1
2
Forbidden Love
(Needle's Kiss #3)
Lola Stark
Tłumaczenie nieoficjalne dla:
TequilaTeam
Przekład: bdomelek, G_r_e_e_n, Kaasiaax3,
Patrycjaitymek, V...
4 downloads
9 Views
1
2
Forbidden Love
(Needle's Kiss #3)
Lola Stark
Tłumaczenie nieoficjalne dla:
TequilaTeam
Przekład: bdomelek, G_r_e_e_n, Kaasiaax3,
Patrycjaitymek, Veryme
Korekta: kaferek, kk741, malwina1916
3
Prolog
– Nie możemy tego zrobić tutaj, kochanie – Jude szepnął tuż przy moich, już
opuchniętych wargach. Stojąc przy drzwiach do pokoju mojego bratanka, zostałam
nagle mocno przyciśnięta przez ciało Jude'a. Kilka chwil temu wszedł przez drzwi
frontowe i pomknął schodami w górę, gdzie miałam nadzieję wykraść w ten sposób
krótką chwilę intymności niezakłóconą przez nikogo. Moje serce zamarło, gdy
zobaczyłam ogrom emocji w jego oczach, podczas gdy jego ręce mocno schwyciły
moje biodra. Skradzione chwile to to, co nam najlepiej w tym momencie wychodziło.
Absolutnie nikt nie zdawał sobie sprawy, że zaczęliśmy się potajemnie widywać.
– Łazienka. Potrzebuję cię. Tak bardzo cię pragnę, Jude – powiedziałam mu.
Moja twarz i wędrujące ręce dobitnie świadczyły, że nie zamierzam dłużej czekać.
– Twoi bracia są na dole i... kurwa, nie rób tego. – Jęk Jude'a rozbił się echem
po korytarzu, podczas gdy przebiegłam ręką wzdłuż wypukłości w jego dżinsach.
Kochałam to, jak szybko mogłam go nakręcić. – Zabijesz mnie, kochanie. – Usta
Jude'a zetknęły się z moimi w miażdżącym pocałunku, który zmienił mnie z
niecierpliwej na napaloną w stopniu rany-Julek-weź-mnie-właśnie-tutaj-właśnie-
teraz.
4
– Co tu się, do diabła, dzieje? – Głos Tripa przerwał nasz pocałunek i uczynił
moją krew lodowatą. Jude wystąpił do przodu i stanął tak, by mnie zasłonić; gest
chwalebny i opiekuńczy, ale naprawdę zbyteczny. Moi bracia w życiu by mnie nie
skrzywdzili. Jego zresztą też nie powinni; przynajmniej taką miałam nadzieję. Ta
myśl przemknęła mi przez głowę, gdy tak patrzyłam na Mace'a i Tripa, podczas gdy
obojgu już praktycznie dymiło z nozdrzy.
– Kurwa! – Westchnęłam, wiedząc że zaraz rozpęta się piekło, jeśli nie
zdołam powstrzymać tych dwóch egomaniaków, którzy właśnie złapali nas na
gorącym uczynku.
– Chcesz mi wyjaśnić, co to za gówno, którego właśnie byliśmy świadkami?
– Trip się skrzywił. Nie przejmowałam się moim wyszczekanym bratem. Zazwyczaj
był tylko mocny w gębie. Martwiłam się jedynie zbolałym wyrazem twarzy Mace'a.
Jego wzrok skierowany był wprost na Jude'a i był tak intensywny, że zagłuszał
wszystkie inne emocje kumulujące się teraz w tym małym przedpokoju, w którym
byliśmy stłoczeni. Nagle poczułam, że nie ma odwrotu. Muszę uwolnić co nieco
tego, co tak długo w sobie dusiłam. I potrzebowałam też powietrza. Było mi
cholernie duszno w potrzasku spojrzeń moich dwóch starszych braci. Miałam tylko
nadzieję, że zrozumieją.
– Mace, pozwól mi wyjaśnić – powiedział Jude, zupełnie ignorując Tripa .
Mace spojrzał najpierw na Jude'a, potem na mnie i znów na Jude'a. Jego twarz nie
wyrażała żadnych emocji. Trudno było obserwować go zamykającego się w sobie.
Zdecydowanie łatwiej by mi było, gdyby zaczął się denerwować, pokazał jak bardzo
go to boli; generalnie gdyby wyraził jakikolwiek rodzaj emocji. A on tylko bez słowa
odwrócił się i zszedł po schodach. Kilka chwil później, zamknęły się za nim drzwi.
