdy wszyscy ukończyli przesłuchanie, nadszedł czas obiadu. Gdy jedliśmy, Mistrz Ortega recytował psalmy i wygłosił długie kazanie o chwale ludzkości, świetle i o tym, jak wspaniałą wykonujemy pracę, walcząc ze złem. To była wariacja tego, czego musiałam słuchać u Alchemików jeszcze przed reedukacją. Zastanawiałam się, czy kiedyś uwolnię się od ludzi, którzy chcą narzucić mi swoje ideologie. Na szczęście w końcu dostaliśmy trochę wolnego czasu. Sabrina przyszła z nami porozmawiać w rogu pokoju. Inni patroni również odwiedzali swoich podopiecznych, więc nie wyglądało to nienaturalnie. - Dajecie radę? – spytała cicho. Pokiwaliśmy głową, a ona posłała nam cierpki uśmiech. – Niezła akcja, to z Calebem. - Liczyłam na to, że docenią determinację – odpowiedziałam. - I tak, i nie – wyjaśniła. – Nabiło ci to kilka punktów, lecz są tu tacy, którzy nie lubią łamania reguł. - Brzmi znajomo – rzekłam, myśląc o Alchemikach. - Co teraz? – spytał Eddie. Sabrina rozejrzała się i wzruszyła ramionami.
- 266 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Dziś już niewiele. Są tu oddzielne kwatery dla mężczyzn i kobiet, więc niedługo pójdziecie spać. Będziesz miała okazję się rozejrzeć, Sydney. Wcześniej rozeznałam się w pomieszczeniach i z pewnością nie trafisz na zbyt wiele zamkniętych drzwi. Mówiłaś, że to byłby problem, prawda? - Tak. – Czary niewidzialności kryły mnie przed wzrokiem ochroniarzy, lecz nie kryły samodzielnie otwierających się drzwi. – To i kamery bezpieczeństwa. Pokręciła głową. - Tu ich nie ma. Większość zabezpieczeń jest na zewnątrz. Chcą trzymać innych z dala, a nas w środku. Poruszanie się tutaj w niewidzialnej postaci nie powinno być dla ciebie trudne. Tych miejsc, które chcą chronić pilnują strażnicy, obok których mam nadzieję się prześlizgniesz. - Miejmy nadzieję. – To było niesamowite, że rozmawialiśmy o uzbrojonych ochroniarzach jak o drobnej przeszkodzie. – Tylko nie mam pojęcia, gdzie się udać. - Ja mam – powiedziała. – Dowiedziałam się w trakcie obchodu. Jeśli spojrzycie za mną przez okno, zobaczycie duży, szary budynek. To dom kobiet. Po prawej jest budynek dla mężczyzn, a jeszcze dalej na prawo jest siedziba Mistrzów. Tam znajdziemy odpowiedź. Razem z Eddiem popatrzyliśmy we wskazanym kierunku. - Nienawidzę, że to wszystko spoczywa na tobie – skrzywił się Eddie. – Czuję się bezużyteczny. Położyłam mu dłoń na ramieniu. - Jesteś dla mnie wsparciem. Czuje się lepiej, mając cię tutaj. - I będziemy potrzebować twojej pomocy, gdy przyjdzie czas, aby się stąd zmyć – dodała Sabrina. Kiwnęłam głową na jej „będziemy”.
- 267 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Idziesz z nami? – spytałam. - Gdy wy dwoje znikniecie, będę miała kłopoty za sprowadzenie fałszywych rekrutów. Nawet jeśli nie pomyśleliby, że jestem częścią konspiracji, oskarżą mnie o niedokładność. Nie mam zamiaru z tym walczyć. A szczerze? – Westchnęła. – Mam ochotę skończyć z tą robotą. Będę pomagać Marcusowi w inny sposób. Czas wolny dobiegł końca i odesłano nas do pokoi. Chris poradził rekrutom, aby w szczególności się wyspali, bo jutro czeka nas „wielki dzień”. Starałam się nie skrzywić. Już wystarczająco byłam zmęczona i poobijana, a mój dzień jeszcze się nie skończył. Gdy weszłam do domu, stwierdziłam, że Sabrina miała rację. Było tu pełno otwartych drzwi, łączących korytarze i pomieszczenia. Nie posiadano tu klimatyzacji, więc wiele okien otwarto na oścież. W drzwiach każdego z pokoi wisiały zasłony, co miało zapewnić odrobinę prywatności. Nie dotykały one podłogi. To było jak spełnienie marzeń dla kogoś, kto chciał zakraść się niewidzialny. Biorąc też pod uwagę, jak niewiele znajdowało się tu kobiet, można było przypuszczać, że większość budynków to nieużytki. Niestety, mój pokój nie był pusty. Ktoś wpadł na genialny pomysł, by umieścić mnie razem z Tarą. Patrzyła na mnie wilkiem, gdy szykowałyśmy się do łóżek i wygłaszała pogróżki, jak to ona udowodni, że jest najlepszą kandydatką. Nie wyglądało na to, żeby miała mnie zaatakować w nocy. Problemem było to, że nie mogłam zaryzykować jej donosu na mnie, gdy przypadkiem się obudzi i zobaczy moje puste łóżko. To znaczyło, że musiałam rzucić na nią zaklęcie snu, czyli coś, czego jeszcze nie robiłam do tej pory. Zaczekałam, aż wydawało się, że usnęła i ruszyłam. Wisząca w naszych drzwiach kurtyna miała dwie trzecie długości, więc do pokoju wpadało trochę światła z korytarza. Obserwowałam śpiącą Tarę i przygotowałam w myślach zaklęcie. To może nie wymagało siły, ale dość dokładnych kalkulacji. Zaklęcie działało jak narkotyk. Ilość potrzebnej magii była zależna od wymiarów osoby. - 268 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
W słabym świetle próbowałam oszacować jej wagę. Siedemdziesiąt pięć? Pomyłka sprawiłaby, że dziewczyna obudziłaby się za wcześnie, a na to nie mogłam pozwolić. Wolałam zawyżyć niż zaniżyć, więc użyłam dawki na osobę ważącą dziewięćdziesiąt kilogramów. Oddech jej się pogłębił, jak tylko magia zaczęła weń płynąć. Tara wyglądała na zrelaksowaną. Możliwe, że wyświadczyłam jej przysługę. Może noc solidnego snu pomoże jej w jutrzejszych zmaganiach. Nie miała pojęcia, że wkrótce będzie jedyną dziewczyną wśród rekrutów. Wycofałam się, rzucając zaklęcie czyniące mnie niewidzialną. Wezwałam do tego tyle magii, ile zdołałam, upewniając się, że potrwa ono wystarczająco długo i nie da się go łatwo złamać. Po tym wszystkim prześlizgnęłam się pod zasłoną, nie naruszając tkaniny. W holu stał strażnik z bronią i tłumił ziewnięcie. Wyraźnie nie spodziewał się żadnych kłopotów tej nocy. Z łatwością przeszłam niezauważona, kierując się wprost do otwartego okna. Wyskoczyłam w ciemność, gotowa na dogłębne zbadanie obozu Wojowników.
- 269 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 16 Adrian
MIAŁEM PROBLEMY ZE SNEM po odejściu Sydney. Wstrząsał mną lęk na myśl o różnego rodzaju niebezpieczeństwach, w które właśnie wchodziła, i dlatego że nie mogę tam być, by ją ochronić. Nie miały znaczenia jej odwaga, mądrość i umiejętności – prawdopodobnie to ona lepiej by mnie obroniła niż ja ją. Pragnienie chronienia jej stało się zbyt silne. Miałem problemy ze snem również dlatego, że moje łóżko było olbrzymim workiem grochu. - Jesteś pewny, że nie chcesz tapczanu? – spytał Marcus. Potrząsnąłem głową i uderzyłem kilka razy mój worek, aby nadać mu trochę kształtu. - Ty go weź – powiedziałem. – Nie wiem, czy w ogóle jestem w stanie zasnąć. Uśmiechnął się. - Howie prawdopodobnie ma coś, co by ci w tym pomogło. - Nie, dzięki – parsknąłem. Marcus zgasił światło i zwinął się na musztardowo-żółtym tapczanie. Zapadła cisza. Jedynie z sutereny od czasu do czasu dochodziły słabe dźwięki "Mr. Tambourine Man”. Obracałem się kilka razy, chcąc się zrelaksować, ale z marnym skutkiem. Próbowałem odwrócić myśli od Sydney i zastanowić się nad jutrzejszym dniem, kiedy to będę pomagać przy przesłuchaniu Alicji. Nie do końca uciszyło to moje myśli, ale przynajmniej skierowało emocje w kierunku czegoś poza niepokojem. Maude, zanim wyszła, powiedziała, że jutro wieczorem ktoś po mnie przyjdzie i zabierze do miejsca, gdzie trzymano Alicję. Widocznie same
- 270 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
były zajęte zabezpieczaniem terenu, a także szukaniem sposobu, by pani Terwiliger niepostrzeżenie wymknęła się śledzącym ją Alchemikom. Niewiarygodne, ale wbrew tym wszystkim niedogodnościom, w końcu zasnąłem. A jeszcze bardziej zdumiewające było to, że znalazłem się w czyimś śnie wywołanym Duchem. Dookoła mnie powoli zmaterializował się bujny tropikalny ogród. Wiedziałem, kim był twórca snu, zanim się ukazał. - Cześć Sonia – powiedziałem. Pojawiła się za krzakiem wiciokrzewu, ubrana w zwyczajne ciuchy ogrodnika, ale przy jej czerwonych włosach nienagannie stylowe. - Adrian – powiedziała na powitanie. - Ostatnio ciężko znaleźć cię we śnie. Nie mogę stwierdzić, na jakim jesteś harmonogramie. - Na każdym po trochu – przyznałem. – Nie spałem zbyt dużo, naprawdę. Byliśmy zajęci. - Rozumiem. Pogłoska mówi, że Alchemicy już wiedzą, iż opuściłeś Dwór. - Obawiam się, że tak. – Oparłem się o palmę. – Mogłaś zadzwonić, jeśli chciałaś porozmawiać. Kiwnęła głową. - Wiem, ale chciałam pogadać twarzą w twarz. Jest też coś, co zdołasz zobaczyć tylko we śnie – czy raczej, ktoś. Zabrało mi chwilę, by zrozumieć, co miała na myśli. - Nina. Smutek wypełnił twarz Sonii. - Tak. Jej stan nie zmienił się za bardzo. Nie znajduje się dokładnie w śpiączce, ale nie jest też do końca wybudzona. Jeżeli położysz przed nią jedzenie, - 271 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
ona to zje. Postawisz ją po prysznicem, będzie pod nim stała. Jest jak marionetka. I nigdy nie mówi. Ta szokująca wiadomość sprawiła, że się zatoczyłem, więc użyłem małej ilości Ducha na stworzenie ławki, by usiąść. - Jest jakaś nadzieja na poprawę? – spytałem. - Nie wiem. – Sonia usiadła obok mnie. – To znaczy... modlę się, że jest. Nigdy nie mówię, że nie ma żadnej. Ale to przeciążenie Duchem... to zbyt dużo, ze zbyt małym przygotowaniem. W takim kruchym stanie była już wcześniej od nadmiernego użycia magii, więc nie mogło być mowy, aby w jakikolwiek sposób sobie z tym poradziła, co wezwała. Skutki tego były straszne. Moje serce zwolniło. - Powinienem był ją jakoś zatrzymać. - Nie sądzę, abyś zdołał, Adrianie. Ona była zdeterminowana, by zrobić wszystko, co tylko mogła, aby odnaleźć siostrę. Zawahałem się, niemal przestraszony, zanim wypowiedziałem kolejne słowa. - Znalazłem ją. Znalazłem Oliwię i wiem, dlaczego uciekła. Ale... cóż, historia nie ma szczęśliwego zakończenia. Sonia nie naciskała, by poznać szczegóły. - Nie jestem pewna, czy powinnam jej to powiedzieć. - Powiedzieć jej? – spytałem. - Tak. To jest po części powód, dla którego chciałam z tobą porozmawiać. Kiedy Nina przestała się komunikować z innymi, próbowałam dotrzeć do niej w snach Ducha. Na początku to nie działało. Ale później mi się udało – w pewnym sensie. Pokażę ci. Zamilkła i wpatrzyła się w polanę w ogrodzie. Po kilku chwilach intensywnej koncentracji ukazał się ogromny, prostokątny kamienny blok, z wyciętym w nim
- 272 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
małym otworem, ale oddzielonym kratami. Stanąłem przed nim i spojrzałem do wewnątrz. Aż sapnąłem z powodu tego, co tam zobaczyłem. Na podłodze tej małej kamiennej komórki siedziała Nina, skulona w cieniu. - Nina! – zawołałem. Tkwiła tam wpatrzona w kamienną ścianę, milcząca, a jej twarz była bez wyrazu. - Nina? Słyszysz mnie? Sonia podeszła, by stanąć obok mnie. - Myślę, że słyszy. Sądzę, że po prostu nie może odpowiedzieć. Wskazałem na jej kamienne więzienie. - Skąd to się bierze? - Z jej umysłu – odpowiedziała Sonia. – Tak siebie widzi: złapaną w pułapkę. Ale szczerze? Fakt, że ukazuje się w ten sposób jest obiecujący. Wcześniej jej umysł nie był w stanie nawiązać żadnego rodzaju połączenia. Mam nadzieję, że z czasem nastąpi dalszy postęp, więc próbuję porozumiewać się z nią na jawie albo poprzez sny. Myślałam, że chciałbyś wiedzieć, w razie gdybyś również miał ochotę z nią porozmawiać. - Chcę – powiedziałem, nadal będąc w szoku, wyczuwając jej stan. Umysł Sydney, nawet kiedy była uwięziona i torturowana, pozostawał wystarczająco silny, by mogła porozumiewać się ze mną w śnie Ducha. Jakiego rodzaju uszkodzenia musiała mieć Nina, by znaleźć się w tym stanie? Czy byłem w niebezpieczeństwie, nieustannie używając mocy? - Myślę, że dobrze jej zrobi, gdy różni ludzie będą do niej mówić – ostrożnie rzekła Sonia. – Ale wydaje mi się, że takich tematów, jak nieszczęśliwe zakończenia lepiej jest unikać, dopóki nie dojdzie do siebie.
- 273 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Nie musiała tego rozwijać, bym zrozumiał. Poznanie prawdy – że Oliwia nie żyje – na pewno nie sprawi, że stan Niny natychmiast ulegnie poprawie. Skinąłem głową i wróciłem do okna kamiennej celi. - Cieszę się, że znowu cię widzę, Nina. Tak wiele chciałbym ci powiedzieć. Dużo o Oliwii. I część tego... część tego jest naprawdę niewiarygodna. – Uśmiechnąłem się na wspomnienie Declana. – Zdecydowanie będziesz chciała się tego dowiedzieć, więc musisz wrócić do nas jak najszybciej, w porządku? Nie było żadnej odpowiedzi, ani zmiany na jej twarzy, nawet na wspomnienie imienia Oliwii. - To zajmie trochę czasu – stwierdziła Sonia, delikatnie dotykając mojej dłoni. – Ale wszystko to pomaga. - Dziękuję, że dałaś mi znać o jej stanie – rzekłem. Gdy moje spojrzenie przesunęło się z powrotem do Sonii, uderzyła mnie świadomość, że ona prawdopodobnie będzie bardzo zainteresowana Declanem. Nie wiedziałem na pewno, ale podejrzewałem, że sposób w jaki Duch go wypełniał był ostatecznym rozwiązaniem, którego ona potrzebowała do stworzenia szczepionki... Jeżeli go zobaczy, mogłaby uczynić niewiarygodny postęp – a jednak to było dokładnie to, czego Oliwia próbowała uniknąć. To był powód jej śmierci. - Co jest? – spytała Sonia, widząc moje wahanie. Posłałem jej słaby uśmiech. - Nic. Po prostu dużo się dzieje. - Mogę sobie wyobrazić – i nie będę cię zatrzymywać. Chciałam tylko, byś zobaczył postępy Niny i wiedział, jak mógłbyś z nią rozmawiać. - Dziękuję – powiedziałem, lekko przytulając Sonię. - Nadal będę sprawdzał, jak się ma. Daj mi znać, jeżeli obudzi się w prawdziwym świecie.
- 274 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Wizja rozwiała się i wróciłem do mojego własnego snu, zaskakując samego siebie, ponieważ spałem prawie do południa. Kiedy się obudziłem, zjadłem kolejny niezdrowy posiłek. W życiu nie pragnąłem tak bardzo sałaty jak teraz. Dowiedziałem się też od Marcusa, że Sabrina przysłała świeże informacje z terenu Wojowników. Byli w środku, bezpieczni i – jak na razie – ich kamuflaż działał. Ta wiadomość pozwoliła mi przetrwać aż do wieczora, kiedy to przed naszą kryjówką zatrzymał się nieznany samochód. Widziałem, jak Marcus już zaczyna świrować, ale rozpoznałem Neila na siedzeniu kierowcy. - Jackie Terwiliger wysłała mnie, by cię odebrać – wyjaśnił. – Pomogłem jej wcześniej wydostać się i zmylić Alchemików, którzy pilnowali jej domu. Teraz przygotowuje rzeczy, potrzebne do przywrócenia Alicji. Jego twarz pociemniała na wzmiankę jej imienia. Takie właśnie reakcje wywoływała w ludziach. - Jestem lekko zaskoczony, że mogę być tym szczęściarzem, który weźmie udział w jej przesłuchaniu – dodał. – Ale oprócz Eddiego na jakiejś misji, Rose i Dymitra robiących coś tajemniczego u Clarence'a, jestem jedynym wolnym strażnikiem w pobliżu. - Czy rozmawiałeś z Rose i Dymitrem? – spytałem obojętnie. - Widziałem ich – powiedział Neil. – I twoja mamę. Zatrzymałem się tam dzisiaj rano. Przy okazji, ten słodki mały facet, o którego ona się tak troszczy – czy on jest powodem, dla którego Rose i Dymitr są w pobliżu? Miałem wrażenie, że Rose naprawdę chciała ze mną przyjść. Zawahałem się. Neil nadal nie wiedział, że został ojcem, oraz że jego ukochana nie żyje. To ogromny, palący sekret. Zasłużył na jego poznanie, ale ponownie trafiłem na kiepski czas. Na pewno nie będę rozmawiał o tym przy
- 275 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Marcusie. I naprawdę nie wydawało się właściwe wspomnienie o tym "tak a propos" w drodze na przesłuchanie Alicji. - To długa historia – powiedziałem po prostu. – Opowiem ci później. - W porządku – powiedział Neil. Strażnicy byli przyzwyczajeni do sekretów i do poznawania tylko niezbędnych informacji. Godził się z koleją rzeczy, choć tym razem nie wiedział jak bardzo ten sekret jest mu bliski. Przykazałem Marcusowi, by dał mi znać, jak tylko dowie się czegokolwiek o postępach Sydney i Eddiego na terenie Wojowników. Po zaopatrzeniu się w kilka przekąsek Howiego – które, szczerze, uważałem aż do teraz za okropność – Neil i ja zamierzaliśmy wrócić do Palm Springs. Podczas jazdy strażnik wspomniał, że usłyszał, iż Nina była chora, więc znów musiałem bardzo ostrożnie dobierać słowa na temat swojego udziału w tej sprawie. Naturalnie Neil chciał także wiedzieć, czy otrzymałem jakąś wiadomość od Oliwii, zwłaszcza ze względu na stan jej siostry. Niejasno odparłem, że nie byłem w stanie nawiązać kontaktu. Nienawidziłem siebie za to, że musiałem kłamać. Rozczarowanie ukazało się na jego twarzy i zrozumiałem, że będę gardził sobą również wtedy, gdy w końcu wyjawię mu prawdę – przynajmniej o Oliwii. Później dowiedziałem się od niego, że jechaliśmy do domu Maude, liderki Stelle. Nie tylko była poza nadzorem Alchemików, ale widocznie posiadała też prawdziwy loch w domu – tak przynajmniej powiedziała mi Inez, kiedy przybyliśmy. Maude, mijając nas, przewróciła oczami. - To nie jest loch, Inez. To winnica. Staliśmy w pokoju dziennym Maude, czekając aż zjawi się jeszcze kilku innych członków sabatu czarownic. Inez z pogardą pokręciła nosem. - To znajduje się pod ziemią i ma kamienne ściany – odcięła się. – Tam nie ma półek na wino.
