Tytuł oryginału MADRE E HIJA
Copyright © 2015, Jenn Díaz Published in arragement with The Ella Sher Literary Agency wo...
10 downloads
18 Views
1MB Size
Tytuł oryginału MADRE E HIJA
Copyright © 2015, Jenn Díaz Published in arragement with The Ella Sher Literary Agency working in conjunction with Book/lab Sp. z o.o. www.literatura.com.pl | www.ellasher.com All rights reserved
Projekt okładki workship.es/Planeta arte y diseño
Ilustracja na okładce © Amy Weiss/Trevillion Images
Redaktor prowadzący Joanna Maciuk
Redakcja
Joanna Habiera
Korekta Agnieszka Jędrzejewska Maciej Korbasiński
ISBN 978-83-8123-417-7
Warszawa 2017
Wydawca Prószyński Media Sp. z o.o. 02–697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28 www.proszynski.pl
Daniemu,
z głębi serca, bo sprawiłeś, najdroższy, że wszystko, czym jest życie, stało się dla mnie
nieskończenie lepszym;
oraz Joanie,
za sprawą której stałam się nietypową matką,
od chwili gdy ją poznałam,
tak jak dzięki Blance stała się nią Dolores.
Najdroższy, to wszystko jest życiem
MERCÈ RODOREDA
Matka i córka.
Co za absurdalna kombinacja uczuć,
konfliktów, niszczycielskich sił.
Nie zrozumiem tego nigdy.
INGMAR BERGMAN
I Wszystko byłoby o wiele prostsze, gdyby mama nie była mamą. Ciotka Dolores i Natalia nie mieszkałyby teraz razem, nie dręczyłyby ich ciągłe wyrzuty sumienia – to elastyczne i perwersyjne poczucie winy. Gloria też byłaby szczęśliwsza, gdyby była inna, mniej opryskliwa, mniej neurotyczna, nie stroniła tak od życzliwości innych; ale już od jakiegoś czasu Natalia przestała martwić się tym, że nie kocha swojej matki tak, jak powinna kochać córka, i od dawna nie obraża się z powodu jej impertynencji, matka to matka. Ostatnimi czasy, odkąd zachorował jej brat, Dolores dręczyła myśl, że w każdej chwili mogą wyrzucić ją z domu, bo jeśli przeżyła w nim tyle lat, to tylko dzięki Ángelowi. Od śmierci głowy rodziny i jej ostatniego bliskiego krewnego żyła z duszą na ramieniu, że oto z dnia na dzień straci dach nad głową, a jak kobieta, do tego kobieta samotna, która nie poznała nigdy mężczyzny ani miłości, da sobie radę w życiu? Koniec końców, jedynym ogniwem łączącym ją z pozostałymi domowniczkami był Ángel: ojciec, brat, prawdziwy mężczyzna, i kiedy umarł, nikt już nie zmuszał ich do wspólnego życia z ciotką Dolores – przedtem też ich nikt nie zmuszał, ale tata zawsze bardzo kochał swoją młodszą siostrę. Tego, jak mama chciała wyrzucić ciotkę, nikt już nie pamięta, albo nie chce pamiętać. Tata przez cały tydzień nie odezwał się słowem do żony, nawet zwykłego dzień dobry, nie odpowiadał na jej pytania dotyczące codziennych spraw: jak spałeś, co jest na obiad, są jeszcze pomidory? Mama zrozumiała, że nic nie wskóra, cóż, była skazana na swoją szwagierkę, i gdyby ktoś jej to kiedyś powiedział, nie uwierzyłaby, ale to też jest życie. Kiedy po śmierci taty zostały same we trójkę, bo starsza córka Ángela już od jakiegoś czasu nie mieszkała w domu, mama, po kilkunastu dniach żałoby i bezwzględnej ciszy, zaczęła pakować rzeczy taty i wynosić je do sieni, oznajmiwszy, że wyrzuci wszystko, ale to wszyściuteńko, że nie można być sentymentalnym. To był jej pierwszy taki numer… Tak, pierwszy i nie ostatni, bo gdy zabrakło taty, mama przejęła całą władzę nad domem i mieszkającymi w nim kobietami, ten rodzaj władzy, która nie jest nigdzie zapisana, ale którą wszyscy respektują, jakby pochodziła od jakiegoś małego boga, a mama zawsze lubiła rozstawiać innych po kątach. Ciotka nie chciała się rozstać z rzeczami brata i mama zjadliwie zachęcała ją, żeby w takim razie potykała się o nie codziennie i żeby na każdym kroku przypominały jej o nieszczęściu, jakie je dotknęło – o śmierci męża, ojca i brata, prawdziwego mężczyzny, tyle śmierci w jednym człowieku. Przykładnego
mężczyzny, którego pogrzeb odbył się w wypełnionym po brzegi kościele, przykładnego mężczyzny, za którym wszystkie będą tęsknić, z jego rzeczami lub bez, bo ubranie czy zegarek przechowywane na dnie szafy nie mają absolutnie żadnego znaczenia, zresztą zawsze będą go pamiętać ubranego i z zegarkiem na ręku, prawda? Więc koniec kropka. Zażegnawszy burzę, jedną z najbardziej zajadłych awantur w ich dorobku, choć te poprzednie też były niczego sobie, coś w nich pękło i rozryczały się – one takie są, kobiety, że raptem robią coś nieracjonalnego – i padły sobie w objęcia, i objęły się tak, jak nie obejmowały się nigdy dotąd – nawet wówczas, gdy tata zachorował i lekarz kręcił tylko markotnie głową, dając do zrozumienia, że tutaj nic się nie da zrobić. Po tamtej awanturze, której Natalia roztropnie przyglądała się z boku, znała dobrze swoją matkę, nikt nie znał jej tak dobrze jak ona, szwagierki, jak gdyby nigdy nic, wróciły do normalności, a ta normalność to pewna uraza, pewne napięcie; wróciły do codziennego życia, rutyny, tata był martwy i miał pozostać martwy na wieki wieków, i one, silne kobiety, bardzo silne, musiały dalej żyć, i aby dalej żyć, musiały czym prędzej wrócić do tego życia co zawsze, do życia ludzi żywych, innego nie było. I tak w tygodniu domem zajmowała się ciotka, bo mama pracowała w szkole, w weekendy zaś stery przejmowała mama, bo to był jej dom, dom stworzonej przez nią rodziny, która zaakceptowała obecność siostry mężczyzny, rodziny gościnnej, powiedzmy. Dom tonął w półmroku, bo sufit był niski, okien mało i do tego wąskie. Zimą było chłodniej w środku niż na dworze, a latem zbyt ciemno, żeby tam tkwić, kiedy na dworze świeciło promienne słońce. Dom był smutny i pogrążony w półmroku, ale to nie był ich dom, wynajął go jakiś daleki krewny mamy i potem przedłużano dzierżawę z pokolenia na pokolenie. Dopóki dziewczynki były małe, spały razem z ciotką w ciasnym, wilgotnym pokoiku. Ale z czasem, w miarę jak dorastały, zaczęło im brakować intymności, której ciotka Dolores nie potrzebowała, a nie była już przecież dzieckiem, ale to cała ciotka, tak bardzo rodzinna, bez pozostałych jej życie nie miało sensu… intymności nie potrzebowała nigdy. Rodzina składała się z taty i czterech kobiet. I chyba nie trzeba dodawać, że nie potrafiły znaleźć wspólnego języka, bo kobiety takie są, i nie ma na to rady. O zgodnym współżyciu nie mogło być oczywiście mowy, bo dom zamieszkany przez kobiety zawsze jest zbyt ciasny, nie wystarczało dla wszystkich miejsca. Chcąc nie chcąc, biedny tata wcielał się w rolę sędziego, u którego szukały aprobaty i akceptacji, ale on był, jaki był, i nie wystarczało go dla wszystkich – mężczyzna jest tylko mężczyzną. Kiedy wybuchał konflikt, zażegnać go mógł jedynie Ángel, starając się być sprawiedliwy dla wszystkich… Ale czy ktoś może być sprawiedliwy zawsze i dla wszystkich? Nikt. Przez co wyzwalał w nich, w swoich ukochanych kobietach, tak wiele niegodziwych uczuć – rodzina stwarza więzy, których koegzystencja nie potrafi umocnić i które z czasem żałośnie się
rozpadają. Gdy ojciec odszedł, zabrał ze sobą słuszną miarę rzeczy, nawet tych nic nieznaczących, najbardziej przyziemnych, takich, których nie widać gołym okiem, bo życie pełne jest niedostrzegalnych drobnostek – bez niego nie wiedziały, co jest dobre, a kiedy postępują niegodnie, nawiasem mówiąc częściej, niżby chciały się do tego przyznać, ale z kobietami tak to już jest, jak mawiał tata. Z początku, jeszcze przed narodzinami Ángeli i Natalii, ciotka i mama były jak siostry. Odkąd mama wyprowadziła się z domu, wszyscy są zgodni, że na początku cała trójka żyła w harmonii, nie przeszkadzając sobie nawzajem; teraz trudno to sobie wyobrazić, ale faktycznie były nierozłączne, nie mogły bez siebie żyć. Obie kobiety uzupełniały się i wspierały, czasem nawet zmawiały się przeciwko tacie, żeby coś od niego wydębić… Kto by powiedział, co? – A takimi były przyjaciółkami! Były jak siostry, a nie szwagierki! Tata, ma się rozumieć, zawsze był bardzo pojednawczy, lecz wszystko uległo zmianie, kiedy mama po raz pierwszy zaszła w ciążę. Ángela była pierwszą córką, pierwszą wnuczką, pierwszą bratanicą, jedynym dzieckiem w domu, i mama czuła się bohaterką tego święta narodzin. Ciekawe, że coś tak nierozerwalnie związanego z życiem, tak naturalnego jak narodziny, stało się przyczyną rozstania, bo rozstania nie są wyłączną domeną miłości, miłości między mężczyzną i kobietą, bo nienawiść lęgnie się tam, gdzie się jej podoba. Mama była matką tej dziewczynki, jedyną, która czuła w sobie nowe życie. Oczywiście ciotka chciała być częścią tego wydarzenia, należeć do kręgu wtajemniczonych, tak jak była częścią małżeństwa, ale mama kategorycznie się sprzeciwiła. Co innego dzielić dom i mężczyznę, głównie dlatego, że Dolores była jego siostrą; teraz jednak miało pojawić się dziecko i dziecko należało tylko do niej, do niej i do taty. I tak zaczęło iskrzyć między szwagierkami, jeszcze do niedawna wielkimi przyjaciółkami. – A takimi były przyjaciółkami! To nie do wiary! Gdy Ángela przyszła na świat, mama zażyczyła sobie, żeby ciotka wyjechała, przynajmniej na kilka pierwszych dni, w ciągu których mogłaby spokojnie przyzwyczajać się do dziecka, do macierzyństwa, do swojego ciała, do wszystkich tych zmian, które czuła ona i tylko ona – sprawiała wrażenie jedynej osoby na świecie zdolnej rodzić; to było zaskoczenie dla wszystkich, chyba z nią samą włącznie, bo ona była trochę… dziwna, w tych dniach, bo zaraz po porodzie kobieta jest bez mała jak… zwierzę. Tata usiłował apelować o spokój, o zdrowy rozsądek, ale mama pozostała nieprzejednana – po powrocie ze szpitala, bo zdecydowała się rodzić w szpitalu, nie w domu jak jakaś dzikuska, nie chciała jej tam widzieć. Bała się, że malutka przyzwyczai się do zapachu ciotki i straci orientację, nie będzie wiedzieć, która z nich jest jej matką. Mężczyzna nie ma z tym żadnego problemu, on dobrze wie, z kim idzie do łóżka! Ale takie dopiero co narodzone niemowlę, niemające pojęcia o otaczającym je świecie… Ciotka musiała wyjechać na jakiś czas do krewnych, na wybrzeże, i co
tydzień pisała sążnisty list, rozpytując o bratanicę i nie wspominając słowem o powrocie – uchowaj Boże, nie odważyłaby się. Dolores zawsze szanowała przestrzeń, jakiej potrzebowała mama do życia, przestrzeń osobliwą, zmienną, nieuporządkowaną i nieusankcjonowaną żadnymi normami, przestrzeń, jeśli można się tak wyrazić, nieco kapryśną; a przecież wciąż jeszcze przepełniała ją wdzięczność za to, że brat i bratowa tak wspaniałomyślnie przygarnęli ją do siebie, i dlatego tak dobrze odnosiła się zawsze do Glorii, chociaż Gloria nie zawsze odpłacała jej pięknym za nadobne; wszyscy przyzwyczajamy się zbyt szybko do rzeczy dobrych i zapominamy, jak bardzo są dobre i jakiego trzeba wysiłku, żeby je czynić. Po ślubie taty i mamy ciotka Dolores została sama ze swoim ojcem. Dziadek, o tym mówiło się zawsze, był okrutnikiem, okrutnikiem i egoistą, i zatruwał im życie, przede wszystkim babce, ale i kobietom w ogóle; tylko tacie się upiekło, i kiedy mowa była o dziadku, cichł i pochylał głowę na znak szacunku. Babcia była jedyną, która broniła córki, ale dziadek owdowiał w wieku pięćdziesięciu lat i w samotności jego serce jeszcze bardziej stwardniało, a może to starość wyostrza cechy charakteru, i z wiekiem stawał się coraz gorszy, coraz trudniej było z nim wytrzymać. Ciotka Dolores żyła w ciągłym strachu i nie umiała się bronić, i potem nigdy już bidulka nie otrząsnęła się z traumy, jakiej doświadczyła, żyjąc pod jednym dachem z własnym ojcem. Ludzie mówili, że ciotka nie wyszła za mąż z winy dziadka i że, w jakimś sensie, jedynym mężczyzną, jakiego tolerowała, był Ángel, jej brat, a teraz, gdy zmarł, to już żadnego, ale tak tylko gadają, żeby gadać, bo ludzie zawsze plotą niestworzone rzeczy, coś trzeba robić z wolnym czasem, tyle go przez całe życie. Nigdy nie pojawił się na horyzoncie żaden pretendent do ręki ciotki, pomimo jej niewątpliwej urody, bo ciotka Dolores zawsze była bardzo ładna, i to też kłuje ludzi w oczy. Dolores nie narzekała na swój los i nigdy nie przyznała, że podłość dziadka była przyczyną jej celibatu, przeciwnie, z czasem zaczęła nawet lukrować wspomnienie o ojcu, niech spoczywa w pokoju. Poza tym nie została sama dzięki mamie, która niedługo po ślubie użaliła się nad szwagierką i zabrała ją do siebie. Piekło ciotki skończyło się jak ręką odjął, gdy tylko spakowała walizkę i odeszła z domu, w którym się wychowała. Dziadek został sam jak palec i nie miał się na kim wyżywać, więc cóż pozostało? Nie pociągnął długo; w dniu pogrzebu ciotka nie uroniła ani jednej łzy, tata też nie, ale u mężczyzny to zrozumiałe, nikt się temu nie dziwił. Od tamtego czasu ciotka mieszka z nimi, z wyjątkiem kilku tygodni, kiedy mama skazała ją na tymczasowe wygnanie, żeby Ángela nie myślała, że ma dwie matki – skąd jej się to bierze, czasem sprawia wrażenie, jakby miała nie po kolei w głowie. A może cała ta historia z dwiema matkami to wymysł sąsiadek, którym nie w smak było, że ciotka nie pozwalała bratu i bratowej wieść w spokoju
normalnego, małżeńskiego życia, jeśli w ogóle małżeństwo może być synonimem normalnego życia. A i dlatego, że nikt nie może zrozumieć, dlaczego ciotka, tak piękna kobieta, żyła w staropanieństwie – nie znalazła mężczyzny, bo nie chciała! A może, jak mówi mama, żeby jej dopiec, nie gustuje w mężczyznach.
II Mama nie odpisywała na listy, które ciotka wysyłała z wybrzeża, i wybrzeże zdawało się być na końcu świata. Tata czytał je mamie na głos, licząc na to, że może okaże skruchę, że trzyma ją z dala od domu, że pozbawia ją możliwości poznania Ángeli, biedna siostrzyczka, tak mało zaznała w życiu dobrego. Minęło kilka miesięcy, nim w końcu mama ustąpiła i zezwoliła na powrót ciotki Dolores, bardziej upartego człowieka ze świecą szukać. Gloria musiała wrócić do pracy i nie było komu zająć się dziewczynką, dziewczynką tak bardzo kochaną i upragnioną przez wszystkich, że aż strach. Oboje zdecydowali, że najlepiej, by Ángelą zajęła się ciotka, lepsza ciotka niż jakaś obca, jeszcze by ją wychowała Bóg wie jak, to taki delikatny temat, dziecko; a Dolores nie znajdowała odpowiedniego momentu do powrotu na łono rodziny, spędzała całe dnie, patrząc tępo w morze jak, nie przymierzając, w pudełko na buty. Wszystkie obawy mamy rozwiały się w okamgnieniu, bo zrozumiała, że miłości dziecka nic nie jest w stanie zmienić – Ángela zasypiała tylko z nią, z Glorią, nawet tata nie mógł się wcisnąć między matkę i córkę. Już była gotowa podzielić się dziewczynką ze wszystkimi, z całym światem, ze światem, który przestał być wrogi, okrzepła jako matka i zyskała pewność łączącej je na wieki miłości; Ángela była bardzo bystrą dziewczynką, prawdziwym darem Bożym, jak to mówią. Potem, po latach, opuściła ją ta niezłomna wiara w miłość łączącą matki i dzieci; niezgłębioną tajemnicą jest, jak okrutnie potrafi obejść się z tkliwością czas, z jaką brutalnością ją unicestwia. Ciotka Dolores wróciła do domu rozważna jak zwykle, taka już pozostanie, pewne sprawy w życiu człowieka nie zmieniają się nigdy, i brała bratanicę na ręce tylko wówczas, gdy dostawała przyzwolenie matki, ale Gloria nie oponowała i Dolores po kryjomu rozpływała się nad nią tym dziwacznym głosem, groteskowym, egzaltowanym, który sam się nam jakoś narzuca, gdy rozmawiamy z dzidziusiem. Przez kilka tygodni zajmowały się Ángelą wspólnie – mama pokazywała ciotce wszystko, czego nauczyła się w ciągu tych samotnych miesięcy, wiedza, która napawała ją dumą i którą zawdzięczała wyłącznie sobie. Dlatego właśnie, chociaż niezamężna i bezdzietna, ciotka zawsze powtarzała, że nie tęskni za macierzyństwem, bo w jakimś sensie matkowała swoim bratanicom, chociaż Gloria podkreślała niezmiennie, że to nie to samo, a opinia Glorii nie podlega dyskusji i nikt nie odważyłby się kwestionować jej słów. – Ja, jak wszystkie matki, wiem przynajmniej, że nie umrę sama. Ciotka Dolores lubi wygłaszać takie sentencje, zdania, które zawsze są na podorędziu i które powtarza się w kółko. Dowodem na to, że nie umrze sama, jest fakt, że mieszkają teraz razem, Natalia i Dolores, w domu, w którym zaraz po
ślubie zamieszkali rodzice, kiedy nie byli jeszcze rozczarowani życiem – przynajmniej nie całkiem – w wynajętym od pokoleń domu; o tym czasem myśli w nocy Dolores, wiedząc, że jeśliby coś się jej przytrafiło, bratanica śpi w pokoju obok, bo posiadanie dzieci to przywilej, zwłaszcza dla kobiet, które spędzają życie, wychowując swoje pociechy, a potem zbierają owoce, a owocem jest ten rodzaj miłego towarzystwa, które nigdy nie jest natrętne, które po prostu jest i niczego nie wymaga. Czasami mama miała wyrzuty sumienia, bo od poniedziałku do piątku wszystko, dom i dziewczynki, było na głowie ciotki, i kiedy wracali z pracy, czekał ich nienaganny porządek, i obiad na stole, i wszystko, dosłownie wszystko było tak, jakby to zrobiła prawdziwa żona, prawdziwa matka, chociaż Dolores nie była ani jedną, ani drugą. Nigdy nie dała najmniejszego powodu do narzekań, ale mama i tak narzekała, bo Gloria lubi narzekać, oj lubi. Jeden dom dla dwóch kobiet jest zbyt ciasny. W weekendy ciotka ustępowała pola i mama dyrygowała wszystkim, wszędzie było jej pełno, jakby chciała pokazać, kto tu rządzi; usiłowała tego dowieść za wszelką cenę i jej problem polegał na tym, jak uważał tata, że myślała jak nowoczesna kobieta, lecz w gruncie rzeczy niczym się nie różniła od tradycyjnych matek poświęcających się całkowicie rodzinie, bo wiedza wyniesiona z domu i nabyte umiejętności zapadają w kobietę bardzo głęboko i objawiają się w najmniej spodziewanym momencie, tak było zawsze. Ciotka Dolores nie zostawiała mamy samej, gdzie tam, weekend, mówiła, jest również jej odpoczynkiem od użerania się przez cały tydzień z dzieciakami w szkole, ale robiła to bardzo taktownie, pomagając jej, jeśli tego potrzebowała, jeśli o to prosiła, usuwając się w porę; ciotka zawsze miała wielką intuicję, która nie wiadomo, skąd się u niej wzięła, bo o ciotce można powiedzieć niejedno, ale nie to, że jest kobietą bywałą w świecie, doświadczenia nie miała żadnego, poza tym, jakie może zdobyć kobieta w rodzinnym domu. Przez tyle lat Ángela i Natalia przyzwyczaiły się, i tata też, ale mama zawsze była pod tym względem, jak by to powiedzieć, zakompleksiona, miała poczucie niższości, jak gdyby była kobietą mniej wartościową i nie potrafiła udźwignąć odpowiedzialności za rodzinę; kobiety zawsze mają złe zdanie o sobie i drżą ze strachu przed opinią innych, chociaż inni w ogóle nie myślą ich oceniać, ale Glorię te sprawy dręczyły – czyżby zaniedbywała swoją rodzinę? Tak wiele obaw na początku o to, żeby dziewczynka nie pomyślała, że ma dwie matki, a tu, masz ci los… miała tylko jedną: Dolores. Już po pół tygodnia ciotka zawładnęła domem i w miarę jak oswajała się z terenem, zaczęła traktować brata, jakby był jej mężem, bo jeśli kobieta ma u swojego boku mężczyznę, nie może uniknąć pewnego sposobu wyrażania się i zachowania. Dlatego też na babskich konwentyklach ciotka nigdy nie chowała się po kątach, lecz trajkotała jak najęta i utyskiwała na mężczyzn jak inne kobiety, no
bo do czego to podobne, co za ród bałaganiarzy, nie można z nich oka spuścić, bo zaraz tak nabałaganią, że szkoda gadać, jak małe dzieci dosłownie, bo, szczerze mówiąc, mężczyźni nigdy nie przestają być dziećmi. Ciotka nie była jednak kobietą zwyczajną, i wszystkie inne o tym wiedziały, wyczuwały to i stroniły od niej, no bo… wiadomo, ciotka była dziwna, wciąż niezamężna, a to nie podobało się nikomu. Kiedy mama zdała sobie sprawę, że lata płyną, a pretendenta do ręki szwagierki ani widu, ani słychu, ani nawet intencji czy choćby śladu troski związanej z zamążpójściem, zaczęła wycofywać się z tej naturalnej i bezinteresownej przyjaźni, jaką obdarzyła ciotkę na początku. Bo kobiety albo są mężatkami, albo wdowami, albo zakonnicami, ale kobiety niezamężne, kobiety same i już, bez więzów… to się po prostu nie mieści w głowie! – Nie sądzisz, że byłoby ci lepiej w zakonie, Dolorcitas? Od czasu do czasu nazywa ją Dolorcitas, bo uważa, że to zabawne. Ciotka nie gniewa się, bo nigdy nie pogniewałaby się na bratową. A może faktycznie znalazłaby wspólny język z zakonnicami… któż to może wiedzieć.
III W domu z ogrodem – w rodzinie wszyscy tak go nazywają – jest dość miejsca dla obu kobiet: dla Glorii, która tam się wyprowadziła, i dla Dolores, dość miejsca, aby mogły mieszkać razem, nie wchodząc sobie w paradę. To mały domek postawiony na placu, który kupili tata i mama, kiedy Ángela i Natalia były jeszcze małe, i tam spędzali wszystkie pogodne weekendy i każde lato, jak zgodna, kochająca się rodzina, rodzina, jaką pragnęli być i na jaką chcieli wyglądać. Dom zbudował tata, sam, w pojedynkę i dlatego tak długo trwało, nim przedzierzgnął się w dom z ogrodem – na początku nazywali go po prostu terenem, bo była tam tylko goła ziemia i nic więcej, ziemia i ziemia bez końca. Pośrodku tego szczerego pola tata, zakasawszy rękawy, wziął się do roboty i wszystkie cztery kobiety pomagały mu w drobnych sprawach, najłatwiejszych, takich, którym podoła kobieta. Mama i ciotka zajmowały się tym samym co i dzisiaj: spacerami, rozmowami o kwiatach i recytowaniem ich nazw. Bo zaraz na początku, w pierwszym, niemal naturalnym odruchu, zapełniły teren doniczkami i wzięły się za sadzenie kwiatów i drzew. To było marzenie taty, zawsze mówił o emeryturze, spokojnej, z dala od wszystkiego, w domu z ogrodem, i biedak zawinął się, zanim zdążył tego wszystkiego zakosztować, ale często o tym myślał, że po przejściu na emeryturę osiądzie w tym domku, jak ktoś, kto marzy o raju, i może on też jest teraz w raju, jeżeli w ogóle istnieje Bóg, bo często trudno w to uwierzyć. Gdy kobiety spacerowały po gołej parceli, która za kilka lat miała zatonąć w zieleni, do płotu podchodzili młodzi chłopcy i pytali, czy tacie potrzebna jest może pomoc, i w pierwszej kolejności uzgadniali zapłatę, bo tata był człowiekiem na wskroś uczciwym i wszyscy to mówili – nawet za jego życia. Pracowali przy budowie domu ciężko, w milczeniu, lecz gdy zmęczenie dawało się im we znaki, podliczali szybko należność za przepracowane godziny, zwijali manatki i ulatniali się do swoich spraw. – Młodzi już nie lubią brudzić sobie rąk! Tata znał wiele takich zwrotów i powtarzał je przy każdej nadarzającej się okazji, z wiekiem coraz częściej, i robił z nich użytek nawet wtedy, gdy były ni przypiął, ni przyłatał. Ale tutaj akurat miał rację, w pracy u taty młodych interesowało tylko jedno – odbębnić dniówkę, zarobić trochę gotowizny i czym prędzej umknąć do swoich rozrywek. Nie oszczędzali i ani w głowie im było zostać dłużej, a tacie podobał się nawet ten lekki stosunek do pieniędzy, bo on przez całą młodość oszczędzał, liczył i chował uciułany grosz pod materac, zamartwiając się o przyszłość, przyszłość rysującą się w czarnych barwach. Bez przerwy mówił o ludziach mieszkających w górach, na wsi, w lesie, żyjących blisko natury,
i o wielkich różnicach, jakie dzieliły ich od ludzi z miast – ludzi jak oni. Ángela i Natalia miały przykazane, żeby trzymać się z daleka od budowy, bo mama nie chciała, by się umorusały jak nieboskie stworzenia albo coś, nie daj Boże, im się przytrafiło; dwie dziewczynki kręcące się w pobliżu pracujących mężczyzn tylko przeszkadzają, dlatego dopóki trwała budowa, to miejsce kojarzyło się im wyłącznie z ciągnącymi się w nieskończoność godzinami nudy, w czasie których snuły się za mamą i ciotką, ucząc się nazw kwiatów, roślin, drzew, owadów przysiadających w zasięgu wzroku, a także pór roku, słuchając o tym, kiedy trzeba podlewać mniej, kiedy więcej, kiedy sadzić nasiona, jednym słowem o rzeczach, które miastowym dziewczynom potrzebne są jak dziura w moście. Gdy budowa domu dobiegła końca, wtedy, tak, wtedy byli praktycznie sami, wokół nich niemal żywej duszy, nie to co teraz, i Ángela z Natalią szły bawić się tam, gdzie zbierały się i bawiły inne dzieci, i jeździły na rowerach do oddalonych posesji, gdzie po kryjomu zrywały z drzew owoce… Tylu rzeczy nauczyły się tam dziewczynki, rzeczy, które pamiętają do dziś, rzeczy z dzieciństwa. Mama z ciotką nigdy nie zapominały o przeglądzie swoich kwiatów, i zaraz po przyjeździe, a czasami też przed samym odjazdem, robiły pełny obchód i wymieniały się spostrzeżeniami i ciekawostkami. – Dolores, spójrz, jakie cudowne lilie… Zaraz też ciotka Dolores cmokała z zachwytu nad innym kwiatem, znały nazwy ich wszystkich, i spacerowały po tym zakątku, wymarzonym zakątku taty, mężczyzny, który bez przerwy łączył je i rozdzielał. Kiedy Ángela i Natalia podrosły i zaczęły się krzywić na wspólne wyjazdy do domu z ogrodem, bo wolały miasto, ku strapieniu taty, mama zreorganizowała weekendy; jeśli już ktoś musiał to zrobić, tym kimś była ona, to jasne jak słońce. Uznała, że tak dalej być nie może, że ciotka nie musi wiecznie ciągnąć się za nimi – czym innym było jeździć tam całą rodziną, z dziewczynkami, czym innym zaś jest małżeństwo. Ciotka zaakceptowała ten nowy stan rzeczy bez szemrania, chociaż przebywanie w ogrodzie dawało jej wielką satysfakcję i pielęgnowała go z wielkim oddaniem, została jednak w tym drugim domu, w domu pogrążonym w półmroku, z bratanicami. Mama zawsze żerowała na dobroci szwagierki, o czym wiedziały wszystkie sąsiadki, które nie trzymały ani jednej, ani drugiej strony, bo, Bogiem a prawdą, niezła ta rodzinka, nie ma co. – Przynajmniej wasza matka odpocznie od starszej córki… Ciotka spędzała weekendy z dziewczynkami, które były już dużymi pannicami, zresztą bardzo urodziwymi, i korzystała z okazji, żeby im dogadzać we wszystkim, bo w obecności mamy musiała bardzo się pilnować. Ścieliła im łóżka, robiła śniadania, obiady, kolacje, nakrywała i sprzątała ze stołu, nie obowiązywały ich godziny porannej pobudki ani powrotu do domu… Mama dość szybko zwietrzyła, że bez niej całej trójce za dobrze się powodzi, żyły jak pączki w maśle,
po prostu, i wtedy zaczęła skręcać się z zazdrości i niepokoju, tam, w domu z ogrodem, z daleka od nich, nie mogąc ich mieć na oku, kontrolować relacji córek z ciotką; to była jej wielka obsesja, ale nie jedyna. Do najgorszych wad Glorii należał brak wiary w siebie, nigdy nie była pewna, czy to, co robi, robi dobrze, czy wszystko jest tak, jak być powinno, i zawsze kombinowała i wszystko bezustannie przerabiała, i zawsze na własną korzyść, nigdy na pożytek innych. Całe jej życie pełne było sprzeczności, podejmowała decyzje, nie myśląc o konsekwencjach, i kiedy stawała z nimi oko w oko i odczuwała je na własnej skórze, próbowała wycofać się rakiem – dlatego Natalia tak bardzo kochała ciotkę Dolores, za tę jej brutalną prostotę, której brakowało jej u mamy. Gloria nie czekała z założonymi rękami i zaproponowała ciotce, żeby wróciły do wspólnych wyjazdów, bo bardzo za nią tęskni podczas samotnych spacerów po ogrodzie, tata wolał góry od ogrodu, mówił, że ogród jest niczego sobie i przyjemny dla oka, ale jest sztuczny i że udomowione kwiaty i zieleń to oszustwo, on wolał prawdziwą naturę. – I na pewno dziewczyny dają ci się mocno we znaki przez cały weekend… Ciotka zaprzeczała, kręcąc głową, zapewniała, że nie, że czuje się dobrze, ale spostrzegłszy napięcie, jakie powoduje jej negacja, szybko przemyślała sprawę i podziękowała za zaproszenie do domu z ogrodem – ona również tęskniła za kwiatami, za tą udomowioną zielenią, i za pogawędkami z bratem i bratową, tego nie mogła się wyprzeć, i po raz kolejny spełniła oczekiwania Glorii, w ten sposób nigdy nie robiła fałszywego kroku, i lepiej, żeby się nie potknęła, nie zniosłaby bowiem sytuacji, w której mogłaby sprawić zawód bratowej, kochała ją niemal jak matkę, miłością pełną wzruszającego uszanowania. Tak oto mama sterowała stosunkami ciotki z Ángelą i Natalią, i ochłodzenie na linii Ángela–ciotka było prawdopodobnie tym, o co zabiegała. Dlatego teraz, kiedy Natalia mieszka z Dolores w jej domu, Gloria jest wściekła, bo kobiety takie jak Gloria, kiedy sprawy nie idą po ich myśli, dostają szału. Nawet ze sobą nie rozmawiają, odkąd odeszła, już będzie miesiąc… Czas mija tak szybko i tak wolno zarazem, nigdy nie wiadomo, co się wydarzy.