Ściskanie w klatce piersiowej przerodziło się w zimną gorączkę. Zapadła grobowa
cisza. Położyłam dłoń na ramieniu Jude'a, tylko po to, żeby on mógł na nią spojrzeć,
następnie popatrzeć na Tripa i powoli odsunąć swoją. Odwrócił się i posłał mi
spojrzenie, które schłodziło mnie całą. Znałam to spojrzenie. Walczył z decyzją,
której się obawiałam. Nie wiedział, co powinien zrobić... i wtedy, tak po prostu,
5
opuścił głowę.
– Nie rób tego – wyszeptałam drżącym głosem. Gula formująca się w moim
gardle stawała się coraz trudniejsza do przełknięcia.
Moje serce opadło i przysięgam, rozbiło się u moich stóp na tysiąc części na
drewnianych deskach, gdy Jude odwrócił się do mnie plecami i prześliznął cicho
obok wciąż wściekłego i wewnętrznie rozdartego Tripa.
– Ten gnojek nie jest dla ciebie. Co ty sobie, do cholery, myślałaś? – Trip
krzyknął, po czym przyszpilił mnie na górze schodów. Gapiłam się na niego tępo.
Moje stopy, teraz jak z ołowiu, trzymały mnie w miejscu. Samotna łza stoczyła mi się
po policzku, ciepła w porównaniu z resztą twarzy. Nie mogłam uciec. Powoli,
podczas gdy Trip kontynuował pouczanie mnie, ja robiłam się obojętna na wszystko.
Przyjmowałam jego słowa, ale tak naprawdę ich nie słyszałam. Potulnie odbierałam
ochrzan za to, na czym on i Mace mnie złapali...
Aż w końcu coś we mnie pękło.
– Nie – dźwięki wreszcie zaczęły opuszczać moje usta. – Ja... muszę iść z
nim.
– I co jeszcze, kurwa, wymyślisz? On jest dla nas martwy. Słyszysz mnie,
Haven? MARTWY! – Mój brat wziął głęboki oddech, żyły na skroniach wybrzuszyły
się i zaczęły pulsować z wściekłości. – Zawożę twój tyłek do domu i byłoby
cholernie dobrze, gdybyś tam, kurwa, została.
– Nie mów tak! – Ocknęłam się z mojego okresowego paraliżu i warknęłam
na niego. – To Jude, Trip. To nasz Jude.
– Niech lepiej spieprza na drzewo – Trip wrzał. – Przestał należeć do naszego
grona w chwili, gdy zaczął cię wykorzystywać.
Sposób, w który Trip oceniał sytuację i nasz związek tylko na podstawie
tego, co sobie wydumał, krzywdził mnie bardziej niż mogłam przewidzieć. Serce
prawie wyrywało się z mojej piersi, a gniew szybko zastąpił wszystkie inne emocje.
Nie mogli przecież winić Jude'a za wszystko co się stało. Do tanga trzeba dwojga, jak
to mówią...
6
Zanim zorientowałam się co robię, moja ręka wystrzeliła i spotkała się z
policzkiem starszego brata. Dźwięk dłoni uderzającej w jego twarz rozbrzmiał nad
wyraz głośno w tej małej przestrzeni. – To nie Jude to rozpoczął, Trip. Nie waż się o
nim nigdy mówić w taki sposób! – Z tymi końcowymi słowami i pękniętym sercem,
pobiegłam w dół schodów i otworzyłam frontowe drzwi, by zaczerpnąć tak
niezbędnego teraz tlenu.
7
Rozdział pierwszy
Haven
Skręcałam dłonie na kolanach i gapiłam się w białą ścianę po przeciwległej
stronie pokoju. Nigdy nie pomyślałam, że mogłabym się tutaj znaleźć. Nigdy w życiu
nie myślałam, że będę jedną z „tych”. Siedząc w sterylnym pomieszczeniu,
stopniowo opanowywała mnie fala nudności, a łzy leciały mi po policzkach.
– Haven, możesz mi powiedzieć od jak dawna to już trwa? – spytała się
pulchna kobieta siedząca przede mną, poprawiwszy swoje zdecydowanie za duże
oprawki okularów na nosie, gdy po raz kolejny zdążyły już opaść za nisko.
– Hmm, no cóż, myślę że od około sześciu tygodni… – odpowiedziałam
głucho, walcząc z potrzebą pochylenia głowy i spuszczenia ramion w geście
wszechogarniającego smutku.
