~ 1 ~ AMBER KELL Supernatural Mates 06 - MORE THAN PRIDE ( Więcej niż duma ) Tłumaczenie: panda68 ~ 2 ~ Rozdział 1 Dillon siedział na tylnej werandzie...
11 downloads
34 Views
1MB Size
AMBER KELL Supernatural Mates 06 - MORE THAN PRIDE ( Więcej niż duma )
Tłumaczenie: panda68
~1~
Rozdział 1 Dillon siedział na tylnej werandzie rozkoszując się chłodną wieczorną bryzą z puszką napoju w swojej ręce. Ziewnął, zmęczony po długim dniu pomagania w uprzątnięciu zachodniego ogrodu na wiosenne sadzenie. Ogólnie nie miał nic przeciwko zabieraniu się do ciężkiej roboty – duma była tylko tak silna jak jego najsłabszy członek i Dillon postanowił dawno temu, że nie będzie najsłabszy. Mógł urodzić się najsłabszy w miocie, ale czas poświęcony wzmacnianiu ciała i późne osiągnięcie dorosłości pomogły mu stać się drugim najsilniejszym lwem dumy. Teraz tylko para alfa była silniejsza od niego… ale Adrian tak naprawdę się nie liczył, ponieważ Dillon spotkał kilka osób równie groźnych, co słodki partner Talana. Wzdychając, Dillon odepchnął się stopą od podłogi, wprawiając drewnianą huśtawkę w ruch. Jego życie powinno być cholernie doskonałe. Miał dobrą pracę, jako nadzorca zespołów roboczych dumy i czasami był przedstawicielem swoich alf. Talan powierzył mu negocjowanie traktatów i reprezentowanie go, gdy nie mógł się wyrwać. Dlaczego, w takim razie, czuł się w środku pusty? Parę ostatnich dni musiał nawet się zmusić, by zwlec się z łóżka. Nic nie wydawało się już przynosić mu radości. Nawet młode biegające wokół domu nie wydawały się wywoływać jego zwykłego uśmiechu. Teraz, kiedy zarówno Kevin jak i Talan mieli swoich partnerów, tęsknił za jednym dla siebie. Westchnienie wydarło się z jego piersi. Żaden z lokalnych lwów nie przemówił do jego serca i chociaż zaczął spoglądać w stronę watahy Adriana, by tam znaleźć potencjalnych partnerów, tam również nie znalazł wilczego partnera, który by mu odpowiadał. Czy naprawdę miał zbyt wielką nadzieję na znalezienie jednego idealnego mężczyzny? Do diabła, nawet wziąłby kobietę, gdyby tylko sprawiła, że jego serce zabije szybciej. - Miał. Słaby dźwięk zwrócił uwagę Dillona. Zatrzymał kołyszącą się huśtawkę, żeby zerknął w ciemność. Duży pręgowany kot brykał w wysokich trawach, atakując dmuchawce, kiedy przemierzał pole.
~2~
Krok. Krok. Sus. Zwierzę w kółko powtarzało ten schemat, wciąż się zbliżając. Tuziny nieszczęsnych dmuchawców traciło swoje piórka, podczas jego zabawy. - Hej tam, rozrabiako – powiedział Dillon, starając się mówić głosem niskim i kojącym. Co za słodki kociak. Jednak, Dillon musiał pozbyć się tej małej istoty z ziem dumy zanim zostanie przekąską lwa. – Chodź tutaj – zagruchał do ślicznego kota. Krzyk sowy sprawił, że włosy na karku Dillona stanęły dęba. Zeskoczył z ganku i pobiegł w stronę pręgowanego kota, na którego z pobliskiego drzewa rzucił się wielki puchacz. Ptak nakierował się na kota i, przed przerażonym wzrokiem Dillona, zanurkował w dół i złapał kota w swoje szpony. - Nie! – krzyknął Dillon. Zgarnął z ziemi kamień i rzucił nim w ptaka. Kamień uderzył w cel, prosto w ptasie skrzydło. Sowa zaskrzeczała, zwalniając swój chwyt na zwierzątku. Ku zdziwieniu Dillona, kot obrócił się w powietrzu i zmienił. Futro zmieniło się w gładkie, muskularne ciało, a miedzianozłote włosy spłynęły po kształtnej czaszce. Zamiast puszystego kota, na trawie wylądował nagi mężczyzna. Zmienny kot przykucnął jak dzika istota wystraszona tym, że znalazła się na otwartej przestrzeni. Jego błyszczące włosy lśniły w świetle księżyca i nawet w ludzkiej postaci oczy mężczyzny świeciły odblaskiem. Sowa wydała kolejny krzyk. Wylądowała kilka metrów dalej i zmieniła się w wysokiego, umięśnionego mężczyznę z brązowymi włosami z białymi pasemkami. Siniaki pokrywały go od twarzy do torsu. Jego poruszające się w szybkim oddechu żebra wyraźnie odcinały się od posiniaczonej skóry o kolorze mokki. Człowiek sowa chwiał się przez chwilę, zanim jego oczy przetoczyły się do tyłu jego głowy i padł na ziemię. Po co do diabła kot i sowa wdarli się na lwie terytorium? Troska o rannego zmiennego sprawiła, że Dillon ruszył najpierw w stronę ptaka. - Mam nadzieję, że wy dwaj macie dobry powód dla swojej obecności na naszej ziemi. Nie ścierpiałbym, gdybym musiał was zabić – mamrotał Dillon, kiedy sięgnął do boku zmiennego puchacza. Delikatnie dotknął palcami posiniaczoną skórę nieznajomego, ostrożnie go badając i szukając jakiś głębszych urazów. Jednak z tego, co widział, wszystkie poważne rany były na wierzchu, żadnych złamań. Nie wiedział, czy to dlatego, że mężczyzna zmienił się już kilka razy, czy też naprawdę nie było
~3~
więcej uszkodzeń – chociaż fakt, że stłuczenia pojawiły się po zmianie, powiedziały Dillonowi, że musiały być dość poważne. Miał nadzieję, że zmienny sowy obudzi się z dobrą wymówką, albo Talan będzie wściekły na taki pokaz jawnego braku szacunku. Każdy zmienny powinien wiedzieć, że nie wchodzi się bezkarnie na ziemię lwiej dumy i nie spodziewać się, że przeżyje to spotkanie. Dillon pochylił się i podniósł zwiniętego zmiennego, chociaż był bliski wzrostem do Dillona. Jednak waga ludzka sowy nawet nie zbliżała się do wagi lwa. Odwracając się w stronę domu dumy, Dillon prawie wpadł na zmiennego kota. - Co tu robisz? – Dillon spiorunował wzrokiem nieznajomego. Trudno mu było utrzymać swój wzrok na twarzy mężczyzny, kiedy szybkie spojrzenie oczami w dół ujawniło, że mężczyzna cały jest złoty. Dillon próbował utrzymać swoje spojrzenie w miejscu. Zmienni nie przejmowali się nagością, ale wciąż było uważane za niegrzeczność wpatrywanie się w kogoś. - P-przepraszam, że jestem twoim terenie – wyjąkał zmienny kot. Dillon mógł wyczuć przerażenie przelewające się w mniejszym mężczyźnie. Długie zadrapanie odznaczało się na jego prawym ramieniu w miejscu, gdzie złapały go szpony sowy. - Kim jesteś? - Chester. Dillon czekał na więcej, ale nieznajomy stał tylko i wpatrywał się w niego bez słowa. Postanawiając, że musi zanieść zmiennego sowy do środka, Dillon przeszedł szybko obok Chestera i podążył do domu. - A skąd jesteś? – zapytał nie patrząc na drugiego mężczyznę. Nagła cisza złamała postanowienie Dillona, żeby nie spojrzeć na przystojnego faceta. Chester stał dwa metry dalej przygryzając swoją dolną wargę. Dillon usiłował zignorować pragnienie ugryzienia samemu ust Chestera i sprawdzenia, czy smakuje tak słodko jak wygląda. - Tak naprawdę jestem z nikąd – powiedział w końcu.
~4~
Zanim Dillon mógł skomentować to dziwne oświadczenie, człowiek kot odskoczył na głos usłyszany przez ramię. - Przepraszam, że próbowałem cię zjeść. Moja sowa była naprawdę głodna – wtrącił się zmienny ptaka. Szorstki i głęboki ton głosu osiadł w jądrach Dillona i sprawił, że jego fiut uniósł się w odczuciu zainteresowania. - Możesz mnie teraz postawić. Chester rzucił ptakowi szybkie spojrzenie spod swoich długich, złotych rzęs. - W porządku. – Potarł swoją szybko leczącą się ranę i cofnął się odrobinę od pozostałych zmiennych. Dillon ostrożnie postawił mężczyznę, nadal trzymając ramię wokół jego pasa dla wsparcia. Pomimo siły w swoim głosie, zmienny sowy zakołysał się trochę. - Dziękuję. Między śliczną kicią a seksownym ptakiem, jego fiut chciał się wydostać i przywitać. Przecież, pozostała dwójka była naga… dlaczego więc się nie zabawić? Dillon potrząsnął głową chcąc porzucić swoje niestosowne myśli. Musiał reprezentować dumę, a nie wdawać się w szybki trójkącik. - Jestem Evin. – Spojrzenie sowy było wyzywające, ale Dillon nie odwracał wzroku od nikogo oprócz swojej alfy. Pozwolił cichemu pomrukowi przetoczyć się przez swoje gardło, aż w końcu Evin odwrócił wzrok. - Przepraszam. – Evin z dużym zainteresowaniem wpatrywał się w ziemię. - Uh-huh. Więc, skąd się wy dwaj tu wzięliście? – Założył ramiona na piersi i czekał na ich odpowiedź. - Zgubiłem się – wyjąkał Chester. Zwiesił głowę, jakby wyznał jakiś wielki grzech. Dillon poczuł dziwne pragnienie, by przytulić tego szczupłego mężczyznę do swojej piersi i przytrzymać go przy sobie, ale zrezygnował, ponieważ usłyszał ton kłamstwa w słowach kotka. - Ja muszę spotkać się z Talanem – oznajmił Evin. Jego zimny ton i silna postawa sprawiły, że wewnętrzny kot Dillona zapragnął zamruczeć i przewrócić się na plecy, by podrapano go po brzuchu. ~5~
- Dlaczego? – nie ustępował Dillon. Niby dlaczego to, że ktoś się pojawił i chciał rozmawiać z jego alfą, miało mu dać automatyczny dostęp. Tylne drzwi się otworzyły. - Hej, Dillon, chcesz ciasteczko? Serce Dillona opuściło jedno bicie, kiedy Adrian wyszedł na ganek. Jednym potężnym skokiem, znalazł się przed partnerem alfy, chroniąc Adriana swoim ciałem. Adrian zerknął na niego. - Co się dzieje? Ku zaskoczeniu Dillona, Evin zrobił przed Adrianem głęboki ukłon. - Mam ważną informację, którą muszę podzielić się z tobą i twoim partnerem. - O? Dillon patrzył z rozbawieniem jak Adrian ostrożnie zmierzył intruza. Adrian mógł sprawiać wrażenie miłego człowieka bez odrobiny złośliwości w jego ciele, ale Dillon widział zimną stronę partnera alfy i robił, co w jego mocy, by ta bezwzględna wilcza połowa Adriana rzadko się ujawniała i grała. Zdolność gotowania Adriana mogła zapewnić mu sympatię dumy, ale to te bardziej śmiercionośne umiejętności sprawiły, że zapracował na szacunek dumy. Dillon nie miał wątpliwości, że gdyby ktoś próbował zaatakować, zdołałby się tylko zmienić w połowie, bowiem Adrian już zabiłby ich swoimi ostrymi jak brzytwa pazurami. Mimo to, jego lwie instynkty czuły potrzebę chronienia mniejszego członka jego dumy. Adrian ugryzł ciasteczko, wciąż mierząc chłodnym oceniającym spojrzeniem Evina. Pysznie pachnąca kupka ciasteczek leżała na tacy, którą Adrian pewnie trzymał w jednej ręce. Dillon oparł się pragnieniu wzięcia ciastka, postanawiając poczekać aż będzie zapewnione bezpieczeństwo partnera alfy. - Dlaczego musisz z nim rozmawiać i skąd wiesz, kim jestem? – zapytał Adrian. Dillon potrząsnął głową. - Wszyscy wiedzą, kim jesteś, Adrianie. Talan to jedyny lew alfa niemający lwa, jako partnera.
~6~
- Naprawdę? – Zaskoczenie Adriana rozśmieszyła Dillona, pomimo dziwnej sytuacji. Czasami wilk nie miał pojęcia, co dzieje się poza grupą. - Tak, naprawdę. - Myśliwi kierują się w tę stronę – powiedział Evin. – Mój brat, Tilden, zawarł z nimi umowę w zamian za ziemie dumy, gdy pozbędą się lwów. Tilden jest szalony. Po pożarze w zeszłym miesiącu, który zniszczył nasze siedlisko, zmienne sowy coraz częściej okazują niezadowolenie z podejścia do kryzysu przez Tildena. Gdy zaprotestowałem, głodził mnie i bił. Zostawił mnie w spokoju tylko dlatego, że myślał, iż jestem zbyt poważnie ranny, by latać. Dillon skupił na mężczyźnie całą swoją uwagę. - Jacy myśliwi? - Nie wiem, skąd przybyli. Gdy przyszli po raz pierwszy mówili o lwach, które ukradły ich badania, ale kiedy wyraziłem swój sprzeciwy wobec krzywdzenia innych zmiennych, nie pozwolili mi być obecnym na reszcie spotkania. To oni mnie zaatakowali, więc najwyraźniej postępowali zgodnie z poleceniami mojego brata, przynajmniej do czasu, gdy dostaną to, czego chcą. Noszą się w moro i mają wielką broń. - No cóż, nie odzyskają swoich badań – warknął Adrian. – Ci, którzy to zrobili i postanowili zostać, są teraz częścią mojej dumy. Dillon patrzył z niepokojem, jak wilk prześliznął się w oczach Adriana, przerażająca zmiana. - Przyszedłem powiedzieć Talanowi, co wiem – powiedział Evin. – Nie popieram zwracania się zmiennych przeciwko sobie. Jeśli nie obronimy innych zmiennych, to równie dobrze możemy być ludźmi. - Ahh… jesteś jednym z oficerów bezpieczeństwa, prawda? – zapytał Adrian. - Tak. – Evin kiwnął głową. – Mogę wejść? Więcej lat, niż Dillon pamiętał, rada zmiennych ustanowiła siatkę asekuracyjną dla zmiennych. Gdyby pojawił się jakiś niepokój w sprawie bezpieczeństwa zmiennych, każdy zmienny mógł pójść do któregokolwiek oficera i poprosić o pomoc. Ten zajrzałaby do rozkazów i zameldował o tym radzie. Ale posiadanie brata, który stał się draniem, musiało być ciosem dla tego mężczyzny.
~7~
- Pewnie, Talan jest w salonie. Ogląda jakieś wampirze show. – Adrian przewrócił oczami i mruknął ze wstrętem. – Nie wiem, dlaczego ogląda te bzdury. Tak, jakby istniały jakieś wampiry. Dillon zauważył wyraz ulgi na twarzy Evina. - Dziekuję. Przyrzekłem sobie, że jeśli przeżyję, ostrzegę lwy. - Potem damy ci coś do jedzenia. Musisz być głodny po swoim locie. Dillon zauważył, że Adrian dyplomatycznie nie wspomniał o wyglądzie Evina. Wilk przedstawiał sobą cholernego dobrego partnera alfy dumy. Odsuwając się na bok, Dillon pozwolił zmiennej sowie przejść. Mężczyzna nie pachniał oszustwem czy gniewem, za to pachniał cudownie kusząco. Kły Dillona wysunęły się z jego dziąseł i ukłuły w dolną wargę, kiedy zapach Evina wypełnił jego nos. Potrząsając głową, spróbował rozwiać ten dziwny pociąg. Zawsze podziwiał sowy, ale nie miał obsesji ich na punkcie. Jak tylko Adrian i Evin zniknęli w środku, zawrócił swoją uwagę na zmiennego kota. Prawie zapomniał o Chesterze w swoim pragnieniu zdobycia Evina. Chester stał w ciszy, patrząc na Dillona, tak nieruchomo jak kot szykujący się do skoku. - Masz dom, mały kocie? Chester pochylił głowę, unikając oczu Dillona. - Nie. - Gdzie jest twoja rodzina? - Nie żyją. – Chester przełknął, jakby próbował zdusić łzy. Nieważne, kiedy jego rodzina umarła, było oczywiste, że Chester wciąż nie pogodził się z ich śmiercią. Serce Dillona ścisnęło się bólem dla ślicznego zmiennego. - Chodź tutaj. – Dillon rozwarł swoje ramiona. Chester wskoczył w nie, jakby tylko czekał na zaproszenie. Młodszy mężczyzna zadrżał w jego ramionach. – Gdzie mieszkałeś? Chester wymamrotał w pierś Dillona.
