3
Opracowanie graficzne JULIUSZ RYBICKI Zdjęcia Jerzego K einlka, W ojciecha Łęczyńskiego, Ambasady WBL w W arszawie, W ęgierskiego Muzeum Narodowego 1 Muzeum Józefa Bema w Tarnowie Redaktor
JAN GOGACZ Redaktor techniczny JOZEF GRABOWSKI Korektor
JOLANTA ROSOSmSKA
ISBN 83-207-0134-1
© Copyright by Jerzy Bobért Nowak, Warszawa 1980
FRZNTED IN POLAND Państwowe Wydawnictwo „Iskry”, Warszawa 1980 r. Wydanie I. Nakład 15 000+300 egz. Ark. wyd. 16,3. Ark. druk. 22,75 + l ark. wkładek. Papier offset, m./gł. ki. m, 70 g, 82X104. Druk ukończono w styczniu 1980 r. Łódzkie Zakłady Graficzne, Zakład n r 1. Łódź, ul. Rewolucji 1905 r. n r 45. Zam. nr 989/11/79. Cena zł 50.— C-28
4
Wstęp Rewolucja węgierska 1848—1849 r. już dogorywała, gdy fran cuskim ministrem spraw zagranicznych został w ielki klasyk demokracji Zachodu, autor słynnego dzida „O demokracji w Ameryce” — hrabia Alexis de Tocqueville. Jakby w odpo wiedzi na dobiegające do Francji błagalne westchnienia znad Dunaju nowy minister skierował do dyplomatów swego kraju następującą instrukcją: Messieurs, nous ne nous melona point de ce qui se passe d Vautre bont 1'Europe, dana lea Principm tés, en Pologne on en Hongrie. (Panowie, nie mieszajmy Sią wcale do tego, co $ią dzieje na drugim krańcu Europy, W Księstwach [tj, Mołdawii i na Wołoszczyźnie], w Polsce czy na Węgrzech). Dziwny jest ten kompleks polski czy raczej wschodnioeuropejski. Od chwili, gdy po raz pierwszy przeczy tałem cytowane wyżej zdanie, zawsze, kiedy dostrzegam na* zwisko Tocqueville’a w jakimś tekście czy na grzbiecie książki, mimo woli przypominam sobie tę „instrukcję" — symbol obo jętnej Europy, tak przeklinanej przez powstańców wywożo nych eszelonami na zesłanie czy emigrantów na paryskim bruku. Skarżąc się i dziś na obojętność i niezrozumienie dla naszej historii w świecie znajdźmy jednak czas na chwilę refleksji i odpowiedzmy na pytanie: Czy my sami zrobiliśmy dostatecz nie dużo dla poznania i zrozumienia losów innych narodów w tej części Europy, w której mieszkamy? Obawiam się, że jak na razie odpowiedź ta może być tylko przecząca. I to właśnie było głównym motywem, inspirującym do napisania książki „Węgry bliskie i nie znane”. Książki próbującej poka zać, że nawet w przypadku historii tak bliskiego nam narodu a
5
„bratanków” zbyt w iele rzeczy jest u nas po prostu nie znanych, zbyt w iele spraw gubi się w cieniu kilku utartych czy wygodnych stereotypów. Utarło się Już u nas spoglądanie na Węgry przede wszystkim jako na ojczyznę czardasza, krainę mistrzów operetki, wspa niałych muzyków i doskonałych sportowców czy wreszcie wy śmienitej, pikantnej węgierskiej kuchni. Wszak już X lX -w ieczny Teodor Tomasz Jeż kazał swemu węgierskiemu bohate rowi głosić, iż „ n a świecie nic w porównanie iść nie może z węgierskim winem, węgierskim tytoniem, z węgierską sło niną, gulaszem, paprykarzem i z marszem Rakoczego”. No cóż, węgierskie wino, gulasz czy paprykarz są już u nas trady cyjnie dobrze znane, gorzej z marszem Rakoczego. Wciąż pra w ie zupełnie nie znana pozostaje natomiast tak fantastycznie barwna i pasjonująca historia bitnego narodu naddunajskiego. B yły zaś to dzieje nadzwyczaj dramatyczne i niespokojne, ro jące się od gwałtownych buntów i królobójstw, wojen domo wych i spisków krwawo stłumionych. W przeciwieństwie bo wiem do Sarmatów, Węgrzy sielanek nie lubili. Węgierska historia dostarcza jednak nader ciekawego materiału porów nawczego do naszych dyskusji o polskich dziejach narodowych. Pokazuje, jak w iele można osiągnąć przez konsekwencję i sy stematyczność dążeń, ale również i to, jak ciężko się płaci za nie wykorzystane szanse, za zaprzepaszczone wielkie okazje historyczne. Dzieje Węgier są wymownym potwierdzeniem słuszności jakże trafnych refleksji Jerzego Łojka na marginesie polskiej historii: „Niestety, tak się dziwnie złożyło, że nasza publicystyka historyczna i nawet naukowa historiografia znajdują ostre po topienia dla czynów, nigdy zaś dla zaniechań co wybitniejszych postaci z naszej przeszłości. A owe zaniechania nieraz ciężej ważyły na losach kraju, niż takie czy inne czyny”. W naszych, tak częstych w ostatnich dziesięcioleciach dy skusjach o przeszłości, rzadko sięgaliśmy i sięgamy do po równań z dziejów innych narodów środkowej i wschodniej Europy, do argumentów z toczonych gdzie indziej zaciętych sporów wokół bardzo podobnych, analogicznych nieraz proble mów. Do kontrowersji wokół przeszłości narodów, które prze szły podobne jak my neurologie okresu niewoli, u których najlepsi padali od kuli lub na stryku, a przeżywali mali, kra marscy oportuniści. Jakże częste bywało niegdyś w Polsce (w XVI i XVII wie ku) powoływanie się na nauki z historii Węgier — tzw. 8
6
przykład węgierski — w mowach polskich królów 1 wystą pieniach sejmowych, wierszach głośnych poetów (m.in. Kle mensa Janickiego i Mikołaja Reja), ulotnej poezji rokoszowej AD 1606, gdy anonimowy autor ostrzegał: Karzmy się aby Węgrami, Którzy takim ii fakcyjami Przez prywatne rozróżnienie Wszystkim sprawili zniszczenie... I jakże rzadko sięgamy dziś w naszych namiętnych „reko lekcjach narodowych” do porównań z węgierskiej historii, cho ciażby do trwającej już parę stuleci na Węgrzech wielkiej historycznej kontrowersji między „powstańcami” a „realista mi”, „węgierskimi Mochnackimi” a „węgierskimi Druckimi-Lubeckimi czy Stańczykami”. Sporu między ludźmi gorącego czynu, rzecznikami bezkompromisowej walki przeciw Habs burgom, a rzecznikami chłodnej rozwagi politycznej, zwolen nikami jakiejś formy porozumienia, dogadania się z Austrią. Ileż analogii i reminiscencji może wywoływać u polskich czy telników obraz długotrwałych XVI i XVII-wiecznych sporów dwóch orientacji na Węgrzech podzielonych między dwa po tężne imperia Habsburgów i Turków i miotających się roz paczliwie w sytuacji bez wyjścia między „niemieckim kłam stwem" a „turecką trucizną" Uważne przestudiowanie skom plikowanych dylematów historii bratanków znad Dunaju mogoby na pewno ułatwić nabranie pewnego dystansu do na szych polskich dyskusji wokół przeszłości i pójścia w kierun ku widzenia naszych dziejów bez skrajnego optymizmu, ale i bez skrajnego pesymizmu. Wątpię, czy mogłaby się np. ostać teza o wyjątkowej tragiczności historii Polski w konfrontacji z losem Węgier dużo wcześniej od Polski podzielonych między dwóch zaborców i przez 200 lat skutecznie pustoszonych „ogniem i mieczem” w imię cudzych interesów. Pragniemy tu więc przypomnieć polskim czytelnikom nie które dramatyczne wydarzenia historii Węgier, jej dylematy i rozterki, łącząc je z ukazaniem tak żywych przez całe ty siąclecie polsko-węgierskich związków politycznych i kultu ralnych, poszukiwaniem genealogii naszej przyjaźni Często ją mitologizowano, zawężano do roli antytureekiego przedmurza, czy kilku nazwisk-symboli: królowej Jadwigi, Warneńczyka, Batorego i Bema. Do dziś w cieniu tych kilku głośnych na zwisk toną w mroku niepamięci barwne epopeje polskich
7
ochotników walczących w XVI i XVII wieku nad Dunajem po stronie węgierskiej przeciw Habsburgom czy też fascy nujące związki polsko-węgierskie w dobie powstania księcia Rakoczego, sylwetka pięknej i przedsiębiorczej księżny Elżbiety Sieniawskiej, głównej organizatorki pomocy dla Rakoczego, a zarazem największej miłości jego życia. Ciągle aż nazbyt mało znana pozostaje tajna „węgierska” dyplomacja królowej Bony, związki między Sobieskim a „królem kuruców” Thökölym, kontakty węgierskich spiskowców jakobińskich z Pola kami. Grzebiąc się w węgierskich archiwach, starych zapiskach kronikarskich czy pamiętnikach, nieraz zdumiewałem się, jak wielka część dziejów związków z Węgrami, krajem, który tak poważnie wpływał niegdyś na naszą historię i na który my tak mocno wpływaliśmy, pozostaje ciągle nie zbadana, czy zbadana tylko fragmentarycznie. Na pewno W dużej mierze zaważyły tu zale^ości w polskiej historiografii, która przez ponad stulecie nie miała klimatu do niezależnego rozwoju w Foznańskiem czy Kongresówce, a i w Galicji zbyt często była spychana do prac ad usum Delphinl. Tym chyba tylko tłumaczyć należy, że przez w iele dziesięcioleci z historii związ ków polsko-węgierskich najchętniej wydobywano tradycje wspólnych walk przeciw Turkom i Tatarom, nader skąpo dawkując informacje o wspólnych antyniemieckich sojuszach czy polskiej pomocy dla powstań antyhabsburskich, „gdy na Austriaka gnały huzary”. W cieniu spokojnej i cnotliwej świę tej Kingi ginęły gwałtowne i pełne temperamentu, stąd lżone przez kronikarzy jako „występne”, królowe typu Elżbiety Łokietkówny czy właściwej założycielki niezależnego państwa siedmiogrodzkiego — Izabeli Jagiellonki. Pragniemy ukazać historię polsko-węgierskiej przyjaźni bez wpadania w metafizyczne uogólnienia o niezakłóconych, bez konfliktowych stosunkach obu narodów przez tysiąclecie — jak głoszą jeszcze i dziś niektórzy publicyści i historycy. Luk rowaniem historii byłoby bowiem przemilczanie momentów, kiedy bratankowie sięgali za szable przeciwko sobie, wszczy nali wojny, jak w czasach Bolesława Krzywoustego i Béli II Ślepego, Kazimierza Jagiellończyka i Macieja Korwina, po dejmowali łupieżcze napaści (vide np. wypady lisowczyków do Siedmiogrodu czy najazd Jerzego II Rakoczego na Polskę). Na ogół jednak wszystkie te konflikty były tylko przypadko wymi zatargami wokół spraw peryferyjnych z punktu widze nia interesów obu krajów, nie miały zaś nigdy charakteru walki o narodowe „być albo nie być”, jak nasze boje przeciw
