R O B E R T WEISS
NA H I T L E R A ¡cy czekali w napięcia L eci telefon m il
ROBERT
WEISS
OSTATNI ZAMACH NA HITLERA...
9 downloads
14 Views
3MB Size
R O B E R T WEISS
NA H I T L E R A ¡cy czekali w napięcia L eci telefon m il
ROBERT
WEISS
OSTATNI ZAMACH NA HITLERA i
WYDAWNICTWO MINISTERSTWA OBRONY NARODOWEJ
Okładkę projektował M. WIŚNIEWSKI
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej Warszawa 1957 r. Wydanie I. Printed in Poland Nakład 30 000 egz. Objętość 4,37 ark. wyd., 6 ark. druk. Papier druk. mat. VII kl., 60 g. Format 70 x 100/32 Oddano do składu 5.08.57. Druk ukończono 31.08.57. Wojskowa Drukarnia w Łodzi Zam. Nr 737 z dn. 3.08.57 D-8 Cena zł 5.-—
BENDLERSTRASSE OCZEKUJE
f
Na dźwięk dzwonka generał szybko uniósł słuchawkę. Jego goście zamikli natychmiast, chociaż jeszcze przed sekundą cały gabinet pełen był słów. Generał zamienił się w słuch, lecz już po krótkiej chwili, mruknąwszy tylko coś w odpowiedzi niewidzialnemu rozm ówcy, nie bez złości przerwał połączenie. — Głupstwa, zwyczajne głupstwa — powiedział. Jego twarz zdradzała wyraźne rozczarowanie, choć ge nerał starał się je ukryć. System nerw ow y był już jednak zbyt długo utrzym ywany w stanie napięcia, aby w pełni okazywać posłuszeństwo. Zresztą nastrój, w jakim znaj dował się generał, nie był tylko jego udziałem. Znie cierpliwienie wyzierało z oczu wszystkich tu obecnych. Gra toczyła się o wielką stawkę, a wieść o szczęśliwym locie miał przynieść właśnie ów lśniący przedmiot, zwa ny aparatem telefonicznym. Jak do tej pory przedmiot ów wykazywał zadziwia jącą złośliwość donosząc o sprawach, które stojący ge nerał określał mianem niewdzięcznych. Minęła już druga po południu, czas w ięc był najwyższy, aby w słuchawce zabrzmiał długo oczekiwany głos. Można było być pew nym, że każdy ze znajdujących się w tym gabinecie za dał sobie w duchu kilka już razy pytanie, co stanie się z nim samym, jeśli głos ten z pewnych przyczyn do nich nie dotrze...
3
-
*
W tym samym czasie ku Berlinowi, stolicy W ielkich Niemiec, których granice z woli führera narodu niemiec kiego rozciągały się od ziem Ukrainy po fale Atlantyku, leciał ponad postrzępionymi chmurami samotny w pustce powietrznego oceanu samolot. Silnik pluł płomieniami, pilot wyciskał z niego resztki mocy. Pilota przynaglano. Starał się w ięc jak mógł, choć czuł podejrzaną wielce wibrację maszyny. Prędzej, prędzej! Lotnik m ełł w ustach przekleństwa, ilekroć leutnant stukał go znacząco w plecy. Przystojny oficer wypełniał polecenia swego przeło żonego, którem u zależało teraz na każdej minucie. W ie dział to, czego nie m ógł wiedzieć pilot. Znał cel nadzwy czajnego pośpiechu. Spoglądając w twarz pułkownika dziwił się, jak bardzo wytrzym ały jest ten człowiek, któ ry przed dwiema godzinami oglądał oblicze samej śmier ci. „Brutus niemieckiego imperium“ — pomyślał leut nant von Haeften i odczuł dumę, że właśnie jego prze znaczył los na towarzysza tego dzielnego człowieka, który uratował Niemcy. Jednooki pułkownik wpatrzył się w mapę, w kontury lądu, o który toczył się parę już lat najcięższy dotąd w dziejach bój. Bez względu na jego ostateczny wynik można było być spokojnym o sławę niemieckiej armii. Prowadziła działania bez precedensu w historii wojen. W alczyła sama. Mało sama! W alczyła wespół ze swymi sojusznikami, z których każdy był większym balastem od drugiego. Oto armia! — myślał z dumą. — Oto siła, która łamie wroga do cna, niszczy go i depce. Oto potęga, która teraz, gdy uzurpator przestał oddychać powietrzem, potrafi obronić Niemcy, stanie się ich opoką przed tymi, co w swej głupocie i zadufaniu prowadzą je do upadku, przed tym i także, którzy chcieliby je niszczyć. Jeden rozkaz zjednoczy ją i pchnie tam, gdzie być pow'inna.
4
4
Mapa załamała się na brzegu, pułkownik wygładził ją dłonią. Angielska wyspa, śmieszny królik z podkur czonym i łapami, przykucnęła wprost nad północną Fran cją. Teraz trwała inwazja, toczyły się walki, których początek dopiero się zarysował. Końca nie było jeszcze widać, ale można było go przewidzieć. Amerykanie i Anglicy, spokojnie jak na manewrach, nie spiesząc się, pchali na zajęte tereny niesłychane wprost ilości ludzi i sprzętu. Trzy armie, wyposażone w najnowocześniejszą broń, były już właściwie gotow e do uderzenia. Przeszło czterdzieści kom pletnych dywizji, z czego trzecia część pancernych. Amerykański dowódca, Eisenhower, czekał jeszcze pewnie na piękną pogodę, aby lotnictwo m ogło ulżyć sobie i piechocie. Kiedy uderzy, front pęknie. Lecz front zachodni wydawał się bardzo jeszcze od legły, może dlatego właśnie, że nie zapłonął ogniem ge neralnego natarcia. Gorzej było tam, za plecami lecącego do stolicy pułkownika. Pamiętał on jedną z m ajow ych narad, na której fiihrer zobowiązał dow ódców wschod niego frontu do utrzymania za wszelką cenę osiągniętej linii stanowisk. W szyscy byli wówczas dobrej myśli. „Rosjanie nie uderzą wcześniej, zanim nie rozruszają się Anglosasi — prorokował długogłowy Jodl. • — Z tym i zaś potrwa jeszcze trochę czasu“ . Udający skromnisia feld marszałek Model, który dowodził wtedy w Galicji, ru szając kwadratową szczęką winszował swym północnym sąsiadom spokojnego lata. Keitel zawyrokował wreszcie, że uderzenie rosyjskie może nastąpić najprawdopodob niej w kierunku Karpat; z polecenia Hitlera zwrócił uwagę na konieczność pewniejszego zabezpieczenia naf towego rejonu Ploeszti. Najbardziej czujny był feldmarszałek Ernest Busch. W ybrzuszenie frontu na dowodzonym przezeń obszarze, sięgające za Orszę i Połock, wydawało mu się niebez pieczne. Grupa wojsk, którą dowodził, była- mimo posił
5
ków zbyt słaba, b y m óc się przeciwstawić silnemu ude rzeniu. W dodatku Rosjanie potrafili już nie tylko ude rzać silnie, lecz i umiejętnie. Busch ostrzegł Hitlera i zaproponował skrócenie frontu. — Śmieszne! —• zawołał poryw czo führer. — Czyżby i pan należał do tych generałów,, którzy to tak chętnie spoglądają' do tyłu? Niech pan się nie lęka, w razie czego osobiście pana zastąpię. Po paru tygodniach, gdy Rosjanie uderzyli z niepraw dopodobnym impetem, front począł się skracać błyska wicznie, czemu nie m ógł już zaradzić nikt. Model zmie nił w końcu czerwca Buscha, nie m ógł zmienić jednak sytuacji. Nie pozostawało mu nic innego, jak skomleć o posiłki, które też ściągano skąd się tylko dało. Niewiele one pom ogły i po miesiącu 25 cjywizji nie m ieckich na obszarze od Pskowa do Kowla zamieniło się dosłownie w proch. Reszta parła w niepowstrzymanej ucieczce na zachód. „Pom yśleć tylko: uciekający żoł nierze w Prusach W schodnich!“ — wołał pewien szanow ny niemiecki dyplomata. Była to straszliwa prawda. Żoł nierz niem iecki uciekał już nie przed ścigającym go wrogiem, lecz przed samym echem głosu jego dział. Pułkownik wzdrygnął się. K to zadecyduje o tej w o j nie? Czy właśnie nie Rosjanie? C zy nie słuszne były jego własne przewidywania, o których zresztą starał się m ów ić (m aio? 12 lipca, a w ięc zaledwie przed tygod niem, gdy doktor Gisevius referował stary i wcale nie własny plan jednostronnej kapitulacji przed mocarstwa mi zachodnimi, 011 właśnie zadał mu wieloznaczące py tanie: — Czy przypadkiem nie jest już na to za późno? Claus Schenk, hrabia von Stauffenberg, szef sztabu dow ódcy w ojsk rezerwy, pułkownik sztabu general nego, uważał siebie za człowieka rozsądnego. Za takiego uważali go i inni. Fizyczne cierpienia, których doznał
6
w czasie w ojn y w wyniku ciężkich ran, rozsądek ten pogłębiły. Dziś, gdy ogólna sytuacja wymagała szczegól nej trzeźwości i maksymalnego obiektywizmu, właśnie on, który uważany był mimo m łodego wieku, za jeden z czołow ych sztabowych m ózgów, m ógł uczynić wiele. Czy postąpił dziś słusznie? Czy historia osądzi czyn, jakiego dokonał, tak jak osądzał go on sam? Był przekonany, że cios, który zadał, był wyjściem jedynym . Może uda się jeszcze uratować to, co urato wać można? Samolot położył się w skręt, mapa spadła z kolan pułkownika. Poprzez wstążki Bugu, Wisły, Odry, Łaby i Renu biegły czarne, ciężkie litery: GROSSDEUTSCHLAND. Pułkownik pomyślał, że trzeba będzie uczynić wszystko, aby nie zostały one starte z żadnej mapy. Adiutant, pozw olił sobie zwrócić uwagę pułkownika na bliskie lądowanie. Pułkownik skinął głową, a gdy samolot dotknął podwoziem trawy lotniska Rangsdorf zwrócił się do porucznika: — Drogi Haeften! Nim załatwi pan samochód, niech pan spróbuje zadzwonić na Bendlerstrasse. Pow ie pan generałowi Olbrichtowi, że jesteśmy już w Berlinie. Moż«-pan dodsć resztę, bo świadectwo nasze jest ważne, choć przypuszczam, że generał Fellgiebel zdążył wykonać swe zadanie. Leutnant szybko uzyskał połączenie. W odległości paru kilom etrów na dźwięk brzęczyka aparatu telefonicznego generał, znużony już, uniósł tylko głowę. Telefon zadzwonił raz jeszcze, jak gdyby ostrzej, co pobudziło generała do właściwego ruchu ręką. — C o? K to m ów i? — zawołał drżącym ze wzruszenia głosem. Poprzez metalowy przewód płynęły doń długo oczeki wane słowa.
7
Generał odłożył słuchawkę i zwróciwszy się do obec nych powiedział po prostu: — Er ist tot. On nie żyje. W szyscy pojęli te słowa. Po dłuższej dopiero chw ili rozległ się w ciszy głos generała-pułkownika, now ej głow y państwa niem iec kiego : • — Proszę zażądać wydania rozkazu „W alkirie“ .
OD
REWOLWEROWEJ KULI
DO SZARŻY PRUSKICH UŁANÓW Zam achów na Hitlera było w sumie niewiele, mniej, niż można się tego było spodziewać, ale w ięcej, niż o tym na ogół się wie. Hitler z zamachów na jego życie w y chodził cało. Po małej w ycieczce w przeszłość przesta niem y temu się dziwić. Na początku w ojn y A dolf Hitler odbył triumfalny wjazd do Gdańska. Jego wizyta miała charakter szcze gólnie uroczysty, była przecież ukoronowaniem świetne go zwycięstwa nad znienawidzonym wrogiem. Podczas powrotu do Berlina, gdy pociąg wiozący fiihrera zwolnił w pewnej chwili, wagon salonowy, w którym on prze bywał, został niespodziewanie ostrzelany z... rewolweru. Jeden z pocisków miał przy tym podobno przedziura w ić czapkę Hitlera. PoniewTaż zamachowiec przepadł bez wieści, jedyną ofiarą gestapo z racji owej rew olwerowej kanonady został dróżnik k olejow y zawiadującej odcin kiem linii. Spędził on resztę swych dni w więzieniu, a następnie w obozie Flossenburg. Tak oto „opatrzność“ , m ówiąc słowami samego Hitlera, nie po raz ostatni roz winęła nad nim opiekuńcze skrzydła. Jak się okazało, nie bez wiedzy gestapo, którego właśnie dziełem był ów „zam ach“ . Ponieważ cała historia była zbyt naiwna, aby mogła iść w świat w postaci propagandowego chwytu, skończyło się. „jed yn ie“ na stosowaniu nadzwyczajnych środków ostrożności, ilekroć fuhrer wybierał się w pod
9
róż. Miał on okazję przekonać się, jak bardzo są nie zbędne nie tylko dla całości Rzeszy, lecz i dla niego osobiście karne i czujne kohorty him mlerowskiego apa ratu bezpieczeństwa. Inny zadziwiający przypadek. 9 listopada 1939 roku, w rocznicę pierwszej hitlerow skiej ruchawki, która miała miejsce w Monachium w ro ku 1923, odbywała się w monachijskiej piwiarni „B ür gerbräukeller“ , skąd Hitler wyruszył na podbój Niemiec i Europy, wielka uroczystość. Zebrali się w starej knaj pie najbardziej zasłużeni członkowie partii hitlerow skiej, aby wysłuchać m ow y wodza, który zapoczątkował dzieło tysiącletniej Rzeszy krwawym rozbojem w Polsce. Hitler stanął na trybunie witany rykiem radości i uwielbienia, wygłosił świetne przemówienie, a następ nie szybko i niespodziewanie opuścił piwiarnię. W kil kanaście minut później, opodal miejsca, gdzie przema wiał, wybuchła silna bomba, umieszczona w słupie pod trzym ującym strop. Można było przypuszczać, że gdyby führ er w chw ili wybuchu znajdował się na swym m iej scu, duch jego opuściłby ziemski padół i przeniósł się do Walhalli. Jednakże tym razem do germańskiego raju udało się tylko sześciu jego partyjnych towarzyszy. Trzy dziestu zostało rannych. Jak oświadczył sam Hitler, ocalenie swe zawdzięczał on właśnie opatrzności, która nieustannie czuwając nad jego posłannictwem nakazała mu wcześniejsze zakończe7 nie przemówienia i opuszczenie zgromadzenia. G dy do wiedział się o tym dyktator W łoch, Mussolini, bliski zresztą w teorii i praktyce dyktatorowi Niemiec, nie mógł powstrzymać ironicznej uwagi na temat •autoreklamiarskich zdolności sojusznika. Mussolini miał najprawdopodobniej rację. Wszystko wskazywało na to, że listopadowy zamach był zw yczaj ną mistyfikacją zorganizowaną przez Hitlera z jednej
10
strony dla zdobycia popularności, z drugiej zaś dla roz pętania propagandowej nagonki przeciw Anglii. W oficjalnym komunikacie oświadczono, iż zamach przygotowany został przez angielski wywiad, Intelligen ce Service, konkretnie zaś przez dwóch jego wysłanni ków, których 8 listopada ujęto w pobliżu granicy holen derskiej. Oni to, synowie zdradzieckiego Ałbionu, posta rać się mieli o umieszczenie bom by w sali monachijskiej piwiarni, by zniszczyć życie fiihrera i w ten prosty spo sób przechylić szalę w ojn y na korzyść Anglii. W rze czywistości obaj oficerow ie angielscy przybyli do Nie m iec w innym celu i nie mieli z zamachem nic wspól nego. W ywiad angielski nie był zresztą na tyle nieroz sądny, aby wierzyć w to, iż odejście Hitlera na tak zwa ny drugi -św iat może zmienić panujący w Niemczech reżim. i Gestapo postarało się także o w ykrycie bezpośredniego w ykonaw cy zamachu. Okazał się nim niejaki Georg Elser, monachijski stolarz, który w śledztwie, przeko nany szybko argumentami sędziów, oświadczył, iż on właśnie umieścił niepostrzeżenie bom bę w kolumnie, przybywszy do piwiarni na kufel doskonałego bawar skiego piwa. Uczynił to na dziesięć dni przed zamachem. Elser zatrzymany został w czasie nielegalnego prze kraczania granicy szwajcarskiej. Znaleziono przy nim niezbity dowód w iny: plan piwiarni z dokładnie ozna czonym punktem umieszczenia bom by typu zegarowego. Rzecz na pierwszy rzut oka nieprawdopodobna: Elser uciekał do Szwajcarii po raz wtóry. Pierwszy raz prze kroczył granicę tuż po podłożeniu bomby, lecz po kilku dniach pow rócił do Monachium. — Po cóż wracał pan na miejsce zamierzonej zbrod ni? — surowo zapytał prowadzący śledztwo. Protokolant skrzętnie zanotował odpowiedź zama chowca:
11
■ —• Pow róciłem do Monachium dlatego, aby przekonać się, czy w ybuch bom by rzeczywiście nastąpi. Musiałem to zrobić, był to przymus wewnętrzny. G dy przekona łem się, że mechanizm nie zawiódł, udałem się ponow nie do Szwajcarii.' Cała ta historia jest w ięc jak gdyby żywcem wyjęta z kart trzeciorzędnych powieści kryminalnych. Nawet przestępca powraca na miejsce zbrodni, a każe mu to uczynić nic innego tylko „przym us wewnętrzny“ . Auto rzy tej ponurej tragifarsy, jak widać, nie wysilali się zbytnio. Georg Elser, człowiek, który chciał Niemcom odebrać fiihrera i pchnąć je przez to na manowce klęski, został zadziwiająco łagodnie ukarany, znalazł się mianowicie w obozie koncentracyjnym w Dachau, gdzie otrzymał do swej dyspozycji... trzypokojow e pomieszczenie. Pow odzi ło mu- się dobrze, chwile samotności zabijał grą na gita rze. Przetrwałby on lata w ojny, gdyby tuż przed je j za kończeniem nie przypomniał sobie o nim sam Heinrich Himmler, naczelny kat hitlerowskiej Rzeszy. Na specjalny rozkaz najwyższego dow ódcy SS i gestapo, Elser został zastrzelony i zabrał tajemnicę swego „zam achu“ do wspólnej mogiły. Jak widzim y, now y zamach na. Hitlera nie udał się z tej prostej przyczyny, że zorganizował go... Hitler. Fakt, iż przy tej okazji zginęło paru ludzi, nie był znów tak bardzo istotny. Hitler kroczył do sukcesów po trupach i to dosłownie. Ugruntowanie swej władzy zawdzięczał wym ordowaniu przyw ódców swej dawnej gwardii SA z Ernestem Roehmem na czele, tym właśnie człowiekiem, który pomagał mu ze wszystkich swych sił i um ożliwił uchwycenie władzy. Jeśli z kolei polec musiało sześciu starych bojow ników fiihrera dla pomnożenia jego sławy i mocy, śmierć ich według hitlerowskich reguł była na pewno słuszna i pożądana. Nadejść miały lata, gdy dla
12
.stawy i m ocy wodza Rzeszy umierać w mękach musiały miliony. Nieustające trium fy w ojenne przysporzyły Hitlerowi wielu now ych entuzjastów, bez przesady powiedzieć można, że zaw róciły one w głowach milionom Niemców. Zm ieniły się także nastroje tych wyższych oficerów nie mieckich, którzy kiedyś odnosili się do „freitra“ Hitlera z pogardą lub rezerwą. Teraz stał się on żyw ym sym bolem niemieckiego ,,Soldatentum“ , tego czemu z poko lenia na pokolenie służyli oficerow ie niemieccy. Lecz i po najbardziej słonecznym dniu zapada zmierzch. Nastał on i dla hitlerowskiej Rzeszy. Niewzru szoną na pozór niemiecką machiną wojenną zatrzęsły w ielkie klęski w Związku Radzieckim. Doszły do nich także niepowodzenia w A fryce. Było widać coraz w y raźniej, jak bardzo wzrosły i jak wzrastają z dnia na dzień siły Anglii i Stanów Zjednoczonych, a przede wszystkim Związku Radzieckiego, który dźwigając na sobie głów ny ciężar w ojn y z Niemcami zdołał przezwy ciężyć najcięższe trudności i przejść do wypierania najeźdźcy ze swych ziem. W ystarczyło zastanowić się poważniej nad rozw ojem sytuacji, aby łatwo dostrzec nieuchronny finał. W nie m ieckich sztabach znaleźli się też nieliczni zresztą ludzie, którzy pełni obaw poczęli zastanawiać się nad znalezie niem dróg prowadzących do zachowania częściowych choćby zdobyczy Wehrmachtu. Lecz ludzie ci mieli bar dzo ograniczone, jak się okazuje, spojrzenie, skoro jako pierwszą z tych dróg wybrali — usunięcie Hitlera. Znów na ustach pojaw iło się określenie „freiter“ . On to, nie okiełznany w swych ambicjach dyletant, chcąc zdobyć laury największego stratega w ojskow ego w dziejach, krzyżować miał słuszne plany doświadczonej generalicji, tępić niemiecką myśl wojskową. On stał się według ich przyczyną klęsk, jego też odejście m ogło przynieść zmianę.
