~1~
Rozdział 1 - Jeśli nie uda wam się przyprowadzić partnera przed radę zanim nastanie północ jutrzejszej nocy, zosta...
9 downloads
15 Views
2MB Size
~1~
Rozdział 1 - Jeśli nie uda wam się przyprowadzić partnera przed radę zanim nastanie północ jutrzejszej nocy, zostaniecie wytropieni i straceni, jako samotny paranormalny – powiedział starszy. Fletcher słuchał z niepełną uwagą. Już to wszystko wiedział, oczywiście. Z tego właśnie powodu zdecydował się zjawić na tym spotkaniu. Chociaż jak na paranormalnego nie był zbyt stary, miał tylko przeszło czterysta lat, był zmęczony byciem samemu. Spojrzawszy na swój kieliszek z szampanem, Fletcher uśmiechnął się. Wiedział, że starsi dodali coś do wina. Już wypił trzy kieliszki tego, mając nadzieję, że wkrótce ogarnie go gorączka. Może znajdzie miłego zmiennego, może nawet fae, żeby się ustatkować i żyć szczęśliwie po wieczne czasy. - A w razie, gdybyście myśleli, że można złamać zaklęcie – mówił dalej starszy – dodaliśmy specjalną klauzulę. Głowa Fletchera uniosła się gwałtownie i jego pełna uwaga spoczęła na podium, gdzie stali starsi. Nic o tym nie wiedział i ta informacja go zaniepokoiła. - Każdy, kto spróbuje zanegować zobowiązanie tego zaklęcia natychmiast zostanie przeklęty zgodnie ze swoją rasą. – Serce Fletchera zabiło w jego piersi, gdy słuchał przemowy starszego. – Jestem pewny, że wiecie, w czym rzecz. Och, bardzo dobrze to wiedział. Jaką bzdurę zrobił tym razem? Widział obraz, rozumiał, co starsi knuli, żeby pogodzić rasy. Jednak to było nowe i niemile widziane. Dlaczego tego nie widział? Czy nie był zdolny do znalezienia partnera? - Jestem takim nieudacznikiem – mruknął Fletcher pod nosem, gdy przez tłum przetoczyły się sapnięcia i warknięcia. - Spodziewamy się zobaczyć każdego z was w ciągu dwudziestu czterech godzin – zakończył straszy z małym władczym machnięciem ręki. – Niech wasze polowanie będzie uwieńczone sukcesem.
~2~
W chwili, gdy słowa opuściły usta starszego, sala balowa wybuchła kakofonią dźwięków. Ludzie warczeli i syczeli. Gniewne okrzyki rozniosły się po Sali, gdy paranormalni obrócili się do siebie, kłócąc się między sobą. Fletcher potrząsnął smutno głową i przycisnął plecy do ściany. - O tym dokładnie mówili starsi – mruknął do faceta stojącego obok niego. Niektórzy zmienni przekształcili się nawet w swoje zwierzęce postacie, gdy ruszyli przez salę w poszukiwaniu chętnego – a może raczej niechętnego – partnera. - Myślę, że to dobry pomysł – odparł mężczyzna. – To jednak – machnął ręką wskazując panujący wokół nich chaos – to jest szaleństwo. Fletcher przyjrzał się swojemu nowemu sojusznikowi oceniającym okiem. Ponad metr dziewięćdziesiąt, szerokie bary, szczupła talia, napięty tyłek w jeszcze bardziej obcisłych dżinsach – mmm, i jaki fajny był ten tyłek. Mocno ścięte ciemnobrązowe włosy, oczy koloru rozpuszczonej czekolady i gładka, kremowa karnacja, którą Fletcher chciałby lizać językiem po każdym centymetrze nagiej męskiej skóry. Uniósł nos, Fletcher powąchał subtelnie powietrze. Facet pachniał czymś dzikim i nieokiełznanym, ale podobnie było z większością ludzi na tej Sali. Zapach nie był ani gryzonia ani psowatego i Fletcher wypuścił zadowolone, ciche westchnienie. - Fletcher Martin – powiedział z promiennym uśmiechem podając rękę. - Shadenious Santiago – odpowiedział mężczyzna, biorąc rękę Fletchera i ściskając stanowczo. - Wow, to dość trudne. - Mów do mnie Shade. - Mogę tak robić. – Fletcher wydął usta i powachlował rzęsami, przysuwając się do mężczyzny i przyciskając do niego. – Powiedz mi, Shade, lubisz kociaki? Brwi Shade’a ściągnęły się w zmieszaniu, ale jego ramiona otoczyły Fletchera. - Byłem wcześniej z kobietami, ale wolę mężczyzn. Fletcher zachichotał miękko, gdy musnął nosem podbródek Shade’a. - Nie takiego kociaka miałem na myśli.
~3~
- Och – odparł Shade trochę bez tchu, gdy wygiął szyję, żeby dać Fletcherowi miejsce do zabawy. – Całkiem lubię koty. Dlaczego? Masz jakiegoś? - Coś w tym stylu – mruknął Fletcher zanim drapnął zębami szczękę Shade’a. Głośny ryk odwrócił uwagę Fletchera i szarpnął się w samą porę, żeby zobaczyć jak duży, bardzo umięśniony mężczyzna uderza w ścianę obok nich. Dwaj mężczyźni i kobieta w jednej chwili znaleźli się na nim, rozrywając jego ubrania, ciągnąć za włosy, próbując dotknąć jakiejkolwiek jego części, którą mogli sięgnąć, podczas gdy on usiłował z nimi walczyć. - Złaźcie ze mnie! – krzyknął. Ramię Shade’a zacisnęło się opiekuńczo wokół Fletchera, odciągając go od walki. Fletcher zamruczał z aprobatą. Dokonał dobrego wyboru z Shadem. Mimo to, to było wbrew jego przekonaniom, by tak po prostu odwrócić się plecami i odejść, gdy ktoś był w kłopotach. - Powinniśmy mu pomóc. - Sam o siebie zadba – odparł cicho Shade, nadal odsuwając ich powoli wzdłuż ściany. Jeden z mężczyzn, z wyglądu wampir, rzucił się do szyi mężczyzny, jego kły były w pełni wysunięte, gdy kłapnął szczękami. Facet mógł być duży, ale nawet on nie był w stanie odparować ataku trzech na jednego. Podczas gdy jego uwaga była zwrócona na wampira, który próbował zrobić sobie ucztę na jego żyle, drugi mężczyzna wyprowadził ogłuszający cios na jego skroń i oczy mężczyzny przewróciły się do tyłu głowy i potoczył się na ścianę. Fletcher dość już zobaczył. - Zamierzam mu pomóc. Możesz tu zostać, jeśli chcesz. – Wyplątawszy się z ramiona Shade’a, Fletcher zamknął oczy i zmienił się. Wysunął się ze swojego ubrania, spojrzał na nich, potem na Shade’a i miauknął. Miał nadzieję, że mężczyzna zrozumie, by pilnował jego ubrań, żeby nie musiał chodzić nago, gdy skończy. Potem się obrócił, jego czarny ogon wygiął się nad jego grzbietem, wziął rozbieg i rzucił się na plecy kobiety. Sycząc i miaucząc, zaatakował jej twarz wyciągniętymi pazurami. Krzyknęła, jej ręce zatrzepotały wokół jej głowy, gdy próbowała go chwycić. ~4~
Fletcher nie dał jej szansy. Wbiwszy pazury w jej ramię dla lepszej równowagi, pochylił się i przeleciał przez otwartą przestrzeń, lądując na piersi broniącego się mężczyzny. Zjeżył się na atakujących, sycząc i wyginając grzbiet. Kobieta odpuściła, ale mężczyźni wyśmiali go. - Hej, kici, kici – zakpił z niego ten, który wyprowadził osłabiający cios. Jego masywna dłoń sięgnęła w stronę Fletchera, ale nigdy nie doszedł do niego. Shade warknął, jego oczy rozbłysły gniewem i podniósł mężczyznę do góry, odrzucając go kilka metrów dalej. - Nic ci nie jest? Fletcher miauknął miękko i obrócił się, żeby spojrzeć na wampira. Nie wyglądał na takiego, który się wycofywał. Fletcher naprawdę nie chciał robić tego bez pozwolenia mężczyzny, ale nie widział innego wyjścia. Wspiął się po piersi mężczyzny, lizał przez chwilę jego twarz, a potem otarł się o każdą jego część, jaką mógł dosięgnąć, oznaczając go swoim zapachem. Usatysfakcjonowany tym, że jego zapach będzie się utrzymywał, zatwierdzając dużego mężczyznę, jako jego, Fletcher ponownie zerknął na wampira. Ten się roześmiał i potrząsnął głową. - On wciąż jest mój. Zanim ktokolwiek mógł się poruszyć czy mrugnąć, Shade opadł na kolana, szarpnął głowę mężczyzny do tyłu i zatopił swoje długie, groźnie wyglądające zęby w boku jego szyi. Zamarł tylko na chwilkę, mrucząc miękko, gdy ssał ranę, a potem wyciągnął zęby i polizał znak ugryzienia. - Teraz, jest mój – warknął Shade, przygważdżając wampira wzrokiem. Krwiopijca już się nie uśmiechał. Jego oczy zrobiły się okrągłe, jego usta opadły i pokiwał gwałtownie głową. - Racja. Przepraszam. Ja tylko… ja… o, cholera. – A potem okręcił się i uciekł, jakby gonił go sam diabeł. Shade pogłaskał futro Fletchera i podrapał za uszami. Fletcher zamruczał głośno, wyginając się pod jego dotykiem zanim wskoczył w ramiona Shade’a i otarł się o niego. Zatwierdził pół przytomnego mężczyznę na podłodze w akcie konieczności. Z Shadem było inaczej. Mmm, chciał tego mężczyzny. ~5~
- Wygląda na to, że mamy partnera, który potrzebuje naszej opieki – szepnął cicho Shade, gdy potarł policzkiem po czubku głowy Fletchera. – Zatwierdziłem go i nie mogę go teraz porzucić. Fletcher tak naprawdę nie słuchał. Ocierał się o Shade’a, dotykając go pod brodą i wzdłuż szyi, oznaczając mężczyznę swoim zapachem i mrucząc przez cały czas. - I wydaje się, że ty też mnie zatwierdziłeś. – Shade zachichotał i ostatni raz pogłaskał Fletchera zanim postawił go na własne nogi. Shade usiadł na piętach obok ich nieznanego partnera, przesunął ręką po twarzy i westchnął. – Ale pieprzony bałagan. – Opuścił ręce na kolana i spojrzał na Fletchera. – Co myślisz o dzieleniu się?
***
Caspian potoczył tyłem głowy po ścianie, jęcząc cicho, gdy zamrugał oczami. Jego głowa pulsowała boleśnie, jego mięśnie były napięte, a szyja była obolała i paliła. Wracając natychmiast do pełnej świadomości, jego ręka ruszyła do szyi czując skórę z punktowymi śladami. - Ten odrażający wampir mnie ugryzł! - Nie – doszedł go chłodny, gładki głos z tyłu. – Ja cię ugryzłem. Obróciwszy powoli głowę, Caspian przyjrzał się podejrzliwie mężczyźnie. - Zatwierdziłeś mnie? Facet przytaknął. - Nie mogło być inaczej. To byłby wampir albo ja. Może wolałbyś, żeby to raczej on cię ugryzł? - Nie. – Caspian próbował maskować swój gniew, ale w środku kipiał ze złości. - Wolałbym, żeby żaden z was mnie nie zatwierdził. Mężczyzna tylko wzruszył ramionami. Na swoich kolanach miał małego czarnego domowego kota, a jego palce leniwie gładziły kota. - Nie jestem jedynym, który cię zatwierdził.
~6~
Oczy Caspiana zrobiły się okrągłe i jego ręka powędrowała z powrotem do gardła. - Ale powiedziałeś, że wampir… - Nie, nie on. – Jego ratownik zachichotał. – Ten mały facet tutaj wałczył o ciebie jak kot piekielny. – Podrapał kota pod brodą. – Gra słów niezamierzona, maleńki. To był dziwny obrazek widzieć tak dużego mężczyznę tulącego i gruchającego do kociaka. Rozejrzawszy się po sali, Caspian odkrył, że większość zamieszania ucichło, a ludzi zaczyna ubywać z sali balowej. Przełknąwszy swoją dumę i odpychając zranione ego, zwrócił się z powrotem do mężczyzny, który prawdopodobnie uratował jego życie. - Dziękuję. - Jestem Shade – odparł facet – a ten tutaj to Fletcher. Przepraszamy, że sparowaliśmy się z tobą bez pozwolenia. Próbowaliśmy tylko pomóc. – Kot patrzył na Caspiana i miauknął, jakby również przekazywał swoje przeprosiny. - Czy wy dwoje… – Caspian zamilkł w swoim pytaniu, spoglądając między Shadem, a kotem. - Jeszcze nie. – Shade poruszył sugestywnie brwiami. – Poznałem go jakieś dwie minuty przed tym jak uratowaliśmy twój tyłek. Westchnąwszy ciężko, Caspian zdecydował, że nie byłoby dobrze złościć się na tę sytuację. Wstał na nogi i nawet wyciągnął rękę do Shade’a, żeby mu pomóc. Zwróciwszy swoją uwagę na kota, pochylił głowę. - Możesz zmienić się z powrotem? W powietrzu pokazało się lekkie lśnienie i kilka sekund później tam, gdzie był kot klęczał mały mężczyzna. Shade podał mu parę czarnych dżinsów i jasnoniebieską zapinaną koszulę, a mężczyzna szybko się ubrał. Caspian nie mógł zaprzeczyć, że obaj byli oszałamiający. Mniejszy, bardziej delikatny Fletcher miał te same ciemnobrązowe włosy, co Shade, ale podczas gdy oczy Shade’a miały kolor mlecznej czekolady, oczy Fletchera miały najbardziej hipnotyzujący odcień zieleni. Mimo niewielkiej postury, jego małe ciało było szczupłe i wysportowane z opaloną skórą naciągniętą na dobrze wykształconych mięśniach.
~7~
Przeniósłszy swoją uwagę na Shade’a, Caspian zdecydował, że mężczyzna ma bardziej szorstką powierzchowność ze swoją szerszą sylwetką i bardziej uwypuklonymi mięśniami. Mimo to, było coś łagodnego w jego oczach, co czyniło go mniej groźnym. - Wracają starsi – zaobserwował, gdy przyglądał się jak wchodzą na małą platformę. – Chodźmy zobaczyć, czy możemy to wyprostować. - Nie chcesz być naszym partnerem – powiedział Fletcher cichym głosem. To nie było pytanie, więc Caspian nie czuł potrzeby odpowiadania na nie. - Pan Akuratny – mruknął Shade, biorąc rękę Fletchera i prowadząc ich w stronę starszych. Caspian zignorował tę zniewagę i podążył za nimi. Czyżby zachował się niegrzecznie? Nie sądził, ale najwyraźniej Shade odczuł to inaczej. Mając nadzieję na naprawienie niezamierzonej obrazy, podszedł do boku Fletchera i sięgnął biorąc jego małą dłoń. Fletcher ścisnął go lekko i posłał mu promienny uśmiech zanim zwrócił twarz do przodu. To zrobiło śmieszne rzeczy z brzuchem Caspiana i nie był pewny, czy uważa to odczucie za przyjemne czy nie. Delikatna ręka w jego była miękka, skóra gładka i elastyczna, jednak trzymał go w mocnym uścisku, gdy stanęli przed starszymi i pochylili z szacunkiem głowy. - Ach, Caspian – powiedział Starszy Swanson. – Minęło wiele lat odkąd widzieliśmy cię gdziekolwiek. Przyszedłeś wpisać swoje parowanie, jak przypuszczam? Caspian zaczął zaprzeczać, dlaczego się tu zebrali, ale Fletcher ścisnął mocno jego rękę i przytaknął. - Tak, sir. Fletcher Martin, Shadenious Santiago i Caspian… – zamilkł, patrząc na Caspiana pytająco. - Reyes, ale nie o to chodzi. – Caspian obrócił się do starszego, zamierzając argumentować swoją rację, ale zauważył, że mężczyzna już wpisuje ich do księgi, którą otworzył przed nim. Palący ból przeszył jego prawie ramię i musiał zagryźć zęby przed wydaniem jakiegokolwiek odgłosu. W tym samym momencie, Fletcher krzyknął, a Shade wydał niski syczący dźwięk, obaj poruszyli się niespokojnie tam, gdzie stali. Caspian mógł tylko zgadywać, co to znaczy.
~8~
- Wasze parowanie zostało zapisane. – Starszy Swanson podał kopertę. – A to są wasze instrukcje parowania. Spodziewamy się zobaczyć całą waszą trójkę na następnym zgromadzeniu. Gratuluję. - Tangina! 1 – wykrzyknął Caspian, wyrywając kopertę z ręki starszego i schodząc na dół. - Czy powiedziałeś wagina? – zapytał Fletcher, gdy zeskoczył ze schodków i wylądował z gracją obok niego. – Ponieważ jeśli to cię kręci, to obawiam się, że będziesz trochę więcej niż rozczarowany. Chociaż nie sądził, że to będzie możliwe, Caspian się roześmiał. - Lubię cię, Fletcher. Mniejszy mężczyzna napuszył się na ten komplement, wygładził koszulę i przeczesał włosy palcami. - No cóż, podoba mi się, że mnie lubisz. Myślę, że również cię lubię. – Shade stanął za jego plecami i Fletcher przewrócił oczami. – Lubię także tę dużą małpę. Shade mruknął. - Ups. – Fletcher przytknął dłoń do swoich ust, kiedy uciekł z nich chichot. Caspian uznał to za całkiem słodkie. – To znaczy goryla. - Czy to nie to samo? – Caspian przechylił głowę na bok, jego brwi ściągnęły się razem. - Eee, dość blisko. – Fletcher wzruszył ramionami, chwycił rękę Shade’a, potem Caspiana i powiódł ich do podwójnych drzwi po drugiej stronie sali balowej. – Teraz, kiedy się hajtnęliśmy, czy możemy przejść do dobrych rzeczy? Bo muszę powiedzieć, że moja cholerna skóra zacznie się roztapiać, jeśli w ciągu następnych dziesięciu minut nie będę miał kutasa w moim tyłku. Caspian rzucił okiem na mniejszego mężczyznę w mieszaninie szoku i podniecenia. Shade na chwilę spotkał się z nim spojrzeniem, kiwnął stanowczo, a potem złapał Fletchera i przerzucił go sobie przez ramię. - W którą stronę?
1
Tangina – słowo wyrażające przekleństwo, coś w stylu Pieprz się
~9~
- Mój pokój. – Caspian nie przestawał myśleć, tylko otworzył drzwi i poprowadził ich do swojej sypialnej kwatery. Może to był zły pomysł. Może nie powinien był polubić tych mężczyzn, nawet gdyby ich znał. Albo może, to mogła być najlepsza rzecz, jaka kiedykolwiek mu się przydarzyła. Był tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć i poważnie miał nadzieję, że nie będzie tego żałował.
Tłumaczenie: panda68
~ 10 ~
Rozdział 2 Spiesząc przez drzwi, które Caspian dla nich otworzył, Shade rzucił Fletchera na łóżko z czterema kolumnami i zaczął zdzierać swój ubranie. Jego skóra mrowiła, ciało paliło, a fiut pulsował błagając o ulgę i szybkie pieprzenie. - Pospiesz się – warknął. Fletcher pokiwał skwapliwie głową, stanął na środku materaca i podskakiwał próbując ściągnąć swoje buty. Stracił równowagę, upadł na tyłek i podskoczył kilka razy, ale ani na chwilę nie przerwał swoich gorączkowych ruchów, żeby pozbyć się swojego ubrania. Caspian zachichotał na wygłupy swoich partnerów, ale brzmiał na spiętego i wymuszonego. Shade znał to uczucie. Jak tylko mniej więcej zdarł z siebie ubranie, Shade obrócił się do Caspiana, rzucając się na mężczyznę i atakując jego zmysłowe usta niczym opętany facet. Byłby bardziej niż szczęśliwy móc zatwierdzić Fletchera na partnera i tylko Fletchera. Dodanie Caspiana do tej mieszanki było czymś więcej niż bonusem. To było właściwe. Otrząsnąwszy się jednak z tych idiotycznych myśli, Shade przelał wszystko, co miał w sparowanie ich warg i języków. Spotkał tych dwóch mężczyzna zaledwie pół godziny temu. Nic w ich związku nie powinno być bardziej właściwe niż czyjś ciasny tyłek zaciśnięty wokół jego fiuta. Och, ale jego partnerzy byli wspaniali. Małe, gibkie ciało Fletchera i mocno opalone i naznaczone mięśniami Caspiana były wszystkimi jego fantazjami połączonymi w jedną. Shade nie wierzył w przeznaczenie, ale jeśli coś takiego istniało, wierzył, że los wiedział, co do cholery robił. Fizycznie, nie mógłby wybrać dwóch bardziej idealnych mężczyzn. Caspian był kilkanaście centymetrów niższy od niego, troszkę węższy w ramionach, ale przeważnie byli porównywalni. Długie czarne włosy mężczyzny spadały między jego łopatkami w małych warkoczykach, które jak zdecydował Shade były gorące jak diabli na jego partnerze. Przyszło mu na myśl słowo wojownik i Shade zgodził się z tym. Caspian rzeczywiście wyglądał jak wojownik.
~ 11 ~
- Ja – zajęczał Fletcher z łóżka. Shade uwolnił usta Caspiana i chwycił twarz mężczyzny w obie dłonie, wpatrując się w oczy o kolorze gorzkiej czekolady. Caspian mógł nie wybrać ich dobrowolnie, gdyby miał taki wybór, ale teraz wyglądał na strasznie zaangażowanego. Jego oczy kilka razy przeniosły się na Fletchera i z powrotem na Shade’a z niezaprzeczalnym głodem palącym się w tych ciemnych głębiach. - Teraz? Caspian brzmiał niepewnie, jakby nie był pewny, czy jego uwaga będzie mile widziana. Shade nie mógł sobie na to pozwolić. - Zdecydowanie teraz. Nawilżacz? - W łazience – odparł Caspian wskazując głową w stronę drzwi za nimi. - Przyniosę. Idź lepiej poznać naszego partnera. – Shade obdarzył mężczyznę następnym palącym pocałunkiem, a potem poszedł do łazienki znaleźć potrzebne rzeczy. Tylko minutę zajęło mu znalezienie małej butelki nawilżacza w oszklonej szafce. Był nowy i nieużywany. Jednak to było po prostu smutne, że mężczyzna tak cudowny jak Caspian nie miał okazji go użyć, i Shade poczuł dreszcz, który przebiegł przez niego na tę świadomość. Oczywiście jego partner nie był jakąś rumieniąca się dziewicą, ale on nie był z nikim od czasu przyjazdu do zamku. Ściskając butelkę mocno w dłoni, Shade pospieszył za powrotem do sypialni i niemal padł na kolana. Caspian leżał rozłożony na plecach na środku łóżka, jego nogi były szeroko rozrzucone, głowa odrzucona do tyłu na poduszce, gdy Fletcher połykał imponującą długość jego kutasa. - Pieprz mnie. – Shade odetchnął, gdy zbliżył się do łóżka. Tyłek Fletchera uniósł się do góry, poruszając się kusząco, gdy uniósł usta znad twardego kutasa. Sięgnął obiema rękami do tyłu, chwycił umięśnione pośladki i rozszerzył je szeroko pokazując swoje ściągnięte wejście. Shade zamknął oczy, chwycił podstawę swojego fiuta w duszącym uścisku, żeby zapobiec wybuchowi swojego ładunku. Otworzył butelkę, wylał znaczną ilość w zagłębienie dłoni i nasmarował swojego pulsującego fiuta od korzenia po czubek, sycząc na błyskawice rozkoszy wzmacniające jego potrzebę do gorączkowej potrzeby.
~ 12 ~
Wylał jeszcze trochę chłodnego płynu na palce i odrzucił butelkę. Shade ani na chwilę nie zdejmował oczu z drżącego wejścia Fletchera, gdy wspiął się za nim na łóżko i delikatnie popieścił mała gwiazdkę. Fletcher zajęczał, poruszając tyłkiem i wypychając biodra w stronę palców Shade’a. Caspian również jęknął, podniósł się na łokieć i zapatrzył w oczy Shade’a, jednocześnie pompując w usta Fletchera. Z wysiłkiem Shade oderwał wzrok od erotycznego obrazka i skupił się na rozciągnięciu zaciśniętej dziurki swojego kochanka. Wepchnął jeden palec i sapnął, gdy mięśnie zacisnęły się wokół niego i wessały. - Jaki chętny – szepnął, pompując w tę i z powrotem w tyłku Fletchera, dopóki nie rozluźnił na tyle, że wsunął drugi palec. Fletcher znowu jęknął, kołysząc biodrami i pieprząc się samemu na palcach Shade’a, podczas gdy lizał i ssał długiego kutasa Caspiana. - Jak żywo reagujący – powiedział miękko Caspian, jego ręką popieściła policzek Fletchera wierzchem palców. Patrzył na ich partnera tak, jakby nigdy wcześniej nie widział nikogo podobnego do niego. Fletcher podniósł głowę, uwalniając kutasa Caspiana z drżącym sapnięciem. - Proszę – zajęczał, a dźwięk ten był muzyką dla uszu Shade’a. - Błagaj mnie, Fletcher. Błagaj o to, co chcesz. – Shade wepchnął trzeci palec, przekręcając nadgarstek, gdy pieprzył gorący pasaż swojego kochanka. - Więcej! Mocniej! Szybciej! O, cholera, po prostu mnie pieprz! Wyciągnąwszy palce, Shade szybko zastąpił je główką swojego fiuta, poruszając łagodnie biodrami, gdy karmił swoim fiutem głodną dziurkę Fletchera. - O, słodkie piekło, jaki ciasny. – Jęknąwszy, zamknął oczy na lawinę intensywnej przyjemności. Jego dziąsła zamrowiły i kły się wydłużyły, gdy jego bestia wołała do niego, by zatwierdził mężczyznę, jako swojego partnera. Zagubiony w odczuciach krążących przez jego ciało, Shade nie od razu uświadomił sobie, że Caspian zsunął się z łóżka, dopóki ciepły ciężar nie oparł się o jego plecy. Silne ręce przebiegły po jego ciele, pieszcząc biodra i gładząc pierś. Palce Caspiana uszczypnęły sutki Shade’a, pociągając za nie delikatnie aż stwardniały i zaczęły pulsować, sprawiając, że jego fiut zadrżał w tyłku Fletchera. ~ 13 ~
Fletcher zajęczał, nabijając się na Shade’a i uderzając w jego miednicę. Palce Caspiana musnęły przedziałek Shade’a w lekko niepewnym ruchu. - W porządku? – szepnął, ocierając nosem o kark Shade’a. - Do diabła, tak. – Shade pochylił się do przodu, nakrywając plecy Fletchera i rozszerzając mocniej swoje kolana. – Pospiesz się. Bo długo nie wytrzymam – ostrzegł. Słyszał odkorkowanie butelki, a potem dwa śliskie palce okrążyły jego potrzebujące wejście. - Jak chcesz? - Mocno i szybko – warknął Shade. – Niech to poczuję. Biorąc go za słowo, Caspian wepchnął dwa palce głęboko w jego zaciśnięty kanał, poruszając nimi wkoło zanim zaczął szybko pompować ręką. Biodra Shade’a wypchnęły się do przodu, wjeżdżając głębiej swoim fiutem w tyłek Fletchera, a potem cofając się w tył, by nabić się na długie palce pracujące w jego własnym rozgrzanym tunelu. Trzeci palec wsunął się obok pierwszych dwóch i zanim Caspian dodał czwarty, Shade już nie sądził, że będzie w stanie znowu oddychać. Nagle zamarł całkowicie, jego fiut pulsował, a tyłek zaciskał się w zachłannym oczekiwaniu aż Caspian wyciągnie palce i ustawi gąbczastą koronę swojego żylastego kutasa. Shade jęknął, opuszczając czoło między łopatki Fletchera, kiedy Caspian zatopił się w jego dziurce jednym długim, gładkim ruchem. - Ruszaj – błagał Fletcher, jego wewnętrzne ścianki drgały falami wokół fiuta Shade’a. – Proszę, niech ktoś się do cholery ruszy! Potrzeba była kilka zatrzymań i startów, ale w końcu znaleźli rytm, Shade poruszał się między swoimi dwoma kochankami, ślizgając się w tę i z powrotem w ciasnym sercu Fletchera i uderzając w tył na sztywnego kutasa Caspiana. Rozpalił się w nim ogień, rozprzestrzenił na jego kończyny i strzelił wzdłuż kręgosłupa, aż w jego głowie zawirowało od nadmiaru wrażeń. Jego zęby w pełni się przemieniły i usta zaśliniły, gdy omył swoim długim językiem wklęśnięcie szyi Fletchera. O, bogowie, jego partner smakował, pachniał i czuć go było tak dobrze.
~ 14 ~
- Mój – warknął Shade, ocierając się zębami o ramię Fletchera, ostrożny, żeby nie uszkodzić gładkiej skóry. - Tak – syknął Fletcher. – Zatwierdź mnie, Shade. Uczyń mnie swoim. I tak, jakby jego bestia czekała tylko na pozwolenie, Shade zatopił zęby w miękkim ciele Fletchera, tam gdzie szyja spotykała się z ramieniem. Wydał z siebie niski, mrukliwy odgłos zadowolenia, gdy słodka ambrozja krwi jego kochanka omyła jego język, wypełniła usta i spłynęła w dół gardła. Fletcher krzyknął z rozkoszy, całe jego ciało napięło się i opuściwszy głowę na prześcieradło zadrżał z doznanego orgazmu. Shade szybko przekroczył za nim tę krawędź, ostrożnie wysuwając kły z szyi partnera i rycząc do sufitu, gdy wystrzelił nasieniem prosto w wciąż drgający kanał kochanka. - Znakomicie – westchnął Caspian, owijając ramionami talię Shade’a i ujeżdżając go bez opamiętania, przedłużając orgazm Shade’a, dopóki nie myślał, że sam odleci. Nagle wokół nich zafalowały wielkie, czarne skrzydła, otaczając ich swoimi pierzastymi płaszczyznami, gdy Caspian ścisnął mocno Shade’a i znieruchomiał. Długi, głęboki jęk wydobył się z jego dyszących ust i paląca wilgoć omyła wewnętrzne głębie Shade’a, gdy kutas Caspiana eksplodował w nim. - Ty masz skrzydła – wymamrotał słabo Shade, kolejny dowód na to, że jego mózg wziął tymczasowe wakacje. – Więc, to wszystko? Zatwierdziłeś mnie? - Jeszcze nie – wyszeptał Caspian. Potem jego zwinne palce wyrwały dwa pióra z jego masywnych skrzydeł i oparł brodę na ramieniu Shade’a. Uniósł pióra i kręcił nimi między palcami przez dłuższy czas. Wydawał się wahać, czy dokończyć rytuał. – Przepraszam – szepnął. Zanim mógł zapytać, za co przeprasza większy mężczyzna, Caspian wziął jedno z piór i ukłuł zaskakująco ostrą końcówką pierś Shade’a, tuż nad jego sercem. W tym samym czasie, użył drugiego pióra, by dźgnąć biodro Fletchera, wyciągając ostry wdech z mniejszego mężczyzny. To nie bolało. Tak naprawdę, to było niesamowite. Cokolwiek było na końcówce tego pióra już krążyło w krwi Shade’a, działając jak afrodyzjak i sprawiając, że jego fiut ponownie nabrzmiał w tyłku Fletchera.
~ 15 ~
Shade mógł poczuć jak jego własne libido zakręciło się poza kontrolą, ale tak na marginesie, było coś, co kazało mu podejrzewać, że również wchłonął trochę rozkoszy swoich partnerów. - Dziękuję – szepnął Caspian, jego własny kutas wypełniał i pulsował w kanale Shade’a. Pióro, które wciąż wystawało z jego ciała, zaczęło lśnić pięknym bladym złotem i Shade sapnął, gdy uderzyła w niego czysta, rozgrzana do białości żądza. Pióro zaczęło znikać aż zniknęło całkowicie i Shade opuścił głowę do tyłu na ramię Caspiana. Krzyknął, tak naprawdę wrzasnął, gdy niekończące się strumienie lepkiej spermy eksplodowały z jego fiuta, by wypełnić drżący kanał Fletchera. Ledwie słyszał jak Fletcher również krzyknął, jak przez mgłę poczuł prawie bolesny uścisk ścianek partnera wokół swojego fiuta, a potem nie było już nic. Shade obwisł przy Caspianie, jego powieki zamknęły się, gdy runął przez krawędź prosto w przepaść.
***
Fletcher opadł na łóżko, sycząc, gdy sflaczały fiut wyśliznął się z jego dziurki. Przetoczył się na bok, spojrzał na swoich partnerów i się uśmiechnął. - Zabiłeś go? Caspian przez chwilę wyglądał na zaskoczonego, a potem potrząsnął powoli głową. - Tylko zemdlał. Fletcher zachichotał, a potem rozciągnął się na łóżku. - Wiem. Tylko się drażniłem. Ja również byłem tego bliski. Nigdy w swoim życiu nie czułem czegoś takiego. Wysunąwszy się z bezwładnego ciała Shade’a, Caspian ostrożnie położył ich kochanka na materacu obok Fletchera. - Przykro mi. Słyszałem, że to jest intensywne, a ponieważ nigdy sam tego nie doświadczyłem, nie zdawałem sobie sprawy, że to wystarczy, by znokautować dorosłego mężczyznę.
~ 16 ~
Fletcher zerknął na wciąż otaczające ich wielkie, czarne skrzydła. Jego palce aż swędziły, żeby ich dotknąć, odkryć, czy pióra są tak miękkie jak wyglądają. - Mogę? W odpowiedzi, Caspian opuścił skrzydła bliżej do Fletchera, ocierając nimi lekko o jego pierś. Fletcher jęknął z przyjemności. - Są jak jedwab – szepnął, gładząc jedną ręką puchową miękkość. – Czym jesteś? – Miał nadzieję, że to nie było zbyt szybko, ale w końcu mężczyzna był jego partnerem. Uważał, że miał prawo wiedzieć. - Pegazem – odpowiedział Caspian z łagodnym uśmiechem. – Skrzydlatym koniem z mitów i legend. Twarz Fletchera opadła i zabrał swoją rękę. - Musisz być rozczarowany. - Niby dlaczego, maleńki? – Caspian złożył skrzydła za sobą i zamknął oczy. W ciągu sekundy te części ciała zniknęły i wszedł na łóżko, by wyciągnąć się przy drugim boku Fletchera. – Dlaczego miałbym mieć powód do rozczarowania? - Bo jestem tylko zwykłym starym domowym kotem, a ty jesteś majestatyczną istotą. - Jestem po prostu mężczyzną – odparł Caspian ze smutnym uśmiechem. – Mężczyzną, który od bardzo długiego czasu był sam. Pojawiłem się na spotkaniu w nadziei, że znajdę swojego partnera. Zamiast tego znalazłem dwóch. Żałuję, że nie mieliśmy czasu najpierw się poznać, ale zapewniam cię, że w żaden sposób nie jestem rozczarowany. - Ja również przyszedłem na konferencję z nadzieją znalezienia partnera – mruknął Fletcher, jego policzki zarumieniły się na to wyznanie. - No cóż, to jest nas troje. Fletcher obrócił głowę w drugą stronę i uśmiechnął się, gdy oczy Shade’a w końcu się otworzyły. - Hej, wielkoludzie. Jak się czujesz? - Jakbym potrzebował drzemki – powiedział Shade z szerokim ziewnięciem. Przybliżył się do Fletchera i wtulił się w niego. – Naprawdę jesteś ciepły. ~ 17 ~
- Przyszedłeś tu szukać partnera? – odezwał się cicho Fletcher, przeczesując palcami grube włosy Shade’a. – Co sądzisz o tych, których znalazłeś? - Sądzę, że jeden z moich partnerów zdecydowanie za dużo mówi. – Shade pocałował jego policzek, więc Fletcher odpuścił jego komentarz. – A na poważnie, nic nie wiem o żadnym z was, ale myślę, że to może być dobre. - Shade, czym jesteś? – I znowu, nie było żadnego subtelnego sposobu, żeby zapytać o to kogoś. - Nie przestrasz się, okej? Fletcher spiął się instynktownie. - Dlaczego miałbym się przestraszyć? - Niektórzy ludzie się przestraszyli – wyszeptał Shade i brzmiał tak smutno, że Fletcher odprężył się i zarzucił ramię wokół mężczyzny. – Jestem gargulcem. - Naprawdę? To jest niesamowite. Nigdy wcześniej nie spotkałem gargulca czy Pegaza. Masz rogi? - Kiedy się zmienię – potwierdził Shade. - Jesteś przerażający? - Większość ludzi tak uważa, ale nigdy bym cię nie skrzywdził. - Wiem. Jesteś moim partnerem. W twoim DNA jest zakorzenione, żebyś mnie chronił. – Fletcher zaczerpnął głęboki wdech i popatrzył pomiędzy swoimi mężczyznami. – A więc, wszyscy zjawiliśmy się tutaj szukając czegoś. Przypuszczam, że pytaniem teraz jest, co zrobimy teraz, gdy to znaleźliśmy? - Nie mogę opuścić mojego domu. Mam tam obowiązki – powiedział Shade, ale się nie rozwodził. - Ja mogę pracować wszędzie – oświadczył Caspian. - Ja też. – Fletcher mrugnął do Shade’a. – Wygląda na to, że wprowadzamy się do ciebie. - Gdzie dokładnie jest twój dom? – zapytał Caspian. - W Seattle.