IV Ciotka miała wtedy koło trzydziestki. W domu nigdy się o tym nie mówiło, bo strzępienie języka to jakaś nowość, nowoczesność, kiedyś ludzie nie mieli tej przemożnej potrzeby wywlekania wszystkiego… a i dlatego, że pewnych rzeczy człowiek bardzo się wstydzi, choć główną przyczyną jest to, że o pewnych rzeczach po prostu się nie mówi, w dzisiejszych czasach młodzież nazywa wszystko po imieniu, nie ma dla niej tematów tabu; dawniej im mniej się rozniosło, tym lepiej. Pewnego popołudnia, już po śmierci taty, ciotce i bratanicy zebrało się na zwierzenia i ciotka jej o tym opowiedziała, a przecież ciotka nigdy o niczym nie opowiada, i to był cud chyba, że się ciotce coś wypsnęło, zawsze taka wstrzemięźliwa, jak zakonnica. Przez pierwsze dni żałoby nikt się nie odzywał, było to dziwne, ale żadna nie odczuwała potrzeby mówienia, rozmawiały bardzo mało, i kiedy Ángela przyjeżdżała z synami, malcy wiercili wszystkim dziury w brzuchach swoimi pytaniami – dzieciom nigdy dosyć odpowiedzi. W końcu postanowiła wstrzymać się z odwiedzinami przez jakiś czas, twierdziła, że ta grobowa cisza budzi w chłopcach strach, a mama jej na to, że dziecko, które nie potrafi znieść ciszy, będzie niepełnym dorosłym, ale Ángela nigdy nie brała sobie takich mądrości do serca, dla niej to były androny, bo ten nawyk kolekcjonowania porzekadeł i powtarzania ich przy lada okazji to była spuścizna po Ángelu, niech spoczywa w pokoju. Ale Natalia nie może przestać myśleć o historii ciotki, zapadła w nią bardzo głęboko; pewnego dnia, kiedy skończył się już ten dziwny czas żałobnego milczenia po śmierci taty, Dolores opowiedziała ją, gdy nagle zapragnęły rozmawiać o wszystkim, jakby to był jakiś ogon śmierci, cofająca się morska fala, i o wszystkim chciały rozmawiać i przeżywać na nowo. Milcząca żałoba była równie potrzebna jak to, co przyszło później, strumienie anegdot i śmiechu, ale również płaczu. Mama, rzecz jasna, nie chciała brać w tym udziału, jej specjalnością jest skrajny dramatyzm. Ciotka miała wtedy koło trzydziestki. Opowiadała, że przez kilka miesięcy nie miała miesiączki i była bardzo zdenerwowana; przytrafia się to czasem kobietom, choć nie takim jak ciotka, które nigdy nie poznały mężczyzny. Natalia nie potrafiła tego zrozumieć, bo czy ciotce nie powinno być wszystko jedno, chociaż może to była jakaś choroba, z tymi sprawami nigdy nic nie wiadomo, w tamtych czasach wiele kobiet umierało z niewyjaśnionych przyczyn, a ponieważ o pewnych rzeczach się nie mówiło, odchodziły w ciszy i nikt nie pytał, co się z nimi stało, dlaczego. Ciotka powtarzała tylko niezmiennie, że była roztrzęsiona
i czuła, że jest w ciąży, ku wielkiemu zdumieniu bratanicy, no bo przepraszam bardzo, jak niby mogła zajść w ciążę, takie cuda zdarzają się jedynie w książkach, ale ciotka twierdziła, że tak właśnie było, że czuła maleńką istotę pod sercem i że nie wiedziała, jak o tym powiedzieć; w każdym razie są rzeczy, o których lepiej nie mówić, bo nie sposób ich zrozumieć. – Ale… z kim, ciociu? Z nikim, odpowiadała. Tyle tylko, że ją czuła, że tak mówiło jej ciało, niekiedy doznajemy wrażeń, których nie sposób wytłumaczyć, ale które są rzeczywiste. Nie miesiączkowała i zaczęła puchnąć, jak brzemienne kobiety. Pomyślała nawet, że wobec takiego skandalu najlepiej byłoby wyjść za mąż za pierwszego lepszego, jaki się nawinie, bo nie mogła być samotną matką, a już na pewno nie matką, która nie wie, kto jest ojcem, bo przecież nikt by w to nie uwierzył; jednym słowem nie miało to sensu i do tej pory nie ma, w tamtych czasach samotną matkę traktowano jak trędowatą i lepiej już było wyjść za mąż bez miłości, niż w ogóle nie brać ślubu. Tak była wtedy skonsternowana, że wyznała wszystko tacie, bo on był jej jedyną rodziną, z mamą bała się rozmawiać, och, rozmawiać z mężczyzną o intymnych sprawach… ale nie miała nikogo innego, cóż począć. Tata, jak to tata, chciał tylko usłyszeć nazwisko, nazwisko ojca dziecka, żeby pociągnąć delikwenta do odpowiedzialności, czyli ożenić go ze swoją siostrą. Ale ciotka nie mogła mu podać nazwiska, bo nie istniało, dobre, co? Zabawnie o tym opowiadała, czuła się jak kretynka, teraz nie wstydziła się już tak bardzo, ale wtedy była taka młoda i tak bardzo się bała… i opowiadając o tym, śmiała się, bo ciotka Dolores uważa, że kiedy człowiek się śmieje, odpędza złe duchy, wypłasza bzdury lęgnące się w głowie, opowiadała więc tę historię i śmiała się, choć w gruncie rzeczy nie było jej do śmiechu. Ponieważ sprawa nie posuwała się ani o milimetr do przodu i ciotka nie przestawała płakać, zaklinając się na wszystkie świętości, że nie miała nic wspólnego z żadnym mężczyzną, bo dla niej to była też swego rodzaju hańba, że brat mógł ją sobie wyobrazić z mężczyzną… bo ona była, jak to się mówi, nieskalana, w końcu tata zasugerował, żeby porozmawiała z mamą. – Na tym lepiej się wyznaje Gloria. Ale ciotce tylko tego brakowało; bratowa była dla niej jak matka i dopiero wzięłaby ją na spytki, o wiele bardziej bezpardonowe niż przesłuchanie, jakiemu poddał ją brat, już to sobie wyobrażała, bo charakterek Gloria miała przewidywalny, nie, Dolores by tego nie wytrzymała. Przez następny tydzień nie poruszali tego tematu i jedyne rozwiązanie, jakie przychodziło tacie do głowy, było typowym męskim rozwiązaniem kobiecych problemów, że powinna się uspokoić i przestać o tym myśleć, to jest ich panaceum na wszystko. Ciotka Dolores czuła, że jej brzuch nadyma się coraz bardziej, za to resztę ciała ogarnia dziwna niemoc,
i do tego chudła w oczach; jej twarz, prawdę powiedziawszy, przypominała raczej twarz chorej kobiety niż przyszłej matki, ale ona w kółko powtarzała, że czuje w brzuchu życie, i Ángel patrzył na nią jak na wariatkę. Tamten tydzień był najdłuższym tygodniem w życiu Dolores, bo jedyną osobą znającą jej tajemnicę był mężczyzna, który nie potrafił zrozumieć, jak w podobnej sytuacji może czuć się kobieta, nawet ona tego nie mogła pojąć, bo nigdy przedtem tak się nie czuła, nigdy, przenigdy. Zaczął się kolejny tydzień i pewnego ranka stwierdziła, że nie może podnieść się z łóżka. Chociaż bardzo się starała, nie dawała rady i była zrozpaczona, no bo pomyśl tylko, jak byś się czuła, gdyby nagle twoje nogi odmówiły posłuszeństwa i nie mogłabyś zrobić koło siebie rzeczy, które zwykle nie sprawiają ci żadnej trudności… przez głowę ci nie przejdzie, że któregoś dnia może ci się to przytrafić. Mama zapukała do niej, ale gdzie tam, nawet mowy nie było, żeby zdołała dowlec się do drzwi i zapewnić, że już bierze się za szykowanie śniadania, bo ciotka zawsze robiła śniadanie, a mama w tym czasie ubierała dziewczynki. Tata bez zastanowienia pchnął drzwi, bo się wystraszył, i zastali ją w łóżku, bladą jak kreda i zlaną zimnym, lepkim potem, bo to wychodziło ze środka, z trzewi. Mówiła, że czuje się, jakby jej serce ważyło tonę, jakby w środku miała wieloryba i każdy ruch wymagał od niej nadludzkiego wysiłku, i wszystko wyjaśniała w taki właśnie, nieco dziwaczny sposób, i nikt nie rozumiał, o co jej chodziło z tym wielorybem. Gloria nie miała cierpliwości do takich wyjaśnień, nigdy nie miała. Niby głupstwo, ale przeleżała w łóżku dziesięć dni, nie mogąc ruszyć ręką ani nogą i wymiotując wszystkim, co zjadła. Gdy zostawali tylko we dwoje, tata pytał ją, czy to ma jakiś związek z tamtym, nie miał odwagi nazwać rzeczy po imieniu, mówił „z tamtym” i robił miny, ale ciotka nie wiedziała, bo niby skąd. Lekarz nie uzyskał od chorej odpowiedzi, bo przecież była chora, ale tata wyznał mu, że siostra od wielu miesięcy nie miała okresu, a ile wstydu musiał się przy tym najeść, żeby wydusić z siebie słowo okres, bo w tamtych czasach z ust mężczyzny nie padały tego rodzaju słowa, powiedzmy, babskie. Był tak wystraszony, że Dolores może umrzeć, że wyśpiewał mu wszystko bez wiedzy i zgody ciotki, która na mur-beton nie zgodziłaby się, no bo jak to, dwóch mężczyzn rozmawiających o jej sprawach intymnych, jak gdyby nigdy nic… co to, to nie. Lekarz patrzył na tatę w milczeniu przez kilka długich sekund, gdy Ángel zapewnił go, że jego siostra nie była nigdy z żadnym mężczyzną; spojrzał na niego tak, jakby ujrzał Maryję Pannę, rzecz to niesłychana, jak gdyby tam mu się właśnie objawiła. Lekarz był tak skonfundowany i miał taką minę, jakby tata poszedł do łóżka, nie przymierzając, z własną siostrą, taką właśnie minę miał lekarz, prawdę powiedziawszy. Tata pomyślał, że należało trzymać gębę na kłódkę, ale olśniło go
trochę za późno, i lekarz patrzył na niego i patrzył, aż w końcu Ángel warknął: wystarczy tego dobrego; lekarz oprzytomniał, a z twarzy zniknął mu kretyński grymas i wrócili do sedna sprawy, bo niezależnie od przyczyny z ciotką było źle. Lekarz przeprosił tatę, zapewnił go, że widział już w życiu niejedno, w tamtych czasach zdarzało się wiele przedziwnych historii uchodzących za całkiem normalne… Do głowy przyszło mu jedno tylko racjonalne wytłumaczenie, że zdarzają się przypadki kobiet tak bardzo pragnących dziecka, że występuje u nich ciąża urojona, jeśli można się tak wyrazić, ciąża istniejąca wyłącznie w ich umyśle. On nigdy nie zdiagnozował podobnego przypadku, nie spotkał się w swojej zawodowej praktyce z taką sytuacją, ale opowiadał mu o tym pewien lekarz przyjeżdżający z dużego miasta, a oni ludziom z dużego miasta ufali – byli bardziej na czasie. Ilekroć pytano Dolores, czy chce być kiedyś matką, zawsze odpowiadała, że nie, zawsze tak samo, więc tata zgłupiał, spadło to na niego jak grom z jasnego nieba, bo nie spodziewał się tego po swojej siostrze, która do tej pory, jak sądził, sprawiała wrażenie szczęśliwej. Ángel nie wiedział i nie rozumiał, dlaczego chciała być matką, i może Gloria miała rację, kiedy oskarżała ją o próbę zawłaszczenia córek i zastąpienia im matki, mimo iż zawsze uważał te wynurzenia za wariactwa żony, bo ona miała na podorędziu takich historii bez liku… ale może… nie, naprawdę nie wiedział już, co myśleć. Kobiety! W dziesiątym dniu choroby tata poszedł do ciotki zobaczyć, jak się czuje, i zapewnił ją, że jeśli powije dziecię, to on się nim zajmie, już miał pewność, że siostra nie nosi w sobie ani wieloryba, ani żadnego innego życia, ale lekarz mówił, że takie chore należy traktować jak małe dzieci, które wymyślają sobie niestworzone rzeczy i trzeba brać je za dobrą monetę i przytakiwać, jakbyś dawał wiarę wszystkiemu, co mówią. Biedne kobiety, kiedyś nikt nie traktował ich serio… i teraz też nie za bardzo, prawdę powiedziawszy. Ukryją ciążę i będą udawać, że to dziecko Ángela i Glorii, wówczas takie przypadki nie należały do rzadkości, wszystkie rodziny skrywały podobne tajemnice. – Ale pod jednym warunkiem: musisz się zgodzić, że nie będzie mogło mówić do ciebie mamo. Ciotka skinęła głową, że się zgadza, skuliła się pod prześcieradłem i całą noc płakała. Następnego dnia poczuła się nieco lepiej. I to była cała historia, ciotka zamilkła, czekając, aż bratanica coś powie, ale Natalia nie odważyła się pisnąć słowa. Kiedy mówi Ángeli, swojej siostrze, że nie chce być matką czy, ściślej rzecz biorąc, nie chciała nią być, a teraz już nie mogłaby, nawet gdyby się zdecydowała; kiedy mówi, że nie chce być matką, nie wierzy w to, co mówi, nikt nie uwierzy, że normalna, zdrowa kobieta nie chce być matką, bo dawniej kobieta miała dzieci i basta, kobieta, która nie chce być matką, to nowoczesne widzimisię, widzimisię nowoczesnej kobiety. Jak ma w to uwierzyć Ángela, która ma dwoje, każde
z innego ojca, i zamierza się rozwieść z drugim mężem. Bóg raczy wiedzieć, ile jeszcze urodzi dzieci i czy będą one gwarancją, że nie umrze w samotności. Ciotka Dolores, w którą Natalia patrzyła zawsze jak w obrazek, odkryła się teraz w połowie: więc w końcu chciała mieć dzieci czy nie chciała? Natalia nie wiedziała, czy ciotka pragnęła być matką, czy nie, co kryło się za owymi dziesięcioma dniami choroby i miesiącami bez miesiączki, czy winę za to ponosiło ciało, czy głowa, czy w którymś momencie Dolores poczuła, że mama jest bardziej pełnoprawną kobietą, bo urodziła dwie córki, ale przez myśl jej nawet nie przeszło, żeby ją o to zapytać, te historie kobieta zachowuje dla siebie i nikt nie ma prawa domagać się od niej odpowiedzi. Wydaje się, że w tej rodzinie wszyscy mogą pytać i mają prawo wiedzieć, chociaż później o ważnych sprawach się nie rozmawia; cóż, jak we wszystkich rodzinach, nie ma co dramatyzować. Ale wzajemny szacunek, jakim darzą się ciotka i Natalia, to rzecz święta, bo oparty jest na szczerości, i niewątpliwie dlatego mogą żyć razem w harmonii, bez tarć, do jakich dochodzi zawsze między Ángelą i mamą, gdy zmuszone są dzielić jedną przestrzeń życiową, tarć jakże typowych dla kobiet takich jak one, bo kobietą można być na wiele sposobów, wbrew pozorom.
V Gdy już pogodziła się z myślą, że nigdy się nie zakocha i zostanie starą panną jak ciotka, poznała Matea. Natalia, w przeciwieństwie do większości kobiet z jej pokolenia, drżących ze strachu na myśl o staropanieństwie, miała u swego boku ciotkę Dolores, która nie znała miłości ani jej nie potrzebowała… Jak można potrzebować czegoś, czego nie miało się nigdy, hm? I tyle absurdalnego cierpienia, nie, nie, tylko tego brakowało. Nie będzie się zarzekać, że ta samotność była świadomym wyborem, bo jednak zawsze wierzyła, że kogoś pokocha, jak kochali się, na swój sposób, rodzice… ale też nie była nigdy jak Ángela, która już od maleńkości wiedziała, jaką sukienkę włoży do ślubu – koniecznie bez rękawów. Natalia za nic nie chciała doświadczać na własnej skórze wulgarności nieszczęśliwego małżeństwa, jakich pełno wokół, ale to też było myśleniem zbyt nowoczesnym. Nie wszyscy to rozumieją, jak też nie rozumieją, że ciotka żyła nie swoim, lecz życiem innej kobiety, tym nasiąka się od maleńkości i to też jest życie. Kiedy go poznała, Mateo był jeszcze młody, dobrze zbudowany, miał włosy na głowie i wąski, mocno zarysowany podbródek, który bardzo się jej podobał. Już nie jest tym samym co kiedyś mężczyzną, ale Natalia też nie jest kobietą, jaką poznał przed laty Mateo, ona zdaje sobie z tego doskonale sprawę. Minęły lata, nim w końcu poczuła brzemię miłości, a nastąpiło to dokładnie w chwili, kiedy nic już nie można zrobić – kiedy masz spętane ręce i nogi. Ale na początku była tylko… namiętność. Nie w tym rzecz, żeby miała jakiś sentyment do tego słowa, ale było najbardziej adekwatne. Natalia nie usychała z tęsknoty za Mateem jak inne zakochane kobiety. Było im dobrze razem. Było im dobrze razem, naprawdę. Nie wzięli ślubu ani nie planowali przyszłości. Mateo miał dwoje dzieci z inną kobietą i to mu w pełni wystarczało, i Natalia mówiła zawsze, że nie chce mieć dzieci, i brzmiało to w jej ustach tak przekonująco, że Mateo nigdy w jej słowa nie wątpił. Natalia długo rozmyślała na temat miłości i małżeństwa i jej zapatrywania w tej kwestii były bardzo mało romantyczne, unikała wszelkich konwencjonalizmów i po latach uwierzyła, że zdołała zatriumfować nad pospolitością – przekonanie, że pospolitość nie jest dobra, też należy do mentalności nowoczesnej. Mateo mieszkał z córką, jak któregoś dnia ujawniła Natalia, ona zaś z mamą i ciotką, odkąd zmarł tata, a wcześniej również z tatą. Gdy chcieli być sami, wynajmowali pokój, nic nowego pod słońcem, bo w domu zawsze ktoś się kręcił, jeśli nie ciotka, to mama, ale tak czy inaczej czuła się trochę dziwnie w tych wynajmowanych kątach. Nie było innego wyjścia i już… To się lubi, co się ma. Zresztą ostatnio nie potrzebowali już takiej dawki intymności jak dawniej, bo nie byli już ani tamtą kobietą, ani tamtym mężczyzną sprzed kilkunastu czy nawet
kilku lat, wiedzieli o tym, i spędzali wiele piątkowych popołudni w domu, jedząc podwieczorek z którymś z domowników. Mateo był adwokatem i osobą bardzo oczytaną, potrafił przegadać cały wieczór w towarzystwie tańczących wokół niego trzech kobiet. Za życia taty nie ośmielił się nigdy pozbawić go pierwszoplanowej roli, ale gdy został na placu boju jedynym przedstawicielem gatunku męskiego, absorbował je tak bardzo, że wpatrywały się w niego jak w tęczę, a mężczyzna potrafiący zająć kobietę to rzadki okaz. Ciotka piała z zachwytu, Mateo był bowiem mężczyzną o nienagannych manierach, niezwykle eleganckim, schludnym i zadbanym, tak pełnym szacunku, że chwilami zapominała, że to mężczyzna, a przecież tyle w niej było nieufności. I na dodatek zabawny. Całymi godzinami mógł opowiadać kawały, sypał nimi jak z rękawa. Mamy, co zrozumiałe, nie bawił w tym samym stopniu, bo jej zawsze trudniej było zdobyć się na uśmiech, nie jak ciotce, na uśmiech i na wszystko inne, Gloria miała charakterek co się zowie, prawdę powiedziawszy. Miłości łączącej Matea i Natalię nie można w żaden sposób porównać do amorów mamy, których, swoją drogą, nie było przecież zbyt wiele. Była to miłość szlachetna i szczera, bezinteresowna, trochę dziwna, bo taka miłość naga i wolna od zaborczości jest cokolwiek podejrzana, nie oszukujmy się, nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Jaką trzeba być kobietą, żeby, jak Natalia, nie pragnąć mieć własnych dzieci? W samotności domu z ogrodem Glorię gryzły wyrzuty sumienia, że nie rozmawia z córką, i zadawała sobie pytanie, czy próba odizolowania jej od szwagierki posłużyła czemukolwiek, wziąwszy pod uwagę życie, jakie wiedzie Natalia, życie, które potępiali oboje z mężem, życie nowoczesne, ten rodzaj życia, od którego matka stara się uchronić własną córkę wszelkimi sposobami. Gloria była kobietą inteligentną i uważała się za osobę wyrozumiałą, ale nie potrafiła nawiązać więzi z własnymi córkami, to ją przerastało, bo z czasem między matkami i córkami rodzi się coś… pewien rodzaj… jak by to nazwać, pewien dystans, pustka wypełniona po brzegi niezrozumieniem. Życie Ángeli też było dziwaczne, ale ona miała przynajmniej dzieci i męża. Rozwiodła się i każdy syn był z innego ojca, ale to akurat potrafiła zrozumieć stosunkowo łatwo, czasem w życiu tak jest. A gdyby Dolores nie mieszkała z nimi, czy jej córki byłyby inne? Może byłyby, nikogo nie obrażając, bardziej normalne. Zawsze gdy myślała o córkach, czuła się winna, nigdy nie czuła się odprężona, macierzyństwo od samego początku wzbudzało w niej lęk, ale w końcu wszystkim matkom towarzyszy jakieś poczucie winy, jakby była złodziejem, podobny rodzaj obawy, znośny, ale bezustanny niepokój. W każdym razie Mateo zawsze odnosił się nienagannie do całej rodziny i Natalia nigdy nie zauważyła, aby popełnił jakiś nietakt lub zachował się niegrzecznie. Oczywiście Natalia była bardziej oględna niż Ángela. Wciąż pamięta, jak któregoś dnia jej starsza siostra zjawiła się w domu z dzieckiem, jeszcze przed
rozwodem, i oboje płakali, dziecko ze strachu, matka z bezsilności, bo Ángela, jeśli powodem nie jest bezsilność, taka znowu skora do płaczu wcale nie jest. Raptem, po kilku dniach spędzonych w domu na obrabianiu mężowi tyłka, spakowała się i wróciła do niego jak gdyby nigdy nic, Ángela zawsze robiła takie rzeczy. Dziecko pojechało tak, jak przyjechało – z płaczem. Natalia nigdy by się na coś takiego nie zdobyła, ale mama lepiej znosi tego rodzaju awantury niż milczenie młodszej córki, dżdżyste milczenie osadzające się w kościach, jak paskudna pogoda.
VI Ludzie na ulicy gadają o ciotce Dolores, a gadają więcej, niż wiedzą, jak to ludzie. Sąsiadki zawsze się wymądrzały, że och, gdyby to one były na miejscu Glorii, nie zgodziłyby się mieszkać pod jednym dachem z siostrą męża. To przecież jasne, jasne jak słońce, że by się nie zgodziły. Ale Dolores jest czułą, cichą istotą i Ángel nie miał serca zostawić jej na pastwę ojca. Można powiedzieć, że Gloria ją wykorzystuje, ale nie tak okrutnie, natura kobiet jest lepsza, tak mówił tata. Dolores skrywa sekrety, o których wie tylko Dolores. Że boi się zostać sama, kiedy umrze bratowa, albo to, że w dniu śmierci brata spytała go, czy pozwoliłby jej pocałować się w usta, bo nie chciała odejść z tego świata, nie wiedząc, co się wtedy czuje, a nie będzie już miała w życiu więcej okazji, aby kogoś pocałować. Ángel zgodził się, ale wymógł na niej obietnicę, że nigdy nikomu o tym nie powie, a dotrzymanie danego słowa dla Dolores to świętość. Ona jest wciąż jak mała dziewczynka, pełna lęków i pytań typowych dla małej dziewczynki, chociaż w rzeczywistości jest kobietą, i to piękną kobietą o śniadej cerze, włosach, które przyciemnił i poprzetykał srebrnymi nitkami czas, kobietą, która pomimo swojego wieku ciągle jeszcze może się podobać, i to jak. Jest wiele tajemnic Dolores, które zna tylko Dolores, jak na przykład tajemnica o zakochanym w niej mężczyźnie. Jego żona zmarła podczas porodu i on wychowuje swoją córeczkę sam, bez niczyjej pomocy. Któregoś dnia spotkał Dolores na targu i zadurzył się w niej, coś takiego może przydarzyć się tylko takiej kobiecie jak Dolores, mężczyzna mówił, że bardzo przypomina mu jego młodszą siostrę, zmarłą siostrę, popełniła samobójstwo, on tak bardzo za nią tęskni, za siostrą, i za Dolores też… ale takie numery to oni, mężczyźni, potrafią, oj tak, oni już wiedzą, jak zbałamucić kobietę. Poprosił ją, żeby wyszła za niego, córeczka jest jeszcze malutka, mogłaby mówić do niej mamo, gdyby Dolores zechciała. Ale ona nie chce o tym słyszeć, i tak zrodziła się ta tajemnica, jedna z wielu, i myśli o tym jak o śnie, ale nie dlatego, że taki piękny, a dlatego, że nieprawdopodobny. Jest już za stara na matkę, nawet na matkę zastępczą, a mężczyzna zbyt młody dla kobiety takiej jak ona. Enrique, bo ten zakochany mężczyzna nazywa się Enrique, nie chce nic wiedzieć o latach ani różnicy wieku, bo już stracił jedną kobietę, i to kobietę młodą, to nie ma znaczenia, a ona byłaby dobrą matką dla jego córki, która będzie usychać z tęsknoty do kogoś, do kogo mogłaby mówić mamo, biedna kruszynka, dziecię Boże, taka malutka i już sierota, ze śmierci się zrodziła, nieomal. Dolores czuje się głupio, gdy myśli o tym drastycznym zwrocie w swoim życiu. Ludzie wzięliby ją na języki i bratowa nie pozostawiłaby na niej suchej nitki,
wyśmiałaby ją: matką, w tym wieku? Mało miała czasu, żeby wyjść za mąż i stworzyć rodzinę? Teraz się namyśliła, rychło w czas! I Dolores przeżuwa to wszystko, i przeżuwa, i łapie się rękami za głowę, czemu te rzeczy muszą się przytrafiać właśnie jej? Ale życie toczy się dalej. Tego właśnie nikt o Dolores nie wie. Leży w łóżku, nakrywa głowę kołdrą i płacze rzewnymi łzami. Wciąż jeszcze myśli, że przed laty nosiła w sobie dziecko, nie wie jak i dlaczego, ale czuła je w środku, pulsujące życie, i było z nią bardzo źle, ponieważ dziecko umierało w jej brzuchu. O tym smutku też nikt nie wie. Któregoś wieczoru opowiedziała Natalii o tym, co wówczas się wydarzyło, ale zrobiła to jakoś mimochodem, nie nadając temu wielkiej wagi, bo wspominały tatę i pragnęła uzmysłowić bratanicy, że Ángel był prawdziwym mężczyzną, mężczyzną należącym do nieistniejącego już gatunku. Nocami płacze bezgłośnie, po części z powodu utraconego dziecka, po części zaś z powodu Blanki, córki Enrique, bo osierociła ją matka, a teraz ona, Dolores, odbiera jej nadzieję na nową mamusię. Czasem Enrique prosi, że jeśli nie może tego zrobić dla niego, niech ulituje się nad Blancą. Dziewczynka ma rudozłote włosy i wszyscy wiedzą, że Dolores nie jest jej matką, że matka zmarła w czasie porodu, o takich rzeczach ludzie dowiadują się prędzej czy później, za kilka lat i tak powiedzą o tym Blance i dziewczynka będzie cierpieć, bo dzieci nie wybaczają kłamstw… jakie te dzieci są; dorośli też nie powinni wybaczać kłamstw, ale czy zawsze można iść przez życie z prawdą na ustach, z nagą prawdą? A może umrze i Enrique z córeczką będą żyć przez długie lata, o wiele dłużej od niej, jeśli Bóg da, i stracić dwie kobiety, to jest dopiero tragedia. A taki jest młody! Nieszczęsny Enrique i nieszczęsna Dolores i życie, które tak się gmatwa. Gdyby się spotkali, kiedy ona była młodziutką dziewczyną, a nie teraz, kiedy jest starą panną mieszkającą w domu bratowej, bez żadnego zawodu, tyle tylko co trochę szycia, zawsze szyła i lubi to, bo nauczyła ją tego matka i gdy szyje, przypomina ją sobie, taka była dobra i musiała męczyć się z tą kanalią. I tyle jest kobiet jej podobnych! Mogłaby nauczyć Blancę wielu rzeczy, naprawdę wielu. I potrafiłaby ją kochać, chociaż nie jest jej dzieckiem, tak jak pokochała Natalię i Ángelę. Przyzwyczaiła się już kochać cudze dzieci, i Blanca mogłaby mówić do niej mamo, nikt nie mówił do niej mamo, nigdy, i może to jest dobry moment, och, jakie to życie jest, bo Dolores zawsze ma na ustach słowo życie, ale po to, żeby je przeklinać. Popołudniami chodzi do kościoła, Enrique wie, na którą godzinę, i z córeczką na rękach śpieszy tam również, żeby dotrzymać jej towarzystwa. Dolores nie chce traktować go zbyt surowo, nie umiałaby zresztą, ale nie może sobie pozwolić na to, żeby pomiędzy nią i małą zawiązało się uczucie, nie może pozwolić na szantaż, bo mężczyźni są cwani, wiedzą doskonale, że kobiety tracą głowę, jeśli chodzi o dzieci. Mężczyźni zawsze umieją postawić na swoim,
twierdzi Gloria. Dolores nie wie, skąd u niej takie mniemanie, przecież jej brat był mężczyzną ustępliwym i dobrym. Czasem bratowa mówi tak, jakby znała nie wiadomo ilu mężczyzn, jakby przeżyła więcej, a może tak postępuje większość kobiet, które sądzą, że poznawszy jednego mężczyznę, mają prawo oceniać wszystkich. Za to jest pewna, że jeśli opowie o tym Natalii, bratanica z radością przyklaśnie jej związkowi z Enrique. Może wyjściem z sytuacji byłoby, gdyby ciotka Dolores została matką chrzestną dziewczynki, w ten sposób mogłaby z nimi spędzać czas, dotrzymywać im towarzystwa, mała nie czułaby się taka samotna, a Enrique taki opuszczony, no bo młody, samotny mężczyzna, z małą córeczką na karku, tak prawdę mówiąc, jaka przyszłość go czeka? Dolores z wolna poznaje i wciąga się w ich mały, codzienny dramat, i stopniowo godzi się z myślą, że będzie częścią życia tych dwóch istot, które w krótkim czasie przypadły jej do serca, i może właśnie dlatego płacze po nocach, bo nie wie, na kogo przelać swoją miłość, czystą miłość, jaką kochała swojego brata i jaką, w pewnym sensie, obdarza bratową i bratanice, ale ta miłość jest inna, ta miłość należy tylko do niej. Nie sądziła, że może taka być, taka zaborcza, ale naginanie się przez całe życie do reguł ustanawianych przez innych zmieniło ją w kogoś, kim jest obecnie, w kobietę odmierzającą i wybierającą miłość, którą ma do zaofiarowania, a ma jej za dużo, ma jej więcej, niż ktokolwiek mógłby unieść. Popołudniami, gdy spotyka się z Enrique i Blancą, jest zdenerwowana. Wie, co chciałaby powiedzieć, ale nie wie, jak to zrobić. Po pierwsze musi mu zakomunikować, że chce z nim porozmawiać, i sposobi się do tego, usadza dziewczynkę na spódnicy, na kolanach, tak jak to robi zawsze, i jeśli będzie widzieć tylko główkę Blanki, zamiast jej oczu i tej aksamitnej skóry, tak białej, że zdawałoby się, że za chwilę rozpłynie się w powietrzu, jeśli będzie widzieć tylko jej główkę, tak delikatną, być może zdoła mu powiedzieć, że może ją zaakceptować jako swoją chrześnicę, ale to wszystko, i że mogą widywać się tak często jak do tej pory, ale nie zamieszkają razem ani Blanca nie będzie do niej mówiła mamo, co za szaleństwo, takie głupstwa mogą przyjść do głowy tylko młodym. Enrique patrzy najpierw na córeczkę, potem na Dolores, a potem na swoje dłonie i wybucha płaczem, i płacze, myśli Dolores, jakby dopiero co oddała ducha jego małżonka, jakby dopiero co dostał wiadomość, że jego żona zmarła podczas porodu i że ma śliczną córeczkę, z rudozłotymi włoskami, i że teraz przyjdzie mu walczyć o oboje. Enrique nie chce matki chrzestnej dla swojej córki, chce dla niej matki. – Nie rozumiesz? I Dolores rozumie, pewnie, że go rozumie, ale jest już stara i czuje się taka zmęczona. I przed oczami staje jej Gloria i jest więcej niż pewna, że będzie ją sądzić, i ogląda się dookoła, czy nikt na nią nie patrzy. Jak to możliwe, że taki mężczyzna jak on mógł zakochać się w takiej kobiecie jak Dolores? Słyszała
o siostrze Enrique, która popełniła samobójstwo, bo ona zawsze była dziewczyną szczególną, inną, ale nie pamięta, jak wyglądała, i teraz nie wie, czy naprawdę były do siebie podobne, czy to była tylko taka zagrywka, żeby zamydlić jej oczy. Z mężczyznami nigdy nic nie wiadomo.
VII Violeta jest adwokatem, jak jej ojciec, i ani myśli wychodzić za mąż. Mówiła o tym, odkąd była małą dziewczynką, ale nikt nie brał tego poważnie, aż wszyscy przekonali się naocznie, że dziewczynka rosła i rosła i nic, o miłości nie chciała słyszeć, co za głupota. Teraz stuknęło jej trzydzieści sześć lat i myśli tak samo – jest kobietą wykształconą, z powodzeniem mogłaby wieść niezależne życie, ale wciąż jeszcze nie wyprowadziła się z rodzinnego domu – być może pozostanie tam na zawsze, oto najnowsza fantazja dzisiejszych kobiet. Nocą, przed spoczynkiem, wychodzą z ojcem do ogrodu na papierosa i gawędzą o tym, jak minął dzień, sąsiadki uważają, że palenie papierosów źle świadczy o kobiecie, bardzo źle, ale cóż, dzisiejsze dziewczęta nie są już takie jak dawniej. Pracują razem, ojciec i córka, w kancelarii adwokackiej pod szyldem „Mateo i córka”. Ojciec chce zastąpić córkę imieniem Violeta, ale jej podoba się tak, jak jest. Gdyby to było możliwe, wyszłaby za niego za mąż. Natalia nie ma co do tego żadnych złudzeń i jest więcej niż pewna, że gdyby Mateo nie był tym, kim jest, inteligentnym, dobrze wychowanym, pełnym intelektualnego niepokoju mężczyzną, jego córka mogłaby znaleźć partnera spełniającego jej oczekiwania, ale Violeta nie szuka męża, ona szuka drugiego ojca, bliskiego odpowiednika wzorca, na wypadek gdyby kiedyś zabrakło oryginału. Znaleźć mężczyznę takiego jak Mateo nie będzie Violecie łatwo i zostanie starą panną, jeśli w porę się nie opamięta. Tak mówią wszyscy, i co z tego, myśli Violeta, i co z tego, że zostanie sama, skoro taki układ jej odpowiada. Gdyby te, które ją krytykują, spróbowały samotnego życia, też nie chciałyby już żadnego innego. Mateo zawsze powtarza, że Violeta jest dla niego wszystkim, i kiedy to mówi, Natalia czuje, jak w jej sercu powstaje wyrwa, pustka, zdaje sobie bowiem sprawę, że nikt nie zdoła dotrzeć tak daleko jak ona, tak głęboko. Nie znają się zbyt dobrze, Natalia i Violeta, ale wiedzą doskonale, jak ważne są dla Matea, który, gdyby mógł, połączyłby je w jedną niepowtarzalną osobę, w istotę doskonałą, niepowtarzalną, i zachowałby ją dla siebie na zawsze, jako córkę i jako żonę, trochę jednej i trochę drugiej, i nie potrzebowałby nikogo więcej na świecie, żeby być szczęśliwym. Kiedy Mateo mówi o córce, ściska go w gardle, wzrusza się, oczy robią mu się szkliste, jakby miał się rozpłakać, i zaraz potem mówi, że córka jest dla niego wszystkim i że jest najlepszym, co mu zostało w życiu dane. Za to, gdy mówi o bracie Violety, to tak, jakby mówił o kliencie. Syn, który nosi to samo imię co ojciec, nie budzi w nim żadnego podziwu, a ludzie, których Mateo nie podziwia, są dla niego niepełnowartościowi.
Mateo syn, jak go nazywają wszyscy, ożenił się bardzo młodo, bo zrobił dziecko swojej dziewczynie. Myśleli o skrobance, nie byli gotowi na bycie rodzicami, ale czy ktoś jest na to gotowy, doszli w końcu do wniosku, i mieli rację, nikt nie jest na to gotowy, gdyby się nad tym zastanowić. Kiedy przyszło co do czego, dziewczyna zaczęła buczeć i Mateo syn powiedział, już dobrze, niech już będzie to dziecko, i w ten oto sposób, zdaniem ojca, zrujnował sobie życie, ponieważ dziecko nie jest koncesją, jakiej mężczyzna może łaskawie udzielić kobiecie. Od tamtej pory nic się nie zmieniło, dalej ślęczy w biurze i zarabia na rodzinę. Żona nie pracuje i zajmuje się domem i dzieckiem, i wszystkim tym, czym kobiety zajmowały się przez całe życie bez słowa skargi, ale ona od czasu do czasu psioczy. Violeta twierdzi, że zrobiła to specjalnie, zaszła w ciążę, urodziła dziecko i wciągnęła inteligentnego i uzdolnionego mężczyznę w grzęzawisko pospolitości. Aż strach bierze, jak Violeta mówi o innych kobietach, ten jej brak solidarności, wyraża się o nich bezwzględnym językiem mężczyzn, właśnie tak. To było u kobiet nie do pomyślenia, kiedyś. Gdyby Mateo ojciec nie namawiał Violety, nigdy by się nie poznały. Z jakiego powodu miałaby spotykać się z obcą kobietą, która nie była ani jej matką, ani nie mieszkała z ojcem? Kochanka, mówiła. Ale Mateo upierał się, że Natalia była kimś więcej niż kochanką, jeśli nie, to jak to możliwe, że od dwudziestu lat kocha tę samą kobietę, co? Dwadzieścia lat to szmat czasu, a przecież miłość trwa, jak mówią, góra trzy. Natalia nie miała zamiaru wtajemniczać swojej rodziny w to, że Mateo ma dwoje dzieci, mama by tego nie zaakceptowała, no bo coś takiego! Takie właśnie rzeczy wytrącają Glorię z równowagi… Dlaczego jej córki nie są normalne? Nie rozumiała nawet tego, że mogli się kochać, mieszkając osobno, nie będąc rodziną. Uczucie, jakim Natalia darzyła Violetę, córkę swojego mężczyzny, było uczuciem osobliwym, bo choć znała ją od podlotka, wciąż robił na niej duże wrażenie jej charakter, silny i zdecydowany. Dorastała na jej oczach, można powiedzieć, chociaż nigdy z nią nie mieszkała. W okresie jej nastoletniego buntu nie pozostawało Natalii nic innego, jak usunąć się w cień i spotykać z Mateem na neutralnym gruncie, bo to była prawdziwa wojna, kobiety rodzą się już z tą rywalizacją we krwi, inaczej trudno to pojąć; i ten, kto się taki urodzi, taki jest i już się nie zmieni. Natomiast Mateo syn zawsze był bardziej życzliwy i otwarty, mężczyźni są w tych sprawach mniej skomplikowani. Violetę dręczyła cała masa wątpliwości związanych z przyszłością. W dniu, w którym umrą rodzice, nie pozostanie jej nic oprócz pracy. Mateo często napomykał, że jeśli tylko zechce, Natalia też może być częścią rodziny. Violeta potakiwała, tak, jasne, ale wiedziała, że po śmierci ojca Natalia stałaby się dla niej po prostu obcą kobietą. Ostatecznie to, że ojciec kochał Natalię, nie oznaczało, że wszyscy inni też muszą ją kochać. Beznadziejny przypadek ta dziewczyna, jej
ojciec zdawał sobie z tego sprawę.
