George Bidwell
ULUBIENIEC NARODU
Część pierwsza
SPRAWY WOJSKOWE
Rozdział 1
KUPIDYN, PUMEKS, PILGERSTEIN, DOBRY LO...
16 downloads
15 Views
2MB Size
George Bidwell
ULUBIENIEC NARODU
Część pierwsza
SPRAWY WOJSKOWE
Rozdział 1
KUPIDYN, PUMEKS, PILGERSTEIN, DOBRY LORD PAM Zamek Windsor nad Tamizą, o blisko trzydzieści kilometrów na zachód od Londynu, moŜna by nazwać angielskim Wawelem. W XIX wieku był, jak jest dzisiaj, częścią angielskiej historii. Konglomerat wieŜ, średniowiecznych bram, budowli i dziedzińców otaczają rozległe parki starodrzewu, gdzie dawniej odbywały się królewskie łowy. śyli w tym zamczysku wszyscy prawie władcy od czasów normańskich. Był tłem świetnych ceremonii i miejscem wytchnienia monarchów; niegdyś słuŜył teŜ jako więzienie cudzoziemskich jeńców: w XIV wieku przebywali tu królowie Szkocji i Francji. A i angielskiego monarchę, Karola Pierwszego o tragicznych losach, więził tutaj 01iver Cromwell. Z zamkiem wiąŜą się nazwiska ludzi niŜszych godnością, ale bodaj jeszcze sławniejszych: tu w roku 1390 Geoffrey Chaucer był dworskim urzędnikiem i doglądał odbudowy kaplicy świętego Jerzego, gdzie pod sufitem wiszą chorągwie kawalerów najstarszego angielskiego orderu — Orderu Podwiązki; tu w jednej z wielkich sal, dla dworu ElŜbiety Pierwszej odegrano po raz pierwszy — a wraz z aktorami grał teŜ i autor — „Wesołe Kumoszki z Windsoru" Williama Szekspira, komedię napisaną na zamówienie jej królewskiej mości. W zamku, budowli rozległej, zajmującej znaczną przestrzeń, znajdują się sale reprezentacyjne i prywatne komnaty królewskie, oddzielne skrzydło do dyspozycji kanonika Windsoru i innych duchownych kaplicy, pomieszczenia dla urzędników, dworzan, słuŜby, straŜy, wreszcie dla gości. W lipcu drugiego roku po wstąpieniu na tron, dziewiętnastoletnia królowa Wiktoria podejmuje gości na Zamku Windsor. Pogoda idealna. W sobotę po wieczornym obiedzie królowa wy7
chodzi z gośćmi na taras, rozkoszować się urokiem pięknej nocy. Parowie i ministrowie, dygnitarze i dworzanie, w towarzystwie dam, przechadzają się grupami lub siadają na porozstawianych dogodnie krzesłach i ławeczkach. Wiktoria siedzi przy małym stoliku, z oŜywieniem rozmawiając z premierem rządu, Lordem Melbourne, który codziennie wtajemnicza ją w arkana polityki i dyplomacji, instruuje o prawach i obowiązkach suwerena. Wart jest serdecznego przywiązania, jakim go młoda królowa darzy — więcej wart niŜ jej ojciec, który zmarł, gdy była jeszcze niemowlęciem. Od grupy zajętych rozmową gości odłącza się dyskretnie wysoki męŜczyzna — minister spraw zagranicznych — i znika w towarzystwie damy, juŜ nie pierwszej młodości, ale wciąŜ jeszcze ponętnej i podtrzymującej urodę wszelkimi kunsztami,, znanymi ówczesnym masaŜystkom, kosmetyczkom, gorserciarkom. Wchodzą po kamiennych stopniach na basztę windsorskiego zamku, zwaną WieŜą Okrągłą, skąd rozciąga się wspaniały widok na park królewski i dolinę Tamizy. Oboje w wybornych humorach, nieco podnieceni: męŜczyzna i kobieta, którzy się sobie podobają, a którzy jeszcze nie zrealizowali wzajemnych dąŜeń do bliŜszej intymności. Pocałunek w cieniu odwiecznych murów baszty przerywają odgłosy kroków zbliŜających się intruzów. Gdy para schodzi ze stopni i juŜ minęła grupę wchodzących, dama wsparta na ramieniu milorda, jakby od niechcenia, ale ze znaczącym spojrzeniem ognistych, ciemnych oczu, wspomina mimochodem, gdzie mieści się jej sypialnia. Jego lordowska mość liczy sobie ponad pięćdziesiątkę, ale jest nadal męŜczyzną niezwykle przystojnym, o młodzieńczej postawie i ruchach. I takŜe jakby od niechcenia — potakująco skłania głowę. W parę godzin później milord, ze świecą w ręku, przystrojony w jedwabny szlafrok, szuka niepewnie drogi po korytarzach zamkowych przeznaczonego dla gości skrzydła. Te korytarze słyną jako labirynt, gdzie nie zagubią się tylko od dawna zadomowieni, albo teŜ ci, którzy mają szczęście, co się rzadko zdarza. Goście często błądzą, bezskutecznie szukając swoich pokojów — nie ponumerowanych — lub teŜ schodów do wyjścia. Po dłuŜszej chwili jego lordowska mość jest juŜ pewien, Ŝe to właśnie tutaj znajduje się sypialnia opisana przez damę, która opie8
rała się na jego ramieniu, zstępując z baszty. OstroŜnie próbuje klamki. Zamknięte. Próbuje następnych drzwi., Zamknięte. Jeszcze następnych — otwierają się. Powoli wsuwa głowę do pokoju. Dama, lecz nie ta, której szuka, leŜy w łóŜku i czyta przy blasku świecy. Spojrzawszy na intruza, krzyczy — i mdleje. Jego lordowska mość wycofuje się pośpiesznie na korytarz. Przestraszył damę — czy moŜe uciec i tak ją zostawić? Ale z drugiej strony — pozwolić się zdemaskować? Fatalna chwila wahania! Pokojówka przestraszonej damy juŜ nadbiega. Jego lordowska mość śpieszy korytarzem, ale kilkoro drzwi się uchyla: krzyk obudził niektórych. Świeca gaśnie w przeciągu — minister spraw zagranicznych nie stawia się na umówione spotkanie. Szlachetny lord słynie z nieustannych miłosnych tarapatów, z których wyplątuje się równie zręcznie, jak z powikłań dyplomatycznych, wynikających ze sprawowanego przezeń urzędu. JednakŜe gdy socjeta londyńska dowiaduje się o jego nocnych wędrówkach po korytarzach — pod dachem jej królewskiej mości! — i o jego próbie — bo tak o tym opowiadano! — zgwałcenia damy dworu, która heroicznie broniła swej czci, sporo osób się gorszy taką niedyskrecją, sporo zauwaŜa, Ŝe królowa jest oczywiście za młoda, by znać reputację jego lordowskiej mości, sporo przypomina, Ŝe premier nie powinien był dopuścić do tego, by na królewski zamek zaproszono tak osławionego satyra. Natomiast kiedy słuŜba zamkowa i dostawcy, a takŜe słuŜba gości, opowiadają pikantną historyjkę po karczmach i piwiarniach wzdłuŜ i wszerz kraju — popularność powszechnie lubianego ministra jeszcze wzrasta i to nie tylko wśród męŜczyzn, ale i kobiet.. — Ten ma zawsze przygody... — Kawaler, musi mieć swoją przyjemność... — A nie zagląda do wiadomych domów... — Bo lubi uperfumowaną pościel... Pochodzi z arystokratycznego rodu, ale krew w Ŝyłach ma czerwoną, gorącą, wcale nie błękitną i wie, jak się cieszyć Ŝyciem. ToteŜ wytworna socjeta z pogardą, a niŜsze sfery Ŝyczliwie przezywają ministra spraw zagranicznych Kupidynem.
9
Ministrowi często się trafia nadepnąć na odcisk jakiejś wysokiej a nadętej osobistości. Gdy był sekretarzem stanu do spraw wojskowych, zanim objął resort zagraniczny, napisał osobiście do znanego bogacza, dostawcy dla armii, z którym jego podwładni prowadzili zadawnioną waśń: ,,... na Wasz list z dn. 4 bm. nie jestem w stanie odpowiedzieć, poniewaŜ nie udało mi się zrozumieć jego treści". Nie oszczędza teŜ o wiele wyŜej usytuowanych figur. Gdy otrzymał od adiutanta Księcia Regenta (późniejszego króla Jerzego Czwartego) ,,wyrazy zdziwienia jego królewskiej wysokości" z powodu jakiegoś domniemanego zaniedbania obowiązku, minister odpisuje adiutantowi bez ogródek: „Na stanowisku, jakie mam zaszczyt piastować, nie mogę przyjmować Ŝadnych wyrazów niezadowolenia za pana pośrednictwem". Jako minister spraw zagranicznych, nieraz kaŜe czekać na siebie posłom róŜnych europejskich dworów. Ambasador cara, korsykanin nazwiskiem Pozzo di Borgo skarŜy się, Ŝe musiał wyczekiwać przez bite dwie godziny. TakŜe styl, w jakim minister wyraŜa swój sprzeciw, osobiście albo przez posłów, bywa, zdaniem wielu, bardzo niedyplomatyczny. Podczas negocjacji z Francją w r. 1831, jego lordowska mość pisze do generała Gobleta, belgijskiego posła w Londynie, który z całą pewnością przekaŜe do Brukseli i ParyŜa uŜyte w liście wyraŜenia: ,,... ksiąŜę Talleyrand i generał Sebastian! muszą wreszcie zrozumieć, Ŝe nie są juŜ wykonawcami wszechwładnych imperialnych zachceń Napoleona: trzeba teŜ, by Ludwik Filip się zorientował, Ŝe wawrzyny spod Valmy i Jenappes nie nadają się dłuŜej jako straszaki dla całej Europy". Za tego rodzaju bezceremonialną szorstkość ten, którego wielu zwie Kupidynem, dla innych staje się znany pod przezwiskiem: „Lorda Pumeksa".
Gdy z jakiejś przyczyny jego lordowska mość przestaje rządzić sprawami zagranicznymi — kilkakrotnie ustępował ze stanowiska — wówczas autokratycznych władców dziewiętnasto10
wiecznej Europy i ich kancelarie ogarnia szalona radość, a radość tą podziela od chwali swego ślubu takŜe królowa Wiktoria. Angielska monarchini powzięła niechęć do swego ministra, który odtrąca, jako niezgodne z konstytucją, jej pretensje do decydowania o polityce zagranicznej, i który razi jej pruderię. A nade wszystko nie lubi go dlatego, poniewaŜ drze z nim koty jej ukochany małŜonek, tuzinkowe niemieckie ksiąŜątko, chcące wykorzystać prestiŜ Anglii do własnych celów: marzą mu się Wielkie Niemcy. A jego lordowska mość doskonale widzi i ujawnia niebezpieczeństwo silnego teutońskiego państwa pod hegemonią Prus. Królewska para, przetłumaczywszy na niemiecki nazwisko ministra spraw zagranicznych, przezywa go w prywatnej korespondencji z głowami innych państw niezbyt lojalnie: ,,ten włóczykij Pilgerstein".
Nasz lord odziedziczył po ojcu niebagatelny majątek w hrabstwie Hampshire, zwany Broadlands, i drugi w irlandzkim hrabstwie Sligo. Jako właściciel ziemski przejawia rozumny patriar-chalizm, a nawet wielkoduszność. We wsiach, zamieszkałych przez jego dzierŜawców i najemników, zakłada i wyposaŜa szkoły, przy czym w Sligo będą katoliccy nauczyciele, chociaŜ on sam jest protestantem wyznania anglikańskiego. Rozwija miejscowy przemysł i rękodzielnictwo, kaŜe odrestaurować zniszczony kościół katolicki, instaluje szkockiego farmera, by pomagał w unowocześnieniu rolnictwa, buduje niewielki port koło wsi. RóŜni się od innych angielskich ziemian w Irlandii. Odmawia podwyŜszenia czynszów tym spośród swoich dzierŜawców, którzy udoskonalają gospodarkę, odmawia zgody na eksmisję tych, którzy są zbyt ubodzy, by płacić naleŜności. Jako minister spraw zagranicznych, a później premier, będzie popierał ruchy wolnościowe w Europie i łagodził niedolę naro dów uciskanych — w ramach środków dyplomatycznych. Jego pierwszą troską będzie zapobieganie wybuchowi następnej wojny europejskiej, w której Anglicy mieliby oddawać Ŝycie, bez wyraźnego angielskiego interesu, politycznego lub ekonomicznego. 11
Premierem rządu zostaje w okresie, gdy wojna krymska — a w wydarzeniach, które do jej wybuchu doprowadziły, nie brał udziału — okazuje się katastrofalna dla oręŜa brytyjskiego. Wspólnie z Napoleonem III rozładowuje konflikt, by zawrzeć mniej więcej zadowalający pokój. Troszczy się o walczących Ŝołnierzy, popiera Florencję Nightingale i jej pielęgniarki, które zmagają się w Skutari z bezdusznością biurokracji, z uporem i nieludzkością dowództwa wojskowego, powodującego cierpienia rannych i śmierć niepotrzebną, bezsensowną, a liczbowo olbrzymią. Po skończonej wojnie premier znowu popiera wysiłki Florencji Nightingale, która stara się o poprawę warunków bytowania w przytułkach i szpitalach dla inwalidów. Z tych powodów większość ludzi ze wszystkich sfer angielskiego społeczeństwa — z nieuniknionymi wyjątkami — nazywa milorda u schyłku jego Ŝycia „dobrym Lordem Pam".
Kupidyn, Pumeks, Pilgerstein, Lord Pam — przezwiska pejoratywne czy pochlebne, nadawane mu przez rodaków, mówią co nieco o człowieku, który był ministrem za panowania czterech monarchów, od czasów, gdy Ŝołnierze napoleońscy maszerowali przez Europę, aŜ do dni Bismarcka. Urodzony Henry John Tempie, od śmierci ojca — trzeci wicehrabia Palmerston.
Rozdział 2 KSZTAŁTOWANIE PRZYSZŁEGO POLITYKA „Wszedłem do parlamentu jako poseł z Newtown na Wyspie Wight, okręgu wyborczym naleŜącym do Sir Leonarda Holmesa. Postawiono mi jeden warunek: aby nigdy, nawet podczas kampanii wyborczej, stopa moja tam nie postała. Tak zazdrosny był patron, aby ktoś nie obudził zainteresowań jego wyborców". Tak pisze młody Lord Palmerston o swoim wyborze do Izby Gmin w r. 1807. Będzie posłem aŜ do dnia śmierci, przez pięćdziesiąt osiem lat, z czego czterdzieści osiem jako członek rządu.
W owych czasach większość posłów — a było ich dwustu pięćdziesięciu siedmiu — wchodzi do Izby Gmin na podstawie głosów zaledwie jedenastu tysięcy wyborców. Reprezentują nie tyle naród, dle własność ziemską, której przedstawiciele mają wyłączne prawo głosu. Człowiek taki, jak Sir Leonard Holmes, właściciel praktycznie biorąc całego Newtown, moŜe dyktować, kogo jego okręg wyśle do Westmiristeru i na jakich warunkach. PowaŜniej myślący spośród ziemian uwaŜają za przywilej klasowy, a niektórzy, jak lord Palmerston, za obowiązek, brać aktywny udział w rządzeniu krajem i imperium, a od czasu do czasu ingerować w polityczne kłopoty kontynentu europejskiego. Są wierni z dawna utrwalonej zasadzie, Ŝe jedni ludzie urodzili się, by rządzić (niezaleŜnie od kwalifikacji), a drudzy po to, by nimi rządzono (niezaleŜnie od ich intelektualnych lub innych osiągnięć). Palmerston zabiera się do polityki po części z poczucia obowiązku, po części, by mieć jakieś zajęcie — jego sprawnie przez administratorów zarządzane majątki nie dają dość pola do działania temu wyjątkowo energicznemu człowiekowi — a po części równieŜ dla rozrywki, jakiej dostarcza tak zwany najlepszy klub w Anglii: parlament. Henry John Tempie urodził się dnia 20 października 1784 roku, w okresie, kiedy Wielka Brytania wciąŜ jeszcze boleśnie odczuwała odcięcie waŜnej części imperium: trzynastu północnoamerykańskich kolonii. William Pitt, dwudziestopięcioletni syn wybitnego polityka, hrabiego Chatham, objął właśnie rządy jako premier. Templowie byli rodem cieszącym się duŜym znaczeniem, szeroko rozgałęzionym i spokrewnionym. Za czasów Cromwella Sir John Tempie był jego gorącym zwolennikiem i otrzymał w nagrodę dobra w Irlandii, skonfiskowane katolickiemu właścicielowi. Jego wnuk został pierwszym wicehrabią Palmerston. PoniewaŜ tylko parostwa angielskie i szkockie uprawniały do krzesła w Izbie Lordów, więc Palmerstonowie, mając tytuł związany z dobrami irlandzkimi, mogli ubiegać się o posłowanie do niŜszej izby parlamentu. Ojciec Henryka, drugi wicehrabia, wszedł do Izby Gmin w wieku dwudziestu paru lat i sprawował później róŜne pomniejsze urzędy, właściwie o charakterze synekur. Dwa ówczesne 13
przeciwstawne stronnictwa polityczne nazwano wigami i tory-sami. Te nazwy, niezaleŜnie od tego skąd się wywodziły, były juŜ tylko godłami partyjnymi. Do dawnych wigów, właścicieli ziemskich, dołączyły sfery przemysłowe. W szeregach ich byli ludzie dąŜący do wyborczych, a nawet społecznych reform. Torysi, których jądro stanowiła stara arystokracja, znani byli z oporu wobec wszelkich zmian. W ciągu długiej kariery politycznej trzeciego wicehrabiego część torysów pod wodzą Beniamina Disraeliego przekształciła się w konserwatywnych imperialistów, a część wigów pod przewodnictwem naszego lorda Palmerstona — w stronnictwo liberałów. Ale konserwatyści zagarnęli do swych-szeregów niektórych dawnych wigów, a liberałowie — nieco dawnych torysów. Granica między wigami a torysami przebiegała niezbyt wyraźną linią i politycy nierzadko zmieniali przynaleŜność partyjną, bądź z powodów zasadniczych bądź teŜ dlatego, Ŝe w drugim stronnictwie dostrzegali perspektywy lepszej kariery i stanowiska dla siebie. Nasz lord Palmerston zaczyna swoją karierę-nominalnie jako torys, ale nie będzie nigdy ślepo oddany Ŝadnemu stronnictwu. Matka Henryka, Mary, była córką bogatego kupca dublińskie-go Benjamina Mee, a drugą Ŝoną swego męŜa — pierwsza, zmarła bezpotomnie. MałŜeństwo drugiego wicehrabiego mogłoby posłuŜyć za materiał do romansu. Czterdziestotrzyletni wicehrabia na przejaŜdŜce konnej w Dublinie spadł ze swego wierzchowca: nieprzytomnego zaniesiono do najbliŜszego domu, właśnie rezydencji Benjamina Mee. Jego córka zajęła się pielęgnowaniem rannego tak skutecznie, Ŝe go nie tylko wykurowała, ale takŜe zdobyła jego serce. Pobrawszy się w parę miesięcy później, para ta Ŝyła ze sobą bardzo szczęśliwie, a Mary w ciągu pierwszych siedmiu lat małŜeństwa urodziła dwóch synów i trzy córki. Z tej piątki tylko Henryk John miał zapisać się trwale na kartach historii. Chłopiec, wraz z regularnie pomnaŜającym się rodzeństwem, przepędził dzieciństwo na wsi, w rodzinnym majątku w Romsey, o jakieś 15 km na północ od Southampton. Zdrowy i silny, przystojny i pogodnego usposobienia miał zamiłowanie do przyrody i wiejskich sportów. Dostał kucyka, gdy miał lat pięć, i odtąd 14
uprawiał stale konną jazdę aŜ do lat osiemdziesięciu. Dzięki; guwernantce Francuzce szybko opanował ten język, władając nim tak samo jak ojczystym, a ta biegłość przydała mu się później w politycznej karierze. Mary, hrabina Palmerston, kochająca Ŝona i matka łączyła zdrowy rozsądek z wrodzoną wesołością i Ŝywością usposobienia. Jej mąŜ i ówczesne obyczaje pozwalały jej na wiele. Angielskie towarzystwo cechowała jeszcze duŜa swoboda. Prywatne Ŝycie kaŜdego nic nikogo nie obchodziło, byle tylko nie doszło do skandalu. W świecie Palmerstona arystokraci zabawiali się z pokojówkami, walczyli na pięści — bez rękawic — z zawodowymi bokserami, w przebraniu popijali w karczmach i piwiarniach z rzemieślnikami, nawiązywali konszachty z dŜokejami i podejrzanymi typami na wyścigach, czasem skręcali sobie kark w szaleńczej gonitwie za lisem albo ginęli w pojedynku. Mieli kontakt z prostymi ludźmi, jeszcze nie nabrali wiktoriańskiego przyzwyczajenia — Henryk John nigdy go nie nabierze — narzucania szerszym masom rygorów moralności, której sami w głębi serca nie przestrzegali. Palmerstonowie-rodzice prowadzili męczące Ŝycie nieustannej rozrywki. Przyjęcia, proszone kolacje, rauty, bale i maskarady, teatr i opera, latem wycieczki jachtem przy południowych wybrzeŜach. Drugi wicehrabia miał teŜ zainteresowania kulturalne. Pisywał wiersze, zbierał obrazy i rzeźby, patronował artystom. NaleŜał do sławnego i bardzo ekskluzywnego klubu literackiego, który do swych członków zaliczał Samuela Johnsona, autora pierwszego większego dykcjonarza języka angielskiego, Jamesa Boswella, jego biografa, Edmunda Burkę, złotoustego oratora, Richarda Sheridana, dramaturga i polityka, OHvera Goldsmitha, powieściopisarza, Davida Garricka, najwybitniejszego aktora owych czasów, Edwarda Gibbona, autora „Upadku cesarstwa rzymskiego", Adama Smitha, autora „Bogactwa Narodów", Sir Joshua Reynoldsa, malarza i portrecisty. Gdy Henryk John liczył sobie osiem lat, zabrano się do rozbudowy londyńskiego domu jego rodziców, przy Hanover Square, więc by uniknąć najścia murarzy i dekoratorów cała rodzina wyjechała na kontynent. Nie odstraszała ich rewolucja francu15
ska, właśnie w swoich początkach. W ParyŜu, w drodze do hotelu napotkali na ulicy oddział wojsk, wezwanych przez Dantona z Marsylii, śpiewający pełnymi płucami porywającą pieśń, która miała się niebawem stać hymnem narodowym ich kraju. Król Ludwik XVI i Maria Antonina tkwili jeszcze na chwiejącym się tronie, a lord i lady Palmerston znaleźli się wśród ostatnich, których prezentowano na audiencji w pałacu Tuileries. Po krótkim pobycie w ParyŜu rodzina wyjechała do Szwajcarii — na trzy dni przed upadkiem monarchii francuskiej. Palmerstonowie podróŜowali po Europie przez blisko dwa lata. Odwiedzili dwór sycylijski w Neapolu, gdzie brylowała najserdeczniejsza przyjaciółka królowej, Lady Emma Hamilton, Ŝona posła brytyjskiego, chociaŜ nie spotkali tam kapitana Horatio Nelsona, prawdopodobnie juŜ wówczas, a na pewno później jej kochanka, który z flotą wojenną pływał po Morzu Śródziemnym. Wynajęli pałac i urządzali wystawne przyjęcia. Grywano w zabronioną ruletę, a Lady Palmerston, jeszcze piękna, flirtowała z romantycznymi młodymi Włochami. W dalszej podróŜy zatrzymywano się w Turynie, Bolonii, Rzymie, Wenecji, później w paru księstwach niemieckich. W październiku 1793 roku Anglia wypowiedziała wojnę rewolucyjnej FrancjiHenryk John, za młody jeszcze, by interesować się politycznymi wydarzeniami na kontynencie, odniósł jednak korzyść z tej podróŜy, bo wyszlifował swoją francuszczyznę i nauczył się włoskiego. Wkrótce miał rozpocząć powaŜniejszy rozdział edukacji. Latem następnego roku wysłano go do Harrow, ekskluzywnej szkoły dla synów najbogatszych rodzin. PoniewaŜ szkoły dla wyŜszych sfer chełpiły się zasada, iŜ charakter jest w Ŝyciu uŜyteczniejszy od wykształcenia, więc dyscyplina w Harrow była ostra i brutalna, a chłosta na porządku dziennym. Nie zapobiegało to faktowi, Ŝe sporty, hazard, alkohol, walki na pięści i maltretowanie młodszych kolegów brało prym przed łaciną i greką. Henryk dzielił swój czas w Harrow rozsądnie. Stopniowo uczył się coraz lepiej, pociągał go Homer i Cervantes, skomponował po łacinie odę dla uczczenia zwycięstwa kontradmirała Nelsona nad Francuzami u ujścia Nilu w roku 1798. Ale koledzy 16
zapamiętali go przede wszystkim jako chłopca o Ŝelaznym zdrowiu, entuzjastę pływania, krykieta i futbolu, a takŜe polowań na króliki. Nieraz mu wprawdzie rozkrwawiono nos i podbito oko w bójce, a i on nie pozostawał dłuŜny. Legenda szkolna opisuje jego bójkę z jakimś szczególnie brutalnym chłopcem, dwa razy od niego większym. JednakŜe tej opowiastki nie naleŜy brać zanadto na serio, bo podobne pojawiają się w historii szczenięcych lat kaŜdego prawie angielskiego chłopca, którego późniejsze Ŝycie zyskało mu odrębną biografię. Dokładniej udokumentowane jest walne zwycięstwo dziedzica rodu Palmerstonów w bójce na poduszki, odniesione nad niejakim Georgem Gordonem, późniejszym lordem Aberdeen, który sprawował urząd premiera Wielkiej Brytanii jako poprzednik swego zwycięzcy z sypialni internatu w Harrow. „Bardzo lubię szkołę... zdrowa okolica... dostałem przesyłkę z ciastem, bardzo wszystkim smakowało... a mnie najbardziej dlatego, Ŝe z wierzchu było zwykłe, a na dole pełno śliwek i tak bogato pocukrzone". Tak pisał Henryk do matki wkrótce po przybyciu do Harrow w odpowiedzi na jej list z upomnieniem, aby dopilnował, Ŝeby mu dokładnie przewietrzano prześcieradła dla zabezpieczenia przed wilgocią. Być moŜe eksperci od cukrownictwa skrytykują kucharkę z Hanover Square za to, Ŝe śliwki znalazły się na dnie, i trudno im będzie pojąć, gdzie to ciasto tak bogato pocukrzone, skoro z wierzchu było zwykłe? Ale Henryka zaprzątały i powaŜniejsze sprawy, tylko o nich nie wypadało wspominać matce, kłopoczącej się o wilgotne prześcieradła. Pisał do Francisa Hare, młodego Anglika, z którym się zaprzyjaźnił w Bolonii: „Picie i przeklinanie, chociaŜ teraz takie modne, uwaŜam za niegodne szlachcica... upijanie się nie sprawia mi w ogóle przyjemności..." Spróbował się upić, tak na całego, „urŜnąć się w sztok", kiedy miał czternaście lat. Od tej chwili nabrał awersji do „kociokwiku" tak głębokiej, Ŝe przez resztę Ŝycia pijał bardzo wstrzemięźliwie. Co do przeklinania zawsze, nawet w rozmowach w wyłącznie męskim gronie, posługiwał się językiem wolnym od wulgarności. JednakŜe nie popadał w przesadę. Nie troszczył się 17
o maskowanie swoich awanturek miłosnych, a gdy z nich Ŝartowano, traktował je jako rzecz normalną dla silnego, zdrowego męŜczyzny — który na dokładkę bardzo pociągał kobiety męską urodą i wdziękiem manier. Młody Hare dowodził, Ŝe nigdy się nie oŜeni, poniewaŜ kobiety mają tyle wad. Henryk nie zgadzał się z nim: wiedział juŜ, Ŝe męŜczyźni miewają akurat tyle samo wad. Natomiast z Ŝeniaczką nie zamierzał się śpieszyć, by nie utracić wolności. Rzeczywiście nie pośpieszył się: z rozmaitych przyczyn oŜenił się dopiero, gdy juŜ przekroczył pięćdziesiątkę. „Jeśli posiadam jakąś uŜyteczną wiedzę i umiejętność myślenia"... to zdaniem samego Henryka, nie zawdzięczał jej szkole w Harrow, którą skończył mając szesnaście lat, ale trzem latom spędzonym następnie na uniwersytecie w Edynburgu. A jeszcze w niewielu instytucjach akademickich uczono tak, jak w Edynburgu: kształtując nowe poglądy, budząc drzemiące dotąd ideologie. „Umiejętność myślenia", jaką nabył, miała go później uczynić niewygodnym partnerem dla polityków, którzy według słów librecisty operetkowego, W.S.Gilberta: „Głos oddawali na swej partii zew, a myśl samodzielna budziła ich gniew" W Edynburgu Henryk nabrał zwyczaju logicznego myślenia, nie bojąc się zmieniać zdania, jeśli okoliczności to usprawiedliwiały. Uniwersytety w Oksfordzie i w Cambridge absolwenci opuszczali z głębokim przeświadczeniem, Ŝe praca to rzecz niegodna dŜentelmena. Natomiast Edynburg głosił kalwińskie pojęcie, Ŝe praca jest nawet więcej niŜ koniecznością: jest cnotą i wartością sama w sobie. Henryk tak przesiąkł tymi zasadami, Ŝe w późniejszych latach będzie zdumiewał i peszył mniej sumiennych męŜów stanu, angielskich i obcych, dokładnością, z jaką studiował kaŜdy temat przed debatą lub negocjacjami. Największy wpływ spośród wykładowców wywarł na młodym Henryku Tempie profesor Dugald Stewart, przyjaciel Adama Smitha, filozof i świetny orator, o którym mawiano, Ŝe nawet chrząknąć potrafi wymownie. Henryk przystał na propozycję Stewarta zapisania się na kurs ekonomii politycznej. W owych czasach w Anglii uwaŜano ten przedmiot za wysoce niestosowny dla młodych szlachciców, jako kryjący w sobie niebezpieczeństwo odejścia od tradycji i kwestionowania świętości, których lepiej było nie badać zbyt ściśle. 18
Bariery celne i monopole wielkich kompanii handlowych, faworyzujące garść kupców kosztem konsumenta, powinny zostać zniesione, nauczał Stewart. Miał na myśli nie tylko wyzysk ze strony finansistów i przemysłowców, ale równieŜ angielską ,,Ustawę ZboŜową", która, ochraniając ziemian i farmerów przed obcą rywalizacją, zarazem kazała uboŜszym mieszkańcom płacić niewspółmiernie wysoką cenę za codzienny bochenek chleba. Henryk John z zapartym tchem słuchał wykładów Stewarta i notował zapamiętale. Trudno się dziwić, Ŝe ten młodzik wier/ył w walory i potrzebę istnienia arystokracji: ale od Stewarta nauczył się, Ŝe arystokracja nie rządzi ,,z łaski boŜej", Ŝe jeśli chce zachować swoje przywileje, musi przynajmniej zapracować na nie, słuŜąc rzetelnie narodowi i jego interesom. Dalszym przyzwyczajeniem myślowym, jakiego nabrał przyszły mąŜ stanu było to, Ŝe zawsze dawał absolutny priorytet przed wszelkimi innymi względami, takŜe przed osobistymi sympatiami i skłonnościami — interesom Anglii takim, jak on sam je pojmował. W domu profesora Stewarta i jego Ŝony młody Tempie poznał przedstawicieli świata intelektualnego, ludzi przewaŜnie postępowych. Zarazem, w domu bliskich przyjaciół rodziców, Lorda i Lady Minto, spotkał się z kołami arystokratycznymi, włącznie z francuskimi emigrantami z dworu króla Ludwika XVI. Lady Minto pisała do Lady Palmerston, Ŝe w Henryku dostrzega: ,,...pilność, talenty, Ŝadnych przywar, usposobienie spokojne, dobroć". Odliczmy poprawkę na przesadę entuzjastycznej korespondentki, która pewno chciała sprawić przyjemność przyjaciółce. Ale i sam Stewart chwalił nieprzeciętne zdolności młodzieńca, dorzucając, iŜ „nigdy nie spotkał w tak młodych latach charakteru tak pozbawionego przywar". Lady Minto widziała jednak pewne braki w tym paragonie cnót. Pisała dalej, iŜ Henryk John „jest moŜe nieco zbyt solidny i zbyt łagodny... brak mu animuszu, który byłby naturalny w jego latach". Jak się zdaje, ani Lord Kupidyn, ani Lord Pumeks jeszcze nie wypłynęli na powierzchnię. W roku 1802 dziedzic rodu Palmerstonów otrzymał od matki naglące wezwanie do Londynu: wielkie zmartwienie, prosi, by przyjechał natychmiast. Nie podała jednak powodów tego po19
śpiechu. Młody Tempie tego samego dnia wynajął powóz do spółki z przyjacielem, który równieŜ chciał się wybrać na południe. Odległość wynosiła ponad sześćset kilometrów. PodróŜni jechali rozstawnymi końmi, zatrzymując się w zajazdach przy gościńcu edynburskim tylko na posiłki, śpiąc w drodze, w kołyszącym się i trzęsącym wehikule. Koło spadło i połamało się, powodując nieznośną zwłokę, która wystawiła na próbę dobry humor Henryka Johna. Później jeden z koni zgubił podkowę i okulał, co znowu opóźniło podróŜ. Tak więc minęło blisko cztery dni, zanim Henryk John wbiegł po schodach prowadzących do drzwi pałacu przy Hanover Square. Na jego gwałtowne szarpanie za dzwonek drzwi otworzył stary James, dostojny, prawie łysy kamerdyner. Powiedział: — Jej lordowska mość jest w swoim buduarze. Radzi jesteśmy wszyscy, Ŝe moŜemy powitać milorda... Milorda! Henryk John zrozumiał. Pechowe przygody jego podróŜy przeszkodziły mu po raz ostatni zobaczyć ojca. Drugi wicehrabia, sześćdziesięciodwulefeni, zmarł poprzedniego dnia. Przez sześć tygodni nowy par irlandzki nie mógł się otrząsnąć z Ŝalu. Lord Minto zarzucał mu, raczej nieprzychylnie, brak odporności. Opiekunami młodzieńca do chwili jego dojścia do pełnoletności wyznaczono Lorda Malmesbury, wybitnego dyplomatę, i Lorda Chichestera. Młody Lord Palmerston chciał wrócić do Edynburga, by ukończyć studia: oprócz ekonomii politycznej parał się chemią. Opiekunowie niechętnie się do tego ustosunkowali, nie dlatego iŜby byli z zasady przeciwni nauce, ale dlatego, poniewaŜ uwaŜali łacinę i grekę za odpowiedniejsze dla kształcenia umysłów klasy rządzącej od tych endyburskich „nowomodnych nonsensów". Wreszcie się zgodzili. Z Edynburga Palmerston pojechał na dalsze studia do college'u Sw. Jana w Cambridge, gdzie jako szlachcic miał rozliczne przywileje: nosił obszywaną koronkami togę, jadł przy tym samym stole co wykładowcy i automatycznie mógł otrzymać stopień naukowy po trzech latach przebywania w college'u. Z tej ostatniej prerogatywy Palmerston nie chciał korzystać. Uparł się, by składać egzaminy dwa razy do roku, razem ze wszystkimi studentami. 20
Studenci w Cambridge więcej się zajmowali konną jazdą, powoŜeniem czwórką koni, polowaniem na lisa i hulankami niŜ wykładami. Kładli się spać o świcie, drzemali do południa. Palmerston przeciwstawił się takim praktykom, trzymając się reguły, do której przywykł w Edynburgu: „Z zasady nie kładę się spać później niŜ o pierwszej, a wstaję regularnie o siódmej". Ten relatywnie purytański tryb Ŝycia nie przeszkodził, rzecz dziwna, jego popularności. Grywał z zapałem w piłkę noŜną, krykieta, uprawiał wszelkie tak zwane „męskie" sporty, co mu zjednywało kompanów nie mniej od jego pogodnego i wesołego usposobienia. Gdy więc nadszedł rok 1804, a Napoleon zagroził Anglii inwazją, w Cambridge zorganizowano ochotniczą jednostkę wojskową. Studenci na jednego z dowódców wybrali Palmerstona. JednakŜe głos werbli wojennych zagłuszyła Palmerstonowi tragiczna osobista wiadomość: zmarła jego matka. Od kiedy straciła męŜa, hrabina wdowa zarzuciła wszelkie światowe rozrywki, poświęcając cały swój czas i swoją tkliwość własnej rodzinie. Jej najstarszy syn przeŜył jej śmierć nie mniej głęboko niz śmierć ojca, ale tym razem bardziej nad sobą panował. — Nie ma pociechy! — mówił do przyjaciela. — Tych strat riic nie wynagrodzi, a zmartwienie czas tylko przyćmi, ale nigdy nie wymaŜe z pamięci. Lord Palmerston pozostał teraz sam. W tym samym roku umarł Lord Chichester, a wygasła juŜ urzędowa odpowiedzialność drugiego z opiekunów, Lorda Malmesbury, chociaŜ ten nadal po przyjacielsku interesował się swym dawnym pupilem. Studia na uniwersytecie teŜ dobiegały końca. Egzaminatorzy dali Palmerstonowi najwyŜsze stopnie — podkreślając, Ŝe na nie rzetelnie zasłuŜył — chociaŜ on sam twierdził później: — Szczegółowa wiedza, jaką wyniosłem z Cambridge, nie miała Ŝadnego znaczenia, poniewaŜ wyparowała ze mnie zaraz po egzaminach. Nie był w tym wyjątkiem, bo wielu innych w podobny sposób oceniało później lata swojej nauki w Cambridge. Jego przyszła kariera wykazuje o wiele wyraźniejszy wpływ studiów edynburskich, juŜ choćby w rzetelnym podejściu do pracy 21
i obowiązków, a takŜe profesora Stewarta, który mu zaszczepił nowocześniejsze, nawet postępowe poglądy na sprawy polityki. JednakŜe w jego przekonujących, często świetnych mowach w parlamencie widać wpływ rzymskich i greckich oratorów, a zdecydowanie wstrzemięźliwy, chociaŜ bynajmniej nie nudny-ani pustelniczy tryb Ŝycia na uniwersytecie utrwalił w nim nawyki pracowitości i umiarkowania w rozrywkach. Jako juŜ dojrzały męŜczyzna i głowa rodu, Palmerston zajął się sprawami dóbr ziemskich, które odziedziczył w Irlandii i w Anglii. Zaplanował wówczas te korzystne dla jego dzierŜawców i najemników zaradzenia, które — choć właściwie związane z jego własnym, rozumnie pojętym interesem — miały mu zyskać wielu stronników wśród skromniejszych warstw jego rodaków, a nawet wśród od dawna uciskanych Irlandczyków. Jednocześnie Palmerston przygotowywał się do wejścia na arenę polityczną. Wprawdzie zwycięstwo morskie Lorda Nelsona koło Trafalga-ru w. roku 1805 zniweczyło francuskie plany władania morzami, jednakŜe w grudniu tegoŜ roku Napoleon zwycięŜył wojska austriackie pod Austerlitz i odpędził armię cara. W miesiąc później zmarł William Pitt w czterdziestym siódmym roku Ŝycia, a na jego miejsce premierem został Lord Grenville na czele słabego rządu koalicji wigów i torysów. Ten gabinet zasłuŜył się jedynie humanitarną ustawą, znoszącą handel niewolnikami na całym obszarze dominiów angielskich. Dalsze sukcesy Napoleona pod Jena i Auerstadt doprowadziły do chwilowego przyćmienia potęgi Prus. Przymierze przeciwko Francji rozpadło się, a przemarsze Wielkiej Armii rysowały nowe mapy europejskiego kontynentu. W takim to, dramatycznym w polityce zagranicznej okresie, młody Palmerston rozpoczynał swoją karierę. W Izbie Gmin, w szeregach wigów i torysów zaczynali się wyróŜniać politycy nowego typu, zwani radykałami, poniewaŜ głosili potrzebę zmian struktury społecznej i sposobu rządzenia krajem. Ich główne Ŝądania zawierały się, mówiąc zwięźle, w postulacie rozszerzenia czynnego prawa wyborczego, a takŜe biernego za pomocą wypłacania diet poselskich, co by ułatwiło wejście do parlamentu ludziom mniej zamoŜnym: dalej eliminację okręgów wyborczych, w których patron decydował o wyborze 22
kandydata, jak to miało miejsce przy wyborze młodego Palmerstona. śądano teŜ zgodnie z teoriami Adama Smitha i profesora Stewarta, swobody handlu i zniesienia monopoli kompanii handlowych. Trzykrotnie Lord Palmerston bezskutecznie kandydował na posła: dwa razy w Cambridge, raz w okręgu Horsham w hrabstwie Sussex. Dopiero w roku 1807 Sir Leonard Holmes zapropo-nawał mu posłowanie w Newton. Młody par irlandzki, teraz poseł, ma Ŝelazny organizm i wspaniałe zdrowie. Jego umysł jest dobrze wyekwipowany do ostrej debaty: słowne ataki i kontrataki będą mu zawsze sprawiały szczerą satysfakcję. Jest obowiązkowy, ma poczucie humoru, nie boi się wytęŜonej pracy, charakter ma stanowczy, chociaŜ nie brak mu przywar, wbrew temu, co sądził profesor Stewart. Ma miły sposób bycia, gładkie maniery i wrodzoną pogodę usposobienia. ChociaŜ związał się z torysami, Palmerston ma poglądy na ogół liberalniejsze od większości partyjnych współtowarzyszy. Nie jest nadmiernie zarozumiały, zdając sobie sprawę, Ŝe otwierające się przed nim szanse współudziału w kierowaniu losami kraju nie tyle zawdzięcza osobistym zaletom i osiągnięciom, ile przypadkowi arystokratycznego pochodzenia. Zawsze będzie rad, iŜ moŜe zasiadać razem z przedstawicielami gmin, nie zaś między lordowskimi koronetami. Premier często wywodzi się z. Izby Lordów, jednakŜe sporo jest prawdy w sławetnych wierszach W.S. Gilberta odnoszących się do okresu wojen napoleońskich: ,,Izba Lordów przez czas wojny nie robiła w ogóle nic, na szczęście". Gdy po raz pierwszy Palmerston zasiądzie w Izbie Gmin, będzie miał wszelkie kwalifikacje do zrobienia kariery, a takŜe pod dostatkiem wpływowych przyjaciół, którzy tej jego kariery dopilnują. Dzięki przypadkowi, który sprawił, Ŝe studiował w Edynburgu, posiadł wykształcenie nowocześniejsze niŜ większość jego kolegów posłów. Mało który z męŜów stanu był lepiej przygotowany do wysokich stanowisk.
Rozdział 3
NA PIERWSZYM SZCZEBLU DRABINY
Dwudziestopięcioletni Lord Palmerston jesienią roku 1809 przebywa w swoim majątku w Hampshire. Mieszka tu równieŜ jego rodzeństwo, a wszyscy otoczeni — tak samo, jak i w londyńskim domu — całym regimentem wygalonowanej słuŜby. Jako głowa rodu, Palmerston zlustrował niedawno posiadłości w Irlandii, a teraz zajmuje się drobiazgowo i systematycznie sprawami Broadlands: pilnuje osobiście wprowadzanych zmian urządzenia pałacu, zamawia nowe firanki, obicia na fotele, dogląda wielkich porządków na strychach i w piwnicach. Zirytował swego brata Williama, poniewaŜ zadecydował, jakich wierzchowców wolno mu dosiadać i wydał odpowiednie dyrektywy masztalerzom. Pewnej środy specjalny kurier z Londynu przywozi list z pieczęcią premiera gabinetu ministrów. Palmerston najpierw rzuca okiem na podpis: — Spencer Perceval — następnie czyta: „...rad będę, jeśli zechcesz pan mnie odwiedzić w moim gabinecie przy ulicy Downing nie później, niŜ w najbliŜszą sobotę. Ufam, Ŝe zaaprobujesz pan propozycję, jaką przedłoŜę". Pod przewodnictwem poprzedniego kanclerza skarbu, Percevala, formuje się nowy rząd stronnictwa torysów. — Słowo daję! — wykrzykuje Palmerston. — PrzecieŜ nie mam powodu się spodziewać... — Nie kończy zdania, natomiast wzrusza szerokimi ramionami i dorzuca: — No cóŜ, zobaczymy! Nie bez uczucia podniecenia, ale nikomu nie zdradzając przyczyny swego wyjazdu do Londynu, Palmerston czyni przygotowania do pośpiesznej, stukilometrowej podróŜy. —... moŜe stanowisko podsekretarza stanu w ministerstwie spraw zagranicznych?... — rozwaŜa. Wygłosił w Izbie Gmin tylko parę przemówień: wszystkie o zagadnieniach polityki zagranicznej. Ale w gabinecie Percevala doznaje szoku większego chyba od niespodzianki, jaką mu sprawiło nieoczekiwane wezwanie. — Postanowiłem zaproponować panu urząd kanclerza skarbu w moim gabinecie. 24
Palmerston na chwilę oniemiał. Ofiarowano mu jedno z najwaŜniejszych stanowisk w rządzie. — Ale ja nie mam doświadczenia... — mówi, ochłonąwszy. — Ani w sprawach finansowych... ani teŜ parlamentarnych. — Co do finansów, to sam będę dopomagał — odpowiada Perceval. — A w parlamencie da pan sobie radę doskonale. Ale Palmerston nadal czuje się nieswojo. — Wielki honor... jestem doprawdy onieśmielony... nie wiem co mam mówić... — Proszę na razie nic nie mówić. Daję panu dwa dni do namysłu, do naradzenia się z przyjaciółmi. Jeśli pan zdecyduje na „nie", to moŜe mógłby pan objąć stanowisko sekretarza stanu do spraw wojskowych, z prawem zasiadania w rządzie. Dotychczasowa kariera polityczna Palmerstona nie wyróŜnia się szczególnymi osiągnięciami. Miał posadę w administracji, zwrócił na siebie uwagę pracowitością i sumiennością zarówno w biurze, jak i Izbie Gmin. Jego pierwsze parlamentarne przemówienie, wygłoszone w lutym 1808 roku, przyjęto przychylnie, ale tak teŜ przyjmowano niejedną „dziewiczą mowę" w Izbie Gmin. Palmerston mówił na temat polityki zagranicznej. Minionej jesieni wysłano połączone siły morskie i lądowe przeciw Duńczykom. Chodziło o to, by flota duńska nie wpadła w ręce Napoleona. Nie było Ŝadnej kontrowersji z Danią, jednakŜe Anglia zbombardowała Kopenhagę i zagarnęła flotę. Wywołało to sprzeciw innych państw neutralnych, a opozycja podchwyciła sposobność zaatakowania w parlamencie rządu torysowskiego. Przemawiając zaraz po George'u Canningu, ministrze wojny, Palmerston złoŜył wprawdzie naleŜny, a gładki hołd „prawom narodów", jednakŜe bronił polityki rządu na tej zasadzie, iŜ wypełniła swój podstawowy i najwaŜniejszy obowiązek: troszczyła się o interesy brytyjskie. Poseł z Newton nie naleŜał do tych, którzy by wygłaszali długie mowy, nie mając wiele do powiedzenia. Wyjaśnił zwięźle swój punkt widzenia i usiadł. Do siostry pisał: „Trudno by było źle przemawiać w tak oczywistej i słusznej sprawie", dodając, Ŝe „dziewicza mowa" okazała się nie tak straszna, jak oczekiwał, ale rad7 był, kiedy to juŜ miał za sobą. JednakŜe w Izbie wywarł wraŜenie właśnie zwięzłością, głębokim przekonaniem i dobitą jasnością: gra25
tulowano mu gorąco. W istocie rzeczy wyraził to, co miało być według niego zawsze regułą numer jeden dla brytyjskiego polityka : interes własnego kraju przede wszystkim. JednakŜe wszystko to, wraz z paru późniejszymi, równieŜ zwięzłymi przemówieniami, jeszcze go nie kwalifikuje na takie stanowisko, jak kanclerza skarbu. Istotnie, Lady Minto informuje listownie przyjaciół, Ŝe: ,,Henryk John dobrze się spisuje, ma głowę na karku, logicznie rozumuje... duŜo sobie trudu zadaje... prawdziwy z niego dŜentelmen... zawsze będzie pływał nawet tam, gdzie większe talenty utoną, ale nigdy nie osiągnie wielkości..." Lady Minto dość trafie charakteryzuje swego młodego przyjaciela, ale jeŜeli przez ,,wielkość" ma na myśli „wielkie stanowiska", to bardzo się myli. Oczywiście, premier Perceval uczynił swoją propozycję pod wpływem dawnego opiekuna początkującego polityka, starego Lorda Malmesbury. Do niego właśnie po rozmowie przy ulicy Dowrdng idzie młody Palmerston i powtarza te same wątpliwości, o jakich wspomniał premierowi. — Kiepska mowa narazi kanclerza skarbu na pośmiewisko... będę się cały czas bał, Ŝe zamiast wspierać premiera, tylko mu kłopotów przysporzę, a i sobie teŜ... W rozmowie z innym jeszcze wytrawnym politykiem, Lordem Minto, Palmerston usłyszy: — Zanim podejmiesz decyzję, zastanów się nad tym, Ŝe być moŜe nowy premier chce być de facto własnym kanclerzem skarbu, oddawszy tytuł i dochody młodzieńcowi, którym dzięki swemu wiekowi i doświadczeniu będzie mógł z łatwością po kierować. Palmerston decyduje nie ryzykować swojej przyszłości, wchodząc na arenę zanim nie osiągnie większej siły i precyzji we własnych ciosach. — Wolałbym skorzystać z pańskiej łaskawej alternatywy i ob jąć sekretariat stanu do spraw wojskowych — mówi iprzy ulicy Downing. — Ale nie proszę o miejsce w rządzie, które, o ile wiem, zwyczajowo nie wiąŜe się z tą nominacją... Opanowanie i poprowadzenie spraw administracji wojskowej zajmie cały mój czas, bez uczestniczenia w posiedzeniach gabinetu. 26
Perceval wyraŜa uprzejmie Ŝal, iŜ Palmerston wybrał niŜsze stanowisko, ale zgadza się na nominację. Przypuszcza się ogólnie i chyba nie bez słuszności, Ŝe młody pav irlandzki zawdzięcza nawet i to niŜsze stanowisko wpływom Lorda Malmesbury. B4dź co bądź, osiągnięcie szczebla ministerialnego — po odrzuceniu jeszcze wyŜszego urzędu — w wieku dwudziestu pięciu lat zapowiada nie byle jaką karierę. Ta kariera będzie się rozwijała raczej powoli — przez okres dziewiętnastu lat, pod władzą kilku premierów Palmerston wciąŜ zarządza sprawami wojskowymi — ale nigdy nie okaŜe się banalna ani nudna. Palmerston objął po raz pierwszy urząd w okresie, gdy Napoleon i jego marszałkowie wciąŜ jeszcze zamiatali Europę kulami. Angielska krew takŜe się lała. Trzeba o tym pamiętać, obserwując późniejszy stosunek Palmerstona do Francji i jego nieustanną podejrzliwość co do jej zamierzeń, nie zawsze nieuzasadnioną. Ekspansjonistyczne aspiracje — tylko z lekka maskowane za czasów Ludwika Filipa i Ludwika Napoleona — sąsiada z drugiej strony Kanału La Manche stanowiły powaŜniejszą groźbę dla ściśle brytyjskich interesów niŜ zamierzenia jakiegokolwiek innego państwa, aŜ do chwili, gdy car Mikołaj zagrozi liniom komunikacyjnym, wiąŜącym Anglię z Indiami. Palmerston słusznie powiedział Percevalowi, Ŝe nie ma doświadczenia w finansach państwowych. Ale jego znajomość spraw wojskowych jest takŜe minimalna i ogranicza się do lektury, jeśli nie liczyć krótkiego okresu, kiedy był oficerem Korpusu Ochotniczego Studentów w Cambridge. Jego nowe obowiązki mają na szczęście charakter głównie administracyjny, plus odpowiedzialność za sporządzenie i przedstawienie Izbie Gmin budŜetu wojska. Oprócz niego jest jeszcze minister wojny i kolonii, który prowadzi politykę tej trójki i kieruje operacjami wojennymi. I trzeci: głównodowodzący, któremu podlegają sprawy zarządzania armiami, dyscypliny i awansów. Rozgraniczenie sfer działalności tej trójki nie jest wyraźnie określone. Sekretarz stanu do spraw wojskowych musi w obronie swych posunięć i postulatów uŜywać duŜo taktu, kiedy indziej zaś — uporu. Trzeba teŜ sprytu nie lada, by decydować, wtedy i co zastosować, a odpowiedzi zaleŜą od punktu widzenia sekretarza stanu i tych, 27
z kim ma do czynienia. Sporo tu sposobności do kłótni między departamentami i do narodzenia się — Lorda Pumeksa. Dnia 30 października 1809 roku przed Ministerstwem Spraw Wojskowych po raz pierwszy urzędowo zasalutowano nowemu sekretarzowi stanu. Palmerston obejmuje władzę w ogromnym, cięŜkimi meblami zastawionym gabinecie. W parę dni później pytają go w klubie Ŝartobliwie, ale jak się okaŜe, proroczo: — Jak się czujesz, postawiwszy stopę na pierwszym szczeblu drabiny, prowadzącej pod numer dziesiąty na ulicy Downing? Palmerston odpowiada w tym samym duchu: — Moje obowiązki z całą pewnością przygotują mnie do wstą pienia na te wyŜyny, o jakich mówisz. Podpisałem juŜ szereg rachunków pułkowych, wysłałem obłąkaną Ŝonę gwardzisty do domu wariatów, zmagałem się z kwestią projektu na nowy płaszcz wojskowy z problemami furaŜu dla koni i mułów, a takŜe kwa ter Ŝołnierskich. Ale wiesz, z pensją dwóch tysięcy czterystu pięćdziesięciu funtów rocznie — nie narzekam, chociaŜ zawodowcy kierujący departamentami, a moi podwładni, dostają więcej ode mnie! JednakŜe aktywność urzędu wzrosła bardzo szybko. OŜywia ją chyba sam Palmerston, który nie respektuje wysoko postawionych osobistości. Głównodowodzącym jest sir Dawid Dundas, zasuszony, siedemdziesięcioczteroletni Szkot, bohater Wojny Siedmioletniej (1756—63), autor wybitnych dzieł o taktyce wojennej i osobisty przyjaciel króla Jerzego Trzeciego. Tylko Ŝe monarcha jest juŜ obłąkany, jak owa Ŝona gwardzisty, a reprezentuje go najstarszy syn, KsiąŜę Regent, człowiek leniwy i ocięŜały, dający sobą łatwo powodować. W pierwszym starciu Palmerston sprzeciwia się nominacji powinowatego Dundasa na dobrze płatną synekurę — i wygrywa tę batalię. Dundas jest wściekły, a w roku 1810 sekretarz stanu do spraw wojskowych świadomie prowokuje go i stwarza nowy konflikt. Parlament uchwalił ustawę zabraniającą dawnych praktyk pułkownikom, którzy płacili dostawcom za mundury, a później potrącali koszta umundurowania z Ŝołnierskiego Ŝołdu. Ten zwyczaj zapraszał do zmowy z dostawcą. Kwity i rachunki fałszowano; na światło dzienne wywleczono sprawy, kiedy pułkownicy, mówiąc po prostu, okradali własnych Ŝołnierzy. 28
Palmerston przygotował okólnik do wszystkich dowódców batalionów, ustalając nowe przepisy, według których zamawianie mundurów i regulowanie rachunków podlegać miało kompetencji ministerstwa. Jeden z urzędników uprzedza Palmerstona: — Ten okólnik musi zatwierdzić głównodowodzący. — Sprawy finansowe nie naleŜą do głównodowodzącego — odpowiada Palmerston. — A w kaŜdym razie on dobrze wie, Ŝe parlament uchwalił tę ustawę, więc trzeba ją wykonać. A to do nas naleŜy. Proszę rozesłać okólnik. Dundas się skarŜy, Ŝe takie posunięcie dowodzi arogancji i braku kurtuazji. Nie wzrusza to Palmerstona. MoŜna powiedzieć, Ŝe młody polityk umyślnie dokłada drew do ognia. Generałowie otrzymują dodatkowe fundusze na adiutantów, a czasem te fundusze pobierają, wcale adiutantów nie zatrudniając. Palmerston uznaje, Ŝe jego obowiązkiem jest stanąć między wojskowymi, którzy zagarniają pieniądze państwowe, a tymi, którzy płacą podatki. Chce oszczędzać bez naraŜania na szwank sprawności wojska i obronności kraju. ToteŜ gdy jeszcze trwa dysputa na temat owego pierwszego okólnika, Palmerston rozsyła drugi okólnik, tym razem do generałów, a znowu wbrew protestom cywilnych urzędników. I Ŝąda spisów wszystkich faktycznie zatrudnionych adiutantów. Głównodowodzący przyznając w zasadzie słuszność posunięciom sekretarza do spraw wojskowych, nalega jednak, aby nie wysyłano Ŝadnych zarządzeń do generałów bez jego własnego podpisu. Apeluje do premiera. Palmerston, w obronie waŜnej zasady administracyjnej —iŜ wszelkie kwestie finansowe naleŜą wyłącznie do niego — przygotowuje stupięcdziesięciostronicowy dokument, w którym przytacza czterysta dziewięćdziesiąt pięć precedensów, by udowodnić niezawisłość sekretariatu stanu do spraw wojskowych. — Urząd, który mam zaszczyt piastować — argumentuje — jest jakby buforem pomiędzy autorytetem wojskowym oficera dowodzącego armią, a cywilnymi prawami obywatela. Zgodnie z tradycją, wódz naczelny nie jest odpowiedzialny wobec gabinetu ministrów, lecz bezpośrednio wobec króla, a w tym wypadku wobec Księcia Regenta. Więc Perceval zwraca się do tego ostatniego z prośbą o rozstrzygnięcie dysputy. 29
Tymczasem pewne wydarzenie przyćmiewa róŜowe perspektywy wygrania batalii przez Palmerstona. KsiąŜę York, brat regenta, zostaje ponownie mianowany wodzem naczelnym na miejsce Dundasa. Dotychczasowa kariera księcia Yorku na tym stanowisku była Ŝałosna, ale od kiedy go mianowano po raz pierwszy w roku 1800, stał się dla szarej braci Ŝołnierskiej „naszym dobrym, starym księciem". Jego popularność opiera się na wytrwałych wysiłkach ulŜenia doli szeregowców, a takŜe — poprzez zakładanie akademii wojskowych — na podnoszeniu poziomu zawodowego oficerów. Dopiero w roku 1809 kochanka księcia, pani Ciarkę — poprzednio Ŝona murarza, później towarzyszka, coraz to wyŜszych person, aŜ wreszcie się dostała do łoŜa ksiąŜęcego — została przez sąd uznana winną naduŜywania swego wpływu, by uzyskiwać awanse dla oficerów w zamian za wysokie łapówki. Samego księcia oskarŜono o współwinę w tych praktykach. ChociaŜ go od zarzutów uwolniono, musiał jednak na jakiś czas zrezygnować ze stanowiska głównodowodzącego sił zbrojnych. Powróciwszy na dawny urząd, ksiąŜę oczywiście podtrzymuje teorie Dundasa i nalega, by Ŝadnych zarządzeń nie wysyłano do wojska bez jego aprobaty. JednakŜe premier Perceval broni punktu widzenia Palmerstona i KsiąŜę Regent decyduje, Ŝe łatwiej mu przyjdzie rozbić głowę własnemu bratu niŜ tym bojowo usposobionym ministrom. Decyzja: sekretarz stanu do spraw wojskowych nie podlega wodzowi naczelnemu. Gdy Palmerstonowi gratulowano uporu w podtrzymywaniu niezawisłości jego stanowiska, odpowie: — Tu chodziło o rzecz waŜniejszą, nie tylko o to. Gra szła o ostateczną suwerenność parlamentu. JuŜ 01iver Cromwell wiedział, Ŝe parlament, by zachować pełnię władzy, musi mieć w ręku wojsko. NiezaleŜnie od konfliktów z Dundasem i księciem York, Palmerston ma pełne ręce roboty. Ponosi administracyjną odpowiedzialność za armię Wellingtona na Półwyspie Iberyjskim; za wojska w Indiach (dostarcza posiłków obu tym armiom z kraju), za ,.korpus cudzoziemski" (słuŜą tu głównie jurgieltnicy z drugiego królestwa angielskiego monarchy — Hanoweru), za regiment greckiej piechoty, gdzie oficerami są przewaŜnie Angli30
cy i za ochotnicze oddziały obronne, istniejące w poszczególnych hrabstwach. Organizacja administracji wojskowej jest chaotyczna, personel nie zna co to dyscyplina, lekcewaŜy obowiązki. — Stan tego urzędu, który absolutnie nie moŜe załatwiać bieŜących spraw, jest doprawdy zakałą naszego kraju — oznajmia Palmerston. — Zaległości nie załatwionych rachunków poszczególnych regimentów przekraczają wszelkie wyobraŜenie. Wszystkie regimenty, w kraju i zagranicą, muszą swoje rachunki przedkładać ministerstwu spraw wojskowych do kontroli i zatwierdzenia. Dziesiątki tysięcy kwitów — niektóre noszą daty sprzed dwudziestu lat — zalega półki, szafy, gromadzi się stosami w rogach na podłodze biur. Czasami regimenty powinny były zwrócić ministerstwu sumy przyznane, a nie wydatkowane. Czasami były usprawiedliwione przekroczenia funduszy. W takich wypadkach oficerowie — niektórzy juŜ wycofani z czynnej słuŜby — pokrywszy deficyt z własnej kieszeni i złoŜywszy podanie o zwrot wyłoŜonych sum, od dawna czekają nadaremnie. Nowy sekretarz stanu zabiera się do reorganizacji i likwidowania zaległości z wrodzoną sobie energią i z sumiennością wpojoną mu przez kalwińskie wychowanie na uniwersytecie w Edynburgu. Przekona się niebawem, Ŝe podwładni mu urzędnicy przywykli pracować tylko pięć godzin dziennie, Ŝe wychodzą bez opowiadania się kiedy chcą, nikt nie sprawdza ani nie karze absencji — natomiast kaŜdy otrzymuje dodatkowe wynagrodzenie za pracę poza normalnymi godzinami. Zaniedbywanie obowiązków, nieład i brak systemu panują nagminnie, a w rezultacie ginie wiele waŜnych listów i dokumentów. Palmerston osobiście opracowuje nowe instrukcje, rozsądne w treści, zwięzłe i jasne w formie. PrzedłuŜa dzień pracy, wprowadza kontrolę obecności i punktualności. Do tej pory awansowano wyłącznie na podstawie starszeństwa. Odtąd rzetelność i zdolności równieŜ mają być brane pod uwagę. Jako dobry administrator, Palmerston dogląda sam wielu szczegółów, krytykuje nie tylko treść sprawozdań i korespondencji, przygotowanej przez personel, ale równieŜ ich styl, a nawet kaligrafię. Bardziej optymistyczni spośród kierowników wydziałów i urzędników powiadają:. 31
— Och, nowa miotła! Prędko mu się to zamiatanie znudzi. Nie trzeba na niego za bardzo zwracać uwagi. Mają się przekonać, Ŝe są w błędzie. „Nowa miotła" nie mięknie, przeciwnie, staje się coraz sztywniejsza. Palmerston wymaga przestrzegania swoich instrukcji i podejmie niespotykane dotąd w ministerstwie spraw wojskowych środki dyscyplinarne: osobiście karci za drobniejsze wykroczenie, kaŜe wstrzymać wypłaty w powaŜniejszych wypadkach, wreszcie — zwalnia z prący najbardziej opieszałych. Kierowników departamentów i wydziałów upomina: — Wymagam posłuszeństwa moim wielokrotnie powtarzanym zarządzeniom... uprzedzam, Ŝe nie będę tolerował Ŝadnych za niedbań ani lekcewaŜenia pracy. Nadchodzi pora przedstawienia parlamentowi planu szacunkowego budŜetu na wojsko. Taki projekt rozwaŜają później posłowie, a takŜe czytelnicy gazet, domorośli politycy w piwiarniach i na ulicach, nie zawsze nieświadomi rzeczy, a często dobrze poinformowani. Pierwszy budŜet wojskowy Palmerstona krytykowali dość ostro zwłaszcza róŜni emerytowani oficerowie, nie rozumiejący potrzeb nowoczesnej wojskowości. Generał Tarleton, weteran amerykańskiej wojny o niepodległość, określa najświeŜszą innowację — ruchome tabory uŜywane do transportu prowiantu — jako „głupią ekstrawagancją". Napoleon Ŝywi swoje armie na koszt kraju, w którym walczy — dlaczego by Anglia nie miała robić tak samo? Palmerston odpowiada, Ŝe Wellington na Półwyspie Iberyjskim zastał kraj tak ogołocony ze wszystkiego przez Francuzów, Ŝe nawet hiszpańscy generałowie z trudem zdobywali prowiant dla swoich Ŝołnierzy. Co Więcej, Wellington nalegał, Ŝe gdy Francuzi jako zwycięzcy, zagarniali bydło, konfiskowali ziarno i kradli wszystko, co zdołali unieść, nie dbając, Ŝe budzą nienawiść Portugalczyków i Hiszpanów, to Anglicy, jako oswobodziciele, nie mogą i nie powinni tak postępować. Dla Anglików waŜna jest dobra wola ludności. Generał Tarleton prycha gniewnie, nieprzekonany. Ale większość posłów przyznaje, Ŝe nowoczesne tabory były waŜnym czynnikiem w zwycięstwach Wellingtona nad napoleońskimi marszałkami. RównieŜ z pewnymi sprzeciwami spotyka się umieszczona w jego projekcie pozycja kosztów budowy na południowym 32
i wschodnim wybrzeŜu wysp brytyjskich tak zwanych „wieŜ martellowskich". Nazwa pochodzi od przylądka Martella na Korsyce. W roku 1794 brytyjskie okręty wojenne, popierające korsykańskich powstańców przeciw Francuzom, przez długi czas nie mogły nic wskórać, odpierane przez Ŝołnierzy ze specjalnej wieŜy, wybudowanej na brzegu. Ówczesny rząd brytyjski zwrócił na te wieŜe uwagę i kazał wznosić na wybrzeŜach angielskich podobne, o grubych murach i sklepionych pomieszczeniach dla Ŝołnierzy. MoŜna się było dostać do nich przez wejścia usytuowane siedem metrów nad ziemią, do których przystawiano drabiny. Na szczycie otoczonej parapetem solidnej platformy mieściły się cięŜkie działa. W Izbie Gmin argumentowano, Ŝe skoro nie ma juŜ obawy francuskiej inwazji, bo angielska flota wojenna opanowała morza, budowa wieŜ obronnych jest zbędna, a wydatek nieuzasadniony. Z taką krytyką Palmerston rozprawia się bez trudu: nie moŜna przewidzieć, jakie pomysły wpadną do głowy Napoleonowi: a obronę Anglii naleŜy planować nie na najbliŜszy rok, lecz w rozległym kontekście. Projekt budŜetu wojskowego zostaje uchwalony. W trakcie debaty sekretarz stanu do spraw wojskowych ustalił jeszcze jedną, prostą maksymę, której będzie wierny przez całe Ŝycie: Anglia winna mieć dostateczną obronę. Z punktu widzenia militarnego, Anglia tego nie osiągnie, zawsze uwaŜając, Ŝe marynarka wystarczy. Ale nie dlatego, iŜby Lord Palmerston o potrzebie obrony nie przypominał.