~ 18 ~
Fletcher i Caspian jednocześnie jęknęli. Było pewne, że dla Fletchera to nie było idealne miejsce na miesiąc miodowy, ale dorastał kochając deszcz, zimno i ponurość. Może. Pewnego dnia. Jeśli naprawdę mocno się postara. - Dlaczego nie możesz mieszkać na Hawajach – nadąsał się. - Mam tam obow… Machnąwszy ręką, żeby przerwać swojemu partnerowi, Fletcher sapnął. - Obowiązki, tak, wiem. Czy twój dom jest wystarczająco duży dla naszej trójki? - Nie sądzę, żeby Shade prosił nas o wprowadzenie się – zbeształ go lekko Caspian. - Oczywiście, że chce, żebyśmy się wprowadzili. Jesteśmy jego partnerami! – Ale wątpliwość już się narodziła i Fletcher przekręcił się na brzuch, uniósł się na łokieć i spojrzał na Shade’a. – Mam rację? Shade wahał się zbyt długo jak na spokój duszy Fletchera. W końcu kiwnął głową i Fletcher mógł przysiąc, że usłyszał jak mężczyzna mruczy pod nosem. - Zrobię, co mogę.
Tłumaczenie: panda68
~ 19 ~
Rozdział 3 - Czy ktoś czytał ten list? – Fletcher siedział między swoimi partnerami w Boeingu 752 w drodze do Newark w New Jersey. Przypuszczał, że zawiera jakieś ważne informacje, bo inaczej starsi nie martwiliby się daniem go im. - Czekaj – powiedział Shade. – Rano wziąłem go z komody. Jest tu gdzieś. – Poklepał swoje kieszenie, poszperał w marynarce i w końcu wyciągnął kopertę z wewnętrznej kieszeni swojej skórzanej kurtki. – Proszę. Fletcher wziął kopertę, przypatrywał się przez chwilę pieczęci UPAC, a potem rozerwał ją i wyjął ze środka pergamin. Dwa razy przeczytał list, jego oczy robiły się coraz większe z każdym zdaniem. - Och, wow. To nadaje całkiem nowe pojęcie znaczeniu aż śmierć nas nie rozdzieli. - Co tam jest napisane? – spytał z roztargnieniem Caspian. Na półeczce przed sobą miał otwarty swój laptop i stukał wściekle po klawiaturze. - No cóż, jesteśmy związani ze sobą, cała nasza trójka. Jeśli jeden umrze, pozostali również. Fletcher przygryzł mocno swój język, żeby się roześmiać, kiedy woda, którą Shade przed chwilą wypił trysnęła z jego ust, obryzgując siedzącą przed nim dostojnie wyglądającą kobietę. Przeprosił wylewnie, wyskoczył ze swojego miejsca i zaczął wycierać serwetką jej ubranie. Ale najwidoczniej nie przyjęła zbyt życzliwie jego zabiegów, ponieważ zaczęła na niego skrzeczeć i machała torebką w każdą część mężczyzny, którą zdołała dosięgnąć. Caspian westchnął i przewrócił oczami. - Shade, usiądź zanim ktoś z obsługi zaaresztuje twój tyłek. Shade przekazał kolejne pospieszne przeprosiny i klapnął z powrotem na swój fotel. Jego policzki były tak czerwone, że Fletcher czuł płynące z nich gorąco. - Spokojnie – wykrztusił starając się nie śmiać. – Nawet nie usłyszałeś najlepszej części.
~ 20 ~
- Jest tego więcej? – Shade zamknął oczy i zesunął się z siedzenia z jękiem. – Miejmy to z głowy. – Brzmiał tak, jakby Fletcher odrywał opatrunek z zainfekowanej rany. - No cóż, jak bardzo lubisz seks? – zapytał trochę zbyt głośno. Kobieta przed nim pisnęła i obróciła się, żeby spiorunować ich wzrokiem. - Zboczeńcy – rzucił zgorszona. - Świętoszka – odparował Fletcher z promiennym uśmiechem. – Nikt do ciebie nie mówił. - Coś takiego! - A tak, pewnie tego nie robisz, co wyjaśnia, dlaczego jesteś taka wkurzona. Dobre pieprzenie wybiłoby z ciebie całą tą snobistyczność. Całe ciało Caspiana zadrżało, zacisnął oczy i usta, ale ciche prychnięcie uciekło przez jego nos. Shade znowu jęknął, opuszczając się jeszcze mocniej na swoi fotelu aż Fletcher myślał, że po prostu zsunie się na podłogę. - Jakiś problem? – W przejściu stanął młody steward z rękami założonymi za plecami. - Nie – mruknął Shade, gdy w tym samym czasie Fletcher odpowiedział twierdząco. Steward uniósł brwi i uśmiechnął się, wyglądając na uprzejmie ciekawego i nic więcej. - Ona – Fletcher wskazał na kobietę przed nimi – ma raczej duży kij w tyłku. Czy na pokładzie jest lekarz? - Tak, możemy potrzebować awaryjnego lądowania – dodał bardzo poważnie Caspian. - Och, zastrzelcie mnie. – Shade przyłożył drżącą rękę do swojej twarzy, gdy ta oblała się ognistym szkarłatem. – Nie, ciebie też. - Ci młodzi mężczyźni… – zaczęła paniusia. - Odbywamy prywatną rozmowę, która cię nie dotyczy – przerwał uprzejmie Fletcher. – Więc idź się zabawić gdzieś indziej.
~ 21 ~
- Ma’am? – Steward wyglądał, jakby chciał się roześmiać, ale za bardzo cenił swoją pracę, żeby zrobić coś tak głupiego. Kobieta patrzyła groźnie na Fletchera przez kolejną długą minutę, a potem obróciła twarz do przodu samolotu. - Nie, wszystko w porządku – powiedziała wyniośle. – Dziękuję. - Bardzo dobrze. – Młody mężczyzna błysnął Fletcherowi uśmiechem i szybko mrugnął zanim odszedł. - A więc, list mówi – kontynuował Fletcher, jakby im nie przerwano – że musimy skonsumować nasze parowanie przynajmniej raz na dwadzieścia cztery godziny aż do następnej konferencji UPAC. - Cztery lata? – sapnął Shade. – To całe mnóstwo kochania. - Co każde dwadzieścia cztery godziny – powiedział powoli Caspian. Jego brwi ściągnęły się razem i usta poruszyły, ale nie wydał dźwięku. Wyglądał, jakby liczył coś w swojej głowie. – Co się stanie jeśli tego nie zrobimy? Fletcher przebiegł jeszcze raz list. - Wpadniemy w gorączkę. Nie jest napisane, ile mamy czasu, żeby naprawić sytuację, ale jest napisane, że jeśli zaniedbamy skonsumowanie naszego związku, wtedy w końcu zdziczejemy tak, jakbyśmy nigdy wcześniej się nie sparowali. - O której lądujemy w New Jersey? – zapytał ponaglająco Caspian. Zerknąwszy na zegarek Fletcher wzruszył ramionami. - Za jakieś trzy godziny. Dlaczego? - Nasze dwadzieścia cztery godziny kończą się za dziewiętnaście minut.
***
Shade złapał nadgarstek Fletchera i pociągnął go przez lotnisko, rozglądając się po otoczeniu za czymś – czymkolwiek – gdzie będą mieli chociaż złudzenie prywatności. Jego skóra mrowiła, lał się z niego pot, nawilżając jego ubrania i sprawiając, że przykleiły się do niego. Jego fiut drżał i pulsował, niemal próbując rozerwać zamek. ~ 22 ~
Caspian spieszył obok nich, jego długie nogi przemierzały brzydką winylową podłogę, kiedy on również szukał miejsca, gdzie mogliby być sami. - Toalety nie mają drzwi – warknął, kiedy minęli jedną z łazienek. - Mają drzwi na przegrodach – wydyszał Fletcher, gdy biegł, żeby dotrzymać im kroku. - Za mało miejsca. – Shade odrzucił ten pomysł. Poza tym, miał dość toalet. Każdy z nich zrobił więcej niż jedną wyprawę do toalety w samolocie, żeby sobie obciągnąć, i był pewny, że obsługa myślała, że palą trawkę. – Tak! – krzyknął, przyciągając kilka dziwnych spojrzeń. Zignorował je i niemal zaczął biec, kiedy zobaczył dość małego mężczyznę wychodzącego z magazynku. Pospieszył do sprzątającego zanim mógł zamknąć drzwi, a potem Shade chwycił go za ramiona i spojrzał w oczy. - Nic nie widziałeś – warknął. Mężczyzna wyglądał, jakby przez chwilę chciał protestować, ale Shade ponownie warknął i sprzątacz pokiwał gwałtownie głową zanim się oddalił. Fletcher stał bok niego, więc Shade złapał partnera i wepchnął szorstko do magazynku. Wszedł za nim i nie czekając nawet aż Caspian zamknie drzwi, zaatakował usta Fletchera i zaczął ściągać jego ubranie. - Pospiesz się, pospiesz, pospiesz – ponaglał Fletcher między pocałunkami, a jego palce walczyły z guzikiem dżinsów Shade’a. – Caspian, dotknij mnie – wysapał. Ubrania fruwały wszędzie, gdy trio splotło się wokół siebie, ssąc, gryząc, całując i liżąc. Caspian zgarnął Fletchera w swoje ramiona i obrócił go, więc teraz jego plecy były przyciśnięte do piersi Caspiana. Jego ramiona splotły się pod kolanami ich partnera, rozkładając szeroko jego nogi, a sam Caspian oparł się o ścianę. - Rozluźnij go i nawilż – rozkazał. Shade jęknął i natychmiast opadł na kolana. Rozszerzywszy pośladki Fletchera, zanurzył się między krągłe pagórki, liżąc i ssąc śliczną, różową dziurkę swojego kochanka. Kilka razy okrążył językiem ściągnięty pierścień, a potem dźgnął do środka, pieprząc Fletchera swoim językiem i nawilżając wejście partnera swoją śliną. Fletcher zajęczał i poruszył się pod nim, jego ramiona wyciągnęły się, żeby złączyć się wokół szyi Caspiana. Kutas Caspiana sterczał poniżej ciała Fletchera, gdy zgarbił się przy nim, warcząc i drżąc, trzymając nieruchomo ich partnera. ~ 23 ~
Shade jeszcze raz polizał dziurkę Fletchera, a potem sięgnął niżej łapiąc cieknący czubek kutasa Caspiana w swoje usta i zasysając mocno. Zanurzył język w szparce, potem okrążył nim koronę, jednocześnie wbijając palec w rozgrzany tunel Fletchera i zaczynając pompować. Obaj mężczyźni zajęczeli, a Fletcher jeszcze zadrżał. Shade spojrzał w górę, by zobaczyć rękę Fletchera zawiniętą wokół jego pulsującego penisa, szarpiąc go szorstko i wijąc się przy piersi Caspiana. Wsunąwszy palce drugiej ręki do swoich ust wraz z twardym kutasem, Shade poślinił je dokładnie zanim przeciągnął wzdłuż krocza Caspiana i postukał jego wejście. Caspian rozszerzył bardziej nogi, uginając się na kolanach i Shade wbił palec w zaciśniętą dziurkę swojego kochanka, jednocześnie mocno ssąc jego kutasa. - Cholera! – krzyknął Fletcher, gdy Shade wepchnął drugi palec w jego ciasną dziurkę. – Teraz! To było całe ostrzeżenie, jakie dostał Shade zanim wewnętrzne ścianki Fletchera zamknęły się wokół jego palców i lepkie strumienie spermy wystrzeliły z penisa jego partnera. Kilka kropli wylądowało na policzku Shade’a i mruknął z rozkoszy, gdy zgiął palec wewnątrz aksamitnego tunelu Caspiana i otarł się o jego prostatę. - Shade! – ryknął Caspian i słone nasienie wypełniło usta Shade’a, gdy Caspian wypchnął biodra do przodu i wyładował się w gardle Shade’a. Zadowolony, że jego mężczyźni zostali dobrze obsłużeni, Shade wysunął palce, pozwolił śliskiemu kutasowi wypaść ze swoich usta i opadł na podłogę z jękiem. Chwycił swojego pulsującego fiuta, pompując go szorstko, dysząc i drżąc. I nagle jego kochankowie już byli, Fletcher klęczał przed nim i pochylił się, żeby wchłonąć fiuta Shade’a aż do podstawy, a Caspian szarpnął jego głowę za włosy i zaatakował jego usta. - Dojdź dla nas – warknął Caspian przy jego ustach. Znowu szarpnął mocno za włosy Shade’a i otarł się zębami o jego szczękę. – Teraz! Biodra Shade’a wyrzuciły się do przodu, wpychając jego fiuta aż do tyłu gardła Fletchera i całe jego ciało stężało, gdy opanował go orgazm. - O, bogowie! – wykrzyknął, pompując szaleńczo biodrami, gdy doszedł w ustach partnera.
~ 24 ~
Fletcher przełknął wszystko, nie gubiąc ani kropelki, a potem wylizał go do czysta zanim usiadł i uśmiechnął się. - Lepiej! Shade opadł na pierś Caspiana i dyszał. Przez chwilę to było najbliższe odpowiedzi, jaką mógł dać. Fletcher spojrzał na zegarek – jedyną rzecz, jaką wciąż miał na sobie – i skrzywił się. - Na nasz następny lot będziemy wchodzili za dwadzieścia minut. - Zastanawiam się, czy za drzwiami nie będzie na nas czekała ochrona lotniska – zachichotał Caspian. Ubrali się szybko, wymknęli z magazynku i Shade odetchnął z ulgą, że wydawało się, jakby nikt ich nie zauważył. Albo przynajmniej zostali taktownie zignorowani. Ruszyli w stronę swojego terminalu mając zaledwie kilka minut, a pozostała podróż minęła bez dalszych incydentów. Fletcher spał. Wyglądał tak anielsko i spokojnie w swoim śnie, że Shade nigdy by nie zgadł, jaką naprawdę był petardą. Caspian w końcu również się zdrzemnął, zostawiając Shade’a z jego myślami. Jednak wolałby rozproszenie. Jego życie nie było takie łatwe i nie miał pojęcia jak wyjaśnić to swoim partnerom. Nie miał wyszukanej biurowej pracy, chociaż zarabiał doskonałe pieniądze. Był w stanie utrzymać ich finansowo, chociaż domyślał się, że każdy z nich miał swoje własne zasoby. Kiedy żyło się sto, czy nawet tysiąc lat, to się kumulowało. Mimo to, niczego im nie zabraknie, gdy Shade będzie zaspokajał ich potrzeby. Ani też nigdy nie będą musieli drżeć o swoje bezpieczeństwo. Dobrze wytrenowany i wysoce zabójczy, Shade będzie chronił ich swoim życiem. A miał bardzo niepokojące uczucie, że może dojść do tego.
Tłumaczenie: panda68
~ 25 ~
Rozdział 4 Caspian czuł się strasznie wyczerpany, gdy dowlókł się do domu Shade’a. Miejsce było ogromne, bardzo szykowne i bardzo… sterylne. Szło daleko poza minimalistyczne i graniczyło z zimnem i niegościnnością. - Wow – odetchnął Fletcher, gdy próbował za jednym zamachem wszędzie zajrzeć. – Fajne miejsce. Co robisz, że zarabiasz takie pieniądze? - Ochrona – odparł cicho Shade. – A więc, obaj mówicie, że możecie pracować gdziekolwiek? Fletcher wydawał się nie zauważyć napięcia, które unosiło się wokół Shade’a, ale Caspian był tego bardzo świadom i to czyniło go niespokojnym. Ich partner ukrywał coś przed nimi. Ale też, nie poznali się jeszcze nawzajem, więc może Shade otworzy się przed nim jak tylko oswoją się w swoim związku. - No cóż, jestem niezależnym edytorem – oznajmił Fletcher z uśmiechem. – Pracuję dla kilku różnych wydawnictw, więc zawsze mam dużo pracy. To jest całkowicie oparte na elektronice, więc tak długo jak mam mój komputer i dostęp do Internetu, mam wszystko. Shade uśmiechnął się i kiwnął zanim zwrócił uwagę na Caspiana. - Ja również jestem niezależny i tworzę strony internetowe dla kilku dużych firm. Projektuję i utrzymuję ich strony, rozwijam oprogramowanie i interaktywne narzędzia dla moich klientów i ich klientów, tego rodzaju rzeczy. - Wow, imponujące. – Shade gwizdnął i pokiwał znowu głową. – No cóż, tu jest dużo miejsca. Możecie wybrać sobie kilka pokoi i zamienić je na biura, a w każdym pokoju jest internet i telewizja kablowa, nawet w łazienkach i kuchni. - Masz kablówkę w łazience? – Fletcher przekrzywił głowę na bok, jakby to rozważał. - Mam również czterdziestodwucalową plazmę w głównej sypialni. – Shade mrugnął do niego.
~ 26 ~
- Och, zaraz muszę to zobaczyć! – Fletcher podskakiwał na palcach. – A mówiąc o łazienkach, jest możliwe, że mógłbym wziąć prysznic zanim pójdę do łóżka? - Oczywiście. – Shade skierował się do długiej, krętej klatki schodowej. – Zrobię wam szybki obchód, pokażę wasze pokoje, a potem zorganizuję coś do zjedzenia jak tylko się rozgościcie. - Nasze własne pokoje? – Fletcher zatrzymał się w pół kroku i jego twarz opadła, całe światło opuściło jego oczy. Caspian zarzucił ramię wokół barków kochanka i uścisnął go pokrzepiająco. Shade nie zauważył, że coś jest nie w porządku, ponieważ wciąż wspinał się po schodach. - Możesz spać ze mną – szepnął Caspian. – Nie bierz tego osobiście. Myślę, że Shade przyzwyczaił się do bycia samemu. - Ale jesteśmy jego partnerami. Dlaczego nas nie chce? Caspian nie miał dobrej odpowiedzi, więc zdecydował się wyprowadzić temat z niebezpiecznych wód. - Zorganizowałeś już przewóz wszystkich swoich rzeczy? Wydawało się, że to jeszcze bardziej przygnębiło jego partnera. - Jeszcze nie – mruknął Fletcher, gdy zaczął wspinać się na schody. – Miejsce, które wynajmowałem, było już umeblowane, więc zostały tylko moje ubrania i książki, ale nie ma tego dużo. Jutro zadzwonię do przyjaciółki i zobaczę, czy będzie mogła mi to przesłać. A co z tobą? - Mniej więcej tak samo – powiedział cicho Caspian, gdy dotarli na podest schodów. – Zadzwoniłem i przekazałem większość moich rzeczy do Armii Zbawienia i Czerwonego Krzyża. Moje ubrania, książki i kilka osobistych rzeczy powinny przyjechać w ciągu tygodnia. - Co starszy miał na myśli mówiąc, że nie widział cię od jakiegoś czasu? – Szli szerokim korytarzem, dziwnie pustym bez żadnych obrazów czy innych rzeczy, podążając za dźwiękiem ciężkich kroków Shade’a. - Nie jestem zbyt towarzyski – stwierdził Caspian. Potem westchnął i pocałował czubek głowy Fletchera. Jego brak konkretności nie był lepszy od Shade’a. – Jestem zmęczony, ale porozmawiamy o tym jutro, dobrze?
~ 27 ~
Fletcher wzruszył ramionami i posłał mu krzywy uśmiech. - Wszyscy mamy swoje demony, Cas. Rozumiem. - Hej! Idziecie? – Shade wytknął głowę z pokoju kilka drzwi dalej. Poczekał na nich aż dołączą, a potem obrócił się i machnął ręką w stronę drzwi, gdzie jak przypuszczał Caspian była szafa. – One prowadzą do sąsiedniej sypialni. Wam pozostawiam to, kto którą wybierze. - A gdzie jest twój pokój? – zapytał niewinnie Fletcher. - Na drugim końcu korytarza na lewo – odparł z roztargnieniem Shade. Potarł o siebie rękami, jakby próbował stracić trochę pary, nie bardzo wiedząc, co teraz zrobić. Sytuacja dla nich wszystkich była trudna, ale dla Shade’a bardziej, ponieważ teraz miał dwóch ludzi, którzy zamieszkają w jego domu, kiedy on najwyraźniej prowadził bardzo samotne życie. Tak duży dom zwykle miał przynajmniej czteroosobową służbę. Caspian nie zobaczył ani jednej osoby, odkąd przyjechali. Postanawiając na razie odpuścić mężczyźnie, Caspian posłał mu łagodny uśmiech. - Więc, co będzie do jedzenia? Umieram z głodu. - Amen – zgodził się Fletcher. – To samolotowe żarcie jest do bani. - Racja. Jedzenie. – Shade wydawał się z ulgą przyjąć zadanie do wykonania. – Okej, zacznę je przygotowywać i spotkamy się w kuchni, kiedy będziecie gotowi. Uch, po prostu zejdźcie schodami, skręćcie na prawo i idźcie korytarzem. Nie możecie przegapić. - Znajdziemy drogę – zapewnił go Caspian. - Racja – powtórzył Shade. Wahał się jeszcze przez chwilę, otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, a potem potrząsnął głową i wyszedł pospiesznie z pokoju. Caspian zaprowadził Fletchera do łazienki, słuchając jak jego partner wykrzyknął na widok ogromnej wanny z jacuzzi. Pomógł rozebrać się Fletcherowi, całując i dotykając go przez cały czas, podczas gdy wanna wypełniała się parującą wodą. Uniósłszy partnera w swoich ramionach, Caspian opuścił go do wanny, włączył bąbelki i pocałował jego czoło. - Siedź tu i odprężaj się. Za chwilę wrócę.
~ 28 ~
- Mmm – zamruczał Fletcher, jego powieki opadły. – Będę tu. Chichocząc lekko, Caspian wstał, wytarł ręce i wyszedł z pokoju w poszukiwaniu Shade’a.
***
- Głupek, głupek, głupek. – Shade pukał się kostkami po boku głowy, chodząc po kuchni. Nigdy nie powinien był sprowadzać tu swoich partnerów. Nie było tu dla nich bezpiecznie, a teraz przez cały czas będzie nerwowy, że coś im się stanie. Jego mężczyźni nie byli głupi. Z pewnością już zauważyli zamianę w jego zachowaniu, sposób, w jaki się dystansował i chłodne spławienie, jakie im dał. Dlaczego, do cholery, powiedział, że będzie gotował? Nawet nie miał w domu jedzenia. Nigdy nie miał w domu jedzenia. Przy tych rzadkich okazjach, kiedy był w domu, zazwyczaj zamawiał coś na wynos albo przesypiał posiłki. Była jeszcze inna sprawa. Jeśli miał konsumować swój związek ze swoimi kochankami raz na dobę, nie mógł ich zostawić. Ale jeśli nie wyjedzie, postawi ich w niebezpieczeństwo. Jeśli zostanie, też postawi ich w niebezpieczeństwo. - Cholera! – Shade znowu uderzył pięścią w bok swojej głowy, gdy nagle długie palce zawinęły się wokół jego nadgarstka, odsuwając jego rękę i znalazł się owinięty silnymi, troskliwymi ramionami. - Cicho – szepnął Caspian. – Cokolwiek się dzieje, poradzimy sobie z tym razem. Teraz jesteśmy partnerami, jednością, a to właśnie robią partnerzy. Nie musisz być już z tym dłużej sam. O, bogowie, jak łatwo byłoby po prostu wsunąć się w objęcia swojego kochanka i wchłonąć jego troskę? Shade prawie pozwolił sobie na tę małą słabość, ale odepchnął ją w ostatniej chwili i napiął kręgosłup. Spróbował się odsunąć, ale Caspian tylko zacieśnił ramiona, miażdżąc Shade’a przy swojej piersi. - Przestań. Nie musisz w tej chwili nic mówić, ale przestań ze mną walczyć. - Nie mam żadnego jedzenia w domu – przyznał się Shade. ~ 29 ~
- To zamówimy pizzę. - Nie wiem jak obsługiwać pralkę i suszarkę. - Ja wiem. Shade drżał, walcząc z uczuciem poddania się i roztopienia przy swoim partnerze. - Nawet, gdybym miał jedzenie, nie wiedziałbym jak je ugotować. - Ja też nie. Miejmy nadzieję, że Fletcher wie, a jeśli nie to nauczymy się tego razem. - Masz na wszystko odpowiedź, co? - Mam mało odpowiedzi, a całe mnóstwo pytań. Jednak teraz jest na nie czas. – Caspian potarł swoim policzkiem o Shade’a. – Jeśli nie pozwolisz mi sobie pomóc, przynajmniej pozwól mi cię trzymać. Shade w końcu przegrał walkę i oparł się o swojego partnera. - Nikomu nie mów – wyszeptał, cień uśmiechu zaigrał na jego ustach. - Nie martw się. Nie mam zamiaru rujnować twojej reputacji. - Nie chcę być sam – zwierzył się Shade tak cicho, że nie był pewny, czy Caspian go usłyszał. - To nie bądź. - Nie chcę także, żebyście mieli osobne sypialnie. – Cholera, miał nadzieję, że nie naciska zbyt mocno, ale wchodził na niezbadany teren. Po latach samotności, pojechał na spotkanie, mając nadzieję znaleźć kogoś, kto może zechce dzielić z nim życie. Z jego strony to było głupie marzenie. Wiedział o tym, kiedy myślał, że kiedykolwiek może mieć inne życie niż to, które mu dano. Caspian i Fletcher sprawili, że wydawało się to być możliwe. Shade ledwie ich znał, ale już mógł zobaczyć siebie jak buduje z tymi mężczyznami swoją przyszłość. Dlaczego musieli sprawić, że tak cholernie łatwo było sobie wyobrazić to długo i szczęśliwie, którego nigdy nie miał mieć? - Fletcher również nie jest z tego zadowolony. – Caspian zachichotał i jego miękkie wargi wylądowały na policzku Shade’a. – Z tego, co widziałem w samolocie, myślę, że lepiej będzie dać mu to, czego chce.
~ 30 ~
Shade również zachichotał, jego uśmiech rozciągnął jego usta, gdy pomyślał o ich małym partnerze. - Z pewnością jest pomocny. - No cóż, przynajmniej zawsze będziemy mieć rozrywkę. Westchnął i czując się minimalnie lepiej, Shade wysunął się z ramion Caspiana, a mężczyzna go puścił. - Przenieś swoje bagaże do mojego pokoju, a ja zadzwonię po pizzę. - To najlepszy pomysł, jaki miałeś przez cały dzień – Caspian pocałował jego usta i obrócił się, żeby wymaszerować z kuchni. - A co z lotniskiem? Caspian zatrzymał się, ale się nie odwrócił. - No dobra, pizza to dzisiaj twój drugi najlepszy pomysł. Shade skinął głową, chociaż partner go nie widział, a potem sięgnął do kieszeni po telefon. Przy odrobinie szczęścia, wymyśli jeszcze kilka dobrych pomysłów, które zabezpieczą bardzo długa przyszłość z jego mężczyznami. Po zamówieniu kilku pizz ze wszystkimi dodatkami, Shade wyłączył dźwięk w telefonie i rzucił na kuchenny blat. Jego problemy nie znikną przez proste zamiecenie ich pod dywan, ale w tej chwili miał dwóch cudownych, czekających na niego partnerów. Przy odrobinie szczęścia znajdzie ich nadal pod prysznicem – nagich, mokrych i podnieconych.
Tłumaczenie: panda68
~ 31 ~
Rozdział 5 - Gdzie do diabła jesteś? Fletcher zachichotał na telefoniczną etykietę swojej najlepszej przyjaciółki. - No cóż, tobie też cześć, kochana – przeciągnął słowa. – Spotkanie było świetne, dzięki za zapytanie. - Przepraszam – mruknęła, chociaż ani trochę nie brzmiała na skruszoną. – Cieszę się, że konferencja dobrze poszła, ale skończyła się prawie tydzień temu. Więc, gdzie jesteś? - W Seattle, w stanie Waszyngton. Tess, potrzebuję cię, żebyś coś dla mnie zrobiła – powiedział pospiesznie zanim mogła to skomentować. – Chcę, żebyś spakowała moje ubrania i książki, i przesłała je na ten adres. – Przeczytał szybko adres z kawałka papieru, na którym Shade napisał go dla niego. - Czekaj, nie wracasz? Fletcher westchnął. - No cóż, posłuchaj, w czym rzecz. – Mówił dalej, opowiadając jej o oszustwie starszych, o zaklęciu, o księdze, do której wpisano ich nazwiska i nawet o swoim znaku partnerskim. – Jest na środku, tuż nad pośladkami jak jakiś pieprzony tatuaż – narzekał. Tess śmiała się aż pomyślał, że zemdleje z braku powietrza. - Przepraszam, Fletch, ale och, do diabła, to jest takie zabawne! – Potem wybuchła kolejnym śmiechem. - Możesz wysłać moje rzeczy czy nie? – burknął Fletcher. - Taa, spakuję to wszystko dla ciebie do pudeł. – Teraz nastąpiła długa, znacząca cisza zanim jej głos znowu popłynął przez linię. – Czy kiedykolwiek wrócisz? Czy jeszcze cię zobaczę? Poruszenie Fletchera rozpłynęło się i uśmiechnął się.
~ 32 ~
- Oczywiście, że mnie zobaczysz. Przyjadę z wizytą jak tylko się zadomowię i zawsze będziesz mile witana tutaj. Nie mogę żyć bez mojej najlepszej dziewczyny, prawda? Tess prychnęła i Fletcher potrafił wyobrazić sobie jak przewraca oczami. - Nie próbuj mnie czarować, Fletcherze Martin. Jest uodporniona na twoje diabelskie sztuczki. Gadali jeszcze przez chwilę, a Tess zaznajamiała go z plotkami krążącymi po ich małym mieście w północnej Pennsylwanii. To były te samo stare ploty i Fletcher odkrył, że jego umysł odpływa. - Fletcher! Wstrząsnął się od winy i Fletcher zwrócił swoją uwagę z powrotem na rozmowę. - Przepraszam, co mówiłaś? - Powiedz mi coś o twoich partnerach. Jak się nazywają? Kim są? Czy są zmiennymi? Bardziej niż szczęśliwy, by móc poplotkować o swoich mężczyznach, Fletcher powiedział jej wszystko, co o nich wiedział, a co w istocie było bardzo niewiele. - Po prostu poznajemy się nawzajem, ale bardzo ich lubię. To dobrzy faceci, Tess. Dobrze mnie traktują. Tess nic nie powiedziała. Odsunąwszy telefon od ucha, Fletcher sprawdził, czy na pewno wciąż ma połączenie. Taa, pełna bateria. - Tess? - Powiedziałeś Shade Santiago? - Tak, znasz go? - Fletcher, posłuchaj mnie. Chcę, żebyś w tej chwili wyszedł. Po prostu zabierz się i wyjdź z tego domu. Nie mów nikomu, że wychodzisz, ani dokąd idziesz. Idź do najbliższego publicznego miejsca, jakie znajdziesz, i zadzwoń do mnie jeszcze raz. Przyjadę cię zabrać. - Co? Nie! Nie mogę odejść. Co się do diabła dzieje?
~ 33 ~
- Fletcher! – warknęła Tess. – Choć raz mnie posłuchaj. Nie jesteś tam bezpieczny. Przyjadę po ciebie i potem wszystko ci wyjaśnię. A teraz wyjdź. Szybko! - Nawet jeśli chciałbym opuścić moich partnerów, a nie chcę, to nie mogę. Mówiłem ci o tej dwudziestoczterogodzinnej rzeczy. Doświadczyłem już, co się może stać, jeśli nie zastosujemy się do harmonogramu. – Fletcher wypuścił zirytowane sapnięcie. Co wstąpiło w tę kobietę? – Proszę, powiedz mi, co się dzieje. Słyszał jej mruczenie i przeklinanie pod nosem. - Jak starsi mogli na to pozwolić? – zawołała ostro. – Posłuchaj, dzwonię do UPAC. Musi być sposób na złamanie tej więzi. Zostań tam i zachowuj się normalnie, dopóki nie oddzwonię. – A potem rozłączyła się bez dalszego słowa. Fletcher siedział na brzegu łóżka w pokoju Shade’a i przez dłuższy czas wpatrywał się w swój telefon. Co do diabła wstąpiło w jego przyjaciółkę? Tess zachowywała się tak, jakby sparował się z seryjnym zabójcą. Gniew, frustracja, niepokój i nawet lekki strach toczył wojnę w jego umyśle aż Fletcher nie wiedział już, co czuć. - Fletcher? Podskoczywszy, jakby został przyłapany na robieniu czegoś złego, Fletcher obrócił głowę, by zobaczyć stojącego w drzwiach Shade’a. Spróbował się uśmiechnąć, ale próba była mizerna i wiedział, że to pokaże jak drżą jego usta. W końcu, po wiekach samotności, miał wszystko, czego chciał, a jego najlepsza przyjaciółka próbowała mu to zniszczyć. Shade podszedł i usiadł obok niego na łóżku, otaczając ramieniem barki Fletchera i ściskając go lekko. - Co się stało? Fletcher nie mógł powiedzieć Shade’owi prawdy, więc wykręcił się swoim pytaniem. - Jakim rodzajem ochrony się zajmujesz? – Miał przeczucie, że jego partner był kimś więcej niż policjantem do wynajęcia. - Jestem nocnym strażnikiem w prestiżowym banku.