VIII Gloria nie rusza się z domu na krok, intensywnie myśli o swoim mężu i ma wrażenie, że z nim rozmawia, choć w rzeczywistości rozmawia sama ze sobą, przecież owdowiała. Wciąż jeszcze nie może tego zaakceptować, zrozumieć, bo śmierć trzeba zrozumieć, nie wystarczy, że zdzieli cię jak obuchem w głowę i zwali z nóg, trzeba ją zasymilować i zrozumieć, i myśli o tym od tygodni, i wciąż jeszcze się nie przyzwyczaiła. Odkąd mieszka sama, Dolores stała się dla niej dużo ważniejsza, kiedyś nie zdawała sobie sprawy z roli, jaką odgrywała w jej życiu szwagierka. Kiedy Ángel pracował, zostawała z dziewczynkami, a kiedy dziewczynki dorosły, miała Dolores. Wcześniej nie zdawała sobie z tego sprawy, bo to było takie oczywiste, zawsze mogła na nią liczyć, zawsze była przy niej, i chociaż działała jej na nerwy i wiele razy myślała, że wolałaby żyć bez niej, prawdę powiedziawszy… teraz tęskniła za nią tak bardzo jak za mężem, ale męża, niestety, nie mogła już przywrócić do życia. Właśnie wyciera z kurzu liście domowych roślin, sumiennie, jeden po drugim, wilgotną szmatką, i odnosi wrażenie, że mąż śmieje się z niej, bo co też jej strzeliło do głowy, traktować je jak małe dzieci, i chce się jej i śmiać, i płakać, i żeby przynajmniej była z nią Dolores, chociażby po to, by jej działać na nerwy, mogłaby ją ofuknąć, że chce być sama; ale już nie potrzebuje samotności, bo tkwi w niej po uszy przez cały boży dzień, nawet wówczas, gdy ma jej dość. Odeszła z domu, bo wpadła we wściekłość, straciła głowę, ale teraz, kiedy już trochę ochłonęła, po kilku dniach, myśli, że może przesadziła; w gruncie rzeczy Gloria zawsze przesadza, i jest taka zawzięta, że później nie wie, co zrobić z tą swoją zawziętością i tym swoim charakterem. Wciąż jest rozczarowana Natalią, od tego wszystko się zaczęło, od rozczarowania matki córką, i czy ma do niego prawo, czy nie, i Natalia uważa, że nie, że kto jak kto, ale matka nie powinna osądzać swojej córki ani czuć się rozczarowana – z jakiego powodu matka miałaby oczekiwać czegokolwiek od swojej córki? Ale Gloria twierdzi, że Natalia popełnia błędy od tak dawna, że nie wie już, jak ma do niej mówić, by coś w końcu do niej dotarło. Jak kobieta może roztrwonić swoje młode, najlepsze lata z takim mężczyzną jak Mateo? Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie, ale w końcu pojęła, że do Natalii to nigdy nie dotrze; dochodzi do wniosku, że to zdarzyło się w dniu, w którym Mateo przyszedł do domu i przez cały wieczór mówił i mówił, bo uwielbiał mówić, czasem nawet lepiej by było, gdyby trochę pomilczał, bo cisza też ma swoje zalety, i tamtego popołudnia spostrzegła, że Natalia zatapia w nim takie spojrzenie, jakby wpatrywała się w Boga, i wtedy właśnie stwierdziła, że przepadła z kretesem,
a jeśli matka uznaje własną córkę za beznadziejny przypadek, musi to być naprawdę poważna sprawa. Od tamtego czasu próbowała przemówić jej do rozsądku, że takich mężczyzn jak Mateo jest na pęczki, mało tego, nie brak lepszych od niego, o wiele lepszych, i że wszyscy oni byliby skłonni spędzić resztę życia u boku kobiety takiej jak Natalia, ale było już za późno. Gdy złowiła spojrzenie Natalii, było poniewczasie. Kobiety takie są, przez całe życie kwękają, wybrzydzają, a potem ni stąd, ni zowąd stwierdzają, że znalazły to, czego szukały, swoje szczęście, i nieważne, czy mają rację, czy nie, bo już to ujrzały, a jeśli to ujrzały, pędzą dalej na oślep. I w to właśnie wierzy Natalia, że Mateo jest mężczyzną jej życia, gdy Gloria tymczasem, matka, żywi przekonanie, że ten człowiek jest jak młyński kamień u szyi córki. Udaremnia jej rozwój, ponieważ jest nim chorobliwie urzeczona, nie odrywa wzroku od jego ust, spija z nich błyskotliwe frazy, a błyskotliwości odmówić mu nie sposób, i kiedy mówi, mówi jak natchniony, i gdyby Gloria nie była tak nieufna, również dałaby się urobić jak Dolores, która wyśpiewuje peany na jego cześć. Nie może pojąć, jak kobiety mogą być tak ślepe w stosunku do pewnej kategorii mężczyzn, mężczyzn jak Mateo, których gubi język. Jednak któregoś dnia raptem przytomnieją – kobiety przytomnieją – i zadają sobie pytanie, co u diabła robiły tyle czasu u boku takiego mężczyzny. Jedyne, czego pragnie, to dożyć chwili, w której Natalia uświadomi sobie, że traci czas, bo wtedy mogłaby spokojnie umrzeć, i tylko prosi Boga o jedno, chciałaby ujrzeć na własne oczy odrodzenie Natalii. Z Ángelem o tych sprawach nie rozmawiała nigdy, bo uważała, że mężczyzna nie ma tego czegoś, co powinien mieć, żeby móc dokonać analizy tak ważnej kwestii, a jemu Mateo przypadł do gustu, bo był adwokatem, a każdy ojciec pragnie dla swojej córki tylko jednego, żeby mężczyzna, w którym się zakocha, był dobrze ustawiony. A że jest świnią, co z tego, byleby był dobrze ustawiony, wtedy nikt się nie spostrzeże. Ale matka, owszem, matka wie zawsze, kiedy córka popełnia błąd, bo jej też powinęła się kiedyś noga – błędy kobiet lubią się powtarzać. Ángela na przykład błądziła wiele razy i to właśnie wypomina matce Natalia, że czepia się tylko jej błędów; tak, Gloria wie, że Ángela popełnia mnóstwo błędów, ale wie również, że jej nie można pomóc, bo Ángela to Ángela, dla niej nie ma ratunku. Poza tym życie Ángeli nie uległoby jakiejś drastycznej zmianie, niektóre osoby są, jakie są, i tyle, nie można temu zaradzić i lepiej się z tym pogodzić. Ale życie Natalii odmieniłoby się, oczywiście, że by się odmieniło, i byłoby lepsze – święcie w to wierzy. Problem w tym, że teraz wie o swojej córce więcej, niżby chciała, bo do tej pory Natalia była tak dyskretna, że Gloria nie znała nawet połowy całej historii, i tak było lepiej, bo im mniej matka wie, tym jest szczęśliwsza. Ale stało się i teraz wie wszystko, a kiedy matka wie wszystko, głowa płata jej paskudne figle. Gdyby
chociaż nie była tak zawzięta i przemogła się, zajrzała do domu, do szwagierki i młodszej córki, i pokajała się, i przeprosiła za ostatni raz, gdy puściły jej nerwy… Zamiast pójść na spacer i wyciszyć się, zaczęła wrzeszczeć jak wariatka, wiek też pewnie robi swoje, i nerwy ma skołatane; zaczęła drzeć się jak opętana i rzuciła się do pakowania walizki. Natalia i Dolores złapały ją za ręce, prosząc, zaklinając, żeby to zostawiła, że za kilka godzin jej przejdzie i wtedy porozmawiają, bo to nie pierwszy raz przecież, ale Gloria wściekła się naprawdę, jak nigdy przedtem, i być może śmierć męża sprawiła, że była bardziej wrażliwa, wszystko wyprowadzało ją z równowagi. Lepiej było ochłonąć. Ale już nie mogła, nie mogła tam zostać po tym, co usłyszała, że jej córka jest jeszcze większą nieudacznicą, jeszcze większą kretynką, niż mogła sobie wyobrazić; matka nie powinna myśleć o swoim dziecku w ten sposób, ale nikt nie jest doskonały, a ona nie jest wyjątkiem. Biedna Dolores nie wiedziała, co się dzieje, bo w chwili, w której Natalia wyznała, że w wieku trzydziestu lat usunęła ciążę, oczywiście dlatego, że poprosił ją o to Mateo, dokładnie w chwili, w której to wyznała, Dolores wyszła po mleko, i kiedy wróciła, Gloria miotała się właśnie w kulminacyjnej fazie szału, z twarzą rozjątrzoną gniewem, czerwoną szyją i nabrzmiałymi żyłami. Coś już jej nie grało, kiedy przez kilka tygodni odnosiła wrażenie, że Natalia jest smutniejsza niż zwykle, ale nigdy by nie pomyślała, że ten łajdak Mateo, człowiek dojrzały i szacowny, mógłby zmusić jej córkę do pozbycia się dziecka. W życiu się po nim tego nie spodziewała. A co, nie mówiłam? Ustawiony, wszyscy chcą dla swojej córki ustawionego mężczyzny, a później okazuje się, że nie jest wart funta kłaków. Natalia jednak obstawała przy swoim, że decyzję podjęli oboje, oboje, bo to w ogóle nie wchodziło w grę… dziecko, co za szaleństwo; ale Gloria była przekonana, że to był jego pomysł. Z jakiego powodu kobieta miałaby nie chcieć dziecka? I to kobieta taka jak jej córka: czuła, dobra i gorzkniejąca z wiekiem, ale matka nie zapomina, jaka była jej córka, zanim nie zaznała rozczarowań, zanim nie nakarmiło ją nimi życie. Nie miała wątpliwości, że to jego pomysł. I zachowanie Natalii w tej sprawie też nie było jednoznaczne, bo mówiła, że nie, że nie chce mieć dzieci, ale zaraz potem zapadała w milczenie i patrzyła w podłogę, i to było bardzo wymowne, za bardzo, i wszyscy wiedzą, co oznacza takie milczenie, a co dopiero matka. Gloria rozumiała to milczenie, bo było to milczenie kobiety, milczenie oznaczające poczucie winy. Jak go nie rozpoznać, jeśli nie było jej obce, jeśli ona też kiedyś milczała. Dolores dopytywała się strwożona, o co u diabła im poszło, skąd ta cała awantura, i Natalia chciała się rozryczeć, ale nie płakała, duma jej nie pozwalała. Gloria wyrzucała z siebie okropne słowa, słowa, których nigdy wcześniej z jej ust nie słyszały, i gdy zbliżały się do niej, żeby ją uspokoić, młóciła rękami na oślep
i odganiała się od nich jak od uprzykrzonych much, jak mała dziewczynka. Nie życzyła sobie, żeby ktokolwiek ją uspokajał, bo miała uzasadnione powody do gniewu. Pakowała walizkę, a Natalia skarżyła się, że była wobec niej niesprawiedliwa, że za grosz nie miała dla niej szacunku, Gloria zaś upchnęła swoje rzeczy i wyszła bez pożegnania. Teraz, teraz żałowała, Bóg wie, że żałuje, ale wtedy nie mogła postąpić inaczej. Była rozgoryczona, a rozgoryczenie zaćmiewa wzrok, czuła, że została zdradzona, a to uczucie przenika do żył i rozlewa się po całym ciele, jest jak infekcja odbierająca wszystkie siły. Nie zmieniła zdania w tej sprawie, ale może córka oczekiwała od niej odrobiny współczucia, a ona zachowała się jak wariatka. To wiek, on nie wybacza. Zrozumie to kiedyś, kiedy zacznie się starzeć.
IX Po powrocie do domu Dolores wciąż jeszcze słyszała płacz Enrique. Nie mogła się od niego uwolnić, tak bardzo przypominał jej własne, nocne szlochanie, z kołdrą na głowie, tamten pierwszy płacz, kiedy Ángel powiedział, że będzie mogła urodzić dziecko, ale powiedział to tylko tak, na odczepnego, udawał, że jej wierzy. Nigdy nie widziała mężczyzny płaczącego w ten sposób, gwoli prawdy nigdy nie widziała płaczącego mężczyzny, i to w miejscu publicznym. Ale Enrique różnił się od mężczyzn, których znała, i chociaż nie znała ich wielu, czuła, że nie jest taki jak inni. Patrzył jej w oczy z tkliwością i prosił, żeby ich nie zostawiała. Tak właśnie powiedział – nie zostawiaj nas. I zrobił to celowo, żeby miała wyrzuty sumienia, bo w przeciwnym razie… po co miałby mówić takie rzeczy, takie okropne rzeczy? To nie jej wina, że owdowiał, że jego córka od urodzenia była sierotą, nie ponosiła za to żadnej winy. I odebrawszy jego słowa jako atak, ostro się broniła, zareagowała okrutnie, a przecież Dolores nie była okrutna w stosunku do nikogo, bo nie miała powodów, nie potrafiła być okrutna nawet wobec własnego ojca. Powiedziała, że nie może grać na uczuciach kobiety, kobiety takiej jak Dolores, starej kobiety, i że co mu w ogóle strzeliło do głowy, żeby mówić jej takie rzeczy, że Blanca mogłaby nazywać ją mamą i tym podobne. Nie może igrać z uczuciami ludzi w ten sposób i nie może podpierać się swoim nieszczęściem, żeby naśmiewać się z innych, to niesprawiedliwe, ona cierpi, nocami nie może spać, bo bez przerwy o nich myśli, a na co jej to potrzebne do szczęścia. Dolores też ma swoje zgryzoty i nikomu o nich nie opowiada, stara się żyć tak, aby ludzie nie mieli z jej powodu wyrzutów sumienia, o nic nie prosi… jak może być takim egoistą i zuchwalcem? Wyrzucała z siebie słowa tak prędko, że nie przypominała Dolores. Enrique zaniemówił, osłupiał, twarz połyskiwała mu jeszcze od łez, nie otarł ich, dotknął policzka Dolores i poprosił, żeby mu wybaczyła, o jednym mógł ją zapewnić, że nie gra na jej uczuciach i że nie jest wcale starą kobietą. – Nie jesteś stara, Dolores… I obsypałby ją pięknymi, czułymi słowami, moje kochanie, najdroższa, życie moje, ale nie miał odwagi, od śmierci żony bowiem zwracał się tak wyłącznie do swojej córki. Przez cały ten czas Blanca bawiła się jej palcem. Dobrze to pamiętała, gdy wracała sama do domu, bo poprosiła go, żeby jej nie odprowadzał, żeby choć raz jej nie odprowadzał, czuje się dobrze, tak, nic jej nie jest, ale chce być sama – zacząć wszystko od początku. W domu Natalia robiła dżem z pomarańczy – obrane ze skórki kroiła na
drobne kawałki i nuciła przy tym. Też wyglądała na smutną, może tęskniła za matką, i wówczas pomyślała o tragedii Blanki, takie nieszczęście, a takie śliczne maleństwo, może jak ona sama, bo Dolores też wiedziała, że jest ładna. Powiedziała bratanicy, że nie czuje się dobrze i że chyba pójdzie od razu do łóżka, choć było jeszcze wcześnie, bo boli ją głowa i wszystko, jak wówczas, kiedy dopada cię przeziębienie i kości są tak słabe, że człowiek z trudem trzyma się na nogach – tak właśnie się czuła. Natalia zapytała, czy mogłaby jej w czymś pomóc, jak zwykle, ale ciotka podziękowała i położyła się ostrożnie do łóżka. Tam czuła się najlepiej. Zawsze gdy sprawy przybierały niepomyślny obrót, kładła się do łóżka i zaraz wszystko widziała w innym świetle, opadały z niej emocje. Ale historia z Enrique nijak nie chciała się wyklarować, bo zdawał się nie przyjmować do wiadomości, nie i już, wciąż nalegał, uparty jak osioł. A Blanca była coraz starsza, coraz śliczniejsza, i Dolores zadawała sobie pytanie, czy kiedyś będzie bardzo podobna do swojej matki i czy mogłoby to ją drażnić. Nie, nie powinna myśleć o takich rzeczach, co za różnica, do kogo będzie podobna? Lepiej było kierować się rozsądkiem, trzymać się raz obranej drogi, traktować ją jak chrześnicę i każdego popołudnia wychodzić na spacer, a Enrique spotka w końcu ładną kobietę, młodą, w sam raz dla niego, i zakocha się, i Dolores byłaby tylko zawadą, pewnie, że tak, tak będzie najlepiej, chociaż teraz tego nie rozumiał i może sądził, że Dolores o niczym innym nie myśli, tylko o tym, jak go skrzywdzić, ale w rzeczywistości wyświadczała mu przysługę. Tak, jutro mu to powie, że to dla jego dobra i że co by się z nią stało, gdyby zaakceptowała wszystko i pozwoliła, żeby dziewczynka nazywała ją mamą, i co by się stało, gdyby nagle zakochał się w innej kobiecie, co by się z nią wtedy stało, co? Znowu zostałaby sama? Ale nie, nie mogła mu tego powiedzieć, bo wówczas wyjawiłaby osobisty sekret, sekret swojej samotności, samotności kobiety, i to jest coś, do czego nie była skłonna się przyznać, i żadna kobieta nie powinna – tak uważa. W każdym razie mogłaby trącić tę strunę i zobaczyć, jak zareaguje, bo żeby poznać, czy mężczyzna kłamie, wystarczy zdzielić go znienacka jakimś zaskakującym pytaniem, i wówczas masz go jak na dłoni, w jego prawdziwej skórze, a nie wcześniej, gdy kalkuluje, bo mężczyźni zaklinają się, że nie, ale kalkulują. Ale teraz chciała spać i lepiej było trochę odpocząć, bo nazajutrz czekał ją ciężki dzień. Nie mogła tego wiedzieć, ale Enrique zamierzał ofiarować jej pierścionek, najpiękniejszy pierścionek, jaki widziała w swoim życiu, zamierzał go jej podarować w prezencie, i powinna go przyjąć, bo nie był to pierścionek zaręczynowy, prosił jedynie o to, żeby go przyjęła, chociażby później nie zgodziła się wyjść za niego za mąż, pragnął tylko zrobić jej prezent, ale Dolores nigdy od nikogo nie otrzymała czegoś podobnego.
Oczywiście Dolores odmawia, że nie i że nie, że nie może go przyjąć, mimo zapewnień Enrique, że przyjmując upominek, do niczego się nie zobowiązuje, wie doskonale, że tak, że prędzej czy później przyszłoby jej za to drogo zapłacić. Chciałaby tylko wiedzieć, skąd go ma, i Enrique, trochę zawstydzony, wyznaje, że to pierścionek, który podarował swojej żonie, kiedy poprosił ją o rękę, i teraz nikt go nie nosi, i pragnąłby bardzo, żeby Dolores go przyjęła, i chociaż może to wyglądać na nie wiadomo co, bo pierścionek jest ważny, Enrique zapewnia, że to nie tak, ale Dolores wybucha płaczem, jak w nocy, jak nie płakała jeszcze przy nikim, bo zawsze chowała się pod kołdrą. Enrique nie wie, co zrobił źle, i przeprasza i chowa pierścionek do kieszeni, i przeprasza, przeprasza, przeprasza, nie chciał wcale jej zranić, jest głupcem, wielkim głupcem, największym głupcem na świecie, ale błaga ją, żeby już nie płakała. Dolores czuje, że gdyby przyjęła pierścionek, musiałaby zastąpić Blance matkę, musiałaby być lepsza od niej we wszystkim i musiałaby walczyć ze zmarłą, a to jest najgorsza walka z możliwych, bo to walka, która nie ma końca. Bolało ją to, że uczucie Enrique nie było prawdziwą, spontaniczną miłością czy magnetyzmem duchowym, żeby się tak wyrazić, biorącym się z podobieństwa do jego siostry, tej, która umarła… zresztą podobieństwo do siostry nie było przecież żadną jej zasługą; Enrique odczuwał po prostu potrzebę, straszliwą potrzebę wypełnienia pustki, wskrzeszenia swojej żony, a ponieważ to niemożliwe, zastąpienia jej inną kobietą. A Dolores nie po to spędziła całe życie w samotności, żeby teraz skończyć w ten sposób, jako namiastka kogoś innego. To tak bardzo boli. I weź tu zaufaj mężczyźnie, dla Enrique chciała uczynić wyjątek, bo wydawał się być dobrym człowiekiem, lecz instynkt mówił jej zawsze, że jedynym dobrym mężczyzną w jej życiu był brat, a teraz, gdy umarł, żaden; przyjemnie było mieć blisko siebie Matea, ale okazuje się, że i jemu nie można było wierzyć, no bo jakim trzeba być draniem, by odwieść od macierzyństwa Natalię, która tak bardzo zasługiwała na to, żeby być szczęśliwa? Ale wszystko już zaczyna się jej mieszać i zrywa się do biegu, i biegnie przed siebie, ile sił w nogach, i Enrique trzymający na rękach Blancę nie może dotrzymać jej kroku, i Dolores biegnie tak długo, aż zapuszcza się w jakąś nieznaną uliczkę, a zna przecież wszystkie, może to było tylko chwilowe zamroczenie, i siada gdzieś, pogrążona w swojej rozpaczy, i siedzi, siedzi tak długo, aż zaczynają boleć ją oczy i usta, jakby jej twarz pokrywała siatka drobniutkich pęknięć, co jest przykrym doznaniem. Dlatego właśnie Dolores musiała odpocząć tamtej nocy, bo następnego dnia miała się poczuć o wiele gorzej, nie mogła jeszcze tego wiedzieć, ale tak, gorzej. Kobieta, która nie mogła zasnąć tamtej nocy, Dolores, nie mogła wiedzieć, że nazajutrz poczuje w piersi ukłucie rozczarowania.
X Mateo milczy od kilku dni, jest przygaszony, bo Natalia dziwnie się zachowuje. Odkąd jej matka wyprowadziła się z domu, odnosi się do niego z rezerwą. Już wcale nie chce być z nim sam na sam, zachowuje się tak, jakby się przed nim broniła. Kiedy pyta, dlaczego matka tak bardzo się na nią rozgniewała, mówi, że to rodzinne sprawy, że to nic ważnego, ale on wie, że to ważne, że rodzinne sprawy są najważniejsze na świecie. W każdy piątek jedzą wspólnie obiad i gdy zjawia się Mateo, stół i cały dom przygotowany jest na jego przyjęcie. Zdumiewa go, jak gospodynie potrafią dopiąć wszystko na ostatni guzik, żeby tylko czuł się wygodnie, i mimo iż mieszka w nieporównanie bardziej eleganckich i komfortowych warunkach, wrażenie, jakie odnosi, gdy przekracza gościnne progi Natalii, trudno opisać, nie sposób tego wyjaśnić, czuje się tak, jakby znalazł się w niebie – a przecież jest niewierzący. W ostatni piątek było inaczej, bo nie czekał na niego gotowy obiad, Natalia powiedziała, że zjedzą to, co zostało z wczorajszej kolacji, i że zrobiła pyszny dżem z pomarańczy, i że będzie mógł najeść się do woli, bo wyszło jej za dużo, bo proporcji zawsze pilnuje ciotka Dolores, ale akurat była niedysponowana i… Kiedy Natalia robi dżem, Mateo wie, że coś jest nie tak. To już nie pierwszy raz, bywały dni, kiedy z jakiegoś powodu kiepsko się czuła, to dla mnie odprężenie, mówi Natalia, i Mateo zawsze uważał, że to dobry sposób, zwłaszcza że dżem robi przepyszny, ma do tego dobrą rękę. Teraz niepokoi się nie na żarty, raz, że w piątek nie zrobiła obiadu, a dwa, z powodu dżemu, który tym razem wyszedł jej wyraźnie gorzki, no i to milczenie, tak do niej niepodobne, to się jej nie zdarza nawet w smutne dni. Przypuszcza, że pewnie dlatego, że poróżniła się z matką. Rozmawiał z Violetą, powiedział, że jest pełen obaw i że może któregoś dnia zaprosiliby ją na obiad, do jakiejś restauracji, bo ona zawsze gości go u siebie, i wszystko jest tak nienagannie uszykowane, i może byłaby to dla niej miła niespodzianka, gdyby ją zaprosili. Niekiedy Violeta potrafi być niemiła i ojcu się to nie podoba, chociaż wie, że ten charakter też ma po nim. Wypaliła, że może Natalia przechodzi klimakterium, i jeszcze dobrze nie wybrzmiały te słowa, a już go przepraszała, nie dlatego, że myślała inaczej, ale przez wzgląd na niego – nie zasługuje na to, żeby wysłuchiwać podobnych rzeczy, nawet z ust własnej córki. Potem pocieszała go, że to pewnie nic poważnego, że z kobietami tak jest, przejdzie jej, i dotknęła czule ojcowskiej głowy, na której coraz mniej było włosów, i ogarnęło ją wzruszenie, gdy patrzyła na niego, na mężczyznę przejmującego się dziwnym zachowaniem kobiety, którą kocha od dwudziestu lat, kobiety nijakiej.
Którejś niedzieli Mateo zjawia się u Natalii, wyłamując się po raz pierwszy z piątkowej rutyny, bo chce z nią porozmawiać, poprosić o coś, ale nie zastaje jej w domu. Jest tylko ciotka Dolores, ujrzawszy ją, myśli, że wszystkie bliskie mu kobiety się zmówiły, żeby smucić się lub zamartwiać z przyczyn, których mężczyźni nawet się nie domyślają – co się z tymi kobietami dzieje czasem? – Źle się pani czuje? Uparcie zwraca się do niej per pani, chociaż Dolores prosiła wiele razy, żeby dał sobie z tym spokój, ale Mateo nie ma odwagi mówić jej na ty. Natalii nie ma, ale zaprasza go do środka. Do tej pory Mateo widział dom wyłącznie wówczas, gdy był odstawiony na jego wizytę, i teraz żal mu ukochanej żyjącej w warunkach o wiele gorszych niż te, które mógłby jej zapewnić, a których nigdy nie zapewnił, bo jest skończonym durniem, największym durniem, jakiego zna, a poznał ich w życiu niemało. Kiedy Natalia otwiera drzwi i zastaje Matea siedzącego w fotelu, truchleje. Nie spodziewała się go. Natychmiast rozgląda się nerwowo dookoła, sprawdza, czy wszystko jest na swoim miejscu, zaraz jednak pochyla głowę zawstydzona, bo wszystko jest w rozsypce, nic nie jest gotowe na wizytę Matea, nikt się go nie spodziewał i dom świeci szarą powszedniością. – Stało się coś? Przychodzi jej do głowy, że Violecie przytrafiło się coś niedobrego, naprawdę niedobrego, no bo jeśli nie… ale nie, przecież gdyby Violecie coś się stało, nie ona pierwsza dowiedziałaby się o tym… Mateo z miejsca przeprasza, że nie zapowiedział się z wizytą, przeprasza po tysiąckroć, zrywa z głowy kapelusz i przyciska go do piersi, bo zawsze nosi kapelusz, w zdenerwowaniu wszedł do domu, na śmierć o nim zapomniawszy, a to jest coś, o czym nie zapomina nigdy, kultura osobista to najcenniejszy atrybut człowieka. Kiedy bierze ją za rękę, tłumacząc się wciąż i usprawiedliwiając, Natalia zerka kątem oka na ciotkę i wyrywa gwałtownie dłoń, nie życzy sobie, żeby Mateo okazywał jej czułość przy innych. On czuje się jeszcze bardziej idiotycznie, och, pojękuje, och, uświadamiając sobie absurdalność całej sytuacji i swoją niezręczność, ale już za późno. Chciałby z nią porozmawiać w cztery oczy, jeśli nie sprawi jej kłopotu, i za pozwoleniem ciotki Dolores. – Mnie tutaj nie ma… Natalia nie jest odpowiednio ubrana i prosi, żeby dał jej kilka sekund, żeby mogła się przebrać i ogarnąć trochę, ale Mateo siedzi jak na rozżarzonych węglach. Patrzy na nią, a z jego oczu wyziera tak przeraźliwe błaganie, że wchodzą oboje do sypialni Natalii. Mateo jest spięty, nie wie, co ma ze sobą zrobić, nie wie, jak się zachować, i klęka bez zastanowienia, kto by uwierzył, że znają się od dwudziestu lat. Ręce mu drżą i Natalię przeszywa lęk, bo nigdy go takim nie widziała. – Natalia, ja… myślałem ostatnio…
Wie, że kiedy Mateo oznajmia, że o czymś myślał, mówi wyłącznie głupstwa. Kiedy Mateo myśli, przychodzą mu do głowy najbardziej absurdalne rzeczy i mówi je z taką beztroską, jakby nie był świadomy, że są nierealne, mogą istnieć w jego głowie, ale nigdy w prawdziwym życiu, Mateo jest trochę jak dziecko, prawie wszyscy mężczyźni są dziećmi przez całe życie. Mateo wypowiada słowa, których Natalia nie chciała usłyszeć za nic w świecie, wyjdziesz za mnie, bo są już przecież za starzy, żeby mówić takie niedorzeczności, kto by się chciał żenić już, teraz, natychmiast, i poza tym – gdzie pierścionek? Gdzie ten przeklęty pierścionek? – ale mówi to bez cienia gniewu, bo w niej nie ma już gniewu. – Pozwól sobie pomóc… I dopiero teraz Natalia uświadamia sobie, że tym, co Mateo chce jej zaofiarować, jest miłosierdzie, i z całą pewnością powoduje nim litość, a nie autentyczne pragnienie, by została jego żoną. Krzyżuje ręce na piersiach i mówi, że nie potrzebuje ani pomocy, ani ślubu, choć oboje wiedzą, że kłamie. Nie chce pomocy i nie rozumie, dlaczego czekał tyle czasu, żeby powiedzieć jej to, co właśnie powiedział, a zresztą jak ośmiela się proponować coś takiego, zanim nie porozmawia z osobą, z którą powinien porozmawiać, mówi, nie owijając w bawełnę, z osobą, z którą powinien porozmawiać, bo nawet gdyby teraz Natalia powiedziała to swoje sakramentalne tak, że za niego wyjdzie, to co by się stało, gdyby w ostatniej chwili nie dostał zgody? Mateo wie, że Natalia ma rację, świętą rację, ale jakoś by z tego wybrnęli, mogliby wziąć ślub i… wyjechać gdzieś, daleko, gdzie nie musieliby się ukrywać, i daje o sobie znać ten jego nieznośny, tak bardzo drażniący ją nawyk, zaczyna klepać, co mu ślina na język przyniesie, nie zastanawiając się nad tym, co mówi, i przez głowę mu nie przejdzie, że później każde z jego słów Natalia będzie powtarzać bez końca, rozkładać na czynniki pierwsze, oglądać pod światło, próbować je zrozumieć, a tego, co mówi Mateo, często nie można zrozumieć, ale Natalia wkłada w to całą swoją duszę i…
XI Dzwoni telefon, Ángela odbiera i słyszy głos mamy, i zaraz myśli, że mama jest już stara, zestarzała się nagle po śmierci taty, i teraz obie z Natalią będą musiały troszczyć się o nią i o ciotkę. Wie to, wiedziała, że prędzej czy później z taką sytuacją mierzą się wszystkie rodziny, ale nie myślała, że stanie się to tak szybko, jak nie spodziewała się, że tata opuści je tak nagle, nie dając im czasu, by mogły się przygotować, jeśli w ogóle można się na coś takiego przygotować. To samo stało się z mamą, która sądziła, że będzie żyć wiele lat u boku taty, i gdy została sama, nie wiedziała, co ze sobą począć, i starzała się z każdą godziną, jakby to nie dni upływały, a lata całe. Nikt jej nie zawiadomił, że mama wyprowadziła się do domu z ogrodem. Nikt nic jej nie mówi, po co niby, kogo obchodzi, co myśli Ángela. Fakt, że ma dość roboty z dwoma synami, z poprzednim mężem i z Robertem, obecnym. Nie rozerwie się przecież, ale może zrobić to, co właśnie robi, odebrać telefon od matki, a to wcale niemało, i zgodzić się na wszystko, o co ją poprosi, i dać się jej wygadać. Tamta wczesna tkliwość, wszystkie te pieszczoty, jakimi Gloria obdarzała dopiero co narodzoną córkę, są tak odległe, że trudno uwierzyć, że wydarzyły się naprawdę – to efekt upływającego czasu, który miłość zmienia w obłudę, również miłość łączącą matki i córki. Obiecała, że odwiedzi ją któregoś dnia z chłopcami, więc nazajutrz ubrała ich w jednakowe ubranka, wsadziła do samochodu i zawiozła do babci. Malcy stawali okoniem, bo nie przepadają zbytnio za wizytami u babci, przez większą część drogi płakali i wierzgali, aż w końcu zmęczyli się i usnęli. Gdy docierają na miejsce, mama czeka na nich w progu, niecierpliwa, i pyta córki, czy pomóc, i zanim Ángela zdąży odpowiedzieć, wybiega i bierze na ręce jednego z wnuczków. Wchodzą do środka, kładą chłopców do łóżek i przez kilka sekund patrzą na nich od drzwi, przyglądając się, jak śpią, są tacy śliczni, dwa aniołki po prostu. To mama dzwoniła i to ona chciała z nią rozmawiać, ale kiedy wychodzą od dzieci, Gloria zaczyna rozwodzić się na temat drzewa w ogrodzie, które zaatakowało jakieś choróbsko, i że chciała zrobić obiad, ale zabrała się za drzewo, za przycinanie gałęzi, żeby przyjrzeć się liściom, i zrobiło się późno, więc teraz potrzebuje pomocy, jeśli chcą zdążyć z obiadem. Ángela wie, że trzeba jej pomóc, ale widzi też, że mama nie wie, jak zacząć rozmowę. Przez długą chwilę nie pyta o nic, chodzi za Glorią, wypełnia jej polecenia i potakuje. Kiedy matka niecierpliwi się, bo nie wie już, w co tu jeszcze ręce włożyć, pyta ją o Roberta, czy wciąż zamierza się z nim rozwieść i jak się jej układa z tym drugim, i kiedy mówią
„drugi”, mają na myśli poprzedniego męża Ángeli, którego nigdy nie wymieniają z imienia, aby dać upust pogardzie. O tym „drugim” Ángela nie ma dużo do powiedzenia, to, co zawsze, że ślęczy nad scenariuszem do jakiegoś filmu i że kiedy w końcu zarobi jakieś pieniądze, jego syn będzie już dawno po ślubie. Nie oczekuje od niego wiele, nawet czasu. A z Robertem przechodzą teraz nieco spokojniejszy okres, robi to też ze względu na dzieci, szkoda ich i, szczerze mówiąc, który facet z nią wytrzyma? Mama wie, że mówi serio i że ma rację, ale to nie jest wystarczający powód do tego, aby trwać na siłę w małżeństwie, ale niech będzie, trudno, lepiej, żeby się nie rozwodzili. Znużona krążeniem po domu i odwlekaniem w nieskończoność tej chwili, pyta matkę, po co do niej dzwoniła, czy dobrze się czuje, bo przez telefon wydawała się zmartwiona i dlaczego nikt jej nie zawiadomił, że mieszka sama w domu z ogrodem. Gloria jest zdenerwowana, bo nie wie, od czego zacząć i czy powinna opowiedzieć córce o rewelacjach dotyczących jej siostry Natalii. Jakie ona ma prawo opowiadać o tym, co Natalia trzymała w tajemnicy przez tyle lat? – Nie wiem, czy powinnam ci o tym mówić… Ángela czuje, że ta wizyta to strata czasu, przewraca z irytacją oczami. Przez myśl jej nie przyjdzie, że odwiedziny u mamy powinny być powodem samym w sobie, powodem wystarczającym, ale ona widzi to całkiem inaczej – przyjechała, bo Gloria ma jakiś problem, a jeśli nie, po co to całe zawracanie głowy, dobrze wie, że jest zalatana, zawsze ma coś do zrobienia. Mama spuszcza wzrok zawstydzona, córka ją strofuje, strofuje ją za to, że pragnęła dla siebie odrobiny uwagi, i dzieci się obudziły, i patrzą na matkę i babkę, widzą starą, śmieszną kobietę, i Glorii chce się płakać, starość jest tak beznadziejnie smutna. Ale to też doskonała wymówka pozwalająca rozładować napięcie, i Gloria bierze na ręce jednego z wnuków i całuje go raz po raz w buziuchnę, aż Ángela zwraca jej uwagę, żeby przestała go obcałowywać, bo bardzo tego nie lubi. Natalia zawsze zazdrościła siostrze, że potrafi być tak nieokrzesana, nie tracąc przy tym dobrego samopoczucia. Jest jedyną osobą w rodzinie prowadzącą niezależne życie, ją jedną traktują z szacunkiem, tylko jej udało się wyrwać z domowego jądra – tego rodzinnego odmętu, gdzie wszyscy wszystkim robią wodę z mózgu. Wszyscy myślą, że Ángela nie zdaje sobie z tego sprawy, ale ona doskonale wie, co robi, to jest jej forma obrony, w ten sposób odgradza się od pozostałych, nie pozwala się zranić. Wie, że zachowała się po chamsku, i kiedy mama stawia wnuka na podłodze, dotknięta do żywego, Ángela przeprasza i mówi, że może ich całować, ile się jej podoba, nie lubią tego, ale cóż, to przecież niczyja wina, jej też nie, i patrzy na synów z żalem, zawsze kiedy na nich patrzy, ogarnia ją żal, biedne dzieci. – Chodzi o twoją siostrę… Ale Ángela jest już tym zmęczona, wysłuchiwaniem litanii o nieszczęściach
Natalii za każdym razem, gdy odwiedza mamę, jest zmęczona i zazdrosna, i prycha, i patrzy z roztargnieniem w drugą stronę, żeby matka się zreflektowała i przestała zawracać jej głowę siostrą, wiecznie to samo, zamartwia się o Natalię, jakby wciąż była małą dziewczynką, może już wystarczy, co? Wszyscy mają problemy, ona też ma ich po uszy i świat jakoś się nie zawalił. – Pokłóciłyśmy się z powodu Matea… Ángela nie cierpi Matea i Gloria pomyślała, że może choćby z tego względu jej pomoże, nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg. Zawsze miała go za oszusta, któremu udało się otumanić jej siostrę, tak właśnie myśli Ángela o swoim szwagrze, jeśli można nazywać go szwagrem. Jeżeli ktoś ponosi winę za to, że siostry odsunęły się od siebie, ewidentnie tym kimś jest Mateo, ale tak czy inaczej nuży ją ciągłe wycieranie sobie ust Mateem, nie chce o nim rozmawiać, nie wart jest zachodu. Jednego Ángela nie może pojąć, podobnie jak reszta rodziny, i często do tego wraca… jak to się stało, że Natalia nie miała dzieci, bo gdy Ángela urodziła swoich synów, pomagała jej, i to z wielkim zapałem, i wtrącała się do wszystkiego, i na poczekaniu rozstrzygała sporne kwestie, to tak, a to tak, a na uwagi, że zobaczymy, jak sama będzie matką, co wtedy zrobi, śmiała się tylko, i gdyby faktycznie od początku nie chciała mieć dzieci, powiedziałaby to, bo zna swoją siostrę na wylot, ale ona śmiała się tylko, i Ángela pragnęła, żeby Natalia została w końcu matką, aby móc jej wytknąć, widzisz, to wcale nie takie proste, bo dla Natalii wszystko było kaszką z mlekiem, z łatwością szafowała słowami tak, nie, ale ona nie wie, ile zdrowia kosztuje wychowanie dziecka; dopóki nie jesteś matką, nie masz bladego pojęcia, bo cierpi się na tyle różnych sposobów, nie wiesz, jak pogodzić sprzeczne pragnienia i jak może męczyć coś, co zrobiłaś, a czego nie chciałaś zrobić, a uświadomić to sobie po fakcie jest jeszcze gorzej; tego wszystkiego Natalia nie wiedziała i Mateo też tego nie wie, bo skąd ma wiedzieć, on nie wychowywał swoich dzieci, on był dla nich modelem, nie ojcem, i to Mateo tchnął w Natalię siłę do rozprawiania na każdy temat, i odkąd się poznali, stworzyli duet pleciuch, a Ángela nie lubi pleciuch.