~8~
- Wszędzie i nigdzie. Podróżowałem, próbując uniknąć kontroli zwierzęcej, psów i samochodów. Nie chciałem wchodzić na twój teren. Cholera, ale wspaniale pachniesz. – Ciche mruczenie przetoczyło się przez klatkę piersiową Chestera. Dillon mógł wyczuć palcami niemal wszystkie żebra młodszego mężczyzny. - Musisz coś zjeść. Wejdź do środka… przynajmniej możemy dać ci posiłek. Chester wysunął się z ramion Dillona i odsunął poza jego zasięg. Dillon warknął na jego ruch. Drżący mężczyzna zachowywał swoją przestrzeń, nawet gdy nie mógł spojrzeć Dillonowi w oczy. Najwyraźniej drewniany ganek wytrzymał wcześniej nieodkryte fascynacje. - Nie potrzebuję jałmużny. - Wchodź do domu. – Dillon powiedział to jak polecenie, a nie zaproszenie. Ewidentnie mężczyzna potrzebował kogoś, kto uratuje go przed samym sobą. Dillon otworzył drzwi i skinął do środka. Posłusznie, Chester przeszedł obok niego. Uprzejmie zaczekał, aż Dillon nie dołączy do niego zanim wejdzie dalej. Dillon zacisnął rękę wokół karku Chestera w delikatnym uścisku, jakby chciał uspokoić kota. Ruszając do przodu, skierował się do kuchni. Znaleźli ciasteczka Adriana leżące na gorącej blasze do pieczenia. Całe pomieszczenie pachniało jak na Boże Narodzenie. Dillon przechylił głowę. - Czy jest jakiś szczególny powód, że robisz te ciasteczka w maju? Olśniewający uśmiech Adriana rozjaśnił pokój. - Nigdy nie ma niewłaściwego czasu, by upiec ciasteczka. - Prawda. – Dillon nie mógł sprzeczać się z tym rodzajem logiki. – To jest Chester. Masz coś pożywniejszego, co może zjeść? - Pewnie. Chyba zostało jeszcze w lodówce trochę mięsa z sarniny. – Adrian odłożył kolejną blachę, otworzył lodówkę i wyciągnął duży pojemnik. Po przełożeniu kilku łyżek do miski, wstawił to do mikrofali. – Powinno być gotowe w ciągu dwóch minut. A ja zanim ostygną ciasteczka, zrobię trochę zaległej roboty. Jedz cokolwiek chcesz, Chester. Daj znać, jeśli będziesz czegoś potrzebował.
~9~
Z ostatnim uśmiechem do ich dwójki, Adrian opuścił pokój. - Co on robi? – zapytał Chester. - Poza trzymaniem alfy w ryzach? Jest programistą gier. - Hm. Wydaje się być miły, ale dziwnie pachnie. - Bo jest zmiennym wilkiem. – Dillon przysunął się do Chestera, niezdolny do powstrzymania się od głaskania jedwabistej nagiej skóry. Gdy Chester zaczął mruczeć, Dillon zabrał swoją rękę. – Um… przepraszam. Poczekaj tu i przyniosę ci jakieś ubranie. - Dlaczego? – Chester przechylił głowę przyglądając się Dillonowi swoimi dziwnymi złotymi oczami. – Nie przeszkadza mi, że jestem nagi. Dillon zacisnął zęby. - Bo jeśli się nie ubierzesz, wypieprzę cię na środku kuchni dumy i nie sądzę, żeby inni, gdy tu przyjdą, docenili to, że mój kutas będzie zanurzony w twoim tyłku. – Zmienni nie przejmowali się zbytnio nagością, ale seks ogólnie był uprawiany w zaciszu ich pokojów albo na zewnątrz z dala od widoku. - Oh. – Chester zarumienił się mocno. – Tak, nie pomyślałem o tym. Lubię, jak mnie dotykasz. Dillon otarł swoje wargi o czubek głowy Chestera, jego pierś zacisnęła się od nieujawnionych uczuć. - Zaczekaj tu, przyniosę ci jakieś ubranie. – Zniknął w korytarzu zanim poddał się swojemu postanowieniu, by nie molestować seksualnie zupełnie obcego faceta w rodzinnej kuchni dumy. Chester stał nieruchomo, gdy Dillon wyszedł. Zdradzanie rodzaju zmiennych złamałoby mu serce. Gdy zgodził się ulec szantażowi ludzi, nie myślał o ludziach, których będzie szpiegował. Najwyraźniej, już rozeszła się pogłoska wśród grup nienawidzących zmiennych, że lwie dumy są trudne do infiltracji, ale otwarte dla innych zmiennych. Trucizna, jaką zaszczepili w ciele Chestera, zabije go za pięć dni, gdyby nie wrócił z wiadomościami o dumie. Mając fotograficzną pamięć, mógłby narysować im mapę i powiedzieć im wszystko o członkach dumy i ich słabościach. Chester nie chciał umierać
~ 10 ~
– zwłaszcza nie wtedy, gdy nigdy tak naprawdę nie miał okazji pożyć. Jednak, po spotkaniu Dillona, Chester nie chciał go skrzywdzić. Głośny sygnał mikrofali oznajmił, że jego posiłek jest gotowy. Żołądek Chestera zaburczał w odpowiedzi, jakby wiedział, że jedzenie jest dla niego i chciał go teraz. - Szzz, masz szczęście, że cię nie zagłodzą. – Trucizna wolno rozpływająca się w jego żyłach zabije go prędzej niż umrze śmiercią głodową. - Wciąż nagi, koteczku? – Zmienny sowy znalazł gdzieś ubranie i teraz miał na sobie parę jeansów i obcisły podkoszulek seksownie opinający jego szczupłe ciało. Chester szybko połknął ślinę. Nie zapomniał jeszcze sowie tego, że wywołał chwile grozy u Chestera. Strach po zostaniu schwytanym z ziemi i uniesionym przez parę dużych szponów, wciąż był świeży w jego umyśle. - Um, Dillon poszedł po ubranie dla mnie – powiedział drżącym głosem. Gorące spojrzenie sowy prześliznęło się po ciele Chestera w widocznej pieszczocie. Chester zadrżał pod tym spojrzeniem. - Myślę, że byłoby szkoda cię zakrywać. – Niski głos Evina przepłynął przez Chestera jak ciepła czekolada. Ledwie w odpowiedzi powstrzymał mruczenie. Odniósł wrażenie, że okazując jakąkolwiek słabość, to tyłek Evina znajdzie się na najbliższej powierzchni, pomimo tego, co powiedział Dillon o nie uprawianiu seksu w kuchni. Chester odchrząknął. - Dillon oznajmił, że lepiej będzie jak się ubiorę, żebym nie denerwował innych. – Nie wspomniał o tym, co Dillon powiedział o wypieprzeniu go. Omijając zmiennego sowy, pospieszył do mikrofali i wyjął miskę gorącej potrawy. Na szczęście szkło nie było zbyt gorące, ponieważ Chester potrzebował jakiegoś zajęcia. Otworzył i zasunął kilka szuflad zanim znalazł łyżkę, bo przynajmniej poszukiwania odwracały jego spojrzenie od seksownego człowieka sowy. - Co tutaj robisz, malutki? Chester zatrzasnął szufladę. - Nie jestem malutki – warknął. Prawie czuł, jak rośnie jego gniew. Evin usadowił się na stołku po przeciwnej stronie blatu, utrzymując swoje ruchy wolne i spokojne.
~ 11 ~
- Nie chciałem cię rozgniewać, Chester. Mówiłem tak dla żartu. Chester wziął potrawę do ust. Kawałki warzyw i mięsa były mile widziane w jego pustym żołądku. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz jadł solidny posiłek. Nie karmili go nadmiernie, gdy był zamknięty w klatce. Po trzech miesiącach dostawania ochłapów jakiegokolwiek jedzenia i stałym biciu, gotowy był zgodzić się na cokolwiek, by wydostać się stamtąd. Niestety jego oprawcy byli na tyle zapobiegliwi, że mimo to wstrzyknęli jemu i jego bratu truciznę. Gdyby nie dbał o własną śmierć, mieli nadzieję, że myśl o śmierci jego brata, zmusi go do poddania się. Wiedział, że nie blefują. Pokazali mu ciała zmiennych, którzy odmówili im wcześniej. Powstrzymując żółć wzrastającą w jego gardle na te wspomnienia, Chester odstawił miskę. - Hej, wszystko z tobą w porządku? – Evin sięgnął przez blat i nakrył rękę Chestera swoją własną. – Naprawdę nie zrobiłem cię krzywdy, gdy cię złapałem? Łatwiej było ignorować Evina, gdy Chester myślał, że jest dupkiem. Chester zamrugał, by powstrzymać łzy, widząc niepokój Evina. - Co się dzieje? – Ostry ton Dillona sprawił, że Chester błyskawicznie obrócił się do lwa. Spojrzenie zwężonych oczu Dillona wysłało ciarki wzdłuż kręgosłupa Chestera. Zmienny lew wyglądał tak, jakby chciał rozerwać Evina. Instynkt, którego nie rozumiał, kazał mu wejść między tych dwóch mężczyzn. Poziom podniecenia wzrósł, kiedy Chester poczuł obu mężczyzn po obu swoich bokach. Ich ubranie otarło się o jego fiuta i tyłek, a jego ciało stwardniała na bliskość tych seksownych mężczyzn. Wziął głęboki wdech i zaciągnął się wspaniałym zapachem Dillona. Być może nie przeżyje tej infiltrującej misji, ale nie zamierzał zrezygnować ze znalezienia się pod zmiennym lwem, chociaż raz. Odczucie dżinsów Evina ocierających się o jego nagi tyłek, sprawiło, że Chester nerwowo zbliżył się do lwa. Dillon zawinął ramię wokół Chestera i przesunął go za siebie. Dillon rzucił ubranie Chesterowi. - Proszę, idź i się ubierz. Chester przygryzł swoją wargę. Jego spojrzenie przesuwało się tam i z powrotem, sprawdzając nastroje między mężczyznami. - Będzie dobrze. – Dillon pogłaskał włosy Chestera i pomasował jego kark kojąco. ~ 12 ~
- Okej. – Chester pokiwał głową. Nie chcąc zostawić obu mężczyzn samych, podszedł pod ścianę i zaczął wciągać dżinsy i T-shirt, które zostały wyjęte z jakiejś szafy. Prawie w każdym dom zmiennych były dodatkowe ubrania w rozmaitych rozmiarach dla niespodziewanych gości. Para jęków sprawiła, że spojrzał w górę. Dwie pary oczu były skupione na Chesterze. Przełknął, czując się jak zdobycz dla większych, bardziej niebezpiecznych drapieżników. Już raz dzisiaj tego doświadczył, ale z jakiegoś powodu w ludzkiej postaci to było znacznie bardziej seksowne. Nie miałby nic przeciwko temu, by ci seksowni faceci przed nim rzucili się na niego. - Um, dzięki za ubranie. – Skupił się na Dillonie, który rozstrajał go mniej niż zmienny sowy. Uśmiech Dillona rozjaśnił pokój. - Nie ma za co, kociaku. Chester warknął. - Nie jestem kociakiem. Evin się uśmiechnął. - Jesteś czymś więcej niż kociakiem w swojej ludzkiej postaci. Dillon się roześmiał. Chester podszedł i kopnął Evina w łydkę. To tylko wywołało w nim śmiech. Chester popatrzył gniewnie na zmiennego sowy. - Dokończ swój posiłek. – Dillon wskazał na miskę. – Wyglądasz, jakbyś nie jadł od jakiegoś czasu. Tobie też dam, Evin. Wracając do lodówki, Dillon napełnił kolejną miskę potrawą i włożył do mikrofali. W kuchni zapanowała cisza, w której rozbrzmiewały tylko odgłosy z mikrofali i zgrzyt łyżki Chestera o spód jego miski. Chester nie sprzeczał się z oceną Dillona w sprawie swojego głodu, ale również nie zamierzał wyjaśniać swojej niewoli i jak ledwie uciekł z życiem. Jego brat nie miał tyle szczęścia. Przełknął łzy wraz z daniem. Nie mógł teraz myśleć o Garfieldzie. Musiał się skupić.
~ 13 ~
Dillon zawinął ramię wokół Chestera i pociągnął go troskliwie w swoje ramiona. - Nic ci nie jest? Chester kiwnął głową, ale nic nie powiedział. Nie mógł mówić przez guz dławiący jego gardło. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz, ktoś okazał mu jakąkolwiek czułość. Jego rodzice umarli, gdy był młody, a Garfield był dobrym bratem, ale niezbyt serdeczną osobą. Dzwonek mikrofali uratował go, kiedy Dillon poczuł potrzebę bycia gościnnym i podania jedzenia Evinowi. Chester włożył swoją miskę do zmywarki, patrząc jak Evin w błyskawicznym tempie pałaszuje swoje jedzenie. Najwyraźniej Chester nie był jedynym, który nie jadł od jakiegoś czasu. - Nie uduś go – wymamrotał Evin wkładając swoją miskę do zmywarki. Dillon ryknął jak duży lew dupek, którym Chester podejrzewał, że był. - Hej, olbrzymie, chciałem tylko pomóc – powiedział Evin. Chester podniósł wzrok i zobaczył wysunięte kły Dillona, opierające się o jego wargi. Cholera, to było seksowne. Zanim jego mózg mógł dogonić swoje ciało, Chester podszedł do Dillona, uniósł się na palcach i pocałował zmiennego lwa. Niski pomruk wydobył się spomiędzy jego warg. - Mmmhmmm – zgodził się Chester. Gorąco wylało się z niego jak z ciepłego pieca, a jego fiut stwardniał, gdy otarł się o ciało dużego zmiennego. Jego sumienie próbowało mu szeptać, że nie miał prawa z kimkolwiek się parować, ale jego ciało odrzucało nieznośny mózg. Od dawna już nie czuł tego, jak ktoś się w niego wślizguje. Bardzo dawno. Dziwny dźwięk wyrwał go z namiętnych oparów wywołanych przez ciepłe ręce i mężczyznę, który wiedział, co nimi robić. - Co? – zajęczał Chester, gdy Dillon odsunął swoje usta, by warknąć na sowę. - Nie dotykaj go – zabrzmiał ochryple głos Evina, jakby przełknął kamienie.
~ 14 ~
Chester odwrócił się w opiekuńczych ramionach Dillona, by spojrzeć na drugiego mężczyznę. Na skórze Evina pojawiły się maleńkie pióra wyrastające wokół jego brwi i na policzkach, a jego twarz miała ten ostry wyraz jego sowiej postaci. Dillon zawinął ramię wokół torsu Chestera przyciągając go mocno do swojego ciała. - W czym problem, Evin? – Dillon mówił stonowanym głosem, jakby nie chciał wywołać zmiany u drugiego zmiennego. - Partner. – Szyja Evina się skurczyła, jakby jego ptasia połowa próbowała przebić się przez ludzką obronę. - O, do diabła, nie. – Uścisk Dillona na Chesterze zacisnął się prawie boleśnie. – On jest mój. Masz pióra w głowie, jeśli myślisz, że możesz go mieć. O, cholera. Nie było możliwości, żeby to się dobrze skończyło. Dillon ryknął z całą mocą. Chester przycisnął ręce do uszu. - Co tu się do cholery dzieje? – W kuchni rozległ się nowy głos, który postawił kręgosłup Chestera na baczność. Biorąc głęboki wdech, Chester ośmielił się zerknąć zza szerokiej piersi Dillona. Talan. Zdjęcia tego mężczyzny nie oddawały mu sprawiedliwości. Tam, gdzie Dillon był duży i umięśniony, Talan był jeszcze większy i szerszy. Przywódca lwów był pięknym mężczyzną. Chester prawie czuł przywódczą aurę mężczyzny, która go otaczała i domagała się poddania. Adrian stał obok lwa. Chester mógłby pomyśleć, że mniejszy zmienny wilk jawi się, jako słabszy przy swoim potężnym partnerze, ale to było tak, że był jakby częścią całości. Tak jakby Talanowi coś brakowało, gdyby nie stała przy nim mniejsza postać zmiennego wilka. - Partner! – nalegał Evin, jego głos skończył się pohukiwaniem, jakby człowiek próbował przemóc naturę swojego ptaka. - Kim jest twój partner? – Oczy Talana zwróciły się na Chestera, a ten zamarł jak mysz zauważona przez jastrzębia.
~ 15 ~
Evin jeszcze raz poruszył głową, jakby w szyi nie miał kości. Chestera przeszył mimowolny dreszcz. Widział Egzorcystę, ale Linda Blair nie umywała się do Evina. Gdyby wypluł jeszcze kulkę z myszą sierścią, Chester by zemdlał. - Nie wiem – odpowiedział Evin niepewnie z miękkim pohukiwaniem. - Co to znaczy, że nie wiesz? – warknął Dillon. – Jak możesz nie wiedzieć? Evin spiorunował wzrokiem Dillona. - Kiedy stoicie razem, nie mogę powiedzieć, który z was jest moim partnerem. - Dillon, puść zmiennego kota i odsuń się na bok. Chcę, żebyście stali osobno, by Evin mógł wyczuć was oddzielnie – nakazał Talan. Evin zadrżał, gdy Dillon zwolnił uścisk na kocie. Duży lew miał majestatyczne męskie piękno. Evin prawie mógł sobie wyobrazić, jak ten mężczyzna w postaci lwa przemierza trawiaste tereny. Chester wiercił się pod spojrzeniem Evina. Nie wiedział, czy to przez jego sowie rysy, czy też młodszy mężczyzna nadal miał za złe Evinowi, że go złapał, ale wydawał się być ogromnie zdenerwowany pod taksującym spojrzeniem. - I jak teraz? – Ton alfy wskazywał na to, że myśli, iż Evin jest idiotą, skoro nie może wskazać, który jest jego partnerem. - Nie wszyscy z nas wiedzą to na pierwszy rzut oka – warknął Evin. - Ze zdjęcia – powiedział Talan zadowolonym głosem. – Wiedziałem, że Adrian jest mój, jak tylko zobaczyłem zdjęcie. A teraz określ wreszcie, który jest twoim partnerem. Nie chcę, żebyś rozwalił moją dumę, łamiąc Dillonowi serce. Dillon, czy Chester jest twoim partnerem? - Tak. – Nie było żadnego wahania w tonie Dillona. – Chester jest moim partnerem. - W takim razie sprawa jest rozwiązana – ogłosił Talan. – Evin, możesz zostać, jeśli chcesz, i poszukiwać u nas schronienia, ale nie chcę, żebyś stwarzał problemy między sparowaną parą. Protest pojawił się w gardle Evina, ale co mógł powiedzieć? Nie wiedział, który z nich jest jego partnerem i Talan miał rację. Gdyby zgłosił pretensje do Chestera, Dillon by go rozerwał. Nie miałoby znaczenia, że w równym stopniu pociągał go Dillon – duzi i umięśnieni faceci od zawsze go podniecali i tym razem nie było inaczej.