~ 34 ~
Kłamał. Fletcher wiedział to ze sposobu, w jaki Shade nie patrzył mu w oczy, z napięcia jego ramion, lekkiego zawahania, gdy przemówił. Wróciły do niego słowa Tess i panika uniosła swoja brzydką głowę, wprawiając jego serce w gwałtowne bicie. - Och, okej – mruknął. - Fletcher, pokłóciłeś się ze swoją przyjaciółką? - To nic wielkiego. - Dlaczego ze mną nie porozmawiasz? - A dlaczego ty wciąż mnie okłamujesz? – warknął Fletcher, a potem zacisnął wargi, a jego oczy zrobiły się okrągłe. Twarz Shade’a zamknęła się, jej wyraz był nieczytelny, a jego oczy się zamknęły. - Nie wiem, o co ci chodzi – odparł beznamiętnie. W jego głosie był lekki syk, a jego ramię ścisnęło barki Fletchera w uchwycie imadła. - Shade, przestań! Jednak jego partner wydawał się go nie słyszeć. Jego oczy były skupione prosto przed siebie, ale niewidzące, a jego ramię nadal krępowało Fletchera. - Shade! – Fletcher walczył z uściskiem, ale był niczym stalowa obręcz owinięta wokół niego. Caspian wpadł do pokoju, jego głowa obróciła się wkoło, najwyraźniej szukając niebezpieczeństwa. Objął wzrokiem scenę przed sobą i pospieszył, żeby uklęknąć na podłodze między lekko rozchylonymi kolanami Shade’a. Jego ręce się wyciągnęły, biorąc twarz Shade’a w obie dłonie. - Shade, puść go – powiedział Caspian miękko, ale władczo. – Krzywdzisz go, skarbie. Przecież nie chcesz go skrzywdzić. Bardzo wolno, życie wróciło do oczu Shade’a i skupiły się na twarzy Caspiana. Opuścił ramię z barków Fletchera, zabierając je gwałtownie, jakby był naelektryzowany. Fletcher patrzył jak krew odpływa z twarzy jego partnera, jego oczy był okrągłe, a jego wielka postać zaczęła drżeć i trząść się. Jego usta poruszyły się bezgłośnie, jego oddech stał się szybki i płytki, i wyglądał jak przestraszony, zagubiony mały chłopiec.
~ 35 ~
Przyglądanie się jak jego duży, twardy partner rozpada się na jego oczach, wywołało ucisk w piersi Fletchera i ból serca. Cokolwiek się działo z Shadem, to nie było z jego winy. Fletcher zbeształ się w myślach, że pozwolił iskrze wątpliwości wejść do jego umysłu. Nawet jeśli Shade okazałby się być kimś w rodzaju ninja-zabójcy, nigdy nie skrzywdziłby Fletchera. Nikt nie mógł wyglądać jednocześnie na tak przerażonego i obrzydzonego samym sobą i mieć jakąkolwiek przemoc w swoim sercu. - Shade. – Fletcher odezwał się spokojnie, celowo utrzymując swój głos miękkim i cichym. – Dlaczego Tess uważa, że muszę odejść? To przyciągnęło uwagę jego kochanka. Głowa Shade’a obróciła się i jego oczy zwęziły się do szparek. - Nie odejdziesz – warknął. Próbując zachować swoją twarz beznamiętną, a uczucia ukryte, Fletcher spojrzał ze spokojem w oczy Shade’a. - Nie, nie odejdę, ale chcę wiedzieć, dlaczego ona uważa, że powinienem. Powiedziała, że jestem tu w niebezpieczeństwie i że nawet porozmawia z UPAC, żeby znaleźć sposób na przecięcie naszej więzi. To mi mówi, że dzieje się tu dość poważne gówno. A Tess nie jest przesadnie działającym typem. - Zerwą więź partnerską? – Shade ponownie wyglądał na przerażonego, ale tym razem z lekkim śladem smutku w swoim tonie. – Chcesz tego? Tak bardzo się mnie boisz, że odejdziesz? - W ogóle cię nie znam – odparł szczerze Fletcher. – Wiem jednak, że coś ukrywasz. Jeśli to mnie dotyczy, sądzę, że mam prawo wiedzieć. Skąd Tess wie, kim jesteś? - Mnóstwo ludzi wie, kim jestem – powiedział mętnie Shade. – Może ona ma rację. – A potem nagle stał się cały służbowy. – Jeśli starsi naprawdę potrafią złamać porozumienie, w takim razie myślę, że tak będzie lepiej. Oczywiście możesz tu zostać, dopóki nie dostaniemy wiadomości od twojej przyjaciółki. - Oczywiście – odpowiedział szeptem Fletcher. – Więc, tak po prostu nas wykopujesz? A co z Caspianem? - Tak, tak. Sądzę, że będzie lepiej jak Caspian również odejdzie. – Zeskoczył z łóżka, prawie przy tym przewracając Caspiana. Wydawał się być zagubiony w swoim własnym umyśle, jakby nikogo innego nie było w pokoju. – Tak, tak będzie lepiej. To ~ 36 ~
jedyny sposób. Powinien był to wiedzieć. Dlaczego myślałem, że to kiedykolwiek się uda? Mamrotał do siebie i Fletcher miał przeczucie, że Shade nawet nie zdawał sobie sprawy, że głośno mówi. - Głupek… nigdy nie powinienem był tego robić… powinienem trzymać się z daleka… muszę to wyprostować. – Wciąż coś mruczał, a Fletcher wyłapywał tylko urywki jego słów. Potem pięść Shade’a zaczęła bić po boku jego głowy, gdy przemierzał podłogę szybkimi, gwałtownymi ruchami. - Głupek, głupek, głupek. Nikt cię nie chce. Fletcher spojrzał na Caspiana z niepokojem. Caspian uśmiechnął się smutno i wstał na nogi, żeby ustawić się przed Shadem. Jego ramiona otoczyły ich partnera, chwytając go w miażdżący uścisk, nawet wtedy gdy Shade zaczął walczyć i się wyrywać. - Nie odejdziemy – powiedział stanowczo Caspian. – Nie zmusisz nas, żebyśmy odeszli, i nie uznamy tego, jeśli starsi zdecydują się zerwać naszą wieź. – Jego usta musnęły skroń Shade’a, który zacisnął oczy. – Nie musisz być sam. Łzy wezbrały w oczach Fletchera zanim mógł je powstrzymać. Większości ludzi mogło się wydawać, jakby Shade zjadł dużą miskę szalonych płatków na śniadanie. Z pewnością był niestabilny. Było coś w jego oczach – coś, co wyglądało na przerażenie i desperację. Wciąż walczył, żeby uwolnić się z uścisku Caspiana, ale jego ręce były zaciśnięte na koszuli mężczyzny, chwytając go, jakby myślał, że Caspian może zniknąć, jeśli go puści. Cokolwiek skrywała przeszłość Shade’a, z czymkolwiek się zmagał, nienawidził tego. Z nową determinacją, Fletcher zsunął się z łóżka, podszedł do swoich partnerów i zarzucił ramiona wokół nich obu. - Nie zostawimy cię, Shade. Może Fletcher był szalony. Każdy przy zdrowych zmysłach już byłby na telefonie z UPAC, żądając sposobu na rozwiązanie więzi z Shadem. Każda rozsądna osoba uciekłaby z krzykiem z tego domu. Absolutnie nikt nie chciałby mierzyć się z cała tą popieprzoną sytuacją.
~ 37 ~
A więc, klepnij mnie w tyłek i nazwij mnie szaleńcem, pomyślał Fletcher, gdy wzmocnił swój uścisk na Shadzie. Byli partnerami, to była więź bardziej święta niż małżeństwo, a on nie ucieknie tak po prostu przed problemami. Shade w końcu przestał z nimi walczyć, opadając na pierś Caspiana i zanurzając twarz przy szyi mężczyzny. - Tak mi przykro – szepnął. – Nigdy nie powinienem był was tu sprowadzać. Po pierwsze nie powinienem być na tym spotkaniu. Lepiej radzę sobie sam. To jedyny sposób. - Chodź do łóżka. – Fletcher zawinął palce wokół nadgarstka Shade’a i pociągnął go na materac. Shade poruszał się, jakby był w transie, potykając się i opadając ciężko na brzeg łóżka. Caspian i Fletcher pracowali w milczeniu, gdy zdejmowali z Shade’a buty i ubranie. Potem Caspian przesunął ich partnera na środek materaca i okrył go kocem. Fletcher wśliznął się obok Shade’a z jednej strony, a Caspian przytulił się z drugiej. Dopasowali się do ich partnera, pieszcząc go i całując, szepcząc słowa otuchy, dopóki Shade w końcu nie odetchnął długim, wyczerpanym westchnieniem i zapadł w sen. - Musimy mu pomóc – wyszeptał Fletcher. - Nie wiem jak, skoro nie wiemy, co się dzieje. – Caspian odezwał się równie cicho, przeczesując długimi palcami włosy Shade’a. – Z czymkolwiek ma do czynienia, to nie nasza walka. Może powinniśmy po prostu zrobić to, co chce i odejść. - On nie chce, żebyśmy odeszli. Boi się i potrzebuje nas. Nie zamierzam go porzucać tylko dlatego, że sprawy źle idą. - Jesteśmy tu od tygodnia – sprzeczał się Caspian. – Sprawy nie powinny iść źle, nie tak szybko. - Powiedziałeś mu, że nie odejdziemy. Skłamałeś? Jeśli chcesz odejść, nie zatrzymam cię, ale nie pójdę z tobą. Zgodzę się, że niezbyt dobrze go znam, ale mogę powiedzieć, że jest dobrym człowiekiem. Caspian zapatrzył się na twarz Shade’a i uśmiechnął się. - Nie, nie skłamałem. Chciałem tylko dać ci drogę wyjścia, gdybyś jej potrzebował. Fletcher przewrócił oczami.
~ 38 ~
- Okej, więc ustalone. Zostajemy. Jednak nadal nie wiem jak mu pomóc. - A co z twoją przyjaciółką? Wygląda na to, że zna Shade’a, albo przynajmniej jego reputację, jakakolwiek może być. Możesz ją zapytać? - Spróbuję. Tess nic mi nie powiedziała. Mówiła tylko, żebym uciekał stąd tak daleko jak to możliwe i że przyjedzie po mnie. - Okej, więc sprowadź ją tutaj. Fletcher westchnął i opadł z powrotem na poduszkę. - Tess jest moją najlepszą przyjaciółką. Nie chcę jej oszukiwać. Zadzwonię i zobaczę, czy będę mógł zmusić ją do mówienia. Jeśli nadal nie da mi żadnych odpowiedzi… - Tak? – zapytał Caspian. - Wtedy ją oszukam. - Byłoby lepiej, gdybyśmy jednak mogli przekonać Shade’a, żeby nam powiedział. Nie chciałbym działać za jego plecami. - Zgadzam się. – Fletcher znowu podniósł się na łokieć. – Najpierw spróbujemy wydobyć coś z niego. Myślę, że to będzie długa droga uleczenia tego, co jest złamane, jeśli zaufa nam na tyle, żeby wyznać swój sekret. - Mądry kociak – drażnił się Caspian. Fletcher wytknął język, ale jednocześnie się uśmiechał. Ułożywszy się z powrotem na materacu, zawinął się wokół Shade’a i zamknął oczy. Pomartwi się tym wszystkim, kiedy się obudzi.
Tłumaczenie: panda68
~ 39 ~
Rozdział 6 Caspian siedział na kanapie w salonie z laptopem na kolanach. Jego palce były oparte na klawiaturze, ale jego umysł nie skupiał się na pracy. Przez cały tydzień próbował obmyślić plan jak wydobyć z Shade’a informacje, które chcieli. Jakiekolwiek poprzednie próby były stanowczo ucinane. Shade był jeszcze bardziej zdystansowany niż przed ich małym epizodem w sypialni. Wyprowadził ich ze swojego pokoju bez żadnych wyjaśnień, a mimo to nadal szukał ich na noc, żeby skonsumować ich parowanie. Ale Caspian mógł powiedzieć, że mężczyzna nie wkładał w to swojego serca. Jego ciało odpowiadało, ale to było zimne i kliniczne. - Hej – odezwał się cicho Fletcher siadając na kanapie obok niego. – Co robisz? – Pytanie zabrzmiało automatycznie, bez jakiegokolwiek zainteresowania. Fletcher po prosu musiał coś powiedzieć. - Myślę o Shadzie. – Caspian nie chciał okłamywać swojego partnera. Działo się wystarczająco dużo, żeby jeszcze dokładać do tej mieszanki. – Masz jakieś wiadomości od swojej przyjaciółki? - Taa. – Fletcher westchnął i potarł twarz dłonią. – Tess jest maksymalnie wkurzona. Nic mi nie powiedziała i wciąż nalega, żebym poszedł stąd w diabły. Jest wściekła, ponieważ UPAC odmówiła jej pomocy, a ona jest gotowa przylecieć tu i zabrać mnie do domu. - Wydaje się być dobrym przyjacielem. - Jest, ale nie podoba mi się cała ta tajemniczość. To nie ma sensu. Można pomyśleć, że skoro tak bardzo chce mnie stąd zabrać, to powinna podać mi powód do odejścia. Caspian rozważał to przez chwilę i przytaknął. To miało sens. - Więc myślisz, że nasz partner nie jest jedyną osobą, która coś ukrywa. - Dokładnie. Nie mam tylko pojęcia, co zrobić z tym wszystkim
~ 40 ~
- Przykro mi, że nie mam dla ciebie odpowiedzi. – Naprawdę tak było. Caspian pragnął, żeby mógł machnąć ręką i naprawić wszystkie ich problemy. – Możemy odmówić mu seksu. Kilka godzin cierpienia w gorączce parowania może choć trochę rozluźnić jego język. - To wydaje się być trochę ekstremalne, nie wspominając, że podłe. Nie chcę go krzywdzić. Po prostu chcę, żeby nam zaufał. – Fletcher przysunął się bliżej i przykleił się do boku Caspiana. – On nam nie ufa i niby dlaczego miałby? - Dlaczego miałby nam nie ufać? – uzupełnił Caspian. Jego palce muskały ramię Fletchera, gdy mówił. Naprawdę cieszył się dotykiem swojego partnera, nawet przypadkowym. Fletcher również wydawał się to uwielbiać. Nie trzeba było dużo, by sprawić, żeby jego kochanek mruczał z przyjemności. - Miałem tylko na myśli, że nas nie zna. Powiedzieliśmy mu, że jesteśmy gotowi stanąć przy nim, ale nie zrobiliśmy nic, żeby to udowodnić. Caspian mógł praktycznie usłyszeć jak w głowie jego partnera kręcą się trybiki. - Co masz na myśli? Fletcher spojrzał na niego i uśmiechnął się jak kot z Cheshire. - Zamiast odmawiać mu seksu, lepiej go uwiedźmy. Odzwierciedlając uśmiech partnera, Caspian pochylił się i pocałował czubek nosa Fletchera. - Podoba mi sposób twojego myślenia. Gdzie on jest? - Na górze w swoim biurze. – Fletcher zerknął na zegarek i skrzywił się. – Był tam przez cały dzień. Nie sądzę, żeby dzisiaj nawet coś jadł. - Co powiesz na to, żebyśmy zrobili obiad? – zasugerował Caspian. - Z małym Shadem a la mode na deser? - Musimy pojechać do miasta i kupić jakieś jedzenie. W tym domu nie ma nic do jedzenia. Fletcher podskoczył i zachichotał. - Zastanawiam się, czy mają tutaj seks-shop.
~ 41 ~
Caspian też nie wiedział, ale z obrazem, które to zdanie wyryło w jego umyśle, pojechałby prosto do Kanady, żeby taki znaleźć.
***
Shade siedział w swoim biurze, wyglądając przez okno jak jego kochankowie mkną podjazdem jego samochodem. Część niego martwiła się, że nie wrócą. Druga, większa część niepokoiła się, że jednak wrócą. Gdyby tak było, nie zatrzymywałby ich. Zanim mógł popaść w jeszcze większą depresję, zaczął dzwonić jego telefon. Z ciężkim sercem i głębokim westchnieniem, wziął go z biurka, odebrał i przytknął do ucha. - Musisz pozwolić mu odejść, Santiago. - Wiem. Potrzebuję tylko jeszcze trochę czasu. - Obawiam się, że nie masz czasu. Wyjeżdżasz za trzy dni. Shade zamknął oczy i zacisnął rękę w pięść. - Mówiłem ci, że chcę z tym skończyć. Nie chcę już tego robić. Teraz mam partnerów – mężczyzn, którzy mnie potrzebują. - Oni zasługują na kogoś lepszego niż ty, Santiago. Możesz temu zaprzeczyć? - Nie – szepnął. To była prawda, i bez względu na to jak na to spojrzał czy próbował temu zaprzeczyć, patrzyła mu prosto w twarz. – Jednak oni tego nie zrozumieją. - Nie muszą rozumieć. Powiedz im cokolwiek chcesz, ale zabierz ich z domu zwłaszcza Fletchera. Ktoś przyjedzie z instrukcjami w noc przed twoim wyjazdem. Byłoby… mądrzej, gdybyś był sam. - Już nie chcę tego robić – powtórzył Shade z odrobiną desperacji. - Wiedziałeś, że nie ma wyjścia, kiedy do tego dołączyłeś. Albo jestem w tym, ale umierasz. Takie są zasady. Tak długo jak Caspian i Fletcher są w twoim domu, są celami. Przykro mi, ale nie ma innej drogi.
~ 42 ~
- Zabiorę ich i ukryję – powiedział z nadzieją Shade, ale niemal natychmiast odrzucił to. Nie chciał przez resztę swojej wieczności oglądać się przez ramię, ani tym bardziej nie chciał tego dla swoich partnerów. - Znajdą cię. Tak będzie lepiej, dla ciebie i dla nich. – Kobiecy głos zmiękł i Shade pomyślał, ze usłyszał ton smutku w jej głosie. – Przykro mi, Shade. Żałuję, że nie mogę pomóc. - Ja też żałuję, Tess. – A potem rozłączył się drżącymi rękami, położył delikatnie telefon na biurku i wrócił do wyglądania na ciemniejące niebo. W końcu reflektory zaświeciły w okno i jego pojazd frunął podjazdem w stronę domu. Na podjazd wjechał również drugi samochód, opony dymiły się i piszczały, gdy zarzucało jego tyłem na asfalcie. Skoczywszy na nogi z dzikim warczeniem, Shade wystartował z pokoju, rozrywając swoje ubranie, gdy biegł, przygotowując się do zmiany i obrony swoich kochanków. Usłyszał krzyk Fletchera, kiedy dotarł na dół schodów i jego serce nabrzmiało w jego piersi. Potem silnik zawył, opony zapiszczały i Shade szarpnięciem otworzył drzwi akurat w chwili, by zobaczyć jak ciemny SUV dojeżdża do końca drogi. Caspian leżał rozłożony na ziemi, jego nogi były rozrzucone i z ust kapała krew. Gdy podbiegł do swojego partnera, Shade wypuścił drżący wydech ulgi, gdy odkrył, że puls mężczyzny jest silny i stabilny. Gdyby chcieli Caspiana, zabraliby go ze sobą, a nie zostawili nieprzytomnego na ziemi. Przekonany, że z jego kochankiem będzie wszystko w porządku zanim wróci, Shade zamknął oczy i zatoczył ramionami, pozwalając swojej wściekłości nakarmić jego przemianę. Jego ciało urosło większe, szersze, silniejsze, a groźnie wyglądające pazury wysunęły się z jego palców. Wielkie, skórzaste skrzydła wyrosły z jego pleców między łopatkami, a długie, zakrzywione rogi urosły na jego czole. Jak tylko transformacja się zakończyła, Shade odepchnął się na swoich długich, pazurzastych stopach, zamachał skrzydłami i wystartował w powietrze z pierwotnym krzykiem. Przecinając nocne niebo, zemsta i furia zamroziła jego krew, gdy ruszył za SUV-em. Potrzeba było tylko kilku minut, żeby ich złapać, a wtedy opuścił się niżej, dotrzymując tempa pojazdowi, dopóki nie wylądował na dachu na tyle mocno, żeby nim wstrząsnąć. Zakręcił pazury u nóg wokół dachu, złożył skrzydła jak najbliżej ciała, zwinął swoją potężną pięść i walnął w dach samochodu. ~ 43 ~
Przedostał się przez metal i natychmiast zaczął rozrywać większą dziurę. W kabinie rozległy się krzyki i strzały, i Shade uśmiechnął się na ten dźwięk. Ci mężczyźni zabrali jego partnera i myśleli, że uda im się uciec bez konsekwencji. Wkrótce dowiedzą się, co się dzieje, gdy zdzierasz z gargulcem, który nie ma nic do stracenia. Rozrywając, podważając i rozdzierając, Shade w końcu odrzucił połowę dachu na ulicę za sobą. - Kurwa mać – wydyszał jeden z mężczyzn i niepewnymi rękami wycelował broń w stronę Shade’a. Zanim jednak mógł pociągnąć za spust, kolejny głośny krzyk wypełnił SUV-a. To był Fletcher, który rzucił się na mężczyznę, pazurami tnąc jego twarz i oczy. - Zostaw go! – wykrzyknął Fletcher. Shade nie wiedział, co myśleć. Nikt nigdy wcześniej nie walczył o niego. Nikt nigdy nie był tak zażarty w swoim dążeniu jego bezpieczeństwa. Trwało to długi czas, żeby jeszcze umocnić jego uczucia dla małego diabełka. - Fletcher. – W jego głosie pojawiło się lekkie warknięcie i jeszcze mniej słyszalny syk. Ostatni raz uderzywszy w nos mężczyzny, Fletcher zeskoczył z niego, wyprostował się i wyciągnął ręce w stronę Shade’a. - Zabierz mnie do domu. Świadomy swoich pazurów, Shade chwycił ostrożnie partnera pod pachy i wyciągnął go ze środka. Fletcher przytulił się do piersi Shade’a, owinął się wokół niego i chwycił mocno, gdy Shade załopotał skrzydłami i wystrzelił prosto w powietrze. Chociaż tak naprawdę uratowanie swojego partnera zabrało mu nie więcej jak dwie minuty, Shade czuł się tak, jakby to była wieczność. Trzymając ramiona wokół Fletchera, robiąc, co tylko mógł, żeby ochronić go od lodowatego wiatru, poleciał z nim do domu i wylądował miękko przed frontowymi schodami obok Caspiana. Mężczyzna wyglądał na pobitego i zmartwionego na śmierć, mimo to nic mu nie było. W chwili, gdy stopy Shade’a dotknęły ziemi, Caspian już przy nich był, zarzucając ramiona wokół szyi Shade’a i ściskając Fletchera między nimi. - Dzięki bogu, nic ci nie jest.
~ 44 ~
To wszystko, co powiedział. Nie przeklinał Shade’a, że wywołał ten bałagan. Nie obrzucał winą ani nie szalał z powodu strasznego wyglądu Shade’a. - Dziękuję, że po mnie przyleciałeś – wyszeptał Fletcher. – Wiedziałem, że to zrobisz. To wystarczyło. Te cicho wypowiedziane słowa pewności i wiary przedarły się przez kamienne ściany serca Shade’a i, w tym momencie, wiedział, że zrobi wszystko, żeby zatrzymać tych mężczyzn w swoim życiu. - Musimy porozmawiać – wychrypiał. - Jesteśmy tu bezpieczni? – Caspian pochylił się i dotknął dłonią policzka Shade’a. – Jesteś tu bezpieczny? Shade wtulił się w dotyk partnera i westchnął. - Tak. Na teraz będziemy tu bezpieczni. - Pojechaliśmy po zakupy, żeby zrobić ci kolację – wyszeptał Fletcher, muskając nosem wzdłuż kolumny szyi Shade’a. – Przepraszam, że nie powiedzieliśmy ci, że wyjeżdżamy, ale chcieliśmy, żeby to była niespodzianka. - Wezmę torby. – Caspian odsunął się i obrócił w stronę samochodu. – Będziemy gotować i możemy porozmawiać. Postawienie Fletchera na nogi było trudniejsze niż Shade sobie wyobrażał. Wszystko, co chciał, to trzymać mężczyznę w swoich ramionach. Wziął głęboki oddech, zamknął oczy i czuł jak powoli omywa go zmiana, przekształcając w jego ludzką postać. Potem szczupła dłoń wsunęła się w jego i otworzył oczy, żeby zobaczyć uśmiechającego się Fletchera. Pociągnął go lekko, żeby się ruszył, a potem Fletcher zaprowadził go do środka przez wciąż otwarte frontowe drzwi. Shade poczekał aż Caspian dołączy do nich, a potem zamknął drzwi i zaryglował. Puściwszy rękę Fletchera, odwrócił się do obrazu na ścianie tuż przy wejściu i zdjął go z haka. Zignorował zaskoczone mruknięcia swoich partnerów i wbił na panelu kod zabezpieczający, zeskanował swój kciuk i siatkówkę, a potem nacisnął mały czerwony przycisk. Rozległ się głośny szczęk, a potem dźwięk metalu zsuwającego się po metalu, gdy stalowe płyty opadły na okna i drzwi wyjściowe w całym domu.
~ 45 ~
- O kurczę! – wykrzyknął Fletcher, rozglądając się po domu z podziwem. – To jest niesamowicie fajne! - Na teraz to da nam bezpieczeństwo, ale wkrótce będziemy musieli wyjechać. Mam inny dom na… – zamilkł i skrzywił się. Fletcherowi się to nie spodoba – … Alasce. Fletcher jęknął z obrzydzeniem. - Nie mogłeś mieć domu, gdzieś w cieplejszym miejscu? - Obawiam się, że nie. Jednak nikt nie wie o tym miejscu na Alasce. Możemy tam pojechać i zdecydować o naszym następnym ruchu. - Okej, gotujemy i rozmawiamy – powiedział Caspian niosąc torby do kuchni. Shade spojrzał na swoje nagie ciało i potrząsnął głową. - Dajcie mi się ubrać i spotkamy się w kuchni. - Nie uciekniesz, prawda? – Fletcher wyglądał na pełnego obaw, przestępując z nogi na nogę. Otoczywszy palcami kark swojego partnera, Shade przyciągnął go do krótkiego, ale namiętnego pocałunku. - Zobaczymy się w kuchni za dwie minuty. Obiecuję. – Wciąż był zaskoczony tym, że jego mężczyźni chcieli tu być. - Może powinienem pójść z tobą. Shade zachichotał i klepnął Fletchera w tyłek. - Jeśli pójdziesz ze mną, nie zjemy przez jakiś czas. Sam z siebie jesteś bardzo kuszący, kociaku. Fletcher zmarszczył nos i skrzyżował ramiona na piersi. - Zdajesz sobie sprawę, że jestem mężczyzną, prawda? Nie mam nic przeciwko czułym słówkom i głupim zwierzęcym imionom, ale może uda nam się wymyśleć coś lepszego niż ten kociak, co? - Hmm. – Shade udawał, że nad tym myśli. – Nie, podoba mi się kociak. Fletcher wyrzucił ręce i warknął, a potem okręcił się na pięcie i pomaszerował do kuchni.
~ 46 ~
- Jesteś bólem w tyłku – zawołał przez ramię. - Jeszcze nie – odkrzyknął Shade. – Daj mi kilka minut, a jeszcze coś wymyślę.
Tłumaczenie: panda68
~ 47 ~
Rozdział 7 - Kim byli ci faceci? – zapytał Fletcher jak tylko Shade wszedł do kuchni. Nadal czuł się wstrząśnięty po porwaniu i coraz trudniej było mu ukryć drżenie. - Może powinniśmy zacząć od początku – zasugerował Caspian, siekając warzywa na drewnianej desce. – Kim naprawdę jesteś, Shade? Shade usadowił się na jednym ze stołków, które stały wokół wyspy kuchennej i przeciągnął ręką przez włosy. - Nie tak łatwo to powiedzieć. - Po prostu wyrzuć to z siebie. Myślę, że mamy prawo to wiedzieć. – Fletcher nie chciał brzmieć zgryźliwie, ale jego emocje stały na krawędzi, a cierpliwość była na wyczerpaniu. – Dla kogo pracujesz? - Dla Zjednoczenia. - Dla Zjednoczonego Paranormalnego Przymierza Współpracy? – Jeśli Shade pracował dla UPAC, dlaczego próbował to ukryć? I kim, do diabła, byli ci mężczyźni, którzy próbowali go porwać? - Nie dla UPAC – odparł Shade z potrząśnięciem głowy – chociaż czasami pracujemy dla nich. Zjednoczenie powstało na długo przed tym jak paranormalni zaczęli się organizować i stworzyli UPAC ze starszymi, jako przywódcami. Fletcher trawił przez chwilę te informacje. - Dokładnie ile wcześniej? - Prawie tysiąc lat. - I pracowałeś dla nich od ich powstania? - Tak. Caspian przeniósł warzywa nad parujący wok na kuchence i wrzucił do niego. - Shade, ile masz lat?
~ 48 ~
- Sześć tysięcy, osiemset i jeszcze trochę. - O. Mój. Boże! – Fletcher czuł jak jego kolana się uginają i sięgnął do blatu, żeby powstrzymać się od zsunięcia na podłogę w kałuży bezwładnej mazi. – Ile miałeś lat, kiedy zacząłeś dla nich pracować? - Zostałem wprowadzony do Zjednoczenia, gdy miałem dziewiętnaście. – Shade mówił spokojnym, monotonnym głosem bez jakiejkolwiek modulacji. Jego oczy wyglądały na szklane, a twarz była nieruchoma. - Caspian, a ty ile masz lat? – Fletcher nie był pewny, czy naprawdę chce wiedzieć, ale nie mógł się powstrzymać od zapytania. - Nawet się do niego nie zbliżam – powiedział Caspian chichocząc. – Mam tylko nieśmiałe osiemset. - Okej – odetchnął Fletcher. Z jakiegoś powodu poczuł się lepiej. Obracając się z powrotem do Shade’a, Fletcher wziął głęboki wdech i wypuścił powoli. – Co robisz dla Zjednoczenia? Dlaczego UPAC okazjonalnie cię wynajmuje? - Pamiętasz jak Starszy Burke powiedział, że jeśli nie zatwierdzimy partnera to zdziczejemy i zostaniemy wytropieni i straceni, jako samotni paranormalni? Fletcher skinął drętwo głową. Miał bardzo straszne przeczucie, dokąd ta rozmowa zmierza. Shade tylko wygiął na niego brew, a Fletcher pomyślał, że zemdleje tu i teraz na środku kuchni. - Naprawdę jesteś ninja-zabójcą – mruknął. Niespodziewanie to wydobyło z Shade’a cichy chichot zanim znowu spoważniał. - Nie ninją, chociaż zgadłeś tę cześć z zabójcą. - Zabijasz ludzi za pieniądze! – wrzasnął histerycznie Fletcher. – Cholerny skurwysyn, Szatan na sprężynce. Caspian obrócił się, obie brwi miał uniesione w szoku, a potem zwinął się ze śmiechu. Fletcher nie widział absolutnie nic śmiesznego w tej sytuacji. Ignorując mężczyznę, zwrócił swoją uwagę z powrotem na Shade’a. - A ci mężczyźni, którzy mnie porwali? – Prawie bał się zapytać.
~ 49 ~
- To członkowie Zjednoczenia – odparł tym samym monotonnym tonem Shade. A potem coś zamigotało w jego oczach i jego brwi się ściągnęły. – Chociaż, nie wiem, dlaczego wzięli ciebie, a Caspiana nie. - Do diabła, po pierwsze nawet nie wiem, dlaczego mnie zabrali! – Fletcher machał dziko rękami. – Pracujesz dla nich, więc dlaczego chcieli mnie skrzywdzić? Mógłbym zrozumieć, gdyby to była jakaś grupa opozycyjna, ale to nie ma sensu. Po prostu sobie jechaliśmy, załatwialiśmy nasze sprawy, gdy ten SUV pojawił się znikąd i prawie że zepchnął nas z drogi! - Przeznaczeniem członków Zjednoczenia jest być samotnym. Złamałem tę zasadę, gdy zatwierdziłem was obu na moich partnerów i sprowadziłem tutaj. Jesteście… rozproszeniem. - O rany, każdy musi być w czymś dobry. – Fletcher sapnął i przewrócił oczami. – Więc, złamałeś zasady i teraz za to zapłacimy. Prze-kurwa-wspaniale. - Przykro mi – szepnął Shade. - Tess wścieknie się na maksa, kiedy o tym usłyszy. – Fletcher zamknął usta i skrzywił się. – Ona już wie, prawda? To dlatego chciała mnie stąd wyciągnąć. - Tak, Tess jest członkiem Zjednoczenia, dokładnie mówiąc moim zwierzchnikiem. Fletcher w końcu przegrał bitwę ze swoimi trzęsącymi się nogami i zsunął się na podłogę, podciągnął kolana do piersi i zawinął ramiona wokół łydek. - To jest za dużo. – A potem, ponieważ łatwiej było być wkurzonym niż przestraszonym, wycelował w Caspiana. – I ty! Caspian podskoczył i jego oczy się rozszerzyły. - Ja? Co zrobiłem? - Dźgnąłeś mnie piórem. - Um, tak? – Caspian zmieszany przekrzywił głowę na bok. – Czy nie ty chciałeś, żebym cię zatwierdził? Już mieliśmy znak. Gniew Fletchera ulotnił się równie szybko jak się zapalił. - Nie, cieszę się, że mnie zatwierdziłeś. Już nie wiem, co mówię. To jest szaleństwo.
~ 50 ~
- Tess wciąż próbuje przekonać starszych, żeby złamali więź parowania – powiedział cicho Shade. – Jeśli uda jej się ich przekonać, wtedy będziecie mogli odejść. Wasza pamięć zostanie wymazana i nie będziecie mieli żadnych wspomnień ani o mnie ani mnie dotyczących. Będzie tak, jakbyście sparowali się ze sobą nawzajem i to wszystko. Nikt nie przyjdzie po was, kiedy zostaniecie już przeprogramowani. Gardło go paliło, a oczy piekły, gdy Fletcher wchłaniał smutek z głosu swojego partnera. Shade od tak dawna był sam. Wszystko, co chciał, to ktoś, kogo mógłby nazywać swoim – kogoś, z kim mógłby dzielić życie i wymazać gorycz ostatnich sześciu wieków. - Dlaczego nie odejdziesz? – Caspian zadał pytanie, które miał na końcu języka Fletcher. - Nie można odejść. Jak już zaprzysięgniesz się Zjednoczeniu, nie ma odwrotu. - A dlaczego w ogóle do nich dołączyłeś? - Byłem młody, nierozważny, arogancki i impulsywny. Wzywały mnie podniecenie i niebezpieczeństwo, więc podążyłem za nimi. – Shade wzruszył ramionami. – Nie miałem rodziny, żadnych osobistych więzi z kimkolwiek i nie chciałem żadnych. W tamtym czasie to wydawało się być dobrym rozwiązaniem. - A teraz? - Jestem zmęczony – szepnął Shade. – Miałem nadzieję, że może jeśli znajdę partnera, wtedy Zjednoczenie uwolni mnie od moich obowiązków. Ale, jak wcześniej powiedziałem, to nie jest coś, od czego tak po prostu mogę odejść. - Co się stanie, jeśli odmówisz przyjęcia więcej zadań? – Fletcher ścisnął mocniej swoje kolana i kołysał się w tył i w przód, jego serce waliło, a w głowie wirowało. Nie było trudno zgadnąć odpowiedź. - Jest tylko Zjednoczenie albo śmierć. Nie ma nic pomiędzy. - To dlaczego myślałeś, że zatwierdzenie partnera coś rozwiąże? – warknął Fletcher. - Byłem samotny i zdesperowany – wyznał Shade. – To mnie ogłupiło. - Obiad gotowy – oznajmił Caspian. - Och, pieprzony obiad. – Fletcher skoczył na nogi i spiorunował Caspiana wzrokiem. – Ledwie powiedziałeś jedno słowo przez cały ten czas. Wiedziałeś o tym?