Według angielskiego powiedzenia praca bez zabawy rodzi nudnego człowieka. Palmerston ma pełne ręce roboty i pracuje z energią, ale nie zamierza być nudnym. Znajduje czas na rozrywki. A takŜe pisuje i anonimowo publikuje w prasie artykuły o polityce zagranicznej i dowcipne wierszyki, wykpiwające opozycję w parlamencie. Jest człowiekiem wszechstronnie uzdolnionym, przystojnym, ubiera się z wyszukaną elegancją, lubi towarzystwo, a najbardziej towarzystwo czarujących, inteligentnych dam. ZastrzeŜenia Lady Minto — „brak mu animuszu" — było moŜe kiedyś 33
słuszne, ale nie teraz. Jako kawaler o takich zaletach jest rozrywany w londyńskich salonach. Co prawda, Palmerston nie wpadł w sidła, zastawiane przez czułe matki szukające matrymonialnych okazji dla córek, jednakŜe rzadko kiedy spędza wieczór w domu, chyba Ŝe sam podejmuje gości. Bywa na wszelkich przyjęciach: u ministrów i przywódców opozycji, ksiąŜąt i cudzoziemskich dyplomatów. Palmerston odwiedza równieŜ regularnie słynny londyński klub, zwany Almack's, gdzie grywa się w karty o wysokie stawki. Jako wyśmienitego strzelca zapraszają go wciąŜ na polowania na baŜanty, kuropatwy i pardwy. Ma teŜ stajnię koni wyścigowych, zdobywa za nie nagrody. Natomiast totalizator go nie pociąga: wyścigi to dla niego sport, osobiste zainteresowanie końmi, ich treningiem i pochodzeniem. Wyścigi nazywa się często „sportem królów". W Anglii jest to równieŜ sport szerokich mas, jako widzów i graczy. Właściciele koni, trenerzy i dŜokeje cieszą się ogromną popularnością, jak znacznie później gwiazdy futbolu. Na waŜniejsze biegi ściągają zewsząd tłumy biednych i bogatych, ludzi uczciwych i wszelkiego autoramentu oszustów, dam z towarzystwa i mniej obłudnych dam z półświatka: przyjeŜdŜają karocami, powozami, bryczkami, wózkami zaprzęŜonymi w osiołki, konno i pieszo. Barwy stajni wyścigowej Palmerstona, noszone przez dŜokejów na wszystkich torach w całym kraju, pomogą mu później w karierze dzięki popularności, jaką zyskują dla jego nazwiska. Zdolności i talenty towarzyskie nie wystarczają, by kimś się ogólnie interesowano. Trzeba mieć jeszcze jakieś dziwactwa, idiosynkrazje. I tego Palmerstonowi nie brakuje. Z zasady spóźnia się na posiłki: i w własnym domu i w cudzych. Wydając wielkie przyjęcie, rzadko kiedy jest ubrany i gotów w porę, by witać swoich gości, których nawet nie przeprasza za to, choćby byli ludźmi wysoko postawionymi. Jako gość tak często wślizguje się na wyznaczone mu miejsce dopiero wtedy, gdy podają dania rybne, iŜ ukuto o nim powiedzonko, jakoby „nie znał smaku zupy". Niepunktualność dotyczy teŜ płacenia rachunków. W tym zakresie są precedensy, i to nawet wśród najwyŜszych osobistości w kraju. Synowie obłąkanego króla co i rusz zwracają się do 34
parlamentu o podwyŜszenie apanaŜy, o spłacanie ich długów. O jednym z nich powiadają, Ŝe za segregator do nieopłaconych rachunków słuŜy mu piorunochron. A gdy na bankiecie KsiąŜę Regent wznosi toast za zdrowie niejakiego pana Couttsa: „mego bankiera od z górą trzydziestu lat" — uhonorowany w ten sposób jegomość ponoć odpowiada: ,,To wasza królewska wysokość czyni mi zaszczyt, trzymając moje pieniądze od trzydziestu lat". Niedbałość Palmerstona w tej sprawie nie wynika z braku środków finansowych. Oprócz oficjalnego uposaŜenia posiada kilka źródeł dochodów i to wcale niebagatelnych: dobra ziemskie, pakiety akcji, kamieniołomy w Walii, kamienice czynszowe. Ma teŜ oczywiście wydatki, a takŜe obciąŜenia, jak hojne pensje dla rezydentów Ŝyjących w jego majątkach, duŜe sumy na cele filantropijne, zapomogi wypłacane dawnym dzierŜawcom starym lub chorym, i innym potrzebującym, gdy mu o nich wspomniano. Pewnego dnia majordomus Palmerstona przedstawia mu plik nie zapłaconych rachunków od dostawców, którzy juŜ niejednokrotnie — bardzo grzecznie! — upominali się o swoje naleŜności. Jego lordowska mość odsuwa słuŜącego i wszystkie rachunki. — Ale, milordzie, kupcy przestaną nam przysyłać dostawy... — Och, nie. Wiedzą dobrze, Ŝe jeśli przestaną nas zaopatrywać, inni bardzo chętnie zajmą ich miejsce. Prędkie regulowanie rachunków to obyczaj i potrzeba średnich klas. Oni muszą sobie tworzyć kredyt. Ja mam juŜ kredyt. Moje nazwisko mi go zapewnia. Palmerston potrafi' być bardzo szorstki wobec kupców, którzy, chociaŜby i najsłuszniej, upominają się o naleŜności. Pewnego dnia, siedząc w swym gabinecie przy Hanover Square, słyszy w holu podniesiony głos kamerdynera: — Nie wolno, nie pozwalam... jego lordowska mość nie przyj muje osobiście dostawców... i wasz ubiór! Okrzyk i odgłosy jakby szarpaniny. Drzwi gabinetu otwierają się z trzaskiem i wpada tęgi jegomość, czarnowłosy i czarnobrody, w wielkim, pasiastym fartuchu wokół obszernego brzucha, ze śladami zakrzepłej krwi na rękach. — Ki diabeł? — wykrzykuje Palmerston. — Ktoś ty jest, u licha? I co zrobiłeś z moim człowiekiem? 35
— Jestem Jones, wasza lordowska mość. Dostarczam tu mięso, ale wasza lordowska mość mi nie płaci za nie od dwóch lat! Chcę moich pieniędzy. Tu jest rachunek. Wasza lordowska mość pozna, przecieŜ musiał go widzieć. Do dziś naleŜy mi się blisko trzysta funtów! A co do tego fagasa — kciukiem wskazuje za siebie — to nic mu nie będzie, właśnie się zbiera z podłogi... — Co za nachalność! Jak śmiesz mnie tu nachodzić i napadać na moją słuŜbę! Jego lordowska mość wstał od biurka. Jest tak wysoki jak rzeźnik, a pewno dwakroć sprawniejszy. Dostawca spuszcza z tonu, mówi teraz układniej: — Bo mnie tu ten słuŜący z niczym odprawia, tylko gadaniną częstuje, a ja juŜ dłuŜej słuchać nie mogę jego fircykowatego głosu, o wiele wykwintniejszego niŜ jego lordowskiej mości... Mnie nie jego gadanie potrzebne, a moje pieniądze! Wasza lordowska mość, ja bardzo proszę! Mam rodzinę, a moja rzeźnia to całkiem małe przedsiębiorstwo. Nie robię dla hurtu. Palmerston wie o tym, wie takŜe, Ŝe dostarczane mięso jest tak wybornego gatunku właśnie dlatego, poniewaŜ to mały sklep. A mięso najlepsze, jakie moŜna dostać na odległość dostawy do Hanover Square. Jego lordowska mość dogląda osobiście szczegółów zarządzania domem. Więcej szacunku w zachowaniu rzeźnika wywiera przychylniejsze wraŜenie, chociaŜ Palmerston potrafi ocenić śmiałość. Tylko Ŝe z trudnością przyszłoby mu ustąpić w obliczu grubiaństwa. — Za twoje zachowanie w holu mego domu miałbym ochotę kazać ci czekać następne dwa lata, i niechby cię własna Ŝona goniła z wałkiem do ciasta za to, Ŝe pieniędzy nie przynosisz. Ale niech cię, chyba powinieneś dostać tę naleŜność. Wyjmuje z szuflady ksiąŜeczkę czekową. Wręczając rzeźnikowi czek na Ł 292 podaje mu teŜ pokwitowanie i pióro: — Podpisz tutaj. Odebrawszy pióro, Palmerston spogląda na nie z obrzydzeniem, podchodzi do okna i wyrzuca pióro na ulicę. Gest sprzeczny z pogodną uprzejmością, którą mu się ogólnie przypisuje. Ale rzeźnik tylko się uśmiecha — lord powinien się zachowywać, jak lordowi przystało — a w duchu sobie kalkuluje, Ŝe i tu wygra.' 36
Następnego dnia owo wzgardzone pióro pojawia się pod szklanym kloszem obok połcia mięsa na wystawie. Napis na obitej aksamitem podstawce głosi: „Ofiarowane Alfredowi Jonesowi, rzeźnikowi, przez jego znakomitego klienta, Lorda Palmerstona, sekretarza stanu Jego Królewskiej Mości". Gdy Palmerston dowiaduje się o tym od kamerdynera, wybucha śmiechem i posyła rzeźnikowi dodatkowe dziesięć funtów — ,,za dobry dowcip". Rozdział 4 ROZDARTY
SURDUT
— Oczywiście, musieliśmy pokonać Francję, bo nie tylko zawładnęła kontynentem, ale teŜ zagroziła i naszej wyspie — mówi Palmerston do Lorda Malmesbury w roku 1815. — Ale w tym celu sprzymierzyliśmy się z siłami autokratycznymi i reakcyjnymi. A rezultat? Niewola Polski utrwalona, despotyzm w Hiszpanii szaleje, Austria siadła okrakiem na Italii, a papieŜ, mając przywróconą świecką władzę, likwiduje oświetlenie ulic jako nazbyt rewolucyjne czy teŜ demokratyczne; król Sabaudii, Wiktor Emmanuel, kaŜe przekopać załoŜone przez Francuzów ogrody botaniczne i zabrania jeździć po szosie wybudowanej w Alpach przez Napoleona; we Francji podręczniki szkolne pisze się tak, by ominąć wszelkie wzmianki o rewolucji i przedstawić generała Buonaparte jako dowódcę, który wygrał wielkie bitwy dla Ludwika XVI i Ludwika XVIII; w całej Europie ksiąŜęta, szlachta, księŜa i magnaci powrócili do władzy, depczą polityczne, rasowe i (kulturalne swobody, a Rosja, Prusy i Austria są najpotęŜniejszymi militarnie mocarstwami. Ładny to stan rzeczy! Jego lordowska mość jeszcze nie przeczuwa, ile przed nim samym spiętrzy się trudności, wynikających z tego właśnie stanu rzeczy, który scharakteryzował. W Wiedniu podpisano traktat pokojowy i Napoleon opuścił scenę europejską. Brytyjski minister spraw zagranicznych, Lord Castlereagh, przedstawił na kongresie wiedeńskim projekt ukonstytuowania niepodległej Polski, ale na to nie zgodzili się ani 37
car Aleksander I ani Fryderyk Wilhelm III pruska. Ostatecznie równowagę sił w Europie ustalono ku satysfakcji, przynajmniej na razie, wielkich mocarstw. Zasady narodowościowe zignorowano, linie granic wykreślono nie dbając o realia terytorialne czy Ŝyczenia mieszkańców. Polskę podzielono raz jeszcze, a chociaŜ według postanowień traktatu Królestwo Kongresowe pod osobistym panowaniem cara miało posiadać własne wojsko i własny skarb, de facto tylko wolne miasto Kraków cieszyło się w pewnej mierze chwilową autonomią. Z tymi przetargami i decyzjami Palmerston bezpośrednio nie miał nic do czynienia. Polityka zagraniczna nie leŜy w kompetencji jego urzędu: Palmerston nie jest teŜ członkiem gabinetu. JednakŜe, jak wielu jemu współczesnych, dostrzega, Ŝe stanowisko Anglii zasługuje na potępienie w oczach ludzi o bardziej liberalnych poglądach. Koniec wojny nakłada nowe obciąŜenia na sekretariat do spraw wojskowych. Zdemobilizowano dwieście dwadzieścia tysięcy Ŝołnierzy w ciągu trzech lat. Wielu z nich, wszelkich rang, ma pretensje i Ŝale, które sekretarz stanu i jego personel usiłują uczciwie pozałatwiać, odpowiadając rocznie na czterdzieści do pięćdziesięciu tysięcy listów, oprócz korespondencji między departamentami, z dostawcami i innych zwykłych spraw. Palmerston poświęca szczególną uwagę rannym na wojnie i wbrew oporom forsuje własny wniosek, aby kaŜdy Ŝołnierz, który walczył w bitwie pod Waterloo otrzymał dwuletni Ŝołd, wliczany równieŜ przy kalkulowaniu jego późniejszej emerytury. Nieuniknione bezrobocie i trudności związane z demobilizacją nie naleŜą oficjalnie do jego kompetencji, ale Palmerston wykłada z własnej kieszeni ogromne sumy na pomoc dla byłych Ŝołnierzy w szczególnie cięŜkiej sytuacji. A gdy spotka na ulicy Ŝebrzącego inwalidę albo sprzedającego zapałki weterana, wyprawia go do Broadlands, gdzie jego administrator znajduje mu pracę i mieszkanie. W ministerstwie zaległości w rachunkach pułkowych, zaatakowane z rzetelną pasją, zostają ostatecznie uregulowane. DuŜe oszczędności osiąga się dzięki sprawnej organizacji, włączając w to stopienie czterech departamentów w jeden i stopniową redukcję urzędników ze stu dwudziestu do siedemdziesięciu pię38
ciu. Ale nikogo się na bruk nie wyrzuca. Redukcja jest przeprowadzona dzięki temu, Ŝe nie angaŜuje się nowych pracowników na miejsce odchodzących na emeryturę. Rząd znalazł się pod obstrzałem. Podczas wojny odcięto import zboŜa, tradycyjnie dopływający z Polski i z Francji. Geny chleba podniosły się do niespotykanej wysokości, farmerzy i ziemianie prosperowali. Bochenek chleba kosztował drogo, ale ogólnie akceptowano trudności: wojna tłumaczyła wszystko. Teraz rynki europejskie znowu stanęły otworem przed angielskimi kupcami, a ludność oczywiście się spodziewała tańszego chleba. Lecz chleb wcale nie potaniał. Parlament, w którym dominowali przedstawiciele ziemian, uchwalił ustawę zboŜową, ustalając cenę produkowanego w kraju ziarna jeszcze wyŜej od cen wojennych. Ziarno wolno importować dopiero wtedy, gdy ta cena jest przekroczona. Ziemianie — a takŜe niektórzy, chociaŜ nie wszyscy, ekonomiści — upierają się przy teorii, Ŝe dzięki tej ustawie państwo i naród ocalono od bankructwa. Z drugiej strony reprezentanci młodego, rodzącego się przemysłu dowodzą, Ŝe wszelkie tego typu ograniczenia hamują rozwój Ŝycia gospodarczego. Tak zaczyna się podział — z latami coraz głębszy — między interesami ziemiaństwa i klasy wyŜszej a przemysłową klasą średnią. Nikt oczywiście nie uwzględniał robotników. Ale to oni właśnie, pozbawieni praw wyborczych, nie mając innego sposobu wyraŜenia swych postulatów, wychodzą na ulice w Londynie i w innych miastach. Ich sprawa jest niewątpliwie słuszna, chociaŜ przy obecnym ustroju państwa wywoływane przez nich rozruchy prędzej doprowadzą do pogorszenia niŜ do polepszenia ich doli. Masowe demonstracje zagraŜają domom, w których mieszkają ministrowie. Palmerston nie naleŜy do ludzi, którzy by stchórzyli w obliczu pogróŜek,. Charakterystyczne, Ŝe nie obawiając się o siebie, zarazem bardzo jest zaniepokojony niebezpieczeństwem zagraŜającym własności, jego lub czyjejś innej. Bardzo to typowe dla jego sfery. Wprawdzie ksiąŜę Wellington odmówił mu permisji noszenia munduru — a pamięta jeszcze ze swoich uniwersyteckich czasów, kiedy stał na czele studentów ochotników, jak mu było do twarzy w mundurze, z jaką łatwością podbijał niewieście serca! — jednakŜe Palmerston obej39
muje osobiście komendą nad obroną gmachu ministerstwa spraw wojskowych, a takŜe własnego domu, gdzie uzbraja słuŜbę w myśliwskie strzelby. — Na pierwsze kamienie, rzucane w okna, odpowiedzieć salwą śrutu — rozkazuje. — Ustawić się w oknach sypialni. Upstrzymy im buzie śrucinami. Nikomu nic złego się nie stanie, ale uprzedzimy, Ŝe jesteśmy na straŜy i moŜemy groźniej odpowiedzieć, gdyby zechcieli przypuścić atak. Demonstracje odbywają się spokojnie, niczyjemu Ŝyciu nie zagroŜono, najwyŜej tu i ówdzie róŜni chuligani, którzy zwykle w takich razach szukają sposobności do bezkarnych wybryków, rzucają kamieniami, wybijają szyby. Palmerston jest rozczarowany łagodnym przebiegiem, a zwłaszcza tym, Ŝe wcale nie zaatakowano jego domu, nawet mu jednej szyby nie wybito. Ma lat trzydzieści i jeszcze nie wyrósł z chłopięcych rojeń. Marzy mu się, Ŝe na czele zbrojnego pocztu sług będzie bohatersko odpierał ataki wyjącej tłuszczy, złaknionej mordu. Nic podobnego się nie dzieje. JednakŜe Palmerston nie Ŝywi sympatii do prób nacisku za pomocą masowych marszów, demagogicznych przemówień i sloganów, chociaŜby w zasadzie słusznych. A rozruchów nie brak w latach zaraz po zakończeniu wojny z Francją. Po wsiach niszczy się maszyny rolnicze, bo zwiększają bezrobocie. Panuje nędza. Chleb jest drogi, ludzie głodują. W parę lat po zamieszkach wywołanych uchwaleniem Ustawy ZboŜowej, w Manchesterze robotnicy fabryczni organizują pokojowy wiec pod miastem na polach zwanych St. Peter Loo, aby wysunąć Ŝądania reformy systemu wyborczego. Atakuje ich jazda: huzarzy i milicja hrabstwa, organizacja ochotnicza, złoŜona przewaŜnie z synów farmerów, sklepikarzy i drobnych urzędników. Wynik szarŜy: pięciuset zabitych i rannych. KsiąŜę Regent przyklaskuje tej zbrodni, zwanej później w historii masakrą na Peterloo, a Palmerston deklaruje: — Jest to chwila niecodzienna. Wszystko zaleŜy nie tylko od rozwaŜnego chłodnego poparcia ze strony przyjaciół porządku społecznego, ale od ich Ŝarliwości w mierze dorównującej tym którzy próbują obalić nasze instytucje. Pokojowe postulaty prawa do Ŝycia, pracy i udziału w wyborach trudno chyba nazwać „próbami obalenia naszych insty40
tucji". A pod określeniem ,,instytucji" Palmerston ma zapewne na myśli koronę, tron, arystokrację i parlament. Robotnicy chcą reformy parlamentu — widzą w tym lek na wszelkie krzywdy — ale nie są nastrojeni rewolucyjnie. Kobiety wcale nie łakną gilotynowania arystokratycznych głów. Kiedy krew się leje, to nie z przyczyny składnie maszerujących i organizujących pokojowe wiece na wolnym powietrzu robotników, a z powodu nerwowości stróŜów prawa i oficerów, którzy za kaŜdym Ŝądaniem sprawiedliwości słyszą jak echo turkot wózków, wiozących skazańców po paryskim bruku pod gilotynę. AŜ do ósmej dekady XIX wieku robotników angielskich będzie cechowała raczej pewna zachowawczość poglądów politycznych. Ich gniew i bojowość — dość łagodne w porównaniu z kontynentem europejskim — będą wybuchały tylko wtedy, gdy nędza doprowadzi do desperacji, a i wtedy celem ich ataków będą najczęściej poszczególni zdziercy, fabrykanci i pracodawcy. Robotnicy pozostaną, jak i w XX wieku, wyznawcami blaszanej korony, a więc pośrednio równieŜ arystokracji, bez której monarchia nie zachowa godności i ceremoniału. ChociaŜ bystrzejszy wzrok przyszłych pokoleń dostrzeŜe błędy Palmerstona w ocenie demonstracji przeciwko Ustawie ZboŜowej i wieców w sprawie reformy wyborczej, jednakŜe poglądy jego są przynajmniej szczere i Palmerston naprawdę wierzy w ich słuszność w odniesieniu nie tylko do własnej sfery, ale i do całego kraju. W charakterze sekretarza stanu do spraw wojskowych stara się wzmocnić oddziały milicji ochotniczej jako samoobrony klasy średniej przed siłami rewolucyjnymi. Tego człowieka konserwatyści będą pewnego dnia oskarŜać o liberalizm, a inni przeciwnicy polityczni — o schlebianie masom w celu zyskania popularności. Na swój sposób będzie rzeczywiście zabiegać o popularność, ale nie za cenę poświęcenia jednej ze swoich niewielu podstawowych zasad. Będzie się posługiwać metodą dość szowinistycznego apelowania do patriotyzmu, większego na nędznych uliczkach Anglii w XIX wieku niŜ w dostojnych dworach i pałacach, gdzie, ogólnie biorąc, miłość ojczyzny jest w stosunku odwrotnie proporcjonalnym do wysokości pobieranego podatku bezpośrednio gruntowego i dochodowego. 41
Pewnego poranka Palmerston jedzie jak zazwyczaj konno z Hanover Square do Westminsteru, przyjaznym podniesieniem szpicruty pozdrawiając spotkanych znajomych. Nie będąc nawet szczególnie próŜnym, jego lordowska mość wie jednak doskonale, Ŝe się świetnie prezentuje w jasnopopielatym porannym surducie, w spodniach przypiętych pod podeszwą, w kołnierzyku, którego sterczące rogi zdają się podpierać jego stanowczy podbródek, w jasnoniebieskim, szerokim krawacie zawiązanym na szyi i spiętym szpilką z duŜym diamentem. Przed gmachem ministerstwa wojny kiwa głową wartownikom prezentującym broń, oddaje wierzchowca masztalerzowi, wbiega po kamiennych stopniach, przeskakując po" dwa na raz, uśmiecha się do spensjonowanych weteranów, zatrudnionych w biurze jako posłańcy i dozorcy, którzy stoją przy wejściu i szybko idzie wyściełanymi schodami na górę. Za zakrętem zagradza mu nagle drogę jegomość w średnim wieku. — Kto pan jest? — pyta Palmerston. — Czego pan chce? — To pan... ja się nazywam Davies... zdymisjowany porucznik na półpensji... — Proszę się udać do mego kierownika biura. On wyznaczy godzinę. I naleŜy zwracać się do mnie z kurtuazją. — Nie przyszedłem, by rozmawiać... Sekretarz stanu odsuwa jegomościa i idzie dalej po schodach. Wystrzał... Palmerstonowi wydaje się, jakby rozŜarzona igła przecięła mu skórę na plecach... Odwraca się, widzi owego zdymisjowanego porucznika, jak wypuszcza z rąk dymiący rewolwer... straŜnicy biegną po schodach... napastnik nie próbuje uciekać, podnosi ręce, chwytają go, wiąŜą... Urzędnicy śpieszą do Palmerstona, by mu pomóc przejść do gabinetu. Odsuwa ich. — Nic mi nie jest... drobnostka... Rana rzeczywiście jest tylko draśnięciem przez plecy. Krwawi obficie, ale niczym nie grozi męŜczyźnie w pełni sił. — Niech to licho! — wykrzykuje Palmerston w swoim gabi necie. — Po co ja się zgodziłem, by ten głupiec, mój kamerdy ner, wepchnął mnie w nowy surdut właśnie dziś rano! 42
Jasnopopielaty surdut rozdarła kula. Lekarz opatruje ranę, a na Hanower Square wysyła się gońca po inny surdut. Na pozór zupełnie nieporuszony wypadkiem, w którym o włos uniknął śmierci, Palmerston zasiada nad papierami i zabiera się do zwykłej pracy. Kiedy naczelnik departamentu przychodzi mu powinszować szczęśliwego końca tego zajścia, Palmerston odpowiada : — Kiepski strzelec z tego jegomościa. ZałoŜyłbym się, Ŝe kiedy słuŜył w wojsku, nie ustrzelił ani jednego Francuza. Nic dziwnego, Ŝe nie awansował! Dobrze, Ŝe dostał chociaŜ pół pensji. — Palmerston wstaje zza biurka i podchodzi do okna. — No i co za korzyść z tego wartownika, co tam stoi? Nie ośmieli się zatrzymać nikogo obcego w obawie, Ŝe trafi na generała po cywilnemu i dostanie się do paki. Nic nikomu nie zrobi, chyba Ŝeby ktoś działo polowe tu sprowadził i wycelował w drzwi. Musimy mieć odpowiedzialnego człowieka w holu na dole, który by wydawał przepustki uprawniające do wejścia. Nie moŜemy pozwalać na to, by kaŜdy, kto zechce, spacerował po schodach i korytarzach... Aha, jeszcze jedno. Chcę mieć raport policji o tym jegomościu. Palmerston poleca zmienić oskarŜenie przeciw Daviesowi z „usiłowania zabójstwa" na „usiłowanie wyrządzenia szkody cielesnej". AngaŜuje równieŜ adwokata do obrony oskarŜonego na procesie. Davies zeznaje przed sądem, Ŝe nie ma nic osobiście przeciwko, sekretarzowi stanu. Chciał tylko zwrócić uwagę na tragiczną nędzę byłych oficerów, którzy dopomogli zwycięŜyć Napoleona, ale których teraz wojsko nie potrzebuje. Oznajmienie o tej dość drastycznej metodzie zwracania uwagi w połączeniu z wynikami badań lekarskich sprawiło, Ŝe sąd uznał Daviesa za niepoczytalnego. MoŜe i doszedł do niepoczytalności, gdy nie mając środków do Ŝycia wegetował w nędzy zmuszony do tego niewdzięcznością swego kraju. Porucznik Davies zostaje zamknięty w domu dla wariatów, a Palmerston, dowiedziawszy się o jego Ŝonie i dzieciach, umieszcza je na liście swoich osobistych pensjonariuszy. O jego filantropii, chociaŜ zawsze bardzo dyskretnej, wieści się rozchodzą coraz szerzej. Niejaki Charles Maturin, nauczyciel i pastor anglikański w Irlandii, napisał sztukę, wystawioną 43
w londyńskim teatrze Drury Lane i wysoko ocenioną przez Sir Waltera Scotta i Lorda George'a Byrona. Aliści arcybiskup Dublina grozi autorowi najsurowszymi karami, włącznie z utratą stanowisk nauczyciela i pastora, poniewaŜ sztuka ma być jakoby niemoralna. Obejrzawszy sztuką Palmerston, zaraz po przedstawieniu pisze osobisty list do sekretarza stanu Irlandii z prośbą o interwencję na rzecz Maturina. Określa sztukę jako „genialną rzecz" oraz: „...prawomyślną tragedię, w której kaŜdego łajdaka i kaŜdą ladacznicę spotyka przykładna kara. Bardzo budujące!" Wstawiennictwo Palmerstona odnosi poŜądany skutek, arcybiskup ustępuje, Maturin zachowuje posadę nauczyciela i pastora. Tak więc, chociaŜ Palmerston jest draŜliwy, gdy chodzi o kompetencje jego urzędu, chociaŜ surowo rozprawia się z opieszałymi podwładnymi, a bezceremonialnie z wierzycielami, choć gotów jest „upstrzyć gęby śrucinami" — jego popularność wśród szerokich mas rośnie.
Palmerston lubi podróŜować i często urządza krótkie wypady do Francji. Przy sposobności inspekcji wojsk i obserwowania manewrów, Palmerston spotyka się z księciem Wellingtonem, je obiad w towarzystwie cara Aleksandra i króla pruskiego, odwiedza muzea i galerie, jeździ konno w Lasku Bulońskim i spaceruje po ulicach, przypatrując się tłumom. W czasie jednej z pierwszych wizyt w ParyŜu, w roku 1815, zanotuje swoje obserwacje, które mu się wydają rezultatami napoleońskiego despotyzmu: „Rzuca się w oczy, jak skutecznie zdławiono tutaj ducha niezaleŜności i męskiego hartu... Trudno z kogokolwiek wyciągnąć jego polityczne poglądy". Zapewne jest sporo przesady w jego uwagach. Palmerston jest typowym Anglikiem, który u innych narodów nie widzi Ŝadnych zalet. Ma wyolbrzymione pojęcie o wyŜszości swych rodaków, a juŜ zwłaszcza ich politycznych instytucji. Duma i ufność we własny kraj będą nierzadko — ku zrozumiałej irytacji cudzoziemskich dyplomatów i męŜów stanu — głównym 44
motywem jego politycznych posunięć. Powróciwszy z kontynentu, gdzie odbywał przegląd wojsk francuskich, austriackich i pruskich, oznajmia w Izbie Gmin, Ŝe Ŝyczy sobie brytyjskiego Ŝołnierza widzieć „całkowicie brytyjskim, bez cudzoziemszczyzny". Patriotyzm jest szlachetnym uczuciem, ale w wypadku jego lordowskiej mości został nieco skaŜony kompletną ślepotą na walory — odmienne od angielskich, ale to nie znaczy gorsze — innych krajów i narodów. Wyścigi konne, polowania, karty i podróŜe na kontynent nie wyczerpują listy rozrywek jego lordowskiej mości. Kiedy go po raz pierwszy mianowano sekretarzem stanu do spraw wojskowych, Sarah, baronowa Lyttleton wyraziła nadzieję, Ŝe moŜe to stanowisko „odciągnie go od romansowania". Ale od tego Ŝadne awanse polityczne go nie odciągnęły. Od kiedy opuścił uniwersytet w Cambridge, Palmerston uprawia flirt z entuzjazmem i niemałym powodzeniem. Nie zajmuje się ściskaniem po kątach fertycznych pokojówek w krochmalonych spódniczkach. Woli uperfumowane prześcieradła d stroje z rajskiego ogrodu. NajwyŜsze sfery towarzyskie dały mu pod dostatkiem sposobności, by zarobić sobie na przydomek Lorda Kupidyna. W londyńskim ekskluzywnym towarzystwie nie brak pięknych, młodych kobiet, które nie pytając o zdanie wydano za mąŜ, w siedemnastym czy osiemnastym roku Ŝycia za bogatych męŜów, w średnim wieku albo wręcz zgrzybiałych ze starości. Nic dziwnego, Ŝe niektóre z nich, nie zaspokojone męŜowskimi objęciami, łatwo ulegają zręcznym namowom młodych kawalerów. Hrabina Jersey, słynąca z urody, jest tylko jedną z wielu, z którymi plotka łączy nazwisko Palmerstona: dyskretna plotka, przy filiŜance herbaty, albo mniej dyskretna w pomieszczeniach dla słuŜby, skąd oczywiście przenika bez trudu na szeroki świat. Sposobności nie brak. śony zostają w domu, gdy ich małŜonkowie wyprawiają się na polowania na lisy, strzelanie baŜantów, albo wyjeŜdŜają z waŜnymi misjami za granicę. Lord Palmerston nie naleŜy do ludzi, którzy by miłą okazję pominęli. Pewnego wieczoru, gdy przybywa do ambasady rosyjskiej jako gość, wita go w salonie — urządzonym ze smakiem — Ŝona ambasadora, księŜna Dorota Lieven, w najwytworniejszym stroju, ale bez Ŝadnego klejnotu. Jest sama. 45
— Winna jestem waszej lordowskiej mości tysiączne przeprosiny — mówi dama niskiem, bardzo pięknym głosem, gdy gość schyla się nad jej ręką. — KsiąŜę bardzo sobie Ŝyczył rozmowy z panem i polecił mi specjalnie nie zapraszać nikogo innego dziś wieczór. I nagle go odwołano do Petersburga, a ja, wśród róŜnych zajęć, po prostu zapomniałam pana powiadomić, a było juŜ tak późno, Ŝe odwołanie wizyty wydawałoby się niegrzecznością. Czy bardzo pan się znudzi moim wyłącznym towarzystwem, czy teŜ moŜe zaakceptuje pan moje gawędy i jak mam nadzieję, nie najgorszy posiłek? KsięŜna jest starsza z nich dwojga, ale słynie z urody, ma niezwykle kształtną postać, no i reputację... Plotka głosi teŜ, Ŝe ambasadorem jest naprawdę ona, a ksiąŜę tylko wygłasza kurtuazyjne przemówienia przy oficjalnych okazjach. Dorota Lieven zyskała sławę dla swego salonu i wykorzystuje kaŜde przyjęcie i bal, by przy pomocy niezaprzeczalnego uroku osobistego wyciągać informacje polityczne. Interesuje się zwłaszcza obiecującymi młodymi politykami, którzy prawdopodobnie będą w przyszłości pełnić odpowiedzialne funkcje. Ma szczegółowe „dossier" o przeszłości i pochodzeniu kaŜdego takiego początkującego męŜa stanu, o jego poglądach — wie teŜ wszystko o członkach stronnictwa opozycyjnego. Informacje przekazuje systematycznie carowi, którego jest osobistą przyjaciółką. Palmerston wie dobrze o róŜnorakiej działalności księŜnej, ale w tej chwili wykręcić się nie moŜe, nawet gdyby chciał, nie obraŜając waŜnej w świecie dyplomatycznym persony, przyjaciółki Księcia Regenta i królewskiej rodziny. Prócz tego, Palmerston nie jest w posiadaniu Ŝadnych tajemnic państwowych, o polityce nie decyduje, a księŜna wie zapewne nie gorzej od niego o wszystkim, co się dzieje w biurze ministerstwa spraw wojskowych. CzemuŜ więc uciekać od obiecującego tete a tete z piękną kobietą? KsięŜna zajmuje miejsce u szczytu stołu, pomyślanego na dwa tuziny i więcej osób: jego lordowska mość po prawej stronie. Serię oszałamiających wykwintem dań, według recept zdobywanych w całej Europie, a przygotowanych, jak informuje księŜna, przez jej francuskiego szefa kuchni, wnosi i podaje wraz z wybornymi winami czarnoskóra słuŜba. 46
— Są na ogół zręczniejsi i dyskretniejsi w obsłudze od białych — mówi księŜna, nawet nie zniŜając głosu. — Nie plotkują, bo biała słuŜba nie chce mieć nic z nimi do czynienia, a do londyńskich piwiarni nie mają prawa wstępu. A dyskrecja tak jest waŜna w domu dyplomaty! KsięŜna rozpytuje gościa o jego wiejską siedzibę, o jego rodzeństwo, jego rozrywki i zamiłowania. I przechodzi do tematu o którym wie, Ŝe zawsze najbardziej zaabsorbuje kaŜdego męŜczyznę — jego samego. — Waszej ksiąŜęcej mości wiadomo zapewne, Ŝe zmieniłem okręg wyborczy, który reprezentuję w parlamencie — opowiada jej Palmerston. — Wycofałem się z Newton, poniewaŜ doprawdy trudno mi było się pogodzić z dziwacznym zastrzeŜeniem mego patrona, abym nigdy tej miejscowości nie odwiedzał. Teraz nareszcie reprezentuję uniwersytet w Cambridge. Od dawna tego chciałem. — Jedno mi wiadomo z pewnością, a mianowicie, Ŝe czeka pana wielka kariera — gładko mówi księŜna. — To będzie zaleŜało od wielu rzeczy — odpowiada. — Od tego czy w określonym momencie premier i inni członkowie gabinetu będą md sprzyjali i cenili mnie, czy teŜ nie. Od tego jak będzie się do mnie odnosił KsiąŜę Regent, który moŜe wkrótce zostanie królem. A takŜe od wpływów stronnictwa, do którego naleŜę. — Czy jest pan szczerze lojalnym torysem, czy teŜ po prostu naleŜy pan do tego samego, do którego naleŜał ojciec pański? Palmerston obraca w ręku kryształowy kieliszek z winem i odpowiada z uśmiechem: — Na moim obecnym stanowisku nie ma znaczenia, czym jestem ani dlaczego. Moja praca jest czysto administracyjna. — Ale ;ma pan swoje przekonania. — Przekonania są cięŜkim bagaŜem dla polityka, który winien oceniać kaŜdy problem w ramach danych okoliczności. Dlatego właśnie obietnice czynione wyborcom są zwykle demagogią. Ja na przykład wierzę w potrzebę reformy prawa wyborczego, ale nie pędziłbym do tej reformy na oślep, jak to chcieliby zrobić radykałowie. Po trochu, stopniowo... tyle, by zaspokoić rzeczywiste powszechne Ŝądanie. 47
— Więc jest pan demokratą. Powszechne Ŝądanie, głos ludu, i tak dalej? — Demokratą chyba o tyle, o ile pod tym określeniem rozumie się przeciwnika despotyzmu. — Palmerston czujnie obserwuje piękną panią domu, przyjaciółkę cara, by sprawdzić, jak na te słowa zareaguje. Jej twarz nic mu nie mówi: wzrok utkwiła w talerz. Więc ciągnie dalej: — Wierzę w konstytucję, angielską konstytucję... — AleŜ Anglia nie ma konstytucji — protestuje księŜna. Zna ten temat na pamięć, ale chce dowiedzieć się czegoś więcej o swoim gościu. — Nie ma spisanej konstytucji — mówi Palmerston. — Byłoby nam trudno zmieścić się w tak sztywnych ramach. Ale wasza ksiąŜęca mość wie oczywiście doskonale, Ŝe nasz ustrój polityczny opiera się od dawna na tradycyjnej strukturze, której ustawodawcze i wykonawcze organy określa obyczaj. Prawa i obowiązki suwerena, parlamentu i poddanych mogą się wydawać niesprecyzowane, ale ujmują je ramy odwiecznej tradycji. Nie są niewzruszalne ,,in toto", podlegają periodycznym dyskusjom, modyfikacjom, moŜna by powiedzieć wiosennym porządkom: uchwalane są nowe ustawy, niezawisłe sądy wydają precedensowe wyroki. Korona moŜe pozwać przed sąd poddanego ale poddany, który uwaŜa, Ŝe istniejące prawo albo stary obyczaj krzywdzą go, moŜe pozwać przed sąd koronę, to znaczy rząd. Obejmujemy to wszystko pojęciem „społecznych i politycznych instytucji", co jest ogólnie rozumiane, chociaŜ niekoniecznie precyzyjne. Dyskusja na taki temat zaprowadziłaby księŜnę na śliskie ścieŜki wobec zacofanego ustroju panującego w jej własnym kraju, toteŜ zwraca rozmowę z powrotem na tory bardziej osobiste. — Jakie ma pan ambicje? — Ambicje, aspiracje... do czego miałbym dąŜyć? Do bogactw? Sławy? — CzyŜ ambicją polityka nie jest objęcie wysokiego urzędu? Sprawowanie władzy? — Jest to słuszne ogólnie, ale z wyjątkami. William Wilberforce, polityk o nieprzeciętnych zdolnościach i inteligencji, po48
święcił perspektywy wysokich stanowisk — prawdopodobnie zostałby premierem — na rzecz swojej ambicji zniesienia niewolnictwa. Szlachetny człowiek. — A pan? Czy lubi pan władzę? — Oczywiście tak, w moim obecnym bardzo skromnym zakresie a i w większym teŜ bym zapewne lubił- — Uśmiecha się do niej. — Ale nie dąŜy pan do niej? — nalega księŜna. — Och, nie! Jeśli mnie mianują — proszę bardzo. Będę wypełniał moje obowiązki jak najlepiej. Ale wysokie godności muszą przyjść do mnie, ja za nimi gonić nie będej — Sprawy zagraniczne? Te pana najwięcej interesują? — KsięŜna rozpytuje, krąŜy, czeka sprzyjającej chwili, by zadać pytanie, o które jej chodzi. — Najwięcej — przyznaje. Jego zainteresowanie polityką zagraniczną jest faktem ogólnie znanym. — Chciałby pan objąć tekę spraw zagranicznych? — Ta mi odpowiada najbardziej ze wszystkich. KsięŜna doprowadziła do momentu, kiedy ipoŜe zapytać o to, co chciałaby naprawdę wiedzieć.^ — A gdy pana Ŝyczenie się spełni, czy moŜna wiedzieć, jaki będzie pana stosunek do mego kraju? Palmerston wie dobrze, Ŝe księŜna ma wpływy nawet wśród tych osobistości, do których premierzy zwracają się po radę, gdy przydzielają teki ministerialne. Ale nie ma zamiaru schlebiać jej — w kaŜdym razie, nie słowami. — Rosja jest wielkim mocarstwem — mówi. — Odgrywa w Europie olbrzymią rolę w rozstrzyganiu sporów, w zagadnie niach pokoju i wojny. To oczywiste. Ale mój stosunek do tego kraju w określonym momencie będzie zaleŜał — jak do kaŜde go innego kraju — od tego, jakie będą wówczas zamiary cara i jego ministrów, jakie ja będę miał w tej sprawie przypuszczenia i jak to będzie się mogło odbić na interesach brytyjskich. Bo cóŜ jest pierwszą odpowiedzialnością ministra spraw zagranicznych, czy to pani kraju, czy teŜ mego? Troska o interesy swojego kraju. KaŜda inna odpowiedzialność zajmuje dalsze miejsce. 49
Teraz księŜna się uśmiecha. — Mówi pan ostroŜnie. — Nie, pani, mówię, co myślę. Bo chociaŜ moŜna sobie wyobrazić wiele problemów, które będą dotyczyły obu naszych krajów, moŜna sobie nawet wyobrazić konflikt, jednakŜe nie sposób przewidzieć czasu ani okoliczności, w których to nastąpi, ani teŜ ogólnoeuropejskiej sytuacji, którą teŜ trzeba będzie uwzględnić. — Czy w sprawach polityki zagranicznej ma pan jakieś pryncypialne zasady? — Moje własne — mam. Ale my mówiliśmy o ministrze spraw zagranicznych. Sprawując ten urząd trzeba niekiedy podporządkowywać własne poglądy, a nawet zasady, interesom kraju. — Jak pan logicznie rozumuje — rozwaŜa księŜna. —- Zajdzie pan dalej od mego męŜa w karierze dyplomatycznej. Tej samej nocy irlandzki par zajdzie pod pewnym względem przynajmniej równie daleko, co rosyjski ambasador. Gdy para wstaje od stołu, księŜna pochyla się nieco, ukazując kusząco swój dekolt oczom kochliwego lorda i zaprasza, nie bez filuterii: — Kazałam podać kawę i likiery w moim buduarze. Ufam, Ŝe pan się zgodzi. Salon nadaje się do większych przyjęć, ale brak tu nastroju intymności. W buduarze panuje nastrój tak intymny, jak tylko Lord Kupidyn mógłby sobie Ŝyczyć... Pani ambasadorowa we właściwym czasie przesyła do Petersburga sprawozdanie ze swojej konwersacji z brytyjskim sekretarzem stanu do spraw wojskowych. Nie uwaŜa zresztą za potrzebne dodać, Ŝe gdy jej gość ucałował po raz ostatni jej nagie ciało i ubrał się — był świt. I nie będą to bynajmniej ostatnie odwiedziny Palmerstona w buduarze księŜnej Lieven. Plotki, krąŜące w salonach i w mniej wytwornych lokalach równieŜ, będą ciągle łączyły z nim jej nazwisko. Nie tylko z nim. Powszechnie wiadomo, Ŝe niejeden polityk — między innymi Lord Charles Grey, dawny minister spraw zagranicznych, o dwadzieścia lat od Palmerstona starszy — cieszył się względami rosyjskiej księŜny. Potrafi ona 50
jednak z niezwykłą zręcznością przekształcić miłosną aferę, którą się juŜ znudziła lub która nie jest więcej potrzebna jej politycznym celom, w nieobowiązującą przyjaźń.
Rozdział 5 KRÓLEWSKIE KŁOPOTY
W Londynie przy ulicy St. James jest klub, nazwany od jego załoŜyciela Klubem Brooksa. Palarnia wykładana boazerią z ciemnego dębu, podłogę zaścielają tureckie dywany, głębokie wygodne fotele obite są skórą, wygładzoną do połysku korpulentnymi siedzeniami wielu polityków, którzy zachodzili tutaj, by obgadać wczorajszą debatę parlamentarną, uzgodnić taktykę stronnictwa na jutro i poplotkować. Tam, w marcu 1819 roku, Palmerston siedzi zagłębiony w fotelu po jednej stronie płonącego na kominku ognia, a naprzeciwko niego kolega poseł z Izby Gmin, o osiem lat od niego młodszy, John Russell. Młody człowiek, który ma zabawnie okrągłą głowę, ostry, spiczasty nos i przenikliwy wzrok, powiada: — Słyszałem, Ŝe księstwo Kent wrócili z Amorbach i zain stalowali się w Pałacu Kensyngtońskim. KsięŜna będzie tu ocze kiwać rozwiązania. Jego lordowska mość pochyla się do przodu, dłonie opiera na kolanach, rozstawia łokcie i szczerzy białe zęby w szerokim, niepohamowanym uśmiechu: — Posłuchaj — powiada. — Wiesz, Ŝe właśnie wróciłem z Francji. OtóŜ dwa tygodnie temu zatrzymałem się na jeden dzień w Compiegne i poszedłem na most, wybudowany przez Ludwika XV na rzece Oise. Po gościńcu jedzie sobie ogromniasta karoca, zaprzęŜona w jedną parę koni. Patrzę uwaŜniej, kiedy podjeŜdŜa i kogo widzę na koźle, z lejcami w ręku, bez woźnicy? Księcia Kent. Ze zdumienia nieomal zapomniałem zdjąć kapelusz i ukłonić się. Poznał mnie — on w Londynie ciągle zachodził do mego ministerstwa — zatrzymał ten swój ekwipaŜ i zeskoczył. Na to dama, brunetka, nawet dość przystojna, wysuwa głowę z okna karocy i mówi po niemiecku: „Jest mi bar51
dzo niewygodnie, Edwardzie. Czy musimy tu przystawać?" Wiesz, ja nigdy przedtem nie widziałem księŜny. To ona była. KsiąŜę pośpiesznie przedstawił mnie jej i jej córce, Feodorze, z poprzedniego małŜeństwa, oczywiście. Po czym ksiąŜę przeprosił, Ŝe musi pośpieszać dalej, przybrał heroiczną pozę i zadeklamował: „Ufam, Ŝe moi rodacy docenią wielkie poświęcenia i trudy księŜny, podróŜującej w okresie, kiedy Ŝycie damy jest pełne niebezpieczeństw. Dziecko musi, po prostu musi przyjść na świat w Londynie". Wlazł z powrotem na kozioł i zaciął konie. — Więc nie mieli eskorty, słuŜby, woźnicy? — dopytywał się niedowierzająco Russell. — Mówię ci, Ŝadnej eskorty, a powoził sam ksiąŜę. Powiedział, Ŝe nie powierzyłby swej Ŝony i swego cennego cięŜaru nikomu. I to nie wszystko. To był doprawdy niewiarygodny ekwipaŜ. Słuchaj, wewnątrz oprócz księŜny i jej córki znajdowały się takŜe: niańka, pokojowa, para piesków i klatka z ptaszkami. — Kapitalne! — śmieje się Russell. — Ale to prawda, Ŝe cięŜar moŜe się okazać bardzo cenny... moŜe będzie nawet angielskim monarchą pewnego dnia! — Oczywiście — opowiada dalej Palmerston — ta gadanina, Ŝe nie powierzyłby księŜny Ŝadnemu innemu woźnicy, to była pusta deklamacja. Nie miał pieniędzy na woźnicę. Jest goły jak zwykle. Jego coroczne apanaŜe, przyznane przez parlament, są pod przymusowym zarządem powierniczym i idą w całości na spłatę starych długów. Przypadkiem wiem, Ŝe zwrócił się do swego brata, Księcia Regenta z prośbą o pieniądze na podróŜ do kraju — i nie dostał Ŝadnej odpowiedzi. No, w Anglii ktoś będzie musiał utrzymywać Kentów. Jeśli dziecko zostanie, jak się na to zanosi, następcą tronu, to pewno parlament uchwali im jakąś dokładkę. Wzrok całej Anglii kieruje się na księcia i księŜnę Kent. W listopadzie 1817 roku księŜniczka Charlotta, jedyne dziecko następcy tronu, Księcia Regenta, a Ŝona Leopolda saskokoburskiego, zmarła po nieudanym połogu. Pięć córek króla Jerzego Trzeciego — obłąkanego od dawna i oczekującego rychłej śmierci — więdnie w beznadziejnym juŜ staropanieństwie albo bez52
potomnej jałowości. Siedmiu synów, z których najmłodszy liczy 54 lata, ma pod dostatkiem dzieci, ale wszystkie bez prawa do tronu, jako nieślubne albo pochodzące z niestosownego związku. Trzech jest Ŝonatych: ale KsiąŜę Regent nie Ŝyje ze swoją Ŝoną; ksiąŜę Cumberland poślubił niemiecką księŜniczkę, która ponoć zamordowała swoich dwóch poprzednich męŜów i nie przyjęto jej na dworze angielskim, a ksiąŜę York nie miał ślubnych dzieci. Parlament zaŜądał, aby czterech nieŜonatych synów królewskich — którzy Ŝyli w od dawna ustalonych stadłach ze swymi kochankami — uczyniło coś w rewanŜu za corocznie wypłacane im pieniądze podatników: mają poszukać sobie odpowiednich Ŝon i zabrać się do spłodzenia dziedzica tronu. Tylko ksiąŜę Sussex został wierny swojej kochance, Cecylii Underwood, z którą Ŝył w przykładnym szczęściu domowym. William, ksiąŜę Clarence, opuścił partnerkę, z którą przez dwadzieścia lat spłodził liczną rodzinę: w maju 1818 roku w odpowiedzi na wezwanie parlamentu poślubił księŜniczkę Adelaidę von SaxeCoburg-Mei-ningen. Ta para w następnym roku doczekała się dziecka, które Ŝyło tylko parę godzin. KsiąŜę Cambridge oŜenił się, takŜe w tym samym 1818 roku, z dwudziestoletnią księŜniczką Augustą, córką rodu von Henne-Cassel. Ci wygrali w wyścigu spłodzenia dziedzica: ich syn, Jerzy, urodził się w marcu 1819 roku. Ale ksiąŜę Cambridge był najmłodszym z synów Jerzego Trzeciego. Jego starszy brat, ksiąŜę Kent, wysławszy do klasztoru panią de St. Laurent, z którą Ŝył w morganatycznym związku od przeszło ćwierć wieku, w lipcu 1818 roku oświadczył się o rękę owdowiałej księŜny von Leiningen. Ta para z powodu chronicznego braku pieniędzy zamieszkała w starym, zaniedbanym zamczysku księŜnej w Amorbach, między Hesse a Wiesbaden. Byli zupełnie bez grosza, a gdy księŜna znalazła się w błogosławionym stanie, zarządca powierniczy majątku księcia przysłał mu tak małą kwotę, Ŝe — jak Palmerston odgadł — wystarczyło na wynajęcie karety, ale juŜ nie na słuŜbę. Tak więc przyszli rodzice ewentualnego następcy tronu wyprawili się do Anglii owym „niewiarygodnym ekwipaŜem", który Palmerston napotkał na moście w Compiegne. Dnia 24 maja 1819 roku księŜna Kent — nie okazała się zbyt 53
dokładnym prorokiem, bo przyrzekła męŜowi syna — powiła zdrową córeczkę, której doniosły pierwszy krzyk miał się rozlegać echami przez osiemdziesiąt i więcej przyszłych lat. Ceremonia chrztu: jednym z ojców chrzestnych jest KsiąŜę Regent, drugim — w zastępstwie cara Aleksandra Pierwszego — ambasador ksiąŜę Lieven. Dziedzic po Cambridge'ach musi ustąpić prawa pierwszeństwa, a księŜna oznajmia: „Anglicy lubią królowe". Trochę jest w tym prawdy, chociaŜ Wiktoria nie będzie się cieszyła wielką popularnością aŜ do czasu, gdy doŜyje lat blisko siedemdziesięciu, a dla potomności jej imię będzie się najczęściej łączyć z pruderią, brakiem humoru, tanim sentymentalizmem, piknikami w kompanii jej szkockiego przewodnika po górach, no i bezlitosną długowiecznością. Palmerstonowi Wiktoria przysporzy niemało kłopotów, które on jej odpłaci z nawiązką. Jego lordowska mość będzie miał w ręku broń, której ona nie posiada: broń, o której ona sama kiedyś powie: „Ministrowie są szczęśliwi, bo mogą się podać do dymisji, a ja nie mogę!" Lord Palmerston śpieszy pogratulować księciu Kent, który odpowiada: — A chociaŜ, jak się okazało, niemowlę nie jest płci męskiej to według mnie wyroki Opatrzności zawsze są najmądrzejsze i najlepsze. Jego lordowska mość przygryza waTgi, by ukryć złośliwy uśmiech, a później zauwaŜy w rozmowie ze swoim bratem: — Wprawdzie madame de St. Laurent Ŝyje teraz w odorze świątobliwości, jednakŜe wątpię, czy się zgodzi z tym tak po boŜnie wyraŜonym sentymentem. W parę dni później Palmerston otrzymuje od księcia — który rozsyła takie informacje swoim bliskim •— zawiadomienie, Ŝe księŜna karmi osobiście niemowlę. Pisze dalej: „Nasze obowiązki w dostarczeniu macierzyńskiego pokarmu na ziemi angielskiej... Nie spodziewamy się skończyć z odpowiedzialnym obowiązkiem wcześniej, niŜ w drugim tygodniu listopada..." Znowu Palmerston komentuje złośliwie, a bez respektu: — Jego ksiąŜęcej wysokości pomieszały się obowiązki, pełnione przez kaŜde z rodziców w kwestii poczęcia i wychowywania dziecka! 54
Ale jego lordowska mość niedługo juŜ będzie mógł sobie pokpiwać z księcia Kent, który w roku 1820, podczas wspinaczki górskiej w hrabstwie Devonu, przeziębi się i umrze.
Przed sekretarzem stanu do spraw wojskowych piętrzą się wciąŜ trudności. Premier Spencer Perceval został zamordowany w kuluarach Izby Gmin przez człowieka, który chciał pomścić osobistą krzywdę. Na czele rządu staje hrabia Liverpool. Tegoroczny budŜet wojskowy energicznie atakują radykałowie, Ŝądając szybkiej redukcji sił zbrojnych i powrotu do pokojowych warunków, jak w roku 1790. Palmerston opiera się, dowodzi, Ŝe wojsko ma teraz duŜo więcej obowiązków, niŜ podówczas. Zwycięstwo nad Francją pomnoŜyło angielskie kolonialne posiadłości, gdzie muszą stacjonować silne garnizony, a w kraju rozruchy zmuszają do utrzymywania większych niŜ zwykle sił zbrojnych dla porządku wewnętrznego. Część wigów i część to-rysów przyłącza się do wołań o zmniejszenie wydatków na wojsko, jako sposobu ObniŜenia podatków, które jak argumentują, powodują nędzę gospodarczą. Argumentacja niesłuszna. Nędza odzwierciedlająca się w rozruchach i demonstracjach i wywołująca u poszczególnych posłów obawy w kwestii powtórnego wyboru w ich okręgach, powstaje nie tyle z powodu podatków, ile wysokich cen chleba, sztucznie utrzymywanych przez podstępną Ustawę ZboŜową. Palmerston obstaje przy swoim, dokonuje oszczędności organizacyjnych w ministerstwie spraw wojskowych i ostatecznie jego budŜet zostaje uchwalony.
W roku 1820 — ponowne ceremonie w rodzinie królewskiej. Dnia 23 stycznia umiera Jerzy III. Stracił ojca mając trzynaście lat: matka, księŜniczka Augusta von Saxe-Gotha wychowała go na monarchę absolutnego. Kiedy był jeszcze przypuszczalnie zdrów na umyśle, mianował i odprawiał ministrów despotycznym skinieniem ręki. Zabronił nawet wspominać w swojej obecności o emancypacji katolików, których nie dopuszczał na stanowiska oficerów w wojsku czy marynarce wojennej, ani na urzędy dworskie, ani teŜ nawet do parlamentu. Zanim jeszcze jego chwilowe 55
napady obłąkania zmieniły się w stałą chorobę umysłową i zanim zaczął wędrować, obłąkany i oślepły, po korytarzach pałacowych, śpiewając Haendla —Ŝył z królową dając przykład wzorowego stadła, który jego wnuczka, Wiktoria, miała naśladować i doprowadzić do rygorystycznej surowości, szpetniejszej w swej krańcowej obłudzie niŜ rozwiązłość. Nie pozostanie to bez wpływu na pewne fazy kariery Palmerstona. KsiąŜę Regent wstępuje na tron jako Jerzy IV i koronuje się latem roku 1821. Palmerston uczestniczy w ceremonii w Opactwie Westminsterskim i towarzyszących jej bankietach i festynach. Wszystko bardzo wspaniałe; kosztowało czterysta tysięcy funtów szterlingow z pieniędzy państwowych. — KaŜda moŜliwa część jego korpulentnej królewskiej mości, włącznie z białymi spodniami dworskimi —opowiada Palmerston jednej ze swoich sióstr — aŜ lśniła od klejnotów, prawdziwych i sztucznych. Ale jedna, waŜna w danej chwili osoba, świeci nieobecnością, królowa Karolina. Król Jerzy IV w roku 1785 — jeszcze jaka ksiąŜę Walii — zaślubił morganatycznie plebejkę, Marię Fitz-patrick, wdowę o sześć lat od niego starszą. PoniewaŜ ta czarująca i miła osoba pochodziła z rodziny katolickiej, więc małŜeństwo to, gdyby je oficjalnie uznano, przekreśliłoby prawa księcia do sukcesji tronu. Dlatego teŜ zaślubiny odbyły się w największej tajemnicy i nigdy ich publicznie nie ogłoszono, chociaŜ oczywiście cała Anglia domyślała się i plotkowała na ten temat. Ale jeŜeli ktoś napomknął o tym w Izbie Gmin, uroczyście powstawał jeden z ministrów i formalnie zaprzeczał. Pani Fitzpatrick nie urodziła Ŝadnego dziecka. ChociaŜ samo jej imię było wyklęte i nigdy nie wymieniane w obecności rodziców jej męŜa, jednakŜe jako osoba o ogromnym osobistym uroku, powszechnie lubiana w towarzystwie, zyskała sympatię innych członków królewskiej rodziny. Pani Fitzpatrick wystarała się teŜ o potwierdzenie swego małŜeństwa przez Watykan, chociaŜ ślubu udzielił protestancki pastor, któremu zapłacono pięćset funtów szterlingów za trzymanie języka za zębami. W roku 1794 ksiąŜę Walii siedział po uszy w długach. Jego ojciec i parlament odmówili mu wszelkiej pomocy finansowej, o ile się nie oŜeni, to znaczy, o ile nie popełni bigamii. Spro56
wadzono do Anglii księŜniczkę Karolinę von Brunswick-Wolfen-biittel, ceremonia zaślubin odbyła się z wielkim rozgłosem i wy-stawnością. KsiąŜę Walii spłodził z nią dziecko, córeczkę i czym prędzej powrócił do wyrozumiałej i wszystko przebaczającej pani Fitzpatrick. Inna rzecz, Ŝe nawet jej nie był całkowicie wierny. Karolina wyjechała na kontynent, gdzie jej romans z dawnym kurierem dworskim, niejakim Bartolomeo Bergami, wywołał głośny skandal. W jakiś czas po wstąpieniu na tron Jerzego IV, Palmerston donosi swemu bratu w Irlandii: „Widziałem dziś królową. Słyszałeś zapewne, Ŝe nie zgodziła się przyjąć pięćdziesięciu tysięcy funtów, które jej miano wypłacić pod warunkiem, Ŝe pozostanie na stałe za granicą i zrzeknie się królewskiego tytułu. No i jest z powrotem. Nasz nowy su-weren, jak równieŜ chyba wiesz, nie cieszy się szczególną popularnością, więc tłumy skorzystały ze sposobności zademonstrowania niechęci do króla, urządzając Karolinie radosne powitanie w Dover, a triumfalne — w Londynie. Przechadzałem się wśród tłumów, lojalnie nie słuchając wywrotowych uwag o jego królewskiej mości i widziałem Karolinę wchodzącą na ulicy South Audley do domu swoich przyjaciół, Woodów, u których zamieszkała. Byłoby lepiej i dla niej i dla wszystkich zainteresowanych, gdyby wzięła pieniądze, przełknęła swą dumę i przestała mścić się na męŜu. Ale niektórzy z radykałów, między innymi Henry Brougham i ten hałaśliwy farmer-dziennikarz William Cobbett, zachęcali ją do powrotu. Podejrzewam, Ŝe nie tyle ze względu na nią samą, ile aby narobić kłopotów królowi i całemu naszemu rządowi. CóŜ, w polityce wiele wolno, ale trzeba nam pamiętać, Ŝe to jest właśnie polityka, a nie współczucie ani teŜ przekonanie o niewinności tej damy." Ustawa, pozbawiająca królową Karolinę pozycji i tytułu z powodu wiarołomstwa, przechodzi w Izbie Gmin tak minimalną większością głosów — między innymi za ustawą głosował Palmerston, zobowiązany do tego przez swych kolegów torysów i przez swe powiązania z królem, którego jest sekretarzem stanu — Ŝe rząd musi swój wniosek wycofać. „Cała ta Ŝałosna afera — pisze Palmerston — nikomu zaszczytu nie przynosi. Mieliśmy fatalny pokaz publicznego prania kró57
lewskich brudów. Degradacja monarchii i oczywiście, przy okazji dostaje się teŜ rządowi Lorda Liverpoola". Karolina i jej poplecznicy kontynuują batalię, ale w sierpniu 1821 roku jej niespodziewana, nagła śmierć przecina całą sprawę. — Akt opatrzności bardzo w porę — komentuje Palmerston nielitościwie, ale w danych okolicznościach zapewne trafnie.
Palmerston opanował juŜ zupełnie swoje oficjalne obowiązki, organizacja ministerstwa działa sprawnie, zlikwidowano zaległości rachunków pułkowych, wprowadzono oszczędności w administracji. Regulamin dla biur, opracowany osobiście przez Palmerstona zarządza, iŜ: ,,... Ŝaden list nie moŜe pozostać dłuŜej niŜ 24 godziny bez odpowiedzi, choćby było to tylko potwierdzenie odbioru i zapewnienie o natychmiastowym rozwaŜaniu sprawy... Ŝadna skarga nie moŜe pozostawać bez rozstrzygnięcia dłuŜej niŜ 7 dni... kaŜdy rachunek pułkowy winien być sprawdzony i zwrócony z odpowiednią adnotacją w ciągu czterech tygodni jednostce wojskowej, której dotyczy...". Popychając i poszturchując, Palmerston zmusił swych letargicznych szefów departamentów do rygorystycznego przestrzegania tych prawideł. Sam bardzo często dokonuje wyrywkowych kontroli pracy poszczególnych działów. Ma teraz nieco więcej czasu na zajmowanie się polityką. Chciałby wyróŜnić się wśród kolegów posłów i zwrócić na siebie uwagę w Izbie Gmin. Obecne stanowisko w rządzie go zadowala, ale rządy się zmieniają, a gdy taka chwila nadejdzie, dobrze byłoby, by go nie uwaŜano wyłącznie i tylko za zdolnego administratora. Przemawia więc coraz częściej w parlamencie, przewaŜnie o sprawach zagranicznych, ale równieŜ interesuje się liberalnymi kwestiami, jak abolicją niewolnictwa, równouprawnieniem katolików, zniesieniem restrykcji ograniczających handel międzynarodowy. Po południu dnia 12 sierpnia 1822 roku Palmerston otrzymuje wezwanie na ulicę Downing. Zastaje tam większość swych kolegów ministrów, członków gabinetu lub teŜ bez prawa zasia58
dania w gabinecie. Jest teŜ George Canning szykujący się do wyjazdu do Indii, gdzie ma objąć stanowisko generalnego gubernatora. Nastrój niespokojny, duŜo poszeptywania, ale Palmerston przyszedł jak zwykle ostatni i nie zdąŜył się wywiedzieć, jaki jest powód tego nagłego zebrania. Premier zaczyna mówić cichym głosem, ze spuszczonymi oczyma: — Nie wezwałem was tutaj, milordowie i panowie, na Ŝad ną debatę. Mam do zakomunikowania smutną wiadomość. Dziś rano nasz szanowny i drogi kolega, Lord Castlereagh, który od dłuŜszego czasu był w stanie wielkiego napięcia nerwów, popeł nił samobójstwo. OdłoŜę przemówienie ku jego czci na czas, kie dy będziemy mniej emocjonalnie poruszeni. Ale chciałbym teraz poprosić, byście zechcieli ze mną uczcić jego pamięć minutą milczenia. Potem się rozejdziemy. Wstrząśnięci ministrowie rozchodzą się grupkami, tylko Canninga Lord Liverpool prosi, by został na chwilę: jak się później okaŜe po to, by zrezygnował z gubernatorstwa generalnego w Indiach, a przyjął zaproponowane mu stanowisko ministra spraw zagranicznych. Palmerston opuszcza budynek przy ulicy Downing w towarzystwie pięćdziesięciotrzyletniego księcia Wellingtona, który jako generał artylerii ma swój sztab w gmachu ministerstwa spraw wojskowych. Dzień jest upalny, powietrze parne. — Okropna rzecz! — zaczyna Palmerston. — Przejdź na tę stronę. Nie słyszę na tamto ucho — burczy rozkazująco, urywanymi zdaniami Wellington. — Wprost nie do wiary! — mówi Palmerston. — Wcale nie. Przynajmniej dla mnie. Widziałem Castlereagha przed trzema dniami. Gadał od rzeczy. Ostrzegłem go: „Nie jesteś przy zdrowych zmysłach!" — KsiąŜę zawsze rąbał prosto z mostu. Mówi dalej: — A Castlereagh zakrył twarz rękoma i odrzekł z płaczem: „Tego się bałem!" Jak Wellington i Palmerston, równieŜ Castlereagh z pochodzenia był Anglo-Irlandczykiem. On to, jako minister wojny w roku 1809, wbrew ostrej opozycji zgrzybiałych starych generałów, którzy nie znali nigdy innej taktyki, jak odwrót, mianował Wellingtona — podówczas Sir Artura Wellesleya — głównodowodzącym wojsk brytyjskich, walczących przeciw napo59
leońskim marszałkom w Hiszpanii i Portugalii. Od tamtej pory ci dwaj byli bliskimi przyjaciółmi. Castlereagha potępiano w kraju, jako głównego w stronnictwie torysów eksponenta polityki represji, przyjętej przez gabinet po masakrze na polach Peter -loo. Świadomość, Ŝe jest powszechnie znienawidzony, wraz z trudnymi obowiązkami politycznymi, złamała go swym cięŜarem. Wellington odsuwa na tył głowy swój czarny, niemodnie niski cylinder, ociera pot z szerokiego czoła Ŝ potęŜnego rzymskiego nosa. Palmerston dwoma palcami rozluźnia trochę wysoki kołnierzyk i mówi: — To musiała być przykra chwila... trudna sytuacja! — W trudnej sytuacji rób to, co oczywiste! Takie było zawsze moje motto. Wysłałem doktora Bankheada do domu Castlereagha. Zgodził się z moją diagnozą. Kazał pochować wszystkie brzytwy... — Więc jak on...? Ale ksiąŜę śpieszy dalej, długimi, szybkimi krokami, którym nawet atletyczny Palmerston z trudem moŜe sprostać. Burczy na wpół do siebie: — Ci głupcy lokaje. Dzisiaj na nikim nie moŜna polegać. Dla tego kraj schodzi na psy. Nie przeszukali wszystkich szuflad. To oczywiste. Scyzoryk wystarczył temu biedakowi, jak teraz wiemy... Szorstkość Wellingtona skrywa szczery Ŝal, podzielany przez Palmerstona i innych przyjaciół Castlereagha. Ale zmarły miał teŜ wielu wrogów. Radykałowie w Izbie i poza Izbą triumfują i witają wiwatami przybycie trumny byłego ministra spraw zagranicznych do opactwa Westminsterskiego. Lord Byron „nieprzystojnie", a William Cobbett „zjadliwie" piszą epitafia, które Palmerston określa jako: „... zarówno niesprawiedliwe, jak wstrętne. Nie próbowałbym udowadniać, Ŝe Lord Castlereagh zawsze słusznie postępował — a któryŜ człowiek, czy jest politykiem, poetą, publicystą czy kowalem, moŜe to o sobie powiedzieć? Ale Ŝaden mąŜ stanu nie moŜe zrobić więcej: bo poświęcił słuŜbie dla kraju wszystkie swe siły, a w jego wypadku było to niemało". Obronę tę inspirowała po części moŜe świadomość Palmersto60
na, Ŝe i on sam w Izbie Gmin popierał Castlereagha w jego surowych zarządzeniach po masakrze na polach Peterloo. MoŜna teŜ argumentować, Ŝe jeden polityk torysowski będzie bronił drugiego z samej solidarności. Ale biorąc ogólnie, potomność w Anglii odrzuci gwałtowne ataki na Lorda Castlereagh, akceptując pobłaŜliwszy sąd Palmerstona. George Canning, który przyjął tekę spraw zagranicznych, jest w parlamencie przywódcą nielicznej grupy posłów — zaliczają się do nich Robert Peel, minister spraw wewnętrznych, dąŜący do zreformowania przestarzałego i okrutnego kodeksu kryminalnego oraz minister William Huskisson, usiłujący wyswobodzić brytyjski handel od paraliŜujących go ograniczeń, a takŜe John Russell — odsuwających się z wolna od zatwardziałych torysów, na których czele stoją Liverpool i Wellington, a skłaniających się coraz bardziej w stronę liberalniej szych wigów. Canning zaprosił do siebie Palmerstona. Ci dwaj znają się dobrze i od dawna. Ostatnio załoŜyli, wspólnie z poetą Sheridanem, dawnym przyjacielem ojca Palmerstona, klub literacki, którego oficjalnym zamierzeniem ma być doskonalenie języka angielskiego. JednakŜe pierwsze przyjęcie minęło pod nie najszczęśliwszymi auspicjami. Palmerston, zapytany, czy juŜ poczyniono jakieś kroki ku realizacji zamierzonego celu, odpowiedział: — Niestety, nie. Sheridan się upił i padło wiele wyrazów w angielszczyźnie wcale nie udoskonalonej. OtóŜ Canning mówi teraz do Palmerstona: — Orientujesz się oczywiście, Ŝe nie wszystkim torysom przy padną do smaku moje intencje odwrócenia polityki moich po przedników, którzy pozawierali przymierza z despotycznymi po tęgami. Proponuję stopniowe przejście do konfrontacji. To, jak sądzę, będzie w zgodzie ze znaczną częścią dobrze poinformo wanej opinii publicznej, która, nie będąc rewolucyjna ani repu blikańska, ma sympatie liberalne. Wydaje mi się, Ŝe w twoich ostatnich przemówieniach wyczuwam pewne tendencje ku liberalizmowi. OtóŜ, chciałbym wiedzieć, czy mogę liczyć na twoje poparcie? Palmerston zastanawia się chwilę, stukając palcami w złotą gałkę laski, którą trzyma między nogami. Gdy raz podejmie 61
decyzję, poświęca się jej bez reszty, całym sercem i wszystkimi siłami. Ale rzadko kiedy podejmuje decyzje szybkie, pochopne, gdy w grę wchodzą sprawy zasadnicze dla jego własnej lub jego kraju przyszłości. Tak i teraz. Prosi Canninga, by mu zostawił czas do namysłu... Przyłączenie się do politycznego ugrupowania, znanego niebawem pod nazwą „Canningistów", osłabi oczywiście więzy łączące Palmerstona z dawnym stronnictwem torysow. To go, co prawda, zbytnio nie martwi. Nie jest z usposobienia wiernopod-dańczym stronnikiem Ŝadnej partii. Myśli samodzielnie, dostrzega i ocenia nastroje wyborców, chętnie wyraŜa własną opinię, chociaŜ mało który mąŜ stanu moŜe sobie pozwolić na luksus realizowania osobistych przekonań w polityce. Palmerston — chyba jedyny podówczas wśród polityków u steru rządów — łączy zasady i pragmatyzm ze szczyptą oportunizmu. Tak, zdaje sobie sprawę, Ŝe jego poglądy rozwijają się stopniowo w kierunku liberalnym. Tak, wierzy, Ŝe polityka Canninga będzie słuszna w danej sytuacji w Europie. Tak, przyłączając się oficjalnie do ugrupowania „Canningistów" będzie miał szansę wysunąć się bliŜej świecznika, dać się poznać wyborcom... Jego lordowska mość pisze do Canninga, zapewniając go o swoim poparciu, z jednym wszakŜe zastrzeŜeniem: ,,.. Ŝe pod określeniem konfrontacji z Austrią, carem i Prusami będziesz rozumiał konfrontację przy zastosowaniu wszelkich środków nacisku prócz wojny. Moim zdaniem, interesy naszego kraju, zwłaszcza interesy ekonomiczne, są nierozdzielnie związane z zachowaniem pokoju w Europie". Canning odpowiada natychmiast, wyraŜa zgodę na zastrzeŜenie swego nowego poplecznika i dodaje, Ŝe jako premier ma dość problemów wewnętrznych, bez obarczania się cięŜarem wojny, zwłaszcza finansowym. Jak się później okaŜe, pierwszej „konfrontacji" Canninga nie spowoduje „święte przymierze" ani teŜ Ŝaden z jego trzech członków, a zastrzeŜenie „wszelkimi środkami, prócz wojny" kaŜe róŜnym wymachującym szablą politykom oskarŜać Canninga — jak z tego samego powodu oskarŜano Palmerstona — iŜ nie jest tak szczerym zwolennikiem liberalizmu, jak twierdził. W roku 1820 pewna grupa ludności Hiszpanii, z poparciem 62
wojska organizuje rewolucję przeciw monarchii. Uwięziono króla Ferdynanda — z dynastii Burbonów — i wprowadzono rządy liberalnodemokratyczne. W kwietniu 1823 roku silna armia francuska pod wodzą księcia d'Angouleme wkracza do Hiszpanii, obala nowy, jeszcze nieustabilizowany reŜim i osadza Ferdynanda z powrotem na tronie. Karol X francuski argumentuje, Ŝe nie mógł pozwolić na uwięzienie Burbona, ale w rzeczywistości więcej się niepokoił o moŜliwość rozszerzenia się Ŝywiołu rewolucyjnego poprzez granicę. Ferdynand, zanim go wypuszczono z więzienia, przyrzekł ogłosić powszechną amnestię. Tę obietnicę łamie od razu i nakazuje istną orgię tortur i egzekucji, tak drastycznych, Ŝe nawet jego oswobodziciel, ksiąŜę d'Angouleme, odwraca się od niego ze wstrętem i odmawia przyjęcia orderów i dekoracji, którymi miano go uczcić. Tymczasem brytyjscy radykałowie — ci sami, którzy niedawno nalegali na redukcję sił zbrojnych — domagają się, by Anglia interweniowała na rzecz hiszpańskich liberałów, groŜąc uŜyciem wojska. To, zdaniem Canninga, mogłoby wciągnąć Anglię w nową wojnę pa Półwyspie Iberyjskim. Do rządu francuskiego premier wysyła jedynie notę protestacyjną. Ale z gestem, który miał zostać przezwany „kanonierkową dyplomacją", wysyła królewską flotę wojenną, by zapobiegła zamiarom zdławienia ruchów niepodległościowych w hiszpańskich posiadłościach kolonialnych w Nowym Świecie. Określenie tego posunięcia stało się słynne: „Wzywanie Nowego Świata, by zrównowaŜyć błędy Starego". W debacie parlamentarnej o tych wydarzeniach Palmerston opowiada się bardzo zdecydowanie za polityką Canninga. Wiedząc doskonale, Ŝe brytyjskie siły lądowe nie sprostają powaŜniejszym działaniom wojennym, oświadcza: — Mówić o wojnie, mając na myśli neutralność; grozić wojskiem, by się schować za papierki; wymachiwać szablą w godzinie narady, by skończyć garścią pisanych protestów w dzień bitwy — byłoby postępowaniem tchórzliwego zawadiaki. Słowa uprzedzają czyny, albo brak czynów. W przyszłości wielu, bardzo wielu, będzie z Palmerstona niezadowolonych — w Polsce, na Węgrzech, we Włoszech. Wszystkie środki prócz wojny. 63
Rozdział 6
MIŁOŚĆ I AWANS
Pewnego wieczora późną jesienią w 1826 roku, Palmerston idzie pieszo ze swego domu przy Hanover Sqiiare na bal w ambasadzie austriackiej. Nie lubi karet i powozów: gdy nie jedzie konno, najchętniej posługuje się własnymi, bardzo długimi nogami. Krok ma zawsze energiczny, ale tego wieczoru moŜna by dostrzec jakiś szczególny pośpiech w jego ruchach — czyŜby zewnętrzne oznaki nastroju, niecierpliwej nadziei? Myśli kaŜdego człowieka pozostają jego tajemnicą, ale bywają sytuacje wspólne większości męŜczyzn, które pozwalają odgadywać stan serca i umysłu ich współbraci, wplątanych w sieć. ...ona musi tam być. Obiecała. A jej mąŜ wyjechał na kilka tygodni do Szkocji... Jeszcze przyśpieszył kroku. Jakby go jakaś postać ponaglała skinieniami ręki. Ambasador Austrii i jego Ŝona zdumiewają się: Lord. Palmerston raz przynajmniej wcale się nie spóźnił! ZłoŜywszy wyrazy uszanowania, Anglik zajmuje strategiczną pozycję, skąd moŜe obserwować drzwi wejściowe. Jest napięty, co u niego niezwykłe: odpowiada na kordialne powitania znajomych nieuwaŜnie, mimochodem. A niektórzy z nich uśmiechają się znacząco. Majordomus wchodzi i wychodzi, eskortując świeŜo przybyłych, donośnie anonsując: — KsiąŜę Lieven, ambasador cara Wszechrosji przy dworze świętego Jakuba i księŜna Dorota Lieven... To imię nie poruszyło Palmerstona. Dawny romans przekształcił się w przyjaźń o raczej letniej temperaturze. KsięŜna zwróciła się gdzie indziej w poszukiwaniu intymniejszych zaŜyłości. — Jaśnie wielmoŜny premier gabinetu ministrów Wielkiej Brytanii i Irlandii, hrabia Liverpool i hrabina Liverpool... Sekretarz wszeptuje coś skwapliwie do ucha ambasadorowi, który śpieszy do antyszambrów: — Jego wysokość William, ksiąŜę Clarence i jego wysokość Adelaida von Saxe-Meiningen, księŜna Clarence... 64
Panie dygają głęboko, panowie kłaniają się nisko, ale myśli Palmerstona nie krąŜą wokół królewskiej rodziny. ... spóźnia się... ale ona zwykle się spóźnia... Wspomnienie jego własnej reputacji o towarzyskiej niepunktualności przywołuje uśmiech na jego usta. Przygładza włosy, zwykle dość niesforne, a z lekka rzedniejące na skroniach. ... czas juŜ na nią... Niedawno napisał w albumie komuś ze znajomych: „Zaprzestań, śmiertelniku, marnować własne Ŝycie w daremnych wysiłkach zabijania czasu, bo czego byś nie zrobił, w końcu i tak czas zabije ciebie". Jak chętnie zabiłby teraz czas aŜ do chwili jej nadejścia. Ale moŜe tylko wyglądać i czekać. ... przyjdzie na pewno... przecieŜ obiecała... Niecierpliwość rodzi coś w rodzaju gniewu. To gniew kochanka niepewnego upatrzonego celu, niepewnego, czy mu nie umknie... Irytuje go teŜ jego własna niecierpliwość. ... zachowuję się jak studencik, zadurzony w Ŝonie wychowawcy... a juŜ chyba powinienem lepiej znać Ŝycie, w moim wieku... Prawda. Ale Palmerston, dobiegając czterdziestego drugiego roku Ŝycia, po raz pierwszy jest głęboko zakochany. Nie zdobył jeszcze obiektu swej namiętności, ani się nawet nie zdeklarował, chociaŜ ona musi sobie z jego uczucia zdawać sprawę, bo czyŜ nie naszkicował siebie, z całą śmiałością, jako Lorda Kupidyna — skrzydła, łuk, strzały — w jej albumie z autografami? W emocjach, jakie w nim obudziła, nie brak podłoŜa zmysłowego, ale tym razem jest to takŜe miłość romantyczna. Obiekt jego uczuć jest dla niego ideałem. Sie ku niemu promienie, które jaśnieją nad nim w dzień i w nocy, i nigdy, nigdy — wierzy w to w bardziej optymistycznych chwilach — nie ściemnieją w jego oczach. Zmusza się, by opuścić swój strategiczny punkt obserwacyjny, zamienić parę słów ze znajomymi. Ale wzrok jego nieustannie kieruje się poprzez ramię i wprędce Palmerston stoi z powrotem na wybranej placówce. KsiąŜę Clarence, głównodowodzący marynarki wojennej i obecnie następca tronu, wita ministra spraw wojskowych, jak zwykle bezceremonialnie, hałaśliwie i po przyjacielsku, a gdy przechodzi dalej, Palmerston słyszy ponownie głos majordomusa: 65
— Lady Emilia, hrabina Cowper.., Więc przyszła nareszcie! Zatrzymuje się na moment w obramowaniu drzwi, jakby w ramie portretu. Twarz owalna, podłuŜna, o wysokim czole, uwieńczonym ciemnobrunatnymi włosami. I oczy ciemne, wyraźnie zarysowane brwi, delikatnie rzeźbiony nos; karminowa czerwień ust nic nie zawdzięcza sztuce, górna warga długa, wygięta w łuk, dolna bardzo pełna, zmysłowa; spadziste, białe ramiona, odsłonięte dekoltem sukni; postać wysoka, szczupła, ale dla męskiego oka niepokojąco kobieca. Wpatrzonemu w nią serce zamiera w piersi. Z trudem zmusza się do czekania, gdy ona, poruszając się z gracją, podchodzi do gospodarzy, składa głęboki dyg dworski przed księciem i księŜną Clarence, zbliŜa się do swego brata, Williama Lamba. Oczy kochanka ją pochłaniają, ale prawie wszystkie oczy zwracają się ku niej. Wzrok kobiet jest zawistny, bo Lady Cowper, chociaŜ ma juŜ ponad trzydziestkę i zaznała macierzyństwa, wciąŜ jest jedną z najsłynniejszych piękności, zawsze uczesana, wypielęgnowana do perfekcji, wykwintnie strojna. Zwolna, pozornie bez określonego celu, krąŜy między gośćmi, a Palmerston stara się nie śledzić jej wzrokiem nazbyt poŜądliwie. Wreszcie z dobrze udawaną beztroską, jakby przypadkiem, staje przed nim. Na pół sekundy spojrzenia ich spotykają się, krzyŜują się w wymianie, niedostrzegalnej dla postronnych obserwatorów, nawet najbaczniejszych... Znacznie później, juŜ po północy, gdy ksiąŜęca para opuściła bal, sporo gości zasiadło na balkonach galerii, otaczającej salę balową. Lady Cowper i eskortujący ją kawaler siedzą trochę na uboczu, przypatrując się barwnej, pulsującej w takt muzyki scenie i gawędząc. On jej opowiada o swojej kandydaturze w wyborach, które się właśnie zakończyły. Zaledwie dzisiaj powrócił z Cambridge, gdzie odbył się dziwaczny spektakl: minister spraw wojskowych w rządzie tory sów miał za przeciwnika kontrkandydata, wysuniętego przez najbardziej zatwardziałych konserwatystów z jego własnej partii! I wybrano go głosami liberalnie myślących wigów oraz zwolenników Canninga. Więzy, łączące go z jądrem stronnictwa jego ojca, ulegają dalszemu osłabieniu. — Wigowie zachowali się wobec mnie z wielką galanterią 66
— mówi przyciszonym głosem, a później potępia: -- ... tych ogłupiałych starych torysów, co to deklamują na cześć Pitta, a zarazem sprzeciwiają się zasadom i metodom, które on uwaŜał za najistotniejsze... Jeszcze gdy Palmerston mówi, muzyka cichnie, tańczące pary rozpraszają się, sala pustoszeje. Mistrz ceremonii coś ogłasza. Kilku młodych ludzi woła: „Brawo"! Kilka dam ośmiela się zaklaskać urękawicznionymi dłońmi. Ale wyciągnięte szyje starszych pań na kanapach sztywnieją, ręce i wachlarze unoszą się w geście zdziwienia i dezaprobaty, górne wargi drgają, a nozdrza rozwierają się odrobinę, jakby doleciał skądś niemiły zapach. CięŜkie, adamaszkowe spódnice podnoszą się o cal w oburzonych, upierścienionych palcach, gdy ich właścicielki wstają i z krótkim skinieniem w stronę swych podopiecznych pupilek, wyprowadzają je — niechętne ociągające się z sali. Opuszczają miejsce, gdzie za chwilę rozegra się scena gorszącej wulgarności. Lady Cowper powstrzymuje śmiech i w chwilowym przestrachu spogląda na swego towarzysza, czy aby nie pomyślał, Ŝe to jego opowiadanie wywołało niewczesną wesołość. Ale On zauwaŜył poruszenie na sali i pyta o powód. — Nie słyszałeś? Ostatnim tańcem będzie walc — odpowiada dama. — Walc? Słowo daję, stajemy się coraz zuchwalsi, wręcz po europejsku! Wiedeński taniec wprowadzono w Anglii juŜ przed jakimś czasem, ale na razie rzadko się wkrada na wielkie bale w wytwornym towarzystwie, gdzie starsza generacja, zwłaszcza damy, uwaŜają, Ŝe tańczenie go jest nieprzyzwoitością. — Ostatecznie jesteśmy w austriackiej ambasadzie — przy pomina Lady Cowper. — A to bardzo romantyczny taniec. Na mniejszych przyjęciach, w domach przyjaciół, tańczyłam go juŜ. wielokrotnie. Spogląda na niego wyczekująco. Palmerston się uśmiecha: — Musisz być bardzo lekkomyślna... — Gdy męŜczyzna mówi to do damy — odpowiada, wysoko podnosząc głowę, z wyrazem udanej dezaprobaty — to zwykle ma na myśli, Ŝe chciałby, by była lekkomyślna z nim... 67
Palmerston wzdycha: — Niestety! — i dodaje: — Ja jeszcze nawet nie widziałem, jak się tańczy walca. — Więc będę twoim nauczycielem... teraz i jak długo trzeba będzie... — Jeśli tak, będę się uczył bardzo powoli. Schodzą na błyszczącą posadzkę. Lord Kupidyn jest na ogół wybornym danserem. Szybko chwyta rytm i pojmuje podstawowe kroki walca, którego melodia jest jakby stworzona, by podchwycić jego nastrój, dorównać jego emocjom. Niebawem tych dwoje zapomina o całym świecie, nawet o tych kilku odwaŜnych parach, które ośmieliły się zatańczyć. O wiele zbyt prędko orkiestra przestaje grać. Palmerston musi oddać Lady Cowper pod opiekę jej pokojowej i jej stangreta. Bal w ambasadzie austriackiej się skończył, ale tych dwoje nigdy o nim nie zapomni. Dla nich ostatni walc będzie trwał zawsze.