~ 16 ~
Evin potrząsnął głową, by oczyścić umysł z fantazji szalejących w jego wyobraźni. Znajdzie inne miejsce, by żyć. Nie mógł tu zostać i patrzeć na tych dwóch mężczyzn, których pragnął, jak znajdują radość wyłącznie ze sobą. - A co jeśli obaj są jego partnerami? – odezwał się Adrian. - Co? – Talan spojrzał z marsową miną na wilka. – O czym mówisz, kochany? Adrian wzruszył ramionami. - Co, jeśli oni wszyscy są partnerami? Jest kilka przypadków trzech osób, które się sparowały. To może być jeden z nich. Czemu nie? Dlaczego nie, rzeczywiście? To zdarzało się bardziej u ptaków niż u którejkolwiek rasy kotów, ale to nie było niespotykane… chociaż Evin nigdy nie myślał, że znajdzie się w tego rodzaju sytuacji. Oczywiście, nigdy też nie myślał, że jego brat oszaleje i zawrze umowę z psychopatycznymi myśliwymi. Życie było pełne niespodzianek. - Nigdy nie słyszałem, żeby tak się zdarzyło z lwami – odparł Talan, ale jego ton był zadumany, nielekceważący. Evin odniósł wrażenie, że gdyby to ktoś inny zasugerował ten pomysł, Talan wyrzuciłby go przez okno. - To zdarza się u zmiennych ptaków – argumentował Adrian. – Nawet słyszałem, że coś takiego zdarzyło się w paru watahach wilków. Nie w mojej sforze, ale słyszałem o tym. Talan warknął na Adriana, jego wyraz twarzy przypominał wkurzonego kota, tak że Evin musiał powstrzymać uśmiech. - Nie należysz do watahy, należysz do dumy. Adrian potrząsnął głową. - Traktuję to jak podwójne obywatelstwo. Nie zamierzam zerwać więzi z moim bratem, więc będziesz musiał sobie z tym poradzić. Evin szybko obrócił głowę, by ukryć uśmiech. Adrian nie bał się swojego partnera. Kiedy stawiał czoła jeszcze mocniejszej dezaprobacie swojego partnera, wilk nie ustąpił mu pola i zachował spokojny wyraz twarzy, nawet gdy Talan warknął. Po prostu przeczekał jego gniew.
~ 17 ~
Talan chwycił Adriana za kark i całował go tak długo, dopóki nie oparł się o większego mężczyznę. Gdy alfa w końcu puścił swojego partnera, Adrian zakołysał się nieznacznie. - Tak długo jak twoja lojalność będzie względem mnie. - Zawsze – odparł Adrian bez wahania. – A teraz, jak rozwiążemy tę sprawę? Adrian popatrzył uważnie na każdego z nich. Evin prawie czuł, jak mężczyzna rozprawia się z kolejnymi pomysłami i je odrzuca. - Mogliśmy zastosować stare i wypróbowane metody – dumał Talan. - Wrzucić ich razem do pokoju i nie pozwolić wyjść, dopóki się nie wypieprzą? – zapytał Adrian. - Tak. – Talan posłał Evinowi szeroki uśmiech. – W ten sposób, albo wyjdziesz sparowany albo zostaniesz obiadem - wszystko mi jedno. Rada zmiennych może dać mi się we znaki, ale jestem pewny, że przejdą nad tym do porządku. Adrian potrząsnął głową na oświadczenie partnera. - Dillon, chcesz skorzystać ze swojego pokoju, czy udać się gdzieś na neutralne miejsce? Dillon się uśmiechnął. - Skorzystam z mojego pokoju. Moje łóżko jest wystarczająco duże, a nie mamy dość miejsca dla nowo przybyłych. - Racja – zgodził się Adrian. - W takim razie zróbcie to. – Talan obrócił się i skierował do drzwi. Złapał Adriana za nadgarstek podczas swojego wyjścia, ciągnąc mniejszego mężczyznę za sobą. - Ona zawsze taki jest? – zapytał Evin, wskazując głową na oddalającą się parę. Dillon skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. - To znaczy jaki? - Lekceważący inne rasy. - Puszczę tę uwagę mimo uszu, ponieważ jesteś tu nowy, ale Talan ma największe pieprzone serce niż jakikolwiek inny alfa, jakiego spotkałem. Większość alf
~ 18 ~
rozerwałaby cię i odesłałaby do twojego gniazda w kawałkach za samo tylko wtargnięcie na ich ziemię. Kiedy banda bezdomnych zmiennych znalazła się na naszym ganku, Talan ich nie wykopał. Zamiast tego, większości z nich znalazł domy i pracę, by mogli się utrzymać. Może dogryzać Adrianowi w sprawie jego watahy, jednak gdyby brat Adriana miał jakiekolwiek problemy, natychmiast zjawiłoby się stado lwów, by go chronić. Spotkałem wiele alf w swoim życiu, ale Talan jest jednym z najlepszych. Evin uniósł obronnie ręce. - Nie chciałem nikogo urazić. Tylko wydaje się, jakby nie lubił ptaków. - Sądzę, że jest bardziej zaniepokojony tym, że chcesz mojego kociaka, niż to, że wysuwasz pióra. Evin wzruszył ramionami. - Być może. - Nie jestem kociakiem. – Chester warknął jak wkurzony kot. Evin się roześmiał. - Oczywiście, że nie jesteś. – Dillon pogłaskał głowę Chester, jakby głaskał psa. – Jesteś złym kotkiem. - O, właśnie. – Chester kiwnął głową, jego bursztynowe oczy zabłysły. Evin nigdy nie widział osoby, która byłaby tak bardzo podobna do siebie zarówno w postaci zmiennego jak i człowieka. Falujące miedzianozłote kosmyki włosów Chestera miały wzór kota, jego oczy, pomimo ludzkich źrenic, miały taki sam bursztynowy kolor jak u kota. Był fascynujący. - Moja sypialnia jest z tyłu. – Dillon poprowadził ich korytarzem na tyły budynku. Chester posłusznie podążył za Dillonem, a Evin za cudownym tyłkiem Chestera, który, jak mu się wydawało, doskonale wypełni jego dłonie. Kiedy Dillon prowadził ich do pokoju, Evin ledwie zwracał uwagę na to, gdzie szli. - To tu – oznajmił Dillon, obracając się i zamykając za nimi drzwi. Jego niezbyt subtelne zakluczenie drzwi rozbrzmiało głośno w uszach Evina. Jego instynkty samozachowawcze kazały mu rozejrzeć się za innym wyjściem. Na szczęście dwa duże okna wydawały się otwierać i będą doskonałym wyjściem dla skrzydlatego zmiennego. Usatysfakcjonowany znalezieniem dostępnych wyjść, zwrócił uwagę na resztę pokoju. Zabrało mu chwilę, by uświadomić sobie, w co się wpatruje. Wszystkie ściany
~ 19 ~
wokół były obwieszone obrazami sów. Zdjęcia, szkice i małe figurki dekorowały pokój Dillona – tylko sów. - Wow, dużo tutaj ptaków – powiedział z podziwem Chester. Evin złapał spojrzenie Dillona. - Sądzę, że naprawdę nie masz jakichkolwiek wątpliwości, co do tego, że mogę być twoim partnerem, co? Dillon potrząsnął głową. - Po prostu nie myślałem, że mi uwierzysz, i nie wiem, czy mógłbym zrezygnować z Chestera, by cię zaakceptować. Łatwiej było wziąć kociaka niż ptaka. - Chciałeś zrezygnować z niego dla mnie? – zapytał Chester. - Tak, ale wiem, że żałowałbym tego do końca mego życia. Wyraz twarzy Dillona wpłynął bardzo kojąco na zszargane serce Evina. Zawsze zastanawiał się, dlaczego ptaki tworzące parę w gnieździe, nigdy do niego nie przemawiały. Kilka pospiesznych spotkań nigdy go nie uspokajało ani zaspokajało. Od dłuższego czasu myślał już, że może nie zasługuje na partnera. Teraz okazało się, że otak, i faktycznie, zasłużył na dwóch… a do tego, co to byli za wspaniali partnerzy. - Sądzę, że powinniśmy iść za radą Talana i upewnić się, że pasujemy do siebie. – Evin nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który rozjaśnił jego twarz… za wszystkie nasiona świata. Biorąc głęboki wdech, wepchnął swojego ptaka z powrotem pod powierzchnię. Wątpił, żeby któryś z mężczyzn chciał go pocałować, gdyby miał twarz w piórach. - Jesteś przystojnym człowiekiem – zauważył Chester. Evin usłyszał odrobinę ulgi w jego głosie na widok w pełni ludzkiej twarzy. Postanowił odpuścić tym razem. Ostatecznie kociak będzie musiał przywyknąć do wszystkich jego postaci, ale w tej chwili zrobi wszystko, by poszło jak najlepiej. Patrząc na Dillona, Evin ruszył ostrożnie do przodu. Myśl, że byli partnerami było dalekie od doznania pocałunku od tego, o którym byłeś pewny, że jest twoim partnerem. A to, że Dillon miał figurki sów i marzył o sowie, nie znaczyło jeszcze, że Evin był sową, o której śnił.
~ 20 ~
- No dalej – zachęcił Dillon, łamiąc ostatnią barierę powściągliwości Evina do otarcia się o siebie. Evin podszedł bliżej do Chestera i czekał na kiwnięcie głową od mężczyzny zanim dotknął wargami ust kota. Chester jęknął cicho. Biorąc to, jako pozwolenie na dalsze kontynuowanie, Evin pocałował go jeszcze raz. - O, cholera, wy dwaj wyglądacie tak dobrze razem. – Dillon wypuścił cichy odgłos podniecenia. Evin ledwie poświęcił mu uwagę, gdy pochylił się, by pochłonąć doskonałość ust Chester swoimi. Ciche mruczenie wprawiło w drganie jego wargi. Evin się roześmiał. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz jego serce nie dźwigało brzemienia zmiennego ptaka. Jego brat był przywódcą, ale Evin był jego zastępcą. Przynajmniej był, dopóki jego brat nie stał się szalony. Chętnie pozwoli wszystkim problemom zniknąć w tle, gdy będzie zatwierdzał swojego partnera. Cichy pomruk sprawił, że uniósł usta. Dillon obserwował ich głodnymi oczami. Niechętnie uwolnił Chester, łapiąc mężczyznę zanim upadł. - Rozbierz się – nakazał Evin zanim zwrócił swą uwagę na Dillona. - Zgaduję, że będę następny – powiedział Dillon. Jego głos, szorstki od pożądania, uderzył prosto w jądra Evina. Evin odchrząknął. - Na to wygląda. Podczas gdy jego pociąg do Chestera był ciepły jak letni dzień, jego pociąg do Dillona skwierczał jak wymykający się spod kontroli pożar lasu. Wyższa postać Dillona odrzuciła go na chwilę. Jego kochankowie zazwyczaj byli niżsi albo wzrostu Evina. Nigdy nie całował się z facetem wyższym od siebie. Chociaż był jednym z największych sów w ptaszarni, Evin nigdy nie kochał się z nikim tak potężnym jak Dillon. Nie wiedział, czy spodoba mu się bycie w poddańczej pozycji. Jednak, wątpił, że będzie miał wybór. Dillon emanował cechami alfy, które mogły być pokonane tylko przez mężczyznę alfa dumy. Evin nie wiedział jak działa hierarchia dumy, ale mógł się założyć, że Dillon był na szczycie drabiny określającej siłę. Dillon przerwał ich pocałunek, jego oczy pokazały błysk kota w źrenicach.
~ 21 ~
Evin wydał cichy pomruk, który brzmiał niemal jak kocie mruczenie. Cholera, koty już zaczęły działać na niego. Gdy Dillon zaczął ściągać swoją koszulę, od strony łóżka cichy głos wyszeptał Wow. Evin musiał się z tym zgodzić. Tors zmiennego lwa z pewnością był wart tego wow. Mięśnie naprężyły się, kiedy Dillon zdjął część garderoby i rzucił na podłogę za siebie. Jego oczy nie odwróciły się od Evina, podczas całego jego postępowania. Dillon oblizał swoje wargi. Evin zadrżał. Ciche mruczenie doszło z łóżka. Evin i Dillon odwrócili się, by zobaczyć Chestera leżącego na plecach, jego nogi były rozsunięte, a ręka zawinięta wokół jego długiego, nabrzmiałego fiuta. - Chcesz pierwszy posmakować, czy ja? – zapytał Dillon. - Ty pierwszy. – Chociaż bardzo chciał poznać smak Chestera, nie chciał pozbawić się tej szansy denerwując zmiennego lwa. Nie miał wątpliwości, że Dillon mógł go wyrzucić i zakazać wstępu na ziemie lwów bez zbędnych słów. Talan miał rację, mówiąc Evinowi, że to jest imprezka Dillona. Dillon obserwował go przez chwilę, jakby oceniając jego szczerość, zanim kiwnął głową i skierował się do podnieconego kotka na łóżku. - Czujesz się samotny, kociaku? - Za bardzo jesteś ubrany – poskarżył się Chester. - Przepraszam. – Uśmiech Dillona wskazywał na to, że jest bardzo rozbawiony. - Wyskakuj ze spodni, natychmiast! – nalegał Chester. Śmiejąc się, Dillon podporządkował się rozkazującemu mężczyźnie, ukazując dużego kutasa, na widok którego pośladki Evina się zacisnęły, a Chester uśmiechnął się radośnie. - Oh, zdecydowane wow. – Chester przewrócił się i podpełzł do Dillona, jego ruchy były tak ponętne jak zwierzę, które miał w sobie. Chester oderwał swoje oczy od Dillona, by napotkać spojrzenie Evina. - Ty też się rozbieraj.
~ 22 ~
- Tak, kociaku. – Radość przepłynęła przez niego pod wpływem intensywnego spojrzenia Chestera. Gdyby zawsze dostawał, chociaż odrobinę tej uwagi od któregokolwiek ze swoich partnerów, przyjąłby wszelkie jej ochłapy, które by mu rzucali. Dillon odwrócił się, by przyglądać się, jak Evin zdejmuje ubranie. Nigdy nie był nieśmiały… większość zmiennych nie było. Spędzali zbyt dużo czasu nago między przejściami od zwierzęcia do człowieka, by wstydzić się swoich ciał. Evin wiedział, że jest w formie. Znał kilku zmiennych, którzy nie byli, ale jakoś nigdy wcześniej nie pomyślał o tym, że będzie obiektem seksualnej obserwacji. Ale skupiony wyraz twarzy obu mężczyzn powiedział mu, że nadszedł czas ponownego zastanowienia się nad tym. Rumieniec wypłynął na jego twarz. Cholera, nigdy tego nie robił. - Niech ci to nie zajmuje całe wieki – dokuczał Dillon. – A może potrzebujesz pomocy? Myśl o dwóch parach rąk, rozbierających go i pieszczących jego ciało, sprawiła, że stał się twardszy niż beton. - Myślę, że to oznacza tak – powiedział Chester, uśmiechając się. - Myślę, że możesz mieć rację – zgodził się Dillon Dillon podszedł powoli do Evina, każdy jego krok odzwierciedlał jego ruchy w postaci lwa. Evin mógł się założyć, że Dillon zmieniał się w piękną bestię. Chester zeskoczył z łóżka w sposób, który, jak musiał przyznać Evin, był niesłychanie zapraszający, ponieważ sprawił, że jego fiut odbił się tam i z powrotem. Jego palce drgnęły z potrzeby chwycenia i poczucia tego twardego członka w jego dłoni. Zachwycający mężczyzna. Zanim miał okazję dotknąć Chestera, został wciśnięty między dwa gorące, nagie ciała. Chester ściągnął koszulę Evina i liznął jego ramię swoim kocim, szorstkim językiem. Dreszcz spłynął w dół kręgosłupa Evina prosto do jego erekcji. - Patrz, co znalazłem. – Dillon przykrył dłonią penisa Evina i potarł ręką po zapięciu spodni Evina. Nie mógł powstrzymać jęku, który wyrwał się spomiędzy jego warg. Gdy Dillon opadł przed nim na kolana, Evin westchnął. Zielone oczy Dillona zaiskrzyły się psotnie, gdy rozpiął spodnie Evina i, jednym szybkim szarpnięciem, opuścił je do stóp Evina.