XII Nocami Enrique modli się do żony i prosi ją o różne rzeczy, i jeżeli jest dobra, niech sprawi, żeby się ziściły, i wie, że za życia była chodzącą dobrocią, więc można założyć, że znalazłszy się w niebie, też będzie dobra. Prosi ją, żeby zesłała mu matkę dla jego córki, dla ich córki, i żeby nowa matka była tak dobra jak ona, a jeśli nie aż tak dobra, to przynajmniej prawie tak dobra, i żeby mu wybaczyła, bo zakochał się w pewnej kobiecie, w kobiecie podobnej do jego siostry, zmarłej siostry, i jeśli obydwie są w niebie, to niech sprawią pospołu, żeby wysłuchano jego próśb, a prosi przecież o tak niewiele, o odrobinę ciepła i towarzystwa, i oby Dolores zgodziła się zamieszkać razem z nim i Blancą pod jednym dachem, bo nic nie czyni go bardziej szczęśliwym niż myśl o wspólnym z nią życiu. Nie ma dla niego znaczenia, że jest od niego starsza, bo co to za różnica, jeśli prędzej czy później wszyscy i tak umierają, i nie zależy to od wieku człowieka, a od tego, co Bóg im przeznaczył, swoim kukiełkom, czyli ludziom, i nie można mieć nadziei ani patrzeć raźno w przyszłość, zamartwiając się jednocześnie, że prędzej czy później przyjdzie człowiekowi rozstać się z tym światem, a przed Dolores jeszcze wiele lat, jeśli Bóg zechce, i oby zechciał; poza tym nie ma dzieci, będzie więc mogła opiekować się Blancą jak własną córką, bo to jej jedyna szansa, żeby ktoś nazywał ją mamą, i za pozwoleniem najdroższej małżonki Blanca będzie mówić do Dolores mamo, i gdy podrośnie, opowie jej, że mamusia umarła, wydając ją na świat, i że Bóg zbliżył ich do innych osób, osób tak cudownych jak Dolores, aby wypełnić tę straszliwą otchłań samotności po tym, jak zgodnie z jego wolą Rosa opuściła ich na zawsze. Enrique płacze i płacze, i płacze, i gdyby zobaczył go ojciec, powiedziałby, że płacze jak baba, ale nie, on płacze o wiele bardziej przejmująco niż kobieta, bo płacze skrycie, w duchu, i tego nie widać, i zawsze tak płacze, a tylko czasem w jego oczach pojawiają się łzy. Tak strasznie tęskni za Rosą, za swoją żoną, i na dodatek boi się tak bardzo, że Dolores nie zechce go poślubić. Dlaczego Bóg rzuca mu pod nogi ciężkie kłody? On, który żyje z modlitwą na ustach, który bezustannie myśli o Bogu, który wszystko, co robi, robi z myślą o Nim, z żywą wiarą, zmuszony jest teraz modlić się do Rosy, swojej nowej bogini roztaczającej nad nim, o czym jest przekonany, opiekę, a że ma mniej pracy od Boga, do niej zanosi swoje błagania, bo na pewno ześle mu jakąś łaskę. I teraz pragnie, aby jego najdroższa małżonka zrozumiała, że nie może wychować córki sam, potrzebuje kobiety, bo czuje się tak wyobcowany, tak nieszczęśliwy, i Blanca zauważa to czasem, gdy Enrique bierze ją na ręce, wierci się, jakby ją coś uwierało, a kiedy ją kładzie do łóżeczka, uspokaja się i wywija
nóżkami i rączkami z radością i gracją, które trudno wyrazić słowami, ale wystarczy, że ojciec nachyli się nad nią, a jej twarzyczka pochmurnieje, i nie ma wątpliwości, że to jego smutek i cierpienie tak na nią wpływają, że dziewczynka doskonale wyczuwa złe emocje i odpycha je od siebie. Tymczasem gdy blisko niej jest Dolores, czuje się dobrze, jakby wyczuwała w niej matkę, ale jakby to była też jego matka, matka Enrique, bo i Enrique czuje się przy niej pewnie, bezpiecznie, nie dławi go strach. Popołudniami, gdy idzie do kościoła, uświadamia sobie, że to jedyna chwila w ciągu całego dnia, kiedy czuje, że nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo, jakby narodził się na nowo, i to dlatego, że blisko niego jest Dolores, i gdyby mógł czuć się tak zawsze, w domu, w nocy, rankiem, zaraz po przebudzeniu, byłby naprawdę szczęśliwy! Dlatego tak rozpaczliwie potrzebuje, aby ktoś tam, w niebie, zesłał mu łaski, o jakie prosi w swoich modlitwach. I jeśli chcą wystawić go na próbę, on jest gotowy. Nic mu niestraszne po śmierci Rosy, nic oprócz samotności. Jest też zdeterminowany, żeby po południu pójść do jubilera i – z bólem serca – sprzedać pierścionek matki, który tyle lat należał do rodziny, i kiedy go sprzeda, kupi nowy i podaruje go Dolores. Wie, że jubiler na tym zarobi, zaniży cenę, i pierścionek, który otrzyma za uzyskane pieniądze, będzie gorszy, ale będzie to pierścionek Dolores, tylko jej, i kiedy go jej ofiaruje, nie rozpłacze się ani nie powie tych wszystkich smutnych rzeczy, które usłyszał od niej ostatnim razem. Lecz ujrzawszy pierścionek, Dolores nie wie, czy śmiać się, czy płakać, i najpierw się śmieje, a potem ten jej śmiech przechodzi w płacz, wszystko naraz, i nie wie, z jakiego powodu. Znowu powtarza, szeptem, że nie może go przyjąć, bo co on sobie wyobraża, jak miałaby się zgodzić, żeby ktoś podarował jej taki pierścionek, jej, i skąd on w ogóle wziął na to pieniądze. Enrique wyznaje jej wszystko i wówczas Dolores wybucha płaczem, i płacze rzewnie, bo tamten pierścionek, tamten szlachetny kamień już nigdy nie będzie należeć do niego, już nie należy do rodziny, nie będzie go już mógł podarować Blance, kiedy dorośnie, i czuje się odpowiedzialna, czuje się winna, że to ona popchnęła Enrique do sprzedania za bezcen rodzinnej pamiątki. Enrique rozpacza, gdy Dolores mówi, że nie może zaakceptować tego pierścionka, nie wie, co dalej robić i jest zdesperowany, i Blanca też płacze, płacze cała trójka, i po raz pierwszy płacz ich nie rani i czują się dobrze, bo płaczą dla drugiego, płaczą ze sobą, pospołu, i to znaczy bardzo wiele dla ludzi udręczonych samotnością. Kiedy wychodzą z kościoła, bo Blanca nie przestaje kwilić i ludzie zaczynają się odwracać, bacznie się im przyglądają, światło wbija się w ich oczy jak sztylet, sztylet światła przeszywa ich i przywraca do rzeczywistości, i widzą się znowu takimi, jakimi są, smutnymi i samotnymi ludźmi, i biorą się za ręce. Za ręce się trzymają jak dwoje małych dzieci, gdy Enrique odprowadza Dolores aż pod drzwi domu, ona nigdy nie trzymała za rękę żadnego mężczyzny
i bardzo się tego wstydzi, czuje się jak dziewczynka, jak podlotek, czuje się bardziej dziewczynką teraz, niż kiedy była nią przed laty, i uśmiecha się ukradkiem, tak, aby nikt tego nie dostrzegł, i jest zadowolona. Żegna się z Enrique i Blancą, całuje ich w policzki, po jednym pocałunku dla każdego, i wchodzi do domu, a przed oczami staje jej Gloria, i wyobraża sobie, jak z niej szydzi, i dochodzi do wniosku, że nawet myśli bratowej są podłe. Natalia siedzi w dużym pokoju, na niewygodnym krześle, i wpatruje się przed siebie niewidzącym wzrokiem. Pozdrawiają się jak stare znajome, z czułą obojętnością, i Dolores zapada w milczenie przypominające milczenie po śmierci brata. Milczy, bo nie ma nic do powiedzenia, i zaczyna się zastanawiać, co powie Enrique nazajutrz, gdy ponownie spotkają się w kościele. Tymczasem bierze machinalnie wełnę i druty i robi czapeczkę dla Blanki, bo wkrótce przyjdzie prawdziwa zima, a mała nie ma ciepłych rzeczy, a w tym roku ma być wyjątkowo ostra, tak przynajmniej mówią.
XIII Mateo trochę choruje. To nic, mówi córka, żeby go pocieszyć, on zaś odpowiada, że to może nic, gdy przytrafia się młodej kobiecie jak ona, ale u starszego człowieka jak on to nic lubi się czasem skomplikować. Boli go wszystko i czuje się bardzo zmęczony jak nigdy dotąd, nie wyobrażał sobie, że można być tak zmęczonym, w nocy wstał, żeby napić się wody, i potem nie pamiętał już nic więcej, tylko pragnienie dokuczające mu po powrocie do łóżka. Mateo nie pamięta, że zemdlał i upadł. Rąbnął zdrowo głową w podłogę i stracił przytomność, leżał dwie, może trzy godziny, Violeta spała, bo to była noc, i kiedy otworzył oczy, zobaczył, że leży na podłodze w kuchni, i nie miał pojęcia, co tam robi. Wstał, wrócił do łóżka i zasnął, ale wszystko go bolało, bardziej nawet niż poprzedniego dnia. Kiedy Mateo poskarżył się córce na złe samopoczucie, ta z miejsca zadzwoniła do lekarza, lekarza rodzinnego, do którego zwracają się, gdy coś im dolega. Doktor Ramón zna ich jeszcze z czasów, kiedy Violeta była dzieckiem, zawsze mogli do niego dzwonić w razie potrzeby, o każdej porze dnia i nocy. Mateo był człowiekiem dość bojaźliwym i to, że miał pod ręką doktora Ramóna, stanowiło dla niego wielką pociechę. Kiedy Violeta powiedziała, że ojciec przewrócił się w nocy i leżał nieprzytomny w kuchni przez kilka godzin, doktor wystraszył się i przybiegł natychmiast. Gdy wszedł do domu i zobaczył Matea siedzącego w swoim gabinecie, złapał się za głowę. – Wracaj w tej chwili do łóżka! Mateo włożył piżamę i poszedł do sypialni, uśmiechając się pod nosem, bo bawiła go ta chorobliwa troska jego lekarza. Zawracanie głowy, jak ci lekarze lubią robić z muchy słonia! Nic mu nie było, to wszystko pewnie przez obniżoną odporność, ostatnio miał więcej zmartwień niż zwykle. Violeta odwróciła głowę w drugą stronę i nic nie powiedziała – a więc ojciec nie jest doskonały, jakie to smutne. Doktor Ramón zalecił, żeby na razie, dopóki nie dowiedzą się czegoś więcej, odpoczywał i nie wychodził z łóżka. I żeby wybił sobie z głowy pracę. Mateo najbardziej martwił się o to, że Natalia będzie czekać na niego z obiadem, bo był piątek. Wyobrażał ją sobie, jak przygotowuje dom, ten smutny dom, który ujrzał tamtego dnia, gdy zjawił się z niezapowiedzianą wizytą; wyobrażał ją sobie, jak gotuje, szykuje wszystko na jego przyjście, i serce ścisnął mu bezbrzeżny żal. Jak miał jej to powiedzieć, że czuje się dobrze, ale nie będą mogli zjeść razem obiadu, bo lekarz kazał mu leżeć w łóżku? Piątek był jedynym dniem w tygodniu, kiedy spotykali się na wspólnym obiedzie, przez dwadzieścia lat jedli obiad we wszystkie piątki i nie opuścili ani jednego; Mateo zawsze znajdował sposób, żeby stawić się punktualnie w domu Natalii, choćby miał przez to komuś
się narazić. Zapytał doktora Ramóna, czy pozwoli mu pójść do Natalii. Wszyscy, którzy choć trochę znali Matea, wiedzieli, że w każdy piątek jada z nią obiad, bez wyjątku wszyscy, i doktor od wielu lat przyjaźnił się z rodziną i miał w tej kwestii rozeznanie. Wiedział, że Natalia jest dla niego bardzo ważna, ale nie zdawał sobie sprawy, jak smutny jest jej dom przez resztę tygodnia, nie mógł sobie tego wyobrazić. Mateo pomyślał, że może jeśli się rozpłacze, łzy podkreślą wagę spotkania z Natalią, a kiedy zaczął chlipać, Violeta wyszła z pokoju na kilka minut, zawstydzona, no bo coś takiego. Gdyby ojciec tam poszedł i coś mu się stało, nigdy by tego Natalii nie wybaczyła, chowałaby urazę w sercu aż po kres swoich dni, jak dzieci skrywają miód w sobie tylko wiadomym zakamarku – chowałaby tę urazę do ostatniej sekundy życia, chociażby to nie była jej wina. Doktor Ramón westchnął głęboko, z rezygnacją, i Mateo wiedział już, że będzie mógł zobaczyć Natalię na obiedzie, będzie mógł jej opowiedzieć o nocnym zdarzeniu i o tym, że to wszystko dlatego, że bardzo się o nią martwi, bo w ciągu tych dwudziestu lat nigdy jej takiej nie widział, nigdy nie wątpił w jej miłość, i po raz pierwszy poczuł się bezbronny, poczuł, że może ją stracić, nie z powodu innego mężczyzny, ale dlatego, że mogłaby przestać go kochać, co byłoby jeszcze straszniejsze, jeśli to w ogóle możliwe, a poza tym nie powiedziała mu, że tak, że chce go poślubić. Wyznałby, że tamtego dnia poruszył go do głębi widok jej domu i że jeśli potrzebuje pieniędzy, wystarczy, że poprosi; w kancelarii adwokackiej prowadzonej wspólnie z Violetą wiodło im się nie najgorzej, wystarczy, że go poprosi, naprawdę, jest jego żoną, pragnął, by jego żona mieszkała jak królowa. Myślał o tym wszystkim i czuł, jak czoło zraszają mu krople potu, okrągłe, doskonałe krople zimnego potu. Violeta podeszła do łóżka, położyła rękę na ojcowskim czole i spojrzała na doktora Ramóna wzrokiem kogoś, kto modli się i patrzy z nadzieją w niebo. Podniosła słuchawkę telefonu i wykręciła z pamięci numer Natalii, i Mateo usłyszał, jak informuje ją o tym, co wydarzyło się zeszłej nocy. Z odpowiedzi córki wywnioskował, że Natalia jest przejęta i zdenerwowana, przynajmniej wciąż jeszcze martwi się o niego, być może kocha go jak zawsze, choć zapewne jest smutna, bo nie może pocieszyć jej osobiście, bo nawet gdyby wziął słuchawkę, jego gardło było tak ściśnięte, że nie wydusiłby z siebie słowa, nie mógł przełykać, a co dopiero mówić. Natalia przestanie go kochać, bo jest stary, bo jest zdrajcą, i nie będzie już mógł dać jej pieniędzy, za które mogłaby kupić sobie, co tylko zechce, bo jeśli czegoś pragnął na tym świecie, to szczęścia Natalii – być może nigdy nie okazał jej tego należycie. Usłyszawszy, że Violeta zaprasza ją do domu na obiad, poczuł ogromną wdzięczność dla córki, a węzeł w gardle rozluźnił się nieco, i wielka tkliwość zalała mu serce, ale był przekonany, że Natalia odmówi.
Jedną z rzeczy, na które nie mogła sobie nigdy pozwolić, to odwiedziny w tym domu, domu, w którym Mateo mieszkał bez niej, bez kobiety, która kochała go jak nikt na świecie.
XIV Gloria przeskakiwała ze stanu irytacji i wściekłości w stan przygnębienia w mgnieniu oka, co nie było specjalnie dziwne, bo zawsze łatwo popadała ze skrajności w skrajność, zawsze taka była, ludzie nie zmieniają się nigdy. Być może to wiek robił swoje, to, że się starzała, a może dlatego, że do tej pory nie rozmawiała ani z bratową, ani z córką, a odwiedziny Ángeli nie przyniosły jej ukojenia, bo wizyty Ángeli nigdy nie niosły ze sobą spokoju; kipiała złością i czuła się winna zarazem, w żaden sposób nie potrafiła dojść ze sobą do ładu, a może nie chodziło wcale o wiek, jeśli się dobrze zastanowić, Gloria zawsze taka była, wystarczy posłuchać sąsiadek. Czasem ta autobanicja w domu z ogrodem doprowadzała ją do furii, innym razem tonęła w bezdennym smutku, bo była sama i owdowiała tak wcześnie, mając przed sobą jeszcze całe lata godnego życia, a kiedy indziej znowu czuła się winna, bo prawdopodobnie skrzywdziła córkę, młodszą córkę, i przed oczyma stawał jej mąż, który zawsze powtarzał, że musi nauczyć się być bardziej kobieca, co było rodzajem łagodnej perswazji, że zły charakter to typowo męska przypadłość i że kobiety powinny być uśmiechnięte, uległe i zgodne, i Gloria nie może być tak obcesowa, powinna mówić spokojniej, z większym opanowaniem, bo czasem ludzie nie muszą myśleć jak ona; oczywiście gdyby Ángel żył… zrozumiałby ją, chociaż byłby też krytyczny, bo on nie przepuścił jej niczego, ale był dobrym człowiekiem… Jasne, że nie mógłby postąpić inaczej. Ona taka była i tyle, zawsze taka była, i życie wcale nie ułożyło się jej tak źle, mimo wszystko, ale teraz, całkiem niespodzianie wszystko zaczęło obracać się przeciwko niej, trudności piętrzyły się na każdym kroku, wszystko było skomplikowane i dziwaczne, popukałaby się palcem w czoło, gdyby ktoś jej to przepowiedział, a przecież tyle spraw rozwiązuje się z łatwością, samoistnie, jakby je uładzał sam Bóg, wszystko na swoim miejscu. Nie uwierzyłaby, gdyby ktoś jej powiedział, że będzie mieszkać tutaj, a Dolores i Natalia w drugim domu, w tym co zawsze. Tęskniła za niektórymi rzeczami, brakowało jej zwłaszcza towarzystwa, ale była zbyt dumna, żeby się do tego przyznać. Niekiedy wybierała się na spacer po okolicy i była to dla niej miła odskocznia, lecz gdy wracała do domu i stwierdzała, że upłynęła zaledwie godzina od chwili, gdy wyszła za furtkę, nogi się pod nią uginały. Od kilku tygodni czas był jej wrogiem, bo prawie nie mijał, nie mijał, lecz wlókł się niemiłosiernie, a ona pragnęła, żeby noc zapadała prędzej, parzyła sobie wówczas ziółka, dzięki którym mogła się zrelaksować i odetchnąć, i to był jedyny moment w ciągu dnia, kiedy była zadowolona, wypoczęta, bo nie myślała o niczym, nie czuła ani złości, ani smutku, ani tego, jak wszystko jej obmierzło.
Parę dni temu poszła na spacer do miasteczka i po drodze spotkała znajomą, która wcześniej nie miała okazji złożyć jej kondolencji. Wydawało się, że po kilku miesiącach nie było już na świecie ani jednej osoby, która nie przekazałaby jej wyrazów współczucia z powodu tej straty, i kiedy kobieta powiedziała zbolałym głosem, jak bardzo jej przykro, że to był taki dobry człowiek, prawdziwy mężczyzna, Gloria nie wytrzymała i wybuchnęła płaczem, tak jak stała, na środku ulicy. Nigdy nie była skora do łez, ale teraz przychodziły jej tak jakoś same, bezwiednie, co więcej, pozwoliła się pocieszyć tej obcej kobiecie, która wyglądała na obytą z tego typu sytuacjami, zachowała bowiem niezmącony spokój jak gdyby nigdy nic, bo dla wielu kobiet to ich codzienna strawa, ich życie, rozprawianie o nieszczęściach, i zawsze mają pod ręką bogaty wybór powiedzonek na każdą okazję. I Gloria, co za wstyd, Matko Boska, tak płakać na środku ulicy, jak mała dziewczynka, i co ludzie pomyślą, i wszystko sprawiało jej ból i zdenerwowała się tak bardzo, że długo nie mogła się uspokoić. To było okropne i przez kilka dni wstydziła się wyjść na ulicę, nawet do ogrodu, bo sąsiadce mogłoby przyjść do głowy zapytać ją, jak się czuje, i nie przestawała myśleć o tym, że starość jest absurdalna, ona, która była kiedyś młoda i tyle doświadczyła, a teraz, aż przykro patrzeć, jak małe dziecko. Och, zestarzeć się w samotności to takie żałosne. Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak musiała czuć się szwagierka, przez całe życie sama, w zimnym łóżku, nikogo, kto by ją zapytał, co myśli, co sądzi o tym czy owym, nikogo, kto by jej powiedział, jak Glorii: nie, Gloria, daruj, ale tym razem to ty nie masz racji. Nie mogła pojąć, jak kobieta mogła bez tego żyć, bez towarzystwa drugiej osoby, i Natalia, i… powariowały wszystkie, kobiety. Czuła się tak, jakby ona jedna na świecie była sama, jakby nikt przed nią nie doświadczył samotności, podobnie jak wówczas, gdy rodziła Ángelę i sądziła, że jest jedyną na świecie rodzącą kobietą – to intensywność pierwszych doznań tak działa; wiedziała, że to nie tak, że takich jak ona, cierpiących, było całe mnóstwo, i cierpiących nieporównywalnie bardziej niż ona, ale nie mogła zrozumieć bólu innych, bo coś się w niej zablokowało, została sama, z dnia na dzień, i jeśli chciała zmienić tę sytuację, musiała zmienić swoje postępowanie, wrócić do domu i wyciągnąć rękę na zgodę, i chyba była podłą istotą, skoro tyle ją to kosztowało, przecież chodziło o jej własną córkę, ale kosztowało ją, Wszechmogący dobrze wiedział, ile ją to kosztowało, i nie odczuwała z tego powodu żadnej dumy, ale cóż robić, każdy jest, jaki jest. Konflikty rozwiązywał zawsze jej mąż, pytał, co znowu, co się stało, i opowiadały mu swoją wersję, a on przyznawał bądź nie przyznawał im racji, jak ktoś, kto rozdziela cukierki, i przytulał je wszystkie, a one były jak małe dziewczynki i garnęły się do niego, i życie było wtedy jakieś jaśniejsze, pełniejsze, bo czasem życie wcale nie przypomina życia, ale w takich chwilach jak tamte czuło
się jego pełnię, bo miały poczucie bezpieczeństwa i ktoś się o nie troszczył, był to rodzaj błogostanu, że są we właściwym miejscu, w miejscu, które niekiedy tak trudno znaleźć. Jeszcze było widno, gdy położyła się do łóżka i usłyszała pukanie do drzwi, postanowiła, że nie otworzy, bo nikogo nie oczekiwała, a jeśli to był ktoś wścibski, zwłaszcza jakaś wścibska baba, nie miała najmniejszej ochoty udawać, że się cieszy i być uprzejma. Leżała w łóżku, czekając, aż natręt sobie pójdzie, ale usłyszała, że klucz obraca się i obraca w zamku, i przez ułamek sekundy pomyślała o mężu i wstrząsnął nią lodowaty dreszcz, zatrwożyła się, no bo jak to, jej mąż?! Wstała ostrożnie, po cichutku, i dotarłszy do przedpokoju, wpadła na Dolores; ta z boleściwą miną zaczęła tłumaczyć się, że pukała do drzwi i strach ją chwycił, że nikt nie odpowiada, i zapytała, czy dobrze się czuje, tak, tak dobrze, na ile to możliwe. Nieoczekiwanie dla Dolores – jak mogła oczekiwać czegoś podobnego – Gloria rzuciła się jej na szyję, z trudem powstrzymywała łzy i dziękowała za wizytę, dziękuję, dziękuję! Dziękowała za to, że szwagierka pierwsza uczyniła krok, który powinna była zrobić ona. Dolores przytuliła ją jak małą dziewczynkę, którą w gruncie rzeczy była, i może to był jeden z problemów Glorii, że nie dojrzała całkowicie, była dziecinna i rozpieszczona, i z wiekiem coraz bardziej nieznośna, mała dziewczynka, i czule dotknęła jej włosów, mówiąc, że nic się nie stało, że już wszystko dobrze. Przytuliły się do siebie po raz wtóry i Dolores wiedziała już, że nie będzie mogła opowiedzieć jej o Enrique, bo z takim zamiarem przyjechała, żeby zobaczyć, czy może… da jej swoje błogosławieństwo, po to przyjechała do domu z ogrodem, i nie tylko nie porozmawia z nią o Enrique, lecz będzie musiała mówić wyłącznie o niej, jak zwykle. Dolores nie wiedziała, jak Gloria to robi, ale za każdym razem w taki sposób potrafiła pokierować rozmową, że jej problemy zawsze były ważniejsze od problemów Dolores, i oto minął kolejny dzień, a Dolores dalej nie wiedziała, czy wyjść za Enrique, który modlił się i modlił, i nic tylko się modlił, jak gdyby ktoś naprawdę słyszał jego modlitwy i błagania, i nie rozumiał, jak to możliwe, że nikt ich nie spełnia, przecież nie prosił o rzeczy niemożliwe.
XV Natalia przygotowała dom na wizytę Matea, ale w ostatniej chwili Violeta zawiadomiła ją, że ojciec nie przyjdzie, że jest chory. Zaprosiła ją na obiad do ich domu. Właśnie takie zagrania wyprowadzają ją z równowagi – wszyscy zachowują się tak jak gdyby nigdy nic, Violeta nauczyła się tego od swojego ojca i wielu
innych jeszcze rzeczy typowych dla mężczyzn, których kobiety nie powinny naśladować z tego prostego względu, że nimi nie są i istnieją niepisane prawa, które należy respektować. Nagle znikają dla nich wszystkie trudności, jakimi naszpikowany jest jej związek z Mateem, i kiedy robią te uniki, Natalia czuje się znieważona i zlekceważona, i to nie może tak być, że wszyscy raptem doznają jakiejś amnezji. Na razie musi rozmontować całą tę odświętną oprawę i wrócić do normalności, do normalności domu pogrążonego w półmroku, bo Mateo nie przyjdzie na obiad, wie tylko tyle, że w nocy zakręciło mu się w głowie i upadł na podłogę bez przytomności. Po powrocie do domu ciotka Dolores pyta o niego, gdzie Mateo. Bratanica opowiada jej, co się stało, i wspólnie zabierają się do pieczenia słodkich ciasteczek, dla Matea. Może Natalia weźmie je ze sobą, kiedy pójdzie do niego z wizytą, żeby mu sprawić przyjemność. Ciotka i bratanica stoją przy stole w kuchni i rozmawiają, podając sobie z rąk do rąk cukier, pokrojone w kostkę owoce, roztrzepane jajko. Trajkoczą i trajkoczą, ale nic nie mówią, bo Natalia nie przyzna się, że nie pójdzie zobaczyć Matea, a Dolores nie ma odwagi otworzyć przed nią serca, że być może, tylko być może, zaczyna w niej kiełkować miłość do Enrique. Czuje się tak głupio z tym całym zakochiwaniem, że nie odważyła się jeszcze powiedzieć o tym nikomu, bo co to ludzi obchodzi, a przede wszystkim co by powiedzieli. Chciała wyznać Enrique w cztery oczy to wszystko, o czym rozmyślała, żeby mu się w końcu nie sprzykrzyło i żeby się nie poddawał, ale ostatecznie zdecydowała się napisać do niego list, list śmielszy jest niż język, nie wstydzi się. Poszła do kościoła i kiedy wsuwała mu w rękę skrupulatnie zaklejoną kopertę, powiedziała, że źle się czuje i nie może z nimi zostać, że musi wracać do domu. Krępowała się stać u jego boku ze świadomością, że ta kartka papieru zawiera wszystkie jej uczucia, wątpliwości i lęki, zbyt wiele tego jak na jedno wyznanie, i uciekła, i następnego dnia nie odważyła się wrócić do kościoła. Enrique już przeczytał list i po raz pierwszy wstąpiła w niego otucha, zasnął, zapomniawszy nawet o modlitwie, też pierwszy raz od śmierci Rosy, i gdy Dolores nie pojawiła się raz i drugi na ich codziennych spotkaniach, wybrał się z Blancą do niej, zastukał stanowczo do drzwi, i zastygł w oczekiwaniu. W progu ukazała się Natalia, która z miejsca wzięła na ręce małą i zaprosiła go do środka, Blanca, jaka śliczna. Dolores natychmiast położyła się do łóżka, ku zdumieniu bratanicy, która o nic jednak nie pytała, bo są sprawy, o które nigdy nie zapytałaby ciotki Dolores. Enrique był u nich po raz pierwszy i zdziwił się, jak mało tam światła, zważywszy na to, że na zewnątrz świeciło oślepiające słońce. Widząc zaskoczenie malujące się na jego twarzy, Natalia przeprosiła, nie oczekiwały wizyty, i zaraz obiecała sobie w duchu, że odtąd zawsze będzie zapalała światło, rano również, bo może przy zapalonym świetle dom nie będzie sprawiał takiego przygnębiającego wrażenia.