~ 51 ~
- Wiedziałem o Zjednoczeniu, ale nie że Shade jest z nimi związany. - Ekstra – burknął Fletcher. Potem przypomniał sobie o czymś, co Caspian powiedział mu wcześniej w tym tygodniu i uchwycił się tego, wdzięczny za małe wytchnienie od szaleństwa otaczającego Shade’a. – Powiedziałeś mi, że wyjaśnisz komentarz starszego. – Skrzyżował ramiona na piersi i jeszcze bardziej zmarszczył brwi. – Wyjaśnij. - Ukrywałem się przez ostatnie czterysta lat. - Dlaczego? Caspian wypuścił głębokie westchnienie, gdy zaczął wyciągać talerze z kredensu. - Poproszono mnie o dołączenie do Zjednoczenia, chociaż tak naprawdę oni o nic nie proszą. Odmówiłem. - O, bogowie – sapnął Shade. – Zjednoczenie szuka cię od wieków. Uśmiechając się kpiąco, Caspian kiwnął głową. - I dlatego się ukrywałem. - Czekajcie! – Fletcher zamachał ręką, żeby zdobyć uwagę swoich partnerów. – Dlaczego cię szukali? - Nie odmawia się Zjednoczeniu – odparł Shade zanim zrobił to Caspian. – Kiedy Caspian odmówił, został uznany za niebezpiecznego. Fletcher to rozumiał, ale gdyby się nad tym zastanowić, to było trochę radykalne. Mimo to, to wywoływało całkiem nowy zestaw pytań. - W takim razie, dlaczego pojawiłeś się na konferencji, skoro miałeś się ukrywać? – Fletcher obrócił się do Shade’a. – I dlaczego tak po prostu zostawili go na podjeździe, skoro szukałeś go przez cały ten czas? - Dobre pytanie. – Shade spojrzał na Caspiana pytająco. – Jak tylko dostaniemy zadanie, zostajemy naznaczeni zapachem celu. Nie rozpoznaję twojego. Usta Fletchera opadły. - Tobie przydzielono zadanie zabicia Caspiana? – Nie przeoczył ironii tego i zaczął śmiać się niekontrolowanie. – A teraz… jesteś… z nim sparowany – zdołał wydusić przez śmiech.
~ 52 ~
- Fletcher – warknął Shade w ostrzeżeniu. – Czy możemy się skupić? Z wielkim wysiłkiem, Fletcher zdołał w końcu się uspokoić. Oparł się o blat i spojrzał pomiędzy swoimi kochankami i machnął na Caspiana, żeby mówił dalej. W odpowiedzi, Caspian obrócił się i ściągnął koszulkę przez głowę, żeby pokazać swoją gładką, opaloną skórę. Po obu stronach kręgosłupa, w długich kolumnach od łopatki do biodra, biegły tatuaże. Kolejny mniejszy tatuaż, identyczny do tego jaki miał Fletcher, mieścił się tuż pod jego prawą łopatką. Składał się z ich inicjałów, splecionych razem i tworzących ich znak parowania. Zastanawiał się, gdzie Shade miał swój znak. Drugiego tatuażu nie rozpoznał. Nie był nawet pewny, z jakiego języka pochodził. Podszedł bliżej, uniósł rękę i przesunął palcami po plecach Caspiana. Widział je wcześniej, ale jego ciało i umysł były zbyt zajęte odbieraniem rozkoszy, jaką dawali mu jego mężczyźni, żeby o nich pomyśleć. - Co to jest? - To kulam, albo zaczarowanie, jak zaklęcie. - Skąd to masz? – zapytał Fletcher, nadal śledząc palcami tatuaże. - Mam je od Mangkukulam z ostępów wyspy Samara na Filipinach. - Manga-co? - Coś podobnego do uzdrowiciela albo znachora – odpowiedział Shade, gdy usiadł na stołku i dołączył do nich. Również przebiegł palcami przez tatuaże, a Caspian zadrżał. – Są napisane w języku Tagalog. To maskujący czar. - A więc, oryginalnie pochodzisz z Filipin? – Chociaż to nie było najważniejsze pytanie, jakie chciał zadać, to Fletcher był tego ciekawy. - Urodziłem się w Malezji, ale moja rodzina wkrótce po tym jak się urodziłem wyemigrowała. - Czy Caspian to twoje prawdziwe imię? Nie brzmi zbytnio malezyjsko. – Cokolwiek do diabła to było. Caspian zachichotał, gdy założył z powrotem koszulkę i obrócił się do nich. - Nazwano mnie Khairul-azizi, imię dostałem po dziadku. Fletcher kiwnął ze zrozumieniem.
~ 53 ~
- Taa, rozumiem, dlaczego chciałeś je zmienić tak szybko jak to możliwe. Jednak czy Pegaz nie powinien być Grekiem? – Poczuł się jak pieprzony pięciolatek z tymi wszystkimi pytaniami, ale myślał, że lepiej będzie po prostu wszystko wyciągnąć, dopóki rozmawiają. - A czy wszystkie czarne koty nie powinny być diabłem i pochodzić z Salem? - Touché – stwierdził Fletcher. – Więc dlaczego zdecydowałeś się teraz wyjść z ukrycia? - Zmęczyłem się samotnością – odparł po prostu Caspian. Fletcher podrapał się po karku, przechylając głowę. - I co teraz robimy? Caspian pochylił się i pocałował jego skroń. - Zjemy obiad. - A po tym? Caspian zerknął na Shade’a, z powrotem na Fletchera i poruszył brwiami. - Będziemy mieć deser. Fletcher poczuł wyraźny skok swojego nastroju i libido, gdy jego penis drgnął zgodnie na propozycję Caspiana. Bez względu na prawdę, jakiej dowiedział się o Shadzie w ciągu ostatniej pół godziny, nadal nieznośnie pragnął tego mężczyzny. - Mogę o coś zapytać? – odezwał się Shade po chwili ciszy. - Ja pytałem już dość, więc przypuszczam, że tak będzie uczciwie. – Fletcher westchnął dramatycznie, ale mrugnął do swojego partnera. - Nie byłeś zbyt zaskoczony oświadczeniem na spotkaniu. Dlaczego? O, cholera! - Uh, no cóż, miałem swego rodzaju… Zobaczyłem… – Fletcher przerwał swoje jąkanie i zaczerpnął głęboki oddech. Wydawało się być w porządku, żeby jego kochankowie wiedzieli wszystko o nim po tym jak sprawił, że sami się zwierzyli. – Czasami mam wizje. Miałem jedną o konferencji i tak samo jak wy, byłem już zmęczony samotnością. Niezbyt wielu ludzi chce być sparowanym ze zwykłym,
~ 54 ~
domowym kotem, więc pomyślałem, że to może być mój ostatni strzał na znalezienie kogoś. - Och, a niech mnie szlag – jęknął Shade. - Co? - To dlatego Zjednoczenie cię chce. Możesz sobie wyobrazić jak cenne może być dla nich coś takiego? - Przecież istnieje wiele prawdziwych medium na świecie – sprzeczał się Fletcher. – Moje wizje zdarzają się bardzo rzadko i nie są zbyt szczegółowe. Więc dlaczego mnie wybrali? I skąd oni to wiedzą? Nigdy nikomu nie powiedziałem, nawet Tess! – Poczuł jak zaczyna panikować i podjął zdecydowany wysiłek, żeby uspokoić swój przyspieszony oddech. - Nie potrafię teraz na to odpowiedzieć. – Shade również nie wydawał się być tym zachwycony. – Jednak obiecuję ci, że się dowiem. Będę chronił cię moim życiem – przysiągł. Nagle chwycił Fletchera w pasie i przycisnął do swojej piersi. – Jeśli nadal mnie chcesz, po tym wszystkim, czego się o mnie dzisiaj dowiedziałeś, będę zaszczycony móc być twoim partnerem. Wypuściwszy oddech, który jak sam nie wiedział wstrzymywał, Fletcher potarł policzkiem o miękki materiał koszulki Shade’a. Jak miał nadal być zły po takiej deklaracji?
Tłumaczenie: panda68
~ 55 ~
Rozdział 8 Obiad skończony, kuchnia uprzątnięta, a ciało Caspiana nuciło z oczekiwania. Jego kutas był nabrzmiały i pulsował pod dżinsowym uwięzieniem, jego skóra paliła, a wnętrzności były jak roztopione. Przeciągnęli limit czasu na ten cały seks co dwadzieścia cztery godziny stan. - Fletcher – powiedział tak spokojnie jak potrafił. Jednak nie musiał kończyć zdania. Mniejszy mężczyzna wyglądał, jakby miał wyczołgać się ze swojej skóry. Fletcher skinął krótko głową i wybiegł z pokoju. - Zaczyna się. – Shade dyszał, drapiąc się po ramionach i piersi. – Nienawidzę, kiedy tak się dzieje. - Wkrótce się tym zajmiemy – zapewnił go Caspian. – Jednak żadnego więcej ukrywania się. Żadnego odtrącania nas. - Nie – szepnął Shade. – Nie chciałem, żeby tak było. Nienawidziłem jak odbywało się to tak na zimno. Chciałem, żeby wróciło to jak było wtedy w zamku. - W takim razie ściągaj ciuchy i wejdź na stół – rozkazał Fletcher, wchodząc z powrotem do kuchni kompletnie nagi. Shade przełknął mocno, jego jabłko Adama poruszyło się wzdłuż jego smukłej szyi. - Co jest w torbie? - Tym się nie martw. – Fletcher wygiął jedną rzeźbioną brew. – Zbyt długo sprawy szły według ciebie. Nadszedł czas, żebyś pozwolił, choć przez chwilę, rządzić komuś innemu. A teraz, rozbieraj się. Chociaż Fletcher nie powiedział tego do niego, Caspian zaczął również zrzucać swoje ubranie. Jego żołądek się zacisnął, a fiut zadrżał na rozkazujący ton w głosie partnera. Shade podążył za jego poleceniem, rozebrał się szybko, a potem spojrzał od Fletchera na stół z całą masą obaw wyrytych na jego twarzy. - Nie zamierzamy cię skrzywdzić, Shade – powiedział łagodnie Fletcher. – Zaufaj nam.
~ 56 ~
- Ufam wam. – Shade spojrzał znad ramienia Caspiana. – Jak mnie chcecie? Caspian wzruszył ramionami i skinął głową w stronę Fletchera. - To jego przedstawienie. - Myślę, że zaczniemy na jednym z krzeseł. - Zaczniemy? – Shade znowu przełknął, a Caspian pożałował mężczyznę. Wyglądał na tak cholernie zdenerwowanego, ale na krawędzi trzepotało się także inne uczucie. Po długim zastanowieniu, Caspian zdecydował, że jego partner wyglądał na pełnego niepewnej nadziei. Chwyciwszy mężczyznę za ramiona, Caspian poprowadził go do jednego z kuchennych krzeseł i przytrzymał tam. Fletcher podszedł szybko, rzucił swoją małą torbę z przyjemnościami na stół i wyjął długą, czerwoną, jedwabną szarfę i pasującą opaskę. Shade spiął się, gdy Fletcher nałożył materiał na jego oczy, ale nic nie powiedział. Działając wspólnie szybko zanim ich partner straci nerwy, Caspian delikatnie wykręcił ręce Shade’a za krzesło i przytrzymał je, podczas gdy Fletcher owijał wokół nich szarfę, wiążąc ją w skomplikowany węzeł. Mięśnie Shade’a napięły się, ręce drgnęły, ale nie walczył. Potem, Fletcher wyciągnął z torby małą butelkę nawilżacza i podał Caspianowi zanim wśliznął się okrakiem na kolana Shade’a. - Wiesz, dlaczego to robię? – zapytał, skubiąc obojczyk partnera. - Nie – szepnął Shade. – Dlaczego nie mogę cię dotknąć ani widzieć? - Ponieważ chcę, żebyś wyłączył ten swój mózg i po prostu czuł. Chcę, żebyś był całkowicie bezmyślny od żądzy zanim pozwolę ci dojść. Pozwól nam sprawić ci rozkosz, Shade. Ich kochanek jęknął, jego głowa opadła do tyłu, dając Fletcherowi więcej miejsca do zabawy. - Chcę cię dotknąć. - Nie. - Czy przynajmniej mogę na ciebie patrzeć? – błagał Shade.
~ 57 ~
- Nie. – Fletcher przygryzł lekko wydętą dolną wargę Shade’a. – Caspian rozciągnie mój tyłek na tego twojego pięknego fiuta i opiszemy ci każdą tego sekundę z detalami. Caspian zajęczał razem z Shadem, jego kutas pulsował i ciekł ze szparki, dumnie sterczący z jego pachwiny. Obszedł wkoło krzesło, by uklęknąć między rozszerzonymi udami Shade’a, odkorkował nawilżacz i wylał hojnie na swoje palce. Jego ręce drżały, gdy delikatnie rozdzielił krągłe globy Fletchera i jęknął na widok jego ciasnej dziurki. - Mów do mnie – szepnął drżąco Shade. - Słodka dziurka naszego partnera wprost błaga o mój dotyk. – Caspian pogładził zaciśniętą rozetkę i niżej zanim okrążył palcem mięśnie. Fletcher zajęczał, nabijając się na palec. Caspian podporządkował się do potrzeby kochanka, wsuwając palec w gorący kanał Fletchera i poruszył palcem w tę i z powrotem. - Jego tyłek po prostu wsysa mój palec, zaciska się i błaga o więcej. - Więcej – zażądał Shade. Wsunąwszy drugi palec, Caspian nadal pompował w tyłku Fletchera długimi, wolnymi pchnięciami. - Czujesz jak drży, Shade? Czujesz jak jego ciało odpowiada na mój dotyk? - Tak – syknął Shade. Zanim Caspian wbił cztery palce w ciasną dziurkę Fletchera, nie był pewny, który z nich drży mocniej – on, Fletcher czy Shade. - On cię potrzebuje, Shade. – Caspian zmarszczył brwi. Nie chciał tego powiedzieć, ale wiedział, że słowy były prawdziwe. Chociaż nie miał wątpliwości, co do pożądania Fletchera do niego, ich mały partner musiał odtworzyć swoją więź z Shadem. Wysunąwszy palce z zaciśniętego pasażu Fletchera, Caspian poklepał go po biodrze. Fletcher uniósł się usłużnie i Caspian chwycił fiuta Shade’a u podstawy, przytrzymując go prosto, gdy Fletcher powoli nabijał się na grubego fiuta ich kochanka. Shade warknął, mięśnie na jego ramionach się napięły, gdy pociągnął za swoje więzy. - Jesteś taki ciasny. Bogowie, tak dobrze cię czuć, kochanie.
~ 58 ~
Caspian wątpił, żeby Shade uświadamiał sobie, że wypowiedział czułe słowo, ale Fletcher sapnął i jego biodra drgnęły, a palce zatopiły się w ramionach partnera. Caspian usiadł na piętach, chwycił swojego potrzebującego kutasa i głaskał go lekko, jednocześnie przyglądając się erotycznej scenie przed sobą. Jego mężczyźni byli cudowni razem i nie sądził, żeby kiedykolwiek miał dość obserwowania ich we dwóch. Unosząc się i opadając, kołysząc się i kręcąc, Fletcher ujeżdżał fiuta Shade’a, pieprząc się samemu na nabrzmiałej długości, dysząc i jęcząc. Shade warknął, dźwięk był bardziej zwierzęcy niż ludzki, i wyrzucił biodra w górę, wbijając się w Fletchera z wystarczającą siłą, żeby prawie go zrzucić. Caspian pochylił się do przodu, objął ciężką mosznę Shade’a i zaczął przetaczać jądra kochanka w swoich palcach. Ścisnął delikatnie, później trochę mocniej, wycałowując ścieżkę po wewnętrznej stronie uda Shade’a. Wciągnąwszy ciało do swoich ust, Caspian wyssał ślad na kremowej skórze, a potem omył językiem, żeby złagodzić ból. Shade ryknął, a Fletcher jęknął, gdy obaj kompletnie znieruchomieli. Shade opadł na krzesło, jego ciało stało się bezwładne i Caspian nie mógł powstrzymać uśmiechu. Jeszcze nie skończyli z mężczyzną. Ostatecznie, Fletcher zsunął opaskę z twarzy Shade’a i uśmiechnął się. - Raz. Oczy Shade otworzyły się natychmiast i zamrugał na ostre fluorescencyjne światło. - Raz? – zakrztusił się. Fletcher uśmiechnął się do niego, a potem obrócił i skinął Caspianowi. Chwilę później, ręce Shade’a zostały rozwiązane i jego partnerzy pocierali je, żeby przywrócić krążenie. Fletcher zszedł z jego kolan i stanął z rękami na biodrach, jego twardy penis pulsował między jego nogami. Obrócił się w jedną stronę, potem w drugą, rozglądając się wkoło, jakby czegoś szukał. Serce Shade’a waliło i oblizał usta w nerwowym oczekiwaniu. Podczas gdy Fletcher myślał, Caspian najwyraźniej miał inne pomysły. Jego palce zaplątały się we włosach Shade’a, obrócił szorstko jego głowę i wypchnął biodra tak, że główka jego kutasa przytknęła się do ust Shade’a. Załapując szybko, Shade otworzył je, zassał gorącą długość w swoje usta aż do samej podstawy, tak że gąbczasta korona trąciła tył jego gardła. Caspian jęknął, jego ~ 59 ~
biodra kołysały się w lekkich ruchach. Shade chwycił rękoma biodra swojego kochanka, przyciągając go i ponaglając mężczyznę, żeby poruszał się szybciej. Fletcher wrócił na jego kolana, otoczył nogami jego biodra i potarł swoim sączącym się penisem o brzuch Shade’a. - Daj mi – szepnął, szarpiąc za włosy Shade’a aż kutas Caspiana wypadł z jego ust. Potem pochylił się i złapał bulwiastą główkę w swoje usta. Shade mruknął, jego ramiona otoczyły plecy Fletchera i zaczął lizać i ssać delikatną skórę na gardle kochanka. Jego własny fiut zaczął się wypełniać od ponownego zainteresowania, nabrzmiewał i pulsował, rósł i przycisnął się do przedziałka Fletchera. Wtedy wszyscy ponownie się poruszyli i zanim Shade zorientował się, co się dzieje, został rozłożony na kuchennym stole, jego pierś była przyciśnięta do chłodnego drewna, jego ramiona szeroko rozłożone. Caspian nakrył jego plecy niczym żywy koc, kładąc swoje ręce na Shade’a i zawijając jego palce na krawędzi stołu. - Nie ruszaj się – rozkazał stanowczo, a Shade zadrżał na władczość w głosie swojego kochanka. Stopa Caspiana trąciła wnętrze łydek Shade’a, zmuszając go do szerszego rozłożenia nóg, jedna jego ręka nacisnęła na plecy Shade’a aż jego biodra wygięły się i tyłek znalazł się w górze. Pogładziwszy dłońmi po krągłych pośladkach Shade’a, Caspian ścisnął umięśnione półkule, pomasował je szorstko i rozdzielił, by odsłonić drżące wejście Shade’a. Shade mruknął, jego dziurka zacisnęła się chciwie, głodna palców swojego partnera, jego kutasa, wszystkiego, co Caspian gotowy był mu dać. Chłodny nawilżacz spłynął między jego pośladkami i bez ostrzeżenia jeden długi, gruby palce wepchnął się w jego potrzebującą dziurkę. Krzyknąwszy, gdy jego mięśnie się zacisnęły, Shade prawie doszedł, kiedy Caspian natychmiast wsunął drugi palec zanim zaczął pompować w tyłku Shade’a szybkimi, mocnymi dźgnięciami. - Otwórz oczy – mruknął Fletcher tuż przed nim. Słuchając bez pytania, Shade otworzył znowu oczy i prawie pożałował, że to zrobił. Fletcher siedział przed nim na stole, jego nogi były tak rozłożone, że stopy zwisały z brzegów stołu. W ręku trzymał swojego żylastego penisa, głaszcząc go szybko, gdy wpatrywał się w Shade’a z ogniem palącym się w jego zielonych oczach. ~ 60 ~
Shade otworzył usta, podciągając się do przodu, żeby złapać w usta penisa partnera, ale Fletcher szarpnął go do swojego brzucha i potrząsnął głową. - Tylko patrz. – Poczekał na niechętne kiwnięcie Shade’a, a potem wrócił do obciągania swojej nabiegłej długości zwiększając tempo. Jego usta zaśliniły się, gdy patrzył, więc Shade przełknął mocno, jego palce zacisnęły się desperacko na stole. Dwa palce stały się trzema aż w końcu czterema, gdy Caspian nadal działał w tyłku Shade’a, zginając palce i ocierając się przy każdym pchnięciu o słodki punkt Shade’a. Po następnym pchnięciu, palce Caspiana zupełnie znikły i coś tępego i niewzruszonego przycisnęło się do odbytu Shade’a. Zaczął się obracać, żeby zobaczyć, co robi Caspian, ale na jego tyłku wylądowała duża ręka, wywołując pieczenie na skórze, a po pomieszczeniu rozszedł się odgłos skóry uderzanej o skórę. - Oczy na Fletchera – powiedział ostro Caspian. Nadal pracował z twardą zabawką w potrzebującej dziurce Shade’a, drażniąc go wolnym, torturującym tempem, dopóki płaska podstawa nie dotknęła tyłka Shade’a. - Chyba lubi wtyczki – powiedział Caspian z kpiną w głosie, gdy Shade opadł na stół i zajęczał. Chwyciwszy za podstawę, Caspian poruszył silikonem w ciemnym pasażu Shade’a, a druga ręka wylądowała na pośladku Shade’a na kolejne żądlące uderzenie. Raz za razem, bił go, pieprząc zabawką jego dziurkę i posyłając Shade’a w przestworza. Fletcher obserwował przedstawienie z głodem w swoich oczach, jednocześnie obciągając gorączkowo swojego penisa. - Mocniej – dyszał. – Pieprz go tym mocniej. Caspian wyciągnął zabawkę z tyłka Shade’a aż został tylko czubek, a potem silnie wbił ją aż do podstawy. Nie dając Shade’owi czasu na dojście do siebie, zrobił to ponownie, i jeszcze raz, a potem raz za razem, podczas gdy jego druga ręka kontynuowała bicie tyłka Shade’a, zostawiając jego skórę palącą, a fiuta błagającego o spełnienie. Opuściwszy czoło na stół, Shade próbował pohamować swoje pomruki przyjemności. Nigdy nie doświadczył niczego podobnego i miał nadzieję, że to będzie powtarzający się temat w ich związku. Szczupłe palce przesunęły się po jego włosach, podnosząc jego głowę ze stołu i Fletcher warknął na niego. ~ 61 ~
- Tutaj. Patrz na mnie. Zobacz, co mi robisz, jak bardzo cię pragnę. - O, słodkie piekło. Pieprz mnie, proszę pieprz mnie – błagał. Nie dbał o to na jak bardzo zdesperowanego i potrzebującego brzmiał. - Najpierw dojdź dla mnie – zażądał Fletcher, gdy w tym samym czasie ręka Caspiana uderzyła w jego przedziałek tuż nad podstawą zabawki. Odrzuciwszy głowę do tyłu, Shade ryknął do sufitu, jego brzuch się skurczył i elektryczność strzeliła wzdłuż kręgosłupa, a jego fiut wybuchł gorącymi strumieniami lepkiej spermy. - Cholera, to jest seksy. – Fletcher mruknął coś, jego ręka latała po jego penisie, gdy dopadł go jego własny orgazm i ze szparki wystrzeliło perłowe nasienie lądując na policzkach i ustach Shade’a. Potem Fletcher pochylił się powoli, jego szorstki język wylizał twarz Shade’a z jego własnej śmietanki i Shade myślał, że znowu wybuchnie. - Mmm, dobrze smakuję – zamruczał Fletcher. – Widzisz? – Jego usta dotknęły Shade’a i wepchnął swój język do środka. Jakaś wciąż funkcjonująca część mózgu Shade’a uświadomiła sobie, że Caspian również znalazł swoje spełnienie i mógł tylko sobie wyobrazić, co to dla niego znaczyło. Naprawdę nie sądził, żeby doświadczył kolejnego orgazmu, ale był cholernie pewny, że da z siebie wszystko. Z siłą, którą nie sądził, że posiada jego partner, Caspian przerzucił Shade’a na plecy, przesunął w górę stołu i dopchnął jego kolana do piersi. Wtyczka została wyrwana z jego tyłka i kutasa Caspiana natychmiast ją zastąpił, gdy wbił się w drżącą dziurkę Shade’a ze zwierzęcą siłą. Shade sapnął, jego usta poruszały się bezgłośnie, gdy okręcił głową z boku na bok na twardym drewnie pod sobą. Palce Caspiana wbiły się w jego uda, rozkładając jego nogi i rozciągając go szerzej, podczas gdy utrzymywał bezlitosne tempo. Jego kutas ocierał się o napięte ścianki Shade’a, jego jądra uderzały o tyłek Shade’a, a górna warga jego kochanka wygięła się nad zęby w warknięciu. - Mój! – ryknął Caspian. Całkowita zaborczość w jego oczach i głosie strzeliła prosto go żołądka Shade’a niczym błyskawica. Nikt nigdy nie użył tego wyrażenia w stosunku do niego. Nikt nie chciał zatrzymać go dłużej niż na jedną noc. Nie, żeby komukolwiek dał jakąś szansę. Mimo to, ci mężczyźni walczyli, żeby z nim zostać i to już coś mówiło. ~ 62 ~
- Nasz – szepnął Fletcher, pochylając się nad głową Shade’a i zatwierdzając jego usta w kolejnym otępiającym pocałunku. Shade zaskomlał w usta partnera, wyciągając szyję, żeby bardziej się zbliżyć, a jego fiut drgnął i jeszcze raz urósł. Sam nie wierzył, że to możliwe, ale dowód tego wystawał spomiędzy jego ud, uderzając o jego podbrzusze, gdy Caspian nadal się w nim zanurzał. - Jeszcze raz. Dojdź dla mnie jeszcze raz – mruknął Fletcher przy jego ustach. – Po prostu odpuść i czuj, kochanie. Miękko wypowiedziane czułe słowo omyło Shade’a falą rozkoszy. Jego gardło się zapaliło, oczy szczypały i sięgnął, owinął palce wokół karku Fletchera i przyciągnął go do kolejnego pocałunku. Jego druga ręka zsunęła się w dół jego ciała, nakrywając rękę Caspiana tam, gdzie trzymała jego udo. Jego kochanek obrócił dłoń, splatając razem ich palce i ściskając mocno, gdy ujeżdżał kanał Shade’a, gdy wbił się aż do podstawy i zamarł. Paląca lawa zalała pasaż Shade’a, rozpryskując się o wewnętrzne ścianki i wypełniając go po brzegi. - Odpuść – mruknął znowu Fletcher, gdy Caspian lekko zakręcił biodrami. Ze zdławionym szlochem, Shade opuścił głowę na stół, wygiął plecy i doszedł jeszcze raz. Sperma skapnęła słabo z jego fiuta, jego jądra były zbyt wyczerpane na cokolwiek większego, ale orgazm zakołysał nim aż do rdzenia. - Zostań – wydyszał Shade, gdy powietrze wróciło do jego płuc. Jego umysł był zbyt papkowaty na poprawne zdania, ale miał nadzieję, że jego kochankowie zrozumieją jego prośbę. - Nigdzie się nie wybieram – odparł miękko Caspian, wysuwając się z dziurki Shade’a. Fletcher przeszedł po stole, żeby ułożyć się na pokrytej potem piersi Shade’a. - Poradzimy sobie z tym razem. Już nie musisz być sam. Zjednoczenie może pocałować moją futrzaną dupę. Zarzuciwszy ramiona wokół Fletchera, Shade przytulił go mocniej i westchnął. Wiedział, że to nie będzie takie proste. Mieli przed sobą długą, trudną drogę, ale pokieruje nią bez narzekań, jeśli to miało oznaczać zatrzymanie tych mężczyzn w jego życiu.
~ 63 ~
Rozdział 9 Dzwoniący telefon obudził Fletchera w środku nocy, więc jęknął i wyciągnął się nad Caspianem, żeby sięgnąć do stolika nocnego. Wciąż na wpół śpiący, dopiero po minucie uświadomił sobie, że to nie dzwoni jego komórka. Sądząc po heavy metalu grzmiącym z głośnika, to musiała być Shade’a. Z wciąż zamkniętymi oczami, Fletcher odebrał połączenie i przytknął do swojego ucha. - Taak – wymamrotał ziewając. - Fletcher? - Tess? – Jego oczy się otworzyły i usiadł wyprostowany na łóżku. – Dlaczego dzwonisz do Shade’a o trzeciej nad ranem? - Dlaczego wciąż tam jesteś? – odparowała. - Posłuchaj, wiem wszystko, więc skończ z tymi bzdurami i przestań udawać, że się o mnie martwisz. Czego chcesz? – Nigdy wcześniej nie rozmawiał z nią w ten sposób, ale nadal miał do niej żal, że skrywała przed nim pewne sprawy. - Wszystko ci powiedział? – Tess jęknęła i przeklęła kilka razy. – Okej, w takim razie, nie będę owijała w bawełnę. Oni nadchodzą, Fletcher. Może już tam są. Ty i twoim partnerzy musicie uciekać stamtąd w diabły. - Czekaj! Kto nadchodzi? I dlaczego musimy uciekać? - Nie mam czasu na wyjaśnienia. Po prostu wynoście się. Zadzwoń do mnie, gdy będziesz już bezpieczny. Wiem, że Santiago ma gdzieś bezpieczny dom. Jedźcie tam. - Dlaczego mi to mówisz? – Jeśli Tess była członkiem Zjednoczenia i przełożoną Shade’a, dlaczego chciała, żeby Fletcher zniknął? – Dlaczego nam pomagasz? - Zadzwoń do mnie, gdy tam dotrzecie. Wtedy wyjaśnię, co mogę. – Rozłączyła się, a Fletcher nie zdążył jeszcze odsunąć telefonu od ucha, gdy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła na dole, za którym podążył piskliwy chrobot brzmiący jak pazury na stalowych płytach. ~ 64 ~
Wyłączywszy telefon, Fletcher wyskoczył z łóżka i zaczął szybko się ubierać. - Shade! Caspian! – syknął. – Wstawajcie, ktoś jest na dole! Caspian budził się powoli, ale Shade wystrzelił z łóżka, jakby został wyrzucony z katapulty. Przyczaił się nisko i przybrał obronną postawę, gdy warczał przy drzwiach do ich sypialni. Chociaż był trochę zaskoczony agresywną reakcją swojego partnera, Fletcher szybko doszedł do siebie i poklepał Shade’a po ramieniu. - Ubierz się. Dzwoniła Tess i powiedziała, że musimy uciekać. - Tess dzwoniła? Fletcher przewrócił oczami, zapinając dżinsy. - Tak, a teraz proszę, musimy iść. – Dźwięk czegoś ostrego drapiącego o metal rozbrzmiał ponownie i Fletcher zadrżał. Był już cholernie zmęczony byciem odważnym. Wreszcie załapując ponaglenie, Caspian wysunął się z łóżka i bez słowa zaczął się ubierać. - Jest stąd wyjście? - Tak – odpowiedział Shade z roztargnieniem, gdy wciągał buty, a potem pospieszył do szafy, w której zaczął grzebać. Przyniósł do łóżka ogromny czarny blok, rzucił na materac, wybił kod na klawiaturze i otworzył pokrywę. Fletcher prawie połknął swój język, kiedy pokrywa się uniosła i niebieskie światełka rozświetliły wnętrze masywnej skrzyni. Wewnątrz rozbłysła broń wszelkiego rozmiaru i rodzaju z miejsc, gdzie były umieszczone w dopasowanych piankach. Odgłosy wokół domu, broń, nagląca potrzeba z powodu, której musieli spróbować uciec, w końcu uzmysłowiło mu jak niebezpieczne Shade prowadził życie. Wyciągnąwszy jakiś groźnie wyglądający pistolet ze skrzyni, Shade podał go Caspianowi, który wziął go ze spokojną pewnością kogoś, kto czuł się pewnie z taką bronią. - Magazynek? – Caspian zrobił kilka rzeczy z pistoletem, pociągnął, coś sprawdził, obrócił w jedną stronę, a potem w drugą. Fletcher nie miał pojęcia, co robił. Potem Shade wyciągnął w jego stronę małą, ale mimo to niezwykle śmiercionośną broń, ale Fletcher uniósł ręce i cofnął się.
~ 65 ~
- O, nie. Nic nie wiem o broni. Nigdy wcześniej nawet żadnej nie dotknąłem. Shade westchnął z wyraźną irytacją, chwycił nadgarstek Fletchera i wepchnął roń w jego rękę. - Teraz masz. Nie spodziewam się, żebyś jej potrzebował, ale jeśli do tego dojdzie, po prostu wyceluj i naciśnij. Rozumiesz? Fletcher chwycił pistolet w obie ręce, jego ramiona wyciągnęły się daleko od jego ciała, jakby to była zabójcza kobra mająca uderzyć. - Shade, nie mogę. Ręce jego partnera chwyciły jego twarz i Shade pochylił się niżej aż byli nos w nos. - Możesz. Zrobię wszystko, co mogę, żebyś był bezpieczny, ale będę potrzebował małej pomocy. Proszę? Dla mnie? Fletcher niechętnie skinął głową i dostał za to krótki pocałunek w czoło. - Musimy iść – powiedział Shade. Wyciągnął ze skrzyni jeszcze dwa pistolety, zamknął pokrywę i nacisnął kilka cyferek. Upchnął skrzynię z powrotem do szafy, a potem wskazał głową w stronę drzwi sypialni. – Idźcie za mną i trzymajcie się blisko. Trzymając broń w ręce i próbując wyglądać na takiego, kto wiedział, co z nią do diabła zrobić, Fletcher wymknął się z pokoju za Shadem, Caspian był tuż za jego plecami. Na dół schodami i przez kuchnię, Shade zaprowadził ich do drzwi i do ogromnego garażu na sześć samochodów. Popędził przez betonową podłogę, otworzył drzwiczki jednej z metalowych szafek ustawionych pod ścianą i wyjął czarny, skórzany plecak. - Będziemy musieli lecieć – powiedział z roztargnieniem, gdy zaczął wyciągać różne rzeczy z plecaka. Poruszając się szybko, Shade wrócił do szafki i z półki zdjął dwie uprzęże. Położył je na drewnianym stole i zaczął się rozbierać. - Najpierw przemiana, a potem założę to na ciebie. Caspian przytaknął, jakby to była najbardziej uzasadniona prośba i również zaczął zdejmować ubrania. Fletcher zaczął drżeć. Nie miał pieprzonego pojęcia, co się dzieje i nikt nie wydawał się być w nastroju, żeby mu to wyjaśnić.