13
Pierwszą jaskółką niezadowolenia z Hitlera, jakie zro dziło się wśród junkierskich sfer Niemiec po klęskach na W schodzie, była próba dokonania nań zamachu, mon towana aż przez... dwóch arystokratów, von Hałema i von Schwarzensteina! Sam zamach miał przeprowadzić Beppo Rehm, jeden z przyw ódców reakcyjnej organizacji w o j skowej „Freikorps“ wsławionej m ordowaniem niemiec kich robotników. Już choćby tylko to rzuca charakte rystyczne światło na cele przyświecające organizatorom „antyhitlerow skiej“ akcji. A kcja ta zresztą przygotowy wana była w wąskim kółku i nie wyszła poza sferę roz mów. Zdawało się też, że w sferze tej pozostanie, gdy niespodziewanie gestapo wpadło na trop „w rogów führera“ . Oddali oni swe głow y pod topór, który to rodzaj kary śmierci bardzo sobie Hitler upodobał. Rzecznikiem sprawy tych spośród wyższych oficerów, którym po klęskach w Związku Radzieckim Hitler po czął zawadzać, stał się pułkownik, później generał-m ajor Henning von Tresckow. Podobnie jak wielu oficerów w ywodzących się z pruskiego junkierstwa, w okresie suk cesów militarnych stał wiernie za führerem, lecz gdy Stalingrad strącił Hitlera z Olimpu sławy, Tresckow p o czął przemyśłiwać nad możliwościami zlikwidowania jego nieograniczonej władzy nad armią. Rzecz jasna, że nie potrzebował wiele czasu, aby dojść- do wniosku, iż „Oberbefehlshaber der W ehrmacht“ dobrowolnie nie zre zygnuje ze swego stanowiska. Nie pozostawało nic inne go, jak Hitlera po prostu zgładzić. W ydawało się to generałowi wyjściem najszczęśliwszym. Lecz co dalej? Tresckow zdecydował się, nie tylko zresztą z własnej inicjatywy, na wcale niełatwe przedsięwzięcie. Usiłował on dla swych planów pozyskać pewne wysoko postawio ne osobistości wojskowe, których stosunek do Hitlera, jak sądził, nie był już entuzjastyczny. Okazało się jednak,
14
że generał, jak na sw oje czterdzieści lat, był dosyć na iwny. Jedno z pierwszych niepowodzeń spotkało go w roz m owie z szefem sztabu generalnego w ojsk lądowych, Franzem Haiderem. Nie było tajemnicą, iż Haider dość sceptycznie odnosił się do koncepcji w ojn y na dwa fron ty. Onże Haider dowiedziawszy się o przygotowaniu ata ku na Związek Radziecki miał powiedzieć: „Uważam za zupełnie możliwe, że ten dureń gotów jest wciągnąć nas w w ojnę z Rosjanami“ . Epitet skierowany był pod adresem Hitlera, ale od słów do czynu często bywa bar dzo daleko, dlatego też generał Haider bardzo gorliwie przykładał się do wypełniania wszelkich poleceń swego wodza przed i po rozpoczęciu w ojn y niem iecko-radzieckiej, mimo że w ścisłym gronie nadal pozwalał sobie ujem nie oceniać fiihrera i jego posunięcia, co go w koń cu zaprowadziło do obozu koncentracyjnego. Haider szybko rozwiał nadzieje Tresckowa. — Sądzi pan, że dowództwo armii m ogłoby sprzeci w ić się führ er ow i? — spoglądał uważnie w oczy Tresc kowa, jak gdyby chciał w yczytać jego myśli. — Obawiam się, że to nie nastąpi. Haider znał dobrze dowództw o armii, znał też dobrze von Tresckowa jako aktywnego dotąd wielbiciela geniu szu führ er a. Pytyjskie sformułowania, którym i uraczył młodszego kolegę, nie były wypowiedziane bez przy czyny. Innym z wybitnych dowódców, z którymi rozmawiał generał Tresckow, był feldmarszałek Walter von Brauchitsch. Od klęski pod Moskwą nie cieszył się on już łaską Hitlera i został odsunięty od dowodzenia. Podobnie jak Haider, choć w mniejszym stopniu, miał Brauchitsch pewne kontakty z ludźmi z Hitlera niezadowolonymi, ale Tresckowowi odpowiedział ostro:
15
— Wszelkie kroki przeciw führerow i uważam za błęd ne. Mój współudział nie byłby, m ożliw y ani teraz, ani w przyszłości. Tresckow nie dziwił się ostatecznie zachowaniu Brauchüscha, ponieważ wiedział, że feldmarszałek jest moral nym dłużnikiem Hitlera. Kiedy Brauchitsch zakochał się, nie kto inny jak sam führer pomógł mu załatwić rozwód. Generał kontynuował rozm owy, oględne zresztą, z in nym i w ojskow ym i, lecz dały one również mizerne rezul taty. Pozwolił sobie wreszcie pewnego dnia na dyskusję z dowódcą Herresgruppe „M itte“ *, feldmarszałkiem Teo dorem von Bockiem. Tresckow bardzo ostrożnie form u łował swe poglądy ha w ojskow e niedołęstwo Hitlera, który postępował w brew uznanym zasadom wojennego rzemiosła i lekceważył rady wytrawnych dowódców. Przeszło sześćdziesięcioletniemu Buckowi lekarz ka tegorycznie zabronił się unosić, lecz feldmarszałek nie mógł powstrzymać wściekłego gniewu. — Nie zniosę w żadnym wypadku krytykowania führera! G dyby ktokolwiek odważył się führera zaczepić, zasłonię go moim własnym ciałem i będę bronił do końca! —• wołał. Generał von Tresckow odczuł znużenie, jego wiara w powodzenie sprawy, której poświęcił się z zapałem neofity, poczęła wyraźnie słabnąć. „Przerażające czasy — myślał. — Nawet rdzeń armii nie umie znaleźć swego właściwego miejsca, a któż jak nie on zdoła w yprow a-' dzić Niemcy z labiryntu, w który zapędziła je szaleńcza wola dyktatora?...“ Energiczny Tresckow mimo wszystko nie tracił na dziei. Im sytuacja militarna na W schodzie stawała się trudniejsza, tym bardziej wzrastało w nim przekonanie, * Zgrupowanie armii „Środek“ .
16
iż właśnie jedynym i pilnym wyjściem ź niej jest Usunięć cie Hitlera. Generał von Tresckow nie był samotnym rycerzem. Tak samo jak on myślało szereg innych ludzi. Niedawno, gdy nawiedziła go pierwsza silna fala rozczarowania do führera, zdołał nawiązać kontakt z opozycyjną grupą, której przewodzili generał w stanie spoczynku Ludwik Beck i K arol Goerdeler, były nadburmistrz Lipska, dzia łacz polityczny i gospodarczy o dużym zresztą autory tecie wśród hitlerowskich dostojników. Zam ierzenia w ojskow ej części owej grupy, nazwanej przez historyków „odgórną opozycją“ , zbiegły się z za mierzeniami generała Tresckowa w kwestii szybkiego wysłania Hitlera na inny świat. V on Tresckow podjął się osobiście dokonać zamachu i począł się zastanawiać nad właściwym sposobem za dania śmierci ukochanemu przezeń uprzednio fiihrerowi. Otrucie nie w chodziło w grę — spożywane przez Hitlera potrawy przygotowywano pod ścisłą kontrolą, poza tym próbował je przyboczny lekarz. Może po prostu zastrze lić führera z pistoletu? Było to ryzykowne, gdyż Hitler nosił jakoby na sobie pancerną kamizelkę. Ponieważ Tresckow zamierzał dokonać zamachu podczas inspekcji Hitlera na froncie, przyszedł mu do głow y fantastyczny pom ysł użycia do akcji... całego pułku kawalerii, który na dany znał miał ruszyć do szarży na Hitlera. Pułkiem ow ym dowodził wtajem niczony przez Tresckowa w jego plany m ajor Boeselager, w yw odzący się z tych samych co generał obszarniczych, junkierskich sfer. A le i ten pom ysł został w końcu odrzucony. Tresckow postanowił w ięc użyć bomby.
2 — Ostatni zamach na Hitlera
17
SPISKOWCY?. Pozostawmy na razie w spokoju generała von Tresckowa. Niechże przygotow uje swą bombę, która ma spełnić wielką rolę:' usunąć upartego i zarozumiałego Hitlera lekceważącego niemiecką generalicję. Pow rócim y doń za chwilę, przyjrzyjm y się natomiast teraz bliżej tej osła w ionej dziś w zachodnich Niemczech grupie, z którą Tresckow nawiązał kontakt i w której imieniu spiskował. Owej „odgórnej op ozycji“ . Podczas w ojn y nikt nic o niej nie słyszał, jej istnienie obwieścił dopiero dzień 20 lipca 1944 roku. Samo określenie „odgórna opozycja“ nasuwa na myśl istnienie w hitlerowskich Niemczech „opozycji oddolnej“ . Tak, istniała ona. B yły to przede wszystkim tajne, głę boko zakonspirowane grupy komunistyczne, które choć straszliwie wykrw aw ione nie przerywały walki. Obok nich istniały w podziemiu grupy socjaldemokratyczne, a także inne organizacje antyhitlerowskie. Liczebnie bio rąc „oddolna opozycja“ była słaba, nie mogła przecież być szeroko rozgałęziona w kraju straszliwego terroru, gdzie tylko za podejrzenie o udział w konspiracyjnej działalności szło się w najlepszym przypadku do obozu koncentracyjnego. (W roku 1939 w więzieniach i obozach przebywało około 300 tysięcy niemieckich działaczy anty faszystowskich.) „Oddolna opozycja“ była słaba, ale „ opozycja odgór na“ była słabsza tysiąckroć. W rzeczywistości był to nie
18
wielki krąg ludzi, w yw odzący się z górnych sfer III Rzeszy. Początków tej opozycji szukać należy w latach 1938— 1939. Hitler, jak wiadomo, głaskany przez Francję i A n glię, urósł w siłę, zmienił się z baranka w wilka i po kazał kły obu zachodnim mocarstwom. Niektórzy poli tycy, związani z Anglią, nie żywili z tego pow odu radości. Postarali się też oni o nawiązanie kontaktu z generałami, niezadowolonym i z różnych przyczyn z Hitlera. Oczywiś cie nie było m ow y o żadnej antyhitlerowskiej organi zacji, po prostu tacy panowie, jak głośny niem iecki finan sista Hialmar Schacht, wspomniany tu już kombinator polityczny Carl Goerdeler, dyplomata Ulrich von Hassel, mniej dyplomata, a w ięcej agent wywiadu Hans Gisevius, generał-pułkownik Ludwik Beck, generał-pułkownik Erwin Witzleben, generał-pułkownik Kurt von Ham merstein-Equord i paru innych wyższych oficerów — spotykali się od czasu do czasu w swoich apartamentach i zajm owali się krytyką osoby Hitlera. Każdy miał po w ody, by odczuwać doń pretensje osobiste, każdemu z nich Hitler w taki czy inny sposób dał się w e znaki. Prócz tego „cyw ile“ odczuwali doń żal, że nie utrzymuje należycie kursu „w schodniego“ i pozwala sobie na za czepianie Anglii, w ojskow i zaś uważali że przygotow y wane przez Hitlera plany w ojenne opracowywane śą po spiesznie i w razie w ybuchu w ojn y mogą skom promito wać niem iecki sztab generalny. Do tego wszakże dopuścić nie było wolno, jako że od wielu dziesiątków lat nie miecki sztab generalny pracował zawsze solidnie, za rów no nad przygotowaniem w ojn y i nad jej prowadze niem. Zamiar uderzenia na Czechosłowację w roku 1938 prze raził jednych i drugich, ponieważ jedni i drudzy liczyli naiwnie, że Francja i Anglia wystąpią zbrojnie w obro nie Czechów i Niemcy zostaną szybko pokonane. Salo nowe rozm ow y przybrały teraz bardziej ożyw iony cha
19
rakter. Postanowiono, że jeśli Hitler ośmieliłby się wy dać rozkaz zaatakowania Czechosłowacji, unieszkodliwi się go. Doszło nawet do tego, <3 czym mało kto wie, że jeden z generałów, Paul von Kleist, w yjechał w sierpniu 1938 roku do Londynu, gdzie oświadczył Churchillowi, że armia obali Hitlera, gdy rozpocznie on w ojnę. Przy tym Kleist otwarcie prosił Churchilla o pom oc w sprawie zwrócenia Niem com tzw. polskiego korytarza. Prośba bardzo znamienna. Hitler o „korytarzu“ m ów ił wtedy zaledwie półgębkiem. Prócz Kleista bawił w tymże roku w Londynie Carl Goerdeler, który oświadczył tam butnie: „Polegajcie na nas, m y obalim y Hitlera“ . Hitler okazał się bardziej przew idujący niż jego sa lonow i przeciwnicy. Zagarnął Czechosłowację jak naj spokojniej, bez przeszkód ze strony Anglii oraz Kleista i Goerdelera. Kleist zaś i inni generałowie z „op o zy cji“ gorliwie w ykonyw ali wszelkie rozkazy führera stojąc na czele oddziałów W ehrmachtu, które zaszły wówczas aż po Ruś Zakarpacką. G dy przyszła kolej na Polskę, cała generalicja bez w y jątku powitała napaść na nią z uznaniem. Zagarnięcie Polski i „odzyskanie starych niem ieckich ziem“ leżało najzupełniej w jej zamierzeniach. Generał Haider, który w roku 1938 zajął po generale Becku stanowisko szefa sztabu generalnego w ojsk lądowych, i który zaliczał się do opozycji, oświadczył w ręcz: „W schodnia granica Nie miec jest nonsensem“ . Podobnie jak wszyscy generałowie starał się jak najlepiej wywiązać z zadań postawionych przez Hitlera, niszcząc armię polską, a przy okazji i lud ność cywilną. „Odgórna opozycja, odżyła, gdy führer zdecydował się uderzyć na Francję jeszcze w roku 1939. Część generałów skłonna raczej do dalszego marszu na wschód, starała się odradzać Hitlerowi złe, ich zdaniem, posunięcie. Gene rałowie ci sądzili, że posiadane siły nie wystarczą do
20
osiągnięcia zwycięstwa, a w ybór jesieni na atak jest zu pełnie niewłaściwy. G dy zbliżał się wyznaczony dzień natarcia, 12 listopada 1939 roku, dowódca w ojsk lądo w ych, generał-pułkownik von Brauchitsch zdecydował się przedstawić swe zdanie Hitlerowi.' Spotkanie odbyło się 5 listopada. Urażony Hitler wpadł we wściekłość, obrzucił Brauchitscha i całą generalicję wyzwiskami i pogróżkami. Generałów, a wśród nich również „opozycjonistów “ ogarnął przestrach. Jeśli wówczas rzeczywiście nie doszło cło rozpoczęcia operacji przeciw Francji, to zawdzięczać można było to fatalnej pogodzie uniemożliwiającej uży cie lotnictwa. 23 listopada Hitler zwołał wszystkich wyższych do w ód ców w ojsk lądow ych i lotniczych oraz marynarki i w ygłosił do nich dłuższe przemówienie, przyjęte przez wszystkich z aplauzem. O poziomie m ów cy i jego wdzięcz nych słuchaczy mogą wiele powiedzieć choćby takie zda nia: „Jako czynnik ostateczny z całą skromnością w y m ienić muszę m oją osobę: jest niezastąpiona. Jestem przekonany o sile m ego umysłu i mej stanowczości... Ja poprowadziłem naród niem iecki na wyżyny... Mam w ybrać zwycięstwo lub zniszczenie. W ybieram zw ycię stwo. M oja decyzja jest ostateczna“ . Generałowie niem ieccy, m ózg potęgi militarnej niemiec, przedstawiciele zamkniętej kasty strzegącej zawsze swych przyw ilejów , z uwielbieniem słuchali takich oto słów zwykłego „freitra“ i radośnie je oklaskiwali. Oczywiście głosy niezadowolenia pojaw iały się od cza su do czasu, wtedy zwłaszcza, gdy Hitler pozwalał sobie na bardzo śmiałe pla,ny, które zdaniem niektórych ge nerałów m ogły w ziąć-w łeb i pozbawić Niemcy ostatecz nego zwycięstwa. Niektórzy generałowie opierali się na przykład uplanowanem u przez Hitlera atakowi na Norwegię, obawiali się m ianowicie angielskiej floty. Paru generałów na
21
pomknęło w tedy o jego usunięciu. Tymczasem Norwegia została zajęta, przy czym skuteczność działania angiel skiej floty nie okazała się wielka. — Całe szczęście — powiedział wtedy generał Dietl — że m am y na czele armii naszego genialnego führ era... Przed -atakiem na Francję znany nam już generał Haider obawiając się planowanego przez Hitlera zdepta nia neutralności Belgii i ^Holandii począł rzekomo przy gotow yw ać pucz przeciwko niemu. W rozm owie z do w ódcą w ojsk zapasowych generałem Frommem pow ie dział, że armia swą siłą może przyczynić się do usunięcia awanturnika. — Niech pan w to nie w ierzy — stwierdził z pewnością w głosie generał Fromm. — Niech pan będzie przekona ny, że armia nigdy nie pójdzie przeciw führerowi. Generał von Leeb usiłował także zaprotestować prze ciw ko próbie naruszenia neutralności Belgii. Zw rócił się w tej sprawie do swych kolegów, generałów Bocka i Rundstedta, z którym i w trójkę dowodził wojskam i na zachodzie. — W tej sytuacji nie można nie pomyśleć o usunięciu tego człowieka — rzekł Leeb. — C o? — uniósł się generał Rundstedt. — Czy m ówi pan poważnie? To byłby przecież zw yk ły bunt przeciw ko naczelnemu w odzow i! D odajm y tutaj słów parę o przyczynach, które kazały H aiderowi i Leebowi wykazać tak wielką troskę o ne utralne kraje. Otóż uważali oni, że Francja zostanie po konana łatwo, bez potrzeby atakowania Belgii i Holandii, w obec czego psucie opinii Niemcom napaścią na małe neutralne państwa nie byłoby celowe. Takie to były zamierzenia opozycyjnych generałów. Dodajm y, że raptem było ich kilku na kilkuset i że próby przeciwstawienia się Hitlerowi znalazły swą naj bardziej gwałtowną formę... w rozmowach.
22
Cywilna część „odgórnej opozycji“ usiłowała w tym czasie prowadzić poufne rozm ow y z Anglikami, między innymi za pośrednictwem Watykanu. A nglicy okazali się realistami i gotow i byli poprzeć opozycjonistów do piero po dokonaniu przez nich przewrotu. Potem Niem cy odniosły świetne zw ycięstwo: padła Francja. „Odgórna opozycja“ niemal skapitulowała. Jej działa cze ostrzegali przecież przed nierozważnymi posunięcia mi Hitlera, które miały Niemcom zgotować klęski, a tym czasem właściwie on był górą. Autorytet Hitlera wzrósł tak bardzo, że zwycięskiego ftihrera podziwiali teraz na w et ci, którzy go kiedyś lekceważyli lub nie znosili. Poza tym Hitler nie omieszkał obsypać generalicję zaszczytami. Przemawiając 19 lipca w Reichstagu wynosił jej zdolno ści pod niebiosy. Szereg generałów otrzymało upragnio ne buławy feldmarszałków, m iędzy innymi negatywnie do Hitlera ustosunkowani generałowie W itzleben i Kleist. Inni również mieli pow ody do radości. Generał W alter W arlimont, szef oddziału planowania naczelnego dowództwa Wehrmachtu, jeden z czołowych niem ieckich m ózgów sztabowych, tak po w ojnie wspom i nał ową zmianę nastrojów w opozycyjnych kołach ge neralskich: „Rozm yślając nad tym okresem nie mogę nawet obec nie negować, że powodzenie i szczęście towarzyszące kampanii francuskiej, łącznie z zaszczytami doznanymi przez najstarszych generałów, złożyły się na stłumienie opozycji w sztabie generalnym; z faktu tego Hitler do skonale mógł zdawać sobie sprawę, gdy zdecydował się na zaatakowanie Rosji. Naczelny dowódca w ojsk lądo w ych i jego sztab generalny pozwolili po raz pierwszy sprowadzić się do roli w ykonawców , czynnika asystu jącego; od tego czasu korpus oficerski został utrzymany w tej roli.“ Hitler okazał się bardzo h ojn y dla wyższych oficerów, cały też niemiecki korpus oficerski ze świeżo upieczo
23
nym i marszałkami na czele stanął za nim murem. Prze cież to führer przyniósł nagrody, awanse, kariery, zw y cięstwa... Zwycięstwa, zwycięstwa... Jugosławia, Grecja, Kreta, A fryka, Ukraina, Białoruś, Krym , na horyzoncie — M oskw a! Moskwa — tu łańcuch trium fów urwał się. „Odgórna opozycja“ poczęła teraz śledzić z przeraże niem bieg szybko następujących wypadków. Front wschodni zatrzeszczał,, potem począł pękać. Potem nastą piła najstraszliwsza dotąd klęska niemieckiego oręża — pod Stalingradem. „Odgórna opozycja“ poczęła się znów naradzać. Oczy wiście nie mogła w yjść poza sferę swoich klasowych interesów, a w ięc: usunięcie Hitlera. W jaki jednak spo sób? Cywilna część opozycji z Goerdelerem na czele była za uwięzieniem Hitlera. Miano mu następnie w ytoczyć proces. W ojskow i byli bardziej bezwzględni: uważali, że dyktatora należy po prostu zabić. Dyskusje na te tematy ciągnęły się zresztą bardzo długo, tak długo, że jeden z opozycjonistów, Ulrich von Hassel, zapisał z ironią w swych pamiętnikach: „W ydaje się, że generałowie oczekują, aby hitlerowski rząd dał im rozkaz obalenia siebie“ . Pod koniec grudnia 1941 roku, gdy armia niemiecka poznała już dobrze gorzki smak klęski, a rozwścieczony Hitler począł bezceremonialnie przepędzać zasłużonych generałów za niezgadzanie się z jego posunięciami stra tegicznymi, w mieszkaniu dym isjonowanego generała Kurta von Hammersteina, jednego z tw órców Wehrmach tu, odbyło się spotkanie w bardzo ścisłym kole. Znaleźli się tam generał Beck, Goerdeler, von Alvensleben, Pechel, oraz gospodarz. Panowie ci doszli do wniosku, że Rzesza Niemiecka może się załamać, o ile nie usunie się Hitlera i jego przybocznej kliki. W niosek wysunąć było
24
łatwo, gorzej znacznie przedstawiała się jego realizacja. W jaki sposób dokonać zamachu stanu? Po długich debatach znaleziono prawdziwie awantur nicze wyjście, postanowiono mianowicie zwrócić się do feldmarszałka Witzlebena, naczelnego dow ódcy w e Fran cji, aby ze swymi wojskam i ruszył na Niemcy. Przy puszczano, że do W itzlebena przyłączą się różni opozy cyjni generałowie i że w końcu W ehrmacht zdoła opano wać sytuację. R ozm ow y kontynuowano, lecz gestapo bez trudu wpadło na trop naiwnego przedsięwzięcia. W kwietniu 1942 roku Pechel został aresztowany, podejrzanego' W it zlebena pozbawiono dowództwa, choć ani myślał on 0 „marszu na Berlin“ . Taką oto nieudolną akcję zdolna była zaplanować „odgórna opozycja“ w ciągu paru lat swej działalności. W reszcie znalazł się von Tresckow ze swymi rozlicz nym i planami zadania Hitlerowi niespodziewanej śmierci. Jednocześnie szef ogólnego urzędu w ojskowego, ge nerał Olbricht wraz z generałem Osterem z Abwehry* czynili kroki zmierzające do uchwycenia władzy w w y padku powodzenia zamachu. Oddziały w ojskow e miały na w ydany im rozkaz obsadzić główne miasta Niemiec 1 zlikwidować ewentualny opór zwolenników Hitlera. W końcu lutego generał Olbricht zawiadomił generała Tresckowa o zakończeniu wszystkich przygotowań. Generał von Tresckow przystąpił do akcji. * Abwehra — wojskowy wywiad niemiecki.