Natalia wydobyła skądś przytulanki swoich siostrzeńców z niemowlęcych czasów i dała je Blance. Rączki małej były jeszcze nieporadne, ale jej oczy otwierały się tak szeroko, jakby chciała zjeść pluszaki wzrokiem. Blanca była spokojną dziewczynką, wyjątkowo spokojną, i jej rodzic promieniał dumą, pomimo niewątpliwego pecha; Natalia pytała, jak sobie radzi z opieką nad córeczką, i Enrique przyznał, że od dnia narodzin nie odstępuje jej na krok, zabiera ją do biura i zajmuje się nią dniem i nocą, dosłownie dniem i nocą, bo cóż innego może zrobić, i jego twarz przybierała wyraz, który chwytał za serca wszystkie kobiety – odkąd został wdowcem, kobiety patrzyły na niego jakoś inaczej. Dolores przysłuchiwała się w skupieniu rzewnemu głosowi Enrique i ogarniał ją smutek, nie da się ukryć, że przytłaczały go problemy, był w beznadziejnym niemal położeniu, i chociaż tym samym rosło jej znaczenie, stawała się jeszcze bardziej niezastąpiona, jednocześnie czuła się nikim, myśląc, że tylko ktoś taki mógł się w niej zakochać w tych okolicznościach… Kiedy wyszli, Dolores wstała z łóżka, z włosami w nieładzie, i podziękowała bratanicy, że ją wytłumaczyła i zachowała się jak gdyby nigdy nic. – Dobrze się czujesz? Tak, tak, ciotka Dolores czuła się dobrze, po prostu nie miała ochoty nikogo widzieć, i jak zwykle nie pytały się o nic, przez szacunek, jakim darzą się samotne kobiety, żeby tak to ująć. Natalia martwiła się, bo już od zbyt wielu dni nie widziała Matea i nie wiedziała, czy w ten piątek będzie mogła go wreszcie zobaczyć, czy nie. Rozmawiali jedynie przez telefon i to też chwilę tylko, bo czuł się nieco gorzej i szybko się męczył, i Natalia też się męczyła, bo telefon miała w dużym pokoju, sznur był krótki i musiała rozmawiać na stojąco. Doktor Ramón wykonywał badanie za badaniem, ale nie mógł nic znaleźć. Może to jakiś wirus. Jakaś nowa, nieznana choroba. Nie wiedział, skąd wzięło się to osłabienie Matea, i to tak całkiem znienacka. Violeta zawiadywała kancelarią i nie informowała ojca o niczym, żeby go nie stresować, żeby nabierał sił w absolutnym spokoju. Codziennie po pracy przynosiła mu jakąś książkę, żeby mógł się odprężyć, ale Mateo nie miał ochoty czytać, chciał zobaczyć Natalię. Prosił ją o to czasem przez telefon, lecz ona odpowiadała mu jak zawsze: – Wiesz, że nie mogę tam iść. Mateo wiedział, ale musiał przecież próbować. Bo gdyby zaniechał swoich wysiłków, Natalia mogłaby pomyśleć, że ma ją w nosie, że jest mu obojętna, albo że ta jego choroba jest zwykłą wymówką, bo kobiety zawsze szukają dziury w całym, wie o tym doskonale, ma już swoje lata. Dlatego z samego rana, gdy tylko zjawił się doktor Ramón, Mateo poprosił go o przysługę, czy nie mógłby pójść do Natalii i wyjaśnić jej, jak się czuje i jak przedstawia się rzeczywista sytuacja, że leży w łóżku i że męczy się, kiedy dłużej
rozmawia. Doktorowi Ramónowi żal się zrobiło starego przyjaciela i zgodził się, bo mężczyźni z początku nie kwapią się do takich rzeczy, ale później są o wiele bardziej wielkoduszni niż kobiety, Mateo często to powtarza. Poza tym przy okazji mógłby pozdrowić Natalię, bo od bardzo dawna jej nie widział, od lat już chyba, ale Natalia nie była w najlepszej kondycji, a tu znowu kogoś przyniosło z niespodziewaną wizytą i poczuła zmęczenie, nie wiedząc, skąd się ono bierze. Otworzywszy drzwi i zobaczywszy doktora Ramóna, który postarzał się, ale wciąż nosił te swoje charakterystyczne wąsy i nie rozstawał się z walizeczką, od niepamiętnych czasów towarzyszącą mu podczas wizyt u pacjentów, otworzywszy drzwi i ujrzawszy lekarza, Natalia pomyślała, że Mateo umarł. Zdenerwowała się tak bardzo, że nie zaprosiła gościa do środka, czekała w progu na wiadomość z pochyloną głową, jak skazaniec na topór kata. – Proszę się nie niepokoić, pani Natalio. Z Mateem wszystko w porządku. Dopiero gdy wypowiedział te słowa, Natalia, wciąż nieruchoma jak słup soli, zrobiła zapraszający gest ręką i doktor Ramón zanurzył się w półmrok domostwa. Potrzebował kilku sekund, żeby oswoić się ze zmianą światła, przystanął więc na chwilę. Natalia zaproponowała mu kawę, szklankę wody, czego tylko sobie życzy, ale doktor odparł, że będzie zwięzły. Przychodzi na prośbę Matea, aby wyjaśnić, jak on się czuje i aby ją zapewnić, że jeśli jej nie odwiedza, to nie dlatego, że nie chce, ale faktycznie nie może wstać z łóżka. Wsłuchując się w słowa Ramóna, Natalia mimowolnie wstrzymywała oddech, a przez jej ciało przebiegało dokuczliwe drżenie. – A co pan sądzi? Bardziej od opinii Matea interesowało ją, co ma do powiedzenia w tej sprawie lekarz, który zna swojego pacjenta od lat. Ramón odkaszlnął dwa razy i powiedział, z ręką na sercu, pani Natalio, naprawdę nie wiem, co dolega pani mężowi. Zapomniała już, że doktor był jedyną osobą, która traktowała ich jak małżeństwo, i ten szczegół wstrząsnął jej sercem, słabym sercem, przygniecionym w ostatnich tygodniach takim nawałem udręk jak nigdy dotąd, sercem, żeby się tak wyrazić, zmęczonym, ociężałym. Nie mogła zrozumieć w pełni, co chciał przez to powiedzieć doktor Ramón, a doktor Ramón chciał powiedzieć dokładnie to, co powiedział: nie wie, co dolega Mateo. Czasem wszystko jest nieznośnie proste – albo się wie, albo się nie wie.
XVI Teraz Natalia ma kolejne strapienie, bo nie wie, co dolega Mateowi, przedtem też nie wiedziała, ale teraz okazuje się, że nie wie tego nawet doktor Ramón, więc kiedy do domu wraca ciotka Dolores, pędzi do drzwi, żeby ją przywitać, i opowiada jej po kolei wszystko, co usłyszała od lekarza. Tyle razy powtarzała całą rozmowę w myślach, że zna już ją na pamięć i przytacza ją ciotce w całości, dokładnie, słowo w słowo. Po powrocie do domu Dolores miała zamiar od razu się położyć, jak to miała ostatnio w zwyczaju, ale zebrała się w sobie, żeby dotrzymać towarzystwa bratanicy i porozmawiać o Mateo, uspokoić ją i przypomnieć, że jest przecież zdrowym i silnym mężczyzną, i to nic innego jak przemęczenie, osłabienie organizmu, nie ma powodu bić zaraz na trwogę. Natalia chciałaby jej wierzyć, przyjąć za dobrą monetę podnoszące na duchu słowa ciotki, lecz wie, że dopóki nie zobaczy Matea, nie odzyska spokoju. – Czemu do niego nie pójdziesz? Przed dwoma dniami postanowiła, że go odwiedzi, ale na razie jej postanowienie spełzło na niczym. To była jedna z rzeczy, które najbardziej niepokoiły ciotkę Dolores, że niby Natalia tak bardzo przejmowała się Mateem, ale każdego popołudnia, zamiast iść go odwiedzić, zaszywała się w domu, nie robiła nic pożytecznego; choć naturalnie nie miała najmniejszego zamiaru o nic pytać. To prawda, że Mateo mieszkał na peryferiach i niełatwo było się tam dostać, ale to żadne usprawiedliwienie, na pewno nie dla kobiety kochającej mężczyznę, a teraz wiedziała, do czego jest zdolna zakochana kobieta, zakochana kobieta to najdziksze ze zwierząt. Teraz, po wizycie doktora Ramóna, miała jeszcze więcej powodów, żeby wziąć się w garść. Jeśli chce, pojedzie z nią, pojadą do niego razem. – Ciociu, wiesz, że nie mogę… Natalia powiedziała to półgłosem, jakby bała się z czymś zdradzić. Ciotka Dolores nie rozumiała, dlaczego nie może odwiedzić Matea, co takiego stoi jej na przeszkodzie, i powtórzyła, że chętnie dotrzyma jej towarzystwa, bo tak właśnie załatwiają sprawy kobiety, solidarnie. W chwili słabości Natalia wyznała ciotce, że Mateo ma córkę, to znaczy syna i córkę, ale córka mieszka razem z ojcem i bywało, że ich relacje nie były zbyt przyjazne, jakby bezustannie ze sobą rywalizowały, choć nie miało to przecież żadnego sensu, no ale cóż, tak było i tyle, bo czasem kobiety takie są. Ciotka Dolores była zaskoczona, naprawdę, bo myślała, że Mateo jest jak ona, samotny. Jedyną osobą w rodzinie, która o tym wiedziała, była Ángela, i dlatego tak zajadle kłóciły się z Natalią, bo wielu rzeczy u Matea starsza siostra
nie potrafiła znieść. Och, coś podobnego, ciotka Dolores o niczym nie wiedziała, do głowy by jej to nie przyszło, tak czy owak, mniejsza z tym, bo gdy ktoś jest chory, trzeba go odwiedzić, córka na pewno się nie obrazi. Ale to jeszcze nie wszystko, nie wiedziała wszystkiego, nie wiedziała o czymś, co komplikowało całą sytuację jeszcze bardziej – „sytuacja”, zawsze w ten sam sposób nazywała problemy. Było jeszcze coś, na co Natalia nie była przygotowana, na wyznanie, którego nigdy nie uczyniła. Nie musiała o tym opowiadać Ángeli, bo Ángela już wiedziała, więc słów tych nigdy przedtem nie wypowiedziała, nigdy, i była przekonana, że zabierze tę tajemnicę do grobu, ale już je miała na końcu języka, już przysiadły skwapliwe, gotowe do lotu: Mateo był żonaty. Tak, był żonatym mężczyzną i dlatego nie wzięli ślubu, nie mieli dzieci, nie mieszkali razem, i w tej samej chwili Natalia pożałowała, że nie zdołała poskromić swojego języka – jeśli nie mieli dzieci i nie stali się małżeństwem, to dlatego, że po prostu nie chcieli, zaakceptowali istniejące warunki i to wszystko, trzeba brać życie takim, jakie jest; to niesprawiedliwe, żeby teraz cała wina miała spaść na Matea, i nie wyobrażała sobie, że któregoś dnia mogłaby robić mu z tego powodu wyrzuty, nigdy nie doznała takiej pokusy, szczerze, i nie rozumiała, dlaczego teraz musi się tłumaczyć i usprawiedliwiać przed ciotką, koniec końców ciotka też nie wiodła zbyt normalnego życia – życia, którego Natalia winna wystrzegać się jak ognia. Ciotka Dolores była w szoku, w prawdziwym szoku, no bo jak to tak, przez dwadzieścia lat obcowała z tą historią miłości, nie mogąc jej w pełni zrozumieć, z historią, w której nie brakowało znaków zapytania, na które nikt w rodzinie nie potrafił znaleźć odpowiedzi, niejasnych kwestii, których ona przez szacunek starała się nie drążyć, i teraz dowiaduje się, że z mężczyznami nigdy nic nie wiadomo, i myślała o Enrique i że jednego życia za mało, żeby poznać drugiego człowieka, zawsze może ci sprawić niespodziankę, a niespodzianka nie musi być przyjemna, możliwe, że ci się nie spodoba. Teraz wszystko to, co myślała o Mateo, było całkiem bezużyteczne, bo to był zupełnie inny mężczyzna. Mateo miał żonę, w grę wchodziła inna kobieta. – A jego żona? Och, córeńko… Dolores od zawsze mówiła do niej właśnie tak, córeńko, czule, po matczynemu. Tak, żona Matea wiedziała o wszystkim i akceptowała ten układ. Na początku była bardzo zazdrosna, nie mogła tego ścierpieć, ni stąd, ni zowąd Natalia rozkręciła się i wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, ale Mateo obiecał, że nigdy nie zostawi jej samej, Natalii też nie zostawi samej, jasne, że nie, i dotrzymywał słowa jednej i drugiej. Ciotka Dolores rozejrzała się wokół, próbując dać jej do zrozumienia, że ta samotność, która je spowija, czym ona w takim razie jest, jeśli nie samotnością. Była matką jego dzieci, i chociaż kochał Natalię, miał wobec niej
zobowiązania i nie zamierzał złamać danego słowa. Ciotka Dolores obserwowała Natalię, która opowiadała o wszystkim tak, jakby to dotyczyło nie jej, lecz kogoś innego, jakby się wyuczyła tej historyjki na pamięć, ale ciotka Dolores nigdy by jej tego nie powiedziała. Nagle przypomniała sobie tamten dzień, sprzed wielu lat, kiedy obiecała Mateo, że nie zdradzi się przed swoją rodziną. Padał ulewny deszcz i oboje siedzieli w pokoju Natalii, milczący, smutni, i Natalia zapewniła go, że nie, że nigdy nikomu o tym nie powie, bo miała już po dziurki w nosie, że wszyscy ją osądzali, choć nie mieli o niczym pojęcia. Mateo nie chciał, żeby rodzina Natalii myślała, że bawi się nią, nie chciał, żeby myśleli, że jej nie kocha, bo przecież kochał ją jak nikogo na świecie. – Mama o tym wie? Nie, mama o niczym nie wiedziała i nie mogła wiedzieć. Jedyną osobą, która znała tę tajemnicę, że Mateo jest żonaty, była Ángela, i nie dowiedziała się tego z jej ust. Pewnego dnia Ángela była na spacerze i natknęła się na Matea i jego żonę. Odwróciła szybko głowę i udała, że go nie widzi, i pobiegła w te pędy do domu, wpadła do pokoju siostry i z wypiekami na twarzy, zdyszanym głosem opowiedziała jej o swoim odkryciu, że Mateo zdradza ją z inną kobietą, i opisała jej wygląd. Natalia wiedziała oczywiście, o kogo chodzi, więc zbyła rewelacje siostry milczeniem, ale rozwścieczona Ángela nie mogła przeboleć obojętności siostry i wrzeszczała jak histeryczka, potrząsała nią, zaklinała na wszystko, żeby przestała być taką kretynką, żeby nie spisywała na straty swojego życia, jakby nie było nic warte. Ángela nie była jeszcze wtedy matką. W końcu przyparta do muru Natalia wyznała, że wie o wszystkim i że Mateo nie zdradza jej wcale z tamtą kobietą, lecz zdradza tamtą właśnie z nią, i właściwie nie można mówić o zdradzie, bo Érica, tak miała na imię żona Matea, wiedziała doskonale, że jej mąż ma przyjaciółkę, tak ją nazywali w domu – przyjaciółką, chociaż wszyscy wiedzieli, że nie jest żadną przyjaciółką, jaka tam z niej przyjaciółka. Ciotka Dolores nie była w stanie ogarnąć i zrozumieć tego wszystkiego, i jej oczy robiły się okrągłe ze zdumienia, kiedy słuchała zwierzeń bratanicy. Natalii nie interesowało, jak Érica mogła żyć w takim zakłamaniu, było to jej obojętne, wiedziała jedynie, że kocha Matea, i jeżeli musi zaakceptować inny dom, inną rodzinę i inną kobietę, żeby z nim być, zrobi to bez wahania – i tego się trzymała. Zawsze się tego trzymała i będzie się trzymać. Érica postawiła tylko jeden warunek: nie zostawi jej samej z dziećmi, nie porzuci rodziny. Mateo przystał na to już na samym początku, kiedy po narodzinach córki poznał inną kobietę i Érica wyrzuciła go na kilka dni z domu. Po powrocie przysiągł, że tamta kobieta nic dla niego nie znaczyła, i dostał rozgrzeszenie, chociaż Érica wiedziała, że Mateo się nie zmieni i najlepszym wyjściem z sytuacji, jeśli chce ocalić rodzinę przed rozpadem i nie stracić
społecznego szacunku, było udawać głupią, tak jak to robi wiele kobiet pragnących utrzymać w swoim życiu jakąś równowagę. Gdy poznał Natalię, było inaczej, tak powiedział, bo chciał o tym rozmawiać, nie jak poprzednio, gdy się ukrywał i bawił tą grą. Z Natalią było inaczej, czuł potrzebę wyznania, że się zakochał, ale warunki pozostawały takie same, z jednym wyjątkiem: chciał spać w oddzielnym pokoju, z jednym łóżkiem, tylko dla niego. Érica dostała szału, ale po jakimś czasie trochę ochłonęła, kazała przygotować mały pokój dla męża i szybko przywykła do tej zmiany, i nie tylko przywykła, ale wręcz poczuła się wygodnie w swoim nowym, własnym pokoju. Odtąd obecność Natalii prześladowała Éricę jak jakieś widmo. Była to miłość, którą rozumiała i szanowała rodzina i znajomi, wszyscy wiedzieli, że spotykają się w piątki na obiedzie, że Natalia mieszka z rodzicami i akceptuje życie Matea z innymi ludźmi, z inną kobietą. Wiele wysiłku ich kosztowało, żeby nie ulegać stereotypom i nie przejmować się ludzkim gadaniem, ale po dwudziestu latach zmagań w końcu odzyskali spokój. Nauczyli się kochać w ten sposób i liczyło się tylko ich dwoje, miłość i bycie ze sobą. Kiedy opowiadała o tym ciotce, złościły ją niektóre jej miny i gesty, ale to było naturalne i w gruncie rzeczy nie oczekiwała innej reakcji; mówi o tym po raz pierwszy, bo była przekonana, że niełatwo byłoby innym to zrozumieć. Naraz Dolores ujrzała w bratanicy kobietę ułomną, kobietę wykorzystaną przez egoistycznego mężczyznę o atrakcyjnej powierzchowności, i zalała ją potężna fala tkliwości na wspomnienie o Enrique, choć równocześnie poczuła ukłucie nieufności. Jeśli Mateo przez dwadzieścia lat zdołał ukrywać prawdę o swojej rodzinie, czyż jej nie mógł oszukać młody mężczyzna, mężczyzna z tak wielkimi potrzebami jak Enrique? Ale na razie przepełniała ją wielka czułość, bo wszystkie te trudności i poświęcenia, do jakich zdolni byli w imię miłości inni, napawały nadzieją, może to nie było wcale takie szaleństwo zakochać się w Enrique i podsycać w sobie pragnienie, aby Blanca nazywała ją mamą, jedyna dziewczynka, która mogła to zrobić. Jedyna dziewczynka na świecie. – Rozumiesz, dlaczego nie mogę do niego iść? Tak, oczywiście, rozumiała. Rozumiała. Nie mogła natomiast zrozumieć czegoś innego, a mianowicie o czym myślała i na co czekała przez ostatnie dwadzieścia lat swojego życia, jak mogła tak je zmarnować, i zgoda, nie była może najwłaściwszą osobą do udzielania rad, bo całe swoje życie przeżyła z bratem i jego rodziną, ale przypadek Natalii był bez porównania bardziej rozpaczliwy – co by się stało, gdyby się dowiedziała, że Mateo zdradza ją z inną kobietą, z inną kobietą, nie z Éricą? Natalia była przygotowana na każde pytanie i zastrzeżenie, ale nie miała ochoty odpowiadać. Teraz liczyło się tylko to, że Mateo jest chory i że nie może go zobaczyć. Możliwe, że Érica nie sprzeciwiłaby się jej wizycie, bo
tolerowały się nawzajem przez wiele, wiele lat, ale nie tego pragnęła Natalia.
XVII Kiedy Dolores oznajmiła Enrique, że nigdy za niego nie wyjdzie, drżał jej głos. Decyzję podjęła w nocy, po tym, jak z ust Natalii usłyszała wyznanie, że Mateo jest żonaty. Ojciec pokazał jej, że mężczyzna może być okrutny i brutalny, ale na przykładzie Matea i Natalii przekonała się, że oprócz tego mężczyzna potrafi być w swojej nikczemności wyrafinowany, i ona nie zamierzała cierpieć, tym bardziej teraz, na starość, kiedy przeżyła całe życie w samotności, nie, nie, mowy nie ma. Enrique nie poznawał brzmienia jej głosu, jakby ktoś wydarł z niej całą słodycz, jej bezgraniczną słodycz, i nie wiedział, co począć. – Co złego zrobiłem? Pytanie Enrique zabolało Dolores, ponieważ nie potrafiła mu odpowiedzieć, nie zrobił niczego złego, ale mógł zrobić, i ona mogła o tym nie wiedzieć. Wystarczyło samo podejrzenie, aby mieć się w stosunku do niego na baczności, w stosunku do niego i do wszystkich innych, od tej chwili będą się wyłącznie przyjaźnić. Enrique spuścił wzrok i dotknął delikatnie główki Blanki. – To nie znaczy, że nie będziemy się więcej widywać. Jej głos nadal był szorstki, ale w tych słowach Enrique dostrzegł promyk nadziei, odkąd bowiem owdowiał, wyrobił w sobie zdolność pozwalającą mu karmić nadzieję okruchami. Dolores słyszała, jak Enrique opowiadał Natalii, że zabiera Blancę do pracy, i na to nie mogła pozwolić, pod żadnym pozorem, przede wszystkim dlatego, że siedziała cały dzień w domu i mogła zająć się małą, jeśli Enrique nie ma nic przeciwko temu. Enrique pomyślał, że to wspaniale, że Dolores chce się zaopiekować Blancą, och, to wspaniale, najwspanialsza rzecz, jaką usłyszał od śmierci żony, ale nic nie powiedział. Co prawda nie tak to sobie wyobrażał, ale wszystko jedno, był pewien, że kilka dni spędzonych z Blancą wystarczy, aby Dolores uległa czarowi dziewczynki, i tak, powolutku, zakocha się również w nim. Rosa, niech spoczywa w pokoju, udziela mu łask, ale pomału, stopniowo, aby zrozumiał, że pragnienie ma swoją cenę i że jeżeli chce zdobyć Dolores, musi na to zapracować – bo kobiety się zdobywa, wiedzą o tym wszyscy mężczyźni, z kobietami zawsze tak jest. Uśmiech i spokój malujący się na twarzy Enrique zbiły Dolores z pantałyku, może nie zrozumiał, że nie chce go poślubić, może nie wypowiedziała jak należy słów, których wyuczyła się na pamięć, i zrozumiał je opacznie, więc powtórzyła wszystko od początku, powiedziała, że ona nic nie znaczy, że nie wyjdzie za mąż ani za niego, ani za nikogo innego, i jedyne, co może dla niego zrobić, to zaopiekować się jego córeczką. Tak, tak, tak, tak, pokrzykiwał radośnie Enrique,
ustami, głową i rękami, i całym ciałem, tak, tak, wiem, nie weźmiemy ślubu, ale w duchu był przekonany, że wcześniej czy później Dolores zostanie jego żoną, i może kiedyś, którejś nocy, będzie mógł jej powiedzieć, moje kochanie, moja najdroższa, to wszystko, co mówił Rosie, która była tak dobra i oblewała się rumieńcem, kiedy mąż szeptał jej te wszystkie czułości, serdeczne, przepojone miłością słowa. Następnego dnia Enrique wstał i zrobił sobie śniadanie, nie budząc Blanki. Punktualnie o dziewiątej drzwi mieszkania otworzyła Dolores, własnym kluczem, bo tak się umówili, żeby mogła wchodzić i wychodzić, kiedy zechce. Z początku chciała zabrać małą do domu, ale później stwierdziła, że lepiej jej nie budzić, tak słodko śpi, dziecinka, żeby się nie wystraszyła nowego otoczenia, jeśli zostanie z nią tutaj, nie odczuje zmiany. Potem, z czasem, kiedy się przyzwyczai i polubi Dolores, będzie ją zabierać ze sobą, a Enrique odbierać córeczkę po pracy. Gdy usłyszał szczęk otwieranych drzwi i drobne, niemal bezszelestne kroki, spojrzał w sufit, jakby patrzył w niebo, i wyszeptał, dziękuję, dziękuję, cichutko, żeby nikt go nie usłyszał, powiedział, dziękuję, moja bogini, nigdy ci tego nie zapomnę. Dolores pożegnała się z nim w drzwiach i skinęła mu ręką, do widzenia, z wielką radością i wiarą, że oto wreszcie znalazła złoty środek, wyjście z sytuacji, która od wielu dni spędzała jej sen z powiek; w końcu znalazła sposób, do widzenia, do widzenia, pomachała mu ręką i cofnęła się do środka, zamykając drzwi, i poszła do Blanki śpiącej w swoim łóżeczku. Patrzyła na nią przez dobrą chwilę, zachwycając się doskonałością jej krągłej twarzyczki. Patrzyła na nią i dotykała palcem jej noska, czoła, policzka, bardzo delikatnie, żeby jej nie obudzić. – Córeńko… Wyobraziła sobie, że mała zaczyna mówić i mówi do niej mama, i w pierwszym odruchu uśmiechnęła się, ale zaraz spłynął na nią wielki smutek. Pomyślała o swojej bratanicy Natalii, to jej powinno przydarzyć się coś takiego, to ona powinna spotkać kogoś z małym dzieckiem i stworzyć z nim rodzinę, a nie Dolores, starsza już prawie kobieta, nie, nieprawda, przesadzała, żeby się zranić, owszem, nie była już pierwszej młodości, ale wciąż jeszcze miała dość ładną figurę, a nawet mogła podobać się młodszemu mężczyźnie. Kiedy Blanca się obudziła, ubrała ją i zabrała na spacer, i pchnięta jakimś impulsem skierowała kroki na przystanek i pojechała autobusem do bratowej. Była przekonana, że ucieszy się z jej wizyty, jej i Blanki, teraz, gdy odległość sprawiła, że stosunki między nimi nie były już tak napięte. I nie myliła się, bo gdy Gloria otworzyła drzwi i zobaczyła przed sobą uśmiechniętą Dolores przytuloną do twarzyczki ślicznej Blanki, westchnęła wzruszona i spytała, czy może ją potrzymać.
– Kiedy to ja ostatni raz przytulałam taką dziecinkę… Nie spytała, czyje to dziecko ani co też jej przyszło do głowy, żeby jechać tutaj z takim maleństwem na rękach, bo była bardzo przejęta i powtarzała w kółko, jakaż ona śliczna ta Blanca, jaka ładniutka, jaka słodziutka kruszyna, a Blanca uśmiechała się tylko co chwila i radośnie wywijała rączkami, z wielkim animuszem, i kiedy tymi swoimi tycimi paluszkami spróbowała chwycić okulary Glorii, obie kobiety roześmiały się rozczulone, jak to zwykle kobiety przy takich maleństwach. Blanca wyciągnęła rączki do Dolores, domagając się powrotu w jej objęcia, i ona wzięła ją z wielką radością, i pocałowała czule w główkę, z której z dnia na dzień zniknęła pierwsza czupryna i teraz zaledwie widać było nowe, kiełkujące, aksamitne włoski. Gloria patrzyła na szwagierkę i małą z uśmiechem promieniującym z twarzy, którą, zdawało się, utraciła wiele lat temu, twarzy tryskającej zdrowiem, pozbawionej trosk. – A skąd się tutaj wziął ten śliczny aniołek? I mówiła to, patrząc na Blancę, jakby pytanie skierowane było do niej. Dolores pośpieszyła z wyjaśnieniami, że nie ma matki, a ojciec, Enrique, możliwe, że go zna, mieszka niedaleko kościoła, tam, gdzie wcześniej, dawno temu, była piekarnia; ojciec pracuje i nie może się nią zajmować w ciągu dnia, i ponieważ przyjaźnią się, są prawie sąsiadami… i zamilkła, bo lepiej, żeby się za bardzo nie rozpędzała. Dolores opowiadała wszystko bardzo składnie, jak wyuczoną lekcję, jak Natalia swoją historię, jakby Gloria nigdy nie słyszała o Enrique i o jego nieszczęściu, jakby nie wiedziała, że się przyjaźnią, jakby ta rozłąka ze szwagierką trwała już nie wiadomo jak długo. – Serdeńko, przecież wiem, kto to jest, jakżebym miała nie wiedzieć, chociaż małą widzę po raz pierwszy, ależ ona podobna do matki… To zabolało Dolores, bo zrozumiała, że przez całe życie będzie musiała wysłuchiwać takich komentarzy i gryźć się w język, bo to przecież prawda, podobna była do matki… i nie dlatego, żeby ją pamiętała, bo choć starała się, jak mogła, nijak nie potrafiła przypomnieć sobie twarzy Rosy, ale na stoliku nocnym w pokoju Enrique zobaczyła zdjęcie, niewielkie zdjęcie, które też ją zaniepokoiło. Zdaje się, że był w niej zakochany? Więc co robiło tam to zdjęcie? Tak czy inaczej, zapowiedziała mu przecież stanowczo, że nigdy nie wezmą ślubu, nie miała zatem prawa żądać, żeby je stamtąd zabrał, co też jej przychodzi do głowy, a poza tym to tylko martwa kobieta.
XVIII Kolejny piątek bez Matea, który nie opuszczał łóżka, czasem miał wysoką gorączkę, majaczył, to znowu czuł się lepiej. Natalia dzwoniła do niego co jakiś czas po południu i rozmawiali chwilkę, i on bardzo prosił, żeby się zlitowała i przyszła, bo czuje się naprawdę źle i nie wie, czy z tego wyjdzie, chciałby ją zobaczyć w razie… ale Natalia nie pozwalała mu dokończyć zdania, w żadnym razie, nie umrze, chciała w to mocno wierzyć, i niech się skupi na wyzdrowieniu, niech myśli pozytywnie, wkrótce mu się polepszy i będą mogli się zobaczyć, znowu będą się spotykać na piątkowych obiadach. Mateo nie był taki pewny, że kiedyś się z tego wygrzebie, wiedział jedynie, że doktor Ramón miał coraz bardziej posępne oblicze, to jest coraz pogodniejsze, pełne współczucia, i co jakiś czas wzruszał tylko ramionami i mówił, że nie, nie wie, co mu jest, nie wiedział, na co jeszcze mógłby go przebadać, ale musi odpoczywać, to bez dwóch zdań, bo gdy wstawał, żeby trochę pochodzić i nie czuć się tak bezużytecznym, był słaby, temu nie sposób zaprzeczyć. Natalia maskowała swój niepokój, zajmowała się codziennymi sprawami, jakby nic się nie stało, i bezustannie myślała o nim, o swojej miłości, o Mateo, ale nie wpadała w panikę, bo była przekonana, że jeśli zacznie się naprawdę przejmować, on umrze, dopóki więc nie odczuwa strachu, ochrania go; przez życie iść trzeba tak właśnie, z odrobiną wiary. Teraz, gdy Dolores poznała już prawdę, Natalia czuła się w domu nieswojo, i gdy mijały się w korytarzu, unikała jej wzroku, bo gdyby wnikliwie zajrzała ciotce w oczy, może odgadłaby, co myśli o niej i o Mateo, i nie chciała tego wiedzieć, na wszelki wypadek. Była święcie przekonana, że ją zawiodła, bo zadała jej tak dużo pytań i wszystkie miały negatywny wydźwięk, wszystkie zawierały w sobie negację, żadne nie zdradzało choć szczypty empatii, litości. Właśnie dlatego Natalia była tak dyskretna, starała się nie robić szumu wokół swojej miłości, również przez szacunek dla Ériki, a Érica, chociaż wiedziała, że może liczyć na respekt obojga i że nigdy nie spotkałaby ich razem na ulicy, ani ona, ani nikt ze znajomych, zawsze drętwiała ze strachu, że gdzieś się na nich natknie. Ale nade wszystko odczuwała lęk, kiedy wybierała się w podróż, bo uwielbiała podróżować i bardziej jeszcze uwielbiała o tym mówić, lecz Mateo nie chciał z nią jeździć, po latach zrozumiała dlaczego – nie chciał rozstawać się z Natalią ani, nie daj Boże, opuścić żadnej ze swoich piątkowych randek; wyjeżdżając, Éricę zawsze ogarniał paniczny strach przed powrotem, że a nuż w międzyczasie Mateo odejdzie na zawsze, albo że natknie się w swoim domu na Natalię. Mąż, bo wciąż miała prawo tak go nazywać, obiecał jej niezliczoną ilość
razy, że Natalia nie przestąpi progu tego domu, bo jest honorową kobietą i nie w głowie jej wywoływać skandale czy wyrządzać niepotrzebną krzywdę, ale Érica zawsze odczuwała tę samą trwogę i wracała z wojaży objuczona wątpliwościami, a to żadna przyjemność podróżować z duszą na ramieniu. Pamięta dzień, w którym dowiedziała się, że ma na imię Natalia, jak jej przyjaciółka z dzieciństwa. Na początku Mateo nazywał ją różnie: przyjaciółka, ona, i nigdy nie wymawiał imienia, dla ich dobra, dla dobra ich obu, ale powiedział kiedyś Violecie, i pewnego dnia w rozmowie niechcący im się wymsknęło: Natalia, i Érica od razu się zorientowała, o kogo chodzi. Od tamtego czasu nie zaznała spokoju i chociaż mijały lata, zawsze gdy słyszała jej imię, czuła, jakby jakąś część jej ciała ścinał mróz, dosłownie pokrywała się kolejnymi warstwami lodu, aż cała sztywniała; było to na wskroś fizyczne odczucie, nie wymyśliła sobie tego, wcale nie. Którejś nocy zapukała do pokoju Matea i spytała, czy Natalia zna jej imię, czy wie, że ma na imię Érica, i Mateo odparł, żeby nie psuła sobie krwi takimi głupstwami, że nie warto, że to nie ma znaczenia, najrozsądniej będzie, jeśli każdy zaakceptuje miejsce, które mu przypada, i poskromi zaborcze zapędy, w ten sposób wszystkim będzie się żyło spokojniej, mniej nerwowo. Ale Érica żądała odpowiedzi i Mateo przyznał, że tak, że Natalia zna jej imię, i chociaż myślała, że w efekcie tego zrównania szans poczuje się lepiej, wyciszy, bo nie była jedyną, którą mogły dręczyć takie błahostki, nic nieznaczące drobiazgi, nie tylko nie odzyskała spokoju, ale zawrzała w niej krew, bo Natalia nie miała prawa znać ani jej imienia, ani wieku, ani wiedzieć, jak wygląda, ani orientować się w jej rodzinnych sprawach, w osobistych, intymnych historiach. Mateo jej nie przerywał, jakby miał do czynienia z małą dziewczynką, że tak, że tak, i Érica wybuchnęła rozdzierającym płaczem, przybierającym na sile, i nakręcała się coraz bardziej, aż w końcu poczuła się jak idiotka i nagle przestała płakać, jakby nożem uciął. Wówczas Mateo pogładził ją po głowie i powiedział, żeby się nie wygłupiała, że nie warto się tym przejmować, że Natalia nie chce jej skrzywdzić, to jej słowa, i że nie chce nic o niej wiedzieć, i chociażby wiedziała, nigdy nie zrobiłaby z tego użytku. Dla Ériki pierwszorzędne znaczenie miało to, żeby o wiele młodsza Natalia nie wiedziała o niej pewnych rzeczy, na przykład tego, że przechodzi menopauzę; na samą myśl o tym ogarniało ją przerażenie, to, że Natalia mogła wiedzieć, wykluczało ją całkowicie z gry; nie, nie, nie mogła na to pozwolić, i ubłagała go, żeby jej o tym nie mówił, bo czuje się tak, jakby ktoś właził z butami w jej intymne życie, i jeżeli zachowa to w tajemnicy, ona też nie będzie w nic wnikać. Natalia nie pytała, co o niej wie Érica, niespecjalnie się tym interesowała. Była tylko oficjalną żoną Matea, żeby się tak wyrazić, matką jego dzieci, i tak już miało pozostać na zawsze, zgodnie z przyjętymi regułami gry. Nigdy jej nie widziała i nie znała jej głosu, ale kiedy pewnego dnia w domu zadzwonił telefon
i Érica powiedziała dzień dobry, poznała ją od razu – po prostu wiedziała, kto jest po drugiej strony słuchawki i tyle. Nie miała złudzeń, że jeśli dzwoni, to dlatego, że Mateo umarł, umarł, umarł, umarł, jej miłość, jej jedyna miłość, i zanim zdołała uwolnić krzyk rodzący się w jej krtani, krzyk bólu, Érica przeprosiła, że dzwoni i w ogóle, ale musi z nią porozmawiać. Nie wie, co dolega Mateo, rozmawiała z doktorem Ramónem i on też nie wie, ale spodziewa się najgorszego, i tym najgorszym jest śmierć oczywiście, i ona stara się być dalekowzroczna, nie chce, żeby później wszystko odbyło się na wariata, żeby zapanował chaos, nie po to całe życie trzymała się w ryzach, żeby teraz, na koniec, wszystko popsuć. Natalia nie wiedziała, o co jej chodzi, i Érica powiedziała lodowato, że w przypadku śmierci Matea, a to było najbardziej prawdopodobne, biorąc pod uwagę stan jego zdrowia i wiek, prosi ją, żeby z łaski swojej nie przychodziła ani do domu, ani do szpitala, jeśli ostatecznie zdecydowaliby się go hospitalizować, ani na pogrzeb. Jeżeli pragnie go zobaczyć, najlepiej będzie, jeśli przyjdzie do domu, ona wyjdzie wówczas na kilka godzin, aby mogli pobyć sami, lecz gdyby Mateo umarł, nie chce jej widzieć w pobliżu. Jej głos był tak ciepły i spokojny, że Natalia zwątpiła, czy aby się nie przesłyszała. – Jesteś tam? Zaniemówiła, milczała, nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Mogła zrozumieć, że Érica wciąż skrywa urazę, po tylu latach; z pewnością na początku wierzyła, że Mateo się nią znudzi albo że zakocha się w innej kobiecie i Natalia wypadnie z obiegu, co spotkało wiele jej poprzedniczek. Lecz Natalia trwała na swoim miejscu i chociaż czasem zadawała sobie pytanie, co by się stało, gdyby Mateo umarł, nigdy nie przypuszczała, że Érica może być tak oschła. Oczywiście Mateo absolutnie nie może się o niczym dowiedzieć, ostrzegła Érica, bo jest bardzo słaby i trzeba dmuchać na zimne, byle co może mieć zgubny wpływ na jego samopoczucie. – Pomyśl, czy chciałabyś go zobaczyć, zanim będzie za późno. A więc sytuacja była krytyczna. Powinna zatem ulec Érice i zaakceptować jej nowe reguły, teraz, gdy Mateo nie mógł jej ani odwiedzić, ani dzwonić tyle razy, ile by pragnął? Tak odtąd będą przedstawiać się sprawy? Późnym wieczorem, kiedy Dolores wróciła do domu, zadowolona, bo spędziła calutki dzień z Blancą – taka była grzeczna, że opieka nad nią to czysta przyjemność – Natalia opowiedziała jej o rozmowie z Éricą i spytała ciotkę, co o tym sądzi, lecz opinia ciotki Dolores nie była tym, co chciała usłyszeć Natalia: Érica była żoną, oficjalną, pierwszą i miała prawo żądać wszystkiego, czego zechce; Mateo wytyczył granice i izolował je od siebie, ale teraz nadszedł czas Ériki i słusznie, i ciotce Dolores jest bardzo przykro oczywiście, ale takie jest życie. Tak, miała do tego prawo, i jeżeli przez te wszystkie lata Natalia nic od
niego nie wyegzekwowała, przedkładając dobro jego rodziny ponad wszystko, teraz musi ponieść konsekwencje swoich wyborów i uznać jej decyzje, jak to na przykład, że nie życzą sobie jej obecności ani w szpitalu, ani w innych publicznych miejscach. Przez całą noc Natalia analizowała słowa Ériki, subtelne okrucieństwo, z jakim się z nią rozprawiła, i po raz pierwszy zdała sobie sprawę, że nigdy nie myślała, że żona Matea może być tak bezwzględna, chociaż nie wiedziała też, jaka niby powinna była być. I podjęła decyzję – odwiedzi go, a jeżeli umrze, pozostanie w cieniu. Tak czy owak, jeśli umrze jej ukochany, jeżeli zostanie sama, cóż potworniejszego może jeszcze się jej przytrafić w życiu, jakie znaczenie miało wszystko inne? Napełniało ją trwogą nie to, że nie będzie mogła pójść na pogrzeb Matea, ale że Mateo mógł umrzeć, a Mateo, teraz już to do niej dotarło, mógł umrzeć w każdej chwili.