- 276 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Nie zostały jeszcze zainstalowane – wyjaśniła Maude. - Po prostu mówię jak jest – powiedziała Inez. Podeszła do nas Jackie. - Dobrze, nie ważne jak niewiarygodnie, jest przydatne właśnie teraz. Podziemne pokoje doskonale absorbują magię. Możemy utworzyć krąg, aby przeszkodzić Alicji, w razie gdyby próbowała jakichś sztuczek. Wtedy będziesz mógł użyć swojej magii, Adrian. Ach, tutaj jest reszta. Przybyło jeszcze kilka nowych osób, co łącznie dawało czternaście wiedźm. Według Jackie w świecie czarownic istnieje grupa magicznych liczb, ale dla gwarancji najlepszej ochrony potrzebny był krąg trzynastu oraz ktoś, kto użyje innych zaklęć. Po dwóch dniach w zamarzniętej formie Alicja prawdopodobnie została osłabiona, ale po tych wszystkich sytuacjach, w których nas zaskakiwała, nie chcieliśmy ryzykować. Całą grupą zeszliśmy do piwnicy. Tam zastałem Alicję dokładnie w takiej samej formie, w jakiej była u Wolfa. Zauważyłem również, że Inez miała rację. - To faktycznie wygląda jak loch – szepnąłem do niej. – Kto używa tak ciemnego kamienia do piwnicy z winem? Oczekiwałem czegoś bardziej toskańskiego. - Wiem, prawda? – odszepnęła. Trzynaście wiedźm złączyło ręce i utworzyło krąg ochrony dookoła Alicji, intonując zaklęcie, które przypuszczalnie miało utrzymać całą magię zamkniętą wewnątrz. Maude oddzieliła się od pozostałych, po czym wiedźmy użyły tych samych ziół i zaklęć, które uwolniły Eddiego u Wolfe'a. Gapiąc się na Alicję, zamrożoną w niezgrabnej pozycji obronnej, w jakiej Sydney złapała ją w pułapkę, nie mogłem nie podzielać oporów czarownic co do jej uwolnienia. Ona próbowała zabić Sydney, ukraść władzę Jackie, a jej siostrę zostawiła w śpiączce. Schwytała również Jill i oddała ją Wojownikom – tylko po to, by odpłacić Sydney. Alicja naprawdę zasłużyła, aby na zawsze pozostać posągiem. Ale wtedy nigdy nie
- 277 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
uzyskalibyśmy odpowiedzi. Maude uzupełniła zaklęcie, a potem opuściła krąg, stając obok mnie i Neila. Patrzyliśmy, jak Alicja wraca do życia; mięśnie jej nóg się napięły i nagle musiały nauczyć się działać jeszcze raz. Gdy tylko uderzyła o podłogę, wydała z siebie warkot, a jej ręka już była w powietrzu, wysyłając świetlne pociski. Uderzyły w niewidoczną ścianę, utworzoną przez krąg i nieszkodliwie się rozproszyły. - Nie możecie trzymać mnie wiecznie – płakała. – Jak tylko się uwolnię sprawię, że mi za to zapłacicie! Pochyliłem się do Maude, mówiąc cicho: - Ona ma rację. Co się z nią stanie? - Nie martw się – odpowiedziała. – Wy moroje macie swoje więzienia, my również mamy swoje. Odkaszlnęła i wystąpiła naprzód. Pozostawała na zewnątrz kręgu, ale nadal w polu widzenia Alicji. - O tym, co się z tobą stanie, zadecyduje to, jak pomocna się okażesz. Pociągając cię do odpowiedzialności, możemy sprawić, że twoje życie będzie wygodne albo bardzo nieprzyjemne. Alicja wyraziła, co o tym myśli, ciskając kulę ognia w kierunku Maude. Została ona wchłonięta i – właśnie gdy ta ochronna ściana nie odbiła kuli z powrotem do niej – pomyślałem, że powinna uważać się za szczęściarę. Maude skrzyżowała ręce i patrzyła ze stoickim spokojem na Alicję. - Rozumiemy, że brałaś udział w zniknięciu młodej dziewczyny morojów. Powiedz nam, gdzie ją zabrałaś. Przez chwilę Alicja wyglądała na zaskoczona pytaniem, aż zauważyła mnie, stojącego obok kręgu. Zachichotała. - Gdzie jest Sydney? Czy jest zbyt przestraszona, by znów stawić mi czoło?
- 278 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Nie pozwól jej tak do siebie mówić! – nakazała ciotka Tatiana. Z niewielką ilością mocy Ducha, sprawiłem, że ręce Alicji nagle skrzyżowały się na jej tułowiu, co wyglądało jakby założono jej kaftan bezpieczeństwa. Jej oczy rozszerzyły się w zdziwieniu, kiedy próbowała podnieść ręce, lecz nie mogła tego zrobić. - Sydney ma więcej umiejętności i uczciwości niż ty kiedykolwiek będziesz miała – powiedziałem. – Masz szczęście, że już nigdy więcej jej nie ujrzysz. Teraz powiedz nam, gdzie zabrałaś Jill. Wiemy, że jest z Wojownikami. Gdzie? - Powiedz nam i wyślemy cię na proces jak dobrze traktowanego więźnia – dodała Maude. – Inaczej zostawimy cię w tym bezwładnym stanie. - Zwykłe groźby albo sztuczki nie wystarczą, by zmusić mnie do powiedzenia wam, gdzie ona jest. – Alicja posłała mi złośliwy uśmieszek. – Mogłeś mnie złapać, ale to jedyna bitwa, której Sydney nie wygra. Nigdy już nie zobaczysz dzieciaka morojów. Jeżeli ona zraniła Jill... – ciocia Tatiana nie skończyła swojej groźby i nie musiała. Gniew – podsycony przez moją wzburzoną ciotkę – wezbrał we mnie. Z wielkim wysiłkiem zmusiłem się, by zepchnąć go na drugie miejsce, próbując myśleć trzeźwo. - Wystarczy tych gier – stwierdziłem. Wypuściłem jej ręce i użyłem Ducha do kompulsji. – Powiedz nam, gdzie jest Jill. Oczy Alicji zaszły mgłą, jej szczęka rozluźniła się, a wtedy... Zdumiewające, ale ona to przezwyciężyła. Jej twarz znów stwardniała. - Nie łatwo jest mnie kontrolować – powiedziała. - Mogła wspomóc się eliksirami – rzekła do mnie Maude. Jackie również zasugerowała, że Alicja mogła użyć wszystkich rodzajów magicznej ochrony, także tych przeciw przymusowi. - To nie będzie trwało wiecznie. Kilka dni dłużej i powinno zupełnie zniknąć. - 279 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Zazgrzytałem zębami i wzmocniłem siłę Ducha. - Nie. Dostaniemy odpowiedzi dzisiaj. – Potęgując magię, skupiłem się znów na Alicji. – Powiedz nam, gdzie jest Jill. Alicja znowu wyglądała wyzywająco, ale tym razem miała więcej trudności z przeciwstawieniem się mojej mocy. - Z... z Wojownikami. - To wiemy – powiedziałem. – Ale gdzie? Gdzie oni ją trzymają? Próby zmuszenia jej były niczym usiłowanie otwarcia drzwi, które ktoś blokował z drugiej strony. Oboje próbowaliśmy wszystkiego, co mieliśmy. Jej wola i ten napój, który wzięła były silne, jednak wierzyłem, że moje moce były silniejsze. Po raz kolejny zwiększyłem ilość Ducha, wiedząc, że osoba ze średnią wolą walki już dawno by się ugięła. Ostrzeżenia Sydney o szaleństwie wywołanym stosowaniem Ducha rozbrzmiały w mojej głowie, mimo to dalej brnąłem naprzód. Potrzebowaliśmy odpowiedzi. - Gdzie Wojownicy ją trzymają?! – domagałem się. Alicja wyraźnie się teraz pociła, twardo walcząc z moją magią. - W... w Utah – wykrztusiła wreszcie. – St. George. Tamten teren. Ale nigdy się do niej nie dostaniesz! Nigdy nie przenikniesz bezpośrednio do niej! - Dlaczego? – spytałem, nasilając kompulsję. – Dlaczego? - Zbyt... dużo... przeszkód – powiedziała, blada i trzęsąca się. - Powiedz mi wszystko – rozkazałem. Nadal pozostawała uparta i byłem gotowy, by bardziej na nią naciskać. Miałem pewność, że wystarczyłaby jeszcze jedna fala Ducha i mógłbym ją zmusić, by klęczała przede mną, błagając o możliwość zdradzenia mi wszystkiego co wie.
- 280 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Zrób to! – nalegała ciocia Tatiana. – Spraw, że zapłaci za wszystko! Zrób z niej swojego niewolnika! Byłem gotowy do... ale wtedy, niespodziewanie, wrócił do mnie obraz snu z ubiegłej nocy, gdy spotkałem się z Sonią – zwłaszcza wizja Niny w swojej celi. Przypomniałem sobie słowa Sonii o trwałych skutkach używania Ducha; pamiętałem też obietnicę złożoną Sydney, by trzymać to pod kontrolą. Sydney nie mogłaby tego przewidzieć – sprzeczała się ciotka Tatiana. – Jesteś silniejszy niż Nina. Nie skończysz jak ona. Nie – powiedziałem do widma. Nie zaryzykuję tego. Dotrzymam słowa. Z wielką niechęcią wypuściłem przymus i Ducha skierowanego przeciwko Alicji. Nagle upadła, tym razem z przemęczenia. - To nam wystarczy, by kontynuować poszukiwania – przyznałem. – Możemy znaleźć to miejsce w St. George. Szpiegowanie Sydney, pomoc lub odmowa ze strony Alchemików, albo nawet domysły Sabriny nie mogą już sprawić, że będzie trudniej, bo teraz znamy miasto. Chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej o „przeszkodach” na drodze, ale nie będę się zabijać dla tych informacji, skoro ona prawdopodobnie zmyślała na temat tych zwariowanych Wojowników i ich ochrony. Strażnicy mogą sobie z tym poradzić. Tak jak zawsze. - Czy chcesz od niej czegoś jeszcze, zanim zamrozimy ją ponownie? – spytała Maude. Oczy Alicji rozszerzyły się. - Powiedziałaś, że nie będę zamrożona, jeżeli zacznę współpracować! - To nie do końca wyglądało na współpracę – odpowiedziała Maude chłodno. Pokręciłem głową.
- 281 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- To powinno wystarczyć. Jeżeli będziemy potrzebować więcej, dam ci znać. - Nie! – krzyknęła Alicja. W jej rękach uformowały się ogniste kule, które zaczęła daremnie rzucać w niewidoczną barierę. – Nie znajdę się znowu w tym stanie! Nie! Nie możesz... Ale Maude już formowała zaklęcie i minutę później Alicja na powrót została zamrożona na miejscu, a jej pozycja – z kulą ognia gotową do rzutu – była nawet bardziej śmieszna niż ta ostatnia. Wiedźmy rozwiązały krąg. Jackie podeszła, by ze mną porozmawiać. - Jesteś pewny, że dostałeś wszystko, czego potrzebowałeś? Czułam, że chciałeś spytać ją o coś jeszcze. - Chciałem – odpowiedziałem. – Ale jej ochrona była zbyt silna. Przekażę informację o St. George moim kontaktom i zobaczę, co oni mogą odkryć. Jackie kiwnęła głową. - Bardzo dobrze. Rozmawiałam też z Maude. Jeśli chciałbyś pozostać w jej domu do czasu, aż wykonamy kolejny ruch, to jesteś mile widziany. Pozwoli ci to być trochę bliżej sprawy i – z tego, co słyszałam – ma ona o wiele większy pokój niż miejsce, w którym się zatrzymałeś. - Mam nadzieję, że również bardziej wygodny – dodałem. Zerknąłem na Neila. - Jesteś ekspertem od bezpieczeństwa. Czy to jest bezpieczne? - Wierzę, że tak – powiedział po chwili namysłu. – Nikt nas nie śledził. Jeżeli ona nie ma nic przeciwko, to przedłużę swój pobyt, by się tobą opiekować. Podziękowaliśmy Maude za gościnność i zeszliśmy wiedźmom z drogi, gdy pakowały swoje rzeczy. Widocznie przetransportują Alicję do magicznego więzienia, ale na razie pozostanie w piwnicy. Neil i ja z wdzięcznością zajęliśmy pokoje dla gości na piętrze. Wysłałem informację o St. George do Marcusa. - 282 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Potem, wreszcie nadszedł czas, by złamać milczenie, skoro wyglądało na to, że spędzimy tu razem jakiś czas. - Neil – zacząłem, kiedy byliśmy sami w jego pokoju. – Musimy pogadać. - Pewnie – odpowiedział lekko. – Czy chodzi o Jill? - Właściwie, to nie ma z nią nic wspólnego – Pokazałem na łóżko. – Być może powinieneś usiąść. Neil zmarszczył brwi, zaalarmowany tonem mojego głosu. - Będę stał, dzięki. Tylko powiedz mi, o co chodzi. Skrzyżowałem ręce, jak gdybym mógł obronić się przed nadchodzącymi lękami. Nie rozumiałem dotąd, dlaczego mnie to jeszcze nie przygniotło. - Neil, nie łatwo o tym mówić... i jestem zasmucony, że to ja muszę ci to powiedzieć, ale... Oliwia umarła dwie noce temu. Neil nie wydał z siebie żadnego dźwięku, ale jego twarz zbladła tak bardzo, aż pomyślałem, że może zemdleć. - Nie… – powiedział w końcu po długiej, męczącej ciszy. – Nie, to jest niemożliwe. – Potrząsnął stanowczo głową. – Nie. - Strzygi ją zabiły – rzekłem. Podczas gdy początkowo zmagałem się ze znalezieniem słów, to teraz nagle gnałem naprzód, niezdolny, by się zatrzymać. – Mieszkała w komunie dampirów. W Michigan. Zaatakowała nas mała grupa strzyg, jakoś przedzierając się przez straż. Sądzimy, że mieli człowieka, który wyciągnął jeden ze sztyletów ochronnych. Weszli niezauważeni. Oliwia została schwytana, kiedy uciekała i... - Zaczekaj – przerwał mi Neil. W mgnieniu oka jego udręczona twarz zamieniła się w twardą i sceptyczną. - Oliwia nie uciekałaby od walki. Na pewno nie przed grupą strzyg. Ze wszystkich ludzi to właśnie ona stałaby tam, gdzie jej miejsce.
- 283 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Wstrząsnęła mną ta straszna udręka. - Ona uciekała, ponieważ chciała chronić swoje dziecko. Declan – niemowlę, którym opiekuje się moja mama. Kolejna ciężka cisza spowodowana wagą tych słów wypełniła pokój. Pragnąłem wówczas poczekać na Sydney. Ona dałaby radę wyjaśnić to w sposób bardziej elokwentny. - I to nie przed strzygami uciekała – powiedziałem, kiedy Neil wpatrywał się we mnie, będąc w szoku – Neil, dziecko, Declan... On jest twój. To twój syn. Jesteś ojcem. Na jego twarzy ponownie pojawiło się zwątpienie, ale tym razem był bardziej rozgniewany. - Oboje wiemy, że to nieprawda – rzekł. – Czy to... Czy to dlatego uciekła? Czy myślała, że ją osądzę? Nie mieliśmy wobec siebie żadnych zobowiązań, nie naprawdę. Oszalałem na jej punkcie, to prawda, ale to był tylko... - Ten jeden raz, wiem – dokończyłem. – Jednak to wystarczyło. Jakoś... Coś się z nią stało, kiedy została przywrócona; coś, co pozwoliło jej począć z tobą dziecko. Też w to nie wierzyłem, aż przyjrzałem mu się dokładniej, używając swojej magii. Z pewnością wypełnia go Duch albo jego pozostałość. To jest szalone, wiem. Ale on jest twój. Neil usiadł na łóżku, ale wciąż wyglądał jak posąg. Rozumiałem jego smutek, więc usiadłem obok niego. - Neil, bardzo mi przykro. - Oliwia nie żyje – powiedział w odrętwieniu. Spojrzał na mnie i mrugnął, aby przegonić łzy. – Jeżeli to, co mówisz jest prawdą... Jeżeli jakoś, przez jakiś rodzaj magii, dziecko jest moje, to dlaczego Oliwia nie powiedziała mi tego sama? Dlaczego uciekła?
- 284 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Ponieważ obawiała się tej magii – wyjaśniłem. – Bała się też, co powiedzą albo zrobią ludzie – zarówno moroje, jak i Alchemicy. Ukryła się, by obronić syna przed traktowaniem go jak wybryk natury, a ja obiecałem, że również będę go chronić. Neil patrzył się beznamiętnie przez kilka chwil. Myślę jednak, że gdy usłyszał o ochronie obudziło to jego najlepsze instynkty. - Kto wie? Kto wie o D-Declanie? - O jego prawdziwej naturze? – Wskazałem siebie. – Tylko ja i Sydney. Rose i Dymitr wiedzą, że jest dzieckiem Oliwii, tak jak kilkoro ludzi w komunie. Myśleliśmy, że będzie najbezpieczniej, jeżeli niewielu będzie o tym wiedziało. Jeśli ktoś dowiedziałby się, że po przywróceniu dampiry mogą mieć dzieci... cóż, to wstrząsnęłoby wszystkimi. Niektórzy byliby szczęśliwi, a niektórzy ciekawi. Chcieliby wiedzieć o nim więcej, a to jest to, czego bała się Oliwia. Neil wciąż milczał i był prawie tak sztywny jak Alicja. - Neil? – spytałem, trochę zniechęcony jego zszokowanym stanem. – Wszystko dobrze się ułoży. Pomogę ci. Upewnimy się, że życzenie Oliwii zostanie spełnione... że Declan będzie miał szczęśliwe, normalne życie. Kiedy sprawa z Jill się skończy, zabierzemy ciebie i Declana i... - Nie – wtrącił Neil, nagle wracając do życia. Wpatrywał się we mnie surowo i – chociaż miał twardy wyraz twarzy – to w jego głosie krył się straszny smutek. - Nie mogę go nigdy więcej zobaczyć.
- 285 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 17 Sydney KOMPLEKS BUDYNKÓW, W KTÓRYCH ZATRZYMALI SIĘ WOJOWNICY BYŁ CICHY i spokojny, kiedy to skradłam się pośród nich w środku nocy. Trey i Sabrina powiedzieli, że Wojownicy mogą organizować dzikie imprezy, kiedy chcą, ale gdy były nałożone zakazy i dyscyplina, wszyscy się podporządkowywali. Tak z pewnością było teraz. Większość ludzi znajdowała się w swoim akademiku, a ci mijający mnie, gdy przemykałam się niewidocznie w kierunku siedziby Mistrzów, byli na patrolu. Żaden z nich nie spodziewał się, że cokolwiek wydarzy się w nocy, więc swoje rundy wokół budynku wykonywali zrelaksowani i pewni siebie. Kolejne otwarte okno pozwoliło mi łatwo wślizgnąć się do siedziby Mistrzów, tuż przed strażnikiem, który miał pilnować frontowych drzwi. W środku odkryłam głównie ciche i puste pomieszczenia i, jak w moim budynku, większość miała tylko futryny. Było oczywiście kilka pokoi z drzwiami i jeśli miałam rację, w jednym z nich trwało spotkanie Mistrzów. Przynajmniej tak sądziłam. Dwójka strażników stała przed zamkniętymi drzwiami, zza których mogłam usłyszeć stłumione głosy. Zapamiętując rozmieszczenie, wyszłam na zewnątrz i okrążyłam budynek, mając nadzieję, że znajdę otwarte okno, które pozwoli mi wspiąć się tam i szpiegować. Znalazłam je, otwarte jedynie częściowo, ale wystarczająco, by wpuścić do środka ciepłe, nocne powietrze, jednak nie na tyle, bym mogła przez nie wejść. Sabrina mówiła, że jeden z Mistrzów nosi zazwyczaj przy sobie stosowne informacje o ich organizacji – czasami w formie papierowej, a niekiedy na laptopie, zależnie od tego, który z nich to był, i czy rozumiał współczesną technologię. Mój plan zakładał przekopanie się przez informacje w nadziei znalezienia miejsca, w którym może być przetrzymywana Jill. Jak na razie, musiałam zacząć od podsłuchiwania.
- 286 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Jak się okazało, dotarłam tu akurat na czas rozpoczęcia spotkania, co od razu uznałam za łut szczęścia. Oznaczało to, że niczego nie przegapiłam. Niestety wskazywało również na to, że muszę znieść wiele ich wstępnych zwyczajów – włączając w to więcej tych absurdalnych psalmów. Później ktoś zmienił temat i zaczął pytać o wyniki baseballu. Cały czas miałam świadomość tego, że jestem niewidzialna. Miało to być długotrwałe, ale nie aż tak, więc odczułam ulgę, gdy grupa wreszcie zaczęła mówić o sprawach dnia. - W sumie to był mocny pokaz – powiedział, jak rozpoznałam po głosie, Mistrz Angeletti. – Mieliśmy dobrą frekwencję, zrobili godne pochwały przedstawienie. - Niektóre były trochę nie na miejscu – burknął ponury głos. Ten także znałam: Chris Juarez. Mistrz Angeletti zaśmiał się. - Nadal zdenerwowany tym, że ta dziewczyna cię wykiwała? Niech dalej tak trzyma. Potrzebujemy u siebie więcej myślicieli. - Nie za wiele. – To był Mistrz Ortega. - Nie, nie, oczywiście, że nie – powiedział Mistrz Angeletii. – Ale jeśli będziemy mieli znowu do czynienia z Alchemikami, musimy być w stanie ich przechytrzyć. Nadstawiłam uszu. Alchemicy? Raz robiłam rekonesans dla Marcusa i odkryłam, że rzeczywiście Alchemicy i Wojownicy razem pracowali, ale Marcus miał jeszcze odkryć pełny zakres tego, jak głębokie były te powiązania. - Już ich przechytrzyliśmy – rzekł Mistrz Ortega. – Skoro robią z nami interesy. - Tak, ale nie czują się z tym zbyt komfortowo – powiedział nowy głos, który musiał należeć do jednego z członków rady. – Nie mówiłeś czasem, że dostałeś telefon o tej dziewczynie, Alfred? - Tak, tak – powiedział Mistrz Angeletti, nie brzmiąc na zbyt zaniepokojonego. – Ale to było tylko sprawdzenie. Jeden z nich twierdził, że dostał cynk o tym, iż my możemy ją przetrzymywać, ale sądzę, że oni po prostu sprawdzają każdą możliwość. Kontaktowałem się ze strażnikami i powiedzieli, że nie istniały żadne - 287 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
oznaki tego, że ktokolwiek węszył lub nadchodził. Zapisuję tutaj wszystko, tak więc będziemy mieć poszlaki, jeśli cokolwiek się stanie. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, dopóki nie usłyszałam dźwięku pisania na klawiaturze. Spięłam się, czekając na to, aż rozwiną temat „tej dziewczyny”, ale przeszli z powrotem do kwestii rekrutacji. Niemniej jednak przeszyła mnie ekscytacja. Sabrina miała rację. Istniał komputer lub laptop, w którym Mistrz Angeletti najwyraźniej prowadził zapiski. Czy było tam więcej informacji na temat „tej dziewczyny”? Nie wiedziałam na pewno, czy nawiązywali do Jill, ale to było tak samo obiecujące, jak istnienie laptopa. Musiałam uzyskać do niego dostęp, by osiągnąć swój cel. To nie będzie łatwe, zwłaszcza że nie wiem, ile potrwa to spotkanie, albo czy Mistrz Angeletti zostawi swojego laptopa po jego zakończeniu. W myślach tworzyłam listę działań, które mogłabym sprowokować, by odwrócić ich uwagę, a wtedy ponownie wypłynął temat Alchemików – w sposób, którego zdecydowanie nie oczekiwałam. - Cóż, po prostu bądź ostrożny – mówił Mistrz Ortega, odpowiadając komuś. – Nie spieprz tej umowy z Alchemikami. Jeśli twój kontrakt naprawdę może dostarczyć nam to, co oferuje, nie będziemy musieli koncentrować się tak bardzo na sprawności fizycznej kandydatów. Sami sprawimy, by byli tak silni, jak zechcemy. - Nadal mi się to nie podoba – mruknął inny członek rady. – Mamy do czynienia z bezbożnymi substancjami. - Nie, jeśli najpierw oczyścimy te substancje – powiedział Mistrz Angeletti. – I użyjemy siły, którą nam dadzą, do walki ze złem. Zmarszczyłam brwi, gdy starałam się ustalić, co mogą mieć na myśli. - Widziałem, co te substancje mogą robić – zauważył Chris. – Widziałem, jak używano ich w szkole mojego kuzyna. Jeśli Alchemicy naprawdę mają ich więcej i nie wykorzystują do walki ze złem, pozwalają im się marnować. - Alchemicy zwalczają zło poprzez katalogowanie go – zaśmiał się ktoś.