~ 66 ~
Shade wziął bron z ręki Fletchera, wsadził do plecaka, a potem zaczął przypinać jedną uprząż do jego łydki. - Rozbierz się, skarbie. Będąc jakby w transie, Fletcher zaczął się rozbierać, całe jego ciało trzęsło się i utrudniało mu odpięcie dżinsów. Jak tylko wszyscy stanęli nadzy na środku garażu, Shade zebrał ich ubrania i wepchnął je do plecaka. - Przemiana – rozkazał. Ze strachem krążącym przez niego, to zabrało Fletcherowi więcej czasu niż Caspianowi i zanim skończył, wielki, uskrzydlony koń stał tam, gdzie był jego partner. Bestia była majestatyczna, prawie nieziemska w swoim pięknie. Jego czarne skrzydła były złożone na jego grzbiecie i stukał o podłogę przednim kopytem, jego długi ogon machał za nim, podczas gdy Shade przypinał uprząż do jego tylnej nogi i zabezpieczał broń. Bez słowa Shade wstał, chwycił plecak i zarzucił sobie na ramiona. Potem zamknął oczy, przemieniając się tak szybko, że Fletcher ledwie zauważył, ale domyślił się, że po ponad sześciu tysiącach lat praktyki to prawdopodobnie była już druga natura mężczyzny. Shade ukucnął, otworzył ramiona dla Fletchera i pokiwał swoimi niezwykle długimi palcami. Fletcher bez wahania rzucił się do niego, a jego partner go złapał, przytulając do swojej piersi. - Trzymaj się – powiedział Shade z syczącym warczeniem, jakim stał się jego głos w postaci gargulca. – Prosto i do góry – dodał do Caspiana. Caspian parsknął miękko i znowu machnął ogonem. Fletcher miauknął, zwijając się mocniej przy piersi partnera. Nie miał wątpliwości, że jego partnerzy zrobią wszystko, co trzeba, żeby go chronić, ale miał przeczucie, że minie bardzo dużo czasu zanim znowu poczuje się bezpiecznie. Shade użył jednego zabójczo wyglądającego pazura, żeby wbić jeszcze kilka cyferek na kolejnej klawiaturze. To było podobne do życia z pieprzonym Jamesem Bondem. Stalowa płyta odsunęła się z jednego z drzwi garażu i Fletcher mógł usłyszeć krzyki i bieganinę na zewnątrz. Bogowie, miał nadzieję, że nie umrą. Potem Shade nacisnął jeszcze jeden guzik i drzwi garażowe zadudniły, powoli unosząc się do góry. Kiedy drzwi znalazły się w połowie, trzech mężczyzn ubranych na ~ 67 ~
czarno wsunęło się pod nimi, z przygotowaną bronią i ustawili się przed drzwiami. Fletcher zaczął głośno wyć, wbijając się pazurami w pierś partnera. Wpełzłby w samego Shade’a, gdyby mógł. Jednak zginą. Bez dwóch zdań. Wtem Caspian zarżał głośno i przemknął obok nich, jego kopyta stukały na betonowej podłodze, gdy szarżował na ich napastników. Mężczyźni krzyknęli z zaskoczenia, ale nie cofnęli się. Rozległy się strzały, a dźwięk był ogłuszający wewnątrz garażu. Caspian rozłożył swoje ogromne skrzydła, obcinając głowy dwóm mężczyznom i zwalając ich na podłogę. Ostatni facet miał dość rozumu, żeby paść na ziemię i odtoczyć się z drogi. To było wyjście, którego potrzebowali i Shade warczał, gdy wybiegał z garażu i uniósł ich prosto w powietrze. Jego ramiona były opiekuńczo zawinięte wokół Fletchera, tworzyły wokół niego kokon bezpieczeństwa. Fletcher jednak nadal nie czuł się bezpieczny. Całe jego futrzaste ciało trzęsło się gwałtownie, mimo że zamknął oczy i zanurzył głowę pod ramię Shade’a. W nocnym powietrzu rozbrzmiały głośne rozkazy, kule świstały obok nich, gniewne okrzyki unosiły się z ziemi poniżej. Jednak jego partnerzy nadal się wznosili, pędząc przez niebo i uchylając się przed kulami z wyszkoloną determinacją. Jak tylko odgłosy strzałów umilkły i jedyną rzeczą, jaką Fletcher mógł słyszeć był ryk wiatru, Shade przejął prowadzenie. Nic w jego życiu nie przygotowało na to Fletchera i nie wiedział, czy zwymiotować czy zemdleć. Omdlenie wydawało się być lepszą opcją i tak właśnie zrobił.
***
Caspian podążył za Shadem na ziemię, lądując ciężko na zmrożonym śniegu przed małą chatą. Lecieli godzinami przez lodowate wiatry i czuł się totalnie zmarznięty. Chociaż to również mogło mieć coś wspólnego z ilością utraconej krwi. Jego zmiana była długa i bolesna, a kiedy w końcu się przemienił, odkrył, że klęczy na śniegu, jęcząc i dysząc, a krew skapywała z jego ramienia szpecąc puszysty biały grunt. Silne ramię owinęło się wokół jego pasa, pomagając mu wstać na nogi praktycznie zaciągając go do chaty.
~ 68 ~
Shade’owi zabrało tylko minutę zamknięcie i zablokowanie drzwi, zabezpieczenie ich schronienia zanim zaprowadził Caspiana do kuchni i usadził go na krześle. - Fletcher? – wybełkotał. Jego oczy były rozkojarzone, głowa pływała, a każde zaczerpnięcie oddechu było płytsze od poprzedniego. - Wciąż nieprzytomny – odparł roztargniony Shade, gdy sprawdzał ramię Caspiana tam, gdzie kula wciąż tkwiła w mięsistej części tuż poniżej lewego obojczyka. – Nic mu nie jest, jest tylko przestraszony. To jego sposób na poradzenie sobie z tym, co się stało. - Boli – mruknął Caspian. - Wiem, skarbie. – Shade pocałował skroń Caspiana i wyszedł z pokoju. Wrócił chwilę później z dużym, wełnianym kocem i okrył nim drżące ciało Caspiana. – Czemu mi nie powiedziałeś? - Nie było czasu. - Jak tylko wyciągniemy kulę, będziesz w stanie się uzdrowić. – Shade wziął twarz Caspiana w obie dłonie i skrzywił się. – Nie będę kłamał. To będzie bolało jak cholera. Przykro mi. - Po prostu zrób to. – Caspian nie mógł myśleć. Wiedział tylko, że chce, by ból ustał i mógł się przespać. – Zmęczony. - Okej, Cas, okej. Trzymaj się. Zostań ze mną, a ja cię naprawię. Caspian na chwilę stracił świadomość, a kiedy wrócił, Shade okraczał jego kolana, a jego ręka przyciskała mocno Caspiana do oparcia krzesła. Ich wiotkie fiuty ocierały się o siebie i Caspian nie mógł powstrzymać się od zapytania. - Zalecasz się do mnie, Santiago? - Jeszcze nie. – Shade pocałował szybko jego usta. – Najpierw sprawimy, żebyś poczuł się lepiej, a potem o tym pogadamy. - Okej. - Gotowy? - Nie. Ale zrób to. - Weź wdech.
~ 69 ~
Caspian zrobił jak mu kazano, wciągając tak dużo powietrza jak mógł, a potem wypuścił je z głośnym okrzykiem, kiedy Shade zaczął grzebać w ranie, żeby wyciągnąć kulę. - Mam. – Shade westchnął i wstał z kolan Caspiana, ściskając zniekształcony metal w zakrwawionych palcach. Dziesięć minut później, rana była już oczyszczona i zabandażowana, i Shade pomógł mu dojść do sypialni. Caspian opadł na materac, zaciskając zęby, gdy ból przeszył jego ramię. - Jak długo zajmie ci wyleczenie się? – zapytał Shade, narzucając koce na pierś Caspiana. - Niedługo. Z kilka godzin. - Caspian? – Cichy głos Fletchera drżał, gdy wszedł do pokoju, wciąż kompletnie nagi. – Och, Caspian, co się stało? - Nic mu nie jest. – Shade pospieszył zapewnić ich partnera. – Po prostu musi odpocząć. Chodźmy poszukać naszych ubrań. - Zostałeś postrzelony, prawda? - Tak, ale już jest dobrze. – Caspian uniósł zdrowe ramię i pokiwał palcem na Fletchera. – Chodź tu. Fletcher poczłapał posłusznie do łóżka, ale wydawał się być zdenerwowany, żeby podejść bliżej. - Nie chcę cię skrzywdzić. - Muszę cię przytulić. – Chociaż Caspian był jedynym rannym, bardziej niepokoił się o swoich partnerów. Musiał ich dotknąć, potrzymać i upewnić się, że nic im nie jest. – Shade? Shade pomógł Caspianowi przenieść się na środek łóżka i podniósł koce dla Fletchera, żeby wczołgał się obok niego. Caspian zarzucił zdrowe ramię wokół Fletchera i przyciągnął go bliżej do swego boku. - O wiele lepiej – szepnął.
~ 70 ~
- Muszę zrobić kilka telefonów, ale za jakąś chwilę sprawdzę, co u was. – Shade pochylił się nad łóżkiem i pocałował czoło Fletchera, a potem Caspiana. – Odpoczywajcie. To było jedyne polecenie, które Caspian chętnie spełnił bez pytania. Zamknął oczy i odpłynął w sen zanim jeszcze Shade wyszedł z pokoju.
Tłumaczenie: panda68
~ 71 ~
Rozdział 10 Shade wyjął pogniecione dżinsy z plecaka i wciągnął je, nie przejmując się ich zapinaniem. Jakim wielkim obrońcą okazał się być. Jeden partner zemdlał ze strachu, a drugi został postrzelony. Tess miała rację. Jego mężczyźni z pewnością zasłużyli na kogoś lepszego niż on. Odepchnąwszy smętną myśl, pogrzebał znowu w plecaku, wyjął komórkę i szybko zadzwonił. - Udało ci się – odpowiedziała Tess bez wstępu. - Tak. - Gdzie jesteś? - Najpierw potrzebuję kilka odpowiedzi. Dlaczego gonisz Fletchera? - On musi być chroniony. Shade warknął. - Prawie został postrzelony! Jak to się ma do chronienia go? Skończyłem z tym gównem. Chcę to zakończyć i chcę, żebyś trzymała się, do diabła, z dala od moich partnerów! - Pomogę ci najlepiej jak potrafię, ale musisz oddać Fletchera. Obiecuję, że nie zostanie skrzywdzony. - Nie – odparł stanowczo Shade. Nie ma mowy, żeby poświęcił swojego partnera, żeby mógł uwolnić się do Zjednoczenia. – Podobno jesteś jego przyjacielem. Dlaczego mu to robisz? - Jestem jego przyjacielem. – Tess westchnęła ciężko. – Chronię go od czasu jak był zaledwie dzieckiem. On musi być bezpieczny. - To dlaczego ci mężczyźni próbowali włamać się do mojego domu z półautomatyczną bronią? Jak dla mnie to nie brzmi zbyt bezpieczny, Komandorze.
~ 72 ~
- Powiedz mi, gdzie jesteście. To nie jest coś, co powinniśmy omawiać przez telefon. - Skąd mogę wiedzieć, czy mogę ci ufać? – Shade chodził po małym salonie, przeczesując palcami swoje krótkie włosy. Znał Tess od wieków, walczył przy jej boku i pilnował jej tyłów. Ale w tej chwili, była sojusznikiem wroga. - Nigdy niczego bym nie zrobiła, żeby postawić Fletchera w niebezpieczeństwo. Skoro Tess powiedziała, że może jej zaufać, że nie zdradzi jego kryjówki Zjednoczeniu, ani nie nadużyje względem niego swojego stanowiska, to Shade może na niej polegać. Jego prawdziwa troska i obawa o dobro Fletchera było jednocześnie jego zgubą. - Na Alasce. - Podaj mi lokalizację, a potem wyłącz telefon i usuń baterię. Muszę powiązać tutaj kilka luźnych końców i upewnić się, że nie jestem śledzona. Będę tam w ciągu tygodnia. Shade zrozumiał po jej tonie, że jednym z tych luźnych końców było znalezienie kogoś, kto weźmie jego zadanie. Jego informator miał przyjechać tej nocy, żeby go poinstruować i zaznajomić z zapachem celu. Nie będzie przepraszał, ale miał coś do powiedzenia. - Nie wezmę kolejnego zlecenia. Wypisuję się, Tess. Wezmę moich partnerów i ukryję się, jeśli będę musiał, ale nie będę już tego robił. - Nic nie mów w tej chwili – ostrzegła Tess. – Mogę znaleźć sposób, żeby ci pomóc, ale to zabierze trochę lania wody z mojej strony. Daj mi tydzień… – zamilkła na chwilę. – Może dwa. Nie wyjeżdżajcie i na pewno nie wychodźcie na otwartą przestrzeń. Dotrę tam, kiedy będę mogła. – Po tym się rozłączyła, zostawiając Shade’a stojącego z grymasem na środku salonu. Miał kilka nie psujących się produktów w piwnicy za domem, ale potrzebowali zapasów skoro mieli tu zostać na dwa tygodnie, a może więcej. Wysłanie partnerów do miasta bez niego nie było opcją. Pojechanie samemu do miasta i zostawienie mężczyzn w chacie niechronionych również nie było opcją. Jednak musiał coś wymyśleć. Chata miała większość nowoczesnych udogodnień jak elektryczność czy bieżąca woda. Jednak tego, co brakowało, to centralnego ogrzewania. Kominki w salonie, sypialni i nawet łazience powinny dostarczyć wystarczająco ciepła. Miał trochę drewna ~ 73 ~
w piwnicy razem z puszkowanym jedzeniem, ale nigdy nie robił zapasów dla nikogo oprócz siebie, w razie gdyby potrzebował skorzystać z tego miejsca. - T-uu je-est prze-raź-liwie zi-im-no – zaszczękał zębami Fletcher wchodząc do pokoju kompletnie nagi. Shade rzucił telefon na kanapę, ściągnął koc z oparcia i pospieszył do partnera, żeby założyć na jego ramiona. - Mam nasze ubrania i zaraz rozpalę ogień. Fletcher mocniej zaciągnął koc wokół ramion i pochylił się do Shade’a, pocierając policzkiem o pierś Shade’a. - Zawsze jesteś taki ciepły. - Fletcher – powiedział z napięciem Shade, gdy jego fiut odpowiedział na bliskość partnera z nieodpowiednim entuzjazmem. – Muszę rozpalić ogień. - Tak się bałem. Nigdy w swoim życiu nie byłem tak przerażony. Potem Caspian został postrzelony i tylko czekałem jak coś stanie się tobie. Nie rób mi tego ponownie. - Nie martwiłeś się o siebie? – Shade nie mógł powstrzymać swoich ramion od owinięcia się wokół Fletchera i przyciągnięcia go bliżej. Z cichym, zadowolonym westchnieniem, Fletcher otworzył koc i przytulił się do ciała Shade’a zanim zacisnął go wokół ich obu. - Och, bardzo bałem się o siebie, ale bardziej martwiłem się o ciebie i Caspiana. Nic ci nie jest? Nie zostałeś ranny, prawda? Proszę powiedz mi prawdę, Shade. - Nie, kociaku – szepnął Shade, jego serce roztopiło się w kałużę. Czy ktoś kiedykolwiek martwił się o niego? – Obiecuję, że nie jestem ranny. Bardzo mi przykro, że wpędziłem cię w ten bałagan. - No cóż, nie podoba mi się, że strzelano do mnie, polowano na mnie, ani że bałem się przez cały czas. – Szorstki język Fletchera prześliznął się po boku szyi Shade’a. – Ale myślę, że jesteś tego wart. Poczuł się tak, jakby został oblany kubłem zimnej wody. Odwinąwszy z siebie ramiona Fletchera, Shade cofnął się o krok i potrząsnął głową. - Nie jestem. – Zaczął się obracać, chcąc skierować się do tylnych drzwi, żeby mógł przynieść polana do rozpalenia ognia. Wszystko, co robił było samolubne i idiotyczne. ~ 74 ~
Nie zrobił absolutnie niczego dla swoich partnerów, poza tym, że za każdym razem stawiał ich w niebezpieczeństwo. Był ostatnią osobą na ziemi, która zasługiwała na lojalność Fletchera. Szczupłe palce otoczyły jego nadgarstek, szarpiąc jego ramieniem wystarczająco mocno, żeby go obrócić. Fletcher patrzył na niego gniewnie, efekt trochę zmalał, kiedy jego ciało zaczęło trząść się z zimna. Z głębokim westchnieniem, Shade schylił się i podniósł koc, który rozłożył się na podłodze u stóp Fletchera. Spróbował umieścić go z powrotem na ramionach Fletchera, ale jego kochanek odepchnął go i wycelował palec w jego twarz. - Nie waż się mówić mi, co czuję, Shadeniousie Santiago! Mogę nie być tak stary jak ty, ale nie jestem też dzieckiem. Czekałem całe moje cholerne życie na to, żeby czuć się w ten sposób i nie będziesz mi tego rozpieprzał! – Po tym okręcił się na pięcie i wymaszerował z pokoju. Shade stał zastygły, z kocem zaciśniętym w ręku, gdy patrzył jak jego partner pędzi jak burza krótkim korytarzem. Jeśli chodziło o efekt wyjścia, musiał przyznać, że był cholera jednym z lepszych. Nie rozumiał, co to znaczyło, ale gwałtowność w głosie Fletchera, zawziętość paląca się w jego oczach były kuszące. Fiut Shade’a szarpnął się mocno w jego dżinsach, szybko nabrzmiewając i grożąc wybuchem pomimo swojego ograniczenia. Potrząsając głową, Shade sięgnął w dół poprawiając się. - To się nie dzieje – mruknął pod nosem. Jego mały mężczyzna mógł wyglądać seksownie jak diabli, kiedy był wkurzony, ale to nie oznaczało, że zamierzał dąsać się na Shade’a przez cały dzień, dopóki się choć trochę nie uspokoi. Więc, co teraz do cholery miał zrobić Shade? Pobiec za partnerem i błagać o wybaczenie? Do diabła, nawet nie wiedział, co zrobił źle. Kilka razy odtwarzał ich rozmowę w głowie, zatrzymując się dłużej przy ostatnich słowach Fletchera. Długo czekał, żeby czuć… co? Czy Shade miał prawo o to pytać? Przeczesując ręką przez włosy, złapał za nie mocno i szarpnął. Dlaczego to musi być tak cholernie trudne? Zamiast tej głupiej koperty, starsi powinni dać mu podręcznik 101 Sposobów na Sparowanie się i Związek. To byłoby o wiele bardziej pomocne. Albo może jakiś poradnik Dwuznaczne Rzeczy, jakie Mówi Twój Partner. Shade nie zdawał sobie sprawy, że puścił swoje włosy i teraz puka się kostkami o bok głowy, dopóki jego ręka nie została zmuszona do opuszczenia się i wokół niego ~ 75 ~
zawinęło się silne, muskularne ramię. - Dlaczego to robisz? – zapytał Caspian. - Dlaczego wstałeś z łóżka? – Shade użył koca, który nadal ściskał w ręce, do zarzucenia na swojego kochanka. – Miałeś odpoczywać. - Odpoczywałem, dopóki Fletcher nie wleciał niczym wściekły kot. Gra słów niezamierzona – dodał Caspian ze słabym uśmiechem. – A teraz, odpowiedz na moje pytanie. Dlaczego to robisz? Shade wzruszył ramionami i wyglądał na trochę zażenowanego. - Przeważnie nie wiem, że to robię. Jednak Caspian nie zamierzał dać mu się ukrywać. Jego palce chwyciły brodę Shade’a, zmuszając do obrócenia jego twarz i nie miał wyboru jak tylko spojrzeć na Caspiana, albo zamknąć oczy. Zamknięcie oczu wydawało się być cokolwiek dziecinne, więc Shade wpatrzył się w oczy kochanka i przełknął mocno. Był wytrenowanym zabójcą, jego ciało było śmiertelną bronią. Wytropił i zabił kilku z najbardziej niebezpiecznych i zabójczych paranormalnych na świecie. Więc, dlaczego ci dwaj mężczyźni przerażali go na śmierć? - Nie wiem, co robię – przyznał w końcu, opuszczając gardę i zatapiając się w dotyku Caspiana. Jego kochanek prychnął i przewrócił oczami. - A ty myślisz, że ja wiem? Miałem, dokładnie mówiąc, jeden związek, który skończył się do śniadania następnego ranka. Nie robię dalekosiężnych planów i wiem, że czasami coś spieprzę. Ale mam nadzieję, że cokolwiek zrobiłem dobrego to przeważy zło. - To jest piękne – zachlipał zza nich Fletcher. Shade spojrzał ponad ramieniem Caspiana i jego oczy się rozszerzyły. - Dlaczego płaczesz? – Bogowie, naprawdę nie lubił łez. Sprawiały, że robił się nerwowy. – Coś cię boli? Zrobiłem coś? Co się dzieje? Caspian zachichotał i pocałował usta Shade’a, żeby przerwać jego paplaninę. - Czasami ludzie płaczą, bo są szczęśliwi – szepnął przy ustach Shade’a.
~ 76 ~
Skinąwszy głową, jakby rozumiał, o czym do diabła Caspian mówi, Shade znowu zerknął na Fletchera. Łzy płynęły po miękkich policzkach mężczyzny, a jego oczy wyglądały na opuchnięte i zaczerwienione, ale na twarzy miał duży uśmiech. - Mocno przecieka. Caspian zaczął się tak mocno śmiać, że musiał zawinąć ramiona wokół brzucha i oprzeć się tyłkiem o blat, żeby się utrzymać. Potem jego śmiech zmienił się w bolesny jęk, gdy ścisnął swoje zranione ramię. - Nie rozśmieszaj mnie – wydusił zza zaciśniętych zębów. – Już się prawie uleczyło, ale nadal jest obolałe jak diabli. Fletcher podszedł szybko i wsunął ramię wokół pasa Caspiana. - Musisz odpoczywać. Chodź z powrotem do łóżka, ty wielki, uparty głupcze. Shade, możesz mi pomóc? Trzeba było trochę przekonywania, ale w końcu zdołali namówić Caspiana, żeby wrócił do łóżka. Fletcher miał rację. Mężczyzna był uparty jak wół. Shade uznał to za dziwnie ujmujące. - Musimy zrobić zapasy – powiedział jak tylko z powrotem nakryli swojego kochanka kocami. – Mam dość jedzenia i drewna na jakieś pięć dni. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że sprowadzę tu kogokolwiek oprócz siebie, więc to miejsce jest uszykowane tylko dla jednego. - Czy to może być niebezpieczne? Shade nie chciał kłamać partnerowi. Wyciągnął rękę i pogładził wierzchem dłoni po policzku Fletchera. - Może i prawdopodobnie będzie. Nie chcę zostawiać was tu samych, ale również nie mogę zabrać was do miasta. - Caspian mnie obroni, gdy mu się polepszy – powiedział z przekonaniem Fletcher. - Oczywiście – powiedział powoli Caspian. – Może lepiej będzie, jeśli to ja pojadę do miasta i zdobędę to, co potrzebujemy. Nikt mnie nie rozpozna, a ty będziesz tutaj, żeby bronić Fletchera. Shade’owi się to nie podobało, ale musiał przyznać, że to był najlepszy plan. Podszedł do łóżka i pochylił się nad Caspianem aż ich nosy prawie się dotykały.
~ 77 ~
- Dopiero wtedy jak wyzdrowiejesz, podejmiesz wszelkie środki ostrożności i zrobisz dokładnie to, co ci powiem. – Schylił się niżej i pocałował mocno usta partnera. – I wrócisz do nas. Caspian uśmiechnął się. - Tak, sir. - Przepraszam, że przerywam wasz mały pokaz dominacji, ale myślę, że powinniśmy rozpalić w końcu ten ogień? – Fletcher uniósł brew. – Tu jest zimniej niż jaja niedźwiedzia polarnego. Shade zachichotał i podniósł się znad łóżka. - Czego spodziewałeś się w marcu na dalekiej północy Alaski? - Spodziewałem się dziupli na Fidżi – mruknął Fletcher. – Nie martw się. – Uśmiechnął się szelmowsko i zatrzepotał swoimi długimi, czarnymi rzęsami. – Jeszcze cię wyszkolę. Shade spiorunował go żartobliwie spojrzeniem przez ramię, gdy wychodził z pokoju. Jednak wewnątrz, musiał przyznać, że jeśli ktokolwiek mógłby poskromić jego bestię, byłby to ten mały kociak z wielkimi, zielonymi oczami.
Tłumaczenie: panda68
~ 78 ~
Rozdział 11 - Nie powinien już wrócić? Prawie jest ciemno. Nie podoba mi się to. Może powinniśmy pojechać za nim. – Fletcher chodził przed kominkiem w salonie. Caspian zaniknął na prawie cały dzień i do tego czasu Fletcher już był wrakiem. - Nic mu nie jest – zauważył Shade, ale Fletcher mógł zauważyć napięcie jego szczęk i niepokój, który wyostrzył kąciki jego oczu. – Jego ramię się uleczyło i jest silny. Caspian jest także mądry. - Jestem już zmęczony byciem przerażonym. – Z napięciem ciągle czekał na niebezpieczeństwo, żeby zebrało swoje żniwo, i Fletcher czuł się wyczerpany. Ukrywali się w małej chacie od czterech dni i nie wiedział jak długo jeszcze wytrzyma. Ściany każdego dnia wydawały się zamykać po trochu i czuł się tak, jakby miał się udusić. Przy jego niepokoju, ranie Caspiana i poruszeniu Shade’a, ich życie seksualne obrało zdecydowanie zły kierunek. Chociaż wciąż odczuwali gorączkę, co dwadzieścia cztery godziny i byli bezsilni, żeby ją powstrzymać, to stało się mniej niż wstrząsające ziemią. To było bardziej jak katorga albo obowiązek i Fletcher kulił się za każdym razem, gdy jego skóra zaczynała mrowieć, a penis zaczynał rosnąć. Gdzie, do diabła, zniknęła ich pasja? - Może samochód zsunął się z drogi albo coś innego przy tym lodzie. – Fletcher nie wiedział, dlaczego był zszokowany, gdy dowiedział się, że Shade ma ukryty pojazd z napędem na cztery koła w dole wzgórza od chaty. Mężczyzna był przygotowany na wszystko. - Nic mu nie będzie – warknął Shade. – Przestań jęczeć! – Zerwał się z kanapy i wypadł z pokoju bez następnego słowa. Tydzień wcześniej, Fletcher mógłby poczuć się zraniony czy nawet zły. Teraz wkurzona postawa Shade’a nawet go nie ruszyła. Wszyscy byli nakręceni i napięci, warczeli na siebie nawzajem z najbłahszego powodu. Właśnie dziś rano, nakrzyczał na Shade’a, że za głośno żuje. Opuściwszy brodę do piersi, Fletcher jęknął. Okej, on był tym, który najwięcej syczał i narzekał. Wiedział, że Shade robi tylko to, co konieczne, żeby był bezpieczny,
~ 79 ~
ale nienawidził faktu, co przyniesie przyszłość – albo czy w ogóle miał przyszłość. Każdej nocy, gdy szedł do łóżka, myślał, że to będzie jego ostatnia, a za każdy poranek, kiedy się budził, nie dziękował, ale dziwił się, że widzi słońce. To musiało się skończyć. Chociaż jego partnerzy mieli szerokie barki, nie byli dość mocni, żeby utrzymać problemy całego świata. Nadszedł dla niego czas, żeby wyciągnąć głowę z tyłka i unieść czoło. Mógł nie być tak fizycznie silny jak jego mężczyźni, ale mógł być twardszy od nich. Mieli dość zmartwień bez chodzenia wokół niego na paluszkach, żeby nie wyszedł z siebie. Zebrawszy się w sobie, Fletcher wyprostował się na całą swoją wysokość i pomaszerował wąskim korytarzem, żeby znaleźć swojego partnera. Miał dużo do przepraszania i chociaż to urażało jego dumę, wiedział, że jeśli Shade będzie chciał, żeby się płaszczył, zrobi to. Na nic więcej nie zasługiwał po swoim dziecinnym zachowaniu. Kiedy wszedł do sypialni, widok, jaki zobaczyły jego oczy, wytrącił oddech z jego płuc i sprawił, że jego serce roztrzaskało się tam w jego piersi. Shade siedział na brzegu łóżka, kołysząc się w przód i w tył, i mruczał coś pod nosem. Jego oczy były otwarte, ale nieskupione, jedna jego ręka była zaciśnięta w jego włosach, podczas gdy druga pięść pukała efektownie w bok jego głowy. - To nie miało tak być. On zasługuje na coś lepszego. Obaj zasługują na coś lepszego. – Głos Shade’a robił się coraz głośniejszy z każdym zdaniem, ale nie zauważył wejścia Fletchera. – Nie mogę być tym, czego chcą. Nie mogę tego zrobić. Nie jestem dość dobry. – Potem raz za razem zaczął powtarzać ostatnie zdanie, jakby to stało się jego własną mantrą. Szarpnął mocniej za włosy i Fletcher skrzywił się, gdy zobaczył jak kilka pukli zostało wyrwanych z jego głowy. - Shade? Shade nie dał żadnego znaku, że usłyszał swoje imię. - Shade! Wciąż nic i Fletcher stawał się coraz bardziej zaniepokojony. Zaobserwował u Shade’a już wcześniej trzy małe epizody, ale żaden nie był tak dramatyczny. Do tego, Caspian był na miejscu i dokładnie wiedział jak wyciągnąć ich partnera znad tej krawędzi. Fletcher płynął w niezbadanych wodach – i tonął. Wziąwszy głęboki wdech, podszedł do swojego kochanka i uklęknął przed nim.
~ 80 ~
- Shade, spójrz na mnie. – Mówił spokojnie, uspokajająco, a potem sięgnął i spróbował wyplątać palce mężczyzny z jego ciemnych włosów. Shade wciąż go ignorował. Próbując naśladować to, co widział wcześniej jak robił to Caspian, Fletcher chwycił twarz Shade’a w obie dłonie i przybliżył się. - Shade, spójrz na mnie. Tutaj, kochany. Jestem tu. Nie jesteś sam. Kiedy to wciąż nie działało, Fletcher sapnął zirytowanym wydechem i skoczył na nogi. No cóż, co do cholery miał teraz robić? Nie mógł tu siedzieć i pozwolić Shade’owi się krzywdzić. Z każdym puknięciem kostkami o jego głowę, serce Fletchera się kurczyło, a żołądek zaciskał. - Niewystarczająco dobry. Zasługują na lepsze – nadal mruczał Shade. Gniew zagotował krew Fletchera. Nie wiedział, kto zrobił pranie mózgu jego partnerowi i nawkładał mu do głowy te okropne rzeczy, ale chciał ich znaleźć i porozrywać na małe kawałeczki. Wspiąwszy się na kolana kochanka, Fletcher zawinął ręce wokół nadgarstków Shade’a i szarpnął tak mocno jak potrafił. - Shadeniousie Santiago, posłuchaj mnie! Nie wiem, kto powiedział ci te okropne kłamstwa o tobie, ale oni nie mieli racji. Jesteś dobrym człowiekiem i dobrym partnerem. – Fletcher mówił z zażartą pewnością. – Doceniam to, że myślisz, iż zasługuję na coś lepszego, ale to nie jest możliwe, ponieważ już mam najlepsze. Ty i Caspian jesteście najbardziej doskonałymi partnerami, o jakich mógłbym prosić, i mam cholerne szczęście, że znalazłem was obu. Poddając się w sprawie rozluźnienia uchwytu mężczyzny w jego włosach, Fletcher złapał szczękę kochanka i umieścił palący pocałunek na jego mamroczących ustach. Zagłębiwszy do środka język, badał ciepłe, słodkie głębie ust Shade’a. Wlał w ten pocałunek wszystko, co miał – każdą uncję emocji, uczucia i oddania, jakie w sobie miał. Minęły zaledwie trzy tygodnie odkąd spotkał swoich mężczyzn i Fletcher szczerze nie mógł powiedzieć, że ich kocha, ale wiedział, że szybko zmierza w tym kierunku. Z pewnością wiedział, że nie chce już żyć bez nich. Pomimo niebezpieczeństwa i totalnego chaosu, jakim stało się jego życie, czas spędzony z jego partnerami był najlepszy w jego życiu. Chociaż raz ktoś go chciał, troszczył się o niego i był gotowy
~ 81 ~
oddać wszystko, żeby utrzymać go bezpiecznym i szczęśliwym. Kto nie zakochałby się w takim mężczyźnie? Caspian mógł nie mieć tyle do stracenia, ale mimo to poświęcił całe swoje dawne życie, żeby z nimi być. Nigdy nie przeżył jednego dnia bez powiedzenia Fletcherowi i Shade’owi jak bardzo ich docenia i jak dumny jest ze swoich partnerów. O tak, zatwierdzenie Shade’a i Caspiana było najlepszą decyzją, jaką kiedykolwiek podjął. To byli jego mężczyźni i stanie obok nich, będzie z nimi walczył – za nich – i zabije każdego, kto pomyśli o zatwierdzeniu ich, jako swojego własnego. Nadal ssał luźne wargi Shade’a, desperacko próbując wyciągnąć odpowiedź od swojego partnera. Cokolwiek będzie trzeba, nie pozwoli Shade’owi umknąć przed nim. - Niech to szlag, Shade! – krzyknął. – Nie zostawiaj mnie! A potem jeszcze raz zaatakował usta mężczyzny, podczas gdy jego serce waliło w jego piersi, a oczy szczypały od groźby łez. Ze wszystkich rzeczy, jakie przydarzyły im się w zeszłym tygodniu, to bardziej przeraziło Fletchera niż cokolwiek innego. Warcząc z frustracji, wciągnął dolną wargę Shade’a między swoje zęby i ugryzł – mocno. Shade warknął w odpowiedzi i nagle jego ramiona opasały Fletchera niczym stalowe obręcze, przyciągając go bliżej, wpychając język do ust Fletchera i pochłaniając go. Zanim Shade w końcu oderwał się po powietrze, Fletcher poczuł się w pełni i prawdziwie zniewolony, i wszystko, co robił to całował mężczyznę. Jego penis pulsował boleśnie w pogniecionych dżinsach, napierając na zamek i żądając uwagi. Chociaż nienawidził tego, chociaż jego rozgrzane ciało krzyczało do niego, żeby się zamknął i rozłożył na materacu w jawnej propozycji, wiedział, że najpierw muszą zostać powiedziane pewne rzeczy. Szybki, mocny seks na prześcieradłach mógł być satysfakcjonujący, ale to nie da odpowiedzi ani nie rozwiąże żadnych ich problemów. Dysząc i drżąc, Shade wpatrywał się w jego oczy, jego ręce głaskały plecy Fletchera i kark, by wziąć jego twarz w obie dłonie. - Ty jesteś idealny – wyszeptał grubo. Ulga zalała Fletchera, że chociaż Shade wydawał się nie zareagować na jego słowa, jakoś zdołały przesączyć się i przeniknąć do jego zamroczonego umysłu. Shade nie był szalony. Po prostu nigdy nie miał nikogo, kto by go kochał.
~ 82 ~
Z głębokim poczuciem… słuszności, Fletcher uświadomił sobie, że chce być tym kimś. Razem z Caspianem, pragnie uleczyć serce Shade’a, dowieść mu, że jest wart troski i czułości. - Musisz przestać – błagał Fletcher bez sensu. – Zabija mnie patrzenie jak się krzywdzisz. Dlaczego to robisz? – Słyszał jak Caspian zadał to samo pytanie ich kochankowi, ale nigdy nie dostali właściwej odpowiedzi. - Ten ból – Shade postukał bok głowy jednym palcem – zmniejsza ten ból. – Gdy to mówił jego ręka przesunęła się z jego głowy i spoczęła na sercu. I Fletcher prawie przegrał walkę ze swoimi łzami. - Naprawdę przez te wszystkie lata byłeś sam? - Byłem sam odkąd skończyłem czternaście lat. - Ale kto się tobą opiekował? - Sam się o siebie troszczyłem – powiedział twardo Shade. Zamknął oczy i przez chwilę oddychał głęboko. – Nie wiem jak zachowywać się wśród ludzi. Nie jestem w tym dobry, Fletcher. Pieszcząc palcami twarz partnera, Fletcher poczekał aż Shade otworzy oczy i spojrzy na niego zanim się odezwał. - Jesteś lepszy niż myślisz. Kto ci powiedział, że nie jesteś wystarczająco dobry? - Wszyscy. Mam jeden cel w życiu, jedną rzeczą, w której jestem dobry, ale to nie obejmuje bycia dobrym partnerem. Przykro mi. - Okłamujesz mnie i siebie. Skoro jesteś tak okropny, to dlaczego po prostu nie pozwoliłeś tym mężczyznom mnie zabrać? Dlaczego przyszedłeś mnie uratować? Dlaczego ryzykowałeś swoje życie, żeby mnie ratować? Brwi Shade’a ściągnęły się razem i kąciki jego ust wygięły się w dół. - Nie myślałem nad tym. W chwili, gdy wiedziałem, że zniknąłeś, byłem tak cholernie wkurzony… – Shade zamilkł i zadrżał. – Chciałem ich zabić za to, że cię skrzywdzili. - Dlaczego? - Ponieważ jesteś mój – warknął Shade.