~ 23 ~
- Ohh, co zamierzasz z tym zrobić? – zapytał Chester. Kot zawinął swoje ramiona wokół pasa Evina, przytulając się do niego od tyłu. Evin próbował sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz, ktoś go tak trzymał. Jego zwykłe seksualne spotkania wiązały się z pośpiesznym pieprzeniem przy ścianie albo na tyłach jakiegoś baru. Ptaki nie przywiązywały się do nikogo, kto nie był ich partnerem. Odbywali stosunki z przypadkowymi nieznajomymi, dopóki nie znaleźli swojej perfekcyjnej połówki. Evin zdobył dość doświadczenia w swojej przeszłości, by wiedzieć, że to jest diametralnie różne. Dotyk Dillona nie był bezosobowy ani pospieszny, jakby chciał zabawić się z Evinem tak szybko jak to możliwe, by mogła nadejść jego kolej. Dillon dotykał Evina tak, jakby troszczył się o mężczyznę przyczepionego do penisa. - Cudownie. – Niski głos Dillona ułagodził postrzępione krawędzie duszy Evina. Evin poruszył się z trudem czując swoją ograniczoną mobilność. Jego nerwy zadrżały od bezbronności swojej pozycji, jego kostki zamotane były w dżinsy, a ciało dostępne dla dwóch otaczających go mężczyzn. Evin musiał się zmusić, by stać spokojnie. Dillon potarł swoimi dużymi, ciepłymi rękami, w górę i w dół, ud Evina. Gorąco uspokoiło jego i jego ptaka w środku, który czuł potrzebę zmiany i ulotnienia się. - Spokojnie, skarbie. – Chester pocałował Evina w policzek. – Dillon zajmie się tobą. Usta Dillona zatonęły na penisie Evina. Doskonałe ssanie, wilgotne gorąco i widok oszałamiającego nagiego faceta klęczącego przed nim, przywołały do życia wszystkie fantazje Evina. Gdy jeszcze do tego został dodany Chester – bo jak miałby nie włączyć gorącego, młodego ogiera próbującego wywiercić dziurę w plecach Evina – zajęło mu niewiele czasu, by chwycić gęste włosy Dillona w formie ostrzeżenia mężczyzny - Daj mu to, Evin. On chce cię posmakować. – Ciche mruczenie wprost do ucha wysłało go ponad krawędź z okrzykiem. Chester potarł swoim fiutem tyłek Evina, kiedy ten opróżnił swoje jądra w chętnych ustach Dillona. Dillon przełykał szybko i, kiedy Evin stał się nieprzyjemnie wrażliwy, Dillon go uwolnił. Dobrze, że Chester stał za nim, bo inaczej Evin rozpłynąłby się na podłodze jak kałuża. A to byłoby dość łatwe, ponieważ czuł się tak, jakby wszystkie jego kości się rozpuściły.
~ 24 ~
- On jest taki śliczny – zagruchał Chester, przesuwając palcem po policzku Evina. Evin prychnął. - Nie jestem śliczny. Ty jesteś. Dillon pomógł wyjść Evinowi ze spodni zanim wstał. - Evin ma rację. Ty jesteś śliczny – zgodził się Dillon. Evin pochylił się, by złapać usta Dillona, ale zanim mógł nawiązać kontakt, lew go podniósł i przerzucił przez swoje ramię. - Hej – zaprotestował Evin. Dillon trzepnął Evina w nagi tyłek. - Cicho. - Och, spójrz na ten kolor. – Ręka prześliznęła się po pośladku Evina, lekko i ostrożnie. Nawet gdyby Dillon nie użył obu rąk, by go trzymać, Evin wiedziałby, że to palce Chestera dotykają go wszędzie. Dotyk młodszego mężczyzny zdążył już napiętnować jego duszę. Evin odbił się od łóżka, na które rzucił go Dillon. Chester radośnie krzyknął i też rzucił się na materac. Szeroki uśmiech wykrzywił wargi Evina. Kiedy ostatnio się śmiał? Kłopoty ptasiego rodu wykańczały go dzień po dniu. Walki pomiędzy rasami, strachem przed myśliwymi i huśtawką nastrojów brata, od zadowolonego przywódcy do irracjonalnego dupka, zjadały go od środka. Zadowolone westchnienie Chestera, który przytulił się do Evina, wywołało nieznane, ciepłe uczucie w jego piersi. - Chcesz, żebyśmy się tym zajęli? – Wskazał na erekcję Chestera, która wcale nie zmalała. Chester kiwnął głową. - Proszę. Chcę, by teraz wypieprzył mnie Dillon. Ty możesz pieprzyć mnie jutro. Przyglądając się kutasowi Dillona, Evin pomyślał, że Chester będzie jutro zbyt obolały na następną rundę.
~ 25 ~
- Odwróć się, dziecino. – Dillon wyciągnął tubkę nawilżacza z nocnego stolika. - Spodziewałeś się towarzystwa? – Szczęśliwe samozadowolenie Evina zniknęło na myśl o Dillonie z kimś innym poza nim albo Chesterem. Nawet nie byli sparowani jak należy, a Evin już nienawidził myśli, że ktoś inny mógłby dotykać Dillona. Dillon posłał mu kpiący uśmiech. - Powiedzmy, że lubię brać sprawy w swoje ręce. - Oh. – To było coś innego. Nie miał nic przeciwko temu, że Dillon zaspokajał się sam… zwłaszcza gdyby mógł na to patrzeć. Chester radośnie przewrócił się na brzuch i podniósł tyłek, potrząsając nim na Dillona, jakby chciał go skusić. Evin mógł powiedzieć Chesterowi, że Dillon nie potrzebuje dodatkowej zachęty. Oczy lwa były, jakby przyklejone do Chestera, gdy się przygotowywał. Na szczęście w seksie między zmiennymi nie były potrzebne prezerwatywy, ponieważ nie mogli zarazić się żadnymi chorobami. Evin odprężył się, obserwując Dillona, który użył tyle nawilżacza, że starczyłoby go dla trzech średnio wyposażonych mężczyzn. Martwił się, że wielka erekcja Dillona może skrzywdzić Chestera, ale troska lwa złagodziła jego niepokój. Chester wiercił się niecierpliwie, gdy tak czekał na swojego partnera, by wszedł w niego. Teraz, kiedy znalazł jednego ze swoich parterów, który należał do dumy lwów, wiedział, że nie będzie mógł ich zdradzić. Zastanawiał się, czy trucizna będzie sprawiała mu ból, gdy zacznie zabijać, czy to będzie bezbolesne. Ale znając łajdaków, którzy mu ją wstrzyknęli, prawdopodobnie mógł liczyć na to, że to będzie przerażająco okropny proces. Żałował brata, ponieważ jego umieranie wśród lwów oznaczało, że Garfield również nie otrzyma antidotum. Jednak, Garfield szepnął do Chestera, zanim go opuścił, żeby uciekał. Garfield nie oczekiwał, że wróci. Jego brat również przygotował się na śmierć. Wszystkie niepokoje o truciznę i swój nieuchronny upadek zniknęły, gdy Dillon powoli zanurzył się w niego, odpychając zmartwienia Chestera rozciąganiem jego dziurki przez olbrzymiego kutasa lwa. - Ohhh… Dillon zamarł. - Sprawiam ci ból?
~ 26 ~
Chester jęknął. - W każdy najlepszy sposób. – Poruszył się na próbę. – Więcej. Nigdy wcześniej nie czuł się tak pełny. Jego poprzedni kochankowie byli niczym przy wielkości Dillona. Rozkładając nogi dla zachowania lepszej równowagi, próbował zostać w tej samej pozycji, gdy Dillon go wypełniał. Prawie podskoczył, gdy miękki materiał otarł się o jego brzuch. - Pomyślałem, że możesz potrzebować jakiegoś wsparcia – powiedział Evin, układając poduszkę tak, że znalazła się po brzuchem Chestera. - Dzięki. – Posłał Evinowi wdzięcznego uśmiech, a potem odprężył się przynosząc ulgę napiętym ramionom i plecom. Evin pocałował policzek Chestera, taki uroczy gest od szorstkiego faceta. Jego serce roztopiło się pod opieką tych dwóch dużych, twardych mężczyzn mających łagodne i czułe wnętrze. Wątpił, że długo będzie się nimi cieszył. Gdy Dillon w końcu przestał wchodzić, jego całe ciało okryło Chestera od stóp do głów. Zaciskając pośladki, Chester spróbował zacisnąć się wokół kutasa Dillona, ale ponieważ był w pełni rozciągnięty trudno było mu to zrobić. - Mam cię, skarbie. – Ciepły głos Dillona uspokoił nerwową kocią połowę Chestera. Kot wewnątrz niego chciał się przytulić do lwa. Cóż, może to zrobić później, po tym jak jego ludzka połowa zazna pieprzenia, na które miał ochotę. - Pieprz mnie. – W tej chwili nie potrzebował sentymentów. Potrzebował mocnego, głębokiego zatwierdzenia bardziej niż następnego oddechu, a ponieważ nie wiedział, który będzie jego ostatnim, tylko tego pragnął. Biorąc Chestera za słowo, Dillon chwycił biodra Chestera i dał mu to, czego chciał. - Tak, właśnie tam. – Dillon wśliznął się pod doskonałym kątem, uderzając w prostatę Chestera. Zwyczajowo oparł się pragnieniu wydawania dźwięków. Przebywanie wśród ludzi nauczyło go powstrzymywać jego zwierzęcą stronę podczas seksu. - Wyluzuj się, kochanie – mruknął mu Dillon do ucha. Chester zamruczał, pchnięcia wstrząsały całym jego ciałem. - O, do diabła, tak! – wykrzyknął Dillon.
~ 27 ~
Zaczęły go boleć czubki palców, zaciskające się kurczowo na prześcieradle, bo pazury groziły wysunięciem. Koncentrując się na odczuciu wbijającego się w niego Dillona, Chester się zdziwił, gdy ręka zawinęła się wokół jego fiuta. Obracając głowę, złapał uśmiech Evina. - Zobacz, co znalazłem – drażnił się Evin. - Doprowadź go! – zarządził Dillon. Evin nie sprzeczał się, tylko zaczął poruszać dłonią w górę i w dół po fiucie Chestera, nawilżając rękę przezroczystym płynem wyciekającym z jego czubka. Z ust Chestera wydobył się bełkoczący dźwięk, którego nawet nie rozpoznał, jako swój własny, gdy doszedł całkowicie w dłoni Evina i na poduszkę. Wkrótce po tym niski jęk i drżenie dużego ciała Dillona za nim powiedziały mu, że jego kochanek również znalazł swoje uwolnienie. Gdy usta Dillona dotknęły punktu między szyją, a ramieniem Chestera, Chester odsunął się tak daleko jak mógł, chociaż nadal byli połączeni. - Nie gryź! – Przepłynęła przez niego tak gwałtowna panika, że natychmiast otrząsnął się z przeżywanego orgazmu. Dillon wolno wysunął się z Chestera, jego dotyk zniknął, gdy się odsunął. Łzy wypełniły oczy Chestera. Po tym jak przestał drżeć, ostrożnie wysunął się z łóżka i skierował do łazienki. Przerażenie sprawiło, że jego nogi były jak z gumy, gdy potykając się uciekał od dwóch mężczyzn, których pragnął zatrzymać, ale wiedział, że raczej zniszczy. Jego partnerzy przeżyją jego śmierć tylko wtedy, gdyby w pełni się z nim nie sparują. Był wystarczająco samolubny, by kochać się ze swoimi partnerami, ale nie na tyle, by przywiązać ich do siebie na zawsze. Gdy Dillon prawie go ugryzł, by zostawić znak parowania, Chester się przeraził. Co by się stało, gdyby przez gryzienie go, Dillon został otruty? Nie mógł być odpowiedzialny za zakażenie mężczyzny, którego łatwo mógł pokochać. Szlochając, zatrzasnął za sobą drzwi i zamknął na klucz drżącą ręką. Nie zasługiwał na tych niezwykłych facetów. Chester włączył prysznic. Zaczekał, dopóki nie poleciała gorąca woda zanim wszedł do środka. Nie było dość wody na tym świecie, by zmyć jego smutek.
Tłumaczenie: panda68
~ 28 ~
Rozdział 2 Dillon patrzył jak Chester ucieka. Zrozpaczony i czujący skręty żołądka, odwrócił się do Evina. - Nie chce mojego znaku. Brązowe oczy Evina odzwierciedlały niepokój Dillona. - Pójdę z nim porozmawiać i dowiem się, o co chodzi. Dillon kiwnął głową. Potarł klatkę piersiową, tam gdzie bolało z powodu odrzucenia jego partnera. Zmienny sowy wycisnął miękki pocałunek na wargach Dillona. - Zaraz wrócę. Tylko pamiętaj… dzieciak wariuje za tobą. Dillon jeszcze minutę temu myślał tak samo, ale nigdy nie było dobrze, gdy ktoś umykał z pokoju po seksie. Nie znajdował żadnego pozytywnego argumentu, którym mógłby wyjaśnić to zachowanie. Evin poklepał ramię Dillona zanim podążył za Chesterem. Dillon patrzył jak Evin próbuje otworzyć drzwi. - Zamknięte. - Rozwal je. Mam to gdzieś. – Dillon wiedział, że brzmi jak martwy zombie, ale miałby się martwić o taką rzecz? Prowadził swoje życie mając nadzieję na znalezienie swojej drugiej połówki. Teraz po odkryciu, że dwóch mężczyzn było jego partnerami, wyglądało na to, że zostanie z niczym. Posyłając Evinowi wymuszony uśmiech, wyszarpnął wilgotne chusteczki z pudełka na stoliku i się wytarł. Nie fatygując się tym, by zobaczyć, czy Evin dostanie się do środka, Dillon szybko się ubrał i opuścił pokój. Do diabła, czując tak wielki smutek mógłby nigdy nie wrócić. Cisza w domu dumy dobrze odzwierciedlała pustkę, jaką czuł w środku. Zatrzymał się nagle, gdy przechodził obok biura Talana, i zobaczył jak para alfa się całuje. To nie ~ 29 ~
było tak, że nigdy wcześniej nie widział jak się całowali, ale tym razem zobaczył ich wzajemne oddziaływanie na siebie. Zrozumiał, że chociaż Adrian pozwalał Talanowi kontrolować pocałunek, mógł zakończyć to w dowolnym czasie. Talan nigdy nie dotknąłby swojego mniejszego partnera z zamiarem skrzywdzenia go i ufał Adrianowi, że powiedziałby mu, gdyby mieli jakieś problemy. Byli parą dobraną pod każdym względem, a ich pocałunek był czymś pięknym. Po chwili alfy rozdzieliły się i dwie pary wypełnionych pożądaniem oczu obróciły się w kierunku Dillona. - Możemy ci w czymś pomóc? – zapytał Talan. - Potrzebuję zadania z dala od dumy. – Jak tylko słowa wyszły z jego warg, wiedział, że to jest najlepsze wyjście. Nie mógł znieść bycia tutaj, kiedy Evin i Chester się sparują i staną się związaną parą tak jak Talan i Adrian. Chciał dla obu swoich partnerów jak najlepiej i może to właśnie nie powinno obejmować Dillona. Próbował być silny pod twardym, badawczym spojrzeniem Talana i łagodniejszym zainteresowaniem Adriana. - Co się stało? – zapytał Talan. - Nie chcę o tym rozmawiać. – Gardło Dillona się zacisnęło, kiedy do oczu podeszły łzy. - Co sądzisz o wilkach? – zapytał Adrian, zmieniając temat. Ponieważ żaden z jego partnerów nie był zmiennym wilkiem, Dillon miał gotową odpowiedź. - Uwielbiam wilki. Olśniewający uśmiech Adriana ułagodził jego posiniaczoną duszę. - Mój brat ma jakieś problemy z myśliwymi. Sądzimy, że to mogą być ci, przed którymi przyszedł nas ostrzec Evin, i zaczynają się w watahę mojego brata. Chcemy, żebyś to sprawdził i podzielił się z nami swoją opinią na temat tej sytuacji z pierwszej ręki, a potem złożył nam raport. Kade nie może tego sprawdzić, ponieważ moja szwagierka jest w ciąży. Byliby wdzięczni, gdybyśmy wysłali mu kogoś, komu ufamy. Bezstronnego obserwatora. - Nie chodzi o to, że nie wierzymy wilkom, ale po prostu potrzebujemy kogoś, kto ma jakieś doświadczenie w zwiadzie – wtrącił Talan. ~ 30 ~
Adrian kiwnął głową. - I co o tym myślisz? - Zrobię to. – To rozwiązanie było idealne. Mógł zniknąć na kilka dni, a mimo to być wystarczająco blisko, gdyby jego partnerzy czegoś potrzebowali. - Świetnie. – Odwrócił się, by odejść, ale zatrzymał się na łagodne pytanie Adriana. - Co chcesz, żebym im powiedział? Nie odwrócił się, by spojrzeć na wilka, jego ramiona stężały. - Powiedz im, żeby cieszyli się swoją więzią. Nie wrócił do swojego pokoju – im mniej widział, jak jego partnerzy kochają się bez niego, tym lepiej dla niego. Dillon złapał kluczyki od samochodu z szafki przy frontowych drzwiach nie oglądając się za siebie.