\
SMIERC ZAKLĘTA W
BUTELCE
— G dyby potrafił on sam zrozumieć, jakie błędy czyni!... — westchnął oficer o w ytw ornych m anierach.— W schodni front jak nigdy dotychczas potrzebuje praw dziwego żołnierza. W idzim y oto, że największy nawet geniusz nie potrafi sprostać w ym ogom nowoczesnej w o j ny, jeśli nie dysponuje określonym przygotowaniem. W ojna przestała być grą w szachy. —: G dyby potrafił zrozumieć! — gniewnie odpowie dział generał. — Rzecz w tym, że nie potrafi. Jest opętany samouwielbieniem. W ierzy, że jest nieomylny. Wiem, że to, co chcę uczynić, wykracza poza prawo, a w pojęciu wielu byłoby nawet zdradą stanu, lecz doprawdy nie znajduję innych możliwości. Niemcy stracą wielkiego swego syna, lecz ta ofiara zbawi Niemcy. Rubikon został przekroczony, mój drogi Fabi, nie mamy przed sobą nic do wygrania- prócz jednej tej szansy — generał wskazał jakiś opakowany przedmiot spoczywający na stolik u .— To pomoże Zeitzlerowi znaleźć swego właściwego do wódcę, to uczyni Mansteina, Kleista i Rundstedta rzerzywistym i kierownikami ich armii. Czyż może znaleźć się inna droga? Zadawałem sobie to pytanie po stokroć i nie znalazłem odpowiedzi, która m ogłaby fuhrerowi uratować życie. Paczka leżąca na stoliku zawierała bombę. Ludzie, którzy pracowali nad jej skonstruowaniem i produkcją, nie przypuszczali zapewne, że ich dzieło przeznaczone
26
będzie dla samego kierownika państwa pozostającego z ich ojczyzną w stanie w ojny. Bom by tego typu, zwa ne plastikowymi, znaleźć można było na całym niemal obszarze Europy, który zajmowali N iemcy: we Francji i Włoszech, w Polsce i Jugosławii, na Węgrzech, w F-umunii. Wszędzie tam, gdzie działali agenci angielskiego wywiadu, lub istniały podziemne organizacje utrzymu jące kontakty z aliantami, zlatywały nocami z nieba na ciężarowych spadochronach, aby stać się groźną bronią dywersji. Broń ta nie zawsze trafiała do właściwych rąk, często kroć jej znalazcami stawali się wrogowie, wskutek czego generał von Tresckow, który ufał bardziej w yrobom angielskiego przemysłu zbrojeniow ego niźli przemysłu rodzimego, zdołał w ejść w jej posiadanie. Teraz spoglądał w zadumie na owe nosicielki śmierci. Los zrządził, że on, niem iecki generał, sprzeniewierzy się wpajanym w niego zasadom niezłom nej. wierności naj wyższemu dowódcy, że on, jego wychowanek i uczeń, zada mu ostateczny cios. „Legnie martwy Cezar. Oby tylko jego następca stał się prawdziwym Oktawianem N iem iec!“ — pomyślał generał von Tresckow. Fabian von Schlabrendorff, adiutant generała, pozw o lił sobie zapytać przełożonego o przewidywaną siłę w y buchu. V on Tresckow bez uśmiechu oświadczył, że siła ta zdolna była uśmiercić całą kompanię najtęższych gre nadierów. Oficer wyobraził sobie potężną, znaną mu limuzynę rozlatującą się z szybkością błyskawicy we wszystkich m ożliwych kierunkach. K to wie, czy znajdą się w ogóle jakiekolw iek strzępy ciał? Samochód Hitlera oczekujący na jego przylot widoczny był z daleka. Prezentował się świetnie, tego typu maszy na mogła znieść niew ygody najcięższych dróg. Generał Tresckow typ ten znał na tyle, aby wiedzieć, że na paczkę,
27
która tkwiła w jego rękach, znajdzie się tam nie rzuca jące się w oczy miejsce. Na pozór przedsięwzięcie w y dawało się łatwe, lecz gdy generał przystąpił do jego realizacji, przeszkodą nie do przezwyciężenia okazały się postacie rosłych oficerów SS. Obdarzyli oni generała tak w ielom ów iącym i spojrzeniami, iż uznał on szybkie oddalenie się od przedm iotu swego zainteresowania za najbardziej właściwe wyjście. Ponura jak listopadowy wieczór twarz kierow cy szcze gólnie utkwiła w pamięci Tresc&owa. Taki człowiek wal czyłby zębami i pazurami, gdyby innej broni mu już nie stało. Generał von Tresckow nie należał jednakowoż do ludzi łatwo rezygnujących z dotarcia do celu. Poczuł się teraz w roli myśliwego, którem u co prawda uszedł raz upatrzo ny rogacz, lecz który zna zbyt dobrze jelenie ścieżki, aby dać się w ykpić po raz wtóry. — M ój drogi Fabi! — powiedział do adiutanta. — W y daje mi się, że powinniśm y oszczędzić führ er ow i cier pień. — Schlabrendorff okazał zdziwienie. — Przygotu jem y teraz taką porcję, która zagwarantuje to całkowi cie — wyjaśnił Tresckow, z zastanawiającym uśmiesz kiem na twarzy. „P orcja “ została spreparowana z dwóch bomb, a w y gląd jej żyw o przypominał starannie i umiejętnie opa kowane dwie nieduże butelki. M iały to być butelki przed niego francuskiego koniaku, taką rolę kazał im odgrywać do chw ili eksplozji generał Tresckow. — W yobraźm y sobie — rzekł do Schlabrendorff a — że jest to, na przykład, Martell. — Trudno mi to sobie wyobrazić — szczerze odpowie dział adiutant. — Jako prawnik muszę operować bardzo realnymi pojęciami. Rozpoczęło się drugie polowanie. Był 13 marca 1943 roku. Dwa samoloty Hitlera i jego świty, eskortowane przez myśliwce, wylądowały gładko na smoleńskim lot-
28
nisku. Tresckow, szef sztabu zgrupowania armii „Ś ro dek“ , znalazł się bez trudu w bliskim otoczeniu naczel nego dowódcy, gdy ten udawał się do dowództwa zgru powania. W ydawało się, że obecnie nic już nie przeszkodzi zamachowi. Rzeczywiście, można go było wykonać, ale pod tym tylko warunkiem, że wraz legną trupem w yborow i do wódcy, którzy niemal bez przerw y krążyli w okół niego. N erwy Tresckowa napięły się do ostateczności. G dy za trzym ywały się na nim wyłupiaste oczy führera, m ro w ie przebiegało mu przez grzbiet. Podobnych uczuć doznawał Schabrendorff, któremu przypadła niezbyt przyjem na rola obnoszenia paczki ze śmiercią. Raz ju ż ułożył ją na znak generała, lecz ten nagle zagryzł wargi aż do krwi. Obok Hitlera usadowił się felmarszałek von Kluge, jeden z tych, na których liczono najwięcej w razie powodzenia, choć wahał się on jeszcze w poczuciu żołnierskiego obowiązku w obec führera. — Tracicie teren! -— m ów ił podniesionym głosem Hit ler wodząc palcem po mapie. —- Dla mnie jest to cio sem. Pamiętajcie, że ziemia ta stała się niemiecka, od chwili, gdy padła na nią pierwsza kropla krwi niem iec kiego żołnierza. Generał Tresckow uważnie obserwował zachowanie feldmarszałka. Z całą dostojnością, na jaką m ógł pozw o lić sobie tylko rzeczywisty kontynuator tradycji nie m ieckich dow ódców , tłumaczył on Hitlerowi pozytywne strony skrócenia frontu. — Nie każdy odwrót jest klęską, byw ają odw roty zw y cięskie — zakończył. — Wszystkie dyw izje czwartej armii cofając się systemem sztafetowym narzucają wszędzie nieprzyjacielowi tempo poruszeń. Hitler oparł się swoim zwyczajem obiema rękami o stół i wpatrzył w mapy.
29
— broszę nie używać określenia odwrót! — warknął. — Przypominam poza tym, że to ja rozkazałem stosować system sztafetowy w razie konieczności. — Żołnierze są o tym przekonani, m ój führerze! — odrzekł von Kluge. Tresckow nie mógł temu człowiekow i uczynić naj mniejszej nawet krzyw dy fizycznej. Uruchomił więc w sposobnej chwili adiutanta i złowroga paczka zniknęła z pola widzenia. — Jeśli nasza nadzieja leży w armii, nie wart jest Hitler von Klugego — tłumaczył później Schlabrendorffowi. — Rozważmy inne możliwości. — Któż nie lubi koniaku... • —■ zagadkowo oświadczył Schlabrendorff. Tresckow spojrzał nań uważnie. Oficer z trudem prze łknął ślinę. Doznane wrażenia usztywniły mu mięśnie krtani, lecz nie zwolniły bynajmniej pracy mózgu. Od dłuższego czasu myślał intensywnie nad przeróżnymi sposobami pozbycia się przeklętej paczki. ■ — G dyby tak... koniak przesłać komuś do „W olfschan ze“ korzystając z dogodnej okazji. Taki pułkownik Brandt nie odm ów iłby chyba drobnej przysługi... Tresckow pojął myśl przyjaciela. Schlabrendorff w y dał swymi słowy podw ójny w yrok śmierci nie tylko na pułkownika Brandta, który pracując w wydziale opera cyjnym głównej kwatery w chodził w skład najbliższego otoczenia führera. W ybuch bom by w lecącym samolocie, potem zdruzgotana maszyna wali się jak kamień w dół. Praw dopodobnie właściwa przyczyna katastrofy nie zo stałaby wykryta nigdy. Było to w yjście jedyne w swym rodzaju. Usłyszawszy prośbę Tresckowa pułkownik Brandt rzekł w esoło: — Dla generała Stieffa? Ależ oczywiście! Nie można pozbawić go ow oców winnic Francji, którą tak ukochał.
30
Tresckow równie wesołym tonem odrzekł: — Nie mamy tu wiele radości, drogi pułkowniku, lecz nie zazdroszczę Stieffow i losu kreta, jakim jest pobyt w jaskiniach „W olfschalize“ . Dlatego przesyłam mu trochę słońca Francji. — Świetnie! Słońce w butelce! — roześmiał się Brandt. Schlabrendorff rozegrał przedostatni akt dramatu również świetnie jak jego przełożony. Zachow ując swe nieskazitelne maniery w ręczył pułkownikowi przed od lotem paczkę ruchem pełnym szacunku, a jednocześnie godności. Palec jego ręki wykonał przy tym nieznaczny ruch. Od tej chwili prosty mechanizm bom by zaczął dzia łać. Kwas zaatakował już drucik. Ten nie będzie mógł bronić się dłużej niż pół godziny. Potem kawałek metalu spadnie na spłonkę, a ona dokona dzieła. Hitler zniknął już w drzwiach samolotu, za nim wszedł także Brandt. Zaw yły silniki, m echanicy wyciągnęli pod stawki spod kół. Samolot pokolował na miejsce startu, po czym splunąwszy płomieniami z rur w ydechow ych popędził po gładzi lo.tniska. Za nim wzbił się następny, z boków pom knęły Focke W ulfy eskorty. Schlabrendorff zdjął czapkę i otarł pot z czoła. Poczuł się kompletnie rozbity, lecz jego rola jeszcze się nie skończyła. Teraz telefon do Berlina; oczekiwali tam generał Olbricht i potężny generał Oster z wywiadu, których zada niem miało być wprawienie w ruch maszyny przem ocy w obec ewentualnego oporu góry partyjnej. Po bezpośred niej linii przebiegały słowa. A teraz? Teraz dręczące oczekiwanie. Pół godziny lotu z szybkością 350 kilomet rów na godzinę w kierunku Kętrzyna, gdzieś przed Borysow em powinien nastąpić wybuch. W iadom ość do sztabu grupy mogła nadejść telefonicznie, mógł ją też przynieść któryś z m yśliwców. Nie powinno to wszystko trwać dłużej niż godzinę, półtorej.
31
W iadom ość o katastrofie nie nadeszła i po dwóch go dzinach, nie nadeszła wcale. Tresckow i Schlabrendorif dowiedzieli się natomiast, że samoloty wylądowały na docelow ym lotnisku w najzupełniejszym porządku. Pierwszą myślą Tresckowa było, że Brandt zapoznał śię z zawartością paczki przed przewidywaną eksplozją i zdążył bom by odbezpieczyć.. Równało sią to zagładzie obydw u zamachowców, poprzedzonej rzecz jasna ba daniem przez gestapo. Generał oblał się zimnym potem. A może tym razem tak renom ow any angielski w yrób po prostu zawiódł i w tej właśnie chwili Brandt wręcza Stieffow i paczkę, którą generał nie omieszka znając dobrze gust Tresckowa natychmiast otworzyć z czystego tylko łakomstwa. I ta m ożliwość stanowiła śmiertelne niebezpieczeństwo. G dyby von Tresckow i von Schlabrendorif byli w y znawcami Koranu, prawdopodobnie zginęliby wówczas szybko w lochach gestapo, lecz obaj wystąpili przezna czeniu naprzeciw. Dzieląc się zadaniami ruszyli do tele fonów . Schlabrendorif odwołał swój uprzednio dany Berlinowi znak, Tresckow skontaktował się z Brandtem i usiłował wytłumaczyć, posługując się całym swym kunsztem elokwencji, powstałą pomyłkę. Tresckow usłyszał w głosie Brandta ton, który go prza-% raził. Pułkownik więcej niż podejrzliwie zapytywał o rzeczywistą zawartość paczki. Generał zdecydował się na szarżę. — Nie wypada m i m ów ić o tym telefonicznie. Jutro zamelduje się u pana Schlabrendorif, który wszystko panu wyjaśni. Zechce pan zaczekać do jutra? Brandt zgodził się. Schlabrendorff zjaw ił się nazajutrz u Brandta, przy leciawszy do głównej kwatery Hitlera samolotem. Zawile tłumacząc przyczyny om yłki łowił każde spojrzenie puł kownika, rzucane jak gdyby od niechcenia na fatalny pakunek.
32
G dy wreszcie otrzymał go do rąk z trudem powstrzy mał się, aby nie cisnąć nim o ziemię. Swych uczuć nie zdradził jednak ani jednym niestosownym gestem. A ry stokratyczne wychowanie dawało pewność siebie we wszelkich okolicznościach. Pozwolił sobie nawet na uśmiech podziękowania. Oczywiście Schlabrendorff przywiózł ze sobą prawdzi w y koniak, który ku swemu zdziwieniu otrzymał ge nerał Stieff. Rzesz jasna, że skorzystał z trunku, nie mógł jednak przypom nieć sobie w żaden sposób, aby mu go kiedyś obiecał przysłać von Tresckow... W ijącą się w nieprzeliczonych zakątkach drogą z „W olf schanze“ pomknął ku Kętrzynowi samochód uwożąc na berliński ekspres eleganckiego oficera trzymającego kur czowo potężną tekę. G dy oficer znalazł się w pustym przedziale, zasłonił starannie okno i drzwi, unieruchomił zamek u drzwi i czujny na każdy odgłos zabrał się do rozpakowywania zawartości teczki. Paczka odsłoniła swą zawartość, bom by w yłoniły się z niej w całej okazałości. Oficer ze znawstwem, lecz nadzwyczaj ostrożnie przy stąpił do zbadania detonatora. Rychło stwierdził, że angielski wynalazek działał znakomicie, lecz m im o to w ybuch nie nastąpił. Spotkawszy się w Berlinie z generałem Olbrichtem Schlabrendorff rzekł doń m iędzy innymi: — Poczynam zastanawiać się, czy przypadkiem w ca łej tej gadaninie o opatrzności nie ma odrobiny prawdy. Przecież to wprost nie do uwierzenia... Taka okazja! — Czy ja wiem?... — zastanowił się generał. — Może nawet lepiej, że okazję tę straciliśmy. Powiem panu otwarcie, że właściwie nie jesteśmy jeszcze gotowi, prze konałem się o tym. Pana pow tórny telefon uratował nas wszystkich, wątpię bowiem, czy stało by się tak, jak tego chcieliśmy. Musimy jeszcze popracować... Mniej więcej to samo powiedział później Olbricht Tresckowowi. Ten rzucił nań dziwne spojrzenie. 3 — Ostatnł zamach na Hitlera
33 ,.
— A ch tak... -— odezwał się po chwili. — W ięc nadal działamy bez żadnych wpływów... Donkiszoteria? Myśla łem, że panowie zrobili tutaj coś więcej... — Tak nie można mówić. W pływ y nasze, choć powoli rosną. Prowadzone są rozm ow y z wybitnym i ludźmi , w Niemczech i, jak panu wiadomo, także za granicą. Działamy ostrożnie, lecz pewnie. Musimy wszakże po łożyć nacisk na przygotowanie okręgów w ojskow ych, a tutaj mamy poważne jeszcze braki. Ciężko, ciężko...
DZIW NY PECH GENERAŁA TRESCKOWA *
Tresckow poczynił kilka prób z bombami i jego przy jaciel, pułkownik Gersdorff, który bom by generałowi dostarczał, natrudził się niemało. Ostatecznie, nie było znów tak łatwo wydostać je z w ojskow ych magazynów’ , nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Generał Tresckow mógł w ięc być pewien i zapalnika, i niszczącej siły eksplozji. Tymczasem fatalny pech zni w eczył jego nadzieje. Führer znów psuł będzie szyki do wodzącym marszałkom i generałom, znów zgotuje żelaz nym niem ieckim dyw izjom los V I armii feldmarszałka Paulusa. W ielkie dzieło czterech lat w ojn y obracane będzie w niwecz z w iny jednego człowieka. Tresckow stwierdzał: istnieją wszelkie szanse urato wania zdobyczy, przynajm niej poważnej ich części, gdy by udało się powalić tyrana. W iadom o mu było, iż tuż za alpejską granicą Niemiec, w Szwajcarii, toczyły się właś nie rozm owy, które stwarzały Niemcom poważne per spektywy. Lecz Niemcom bez Hitlera. W arunek wysuwany przez potężnego kontahenta brzmi niedwuznacznie: Hitler musi odejść. Jest tak skompro m itowany w opinii świata, tak znienawidzony przez wszystkich, że żaden najpewniej nawet czujący się w siodle rząd nie m ógłby sobie pozwolić, w obawie o własną przyszłość, na jakiekolw iek z nim pertraktacje. Nawet rząd Stanów Zjednoczonych Am eryki Północnej'.
35
Żaden chyba z mieszkańców Berna szwajcarskiego nie przypuszczał, że w niepozornym budynku przy ulicy Herrengasse rezyduje od końca 1942 roku człowiek, który miał do rozegrania wielką, a zarazem arcytrudną grę po lityczną. Obarczono go ciężkimi zadaniami i choć do dyspozycji postawiono mu olbrzymie środki, choć stal się wszechwładnym szefem amerykańskiego wywiadu w Europie, wiedział, że aby nie przegrać, karty swe partnerom musi odsłaniać ostrożnie. Jeden z partnerów zasiadł do gry w lutym 1943 roku. Pochodził z szanownej książęcej rodziny niemieckiej Hohenlohe-Siegmaringen, lecz występował pod skromnym pseudonimem. Am erykanin był równie skromny: — Buli • — przedstawił się. — Jestem Buli. Książę Moritz Hohenlohe reprezentował... Hitlera. Co prawda czynił to nieoficjalnie, lecz miał pełnomocnictwa upoważniające go do rozmów. W ypytyw ał przede wszyst kim o m ożliwości zawarcia odrębnego pokoju z zachodni mi aliantami. Mister Buli nie twierdził, że byłoby to niemożliwe. Rozmowa toczyła się gładko, mister Buli użył nawet mi łego dla książęcego ucha określenia „W ielkie N iem cy“ , lecz zarazem nie omieszkał wyrazić swej dezaprobaty dla osoby Hitlera. Praw dopodobnie książę Hohenlohe nie wiedział, że tajem niczy mister Buli zdążył nawiązać także kontakty z przedstawicielami „odgórnej opozycji“ w Niemczech. Już w styczniu 1943 roku bawił w Bernie niemiecki dy plomata Trott zu Solz, wysłany tam przez generała Becka i Goerdelera. Jednocześnie nie tracił czasu wicekonsul niem iecki w Szwajcarii, a zarazem agent wywiadu, Berndt Gisevius, jeden z czołow ych działaczy „odgórnej opozycji“ . Tym mister Buli oświadczył wręcz, że usunię cie bankruta, jakim stał się Hitler, jest pierwszym warunkiem ewentualnego porozumienia.
36
W efekcie do dzieła przystąpił generał Tresckow. Suge stie, które m u przekazano, pokryw ały się z jego oso bistym poglądem na przyszjość. Był najwyższy już czas, aby „G rofaz“ , jak ironicznie nazywali Hitlera w ojskow i opozycjoniści, zginął*. Należało nie rezygnować z dalszych możliwości usunięcia rozhisteryzowanego dyktatora w imię przyszłości W ielkich Niemiec, opartych o Zachód i kontynuujących bój na Wschodzie. „Im szybciej, tym lepiej“ — stwierdził generał von Tresckow, lecz po nieudanym przedsięwzięciu 13 mar ca, nie wszyscy podzielali to zdanie. Generał Olbricht zdążył się zorientować, że zbyt mało poczyniono kroków, . aby „rew olu cję“ zabezpieczyć akcją sił wojskowych. Nie było wcale pewne, czy po. rozbiciu Hitlera czołowi przy w ód cy hitlerowscy, tacy jak Himmler, Goebells, B or mann lub potężny Goering, a także prowincjonalni do stojnicy partyjni posłuchają nowej władzy i nie zechcą natychmiast zdławić jej właściwymi sobie metodami. Zagadnieniu temu poświęcono szereg dyskusji, na któ rych zresztą działalność „odgórnej opozycji“ w ogóle opierała się. W w yniku rozwTażań uznano, że na wydane przez dowództw o w ojsk rezerwy rozkazy skoncentro wane zostaną wystarczające siły dla zabezpieczenia spo koju w Rzeszy. Co do wojsk frontow ych liczono, iż w ra zie śmierci Hitlera dowodzący generałowie podporząd kują się nowem u dow ódcy naczelnemu, którym miał zostać feldmarszałek von Witzleben. W ydaje się, że na działalność Tresckowa duży szcze gólnie w pływ miał generał Oster, inspirowany z kolei przez admirała Canarisa, o którego powiązaniach z w y wiadem angielskim wiadom o dziś wszystkim. Tak dla *
„G rofaz“ to skrót określenia „Grösster Feldherr aller
Zeiten“ — największy wódz wszystkich czasów, jakim na zywał Hitlera jego aparat propagandowy i nierzadko on siebie sam.