XIX Dolores chciała zadać Enrique pytanie, ale nie mogła zdobyć się na odwagę i Enrique zachęcał ją, że jak najbardziej, żeby się nie krępowała, że oczywiście, że zrobi dla niej wszystko, co w jego mocy, ale Dolores chciała wiedzieć, czy wciąż jeszcze tęskni za Rosą; czuła się absurdalnie, i poza tym nie chciała się zdradzić, że gnębi ją to i często o tym myśli, ale w końcu się przemogła i Enrique oniemiał, przez kilka sekund nie wiedział, co powiedzieć: prawdę czy litościwe kłamstwo. – Dolores… Wypowiedział jej imię jękliwym głosem, jak dziecko przyłapane na kłamstwie. Nie, nie, niech o tym zapomni, Dolores pożałowała natychmiast, że o to zapytała, i prosiła, żeby nie odpowiadał, że zachowała się strasznie i zadała mu niemądre pytanie. – Widziałam, że masz zdjęcie i… Próbowała się usprawiedliwić i tym samym wyjawiła, że już pierwszego dnia weszła do ich małżeńskiego pokoju, żeby zobaczyć, z ciekawości, i poczuła takie przygnębienie, że odtąd jej głowę świdrowało jedno pytanie, pytanie, na które Enrique nie odważył się odpowiedzieć, bo odpowiedź była twierdząca, że tak, że nie tylko tęsknił za Rosą, ale i myślał o niej w każdej sekundzie swojego życia, i czasami z nią rozmawiał, nazywał to modlitwą, żeby nie zwariować, i niekiedy widywał ją nawet, jak przechadza się po domu, sprząta talerze ze stołu, leży w łóżku. Enrique wiedział, że jeśli wyzna to wszystko, straci Dolores na zawsze, i wykręcił się, mówiąc, że przechowuje zdjęcia Rosy, żeby Blanca, kiedy dorośnie, wiedziała, kim była jej matka. Wówczas przez twarz Dolores przebiegł skurcz i Enrique nie zrozumiał, co też mógł oznaczać, i zamilkli oboje, bo nie wiedzieli, jak z tego wybrnąć. A więc Blanca dowie się kiedyś, że jej matka zmarła podczas porodu. Co w takim razie da jej to, że przez jakiś czas będzie nazywać mamą Dolores, skoro prędzej czy później da sobie spokój, gdy odkryje prawdę? Dolores żałowała, że zajęła się Blancą, bo to taka cudowna dziecinka, tak łatwo można było się w niej zakochać, i teraz, wycofując się rakiem, wyszłaby na nieodpowiedzialne i niedojrzałe babsko. Pożegnała się z Enrique i poprosiła, żeby nie wstawał, że nie musi odprowadzać jej do drzwi, sama trafi. Do domu miała dwadzieścia minut na piechotę, lubiła ten spacer, ale tym razem jej piersi przygniatał tak wielki ciężar, że z trudem mogła oddychać; snuła się ulicami, nie patrząc, dokąd prowadzą ją nogi, prąc przed siebie na oślep, aż niespodziewanie zaskoczyła ją noc. Dolores, która nie miała na świecie nikogo,
przynajmniej w takim przekonaniu się utwierdzała, pobiegła w kierunku przystanku autobusowego i gdy zobaczyła, że nadjeżdża autobus, ten sam, którym pojechała z Blancą do Glorii, wsiadła do niego bez zastanowienia. Zająwszy miejsce i uspokoiwszy się nieco, zaczęła bić się z myślami, w jaki sposób wytłumaczy wizytę o tak późnej godzinie. Lecz Gloria otworzyła drzwi i na widok szwagierki wykrzyknęła z ulgą: – Dzięki Bogu, serdeńko, jak dobrze, że jesteś, mało brakowało, a wyskoczyłabym przez okno. Dolores odparła, że na nic by się to zdało, skoro to parter, i po kilku sekundach nerwowego napięcia obie kobiety parsknęły śmiechem, i śmiały się, i śmiały, z tego smutku, w jakim tonęły, i z tego opuszczenia i samotności, w których żyły od śmierci Ángela, jakie to smutne, jakie to smutne stracić męża i brata i zostać tak z niczym, nie wiedząc, dlaczego jednym to pisane, a innym nie, dlaczego Bóg nie zabrał ich również. Uszykowały skromną kolację i nie wypytywały się o nic, żadna nie chciała nic wiedzieć o rozpaczy drugiej, nie pragnęły niczego, oprócz bycia ze sobą, jak tyle razy przedtem; wydawało się, że w jesieni życia odczuwały większą solidarność, złagodniały, starzenie się ma też swoje pozytywne strony. Łóżko, w którym zazwyczaj spała Dolores, nie było posłane, położyły się więc razem w małżeńskim łożu, prześcieradła pachniały jeszcze trochę Ángelem, biedny Ángel, niech spoczywa w pokoju, bidulek, obie bardzo za nim tęskniły, tak wcześnie odszedł, i w życiu nie uwierzyłyby, gdyby ktoś im kiedyś powiedział, że będą spały razem w jednym łóżku. Dolores włożyła piżamę bratowej, cała w nerwach, serce waliło jej jak młotem i gwałtownie oddychała. Próbowała głęboko nabierać powietrza, z zamkniętymi oczami, aby się uspokoić, i wówczas poczuła, jak dłoń Glorii przesuwa się w poszukiwaniu jej dłoni i znalazłszy, ściska miłośnie, żeby nie czuła się tak samotna. Rano Dolores musiała wstać wcześniej, żeby zdążyć na autobus, bo czekali na nią Enrique i Blanca. W drzwiach Gloria pokiwała jej na pożegnanie ręką, powiedziała, że może przyjeżdżać, kiedy tylko będzie miała ochotę, ma klucz, nie musi jej uprzedzać, może odwiedzać ją, ile razy zechce, i będą spały razem, bo ona nie jest przyzwyczajona do spania w pojedynkę i nie lubi spać sama, nie potrafi zrozumieć, jakim sposobem Dolores wytrzymała tyle lat. W autobusie myślała o wczorajszej rozmowie z Enrique i było jej wstyd, nie wiedziała, w jakim nastroju go zastanie, czy będzie się gniewał, czy będzie jeszcze chciał, żeby opiekowała się Blancą, czy będzie ją jeszcze kochał. Ale miłość Enrique była niezłomna, czekał na nią w fotelu, w dużym pokoju, nieruchomy, z torbą pełną fotografii Rosy, żeby jej powiedzieć, zobacz, zobacz, są twoje, możesz zrobić z nimi, co chcesz. – A na co mi one, ja…
Ale Enrique nalegał, podtykając jej torbę, żeby je wyrzuciła, jeśli chce, a jeśli sądzi, że lepiej je przechować dla Blanki, na potem, jak dorośnie, to proszę bardzo, wybór należy do niej, i mówił to z wielkim przekonaniem, bo jedno zdjęcie sobie schował, najpiękniejsze, wcisnął je pod materac. Będzie dla Blanki, kiedy on umrze; pozostałe oddawał Dolores, na znak szacunku, był to akt poświęcenia i co rusz błagał swoją małą boginię w niebie o przebaczenie, ona go na pewno zrozumie. Dolores wzięła torbę i powiedziała, że zachowała się jak idiotka i że nie miała żadnego prawa o nic go prosić, bo przecież i tak nie wezmą ślubu, i wyrzucenie tych zdjęć byłoby zwykłym okrucieństwem, a ona nie chce być okrutna, chce postępować przyzwoicie, uszanować śmierć Rosy i samotność Enrique i Blanki. – Jeśli nie masz nic przeciwko temu, weź je i schowaj, proszę tylko, żebyś… może, przez kilka tygodni, żebyś je trzymał w takim miejscu, bym nie musiała ich widzieć… I zobowiązała się, że nie będzie już myszkować po pokojach. Obiecała, że nie będzie więcej sprawiać mu kłopotu, w końcu jest tylko opiekunką Blanki, a opiekunka nie może niczego wymagać, nie może być źródłem ciągłych problemów. Enrique odgarnął włosy z jej twarzy i zapewnił, że dla niego nie jest zwykłą opiekunką i że jeśli uważa się za zwykłą opiekunkę, to wyłącznie dlatego, że taka jest jej wola; jeżeli zechce, może być panią tego domu, nawet w snach nie odważyłby się wyobrazić sobie lepszej gospodyni.
XX Natalia weszła po schodach cała rozdygotana, bo zaraz miała zobaczyć dom Matea, dom Matea i jego rodziny, która nie była jej rodziną, bo jej rodzina składała się z jednej tylko osoby. W powietrzu unosił się przyjemny zapach. Poprzedniego wieczora zadzwoniła do Ériki, aby ją poinformować, że tak, jednak przyjdzie, zgadza się na jej warunki. Érica była jej wdzięczna, usatysfakcjonowana, że wreszcie, po raz pierwszy od tylu lat, postawiła na swoim. Teraz, gdy Mateo nie mógł podejmować decyzji dotyczących ich życia, wyższość Ériki była bezsporna. Natalia, wchodząc po schodach, czuła ten sam strach, który paraliżował Éricę wracającą z podróży; a jeśli ją tam zastanie? Ale nie, zobowiązała się przecież, obiecała, że wyjdzie, a była kobietą, która potrafi dotrzymać słowa, Mateo zawsze to powtarzał. Przywitała ją Violeta, która zapomniała o rywalizacji, zastępując ją ogromną obawą. W środku ujrzała zdjęcia wszystkich członków rodziny, a zwłaszcza całe mnóstwo fotografii przedstawiających małżeństwo, to pewnie Érica tak to urządziła, w ten sposób chciała zaprezentować się swojemu wrogowi. – Śpi. Chcesz kawy? I Natalia przytaknęła, bez zastanowienia, choć wcale nie miała ochoty na kawę, która teraz stygła w filiżance, i nie mogła przestać myśleć o tym, że być może ostatnią osobą, która z niej piła, była Érica, i zdawała sobie sprawę z absurdalności tych rozważań, w końcu to był jej dom i każdy centymetr tego miejsca należał do niej. Na szczęście Mateo obudził się niebawem i kiedy przestąpiła próg pokoju i zobaczyła go w pościeli, takiego zmalałego, wycieńczonego, bladziutkiego, zakryła dłonią usta. Mateo nic nie wiedział o tych odwiedzinach i nakrył się zmiętą kołdrą, bo było mu wstyd, że Natalia ujrzała go w takim położeniu, w takim stanie; na początku bardzo pragnął, żeby do niego przyszła, ale teraz gorzko żałował, Natalia znała go bowiem wyłącznie z jego najlepszej strony i za nic w świecie nie chciał, żeby go oglądała w takich żałosnych okolicznościach. Podeszła do niego ciężkim krokiem i przysiadła na skraju łóżka, próbując ściągnąć mu z głowy kołdrę, jak to się robi z dziećmi, kiedy za wszelką cenę chcą dospać jeszcze kapkę, choćby minutkę… No, już, głuptasie, pokaż się, i pomyślała, że przed Éricą na pewno się nie ukrywa, bo ich zażyłość jest innego rodzaju, i nie przejmuje się swoją kiepską formą, i chociaż to uczucie wstydu powinna uznać za komplement, poczuła się przez Matea zlekceważona. – No, już, wyłaź… Ale Mateo kręcił tylko głową pod kołdrą i mówił, że nie i że ktoś powinien
był go uprzedzić o jej wizycie, obmyłby się chociaż trochę, teraz miał nieświeży oddech i zmierzwione włosy, od tylu już dni nie wstawał z łóżka, może nawet zapomniał, jak się chodzi. Natalia zdołała go w końcu przekonać, żeby wyjrzał spod prześcieradła, i pocałowała go w czoło, czoło cuchnące chorobą, czoło w niczym nieprzypominające znanego jej czoła Matea, ale cóż, tyle z niego zostało i nie wiedziała, czy kiedykolwiek będzie mogła jeszcze zobaczyć go w innym, lepszym wydaniu. Poprosił, żeby zaciągnęła zasłony i zostawiła tylko wąską szczelinę dla światła, żeby było nieco przytulniej, i kiedy spowił ich półmrok, Natalia i Mateo wzięli się za ręce i obdarzali się w milczeniu czułymi dotykami. – Natalia, gdybym umarł, mam dla ciebie trochę pieniędzy… mówiłem już o tym Violecie, ale chcę, żebyś ty też wiedziała, bo… gdyby coś się stało, żebyś się o nie upomniała… – Nie mów tak. Ale Mateo nie miał innego wyjścia, bo z zachowania kręcących się wokół niego ludzi i ich poszeptywanek z doktorem Ramónem wyciągał wniosek, że jest bliżej śmierci niż wyzdrowienia. Nie było dnia, żeby nie czuł się źle, i takie życie też go nie urządzało, bo to nie było żadne życie, wolał myśleć o śmierci jak o wybawieniu, bo w przeciwnym razie cóż mu zostało, powolne umieranie, czekanie, aż ktoś obmyje mu twarz i dłonie, bo był przewrażliwiony na punkcie dłoni, albo że go nakarmi jak małe dziecko, kiedy całkiem opuszczą go siły. Gdy był w dobrym humorze, dowcipkował, ale ostatnio nie potrafił się już nawet wygłupiać, był poważny, i była to dziwna powaga, jakże u niego niezwykła. W przeszłość odeszły książki i niekończące się rozmowy u Natalii, kiedy skupiał na sobie całą uwagę Dolores i Glorii. Było mu bardzo ciężko umierać ze świadomością, że nie zdążył pojednać się z mamą i ciotką, napełniało go to prawdziwym smutkiem, i że nie zamieszkał z Natalią. – Jak cudownie byłoby żyć z tobą pod jednym dachem… – Jak to, gdzie? Tutaj, wszyscy razem? Mateo, proszę cię… Męczył się. Tak, tak, wie przecież, że to niełatwe, ale dom jest duży, piętrowy i może mogli to byli urządzić tak, żeby nie musiały się widywać z Éricą, chociaż wiedział doskonale, że żona nie zgodziłaby się za żadne skarby świata. Cóż… to tylko kaprys, myśl, która przemknęła mu przez głowę, jakby chciał jej udowodnić, że był o krok od dokonania przełomu w swoim życiu, żeby je zmienić na lepsze, mógł mieszkać bliżej Natalii i jeść z nią obiad w każdy piątek i zawsze kiedy tylko by zechciał – to były jedynie mrzonki umierającego. Mateo nie odważył się pocałować Natalii, bał się, że mogłaby się odsunąć z obrzydzeniem, ale marzył o tym. Bardzo smutny to był widok, widzieć go takim, w takich okolicznościach, i na domiar złego w tym domu. Natalia czuła się bezbronna i zalękniona, jakby każdy jej krok mógł pociągnąć za sobą fatalne
skutki, jakby jej przyszło z największą ostrożnością kroczyć skrajem przepaści. Położyła się przy nim i leżeli tak, objęci, na wpół drzemiący, kiedy Érica bez pukania otworzyła drzwi. Obiecała, że wróci po zmierzchu, ta słowna kobieta, ale chorobliwa ciekawość sprawiła, że dopuściła się niegodziwości. Musiała zobaczyć Natalię, wiedzieć, jak wygląda, co robią. Byli tak wyciszeni, że w pierwszej chwili nie wiedzieli, gdzie się znajdują i kto wszedł. Natalia myślała, że to Violeta, lecz gdy podniosła wzrok, nie, to nie była córka, tylko matka, i zdenerwowała się, poprawiając sobie włosy i ubranie, gdy się już poderwała na równe nogi, i zaczęła przepraszać. Nie wiedziała, za co przeprasza, bo w końcu nie uczyniła nic złego, położyła się tylko na chwilę obok Matea i trzymali się za ręce, patrzyli sobie w oczy w milczeniu, bez słowa, i zasnęli. – Nie masz za grosz wstydu. Nie wiedzieli, do kogo skierowała te słowa, do Matea czy do Natalii, ale oboje poczuli się okropnie, ponieważ nikt nigdy nie widział ich w takiej sytuacji, zawsze starali się być dyskretni, respektować innych, wyrzekli się fizycznego kontaktu w miejscach publicznych, obsypywania się czułościami, których nie szczędzili sobie na osobności. Érica wyszła z domu i przez wiele godzin krążyła po ulicach, mając przed oczami dopiero co ujrzaną scenę i zadając sobie wciąż to samo pytanie, dlaczego podarowała im tę chwilę, dlaczego ułatwiła bieg spraw, i wiedziała, że gdyby tego nie zrobiła, Mateo umarłby, a ona czułaby się winna do końca życia, choć i tak nie kochali się już, nauczyli się żyć jak rodzeństwo, i ta zazdrość nie była niczym innym jak przejawem miłości własnej i urazy, i nade wszystko… gdyby przynajmniej Natalia nie była od niej młodsza, może łatwiej byłoby znieść całą tę historię, a tak… W ciągu ostatnich dwudziestu lat Érica bardzo o siebie dbała, dbała o siebie, żeby wyglądać młodo, żeby nie widać było po niej upływu lat, i stosowała wiele domowych kuracji, i zawsze była elegancko ubrana, na co Natalia nie mogła sobie pozwolić, ale to nie miało znaczenia, bo Natalia była bardzo młoda, zbyt młoda, i z młodością nikt nie wygra – choćbyś się ubrała w najlepsze ciuchy. Spała ze stopami skierowanymi do wewnątrz, bo gdy się śpi w ten sposób, nie poszerzają się biodra, tak przynajmniej ktoś jej powiedział, i co rano przykładała na oczy kompresy z rumianku, dwadzieścia minut przed pobudką, żeby zapobiec wiotczeniu powiek i uniknąć podkówek pod oczami, nie potrafiła ścierpieć widoku swoich przyjaciółek, które z czasem się zaniedbały, nie czesały się prawie, bo po co, dla kogo, tymczasem Érica ścięła włosy, bo dojrzała kobieta z długimi włosami jest śmieszna, tak więc ścięła je, i co dwa tygodnie przychodził do niej ktoś, żeby doprowadzić je do porządku, ufarbować, i dzięki tym zabiegom Érica nie wyglądała na swoje lata, i podobała się jeszcze mężczyznom, i wszystkie przyjaciółki przekonywały ją, że powinna poszukać sobie takiego, który by ją
pokochał, nie, lepiej, żeby jej pożądał, i Érica mówiła, że tak, ale później nie miała śmiałości, nie była do tego stworzona jak Mateo, żeby prowadzić dwa równoległe życia. Érica miała jedno, jedno i wyjątkowo smutne, i teraz zostanie sama, i co ona zrobi z czasem, gdy już nie będzie musiała rywalizować z Natalią, zostanie wdową, a Natalia starą panną, i ten uścisk, który przed chwilą ujrzała, ten uścisk, który będzie ją prześladował aż do ostatniego tchnienia, i ta sekunda, która zapadła jej głęboko w pamięć, sprawiły, że nagle się postarzała i teraz zwaliły się na nią te wszystkie lata, które odejmowała sobie wytrwale i z takim samozaparciem.
XXI Fotografia, którą Enrique skrzętnie ukrywał pod materacem, była już trochę sfatygowana i wyświechtana od ciągłego obcałowywania, odkąd umarła Rosa. Przed zaśnięciem dumał przez chwilę o Dolores, ale zaraz jego myśli uciekały do zdjęcia, na którym leżał, i kosztowało go wiele wysiłku, żeby nie sięgnąć po nie. I tak już zostanie, zdjęcie będzie tam, ukryte, obiecywał sobie, że nie poświęci mu już ani jednego spojrzenia, przekonywał się, że nigdy nie będzie miał takiej potrzeby, a jeśliby kiedyś nie mógł się powstrzymać i wyciągnął je, całe w strzępach i zakurzone, i tak będzie na nim widoczna cudowna twarz Rosy, której uroda była inna, spokojna, by tak powiedzieć, nie przyciągała specjalnie uwagi, ale od której, dobrze się jej przyjrzawszy, nie można było oderwać oczu, i o tym wiedziała Dolores, kobieta naprawdę piękna, lecz pozbawiona tej magii, jej uroda była bardziej pospolita, i ta ciemna karnacja, jakby słońce spaliło jej skórę na zawsze, Rosa natomiast, no i Blanca, miały skórę nieskazitelną, doskonałą, choć przygnieciona materacem skóra Rosy pokrywała się coraz to nowymi pęknięciami. Któregoś dnia Blanca raczkowała po podłodze, uciekając przed Dolores, a ta jej szukała i udawała, że nie wie, gdzie jest, gdzież ona jest, ta mała Blanca, pewnie otworzyła drzwi i frrrr, poleciała na zakupy, jak mogłam jej nie zauważyć… a mała chichotała pod łóżkiem ojca, i wtem jej uwagę przyciągnęło zdjęcie, i złapała za nie, bo miała już zręczne i silne rączki, chwyciła je paluszkami, szarpnęła i oderwała kawałek, jedna część została pod materacem, druga zaś w słodkiej, drobniutkiej, ślicznej rączce Blanki. Dolores zaszła ją od tyłu, robiąc przy tym specjalnie dużo hałasu, żeby się nie przestraszyła, ach, tutaj jesteś, jak ty się już potrafisz chować, nic dziwnego, przecież całkiem duża z ciebie kobietka… i wzięła ją na ręce, a Blanca wciąż trzymała w zaciśniętej piąstce połówkę twarzy swojej matki, i Dolores mówiła, idąc w stronę kuchni, co ty tutaj masz, mój ty blondasku, bo włosy jej pojaśniały, i Blanca wyciągnęła rączkę i pokazała jej, co ma. Dolores wzięła ten kawałek fotografii z paluszków swojej podopiecznej i obrzuciła go badawczym spojrzeniem, wiedziała, że w torbie, którą ofiarował jej Enrique, nie było go na pewno, bo przecież obejrzała starannie zawartość, zdjęcie po zdjęciu, nie raz, nie dwa, i spytała ją, skąd to ma, a Blanca odwróciła głowę w stronę sypialni rodziców, i Dolores chciała powiedzieć, że to jej matka, ma-ma, ma-ma – ale zabrakło jej odwagi. Kiedy Enrique wrócił z pracy, Blanca spała w swoim łóżeczku, a Dolores zbierała zabawki rozsiane po podłodze, i Enrique przywitał się radośnie, dobry wieczór, na co Dolores przyłożyła palec do ust, cii, że Blanca właśnie zasnęła,
i Enrique ucieszył się, bo zawsze gdy wracał, Blanca dokazywała jeszcze w najlepsze i nigdy nie było okazji, żeby pożegnać się z Dolores tak, jak tego pragnął, albo trzymała małą na rękach, albo Blanca zaczynała płakać, bo nie chciała się z nią rozstać, zawsze coś, i nigdy odrobiny intymności. Przykucnął, żeby pomóc jej zbierać zabawki, a Dolores, unikając jego wzroku, powiedziała, że może teraz, kiedy Blanca zaczyna uczyć się pierwszych słów, nadszedł czas, żeby pokazać jej mamine zdjęcia, żeby oswajała się z jej twarzą i rozpoznawała ją, i po raz pierwszy powiedziała to bez bólu, ze szczerego serca, bo zrobiło się jej żal na widok tej dziecinki ze strzępem fotografii w rączce, i wiedziała, że prędzej czy później Blanca zacznie wypytywać, zwłaszcza że nie są przecież małżeństwem, i ona była przekonana, że tak to właśnie będzie. – Czemu o tym mówisz? Nie chciała się przyznać, że znalazła zdjęcie, bo nie miała ochoty zaczynać wszystkiego od początku, po prostu uświadomiła sobie, że to niesprawiedliwe ukrywać przed Blancą, że miała matkę, a nie opiekunkę, i im szybciej to się stanie, tym lepiej, w ten sposób zaoszczędziliby też sobie gadania sąsiadek, ale gadanie sąsiadek Enrique miał w nosie; przez te kilka miesięcy uwierzył, że Dolores była coraz bliżej podjęcia decyzji o wyjściu za niego za mąż, zwłaszcza gdy Blanca uderza w płacz, kiedy Dolores zbiera się do wyjścia po powrocie do domu ojca, czasami mówiła, no dobrze, już dobrze, zostanę, ale tylko na chwilę, i któregoś dnia została nawet na kolacji, i poszła dopiero wtedy, gdy Blanca zasnęła, by się nie zorientowała, że wychodzi. I tak, stopniowo zaczął wierzyć, że ostatecznie zostaną mężem i żoną, że nie będzie to łatwe, ale że będą mężem i żoną, i teraz znowu mówi o Rosie, krok w tył, i Enrique był bezsilny, nie wiedział już, co robić. Dolores uzmysłowiła sobie, że problem nie leżał po ich stronie, problem nie polegał na tym, czy powinni powiedzieć małej, kim była jej matka, problemem było otoczenie, bo gdy Blanca pójdzie do szkoły, dzieci zatroszczą się, żeby ją uświadomić, tam wszyscy będą wiedzieć, sąsiadki, dzieciaki na ulicy naopowiadają jej niestworzonych rzeczy, i Blanca będzie mieć do nich słuszny żal, że nie powiedzieli jej prawdy, i kiedy będzie potrzebowała prawdziwej matki, osoby, którą mogłaby zapytać o sprawy, o które trudno zapytać ojca, ona, Dolores, może nie będzie już żyć, bo to wiadomo? Odkąd zabrakło Ángela i bratowa podupadła na duchu, śmierć stała się jej obsesją; często przed południem jechała z Blancą do Glorii i nie miała odwagi wyznać, że Enrique poprosił ją o rękę, Gloria coś podejrzewała, ale słowem się nie zająknęła, żeby nie była głupia, żeby wyszła za mąż i wykorzystała jak najlepiej ostatnie lata życia, żeby nie musiała umierać w samotności, jak ona. Przed dwoma tygodniami Gloria upadła, gdy próbowała umocować pędy bugenwilli do ściany, zaczynając od tych najdłuższych, które można już było formować, aby mogła się krzewić po całej elewacji, tak pięknie wygląda,
zwłaszcza na białej ścianie, biel wydobywa intensywność barwy kwiatów… i gdy stała na drabinie, straciła równowagę, a przecież drabina nie była znowu taka wysoka. Zanim zdołała wstać i zadzwonić po pomoc, długo leżała na ziemi, nie mogła się ruszyć, bardzo bolała ją kostka, którą chyba skręciła przy upadku. Tkwiąc tam bez ruchu, nie mogąc wezwać pomocy, Gloria zobaczyła jaśniej niż kiedykolwiek, że wyprowadzka z domu była szczytem głupoty, bo teraz od dawna już nie widuje córek i odwiedza ją tylko Dolores, kto by pomyślał, tak długo nie umiały znaleźć wspólnego języka, a teraz jest jedyną osobą, która o niej pamięta i dotrzymuje jej towarzystwa. Rozmyślała tak, skulona na ziemi, i płakała, bo czuła się opuszczona i bezradna. Powoli oswajała się z bólem kostki, aż w końcu zdołała się podnieść, choć wpierw musiała przeczołgać się do ściany, żeby móc się o nią wesprzeć. Zadzwoniła do Ángeli, żeby przyjechała i zawiozła ją do lekarza, bo upadła i chyba coś sobie złamała, nie jest już tak sprawna jak kiedyś i coraz bardziej krucha, ale Ángela nie mogła przyjechać, bo musiała odebrać chłopców ze szkoły, bo niby już sami wracali do domu, ale ona śledziła ich z oddali, klucząc sąsiednimi ulicami, docierała na miejsce pierwsza i witała ich w progu z uśmiechem i dumą, że takich ma dorosłych, samodzielnych synów. Nie pozostawało jej nic innego, jak zadzwonić do domu, do domu, w którym mieszkała przez całe życie, do domu pogrążonego w półmroku, i modlić się, aby odebrała Dolores, ale nie wróciła jeszcze od Enrique, i w słuchawce usłyszała głos Natalii. Rozmawiały po raz pierwszy od ostatniej awantury. – Nie, nic, chciałam zamienić dwa słowa z ciotką Dolores… Ale Natalia nie dała się spławić, bo w gruncie rzeczy tęskniła za matką, chociaż nigdy by się do tego nie przyznała, nigdy by jej tego nie powiedziała – każdy jest, jaki jest. Gdy usłyszała, że mama spadła z drabiny, pośpieszyła jej na ratunek. Przedtem jednak zadzwoniła do doktora Ramóna i zapytała, czy mógłby pojechać razem z nią, obejrzeć mamę na miejscu, żeby nie ciągać jej po lekarzach.
XXII Rankiem Violeta obudziła się i poszła do pokoju ojca, ale Mateo nie był już jej ojcem, tylko martwym człowiekiem, człowiekiem, który odszedł w nocy, jakby zasnął, co mogło znaczyć, pocieszała się, że może nie wiedział, że umiera, chociaż wegetację w łóżku uważał za gorszą od śmierci, bo co to za życie, a on zawsze był człowiekiem pełnym życia. Zanim powiadomiła matkę, Violeta chciała pobyć z ojcem sama; i mówiąc do niego, dziękując mu za to, że był jej ojcem, dotykała czule jego twarzy, czoła, wodziła palcem po zmarszczkach w kącikach jego ust i mówiła, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni, wszyscy to mówili i to prawda; scena przypominała do złudzenia pożegnania innych córek ze swoimi zmarłymi ojcami, ale Violeta czuła ból niewymowny, jedyny w swoim rodzaju, jakby był na tym świecie całkowicie nowym doznaniem, przeżywanym po raz pierwszy dopiero przez nią. Dom tonął w ciszy, Érica leżała w swoim pokoju z kompresami z rumianku na powiekach, i było tylko ich dwoje, tylko oni sami, ojciec i córka, bliscy sobie bliskością, którą ofiarowuje śmierć. Patrzyła wstecz na swoje życie i myślała o matce, która lubiła powtarzać, że Violeta jest źle wychowanym, rozpieszczonym bachorem i że gdyby to od niej zależało, nie miałaby nawet połowy rzeczy, które miała, ale ojciec ją rozpuścił i to stało się przyczyną ich późniejszych kłopotów, choć tak naprawdę Érica poczuła się zepchnięta na dalszy plan, zanim jeszcze w życiu Matea pojawiła się Natalia, bo wraz z przyjściem na świat Violety, i kiedy zdała sobie z tego sprawę, między ojcem i córką nie było już dla niej skrawka wolnego miejsca; urodziła wówczas drugie dziecko, syna, i cieszyła się, że to chłopiec, bo myślała, że będzie należał wyłącznie do niej, lecz syn okazał się inny, niż się spodziewała, dzieci nigdy nie są takie, jakich się spodziewamy, teraz Érica już to wie, a kiedy poznał swoją przyszłą żonę, Mateo syn zapomniał, że ma rodzinę. Nie on pierwszy i nie ostatni. Wiedziała, że Natalia była z wizytą u jej wnuków, u jej wnuków! W wielkich bólach wydała na świat tych dwoje niewdzięczników; dlatego też, gdy wstała z łóżka i weszła do pokoju męża, przy którym czuwała Violeta, poczuła coś w rodzaju wyzwolenia – był martwy i teraz nie będzie już musiała o nic walczyć, ponieważ wszystko należało do niej. Nikczemne to były myśli, ale już dawno przestała udawać przed otoczeniem kobietę doskonałą. Zresztą któż to niby jest kobieta doskonała? Doskonała kobieta nie zniosłaby przez tyle lat swojego męża, a może doskonała kobieta to taka, która tylko potakuje, jak to robiła ona; zależy, zależało bardzo od punktu widzenia, i gdy zrozumiała, że Mateo umarł, bo śmierć trzeba zrozumieć, dokonała ekspresowego remanentu swojego życia, jak Violeta,
żeby wiedzieć, czy byli szczęśliwi, czy nie, i nie, nie byli. Być może teraz otwierały się przed nią drzwi do nowego szczęścia, przynajmniej będzie mogła przeżyć swoją starość jako spokojna wdowa, i nie będzie już jej terroryzować ta paranoiczna potrzeba wyglądania na dwadzieścia lat młodszą, bo to przestanie być ważne. Zaniedba się, będzie jak jej przyjaciółki, zwyczajna, i może ta nowa sytuacja, wyrwa w rodzinie, utrata mężczyzny, zbliży ją do dzieci – któż to może wiedzieć. Na razie nie przerywała Violecie i poszła prosto do telefonu, żeby zadzwonić do doktora Ramóna i przekazać mu wiadomość o śmierci Matea. Lekarz zaniemówił, poruszony do głębi. Bardzo możliwe, że dla niej Mateo umarł już dawno, bo nie zostało w nim nic z człowieka, w którym kiedyś się zakochała; dla innych ta śmierć była niesprawiedliwa, absurdalna, nie mogli nawet odkryć przyczyny tamtego zasłabnięcia. Wróciwszy do pokoju, położyła dłoń na plecach córki i powiedziała, że bardzo jej przykro, bo to prawda, było jej bardzo przykro, że straciła ojca, swój ideał, bo ona wiedziała lepiej niż ktokolwiek, co znaczył dla Violety Mateo, pewnie to, co na początku dla niej, kiedy się poznali. – Trzeba zadzwonić do Natalii… Érica wzmogła czujność, uświadomiwszy sobie, że walka wcale się nie skończyła i choćby stanęła na głowie, nie będzie jedyną zwyciężczynią. Poprosiła o odrobinę szacunku, ciało ojca jeszcze dobrze nie ostygło, a ona już myśli o kochance, a co z nią? Czyż nie zasłużyła sobie na odrobinę spokojnej żałoby? Ale Violeta wiedziała, że ból matki nie jest spowodowany śmiercią męża, tylko głębokim resentymentem. – Obiecałam. Nie chciała wiedzieć, czy obiecała ojcu, czy Natalii, z obydwojgiem bowiem łączyła Violetę poufałość, której między nimi dwiema nie było od lat, od kiedy córka zmieniła się w nieodpowiedzialną i butną nastolatkę. Wówczas Érica usunęła się z jej życia i pozostawiła Mateowi wychowanie smarkuli, bo była niemożliwa, i to wtedy właśnie stała się rozpieszczoną córeczką tatusia, ale to było już tak dawno temu i teraz nie chciała o tym pamiętać – matki muszą opanować do perfekcji sztukę zapominania niewdzięczności swoich dzieci. Violeta podeszła do telefonu, lecz zanim zdołała podnieść słuchawkę, Érica szarpnęła z całej siły za sznur i wyrwała go z gniazdka. Nie, jeszcze nie, nie pozwoli na to. Czekały na doktora Ramóna osobno: Érica w salonie, paląc otwarcie papierosa za papierosem, nie jak dotąd, chyłkiem, kryjąc się przed wszystkimi; Violeta siedziała przy zmarłym, trzymając go za rękę i mówiąc do niego półgłosem. Ból, który przewiercał ją na wylot, był nie do zniesienia, szczęściem folgował chwilami, bo od tego ucisku w gardle i pękającej głowy niemal odchodziła od zmysłów. W końcu zjawił się doktor Ramón, oczy miał
podpuchnięte i zaczerwienione, malował się w nich ogromny smutek, smutek nagromadzony w ciągu ostatnich dni zamartwianiem się o stan zdrowia swojego przyjaciela, bo Mateo nie był zwykłym pacjentem, był przyjacielem. Zostawili go sam na sam ze zmarłym i kiedy od niego wyszedł, powiedział coś, co Érica miała zapamiętać do końca życia – on zgasł. – Nie potrafię tego wyjaśnić z medycznego punktu widzenia, zgasł. Było im wstyd, bo obie czuły się odpowiedzialne i obie pomyślały o Natalii, która zawłaszczyła sobie najpełniejszą, najradośniejszą, najmniej prozaiczną część Matea. Ramón zapytał, czy Natalia już wie, a Violeta odparła, że nie, miały problem z telefonem. Niech się tym nie martwią, on weźmie to na siebie, musi zbadać jej matkę, bo spadła z drabiny, Natalia się nią opiekuje, sam jej o tym powie, osobiście, tak, jak się powinno przekazywać nowiny o nieszczęściach.