- 288 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Nie czyń tego rodzaju komentarzy w pobliżu naszych kontaktów – ostrzegł Mistrz Ortega. – On już się waha, robiąc z nami interesy. Jego ludziom nie spodobają się nasze wspólne działania. - Wiem, co robię – warknął Mistrz Angeletti. – I uwierz mi, płacę mu wystarczająco, by przebolał każde wahanie, które mógłby czuć. Rozmowa znowu skierowała się na rekrutów, analizując każdego z nas według tego, co Wojownicy uznawali za nasze plusy i minusy. Słuchałam tego połowicznie, ponieważ mój umysł wirował od szokujących nowin, które usłyszałam. Bazując na tym, co powiedział Chris, brzmiało to tak, jakby mówili o używaniu wampirzej krwi do stworzenia zwiększających siłę tatuaży. Fala takich tatuaży przewinęła się przez Amberwood, skutkując poprawieniem wyników sportowych i szkolnych. Problemem stanowiło to, że rezultaty tego były nieprzewidywalne i często dawały negatywne efekty uboczne. Interes został zamknięty, gdy pomogłam odkryć, kto wymyślił całe to przedsięwzięcie: Keith Darnell. Odesłano go na reedukację, przeprogramowano i teraz podporządkowywał się niemal z lojalnością robota. A może nie? Wojownicy cały czas powtarzali „on” w odniesieniu do swojego łącznika. Nie znałam żadnego innego Alchemika, który brał udział w takiej działalności… czy było możliwe, że Keith uwolnił się spod działania reedukacji? Czyżby teraz zawierał tajne umowy z tymi psychopatami, którzy mogli dać swoim wojownikom nadludzką siłę? Znów usłyszałam stukanie w klawiaturę, co oznaczało że będę musiała rzucić okiem na tego laptopa. Rozważałam kilka opcji, które mogły dać mi szansę na zerknięcie do niego, ale szybko je odrzuciłam. Wojownicy mogli działać, jakby pochodzili ze średniowiecza, ale było bardzo prawdopodobne, że Mistrz Angeletti zamknie komputer po zakończeniu pracy. Mogę potrzebować pomocy technicznej, by uzyskać do niego dostęp. Poza tym chciałam też czegoś więcej, niż tylko rzucenie na to okiem. Jeśli prowadzi notatki o ich spotkaniach, zapisuje ważne
- 289 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
telefony i transakcje… Cóż, możliwości tego, co ten laptop może zawierać, były nieograniczone. Ratowanie Jill to mój priorytet, ale równie dobrze mogę wyjść z tej sytuacji z informacjami, które dałyby nam o wiele więcej. Porzucając spotkanie Mistrzów, zwiększyłam ilość magii niewidzialności, by włamać się do innych akademików i przemycić Sabrinę i Eddiego. Żadne z nich nie spało. Za hangarem udało nam się znaleźć zaciszne miejsce do rozmowy. - Miałaś rację – powiedziałam Sabrinie. – Mistrz Angeletti zapisuje swoje informacje w laptopie. I słyszałam rozmowę, w której mogło chodzić o przetrzymywanie Jill. Eddie się ożywił. - Więc na co czekamy? Chodźmy i go zabierzmy. - Właśnie o to mi chodzi – powiedziałam. – To znaczy, może istnieje kilka bardziej delikatnych sposobów, by to zrobić, ale czy mamy tyle czasu? Tyle go już straciliśmy w sprawie Jill. Odwróciłam się do Sabriny. - Marcus dał nam do zrozumienia, że jesteś przygotowana na to, że twoja przykrywka się rozsypie. To prawda? Uniosła brew. - Planujesz to zrobić? - Nie, jeśli mogę coś na to poradzić – powiedziałam. – Ale końcowym rezultatem tego wszystkiego będzie zniknięcie laptopa oraz niedokończenie przeze mnie i Eddiego rekrutacji. Jeśli połączą nas z kradzieżą, to połączą nas z tobą. Możesz mieć kłopoty. - Zrozumiałam – powiedziała. – Jeśli opuszczę tę fuchę z nagrodą, jaką będzie ten laptop, to będzie tego warte. - Po prostu martwię się tym, że po ciebie przyjdą – rzekłam. Sabrina pozostała niewzruszona.
- 290 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Nie martw się o mnie. Ci faceci nie mają takich kontaktów jak Alchemicy. Wiem, jak ich unikać. Jaki masz plan? - Dość prosty, naprawdę – przyznałam. – Stworzyć duże zamieszanie i ukraść laptopa w tym chaosie. Wyglądała na trochę rozczarowaną, prawdopodobnie dlatego że spodziewała się czegoś bardziej wyrafinowanego i przebiegłego. I tak naprawdę, gdybym miała czas wymyślić coś bardziej eleganckiego, zrobiłabym to. Eddie tymczasem nie miał żadnego problemu z moim planem. Był prosty, jak lubiliśmy. - Ogień? – zasugerował. - Rozważałam to. Ale te budynki są tak blisko… – Wskazałam dookoła na szczelnie ustawione pomieszczenia. – Cóż, nie lubię tych ludzi, ale nie chcę zabić ich wszystkich, jeśli pożar wymknie się spod kontroli. Wierz lub nie, ale zamierzam zrobić to, co uczyniła Alicja. Chodzi o ten sam czar, jeśli chcesz wiedzieć dokładnie. - Alicja prawdopodobnie spaliłaby to miejsce razem z nimi – zauważył. - Prawdopodobnie. Ale miała też mniej brutalne metody. Gdy przebywałam w Palm Springs, przejrzałam zaklęcia, które na nas użyła. Większość była bardzo zaawansowana, ale myślę, że mogę przywołać fotiany. - Co? – spytała Sabrina. - Pomyśl o nich jak o irytujących, zmutowanych świetlikach – powiedział jej Eddie. Skinęłam głową. - Czuję, że cały rój będzie całkiem niezłym rozproszeniem, wystarczającym, by Mistrzowie wyszli ze spotkania. Wtedy zdobędę laptopa i będziemy mogli uciec stąd w chaosie. Sabrina, dałabyś radę wyjść i czekać z przygotowanym samochodem? - Jasne. Strażnicy przy bramie mnie nie zatrzymają. A jeśli będzie na tyle duże zamieszanie, mogę powiedzieć, że chcę wyciągnąć broń z mojego auta i że Eddie mi pomaga. - 291 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Widząc nasze zdziwione spojrzenia, przewróciła oczami. - Dajcie spokój. Chyba wiedzieliście, że każdy tutaj ma broń ukrytą w samochodzie? Pozostało zatem pytanie, czy będę w stanie wykonać zaklęcie Alicji. Nauczyłam się go na pamięć, tuż po przeczytaniu, ale magia to coś więcej niż zapamiętanie. Wzywanie nadprzyrodzonych stworzeń nie było łatwym zadaniem, zwłaszcza bez żadnego fizycznego składnika wzmacniającego zaklęcie, który mógłby mi pomóc. Wypowiedziałam słowa, koncentrując się na mocy wewnątrz mnie i poczułam wybuch magii w odpowiedzi. Czar, o którym czytałam, miał element pozwalający na kontrolowanie – sposób dla rzucającego, by skierować fotiany tam, gdzie zechce. Planowałam rozkazać fotianom zrobienie kilku okrążeń po pomieszczeniach, co wystarczyłoby do odwrócenia uwagi wszystkich na spotkaniu Mistrzów, ale nie przerodziłoby się w kompletny chaos. Niestety, nie wszystko poszło tak, jak planowałam. Zabrało to więcej siły i energii, niż spodziewałam się po tym zaklęciu. Rzuciłam je z wielką trudnością, ale nie mogłam już zachować właściwej kontroli. Rój fotianów zmaterializował się przede mną, unosząc się tam przez moment, dopóki nagle nie rozproszył się i nie zaczął latać wokół kompleksu budynków z oszałamiającą prędkością i na dziko, w różnych kierunkach. Patrzyliśmy za nimi z otwartymi buziami. - Były takie szybkie w Muzeum Robotów? – spytał Eddie z szeroko otwartymi oczami. - Nie sądzę – powiedziałam. – Może nie rzuciłam zaklęcia perfekcyjnie. Nie chciałam też przywołać tak wielu. Jeśli chcieliśmy chaosu, cóż, dostaliśmy go. Fotiany natychmiast przyciągnęły uwagę, kręcąc się i wirując wokół kompleksu, pozostawiając smugę światła za sobą. Tak jak w muzeum, fotiany kąsały tych, którzy się z nimi zetknęli. Wrzaski i krzyki podniosły się natychmiast, a z nimi okrzyk, którego się nie spodziewałam.
- 292 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Armagedon! Armagedon zesłany na nas! Wojownicy chwytać za broń! 31 Sabrina westchnęła, a ja odwróciłam się do niej, zaskoczona. - Mówią to w przenośni, prawda? – spytałam. Pokręciła gorączkowo głową. - Żartujesz? Ci ludzie? Na to się przygotowują. Nie sądziłam, że wezmą to za znak! - Patrz! – Eddie wskazał na grupę Wojowników, spieszącą w naszym kierunku. Wezbrała we mnie panika. Jak zdołali połączyć z nami fotiany? - Szopa z bronią – wyjaśniła Sabrina, kierując nas z dala od niej. – To tam idą. Robili już ćwiczenia w razie Armagedonu. Bronie, których mają zamiar w nim użyć, są tam. Rzeczywiście, tłum Wojowników nie zwrócił na nas uwagi i stłoczył się wokół szopy, czekając aż zostanie otwarta. Gdy tylko się to stało, ktoś zaczął rozdawać miecze i maczugi czekającemu tłumowi. 32 Po uzbrojeniu pobiegli z powrotem w stronę centrum kompleksu, wymachując szaleńczo przeciwko fotianom, które określali „demonami z piekła”. - Cóż – powiedziałam, będąc zmuszona krzyczeć pośród tego zgiełku. – Na pewno są rozproszeni. Możecie przygotować samochód, a ja pójdę po laptopa? Sabrina przytaknęła, ale Eddie rzekł do mnie: - Pozwól mi iść z tobą. - Łatwiej będzie mi się wślizgnąć tam samej. - Sydney… - Eddie – powiedziałam stanowczo. – Poradzę sobie z tym. Musisz mi zaufać. Idź z Sabriną i bądź gotowy, by odjechać, gdy tylko przejdę przez bramę. Myślałam, że nadal będzie protestować, ale ostatecznie ustąpił. Ruszyli we dwójkę do bramy, a ja pobiegłam z powrotem do sali konferencyjnej Mistrzów, unikając po drodze uzbrojonych Wojowników i fotianów. Na szczęście wszystko 31
Bosz, jacy to idioci są xD |M. AHAHAHAH, nie mogę xD |M. Świry, nie ma co. Nie wiem, śmiać się czy płakać. W jakiś sposób ta książka przestaje być dramatyczna. |B. 32
- 293 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
było w takim chaosie, że nikt nie zwracał uwagi na jednego, samotnego rekruta. Prawdopodobnie sądzili, że byłam zagubiona i zdezorientowana. Właściwie, założenie, że nasze zniknięcie wynikało ze strachu byłoby dobre i nigdy nie połączyliby nas i Sabriny ze zniknięciem laptopa. Jak się spodziewałam, Mistrzowie wybiegli z pokoju, kiedy rozpoczęło się zamieszanie. Weszłam do pustego pokoju i niemal krzyknęłam z radości, gdy zobaczyłam leżący tam sprzęt. Jak podejrzewałam, ekran został zablokowany, ale to problem na później. Podniosłam go i odwróciłam się do drzwi – gdzie niemal wbiegłam prosto na Mistrza Angelettiego. Stał tam, przez chwilę oszołomiony, a jego oczy przeskakiwały ze mnie na laptopa i z powrotem. - Co ty wyprawiasz? – warknął, blokując wyjście. Tyle, jeśli chodzi o niełączenie nas z kradzieżą laptopa. Tylko chwilę zajęło mi rozważenie co robić. Skoro moja przykrywka już była spalona, równie dobrze mogłam pójść na całość. Przypominając sobie trening Malachiego, uniosłam pięść i uderzyłam Mistrza Angelettiego, czego wyraźnie się nie spodziewał. Całkowicie zapomniałam o zaklęciu zwiększającym siłę, które czarownice na mnie rzuciły. Dlatego po moim uderzeniu Mistrz poleciał kilka stóp do tyłu, lądując na plecach. Jęcząc, położył rękę na czole, ale nie ruszył za mną, gdy przebiegłam nad nim i ruszyłam przez korytarz. Nikt mnie nie zatrzymał, więc bez przeszkód dotarłam do głównej bramy. Wojownicy byli zbyt zajęci machaniem bronią na fotiany, krzyczeniem o ostatniej bitwie i posyłaniem swoich wrogów do piekła. Strażnicy przy bramie opuścili swoje stanowiska, by dołączyć do walki, więc wymknęłam się łatwo i byłam szczęśliwa, gdy zauważyłam odpalone auto Sabriny. Opadłam na tylne siedzenie, a ona wcisnęła gaz, zanim jeszcze udało mi się zamknąć drzwi. - Masz go? – spytała, gdy już jechaliśmy. - Mam – potwierdziłam, mocując się z pasem. – Ale, eee, to nie było takie niezauważone, jak miałam nadzieję. Jednak możesz pozostać przy tym planie unikania ich. - 294 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Prychnęła. - Nie ma problemu, zwłaszcza jeśli dzięki laptopowi się opłaci. Przytuliłam go do siebie. - Miejmy nadzieję. Gdzie go zabieramy? - Do Markusa, oczywiście. Marcus nadal znajdował się w domu Howiego na pustyni, do którego dotarliśmy kilka godzin później, prawie o świcie. Miałam nadzieję, że Adrian nadal tu będzie, ale kiedy weszłam do salonu, znalazłam jedynie Marcusa na kanapie, jedzącego ciastka owsiane na śniadanie i zaglądającego do kopii Reader’s Digest33. - Myślę, że został z tymi twoimi czarownicami – wyjaśnił, natychmiast przekazując mi mój telefon komórkowy. Ja, z kolei, dałam mu laptopa. - Znasz kogoś, kto może się do niego dostać? Marcus się uśmiechnął. - Właściwie to nasz gospodarz może. Wpatrywałam się w niego tępo przez chwilę. - Howie? - Yup. Wierz lub nie, pracował przy komputerach, zanim przeszedł na „emeryturę” do ziołowej działalności. Dam mu to od razu. Marcus zniknął za koralikową zasłoną. Natychmiast zadzwoniłam do Adriana, ale włączyła się poczta głosowa. Trudno stwierdzić, na jakim rozkładzie dnia funkcjonował, ale jeśli na ludzkim, równie dobrze mógł jeszcze spać. Tłumiąc ziewnięcie, zdecydowałam, że po tym całonocnym przedsięwzięciu nie brzmi to tak źle. Eddie i Sabrina uważali tak samo, więc gdy rozłożyliśmy się w salonie, Marcus zapewnił nas, że zadba o to, by nikt nam nie przeszkadzał.
33
Amerykański miesięcznik, również w Polsce ma swój odpowiednik, ale nie widziałam nigdzie, żeby tłumaczono jego nazwę na polski, niemniej oznaczałoby to mniej więcej „Przegląd czytelnika”, albo coś w tym stylu ;) |M.
- 295 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Zapadłam w sen niemal natychmiast. Obudziłam się kilka godzin później, gdy Eddie i Marcus szeptali. Sabrina nadal spała, skulona w fotelu. - Co się dzieje? – spytałam cicho, podchodząc do Marcusa i Eddiego. - Howie dość łatwo uzyskał dostęp – powiedział Marcus. – Mistrz Angeletti nie był tak dobry w zabezpieczeniach. Spędziłem ostatnią godzinę na przeszukiwaniu niektórych plików. - Znalazłeś coś o tym, gdzie trzymają Jill? – spytałam z niecierpliwością. Marcus przytaknął. - Właśnie mówiłem Eddiemu. Wszystko tam jest – cóż, prawie. Wspominają o niej, mówiąc o tym, jak długo ją trzymają. Mają schematy miejsca, gdzie ją ukryli. Są tam nawet warunki, które wynegocjowali z Alicją. - Warunki? – spytałam. - Najwidoczniej zawarli jakąś umowę. Alicja chciała, by ją przez jakiś przetrzymywali – prawdopodobnie po to, by miała kartę przetargową – ale ostatecznie Wojownicy chcieli jej użyć w jakimś barbarzyńskim rytuale egzekucyjnym. Moje serce zamarło. - Tak samo jak z Sonią. - Na to wygląda – powiedział ponuro Marcus. – Według umowy, jaką zawarli z Alicją, muszą trzymać ją jeszcze tylko przez trzy dni. Musiałam powstrzymać moją szczękę przed opadnięciem. - Trzy dni? - Trzeba się tam dostać. Teraz – powiedział Eddie, jego twarz wyglądała jak chmura gradowa. Byłam skłonna się zgodzić. Marcus rzucił mu spojrzenie pełne współczucia. - Właśnie w tym rzecz. Pamiętacie, że powiedziałem „prawie” odnośnie informacji o niej? Jedyną rzeczą, której nie mamy, jest lokalizacja miejsca, w którym ją przetrzymują. Nazywają je swoim „Kompleksem Dnia Sądu”. Roześmiałabym się, gdyby sytuacja nie była tak tragiczna.
- 296 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Głupia nazwa. Ale może to wystarczy Alchemikom. Porozmawiam sobie z nimi tym razem i zobaczę, czy mogę przykuć ich uwagę. - Och – powiedział Marcus. Na jego twarzy pojawił się suchy uśmiech, którego nie umiałam w pełni zinterpretować. – Mam coś, co powinno ci w tym pomóc. Wiedziałaś, że Wojownicy kupują zaczarowaną wampirzą krew od nieuczciwych Alchemików? Wróciłam myślami do tego, co usłyszałam u Wojowników. - Właściwie to tak. Miałam zamiar sprawdzić, czy jest coś o tym na laptopie. Dobrze, że to znalazłeś. Czy Keith jest tym, który to znowu robi? - Nie – powiedział Marcus, odwracając ekran w moją stronę. – Tu masz listę. Przeczytałam ją. - Rozumiem. - Tak. Założę się, że Alchemicy się tym zainteresują – tym i innymi interakcjami, które były między Wojownikami a Alchemikami. Zgodziłam się z nim, ale zanim mogłam odpowiedzieć, zadzwonił mój telefon, wyświetlając numer Adriana. - Poczekaj. Odebrałam, czując rosnącą ulgę. - Adrian, wszystko w porządku? Zachichotał na drugim końcu linii. - Oczywiście, że też jeszcze o to pytasz. To ty dopiero co poszłaś pod przykrywką do Wojowników, nie ja – zamilkł. – Wróciłaś stamtąd, prawda? - Tak. Mamy to, czego potrzebowaliśmy – prawie. Zdobyliśmy wszystkie detale odnośnie tego, gdzie jest Jill, z wyjątkiem dokładnego położenia geograficznego. Zapadła długa cisza. - Cóż, niech mnie diabli – powiedział. – To jedyna rzecz, jakiej my dowiedzieliśmy się od Alicji. St. George. Nie mogliśmy uzyskać żadnej innej
- 297 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
informacji – nie bez, ee, dodatkowej siły. Ona sugerowała, że mogą istnieć tam pewne przeszkody. - St. George – powtórzyłam. Z ulgi chciałam położyć się na podłodze. – To jest to. Ostatni kawałek. My mamy resztę – plan techniczny, więc nie ważne, o jakich przeszkodach mówiła. Teraz musimy tylko wszystkich zmobilizować – mamy na to jedynie trzy dni. - Dlaczego trzy dni? - Ponieważ plan zakłada zabicie jej, tak jak chcieli zrobić z Sonią. Taki był układ, jaki zawarli z Alicją, gdy ta grała ze mną w swoje gierki. Więcej ciszy, ale mogłam wyczuć zmianę w tonie Adriana. - Trzy dni. Wiedziałam, jak trudne to musiało być dla niego. Myśli o niej, uwięzionej i poddawanej torturom pożerały mnie, a przecież ja nie miałam z nią takiej więzi jak on. - Wydostaniemy ją – powiedziałam. – Nie martw się. Teraz, gdy mamy wszystko, zmuszę Alchemików do pomocy. Ty skontaktuj się ze strażnikami – zobaczcie, czy Rose i Dymitr mogą to zorganizować. I sprawdź, co u Declana, jeśli jesteś… - Zrobiłem to – przerwał. – To znaczy sprawdziłem co u niego. Myślę, że doprowadzam moją mamę do szału wszystkimi telefonami. Wszystko u nich w porządku. – Ale Sydney… powiedziałem Neilowi. Mój umysł wirował od planów związanych z Jill, lecz ta wiadomość na krótko mnie zatrzymała. - O Declanie? Co powiedział? - Boi się przebywać blisko niego. Właściwie nie boi się samego Declana, ale obawia się, że ktoś może złożyć jego historię do kupy. - Ale on jest jego ojcem – stwierdziłam bez przekonania. – Musi z nim być. Adrian westchnął.
