Danielle L Jensen
Waleczna czarownica
Przełożyła Anna Studniarek
Kraków 2017
Tytuł oryginału: Warrior Witch
Copyright © Danielle L Jensen 2016
Cover by Steve Stone
All rights reserved
Copyright © for the Polish translation by Anna Studniarek, 2016
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Galeria
Książki, 2016
Opracowanie graficzne okładki na podstawie oryginału d2d.pl
Redakcja techniczna Robert Oleś / d2d.pl
Redakcja językowa Małgorzata Poździk / d2d.pl
Skład Ewa Czernatowicz / d2d.pl
Korekta Anna Woś i Kamila Zimnicka-Warchoł / d2d.pl
Wersja elektroniczna
Wydanie I
ISBN: 978-83-65534-41-5
Wydawca: WYDAWNICTWO Galeria Książki
www.galeriaksiazki.pl
[email protected]
Wyłączny dystrybutor: Platon Sp. z o.o.
ul. Sławęcińska 16, Macierzysz, 05-850 Ożarów Mazowiecki
tel./faks 22 631 08 15
KG, za to, że mogłam się wyspać,
by ukończyć tę powieść
Rozdział 1
Cécile
Mój głos – jedyne, co zawsze w sobie ceniłam – pośród kakofonii
wypełniającej dziedziniec nagle wydawał się bez znaczenia. Pytania
i oczekiwania walczyły z krzykami tych, którzy w obliczu nieznanego
przeciwnika tracili panowanie nad sobą. Ich wspólne natarcie sprawiło,
że zaczęłam się cofać, krok po kroku, aż stanęłam na śniegu, z dala od
wszystkich.
Tristan uniósł rękę, uciszając hałas.
– Odpowiem na wasze pytania, ale nie tu i nie teraz – oświadczył,
po czym zwrócił się do ponurego regenta: – Zbierz radę. Mamy dużo do
zaplanowania, a czas nagli.
– Sądzisz, że masz prawo wydawać mi rozkazy, chłopcze? – Głos
regenta był równie lodowaty, jak zimowe powietrze.
On jeden wydawał się spokojny, a ja prawie go za to podziwiałam,
biorąc pod uwagę, że musiał wiedzieć, czym i kim jest Tristan. Prawie,
bo wiedziałam, że pogardliwie zwraca się do jedynego chłopca zdolnego
nas ocalić.
Nagły przypływ frustracji Tristana sprawił, że zacisnęłam zęby.
Niepokój palił mnie między łopatkami, aż odwróciłam się, by spojrzeć
w stronę Trollus. Jak szybko przybędą? I co zrobią, kiedy tu dotrą? Te
same pytania z pewnością ciążyły Tristanowi i oboje wiedzieliśmy, że
nie mamy czasu stać na dziedzińcu i się kłócić.
– Czy sądzę? – Głos Tristana brzmiał niemal beznamiętnie, ale
tłum wypełniało napięcie. – Zapomniałeś już, dlaczego ty sam i wszyscy,
którzy cię poprzedzali, nazywacie się „regentami”? A może nie jesteś
świadom, co oznacza ten tytuł?
– Niczego nie zapomniałem – warknął regent. – Znam
historię.
– W takim razie wiesz, że nie jest to jedynie czcze żądanie. Winien
jesteś lojalność mojej rodzinie i naszej koronie, a jeśli nie oddasz jej
z własnej woli, mam prawo odebrać ci ją siłą i bez wątpienia jestem
w stanie to uczynić.
Tristan milczał przez chwilę, a ja wstrzymywałam oddech,
niepewna, co zamierza powiedzieć ani dlaczego uważał, że grożenie
temu człowiekowi było właściwym posunięciem. Potrzebowaliśmy go
jako sojusznika.
– Daję ci jednak wybór – mówił dalej Tristan. – Stań po mojej
stronie i walcz o wolność swojej rasy.
– Albo?
Regent nie był słabeuszem – podobnie jak Tristan, był urodzonym
i wykształconym politykiem. Ale nie przegapiłam niepewności w jego
głosie.
– Albo ja odejdę i zostawię was, byście sami walczyli w tej wojnie.
Zapewne do rana będzie po wszystkim. A za wszystko, co utracą twoi
poddani: życie, bliskich i wolność… ty będziesz ponosił winę.
Oczywiście, o ile mój ojciec pozwoli ci żyć na tyle długo, byś zobaczył
skutki swojego wyboru.