8
ko Cesarstwu Niemieckiemu czy Krzyżakom. Konflikty te by wały na ogół tylko krótkimi interwałami w ciągu stuleci współdziałania i przyjaźni, nie zostawiając po sobie trwalszego gorzkiego osadu. Nic nie jest bardziej wymowne pod tym względem od wyjątkowo dużej liczby wzajemnych sojuszy wojskowych Polski i Węgier, zrealizowanych w walkach prze ciw wspólnym wrogom (naliczyłem tych sojuszy z górą trzy dzieści). Liczba i efekty militarnych i politycznych współdziałań obu krajów w ciągu tysiącletniej historii są najlepszym do wodem, jak bardzo zbliżone były ich interesy i racje stanu — od czasu pierwszych sojuszy obronnych przeciw Cesarstwu Niemieckiemu po wspólne walki „za naszą i waszą wolność”. Pragniemy tu ukazać dzieje tych, którzy kształtowali histo rię wzajemnych związków polsko-węgierskich, zarówno postaci kryształowo czyste, jak i antypatyczne, bohaterów i zdrajców, rewolucjonistów i kondotierów, m yślicieli i nikczemnych dwo raków, romantyków i mistrzów szalbierstwa. Znajdą się tu również ukazane możliwie jak najszerzej tak bogate i wciąż jeszcze nazbyt mało znane tradycje polsko-węgierskich związ ków kulturalnych od czasów, gdy Kraków był „Równym cen trum węgierskiej kultury”, po czasy współczesne. I jeszcze jed na uwaga osobista na koniec. Nie jestem zwolennikiem pisania o historii w manierze Marka Twaina, ale też nie uważam, że jedyną drogą popularyzacji dziejów musi być stylistyka chłod na, sucha i możliwie jak najmocniej wypruta z wszelkiej na miętności. Przyznaję, że nie bardzo umiałbym — i nie prag nąłbym — pisać sine ira et studio o postaciach tak antypatycz nych, jak Zygmunt HE Waza i węgierski Zygmunt Luksemburczyk, czy tak bezmyślnych, jak słynny kronikarz lisowczyków Wojciech Dębołecki, który skądinąd dobrze zdając sobie sprawę z praw Polski do Śląska wysławiał jako wspa niały przykład wielkoduszności rezygnację z najlepszej szansy jego odzyskania. Trudno m i też byłoby pisać beznamiętnie o tych, co snuli przez naszą historię wielki chocholi taniec zgnuśnienia i bezwoli, tak jak Zygmunt Stary zamykając oczy na największe, najbardziej nawet ponętne korzyści polityczne dla Polski, wprost pchające im się do rąk, wybierając dla swego narodu rolę gapia, flegmatycznie obserwującego z ubo cza wielkie polityczne i umysłowe zmagania reszty Europy.
9
10
Część pierwsza
Siadami wspólnych tradycji historycznych 11
12
Sojusze Piastów i Arpadów
Węgry 1 Polska to dwa wiekuiste dęby, każdy z nich wystrzelił pniem osobnym 1 od rębnym, ale Ich korzenie, szeroko rozłożone pod powierzchnią ziemi, i splatały się, 1 zra stały niewidocznie. Stąd byt 1 CzefstWoSć Jed nego Jest drugiemu warunkiem życia 1 zdro wia. Stanisław Worcell
Bratankami staliśmy się dość nieoczekiwanie, w wi rze historii. Co tak bardzo zbliżyło nadwiślańskich Słowian do przybyłego zza Wołgi dalekiego ludu ugro fińskiego, uważanego przez naszego Gala Anonima za potomków Hun6w? Jak doszło do tak wyjątkowego w dziejach europejskich fenomenu, iż dwa kraje bez pośrednio sąsiadujące ze sobą przez, całe stulecia tak niewiele m iały zatargów granicznych i sporów, a tak dużo przykładów sympatii i współpracy? Jak zrodziło się to metafizyczne niemal poczucie wspólnoty losów obu narodów wyrażone w cytowanych wyżej słowach przez ojca socjalizmu polskiego -— Stanisława Worcel la? By odpowiedzieć na te pytania, spróbujmy bliżej przyjrzeć się nader bogatym i różnorodnym tradycjom związków polsko-węgierskich, wciąż zmieniającym się treściom wzajemnej przyjaźni.
13
A ntycesarska bariera Zawarty w starym przysłowiu zwrot „i do szabli” wiernie odzwierciedla jeden z motywów najsilniej zbli żających oba narody — to, że wobec zagrożenia z ze wnątrz i obcej okupacji na ogół wolały zawsze wybrać tę samą postawę walki i oporu miast hołdu czy kola boracji. Postawa stanowczej, bezkompromisowej walki i oporu połączyła ścisłymi więzami Polskę i Węgry już w XI wieku. Oba 'kraje znalazły się wówczas w obli czu śmiertelnego niebezpieczeństwa ze strony tego sa mego potężnego wroga — Cesarstwa Niemieckiego. Ekspansja cesarzy godziła w Węgry Arpadów równie silnie jak w Polskę pierwszych Piastów — w ciągu za ledwie 40 lat od 1030 r. na Węgry uderzyło aż sześć wielkich wypraw cesarskich. Polska i Węgry były więc dla siebie naturalnymi sprzymierzeńcami. Władca wę gierski Kolonnán, wzywając pomocy dla wspólnego oparcia się niemieckiej nawale, pisid do Bolesława Krzywoustego: „Gdyż o waszą własną rzecz chodzi — gdy dom sąsiada w płomieniach. Jakoż nie po co innego przedarła się aż do nas niemiecka szarańcza, jak tylko, aby po rychłym, oo nie daj Boże, pożarciu winnic na szych tym łatwiej polskie ogarnąć niwy”. W walce przeciwko wspólnemu zagrożeniu Polska i Węgry stały się głównymi członami antyniemieckiej bariery na wschodzie, umacniając sojusze militarne przez coraz szersze związki polityczne i koligacje dy nastyczne między rodami Piastów i węgierskich Ar padów. Już pierwszy tego typu związek między Sio strą Mieszka I — Adelajdą, a ojcem pierwszego króla węgierskiego, świętego Stefana — Gćjzą, miał scementować antyniemiecki sojusz władców Polski i Węgier. Nic więc dziwnego, że niemiecki kronikarz Thietmar pisał o Adelajdzie, zwanej Białą Knieginią, z nie ukrywaną niechęcią:
14
„Biała Kniegini, to znaczy w słowiańskim: piękna pani, używała trunków ponad miarę i ujeżdżała konno jak rycerz. Raz nawet zabiła w przystępie gwałtowne go gniewu jednego mężczyznę. Jej ręka, krwią skala na, lepiej by się jęła wrzeciona, a jej myśl szalona w cierpliwości winna znaleźć ukojenie”. Pierwsza połowa XI wieku na Węgrzech to okres niezwykle dramatyczny i burzliwy, czas „ogniem i mie czem” wprowadzanej chrystianizacji i równie gwałto.wnego przeciwdziałania ze strony pogaństwa. Na próż no pierwszy 'król Węgier, św. Stefan, okrutnie tłumiąc bunt pogan kazał zakopać żywcem ich wodza Thonuzoba wraz z żoną, a księciu Vazulowi wydrzeć oczy i nalać rozżarzonego ołowiu do uszu. Po śmierci Ste fana wybucha kolejny bunt pogan, którzy dokonali krwawej rzezi księży i zakonników, a nawracającego Węgry biskupa Gellerta zrzucili z góry budzińskiej do Dunaju. Wybuchają także kolejne bunty antyfeudalne w sty lu buntu naszego Masława. Z sześciu królów panują cych na Węgrzech w latach 1038—1077 tylko jeden umarł naturalną śmiercią. Te zamieszki to istny dar niebios dla niemieckich cesarzy, którzy podejmują ko lejne interwencje w celu osadzenia na tronie Węgier uległych sobie władców. Ich przeciwnicy chronią się pod opiekę Polski, stąd inicjując kolejne walki o su werenność Węgier. Do najbardziej wytrwałych rzecz ników propolskiej i antyniemieckiej orientacji należał Béla I, dziś uważany za jednego z najwybitniejszych węgierskich władców wieków średnich. Béla schronił się w Polsce już we wczesnej młodości po okrutnym mordzie na jego ojcu — księciu Vázulu. Młodego księ cia Bślę przyjęto u nas niezwykle gościnnie, a król Mieszko II dał p i nawet swą córkę, Ryksę, za żonę — chyba nie bez myśli o możliwości p r z y le j antyniemiedkiej koalicji.
15
Długotrwały pobyt Béli na wygnaniu w Polsce po zostawił po sobie liczne ślady w węgierskich i polskich kronikach, a m. in. historię jego walk na Pomorzu, uwiecznioną w „Kronice ilustrowanej” („Képes Kroni ka”). Wg kroniki, gdy Mieszko n wyruszył na Pomo rzan, aby ich zmusić siłą do zapłacenia zaległej dorocz nej daniny, Pomorzanie zaproponowali rozstrzygnięcie sporu w bezpośrednim pojedynku między ich księciem a Mieszkiem. Jeśli Pomorzanin zostałby pokonany, jego poddani m ieli natychmiast uiścić zaległą daninę. Gdy by jednak przegrał Mieszko, to i danina zostałaby stracona. Widząc potężnego wzrostem księcia pomor skiego Mieszko i jego synowie zawahali się przed przy jęciem propozycji pojedynku. I wtedy wystąpił książę Béla, wyrażając gotowość stoczenia pojedynku za ho nor kraju i króla, który go ugościł. W otwartym boju bez trudu zwalił z konia i pokonał księcia Pomorzan. W nagrodę za to książę Mieszko oddał mu córkę za żonę i obdarzył sowicie. Historię walk B éli z Pomo rzanami odnajdujemy również u naszego Długosza, któ ry pisał: „Ponieważ w walce tej odznaczył się przed innymi męstwem i odwagą książę Béla, król Mieczysław w na grodę wybrał go sobie na zięcia i dając mu za żonę swoją córkę, przeznaczył także wszystkie dochody z Pomorza dla utrzymania godności książęcej”. Powróciwszy do Węgier po kilkunastoletnim pobycie w Polsce Béla w 1051 r. zostaje dowódcą obrony kraju przeciwko agresji cesarza Henryka III i zmusza go do odwrotu. Dziewięć lat później na tle sprawy następ stwa tronu dochodzi do otwartego konfliktu między Belą a ikrólem Andrzejem II. Król Andrzej II wzywa na pomoc wojska niemieckie. Béli pospieszył z pomo cą „chętnie i wiernie” — jak pisano w węgierskiej kronice — nasz Bolesław Śmiały, przysyłając mu trzy hufce zbrojnych rycerzy. W bitwie nad Cisą połą-
16
czome wojska polsko-węgierskie odniosły pełny triumf, rozbijając armię Andrzeja, uśmiercając prawie wszy stkich wojowników niemieckich i biorąc do niewoli króla i dwóch niemieckich wodzów. Béla I został kró lem Węgier. Julian Ursyn Niemcewicz w swych „Śpie wach historycznych", w pieśni o Bolesławie Śmiałym pisał, iż przybyły na pomoc B éli 1 król polski, choć mógł zatrzymać Węgry w e swym władaniu, postano wił; Lecz wolę oddać, komu należyte, Niechaj lud mężny i bliski naszemu Sam włada, nigdy nie duży obcemu.