- 298 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Właśnie to mu powiedziałem! Ale Neil wciąż rzuca argumenty, że jakiś użytkownik Ducha może dostrzec powiązanie, albo że nawet laik zauważy zwykłe fizyczne podobieństwo i zacznie zadawać pytania. Mówi, że nie może wykazywać żadnych oznak przywiązania, żeby nie podsunąć nikomu pomysłu na zrobienie testów genetycznych. Twierdzi, że to obejmuje trzymanie się na dystans. Zaproponował, że zrobi wszystko co w jego mocy, by pomóc Declanowi w inny sposób. Przysięgam, że obrabowałby bank, gdyby musiał. W mojej głowie wirowało. - Porozmawiamy z nim o tym. Prawdopodobnie jest w szoku. Gdy usłyszy powody, zrozumie. Rozłączyliśmy się, a ja miałam nadzieję, że moje słowa były prawdą. Serce bolało mnie na myśl, że Neil chciałby się tak poświęcić, nawet jeśli logicznie mogłam zrozumieć, co prowokowało taki sposób myślenia. Ale nadal. Jak mógł pozbawić Declana ojca, gdy już stracił matkę? I co stanie się wtedy z chłopcem? Te niepokojące pytania zostawały na później. Na razie miałam zamiar ruszyć sprawę z Alchemikami. Eddie musiał podwieźć mnie na drugi koniec Palm Springs, do budki telefonicznej na odległej stacji benzynowej. Namierzenie telefonu komórkowego nie było łatwe, ale nie stanowiło problemu dla Alchemików, a ja nie mogłam ryzykować. Podniosłam słuchawkę i przygotowałam się do wybrania numeru, na który nie dzwoniłam przez długi czas, ale nadal tkwił mi w pamięci. Miałam tylko nadzieję, że dostanę odpowiedź. - Tu Stanton. – Usłyszałam znajomy głos. - Witaj, Stanton. Tu Sydney Iwaszkow. Spotkałam się z ciszą. Prawdopodobnie zdziwiła się albo próbowała namierzyć telefon. - Witaj, Sydney – powiedziała w końcu. – Czyż to nie miła niespodzianka? Nie mogę rzec, że spodziewałam się cię usłyszeć. - Przyjemność po twojej stronie, a ja nie zamierzam niczego powtarzać, więc słuchaj uważnie. Moroje potrzebują wsparcia Alchemików przy ratowaniu - 299 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Jill Dragomir z siedziby Wojowników Światła. Jestem pewna, że słyszałaś o tym od królowej Wasylissy. - Tak – odpowiedziała. – I jestem pewna, że ty słyszałaś, że nasi przełożeni nie zdecydowali się na udział, biorąc pod uwagę to, że istniał tylko niewielki dowód na to, że Wojownicy mają dziewczynę. - Cóż, mamy teraz dowody, więc przekonasz ich do udziału – powiedziałam. – Jeśli to zrobisz, podam ci imiona czterech Alchemików, którzy sprzedawali zaczarowaną krew morojów Wojownikom, by mogli zrobić sobie te zwiększające siłę tatuaże. Właściwie podam ci teraz już dwa z nich: Edward Hill i Callie DiMaggio. Przesłuchaj ich. Masz godzinę. Później zadzwonię ponownie – z innego numeru, więc nie kłopocz się namierzając ten – a wtedy powiesz mi, że wyślesz wsparcie do St. George w stanie Utah w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin, by pomogli morojom odbić Jill. Jeśli zostanie uratowana i będzie bezpieczna, podam ci resztę nazwisk. Pogadamy później. Odłożyłam słuchawkę, a Eddie spojrzał na mnie z podziwem. - To było dość hardcorowe. Ale naprawdę sądzisz, że to zadziała? Poszłam za nim do samochodu mając nadzieję, że to ryzyko się opłaci. Pojechaliśmy do innej części miasta, do restauracji o nazwie „Ciastka i Różności”, w której Adrian i ja często bywaliśmy. Postanowiliśmy z Eddiem tu poczekać. Żadne z nas nie mówiło dużo. Żuliśmy ciasto, zatracając się we własnych myślach. Wiedziałam, że Eddiego zżerały nerwy o Jill i trzy dni, które miała. Mnie także. Ale martwiłam się też o Declana i Neila. Chciałabym pojechać do Clarence’a i sprawdzić co u dziecka. Jednak tak długo, jak Alchemicy mieli dom na oku, nie mogłam ryzykować. Gdy minęła godzina, kupiłam pamiątkę dla Adriana ze względu na stare czasy, a później przygotowałam się do kolejnego telefonu do Stanton. Jednym z powodów, dla których wybrałam „Ciastka i Różności” był płatny telefon na tyłach parkingu. - Co zdecydowaliście? – spytałam, gdy Stanton odebrała.
- 300 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Pomożemy ci – powiedziała ponuro. – Twoja historia sprawdziła się co do tej dwójki. Mam grupę ludzi, którzy zmierzają już do Utah. - Wow – powiedziałam, wbrew sobie pod wrażeniem. – Działasz szybko. Wiesz, gdzie dokładnie się udać? - Wiemy o siedzibie Wojowników w tym mieście. Zamierzamy go przeszukać i ocenić, czy pasuje do tego, o którym mówicie. - Mam zapisy odnośnie tego miejsca, mogę ci je przesłać – powiedziałam. – Strażnicy… - Także są w drodze – dokończyła. – Będziemy z nimi w kontakcie i skoordynujemy nasze działania, by razem odzyskać dziewczynę. Spodziewam się, że stanie się to następnego dnia. Zakładam, że to wystarczająco dla ciebie. - To wystarczy, byś usłyszała dwa pozostałe nazwiska – odrzekła. Trudno było zachowywać się tak chłodno, biorąc pod uwagę to, jaką ulgę odczułam słysząc, że zostały podjęte działania w celu odzyskania Jill. Wieści, że to w końcu się działo – i to tak szybko – brzmiały wspaniale. - Ale jeśli chcesz resztę informacji, które mam, będziesz musiała na nie zapracować. Kolejna długa pauza. Później: - Jakie dokładnie to będą informacje? - Mam dowody na inne interakcje między Wojownikami a Alchemikami – umowy, o których prawdopodobnie nie wiesz. Umowy, o których mam nadzieję, że nie wiesz. Stanton to służbistka, jeśli chodzi o trzymanie się zasad i chciałam wierzyć, że była jednym z lepszych Alchemików. - Podam ci także te informacje. I upewnię się, że moroje nie odkopią tych brudów. Zmusiliście ich do pokładania dużej wiary w waszą pomoc… ale mam przeczucie, że mogą już nie chcieć takiej współpracy, jeśli dowiedzą się, że w swojej grupie masz ludzi pracujących z wrogiem. - Czego chcesz ? – spytała. - 301 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Dzięki temu zrozumiałam kilka rzeczy, a najważniejszą było to, że najprawdopodobniej wiedziała o zdrajcach wewnątrz. - Amnestię dla każdego, kogo uwolniliśmy z reedukacji. I końca reedukacji, kropka. Usłyszałam gwałtowne wypuszczenie powietrza. - Niemożliwe. - Jaki jest cel reedukacji, Stanton? – zażądałam. – Na większość ona nie działa. Byli tam ludzie, którzy spędzili tam kilka lat. I nawet jeśli to wydaje się skutkować, nigdy naprawdę nie zaufacie tym ludziom. Jak Keithowi. Zawsze go obserwujecie. Jeśli chcecie pomóc w ochronie ludzi przed złem – prawdziwym złem, strzygami – musi istnieć lepsze wykorzystanie waszych zasobów. - Możemy porozmawiać na ten temat po tym, jak uratujemy Jill Dragomir – powiedziała sztywno. - Nie. Porozmawiamy o tym teraz. Amnestia dla każdego – włączając w to Adriana i mnie. Kiedy to się skończy, chcę z nim pójść wszędzie tam, gdzie zechcemy i żyć normalnym życiem. Nie chcę widzieć Alchemików kręcących się i obserwujących mnie w restauracji. Chcę, byście zostawili nas w spokoju, by móc realizować swoje własne zainteresowania. W zamian za to, dam ci kopię tego, co znalazłam na bardzo obciążającym was laptopie, należącym do Mistrza Angelettiego z Wojowników. I nie dam kopii tych informacji morojom – chyba że naruszycie warunki tej umowy. Spoglądając w górę, zobaczyłam Eddiego, patrzącego na jakiś plakat na drzwiach „Ciastek i Różności”. Byłam zadowolona, że stał poza zasięgiem słuchu. Prawdopodobnie nie spodobałby mu się pomysł trzymania w tajemnicy tego, co mogło zainteresować jego ludzi, ale w tej chwili negocjowałam swoje życie – i życia innych byłych Alchemików. Nie mogłam nikogo faworyzować. Musiałam myśleć o wszystkich, którzy równie dobrze mogli zostać wyłapywani w trakcie moich negocjacji.
- 302 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Będę szczera – powiedziała w końcu Stanton. – Wiele pytań już zadano odnoście użyteczności reedukacji – czy naprawdę prowadzi do tego, czego chcemy. Ale nie jestem w stanie zgodzić się na tę umowę sama. Powinnaś to już wiedzieć. Muszę przedstawić ją innym. Mogę ci jedynie obiecać amnestię do końca tego przedsięwzięcia w St. George. Jeśli chcesz w nim uczestniczyć, masz moje słowo, że możesz to zrobić, nie obawiając się Alchemików. Później dam ci znać, co powiedzieli inni. Coś w głosie Stanton – na tyle, na ile znałam jej charakter – sprawiło, że jej uwierzyłam. - Dobrze – zgodziłam się. Próbowałam sprawić, by mój głos przepełniała duma, jakbym oddawała jej wielką przysługę, przyjmując ten kompromis. Choć tak naprawdę zależało mi na nadaniu sprawom takiego biegu. Nadszedł czas, by sprowadzić Jill do domu.
- 303 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 18 Adrian
- Tylko na niego spójrz – nalegałem. – Proszę. - Nie – odparł Neil, odwracając się od telefonu, który przed nim trzymałem. – Jeśli na niego spojrzę… – Jego głos tak się załamał, że nie był zdolny dalej kontynuować. Nadal przebywaliśmy w domu Maude, czekając na następną fazę akcji, a ja próbowałem wybić mu z głowy jego szaloną decyzję, żeby unikać Declana. - Spójrz – powiedziałem. – Nikt nie będzie niczego podejrzewać, jeśli to ty go wychowasz. Wszyscy wiemy, że kochałeś Oliwię. Pomyślą, że właśnie ze względu na to pomagasz – nie dlatego, że dzięki jakiemuś zwariowanemu działaniu Ducha, wy dwoje byliście w stanie zmienić świat, który wszyscy znali! Neil potrząsnął głową. - Prawie nikt nie wie, że Oliwia w ogóle miała dziecko. Tak jest dobrze. Musicie dalej przy tym trwać – i trzymać mnie z daleka. Przechodziliśmy przez to ze sto razy, co już doprowadzało mnie do szaleństwa. Jeśli Neil chciał trzymać się z dala od Declana, powiedzmy, dlatego że nie chciał mieć dzieci bądź bał się bycia ojcem, mogłem to doskonale zrozumieć. Ale wyraźnie widziałem, że Neil desperacko pragnął zobaczyć Declana i uczestniczyć w jego życiu. Mogłem usłyszeć tęsknotę w jego głosie. - Znajdziemy jakiś sposób – powiedziałem. – Obiecuję ci to. Na twarzy Neila pojawił strach. - Declan jest cudem – wymamrotał. – I musi być chroniony, a także prowadzić normalne życie. Szczęśliwe, normalne życie. - 304 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Też tego dla niego pragnę – przyznałem ze znużeniem. – Wierz mi, naprawdę tak jest. - Adrian? – Głos Maude rozbrzmiał na tylniej werandzie, gdzie siedzieliśmy, ciesząc się ciepłym wieczorem. – Masz jakichś gości. W mgnieniu oka Neil i ja wróciliśmy do środka, a moje serce przyspieszyło biegu. Jasne, była tam Sydney, stojąc w salonie i znów wyglądając jak zwykle. Wziąłem ją w ramiona, kręcąc się z nią dookoła tak energicznie, że zaczęła się śmiać i powiedziała w końcu, bym odstawił ją na ziemię, zanim zakręci się jej w głowie. Złapałem jej twarz w moje dłonie. - Wszystko z tobą w porządku – powiedziałem szczęśliwy. Wymierzyła mi żartobliwego kuksańca. - Wiedziałeś, że tak jest. - Rozmowa telefoniczna jest czymś całkiem innym niż ujrzenie tego na własne oczy – odparłem. Wycisnąłem pocałunek na jej czole. – Znaczy, wiem, że jesteś kompetentna i odważna, i niesamowita, ale, cóż… to nadal nie jest łatwe, gdy twoja żona ryzykuje życie wśród bandy wariatów nienawidzących wampirów. – Sięgnąłem do kieszeni. – O, i nie zapomnij o tym. – Padłem na kolano i włożyłem na jej palec diamentowo-rubinowy pierścionek, który przechowywałem, gdy ona była poza domem. – Tak jak obiecywałem. Znaczy, poza tą częścią z nagością. Ale o to możemy się pomartwić później. Oczekiwałem reprymendy w stylu „Adrian”, ale ona uśmiechnęła się, a jej twarz była wypełniona miłością i szczęściem. Wzięła mnie za ręce i pomogła mi wstać, wyglądając tak, jakby chciała mnie pocałować, dopóki nie przypomniała sobie, że mamy publiczność. Speszona, zrobiła krok w tył i skrzyżowała ramiona na piersi, próbując wyglądać profesjonalnie. Eddie i Marcus wydawali się rozbawieni całą tą sytuacją. Neil natomiast wyglądał na zaintrygowanego, przesuwając spojrzenie między mną a Sydney.
- 305 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Pora wrócić do pracy – powiedziała. - To się naprawdę dzieje – powiedział Eddie ze zniecierpliwieniem. – Sprowadzimy Jill z powrotem. - Jaki jest plan? – spytałem. Kiedy tylko zadzwoniłem i powiedziałem Rose i Dymitrowi o Jill i Alchemikach, straciłem w tym wszystkim rachubę. Wiedziałem jednak, że Sydney była odpowiedzialna za opracowanie strategii. - Alchemicy potwierdzili, że miejsce w St. Georgie jest tym samym, które mamy w aktach na laptopie. Zatem zarówno oni, jaki i Wojownicy sprawdzają wszystkie schematy, aby upewnić się, czy podążają dobrą drogą – wyjaśniła Sydney. Poczułem odrobinę zadowolenia z siebie. Alicja była tak pewna, że nie mamy wystarczającego przygotowania, aby pójść po Jill, ale nie liczyła się z detektywistycznymi umiejętnościami Sydney. Byłem dumny z siebie, że powstrzymałem się przed użyciem Ducha. W zasadzie przez ostatnie kilka dni bardzo uważałem i – co zachwycające – ciocia Tatiana przez większość czasu pozostawała cicho. - Uzyskaliśmy także amnestię, więc możemy poruszać się swobodnie i przyłączyć się do nich w St. George – dodała Sydney, kiwając na mnie. – Nie, żeby udało nam się wiele zdziałać w tej sprawie, ale możemy przynajmniej obserwować i być na miejscu, gdy Jill zostanie uratowana. Neil, Eddie i kilkoro innych będzie obecnych przy akcji ratunkowej. - Nie mogę się doczekać – powiedział Neil, z niebezpieczeństwem czającym się na obrzeżach jego głosu. Ognisty wyraz twarzy Eddiego mówił sam za siebie. - Uzyskamy więcej informacji, gdy tylko znajdziemy się w St. George – kontynuowała Sydney. – Możemy ruszać, gdy tylko wszyscy będą gotowi. To prawie sześć godzin drogi, więc powinniśmy się tam znaleźć dokładnie na czas rozpoczęcia akcji ratunkowej.
- 306 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Jestem gotowy wyruszyć w każdej chwili – powiedział Neil. - Ja też – powiedziałem. – Daj mi tylko dwie minuty, żebym mógł zabrać swoje rzeczy. Sydney poszła za mną do pokoju gościnnego Maude i obserwowała, jak chowałem poskładane ubrania i laptopa do materiałowej torby, którą nosiłem przy sobie w czasie całej wyprawy. - Rose do mnie dzwoniła – powiedziała, zamykając drzwi. – Ona i Dymitr chcą wiedzieć, czy byłoby w porządku, gdyby pojechali do St. Georgie – zostawiając twoją mamę i Declana u Clarence'a. Powiedziałam im, że to w porządku. Mam nadzieję, że dobrze zrobiłam. Przerwałem, chwilowo zaniepokojony, ale potem powoli pokiwałem głową. - Tak, myślę, że tak. Alchemicy odpuścili sobie sprawdzanie naszych połączeń. Teraz, gdy wiedzą już, gdzie zmierzasz. Tak długo, jak nikt nie szuka Declana… - Też tak pomyślałam – zgodziła się Sydney. – Chociaż z tego co mogę powiedzieć, to Rose umierała, żeby dowiedzieć się, dlaczego jesteśmy w jego sprawie tacy tajemniczy. Przewiesiłem torbę przez ramię i otoczyłem ją wolnym ramieniem, zauważając, że ma ze sobą małą torebkę wiszącą na przedramieniu. - Myślę, że powinniśmy im o tym powiedzieć, gdy to wszystko się skończy – i gdy załatwimy wszystko z Neilem. Są wiarygodni… zasługują na prawdę. Wiesz, co to dla nich oznacza. - Tak, wiem. Dodatkowo, cokolwiek zrobimy, żeby pomóc Declanowi i Neilowi… cóż, myślę, że potrzebujemy jakichś sprzymierzeńców. A oni by się nadawali. Zgaduję, że Neil nie zmienił zdania? - Nie – powiedziałem z rozdrażnieniem. – Nadal utrzymuje ten moralizatorski ton, powtarzając, że to jest najlepsze dla Declana.
- 307 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Wybijemy mu to z głowy – powiedziała. – Gdy tylko to wszystko się skończy, a Jill wróci. - Gdy Jill wróci – powtórzyłem. Zapora trzymająca wszystkie emocje, które odczuwałem w związku z Jill, groziła spłonięciem. – Boże, nie mogę uwierzyć, że jesteśmy tak blisko. To trwało tak długo, a ja tak bardzo się o nią martwiłem. Sydney ścisnęła moją dłoń. - Wiem, wiem. Ale już prawie tam jesteśmy. - Chcę rozerwać Alicję na strzępy – przyznałem. – Za to, co zrobiła. Pragnę zetrzeć ją w proch za pomocą Ducha. - Nie zrobiłeś tego, prawda? – spytała Sydney, a jej oczy się rozszerzyły. Westchnąłem. - Nie. Chciałem, ale nie. Trzymałem się w ryzach. Użyłem tylko tyle Ducha, ile było trzeba. I od tamtej pory trzymałem to pod kontrolą. Uśmiech, który rozjaśnił twarz Sydney, rozgrzał mnie. - Jestem z ciebie taka dumna, Adrian. Wiem, że to nie mogło być łatwe. - Nie jest – przyznałem. – Ale staram się. I myślę, że mogę to zrobić. Myślę, że mogę się kontrolować. Nie potrzebuję leków. Mogę powstrzymywać się od używania Ducha. Jej uśmiech się osłabł, tak jakby chciała się nie zgodzić, ale wtedy zaskoczyła mnie mówiąc: - Wspieram cię i będę tu dla ciebie, cokolwiek zdecydujesz zrobić, do końca naszego życia. – Podała mi torbę nad swoim ramieniem. – Mam dla ciebie prezent. Cóż, to właściwie coś dla nas obojga. Otworzyłem to i znalazłem kubek kawy z „Ciach i Różności”. - Człowieku, nie mogę uwierzyć, że poszłaś tam beze mnie – dokuczałem jej.