– Czyli od niedawna. Tym bardziej pochwalam twoją decyzję. Potrzeba wiele
odwagi, aby zrobić to, co zrobiłaś. Nie każdy potrafi wyjść z zaprzeczenia i
okłamywania samego siebie i przyznać, że nie może sobie sam z tym poradzić. – Jej
miękki, prawdopodobnie mający mnie uspokoić głos, brzmiał mimo wszystko jak
osąd, bez względu na to, ile razy powtarzałam sobie, że to nie tak. Skrzywiłam się,
mając dość mojej paranoi i poprawiłam się na fotelu.
Poprosił mnie, żebym to zrobiła. Muszę to zrobić. Nie mogę go zawieść. Nie
mogę odnieść porażki i tu...
8
Przypomniałam sobie, zapewne już po raz po setny, odkąd zwlekłam się z
łóżka dzisiaj rano; Robiłam to dla Jude'a. Dla siebie... to było to, co dla mnie
najlepsze. Kiwnęłam głową, sygnalizując że zgadzam się sama z sobą w tej
samomotywującej przemowie i skoncentrowałam się na paplającej kobiecie i jej
gestykulujących dłoniach.
– Tak, no więc myślę, że zobaczymy się tutaj z powrotem przy okazji
następnego spotkania i wtedy już ustalimy strategię działania – tym stwierdzeniem
skończyła moją wizytę.
Mechanicznie wstałam, uścisnęłam jej rękę i wyszłam z budynku do swojego
samochodu. Odpaliłam go, jednak nadal po prostu siedziałam bez ruchu. Skupiłam
się na uspokojeniu moich rozedrganych rąk i opanowaniu zimnego potu, który
pojawił się na mojej skórze. Minęły dwa miesiące odkąd ostatni raz widziałam Jude.
Dwa miesiące i nadal byłam złamana. W rzeczywistości, byłam jak rozbita szyba, po
której jeszcze ktoś przejechał. Byłam cholernie pewna, że nikt nigdy nie poskleca
mnie już z powrotem.
Kiedy wreszcie odzyskałam kontrolę nad sobą, pojechałam na drugą stronę
miasta, celowo wybierając dłuższą drogę, tak bym nie musiała przejeżdżać obok jego
garażu. Jude dał mi jasno do zrozumienia jak on to widzi, kiedy już przestaliśmy się
wygłupiać. Mimo, iż chciałam nadal uczestniczyć w jego życiu, w każdym jego
aspekcie, miało boleć mniej, jeśli zerwiemy wszelkie więzi. Przynajmniej myślałam,
że tak będzie... aż zaczęłam wymiękać. Czułam, jak to nadchodzi, fala
niespełnionych próśb, marzeń i myśli o nas, rozbijająca się o mnie jak o ścianę.
Zimny prąd pojawił się w moim krwiobiegu i wszechogarniająca ochota, by krzyczeć
z bezsilności, gdy dotarło do mnie, że to już koniec.
Bez względu na to, ile czasu minęło odkąd odszedł, ja nadal go chciałam –
nie, ja go potrzebowałam. Powietrze było dziś bardziej duszne niż zazwyczaj, kolejne
gorzkie przypomnienie tego, co straciłam. Sama myśl o zobaczeniu go powodowała,
że tłumione emocje wypływały na powierzchnię i uderzały we mnie jak przypływ
oceanicznego prądu.
9
Ślina zalała moje usta i pikantny smak, który pojawiał się zawsze kiedy nie
dostawałam tego, czego chciałam zalał moje kubki smakowe. Serce przyspieszyło i
przymknęłam oczy jak tylko zjechałam samochodem na pobocze. To było uczucie,
które zrozumiałby tylko ktoś, kto przeżył historię podobną do mojej.
Wzięłam kilka długich, głębokich oddechów, trzymając się kierownicy tak
mocno, aż zbielały mi kłykcie. Minęła dobra chwila zanim ochłonęłam. Głośne
pukanie do okna sprawiło, że niemal wyskoczyłam ze skóry. Zakryłam usta ręką i
powstrzymałam krzyk uciekający z mojego gardła, zanim zdałam sobie sprawę, kto
to był.
– Co, do cholery, jest z tobą nie tak? – warknęłam na Tripa kiedy obniżyłam
szybę w oknie. – Nie można tak się pałętać i straszyć ludzi. Oberwiesz za to kiedyś
kosą w bok, albo coś.