Béla I rządził mądrze i sprawiedliwie, uchodzi za jednego z najwybitniejszych władców pierwszych stu leci węgierskiej państwowości. Już jednak po kilku lataoh panowania poniósł on śmierć na skutek dość tajemniczego wypadku — zawalenia się tronu, na któ rym siedział w trakcie uroczystości. Po śmierci Béli I interwencja cesarza niemieckiego zapewniła opanowanie tronu węgierskiego przez Sa lomona — syna przepędzonego przez Bólę Andrzeja. Pozbawieni wszelkich praw synowie króla Béli — Gejza, Władysław i Lambert — schronili się do Polski. Wzmocnieni przez pomoc Bolesława Śmiałego wtarg nęli na Węgry, obiegli króla Salomona w zamku w Moson i tylko pośrednictwo wyższego kleru uratowało króla od ostatecznej porażki. W ramach kompromisu synowie Béli dostali we władanie osobne księstwo. Maurycy Jókai pisał w swej barwnej historii narodu węgierskiego, iż: „W tamtych czasach dobre było dla Węgier sąsiedz two Polski; tu bowiem niby do zamku obronnego zwy kło się chronić naruszone prawo, tu też schronili się młodzi książęta i tylko interwencja wyższego ducho wieństwa przeszkodziła im w przegnaniu Salomona
17
z kraju”. Kompromis nie usunął jednak wszystkich źródeł konfliktu; synowie Béli wyrażali coraz więcej niezadowolenia z rosnących wpływów niemieckich — wszak żoną króla Salomona była siostra cesarza Hen ryka IV, Judyta, ta sama, która później wyszła jesz cze raz za mąż za Władysława Hermana. Mściwy i po dejrzliwy Salomon, zazdrosny o swą władzę, opracował podstępny plan, zmierzający do zdradzieckiego uwię zienia i oślepienia najgroźniejszego spośród synów Béli — Gejzy. Wywołało to nową wojnę domową, w toku której Salomon błagalnymi listami do cesaiza ściągnął na Węgry kolejną interwencję niemiecką. Skończyła się ona całkowitym fiaskiem, w niemałej mierze dzięki polskim posiłkom zbrojnym wysłanym przeciwko Salomonowi. Król Salomon został ostatecz nie przepędzony, a tron objął reprezentujący narodowe dążenia Gej za I. By lepiej ocenić znaczenie tego faktu, warto przytoczyć odnotowany w węgierskiej „Kronice ilustrowanej” jednoznacznie hołdowniczy tekst prośby Salomona do cesarza: „Węgry dotąd były Twoim kra jem, dopóki Ty uczyniłeś mnie ich 'królem, póki ja panowałem, oddawałem Ci w dowód wdzięczności do bra kraju W dorocznej daninie. Teraz odmawiają Tobie tego ci, którzy knują intrygi dla obalenia Twego pa nowania. Przybądź więc na Węgry, pomścij się na wrogach, którzy Cię obrazili i zabierz kraj z powro tem”. Słowa Salomona były dostatecznie wymowne. Przy pomnijmy tu, że niektórzy historycy, jak np. Michał Bobrzyński, uważali, iż wyprawy Bolesława Śmiałego na Węgrzech prowadziły do „niszczenia polskich sił" i tracenia z oczu istotniejszego celu, jakim było połą czenie Słowian Zachodnich i zdobycie brzegów Bałty ku. A przecież te walki na Węgrzech wcale nie szły na marne, zapobiegały trwałemu usadowieniu się cesar stwa u południowych granic Polski, co byłoby tak pro
18
ste przy władcach typu Salomona. Wojowie Bolesława Śmiałego w istocie rzeczy walczyli o zapobieżenie na przyszłość oskrzydleniu Polski od południa. Po śmierci Gejzy I w 1077 r. Bolesław Śmiały osobiście wprowa dził na tron kolejnego z synów Béli I, św. Władysława (László), uznanego później za jednego z najwybitniej szych monarchów węgierskich. Niegdyś wraz z ojcem przebywał on na tułaczce w Polsce, stąd też — jak pisał nasz Gal Anonim — „pod względem obyczajów i sposobu życia niejako stał się Polakiem”. W walce o suwerenność swych krajów przeciw cesarstwu Bole sław Śmiały, Gejza i Władysław skutecznie wykorzy stali długotrwały konflikt „o inwestyturę” między ce sarzem Henrykiem IV a papieżem Grzegorzem VII, po którego stronie stanęli. Gdy spisek możnowładców po straceniu biskupa Stanisława Szczepankowskiego zmusił Bolesława Śmiałego do ucieczki z Polski — udzielił mu schronienia właśnie król Władysław, nie zważając na klątwę obciążającą polskiego króla. W odpowiedzi na zastrzeżenia węgierskich biskupów Władysław miał odpowiedzieć: „Do was należy grzesz nik, ten, który został wyklęty, do mnie człowiek, tu łacz. On postąpił dobrze wobec mnie, teraz ja uczynię podobnie wobec niego, bo żadna religia nie zabrania wdzięczności”. Niestety już po roku doszło do zgonu Bolesława na wygnaniu; zdaniem niektórych historyków padł on z rę ki nasłanych z Polski spiskowców. Król węgierski sam się zajął opieką nad osieroconym synem Bolesławowytm — Mieszkiem. Wg Gala Anonima Władysław „kochał go (tj. Mieszka — JRN) miłością ojcowską jak syna. Sam zaś chłopiec istotnie przewyższał wszyst kich — zarówno Węgrów, jak Polaków — szlachetny mi obyczajami i pięknością i zwracał na siebie uwagę wszystkich jawnymi dowodami, pozwalającymi wróżyć mu przyszłe panowanie”. Po kilku latach nastąpił po
19
wrót Mieszka do Polski z pomocą wojsk węgierskich, •które wprowadziły go jako księcia udzielnego do Kra kowa od 1079 r. okupowanego przez Czechów. Cieszą cy się powszechną sympatią królewicz wkrótce jednak został, otruty „z obawy, by krzywdy ojca nie pomścił”. 0o ponownego odnowienia sojuszu polsko-węgier skiego doszło za czasów Bolesława Krzywoustego i króla Kolomana Uczonego, syna św. Władysława. Kolo nnán również poznał Polskę osobiście już we wczesnej młodości. Władysław początkowo przeznaczył go do stanu duchownego, mimo iż Koloman jako najstarszy z synów króla miał najwięcej praw do tranu. Urażony Koloman schronił się do Polski, có skłoniło króla do zmiany decyzji i uczynienia go swym następcą. Praw dopodobnie już wówczas w czasie pobytu w Polsce nawiązane zostały pierwsze kontakty między Kolomanem a Bolesławem Krzywoustym, które później miały przynieść ich wspólne solidarne wystąpienie przećiw cesarzowi. Gal Anonim opisywał, jak to „stanęła przy sięga między królem Węgrów Kolomanem a księciem polskim Bolesławem, że. jeżeli cesarz wkroczy do kraju jednego z nich, to drugi tymczasem zaszachuje Cze chy” — sprzymierzone z niemieckim cesarzem. W myśl postanowień tej tonowy, gdy w 1108 r. cesarz niemiec ki Henryk V napadł na Węgry i obiegł wojska Kolo mana w Pozsony (dziś Bratysława), Bolesław Krzywo usty natychmiast zaatakował sprzymierzone z cesar stwem Czechy. Zmusiło to cesarza do zaniechania dzia łań na Węgrzech i odwrotu, aby pospieszyć na pomoc zagrożonemu czeskiemu sojusznikowi. Jak pisał sian y węgierski historyk, profesor Endre Kovács: „sojusz obronny Bolesława Krzywoustego i króla węgierskiego Kolomana Uczonego na jesieni 1108 r. sprawił, iż losy węgierskiej kampanii zostały rozstrzygnięte nad Odrą i Łabą, a polska broń uratowała Węgry od -niemieckiej nawały”.
20
Z zem sty jednak za tę polsko-węgierską solidarność, w 1109 r. cesarz Henryk V z kolei najechał Polskę („dobrze pamiętając krzywdę, której doznał od Bole sława na Węgrzech” — jak pisano w Kronice Wielko polskiej). Doszło wtedy do słynnych scen oblegania Głogowa i tak fatalnej dla Niemców klęski na Psim Polu. Sprzymierzony z Krzywoustym Koloman Uczony miał naturę bardzo skomplikowaną. Był niewątpliwie jednym z najbardziej wykształconych ludzi swej epoki i Węgrzy do dziś lubią się chlubić dekretem Kolomana, zakazującym „łowów na czarownice” w słynnych sło wach: De strygis verő quae non sunt, nulla amplius questio -fiat (Nie stawiajcie więcej pytań w sprawie czarownic, ponieważ one nie istnieją). Sformułowane na początku XII wieku wezwanie króla Kolomana, by nie szukano czarownic, miało tym większe znaczenie, gdy zważymy, że w wielu innych krajach Europy jesz cze przez następne pięć stuleci odbywały się „łowy na czarownice”, a słynny proces z Salem w Ameryce w 1692 r. doprowadził do posłania na stos 20 „czarow nic”. Współcześni z zadziwieniem patrzyli na króla, którego komnaty pałacowe wypełniały stojące rzęda mi wielkie i grube księgi (stąd dosłowne węgierskie brzmienie przydomku Kolomana — „Könyves” tj. Książkowy), Typ zagubionego w książkach władcy nie odpowiadał jednak ani jego rycerzom, ani o wiele młod szej od króla, gorąeokrwistej żonie Eufemii, córce rus kiego księcia Włodzimierza Monomacha. Pewnego dnia Eufemię przyłapano na gorącym uczynku w chwili, gdy „zapomniała się” z jednym z dworzan. Surowe prawo ówczesne przewidywało karę śmierci dla żony zdradzającej męża — taki też werdykt wydał parla ment. Koloman złagodził jednak wyrok, odsyłając Eu femię na Ruś do ojca. Tam urodziła syna Borysa, któ ry później przeniósł się do Polski i stał się przyczyną wielkiego polsko-węgierskiego konfliktu.
