fabryka słów
Lublin 2012
COPYRIGHT © BY Dariusz Domagalski
COPYRIGHT © BY Fabryka Stów sp, z o.o., LUBLIN 2012
WYDANIE I
ISBN 978-83-7574-700-3
Wszelkie prawa zastrzeżone All rights reserved
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana
ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie,
fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana
w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
PROJEKT I ADIUSTACJA AUTORSKA WYDANIA Eryk Górski, Robert Łakuta
GRAFIKA ORAZ PROJEKT OKŁADKI Pawel Zaręba
REDAKCJA Tomasz Hoga
KOREKTA Agnieszka Pawlikowska
SKŁAD ORAZ OPRACOWANIE OKŁADKI Dariusz Nowakowski
ZAMÓWIENIA HURTOWE
Firma Księgarska Olesiejuk sp, z 0.0, S.K.A.
05-850 Ożarów Mazowiecki, ul. Poznańska 91 tel./faks:22 721 30 00
www.olesiejuk.pl, e-mail:
[email protected]
WYDAWCA Fabryka Słów sp. z o.o.
20-834 Lublin, ul. Irysowa 25a tel.: 81 524 08 88, faks: 81 524 08 91
www.fabrykaslow.com.pl e-mail:
[email protected]
DRUK 1 OPRAWA OPOLGRAFS.A.
www.opolgraf.com.pl
Patrząc na każdy przedmiot, przedstawiaj go sobie
jako ulegajqcy rozkładowi, zmianie,
jakby zgniliźnie i rozpadnięciu się w pył,
albo jak na rzecz przeznaczoną z urodzenia na śmierć.
Marek Aureliusz, „Rozmyślania”
Rozdział 1
Projekt Raj
Utracony
Wogromnej sali światowego senatu wrzało.
Czarnoskóry delegat Federacji Afrykańskiej
wykrzykiwał swoje pretensje w kierunku szpa-
kowatego mężczyzny, który ze stoickim spoko-
jem stał przy mównicy i znad staroświeckich
okularów pobłażliwie spoglądał na zebranych.
Zbulwersowani przedstawiciele Afryki, nie
mogąc opanować emocji, wyskoczyli ze swoich
foteli i teraz tłoczyli się przed podium. Siedzą-
cy skrajnie po lewej stronie Chińczycy szeptali
między sobą, Arabowie ze Zjednoczonych Pań-
stw Islamu z niedowierzaniem kręcili głowami,
a delegaci Unii Europejskiej i Stanów Ameryki Północnej sie-
dzieli w milczeniu, oszołomieni tym, co przed chwilą usłyszeli.
Tylko odziany w przynależną mu purpurę kardynał Bernard
Canton nie wykazywał oznak zaskoczenia.
Dziennikarze, jakby dopiero teraz obudzili się z głębokiego
snu, pospiesznie włączali kamery zamontowane przy skroniach.
Nie spodziewali się, że na jednym z zazwyczaj nudnych posie-
dzeń światowego senatu wybuchnie taka sensacja. Po chwili
popłynęły pierwsze komentarze do lokalnych stacji holowizyj-
nych.
- Skąd wzięliście na to środki finansowe? Przecież takie
przedsięwzięcie musiało kosztować fortunę! - krzyczał w pod-
nieceniu czarnoskóry senator.
Wyciągnął z kieszeni marynarki chusteczkę i otarł pot z czo-
ła.
- Pół roku temu prosiłem o dofinansowanie badań nad no-
wą mutacją wirusa HIV, który dziesiątkuje Zair, Angolę, Mo-
zambik, Ugandę i Zambię. Nie dostałem żadnych pieniędzy ze
względu na ograniczony budżet. A przecież tam umierają lu-
dzie! Każdego dnia tysiące kobiet i dzieci rozstają się z życiem.
Co drugi mieszkaniec południowej i środkowej Afryki jest no-
sicielem. Oni potrzebują natychmiastowej pomocy, a okazuje
się, że fundusze Banku Światowego zostały utopione w jakimś
futurystycznym projekcie. Nie czas na mrzonki, gdy zagrożone
są ludzkie istnienia. Powinniśmy skupić się na podstawowych
sprawach naszej egzystencji tu, na Ziemi!
Afrykanin przerwał, zaczerpnął powietrza i ponownie prze-
tarł spocone czoło. Poluzował krawat.
- Profesorze Karpowski - już spokojniej zwrócił się do
szpakowatego mężczyzny, celując w niego grubym paluchem -
proszę nam łaskawie powiedzieć, czemu ma służyć ta ekspedy-
cja? Czy nakarmimy tym nasze dzieci? Czy podniesiemy po-
ziom edukacji w krajach Trzeciego Świata? Zaopatrzymy prze-
ludnione, a zarazem najbiedniejsze regiony naszego globu w
środki antykoncepcyjne? Zlikwidujemy choroby i głód?
Zmniejszymy tempo degradacji naszego środowiska? Szczerze
w to wątpię. Myślę, że tylko kilku jajogłowych zaspokoi swoją
żądzę wiedzy. Proszę o wyjaśnienia...
Profesor zbliżył usta do mikrofonu zamontowanego na
srebrnej mównicy, jednakże tumult i hałas wywołane przez
audytorium liczące ponad tysiąc senatorów nie pozwoliły mu na
zabranie głosu.
- Panie i panowie! Szanowni delegaci! - Rudolf Weinstein,
pochodzący z Belgii przewodniczący senatu, próbował uspoka-
jać zebranych. Z właściwym sobie akcentem tubalnym głosem
mówił w przestrzeń, a czujniki dźwięku wzmacniały jego głos,
czyniąc go potężnym i władczym. - Zaprosiłem do nas Stefana
Karpowskiego, przedstawiciela Instytutu Astrofizyki i Kosmo-
nautyki, właśnie po to, aby wszystko państwu wyjaśnił. Co zaś
się tyczy sposobu finansowania projektu, jutro otrzymają pań-
stwo do wglądu szczegółowy raport sporządzony przez Komisję
Finansów. Ze swojej strony ręczę, że nic nie odbyło się kosztem
innych dręczących nas obecnie problemów. Profesorze, udzie-
lam panu głosu.
Mężczyzna skinął głową, odczekał chwilę, aż wszyscy dele-
gaci zajmą ponownie miejsca, poprawił okulary i zaczął mówić
donośnym głosem:
- Jak już wspomniałem, od siedmiu lat prowadzimy przy-
gotowania do pierwszego załogowego lotu międzygwiezdnego.
Za kilka miesi...