„Będziesz miała na rękach krew całego świata…” W mojej głowie
odbijały się echem słowa mojej matki, nie, Anushki. Zagryzłam wargi.
Regent przeniósł wzrok na mojego brata, który wciąż pozostawał
w przebraniu Aidena.
– Wiedziałeś, że do tego dojdzie, a jednak nie odezwałeś się ani
słowem?
Mój brat wiedział, że mężczyzna rozpoznałby, iż nie przemawia
głosem jego syna, dlatego rozsądnie jedynie przytaknął i zwiesił głowę.
Rogi Trollus ucichły, jednak ich nieobecność wydawała się jeszcze
bardziej znacząca. Bardziej złowroga.
– Wybieraj – powiedział Tristan.
Nic nie zdradzało jego niepokoju, choć wyczuwałam go dzięki
naszej więzi.
Regent odetchnął niespokojnie i pochylił głowę, a żyły na jego szyi
nabrzmiały, jakby jego ciało walczyło z gestem poddania.
– Dobrze. – Zwrócił się do mężczyzny po lewej. – Zbierz radę.
Tłum rozstąpił się, otwierając drogę do wejścia, ale regent odsunął
się na bok.
– Proszę przodem, wasza wysokość.
Tristan ruszył przed siebie, Fred i regent udali się za nim, żaden
z nich nawet się nie odwrócił. Uniosłam stopę, by podążyć za nimi, po
czym opuściłam ją w kałużę śniegu stopionego przez magię otaczającą
moją skórę. Nie byłam im potrzebna ani, jak pomyślałam, spoglądając na
podarty i zakrwawiony kostium, mile widziana.
Tłum arystokratów się rozstąpił, niektórzy rozpaczliwie wzywali
swoje powozy, by umknąć do wątpliwego schronienia własnych domów,
zaś inni wyglądali przez opuszczoną bronę. Wiatr zatarł kształt smoka,
pozostawiając jedynie stertę śniegu. Wielu spoglądało na mnie
podejrzliwie, rozumiejąc, że byłam we wszystko zamieszana, choć żaden
z nich nie domyślał się, w jaki sposób. Że byłam odpowiedzialna za to,
co się stało. Że w ciągu kilku uderzeń serca zadecydowałam o losie nas
wszystkich.
Właściwie w chwili, gdy dowiedziałam się, że trolle istnieją, moje
przeznaczenie zostało ustalone. Mój cel był znany. Miałam zabić
czarownicę. Zakończyć działanie klątwy. Uratować Tristana. Uwolnić
przyjaciół. Dokonałam tego wszystkiego.
A teraz?
Wypuściłam na świat trolle i gorsze istoty z niejasnym
przekonaniem, że wszystko będzie dobrze, że zatriumfujemy i zapanuje
pokój, ale ani razu nie zastanowiłam się, jaką rolę mam w tym odegrać.
Myślałam o tym, jaką rolę odegra Tristan. O dobrym charakterze
większości trolli. O tym, że moi przyjaciele mają moc zwyciężyć złych
przeciwników. Ale swojej roli nie poświęciłam nawet jednej myśli…
Przełknęłam ślinę, czując nagły przypływ paniki. Tristan odszedł,
nie mówiąc nikomu, kim jestem i co uczyniłam. Nawet na mnie nie
spojrzał. Logicznie rzecz ujmując, wiedziałam, że nie zrobił tego bez
powodu. Bez dobrego powodu. Ale przeszywające mnie koszmarne
wątpliwości podpowiadały mi coś innego.
Spojrzenia tych na zewnątrz już nie wydawały się podejrzliwe, ale
pełne oskarżenia i wyrzutów. Chciałam stamtąd uciec, ale dokąd? Do
domu kobiety, którą zamordowałam? Do hotelowego apartamentu
pełnego wspomnień? Nie miałam dokąd iść i nikogo w Trianon, do kogo
mogłabym się zwrócić po wsparcie. Z wyjątkiem…
Moje stopy zaczęły się poruszać, wbiegłam po schodach do zamku.
Pędziłam coraz szybciej ciemnymi korytarzami, aż dotarłam do drzwi,
których szukałam. Otworzyłam je i wpadłam do środka.
– Sabine?
I zatrzymałam się gwałtownie. Julian klęczał na podłodze, twarz
miał zalaną łzami, a w ramionach trzymał trupa mojej matki. Jego oczy
płonęły gniewem. Jedną ręką sięgnął do pistoletu u pasa i wycelował go
w moją pierś.