~ 83 ~
- I? - I nie mogę oddychać bez ciebie. Zabrali światło z mojego życia, powietrze z moich płuc, serce z mojej piersi. - I? – Fletcher czuł się jak cholerna powtarzająca się płyta, ale chciał, żeby Shade sam doszedł do właściwego wniosku. - Chociaż zachowywałem się jak palant, po raz pierwszy w moim życiu byłem prawdziwie szczęśliwy – wyszeptał Shade. – A oni mi to zabrali. - Więc, miałeś czysto egoistyczne pobudki goniąc za mną? – Fletcher wygiął brew i uśmiechnął się. - Oczywiście. – Shade przytaknął zdawkowo. – Zrobię wszystko, żebyś był bezpieczny, ponieważ nie mogę cię stracić. Fletcher domyślił się, że na ten czas to było najbliższe wydobycia z Shade’a przyznanie się do jego uczuć. Zdecydował więcej nie naciskać i nagrodzić partnera za te wyznanie. Nasunąwszy ramiona wokół szyi Shade’a, lizał jego usta aż kochanek otworzył je dla niego i mógł zatopić swój język do środka. Całował wolno, delikatnie i kiedy w końcu się odsunął, Shade znowu drżał. - Co się dzieje, kochany? - Podoba mi się, kiedy tak mnie nazywasz – mruknął Shade. - Mmm – zamruczał Fletcher ocierając się o swojego kochanka. – Moje kochanie. - To jeszcze bardziej mi się podoba – powiedział ochryple Shade zanim złapał dolną wargę Fletchera, zassał do swoich ust i przyszczypnął. – Chcę być twój, Fletcher. - To cholernie dobrze, ponieważ nie pozwolę ci uciec ode mnie. Smutek i nadzieja walczyły o dominację w czekoladowych oczach Shade’a. - Nie ucieknę.
Tłumaczenie: panda68
~ 84 ~
Rozdział 12 Było już dobrze po zmroku, kiedy Caspian zatrzymał starego, zardzewiałego pickupa w miejsce jego ukrycia między drzewami i wysiadł z miejsca kierowcy. Prawie trzy godziny zajęło mu skompletowanie wszystkiego, co potrzebowali. Potem przez godzinę jeździł w kółko, żeby być pewnym, że nie jest śledzony zanim obierze drogę powrotną do chaty. Podniósłszy ciężki worek z siedzenia pickupa, upuścił go na ziemię, a potem zza siedzenia wyciągnął plandekę maskującą. Zakrył pojazd i zawiązał końcówki, schował kluczyki do kieszeni, chwycił worek i zaczął krótką wspinaczkę na wzgórze, gdzie czekali na niego jego mężczyźni. Kiedy wspiął się na zbocze i zobaczył Fletchera stojącego na frontowym ganku, skaczącego z nogi na nogę i wyglądającego na bardzo zdenerwowanego, wielki uśmiech rozlał się na jego twarzy. Ile czasu minęło odkąd ktoś czekał z taką niecierpliwością na jego przybycie? Podejmując tempo, brnął przez śnieg, spragniony wziąć kochanka w ramiona. Jakim był sentymentalnym głupcem. Wystarczyło kilka godzin z dala od jego mężczyzn, żeby tak nieznośnie za nimi tęsknił. Dużo się wydarzyło przez te tygodnie ich związku. Ucieczka dla zachowania życia była doskonałym sposobem na wiązanie się ludzi. Odpychając makabryczną myśl, ledwie miał czas upuścić worek na śnieg zanim Fletcher sfrunął z ganku i rzucił się w ramiona Caspiana. - Wieki cię nie było. Shade nie chce się przyznać, ale do tej pory już wychodzi z siebie. Już szykował się do szukania ciebie, gdy usłyszeliśmy samochód. Podniósłszy partnera w ramionach, Caspian przytrzymał go blisko i westchnął. Poczuł się winny, że wywołał u swoich kochanków chociaż sekundę niepokoju. - Przepraszam. Chciałem być tylko pewny, że nie jestem śledzony. Starałem się być mądry i zapewnić bezpieczeństwo tobie i Shade’owi. - Wiem, wielkoludzie. Cieszę się, że już jesteś w domu. – Fletcher przytknął nos do kolumny szyi Caspiana. – Tęskniłem za tobą.
~ 85 ~
To było najdoskonalsze powitanie, jakie kiedykolwiek dostał. Trzymając Fletchera owiniętego wokół siebie, Caspian pochylił się i podniósł worek, zanosząc kochanka do środka. Omyło go ciepłe powietrze od kominka i wydał z siebie długie, zadowolone westchnienie. Shade wyszedł z kuchni do pokoju, gdy Caspian właśnie stawiał Fletchera na nogi. Mężczyzna wyglądał na sparaliżowanego – wszystko oprócz jego oczu, które zmierzyły Caspiana, jakby był łykiem zimnej wody na gorącej pustyni. Caspian nie dałby sobie odciąć ręki, ale coś wydarzyło się podczas jego nieobecności. Atmosfera była inna, lekko napięta. Przeniósłszy oczy na Fletchera, Caspian uśmiechnął się głupkowato, podczas gdy jego partner wzruszył tylko zdawkowo ramionami i mrugnął filuternie. Zwróciwszy uwagę na Shade’a, Caspian znalazł kochanka wciąż w bezruchu, ale spojrzenie w jego oczach sprawiło, że serce Caspiana przekoziołkowało w jego piersi. Krótko mówiąc, Shade był pewny siebie i spokojny. Jeśli jednak chodziło o emocje, Caspian nigdy w swoim życiu nie spotkał bardziej niepewnego mężczyzny. Zsunął worek z ramienia i położył go na kanapie, a potem zmniejszył dystans między nimi, złapał twarz Shade’a w obie dłonie i zatwierdził jego zmysłowe usta pocałunkiem, który nie zostawiał zbyt wiele miejsca na wątpliwości czy nieporozumienie. Z początku Shade odpowiedział z wahaniem, ale jak tylko Caspian polizał wnętrze ust partnera, nie zostawiając niczego niezbadanego, zaangażowanie Shade’a wzrosło aż Caspian poczuł się tak, jakby był pochłaniany. Kiedy w końcu się rozdzielili, oparł swoje czoło o Shade’a, przesunął rękę, by złapać za kark mężczyzny i walczył, żeby złapać oddech. - Cieszę się, że jesteś w domu – wydyszał Shade. Dom. - Minęło dużo czasu odkąd miałem prawdziwy dom. – Mała ręka dotknęła jego pleców i Caspian sięgnął, żeby wciągnąć Fletchera w swój uścisk. Ramiona Shade’a otoczyły ich obu, przytrzymując ich przy nim, jakby myślał, że znikną. - Ja nigdy nie miałem prawdziwego domu – wyznał Shade. - No cóż, teraz masz. To nie cztery ściany się liczą, ani gdzie położysz głowę na noc. To bycie z ludźmi, których kochasz. ~ 86 ~
- Kochasz? – Serce Caspiana zagroziło wyrwaniem się z piersi. Czy kochał tych mężczyzn? Minęło zaledwie kilka tygodni. Z pewnością nie mógł tak szybko się w nich zakochać. Może Fletcher luźno użył tego terminu. Polowano na niego od lat, prawie złapano go kilka razy i był postrzelony. Jednak mierzył się z tymi rzeczami z odwagą i męstwem. Ale słowo na M przerażało go na śmierć i wywoływało wysypkę. Oczy Shade’a rozszerzyły się i próbował zmienić swoje westchnienie w kaszel. Najwyraźniej miał to samo na myśli, co Caspian. Z drugiej strony, Fletcher zaczął śmiać się spazmatycznie. - Och, powinniście zobaczyć wasze twarze! – Kiedy w końcu zebrał się w sobie, wyciągnął się na palcach i pocałował policzek Caspiana, a potem Shade’a. – To nie jest złe słowo, ale nie musicie go mówić. Caspian otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale zamknął je, kiedy zdał sobie sprawę, że nie wie, co powiedzieć. Nigdy wcześniej nie był zakochany i nic nie wiedział o tym, jakie to jest uczucie. Zależało mu na tych mężczyznach, zrobiłby wszystko, żeby się śmiali. Kiedy oni byli szczęśliwi, to czyniło szczęśliwym jego. Kiedy oni cierpieli, cierpiał on. Najmniejsza myśl o byciu rozłączonym z nimi, zostawiała głęboki ból w jego piersi. Czy to była miłość? Nie potrafił powiedzieć. Fletcher odsunął się i wziął jedną rękę Caspiana i jedną Shade’a, pociągając ich lekko, żeby poszli za nim. - Nie musicie tego mówić – powtórzył cicho. Jego uśmiech stał się uwodzicielski, a jego biodra kołysały się zachęcająco. – Chodźmy do łóżka i pokażcie mi.
***
Tydzień później, Shade nadal nie miał wieści od Tess i zaczynał się niecierpliwić. Jej dwa tygodnie prawie się skończyły, więc gdzie, do diabła, była? Jeśli wkrótce się nie pojawi, minie kolejny tydzień zanim się tu zjawi. Krajowy Serwis Pogodowy podał wiadomości o zbliżającej się zamieci, zachęcając mieszkańców do zrobienia zapasów i poszukania schronienia.
~ 87 ~
Shade spędził większość poranka na rąbaniu drzewa na ogień, żeby przeczekać burzę, a Caspian pojechał do miasta do więcej zapasów. Fletcher nucił po domu, prostując to, czy sprzątając tamto. Ich mały partner wydawał się być zupełnie obojętny na zbliżającą się zamieć śnieżną. W ostatnim tygodniu sprawy zmieniły się odczuwalnie. Albo może to było odczucie Shade’a, że się zmieniło. Nadal miał chwile zwątpienia, chwile, kiedy czuł, że jego partnerom byłoby lepiej bez niego. Te chwile zjawiały się jednak rzadko i krótko. Nie potrafił już sobie wyobrazić swojego życia bez tych dwóch wspaniałych mężczyzn. Był niczym więcej jak pustą skorupą zanim zjawili się w jego życiu, spędzając każdy dzień na autopilocie. Teraz jednak, każdego ranka niecierpliwie czekał na świat, jego serce rozgrzewało się za każdym razem jak otwierał oczy i widział twarze swoich śpiących kochanków. Ich kochanie się było wybuchowe, ich więź mocniejsza. Zostawali do późna rana w łóżku po większości nocach, rozmawiając o swoich upodobaniach i antypatiach, swojej przeszłości i, ulubionej części Shade’a, ich przyszłości. Zrobi wszystko, żeby zatrzymać tych mężczyzn w swoim życiu i stworzyć im bezpieczne miejsce do życia. Jeśli będzie musiał to znajdzie Mangkukulam, by wytatuował ich od głowy do stóp ukrywającym zaklęciem, i zrobi to. Wrzuciwszy ostatnie szczapy do skrzynki obok kominka, Shade wyprostował się i wygiął z jękiem plecy. Fletcher siedział na kamiennym podwyższeniu, wpatrując się w niego z mieszaniną troski i… całym mnóstwem pożądania. Spojrzenie powędrowało prosto do fiuta Shade’a, sprawiając, że nabrzmiał w spodniach. W ciągu sekundy zmienił się ze zmęczonego i obolałego w twardego i potrzebującego. Zrobiwszy krok bliżej, Shade opadł na kolana między rozszerzonymi udami partnera i chwycił jego biodra. Zielone oczy zabłysły na niego, przeszywając go aż do duszy i Shade wstrząsnął się gwałtownie. - Uważaj, kociaku – szepnął. – Igrasz z ogniem. - Och, mam zamiar igrać z czymś o wiele więcej niż to. Przyglądałem się tobie, takiemu męskiemu, jak rąbałeś to drewno i nosiłeś do środka. Obserwowałem jak te wspaniałe mięśnie napinały się i naprężały… – Fletcher pochylił się do przodu i musnął językiem usta Shade’a – … wyobrażając sobie, że poruszają się z zupełnie innego powodu.
~ 88 ~
- Nie powinniśmy zaczekać na Caspiana? – Shade nigdy wcześniej nie był w związku, a tym bardziej z dwoma mężczyznami na raz. Nie znał zasad i za nic w świecie nie chciał ryzykować zranienia jednego ze swoich partnerów. - Powiedz mi coś, kochanie – przeciągnął Fletcher tym swoim gładkim, seksownym głosem. – Gdybyś wszedł, a Caspian pieprzyłby mnie przy ścianie, byłbyś zazdrosny czy zły? Ten obraz szarpnął fiutem Shade’a w jego dżinsach. Zanurzył twarz przy szyi Fletchera i zaciągnął się głęboko, uwielbiając ziemisty zapach swojego partnera. - Nie – wydyszał. – Bogowie, to brzmi gorąco jak diabli. - Och, chciałbyś patrzeć, co? Mogę mieć dużo radości z tą wiedzą. – Fletcher zachichotał ochryple, jego ciepły oddech omył ucho Shade’a i wywołał jego dreszcz. – Potrzebuję cię, kochanie. Robili to w każdej możliwej pozycji, na każdej płaskiej pozycji, jaką mogli znaleźć i Shade wciąż nie miał dość. Fletcher mówił do niego kochanie częściej niż tego nie mówił. Z dzikim warknięciem, zamknął ramiona wokół pasa partnera i przygarnął go do swojej piersi wstając na nogi. Nogi Fletchera oplotły się wokół jego bioder i rzucił się na usta Shade’a, kołysząc się przy nim gorączkowo. Namiętność, głód, bezlitosna potrzeba drapała wewnątrz Shade’a aż nie został zredukowany do niewiele mniej jak pierwotnej bestii. Palce jednej ręki wydłużyły się w pazury i zaczął rozdzierać ubranie Fletchera, ostrożnie, żeby nie zadrapać kochanka, ale zdesperowany poczuć gładką skórę mężczyzny pod swoimi dłońmi. Fletcher oszalał, krzycząc i ocierając się o niego mocniej. Opuściwszy partnera na podłogę, tylko na wystarczająco długo, żeby skończyć zdzieranie ich ubrań, Shade podniósł go znowu i zmiażdżył ich usta razem, idąc w stronę sypialni. Jego pazury się schowały i zanurzył palce we włosach partnera, szarpiąc jego głowę do tyłu i drapiąc zębami wzdłuż wrażliwego ciała jego szyi. - Cholera, chcę cię. - To weź mnie – odparł z jękiem Fletcher. Obróciwszy się gwałtownie, Shade przygwoździł kochanka między siebie i ścianę, pożerając jeszcze raz jego usta, jednocześnie wypychając biodra i pocierając o siebie ich cieknące fiuty. Każde przeciągnięcie języka Fletchera o jego, każdy zdławiony szloch z ust Fletchera, sprawiał, że w głowie Shade’a wirowało, a jego ciało się spalało. ~ 89 ~
Wziął swojego partnera właśnie tam przy ścianie, ale… - Nawilżacz – warknął z frustracji. - Już się tym zająłem – jęknął Fletcher i jego biodra wyrzuciły się do przodu. – Rozciągnąłem się, gdy nosiłeś polana. - Zaplanowałeś to – oskarżył go Shade, ale nie mógł być bardziej zadowolony. - Możesz się założyć na twój seksowny tyłek. A teraz, pieprz mnie tak jak chciałeś. Przytrzymując kochanka w miejscu jednym ramieniem, Shade chwycił tyłek Fletchera, przebiegł palcami wzdłuż przedziałka i znalazł nagrodę, której szukał. Warknął z przyjemności, gdy znalazł dziurkę partnera mokrą i czekającą, zaciskającą się z potrzeby i błagającą o dotyk. Wsunął do środka palec, potem drugi, szybko dodał trzeci i potarł o słodki punkt kochanka aż jego biodra wypchnęły się do przodu. Fletcher opuścił głowę na ścianę, całe jego ciało zesztywniało, odbyt zacisnął się wokół palców Shade’a i sperma wybuchła z jego penisa mocząc przestrzeń między nimi. - Bogowie, jesteś cudowny. – Zebrawszy ciepłe nasienie z brzucha Fletchera, Shade użył go do nawilżenia swojego pulsującego fiuta, a potem zahaczył oba ramiona pod kolanami Fletchera, przechylił jego biodra i rozszerzył mocniej. Sięgnąwszy między ich wilgotne ciała, Fletcher złapał śliską długość Shade’a i ustawił przy swojej słodkiej dziurce. - Więcej – zażądał. Shade pochylił się, wyciskając mocny pocałunek na ustach Fletchera. - Weź głęboki wdech – ostrzegł, a potem wbił się jednym potężnym pchnięciem. Fletcher krzyknął, jego ręce chwyciły za spocone ramiona Shade’a i szarpnął się w przód, nabijając się mocniej na fiuta Shade’a. Wyraz czystego zachwytu na twarzy kochanka sprawił, że Shade poczuł się jak król. Oparłszy czoło na ramieniu Fletchera, Shade zaczął się w niego wbijać, kochając uczucie aksamitnego gorąca otaczającego jego fiuta i wciągającego go głębiej. - Jasna cholera, tak dobrze cię czuć – mruknął. – Kocham sposób, w jaki twoja dziurka zjada mojego fiuta. Jest taka głodna mnie.
~ 90 ~
- Tak! – zajęczał Fletcher, poruszając się z Shadem na tyle na ile pozwalała jego pozycja. – Mocniej! – Uderzał rytmicznie plecami o ścianę, jego okrzyki były pełne niekontrolowanego pożądania. - Cokolwiek mój kociak chce. – Rozłożywszy kolana Fletchera jeszcze szerzej, Shade popuścił swoją kontrolę i ujeżdżał partnera bez opamiętania graniczącego z dzikością. – Kochasz mojego fiuta, prawda, Fletcher? Kochasz sposób, w jaki cię wypełnia i rozciąga. Chcesz więcej, kociaku? Powiedz mi jak bardzo mnie chcesz. - Shade! Tak! O, mój boże! – Głowa Fletchera przechyliła się na bok, eksponując smakowite ciało między wygięciem szyi i ramienia. Liznąwszy językiem słoną skórę, usta Shade’a nabiegły śliną, jego zęby zaczęły rosnąc i jeszcze raz wysunęły się ostre pazury. Jego głos opadł niżej, wychodząc w ochrypłym grzmieniu. - Chcę cię oznaczyć, oznakować. – Jeszcze raz polizał szyję Fletchera. - Zrób to – wydyszał Fletcher, odchylając jeszcze bardziej głowę na bok. - Błagaj mnie o to. Kocham sposób, w jaki błagasz, kociaku. Kocham wszystkie odgłosy, jakie wydajesz, kiedy jesteś tak mnie głodny. - Proszę, kochanie. Ugryź mnie i dojdź we mnie. Potrzebuję tego. Shade otarł się twarzą o wygięcie szyi Fletchera. - Mmm, o tak. Chcę usłyszeć mruczenie mojego kociaka. – Odsunął biodra do tyłu aż pozostała tylko rozpalona główka jego fiuta, a potem zanurzył się z powrotem w ciasny odbyt Fletchera i zatopił zęby w szyi partnera. Fletcher krzyknął, jego mięśnie się zacisnęły, a wewnętrzne ścianki zafalowały, masując fiuta Shade’a i dojąc go. - Shade! Słodka krew omyła jego język, a mocny uścisk tyłka Fletchera i przytłaczająca rozkosz krążąca przez jego ciało to było już zbyt wiele, i Shade zakołysał biodrami przy krągłych pośladkach Fletchera wypełniając kanał kochanka swoim nasieniem. Głośny jęk zawibrował w jego piersi i Shade wysunął kły, liżąc leniwie po znaku ugryzienia.
~ 91 ~
- Kocham cię – wyszeptał Fletcher, zawijając ramiona wokół karku Shade’a i trzymając go blisko. – Wiem, że to cię przeraża i nie oczekuję, że mi się odwzajemnisz. Ale po prostu nie mogłem już tego dłużej ukrywać. - Ani ja – doszedł zza nich głęboki, bogaty głos. Duże dłonie nakryły tyłek Shade’a i ścisnęły, gdy ciepły ciężar przytulił się do jego pleców. Shade spiął się, dopóki nie pochwycił zapachu Caspiana. Mimo to, jak był zatracony, że nawet nie słyszał, kiedy mężczyzna wszedł do domu? Gdyby to był ktoś inny, a nie ich kochanek, byli martwi stojąc tak i cała wina za to spoczęłaby na Shadzie. - Przestań – szepnął Caspian, wędrując ustami po karku Shade’a. – Nie idź w tej chwili tą drogą. Pozwól mi cię trzymać. – Przycisnął się bliżej, pochylając się nad ramieniem Shade’a, żeby złapać usta Fletchera. Ich języki pojedynkowały się przez dłuższą chwilę i fiut Shade’a zaczął znowu nabrzmiewać w dziurce Fletchera, gdy obserwował swoich mężczyzn razem. Czy naprawdę byłoby aż tak źle, gdyby ich kochał? Czy mógł oddać im to samo? Caspian uwolnił usta Fletchera i obrócił głowę, żeby wziąć usta Shade’a. - Znowu to robisz – upomniał delikatnie. – Przestań tak mocno myśleć, skarbie. – Caspian zostawiał małe pocałunki na policzku i szczęce Shade’a, a jego dłonie gładziły żebra Shade’a. – Mnie też to przeraża, ale nie mogę sobie wyobrazić świata bez was dwóch. O wiele łatwiej jest po prostu odpuścić i czuć. Jego długie warkocze zsunęły się zza jego ramienia i połaskotały obojczyk Shade’a wywołując dreszcz. Chciał, żeby Caspian przestał. Nie chciał usłyszeć tych słów. Mimo to, w tym samym czasie, chciał błagać mężczyznę, żeby nie przerywał. Bogowie, miał tak namieszane. - Kocham cię, Shade. – Słowa były zaledwie oddechem przy jego twarzy, ale uderzyły w Shade’a niczym ogromna ciężarówka. - Hej, a co ze mną? – nadąsał się Fletcher. Gdyby w głowie Shade’a nie wirowało od deklaracji jego kochanków, roześmiałby się. To był cholernie dziwny widok obserwować dąsy swojego partnera, podczas gdy fiut Shade’a wciąż był zanurzony w jego ciasnym tyłku. - Tak, skarbie, kocham cię – wyszeptał Caspian, pochylił się i jeszcze raz przycisnął swoje usta do Fletchera. – Nie mogę już dłużej temu zaprzeczać.
~ 92 ~
Uśmiech, który pojawił się na twarzy Fletchera był wystarczająco promienny, żeby rywalizować ze słońcem. Jego oczy błyszczały i przełknął mocno. - Ja też cię kocham, Cas. Shade pragnął powiedzieć te słowa, ale wciąż nie wiedział jak się czuje. Kiedy wyzna swoje uczucia, chciał, żeby były prawdziwe, żeby coś znaczyły – żeby nie były tylko ślicznymi słowami i pustymi obietnicami. Bolało go serce, jego żołądek był zaciśnięty, a w głowie pulsowało. Czy opuszczą go, ponieważ nie mógł powiedzieć im, co czuje? I jak się czuje? Cholera, był taki zdezorientowany. Niepokój ochłodził jego zapał i jego miękki fiut wyśliznął się z tyłka Fletchera, ale nadal trzymał partnera przy ścianie, gdy jego umysł wirował. Nie jestem w tym dobry. Nie wiem, co robić. Czy mogę dać im to, czego potrzebują? Może powinienem dać im odejść. Zasługują na coś o wiele lepszego. Nie zdawał sobie sprawy, że mówi głośno swoje myśli, dopóki ramię Caspiana nie otoczyło jego torsu i ścisnęło go mocno. Palce Fletchera głaskały jego twarz i ciche łzy spływały po jego zaróżowionych policzkach. - Nie mów tak – wyszeptał Fletcher. – Nawet tak nie myśl. Jesteś fantastyczny i kochamy cię, skarbie. Nigdy nie poprosimy o więcej niż możesz nam dać. Ale czy nie o to chodziło? Wiedział, że Fletcher poważnie traktuje każde słowo, jakie powiedział, ale jego mężczyźni zasługiwali na kogoś, kto da im wszystko, czego potrzebują. Zasługują na kogoś całego – nie na złamanego i zagubionego mężczyznę, którym zostali obarczeni. Łzy spływające po twarzy Fletchera tylko głębiej pchnęły Shade’a w rozpacz. Powoli opuścił kochanka na podłogę i Shade przytrzymał go, żeby Fletcher odzyskał równowagę. Potem wolno wyplątał się z uścisku Caspiana i bez słowa poszedł prosto pod prysznic. Najmniej, co może dla nich zrobić, to załamać się na osobności.
Tłumaczenie: panda68
~ 93 ~
Rozdział 13 - Nie. – Fletcher potrząsnął głową i warknął. – Nie pozwolę mu już dłużej się chować. – Zaczął iść w stronę łazienki, ale ramię Caspiana złapało go w pasie i podniosło do góry. - Wow, tygrysie. – Caspian zachichotał i przytrzymał przy swojej piersi. – Dajmy mu trochę czasu na przetrawienie tego wszystkiego. Jest zdezorientowany i boi się, ale to nie znaczy, że mu na nas nie zależy. Fletcher nie przyjmował tego. Był zmęczony samoponiżającym się zachowaniem Shade’a. Nie mógł znieść widocznego bólu i strachu w oczach jego kochanka. - Jak tylko przebrniemy przez to gówno – powiedział cicho – zamierzam znaleźć wszystkich tych, którzy zrobili to jego samoocenie i powoli ich torturować. Głos Caspiana stał się twardy i oschły. - Zgadzam się. – Potem westchnął, jego ciało odprężyło się przy Fletcherze i pocałował czubek jego głowy. – Po prostu dajmy mu czas. Chciał ustąpić, ale stłumiony szloch, jaki usłyszał pomimo strumienia prysznica, zniweczył to. - Nie – warknął Fletcher. – Nie będę siedział i przyglądał się jak Shade’a to sobie robi. On nas potrzebuje, Cas, i potrzebuje nas teraz, nie za godzinę, nie jutro. Teraz! - I dlatego cię uwielbiam, mahal ko. – Caspian potarł policzkiem o czubek głowy Fletchera. – Jesteś taki zawzięty we wszystkim, co robisz. To jest seksowne jak diabli. Fletcher prychnął i przewrócił oczami, gdy obrócił się w ramionach Caspiana. - Pochlebca – zarzucił mu z uśmiechem. – Pochlebstwa wszędzie cię zaprowadzą. – Jego brwi ściągnęły się razem i przekrzywił głowę na bok. – Jak mnie właśnie nazwałeś? – Miał nadzieję, dla dobra Caspiana, że to był komplement. - Mahal ko – mruknął Caspian przy jego ustach. – Moje kochanie.
~ 94 ~
- Och, podoba mi się. – Fletcher roztopił się w pocałunku. Mmm, Caspian całował jak marzenie. – Możemy teraz pójść do niego? – wyszeptał chwilę później jak się rozdzielili. – Moje serce krwawi dla niego. Po prostu nie potrafię nic nie robić. Caspian westchnął i pochylił głowę. - Nie próbuj go przymuszać, kochanie. To tylko pogorszy sprawy. Ale zgadzam się, że potrzebuje nas w tej chwili. – Coś błysnęło w oczach Caspiana, sprawiając, że serce Fletchera się zatrzymało, a potem zatrzepotało w jego piersi. - Co? O co chodzi? - Nie chcę napierać na niego. Wiem, że potrzebuje czasu, żeby przetworzyć swoje emocje. – Caspian pociągnął za końce swoich włosów. – Jednak nie sądzę, że powinniśmy w tej chwili zostawiać go samego. - Masz na myśli, że się skrzywdzi… – Oczy Fletcher zrobiły się okrągłe i ruszył biegiem do łazienki, otworzył gwałtownie drzwi i pozwolił im trzasnąć o ścianę. Jego żołądek wzburzył się i żółć urosła w jego gardle, gdy panika zachwiała jego nogami. Przez zaparowane szkło kabiny prysznica, mógł zobaczyć Shade’a stojącego pod strumieniem, jego czoło było przyciśnięte do płytek, a ramiona zwisały bezwładnie przy jego bokach. Całe jego ciało trzęsło się od tłumionego szlochu i Fletcher nie mógł powstrzymać się od zastanowienia jak długo jego partner dusił w sobie swoje emocje. Jeśli miał zgadywać, to pewnie przez minione sześć tysięcy lat. Uspokojony obecnością Caspiana za swoimi plecami, Fletcher zmniejszył dystans do prysznica i odsunął drzwi. Wszedł pod ciepłą wodę i poczekał na Caspiana aż dołączy do nich w tej ograniczonej przestrzeni i z powrotem zasunie szklane drzwi. Shade nawet nie drgnął. Fletcher wahał się przez chwilę, niepewny jak postąpić. Potem zawinął ramiona wokół Shade’a, krzyżując je na piersi Shade’a i opierając głowę między łopatkami partnera, a woda spływała po nich - Nie odsuwaj się, Shade. Nie znowu. Ku jego kompletnemu zaskoczeniu, Shade obrócił się, złapał Caspiana za szyję i przyciągnął go bliżej, biorąc Fletchera między nich. Zaatakował usta Caspiana, pożerając jej niczym głodny mężczyzna, podczas gdy jego druga ręka zaczęła wędrować po ciele Fletchera. Był dziki, niespokojny, jego ręce były wszędzie i pospieszne. ~ 95 ~
Rozbijając pocałunek, Shade warknął i dał taki sam roztapiający umysł pocałunek ustom Fletchera. Fletcher odpowiedział, ale pozostał bierny, dając Shade’owi kontrolę, którą najwyraźniej potrzebował. - To nie tak miało być – mruknął Shade. Obrócił zarówno Fletchera jak i Caspiana, przyciskając ich plecy do chłodnych płytek ściany prysznica. Przez Fletchera przebiegł dreszcz, ale na krawędź wkradł się niepokój. Wiedział, że przy zdrowych zmysłach Shade go nie skrzywdzi, ale w tej chwili wyglądał na dalekiego od rozsądku. - Nigdy nie myślałem, że będzie mi dane was zatrzymać – mówił dalej Shade, nieświadomy ukrytych spojrzeń, jakie Fletcher i Caspian rzucali na siebie. Fletcher mógł powiedzieć z napięcia szczęki Caspiana, że mężczyzna szykował się do interwencji, gdyby Shade stracił kontrole i stał się brutalny. Dłonie Shade’a błądziły po ich ciałach, gładząc ich mokre torsy i zsuwając się w dół, by pieścić ich fiuty. Pomimo lęku o to, gdzie to pójdzie, ciało Fletchera nie mogło się powstrzymać od odpowiedzi na dotyk partnera. Jego penis zaczął nabrzmiewać w luźnym uścisku Shade’a i tęsknił za mocniejszym chwytem. - Chciałem mieć tylko kogoś, kto choć trochę złagodzi ból. – Głos Shade’a stał się ochrypły, nabrał syczącego tonu, jakby chciał się zmienić albo był tego bliski. Fletcher modlił się, żeby mężczyzna nie wypuścił swojego gargulca w tej małej, zatłoczonej powierzchni. Shade opadł na kolana i wziął jego pulsującego penisa w swoje usta, połykając go jednym, pewnym pociągnięciem ust. W tym czasie gładził Caspiana, pompując twardą długość, a jego długi język robił grzeszne rzeczy z libido Fletchera. Tylko raz czuł wcześniej gargulcowy język Shade’a, ale jasna cholera uwielbiał to! Przesuwając ustami po penisie Fletchera, Shade wypuścił jędrne ciało ze swoich ust i znowu na nich spojrzał. Trochę światła wróciło do jego oczu i Fletcher poczuł pierwsze iskierki nadziei w swojej piersi. - Jednak nie mogę już tego robić – szepnął Shade i maleńki zalążek nadziei Fletchera roztrzaskał się. Jednak nie był uczciwy. Obiecał Shade’owi, że nie będzie prosił o nic więcej niż mężczyzna byłby gotów mu dać, i Fletcher był zdecydowany dotrzymać swojej obietnicy bez względu na to jak bardzo to będzie bolało. Ręka Caspiana zsunęła się do nadgarstka Fletchera, by mógł spleść ich palce razem. Używając drugiej ręki, pieścił bok twarzy Shade’a. ~ 96 ~
- Rób to, co uczyni cię szczęśliwym, kochanie. Tylko tego dla ciebie chcemy. Cokolwiek zdecydujesz, zrozumiemy. – Głos Caspiana był delikatny i opanowany, ale ręka ściskająca dłoń Fletchera zaprzeczała jego spokojnej fasadzie. Shade zamknął oczy i głębokie, zadowolone dudnienie urosło w jego piersi, gdy przytulił policzek do dłoni Caspiana. Fletcher spojrzał zaskoczony na Caspiana zanim szybko z powrotem zwrócił swoją uwagę na ich partnera. - Nie chcę mieć już tylko połowy – mruknął Shade. – Chcę wszystkiego. Nie tylko na chwilę. Nie aż ktoś mi powie, że nie powinienem tego mieć. – Otworzył oczy, wpatrując się w nich z tęsknotą. – Chcę wszystkiego i chcę na zawsze. Ignorując swojego twardego penisa i krzyczące pożądanie, Fletcher osunął się na kolana Shade’a i zarzucił ramiona wokół karku kochanka. Caspian również opadł na podłogę, rozszerzając nogi i biorąc między nie Shade’a, tak że jego plecy oparły się o pierś Caspiana. Jego długie ramiona oplotły się wokół nich obu i potarł swoim policzkiem o Shade’a. Fletcher potarł swoim policzkiem o drugi policzek Shade’a i w dół na jego szyję. Jego powieki się zamknęły, spokojny uśmiech wypłynął na jego usta i zaczął mruczeć ze szczęścia, wiedząc jak bardzo obaj jego partnerzy kochają ten dźwięk. - Nigdzie nie pójdziemy – przyrzekł Fletcher. Głowa Shade’a opadła na ramię Caspiana i zacisnął ramiona wokół Fletchera wzdychając z zadowoleniem. - Chciałem ci obciągnąć, ale popsułeś moje plany – mruknął. Fletcher zachichotał. Nie mógł się powstrzymać. Dołączył do niego głęboki chichot Caspiana i wkrótce wszyscy troje śmiali się jak głupi. - Nie martw się, skarbie. Możesz obciągać mojego penisa, kiedy tylko będziesz chciał – zapewnił Fletcher swojego partnera z prowokacyjnym wygięciem warg. - O, tak – zgodził się Caspian. – Myślę, że można mnie przekonać do znoszenia obciągania dwa razy w tygodniu. Shade warknął na nich żartobliwie i pochylił się, żeby uszczypnąć brodę Fletchera. Potem ponownie oparł się o pierś Caspiana i obrócił głowę, żeby drapnąć zębami szczękę mężczyzny.
~ 97 ~
- Kocham was. – Jego głos drżał i łamał się, ale uśmiech na jego twarzy zmusił Fletchera do przełknięci guli w gardle. – Bardzo was obu kocham. Wiem, że mam problemy, ale staram się. Nie rezygnujcie ze mnie. Potrzebuję was. Silniejsi mężczyźni byli rzucani na kolana przez tak jawne wyznanie miłości. Fletcher pocałował czule usta Shade’a, ociągając się tylko chwilę zanim przeniósł się na Caspiana. Potem Shade dołączył do nich, pocałunek stał się ckliwy, ale gorący, gdy wszystkie trzy języki ocierały się o siebie. Cokolwiek będzie trzeba, Fletcher będzie walczył, żeby to zachować. - Nigdy z nas nie zrezygnuję.