37
Am erykanów, jak i dla A nglików szybkie odejście Hitlera było wówczas nader pożądane. Nawet, gdyby w wyniku pertraktacji z now ym rządem niem ieckim również na wschodzie zapanować musiał pokój, to mimo wszystko walec radziecki m ógłby być powstrzymany w dogodnym miejscu i w żadnym razie nie dotarłby do Niemiec. Tymczasem toczył się on tak szybko i nieubłagalnie ku zachodowi, że pewnym politykom spędzało to sen z po wiek. W krótce nadarzyła się Tresckowowi nowa okazja. Heeresgruppe Mitte — zgrupowanie armii „Środek“ — przygotowało w Berlinie na doroczne uroczystości święta bohaterów wystawę swej chwalebnej działalności w Rosji: obrazy batalistyczne, trofea, modele. Generalny adiutant Hitlera, generał Schmundt powiadom ił Tresckowa na parę dni przedtem, iż führer życzy sobie podczas uro czystości obejrzeć eksponaty. Ponieważ w takich chwi lach Hitlerowi towarzyszyli zazwyczaj Goering i Him mler, Tresckow doszedł do wniosku, że należałoby im wszystkim jednocześnie zdjąć z barków trud rządzenia Niemcami. Początkowo na przeszkodzie stanął znów feldmarszałek von Kluge, który zamierzał dostąpić zaszczytu towarzy szenia führerowi wraz ze swą małżonką. Tresckow w y perswadował mu to jakoś i Klugego zastąpił Model, na którego życiu generałowi nie zależało. Tym razem zamachu dokonać miał nie Tresckow, lecz pułkownik Gersdorff. Przybył on z Rosji do Berlina i za mieszkał w hotelu „Eden“ . Z wielkim trudem udało mu się uzyskać od Schmundta zgodę na swe uczestnictwo w w izytacji wystawy przez Hitlera, walnie pom ógł mu w tym nie przeczuwający wcale swego zgonu Model. Generał Schmundt oświadczył podczas rozm ow y w naj większej tajemnicy, iż czas pobytu Hitlera w sali w y stawowej zostanie skrócony. G ersdorff przeraził się nie zmiernie, albowiem miał on do dyspozycji zapalniki pół
38
godzinne, bomba nie zdążyłaby więc wybuchnąć w odpo wiednim momencie. Trzeba było natychmiast szukać jakiegoś w yjścia — wspominał G ersdorff — inaczej okazja przepadłaby cał kiem. Nie mogąc tych m ożliwości znaleźć w Berlinie, Gers d orff zawiadomił o swych tarapatach Tresckowa przeby wającego w Smoleńsku. Generał nie tracąc czasu wysłał natychmiast specjalnym samolotem do Berlina niezastą pionego Schlabrendorffa, który doręczył pułkownikowi zapalniki dziesięciominutowe. O dalszym przebiegu w ypadków niechże opowie sam pułkownik baron Gersdorff. „...Następnego dnia miałem w każdej kieszeni płaszcza bom bę z dziesięciominutowym zapalnikiem. Zamierza łem przesunąć się tak blisko Hitlera, aby wybuch go zniszczył. G dy Hitler z Goeringiem, Keitlem, Dönitzem, Himmlerem, feldmarszałkiem Bockiem i czterema adiu tantami nadeszli, podszedł do mnie Schmundt i rzekł, że na obejrzenie wystawy jest najwyżej 8-10 minut czasu... Zmiana terminu w ostatniej minucie, symptomatyczna dla w yrafinowanych metod ochrony Hitlera, uratowała mu znów życie.“ Gersdorff, jak wynika z powyższych słów, zamierzał zgubić wraz z Hitlerem również siebie. Czyn taki można by bez wątpienia określić mianem bohaterstwa, gdyby został on dokonany. Jednakże słowu Gorsdorffa, choć pochodził on z zacnej baronowskiej rodziny, wierzyć nie można całkowicie z tej prostej przyczyny, że Oberleutnant Schlabrendorff zaprzeczył w swoich z kolei pamiętnikach, jakoby dowoził pułkownikowi zapalniki ze Smoleńska. Mało tego, Schlabrendorff oświadczył, że próba zamachu w ogóle się nie odbyła. Aż dwie w ięc różne relacje od dwóch tylko zama chow ców.
39
Działalność Tresckowa nie zakończyła się na tym, znów nieudanym przedsięwzięciu. Okazał się on także jednym z tych, którzy poparli zaiste fantastyczny plan usunięcia Hitlera przy pomocy... Himmlera. Plan ten najw ym ow niej może charakteryzuje praw dziwą słabość, a zarazem nieudolność „odgórnej op ozycji“ . A utorem planu przymierza z Himmlerem był jeden z filarów „odgórnej opozycji“ , były pruski minister, doktor Popitz. 26 sierpnia 1943 roku doszło w gabinecie służbowym naczelnego herszta gestapo do rozm ow y obu. W przedpokoju tegoż gabinetu ucięli sobie rozm ow ę na ten sam temat zaufany Himmlera SS-Obergruppenfiihrer W olff i zaufany Popitza, adwokat Langbehn. Niedłu go po tych rozm owach Langbehn udał się za wiedzą Himmlera do Szwajcarii, aby tam zbadać stosunek Anglii i Stanów Zjednoczonych do ewentualnej zmiany rządu, w którym Heinrich Himmler zająłby czołowe miejsce. Zdawało się, że stosunek ten nie był negatywny. Mister Buli grał dalej. ■Anglik, z którym Langbehn konferował w Bernie, wspomniał o propozycjach Himmlera i „odgórnej opozy c ji“ pewnemu polskiemu działaczowi emigracyjnemu, ten usłyszawszy sensacyjną wiadomość przesłał natych miast do rządu w Londynie rozpaczliwe słowa: „A d w o kat Heinricha proponuje pokój z Anglią“ . Traf chciał, że depesza ta przechwycona została przez podsłuch gestapo i dostarczona Kaltenbrunnerowi i Mul lerowi, gestapowskim hersztom rywalizującym ze swym szefem — Himmlerem. Himmler wywinął się z opresji, choć telegram zawędrował aż do Hitlera. Langbehn jed nak został aresztowany i osadzony w więzieniu. Ktoś mu siał zapłacić za gadulstwo Anglika, zapłacił zaś ten, kto był słabszy. „Odgórną opozycję“ spotkało więc rozczarowanie. Sprzymierzeniec okazał się zbyt niebezpieczny, gdy cho
40
dziło mu o własną skórę. W późniejszym okresie opozy cjoniści na Himmlera już nie liczyli. Przez niektórych zachodnio-niem ieckich kronikarzy 2 w ojn y światowej generał Tresckow wymieniany jest jako organizator jednej jeszcze próby zamachu na Hit-^ lera. Miała ona m ieć m iejsce w Berlinie, w gmachu Kan celarii Rzeszy, podczas pokazu nowego sprzętu b ojo wego. Dwaj młodzi oiicerow ie pełniący służbę w urzędzie kanclerskim, leutnanci Johann H oiim an i Heinz Schnei der, mieli 20 lutego 1944 roku przedstawić H itlerowi no w y ekwipunek b ojow y pojedynczego żołnierza, tzw. sturmgepack. Co działo się w Berlinie przed 20 lutym i co stało się tego dnia, opowiedział po w ojnie sam Johann H oiimann. 18 grudnia ojciec leutnanta, pułkownik Josei H oii mann, oświadczył nieoczekiwanie synowi: — K ochany chłopcze! Chciałem ci zakomunikować, że przedsięwzięcie, którego masz dokonać, będzie nie zwykle ciężkie. Leutnant ze zdziwieniem spojrzał na ojca. Czyżby po kaz wymagał jakichś nadzwyczajnych w ysiłków ? Pułkownik rzekł otwarcie: — W „sturmgepacku“ znajduje się maszyna piekielna. Wiesz chyba, jakiemu celowi ma służyć. Wiesz też za pewne, że będziesz musiał ofiarować własne życie... O jciec wyjaśnił, że w oznaczonym czasie nastąpi eksplo zja, która na pewno rozszarpie Hitlera i prawdopodobnie wszystkie znajdujące się obok niego osoby. Oczywiście, nie można znaleźć sposobu, aby również dwaj leutnanci uniknęli śmierci. W edług swej relacji leutnant odparł na to bez wa hania: — Jestem mimo to gotów pokaz przeprowadzić, jeżeli jest to ważne dla naszej przyszłości.
41
Pokaz odbył się 20 lutego, lecz w ostatniej chwili, w myśl zasad ochrony führera, przesunięto termin z go dziny 11 na godzinę 9. Tymczasem maszynę piekielną ustawiono na 11.05. « „O jciec opowiadał mi później — relacjonował Johann H offm ann — że o 11.05 maszyna wybuchła. W ięcej jed nak *nie m ów ił mi nic“ . Relacja leutnanta Hoffmana budzi niejakie wątpli wości, lecz spróbujm y w nią wierzyć. Niestety, znów nie pozwala nam na to Oberleutnant Schlabrendorff, któ ry wspom inając przedsięwzięcie H offm anów pisze po prostu, że próba zamachu w ogóle się nie odbyła wsku tek silnego nalotu lotniczego w dniu 19 lutego. Do łańcucha niepowodzeń generała Tresckowa dołą czyło się w ięc nowe ogniwo. A le on nie tracił nadziei. Raz jeszcze wykorzystując swą znajom ość ze Schmundtem, usiłował zaprosić Hitlera do sztabu grupy Mitte, by tam po prostu zastrzelić go. W idocznie generał stra cił już wiarę w m oc angielskich bom b i postanowił wreszcie spróbować, czy Hitlera imają się kule. W szta bie grupy Mitte utworzono grupę zamachową, w której skład wchodzili pułkownik Kleist, pułkownik Voss, ma jor Oertzen, kapitan Eggert, rotmistrz Breitenbach, oraz oberleutnanci Boddien i Schlabrendorff. O ficerow ie ci mieli w odpowiednim m omencie zasypać führera gra dem pistoletowych pocisków. Tresckow bowiem doszedł do wniosku, że przynajmniej kilka z nich utkwi w nie osłoniętej niczym czaszce dyktatora. Führer nie przybył jednak w gościnę. Feldmarszałek von Kluge uległ akurat w ypadkow i samochodowemu, zastąpił go zaś feldmarszałek Busch, protegowany Hit lera. Przeprowadzenie zamachu przy nim graniczyło z dużym ryzykiem. Na tym zakończyła się w ięc zamachowa działalność generała Tresckowa. Nie przyniosła ona żadnego rezul
42
tatu, a jej przynajmniej niektóre przejawy, o których m ówiliśmy, w ydają się w ytw orem fantazji pewnych ludzi, którzy po zakończeniu w ojn y z energią przystąpili do tworzenia legendy o negatywnym w ogóle stosunku niemieckiej generalicji do Hitlera. Choć czas płynął nieubłaganie naprzód, choć z każdą godziną sytuacja militarna hitlerowskich Niemiec sta wała się coraz gorsza, generalicja w swej znakomitej większości nie przestawała wierzyć w geniusz führera, który miał doprowadzić mimo wszystko do zwycięstwa, a w swej całości posłusznie wykonyw ała wszelkie jego rozkazy. Spośród przeszło czterystu* czynnych generałów niem ieckich na palcach można było policzyć tych, któ rych udało się przyciągnąć do akcji przeciw Hitlerowi. Z nich zaś, poza Tresckowem, nikt nie zdobył się na jakiś czyn. Tresckow usiłował dokonać czynu, lecz znów dziwny pech nie pozw olił mu na to. Plan zgładzenia Hitlera skonkretyzowany przez „od górną op ozycję“ na początku roku 1943 nie został zre alizowany, z którego to powodu rok ów nazwano „ro kiem niewykorzystanych okazji“ . Dopiero rok 1944 pozw olił wreszcie skorzystać z okazji. Dopiero wówczas nadszedł dzień, w którym zaklęta w bombie śmierć wreszcie się w y zw oliła .. Stało się to przede wszystkim za sprawą pułkownika Clausa von Stauffenberg.
»
JAK NAJPRĘDZEJ „ifziEŃ X “ ! V on Stauffenberg nie odmawiał H itlerowi pewnych talentów, jednak w dziedzinie militarnej uważał go za całkowitego dyletanta. Stauffenberg nie m ógł wyobrazić sobie, by człowiek pozbawiony wykształcenia sztabowe go, człowiek, który zakończył swą w ojskow ą karierę w stopniu kaprala, m ógł dowodzić najsilniejszą armią świata, jaką była w edług niego armia niemiecka. Sam Stauffenberg przeszło lat dziesięć poświęcił studiom w ojskow ym i przyznać trzeba potrafił osiągnąć dosko nałe oceny. G dy zaś nadeszły lata w ojny, ruszył, jak inni m łodzi oficerowie, pomnażać sławę niemieckiego oręża. Poznał smak zwycięstw w Polsce i Francji, póź niej przyczyniał się do rew elacyjnych sukcesów Rommla w A fryce Północnej, póki któryś z lotników angielskich nie zdecydował się rzucić bom by opodal miejsca, gdzie akurat hrabia się znalazł. V on Stauffenberg został ka leką: utracił oko, prawą rękę, dwa palce u lewej. Mimo to nie rozstał się z wojskiem , bowiem już w tym czasie uznano go za wybitnego oficera. Po pow rocie do sił m ło dy podpułkownik zajął bardzo ważne stanowisko szefa sztabu dow ódcy w ojsk rezerwy, generała Fromma, w czym pom ogli mu generałowie z junkierskich sfer, do których Stauffenberg należał. Tu wspom nieć należy o innej przyczynie, która kaza ła Stauffenbergowi odczuwać niechęć do führera. Mimo uzyskania przez Hitlera najwyższej w Rzeszy godności, mimo że był on obok tego naczelnym dowódcą sił zbroj-
44
fiych, dla Stauffenberga pozostawał zaWsze parwemuszem. Hrabiego nie dziwiły prostackie maniery Hitlera, uważał, że nie może on być inny niż jest. Został co prawda czołow ym mężem stanu Niemiec, lecz przeciąż zawdzięczać m ógł to, zdaniem Stauffenberga, tylko generalicji. Niemieckiemu sztabowi generalnemu przy świecał cel, który Hitler realizował przez dłuższy czas nad wyraz umiejętnie. Nadeszły jednakowoż dni, kiedy Hitler dysponując ogrom em władzy wyniósł się ponad najwybitniejszych generałów i wskutek ignoracji tracić począł to, co oni zdobyli. W roku 1944 władza najwyższa dow ódców w ojsko w ych była już tak ograniczona, że nie mogli oni wydać żadnego rozkazu bez jego zgody. Dobitnie określił to feldmarszałek Rundstedt: „Jako naczelny dowódca na Zachodzie miałem akurat tyle władzy, aby zarządzać zmianę warty przed wejściem do mej kwatery“ . Stauffenberg przypuszczał, że gdy pozwolą na to warunki, Hitler rozprawi się ze starą generalicją, a na jej m iejsce wprowadzi oddanych sobie nazistowskich dowódców. Przypuszczenia te były zresztą słuszne, Hitler istotnie nosił się z takim zamiarem. Służyć temu miało na przykład stworzenie tzw. W affen-SS, armii SS, która rozrastała się bardzo szybko i miała m. in. dać nową kadrę oficerską. Pułkownik von Stauffenberg objął swe nowe stano wisko w dniu 1 listopada 1943 roku. Już w krótkim czasie zdołał on nawiązać kontakty z ludźmi, którzy myśleli podobnie jak on. W pierwszym rzędzie należał do nich geperał Olbricht. Przybycie Stauffenberga do sztabu w ojsk rezerwy okazało się dlań korzystne. Pułkownik podjął myśl Olbrichta o wykorzystaniu w ojsk rezerwy do przeprowadzenia przewrotu przeciw Hitlerowi i przystąpił do jej realizacji. Stwierdzić należy, że czynił to um iejętniej od gene rała Olbrichta, którego nieudolne posunięcia tak bardzo
45
<
rozczarowały kiedyś generała Tresckowa. Mądry puł kow nik postanowił wykorzystać przeciw Hitlerowi plany Hitlera. Führer mianowicie rozkazał opracować plany użycia, w ojsk rezerwy, w przypadku gdyby wśród wielom ilionowej rzeszy obcojęzycznych niewolniczych sił zatrudnionych w Niemczech względnie wśród samej niem ieckiej ludności w ybuchły zamieszki lub też gdyby w Niemczech wylądował nieprzyjacielski desant po wietrzny. A k cji tej dano kryptonim „W alküren“ —Walkirie, którą to nazwę nosiły legendarne germańskie boginie wojny. W ydanie rozkazu „W alkirie“ przez dowódcę w ojsk rezerwy do podlegających mu dow ódców okręgów w ojskow ych oznaczało wprowadzenie zapasowych od działów W ehrmachtu w stan bojow ego pogotowia alarmowego. Rozkazy uzupełniające miały skierować te oddziały na odpowiednie kierunki działań. Okręgami w ojskow ym i na terenie całego okupowa nego przez Niemcy terenu Europy dowodzili zasłużeni generałowie, znający wagę rozkazu przełożonego. Żaden z nich nie odm ówiłby jego wykonania, choćby nawet rozkaz kazał maszerować przeciwko samemu diabłu. — Rozkaz taki wydać musi jednakże sam dowódca w ojsk rezerwowych — zastrzegał się generał O lbrich t.— Jeżeli zaś stary Fromm zawiedzie?... — Mam nadzieję, że nie zawiedzie, skoro führer przestanie być naczelnym dowódcą. Będzie zwolniony od przysięgi, a generał Beck potrafi go przekonać o ce lowości akcji „W alkirie“ właśnie w takim momencie. Może też rozkazy podpisać now y naczelny dowódca — tu na twarzy Stauffenberga pojaw ił się uśmiech. — Przede wszystkim musimy przygotować same rozkazy. Obok tego należy porozumieć się z oficerami, którzy mogą nam być pomocni. Jest to dziedzina działania szczególnie delikatna, obawiam się bowiem, że strach żyje pod niejednym krzyżem żelaznym, nawet rycer
46
skim. Pamiętajmy jednak, że za każdym zdobytym dia naszej sprawy dowódą stoi oddział żołnierzy. Im wyższe dowódca zajm uje stanowisko, tym i oddział jest większy. V on Stauffenberg był pewien wszechpotęgi rozkazu. W myśli przedstawiał sobie żelazne oddziały Wermachtu niszczące wszelkie punkty oporu partii hitlerowskiej, gdyby ta chciała bronić władzy. Odczuwał nawet dumę, że to właśnie on będzie m otorem poczynań, które ocalą W ielkie Niemcy. Rozm owom z Olbrichtem poświęcał wiele godzin. Z czasem rozm ów ców przybyło i ciche zazwyczaj ga binety budynku przy Bendlerstrasse, gdzie mieścił się sztab w ojsk rezerwy, nieraz rozbrzmiewały podnieco nymi głosami. Zjaw ił się tam raz i drugi także generał Tresckow. Krąg wtajem niczonych rozszerzał się. Sektor w o j skowy „op ozycji“ , który od chwili włączenia się doń Stauffenberga począł czynić konkretne przygotowania do puczu, nawiązał jeszcze ściślejszy kontakt z sektorem cywilnym . Oczywiście m iędzy dwoma tym i grupami istniały nadal różnice zdań zarówno co do sposobu usunięcia Hitlera, jak i form y ustrojowej państwa. Jedno było pewne: dyktatura w ojskow a miała utrzymać się na czas nieograniczony, w ojna na wschodzie miała być kontynuowana. Co się tyczy stosunków z państwami zachodnimi obiecywano sobie, że pójdą one na kom promis. — Myślę — m ówił Goerdeler, że Anglosasi mogą nam być do pewnego stopnia pomocni, w każdym razie sądzę, że nie będą się upierać przy swym żądaniu bezwarun kowej kapitulacji, jeśli rząd w Niemczech zmieni się i armii uda się zatrzymać Rosjan. Wystarczy, powiadam, jeśli rząd się zmieni. Jaki ten rząd będzie później, za decydujem y sami. W takim przekonaniu utrzymywał Goerdelera Berndt Gisevius, tajny agent A bw ehry, a oficjalnie wicekonsul
4-7
hiemiecki w Zurychu, który nawiązał kontakt z mistei1 Bullem. Tajem niczym dżentelmenem okazał się sam Allan Dułles, szef wywiadu amerykańskiego w Europie. Am erykanin nie zobowiązywał się co prawda do niczego, ale jednocześnie czynił pewne nadzieje, gdyby Hitler został» odsunięty od władzy. — Dobrze — rzekł Gisevius podczs pewnego spotka nia z Dulłesem w marcu 1944 roku. — Opozycja jest obecnie wystarczająco silna, aby m óc pozw olić sobie na dokonanie zamachu. Przeszkoda w ięc zostanie usunięta. — Opozycja jest aż tak silna? — zapytał z udanym, zdziwieniem Dulłes. — Do tej pory mało miałem wia domości na ten temat. — Mogę ich Panu udzielić, jeśli sobie pan tego życzy — powiedział Gisevius tak ostro, że obecny przy rozm ow ie konsul niemiecki Vaetjen spojrzał nań z prze strachem. Partner był zbyt potężny aby pozwalać sobie na arogancki w obec niego ton. Gisevius zreflektował się natychmiast. — Otóż opozycja liczy obecnie kilkaset zorganizowa nych osób gotow ych na wszystko — powiedział już spokojnie. — W jej skład wchodzą wybitni politycy i w ybitni w ojskow i, za którym i stoi armia. Reprezen towane są w niej wszystkie czołowe stronnictwa sprzed roku 1933. Jest to prawdziwa reprezentacja narodu nie mieckiego, która zdoła w yprow adzić go na właściwą drogę w tych ciężkich chwilach. — Tak, tak — przerwał Dulles. — Wierzę. Mówiąc o stronnictwach politycznych ma pan chyba na myśli także komunistów, prawda? Giseviusa ogarnęło zdziwienie. C zyżby Amerykanin żartował? — Mniejsza zresztą o to — ciągnął Dulles. — Sami wiecie najlepiej, jakie siły zdolne są kierować Niemcami. Myślę jednak o pewnej sprawie, którą przedstawić chcę
43
Mym władzom przełożonym, a która prawdopodobnie o tyle panów zainteresuje, że jej pozytywne załatwienie stanowiłoby niejako gwarancję podstaw ewentualnego nowego rządu, który utworzyć, jak przypuszczam, sposobi się sprzysiężenie. Ciekaw jestem zdania panów w tej materii. d b a j Niemcy zamienili się w słuch. — G d y b y ,. powiedzmy, udało się przekonać dow o dzących we Francji marszałków, że ich oddziały m o głyby przysłużyć się bardziej Niemcom na innym fron cie, gdzie sytuacja obecnie jest nienajlepsza. Miejsce tych oddziałów zająć by m ogły wojska, których celem nie byłoby rozbicie now ych Niemiec, lecz raczej ich zabezpieczenie w pewnym sensie, szczególnie zabez pieczenie nowego rządu. Gisevius zrozumiał, że .w yw od y Dullesa zmierzają do przedsięwzięcia jednostronnej akcji na zachodzie Europy, która um ożliwiłaby wkroczenie w ojsk alianc kich do Francji, a następnie zapewne i do Niemiec. Propozycja była bardzo, śmiała, nawet bezczelna. — Wymaga to poważnego zastanowienia się — ode zwał się po dłuższej chwili. Nie chciał brać na siebie ryzyka. — Dlatego o tym wspominam — rzekł szybko Am e rykanin. — Z ’ dwojga złego... — uśmiechnął się. — Mój rząd stoi na gruncie bezwarunkowej kapitulacji. Tego samego zdania jest rząd W ielkiej Brytanii. Przypusz czam, że zmiana takiego stanowiska nie nastąpiłaby łatwo, zwłaszcza że oba rządy muszą liczyć się z rosyj skim sprzymierzeńcem. Jest on w bardzo dogodnej sytuacji i chyba starał się będzie sytuację tę polepszyć. Prosiłem wczoraj mego sekretarza, aby obliczył, jaka odległość dzieli Rosjan od Berlina. Okazało się, że nie jest ona zbyt wielka. 4 — Ostatni zamach na Hitlera
Gisevius myślał: „C hce powiedzieć, że Anglosasi będą znacznie milej widziani na ulicach Berlina od R osjan. Naturalnie. Upadliśmy tak nisko, że sami mamy wybrać, które mocarstwo zajmie Niemcy. Co powiedzą na to generałowie?“ — Nie jestem pevden, czy marszałkowie dowodzący we Francji zgodzą się na Odmarsz choćby bez pozorów boju — powiedział głośno. — W każdym razie nie Rundstedt, a on jest główno dowodzącym — dorzucił Yaetjen. Dulles skrzywił się. — Panowie rozumieją chyba, że nie istnieje już za gadnienie przegrania w ojn y przez Niemcy. Pozostało tylko pytanie, kiedy to nastąpi. Poza tym może przecież zdarzyć się i tak, że pana Rundstedta zastąpi ktoś inny. Zw róćcie panowie uwagę na ogrom ny autorytet mar szałka Rommla. Czy on sprzyja sprzysiężeniu? Ciekaw jestem w ogóle, kto w armii popiera sprawę uzdrowie nia Niemiec. Temu życzeniu stało się zadość i Gisevius z zapałem począł wyliczać nazwiska: Witzleben, Beck, Hoepner, Olbricht, Rommel, Kluge, Falkenhausen, Tresckow, Heusinger, Stieff, Fellgiebel, Lindemann, Wagner, Stiilpnagel, Hase... Cały gabinet rozbłysł od tych słów generalską czerwienią i złotem. Gisevius nie omieszkał dodać kilkunastu jeszcze nazwisk generałów, choć nie był wcale pewien, czy nawiązano z nimi kontakt. Zdawało się, że na twarzy Dulłesa pojaw iło się zado wolenie. Gisevius nabrał otuchy. Raz jeszcze powrócił do kwestii usunięcia Hitlera. — Jakie byłyby wreszcie m ożliwości zawarcia po k o ju 7 Czy nie m ógłby pan w ysondować tych możli w ości? ■ — pytał. — Zależy nam bardzo na odpowiedzi, na szybkiej odpowiedzi. 50
—- M ogę p an ów zap ew n ić — p ow ied ział z naciskiem D ulłes — że będę ze wszystkich sił doradzał m oim m o cod aw com , a by poszli w am na rękę. O sobiście w id zę w ruchu w a szy m zd row ą przyszłość N iem iec. M yślę, że m e p oglą d y podzielą też inni. G isevius system atycznie p rzek a zy w a ł w ia d om ości o rozm ow a ch do k ierow n ictw a spisku. P rzekazał też w ieść o n ow ej p ro p o z y cji Dullesa. A le generał B eck zapozn aw szy się z nią bez w ahania ją odrzucił.