21
Światły i słynny ze swych praw król Kolonnán Uczo ny nie był jednak wcale wolny od typowego dla tam tej epoki okrucieństwa. Pod koniec życia Koloman wręcz zaskoczył całe swe otoczenie przejawami nie zwykłej srogości, każąc wyłupić oczy pretendującemu do tronu swemu bratu Ałmósowi i jego zaledwie pię cioletniemu synowi, Béli. Zbrodnia ta w przyszłości zrodziła kolejną zbrodnię, której skutki miały przej ściowo negatywnie zaważyć na stosunkach polsko-węgierskich. Oślepiony książę Béla po paru dziesięcio leciach zdołał dostać się
w iwierność pozostałych, sięgnęła po radykalny środek w celu sprawdzenia ich lojalności. Zwoławszy parlament do Aradu wszystkim zebranym zadała pytanie, czy są oni całkowicie prze
22
konani o tym, że Borys nie jest synem króla Kolomana i nie ma żadnych praw do korony. Część wielmoży natychmiast stanowczo odpowiadała, iż Borys jest bękartem, n iek tóry odpowiadali jednak z widocznym wahaniem na twarzy, a inni tylko coś mruczeli niewy raźnie pod nosem. Nie przeczuwali, że ukryci za kota rą zausznicy królowej starannie odnotowywali nazwi ska wszystkich wahających się lub dających wymija jące odpowiedzi. Na dany znak do sali wpadli królew scy siepacze i wyrżnęli wszystkich niezdecydowanych i niepewnych. Tym sposobem zduszono groźbę spisku w zarodku, przy okazji jednak pozbawiając życia i wie lu niewinnych. Ta dość specyficzna metoda oddzielania elementów niepewnych i zdrajców od ludzi godnych zaufania nie była w średniowieczu niczym wyjątko wym — np. w południowej Francji, w trakcie rozpra w y z albigensami, inkwizytor stanowczo przykazał; „Za bijajcie winnych i niewinnych. Bóg rozpozna swoich”. Niemniej okrucieństwo królowej początkowo spowodo wało tylko powiększenie obozu zbuntowanych o krew nych ofiar rzezi i ich dugi. Rozgorzała zacięta walka. Wojskom Béli, wzmocnionym o posiłki księcia austriac kiego Alberta, udało się jednak rozbić armię Bolesława Krzywoustego i Borysa nad rzeką Sajó. Niefortunna interwencja Bolesława Krzywoustego doprowadziła tylko do skonsolidowania koalicji sąsiadów przeciw Polsce i osłabienia .jej pozycji międzynarodowej. Wraz ze zmniejszeniem się bezpośredniego zagroże nia Węgier ekspansją ze strony Cesarstwa Niemieckie go W XII wieku rozluźniły się tak ścisłe w początkach naszych państwowości więzy obu krajów. Węgrzy co raz bardziej zwracają swą uwagę na południe. Po cząwszy od końca XI wieku królowie węgierscy zaj mują Chorwację i Dalmację, opanowują część Bośni, Belgrad i Sofię. Królestwo węgierskie, w którego skład *— prócz tych nabytków — wchodziły również
23
tereny dzisiejszych Węgier, Słowacji, Siedmiogrodu, zaczyna nabierać coraz bardziej mocarstwowego cha rakteru. Ówczesne Węgry, znajdujące się znacznie bliżej niż Polska najbardziej kwitnących ośrodków kultury eu ropejskiej, miały dużo większe od nas możliwości ko rzystania z różnorodnych wpływów cywilizacyjnych. W przeciwieństwie do średniowiecznych Węgier, znaj dujących się pod bezpośrednim oddziaływaniem wpły wów Rzymu i Bizancjum, Polska w pierwszych stule ciach naszej państwowości należała do peryferii łaciń skiego świata. Państwo polskie od północy, wschodu i południa było otoczone przez narody i plemiona bądź podobnie jak my stawiające dopiero pierwsze kroki na drodze rozwoju średniowiecznej kultury (Czechy, Ruś Kijowska), bądź bardziej od nas zapóźnione pod tym względem (Jadźwingowie, Prusowie i Litwini). Nasz zachodni sąsiad — Cesarstwo Niemieckie — był zaś nastawiony głównie na politykę ekspansji terytorial nej wobec Słowian wschodnich, co raczej nie sprzyjało wpływom czy więzom kulturalnym. O ileż dogodniej sze było położenie Węgier od Polski, miał się przekonać już w 1001 r. nasz Bolesław Chrobry, kiedy z dawna obiecaną i przygotowaną dlań koronę w ostatniej chwi li przechwycił władca węgierski — św. Stefan. Stało się tak nie bez kozery — zmuszony wówczas do uciecz ki z Rzymu papież Sylwester II mógł liczyć na ewen tualną pomoc w tarapatach ze strony wdzięcznego kró la Węgier, nie mogło być zaś w ogóle mowy o żadnej pomocy ze strony dalekiej, egzotycznej Polski. Na południu Węgry graniczyły z cesarstwem bizan tyjskim, toczyły z nim wojny, wchodziły w sojusze, przejmowały różnorakie wpływy cywilizacyjne. Już Gejza I otrzymał od cesarza Bizancjum w podarku ko ronę, a córka Władysława I została cesarzową bizan tyjską. Béla III (1172—1196), który przez wiele lat
24
wychowywał się na dworze bizantyjskim (miał być następcą cesarza Manuela na tronie w Carogrodzie), po powrocie na Węgry efektywnie wykorzystał liczne cenne obserwacje bizantyjskiej machiny państwowej, skarbu, wojskowości i dyplomacji. Ślub Béli III z sio strą potężnego króla Francji, Filipa Augusta II, umoż liwił równoczesne szerokie oddziaływanie wpływów francuskich, przyjazd wielu francuskich rycerzy i księ ży. Przyłączenie Dalmacji zyskało Węgrom sąsiedztwo Włoch i możliwość bezpośredniego oddziaływania wło skiej kultury. Blisko stuletnie rządy Andegawenów W XIV wieku, liczne wyprawy Ludwika Węgierskiego do Włoch jeszcze bardziej przyczyniły się na Węgrzech do upowszechnienia wpływów francuskiej i włoskiej kultury. Od końca XII wieku na stosunkach polsko-węgier skich na długo zaciążył spór o ziemię halicką. Do szcze gólnie ostrych starć i konfliktów dochodziło za rządów króla Węgier, Andrzeja II, który na początku XIH wie ku kilkakrotnie podejmował próby przyłączenia Hali cza ną trwałe do Węgier. Długotrwały pobyt króla w Haliczu doprowadził jednak na Węgrzech do rosną cej anarchii i powszechnego niezadowolenia z rządzą cej w imieniu Andrzeja II królowej Gertrudy z Meranu, otaczającej się na każdym kroku swymi niemiecki mi rodakami. Wybuchł bunt szlachty i magnatów. Zbuntowani wymordowali niemieckich dworaków i za bili powszechnie znienawidzoną królową Gertrudę (stanie się to później głównym tematem największego węgierskiego dramatu narodowego pt. „Ban Bánk” na pisanego W 1815 r. przez József a Katonę. Dramat uka zujący bunt Węgrów przeciw wszechwładzy niemiec kich dworaków miał w czasach Katony wyraźnie antyhabsburską wymowę. Akcja dramatu rozgrywała się wokół historii uwiedzenia żony bana Bánka, Melindy, przez niemieckiego księcia Ottona, siostrzeńca królowej
25
Gertrudy). Podobno sprzysiężeni, przed zamordowa niem królowej Gertrudy, zwrócili się o poradę do ar cybiskupa Ostrzyhomia -— Jana. Ostrożny arcybiskup odpowiedział im zwrotem, który można było czytać na dwa sposoby: „Reginam, occidere nolite timere bonum est et si omnes conserint ego solus non contradico". Zwrot ten oznaczał zależnie od interpretacji bądź: „za bijać królowej nie wolno bać się Wam; dobrze będzie, jeśli wszyscy się zgodzą; ja sam nie sprzeciwiam się”, bądź: „zabijać królowej nie wolno, bać się Wam do brze będzie; jeśli wszyscy się zgodzą, ja sam nie, sprzeciwiam się”. Bunt szlachty zmusił Andrzeja II do pospiesznego powrotu z Halicza na Węgry. Wkrótce potem podjęto próbę trwałego zakończenia sporów polsko-węgierskich o Halicz poprzez zawarcie układu o małżeństwie mię dzy sześcioletnim synem Andrzeja — Kolomanem a trzyletnią córką Leszka Białego — Salomeą. W 1211 r. król Andrzej II, wciąż zajęty wyprawami na Halicz, dążąc do zabezpieczenia wschodniej granicy Węgier przed najazdami pogańskich Kumanów sprowa dza na Węgry z Palestyny zakon krzyżacki. Niemiec cy rycerze zakonni zostają osadzeni na nie zamieszka nych terenach Siedmiogrodu iw regionie Brassó (dziś rum, Brasov) i otrzymują od króla liczne przywileje. Nie zaspokojeni nimi Krzyżacy szybko podejmują dzia łania w celu pozbycia się jakiejkolwiek zależności od króla Węgier. W 1223 r. krzyżaccy dyplomaci uzyskują od papieża uwolnienie z zależności od zwierzchnictwa arcybiskupa ostrzyhomskiego i uznanie zakonu za pod legły wyłącznie Stolicy Apostolskiej. Opierając się na tego typu przywilejach papieskich władze zakonu pod jęły bezpośrednie kroki do utworzenia niezależnego od Węgier państwa krzyżackiego. Wojska zakonne zaczęły zajmować ziemie należące do króla Węgier oraz wybijać własną monetę wbrew zakazom królewskim. Dopiero
26
wówczas zorientowawszy się, czym grożą dla Węgier dążenia Krzyżaków, Andrzej II wyruszył zbrojnie na zajmowane przez nich ziemie. W ciągu 1225 r. pozdobywał ich zamki i odebrał podarowane wcześniej wło ści, a wreszcie wygnał zakon z Węgier. Raz ściągnięci do Europy Krzyżacy nigdy już jej jednak nie opuścili. Przepędzeni z Węgier przenoszą się w 1226 r. do Polski na zaproszenie Konrada Mazowieckiego. Znając histo rię kilkunastoletniego pobytu Krzyżaków na sąsiadu jących wówczas z Polską Węgrzech i przyczyny ich wypędzenia, historię, która przecież musiała być wte dy głośna w całej Europie, można się tylko zdumiewać nad wyjątkową wprost lekkomyślnością księcia Kon rada okazaną w momencie, gdy ściągnął perfidny za kon niemiecki do Polski. Panowanie Andrzeja II na Węgrzech obfitowało w przejawy anarchii i krańcowego rozprzężenia. Niemały wpływ na to *— obok ciągłych wypraw do Halicza — miała podjęta przez króla wyprawa krzyżowa do Ziemi Świętej w 1217—1218 r. Ojciec Andrzeja II — Béla III na łożu śmierci przekazał mu ogromne sumy pienię dzy nakazując, by poprowadził wyprawę krzyżową do Palestyny. Andrzej II pieniądze szybko roztrwonił i przez parę dziesięcioleci od śmierci ojca jak mógł uchylał się przed udziałem w krucjacie, mimo wciąż ponawianych nalegań ze strony papieża. Kiedy jednak w 1217 r. oficjalnie ogłoszono kolejną, piątą, wyprawę ■krzyżową do Ziemi Świętej Andrzej II stracił wszel kie możliwości dalszych wykrętów. Zebrał pieniądze za cenę zastawienia wielkich dóbr królewskich i stanął na czele krucjaty. Na całym świecie wiązano wielkie nadzieje z wyprawą „potężnego i dzielnego króla wę gierskiego”. Andrzejowi wcale nie uśmiechało się jed nak wojowanie z Saracenami i całą wyprawę potrakto wał jako swego rodzaju „wycieczkę turystyczną”. Przy bywszy do Palestyny na czele wielkiej armii krzyżo