W ciągu następnych paru lat gabinet ministrów wciąŜ zmienia się z oszałamiającą prędkością. W roku 1827 Lord Liverpool ulega atakowi apoplektycznemu, który, według oficjalnego komunikatu lekarzy „pozbawia go rozumu". Zatwardziali dowcipnisie z opozycji parlamentarnej pokpiwają, Ŝe to nie powinno niczego zmienić, jeśli chodzi o premiera torysów. Król powierza Canningowi misję utworzenia rządu; ksiąŜę Wellington wraz ze swoimi stronnikami podaje się do dymisji na znak protestu. Stanowisko generalnego gubernatora Indii proponują Palmerstonowi, który się uchyla, nie przyjmuje go. W oficjalnych kołach argumentuje, Ŝe nie byłoby rozsądne dla człowieka jeszcze młodego, jak na polityka, opuszczać angielską arenę polityczną na pięć lub więcej lat. Argument jest słuszny, Canning go akceptuje. Ale chodzą słuchy, Ŝe prawdziwym powodem jest Ŝywa niechęć, jaką Lord Kupidyn odczuwa na samą myśl opuszczenia pięknej lady Cowper i wydania jej na pastwę salonowych wilków. Właściwie mówiąc, Palmerston nie boi się wilków. Nie ma powodów: jej serce jest teraz równie głęboko zaangaŜowane, jak i jego. Ale nawet mu do głowy nie przyjdzie, by się 68
rozłączyć z nią, oddalić o tysiące mil morskich. Pozostaje więc nadal na stanowisku sekretarza stanu do spraw wojskowych, przyjmując zarazem miejsce w gabinecie, którego członkiem jest równieŜ brat Lady Cowper, William Lamb, jako sekretarz stanu do spraw Irlandii i jeszcze jeden stronnik Canninga. Ledwie minie sto dni, a Canning nie Ŝyje: przeziębił się na pogrzebie księcia York. Na Ŝyczenie króla, Wellington podejmuje się teTaz utworzenia gabinetu. Ku ogólnemu zdziwieniu, zaprasza „Canningistów" — między innymi Huskissona, Peela, Palmerstona i Lamba — by pozostali na swoich stanowiskach. Po pewnych wahaniach ci zwolennicy liberalizmu w łonie stronnictwa torysów zgadzają się pracować pod wodzą starego reakcjonisty, który im przyrzeka, Ŝe będzie kontynuował politykę Canninga i Ŝe członkowie gabinetu będą mogli głosować i przemawiać zgodnie z własnym sumieniem w tej wciąŜ kontrowersyjnej sprawie równouprawnienia katolików. Wellington, który dobiega sześćdziesiątki, cieszy się wielkim szacunkiem, natomiast jego popularność w kraju, nieco ostatnio nadszarpnięta, wiąŜe się z jego sukcesami wojennymi raczej, niŜ z jego polityką. Obietnice premiera są zapewne szczere w intencji, ale trudno przypuścić, aby Palmerston i inni ,,canningiści" naprawdę wierzyli, Ŝe będą spełnione w rzeczywistości. W gabinecie niebawem wybuchają sprzeczki, zwłaszcza w sprawie walki o niepodległość Greków, wolnego handlu, no i oczywiście emancypacji katolików. KsiąŜę traktuje swych kolegów w gabinecie raczej jak podwładnych oficerów sztabowych niŜ jak odpowiedzialnych ministrów. Ale gdy zwleka z honorowaniem traktatów zawartych z innymi krajami przez Canninga, Palmerston nalega, aby je wypełniać ,,co do joty". Jest w tym tak bezkompromisowy, Ŝe dawna sympatia, jaką Wellington miał do niego, jako zdolnego administratora spraw wojskowych i jak dotąd niekłopotliwego kolegi, zmienia się w Ŝywą niechęć. KsięŜna Lieven pisze do Petersburga, Ŝe: „ministrowie wymyślają sobie nawzajem jak tragarze", a sam Palmerston zapisuje: „Posiedzenie gabinetu dziś wieczorem w Apsley House (prywatnej rezydencji księcia Wellingtona) skończyło się, jak zwykle, gwałtowną dyskusją i zasadniczą róŜnicą zdań". 69
JednakŜe „canningiści" nie podają się do dymisji, aby ich miejsc nie zajęli zatwardziali konserwatyści. AŜ pewnego dnia w Izbie Gmin poseł z okręgu Cambridge uŜywa w swym przemówieniu zwrotu, iŜ człowiek, którego zasad przestrzegają on i jego przyjaciele, niedawno zmarły George Canning, będzie nadal otaczany czcią jeszcze długo potem, gdy juŜ jego przeciwnicy „pójdą w zapomnienie". Wprawdzie Palmerston wcale nie chciał sugerować, aby architekt zwycięstwa pod Waterloo kiedykolwiek „poszedł w zapomnienie", jednakŜe Wellington przyjmuje jego słowa osobiście do siebie. Podając jako wymówkę to co nazywa „nadmierną gwałtownością Palmerstona w gabinecie i w parlamencie", Ŝąda jego dymisji. Minister spraw wojskowych wycofuje się skwapliwie, tłumacząc Lady Cowper: — Odszedłem tym chętniej, Ŝe czułem się źle jako członek rządu, do którego naleŜy tylu zawziętych wrogów katolicyzmu. Bóg mi świadkiem, iŜ nie mam Ŝadnych skłonności do papizmu, ale jak spodziewam się szacunku dla moich poglądów, chociaŜby je uwaŜano za błędny upór, tak samo Ŝądam tolerancji dla innych ludzi, a zwłaszcza dla ich głęboko odczuwanych wierzeń... — W kaŜdym razie za długo juŜ byłeś w ministerstwie spraw wojskowych — mówi Lady Cowper. - Dziewiętnaście lat... -—.To śmieszne i oburzające, wręcz skandaliczne, iŜ człowieka o twoich zdolnościach trzymano tyle czasu w tej zmurszałej dziurze. Oczywiście, mój drogi, to po części była twoja wina, wina twoich zalet, które są tego rodzaju, Ŝe raczej działają na niekorzyść twego awansu. Lady Cowper zna dobrze arenę polityczną, ma umysł bystry, wiele wraŜliwości, a chociaŜ impulsywna, jest równieŜ zręczną dyplomatką. — To chyba jest prawdą, moja droga Emilio, Ŝe mógłbym zajść wyŜej, gdybym się energiczniej o to dobijał. Ale w odnie sieniu do stanowiska nigdy tego nie robiłem. I aŜ do niedawna nie miałem osobistej podniety... Nie ma potrzeby kończyć: wyraŜony bez słów komplement zapada tym głębiej. — PoniewaŜ tak długo byłeś w ministerstwie i tak sprawnie 70
nim administrowałeś, więc zaczęto cię uwaŜać, wbrew temu, Ŝe zasiadałeś w gabinecie, raczej za wysokiego urzędnika państwowego, niŜ za polityka. A przeszkadzała takŜe ambitna draŜliwość, z jaką dbałeś o własną godność, a właściwie o godność twego stanowiska... — Lord Pumeks! — przerwał jej ze śmiechem. Mówiła dalej: — Wiem, Ŝe to dopomogło ci nieraz w usuwaniu trudnych przeszkód z drogi. Ale narobiłeś teŜ sobie osobistych wrogów. Wrócisz do rządu, oczywiście. To jest tylko chwilowe interregnum. Więc na przyszłość zaklinam cię, bądź trochę taktowniejszy... Niejednokrotnie później Emilia będzie prosiła Palmerstona, aby był nie tak bezkompromisowy, aby ubiegał się o względy wyŜej postawionych — ale niewielki odniosła skutek. Teraz przenikliwie dostrzega jeszcze jeden aspekt. — Masz wielu znajomych, kolegów klubowych, kompanów z polowań, ale mało przyjaciół... czy nie mam racji? Brak ci grupy przyjaznych, oddanych zwolenników politycznych, którzy by ciebie popychali i popierali... — Ach, przyjaciele I — odpowiada powątpiewająco. — Prawdziwa przyjaźń wymaga... a przynajmniej ja to tak pojmuję... zrozumienia i odsłonięcia nie tego człowieka, którego świat widzi, ale tego, którego świat nie zna. Większość naszych rodaków wolałaby przebiec nago ulicami, niŜ ujawnić, jakimi są naprawdę, w głębi duszy. Przymierze dla zdobycia kariery czy pieniędzy, nazywane czasem przyjaźnią, jest niegodne tej nazwy. Zresztą, z punktu widzenia politycznego zaczynam dochodzić do przekonania, Ŝe poparcie tłumów, na ulicach, po wsiach i w piwiarniach jest waŜniejsze od aprobaty ludzi z mojej własnej sfery. — Echa tamtego Henryka, ósmego — mówi Emilia z uśmiechem, a on zastanawia się, jak dalece ona go porównuje do tego króla z rodu Tudorów, który nie tylko wspierał się bardziej na plebsie niŜ na szlachcie, ale takŜe był rozwiązły. Ona mówi dalej: — Musiałoby to być bardzo głośne i hałaśliwe poparcie ze strony gminu, by zagłuszyć polityczną wrogość kolegów... — Więc niech będzie hałaśliwe! Byle tylko nie dochodziło do rozruchów. 71
ZłoŜony z urzędu, Palmerston gotów jest nawiązać takie polityczne stosunki, jakie by mu odpowiadały. Wprawdzie zawsze dowodzi, Ŝe nie ubiega się o karierę, jednakŜe zdaje sobie sprawę, jak waŜne jest znaleźć się na właściwym miejscu we właściwym czasie. Flirtuje z bardziej liberalnymi wśród wigów, nadal pozostając lojalnym „canningistą". W roku 1829 „bezrobotny lord" odwiedza ponownie ParyŜ. Donosi Emilii, Ŝe dostrzega we Francji silne prądy nacjonalistyczne, dąŜenie do zmiany postanowień traktatu wiedeńskiego z zamiarem zagarnięcia Belgii i ziem aŜ do Renu. „Nawet ultraliberałowie powiadają, Ŝe pójdą za kaŜdym ministrem, który odzyska te ziemie dla Francji". Zarazem wyraŜa się o Francuzach z większą sympatią, bez dawniejszych uprzedzeń: „Muszę przyznać, Ŝe widzę tu wiele wrodzonej grzeczności i dobrych manier wśród niŜszych klas, 4a zwłaszcza kobiet, czego się nie spotyka w Anglii". Emilia odgaduje, Ŝe francuskie kobiety z wyŜszych sfer ofiarują jej Henrykowi więcej, niŜ tylko dobre maniery i grzeczność. Zna go dobrze i nauczyła się juŜ patrzeć w inną 'stronę, gdy jej luby zrywa czasem polne kwiatki. Zresztą, cóŜ mogłaby robić innego? Bo chociaŜ istnieją pewne wątpliwości co do ojcostwa je"j ostatniego dziecka, jednakŜe Lady Cowper nadal Ŝyje ze swym męŜem, który z kolei akceptuje ze stoicyzmem jej prawie nie. maskowany romans. Jak bądź by nie spędzał nocy, dni poświęca Palmerston zainteresowaniom kulturalnym. Zwiedza galerie, chodzi na wykłady między innymi słynnego historyka i przyszłego męŜa stanu, Francois Guizota, o historii cywilizacji europejskiej. Oceniając nastroje ParyŜa, przewiduje juŜ, Ŝe niebawem moŜe zajść: „...zmiana mieszkańca Tuileries... pewno zostanie zaproszony Ludwik Filip, ksiąŜę orleański..." Po powrocie do Anglii wiele spraw zajmuje Palmerstona, a niektóre go bawią. Parlament pochłaniają kwestie polityki zagranicznej. Grecka wojna o niepodległość zakończyła się druzgocącą klęską floty otomańskiej, zadaną przez połączone floty angielskie, rosyjskie i francuskie w bitwie pod Navarino. Rząd brytyjski uczestniczył w zawarciu niesprawiedliwego i wy72
raźnie tymczasowego traktatu pokojowego. Palmerston w Izbie Gmin nie szczędzi księcia, który, jego zdaniem, dopomógł do utworzenia Grecji okaleczonej, stanowiącej zaprzeczenie jej staroŜytnych tradycji jako kolebki naszej cywilizacji, gdyŜ: — ... nie zawiera w swych granicach Aten ani Teb, Maratonu ani Salaminy, Termopilów ani Missolonghi. Gdzie indziej rząd Wellingtona równieŜ się naraził. Gdy w Portugalii, tradycyjnej aliantce angielskiej, wytworzyła się trudna sytuacja, Canning posłał tam dywizję wojsk jako czynnik stabilizujący. Teraz rząd brytyjski wycofał te wojska, otwierając drzwi uzurpatorowi, Don Miguelowi, by zagarnął tron i rozpoczął brutalne i krwawe prześladowania. Emigranci portugalscy w Anglii poŜeglowali na wyspę Terceira, gdzie mieli się przyłączyć do mobilizowanych na stałym lądzie sił w obronie prawowitego władcy, Don Pedra. Na rozkaz Londynu brytyjskie okręty wojenne zabroniły Portugalczykom lądować na wyspie. Krytykując niepiękną rolę Brytanii w tych wydarzeniach, Palmerston grzmi: — Świat cywilizowany oburza się i potępia Miguela: i oto ten niszczyciel konstytucyjnych swobód, ten wiarołomca naj świętszych przysiąg, ten zdradziecki uzurpator, wtrącający w niewolę kraj, ten burzyciel publicznego ładu, gwałciciel praw cywilnych, sięgający po Ŝycie bezradnych i bezbronnych kobiet, w opinii Europy zawdzięcza zwycięstwa, idące dotąd jego śla dem, przekonaniu... niedostatecznie odpieranemu poczynaniami brytyjskiego rządu... iŜ gabinet angielski spogląda na jego uzurpację przychylnym okiem. Rząd brytyjski akceptuje takie po stępki Miguela, które popełnione przez kogo innego, obudziły by go jak lwa ze snu... A sprawa wyspy Terceiry! Tutaj odegra liśmy rolę znacznie mniej szlachetnego zwierzęcia i upolowaliś my łup, aby go inny pochwycił i poŜarł. W kulawej i nieprzekonywającej obronie rząd upiera się przy doktrynie nieinterwencji w wewnętrzne sprawy innych państw, na co Palmerston odpowiada inną doktryną, na której będzie w przyszłości przez wiele lat opierał brytyjską politykę zagraniczną: — JeŜeli przez interwencję naleŜy rozumieć interwencję zbrojną, to, jak słusznie utrzymuje rząd, zabraniają nam jej za73
sady ogólne i nasza własna praktyka. Ale jeŜeli przez interwencję będziemy rozumieć ingerowanie wszelkimi moŜliwymi środkami prócz siły militarnej, to stwierdzam, iŜ w takim ingerowaniu nie ma niczego, czego by prawa narodów w określonych przypadkach nie dozwalały... Wprawdzie Palmerston wciąŜ podkreśla, Ŝe nie chce przewodzić, ale tutaj wyraźnie rości sobie pretensje do kierowania sprawami zagranicznymi swego kraju. Po Grecji i Portugalii, parlament zabiera się do rozstrząsania palącej kwestii wewnętrznej, w której Palmerston znowu wiedzie prym w debacie, chociaŜ rolę kierowniczą odegra Wellington, sposobem dość dziwacznym. Emilia Cowper przynosi Henrykowi zaskakujące wiadomości: — Wyobraź sobie, spotkałam dzisiaj tego plotkarza, Thomasa Creeveya. Podobno premier, który właściwie posprzeczał się z tobą i innymi „canningistami", poniewaŜ popieracie emancy pację katolików, zdecydował sam wysunąć wniosek ustawy przy znającej emancypację! Jako poseł, Thomas Creevey nie ma większego znaczenia, a na dokładkę jest niezamoŜny; ale wesoły i towarzyski, posiada doskonały dziennikarski nos do wywąchiwania nowin i umiejętność nawiązywania właściwych kontaktów. Zdobędzie pośmiertną sławę, gdy jego notatki i diariusze, świetny obraz epoki, zostaną opublikowane. Palmerston zaledwie wierzy swoim uszom, zachwycony wiadomościami Emilii. Nie kaŜdy oczywiście tak reaguje. Zatwardziali konserwatyści, których ksiąŜę jest rzekomo przywódcą, nie posiadają się z gniewu. Zanim przedstawi wniosek o nowej ustawie na forum parlamentu, Wellington chce mieć pewność, Ŝe król go podpisze, o ile zostanie uchwalony. Jerzy IV, jak jego ojciec przed nim, podtrzymywał do tej pory tezę, Ŝe gdyby zezwolił na taką ustawę, byłoby to złamaniem jego koronacyjnej przysięgi bronienia religii protestanckiej. Teraz, gdy Wellington rozpoczyna na ten temat rozmowę, jego królewska mość wykrzykuje z irytacją: — Niech to wszyscy diabli! Mówisz mi, Ŝe chcesz ich wpuścić do parlamentu? Przez pięć bitych godzin Wellington musi wysłuchiwać kaza74
nia na ten temat — nie mając moŜności wtrącenia ani jednego słówka ze swojej strony. W końcu król grozi abdykacją, a Wellington juŜ, juŜ spodziewa się dymisji własnej i swego gabinetu. Ale na szczęście Jerzy IV, chociaŜ nie wiele bardziej zdrów na umyśle od swego ojca, nie ma jego siły charakteru. Jerzy III poszedłby raczej na szafot, niŜ ustąpił w tej sprawie. Jego syn nie jest ulepiony z tej gliny, z której się rodzą męczennicy. Następnego dnia po owej długiej sesji z Wellingtonem, król przysyła mu notatkę, Ŝe zgadza się na jego propozycję. Gdzie indziej debaty, kłótnie i oskarŜenia trwają nadal. Lord Winchelsea publikuje w prasie list otwarty, w którym oskarŜa księcia o „zdradzieckie plany wprowadzania papizmu do kaŜdego urzędu państwowego". Obłąkanie nie jest najwidoczniej wyłączną prerogatywą monarchów. OskarŜenie Winchelsea'a jest wariactwem. Jak moŜna takie zarzuty stawiać temu irlandzkiemu protestantowi, który do tej pory opierał całą swą karierę polityczną na opozycji wobec równouprawnienia katolików? śołnierski honor jest uraŜony. Gdy Winchelsea odmawia cofnięcia zarzutów i opublikowania przeprosin, ksiąŜę pisze bez ogródek: „śądam od waszej lordowskiej mości satysfakcji, której szlachcic ma prawo się domagać, a której człowiek honoru nigdy nie odmawia". Pierwszy minister monarchy zamierza złamać prawa królestwa. Co prawda, precedensów nie brak: sam ksiąŜę York pojedynkował się z pułkownikiem Lennoxem w 1789 roku, a w dwadzieścia lat później pojedynkowali się Castlereagh z Canningiem. Wybrano sekundantów, wyznaczono miejsce. Broń: pistolety... W dzień po zajściu, Creevey, który przyglądał się wszystkiemu z ukrycia za Ŝywopłotem, opowiada ubawionemu Palmerstonowi przebieg wydarzenia: — Kiedy sekundant lorda Winchelsea, Falmouth i sekundant księcia, Sir Henry Harding, odmierzali krokami odległość, ksiąŜę nagle wykrzyknął: „Do diabła! Nie ustawiajcie go tak blisko rowu; jeśli go trafię, wpadnie tam!" Ale jak wszyscy wiedzą, ten człowiek, który tak wybornie potrafił dowodzić strzelaniem innych, sam jest kiepskim strzelcem. Wypalił i chybił! — Creevey 75
chichoce. — Wtedy Winchelsea, przybrawszy szlachetną pozę, wystrzelił w górę, a Falmouth oznajmił, Ŝe przeproszenie za obrazę księcia będzie opublikowane bez zwłoki. Wellington powiedział szorstko: „Do widzenia, lordzie Winchelsea. Do widzenia, lordzie Falmouth!" Dotknął dwoma palcami kapelusza, dosiadł konia i razem ze swoim sekundantem szybko odjechał. Palmerston śmieje się i potrząsa głową. — Nie kochamy się ostatnio zanadto z księciem, ale słowo daję, dobrze się spisał. On mnie nazywa draŜliwym, a nie mógłbym ostrzej od niego zareagować na zniewagi Winchelsea. — Podobno jego królewska mość miał się wyrazić, Ŝe sam by tak postąpił — opowiada Creevey. — ChociaŜ wątpliwe, czy miałby na to dość... — Gazety słuŜą wyraŜaniu naszych poglądów — Palmerston zręcznie przerywa, nie pozwalając dokończyć zdania, które byłoby obrazą majestatu — ale ludzie muszą się nauczyć pisać powściągliwie i z dyskrecją o określonych z nazwiska osobach. Wniosek ustawy o emancypacji katolików zostaje przedstawiony parlamentowi. Palmerston popiera go entuzjastycznie w wielkiej, wysoko ocenionej mowie i odtąd uwaŜa się go zdecydowanie za jednego z najlepszych oratorów parlamentarnych. Argumentuje nie tyle z punktu widzenia sprawiedliwości dla pewnego odłamu społeczeństwa, ile dobrobytu i bezpieczeństwa narodu: — Mamy w łonie naszego społeczeństwa jego waŜną część o duŜym znaczeniu z tytułu liczebności, stanu posiadania, rangi, talentów i aktywności... okrąŜoną i odciętą od reszty imperium ... czy taki stan rzeczy jest poŜądany? Czy moŜemy powie dzieć, Ŝe mamy do dyspozycji naturalne zasoby kraju — w peł ni? ... Jeśliby z powodu zbiegu okoliczności i wychowania zda rzyło się, Ŝe jakiś Nelson, Wellington czy Pitt naleŜeliby do tej grupy społecznej, czyŜ karty angielskiej historii nie byłyby pozbawione najwspanialszej chwały? I nie o to chodzi, czy chce my aby tak liczny odłam społeczeństwa był katolicki... darem nie próbować ludzkimi sposobami powstrzymać źródło, tryska jące z ziemi. Ale do nas naleŜy rozwaŜyć, czy będziemy zmuszać to źródło, aby swe siły marnowało w skrywanym i potajemnym nurcie, podmywając nasze mury i domy, zatruwając naszą gle76
bę, czy teŜ zwrócimy i to zaraz jego nurt w otwarte, jasne strumienie uczciwej ambicji, przyczyniającej się do powszechnej zamoŜności i dobrobytu narodu... Izba Gmin uchwala ustawę większością dwóch trzecich głosów, a chociaŜ Izba Lordów pieni się w opozycji, jednakŜe wystarczająca liczba parów Anglii powstrzyma się ostatecznie od głosu, by wniosek mógł przejść. Mowa Palmerstona niewątpliwie bardzo dopomogła do osiągnięcia celu, chociaŜ najwięcej zapewne przyczyniła się do ostatecznego zwycięstwa obawa, Ŝe dalsze odtrącenie emancypacji wywoła wojnę domową w Irlandii. Wellington dowiódł odwagi, poświęcając własne przekonania na rzecz publicznego dobra.
— Czy powziąłeś decyzję, Ŝe będziesz głosował za reformą wyborczą? — pyta premier. — Tak, będę głosował — odpowiada Palmerston. — W takim razie uzyskam zgodę króla, by cię mianować ministrem spraw zagranicznych. Tym razem Palmerston nie waha się ani nie prosi o czas do namysłu. t)d dłuŜszego juŜ czasu marzył o tym, co się teraz ma spełnić. Jest listopad roku 1830. W warszawskiej szkole kadetów juŜ się odzywają pierwsze głosy bliskiego powstania, ale minie jeszcze sporo czasu, zanim Palmerston dowie się o tym i oceni jego moŜliwe rezultaty w aspekcie angielskich stosunków z carem. Jest nowy premier i nowy król. Po Jerzym IV, zmarłym przed czterema miesiącami, na tron Anglii i Hanoweru wstąpił następny z kolei Ŝyjący brat, ksiąŜę Clarence, który panuje pod imieniem Wilhelma IV. Nie przygotowywał się, jak kaŜdy ksiąŜę Walii, do tej roli. Kiedyś miał się wyrazić, Ŝe najwyŜej ceni ludzi, którzy wiedzą więcej, niŜ mówią, na co pewien komentator zauwaŜył, Ŝe Wilhelm mówi więcej, niŜ wie. Król nadal mało wie, nie zna się właściwie na niczym, prócz okrętów. Przed laty słuŜył w marynarce wojennej, dowodził jednostkami bojowymi, a od roku 1811 był głównodowodzącym całej floty. W wojnie z Francją i podczas restauracji Burbonów 77
niewielką rolę odegrał: tyle tylko, Ŝe wzniósł swoją admiralską flagę na fregacie, która w roku 1814 przewiozła otyłego i zdenerwowanego Ludwika XVIII z Anglii do Calais. Na pogrzebie starszego brata Wilhelm IV, idąc za trumną jako pierwszy Ŝałobnik, wywołał pewne zaŜenowanie, pozdrawiając beztroskim gestem tego i owego ze swych przyjaciół w Opactwie Westminsterskim. Palmerston powie później Emilii Cow-per, Ŝe trudno o weselsze naboŜeństwo Ŝałobne. Nowy król szybko nabiera zwyczaju — ku przeraŜeniu jego osobistej gwardii ochronnej — spacerowania po ulicach, często w kompanii plebejusŜa, kłaniając się i uśmiechając do zadziwionych przechodniów, pozwala się nawet pocałować w oba policzki jakiemuś przypadkowemu znajomemu. Zdaniem Creeveya, jego królewska mość nie umie dostrzec wąskiego marginesu między uprzejmością a brakiem godności. A Charles Greville, takŜe sławny plotkarz i autor znanych diariuszy, zapisuje, iŜ Wilhelm jest „błaznem, bardzo bliskim maniactwa". Taki finał nie byłby dziwny. Jeszcze przed kompletnym obłędem ojca Wilhelma, w dynastii hanowerskiej pojawiała się choroba umysłowa. I nawet Jerzy IV twierdził, gdy go ksiąŜę Wellington nie słyszał, Ŝe to on poprowadził wojska brytyjskie do zwycięstwa pod Waterloo. Nowy król sprzeciwiał się początkowo uroczystej koronacji, argumentując, Ŝe takie ceremonie są tylko pretekstem „ogólnych burd" a takŜe, Ŝe to „wydatek nieuŜyteczny i nie na czasie". Prawnicy dowodzą, Ŝe koronacja jest konieczna do złoŜenia przysięgi na wierność przez lordów i gminy. Więc król zabrania noszenia drogocennych klejnotów i urządzania wystawnych bankietów, które upamiętniły objęcie tronu przez jego poprzednika. Parowie ze stronnictwa torysów groŜą zbojkotowaniem koronacji, na co William zauwaŜa złośliwie: — Wnioskuję z tego, Ŝe będzie więcej miejsca i mniejszy zaduch. Zmiana na stanowisKU premiera wynikła z tego, Ŝe ksiąŜę Wellington nie zechciał nakłonić ucha — jak to zrobił w sprawie emancypacji katolików — do powszechnego Ŝądania reformy wyborczej. W szczególnie niefortunnej mowie premier deklarował, iŜ jest: 78
— ... absolutnie przekonany, iŜ istniejące instytucje ustawo dawcze są lepsze, niźli w jakimkolwiek innym państwie... po siadamy pełne zaufanie ludności... dopóki ja będę pełnił jakie bądź obowiązki w rządzie, dopóty będę uwaŜał za swoje zada nie sprzeciwiać się wszelkim reformom, jakie są proponowane. Wprędce się dowiedział, czego naprawdę ludność się domaga. Kraj powstał w rozruchach, mityngi w całej Anglii, dom księcia zagroŜony spaleniem, zrównaniem z ziemią, „król błazen" nie moŜe nawet przejechać ulicami Londynu, cóŜ tu mówić o spacerowaniu wśród przechodniów, a królowa Adelaida pomrukuje, Ŝe nie będzie, niestety, „atrakcyjną Marią Antoniną, ale moŜe Bóg da, Ŝe mi przynajmniej nie zabraknie odwagi". Tym razem Wellington nie ugiął się przed pogróŜkami. Zrozumiał, Ŝe musi nastąpić reforma prawa wyborczego. Ale niechaj ci, którzy w parlamencie ją faworyzują, zajmą się tą sprawą. Praktycznie biorąc, jednym jedynym przemówieniem wymówiwszy się od władzy, podał się do dymisji. Doradził królowi, by kazał posłać po Lorda Charlesa Grey, przywódcę wigów. William pyta: — Jakiego rodzaju człowiekiem jest ten lord Grey? — ... człowiekiem gwałtownym, złymi — odpowiada bez ogródek ksiąŜę. To lord Grey ofiarowuje ministerstwo spraw zagranicznych Palmerstonowi, a jego odpowiedź w sprawie reformy wyborczej dobrze odzwierciedla rozwój jego poglądów od czasów, gdy po raz pierwszy spędził wieczór we dwoje z księŜną Lieven. Palmerston widzi „uniesienie... powszechne i przeraŜające". Dostrzega niebezpieczeństwo rewolucji, ale odmiennie od Wellingtona uwaŜa, Ŝe Ŝaden rząd nie powinien być tak sztywny, by się nie ugiąć przed powszechną wolą ludności. Jemu samemu, osobiście zaleŜy na popularności w gmiwJu. Popiera przedstawiony parlamentowi projekt reformy, który znosi okręgi „nominacyjne" — to znaczy takie, jak jego własny dawny okręg Newport — i oddaje krzesła poselskie duŜym miastom, które nie wysyłały dotąd posłów do parlamentu, poniewaŜ dawne prawo wyborcze dąŜyło do zapełnienia Izby Gmin właścicielami ziemskimi. Nowy projekt przyznaje teŜ prawo głosu dość duŜej liczbie obywateli z klas średnich. 79
Palmerston byłby gotów pójść dalej jeszcze. Mówi, iŜ chciałby dopuścić do głosu „najlepszych i najinteligentniejszych spośród robotników". Nie określa, jak wybierać owych „najlepszych i najinteligentniejszych", ale jak na owe czasy są to poglądy bardzo liberalne. Niejeden dziwi się promocją Palmerstona na stanowisko tak waŜne, jak minister spraw zagranicznych. KsięŜna Lieven, której bliskim przyjacielem jest teraz „zły i gwałtowny człowiek" określa nominację, jako „doskonałą w kaŜdej mierze". MoŜe zapomniała, albo niedokładnie pojmuje poglądy na politykę zagraniczną, o jakich Palmerston jej mówił przed kilku laty. Ale powinna była zaobserwować przesunięcie w stronę liberalizmu dokonane od owej pory. W kaŜdym bądź razie ani ona sama, ani Petersburg nie będą długo podtrzymywali tej opinii, którą teraz tak entuzjastycznie głoszą. Palmerston mógłby powiedzieć, Ŝe z satysfakcją przyjmuje nowe stanowisko, poniewaŜ daje mu sposobność dbania o interesy kraju. Ale takie określenie jemu samemu wydałoby się nienaturalne, tracące napuszoną pompatycznością. Mówi więc do Emilii, a jest to takŜe prawdą, tylko brzmi nie tak wzniosie: — Przyznaję się, Ŝe gdy byłem bez stanowiska, dowiedziałem się czegoś nowego o sobie samym. OtóŜ, ja lubię być na stanowisku. Nie poszedłbym daleko, by się o nie ubiegać, ale lubię to. — Nic w tym złego — zauwaŜyła Emilia. — Teoretycznie. Ale chęć utrzymania się na stanowisku moŜe wpływać na sposób myślenia i postępowania. MoŜna ulec pokusie postępowania nie tak, jak się uwaŜa za słuszne w danych okolicznościach, ale tak, jak będzie lepiej dla zabezpieczenia swego stanowiska. —- Wiesz, Henryka, nie sądzę, byś był człowiekiem, który... — Ufam, Ŝe nie, i prawdą jest, Ŝe chociaŜ nawet chcę stanowiska, nie czuję Ŝadnej chęci władzy. Chcę pracy. Ktoś taki jak ja moŜe znaleźć sobie pracę tylko w polityce, a czym stanowisko wyŜsze, tym praca ciekawsza oczywiście. Lubię na przykład moje posiadłości, ale nie twoTzą one ramy dla mego Ŝycia, tak jak praca. — Wcale bym cię nie potępiała, gdybyś chciał władzy. Nie 80
ma w zasadzie nic złego w pragnieniu władzy ani w sprawowaniu jej. To naduŜywanie władzy przynosi krzywdę, temu który krzywdzi teŜ. — W Anglii nie ma naprawdę niebezpieczeństwa tego rodzaju naduŜycia — argumentuje Palmerston. — Nasze instytucje i konstytucja skutecznie hamują kaŜdego głodnego władzy polityka. A tym bardziej po nowej reformie, która zmniejszy korupcję i utrudni jednej grupie sprawowanie władzy. Oczywiście, istnieje teraz niebezpieczeństwo, Ŝe polowanie na wyborców nie pozwoli politykowi działać w sposób najsłuszniejszy, bo wyborcy nie zawsze rozumieją wszystkie powody takiego czy innego postępowania kogoś z rządu. Ale z drugiej strony, ta nowa uzda powściągnie nazbyt krewkie konie, by nie poniosły razem z jeźdźcem. — Co do ciebie — mówi Emilia — ty lubisz być w sytuacji, kiedy trzeba podejmować decyzje. — Trafiłaś w sedno. Jak zwykle. A w ministerstwie spraw zagranicznych, podejmuje się decyzje bardziej samodzielne, niŜ gdzie indziej. I moŜna się nie tak bardzo przejmować głosami opinii publicznej, chociaŜby hałaśliwymi. Rozruchy wewnętrzne rzadko wybuchają z powodu jakiejś kwestii polityki zagranicznej. Ludzie na ogół ograniczają się do hałaśliwych enuncjacji, czasem szowinistycznych, czasem izolacjonistycznych. W parlamencie radykałowie mogą się upominać o więcej liberalizmu, zatwardziali konserwatyści o współpracę z despotycznymi monarchiami. A uzda jest — suweren i gabinet — by powściągnąć kaŜdą chętkę do szalonego galopu. Teorie są rzeczą piękną. Jakby wyszły prosto z ust profesora Dugalda Stewarta z uniwersytetu edynburskiego. Ale konstytucyjne uzdy, o których mówi nowy minister spraw zagranicznych, nie zawsze go będą hamowały. Czasem chwyci uzdę między zęby.
Część druga
FOREIGN OFFICE
Rozdział 1
NARÓD SKLEPIKARZY
Lord i lady Cowper wydają przyjęcie. Często urządzają takie proszone obiady dla nielicznej stosunkowo grupy gości. W ich domu ludzie nie zapytują się w duchu, po co w ogóle przyszli, a gospodarz i gospodyni — po co zapraszali takie nudne figury, choćby nawet tytułem rewanŜu za przyjęcia, na których sami bywali. Wspólne zainteresowanie osób zebranych tego wieczoru jest wyraźnie określone, a wszyscy obecni panowie, prócz gospodarza, są wybitnymi postaciami w świecie polityki. Po prawej ręce pani domu siedzi lord Althorp, kanclerz skarbu, jego Ŝona po prawej ręce Cowpera. Druga para małŜeńska to lord i lady Durham — ona jest córką lorda Grey. Zaproszono do towarzystwa kawalerów trzy damy, w wieku dyskretnie odpowiednim. Ci nieŜonaci to: William Lamb, minister spraw wewnętrznych, który odziedziczył tytuł po ojcu i zwie się teraz lordem Melbourne, John Russell, generalny skarbnik, oraz Palmerston. MęŜczyźni są dość młodzi, jak na polityków. KaŜdy z nich w większym lub mniejszym stopniu przesiąkł liberalnymi poglądami i chciałby udoskonalać świat —- a świat lepszy, w pojęciu Russella i Palmerstona, to nie tylko świat ustabilizowany i pokojowy, ale takŜe podobniejszy do Anglii. Chcieliby widzieć liberalne rządy w innych państwach, co po trochu wiąŜe się z przekonaniem, Ŝe tego rodzaju rządy będą przychylniejsze wobec Anglii od rządów despotycznych, a nawet dadzą się powodować angielskim wpływom. Londyński dom Cowperów jest urządzony luksusowo, ale w dobrym guście. Wszędzie widać troskliwą rękę Emilii. W holu, w pokojach barwnie od kwiatów; stół pięknie nakryty — drobiazgi, świadczące o dbałości pani domu, usuwają wszelką 85
sztywność i formalność; menu ułoŜone bez zbytniej ostentacji, ale starannie dobrane i wybornie przyrządzone; słuŜba sprawna i uprzejma, ale bez serwilizmu. Wszędzie, nie tylko za szkłem szaf bibliotecznych ogromne ilości ksiąŜek, takŜe odzwierciedlających upodobania Emilii raczej, niŜ jej męŜa, którego zainteresowania ograniczają się do sportów i zarządzania majątkiem ziemskim, dokąd wyjeŜdŜa sam, często i na długo. Lord Cowper jest człowiekiem zacnym, uczciwym, w towarzystwie raczej nudnym, powoli się porusza i powoli myśli. Palmerston zaszufladkował go tą najszkodliwszą z pochwał: „Ma dobre chęci". Cowper nie ma złudzeń co do stosunku łączącego Emilię z Palmerstonem, ale mściwa gwałtowność nie leŜy w jego naturze. W kręgu znajomych mówi się, Ŝe jest zdumiewająco potulnym męŜem. Ze swojej strony Palmerston jest zbyt głęboko zakochany, by odczuwać wyrzuty sumienia. Emilia, ozdoba kaŜdej jadalni czy salonu, potrafi umiejętnie kierować rozmową, wciąga.zręcznymi pytaniami bardziej milkliwych gości, oŜywia zamierający temat lub podsuwa nowy. Jest kobietą inteligentną, rozumną, wraŜliwą. Ze swego miejsca, mniej więcej pośrodku długiego jadalnego stołu Palmerston spogląda to na panią domu, to na jej męŜa i przychodzi mu na myśl, Ŝe ktoś obcy, widząc tę parę razem i nie znając ich tajemnic, zapewne przypuszczałby, Ŝe są typowymi przedstawicielami swojej sfery: małŜeństwem Ŝyjącym w harmonijnej przyjaźni, acz bez wielkiej namiętności, troskliwymi rodzicami i w miarę pobłaŜliwymi pracodawcami, skromnymi lecz zacnymi podporami społeczeństwa. We właściwym czasie doŜyją w godności sędziwego wieku. Palmerston kryje uśmiech, niewolny od satysfakcji, wspominając wspólnie przeŜyte uniesienia, radośnie oczekując dalszych. SłuŜba sprząta po ostatnim daniu, lady Cowper wstaje i z paniami przechodzi do salonu. Pozostałym przy jadalnym stole panom nalewa się porto, podaje cygara, które lokaje im zapalają. Gdy słuŜba juŜ znikła, lord 'Durham zwraca się do Palmerstona: — Z tego, coś mówił dziś rano na posiedzeniu gabinetu o konferencji belgijskiej, wnoszę, Ŝeś zadowolony z postępów. Durham jest znany jako radykał. Gwałtowny i skrajny w wy86
raŜaniu swych demokratycznych poglądów, nie szczędzi zarazem starań, by podnieść własną baronię do rangi hrabstwa i uzyskać dla siebie tytuł. Charakter pełen sprzeczności: rozpieszcza dzieci, słuŜbę kuksańcami napędza i hojnie obdarowuje, dla przyjaciół jest na przemian serdeczny i obraźliwy. Swemu teściowi, obecnemu premierowi, potrafi tak nawymyślać, iŜ ten kryje się przed nim po kątach. — Jeszcze nic pewnego — odpowiada Palmerston. — Sporo sprzecznych interesów i Ŝądań wchodzi w grę. Ale ja rzeczywiście wierzę, Ŝe zyskamy w końcu niepodległość dla Belgów. Konferencja, o której mowa, a w której biorą udział mocarstwa traktatu wiedeńskiego, zebrała się pod przewodnictwem Palmerstona w dwa dni po objęciu przez niego ministerstwa spraw zagranicznych. Traktat wiedeński oddał Belgię pod panowanie króla Williama holenderskiego. Tlejące zarzewia niezadowolenia wśród Belgów rozpaliły się jawnym poŜarem pod wpływem lipcowej rewolucji roku 1830, która wprowadziła we Francji Ludwika Filipa i nową konstytucję. Wojska holenderskie, wysłane do Brukseli dla zdławienia rewolty, musiały się wycofać, a w październiku Belgowie ustanowili tymczasowy rząd z zamiarem utworzenia liberalniejszej monarchii. Te wydarzenia zaniepokoiły ParyŜ, Berlin, Wiedeń i Petersburg. Francja opowiedziała się po stronie Belgów, pozostałe trzy mocarstwa — po stronie króla Holandii. Wojna wydawała się nieunikniona. Rząd Wellingtona, dąŜąc do mediacji, zwołał międzynarodową konferencję do Londynu — i właśnie upadł. — Oczywiście, niepodległość Belgów trzeba osiągnąć i zagwarantować — apodyktycznie oznajmia Durham. — Moje liberalne poglądy zmuszają mnie do nalegania, aby... — Trzymajmy się lepiej jakiejś jednolitej terminologii — niedbale wtrąca Melbourne. — Bo ja mam liberalne poglądy. A jeŜeli moje poglądy są liberalne, to twoje, Jack, są radykalne lub wręcz rewolucyjne. Melbourne, człowiek o głębokiej wiedzy humanistycznej i wrodzonym dowcipie, ma skłonności do indolencji. Według niego wszelkie problemy, polityczne i inne, zostawione własnemu losowi zazwyczaj same się rozwiąŜą. Od lat juŜ separowany od swej lekkomyślnej Ŝony, która przez jakiś czas była ko87
chanką Lorda Byrona, Melbourne Ŝywi szczere przywiązanie do siostry Emilii, a wiedząc wszystko o jej stosunku do Palmerstona, nigdy nie prawi morałów. Zresztą trudno by mu było moralizować, skoro na niego samego sierdził się nie bez powodów niejeden rozgniewany małŜonek. — Bo kaŜdy tak zwany liberał powinien nim być z całego serca — odpiera Durham. — A wtedy jest radykałem! — Liberał „z całego serca", a radykał, to wcale nie to samo — mówi Melbourne, skrywając ziewnięcie. — Liberałowie chcieliby uniknąć tego, co moŜe się łatwo przytrafić radykałom z ich fanatyzmem: spalenia domu i mieszkańców raczej, niŜ od łoŜyć na odpowiedniejszą porę realizację jakiejś zasady. — Jeśli chodzi o Belgię — powiada Palmerston — to zasady liberalne doskonale współgrają z brytyjskimi interesami. Dzięki temu moje zadanie bardziej mi odpowiada, chociaŜ nie jest by najmniej przez to łatwiejsze. Cowper słucha uprzejmie, ale bez szczególnego zainteresowania. Lord Althorp, o ogorzałej twarzy i cięŜkich barach wieśniaka, takŜe pali swoje cygaro w milczeniu, czasem tylko uśmiechając się z lekka do siebie. Nie lubi dyskusji, argumentowania. Gdyby nie poczucie obowiązku wolałby spokojnie siedzieć u siebie na wsi, niŜ być ministrem rządu. Temat podejmuje John Russell, mówiąc ze zwykłą sobie precyzją: — Kwestia belgijska dostarcza poŜądanej sposobności udowodnienia mocarstwom świętego przymierza, Ŝe nie mogą nam niczego dyktować. Oznacza to współdziałanie z Francją, gdzie Ludwik Filip nie moŜe sobie pozwolić, z uwagi na sposób jego własnej intronizacji, na zlekcewaŜenie sprawy liberalnej... — Car, cesarz austriacki, król pruski — przerywa mu gniewnie Durham. — Despoci i tyrani! Nienawidzę ich... nienawidzę! — Uderza pięścią w stół, aŜ kieliszki brzęczą. Melbourne sadowi się wygodniej w krześle, z uśmieszkiem wyciąga przed siebie długie nogi. — Nienawiść... Najgorszym złem jest dzisiaj to, Ŝe ludzie tak się nawzajem nienawidzą. Co do mnie, ja dla wszystkich mam sympatię... Przeciwstawiając się gwałtowności Durhama, Melbourne trochę przesadza. Wprawdzie istotnie sympatyzuje z ludzkimi dą88
Ŝeniami, rozumie ludzkie słabości, bo sam nie jest od nich wolny — ale nie jest przyjacielem autokratów. — Zgadzam się z Johnem — mówi Palmerston. — Tylko Ŝe to współdziałanie nie będzie takie proste. Od dawna wyczuwam, Ŝe Francuzi, chociaŜ deklamują o wolności narodów, nadal mają ekspansjonistyczne aspiracje, które prędzej czy później mogą doprowadzić do kolizji z naszymi interesami. — Jak ty widzisz brytyjskie interesy? — pyta Russell. — Niektóre są jasne, ale co uwaŜasz za najwaŜniejsze? Kariery polityczne tych dwóch — Russella i Palmerstona — będą się wciąŜ przeplatały, czasem w przyjaźni, czasem w konflikcie. Dla pierwszego z nich, który zapewne byłby wyśmienitym profesorem, ideologia stanowi podstawę wszelkich wartości: dla Palmerstona idee są motywami i zaledwie istnieją dopóki nie przyniosą konkretnych rezultatów. — Abstrakcyjnie rzecz biorąc — odpowiada Palmerston — interesy brytyjskie dotyczą naszego prestiŜu i narodowej godności. A w praktyce fundamentalne dla naszego przetrwania są interesy handlowe. Kupiec nie zwiększa obrotów sklepu, strzelając do swoich klientów. I to samo jest prawdą w odniesieniu do kupieckiego narodu. Dlatego musimy, bez poniŜania się, znaleźć środki współdziałania z Francją. — Środki... środki! — wykrzykuje Durham. — Jakie środki? Odrzucanie pryncypialnych zasad? — Nie sądzę, by to było konieczne — mówi Palmerston. — Chyba wystarczy trochę pogrozić. Ludwik Filip nie odwaŜy się wypowiedzieć nam wojny, jeśli okaŜemy stanowczość. Nie jest ślepy. Wie dobrze, Ŝe taką sytuację wykorzystaliby od razu i car i król pruski. — A despotyczne mocarstwa? — nalega Durham. — Jak chcesz się z nimi rozprawiać? Oni nas nienawidzą, traktują nas z pogardą... Althorp wyjmuje cygaro z ust i odwaŜa się zaryzykować uwagę: — Ty ich nienawidzisz, Jack, oni nienawidzą nas. Kiepskie byłyby perspektywy pokoju, jak się zdaje, gdybyśmy wszyscy byli radykałami albo despotami... gdyby nie było pośredniej dro gi89
— Trzymam się polityki Canninga — dowodzi Palmerston. — Przeciwstawiać się potęŜnym państwom w kaŜdym ich niespra wiedliwym posunięciu przeciwko nam lub naszym przyjaciołom: popierać słabsze narody w chwilach niebezpieczeństwa. W ten sposób, ze szczerego przekonania, Palmerston przemawiał publicznie na forum parlamentu i być moŜe wprowadzał w pewnym sensie w błąd owe słabsze państwa i uciskane narody, pozwalając im spodziewać się poparcia wszelkiego rodzaju, włącznie z interwencją zbrojną, której kolejne rządy angielskie nie miały Ŝadnego zamiaru udzielać. Zarazem, „polityka Canninga" znana była ogólnie jako „wszelkie środki prócz wojny". Minister spraw zagranicznych musi tak kierować dyplomacją, aby premier, rząd i suweren aprobowali jego posunięcia. Głos Palmerstona wyraŜa dość często angielską opinię publiczną. Ale angielski rząd jako całość nie jest bynajmniej głosem narodu jako całości: jest głosem stronnictwa politycznego albo grupy przedstawicieli pewnych interesów. Cowper łagodnie wtrąca się do rozmowy mówiąc, Ŝe czas przyłączyć się do pań. — Chwileczkę I — woła rozkazującym tonem Durham, podno sząc rękę. — Jest coś, co chciałbym wiedzieć. Tak się składa, powiedział tu Pumeks, Ŝe niepodległość Belgii zgadza się z in teresami brytyjskimi. Daje w ten sposób do zrozumienia, Ŝe moŜemy udawać szlachetnych, chociaŜ właściwie tylko o siebie się troszczymy. Niech się Belgowie cieszą, bo im fortuna sprzyja. Ja chcę wiedzieć, co dzieje się wtedy, gdy interesy brytyjskie nie są tak wyraźne. — Zwraca się do Palmerstona: — Polska była uciemięŜona od pierwszego rozbioru przed sześć dziesięciu laty! Anglia wraz z innymi mocarstwami na Kongresie Wiedeńskim wydała Polskę z powrotem na pastwę wilków! Cała Polska pod rozbiorami rwie się do wolności, do niepodległości, chce się sama rządzić! A tutaj interesy brytyjskie są raczej niewyraźne. Jak dalece więc ideologia liberalna będzie wpływała na rząd w sprawie uciskanej Polski, która z głębi serca wzywa pomocy? Althorp pali cygaro, nieporuszony. John Russell spogląda pytająco na ministra spraw zagranicznych. Melbourne uśmiecha się sardonicznie. Cowper stoi juŜ przy drzwiach z ręką na klam90
ce. Palmerston wie, Ŝe pan domu nie chciałby narazić się Emilii za zbyt długie przesiadywanie z gośćmi nad portweinem, więc wstaje równieŜ: — W zasadzie podzielam twoje sentymenty, Jack — mówi, dodając z pobłaŜliwym uśmiechem: — Tylko nie potrafiłbym wy razić ich tak dramatycznie. Ale pozwól, Ŝe ci przypomnę, Ŝe pytania sformułować łatwo, natomiast odpowiedzi w polityce, jeśli mają być coś warte, trzeba móc poprzeć czynami. Sprawa polska jest teraz dyskutowana z premierem i z przedstawicielami Polski w Londynie, których osobiście znamy: Wielopolski, Walewski. Gdy linia polityczna zostanie ustalona, gabinet będzie mógł ją omówić i skrytykować. A póki co... — Wzrusza ramionami. Cowper otwiera drzwi, a Durham wykrzykuje: — To wykręty! Jeśli chcesz postępować według zasad... Palmerston uśmiecha się i wychodzi, mówiąc: — Zasady to broń opozycji. Rządy muszą brać pod uwagę korzyści... muszą być oportunistyczne.
W salonie lady Durham gra na pianinie, Emilia śpiewa miłym, choć nie wyszkolonym kontraltem. Parę osób siada do zielonego stolika, zabawia się kartami. Trochę rozmów na towarzyskie tematy. Palmerston wychodzi jako ostatni z gości. Idzie ulicą, nagle odwraca się i spogląda wstecz, za siebie, na oświetlone okna małŜeńskiej sypialni. I idzie dalej, zaciskając pięści.
W raporcie, o którym wspominał Durham, przedstawionym gabinetowi, minister spraw zagranicznych stwierdził: ,,Podkreśliłem na konferencji, Ŝe Belgia powinna otrzymać poparcie, jako niepodległe i neutralne państwo. Po debacie Francja zaczęła się równieŜ ku temu skłaniać. Wszystkie trzy mocarstwa świętego przymierza początkowo, jak panom wiadomo, Ŝądały zbrojnej interwencji — jeśli chodzi o cara, to z pomocą wojsk polskich — na rzecz króla Holandii. Ale teraz, jak się zdaje, odnoszą się przychylniej do naszego punktu widzenia. Szczerze powiedziawszy, ani Talleyrand (ówczesny francuski ambasador 91
w Londynie), ani ja nie moŜemy sobie w tym względzie zasługi przypisywać. Uwagę cara pochłania teraz bez reszty insurekcja w Polsce. TakŜe Austria i Prusy nie kwapią się z wysłaniem wojsk za granicę w momencie, gdy zamieszki mogą kaŜdej chwili rozszerzyć się na tereny zaborów pod ich władzą..." Podsumowanie ścisłe i trafne. Ale gdy Talleyrand w Londynie pozornie skłaniał się do punktu widzenia rządu brytyjskiego, Ludwik Filip mącił wodę w Brukseli. Namówił nowo utworzoną belgijską radę narodową, by ofiarowała tron jego drugiemu synowi, księciu de Nemours. Takiego przymierza familijnego między dwoma krajami inne mocarstwa nie mogły oczywiście zaakceptować. — W zeszłym roku, zaraz po przyjeździe Talleyranda — opowiada Palmerston lordowi Grey — usłyszałem przypadkiem na przyjęciu, jak powiedział, Ŝe „trochę podbojów przydaje się do utrwalenia kaŜdego rządu francuskiego". Obecne posunięcie Ludwika Filipa wygląda mi na bardzo podstępny gatunek podboju. Premier jest zaalarmowany. Minister spraw zagranicznych pisze do brytyjskiego ambasadora w ParyŜu: „Jeśli pozwolimy Francji zająć choćby winnicę czy ogród warzywny, natychmiast zaŜąda czegoś więcej i nie sprostamy jej Ŝądaniom, jednym za drugimi..." Ale dopiero gdy Palmerston zagroził, Ŝe kaŜe brytyjskim okrętom wojennym popłynąć na Karaiby, między kolonie francuskie — Ludwik Filip ostatecznie wrzucił z powrotem w mętne wody ową rybę, którą wyłowił dla swego syna. Oficjalnie ksiąŜę de Nemours odmówił przyjęcia tronu. Zamiast syna króla francuskiego, Belgowie powołują na tron niemieckiego stryja Wiktorii, jak na razie domniemanego następcę tronu Anglii, Leopolda sasko-koburskiego. Nadal jednak Palmerston musi uŜyć całej swej zręczności, by doprowadzić do podpisania traktatu gwarantującego niepodległość Belgii. Najpierw wojska króla Holandii wkraczają do Belgii i do odwrotu zmusza je dopiero armia francuska oraz blokada holenderskich portów, skutecznie przeprowadzona przez flotę brytyjską. A później Belgowie zaczynają stwarzać trudności. Ich pełnomocnik, van Weyer, otrzymuje instrukcje, aby nie podpisywać traktatu, który zmusza ich do wycofania się z wschodnich części Luk92
semburga i z Limburga. W stosunku do van Weyera Palmeiston stosuje taktyką stanowczego dyktanda: „Spędziłem z nim cały wczorajszy dzień i dziś ostatecznie zgodził się ze mną, Ŝe jedyną cechą pełnomocnictwa jest moŜliwość nie zastosowania się do instrukcji: w przeciwnym jazie wystarczyłby zwykły urzędnik czy goniec, kaŜdy potrafi ślepo wypełnić instrukcje... Ten poczciwy Belg siedzi teraz w sąsiednim pokoju, wymazuje, przekreśla i przerabia tekst według naszych wskazówek..." Nareszcie traktat, znany pod nazwą „Dwudziestu Czterech Artykułów", jest podpisany. Belgia, która od trzystu lat była kolejno pod władzą Hiszpanii, Austrii, Francji i Holandii, uzyskuje niepodległość jako suwerenne państwo. Sukces dyplomatyczny Palmerstona jest niewątpliwy i pięknie rozpoczyna jego karierę w Foreign Office. Ale jednocześnie niepodległość Belgii przekreśla po raz pierwszy, acz ze zgodą zainteresowanych mocarstw, postanowienia traktatu wiedeńskiego. Niebezpieczny precedens. Car i jego ministrowie dostrzegają uchylone w ten sposób drzwi i gotowi będą to wykorzystać.
Rozdział 2
PATRIOTA, CYNIK, REALISTA?
W tym okresie Palmerston zaczyna prowadzić diariusz, a właściwie rodzaj pamiętnika, w którym w nieregularnych odstępach czasu notuje swoje myśli i impresje na róŜne tematy. Pisze o ludziach: o bracie i siostrach, znajomych, kolegach i przeciwnikach politycznych: pisze o dyplomacji i polityce, najczęściej o tym, co chciałby zrobić, gdyby go do czego innego nie zmuszały sytuacje w Europie albo decyzje gabinetu ministrów. O początkach swej pracy jako ministra spraw zagranicznych notuje: „Foreign Office to nie ministerstwo spraw wojskowych. Nie podejmuje się tu decyzji o długości Ŝołnierskiego płaszcza. Chodzi o sprawy godności, moŜe nawet bezpieczeństwa kraju... Szczycę się tym, Ŝe jestem Anglikiem. Co nie oznacza, iŜ uwaŜam moją ojczyznę za bezbłędną doskonałość. Czuję się jak 93
lojalny członek rodziny, w której kłótnie wybuchają często, ale przywiązanie je przezwycięŜa". Wówczas gdy rozstrzygają się sprawy niepodległości Belgii, rodzi się nowy problem międzynarodowy, związany z wybuchem insurekcji w Polsce — mówi o tym Lord Durham na przyjęciu u Cowperów — i z deklaracją ogłoszoną w Warszawie w styczniu roku 1831, pozbawiającą cara Mikołaja tronu Królestwa Kongresowego. W Polsce powstanie! „Wolności błyszczy zorza, Wolności bije dzwon ... i wolnych płynie krew". Do Londynu przybył Aleksander Wielopolski, wkrótce przyjedzie ksiąŜę Adam Czartoryski. Mają przyjaciół w najwyŜszych sferach: zaliczają do nich lorda Greya, który w roku 1797 urządził przyjęcie na cześć Tadeusza Kościuszki; oraz Henryka Broughama, obecnie Lorda Kanclerza i przewodniczącego Izby Lordów. MoŜna Ŝywić nadzieję, Ŝe wpłyną oni na rząd brytyjski, by interweniował na rzecz Polski. Ludwik Filip powiedział, Ŝe jeśli Wielka Brytania wyśle wojska, to uczyni to równieŜ i Francja. Ale istnieje więcej niŜ podejrzenie, Ŝe król francuski tylko przerzucił na Anglię odpowiedzialność — Talleyrand go pouczył, jakiej ma udzielić odpowiedzi. Początkowo ministrowie brytyjscy wykręcali się od przyjęcia Wielopolskiego, który miał instrukcje, by — między innymi — prosić o finansową pomoc dla Polaków i o wysłanie broni przez Prusy, gdzie Anglia miała prawo tranzytu handlowego. Wreszcie lord Grey udziela nieoficjalnej audiencji Leonowi SapieŜe. Polski magnat trzyma w ręku opublikowane w czasie Kongresu Wiedeńskiego artykuły Greya, w których obecny premier udowadniał, Ŝe niepodległe państwo polskie będzie cennym elementem równowagi sił w Europie. — Na nic się zda przypominać mi teraz moje dawne enuncjacje — mówi Grey. — W ówczesnej argumentacji zakładałem przymierze między Anglią a Francją. Współdziałamy z Francją w negocjacjach belgijskich, ale bardzo nieufnie i nie chcemy, by car miał ręce wolne i mógł się w tę sprawę wmieszać. 94
Mówi otwarcie. Nie owija niczego w bawełnę. Potwierdza siato, co Palmerston mówił na posiedzeniu gabinetu: Ŝe powstanie « w Polsce ułatwia Belgii uzyskanie niepodległości. Zrozumiałe, Ŝe Polacy oczekują w zamian jakiegoś rewanŜu, nawet jeśli to był tylko zbieg okoliczności. Palmerston nadal nie chce przyjąć Wielopolskiego. Pisze w swoim diariuszu: „Zazwyczaj zgadzamy się z premierem, ale gdy mu powiedziałem, Ŝe nie moŜemy działać na rzecz niepodległości Belgii, nie uczyniwszy chociaŜby jakiegoś gestu w interesie Polaków, ostrzegł mnie, bym nie pozwalał liberalnym sentymentom wypaczać mojej oceny tego, co realne. Przypadkiem wiem, Ŝe Grey wiele czasu przepędza z księŜną Lieven, która mocno wody dolewa do mego wina, podkreślając bez wątpienia, jak jest dla Anglii waŜną przyjaźń cara. Grey nie zgodzi się teraz na Ŝadne kroki propolskie..." Gdy Wielopolski dostaje się w końcu do Palmerstona, przedstawia mu bardzo obszerny dokument. Dowodzi w nim, Ŝe wspólna działalność wielkich mocarstw celem wskrzeszenia państwa polskiego stworzyłaby fundament stałego pokoju w Europie. Minister spraw zagranicznych, zniecierpliwiony rozmiarami dokumentu, daje odpowiedź, która jest echem lorda Greya i nie wyraŜa jego własnych osobistych przekonań, lecz stanowisko oficjalne: — Wydarzenia w Polsce dotyczą wewnętrznych spraw rosyjskich, a jak panu wiadomo, interweniowanie w sprawy między monarchą a jego poddanymi jest nie do pomyślenia... — Ale traktat wiedeński daje mocarstwom prawo interweniowania — przypomina Wielopolski. Niewielką satysfakcję mogą mu dać ostatnie, poŜegnalne słowa Palmerstona: — JeŜeli i tylko wtedy, gdyby car próbował wcielić Królestwo Kongresowe do Rosji, my moglibyśmy zaprotestować. I wtedy zaprotestujemy... Kopię dokumentu przedstawionego rządowi brytyjskiemu wręczono równieŜ Talleyrandowi, który doradza przewidująco: — Lepiej byłoby wykazać Anglikom, jakie odniosą korzyści, interweniując w waszej sprawie, a co do praw, to rzecz kancle95
rza by je wynaleźć i jeśliby nie mógł tego zrobić, byłby bardzo kiepskim kanclerzem. A on szukać nie zacznie, dopóki korzyści nie będzie widział. JednakŜe w marcu roku 1831 Palmerston, posługując się niektórymi argumentami wysuniętymi przez Wielopolskiego, wydaje instrukcje lordowi Heytesbury, ambasadorowi w Petersburgu, by oficjalnie oznajmił: ,,W wypadku wojny domowej między suwerenem a jego poddanymi, państwa postronne nie mają prawa interweniować. Ale królestwo polskie moŜe być uwaŜane za wyjątek od tej ogólnej reguły. Kongres wiedeński ustanowił królestwo polskie i określił, jakie mają być jego stosunki z Rosją. Rząd jego królewskiej mości jest zdania, Ŝe wszelkie zmiany, które mogą doprowadzić do wcielenia królestwa polskiego do Rosji, przekreślenia jego autonomii i konstytucji, będą złamaniem traktatu wiedeńskiego. W takim razie Anglia i wszystkie państwa, które podpisały traktat, mają prawo zaprotestować..." Tekst instrukcji nie stanowi ultimatum, a co gorsza, osłabia go zakończenie, wydające się być autorstwa księŜny Lieven via lord Grey: ambasador nie powinien mówić ani czynić niczego, co by mogło wpłynąć na pogorszenie przyjaznych stosunków rządu brytyjskiego z carem. Dalsza przeszkoda na drodze ewentualnej moŜliwości — która nigdy nie była bardzo realna — aktywniejszej interwencji brytyjskiej pojawia się teraz w postaci oficjalnych deklaracji Austrii i Prus. Palmerston nalegał na Austrię, by zachowała ścisłą neutralność i szukała sposobności mediacji. Ostrzegł równieŜ Prusy przed wkroczeniem do Polski, gdyŜ to mogłoby wywołać reakcję Francji. Ale święte przymierze trzyma się razem. Król pruski oznajmia, Ŝe ład i bezpieczeństwo nie mogą być utrzymane dłuŜej bez rewizji traktatu wiedeńskiego. Palmerston komentuje w swoim diariuszu: „Anglia mogłaby przedsięwziąć zbrojną interwencję tylko wespół z Francją, a to by oznaczało wojnę powszechną w. Europie. Pojmuję, Ŝe dla Polaków to się wcale nie wydaje katastrofą. CiemięŜeni zawsze mają nadzieję, Ŝe z ogólnego chaosu moŜe się wyłonić lepsza dla nich sytuacja. Ale wojna, chaos, z pewnością nie leŜą w interesie Anglii, a gdybyśmy w konflikcie po96
nieśli klęskę, co nie jest nieprawdopodobne, sprawa liberalizmu w całej centralnej Europie cofnęłaby się co najmniej o jedno pokolenie..." A w Izbie Gmin minister spraw zagranicznych oznajmia: — Gdyby rząd chciał doprowadzić do szybkiego i zupełnego pogromu Polaków, musiałby tylko zadeklarować, Ŝe zamierza z bronią w ręku upomnieć się o dotrzymanie postanowień trak tatu wiedeńskiego. Natomiast nie sądzę, byśmy nie mogli dopo magać przyjazną radą. Zarówno Izba Gmin, jak i cały kraj mają wiele sympatii do polskich powstańców. Ale Wielopolski, a takŜe Czartoryski, który obecnie przyjeŜdŜa do Londynu, zbyt wiele w tym pokładają nadziei. Wydaje się im, Ŝe poniewaŜ Palmerston powiedział „Całym sercem Ŝyczymy Polakom sukcesu" — to tego rodzaju przyjazne sentymenty przekształcają się w armaty i amunicję. Wojna nie jest jeszcze takim dochodowym przedsięwzięciem, jakim się stanie w przyszłości — dla niektórych. I nie wszystkie narody Ŝywią wzniosłe ideały i działają z parywczą rycerskością Polaków. ToteŜ gdy Czartoryski uzyskuje audiencję u lorda Greya w sprawie militarnej interwencji Wielkiej Brytanii i Francji, usłyszy odpowiedź kategorycznie negatywną. KsiąŜę zwraca się z kolei do lorda Broughama, który jeszcze w roku 1814 opublikował anonimowo ,,Apel do narodu angielskiego i narodów sprzymierzonych w sprawie Polski". W tym apelu poinformował umiejących czytać wśród Brytyjczyków o faktach, dotyczących rozbiorów Polski. Ale nawet Brougham, entuzjastyczny stronnik spraw wolnościowych, któremu oficjalne stanowisko nie przeszkadza wyraŜać osobistych opinii, mówi do Czartoryskiego z wyraźnym zaambarasowaniem: — Nieszczęściem sprawa Polski jest w konflikcie z interesa mi wszystkich innych mocarstw. Co do interesów brytyjskich, Palmerston pisze: „Dla zachodniej Europy rezultaty zwycięstwa świętego przymierza byłyby absolutnie negatywne. A klęska świętego przymierza, czyniąc z Francji pierwsze mocarstwo w Europie, rozszerzające jej granice aŜ po Ren a zasięg jej wpływów aŜ po Wis97
łę, jeśli nie dalej, powiększyłaby jej potęgę do tego stopnia, Ŝe z racji swego połoŜenia państwo to mogłoby zagrozić Anglii". Gdy minister spraw zagranicznych przyjmuje księcia Czartoryskiego, mówi mu, Ŝe detronizując cara, Polacy utracili prawa, jakie mieli zgodnie z postanowieniami traktatu wiedeńskiego. Pomija tutaj fakt, Ŝe powstanie listopadowe wybuchło właśnie dlatego, Ŝe Królestwo Kongresowe nigdy nie otrzymało wszystkich, przyznanych mu przez traktat praw. Palmerston mówi dalej: — Względy geograficzne uniemoŜliwiają Anglii wysłanie wojsk do Polski, a spalenie floty rosyjskiej na tyle by się wa szej sprawie przydało, co spalenie Moskwy przez Napoleona... Co do innych form pomocy, oprócz dyplomatycznych, to moŜe wtedy, gdyby wasze polskie wojska odniosły jakieś powaŜniej sze sukcesy... Wtedy sytuacja by się zmieniła. Z jego słów moŜna by wyciągnąć wniosek, Ŝe powstańcom nie będzie się dopomagać, gdy są w trudnym połoŜeniu, bo ich ostateczna klęska zdyskredytowałaby równieŜ tych, którzy im pomagali: ale moŜna by im dopomóc w godzinie zwycięstwa, bo ich „przyjaciele" chcieliby zapewne mieć głos w pertraktacjach pokojowych. Talleyrand jeszcze poprzednio powiedział hrabiemu Walewskiemu, który takŜe przyjechał do Londynu: — PowaŜne militarne zwycięstwa Polaków są koniecznym wa runkiem ewentualnej interwencji państw zachodnich. O tych odpowiedziach Czartoryski wyrazi się ze zrozumiałą goryczą: — Chcieliby zniszczyć wspólnego wroga za cenę naszej krwi... Po audiencji u ministra spraw zagranicznych Czartoryski skarŜy się, Ŝe przyjęto go z chłodną formalnością. Trochę to dziwnie zabrzmiało w ustach człowieka, który, gdy sam był ministrem spraw zagranicznych cara, zasłynął wśród ambasadorów innych państw jako „chłodny i formalny". Palmerston zaprasza jednakŜe Czartoryskiego na obiad, co mu zyskuje namiętne potępienie dawnej kochanki, księŜny Lieven. Liberał i patriota Palmerston w Ŝadnym wypadku nie jest romantykiem. — Jesteśmy prostym i praktycznym narodem — mówi. — Na rodem kupców. Nie skłonniśmy do rycerskich przygód... 98
PoniewaŜ Palmerston wyraŜa z widoczną szczerością sympatię wobec uciemięŜonych narodów — chociaŜ zawsze absolutne pierwszeństwo przyznaje interesom Anglii — Lord Melbourne i większość jego rodaków uwaŜa go zarówno za liberała, jak i prawdziwego patriotę. Z tych samych jednakŜe powodów lord Durham i radykalna mniejszość, wraz z wielu cudzoziemcami, określa go jako cynika. On sam nie przejmuje się etykietkami, jakie mu naklejają. Wie, Ŝe zwykle wyraŜają one tylko pół prawdy. Polityka, wewnętrzna i zagraniczna, twierdzi Palmerston, jest sztuką wybierania tego, co realne. Rozdział 3
PRZERWANY WALC W miłości Palmerstona do lady Cowper doszło do kryzysu. W sprawie Polski Palmerston działał z mniejszą energią, mniejszym osobistym zaangaŜowaniem, niŜ w późniejszym okresie jego kadencji w Foreign Office. Jeszcze nie dość mając doświadczenia w tej roli, polega na radach lorda Greya: jeszcze mu brak wiary we własne siły, ufności, Ŝe potrafi pociągnąć za sobą gabinet ministrów i cały kraj. On sam nigdy by nie przyznał, Ŝe komplikacje jego Ŝycia osobistego mogą wpłynąć na wypełnianie przez niego słuŜbowych obowiązków, Ŝe osłabiają trafność jego decyzji, staranność, z jaką zwykle dogłębnie studiuje kaŜdy problem polityki zagranicznej. A przecieŜ jest bardzo ludzkim w swych słabościach człowiekiem i konflikt, jaki w roku 1831 rozrywa jego osobiste Ŝycie, odciąga jego uwagę od innych spraw. Wieczorem w wilię dnia, kiedy minister spraw zagranicznych miał przyjąć po raz pierwszy Adama Czartoryskiego, lord Cowper pod koniec przyjęcia zatrzymuje Palmerstona po odejściu innych gości. Zabiera go do biblioteki i prosi, „jak szlachcic szlachcica", by nie widywał więcej lady Cowper, chyba tylko podczas nieuniknionych spotkań towarzyskich. — Jeśli pan się zastosuje do mego Ŝyczenia — mówi Cowper — będę nadal z miłą chęcią widywał pana jako gościa w moim domu. Muszę tu przypomnieć i podkreślić, Ŝe moje stosunki 99
z Emilią są... hm, hm... normalnymi stosunkami między męŜem a Ŝoną. — Prosi mnie pan o rzecz bardzo trudną — zaczyna z wahaniem Palmerston. — Nie ukrywam, Ŝe admiruję pańską Ŝonę. — To... i więcej niŜ to... jest wiadome powszechnie — odpowiada Cowper bardzo spokojnie, nie okazując gniewu. — SłuŜba nie jest ani ślepa, ani teŜ niema. Koła towarzyskie udają ignorancję pod warunkiem, Ŝe romanse nie są jawne. Ale gdybym chciał zrobić publiczny skandal, wykluczono by pana z dworu, a pańska kariera polityczna zostałaby przekreślona, a juŜ co najmniej zahamowana... Palmerston podnosi głowę gwałtownym ruchem i mówi ostro: — Te słowa zalatują szantaŜem... — Dla mnie szantaŜ nie jest większym grzechem od cudzołóstwa. — Czy pan rozmawiał ze swoją Ŝoną...? — zaczyna Palmerston, ale tamten mu przerywa: — Byłoby to nieuczciwe. To sprawa między dwoma męŜczyznami. Cowper ociera twarz. Palmerston siedzi ze zmarszczonym czołem. Wreszcie pokrzywdzony mąŜ mówi dalej: — Proszę mnie teraz zostawić. Nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia. Ale niech pan przemyśli moje ostrzeŜenie. Mówiłem powaŜnie. Palmerston nie wraca do swego domu przy Hanover Square. Wędruje pustymi ulicami aŜ do świtu, rozmyślając. Zrywał do tej pory — prawdę mówiąc, nadal mu się to zdarza — polne kwiatki na łące, mile ofiarujące mu ulotne barwy i wdzięk. Ale z Emilią jest inaczej. Jej czar trwa. Zmienia mu Ŝycie. Od niej się nauczył, Ŝe fizyczne poŜądanie nie jest jedyną emocją w stosunku do kobiet, choćby fizycznie pociągających. Rozum i dowcip Emilii czarują go nie mniej niŜ jej uroda. Palmerston dobiega pięćdziesiątki i odczuwa potrzebę nie tylko miłości, ale i troskliwego przywiązania. Nie takiej troskliwości i przywiązania, jakim go darzą jego solidne, zasiedziałe na wsi siostry, lecz czułej sympatii kobiety światowej, pięknej i namiętnej, a jednocześnie dobrze znającej sferę jego własnych zainteresowań. Tak, trzeba mu współczucia, sympatii, intymności — na co dzień. 100
Wreszcie się decyduje. Wie, jak powinien postąpić. Kiedy następnego dnia Palmerston wraca późno z Foreign Office do domu, zastaje czekający na niego liścik: „Mój mąŜ będzie dziś wieczorem na zebraniu loŜy wolnomularskiej. Wróci późno". Czy Cowper celowo zostawił wolną drogę? Wprowadzony do salonu Emilii, Palmerston na jej widok czuje, jak mija napięcie, jakie trzymało go w szponach od wczorajszego wieczoru. Nie wspominając o rozmowie z Cowperem, ani o jego pogróŜkach, mówi: — Emilio, nie moŜemy tak Ŝyć dłuŜej. Musisz zaŜądać rozwodu od męŜa. Albo niech on się rozwiedzie z tobą. Lady Cowper z trudem pojmuje, Ŝe Palmerston mówi serio. — AleŜ, mój drogi! Nie mam powodu rozwodzić się z męŜem, a on na pewno nie rozwiedzie się ze mną. A nawet gdyby to było moŜliwe, któŜ by później dał ślub kobiecie rozwiedzionej? (Podówczas jeszcze w Anglii nie było ślubów cywilnych). Co ci się stało, Henryku? — Znajdziemy pastora, który nas zaślubi za wystarczająco wysokie wynagrodzenie. Albo moŜemy pojechać do Szkocji, gdzie nie są w tych sprawach drobiazgowi. MoŜemy nawet udać się do Francji albo Szwajcarii i tam zacząć nowe Ŝycie. Emilia wciąŜ zachowuje spokój i tylko się uśmiecha z niedowierzaniem, jakby słuchała mocno naciąganej anegdoty. — Co ci się stało? — powtarza. — Twoja kariera polityczna, tak uŜyteczna, z taką przyszłością, twoja pozycja w towarzystwie... — Nie biorę siebie tak powaŜnie. Niczego nie będę Ŝałował, gdybyśmy tylko mogli być razem. — A więc... moja pozycja? I jak będziemy Ŝyć... zakopiemy się w Broadlands?... publiczny skandal, przyjaciele się odwrócą, koła polityczne zamkną przed nami...?. — Prawdziwi przyjaciele zrozumieją. A koła polityczne doskonale sobie poradzą beze mnie. — Będziesz nieszczęśliwy, a i ja takŜe widząc, Ŝe jestem przyczyną twojego nieszczęścia. Ty lubisz politykę, lubisz władzę... — śaden urząd, nawet gdybym miał władać imperium, nic nie znaczy w porównaniu z Ŝyciem z tobą. 101
— Ale to nie byłoby całe, pełne Ŝycie. Byłoby to Ŝycie tak samo połowiczne, jak to, które prowadzisz teraz. W obecnej sytuacji nie moŜemy mieć tego, czego ty chcesz... i wiesz dobrze, Ŝe ja chcę tego równieŜ. — Właśnie dlatego obecna sytuacja musi być zmieniona. — I ty miałbyś pozostać bez twego zajęcia, które, jak sam mi kiedyś powiedziałeś, stanowi ramy twego Ŝycia? Nie, nie, mój drogi. Nasz statek nastawiliśmy z wiatrem i prądem. Próbować walki to ściągać klęskę na naszą miłość i na wiele innych spraw... — Czy kochasz swego męŜa? — Wiesz dobrze, Ŝe nie. Kocham ciebie i zawsze będę kochała. Kocham równieŜ moje dzieci. A co z nimi by się stało? — Urządzilibyśmy to jakoś. Dwoje z nich, mówiłaś, to są moje dzieci. MoŜe twój mąŜ by się zgodził... — Nigdy. Takiego upokorzenia nawet on by nie ścierpiał. Jego pobłaŜliwość ma teŜ granice... W oczach Emilii Palmerston stanowi pod kaŜdym względem przeciwieństwo Cowpera. Przystojny, męski, energiczny, poŜądany przez inne kobiety. I na pewno nie jest pobłaŜliwy. Ona równieŜ kocha go prawdziwie, ale w sposób bardziej dojrzały, bardziej realistyczny. Palmerston, realista w sprawach publicznych, jest romantykiem, gdy chodzi o wielką miłość jego Ŝycia. Emilię wzruszają te głębokie emocje człowieka, który do tej pory traktował bardzo lekko swoje miłostki. Ale Emilia nie pozwoli, by Palmerston sam siebie skrzywdził. — Jeśli mnie kochasz — mówi stanowczo Palmerston, zirytowany jej sprzeciwem — to rozwiedź się i wyjdź za mnie. Nie sądzę, byś miała skrupuły... — Co do rozwodu jako takiego, nie mam skrupułów. Ale okoliczności mi to uniemoŜliwiają. Nie będę przyczyną krzywd, jakie sam sobie chcesz wyrządzić. A takŜe nie mam nic przeciw męŜowi, prócz tego oczywiście, Ŝe jest moim męŜem. To nie jego wina, Ŝe go nie kocham. Znasz go i wiesz, jak bardzo mu na mnie zaleŜy. Byłby zgubiony beze mnie... jeszcze by zaczął pić, a ma słabe serce. Palmerston podnosi głos: — To są wymówki, nie powody. Mówisz, Ŝe kochasz mnie, a nie jego, a nadal z nim sypiasz... 102
— Jest człowiekiem dobrym i szlachetnym. Rozumie, jak się mają sprawy między nim a mną. Nie jest wymagający. Zostawia mi duŜo swobody. Zrozum mnie, Henryku, bo w ludzkich stosunkach zrozumienie to dziewięćdziesiąt procent mądrości. — Tę swobodę, o jakiej mówisz, twój mąŜ zamierza ukrócić. Powiedział mi wczoraj wieczorem, Ŝe jeśli nie przestanę cię widywać, prócz oficjalnych, nieuniknionych okazji, doprowadzi do skandalu... Nareszcie spokój Emilii się załamuje. Ukrywa twarz w dłoniach. Po długiej chwili podnosi głowę, a jej twarz jest zalana łzami. Palmerston, wzruszony, podchodzi z tyłu, kładzie dłonie na jej ramionach, całuje włosy. — Więc doszło do tego? — szepcze Emilia. — Tym gorzej dla nas. Ociera oczy. — Widzisz — mówi Palmerston, łagodnie, ale w napięciu — rozwód czy teŜ nie, zmienić wszystko czy teŜ stawić czoła... skandal będzie i tak, i tak... Podchodzi do kominka, obraca w palcach jakąś statuetkę. Ona nie odpowiada mu przez kilka minut. Stara się opanować. Wreszcie odzywa się szeptem: — Jest jeszcze trzecie wyjście... Palmerston zwraca się do niej, znowu gniewny, zirytowany: — Nie! Nie mogę! Człowiek potrzebuje kogoś, dla kogo jego egzystencja wydaje się waŜna... — Wiesz, Ŝe dla mnie... — zaczyna Emilia, ale on przerywa: — Wiem. I to jest powodem, dla którego jesteś mi tak potrzebna. — Gdybym była twoją Ŝoną, nie mogłoby to uczynić mi ciebie, Twojej egzystencji droŜszą, waŜniejszą, niŜ jest teraz. — JeŜeli moja egzystencja jest dla ciebie tak waŜna, jak mówisz, to musisz zrobić to o co proszę, nalegam... — A tak postępując, wyrządziłabym nieodwracalną krzywdę i memu kochankowi i memu męŜowi. Wierz mi, Henryku, marzeniem mego Ŝycia było zostać twoją Ŝoną... marzeniem beznadziejnym... Ale gdybym zrobiła to, o co mnie prosisz, postąpiłabym jak nędzna egoistka, a wcale nie tak jak kobieta, którą chcesz mieć za Ŝonę. 103
— Więc dokonujesz wyboru między... Palmerston nalega ślepo, w zapamiętaniu, nie dbając o ból, jaki jej zadaje. Emilia załamuje się i wybucha płaczem, wreszcie mówi: — Muszę zostać z tym, którego sama nie wybrałam, muszę z nim zostać ze względu na niego, ale przede wszystkim ze względu na ciebie.... Palmerston idzie do drzwi. Z ręką na klamce odwraca się i mówi: — W przyszłości, lady Cowper, będziemy się spotykać tylko oficjalnie. I tak będzie. W oczach męŜczyzn Palmerston tylko zyskał na znaczeniu z powodu romansu z lady Cowper. W klubach uwaŜa się, Ŝe męŜczyzna ma prawo się zabawiać z kim chce i moŜe. Damy wyraŜały w tym wypadku inne zdanie, dość niezwykłe, a mianowicie potępiały raczej kawalerax niŜ zamęŜną matkę. A działo się tak przede wszystkim dlatego, Ŝe Emilia cieszyła się ogólną sympatią. Mówiono, Ŝe szkoda jej było dla Cowpera: w bardzo młodych latach zmuszona była wbrew swej woli do zawarcia tego małŜeństwa z konwenansu. I podkreślano, Ŝe osławiony uwodziciel powinien był ograniczyć swoje podboje do mniej wartościowych kobiet. Tak rozmawiały damy nad filiŜankami popołudniowej herbatki, ukrywając wzajemnie przed sobą, Ŝe większość z nich dałaby sobie prawą rękę uciąć, by się znaleźć na miejscu Emilii. Teraz, na widok pozornej obojętności między kochankami, ton ploteczek się zmienia: — No cóŜ, i tak ten romans trwał dłuŜej, niŜ jego inne afery... — Ciekawe, kto będzie następną partnerką? — MoŜe nie będzie następnej. On juŜ nie taki młody, jak kiedyś. — Och, daj spokój, on zawsze będzie Lordem Kupidynem. Palmerston zagubił gdzieś wesołość, z jaką zawsze dotąd bawił się na balach i rautach. Zwykle twardo sypiający, teraz cierpi na bezsenność. W najgorsze noce spaceruje po ulicach, zadręczając się bezlitośnie wytworami własnej wyobraźni, zmysłowej i okrutnej. Świadomie czy teŜ nie, Emilia zawsze stara się 104
jak najpiękniej wyglądać, gdy wie, Ŝe spotka na przyjęciu tego, którego nadal uwaŜa za swego kochanka. Jej widok dręczy go, ale spogląda z obojętną twarzą. Znalazłszy się przypadkiem w tym samym salonie, rozmawiają na potoczne, banalne tematy. Walc został przerwany. Zakochana para padła ofiarą okoliczności. Palmerston odkrywa, Ŝe nie tylko w polityce, ale równieŜ w miłości sukces zaleŜy od zrozumienia, co jest niemoŜliwe, a co realne.