– Morderczyni – syknął.
Nie mylił się.
Rozdział 2
Tristan
Nie patrz na nią! W myślach wykrzykiwałem ten rozkaz do
samego siebie, ale powstrzymanie się przed odwróceniem głowy
i zrobienie tych pierwszych kilku kroków wydawało się wręcz
niemożliwe.
Było to jednak konieczne.
Nie mogli się dowiedzieć, że to Cécile zabiła Anushkę. Wystarczy,
że niewątpliwie była w to zamieszana, ale gdyby ludzie dowiedzieli się,
że to ona trzymała nóż, obwinialiby ją o to, co miało nadejść. A już i tak
zbyt wielu pragnęło jej śmierci. Lepiej, żeby wierzyli, że ja jestem
wszystkiemu winny, i na mnie skierowali całą złość i przemoc.
Świadomość, że postępuję właściwie, nie łagodziła bólu, jaki
sprawiało mi to, że musiałem pozostawić ją samotną na śniegu, z rękami
splamionymi krwią. Była to krew Anushki, nie jej matki – bo Genevieve
nie żyła od wielu lat – ale wątpiłem, by Cécile była w tej chwili zdolna
odróżnić je od siebie.
W mojej głowie pojawiło się wspomnienie ciosu nożem –
płytkiego i niezręcznego, a jednak pełnego obcej jej brutalności. Drugi
cios – pewniejszy i dość głęboki, by zabić. A powody, jakie mi podała…
były dobre i sprawiedliwe – takich motywacji się po niej nie
spodziewałem. Nie mogłem się jednak nie zastanawiać, co tak naprawdę
kierowało jej dłonią. Pozostawała pod wpływem przymusu, a teraz,
spełniwszy obietnicę, przestała. Czy żałowała tego, co zrobiła?
A ja?
Wyrzuciłem z głowy te myśli. Co się stało, to się nie odstanie.
Musiałem się teraz skupić na wymyśleniu planu, by powstrzymać moich
rodaków – i elfy – przed wywołaniem chaosu na Wyspie. I na świecie.
Musiałem myśleć o tym, jak odebrać władzę ojcu. Pozbyć się
Angoulême’a i… zapanować nad Rolandem.
Powstrzymałem się przed spojrzeniem na Freda – to oszustwo
zwróci się przeciwko mnie, i to raczej prędzej niż później, bo Aiden
uwolnił się, kiedy byłem odcięty od mocy. Moja wina, że nie
domknąłem magii, która go pętała. Niepokoiło mnie, że jeszcze się nie
pojawił. Pozostawał pod wpływem przymusu mojego ojca, ale nie
wiedziałem, w jaki sposób się on objawi. Było zbyt wielu graczy, zbyt
wiele ruchomych figur, a ja nie miałem dość informacji, by wykonać
ruch.
Bezczynność jednak z pewnością przyniosłaby nam porażkę. Nasi
wrogowie bez wątpienia już wyruszyli – wprowadzali w życie plany
tworzone przez całe miesiące, jeśli nie lata, a ja z trudem usiłowałem za
nimi nadążyć.
Przed nami otworzyły się drzwi do komnaty, strażnicy stali po obu
ich stronach i zerkali na mnie nerwowo. Ignorując potężny stół otoczony
krzesłami, podszedłem do kamiennej klatki schodowej na drugim końcu
pomieszczenia.
– Prowadzą na wieżę? – spytałem, nie zwracając się do nikogo
konkretnie.
– Tak – odparł Fred, a mojej uwadze nie umknęło, że regent rzucił
w jego stronę ostre spojrzenie.
W myślach prosiłem Freda, by się nie odzywał, dopóki nie uda mi
się stosownie wyjawić jego tożsamości.
Wbiegłem, pokonując po trzy stopnie naraz, otworzyłem okute
żelazem dębowe drzwi na szczycie i wyszedłem na lodowate zimno.
Z tej wysokości widziałem całe Trianon. Na murach płonęły pochodnie,
a w lepszych dzielnicach miasta mrok rozjaśniały latarnie gazowe.
Panowała nienaturalna cisza, ale napięcie emanujące z każdego domu
było wręcz namacalne, nawet na tej wysokości. Ludzie się bali, a choć
bardzo nie chciałem tego przyznać, Królowa Zimy wyświadczyła mi
przysługę. Strach mógł jednoczyć i miałem nadzieję, że uda mi się go
wykorzystać.