- 308 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- To dla nas – powiedziała. – Pierwsza rzecz, którą postawimy w naszym nowym domu. Pracuję ze Stanton, aby kupić nam wolność. Gdy to wszystko się skończy, będziemy żyli razem, Adrian. Prawdziwym życiem. Miłość do niej groziła przygnieceniem mnie. Postawiłem wszystkie torby i wziąłem ją w ramiona. Ten głupi kubek nagle nabrał ogromnego znaczenia. Spoglądając na nią, na twarz, którą tak bardzo kochałem, mogłem zobaczyć przyszłość, którą opisywała. Wspólną przyszłość, w której mogliśmy osiągnąć cokolwiek. Powrót do tabletek wydawał się niską ceną do zapłaty. Nie potrzebowałem Ducha tak długo, jak miałem Sydney. Delikatnie przyparłem ją do drzwi i pocałowałem, pozwalając sobie zapomnieć o wszystkim, co czeka na nas poza tym pokojem. W tym momencie istniała tylko nasza dwójka i ta idealna chwila, gdy byliśmy razem. - Sprawiasz, że wierzę, iż wszystko jest możliwe – wyszeptałem. - Jak mówiłam ci wcześniej, jesteśmy centrum wszechświata – powiedziała. – I centrum przetrwa. Jeszcze raz ją pocałowałem, tym razem głębiej, co sprawiło, że znowu niechętnie musieliśmy się od siebie oderwać. - Jestem całkowicie za prawdziwym domem – powiedziałem, odsłaniając włosy z jej twarzy. – Ale zanim to się zdarzy, czy możemy, proszę, mieć prawdziwy miesiąc miodowy? - Z wielką chęcią – wymamrotała, całując mnie jeszcze raz. – Jak tylko odzyskamy Jill, wszystko się zmieni. Trzymałem ją blisko. - Więc na Boga, chodźmy po Jill. Czwórka z nas ruszyła w drogę do St. George. Jechaliśmy całą noc, aby tam dotrzeć. Staraliśmy się zmieniać i odpoczywać, ale to było trudne. Szczerze, do tego punktu czułem, że rozkład oraz „godziny dzienne” były w moim życiu - 309 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
tylko sugestią. Cieszyło mnie, że ponownie jestem razem z Sydney i że nadrabialiśmy to, co nas ominęło podczas naszej rozłąki. Nie wchodziła w szczegóły, o co chodziło z pracą ze Stanton, ale mówiła z pewnością o naszym przyszłym domu, którego oboje tak bardzo pragnęliśmy. Mieliśmy dobry czas, docierając do centrum dowodzenia Alchemików i Wojowników chwilę przed świtem. I tak bardzo jak nienawidziłem tego przyznawać, Alchemicy udowodnili, że byli użyteczni. W mniej niż jeden dzień znaleźli opustoszały biurowiec i wypełnili go komputerami. Mieli kamery i satelity ustawione na Wojowników, a także zwiadowców umieszczonych pośród nich, zdających relację o stanie spraw oraz środkach bezpieczeństwa. Gburowaty facet zwany McLean przewodził żołnierzami Alchemików. On i Dymitr – który dotarł tam kilka godzin temu – współpracowali zaskakująco sprawnie przy organizacji ataku. Wszyscy zapewniali nas, że pójdzie dobrze, względnie mówiąc. Nasze siły przewyższały te Wojowników. Jeżeli nalot będzie wystarczająco mocny, bez żadnego ostrzeżenia, nie zaistnieje możliwość, aby to się nie udało. Sydney i ja wymieniliśmy zaniepokojone spojrzenia wiedząc, że sprawy rzadko szły tak gładko, jak się wydawało, ale staraliśmy się być optymistyczni. Mieliśmy nadzieję, że to będzie proste. Musiało takie być, więc wysłaliśmy Dymitra, Rose, Eddiego i Neila w dobrym humorze. Pozostało nam tylko czekać na jakieś wieści. Mój bierny udział w tej akcji wydawał mi się trochę dziwny. Spędziłem większość poprzedniego miesiąca na zamartwianiu się o Jill, ale uwięziony na Dworze, nie mogłem działać. Następnie, kiedy natrafiliśmy na trop Alicji, musiałem trzymać się z daleka, aby kryć Sydney. Teraz nareszcie wiedzieliśmy, gdzie jest Jill, a ja znowu pozostawałem w tyle. To było irytujące. Odkąd przywróciłem Jill do życia po próbie zamachu, czułem się tak, jakby jej życie było w moich rękach. Nawet jeśli wiedziałem, że siedziba uzbrojonych fanatyków
- 310 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
została naruszona przez najlepiej wyszkolonych strażników i Alchemików, nie mogłem pozbyć się uczucia, że powinienem tam być. - Jest dobrze – powiedziała Sydney łagodnie, kładąc rękę na moim ramieniu. – Też czuję się niepotrzebna, ale to oni są ekspertami. A kiedy już ją wydostaną, będziemy pierwszymi którzy ją zobaczą. - Wiem – rzekłem. Otoczyłem ją ramieniem. – Cierpliwość po prostu nie zawsze jest moją mocną stroną. Gdy mówiłem, spojrzenie Sydney skupiło się na czymś za mną, więc spojrzałem w tamtą stronę. To byli jej ojciec i Zoe, wchodzący do centrum dowodzenia. Oni także zamarli na moment. Po chwili dziewczyna wystąpiła kilka kroków na przód, a na jej twarzy gościł uśmiech, dopóki ostra nagana ojca nie sprowadziła jej z powrotem. - Zoe – warknął. - Moja własna siostra nie może się ze mną zobaczyć, tato? – spytała Sydney. – Boisz się, że ją skażę? Mężczyzna się zaczerwienił. - Słyszałem, że zawarłaś jakiś układ ze Stanton. Nie doszło by do tego, gdybym to ja o tym decydował. - Jak się masz Zoe? – zapytała Sydney, kierując swoją uwagę na najmłodszą z sióstr Sage. – Wszystko w porządku? Zoe posłała ojcu niepewne spojrzenie, a następnie wolno kiwnęła głową. - Taa. A u ciebie? - Chodźmy dalej – zarządził ich ojciec. – Zobaczmy, jak postępuje operacja. Zoe po raz ostatni spojrzała na Sydney, po czym niechętnie ruszyła za Jaredem Sage do miejsca, gdzie Alchemicy monitorowali połączenia z drużyną
- 311 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
prowadzącą najazd na siedzibę Wojowników. Sydney oderwała się ode mnie i poszła za nimi. - Też chcę sprawdzić postępy – powiedziała. Ale gdy dotarła do grupy stłoczonych dwóch ludzi zajmujących się komunikacją, zaczekała aż jej ojciec będzie zajęty wypytywaniem o organizację. Złapała Zoe za rękaw i delikatnie odciągnęła ją kilka kroków w naszą stronę. - Nigdy nie podziękowałam ci za niezgłaszanie mnie, tam, w Ozarks – powiedziała łagodnie Sydney. Zoe potrząsnęła głową, ale trzymała zaniepokojone spojrzenie na ich ojcu. - Przynajmniej tyle mogłam zrobić. Sydney, gdybym wiedziała przez co musiałaś tam przejść, nigdy bym cię nie wydała. Myślałam, że ci pomagam. Naprawdę. – Łzy napłynęły jej do oczu. - Skąd wiesz, co się tam wydarzyło? – spytałem. Z tego co wiedziałem, wszystkie szczegóły reedukacji nie były powszechnie znane. Zoe nie odpowiedziała od razu, a po ostrożnym sposobie, w jaki mnie traktowała, było jasne, że nie do końca godziła się na wampirzego szwagra. - Carly mi powiedziała – odparła w końcu. – Słyszała o tym od gościa, który wam pomagał. Wydaje mi się, że się z nim spotyka? Sydney i ja wymieniliśmy zaskoczone spojrzenia. - Marcus? – spytaliśmy zgodnie. - Tak – powiedziała Zoe. – Tak chyba ma na imię. - A to szczwany lis – wymamrotałem. Oczywiste było już przy pierwszym spotkaniu, że zauroczyła go starsza siostra Sydney. Jednak nie miałem pojęcia, że ciągnął to dalej. - Cieszę się, że rozmawiasz z Carly – powiedziała Sydney. – Czy rozmawiałaś też z mamą?
- 312 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Zoe potrząsnęła głową. - Nie. Chciałabym, ale tata mi nie pozwala. Upewnił się także, aby warunki rozwodu były całkowicie ostateczne. W jej głosie słychać było cierpienie, które dotknęło Sydney i mnie. - Chcesz od tego odejść? – spytała Sydney nagląco. – Chcesz się od nich uwolnić? - Jeszcze nie – odparła Zoe. Widząc sceptyczny wzrok Sydney, kontynuowała. – Nie, naprawdę. Nie mówię tak ze strachu. Nadal wierzę w naszą sprawę… ale nie zawsze jestem zadowolona z niektórych metod. To nie oznacza, że jestem gotowa się poddać. Nadal chcę się od nich uczyć i z nimi pracować… a potem, kto wie? – Jej twarz posmutniała. – Chociaż, nie mam nic przeciwko ponownemu zobaczeniu się z mamą. - Zoe! – zagrzmiał Jared. Właśnie zauważył, że z nami rozmawia. – Chodź tutaj i… - Właśnie uzyskałem raport – wykrzyczał jeden z Alchemików od komunikacji. Siedziała obok strażnika, który dzielił z nią obowiązek monitorowania. Oboje byli w słuchawkach, z laptopami przed sobą, a on pokiwał w zgodzie. – Obie grupy są w środku – ale najwyraźniej na tym terenie są miny. Kiedy zapanowała upiorna cisza, Sydney ścisnęła moją dłoń. Czekaliśmy na coś więcej. W mojej głowie pojawiła się twarz Alicji, kiedy drwiła, że nigdy nie uda nam się dostać do Jill. - Miny zostały ominięte – powiedział strażnik kilka minut później. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą tylko po to, aby znów powróciło napięcie. – Właśnie kontaktują się z wrogimi bojownikami. Nawet w wyciszających hałas słuchawkach, mogłem usłyszeć zarówno trzeszczenie tej gwałtownej ekspedycji na tą siedzibę, jak i wystrzały. Sydney ponownie do mnie przylgnęła, jedna z jej dłoni dotykała małego drewnianego
- 313 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
krzyżyka na łańcuszku, który namalowałem dla niej jakiś czas temu. Minuty wydawały się godzinami, a ja ciągle myślałem: powinienem tam być, powinienem tam być. Dlaczego? – zadrwiła ciocia Tatiana. – Co dobrego zdołałbyś zrobić bez Ducha? Twoja żona nie pozwoliłaby ci go użyć, pamiętasz? Grymas nagle przeciął twarz strażnika, gdy ten słuchał najnowszych wieści. - Są w środku. Wyższe poziomy budynku zostały zajęte. Wszyscy bojownicy zatrzymani. – Zatrzymał się na chwilę, gdy nadeszło więcej informacji. – Żadnych ofiar po naszej stronie. – W zaskakującym momencie solidarności, on i Alchemiczka przybili sobie piątkę, ale nie podzielałem ich radości, jeszcze nie. - Czy znaleźli Jill? – domagałem się. – Czy mają już księżniczkę? Strażnik potrząsnął głową. - Właśnie po nią idą. Jest przetrzymywana w piwnicy, ale użyli wykrywacza ciepła i wykryli tam tylko jedną osobę. Wszystkie dowody wskazują na moroja jej wielkości. Przyciągnąłem Sydney do siebie w miażdżącym uścisku, chowając twarz w jej włosach. - To koniec. To nareszcie koniec. – Nie byłem płaczliwą osobą, ale poczułem łzy napływające mi do oczu na myśl, że znów zobaczę się z Jill. - Ja… Tak. Co to? Odwróciłem się do Alchemików w słuchawkach i zrozumiałem, że rozmawiał z kimś na drugim końcu, a nie z nami. Skrzywił się, a następnie spojrzał w górę na nas. - Ktoś chce z panią porozmawiać, pani Iwaszkow. Kątem oka zobaczyłem ojca Sydney, rzucającego piorunujące spojrzenie na dźwięk jej nazwiska.
- 314 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Ze mną? – spytała Sydney, przejmując słuchawki. Założyła je i usiadła na krześle, dołączając do konwersacji, którą tylko w połowie mogliśmy usłyszeć. – Co masz na myśli? Rozumiem… czy są jakieś ślady? Jakieś przedmioty? Dobrze… Nie, możesz mieć racje. Zaczekaj chwilę… Zaraz przyjdę. Tak. Wstała i zdjęła słuchawki. - O co chodzi? – spytałem. - To był Eddie – odparła. – Szedł z grupą, która sprawdzała piwnicę, ale w ostatniej chwili zatrzymał ich w wejściu. - Dlaczego? – spytała Zoe. Sydney spotkała mój wzrok. - Powiedział, że pachnie tam jak w domu pani Terwiliger. Przez chwilę myślałem, że sugerowała, iż Jackie tam była, ale wtedy załapałem konkluzję, do której doszła. - Myślisz, że jest tam jakaś magiczna energia? - Alicja była tą, która złapała dla nich Jill – zaznaczyła Sydney. – To możliwe, że zastawiła tam jakąś pułapkę. To by wyjaśniało, dlaczego nie było żadnych Wojowników czatujących na dole. - Prawdopodobnie dlatego, że wszyscy ruszyli do walki – powiedział jej ojciec. Słowa Alicji powróciły do mnie: Nigdy jej nie odzyskacie! Nigdy się do niej nie dostaniecie! Odczucie przerażenia osiedliło się w moim brzuchu. - Nie, coś tam jest. - Muszą zawiesić akcję dopóki nie dotrę tam, aby to sprawdzić – powiedziała Sydney. Jej oczy spotkały moje. – Idziesz ze mną? Nie było potrzeby pytać i oboje o tym wiedzieliśmy. Strażnik zawiózł nas na miejsce, które znajdowało się poza obszarem miasta. Żadna niespodzianka,
- 315 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
że fanatycy raczej nie budowali swoich twierdz w cywilizowanych okolicach pełnych ludzi, którzy mogliby zadzwonić na policję. Dominowały tu pustynne tereny, chociaż w inny sposób niż w Palm Springs. Kamienie i ziemia były czerwone, a z małymi łatami karłowatej roślinności gdzieniegdzie wyglądały porażająco w zachodzącym słońcu. Samą siedzibę stanowił szeroki, jednopiętrowy budynek, otoczony drutem kolczastym. Alchemicy i strażnicy patrolowali otoczenie z każdej strony. Mogłem zobaczyć, gdzie znajdowała się grupa schwytanych Wojowników. Dymitr wyszedł nam na spotkanie, gdy wysiedliśmy z samochodu. - Tędy – powiedział, wskazując przed siebie. – Nadal myślimy, że w tym miejscu są jakieś miny. Zaprowadzę was szlakiem, który wiem, że jest bezpieczny. Podążyliśmy za nim po kamienistej drodze do ogrodzenia, za którym znajdowali się gapiący się więźniowie. Sam budynek był sztywny jak militarne koszary. Wydało mi się, że niczemu to nie służyło, jedynie do przetrzymywania tam więźniów oraz jako miejsce spotkań szalonych przeciwników wampirów. Zobaczenie tego wszystkiego przyprawiło mnie o gęsią skórkę. Klatka schodowa w centrum budynku prowadziła do podziemia, gdzie znaleźliśmy czekających na nas Eddiego, Neila i Rose. Sydney i ja ruszyliśmy schodami na dół, docierając do betonowego korytarza, prowadzącego w ciemność. Można było zobaczyć kilka rozmieszonych gdzieniegdzie drzwi, ale nie miałem pojęcia co jest za nimi. Stojąca za mną Sydney, skrzywiła się na ten widok. - Przypomina mi to prymitywną wersję niektórych poziomów reedukacji – wymamrotała, drżąc. Wracając myślami do czasu, gdy pomagałem ją uratować, zrozumiałem, co miała na myśli. Tamta placówka także zawierała bardzo rozległe hale z tajemniczymi drzwiami, mimo iż musiało to mieć bardziej kliniczny wygląd – wszystko sterylne i błyszczące z fluorescencyjnym światłem. Natomiast to było
- 316 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
brudniejszym, średniowiecznym lochem w dziczy Utah. Sprawiło to, że poczułem się chory na myśl o przebywającej tam Jill. - Myślimy, że Jill jest tam na dole – powiedziała Rose. – To właśnie wykrył sprzęt Alchemików. Chciałam tam wejść i ją zabrać, ale Eddie… – Było jasne, że nie podzielała jego obaw. Wyglądał na trochę zawstydzonego, ale trzymał się swojego przeczucia. - Nie mogę otrząsnąć się z wrażenia, że coś tam jest. Dlaczego nie mieli większej straży przy tak ważnym więźniu? Czujesz to? Sydney przytaknęła, a ja musiałem się zgodzić. - Pachnie tak, jak w domu Jackie – zauważyłem. - Ktoś palił tutaj zioła – powiedziała Sydney. – Chociaż nie często mógłbyś zobaczyć panią Terwiliger używającą czegoś takiego. Wetiwer. Czarny lotos. – Obróciła się i przeszukała wzrokiem otoczenie. – Tam. Na końcu korytarza znajdują się jakieś popioły. To tam zostało to spalone. Zacząłem to badać, ale mnie powstrzymała. - Zaczekaj – powiedziała. Uniosła dłoń i wypowiedziała słowa w języku, którego nie znałem. Po kilku sekundach świecące symbole pojawiły się na suficie nad miejscem, gdzie znajdował się popiół. Sydney przestudiowała je uważnie, dopóki nie zniknęły, a następnie westchnęła w konsternacji. – Cholera. Rzadko słyszałem, żeby przeklinała i nie sądziłem, że to dobrze wróży. - Co to takiego? – spytałem. - Jest tutaj demon – odpowiedziała tonem zbyt zwyczajnym, jak na tego rodzaju wiadomości. – Wygląda na to, że Alicja wezwała jednego, żeby stanął na straży. - Skoczek technicznie też jest demonem – podsunąłem jej. Jej twarz przeszył grymas.
- 317 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Obawiam się, że nie tego rodzaju. Ten to senicus. Widząc nasze puste spojrzenia, spytała: - Słyszeliście kiedyś o hydrze z greckiej mitologii? To coś w tym stylu. Prawie. Wężowaty potwór z masą głów. Ale te głowy plują wrzącym kwasem. Przerabiałem grecką mitologię w szkole średniej i właściwie uważnie o tym słuchałem. - Czy głowy także odrastają? – spytałem. - Nie, jeśli zniszczysz je ogniem – odparła. - Czy potrzebujemy miotacza ognia? – spytał Neil. Sydney wyciągnęła dłoń, na której pojawiła się kula ognia. - Nie ma potrzeby. Oczy Rose powiększyły się w zdumieniu. - Wow. Czy ostrza także mogą skrzywdzić tę istotę? - Nie – powiedziała Sydney. – Posiada magiczną osłonę, która go ochrania. Jestem jedyną, która może go załatwić. To, co musicie zrobić, to wyciągnąć stamtąd Jill, gdy ja odciągnę jego uwagę. Ktoś musi się za nim prześlizgnąć, gdy będzie zajęty. Ogień jest jedyną rzeczą, która może go zniszczyć, a nie chcę, żeby Jill została tutaj uwięziona, zwłaszcza gdy wszystko dosłownie pójdzie z dymem. Kolejny raz poczułem się bezużyteczny. Sydney mogła być mistrzem we władaniu ognistymi kulami, ale to nie oznaczało, że chciałem, aby sama zajęła się tym demonicznym hydro-czymś. - Co mam robić? - Nic – odparła. – Wydostać się stąd. Ona myśli, że jesteś niekompetentny – syknęła ciocia Tatiana. – Myśli, że będziesz jej przeszkadzał. - 318 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Sydney, pozwól mi pomóc – nalegałem. Oczy Sydney nie były nawet na mnie skierowane, gdy badała korytarz, prawdopodobnie sprawdzając zakres rażenia jej ognistych kul, oraz jak łatwopalne było to miejsce. - Adrian, nie ma nic, w czym mógłbyś pomóc. Pozostań w pogotowiu, w razie gdyby Jill potrzebowała pomocy, gdy się stąd wydostanie. Czy ty to słyszysz? – spytała ciocia Tatiana. – Myśli, że nie jesteś wstanie niczego zrobić! Mój temperament zaczął wzrastać i prawie zgodziłem się z ciocią Tatianą, dopóki nie powtórzyłem w myślach tego, co powiedziała Sydney. Nie, ona ma rację – powiedziałem zjawie w mojej głowie. – Jeśli Jill jest ranna, muszę oszczędzać swoją moc. Żadnych powtórek, takich jak z Oliwią. Ciotka Tatiana się z tym nie zgadzała. Nie musisz się oszczędzać! Możesz zrobić to wszystko! Próbując uciszyć ten wewnętrzny głos, pocałowałem Sydney i zamknąłem ją w silnym uścisku. - Bądź ostrożna – wymamrotałem. – A jeśli będziesz mnie potrzebować, pozostanę w pobliżu. - Nie za blisko – ostrzegła. – Ta rzecz pluje kwasem. Nie chcę, żebyś został ranny. - Zrozumiałem – powiedziałem, zanim Tatiana mogła znowu zaprotestować na temat tego, jak to Sydney mnie rozpieszczała. Zająłem miejsce na klatce schodowej, pozwalającej na szybką ucieczkę w razie potrzeby, ale także dającej przewagę w akcji, która miała się wydarzyć. Nie kłóciłem się z Sydney, ponieważ zdrowie Jill nie było jedyną rzeczą, o którą się martwiłem. Dampiry również wystawiały się na niebezpieczeństwo. Chciałem być pod ręką, w razie gdyby któreś z nich zostało zranione w tej eskapadzie. Po - 319 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
ożywionej kłótni, tylko troje z nich zdecydowało się wziąć udział w tym planie. Eddie i Neil mieli zostać ze mną jako wsparcie, kiedy Rose sama prześlizgnie się przez korytarz. Chcieli pójść obaj, ale ona stwierdziła, że jest mniejsza i szybsza. Sprzeciwiła się też z powodu tłoku, jaki zapanowałby w drodze powrotnej. Trudno im było walczyć z jej logiką. Sydney zgodziła się na to, ponieważ łatwiej jej wyrzucać kule ognia, kiedy nie musi martwić się o zbyt wielu ludzi. Zatem Eddie i Neil niechętnie czekali ze mną, a Rose przyczaiła się zaraz za Sydney. - Czas go przywołać – powiedziała nerwowo Sydney. – Sam się pojawi, gdy tylko przekroczę te runy, ale wolałabym zrobić to na swoich warunkach. – Podniosła dłonie i wymówiła inkantację, którą sprawiła, że znaki na suficie zaświeciły. Tyle, że teraz pod nimi zmaterializowała się kreatura. Wtedy zrozumiałem, dlaczego skojarzyła to z hydrą. Potwór od pasa w dół miał dwie nogi, na których się poruszał, tak jak my – poza tym, że posiadał łuskowatą skórę oraz szpony wystające ze stóp. Natomiast od pasa w górę miał kilka wijących się macek wystających z torsu oraz pięć wężowych szyj i głów. Wszystkie syczały i gapiły się na Sydney. Na ten widok poczułem strach, zagnieżdżający się w moim żołądku. Prawie pragnąłem, żeby jedynymi potworami na tym świecie, jakie znałem, były strzygi. Pomijając strach, jaki wywoływały, nadal odczuwałem przytłaczający impuls, by pomóc Sydney. Nie miało znaczenia, że ryzykowałbym swoim życiem. Bez zastanowienia bym się za nią poświęcił. Zrób to! Zrób to! – wykrzyknęła ciocia Tatiana. – Rzuć czymś w niego! - Nie mam czym rzucić – powiedziałem. – Sydney ma wszystko pod kontrolą. - Co? – spytał Eddie. Znowu mówiłem na głos, więc pokręciłem głową. - Nic.