— Czy doprawdy Niemcy upaść mają teraz na kolana? Nawet w 1918 nie spotkało nas coś podobnego. W ydać Rzeszę na łaskę i niełaskę anglosaskich kupców ? Zbyt wielkie ryzyko. Linia Renu — oto na jakich warunkach możem y pertraktować. W ogóle trzeba raz wreszcie zorganizować dzień X. Trzeba działać, trzeba pozwolić działać armii. Będzie ona mogła działać, gdy zwolni się ją od przysięgi w obec fuhrera. Gisevius, który z dnia na dzień umacniał w ięzy łączą ce go z Dullesem, nie był zadowolony z tych słów. Stał się zwolennikiem otwarcia frontu zachodniego, zwłasz cza po 6 czerwca 1944 roku, gdy nastąpiła inwazja aliantów we Francji. Szukając poparcia znalazł sprzy mierzeńców w osobach nowego szefa wywiadu w ojsko wego, pułkownika Hansena, szefa policji berlińskiej hrabiego H elldorffa, marszałka Rommla i innych jeszcze opozycjonistów. Na m iejsce Rundstedta przybył do Francji marszałek Kluge, co mogło być czynnikiem sprzyjającym. Generał Beck stał jednak na poprzednim stanowisku, a bądź co bądź, on miał być prezydentem państwa. V on Stauffenberg szanował generała, liczył się bardzo z jego zdaniem i ehociaż nie uważał przygotowań do zamachu za zakończone, przyśpieszył bieg spraw. Nie bez w pływ u na to pozostała letnia ofensywa radziecka, która ruszyła
51
22 czerwca wprost na wojska zgrupowania Mitte. Nie bez w pływ u na postępowanie Stauffenberga pozostały sygnały Giseviusa nadsyłane ze Szwajcarii, w których zalecał on m im o wszystko działanie. „Sprawa nie cierpi zwłoki. Nie należy tracić czasu na wstępne rozważa nia“ — pisał 9 czerwca w liście do Becka i Goerdelera. Am erykanie i A nglicy oczekiwali wtedy już w Nor mandii, aby w Niemczech dokonał się przewrót. Gisevius pojaw ił się nawet w lipcu w Niemczech, ponownie forsując plan otwarcia frontu zachodniego. Generał Beck sprzeciwiał się temu nadal, lecz nie wiedział, że dzielny podw ójn y agent A bw ehry i Dullesa pozyskał już wystarczające w pływ y, aby m óc powiedzieć o Becku: „N ie przypuszcza on nawet, że jego pierwszym aktem władzy jako głow y państwa będzie wysłanie przed stawiciela do głównej kwatery Eisenhowera, aby po wiadom ić g o . o bezwarunkowej kapitulacji Niemiec“ . Tak, tak, Gisevius bardzo urósł w siłę, odkąd zbliżył się do mister Bulla. Stauffenberg spieszył się z zamachem z jeszcze jed nego powodu. Otóż Hitler począł oddawać wojska rezer w ow e pod komendę Himmlera. 11 lipca podporządko-, wano mu 25 nowoutworzonych dyw izji i można było się spodziewać, że w niedalekiej przyszłości obejm ie on dowództwo nad całością rezerw. Czymże wówczas mogli operować spiskow cy? Cała przecież nadzieja powodzenia leżała właśnie w wojskach rezerwy. Podporządkowanie ich Himmlerowi rozwiewało praktycznie nadzieję tę w zupełności. Wreszcie na przyśpieszenie poczynań Stauffenberga wpłynął fakt, którego zresztą można było spodziewać się v/ każdej chwili. Szef gestapo, - Heinrich Müller, zgromadził już zbyt wiele materiału przeciw Beckowi i Goerdelerowi, aby mogli oni dłużej pozostawać na
52
wolności, gestapo śledziło także Giseviusa, a w początkach lipca aresztowało doktora Lebera, który spełniał rolę łącznika m iędzy sektorem w ojskow ym a podziemną partią socj aldemokratyczną. Nawiasem m ówiąc Goerdeler wiedział, że gestapo wpadło na trop jeg o działalności. W iedział o tym rów nież Beck. Na początku lipca 1944 roku taka oto po toczyła się rozmówka m iędzy obiema tymi czołowym i osobistościami „odgórnej opozycji“ . — W łaściwie dziwię się, że nie jest pan jeszcze do tej pory aresztowany — powiedział generał. Goerdeler roześmiał się. — Taki przysmak, jakim ja jestem, zostawia się zwykle na deser. Sprawę Becka i Goerdelera Müller przedstawił Kalteńbrunnerowi, ten polecił skierować ją do Himmlera. Himmler przewertował uważnie materiały i doszedł do wniosku, że opozycja zaszła już zbyt daleko, aby asystowanie führerow i było bezpieczne. Na wszelki w ięc wypadek przestał pojaw iać się tam, gdzie bywał Hitler, co się zaś tyczy aresztowania Becka i Goer delera, tak pokierował obiegiem dokumentów, że w ę drowały one cały miesiąc, aż do sierpnia, nim z decyzją Himmlera pow róciły wreszcie na biurko Mullera. Idea Popitza, jak widać, żyła nadal w umyśle Reichsführera SS. ' * Stauffenberg rozważając sytuację postanowił nie zwlekać, lecz na przeszkodzie stanęło mu nie co innego jak właśnie postępowanie Himmlera. Część spiskowców zażądała mianowicie, aby Hitlera zgładzić koniecznie wraz z Goęringiem i Himmlerem. Usunięcie tego trium wiratu znacznie m ogło ułatwić dalsze powodzenie akcji. Marszałkowie Kluge i Rom m el wysuwali nawet to żą danie jako niezbędny warunek ich udziału w spisku.
Dwukrotnie — 16 i 18 lipca — Stauffenberg usiłował dokonać zamachu, lecz za każdym razem i Goeringa i Himmlera brak było w otoczeniu Hitlera. Tymczasem upływał jednakże drogocenny czas. Pułkownik zdecy dował w ięc użyć bom by bez względu na ich nieobecność Była to bomba tego samego typu, jakiego kiedyś bez powodzenia użył generał Tresckow. Tym razem jednak przygotował ją nie byle jaki spec, bo sam pułkownik Freytag von Loringhoven, jeden z wybitniejszych dzia łaczy opozycji w ojskow ej. Można było podpuszczać, że teraz ani zapalnik, ani ładunek w ybuchow y nie zawiodą.
ZA PIĘĆ DW UNASTA Samolot leciał rów no w spokojnym p oran nym p o wietrzu i pułkownik, odłożywszy na bok studiowane dokumenty, spojrzał na przesuwającą się w d ole ziemię. To był jeszcze ok ręg Warty, Warthegau, kraina, którą przed czterema laty przywróciła Niemcom ich armia. Dła wielu niem ieckich oficerów ta właśnie ziemia była ziemią ojczystą. Ich ojców wypędziła stąd słowiańska przemoc. Zwycięstwa na zachodzie Europy — we Francji, Belgii, Holandii, Norwegii — okazały się ceną, k tórą trzeba będzie zapłacić dziś, aby Niemcy m ogły zachować dla siebie wschód Europy. Cena wysoka, lecz wyjścia innego nie było. Na zachodzie Ren, na wschodzie Bug, może Dniepr. Zadecyduje jeszcze o tym przyszłość, walka. Pułkownik przypomniał sobie ostatnie wynurzenia Giseviusa, który raz jeszcze, przed paru dniami zaledwie, nalegał na otwarcie frontu zachodniego. Na Gisevius& musiał być w yw ierany szczególnie silny nacisk ze strony jego anglosaskich kontrahentów, skoro zjawił się w Niem czech nie bacząc na ostrzeżenia Hansena. Szef wywiadu zapowiadał Giseviusowi m ożliwość aresztowania przez gestapo. Do tej pory ono nie nastąpiło, czemu pułkow nik m ógłby się dziwić, gdyby nie znał mechanizmu szpiegowskich kontaktów. Przypuszczał, że wysoki „konsul“ pracuje na dwa, może nawet na trzy fronty. Praw dopodobnie każdy z jego m ocodaw ców wiedział
55
0 tym, lecz tego rodzaju człowiek bywał wygodny, nie rzadko bardzo nawet potrzebny. Pułkownik w ostatnich tygodniach starał się dołożyć maksymalnego wysiłku, aby skonsolidować sektor w o j skow y opozycji, a także w miarę m ożliwości um ocnić go. On i inni osiągnęli pewne sukcesy na tym polu. Udało im się na przykład wtargnąć w niezdobyte na pozór twierdze, jakim były generalskie korpusy Luftw affe 1 Kriegsmarine. Hitler, poprzez Goeringa i Dontiza, dołożył starań, aby tym i rodzajami sił zbrojnych do wodzili ludzie najbardziej mu oddani. Mimo to znaleźli się wśród nich tacy, którzy nie zatracili rozsądku. Było ich co prawda mało, bardzo mało, paru zaledwie, ale ciężar gatunkowy tych ludzi był duży. Niestety, obok sukcesów były też klęski. Szczególnie dotkliwe były te, gdy liczono na człowieka w stu niemal procentach, a fen ukazywał oblicze nieprzyjazne, nawet wrogie. Najbardziej w ym ow nym tego przykładem było za chowanie się generała Heinza Guderiana, inspektora w ojsk pancernych. Pozostawał on w niełasce, odsunięty od dowodzenia, ponieważ w grudniu 1941 roku odm ówił wpędzenia pewnej dyw izji w szpony śmierci, choć rozkazał mu to uczynić sam führer. Można było być pewnym, że musi on w głębi ducha nienawidzić „G rofaza“ . A oto, co zakomunikowano pułkownikowi zaledwie wczoraj, 19 lipca. Poprzedniego dnia przybył do Guderiana generał Weiss z określoną misją. Na wszelki wypadek działać miał ostrożnie, lecz przypuszczano, że osiągnie rezultaty pozytywne. Rozmowa potoczyła się gładko, wreszcie skoncentrowała się na sytuacji militarnej Rzeszy. Weiss stwierdził w pewnej chwili, że dalsza walka na dwa fronty nie jest już możliwa i jedyną szansę stanowi zawarcie odrębnego pokoju z państwami zachodnimi.
56
— Jak pan sobie to wyobraża? — zapytał Guderian. — Jestem daleki od bezpośredniego udziału w zała twianiu tak poważnego problemu — ostrożnie oświad czył gość;— Mogę jednak zakomunikować panu gene rałowi, że są mi znane zamierzenia pana marszałka von Kluge, który zapewne niedługo już rozpocznie per traktacje z Amerykanam i i Anglikami. Guderian z wrażenia powstał z miejsca. — U poważniony przez fiihrera? — wyjąkał. — Bez w iedzy fiihrera, oczywiście. Guderian usłyszawszy to zdanie zachwiał się. Zaci snąwszy pięści podskoczył ku W eissowi z wykrzywioną z wściekłości twarzą. Chwilę spoglądał na generała przekrwionym i oczami, potem zacinając się zasyczał: — Czy zdaje sobie pan sprawę ze swych słów? Czy w ie pan, co to oznacza? Czy widzi pan następstwa, jakie ten krok... tego rodzaju krok Klugego może za sobą pociągnąć? Po prostu nie wierzę w to wszystko, lecz jeśli nie jest to prawdziwe, to jednak źle, głupio, nędznie w ym yślone! K to panu to powiedział, skąd pan to w ie? — Jest to obojętne. Dzielę się tylko z panem genera łem pewną inform acją. W nioski może pan wyciągnąć takie, jakie uważa pan za słuszne. Guderian opadł na krzesło i ukrył twarz w dłoniach. Sprawiał wrażenie człowieka zupełnie złamanego. Po dłuższej dopiero chw ili uniósł głowę. — Marszałek polny — powiedział łamiącym się gło sem. — Niemiecki marszałek... Nigdy, niech mi pan wierzy, nigd;/ nie wyobrażałem sobie, aby stojący w obliczu wroga niemiecki generał m ógł w brew woli głow y państwa powziąć podobną decyzję. To przecież — zdrada, złamanie przysięgi!... Nie mogę w to uwierzyć, nie mogę! W ogóle po co mi pan o tym mówi, co ma pan na celu? — Nic. — Weiss znalazł się w trudnej sytuacji. — Chciałem pana uprzedzić tylko, ponieważ w tych cięż
57
kich czasach poczynają dziać się rzeczy, o jakich dotąd naw ^t nie śniliśmy. „Inter arma silent leges“ — generał strawestował znane powiedzenie o milczących w czasie w ojn y muzach. — Któż może dziś przewidzieć, co będzie dziać się jutro. Kto wie, co będzie za miesiąc? K to dożyje, ten zobaczy... Pułkownik nie mógł oczywiście wiedzieć, że po w o j nie już Guderian tak napisz-e w swych wspomnieniach o tej rozm ow ie: „... Miałem czas zastanowić się spokojnie nad tą wiadomością. Ponieważ w kwaterze głównej z powodu ciągłych raportów i wizyt nie można było znaleźć wa runków do rozważenia w skupieniu całej sprawy, po stanowiłem w yjechać 19 lipca na inspekcję do Olsztyna, Torunia i Inowrocławia i w podróży powziąć ostateczną decyzję“ . Jaką to decyzję powziąć chciał „nieprzychylny füh« rerow i“ generał Heinz Guderian? ,,... M ówiłem sobie, że jeśli zamelduję Hitlerowi to, co usłysza|em, nie znając źródła wiadomości, mogę narazić feldmarszałka von Kluge na ciężkie, być może, niesłuszne podejrzenia. Jeżeli zaś zachowam wiadomość dla siebie, a okaże się ona prawdziwa, stanę się współ winnym groźnych następstw, które sprawa ta musiałaby za sobą pociągnąć. Trudno było znaleźć właściwe w yjście z sytuacji“ . Nie tylko Guderian zamierzał odegrać rolę szpicla, gotowi byli do tego i inni generałowie, z którym i opo zycjoniści usiłowali nawiązać kontakt. Kiedy teraz, na parę godzin przed rozstrzygającą chwilą, pułkownik obliczał gotow e do działania siły, ogarniał go po prostu przestrach. Było ich wszystkich tylko kilkudziesięciu w całej wielom ilionowej armii. A jednak decydował się na ostateczny krok, wierzył bowiem, że siła w o j skowego rozkazu potrafi w jednej godzinie uczynić tych kilkudziesięciu władcami całej Rzeszy. A gdyby nawet
58
to się n ie udało — pułkownik był już zdecydowany — niechże w historii pozostanie choćby ślad, że korpus oficerski W ehrmachtu nie podporządkował się całkowi cie szalonemu freitrowi. Pułkownik starał się w ostatnim czasie o uzyskanie posiłków w tych kołach, które m ogły przyczynić się do sukcesu zapewniając poparcie m ożliwie szerokich war stw społeczeństwa. On właśnie był tym, który mimo wielu sprzeciwów wyraził poparcie propozycji nawiąza nia kontaktu z komunistycznym podziemiem. Pułkow nik wiedział, że każda antyhitlerowska grupa może oddać niezwykle cenne usługi w walce o władzę. K om u nistów trzeba było brać w rachubę. Nawet hitlerowcy podziwiali ich wytrwałość i odwagę, co zaś imponowało szczególnie, to niesłychana ich żywotność w warunkach jak najbardziej skrajnego terroru. Trudno było po prostu uwierzyć, że w połowie roku 1944, w dziesięć lat po rozpędzeniu kom unistycznych organizacji, zli kwidowaniu przyw ódców , wym ordowaniu dziesiątków tysięcy co aktywniejszych członków partii, w samym sercu antykomunistycznych Niemiec Hitlera istniały zakonspirowane grupy mające poważne w pływ y w w iel kich zakładach przemysłowych, nawet w armii. Takiego potencjonalnego sojusznika w ostatecznej rozgrywce oyłoby trudno nie dostrzegać i byłoby błędem go po mijać. Tym bardziej był on pożądany, gdy przegląd własnych sił odsłaniał ich prawdziwą nicość. Inna rzecz, że ten ewentualny sojusznik został przed niedawnym czasem poważnie osłabiony. Na skutek do nosu dwaj przyw ódcy komunistyczni Anton Saefkow i Franz Jacob zostali aresztowani, za nimi poszli inni podziemni działacze. Można było jednak mimo wszystko liczyć na to, że w ielu jeszcze pozostało. Nie ulegało wątpliwości, za kim się opowiedzą oni, gdy nadejdzie odpowiednia chwila. Później zaś... O tym, co nastąpi później, pułkownik nie starał się myśleć. Absorbował
59
,
g o przed e w szystkim Gały naw ał' spraw bliskich. D ziało się tak, że w łaśnie On w y k o n a ć m iał zadania n a jtru d niejsze.
Prawda, że ambicja odegrała pewną rolę, gdy zgodził się dokonać zamachu. Nie czuł się wcale kaleką i ogar niał go gniew, kiedy dostrzegał współczujące mu spoj rzenia. Lecz nie ambicja zadecydowała o tym, iż on właśnie miał odebrać fuhrerow i życie. W łaściwie nie było wyboru. Tylko on jeden ze spi skow ców miał prawo nie tylko przekroczyć trzy ochron ne kręgi w głównej kwaterze naczelnego dowódcy, ale dotrzeć doń bezpośrednio. W ostatnich czasach udawało się to nielicznym, ochrona bowiem fiihrera wzmogła się znacznie. Opowiadano sobie po cichu, że ,,W olfschanze“ stała się ośrodkiem zainteresowania radziec kiego wywiadu i że znalazł się pewien, śmiałek, który zdołał ujść uwagi patroli strefy, zewnętrznej i nawet przekroczyć pierwszy z pasów zaporowych. Komendant ochrony, SS-Brigadeftihrer Ratfcenhuber, nazywany przez niektórych po prostu „Rattenbubę“ *, zrobił wszyst ko, co tylko leżało w m ocy ludzi, aby osłony „W olfschanze“ nie przestąpił nawet najsprytniejszy kot. W zm ocniono też kontrolę osób przybywających do głównej kwatery i opuszczających ją, ograniczono także ich liczbę do niezbędnego minimum. Większość z nich * nie mogła nawet marzyć, aby dostąpić do Hitlera na bliską odległość. Specjalnie przeszkoleni SS-mani czu wali nad tym bacznie. Trzy ochronne kręgi „W olfschanze“ były, prawdę mówiąc, trzema, pasami /śmierci. Każda żywa istota, której udało się w jakiś sposób dostać w strefę działa nia najbardziej wym yślnych sposobów zabijania, rozstawała się z życiem niemal natychmiast. Las ota* Katte znaczy po niemiecku szczur. Połączenie Ratte i Bube odpowiada określeniu „szczurzy łotrzyk“ .
60
słów
czający główną kwaterę znany był z tego, że nie śpie wały w nim ptaki. 30 m ilionów marek, które kosztowała budowa „W olf schanze“ , poszły nie tylko na zbudowanie potężnych, ukrytych w głębi ziemi bunkrów, które zdol ne były przeciwstawić się najpotężniejszym atakom lotniczym. W iele pieniędzy pochłonęło zamaskowanie obiektu i wspomniane środki bezpieczeństwa, mające na celu zagwarantowanie Hitlerowi życia. Lecz bezlitosna śmierć zbliżała się ku dyktatorowi z prędkością pędzącego samolotu mimo tysięcy przeróż nego typu min, luf karabinów maszynowych, rozsianych wszędzie fotokom órek i m ikrofonów rejestrujących każdy dźwięk i ruch, czujnych ślepi setek wartowników. Przyczaiła się niepostrzeżenie w teczce spoczywającej tuż pod ręką pułkownika. Ten nadal pogrążony był w myślach. Niebezpieczeń stwo, na które się narażał, było ogromne. W każdej właściwie chwili m ógł się spodziewać kontroli rosłych zbójów Rattenhubera, a oznaczało to koniec. Pewnego dnia był świadkiem rew izji jakiegoś generała, przepro wadzanej u wejścia do siedziby Hitlera w Berchtesgaden. Na dany znak czterech w ysokich SS-m anów bez żad nych ceregieli poczęło obm acywać generalski mundur, jeden zaś przeglądał zawartość teczki. Generał poddał się oględzinom bez słowa protestu, zsiniał tylko na twarzy, widać było, że nerw y trzyma na w odzy jedynie niesłychanym . wysiłkiem woli. Nie znaleziono oczywiś cie nic, co usprawiedliwiałoby bezczelne postępowanie, lecz żaden z oficerów przybocznego oddziału Hitlera nie zatroszczył się o to, aby generała przeprosić. Najstarszy z nich, w stopniu Sturmbannführern, wskazał tylko jednym ruchem ręki, że w ejście jest wolne. Pułkownik zastanawiał się, co uczyniłby on sam znajdując się w po łożeniu owego generała, i doszedł po dłuższych m edy tacjach do wniosku, że poszedłby chyba w jego ślady. SS-mani spełniali obowiązek, jaki nałożono na nich za
61
pewne za zgodą samego fiihrera. W tej sytuacji jakikol wiek, słowny nawet opór m ógł spowodować nieobli czalne konsekwencje, zwłaszcza wówczas gdy rew izję stosowano w określonym przypadku. Czy jednak zrezygnować z wszelkiego oporu, gdy ludzie Rattenhubera wezmą się do teczki, w której po otwarciu znajdą bom bę? Los, jakiego mógł spodziewać się w tedy pułkownik, przechodził wszelkie wyobrażenia. Kości były już rzucone, należało. w ięc myśleć o po myślnym epilogu. Pomyślnym, rzecz jasna dla pułkow nika. A potem ? Pow rót m ógł okazać się bez porównania trudniejszy niż dotarcie do Hitlera. W ybuch wykluczał możliwości wydostania się z „W olfschanze“ , gdyż nie ulegało wątpliwości, iż wszelkie przejścia zostaną na tychmiast zablokowane przez straż. A tymczasem puł kownik musiał znaleźć się w czasie jak najkrótszym w Berlinie, bo tylko on m ógł uruchom ić w pełni machinę rozkazu „W alkirie“ . W szystko wydawało się bardzo nierealne, zależne od najzwyklejszego przypadku, zdane na przysłow iowy łut szczęścia. Byle esesowski żołdak mógł jednym ru chem ręki zniweczyć całe przedsięwzięcie. Pułkownika ogarniały na przemian uczucia bezsiły, rozpaczy i zwykłego strachu. Przywołał na pom oc całą dumę rodową, wspomniał swą drogę żołnierską, na której wszelka bojaźń była mu nieznana. A le gdy powietrzną podróż miał już za sobą, gdy zbliżał się do pierwszej bram y wiodącej do „W olfschanze“ , zdało mu się, że widzi nad nią rozpalony do czerwoności piekielny napis: „Porzućcie wszelką nadzieję, w y, którzy tu wcho dzicie“ .