Rozdział 4
NA U W I Ę Z I
Jako rzecznik emancypacji katolików, Palmerston w Izbie Gmin nawoływał posłów, by: — ... pojechali na południe Irlandii... zobaczyć, jak złe prawa rodzą złowrogi i aspołeczny duch i jak niemoŜliwe jest zdegradować naród nie demoralizując go zarazem... a później jedźcie między protestantów na północy Irlandii. Tam zobaczycie, jak szlachetne i wielkoduszne natury moŜna znieprawić, dając im nadmierną i niezasłuŜoną władzę... A przecieŜ Palmerston wiedział dobrze, Ŝe ani król, ani parlament, ani angielska opinia publiczna jeszcze nie dojrzały do tego, by nadać Irlandii choćby tyle tylko autonomii, ile traktat wiedeński Ŝądał od cara dla Królestwa Kongresowego. Zarówno ksiąŜę Czartoryski, jak i inni polscy wysłannicy rozumieli, Ŝe sprawa Irlandii jest zdecydowaną psychiczną przeszkodą w udzielaniu pomocy powstańcom w jakimkolwiek kraju. Czy moŜna konkretnie pomagać Polakom, jeśli Irlandczycy pozostają w niewoli? Czy i ich równieŜ nie zachęciłoby to do rewolty? ToteŜ Czartoryski w memorandum, skierowanym do Palmerstona w roku 1832 ujawnia, Ŝe porzucił nadzieję, przynajmniej na razie, interwencji zbrojnej ze strony mocarstw zachodnich. „Nie Ŝądamy wojny, ani wydatków i kosztów, nie chcemy stwarzać niesnasek w łonie gabinetu. śądamy słów. Słowa mogą z biegiem czasu nabrać mocy i stać się rzeczywistością..." Rola Wielkiej Brytanii w Irlandii znowu działa hamująco na 105
poczynania polityczne, gdy liberałowie w Parmie, Modenie i państwie papieskim powstali z bronią w -ręku — w tym samym roku 1831 — przeciwko swym autokratycznym rządom. Francja zapowiedziała zbrojną interwencją, ale Palmerston nie uŜyczył nawet słowa zachęty, chociaŜ deklarował: — Gdybyśmy mogli na drodze negocjacji uzyskać dla Włochów choćby odrobinę konstytucyjnych swobód, byłoby dobrze... Włosi — jak i Polacy — mogą uznać, Ŝe Anglia nie dosyć dla nich czyni. Natomiast Metternich jest zdania, Ŝe samo tylko publikowanie poglądów Palmerstona: ,,... niewątpliwie stanowi podŜeganie do buntu." Odpowiadając radykałom na krytykę swego na pozór paradoksalnego stanowiska zachęcania rewolucjonistów, ale nie do rewolucji, Palmerston argumentuje: — Gdybym powiedział, Ŝe naleŜy interweniować, a tym sa mym podjął ryzyko powszechnej wojny, naraziłbym na szwank moje oddanie sprawie pokoju, jako zasadniczego interesu brytyjskiego. Z drugiej strony, gdybym nie wyraŜał moich i gabinetu poglądów, nie czyniłbym nawet tego minimum, które uczy nić moŜna dla spraw wolnościowych... Zatrąca to sofizmatem, ale jednak dylemat był prawdziwy. „Słów", o które dopomina się Czartoryski, bynajmniej nie zabraknie. W listopadzie 1831 roku, po zgnieceniu powstania listopadowego, Palmerston śle instrukcje do lorda Heytesbury, ambasadora w Petersburgu: ,,... naleŜy usilnie przedstawiać rządowi carskiemu, Ŝe trzeba unikać wszelkiej surowości, wszelkiego postępowania sprzecznego z prawami i konstytucją Polski... wielkoduszność i zdrowy rozsądek powinny iść w parze... Czteromilionowy naród, energiczny, inteligentny, czynny... stanie się z konieczności źródłem kłopotów i słabym punktem, jeśli będzie doprowadzony do ostateczności..." W dalszym ciągu noty minister przypomina, Ŝe traktat wiedeński, przyznając Królestwu Kongresowemu konstytucję, nie upowaŜnił cara do wprowadzenia Ŝadnych zmian ani modyfikacji tejŜe konstytucji. „Nie moŜna się zgodzić z poglądem, Ŝe rewolta Polaków i... 106
odłączenie się Polski od korony carskiej zwalniają cara, po przywróceniu jego autorytetu, od obowiązku przestrzegania tej konstytucji..." Bardzo to wszystko rozsądne i dyplomatyczne. AŜ zanadto dyplomatyczne, zdaniem Czartoryskiego i innych polskich męŜów stanu. Zwłaszcza, Ŝe znowu w zakończeniu instrukcji dla ambasadora Heytesbury pojawia się ostrzeŜenie, ,,by nie odchodził od tonu przyjaznych remonstracji, odpowiedniego do istniejących między rządami stosunków..." Tego rodzaju „remonstracje" nie mogły poruszać kamiennych serc w Petersburgu. Odpowiedź Nesselrode'a była mniej przyjacielska i mniej dyplomatyczna: „Polacy nie mogą mieć swojej konstytucji, bośmy im ją zabrali, zamknęli w szkatułce i wsadzili do skarbca. I tam zamierzamy ją trzymać". Po ogłoszeniu decyzji cara kilku członków parlamentu, za namową i radami Czartoryskiego, podjęło sprawę polską. Ich motywy mogły być czysto altruistyczne, ale niekoniecznie. Niektórzy chętnie podchwytywali sposobność zwrócenia na siebie powszechnej uwagi, a takŜe krytykowania rządu. Tymczasem lord Durham, który zastąpił lorda Heytesbury w Petersburgu, ponownie otrzymuje instrukcje kontynuowania protestów przeciwko „zamknięciu w szkatułce" polskiej konstytucji: „Traktat z roku 1815" pisze Palmerston „jasno stwierdza, Ŝe narodowość Polaków ma być zachowana. A rząd jego królewskiej mości dowiaduje się, jeśli to prawda, o posunięciach rządu cara, ^zdradzających wyraźne tendencje zdławienia polskiej narodowości i pozbawienia Polaków wszystkiego, co w formie zewnętrznej i w istotnej treści nadaje ludowi charakter odrębnego narodu..." W nocie Palmerston wymienia dziewięć przykładów tych „wyraźnych intencji", między innymi wprowadzenie języka rosyjskiego do publicznej dokumentacji oraz likwidację szkół polskich. Mniej więcej w tym samym czasie Palmerston publicznie, błędnie i niepotrzebnie uwalnia cara od osobistej odpowiedzialności za okrucieństwa zadawane Polakom. Autokrata nie moŜe uniknąć odpowiedzialności za postępowanie podwładnych. 107
KsiąŜę Lieven w Londynie i Nesselrode w Petersburgu wybuchają oburzeniem z powodu „dziewięciu punktów" Palmerstona, oskarŜają go o kłamstwo i posuwają się nawet tak daleko, Ŝe twierdzą, jakoby było uwłaczające godności cara w ogóle odpowiadać na takie oszczerstwa! Czy były to oszczerstwa i kłamstwa — Polacy sami najlepiej mogą osądzić. Talleyrand doradza Niemcewiczowi, by „porzucił złudzenia", a do przyjaciela Anglika powie: — La Pologne n'est plus une affaire.* — A Czartoryski zauwaŜa gorzko: — O nas teraz nie dbają. Pilnują własnych interesów. MoŜe i zapomniał, Ŝe w roku 1803 on sam w memorandum zatytułowanym „O ustroju politycznym, wskazanym dla Rosji" pisał Ŝe samoobrona i samozachowanie są podstawowymi zasadami kaŜdej polityki zagranicznej. Inaczej widzą sztukę polityki i dyplomacji nie tylko róŜni ludzie, ale nawet ci sami ludzie w róŜnych okolicznościach. Około roku 1833 Czartoryski dochodzi do ^wniosku, Ŝe pomimo swych ograniczonych moŜliwości działania, Palmerston jest szczerze i prawdziwie przyjazny Polsce. Dwaj męŜowie stanu będą działać wspólnie. Obaj zgodnie Ŝyczą sobie silnego, połączonego stanowiska państw zachodnich — Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii, Hiszpanii i Portugalii — zahamowania ekspansjonistycznych dąŜeń cara i sformowania ligi przeciwko trzem zaborczym despotom. Palmerston korzysta z informacji księcia, starannie rozwaŜa jego sugestie, zatrudnia jego przyjaciół i współpracowników w brytyjskiej słuŜbie dyplomatycznej. Znacznie później Palmerston napisze: „Zawsze głęboko Ŝałowałem, iŜ nie mogliśmy przyjść z Ŝadną praktyczną pomocą i ochroną Polakom... Anglia nie miała środków działania".
Trudności, z jakimi w XIX wieku spotykał się na kaŜdym kroku angielski minister spraw zagranicznych o zasadniczo liberalnych poglądach, moŜna w pewnej mierze ocenić na podsta* [Iranc.) Nie ma juŜ problemu Polski.
108
wie uwag Palmerstona o pierwszym parlamencie, jaki zebra-się po reformie wyborczej: „Ta zreformowana Izba Gmin wydaje się zadziwiająco podobna do wszystkich swoich poprzedniczek... Własność i ziemia są silnie reprezentowane a posłowie bardzo konserwatywni..." Co więcej, w łonie gabinetu wybuchają nieustanne swary. Premier, lord Grey, nie posiada autorytetu osobistego, potrzebnego do ujęcia w karby krnąbrnego zespołu: Althorp więcej się zajmuje administrowaniem swoich majątków niŜ sprawami rządu; Brougham, z natury kłótliwy, irytuje kolegów próbując mieszać się do ich resortów; Melbourne jest tak dobroduszny, Ŝe toleruje wszelkie kaprysy, a Edward Ellice, minister wojny, tak fałszywy, Ŝe wsuwa do rąk opozycji broń w postaci tajnych informacji o posiedzeniach gabinetu. Ellice intryguje równieŜ przeciw Palmerstonowi, chcąc się go pozbyć i zastąpić go lordem Durhamem, który, jak sądzi, będzie bardziej wojowniczy w stosunkach z despotycznymi mocarstwami. Palmerston spotyka się z potępieniem ze wszystkich stron. KsiąŜę Wellington uwaŜa jego sympatie proliberalne za niewybaczalną zdradę: z drugiej strony w oczach niektórych członków gabinetu jest mało liberalny. Palmerstona wcale to nie wzrusza. Nawiązuje kontakty z prasą, pisze anonimowo artykuły polityczne. Dzięki temu ponad głowami swych kolegów w parlamencie apeluje — jak to niegdyś planował, zwierzając się księŜnej Lieven — do wszystkich tych spośród swych rodaków, którzy posiedli sztukę czytania. W kwietniu 1834 roku dochodzi do podpisania „Poczwórnego Przymierza": Wielka Brytania i Francja zobowiązują się wspierać liberalne rządy w Hiszpanii i Portugalii przeciwko reakcyjnym pretendentom do tronów w tych dwóch krajach. Ta koalicja jest osobistym sukcesem Palmerstona i jego odpowiedzią na deklarację trzech mocarstw „świętego przymierza" o ich wspólnej opozycji wobec wszelkich ruchów wolnościowych. ToteŜ chociaŜ jego pomoc w sprawie powstania polskiego była minimalna, jednakŜe staje się ogólnie uznanym trybunem swobód konstytucyjnych w Europie. Ze zrozumiałą satysfakcją pisze: „DuŜo bym dał, Ŝeby widzieć twarz Metternicha, gdy będzie czytał tekst naszego przymierza". 109
Być moŜe Ellice sądzi, Ŝe radykał Jack Durharn byłby bardziej prostolinijny, ale Palmerśton wtrąca się do wszystkiego: upomina autokratow i reakcjonistów, namawia ksiąŜąt włoskich by jednoczyli swe siły przeciwko Austrii, zarazem przestrzegając ich otwarcie, Ŝe powinni traktować swych poddanych z większym liberalizmem. O państwach papieskich i Modenie pisze: „Co do tej ostatniej, to tamtejszy wielki ksiąŜę zwariował... Kardynałowie są ponoć przy zdrowych zmysłach... Ŝałośnie patrzeć, co znaczą zdrowe zmysły kardynała..." Minister spraw zagranicznych Prus spotyka się z tak ostrą reprymendą na temat ucisku stosowanego przez jego rząd wobec poddanych, Ŝe zareaguje podczas oficjalnej audiencji, jak donosi brytyjski ambasador, „paroksyzmem gwałtownej furii... uŜywając po niemiecku i po angielsku takich określeń w odniesieniu do pana, panie ministrze, iŜ uwaŜam za niedelikatne i krępujące przytaczać je tutaj..." Palmerśton stara się uzyskać odwołanie księcia Lieven i jego niepoprawnej, stale intrygującej małŜonki do Petersburga. KsięŜna, która przed czterema laty rozgłaszała, iŜ nominacja jej byłego kochanka na ministra spraw zagranicznych jest „doskonała pod kaŜdym względem" — teraz obdarza go takimi epitetami, jak: „przyziemna kreatura o ubogim, płaskim umyśle". Co najmniej po części wskutek komentarzy Palmerstona o traktowaniu Polaków i jego nalegań na Nesselrode'a, a po części w rezultacie uporczywych upomnień Czartoryskiego, ciągle ostrzegającego przed ekspansjonizmem rządu carskiego, pogarszają się stosunki angielsko-rosyjskie. Palmerston pisze: „Warczymy na siebie i szczerzymy zęby, i nienawidzimy się nawzajem, chociaŜ nikt nie chce wojny..." W oczach europejskich dyplomatów brytyjski minister spraw zagranicznych staje się czymś w rodzaju „enfant terrible". Nie tylko poucza i gani inne rządy, nie tylko udziela im nieproszonych lekcji o procedurze konstytucyjnej, nie szczędząc sarkastycznych uwag, ale bywa, iŜ zachowuje się w sposób niewybaczalny, jak na przykład pod koniec pobytu Talleyranda w charakterze ambasadora francuskiego w Londynie. Ci dwaj dyplomaci, obaj ludzie o silnym charakterze i wybitnej indywidualności, nie lubili się, chociaŜ nawet oficjalnie współdzia110
łali w sprawie „Poczwórnego Przymierza". Talleyrand, któremu leŜały na sercu interesy Francji, wolał mieć do czynienia z to-rysami, a do Palmerstona odnosił się z obojętnością graniczącą z pogardą. Później zmieni zdanie i w swoich pamiętnikach zamieści piękną i ciekawą ocenę Palmerstona: „... bez wątpienia jeden z najzdolniejszych męŜów stanu, jakich w ciągu mojej kariery spotkałem. Dysponuje olbrzymim zasobem informacji, nieznuŜoną energią, ma Ŝelazne zdrowie, niebywale bystry umysł, a takŜe łatwość i płynność wymowy, bardzo przydatną w parlamencie... Ma równieŜ wielkie zalety towarzyskie i doskonałe maniery". Ze swojej strony Palmerston osądza Francuza, który był w stanie słuŜyć kolejno Napoleonowi, Ludwikowi XVIII i Ludwikowi Filipowi, jako politycznego akrobatę. JednakŜe nawet taka opinia nie usprawiedliwia zaproszenia na tradycyjne przyjęcie poŜegnalne dla odjeŜdŜającego ambasadora wyłącznie dyplomatów pośledniej rangi, nikogo z wybitniejszych przedstawicieli angielskich sfer politycznych i towarzyskich. Nie wykazał tutaj Palmerston ani „wielkich zalet towarzyskich" ani „doskonałych manier". Niektórzy z jego stronników określali to osławione przyjęcie jako Ŝart, wynikający z nadmiaru witalności. Inni — wobec wieku i pozycji Palmerstona — nazwą ten wybryk „niewybaczalnym chamstwem".
W biurach Foreign Office Palmerston pracuje z jeszcze większą sumiennością i zapamiętaniem, niŜ w ministerstwie spraw wojskowych. MoŜe wynika to po części z chęci ucieczki od własnych myśli o przerwanej miłości, myśli bolesnych i przykrych. Pisze o sobie: „... jestem jak człowiek, który skoczył do wody w młynówce i ledwie zdoła nieustanną szarpaniną utrzymać głowę nad powierzchnią..." Rzadko kiedy odwiedza teraz Broadlands. Nawet w przerwie sesji parlamentu pozostaje w Londynie, własnoręcznie pisząc bruliony not dyplomatycznych do innych rządów, depesz do własnych ambasadorów. Gdy zachoruje na influenzę, cieszy się, Ŝe przynajmniej przez krótki czas „nie jest na uwięzi". Szczyci 111
się tym, Ŝe korespondencja ministerstwa spraw zagranicznych nigdy nie zalega dłuŜej niŜ jeden dzień. Koledzy ministrowie i zagraniczni męŜowie stanu, przyjaźni lub wrogo nastawieni, często zwracają uwagę na jego głęboką wiedzę o kaŜdym dyskutowanym temacie i na znajomość wszelkich szczegółów. Staranne przygotowanie się do kaŜdych negocjacji Palmerston uwaŜa nie tylko za konieczne dla osiągnięcia sukcesu, -ale równieŜ ekonomiczne na dłuŜszą metę: „Jeśli nie poświęcić czasu i starania na przygotowanie się rzetelne do problemu" pisze „to z pewnością jeszcze więcej czasu zajmie to później, i jeszcze więcej starań, a na dokładkę kłopotów". Decyzje polityczne, które podejmuje na własną rękę, są kierowane przewaŜnie intuicją, ale tę intuicję wzmocniło drobiazgowe przestudiowanie wszelkich materiałów, historycznych i bieŜących, dotyczących danego problemu. A szybkie orientowanie się w tym, co moŜliwe, zapobiega stracie czasu na szukanie sposobów wykonania tego, co nierealistyczne. Codziennie osiem godzin Palmerston spędza za biurkiem, następnie udaje się do Izby Gmin albo na róŜne przyjęcia towarzyskie, włącznie z regularnymi obiadami dla dyplomatów w kaŜdą niedzielę wieczorem u lorda Greya. Przy takich okazjach zawsze doskonale się prezentuje, nadal młodzieńczy, strojny i elegancki. Zazwyczaj kładzie się spać o pierwszej po północy a nawet później, a wstaje punktualnie zawsze o siódmej, by przejechać się konno przed śniadaniem. W południe zjada tylko pomarańczę. Po południu zwykle bierze udział w posiedzeniach gabinetu, by od godziny 18.30 przyjmować dyplomatów, ambasadorów i innych urzędowych gości Foreign Office. Jedyny w ciągu dnia obfity posiłek spoŜywa dopiero późnym wieczorem, a wtedy cieszy się fantastycznym apetytem. Przyjaciel zanotował, Ŝe na taki posiłek pewnego razu złoŜyły się: dwa talerze zupy Ŝółwiowej, ryba w sosie ostrygowym, kawałek pasztetu, dwie przystawki, pieczeń barania, duŜe plastry gotowanej szynki i pieczonego baŜanta, jeszcze budyń, galaretki, sałatki z pomarańczy i gruszek. Opis ten moŜe wyjaśnia przyczyny nieznuŜonej Ŝywotności Palmerstona. Kiedy obejmował władzę w Foreign Office, był jedynym pra112
cującym wśród leniwych trutniów. Przeobraził personel, jak niegdyś w ministerstwie spraw wojskowych. Dawniej urzędnicy przychodzili i wychodzili wedle/ własnej chęci, a podczas tych niewielu godzin, kiedy raczyli przebywać w biurze, zabawiali się płataniem figli lub flirtami z dziewczętami z domu mody, mieszczącego się naprzeciwko oficyny. PalmeTsfoin temu wszystkiemu połoŜył kres. — Pensją urzędników państwowych, dostarczane przez płatników podatków — powiedział swym podwładnym — są wypłacane za pracę i tylko za pracę w określonych godzinach. Tak brzmi umowa. Kto warunków umowy nie dotrzyma, znajdzie się bez posady. Własnoręcznym, bardzo pięknym i kaligraficznym pismem Palmerstona notowane komentarze na marginesach dokumentów, przedkładanych mu przez podwładnych, cechuje często sarkastyczny humor: „CzyŜby piszący niniejszą notę stracił władzę w prawej ręce? A jeśli nie, to czemu jego litery chylą się ukośnie do tyłu, jak maszty na szkunerze amerykańskim?" JednakŜe ustalony przez Palmerstona reŜim nie przygniata martwą kłodą. Na oddanych i pracowitych urzędników objęcie przez niego ministerstwa wywarło oŜywczy wpływ i wkrótce otrzymują awanse, wyŜsze pensje. Omyłki, o ile nie wywodzą się z głupoty, lenistwa lub niedbalstwa, Palmerston łatwo zapomina: „KaŜdy popełnia błędy. Ja stawiam na takiego człowieka, który nie popada w przygnębienie, popełniwszy błąd, lecz zabiera się do roboty, by zmniejszyć jego skutki. Największym grzechem jest brak energii. Człowiek energiczny moŜe podjąć niewłaściwą decyzję, ale jak silny wierzchowiec, który nieopatrznie zapędzi się w trzęsawisko, potrafi cię wynieść na drugi brzeg dzięki swej energii i uporowi..." Nieuniknione narzekania niektórych, przyciskanych do muru, urzędników Foreign Office znajdują echa na zewnątrz, u rozczarowanych petentów, szukających ciepłych posadek. Lord Grey jest wigiem: do tego stronnictwa naleŜy teŜ wielu członków jego gabinetu. Arystokraci z tego stronnictwa uwaŜali więc, Ŝe pod rządami tego gabinetu oni i ich krewni będą dostawać naj113
bardziej opłacalne nominacje i synekury. Palmerston nie spełnia tych oczekiwań. Nie przydzieli kluczowych ambasad ani innych waŜnych posad ludziom z niewielkim albo w ogóle bez doświadczenia w dyplomacji. Fakt, Ŝe ktoś jest politycznym oponentem, nie stanowi w oczach Palmerstona przeszkody w nominacji. Jedynym decydującym warunkiem są kwalifikacje zawodowe. Zarazem pogardza sykofantami, którzy sobie wyobraŜają, Ŝe zyskują coś u niego pochlebstwem. Odtrąca ich często w sposób ostry, brutalny. Na przykład pewnego razu młodszy syn — znany próŜniak i lekkoduch — sławnego acz zuboŜałego rodu arystokratycznego, podszedł do niego w klubie: — Milordzie, Ŝywię szczerą admirację dla pana. Pragnąłbym, by zechciał pan uwaŜać mnie za swego przyjaciela. — Młody człowieku — odpowiada Palmerston. .— Nie jestem Ŝonaty, więc nie moŜe mi pan uwieść Ŝony. Majątek, jaki posiadam, jest unieruchomiony pod postacią dóbr ziemskich i papierów wartościowych, toteŜ nic pan ode mnie nie poŜyczy. I nie daję posad nikomu, prócz ludzi o wypróbowanych zdolnościach i odpowiednich kwalifikacjach. Nie mogę więc nic zrobić dla pana, co by usprawiedliwiło pańską przyjaźń.
Latem roku 1834 lord Grey, podówczas siedemdziesięcioletni, rezygnuje ze stanowiska. Zapewnił sobie miejsce w historii, przeprowadzając przez rafy i mielizny parlamentu pierwszą ustawę o reformie wyborczej. Palmerston pisze o nim: „Utraciłem przewodnika, którego wskazówki były dla mnie nieocenione i przyjaciela o bezgranicznej dobroci." Premierem zostaje Melbourne i właściwie prawie nie zmienia składu gabinetu. W cztery miesiące później Palmerston stoi obok niego wśród tłumów, przypatrujących się poŜarowi gmachu Izby Gmin. — Mija z tym budynkiem wiele dawnej chwały Anglii — mówi ze wzruszeniem Melbourne. — Pomyśl o wspaniałych oracjach, jakie przez wieki rozbrzmiewały pod tym sklepieniem, o wielkich męŜach, którzy panowali nad debatami... O1iver Cromwell, Pittowie — ojciec i syn, Edmund Burkę... 114
— Rozgrywały -się tu i mniej szlachetne sprawy — komentuje Palmerston. Ale brat Emilii ignoruje realizm. Mówi dalej: — Z fabryk i tych okropnych nowomodnych lokomotyw bu cha nie wiele mniej płomieni i dymu niŜ tutaj. Czasem myślę, Ŝe one teŜ niszczą starą Anglię. Palmerston nie naleŜy do ludzi, którzy by Ŝałowali tego, co juŜ przedawnione. Chętnie wita innowacje, ewentualnie korzystne dla ludzi — włącznie z nim samym. — Ja osobiście nie mam nic przeciwko pociągom. DowoŜą mnie do Broadlands i z powrotem o wiele szybciej niŜ konie. DuŜo było rzeczy w starej Anglii, których nie Ŝałuję. WaŜne jest, byśmy potrafili skierować nowe siły, których nadejście jest nieuniknione, na takie drogi, by kraj na tym korzystał. Rząd, z trudem utrzymywany pod wodzą Greya, niebawem rozpada się i podaje do dymisji. Palmerston pisze do Metternicha, Ŝe bez wątpienia chwila jego odejścia z Foreign Office sprawi kanclerzowi Austrii wielką satysfakcję. Metternich przywykł do szermierki słownej. Odpowiada, Ŝe nie odczuwa Ŝadnej satysfakcji, Ŝywi tylko nadzieję, iŜ zmiana będzie z korzyścią — dla państw autokratycznych, oczywiście. W ciągu długiej kariery politycznej Palmerstona będą określać w bardzo róŜnorodny sposób: będą go nazywać Ŝądnym władzy i lekcewaŜącym cudzą opinię, szarlatanem i człowiekiem zasad, płytkim demagogiem i złotoustym mówcą, najmniejszym z angielskich męŜów stanu i największym. śaden z takich epitetów nie określa go w pełni. Ale jeśli kaŜdy z nich mógł być w pewnym sensie do niego zastosowany, daje to pojęcie o nieposkromionej energii i buntowniczym duchu tego człowieka, a takŜe o entuzjazmie, jaki wnosi do swoich zadań. O jego pierwszej kadencji w Foreign Office kanclerz skarbu, lord Henry Brougham, który przeciwstawiał mu się w gabinecie ministrów, a wymyślał prywatnie, pisze w pięknym hołdzie: „Był stanowczy, a nawet nazbyt śmiały, lojalny wobec przyjaciół, obojętny na potępienia, niezwykle pomysłowy, piórem posługiwał się lepiej -i -szybciej od innych, a pozbawiony próŜności, nie upierał się przy drobiazgach, ani nie miał tytułomanii..." 115
Rozdział 5 ECHO WIEDEŃSKIEGO WALCA
„A więc jestem bez urzędu. Nigdy nie ukrywałem, Ŝe lubię moje stanowisko. Ale taki przymusowy urlop ma i dobre strony: mam czas odetchnąć, przystanąć i popatrzeć z boku, posłuchać i zastanowić się, bez konieczności natychmiastowego zrywania się i argumentowania, wyjaśniania lub gadania głupstw, byle tylko się wybronić: mam czas pomyśleć spokojnie, bez potrzeby decydowania". Tak notuje Palmerston owego pierwszego dnia, gdy za jego biurkiem, za którym urzędował cztery lata, zasiada ksiąŜę Wellington. „Przymusowy urlop" okaŜe się krótki. Nowy rząd torysów pod wodzą sir Roberta Peela rozpisuje wybory powszechne. Palmerston nie miał ostatnio czasu pilnować swego okręgu wyborczego na uniwersytecie w Cambridge, gdzie mniej zajęci ludzie agitowali po cichu przeciw niemu i gdzie głosowanie traktuje się powaŜnie. Naukowcy wybierają innego przedstawiciela. Ale pomimo ustawy o reformie wyborczej, pieniądze nadal odgrywają duŜą rolę w kształtowaniu oblicza Izby Gmin. Palmerston wypłaca poprzedniemu, niezamoŜnemu posłowi wigów z okręgu Tiverton na południowym zachodzie, sumę dwóch tysięcy funtów szterlingów za rezygnację z kandydowania na posła i zostaje wybrany bez sprzeciwu. Torysom nie udało się uzyskać większości w parlamencie i muszą ustąpić. Król William IV wzywa z powrotem Melbourne^. Premier postanawia pozbyć się z gabinetu niespokojnych duchów, których lord Grey daremnie próbował poskromić: znaczy to, Ŝe nie powołuje lorda Durhama, obecnie ambasadora w Petersburgu a niebawem gubernatora generalnego Kanady, ani teŜ lorda Broughama, o którym mówi: „Poza gabinetem moŜe być niebezpieczny, ale w łonie gabinetu jest po prostu zgubny". Jeden z ewentualnych kandydatów mówi premierowi: — Będę pana popierał, gdy będzie pan miał słuszność. Melbourne odprawia go ze słowami: — To mi na nic. Mnie potrzeba kogoś, kto mnie będzie popierał wtedy, gdy nie mam słuszności. 116
Jego indolencja kaŜe mu unikać dysput między kolegami: chce mieć gabinet zjednoczony, popierający go jednogłośnie. Osiąga cel dzięki uporczywym pertraktacjom. Nominacja ministra spraw zagranicznych przyczynia mu najwięcej] kłopotów. Ambasadorowie z Petersburga, Wiednia i Berlina nalegają, by wykluczyć kandydaturę lorda Palmerstona. (Kto teraz interweniuję w sprawy wewnętrzne?) Więc Melbourne, który dałby wszystko, by mieć święty spokój, proponuje Palmerstonowi ministerstwo kolonii. Ci dwaj są bliskimi przyjaciółmi, co ułatwia szczerą i otwartą odpowiedź: — Nie, Williamie. JeŜeli obce dwory mają dyktować, jaki będzie skład brytyjskiego gabinetu, to ja wolę nie wchodzić w jego skład. Nie chcę ci przysparzać kłopotów, ale muszę dbać o moje interesy, które w tym przypadku, jak wierzę, są zbieŜne z interesami kraju. Więc cię otwarcie z góry ostrzegam, Ŝe jeśli nie zostanę ministrem spraw zagranicznych, będę utrudniał Ŝycie temu, komu się to stanowisko dostanie. Poprzez moje kontakty z prasą poinformują opinię publiczną, dlaczego mnie wykluczono. W ciągu poprzedniej kadencji w Foreign Office Palmerston zyskał sobie powszechną sympatię i popularność. Wie dobrze, Ŝe Melbourne nie moŜe się obejść bez niego. Wykluczenie go wywoła burzę wśród liberałów w rządzie, a nawet wśród radykałów. W gabinecie Palmerston jest zawsze lojalnym współpracownikiem, ale jeśli na rozkaz obcych dworów nie wejdzie do gabinetu, to potrafi komu innemu uniemoŜliwić prowadzenie konsekwentnej polityki zagranicznej. Więc Palmerston arogancko powraca na poprzednie stanowisko, przy akompaniamencie wielu westchnień urzędników, marzących o mniej wymagającym szefie. Ostatecznie sklecono gabinet koalicyjny: są tu i przedstawiciele centrum, i mniej reakcyjni z torysów, i bardziej umiarkowani wigowie. Znowu na uwięzi, acz bez Ŝalu, Palmerston w swoich pamiętnikach pozwala sobie na dalekosięŜne marzenia: ,,... Anglia nie tylko Ŝyjąca w pokoju, ale i bez Ŝadnej groźby wojny na horyzoncie, o prosperującym handlu, bez zamieszek wewnętrznych dzięki liberalności jej instytucji... i Anglia o tak 117
powaŜnym prestiŜu, iŜ kaŜdy rząd kaŜdego europejskiego państwa będzie ulegał jej radom..." Zamki na lodzie. A moŜe wizja chwili, kiedy skalisty, niebezpieczny szczyt górski poddaje się w końcu wytrwałemu alpiniście? Ludzie bez imaginacji, chodzący z oczyma utkwionymi w ziemię, nie odwaŜają się nawet marzyć. Początkowo minister ma duŜo trosk z powodu Portugalii, najstarszego przyjaciela i sprzymierzeńca Anglii. Ludwik Filip znowu intryguje, dąŜąc do zmian dynastycznych. Nie powiodło mu się pozyskać tronu belgijskiego dla jego syna, księcia de Nemours, więc teraz chciałby go oŜenić z Marią de Gloria, młodą, dwudziestokilkuletnią królową Portugalii. — Nic z tego nie wyjdzie, dopóki ja jestem w Foreign Office — oświadcza Palmerston. — Im bliŜej Francji będzie Portugalia, tym dalej od Anglii. Mało wskórałby u Ludwika Filipa. Ale moŜe działać i działa w Lizbonie. Podnosi tam temperaturę polityczną do stanu wrzenia, groŜąc zerwaniem angielsko-portugalskich traktatów, handlowych i obronnych, podpisywanych aŜ hen! w XIV wieku. Po małŜonka dla królowej Marii zwraca się do nie wyczerpanego źródła matrymonialnego: drobnych niemieckich księstewek. Ferdynand sasko-kobursko-gotajski zgadza się na propozycję i wbrew protestom niektórych portugalskich ministrów zaślubia ich królową, a niebawem zostaje współmonarchą. Znowu plany Ludwika Filipa uległy pokrzyŜowaniu. Nic dziwnego, Ŝe nienawidzi Palmerstona, który tylko pogroziwszy trochę, postawił na swoim. Portugalia zamieszana jest równieŜ w kampanię, którą Palmerston prowadzi juŜ od lat. W roku 1807 Wielka Brytania zlikwidowała handel niewolnikami w swoich dominiach, a w roku 1833 zniosła niewolnictwo. NaleŜałoby teraz nakłonić inne kraje do podjęcia takiej uchwały. Palmerston zabiera się do rzeczy z energią. Bez wątpienia wzruszają go cierpienia murzyńskich niewolników, oburza brutalność, z jaką są traktowani: rozłączanie rodzin, zabierania Ŝon męŜom, dzieci rodzicom; warunki egzystencji na statkach z niewolnikami gorsze niŜ dla transportu bydła; chłosta, prawie głód, ciasnota w ciągu długiej i niebezpiecznej przeprawy przez Atlantyk, której tysiące nie przetrzy118
mują; na plantacjach trud nad siły i często nieludzkie traktowanie ze strony białych właścicieli, którzy kupują ten Ŝywy towar na Karaibach, w środkowej i południowej Ameryce. Na pewno przemawia prosto z serca, mówiąc w Izbie Gmin: — Gdyby wszystkie inne zbrodnie ludzkości razem podsumować, ledwie by dorównały ogromowi winy obciąŜającej rasę ludzką w związku z tym diabelskim handlem niewolnikami... Ale prócz tego zasady moralne i względy polityczne idą tutaj ręka w rękę. Nie ma przyczyny kwestionować szczerości humanitarnych motywów Palmerśtona, nie ma teŜ potrzeby udawać, Ŝe nie były w tym wypadku wzmocnione interesami brytyjskimi. Francja, Portugalia i Stany Zjednoczone zdobyły sobie dość znaczny zasięg wpływów w Afryce za pośrednictwem handlu niewolnikami. Abolicja zlikwiduje lub zmniejszy te wpływy i pozostawi otwarte pole handlowej penetracji angielskiej. Rozwijanie stosunków handlowych stanowi fundament Palmerstonowskiej polityki zagranicznej. Takiemu rozwojowi na terenie Afryki przeszkadza handel niewolnikami, ogromnie zyskowny dla poszczególnych lokalnych wodzów oraz dla pośredników, przewaŜnie Arabów wyznania muzułmańskiego. Palmerston jest zwolennikiem normalnych stosunków handlowych, jako lepszej alternatywy od militarnego imperializmu i rabowania naturalnych zasobów zacofanych krajów: — To są krótkowzroczne metody — dowodzi. — Na dłuŜszą metę, przy takich metodach cały naród brytyjski musi opłacać i utrzymywać kosztowne garnizony, których zadaniem jest ochrona dochodów nielicznej grupy osób. Przyszłość Wielkiej Brytanii, jako uprzemysłowionego państwa, zawisła od trakta tów handlowych korzystnych dla wszystkich zainteresowanych. Na szczęście moŜe liczyć na powszechne poparcie społeczeństwa w swojej kampanii o abolicję, która w Anglii, paradoksalnie, budzi więcej zrozumienia i sympatii niŜ akcje mające na celu zniesienie „slumsów" — dzielnic nędzy — gdzie mieszkają angielscy robotnicy, albo teŜ poprawy bliskich niewolnictwu warunków, w jakich pracuje wielu z nich, włącznie z kobietami i dziećmi, w angielskich fabrykach i kopalniach. O sprawach portugalskich Palmerston mówi w Izibie Gmin: — Portugalia złamała uroczyste przyrzeczenia traktatu w spo119
sób bardziej haniebny niŜ jakikolwiek inny naród w historii cywilizowanego świata... bo zamiast zlikwidować handel niewolnikami, jeszcze go popiera i zachęca do jego rozwoju... Istotnie, wprowadziwszy zgodnie z traktatem ustawodawstwo zabraniające handlu niewolnikami, Portugalia nie podejmuje Ŝadnych środków, by ustawy wprowadzić w Ŝycie. Co więcej, nie zezwala — a zgodziły się na to juŜ niektóre inne państwa — by okręty brytyjskie przeszukiwały statki pod banderą portugalską, podejrzane o przewoŜenie czarnego ładunku. Działalność abolicjonistów nie ogranicza się tylko do negocjacji z rządami europejskimi i amerykańskimi. Wszczęto pertraktacje z lokalnymi kacykami afrykańskimi i muzułmańskimi kupcami. Tu zastosowano metodę najlepiej przekonywającą: wypłacanie kompensacji za straty, spowodowane zgodą na likwidację czarnego handlu. JednakŜe te pertraktacje, nawet na tak prymitywnej zasadzie, mają charakter odmienny od rozmów z tak zwanymi cywilizowanymi rządami, które, jak pisze Palmerston: „... przynajmniej akceptują zasadę, Ŝe handel niewolnikami jest nieludzki i niechrześcijański. Natomiast większość tubylczych wodzów i muzułmańskich kupców uwaŜa ten handel za rzecz normalną. Nie mogą zrozumieć, o co tyle hałasu. Musimy zmienić, do pewnego stopnia w kaŜdym razie, z dawna przyjęty system społeczny. Nie będziemy się mieszać w ich sprawy tak dalece, by przekonać wodzów, Ŝe nie powinni wtrącać do niewoli jeńców, wziętych w bitwie. Ale próbujemy wytłumaczyć jakim złem jest odsprzedawanie niewolników, a równieŜ, Ŝe większą korzyścią dla nich samych i dla ich ludów będzie zastąpienie handlu niewolnikami normalnym, cywilizowanym handlem... Oczywiście, jeśli nie będzie rynków zbytu na niewolników, sama instytucja niewolnictwa, w kaŜdym razie na większą skalę, prędko zaniknie..." Palmerston uporczywie zmaga się ze zwlekaniem i niedołęstwem, jeśli nie czymś gorszym, rządów, które deklarują dobre zamiary, ale ich nie realizują, jak Portugalia. Z równym uporem zwalcza egoistyczny opór afrykańskich władców i handlarzy. Ostatecznie odnosi sukces. Około roku 1841 ministerstwo spraw zagranicznych zawarło, albo juŜ kończyło pertraktacje w sprawie zawarcia traktatów o abolicję ze wszystkimi pań120
stwami Europy, Ameryki Środkowej i Południowej, jak równieŜ z wielu tubylczymi wodzami i muzułmańskimi kupcami. — W ten sposób będziemy mieli w tej lidze przeciwko handlowi niewolnikami — mówi w Izbie Gmin — kaŜde państwo w świecie chrześcijańskim, pod którego flagą pływają statki po oceanach, z jedynym wyjątkiem Stanów Zjednoczonych. Gdy Brazylia nie dotrzymuje warunków podpisanego traktatu i nie ściga ani nie karze kapitanów wyładowujących na jej wybrzeŜach czarne ładunki, Palmerston — dość samowolnie — nie zawaha się wysłać okrętów brytyjskich na wody brazylijskie, by przechwytywały statki z niewolnikami. Spośród państw cywilizowanych, Stany Zjednoczone będą się opierały najdłuŜej. Portugalscy, hiszpańscy, a nawet angielscy przemytnicy niewolników, łamiąc prawa własnych krajów, będą znajdować protektorów w portach północno-amerykanskich i Ŝeglować pod flagą Stanów Zjednoczonych, które nie zgadzają się na prawo przeszukiwania ich statków, uznane przez inne państwa. Dopiero tuŜ przed wybuchem wojny domowej rząd Stanów Zjednoczonych zacznie w końcu podejmować akcję przeciwko handlarzom niewolników. A w roku 1862 w czasie działań wojennych, rząd Unii, aby zapewnić sobie brytyjską neutralność, a moŜe nawet poparcie, podpisze traktat wyraŜający zgodę na przeszukiwanie amerykańskich statków. To połoŜy ostatecznie kres atlantyckiemu handlowi Murzynami. Wielkiej wagi tej humanitarnej kampanii i jej sukcesu nie pomniejsza fakt, Ŝe sprzyjała ona brytyjskim interesom. A lord Palmerston zyskuje na reputacji u swych współczesnych rodaków i przyszłych pokoleń.
Wiosną roku 1836 Melbourne odwiedza pewnego wieczoru Pa3merstona w jego domu przy Hanover Square. Premier dobiega sześćdziesiątki, ale trzyma się doskonale. Przeprosiwszy za spóźnioną porę wizyty, zaczyna: — OtóŜ, widzisz, jest pewna sprawa, o której powinieneś wiedzieć... — Mówi z zaambarasowaniem, odwraca oczy. Niespodziewanie, z pozorną niekonsekwencją, zaczyna z innej beczki: — Wiem dobrze, jak cięŜko ci było, od kiedy Emilia odmówiła 121
rozstania się ze swoim męŜem. Ale sądzę, Ŝe jej decyzja była słuszna, ze względu na was obojga... Palmerston odnosi wraŜenie, Ŝe słowa te mają być pomostem, po którym jego przyjaciel chciałby się przybliŜyć do czegoś, o czym mówić mu trudno. Melbourne potwierdza jego przypuszczenia, ciągnąc dalej: — A teraz ja mam kłopoty... — Bardzo ci współczuję, O co chodzi? — OtóŜ, znasz moją przyjaciółkę, panią Norton...? — Oczywiście, Ŝe znam. Zwykły takt nie pozwala mu dodać, Ŝe kaŜdy, kto się obraca w londyńskich kołach towarzyskich, musi znać Karolinę Norton. O dwadzieścia lat młodsza od Melbourne'a, zwraca ogólną uwagę niezwykłą urodą, temperamentem, Ŝywością konwersacji i zamiłowaniem do płatania figli: na pewnym dyplomatycznym raucie podrzucała cylinder pana premiera jak piłkę. Nie dbając o plotki, Melbourne od sześciu lat widywał ją prawie co dzień, rozkoszował się jej towarzystwem, jej humorem, pogodą i impulsywnością — i niczym więcej. — Słyszałeś zapewne — mówił dalej Melbourne — Ŝe Nortonowie od dawna Ŝyli ze sobą jak pies z kotem. A teraz George postanowił zaŜądać rozwodu. George Norton jest sędzią magistrackim w Londynie, a stanowisko swoje zawdzięcza wpływom i przychylności Melbourne^*. — Więc moŜesz sobie wyobrazić, jaką sensację wywoła sprawa rozwodowa, w której premiera gabinetu ministrów będą ciągnąć po sądach i oskarŜać o cudzołóstwo. Palmerston aŜ zaświstał przez zęby i rzekł: — Świnia z tego Nortona. Siedzi w długach. Ma nadzieję, Ŝe kupisz jego milczenie. — Jego nadzieje spełzną na niczym — oznajmia z niewzruszoną obojętnością Melbourne. — Chcesz powiedzieć, Ŝe się stawisz przed sądem? — Z całą pewnością. SzantaŜysta nigdy nie przychodzi tylko jeden raz. — Ale... to znaczy... czy są jakieś dowody? — Norton przywłaszczył sobie kilka bilecików, które napi122
sałem do Karoliny, posyłając kwiaty albo donosząc, o której godzinie złoŜę jej wizytę. I jest słuŜba, która zapewne zezna to, za co im zapłacą. — Wybacz mi bardzo osobiste pytanie, Williamie, ale czy byłeś kiedy w sypialni tej pani? — Jeden jedyny raz, kiedy była chora, a wtedy Norton sam mnie zaprowadził na górę po schodach, a później zostawił z nią samego. Muszę powiedzieć, Ŝe nigdy nie zdradzał Ŝadnego niezadowolenia z powodu mojej przyjaźni z jego Ŝoną. — Znowu pauza. Melbourne wzrusza ramionami i ciągnie dalej: — Chyba głupio postępowałem, lekkomyślnie. Powinienem był się nauczyć po tamtej pierwszej aferze. Ale wiesz, Henryku, jestem bardzo samotny. Z Karoliną świetnie mi się rozmawiało... A nie naleŜę do ludzi, którzy kryją się z najzupełniej niewinnymi postępkami... — Więc, w istocie rzeczy, nie było między wami... jak to się mówi... intymności? — Mój drogi, ty, który mnie znasz, uwierzysz... ale pewno nikt inny... Ŝe nie kłamię... mówiąc, Ŝe całowałem Karolinę w rękę, nic więcej... Palmerston, o wiele śmielszy zdobywca, parska śmiechem: — To ci powiem, Ŝe chyba nikt nigdy tak kiepsko nie wykorzystał sposobności z piękną kobietą. Masz rację, Ŝe pozwalasz, by sprawa poszła swoim torem. Nie sądzę, by jakiś sędzia uznał cię winnym czegoś więcej, niŜ braku dbałości o dobre imię damy. — Ale król? Ministrowie? I parlament? — pyta Melbourne. — Pewno będę musiał podać się do dymisji. MoŜe nie jestem bardzo energicznym politykiem, ale lubię to zajęcie i irytuje mnie sama myśl, Ŝe mnie zechcą wykurzyć. — W kaŜdym razie ministrowie nie zaŜądają twojej dymisji, juŜ ja tego dopilnuję — zapewnia stanowczym tonem Palmerston. W rzeczywistości król, gdy Melbourne go pyta, czy nie powinien ustąpić ze stanowiska, bagatelizuje całą sprawę: — To najpewniej wszystko spisek radykałów, by się pana po zbyć. Nie lubię spisków. Prywatne Ŝycie Williama IV nie było tak znowuŜ nienagan123
ne. RównieŜ przywódca opozycji, ksiąŜę Wellington, za młodu słynący z miłosnych podbojów, przychodzi z pomocą premierowi oznajmiając, Ŝe jeśli Melbourne zostanie zmuszony do rezygnacji, to on, Wellington, odmówi uczestnictwa w jakimkolwiek rządzie, uformowanym po upadku obecnego gabinetu. A przed sądem sprawa przybiera obrót, przewidywany przez Palmerstona. W pewnej chwili podczas procesu sędzia mówi do adwokata, reprezentującego George'a Nortona: — Pański klient niczego nie moŜe osiągnąć! Pan jeszcze na wet nie zdołał wprowadzić oskarŜonego do sypialni damy! Nie opuszczając sali sądowej, sędziowie przysięgli uwalniają Melbourne'a od zarzutu cudzołóstwa. Petycja o rozwód zostaje oddalona. Rzecz zrozumiała, Ŝe prasa publikuje pikantne ploteczki, łącząc je z refleksjami na temat godnej poŜałowania amoralności sfer wyŜszych, co gorętsi radykałowie utrzymują, Ŝe Melbourne nie powinien stać na czele gabinetu. Ale są to tylko rozgrywki między stronnictwami. Palmerston wprawdzie nie przychodził do sądu, by przysłuchiwać się rozprawie, ale śledził jej przebieg z zainteresowaniem i satysfakcją, a kampanię oszczerstw — z pogardą. Myśli jego, o ile nie skoncentrowane na codziennej pracy, krąŜyły wokół zakończenia wizyty Melbourne'a owego późnego wieczoru na Hanover Square. Osobiście odprowadził przyjaciela do wyjścia, a gdy Melbourne stał przez chwilę w otwartych drzwiach, spoglądając na pusty nocą plac z wysokości kilku stopni przed domem, z dala podjechała galopem doroŜka, z której wyskoczył jakiś człowiek, podbiegł do premiera i uchylając czapki powiedział: — Przysłali mnie tutaj z domu milorda. — I podał kopertę: — To pilne, milordzie. Melbourne pośpiesznie przebiegł oczyma list, wykrzyknął coś i juŜ miał zbiec ze stopni, ale wstrzymał się jeszcze i podał pismo Palmerstonowi ze słowami: — Masz, czytaj, to cię zainteresuje. I pośpiesznie wsiadł do doroŜki. List był krótki: ,,Drogi bracie, proszę cię, przyjedź do mnie zaraz. Mój mąŜ jest cięŜko chory: miał atak. Liczę na ciebie — Emilia". 124
Prawa ręka Palmerstoma zadrŜała. Przytrzymał ją lewą ręką, by nie upuścić papieru. Odczytywał znowu i znowu tych kilka krótkich słów, a nocny powiew przyniósł mu z placu, z ulic londyńskich echo wiedeńskiego walca.
Rozdział 6
INICJACJA KRÓLOWEJ
Czerwiec roku 1837. William IV nie Ŝyje. Niebieskooka, osiemnastoletnia Wiktoria, o róŜowych, okrągłych policzkach, pierwsza w Anglii monarchini od przeszło wieku, budzi oczywiście tkliwe emocje w piersiach męŜczyzn i kobiet, młodych i starych. Mało kto zastanawia się, jaki wpływ na charakter królowej moŜe mieć dzieciństwo spędzone w ciasnym, nieomal klasztornym odosobnieniu, pod rygorystyczną opieką kobiet, przede wszystkim księŜny Kent i niemieckiej guwernantki, baronowej Lehzen. One we dwie nadzorowały kaŜdą godzinę jej dnia, a nawet nocy, poniewaŜ musiała sypiać w pokoju matki. Według prawa salickiego Wiktorii nie wolno odziedziczyć drugiego tronu, księstwa Hanoveru, jak jej poprzednikom z dynastii. Ten tron przypada Ernestowi, księciu Cumberland, najstarszemu Ŝyjącemu synowi króla Jerzego III. Nieprzyjemny z niego osobnik, o którym jego brat, Jerzy IV, wyraził się kiedyś: — Jeśli był gdzie ojciec z synem w dobrych stosunkach, albo kochające się małŜeństwo, albo kochankowie czy przyjaciele wierni sobie — to zawsze tam znalazł się Ernest, by intrygować, bruździć, rozdzielać... Ostatnio ksiąŜę Cumberland nie ukrywał zazdrości o bratanicę, po której jest następnym sukcesorem tronu angielskiego. — Jestem człowiekiem starym — mówił — a ona młoda: za młoda, by panować. Niechby ją odsunąć aŜ dojdzie dojrzałych lat, a wtedy ja juŜ spocznę obok moich braci. Obawiano się nawet, czy nie spróbuje jakimś sposobem pozbyć się następczyni tronu. Więc gdy Cumberland zapytuje, jak długo winien pozostać w Anglii, ksiąŜę Wellington, respektu125
jacy tylko swego suwerena, ale nikogo poza tym, odpowiada zwięźle i dosadnie: — Jedź zaraz, bo cię wyrzucimy! Dnia 20 czerwca, w dzień wstąpienia na tron królowa staje w obliczu tajnej rady koronnej i cienkim, prawie dziecinnym głosem odczytuje krótką mowę przygotowaną dla niej przez premiera, lorda Melbourne. A zaraz potem, czując pewniejszy grunt pod nogami, pokaŜe matce i guwernantce, kto tu teraz rządzi: bez porozumienia się z Ŝadną z nich, rozkazuje przenieść swoje łóŜko z pokoju matki do sypialni, którą sobie wybiera. Samowolna stanowczość, długo na uwięzi, nareszcie oswobodzona. Po południu tego samego dnia ksiąŜę Wellington, jako jeden z najstarszych męŜów stanu i bohater narodowy, oraz lord Palmerston, jako minister spraw zagranicznych, zostają przyjęci na audiencji. Po ucałowaniu ręki młodej królowej obaj się zgadzają, Ŝe jest to „rączka aksamitnie miękka i słodka!" (A czego się spodziewali? Stwardniałej i opalonej ręki wieśniaczki?) Na pierwszym oficjalnym obiedzie premier siada po prawej ręce królowej, Wellington po lewej, a Palmerston — który się, jak zwykle spóźnił —- w pobliŜu. W ciągu pierwszych trzech lat panowania głównym i najbliŜszym doradcą Wiktorii będzie Melbourne. Premier spędza codziennie cztery do pięciu godzin rozmawiając z nią lub pisząc do niej. Informuje, ale nie osądza, chyba Ŝe w sprawach etykiety i gustu. Obowiązek zmienia się W głęboką przyjemność dla tego samotnego człowieka, a wieczory, spędzane z Wiktorią, nabierają większego uroku od tych, które dawniej spędzał z Karoliną Norton. Wiktoria ze swojej strony widzi w nim — nie bez słuszności — postać ojcowską, mądrą i łagodną, zasługującą na jej dziewczęcą admirację. Nawiasem mówiąc, Melbourne jest wciąŜ jeszcze bardzo przystojny i biegły w sztuce platonicznego adorowania kobiet w najróŜniejszym wieku. Królowa opisuje go w swoim dzienniku — dokumencie historycznym, z którego wyjątki opublikowano jeszcze za jej Ŝycia — jako „do gruntu prawego, prostolinijnego i szlachetnego człowieka", dodając ze wszechwiedzą młodości: „Mało jest takich jak on na tym zakłamanym świecie". Niepoprawni plotkarze ironicznie przepowiadają, Ŝe królowa zaślubi premiera. 126
O Palmerstonie Wiktoria zapisze: „Mądry i miły... i z taką jasnością potrafi się wyraŜać". Królowa lubi męŜczyzn przystojnych, pełnych Ŝycia i humoru. W Pałacu Buckingham często odbywają się intymne małe przyjęcia, w których oprócz członków królewskiego dworu uczestniczą tylko Melbourne i Palmerston. Ci dwaj uczą Wiktorię grać w szachy. Pewnego wieczoru królowa gra przeciw swojej ciotce Luizie, Ŝonie króla Leopolda belgijskiego. Melbourne i Palmerston udzielają sprzecznych rad Wiktorii, która później notuje z humorem: „W rezultacie poniosłam kompletną poraŜkę i ciotka Luiza odniosła triumf nad moją radą ministrów!" W Windsorze Palmerston jeździ na konne przejaŜdŜki z młodą monarchinią i zachwyca się jej wierzchowcem, Tartarem. To się jej podoba, ale dość przenikliwie i z widoczną łagodną dezaprobatą zauwaŜa, Ŝe Palmerston „skłonny jest do szyderstw i lubi wystawiać na pośmiewisko to, co mówią inni". Rzeczywiście, Palmerston nigdy nie mógł ścierpieć głupców. Królowa konsultuje go w sprawach zapraszanych gości, protokołu i pierwszeństwa. Kiedyś Palmerston powie jej, Ŝe księcia de Lucca naleŜy zaprosić: — ... odręcznym listem, a nie drukowaną kartą. MoŜe najjaśniejsza pani pomyśli, Ŝe to mała rzecz, ale teŜ ksiąŜę jest małym suwerenem. Podoba jej się sugestia, Ŝe królowa winna szczególnymi względami otaczać władców państw mniej waŜnych niŜ jej własne królestwo. Pewnego wieczoru w prywatnym salonie Wiktorii w Pałacu Buckinghamskim księŜna Kent, jej prywatny sekretarz, sir John Conroy, lord Melbourne i baronowa Lehzen grają w karty. Królowa, na kanapce opodal, rozmawia z Palmerstonem o wybitnych osobistościach z dziejów Anglii, zwłaszcza o monarchach, ale nie tylko. — Wielcy ludzie, oni wszyscy — komentuje Wiktoria. — Cie kawa jestem, czy przyszły suweren i przyszły minister spraw zagranicznych, dyskutując o naszych czasach, umieszczą moje imię i imię lorda Palmerstona równie wysoko, jak tych, o których rozmawialiśmy. Wiktoria ma zwyczaj wymawiania niektórych słów ze szcze127
golną emfazą. Podobnie w piśmie: co najmniej jedno słowo w kaŜdym wierszu jest podkreślone. Palmerstona bawi myśl, Ŝe Wiktoria juŜ teraz się troszczy o własny wizerunek u potomności. Jego to nigdy nie obchodzi. Psotny chochlik, który u tego męŜczyzny, witalnego, wesołego i dowcipnego, ukrywa się tuŜ pod powierzchnią konwenansów, kaŜe mu powiedzieć: — Władcom czy męŜowi stanu jakiejkolwiek epoki, najjaśniejsza pani, historia przypisuje zwykle duŜo więcej osobistej zasługi za sukces, duŜo więcej potępienia za poraŜkę, niŜ na to naprawdę zasługują. A anonimowi pozostają doradcy, przyjaciele, oponenci, dworzanie, urzędnicy, którzy rekomendują albo krytyką, pochwałą lub gniewem, wpływają na podjęcie decyzji. — Gdyby kaŜdemu z nich przyznawać naleŜną zasługę, to historia stałaby się ogromnie n u Ŝ ą c a — mówi Wiktoria. — Ale rozumiem, co pan ma na m y ś l i , bo lord Melbourne wyjaśniał mi, jak się tworzy linię polityczną i podejmuje decyzje w moim rządzie. — Bardzo to było słuszne ze strony premiera. I najjaśniejsza pani zapamiętała, co Melbourne jej powiedział? — Oczywiście. Zaraz. Więc powiedział, Ŝe... — I Wiktoria zaczyna powtarzać, jak uczennica zadaną lekcję. — Decyzje polityczne kaŜdego rodzaju są dyskutowane, potwierdzane lub odrzucane na posiedzeniach gabinetu ministrów. Ale rzadko kiedy tam powstają: rzadko kiedy rodzą się nawet za biurkiem ministra odpowiedzialnego za dany resort. Dyskusje najczęściej zaczynają się podczas weekendów, na wrzosowiskach przy strzelaniu pardw czy kuropatw, albo gdy paru polityków — z partii rządzących lub z opozycji — spotyka się w klubie lub na przyjęciu. Odpowiedzialny minister czasem nawet nie bierze udziału w pierwszych rozmowach. Gdy mu o nich powtórzą uczestnicy, daje mu to do myślenia, zapładnia jego umysł róŜnymi ideami. Wyłaniają się w ten sposób... jak on to powiedział?... fragmenty przyszłej polityki, sugestie, kompromisy. I później to wszystko... to wszystko... Palmerston dostrzega, Ŝe pamięć ją zawodzi i taktownie przerywa: 128
— Bardzo słusznie powiedziane, najjaśniejsza pani. Jak moŜna było oczekiwać. Lord Melbourne dobrze wyjaśnił teorię podejmowania decyzji politycznych... Wiktoria podchwytuje od razu: — Teorię? CzyŜby p r a k t y k a wyglądała inaczej? Na to pytanie Palmerston wolałby nie odpowiadać zbyt szczerze. Spogląda w stronę grających w karty, a widząc, Ŝe są zaabsorbowani grą, pochyla się ku Wiktorii, a złośliwy chochlik znów mu podszeptuje słowa: — Jeśli najjaśniejsza pani przyrzeknie nie zdradzić mnie, powiem sekret... — Och, u w i e l b i a m sekrety! — Więc powiem. Ogólnie biorąc, rzadko kiedy decyzje polityczne ustala się tak, jak tego się najjaśniejsza pani nauczyła. Większość decyzji jest nieunikniona, narzucana nam przez wydarzenia, sytuacje. Sekret polega na tym, Ŝe bystry polityk wybiera jak najrzadziej, bo wybór wiąŜe się z ryzykiem popełnienia błędu i wydania się głupcem. KaŜdy woli czekać, aŜ wydarzenia i sytuacje sprawią, Ŝe tylko jedna decyzja jest moŜliwa. Takiej linii politycznej łatwo bronić, wszystko jedno, czy wynik będzie dobry czy zły. Wiktoria spogląda na swego ministra z pewną surowością. — CzyŜby mi się wydawało, Ŝe jest pan t r o c h ę cynikiem, lordzie Palmerston? — MoŜe trochę. Ale mniej niŜ najjaśniejsza pani przypuszcza. — Jeśli to, co pan mówi, jest p r a w d ą , to dlaczego niektóre decyzje wydają się waŜniejsze od innych, i więcej osiągają? — Bo wielki kryzys przynosi wielkie rezultaty, a małe kryzysy — małe rezultaty. Ale historia mniej znaczenia przypisuje decyzjom i polityce, obojętne czy rezultaty będą pozytywne czy negatywne, a więcej — osobowości związanego z nimi człowieka. Silny charakter wyciska swoją pieczęć na wszystkim, co robi, nawet kiedy w nieuniknionym wyniku deszczu otwiera parasol. Jeśliby słaby charakter zrobił to samo, wydawać by się mogło, Ŝe decyduje się nie on, lecz parasol. Podczas wojny siedmioletniej Anglia miała polityka o wybitnym charakterze, Williama Pitta starszego, hrabiego Chatham. Dlatego teŜ Anglicy 129
z wojną tą wiąŜą zawsze nazwisko tego polityka, a nie nazwiska wodzów czy admirałów. W czasie wojny na Półwyspie Iberyjskim nasi męŜowie stanu byli kiepskiego kalibru i mało słyszymy o ich politycznych przedsięwzięciach. Zamiast tego słyszymy o sukcesach naszego wspaniałego starego księcia Wellingtona, któremu przypisuje się więcej zasługi za sukcesy, a jednocześnie mniej winy za poraŜki — a było ich niemało — a wszystko dlatego, Ŝe był i jest nieprzeciętnie silną indywidualnością. Wiktoria słucha w zamyśleniu. Ale wydaje się, Ŝe jej myśli krąŜą nadal wokół jej własnego przyszłego wizerunku na kartach historii, poniewaŜ mówi: — Rozumiem. Tak, pan przedstawia to b a r d z o jasno. Wielcy dygnitarze i władcy, a takŜe k o b i e t y , na przykład ElŜbieta, powinni mieć bardzo s i l n ą indywidualność. MoŜe chochlik złośliwości pokpiwa sobie nie tyle z królowej, ile z Palmerstona? W tym momencie gra w karty dobiega końca, a Melbourne i Palmerston Ŝegnają się i odchodzą. Zanim powie królowej dobranoc, baronowa Lehzen próbuje — przez zaciśnięte usta — uświadomić swoją dawną pupilkę co do prywatnego Ŝycia jej dwóch głównych ministrów. Wiktoria odsuwa ją ze słowami: — Nie, droga Lehzen, nie chcę o takich rzeczach s ł u c h a ć . Zdaje mi się, Ŝe jesteś zazdrosna o moją p r z y c h y l n o ś ć dla zacnych ludzi. Lubię ciebie tak jak z a w s z e . A szczęśliwie dla mnie się składa, Ŝe mam i ciebie, i tych oddanych ministrów, którzy mi słuŜą radą. Ze swojej strony Melbourne i Palmerston, rozkoszując się rolami wujaszków, w miłym słoneczku królewskiej przychylności nie dostrzegają mniej sympatycznych cech charakteru młodej monarchini. Kobiety, jak lady Cowper, wyraźniej widzą ukrywany jak na razie upór, niebotyczną zarozumiałość i zaląŜki potencjalnych konfliktów.
Lord Cowper jest inwalidą, do połowy sparaliŜowanym. Palmerston przezornie dobiera słowa kaŜdego liściku, który przesyła Emilii. Nie tyle wyraŜa współczucie, co mogłoby się wydać nieszczere, ile stara się dodawać otuchy w znoszeniu trudnego
cięŜaru. Zamówił teŜ cotygodniową dostawę najkosztowniejszych kwiatów. Nie widział się z nią. Odwiedziny w jej domu, osądził, mogłyby sprawić przykrość choremu. Emilia nie bywa teraz nigdzie. Jesienią tego roku, kiedy Wiktoria wstąpiła na tron, lord Cowper uległ drugiemu atakowi, tym razem fatalnemu. Jadąc w kondukcie pogrzebowym, Palmerston zaprasza do swojej karety Melbourne'a, który powiada: — Nie potrzebujesz mi mówić, Henryku, o czym myślisz teraz... — Palmerston podnosi rękę powstrzymującym gestem, ale jego przyjaciel mówi dalej: — Daj spokój. Między nami nie ma miejsca na zakłamanie. Tamten umarł, juŜ pogrzebany. Nie skrzywdzimy go naszymi słowami. Wiem, czym Emilia jest dla ciebie. Ale pozwól, Ŝe ci coś doradzę: nie śpiesz się. Nie nalegaj na nią, nie Ŝądaj nawet porozumienia, co najmniej aŜ do Nowego Roku. — Tego wymaga zwykła przyzwoitość — zgadza się Palmerston. — Z drugiej strony nie czekaj, aŜ minie cały rok Ŝałoby... moŜe nie oświadczaj się oficjalnie, ale daj jej do zrozumienia, Ŝe twoje uczucia... — A Emilia? Jej uczucia? Czy się nie zmieniły? — Och, ona jest ci całym sercem oddana, zawsze. — Czy będziesz adwokatem mojej sprawy, gdy nadejdzie czas... a nawet wcześniej? — Oczywiście. Ale gdybym próbował rozniecać tlący Ŝar przedwcześnie, rezultat mógłby być akurat odwrotny od zamierzonego. — Czy myślisz, Ŝe mogę jej złoŜyć wizytę? Melbourne uśmiecha się i potrząsa głową. — Ale cię wzięło! Nic innego nie mogłoby tak energicznego człowieka pozbawić zdolności decyzji. Oczywiście, Ŝe powinieneś jej złoŜyć wizytę. I trzymaj się na wodzy... — Chyba tylko ty jeden wiesz — mówi z prostotą Palmerston — jak mnie podtrzymuje na duchu ta nadzieja. Nie jest sekretem, Ŝe lubiłem towarzystwo kobiet, Ŝe lubiłem je... no, jako kobiety. Ale nigdy Ŝadnej nie chciałem za Ŝonę. Emilii... Emilii nie moŜna z nikim porównać, prawda? Odczekawszy tydzień po pogrzebie, Palmerston składa wdo131
wie wizytę. Emilia jest najwyraźniej zdenerwowana, moŜe niepewna intencji dawnego kochanka. Przez całe piętnaście minut bardzo formalnej wizyty trzyma przy sobie w salonie jedną ze swoich córek. Palmerston jąka się jak uczniak, boi się powiedzieć coś niewłaściwego. Jak mówił Melbourne: „wzięło go". Jest nieomal rad, gdy czas odejść, ale ledwie znalazł się na ulicy, juŜ pragnął wrócić. Opowiada Melbourne'owi: — Wiesz, to wcale nie było zachęcające... Przyjaciel klepie go po ramieniu: — Oboje byliście zdenerwowani. To dobry znak. Teraz uzbrój się w cierpliwość. Niech ona trochę potęskni. — Daj mi znać, kiedy uznasz, Ŝe będę mógł... — Nie bój się. Znam dobrze moją siostrę. Pewne znaki nie ujdą mojej uwagi. Minie połowa stycznia, nim Melbourne powie: — Emilia coś duŜo o tobie opowiada. Odwiedź ją. Mów szczerze, Ŝe jesteś samotny, a nawet Ŝe za nią tęsknisz, ale nie nalegaj zaraz na ślub. NawiąŜcie najpierw dawną, swobodną przy jaźń. Tym razem Emilia przyjmuje Palmerstona sama i zachowuje się naturalniej. Jest nadal piękną kobietą, o dobrej figurze, jasnej cerze: tylko jej przenikliwe, inteligentne oczy nabrały ostatnio wyrazu znuŜenia i nerwowego napięcia. Po Palmerstonie nie znać upływu lat. Zawsze przystojny, wysportowany, atletyczny i męski, o czym zaświadczyć mogłaby niejedna urocza dama. Wierzy w sport: codziennie przed śniadaniem pływa w Tamizie, wiosłuje, albo jedzie na dwugodzinną przejaŜdŜkę konną. Tę parę pociąg fizyczny zarazem zbliŜa i oddala. Wkrótce Palmerston odwiedza Emilię co tydzień, uzbrojony w ogromne bukiety albo brzoskwinie przysłane przez ogrodnika z Broadlands. Jeszcze się wstrzymuje z jawnymi oświadczynami. W końcu to ona, wzruszona jego delikatnością, pierwsza zaczyna mówić o tym, o czym oboje stale myślą: — Jesteś bardzo rozwaŜny i powściągliwy, a moŜe — rzuca na niego z ukosa spojrzenie — moŜe jesteś dobrym taktykiem. Ale musisz dać mi trochę czasu. Jest duŜo do przemyślenia. Nie jestem sama, muszę się zastanowić nad moją rodziną. — Uśmiecha się: — Wiesz, dla tych młodych, jestem starą kobietą. 132
Pochyla się ku niej. — Starą? Ty, Emilio, starą? Ty nigdy nie będziesz stara. A nawet gdybyś kiedyś była starą, to nie będzie miało Ŝadnego znaczenia ...byle byśmy mogli teraz jak najszybciej być razem... ; — Nie straciłeś swego talentu prawienia pięknych słówek — Emilia uśmiecha się i z ledwie zamaskowanym ociąganiem odprawia swego gościa.
Prawie w rok po wstąpieniu Wiktorii na tron odbywa się koronacja, a Palmerston tak opisuje to wydarzenie: ,,Dni pełne hałasu, stukotu młotków, budowania rusztowań... trybuny wzdłuŜ całej drogi przejazdu... chorągwie, flagi, dekoracje, czasem wdzięczne, ale przewaŜnie tandetne, jak na jarmarku. Miasto zatłoczone, Hyde Park zamienił się w jedno wielkie obozowisko ludzi przybyłych z prowincji. Spać trudno, dzwony biją o północy, a na ulicach 'tłumy hałasują, śpiewają i grają na róŜnych instrumentach. Dziewczęcy urok królowej porwał wyobraźnię nie tylko hałastry,... przyznaję, Ŝe sam padłem ofiarą... i na koronacji było obecnych o stu osiemdziesięciu członków Izby Lordów więcej niŜ poprzednim razem. Podobno tylko dwóch wiedziało dokładnie, jak się według protokółu wkłada galowy strój dworski — a ci dwaj, to entuzjastyczni uczestnicy amatorskich przedstawień teatralnych... Parlament wydał 200.000 funtów szterlingów: czterokrotnie więcej, niŜ na Williama IV, chociaŜ stosunkowa skromność jego koronacji wynikła z jego własnych Ŝyczeń. Słońce świeciło wspaniale i rozgrzewało owe tysiące ludzi, którzy wylegli wzdłuŜ ulic. Nazwano to „pogodą królowej": wyraŜenie, które na pewno wejdzie do potocznego języka. Ceremonialną karetę ciągnęły specjalnie sprowadzone z Hanoweru konie kremowej maści, jak z bajki o kopciuszku. Wchodząc do Opactwa Westminsterskiego, jej królewska mość miała na sobie szaty z purpurowego welwetu i gronostaje, związane sznurem, a na głowie opaskę wysadzaną diamentami. Musiała z trudem dźwigać ten cięŜar. Mnie samemu łzy napływały do oczu, gdy patrzyłem na tę prawie dziecinną postać, doprawdy patetyczną...
ukoronowano ją, moŜna powiedzieć podwójnie: raz arcybiskup, a raz słońce, które właśnie w tej chwili promieniami rozjaśniło jej włosy. (Staję się tak sentymentalny, jak Melbourne). Gdy po ceremonii ukazała się przed Opactwem — takie wymachiwanie flagami i chustkami, takie wyrzucanie w górę kapeluszy (ciekawym, ile wróciło do właścicieli?) takie huragany oklasków i wiwatów... Kilka chwil kłopotliwych, jak zwykle przy uroczystych okazjach; osiem małych dziewuszek, jedna z nich córka Emilii (i chyba moja?), które niosły tren królowej, miało własne treny równieŜ i z tymi nie umiały sobie poradzić: parę razy królowa musiała przystanąć, wstrzymywana trenem, bo dziewuszki się potykały... Duchowieństwo zupełnie pomieszało szyki i innym i sobie. Biskup Durham zaczął za wcześnie recytować litanię. Arcybiskup siłą wepchnął na czwarty palec królowej pierścień z rubinem, dopasowany na jej piąty palec — gdy go później zdejmowała, nacierpiała się nie lada bólu. Pod koniec naboŜeństwa biskup Bath przewrócił dwie kartki za jednym zamachem. Nie zorientował się w pierwszej chwili, co się stało: później trzeba było z powrotem sprowadzać królową, która juŜ odeszła do bocznej kaplicy odpocząć chwilę. Melbourne mówi, Ŝe zgorszył ją widok tej bocznej kaplicy, gdzie na ołtarzu przygotowano tace z kanapkami, butelki z winem i kieliszki, ale przyznaje, Ŝe gdy królowa wróciła do Opactwa, on sam szybko wychylił kielicha..." DuŜo jest opisów tej ceremonii z róŜnych punktów widzenia. Benjamin Disraeli, któremu przeznaczone było być faworytem starości Wiktorii, jak Melbourne był faworytem jej młodości, notuje, Ŝe premier gabinetu ministrów: ,,... wyglądał niezręcznie, koronet spadał mu na nos, a szaty plątały się pod nogami: miecz stanu trzymał jak rzeźnik..." Sama Wiktoria innymi oczyma widziała swego mentora: . „Mój najlepszy lord Melbourne stał bardzo blisko mnie podczas całej ceremonii i był ogromnie wzruszony... spoglądał na mnie z taką dobrocią jak ojciec..." Autorka i dziennikarka, Harriet Martineau, uskarŜa się, Ŝe ceremoniał koronacyjny usiłuje podnieść -suwerena do poziomu boskości, a Boga ściągnąć w dół do ziemskiej monarchii. 134
Najwięcej moŜe sympatii zawiera komentarz Thomasa Carly-le, eseisty i historyka: „Biedna mała królowa jest w wieku, kiedy dziewczętom zaledwie powierza się wybór własnego czepeczka, a na nią składają obowiązki, przed którymi archanioł by się zawahał..." Palmerston kończy własne zapiski w nastroju prawie farsowym, chociaŜ i tu przebija jego wraŜliwość: „Oczywiście nie zabrakło zabawnych incydentów, a najzabawniejszy, chociaŜ mógł się źle skończyć, przydarzył się, kiedy panowie składali hołd: dziewięćdziesięcioletni lord Rolle zaczepił stopą o własne szaty i »zrolował« po stopniach od tronu na sam dół. Śmiech i oklaski wydały mi się co najmniej niestosowne. Staruszek mógł sobie naprawdę zrobić krzywdę, ale widocznie mało komu przyszło to na myśl. Podszedłem do niego i wyraziłem współczucie. Odrzekł, Ŝe się trochę potłukł, ale nic mu nie jest. Jeśli doŜyję jego wieku, a choćby i o dziesięć lat mniej, to ufam, Ŝe będę równie krzepki".
Rozdział 7
SUKCESY KUPIDYNA I MINISTRA
— Wiesz, Ŝe byłaś dla mnie wszystkim w tamtych dniach, kiedy... I nadal jesteś wszystkim. Nasza miłość jest wielka, Emilio. Czy nie moglibyśmy odnowić jej jeszcze raz, w całej pełni i rozkoszy, związani małŜeństwem? Lord Cowper zmarł przed przeszło rokiem, minął okres oficjalnej Ŝałoby. Palmerston decyduje, Ŝe wolno mu juŜ oświadczyć się o rękę wdowy. Emilia odpowiada z uśmiechem przyjaznym, moŜe więcej niŜ przyjaznym, ale jednak ma zastrzeŜenia: — Czy nie pojmujesz, jak my głupio będziemy wyglądać, jadąc w podróŜ poślubną w naszym Wieku? — Co to kogo obchodzi! Wiek nie jest tylko sprawą lat, ale takŜe uczuć. A nie wierzę, by twoje uczucia tak bardzo się róŜniły od moich. — Fanny niechętnie się do nas odnosi — mówi Emilia bez przekonania. — Najstarsza, była bardzo przywiązana do ojca. 135
— Ona sama niebawem zechce pójść za mąŜ — odpiera Palmerston. — A na razie niech pomyśli o twoich Ŝyczeniach, a nie o sobie! Nie wspominają o tym, Ŝe w razie gdyby lady Cowper poślubiła Palmerstona, co najmniej dwoje z jej dzieci zamieszka po raz pierwszy pod dachem własnego ojca. — Trzeba wziąć pod uwagę królową — mówi Emilia. — Ona ma bardzo konwencjonalne poglądy na sprawę powtórnego małŜeństwa wdów. — Daj spokój, doprawdy, nie moŜna się zgodzić na to, by naszym prywatnym Ŝyciem kierowały jej przesądy. — Nie chciałabym, Ŝeby się zwróciła przeciw tobie. Jesteś teraz bardzo bliski Wiktorii. Te wszystkie zastrzeŜenia wydają mu się błahe: to po prostu wykrętne wymówki. Nie patrzy głębiej. Wybucha: — Czy jest moŜe ktoś inny? Palmerstona ponosiła czasem zazdrość, jeszcze za Ŝycia lorda Cowpera, jak na przykład wtedy, gdy zobaczył ją w operze, eskortowaną dwa razy przez tego samego młodego człowieka, albo gdy na balu tańczyła kilkakrotnie z jednym partnerem. Emilia czerwieni się i odpowiada ostro: — Nie bądź śmieszny, Henryku i nie obraŜaj mnie. Od kiedy po raz pierwszy poznaliśmy się, Ŝaden męŜczyzna prócz ciebie nic dla mnie nie znaczył. To juŜ lepiej. Ale lord Pam chciałby uczucie związać obietnicą. Wzdycha, odchodzi od okna, z rękoma załoŜonymi do tyłu pod długie poły, które podrzuca niecierpliwie. Nie widzi, z jaką czułością Emilia spogląda na niego, mówiąc: — Mój drogi, wiem, Ŝe robię trudności jak spłoszone dziewczę. Ale musisz mi dać więcej czasu. Wierz mi, Henryku, to nie dlatego, iŜbym nie chciała twojego szczęścia, naszego szczęścia. Tylko... — Tylko co? — pyta ostro, zwracając się do niej. — Nic, nic. Muszę jeszcze pomyśleć. Owe wymijające: ,,nic, nic" skrywa najwaŜniejszy powód jej wahania. Gdy byli kochankami, zapytał ją kiedyś, czy sądzi Ŝe rozkosz, jakiej oboje zaznają, przetrwałaby rutynę, irytacje codziennego małŜeńskiego poŜycia. Teraz przypomnienie tych słów 136
kaŜe jej się zastanowić. MoŜe lepiej przechować piękną pamięć nienaruszoną, niŜ oglądać nadzieje w ruinach? Palmerston ponawia oświadczyny wielokrotnie w ciągu zimy i z wiosną roku 1839. Emilia zachowuje się przyjaźnie, jest tak serdeczna, jak tylko mógłby sobie Ŝyczyć, ale decyzję uporczywie odwleka. Czas — wciąŜ go prosi jeszcze o trochę czasu. Daremnie przypomina jej, Ŝe nie są dwojgiem młodzików, którzy mają całe Ŝycie przed sobą. Jak inni męŜczyźni, którzy przekroczyli półwiecze, Palmerston boi się, Ŝe ognie wygasną. Koła arystokracji angielskiej obserwują sytuację, śmiejąc się po trochu z romansu tej pary, która z racji swego wieku nie powinna juŜ Ŝywić tkliwych emocji, chyba w stosunku do wnuków. W klubach mnoŜą się zakłady: czy i kiedy lady Cowper ulegnie natarczywości lorda Kupidyna? Minister spraw zagranicznych, wbrew troskom, musi pokazywać twarz spokojną i zajmować się swoją robotą. A ma dość spraw, które go odrywają od osobistych kłopotów. Wojna domowa w Hiszpanii. Ferdynand VII zniósł prawo salickie, aby przekazać koronę swej córce, Izabeli. JednakŜe gdy umiera w roku 1833, a regencję obejmuje wdowa po nim — do tronu zgłasza pretensje jego brat, Don Carlos. Widząc w pretendencie potencjalnego despotę, liberałowie hiszpańscy popierają Izabelę i regentkę, a stronnictwo reakcyjne i koła klerykalne — Don Carlosa. Palmerston popiera młodą królową i w roku 1839 Don Carlos ostatecznie się wycofuje. Angielski minister spraw zagranicznych ponownie jest skutecznym adwokatem liberalnych i konstytucyjnych rządów. W tym samym mniej więcej czasie dochodzi do starcia z królem Neapolu, jeszcze jednym Ferdynandem, autokratycznym stronnikiem Austrii. Nadano monopol dobywania neapolitańs-kięj siarki kartelowa opanowanemu przez byłą francuską rodzinę królewską Burbonów. — To nadanie — oznajmia w parlamencie Palmerston — stanowi pogwałcenie klauzuli uprzywilejowania zagwarantowanej nam przez Neapol specjalnym traktatem... monopol musi zostać wycofany, a brytyjskim kupcom, którzy juŜ wskutek niego ponieśli straty, naleŜy się kompensata... Radykałowie i liberałowie nienawidzą króla Neapolu za des137
potyzm. Ich hałaśliwe poparcie ułatwi Palmerstonowi przekonanie kolegów ministrów, Ŝe naleŜy wysłać flotę wojenną, zablokować port Neapolu i zagarnąć tamtejsze statki. Austria nie ma odpowiedzi na potęgę morską i Ferdynand ustępuje. Jeszcze raz Palmerston mógł połączyć interesy handlowe z ideologią, umacniając zarazem swoje stanowisko jako trybun liberalizmu. Natomiast mniej liberalne 'są jego poczynania w cesarstwie chińskim. Stosunki handlowe z tym krajem nie przedstawiają dla Anglii szczególnej wartości. Władze chińskie, broniąc się przed podminowaniem ich tradycyjnego stylu Ŝycia przez zachodnie wpływy, traktują wszystkich Europejczyków jako barbarzyńców i zezwalają im na handel tylko w Kantonie, odległym od Pekinu. Cudzoziemcy Ŝyją tam jak w kolonii trędowatych, mogą prowadzić interesy tylko z oficjalnie wyznaczonym konsorcjum chińskim, nie wolno im spotykać się z Chińczykami na stopie towarzyskiej, ani teŜ uczyć się ich języka. Nie wydano zezwolenia na przyjazd konsula. A szczególnymi zastrzeŜeniami obwarowano import opium z Indii w zamian za chińską herbatę. Ludność chińska nałogowo pali opium, chociaŜ władze w Pekinie zabraniają importu, co prawda nie ze względów moralnych. W rzeczywistości wielu mandarynów zbija olbrzymie fortuny na uprawie opium: obawiają się więc konkurencji masowego importu, który zmusiłby ich do obniŜenia wysokich cen, jakie dyktują. Ale handel ten jest równieŜ bardzo lukratywny dla kupców brytyjskich, którzy prowadzą przemyt na coraz większą skalę, wspomagani przez przekupnych urzędników. W roku 1839 wysłano z Pekinu do Kantonu specjalnego komisarza, nazwiskiem Lin Tse Su, którego zadaniem było połoŜyć kres przemytowi. Kupcy brytyjscy apelują o pomoc do rządu we własnym kraju, gdzie zyskują pewne poparcie opinii publicznej, podraŜnionej w dumie narodowej, poniewaŜ brytyjskich dyplomatów upokorzono w Chinach, nakazując im składać przed tamtejszymi dygnitarzami na znak absolutnego poddania niskie pokłony zwane „kow-tow". Lin Tse Su likwiduje wszelkie stosunki handlowe z Wielką Brytanią, a Chińczycy atakują brytyjski okręt. Palmerston Ŝąda odszkodowania i gwarancji na przyszłość. Chińczycy odrzucają jego Ŝądania. Flota królewska zatapia cztery okręty wojenne ko138
misarza Lin Tse Su, rozpoczynają się działania wojenne. Chińczycy, uzbrojeni zupełnie prymitywnie, nie mają Ŝadnej szansy przeciwko europejskiej machinie wojennej, choćby nawet na małą skalę, ale dysponującej karabinami i armatami polowymi przeciwko ich szablom. Palmerston i gabinet brytyjski dyktują surowe warunki Pekinowi: pełne odszkodowanie za skonfiskowane opium, cesja wyspy Hong Kong połoŜonej przy wybrzeŜu chińskim, swobodny handel z portami: Amoy, Foochow, Ningpo, Singapore i Kanton, zezwolenia na nominację konsulów, nawiązanie stosunków między brytyjskimi a chińskimi urzędnikami tej samej rangi na stopie równości, wreszcie (to juŜ przypomina kopnięcie leŜącego na ziemi przeciwnika) opłacenie kosztów brytyjskich morskich i lądowych operacji wojskowych, wynikłych z decyzji komisarza Lin Tse Su. Nie bez ironii pisze Palmerston w oficjalnej nocie: „Rząd brytyjski ufa niezłomnie, iŜ mądrość i duch sprawiedliwości, z których słynie cesarz na całym świecie, pozwolą rządowi chińskiemu w pełni docenić słuszność naszych powyŜszych Ŝądań". W istocie rzeczy „mądrość i duch sprawiedliwości" cesarza i jego mandarynów nie ujawnią się, dopóki ich wojska nie zostaną kilkakrotnie pokonane, a Pekin odcięty od południa kraju. Wtedy Palmerston nie będzie juŜ ministrem, ale tak zwana „wojna opiumowa" zakończy się ostatecznie na warunkach spisanych przez niego. Trudno dostrzec liberalne zasady w tej aferze z Chinami. Wprawdzie jedną z podstaw teorii liberalizmu jest swobodny handel ze wszystkimi krajami, ale to nie oznacza narzucania go za pomocą okrętów wojennych i militarnych ekspedycji. Młody, obiecujący polityk liberalny, William Ewart Gladstone, późniejszy premier i słynny polityk, określa wojnę opiumową jako „niesprawiedliwą i nikczemną". JednakŜe prócz niego mało kto z jego rodaków, niezaleŜnie od orientacji politycznej, krytykuje postępki Palmerstona i rządu, a zwłaszcza ich rezultaty. Wystarcza, Ŝe interesy handlowe zabezpieczono, a prestiŜ brytyjski umocniono.