XXIII O dziesiątej rano doktor Ramón informował Natalię, że Mateo umarł, zgasł, a ona zakryła usta dłonią, żeby nie krzyczeć, choć i tak z gardła wydostał się słaby jęk, zupełnie bezwiednie. Przygotowywała się na tę chwilę, odkąd ujrzała go po raz ostatni, ale pustka, jaką poczuła, gdy usłyszała słowa doktora, była całkiem nowa, niemożliwa do przewidzenia i oswojenia. Mama leżała w łóżku od dnia, w którym spadła z drabiny, była trochę przygnębiona, jak stwierdził doktor Ramón, i nikt nie wiedział, w jaki sposób skłonić ją do mówienia, bo nagle zamilkła, jakby była niema, odizolowana od świata. Natalia uznała, że lepiej jej o tym nie mówić, na razie, by jej nie mówić, że Mateo umarł, tak na wszelki wypadek, bo mogłoby się jej od tego pogorszyć, choć w gruncie rzeczy oboje wiedzieli, że wolała nie rozmawiać z mamą o Mateo, nawet o jego śmierci, i doktor Ramón spytał, czy pójdzie go zobaczyć, na co Natalia odrzekła, że nie, lepiej, jeśli będzie przy nim rodzina. Wówczas wyjął z marynarki kopertę, był to list od Matea, który miała przeczytać po jego śmierci, i Natalia wzięła go i schowała do kieszeni, i ta kieszeń parzyła ją, parzyła ją w palce, i myślała, że kiedy ten list był pisany, jej ukochany jeszcze żył, był żywym człowiekiem, a teraz została sama, bez niego, i tak bardzo chciałaby go zobaczyć raz jeszcze, ale na razie lepiej wziąć się w garść, nie rozprzęgać się, bo śmierć już sama w sobie jest rozprzężeniem. Violeta ubrała ojca, umyła mu twarz, uczesała – pielęgnowała go jak żywego, ale był martwy. Érica mówiła, że to budzi w niej odrazę i że lepiej było zatrudnić kogoś, kto by je w tym wyręczył, kogoś, kto nie znał Matea, ale córka się uparła. Po co im tutaj obcy człowiek, skoro ona chce to zrobić? Wówczas zjawił się brat, sam, bez żony, i matka i córka nie kryły wdzięczności. – Synku! Érica ucieszyła się na tę wizytę, bo pragnęła znaleźć w nim oparcie. On zaś podszedł do ojca, dotknął delikatnie jego włosów z obu stron głowy, rzadkich i cienkich, i powiedział, że nie może w to uwierzyć. – A co z Natalią? Przedtem nikt nie wymawiał imienia Natalii, bo za życia Matea istniała, ale na wszelki wypadek eliminowało się ją z wszelkich rozmów, teraz, kiedy nie było już takiej potrzeby, kiedy ojciec już nie żył, jej imię krążyło we wszystkich kierunkach z zadziwiającą normalnością, z normalnością, która doprowadzała do szału Éricę, bardziej przejmującą się tymi głupstwami niż śmiercią męża – choć prawie i tak nim nie był, mężem. Natalia wiedziała już, że nie pójdzie ani do domu, ani na pogrzeb, ani na
mszę, ani nigdzie, i było jej wszystko jedno, bo bez Matea niewiele rzeczy miało dla niej sens, a już na pewno nie rytuały normalnych ludzi, jeśli w ogóle można ich tak nazwać. Postanowiła zaopiekować się mamą, która nie chciała wstać z łóżka, nie próbowała nawet, po co, mówiła, i Natalia nie wiedziała, jak ją zmotywować, żeby opuściła nogi na podłogę i zaczęła chodzić, bo nie potrafiła znaleźć motywacji nawet dla siebie, nie umiała jej znaleźć. Doktor Ramón zalecił mamie odpoczynek, tylko tyle, i krótki spacer od czasu do czasu, żeby rozruszać kostkę, która była jedynie nadwyrężona; i poszedł, zostawił je same, i kiedy zostały same, nie wiedziały, co robić, o czym rozmawiać. Natalia nie chciała wymieniać imienia Matea, bo umarł, a śmierć potrzebuje ciszy, i chociaż prędzej czy później Gloria i tak się dowie, przynajmniej nie będzie musiała powtarzać banałów na jego temat, wygłaszanych przez wszystkich dookoła, wkładających wartkie potoki słów w usta zmarłego, który już nie oddycha, zasypywać go słowami niczym ziemią w grobie. Tymczasem brała stopę mamy i głaskała ją, myśląc o czym innym, myśląc o ciele Matea, o jego sercu, które przestało bić, i o tym, że jego pierś nie uniesie się nigdy więcej, nie wykona tej cudownej fali dostarczającej płucom tlenu, i też o tym, że na zawsze zapamięta ten jego zapach, zapach choroby, brudne, przetłuszczone włosy, ciężkie, nieruchome ciało. Myślała, że choć i tak nikt w to nie uwierzy, poznała prawdziwą miłość, miłość w najczystszej postaci i że unikając rutyny małżeństwa, ocalili siebie na wieki, Matea i Natalię, ale to było coś, czego nikt nie był w stanie zrozumieć i co Mateo zabrał ze sobą na tamten świat. W kieszeni miała list, parzył ją w palce, ale nie przestawała głaskać kostki mamy, co jakiś czas spoglądała na nią, Gloria zaś wpatrywała się uporczywie w sufit i z rzadka, ruchem głowy, mówiła nie, jakby z kimś rozmawiała; nie, nie, mówiła niemo, skręcając nieznacznie szyję w jedną i w drugą stronę, i zamykała oczy jak ktoś, kto jest przekonany, że inni nie mają racji. – Córciu, ja umieram. Natalia przestała głaskać kostkę i na sekundę wróciła do rzeczywistości, bo mama powiedziała, że umiera, i może upłynie jeszcze pięć lat, zanim to nastąpi, ale ona umiera już teraz. Natalia śmiała się i mówiła, że to chyba zbyt czarne prognozy jak na zwykłe skręcenie kostki, ale doskonale wiedziała, co matka ma na myśli, bo przecież ona sama poczuła, że zaczyna umierać, w chwili gdy usłyszała od doktora Ramóna, że w nocy zgasł Mateo.
XXIV Kiedy bratanica powiedziała jej, że zostanie na noc w domu z ogrodem, bo mama skręciła kostkę, uśmiechnęła się. Najwyższy czas, żeby się w końcu pojednały, żeby nastąpiło pokojowe zbliżenie, a kiedy kobieta składa broń, to znak, że musiało nastąpić coś naprawdę ważnego. Wspólnie z bratową puściły w niepamięć stare sprawy i ostatnio były dla siebie wielkim pokrzepieniem. Dolores bała się zostać sama w pustym domu i powiedziała o tym Enrique, po części oczekując, że zaofiaruje jej swoją pomoc we wszystkim, czego będzie jej trzeba, i również po to, żeby zdał sobie sprawę z jej samotności, z opuszczenia, w jakim żyli oboje, ona również. Z jakiejś przyczyny pragnęła, aby Enrique współczuł jej tak, jak ona współczuła jemu, i chciała go sobie zjednywać, i chciała, żeby nie przestawał prosić o jej rękę, mimo iż nigdy się nie zgodzi, nigdy, przenigdy, chociaż… Natalia zadzwoniła do niej ze smutną nowiną o śmierci Matea, żeby wiedziała, chociaż nie mogą go zobaczyć, i powiedziała też, że mama leży w łóżku, nic nie mówi, i może zrobiłyby jej dobrze odwiedziny, i może powiedziałaby Ángeli, żeby wybrała się do niej z dziećmi, bo a nuż na widok wnuków coś w niej drgnie i się podźwignie – dzieci potrafią takie rzeczy. A więc Gloria leży w łóżku. Niech Bóg się nad nią zmiłuje, ale Dolores podjęła decyzję, zdecydowała, że jeśli Gloria umrze, poślubi Enrique, bo już nie będzie musiała się przed nią tłumaczyć, narażać na jej bezwzględne sądy, a bratanice, jedyna rodzina, jaka jej pozostanie, zrozumieją, bo młodzi ludzie myślą już inaczej, i ona będzie umiała wzbudzić w nich współczucie, powie o samotności i że nie będzie już więcej sprawiać im kłopotu, nie będzie dla nich ciężarem, i podjąwszy decyzję, poczuła ulgę, jej okrucieństwo bowiem jest usprawiedliwione, i nadejdzie dzień, w którym nie będzie już musiała sprawiać Enrique bólu. Skąd brała się owa nadzieja, nie wiadomo. A co do jej wątpliwości, to jakie one miały znaczenie, jeśli prędzej czy później i tak umrze, i to, co powiedzą czy nie powiedzą Blance inni, nie było już istotne, ojciec z córką będą żyli jeszcze wiele lat, z dwiema matkami w grobie, żeby się tak wyrazić, i to od Enrique zależało, czy powie Blance prawdę, czy pokaże jej te wszystkie zdjęcia, i miała tylko nadzieję, że o niej też wspomni dobrym słowem, i postanowiła, że zrobi sobie piękne fotografie i podaruje je w odpowiednim momencie Enrique. I gdy następnego dnia stanęła przed Enrique z kopertą w wyciągniętej dłoni, z początku nie wiedziała, czy mu się spodobają, nie miała też pewności, czy wyszła
na nich korzystnie, bo oczywiście sobie się nie podobała, ale fotograf był bardzo uprzejmy i przekonywał ją, że tak, że wyszła pięknie, i miała wrażenie, że przyświecały mu inne intencje, ale puściła te zachwyty mimo uszu, bo jeśli któregoś dnia jej bratowa umrze, i nie będzie jeszcze za stara, wyjdzie za Enrique i będzie mieć męża i córkę, chociażby nie była jej prawdziwą córką, i Rosa nie doskwierała jej już tak bardzo, bo tak czy siak Rosa zawsze będzie tam obecna, jak duch, i musi nauczyć się z nią żyć, im szybciej, tym lepiej. Zdecydowała już, że z czasem przeprowadzą się do nowego mieszkania, bo to obecne nie wchodziło w rachubę, było małe i wypełnione tyloma wspomnieniami, ale na razie Gloria jeszcze żyła, i to nie tak, żeby źle jej życzyła, ale nie mogła przestać myśleć o przyszłości. Enrique otworzył kopertę i w środku zobaczył trzy zdjęcia Dolores, trzy różne ujęcia, i sprawiły mu taką radość, że Dolores zawstydziła się trochę. Zaczął całować zdjęcia i dziękował jej, i obejmował króciutko, na ułamek sekundy, ale uściski te wzniecały w Dolores wewnętrzny ogień tak potężny, czuła się tak… pożądana, ale nie było to złe pożądanie, pożądanie brudne. Jej policzki zapłonęły rumieńcem, bo wcale nie była pewna, jak on na to zareaguje, i teraz już wiedziała, że zrobiła dobrze, to był dobry pomysł, zrobić ten prezent Enrique, ale Enrique zapytał, czy to znaczy to, co on sobie wyobraża, i Dolores wystraszyła się, i nie wiedziała, co odpowiedzieć, i on był święcie przekonany, że to znaczy tak, tak, tak, tak, że wezmą ślub, i Dolores rozpłakała się, bo z jakiegoś powodu pomyślała, że właśnie uśmierca bratową lub pragnie jej śmierci, i przytuliła się do Enrique, i nie wiedząc, co zrobić, załkała, że Mateo umarł, i Enrique odparł, że bardzo mu przykro, i nie odważył się ponowić pytania, nie zapytał po raz wtóry, czy wyjdzie za niego za mąż, i Dolores pomyślała, że Enrique jest dobrym człowiekiem, jest tak dobry, że ona nie jest go warta, kobieta, która myśli tylko o tym, jak tu być szczęśliwą po śmierci Glorii. Po tym wszystkim, co Gloria dla niej zrobiła, czy mogła być tak niewdzięczna? I znowu zalała się łzami i oparła głowę na ramieniu Enrique, ramieniu szerokim i przytulnym, i Enrique poklepywał ją czule po plecach, próbował uspokoić, nie rozumiejąc nic a nic, bo przez krótką chwilę wydało mu się, że oboje są zadowoleni, a teraz ni stąd, ni zowąd tyle łez; popatrzył przelotnie na sufit w poszukiwaniu nieba i nie odważył się powiedzieć tego, co myślał, co było tak proste, że aż irytujące: dlaczego? Bo nie wiedział, czym sobie zasłużył na tę surowość, z jaką traktował go Bóg, i gdy się tak nad sobą użalał, Dolores odsunęła się nieco i popatrzyła na niego wnikliwie, i po kilku sekundach badawczego taksowania twarzy Enrique wyswobodziła się z jego ramion i wyrzuciła z siebie jedno z tych wyznań, które zaczynają boleć dopiero po jakimś czasie. – Mogłabym być twoją matką… Dosyć tego, żachnął się Enrique, jeżeli nie chce za niego wyjść, nie rozumie,
dlaczego zadaje sobie tyle trudu, pomaga mu w opiece nad Blancą, tak bardzo troszczy się o niego, i chociaż mówi nie, jej ciało zdaje się mówić tak, i Dolores zdębiała, bo nigdy nie widziała go rozgniewanego i nigdy nie widziała złości na jego obliczu. Dosyć! Odkąd umarła Rosa, czuł się dobrze jedynie w jej obecności, kiedy byli razem, ale ostatnio nie znajduje spokoju nawet przy niej, bo nie wie, jak ma się zachować ani czy będzie mógł ją kiedyś pocałować, ani tego, jak powinien się z nią żegnać, nigdy nie wie, co ma robić, bo Dolores ciągle zbija go z tropu, jednego dnia wychodzi z uśmiechem, innym razem bez słowa, a on już zbyt wiele wycierpiał, żeby go krzywdzono w ten sposób i dawano mu fałszywe nadzieje, a na dodatek ten pierścionek! Dlaczego go nie zakłada? I po co mu przyniosła swoje zdjęcia? I wyrwawszy jej z rąk kopertę, cisnął ją na podłogę. Dolores struchlała, bo nie spodziewała się takiego wybuchu, i przymknęła oczy, i Enrique natychmiast pożałował swojego zachowania i czym prędzej podniósł kopertę z podłogi, nie chciał jej wystraszyć, a tak w ogóle to wyszła bardzo ładnie na zdjęciach, jest rad, że je sobie zrobiła, oprawi któreś z nich w ramki i postawi w takim miejscu, żeby wszyscy mogli ją podziwiać, chociaż mało kto go odwiedza, bo ludzie od smutku trzymają się z daleka, tylko oni i Blanca będą mogli na nie patrzeć, Blance sprawiłoby wielką radość… Dolores wiedziała, że Enrique ma rację, i prawdę mówiąc, nie rozumiała, dlaczego traktuje go w ten sposób, dlaczego mu nie ufa, dlaczego nie ufa mężczyznom, kobietom, wszystkim, i myślała, że najlepszym wyjściem będzie, jeśli zostanie sama, jak do tej pory; ale nie mogła się go wyrzec, człowieka, który dla niej gotów był na tyle poświęceń; tak dobry był tylko jej brat, niech spoczywa w pokoju; i wiele razy śnił się jej Enrique, że biorą ślub, że mieszkają razem z Blancą, i że robi kolację, i nakrywa stół na trzy osoby, ale później wszystko to wydawało się jej nieprawdopodobnym nonsensem, stara, stara, stara! A jak szydziłaby z niej Gloria, bo chociaż teraz przycichła, spuściła z tonu i przestała pokazywać, na co ją stać, nie wątpiła, że ślub szwagierki z tak młodym mężczyzną uznałaby za czystą kpinę. – Przykro mi. Te dwa słowa to jedyne, co mogła mu powiedzieć, bo naprawdę było jej przykro, i Enrique spuścił głowę i powiedział, że jemu też i że najbardziej jest mu przykro, że nie chce go poślubić, że nie chce zostać jego żoną. Bardzo, bardzo mu było z tego powodu przykro.
XXV Mateo syn został sam na sam z ojcem, bo takie wyraził życzenie, i czuje się idiotycznie, bo nie widzieli się od bardzo dawna, od wielu, wielu tygodni. Siostra mówiła, że ojciec jest chory, ale choroba bez nazwy nie jest dość przerażająca, żeby napędzić stracha bliskim, i Mateo syn, prawdę powiedziawszy, niespecjalnie zaprzątał sobie głowę ojcem. Érica na przykład uważała, że jej mąż potrzebuje po prostu trochę wytchnienia i że w tym wieku musi przyhamować, nie może prowadzić życia takiego jak do tej pory, Violeta zaś, że wpadł w depresję, ale to akurat wykluczył doktor Ramón. Tymczasem on twierdził, że ojciec wszystko wyolbrzymia i że jeśli przejmują się nim, jakby był małym dzieckiem, to tak właśnie się zachowuje, jak rozkapryszony dzieciak. Teraz, gdy ojciec już nie żył, czuł się źle, bardzo źle, i nie tylko dlatego, że go nie odwiedził, lecz z powodu całego swojego życia i poczucia, że zawiódł wszystkich – tego plastycznego i perwersyjnego poczucia winy. Zjedli śniadanie w trójkę, w czwórkę, w pokoju Matea, bo Violeta nie chciała zostawić go samego, i chociaż Érica utrzymywała, że to niesmaczne spożywać posiłek pod nosem zmarłego, ostatecznie ustąpiła, bo nie miała ochoty się kłócić. Powiedziały mu, że zmarł w nocy i sądzą, że nie cierpiał, że po prostu zgasł, jak to lapidarnie ujął lekarz, i Mateo syn, łapiąc gwałtownie i hałaśliwie powietrze, wybuchnął nieutulonym płaczem, płaczem tak kłopotliwym dla matki i siostry, że nie wiedziały, gdzie oczy podziać. To wtedy właśnie zażyczył sobie, żeby go zostawiły samego z ojcem, i kiedy zostali sami, też nie za bardzo wiedział, co począć, poza tym, że dalej patrzył na niego, patrzył i myślał, że to niemożliwe, by nie mógł się poruszyć. Myślał o swoich dzieciach i o tym, jak niewiele razy widziały dziadka, i zadawał sobie pytanie, kiedy właściwie oddalił się na dobre od rodziny i dlaczego teraz matka i siostra wydawały mu się obcymi kobietami, a może to on był obcy i ten dom nie należał już do niego, jak nie należał do niego ten ojciec, który nie będzie już niczyim ojcem ani dziadkiem. Ktoś zapukał cicho do drzwi, Violeta wsunęła głowę do pokoju i zapytała, czy może wejść, i Mateo syn kiwnął głową, że tak, choć irytowało go, że nie może przedłużyć tego intymnego czuwania przy zmarłym. – Trudno w to uwierzyć, prawda? Rzeczywiście, trudno uwierzyć, że pewnego dnia można zostać bez ojca, bo przecież kiedy człowiek się rodzi, ojciec już tam jest, a potem… odchodzi, znika, każdemu może zgasnąć ojciec, zanim się zorientuje, zanim znajdzie dla niego czas. W gruncie rzeczy Violeta przyszła do niego bez żadnych ukrytych intencji, nie
miała zamiaru przeprowadzać z bratem jakiejś szczególnie ważnej rozmowy, ale nie chciała siedzieć z matką, bo miała wrażenie, że matka nie odczuwa tej śmierci jak inni, i przebywanie w jej towarzystwie powodowało w niej odruch repulsji, jakby była brudna, nie wiedziała dlaczego, ale coś kazało jej przypuszczać, że matka jest bardziej zaskoczona niż smutna, nie cierpiała jej za to, było to coś fizycznego, jak odraza – mama wzbudza we mnie odrazę. Violeta od urodzenia była oczkiem w głowie ojca, wszyscy o tym wiedzieli, włącznie z nią, dlatego matka i córka prowadziły zawziętą rywalizację, podobną do rywalizacji Dolores i Glorii, codzienną walkę pełną absurdalnych, drażniących je drobiazgów, babskie fanaberie, zwykł mawiać Mateo ojciec, a syn nie zabierał głosu w tej sprawie, bo w tamtym czasie zaczynał się już od nich wszystkich oddalać, nie był niczyim oczkiem w głowie ani też nie pałał większą miłością do któregoś z rodziców; był taki, jakby urodził się sam, bez niczyjej pomocy i pojawił się na świecie, żeby być sam, i gdy poznał swoją przyszłą żonę i matkę swoich dzieci, doznał uczucia, jakby narodził się na nowo, i rodzina żony stała się jego rodziną, bo przyjęła go na swoje łono, i nawet kiedy musiał iść do lekarza, prosił teściową, żeby poszła z nim, bo postanowił obejść się bez doktora Ramóna i powierzyć swoje zdrowie lekarzowi rodzinnemu żony. Dlatego zależało mu, żeby przyjść tutaj samemu, żeby móc naprawdę skonfrontować się ze śmiercią ojca, a i dlatego też, że dzieci jeszcze spały i nie chciał tak wcześnie ich budzić. Żona przekazała mu pozdrowienia dla siostry i matki, ale całkiem o tym zapomniał. – Pozdrowienia od Móniki. Violeta skinęła głową, choć w najmniejszym stopniu nie wzruszył jej gest bratowej, bo uważała ją za kobietę przeciętną i pospolitą, poniżej poziomu jej brata, który też nie jest jakimś orłem, ale mógł aspirować do czegoś więcej. Mógł być adwokatem, jak ona i ojciec, i teraz prowadziliby wspólnie kancelarię pod nazwą „Mateo i dzieci”, ale Mateo syn nie chciał iść drogą przetartą przez ojca, ojciec bowiem nie był dla niego żadnym wzorem, co tu dużo kryć, i jeśli ktoś z rodziny wzbudzał w nim podziw, to Natalia, która poświęciła się nie tylko dla ojca, ale i dla jego rodziny; jeśli wychowało go oboje rodziców, jak na prawdziwą rodzinę przystało, to tylko dzięki Natalii, i z tego właśnie powodu darzył ją szacunkiem, jakiego nie budzili w nim bliscy, z którymi łączyły go więzy krwi; nie przesadzajmy z tymi więzami krwi, myślał Mateo syn, ale teraz, gdy umarł ojciec, docierało do niego, że są ważne, więzy krwi, bo w przeciwnym razie nie czułby się po śmierci ojca tak bardzo rozczarowany sobą. – A co z Natalią? Violeta powiedziała, że matka nie chce jej widzieć; nie chce jej widzieć ani w domu, ani na pogrzebie, ale jakie to ma znaczenie, mówiła, skoro ojciec i Natalia tak bardzo się kochali, przecież nic tego nie zmieni, ale oboje wiedzieli, że było to tylko żałosne pocieszenie, by nie czuć się tak idiotycznie. W testamencie Mateo
zapisał pewną sumę Natalii, napomknęła Violeta, i brat był zaskoczony – nigdy nie przypuszczał, że ojciec coś im odpali. Ojciec jest też po to, zdał sobie sprawę, żeby odkładać, odkładać, odkładać przez całe życie, i potem zostawić coś swoim dzieciom, to też znaczy być ojcem, i mężem, i kochankiem, i ucieszył się, że Natalia dostanie swoją część, w pewnym sensie jej należało się bardziej niż jemu, bo ojciec był bardziej oddanym kochankiem Natalii niż ojcem dla swojego syna. To dobrze, cieszył się, i już widział, jak Érica miota się jak ryba w sieci, lecz gdy ktoś umiera i zostawia pisemny dokument, który znaczy to samo, co mówić zza grobu, jedyne, co można zrobić, to uszanować jego wolę, i to też jest życie. Na pogrzeb Mateo syn również poszedł sam, ponieważ ciąganie ze sobą dzieci uznał za niestosowne. On też nie przepadał za tego typu ceremoniami, ale w tym wypadku nie miał wyjścia, bycie ojcem obligowało go jednak do tego, aby zaoszczędzić dzieciom tej smutnej uroczystości, dobrze o tym wiedział, bo kiedyś zmuszono go do pocałowania zmarłej babki i chłód tego lodowatego pocałunku pamięta do dzisiaj. Zdziwił się, gdy na mszy nie ujrzał Natalii, był bowiem przekonany, że zignoruje instrukcje Ériki i przyjdzie po raz ostatni pożegnać się z ojcem. Natalia była odważną kobietą i obiecał sobie, że nadal będzie ją zapraszał do swego domu, chociaż ojciec nie będzie już jego ojcem ani też jej kochankiem, tylko zmarłym, czymś o wiele bardziej ulotnym niż wspomnienie, lekką, wszystko otulającą mgiełką.
XXVI Kiedy Dolores objęła bratanicę i powiedziała, że naprawdę, z całego serca współczuje jej utraty Matea, Gloria spojrzała na nie ze zdumieniem. Po raz pierwszy coś wyrwało ją z otępienia, ze smutku, i połączyło na nowo ze światem. Mateo umarł i Natalia nic jej nie powiedziała, a i ona nie zauważyła niczego dziwnego w zachowaniu córki. Przebudzenie Natalii, na które tak bardzo czekała. Dolores podeszła do Glorii i pogłaskała jej dłoń, spytała, jak się czuje, Natalia mówiła, że mama nie chce wstać z łóżka, i wszyscy postanowili spędzić z nią dzień. Bratowa nie wiedziała, o czym ona mówi, o kim, ale zaledwie chwilę później drzwi otwarły się gwałtownie i do środka wtargnęła z rumorem Ángela z synami. Chłopcy mieli przykazane rozweselić babcię, wystrzelili zatem jak z procy w kierunku jej łóżka i już skakali po nim, wykrzykując, babcia, babcia, babcia, i choć Gloria nie była w nastroju do zabawy, nie chciała nikomu sprawiać przykrości i pod czujnym spojrzeniem córek i szwagierki szczodrze obsypała wnuków pocałunkami. Ángela powiedziała, że jest jej przykro, i Natalia wiedziała przecież, że ma na myśli śmierć Matea, ale spytała, z jakiego powodu jej przykro, żeby zyskać na czasie i nie pozwolić siostrze już od progu na krytykę. – Z powodu śmierci Matea. Natalia zastrzygła uszami, bo siostra nigdy nie zaakceptowała jej związku z Mateem, i teraz, po jego śmierci, gdy owdowiała, czy tak przynajmniej się czuła, nie miała zamiaru reaktywować stosunków z Ángelą, bo to by oznaczało wymazać z pamięci dwadzieścia minionych lat, które przeżyły daleko od siebie, nie zamieniwszy ze sobą słowa, bo nie potrafiła uszanować jej życia, i teraz, kiedy Mateo umarł, miały zostać na powrót siostrami czy przyjaciółkami, o nie, co to, to nie, nie sprzeniewierzy się miłości, jaka łączyła ją i Matea, podziękowała jej więc i poszła do kuchni zrobić kawę, choć nie zapytała, czy ktoś ma ochotę, i kawa stała w makinetce przez cały dzień, i potem nie nadawała się już do niczego, i na koniec musiała ją wylać do zlewu. Przyświecały jej jak najlepsze intencje, żeby zaprosić wszystkich na obiad do domu z ogrodem, ale teraz czuła, że jej wzniosłe zamiary okazały się kompletnym niewypałem. Tylko chłopcy stanęli na wysokości zadania, nie odstępując babci na krok, a ta siliła się wobec nich na uprzejmość, nie byli przecież niczemu winni. Mimo to Gloria za nic nie chciała podnieść się z łóżka i aby móc zjeść razem obiad, musiały w końcu wnieść do jej sypialni mały stół. Chłopcy zjedli w dużym pokoju i po obiedzie poszli bawić się do ogrodu. Cztery kobiety, matka i córki, ciotka i bratanice, siostry, nie wiedziały, o czym rozmawiać, zaczęły więc
rozmawiać o Mateo. Natalia milczała, licząc na to, że szybko się znudzą i zmienią temat, ale Dolores nic tylko ubolewała nad tym, że w ostatnich dniach prawie się już nie widywali, no ale cóż, był już tak chory i nie można go było odwiedzać w domu. Ángela i Natalia milczały z wiadomych powodów, ale Glorii nikt nie powiedział, że Mateo był żonaty. Sądziły, że Gloria pogrążona jest we własnych myślach, bo żuła posiłek ze wzrokiem wbitym w okno, jakby śledziła ptaki szybujące po niebie, ale za oknem nic się nie działo; milczała i nie miała śmiałości poprosić, żeby dały jej spokojnie zjeść, w samotności, we własnym łóżku, jak przez ostatnie dni, ale nie była też skłonna udawać w nieskończoność, tym bardziej że chłopcy bawili się w ogrodzie. – Gdyby Natalia tam poszła, przyniosłaby jego rodzinie wielki wstyd. Wypowiedziała to zdanie z wielką powagą, nie odrywając wzroku od okna, tylko to i nic więcej, kilka słów, napomknięcie, bo przecież nie miała zamiaru pastwić się nad Natalią. Teraz, kiedy Mateo już nie żył, nie było sensu drążyć tematu ani uciekać się do okrucieństwa – nastał koszmarny czas współczucia i litości. Ale Gloria wiedziała o tym, jasne, że wiedziała. Matki wiedzą wszystko, nie wiadomo, gdzie i jak, ale w końcu poznają prawdę. To dlatego, gdy Natalia wyznała jej, że kiedyś zaszła w ciążę i zdecydowali się na skrobankę, wpadła w furię; wściekła się tak bardzo, że wyprowadziła się do domu z ogrodem i przestała się do niej odzywać, córka ogromnie ją rozczarowała, jakby to nie ona ją urodziła, ale urodziła ją, była jej matką, i teraz mogła jej tylko współczuć. Wiedziała bardzo dobrze, że Mateo miał dom, żonę, dwoje dzieci, pracę i że Natalia, jej córka Natalia, zadowoliła się ochłapami i tym wodolejstwem, na które ona nigdy nie dała się nabrać. Od pierwszego dnia wiedziała, że Mateo coś ukrywa, coś ponurego, a gdy to wyjdzie na jaw, wcale się jej nie spodoba, i tak się stało. Kiedy po śmierci Ángela została sama, pogrążona w gorzkiej i beznadziejnej samotności, w owe dni wyznań, które położyły kres ciszy, nie mogła zdzierżyć ani minuty dłużej wstydu, jakim okrywała ją miłość Natalii i Matea, i kiedy nadarzyła się okazja, wybuchnęła za wszystkie lata milczenia, dwadzieścia lat życia z sercem zatrutym goryczą to zbyt długo, nawet dla matki. Po tych niespodziewanych słowach Glorii Natalia wstała z krzesła i wyszła do ogrodu, do dzieci. Ani Ángela, ani Dolores nie poszły za nią, aby ją pocieszać, bo wiedziały, że to na nic. Natalia bawiła się z siostrzeńcami, by zająć czymś myśli, ale na próżno; patrzyła na nich i byli tak odmienni, każdy podobny do swojego ojca, i myślała, że Bóg był niesprawiedliwy dla niej i dla całej jej rodziny, żyjącej zawsze na marginesie szczęścia. W nocy, gdy leżała już w łóżku, zadzwonił telefon. To Violeta, dzwoniła do domu i ciotka Dolores dała jej ten numer, numer telefonu domu z ogrodem; chciała jej powiedzieć, że ojciec bardzo ją kochał, kochał ją naprawdę, Natalia milczała, bo też ci rewelacja, wiedziała o tym przecież, Violeta usiłowała jedynie czuć się mniej
podle, ale Natalia nie miała ochoty koić niczyich wyrzutów sumienia, zrobiła już wystarczająco wiele dla tej rodziny. Violeta powiedziała też, że może być spokojna o pieniądze, które zostawił jej ojciec, zadba o to, żeby cała suma trafiła do jej rąk, choćby miała pójść na udry z matką. Natalia podziękowała oschle, nie mogąc wyzbyć się uczucia wstrętu, jakim napawało ją czekające za rogiem życie.