***
Serce Evina gorąco pragnęło Dillona, ale również pragnęło dowiedzieć się, co zjadało Chestera. Rozdarty między dwoma kochankami, Evin zdecydował się najpierw porozmawiać z tym bardziej kruchym z pary. Nie miał wątpliwości, że Dillon poradzi sobie ze wszystkim, co zostanie mu rzucone pod nogi, ale Chester wyglądał tak, jakby miał więcej niż jedną rzecz, która ciążyła na jego duszy. Odkąd Dillon pozwolił mu na zajęcie się tym problemem, Evin zmarnował trochę czasu na wyrwanie z zawiasów drzwi od łazienki i wejście do środka. Para zakłębiła się wokół niego, gdy zbliżył się do prysznica. Dźwięk szlochania dotarł do jego uszu. Odsuwając zasłonkę znalazł Chestera zwiniętego w kłębek w rogu ogromnego prysznica. Prawdopodobnie było tu tyle miejsca, że mogło się w nim zmieścić całe stado lwów. Evin przykucnął przy Chesterze. - Hej, wszystko w porządku? – Mógłby obwinić Dillona za tę katastrofę, ale obserwował uważnie zmiennego lwa i nie widział, żeby Dillon zrobił coś złego. - Czy D-Dillon jest zły? – Zęby Chestera szczękały, a całe jego ciało trzęsło się pomimo bardzo gorącej wody. ~ 31 ~
- Nie. – Dillon, jak dla Evina, wyglądał na zdruzgotanego, a nie złego. Jednak zachował tę opinię dla siebie. – Wyjdźmy stąd. Musimy porozmawiać. Chester zadrżał. - Obiecaj mi, że mnie nie znienawidzisz. - Obiecuję. – Evin nie wiedział, co gnębiło młodszego mężczyznę, ale najwyraźniej to było coś, co uważał za straszne. Biorąc pod uwagę jego młodość, Evin wątpił, by było to coś tak złego, jak uważał Chester. – No, wyciągnijmy cię stamtąd. Prostując się, Evin wyłączył wodę zanim pomógł Chesterowi wstać na nogi. Umysł Evina podryfował z powrotem do Dillona i jak załamany był po odrzuceniu przez Chestera. Chester posłał mu wdzięczny uśmiechu, gdy Evin podał mu ręcznik. - Dzięki. - Musimy zawołać Dillona, żebyśmy mogli wszyscy porozmawiać. Nie chcę, żeby myślał, że rozmawiamy za jego plecami. Chester zadrżał jeszcze raz. Po upewnieniu się, że Chester był całkowicie suchy, Evin chwycił go za rękę i poprowadził z powrotem do sypialni. Chester obrócił gwałtownie głową, rozglądając się wkoło. - Gdzie jest Dillon? - Nie wiem. – Niepokojące uczucie wypełniło pierś Evina. Nie mógł stracić jednego ze swoich partnerów… nie teraz, gdy dopiero go znalazł. - Ubierz się. Zobaczymy, czy będziemy mogli go znaleźć. – Ponieważ oficjalnie jeszcze nie sparowali się z Dillonem, nie mieli paranormalnej więzi między sobą. Evin nie miał pojęcia, gdzie lew mógł pójść, ale wiedział, kogo zapytać. Kilka minut później wyszli z sypialni Dillona. Evin znalazł Talana i Adriana siedzących w kuchni przed stosem naleśników na talerzu. Evin zatrzymał się gwałtownie na mrożące krew w żyłach spojrzenie Talana. - Wiesz, gdzie poszedł, prawda?
~ 32 ~
- Najwyraźniej uciekł od swoich partnerów, bo martwił się, że spowodował u któregoś z was uraz – odparł Talan. – Powiedział, że wam dwóm będzie lepiej bez niego. - Oh, nie! – wykrzyknął Chester, opasując się ramionami. – To wszystko moja wina. Evin chciał powiedzieć, że będzie dobrze, ale nie mógł wydusić kłamstwa ze swoich ust. To była wina Chestera. Gdyby nie miał swego rodzaju załamania, gdy Dillon próbował go zatwierdzić, nie znaleźliby się w tym bałaganie. - Sprowadzimy go z powrotem – powiedział zamiast tego. Odwracając się do pary alf, zapytał. – Dokąd poszedł? Adrian odezwał się pierwszy. - Poprosiłem go, by sprawdził jakichś myśliwych naruszających granicę mojej rodzinnej watahy. - Nie! – wykrzyknął jeszcze raz Chester. Evin zarzucił ramię wokół słabszego mężczyzny. - Co się dzieje? - Myśliwi. On nie może się z nimi spotkać. Oni na to liczą. Wysłali mnie tutaj. Evin zabrał swoje ramię. - Co masz na myśli mówiąc, że cię wysłali? Pracujesz dla nich? – Nie rozumiał ludzi, którzy pomagali wrogowi. Dlaczego pomagać komuś, kogo celem było wyeliminować twój gatunek? Talan wstał i podszedł do Chestera. Evin musiał zebrać całą swoją wolę, by nie wkroczyć przed swego partnera i zablokować lwa. - Co wiesz o tych myśliwych? – zapytał Talan. Warczenie lwa skrywające się za jego słowami wywołało dreszcz strachu na plecach Evina. Nie przerażał się łatwo, ale wyraz oczu alfy wystraszyłby nawet bardziej lojalną osobę niż on sam. Mocne drżenie wstrząsało ciałem Chestera. Evin nie mógł już tego znieść. Położył wspierająco rękę na plecach Chestera, pocierając go uspokajająco. Chester odprężył się pod jego dotykiem.
~ 33 ~
Po oblizaniu ust i kilkakrotnym przełknięciu, zaczął mówić. - Moi rodzice zostali zabici przez wściekłego psa, gdy byłem małym dzieckiem. Przez długi czasu byliśmy tylko ja i mój brat, Garfield. Evin roześmiał się zaskoczony. Chester obrócił się do niego. - Tak, wiem, moja matka miała niesamowite poczucie humoru, ale on nie wygląda jak ten pomarańczowy kot i nie jest taki gruby. Nie rozmawiałem z Garfieldiem przez kilka lat. Podróżowałem i nie zawsze mogłem pozwolić sobie na telefon, więc zazwyczaj dzwonię do niego, gdy zatrzymuję się gdzieś na dłużej. Dwa miesiące temu zadzwoniłem, a w telefonie odezwał się nieznajomy głos. Powiedział mi, że mój brat ma kłopoty. Pojechałem się z nim zobaczyć i odkryłem, że jakaś grupa ludzi opanowała jego dom. Trzymali go zamkniętego w klatce dla kotów tak małej, że nawet nie mógłby się zmienić, gdyby chciał. Wściekłość przepłynęła przez Evina. Nikt nie powinien być potraktowany w ten sposób. - Powiedzieli mi, że od jakiegoś czasu tropią zmienne lwy i wymyślili, że najlepszym sposobem, by złapać jednego, jest wysłanie innego zmiennego. Wstrzyknęli mi truciznę. Powiedzieli, że to mnie zabije, gdybym nie wrócił za tydzień z wszystkim, co mogę powiedzieć o siedzibie zmiennych lwów. Chcąc być pewnym, że zrobię to, co mi powiedzieli, wstrzyknęli też truciznę Garfieldowi. Nie obchodzi mnie to, że umrę moje życie nie jest dużo warte - ale mój brat nie zasługuje na to. Pomógł mnie wychować. Nie był ciepłym, łagodnym typem, ale on jest jedyną rodziną, jaką mam. Powiedział mi, żebym uciekał. – Łzy wezbrały w oczach Chestera. - To dlatego nie pozwoliłeś, żeby Dillon cię ugryzł, prawda? Obawiałeś się, że zostanie otruty. Chester kiwnął głową. - Tak, nie mogłem ryzykować. - Powinieneś mu powiedzieć – powiedział Adrian, a grymas niezadowolenia oszpecił śliczną twarz zmiennego. – On myśli, że odrzuciłeś jego zatwierdzenie. - Nie! – zawołał Chester. – Nie. Chciałem tylko go chronić. Nie spodziewałem się znaleźć mojego partnera, a tym bardziej dwóch. Nie mogłem go zakazić.
~ 34 ~
Talan westchnął i przeczesał włosy ręką. - Zastanawiam się jak długo już próbują się do nas dostać. Mieliśmy ostatnio jakieś problemy z Ludźmi przeciwko Wilkom. Myślisz, że oni są częścią tej organizacji? To mogło sprawić, że wpisali nas na ich czarną listę. Chester wzruszył ramionami. - Nie uważali mnie za godnego do omawiania szczegółów. Postrzegali mnie, jako pionek, i w ten sposób mnie potraktowali. To mogli być ci sami ludzie. Słyszałem coś o tym społeczeństwie, ale, tak jak powiedziałem, naprawdę nie rozmawiali ze mną, dopóki nie wstrzyknęli mi trucizny. Evin powąchał Chestera. - Nie pachniesz jak zakażony. - Co nie oznacza, że nie jest – ostrzegł Adrian. – Jeśli to jest jakaś ludzka organizacja, mogli mieć do dyspozycji całe laboratorium i nie wiemy, ile jeszcze mogą tego mieć, ani co jeszcze mają. Mogli z łatwością opracować truciznę. - Prawda – zgodził się Talan. - Dillon może wpaść prosto w pułapkę – warknął Evin. – Możecie podebatować nad moim możliwym zatruciem później. Teraz musimy za nim wyruszyć i upewnić się, że jest bezpieczny. Może zostać złapany i nigdy się o tym nie dowiemy. Talan zwęził swoje oczy. - Dillon wyszedł dopiero jakieś dwie minuty temu, więc sądzę, że nawet gdyby go złapali, nie mieliby okazji zrobić zbyt wiele. Cenię każdego członka mojej dumy, więc nie podoba mi się wasze zachowanie, jakbym ich zaniedbywał. Strach wysuszył ślinę w gardle Evina. W obojętnie jakiej był postaci, lew alfa miałby odrobinę kłopotu w zabiciu Evina, gdyby spróbował obronić Chestera. Ku zaskoczeniu Evina, Adrian wyciągnął komórkę z kieszeni i wybrał numer włączając głośnik. Minutę później głos Dillona odezwał się na linii. - Cześć, Adrian. Adrian nawet nie odpowiedział na pozdrowienie.
~ 35 ~
- Dillon, wracaj tu natychmiast… twój partner ma kłopoty. – Adrian się rozłączył zanim Dillon miał okazję odpowiedzieć. - Myślisz, że przyjdzie? – zapytał Chester. - Tak, Chester. Jestem pewny, że przyjdzie – odparł Adrian łagodnym głosem. Evin pomasował plecy Chestera. Jak to wszystko rozpadło się tak szybko? Przyszedł ostrzec przed myśliwymi i współpracą jego brata z nimi, a znalazł swoich partnerów, tylko po to, by stracić jednego niemal natychmiast i prawdopodobnie drugiego. Gdzieś w domu trzasnęły drzwi. - Adrian! – Głos Dillona odbił się echem po korytarzu. Adrian uśmiechnął się kpiąco. - Tutaj. Dillon wpadł błyskawicznie do kuchni. Jego oszalałe spojrzenie omiotło Chestera i Evina zanim skupiło się na Adrianie. - Co się dzieje? - Porozmawiajcie sobie zanim zadecydujemy, co robić. – Adrian złapał ramię Talana i wyciągnął go z kuchni, zostawiając naleśniki. Chester skoczył do Dillona. Instynktownie, lew go złapał. - Co się dzieje? - Myślałem, że cię złapali – zaszlochał Chester. Dillon rzucił Evinowi pytające spojrzenie, a ten podszedł bliżej i opowiedział mu wszystko to, czym podzielił się z nimi Chester. - Musimy pójść i ocalić twojego brata, znaleźć antidotum i dowiedzieć się, kim tak naprawdę są ci ludzie – powiedział Dillon. Evin kiwnął głową. - Tak długo jak będziemy działać razem możemy ich pobić. – Zabrzmiało to dość banalnie i wyświechtanie, jakby powiedział to hollywoodzki bohater, ale trzymał się swojego oświadczenia. Gdyby sprawy zostały załatwione pomyślnie, spędzi resztę
~ 36 ~
swojego życia z tymi złożonymi, pięknymi ludźmi. Czarne charaktery z narkotykami i bronią nie staną mu na drodze do życia, jakie mógł sobie wyobrazić. Może nie planował sparować się z dwoma zmiennymi, ale też nie zamierzał nie korzystać z tej szansy.
Tłumaczenie: panda68
~ 37 ~
Rozdział 3 - Musimy ich osaczyć w ich własnej kryjówce – nalegał Evin. - Nie chcę, żeby zabili Garfielda. – Chester obgryzał paznokieć pomiędzy słowami. Drżał bardziej niż pokój pełny foteli bujanych. Evin nie miał wątpliwości, że gdyby Chester był w swojej kociej postaci, jego ogon kiwałby się szaleńczo w tę i z powrotem. Adrian i Talan siedzieli na kanapie naprzeciwko Evina, Chestera i Dillona. Pozostali członkowie dumy siedzieli wokół pokoju, ale Evin skupiony był na parze alfa. Byli tymi, którzy podejmą ostateczną decyzję. - Mogę wysyłać któregoś z mniejszych zmiennych ptaków. Znam parę strzyżyków, które mogłyby to zrobić bez żadnych podejrzeń – zaproponował Evin. Wiedział, że Chen i Marlen będą szczęśliwi mogąc pomóc. Para ta została wyrzucona z ich ptaszarni za to, że się kochali. Sowy przyjęły ich do siebie, ponieważ byli wspaniali w ochronie. Nikt nie przypuszczał, że taki mały ptaszek zmienia się w stuosiemdziesięciocentymetrowego mężczyznę. Miał tylko nadzieję, że wciąż będą chcieli z nim rozmawiać po jego ucieczce ze stada. - Dobrze, zrób tak – oznajmił Talan, wciągając Evina ponownie do rozmowy. Zorientował się, że trudno mu było się skupić będąc otoczonym przez swoich partnerów. Ciepłe ciało Chestera znajdowało się po jednej jego stronie, umięśniona twarda postać Dillona po drugiej. Jego hormony szalały na myśl o byciu ściśniętym pomiędzy nimi. Mrugając, skupił się na alfie. Powinien coś robić. - Dzwoń do swoich przyjaciół – szepnął Dillon do jego ucha. Ciepły oddech popieścił jego małżowinę, a gorąco przepłynęło przez jego ciało. Chwilę trwało zanim opanował się, by odpowiedzieć. - Um, tak, pójdę to zrobić.
~ 38 ~
Wstał i ruszył sztywno w stronę drzwi, by poszukać bardziej cichego miejsca na rozmowę. Lwy były głośną grupą, więc jeśli chciał słyszeć Chena, musiał pójść w jakieś spokojne miejsce. Duży ganek na zewnątrz domu dumy kusił najbardziej. Usiadł na huśtawce i Evin wybrał numer. - Do diabła, gdzie jesteś! – wykrzyknął Chen. – To miejsce się rozpada. Wkoło biegają myśliwi, tak jakby byli właścicielami tego miejsca, a wszystkie ptaki są przerażone. Tilden rozkazał nam zaatakować jakieś zmienne lwy. Cholera, o co tu chodzi? - Widziałeś tych myśliwych? - Tak, dwunastu jest tutaj i myślę, że więcej jest już w drodze. Tilden wysłał kilka sów, by rozejrzały się po terenie. Będę cię informował. - Dzięki, Chen. Jestem w dumie lwów i sądzę, że myśliwi są częścią Ludzi przeciwko Wilkom. Oni są niebezpieczni i torturują zmiennych dla badań. Trzymaj się od nich tak daleko jak możesz. Jak tylko będziesz miał szansę, zabieraj Marlena i przylatujcie tutaj. Potrzebuję kogoś do szpiegowania na terenie wilczej watahy. Sądzimy, że myśliwi właśnie tam ruszą. Muszę wiedzieć, czy to ta sama grupa. Jeśli możesz pomóc, jestem pewny, że mogę poprosić lwy, by znaleźli wam nowy dom. Chen odchrząknął. - Dlaczego lwy miałyby nas przyjąć? Evin mógł usłyszeć nerwowość w głosie przyjaciela. - Ponieważ jeden z nich jest moim partnerem. Musiał odsunąć telefon od ucha na wysoki wrzeszczący krzyk radości. - Gratulacje, Ev! Będziemy tam tak szybko jak tylko zdołamy. Nie chcę, by Tilden zaczął coś podejrzewać. Opiekuj się swoim partnerem. – Chen się rozłączył zanim Evin mógł mu powiedzieć, że ma dwóch parterów. Przynajmniej potwierdził jego podejrzenia, że było ich więcej niż myślał. Gdyby Tilden przekonał całą resztę sów, by mu pomogły, w takim razie zacznie się wojna między rodzajem zmiennych. Evin miał nadzieję, że jego ludzie odmówią, ale Tilden mógł być bardzo przekonujący, tym bardziej, że po swojej stronie miał myśliwych, którzy mogą użyć siły, by nagiąć ich do jego woli.
~ 39 ~
Wzdychając, poszedł przekazać wiadomości swoim partnerom. - Więc nadal nie wiemy zbyt wiele. Najlepiej będzie jak wrócę do ludzi, którzy mnie tu wysłali – powiedział Chester. - Ciekawy jestem, dlaczego oni próbują zaatakować z dwóch stron – odparł Talan, pocierając brodę w zamyśleniu. – To znaczy, dlaczego wysłali Chestera, by się tu porozglądał, skoro mają sowy do szpiegowania, i co sprawiło, że myślą, iż zaakceptowalibyśmy zmiennego, którego nie znaliśmy? - Jeśli wiedzą, że przyjmujemy innych, mogli pomyśleć, że lepiej zareagujemy na kota. Ty i ja bylibyśmy bardziej podejrzliwi w stosunku do sowy, która nagle potrzebuje azylu. Duma lwów nie byłaby pierwszym wyborem takiego ptaka. – na te słowa Adrian posłał Evinowi przepraszający uśmiech. - Nie, masz rację. Przyszedłem tutaj tylko, żeby was ostrzec. Gdybym chciał poszukać azylu poszedłbym do innej ptaszarni, tak jak robi większość skrzydlatych. - Sądzę, że wyślą sowy, ale sowa będzie mogła obserwować tylko z zewnątrz. Mieli nadzieję, że ja dostanę się do budynku – powiedział Chester. - I dostałeś. – Evin popatrzył na swojego partnera, zauważając jak jego ręce drżą, a twarz jest blada. – Macie tu lekarza? – zapytał alfy. Talan potrząsnął głową. - Niedaleko jest szpital, ale wątpię, że którykolwiek z nich mógłby pomóc przy nieznanej truciźnie. Najlepszym wyjściem będzie jak się teraz rozejdziemy, a potem dorwiemy tych myśliwych, albo kimkolwiek oni do diabła są, i uratujemy twojego brata. - Odpocznijcie. Omówimy nasz plan rano – oznajmił Adrian. – Mamy przed sobą długą noc. Wszyscy, co do tego, się zgodzili i opuścili pokój.