- 320 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Sydney stała pewnie na ziemi, gapiąc się w dół na wężowego demona przed sobą, jakby robiła to codziennie, a nie tylko przypadkowo jednego spotkała. Kula ognia łatwo pojawiła się na opuszkach jej palców. Bez żadnych wstępów rzuciła ją w jedną z dyndających głów. Cel miała dobry – tylko wąż był o wiele szybszy. W mgnieniu oka odchylił głowę i zrobił unik. Jedna z głów wypluła błyszczącą na zielono substancję, która wylądowała na podłodze i zaczęła zżerać jej powierzchnię. Nawet nie chciałem myśleć, co zrobiłaby z ciałem. Sydney rzuciła ponownie i znów chybiła, ale jej spojrzenie pozostawało stalowe. - W końcu trafię – słyszałem, jak mówiła do Rose. – A wtedy ty zrobisz swój ruch. Rose stała pochylona za nią, gotowa do akcji. Ich dwójka stanowiła uderzającą kombinację – jedna ciemna, a druga złota. Obie całkowicie nieustraszone w obliczu niebezpieczeństwa. Były piękne w swojej śmiertelności. Następna ognista kula trafiła w głowę. Kreatura cofnęła się z bólu, a wszystkie jego pozostałe głowy krzyczały. Rose wykorzystała swoją szansę, biegnąc za kreaturą i trzymając się przeciwnej strony cementowego korytarza. Demon ją jednak zauważył i zaczął się obracać, ale kula ognia, skierowana prosto w niego, ściągnęła jego uwagę z powrotem na Sydney. Niektóre z ramion były krótkie i przysadziste, ale kilka tych długich sporadycznie wykonywało niebezpieczne zamachy, mające ją schwytać – co znaczy, że musiała unikać zarówno tych ataków, jak i kwasu. Udało jej się to zręczniej, niż ja byłbym w stanie to zrobić. Uchylała się przed atakami tak umiejętnie, że z pewnością Wolfe by to pochwalił. - Za blisko – wymamrotał Neil po tym, jak Sydney ledwo uchyliła się przed kwasem.
- 321 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Ma wszystko pod kontrolą – powiedziałem. I jak na zawołanie, kolejna ognista kula uderzyła w jedną z głów węża, pozostawiając za sobą zwęglone łuski. - Co zajmuje Rose tyle czasu? – zażądał Eddie. Nie miałem na to odpowiedzi. Zniknęła w ciemności i żaden z nas nie wiedział, co się w niej kryło. Mogła mieć z dwadzieścia drzwi do przeszukania. Lub mogły być one zamknięte. Albo związano lub skuto Jill łańcuchami. Żaden z nas tego do końca nie wiedział i ta niewiedza stała się dla nas najtrudniejsza. Sydney właśnie unicestwiła trzecią wężową głowę, gdy usłyszałem, że Eddiego robi ostry wdech. W cieniu za kreaturą dojrzałem Rose, a wraz z nią jakąś inną postać, opierającą się na niej. Osoba ta wtulała twarz w ramię Rose, ale nie można było pomylić jej poplątanych, długich, jasnobrązowych włosów. Serce podeszło mi do gardła. Jill. Rose oczywiście czekała na bezpieczną możliwość powrotu. Zmiana w postawie Sydney powiedziała mi, że zobaczyła je za demonem. Rzuciła ognistą kulę w stronę potwora, ale nie celując dokładnie. Chciała zmusić kreaturę do ruszenia na drugą stronę korytarza. Rose dostrzegła swoją szansę i pospieszyła naprzód, na wpół ciągnąc za sobą Jill. Kępa macek dosięgła nóg Rose, a ja wstrzymałem oddech – jednak wtedy szybki i dobrze wycelowany strzał zdjął czwartą głowę. Kreatura odpuściła i zwróciła się na powrót w stronę Sydney, a Rose przeszła obok, dostając się wraz z Jill do schodów. Eddie i Neil błyskawicznie znaleźli się u jej boku, pomagając Rose wprowadzić ją na górę. Mój żołądek się skręcił, gdy spojrzałem na Jill, doznając niemiłego deja vu – powróciłem do czasu odnalezienia Sydney w głębi centrum reedukacji. Stan Jill był podobny. Straciła widoczną część swojej wagi, a jej skóra była blada, nawet jak na morojskie standardy. Ubrana w brudną, wymiętą piżamę – bez wątpienia tą samą, w której została uprowadzona – wyglądała, - 322 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
jakby nie pozwolili jej się umyć. Jej źrenice były nieznacznie rozszerzone, co potwierdzało, że dawali jej jakiegoś rodzaju narkotyki, które nie pozwalały mi na dostanie się do niej we śnie. - Jesteś cała? – spytałem. Przywołałem do siebie Ducha, gotowy ją uzdrowić. - N-nie, nie rób tego – ostrzegła mnie. Nawet przy jej odurzeniu, więź między nami musiała nadal działać. Albo po prostu znała mnie wystarczająco dobrze, żeby przewidzieć co mam zamiar zrobić. Zajęło jej kilka sekund, aby wypowiedzieć resztę zdania. – Ja… jestem po prostu zmęczona. Głodna. Dawali mi zwierzęcą krew. Mój żołądek się przewrócił. Moroje mogli przetrwać na zwierzęcej krwi, ale „przetrwać” jest w tym przypadku bardzo łagodnym słowem. Pozostawaliśmy przy życiu, ale traciliśmy większość siły i energii. Co jakiś czas można było usłyszeć jakieś historyjki na temat morojskiej rodziny, uwięzionej bez karmiciela na tydzień lub coś koło tego, która była zmuszona karmić się zwierzętami. Wydostawali się słabi i zziębnięci, wywołując sensację w morojskich wiadomościach. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić, w jakim stanie musiała być Jill po miesiącu takiego żywienia. To wyjaśniało, dlaczego ledwie mogła ustać na nogach. Mój instynkt nadal kazał mi jej pomóc – dać kopa za pomocą Ducha. - Nie – sprzeciwiła się ostro, znowu mnie zniechęcając. – Po prostu sprowadź mi karmiciela. I wyślij kogoś na tyły posiadłości. Jest tam budka z piwnicą, w której przetrzymują innego więźnia. - Zabiorę ją do karmiciela – powiedział Eddie, prowadząc ją schodami na górę. Rose pomogła, wspierając Jill z drugiej strony. - Ja znajdę tego moroja – powiedział Neil, ruszając za nimi. Zatrzymał się i spojrzał w tył na Sydney. – Chyba że mnie potrzebujesz?
- 323 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Potrząsnąłem głową. - Wyciągnę ją stąd. Idź pomóc reszcie. Dampiry i Jill zniknęli, zostawiając mnie samego, abym mógł zaopiekować się Sydney. Temu demonicznemu wężowi pozostała jeszcze jedna głowa, ale zauważyłem, że w korytarzu unosi się dym. Jedna z jej ognistych kul musiała trafić w drzwi i znaleźć coś, co zapoczątkowało pożar. - Musimy się stąd wynosić – krzyknąłem do niej. – Ogień może się rozprzestrzenić. Jill jest bezpieczna. - Nie zostawię tego gościa, aby biegał samowolnie! – odkrzyknęła Sydney. Dobrze wymierzona kula prawie trafiła głowę, ale w ostatniej sekundzie kreatura zrobiła unik, a pocisk minął ją dosłownie o włos. To coś zaryczało z furii, a jedna z jego macek wystrzeliła szybciej niż Sydney mogła zareagować. Złapała ją za nogę, powalając na ziemię. Demon, odchylając triumfalnie głowię, przygotowywał się do wyplucia kwasu. Zrób coś! Zrób coś! – krzyczała na mnie ciotka Tatiana. Ale nie było niczego, co mógłbym rzucić, używając telekinezy – żadnych roślin, które mógłbym wyhodować, jak zrobiłaby to Sonia. To była jawa, a nie sen. Duch nie jest agresywną magią, ale w czasie jednego uderzenia serca zdecydowałem, że i tak muszę działać. Sydney – moje serce, moja miłość, moja żona – była sekundy od śmierci. Najchętniej rzuciłbym się przed nią, ale na to też nie było czasu. Miałem jedynie milisekundę na podjęcie decyzji, więc wyciągnąłem mój ostatni Duchowy trick. - Stój! – rozkazałem. Duch zapłonął we mnie, a ja wysłałem falę kompulsji w stronę demona, chcąc podporządkować go swojej woli. Nigdy wcześniej nie zrobiłem czegoś takiego. Nie wiedziałem nawet, czy jest to możliwe. Jednakże, kreatura zatrzymała się upewniając mnie, że był zarówno wrażliwy, jak i podatny na moją kontrolę –
- 324 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
z naciskiem na podatny. Nawet jeśli kreatura chwilowo się wstrzymała, mogłem poczuć, że mój uścisk słabnie. Potwór zasyczał ponownie, gotowy uderzyć w Sydney. Im silniejszą wolę miała osoba, tym trudniej było ją zauroczyć. Demony musiały należeć do całkiem innej klasy, ponieważ – mimo że byłem wystawiony na Ducha – ledwo odczuwałem jakiś efekt. Więcej, więcej! – żądała ciocia Tatiana. Sięgnąłem po większe rezerwy Ducha, dając z siebie wszystko, całą moją energię i życie, całą moją wiarę. To było więcej niż użyłem we śnie z Oliwią. Prawie tyle samo, ile użyłem do ożywienia Jill. Duch wypełniał każdą część mojego ciała, czyniąc mnie lepszym niż kiedykolwiek myślałem, że mogę być – prawie jak Bóg. Zwróciłem tę moc na demona, przejąłem kontrolę i wydałem rozkaz: - Puść ją! Wycofaj się! Demon posłuchał. Jego macki wypuściły Sydney, która odczołgała się i stanęła na nogi. Ogień zapłonął w jej dłoniach, a z demonem pod moją kontrolą, to daje łatwy cel dla niej, aby wykończyć ostatnią z głów. Gdy tylko ona została zniszczona, reszta ciała potwora zmieniła się w czarny pył. Duch nadal jasno płonął wewnątrz mnie, sprawiając, że czułem się rozradowany i nie do zatrzymania. Sydney pospieszyła do mnie i potrząsnęła moim ramieniem. - Adrian, odpuść – powiedziała. – To koniec. Zrobiłeś to. Wypuść magię! Nikt wcześniej nie posiadł mocy jak ta, powiedziała do mnie ciocia Tatiana. Czujesz to? Nie czujesz się żywy? Dlaczego miałbyś kiedykolwiek chcieć się tego pozbyć? Miała rację. Z taką mocą mogłem dokonać wspaniałych rzeczy. Strzygi, Wojownicy, nawet demony: żadne z naszych wrogów nie miało szans. Nie
- 325 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
potrzebowaliśmy srebrnych kołków ani szczepionki Sonii. Mogłem zrobić wszystko. Z łatwością uratowałbym naszych ludzi. - Adrian, Adrian! Przez chwilę nie wiedziałem, do kogo należał ten głos. Byłem zbyt zatracony w mojej mocy. Mocy, która mnie wypalała. Twarz pokazała się w zamglonym polu widzenia, ludzka z blond włosami i brązowymi oczami, ale nie znałem żadnej z nich. - Adrian – zapłakała znowu. – Odpuść. Proszę. Wypuść magię – dla mnie. Dla mnie, powiedziała. Ale kim ona była? Wtedy w końcu odurzenie zbladło wystarczająco, abym wiedział. Sydney. Sydney, moja żona. To ona spoglądała w moją twarz, wyglądając na całkowicie przerażoną. Zignoruj ją, powiedziała ciocia Tatiana. Urodziłeś się, żeby władać tą magią! Sydney ścisnęła moją dłoń. - Adrian, proszę. Wypuść magię. Mogłem poczuć Ducha próbującego znów przejąć mój umysł, wyrzucić Sydney z mojej głowy, odebrać mi możliwość racjonalnego myślenia, tak jak było z Niną. Chciałem odpuścić, ale to było trudne, gdy ta moc dawała mi takie upojne, niesamowite uczucie. Jesteś bogiem, powiedziała mi ciocia Tatiana. Jestem z ciebie taka dumna. - Adrian. – powiedziała Sydney. – Kocham cię. Te słowa, ten głos, miał większą władzę nade mną niż jakieś urojenie kiedykolwiek mogłoby mieć. A wtedy, zanim Duch mógłby znowu ją wymazać, wypuściłem moją magię.
- 326 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Rozdział 19 Sydney
WIEDZIAŁAM, KIEDY TO SIĘ STAŁO. Widziałam to w jego oczach, nagły powrót do siebie. Przynajmniej miałam nadzieję, że wrócił. Nie miałam pojęcia, jakiego rodzaju mocy użył, aby kontrolować pozaziemskiego demona, ale domyślałam się, ile siły Ducha trzeba zgromadzić, żeby to osiągnąć. - Sydney – wydyszał, zwisając na mnie. Prawie zaszlochałam z ulgi. - Tak. Dalej, chodźmy. Drzwi, w które przez przypadek uderzyłam, szybko się paliły, a nie wiedziałam, jak niższe pomieszczenia były połączone z głównym piętrem. Nie chciałam ryzykować zawaleniem się wszystkiego wokół. Adrian wydawał się trochę otępiały, a musiałam zaprowadzić go do schodów. Spanikowana część mnie powracała do tego, co powiedział mi na temat Niny – że Duch pozostawił ją w chaosie. Rozpoznał mnie, powiedziałam sobie. Rozpoznał mnie. Tak długo, jak to mieliśmy, wierzyłam, że wszystko będzie dobrze. Dotarliśmy na górę, gdzie grupa strażników z niepokojem oczekiwała na otwarcie się klatki schodowej. Otrzymali ścisłe rozkazy, by się nie wtrącać, ale było jasne, że pozostaje to wbrew ich naturze. - Wyprowadź stąd wszystkich – powiedziałam do strażnika najbliżej mnie. – Na dole jest ogień i nie wiem, jak szybko się rozprzestrzenia. Upewnij się też, że nie zostanie tutaj żadna broń. Mimo wszystko to Wojownicy. Nie chciałam nowej katastrofy spowodowanej przypadkowym zapłonem materiałów wybuchowych.
- 327 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Wyszliśmy z Adrianem na zewnątrz. Przeprowadziłam go przez grupę zajętych strażników i Alchemików tak sprawnie, jak przez uwięzionych Wojowników. Niedaleko miejsca, gdzie zaparkowaliśmy, dostrzegłam kilka znajomych twarzy, więc ruszyłam ku nim. Rose, Dymitr i Eddie podtrzymywali Jill, która siedziała na jednym ze składanych krzeseł. Lokator drugiego krzesła właśnie wstawał przy pomocy strażnika. Rozpoznałam pusty wyraz twarzy karmiciela. - Zaczekaj – zawołałam. – Adrian też potrzebuje krwi. Jill skoczyła na nogi, nadal wyglądając na znużoną i ubłoconą, ale z większą ilością życia i koloru na twarzy, niż kiedy zobaczyłam ją w piwnicy. Pomimo wszystkiego, przez co właśnie przeszła, pospieszyła pomóc Adrianowi usiąść. Właściwie nie wiedziałam, czy potrzebował krwi, ale właśnie przeszedł ciężką próbę, a krew zwykle miała na morojów zbawienny wpływ. Nie odezwał się do mnie ani słowem od czasu, gdy wcześniej wymówił moje imię, dlatego nie mogłam pozbyć się paniki, że Duch mógł w końcu zadomowić się w nim na dobre. Karmiciel zaoferował swoją szyję, a Adrian automatycznie się przysunął i w nią wgryzł. Odwróciłam wzrok, będąc całkowicie pewna, że nigdy nie poczuję się komfortowo w tym aspekcie wampirzego życia. - Jest tutaj – powiedziała Jill, trzymając mnie za rękę. Jej zielone oczy wydawały się większe niż zwykle, gdyż była wychudzona. – Będzie z nim dobrze. Skinęłam, próbując powstrzymać łzy. - Powinnaś odpoczywać – powiedziałam jej. Moje serce ścisnęło się z powodu Adriana, ale potem dotarło do mnie, jak wiele ona wycierpiała. Fakt, że stoi tutaj i koncertuje się na kimś jeszcze był prawdziwym dowodem jej siły. – Och, Boże. Jill. Nie mogę sobie nawet wyobrazić przez co musiałaś przejść. Przepraszam, że nie wydostaliśmy cię wcześniej. Skrzywdzili cię? Potrząsnęła głową i zdobyła się na słaby uśmiech, jednak mogłam dostrzec udrękę w jej oczach.
- 328 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Większość za bardzo się denerwowała, żeby przebywać ze mną dłużej. Alicja musiała użyć jakiegoś zaklęcia warunkującego... na tych kreaturach. Był krótki okres czasu każdego dnia, koło wschodu słońca, gdy ktoś mógł wejść do mojej celi, odurzyć mnie, zostawić jedzenie i krew i wyjść. Nigdy nie zostawali długo. Myślę, że za bardzo bali się przyłapania tam ze mną. - Tak bardzo przepraszam – powiedziałam ponownie. – Chciałabym, aby to wszystko potoczyło się szybciej. Jill mnie przytuliła. - Wiem, że próbowaliście. Potrafiłam zobaczyć wystarczająco przez więź i... - Podlotku? Karmiciel oddalał się, a Adrian patrzył w naszym kierunku. Jego twarz wyrażała ostrożność i skupienie. Jill zaszlochała i pobiegła w jego ramiona z łzami błyszczącymi na twarzy. Wtedy też popłynęły moje łzy. Nie mogłam ich powstrzymać na widok ponownego spotkania tej dwójki. - Nic ci nie jest – westchnął, obejmując jej twarz. – Nic ci nie jest. Tak bardzo się martwiłem. Nie masz pojęcia. Myślałem, że cię zawiodłem... Jill zaczęła płakać mocniej. - Nigdy mnie nie zawiodłeś. Nigdy. Chciałam utonąć w ramionach Adriana, ale zaczekałam, dając im chwilę dla siebie. Miłość moja i Adriana była potężna i wiedziałam, że przetrwa do końca naszego życia, nie ważne co nadejdzie. Ale miłość, którą dzielił z Jill, ta więź – uczucie zrodzone z Ducha, także było silne. Widziałam, jak zżerało go przebywanie z dala od niej. Dźwięk drzwi od samochodu przykuł moją uwagę. Spojrzałam w stronę prowizorycznego parkingu na czas, aby zdążyć zobaczyć jeszcze mojego ojca i Zoey, wysiadających z auta razem ze Stanton. Po szybkim upewnieniu się, że - 329 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Jill i Adrian mają się dobrze beze mnie, podeszłam, aby porozmawiać z Alchemikami. - Sydney – powiedziała Stanton na powitanie. – Wydaje się, że wszystko poszło dla ciebie jak należy w tej operacji. Zakładam, że podasz mi dwa pozostałe imiona. - Charlene Hampton i Eugene Li – odpowiedziałam bezzwłocznie. Stanton powtórzyła je sobie i natychmiast sięgnęła po komórkę. - Bardzo dobrze. Przekażę, aby to zbadali. - A co z resztą naszej umowy? – domagałam się. - Nie minęło wystarczająco dużo czasu – przypomniała mi. – Ale jestem w stanie podjąć pośrednią decyzję, dla ciebie. Pozostali przywódcy Alchemików zgodzili się zostawić cię w spokoju. Ty i twój... uch... mąż możecie wyruszyć w świat i robić cokolwiek, co zaplanowaliście. Mała zmarszczka na jej trwałej masce stanowiła właściwie jedyną oznakę jak bardzo nieprzyjemna była dla niej ta perspektywa. - Naprawę? – zapytałam. – Ja i Adrian jesteśmy wolni? Nikt nie będzie nas szpiegował i zaglądał nam przez ramię? Szczęka mojego ojca opadła. - Tak, wolni jak inni na tym świecie – powiedziała smutno. – Szczerze, myślę, że dla niektórych to ulga. Jesteś okropnie dużym problemem Sydney Iwaszkow. Nie mogłam nic poradzić na uśmiech. - A co z resztą? Z pozostałymi więźniami? - Dla nich również jest amnestia, jeśli przekażesz nam informacje – zgodziła się. – Nie mogę jednak dać żadnych gwarancji co do przyszłości reedukacji. To bardziej złożony problem.