D Z IE Ń
s
X
Hitler wszedł do sali prawie niepostrzeżenie i gdyby nie wyniosła sylwetka nieodstępnego generała Schm undta, pozostałby niezauważony dobrą chwilę. Rozdał szybko uściski dłoni tym, których dziś widział po raz pierwszy. Stauffenberg spojrzał w jego otwarte szeroko oczy -—• były bez wyrazu, jak gdyby zapatrzone bez myślnie w dal. Hitler starzał się z każdym dniem. Był coraz bardziej przygarbiony; zniknęła gdzieś bezpowrotnie dawna jego dziarskość, którą starał się imponować otoczeniu. Przy długa mundurowa kurtka jeszcze bardziej kurczyła nieforem ną postać. Co uderzało szczególnie niemiło, to widoczne już z daleka w orki pod oczyma, podska kujące ustawicznie przy najm niejszym ruchu mięśni twarzy. Schm undt spojrzawszy na zegarek rozłożył na stole zwykłe codzienne „Lageberichte“ . Hitler ledwie musnął je wzrokiem, znał już zapewne ich treść. W idać było, że nie może spokojnie usiedzieć na miejscu. Rzucał krótkie spojrzenia na obecnych, przykrywając szybko oczy ciężkimi powiekami, jakby lękając się odwza jemnienia. Feldmarszałek Keitel, szef naczelnego dowództwa sił zbrojnych, m ówił o sytuacji w Normandii. Stauffenberg ze wstrętem słuchał jego przymilnego głosu, zw róco nego wyłącznie ku Hitlerowi. W yjątkowa służalczość,
63
jaką Keitel wykazywał na każdym kroku w obec Hitlera,, już dawno zyskała mu zasłużone przezwisko „L okajtei“ . Pułkownik Stauffenberg skorzystał ze sposobnej chwili, aby złożyć teczkę, z którą nie rozstawał się od rana, pod stołem opartym na s p e c ja ła c h szerokich przegrodach. Jednocześnie w yzw olił działanie mecha nizmu detonatora. Trzask pękającej łuski odczuły nerwy całego jego ciała.. Od tego momentu nad grupą ludzi, zgromadzoną w sali kartograficznej głównej kwatery, zawisła śmierć. Tylko jeden z nich wiedział, jak i kiedy jej ujść. Twarz Stauffenberga osłaniała maska skupienia i po wagi, należna wysokiem u gronu, w którym się znajdował. Jego nerw owego napięcia nie zdradzał nawet błysk oczu. Starał się teraz skoncentrować myśli na przewidywaniu skutku działania bomby. Teczka znajdowała sic w od ległości nie większej niż dwa metry od Hitlera. PułkowTnik przeklął w duchu upalną pogodę, która spow odo wała, iż narada zamiast w dusznym bunkrze odbywała się w stosunkowo chłodnym, bo przewiewnym baraku. Siła w ybuchu znacznie się wskutek tego zmniejszała, lecz mimo to można było się spodziewać, że sam pod much zgniecie Hitlera na placek. Stauffenberg żałował, ■iż wraz z dyktatorem nie uda dzą się na wieczny spoczynek Goering, Goebbels czy choćby Bormann. Rozprawa z nimi, jeżeli stałaby się konieczna, byłaby kwestią najbliższego czasu. Szkoda było za to tych, których pułkownik uważał za ludzi war tościowych, a którzy będą musieli teraz zginąć. A le cofnąć się nie było wolno. W skazówki biegną po nakreślonym kręgu pracowicie odm ierzając czas. Każda uciekająca w przeszłość chwila zbliża koniec wielu na pew no ludzkich istnień. Pułkow nik przypuszcza, że generał Fełlgiebel, szef służby łącz ności, spogląda także w tej chwili na zegarek i czyni to, co zostało um ówione z góry: poleca zawezwać puł-
64
kownika von Stauffenberga do pilnego telefonu z Ber lina. Rozmowa jest tak ważna, że konieczne jest natych miastowe opuszczenie miejsca narady, co też szef sztabu dow ódcy w ojsk rezerwy czyni. Pułkownik hrabia von Stauffenberg oddala się pow o li. Teczki nie zabiera z sobą. przecież ma po skończonej rozm owie tutaj powrócić. W ychodząc rzuca ostatnie spojrzenie na salę. Hitler pow rócił właśnie na swe m iej sce, m ówi coś do generała Jodła. Ten wskazuje na puł kownika Brandta, który unosi się... Taki obraz pochw yciło ostatnie cyklopowe spojrzenie pułkownika Stauffenberga. Oczywiście nie m ógł on wiedzieć, że Brandt wstając z miejsca natrafił nogą na jakiś przedmiot i stwierdziw szy, że jest to teczka Stauffenberga, odsunął ją na bok, poza pionową przegrodę, aby mu nie przeszkadzała.* Mijała* minuta po minucie,. W pewnej chwili Hitler podszedł ku jednej z map pragnąc bliżej zapoznać się z sytuacją na jakimś odcinku frontu. Otoczyła go grupka sztabowców. Czas nieubłaganie biegł naprzód. Mało odporny metal ulegał coraz bardziej zażarcie atakującemu go kwasowi. Pozostał jeszcze tylko jakiś jego strzęp, ledwie dostrze galna metalowa nitka usiłująca opierać się ciężarowi młotka, którego przeznaczeniem według pomysłu jakie goś angielskiego specjalisty miało być uderzenie w spłon kę. Armia niemiecka cofa się na wscho.dnim froncie na odcinkach,' które liczą paręset kilom etrów długości. Na * Ciekawą jest rzeczą, że ów ruch nogi Brandta zakwa lifikowany został przez niektórych zachodnio-niemieckich kronikarzy jako ruch celowy, a nie przypadkowy. Brandt miał należeć do sprzysiężenia i wiedzieć, co znajduje się w teczcs Stauffenberga, dlatego chciał ubliżyć ją do Hitlera, aby nie mógł uniknąć on śmierci. W rzeczywistości ruch nogi Brandta spowodował, że 'bomba usunięta poza płytę straciła jakaś część swej siły. 5 — Ostatni zamach na Hitlera
65
prawym brzegu Bugu czają się już potężne oddziały Ro kossowskiego, gotowe do olbrzymiego skoku aż do Wisły. D ow ódcy niemieckiej obrony z przerażeniem obliczają swe siły. W niektórych miejscach na kilometr frontu przypada trzydziestu zaledwie żołnierzy. Jak powstrzy mać uderzenie?... Pułkownik Stauffenberg przystanął wraz z generałem Fełlgiebelem opodal baraku, w którym obradowano na dal. Generał poinform ował, iż węzeł łączności głównej kwatery gotów jest do natychmiastowego przerwania tej pracy. „Staniemy się punktem m artwym na taki okres czasu, jaki jest nam potrzebny“ — stwierdził. Stauffen berg wyraził pogląd, że okres ten można uważać za roz poczęty. „T o jeszcze tylko sekundy...“ — powiedział. W głównej kwaterze naczelnego dow ódcy alianckich sił zbrojnych w Ęuropie Zachodniej, generała Eisenho wera, toczyła się rozmowa dotycząsa sytuacji w Niem czech. „Osobiście nie spodziewam się zbyt wiele po ow ym tajnym sprzysiężeniu — oświadczył generał Bedell Smith. — Ci ludzie nie mają dostatecznego opar cia, aby uzyskać powodzenie“ . Eisenhower pokiwał gło wą. „N ie należy marnować żadnych szans, które mogą ułatwić wykonanie naszych zadań. To, co wiem, pozwala mi przypuszczać, że będą walczyli“ . Generał Bradley uśmiechnął się smutno. „H itler jest zbyt silny, oni zaś za słabi — rzekł. — Choćby walczyli jak lwy, zgniecie ich jak m uchy“ . Eisenhower rzekł: „Tak czy inaczej można pochwalić tylko dążenia do uwolnienia Niemiec od ich szalonego przywódcy. Szkoda, że dzieje się to tak późno...“ Generał Olbricht połączył się wreszcie z komendantem w ojskow ym Berlina, generałem Hase. „C o śpiewają ptaki?“ — zapytał Hase po krótkim wstępie. „Jest
dzień pogodny — usłyszał w odpowiedzi. — Niech pan będzie dziś gotów .“ Hase zatroszczył się o los pancer nych oddziałów szkolnych, które miały odejść z Berlina na front. „M oże pan być spokojny — odrzekł Olbricht. — Załatwiłem tę sprawę z Thomałe, a on uzyskał zgodę Guderiana. Czołgiści pozostaną tak długo, jak długo to będzie konieczne. W ogóle liczą się teraz już tylko godziny“ . Funkcjonariusz gestapo podsłuchujący tę rozm owę zaliczył ją do rzędu rozm ów służbowych, ponieważ jednak nie była to pierwsza tego dnia rozmowa Olbrichta zawierająca dziwne niekiedy sformułowania, prze kazał swe uwagi do kierownictwa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, gdzie nie przejęto się nimi wcale. W ostatnich czasach namnożyło się tysiące wszela kich kryptonimów, których, jak brzmiało polecenie, na leżało używać nawet na liniach wysokiej częstotliwości. Urzędnik w ojskow y Berger sumiennie pełnił swój dyżur stenografując skrzętnie przebieg narady. Ponie waż wypowiedzi stały się dość chaotyczne, Berger za notował krótko: „Nad propozycją generała Jodła w y wiązała się dyskusja“ , po czym wyciągnąwszy swobod nie nogi oddał się wcale nie optymistycznym rozmyśla niom. Z racji swej funkcji miał możność dokonania wielu obserwacji, nasłuchał się wielu wiadomości nie dostępnych nie tyłko zwykłemu śmiertelnikowi, lecz nawet oficerom sztabów. Berger zapatrzył się w ostry czubek twardego ołów ka. Przyszłość malowała się już tylko w czarnych bar wach. Ołówek w ułamku sekundy zniknął sprzed oczu. Sala rozbłysła przerażającym blaskiem i natychmiast spowiła ją czerń. Berger chciał unieść głowę, lecz jakaś straszliwa siła zdławiła wszystkie jego mięśnie w jednej chwili. Nawet nie czuł bólu. Przestał myśleć.
67
Huk był suchy i przypominał wystrzał porządnego działa słyszany z bezpośredniej odległości. Na S ta u ffen -
bergu nie zrobił on specjalnego wrażenia, choć pułków -' nik odwykł już od bitewnych odgłosów. Tylko porucznik Haeften wtulił głowę w ramiona i wpił się w przełożo nego wzrokiem przestraszonego dziecka. Stauffenberg nie patrzył nań, obchodziło go tylko m iejsce zamachu. Przez okna w yskoczyły kłęby dymu, wylatywały z nich na wszystkie strony różne przedmioty. Dach uniósł się w górę. Stauffenberg zdążył zauważyć, że chyba jakieś zwi nięte w kłębek ‘Ciało, odziane w czarne spodnie i szarą kurtkę, poleciało wraz z wyrwaną framugą okna w prze strzeń. Tak właśnie ubierał się Hitler. Dosyć już, teraz jak najszybciej do samolotu. Zamach udał się wreszcie. Ostatni zamach na Hitlera. Fellgiebel już zniknął. Zapewne daje teraz rozkaz przerwania wszelkiej łączności ze światem. Główna kwatera fiihrera jest „m artw ym punktem“ i pozostanie takim na długie godziny. Stauffenberg ruszył do wyjścia drżąc z podniecenia. Należało teraz pośpiesznie przebyć wszystkie strefy bezpieczeństwa. Jeśli w ybuch bom by przypominał stojącemu w pew nej odległości od baraku i na otwartej przestrzeni Stauffenbergow i huk wystrzału działa, to dla znajdujących się w baraku rów nał się on hukowi wszystkich armat świata. Nikt nie ustał na nogach. Rosłego Brandta w y zwolona śmierć rzuciła jak piórko o ścianę, pozostał z niego tylko żałosny strzęp. Ten sam los spotkał Schmundta, Kortena i B ergera.. Odłamki, podmuch i rzucane jego siłą strzępy poraniły generałów Buhlego, Heusingera, Warlimonta, Jodła, Bodenschatza, Scherffa, admirałów Cossa i Puttkamera, komandora Assamanna, pułkownika Borgmanna. I reszta przedsta wiała pożałowania godny widok. 68
Co jednak stało się z Hitlerem? Właśnie! Gdy m inęło pierwsze oszołomienie, wszyscy zadali sobie to pytanie, ponieważ każdy bez wyjątku wiedział dobrze, komu ów piekielny poczęstunek był poświęcony. Feldmarszałek Keitel, który poprzez opary w ybuchu podążył jak tylko m ógł najszybciej ku wyjściu, widząc teraz, że niebezpieczeństwo minęło, zląkł się swego tchórzostwa. Pragnąc uzasadnić swą błyskawicz ną rejteradę biegał teraz koło baraku wołając wielkim głosem jedno tylko zdanie: — Gdzie jest führer?... W „W olfschanze“ trwał stan alarmu. W ybuch słyszany w całej okolicy podniósł na nogi wszystkich. Rattenhuber biegł ku barakowi dobyw ając z siebie resztki tchu. Stauffenberg wraz z leutnantem Haeftenem parli zdecydowanie naprzód. Znaleźli się w samochodzie. K tó ryś z bardziej czynnych SS-m anów usiłował ich zatrzy mać. Nastąpiła krótka wymiana zdań. Pew ny i wyniosły wyraz twarzy pułkownika, który znany był jako osobi stość wybitniejszą, zdezorientował strażnika. Sytuację wyjaśnił wreszcie oficer dyżurny. — Jaki pow ód zmusza pana pułkownika do opuszcze nia głównej kwatery? *■ — Osobisty rozkaz führ era — spokojnie odpowiedział pułkownik. — Oczekuje mnie samolot. O ficerow i wyjaśnienie to wystarczyło całkowicie. Ani mu przez m yśl nie przyszło połączenie szybkiego w y ja zd y pułkownika z tajemniczą detonacją. Nie wiedział zresztą jeszcze, co się właściwie stało. Stauffenberg najnaturalniej w świecie oddalił się, nie niepokojony już więcej: Miał twarz nieruchomą jak posąg. V on Haeften za to raz po raz rzucał wzrokiem ■ to na prędkościomierz, to na zegarek, 69
Nie minęło jednak na szczęście wiele czasu do chwili, w której dyżurny lotniska dał zezwolenie startu. Pilot dodał gazu i samolot pomknął naprzód niczym myśliwski Messerschmitt. Generał Erich Felłgiebel, szef łączności wojsk lądo wych, przystąpił niezwłocznie do swego dzieła. Szef węzła łączności głównej kwatery pozw olił sobie wyra zić niejakie zdziwienie, lecz wystarczyło, że generał rzucił nań jedno tylko spojrzenie, aby raźno zajął się wykonaniem rozkazu. Kable bezpośredniej łączności zo stały wyłączone. Jeden z telegrafistów zdobył się na wet na niewczesny żart wołając, iż najpraw dopodob niej zbliżają się Rosjanie. Wywołaiło to zrozumiały niepokój. Felłgiebel miał zamiar przerwać łączność radiową po prostu przez zniszczenie urządzeń, lecz nim zabrał się do tego, postanowił sprawdzić skutki eksplozji. Zbliżył się na pow rót do baraku, lecz nagle Stanął jak wryty. Usłyszał głos, który go w jednym m om encie przykuł do ziemi. Głos ten był jedyny w swym rodzaju i o pomyłce nie m ogło być m owy. Pojawiła się niespodziewanie przed skamieniałym z wrażenia generałem postać generała Stieffa. Felłgiebel z trudem wyjąkał pytanie czepiając się rozpaczliwie resztek nadziei. Stieff .nie dosłyszał chyba pytania, bo ni stąd ni z owąd począł m ów ić o konieczności zbadania połączeń telefonicznych. M ogłoby to zdumieć rozmówcę, gdyby nie zaprzątały teraz jego głow y znacznie pilniejsze sprawy. * Felłgiebel machnął w ięc niecierpliwie ręką. — Co się dzieje? Co robić? Jak się to... skończyło? — Myślę, że musimy obaj postępować teraz jak n aj bardziej normalnie. Nie wiem y obaj nic. Jeżeli padnie na nas choćby skr'awek cienia, możemy uważać się za 70
zgubionych. — Stieff skulił się. — Wszystko to jest bez nadziejne. Zawsze było beznadziejne .. — Stauffenberg jest już chyba w drodze do Berli n a...— Fellgiebel zaczął głośno w jja w ia ć jakąś myśl. — Radzę nie wzbudzać żadnych podejrzeń... — Przecież nie można ich pozostawić własnemu lo sowi! — Może w yjdziem y z tego czyści? Generał Fellgiebel raz jeszcze wydał bezpośredni roz kaz szefowi węzła łączności. Tym razem rozkaz natych miastowego odblokowania połączeń. W ten sposób głów na kwatera uzyskała łączność z całym obszarem, na któ rym stacjonowały lub w alczyły wojska niemieckie. Je den z podstawowych warunków powodzenia puczu nie został dopełniony. Hitler stał nieruchomo z prymasem bólu na zakrwa wionej i brudnej twarzy. Mundur i spodnie zwisały w strzępach, przez które przeświecała bielizna. Z czoła zniknął napoleoński kosm yk wplątawszy się w rozmierzwione włosy. Lewą ręką zasłaniał oczy, prawa zwisała bezwładnie. Był zapewne ogłuszony, bo gdy wreszcie dopadł doń z boku Keitel ze swym przeraźliwym wrza skiem, nawet nie zwrócił ku niemu głowy. Z ust w y dobywał mu się ni to bełkot, ni to jęki. Keitel zawył: „M ój fuhrerze!“ lecz na wszelki wypa dek nie ujął go w ramiona, choć uczynił taki ruch, jak gdyby zamierzał to uczynić. Zdem olowana sala zapełniała się szybko czarnymi i polow ym i mundurami SS. Ktoś rzucał nerw owe roz kazy, przez okno widać było biegnące w rozmaitych kierunkach straże. — Nosze! Przynieść nosze! — rozdarł powietrze jakiś saczególnie ostry wrzask. Potem dał się słyszeć tupot dziesiątek nóg, 71
Pojawiła się nowa grupka ludzi, na jej czele profesor Moreli, przyboczny lekarz Hitlera. Dopadł do swego podopiecznego, a w tedy powietrze przeszył obłąkany wrzask, z którego zrozumieć można było pojedyncze tyl ko słowa: ( — Zdrajcy!... Zdrajcy!... Opatrzność!... * A po pewnej chwili nieoczekiwanym żałosnym gło sem Hitler dorzucił: — M oje najlepsze spodnie!... Dopiero wczoraj po raz pierwszy włożyłem je na siebie. M oreli bez namysłu wziął Hitlera w obroty. Znając stan swego pacjenta wiedział, że w tej chwili stanął on na samej granicy obłędu i że tylko szybka interwencja może zniweczyć nieobliczalne tego skutki. Gdy przyw rócono jaki taki porządek, gdy barak po czął opróżniać się z rannych i ogłuszonych dostojników, zabrali się do pracy pracownicy śledczy wszelkiego’ auto ramentu, których w głównej - kwaterze nie brakowało. — Um Gottes W iłlen, was nun?* — jęknął Keitel, kiedy mu przypomniano, że nie kiedy indziej, ale tego właśnie dnia przybędzie do głównej kwatery szef resztek faszystowskich W łoch, Benito Mussolini. W edług ostat niego m eldunku pociąg specjalny wiozący Mussoliniego przejechał Olsztyn. Przygotowania do przyjęcia poczy niono wcześniej, lecz cóż oto miał ujrzeć W łoch, który przybywał tutaj po otuchę? Konieczne było, aby fiihrer " powitał przyjaciela na dworcu w Kętrzynie, lecz czy m ógł on pojaw ić się w tym stanie, w jakim się znajdo wał? B ył ranny w prawe ramię, stracił także słuch z powo du uszkodzenia bębenków. Lewa ręka i lewra noga trzęsły się jak u starca. W pewnych chwilach zupełnie nieoczekiwanie głowa opadała mu na piersi, jak gdyby ’ kark nie m ógł już dłużej jej utrzymać. Tąkj był obrąs m
* Na litość boską, co teraz?
wodza wielkich Niemiec, który miał lada moment ujrzeć Mussolini. Hitler wszelako postanowił dochować wierności tra dycji wzajemnych, powitań. Przyszedł już do siebie, lecz był tak jeszcze wyczerpany, iż chwiał się na nogach. Co odważniejsi z ministrów i generałów zdecydowali się wreszcie na wyrażenie swej radości z „cudow nego ocalenia“ . Hitler przyjm ow ał ich zimno, w pijał się w każdego wzrokiem. Usta miał w ykrzyw ione tak bar dzo, iż lew y ich kąt opadał zupełnie ukośnie ku brodzie. — Nasza dzislna Kriegsmarine dziękuje Opatrzności za w idom y znak jej opieki nad panem, mój fübrerze — m ówił admirał Dönitz. — Marynarka wojenna niezłom nie stoi pod pana dowództwem, wierna do ostatka. Słowa Dönitza były szczere, był on jednym z najbar dziej zapalonych wielbicieli Hitlera. Podobne i równie szczere zapewnienia składali także inni generałowie. Hitler spoglądał ponuro, badawczo. Zadawał sobie pewnie 'pytanie, kto z tych, którzy płaszczyli się teraz przed nim, chciał jego śmierci. Oficerow ie SS czołgali się po podłodze baraku skru pulatnie badając każdy jej centymetr. Okruchy raczej niż odłamki bom by znajdowane gdzieniegdzie zgarniano w jedno miejsce. Raz po raz wysnuwano rozmaite domysły, lecz po czątkowo żaden nie był bliski prawdy. Nikt nie przy puszczał, aby bom bę podłożyła któraś z osób biorących udział w naradzie. W kręgu podejrzeń znaleźli się ro botnicy budowlani, dyżurujący strażnicy, telefoniści. Jakże jednak móg* któryś z nich wnieść w ybuchow y ładunek na salę? — Nic nie wiesz, ty barani łbie? — ryczał jakiś Ober sturmführer do krępego żołnierza z odznakami służby łączności na naramiennikach. «— Zamienię cię w m ó j, Śmierdzący wszarzu!