***
Chester podążył za Dillonem i Evinem. Nie mógł uwierzyć, że ma dwóch partnerów i nie są na niego wściekli. Teraz musiał znaleźć sposób, by mogli nawzajem się ~ 40 ~
zatwierdzić. Pomimo tego, co wszyscy mówili, Chester nie miał złudzeń, że przeżyje to doświadczenie. Nawet jego optymistyczne skłonności nie pozwalały znaleźć mu szczęśliwego zakończenia tej sytuacji. Jak tylko weszli do sypialni Dillona i zatrzasnęły się za nimi drzwi, Evin skoczył na Dillona… dosłownie. Zmienny sowy rzucił się na Dillona i przewrócił go na materac. - Pomóż mi go rozebrać – powiedział Evin nad ramieniem do Chestera. - Um, okej. – Jutro będzie przejmował się takimi drobiazgami jak myśliwi, nalot sów czy śmierć przez truciznę. Dzisiaj będzie uszczęśliwiał swoich partnerów. Wszystkim innym zajmie się, gdy obudzi się następnego dnia. Dillon uśmiechnął się do Chestera, a ten mógłby przysiąc, że jego serce zadrżało w jego piersi. Ta dwójka leżała na łóżku, a palce Evina zajęte były rozpinaniem spodni Dillona. Przez chwilę podziwiał urodę swoich partnerów. Duże złote ciało Dillona i ciemna, gładka skóra Evina przyciągnęły go bliżej. Zanim zdał sobie sprawę, że się poruszył, już głaskał ręką barki Dillona. Łapiąc za koszulkę Evina, szarpnął ją w górę i ściągnął z jego szczupłego ciała. Ten mężczyzna potrzebował więcej jedzenia. Chester był pewny, że Evin nie podzielił się z nimi wszystkim, co zrobił mu jego brat, by cierpiał. Najwyraźniej zmienny sowy opowiedział tylko z grubsza to, co go spotkało, a Chester nie miał zamiaru nalegać i sprawić, żeby ponownie przeżywał te sytuacje. Wycisnął pocałunek na łopatce Evina. - Chcę, żebyście ty i Dillon się zatwierdzili. Musisz mieć solidną więź, jeżeli ja nie przeżyję. - Nie! – wykrzyknął Dillon, siadając i łapiąc Chestera. Chester pisnął, gdy Dillon go pociągnął i znalazł się na dużym ciele lwa. - Nie możesz myśleć w ten sposób. Wyjdziesz z tego. – Szczery wyraz twarzy zmiennego lwa wywołał u Chestera ból serca. - Jestem praktyczny. Musicie się zatwierdzić. Wiecie, że mam rację. – Chester nigdy wcześniej nie czuł się tak silny w niczym. Większość zmiennych nie przeżywało śmierci partnera. Chester miał nadzieję, że kiedy jego partnerzy się sparują, nic im się nie stanie, gdy trucizna zażąda jego życia.
~ 41 ~
- On ma rację – odezwał się Evin. – Nie podoba mi się to, ale ma rację. Jeśli nie przeżyje zatrucia, nie chcę stracić również ciebie. Dillon otworzył usta w proteście. Ścisnął Chestera tak mocno, że ledwie mógł oddychać. - Nie chcę, żebyś umarł – szepnął Dillon we włosy Chestera, tak głośno, żeby mógł go usłyszeć. Chester powstrzymał swoje łzy. - Ja też nie chcę umierać. Jeśli powstrzymamy myśliwych, może zostanę uratowany. - O, powstrzymamy ich. – Dillon warknął. – Jeśli umrzesz, nic ich nie uratuje. Chester tak długo próbował się odepchnąć, aż wreszcie Dillon go puścił. - Musisz pozwolić Evinowi cię zatwierdzić, a potem ty powinieneś zrobić to samo. - A ty? Unikając oczu Dillona, Chester bawił się koszulą swojego partnera. - Ja mogę poczekać. Tak czy inaczej, dowiemy się niedługo. Nie podobał mu się smutek w oczach Dillona, ale nic nie mógł z tym zrobić. Pochylając się do przodu, pocałował Dillona, dotykając go miękko i czule. Rozpoznał niecierpliwe ręce Evina, gdy niewidoczne palce rozpięły mu spodnie i ściągnęły w dół wraz z bielizną. Spodnie Dillona zniknęły pod nim. Chester oderwał usta i przekręcił się na bok. Evin już był i ściągał mu koszulkę. - Będzie sprawiedliwie, jak zdejmiesz ze mnie moją. – Evin się uśmiechnął. Evin również otrzymał pocałunek. Chester popchnął go obok Dillona. Gdyby nie dał im zachęty, jego kochankowie próbowaliby się ociągać, dopóki Chester by do nich nie dołączył. Po długim przeciągłym spojrzeniu na Chestera, Evin skierował swoją uwagę na Dillona. Przyglądanie się jak jego partnerzy się całują wywołało u Chestera jęk. To było jak oglądanie prywatnego filmu porno, kiedy dwóch silnych mężczyzn walczy ze sobą, by przejąć kontrolę nad ich kochaniem się. Dysząc, Chester zawinął rękę wokół swojego fiuta. Od czasu jak pocałował każdego partnera, jego ciało ożywiło się do działania. Nie miał serca, by przekazać złe wieści, że nie dostanie nic. ~ 42 ~
- Evin, nasmaruj się. Chcę zobaczyć, jak pieprzysz Dillona. – Sposób, w jaki Dillon stężał, sprawił, że Chester zastanowił się, czy daje ku temu Evinowi jedyną szansę. Miał nadzieję, że nie. Chociaż uwielbiał być pod spodem, jednak nie chciał być jedynym, który się tam znajdzie w tym związku. Bycie rozdartym między tych dwóch silnych mężczyzn będzie wystarczającym wyzwaniem bez bycia jedynym odbiorcą. Chester pogłaskał policzek Dillona, mając nadzieję uspokoić swojego partnera. - Wszystko w porządku? Byłeś już pod spodem? Dillon kiwnął głową. - Tak, ale dawno temu. Evin wylał dużą ilość nawilżacza na swoje palce zanim wsunął je pod jądra Dillona. Lew rozłożył nogi i podniósł je, by pięty dotknęły jego tyłka. - Chyba będziesz musiał się do tego przyzwyczaić, kochanie – oznajmił Evin głosem ochrypłym od pożądania. – Jesteś zbyt piękny, by nie pozwolić mi, od czasu do czasu, wypieprzyć twojego tyłka. - Zobaczymy. – Dillon posłał Evinowi kpiący uśmiech. Chester zdusił swój śmiech. Na twarzy Evina pojawił się zdecydowany wyraz. Mężczyzna z pewnością planował rzucić wyzwanie Dillonowi. Dillon chrząknął, gdy palec Evina wbił się do środka. - Odpręż się, dziecino – wymamrotał Evin. – Muszę cię przygotować. Duże ciało Dillona zgubiło trochę napięcia, gdy Evin go przygotowywał. Chester całował Dillona i głaskał klatkę piersiową swojego partnera, by pomóc. W końcu, to Chester był tym, który nalegał na ich sparowanie, więc wszystko, co mógł zrobić, to sprawić, żeby Dillon odprężył się na tyle, by cieszyć się kochaniem Evina. - Już dobrze… pieprz mnie – odezwał się nagląco Dillon, gdy Evin po jednym palcu dodał drugi, a potem trzeci. - Cierpliwości – zrugał go Evin. - Bo zacznę wyrywać pióra – oznajmił Dillon. Evin się roześmiał.
~ 43 ~
- Okej, zrozumiałem aluzję. Odwróć się. Lepiej mi będzie cię zatwierdzić w ten sposób. Dillon przetoczył się i wystawił tyłek. Chester jęknął i powoli przeciągnął ręką po swoim fiucie. Zapach seksu zaczął nasycać powietrze, podnosząc podniecenie Chestera. Jego partnerzy pachnieli niesamowicie. Pochylając się, owinął ramiona wokół Dillona, ciesząc się słonym smakiem skóry swojego partnera. Patrzył jak Evin wchodzi w Dillona wolnym, stałym tempem i na tyle ostrożnie, by nie wywołać u Dillona zbyt dużego dyskomfortu. - Oooh… – Ciche jęki Dillona sprawiły, że Chester przygryzł swoją wargę. Odgłosy podniecenia spowodowały, że Chester zaczął szybciej poruszać dłonią w rytm pchnięć Evina w tyłek Dillona. Z cichym rykiem, Dillon cofał się na każdy ruch Evina. – Oh, jak dobrze. - Tak – westchnął Evin. Chester patrzył jak ręka Evina zmienia się w ptasie szpony. Z bezwzględną precyzją sięgnął nimi Dillona i przeciął jego szyję od podstawy do ramienia, wyżłabiając głębokie zadrapanie na szyi zmiennego lwa. Krew bryznęła jak szkarłatny prysznic w poprzek poduszki. - Jasna cholera. – Chester jęknął, gdy Dillon krzyknął i doszedł na prześcieradło pod nim. Oczy Evina całkowicie zmieniły się w sowie, a wokół nich wyrosły pióra, chociaż reszta jego ciała był całkowicie ludzka. - Czego się spodziewałeś? Nie mam kłów. - Nigdy wcześniej o tym nie myślałem – przyznał Chester. Tak naprawdę nie wyobrażał sobie, jak ptaki znaczą się nawzajem. – Wszystko w porządku, Dillon? Niedbały uśmiech wykrzywił usta lwa. - Tak. W porządku. Evin chwycił biodra Dillona i zaczął wbijać się w niego aż do nadejścia swojego orgazmu, by ostatecznie zwalić się na jego plecy. Dillon z łatwością przyjął ciężar swojego kochanka, a długie zadowolone mruczenie wypełniło powietrze. Śmiejąc się, Evin pocałował zadrapanie, jakie zostawił.
~ 44 ~
- Parowanie u ptaków jest bardziej brutalne niż u was kotów. To jednak nie czyni tego mniej wiążącym. Chester kiwnął głową, ale jego erekcja zniknęła wraz z wytryskiem krwi. Evin zmrużył na niego oczy i patrzył tak dugo, aż znowu nie wyczuł w powietrzu podniecenia kociaka. - Masz z tym jakiś problem? – zapytał Evin. Chester potrząsnął głową. Nie wiedział tak czy nie, ale kiedy Evin tak się w niego wpatrywał, nie zamierzał do niczego się przyznawać. - Potrzebuję prysznica – wymamrotał Dillon w poduszkę – i być może drzemki. Po krótkiej dyskusji o tym jak najlepiej rozmieścić trzy osoby, trio władowało się na łóżko i zasnęło.
***
Następnego ranka Chester obudził się od ciepła, które emanowało od dwóch otaczających go mężczyzn. Cholera, to było takie podniecające… pod wieloma względami. Jednak zostało to rozbite przez potrzebę wysunięcia się z łóżka i pozbycia się przytłaczające uczucia opróżnienia pęcherza. Jego żołądek skręcił się od mdłości, gdy wstał, ale nie mógł zignorować wołania natury. Wracając do łóżka, zaczął się pocić i drżeć, dreszcze przebiegały go od rąk do stóp. - Hej, skarbie. – Dillon wyjrzał spod koca i posłał mu zaspany uśmiech. - Um… cześć. – Próbował włożyć więcej serdeczności do swojego głosu, ale czarne plamki zatańczyły przed jego oczami i nagle wszystko odpłynęło. Dillon wypuścił dziki ryk na widok upadającego partnera. - Wezwij Talana! – krzyknął do Evina. Ten rozkaz jednak nie był potrzebny, ponieważ para alf wpadła do pokoju. - Co się stało? – zapytał Talan. A potem spostrzegł nieprzytomnego Chestera. – Trucizna zaczęła działać?
~ 45 ~
- Nie wiem. – Dillon przeciągnął ręką przez swoje włosy. – Wyglądał dobrze, ale potem, gdy wstał, upadł. Adrian już rozmawiał z kimś przez telefon. Gdy się rozłączył jego twarz była surowa. - Szpital powiedział, że doktor Henrikson wyjechał z miasta. On jest jedynym lekarzem zmiennych, jakiego znam. - A co z ojcem Jamesa? On robił te eksperymenty. Może on by mógł pomóc – zastanawiał się Talan. - Człowiek, który to wszystko zaczął? – Adrian posłał Talanowi takie spojrzenie, jakby myślał, że jego partner stracił swój kochający rozum. - Hej, jeśli chcemy znaleźć antidotum na truciznę Chestera, kto będzie lepszy niż Andrew Everett? Ten człowiek jest geniuszem. Może i szalonym geniuszem, ale z powodzeniem uniemożliwiał swojemu synowi zmienianie się przez wiele lat. - Sądzę, że jego zamiary są dobre – powiedział Dillon, spoglądając na nieruchomą postać Chestera. – Skłonny jestem dać mu szansę… jeśli wy też? – Odwrócił się do Evina, by zasięgnąć dodatkowej opinii. - Tak. Co tylko możliwe. Nie wiem, ile mamy czasu. - Okej. – Adrian jeszcze raz wybrał numer. - A co, jeśli nie będzie chciał pomóc? – zapytał Dillon. - Będzie chciał. Ten facet zrobił kilka błędów w swojej przeszłości, ale pojawia się dość często w mieście, by nawiązać więź z synem. Każdy, kto zdecydował się naprawić stosunki ze swoim zmiennym synem, nie może żywić negatywnych uczuć wobec zmiennych – upewnił go Talan. Ale Dillon zauważył pytające spojrzenie, jakie posłał swojemu partnerowi. Adrian wydawał się dostać odpowiedź, jakiej chciał, bo kiedy się rozłączył na swojej twarzy miał zadowolony wyraz. - Andrew jest już w drodze. Zatrzyma się tylko, by nabyć jakieś specyfiki z miejscowej apteki. Mówi, że prawdopodobnie wie, co to jest za trucizna, i przynajmniej, choć trochę, opóźni jej działanie. Strach wstrząsnął ciałem Dillona.
~ 46 ~
- Wezmę szybki prysznic. – Spojrzał na Evina. - Zajmę się nim, kiedy cię nie będzie. Jeśli pojawią się jakiekolwiek oznaki, że jest z nim gorzej, przyjdę po ciebie. Dillon kiwnął głową. Musiał coś robić. Walczył z pragnieniem przemiany w lwa i bronieniem swojego partnera przed wszystkimi innymi. Nie mógł pozwolić swoim instynktom przejąć kontroli, przynajmniej nie w tej chwili. Wskakując pod prysznic, modlił się, by jego piękny partner przeżył. Ręce drżały mu tak bardzo, że upuścił mydło ze trzy razy. Wizje błyszczących oczu Chestera i wspomnienia jego delikatnego dotyku sprawiły, że po twarzy Dillona spłynęły łzy. - Będzie dobrze – szepnął w szumiącej wodzie. – Musi być. Gdy wrócił do pokoju, nic się nie zmieniło. Andrew jeszcze się nie pokazał. - Oddycha normalnie – powiedział Adrian na wstępie. – A bicie serca jest stałe. - Okej. – A co miał powiedzieć w takiej sytuacji, gdzie wiedział, że jego partner był bliski śmierci? - Teraz ja idę pod prysznic. Dillon zajrzał w oczy Evina i zobaczył, że smutek w oczach zmiennego ptaka jest podobny do jego własnego. Kiwnął głową bez słowa. Nie było niczego do powiedzenia i niczego, co można było zrobić, dopóki nie pojawi się ich szalony naukowiec. Wolny oddech Chester był jedynym dźwiękiem w pokoju, dopóki pukanie w futrynę nie zwróciło ich uwagi na dwóch wysokich mężczyzn. Jeden z nich miał orientalne rysy dopasowane do swojej gładkiej cery, a drugi wydawał się mieć w swoich żyłach Indiańską krew, co pasowało do jego haczykowatego nosa i ciemnych oczu. Z pewnością wyglądali jak dobrana para, co wynikało ze sposobu, w jaki podświadomie pochylali się ku siebie, gdy stali w drzwiach. - W czym mogę pomóc? – zapytał Talan zimnym tonem. - Jestem Chen, a to jest Marlen. Ev powiedział, że możemy wam pomóc. - Jesteście zmiennymi strzyżykami? – zapytał Talan z niedowierzaniem. Dillon nie mógł go winić. Mężczyźni byli szczupli i wysocy. Jak mogli zmienić się w maleńkie ptaszki przeciw wszelkim prawom fizyki zmiennych? - Tak, to my – odparł Marlen. ~ 47 ~
- Przyszliście w samą porę – zauważył Adrian. - Nasz przywódca zwariował – oznajmił Chen z gniewną miną. – Rozkazał sowom zaatakować ziemie dumy. Talan warknął. - Ilu możemy się spodziewać? Marlen prychnął. - Żartujesz? Mogliśmy pozwolić Tildenowi nami rządzić, ale chyba kompletnie stracił rozum, jeśli myśli, że zamierzamy zaatakować zmienne lwy. Widziałem was już w akcji i wszyscy słyszeli historię o twoim partnerze. Chen kiwnął głową w potwierdzeniu, a potem obaj popatrzyli na Adriana. - A wy nie podążyliście za swoim alfą? – zapytał Talan, jakby nigdy mu nie przyszło do głowy, by ludzie mogli zbuntować się przeciwko przywódcy. - Po pierwsze, nie nazywamy go naszym alfą. On jest naszym przywódcą i podążaliśmy za nim, zanim nie stał się głodny władzy i nie poprzewracało mu się w głowie, by związać się ze złym rodzajem ludzi. Nie słuchał nikogo z nas, gdy mówiliśmy mu, że to źli ludzie. Więc jeśli on nie czuje potrzeby słuchania nas, my nie będziemy słuchać jego – oznajmił gniewnie Chen. - Co możecie nam powiedzieć? – zapytał Talan. - Obecnie w ptaszarni jest piętnastu tych drani. Traktują nas jak kurz pod swoimi stopami, a Tilden udaje, że nie widzi problemu. Reszta ptaków myśli o obaleniu go. Dillon przygryzł swoją wargę. Nie wiedział nic o stosunkach Evina z jego bratem, jeśli jednak mężczyzna był zdolny bić i głodzić, to nie mógł być z tych dobrych. - Evin bierze prysznic. Prawdopodobnie też będzie chciał usłyszeć nowiny. Niemal cofnął się, gdy oba strzyżyki skupiły na nim swoje spojrzenie z identycznym wyrazem twarzy. - Co? – zapytał, nerwowo odchrząkając. - Ty musisz być lwem Evina. – Uśmiech Chena mógł oświetlić blok miejski. Marlena nie był ani odrobinę mniejszy.