Przeniosłem spojrzenie w stronę Trollus i oparłem łokcie na
kamiennych blankach, jedynie niewyraźnie świadom tych, którzy
podążyli za mną. Mój ojciec powiedział Cécile, że zamierza pokojowo
przejąć władzę nad Wyspą, a ja do pewnego stopnia mu wierzyłem.
Wiedziałem, że jego celem będzie przejęcie kontroli nad Trianon,
ponieważ ten, kto władał stolicą i jej przywódcami, panował nad Wyspą.
W tej chwili miasto należało do mnie i tak musiało pozostać.
W mojej głowie pojawiła się wizja tego, czego potrzebowałem.
Pozwoliłem, by moc wypłynęła ze mnie, ukształtowałem ją siłą woli.
Mury otaczające Trianon zaczęły emanować srebrnym blaskiem, aż
wydawały się stworzone raczej z magii niż z kamienia. A później je
podwyższyłem. Świetlisty mur wznosił się coraz wyżej i zaginał do
środka, aż miasto otoczyła potężna magiczna kopuła.
– Czy to ma powstrzymać twoich rodaków przed wejściem, czy nas
przed wyjściem?
Odwróciłem się. Fred, regent i jeszcze jeden mężczyzna, którego
uznałem za jego doradcę, wpatrywali się w niebo. Lady Marie drżała
obok nich i z zaciśniętymi wargami czekała na odpowiedź na pytanie,
które zadała.
– I to, i to. – Nie dodałem, że mój ojciec i garstka innych mieli
dość mocy, by się przebić, gdyby chcieli. Celem nie było powstrzymanie
zdecydowanego ataku, ale niedopuszczenie, by ktokolwiek podkradł się
chyłkiem. Ojciec nie chciał wojny, pragnął pociągać za sznurki, aż
wszystko znajdzie się na swoim miejscu. Nie znaczyło to jednak, że nie
uciekłby się do przemocy, gdyby okazało się to konieczne. – Kupi nam
czas potrzebny na planowanie.
– Nam? – warknęła. – Jeśli twoje cele są takie same jak nasze,
dlaczego nie zostawiłeś Anushki w spokoju? Gdyby żyła, nie doszłoby
do tego wszystkiego.
Cécile byłaby martwa, a ja razem z nią. Moi rodacy zaś byliby
zdani na łaskę wrogów.
– Cena była zbyt wysoka. – Zawahałem się. – Zacząłem wierzyć,
że istnieje lepsze rozwiązanie.
– To właśnie powiedziałeś Cécile, by przekonać ją do pomocy
w zabiciu własnej matki?
Było odwrotnie, ale pozwoliłem jej wierzyć, że ja jestem za
wszystko odpowiedzialny. Regent patrzył na żonę, jakby była kimś
obcym, co potwierdzało moje przypuszczenia. Nie wiedział, że Marie
opiekuje się czarownicą, na którą on w naszym imieniu polował.
– Genevieve de Troyes była jedną z wielu fałszywych tożsamości,
jakie przez wieki wykorzystała Anushka – wyjaśniłem.
– A ty wiedziałaś? – Regent zwrócił się do żony. – Opiekowałaś się
nią? Zdajesz sobie sprawę, co by nam zrobili, gdyby odkryli twoją
zdradę? – Wtedy właśnie uświadomił sobie, że jeden z nich stoi niecałe
dwa kroki od niego. – Nie miałem o niczym pojęcia.
– To oczywiste. – Zastanawiałem się, jak przyjmie wiedzę
o zdradzie syna. – Ale to już bez znaczenia. Liczy się obrona Trianon.
Rozstąpili się, kiedy ruszyłem z powrotem w stronę ciężkich drzwi.
Cécile szła przez zamek, jej cierpienie przeszkadzało mi się skupić.
Chciałem z nią porozmawiać, dowiedzieć się, co się dzieje w jej głowie,
ale musiałem się skoncentrować na odkryciu planów mojego ojca
i Angoulême’a. Oraz Królowej Zimy.
– A co z tymi latającymi istotami? Czy twoja kopuła je
powstrzyma? – spytała Marie, podążając za mną po schodach.
Zważywszy na to, że elfy mogły stworzyć drogę między światami
niemal wszędzie, gdzie tylko chciały, wątpiłem, by moja bariera je
powstrzymała, ale pytanie było zasadne. Ona jedna wydawała się
rozumieć powagę sytuacji.