73
Żołnierz trząsł jię ze strachu i -z t r u d Ł . utrzymywał się w pozycji zasadniczej. Poprawiał akurat linię prze w odową biegnącą w pobliżu baraku, gdy nastąpił w y buch. Bez namysłu padł na ziemię, sądząc, że główna kwatera została zaatakowana przez samoloty. Obersturmführer odprowadził żołnierzynę za drzewo i tam usiłował zmusić go do jakichś zeznań, umiejętnie popierając swe w yw ody bardzo konkretnymi- argumenta mi. Głowa żołnierza podskakiwała raz po raz. Pojaw ił się także jakiś osobnik w cywilnym ubraniu, na którego wystarczyło tylko spojrzeć, aby przekonać się, że należy do szczególnie dobranych szpicli gestapo. Ten węszył gorliwie wśród zrujnowanego wnętrza baraku, potem rozglądając się na boki po jakimś sobie tylko zna nym tropie.
CIĄvjf D A L S Z Y „D N IA X “ „Führer nie żyje. Obca frontow i klika pod kiero wnictwem Himmlera i Keitla usiłuje uchw ycić władzę w swe ręce. A by uratować naród niem iecki przed zagła dą, wojska obejm ują władzę wykonawczą. Broń SS zo staje natychmiast wcielona do armii... Jakikolwiek opór należy łamać wszelkimi środkami...“ Wszystkie dalekopisy mieszczące się w budynku by łego ministerstwa w ojny przy Bendlerstrasse wystuki w ały pośpiesznie tekst rozkazu nowego dow ódcy sii zbrojnych, marszałka Erwina von Witziebena. Rozkaz biegł do wszystkich sztabów niemieckich okręgów w o j skow ych: do Paryża, Wiednia, Belgradu, Brukseli, Osło, Kopenhagi, Szczecina, Kolonii, Krakowa, Pragi, Pozna nia, Królewca, Aten, Sofii... Odbierały go sztaby fron tów w e Francji, Włoszech i Rosji. Jednocześnie przekazano sztabom okręgów w ojsko w ych rozkaz „W alkirie“ . Polecano zająć bezzwłocznie kluczowe pozycje, aresztować przyw ódców partyjnych i dow ódców SS, zabezpieczyć spokój i porządek aż do nadejścia szczegółowych zarządzeń now ych władz. K iedy von Stauffenberg przybył na Bendlerstrasse, panował tam już ruch. Generał Ołbricht wraz ze swym szefem sztabu pułkownikiem Merzem von Quirnheimem udali się już do generała Fromma, aby zażądać od niego wydania rozkazu „W alkirie“ . Stauffenberg napotkawszy Becka i Hoepnera poinform ował ich o przebiegu w ypad?g
ków w „W olfschanze“ dodając przy tym., że śmierć Hit lera nie jest stuprocentowo pewna,’ ponieważ na własne oczy zwłok jego nie zobaczył. Beck z błyskiem niena wiści w oczach rzekł wtedy: — Dla nas on już nie żyje. Hoepner dodał: — Oczywiście. Cofnąć się nie możemy. Chodzi teraz o to tylko, aby Fellgiebel i Stieff odcięli Kętrzyn od świata. — Mogę sądzić, że to uczynili — odparł Stauffenberg. — W tej chwili potrzebny nam będzie szczegól nie Fromm. Tymczasem w gabinecie generała Fromma, na którego pom oc spiskowcy raczej liczyli, toczyła się ostra w y miana zdań. Kiedy Olbricht zawiadomił go o śmierci Hitlera i zażądał wydania rozkazu „W alkirie“ , Fromm zdecydowanie odmówił. — Najlepiej zresztą będzie, jeśli wiadomość tę, w któ rą nie wierzę, po prostu sprawdzimy — na progu zja wił się adiutant. — Proszę połączyć mnie z kwaterą główmą, z marszałkiem Keitlem lub generałem Jodlem. Olbricht wym ienił z Quirnheimem porozumiewawcze spojrzenie: Fromm oczywiście połączenia nie otrzyma. Obaj spokojnie liczyli upływ ające minuty. G dy adiutant zameldował o uzyskaniu połączenia z „W olfschanze“ , ' Olbricht i Quirnheim zastygli w zdu mieniu i przerażeniu. Centrala łączności pracuje, cóż w ięc uczynił -Fellgiebel? Fromm rozmawiał z samym Keitlem. Szef naczelnego dowództwa W ehrmachtu poinform ował generała o w ybu chu dodając, że führer jest zaledwie lekko ranny. — Mamy tutaj niestety kilka ofiar. Niech pan sobie w7/obrazi — m ówił marszałek — że padł Schmundt, dzielny Schmundt... Aha, przypomniałem sobie: czy jest już u pana pułkownik von, Stąyffenbetg?,., Gdzie on gię f l p w ogóle podziewa?.,, 76
Stauffenberg zjawił się u Fromma w kilka minut po tej rozmowie. Ujrzał, jak generał grozi pięścią Ołbrichtowi. — Führer nie żyje — oświadczył sucho pułkownik, zbliżywszy się do przełożonego. — I pan rozpowszechnia to kłamstwo? — zawołał Fromm. — To żadne kłamstwo. W idziałem śmierć Hitlera na własne oczy. From m machnął ręką. Był zdenerwowany do osta teczności. — W idziałem śmierć Hitlera na własne oczy —• nie ubłaganie ciągnął Stauffenberg. — Jest ona m oją za sługą. To ja dokonałem zamachu. — Szaleństwo! — zawołał Fromm. — Przed chwilą Keitel zapewnił mnie, że führer żyje. — Keitel kłamie — odparł Stauffenberg. — Któż mo że wiedzieć lepiej niż ja, co się właściwie stało? Będzie najlepiej, generale, jeśli pójdzie pan razem z nami. — Nigdy! Nigdy też nie pozwolę na wydanie rozkazu „W alkirie“ . Olbricht uśmiechnął się zimno. —• Rozkaz ten jest już wydany. Krótkie to zdanie sprawiło, że Fromrn przez kilka chwil łapał powietrze jak w ydobyty z w ody karp. Sło wa, które zdołał wreszcie z siebie wykrztusić, przepo wiadały jego rozm ów com natychmiastowy nędzny koniac. Zjaw ił się teraz w gabinecie generał Hoepner, już w mundurze, Olbricht wezwał w ięc Fromma, aby zdał mu dowództwo nad wojskam i zapasowymi. Ponieważ From m w odpowiedzi ujął za pistolet, nie pozostawało nic innego, jak obezwładnić nieustępliwego generała, co uczynił z wprawą m ajor Leonrod. Fromm został zamknięty w pokoju adiutantów. Hoepner m ógł się w ięc już uważać za dowódcę wojsk rezerwowych, począł też wraz z Olbrichtem czym prę-
dzej wysyłać rozkazy uzupełniające do podległych sobie odtąd oddziałów. Na wydanie rozkazu „W alkirie“ pierwszy zareago wał dowódca berlińskiego okręgu wojskowego, generał Kortzfleisch. Przybył on osobiście na Bendlerstrasse trafił wprost na Iioepnera. Ujrzawszy go w roli swego przełożonego zaprotestował gwałtownie, w wyniku czego m ajor Leonrod zmuszony był do ponownej interwencji. Hoepner ze strachem stwierdził, że jego kariera nie zapowiada się pomyślnie. Pozostawała do usunięcia jeszcze jedna lokalna trud ność. W przedpokoju gabinetu Stauffenber^a zebrali się zamówieni przez Fromma na konferencję generałowie Specht i Kuntze oraz pułkownik Ferner. Gdy po dłuż szym oczekiwaniu trzej oficerow ie poczęli się energicz nie domagać spotkania z Frommem, Stauffenberg zde cydował się poprowadzić ich do gabinetu dow ódcy w ojsk rezerwowych. Ku swemu zdziwieniu przybysze ujrzeli tam zamiast Fromma generałów Hoepnera i Becka, o których wiedzieli, że nie znajdują się w czynnej służ bie. — Obecnie ja jestem dowódcą w ojsk rezerwowych — zakomunikował Hoepner. ■ — Moi panowie, Hitler nie żyje. W ojna nie jest już do wygrania. Musimy utrzy mać fronty i znaleźć m ożliwości zawarcia pokoju. Prze de wszystkim trzeba rozbić pucz SS. — To zdrada! — zawołał Specht. — Nie ma pan żad nego prawa być tutaj i m ów ić tego, co pan mówi. Führ er żyje na pewno. Nastąpiła wymiana zdań, w której Specht w yróżmai się m iotając obelgi na obu generałów. Kuntz i Fer ner okazali natomiast powściągliwość, lecz nie zgadzali się na współdziałanie, ponieważ uważali, że spiskowcy nie działają zgodnie z prawem. Spechta i Kuntza zamknięto w efekcie w pokoju, w . którym przebywał Fromm. Tam trzej generałowie
78
;
wdali się w rozmowę, w trakcie której Fromm nie omieszkał powiedzieć o swej rozm owie z Keitlem. — Teraz wszystko jest już jasne — odezwał się Specht. — Zaraz zorientowałem się, że to zwyczajna banda — tu z wyrzutem spojrzał na Kuntzego. — Mu simy w jakiś sposób uwolnić się stąd i zacząć działać. Flihrer oczekuje tego od nas. — U wolnić się stąd jest bardzo łatwo — rzekł Fromm wskazując nie strzeżone tylne w yjście z pokoju. — Mo żecie panowie w yjść stąd choćby zaraz. — A pan? — Ja pozostanę, ponieważ chcę tutaj właśnie rozli czyć się później z tymi łotrami. Długo to wszystko nie potrwa. Kuntz i Specht rzeczywiście oddalili się me niepo kojeni przez nikogo. Straż u wyjścia oddała im przepi sowe honory. Wsiadłszy do samochodu obaj generałowie udali się do generalnego inspektoratu w ojsk pancernych, aby zdementować stamtąd rozkazy z Bendlerstrasse. Jaki to miało w pływ na wypadki, nie potrzeba dodawać. Nawiasem mówiąc, również przy głównych drzwiach pokoju, gdzie uwięziono ich wraz z Frommem, nie było żadnego wartownika. Sztab puczu pracował w tym czasie energicznie, żąda jąc od dow ódców okręgów w ojskow ych natychmiasto wego działania. Marszałek W itzleben w yjechał do Zossen, gdzie znajdowała się zasadniczo główna kwatera, aby tam objąć dowództwo. Kilku zaufanych oficerów wyru szyło do ważniejszych oddziałów w garnizonie berliń skim, aby zabezpieczyć ich działania. Zapracowanemu Stauffenbergowi przeszkodził nie oczekiwanie niespodziewany gość: oberfiihrer SS Piffrather. W izyta była pierwszym owocem prowadzonego uporczywie w „W olfschanze“ śledztwa nad ustaleniem osoby zamachowca. Skojarzono tam już nagły wyjazd Stauffenberga z eksplozją, co zresztą nie było trudne,
79
i polecono berlińskiej centrali służby bezpieczeństwa ustalenie pow odów wyjazdu pułkownika do Berjina. Humorystycznie wprost wygląda fakt, że Gestapo nie wiedziało nic o tym, co dzieje się na Bendlerstrasse. Centrala bezpieczeństwa nie próbowała też podejrzewać Stauffenberga o udział w zamachu, po prostu mecha nicznie starała się wykonać polecenie z głównej kwa tery Hitlera. Piffrather zdziwił się, kiedy Stauffenberg polecił go aresztować. Następne godziny były prawdziwym kalejdoskopem wydarzeń. Szanse powodzenia puczu uzależnione były przede wszystkim od terminu wkroczenia do Berlina i energicznego działania spodziewanych oddziałów w oj skowych. Stolica Rzeszy mogłaby wówczas zostać opa'nowana, co nie pozostałoby bez w pływ u na zachowanie się przynajmniej części wojsk. Tymczasem jednostki szkół w ojsk pancernych w W ündsdorf i Krampnitz oraz szkoły piechoty w Doberitż, na które szczególnie liczono, wcale się nie pojawiły. Do szkoły w Döberitz w yjechał wreszcie szef wydziału piechoty w ogólnym urzędzie wojskow ym , pułkownik Müller, który zebranym oficerom odczytał rozkaz Haepnera radząc go natychmiast wykonać. Jednakże, p o d o b ’ nie , jak gdzie indziej, nad rozkazem rozpoczęła się dyskusja. Jedni byli za, inni przeciw, dyscyplina, która miaia uczynić cud, gdzieś się rozwiała. W końcu po stanowiono zatelefonować do komendanta szkoły, gene rała Hitzf elda, który udał się do Baden. Hitzfeld polecił zastosować się do rozkazu, ale i jego głos nie przyniósł spodziewanego rezultatu. Müller miotał się po prostu, aby opanować sytuację. W pewnej chwili usiłując objąć dowództwo zawołał nawet: „O ficerow ie, na mój rozkaz!“ , lecz nikt go nie posłuchał. Nareszcie po dłu gich przekomarzaniach pododdziały poczęły gotować się do wymarszu, aby zająć radiostacje w okół Berlina.
80
Pułkownik Glaesner, który miał na czele czołgów szkolnych w Krampnitz przybyć pod Kolum nę Z w y cięstwa w Berlinie, po prostu zrezygnował z tego, w czym odegrali swoją rolę generałowie Guderian i Specht. Szczególnie ważne zadanie stało przed batalionem wartowniczym dyw izji „Grossdeutschland“ , stacjonują cym stale w Berlinie. Liczny ten oddział, w sile pułku, otrzymał rozkaz obsadzenia najważniejszych gmachów stolicy oraz zaaresztowania przebywających w Berlinie przyw ódców hitlerowskich. Dowódca batalionu, m ajor Remer, stoczył po otrzyma niu rozkazu dłuższy pojedynek z myślami. Był to uro dzony karierowicz, który wprzągłby się nawet w służ bę szatana, gdyby miało mu to przynieść sławę, zaszczy ty i fortunę. W iadom ość o śmierci Hitlera zmartwiła go, ponieważ fiihrer znał go i był dlań łaskawy. Remer jednakże wiedział, że najsilniejsz-ymi osobistościami po Hitlerze byli Himmler i Goering, o tych zaś rozkazy nie wspominały, co dawało dużo do myślenia. A jeśli wszystko to było najzwyczajniejszą prowokacją, ukartowaną przez Gestapo dla łatwiejszego wychwytania prze ciw ników partii? Mogła zajść i taka okoliczność, a w o bec tego należało przede wszystkim zachować ostroż ność. Remer wezwał w ięc do siebie oberleutnanta Hagena, który pełnił w batalionie obowiązki oficera politycznooświatowego, i pokazawszy mu otrzymany rozkaz zapytał go o zdanie. Hagen doradził m ajorowi, aby zwrócił się do samego Goebbelsa, który z racji wysokiego stanowi ska będzie zapewne najlepiej zorientowany w sytuacji. Tak w ięc ostrożny m ajor Remer udał się z prośbą o rozstrzygnięcie do osławionego ministra propagandy hitlerowskiej Rzeszy. Ten przyjął majora bardzo uprzej mie i uzyskawszy bezpośrednie połączenie z „W olf6 — Ostatni zamach na Hitlera
81
schanze“ umożliwił Rem erowi rozm owę z samym Hit lerem. —• Niech oddział pana przystąpi natychmiast do akcji przeciw zdrajcom — m ówił w słuchawce głos, w, którym Remer rozeznał natychmiast głos Hitlera. — Udzielam panu wszelkich pełnomocnictw. — A jeśli napotkam opór, m ój führerze? — zapytał Remer. -— Niech pan go zdławi wszelkimi środkami! Zdrajców rozstrzeliwać! Pozostawiam panu w tym względzie w ol ną rękę. Może pan ich rozstrzelać tylu, ilu pan będzie chciał —• wolał wściekłym głosem Hitler. Remer udzielił sobie w duchu pochwały i wziął się energicznie do dzieła. Zdołał powstrzymać w marszu pierwsze oddziały w ojskow e wkraczające do Berlina, swym i zaś żołnierzami zabezpieczyć główne budynki państwowe. Część batalionu wartowniczego ruszyła na Bendlerstrasse. Nadszedł wieczór. W tym czasie powinna już zadrżąp w posadach cala hitlerowska Rzesza. Panem sytuacji wszędzie winno być już wojsko. Tymczasem w dwóch tylko miastach uzyskano jakie takie wyniki, które m oż na było określić mianem sukcesów. B yły to Wiedeń i Paryż. W Paryżu generał Heinrich von Stülpnagel, na tychmiast po otrzymaniu telefonu od Stauffenberga, spowodował aresztowanie czołowych oficerów SS i izo lowanie oddziałów SS. Szefa SS i gestapo na Paryż, gruppenführera Oberga, żołnierze generała Braemera znaleźli w nocnej knajpie, skąd odprowadzili go do aresztu. Stülpnagel mógł się uważać za pana sytuacji, tym bardziej, że naczelny dowódca na zachodzie, mar szałek von Klugo sprzyjał spiskowi. Dowódca okręgu w ojskow ego Wiedeń, generał von Knesebeck, również zaaresztował wyższych oficerów SS i gestapo i za po m ocą silnych oddziałów w ojskow ych zabezpieczył ważne obiekty stolicy Austrii.
82
W innych jednakże miastach Niemiec i terenów oku powanych akcja dow ódców w ojskow ych miała najczęś ciej groteskow y przebieg. Najbardziej charakterystycz ne pod tym względem było zdarzenie w Hamburgu, gdzie szef sztabu dowództwa okręgu w ojskow ego udał się do m iejscowego gauleitera i zakomunikował, iż otrzymał rozkaz aresztowania jego i innych przyw ódców partyj nych. Obaj panowie wybuchnęli zgodnie śmiechem, po czym usiedli do stołu. D ow ódcy w ojskow i po otrzyma niu rozkazu „W alkirie“ i rozkazów uzupełniających na ogół wszędzie udawali się na konsultację do hitlerow skich przyw ódców , ch oć rozkazy z reguły nakazywały ich aresztowanie. Przebiegłość Hitlera, który systema tycznie pozbawiał dow ódców wojska samodzielności, da wała owoce. Obok tego dawało także plon wieloletnie wpajanie wierności dla fiihrera i władz narodow osocjalistycznej Rzeszy Niemieckiej. Rozkazy, które m ó w iły o przeciwstawianiu się tym władzom, dowodzący generałowie -uważali wprost za nonsens. W zdecydowa nej większości byli oni bez zastrzeżeń wierni. Hitlerowi. Byli mu oddani tak bardzo, że nawet wszechpotężny rozkaz przełożonego dow ódcy nie potrafił skierować ich przeciw ustanowionym przez niego rządom, choć prze cież sam Hitler rozstał się już ze światem. Takie było właściwe oblicze niemieckiego korpusu oficerskiego, bez reszty sprzęgniętego z hitleryzmem. Nieuchronnie więc zbliżał się koniec garstki tych, którzy z różnych przyczyn wystąpili przeciw Hitlerowi. Około godziny 20, gdy główna kwatera zorientowała się wreszcie, że spiskowcy zamierzają przy pom ocy armii zagarnąć władzę nie tylko w stolicy, lecz wszędzie tam, gdzie rozciągała się władza Niemiec, poczęto zawiada miać dowództwa okręgów i frontów, że Hitler żyje i że wydany z Berlina rozkaz „W alkirie“ i inne rozkazy są fałszywe i nieważne. O ficjalny rozkaz w tej sprawie,
83
podpisany przez Keitla, trafił przed godziną 22 do wszystkich zainteresowanych. W tym także czasie, dla udokumentowania prawdy, rozległ się przez radio głos samego führera. „Opatrzność zachowała mnie od jakiejkolw iek krzyw dy cielesnej — m ów ił zmartwychwstały Hitler — tak że mogę trwać nadal przy olbrzymiej pracy mającej na celu zwycięstwo.“ K iedy słowa te biegły w świat, nadawane raz po raz niemal bez przerwy, w sztabie spisku, przy Bendlerstrasse w Berlinie, przyw ódcy sprzysiężenia ujrzeli już swą klęskę. Rzucili się przeciw nim wierni H itlerowi ofice rowie, gmach został w krótce otoczony przez zwołane tam oddziały Remera. Pierwszą ofiarą stał się pułkow nik von Stauffenberg, raniony wystrzałami z pistoletu. W krótce opanowano centralę telefoniczną i uwolniono generała Fromma, który z pośpiechu w otoczeniu uzbro jon ych oficerów udał się do swego gabinetu. Otw orzyw szy drzwi ujrzał tam obradujących przyw ódców puczu. — No, m oi p a n ow ie!— zawołał Fromm. — Teraz p o stąpię z wami tak, jak w y postąpiliście ze mną. Proszę w ydać broń. W pokoju zapanowała cisza. O oporze nie było mowy. Posępny generał Beck miał tylko jedną prośbę: chciał sam pozbawić się życia. Fromm, dawny jego podwładny, zezwolił na to. Ten sam rodzaj śmierci zaproponował także Hoepnerowi, lecz ten nie skorzystał z zachęcającej oferty kolegi. Resztę aresztowano. Generał Fromm, w dziwnej jakiejś pasji, zaimprowi zował natychmiast rozprawę sądową i w ciągu paru minut skazał wszystkich spiskowców na karę śmierci. W yrok polecił wykonać natychmiast. Na dziedzińcu gmachu ustawili się szybko żołnierze plutonu egzeku cyjnego, którymi dowodził sam Remer. 84
Światło reflektora czołgu ślizgało się po kolejno do prowadzanych oficerach. Grzmiały równe salwy dosko nale w yćw iczonych żołnierzy. Padł Olbricht, który jeszcze kwadrans temu w yda wał rozkazy. Padł von Quirnheim. Runął na ziemię krwawiący z ran von Stauffenberg. Zastrzelono także Haeftena. Dalsze egzekucje wstrzymano na polecenie Himmlera. Zapadła już decyzja prowadzenia śledztwa, tymczasem przedwczesna śmierć spiskowców ograniczała przecież szanse w ykrycia ich wspólników. Hitler żądał jak naj większej liczby ofiar. O północy 20 lipca można było uważać pucz za cał kow icie zlikwidowany. Trwał on w ięc w sumie nie dłu żej niż osiem godzin.