~ 48 ~
- Jesteśmy tacy szczęśliwi, że kogoś sobie znalazł. - Znalazł dwóch ktosi. – Dillon wskazał na łóżko. – Chester cierpi z powodu trucizny, jaką wstrzyknęli mu myśliwi. Czekamy na przyjście lekarza, żeby zobaczył czy może mu pomóc. - Oh, biedny Ev – powiedział Chen, podchodząc bliżej, by obejrzeć Chestera. – Jakim on jest zmiennym? - Kotem. Marlen przechylił głowę. - Panterą? Pumą? - Domowym. – Dillon ukrył swój uśmiech, gdy para posłała mu pytające spojrzenia. – Jest kotem domowym. - Hm. - Interesujące. Dillon właśnie miał zapytać, co jest takie interesujące, gdy Andrew Everett wszedł przez drzwi, a oba zmienne strzyżyki jakby zmroziło. - Witam wszystkich – powitał ich Andrew w drzwiach. Mężczyzna wydawał się mieć ledwie po pięćdziesiątce i był przystojny w taki dystyngowany sposób, ale Dillon nie uważałby go za zapierającego dech. Jednak, strzyżyki zamarły obserwując nadejście mężczyzny. Andrew rozejrzał się po pokoju i spostrzegł Chestera. - To chyba musi być mój pacjent. Dopiero teraz Dillon zauważył staroświecką torbę lekarską, którą mężczyzna przyniósł ze sobą. - Tak, to jest Chester, mój partner. Andrew posłał mu pełne współczucia spojrzenie. - Wiem, co nieco, o partnerstwie. Zrobię wszystko, co możliwe, by ocalić twoje. Dillon nie mógł przegapić szczerości w oczach drugiego mężczyzny. - Dzięki. ~ 49 ~
- Chen i Marlen, gdybyście poszli ze mną i przekazali mi wszystkie informacje o myśliwych, byłoby świetnie. Nie dowiemy się nic więcej o antidotum, dopóki Chester się nie obudzi i nie wskaże nam lokalizacji kryjówki myśliwych. – Talan skinął na strzyżyki, które nie pokazały zamiaru poruszenia się. - Poczekamy, aż Chester się obudzi – oznajmił Chen. - Tak, tak będzie najlepiej – dodał Marlen. Żaden z ptaków nie odwrócił wzroku od Andrew. Dillon zastanawiał się, czy nawet by zauważyli, że Chester umarł. - Hej, chłopaki. – Evin wrócił do pokoju ubrany jedynie w dżinsy. Żaden ze strzyżyków nie oderwał swojego spojrzenia od Andrew, by przywitać się z przyjacielem. Evin pogrzebał w szufladach Dillona i wyciągnął koszulkę. Dillon uśmiechnął się radośnie. Ucieszył się, że jego partner czuje się na tyle swobodnie, że dzieli się rzeczami… bez dwóch zdań, to udowadniało innym, że Evin należy do niego. - Twoi przyjaciele wydają się być zafascynowani Andrew – powiedział Dillon z uśmiechem. Andrew patrzył na strzyżyki przez dłuższą chwilę. Rumieniec wykwitł na jego policzkach, a potem zawrócił swoją uwagę na Chestera. Żaden strzyżyk tego nie skomentował, ale nadal nie oderwali spojrzenia od Andrew. Wyjmując igłę, Andrew pobrał fiolkę krwi od nieruchomego zmiennego. Chester nawet nie zadrżał podczas tych zabiegów. - Zabiorę ją ze sobą, by zobaczyć, czy mogę stworzyć, chociaż tymczasową, kontrmiksturę. Jeśli użyli tego, co myślę, zbyt dużo czasu zajmie zrobienie lekarstwa. Musimy zdobyć to od nich, albo on umrze. Dillon doceniał to, że naukowiec nie próbuje upiększać sytuacji. - Możesz obudzić go na tyle, żeby powiedział nam, gdzie przetrzymują jego brata i lekarstwo? – zapytał Adrian. - Myślę, że tak. – Po chwili grzebania w torbie wyciągnął napełnioną czymś strzykawkę i przygotował do użycia. – To powinno na tyle wstrząsnąć jego systemem, by go obudzić, ale nie zabić. To jest coś w rodzaju ciekłej adrenaliny. Myślę, że dostał ~ 50 ~
reakcji alergicznej na truciznę. Z tego, co mi mówiłeś, powinien mieć kilka dni więcej zanim trucizna ostro zaatakuje jego organizm. – Zatrzymał się, by spojrzeć Dillonowi w oczy. - Do dzieła – nalegał Dillon. Normalnie byłby przeciwny szpikowaniu nie wiadomo czym swojego słodkiego partnera, ale rozpaczliwa sytuacja wymagała psychotycznie niebezpiecznych środków. Chociaż czekał na to, to kiedy Andrew wbił igłę w udo jego partnera, zmienne strzyżyki musiały złapać ramiona Dillona, by nie odrzucił Andrew. - Nie możesz go krzywdzić – szepnął rozpaczliwie Marlen do ucha Dillona. – On jest naszym partnerem. Dillon przestał walczyć, gdy drgnął zaskoczony. Nigdy nie słyszał o człowieku sparowanym z ptakami. Obejrzał się na Chena, który potwierdził to kiwnięciem głowy. Chester zerwał się z łóżka. Siadając prosto – dyszał, jego oczy były szeroko otwarte – wydawał odgłosy, które szarpały sercem Dillona. Dzikie spojrzenie Chestera uspokoiło się zaraz po tym jak najpierw zobaczył Dillona, a potem Evina obok siebie. - Nic wam nie jest? – zapytał Chester, po tym jak zrobił głęboki wdech. Dillon uwolnił się od ptaków i wziął ręce Chestera w swoje. - Nic nam nie jest. Masz alergię na truciznę i musimy się dowiedzieć, gdzie ci ludzie przetrzymują twojego brata. - Dillon! – syknął Evin. - Co? Nie mamy czasu, żeby bawić się w podchody. Potrzebujemy tego antidotum. Oczy Chestera zaczęły się zamykać. Dillon potrząsnął nim. - Powiedz mi, gdzie oni są. Wolnym, mamroczącym głosem, Chester wskazał im lokalizację miejsca. Z jego opisu wynikało, że to jest gdzieś mniej więcej szesnaście kilometrów stąd. - Okej, skarbie, teraz możesz spać. Zajmiemy się tym.
~ 51 ~
Ręce Dillona zmieniły się w pazury i niedługo potem reszta jego ciała. Z głośnym rykiem, strząsnął z siebie pozostałości odzieży. Przenikliwy krzyk sprawił, że przechylił głowę i zobaczył siedzącą na oparciu krzesła sowę. - Zanim wyruszycie, weźcie strzyżyki, żeby najpierw spatrolowały teren. Nie jesteście żadnym zagrożeniem dla uzbrojonego oddziału myśliwych, nie wspominając już o tym, że powinniście wziąć samochód. Nie wiecie z całą pewnością jak daleko jest to miejsce. – Talan zmarszczył brwi w całkowitej dezaprobacie, co powiedziało Dillonowi więcej niż słowa, jak bardzo jest przeciwny jego technice zmień się i ruszaj. Dillon spuścił głowę, pokazując, że zrozumiał dezaprobatę swojego alfy. Sowa wydała rozczarowany wrzask na Dillona. Dillon ryknął w odpowiedzi. Chen się roześmiał. Klucze poleciały przez powietrze w stronę strzyżyków. - Weźcie Hummera i kilku ludzi do pomocy. Jeśli go rozbijesz, Adrian nie będzie ani trochę zmartwiony – powiedział Talan z kpiącym uśmieszkiem skierowanym do swojego partnera. Adrian przewrócił oczami. Gdyby Dillon był w swojej ludzkiej postaci, także przewróciłby oczami na to znajome stwierdzenie. Zamiast tego potulnie podążył za strzyżykami. Nie mieli czasu na wygłupy. Trucizna zbyt szybko rozprzestrzeniała się w ciele Chestera.
Tłumaczenie: panda68
~ 52 ~
Rozdział 4 Evin zanurkował w dół ponad wierzchołkami drzew i spostrzegł chatę wybudowaną w lesie. Nie ośmielił się zbliżyć za bardzo – przecież, wiedzieli o zmiennych, a szczególnie o sowach. Danie się zastrzelić i pozbawienie się w ten sposób szansy na uratowanie Chestera, nie leżało w jego planach na to popołudnie. Zadowolił się wylądowaniem na górnych gałęziach, gdzie mógł zerknąć w okna na drugim piętrze. Zerkając przez liście, dostrzegł jednego człowieka w moro wyglądającego przez okno. Nie wydawał się mieć jakiejkolwiek broni przy sobie, no ale przecież nie spodziewali się, że ktoś ich zaatakuje. W rzeczywistości, Evin zastanawiał się, czy naprawdę oczekiwali, że kot wróci, czy po prostu przeciągali sprawy. Co chcieli osiągnąć przez wysłanie Chestera, rozproszenie uwagi? Ze swojego miejsca, Evin patrzył jak Chen i Marlen lądują na okiennym parapecie. Trzymali się z dala od ludzi, więc myśliwi nie mogli wiedzieć o maleńkich ptakach. Wiedział, że obcy myśleli, iż oni wszyscy są sowami, a jego brat nie wyprowadził ich z błędu, ponieważ chciał wydawać się silnym. Tilden nigdy nie uważał, że małe ptaki są cokolwiek warte. Trzymał je tylko po to, bo wiedział, że Evin będzie stwarzał problemy, gdyby je przepędził. Tilden mógł być złym bratem i słabym przywódcą, ale nie był głupi. Poczekał, dopóki nie miał więcej ludzi po swojej stronie zanim spróbował pozbyć się Evina. A to oszustwo wciąż piekło. Mogli nie być ze sobą super blisko, ale jednak byli braćmi. Głośne ćwierkanie wyrwało Evina z jego przygnębiających myśli. W środku było pięciu ludzi i klatka dla kotów, co wywnioskował ze sposobu ćwierkania Chena. Evin nie odpowiedział. Pohukiwanie w środku dnia zwróciłoby niepotrzebną uwagę ludzi będących wewnątrz domu. Ku zdziwieniu Evina, jeden z ludzi otworzył okno, wychylił się i zapalił papierosa. Chen to wykorzystał. Strzyżyk wleciał do środka, zmienił się i trzasnął pięścią człowieka. Kiedy myśliwy upadł, Chen długo i przenikliwie zagwizdał zanim szerzej otworzył okno.
~ 53 ~
Marlen wskoczył na parapet i wleciał za nim. Jak tylko obaj mężczyźni dali znak, Evin poszybował do okna. Gdy jego pazury uderzyły o podłogę, zmienił się. Potrząsając głową, popatrzył na swoich pomocników. - Jesteśmy prawdopodobnie najmniej przerażającymi ratownikami w historii. Trzech nagich, nieuzbrojonych mężczyzn. Chen się uśmiechnął. - Dobrze, że mamy wsparcie. Nagle z dołu usłyszeli krzyki połączone z rykiem lwów. Rozbrzmiały zbliżające się w ich stronę kroki. Rozprawili się z dwoma ludźmi, którym wymierzyli kilka dobrze wyprowadzonych ciosów pięścią. To było zdumiewające, jak łatwo można było kogoś unieszkodliwić, jeśli brałeś go przez zaskoczenie. Ogromny lew z umorusanym w krwi pyskiem przykłusował do Evina i rzucił ludzkie ramię do jego stóp. A potem klapnął na tyłek, jakby czekał na pochwałę. - Jesteś naprawdę szalony – powiedział Evin. – I nie podziękuję ci za twój prezent. Lew sapnął smutno. Chen podszedł i podrapał Dillona za uchem. - Kto jest świetnym ludojadem? Ty! Tak, ty. Dillon zamknął oczy i wypuścił ni to pomruk, ni to warknięcie. - Wolałbym być raczej zastrzelony przez myśliwych. – Evin przepchnął się obok gruchającej pary i skierował się do schodów. Z dołu nie dochodziły żadne odgłosy. Wciąż będąc ostrożnym, Evin zaczął schodzić po jednym stopniu, pamiętając o odpowiednim ustawieniu stóp. Nie chciał natrafić na skrzypiący kawałek drewna, który byłby odpowiedzialny za jego upadek. Gdy był już na dole, zdał sobie sprawę, że nie musiał być tak ostrożny. Kawałki myśliwych zaścielały chatę i nie chciał nawet myśleć o plamach czerwonej krwi rozpryśniętej na ścianach. Tuzin lwów rozłożyło się wkoło z różnym stopniem zadowolenia na swoich pyskach. Jeden z lwów leżał w kącie obok klatki dla kotów.
~ 54 ~
Lwica, od czasu do czasu, uderzała łapą w drzwi klatki, ale wydawała się nie być w stanie wykrzesać tyle energii, by zamienić się w ludzką postać. Evin nie znał zbyt dobrze lwów, by mógł powiedzieć, który lew wciska swój nos w stronę nieruchomego kota będącego w środku. - Hej, niech zobaczę. Cichy pomruk sprawił, że podniósł ręce na znak, że nie chciał nikogo skrzywdzić. - Tia, odsuń się. – Głos Dillona, który rozbrzmiał bezpośrednio za nim, przestraszył trochę Evina. Nie słyszał nadejścia swojego partnera. Lew przesunął się kilka kroków do tyłu, nie spuszczając oczu z kota w klatce. Evin otworzył klatkę. Nie było na niej żadnego zamka. Nie było potrzeby, gdyż jedyna osoba, która chciałaby uratować zmiennego kota zniknęła. Sięgnął do środka i podniósł zwierzątko. Myślał, że Chester jest mały w swojej kociej postaci, ale jego brat nie był nic większy. - Znalazłem jakieś fiolki. – Odezwał się jeden z lwów - Kevin albo Kyle, albo jakoś tak. Evin wiedział, że będzie musiał nauczyć się ich imion, ale dwuminutowa orientacja nie była w stanie mu pomóc przypisać imion do osób. - Znalazłeś też jakieś igły? – zapytał Evin z nadzieją. Lew potrząsnął głową. - Nawet jakby, to i tak nie wiemy, czy to dobre lekarstwo. - Wezmę jedno dla Andrew, on nam powie. – Chen zmienił się w strzyżyka, zabrał fiolkę z ręki lwa i wyleciał przez otwarte drzwi. - Dobry pomysł z tym sprowadzeniem do nas Andrew– zwrócił się Dillon do Evina. Evin uśmiechnął się kpiąco. - Nie sądzę, żeby strzyżyki go zostawiły. Strzyżyki nalegały na zabranie Andrew z nimi, a potem równie mocno nalegały, żeby został w samochodzie niedaleko stąd, by nie narazić go na znalezienie się w bezpośredniej linii ognia. Starszy mężczyzna wydawał się być trochę zakłopotany zainteresowaniem strzyżyków, ale chciał pomóc.
~ 55 ~
- Zabieramy kota z nami – zadecydował Dillon. – Nie możemy tu czekać, by dowiedzieć się czy to jest właściwe lekarstwo czy nie. On szybko słabnie. Weźcie wszystkie fiolki, w ten sposób będziemy mieć wszystko. Evin poczuł błysk dumy na to, jak szybko inni zastosowali się do poleceń Dillona. - Chodźmy, kochanie – powiedział Dillon – mamy kota do uratowania. Lwica zmieniła się w ludzką postać i wyciągnęła ręce. - Ja go poniosę. Wzruszając ramionami, Evin przekazał jej zwierzę. W tej chwili, tak naprawdę, był tylko jeden kot, o którego się martwił. Chciał, żeby brat Chestera przeżył, ale to przede wszystkim Chester miał z tego wyjść.