27
wej, jak mógł zwlekał z przystąpieniem do działań, bo jowych, tym gorliwiej za to oddając się poszukiwaniom przygód, hulankom i zwiedzaniu m iejsc wsławionych opisami w Biblii. Przespacerował się nad jeziorem Ge nezaret, wykąpał w Jordanie, pomodlił na górze Kar mel. Do licznych tytułów rodowych dodał tytuł „króla Jerozolimy”, choć nigdy do niej nie dotarł. Wielką część pieniędzy zebranych na prowadzenie wojny z Saracenami wydał na skupowanie relikwii, nabywając m. in. jeden z sześciu dzbanów, w których Chrystus za mienił wino w Kanie, różdżkę brata Mojżesza — Are na, czaszkę świętej Małgorzaty dziewicy, prawicę apo stoła Tomasza i świętego Bartłomieja. Kiedy się już tym wszystkim znudził, a i pieniądze były na wyczerpaniu, srodze strudzony „wyprawą” żwawo zawrócił do kraju. Zastał Węgry w stanie cał kowitego rozprzężenia, i upadku autorytetu władzy kró lewskiej — tuż przód jego przybyciem zbuntowani feudałowie przepędzili z Węgier królewskiego namiest nika. Wystąpienie feudałów przeciw królowi zmusiło Andrzeja do wydania w 1222 r. wielkiego zbioru przy wilejów dla szlachty — tzw. Złotej Bulli. Zniechęco na do dalekich wypraw szlachta węgierska uzyskała ■wówczas ra. in. przywilej zwalniający ją od obowiąz ku walki poza granicami kraju. Odtąd każdy król, któ ry chciałby w przyszłości wyprowadzić szlachtę do bo jów poza granice 'kraju, będzie jej musiał sowicie za płacić. Przejęty później również i w Polsce przywi lej doprowadzi do całkowitego zrujnowania naszego skarbca królewskiego w czasach Władysława Warneń czyka. Po długich konfliktach polsko-węgierskich o Halicz jeszcze za rządów Andrzeja II podjęto próbę polubow nego rozstrzygnięcia sporów między obu krajami. Ce lowi temu miało służyć również zawarcie układu o mał żeństwie między sześcioletnim synem Andrzeja —
28
Kolomanem a .trzyletnią córką Leszka Białego — Sa lomeą. Los tej małoletniej pary początkowo nie był godny pozazdroszczenia. Osadzeni w kilka lat po za warciu polsko-węgierskiego układu na tronie halickim przeżyli bezwzględne oblężenie w warownej twierdzy halickiej i dostali się do niewoli księcia nowogrodzkie go Mścisława, skąd wydostano ich dopiero po prze wlekłych pertraktacjach. Później jednak Salomea pod czas swego wieloletniego pobytu na Węgrzech niewąt pliwie poważnie przyczyniła się do poprawy stosun ków węgiersko-polskich, przejściowo zakłóconych na tle Halicza. Inicjatywie Salomei przypisuje się inny słynny związek polsko-węgierski: małżeństwo córki Béli IV — Kingi i Bolesława Wstydliwego. Z postacią Kingi le gendarna tradycja wiąże powstanie kopalni soli w Wie liczce. Wg legendy Kinga, wyruszając w podróż do Polski wrzuciła swój pierścień do kopalni soli w Maramaros. Wkrótce po przybyciu Kingi na dwór męża W Krakowie jakiś pastuszek odnalazł pierścień i za niósł go na zamek. Kinga rozpoznała pierścień, pole ciła więc, aby zaczęto kopać w miejscu, gdzie go zna leziono — i tak miano trafić na ogromne złoża soli w Wieliczce. Legenda o odkryciu kopalni soli w Wie liczce odzwierciedla jednak również i nader realną sprawę — wielkiej roli odegranej przez Węgrów w po czątkowym okresie rozwoju polskiego górnictwa. Wła śnie Kinga sprowadziła do Polski robotników Z Węgier, gdzie górnictwo już wówczas stało na wysokim pozio mie. Poszukiwania górnicze doprowadziły w 1251 r. do odkrycia twardej soli w Bochni. Sto lat później El żbieta Łokietkówna wydała ordynację górniczą wzoro waną na urządzeniach węgierskich kopalni. Jeszcze w X V ni i XIX wieku wielu Polaków kształciło się w węgierskich szkołach górniczych — fakt, o którym nudo się pamięta dziś, gdy zdecydowana większość wę
29
gierskich studentów w Polsce studiuje na AGH w Kra kowie. Kinga zrobiła bardzo wiele dla rozwoju ziemi sąde ckiej, nadanej jej dożywotnio przez męża z zastrzeże niem, aby ziemia ta nie odpadła od narodu polskiego. W 1268 r. przeprowadziła ona tam radykalną reformę gospodarczą, wprowadzając czynsz zamiast dotychcza sowych powinności chłopów wobec grodu. Ulgi handlo we umożliwiły odegranie przez Sącz wielkiej roli w handlu z Węgrami. Na ślady ożywionych kontaktów polsko-węgierskich trafiamy w bardzo wielu dziedzinach. Według Długo sza na przykład klasztor benedyktynów w Łysej Górze został założony w XI wieku przez węgierskiego króle wicza — świętego Emeryka. Z Węgier przybyli do Polski częstochowscy paulini. Ze świętą Kingą wiąże tradycja sprawę powstania pierwszego psałterza w ję zyku polskim — tzw. Psałterza Kingi, niestety do dziś nie zachowanego. Najstarszym z zachowanych psałte rzy w języku polskim jest Psałterz Królowej Jadwigi. Najstarszy zachowany przekład Pisma Świętego na ję zyk polski nosi nazwę Biblii Szaroszpatackiej — od miasta na Węgrzech, gdzie odnaleziono (większą część tego przekładu. Nie należy zapomónać również o zna czeniu średniowiecznych Węgier jako głównej drogi przenikania wpływów francuskiej i włoskiej kultury do Polski. Symboliczna wprost pod tym względem była postać Gala Anonima, który według przyjętej obecnie hipotezy był z pochodzenia Francuzem przybyłym do Polski po długim pobycie w opactwie benedyktyńskim w Somogyvár. Bardzo duże wpływy węgierskie można odnotować w dziedzinie prawodawczo-ustrojowej. Słynna Złota Bulla Andrzeja II z 1222 r., kodyfikująca przywileje drobnej i średniej szlachty węgierskiej, w bardzo sil nym stopniu oddziałała na polskie prawodawstwo.
30
Z niej wywodzą się pierwsze przywileje szlacheckie w Polsce, a zwłaszcza nadany przez Ludwika Węgier skiego przywilej koszycki z 1374 r., zwalniający szla chtę od podatków i zdejmujący z niej obowiązek walki poza granicami kraju. Nie były to najszczęśliwsze za pożyczenia — J. U. Niemcewicz nie bez racji pisał wszak o przywileju koszyckim jako „pierwszym fa talnym przykładzie frymarku o berło między naro dem i królem, źródle przekupstwa i wszystkich nie szczęść naszych”. Z prawodawstwa węgierskiego za pożyczyliśmy również prawo oporu szlachty wobec króla, a i rokosze, tyle zła w naszej historii wywołu jące (por. np. rokosz Lubomirskiego) swą nazwę wy wodzą od pola Rákos, gdzie odbywały się pełne za mętu sejmiki węgierskiej szlachty.
N ie m asz w ina nad węgrzyna Różnorodne wzajemne związki gospodarcze i han dlowe rozszerzały się coraz bardziej wraz z sojuszami militarnymi i związkami dynastycznymi. Jak popularna była na przykład węgierska sztuka złotnicza w Polsce, najlepiej świadczy faikt, że tylko w XV wieku w sa mym Krakowie pracowało około 50 węgierskich złotni ków. Od Gdańska na Węgry ciągnęło kilka ważnych szlaków handlowych. Z Polski do Węgier sprzedawano sól, cynę, ołów, futra, płótno i szkło, z Węgier do Pol ski sprzedawano złoto, srebro, miedź, stal, saletrę, miód, wełnę i skóry. W bogatej wzajemnej wymianie handlowej stopniowo coraz to bardziej znaczące miej sce zajmowało węgierskie wino. Początkowo nie miało ono wcale nazbyt łatwej drogi do popularności wśród Polaków ponad wszystko uwielbiających trunki rodzi mej proweniencji. Wszak jeszcze Leszek Biały odmo-
31
wił papieżowi swego udziału w krucjacie, tłumacząc się tym, iż nie mógłby wyżyć w Palestynie, gdzie nie znalazłby swego ulubionego miodku i piwa. Jeden z nuncjuszy papieskich twierdził wręcz, że Polacy wskutek swego przesadnego zamiłowania do piwa krew mają wystudzoną i trudno ich zachęcić do awantury politycznej na swielką skalę. Stopniowo jednak węgier skie wino coraz bardziej wygrywało w zmaganiach z rodzimym polskim piwem i miodem i Już w 1589 r. kasztelan smoleński Mieleszko wyrzekał w sejmie: „Za mojej pamięci nie bywało tych przysmaków, wina węgierskiego nie znano, małmazję skromnie pija no, miodek i gorzałeezkę spijano, ale za to był groszy dostatek”. Wszystko na próżno. Węgierskie wino, a przede wszystkim najwyżej ceniony tokaj, na całe stulecia zyskało sobie u nas sławę najprzedniejszego, niezrównanego trunku. Jeszcze w XVIII wieku Kitowicz opisywał, jak to w Poznańśkiem i Kaliskiem „pa nowie i szlachta we wszystkim wielką zachowują oszczędność, dla pryncypalnych osób wino węgierskie i to dobre, na szary koniec francuskie kładą”. „Kariera węgierskiego wina w Polsce” znalazła odbicie w licz nych przysłowiach typu Nullum vinum nisi hungaricum, Hungáriáé natum, Cracoviae educatum. A m ję zyku polskim: „Nie masz wina nad węgrzyna, z wę gierskiej (winnicy, z krakowskiej piwnicy”. Inne przysłowie, świadczące zarazem o zaginionej w mroku dziejów świetności polskiej gastronomii głosiło: „Naj lepiej się jada w Polszczę, pije na Węgrzech, sypia w Niemczech, a kocha w e Włoszech". Dodajmy, iż według jednego z historyków węgierskich to Polacy „odkryli wino tokajskie dla zagranicy", a sposób przy rządzania tzw. tokaju szamorodniego powstał pod pol skim wpływem.