- 330 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Według mnie nie był to złożony problem, ale wolność dla mnie i pozostałych, którzy ucierpieli z powodu reedukacji wydawała się ogromnym darem – jeśli tylko Alchemicy dotrzymają obietnicy. - Miałam na myśli to, co mówiłam odnośnie problemu reedukacji – powiedziała mi Stanton. – To jest to, co planuję zrealizować. Musimy mieć system dyscyplinarny dla przypadków takich, jak ten z tatuażami. Oczywiście są też sprawy, które możemy lepiej rozplanować. - Dziękuję pani – rzekłam. Ponownie miałam nadzieję, że nie pomyliłam się w ocenie jej prawdomówności. – Wyślę ci treść laptopa. - Wspaniale. A teraz wybacz mi na moment. Muszę załatwiać sprawę z panią Hamtpon i panią Li. Wykręciła numer na komórce i oddaliła się, zostawiając mnie w nieco niezręcznej sytuacji z ojcem i z Zoey. - Nie wiem, co z nią zrobiłaś – warknął mój ojciec. – Ale nie ma żadnej możliwości, żeby Alchemicy pozwolili ci tak po prostu wieść życie z tym obrzydlistwem. Niektórzy mogą myśleć, że to jest okej, ale nie wszyscy. - To prawda – powiedziałam. – Ale Stanton wyraźnie uważa, że to jest w porządku. I ja stanowczo wierzę, że ludzie tacy jak ona będą mieli wystarczająco dużo racji, żeby odpuścić mi i tym, którzy nie chcą dłużej należeć do Alchemików. Z pewnością pomożesz jej w tej sprawie. Furia zamigotała w jego oczach. - Nigdy. - Tak będzie, tato – stwierdziłam mu, kontynuując, jak gdyby nic nie powiedział. – Stanton pomogła mi w tej odsieczy, ponieważ zdradziłam jej cztery nazwiska osób, które pracowały z Wojownikami nad stworzeniem większej ilości nielegalnych tatuaży. Podałam jej cztery, ale znam pięć. I myślę, że wiesz, kto jest tym piątym.
- 331 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Nie mam pojęcia – powiedział natychmiastowo. Zoe posłała mu zszokowane spojrzenie. - Co? Ty nie... Nie mógłbyś... - Dowód jest tutaj – powiedziałam. – Laptop, który odnaleźliśmy zawiera nagrania i zalecenia, jakie wydałeś niektórym Wojownikom. Teraz, jeśli masz szczęście, schwytani właśnie Alchemicy nie wydadzą cię, żeby się chronić. A jeśli będziesz chętny do współpracy, ja też cię nie wydam. - Chętny do współpracy – wyszydził. – Co to znaczy dla kogoś takiego jak ty? Kogoś, kto odrzucił wszystkie moralne lekcje, na jakich został wychowany z... - To oznacza – przerwałam mu – że zamierzasz pomóc Stanton w zmianie reedukacji i w trzymaniu się umowy. Oznacza to także, że zrestrukturyzujesz nadzór, aby Zoey mogła spotykać się z mamą. Mój ojciec zacisnął dłonie w pięści. - Nie masz żadnego prawa mi tego dyktować! Nie dam się szantażować. - Dobrze – zgodziłam się. – A więc powiem Stanton, że jest jeszcze jedna osoba, którą należy schwytać. I nie zapominaj, nawet jeśli pozbędą się reedukacji, ona powiedziała, że nadal będą potrzebować środków dyscyplinarnych dla przypadków takich jak ten. - Tato, jak mogłeś? – wykrztusiła Zoey. – Wiesz jak wielu ludzi skrzywdziły te tatuaże! - Nie rozumiesz – powiedział. – To Wojownicy je otrzymali. Nie ważne co się z nimi stało. Skinęłam z drwiącą powagą. - Jestem pewna, że ten hipokrytyczny argument dotrze do Stanton. Alchemicy kochają szare strefy. Z pewnością wolą to od czerni i bieli.
- 332 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Sydney? – Usłyszałam wołanie Adriana. Odwróciłam się i posłałam mu szybkie machnięcie, zanim odwróciłam się z powrotem do ojca i Zoey. - To są moje warunki. Przestrzegaj ich, a upewnię się, że nie będzie o tobie żadnej wzmianki, kiedy będę przekazywać informacje Stanton. A jeśli nie... – Pozostawiłam to niedokończone, pozwalając działać wyobraźni mojego ojca. Podczas gdy stał w szoku, szybko przytuliłam Zoey. - Dobrze cię widzieć. Wyślij mi wiadomość, jeśli nie pozwoli ci zobaczyć się z mamą. Jednak pewnie sama dowiem się wcześniej. Zostawiając ich, wróciłam z powrotem do przyjaciół. Brakowało tylko Dymitra i Neila. Adrian pochwycił mnie, biorąc w ramiona. - Sydney – westchnął mi do ucha. – Tak bardzo przepraszam za to, że się tam zatraciłem. - Nic nie zatraciłeś – powiedziałam ostro, owijając ramiona wokół jego szyi. – Utrzymałeś to. Sprowadziłeś się z powrotem i zrobiłeś dobrą rzecz. - Nie czuję się tak, jakbym to utrzymał – powiedział miękko, przytrzymując moje spojrzenie. – Była minuta, kiedy cię nie poznawałem. Nie poznawałem niczego z wyjątkiem mocy, którą czułem. I była tam ciocia Tatiana, krzycząca w mojej głowie. Nadal tam jest, nawet kiedy z tobą rozmawiam. Myślę... – Wziął głęboki oddech. – Myślę, że jestem całkowicie gotowy, by znowu zacząć brać leki. Nie wiem, co się stanie, jeśli nadejdzie czas, kiedy będę potrzebował Ducha i dam rady go użyć... Ale nie ma mowy, żebym ryzykował zatracenie się, jak to się prawie dzisiaj stało. Nie chcę być jak Nina. Jak Avery. Ukryłam twarz w jego piersi. - Nie będziesz. Właśnie udowodniłeś, że nie jesteś. Zawróciłeś, kiedy oni nie potrafili. I cokolwiek się stanie, nie będziesz się z tym mierzył sam. Pomogę ci. – Łzy ponownie wypełniły mi oczy, ale tym razem były to łzy szczęścia. – Myślę, że tego dokonaliśmy. Myślę, że możemy być wolni od Alchemików.
- 333 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Dobiłam targu i cóż... Nie wiem, czy to zadziała, ale wygląda na to, że może. I... – Zaczęłam się śmiać, zdając sobie sprawę, że bełkoczę. – Nie wiem, co nadejdzie, ale wiem, że będziemy razem. Adrian zagarnął moją lewą dłoń swoją, pozwalając naszym ślubnym obrączkom lśnić razem w błyszczącej paradzie rubinów i diamentów. - To wszystko, co się liczy, Sage-Iwaszkow. To i sprawienie łomotu Castilowi, jeśli nie wykonana w końcu ruchu, żeby być z Jill. Odwróciłam się w stronę miejsca, gdzie Eddie siedział z Jill, trzymając ją za rękę i mówiąc coś żarliwie. Roześmiałam się ponownie. - Myślę, że straciłeś możliwość sprawienia mu łomotu, bez urazy. Myślę, że w końcu załapał. Obserwowałam ich kilka chwil dłużej, niezdolna dosłyszeć o czym rozmawiają. Z jej błyszczącej twarzy domyślałam się, że są to dobre wieści. Dotknęła jego nieogolonej twarzy i uśmiechnęła się, nagle lubiąc tą jego niechlujność, z której Adrian zawsze się wyśmiewał. Opierając się na Adrianie, westchnęłam uszczęśliwiona, czując pokój na świecie po raz pierwszy od długiego czasu. Siedzieliśmy tam, trzymając się nawzajem przez kilka spokojnych minut, zanim ujrzeliśmy idącego Dymitra. - Jakieś wieści? – Podniosłam głowę. - Przyprowadź karmiciela – powiedział strażnikowi przechodzącemu obok niego. Mężczyzna pospieszył wykonać rozkaz. – Znaleźliśmy więcej morojów. - Inni przetrzymywani – powiedziała Jill. Popatrzyła między Eddiem a Rose. – Mówiłam wam o nich. Nic im nie jest? - Tak – powiedział Dymitr. – Niedożywieni tak jak ty. Ale będzie z nimi dobrze. Neil odegrał ogromną rolę w ich ratowaniu. Było to bardzo trudne, większość znajdowała się w jaskini – jak w więzieniu, które wymaga dużo wspinaczki.
- 334 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Neil jest do tego odpowiedni – powiedział Adrian. – Gdzie on jest? Dymitr wyglądał na zakłopotanego. - Myślałem, że wrócił tutaj. – Dotknął swojej słuchawki. – Czy ktoś wie, gdzie jest Neil Raymond? – Wszyscy patrzyliśmy w ciszy, jak Dymitr czeka na odpowiedź. W końcu potrząsnął głową. – Nikt go nie widział. Adrian i ja wymieniliśmy spojrzenia. Uderzyła nas ta sama myśl. - Niech każdy zacznie go szukać – powiedział Adrian. – Teraz. Jeśli nie znajdziecie go w tej chwili, czuję, że nie zrobicie tego nigdy. Dymitr wyglądał na zaskoczonego tą deklaracją, niemniej jednak rozkazał przeszukanie całego obozu, by znaleźć Neila. Eddie także wyglądał na zaniepokojonego i zmieszanego. - Myślisz, że został zraniony? Albo uprowadzony? Potrząsnęłam głową. - Myślę, że zobaczył sposobność. A my musimy go powstrzymać. Ale się spóźniliśmy i po godzinie nic nie wyszło z poszukiwań Dymitra. Neil dokonał czegoś heroicznego i zniknął. - Wiedział – powiedział Adrian. – Wiedział, że tak szybko jak to się skończy, zamierzam ujawnić Declana. To moja wina. - O czym mówicie? – zapytała Rose. Wyczuła, że coś jest nie tak i nie potrafiła czekać spokojnie podczas poszukiwań. – Z Declanem jest wszystko w porządku? - Ma się dobrze – powiedziałam, ale ponownie wymieniłam spojrzenia z Adrianem. Żadne z nas nie chciało wypowiedzieć na głos naszych obaw. Jeśli stracimy Neila, co się stanie z Declanem? Adrian potrząsnął głową. - Znajdę Neila w snach. - 335 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Adrian – ostrzegłam. – Właśnie powiedziałeś... - Wiem, wiem – przyznał z jękiem. – Ale musimy znaleźć Neila. Wiesz dlaczego. I tak Duch ponownie nam zagrażał. - Nawet jeśli znajdziesz go w świecie snów, to nie daje gwarancji, że w wróci do nas, kiedy się obudzi – przypomniałam mu. - Czy ktoś może mi powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? – zapytał Eddie. – Dlaczego Neil miałby nie wrócić? Splotłam dłonie moje i Adriana. - Wróćmy po prostu do Declana. Wtedy postanowimy, co zrobić z Neilem. Rose, Dymitr i Eddie chcieli wrócić ze mną i z Adrianem do Clarence'a w nadziei na wytropienie Neila – nawet jeśli nie znali całej historii. Jill także tego chciała, ale została zabrana na Dwór, aby znaleźć się pod protekcją Lissy, jak i również otrzymać uzupełniającą opiekę medyczną. Mogłam stwierdzić, że rozdzielenie z nią było dla Eddiego agonią, ale Neil to jego przyjaciel i niejeden raz ocalili sobie nawzajem życie. Udawałam, że nie widzę, jak Eddie całuje Jill na pożegnanie i obiecuje wkrótce się z nią zobaczyć. Po powrocie do Clarence'a, zastaliśmy rzeczy takimi, jakimi je zostawiliśmy. Clarence odpoczywał w swoim pokoju, a Danielle przebywała w salonie rozprawiając, jak to Declan potrzebuje piżamy z organicznej bawełny, a nie takiej "Bóg wie jakiego" rodzaju. Powiedziała nam, wprawiając nas w zdumienie, że Neil wpadł w przelocie. - Co? – zawołał Adrian. - Tego ranka – powiedziała. – Przyszedł i potrzymał dziecko przez chwilę. Nie mówił za wiele. A potem odszedł. Myślałam, że wiecie. Podniosłam Declana i umieściłam w swoich ramionach, z zaskoczeniem zdając sobie sprawę jak tęskniłam za jego ciepłem i, z braku lepszego - 336 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
określenia, za dziecięcym zapachem. Adrian stał obok mnie, podzielając moje zaskoczenie. - Nie mieliśmy pojęcia – rzekł. - Zostawił to – dodała Daniella, trzymając zapieczętowaną kopertę, którą Adrian szybko przechwycił. W środku znajdował się ręcznie napisany list, który Adrian otworzył, abyśmy mogli go oboje przeczytać. Adrian i Sydney, Wiem, że macie swoje własne sposoby na dotarcie do mnie. Jeśli nadacie wydarzeniom taki bieg, nie będę mógł zrobić nic, aby was powstrzymać. Ale, proszę was, nie róbcie tego. Zostawcie mnie w spokoju. Pozwólcie strażnikom myśleć, że zaginąłem. Pozwólcie mi błąkać się po świecie, radząc sobie z tym jak tylko mogę. Myślicie, że powinienem zostać z Declanem. Uwierzcie mi, chciałbym móc. Nie pragnę niczego więcej, jak zostać i wychowywać syna Oliwii – mojego syna – i dać mu wszystko, czego potrzebuje. Ale nie mogę pozbyć się uczucia, że nigdy nie będziemy bezpieczni. Któregoś dnia ktoś może zacząć pytać o Oliwię i jej dziecko. Ktoś mógłby połączyć chłopca, którego wychowuję z nim, a wtedy jej obawy by się spełniły. Nowość tej koncepcji zmieniłaby nasz świat. Jednych by podekscytowała, innych przeraziła. Większość z nich, jeśli przewidywania Oliwii stałyby się prawdziwe – chciałaby na nim eksperymentować, jakby był szczurem. I właśnie dlatego proponuję, by nikt nie dowiedział się, czyim naprawdę jest synem. Od teraz, staje się on wasz. Nikt nie będzie pytał o waszą dwójkę wychowującą dampira. Kiedyś wasze własne dzieci także będą dampirami i – z tego co widziałem – jesteście wystarczająco mądrzy, aby przekonać innych, że jest on wasz. Widziałem także sposób, w jaki kochacie się nawzajem, jak się nawzajem wspieracie. Nie ważne jak wymagająca była wasza relacja,
- 337 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
pozostaliście wobec siebie szczerzy. Tego potrzebuje Declan. Domu, którego pragnęła dla niego Oliwia, i jakiego ja dla niego pragnę. Wiem, że to nie będzie łatwe, ale odejście stąd było najtrudniejszą rzeczą, jaką musiałem zrobić. Jeśli nadejdzie taki dzień, kiedy zdobędę pewność, że ponad wszelką wątpliwość bezpieczne jest uczestnictwo w jego życiu, zrobię to. Możecie znaleźć mnie dzięki jednej z tych magicznych metod i przysięgam, że przybędę do niego natychmiast. Ale do czasu, jak długo nad nim wisieć będą cień strachu innych i ręce badaczy, błagam was o opiekę nad nim i danie mu pięknego życia, jakie z pewnością możecie mu dać. Najlepszego, Neil. Dłonie Adriana trzęsły się, kiedy skończył czytać list. Łzy uformowały się w moich oczach i z wysiłkiem je cofnęłam. - Ma rację – powiedziałam w końcu. – Możemy go znaleźć moją magią. Nie musisz nawet używać Ducha. Adrian złożył list i wziął ode mnie Declana. - Ale ma rację także co do ryzyka. - To, o co prosi jest bardzo... – zaczęłam. Neil miał rację, że nikt nie będzie kwestionował naszej dwójki wychowującej dampira, ale to nie oznaczało, że na tym komplikacje się kończyły. Nasze własne życia stały się niepewne. Opadłam na kanapę, nadal trzymając Declana, a mój umysł się motał. Kiedy Adrian po raz pierwszy mi się oświadczył, byłam zdenerwowana. Nie z powodu braku miłości, lecz dlatego że zostanie dziewiętnastoletnią panną młodą nie mieściło się w moich planach. A bycie dziewiętnastoletnią matką? Tego definitywnie nie było w moich planach. Ale czy wtedy wszystko okazało się takie, jak tego oczekiwałam? Obserwowałam twarz Declana, kochając te - 338 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
wszystkie małe, perfekcyjne detale i będąc też w pełni świadoma, że jeśli bym go zatrzymała, każda próba uzyskania upragnionej przyszłości – domu z Adrianem, studiów, normalności – zostałaby zwyczajnie udaremniona. Z drugiej strony, jak mogłam porzucić Declana? Spojrzałam na Adriana. - Nie wiem, co robić. Nie mam odpowiedzi. – Zdałam sobie sprawę, że ostatnio bardzo często wypowiadam te słowa. Adrian wziął głęboki oddech i rozejrzał się po wszystkich dookoła. - Myślę... Myślę, że może powinniśmy zapytać kogoś o pomoc. Rozumiałam sugestię i rozważyłam ją. Im mniej osób znało prawdę o Declanie, tym lepiej. Ale proszenie nas o to było dla nas samych zbyt dużym ciężarem. Potrzebowaliśmy sojuszników, którym moglibyśmy zaufać przy decydowaniu o przyszłości Declana. Przyglądając się zebranym dokoła – Rose, Dymitrowi, Eddiemu i Danielle – zdałam sobie sprawę, że są to ludzie, na których możemy liczyć. - Okej – powiedziałam Adrianowi. - Czy ktoś w końcu może nam powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? – ucięła Rose niespokojnie. Adrian odetchnął głęboko, przygotowując się na monumentalną historię, którą miał do opowiedzenia. Każdy stał się bardzo spokojny i bardzo cichy, jakby wyczuwając wagę tego, co miało nadejść. - To, co zamierzam wam powiedzieć, zmieni całe wasze dotychczasowe myślenie – powiedział Adrian. Skupił się na Rose i Dymitrze. – Waszej dwójce w szczególności zatrzęsie się świat.
- 339 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Epilog Adrian
- CZY TO ONI? – SPYTAŁA MOJA MATKA. – Wydawało mi się, że słyszałam dzwonek. - Lepiej żeby to byli oni – powiedziałem, wyciągając pieczeń z piekarnika, ostrożnie ustawiając ją na ladzie. – Ta pieczeń osiągnęła już szczyt smakowitości. Nie będę czekał, aż zabiorą się za jedzenie. To byłaby zbrodnia. Deklaracja wojny przeciwko wyśmienitej kuchni na całym świecie. Moja matka, przyzwyczajona do mojej teatralności, uśmiechnęła się. - Sydney także jeszcze nie ma. - Och – powiedziałem. – Cóż, na nią poczekam. Eddie wsadził głowę do kuchni, jego twarz się rozświetliła. - Już tu są. Zdjąłem kuchenne rękawice i fartuch34, a później przeszedłem do salonu, żeby przywitać gości, którzy przybyli do naszego małego wynajętego domu. Nie widziałem Rose i Dymitra przez niemal półtora roku, od czasu wyrwania Jill ze szponów Wojowników w St. George. Wyglądali tak samo jak zawsze, wspaniali i potężni, gdy strząsali śnieg ze swoich butów i posłali nam wielkie uśmiechy. Jill, która podróżowała z nimi, już rzuciła się w ramiona Eddiego i go całowała. - Hej, hej – powiedziałem. – Nie minęło aż tak dużo czasu, odkąd się widzieliście. Kontrolujcie się trochę. Właściwie to minęło około miesiąca, odkąd byli razem. Wiedziałem, że dla nich pewnie to jak wieczność. Umawiali się od czasu St. George, ale Jill musiała wracać na Dwór, by ukończyć edukację. Natomiast Eddie został z nami. Ich 34
Kucharz Adrian w dodatku w fartuchu <3 |M.