XXVII Usłyszawszy od Ángeli, że nikt inny, tylko właśnie ona wpędziła mamę w depresję, Natalia pomyślała, że się przesłyszała. Ángela zadzwoniła do niej specjalnie po to, żeby powiedzieć, że to wszystko jej wina, bo mama wciąż nie może dojść do siebie po tamtej awanturze, awanturze jałowej, bezsensownej, bo jeśli ktoś nie chce widzieć, że marnuje sobie życie, jak Natalia, nie ma na to rady, ale mimo wszystko mama martwi się o nią i cierpi tak bardzo, że wyprowadziła się z domu, uciekła w samotność, a żyć samotnie w jej wieku to nie to samo co wówczas, kiedy się ma dwadzieścia lat, bo teraz jest przybita i nie myśli nawet dotknąć stopami podłogi, jasne, że nie miała pojęcia, co to znaczy samotne życie. Natalia zapytała, co by się stało, gdyby poszła za jej przykładem i wyszła za mąż, i miała dzieci, i dom, to, czego pragną wszyscy, chociaż ona, Ángela, nikogo o nic nie pytała, gdy podejmowała własne decyzje; co by się stało, gdyby opuściła dom, co by się stało po śmierci taty, co? Mama zostałaby sama dużo wcześniej; tak, i nie przeżyłaby innych dobrych rzeczy, bo zaznały też dobrych rzeczy. Ángela odczekała kilka sekund, po czym wyrzuciła z siebie to, co myślała przez całe życie, że Natalia przyzwyczaiła ich do tego, że zawsze tam jest, na swoim posterunku, i dlatego tak bardzo się nią rozczarowali, tata, mama i ciotka Dolores, bo rozwydrzyła ich, i teraz matka i ciotka są przekonane, że jeżeli nie przesiadujesz po całych dniach u boku matki, jesteś złą córką, zła córka. W końcu pojechała do mamy, bo przecież wydzwaniała do niej bez przerwy, i odebrała telefon raz, drugi, trzeci, bo skoro nie rozmawiają ze sobą, to ona, Ángela, musiała wszystkiego wysłuchiwać, brać na siebie wszystkie wariactwa starej, bo mama jest po prostu stara. A teraz, jakby tego było mało, mają problem, bo leży w łóżku i nie ma zamiaru się stamtąd ruszyć, i Natalia odparła, żeby się nie przejmowała, że ona się nią zaopiekuje, na co Ángela parsknęła śmiechem, jadowitym śmiechem – a jakże, teraz, kiedy umarł Mateo, ma więcej czasu dla innych, żeby dalej zgrywać dobrą córeczkę, żeby dalej móc ośmieszać swoją siostrę. Po latach złych stosunków Natalia sądziła, że między nimi wszystko już wypaliło się do cna i nie zostało nic prócz obojętności, bo zapomniała, jak arogancka i prostacka potrafi być siostra. Wstydziła się jej, wstyd mi za ciebie, mówiła, i nie mówiła tego przez łzy, tylko twardo, nieustępliwie. I mówiła to, co czuła naprawdę, i nie ze złości, że się jej wstydzi, bo czasami, gdy rozmawiała z Mateem o Ángeli, śmiali się z niej, z tego, że ciągle przekręca słowa, mieli ją za półanalfabetkę i później czuła się winna, bo w końcu to jej siostra, ale Mateo nie miał litości dla ignorancji i nieokrzesania Ángeli, tym bardziej że ona też za nim nie przepadała. To prawda, Natalia wstydziła się siostry, i w końcu mogła jej to
wywalić prosto w oczy, bo miała po dziurki w nosie jej lekceważącego stosunku i egoizmu, dłużej już tego nie mogła ścierpieć, i jeśli miały zerwać ze sobą na zawsze, proszę bardzo; gdy mama umrze, nie będą już musiały się widywać. I zanim powiedziała coś, czego mogłaby później żałować, odłożyła słuchawkę, zostawiła siostrę w pół słowa. Natychmiast sięgnęła po list od Matea. Nosiła go przez cały czas w kieszeni i wyjmowała za każdym razem, gdy czuła się bezradna, to jest wiele razy w ciągu dnia. Czytała, prawie nauczyła się go na pamięć, czasem też wąchała, całowała nawet, ale tylko przez pierwsze dni, bo później stwierdziła, że list ten musi wystarczyć jej na całe życie, do śmierci, nie może go tak bez przerwy miętosić, obłożyła go zatem folią, żeby się nie zniszczył, i nosiła zawsze przy sobie, i wyjmowała od czasu do czasu. Jaki piękny charakter pisma miał Mateo, od razu widać, że był mężczyzną inteligentnym i światłym, mężczyzną potrafiącym rozmawiać z kobietą. Zastanawiała się, czy Érice też zostawił list, ale później wyrzucała sobie, że mogła w niego zwątpić, że mogła go wziąć za taką kanalię, i odsunęła od siebie te myśli, bo ich miłość na to nie zasługiwała. Ángela nic o nich nie wiedziała, nie wiedziała nic o Mateo, nie wiedziała, co znaczy kochać, dlatego miała czelność oceniać, ferować wyroki, ale nikt nie wiedział, jak bardzo się kochali, nikt nie domyślał się szczęścia przepełniającego ich w każdej wspólnie spędzonej minucie. Nie było im lekko, ale czy życie może być lekkie i bezbolesne?
XXVIII Dolores nie wie, czy postępuje źle i czy wszystkie kłębiące się w niej emocje nie są przypadkiem z rodzaju grzesznych, i gdy idzie do kościoła, modli się i modli, i postanowiła nawet chodzić tam rano i wieczorem. Teraz Natalia i Gloria mieszkają w domu z ogrodem, i dom pogrążony w półmroku stał się większy i bardziej ponury, i może nawet bardziej wilgotny od pełzającej w nim pustki, godziny wloką się w nim niemiłosiernie. Jej jedyną autentyczną radością jest Blanca, która rośnie jak na drożdżach i tyle już potrafi, codziennie uczy się czegoś nowego, tymczasem ona, cóż, jak zwykle, krąży wokół tych samych wątpliwości i tych samych lęków. Boże mój, woła, i rozmawia sama ze sobą, na głos, w pustym domu, bo Enrique powiedział, że kiedy doskwiera mu samotność, modli się, i to właśnie w ten sposób, na głos, Boże mój, mówi, i wdaje się w pogawędkę z Bogiem i zadaje mu pytania, i potem czeka w milczeniu, dając mu czas na odpowiedź, nadaremnie. Nie wie, czy powinna wyjść za Enrique, i może dobrze byłoby porozmawiać o tym z Glorią, ale bardzo się boi – jeśli Gloria powie, że nie, nie odważy się jej sprzeciwić. I któregoś dnia jedzie do bratowej bez uprzedzenia i prosi Natalię, żeby zostawiła je na chwilę same, i kiedy zostaje sama z bratową, która tak uporczywie wpatruje się w sufit, biały, pusty sufit, kiedy zostaje z nią sama, nie wie, co powiedzieć, i wpierw napomyka, że Ángelowi nie spodobałoby się widzieć ją w takim stanie, jak łach jakiś ciśnięty na łóżko, i zaraz dodaje, że zawsze była dla niej jak matka. – Bardziej niż matka, bo byłaś taka, chociaż nie musiałaś. Zdaje się, że zapomniała już, jak Gloria wyrzuciła ją z domu, pamięta już tylko dobre rzeczy, jak ktoś, kto żegna się ze zmarłym, i wygląda też na to, że puściła w niepamięć wszystkie te razy, kiedy Gloria znęcała się nad nią, w sposób wyrafinowany, bardzo kobiecy, jeśli to cokolwiek komuś powie… Matka to matka, myśli Dolores, i każdy jest, jaki jest, to tak, jak ze wszystkim, i od zdania do zdania kleci pusty i absurdalny monolog, i nie wie, jak go poskromić. Gloria patrzy tylko w sufit i od czasu do czasu z jej piersi wyrywa się westchnienie, które sprawia, że Dolores kurczy się na krześle. Odkąd tak zległa, chora czy przygnębiona, kto ją tam wie, u wezgłowia łóżka zawsze stoi krzesło, na którym zwykle przesiaduje Natalia. – Strasznie ciężko mówić, jeśli na mnie nie patrzysz… To tak jak w domu, kiedy modli się na głos, zaczyna mówić o tym i owym, i zaraz plącze się jej wszystko, i traci wątek, ale z Glorią twarzą w twarz, tak głęboko pogrążoną w swoich myślach jest o wiele trudniej. Może gdyby to jej
powiedziała tak znienacka, zakochałam się w młodym mężczyźnie, może gdyby to jej powiedziała, Gloria ocknęłaby się z tej niemoty albo rzuciłaby jej jedno z tych swoich spojrzeń, od których ciarki chodzą po plecach. Nie wiedząc, co począć dalej, Dolores zaczyna gładzić jej kostkę, zaczyna od bolącej stopy i mówi o wszystkim po trochu, i wyznaje bratowej, że z wiekiem staje się coraz bardziej religijna, i to może dlatego, że im bliżej człowiekowi do śmierci, tym silniejszą odczuwa potrzebę znalezienia kogoś, komu mógłby zaufać, i lepiej zaufać Bogu – bo biedak urzęduje tam na górze i nikomu nie wadzi – niż człowiekowi, bo z ludźmi nigdy nie wiadomo… i dodała, że umarła sąsiadka, zezowata, tak ją nazywali sąsiedzi, bo miała zeza, i umarła, i teraz nie wiadomo, co zrobić z dziećmi, którymi się opiekowała, i ludzie z sąsiedztwa niby biorą je do siebie, i któregoś dnia zapukała do ich domu dziewczyna, pytając, czy mogłaby zostać, a Dolores z wielkim bólem serca powiedziała, że nie, że nie może podjąć takiej decyzji sama, pod nieobecność gospodyni, bo gospodynią jest Gloria, choćby teraz tam nie mieszkała… i opowiada jej też, że Blanca składa już pierwsze słowa, nieporadne jeszcze i niezrozumiałe, ale powtarza je, i prawie zapomniała, ile radości daje małe dziecko, bo to już tak dawno, kiedy Natalia i Ángela uczyły się mówić… i chciałaby jej powiedzieć, zakochałam się w młodym mężczyźnie, i chciałaby zapytać, które z myśli krążących w jej głowie są grzeszne, i czy to szaleństwo myśleć o tym, o czym myśli, ale Gloria leży jak martwa, jakby uszło z niej życie, i w taki sposób się nie da. I wstaje z krzesła, czy ma jakieś inne wyjście? I całuje jej stopę, kościstą i pomarszczoną stopę starego człowieka, i czuje ogromny smutek, smutek krystaliczny, o niewysłowionej czystości, i gdy idzie do drzwi, słyszy, jak Gloria wypowiada słowa, wypowiada te słowa: zrób to, co dla ciebie najlepsze. I Dolores odwraca się i pyta, co powiedziała, że co powiedziała, że co, co, ale Gloria milczy, przez resztę życia, jaka jej została, nie chce już więcej mówić, bo mielenie językiem do niczego nie prowadzi, teraz to wie, teraz, gdy zostało jej tak niewiele.
XXIX Jak on się ucieszył! Dolores przystała na część umowy – po wizycie u bratowej i długich godzinach zachodzenia w głowę, co też takiego powiedziała Gloria, po tym, jak zdecydowała, czy to, co czuje i myśli, można uznać za grzeszne, czy nie, po tym, jak zobaczyła tak bardzo przybitą kobietę, wyszła na ulicę i poczuła się… pełna życia, miała wrażenie pełni, jak gdyby… nie potrafiłaby tego nazwać, i obiecała sobie, że nie skończy jak bratowa, postara się zestarzeć pogodniej, z klasą. A więc zgodziła się, bo dalej nie chciała wyjść za Enrique, ale przynajmniej podjęła decyzję, która sprawiła, że pierś rozsadzało mu takie szczęście, takie szczęście, że bez przerwy obcałowywał Blancę, a ona śmiała się i śmiała bez końca. Skoro Gloria leży w łóżku i nie chce wyjść na ulicę, mało tego, nie zamierza bodaj stóp postawić na podłodze, ani mówić, ani nic, całkiem się zaniedbała… i skoro zamieszkała z nią Natalia, i to wcale nie chwilowo, bo zabrała swoje rzeczy i przeniosła się do matki, wszyscy byli tego pewni, bo śmierć Matea pogrążyła ją w smutku, zdruzgotała, bo teraz była już sama… ponieważ obie zostawiły ją samą w domu, rozmawiającą z Bogiem, całkiem jak jakaś wariatka, postanowiła zrobić kolejny ruch. Nie pobiorą się, Enrique i Dolores, ale może mogliby pomieszkać razem, nie codziennie, ale powiedzmy… raz na jakiś czas, z doskoku – po kryjomu, myślała, jak Natalia. W oczach Dolores Gloria była już niczym martwa, bo tak żyć nie sposób, i źle tak mówić i myśleć, grzech murowany, ale to dało jej impuls, jakiego potrzebowała, i teraz czuła się bliżej Enrique niż ktokolwiek, i bardziej samotna, i Enrique w kółko myślał o Dolores śpiącej w łóżku u jego boku, i myślał o niej wyłącznie z czułością, jak myśli się o dobrej i wspaniałomyślnej matce, ale jego ukochaną paraliżował strach, ponieważ nigdy nie była z mężczyzną, co nie znaczyło wcale, że nie wiedziała, co też mogą robić mężczyzna i kobieta, dobrze wiedziała, ale ona… nie… nie wiedziała, nic nie wiedziała. Nie znała też potrzeb młodego mężczyzny, nie wiedziała, czego oczekiwał od kobiety starszej jak ona, dużo, mało… Za dnia Dolores była taka zadowolona, tryskała energią, i za nic w świecie nie pomyślałaby, że ta nowość w jej życiu, ta miłość, młodzieńcza miłość, prawdę powiedziawszy… za nic w świecie nie pomyślałaby, że mogła być grzechem. Ale w nocy sprawy przybierały inną postać. Kiedy zapadał zmierzch, w jej serce wkradał się niepokój, bo zbliżał się kluczowy moment, kiedy Blanca spała już w swoim łóżeczku, a ona i Enrique mieli zostać sam na sam, i Dolores musiała zdecydować, czy zostać na noc, czy nie, i gdzie będzie spać, i… wszystko to jeden
mętlik, a najbardziej to uczucie w środku, jakby się dusiła. Nie, po podjęciu decyzji nie trzeba tak bardzo się śpieszyć, toteż wracała do domu z tym brzemieniem, z tym ciężarem, który Bóg kładzie w serca ludzi chwiejnych, niezdecydowanych, z poczuciem grzechu: wracała do domu załamana i zawiedziona, że nie potrafi być kobietą, jaką chciała być, jaką potrzebowała być – kobietą odważną, zdecydowaną. Enrique był człowiekiem cierpliwym, spokojnym, i po tym, co wycierpiał po śmierci Rosy, nigdzie mu się nie śpieszyło, ale zaczynał wyczuwać pewną wzgardę, nie jego wobec Dolores, przeciwnie – wzgardę i strach, które Dolores, Dolorcitas, jak ją czule nazywał, przejawiała w stosunku do niego, jakby nie był prawdziwym mężczyzną. I tak to trwało, aż Dolores zmusiła się do podjęcia jeszcze jednej decyzji: dać posłuch temu, co podpowiadał jej Bóg, uwierzyć w ludzi takich jak Enrique, od których nigdy nie zaznała krzywdy – tak się jej przynajmniej wydawało, bo przecież nigdy nie wiadomo. I zaraz w pierwszą noc po podjęciu decyzji położyła się u boku Enrique, ale niebawem Blanca zaczęła płakać i Dolores zerwała się jak za naciśnięciem niewidzialnej sprężyny, bez namysłu, chociaż Enrique uspokajał ją, że to nic, że mała, jeśli ją trochę przetrzymać, po chwili zasypia, on zawsze tak robi. Ale Dolores już była przy łóżeczku i śpiewała jej kołysankę, jedną, drugą, trzecią, aż Blanca na powrót usnęła, ale zasnął też, czekając w nieskończoność, Enrique, rozżalony, osamotniony, ze świadomością, że Dolores w swoją pierwszą noc nie przytuliła go tak, jak sobie zaplanował: najpierw czule, delikatnie, później zaś, mając na względzie ogromną i narastającą w nim od dawna potrzebę czułości – rozpaczliwie. Tak minęła, niestety, ta pierwsza noc, na którą przez tyle nocy czekał Enrique, noc będąca kolejną klęską tej prostodusznej miłości. Był rad, bo Dolores powzięła w końcu decyzję, i nie wiedział, czy jest grzechem myśleć o tym, o czym myślał, jak to, że dzięki Bogu jej bratowa zachorowała albo że jeśli po śmierci spotka się z Rosą, to może nie będzie wiedział, którą kobietę wybrać tam, w górze, w niebie… Wszystko to może było grzechem, ale Enrique nie miał stuprocentowej pewności. I Dolores nie wiedziała, szczerze mówiąc, co zrobić ze swoim życiem. W jedną z tych nocy, kiedy wina kumała się z grzechem, kiedy Blanca już spała i Dolores pożegnała się z Enrique serdecznym do jutra, zbierając się do wyjścia, do jutra pełnym cierpliwości i taktu, nagle położyła się na sofie i pomyślała, że może tam będzie jej lepiej, bo nachodziło ją nieodparte wrażenie, że śpiąc w łóżku z Enrique, śpi na Rosie, na tym, co z niej zostało. Tak, trochę to dziwne, jak się nad tym głębiej zastanowić, czasem nachodziły ją dziwaczne myśli i była przekonana, że to jest właśnie to, co miłość wyprawia z kobietami – zatruwa je mnóstwem wątpliwości. W łóżku spałaby na Rosie i nie tylko na Rosie, spałaby na miłości Enrique i Rosy, a na to za nic w świecie nie mogła sobie pozwolić.
XXX Pielęgnując mamę, Natalia zadaje sobie pytanie, czy to także jest w jakimś sensie bycie matką. Gloria bowiem nie chce ruszyć się z łóżka i nie myśli też udzielać żadnych wyjaśnień. Mieszkają same w domu z ogrodem i od kilku tygodni nikt ich nie odwiedza. Na początku tak, co jakiś czas Ángela i Dolores spędzały z nimi popołudnia, żeby mieć to już z głowy, tak to nazwijmy, ale teraz wszyscy wymazali je z pamięci, nikt już o nich nie myślał. Przez pierwsze dni matka i córka milczały, jakby czuwały przy zmarłym, tak czy owak żałoba po Mateo była tam jakoś obecna, szkliła się w oczach Natalii, która nie miała ochoty rozmawiać z mamą, nie chciała rozmawiać z nikim o Mateo, bo była pewna, że najdrobniejsza uwaga mogłaby doprowadzić ją do płaczu lub gniewu, i teraz, kiedy mama była chora i zawiązał się między nimi pewien rodzaj życzliwości, nie chciałaby tego popsuć. Mijały dni i milczenie mamy zaczęło irytować córkę, no bo nie można było tak żyć, żeby nie zamienić ze sobą słowa, nawet po to tylko, żeby odpowiedzieć na proste, prozaiczne pytania, co byś zjadła na obiad, jak spałaś, i nie jeden już raz, wieczorem, zdenerwowana i zmęczona, potrząsnęła mamą mocno, ale Gloria nie burknęła nawet, żeby dała jej spokój. Czasami tata, niech spoczywa w pokoju, mówił, że jest szczęśliwy, że ma dwie córki, bo synowie zawsze uciekają od rodziców, a córki nie, córki zostają, i kiedy rodzice się starzeją, to one biorą na siebie ciężar opieki nad nimi, i Ángela śmiała się i stroiła sobie żarty z planów taty, ale Natalia wiedziała, że prędzej czy później ten moment nastąpi i sama będzie musiała zająć się rodzicami, staruszkami. Stało się to o wiele za wcześnie, tak jak śmierć taty, śmierć Matea, i teraz była córką matką opiekującą się matką córką, co gorsza, córką kapryśną i niewdzięczną, bo często Natalia szła spać w przekonaniu, że zwykłe dziękuję dodałoby jej sił, uczyniłoby jej trud bardziej znośnym. Mama, po tylu dniach leżenia w łóżku, bez ruchu, straciła dobrą formę, którą cieszyła się przez całe lata, i coraz więcej trudności sprawiało Natalii przekładanie jej z boku na bok, było jej coraz ciężej. Postanowiła, że będzie ją myć raz na dwa dni, bo pod koniec tygodnia ledwo stała na nogach i już nie raz wieczorem chciała dzwonić do ciotki Dolores i prosić ją o pomoc, ale zachowywała stoicki spokój, czując, że jest dobra, że jest dobrą córką, i nie w takim przewrotnym znaczeniu, jakie przypisywała jej siostra. Ta opieka nad matką była czymś więcej niż pojednaniem, była poświęceniem, i chociaż niektórzy uważali, że robi to wszystko po to, żeby uciec przed samotnością, Natalia wierzyła, że jeżeli istnieje jakiś Bóg i jest on na tyle okrutny, żeby w tak krótkim czasie zabrać jej ojca i ukochanego
mężczyznę, to będzie też chyba dostatecznie wielkoduszny, aby wynagrodzić jej ten wysiłek: wysiłek opieki nad kobietą, która miała tę opiekę za nic. Wieczorami przed zaśnięciem czytała matce, zgodnie z telefonicznym zaleceniem doktora Ramóna. Już nie odwiedzał pacjentki, jego wizyty nie miały sensu, Gloria odmawiała wszelkiej współpracy, i to była tylko strata czasu, ale co jakiś czas dzwonił do Natalii, żeby dowiedzieć się, jak się obie czują, i po części wynikało to z lojalności wobec Matea, jego pacjenta, który bardziej niż pacjentem był przyjacielem, a przyjaciela nie zapomina się nigdy, nawet kiedy umrze. Ostatnio, pod wpływem przeżytych nieszczęść, Natalia zaczęła skłaniać się ku modlitwie, zamykała książkę i modliła się na głos o matkę i o siebie, na co Gloria kręciła głową, że nie, i Natalia robiła to w pewnym sensie właśnie po to, żeby ją sprowokować, coś z niej wyciągnąć, choćby tylko skargę, ale Gloria poruszała głową na znak dezaprobaty i nic więcej, i tylko przez kilka pierwszych dni, bo potem nawet tego nie. Patrzyła nieruchomo w jeden punkt, a córka biła się z myślami, czy któregoś dnia na powrót stanie się jej matką, bo wbrew wszelkim oczekiwaniom ich role odwróciły się i było jej ciężko, uważała to za wielką niesprawiedliwość, i nawet jeśli Bóg byłby tak miłosierny, żeby zrekompensować jej to poświęcenie, z jakiej racji miała opiekować się kimś, kto powinien opiekować się nią? Miewała różne dni, nieraz szła spać rozgniewana, innym razem smutna, i przede wszystkim brakowało jej Matea, bo o wszystkich tych sprawach ze sobą rozmawiali, dyskutowali, i Natalia, mój Boże, wciąż była w nim zakochana, i upływ czasu tego nie zmieni, i nie z głupoty czy uległości, jak sądzili wszyscy dookoła, zresztą co ją obchodzi zdanie innych, skoro Mateo był tak błyskotliwym, inteligentnym mężczyzną jak mało kto.
XXXI Dolores miała już dosyć takiego życia. Wciągając powietrze w płuca, czuła w piersi coś takiego dziwnego, między żebrami, co nie pozwalało jej oddychać. Nie rozmawiali zbyt wiele o tym, co się z nimi dzieje, o tym ich wspólnym życiu na pół gwizdka, dzisiaj razem, jutro osobno, chociaż Enrique był przekonany, że prędzej czy później Dolores i tak go zostawi. W nocy, kiedy Blanca płacze, Dolores wstaje z łóżka, w którym zostawia czekającego na nią z utęsknieniem Enrique, i śpieszy do jej pokoju, do pokoju małej, która wnosi tyle spokoju do jej duszy. Jeśli długo nie wraca, Enrique wie, że już tam zostanie, że zostanie z Blancą, choćby przestała płakać, bo Dolores naprawdę nie wie, co mogłaby jeszcze zrobić, żeby nie czuć się tak rozdarta. Ściskając w objęciach swoją małą istotkę i nie wiedząc, czy chce, żeby nazywała ją mamą, czy nie, nie wiedząc, czy będzie potrafiła ją kochać, czy nie, nie wiedząc, czy będzie bardziej podobna do ojca, czy do matki, Dolores myśli i myśli, i myśli, i choć głowa jej pęka od tego myślenia, nie znajduje odpowiedzi. Mężczyzna w łóżku wie, że zostanie zepchnięty na boczny tor, że, jeśli tak dalej pójdzie, jeśli, jak dotychczas, pozwoli Dolores spać z Blancą, straci ją na zawsze, bo nie będzie jej do niczego potrzebny, a kobieta musi potrzebować swojego mężczyzny, bo jeżeli nie… czym w takim razie jest małżeństwo? Rosa, niech spoczywa w pokoju, zawsze kochała go tak, jak od zarania kobiety kochały swoich mężczyzn. To prawda, nie było im dane przekonać się, co by się stało z tym głębokim i szczerym uczuciem, gdyby wszystko potoczyło się inaczej, gdyby Rosa mogła przytulić do piersi swoją córeczkę. Wszyscy, wszyscy mężczyźni przestrzegali go, że po urodzeniu dziecka kobieta nie chce już nic od mężczyzny, nie chce nic wiedzieć o miłości między mężczyzną i kobietą, a w nocy, kolego, zapomnij – do wyrka i lulu. Ale Rosa była inna, tak bardzo inna, że Enrique ufał jej bezgranicznie. Teraz, kiedy odeszła, niech spoczywa w pokoju, zostanie z tą wątpliwością na całe życie. Tymczasem Dolores… nie miał złudzeń, że w tej kwestii zainteresowanie Dolores było równe zeru. Miał wrażenie, że owa czułość z początku ich znajomości znikła bezpowrotnie. Jeśli którejś nocy Blanca nie budzi się i nie płacze, szuka pretekstu, żeby do niej wstać, bo może coś się jej stało, bo jej nie słychać. Enrique prosi, żeby zostawiła w spokoju małą, że nie można jej przyzwyczajać do tego, że zawsze ktoś przy niej jest, bo później nie da ci w ogóle spokoju… ale wygląda na to, że stało się na odwrót, że to Dolores przyzwyczaiła się do Blanki i już go nie potrzebują, ani jedna, ani druga – ani dziewczynka, ani kobieta. Dolores od kilku dni chce to zmienić, to wszystko, ale nie wie, co się z nią
dzieje w nocy, że wpada w popłoch, i nie wie, jak i kiedy, i już jest na nogach, i już leci do pokoju Blanki, że może płacze, a może wcale nie płacze, tylko jakiś nagły, niewytłumaczalny impuls każe jej wstać i rzucić na nią okiem, bez żadnego widocznego powodu. Co się z nią dzieje… nie ma pojęcia. Tamta śmiałość, pełnia tych pierwszych dni, po tym, jak zobaczyła wegetującą Glorię, czuła, że jest zdolna do wielu rzeczy, ale teraz na powrót stała się tą samą starą babą, pełną dziwactw i nawyków, i coraz bardziej była przekonana, że jedynym mężczyzną, z którym mogła żyć pod jednym dachem, był Ángel, jej brat. Którejś nocy Dolores, leżąc z Blancą w ramionach, usłyszała szloch, charakterystyczny szloch płaczącego mężczyzny, ale to takie niezwykłe, że trudno w to uwierzyć. Teraz, słysząc łkającego Enrique, Dolores zastanawiała się, czy tak jak w przypadku Blanki powinna wstać i zobaczyć, co się z nim dzieje, ale nie zdobyła się na odwagę. Nazajutrz, spacerując z małą, spotkała na ulicy sąsiadkę, która dobrze znała Blancę, bo przyjaźniły się z Rosą, jej matką, i gdy zmarła, wdowiec i sierota zawsze mogli liczyć na jej pomocną dłoń. Nie mogła się nachwalić Dolores za opiekę nad Blancą i za tyle serca okazanego Enrique. Inne sąsiadki też użalały się nad nimi, ale wszystkie miały rodziny i szybko zapominały o udrękach bliźnich. Dolores czuła, że nie zasługuje na tę wdzięczność, bo to było, jakby… dopuścić się zdrady Rosy, ale zmilczała to, powiedziała tylko, ależ to nic takiego, kochana, ludzie muszą sobie pomagać. – Enrique potrzebuje młodej kobiety, która by go pokochała, biedaczysko, całe życie jeszcze przed nim. Młodej kobiety, która by go pokochała, powiedziała. Młodej, jak on. Kobiety, która zaopiekowałaby się nie tylko Blancą, ale i Enrique, która mogłaby zastąpić im Rosę, niech spoczywa w pokoju. Dolores była tego samego zdania, pewnie, że tak, potrzebowali tego i ojciec, i córka, młodej kobiety, która pokochałaby ich i przyhołubiła, kobiety takiej jak Rosa. Dolores była tego samego zdania. Było to dla niej tak oczywiste, że w nocy, ignorując małżeńskie łoże Enrique i Rosy, poszła prosto do Blanki… już nie musiała udawać, odgrywać roli. Enrique upadł na duchu. Przyzwyczaję się, pomyślał, jak inni mężczyźni.
XXXII Natalia dzwoniła kilkakrotnie do ciotki Dolores, żeby poprosić ją o przysługę, bo zbliżało się Wszystkich Świętych i nie miała z kim zostawić mamy. Ángeli nie brała pod uwagę, bo była zbyt dumna, aby przyjąć od niej pomoc, nawet najdrobniejszą, ale ciotka Dolores nie odbierała telefonu i Natalia zaczęła się już niepokoić. Powiedziała, to nic, powiedziała do mamy, bo już ją uprzedzała, że we Wszystkich Świętych rano pójdzie na cmentarz, że zaniesie tulipany, i mama opuściła powieki, i Natalia nie wiedziała, czy miało to oznaczać aprobatę, czy sprzeciw, ale poprosiła, żeby, na miłość boską, nie zrobiła jakiegoś głupstwa, żeby zaczekała cierpliwie, aż wróci z cmentarza. – Dzisiaj jest Wszystkich Świętych, mamo. Mama nie uniosła powiek, bo była zmęczona tym, co musiała oglądać, tym, co musiała oglądać wbrew własnej woli, bo nie pozostawało jej nic innego jak rejestrować to, co rozgrywa się na jej oczach, i niekiedy, dla zabicia czasu, obserwowała koła niebieskawych świateł tańczących jej pod powiekami, i mogła tak całymi godzinami. Natalia kupiła czerwone tulipany, swoje ulubione kwiaty, i pojechała autobusem na cmentarz, na którym była tylko raz, w dniu pogrzebu taty, i więcej tam już nie jeździła, i pamiętała to miejsce jak przez mgłę, jakby tamten dzień był jakimś złym snem i to nie tata był człowiekiem, którego wepchnęli do tej dziury. Na samą myśl ogarniało ją przerażenie i dlatego starała się tego nie rozpamiętywać. Na cmentarzu panowała atmosfera święta, która ją drażniła, bo spędziwszy tyle czasu zamknięta z mamą, miała nadzieję na odrobinę intymności w tym uświęconym miejscu, i pragnęła porozmawiać chwilkę z Mateem, wiedziała, że to daremny trud, ale pewnej nocy miała sen, że z nim rozmawia, i on, jego głos, prowadził z nią dialog, i tamtej nocy właśnie postanowiła, że na Wszystkich Świętych pojedzie na cmentarz, bo może to jakiś omen. Kobiety myły półki mężowskich nisz i wymieniały suche kwiaty na świeże, wonne i barwne. Natalia przyniosła czerwone tulipany przewiązane sznurkiem – było ich sześć, tylko sześć. Szukała grobu męża, tak właśnie myślała, grób mojego męża, bo uważała Matea za męża, mimo iż całe życie związany był oficjalnie z inną kobietą, nieważne, bo należał do niej, to była jej miłość, i miłość była najważniejsza, wiedziała to teraz, kiedy była samotna jak nigdy. Zabłądziła; kluczyła, unikając ludzi, aż zapytała napotkanego pracownika cmentarza o grób Matea Obiolsa, i w końcu znalazła go, i tam był jej mąż, schowany, dobrze schowany, jakby życie człowieka mogło skryć się pod ziemią,
i zapłonęła nagle niepohamowanym gniewem do Boga i z całej siły zacisnęła palce na łodygach sześciu czerwonych tulipanów, z rozpaczliwą wściekłością, i poczuła, jak w kąciku oka pęcznieje jej gorąca łza, i zanim zdołała uformować się w pełni, zanim osiągnęła dojrzałą, krągłą postać, przyłożyła w to miejsce palec, żeby ją powstrzymać, udaremnić jej powicie, bo nie chciała nic przeoczyć, pragnęła zapamiętać najdrobniejszy szczegół tego grobu, tych złoconych liter. Chciała powiedzieć, najdroższy, najdroższy mój, zaczęła powtarzać w myślach najdroższy, najdroższy, najdroższy mój, i choć słowa te wirowały bez końca w jej głowie, nie potrafiła wymówić ich na głos, i pomyślała, że teraz Mateo nie będzie wiedział, jak jej odpowiedzieć, jak w tamtym śnie, nie będzie umiał jej pocieszyć, i miała świadomość przecież, że to nonsens, bo jeśli mogła rozmawiać z umarłym, to czy nie wszystko jedno, czy rozmawia z nim na głos, czy tylko w myślach, i zamknęła oczy, bo może jeśli skoncentruje się odrobinę, on usłyszy te słowa, i wówczas ktoś dobitnie wypowiedział jej imię, Natalia, i otworzyła oczy z trwogą, myśląc, że posiadła moc komunikowania się ze zmarłymi, bo co innego można było pomyśleć… i gdy podniosła wzrok, ujrzała stojącego obok Matea syna, który położył dłoń na jej ramieniu, a przy nim Violetę, i pochyliła głowę, i oddaliła się, bo wiedziała, że będzie tam też Érica dopominająca się należnego jej miejsca, oficjalnego, i odeszła, nim zdążyła porozmawiać z Mateem. W dodatku zapomniała zostawić mu trzy z sześciu czerwonych tulipanów, bo pozostałe trzy były dla taty; cóż, w takim razie wszystkie sześć ofiaruje tacie, ale bardzo żałowała, że nie mogła zostać tam dłużej, skoncentrować się, bo a nuż Mateo… ale to była głupota, głupia, głupia Natalia, niedorzeczna, dziecinna. I szybko odnalazła grób taty, prawdziwego mężczyzny, wszyscy to mówili, który był tak różny od Matea, ale to nie miało dla niej znaczenia, dla Natalii, bo kochała ich obu z ich niedoskonałościami; dwóch mężczyzn, dwie miłości. I jak przewrotne potrafi być życie, tyle kobiet wokół niej, tyle wysiłku, żeby być nowoczesną kobietą, kobietą dzisiejszą, żeby raz na zawsze skończyć z tą kobiecą drugorzędnością, i proszę, gdzie wylądowała, na cmentarzu, składając hołd mężczyźnie, Mężczyźnie, nie jednemu czy dwóm, ale wszystkim. Położyła pięć czerwonych tulipanów na grobie taty i zachowała jeden dla mamy, i o mamie również pomyślała, jak myśli się o zmarłych, i wyobraziła sobie puste łóżko po powrocie do domu, jakby mama zaczęła chodzić, takie tknęło ją przeczucie. A potem pomyślała o tacie, pocałowała opuszki palców i dotknęła nimi grobu, i pomyślała o tacie z zamkniętymi oczami. I po raz pierwszy uzmysłowiła sobie, że prawie nie pamięta jego twarzy, to znaczy pamiętała tatę, ale rysy jego twarzy zaczynały się już stopniowo zacierać, i zrozumiała, że pewnego dnia twarz Matea też ulotni się z jej pamięci.
Pragnę w tym miejscu, w mojej pierwszej książce opublikowanej przez wydawnictwo Destino, podziękować Annie Soldevili za jej odwagę i życzliwość. Za ślepą wiarę (i nie są to puste słowa) w książkę i we mnie. A także Emilii Rosales, za otwarcie mi drzwi wydawnictwa, jak otwiera się drzwi domu.
I w szczególności mojej przyjaciółce Lorenie za to, że obdarzyła mnie głębokim zaufaniem i w letnie miesiące ostatnich lat opowiedziała mi te historie o matkach i córkach.
Spis treści I II III IV V VI VII VIII IX X XI XII XIII XIV XV XVI XVII XVIII XIX XX XXI XXII XXIII XXIV XXV XXVI XXVII XXVIII XXIX XXX XXXI XXXII Podziękowania