32
Związki z Andegawenami Sojusze Piastów i Arpadów znalazły znakomitą kon tynuację za kolejnej węgierskiej dynastii — Andegawenów, a zwłaszcza za rządów założyciela tej dyna stii — Karola Roberta. Jak zwykle wszystko zaczęło się od konieczności przeciwstawienia się wspólnemu wrogowi — był nim w tym czasie czeski Wacław II, który wypędził z Polski Łokietka, a na Węgrzech pró bował utrwalić władzę swego syna wbrew popierane mu przez papieża Karolowi Robertowi. Wywodzący się Z rodu książąt neapolitańskich Karol Robert miał nie zwykle ciężką drogę do tronu Węgier, zarówno ze względu na potężnych rywali, jak i opór części możnowładców — z tego trudnego okresu wywodziło się jego zadziwiające ślubowanie, zobowiązujące go do odma wiania codziennie po dwieście ojczenaszów i Zdrowaś Maria w przypadku sukcesu (po pewnym czasie nie mogąc nadrobić zaległości w modłach usilnie upraszał papieża o absolucję i zmniejszenie ślubu do piętnastu pacierzy dziennie). Niezwykle pobożny król był zara zem władcą bardzo ambitnym i stanowczym, usilnie dążącym do zapewnienia dla Węgier hegemonicznej roli w tej części Europy, głównie na drodze zmagań z władcami Czech — Wacławem II i Janem Luksemburczykiem. W związku z tym w jego interesie leżało udzielenie zdecydowanej pomocy Łokietkowi w walce przeciw czeskiemu zwierzchnictwu nad Polską. Pomoc znacznie silniejszych wówczas od nas Węgier miała nieocenione wprost znaczenie dla Polski odradzającej się po ponad 150 latach rozbicia dzielnicowego. Zda niem znanego badacza historii Węgier, Wacława Felczaka, „można bez wielkiego ryzyka stwierdzić, iż bez pomocy ze strony Węgier byłoby o wiele trudniejsze, a może nawet niemożliwe zjednoczenie i odnowienie królestwa polskiego w czasach Łokietka”. Już w 1304 r.
33
zbrojne posiłki węgierskiego rycerstwa w wielkiej mie rze przyczyniły się do pomyślnego powrotu Łokietka do Polski i opanowania przezeń Wiślicy i ziemi sando mierskiej. W późniejszych latach pomoc węgierska miała odegrać dużą rolę w walkach o opanowanie i utrzymanie Krakowa przez Łokietka. Węgrzy po mogli stłumić groźny bunt zniemczonych mieszczan krakowskich pod wodzą wójta Alberta, przyczynili się do sparaliżowania kolejnych zakusów Luksemburczyka wobec Polski. W 1327 r. po zaatakowaniu Śląska przez Jana Luksemburczyka tylko stanowcza interwencja dyplomatyczna Karola Roberta zapobiegła uderzeniu króla Czech również na Kraków. Liczne hufce węgier skie biorą udział w polskich walkach przeciw Krzyża kom w 1330 i 1331 r., odznaczają się przy zdobywaniu zamku w Kościanie. Pomoc Karola Roberta dla Polski bardzo przydała się w.groźnych chwilach 1331 r., gdy armia Jana Luksemburczyka spieszyła na umówione z Krzyżakami spotkanie pod Kaliszem, w celu realiza cji planów rozbioru Polski. Tylko bohaterska obrona Niemczy i Głogowa i stanowcze wystąpienie Karola Roberta po stronie Polski, szachujące Czechy, przesą dziły wówczas o powstrzymaniu marszu wojsk Lu ksemburczyka w głąb Polski. Ułatwiło to wojskom pol skim odniesienie pierwszego wielkiego zwycięstwa nad Krzyżakami, w bitwie pod Płowcami. Dodajmy, że awanturniczy Luksemburczyk, wierny swym antypol skim zamysłom, ostatnią wyprawę na Kraków popro wadził jeszcze w 1345 r., w kilka lat po całkowitej utracie wzroku. Z tego to czasu wywodzi się historia wyzwania rzuconego królowi Janowi przez Kazimierza Wielkiego, niezbyt dla tego ostatniego pochlebna. Kazimierz zaproponował bowiem rycerski pojedynek staremu i ślepemu królowi czeskiemu, ubarwiając swe wyzwanie wzniosłymi komentarzami o „potrzebie oszczędzenia krwi niewinnych”. Jan wyraził zgodę na
34
pojedynek, stawiając tylko jeden warunek, aby Kazi mierz pozwolił się przed spotkaniem oślepić. Kazimierz już nie podtrzymał wyzwania. Może jeszcze cenniejsze od pomocy militarnej było konsekwentne wsparcie Polski na arenie dyplomatycz nej przez potężną monarchię Andegawenów, pośred nictwo Węgier w porozumieniach z Luksemburczykam i i z Krzyżakami (układ w Wyszehradzie 1335 r.). Dzięki węgierskiej pomocy Polska zdobyła niezbędne lata wytchnienia, które obaj ostatni Piastowie potra fili znakomicie wykorzystać. W ciągu 30—40 lat Polska z kraju słabego, mogącego być łatwym łupem dla znacznie silniejszych wrogów w sąsiedztwie, stała się krajem, o którego poparcie zabiegano. Symboliczny pod tym względem stał się wspaniały zjazd monar chów w Krakowie w 1364 r., upamiętniony słynną ucz tą u Wierzynka. W zacieśnieniu polsko-węgierskich sojuszy za Ło kietka i Kazimierza Wielkiego wielką rolę odegrała córka Łokietka, Elżbieta Łokietkówna, żona Karola Ro berta i matka Ludwika Węgierskiego. Postać Elżbiety, jednej z najświetniejszych postaci ówczesnej Europy, przez kilka dziesięcioleci wywierającej przemożny wpływ na rządy królewskie na Węgrzech i koordynu jącej zakrojoną na bardzo szeroką skalę europejską politykę Andegawenów ciągle jeszcze czeka na większą atencję historyków. Szczególnie wielki był wpływ Elżbiety za panowania jej syna, Ludwika Węgierskie go, który objąwszy rządy w młodym wieku we wszy stkim zasięgał rady matki świetnie znającej arkana dyplomacji i polityki. Królowa konsekwentnie dążyła do przeniesienia punktu ciężkości polityki zagranicznej Węgier z południa na północ, by blokować akcje Luksemburczyków, Zakonu Krzyżackiego i Brandenburczyków. „Najznamienitszą z Piastówien, jeśli idzie o rolę polityczną”, nazwał ją znany badacz średniowie-
35
Cza, profesor Jan Dąbrowski, podkreślając, iż Elżbieta: „Stosownie do ducha epoki mierzyła akcje polityczne przede wszystkim miarą interesów dynastycznych, nie zapominała wszakże w ciągu 50-letniego pobytu na Węgrzech, że była Polką i Piastówną”. Zdecydowanie antyniemiecka linia polityki tej Piastówny na tronie węgierskim zyskała jej ogromną nie nawiść ze strony cesarza Karola IV i Krzyżaków. Ce sarz z nienawiści do Elżbiety posunął się kiedyś do takich obelg pod jej adresem, iż — jak pisał Szajno cha — o mało nie doszło do „wojny o cześć kobiety”. Krzyżackie awersje do Elżbiety znalazły najsilniejsze ujście w rozdmuchaniu przez propagandę krzyżacką historii uwiedzenia przez królewicza Kazimierza (póź niej Wielkim zwanego) córki węgierskiego magnata Zacha — Klary. Krzyżacy wszędzie rozpropagowali wersję, iż uwiedzenie dworki przez kochliwego króle wicza nastąpiło za wiedzą jego siostry, królowej Elżbie ty, która ułatwiła mu zostanie téte-á-téte z piękną dwórką. Dowiedziawszy się o uwiedzeniu córki dumny magnat węgierski wdarł się do zamku i rzucił się z mieczem na Elżbietę, odcinając jej 4 palce (stąd póź niejszy jej przydomek „Królowa Kikuta”). Magnat zdążył jeszcze zranić w ramię króla Karola Roberta, zanim zginął od ciosu jednego z dworzan. W odwet za napaść Zácha na królewską parę okrutnie wymordo wano całą jego rodzinę, łącznie z nieszczęsną Klarą. Znany z kochliwości królewicz Kazimierz nie był w tej sprawie na pewno bez winy; wysuwany jednak pod adresem Elżbiety zarzut o sprokurowanie schadzki z jej dwórką był chyba tylko wymysłem jej wrogów. Wszak Krzyżacy nigdy nie mogli darować Elżbiecie roli odegranej w montowaniu antykrzyżackiego soju szu między Polską a Węgrami, a odpowiednio sprepa rowana sprawa Klasy Zách stała się dla nich świetną okazją do podważania związków polsko-węgierskich.