Trip nie powiedział ani słowa, po prostu stał, patrząc podejrzliwie na moją
twarz. Oczy piętnowały mnie, podczas gdy jego usta układały się w coraz cieńszą,
prostą linię, bardziej poważną dzięki piercingowi przypominającemu bliźniacze ślady
ukąszenia węża. Wreszcie przemówił, choć surowiej niż się spodziewałam. – Do
kurwy nędzy, Haven. Nie gadaj, że się mnie tu nie spodziewałaś? – Jego ostry ton był
tak zaskakujący, że tym razem to ja spojrzałam na niego z otwartymi ustami. I szybko
zarejestrowałam, że siedzę w swoim samochodzie na poboczu, tylko kilkanaście
metrów od salonu tatuażu mojej szwagierki Scarlett, gdzie Trip, mój drugi starszy
brat, od dawna pracował. I nawet nie zorientowałam się, że zajechałam już tak blisko.
W rzeczywistości, trochę mi ulżyło, że nie skończyłam przy samej szybie salonu,
zanim nie obezwładnił mnie mój kolejny epizod. Doprowadziłoby to do serii pytań,
na które nie chciałam odpowiedzieć.
– Przykro mi, ja... yyy.... Dlaczego jesteś pod moim oknem? – Uruchomił się
wreszcie mój mechanizm obronny. Postanowiłam, że zagram kartą luzaczki i
spróbuję odwrócić kota ogonem tak, żeby zrobił się mniej podejrzliwy. – Często
próbujesz straszyć bezbronne kobiety? – Zdobyłam się na fałszywy uśmiech.
Trenowałam ten uśmiech dość często ostatnimi laty. Urósł już prawie do rangi dzieła
10
sztuki.
– A czemu ty siedzisz jak kołek w samochodzie? I czemu właśnie tutaj? –
zapytał, krzyżując wytatuowane ramiona na piersi. Nie dawał się zwieść. Mój
najmłodszy z braci potrafił wyglądać naprawdę groźnie, kiedy tylko chciał i w tym
momencie przyjął postawę dużego-strasznego-brata perfekcyjnie. – Co jest nie tak,
Haven? – Jego brwi zmarszczyły się, gdy skanował moją twarz szukając oznak
emocji. Szybko zaciągnęłam swoje obronne mury i przełączyłam się na tryb
obojętności.
Skończ to jak najszybciej, Haven. Znajdź jakieś wygodne kłamstewko.
– Och, chciałam przyjechać do ciebie pokręcić się i takie tam i coś się nagle
stało z moją... hmm... skrzynią biegów. – Szybko wypuściłam to losowe kłamstwo ze
swoich ust, płynnie niczym psalm. Jego twarz przybrała łagodniejszy wyraz i
uspokoił się. Dzięki ci Boże, kupił to. Uwolniłam oddech, który przytrzymywałam w
buzi i spojrzałam na niego.
– Dobra, zaprowadź go do garażu Jude'a. Za dwadzieścia minut zgłoszę się po
ciebie. – Nie dając mi najmniejszej możliwości na dyskusję, odwrócił się na pięcie i
szybko odszedł z powrotem w kierunku Needle's Kiss.
Otarłam wilgotną dłonią strużkę potu z czoła. – Kurwa! – krzyknęłam w
pustą przestrzeń dookoła mnie. Oczywiście, że kłamstwo obróciło się przeciwko
mnie. Jak mogłam być taka głupia? Że też musiałam akurat wymyślić bajeczkę, która
traktuje o samochodach... samochodach! Jedynym mechanikiem, do którego jeździła
i któremu ufała nasza rodzina był Jude. Jude, najlepszy przyjaciel mojego brata. Jude,
mężczyzna, w którym byłam beznadziejnie zakochana. Beznadziejnie zakochana w
zakazanym owocu.
Nie tylko moi bracia zabronili mi się z nim widywać, ale też Jude nacisnął
hamulce i położył kres tej "dziecinadzie", w której uczestniczyliśmy. Przed tym jak
Mace i Trip odkryli, że coś było między Jude'em i mną, udało nam się wiele zrobić w
ukryciu, kradnąc chwile gdziekolwiek się dało. Pocałunek tutaj, palcówka tam. Gdy
opiekowałam się jego bliźniakami, Jaxsonem i Jordanem, Jude zwykł wracać do
11
domu wcześniej i kończyliśmy jako plątanina rąk i nóg. Zacisnęłam uda razem na
myśl o Jude między nimi. Tak bardzo mi go brakowało. Jego całego, nie tylko
niesamowitego seksu, ale także słodkiej, troskliwej maniery, z którą wszystko robił.