– Tylko żelazo…
Przerwałem, kiedy przeszył mnie strach. Cécile.
– Żelazo? – spytała. – Co z nim?
Gdzie ona była? Czy słudzy mojego ojca dotarli do nas, zanim ich
odciąłem? Albo Angoulême’a?
– Marie, milcz – syknął regent. – Jego nie interesują pytania
kobiety.
Ból.
Zbiegłem po kilku ostatnich schodach, mijając po drodze
Aidena-Freda. Dopiero kiedy uderzyłem rękami w drzwi, uświadomiłem
sobie, że jego obecność nie ma sensu. Fred był z nami na wieży.
W milczeniu podążał za regentem po schodach. Co znaczyło, że
mężczyzna, który właśnie mnie minął, nie był bratem Cécile.
Marie krzyknęła, a gdy się odwróciłem, zobaczyłem, jak Aiden du
Chastelier wbija miecz w serce ojca.
Rozdział 3
Cécile
Chciałam uciec na korytarz, ale Julian przejrzał moje zamiary
i ułożył palec na spuście. Znieruchomiałam. Żadne szczęście nie
pozwoliłoby mi uniknąć kuli przy tak małej odległości – nie byłam
trollem.
– Julianie, nie!
Włożyłam w swój rozkaz całą moc, jaką miałam, ale on tylko
uśmiechnął się szyderczo i trącił gałązkę jarzębiny wpiętą w kołnierz.
Mina ta wyglądała dziwacznie na jego zalanej łzami twarzy.
– Myślisz, że wystawiłbym się na twoje sztuczki?
Przełknęłam żółć podchodzącą mi do gardła.
– Przykro mi, Julianie. Gdybyś znał prawdę, zrozumiałbyś, że ja…
– Zamknij się.
Słowa były niewiele głośniejsze od szeptu, ale uciszyły mnie
skuteczniej niż krzyk.
– Wiem wszystko – mówił dalej. Głos mu drżał, ale pistolet
pozostawał nieruchomy. – Ty może i jesteś idiotką z zapadłej wiochy,
ale miałaś rację, kiedy powiedziałaś, że ona bardziej mi ufała. Wiem,
kim była, kim ty jesteś, kim jest on i więcej o nich, niż mogłabyś
przypuszczać. – Otarł twarz wolną dłonią. – Co najważniejsze, wiem, że
to ty miałaś umrzeć, ale… – Na moment spuścił wzrok na trupa mojej
matki. – Została mi tylko zemsta.
Ścisnął pistolet obiema rękami i wycelował w moją twarz.
To się nie może teraz skończyć. Nie po tym wszystkim. Nie w taki
sposób.
– Proszę.
Odsłonił zęby.
– Nie jesteś już taka odważna bez swojego trolla?
– Ona nie potrzebuje trolla do ochrony przed takimi jak ty. –
Sabine wyszła z sypialni i przycisnęła pistolet mojej matki do tyłu jego
głowy. – Wystarczy człowiek.
Julian milczał przez jedno uderzenie serca. Dwa. Trzy. I się
uśmiechnął.
– Kiedy traci się sens życia, wiele rzeczy okazuje się wartych, by
za nie umrzeć.
Wystrzał odbił się echem w moich uszach, poczułam też ból na
twarzy. Zatoczyłam się, w głowie mi dzwoniło, a gorące strumyki krwi
plamiły moje palce, gdy przycisnęłam dłoń do policzka. Ale to było nic
w porównaniu z kałużą u stóp Sabine.
– Idiota. – Sabine opuściła wciąż dymiący pistolet. – Jaki sens ma
umieranie za tych, którzy już nie żyją? Ich to i tak nie obchodzi.
Podniosła głowę i spojrzała na mnie. Upuściła pistolet i uniosła
dłoń do ust.
– Och, Cécile. Twoja twarz!
– Nic się nie stało – powiedziałam, choć policzek mnie piekł, a ślad
po kuli, która mnie drasnęła, był dość głęboki, by pozostała po nim
blizna. Gdyby trafiła odrobinę w bok, byłabym martwa, a w obliczu tego
próżność przestawała mieć znaczenie.
Padłyśmy sobie w ramiona.
– Wiedziałam, że on to zrobi – powiedziała. – Od chwili, kiedy
weszłaś do komnaty, wiedziałam, że będę musiała go zabić. On zawsze
działał pochopnie.