36
Elżbieta miała jednak „złą prasą” nie tylko u Krzyża ków. Stanowcza, tryskająca energią królowa, na dobit ką nigdy nie stroniąca od tańców i zabaw, nazbyt moc no odbiegała od typowej w średniowieczu wizji cichej, potulnej i nabożnej niewiasty w koronie, aby przypaść do gustu naszych średniowiecznych kronikarzy. Cóż dopiero, gdy jeden z nich — podkanclerzy koronny Janko z Czarnkowa — właśnie przez Elżbietę został przegnany z urzędu i skazany na banicję jako winny nieudanej próby kradzieży insygniów koronacyjnych z grobu Kazimierza Wielkiego (chciał je przekazać pretendentowi do tronu Ziemowitowi Mazowieckiemu). Pełen stąd nieubłaganej nienawiści do Elżbiety i Wą grów kronikarz wielkopolski pisał z patosem: „Płacz narodzie lechicki, albowiem popadłeś w przekleństwo proroka: Niewiasta pochwyciła ster rządu i włada to bą”. Janko pisał żywo i sugestywnie, z gniewem i na miętnością, a że był najlepszym polsko-łacińskim sty listą swego wieku, to i uformowany przezeń „czarny” obraz Elżbiety Łokietkówny na długo zadomowił się w naszej tradycji i historiografii. Dopiero nasza histo riografia polska, począwszy od sławnego dzieła Szaj nochy „Jadwiga i Jagiełło”, przyniosła rehabilitację Elżbiety jako tej Piastówny, która nigdy nie zapomnia ła o kraju, z którego pochodziła, nawet wówczas, gdy przez wiele lat sprawowała zarząd nad daleką Chorwa cją i Dalmacją. Mało szczęśliwe dla Polski okazały się natomiast rządy syna Elżbiety, Ludwika Węgierskiego — okres pierwszej polsko-węgierskiej unii personalnej. Ludwik zaniedbał Polskę, całą duszą tkwiąc w swych włoskich wyprawach, walkach z Neapolem i Wenecją. Za jego rządów Polska traci Santok, Drezdenko, ziemię płocką, ciężko znosi konsekwencje różnych fatalnych z pol skiego punktu widzenia decyzji personalnych — m.in. ciągłego popierania przez Ludwika prokrzyżackiego
37
Władysława Opolczyka. Najfatalniejsze skutki dla kra ju miały przynieść jednak wydane przez Ludwika w Koszycach przywileje dla szlachty, uwalniające ją niemal od wszelkich danin i powinności na rzecz pań stwa i króla. Jedynym chyba jaśniejszym punktem „polskich” rządów Ludwika Węgierskiego było szero kie popieranie rozwoju miast, wielkie ulgi celne dla Krakowa, rozkwit handlu z Węgrami. Bardzo groźna w skutkach dla Polski mogła okazać się przedśmiertna decyzja Ludwika, przeznaczająca Polskę Marii i jej narzeczonemu — margrabiemu brandenburskiemu Zyg muntowi Luksemburskiemu, „wsławionemu” później — jako król Węgier i cesarz — skrajnie antypolską poli tyką. Tym słuszniejsza wydaje się więc opinia Jasienicy, że „z chwilą wejścia Zygmunta na Wawel na oścież otwarłyby eię w Polsce wrota dla niemczyzny”. Na szczęście już pierwsze rekonesansowe poczynania Zyg munta w Polsce skutecznie doń szlachtę polską zraziły. Zamiast niego na tron polski wstąpiła piękna Andegawenka, „złotowłosa i smukła” królowa Jadwiga. Rządy Jadwigi, począwszy od ślubu z Jagiełłą i unii z Litwą, zapoczątkowującej tak potężną w przyszłości „Rzecz pospolitą Obojga Narodów”, miały okazać się niezwy kle szczęśliwe dla Polski. Królowa głośna nie tylko z urody, ale i z inteligencji, i głębokiego rozsądku wielce się przyczyniła do umocnienia unii Polski z Li twą, odegrała dużą rolę w chrystianizacji Litwy, w po nownym przyłączeniu do Polski Rusi Halickiej, ugo dzie Jagiełły i Witolda, porozumieniu Witolda ze Skirgiełłą. Wokół królowej, wykształconej i biegle włada jącej kilkoma językami, skupiła się cała elita umysło wa ówczesnej Polski. Jej staraniem zawdzięczała swe odnowienie wszechnica krakowska, na której rozwój Jadwiga przeznaczyła najcenniejsze swe suknie i klej noty. Bilans polsko-węgierskich związków doby Piastów,
38
Arpadów i Andegawenów okazał się zdecydowanie korzystny dla obu krajów. Dyktowane przez koniecz ność militarną i geopolityczną oraz wyrachowanie po lityczne sojusze pierwszych wieków naszej państwo wości kilkakrotnie ułatwiły przetrwanie obu krajów wobec zewnętrznych zagrożeń, wydatnie wsparły dzie ło zjednoczenia Polski po rozbiciu dzielnicowym. Już wtedy należy chyba szukać początków legendy o sen tymentalnym, mistycznym niemal związku i przyjaźni obu narodów. Na ślady tej legendy natrafiamy wszak już w „Kronice” Kadłubka, „Kronice jpoJsko-iwęgierskiej”, czy w liście pierwszego wybitniejszego humani sty węgierskiego, Jánosa Vitézia, który już iw 1448 r. pisał o „większej niż z kimkolwiek innym sympatii między Węgrami a Polską”.
39
II Między „niemieckim kłamstwem” a „turecką trucizną”
Zysk Pannończyków Jest 1 waszym zyskiem Polacy, w Jedne] żeglujecie lodzi. Dopóki trw ała Pannónia, przedmurzem B yła 1 polskiej, i niem ieckiej ziem i; Gdy padła, Jaklet dla nas bezpieczeństwo! Z „X E legii” K . Janickiego (p izd . Z. Kubiak)
XIV wiek — czasy dynastii andegaweńskiej — sta nowiły najświetniejszy •okres historii średniowieczne go państwa węgierskiego, będącego wówczas jednym z najpotężniejszych królestw Europy, ów czesne kró lestwo węgierskie zajmowało kilkakrotnie większy ob szar od Węgier dzisiejszych i było zamieszkałe, obok Węgrów, przez Słowaków, Rumunów, Chorwatów, Ser bów i Rusinów. Ludwik Węgierski tytułowany był kró lem Węgier, Polski, Dalmacji, Kroacji, Ramy, Serbii, Galicji, Lodomerii, Komanii i Bułgarii. XV wiek zapo czątkowuje jednak zmierzch węgierskiej potęgi. Naj fatalniejsze skutki przyniosło trwające aż 50 lat pano wanie Zygmunta Luksemburczyka (1387—1437). Jest ono szczególnie pouczające dla historyków wątpiących w rolę jednostki w historii. Jeden zły władca wystar czył do zatraty niemal wszystkich zdobyczy terytorial nych Arpadów i Andegawenów, ruiny skarbu i spro wadzenia potężnego mocarstwa na skraj upadku. Zyg munt należał do najbardziej antypatycznych wład ców średniowiecznej Europy. Pyszałkowaty, podstępny i wiarołomny „wsławił” się zdradzieckim pogwałcę-
40
niem udzielonego przez siebie listu żelaznego dla Jana Husa, umożliwiając spalenie go na stosie i prowokując wojny husyckie. Wyczerpał Węgry prowadzonymi nad zwyczaj nieszczęśliwie wojnami. W 1396 r. Zygmunt stanąwszy na czele wielkiej antytureckiej wyprawy krzyżowej z udziałem rycerstwa z całej Europy Za chodniej pyszałkowato zapytywał: „Czyż mamy bać się ludzi, kiedy posiadamy tyle lanc, że podparlibyśmy ni mi nawet niebo, gdyby się zarwało i spadło na nas”. Dowodził jednak całą wyprawą tak nieudolnie, że za kończyła się ona straszliwą klęską krzyżowców pod Nikopolis, a sam król matował życie tylko dzięki wcześniejszej ucieczce z pola bitwy. Wiele sromotnych klęsk ściągnęły nań wojny husyckie — doszło do tego, że obecność króla Zygmunta po przeciwnej stronie w bitwie stawała się najlepszą rękojmią sukcesu. Luksemburczyk nigdy nie troszczył się o jakiekolwiek interesy Węgier, a po wybraniu w 1410 r. na cesarza Niemiec przez kilka lat przebywał poza Węgrami, zaj mując się wyłącznie sprawami Niemiec i Kościoła. Rządy Zygmunta Luksemburczyka, „złego ducha Po laków”, jak go nazywał Szajnocha, popchnęły Węgry do wrogiego Polsce obozu. Luksemburczyk, wytrwały szermierz niemczyzny, był przez wiele lat wiernym sojusznikiem Krzyżaków w ich antypolskich zamysłach, a niektóre sam im podszeptywał. W 1392 r. na przy kład wpadł on na pomysł transakcji, której uzasadnie nie prawne mogło konkurować o lepsze z Pana Zagłobowym projektem darowania Inflant królowi szwedz kiemu Karolowi Gustawowi. Luksemburczyk wystąpił bowiem z projektem sprzedaży Krzyżakom na wieczne władanie ziemi dobrzyńskiej i kujawskiej, które nigdy przedtem do Węgier nie należały. „Nawet Krzyżakowi Wallenrodowi wydało się to przedłożenie nader szalbierczym” — pisał Szajnocha, dodając, że władze Za konu skądinąd zawsze skore do grabieży ziem polskich
41
poprosiły jednak Luksemburczyka, aby wyjaśnił, na czym opierają się jego prawa do Dobrzynia i Kujaw. Zygmunt przygotował więc z pomocą różnych krucz ków prawnych uzasadnienie wskazujące, że jako na stępca Ludwika Węgierskiego ma rzekome prawa do Dobrzynia i do tego, by „dać go, darować, sprzedać, zastawić komukolwiek, a osobliwie braciom niemiec kiego Zakonu Najświętszej Marii Panny”. Na te uro jone zwierzchnictwo Zygmunta nad Dobrzyniem po woływali się Krzyżacy przejmując od Zygmuntowego poplecznika Władysława Opołczyka ziemię dobrzyńską. W 1402 r. Zygmunt sprzedał Krzyżakom tereny Nowej Marchii, tj. posiadłości Marchii Brandenburskiej na północ od dolnej Warty i Noteci, co jeszcze bardziej zwiększyło zagrożenie Polski od północy. Najgroźniej szym dla Polski, lecz na szczęście nigdy nie zrealizo wanym, pomysłem Luksemburczyka był wysunięty przezeń w 1392 r. pierwszy w historii projekt rozbioru Polski, W m yśl tego projektu całość ziem ówczesnego królestwa polskiego miała być rozebrana przez Zakon Krzyżacki, Węgry, Wacława IV czeskiego, margrabiego brandenburskiego Josta i Jana zgorzelskiego z Nowej Marchii, Znalazłszy się w trudnej sytuacji, po klęsce pod Nikopolis, Zygmunt w 1397 r. zawarł z Jagiełłą pokój na lat 16, a więc do roku 1413 włącznie, zobowiązując się w tekście traktatu do wpływania na Krzyżaków, by żyli w zgodzie z Polską. Luksemburczyk potrakto wał jednak cały układ tylko jak jeden więcej świstek papieru. Gdy tylko poozuł się mocniesjszy, natychmiast wznowił swe antypolskie szalbierstwa, wciąż usiłując rozbić unię Polski i Litwy, podjudzając Witolda prze ciw Polsce, kusząc go ofertą królewskiej korony. Król Polski za to przestrzegał postanowień układu aż na zbyt gorliwie, nawet wtedy, gdy sama szlachta węgier ska, mając już dość rządów Zygmunta, podniosła gwał