***
Burza uderzyła trzy dni później, ale atmosfera wewnątrz była spokojna i przyjazna. Caspian siedział przy komputerze Shade’a, próbując nadrobić trzytygodniową pracę, którą opuścił. Nie mając dostępu do Internetu, nie był w stanie przetestować żadnego swojego kodowania, ale przynajmniej był produktywny. Wiatr wył na zewnątrz, sprowadzając śnieg na ziemię w wielkich białych płatkach. Chata jęczała wokół nich, polana trzaskały w kominku, gdy płomienie tańczyły wesoło i Caspian się uśmiechnął. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnio uśmiechał się tak dużo, i czuł się z tym cholernie dobrze. Może po prostu zostaną tu na zawsze, ukrywając się przed resztą świata i zatracając się w swojej miłości do siebie. - Cholera, jest taka wielka! – krzyknął Fletcher. Głowa Caspiana uniosła się i zaczął chichotać. Potrząsając głową, odstawił laptop na nocny stolik przy łóżku i wstał. Odkąd wyznali swoje uczucia, jego mężczyźni stali się absolutnie nienasyceni. Drugą naturą stało się najście na kogoś, kto pieprzył kogoś o każdej porze dnia. A kiedy wszyscy troje się spotykali, bywały takie razy, że Caspian był zaskoczony, że to przeżył. - O, mój boże, to boli! – lamentował Fletcher. – Wyjmij to. Wyjmij to! Caspian zamarł w swoim rozciąganiu się, jego oczy się rozszerzyły. To w ogóle nie brzmiało na jego dziecinę. Osiadł w nim niepokój i Caspian wyszedł pospiesznie z pokoju, podążając za nieustającymi pociągnięciami nosa Fletchera do kuchni. ~ 98 ~
Znalazł swojego partnera siedzącego na jednym z krzeseł, Shade’a klęczącego przed nim i trzymającego troskliwie nadgarstek Fletchera w swojej ręce, gdy badał palec ich kochanka. - Taa, jest duża, kociaku. Jednak nie sądzę, żebyśmy musieli amputować. – Shade spojrzał na Caspiana i mrugnął. Caspian sapnął z ulgą i przeszedł przez kuchnię, by uklęknąć obok Shade’a. Szybko cmoknął mężczyznę w usta, a potem zwrócił swoją uwagę na Fletchera. Spojrzawszy na krwawiący palec, odkrył dużą drzazgę głęboko wbitą w jego skórę. Och, biedne maleństwo. - Co się stało, mahal ko? - Chciałem dołożyć następne polano do ognia i ta cholerna rzecz wbiła się we mnie – zajęczał Fletcher. – Już tego nie zrobię. – Jego dolna warga wydęła się i potrząsnął krnąbrnie głową. Caspian przygryzł od wewnątrz policzek, żeby się nie roześmiać. - Przykro mi, że się zraniłeś, kochanie. – Kątem oka spojrzał na Shade’a i Shade przytaknął gorliwie. - Co to było? Co to było za spojrzenie? – zapytał Fletcher, jego głos się uniósł. - Musimy to wyjąć – powiedział rozsądnie Caspian. – Weź głęboki wdech. W chwili, gdy palec Shade’a dotknął drzazgi, Fletcher zawył i wyszarpnął rękę, przytrzymując ją przy piersi. Potrząsnął gwałtownie głową. - Już dobrze. Już tak bardzo nie boli. Samo wyjdzie, kiedy będzie gotowe. Jestem tego pewny. – Jego dolna warga drżała i Caspian pomyślał, że jego partner wygląda zachwycająco. Caspian wstał z kolan, przysunął się do Fletchera i chwycił brodę kochanka między kciuk, a kostkę palca wskazującego. - Jesteś taki piękny – zagruchał, próbując uspokoić swojego partnera. Opuściwszy głowę niżej, otarł się swoimi ustami o Fletchera, miękko, drażniąco. – Kocham te usta. Fletcher jęknął ochryple, zgniatając swoje usta o Caspiana i używając zdrowej ręki, żeby owinąć ją wokół szyi Caspiana. Pozwalając partnerowi nadać tempo, Caspian
~ 99 ~
otworzył się na poszukujący język Fletchera i pokiwał palcami na Shade’a za jego plecami. Miał nadzieję, że mężczyzna to zrozumie. Pocałunek trwał i trwał, dopóki Caspian nie zaczął zastanawiać się nad potrzebą tlenu. Chociaż wręcz uwielbiał zatapiać swojego kutasa w ciepłe, chętne ciała swoich kochanków, to równie dobrze mógłby wiecznie ich całować. Było coś tak intymnego w ocieraniu się o siebie ich języków, w sposobie, w jaki ich usta układały się na sobie. Co zrobił, że zasłużył sobie na tych dwóch idealnych mężczyzn? Nie wiedział, ale nie zamierzał kłócić się z przeznaczeniem. Coś przyciągnęło ich na to zebranie wbrew ich naturze i zdrowemu rozsądkowi. Coś pchnęło ich ku sobie, łącząc ich razem, kiedy najbardziej tego potrzebowali. Nazwij to przeznaczeniem, losem czy też przypadkową zbieżnością – Caspiana to nie obchodziło. Ci mężczyźni byli jego i będzie dziękował za nich każdego dnia swojego życia. - Mam to – ogłosił Shade, włamując się w myśli Caspiana. Fletcher oderwał się od pocałunku i dyszał po oddech, gdy piorunował wzrokiem Caspiana. - Oszukałeś mnie. - Może, ale uwielbiałeś każdą minutę tego – drażnił się Caspian. Zamiast odpowiedzi, oczy Fletchera stały się szerokie i puste. Jego mięśnie napięły się, stawy zablokowały i stał się kompletnie nieruchomy. - Fletcher? – Caspian spojrzał zszokowany nad jego ramieniem na Shade’a. – Co się z nim dzieje? Shade wepchnął się między nogi Fletchera i wziął w dłonie jego twarz, poklepując lekko jego policzki. - Fletcher, przerażasz nas, kochanie. - Kociaku, słyszysz mnie? No, skarbie, spójrz na mnie. Fletcher zamrugał i sapnął, całe jego ciało drżało, gdy padł w ramiona Shade’a i przywarł do niego. Shade trzymał Fletchera przy sobie, patrząc na Caspiana z niepokojem wyrytym na całej jego twarzy. Gładząc ręką wzdłuż kręgosłupa Fletchera, Caspian próbował pozostać spokojnym i zachować go w swoim głosie. - Fletcher, co się stało?
~ 100 ~
Ich partner wyszeptał coś, czego nie usłyszał, ale oczy Shade’a stały się ogromne i przytulił Fletchera do siebie jeszcze mocniej. - Co on powiedział? – Caspianowi nie spodobał się kredowo-szary odcień skóry Shade’a. Shade przełknął głośno, potem jego rysy zasępiły się, burza szalała w jego oczach. Warknął raz, kolor wrócił na jego twarz cętkując skórę gniewnymi czerwonymi plamami. - Zabierz Fletchera i ukryj – rozkazał. Caspian potrząsnął stanowczo głową. - Powiedz mi, co powiedział. Shade napotkał jego oczy, podły uśmiech wykrzywił jego wargi. - Że nadchodzą.
Tłumaczenie: panda68
~ 101 ~
Rozdział 14 Fletcher nie rozumiał swoich wizji ani skąd do niego przychodzą. Przez całe swoje życie doznał ich tylko sześć, ale każda z nich zostawiała go trzęsącego się i z mdłościami. - Na zewnątrz jest zamieć śnieżna – powiedział uspokajająco Caspian. – Nikt nie będzie w stanie się do nas dostać. - Jak nas znaleźli? – warknął Shade. – Nikt oprócz Tess nie wiedział o tym miejscu. – Jego oczy pociemniały i tak szybko skoczył na nogi, że Fletcher skończył na swoim tyłku. – Co za suka! - Uspokój się. – Caspian pomógł Fletcherow stanąć na nogi i obrócił twarz do Shade’a. – Nie wiemy, czy nas zdradziła czy nie. Czy jest inny sposób, żeby mogli nas wytropić? Może skorzystali z twojego zapachu. - Musieliby być wystarczająco blisko, żeby go wytropić. Odkąd tu przylecieliśmy, to nie jest możliwe. Ja tylko… – Shade zamilkł, okręcił się i uderzył pięścią w kuchenny stół. – Moja pieprzona komórka! Tess powiedziała mi, żebym ją rozłączył, ale ja kompletnie zapomniałem. Do diabła, nawet nie wiem, gdzie ona jest. – Potrząsnął głową i westchnął drapiąc się po karku. – Nie mogę sobie pozwolić na tego rodzaju błędy. - Ile mamy czasu? – zapytał Caspian. Fletcher wypuścił oddech, który nie uświadamiał sobie, że wstrzymuje. Kiedy jego partnerzy wierzyli mu tak bezwarunkowo, poczuł jak rozlewa się po nim ciepło. - Nie wiem, ale wkrótce. - Przy tym? – spytał Caspian Shade’a z niedowierzaniem, machając ręką w stronę okna i szalejącą za nim zamieć. Shade po prostu przytaknął. - Nie wiem, kto przyjdzie, ale wierz mi, kiedy mówię, że będą przygotowani.
~ 102 ~
Fletcher nie miał wątpliwości, że jego partner mówi prawdę. Podszedł bliżej, wziął ręce Shade’a w swoje i uścisnął. - Powiedz nam, co robić. - Nie mamy czasu na ucieczkę, więc będziemy musieli walczyć. – Shade wyglądał, jakby chciał przepraszać, ale Fletcher wyciągnął rękę i nakrył jego usta. - Powiedz mi, co robić – powtórzył. Shade patrzył na niego przez dłuższą chwilę, a potem skinął głową. Wyciągnął Fletchera z pokoju, kiwając na Caspiana, żeby poszedł za nimi. Skierowali się do sypialni, gdzie Shade puścił Fletchera i zaczął kopać w szafie za swoim plecakiem. Fletcher kompletnie o nim zapomniał. Wyciągnąwszy broń, którą dał Fletcherowi w Waszyngtonie, Shade wcisnął ją ponownie w dłoń Fletchera i pogładził jego policzek. - Jeśli ktoś spróbuje cię skrzywdzić – wyszeptał – ty skrzywdzisz go na odwrót. Fletcher przełknął, ale pokiwał głową w czymś, co miał nadzieję, że jego partner weźmie za jego zrozumienie. Cholera, nie chciał do nikogo strzelać. - Jak? - Punkt, cel i strzał – odparł Caspian, sprawdzając własną broń w dłoni. Fletcher miał nadzieje, że nie będzie potrzebował tej wiedzy po tym fiasku, ale podjął stanowczą decyzję, że każe swoim partnerom nauczyć go wszystkiego o broni jak tylko będzie to możliwe. Nigdy już nie będzie nieprzygotowany i błądzący w ciemnościach. Chciał być nabytkiem dla swoich partnerów, nie przeszkodą. Otworzył usta, żeby zapytać, co teraz mają robić, kiedy na zewnątrz rozległ się głośny skrzek, odległy, przytłumiony, ale o wiele za blisko. - Już są – powiedział Shade, jakby mówił o gościach przybywających na przyjęcie, a których niechętnie zgodził się gościć. Obrócił się, złapał Caspiana za szyję i pocałował go mocno i szybko. Potem okręcił się i złożył to samo palące gorąco na ustach Fletchera. – Pamiętaj, co powiedziałem. Nie będą litościwi. Zrobią wszystko, co będą musieli, żeby dostać cię w swoje ręce. Nie daj im tej szansy. Zanim Fletcher mógł zapytać, dlaczego ci ludzie za nim gonią, od strony frontowych drzwi rozbrzmiał głośny trzask, sprawiając, że podskoczył.
~ 103 ~
- Czy zwarty i gotowy będzie właściwym określeniem? Shade zachichotał i pocałował czoło Fletchera. - Jest dobre jak każde inne. Trzymaj się z dala od okien, nisko i rób dokładnie to, co ci powiedziałem. Fletcher przytaknął. - Dobrze. A teraz zostań tu. - Co? - Chcę, żebyś się ukrył, kociaku. Zmień się i wciśnij w jakieś małe miejsce. Od strony korytarza doszedł dźwięk rozbijanego szkła, za którym rozległo się głośne walnięcie otwartych siłą drzwi. Zimne powietrze wdarło się do pomieszczenia, zmrażając Fletchera do kości i wywołując dreszcze. - Santiago, wiem, że tam jesteś – zawołał głęboki męski głos. – Chcemy tylko kota. Oddaj go nam, a odejdziemy stąd w spokoju. - Idź! – syknął Shade. – Pospiesz się. – Sięgnął po broń w ręku Fletchera w tym samym czasie, kiedy okno sypialni wybuchło do wewnątrz, obsypując szkłem twarde deski podłogi. – Idź! – krzyknął do niego Shade, okręcając się i unosząc broń, gdy przez okno wpadli dwaj mężczyźni. W korytarzu zagrzmiały ciężkie kroki, mężczyźni krzyczeli, rozległy się strzały, a Fletcher stał sparaliżowany w środku strefy wojny. Ściskał broń w swojej ręce i zacisnął oczy tak mocno jak potrafił. Ale jego ramię – albo może broń? – jakby miało swój własny rozum, wyciągnęło się w bok i jego palce zakręciły się wokół spustu. Jego ramię opadło trochę i przesunęło się w lewo, a potem nacisnął spust jeszcze raz. - Co do cholery? – krzyknął ktoś od drzwi. Nie otwierając oczu, ramię Fletchera sięgnęło za jego ciało. Wystrzelił. W górę i na prawo, nie więcej niż kilka centymetrów i wystrzał rozbrzmiał echem po małym pokoju. Potem wszędzie zapadła niesamowita cisza oprócz wycia wiatru wpadającego przez wyłamane okna. - Fletcher – powiedział cicho Shade.
~ 104 ~
Ramię Fletchera obróciło się, wyciągnięte na wprost od jego ciała, w stronę głosu Shade’a. Strach chwycił go za serce i powieki Fletchera się otworzyły. - Padnij! – krzyknął. Nie wiedział, co się działo, ale nie był zdolny do zatrzymania tego. Jego palce jeszcze raz nacisnęły spust i okno na Shadem się roztrzaskało. Mężczyzna, który zaglądał do środka, krzyknął, złapał się za ramię i zniknął z widoku. - O, cholera. O, cholera. O, pieprzona cholera. – Fletcher zaczął gwałtownie drżeć i przypuszczał, że jego oczy muszą być tak duże jak talerze. – Czy ja… czy oni… - Nie żyją – odpowiedział Shade. Patrzył na Fletchera bardzo dziwnie, jakby bał się do niego zbliżyć. Spojrzawszy na broń wciąż zaciśniętą w swojej ręce, Fletcher przypatrywał się metalowi błyszczącemu w górnym świetle, który jakby drgał w jego uścisku. Nie mógł go jednak puścić. Bogowie, chciał, ale nie mógł rozluźnić na nim swojego chwytu, a jego panika zaczęła się podwajać. Caspian zbliżył się do niego ostrożnie, odsuwając lufę broni na bok. - Oddaj mi broń, skarbie. - Nie mogę puścić. Shade podszedł do boku Fletchera i zaczął gładzić go po twarzy, nakłaniając, żeby spojrzał w jego oczy. - Byłeś wspaniały, kociaku. Wiem, że jesteś przerażony, ale już się skończyło. Oddaj Caspianowi broń. - Nie mogę puścić – powtórzył Fletcher z nieco większą histerią niż czuł. Ciepła ręka Caspiana oparła się na dłoni Fletchera, jego druga przeniosła się na pistolet. - Puść – szepnął. I ot tak, pięść Fletchera się otworzyła. Caspian złapał broń i rzucił ją na łóżko zanim zgarnął Fletchera w swoje ramiona i przytulił go aż nie mógł oddychać. - Co się właśnie stało? – Nie cierpiał drżenia w swoim głosie, ale to było jakieś dziwaczne gówno prosto z serialu Strefa zmroku.
~ 105 ~
- Nie wiem – odparł Shade, przyciskając się do pleców Fletchera. – Jednak musimy się stąd wynieść. Ci faceci wkrótce się tu zjawią, a my nie chcemy tu być, kiedy wezwą posiłki. - Nie możemy lecieć. – Caspian brzmiał na stanowczego i pewnego, ale Fletcher słyszał jak serce jego partnera wali pod jego uchem. To sprawiało, że czuł się o wiele lepiej, wiedząc, że nie był jedynym, który był wstrząśnięty. - Nie mamy wyboru. – Shade brzmiał na rzeczowego, ani trochę na przepraszającego. To sprawiło, że Fletcher lepiej się poczuł. Przynajmniej jeden z nich wiedział, co do cholery robić, ponieważ on nie miał zielonego pojęcia, gdzie iść. - Dokąd pójdziemy? Shade pocałował czubek głowy Fletchera. - Wciąż mam trochę gotówki. Polecimy na południe i znajdziemy jakiś hotel. Spróbuję skontaktować się z Tess i potem zdecydujemy, co robić. Fletcher zaczął szaleńczo chichotać. - Co jest takiego śmiesznego? – zapytał Caspian i nie brzmiał na zbyt radosnego. Potrząsając głową, Fletcher próbował się opanować, ale nie mógł. W końcu stracił rozum i spadł z krawędzi w obłęd. Tego gówna było zbyt wiele, żeby się z nim uporać, i gdyby się nie śmiał, prawdopodobnie zacząłby płakać. To nie była zbyt męska rzecz, jaką mógł zrobić, a jego partnerzy prawdopodobnie pomyśleliby, że jest całkowicie szalony. Więc wciąż się śmiał, ciche prychnięcia uciekały z jego nosa za każdym razem, gdy próbował zapanować nad swoim rozbawieniem. - Fletcher? – Uch-och. Shade już brzmiał na zmartwionego. – Dlaczego się śmiejesz? Z głębokim westchnieniem, Fletcher w końcu zdołał wziąć się w garść i zerknął przez ramię na Shade’a. - Spakuj się, żebyśmy mogli polecieć na południe na zimę. Potem znowu opadł na Caspiana i ponownie zaczął się śmiać.
~ 106 ~
***
Shade wprowadził swoich partnerów do zaniedbanego pokoju motelowego i ruszył prosto do łóżka, zerwał koce i owinął je wokół Fletchera. Skóra mężczyzny była zimna jak lód, jego usta były niebieskie i drżał tak mocno, że Shade myślał, że rozbije się na milion kawałków. Pogoda była o wiele łagodniejsza w północnym Oregonie, ale musieli lecieć przez naprawdę wstrętną pogodę, żeby wydostać się z Alaski. Nienawidził tego, że jego kochankowie musieli cierpieć, ale naprawdę nie było wyboru. Caspian rozkręcił ogrzewanie na pełną moc, rozebrał się ze swoich ubrań i pokazał Shade’owi, żeby zrobił to samo. Nie byli zbyt rozgrzani, ale obaj czuli się o wiele lepiej niż Fletcher. Jak tylko zdęli swoje ubrania, Caspian pomógł mu rozebrać ich partnera, a potem zgarnął go w ramiona i zaniósł do łóżka. Shade złapał koce z drugiego łóżka, wsunął się po drugiej stronie Fletchera i ułożył nakrycia na całą ich trójkę. Caspian przysunął się do pleców Fletchera, Shade przytulił się do przodu partnera, sycząc, gdy lodowata skóra dotknęła jego. - Niech to szlag, kociaku, przykro mi – wyszeptał. - Z-za m-minutę d-d-ojdę do sie-bie. – Zęby Fletchera dzwoniło głośno o siebie, gdy mówił, a Shade czuł się kompletnie bezradny. Podniósł wzrok i napotkał oczy Caspiana, milcząco prosząc o wybaczenie. Caspian musiał zrozumieć przesłanie, ponieważ wyciągnął rękę i dotknął nią policzka Shade’a. - Utrzymałeś nas przy życiu. Tylko to się liczy. Kocham cię. Może to uczyni go słabym, ale Shade nie mógł powstrzymać się od zbliżenia się do dotyku i powolnego skinięcia. - Taa. Ja też cię kocham. - J-ja t-też – zaszczękał Fletcher. Jego usta wróciły do swojego normalnego różowego koloru i Shade westchnął z ulgą. Potarł swoim nosem o nos Fletchera i zachichotał miękko.
~ 107 ~
- Ciebie też kocham, kociaku. Caspian złożył szybki pocałunek na szyi Fletchera. - Tak samo, skarbie. Kiedy Fletcher w końcu przestał drżeć i zapadł w sen, Shade wysunął się z łóżka i opatulił kocami swojego kochanka. Ubrał się szybko, obszedł wkoło łóżko do Caspiana, pochylił się i pocałował szybko jego usta. - Muszę znaleźć telefon i zadzwonić. Nie odejdę daleko i nie znikam na długo. Spróbuj się przespać. - Tak, mamusiu – wymamrotał śpiąco Caspian, ale posłał Shade’owi krzywy uśmiech. – Pilnuj swoich pleców, kochanie. Z kiwnięciem głowy, Shade schował klucz do pokoju i wymknął się przez drzwi. Zaczekał chwilę, rozważając ryzyko pozostawienia swoich partnerów niechronionych. Potem kliknęła zapadka, rozległo się stłumione stuknięcie i w końcu dźwięk metalu przesuwającego się o metal. Shade uśmiechnął się z aprobatą. Caspian potrafił zadbać sam o siebie i umrze zanim pozwoli, żeby coś stało się Fletcherowi. Zmuszając się do uwierzenia, że będą bezpieczni zanim wróci, Shade pobiegł chodnikiem i przez parking do całodobowej stacji benzynowej. Zauważywszy telefon blisko ledwie oświetlonego narożnika budynku, Shade modlił się, żeby działał. Podchodząc do niego, jakby od niechcenia, podniósł słuchawkę i prawie westchnął na elektroniczne brzęczenie sygnału. Grzebiąc w kieszeni za ćwierćdolarówkami, które wziął z biurka recepcji, wrzucił je w szczelinę jeden po drugim i szybko wybrał numer. - Kto mówi? - Tess, mamy kłopoty. - O, mój boże, nic ci nie jest! – Przez telefon popłynął łamiący się szloch i Shade odsunął słuchawkę od ucha wpatrując się w nią w szoku. Nigdy nie widział płaczącej Tess. Przyłożył telefon z powrotem do ucha i poczekał aż jego dowódca weźmie się w garść.
~ 108 ~
- Tess, co się do cholery dzieje? - Czy Fletcher jest bezpieczny? - Tak. Wstrząśnięty, przerażony na śmierć, ale nie jest ranny. - Dziękuję – szepnęła. - Potrzebuję odpowiedzi. - Gdzie jesteście? Już jadę. Shade podał jej lokalizację motelu i numer pokoju. - Sugeruję, żebyś zapowiedziała swoją obecność, bo inaczej najpierw zacznę strzelać, a pytania będę zadawał później. - Rozumiem. Daj mi się ubrać i będę tam za piętnaście minut. – Nadprzyrodzona zdolność Tess do teleportacji była jedyną rzeczą, jaką Shade od dawna jej zazdrościł, mimo że wiedział, iż jest czarownicą. Nastała długa pauza zanim Tessa znowu się odezwała. – Jak twój drugi partner? Caspian, prawda? Palce Shade’a zakręciły się wokół słuchawki w śmiertelnym uścisku aż przestraszył się, że zmiażdży tę pieprzoną rzecz. - Zostaw go, Tess. Nie pozwolę ci go skrzywdzić. - Nie chcę go skrzywdzić, Shade. Przedtem się myliłam. Zasługujesz na szczęście. Chroń ich, ponieważ drugie szanse nie zdarzają się takim ludziom jak my. Smutek w jej głosie szarpnął jego sercem, ale szybko odepchnął to uczucie. - Sprowadź tu swój tyłek i dostarcz kilka odpowiedzi. - Ruszam w drogę – powiedziała zdawkowo, teraz brzmiąc bardziej jak ona i połączenie zostało przerwane. Shade wszedł do całodobowego sklepu, wziął to, co mógł znaleźć dla nich do jedzenia – czym były tylko pączki i chipsy – dodał trzy butelki wody, trzy parujące kubki kawy, zapłacił sprzedawcy i pospieszył z powrotem przez parking. Miał nadzieję na szybką drzemkę zanim zjawi się Tess. Nigdy w swoim życiu nie czuł się tak zmęczony. Sprawy prawdopodobnie jeszcze się pogorszą zanim się polepszą, ale przez kilka minut chciał pozwolić sobie na pławienie się w miłości i cieple swoich partnerów. ~ 109 ~
Rozdział 15 Głośne pukanie do drzwi sprawiło, że Caspian wyskoczył z łóżka i sięgnął po pistolet ze stolika. Trzymał go przy swoim boku i podkradł się do drzwi. Shade wymamrotał coś w języku, którego Caspian nie znał, gdy podszedł do niego. Shade był tak stary, że było możliwe, iż ten język już nie istniał. Kobiecy głos odpowiedział w tym samym dialekcie i Caspian poczuł jak jego partner odprężył się przy nim. Dotknąwszy ramienia Caspiana, Shade szybko go ścisnął i pospieszył do drzwi. Zerknął przez wizjer, kiwnął w potwierdzeniu, a potem zaczął odblokowywać drzwi. - To Tess – powiedział przez ramię. – W porządku, kochanie. Ubierz się i obudź Fletchera. - Nie śpię. – Fletcher usiadł na łóżku i wyciągnął ramiona nad głowę. – Powiedziałeś, że jest tu Tess? – Uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, rozjaśnił cały pokój. Spojrzał na swoją nagą pierś i koce zakrywające go do pasa, a potem pisnął. – Cholera! Nie wpuszczaj jej! – Zsunął się z łóżka i zaczął grzebać wśród ubrań leżących na podłodze, żeby znaleźć swoje. Caspian spróbował zmniejszyć jego niepokój o obecność członka Zjednoczenia po drugiej stronie drzwi i wyciągnął parę dżinsów. Jego koszulka uderzyła go w pierś i podniósł wzrok, żeby zobaczyć pełne dezaprobaty skrzywienie Fletchera. - Załóż to – polecił. Z szerokim uśmiechem, Caspian wciągnął koszulkę przez głowę - Zazdrość dobrze na tobie wygląda. Fletcher prychnął. - Tylko chronię moje atuty. Caspian przysunął się do partnera i pogładził obiema dłońmi po seksownym tyłku Fletchera.
~ 110 ~
- Chciałbym zrobić o wiele więcej z twoimi atutami. Shade odchrząknął i Caspian odskoczył od Fletchera, jakby parzył. Uśmiechnął się niewinnie do Shade’a i wzruszył ramionami. - Powiedz mi, że możesz mu się oprzeć. - Nie przeczę, ale teraz nie czas na to. – Shade wyglądał na trochę rozczarowanego tym, co wywołało śmiech Caspiana. - Wpuść mnie, palancie! Tu jest lodowato. - Okej, gotowy – oznajmił Fletcher. Shade sięgnął do klamki, ale Fletcher znowu pisnął. - Czekaj! Caspian przygryzł wnętrze policzka, powstrzymując się od śmiechu. Shade jęknął i spojrzał ponad swoim nagim ramieniem. - Co znowu? - Naprawdę zamierzasz otworzył drzwi z wiszącym na wierzchu fiutem? – Fletcher skrzyżował ramiona na piersi i zmierzył z góry na dół nagie ciało Shade’a ze skrzywieniem na ustach. Przygryzając wnętrze policzka, Caspian zamknął oczy i potrząsnął głową, walcząc ze swoim rozbawieniem. - Proszę – burknął Shade kilka sekund później i Caspian poczuł, że w końcu bezpiecznie mógł otworzyć oczy. Jego kochanek miał na sobie dżinsy, ale zostawił je niezapięte, a gładka skóra na jego torsie sprawiła, że usta Caspiana się zaśliniły. Nie dając Fletcherowi następnej szansy do sprzeczki, pomaszerował z powrotem do drzwi i otworzył je. Wysoka, zgrabna kobieta z długimi blond włosami i jasnozielonymi oczami wparowała do pokoju i zaczęła otrzepywać swój płaszcz. - Tess! – Fletcher zrobił dwa długie kroki i zderzył się z kobietą, przytulając ją gwałtownie i całując jej skroń. – Tęskniłem za tobą – powiedział miękkim tonem. - Ja też za tobą tęskniłam, laleczko. – Odwzajemniła przytulenie równie mocno, zanurzając twarz przy jego szyi i zaciągając się mocno. – Cieszę się, że jesteś bezpieczny.
~ 111 ~
Caspian odchrząknął, by ukryć warknięcie, które zagrzmiało w jego piersi. Mężczyzna, kobieta, albo trzygłowa świnia, widok jego partnera w ramionach kogoś innego wyszczerzał jego zęby. Fletcher westchnął głęboko i puścił swoją przyjaciółkę. - Moi mężczyźni są trochę zaborczy. Proszę wybacz im ich gburowatość. Tess roześmiała się i machnęła ręką. - Niczego innego się nie spodziewałam. – Dotknęła jego policzka i pochyliła się, żeby pocałować miękko drugi. – Cieszę się, że ich masz. Fletcher uśmiechnął się pięknie, gdy spojrzał na Caspiana, a potem Shade’a. - Ja też – szepnął. Przedstawił Caspiana i chociaż ten kiwnął głową, nie podał ręki. Nie znał tej kobiety i nie ufał jej. Po niezręcznej chwili, usiedli na łóżkach, Shade obok Caspiana na jednym, a Fletcher z Tess na drugim. - No mów – powiedział natychmiast Shade. Fletcher skrzywił się do niego, a Caspian wziął rękę Shade’a i ścisnął z wdzięczności. On również chciał odpowiedzi. – Gdzie, do diabła, byłaś? Dlaczego nie pojawiłaś się w chacie? Tess wzięła głęboki oddech i pochyliła zdawkowo głową. - Może być sposób, żeby uwolnić cię ze Zjednoczenia bez potrzeby oglądania się przez ramię przez resztę twojego życia. Chciałam porozmawiać z eee… uch, Szefem, zanim przyjdę do ciebie. – Caspian nie przeoczył zacięcia w jej mowie. Co miała zamiar powiedzieć? Zanim mógł się wtrącić, mówiła dalej. - Został zatrzymany na Konferencji UPAC i wrócił dopiero wczoraj. Ale niestety było już za późno. Zrobiłam, co mogłam, żeby ci pomóc. – Posłała Shade’owi znaczące spojrzenie, którego Caspian nie mógł rozszyfrować. To wzbudziło jego niepokój. - Jakie są warunki? – zapytał, czepiając się tej części rozmowy, jaką mógł śledzić i bardzo zainteresowany to usłyszeć. Prawdopodobnie wyrwał się przed szereg, ale wiedział, że wszystko ma swoją cenę. Łzy wezbrały w jej oczach i chwyciła rękę Fletchera.
~ 112 ~
- Że zapomnisz, iż kiedykolwiek istniałam. Caspian mógł żyć bez tego, ale sądząc po wyrazie twarzy Fletchera, jego mały partner nie akceptował warunków. - Co to znaczy? Że nigdy już cię nie zobaczę? Nie! – Fletcher wciągnął kobietę w ramiona. – Nie rozumiem. Dlaczego? – Jego głos załamał się dwukrotnie i Caspian nagle poczuł jak urósł jakieś pięć centymetrów. - To jest warunek, jaki wytargowałam dla ciebie – wyszeptała Tess. – To jedyny sposób. - No cóż, nie podoba mi się. Znajdź inny sposób. Caspian przyglądał się parze z wielkim zainteresowaniem, coś dręczyło go z tyłu głowy. Sposób, w jaki się zachowywali nie był ani trochę przyjacielski, ani taki jak u kochanków. Był bardziej… rodzinny. Podczas ich nocnych rozmów w chacie, Fletcher powiedział im, że jego rodzice umarli, kiedy był mały i nie miał żadnych innych krewnych. Więc coś tu było nie tak. Brwi Shade’a ściągnięte były razem i wydawał się być na czymś skoncentrowany. Jego usta były wygięte, jakby spróbował czegoś kwaśnego, a jego ręka była zaciśnięta wokół Caspiana. - Martin – powiedział, wypowiadając nazwisko Fletchera. – Tonya i Drake Martin. - To byli moi rodzice – powiedział Fletcher, gdy jego głowa obróciła się, by spojrzeć na Shade’a. – Nigdy nie powiedziałem ci ich imion. Skąd to wiesz? – Kilka razy popatrzył między Tess i Shadem. – Ktoś mi odpowie! Caspian miał złe przeczucie, że wie dokąd to zmierza, ale nic nie powiedział i czekał. Mimo, że Shade był nieudolny w jakichkolwiek społecznych zachowaniach, było wysoce nieprawdopodobne, żeby serdecznie przyjaźnił się z rodzicami Fletchera. To zostawiało tylko jeden sposób dla gargulca, żeby znał ich imiona. - Byli celami – odpowiedział w końcu Shade na żądanie Fletchera. Oczy ich partnera prawie wypadły z jego głowy, a usta otworzyły się w szoku. Potem zacisnął usta, gdy łzy zaczęły lśnić w jego oczach. - Zabiłeś moich rodziców. – Żal i leżące pod nim poczucie zdrady zawarte w tych trzech słowach sprawiło, że żołądek Caspiana skręcił się boleśnie.
~ 113 ~
Shade nawet nie drgnął na to oskarżenie. Patrzył prosto w oczy Tess i potrząsnął głową. - Nie ja. Fletcher zerwał się z łóżka niczym laleczka na sprężynie i odskoczył do tyłu, z dala od swojej najlepszej przyjaciółki. Mniej bolała świadomość, że to nie Shade był tym, który sprawił, że został sierotą, ale jedynie minimalnie. - Miałaś być moim przyjacielem – szepnął. – Zabiłaś moich rodziców z zimną krwią. Łzy, które spływały po twarzy Tess, tylko go wkurzyły. Kobieta nie miała prawa do swojej winy czy smutku. Odebrała mu rodziców, a potem próbowała zrobić to samo z jego partnerami. Okłamała go, oszukała i zrobiła z niego głupca. Zamknąwszy oczy, Fletcher próbował opanować swój walący puls. - Odejdź – powiedział cicho. – Nie będę miał problemu z zapomnieniem, że kiedykolwiek istniałaś. - Fletcher, daj mi wyjaśnić. Jego oczy otworzył się gwałtownie i jego górna warga wygięła się nad zęby. - Nie muszę słuchać niczego, co masz do powiedzenia! – wykrzyknął. – A teraz, wynoś się stąd. - Fletcher, nie miałam wyjścia – próbowała go przekonać. Tracąc tę odrobinę kontroli, jaką jeszcze miał, Fletcher rzucił się na kobietę, ale nie dosięgnął jej. Silne ramiona owinęły się wokół jego torsu, odciągając go na przeciwległe łóżko. - Zostaw – warknął Shade, walcząc z utrzymaniem Fletchera w swoich ramionach. Kopiąc, krzycząc i machając pazurami, Fletcher starał się uwolnić z uścisku Shade’a. Wszystko wokół niego zniknęło, a jego jedyną myślą było dobrać się do Tess i zadać jej tyle bólu ile to było możliwe. Tess uniosła się powoli, wyciągnęła kopertę z tylnej kieszeni i wpatrywała się w nią przez dłuższą chwilę zanim położyła na łóżku. Spojrzała w oczy Fletchera i zaczerpnęła drżący oddech.
~ 114 ~
- Bardzo mi przykro. Już się nie zobaczymy, ale mam nadzieję, że któregoś dnia mi wybaczysz. Marna szansa, pomyślał w duchu Fletcher. Oczy Tess przeniosły się na Shade’a. - On będzie twoim Strażnikiem! - Nie! – ryknął Shade. W mgnieniu oka, Fletcher znalazł się na kolanach Caspiana, a Shade trzymał Tess za ramię, wypychając ją z pokoju motelowego. Agresywna reakcja w końcu ochłodziła trochę gniew Fletchera i przestał walczyć. - Co to znaczy? Caspian wyglądał na równie zmieszanego i zagniewanego, co Fletcher. - Nie wiem. Shade zniknął na dłuższy czas. Kiedy w końcu wpadł jak burza do pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi, wyglądał na cholernie wkurzonego. Chodził niespokojnie, przegarniając rękami przez włosy i stawiając na sztorc ich końcówki. Po tym jak wydawał się zapanować trochę nad swoją wzburzoną wrogością, podszedł i uklęknął na podłodze przed Fletcherem. - Przepraszam, kociaku. Wyprostuję to, obiecuję. - Co wyprostujesz? O czym ona mówiła? Shade westchnął i opuścił brodę na pierś. - Może powinienem zacząć od początku. – Usiadł na piętach i zwinął ręce w pięści zanim spojrzał na Fletchera. – Przykro mi z powodu twoich rodziców. - Powiedz mi dlaczego. – Fletcher nie pamiętał zbyt dobrze swoich rodziców, ale wiedział, że byli dobrymi ludźmi i kochali go bezwarunkowo. - To była partacka robota. – Shade westchnął i potarł swój kark. – To miało być proste wejście i wyjście, zdjęcie rozrabiającego zmiennego i zniknięcie zanim ktokolwiek się dowie, że tam byłeś. - Moi rodzice nie rozrabiali – bronił ich stanowczo Fletcher.