Zupełnie jak ja. Świat wciąż drżał od decyzji, którą ja bezmyślnie
podjęłam. Skutki moich czynów zaczęły opadać na mnie, ciężkie jak
ołów, w chwili, kiedy krzyk smoka przeszył nocne powietrze,
przeniknęły przez napędzany adrenaliną strach i otarły się o mnie na
dziedzińcu, gdy Tristan zostawił mnie samą na śniegu. Teraz spoczęły
całym swoim ciężarem na moich ramionach, a ja odkryłam, że nie mogę
myśleć. Z trudem oddychałam.
– Ona nie żyje? Twoja matka, to znaczy Anushka?
Ścisnęłam dłonie. Były lepkie od mojej krwi. Jej krwi.
– A trolle? Są wolne?
I jaka moc na świecie je powstrzyma?
– Gdzie Tristan?
Odszedł.
– Cécile? Cécile!
Głowa poleciała mi na bok od siły jej uderzenia. Patrzyłam na nią,
a ona potrząsnęła głową.
– Bardzo cię za to przepraszam, ale to nie jest dobra chwila, żebyś
straciła panowanie nad sobą.
Odetchnęłam z trudem i wyprostowałam się.
– Masz rację.
Pozwoliłam, by Sabine zaprowadziła mnie do drugiego
pomieszczenia, a kiedy oglądała mój policzek, opowiedziałam całą
historię, kończąc słowami:
– Byłam tak skupiona na odnalezieniu Anushki i zdjęciu klątwy, że
nawet nie pomyślałam, co zrobimy, jeśli nam się uda. – Przycisnęłam
chusteczkę do rany, pozwalając, by ból mnie otrzeźwił. – Oni mogą już
tu być.
Przeszedł mnie dreszcz na myśl o Lessie lub Rolandzie
przemierzających ulice Trianon. Teraz, kiedy trolle były wolne, nic ich
nie powstrzyma od przyjścia po Tristana. Albo po mnie.
– Nie jestem pewna. – Sabine podeszła do okna i wskazała na
emanującą słabym blaskiem kopułę nad miastem. – Widziałam, jak
powstaje, kiedy ukrywałam się przed Julianem. To dzieło Tristana,
prawda? On ich powstrzymuje?
Pokiwałam głową, czując jedynie odrobinę ulgi, bo kopuła była
tymczasowym rozwiązaniem. Tristan nie mógł odebrać ojcu korony ani
zakończyć życia Angoulême’a, dopóki krył się za murami, wiedziałam
też, że nie był w stanie ochronić całego miasta przed bezpośrednim
atakiem. A kopuła w żaden sposób nie pomagała tym poza Trianon.
– Nasze rodziny tam są – powiedziałam. – Trolle wiedzą, kim oni
są. Wiedzą, gdzie ich szukać.
Sabine przycisnęła dłoń do zakrwawionego ramienia, rozcierając je
jak starą ranę.
– Tristan odesłał Chrisa do Kotliny z instrukcjami. Nie zostaną
zaskoczeni.
Ale wyraz jej twarzy świadczył o tym, że myśli podobnie jak ja –
obie zastanawiałyśmy się, co mogli zrobić, by się obronić.
Wypuściłam oddech i patrzyłam, jak na szkle pojawia się mgiełka.
– Nie możemy czekać, żeby zobaczyć, co oni zamierzają zrobić.
Musimy działać. Dowiedzieć się, co planują.
– Jak? Wątpię, by dało się ich łatwo szpiegować, a jeśli trolle
złapią tego, kogo poślemy…
– Zabiją go – dokończyłam.
Regent i Tristan i tak kogoś wyślą, bo jaką mieli możliwość? Cały
problem polegał na tym, że nawet gdyby szpiegom udało się dotrzeć do
trolli i powrócić, wątpiłam, by powiedzieli nam cokolwiek użytecznego.
Wiedza o liczbie i rozmieszczeniu wojsk, przydatna podczas bitwy
ludzkich armii, była bezużyteczna, bo trolle nie walczyły w taki sposób.
Musieliśmy się dowiedzieć, wobec kogo trolle były lojalne, jakie
nastroje panowały wśród mieszańców oraz jaki był rozkład sił między
księciem a królem, a przede wszystkim, co zamierzał sam Thibault.
Wypuściłam kolejny długi oddech w stronę szkła i patrzyłam, jak
mgiełka tworzy skomplik...