Wyglądał jak twardy gość, z którym nie należy zadzierać, ale prawda była od tego
daleka. Kiedy przekopałaś się pod tą twardą powłokę, mogłaś szybko zrozumieć, jaki
był naprawdę.
Tęskniłam też za chłopcami. Potrzebowałam tych chłopaków, wszystkich
trzech. Dawali mi poczucie stabilności i bezpiecznej przystani. Mimo, że to złe
założenie tak polegać na mężczyźnie i dzieciach, aby zachować stabilizację i
trzeźwość umysłu, to była to święta prawda. Oni byli powodem, dla którego
budziłam się każdego dnia. Powodem, dla którego codziennie udawało mi się wstać
po tej pamiętnej, odmieniającej całe życie nocy.
Rozpraszając czarne myśli, wciągnęłam swoje "majtki dużej dziewczyny" i
wjechałam z powrotem na ulicę, przejeżdżając kilka kilometrów w dół drogi do
Garażu J.D.. Dlaczego musiałam wymyślić taki głupi pretekst? Nie tylko miałam jak
w banku to, że zobaczę Jude'a, ale gdy spojrzy na mój samochód i zrozumie, że nic
złego się z nim nie dzieje, to pewnie pomyśli, że straciłam już ostatnią klepkę. To
zalatuje prześladowaniem na kilometr...
– To takie cholernie głupie. Zobaczymy, czy jakoś mi się uda z tego
wywinąć... – Moje mamrotanie do siebie powstrzymywało umysł od zarejestrowania
i przeanalizowania tego, co zamierzałam za chwilę zrobić. Chciałam zobaczyć Jude'a.
Po całym tym czasie. A niech to wszystko piekło pochłonie.
***
Wybiegłam na przód garażu i odetchnęłam z ulgą. Jude'a nie było. Weszłam i
stanęłam za to twarzą w twarz z jego nowym mechanikiem, Rhetem. Rhet był cichy,
ale z widocznym zadziorem, mojego wieku, z blond włosami i prawie tak dużą
ilością tatuaży co Trip. Rzuciłam w niego kluczami i poprosiłam o pełen przegląd
12
samochodu przed wybiegnięciem stamtąd tak szybko, jak tylko moje Jimmy Choo'sy
na to pozwalały. Zaledwie kilka kroków i byłabym na zewnątrz, wolna niczym ptak.
Nagle jednak duże dłonie okrążyły mnie w talii po tym, jak wpadłam prosto w
dosłownie, ścianę człowieka.
– Cholera. – zaklęłam, podczas gdy moje ręce wystrzeliły przed siebie
szukając podpory. To właśnie moje zakichane szczęście, że wbiegam z hukiem na
jedyną osobę, której nie chciałam widzieć. Nieświadomie odetchnęłam głęboko,
rejestrując znajomy zapach wody po goleniu i smaru. Moje powieki bezwiednie się
zamknęły, a nogi zaczęły się trząść.
Nie mogę teraz znów ześwirować. Byłam tak blisko ucieczki bez szwanku.
– Przepraszam – wyszeptał, jego ręce chwyciły mnie mocno, tak żebym nie
wylądowała płasko na tyłku. Przepraszam. To jedno słowo wywołało lawinę emocji i
wspomnień, które starałam się zablokować.
– Nie rób tego, Jude – wychrypiałam. – Nie odchodź .
– Ja...my nie możemy tego dłużej ciągnąć, Haven. Nie mogę zdradzić ich w
ten sposób – odpowiedział przepraszającym tonem.
– Oni tego nie zrozumieją. Nie są w stanie. Błagam, nie pozwól im nas
rozdzielić. Potrzebuję cię. – Chwyciłam jego ramię, by powstrzymać go przed
odwróceniem się. Spojrzał na mnie, a jego łagodne zielone oczy przepełnione były
determinacją i pasją.
– Przepraszam. – Zamknął się w sobie, wyswobodził z uchwytu i odwrócił
się do mnie plecami, odchodząc, jakby to było najłatwiejszą rzeczą na świecie. A ja
pozostałam w miejscu i patrzyłam na tą scenę. Nie chciałam wierzyć, że mógłby się
na to zdobyć. Wróci. Przekonywałam siebie. Odzyskam go. Był dla mnie jedyną
osobą, której potrzebowałam.