~ 115 ~
- Nie, nie oni. Podczas gdy Shade mówił, Caspian zsunął Fletchera ze swoich kolan i przeniósł się na drugie łóżko, żeby wziąć kopertę. Pukając nią o swoją dłoń, spojrzał na Fletchera z uniesionymi w pytaniu brwiami. Fletcher wzruszył ramionami. Nie obchodziło go, co było w środku, ale jeśli Caspian chciał przeczytać, to proszę bardzo. Zwróciwszy swoją uwagę na Shade’a, Fletcher skinął głową. - Mów dalej. - Celem był twój wuj. Ukrywał się u twoich rodziców. - Nie miałem wuja. Pamiętam mężczyznę mieszkającego z nami przez chwilę, ale on był tylko przyjacielem rodziny. Shade położył rękę na kolanie Fletchera i potarł nią. - Nie, kociaku, on był twoim wujem. Nie okłamałbym cię. Fletcher skinął głową. Większość jego życia była kłamstwem, więc dlaczego również nie to? - Kiedy Tess weszła do środka, twój wuj był na nią gotowy. Okablował cały dom i w chwili, gdy weszła do środka, całe miejsce wybuchło niczym na Czwartego Lipca. Fletcher przetrawiał to przez chwilę. - Więc ich nie zabiła? Shade potrząsnął głową. - Technicznie, nie. Jednak gdyby poczekała na wsparcie, może byliby w stanie go pochwycić zanim ktokolwiek zostałby ranny. To był idiotyczny i arogancki ruch z jej strony. – Wziął głęboki wdech i wypuścił powoli zanim mówił dalej. – Tess usłyszała twoje krzyki i prawie sama nie zginęła, żeby dostać się do ciebie. Byłeś mały, ale zobaczyłeś ją. A Zjednoczenie nie zostawia świadków. Pocierając ręką o pierś, Fletcher zamrugał, żeby powstrzymać łzy, które wezbrały w jego oczach. Tess nie zabiła jego rodziców – przynajmniej nie celowo. Ryzykowała swoim własnym życiem, żeby go uratować. Więc skoro sprawy między nimi nie były jeszcze zniszczone, może powinien jej jednak wybaczyć.
~ 116 ~
- Nie było mnie tam – przysiągł Shade. – Nigdy cię nie widziałem i nie wiedziałem, co potem się z tobą stało. Jednak, według krótkiej rozmowy, jaką miałem z Tess, Zjednoczenie było niechętne do zabicia dziecka z zimną krwią. Zostałeś umieszczony w ludzkim sierocińcu i Tess została ci przydzielona. Shade powiedział ostatnią część, jakby była bardzo ważna. - Co to znaczy? - Była za ciebie odpowiedzialna. Gdybyś kiedykolwiek przypomniał sobie tamtą noc i poczuł chęć do wygadania się, byłaby zmuszona cię uciszyć. – Shade znacząco spojrzał w jego oczy. - To znaczy zabić mnie. – Fletcher zadrżał mimowolnie i położył swoją rękę na Shade’a, która wciąż leżała na jego kolanie. – Nie miałeś pojęcia kim jestem, kiedy spotkałeś mnie na zebraniu? – Czuł się jak dupek pytając, ale musiał być pewny. - Nie. – Shade zamknął oczy i jego ramiona opadły. – To moja wina, że cię gonili. Gdybym wiedział, kim jesteś, trzymałbym się na odległość. Jak tylko nasze nazwiska zostały zapisane w tej głupiej księdze, Zjednoczenie pomyślało, że wyciągnąłem kota z worka. - O, rany. – Fletcher prychnął i przewrócił oczami, kiedy Shade się zarumienił i posłał mu głupawy uśmiech. - Przykro mi, kociaku, nie chciałem tego tak powiedzieć. - A więc, dlaczego po prostu mnie nie zabili zamiast porywać? – Dobry boże, czy ten dzień mógł być jeszcze dziwniejszy? Właśnie rozmawiał o swojej własnej śmierci, jakby dyskutowali o czymś tak fantastycznym jak pogoda. - Ponieważ jesteśmy związani. Jeśli ty umrzesz, to ja też. Zjednoczenie nie chciało mnie stracić, jeśli był jakiś inny możliwy sposób. Jedynym powodem, przez który Tess jest wyższa rangą nade mną, to taki, że odmówiłem zadania. – Shade nie był chełpliwy. W jego głosie nie było zarozumiałości. Tylko przekazywał fakty i Fletcher był po wrażeniem. - Więc, kiedy Tess czasami znikała na tygodnie i mówiła, że nie może mi powiedzieć, gdzie jedzie, bo musiałby mnie zabić - mówiła poważnie, tak? Shade przytaknął. - Przykro mi. ~ 117 ~
- Przestań. Nie rób tego. – Fletcher pogładził kciukiem kostki Shade’a. – Co to jest Strażnik? Shade warknął i jego dłoń zwinęła się w pięść pod ręką Fletchera, ale nie odpowiedział. - Według tego – przemówił Caspian po raz pierwszy od czasu jak Shade wrócił do pokoju – to znaczy, że teraz jesteś odpowiedzialny za nas obu, mnie i Shade’a. Przeniósłszy wzrok na swojego drugiego partnera. Fletcher wygiął brew. - Odpowiedzialny jak? - Zjednoczenie jest jak duch – odpowiedział Shade. - Mit, legenda, o których szepcze się w ciemnych zaułkach i wątpliwych społecznościach. – Uśmiechnął się lekko zanim znowu stał się poważny. – Z początku, członkowie Zjednoczenia, którzy zdradzili, byli ścigani i zabijani. Z biegiem lat, wszystko się zmieniło i kiedy obecny starszy przejął władzę w Zjednoczeniu, ustanowił nowe prawo. - Jeden ze starszych prowadzi Zjednoczenie? – zapytał Fletcher z podziwem. – Który? Shade posłał mu spojrzenie, ale zignorował jego pytanie. - Teraz, kiedy członek znajdzie swoją albo swojego partnera, oferują nietykalność pod jednym warunkiem. - Okłamałeś mnie – warknął Fletcher. – Powiedziałeś, że albo Zjednoczenie albo śmierć. Chcesz mi powiedzieć, że przez cały czas miałeś drogę wyjścia? - To jest porównywalne do śmierci – mruknął Caspian. – Nie podoba mi się to. - To było zbyt niebezpieczne – dodał Shade. – Nie mogłem stawiać cię w tej pozycji. - Przestań owijać w bawełnę i powiedz mi, co się do cholery dzieje! – Pierś Fletchera dyszała ciężko i nie wiedział, ile jeszcze zniesienie. Był przytłoczony informacjami, a jego emocje szalały poza kontrolą. - Kiedy członek znajdzie swojego partnera i opuści Zjednoczenie, rzeczony partner staje się jego Strażnikiem. W zasadzie to jest zabezpieczenie, że grupa pozostanie ukryta i nieznana. Jeśli nabiorą podejrzenia, że w jakikolwiek sposób wspomniałem ci o nich, nie będą potrzebowali dowodu …
~ 118 ~
- No? – Fletcher skrzyżował ramiona na piersi i patrzył na niego groźnie. – Co się stanie? - Twoje życie zostanie stracone – odparł cicho Caspian. Trzymał list i pomachał nim lekko. – Według tego, dopóki ja również jestem z wami sparowany, a moim jedynym przestępstwem była odmowa dołączenia, także dostałem nietykalność. Fletcher myślał nad tym przez dłuższy czas. Nie podobało mu się, że Zjednoczenie nie potrzebuje dowodu, żeby ich wytropić, ale jeśli to uwolni Shade’a spod ich władzy… - Jak często zabijany jest Strażnik? - Odkąd sześć tysięcy lat temu ustalono prawo, tylko dwa razy. - Więc, szanse są nikłe, że coś mi się stanie? Shade przytaknął powoli. - Tak, ale to nie jest szansa, którą chciałbym zaryzykować. - Cholerne gówno. – Fletcher uśmiechnął się, gdy oczy Shade’a stały się okrągłe. – Jeśli to wybawi cię z kłopotów i jest tylko ułamkowa możliwość, że skończę martwy, w takim razie mówię, że nam się uda. Interpretując jego minę, Shade uśmiechnął się. - Co chcesz wiedzieć? - A co z moimi wizjami? – Tak długo jak otrzymuje odpowiedzi, równie dobrze może zapytać o tą jedną największą. – I o co chodziło z tą całą pieprzoną rzeczą z moim ramieniem, które po prostu robiło, co mu się podobało, wtedy w chacie? – Pamięć o braku kontroli nad swoimi reakcjami wciąż przerażała go na śmierć. - Wiesz, że Tess jest po części czarownicą? – zapytał z wahaniem Shade. Fletcher przygryzł wargę i przytaknął. Co Tess miała z tym wspólnego? - To ona wysyłała ci wizje, kiedy sądziła, że jest coś, co powinieneś wiedzieć, a czego nie mogła powiedzieć ci bezpośrednio. - Innymi słowy, coś, co nie miała mi powiedzieć. – Fletcher potarł twarz. – Podejrzewam, że Zjednoczenie nie miało o tym pojęcia? Shade kiwnął głową. ~ 119 ~
- Dobrze byłoby dla ciebie i Tess, żeby nigdy się o tym nie dowiedzieli. - Nie jestem głupi, Shade. – Fletcher przewrócił oczami. – Więc dlaczego wysłała mnie na spotkanie, skoro nie chciała, żebym się sparował? - Och, chciała, żebyś się sparował – zapewnił go Shade. – Tylko nie chciała, żebyś sparował się ze mną. Miała nadzieję, że kiedy już znajdziesz partnera, zdoła przekonać starszego, żeby uczynił tę osobę twoim Strażnikiem, żebyś nadal był chroniony, gdyby coś jej się stało. - Jej naprawdę na mnie zależało, co? – Fletcher poczuł głęboki ból w swojej piersi i walczył, żeby mimo to oddychać. Już nigdy nie zobaczy swojej przyjaciółki, a ostatnia rzecz, jaką jej powiedział, była podła i nienawistna. - Tak – odparł po prostu Shade. - A co z incydentem w chacie? - Jeśli Tess miała z kimś wyraźne połączenie, mogła widzieć rzeczy ich oczami, kiedy się zdarzały. Przez długi czas byliście przyjaciółmi, kociaku. Jest bardzo dobrze dostrojona z tobą. - Mówisz, że to Tess sprawiła, że moje ramię zachowywało się jak szalone? – Fletcher prychnął. – Więc co? Jest jakąś kapłanką voodoo czy coś? Shade nawet nie pokazał uśmiechu, gdy przytaknął. - O, ja pieprzę – odetchnął Fletcher. - I tak cię wypieprzę jak tylko cię dostanę – mruknął Caspian wystarczająco głośno, żeby Fletcher usłyszał, a co posłało go w salwę śmiechu. Naszła go kolejna myśl i uśmiech zniknął z jego twarzy. - Więc skoro jestem twoim Strażnikiem, czy to oznacza, że ja również jestem nietykalny? - Tak – odparł Caspian. – Będziesz podlegał tym samym prawom, co Shade i ja. - Okej, w takim razie wchodzę w to. – Fletcher przekrzywił głowę na bok i wydął wargi. – Ale tak na wszelki wypadek, może lepiej żebyśmy złożyli wizytę temu lekarzowi-czarodziejowi na Sumatrze. Caspian skoczył na nogi i pokiwał entuzjastycznie głową.
~ 120 ~
- Załatwię nam na jutro lot.
Tłumaczenie: panda68
~ 121 ~
Rozdział 16 - Co? – Shade szarpnął się w swoich więzach, ponieważ jego fiut pulsował boleśnie między jego nogami. – Co, do diabła, masz na myśli, że nie mogę dotykać? Fletcher zachichotał i poruszył brwiami. - Powiedziałeś, że uważasz, że przyglądanie się jak Caspian mnie pieprzy będzie bardzo gorące. Ja tylko spełniam twoje życzenie, kochanie. Shade opuścił głowę z powrotem na poduszkę i jęknął. Jego mały partner zamierzał wolno go torturować zanim go zabije. Obudził się rano na cudowne gorąco owinięte wokół jego porannej erekcji, a trzy palce pompowały w jego dziurce. Na nieszczęście, był tak rozproszony przez profesjonalne obciąganie Caspiana, że nie zdawał sobie sprawy, że Fletcher przykuwa go do łóżka, zanim nie było za późno. Teraz był pieprzony i to zdecydowanie nie we właściwy sposób. - Może małe co nieco, żeby spaść przez krawędź? – Fletcher pogładził dłońmi jego nagą pierś, a potem chwycił cieknącego fiuta. - Proszę – błagał Shade. Prawie sześć miesięcy razem i już nie udawał przed swoimi partnerami, że zawsze jest twardy i ma kontrolę. Kochali go bezwarunkowo, nawet kiedy był mniej niż idealny. Caspian wspiął się na łóżko i ustawił się między rozszerzonymi udami Shade’a. Opalona skóra rozciągała się na jego wyrzeźbionej piersi i wywoływała ślinienie u Shade’a. Oblizał usta, a jego fiut drgnął w uznaniu na całe te wystawione gładkie, nagie ciało, i Shade uniósł biodra znad łóżka. Uśmiech na twarzy partnera, szelmowski błysk w jego oczach, powiedziały Shade’owi, że Caspian zaplanował dla niego coś pysznego. Nie mógł się doczekać. Nieważne jak wiele razy dochodzili razem, każdy raz był jak ten pierwszy. Shade miał nadzieję, że to uczucie nigdy nie zniknie. Fletcher wpełzł na łóżko i podczołgał się okraczając brzuch Shade’a, zasłaniając mu widok na Caspiana. Potem pochylił się i polizał leniwie usta Shade’a zanim zagłębił się do środka, by zbadać zakamarki jego ust. Shade wiedział, że kochanek go rozprasza, wiedział, że powinien być skoncentrowany, ale nie mógł zebrać się w sobie, by go to obchodziło. Wtem coś ~ 122 ~
śliskiego i twardego wbiło się w jego dziurkę i Shade szarpnął głową i sapnął, gdy zabawka wsuwała się w niego, dopóki płaska podstawa nie oparła się o zaciśnięty krąg mięśni. Patrząc groźnie na niewinną twarz Fletchera, Shade warknął. - Nie ośmielisz się. Och, ale zrobili to. Caspian kilka razy wbił w niego wtyczkę zanim wsadził ją ponownie w jego odbyt i obaj partnerzy Shade’a zeszli z łóżka. - To jest okrutna i niezwykła kara – zajęczał. – Nawet nic nie zrobiłem! Fletcher przekrzywił głowę na bok i postukał się w brodę. - Zjadłeś ostatni kawałek pizzy, którą jak powiedziałem, chciałem zjeść. Shade gapił się na niego. - Przysięgam na wszystko, co święte, że już nigdy więcej nie zjem pizzy. Jego partner tylko zachichotał i potrząsnął głową. - Fajna gadka, wielkoludzie. Podczas gdy Fletcher drażnił się z nim, Caspian usadowił się na wyściełanym oparciu fotela obok szafy i poklepał swoje uda. - Wskakuj, mahal ko. Fiut Shade’a drgnął, a jego tyłek się zacisnął, wciągając zabawkę głębiej w kanał, tak że potarła o jego prostatę. Przygryzł wargi, oddychając głęboko przez nos, żeby nie krzyknąć z rozkoszy. To by tylko zachęciło jego partnerów i nigdy nie dostałby uwagi, jakiej chciał. - Patrz – rozkazał Fletcher podchodząc do Caspiana, potrząsając tyłkiem i doprowadzając Shade’a do szaleństwa. Obróciwszy się, pociągnął swojego wspaniałego penisa dobre kilka razy i oblizał wargi, gdy jego spojrzenie wwiercało się w Shade’a. – Patrzysz, kochanie? Shade mógł tylko kiwnąć, ponieważ jego oddech przeszedł w płytkie dyszenie, a jego fiut jeszcze bardziej stwardniał. Fletcher rozszerzył nogi i wypchnął biodra do tyłu, opierając dłonie o podłogę, prezentując swój zadarty tyłek na przyjemność oglądania go przez Caspiana. Caspian ~ 123 ~
wyglądał, jakby miał połknąć swój język, ale szybko doszedł do siebie, wyciągając nie wiadomo skąd tubkę nawilżacza i smarując swój palce. Tyłek Shade’a jeszcze raz zadrgał wokół wtyczki i walczył, żeby nie wytrysnąć, gdy obserwował jak palce Caspiana znikają w ciasnej dziurce Fletchera. Cholera, to było cudowne i sprawiło, że Shade’owi zakręciło się w głowie, a jądra podciągnęły do ciała. Fletcher jęczał i skręcał się, kołysząc się na ręce Caspiana, pieprząc się na długich palcach. Dwa stały się trzema i ostatecznie Caspian czterema palcami pompował głodny kanał ich partnera. Kiedy Fletcher był już podniecony i rozciągnięty, Caspian delikatnie wyciągnął palce i chwycił biodra Fletchera, przyciągając go do siebie. Fletcher podniósł się ze swojej pozycji, wziął pulsującego kutasa Caspiana w rękę i ustawił przy swoim ściągniętym wejściu. Potem opadł powoli, nabijając się na grubą długość aż jego tyłek oparł się wygodnie o pachwinę Caspiana. Ciało Shade’a spalało się, jego serce waliło i błyskawice czystej rozkoszy uderzały w niego za każdym razem, gdy jego tyłek kurczył się wokół zabawki. Jego mężczyźni byli piękni i jeszcze bardziej zdumiewający razem. Był szczęśliwym draniem. Ustawiwszy stopy na oparciu fotela po obu stronach ud Caspiana, Fletcher odchylił się do tyłu na jego pierś i zaczął powoli się poruszać. Caspian jęknął, zawinął ramiona wokół torsu Fletchera i wbijał się w niego, a jego usta wędrowały wzdłuż kremowej skóry szyi ich partnera. Oczy Fletchera ani na chwilę nie odwróciły się od Shade’a, gdy podnosił się i opadał, nadziewając się raz za razem na twardego kutasa Caspiana. - Podoba ci się przyglądanie jak ujeżdżam jego kutasa, skarbie? Czy to sprawia, że spalasz się z pożądania widząc nas razem? - Tak – syknął Shade, pociągając znowu za kajdanki w daremnej próbie sięgnięcia do swojego pulsującego fiuta. - Powiedz mi, czego chcesz – powiedział Caspian, gdy jego oczy również zwróciły się w stronę Shade’a. - Mocniej – jęknął Shade. – Pieprz go mocniej. Fletcher oparł ręce na oparciu fotela i uniósł się aż tylko rozszerzona korona kutasa Caspiana pozostała uwięziona w jego dziurce. Caspian chwycił biodra Fletchera i
~ 124 ~
warknął, jego kontrola zniknęła, gdy zaczął uderzać w ich kochanka potężnymi pchnięciami. Shade jęknął i zaskomlał, jego własny fiut był tak twardy, że po prostu wiedział, że wybuchnie. Przedwytrysk sączył się ze szparki i zebrał na jego brzuchu, jego jądra kipiały, a tyłek zaciskał się chciwie. Fletcher krzyczał raz po raz, odrzuciwszy głowę do tyłu na ramię Caspiana i zatracając się w rozpustnej przyjemności. Przenosząc swój uścisk z bioder Fletchera, Caspian zawinął rękę wokół podskakującego penisa Fletchera i zaczął pompować go gorączkowo. - O, cholera! – krzyknął Shade, gdy uderzyło w niego więcej rozkoszy. – Niech dojdzie – błagał. Uwielbiał obserwować swojego kociaka, gdy dochodził. Nie było na świecie niczego, co mogłoby rywalizować z czystą rozkoszą na jego twarzy. - Dojdź dla nas – warknął Caspian, mocno ściskając główkę cieknącego penisa Fletchera. Jego biodra pchnęły w górę, by zatopić się aż do podstawy w ciele Fletchera i ryknął do sufitu. Fletcher sapnął, jego oczy przewróciły się do tyłu głowy i długie, kremowe strumienie nasienia wystrzeliły z jego szczeliny. Shade powstrzymał swój własny orgazm czystą siłą woli. Jego partnerzy może i próbowali go zabić, ale nie mógł wymyśleć lepszego sposobu zejścia.
***
Caspian syknął, gdy partner wstał z niego, a jego wciąż twardy kutas wysunął się z mocnego uścisku Fletchera. Cholera, facet miał świetny tyłek. Jego wzrok przeniósł się na Shade’a i kutas Caspiana znowu drgnął chciwie. Jego kochanek wyglądał jak bufet wystawiony na widok głodującego mężczyzny. Jego pierś unosiła się i opadała, jego skóra błyszczała cienką warstwą potu, a jego doskonały kutas drgał z każdym uderzeniem serca. Stał z fotela, klepnął Fletchera w tyłek i mruknął. - Sądzę, że nasz partner zasługuje na nagrodę za to, że nie doszedł.
~ 125 ~
- O, tak – zamruczał Fletcher i zaczął skradać się w stronę łóżka. – Czego chcesz, kochanie? - Dotknij mnie. Ssij mnie. Cokolwiek – błagał zdesperowany Shade. Caspian uwielbiał widzieć swojego mężczyznę takiego – ze wszystkimi roztrzaskanymi murami, z przytłaczającą go pasją, z potrzebą redukującą go do kupki bezmyślnej brei. Fletcher nie tracił czasu, tylko chwycił tubkę nawilżacza z nocnego stolika i nasmarował twardego niczym stal fiuta Shade’a. Potem odrzucił tubkę za siebie w czekające ręce Caspiana i wspiął się, żeby okraczyć biodra Shade’a. Ustawił nabrzmiałą główkę przy swoim wejściu i usiadł w jednym szybkim opadnięciu. Shade krzyknął, jego plecy wygięły się nad materac i szarpnął się dziko w swoim więzach, aż Caspian przestraszył się, że partner zrobi sobie krzywdę. Zastanawiając się przez kilka sekund, zdecydował w końcu, że nie będzie ryzykował. Przy Shadzie najwyraźniej oszalałym z pożądania, istniała prawdziwa możliwość, że rozetnie sobie skórę, a może nawet złamie nadgarstek. Więc Caspian pospieszył do wezgłowia, zgarnął kluczyk z nocnego stolika i odblokował kajdanki. Ledwie zdążył otworzyć jedne, gdy Shade ryknął, owinął ramię wokół pleców Fletchera i przerzucił go na materac. Warcząc i burcząc niczym opętany mężczyzna, wbił się ponownie w witające ciało Fletchera, ujeżdżając go głęboko i kręcąc biodrami. Fletcher wrzasnął, wyraz na jego twarzy był czystym zachwytem, gdy wypychał swoje biodra na spotkanie żądających pchnięć Shade’a. - Kochasz tak ostro, prawda, kociaku? Jesteś tak cholernie ciasny. Tak idealnie. Sprawię, że będzie krzyczał. Będzie dla mnie krzyczał, kociaku? Caspian chwycił podstawę swojego kutasa, żeby powstrzymać swój orgazm, który chwiał się na krawędzi. Shade oszalał od tego podglądania. Odgłos skóry uderzającej o skórę, zapach seksu i potu, sprośne słowa płynące z ust Shade’a, to wszystko połączone razem sprawiło, że ciało Caspiana zaczęło drżeć z potrzeby. Uklęknąwszy na łóżku za swoim kochankiem, złapał podstawę wtyczki i poruszył kilka razy zanim usunął ją z drgającego tunelu Shade’a i rzucił na łóżko. Shade mruknął, jego tempo zwolniło i zerknął przez ramię. Gorączka w jego oczach osiadła na Caspianie niczym namacalna siła. Wbiwszy palce w biodra partnera, wsunął się w jedwabisty kanał Shade’a jednym długim ~ 126 ~
pchnięciem. Jęknęli jednocześnie, miękkie miauknięcie Fletchera dodało się do tej harmonii erotycznych dźwięków, i Caspian zaczął uderzać biodrami, zanurzając się w uległe ciało Shade’a z taką siłą, że kołysał go do przodu. Fletcher krzyknął, jego nogi przesunęły się na pas Shade’a, a potem dalej przyciskając się do boków Caspiana. Robili to po raz pierwszy i Caspian nigdy tego nie zapomni. Działając razem, poruszając się jak jeden, odnaleźli swój rytm. Caspian potrzebował zaledwie kilku minut, żeby opanował go orgazm, zwiększając tempo, gdy ujeżdżał ciało Shade’a z żądającą intensywnością. - Dojdźcie dla mnie, moi kochani – wycharczał przez zęby. Nie mógł już dłużej wytrzymać, ale chciał się upewnić, że to jego partnerzy najpierw doznają rozkoszy. Ciasne gorąco ściskające jego kutasa zadrgało wokół niego w dziwnym uścisku i Caspian prawie się zatracił. Zatapiając twarz przy karku Shade’a, błagał o samokontrolę. Fletcher pierwszy odnalazł swój orgazm, krzycząc wystarczająco głośno, żeby przebić bębenki Caspiana. Shade podążył szybko, jęcząc głęboko w swojej piersi, gdy jego wewnętrzne ścianki zaciskały się rytmicznie, dojąc kutasa Caspiana, aż nie miał szansy jak tylko poddać się żądaniom swojego ciała. Owinąwszy ramię wokół piersi partnera, Caspian wbijał się w przyjazne gorąco Shade’a, jego pchnięcia były gwałtowne i nieskoordynowane, jego mózg oszołomiony. Z ostatnim pchnięciem, zanurzył się aż do podstawy i zajęczał niczym nieskrępowana dziwka przy mokrej skórze szyi Shade’a. Jego jądra się zacisnęły, brzuch skurczył, a potem jądra wybuchły, tryskając z czubka i wypełniając tyłek partnera spermą. Wszyscy padli na łóżko, Fletcher narzekał, że został przygnieciony pod nimi dwoma. Powoli się rozdzielili, staczając się z ich mniejszego partnera i Caspian rozłożył się na plecach, z zamkniętymi oczami i ręką na bijącym mocno sercu. - Zabijecie mnie – wydyszał. - To samo myślałem, gdy byłem przywiązany do łóżka – zgodził się Shade. Fletcher tylko zachichotał. - Wy dwoje to zbyt wiele. Seks nikogo jeszcze nie zabił. ~ 127 ~
- Ktokolwiek to powiedział najwyraźniej nie robił tego właściwie – mruknął Shade i Fletcher jeszcze bardziej się roześmiał. Leżeli bezwładnie na łóżku przez kilka minut zanim w końcu zwlekli się z materaca i skierowali pod prysznic. Kiedy Caspian podążał za swoimi kochankami, nie mógł powstrzymać się od drażnienia. - Więc, skoro Shade jest legendą – uśmiechnął się kpiąco, kiedy Shade się obrócił i spiorunował go wzrokiem, ale zignorował to spojrzenie – Fletcher jest Strażnikiem… Fletcher również na niego spojrzał i oparł ręce na biodrach. - Taak? - W takim razie, kim ja jestem? – To miało być w formie żartu, ale w głębi siebie czasami zastanawiał się, jaka była jego rola w ich związku. Czy naprawdę ją miał? Spojrzenie w oczach jego partnerów powiedziało mu, że ma. Podeszli do niego, naruszyli jego osobistą przestrzeń i przycisnęli się do jego boków. Shade polizał szyję Caspiana, a Fletcher otarł się o każdy centymetr jego ciała, jaki mógł sięgnąć. - Ty – szepnął Shade do jego ucha, a Fletcher zaczął mruczeć – jesteś naszą spełnioną fantazją. Ckliwy uśmiech wypłynął na twarz Caspiana i obrócił głowę, żeby złapać wędrujące usta Shade’a. Kiedy w końcu skończył pocałunek, zarzucił ramię wokół Fletchera i sięgnął, by przyciągnąć głowę Shade’a. - Mogę z tym żyć.
***
- Panowie, co myślicie o posiadaniu dziecka? – zapytał Fletcher od niechcenia, gdy siedzieli przy stole na kolacji. Jego głowa uniosła się, gdy Shade zaczął się dusić, a Caspian skoczył na nogi i poklepał plecy ich partnera. - Co? – wysapał Shade.
~ 128 ~
Caspian miał podobny wyraz przerażenia na twarzy, który Fletcher uznał za absolutnie zachwycający. W głębi siebie, nie miał wątpliwości, że jego mężczyźni byliby fantastycznymi ojcami. Obaj mieli bardzo czułe serca i wiele miłości do dania. - To znaczy nie w tej chwili, oczywiście, ale pomyślałem sobie, że to może być coś, nad czym możemy się zastanowić. – Fletcher przygryzł wargę i zarumienił się, kiedy jego partnerzy nadal wpatrywali się w niego, jakby wyrosło mu trzecie oko. – Nieważne. Caspian z powrotem usiadł i pochylił się kładąc łokcie na stole. - Skąd ci to przyszło na myśl? - Nie wiem – mruknął Fletcher. Myślał, że to będzie wspaniały pomysł, ale po reakcji swoich kochanków najwyraźniej nie był. – Pomyślałem sobie, że miło byłoby mieć małych Shade’ów czy Caspianów biegających wkoło. - Kociaku, żaden z nas nie ma macicy, w razie gdybyś nie zauważył. – Shade przetarł ręką swoją bladą twarz. - Wiem, ale możemy skorzystać z surogatki. – Fletcher zrobił wszelkiego rodzaju poszukiwania przez minione tygodnie. Do diabła, zaszedł nawet tak daleko, że wyszukiwał imiona dla dzieci. - Nie jesteś szczęśliwy? – zapytał Caspian i załamany wyraz na jego twarzy poruszył serce Fletchera. - Jestem tak szczęśliwy jak nigdy nie byłem w moim życiu – pospieszył zapewnić swoich mężczyzn. – Tylko że, no cóż, zawsze chciałem mieć dużą rodzinę. Do bani jest dorastać nie znając swojej i być samemu. Dzieci są taki słodkie i przytulaśne, a kiedy dorastają pojawiają się piłki, sukienki i wszystkie te zabawne sprawy. - Stają się nastolatkami i zmieniają twoje życie w piekło – sprzeczał się Shade. - Ale będą nasze – szepnął Fletcher. Wiedział, że nie wyjaśnił tego właściwie. Nie chodziło o to, że chciał laleczkę do ubierania i paradowania z nią. Zawsze kochał dzieci i myśl o posiadaniu jednego lub dwóch własnych sprawiała, że jego serce rosło. - Nic nie wiem o dzieciach – przyznał Caspian, ale brzmiał na trochę bardziej akceptującego ten pomysł. - Ja trochę wiem – powiedział szybko Fletcher. – Mogę cię nauczyć, a to, co nie będziemy wiedzieli, nauczymy się. ~ 129 ~
- Fletcher, naprawdę nie wiem. – Shade jęknął i potrząsnął głową. – Ledwie umiem zadbać sam o siebie. Nie jestem dobry z ludźmi. Nie chcę cię zranić, kociaku, ale nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, żebym był ojcem dla kogokolwiek. Zsunąwszy się z krzesła, Fletcher obszedł szybko stół i wspiął się na kolana Shade’a. Zarzucił ramiona wokół karku mężczyzny i przycisnął lekko swoje usta do jego. - Mylisz się. Przez cały czas opiekujesz się mną i Caspianem. Jesteś jedną z najbardziej kochających i hojnych osób, jakie znam. I każde dziecko byłoby cholernie szczęśliwe mogąc mieć cię za ojca. Shade milczał przez dłuższy czas, pocierając policzkiem o czubek głowy Fletchera. - Mogę się nad tym zastanowić? To znaczy, co zrobimy ze Zjednoczeniem? Wytatuujemy również nasze dzieci? Fletcher pomyślał o tatuażach biegnących wzdłuż jego kręgosłupa, takich jakie miał Caspian, i teraz również Shade. Caspian nie kłamał o zabukowaniu im lotu tuż po tym jak Tess zniknęła. Doświadczenie było dziwne, tatuaże bolesne, ale jeśli działały, to nie będzie tego żałował. - Jestem pewny, że znajdą się sposoby chronienia ich. Mamy mnóstwo czasu, żeby to zbadać. Shade kiwnął powoli. - Dajcie mi o tym pomyśleć. Fletcher przygryzł język, żeby nie wykrzyknąć z radości. Zamiast tego, powoli pokiwał głową aż opanował swoje podniecenie. Nie chciał wystraszyć partnera od tego pomysłu. - Oczywiście. Nie sądzę, żebyśmy już byli gotowi na dzieci, ale może za rok albo dwa. Caspian podszedł i uklęknął na podłodze obok krzesła Shade’a, a Fletcher sięgnął i wziął go za rękę. - Co o tym myślisz, Cas? - Chcę dziewczynkę i chcę, żeby brała moją stronę – powiedział poważnie Caspian. – Mam dość was dwóch zmawiających się przeciwko mnie. – Szeroki uśmiech
~ 130 ~
rozciągnął się na jego twarzy i mrugnął. – Szczerze mówiąc, sądzę, że masz rację, że nie jesteśmy jeszcze gotowi, ale nie jestem przeciwny temu pomysłowi za kilka lat. Szczęśliwy aż po koniuszki palców, Fletcher pokiwał żywo. - Prawdopodobnie powinienem był poczekać z tym do wiosny, ale ostatnio dużo o tym myślałem. Po prostu chciałem się dowiedzieć, co o tym myślicie zanim zbyt nakręcę się moimi nadziejami. - Jakbyśmy mogli ci czegoś odmówić. – Shade zachichotał i pocałował skroń Fletchera. – Wiesz, że zawsze dostaniesz, co chcesz. - Ponieważ zawsze mam rację – sapnął Fletcher, skrzyżował ramiona na piersi i wydął dolną wargę. To był paskudny, manipulacyjny ruch i wiedział o tym. Jego mężczyźni zawsze miękli na jego niezadowoloną minę. - Może powinniśmy zacząć ćwiczyć tę sprawę robienia dzieci – powiedział ochryple Caspian. Fletcher zaczął chichotać. - Jestem całkiem pewny, że Shade ma rację i żaden z nas nie ma macicy. – Jego uśmiech zmienił się w grymas i wycelował palcem w twarz Caspiana. – I będziesz sobie obciągał w kubek, a nie wyrzucał dzieci poza Obóz Macicy. Caspian zamrugał dwa razy, a potem odrzucił głowę do tyłu i ryknął śmiechem. - Wyrzucał dzieci poza Obóz Macicy? O, do diabła, mahal ko, jesteś niemożliwy. - Nadal myślę, że powinniśmy ćwiczyć – mruknął Shade, a jego usta już wędrowały po szyi Fletchera wywołując u niego dreszcz. Oczy Caspiana pociemniały z pożądania, skoczył na nogi i zaczął zdzierać z siebie ubrania. Usta Fletchera się zaśliniły i jego penis zaczął nabrzmiewać i pulsować. Oblizał usta w oczekiwaniu, gdy Shade przyparł imponującą wypukłość w swoich dżinsach do tyłka Fletchera. - Proszę – zajęczał Fletcher nawet nie wiedząc, co chciał powiedzieć tym słowem. Połączenie między jego mózgiem, a ustami zawsze wydawało się nawalać, gdy jego mężczyźni chcieli się zabawić. - Minęło trochę czasu odkąd zabawialiśmy się w kuchni – wydyszał Shade przy szyi Fletchera. – Coś mówiłeś?
~ 131 ~
Dźwięk talerzy rozbijających się o podłogę przyciągnął ich uwagę i Fletcher podniósł oczy, żeby zobaczyć jak Caspian rozkłada się na plecach na stole, ze swoim grubym kutasem w ręce i gładzi go powoli. Wyciągnął wolną rękę i pokiwał na nich palcem z uwodzicielskim uśmiechem. - Panowie – zachęcił nierównym głosem Caspian – wasza fantazja czeka.
Tłumaczenie: panda68
~ 132 ~