139
— Przestań wydziwiać i nie trzymaj go w niepewności. KaŜdą inną kobietą dawno juŜ wzruszyłaby jego delikatność i stałość. PrzecieŜ chcesz wyjść za niego, prawda? Mnie nie oszukasz. Więc zgódź się. Te skrupuły do ciebie nie pasują. Z braterską bezceremonialnością Melbourne rozmawia z siostrą, nakłoniony przez przyjaciela, by się za nim wstawił. Emilia powtarza niektóre swoje zastrzeŜenia. — Fanny odnosi się niechętnie... — Przywyknie, gdy będziecie po ślubie — odpiera niecierpliwie Melbourne. — A królowa...? — Tę sprawę mnie zostaw. W końcu sam Kupidyn traci cierpliwość. Wydaje mu się, Ŝe sfery towarzyskie uwaŜają go za głupca, poniewaŜ pozwala Emilii na tak długie wahania. Woła do niej podniesionym głosem: — Pytam ciebie po raz ostatni: wyjdziesz za mnie, czy nie? Pod naciskiem z dwóch stron i w obawie, Ŝe moŜe go w ogóle utracić, Emilia się poddaje. Lord Pam odtrąca myśl, Ŝe gdyby w jego naleganiach mniej było owej „delikatności", byłby miał Ŝonę o rok wcześniej. Emilia wyznacza dzień ślubu, dodając: — Tylko proszę cię, niech to będzie bardzo, bardzo skromna uroczystość. Tylko najbliŜsi przyjaciele. Podchodzi blisko, tuli się w jego ramiona, jak niegdyś. On nuci melodię i płynnymi ruchami tańczą walca po jej salonie. Wkrótce po koronacji Wiktoria mówiła o Lady Cowper jako o jednej ze swoich „prawdziwych przyjaciółek". Był to niemały komplement ze strony osiemnastolatki wobec kobiety w średnim wieku, a przyczynił się do tego niewątpliwie fakt, Ŝe najstarsza dwójka z licznej progenitury Emilii — ci nie podlegający dyskusji Cowperowie — naleŜą teraz do królewskiego dworu. Ale na wieść o planowanym mariaŜu królowa się marszczy. — Co ja mam począć — pyta Melbourne'a — jeŜeli pańska siostra poprosi o moje zezwolenie? — Co począć, najjaśniejsza pani? AleŜ udzielić go, oczywiście. Inaczej nie wypada. A jakie to ma znaczenie dla waszej królewskiej mości, czy oni się pobiorą, czy teŜ nie? 140
— Sądzę, Ŝe wdowy nie powinny wychodzić za mąŜ. Lady Cowper miała męŜa, ma dzieci... po co jej drugi mąŜ? Niechby się poświęciła pamięci Lorda Cowper a i wychowaniu dzieci, zamiast... Gdybym jej powiedziała, Ŝe mnie ta wiadomość ucieszyła, to toy nie było uczciwe. — A gdyby najjaśniejsza pani tego nie powiedziała, to by było brakiem kurtuazji. Jeśli mi wolno wyrazić moją opinię, to sądzę, Ŝe moja siostra i Lord Palmerston, siadając razem przy kominku, będą sobie wzajemnie osładzać zmierzch Ŝycia... Wdzięczna metafora, tylko Ŝe Emilia i Lord Kupidyn rzadko siadają przy kominku i Ŝadne z nich nie podziękowałoby bratu i przyjacielowi za sugestię, Ŝe nadszedł juŜ dla nich „zmierzch Ŝycia". Melbourne uznał, Ŝe nie wypada dziewczęciu na tronie opowiadać dziejów tego romansu. Ostatecznie względy kurtuazji przewaŜają, a w miarę zbliŜania się daty ślubu, Wiktoria godzi się z projektem. Pisze do swego własnego przyszłego małŜonka, księcia Alberta: „Secundus, jak zwykłeś nazywać Palmerstona, za kilka dni poślubi Lady Cowper, siostrę mego Primusa... KaŜde z nich dwojga liczy sobie juŜ ponad pięćdziesiąt lat, ale doszłam do przekonania, Ŝe dobrze robią pobierając się, zwłaszcza odkąd Palmerston, którego obie siostry zmarły, jest zupełnie sam na świecie... Tym niemniej pewna jestem, Ŝe to cię ubawi..." Niemało w tym zwrotach młodzieńczej pogardy. Często się zdarza, Ŝe gdy bardzo młodzi sami są zakochani, myślą, Ŝe romantyczność jest ich wyłącznym przywilejem. Palmerstonowie spędzają miesiąc miodowy w Broadlands. Emilia ma zbyt wiele rozsądku, by zmieniać urządzenie dworu, który z czasem nabrał charakteru bardzo męskiego: wielka sień wykładana kamiennymi płytami, sala bilardowa, trofea myśliwskie, nagrody zdobyte w wyścigach konnych, obrazy o sportowej tematyce — i liczne psy, wiernie wałęsające się za nogą pana. Zresztą Emilia zatrzymała własną wiejską siedzibę, tylko swoją rezydencję w Londynie podarowała najstarszemu synowi. JednakŜe niezawodny instynkt doświadczonej pani domu kaŜe Emilii juŜ w miodowym miesiącu wziąć we własne ręce zarządzanie dworem w Broadlands. SłuŜba, rozleniwiona brakiem kontroli, nie zdaje sobie początkowo sprawy, Ŝe nowa pani ma by141
stre oko. Z aprobatą męŜa, Lady Palmerston ujmuje ster rządów, sprawdza pracę wszystkich, od gospodyni i kucharza do pokojówek i chłopca na posługi. Gospodyni, niejaka pani Davis, której rachunków Palmerston nie miał ostatnio czasu dokładnie kontrolować, a która, jak się okazało, systematycznie zgarniała do własnej kieszeni „koszykowe", zostaje zwolniona — bez oskarŜeń i awantur. — Inni pewno teŜ ciebie okradali — mówi Emilia. — Ale na razie przyjmiemy, Ŝe to było z winy złego przykładu. Pozostała słuŜba prędko się orientuje w sytuacji. Nowa pani domu zyskuje ich respekt dzięki umiejętnemu łączeniu stanowczości, taktu i zrozumienia, czemu dopomaga jej doświadczenie i powaŜne lata. Stajennego, który zbałamucił podkuchenną, prowadzi się bez apelacji do ołtarza i ofiaruje im na mieszkanie domek na terenie majątku. Zanim Palmerstonowie powrócą do Londynu, widać wyraźną poprawę w Broadlands: wszędzie panuje czystość, posiłki są smaczne i podawane na gorąco. Emilia wyszukała gospodynię, która chociaŜ dobroduszna i taktowna, potrafi narzucić posłuch. Nawet kamerdyner, stary wyga, który zęby zjadł na słuŜbie i na wiele sobie pozwala, teraz kusztyka dwa razy szybciej niŜ dawniej. Po powrocie do Londynu Palmerstonowie przeprowadzają się z dawnego domu przy Hanower Square, jako zbyt ciasnego, do nowej rezydencji przy Carlton Terrace. Dom ich staje się wkrótce ośrodkiem politycznym i towarzyskim. Salony pani Emilii co wieczór wypełnia tłum znakomitych gości wszelkich ideologicznych odcieni. Rzadko do tej pory się zdarzało, by problemy polityki zagranicznej były przedmiotem ogólnej dyskusji towarzyskiej. Niejedno trudne zagadnienie dyplomatyczne rozstrzygnięto za stołem w sali jadalnej, w sali bilardowej, bibliotece, a nawet w salonie. Bystre oczy Melbourne'a — i nie tylko jego — dostrzegają wyraźne oznaki, Ŝe Palmerstonowie, chociaŜ ,,w zmierzchu Ŝycia", znajdują w sobie nawzajem zaspokojenie fizycznych poŜądań tak samo, jak za czasów ich potajemnych spotkań. — SłuŜy ci to małŜeństwo — mówi premier swojej siostrze. — Tę parę dodatkowych funtów, które ci przybyło... nie, nie,
wcale nie za duŜo! Dobrze ci z tym. A oczy straciły ten wyraz nerwowego napięcia. Nawet królowa zauwaŜa, Ŝe Lady Palmerston świetnie wygląda, i dodaje z charakterystyczną uszczypliwością, Ŝe ubiera się lepiej niŜ dawniej. Tylko co do ministra spraw zagranicznych Wiktoria wyraŜa pewne niezadowolenie. Jest wyraźnie szczęśliwy, zadowolony, ale oczywiście mniej czasu moŜe poświęcać wieczorami na nieformalne przyjęcia na królewskim dworze. Z pewną naiwnością Wiktoria mówi do Melbourne'a: — Wydaje mi się, Ŝe mniej lubię teraz pańskiego szwagra, niŜ dawniej. Melbourne z trudem powstrzymuje śmiech. Ale dla Palmerstona zmienne humory Wiktorii nie zawsze będą przedmiotem śmiechu.
Rozdział 8 WOJNA NA ŚRODKOWYM WSCHODZIE — I W GABINECIE MINISTRÓW
Zmienność Wiktorii w stosunku do Palmerstona moŜe źle dla niego wróŜyć, ale ona sama czym innym jest w tej chwili zajęta. Datę jej ślubu ustalono na luty 1840 roku, a przygotowania idą jak po grudzie. Anglia nie Ŝywi entuzjazmu — i nigdy go nie okaŜe — dla tego niemieckiego ksiąŜątka. Szczególną ironią losu cały cięŜar kłopotów i trudności, łagodzenie ciągłych niesnasek, spada na barki lorda Mełbourne'a, który wie dobrze, Ŝe przygotowany przez niego czerwony dywan dla młodej pary musi dla niego samego okazać się ścieŜką wiodącą ku emocjonalnemu osamotnieniu. Jego wpływ na królową co najmniej się zmniejszy, jego zaŜyłe z nią stosunki ulegną ochłodzeniu. Komplikacje wszczyna przyszły pan młody, Albert sasko-koburskogotajski, jeszcze przebywając w Niemczech. WyraŜa Ŝyczenie, aby jego londyński dwór składał się po połowie z wigów i torysów, a wszystko ludzi o nieskazitelnej moralności. Tymczasem dwór królowej, na jej własne Ŝyczenie, składa się wyłącznie z wigów. Melbourne oznajmia, Ŝe te dwa dwory nłe
mogą mieć odmiennego oblicza politycznego. Z kolei ksiąŜę Albert proponuje przywieźć wraz ze sobą grupę wysoce moralnych i bardzo intelektualnych Niemców o wzniosłych poglądach. Ich obecność, pisze ksiąŜę do swojej przyszłej małŜonki, zmniejszy cokolwiek jego nieuniknione osamotnienie w obcym kraju. Zgorszony premier przypomina królowej, Ŝe grupa cudzoziemców, przybywająca do Anglii wraz ze współmałŜonkiem suwexena, zawsze wywoływała konflikt — przykładem przyjaciele Henrietty Marii, Ŝony Karola I. To jest złowróŜbne porównanie i Melbourne przeprowadza swoją wolę. Albert, „nieskazitelnie moralny", czytał w prasie angielskiej wzmianki o „rozwiązłości" angielskiego dworu królewskiego. Rzeczywiście, niektórzy Ŝonaci dygnitarze, włącznie z lordem Stewartem i lordem szambelanem, mają kochanki, którym wypłaca się pensje z listy królewskiej. Przyszły konsort postanawia zmienić to radykalnie. Gdy Melbourne proponuje, aby George Anson, jego własny osobisty sekretarz, doskonale obznajmiony z angielskim protokołem dyplomatycznym i politycznymi zwyczajami, został mianowany sekretarzem księcia, Albert aŜ się jeŜy z oburzenia. Anson, powiada, podobno nawet tańczy! Melbourne, nie mogąc się powstrzymać, wybucha: — Ta przeklęta moralność wszystko popsuje! Ale nie tylko Albert przysparza kłopotów. Izba Lordów, o przewadze torysów, zmniejsza proponowane apanaŜe dla księcia z £ 50.000 do £ 30.000, nie przyznaje mu, czego sobie Ŝyczyła Wiktoria, tytułu współpanującego i nawet odmawia mu prawa pierwszego kroku za królową. Instygatorami tych decyzji są dwaj Ŝyjący jeszcze stryjowie Wiktorii, którzy oświadczają, Ŝe nie będą szli z tyłu, za ,,tym papierowym ksiąŜątkiem". RównieŜ ksiąŜę Wellington protestuje: „Jeśli pierwszeństwo będzie w ten sposób narzucane wbrew prawu" — to on wyemigruje na zawsze z kraju. Królowa notuje: „Jestem w pasji". Nazywa torysowskich parów, zapewne włącznie ze stryjami, „piekielnymi łajdakami" i zastanawia się, kiedy wreszcie zostaną spełnione jej noworoczne modlitwy: „Od torysów, dobry BoŜe, wybaw nas!" Kończy: „Biedny, drogi Albert, jak okrutnie oni mego aniołka traktują! Potwory! Wy, torysi, będziecie ukarani 1 Pomsty! Pomsty!"
Spróbuje się mścić, odmawiając torysom wstępu na zaślubiny. Melbourne przypomina jej, Ŝe nie sposób nie zaprosić Wellingtona, bohatera narodowego. Królowa wybucha: — Co? Tego starego buntownika? Nie zaproszę gol W końcu udaje się Melbournowi ułagodzić ją, a z czasem siwowłosy ksiąŜę Wellington zajmie miejsce czcigodnego „dziadka" w królewskiej rodzinie. Nareszcie rozwiązano wszelkie problemy, załagodzono kłótnie. Czerwony dywan wyłoŜony, przechodzą po nim wszystkie właściwe stopy we właściwym porządku. Ślub odbywa się w deszczowy poranek. Zaraz po uroczystościach królowa wzywa Melbourne^ i mówi chłodno: — Wygląda pan na bardzo zmęczonego. Ma wszelkie powody być zmęczony. Ale Melbourne tylko ściska jej dłoń i darzy ją długim, serdecznym spojrzeniem: — Niech cię Bóg błogosławi, najjaśniejsza pani. Państwo młodzi odjeŜdŜają. Melbourne stoi i patrzy za odjeŜdŜającą karocą, która unosi ze sobą ostatnie godziny szczęścia, jakich w Ŝyciu zaznał. Słońce wygląda zza chmur, wesoły orszak konnych jeźdźców i powozów eskortuje młodą parę do Windsoru. Bardzo wcześnie następnego ranka, ciekawskie oczy dostrzegają Wiktorię i Alberta, spacerujących przykładnie po parku. Zamiłowany plotkarz dworski, Charles Greville, mówi do lady Palmerston: — Dziwne, Ŝe noc poślubna trwała tak krótko. Taką metodą nie będziemy mieć prędko księcia Walii. Nie potrzebował się kłopotać. Niepłodność nie będzie wadą tej królewskiej pary. Albert nie jest współpanującym królem, lecz księciem małŜonkiem. Pospólstwo sądzi, Ŝe to oznacza tylko towarzysza łoŜa. Ale ksiąŜę jest człowiekiem ogromnie powaŜnym, dla którego wszystko, włącznie z małŜeńskimi uściskami, jest przede wszystkim obowiązkiem do wypełnienia. Dla niego ksiąŜę małŜonek — to znaczy więcej. Mówiąc po prostu — moŜe upraszczając, ale w zasadzie taka jest prawda— Albert chce być ponad gabinetem ministrów, ponad premierem, chce faktycznie rządzić Anglią — w interesie swojej niemieckiej ojczyzny. I nie moŜna go lekcewaŜyć. Jest próŜny, chytry, złośliwy, podstępny, nieco 145
teatralny. Bije od niego uparta siła woli, która sprawi, Ŝe będzie go otaczał strach zamiast przywiązania. Mało prawdopodobne, aby lord Palmerston mógł nawiązać swobodne, przyjacielskie stosunki z takim człowiekiem. Nadto są róŜne ich charaktery i temperamenty: do konfliktów dojdzie od samego początku. Albert jest zamknięty w sobie, zarozumiały i bardzo po niemiecku upiera się przy sztywnej dyscyplinie, natomiast Palmerston jest otwarty, energiczny, Ŝywotny, obrazoburczy, bez kompleksów i zbyt wielkich skrupułów w swoim Ŝyciu prywatnym i w polityce. KsiąŜę Albert jest poboŜnym niemieckim protestantem. Dla Palmerstona Bóg jest figurą polityczną, kimś w rodzaju Wilhelma Zdobywcy, gdy nakazuje śmierć i zniszczenie, kimś w rodzaju hrabiego Chatham albo Edwarda Burkę, gdy grzmi w oracjach, kimś w rodzaju Macchiavelliego, wybierającego zawiłe i kręte drogi do celu, a takŜe kimś w rodzaju świętego Augustyna, gdy dowodzi, Ŝe w naturze panuje dobroć i nawet w złych uczynkach moŜe być zręczność i siła zasługująca na podziw. Moralne oburzenie, często wyraŜane ze zgrozą przez księcia małŜonka, jest Palmerstonowi zupełnie obce. Zanadto jest w zgodzie z własnym doświadczeniem, własnymi ludzkimi słabościami, by wygłaszać umoralńiające kazania. I nie bawi go, a raczej irytuje, gdy inni to robią, jak ksiąŜę, który uwaŜa siebie za doskonałość i wciąŜ potępia postęppwanie innych. Problematyka polityki zagranicznej w okresie zaślubin królowej i bezpośrednio potem obraca się wokół Turcji, Egiptu i cara. Stosunki angielsko-francuskie ulegają w związku z tym fatalnemu pogorszeniu. Na Środkowym Wschodzie od dawna juŜ się gotowało. Konflikt powstał początkowo między Mehemetem Ali, paszą Egiptu, który najechał Syrię, a jego suwerenem, sułtanem Turcji. Imperium otomańskie chyli się ku upadkowi, a Francja i Rosja, kaŜda z ambicjami zdobycia wpływów na wschodzie basenu śródziemnomorskiego, śledzą bacznie zwiastuny tego upadku. Łatwo moŜe między nimi dojść do wojny. Wielka Brytania chciałaby oczywiście oba te mocarstwa trzymać na przyzwoitą odległość od Syrii i Egiptu — bramy prowadzącej do Indii. Palmerston nie ma wątpliwości co do akcji, jakiej winien się podjąć rząd brytyjski. 146
— Mehemeta Ali trzeba wypędzić z Syrii — mówi na posiedzeniu gabinetu. — Musimy nakłonić wszystkie wielkie mocarstwa europejskie do wspólnego działania na rzecz sułtana, uŜywając siły, jeśli zajdzie potrzeba. Wówczas będziemy pewni, Ŝe ani Francja, ani car nie uzyskają większych wpływów na Środkowym Wschodzie. — Wydaje się, Ŝe co do tego nie będzie zastrzeŜeń z naszego punktu widzenia — komentuje Melbourne. — Ale czy na pewno wszystkie mocarstwa przystaną na to? Rosja, Austria i Prusy zgadzają się — car w nadziei, Ŝe w ten sposób przynajmniej zaszachuje Ludwika Filipa i jego ministra spraw zagranicznych, Thiersa. Ale Francja się wstrzymuje: woli poczekać, by ewentualnie dopomóc Mehemetowi Ali do ostatecznego zwycięstwa. — Więc trzeba zmusić Francję do zgody — mówi Palmerston — albo teŜ cztery mocarstwa będą działały bez niej. Lord Holland, minister bez teki oraz Clarendon, lord prywatnej pieczęci królewskiej, protestują. Obaj naleŜą do tych, którzy powątpiewają o szczerości wigowskich zasad Palmerstona. Ich wątpliwości nie są bezpodstawne. Przed laty Palmerston powiedział księŜnej Lieven, Ŝe przekonania są cięŜkim bagaŜem dla polityka. -— W rzeczywistości ta propozycja polega na tym — powiada Clarendon — Ŝe mamy wzmocnić siły despotycznego cara, który nie chce Mehemeta Ali w Syrii, przeciwko postępowej Francji, a w interesie przedajnego i autokratycznego sułtana. Przenikliwa krytyka. Propozycja Palmerstona moŜe zaszkodzić jego dobremu imieniu trybuna liberalizmu. JednakŜe Palmerston nie daje się zbić z tropu: — Nie tyle mam na względzie cara czy Francję, ile ochronę brytyjskich interesów. — Słuszna uwaga — wtrąca Melbourne, dodając zręcznie: — Ale winniśmy teŜ pamiętać, Ŝe ci, których reprezentujemy, lubią tanią politykę zagraniczną. Palmerston rozumie sens tej uwagi i zgadza się z nią: nie doprowadzić do wojny. JednakŜe gotów jest dojść do samego brzegu przepaści. Melbourne, zwolennik pokoju — zwłaszcza między kolegami 147
w gabinecie — łagodzi Hollanda i Clarendona, dając im do zrozumienia, Ŝe będzie powściągał awanturniczość Palmerstona. Zarazem w rozmowie w cztery oczy z Palmerstonem przyznaje, Ŝe nie moŜna dopuścić, by Francja opanowała Egipt. — Dla dobra Anglii, dla zachowania równowagi sił i utrzymania pokoju w Europie. — Zgodnie z tymi swoimi słowami Palmerston zabiera się do utworzenia przymierza czterech mocarstw zamiast pięciu. Francja jest wściekła. Holland i Clarendon groŜą dymisją. Palmerston zapowiada, Ŝe on sam poda się do dymisji, jeśli zostanie przegłosowany w gabinecie. — Na litość boską! — woła Melbourne. — NiechŜe nikt się nie podaje do dymisji, inaczej mi tu wszyscy zdymisjonują! Spokojnie wysłuchując obu stron, Ŝartując z kłótni, dyplomatycznie przyjacielski wobec wszystkich, Melbourne ostatecznie nakłania Hollanda i Clarendona do zgody na politykę Palmerstona. Królowej, która wyraŜa zatroskanie z powodu sprzeczek w łonie gabinetu, Melbourne wyjaśnia własne stanowisko: „trzymaj się szewcze kopyta". — Szczerze mówiąc, najjaśniejsza pani, lord Palmerston jest człowiekiem czynu, a lordowie Holland i Clarendon w tym wy padku mieszają się do nie swoich spraw. Gdyby tylko ludzie wykonywali własne obowiązki równie dobrze, jak im się zda je, Ŝe potrafią wykonywać cudze, lepiej byłoby na świecie. Ale zawsze tak bywało, Ŝe na jednego człowieka, który Ŝycie poświęca działaniu, jest dziesięciu, którzy się poświęcają destruktywnej krytyce, albo po prostu chcieliby ucinać kaŜdą głowę, która się wyŜej wzniesie. Melbourne chciał przestrzec równieŜ królową i księcia małŜonka, którzy coraz bardziej wtrącają się do spraw zagranicznych. Ale Ŝadne z nich dwojga nie chce w ten sposób rozumieć jego słów. Austria i Rosja, Prusy i Wielka Brytania podpisują przymierze z sułtanem. Palmerston wysyła flotę brytyjską, by udzieliła sułtanowi poparcia przeciw Mehemetowi Ali. W ParyŜu oburzenie. Zaatakowano karetę ambasadora brytyjskiego. Odzywają się Ŝądania, by wysłać francuskie wojska nad Ren, a drugą armię posłać do Egiptu. Ludwik Filip, jak później sam przyznał, rozwaŜał bardziej bezpośrednią ripostę: inwazję na Anglię. 148
Oponenci w gabinecie Melbourne'a wyrywają sobie włosy z głowy — czy moŜe raczej z głów stronników Palmerstona —- widząc narastające niebezpieczeństwo wojny. — Lord Spencer i ksiąŜę Bedford przyszli do mnie, by zaprotestować — mówi premier Palmerstonowi. — Oczywiście, razem z Hollandem i Clarendonem. TakŜe John Russell... — AleŜ Russell zgodził się na przymierze — przerywa Palmerston. — Zmienił zdanie. MoŜe byś trochę łagodniej traktował Francuzów. — Nonsens! — odpowiada beztrosko Palmerston. — Francuzi tylko bluffują. Nie zaczną wojny z całą resztą Europy. To nie jest Francja za cesarza! — Prawda, Ŝe Ludwik Filip nie jest Napoleonem — zgadza się Melbourne. — Ale ty czasem za bardzo liczysz na to, Ŝe narody i jednostki będą postępować zgodnie z nakazami rozsądku, prawa, czy nawet dobrze pojętego własnego interesu. Trafna uwaga. Prócz tego, minister spraw zagranicznych jakby zapomniał, Ŝe we Francji, inaczej niŜ w Rosji lub Austrii, opinia publiczna wywiera duŜy wpływ na kształtowanie polityki. Przy całej swojej wraŜliwości na angielską opinię publiczną, Palmerston postępuje czasem tak, jakby francuska opinia publiczna w ogóle się nie liczyła. A Ludwik Filip nie jest pewny swego tronu, wciąŜ szuka sposobów wykaz -iia się jako architekt nowego cesarstwa. Bądź co bądź, Melbourne przyznaje: — Teraz za późno. Nie moŜemy juŜ wycofać się bez utraty prestiŜu. Premier wie równieŜ, Ŝe gdyby nalegał na wycofanie się, utraciłby najbardziej popularnego ze swoich ministrów, a to mogłoby doprowadzić do upadku całego gabinetu. Nakłania więc księcia Wellingtona i innych przywódców stronnictwa tory sów, by poparli taktykę silnej ręki, zastosowaną przez Palmerstona. Pod wpływem księcia małŜonka, Wiktoria zaczyna być uciąŜliwa. Bombarduje Melbourne'a listami — ona i Albert są namiętnymi epistolografami: codziennie, chociaŜ Ŝyją pod tym samym dachem, pisują do siebie nawzajem. Narzeka, Ŝe się z nią nie konsultuje w sprawach polityki zagranicznej i nalega na pogodzenie z Francją. MoŜe istotnie jest przestraszona z jednej 149
strony perspektywą wojny z sąsiadem zza Kanału, a z drugiej rezygnacją gabinetu, co mogłoby doprowadzić do objęcia władzy przez tych „piekielnych łajdakowi.. potworów!" Apeluje więc w charakterystycznie naiwnych zwrotach do premiera, by zakończył kryzys: „Królowa doprawdy nie moŜe teraz naraŜać się na takie nerwowe przejścia, mogłaby się p o w a Ŝ n i e r o z c h o r o w a ć... Królowa miała juŜ dość ostatnio utrapień w związku z chorobą biednej ciotki..." Melbourne nie zawraca sobie głowy „biedną ciotką", ale musi pamiętać, Ŝe Wiktoria spodziewa się dziecka. Królewska para tak często omawia alarmującą sytuację na Środkowym Wschodzie, Ŝe Albert z rzadkim u niego przebłyskiem humoru proponuje ochrzcić syna — to oczywiście musi być syn, ale nie będzie — imieniem Turkoegipt. Melbourne zaklina zarówno Palmerstona, jak i jego oponentów w gabinecie, by z uwagi na stan królowej miarkowali się w swoich kłótniach. Nagle chmury się rozpraszają. W Syrii rewolta: flota brytyjska odbiera Mehemetowi Ali Bejrut i Akrę, a jego wojska zawracają i uciekają do Egiptu. Ludwik Filip, widząc ruinę swych ambitnych planów, odprawia Thiersa, głównego rzecznika an-tybrytyjskiej polityki Francji. Admirał angielski, Sir Charles Napier Ŝegluje do Aleksandrii, gdzie zawiera traktat z Mehemetem Ali, nadspodziewanie przychylnym i rozsądnym. Według tego traktatu Mehemet Ali zobowiązuje się do zaniechania podbojów w zamian za dziedziczny tytuł wicekróla Egiptu. Nieprzejednany upór Palmerstona w połączeniu z tym, co wielu uwaŜa za ideologiczną akrobację, ochronił interesy i prestiŜ jego kraju. Wzmocniono na jakiś czas imperium otomańskie — co leŜało w interesie Anglii. Car nie powiększył zasięgu swych wpływów w Konstantynopolu. Francja powraca do współudziału w koncercie mocarstw europejskich, podpisując z nimi konwencję, która wzbrania obcym okrętom wojennym dostępu do Dardaneli, o ile Turcja nie prowadzi wojny; nie dopuszcza to floty cara do Morza Śródziemnego. Z ulgą, ale i z pewną niechęcią, poniewaŜ sukces osiągnął jej minister spraw zagranicznych, a nie jej małŜonek, Wiktoria mówi do Melbourne'a: 150
— Więc wyszliśmy z tego mniej więcej cało. — Wolno powiedzieć, najjaśniejsza pani, Ŝe wyszliśmy z triumfem. — Ale lord Palmerston bardzo ryzykował. Ufam, Ŝe nie będzie mu pan zawsze na to pozwalał. — Jego zasady i jego praktyka równieŜ, najjaśniejsza pani — mówi Melbourne — opierają się na tym, Ŝe szkodliwa bywa jedynie słabość. Jest to doktryna zwykle słuszna... — Po chwili dodaje: — MoŜe się jednak zdarzyć, Ŝe zbytek śmiałości zaprowadzi za daleko... To się chyba nie przydarzy Paimerstońowi, jeśli chodzi o jego politykę zagraniczną, natomiast będzie miało szczególne znaczenie w jego przyszłych stosunkach z królową i księciem małŜonkiem. Zdarza się męŜczyznom, a i kobietom równieŜ, Ŝe lepszy humor i milszy uśmiech okazują na zewnątrz niŜ własnej -rodzinie. Wydaje się, Ŝe z Palmerstonem bywało odwrotnie. Wkirót*. ce po zakończeniu powikłań na Środkowym Wschodzie królowa pisze do Alberta: „Palmerston rex i autokrata jest... zirytowany i porywczy". Emilia w domu widzi go innym. Pisze do przyjaciół: „Mój mąŜ tak jest szczęśliwy, Ŝe przyjemnie patrzeć na niego". Prócz idealnego poŜycia małŜeńskiego, które przyniosło mu szczęście u schyłku Ŝycia, Palmerston ma jeszcze inne powody do zadowolenia. Zdołał się pozbyć — przy niejakiej pomocy Opatrzności — tej opozycji w stosunku do niego, jaka poprzednio istniała w łonie stronnictwa wigów. Lordowie: Durham i Holland zmarli nagle. Lord Clarendon i jego klika są zdyskredytowani. John Russell, który się wahał i cofał, ale ostatecznie poparł muszkieterską politykę Palmerstona na Środkowym Wschodzie, ma pewien mir wśród wigów, ale nie cieszy się tak szeroką popularnością, co Palmerston. Nie bez powodu Wiktoria pisze o nim: „Palmerston rex". Ale jego euforia będzie poddana surowej próbie. W wyborach powszechnych w roku 1841, Palmerston został wprawdzie posłem ze swego poprzedniego okręgu Tiverton — gdzie w kampanii wyborczej potępiał francuskie okrucieństwa w Algerii, sta151
rał się o względy radykałów, postulując większą pomoc państwa dla ubogich i chłostał cudzoziemskich handlarzy niewolnikami — ale wigowie jako stronnictwo nie zyskali większości w parlamencie. Rząd Melbourne'a ustępuje, a zastąpią go torysi pod przewodnictwem Sir Roberta Peela. NiezaleŜnie od tego Palmerston,nadal pozostaje najpopularniejszym politykiem w kraju, który nie jest wolny od szowinizmu. Podniósł prestiŜ Anglii w całej Europie do poziomu nie osiągniętego od czasów bitwy pod Waterloo. Przez ponad dziesięć lat rządów w Foreign Office, na oczach swoich rodaków stworzył Belgię, ocalił Portugalię i Hiszpanię od absolutyzmu, upokorzył Neapol, a przy okazji do pewnego stopnia równieŜ Austrię, ustalił obecność brytyjską i handel w Chinach, wyrwał Turcję ze szponów cara, a drogę do Indii Ŝ rąk Francji. Nie zrobił niczego skutecznego dla Polski, ale nawet w tej sprawie angielscy wyborcy, chociaŜ sympatyzujący t Polakami, uwaŜają, Ŝe powściągliwość Palmerstona była tu nieunikniona i ocaliła Europę od powszechnej wojny, w której szanse zwycięstwa koalicji angielskofrancusko-polskiej były bardzo nikłe. Palmerston z jednej strony wykazał się spontaniczną wraŜliwością w reagowaniu na wydarzenia, a z drugiej realistycznym uporem w podejmowaniu — albo nawet nie podejmowaniu — konsekwentnych działań. Lord Clarendon mówi, Ŝe chociaŜ sam często się nie zgadzał z posunięciami Palmerstona, jednakŜe: — ,,... Jest coś zaiste wielkiego w sposobie, w jakim pokonuje wszelkie przeszkody, przełamuje opozycję swoich kolegów w gabinecie, wbrew trwogom królowej, wbrew wydarzeniom w kraju i za granicą. Niezachwianie idzie naprzód, pogodnie i z niezawodnym dobrym humorem podejmując zatrwaŜającą odpowiedzialność, jaka spada na niego wskutek działań prowadzonych z odwagą i spokojem..." Nawet torys Benjamin Disraeli na łamach ,,Timesa" porównuje wigowskiego ministra spraw zagranicznych do największych męŜów stanu w dziejach Anglii, między innymi do starszego Pitta, hrabiego Chathama, którego do tej pory uwaŜano za niezrównanego. Wśród tych, których obserwatorzy polityczni typują teraz na premiera, Palmerston naleŜy do obstawionych najmocniej. 152
Rozdział 9
KLUBOWE FOTELE
Lord Palmerston wiedział, Ŝe mu będzie z nią dobrze, gdy namawiał Lady Cowper, by go poślubiła. I jej teŜ jest dobrze. Szczerze i gorąco przywiązana do męŜa, po raz pierwszy zaznała prawdziwego zadowolenia. On się zbliŜa do sześćdziesiątki, ona ma ponad pięćdziesiąt: oboje jeszcze przystojni, pełni Ŝycia i energii, stanowią dobraną parę. Palmerston mógłby słuŜyć jako reklama zbawiennych skutków solidnej pracy i regularnego uprawiania sportów, a jego piękna Ŝona jest ozdobą kaŜdego salonu. Od kiedy opuścił ministerstwo, moŜe więcej czasu spędzać w rodzinie. Dogląda spraw finansowych Emilii i własnych, bierze aktywny udział w Ŝyciu wszystkich jej dzieci, niezaleŜnie od ojcostwa. Emilia przyjmuje w kaŜdą środę i sobotę, a wówczas jej londyńskie salony zapełnia śmietanka towarzyska i dygnitarze róŜnego pokroju. Pewnego razu spotykają się tam: admirał Napier, który zdobył Bejrut i Akrę oraz obrońca tych syryjskich miast, Ibrahim pasza, syn Mehemeta Ali. Palmerstonowie odwiedzają na zmianę swoje dwie Wiejskie siedziby: Panshanger i Broadlands. W tej ostatniej Henryk znaczy drzewa do wycięcia celem przerzedzenia parku, a Emilia zakłada nowe, obszerne ogrody kwiatowe, sama uczy młodego ogrodniczka, studiuje ksiąŜki o rolnictwie, ogrodnictwie i leśnictwie, by pomagać w zarządzaniu majątkami. Oboje często jeŜdŜą konno, Henryk poluje, strzela kuropatwy, zające i baŜanty. Majątek w sąsiedztwie naleŜy do niejakiego W. E. Nightingale, który odwiedzając Palmerstonów w Broadlands przywozi swoją córkę, powaŜną, młodą osobę dwudziestu paru lat, juŜ wówczas zainteresowaną organizacją szpitali i pielęgniarstwa. Innym sąsiadem jest torysowski poseł do parlamentu. W dziesięć lat później tych dwoje, Florencja Nightingale i Sydney Herbert, ściśle współdziałając ze sobą i z lordem Palmerstonem, będą ratować rannych i chorych Ŝołnierzy angielskich na wybrzeŜach Morza Czarnego. Konie ze stajni Henryka doskonale się spisują na róŜnych 1.53
wyścigach, a Emilia, zawsze wr wykwintnych strojach i ekstrawaganckich kapeluszach, przyciąga wzrok wszystkich dookoła. Zachowuje się z godnością, jak przystoi jej pozycji, ale bez dumy czy pogardliwości. Nie pobierają juŜ pięciu tysięcy funtów pejisji od rządu, ale Emilia ma pieniądze, a osobiste dochody Henryka, zawsze niemałe, jeszcze się powiększają o dochód z jego kamieniołomów w Walii, które niegdyś były cięŜarem, a obecnie przynoszą ładny dochód. Palmerstonowie wyjeŜdŜają równieŜ do dóbr w Sligo, gdzie osiedlił się William, brat Henryka: sprawny z niego zarządca. Port, zaplanowany jeszcze przed laty, kosztował więcej niŜ przewidywano, ale juŜ jest prawie skończony. Drugie przedsięwzięcie, które równieŜ daje Henrykowi wielką satysfakcję, to osuszenie duŜego obszaru mokradeł i obsianie specjalnym gatunkiem mietlicy. Henryk stwierdza, Ŝe blisko dziewięciuset dzierŜawcom na terenie jego dóbr wyraźnie lepiej się powodzi niŜ dawniej. Emilia, rozpytując o wyniki edukacji w szkołach załoŜonych na polecenie jej męŜa, dowiaduje się, Ŝe nawet „krnąbrne urwisy" łagodnieją pod jej wpływem. W ciągu tych lat, kiedy Henryk nie piastował Ŝadnego stanowiska w rządzie, oboje Palmerstonowie zwiedzają Francję. Były minister bada tutaj koszty utrzymania wojska, a Emilię, jako protestantkę, gorszą metody, którymi posługują się ojcowie jezuici, by zdobywać wpływ na młodzieŜ. Zawsze i wszędzie szkolnictwo ciekawi ją najwięcej, ale podziela wszelkie zainteresowania męŜa. Gdy jeszcze był w rządzie, omawiał z nią swoje problemy i zamiary, by wyjaśnić własny pogląd i usłyszeć jej komentarze. Tylko jedna Emilia wie, ile przygotowań i rozwagi wymagała kaŜda z tych jego politycznych decyzji, które wydawały się na pozór spontaniczne, intuicyjne. Wybierają się do Wiednia, gdzie odwiedzają Metternicha: rozmowa raczej chłodna; następnie do Frankfurtu, Drezna i Berlina. Palmerston notuje w swoim diariuszu: „Zaskoczyła mnie i przyznaję, zaimponowała mi informacja pruskiego ministra oświaty, Ŝe kaŜdy w tym państwie moŜe nauczyć się czytać i pisać. Niestety, daleko nam do tego w Anglii. Dokucza nam brak nauczycieli, brak skutecznych metod ich kształcenia. Prócz tego sytuację utrudnia upór kościoła angli154
kańskiego, który chciałby mieć pod swoim patronatem cały system oświaty państwowej, na co nie chcą przystać metodyści: ci mają własne, liczne i dobrze zorganizowane szkoły. A w wyniku tego zadawnionego sporu dwieście, trzysta tysięcy ludzi pozostaje analfabetami. Rząd będzie musiał pewnego dnia znaleźć wyjście z tej ślepej uliczki, wyjście zapewne kosztowne, ale to inwestycja, która się po stokroć opłaci..." Nieomal jedyną chmurą na jasnym horyzoncie pogodnego Ŝycia Palmerstonów jest stan zdrowia brata Emilii, lorda Melbourne. JuŜ w okresie upadku jego gabinetu premier niedomagał, czuł się zmęczony, na posiedzeniach często drzemał. Teraz w jego Ŝyciu zabrakło rutyny, a od czasu małŜeństwa królowej ciąŜy mu osamotnienie. Emilia przepędza z nim tyle czasu, ile tylko moŜe, a i Henryk do niego zagląda, chociaŜ jako aktywny opozycjonista w parlamencie mniej ma sposobności. Czasem, gdy Palmerston musi przesiadywać w Londynie, Emilia wyjeŜdŜa do Panshanger, by pielęgnować brata. Pisuje wtedy regularnie, z uroczą troskliwością, do męŜa: „Tak bardzo chciałabym juŜ wrócić do ciebie... Nasze pokojówki są fatalnie nieuwaŜne, Ŝeby tak zostawić w twojej sypialni okna otwarte i nie podłoŜyć do ognia... powinieneś je zganić za to. Mógłbyś się przeziębić, przechodząc z twego ciepłego gabinetu..." Emilia potrafi teŜ wetknąć złośliwą szpileczkę lordowi Kupi-dynowi, gdy na przykład tak pisze do niego: „Rada jestem, Ŝe się przyjemnie zabawiłeś na obiedzie, zamiast spędzać wieczór w domu. WyobraŜam sobie, jaka uszczęśliwiona była lady J., Ŝe mogła dorwać się do ciebie pod moją nieobecność". (Lady J. — lady Jersey, kochanka Palmerstona z czasów młodości). List kończy się słowami: „Co za niepoczciwy z ciebie człowiek, Ŝe teraz właśnie wcześnie kładziesz się spać i wcześnie wstajesz: wszyscy będą przypuszczali, Ŝe to ja ciebie zwodziłam na manowce późnych wieczorów. Ale naprawdę to cieszę się, Ŝe połoŜyłeś się wcześniej ze względu na twoje oczy". Polityce zagranicznej torysów zabrakło ręki Palmerstona: obecnie, jego zdaniem, łagodzi się Francję i Stany Zjednoczone kosztem interesów brytyjskich. W Izbie Gmin były minister zarzuca rządowi chwiejną politykę: 155
— ... Ŝyjecie z pozostawionych przez nas, wigów, resztek, trwonicie zapasy znalezione w spiŜarni... — A później: — Obecny rząd szuka chwilowego bezpieczeństwa kosztem trwałych ofiar... Sądzicie, Ŝe to bardziej zgodne z naszą narodową skromnością, aby Wielka Brytania pod waszym kierownictwem potul nie cofała się i zajmowała miejsce w tyle za wszystkimi wielki mi mocarstwami... Szczególnie irytują Palmerstona umizgi rządu Peela do Ludwika Filipa, do którego on sam — a nie jest w tym osamotniony — czuje głęboką nieufność. Wiktoria składa oficjalną wizytę we Francji. Przyjmowana z ostentacyjnym przepychem, przejeŜdŜa wśród wołających tłumów: — Vive la reine, vive le roi!* WraŜliwa na hołdy królowa zapisuje w swoim dzienniku: „Król powtarzał mi p a r o k r o t n i e , jaki z a c h w y c o n y jest moją wizytą i jaki był przywiązany do mego ojca". Jeśli mówił szczerze, to przynajmniej nie moŜna zarzucić mu niewdzięczności. Prawie pół wieku wcześniej ksiąŜę Kent poŜyczył mu dwieście funtów, gdy Ludwik Filip Ŝył w Ameryce .ze skromnej nauczycielskiej pensyjki. Złości się nawet ksiąŜę Wellington, minister bez teki w gabinecie Peela, poniewaŜ minister spraw zagranicznych, lord Aber-deen, nadskakuje Francuzom, którzy zdaniem starego księcia, „zniewaŜają Anglię, wszędzie i zawsze, kiedy tylko sądzą, Ŝe mogą to zrobić bezkarnie". I dodaje, Ŝe jedynym sposobem zachowania z nimi stosunków pokojowych, to: „być silniejszym w kaŜdym miejscu kuli ziemskiej, gdzie i oni się znajdują". Z tym Palmerston zgadza się całym sercem i szczególnie troszczy się o wojsko i obronę, mając świeŜo w pamięci groźbę inwazji z powodu afery z Mehemetem Ali. Francja posiada liczną stałą armię oraz milionową gwardię narodową, która, przynajmniej w teorii, moŜe być zmobilizowana w ciągu paru dni. Regularne wojska Anglii są nieliczne, a według Palmerstona unowocześnienie Ŝeglugi zmienia Kanał La Manche ,,w zwykłą rzekę, którą parowce pokonują bez trudu". Chyba to pewna nerwowość ze strony polityka w państwie posiadającym najpotęŜniej* (/ranc.) Niech Ŝyje królowa, niech Ŝyje król!
156
szą flotę na świecie. Ale w społeczeństwie angielskim wciąŜ snują się na wpół świadome obawy, Ŝe Francuzi chcieliby zemścić się za upokorzenia, zadane im przez admirała Nelsona pod Trafalgarem i nad Nilem, a przez Wellingtona na Półwyspie Iberyjskim i pod Waterloo. —r Newralgiczny punkt — powiada parlamentowi Palmerston — to Londyn, miasto, port i doki... wylądowanie stu tysięcy Francuzów w tej okolicy mogłoby spowodować totalną klęskę, a co najmniej sprowadzenie kraju do pozycji drugorzędnego mocarstwa... Mowa ta jest wyraźnie adresowana nie tyle do posłów, ile do szerokiego ogółu społeczeństwa, które, jak to kiedyś zauwaŜył Melbourne, „lubi politykę zagraniczną bez kosztów". Trudno nakłonić Anglików, by uchwalili wydatki na przygotowania militarne przeciw niesprecyzowanym ewentualnościom wojennym za granicami kraju, ale widmo inwazji moŜe ich przestraszyć o tyle, by dostarczyli środków finansowych na własną obronę. Przez pięć lat, które spędził na ławach opozycji, Palmerston miał sposobność nadrobić braki w swojej lekturze. Czytał wiele, między innymi powieści historyczne Sir Walter Scotta, biograficzne eseje Thomasa Babingtona Macaulaya (który był ministrem spraw wojskowych w gabinecie Melbourne'a) o tak wybitnych postaciach z niedawnej przeszłości, jak hrabia Chatham, lord Robert Clive, lord Holland i pruski Fryderyk Wielki. Namówiła go teŜ Emilia, by się zainteresował ksiąŜkami najgłośniejszego z Ŝyjących ówcześnie angielskich pisarzy — młodego Karola Dickensa. Palmerston zaczyna od „Notatek amerykańskich", w których Dickens potępia niewolnictwo. Czyta następnie „Klub Pickwicka", ,,Ołivera Twista", „śycie i przygody Nicholasa Nickleby", „Sklep ze staroŜytnościami", „Barnaby Rud-ge" i „Opowieść wigilijną". W tym okresie, kiedy myśli jego krąŜą wokół krytyki i satyry angielskiej sceny społecznej, zawartych w twórczości Dickensa, Palmerstona odwiedzają w jego londyńskim domu niezwykli goście. Związki zawodowe starały się wówczas o względy róŜnych wpływowych osobistości w nadziei przeforsowania ustaw, które by zmusiły właścicieli fabryk do polepszenia doli robotników. Dwaj związkowcy przychodzą do rezydencji lorda 157
Palmerstona przy Carlton Terrace. Kamerdyner nie chce ich wpuścić: przypadkiem pan i pani domu przechodzą przez hol. MęŜczyźni wystrojeni są w najlepsze, niedzielne ubrania: czarne spodnie i długie czarne tuŜurki, porządne, chociaŜ kiepsko skrojone i z taniego materiału. Jego lordowska mość zaprasza ich do biblioteki. Podczas rozmowy, chcąc zademonstrować, jak cięŜki jest trud robotników fabrycznych, związkowcy przesuwają dwa wielkie fotele klubowe. — Proszę je popchnąć, milordzie — nalega jeden z gości. — Będzie milord lepiej wiedział, jak to jest! Henryk zdejmuje surdut i posuwa fotel, a Emilia, przyglądając się z uśmiechem, zauwaŜa: — Z przyjemnością widzę, Ŝe wasza lordowska mość zabrał się nareszcie do roboty. Gdy Palmerston zaprzestaje, związkowcy ponaglają: — Jeszcze, milordzie, jeszcze! Zobaczy milord, jak nam cięŜ ko! Henryk, chociaŜ w doskonałej kondycji fizycznej, jak na swój wiek, istotnie niebawem poci się i dyszy: — To chyba jednak jest przesada w stosunku do pracy w fabryce! — Ani trochę, milordzie. To, co milord tu robi, to lekka wprawka moŜna powiedzieć, w porównaniu z tym, jak my musimy harować cały dzień, by zarobić na chleb! Na poŜegnanie Palmerston ściska ich szerokie, twarde dłonie i mówi: — Jesteście doskonałymi adwokatami waszej sprawy. MoŜecie liczyć na moje pełne poparcie, kiedy tylko zdarzy się sposobność zreferowania warunków Ŝycia waszych towarzyszy. Po ich odejściu Emilia, nadal rozbawiona, proponuje: — MoŜe by tak rozmasować oliwą twoje nadweręŜone mięs nie? Henryk uderza ją po ramieniu z familiarną poufałością. - — Nie potrzeba! Ale wiesz, ksiąŜki tego młodego Dickensa otworzyły mi oczy na pewne sprawy... a teraz ci związkowcy... Póki byłem ministrem, polityka zagraniczna tak mnie bez reszty pochłaniała, Ŝe nie myślałem wiele o tym, jak niŜsze klasy pracują i Ŝyją. MoŜe czas, bym w to wejrzał... 158
Emilia dostrzega, Ŝe jej mąŜ nie Ŝartuje, więc zaczynają dyskutować na serio. Nie weszło jeszcze w modę, jak to będzie nieco później w XIX wieku, by członkowie arystokracji odwiedzali dzielnice nędzy, niosąc ubogim słowo BoŜe i zimną pieczeń. Ale Palmerston, który jak większość ludzi z jego sfery znał dotąd wyłącznie bogatsze ulice Londynu, zaczyna teraz chodzić na spacery gdzie indziej. Ubrany nie tak strojnie jak zwykle, wędruje w długie wieczory po skromnych zaułkach ubogich dzielnic. Emilii nie przypada do gustu to dziwactwo i nalega, by przynajmniej nosił zawsze ze sobą grubą laskę podbitą na końcu ołowiem. Dzielnice nędzy przeraŜają Palmerstona, zwłaszcza wschodni kraniec Londynu, doki, nabrzeŜa Tamizy, gdzie za mieszkania słuŜą ubogie rudery. Jeszcze bardziej wstrząsa nim widok setek męŜczyzn i kobiet, którzy nie mając dachu nad głową, sypiają pod mostem, pookrywani róŜnymi łachmanami. Jeden z nich odpowiada na pytanie Palmerstona: — Trzy noce w tym tygodniu tu spałem. Nie mam złamanego szylinga, by zapłacić za nocleg... Dziś jadłem tylko kawałek chle ba, bo nic nie zarobiłem... ani wczoraj. Przedwczoraj dostałem trzy pensy za noszenie paczek... Tak, wielmoŜny panie, nie to, Ŝebym nie starał się o pracę... Zwyczajnie, pracy nie ma... Opowiadając o tym Emilii, Henryk mówi: — Jeden po drugim, ta sama historia... Wykwalifikowany czy niewykwalifikowany: bez pracy, bez pieniędzy, bez domu. Ten smarkacz Dickens ma słuszność. Takie warunki bytowania podminowują zdrowie tysięcy ludzi i płodzą przestępstwa. Co ro bić? Anglia jest dość bogata, by... Rozwiązanie takich problemów rzadko jest dziełem bogatych i sytych. W najlepszym razie przyczyniają się do pewnej drobnej ulgi, jak to zrobi Palmerston. W arystokratycznych i zamoŜnych dzielnicach Londynu spacerujący polityk zauwaŜa ślady ogromnego marnotrawstwa: śmietniki zapchane wyrzucaną Ŝywnością, czasem całą pieczeń, z której odkrojono ledwo parę plasterków mięsa. Przypomina sobie, Ŝe w wioskach koło Broadlands, jak i gdzie indziej po wsiach w całym kraju, hic się nie marnuje. Ścieki wykorzystuje się do nawoŜenia. Odpadki Ŝywności daje się świniom lub ku159
rom. A odpadki Londynu, powiada Palmerston, starczyłyby Ŝeby nakarmić połowę biedoty całej stolicy. Proponuje, by towarzystwa dobroczynne zorganizowały regularne i punktualne zbieranie, sortowanie i dystrybucję odpadków marnowanej Ŝywności. Ale dopiero w wiele lat później, gdy powstanie Armia Zbawienia, troszcząca się o dusze i o ciała; jego pomysły będą — z pewnymi zmianami — zrealizowane. Wieczorne peregrynacje zaprowadzą Palmerstona, najpierw dość nieśmiało, do piwiarni. Wdaje się w rozmowy z przyzwoicie j wyglądającymi ludźmi: sklepikarzami, drobnymi urzędnikami, robotnikami, ale takŜe i z szumowinami, wyrzutkami miejskiego społeczeństwa. Zapomniany juŜ dzień, kiedy wyrzucił przez okno pióro skaŜone dotknięciem ręki rzeźnika. Zadziwia go cierpliwość, z jaką wielu z tych ludzi znosi swój cięŜki los. Godzinami opowiada o nich Emilii, która co prawda pokpiwa sobie z jego nowo odkrytego entuzjazmu. Henryk śmieje się razem z nią, ale zaraz powaŜnieje: — W rządzie myśli się o swojej pracy w odniesieniu do suwerena, gabinetu, parlamentu. A pod nimi są jeszcze olbrzymie masy ludzkie, po większej części bez prawa głosu, podpierające jak fundament całą strukturę naszych wspaniałych instytucji, a zainteresowane często więcej od nas sprawą prestiŜu naszej dobrej sławy za granicą. Trzeba o tym pamiętać. Ludzie, z którymi rozmawiam na Ulicach, w piwiarniach — wiedzą więcej o polityce zagranicznej, niŜbym sobie kiedykolwiek wyobraŜał. To zdumiewające, jak oni bywają rozsądni! Kiedyś potępiałem ich wszystkich w czambuł, uwaŜałem za rewolucjonistów. Nic podobnego. Wprawdzie chcą dalszych reform wyborczych, chcą lepiej Ŝyć, ale jednak mają wzruszającą wiarę, Ŝe zmiany przyjdą bez Ŝadnego przelewu krwi. Ufam, Ŝe mają słuszność. Czasem powątpiewam. Gdy władała własność ziemska, większość dziedziców przynajmniej dbała o swoich dzierŜawców i parobków. Ale właściciele fabryk traktują swoich robotników niewiele lepiej niŜ niewolników. A kiedy ci fabrykanci, razem z bankierami, finansistami i prawnikami staną się klasą rządzącą — a do tego dojdzie, bo oni posiadają władzę ekonomiczną — czy będą lepiej się odnosili do moich znajomków z piwiarni i spod mostów niŜ dawniej arystokracja i ziemiaństwo...? 160
Sympatyzując z nowymi „znajomkami", Palmerston jednak nienawidzi piwiarni, które na podstawie tego co widział i o czym czytał, nazywa: „...zakałą społeczności. To siedliska złodziei i szkoły prostytutek. Demoralizacja niŜszych klas... Kazałbym pozamykać piwiarnie. Niechby sklepikarze sprzedawali piwo jak oliwę, ocet i syrop słodowy, by je zanoszono do domów i konsumowano w towarzystwie Ŝon i dzieci..." Wątpliwa rada. Alkohol kupowany w sklepach bywa wypijany na ulicach i w zaułkach częściej niŜ w domach: a w obu wypadkach prowadzi do kłótni i awantur. Lepsze wyjście się znajdzie dla piwiarni. Po większej części staną się czyste, wygodne, ciepłe, przyzwoicie urządzone, w rękach oberŜystów licencjonowanych i kontrolowanych, którzy odmawiają obsługiwania gości juŜ podpitych. Piwiarnie w miastach i po wsiach staną się czymś w rodzaju klubów — miejscem spotkań robotników, wieśniaków i ludzi nie tylko z jednej sfery. Wieczorne przechadzki kaŜą Palmerstonowi rozwaŜać kwestię przywilejów, o których mówi Emilii: — Nasze sfery nie mają z czego być dumne. Gdyby mój ojciec nie był wicehrabią, czy ja bym nim został? Wątpliwe. Ale gdybym to ja dostał tytuł, miałbym podstawy do zadowolenia. Zapracowałbym w jakiś sposób na to. Wszedłem po raz pierwszy do parlamentu dlatego, Ŝe byłem wicehrabią. To mi dało sposobność, a nie było moją zasługą. Wspiąć się z niŜszych sfer do klasy rządzącej — to przynosi zaszczyt... — Razem z twoim tytułem przypadły ci majątki w Broadlands i Sligo — przypomina Emilia. — Jak zwykle, od razu dostrzegasz moje słabe punkty. Broadlands i Sligo. Jestem do nich głęboko przywiązany i nie wyobraŜam sobie Ŝycia bez nich. Ale one są przywilejem, a nie nagrodą. Ludzie mi ich zazdroszczą, ale nie szanują mnie z ich powodu. — Zdobyłeś sobie szacunek niezaleŜnie od przywilejów — mówi Emilia. — A czy ludzie szanują parweniusza? — Ludzie z naszej sfery — nie, Ale szacunek się czasem naleŜy nowemu człowiekowi, jeśli wspiął się na wyŜyny uczciwymi drogami. 161
— Słyszałam, jak mówiłeś, Ŝe świętym obowiązkiem klasy rządzącej jest — rządzić. I wiem, Ŝe ty swój obowiązek bierzesz powaŜnie. — Ufam, Ŝe tak. I nie kryję, Ŝe mi to przynosi satysfakcję. Ale wolałbym, szczerze i naprawdę, aby ten obowiązek nie był tak bardzo ograniczony do jednej klasy, lecz Ŝeby był podzielony między wszystkie klasy. Interesy państwa zyskałyby na tym, w kraju i za granicą. Emilia uśmiecha się. — To wszystko bardzo wzniosłe idee, powiedziałabym, Ŝe zamki na lodzie. Czy nie zamierzasz ogłosić się radykałem? — Bynajmniej. MoŜna sporo dobrego powiedzieć o radykalizmie, ale ja nie lubię radykalnych polityków. Są zbyt gwałtowni, nie chcą znać kompromisu. Zgadzam się na postęp, ale stopniowy... — Zawsze uwaŜałam, Ŝe to bardzo waŜne, abyśmy się rozumieli, a zwłaszcza rozumieli nasze motywy — wtrąca Emilia. — Ta twoja sympatia dla niŜszych klas. Wiem, Ŝe nie jest całkiem nowa, ale jednak mówisz o niej o wiele goręcej niŜ dawniej. A przecieŜ twoje motywy nie są właściwie ani filantropijne, ani reformatorskie, prawda? — Widzisz, moja droga, motywy polityka... Emilia podnosi rękę. — Daj mi skończyć. Cieszysz się popularnością wśród robot ników. Dlatego niektórzy z twoich nawet wigowskich kolegów nie lubią ciebie, i dlatego właśnie związkowcy do ciebie przy chodzą. Okazywanie sentymentu do klas niŜszych, nawet naj niŜszych, moŜe się łączyć z osobistym interesem polityka, czy tak? Henryk się śmieje. — Robisz ze mnie cynika i odzierasz mnie z wszelkich iluzji, jakie mógłbym mieć o sobie. Bardzo to dla mnie zbawienne. Aby mógł być uŜyteczny, polityk musi mieć zabezpieczoną pozycję. I wszyscy robimy dla innych więcej, kiedy to jest z korzyścią dla nas samych. Od dawna myślałem, Ŝe mógłbym duŜo zdziałać, gdybym zdobył sobie... — Wiem: poparcie mas, im hałaśliwsze, tym lepiej... — Właśnie. Staje się to coraz waŜniejsze. W przyszłości siła 162
polityczna nie będzie się ograniczała do elity, lecz zawarta będzie w masach. Mało kto z naszej sfery zdaje sobie z tego sprawę, pomimo rewolucji francuskiej. Ale kaŜdy, kto to pojmie.. Emilia wstaje, podchodzi do niego i kończy: — ... umocni swoją pozycję i drogę do kariery. — Pochyla się nad nim i całuje go w czoło, tam, gdzie włosy zaczynają się juŜ przerzedzać. — Jakiekolwiek są twoje motywy, masz wyobraźnię, a to się politykom rzadko zdarza.
Poznanie, chociaŜby powierzchowne, Ŝycia nizin społecznych przekonuje Palmerstona o niegodziwości ceł na import zboŜa. W roku 1845 przypada w Anglii nieurodzaj na ziemniaki. To samo w Irlandii, która jest głównym dostawcą na rynek angielski. Premier Peel, od dawna zwolennik ceł na zboŜe, obawia się zamieszek głodowych w Londynie i innych większych miastach. Nawraca się więc na teorię wolnego handlu i pod koniec czerwca następnego roku proponuje ustawę o zniesieniu powszechnie znienawidzonego cła zboŜowego. Z ław opozycji w Izbie Gmin wstaje Palmerston i popiera wniosek w słynnej, decydującej mowie: — ... CzyŜby dumna arystokracja Anglii chciała walczyć o utrzymanie tego cła... tego podatku, nie pobieranego od boga tych dla wsparcia ubogich, lecz ściąganego na rzecz boga tych, a pozbawiającego ubogich najkonieczniejszych potrzeb Ŝyciowych? Do Palmerstona przyłączają się inni wigowie, głosując za wnioskiem torysowskiego premiera — natomiast wielu posłów torysowskich głosuje przeciwko. Ustawa zostaje uchwalona, wwozi się duŜe ilości zboŜa, najbiedniejszym przynosi pewną ulgę drastyczny spadek cen chleba. Ale tego samego wieczora Izba Gmin odrzuca inny wniosek premiera Peela. W Irlandii doszło juŜ do klęski głodu. Irlandzcy wieśniacy i robotnicy rolni kradną Ŝywność dla swych głodujących dzieci i strzelają zza węgła do ziemian i pośredników, którzy nadal się wzbogacają, wysyłając płody rolne do Anglii albo je przetrzymując w oczekiwaniu jeszcze większej zwyŜki cen. Drugi wniosek Peela postulował akcję wojska przeciwko irlandzkim 163
wieśniakom. Wigowie sprzeciwiają się, a sporo torysów przyłącza się do sprzeciwu, nie z sympatii do Irlandczyków, lecz by się zemścić na Peelu za jego przejście na stronę zwolenników wolnego handlu. Projekt ustawy o rygorystycznych zarządzeniach w Irlandii upada, a Sir Robert Peel podaje się do dymisji. Stronnictwo torysów, rozdarte wewnętrzną niezgodą, nie jest w stanie uformować nowego rządu. Wigowie powracają pod wodzą Johna Russella, zastępującego chorego Melbourne'a. A Palmerston? Królowa wyraŜa: — ... pewien niepokój, gdyŜ jego powrót do Foreign Office moŜe bardzo przestraszyć inne kraje... Bardzo prawdopodobne. A na pewno wywołuje przestrach w Pałacu Buckinghamskim. Rozdział 10
GRZMOTY PRZED BURZĄ
— To ty powinieneś był zostać premierem gabinetu wigów — mówi z urazą Emilia. — Peel mnie nie lubi. — Dlatego, Ŝe byłeś dawniej związany z torysami... — Właśnie. Doradził królowej, by zawezwała Johna. Rada Peela, aby uformowanie rządu powierzyć Russellowi, zgadza się dokładnie z Ŝyczeniami Wiktorii i Alberta. Nie Ŝywią zbytniego respektu dla lorda Johna Russella, ale lorda Pumeksa naprawdę się boją. Wieści o jego peregrynacjach po ulicach, znajomościach z robotnikami, oczywiście rozeszły się wszędzie. Królewska para dochodzi do przekonania, Ŝe Palmerston jest „demokratą", moŜe nawet republikaninem — do tego mu daleko — jakimś potencjalnym Dantonem, gotowym zmieść przywileje monarchii potęgą ,,vox populi". — Muszą ci zaproponować jakieś stanowisko — ciągnie Emilia. — Albo Foreign Office, albo nic. — Wiesz, Ŝe Guizot chciałby ciebie wykluczyć...? — Wiem. Nesselrode takŜe, z pomocą księŜnej Lieven, zno164
wu uŜywającej w Londynie swoich niemałych wpływów, pomimo nieoficjalnej pozycji... — Nie mogę uwierzyć, aby John uległ wpływom ParyŜa czy Petersburga w formowaniu swego gabinetu — rzecze Emilia. Lord John Russell jest człowiekiem raczej nieśmiałym, ale głosu opinii publicznej i popularności Pumeksa boi się więcej niŜ ministrów Ludwika Filipa i cara. Pałac Buckinghamski musi ustąpić wobec nalegań nowego premiera, Ŝe „Lord Palmerston najlepiej ze wszystkich w Zjednoczonym Królestwie nadaje się do kierowania polityką zagraniczną". Nie przesadziłby mówiąc, Ŝe Palmerston jest jedynym, który się do tego nadaje. JednakŜe ksiąŜę Albert postanawia sobie, Ŝe odtąd głos królowej — echo jego własnego — będzie w tych sprawach wyraźniej słychać. Monarcha istotnie posiada przywilej konsultacji, a w razie róŜnicy zdań z Foreign Office i premierem zgodnie z prawem moŜe zaŜądać, aby opinię królewską przedstawiono na posiedzeniu gabinetu ministrów. Królowa nie moŜe przeforsować swego zdania, jeŜeli cały gabinet ją odrzuci. JednakŜe kryje się za tym inne niebezpieczeństwo. Ksią ę Albert prowadzi obszerną korespondencję prywatną z europejskimi monarchami i męŜami stanu. W Anglii jego poglądy nie mają Ŝadnego oficjalnego znaczenia, ale tego zagranica nie dostrzega, przynajmniej nie zawsze, zwłaszcza w krajach o rządach autokratycznych. Palmerston, rozmawiając z obcym męŜem stanu, niekiedy słyszy odpowiedź, Ŝe ksiąŜę małŜonek sugerował coś wręcz odmiennego. Taka sytuacja nie sprzyja dobrym stosunkom między jego lordowską mością a koroną, zwłaszcza z uwagi na znaną samowolność ministra. Czoło premiera pokrywają zmarszczki ciągłych utrapień, jest nerwowy, napięty, nawet posępny. A jego minister spraw zagranicznych zawsze pokazuje twarz uśmiechniętą, robota sprawia mu przyjemność, nie zna, co to nerwy. Lubi swoje stanowisko i pięć tysięcy funtów rocznie, które są z tym związane, ale mało kto na jakimkolwiek szczeblu urzędniczej drabiny daje z siebie więcej. Poczucie godności stanowiska Palmerston rozwinął w sobie tak dalece, Ŝe czasem bywa to aŜ komiczne. Na przykład, gdy rozwaŜa się kwestię podwyŜszenia uposaŜeń dla członków gabinetu, poniewaŜ obecnie ministrami bywa więcej osób 165
bez własnego dochodu niŜ dawniej, Palmerston mówi, chyba na serio: — Nie uchodzi, aby któryś z ministrów jej królewskiej mości nie mógł sobie pozwolić na kamerdynera i aby w jego domu drzwi otwierała pokojówka! Stosunki między Russellem a Palmerstonem na ogół są dość przyjacielskie, chociaŜ premier, któremu brak swobodnej pewności siebie Melbourne'a, czuje się niewygodnie, mając w swoim gabinecie człowieka zdolniejszego i energiczniejszego od siebie. ToteŜ z rozmaitych powodów Palmerston rozpoczyna ponowne urzędowanie w Foreign Office w okolicznościach mniej sprzyjających jego metodom, niŜ poprzednio. Od razu otaczają go naglące kwestie polityki zagranicznej: Hiszpania znowu, Polska znowu, i Portugalia. Królowa Izabella hiszpańska i jej siostra Luiza juŜ podrosły i wkroczyły na matrymonialny rynek. Ludwik Filip, wciąŜ szukający sposobów połączenia korony Francji i Hiszpanii, chciałby obie młode panny zagarnąć dla swoich synów: księcia d'Aumale i księcia de Montpensier. Rząd Peela zdołał go przekonać, by wycofał kandydaturę księcia d'Aumale. Teraz Palmerston proponuje, by Izabella poślubiła jednego ze swoich kuzynów, księcia de Seville: wydaje się, Ŝe po pewnych wahaniach Francja ostatecznie wyrazi zgodę. Niespodzianie, w październiku roku 1846 nadchodzi wiadomość, Ŝe juŜ się odbyło podwójne wesele: królowa Izabella poślubiła innego kuzyna, księcia Kadyksu, a Luiza księcia de Montpensier. Francja dobrze partię rozegrała: chytrze, szybko i potajemnie. Don Francisco, ksiąŜę Kadyksu, jest zdeformowanym garbusem i impotentem, więc chociaŜ Izabella nie poślubiła nikogo z linii orleańskiej, moŜna się spodziewać, Ŝe korona hiszpańska przypadnie wnukom Ludwika Filipa. KsiąŜę Albert, bardzo wstrząśnięty, pisze z oburzeniem do Fryderyka Wilhelma IV pruskiego: ,,Z powodu tej perfidii Francji, cała Entente Cordiale rozpadła się w proch. My, Anglicy (ksiąŜę jest takim samym Anglikiem jak cesarz chiński) patrzymy na to, jak na powaŜne nieszczęście" Nawet Metternich przestrzega Guizota, Ŝe: „Nie moŜna bezkarnie płatać psot wielkim mocarstwom". A Palmerston mówi ambasadorowi Francji: 166
— Ludwik Filip powinien uwaŜać, bo mógłby jeszcze za te hiszpańskie mariaŜe zapłacić — tronem! We Francji Thiers zarzuca Guizotowi — swojemu następcy w ministerstwie spraw zagranicznych — niecne podstępy, a paryska prasa ujawnia dynastyczne ambicje Ludwika Filipa i jego polityczne intrygi. Przechytrzono tym razem lorda Pumeksa, ale on się nie przejmuje: dziś przegrałem, jutro wygram. Za późno juŜ na Ŝale, ale wini siebie za to, Ŝe nie przyśpieszył ślubu księcia Sevilli z Izabellą, gdy juŜ była gotowa do małŜeńskiej łoŜnicy. Jednocześnie w rozmowie z Russellem wyraŜa się z uznaniem sportowca o wygranej przeciwnika. — Pokonała nas własna nieśmiałość, wahania i zwłoki. Ludwik Filip i Guizot, ludzie praktyczni i mądrzy, postanowili za dać nam cios najpierw, a przepraszać później... Tylko przed Emilią Henryk się uskarŜa: — Cały kłopot wyniknął z tej głupiej wizyty naszej królowej we Francji przed trzema laty. Od tej pory królowi francuskiemu w głowie się przewróciło... PoŜycie małŜeńskie królowej Izabelli z jej biernym małŜonkiem nie trwa długo. Niebawem bardziej męski konsort Wiktorii pisze: ,,Hiszpańska para się rozeszła... Izabella ma kochanków... A wszystko z winy Ludwika Filipa, który za te grzechy będzie odpowiadał przed Sądem Ostatecznym!" Ale zanim król Francji stanie przed tym ostatecznym sądem, na razie osądzą go jego właśni rodacy i wrzucą do otchłani. Entente Cordiale przetrwa wszystkie kłopoty i wbrew posępnym prognozom księcia Alberta pozostanie fundamentem, chociaŜ nie nazbyt pewnym, polityki brytyjskiej. — Na całym świecie — mówi Palmerston — Anglia i Francja mają swoje interesy, handlowe i polityczne, które nieustannie się stykają: trzeba za wszelką cenę unikać kolizji.
Jak zazwyczaj, sprawy polskie wkraczają na scenę międzynarodową właśnie wtedy, gdy wielkie mocarstwa mają kłopoty z problemami o wiele bliŜszymi ich własnych interesów i właś167
nie wtedy, gdy stosunki angielsko-francuskie są napięte. Taka była sytuacja w roku 1831, taka znowu jest sytuacja w roku 1846. Powstanie w Krakowie, które wybuchło przed powrotem Palmerstona do Foreign Office, zostało przez Auetrię brutalnie stłumione. Lord Pumeks uŜywa teraz gróźb wobec Austrii, a takŜe Prus, które ją popierają. Francja proponuje Anglii wspólną zbrojną interwencję. Ale car zachęca Austrię do połknięcia wolnego miasta Krakowa w całości, a gabinet brytyjski nie ma ochoty ryzykować wojny przeciw mocarstwom autokratycznym, a juŜ zwłaszcza w przymierzu z rządem Ludwika Filipa i Guizo-ta, którym — jak powiada Palmerston — nikt juŜ nie ufa. Kraków zagarnięty, a Foreign Office śle dyplomatyczne protesty — bardzo łagodne, zdaniem wielu — do Wiednia i Petersburga. Mowa tronowa królowej Wiktorii w styczniu 1847 roku zawiera wyrazy potępienia wszystkich trzech mocarstw rozbiorowych. W Polsce słusznie zakłada się, Ŝe świętego przymierza nie wzruszą werbalne protesty ani królewskie przygany, a piękne słówka nie naprawią gorzkiego rozczarowania. Polscy emigranci w Anglii natomiast, moŜe patrząc na sprawy z szerszego punktu widzenia, wydają się doceniać te skromne wysiłki. Na dorocznym bankiecie, wydawanym przez Lorda Mayora Londynu, Palmerston w przemówieniu nawiązuje do zagarnięcia Krakowa : — Hańba... której dokonano na podstawie zupełnie nieuzasadnionej pretensji i nonsensownych usprawiedliwień... przewyŜszając Ludwika Filipa w pogardzie dla traktatów... Londyńscy Polacy ofiarują mówcy medal Czartoryskiego z inskrypcją zawierającą słowa wdzięczności i komplementy. KsiąŜę konsort, chociaŜ równieŜ przeciwny wojnie, potępia ... „Zamieszki w Krakowie jako wstrząs dla bezpieczeństwa i ładu w Europie"... Dziwnie to brzmi w ustach człowieka, który chce siebie uwaŜać za coś w rodzaju eksperta do spraw kontynentu. „Ład" w Europie od roku 1815 opiera się teoretycznie na postanowieniach traktatu wiedeńskiego: ale te postanowienia łamano tak często, Ŝe nie stanowią Ŝadnej rękojmi ładu i prawa, są juŜ tylko przeszłością, przedmiotem zainteresowania badaczy i historyków.
168
Lord Palmerston, rad Ŝe wrócił do dawnych zajęć, pracuje duŜo — zdaniem Emilii. Kiedyś, gdy musi zostawić męŜa pochylonego nad biurkiem, by wywieźć chorego brata nad morze, pisze: „Martwię się, Ŝe nie moŜesz być z nami, by korzystać z tych oŜywczych wiatrów morskich. Narzucany ci przez twoje obowiązki tryb Ŝycia i wysiłek dla organizmu są jedynymi rzeczami, które mi przyczyniają zmartwienia". Jeśli Emilię dobiegają jakieś krytyki jej Henryka, broni go umiejętnie, rozsądnie i spokojnie. Znając nieufność męŜa w stosunku do Francji, Emilia rozgłasza wszem wobec, Ŝe jej stroje — ostatni krzyk mody, przedmiot zachwytu i zazdrości — są z materiałów brytyjskich, nie importowanych zza Kanału, a projektowane i szyte przez londyńskie modystki. Wprawdzie nie pojechał nad morze, jednakŜe Henryk częściej teraz zagląda do swego ukochanego domu w Broadlands, od kiedy nowo otwarta linia kolejowa do Romsey skraca czas podróŜy. Ale nawet w Broadlands Palmerston pracuje systematycznie i wytrwale. Rankami stoi za wysokim biurkiem, studiując dokumenty, memoranda i sprawozdania ambasadorów. Południowy posiłek to nadal tylko pomarańcza. Potem godzina lub dwie na przejaŜdŜce konnej i powrót do pracy aŜ do pory obiadu. W tej wiejskiej siedzibie odwiedza go wielu gości. Dyplomatów zabiera się natychmiast do biblioteki na konsultacje, rozmowy, studiowanie dokumentów. Równie szybko i bezapelacyjnie gości przebywających w poszukiwaniu faworów wsadza się na siodło i zabiera galopem na przejaŜdŜkę tak intensywną, Ŝe wszelka rozmowa staje się niemoŜliwa. Tacy goście irytują Palmerstona, chociaŜ na ogół zachowuje się uprzejmie. Gdy admirał sir Charles Napier prosił o interweniowanie u królowej, by mu zezwoliła uŜywać portugalskiego tytułu, jaki mu nadano, Palmerston odparł: — Drogi sir Charles! CzyŜ pan sądzi, Ŝe najjaśniejsza pani albo jej ministrowie mogliby wziąć udział w wynarodowieniu jednego z najwspanialszych ornamentów brytyjskiej marynarki wojennej? Admirał zrozumiał. 169
Interweniowanie Wielkiej Brytanii w sprawy portugalskie — nowe i dawne — doprowadza do napięcia w stosunkach między ministrem spraw zagranicznych a dworem królewskim. W roku 1845 portugalscy radykałowie odnoszą druzgocące zwycięstwo w wyborach do Kortezów. W odpowiedzi królowa Maria de Gloria i jej koburski małŜonek, król Ferdynand, rozwiązują Kor-tezy i anulują konstytucję. Radykałowie replikują, opanowując Oporto i ustanawiając tam rządy wojskowe. Maria apeluje o pomoc do Wielkiej Brytanii, Francji i Hiszpanii. Te dwa ostatnie mocarstwa, oba marzące o zawładnięciu Lizboną, gotowe są do zbrojnej interwencji przeciwko juncie. Palmerston nie ma do tego ochoty. Proponuje, aby królewska para przywróciła rządy konstytucyjne, a junta powróciła do lojalności. Początkowo Wielka Brytania jedynie wysyła flotę do ujścia rzeki Tag, by ochraniać królową Marię w razie potrzeby. Proponowany kompromis odrzucono: trzy mocarstwa decydują się na wspólną interwencję. Ale nim się na to zgodził, Palmerston wymógł na portugalskiej parze królewskiej obietnicę przywrócenia Kortezów z ich zawarowanymi konstytucją funkcjami. Tego warunku ksiąŜę Albert nie aprobuje, ale Palmerston oznajmia: — śadnej pomocy, o ile Maria de Gloria nie obieca, Ŝe będzie grzeczna! Palmerston patrzy na portugalskich radykałów jako na bohaterów broniących tradycyjnych form rządów w swoim kraju. KsiąŜę Albert patrzy na nich jako na rebeliantów buntujących się przeciwko swoim suwerenom. Albert napisze nawet do Ferdynanda, z którym jest spokrewniony, list krytykujący politykę rządu brytyjskiego, a takŜe postępowanie brytyjskiego charge d'affaires w Lizbonie. Pumeks nalega, by nie dopuścić do militarnej interwencji Francji, bo jeśli raz francuskie wojska wkroczą na Półwysep Iberyjski, to nie wiadomo, jak długo tam pozostaną; one i wpływ ParyŜa. Gabinet przyznaje mu rację, więc flota brytyjska blokuje Oporto, a wojska hiszpańskie maszerują przeciwko juncie. Takiej sile zbrojnej radykałowie portugalscy nie są w stanie się przeciwstawiać. Palmerston notuje o tym w diariuszu: 170
„KsiąŜę Konsort, Guizot i rząd hiszpański chcieliby teraz pozostawić portugalską parę królewską samym sobie, by się rozprawiła ze swymi poddanymi według własnej woli. KaŜde inne posunięcie, powiadają, zachęciłoby rebeliantów we wszystkich innych krajach. Nie przystanę na to. Królowa Maria i jej ko-burski małŜonek muszą nie tylko dotrzymać obietnicy zwołania Kortezów, ale takŜe ogłosić amnestię dla junty, a krajowi nadać takie prawa, jak niezawisłe sądy przysięgłych i wolność prasy. Gdyby Francji i Hiszpanii pozwolić działać, radykałowie zostaliby zgnieceni z całą brutalnością, a ParyŜ i Madryt uzyskałby •o wiele za duŜy wpływ w Lizbonie..." Portugalię, trzeba pamiętać, od dawna wiązały z Anglią przymierza wojskowe i ekonomiczne. I jeszcze z diariusza Palmerstona z tego samego okresu: „Dowiedziałem się, Ŝe w swojej prywatnej korespondencji z cudzoziemskimi dworami, najjaśniejsza pani i jej małŜonek zniemczyli moje nazwisko na „Pilgerstein". Bóg z nimi! Niech się śmieją z tego, co na pewno uwaŜają za wyborny, monarszy dowcip". Gabinet ponownie popiera Ŝądania Foreign Office, ,a wobec złoŜonego przez królową Marię przyrzeczenia, Wiktoria i Albert muszą się zgodzić, acz niechętnie. I wciąŜ w korespondencji z obecnymi dworami podkreślają, jak niezadowoleni są z „Pilger-steina". Akcja przeciwko portugalskim radykałom powinna była nieco przyćmić wizerunek Palmerstona jako trybuna liberalizmu. Jego lordowska mość patrzy na sprawę inaczej: „Ocaliliśmy juntę i jej stronników od znacznie gorszego losu, któryby ich spotkał, wydanych na wątpliwą łaskę ich królowej, wspieranej przez Francję i Hiszpanię. Z drugiej strony, nie jest i nie moŜe być polityką brytyjską dopomaganie do obalenia ukonstytuowanej, istniejącej władzy". Ostatecznie, Palmerston chce uwaŜać, Ŝe odniósł podwójny triumf: podtrzymał zachwiany tron i jednocześnie zmusił go do zreformowania jego autokratycznych .metod. Stosunki między „Pilgersteinem" a Pałacem Buckinghamskim pozostają pozornie kordialne. Ale sprawa portugalska ujawniła fundamentalną róŜnicę w traktowaniu polityki zagranicznej, 171
a zwłaszcza w podejściu do ruchów radykalnych i rewolucyjnych. Liberalne ciągoty Palmerstona nie obejmują oczywiście Irlandii: gdyby nawet obejmowały, nie znalazłyby najlŜejszego zrozumienia w gabinecie, a niewiele — wśród wyborców. Na szmaragdowej wyspie interesy ekonomiczne i strategiczne Wielkiej Brytanii wzmacnia jeszcze kościół anglikański, funkcjonujący dla anglo-irlandzkiej mniejszości i często w konflikcie z hierarchią rzymskokatolicką, która, chociaŜ niejednokrotnie dwuznaczna w odniesieniu do narodowych dąŜeń niepodległościowych, cieszy się autorytetem u olbrzymiej większości Irlandczyków. Głód doszedł do katastrofalnych rozmiarów, gdy w roku 1847 zbiory ziemniaków zniszczyła zaraza, a wielcy właściciele ziemscy pod straŜą Ŝołnierzy brytyjskich nadal kontynuują eksport ziarna i innych płodów rolnych do Anglii. Rząd Russella uchwala zarządzenie o pomocy dla głodujących wieśniaków irlandzkich. Palmerston popiera wniosek: oprócz tego nadal prowadzi swoją prywatną, patriarchalną akcję opieki nad dzierŜawcami w majątku Sligo. Gdy niektórzy z nich, jak setki tysięcy w całej Irlandii, chcą wyemigrować do Ameryki, jego lordowska mość opłaca dla nich przejazd przez Atlantyk w wygodnych warunkach. Zawiera umowę z armatorami, płaci dodatkowo kapitanowi statku po dziesięć funtów: wieśniacy ze Sligo mają dostawać wino i koniak, a raz w tygodniu rum. Przeciwko takiej zachęcie do pijaństwa protestują irlandzcy księŜa: Palmerston, wściekły, musi ustąpić i zamiast alkoholu fundować kawę. Wieści, Ŝe księŜa podŜegają zdesperowanych wieśniaków do mordowania bezwzględnych dziedziców, skłaniają jego lordowska mość do niesmacznych dowcipów w liście do ministra spraw Irlandia: „Gdybyś mógł kazać powiesić proboszcza za kaŜdym razem kiedy w jego parafii popełnia się morderstwo, pewno by Ŝycie protestantów było bezpieczniejsze". W tym samym mniej więcej czasie Palmerston wysyła specjalnego posła do papieŜa, z prośbą by zechciał wpłynąć na ograniczenie politycznej działalności irlandzkich księŜy. Jego świątobliwość istotnie udziela nagany klerowi: 172
„Kościół Boga winien być domem modlitwy, a nie spraw światowych czy kłopotów doczesnych, ani teŜ miejscem spotkań polityków... księŜa są ministrami pokoju, winni mieć wstręt do przelewu krwi i pomsty..." Ani Palmerston, ani jego świątobliwość nie rozumieją, jak się zdaje, całej głębi antybrytyjskich, antyziemiańskich uczuć, zrodzonych z rozpaczliwej nędzy, w tysiącach wypadków prowadzącej do głodowej śmierci. GdyŜ w roku 1848 wybuchnie jawna rewolta. Nie tylko w Irlandii. Rozdział 11
REWOLUCJE — WASZA I „NASZA"
Dnia 2 marca 1848 roku do portu Newhaven na wschodnim wybrzeŜu przyjeŜdŜa brytyjski konsul z Havru w towarzystwie „pana Smitha", ponoć swego wuja, męŜczyzny gładko wygolonego, bez peruki, w okularach i sportowej czapce w stylu angielskim. Od tego „pana Smitha" królowa Wiktoria dostaje nazajutrz Ŝałosny i pokorny list, zaczynający się nie jak dawniej od słów: „Ma Soeur", lecz: Madame", a podpisany: „Louis Philippe". Sprawdziła się przepowiednia Palmerstona sprzed dwóch lat. Chciwość i dynastyczne ambicje, między innymi przywarami siedemdziesięciopięcioletniego króla Francji zwróciły w końcu jego poddanych przeciwko niemu i przeciwko monarchii. Nie przejawiając ochoty do walki — ,,j'ai vu assez de sang"* — pierwszy i ostatni suweren z dynastii orleańskiej uciekł z kraju. Królewskim uciekinierom oddano do dyspozycji piękną willę w Surrey. ParyŜanie wznoszą barykady na ulicach, a Palmerston, chociaŜ ostrzega Pałac Buckinghamski przed niebezpieczeństwem ofiarowania azylu wypędzonym monarchom, ustąpi wobec nalegań Wiktorii i nawet wykombinuje potajemny sposób wypłacenia Ludwikowi Filipowi tysiąca funtów ze specjalnego funduszu na urządzenie domu. PoŜary, które objęły ParyŜ, rozszerzyły się na Europę. Od daw* [iranc.) Widziałem juŜ dość krwi.