***
Samochód zapiszczał na żwirowym podjeździe z Andrew za kierownicą. Człowiek wysunął się z pojazdu ze strzykawką w ręce. - Myślę, że to powinno pomóc. Zbliżając się do kota, zatrzymał się, gdy Tia syknęła na niego. - Zrobisz to jeszcze raz, kiciu, a wyrwę ci twoje wąsy – ostrzegł Marlen. - A ja mu pomogę – dodał Chen. Dwa strzyżyki wyglądały tak, jakby zamierzały rozerwać lwicę. - Hej, w porządku. Ona po prostu jest opiekuńcza. – Andrew mówił uspokajająco do dwóch zmiennych, a potem zwrócił się do Tii. – To ma przeciwdziałać na truciznę w jego organizmie. Tia posłała mu podejrzliwe spojrzenie, ale uprzejmie podała kota. Andrew ostrożnie wprowadził igłę w bark kota i nacisnął strzykawkę. - Trochę potrwa zanim zacznie działać – ostrzegł. - Okej. Ale to ja będę go trzymała w samochodzie – powiedziała stanowczo Tia. ~ 56 ~
- Jedźmy z Andrew, szybciej dostaniemy się do Chestera. – Duża kabina samochodu wypełniła się Dillonem, Evinem, Tią z Garfieldiem i Andrew. Strzyżyki zmieniły się w swoje ptasie postacie, więc mogły wrócić jak chciały. Reszta lwów mogła podążyć za nimi swoimi własnymi pojazdami, po tym jak uprzątną chatę. Oni musieli wrócić do Chestera.
***
Chester dryfował po morzu sensacji. Jego żołądek próbował się zbuntować w czymś podobnym do choroby morskiej, ale kilka przełknięć powstrzymało podchodzącą żółć. Umierał. Wiedział to. Na szczęście, wydawało się, że to będzie stosunkowo bezbolesny proces. Pomyślał o swoich partnerach i pozbył się w ten sposób, choć trochę, tego okropnego uczucia. Miał nadzieję, że będą razem szczęśliwi i nie będą opłakiwać go zbyt długo. - Chester, obudź się do cholery – ktoś warknął. Dillon? Otwierając siłą swoje oczy, Chester spojrzał wprost w zmartwione twarze swoich partnerów. Cholera, byli zachwycający. - No wreszcie. – Uśmiech Dillona sprawił, że zamrugał. - Co się stało? - Znaleźliśmy antidotum. Twoje wskazówki były doskonałe. Przypływ dumy przepłynął przez Chestera. Nie pamiętał, kiedy to ostatni raz, ktoś powiedział mu, że jest zadowolony z czegoś, co zrobił poza sypialnią. - Dzięki. Jestem wyleczony? - Myślimy, że tak. Chester obrócił głowę do Evina. Zmienny sowy wzruszył ramionami.
~ 57 ~
- Nie będziemy wiedzieć tego na pewno, dopóki nie przyjdzie Andrew i nie zrobi badań, czy trucizna już zniknęła z twojego organizmu. - Co z Garfieldem? – Prawie bał się zapytać. - Dotarliśmy do niego na czas. Dowiedzieliśmy się, że nie byłeś uczulony na truciznę. Oni po prostu dali zbyt dużą dawkę do twojej wielkości zmiennego. Andrew zaś obliczył właściwą ilość antidotum, odkąd je stworzył. Chester otworzył usta, by o coś zapytać, ale zdecydował, że jednak nie chce wiedzieć. - Kiedy mogę się z nim zobaczyć? - To może trochę potrwać. – Dillon się uśmiechnął. – I zależy od tego, kiedy Tia zechce go puścić. W tej chwili lekko zwariowała. Sądzę, że oni mogą być partnerami. - Naprawdę? Dwa koty sparowane z dwoma lwami? To trochę dziwne. – Chester miał nadzieję, że lwica okaże się być partnerką jego brata. Garfield potrzebował czegoś dobrego w swoim życiu i byłby częścią tej samej dumy, co Chester. To sprawiło, że zastanowił się… – Dołączymy do dumy? – Nie chciał odbierać Evinowi wyboru. Evin kiwnął głową. - Nie wracam do mojego brata. Dokonał swoich własnych wyborów. Gdy spałeś, co najmniej połowa sów z ptaszarni przybyła tu, prosząc o azyl. Talan ustanowił im tymczasowy status. Mają pozwolenie nocowania na ziemiach, ale nie w domu dumy. Nie możemy w tej chwili wierzyć żadnemu z nich, ponieważ mogą pracować dla Tildena. Jeśli będą chcieli tu zostać, będą musieli zasłużyć na swoje miejsce w grupie. Mówi się, że będą mogli kupić trochę ziemi od Talana i założyć własną ptaszarnię. - A masz jakieś wieści o swoim bracie? – zapytał Chester Evina. - Jeszcze nie. – Evin wzruszył ramionami, jakby ta kwestia go nie interesowała. – Prowadzimy ostrożną obserwacją każdego nowoprzybyłego, a strzyżyki zbierają każdą informację o Tildenie. W tej chwili, wszystko, co możemy zrobić, to czekać. - I oznaczyć cię, jako naszego – dodał Dillon. - Andrew powiedział, że jeśli będziesz miał siłę, żeby się zmienić, to może przyspieszyć proces leczenia.
~ 58 ~
- Mogę spróbować. – Tak naprawdę nie chciał się zmienić, nie wtedy, gdy jego żołądek wirował jak trąba powietrzna, ale żeby pozbyć się trucizny i oznaczyć swoich partnerów musiał pogodzić się z tym dyskomfortem. Zamykając oczy, Chester skoncentrował się na swoim kocim ja – zmianie rąk w łapy, wyobrażeniu swoich długich eleganckich wąsów i puszystym ogonie. - Miau. - Kto jest taką śliczną kicią? – Dillon podrapał Chestera pod brodą swoimi długimi palcami. – A teraz przemień się z powrotem w mojego pięknego chłopca. Chester miauknął, kiedy zaprzestał pieszczoty. - Zmień się. – Głos Dillona nie budził wątpliwości. Chester skupił się na swojej ludzkiej połowie. Zadrżał, gdy powietrze uderzyło w jego nagą skórę. - Zgubiłem moje futro – poskarżył się. - Wiem, dziecino. – Dillon posłał mu życzliwy uśmiech. Andrew wszedł do sypialni, jakby na zawołanie. Starszy mężczyzna pojawił się ścigany przez dwóch młodzieńców, którzy deptali mu po piętach. - Będziesz idealnym partnerem – powiedział Marlen. - Będziemy na sobie polegać – odezwał się Chen. - Nie. – Andrew podszedł do Chestera i mógł zobaczyć, jak mężczyzna przyobleka profesjonalną minę. – Wyglądasz już lepiej. Nie będziesz miał nic przeciwko, jak pobiorę trochę krwi? Chester wyciągnął ramię. Szybkimi oszczędnymi ruchami, naukowiec napełnił fiolkę krwią Chestera. Gdy Chester patrzył, Andrew wyciągnął kolejną fiolkę z kieszeni i odkręcił zakrętkę, która miała w środku kroplomierz. Otwierając fiolkę krwi, wpuścił dwie krople z tamtej fiolki do krwi. Zawartość zmieniła się w jaskrawy żółty. - Co to oznacza? – zapytał Chester. Andrew poklepał Chestera po ramieniu.
~ 59 ~
- To oznacza, że trucizna już prawie zniknęła z twojego organizmu. Jest kilka pasemek czerwieni, co znaczy, że są jeszcze śladowe ilości, ale z pewnością nie tyle, żeby miały wpływ na twoich partnerów. - Dziękuję, Andrew. – Dillon zawinął ramię wokół naukowca, które szybko zabrał, gdy gniewne ćwierkanie wypełniło pokój. – Przepraszam, panowie. Chen wsunął rękę na podstawę pleców Andrew, a Marlen złapał go za ramię. Wciśnięty między strzyżyki, nie miał żadnych szansy ucieczki. - Nawet współczuję temu facetowi. Nie ma pojęcia, co go czeka – powiedział Evin, potrząsając głową. - Tak, będzie musiał poradzić sobie z dwoma partnerami. – Dillon parsknął kpiąco zanim cała trojka wybuchła śmiechem. - Słyszeliście, co powiedział lekarz? Nadszedł czas, żebyście mnie zatwierdzili. – Chester posłał swoim partnerom powłóczyste spojrzenie. - No cóż, kim ja jestem, żebym sprzeczał się z zaleceniami lekarza? – Dillon zdjął swoje ubranie i wpełzł na łóżko z seksowną kocią gracją, podczas gdy Evin zdjął swoje ubranie szybko i efektywnie. Dla Chestera było ważne to, żeby obaj byli nadzy. Otoczony przez ciepłą, nagą skórę, fiut Chester podniósł się, by powitać swoich partnerów. Ocierając się o tors Dillona, przechylił biodra, by zaoferować swój tyłek Evinowi. A ponieważ Dillon już go pieprzył, wypadało teraz pozwolić na to zmiennemu sowy. - Pieprz go, Evin. On jest taki piękny, gdy dochodzi. Chester kiwnął głową. Do diabła, zgodziłby się na wszystko, co obejmowało tych dwóch seksownych mężczyzn zatwierdzających się z nim na zawsze. Musiał być bardzo dobry w swoim poprzednim wcieleniu, skoro karma była tak łaskawa. - Podaj mi nawilżacz – zażądał Evin. Chester jęknął, gdy Dillon pocałował Evina, jakby od tego zależało jego życie. Gdy się rozłączyli, oczy Dillona były zamglone od żądzy, a Evin oblizał swoje wargi delektując się smakiem Dillona. Dillon wręczył Evinowi tubkę. - Dzięki. – Wymienili kolejny pocałunek. ~ 60 ~
- Teraz! Chcę jednego z was w sobie, teraz! – domagał się Chester. Przedtem chciał Evina, ale teraz pragnął któregokolwiek z nich, byle tylko wypieprzył go niedługo. - Cierpliwości, kociaku – powiedział z roztargnieniem Evin, nawilżając swoje palce i wsuwając je między pośladki Chestera. Najpierw jeden palec, potem dwa. Zmienny sowy nie dał Chesterowi dużo czasu na przystosowanie się, ale ciału Chestera to nie przeszkadzało… rozciągnęło się i przystosowało do inwazji z absolutnym entuzjazmem. - Jestem gotowy – powiedział Chester, gdyby Evin tego nie zauważył. - Chcę, żebyś obciągnął Dillona, gdy będę cię pieprzył – oznajmił Evan. – Skoro mamy być razem, nikt nie może stać z boku. Chester oblizał swoje wargi na widok kutasa Dillona. Główka miała błyszczący połysk, ponieważ odrobina przedwytrysku skapnęła z jasnoróżowego czubka. - Chodź tutaj – ponaglił Chester. Dillon się nie sprzeciwił. Evin skłonił Chester, by pozwolił Dillonowi oprzeć się o poduszki. Gdy wszyscy ułożyli się ku jego zadowoleniu, Evin puścił Chestera. Chester przyjrzał się swojej przyjemności z cichym mruczeniem. Teraz, kiedy już nie musiał się martwić, że zakazi swoich partnerów, zamierzał cieszyć się swoim zatwierdzeniem. Zaciskając wargi wokół wilgotnej główki kutasa Dillona, Chester obiecał sobie, że zadba o dobre ssanie. Chwycił podstawę członka Dillona swoją pięścią, by go przytrzymać, gdy okrążył i łagodnie skubnął czubek. - Uwielbiam dobrego kutasa z rana – westchnął. - Jest popołudnie – powiedział Evin z rozbawieniem. - Nieważne. – Chestera nie obchodziło, która jest godzina, dopóki miał Dillona tam, gdzie chciał i tak samo Evina. – Pieprz mnie! – zażądał. - Jesteś apodyktycznym małym kociakiem – zachichotał Evin. - Nie jestem mały. – Ze swoimi prawie stu osiemdziesięcioma centymetrami wzrostu, Chester uważał się za średniaka - to, co był średnie lub wysokie w ludzkim świecie, w królestwie zmiennych było mniejsze. Obaj jego partnerzy byli znacznie wyżsi i więksi niż on. Nawet Evin, który był głodzony i był tyczkowaty, wciąż górował nad nim, a kiedy nabierze trochę wagi z pewnością będzie większy. Chesterowi to nie przeszkadzało, ale nie pozwoli nazywać się małym, jakby był dzieckiem próbującym dostać się do stołu dorosłych. ~ 61 ~
- To, co w takim razie powiesz na to, że jesteś apodyktyczny? – Evin pocałował Chestera zanim mógł odpowiedzieć i po chwili zapomniał, o co chciał się sprzeczać. Wypełniony żądzą umysł Chestera nie mógł przetworzyć jakiejkolwiek myśli, i to się nie poprawiło, gdy Evin obrócił głowę Chestera i jego wargi zostały wzięte przez Dillona. Oh… Jak cudownie. Gorąco spłynęło w dół jego kręgosłupa, a podstawa jego pleców zaswędziała tam, gdzie rósł jego ogon. Ta połowa należąca do kota żądała od Chestera, by ją uwolnić i pozwolić wyjść i się pobawić. Chester stanowczo odsunął potrzeby swojego kota. Żeby sparować się ze swoimi kochankami, musiał zostać w swojej ludzkiej postaci. Odrywając się od rozpraszających warg Dillona, Chester zsunął się ustami w dół szyi Dillona, by lekko przyszczypnąć żyłę szyjną, potem podążył w kierunku klatki piersiowej Dillona, gdzie przygryzł twardy sutek. Uśmiechnął się na nagły wdech i bezruchu lwa. Ktoś lubił, gdy zabawiano się jego sutkiem. Odłożył tę informację na później. Teraz był zainteresowany okazałą nagrodą. Kutas Dillona zafalował do Chestera, jakby próbował zwrócić jego uwagę. - Nie martw się, mój piękny, nie zapomniałem o tobie. Kutas podskoczył jeszcze bardziej z powodu śmiechu Dillona. Chester przytrzymał go łagodnie, unieruchamiając, by mógł polizać czubek. - Mmm – zanucił w zadowoleniu. Żaden z jego poprzednich randek nie smakował tak dobrze jego lew. Nie wiedział, czy to bycie partnerami robiło tę różnicę, ale z pewnością sprawdzi jeszcze smak Evina. Z zapałem chłepcząc przedwytrysk Dillona, sapnął, gdy zimny nawilżacz wylał się na jego tyłek. Nie zapomniał o Evinie, nie bardzo, ale przecież był rozproszony. Evin się roześmiał. - Zapomniałeś, że jesteś otoczony, prawda? Poczuł jak rumieniec wypłynął na jego policzki, ale nie zamierzał się przyznawać. - Ucisz się i pieprz mnie wreszcie – burknął.
~ 62 ~
- Tak jest, wasza wysokość – powiedział Evin. Chester obrócił głowę, by spojrzeć ponad ramieniem na Evina. - No, teraz to jest właściwe nastawienie. – Dostał klapsa w tyłek za swoją hardą odpowiedź. Jego fiut niespodziewanie stał się twardszy. - Oooh, myślę, że mu się to podoba, Evin – wymruczał Dillon. - Hmm. Dam ci klapsa później. W tej chwili potrzebuję twojego tyłka bardziej niż potrzebuję powietrza. Więc, skarbie… odpręż się i wpuść mnie do środka. Pożądanie w głosie Evina sprawiło, że Chester pochylił się do Dillona i rozłożył mocniej nogi, by dać kochankowi lepszy dostęp. Evin wcisnął jeszcze więcej nawilżacza w ciało Chestera. - Dość! Pieprz mnie! Pomimo przynaglających słów, Chester sapnął, gdy Evin pchnął do środka. Jednak, początkowy ból szybko przeminął, kiedy Evin umiejętnie trącił prostatę Chestera. Wydał z siebie stłumiony krzyk, gdy jego kochanek zaczął wbijać się w niego z doskonałą finezją. - Tam, o tak, tam – mamrotał Chester. Silna ręka zawinęła się wokół jego fiuta. Chester zamrugał, by skupić się na tym nowym wrażeniu. Dillon zsunął się w dół, więc mógł sięgnąć do fiuta Chestera. Na mgnienie oka Chester poczuł błysk winy, że zapomniał o kutasie Dillona, ale wtedy jego partner zrobił jakiś skręt swoją ręką, że Chester o mało nie zapomniał oddychać. - Poddaj się, skarbie – zamruczał Dillon. Evin kolejny raz wykonał doskonałe pchnięcie w jego wnętrze i, z gwałtownym wdechem, Chester wytrysnął na rękę Dillona. Zanim miał okazję nacieszyć się ciepłym, miłym spełnieniem, bolesne cięcie na jego szyi sprawiło, że krzyknął. - Szzz, dziecino… Evin cię oznaczył – uspokajał go Dillon, liżąc jego ranę. Ból przeszedł z ostrego, przez tępe, do ciepłego uczucia, które spłynęło w dół jego kręgosłupa i wywołało mruczenie w jego gardle. - Ty i Dillon możecie oznaczyć mnie później, jak już sparujecie się nawzajem – obiecał Evin.
~ 63 ~
Chester kiwnął głową. Miał jutro wiele rzeczy do zrobienia. Sprawdzić, co z jego bratem, związać się ze swoimi partnerami i, chociaż nie czuł się zaangażowany w wojnę między sowami i lwami, to dotyczyło Evina, więc zrobi wszystko, co możliwe, by wesprzeć swojego kochanka. - Jutro – wyszeptał Evin do jego ucha. – Zajmiemy się wszystkim jutro. Chester się uśmiechnął. To zabrzmiało jak świetny pomysł.
Tłumaczenie: panda68
~ 64 ~