– Haven – głos Jude'a podniósł się tylko o pół tonu.
– Zabierz od niej swoje pieprzone ręce. – Donośny głos Tripa sprawił, że
wyprostowałam się tak szybko, jakby ktoś mnie smagnął biczem po plecach.
Obracając się energicznie wokół swojej osi, przyszpiliłam Tripa lodowatym
13
spojrzeniem i warknęłam: – Daj sobie spokój, Trip. Sam mnie tu wysłałeś!
– Nie wysyłałem cię tutaj, żeby Jude mógł kłaść swoje pieprzone ręce na
tobie – warknął Trip, nie zwracając na mnie uwagi, tylko patrząc wilkiem na Jude'a
nad moją głową.
– Zostawiłam swój samochód i wpadłam na niego w drodze powrotnej.
Dosłownie. Powstrzymał mnie od wyrżnięcia na cztery litery, ty niedorozwoju! – Po
tych słowach obeszłam Tripa i zaczęłam ciężko stąpać w stronę zakładu Scarlett,
klnąc jak szewc i pomrukując pod nosem przez cały czas.
Kilka minut później weszłam przez frontowe drzwi Needle's Kiss i opadłam
na kanapę, rzucając torebkę w róg.
– Hej, hej, spokojnie, Gwiazdeczko – Scarlett przywitała mnie ze swojego
stanowiska przy recepcji. Zapach antyseptyków i odgłosy brzęczących pistoletów do
tatuażu miały dziwnie uspokajające działanie. – Kto ci dziś nasikał do owsianki? –
Odsunęła się od lady i podeszła do kanapy, wślizgując się obok mnie.
– Głupi chłopcy i ich niekontrolowane wybuchy testosteronu – mruknęłam.
– Musisz to szerzej wyjaśnić. – roześmiała się.
– Nie jestem dzieckiem. Dlaczego ci chłopcy wciąż zachowują się, jakbym
nie mogła podejmować decyzji na własną rękę? – Wzięłam głęboki oddech i
kontynuowałam swoją tyradę. – To jest tak, jakbym znów miała pięć lat i nie
pozwolono mi samej chodzić do szkoły. Nie mogę nic zrobić sama. Nie jestem
cholernym dzieciakiem!
Śmiech Scarlett zagłuszył moje słowa i uciął przemówienie. Patrzyłam
zmieszania. – Co do cholery? – rzuciłam się na nią.
– No ty! – roześmiała się. – Zobacz jak to wyglądało moimi oczami. Weszłaś
tutaj, tupiąc nogami jak rozdrażnione dziecko. Teraz masz ręce skrzyżowane na
klatce piersiowej i wpadasz w furię niczym rozpieszczony bachor, ale mimo to
chcesz być traktowana poważnie?
Moja twarz zaczerwieniła się, kiedy zdałam sobie sprawę, że miała rację.
Zachowywałam się jak dzieciak, ale byłam zajebiście wkurzona. Kim oni byli, żeby
14
mówić mi co mogę robić i z kim mogę to robić? Jude nie stanowił wyjątku. Co za
cipka. Nie postawił się moim braciom i nie walczył o nas. Najwidoczniej bardzo
mało dla niego znaczyłam, jeśli postawił ich uczucia na pierwszym miejscu. No i
dobrze. Mogli robić co chcieli. Więc ja też!
Chciałam już wstać i zakończyć swój napad szału efektownym finałem,
wybiegając bez słowa z zakładu, kiedy Scarlett położyła rękę na moim ramieniu i
zatrzymała mnie. Jej twarz była pełna powagi, gdy dobitnie wypowiadała każde
słowo: – Chcesz, aby przestali traktować cię jak bachora? To skończ bycie nim.
Dorośnij i zrób coś z tym.
Mój mechanizm obronny się włączył. Prychnęłam na nią. – Ależ proszę cię
bardzo, możesz mnie oświecić, co, kurwa, mam niby zrobić, żeby potraktowali mnie
poważnie?
– Rozejrzyj się dookoła siebie. Spójrz w lustro, Haven, i zadaj sobie pytanie,
czego chcesz. I wtedy dopiero po to sięgnij!
– I sugerujesz, żebym po prostu wzięła to co oni robią na klatę? –
odwarknęłam.
– To tylko chłopcy, słonko – przekonywała. – Chłopcy są zasadniczo
idiotami.
Musiałam naprawdę wyraźnie okazywać swo...