173
na tlące, wciąŜ tłumione ognie ruchów liberalnych i niepodległościowych buchnęły płomieniem. Powstanie w Budapeszcie, Berlinie, Turynie. Rozruchy w Polsce pod zaborem pruskim i austriackim. Tylko w Belgii i w Anglii (wyłączając Irlandię, gdzie rewolta, źle zorganizowana, zostaje szybko stłumiona) panuje stosunkowy spokój. Pokój na terytoriach rosyjskich świadczy po prostu o cięŜarze druzgocącego terroru. Zdając sobie z tego sprawę i pragnąc uczynić chociaŜby jakiś gest na rzecz Polski, Palmerston znowu zdradza zaskakującą naiwność, jeśli chodzi o stosunki z carem. Wysyła instrukcje brytyjskiemu ambasadorowi w Petersburgu. Niech zaproponuje, aby car: ,,... włoŜył koronę Polski na skronie kogoś ze swojej rodziny... a gdyby na dokładkę zapewnił królestwu nową konstytucję, z dwuizbowym parlamentem, zezwolił na wolność prasy, niezawisłe sądy i jawne ferowanie wyroków i— pokój w tym kraju mógłby być zapewniony na dłuŜszy czas..." Piękne sny, milordzie! JeŜeli rzeczywiście Palmerston sądzi, Ŝe car Mikołaj mógłby podjąć takie stosunkowo liberalne kroki, nawet w okresie Wiosny Ludów w Europie, to jego dogłębne studia zagadnień polityki zagranicznej w tym konkretnym wypadku nie na wiele sdę zdały. Król Francji zabawia się nową dla siebie rolą dziedzica w swej posiadłości w Surrey; Metternich zajął apartamenty w londyńskim hotelu; Guizot, który takŜe schronił się w Anglii, zabiera się do pisania dzieł historycznych, do czego o wiele lepiej się nadaje niŜ do polityki; a księcia pruskiego, późniejszego Wilhelma I, cesarza niemieckiego, umieszczono — ze wszystkich moŜliwych miejsc! — we dworze lady Palmerston, zwanym Pans-hanger. —• Wielkie zmiany i reformy musiały nadejść — stwierdza Henryk. — Przewidziałem je... — ChociaŜ nie przewidziałeś, jak mi się wydaje — przerywa mu Emilia — gwałtowności tej szerzącej się rewolucji... Co prawda w przemówieniu w parlamencie Palmerston tylko ostrzegał: — Ci, którzy by chcieli wstrzymać postęp, pielęgnować nad uŜycia, druzgotać opinię i zakazać rasie ludzkiej myślenia, jaką174
kolwiek by mocą władali, przekonają się, Ŝe broń im się w ręku ułamie wtedy, gdy jej będą najbardziej potrzebowali... Teraz kiwa głową i uśmiecha się z satysfakcją: — Wyznaję, Ŝe bez przykrości patrzę, jak tylu moich niegdyś potęŜnych adwersarzy i pseudoprzyjaciół tłoczy się teraz na wy gnaniu w Anglii, gdy ja sobie dalej prowadzę sprawy z ich na stępcami. A najbardziej dramatyczne w tej retrybucji jest to, Ŝe wszystkie jej ofiary same siebie zgubiły. Tym niemniej jego lordowska mość podejmuje Guizota z wielkoduszną gościnnością i jest uprzejmy nawet wobec Metternjcha, który mu się odwdzięcza, nazywając go w gronie przyjaciół „czerwonym republikaninem". Emigranci francuscy obwiniają go o upadek Orleanów — zarzut, który Pumeks uwaŜa raczej za komplement — a Metternich dopomaga Benjaminowi Disraeli przygotować atak na ministra spraw zagranicznych w parlamencie. Palmerston jest zdania, Ŝe Metternicha spotkało to, na co zasłuŜył: ,,... ukrywając przed samym sobą prawdę, obawiając się stawić czoła trudnościom, chowając się za rzekomych przyjaciół, o których wiedział, Ŝe w głębi serca są jego wrogami, i próbując wypłynąć na spokojne wody dzięki poświęceniu wszelkich spraw przyszłości na rzecz dogodności dnia dzisiejszego..." Wiktoria i Albert, .wystraszeni oczywiście hałasem spadających koron — i niepewnością, z jaką cesarz Austrii jeszcze trzyma swoją na głowie — nie chcą dopuszczać do popierania nowych reŜimów, w ich pojęciu rewolucyjnych. A londyńskie sfery arystokratyczne goszczą i fetują wygnańców, przejawiając jednocześnie pewne ochłodzenie wobec niedawnego boŜyszcza, lorda Kupidyna-Pumeksa. Ze swojej strony Palmerston, chociaŜ sympatyzuje z europejskimi ruchami narodowymi, początkowo trzyma się polityki powściągliwej i niezaangaŜowanej. Przed parlamentem jego lordowska mość przystraja w nowe piórka poglądy, które od dawna wyznawał i często powtarzał: — Trzymam się zasady, Ŝe Anglia — wyjąwszy sprawy, które dotyczą bezpośrednio jej własnych interesów, politycznych czy handlowych — powinna być trybunem sprawiedliwości... dzięki znaczeniu swojej sankcji i moralnego poparcia albo teŜ 175
potępienia, gdy dzieje się krzywda... Ciasny to pogląd przypuszczać, Ŝe ten kraj lub inny został raz na zawsze naznaczony jako wieczysty sprzymierzeniec albo stały wróg Anglii ... tylko dobro naszego kraju, nasze interesy są stałe i wieczne, a naszym obowiązkiem jest iść w ślad za nimi... Praktyki jego lordowskiej mości w stosunku do północnych Włoch podczas burzliwych miesięcy Wiosny Ludów, dobrze ilustrują jego cele, a takŜe coraz powaŜniejsze kłopoty, jakich mu przyczynia królowa i jej ksiąŜę małŜonek. Lombardia i Wenecja buntują się przeciw austriackiemu panowaniu, a król Sardynii Carlo Alberto przychodzi im z pomocą. Monarchia habsburska, zmagając się z insurekcjami w Wiedniu i w Budapeszcie, a takŜe zamieszkami w Galicji, nie moŜe od razu wysłać wojsk w dostatecznej sile, by się rozprawić z zagroŜeniem w północnych Włoszech, wycofuje się więc z Mediolanu. Wenecja ustanawia niepodległą republikę, Sycylia się burzy. W Anglii istnieją trzy róŜne poglądy na kwestię włosko--austriacką. Niektórzy posłowie wysłaliby flotę wojenną do brzegów Italii i wysadzili wojska na ziemi włoskiej, by pomóc powstańcom, albo teŜ współdziałali z Francją w zbrojnej interwencji poprzez francuską południowo-wschodnią granicę. Wiktoria i Albert unikają otwartego działania, ale moralnie popierają Austrię. W ich oczach kaŜda detronizacja, chociaŜby na tronie zasiadał tyran, władający nieprawnie zagarniętymi ziemiami jest zawsze zbrodnią. Prócz tego ksiąŜę konsort uwaŜa, Ŝe: — ... Austrii potrzebne są weneckie terytoria dla jej własnego bezpieczeństwa i dla bezpieczeństwa Niemiec. Sasko-koburskie ksiąŜątko zawsze marzy o wielkim, sfederowanym państwie wszechniemieckim i uwaŜa Austriaków za współplemieńców, których naleŜy popierać przeciw innym narodom. Trzeci, to punki, widzenia Palmerstona. Jego mowa w Izbie Gmin musi budzić gniewne komentarze w Irlandii, ale jest zaplanowana jako ostrzeŜenie dla Austrii i uprzedzenie, Ŝe monarchia habsburska nie moŜe oczekiwać sympatii w brytyjskim Fo-reign Office: — Austria nigdy nie posiadała Włoch jako części swego im176
perium, a tylko trzymała je prawem zdobytej ziemi. Nie nastąpiło zmieszanie ras. Jedynymi Austriakami we Włoszech byli Ŝołnierze i urzędnicy administracji cywilnej. Austria rządziła Italią jak miastem garnizonowym, a jej władza była zawsze znienawidzona. Ale Ŝadnej donkiszoterii. Palmerston mówi do lorda Russella: — Gdybyśmy byli tak szaleni, by wysłać flotę i wojsko na pomoc Włochom, w Europie wybuchłaby powszechna wojna, a car i Prusy poparliby Austrię. — Temu trzeba koniecznie zapobiec — odpowiada Russell. — Ale pewno nie sugerujesz, byśmy zupełnie nic nie robili. — Och, nie. Włosi nie wygrają przeciwko całej potędze austriackiego imperium. Jak w Lizbonie, tak i w Wiedniu: musimy wywrzeć nacisk, by zyskać pobłaŜliwość dla insurekcjonistów, a takŜe by nakłonić Austrię do rządzenia w przyszłości okupowanymi ziemiami z większą humanitarnością i liberalizmem. — Zgadzam się z tym — rzecze Russell. — I gabinet takŜe z pewnością się zgodzi. Rozsądne i najlepsze, być moŜe jedyne, co w danej sytuacji moŜemy zrobić. — Musimy jednakŜe rozwaŜyć jeszcze jeden element — ciągnie Palmerston. — Francję. — Myślałem o tym. Republika być moŜe zechce zademonstrować swoje wolnościowe ideały wysłaniem wojska na pomoc Włochom. — Takie by mieli usprawiedliwienie. A naprawdę kryłaby się za tym chęć nawiązania do tradycji Pierwszej Republiki, odpędzenia Austrii jak najdalej od południowo-wschodnich granic Francji i ustanowienia tam małego, słabego, uzaleŜnionego państwa. Jeśli Francja zechce interweniować zbrojnie, będziemy musieli się przyłączyć, choćby po to, by w ewentualnych negocjacjach pokojowych mieć głos nie jako niezaangaŜowany obserwator, lecz jako uczestnik. — Trzeba koniecznie powstrzymać Francję — martwi się Russell. — Ale jak? — Myślę, Ŝe to załatwię — powiada Palmerston. Od tej chwili walka włoskich powstańców staje się katalizatorem innego konfliktu, do niedawna drzemiącego: między an177
gielskim dworem królewskim a Foreign Office. Gabinet na ogół popiera linię polityki zagranicznej swego ministra, ale jednak na niego samego spada cały cięŜar królewskiej niełaski. Palmerston utrzymuje, Ŝe aby zneutralizować francuskie skłonności do pobrzękiwania szabelką, trzeba z nową Republiką zawrzeć jak najściślejsze przymierze. Ambasador brytyjski w ParyŜu otrzymuje instrukcje, by zaproponował wspólne konsultacje: Ŝaden z aliantów nie powinien podejmować działania inaczej, jak tylko w porozumieniu ze sprzymierzonym partnerem. Królowa i jej ksiąŜę małŜonek, wciąŜ uraŜeni z powodu obalenia Ludwika Filipa, przeciwstawiają się polityce Foreign Office. Zabierają się do bombardowania nie Pilgersteina, ale premiera, uwaŜając, Ŝe ten ostatni łatwiej ulegnie pod naciskiem dworu. KsiąŜę pisze: „Francja nie ustabilizowała się i będzie na pewno wnosić tylko element destrukcyjny do kaŜdej sprawy". W dalszym ciągu Albert podkreśla, Ŝe wszelki nacisk, nawet tylko na drodze dyplomatycznej, wywierany na Austrię, byłby nieusprawiedliwioną ingerencją w wewnętrzne sprawy tego państwa. W ślad za męŜem pisze Wiktoria, w sposób bardzo dla siebie charakterystyczny: „Pertraktowanie z Francją po to, by uzgodnić z nią wspólną politykę, nie moŜe doprowadzić do niczego d o b r e g o : staniemy się sprzymierzeńcem rządu, który nawet nie jest legalnie ukonstytuowany... Entente C o r d i a l e z R e p u b l i k ą F r a n c u s k ą w celu wypędzenia Austrii z jej dominiów we Włoszech byłaby h a ń b ą dla naszego kraju..." ChociaŜ Pilgerstein i gabinet nie mają Ŝadnego zamiaru wywołać ani nawet ryzykować wojny — cały ten plan jest wykombinowany po to, by do wojny nie dopuścić — jednakŜe królowa zarzuca nawet swemu ministrowi spraw zagranicznych konspirację z Republiką Francuską w celu odebrania Austrii części jej ziem. Palmerston traktuje tę królewską opozycję bardzo spokojnie — za spokojnie, zdaniem Emilii — i z poparciem gabinetu kontynuuje zaplanowaną linię polityczną. Francuzów namówiono do współdziałania, a ich poseł w Londynie, M. de Beaumont, stwierdza: 178
— Gdyby nie Anglia, nasza armia alpejska byłaby juŜ we Włoszech, co prędzej czy później musiałoby doprowadzić do powszechnej wojny. Dalszy ciąg nietrudno przewidzieć. Armia austriacka, otrzymawszy odpowiednie posiłki, rozpoczyna ofensywę i marszałek Radetzky wypędza Carla Alberta z Mediolonu. Rządy: brytyjski i francuski wywierają nacisk na Wiedeń, ale ksiąŜę konsort pisze do Leopolda belgijskiego, posyłając kopie swego listu na dwory w Wiedniu i we Frankfurcie: „Nadzwyczajnie mnie ucieszyło zwycięstwo Radetzky'ego: ze względu na niego samego, ze względu na dzielną armię austriacką i ze względu na honor oręŜa niemieckiego... gdybym ja był Austriakiem, zająłbym pozycje na rzece Mincio i doszedł do porozumienia z Mediolanem co do suwerena dla Lombardii... powszechną zgodę moŜna zorganizować... powinno by to pójść gładko pod wycelowanymi austriackimi działami!" — Na szczęście — czy teŜ nie — ksiąŜę Albert nie jest austriac kim ministrem. Ale Metternich wsącza mu truciznę do uszu. Lord John Russell równieŜ jest niezupełnie lojalny wobec Palmerstona. Kiedy królowa wyraŜa Ŝyczenie, by mianował innego ministra spraw zagranicznych, premier odpowiada, Ŝe to posunięcie wzbudziłoby niezadowolenie w całym kraju i zapewne doprowadziłoby do upadku rządu. Uwaga słuszna, ale Russell nie dodał, Ŝe on sam i gabinet jako całość zgadzali się w pełni na linię polityki prowadzonej wobec Austrii a takŜe Francji i Ŝe ich zdaniem Foreign Office dobrze się spisało. Palmerston zalewa rząd wiedeński — za pośrednictwem not dyplomatycznych i ambasadorów — potokiem pouczeń, co powinni zrobić. KsiąŜę Albert określa jego styl jako „wściekłe wymyślania". Pałac Buckinghamski prowadzi krecią robotę, podminowuje gdzie moŜe autorytet własnego ministra. Albert pisze do Leopolda w Brukseli: „Rozumiem i podzielam urazę Austrii do Pilgersteina. Rzecz naturalna. Rad jestem, Ŝe Wiktoria i ja Ŝywimy lojalniejsze i podnioślejsze sentymenty... Ale musimy oceniać j a w n i e wyr a Ŝ o n ą separację między nami a Pilgersteinem za bardzo n i e p o Ŝ ą d a n ą politycznie i konstytucyjnie. Ufamy więc, Ŝe nie dojdzie do Ŝadnego posunięcia, które by do takiego rozdzia179
łu, doprowadzić mogło- i Ŝe prywatna deklaracja za twoim pośrednictwem będzie uznana za wystarczającą..." Trudno sobie wyobrazić złośliwszy cios. Wiktoria i Albert muszą, jak się zdaje, przestrzegać konstytucji publicznie, ale po cichu i wbrew konstytucji wypierają się własnego rządu.
Echa Wiosny Ludów docierają i do Anglii pod postacią pomruków niezadowolenia wśród jej własnych obywateli. W kwietniu siedziba rządu znowu jest zabarykadowana, a Palmerston zakłada okna Foreign Office księgami i grubymi plikami rejestrów, stając na czele sił obronnych, składających się z anemicznych, wyblakłych pisarczyków i urzędników. Wcześniej jego lordowska mość przepowiadał: — Przyznanie powszechnego prawa wyborczego we Francji (ogłoszone przez rząd tymczasowy po ucieczce Ludwika Filipa) rozbudzi naszą niegłosującą ludność i wywoła Ŝądania niewygodnego rozszerzania uprawnień wyborczych. Tak się" teŜ stało. Od lat juŜ istniał w Anglii tak nazwany ruch czartystow. W roku 1837 londyńskie Stowarzyszenie Robotnicze, niezadowolone ze skąpych rezultatów reformy wyborczej z roku 1832, spisało w Karcie Ludu (People's Charter) postulaty: powszechne prawo głosu, diety dla posłów do parlamentu, skasowanie cenzusu własności obowiązującego głosujących i kandydatów, głosowanie tajne zamiast istniejącego jawnego, werbalnego, które stwarzało moŜliwość wywierania nacisku. Ostateczne cele ruchu czartystów były ekonomiczne i społeczne: „Aby kaŜdy miał przyzwoity dom na mieszkanie, z ogrodem od frontu i z tyłu.,, dobrą odzieŜ dla ciepła i dla zachowania przystojności, pod dostatkiem jadła i napitku". Dezyderaty raczej powściągliwe, chociaŜ zwrot „pod dostatkiem napitku" mocno zaniepokoił stowarzyszenia abstynentów i koła metodystów. W roku 1842 parlament odrzucił petycję czartystów opatrzoną trzema milionami podpisów i od tej pory agitacja przycichła. Wybuchła ze wzmoŜoną siłą w roku 1848. Feargus 0'Connor, Irlandczyk o ognistym temperamencie, zachęcony wydarzeniami na kontynencie, zebrał pod nową petycją ponoć sześć mili o180
nów podpisów. Tę petycję 0'Connór planował wręczyć parlamentowi dnia 10 kwietnia, idąc na czele procesji, w której według jego zapowiedzi, miało wziąć udział pół miliona osób. Policja-zabroniła demonstracji, ale poniewaŜ oczekiwano, Ŝe zakaz zostanie zignorowany, więc zwerbowano dodatkowo 175 tysięcy ochotniczych oddziałów konstabli, w skład .których weszło ziemiaństwo, klasy średnie, robotnicy i pewien francuski emigrant imieniem Ludwik Napoleon. KsiąŜę Wellington porozmieszczał artylerię na kluczowych stanowiskach, wojsko postawił w gotowości. Z Londynu co bogatsi mieszkańcy pouciekali, pozostawiając obronę swych pałaców wieśniakom, sprowadzonym w tym celu z majątków ziemskich. Królową, która była tuŜ po ponownym rozwiązaniu, zawieziono na wybrzeŜe — płaczącą, protestującą, wołającą Ŝe w s z y s t k o akceptuje, byle jej nie rozłączać z Albertem. Od kiedy nawiązał kontakty ze skromniejszymi mieszkańcami Londynu, jego lordowska mość powziął tak dobre mniemanie o ich rozsądnym patriotyzmie i powściągliwości, Ŝe byłby gotów poprzeć większość postulatów Karty, gdyby były one przedstawione parlamentowi w odpowiedniej formie przez ministra spraw wewnętrznych. Ale na groźby i próby zastraszenia patrzy inaczej. Dnia 9 kwietnia Palmerston odwozi Emilię do jej córki, Ŝony lorda Shaftesbury. Wieczorem otrzymuje od niej wiadomość. Emilia chce wrócić do domu, ale w zakończeniu pisze: ,,Czekam Twojej decyzji". Otrzymuje ją: „Zostań, gdzie jesteś". Kiedy Emilia prosi o decyzję, niekoniecznie oznacza to, Ŝe jej usłucha. Posyła następną wiadomość: „Znajdziesz mnie w domu, czekającą Twojego powrotu". Palmerston wybucha śmiechem i pokazując pismo sekretarzowi, woła: — Oto kobieta! i cóŜ dziwnego, Ŝe się z nią oŜeniłem! Dzień, na który czekano z takimi obawami, przynosi czartystom kompletne fiasko. Wielka demonstracja spaliła na panewce. Nie wyruszyło więcej niŜ 23 tysiące demonstrantów, a gdy na Moście Westminsterskim, w pobliŜu gmachów parlamentu, 181
ujrzeli artylerię, rozeszli się spokojnie do domów. Tylko Feargus 0'Connor z garstką przywódców zostali, stojąc tuŜ przed wymierzonymi lufami dział polowych. Główny komendant policji podchodzi, wita ich uprzejmie, ściska ręce i kaŜe przywołać trzy doroŜki, by zawiozły ich samych i stosy papierów do Izby Gmin. Tam, po ceremonialnym przyjęciu petycji przez Speakera Izby Gmin i zbadaniu jej okazuje się, Ŝe nie zawiera sześciu milionów podpisów, a około dwóch, a i z tych wiele najwyraźniej sfałszowanych. Pliki papieru leŜą więc na stole, gdzie nikt juŜ więcej nie zwraca na nie uwagi, aŜ w końcu jeden z urzędników zabiera je, by wciągnąć do rejestrów. Czartyzm jako ruch społeczny przestał istnieć. Zabiły go róŜnice zdań między przywódcami co do metod — pokojowa perswazja i demonstracja, czy teŜ zbrojne powstanie — a takŜe fakt, Ŝe jako ruch klas średnich — 0'Connor był irlandzkim ziemianinem, inny z przywódców bankierem w Birmingham — popierany przez rzemieślników i sklepikarzy, nie zdołał wciągnąć do swoich szeregów klasy robotniczej. Owego sławetnego dziesiątego kwietnia więcej było pozbawionych prawa głosu ludzi pracy między ochotniczymi oddziałami konstabli niŜ między trwoŜliwymi demonstrantami. Odtąd przez wiele lat uboŜsze warstwy będą szukały lepszych mieszkań, lepszej odzieŜy i Ŝywności za pośrednictwem nacisku związków zawodowych na przemysłowców i społeczeństwo raczej, niŜ na drodze aktywności politycznej. Bądź co bądź, Palmerston zanotuje: „Ruch czartystowski skoncentrował uwagę kraju — i pewnych osób, które mógłbym wymienić z nazwisk w obu większych stronnictwach politycznych — na potrzebie dalszych reform wyborczych. Ufam, Ŝe rozwaŜnie, stopniowo reformy te powinny nadejść". Nadejdą. Przed końcem stulecia najwaŜniejsze postulaty Karty staną się angielskim prawem wyborczym. W dwadzieścia lat później robotnicy wybiorą dwóch spośród swoich towarzyszy, a w pięćdziesiąt lat — dziewięciu posłami do parlamentu. W czasie owej nieudanej demonstracji ksiąŜę Prus, chwilowo na wygnaniu w Londynie, przyglądał się maszerującym i opisał ich Wiktorii jako rewolucjonistów „przeraŜających swym wyglą182
dem". Nazywając demonstrację „naszą rewolucją", królowa mówi do lorda Russella: — Rewolucje są zawsze n i e d o b r e i sprowadzają n i eo p o w i e d z i a n e cierpienia na kraj.... W rzeczywistości jedynymi cierpieniami wywołanymi przez „naszą rewolucję" były łzy samej królowej i rozpacz Feargusa 0'Connora. Jej królewska mość kontynuuje, formułując własną, nieco unowocześnioną wersję przywilejów monarchów z boŜej łaski: — Posłuszeństwo prawom i suwerenowi jest posłuszeństwem wobec WyŜszej Siły, ustalonej łaską Boga dla d o b r a lud u... Księgi i rejestry Foreign Office powróciły na swoje właściwe miejsca. Praca idzie dalej zwykłym trybem. W wiele lat później siostra Feargusa 0'Connora, który uległ pomieszaniu zmysłów, znajdzie się w skrajnej nędzy. Lord Palmerston zorganizuje wsparcie dla niej za pośrednictwem organizacji filantropijnych i napisze do niej, przepraszając za to, Ŝe nie udało mu się umieścić jej na liście pensjonariuszy rządu.
Rok wielu rewolucji zakończy się wydarzeniem bardzo bolesnym dla Palmerstona. Zdrowie lorda Melbourne'a pogarszało się stale. Cierpiał psychicznie, bo czuł się niepotrzebny, zapomniany przez wszystkich, prócz siostry i szwagra i ich najbliŜszej rodziny. Królowa, która darzyła go niegdyś tak serdecznym przywiązaniem, uwaŜała go nieomal za ojca, później mówiąc o nim — rzadko! — nazywała go „tym biednym Melbourne". Nie rozumiała chyba, Ŝe jest „biedny" głównie z powodu jej własnego zaniedbania, zapomnienia o nim. Melbourne pisywał do niej listy i czasem nawet dostawał odpowiedź, ale ani razu od jej ślubu nie widział się z nią w cztery oczy. Jej królewska mość parę razy zaprosiła go na jakieś przyjęcie, ale z nim nie porozmawiała. W okresie, gdy Peel zniósł Ustawę ZboŜową, lord Melbourne, nieskruszony protekcjonista, odezwał się na przyjęciu: — Najjaśniejsza pani, to nieuczciwa rzecz! A królowa skarciła go ostro: — Lordzie Melbourne, proszę więcej na ten temat nie mó wić! 183
Tak upokorzony, Melbourne zamilkł. W listopadzie choroba doszła do stanu krytycznego. Emilia i Henryk zmieniają się przy jego łóŜku, czuwając w dzień i w nocy. Dnia 24 listopada Palmerston pisze do królowej, by jej donieść, Ŝe pierwszy premier jej panowania nie Ŝyje. Wiktoria śle do Emilii formalne kondolencje, ale nie przyjeŜdŜa na pogrzeb, który odbywa się na wiejskim cmentarzu w pobliŜu rodzinnego domu Melbourne'a. Gdy odchodzą od grobu, Emilia podnosi cięŜki welon i mówi: — Wiesz, Henryku, to był człowiek, którego po tobie kochałam najbardziej. —- A mój jedyny przyjaciel — dodaje Palmerston. Syn Emilii, William, przypomina, Ŝe w dzień jego własnego ślubu jego wuj napisał do niego: „Pamiętaj, Ŝe szczęście polega na Ŝyciu spokojnym, ustabilizowanym i zadowolonym... i na odrzuceniu wszelkich próŜnych obaw". Słuchając powtórzonych słów, Emilia i Henryk rozpoznają w nich własne wspólne szczęście i wymieniają spojrzenia, pełne przywiązania. Ale Ŝycie publiczne lorda Palmerstona, które do tej pory moŜna było nazwać w miarę ustabilizowanym i spokojnym, ma lada dzień rozpaść się pod jego stopami.
Rozdział 12
ŚMIECI POD DYWAN „Lord Palmerston chciałby siebie uwaŜać za arbitra losów Europy. Co do nas, wcale nie zamierzamy przypisywać mu roli opatrzności. Myśmy nigdy mu nie narzucali naszych rad w sprawie Irlandii..." Tak pisze z Wiednia następca Metternicha, baron Felix von Schwarzenberg w odpowiedzi na jedną z lekcji Foreign Office w traktowaniu podbitych narodów. Lekarstwo z własnej apteczki Pumeksa. Ale on się tylko śmieje i porównuje list do: — ... wymyślań zirytowanej złodziejki, przyłapanej przez policjanta właśnie w chwili opróŜniania czyjejś kieszeni... 184
JednakŜe noty dyplomatyczne tego .rodzaju coraz bardziej niepokoją Pałac Buckinghamski, a niektórzy z kolegów Palmerstona w gabinecie i z.posłów w Izbie Gmin krytykują wywieranie nacisku na obce rządy. Minister, wokół którego zbierają się groźne chmury, zwykle ostatni się dowiaduje, co o nim mówią. Pomocnicy zaangaŜowani w jego politykę nie chcą brać krytyki powaŜnie, a tym mniej przekazywać takich wieści szefawf. Tyl-., ko Emilia powtarza, co słyszała, a słyszy niemało. JuŜ w czerwcu roku 1848 pisała do niego z Londynu, gdy Henryk przebywał w Broadlands: „Jestem pewna, Ŝe królowa gniewa się na ciebie. Wydaje mi się, Ŝe zbyt ostro przeciwstawiasz się jej pojęciom... Zawsze sądzisz, Ŝe moŜna przekonać argumentami, a ona nie ma dość rozsądku ani zastanowienia, by zrozumieć ich słuszność... Powinieneś kierować nią łagodniej, pozwolić jej wierzyć, Ŝe macie oboje podobne poglądy, nawet podobne cele, tylko czasami innymi drogami chcecie je realizować..." Kobieta moŜe lepiej rozumie drugą kobietę niŜ męŜczyzna. JednakŜe nawet Emilia nie docenia wpływu Alberta i jego pruderyjnej dezaprobaty — ksiąŜę uwaŜa Palmerstona za libertyna — ani teŜ powolnej a systematycznej trucizny, sączonej przez Metternicha, księŜnę Lieven, barona Stockmara, grupę orleańską. Przez jakiś czas Henryk stosuje się do rad Ŝony, ale w wieku lat sześćdziesięciu trudno się zmienić od podstaw. W oczach Wiktorii i Alberta Pilgerstein wydaje się zbyt porywczy, nadto spontaniczny. Nie wiedzą tego, o czym wie tylko Emilia: ile pracy wymaga podjęcie kaŜdej decyzji, ile wahania, waŜenia za i przeciw, ile godzin nerwowego napięcia, nie przespanych nocy w gabinecie przy Carlton Terrace albo w Broadlands. Często nad ranem Emilia drzemie w fotelu przy kominku, a Henryk wciąŜ chodzi tam i z powrotem po pokoju, rozwaŜając informację lub depeszę, która wymaga natychmiastowego rozstrzygnięcia. Emilia gotuje kawę na spirytusowym prymusie, zaprawia ją rumem w nadziei, Ŝe sprowadzi na męŜa sen, namawia go, by się połoŜył. Tym niemniej nazajutrz rankiem Henryk gotów jest do konnej przejaŜdŜki, do pracy w Foreign Office od dziewiątej, a na wieczornym przyjęciu wydaje się lepiej wypoczęty od Ŝony, która spała do południa. Emilia przerzuca na swoje ramiona 185
wszelkie drobniejsze cięŜary, jakie tylko moŜe: usprawiedliwia Henryka, gdy chce uniknąć jakichś towarzyskich spotkań, łagodzi czarująco sformułowanymi zdaniami odmowę, gdy natręci bez politycznego znaczenia zapraszają jego lordowską mość na mityng. Światu pokazuje Palmerston wesołą twarz. Ale gdy wraca do domu — nachodzą go wątpliwości, szuka wymówek do zwlekania, by nie angaŜować siebie, a co więcej — swego kraju. Potem, broniąc się przed własną słabością, w obawie aby go nie nakłoniono do wycofania się z akcji, którą uwaŜa za słuszną, Pumeks pisze ostro sformułowane noty, wysyła je za granicę bez konsultacji z królową, która ma konstytucyjne prawo do wglądu i dyskusji. Okazji do niesnasek między Foreign Office a królewskim dworem nie brakuje. Gdy królowie Saksonii i Hanoweru proponują złączyć się przymierzem z królem Prus, Albert wpada w entuzjazm. Wydaje mu się, Ŝe juŜ się realizuje jego marzenie o zjednoczonych Wielkich Niemczech. Ale Palmerston dostrzega niebezpieczeństwo i przemawia w parlamencie: — Pruscy męŜowie stanu chcieliby wygrać grę o hegemonię Niemiec... Jego protesty na nic się nie zdadzą. Saksonia i Hanover pójdą swoją drogą. A Pilgerstein tylko zaostrzył własny konflikt z księciem małŜonkiem. Bywa, Ŝe Palmerston rzeczywiście postępuje samowolnie. Otwiera korespondencję od kontynentalnych monarchów, przeznaczoną dla«królowej, nie informuje jej o wiadomościach dostarczanych przez ambasadorów. Często wysyła depesze, których Wiktoria nie aprobowała, inne zmienia juŜ potem, gdy je królowa podcyfrowała. Na szczęście w XIX wieku najgorsze, co grozi ministrowi, to dymisja. Gdyby Palmerston sprawował swój urząd w XVI wieku, z pewnością by często przesiadywał w więzieniu Tower of London za ignorowanie prerogatyw lub sprzeciwianie się woli stanowczej i porywczej ElŜbiety. Wiktoria i Albert równieŜ sporo zawinili. Przede wszystkim zabiera im niesłychanie wiele czasu zastanawianie się i naradzanie nad sprawami, które rozwijają się szybko i wymagają natychmiastowej decyzji. Pilgerstein, uwaŜany za realistę — jest 186
nim w praktyce — w głębi serca pozostaje optymistą, polegającym na zdrowym rozsądku opinii publicznej, która nadal go popiera i która w jego mniemaniu zawsze przewaŜy upór królowej i niechęć jej męŜa. Ale właśnie jego ogromna popularność draŜni księcia Alberta, którego niemiecki akcent, sztywność manier i ingerowanie w sprawy rządu sprawiły, Ŝe jest nie lubiany. Do lorda Russella ksiąŜę pisze z narzekaniem, szukając sposobów doprowadzenia do dymisji Pilgersteina: „Śmiałość ministra spraw zagranicznych i jego zręczność bawią publiczność: choćby i błąd popełnił, zawsze go obróci na swoją korzyść i tak przedstawi, Ŝe publiczność woła: «Patrzcie, znowu się z tej biedy wykręcił: jaki sprytny!* Jego despotyczny ton w stosunku do obcych mocarstw podoba się naszym fabrykantom i handlarzom, którzy na inne kraje patrzą tylko jako na rynki zbytu... Radykałowie pochwalają jego konszachty z zagranicznymi rewolucjonistami i jego pozbawioną skrupułów wrogość wobec monarchów róŜnych państw: boją się tylko, Ŝe mogliby pewnego dnia zapłacić wojną za własną pobłaŜliwość. Jeśli takie niebezpieczeństwo zagrozi, przyłączają się do protestów przeciw ministrowi spraw zagranicznych: gdy niebezpieczeństwo mija, popierają go znowu". Nie przychodzi na myśl księciu, Ŝe „niebezpieczeństwo mija" dlatego właśnie, Ŝe Pilgerstein jest „bardzo sprytny". Niebawem Pałac Buckinghamski przystępuje do jawnego ataku. Wiktoria pisze do lorda Russella: ..Królowa sądzi, iŜ aby z a p o b i e c b ł ę d o m na przyszłość, naleŜy wyjaśnić pokrótce, czego królowa o c z e k u j e od s w e g o m i n i s t r a s p r a w z a g r a n i c z n y c h . Królowa wymaga; po pierwsze: aby minister wyraźnie określił, co zamierza przedsięwziąć w danej sprawie i c z e m u królowa udziela swojej sankcji; po drugie: po u d z i e l e n i u sankcji określonemu przedsięwzięciu, aby minister samowolnie nie zmieniał go; taki postępek królowa musi uwaŜać za nieszczerość w stosunku do Korony i będzie słusznie domagać się swego konstytucyjnego prawa zdymisjonowania ministra..." Gdy Russell pokazał ten list Palmerstonowi, Emilia nalega: — Słuchaj, nikt nie moŜe powiedzieć, by Ŝądania królowej wydawały się nieuzasadnione. Płyniesz pod prąd. Gabinet stoi chwi187
Iowo za tobą, ale w razie jawnego starcia z koroną ministrowie będą więcej myśleli o własnej skórze, niŜ o lojalności wobec ciebie. Stwarzasz sam sobie trudności. Powinieneś się dostosować, zanim nie jest za, późno, z całą dobrą wolą, na jaką ciebie stać... Znowu — i znowu na krótko — Palmerston. poddaje się naleganiom Ŝony. Rozmawiając z księciem Albertem minister wydaje się drŜeć z Ŝalu, ma nieomal łzy w oczach: — Co ja takiego zrobiłem? Gdyby mi dowiedziono, Ŝe okazałem choćby najmniejszy brak respektu wobec jej królewskiej mości, nigdy więcej nie podniosę głowy. A co do przyszłych depesz, rozkaz najjaśniejszej pani będzie oczywiście przestrzegany co do litery. Królewska para na jakiś czas jest ułagodzona taką ostentacyjną pokorą. Ą Pilgerstein, gdy go juŜ nie widać z okien Pałacu, odchodzi wesoło, wymachując laską i śmiejąc się z własnych krokodylich łez. MąŜ stanu, musi mieć nerwy z Ŝelaza. Szczęściem dla niego w godzinach krytycznych moŜe na takich właśnie swoich nerwach polegać. Wie dobrze, Ŝe cała ta. historia z upominaniem się królowej, by jej pokazano depesze, jest tylko podstępem. Królewska para nienawidzi sympatii ich ministra dla ruchów liberalnych, jego pogardy dla despotyzmu. Palmerston znalazł się w sytuacji niewiernego męŜa, którego Ŝona, nie chcąc okazać zazdrości, wysuwa przeciw niemu inne zarzuty. W tym samym czasie Henryk nabawił się silnego przeziębienia, ale nie zgadza się, by Emilia wezwała doktora. I nie będzie siedział w domu. — Kiedy człowiek się znalazł w samym sercu perturbacji, oto złota zasada: być na miejscu, .być w biurze, wiedzieć, co się dzieje, śledzić, co mówią. Za Ŝadną cenę nie wolno ci zachorować, nie wolno dać wrogom do ręki takiej świetnej wymówki, by się ciebie pozbyć. Palmerston wyjeŜdŜa na codzienną poranną przejaŜdŜkę konną, jest wesół, rozmowny, strojny jak zawsze, gawędzi swobodnie z przyjaciółmi i wrogami takŜe, chociaŜ jego rozmowę przerywają kichnięcia. I wreszcie — katar i ból głowy mijają. Lord Russell nie jest wrogiem, ale w narastającym kryzysie 188
nie przejawia cechy przyjaciela. Zgadzając się z polityką Foreign Office — chociaŜ moŜe nie zawsze z metodami — zupełnie nie broni swego kolegi ministra w obliczu ataków dworu. I co najmniej raz świadomie dostarcza przeciw niemu amunicji. KsiąŜę Albert mówi, Ŝe Palmerstona jakimś sposobem naleŜy się pozbyć, aby jego popularność nie stała się pewnego dnia powodem, Ŝe trzeba go będzie mianować premierem. Mówi dalej: — ... a jak królowa mogłaby przystać na to, by wziąć jako swego głównego i poufałego doradcę we wszystkich rzeczach dotyczących państwa, religii, społeczeństwa, dworu — człowieka, który będąc sekretarzem stanu i gościem pod jej dachem w zamku Windsorskim, dopuścił się brutalnego ataku na jedną z jej dam dworu? Który nocą, potajemnie zakradł się do jej apartamentu, zabarykadował za sobą drzwi i byłby dopuścił się haniebnego gwałtu, gdyby cudem prawdziwym krzyki ofiary nie sprowadziły w porę pomocy i nie ocaliły jej od najgorszego? Albert przekręcił starą anegdotę o tym, jak przed laty Palmerston pomylił pokoje i wszedł nie do tego, gdzie go oczekiwała umówiona dama. Tutaj lord Russell niezbyt etycznie się zachowuje: — Istotnie, fatalna to była sprawa. Niestety, znam jeszcze inną damę, na którą Palmerston dokonał zamachu w podobny sposób. Trzeba koniecznie chronić królową przed moŜliwością,. by taki człowiek mógł być jej narzucony jako premier rządu. Dla polityka groźniejsi od jawnych wrogów bywają pseudoprzyjaciele. Lord Russell jest dotknięty w swojej próŜności z powodu znacznie większej sympatii, jaką kraj darzy jego kolegę. Pewnego wieczoru na tłumnym przyjęciu premier poskarŜył się Emilii, Ŝe jakiś podeszły w latach par królestwa, rzadko zaglądający do parlamentu, pomylił jego, premiera rządu, z kimś innym! Później zwraca rozmowę na niesnaski z Pałacem Buckinghamskim: — Ściągając na siebie niechęć dworu, mąŜ pani lekcewaŜy własny interes. — Być moŜe — odpowiada słodko Emilia. — Ale jednak niepowszedni z niego człowiek. Nikt by się nie pomylił co do niego, choćby i w największym tłumie, nieprawdaŜ? 189
Lord Russell obrzuca ją gniewnym spojrzeniem, kłania się i odchodzi. Dochodzi do tego, Ŝe cokolwiek Palmerston by nie zrobił, dwór nigdy nie aprobuje Ŝadnej jego propozycji. Królowa i ksiąŜę małŜonek odwrócili się od niego zdecydowanie, ślepi na jego walory dla kraju, zawistni o jego popularność, którą umie sobie pozyskać lepiej niŜ oni. W roku 1847, w czasie antysemickich zamieszek w Atenach, hałastra napadła na dom portugalskiego śyda, nazwiskiem Don Pacifico, urodzonego na Gibraltarze, a zatem brytyjskiego poddanego. Poturbowano jego domowników, zrabowano kosztowności, dom spalono. Don Pacifico zaŜądał odszkodowania od rządu greckiego w wysokości £ 30.000 — suma bez wątpienia zawyŜona. Na tronie greckim przed piętnastu laty wielkie mocarstwa osadziły króla Ottona, księcia bawarskiego. Jego rząd odmawia poniesienia odpowiedzialności za wybryki tłumu: zapewne nie czuje teŜ szczególnego Ŝalu z powodu nieudolności policji w opanowaniu gwałtów i grabieŜy. W końcu Don Pacifico apeluje bezpośrednio do lorda Palmerstona: „Silnej ręki i stanowczej woli trzeba, by zmusić rząd grecki do wypełnienia obowiązku sprawiedliwości i wyrównania krzywdy. Tylko od pana, milordzie, mogę się tej ręki spodziewać, moje usprawiedliwione nadzieje wiąŜą się teŜ ze stanowczą wolą pana, milordzie". Palmerston gotów jest okazać silną rękę i stanowczą wolę. Panowanie króla Ottona jest despotyczne, okrutne, wspiera się na bagnetach. Ale poniewaŜ król jest Bawarczykiem, więc Wiktoria i Albert chcą się opowiedzieć po jego stronie, a przeciwko jednemu ze swoich poddanych. Palmerston odtrąca ich argumenty i gdy zawiodła dyplomatyczna interwencja w Atenach, wysyła flotę brytyjską, by zablokowała Pireus i inne porty. Za-sekwestrowano okręty greckie. ParyŜ i Petersburg protestują obłudnie przeciwko „terroryzowaniu słabego państwa:" ambasador francuski zostaje odwołany z Londynu do kraju. Teraz nie tylko Pałac Buckinghamski, ale i lord Russell ulega panice. Opozycja parlamentarna i wpływowy dziennik „Times" Ŝądają ustąpienia Palmerstona. W czerwcu roku 1850 torysi nalegają na przeprowadzenie 190
w Izbie Gmin debaty o polityce zagranicznej. Jeden z torysowskich posłów deklamuje, palcem wskazując Palmerstona: — Awantumictwo jest niebezpieczną rzeczą. Ma pewną siłę atrakcyjną dla publiczności, jak niegdyś rozbójnicy i korsarze. Ale powaŜnych spraw narodu nie moŜna powierzać awanturnikom. Ufam, Ŝe dzisiejszego wieczoru ta Izba dowiedzie zdrowego rozsądku, głosując za upadkiem obecnego rządu i jego ministra spraw zagranicznych, działającego za pomocą zastraszania słabszych państw i powróci do zasady nieinterwencji w sprawy innych krajów. Palmerston siedzi z przymkniętymi oczyma, z lekka uśmiechając się z tych i następnych ataków torysowskich, ledwie je słysząc, układając sobie w myśli własną mowę. Minister spraw zagranicznych przemawia bez Ŝadnej notatki w ręku od godziny dziewiątej wieczorem do wpół do trzeciej nad ranem — nie lada popis sił fizycznych i umysłowych dla człowieka w jego latach. Broni swojej linii politycznej od roku 1830 do chwili obecnej; przedstawia siebie jako trybuna liberalizmu przeciwko tyranii; uderza w struny, znajdujące oddźwięk zarówno w dumie narodowej, jak w nienawiści do despotyzmu, cechującej radykałów. Świadomie zwraca się nie tylko do Izby Gmin ale do całego kraju, do kaŜdego obywatela, od królowej do najskromniejszych jej poddanych, takich jakich widywał sypiających w nocy na ławkach pod mostami Tamizy. Przemówienie promieniuje odwagą i ufnością, a zarazem umiłowanie™ Anglii, jej prestiŜu, jej obywateli: — ... Wzniosłą jest rzeczą kierować i wpływać na losy takie go kraju, a jeśli kiedykolwiek było to celem zaszczytnej ambicji, staje się tym bardziej w chwili obecnej. Bo gdy patrzyliśmy na burze wstrząsające Europą od końca do końca, gdy widzieliśmy jak chwiały się i padały trony, gdy obalano instytucje, gdy w kaŜdym prawie kraju europejskim wojny domowe zlewały krwią ziemie od Atlantyku po Morze Czarne, od Bałtyku po Morze Śródziemne — ten kraj przedstawiał obraz godny narodu angielskiego, godny podziwu ludzkości... Mówca przechodzi do szczegółów sprawy Don Pacifico: — Twierdzę, Ŝe w naszej polityce zagranicznej nie uczyniliśmy niczego, co by podwaŜyło zaufanie kraju... Dlatego teŜ bez 191
trwogi oczekuję werdyktu tej Wysokiej Izby, reprezentującej sprawy polityki, handlu i konstytucji naszego kraju, werdyktu, który ma być teraz wydany w przedłoŜonej kwestii, a mianowicie, czy zasady, według których była prowadzona polityka zagraniczna rządu jej królewskiej mości i poczucie obowiązku, skłaniające nas do opieki nad jednym z naszych poddanych za granicami kraju, są słuszne i odpowiednie dla tych, którym powierzono rządy Anglią i czy, jak za czasów staroŜytnej Romy, kiedy człowiek mógł być wolny od upokorzenia, jeśli powiedział „Civis Romanus sum", tak i dzisiaj poddany brytyjski, w jakim by się zakątku świata nie znalazł, moŜe mieć ufność, Ŝe czujny wzrok i silne ramię Anglii obroni go przed krzywdą i niesprawiedliwością... Emilia siedzi na galerii. Jej oczy błyszczą. Powie później, Ŝe nie sądziła, iŜby mowa jej męŜa trwała dłuŜej niŜ godzinę. Nie jest bynajmniej osamotniona w swoim zachwycie i aplauzie: kiedy Palmerston siada, wszyscy posłowie wstają z miejsc. Oklaski, brawa, wiwaty trwają przez kilkanaście minut. Wątpliwości Russella i opozycja Pałacu Buckinghamskiego utonęły w tym aplauzie. Lord Clarendon powie: — Ta mowa wzniesie Palmerstona na szczyty popularności w kraju... Trafna przepowiednia. Pomimo jej demagogicznych akcentów mowa, znana później pod nazwą „Civis Romanus", spotyka się z uznaniem wszystkich klas i sfer: radykałów i ziemian, mieszczan i prawników, przemysłowców i robotników w ich fabrykach. A gdy obliczono głosy po zakończeniu debaty okazuje się, Ŝe rząd ma za sobą ogromną większość. To jest większość dla Palmerstona. Następnego dnia w salonach i w piwiarniach całej Anglii podchwytują i powtarzają słowa jakiegoś rymotwórcy: „Ten Brytanii nienawidzi, kto z naszego Pama szydzi. Niech Ŝyje Pam, nasz zacny Pam!" Są teŜ twarze czerwone, zaambarasowane i gniewne. Lady Clarendon, która nie jest zwolenniczką polityki Palmerstona, ale potrafi uczciwie ocenić sukces, powiada: — Pumeks zatriumfował nad opinią całej wykształconej pub liczności, nawet nad tym potentatem „Timesem", nad królową i księciem, a takŜe nad wszystkimi obcymi państwami... 192
Około setki najbardziej radykalnych posłów zaprasza lorda i lady Palmerston na bankiet ku ich czci. Ale premier i inni ministrowie, w obawie królewskiego niezadowolenia, wymykają się zaproszeniom i nie uczestniczą w bankiecie, gdzie honorowym gościem jest człowiek, który uratował równieŜ ich stanowiska, nie tylko swoje. Emilia otrzymuje w podarunku portret męŜa pędzla znanego malarza. Na bankiecie goście recytują patriotyczne wiersze, a śpiewając hymn narodowy, szczególnie podkreślają szowinistyczne słowa o tych, którzy sprzeciwiają się Anglii: „Zgnieć ich politykę, pokrzyŜuj ich niecne zamiary". Don Pacifico otrzymuje od rządu greckiego odszkodowanie za straty poniesione w czasie antysemickich zamieszek — wprawdzie nie w całej sumie, ale pewno dostatecznej. „Czujny wzrok i silne ramię" mogą ochraniać kaŜdego Anglika za granicą, ale w kraju wobec coraz bardziej uniŜonego zachowania premiera w stosunku do dworu, Palmerston sam potrzebuje opieki. Latem tego roku austriacki generał Heynau, osławiony z racji brutalności, z jaką traktował węgierskich powstańców, przybywa do Londynu. Dziennik radykalny publikuje karykaturę „Generała Hieny" — długi, chudy, krzaczaste brwi, obwisłe wąsy — chłoszczącego kobietę. Gdy zwiedza londyński browar, generała rozpoznają robotnicy, biorą go w obroty, próbują ogolić, tarzają go w słomie, wywlekają za wąsy na ulicę. Wstrząśnięta Wiktoria obwinia węgierskich i polskich emigrantów za napaść i nalega, by Foreign Office wystosowało notę z przeprosinami do rządu austriackiego. Tutaj musimy cofnąć się nieco w czasie, by rozwaŜyć stosunek Palmerstona do wydarzeń na Węgrzech w latach 1848/49. Raz jeszcze interesy brytyjskie i chęć utrzymania w Europie równowagi sił były w sprzeczności z jego osobistymi poglądami, o których mówił: — Rząd austriacki nie ma prawa przemocą narzucać nowej konstytucji Węgrom, którzy są w pełni usprawiedliwieni, odpowiadając siłą na siłę... Ale, chociaŜ przyznając, Ŝe Austria jest barierą na drodze postępu, jednakŜe Palmerston uwaŜa silne cesarstwo habsburskie za bardzo poŜyteczny bufor przeciwko zakusom z jednej stro193
ny cara, a z drugiej Francji. Miał nadzieję osiągnąć pokój w austriackowęgierskim konflikcie bez zwycięstwa Ŝadnej ze stron, dlatego teŜ doradzał emisariuszom węgierskim, przybywającym do Londynu, ugodę z Wiedniem. Po bitwie pod Vilagos, w której wojska austriackie i rosyjskie pokonały Węgrów i Polaków, Palmerston głosił potrzebę pobłaŜliwości wobec zwycięŜonych, usiłował przekonać niewzruszonego Schwarzenberga i Ŝądał, by Węgrom nadano oddzielną, liberalną konstytucję. Brytyjski ambasador w Wiedniu otrzymał instrukcje, by w odniesieniu do działalności Austrii „w Galicji, we Włoszech, na Węgrzech i w Transylwanii" wyrazić: ,,... oburzenie opinii publicznej naszego kraju, jakie budzą tego rodzaju praktyki" i dalej, w ironicznym tonie: „opinii publicznej, która gdyby sprzyjała Austrii, mogłaby działać jak hamulec na rewolucyjnych wartogłowów (Palmerston ma siebie na myśli), obecnie władających Foreign Office"... Węgierscy i polscy Ŝołnierze, którym udało się uniknąć masakry pod Vilagos, chronią się do Turcji. Wiedeń i Petersburg domagają się wydania uciekinierów, groŜąc sułtanowi wojną. Opowieści o publicznej chłoście wziętych do niewoli jeńców na Węgrzech juŜ rozŜarzyły angielską opinię publiczną, a Palmerston dokłada drew do ognia listem, opublikowanym w „Morning Post". Informuje o uwięzieniu przez władze austriackie matki Kossutha, 72-letniej staruszki i pisze: ,,Tę haniebną wojnę przeciwko węgierskim kobietom i dzieciom prowadzą ci, którzy, dopóki im na pomoc nie przybyła stupięćdziesięciotysięczna rosyjska armia, nie mogli się przeciwstawić szaleńczej odwadze węgierskich męŜczyzn..." Sułtana poinformowano, Ŝe chroniąc uciekinierów będzie miał moralne i materialne poparcie ze strony Wielkiej Brytanii i Francji. Palmerston wysyła flotę na Dardanele z rozkazami podejścia do Konstantynopola, gdyby to się okazało potrzebne. Flota francuska poŜeglowała do Smyrny. Ta dyplomacja za pomocą wojennych okrętów nie była, utrzymywał Palmerston, pomyślana jako groźba wobec cara, lecz jedynie jako zachęta dla Turcji — „jak podaje się trzeźwiące sole mdlejącej damie". Groźba czy teŜ nie, w kaŜdym razie Petersburg wycofuje się natychmiast i z wyrazami Ŝalu z powodu krwawej masakry na 194
Węgrzech porzuca wszelkie Ŝądania ekstradycji uciekinierów. Nesselrode przyznaje w liście do swego posła w Berlinie: „Wojna z Anglią byłaby najgorszą ze wszystkich moŜliwych wojen. Nie jesteśmy w stanie tych wyspiarzy dosięgnąć, a my musielibyśmy płacić rachunki. Niech nas Bóg od tego zachowa!" Ale nawet sukcesy kaŜą Wiktorii i Albertowi nienawidzieć Pilgerslteina więcej niŜ kiedykolwiek. KsiąŜę zapytuje retorycznie: — Po co mamy się wtrącać w sprawy węgierskich i polskich uciekinierów? Co to nas obchodzi? Odpowiedź Pumeksa nie mogła ująć królewsko-ksiąŜęcych serc w Pałacu. Objaśniwszy powstanie węgierskie mówi bez ceremonii: ,,... jego przywódców moŜna porównać do ludzi, dzięki którym, dzięki ich ustawom i postępowaniu w wieku XVII, obecna rodzina królewska w Anglii, na szczęście dla narodu zasiada na tronie tego królestwa..." Nawiązuje oczywiście do wypędzenia z Anglii w roku 1688 króla Jakuba II, katolika i despoty, otaczającego się współwyznawcami oraz powołania na tron jego córki Mary, poślubionej swemu kuzynowi, Wilhelmowi Orańskiemu, którzy objęli panowanie jako współsuwerenowie. Ten list Henryka nie przypadł do gustu Emilii. Kwestionowała słuszność porównania, bała się, Ŝe dwuznaczna złośliwość i to kosztem Wiktorii, odbije się na autorze. Ale tym razem Palmerston zanadto jest rad z siebie, by słuchać jej ostrzeŜeń. Przemawia w Izbie Gmin w chełpliwej wenie krasomówczej tak donośnie, iŜby nawet szowinistycznie nastrojone tłumy na ulicy go słyszały: — Wciągnęliśmy Francję, by szła w ślad za nami... Zmusi liśmy tego wyniosłego autokratę (cara) by się wycofał ze swoich aroganckich zakusów, zmusiliśmy Austrię do zaniechania na stępnej sposobności wychylenia świeŜej czary krwi (tak!),.oca liliśmy Turcję od kompletnego upokorzenia... Więc gdy królowa Ŝąda przekazania austriackiemu ambasadorowi przeprosin za aferę z generałem Hieną, Pilgerstein dodaje od siebie uwagę krytykującą nietakt generała, który zdecydował się odwiedzić Anglię po swoich okrucieństwach na, 195
Węgrzech. Wiktoria kaŜe skreślić ten ustęp. Palmerston grozi dymisją. Tymczasem dwór królewski, w cokolwiek spóźnionym tempie dowiedziawszy się o faktach, łagodnieje pod wpływem wiadomości, Ŝe robotnicy, którzy maltretowali Heynau'a byli czystej krwi Brytyjczykami i Ŝe napaść była wywołana po prostu złą sławą generała. .Ale i tak w memorandum do Russella królowa oskarŜa Pilgersteina, iŜ „powoduje nim duch zemsty przeciw kaŜdemu, kto pokrzyŜował jego plany". Co prawda z większą słusznością moŜna by to zarzucić właśnie Pałacowi Buckinghamskiemu. Z kolei Kossuth przybywa do Anglii, witany owacyjnie przez tłumy, zwłaszcza w Manchesterze, gdzie przyjmowano go tak, jak nigdy nie przyjmowano królowej, która mówi wzgardliwie o „głupocie kossuthowskiej gorączki". Wiadomość, Ŝe Pilgerstein osobiście ma przyjąć węgierskiego bohatera, doprowadza Wiktorię do białej pasji. Ostrzega Russella, Ŝe jeśli do tego dojdzie, minister spraw zagranicznych „pójdzie w odstawkę" bezapelacyjnie. Gabinet błaga Palmerstona, by jeszcze raz rozwaŜył swoją decyzję udzielenia osobistej audiencji Kossuthowi. Palmerston, jak zwykle, zastosuje się do zdania większości swych kolegów w gabinecie. Ale w tydzień później przyjmuje deputację radykałów, którzy gratulują mu poparcia udzielanego Kossuthowi i w ostrych słowach potępiają cara i cesarza Austrii. Więc Wiktoria znowu Ŝąda, aby Pilgersteina zganiono za to, ale tym razem gabinet sprzeciwia się królewskiemu Ŝądaniu. Wiktoria pieni się, a Palmerston stroszy dumnie piórka. — Jesteś jak psotny chłopak — mówi Emilia. — Próbujesz, jak daleko moŜna się posunąć w bezkarnym płataniu figli. Ostrzegałam cię juŜ nieraz i powtarzam znowu: pewnego dnia posuniesz się za daleko. Henryk z uśmiechem całuje ją w policzek: — Oczywiście, Ŝe posunę się za daleko. Tego właśnie chcę. Pałac, a i Russell takŜe, marzą o tym, bym się sam podał do dy misji. Nie zrobię im tej przyjemności. Niechaj się publicznie zdemaskują usuwając mnie, i niech poniosą konsekwencje, bo ich popularność mocno ucierpi... W grudniu roku 1851 Pilgerstein rzeczywiście posuwa się za daleko. Ludwik Napoleon ogłasza się cesarzem Francji; gabinet 196
rządu angielskiego z aprobatą królowej, zgodnie decyduje pozostać biernym. Królowa z niechęcią kontempluje nową rolę Ludwika Napoleona, poniewaŜ zawsze ufała w ewentualną restaurację monarchii orleańskiej. A Palmerston, tym razem nie przestrzegając zbyt dokładnie, jak zwykle do tej pory, wytyczonej przez gabinet linii postępowania, zapewnia francuskiego ambasadora, hrabiego Walewskiego — syna Napoleona I — o swoim osobistym kordialnym poparciu dla Napoleona III. Pośpieszna, poufna narada w Pałacu — i premier wystosowuje króciutkie pismo, zwalniające ministra spraw zagranicznych ze stanowiska z powodu „nieprzestrzegania konwencjonalnych zasad oraz braku przezorności". Jednocześnie ofiarowuje mu urząd gubernatora Irlandii wraz z angielskim parostwem. (Parostwo irlandzkie nie uprawnia do zasiadania w Izbie Lordów). Palmerston, który woli Izbę Gmin niŜ Izbę Lordów, odrzuca propozycję w bezceremonialnych słowach: ,,PoniewaŜ wolno przypuszczać, Ŝe przezorność i zachowanie konwencjonalnych zasad są równieŜ potrzebne w Irlandii oraz w Izbie Lordów, dziwne, Ŝe mi zarzucono ich brak". Henryk idzie do domu i oznajmia nowinę Emilii: — NajdroŜsza moja, co zrobimy, by uczcić tę okazję? — Uczcić tę okazję...? — Zaiste, nie co dzień twój mąŜ bywa zwalniany z waŜnego ministerialnego stanowiska. To trzeba oblać. Lord Clarendon, któremu ofiarowano buławą po Palmerstonie, ale który ją odrzucił, pisze do przyjaciela: „Królowa i ksiąŜę ulegają dziwacznemu złudzeniu, Ŝe Foreign Office jest ich specjalną domeną i Ŝe mają prawo kierować polityką zagraniczną Anglii... Teraz boją się niepodległego umysłu i charakteru, jak oparzony pies boi się zimnej wody": Wielu podziela tę opinię, a wśród nich Emilia: ,,W Izbie Gmin będą kwasy i niezadowolenie z powodu nominacji (na ministra spraw zagranicznych) Granville'a, smarkatego arystokraty, który nic do tej pory nie robił, tylko skakał wokół Alberta... Królowa i ksiąŜę wyobraŜają sobie oczywiście, Ŝe Granville będzie potulny i da sobą łatwo powodować..." Ale gniew Emilii kieruje się przede wszystkim przeciwko lordowi Russellowi, który: 197
,,... zachował się nikczemnie, ulegając królewskim zamysłom i próbując przerzucić winę na prywatną opinię, wyraŜoną w rozmowie z Walewskim, a nie związującą rządu w Ŝadnym sensie ... Chyba nigdy dotąd nie było tak raŜącego przypadku zdradzania kolegi i przyjaciela... Na szczęście dla kobiety tak porywczej jak ja, mam męŜa spokojnego i opanowanego, którego Ŝadne wydarzenia nie mogą wytrącić z równowagi..." Co prawda, Henryk przejawia przynajmniej raz irytację. Gdy królowa czeka przez półtorej godziny, by minister spraw zagranicznych przyszedł oddać jej pieczęcie swego urzędu, Pilger-stein wsiada do pociągu i wyjeŜdŜa do Broadlands. Ostatecznie Russell musi osobiście zabrać pieczęcie z Foreign Office i zanieść je do Pałacu. Nie jeden raduje się upadkiem Palmerstona. Król pruski, car, królowie Grecji i Napoleon, cesarz Austrii i inni autokratyczni monarchowie oddychają z ulgą. Na ulicach Wiednia rozlepiono afisze z wiadomością o zmianie na stanowisku ministra spraw zagranicznych w Wielkiej Brytanii. Natomiast ruchy wolnościowe w całej Europie aŜ przycichły z rozpaczy. A brytyjska opinia publiczna czci w Palmerstonie męczennika, ofiarę księcia małŜonka, Niemca z obyczaju, poglądów i dąŜeń. Większość zgadza się całym sercem z księciem Argyll, członkiem gabinetu, określającym swego byłego kolegę jako: — ... człowieka szlachetnego w celach i wiernego w ich realizacji. Uczciwość jest najlepszą polityką: taki był fundament jego dyplomacji. Nawet tacy zatwardziali torysi i przeciwnicy polityki Palmerstona jak ksiąŜę Wellington, hrabia Malmesbury i Benjamin Disraeli — którzy wszyscy trzej w ciągu tygodnia po dymisji pojawili się na przyjęciach w salonie Emilii — stwierdzają, Ŝe były szef Foreign Office padł ofiarą królewskiej intrygi. Przynajmniej raz zapatrywania tych zakamieniałych konserwatystów zbieŜne są z opinią mas demonstrujących na ulicach na cześć: „Naszego zacnego starego Parna!" A najpopularniejsza z gazet, ,,Reynolds's Weekly", drukuje między innymi ulubioną balladę uliczną, zakończoną słowami: „Wyrzucić go trzeba, powiadają nikczemni, bo jego kocha lud". Istotnie, ten właśnie zwrot: „Jego kocha lud", najbardziej ze 198
wszystkiego przeraził królewską rodzinę. Albert pisze do swego brata w Koburgu: ,,Gdyby tron zaaprobował wyczyny Pilgersteina w całej Europie... tutejsza partia radykalna, pod jego wodzą, stałaby się potęgą i doprowadziła do jawnej wojny z koroną". Ostatnią kroplą, która przelała kielich, była nieoficjalna aprobata — pewno bardziej kurtuazyjna niŜ szczera — przyjęcia przez Ludwika Napoleona tytułu cesarza. A przecieŜ za parę zaledwie lat lord Russell wyzna, iŜ zmieniając szefa Foreign Office postąpił „nazbyt skwapliwie i bez rozwagi"; baron Stockmar, prywatny doradca dworu, pochwali Pilgersteina za dalekowzroczną przenikliwość w aprobowaniu francuskiego ,,coup d'etat"*; Ludwik Napoleon będzie podejmowany na Zamku Windsorskim jako honorowy gość, a królowa Wiktoria uczci go nadaniem najwyŜszego odznaczenia angielskiego — Orderu Podwiązki. W parlamentarnej opozycji większość stanowią torysi, a Palmerston, jeśli by koniecznie chcieć go zaszufladkować i przykleić mu etykietkę — jest w połowie wigiem, w połowie radykałem. Pomimo tego staje się przywódcą opozycji wobec rządu. Lord Russell naraził się niebezpiecznemu przeciwnikowi. W dwa miesiące po dymisji, która tyle wywołała hałasu, Henryk późnym wieczorem wbiega do salonu Emilii, gdzie jest zebrane dość liczne towarzystwo, dzierŜąc w ręku — miotłę. Razem z nim wchodzi kilku posłów, torysów i radykałów, wszyscy najwidoczniej w wybornych humorach. Henryk idzie przez cały pokój, wymachując miotłą na prawo i lewo, jakby zamiatał podłogę. Emilia marszczy się i podnosi ku niemu pytająco głowę. Czy jej mąŜ jest aby trzeźwy? Czy teŜ publicznie sugeruje, Ŝe jej nieskazitelny salon -potrzebuje zamiatania? Henryk wspiera się na miotle tuŜ przed Ŝoną i oznajmnia triumfująco: — Wymietliśmy ich! — Kogo? — pyta kilka głosów, w tym Emilii. — Moich kochanych byłych kolegów. — Ustawa o milicji! — wykrzykuje Emilia. — Deba,ta zakończona? — Właśnie. * [Iranc.) zamach stanu.
199
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy ofiarował w podarunku nowemu ministrowi spraw zagranicznych, Lordowi Granvilłe, wspaniałą makatę przedstawiającą „Rzeź Mameluków w Egipcie", Napoleon III przywrócił na sztandarach i mundurach wojsk francuskich dawne insygnia: cesarskie orły. Tę typową dla świeŜo upieczonego cesarza fanfaronadę przyjęto w Anglii jako groźną zapowiedź powrotu ery francuskiej agresji. Lord Russell przedstawia parlamentowi wniosek, w którym, by uśmierzyć obawy inwazji, proponuje wzmocnienie sił krajowej milicji — wojsk powoływanych wyłącznie dla obrony własnych okręgów. — Przemawiałem przeciwko temu — opowiada Palmerston Emilii i jej gościom. — Lokalna milicja na nic się nie zda przeciwko inwazji. Nasze szczupłe wojska regularne nie zdołają powstrzymać Francuzów, a milicja, pozostająca na swoich terenach, byłaby po kolei wycinana w pień. Nam potrzeba milicji narodowej, dobrze wyćwiczonej, ruchliwej i zdolnej do przenoszenia się z jednego krańca na drugi w razie potrzeby... — Kosztowniejsza, ale oczywiście o wiele sprawniejsza jako tarcza ochronna — wtóruje Lord Clarendon, jeden z gości przybyłych razem z Palmerstonem. — Ja nawet lubię starego Johna — ciągnie Henryk — ale trzeba mu było dać lekcję lojalności wobec kolegów: w jego własnym interesie i w interesie innych. Tutaj nadarzyła się szansa, zgodna z moimi własnymi obawami co do naszej słabości militarnej. I, o cud nad cudy! KsiąŜę konsort przysłał do Izby posłanie, Ŝe popiera moje stanowisko. Ale Russell się uparł. Torysi i radykałowie głosowali razem ze mną — i obaliliśmy rząd. Premier juŜ poszedł do Pałacu ze swoją i swoich kolegów rezygnacją. Emilia i jej goście łączą się w radosnych okrzykach: — Brawo! Wspaniale! Dobrze mu tak, temu małemu Johnowi. I dwór ma, na co zasłuŜył. Będą musieli teraz przyjąć rząd torysów z lordem Derbym na czele, a nienawidzą go, bo uwaŜają za hulakę i gracza. Henryk unosi jeden róg ogromnego, tureckiego dywanu, jakby wmiatał pod spód polityczne brudy Russella i dworu, oznajmiając: — Odpłaciłem się: wet za wet!
Część trzecia
PREMIER
Rozdział 1
„DO WALKI! BIJ, ZABIJ!"
Rzadziej teraz lord Palmerston dodaje nowe zapiski do swego diariusza: „18 listopada, 1852 roku. Dzisiaj Ŝegnaliśmy wielkiego Ŝołnierza i szlachetnego człowieka. Szkoda, Ŝe ksiąŜę konsort, który osobiście organizował ceremoniał pogrzebowy, nie okazał większej powściągliwości. Zamówił gigantycznych rozmiarów mosięŜny karawan długości dwudziestu jeden stóp i olbrzymią trumnę długości sześciu stóp i dziewięciu cali, chociaŜ stary ksiąŜę był o całą stopę niŜszy. Jej królewska mość określiła tego pogrzebowego lewiatana jako »przepysznego«. Co do mnie, gdyby okazja była mniej uroczysta, nazwałbym go komicznym. Odpowiedniejsze w swej prostocie i naprawdę wzruszające były puste buty do konnej jazdy, zwisające po obu stronach wierzchowca, którego nieboszczyk ostatnio dosiadał. Szli weterani wojny na Półwyspie Iberyjskim i bitwy pod Waterloo, niesiono chorągwie pułkowe z napisami miejsc zwycięstw Wellingtona: Talavera, Torres Vedras, Badajoz, Salamanca, ViŁtoria... Ŝołnierze kaŜdego regimentu w wojsku, marynarze... politycy, męŜowie stanu, dyplomaci. Posępna muzyka, rytmiczne warczenie bębnów, dalekie odgłosy salw artyleryjskich. Ulice od Apsley House do świętego Pawła wypełniał ściśnięty tłum londyńczyków i przybyszów z prowincji, a wszyscy poubierani na czarno albo z czarną opaską na ramieniu. Kobiety płakały, męŜczyźni milczeli posępnie. Alfred Tennyson, poeta-laureat, w odzie opublikowanej dziś rano uderza we właściwą nutę: «Pogrzebiemy Wielkiego Księcia wśród lamentacji całego narodu...»" Przeniesienie trumny na katafalk w katedrze świętego Pawła godzinę czasu zajęło. Uroczyste naboŜeństwo: mowy pochwalne 203
— rzadko kiedy tak w pełni zasłuŜone. Nadmiernie długi ceremoniał, zarządzony przez księcia konsorta, większy nacisk kładł na pompatyczny przepych niŜ na względy dla zebranych Ŝałobników. Gdyby to było latem, ludzie mdleliby tuzinami. Z niepokojem spoglądałem na Emilię, ale na szczęście przetrwała to z nadzwyczajnym hartem. Ale jak tylu innych włącznie z królową (która kiedyś nazwała zmarłego: „starym rebeliantem") moja droga Ŝona nie mogła powstrzymać łez. A gdy trumnę spuszczano do krypty, rozległy się powszechnie głośne szlochania. Tak odszedł bohater spod Waterloo —- chociaŜ on sam tego określenia nie znosił. Mawiał, Ŝe w tej bitwie było tysiące bohaterów i to w obu przeciwnych armiach: nie tylko Ŝołnierzy, takŜe chłopów, takŜe kryminalistów, zabranych z więzień, a wszyscy przewaŜnie w śmiertelnym strachu... Wellington nazywał księcia Marlborough największym wodzem, jaki kiedykolwiek prowadził brytyjskie wojska. Podejrzewam, Ŝe historycy i biografowie długo jeszcze będą się sprzeczać co do tego, komu z tych dwóch to zaszczytne miano się naleŜy. Ale nikt chyba nie będzie powątpiewał o znacznie większym i zupełnie bezinteresownym poczuciu obowiązku Wellingtona, jego oddaniu krajowi i suwerenowi, jego szlachetności charakteru. Nieraz się nie zgadzałem ze starym księciem w kwestiach politycznych, a on w pewnym okresie odnosił się do mnie nawet z wyraźną niechęcią. Ostatnio jednakŜe zaszczycał mnie serdeczną przyjaźnią, a Emilię nieomal ojcowskim przywiązaniem. Będzie nam obojgu — a królowej takŜe, oczywiście — bardzo brakowało jego rozumnych rad, jego zwięzłych a dosadnych, komentarzy o ludziach i wydarzeniach... Przed czterema dniami lokaj starego księcia znalazł go w łóŜku o siódmej rano: co było niezwykłe. Oprócz głuchoty, Wellington trzymał się doskonale na swoje osiemdziesiąt trzy lata. Posłał lokaja po doktora ze słowami: — Niezbyt dobrze się czuję. Zostanę w łóŜku, dopóki doktor nie przyjdzie. Doktor po zbadaniu go oznajmił, Ŝe nie widzi Ŝadnych niepokojących objawów. Ale w ciągu dnia ksiąŜę oddychał coraz cięŜej, trudniej, aŜ wreszcie wieczorem opuszczono flagi do połowy 204
masztów... Królowa i dwa tysiące jej poddanych przedefilowało przed zmarłym... Mnóstwo anegdot. Te z ostatnich dwudziestu lat raczej dotyczą komentarzy niŜ incydentów. Pewna dama, intymna przyjaciółka wielu panów, zabrawszy się do pisania swoich pamiętników, zaproponowała księciu, Ŝe nie włączy opisu swego z nim romansu i nie opublikuje go, jeŜeli ksiąŜę wręczy jej czek na tysiąc funtów szterlingów. Otrzymała odpowiedź: „Publikuj i niech cię wszyscy diabli!" A przed paru miesiącami, stojąc obok królowej, która dekorowała orderem Łaźni czterech starych, ledwie trzymających się na nogach generałów, Wellington wykrzyknął stentorowym głosem: — śaden z tych generałów maszerować nie potrafi! W lutym tego roku, w dniu, w którym lord Derby uformował swój gabinet, złoŜony przewaŜnie z ludzi mało znanych, stary ksiąŜę, siedząc obok premiera w Izbie Lordów, huknął tym swoim drewnianym, bardzo donośnym głosem, właściwym ludziom głuchym: — Kogo wziąłeś do gabinetu? — Więc... jest pan Disreali — odpowiedział Derby, równieŜ głośno. KsiąŜę ucho ręką otoczył: — Kto? Kto? — I lord St. Leonards... — Kto? Kto? — I sir John Pakington... — Kto? Kto? — I pan Henley... — Kto? Kto? — Pan Walpole... — Kto? Kto? Izba trzęsła się ze śmiechu, a rząd lorda Derby przezwano — i pewno na zawsze juŜ będzie znany pod tym mianem — „gabinetem kto—kto".