TO NALEŻY POWIEDZIEĆ 20 lipca po południu, podczas przyjęcia wydanego w głównej kwaterze na cześć Mussoliniego, admirał Dönitz pozw olił sobie na bardzo cierpkie uwagi pod adresem niemieckiej generalicji, w czym sekundował mu minister spraw zagranicznych, Joachim von R ibbentrop. Nie napotkawszy ze strony obecnych na sprze ciw, Dönitz zarzucił pewnym generałom zdradę. Hitlera, który początkowo przysłuchiwał się wymianie zdań ze spokojem , nawiedził w pewnej chwili atak histerii. Mussolini z przerażeniem patrzył, jak jego obecny opie kun z wściekłością w ykrzykuje zdania, z których za ledwie połowa miała jakiś sens. Jednakże choćby z tej połow y sensownych zdań m o żna było wyczytać wyrok, jaki Hitler wydał na tych, którzy odważyli się mu sprzeciwić. Generał Hoepner stanowczo popełnił błąd nie strzelając sobie w skroń, jak radził mu to uczynić Fromm. W ielki führer obiecał zemścić się na spiskowcach i wszystkich tych, którzy im sprzyjali, w jak najokrutniejszy sposób. Zemście pod legały także rodziny zamachowców. Rzecz jasna, Hitlero w i chodziło nie tylko o wym ordowanie osób przeciw niemu spiskujących, lecz w ogóle o wykorzystanie okazji w celu zgładzenia wszystkich, których on lub jego* kompani podejrzewali o nieprzychylny • stosunek do siebie. Do pracy zaprzągnięto przeto przeszło czterystu naj wytrawniejszych funkcjonariuszy gestapo. Dano im 86
wszelkie uprawnienia dla szybkiego zakończenia po nurej procedury, którą nazwano śledztwem. Można by ło przypuszczać, że niejeden będzie chciał tego rodzaju śledztwa uniknąć nawet przez odebranie sobie życia, co było śmiercią słodką w porównaniu do tej, jaka by ich oczekiwała w lochach gestapo. 21 lipca generał Fromm, mimo wykazanej gorliwości przestał być dowódcą w ojsk zapasowych. Na. jego miejsce Hitler mianował Himmlera, który nie omieszkał przybyć natychmiast do Bendlerstrasse. Już o godzinie 9.30 Obergruppenführer SS Jüttner, jeden z czołowych zbirów hitlerowskich, zwołał wszystkich generałów i szefów wydziałów urzędujących w dowództw ie w ojsk rezerwo w ych i tak rzekł do nich zapowiadając nadejście Himmlera : — Będziecie mieli teraz szczęście wysłuchać naj większego człowieka tysiąclecia, reichsführ era SS... — W tym m om encie przez salę przeszedł pomruk wobec czego Jüttner wrzasnął: — K to jest przeciwko mnie, tego zmiażdżę! Oczywiście na sali zaległa teraz martwa cisza. Około południa zjawił się Himmler i wygłosił do zebranych przemówienie. Oświadczył on wręcz, że toczy się śle dztwo przeciwko zdrajcom. Każdy z nich rozstanie się z tym światem. Obowiązkiem wszystkich oficerów jest natychmiastowe podawanie nazwisk podejrzanych 0 udział w spisku. Następnie Himmler wypowiedział sąd führ er a o arystokratycznej generalicji, sabotującej działania w ojenne i zasługującej dlatego na najnędz niejszy los. Los taki spotka także każdego oficera, który sprzeciwi się myślą lub uczynkiem zasadom narodowego socjalizmu. Tegoż dnia Keitel zawezwał z Paryża generała Stülpnagla do głównej kwatery, ten wsiadł do samochodu 1 na polu sławnej bitw y pod Verdun usiłował się za strzelić. Ciężko rannego generała wyciągnęli z rzeki,
87
w którą się stoczył, dwaj żołnierze Schauf i Frischer i zawieźli do lazaretu, w Verdun. Opowiedzieli tam zmyśloną historyjkę o napadzie partyzantów francus kich i Stülpnagel znalazł się na stole operacyjnym. Gestapo odszukało go jednak i pow lokło na śledztwo, mimo że generał stracił wskutek wystrzału wzrok. Popełnili samobójstwo pułkownik von Loringhoven oraz generałowie W agner i Tresckow, choć ten drugi tym razem nie brał udziału w zamachu. Nie wszyscy jednak uważali za wskazane ujść tą drogą zemście Hitlera. Gestapowcom udało się ująć Witzlebena, Stieffa, Heusingera, Felłgiebela, Hasego, Yorka von W artbenburga, Ostera, Hełldorfa i innych, którzy brali udział w spisku. Aresztowany także został 21 lipca admirał Canaris. Aresztowano zresztą każdego, kto znalazł się w jakiś sposób w polu widzenia gestapo, przy czym szczególnie zajadle tropiono ludzi podejrzanych o prze konania lewicowe. W szyscy spiskowcy lub podejrzani o udział w spisku stanąć musieli z rozkazu Hitlera przed tzw. „trybunałem ludow ym “ (Volksgericht). W ojskow ych przekazać miał temu trybunałowi sąd honorowy, w którego skład weszli jako przewodniczący feldmarszałek Rundstedt oraz jako członkow ie feldmarszałek Keitel i generałowie Schroth, Kriebl, Kircheim i Guderian, który 21 lipca powrócił do łask i mianowany został na m iejsce Zeitzlera szefem sztabu w ojsk lądowych, bezpośrednio podległym Hi tlerowi. Nadzwyczajną komisją śledczą kierowali szef urzędu bezpieczeństwa Rzeszy K altenbrunner i szef gestapo Müller. Stosowali oni w śledztwie wszelkie możliwe m etody wyciągania zeznań nie oglądając się ani na za sługi, ani na stanowiska aresztowanych. W szybkim też czasie zdołali uzyskać żądane przez Hitlera wyniki. 7 sierpnia 1944 roku odbył się pierwszy z serii po kazowych procesów. Przewodniczył sądowi dr Freisler, 88
pcstać zupełnie w yjątkow a w dziejach sądownictwa. Oskarżali prokuratorowie Lautz i Gorisch. W szyscy ci trzej zagorzali hitlerow cy prześcigali się nawzajem w określaniu zmaltretowanych oskarżonych jak naj bardziej obelżywym i wyrazami, wśród których takie określenie jak „schweinehund“ —• świński pies — nale żały do łagodniejszych. W śród oskarżonych byli ludzie różni. Jedni płaszczyli się przed Hitlerem, inni znajdowali na tyle godnaści, że ważyli się nawet na w ypow iedzi śmiałe. Między jednym z oskarżonych, adwokatem Josefem Wirmerem, a Freislerem nastąpiła taka oto wymiana zdań: Freisler: Niedługo już zawiśnie pan na szubienicy. Nie lęka się pan? W irm er: Jeśli mnie powieszą, nie ja będę się bał, lecz pan. Freisler: W net znajdzie się pan w piekle.! W irm er: Bardzo mi będzie tam przyjemnie, ponieważ jestem pewien, że wkrótce i pana tam zobaczę, panie prezydencie. W yroki ustalano z góry. Jeszcze przed pierwszą roz prawą Freisler zam ówił wóz na zwłoki. Procesy były filmowane, film owane były również egzekucje. Specjal ną kopię film u dla Hitlera przygotowywano w jak najszybszym czasie. Film z pierwszej egzekucji, kiedy to zamordowano Witzlebena i innych, Hitler kazał sobie przysłać o północy tego samego dnia i natychmiast wyświetlić. W spominanie szczegółów tego straszliwego widowiska nie jest przyjem nością ani dla piszącego, ani dla czyta jącego te słowa. Nie można jednak zrezygnować z tego, ponieważ sama procedura egzekucji Witzlebena rzuca raz jeszcze światło na postać Hitlera i służących mu oprawców.
89
Hitler wydając w yrok śmierci na głównych uczestni ków spisku powiedział: — Chcę, aby zostali powieszeni. Jak bydło! Rozkaz ten wykonano dosłownie. W ponurej piwnicy w Plotzensee przystąpiło do dzieła o piątej po południu sześciu rosłych katów z SS. W ścianę piw nicy wbito żelazne, haki służące zwykle do zawieszania w rzeźni martwego bydła. Pierwszym ze skazanych wprowadzonych tutaj był generał Erich Hoepner. Był bosy i ubrany w brudny i poplam iony krwią aresztański strój. Ręce miał skrę powane. Esesmani ustawili Hoepnera twarzą do ściany i na dany znak uniósłszy w górę nadziali go podbród kiem na hak. G dy ciało generała poczęło miotać- się w straszliwych konwulsjach, kaci roześmiali się szyderczo zagłuszając trzask aparatu film owego. Protokolanci spisujący akt egzekucji sięgnęli po stojący na stole koniak. Generał Hoepner popełnił błąd nie słuchając rady swego przyjaciela, generała Fromma. Z kolei wprow adzono marszałka Witzlebena. U j rzawszy wiszącego Hoepnera pojął oczekujący go los i mimo więzów zaczął w yryw ać się z rąk SS-o\yców. Ci oczywiście bez trudu unieśli starca w górę, lecz wskutek gwałtownego ruchu głow y hak w bił mu się w policzek. Ponieważ bydła nie wiesza się w ten sposób, opraw cy ponow ili operację. Podobny koniec znaleźli tego dnia generałowie Hase i Bernardis. Jak rozkazał fiihrer, film z tego widowiska doręczono mu w tym samym dniu. Podczas projekcji Hitler mial wydawać z siebie okrzyki radości. Dokumentarny film z całości procesu i egzekucji wyświetlono także specjalnie zebranym marszałkom i generałom, których aresztowa nie ominęło. Miało to być dla nich groźnym memento
90
Nadzwyczajna komisja śledcza Kaltenbrunnera i Müllera nie poprzestawała na tych ofiarach. Stało się w jej działalności regułą, iż jeśli w toku śledztwa padało z ust podejrzanych nazwisko jakiegokolwiek człowieka, na którego można było rzucić cień, aresztowano go na tychmiast. Przyszła także kolej na feldmarszałka von Klugego, na feldmarszałka Rommla, ba -— nawet na generała... Fromma. Fromma oskarżono o to, że w y kazał zbyt mało czujności w postępowaniu z podwład nymi, Stäuffenberg był przecież szefem sztabu; obok tego zarzucono mu mało energiczne przeciwstawianie się spiskowcom, a wreszcie... zbyt energiczne działanie. Fromm rozstrzelać miał głównych przyw ódców po to tak szybko, aby uniemożliwić przeprowadzenie śledztwa i w ykrycie innych w inow ajców . Generał doczekał się stryczka. Inaczej przedstawiała się sprawa z Rommlem. W chwili gdy gestapo w ykryło w ięzy łączące go z „odgórną opo zycją, marszałek przebywał na rekonwalenscencji po ranach, jakich doznał 17 lipca, kiedy to angielski sa m olot ostrzelał samochód, którym jechał. Dzień 20 lipca osławiony „lew pustyni“ przeżył w ięc w szpitalu i zda wało się, że jego spiskowe poczynania ujdą mu na sucho. We wrześniu jednak aresztowano generała Speidla, obecnego dowódcę środkowego odcinka zachodnio-euro pejskich sił paktu atlantyckiego. Zeznał on przed gesta po, że Rommeł brał udział w przygotowywaniu puczu przeciw H itlerowi i zamierzał poddać się aliantom. Gdy dowiedział się o tym führer, wysłał 14 października dw óch zaufanych generałów, Burgdorfa i Meisela, do Rommla, aby przekazali mu dwie drogi udania się na inny świat: samobójstwo lub „ludow y trybunał“ . Ge nerałowie byli na tyle przezorni, że dostarczyli R om m lowi truciznę. Rom m el pożegnawszy się z rodziną udał się wraz z generałami i eskortą SS do samochodu, w którym
91
truciznę zażył. Oficjalnie ogłoszono, że marszałek zmarł wskutek ran zadanych mu przez wroga. Syn Rommla, Manfred Rommel, złożył po zakończeniu w ojn y oświadczenie, w którym położył nacisk na denucjatorską rolę Speidla. Oto jego słowa: „W czasie naszej ostatniej rozm ow y opowiedział mi ojciec, co następuje: jest on podejrzany o udział w za machu 20 lipca 1944 roku. Dawny szef jego sztabu, generał-porucznik Speidel, zaaresztowany kilka tygodni przedtem, zeznał, iż ojciec mój brał kierowniczy udział w spisku 20 lipca i że jedynie rany, jakie odniósł, stanęły na przeszkodzie w bezpośrednim jego udziale w samym zamachu... Führer nie życzył sobie degradacji mego ojca w obec całego narodu niemieckiego, dał mu więc możność skończenia z sobą za pom ocą trującej tabletki: została mu ona doręczona w czasie drogi przez jednego z generałów. Zabiła mego ojca w ciągu trzech sekund. G dyby odm ówił zażycia trucizny, byłby natychmiast aresztowany i stawiony przed sąd najwyższy w Berlinie“ . Nie dziwim y się więc, że gestapo zdołało w ciągu bardzo szybkiego czasu zebrać tak obficie krwawe żniwo, skoro generałowie, aby ratować życie, uważali za wskazane natychmiast podawać organom śledczym wszystko, co wiedzieli i czego się tylko domyślali. Charakterystyczna była na przykład postawa feld marszałka von Klugego. Bladolicy von Kluge zdecydo wany był wziąć udział w spisku, o ile zostanie zwolniony z przysięgi w obec Hitlera, innymi słowy, o ile Hitler przestanie egzystować na ziemskim padole. Skoro do wiedział się jednak, że zamach nie udał się, zrezygnował natychmiast ze współdziałania, choć generał Stülpnagel błagał go o pomoc. W odpowiedzi na nalegania Kluge zdołał uczynić to tylko, że wskazał Keitlowi osobę Stülpnagla jako godną zainteresowania, po czym oddał się z pasją swym w ojennym zajęciom. Dodać należy, że Kluge m ógł rzeczywiście uczynić wiele dla realizacji
92
celów przyświecających puczowi, bowiem był on wtedy naczelnym dowódcą w ojsk w e Francji. Kluge naw ojow ał się już niewiele. 17 sierpnia przybył do jego kwatery przysadzisty Model, który zakomuni kował, że z rozkazu führera obejm uje naczelne do w ództw o na zachodzie. Zmiana dowództwa nastąpiła w związku z wezwaniem Klugego do Berlina ¡Srzed nadzwyczajną kom isję śledczą. M odel zaś nominację uzyskał zapewne za to, że po zamachu jako pierwszy z marszałków nadesłał do Hitlera deklarację wierności. V on Kluge wsiadł do specjalnego samolotu. Samolot ten miał międzylądowanie w Metzu i kiedy dotknął tam kołami ziemi, feldmarszałek rozstał się już z życiem. Przed śmiercią zdążył napisać list do Hitlera, którego końcow y fragment brzmiał tak: „... Musi się znaleźć wyjście... ratujące Rzeszę przed wpadnięciem pod bolszewicką stopę. Działalność pew nych naszych oficerów wziętych do niewoli na wscho dzie była zawsze zagadką dla mnie. Mój führerze, zawsze podziwiałem Tw oją wielkość, T w oje stanowisko w tym gigantycznym zmaganiu się i Tw oją żelazną wolę podtrzymywania siebie i Narodowego Socjalizmu. Jeśli los okaże się silniejszy od Twej w oli i geniuszu, to taka będzie wola Opatrzności. Toczyłeś wielką i hono rową walkę. Historia to wykaże. Niech Twa wielkość pozwoli Ci położyć koniec tym beznadziejnym zmaganiom, jeśli okaże się to konieczne. Odchodzę od Ciebie, mój Wodzu, jako ten, który był Ci bliższy, niż zdajesz sobie może sprawę, w poczuciu spełnionego do ostatka’ obowiązku. „Heil, mein Führer!“ Pożegnalny list Klugego doskonale oświetla cele ge neralskiej opozycji, o której mowa była w rozdziałach poprzednich, a które streścić można w czterech słowach: zachód — pokój, wschód — walka. Poza tym jest bardzo
93
znamiennym dowodem stosunku opozycyjnego mar szałka do osoby Hitlera i głoszonych przezeń idei. List ten pisał nie kto inny, ale przyjaciel i towarzysz broni marszałka von Witzlebena, którego straszliwy koniec von Kluge dobrze znał. Najdłużej z przyw ódców spisku pozostawał na w o l - . ności Carl Goerdełer. Ukrył się on jeszcze przed za machem w obawie przed aresztowaniem, a po zamachu zaszył się we wsi Konradswalde w Prusach W schodnich. Hitler wyznaczył za wiadomość o jego ukryciu olbrzy mią nagrodę miliona marek, co zrobiło swoje. Pewna kobieta rozpoznała niedoszłego kanclerza Rzeszy i po kazała go dwom przechodzącym żołnierzom. Goerdełer został aresztowany i rychło zgładzony. Cóż jednak stało się z wysokim krótkowidzem, dokto rem Giseviusem, który z racji swych zdolności desygno wany był przez spiskowców na stanowisko szefa służby bezpieczeństwa Rzeszy ? Jego ucieczka do Szwajcarii, bo tam zdołał się prze dostać, jest bardzo zastanawiająca. Giseviusa otoczyć miał w Niemczech opieką wywiad amerykański, który dostarczył mu fałszywych dokumentów. Niesposób jednak przypuścić, że Gestapo nie zauważyło, iż wysokim panem, który najlegalniej w świecie przebywa granicę, nie jest poszukiwany właśnie współuczestnik zamachu. N ajprawdopodobniej skomplikowane powiązania szpie gowskie odegrały znów swoją rolę. Po 20 lipca Hitler wzmocnił jeszcze bardziej swą władzę nad siłami zbrojnym i, a szczególnie poprzez Guderiana nad najmniej pewnym i wojskam i lądowymi.' 22 lipca zniesiono w armii dotychczasowe oddawanie honorów przez przyłożenie dłoni do daszka i zastąpiono je pozdrowieniem hitlerowskim. Miał to być widoczny znak nieograniczonej władzy Hitlera nad armią. Hitler nie zapomniał także o sztabie generalnym, w którym doszukiwał się jeszcze osobistych przeciwników. Z jego
94
rozkazu Guderian wydał 29 lipca rozkaz następującej treści: „K ażdy oficer sztabu generalnego musi być narodow osecjalistycznym oficerem -dow ódcą. Winna go cechować nie tylko znajomość taktyki i strategii, lecz i w zorow y stosunek do zagadnień politycznych oraz aktywna po stawa w krzewieniu wśród m łodych dow ódców poglą dów zgodnych z zasadami głoszonymi przez fuhrera... Oczekuje się od każdego oficera sztabu generalnego niezwłocznej deklaracji, czy zgadza się z mym i poglą dami, i złożenia w tej kwestii oświadczenia publicznego. Ci, którzy nie chcą się do tego zastosować, powinni prosić o odwołanie ich ze sztabu generalnego“ . Deklaracje składano niezwłocznie i masowo. Ci wszy scy wyżsi oficerowie, którzy pozostali w armii, byli bez zastrzeżeń oddani Hitlerowi. Nieliczni, w obliczu klęski, zdecydowali się na akt rozpaczy, bo tak określić można najlepiej zamach 20 lipca. Była ich jednak tylko garstka i łatwo zostali zdławieni. Korpus oficerski, trzon Wehrmachtu, stał wiernie u boku Hitlera aż do jego nikczemnego końca. Dlatego też zamach Stauffenberga był ostatnim zamachem na Hitlera. Odtąd nie znalazł się nikt, kto odw ażyłby się to uczynić, w zamiarach zaś lew icy społecznej Niemiec, nadal działającej w głębokim podziemiu, nie m ogło być celem usunięcie jednego człowieka, gdyż jego odejście nie m ogło zmienić ustroju. ** * Działają dziś w Niemczech Zachodnich ludzie, którzy m ówią i piszą wiele na temat antyhitlerowskiego ruchu oporu w hitlerowskim na wskroś W ehrmachcie. Ich sła wa służyć mają wskrzeszeniu militarystycznych tradycji, które nie kto inny jak Hitler z pomocą niemieckiego korpusu oficerskiego wyniósł na najwyższy piedestał. W ydaje się, że dzisiaj właśnie, kiedy w Niemczech Za
95
chodnich powstała już armia o agresywnym duchu i określonym kierunku działania, armia dowodzona przecież nie przez tych, którzy polegli, lecz przez tych, którzy pozostali do końca z Hitlerem, niezmiernej wagi i aktualności, nabierają słowa w yroku Trybunału No rymberskiego z roku 1946, który tak m ówił o oficerach niem ieckiego naczelnego dowództwa i sztabu gene ralnego. Ponoszą oni w wielkiej mierze odpowiedzialność za nieszczęścia i cierpienia m ilionów mężczyzn, kobiet i dzieci. Okryli oni hańbą uczciwe rzemiosło żołnierskie. Bez ich w ojskow ego kierownictwa agresywne ambicje Hitlera i jego nazistowskich współtowarzyszy pozosta łyby w sferze teorii i" bez następstw. Choć nie stanowili oni grupy w rozumieniu Statutu, nie ulega wątpliwości, że byli bezwzględną kastą militarną. Współczesny m ilitaryzm niemiecki rozkwitał w ścisłym związku ze swym nowym sojusznikiem, narodowym socjalizmem, lepiej, niż miało to m iejsce za poprzednich pokoleń. W ielu z tych ludzi naraziło na urągowiska obowiązek posłuszeństwa rozkazom w ojskowym . Gdy odpowiada to ich linii obrony, wołają, że musieli słuchać rozkazów; gdy zaś przedstawia się im okrutne zbrodnie Hitlera i udowadnia się, że o nich wiedzieli, twierdzą, że od mawiali posłuszeństwa. Prawdą jest to, że brali aktywny udział w dokonywaniu zbrodni na tak wielką skalę i tak nikczemnych, jakich ludzkość nie miała nieszczęś cia dotąd -oglądać. To należało pow iedzieć“ . To należy m ów ić nadal, szczególnie teraz, gdy nauki ostatniej w ojn y usuwają się powoli w niepamięć.
C ena zł 5.— C Y K L
i > O» > O C
BOHATEROWIE—OPER ACIE—XULIST otwierają-' W ielki dzień D yw izjonu 3 0 3 Z a m a c h na Kutscherę K am ikaze — lotnicy śmierci Z a g ła d a Pearl H arb o u r Tajem nica łuku kurskiego O statni za m ac h na H itlera Ludzie — torpedy Duchy dżungli C y rk Skalskiego A la rm na W e s te rp latte „Bismarck" — pirat A tlantyku O statn ia torpeda O R P „ O rze ł" „Lew pustyni" w potrzasku 1 0 0 m ilionów z Bielańskiej W pościgu za V-1 G d z ie jest Oberleutnant Siebert?! Poszczególne tom iki cyklu ukazują się co 2 ty g o d n ie . Z e w zg lę d u na o g raniczo ny n a k ła d z a m a w ia jc ie ¡e z gó ry w p u nktach sprzedaży P.P.K. .R uch".
Z A P A M I Ę T A J C I E TEN Z N A K :
O
E N
DRUGA WOJNA ŚWIATOWA
I SL >to _l
D
LU
>■ N
S E a _o ..
:= •0 tö *
to
Cl
u>*
Z Z
_c
8. I a> “S 3
N
>*
—i c 75 1 a o U o o >«/3 < *E Q£ ‘C £ s ) "u LU Ö Q a o a. -m S >. O § * Ł • 2 c LU M * (D
i
o Q£
o*
U
2 3 C N
> 'O
u
3: O O 5- £
0 O 1 £ O < 1/3
O 1— a e < ZE -8 S O ca 91 LU
O O x
’E
U
o * >■ §
_Q
O n w -c Ł ?
E 3
o ' O)
S E > * 2 I O O | o «2 A ~C Dl° O
>• N U
Z < O >3: _!
st; >U