- 340 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
związek zmienił się w taki na odległość w ciągu ostatniego roku – ona odwiedzała nas w przerwach od szkoły albo on jechał na Dwór, po uprzednim znalezieniu innego Strażnika, który zostawał z nami. Jill zaczerwieniła się i oderwała od Eddiego na wystarczająco długo, by mnie uścisnąć. - Tak bardzo za tobą tęskniłam! – powiedziała. - Ja za tobą także – odpowiedziałem jej ciepło. Za każdym razem, gdy ją widziałem, byłem zaskoczony tym, jak bardzo się zmieniła – z niezręcznej dziewczyny w zrównoważoną księżniczkę z linii Dragomirów. - Ale musisz przyznać, że całkiem nieźle dzieliłem się nowinkami. I wysyłałem ci zdjęcia co tydzień. Uśmiechnęła się. - Wiem, wiem. To po prostu trochę dziwne, gdy nie przebywam z tobą tak jak kiedyś. Pocałowałem ją w czoło. - Lepiej dla nas obojga, Podlotku. Dotrzymywałem słowa danego Sydney. Wróciłem do zażywania leków, wyciszając zarówno Ducha, jak i ciotkę Tatianę. To także wyciszyło więź między Jill a mną. Nadal mnie wyczuwała, ale nie miała już wglądu w moje serce i myśli, jak kiedyś. Zanim mogłem powiedzieć do niej coś więcej, dobiegło nas płaczliwe zawodzenie. - Mały mistrz się obudził – powiedziałem. – Zaraz wracam. Wybiegłem z pokoju i podążyłem schodami do pokoju, który służył zarówno za pokój dla dziecka, jak i dla Eddiego. Miałem wystarczająco wysoką rangę, by ostatecznie przypisano mi strażnika, a Eddie, w tym swoim szlachetnym
- 341 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
stylu, użył swoich wpływów, by nim zostać. Początkowo protestowałem, ponieważ chciałem żeby został na Dworze i miał choć w połowie normalne życie miłosne z Jill. Jednakże on czuł się zobowiązany do pozostania z nami – zarówno ze względu na przyjaźń z Sydney i ze mną, ale także przez wzgląd na Neila i sytuacje, w których ten mu pomagał. Zaoferowaliśmy, że zamienimy mały gabinet na sypialnię dla Eddiego, ale tak czy inaczej on zawsze kończył śpiąc w pokoju Declana. - Hej kolego – powiedziałem, podchodząc do łóżeczka. Declan stał w piżamie w wozy strażackie, obserwując mnie z powagą swoimi dużymi, brązowymi oczami. Jego ciemne loki były potargane po śnie, ale on sam promieniał, gdy podszedłem i go podniosłem. - Miałeś dobrą drzemkę? Wiesz, mamy gości. Ciocia Jill wróciła. Declan oparł na mnie głowę i ziewnął, nie odpowiadając. Miał tylko półtora roku i nie był zbyt rozmowny. Jednak tylko nieliczni z nas znali jego prawdziwy wiek. Reszcie świata mówiliśmy, że ma nieco ponad rok. Wmówiliśmy im także, że jest synem moim i Sydney. Neil był przekonany, że oddanie Declana to jedyny sposób na danie mu szansy na normalne życie, a my ostatecznie uszanowaliśmy jego życzenie, by pozostać w ukryciu. Nie istniała inna rodzina, która mogłaby zająć się Declanem: Nina nigdy nie wyzdrowiała. Nawet gdybyśmy przedstawili jej chłopca jako syna Oliwii, którego wychowywaliśmy w jej imieniu, nadal powstałoby zbyt dużo pytań o jego ojca. Ale jeśli my, moroj i człowiek, powiedzieliśmy, że mamy syna dampira, nie pojawiał się żaden powód, by nie wierzyć w prawdziwość naszych słów. Zatem Sydney i ja na jakiś czas urwaliśmy kontakt ze wszystkimi, by kilka miesięcy po jego rzekomym urodzeniu w końcu ogłosić światu, że mamy dziecko. Twierdziliśmy, że zaszła w ciążę zaraz po tym, gdy wydostaliśmy ją z reedukacji, a później powiedzieliśmy, że mały jest wcześniakiem. Trzymaliśmy się z dala od ludzi na tyle, że udało nam się rozdmuchać sprawę tak, by to - 342 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
wydawało się wiarygodne. Jeśli wydawaliśmy się skryci w naszych działaniach, większość ludzi zakładała, że było to spowodowane tym, że nadal obawialiśmy się Alchemików. Dotrzymali swojego słowa i jak na razie zostawili nas w spokoju, ale wszyscy rozumieli dlaczego byliśmy ostrożni. Pomogło nam także to, że mieliśmy wspaniałych sojuszników. Nie było mowy, żebyśmy z Sydney osiągnęli to bez naszych przyjaciół. Rose i Dymitr pomogli, kryjąc nas na Dworze. Moja mama pomagała ogromnie w opiece nad Declanem, więc Sydney i ja mogliśmy nadal realizować nasze inne sprawy. Eddie także wspierał nas w opiece nad nim, oferując jednocześnie swoją bardzo potrzebną ochronę. Był także jedynym z nas, który zdołał w końcu skontaktować się z Neilem, gdziekolwiek ten się znajdował. Neil nadal trzymał się na dystans, ale ostatnio pozwolił Eddiemu wysyłać sobie nowinki i zdjęcia, a my mieliśmy nadzieję, że pewnego dnia strażnik znów pojawi się w życiu Declana. - Spójrz na niego! – pisnęła Jill, gdy zeszliśmy po schodach. – Urósł tak bardzo! Nawet Rose i Dymitr wpadli w zachwyt nad dzieckiem. Jill widzieliśmy niedawno, ale minęły miesiące od ich ostatniej wizyty. Declan prawdopodobnie był dla nich gigantem. - Powinniśmy przywieźć mu srebrny kołek – powiedział Dymitr. – Jestem zaskoczony, że Eddie jeszcze nie nauczył go się nim posługiwać. Eddie, którego ręka spoczywała na Jill, uśmiechnął się. - Pracujemy nad tym tuż po porannej drzemce. Drzwi do salonu otworzyły się ponownie i weszła Sydney, z płatkami śniegu w swoich blond włosach, z plecakiem na jednym ramieniu i papierową torbą w ręce. Szybko podałem Declana Jill i wziąłem torby od Sydney. W środku jednej z tych toreb zobaczyłem chleb francuski i jakieś owoce. Plecak wydawał się mieć w środku setki książek, co prawdopodobnie było prawdą. Sydney uśmiechnęła się, gdy zdjąłem jej ciężki płaszcz z ramion. - 343 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Przepraszam za spóźnienie – powiedziała. – Warunki na drogach są złe. Pod płaszczem miała na sobie sukienkę z czerwonej wełny i identyfikator z napisem: SYDNEY IWASZKOW, STUDENTKA PRZEWODNICZKA. - Ekscytujący czas w muzeum? – spytałem. - Zawsze – odpowiedziała, dając mi szybki pocałunek w usta. - Lepiej bądź ostrożna w tej sukience – powiedziałem. – Ktoś może cię pomylić z dziełem sztuki. Po tym, jak przeprowadziliśmy się tutaj w zeszłym roku, Sydney była gotowa rzucić się na rynek pracy, by nas wesprzeć. Wtedy odbyła się nasza pierwsza prawdziwa kłótnia, która nie dotyczyła czegoś nadprzyrodzonego. Nalegałem, żeby w końcu poszła na studia. Ona powiedziała, że może poczekać dopóki nasze finanse się nie podbudują. Na szczęście inny dobry przyjaciel przyszedł nam z pomocą: Clarence. Ze swoim ogromnym majątkiem był bardziej niż szczęśliwy mogąc wysyłać nam regularne stypendia – właściwie to musieliśmy go przystopować, żeby nie przyciągać zbyt wielkiej uwagi. Ale pomiędzy tymi wpłatami i pożyczkami studenckimi, Sydney w końcu spełniła swoje marzenie o studiowaniu starożytnych sztuk na lokalnym uniwersytecie. Miała także staż w ich muzeum. Ostatnio ja również mogłem pomóc swojej rodzinie… własną pracą35 . * Czasami wydawało się to najbardziej nierealną rzeczą ze wszystkich. Ja, Adrian Iwaszkow, wiodący normalne życie. Po tych wszystkich dziwacznych wzlotach i upadkach, które miałem z pieniędzmi, począwszy od rozpuszczonego dziecka z nielimitowanymi funduszami, przez faceta, który został od nich odcięty przez ojca, wydawało się czasami nierealne to, że skończyłem na zarabianiu godzinnej stawki jak każdy inny. Równie zdumiewające było to, jak 35
Jeśli ktoś jeszcze nie padł z wrażenia przed tym odpowiedzialnym Adrianem, to najwyższy czas :D |M.
- 344 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
bardzo dorosłem skoro to polubiłem. Szczerze mówiąc, nigdy nie spodziewałem się, że dostanę pracę z moim artystycznym wykształceniem – nawet jeśli ukończyłbym studia. Po prostu nie było wielu prac dla artystów, a już zdecydowanie nie dla tych z niekompletnym wykształceniem. Pewnego dnia, pomagając sąsiadowi, dowiedziałem się, że przedszkole jego córki szuka nauczyciela sztuki na pół etatu. Na tym poziome mój tytuł nie znaczył zbyt wiele, liczył się tylko mój entuzjazm do nauczania dzieci. Niewiarygodne to, że okazało się, iż jestem w tym całkiem dobry… choć może to po prostu moja wrodzona niedojrzałość, która pozwoliła mi dogadać się z dziećmi. Znalazłem kilka innych przedszkoli i przedstawiłem się także im, ostatecznie dostając wystarczającą liczbę stanowisk na pół etatu, by znacząco przyczynić się do wzrostu dochodów naszej rodziny. Pierwsza placówka polubiła mnie tak bardzo, że dyrektor powiedział mi, że jeśli skończę swój licencjat, będę mógł dostać pracę jako nauczyciel na pełen etat z lepszą płacą i stałymi godzinami. Sydney nie naciskała mnie, żebym wrócił na studia, ale gdy to usłyszała, jej oczy zaświeciły i miałem przeczucie, że już włączyła moje czesne do naszego mistrzowskiego budżetu. Nigdy nie widziałem tego planu budżetowego, ale podobno zawierał wiele rzeczy. Jak na razie wspierał naszą piątkę w tym wynajętym domu i miał na osi czasu miejsce, gdy będziemy w stanie pozwolić sobie na nasz własny dom, więcej edukacji dla niej i dla mnie, i w końcu dla Declana. To było naprawdę imponujące, że mogła doprowadzić to wszystko do skutku, ale przecież nauczyłem się spodziewać po niej imponujących rzeczy. Przytuliła naszych gości, a później wzięła Declana od Jill. Wmawianie, że Declan jest naszym synem mogło zacząć się od udawania, ale to stało się rzeczywistością, bo zaczęliśmy się coraz bardziej angażować. Sydney mocno kochała tego małego faceta i, jak reszta z nas, zrobiłaby dla niego wszystko.
- 345 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Pocałowała go w czubek jego pokrytej lokami główki i została nagrodzona uśmiechem. - Cómo estás, mi amor?36 – spytała, niosąc go do kuchni, by sprawdzić obiad. Rose odwróciła się do mnie. - Czy ona właśnie powiedziała do niego coś po hiszpańsku? - Tak – powiedziałem. – Właściwie to mówi do niego tylko po hiszpańsku. W jakiejś książce o rodzicielstwie przeczytała o dzieciach uczących się drugiego języka. - Powinniśmy iść jeść – powiedziała moja matka, rzucając mi kpiące spojrzenie. – W przeciwnym wypadku może zostać popełniona zbrodnia przeciwko wyśmienitej kuchni. To była kolejna rzecz, którą wziąłem na siebie, razem z moją kolekcją prac: gotowanie. I okazało się, że w tym także nie byłem taki zły. Później, gdy obiad został zjedzony i siedzieliśmy wszyscy wokół stołu, złapałem się na rozglądaniu dokoła i nie mogłem uwierzyć, że takie właśnie okazało się moje życie. Nigdy bym nie zgadł, że będę czuł się tak dobrze w roli męża i ojca 37. Nigdy bym też nie zgadł, że poślubię człowieka. I z pewnością nie przypuszczałbym, że będę tak szczęśliwy bez Ducha. Po tym, jak uratowaliśmy Jill i zgodziliśmy wychowywać Declana, musieliśmy podjąć także bardzo szybką decyzję odnośnie miejsca, do którego mieliśmy uciec z naszą nowo kupioną wolnością. Północne Maine wygrało. Blisko cywilizacji, ale wystarczająco daleko, by niełatwo było się do nas podkraść. Czasami nadal budziłem się ze sprzecznościami w głowie, czując się winny kochania Declana tak bardzo, bycia takim szczęśliwym, że mogę nazywać go synem. I zawsze, zawsze czułem się winny tego, że nie uratowałem 36 37
Hiszp. „Jak się masz kochanie” :) |M. Chyba nikt by tego nie zgadł jeszcze w VA czy też na początku Bloodlines :D |M.
- 346 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Oliwii, że nie ograniczałem Ducha tamtej nocy. Ale przeszłość była za nami, więc wszystko, co mogłem zrobić, to uszanować życzenia Oliwii i dać Declanowi życie tak zwyczajne, jak to było możliwe. Jak na razie wydawało się, że to osiągamy. Nie miał pojęcia, że jest coś innego w nim samym. Tylko garstka ludzi wiedziała, że nie był moim synem. Jeszcze mniej ludzi znało prawdę o jego
niezwykłym pochodzeniu.
Wszyscy,
którzy
byli
tutaj
na
tym
bożonarodzeniowym spotkaniu, znajdowali się w tym elitarnym gronie. Wszyscy znali historię Declana i wszyscy zobowiązali się do ochrony jego przyszłości. Myśląc o tym, mój wzrok spoczął na Rose i Dymitrze, siedzących razem przy jednym końcu stołu. Powiedzieliśmy im o Declanie, ponieważ istniało prawdopodobieństwo, że mogą znaleźć się w tej samej sytuacji co Oliwia i Neil. Obydwoje, Dymitr i Oliwia, zostali przywróceni po przemianie w strzygę i jakikolwiek wyczyn Ducha pozwolił Oliwii zajść w ciążę z innym dampirem, prawdopodobnie dotyczyło to także Rose i Dymitra. W przeciwieństwie do nas nie byliby w stanie wybrnąć i ukryć cudu. Byli zbyt rozpoznawalni. Gdyby mieli razem dziecko, każdy by się dowiedział… i objawienie wyszłoby na światło dzienne. Obydwoje to wiedzieli, ale jakie były ich przyszłe plany, nie miałem pojęcia. Cóż, po chwili przekonałem się o jednym z ich planów. - Jasna cholera – powiedziałem. Podczas wpatrywania się w Rose i Dymitra mój wzrok pochwycił jasny błysk. Błysk pochodzący z palca Rose. – Co to jest? – zawołałem. – Ukradłaś klejnoty koronacyjne Lissy? Rose, co było rzadkim widokiem, naprawdę się speszyła. - Może to zbyt dużo. Dymitr podniósł jej dłoń do ust i pocałował ją. - Nie, jest doskonały.
- 347 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Jill klasnęła w dłonie z radości. - Pierścionek zaręczynowy! - Poczekaj – powiedziałem. – Pokaż tę błyskotkę. Dymitr szeroko się uśmiechał, a Rose zaczęła narzekać, wyciągając swoją lewą dłoń w kierunku reszty z nas, żebyśmy mogli zobaczyć. To było niezwykłe dzieło sztuki. Ogromny, perfekcyjnie wycięty okrągły diament, ułożony na koronkowym kwadracie filigranowej platyny, zakończonej małymi niebieskimi opalami. Wspaniały pierścionek, który stanowił całkowicie niespodziewany wybór. - Ty go wybierałeś? – spytałem Dymitra. Szczerze mówiąc, spodziewałem się po nim, że wygnie kawał metalu gołymi rękami i z nim się jej oświadczy. - Tak – powiedziała Rose. Jej normalny, dobry humor wracał. – Powtarzał mi ciągle, że gdy tylko skończę dwudziestkę… Jego oświadczyny były tylko kwestią czasu. Powiedziałam mu, że jeśli ma zamiar to zrobić, to niech lepiej kupi pierścionek gwiazdy rocka… nic subtelnego. - To wygląda na coś od gwiazdy rocka – powiedział Eddie. – Jak dawno temu to się stało? - Około miesiąca – powiedział Dymitr. – Przekonałem ją, żeby go włożyła, ale nie potrafię przekonać jej do ustalenia daty. Uśmiechnęła się. - Wszystko w swoim czasie, towarzyszu. Może gdy będę trzydziestką. Nie ma pośpiechu. Poza tym Christian na pewno niedługo oświadczy się Liss. Nie chcemy ich przyćmić38. Dymitr pokręcił głową z irytacją, ale nadal się uśmiechał.
38
Tak powinna zakończyć się Akademia Wampirów *,* Z Rose przyćmiewającą ślub królowej :D |M.
- 348 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Zawsze masz wymówkę, Roza. Niedługo… - Niedługo – zgodziła się. Siedzieliśmy razem długi czas, nadrabiając zaległości. Później wreszcie rozeszliśmy się do łóżek. Rose i Dymitr nocowali w salonie, a Jill zrobiła sobie sypialnię z gabinetu, jak zawsze, gdy nas odwiedzała. Declan zasnął jakiś czas temu i gdy tylko upewniłem się, że śpi wygodnie w swoim łóżeczku, udałem się do swojej sypialni. Dom, który wynajmowaliśmy był w starym, wiktoriańskim stylu, a nasza sypialnia mieściła w wieżyczce, połączonej z bokiem domu i praktycznie stanowiła osobne skrzydło. Uwielbiałem okrągły kształt pokoju i prywatność. To sprawiało, że czułem się jakbyśmy byli w naszym własnym zamku. Wiedząc, że Jill przejęła miejsce, zwykle służące Sydney do nauki, nie byłem zaskoczony, gdy znalazłem ją na naszym łóżku, otoczoną książkami i ubraną w krótki szlafrok. - Przebrałaś się – powiedziałem, zamykając za sobą drzwi. – Miałem nadzieję oglądać trochę dłużej tamtą czerwoną sukienkę. Uśmiechnęła się do mnie i zamknęła podręcznik zatytułowany „Minojska Sztuka i Architektura”. - Pomyślałam, że bardziej spodoba ci się to. Ale mogę pójść i założyć ją z powrotem, jeśli chcesz. Pomogłem jej ułożyć książki w stos i przesunąłem je, tak żebym mógł usiąść obok niej. - To zależy – powiedziałem, przebiegając palcami po jej nodze. – Masz coś pod tym? - Nope. Prawdopodobnie powinnam się przebrać. Udawała, że wstaje, ale złapałem jej rękę i pociągnąłem w dół, przewracając na plecy. - 349 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Nawet o tym nie myśl. Objęła ramionami moją szyję i zauważyłem, że nadal miała na palcach swoje pierścionki, co przypomniało mi o wielkich nowinach naszych gości. - Zastanawiałem się jak Rose i Dymitr poradziliby sobie z posiadaniem dzieci lub bez nich – zauważyłem. – Ale zgaduję, że ta kwestia nie zostanie podjęta w najbliższym czasie, biorąc pod uwagę to, że on nawet nie potrafi zaciągnąć jej przed ołtarz. Sydney zaśmiała się. - Myślę, że zaciągnie ją tam szybciej, niż myślisz. Dobrze gra, ale założę się, że ostatecznie się podda. Ja tak zrobiłam. - Tak, ale Bielikow nie jest tak czarujący jak ja. I nie jest takim dobrym kucharzem. To żmudna walka dla niego. - Może mógłbyś dać mu kilka wskazówek – dokuczała Sydney. - Być może – zgodziłem się. Przeniosłem usta niżej i pocałowałem ją, zdziwiony jak jeden jej dotyk zawsze mnie rozpala. Nawet po długich dniach, gdy wracam do domu, do niej, zawsze czuję się żywy i energiczny. Kiedyś obawiałem się, że gdy nie będziemy stale w biegu, a nasze życia nie będą na krawędzi, namiętność między nami może zniknąć. Ale to stabilność – i najważniejsze: wolność – rozpaliła ją nawet bardziej. Problem, który miałem w zeszłym roku został zwalczony: nie potrzebowałem Ducha. Po prostu potrzebowałem Sydney. Zsunąłem dłoń do szarfy jej szlafroku i odkryłem, że zawiązała ją w jakiś węzeł marynarski, który tylko ona mogła rozwiązać. - Och, daj spokój – jęknąłem. - Przepraszam – powiedziała, śmiejąc się ponownie. – Nawet o tym nie pomyślałam. Naprawdę.
- 350 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
- Wierzę ci – powiedziałem. Zatrzymałem się, by pocałować ją w kark. – Jesteś najmądrzejszą dziewczyną jaką znam. Nie możesz nic poradzić na to, że wiesz wszystko i jesteś cały czas genialna… Ja nie dostałbym tego żadnym innym sposobem. Pocałowałem ją ponownie w usta, ale po chwili odsunęła się delikatnie. - Hej – mruknęła. – W domu są ludzie. - W tym domu zawsze są ludzie – przypomniałem jej. – Dlatego uciekliśmy tu na górę, do zamkowej wieży. Plan ucieczki numer… cholera, nie wiem który. Straciłem rachubę. Nie musieliśmy wymyślać tych marzycielskich planów ucieczek od długiego już czasu. Sydney przeciągnęła palcami w dół mojej twarzy. - Ponieważ jednym już żyjemy, Adrian. To jedyny plan ucieczki, którego potrzebujemy. - Jesteś pewna? – spytałem, podpierając się na łokciu. Starałem się przybrać zadumany, badawczy wyraz twarzy. - Bo są rzeczy, które można ulepszyć. Jak większy dom. Albo może… - Adrian – przerwała. – Nie powiedziałeś przed chwilą, że jestem genialna i wiem wszystko? Więc mi w tym zaufaj. - Zawsze – powiedziałem, pozwalając jej przyciągnąć mnie z powrotem do siebie. – Zawsze.
- 351 -
Richelle Mead - The Ruby Circle
Kilka słów od ekipy CM: Dziękujemy bardzo wszystkim za czytanie naszego tłumaczenia, jesteśmy zadowolone z tego, ile osób czytało nasz przekład książki i że przeszliście przez ostatni tom przygód Sydney i Adriana razem z nami :) Bardzo fajnie tłumaczyło nam się książkę, mamy nadzieję że Wam równie dobrze się ją czytało :) Niestety to, co dobre, szybko się kończy… Ale to nic strasznego, pani Mead napisała też inne historie, które tłumaczymy na naszym chomiku i na które serdecznie zapraszamy! Już w naszych folderach znajdziecie tłumaczenie serii „Czarna łabędzica” i „Plansza bogów”, wystarczy tam zajrzeć, bo każda książka Richelle jest świetną historią, wartą przeczytania. Pozdrawiamy serdecznie i do zobaczenia przy kolejnych tłumaczeniach! :D Dziewczyny z CentrumMead
- 352 -