„Gabinet kto—kto" lorda Derby wprędce się okazał „gabinetem nienie!" izba Gmin odrzuca budŜet, przygotowany przez 205
Benjamina Disraeli. Lord Aberdeen, zacny człowiek, ale słaby, zwłaszcza w stosunkach z obcymi mocarstwami, formuje nowy rząd, zwany „gabinetem wszystkich talentów" — koalicję wigów i torysów. Przedstawiając proponowaną listę królowej, Aberdeen mówi nieśmiało: — Obawiam się, Ŝe najjaśniejsza pani będzie miała zastrze Ŝenia, ale konieczne jest, aby lord Palmerston wszedł w skład rządu. Bez niego zabraknie nam poparcia kraju, bo on... Wiktoria przerywa. Wraz z męŜem przygotowali się na tę ewentualność. — KsiąŜę i ja postanowiliśmy, Ŝe nigdy więcej nie zgodzimy się na objęcie przez lorda Palmerstona teki spraw zagranicznych. Ale zdajemy sobie sprawę, Ŝe jeŜeli ten n i e p r z y j e m ny c z ł o w i e k nie wejdzie w skład gabinetu, to będziemy mieli nie tylko koalicję wigów i torysów w rządzie, ale równieŜ koalicję wigów i torysów w o p o z y c j i . Lord Palmerston i pan Disraeli, obaj ze swymi stronnikami w Izbie Gmin, p oł ą c z y l i b y siły i obalili pana rząd w ciągu miesiąca. Tak więc lord John Russell bierze sprawy zagraniczne, William Gladstone — człowiek zdolny, ale sztywny i purytański — skarb, a Pilgerstein zostaje ministrem spraw wewnętrznych. — Czy nosisz się z myślą o dalszych reformach wyborczych? — pyta męŜa Emilia. — Nie. Tym niech się premier zajmie, jeśli zechce. Wątpliwe, zęby Aberdeen odwaŜył się na to, bo niezaleŜnie od Ŝyczeń ludności, w Izbie opozycja przeciw reformie prawa wyborczego będzie bardzo silna. Do kompetencji ministra spraw wewnętrznych naleŜy utrzymanie ładu i porządku, ustawodawstwo dotyczące pracy, milicja narodowa, sprawy dotyczące religii i moralności publicznej, a takŜe opieka nad emigrantami wszelkich odcieni politycznych, którzy znaleźli azyl w Anglii. — NaleŜy do mnie sporo spraw — ciągnie Henryk — które mogą prowadzić do stopniowego postępu i zyskują poparcie radykałów bez ściągnięcia na nasze głowy gniewu zatwardziałych reakcjonistów. Kraj je zasymiluje bez wstrząsów, a klasy niŜsze i większość średnich przyjmą je z chęcią. Emilia zna dobrze swego męŜa. Mówi z uśmiechem: 206
— Dobre dla rządu, dobre dla kraju i dobre dla twojej oso bistej popularności, co? Henryk się śmieje: — Pod twoim okiem, nie moŜna udawać reformatora! Nie bez podstaw Emilia zabawia się wtykaniem cynicznych szpileczek swemu małŜonkowi. JednakŜe Palmerston, dzięki swym kontaktom ze związkowcami i nocnym peregrynacjom po zaułkach Londynu stał się jednym z bardzo niewielu członków kół rządzących, orientujących się chociaŜby z grubsza, jak robotnicy Ŝyją i czego najbardziej potrzebują. Sympatyzuje z nimi, a jest dość przenikliwy, by pojmować, Ŝe nędza i nieszczęście są wrogami ekonomicznego dobrobytu kraju jako całości. Zdrowie i dostatek rodzin robotniczych są koniecznym warunkiem rozwoju produktywności przemysłowej. Co więcej, jeŜeli Wielka Brytania ma być wzorem dla świata, jak marzy Palmerston — z jakim powodzeniem, o tym juŜ świat sam zadecyduje — to musi najpierw własny dom trzymać w porządku, jako pierwsza poprawiać warunki Ŝycia własnych obywateli. ChociaŜ roboty jest pod dostatkiem, a Palmerston niczego nie odkłada, to jednak praca w ministerstwie spraw wewnętrznych mniej przysparza kłopotów niŜ Foreign Office. Nie ma się do czynienia z obcymi rządami, ani z obcymi ruchami wolnościowymi, które trzeba podniecać lub tłumić, zaleŜnie od okoliczności — mniej teŜ interwencji ze strony księcia konsorta. W sześćdziesiątym ósmym roku Ŝycia minister spraw wewnętrznych jest wciąŜ w pełni sił, chociaŜ jego atletyczne ruchy spowolniały nieco, poniewaŜ miewa ataki podagry, bolesnej choroby, powszechnej w XIX wieku zarówno wśród tych, którzy za wiele cięŜkich win piją, jak i tych, którzy się przepracowują. Nic jednak nie hamuje jego zapału do nowych obowiązków. Pumeks przeprowadza, a właściwie przepycha przez obie izby parlamentu jedną ustawę o ograniczeniu godzin pracy małoletnich: później drugą — za namową związkowców, którzy mu przypominają, jak to przesuwał fotele we własnej bibliotece — zabraniającą pracodawcom zmuszania robotników do przyjmowania zapłaty w naturze zamiast w gotówce, albo teŜ obowiązkowego kupowania w sklepach fabrycznych, często dysponujących kiepskim towarem po słonych cenach. 207
Pięćdziesięcioletni lord Shaftesbtiry — mąŜ Minnie, córki Emilii i prawdopodobnie lorda Palmerstona — który poświęca się sprawie reformy więziennictwa, wciąga teścia w orbitę swoich zainteresowań. Minister spraw wewnętrznych kładzie kres zsyłce skazańców na Tasmanię, skraca czas zamknięcia w pojedynczych celach, wprowadza system wypuszczania na parol dobrze sprawujących się więźniów, pozwalając im pracować zarobkowo poza więzieniem, dokąd wracają tylko na noc. Shaftesbury przekonał Henryka, Ŝe kara nie powinna się wiązać z ideą zemsty, lecz z odstraszeniem i z reedukacją. Więc minister osobiście odwiedza więzienia, wprowadza róŜne zmiany, między innymi wentylację w celach, kaŜe podnieść jakość Ŝywienia. Przełamuje monopol kościoła anglikańskiego, mianując kapelanami więziennymi księŜy katolickich i duchownych metodystów. W sprawach zdrowia Palmerston, który osobiście zawsze był entuzjastą fizycznej sprawności — pisze: „Stwórca wszechświata ustalił pewne prawa natury dla planety, na której Ŝyjemy i dobro lub nieszczęście ludzkości zawisło od przestrzegania lub lekcewaŜenia tych praw..." Zgodnie z tym przekonaniem nalega na angielskie i szkockie władze lokalne, by pilnowały czystości i higieny w dzielnicach nędzy, tzw. slumsach: ,,... aby oswobodzić najuboŜszych mieszkańców od przyczyn i źródeł chorób zakaźnych, które — wbrew wszelkim modłom •i postom narodu biernego w sprawach własnego zdrowia — rodzą epidemie i owocują jedynie śmiercią..." Gdy minister spraw wewnętrznych przedstawia wniosek o ustawie zapobiegającej zadymianiu atmosfery, przemysłowcy protestują przeciwko temu, co nazywają atakiem na ich wolność kierowania własnymi fabrykami. Palmerston odtrąca egoistyczne poglądy i potępia: ,,... tych nielicznych, moŜe stu obywateli, związanych z dymiącymi kominami Londynu, którzy chcieliby, aby dwa miliony ich współmieszkańców połykało dym... oni sami go nie mogą skonsumować, a skaŜa on wszystkie nasze arcydzieła architektury i narzuca szkodliwą niewygodę ludziom mniej zamoŜnym, którzy nie mogą uciekać z miasta w poszukiwaniu czystego, nieskaŜonego powietrza..." 208
Ustawa zostaje uchwalona i choć trochę unosi cięŜką zasłonę dymów i mgieł spowijających Londyn i inne wielkie miasta. Oczywiście, taustawa nie wystarcza: a na następną, komplet-niejszą, trzeba będzie czekać blisko sto lat. Palmerston popiera teŜ tak zwany „wniosek prywatny" jednego z posłów, Ŝądającego przymusowego szczepienia przeciwko ospie. I ta ustawa przechodzi, wbrew opozycji, która przetrwa jeszcze dłuŜszy czas, ze strony części lekarzy, kleru i sporej liczby mieszkańców Anglii, utrzymujących, Ŝe wprowadzenie krowiej szczepionki do organizmu człowieka jest rzeczą wstrętną. Obskurantyzm umiera wolniej od ludzi. Minister spraw wewnętrznych planuje równieŜ, ale bez powodzenia, tworzenie urzędów zdrowia, które by miały władzę przymuszania samorządów lokalnych, właścicieli fabryk i innych nieruchomości do przestrzegania określonych warunków sanitarnych. W interesie zdrowia publicznego Palmerston kaŜe zamknąć zatłoczone, stare cmentarze przykościelne, a zakładając nowe wprowadza innowację: oddzielne kwatery dla katolików i dla metodystów. Gdy jego lordowska mość proponuje w parlamencie ustawę o zakazie grzebania zmarłych pod podłogami kościołów i kaplic, wpływowe rody arystokratyczne i wyŜsze duchowieństwo, tradycyjnie uŜywające tej formy grzebania, a takŜe pastorzy parafialni, którzy otrzymują wysokie opłaty przy okazjach takich pogrzebów, podnoszą wrzawę protestu. Usłyszą gładką odpowiedź: — Dlaczego arcybiskupi i biskupi, i dziekani, i kanonicy mogą być grzebani pod kościołami, jeŜeli innym osobom to wzbroniono? Jaki szczególny związek istnieje między dygnitariatami kościelnymi a przywilejem gnicia po śmierci pod stopami Ŝyjących? A co do grzebania zwłok pod rojnymi od tłumów kościołami, to moglibyśmy grzebać je takŜe pod bibliotekami, salonami i jadalniami... Zakaz nie obejmuje jednakŜe tych, którzy połoŜyli szczególne zasługi dla kraju: toteŜ w swoim czasie sam Palmerston spocznie w podziemiach Opactwa Westminsterskiego. Po roku pracy Palmerstona w ministerstwie spraw wewnętrznych lord Shaftesbury, który go zachęcał i zarazem obserwował, składa swemu teściowi piękny hołd: „Nigdy nie spotkałem na tym stanowisku człowieka, który by 209
dorównał Palmerstonowi w gotowości do podejmowania kaŜdej roboty, nacechowanej humanitaryzmem, korzyścią społeczną i ludzką dobrocią, a juŜ zwłaszcza takiej, która by niosła korzyść dzieciom i niŜszym sferom. Nigdy nie bał się ewentualnej opozycji ze strony kapitału, ani teŜ arystokracji przy następnych wyborach... zawsze gotów ruszać z lancą do ataku, jeśli coś dobrego mógł uczynić. JuŜ teraz dokonał więcej od dziesięciu swoich poprzedników...", A niełatwa to praca. I chociaŜ nawet Palmerston nie jest obecnie bezpośrednio związany ze sprawami polityki zagranicznej, jednakŜe europejskie dwory znajdują powody do skarg na jego działalność. Anglia przyjęła gościnnie emigrantów róŜnych politycznych odcieni. Ci oczywiście mają powiązania z podobnie myślącymi ludźmi w ich własnych krajach i próbują zorganizować pomoc dla nich. Rządy zainteresowanych państw oskarŜają Palmerstona o udzielanie azylu konspiratorom i popieranie ich spisków. Z drugiej strony — od kiedy Austria zaprotestowała, poniewaŜ rzekomo Kossuth złoŜył u brytyjskich przemysłowców zamówienie na dostawę broni do Węgier — angielscy radykałowie twierdzą, Ŝe Kossutha i innych politycznych emigrantów śledzi tajna policja angielska, więc takŜe protestują. Palmerston przeczy oskarŜeniom, ale tym niemniej mogły one być prawdą. Co innego azyl polityczny, a co innego korzystanie z tego azylu dla przygotowań do zbrojnego konfliktu z obcym rządem, z którym gospodarz pozostaje w stosunkach dyplomatycznych. Wbrew sporadycznym skargom obcych rządów na Pilgersteina, jego stosunki z parą królewską poprawiły się, przynajmniej powierzchownie. Wiktoria i Albert często aprobują umiarkowane reformy społeczne, które sugestią stopniowego postępu utrzymują kraj w spokoju i dzięki temu łagodzą strach przed rewolucją, od Wiosny Ludów wciąŜ Ŝywy w Pałacu Buckinghamskim. W roku 1853 Palmerston otrzymuje zaproszenie do niedawno ukończonej pod osobistym kierunkiem księcia Alberta królewskiej rezydencji w Szkocji nazwanej Zamkiem Balmorał — architektonicznej okropności, najeŜonej wieŜyczkami i zębatymi murami obronnymi. Jest to wezwanie oficjalne, takie, jakie wysyła się periodycznie do ministrów, wyjąwszy tylko tych, którzy chwi210
Iowo są „persona non grata" w królewskiej rodzinie, albo teŜ tych, których snobistycznie nie uznano za „dŜentelmenów". śony rzadko kiedy włącza się do takiego zaproszenia. Emilia powiada, Ŝe bez męŜa Broadlands wydaje się jej „pozbawione światła", ale bardzo sobie Ŝyczy utrzymania obecnych, nieco lepszych stosunków z dworem królewskim. Doradza Henrykowi : „Nie zamykaj się ze swymi dokumentami w jakimś odległym pokoju. Pamiętaj, Ŝe będziesz tam tylko tydzień, więc postaraj się być miły i udawaj, Ŝe bawi cię ta socjeta..." Po powrocie Henryk opisuje Ŝonie wnętrza zamkowe i tryb Ŝycia: — W Balmoral nasi suwererii są bardziej szkoccy od samych Szkotów. Tapety, dywany, firanki i obicia mebli oszałamiają jaskrawymi barwami krat wszelkich moŜliwych klanów. Czekaj: królują nie tylko szkockie kraty, ale takŜe oset, godło Szkocji jako motyw zdobniczy. Rozradowałoby się serce osła, gdyby te osty były podobne do jego ulubionego dania — ale wcale nie są podobne. Ogólnie biorąc, panuje bałagan wbrew rzekomym talentom organizacyjnym jego ksiąŜęcej mości. Damy dworu śpią w chatkach, a śniadania zawoŜą im na taczkach. Clarendon pokpiwa z wiejskości Ŝycia na Zamku Balmoralr „groch z kapustą po królewsku". Ale na złośliwe komentarze Palmerston pozwalał sobie na uboczu. Wizyta minęła w nastroju serdeczności zarówno ze strony gospodarzy, jak i gościa.
Działalność Palmerstona jako ministra spraw wewnętrznych, rzeczywiście godna pochwały, zyskała mu wielkie uznanie w całym kraju i — jak przepowiedziała Emilia — zwiększyła jeszcze jego popularność. Gdyby jego ministerium przypadło na jakiś inny okres, zyskałoby równieŜ uznanie w większym stopniu w sferach politycznych. Ale w latach 1852—55 uwaga gabinetu „wszystkich talentów" Lorda Aberdeen skoncentrowała się na nowych niepokojach i alarmach na Bliskim Wschodzie. Car i cesarz Francuzów; obaj chcieliby otaczać opieką — jeden prawosławnych Greków, drugi rzymskich katolików pod pa211
nowaniem sułtana Turcji. Sprzeczają się teŜ o prawa protektora miejsc świętych w Palestynie. Turcja, którą car nazwał „chorym człowiekiem Europy" nie Ŝyczy sobie interwencji Ŝadnego z mocarstw, ale zwłaszcza cara, nie kryjącego zamiarów wtrącania się w sprawy tureckiego rządu. Polityków francuskich, a równieŜ angielskich, przeraŜa myśl, Ŝe Konstantynopol mógłby wpaść w ręce wojsk rosyjskich. Lord Aberdeen nie Ŝywi przyjaźni do Turków, a cara się po prostu boi. Palmerston pisze do swego brata w Irlandii: „Rząd carski posuwa się coraz dalej, krok po kroku, zachęcany trwoŜliwością rządu angielskiego". Na posiedzeniach gabinetu minister spraw wewnętrznych nalega: — JeŜeli car chce koniecznie się z nami zmierzyć, to i dobrze! Staniemy do walki! Bij zabij! A zanim z nim skończymy, odechce mu się wszystkiego! Wojowniczość Palmerstona, który dotąd zwykle bardzo był powściągliwy wobec ewentualnej konfrontacji z którymkolwiek mocarstwem, prawdopodobnie wiąŜe się z faktem, Ŝe nie on ponosi odpowiedzialność za sprawy pokoju i wojny. Ta odpowiedzialność spada teraz na lorda Clarendona, który objął Foreign Office po Russellu. Ale prócz tego Palmerston od dłuŜszego czasu wysłuchiwał ciągłych ostrzeŜeń Adama Czartoryskiego i ulegając jego wpływom doszedł do przekonania, Ŝe naleŜy koniecznie zahamować zapędy cara, nawet za cenę wojny. Bojowe wezwanie początkowo odrzucono w gabinecie i flota francuska wpłynęła na Dardanele sama. Palmerston nie ustaje w podŜeganiach, przeniósłszy się z atakiem na szerszą widownię, mianowicie na łamy „Morning Post". Pisze: „Teoria i praktyka polityki cara w odniesieniu do Turcji i Persji zawsze polegała na posuwaniu się w zakusach tak daleko, jak tylko mu pozwalała apatia i niezdecydowanie innych rządów: ale teŜ przystawał i wycofywał się za kaŜdym razem, gdy napotkał zdecydowany opór... Jeśli Anglia i Francja dadzą stanowczo do zrozumienia w~ Petersburgu, Ŝe wojska carskie muszą się wycofać, to znajdzie się sposób na to i rada". Ostatecznie okaŜe się to słuszne, ale nie przyjdzie tak łatwo, jak Palmerston sądzi, a moŜe tylko udaje, Ŝe sądzi. 212
Nareszcie, ulegając namowom, Aberdeen i Clarendon decydują isię wysłać królewską wojenną flotę — na razie tylko w charakterze soli trzeźwiących — by przyłączyła się do Francuzów koło Dardaneli. W odpowiedzi car zagarnia Mołdawię i Wołoszę, a rząd sułtana wypowiada wojnę. W Anglii i Francji opinia publiczna Ŝyczy sobie odrzucenia „soli trzeźwiących" i zdecydowanego poparcia dla „chorego człowieka Europy". Wojownicze nastroje podnieca jeszcze w Anglii kampania prasowa, po części za poduszczeniem Palmerstona. JednakŜe z atakiem na księcia Alberta, przypuszczonym w prasie z dwóch stron jednocześnie: skrajnej prawicy i radykałów — Pilgerstein nie chce mieć nic wspólnego. Zarzucono koburskie-mu księciu, Ŝe spiskuje na rzecz cara w osobistej korespondencji ze swymi królewskimi kuzynami. W rzeczywistości niewiele jest prawdy w tym oskarŜeniu, co Henryk wyjaśnia Emilii: — Tak, ksiąŜę popiera politykę nieinterwencji prowadzoną przez Aberdeena, a ja uwaŜam tę politykę za niesłuszną w obecnej chwili. Ale to jeszcze nie znaczy, Ŝe ksiąŜę potajemnie znosi się z carem. Naprawdę, Albert nie tyle sympatyzuje z carem, ile boi się naszego przymierza z Ludwikiem Napoleonem, którego uwaŜa, i nie bez racji, za romantyka, lubującego się w teatralnych gestach, a podstępnego i gotowego do róŜnych forteli... jak klatka małp. Biorąc uczciwie, księcia bardzo słusznie martwią okrucieństwa popełnione przez sułtana na jego chrześcijańskich poddanych na Bałkanach. Tym niemniej, Anglia nie moŜe się posuwać tak daleko w obronie uciskanych obcokrajowców, by znaleźć się w konflikcie z własnymi interesami, które wymagają utrzymania sułtana i niepodległej Turcji, jako bariery między carem a basenem śródziemnomorskim. Musimy pamiętać o naszej drodze do Indii. A jeśli oskarŜą nas o podtrzymywanie naszymi siłami zbrojnymi i flotą muzułmańskiego barbarzyństwa przeciw cywilizacji Petersburga, powołamy się na Polaków, niech zaświadczą, co się na tę „cywilizację" składa... Nieświadoma, Ŝe Pilgerstein broni jej męŜa, Wiktoria w memorandum do premiera Aberdeena obwinia ministra spraw wewnętrznych o intrygowanie na rzecz Turcji, co określa jako „ b a r d z o bliskie zdrady". Co do niej, w danych okolicznościach chętnie widziałaby Turcję „solidnie pobitą", co według jej zdu213
miewającego zdania skłoniłoby „cara do wspaniałomyślności, a sułtana do rozsądku"! Jej królewska mość, jak i Aberdeen, ma inne zdanie niŜ olbrzymia większość jej poddanych, którzy gwałtownie domagają się wojny i na wszystkich ulicach wyśpiewują prymitywne, szowinistyczne piosenki. Aby osiągnąć sukcesy i zasłuŜyć się krajowi, mąŜ stanu iz XIX wieku musi umieć wyczuwać nastroje ludności jeszcze w ich zaczątkach: musi o nich wiedzieć o chwilę wcześniej, niŜ je ogłosi opinia publiczna. Palmerston nie traci nigdy kontaktu z ludnością i na tym opiera się jego powszechna popularność. Teraz wyczuwa wojowniczy nastrój kraju, zanim jeszcze ten nastrój się skrystalizował: co więcej, on sam staje się głosem narodu, a naród do niego się zwraca, by go prowadził. „Gdy na czele mamy Pama — rozbijemy w proch tyrana!" głosi jedna z ulicznych piosenek. Aby zademonstrować publicznie całkowity rozbrat.z premierem i koroną, Palmerston podaje się do dymisji. Ludność przyjmuje to jako oznakę, Ŝe „zacny lord Pam" jest gotów poprowadzić naród do wojny, nieuniknionej z chwilą, gdy car zatapia flotę turecką koło Sinope. Aberdeen biegnie do królowej nieomal ze łzami w oczach, by wyjaśnić, Ŝe jego rząd nie moŜe się utrzymać bez tego, którego ballady uliczne ochrzciły „ulubieńcem narodu". W tydzień po rezygnacji ze stanowiska Henryk wraca wieczorem do domu i mówi ze śmiechem do Emilii: — No, i kto by pomyślał? Monarcha błaga przyjaciela czerwonych rewolucjonistów, by zechciał dobro kraju i spokój jej królewskiej mości przełoŜyć ponad wszelkie inne konsyderacje. — To znaczy...? — dopytuje się Emilia. — To oznacza zawstydzoną prośbę, bym wrócił na łono miłującego rządu. — Mam nadzieję, Ŝe się zgodziłeś...? — Owszem, chociaŜ zaledwie przed paru dniami szeptano mi na ucho, Ŝe królowa ponoć wierzy, iŜ juŜ mnie nigdy więcej w roli ministra nie zobaczy... — I ja to słyszałam — przyznaje Emilia. — Ale słusznie robisz, wracając. Wojna wybuchnie z pewnością, i to prędko... — Właśnie. A wątpliwe, Ŝeby Aberdeen sobie z tym poradził. Premier nie jest Ŝadnym przywódcą, ale rozumie, kiedy sil214
na raka popularnego polityka powinna objąć ster rządów. W parę dni później znowu nachodzi królową: — Ludność chciałaby widzieć lorda Palmerstona na moim... — Wykluczone! — przerywa mu ostro Wiktoria. — Nigdy nie czułabym się b e z p i e c z n a z takim premierem. Aberdeen, łagodny pacyfista świadom własnych braków, odpowiada: — Jeśli juŜ o bezpieczeństwo chodzi, to obawiam się, Ŝe wasza królewska mość nie byłaby ze mną bezpieczna podczas wojny, bo mam wstręt do działań wojennych w kaŜdej formie. — To wszystko jest niemoŜliwe! — mówi z desperacją królowa, nie wyjaśniając, do czego jej słowa się odnoszą: do bo-jaźliwości Aberdeena, który jak ślimak chowa się we własnej skorupie, czy teŜ do niemile widzianego natręctwa Palmerstona. KsiąŜę konsort takŜe uwaŜa, Ŝe „to niemoŜliwe", ale tłumaczy się jaśniej: powraca do dawnego stwierdzenia, Ŝe królowa nie moŜe przyjąć jako swego premiera człowieka, który prawdopodobnie dopuścił się gwałtu na damie dworu w Windsorze. Na to Aberdeen ma odpowiedź: — Sądzę, Ŝe wasza ksiąŜęca mość mógłby się uspokoić, jeśli o tę sprawę chodzi. Lord Palmerston jest teraz Ŝonaty od dzie sięciu lat, liczy sobie siedemdziesiątkę i chyba minęła mu chętka do takich przygód. Emilia wie lepiej. Z dawna wypraktykowany w uŜywaniu łuku i strzał, lord Kupidyn, juŜ po ślubie, nawet całkiem niedawno nie powstrzymał się od myśliwskich wypraw: a jego Ŝona, kobieta mądra i znająca męŜczyzn, spogląda w inną stronę, gdy jej Henryk czasem trafi w cel. Tymczasem Michał Czajkowski, wysłany niegdyś do Turcji z misją dyplomatyczną, za namową Czartoryskiego zorganizował tam kozaków otomańskich w liczny oddział pod dowództwem polskich oficerów. W jego skład wchodzili dezerterzy z armii carskiej, chłopi pańszczyźniani, którzy uciekli'z Ukrainy i ochotnicy z róŜnych państw bałkańskich. Aberdeen i królowa nie mogą dłuŜej zamykać oczu na intencje cara, ani zasłaniać uszu przed powszechnymi w Anglii Ŝądaniami, by te intencje pokrzyŜować. Dnia 28 lutego 1854 roku Anglia 215
i Francja wypowiadają wojnę Rosji. Czartoryski pisze w liście do przyjaciela: „Zbawienie całej ludzkości zawisło teraz od nowego przymierza dwóch potęŜnych i wielkodusznych narodów". Na frazeologię bez wątpienia wpłynęła nadzieja, Ŝe na ewentualnej konferencji pokojowej dwa „potęŜne i wielkoduszne narody" doprowadzą do wskrzeszenia Polski. Co do wielkoduszności — czas pokaŜe. A co do potęgi, z punktu widzenia militarnego moŜna mieć powaŜne wątpliwości. Strategia ataku na Krym powstała w umyśle Palmerstona. Za Ŝałosne początki jej wykonania nie ponosi odpowiedzialności. Minie sześć miesięcy — Anglia i Francja nie po raz ostatni z opóźnieniem przeobraŜają w zbrojną akcję obietnice złoŜone sprzymierzeńcom — nim na półwyspie wylądują pierwsze oddziały wojsk. Palmerston obliczał, Ŝe 60 tysięcy Ŝołnierzy, z pomocą współdziałającej floty, ,,zajmie bazę morską w Sewastopolu w sześć tygodni, a wojna skończy się na BoŜe Narodzenie". Gdyby dowódcy wojskowi, angielskie i francuskie ministerstwa wojny i komisariaty zaopatrzenia były równie sprawne i energiczne jak minister spraw wewnętrznych, ten optymizm byłby moŜe uzasadniony. Ale tak nie jest. Dowódca francuski, Conrobert, jest tak obiektywny, tak jasno widzi obie strony kaŜdego medalu, Ŝe nie potrafi podjąć Ŝadnej decyzji. Angielski, lord Raglan, nie oglądał wojny od roku 1815 i upiera się przy nazywaniu nieprzyjaciela „Francuzami". Wszyscy, oprócz jednego, generałowie angielscy mają po 70 lat, a ani jeden nie posiada mapy Krymu. Ich Ŝołnierzy nigdy nie ćwiczono w manewrach, lecz tylko w mustrze na koszarowych dziedzińcach. Trudno się więc dziwić, Ŝe sprzymierzone armie wloką się bardzo powoli do bram Sewastopola, po bitwach zwycięskich, ale niewiarygodnie kosztownych w Ŝyciu ludzkim: pod Almą, Balaclawą i Inkermanem. A następnie „generał mróz" ściska atakujących w okopach i okazuje się, Ŝe brytyjskie ministerstwo wojny całkowicie zaniedbało dostarczenia Ŝołnierzom ciepłej odzieŜy. Alexis de Tocqueville pisze z Francji do przyjaciela w Anglii: „Heroiczna odwaga waszych Ŝołnierzy budzi wszędzie podziw, ale panuje ogólne przekonanie, Ŝe militarna potęga Anglii była 216
mocno przesadzona... Ŝe brak wojskowych talentów... dostrzegam wokół siebie przyjacielską pogardę dla Anglii..." Cholera i tyfus dziesiątkują sprzymierzone wojska. Przed końcem roku 1854, osiem tysięcy Ŝołnierzy brytyjskich leŜy w szpitalach, a ponad połowa nie nadaje się do walki. Korespondent „Timesa" na Krymie ujawnia przeraŜające, a zupełnie zbędne trudy, choroby i śmierć, na jakie wystawione są wojska wskutek braku dostaw, niekompetencji słuŜby medycznej, okropnego stanu lazaretów, niedostatku pielęgniarek i kompletnej apatii wyŜszych oficerów. W Anglii wybucha ogólne oburzenie: w rezultacie upada rząd lorda Aberdeena, który nigdy nie miał „serca do wojny". Królowa Wiktoria odrzuca radę ustępującego premiera, by natychmiast posłać po Palmerstona. Zamiast niego, poleca uformowanie rządu lordowi Derby, ale chociaŜ Pumeks zgadza się objąć ministerstwo wojny, innych stanowisk nie moŜna w Ŝaden rozsądny sposób obsadzić. Więc królowa zaprasza lorda Lansdowne, który odmawia; lorda Clarendona, który równieŜ odmawia; i lorda Russella, który próbuje utworzyć rząd — i ponosi poraŜkę. — Lord Aberdeen moŜe się podać do dymisji, a lord Russell ustąpić po nieudanej próbie — komentuje Wiktoria, raz przynajmniej z sensem. -— Tylko ja nie mogę rezygnować. Aberdeen, Lamsdowne, Clarendon, nawet Russell dobrze wiedzą, kto musi stanąć na czele Anglii czasu wojny: człowiek, o którym przed pięciu laty ksiąŜę Albert powiedział, Ŝe „Królowa nigdy nie będzie mogła pogodzić się ze swym obowiązkiem wobec kraju oddania władzy komuś takiemu". Człowiek, o którym Richard Cobden mówi: „CzyŜ moŜna sobie wyobrazić, by rozsądny naród w takiej stronie szukał zbawienia?", któremu radykałowie nadają jeszcze jedno przezwisko: „Cudotwórca z bokobrodami". Benjamin Disraeli wyraŜa się o nim pogardliwie: „szarlatan, zupełnie juŜ wyczerpany, a nawet w najlepszym razie to tylko piwo, nie szampan". JednakŜe ten sam Benjamin Disraeli stwierdza: „Nominacja nieunikniona, bo z nazwiskiem Palmerstona kraj łączy pojęcia energii, mądrości i elokwencji..." Oprócz paru złośliwych krytyków cała Anglia jest rozradowana, kiedy nareszcie królowa — jak zwykle mocno zdysza217
na, by choć z opóźnieniem nadąŜyć za głosem opinii publicznej — przekreśla wszystkie nieprzyjemne słowa, które ona i jej mąŜ zwykli mawiać o Pilgersteinie, wszystkie zapewnienia, Ŝe nigdy takiego człowieka nie mianują premierem swego rządu i raz jeszcze przełknąwszy dumę, musi ukorzyć się przed cudzą popularnością. W ciągu dwudziestu czterech godzin nowy premier kompletuje swój gabinet. Clarendon pozostaje w Foreign Office, Gladsto-ne na stanowisku kanclerza skarbu, lord Pannmure jest ministrem wojny. Sydney Herbert (sąsiad Palmerstonów i Nightinga-le'ów z okolic Broadlands) sekretarzem do spraw kolonii, a Sir George Grey ministrem spraw wewnętrznych. Niezbyt obiektywnie, ale nie bez słuszności Emilia pisze do swej córki, lady Shaftesbury: „Henryk zasługuje na to, by dojść najwyŜszego szczebla drabiny tego zawodu, bo to jest jego zawód, jak kowalstwo jest zawodem kowala; zasługuje, poniewaŜ zawsze tyle mu to sprawiało satysfakcji, poniewaŜ oddawał się tej pracy bez reszty, ustalił ją mocno jako centralny filar swego Ŝycia i nie będąc geniuszem, zaczynając bez większych awantaŜy, nie tak jak wielu jego współczesnych osiągnął mistrzostwo w polityce, jak Wellington, takŜe nie geniusz, osiągnął własną pracą mistrzostwo w sztuce wojennej..." Zdanie długie i trochę zawikłane, ale zrodziło je dobre serce, a takŜe zdrowy rozsądek. Satyryczny tygodnik „Punch" publikuje karykaturę, przedstawiającą ring bokserski z Pamem w jednym rogu, a carem w drugim, szykującymi się do meczu. W tym meczu, przepowiada Dis-raeli, niemłody juŜ Anglik będzie pokonany. Nowego premiera nie zraŜają ani wrogowie, ani rzekomi przyjaciele. Gdy był na czele Foreign Office, zawsze starał się wszelkimi metodami uniknąć wojny. Ale skoro tchórzliwość innych wplątała.Anglię w wojnę, Anglia musi zwycięŜyć. „Do walki, bij, zabijl"
218
Rozdział 2
„NAJLEPSZY, JAKIEGO MOGLIŚMY MIEĆ"
„Wzrostu pięć istóp i dziesięć cali, wygląda na niewiele ponad pięćdziesiąt lat — a przekroczył siedemdziesiątkę — postać wyprostowana, chodzi jak Ŝołnierz w piechocie..." Tymi słowy William White, woźny w Izbie Gmin i po trochu dziennikarz, opisywał nowego premiera w chwili, kiedy ten opuszczał gmach parlamentu po raz pierwszy w charakterze przywódcy narodu. Podagra, przynajmniej chwilowo, ustąpiła, a chociaŜ White pewno nieco przesadził— sławne loki Kupidyna mocno się przerzedziły, odsłaniając łysiejącą czaszkę, a ich resztki posiwiały: wokół ust i nosa pojawiły się zmarszczki — jednakŜe bez wątpienia jego lordowska mość jest u szczytu formy. Kto inny wspomina, jak „cudotwórca z bokobrodami": ,,... pilnuje Izby jak kupiec sklepu, i chociaŜ siedzi tam od godziny pierwszej po południu do północy, a nawet i przez całą noc, to zawsze później wraca do domu piechotą, rozprawiając po drodze z kolegami posłami, jakby dopiero co wstał z łóŜka..." Gdy zaproponowano, by sesje Izby Gmin odraczać zawsze o północy, zgorszony Palmerston odpowiada z wielkim oburzeniem: — To by było sprzeczne z naszymi obowiązkami w słuŜbie kraju i koronyl Pod numerem dziesiątym przy ulicy Downing, dokąd Palmerstonowie się przenieśli, nie likwidując oczywiście własnego domu przy Carlton Terrace, Emilia często wydaje przyjęcia, zwłaszcza sławne śniadania dla dziennikarzy, którzy mogą dostarczyć informacji o tym, co się dzieje w kraju, o nastrojach ludności, zadowoleniu lub nieuniknionych narzekaniach. W. H. Russell, słynny korespondent „Timesa", którego sprawozdania o strasznych cierpieniach Ŝołnierzy w wojnie krymskiej tak poruszyły publiczność, iŜ właściwie obalono rząd i ustalono obecną władzę z jego przyczyny — opowiada, Ŝe premier wpada do jadalni, zawsze spóźniony, „raczej biegnąc, niŜ idąc". Po śniadaniu, jeśli nie ma porannej sesji w parlamencie, Pal219
merston załatwia sprawy państwowe do godziny trzeciej, zjada lekki posiłek i około czwartej zajmuje swoje miejsce w Izbie Gmin. Jeszcze inny dziennikarz pisze, iŜ trudno jest nawet zobaczyć premiera wchodzącego, a cóŜ dopiero zatrzymać go pytaniami, poniewaŜ przechodzi przez hol tak prędko: „jakby mu się paliło pod stopami". W Izbie „ulubieniec narodu" siedzi w kapeluszu i wydaje się, Ŝe moŜe zasnął, ale „niech no tylko któiyś z posłów, licząc na nieuwagę premiera, powie coś uwłaczającego jego władzy, a przekona się natychmiast, Ŝe się mocno omylił". Rządy Palmerstona rozpoczynają się w okresie fluktuacji w łonie stronnictw politycznych, kiedy stosunek do wojny, między innymi, i jej prowadzenia spowodowały rozłam w partiach radykałów i liberałów, a konserwatystów mocno zakłopotały. Palmerston jest w owej chwili jedynym człowiekiem, który potrafi zjednoczyć parlament i kraj. Jego osobista lojalność przewyŜsza afiliacje partyjne, zaś szeroki horyzont myślenia łączy zdrowy rozsądek z niepowszednim intelektem. Ministrom zostawia wolną rękę w działaniu, ale zasadniczą linię kaŜdemu sam wytycza. Jak wszyscy wielcy przywódcy angielskiego narodu <— Henryk V, ElŜbieta I, 01iver Cromwell, Pitt ojciec i syn — Palmerston ma poczucie dramatyczności, nawet aktorstwa. Wie, Ŝe bywają chwile, kiedy ani dyplomacja, ani mądrość męŜa stanu, ani nawet potęŜna armia nie zdołają nic wskórać. Wtedy pozostaje tylko magiczny wpływ osobowości, odwołanie się w krytycznej godzinie do narodu: trzeba rzucić wyzwanie przyjętym kanonom, moŜe nawet zmienić reguły. Oczywiście, Palmerston ma i przeciwników. Jeden z nich pisze: „Nie wierzę w Ŝelazną wolę i nieugiętość Palmerstona... W polityce zagranicznej, chociaŜ niekiedy mówiono o Polsce, jednakŜe Palmerston nigdy nie przedstawiał gabinetowi konkretnych propozycji na mapie Europy..." On sam z pewnością nie miał pretensji do nieugiętości. Jest zbyt wielkim realistą, by nie wiedzieć, Ŝe ta cecha wcale nie jest poŜądana u męŜa stanu i przywódcy narodu. Nieugiętość bywa częściej cechą tych, dla których wojna jest najwaŜniej220
szym posunięciem dyplomatycznym, podczas gdy dla Palmerstona wojna jest ostatnią deską ratunku. Premier sam odpowiada swoim krytykom: ,,Gdybym jednym ruchem róŜdŜki czarnoksięskiej mógł na mapie świata wprowadzić takie zmiany, jakich bym sobie Ŝyczył, pewno znalazłbym lepsze rozwiązania, bardziej sprzyjające pokojowi narodów niŜ niektóre z obecnie istniejących: ale nie jestem tak pozbawiony zdrowego rozsądku, by nie zdawać sobie sprawy, Ŝe dobre cele od sposobów ich osiągnięcia dzieli często przepaść". W początkach władzy nowego premiera w Izbie Gmin odzywają się Ŝądania, by zawrzeć pokój z carem za kaŜdą cenę. Odpowiedź jest niedwuznaczna i jak zawsze uzasadniona potrzebami narodu: — Według mnie jasne jest jak słońce, Ŝe car zamierza zagarnąć Turcję: prowadzimy tę wojną, aby temu zapobiec. Naszym celem jest nie tylko ochrona Turcji — ochrona słabych przed mocnymi, ochrona słuszności przed bezprawiem — ale takŜe odwrócenie niebezpieczeństwa zagraŜającego nam samym. Niechaj sobie nikt nie wyobraŜa, Ŝe gdyby car postawił jedną stopę na wybrzeŜach Bałtyku, a drugą w basenie śródziemnomorskim i sprawował kontrolę nad Niemcami, to najbardziej Ŝywotne interesy naszego kraju nie byłyby wystawione na szwank, a handel nie zanikłby... Obecny rząd zamierza w kaŜdej sytuacji, jaka się wytworzy, podejmować najlepsze moŜliwie decyzje, kierując się dobrem naszego kraju... Angielska opinia publiczna przycichła. Ulice nie rozbrzmiewają echem szowinistycznych ballad i piosenek. Ponoszone pod Sewastopolem straty — wynikłe w większej części z chorób i okropnych warunków, niŜ od kuli i bagnetu — otrzeźwiły nawet najzagorzalszych. W kraju ustaliła się wola przetrwania: ludzie pracują ze spokojnym uporem, ufając, Ŝe „cudotwórca z bokobrodami" rozpędzi chmury na ich horyzoncie. Na karb nieludzkości wojny naleŜy złoŜyć fakt, Ŝe Anglików pocieszają nieco nadchodzące informacje o Stratach poniesionych przez wroga, które są jeszcze cięŜsze od iqh własnych strat. Gdy w marcu roku 1855 car Mikołaj umiera, opowiada się w Petersburgu, Ŝe serce mu pękło z rozpaczy na wiadomość, 221
ile trupów wyznacza szlak od Krymu do wnętrza cesarstwa. W Warszawie, gdzie ludzie mieli sposobność poznać dobrze, z jak twardego kamienia było to serce, takie opowieści budzą tylko grymas posępnego uśmiechu. Wstępne pertraktacje pokojowe prowadzi się w Wiedniu. Ludwik Napoleon chce zakończyć wojnę pod pozorem, Ŝe musi przyjść z pomocą Sardynii w wyzwalaniu Włoch spod austriackiego panowania. W tym celu myśli o utworzeniu franeusko-rosyjskiego przymierza skierowanego przeciwko Habsburgom. — Cesarz wcale nie dba o wyzwolenie Włochów — komentuje w prywatnym gronie Palmerston. — Chciałby tylko odsunąć Austrię jak najdalej od granic Francji. Rozumuje słusznie i logicznie, ale to nie nasza sprawa. I w naszym interesie wcale nie leŜy popieranie tego nowego przymierza, które mogłoby z czasem doprowadzić do podziału Niemiec i do hegemonii Francji w Europie. Premier brytyjski, który wolałby widzieć w silnej Austrii bufor przed rosyjską ekspansją na wschód, nalega na bezwarunkowe poddanie i wydaje swemu posłowi w Wiedniu, lordowi Clarendonowi polecenie, by stwierdził, Ŝe jeśli Francja nie da się przekonać, to Anglia będzie prowadziła dalej wojnę na Krymie na własną rękę. „Jeśli nawet nie uda nam się doprowadzić do bezwarunkowego poddania — pisze Palmerston — to moglibyśmy coś zrobić dla Polaków, przynajmniej tych, którzy Ŝyją we wschodniej części Polski pod rozbiorami. Czartoryski ma plan zaoferowania Austrii prowincji naddunajskich w zamian za zwrot Galicji". Tymczasem premier energicznie zabiera się do wzmocnienia wojsk oblegających Sewastopol. W otrzeźwiałej juŜ Anglii werbunek idzie bardzo powoli Przymusowej branki opinia publiczna by nie zaakceptowała. Na liście rekrutów jest o 40 tysięcy ludzi mniej, niŜ parlament się zgodził zwerbować i wyekwipować. Premier nalega: — Musimy przezwycięŜyć wszelkie przeszkody. Jedyną odpowiedzią na trudności jest: to musi być zrobione. Musimy mieć Ŝołnierzy. Dopełnia więc angielskie i francuskie armie do łącznej liczby ćwierć miliona ludzi, angaŜując niemieckich, szwajcarskich 222
i włoskich najemników. Mianuje się równieŜ specjalną komisję rządową — do której Palmerston odnosi się bez entuzjazmu, ale parlament się uparł — by zbadać sprawy prowadzenia wojny i zarekomendować zmiany. Palmerston wie dobrze, co moŜna zrobić w Anglii, by zapewnić sukcesy pod Sewastopolem. Koncentruje całą swoją energię na usprawnieniu dostaw. I udaje mu się to. śołnierze są lepiej Ŝywieni, lepiej wyekwipowani, zyskują na wartości bojowej. „Nasz zacny stary Pam" troszczy się rzeczywiście o ludzi w pierwszej linii frontu. Zaleca generałom wbrew ich nieustannym zastrzeŜeniom, Ŝe to „sprzeczne z potrzebami militarnymi" przeniesienie obozu z okolic, znanych jako niezdrowe. Nalega: „NajwaŜniejszą potrzebą militarną jest mieć Ŝołnierzy Ŝywych i zdrowych". Jeszcze poprzedniego roku W. H. Russell nawoływał na łamach „Tamesa", by dzielne, pełne poświęcenia kobiety zgłaszały się ochotniczo jako pielęgniarki do słuŜby na Krymie: „Francja nie szczędzi swych cór: są juŜ teraz przy łóŜkach chorych i umierających. Czy Ŝadna z córek Anglii nie zdobędzie się na tę słuŜbę miłosierdzia?" Spróchniała biurokracja ministerstwa wojny odpowiedziała wówczas, Ŝe zatrudnione w szpitalach w Anglii kobiety przewaŜnie były pijaczkami, bardziej nawet od męŜczyzn nieczułymi na cierpienia pacjentów. Zresztą, moŜe to nawet było prawdą, ale jeśli tak, to w najgorszym świetle wystawiało nie tyle owe pogardzanie pielęgniarki, ale w ogóle fatalne warunki panujące w ówczesnych szpitalach angielskich. Sydney Herbert, świeŜo mianowany ministrem wojny, przypomniał sobie o pewnej sąsiadce — jego i Palmerstonów — w hrabstwie Romsey: Florence Nightingale. Miała teraz trzydzieści cztery lata, studiowała szpitalnictwo, organizację i opiekę nad chorymi w kilku krajach kontynentu, posiadała ponoć talenty organizacyjne, które rdzewiały z braku zajęcia. „Czy zechciałaby Pani wysłuchać prośby — pisze do niej Herbert, z pewnym wahaniem i wątpliwościami. — Gdyby Pani mogła wyjechać na czele grupy kompetentnych, wyekwipowanych pielęgniarek, pań, które by się zgłosiły ochotniczo? Miałaby Pani oczywiście wszelkie plenipotencje... i mogłaby Pani Ŝą223
dać tu od nas bez ograniczeń wszystkiego, co by Pani uznała za potrzebne dla powodzenia tej misji". Panna Nightingale przyjmuje propozycję tego samego dnia, kiedy dostała list. I okazuje się, Ŝe wcale nie brak „córek Anglii", ochotniczo zgłaszających się do tej cięŜkiej słuŜby. Ale są to przewaŜnie zacne, miłe i wielkoduszne kobiety, lub teŜ znudzone balami młode debiutantki, nie mające zielonego pojęcia ani o pielęgnowaniu chorych, ani o warunkach, w jakich będą musiały Ŝyć. Z tłumu zgłaszających się Florencja Nightingale wybiera tylko czternaście do swej grupy. Do nich dołączy czternaście sióstr anglikańskich i dziesięć katolickich ze szpitali prowadzonych przez instytucje religijne. Jak moŜna było przewidzieć, odzywają się protesty, Ŝe nie przystoi kobietom — i to z dobrych domów! — pielęgnować męŜczyzn w wojskowych lazaretach. Palmerston, jeszcze jako minister spraw wewnętrznych, dodawał otuchy Florencji, nalegał, by nie zwracała uwagi na „kanapowe plotki" i gorąco chwalił jej gotowość słuŜenia ludziom, którzy „za duŜo ucierpieli z powodu niekompetencji i karygodnego zaniedbania". — Wiem, Ŝe Sydney Herbert weźmie sobie do ,serca sprawę zaspokojenia wszelkich twoich potrzeb. Ale jeŜeli coś jeszcze ja mógłbym zrobić, albo Emilia, zwracaj się do nas, a kaŜdej chwili odłoŜymy wszystkie inne sprawy, by dopomóc twemu najszlachetniejszemu trudowi... W październiku 1854 Florencja Nightingale ze swoją grupą przybyła do Skutari na Krymie, gdzie mieścił się wojskowy szpital-baza. I tam przekonała się, Ŝe najpilniejszym zadaniem było nie opatrywanie, bandaŜowanie i podawanie leków, lecz oczyszczenie stajni Augiasza. „Chorzy i ranni leŜeli w mundurach, sztywnych od zakrzepłej krwi i pokrytych warstwą brudu... ich ciała roiły się od robactwa, robactwo łaziło po podłogach i ścianach tych przeraŜających jaskini brudu, zwanych szpitalami... szczury biegały po leŜących i między naszymi stopami. Na jednej sali pod oknem rozkładały się zwłoki sześciu psów... Ŝadnych naczyń na wodę, w ogóle Ŝadnych statków... nikt nie słyszał o czymś takim jak mydło, ręcznik czy ścierka... Ŝadnych moŜliwości mycia, prania, nawet najprostszych udogodnień kulinarnych..." 224
Początkowo wojskowa słuŜba medyczna i władze szpitalne, które do takiego stanu rzeczy dopuściły, rzucały kłody pod nogi pielęgniarek. Ale energiczny i autorytatywny ton Florencji, wraz z kategorycznymi rozkazami słanymi przez rząd londyński, a takŜe świeŜo przybywające wielkie dostawy zaopatrzenia medycznego, przezwycięŜyły nawet i tę przeszkodę. Pielęgniarki osobiście, przy pomocy kilku bardziej ludzkich ordynansów, doprowadziły sale szpitalne do ładu i czystości. Kiedy Palmerston objął rządy jako premier, przeraŜający odsetek śmiertelności zaczął juŜ spadać. Paru lekarzy, zwłaszcza młodszych, jeszcze nie całkowicie zmurszałych w biurokracji, teraz doceniało wartość tych niezmordowanych, troskliwych, uśmiechniętych pielęgniarek. Palmerston uŜywa swego osobistego autorytetu, by zapewnić Florencji Nightingale pełną władzę w Skutari i pilnuje, by ekwipunek medyczny, którego wciąŜ za mało, miał pierwszeństwo transportu morskiego. Rządy brytyjski i francuski zgadzają się sfinansować oddziały wojska polskiego na Krymie pod angielskim dowództwem. Czartoryski ma nadzieję, Ŝe wzmocni to pozycję Polski w negocjacjach pokojowych, które wloką się jałowo i bezpłodnie. Ale zorganizowanie oddziałów w Turcji — nadal pod nazwą sułtańskich oddziałów kozackich — przebiega powoli, a tymczasem umiera na cholerę człowiek, którego nazwisko byłoby symbolem przyszłego polskiego legionu — Adam Mickiewicz. Oddziały polskie nigdy nie dotrą na pole bitwy. Ludwik Napoleon proponuje teraz, Ŝe uda się pod Sewastopol, by osobiście objąć dowództwo nad sprzymierzonymi armiami. — Temu trzeba zapobiec za wszelką cenę, najjaśniejsza pani — mówi Palmerston do Wiktorii. — śołnierze brytyjscy nigdy nie usłuchają rozkazów Buonapartego. A prócz tego, całą zasługę za nasze ostateczne i nieuniknione zwycięstwo przypisze się Francji. — To prawda — przyznaje królowa. — Bo choćbym chciała najgoręcej, ja nie m o g ę dowodzić m o i m i wojskami w polu. Premier sugeruje, Ŝe najlepszej sposobności do namówienia Ludwika Napoleona, by zaniechał swoich bojowych planów, do225
starczyłaby wizyta w Anglii. Niechby angielska para królewska zaprosiła cesarza i cesarzową do Windsoru. Wiktoria, która uwaŜa Napoleona III za parweniusza, początkowo się wzdraga, ale ostatecznie zaproszenie zostaje wysłane i entuzjastycznie przyjęte. Wielkiego Korsykanina niektóre dwory europejskie przyjmowały pod przymusem, jako zdobywcę; jego bratanek czuje, iŜ zaproszenie ze strony królowej Anglii i jej koburskiego małŜonka pasuje go nie tyle na rycerza, ile na księcia krwi królewskiej. Na zamku windsorskim Wiktoria i Albert, a jeszcze skuteczniej Palmerston nalegają na zaniechanie romantycznego projektu cesarza: przekonują go, Ŝe Ŝycie jego jest zbyt cenne, by je moŜna naraŜać na ryzyko. Wiktoria, która w okresie „coup d'etat" widziała w Ludwiku Napoleonie drugiego OHvera Cromwella (niekochanego przez suwerenów), teraz, zmienna jak zwykle, ulega francuskiemu czarowi. W parę miesięcy później, składając mu rewizytę w ParyŜu, zanotuje: „Dla cesarza osobiście 'powzięłam p r a w d z i w e przywiązanie... Nie mogę wprost wyrazić, ile mam dla niego sympatii... Nie znam n i k o g o , komu chętniej bym się zwierzała..." Na Wiktorię zawsze skutecznie działały pochlebstwa, nawet najgrubsze, a tych Ludwik Napoleon nie szczędził. Palmerston przestrzega: — W naszym przymierzu z Francją jesteśmy jak jeździec na wierzchowcu, który poniósł: trzeba bardzo uwaŜać, by nie zrzu cił nas do rowu albo za Ŝywopłot. Nareszcie Sewastopol pada, nawet bez napoleońskiego dowodzenia. W szturmie generalnym oddziały brytyjskie nie osiągają wyznaczonego celu, ale Francuzi triumfują. Palmerston klnie wymyślnie i soczyście, wiedząc, Ŝe teraz w negocjacjach Ludwik Napoleon i jego ministrowie będą mieli mocną pozycję: — Przy omawianiu kaŜdego waŜniejszego punktu będą powtarzali: „No, bo kto ostatecznie zdobył Sewastopol?" A my będziemy musieli się tylko uśmiechać i wstyd łykać! A Ŝeby to! NiezaleŜnie od tego, kto się więcej przyczynił do finalnego zwycięstwa, wojska cara straciły w wojnie krymskiej blisko pół miliona Ŝołnierzy: dwakroć więcej, niŜ całość wojsk sprzymierzonych. Petersburg gotów jest zawrzeć pokój. Pertraktacje prze226
nosi się do ParyŜa, gdzie szybciej postępują i doprowadzają do konkluzji — nie zadowalającej brytyjskiego premiera, ale najlepszej, jaką w danych warunkach mógł wynegocjować. Sukces sprzymierzonych był nie tylko zwycięstwem nad wojskami cara, ale takŜe — przynajmniej po stronie angielskiej — zwycięstwem uporu i odwagi prostego Ŝołnierza nad niekompetencją, apatią i zwykłą głupotą ich dowódców. Udział premiera w zwycięstwie teŜ był niemały. Prócz uwieńczonych powodzeniem starań o dostarczenie ekwipunku, broni, dostaw dla słuŜby zdrowia, Palmerston, obejmując władzę, przywrócił ludziom zaufanie we własne siły, nadszarpnięte poprzednio przez poraŜki i bałagan: dodał otuchy angielskim wojskom i pozwolił przetrwać najgorsze chwile. Za przykładem premiera cały rząd nabrał energii; ministrowie, ich departamenty, a nawet oficerowie. Mołdawię i Wołoszę traktat paryski (podpisany w marcu 1856 roku) połączył w autonomiczne państwo: Rumunię. Anglicy chcieli, by car oddał Krym i Gruzję, ale ostatecznie Palmerston odstąpił od tego Ŝądania, otrzymując w zamian obietnicę, Ŝe car zdemilitaryzuje Morze Czarne i zniszczy morskie bazy wojenne w Sewastopolu, Odessie i innych portach. To wszystko, co Wielka Brytania zyskała, ale jeśli chodzi o interesy brytyjskie, o to właśnie toczono wojnę. A wynik ten istotnie zapewni na dwa dziesięciolecia spokój i bezpieczeństwo na Bliskim Wschodzie i w Turcji. Na londyńskich ulicach, przy wtórze salutów armatnich, wiwatów i hałaśliwej radości, popularność Palmerstona sięga zenitu. Nawet jego polityczni przeciwnicy nie szczędzą słów uznania. Charles Grenville przyznaje, Ŝe: — ... ja sam, który przez tyle lat z niechęcią i nieufnością obserwowałem Pumeksa, dochodzę do przekonania, Ŝe był najlepszym ministrem, jakiego mogliśmy mieć. W Polsce, jak łatwo zgadnąć, nikt nie ma wysokiego mniemania o Palmerstonie. Panuje powszechny nastrój goryczy, zawodu i gniewu. Jeszcze jedna europejska konferencja pokojowa — i nie zrobiono niczego, by ulŜyć doli uciśnionego i rozdartego rozbiorami narodu. Generał Orłów zapewnił o „dobrych intencjach" cara w sprawie Polski. Ale jak owe „dobre intencje" wyglądały, przekonano się, gdy car przyjął polską delegację. 227
— Point de reveries... Tout ce que mon pere a fait est ibien fait*. Wielu Polaków wini za to brytyjskiego premiera. Nie jest to całkowicie słuszne. Mało w Polsce wie się o konfliktach, przetargach i obłudnych dwuznacznościach, osłoniętych fasadą ostatecznego kompromisu osiągniętego w ParyŜu. Ludwik Napoleon w pełni usprawiedliwił wcześniejsze o nim mniemanie księcia Alberta: „tak pełen podstępów i forteli, jak klatka małp". Po upadku Sewastopola — jak zresztą i poprzednio — Palmerston wywierał na Francję presję, by wojnę prowadzić aŜ do bezwarunkowej kapitulacji. Tylko wtedy, przy zupełnym upokorzeniu cara, moŜna byłoby zrobić coś dla Polski. Prawdą jest chyba, jak utrzymywał Disraeli, Ŝe gdyby Palmerston dopiął swego, działania wojenne trwałyby napewno tak długo jak wojny peloponeskie. Ludwik Napoleon odpowiedział brytyjskiemu premierowi, Ŝe jeśli walki mają się dalej toczyć o wyzwolenie Polski, to naleŜałoby włączyć do celów wojny jeszcze inne grupy narodowe, a przede wszystkim Włochów. — Cesarz wie dobrze — wyjaśniał Palmerston królowej — Ŝe gabinet brytyjski nie zgodzi się na wciągnięcie Austrii, a praw dopodobnie i Prus, do wojny po stronie cara. To by była woj na europejska: w najgorszym razie klęska, a w najlepszym legio ny napoleońskie jeszcze raz tratujące kontynent. Co więcej, Ludwik Napoleon powiedział Czartoryskiemu, Ŝe Francja jest gotowa kontynuować wojnę o niepodległość Polski, ale Ŝe Anglia nie chce się zgodzić. Było wprost przeciwnie: to Palmerston chciał kontynuować wojnę, a cesarz chwytał się kaŜdego podstępu, by ją zakończyć. Dopiero później wyjdzie na jaw dwulicowość Napoleona III, gdy jego osobista przedtraktatowa korespondencja z Wiktorią (znowu wtrącającą się w nie swoje sprawy, do których konstytucyjnie nie ma prawa) udowodni, Ŝe dwaj suwereni zgodzili się, by wskrzeszenie Polski nie było warunkiem zawarcia pokoju z carem. Trudno się dziwić, Ŝe w roku 1856 Palmerston powie: — Jest jasne Ŝe nasz mariaŜ z Francją niebawem zakończy * (iranc.) śadnych mrzonek... Wszystko co zrobił mój ojciec, zrobił dobrze.
228
się separacją z powodu „incompatibilite de moeurs"*. Przekonujemy się, Ŝe nasz „drogi przyjaciel" cesarz nie zasługuje na zaufanie... ani przyjaźń. Nawet gdyby te fakty były znane Polakom w okresie podpisywania paryskiego traktatu, niewielką stanowiłyby pociechę po straconych nadziejach. MoŜe rozumiano by lepiej brytyjskiego premiera i jego gabinet. A takŜe — podstępność Francuzów. Rozdział 3
Z KRYMSKIEGO DESZCZU POD HINDUSKĄ RYNNĘ Podczas letnich ferii parlamentu w roku traktatu paryskiego Emilia namawia męŜa, by wyjechał razem z nią do uzdrowiska nadmorskiego na wypoczynek. — Nie, nie! Te róŜne kurorty zanadto mi przypominają bezludną wyspę. — Co ty bredzisz? Bezludną wyspę? Cała śmietanka towarzyska wyjeŜdŜa tam o tej porze roku! — Właśnie. Oni wszyscy, kiedy sezon londyński się kończy, rozwijają w sobie mentalność bezludnej wyspy: chcieliby odciąć się od domów, zajęć, interesów, normalnego Ŝycia, Ŝądają nawet, by nie przeadresowywano listów do nich. To hibernacja, półśmierć. Gusty bywają róŜne, ale to nie mój. Wolę Broadlands, gdzie mi w kaŜdej chwili przyślą depesze z Downing Street, gdzie wieśniacy i dzierŜawcy mnie znają, a ja ich, gdzie psy i konie odpowiadają na mój głos... Emilia woli nie dostrzegać domniemanej krytyki jej własnego gustu i jeszcze namawia: •— Ale powietrze morskie jest zdrowe. — Wierzę kaŜdemu, kto dowodzi, Ŝe morskie powietrze mu dobrze zrobi. Co do mnie, znajome twarze, otoczenie, rutyna są najlepsze dla mego zdrowia. Troskliwa Ŝona beznadziejnie głową potrząsa, ale mówi z uśmiechem: • (/rana) niezgodność obyczajów.
229
— A kiedy zachorujesz z przepracowania, co wtedy? — Prędzej bym zachorował z nudów w nadmorskim kurorcie... Więc Henryk wyjeŜdŜa do Broadlands, gdzie z przyjemnością jeździ konno i poluje, spędziwszy codziennie kilka godzin za biurkiem. Zawiera teŜ przyjaźń z niejaką panią Gladys Hayes, Ŝoną drobnego właściciela ziemskiego z sąsiedztwa. U iszczytu swej kariery Palmerston nie zapomina o tych, których sympatia przyczyniła się do jego wyniesienia: średnich i niŜszych warstwach społecznych. Młynarz z Manchesteru otrzymuje tytuł para, co innych fabrykantów zachęca do marzeń o koronetach i gronostajach. Pastor anglikański, który zamiast stosować się do pedantycznie wypracowanego rytuału, zbliŜonego do katolickiego, a cieszącego się uznaniem arystokracji i sfer najbogatszych, odprawia w swoim kościele proste, skromne naboŜeństwa ze śpiewaniem hymnów, ulubionych przez niŜsze klasy — otrzymuje nominację na biskupa. Pewien szewc wynalazł obuwie z gumowymi obcasami, ponoć zmniejszającymi zmęczenie w marszu, ale nie moŜe swoim wynalazkiem zainteresować nikogo w wojsku. Powróciwszy do Londynu, jego lordowska mość jedzie do warsztatu, zamawia dla siebie buty z takimi obcasami i przymierzywszy je na miejscu, cytuje popularny toast, ku radości zgromadzonych gapiów: — Na zdrowie naszym przyjaciołom, ale, najpierw naszym wrogom: niech mają ciasne buty i odciski na wszystkich pal cach stóp! KaŜdy, kto otrzymuje jakieś apanaŜe z funduszu rządowego, musi na nie pracować i dawać przykład innym. Królowej i księcia małŜonka, jakie by nie były ich wady, nie moŜna oskarŜać o próŜniactwo, nawet w sensie matrymonialnym, bo Wiktoria spodziewa się właśnie dziewiątego dziecka. Tym niemniej, kampania przeciw zaniedbaniu obowiązków obejmuje nawet Pałac Buckinghamski. Lustrator dworu królewskiego, który jest jednocześnie posłem, zostaje zwolniony ze swego lukratywnego stanowiska, poniewaŜ był nieobecny na siedemdziesięciu ze stu dziesięciu sesjach w Izbie Gmin. Premier opuścił tylko czternaście sesji. Przemawiając w Izbie na temat rządowego wniosku o popra230
wie warunków mieszkaniowych dla robotników, Palmerston miesza z błotem kamieniczników: — Powiada się, Ŝe dom Anglika jest jego twierdzą... ale dom, jaki .ci przedsiębiorcy dla niego budują, staje się jego lochem: i do tych ciemnych, niezdrowych lochów wtłacza się dla zys ku tyle osób, Ŝe nie mogą Ŝyć razem w bezpieczeństwie dla ciała ani dla umysłu... A gdy parlament uchwala oficjalne podziękowanie wojskom wracającym z Krymu, jego lordowska mość cieszy serca prostych ludzi jeszcze jednym cytatem: — Szlachetne czyny równie dobrze spełnia syn tkacza, jak i potomek księcia. Palmerston często grzeszy demagogią, ale polityk nie zyskuje sobie miana „ulubieńca narodu", pracowicie studiując klasyków w zakurzonej bibliotece lub wpatrując się w gwiazdy przez teleskop na wieŜy. Oponentów premiera w parlamencie najbardziej irytuje ów dar zdobywania popularności, nawiązywania kontaktu z szerokim ogółem, który Palmerston posiadł w tak wysokim stopniu, a którego im samym tak wyraźnie brakuje. śycie premiera nie składa się jednak tylko z przydzielania zaszczytów i stanowisk, demonstrowania kamaraderii z rzemieślnikami, czy teŜ wygłaszania oklepanych przysłów i wierszyków. Palmerston przedsiębierze teraz zadanie, które mu się nie uda, chociaŜ na sukces zasługuje: i drugie, uwieńczone powodzeniem, chociaŜ jego strony etycznej lepiej nie badać zbyt skrupulatnie. Florencja Nightingale wróciła do domu, ale nie do próŜnowania. Jak kowadło w kuźni, tak ona sypie iskrami nowych pomysłów reformy angielskiego szpitalnictwa, poprawy warunków opieki nad chorymi, pielęgnacji. Bombarduje ministrów i wszystkich wpływowych przyjaciół listami, przedstawia projekty opracowane z drobiazgowymi szczegółami. Wojsko zamierza wybudować dla swych potrzeb nowy szpital w Netley w pobliŜu Southampton. Lord Panmure, minister wojny, przesyła Florencji plany budynku i urządzeń, a w rezultacie niebawem pogrąŜa się pod lawiną jej korespondencji: komentarzy, krytyk, raportów, uwag opartych na jej osobistych badaniach w całej Europie i statystykach. Ostatecznie bohater231
ka z Krymu odrzuca w całości plany szpitala w Netley, przytaczając niezbite racje, zgromadzone, gdy chodziła kilometrami po korytarzach i salach szpitali, azyli i przytułków. Przedstawia alternatywne plany szeregu pawilonów mieszczących poszczególne, oddziały szpitala. „Celem jest stworzenie atmosfery, w której by jeden oddział nie kolidował z drugim, lecz otwierał się bezpośrednio na otwartą przestrzeń, a kaŜdy pacjent mógł wychodzić swobodnie na dwór, niech na jego miejsce wpływa z zewnątrz świeŜe powietrze..." Panna Nightingale wydedukowała ze swych obserwacji to, co nauka dopiero w przyszłości stwierdzi: Ŝe dzielenie pacjentów na mniejsze grupy obniŜa • niebezpieczeństwo szerzenia się chorób zakaźnych w szpitalach. Czy swobodne wychodzenie na dwór nie naraŜa okolicznych mieszkańców — tej kwestii nikt jeszcze nie porusza. Lord Panmure próbuje wytłumaczyć natrętnej niewieście, Ŝe trzeba się liczyć z architektami, Ŝe budowa szpitala jest juŜ zaawansowana, a radykalne zmiany są niemoŜliwe. Ale Florencja odcina się energicznie, mówiąc, Ŝe przy dobrej woli wszystko jest moŜliwe. Na BoŜe Narodzenie roku 1856 wprasza się do Broadlands, zostaje tam przez kilka dni i werbuje dla swojej sprawy dawnego przyjaciela, Henryka Palmerstona. Premier pisze w ostrym tonie do Lorda Panmure: ,,... mam głębokie zaufanie do poglądów panny Nightingale na sprawy szpitalnictwa. Z tego, co mi powiedziała, wnioskuję, Ŝe lepiej by było wyburzyć, co do tej pory wybudowano w Netley i zacząć od nowa... Wydaje mi się, Ŝe poświęcono wygody i warunki szybkiego ozdrowienia pacjentów na rzecz zarozumiałości architekta, którego jedynym celem było stworzenie gmachu imponującego widokiem od strony zatoki Southampton... Proszę więc wstrzymać wszelkie roboty na budowie, dopóki całej kwestii jeszcze raz dokładnie się nie rozwaŜy..." Prawdziwy szok dla ministra wojny. Dość juŜ kłopotu z tym, Ŝe jego biurko i pół podłogi w jego gabinecie zaścielają papierzyska korespondencji panny Nightingale. A teraz premier, energiczny i dyktatorski, musi wtykać nos w tę nieszczęsną aferę. Lord Panmure odpowiada nieśmiało, nawiązując do ,,zerwania 232
kontraktów" i ujmy dla „wszystkich związanych z projektem budowy". Ale ma i powaŜniejszy argument w zanadrzu: „To by kosztowało £ 70.000 — a kto przekona parlament o potrzebie takiego dodatkowego ekspensu?" Uparty Palmerston pisze znowu: „...lepiej zapłacić za wrzucenie do morza, cegła po cegle, obecnej budowy, niŜ wznieść gmach, który nie będzie szpitalem, a rzeźnią..." Niestety, ani Florencja Nightingale, ani nawet sam premier nie zdołają przekonać parlamentu, aby przydzielił z państwowych funduszy £ 70.000 na wyburzenie gmachu, którego budowa jest juŜ dobrze zaawansowana. Propozycję odrzucono, szpital w Netley dokończono według pierwotnego projektu, a wojsko dostało dla swoich chorych szpital, który wkrótce zasłynął z niewygód, jakie narzucał personelowi medycznemu i pielęgniarkom, z cięŜkiej atmosfery i wysokiej śmiertelności. Palmerston i Florencja Nightingale są przygnębieni poraŜką. Ale uwagę premiera niebawem zaabsorbuje inna sprawa. Emilia, zajrzawszy do gabinetu męŜa, zastaje go chodzącego niecierpliwie tam i z powrotem, z rękoma głęboko w kieszeniach. — Co za kłopot tym razem? Który z ministrów coś przeskrobał? — śaden minister. Bigosu narobili nasz gubernator w Hong-Kongu i konsul generalny w Kantonie. Teraz jestem w sytuacji bez wyjścia: po obu stronach czeka mnie pułapka! — Znowu te Chiny! — mówi Emilia. — Nie sposób winić Chińczyków — rzecze Henryk. — Ale ja muszę popierać Anglików urzędujących za granicą, nawet jeśli się zachowują jak kieszonkowi dyktatorzy. — Opowiedz mi. To ci pomoŜe myśleć. Henryk podsumowuje fakty, które zresztą Emilia juŜ zna. W październiku roku 1856 mały statek piracki, „Arrow", pod flagą brytyjską a kapitanem Irlandczykiem, zagarnęły chińskie straŜe przybrzeŜne. Kapitana wypuszczono, ale marynarzy za1 trzymano w więzieniu. — PrzecieŜ byli Chińczykami i piratami — zauwaŜyła Emilia* — Wydaje mi się, Ŝe ten Irlandczyk moŜe się uwaŜać za szczęściarza. 233
— Nie powiem, bym się z tym nie zgadzał — mówi Henryk. — Ale to dopiero początek historii. Sir John Bowring, gubernator, i konsul Parkes zaŜądali uwolnienia uwięzionych piratów. No i wypuszczono ich. — Więc o co chodzi? — O to, Ŝe nie dość im było rozsądnej ustępliwości, nawet wielkoduszności ze strony Chińczyków. Bowring i Parkes zaŜądali zadośćuczynienia za zniewagę flagi brytyjskiej... — To brzmi jak niepotrzebne podbijanie narodowego bębenka. — Nie tylko. Sarno Ŝądanie było legalnie nieuzasadnione, bo statek „Arrow", chociaŜ kiedyś zarejestrowany jako brytyjski, od kilku tygodni przestał nim być. I nie miał prawa wywieszać flagi brytyjskiej. — Co za głupcy! — Czekaj. Nie uzyskawszy satysfakcji od Chińczyków, Bowring rozkazał okrętom floty wojennej zbombardować Kanton... — O BoŜe! — Pozabijali ludzi i wyrządzili niemałe szkody. — Tak, widzę teraz twoje dwie pułapki. Jeśli zdecydujesz się poprzeć dyktatorskie metody Bowringa, to będziesz popierał zawadiacki i głupi postępek i dwór ciebie o wszystko obwini. A jeśli się wyprzesz Bowringa, to w parlamencie i w całym kraju podniesie się krzyk, Ŝe opuszczasz w trudnej sytuacji angielskich urzędników na zagranicznych placówkach. A Bowring i Parkes, wiedząc, Ŝe Wielka Brytania ma teraz rezolutnego premiera, od początku na twoje poparcie liczyli. — Właśnie, chociaŜ wcale im za ten komplement nie podzię kuję. A nie zapominaj, Ŝe Bowring jest człowiekiem wybitnym i zasłuŜonym w wielu dziedzinach... Sir John Bowring, lat 64, jest znanym ekonomistą, lingwistą i slawistą. Opublikował, między wielu innymi dziełami, pracę pt.: „Wybór poezji polskiej" i „Wybór poezji rosyjskiej". Od wielu lat pełnił waŜne funkcje na Dalekim Wschodzie, był konsulem, wreszcie został gubernatorem Hong-Kongu, wyposaŜonym we władzę uŜywania według własnej dyskrecji sił zbrojnych na lądzie i na morzu. — Wyprzeć się Bowringa — ciągnie Henryk — znaczyłoby, 234
Ŝe trzeba by odwołać go do kraju w niełasce. Rzecz nie do pomyślenia. A nawet gdybym go nie odwołał, on sam podałby się do dymisji i po powrocie narobiłby niemało hałasu, przypominając o „Civis Romanus" i całej reszcie. Tymczasem bombardowanie Kantonu wzburzyło całe miasto i rozwścieczeni Chińczycy zabili kilku obywateli brytyjskich. Gabinet, a nawet królowa, wobec zaatakowania jej poddanych, decydują się poprzeć Bowringa. Zalecono mu, by załatwił sprawy w Kantonie przy pomocy wojska — wskazówka, której wcale nie potrzebował, bo juŜ to właśnie robi. Dość dziwne przymierze (nazwane przez premiera „przypadkowym połączeniem atomów") torysów i radykałów w Izbie Gmin krytykuje prowadzenie tej chińskiej afery 1 Ŝąda nagany. Oburzają się wszyscy powaŜniejsi politycy poza gabinetem. Wprawdzie nie wiadomo, czy wierzyć w ich szczerość czy teŜ w ich chęć obalenia rządu — kaŜdego irządu, do którego oni sami nie naleŜą — jednakŜe głosowanie nad naganą daje tak nieznaczną przewagę gabinetowi, Ŝe Palmerston przyjmując wyzwanie Benjamina Disraeli Ŝądającego wyborów powszechnych, prosi królową o rozwiązanie parlamentu. Wiktoria jest w dziewiątym miesiącu i błaga Alberta, by przekonał tych nieznośnych polityków, Ŝe ona nie moŜe teraz 'zmieniać gabinetu i przyzwyczajać się do nowych twarzy. Emilia .mówi ze śmiechem do męŜa: — Nie sądzę, byś pochwalał panowanie za pomocą kaprysów ciąŜy. Rzeczywiście, Palmerston nalega, by rozwiązać parlament i ogłosić wybory. Dobrze być „ulubieńcem narodu". Mając dwie alternatywy: albo głosowanie na rzecz zasad etycznych, albo teŜ na brytyjskiego lwa, brytyjską marynarkę wojenną, brytyjskie interesy handlowe na Dalekim Wschodzie i patriotycznego premiera (tak się przedstawia na wiecach podczas kampanii) wyborcy nie wahają się wcale. Kilku posłów, którzy 'poprowadzili atak na rząd w parlamencie, przegrywa w swoich okręgach, a Parmersiton wraca z najwyŜszą większością — 85 — jaką miał rząd w Wielkiej Brytanii od roku 1832. Lord Shaftesbury pisze z podziwem: „Popularność Palmerstona jest nadzwyczajna, jego nazwisko dominuje absolutnie na forum politycznym". Disraeli, 235
chociaŜ pogardza gabinetem jako całością, określa premiera jako „grubą rybę wśród płotek". Nawet królowa, mając juŜ za sobą wybory i szczęśliwy połóg, zachwyca się: — Co byśmy z r o b i l i bez Lorda Palmerstona, nie mogę so bie wyobrazić! Co słysząc, Charles Greville mówi ze szczerym zdziwieniem: — Zdumiewająca kobieta nam panuje. PrzecieŜ ledwo przed trzema laty Ŝyczyła Paltmerstonowi śmierci. Wojsko zmusza Chińczyków do wypłacenia odszkodowania za aferę ze statkiem „Arrow", chociaŜ statek nie był juŜ podówczas zarejestrowany jako brytyjski, i do koncesji, korzystnych dla handlu brytyjskiego. Naród, świadom własnej, wzrastającej potęgi i wpływów, dał mandat „dyplomacji przy pomocy wojennych okrętów". Ale później, kiedy i potęga i wpływy brytyjskie będą malały, potomność określi taką dyplomację jako amoralną, nie do usprawiedliwienia. Bądź co bądź, Palmerston wyrąbał sobie drogę poprzez jedną z pułapek, przed którymi stał. I potrzebna mu teraz popularność i większość w parlamencie. Bo czeka go kryzys imperium.
Niedzielnym rankiem w maju 1857 roku trzy regimenty hinduskie w Meerut, o jakieś 60 km na północny wschód od Delhi, rozstrzeliwują swoich angielskich oficerów, wywaŜają bramy więzienia i wraz z uwolnionymi współwyznawcami maszerują z bronią w ręku na staroŜytną stolicę Indii. W dwadzieścia cztery godziny później Bahadar Shah, muzułmański potomek starej dynastii cesarskiej wygnanej przez Anglików i Francuzów, zostaje ogłoszony Wielkim Mogołem. Wybranie władcą muzułmanina w kraju, gdzie większość wyćwiczonych Ŝołnierzy — sipajów — wyznaje religie hinduskie, niezbyt tolerancyjnie usposobione do wyznawców innych religii, jest posunięciem politycznym wątpliwej mądrości. Ale stało się. W Indiach od dawna włada nie bezpośrednio rząd brytyjski, ale Kompania Wschodnio-lndyjska: spółka handlowa. Jej urzędnikiem był Robert Clive, gdy za pomocą korupcji i oszustw podbił pod koniec XVIII w. bogatą prowincję Bengalu. Początkom wo Kompania koncentrowała uwagę na zabezpieczeniu handlu 236
i chociaŜ jej urzędnicy wyzyskiwali i korumpowali krajowców, jednakŜe nie mieszali się do spraw obyczajów i religii, a nawet odmówili chrześcijańskim misjonarzom prawa wstępu do Indii. Ale w roku 1813 ten zakaz zniesiono. Misjonarze napływali licznie, z Ŝarliwością zabierając się do nawracania: nietolerancyjni, fanatyczni, nie uznający Ŝadnej religii poza ich własną. Z wiarą chrześcijańską łączyło się aroganckie przekonanie o wyŜszości własnej cywilizacji. Anglik ma zakorzenione poczucie niechęci do tego, co jest inne. Chciałby wszystko pourządzać tak, jak u siebie w domu. Jest to zgodne z teorią Palmerstona, Ŝe brytyjskie instytucje i styl Ŝycia są najlepsze na świecie, stanowią wzór do naśladowania. Anglik za granicą nie moŜe zmienić klimatu ani pejzaŜu, ale na pustynnych i górskich placówkach przebiera się w smoking do wieczornego obiadu, chociaŜby siadał do posiłku w namiocie czy w jaskini, i zjada potrawy dostosowane tylko do umiarkowanego klimatu, na dokładkę zatruwając sobie wątrobę szkocką whisky. A gdy ludzie w jego otoczeniu nie chcą się zmieniać, nie chcą go naśladować, walczy środkami pokojowymi i bronią, aŜ ich podbije lub sam zostanie wypędzony. Coraz bardziej Anglicy dawali odczuć swą wyŜszość mieszkańcom Indii. Usunięto krajowców z wyŜszych stanowisk, które do tej pory zajmowali. „Westernizacja" cieszyła się w Anglii poparciem ze strony reformatorów liberalnych, kompletnie nieświadomych warunków Ŝycia na Wschodzie, a odnoszących się z pogardą do staroŜytnej cywilizacji i kultury. Próbowano narzucić zupełne przekształcenie obyczajów i sposobu Ŝycia ludności. Palmerston nie poparł tego rodzaju polityki wewnętrznej w Indiach, ale teŜ i nie protestował. Brytyjczycy zagarnęli ziemie ksiąŜąt, których rody władały tam od stuleci. Bogatych ziemian wywłaszczono. Gościńce zabezpieczono przed rozbójnikami. Praktyki, wstrętne dla Europejczyków, chociaŜ dla Hindusów tradycyjnie zrozumiałe, tępiono bez litości. Krajowcy, włącznie z hinduskimi Ŝołnierzami pod wodzą brytyjskich oficerów, Ŝyli w stałej obawie przed naruszeniem zasad ich kasty. Budowa dróg i kolei Ŝelaznych, ułatwiająca Brytyjczykom handel i ruchliwość militarną, wydawała się miejscowej ludności wcale nie postępem, ale manifestacją obce237
go panowania. Urzędnicy Kompanii Wschodnio-Indyjskiej jakby nie dostrzegali, a w kaŜdym razie nie doceniali oznak coraz powszechniejszego niezadowolenia. Niepokoje i wrzenie szerzyły się po całym kraju, a zwłaszcza w bogatych prowincjach północnych i między hinduskimi Ŝołnierzami. Coraz nowe prowincje zagarniano, aŜ w roku 1856 chciwy wzrok generalnego gubernatora, lorda Dalhousie, padł na prowincję Oudh, między Bengalem a PendŜabem, Ŝyzną, bogatą i gęsto zaludnioną krainę, której niepodległość o dwadzieścia lat wcześniej sama Kompania zagwarantowała. Ale teraz Oudh leŜało na drodze dalszego terytorialnego i militarnego rozwoju Kompanii, więc musiało paść ofiarą. Kadencja gubernatorska lorda Dalhousie dobiegła końca, zastąpiono go hrabią Charlesem Canningiem, najmłodszym synem George'a Canninga, dawnego politycznego mentora Palmerstona. Ale zmiana na stanowisku gubernatora wcale nie złagodziła wrzenia w całej dolinie Gangesu, wywołanego aneksją prowincji Oudh. Napięcie najsilniej występowało w wojsku, wśród sipajów, z których jedna trzecia — a armia Bengalu liczyła czterdzieści tysięcy Ŝołnierzy — pochodziła właśnie z prowincji Oudh. Gdy wybucha rewolta, w Indiach jest 45 tysięcy brytyjskich Ŝołnierzy i 232 tysiące sipajów. Do wojska werbowano Hindusów wyŜszych kast i muzułmanów. Sipaje zachowali swoją religię, kastę, obyczaje, stosunki z rodzinami. Są więc szczególnie wraŜliwi na kaŜde posunięcie, jak aneksja Oudh, które negatywnie wpływa na Ŝycic ich rodzin; są teŜ świadomi, jak wielkie znaczenie ma dla nich utrzymanie swobody religii i obyczaju. Gdyby w czymś uchybm swojej kaście łub religii, ich rodziny i przyjaciele odtrąciłby ich bezwarunkowo. Z początkiem roku. 1857 Kompania Wschodnio-Indyjska wyekwipowała sipajów w karabiny nowego typu, wymagające smarowania nabojów. Górną część naboju naleŜało odrywać zębami, a sipaje byli przekonani, Ŝe smarowano je tłuszczem wołowym i wieprzowym. Takie dotknięcie, zarówno według wierzeń hinduskich jak i muzułmańskich, skaŜało ich i czyniło nieczystymi. Przekonanie sipajów nie było bezzasadne. Frederick Roberts, który walczył przeciw rebeliantom i zdobył najwyŜszy angielski order za odwagę, KrzyŜ Wiktorii, napisze później: 238
taka, której nigdy nie będą mogli zapomnieć. Wydałem następujące rozkazy, uznawszy je za najodpowiedniejsze dla tych celów: „Studnię, do której wrzucono zwłoki nieszczęsnych kobiet i dzieci, zasypać... Dorn, w którym zostały pomordowane, a który jest splamiony krwią, nie będzie zmywany i czyszczony przez Anglików... kaŜdą plahię niewinnej krwi mają zmyć i wytrzeć przestępcy, których odtąd pojmiemy. KaŜdy zbrodniarz będzie zmuszony do wymycia części plam, a oficer Ŝandarmerii wojskowej na słuŜbie będzie uŜywał bicza, by chłostą zmusić ociągających się. Po starannym wymyciu wyznaczonej mu części plam, winowajcę natychmiast powiesić". Opisując wykonania swego rozkazu, generał Neill dodaje: „Muzułmański urzędnik naszych niŜszych sądów... wzdragał się, otrzymał chłostę i zmuszono go do wylizania plamy krwi językiem". I nieuniknione zakończenie generalskiego raportu: „Spełniam mój obowiązek z błogosławieństwem i pomocą Boga". Do tego raportu Neilla inny z generałów w Indiach, Sir George Campbell, dodaje komentarz: ,,Gdyby ci ludzie («2brodniarze, których odtąd pojmiemy*) byli rzeczywiście sprawcami masakry, rzecz i tak byłaby odraŜająca: ale Neill dokonał swej pomsty na «wszystkich uczestnikach buntu» — a my, którzy wiemy, jak te sprawy załatwiono, moŜemy powątpiewać, czy istniały choćby ślady dowodów..." Rewolcie zabrakło organizacji, zgodnego współdziałania, zdecydowanego dowództwa. Powołanie muzułmanina na Wielkiego Mogoła sprawiło, Ŝe wyznawcy innych religii nie przyłączyli się do rewolty, a wielu sipajów nawet walczyło po stronie angielskiej. Główne siły powstańcze pozwoliły się zamknąć w Delhi, lub rozdzielone na nieliczne oddziały, odizolowane jedne od drugich, oblegały poszczególne brytyjskie garnizony. Szybka akcja militarna Anglików sterroryzowała południowe Indie, które nie wzięły aktywnego udziału w powstaniu. We wrześniu Delhi jest w rękach brytyjskich, a koniec powstania przesądzony. Palmerston i królowa obmyślają warunki poddania i przyszłości Indii. Wiktoria domaga się: „Indie powinny naleŜeć do mnie... cały kraj mtisi być mój..." Premier ma powody, by się z nią zgadzać: 241
— Trzeba skończyć z władzą polityczną Kompanii WschodnioIndyjskiej, a administrację przekazać koronie. Wojska brytyjskie coraz wyraźniej opanowują sytuację, a równocześnie szerzy się grabieŜ. W. H. Russell, dziennikarz, który słał dla „Timesa'r reportaŜe z Krymu o cierpieniach Ŝołnierzy brytyjskich, teraz pisze z Indii o ich działalności jeśli nie bez aprobaty, to w kaŜdym razie bez wyraźnego potępienia. ,,... Wyobraźcie sobie dziedzińce tak wielkie, jak Ogrody Tempie (park londyński), otoczone wokół pałacami: na fasadach sztukaterie i złocenia, tu i ówdzie freski, zielone Ŝaluzje osłaniają otwory, które podwójnym rzędem przerywają mury. Na środku dziedzińca posągi, lampy, fontanny, drzewa pomarańczowe, akwedukty i altanki pod kopułami, lśniącymi mosiądzem... Najeźdźcy sforsowali wejścia na długie korytarze... Spod porąbanych portali wychodzą Ŝołnierze, obładowani łupem. Bogate tkaniny, szale, złotem i srebrem przetykane brokaty, szkatułki z klejnotami, broń, szaty. śołnierze są jak nieprzytomni, upojeni grabieŜą, chciwością. Niektórzy wychodzą z porcelanowymi wazami lub lustrami, rozbijają je o kamienną posadzkę dziedzińca i wracają po cenniejsze łupy. Inni wydłubują drogocenne kamienie z czapraków, rękojeści szabel lub olster pistoletów. Inni owijają się materiałami, naszywanymi złotem i klejnotami, jeszcze inni dźwigają bezuŜyteczne przedmioty, cięŜkie mosięŜne naczynia, statki..." Oficerowie nie tylko nie hamują grabieŜy, ale sami się do niej przyłączają. Korespondent ,,Timesa" równieŜ „wybrał parę przedmiotów i odłoŜył je dla siebie". Nie tylko grabieŜ. Rzeź. John Nicholson, znany swym rodakom jako bohater spod Delhi, oficer i urzędnik sądowy, od dawna „czyniący sprawiedliwość" nad krajowcami, napisał w chwili wybuchu buntu: „Powiedziano w Piśmie Świętym, Ŝe kara winna być wymierzona zaleŜnie od winy". I proponował: „Chłostanie do śmierci, wbijanie na pal i palenie Ŝywcem", jako odpowiednie kary dla krajowców, którzy walczyli o własną religię, kulturę i tradycyjny sposób Ŝycia. Inny wyŜszy oficer dowodzi, Ŝe najsurowsze kary są usprawiedliwione, poniewaŜ „słowo BoŜe nie autoryzowało współcze242
snej delikatności w odniesieniu do ludzkiego Ŝycia". Wydaje się, Ŝe ci oficerowie i wiele podobnie myślących Anglików w Indiach i na wyspach brytyjskich wychowało się na Starym Testamencie i pomimo swego misjonarskiego zapału nigdy nie słyszało o Księciu Pokoju. I widać nikt z nich nie czytał słów największego poety własnego narodu, który pisał: Dla miłosierdzia nikt przymusu nie ma: ............. Najpodobniejszy jest Bogu król ziemski Gdy sprawiedliwość słodzi miłosierdziem. (Szekspir, „Kupiec wenecki"). Tysiące powstańców* rzeczywistych lub tylko podejrzanych, wiesza się na szubienicach, wpycha w wyloty armat, które rozsadzają ich na strzępy jednym wystrzałem. AŜ wreszcie generalny gubernator, w obawie, Ŝe brytyjska mściwość znowu zapali cały kraj do desperackiego zrywu, groŜącego nie tylko Ŝyciu, ale nade wszystko posiadłościom Anglików, nakazuje pobłaŜanie. W londyńskim parlamencie i w prasie podnosi się wrzawa szowinistów, domagających się zemsty bez hamulców. Przykro pomyśleć, Ŝe angielska opinia publiczna, która tak niedawno humanitarnie domagała się zniesienia handlu niewolnikami, teraz Ŝąda okrutnego odwetu na narodach Indii. Wśród niewielu, bardzo niewielu głosów, które wzywają do pomiarkowania i miłosierdzia, jest głos śyda, Benjamina Disraeli: — Protestuję przeciwko odpowiadaniem okrucieństwem na okrucieństwo, zbrodnią na zbrodnię. Słyszałem, oo tu mówiono i czytałem, co pisano: i przypuszczam, Ŝe miast skłaniać głowy przed imieniem Jezusa, chcemy odrodzić kult Molocha... RównieŜ .premier skierowuje całą potęŜną artylerię swej elokwencji na rzecz zaprzestania bezsensownej zemsty, a poparcia dla „miłosiernego Canninga". Chciałoby się stwierdzić, Ŝe Palmerston działał wyłącznie z pobudek humanitarnych. Canning rzeczywiście dąŜy do zahamowania masakry hinduskiej ludności. Niewykluczone jednak, Ŝe gdyby postępował odwrotnie, teŜ miałby poparcie Palmerstona. Poparcie dla generalnego gubernatora Indii wywodzi się z tego samego źródła, co poparcie dla gubernatora Hong-Kongu: przedstawiciele Wielkiej Brytanii na zagranicznych placówkach muszą być popierani w kaŜdych okolicznościach, czy postępują źle, czy teŜ dobrze. 243
Bunt się wypalił, popioły wygasły. Parlament brytyjski ogromną większością uchwala wniosek Palmerstona, odbierający Kompanii Wschodnio-Indyjskiej administrację w Indiach na rzecz korony. Generalny gubernator otrzymuje tytuł wicekróla: ogłasza się pełną amnestię dla wszystkich, prócz przywódców buntu i tych, którym udowodniono zabijanie obywateli brytyjskich. Oczywiście Anglicy, którzy zabijali i torturowali Hindusów, amnestii nie potrzebują: są narodowymi bohaterami. Cała ta ponura sprawa, podobnie jak afera kantońska świadczą, Ŝe w XIX wieku — gdy komunikacja była jeszcze ogromnie powolna — premier i gabinet mogli wywierać stosunkowo mały wpływ na przebieg krytycznych wydarzeń w „teatrze brytyjskich zainteresowań", jeśli ten teatr znajdował się w odległości tysięcy mil. Rząd, o ile nie chce wycofać w ogóle swoich obywateli — a tego nie ośmieli się uczynić Ŝaden polityk w okresie rozkwitu imperium i gospodarki narodowej — moŜe co najwyŜej, gdy kryzys minie, posłać tam nowych łudzi w nadziei, Ŝe będą lepsi od tych, którzy wszczęli zamęt. — Rząd brytyjski — mówi Palmerston — powinien był wcześniej kontrolować pozahandlową działalność Kompanii WschodnioIndyjskiej i wcześniej przejąć administrację w Indiach. Ale nawet jego lordowska mość do tej pory nic podobnego nie proponował. Jak inni męŜowie stanu w Anglii, Palmerston mało wiedział o tym, co naprawdę działo się w Indiach. Potomność słusznie przypomni, Ŝe lord Palmerston musi wziąć na swoje barki część winy za jeden z najbardziej haniebnych rozdziałów w historii brytyjskiego imperium, któremu przecieŜ przelew krwi nie był obcy. Ale większość jemu współczesnych w Anglii nie wini go ani za metody tłumienia buntu w Indiach, ani za przymykanie oczu na to, co do buntu doprowadziło. Nie wini się go teŜ za aferę kantońska.
Przyjaźń, którą wkrótce po zakończeniu wojny krymskiej Palmerston nawiązał z panią Gladys Hayes, budzi więcej pobłaŜliwych uśmieszków, niŜ przyczynia się do jego sławetnej popularności. Alfred Hayes jest mało znanym torysowskim posłem, dobiega siedemdziesiątki, a jego Ŝona jest od niego trzydzieści lat 244
młodsza. Wprawdzie nie piękność, Giadys jest jednak wesoła i pełna Ŝycia, a przy tym wspaniale jeździ konno. Jej mąŜ — świeŜo wzbogacony finansista, raŜąco wystrojony, agresywnie głośny .— jest nie lubiany i z tego powodu Giadys nie osiągnęła swoich towarzyskich ambicji i w ekskluzywnych kołach londyńskich zajmuje miejsce tylko na marginesie. Hayes oŜenił się z nią — jedną z siedmiu córekj i wówczas juŜ blisko trzydziestoletnią, więc właściwie starą panną — w zamian za piękny posag. Stosunki między tą bezdzietną parą nigdy nie były więcej niŜ poprawne, a ostatnio jeszcze ochłodły. Gdy po skończonej wojnie Emilia wyjechała na wypoczynek, Palmerston kilkakrotnie jeździł z panią Hayes na przejaŜdŜki konne. Do Broadlands nie zapraszał jej, ale Emilia, zawsze pobłaŜliwa wobec przelotnych flirtów swego męŜa, po swoim powrocie znad morza zaprosiła panią Hayes, polubiła ją, uznała, Ŝe miło się z nią rozmawia. Giadys ceniła sobie znajomość z Palmerstonami licząc, Ŝe dzięki nim nareszcie zdobędzie fortecę ekskluzywnych kół towarzyskich. Ani pani Hayes ani jego lordowska mość nie mieli Ŝadnych zamiarów przekształcania miłej znajomości w intymniejszą zaŜyłość. Ostatecznie Palmerston jest jeszcze starszy od Hayesa. Natomiast małŜonek damy dostrzega tu dla siebie sposobność awansu w stronnictwie torysów. Nie tyle nawet spodziewa się jakiejś przyszłej posady, ile uznania wśród kolegów, jeŜeli wmiesza przywódcę wigów, premiera, w głośny skandal. Wszczyna więc sprawę rozwodową, a w kuluarach Izby Gmin i w klubach londyńskich odgrywa rolę cięŜko skrzywdzonego, zdradzonego męŜa. Nie spotka się z oddźwiękiem: jedyne, co osiąga, to niewybredne Ŝarty za karcianymi stolikami na temat Ŝywotności siedemdziesięciopięciolatków i uniesione w górę brwi pań nad filiŜankami herbaty. Wiktoria, chociaŜ o wiele bardziej pruderyjna od czasu małŜeństwa z Albertem, teraz jednak zmieniła kompletnie swoje poglądy na Palmerstona — „cóŜ byśmy bez niego poczęli?" — i nie chce słyszeć o niczym, co by mu mogło przynieść ujmę. I tylko potępia impertynencję „tego parweniusza Hayesa". śarty i prześmieszki szerzą się jednak w piwiarniach i na ulicach, gdzie pospólstwo wcale nie wątpi o Ŝywotnej męskości lorda Kupidyna. 245
— Taki kobieciarz zawsze będzie biegał za spódniczkami... — I na pewno sobie dobrze radzi... — Stary ogier lubi świeŜe, zielone pastwisko... — A niech mu szczęście sprzyja... i siły... Popularność Palmerstona jeszcze wzrasta. Na krótko. śaden adwokat nie chce się podjąć prowadzenia sprawy rozwodowej Hayesa. Nie moŜna znaleźć dowodów, iŜ oskarŜona para przebywała razem inaczej, jak na konnych przejaŜdŜkach; a prócz tego wątpliwe, by który sędzia podzielał powszechny pogląd na temat nieustającej potencji Palmerstona. Do sprawy nie dochodzi. Hayes zdobył rozgłos, ale nie taki, o jaki mu chodziło. Jego Ŝona okazuje mu wyraźną pogardę, a lady Palmerston rozbawiona furorą i wierząc, Ŝe w tym wypadku nie doszło do zdrady małŜeńskiej, nalega na Henryka, by się bronił, jeŜeli dojdzie do rozprawy sądowej. JednakŜe niebawem Emilia — ujawniając skłonności do nepotyzmu, częstego u osób o silnie rozwiniętych instynktach familijnych, osób mających wielu bliskich przyjaciół — zwraca się do Henryka z prośbą. Wakuje stanowisko lorda Tajnej Pieczęci, bez wielkiego znaczenia, ale związane z miejscem w gabinecie, zbliŜone charakterem do stanowiska ministra bez teki. — Jest kilku moŜliwych kandydatów — mówi Henryk. — Trze ba będzie to rozwaŜyć. — Czy myślałeś o lordzie Clanricarde? — zapytuje Emilia. Palmerston się uśmiecha. — Ten twój przyjaciel o kiepskiej reputacji? Właściwie Emilia przyjaźni się z jego Ŝoną, która powzięła ambitne plany co do kariery swego męŜa. A ten rzeczywiście ma złą sławę. — Spotkałem go kiedyś na polowaniu, milordzie — opowiada Palmerstonowi kolega w klubie. — Nieprzyjemny typ. Kiedy mu koń wyłamał przed ogrodzeniem, zeskoczył i kopnął zwierzę w brzuch, psy poganiał razami szpicruty; powiedział, Ŝe nie lu bi kobiet w siodle, ich miejsce tylko w łóŜku! To cham, szanow ny panie! W dodatku pruski gatunek chama. Palmerston wówczas śmiał się z zapalczywości swego rozmówcy, ale teraz przypomina sobie jego słowa. Była teŜ afera z pewną wdową, panią Handcock, matką dwóch córek, która niedawno 246
urodziła lordowi Clanricarde nieślubnego syna. Lord Kupidyn niezbyt się tym przejmuje, ale sfery towarzyskie mocno się zgorszyły, kiedy po śmierci pani Handcock się okazało, Ŝe wydziedziczyła ona obie swoje córki na rzecz bastarda. Krewni, występujący o uniewaŜnienie testamentu, dowodzą, Ŝe zmarła uczyniła to w wyniku nalegań Clanricarda. — Gdybym jego mianował — mówi Henryk do Ŝony — ko ledzy w gabinecie przypuszczaliby, Ŝe postradałem zmysły. Czy nigdy nie słyszałeś o nepotyzmie? Emilia ignoruje domniemany zarzut i zauwaŜa: — Na ogół się nie przejmujesz tym, co o tobie myślą twoi koledzy. — A dwór? Niełatwo mi przyszło nawiązać z naszą królewską parą mniej więcej przyjazne stosunki. Oni byliby oburzeni i przenieśli na mnie swoją dezaprobatę takich typów jak Clanricarde, który za cenę wydziedziczenia córek swojej kochanki zaoszczędził sobie wydatków na własnego nieślubnego syna. — Nasza para królewska nieraz się juŜ oburzała — odpowiada Emilia, z uporem dąŜąc do przeprowadzenia swej zachcianki. — Przeszło im to. Przejdzie i tym razem. — Daj spokój. Rzecz niemoŜliwa. Zupełnie to do ciebie niepodobne, Ŝebyś mnie namawiała do naraŜania śię królowej. Nie mówmy więcej o tym. Tylko się posprzeczamy, co nas oboje podenerwuje, a ja będę miał nawrót podagry. Ale Emilia, zazwyczaj tak rozsądna i dyskretna, tym razem nie ustąpi. Chce zwycięstwa — i wyciąga asa atutowego z rękawa: — Posłuchaj Henryku. Stałam po twojej stronie w sprawie Hayesów, chociaŜ wcale nie byłam pewna, czy w tym wypadku mniej byłeś winny niŜ w innych, o których wiem. — Sama w to nie wierzy, ale w tej chwili tak jest wygodniej dla jej celów. Mówi dalej, łagodniej: — Mało kiedy prosiłam cię o cokolwiek w sprawach związanych z twoim stanowiskiem. Czy nie moŜesz ten jeden raz spełnić mojej prośby? Chciałabym doprawdy bardzo zrobić coś dla Mary Clanricarde. Emilia była zawsze dobrą Ŝoną, wzorową Ŝoną — i tolerowała róŜne drobne grzeszki męŜowskie. Henryk kocha ją nadal, prawdziwie i głęboko. Ostatecznie, czy to taka waŜna rzecz? Tu i ówdzie ktoś uniesie brwi w zdziwieniu, ale nowe zdarzenia 247
szybko usuną w cień tę nominację. Lord Palmerston całuje włosy Ŝony: — Niech będzie, jak chcesz! Królowa jest rzeczywiście zgorszona, ale ostatecznie godzi się na mianowanie Clanricarda. Disraeli zanotuje z podziwem: „Lady Palmerston wstąpiła w szranki, zwycięŜyła i przeforsowała swego protegowanego. Nie ma to jak kobieca przyjaźń". Lord Lansdowne zapytuje, jak przewidywał Palmerston: czy premier postradał zmysły? „Ulubieniec narodu" traci na popularności nawet u szerszych mas społeczeństwa, bo lord Clanricarde jest postacią osławioną, niegodną pełnienia Ŝadnej roli w rządzie. — DuŜy błąd... — Premier się starzeje... — Nigdy bym nie pomyślał, Ŝe coś takiego zrobi... Powątpiewa się teŜ w końcu o męskiej Ŝywotności lorda Kupidyna: — Za stary do urzędu i pewno za stary do łóŜka... Uparta batalia Emilii o męŜa przyjaciółki zagroziła Ŝartobliwej przychylności, z jaką potraktowano aferę z Hayesami i wytworzyła atmosferę powątpiewań, która niebawem w nadchodzącym kryzysie wybuchnie jawną, choć na szczęście przemijającą wrogością.
Rozdział 4
„GŁOWA BIAŁA A SERCE ZIELONE"
W latach dwudziestych XVIII wieku zdarzało się powszechnie na ulicach Londynu, Ŝe przechodnie, jeźdźcy i powozy zatrzymywali się na widok księcia Wellingtona, by go pozdrawiać i wiwatować na jego cześć. Przy takiej sposobności powiedział kiedyś ksiąŜę do swego towarzysza, Lorda Palmerstona, ówczesnego ministra spraw wojskowych: — Tak, teraz mi wszyscy wiwatują, ale gdybym w parlamencie sprzeciwił się projektowi jakiejś upragnionej, przez nich ustawy, od razu by mnie w strzępy poszarpali. Emilia wie, jak słuszna to była obserwacja, gdy z początkiem 248
roku 1858 siedzi na galerii dla pań w Izbie Gmin, oczekując wyniku debaty nad rządowym wnioskiem. Niewyraźnie czuje, Ŝe mianowanie lorda Clanricarda i jej własny nagły upór w tej sprawie, którego teraz Ŝałuje, odwrócił od Henryka przychylność wielu posłów i szerokiej publiczności. Ona i jej córka Min-nie, Lady Shaftesbury, pochylone, szeptem liczą nieobecnych oraz przypuszczalne głosy za i przeciw. Pod galerią radykał po torysie i torys po radykale zrywają się z miejsc, by atakować premiera za czapkowanie francuskiemu rządowi. — Kto przy zdrowych zmysłach mógłby przypuścić — szepcze Emilia do ucha córce — Ŝe pewnego pięknego dnia właśnie Henryka, który nigdy nikomu nie pozwalał czegokolwiek dyktować Anglii, będą oskarŜali o uleganie obcej interwencji w wewnętrzne sprawy królestwa? — Wynik wątpliwy — mruczy Minnie. — W swojej odpowiedzi Henryk będzie musiał wykombinować jakieś nadzwyczajne argumenty, wyciągnąć królika z cylindra, inaczej go wyrzucą. Los polityka często zaleŜał od marginesowych incydentów. Naładowana elektrycznością atmosfera wytworzyła się wskutek błędu Emilii, tak dla niej nietypowego: burzę przyśpieszył zamach nieznanego nikomu rewolucjonisty. Pewien Włoch, nazwiskiem Felice Orsini, rzucił w ParyŜu bombę na powóz przejeŜdŜającej pary cesarskiej. Napoleon III i Eugenia uszli cało, ale zginęło kilku przypadkowych przechodniów, innych zraniono. Gdy cesarz ścierał krew z nieznacznego skaleczenia na twarzy, Eugenia spokojnie rozkazała policji: — Nie troszczcie się o nas, te rzeczy naleŜą do naszego za wodu. Zajmijcie się rannymi. Późniejsze śledztwo wykazało, Ŝe Orsini miał kontakty z włoskimi emigrantami w Anglii, gdzie wyprodukowano bombę. Winszując cesarskiej parze ocalenia, Francuzi robią przytyki pod adresem Anglii, a hrabia Walewski w ostrej nocie do Foreign Office Ŝąda, by wprowadzono surowsze prawa przeciw spiskowcom nastającym na ludzkie Ŝycie. Palmerston przedstawił w parlamencie projekt takiej ustawy. — Wielce szanowny lord — grzmi jeden z mówców podczas debaty — pokornie poddał się naciskowi obcego mocarstwa, 249
zdradził nasz kraj I Rzecz nieomal bez precedensu w naszej historii ! Mówca widocznie słabo zna historię, bo precedensów było pod dostatkiem. Ale Palmerston nie moŜe ich przytaczać, to by się równało przyznaniu do uległości, o jaką go oskarŜają. Wydaje się zupełnie rozsądne, z pewnością nie mające nic wspólnego ze zdradą stanu, iŜ proponuje ustawę, według której produkowanie bomb i „piekielnych maszyn" będzie przestępstwem. Ale w odpowiedzi na zarzuty Palmerston, zamiast wygłosić jedną ze swoich płomiennych, emocjonalnych oracji, w których celuje, tym razem zdecydował zaapelować do rozsądku i uczciwości, Rzadko kiedy popełnił tak zasadniczy błąd. Nie moŜna apelować do rozsądku i uczciwości tam, gdzie rozsądku i uczciwości nie ma. Ustawa o spiskach i zamachach na ludzkie Ŝycie zostaje odrzucona w głosowaniu. Premier podaje się do dymisji i w parę dni później przeŜywa nowe dla niego doświadczenie. Dokładnie tak, jak niegdyś przepowiedział Wellington, „ulubieniec narodu" na przechadzce po londyńskim parku spotyka się z wrogimi krzykami i gwizdami. Ślepy szowinizm przyćmił chwilowo dawny podziw. Zjawisko to zadziwia między innymi księcia Alberta, który nauczył się wprawdzie doceniać walory Pilgersteina, ale go nie lubi, jak i dawniej. „Ten człowiek, którego ............ obwoływano jedynym w Anglii wielkim męŜem stanu, trybunem wolności, protektorem ludu itd., itd., teraz, chociaŜ nie zmienił się ani na jotę, posiada te same zalety i wady co zawsze, młody nadal i energiczny w siedemdziesiątym piątym roku Ŝycia, zwycięski w realizacji swojej linii politycznej — jest po prostu znienawidzony!" A White, woźny Izby Gmin i dziennikarz, pisze: ,,... wielki minister, który zaledwie wczoraj Ŝeglował na falach adoracji i popularności, teraz jakby zatonął i mało kto z dawnych znajomych nawet go pozdrowi... Jak się zdaje, nikt sobie nie wyobraŜa, by Palmerston kiedykolwiek mógł powrócić do władzy i do łask..." Dwoje osób jednakŜe w to wierzy: sam „cudotwórca z bokobrodami" i jego Ŝona. Emilia, która nigdy nie usłyszała ani słowa wymówki z powodu afery z nominacją Clanricaxde'a, określa 250
upadek ze szczytu jako spowodowany „pretekstem chytrości do przyłapania głupoty". Najmniej zaskoczony czy teŜ zmartwiony wydaje się Palmerston. Jako przywódca opozycji pilnie uczęszcza na debaty w Izbie Gmin i rozumnie krytykuje nowy rząd torysów z lordem Derby w roli premiera. Księcia Alberta, dobrego acz niezbyt przenikliwego obserwatora, zdumiewa to nie mniej od nagłej utraty popularności: „Pilgerstein wydaje się w doskonałym humorze, jakby nie dbał o nic. Przemawia na róŜne tematy, kokietuje liberałów jak dawniej... i stara się przyciągać powszechną uwagę..." Emilia namówiła męŜa, by przeprowadzić się do nowego domu, niegdyś własności księcia krwi królewskiej, na Piccadilly. Pełno gości na stale kontynuowanych cotygodniowych przyjęciach co zadawałoby kłam twierdzeniu księcia Alberta, Ŝe Pilgerstein jest teraz znienawidzony. Skądinąd wiadomo, Ŝe Emilia zawsze częstuje wyśmienitą kolacją i najszlachetniejszymi trunkami, a obsługa jest nienaganna. W naturze Palmerstona nie leŜy chowanie urazy. Zadaje ciosy bez pardonu, ale po skończonej walce zaprasza wroga na kolację i traktuje go jako honorowego gościa wieczoru. Otwarty dom prowadzi się równieŜ w Broadlands, gdzie duŜo bywa młodzieŜy, niezaleŜnie od ich politycznych zapatrywań. Strzały lorda Kupidyna moŜe straciły na ostrości, ale i on, i jego Ŝona chętnie raczą młodych z lekka skandalicznymi opowieściami z dawnych lat. George Dallas, ambasador amerykański, z którym za czasów swych oficjalnych rządów Palmerston nieraz ostro się ścierał, równieŜ bywa w Broadlands i pisze o pewnym polowaniu na kuropatwy: „Zrywały się tego dnia słabo i trzeba było się dobrze za nimi nauwijać. Z prawdziwą przyjemnością obserwowałem, jak nasz weteran do końca polowania zachował energię i Ŝywość kroku, a później w godzinę się przebrał i zszedł na obiad tak świeŜy, jakby cały dzień wypoczywał na sofie". Palmerston prezyduje na bankiecie wydanym w celu zebrania pieniędzy na Królewski Fundusz Literacki, ustanowiony, by nieść finansową pomoc niezamoŜnym pisarzom. Tam spotyka, wśród innych wybitnych autorów, angielskich i zagranicznych, 251
Turgieniewa, który porównuje starego polityka do dębu i opowiada, Ŝe gdzieś w odległym zakątku Rosji zapytał go wieśniak: „Kto to jest ten Palmerston, o którym tak często słyszymy?" Turgieniew podkreśla: ,,To jest rzeczywista sława!" Henryk i Emilia zwiedzają Irlandię, gdzie ostatnio trochę się uspokoiło. Wielki głód wyludnił kraj, zmusił dziesiątki tysięcy młodych męŜczyzn do emigrowania, chwilowo złamał irlandzkiego ducha oporu. Prócz tego zmarł poprzedni wielki przywódca irlandzki, katolik Daniel 0'Connell i nikt nie zajmie jego miejsca, aŜ dopóki protestant Charles Stewart Parnell, teraz piętnastoletni wyrostek, nie zostanie obwołany „nielcoronowanym królem Irlandii". Co zrobić z zaproszeniem, przysłanym przez Ludwika Napoleona do jego pałacu w Compiegne? — Nie wiem, czy powinniśmy tam jechać -— rozwaŜa Palmerston. —Przymierze z czasów krymskich nie flia juŜ Ŝadnej mocy. Kołysze się na wietrze zmiennej polityki, w tę i w tamtą stronę, za byle podmuchem... — A debata nad wnioskiem ustawy o spiskach — dorzuca Emilia •— ujawniła antyfrancuskie nastroje w kraju. Zadawanie się z Napoleonem i Eugenią moŜe ci zaszkodzić u wyborców. — To wszystko prawda. Z drugiej strony nie chcę zraŜać do siebie cesarza. Kiedy powrócę do rządu (Palmerston nie ma co do tego Ŝadnych wątpliwości), mógłbym tego poŜałować. WyjeŜdŜają więc do ParyŜa, a niektóre odłamy angielskiej prasy atakują ich za to gwałtownie. Z poczćitkiem wizyty leje deszcz i Napoleon zabawia swych gości grą w futbol w specjalnej hali w Compiegne: popisuje się teŜ własnymi talentami jeździeckimi, dosiadłszy wierzchowca i kręcąc się po maneŜu z lancą w ręku. Gdy się wypogadza, gospodarz wyprawia polowanie, na które przybywa równieŜ hrabia Walewski, dawny oponent Henryka, dziś bardzo przyjacielski. W polowaniu naganiaczami są Ŝołnierze w mundurach, trąbki grają, a wszystko nabiera militarnego i napoleońskiego posmaku. W dzień, na który wyznaczono polowanie na jelenia, znowu pada deszcz i gospodarz, a takŜe Emilia, proponują odłoŜyć wyprawę. Palmerston nie chce słyszeć o odkładaniu i zjawia się przybrany w myśliwski czerwony frak. Gdy reszta myśliwych, okutanych w przeciw252
deszczowe płaszcze, protestuje, jego lordowsKa mość odpowiada wesoło: — Rien ne perce un habit rouge!* • Palmerston, zawsze wraŜliwy na niewieście wdzięki, jest pod urokiem cesarzowej Eugenii. Ktoś z przyjaciół Emilii pisze do niej później: „Całe szczęście, Ŝe program wizyty nie obejmował ulubionej teraz przez paryską socjetę zabawy, polegającej na tym, Ŝe damy bronią fortec z kanap i poduszek, a panowie ściągają je stamtąd za nogi, bo twój młodzieńczy małŜonek na pewno by się całym sercem do tego przyłączył". O jednej ze swoich prywatnych rozmów z cesarzem Henryk opowiada Ŝonie w zaciszu małŜeńskiej sypialni'— Czy ty wiesz, co on mówił całkiem sćrio? śe najlepszą podstawą prawa wyborczego byłoby ograniczyć je tylko do męŜ czyzn Ŝonatych! Emilia przytyła ostatnio, modne krynoliny jeszcze to podkreślają. Wokół jej oczu i ust pojawiły się zmarszczki. Jednak zamsze "zachowała iywość i Ymi&oi, a teraz śmieje si^ sertdeczTffle-. — Co znaczy, Ŝe ty sam nie miałbyś prawa głosu do pięć dziesiątego roku Ŝycia! Wiesz, sądziłam, Ŝe Ludwik Napoleon ma więcej taktu. W następnym roku reforma wyborcza znowu jest przedmiotem dyskusji w Anglii. Lord John Russell przedstawia propozycję, aby obniŜyć wartość posiadłości, którą naleŜy się wykazać, by mieć prawo głosu. Rząd torysowski przeciwstawia się wnioskowi i ponosi poraŜkę w Izbie Gmin. Premier Lord Derby ogłasza wybory powszechne: jego stronnictwo wraca do Westmin-steru bardzo osłabione. Nadal jest najliczniejsze, ale zabrakło mu pięćdziesięciu posłów do uzyskania bezwzględnej większości nad wszystkimi innymi ugrupowaniami. Początkowo ugrupowania te są skłócone między sobą: Palmerston stoi na czele jednego odłamu wigów, Russell drugiego, a John Bricjht i Richard Cob-den przewodzą radykałom. W czerwcu roku 1859 ci czterej przywódcy dochodzą do porozumienia i słynnym w historii „poczwórnym uściskiem rąk" przypieczętowują zgodę. Celem ich jest obalenie rządu lorda * (fianc.) Nic nie przebije czerwonego ubrania.
253
Derby i sformowanie własnego, koalicyjnego gabinetu. Przymierze Palmerstona i Russella, reprezentujących zasadniczo własność ziemską i interesy rolnictwa, z Brightem i Cobdenem, którzy występują w imieniu przemysłu, postępu w ekonomii i wolnego handlu {a takŜe, choć z pewnymi wahaniami, w imieniu robotników fabrycznych) sygnalizuje kres dawnej partii wigów i powstanie nowego stronnictwa: liberałów. Odtąd przez pół wieku liberałowie będą dominować nad angielską sceną polityczną. Nowa koalicja zabiera się energicznie do działania, uzyskuje wielką przewagę w głosowaniu nad votum nieufności dla rządu, a następnie formuje własny gabinet. Premierem jest znowu Palmerston, Russell ministrem spraw zagranicznych, Gladstone kanclerzem skarbu, a Bright i Cobden, chociaŜ nie mają miejsc w gabinecie, przyrzekli wspierać rząd w Izbie Gmin siłą swej nieprzeciętnej elokwencji. Cobdenowi zaproponowano stanowisko ministerialne, ale nie przyjął go, bowiem nie powołano równieŜ Brighta: rzecz niemoŜliwa, poniewaŜ Bright słynie jako zawzięty i bardzo hałaśliwy przeciwnik Izby Lordów. Gdyby go włączono do gabinetu, Izba Lordów blokowałaby wszelkie poczynania nowego rządu. Teraz sprawdza się odwrotność „dictum" księcia Wellingtona. Ten, którego dopiero co wygwizdano w londyńskich parkach, staje się raz jeszcze „ulubieńcem narodu". Cała Anglia odetchnęła z ulgą, gdy „cudotwórca" powrócił na ulicę Downing pod numer dziesiąty. Nawet królowa, która po śmierci Pilgersteina zapisze: „Nigdy go nie lubiłam", teraz zwierza się na kartach swego diariusza: „Albert i ja zgodnie przyznajemy, Ŝe ze wszystkich premierów, jakich mieliśmy, Lord Palmerston najmniej sprawia kłopotów, najłatwiej go do rozsądku przyprowadzić, najchętniej teŜ akceptuje sugestie..." Często teŜ dawna ,,parszywa owca" teraz rozbawia Wiktorię. Na przykład: królowa wizytuje oddział ochotników, przewaŜnie wiejskich parobczaków, nie nawykłych do częstego mycia. Po przeglądzie wojsk Ŝołnierze gromadzą się wokół Wiktorii, która nie moŜe się powstrzymać, by nie podnieść do nosa perfumowanej chusteczki. Palmersfon szepcze jej do ucha: 254
— Najjaśniejsza pani, my to właśnie nazywamy „esprit de coirps"! Premier, człowiek niespoŜyty, o figurze solidnej ale wyprostowanej, zawsze wykwintnie ubrany, w kapeluszu nasuniętym na oczy, przesiaduje w parlamencie do północy, a jeśli debaty się przeciągają dłuŜej, sypia i zjada posiłek w gmachu parlamentu. Speaker Izby Gmin powiada, Ŝe Palmerston „nadal przemawia lepiej i skuteczniej od nich wszystkich... więcej teŜ w jego mowach Ŝywotności i siły przekonania niŜ w wystąpieniach młodszych od niego posłów". Do jego oratorskich metod naleŜy atak na punkt widzenia przeciwnika, zamiast obrony własnego. Atak jest dramatyczny, efektowny, dobrze wygląda w sprawozdaniach prasowych. Obrona bywa banalna i mało zyska nowych głosów, gdy nadejdzie czas wyborów. Jego lordowska mość nadal jeździ za lisami, poluje i zawsze wierzy w swoją teorię o zdrowotności ruchu na świeŜym powietrzu. Pewnego razu, gdy wybiera się właśnie do domu po skończonej debacie w Izbie Gmin, jeden z posłów chwyta go za ramię i mówi: — Milordzie, o tak późnej porze powinien pan pojechać ka retą! — Tak, tak. Często jeŜdŜę karetą, a jeśli pootwierać okna z obu stron, to nie wiele gorsze niŜ piesza przechadzka. Palmerston tak jest rad z powrotu na swoje stanowisko, Ŝe wszyscy zauwaŜają jego coraz większą uprzejmość i łagodną pogodę. Młodzi posłowie, którzy mogą przypuszczać, Ŝe premier nawet nie zna ich nazwisk, gdy wracają do Izby po nieobecności z powodu choroby lub wyjazdu na kontynent, ze zdumieniem patrzą, jak premier klepie ich przyjaźnie po ramieniu i powiada: — Cieszę się z twego powrotu! Gdy któryś z tych młodych wygłosi dobrą „dziewiczą mowę" w Izbie Gmin, albo wyróŜni się w debacie, Henryk zaraz komunikuje jego nazwisko Emilii, która wysyła świeŜo opierzonemu posłowi i jego Ŝonie zaproszenie na jedno z jej przyjęć. Przy tych okazjach Palmerston jest wesół i baTdzo rozmowny, a często wita jak najbliŜszych przyjaciół ludzi, których nigdy przedtem nie widział. Wielkoduszny wobec politycznych oponentów. 255
nawet czartystow, kaŜdemu gotów jest w potrzebie dopomóc i przyjaźnią, i poŜyczką. Jak niejeden w podeszłym wieku, równieŜ jego lordowska mość coraz hojniej łoŜy na cele filantropijne. Najwięcej daje na stowarzyszenia, które organizują noclegi dla bezdomnych: nie zapomniał dawnych przygodnych znajomych z ławek pod mostami Tamizy. Lord John Russell dźwiga cięŜar polityki zagranicznej, ale Palmerston, jak to określa Wiktoria, „dźwiga cały cięŜar". Premier i jego minister spraw zagranicznych na ogół zgadzają się z sobą: ale jeśli nie, to premier zazwyczaj przeciąga na swoją stronę resztę kolegów w gabinecie i przeprowadza własną decyzję. Napoleon III, jakby go do czynu pobudził zamach Orsiniego, najechał Lombardię, by wesprzeć walkę Włochów przeciw panowaniu austriackiemu. Palmerston deklaruje, iŜ „uradowałby się, gdyby całe Włochy aŜ po Tyrol oswobodziły się od austriackiego panowania". Ale gościnność Napoleona w Compiegnenie rozproszyła zadawnionych obaw przed francuskimi skłonnościami do hegemonii. Królowa i ksiąŜę upominają, by nie wciągać Anglii w komplikacje wojenne: tym razem premier przyznaje im rację i razem z ministrem spraw zagranicznych decydują się na zachowanie ścisłej neutralności. Francuskie i austriackie wojska staczają pod Solferino bitwę, właściwie nie rozstrzygniętą: ale w polu padło około czterdziestu tysięcy Ŝołnierzy. Wstrząśnięty tą masakrą, Napoleon zawiera pokój, zgodnie z którym Lombardię (ale nie Wenecję) odstępuje się Piemontowi-Sardynii, a Francja otrzymuje Sabaudię i Niceę. Niebawem Garibaldi przeprawia się przez Cieśninę Mesyńską i zdobywa Neapol. Z powodów niezbyt jasnych, bo niewiele dla Włochów zrobił, Palmerston jest przez włoskich nacjonalistów uwaŜany za najwaŜniejszego poplecznika. MoŜe dlatego, Ŝe nie przywłaszczał sobie ich ziem pod maską oswobodziciela? Reputacja liberała i sympatia, jaką wyraŜał dla uciemięŜonych, dobrze się przysłuŜyły brytyjskiemu premierowi. A więc ostroŜność w sprawach europejskich i zasada nieinterwencji, ale z odchyleniami, w stosunku do amerykańskiej wojny domowej, która wybucha w roku 1861. Unia, czyli stany północne, skutecznie blokują porty Konfederacji, czyli stanów po256
łudniowych. Z tych portów wysyła się surową bawełnę, dzięki której pracują tkalnie w angielskim hrabstwie Lancashire, dając zatrudnienie dziesiątkom tysięcy ludzi. ToteŜ Anglia, kraj, który najwięcej na świecie uczynił dla zniesienia handlu niewolnikami, teraz początkowo sympatyzuje z plantatorami i właścicielami niewolników z Południa. Rozlegają się Ŝądania, by wysłać królewską flotę wojenną: niech utrzymuje swobodny dostęp do eksportujących bawełnę portów. Russell i Gladstone pochwalają te Ŝądania, ale Palmerston wstrzymuje decyzję. Suwerenność stanów południowych nie została uznana oficjalnie przez Anglię, więc premier usiłuje, nie zawsze z powodzeniem, tak lawirować, by nie urazić Unii. Dowiedziawszy się, Ŝe w dokach Lancashire buduje się krąŜowniki dla Konfederacji, premier nie pozwala ich wysłać. Juryści oznajmiają, Ŝe premier nie ma prawa naraŜać przedsiębiorców na taką stratę: wówczas Palmerston gładko proponuje, aby krąŜowniki zakupiła admiralicja brytyjska. Proklamacja Unii, niosąca wolność niewolnikom w stanach skonfederowanych, przechyla szalę opinii publicznej w Anglii na stronę Abrahama Lincolna. Upierając się przy neutralności, Palmerston nie tylko stał po właściwej stronie, ale ostatecznie zyskał sobie powszechną sympatię. On sam jest przekonany, Ŝe Amerykanie, zwłaszcza ze stanów północnych, ,,nienawidzą Anglii z całej duszy", jak przed stu laty, kiedy mieli po temu powody. Podziwia jednak tych mieszkańców dawnej królewskiej kolonii. Przypomina przy jakiejś okazji, Ŝe Amerykanie to ludzie: — ... których ojcowie odnieśli podwójne zwycięstwo — siłą i prawem — nad naszymi ojcami. Logicznie biorąc znaczy to, Ŝe Irlandia i Polska mogłyby mieć wolność, gdyby tylko wody tak szerokie jak Atlantyk dzieliły je od ciemięzców i gdyby miały kaŜda po jednym Waszyngtonie, by ich do zwycięstwa poprowadził. „Cudotwórca" jest więc znowu faworytem, w łaskach ludzi pracujących w fabrykach i na polach, popijających w piwiarniach i grających w kręgle. Na tyle arystokrata, by zadowolić tradycyjne i nadal rozpowszechnione mniemanie, Ŝe polityka jest obowiązkiem wysoko urodzonych, na tyle ma kontakt z pos257
pólstwem, by zabawiać dowcipkowaniem i budzić sentymenty patriotyczne mowami, które późniejsze pokolenia potraktują jako demagogią i szowinizm. W XIX wieku jego wyznanie wiary o wyŜszości brytyjskich instytucji i stylu Ŝycia, jego troszczenie się nade wszystko o interesy brytyjskie wydaje^sią olbrzymiej większości jego rodaków wielkimi zaletami i one to właśnie zapewniają „ulubieńcowi narodu" ogromną popularność. Z drugiej strony głębokie przekonanie o własnej wyŜszości wcale się nie przyczynia do popularności jego rodaków, gdy podróŜują za granicę. Nie zyskują sobie oczywiście niczyjej sympatii, gdy wzgardliwie spoglądają na instytucje, obyczaje, a nawet język innych narodów. TakŜe owe prawie wyłączne troszczenie się o interesy brytyjskie późniejszym pokoleniom wyda się mniej rozsądne, niŜ to sądzili współcześni Palmerstonowi. śaden naród, choćby nawet potęŜne imperium, nie przetrwa długo, jeśli skoncentruje się wyłącznie na sobie. Musi nie tylko uwzględnić interesy innych narodów, ale nawet być gotowe do ponoszenia pewnych ofiar na ich rzecz. JednakŜe w oczach swoich współczesnych lord Palmerston jest personifikacją brytyjskiego lwa. Osobiście zrobił istotnie duŜo dla bezpieczeństwa i pokoju Anglii i dzięki niemu kraj stał się azylem dla wielu, którzy uciekli przed prześladowaniami autokratycznych rządów. Przy okazji międzynarodowej wystawy, która odbyła się w Londynie w roku 1861, pewien komentator pisze: „W chwili, gdy ukazał się Lord Palmerston, przez wszystkich w gmachu zebranych męŜczyzn i kobiety, młodych i starych, jakby iskra przeleciała. »Lord Palmerston! Idzie lord Palmerstonl Nasz zacny stary Pam!« I jeden pojedynczy głos, który wzbił się nad inne: »Obyś był premierem przez następnych dwadzieścia lat!«" Tygodnik satyryczny „Punch" celebruje długą balladą w stylu podwórkowym pięćdziesięciolecie pracy Palmerstona jako ministra spraw wojskowych, zagranicznych, wewnętrznych i premiera, oddając hołd jego wiecznej młodości: ,,Od czasów patriarchów nigdy nie widziano głowy tak białej przy sercu tak zielonym..."
258
Rozdział 5
„NIKT Z JEGO POKOLENIA MU NIE DORÓWNA"
„Jak ja mam Ŝyć teraz, jak Ŝyć po tym, co moje oczy widziały? Ochl Ja, która modliłam się codziennie, abyśmy mogli umrzeć razem, abym nigdy nie przeŜyła... Nawet nie śniła mi się moŜliwość takiej katastrofy, takiej okropnej klęski dla mnie — dla w s z y s t k i c h . . . " Tymi słowy w grudniu 1861 królowa Wiktoria rozpoczyna półwiecze swego wdowieństwa: Ŝalu, ckliwego sentymentalizmu, opłakiwania głównie samej siebie. Na całe lata zamknie się w swoich apartamentach, nie będzie nikogo przyjmować ani widywać, aŜ wreszcie wywoła powszechne — ą zlekcewaŜone — Ŝądanie abdykacji na'rzecz najstarszego syna. Pokój, w którym czterdziestodwuletni ksiąŜę Albert zmarł na tyfus z komplikacjami płucnymi, został obfotografowany ze wszystkich stron, kazano niczego nie zmieniać. TuŜ nad pustą poduszką zawieszono portret zmarłego, z wieńcem z nieśmiertelników. Kiedyś lord Melbourne doradzał jej królewskiej mości, by nigdy nie marnowała pieniędzy na pomniki. O radzie zapomniawszy, Wiktoria chciałaby cały kraj pokryć pomnikami ku czci Alberta — jeden, monumentalny, w Londynie. Drugi w Bal-moral, w miejscu, gdzie ksiąŜę zabił ostatniego jelenia. Trzeci w Windsorze, gdzie po raz ostatni wystrzelił z fuzji. Inne porozrzucane tu i ówdzie, bez szczególnych przyczyn. Królowa kaŜe co dzień po południu wykładać wieczorowy strój księcia, gorącą wodę zanosić do jego pokoju. Sypia z jego nocną koszulą w ramionach i z gipsowym odlewem jego ręki w zasięgu swej dłoni. Palmerston nie naleŜy do ludzi, którzy by sympatyzowali z histerycznymi demonstracjami rozpaczy na taką skalę, ale zachowuje się, jak przystało w tej sytuacji: z początku zresztą naprawdę współczuje królewskiej wdowie. I to on dopomaga w planowaniu i realizacji pomnika w Londynie — on teŜ podejmuje się moralnej opieki nad księciem Walii, późniejszym Edwardem VII, obecnie dwudziestoletnim, pędzącym nieco nazbyt swobodny tryb Ŝycia: aktoreczki, karty. Doradza więc młodemu 259
księciu, by się jak najprędzej oŜenił, a tymczasem „unikał pokus fortuny". Ubawiło to serdecznie Emilię, a królowa, wdzięczna premierowi, zanotuje: „Nie dałabym wiary, Ŝe Lord Palmerston potrafi tak wczuć się w moje zmartwienia". Premier i jego minister spraw zagranicznych mają teŜ swoje zmartwienia, których bynajmniej nie umniejsza wkroczenie na scenę polityki europejskiej Ottona von Bismarcka, jesienią 1862 roku. Warto przypomnieć — by tym pełniej zrozumieć całokształt stosunku Palmerstona do spraw europejskich — Ŝe zaczynał on swoją karierę polityczną, gdy kontynentem władała Francja Napoleona I, a zakończy ją (w chwili śmierci) kiedy Prusy, opanowane Bismarckowskim imperializmem, będą rzucały coraz groźniejszy cień na Europę. Brytyjski premier juŜ od pewnego czasu z niepokojem śledzi wzrastające siły i apetyty najpotęŜniejszego z państw niemieckich. Albert za Ŝycia witał ten rozwój radośnie, a teraz królowa koniecznie pragnie jak najlepszych stosunków z Berlinem, choćby dlatego, Ŝe jej najstarsza córka poślubiła księcia Fryderyka Wilhelma pruskiego. Nie łagodzi to bynajmniej kolczastej ostrości Palmerstona, który nie liczy się ze słowami, gdy uwaŜa, Ŝe okazja wymaga surowości. Zdarzyło się, Ŝe w Bonn aresztowano i ukarano grzywną przebywającego na urlopie członka osobistej gwardii królowej za to, iŜ swymi walizami załoŜył siedzenia w przedziale kolejowym, by zarezerwować miejsca dla siebie i podróŜujących z nim osób. W Izbie Gmin Palmerston powiada: — Mówiąc między nami, Prusacy zachowali się w tej aferze źle i po grubiańsku... Ale ta ich procedura podobno była zgodna z ich prawem. NaleŜy współczuć Prusakom, iŜ mają takie prawa... Prusy budzą w Anglii antypatię z powodu szorstkiej bezwzględności urzędników, zatrudnionych przez ich rząd czy przez ich towarzystwa kolejowe... Rząd pruski zaprotestował i otrzymał odpowiedź, napisaną własnoręcznie przez premiera: „... kaŜde słowo było powiedziane po przemyśleniu i z pełnym przekonaniem... co więcej, Lord Palmerston wie dobrze, iŜ opinie, jakie wyraził dotyczące postępowania pruskiego rządu i podwładnych mu urzędników, podziela w pełni olbrzymia większość Anglików..." 260
zwraca się ku Warszawie i Petersburgowi. Wstępując na tron Z Bonn i Berlina wzrok brytyjskiego gabinetu niebawem w roku 1855, car Aleksander II deklarował, iŜ „szczęście Polski polega na zjednoczeniu z ludami mego imperium". Ten rodzaj „szczęścia" nie mógł odpowiadać narodowi, który od dawna domagał się niepodległości i przelewał za nią krew. Wybucha powstanie styczniowe: jego wodzowie znowu optymistycznie spodziewają się pomocy mocarstw zachodnich. Powstańcy walczą bohatersko, ale brak im zgody i niewielkie znajdują poparcie w szerokich masach chłopstwa. Dyplomaci i męŜowie stanu w Londynie, ParyŜu, Berlinie, Wiedniu, nawet w Waszyngtonie — nie próŜnują. Czego nie moŜna powiedzieć o ich ministerstwach do spraw wojskowych. Amerykański sekretarz stanu deklaruje poparcie dla Petersburga. Prusacy zezwalają wojskom carskim na swobodne przekraczanie ich granicy w pościgu za polskimi powstańcami... Austria, która w pierwszej chwili zdawała się sprzyjać poczynaniom, mającym na celu złagodzenie okrutnego odwetu cara, niebawem nakłoniona przez Bismarcka, ogłasza stan wyjątkowy w Galicji, pozbawiając powstańców schronienia. Królowa Wiktoria, wspierana przez jej wuja, króla Leopolda belgijskiego, sprzeciwia się wszelkim sugestiom, iŜ Anglia mogłaby interweniować na rzecz Polski. Lord John Russell zapewnia jej majestat, Ŝe rząd nie zamierza uŜyć siły zbrojnej: ale nie chciałby, aby o tym było wiadomo, z obawy „dopuszczenia do tym większych gwałtów i rzezi carskiej soldateski". Ludwik Napoleon pobrzękuje szabelką deklarując, iŜ gotów jest wojować o niepodległość Polski. Palmerston zapatruje się na to sceptycznie: „Cesarz nie dba o Polaków, ale ma wielkie ambicje owładnięcia całym kontynentem, za przykładem swego wielkiego — o ileŜ większego! — imiennika. Więc niechaj wymachuje trójkolorowym sztandarem i Orłami. Ale nie będzie pobrzękiwał naszą1 szabelką i nie zdobędzie sobie wojennej chwały kosztem dwr dziestu tysięcy zabitych Anglików. Jeden Sewastopol wystarczy na jedno pokolenie. Ludwik Napoleon wojowałby z Prusami, w nadziei zdobycia dla siebie Nadrenii, a przez ten czas cała potęga i dzikość cara zwracałyby się bez przeszkód — nawet spotęgowane, jeśli to moŜliwe — przeciw Polsce". 261
Poszczególni Francuzi i Włosi przyłączają się do polskiego powstania. Nazwiska: Rochebrun, Francesco Nullo i innych będą zawsze z wdzięcznością wspominane w Polsce. Oprócz nich i oprócz paru not dyplomatycznych, zachód trzyma się z dala. Angielski ambasador w Petersburgu mówi znajomemu Polakowi: — Muszę przestrzec: my piszemy memoranda, ale akcji nie podejmiemy. Angielska opinia publiczna sprzyja Polsce, ale nie wywiera nacisku na rząd. Nie ma w Anglii nastrojów wojennych, jak przed wybuchem konfliktu krymskiego. Gdy nadchodzą wieści o nieludzkich okrucieństwach popełnianych na Polakach, premier w mowie na oficjalnym bankiecie burmistrza Londynu poinformuje o „barbarzyńskim systemie celowej eksterminacji". A rosyjskiemu ambasadorowi powie, Ŝe jego władca powinien uwaŜać powstanie polskie za karę boską, zesłaną za próby siania niezgody w Turcji. CóŜ, słowa nikomu kości nie łamią. Palmerston i Russell wypisują noty, zwracając uwagę Petersburga na zobowiązania traktatu wiedeńskiego — nie ma to nic do rzeczy, bo ten dokument, przynajmniej w odniesieniu do Polski, dawno podarto na strzępy. Wiktoria, która ostatnio skarŜyła się wujowi Leopoldowi, Ŝe „nikt t e r a z nie słucha mego zdania" — skreśla wszystkie ostrzejsze zwroty z tekstu, który ma podpisać: zarazem intryguje z innymi członkami gabinetu, by się sprzeciwiać wojowniczości, o którą podejrzewa premiera. Niejednokrotnie później, aŜ do swej śmierci, Palmerston będzie powracał do tego tematu i wyraŜał Ŝal, Ŝe w ówczesnej europejskiej sytuacji nie udało mu się dokonać niczego konkretnego dla Polski. Pisze teŜ: „Narodowi, który w tak długiej niewoli i ucisku oparł s-'j wszelkim próbom złamania jego patriotycznego ducha, z pewnością jest przeznaczony, wcześniej czy później, lepszy los..." Wcześniej czy później... Głębokie, od dawna Ŝywione przekonanie Adama Czartoryskiego (zmarł w 1861 roku), okaŜe się słuszne: tylko wojna europejska, wojna powszechna, w pół wieku później nada sprawie niepodległości Polski znaczenie o wadze międzynarodowej.
262
Oprócz królewskiej aprobaty (z zastrzeŜeniami) i powszechnego uznania Palmerston otrzymuje zaszczytne tytuły od świata akademickiego: tytuły, którymi w Anglii sporo osób rzekomo gardzi, ale w głębi serca bardzo ich poŜąda. Uniwersytet Edynburski nadaje swemu studentowi sprzed sześćdziesięciu lat doktorat honoris causa: niebawem w jego ślady idzie uniwersytet Oksfordzki. A uniwersytet w Glasgow obiera go honorowym rektorem. Podczas instalacji jeden z profesorów nazywa gościa ,,największym męŜem stanu, pierwszym z naszych ministrów, kształtującym wydarzenia, powiedziałbym nawet, tworzącym wydarzenia... człowiekiem, który przydał swojej ojczyźnie, naszej wyspiarskiej ojczyźnie, blasku, wpływów i prestiŜu..." W odpowiedzi na te pochwały Palmerston prosi, by mu pozwolono na pewne poprawki, zrodzone z jego doświadczeń: — To nie ja przydałem naszej ojczyźnie prestiŜu i wpływów. To nasz kraj przydał mnie takiego prestiŜu i takich wpływów, jakie posiadam. Ludzie wiedzy i nauki, jakich widzę tu dookoła artyści, muzycy, malarze — ci zarabiają na swoją sławę. Polityk zawdzięcza sukces, popularność, sławę, jaką osiągnie — naszym politycznym instytucjom. Mój przedmówca wielkodusznie, ale jeśli mi wolno powiedzieć, mylnie, wyraził się, iŜ kształtuję, a nawet tworzę wydarzenia. Nie, szanowni przyjaciele. Ludzie nie tworzą zdarzeń i tylko w bardzo małym stopniu je kształtują. Wydarzenia są konsekwencją innych poprzednich wydarzeń. One kształtują ludzi. Reformacja ukształtowała, moŜna by nawet powiedzieć — stworzyła królową ElŜbietę: czym byłaby ona i jej słynne wilki morskie — Francis Drakę, John Hawkins, Martin Frobisher — gdyby reformacja nie uczyniła ich wrogami Rzymu i Hiszpanii? Rewolucja angielska stworzyła 01ivera Cromwella, który bez niej Ŝyłby i umarł jako skromny ziemianin. Wojna siedmioletnia kształtowała hrabiego Chathama, mistrzowskiego organizatora spraw wojny, nie pokoju. Rewolucja francuska stworzyła Napoleona I. Człowiek zyskujący prestiŜ, często tylko dlatego go zyskał, Ŝe biegnie dość prędko, by nie tylko nadąŜyć za wydarzeniami, ale by się wydawało, Ŝe jest na ich czele... Jeden z profesorów przerywa: 263
— Milordzie, prawdą jest bez wątpienia, Ŝe urząd dodaje blasku nazwisku, ale nazwisko równieŜ, jak w przypadku jego lor-dowskiej mości, przydaje blasku urzędowi... — Dziękuję szanownemu panu — kłania się Palmerston. — Ale o ile jest to prawdą, co szanowny pan mówi, to nie dlatego, iŜbym tworzył lub kształtował wydarzenia. Udało mi się nadąŜać równo z nimi, a nie — niechaj to zauwaŜą młodzi początkujący politycy — wyprzedzać je, ani teŜ wyprzedzać opinię publiczną, która sama jest przez wydarzenia kształtowana... MoŜna argumentować na ten temat. Ale taki był stosunek Palmerstona do swej kariery i taki jego charakter jako człowieka. Inną maksymę swej politycznej wiary wyrazi podczas dysputy z kanclerzem skarbu, Gladstonem. Ci dwaj współpracują ze sobą niezbyt pewnie, bo osobiście się nie lubią. Polityk, nazywany przez uprawnioną i nieuprawnioną do głosu publiczność „ulubieńcem narodu", nie moŜe spodziewać się szczególnej sympatii ze strony kolegów, zwłaszcza, gdy ci sądzą, Ŝe jest stary i za długo juŜ zajmuje miejsce, na które oni sami mają apetyt. Gladstone lubi moralizować, pilnie uczęszcza do kościoła, jest bardzo poboŜny: Palmerston to zabytek swobodniejszej epoki, a jego religijność ma charakter formalny. Chodzi do kościoła raczej dlatego, by ułagodzić królową i nie zaszkodzić własnemu wizerunkowi w oczach publiczności, aniŜeli ze szczerego przekonania i wewnętrznej potrzeby. Prócz tego premier jest człowiekiem bardzo opanowanym i praktycznym, a Gladstone, wbrew swemu basowemu głosowi, jest po niewieściemu sentymentalny. Kanclerz skarbu chce zmniejszyć podatek dochodowy, a w tym celu obciąć wydatki rządowe na armię i na marynarkę Wojenną. Palmerston się temu sprzeciwia, po części dlatego, Ŝe obniŜka podatku dochodowego byłaby korzystna tylko dla wyŜszych i średnich klas społeczeństwa, a robotnicy i warstwy uboŜsze nadal płaciliby podatki pośrednie, pobierane od towarów konsumpcyjnych pierwszej potrzeby jak herbata, kawa, cukier i piwo: po części zaś dlatego, iŜ wie, Ŝe militarne siły Anglii juŜ są tak ograniczone, iŜ hamują aspiracje do wpływów na losy Europy. I jeszcze coś. Jego lordowska mość pisze do Gladstone^; 264
„Twierdzi pan, Ŝe z powodu mojej osobistej popularności, a nie z przekonania lub pragnienia narodu utrzymywaliśmy nasze siły zbrojne, lądowe i morskie, nawet na tym obecnym poziomie. Wydaje mi się, Ŝe myli pan tutaj przyczynę ze skutkiem. Naród brytyjski nie ma skłonności do ponoszenia zbędnych finansowych wydatków i nie uczyni tego ze względu na pojedynczego człowieka — a jeŜeli w jakimś stopniu miałem szczęście zyskać udział w dobrej woli i zaufaniu mych rodaków to dlatego, iŜ trafnie pojmowałem ich uczucia i opinie, a takŜe dlatego, poniewaŜ uwaŜają oni, iŜ starałem się, o ile to było w moich siłach, podtrzymywać godność i popierać interesy mojej ojczyzny za granicą, a zapewniać bezpieczeństwo w kraju. MoŜe pan być pewny, Ŝe tylko takimi sposobami moŜna wartą tej nazwy popularność osiągnąć i takiej popularności najserdeczniej panu Ŝyczę..."
W roku 1864 przypada osiemdziesięciolecie urodzin premiera. Woźny i dziennikarz White pisze: ,,Jak Atlas, tak Palmerston dźwiga na swych barkach sam jeden cały rząd... i nie myśli ulec pod cięŜarem, bo zaledwie przed paru dniami przyjechał na polowanie w nowiutkim, czerwonym fraku myśliwskim..." Jego lordowska mość nadal czyta dokumenty bez pomocy okularów, ale pamięć nie zawsze mu dopisuje i tego roku przez dwa tygodnie musiał pozostać w Broadlands z powodu ostrego ataku podagry. Disraeli w liście do przyjaciela wspomina o jakichś dolegliwościach pęcherza, ,,które pozbawiają Pumeksa ruchu na świeŜym powietrzu i dobrego snu, co zawsze było jego silną stroną i pomagało mu przez wszystko przebrnąć". Zaniepokojona stanem zdrowia Henryka, Emilia namawia go, by wycofał się z Ŝycia politycznego i zamieszkał na stałe w Broadlands, tylko czasami odwiedzając Londyn. Ale on w odpowiedzi cytuje Szekspira: — „Dom mój zabierasz, zabierając słupy, oo go wspierają..."! Nie chce słyszeć o wypoczynku ani o kuracji i lekach: wspina się na ogrodzenie parku, by udowodnić, Ŝe jest do tego zdolny. 265
Tak więc Palmerston wraca do Londynu, regularnie przychodzi do parlamentu, nigdy nie opuszcza obrad przed ich zakończeniem, nawet jeśli sią przeciągają aŜ do świtu. Wiosną roku 1865 wychodzi na taras przed Izbą Gmin beŜ kapelusza, lekko ubrany, nabawia się przeziębienia. Komplikacje płucne. Do zdrowia wraca pomału, na diecie z kleiku i koniaku, z przejaŜdŜkami powozem zamiast ulubionej konnej jazdy. WciąŜ wesół, zawsze dbały o innych, pisze do Gladsone'a, by dawał swoim urzędnikom wolne popołudnia w soboty: „Winniśmy pamiętać, Ŝe na tych ludzi oddziałują czynniki moralne i intelektualne i Ŝe ich praca zaleŜy w duŜym stopniu od pogody i dobrej woli, z jaką jest wykonywana: a ta pogoda i dobra wola zaleŜą z kolei od ich przekonania, Ŝe ci, którzy nimi kierują, sympatyzują ze swymi podwładnymi..." Słuszna rada dla wszystkich, którzy są odpowiedzialni za pracowników jakiegokolwiek stopnia. W październiku jeszcze jedno przeziębienie. Palmerston upiera się, by wziąć kąpiel w przewiewnym pokoju, zamiast iść od razu do łóŜka. Do rana ma juŜ wysoką gorączkę. W trzy dni później budzi się rano jakiś rzeźwiejszy, woła o kotlet barani i portwein, a zjadłszy z apetytem, zauwaŜa: — I pomyśleć, Ŝe tyle lat przeŜyłem, a dopiero teraz odkry wam, jakie to doskonałe śniadanie! Ale to iluzoryczny powrót do zdrowia. W nocy 17 października do umierającego premiera rady ministrów przyprowadzają pastora. — ... czy Wierzysz w prawdę dogmatów chrześcijańskich...? — Och, z pewnością, naturalnie! — I sługę .boŜego odprawiono dość bezceremonialnie, jak sekretarza, który poprosił o wolne popołudnie. Pumeks nie zmienia się nawet na łoŜu śmierci. Tego wieczoru zaobserwowano nad Anglią zorzę polarną w niezwykłej krasie i okazałości. Rzadkie zjawisko, „aurora borea-lis", o którym zabobon głosi, iŜ „zjawia się i wzywa tylko wtedy, gdy umiera król lub bohater". A następnego ranka, o godzinie dziesiątej minut czterdzieści pięć, Henryk John lord Palmerston przechodzi do niewyobraŜalnego podwójnego przeczenia: nicości, która jest nieskończona. 266
„Ulubieniec narodu" nie był królem, wcale teŜ nie był bohaterem. Ale sporo prawdy zawiera się w komentarzu „Timesa": ,,W sztuce śledzenia nastrojów, odczytywania aktualnej opinii publicznej, w takcie, w Ŝywości umysłu i humoru, w mistrzowskiej swobodzie, z jaką trzymał w ręku lejce tego pojazdu zwanego rządem, i w niezwykłym szczęściu, jakie sprzyjało jego politycznemu temperamentowi, nie miał sobie równych w tym pokoleniu..." Inni powiedzą: „Nie miał sobie równych w tym stuleciu". Królowa, chociaŜ wyraŜa się z dezaprobatą o „ziemskich próŜnościach Pilgersteina", wychwala jego silną wolę i energię, znajomość historii, odwagę i „inne wielkie zalety". JednakŜe nie tyle Ŝałuje zmarłego lorda Palmerstona, ile samej siebie, poniewaŜ nikt juŜ jej teraz nie ochroni przed Gladstonem, który, skarŜy się królowa, „wygłasza do mnie kazania". Lord John Russell podkreśla oczywiste: — Serce Palmerstona zawsze biło dla Anglii. Sir Charles Wood, dawny torysowski kanclerz skarbu, komentuje: — Nasz zmarły premier będzie zawdzięczał sławę u potomno ści nie wygranym wojnom, jak na przykład Pittowie, ojciec i syn, ale temu, Ŝe wojny trzymał z dala od Anglii. Petersburg, Wiedeń i Berlin przyznają dawnemu antagoniście gorący patriotyzm. A wielu Polaków, Włochów i Węgrów, którzy za Ŝycia Palmerstona spodziewali się po nim więcej, niŜ mógł im dać, jednak opłakuje go i wspomina z Ŝalem jego wpływ moralny na sprawy międzynarodowe. „Zacnego starego Pama" pochowano obok dwóch Pittów i Williama Wilberforce'a. Fabryki i warsztaty w całym kraju wysyłają delegacje i zawieszają pracę w dzień pogrzebu powszechnie lubianego męŜa stanu. WzdłuŜ trasy od Cambridge House do Opactwa Westminsterskiego stłoczyły się takie tłumy, jakie widziano poprzednio tylko jeden raz w ciągu tego stulecia: na pogrzebie księcia Wellingtona. Zasłona milczenia niechaj pokryje ten najbardziej osobisty, najgłębszy ból wdowy, która sama przeŜyje jeszcze tylko parę lat. Emilia nie demonstruje swego cierpienia: chroni się za Ŝałobnym welonem i spuszczonymi Ŝaluzjami. 267
Opinii o Henryku, którą Emilia najwyŜej sobie ceni, nie wyraził Ŝaden mąŜ stanu, polityk ani dziennikarz, lecz kobieta, która w swojej nieustającej, absolutnie bezinteresownej pracy, w swoich szlachetnie natrętnych wysiłkach poprawiania doli mieszkańców szpitali, sierocińców i więzień, wciąŜ zwracała się o zachętę i pomoc do swego starego przyjaciela w Broadlands. Czy sprawował władzę, czy chwilowo jej nie sprawował — zawsze znalazł sposób, by jej dopomóc. Florencja Nightingale nie wspomina o tym, co będzie przedmiotem studiów historyków — działalności Palmerstona na forum polityki zagranicznej — lecz zwyczajnie, pisze o człowieku: „Gdy go było prosić o co, odpowiadał Ŝartami, ale zawsze spełnił prośbę... Był o tyle powaŜniejszy, głębszy, niŜ się wydawał. Nie oddawał sam sobie sprawiedliwości". Na ulicach śpiewano urywki z ballady, kiedyś w „Punchu" wydrukowanej: ,,Torys czy radykał, kaŜdy musi przyznać, Ŝe nikt nie dorówna Palmerstonowi". Rozdział 6
OSET I SUROWA MARCHEW Lord Palmerston był więcej niŜ legendą. Mając dar kontaktu z masami, ucieleśniał aspiracje rodaków i wartości owej epoki w Anglii. W stosunku do młodych ludzi, którzy w ostatnich latach jego Ŝycia skupiali się wokół niego i jego Ŝony w Cambridge House, w Broadlands i w londyńskich klubach, Palmerston zachowywał się jak jowialny wujaszek, polityk u szczytu kariery, przychylny ćwierkającym młodzikom na niŜszych gałęziach drzewa. Na krótko przed śmiercią ci młodzi przyjaciele rozprawiali o maszynach i technice, jako przyszłych przedmiotach studiów na nowych, politechnicznie nastawionych uniwersytetach i w instytutach techniki. — Oczywiście, uczcie się tych przedmiotów — powiedział Palmerston. — Dajcie nam lepsze pociągi, światło gazowe w całej Anglii, udoskonalcie elektryczność, budujcie nowe maszyny dla przemysłu. Ale nie zapominajcie, Ŝe najlepsza edukacja to hi268
storia, filozofia, logika i etyka. Jak mawiał poeta Aleksander Po-pe przed stu dwudziestu laty: „Właściwym tematem studiów dla ludzkości jest człowiek". — Za czasów Aleksandra Pope'a, milordzie — wtrącił jeden z otaczających starego premiera młodych ludzi — nie było wiele więcej do studiowania. Jeszcze klasycy i koniec. A dziś mamy epokę mechanizacji. Proszę mi wybaczyć, ale milord myśli kategoriami minionych epok. — Pewno masz rację, młody przyjacielu. Mógłbym być twoim dziadkiem, naleŜę do ostatnich z pokolenia lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Teraźniejszość naleŜy do waszych ojców, przyszłość jest w waszych własnych rękach. A w jakimkolwiek sposobie epoka będzie tego wymagała, dbajcie o interesy waszego kraju. To słuszne, by młodzi szukali nowych dziedzin dla swych twórczych moŜliwości, nowych perspektyw dla cywilizacji. Ale wiek osiemnasty i pierwsza połowa wieku dziewiętnastego takŜe dokonały postępu... moŜe mniejszego, niŜ to mogłoby być, ale zawsze... więc niechaj historia oceni sprawiedliwie \ą epokę... Tym młodzieńcom Palmerston miał zwyczaj powtarzać róŜne epigramy i rady: — Anglicy mają reputację cieszących się raczej charakterem aniŜeli inteligencją. — Prawda znajduje się po dwóch krańcach, nigdy pośrodku, a kłopot z krańcami polega na tym, Ŝe rodzą krańcowość. — Jeśli chcesz znać dobrze twoich przyjaciół, a i wrogów takŜe, to mów mało, a słuchaj duŜo. Gdy młodzieniec solennie oznajmiał, Ŝe wartościowa opinia powinna być obiektywna, wywaŜona, jego lordowska mość odpowiadał ze złośliwym uśmieszkiem: — Ach, tak. Obiektywne, wywaŜone opinie... to zawsze nasze własne, nieprawdaŜ? Jedną z milszych cech starego premiera było jego poczucie humoru. Zapytany kiedyś — chociaŜ czasem popierał w parlamencie wnioski zmierzające do reformy wyborczej — dlaczego sam nigdy nie zaproponował reformy w tym względzie, Palmerston odparł: — Po pierwsze, nigdy nie proponowałem czegoś, co nie miało szans sukcesu. Aby naraŜać się na klęskę, trzeba być czło269
wiekiem z powołaniem — trzeba być Williamem Wilberforce. Izba Gmin, wierzcie mi, jeszcze nie dojrzała do rozszerzenia praw wyborczych. (Słuszność tego poglądu potwierdzi się w rok po jego śmierci, gdy Izba odrzuci projekt reformy wyborczej, wniesiony przez lorda Russella). Palmerston z tym swoim Ŝartobliwym a trochę i złośliwym uśmiechem mówi dalej: — Jest jeszcze drugi powód. Opowiem wam anegdotką o pewnym miasteczku w Górnym Egipcie. OtóŜ urządzono tam wybory nowego burmistrza. KaŜdy wyborca musiał na karteczce napisać, a jeśli nie umiał, ktoś miał napisać za niego nazwisko tego, kogo by chciał widzieć burmistrzem. Kiedy urzędnicy zabrali się do odczytywania i podliczania kartek, przekonali się, Ŝe na wszystkich prawie widniało nazwisko: „Barghout". Ale kto to był Barghout? Urzędnicy nigdy o nim nie słyszeli. Rozpytawszy, wykryli zdumiewający fakt, Ŝe Barghout był osłem — bardzo inteligentnym i powszechnie lubianym osłem . Ogólny śmiech, a jeden ze słuchających spytał: — CóŜ na to urzędnicy? — Pomińmy ich pompatyczną biurokrację milczeniem. Ale widzicie, znając tę historyjkę, bałem się zawsze, Ŝe gdyby kaŜdy człowiek w Anglii miał prawo głosu — wybrano by moŜe do parlamentu Barghouta, czworonogiego osła. Nie świadczyłoby to źle o wyborcach. Dlaczego nie czworonogi osioł tam, gdzie siedzi tylu dwunogich osłów? Ale zmiłujcie się, przyjaciele I Pomyślcie tylko, jakim upokorzeniem było by dla naszych wytwornych posłów, gdyby na bankiecie u Lorda Mayora Londynu zasiedli obok kolegi, któremu podawano by wyłącznie oset i surową marchew!
LITERATURA
Przygotowując niniejszą ksiąŜką, Autor posługiwał się, między innymi, niŜej wymienionymi pracami źródłowymi:
AJdingfon Richard: Wellington, London Ashley A. E.: Life and Correspondence of Lord Palmei'ston, London Bell H. C. F.: Lord Palmerston, New York Blake Robert: Disraeli, London Boofh William: In Darkest England, London Cecil David: Melbourne, London Colllei E. G.: Gladstone, Oxford Cooper Duli: Talleyrand, London Dicfionary of Nationaf Bfography, London Edwarda Sutherland: The Polish Captivity, London Eyck Frank: The Prlnce Consort, London Felix Joseph: Le Prince Adam Czartoryski, Paris Fuliord Robert: The Royal Duke, London Judd Denis: Palmerston, London Kinglake A. W,.- The Invasion of the Crimea, London Kukieł M.: Czartoryski and European Unity, Princeton Lieven Princess Dorothea: Letters, London Ldngtord Elizabeth: Victoria, London Maxwell Herbert: Life and Letters of the Fourth Earl of Clarendon, London Moiton A. L.: A People's History of England, London Mowat R. B.: The Victorian Age, London Russell Lord John: For the Honour of England, London Russel W. H,: My Indian Mutiny Diary, London Rybiński Maciej: La Pologne et Lord Palmerston, PariS Traill H. D. and Mann J. S. (Ed): Social England. Vols V, VI, London Trevelyan G. M.: British History of the 19th c, London Victoria Queen: Leaves from a Journal, London Victoria Queen: Letters, London Watson Steven: The Reign of George II, Oxford Woodham Smith C: Florence Nightingale, London Woodward E. L.: The Age of Reform. 1815—1870, Oxford Young G. M: Victorian England, Oxford
SPIS TREŚCI
Część pierwsza. SPRAWY WOJSKOWE .............................................................. Rozdział Rozdział Rozdział Rozdział Rozdział Rozdział
5
1 Kupidyn, Pumeks, Pilgerstein, dobry lord Pam ................................. 2 Kształtowanie przyszłego polityka . .'............................................ 3 Na pierwszym szczeblu drabiny........................................................... 4 Rozdarty surdut.................................................................................. 5 Królewskie kłopoty ............................................................................ 6 Miłość i awans .....................................................................................
7 12 24 3? 51 64
Część diuga. FOREIGN OFFICE ..........................................................................
83
Rozdział 1 Naród sklepikarzy .............................................................................. Rozdział 2 Patriota, cynik, realista? ................................................................... Rozdział 3 Przerwany walc.................................................................................... Rozdział 4 Na uwięzi ............................................................................................. Rozdział 5 Echo wiedeńskiego walca ................................................................ Rozdział 6 Inicjacja królowej ................................................................................. Rozdział 7 Sukcesy Kupidyna i ministra ............................................................. Rozdział 8 Wojna na Środkowym Wschodzie — i w gabinecie ministrów Rozdział 9 Klubowe fotele . . • ....................................................................... Rozdział 10 Grzmoty przed burzą ............................................................................ Rozdział 11 Rewolucje — wasza i „nasza" ............................................................ Rozdział 12 Śmieci pod dywan .................................................................................
85 93 99 105 116 125 135 143 153 164 173 184
Część frzecia. PREMIER
..................................................................................
201
Rozdział 1 „Do walkil Bij, zabij!" ....................................................................... Rozdział 2 „Najlepszy, jakiego mogliśmy mieć" .................................................... Rozdział 3 Z krymskiego deszczu pod hinduską rynnę........................................ Rozdział 4 „Głowa biała a serce zielone"................................................................ Rozdział 5 „Nikt z jego pokolenia mu nie dorówna" .............................................. Rozdział 6 Oset i surowa marchew ...................................................................... Literatura...................................................................................................................
203 219 229 248 259 268 271
Lord Palmerston w r. 1802. Akwarela pędzla T. Heaphy
Broadiands, rodzinna siedziba Palmerstonów
Lord Melbourne