42
towny bunt przeciw niemu osadzając króla w 1401 r. na kilka miesięcy w ciemnicy zamku wyszehradzkiego. 11 czerwca 1401 r. na zjeździe w Topolczanach szlachta i możnowładcy węgierscy wysunęli propozycję korony pod adresem króla polskiego ■ — Jagiełło wier ny układowi z Zygmuntem nie tylko nie skorzystał z oferty, ale pertraktował nawet o uwolnienie Zygmun ta. Polska dość szybko miała odczuć skutki wielkodusz ności Jagiełły. Zygmunt natychmiast po uwolnieniu wznowił swe akcje na rzecz okrążenia Polski, wciąż namawiając Krzyżaków do nieustępliwości. W 1409 r. Luksemburczyk otwarcie łamiąc postanowienia układu z Jagiełłą zawarł z Krzyżakami przymierze zaczepno-odporne przeciw Polsce. Zgodnie z nim, natychmiast po wybuchu wojny między Jagiełłą a Krzyżakami król Węgier miał uderzyć potężnymi wojskami na ziemie polskie, dążąc do opanowania jak największej ich częś ci. W m yśl porozumienia posłowie Zygmunta wypo wiedzieli Polsce wojnę 12 lipca 1410 r., ale wojska węgierskie nie zdążyły już przybyć w sukurs Krzyża kom pod Grunwaldem. Niemniej jednak obawy przed akcją węgierską przeciw południowej Polsce stały się jedną z przyczyn zaniechania przez Jagiełłę oblężenia krzyżackiej stolicy. Długosz wśród przyczyn odejścia wojsk polskich spod Malborka podaje fakt, że w obozie rozeszła się fałszy wa pogłoska, „jakoby Zygmunt, król węgierski z po tężnym wojskiem najechał granicę Polski i pustoszył ją łupiestwy i pożogami”. Wieść o klęsce Krzyżaków zniechęciła Zygmunta do podjęcia jakiejś szerzej za krojonej antypolskiej wyprawy. W grudniu 1410 r. jednak część wojsk węgierskich (około 12 chorągwi) wpadła do ziemi krakowskiej i zaczęła ją pustoszyć, łupiąc i paląc wszystko po drodze. Wojskom polskim udało się jednak rozbić i przepędzić napastników. Dużo groźniejszą od tej napaści okazała się polityczna i dy
43
plomatyczna akcja Zygmunta w obronie Zakonu. Już 8 sierpnia 1410 r. na pierwszą wieść o rozgromieniu Krzyżaków pod G runw aldem Zygmunt Luksem burczyk wysłał z Budy list do ziemian, rycerzy i gierm ków Prus i miasta Gdańska, wzywając ich do prze trwania w wierności dla Zakonu i obiecując najsolenniej swą pomoc w najbliższym czasie. 20 sierpnia Zygmunt wystosował list do wszystkich władców świa ta chrześcijańskiego, do wszystkich wiernych „czcicieli krzyża Chrystusowego5’ w Europie, wzywając ich do udzielenia pomocy Zakonowi, inform ując o tym, że oto „rycerze Chrystusa” zostali pokonani przez wściekłych pogan i polegli w im ię Chrystusa, wzywając do w alki z Polską, w obronie „Zakonu i całego Chrześcijań stwa”, Niektórzy autorzy uważają, że upór Zygmunta w pod trzymywaniu Zakonu — obok germańskiej solidarności, w równym albo jeszcze większym stopniu wypływał z wierności Luksemburczyka wobec złota Zakonu, od którego wciąż otrzymywał hojne zasiłki w brzęczącej monecie. Stąd też trwoga, jaka ogarnęła chciwego Lu ksemburczyka na samą myśl, że skarbiec Zakonu mógł by wpaść w polskie ręce. W każdym razie presje Zyg munta na Polskę w niemałym stopniu przyczyniły się do zawarcia w 1411 r. niekorzystnego dla nas pokoju toruńskiego. O tym, że Luksemburczyk nie wyrządził jeszcze większych szkód Polsce, w niemałym stop niu zaważyła postawa ówczesnej węgierskiej społecz ności szlacheckiej, która niejednokrotnie sprzeci wiała się antypolskim wystąpieniom króla, wierna tra dycjom przyjaźni doby Andegawenów. Tym bardziej więc można tylko żałować zaprzepaszczonej w 1401 r. przez Jagiełłę znakomitej, niepowtarzalnej wprost szansy pozbycia się raz na zawsze zagrożenia ze strony wichrzycielskiego Luksemburczyka poprzez odsunięcie go od węgierskiej korony.
44
Awanturnicze i nieudolne zarazem rządy Zygmunta Luksemburczyka, sprzeczne z elementarnymi interesa mi Węgier, przyniosły temu krajowi tym większe szko dy, iż właśnie od końca XIV wieku, na południu Wę gier, w miejsce słabych państw słowiańskich i dogory wającego Bizancjum wyrosła groźna potęga Turcji Ottomańskiej, pałającej żądzą ekspansji i podbojów. Południowa granica Węgier stała się prawdziwie pło nącą granicą. W pobliżu czaiły się sfanatyzowane ar mie spahisów i janczarów, dokonując coraz częstszych wypadów w głąb kraju. W 1402 r. Zygmunt zatracił wyjątkową okazję do przepędzenia Turków z Europy po straszliwej klęsce zadanej wojsku tureckiemu pod Ankarą przez Mongołów, którzy dostali w swe ręce samego sułtana. Zamiast wykorzystać waśnie i wojny wewnętrzne, które wstrząsnęły państwem ottomańśkim, Zygmunt zostawił Turkom czas na niezbędne wytchnie nie. Przypłacił to później kolejnymi najazdami turec kimi, utratą Serbii i Bośni. W 1428 r. w toku walk przeciw Turkom poległ nad Dunajem najsłynniejszy rycerz polski Zawisza Czarny z Garbowa. Po śmierci Zygmunta Luksemburczyka w walkach przeciw potędze tureckiej nie pomogło Węgrom wy branie na swego władcę księcia austriackiego Albrech ta z dynastii Habsburgów. Albrecht wkrótce potem uzyskawszy tron cesarski traktował Węgry jedynie ja ko przedmurze chroniące przed groźbą turecką ziemie austriackie i niemieckie. Po śmierci Albrechta część panów węgierskich zwró ciła się o pomoc do Polski, obierając królem syna Ja giełły — Władysława III, w historii znanego jako Wła dysława Warneńczyka. Była to już druga unia perso nalna obu krajów. Z polskiego punktu widzenia okaza ła się ona jednak fatalna w skutkach. Młodociany król w imię wyabstrahowanych celów ideologicznych (anty-
45
tureckiej krucjaty) dał się wciągnąć w wielce kosztow ną wojnę z dala od polskich granic. Wojna całkowicie wyczerpała skarb królewski w ciągu czterech lat i skończyła się tragedią pod Warną. Na początku 1440 r. przyjechało do Krakowa w 1000 koni prześwietne poselstwo węgierskie oferując koronę Węgier, prosząc o pomoc Polski w walce z Turkami i apelując do młodzieńczej wyobraźni króla Władysława mirażami o przepędzeniu pohańca z Euro py. Dodatkowy warunek przywieziony przez poselstwo postulował, aby król Władysław poślubił wdowę po królu Albrechcie — Elżbietę. 16-letni król początkowo wykręcał się jak mógł od projektu ślubu ze starszą od siebie o wiele lat (31-letnią) Elżbietą, już „trochę pod starzałą” i na dodatek w ciąży po zmarłym mężu: Usilne argumenty o potrzebie wyrzeczeń dla chrześci jaństwa i Europy w końcu jednak przemogły i tak W 1440 r. w Krakowie doszło do porozumień, które późniejsi historycy określili jako szczyt politycznego altruizmu. Zadziwiający wprost, niby objaw jakiejś fantastycznej, iście księżycowej polityki, był sam układ, który zawarto z panami węgierskimi. Pod wpły wem kardynała Zbigniewa Oleśnickiego król Włady sław podpisał układ, na mocy którego Polska zobowią zywała się bronić Węgry swoimi zasobami przed Tur kami, zwrócić Węgrom bez wykupu Spisz i oddać pod specjalny sąd polubowny sprawę przynależności nale żącej wówczas do Polski Rusi Halickiej! Co więcej, młodociany król Władysław zobowiązywał się poślu bić królową Elżbietę, wywianować wszystkie trzy jej córki, a jej świeżo narodzonemu synowi Władysławowi Pogrobowcowi (z rodu Habsburgów) umożliwić objęcie w przyszłości tronu Czech. W zamian za to Polska mo gła się poszczycić objęciem kierowniczej roli w nowej krucjacie przeciw niewiernym. To wszystko! Wkrótce po układzie w Krakowie doszło do nagłego
46
skomplikowania sytuacji na Węgrzech. Elżbieta ukoro nowała syna — niemowlę i wsparta przez stronnictwo habsburskie rozpoczęła wojnę przeciw Władysławowi. Pierwsze dwa lata rządów Władysława na Węgrzech upłynęły na przewlekłych i kosztownych walkach ze zwolennikami wyboru kolejnego Habsburga na tron budański. Nieobecność króla w Polsce sprzyjała zamętowi wewnętrznemu w kraju, rozbojom, gwałtom i grabie żom, stąd już w 1442 r. zjazd szlachty w Sieradzu wezwał króla do jak najszybszego przerwania wojny na Węgrzech i powrotu do ojczyzny. Uczestnicy zjazdu powszechnie wyrażali zdziwienie, że „Węgrzy obojęt nie patrzą na stan własnego kraju, mając siły po te mu, by ugasić niszczący go pożar”. Nie zważając na. trudności, zachęcany przez papieża Warneńczyk liczył, i i z pomocą obiecywanych mu wielkich posiłków z zachodniej Europy doprowadzi do ostatecznego zwycięstwa nad Turkami i wyparcia ich z Europy. List młodego króla do wielkiego mistrza krzyżackiego akcentował ideały krucjaty, które spra wiły, że „objąwszy rządy królestwa szarpanego wojną i rozterką wewnętrzną” (tj. Węgier — JRN) uznał, że „lepiej żyć dla oswobodzenia królestwa z opresji, niż trawić młodość w pokoju i rozkoszach”. Początkowo z Polski (przybyły bardzo słabe posiłki zbrojne. Dopiero gdy usłyszano, że młody król nadzwyczaj szczodrobliw ie opłaca udział w krucjacie, pośpiesznie zaczęły nad ciągać coraz większe watahy ochotników polskich. Król uiszczał zapłatę wszystkim przybywającym, zanim jesz cze przebyli rzekę Dunaj, czy to zapisami, czy gotówką. Szczodry król tonął wciąż w długach, zastawiał ciągle nowe dobra, zaciągał pożyczki nawet na podarki. Kto wie, czy to nie wtedy zrodziło się stare powiedzenie „zastaw się, a postaw się”. Ogromny szmat ziemi kró lewskiej przeszedł wtedy bezpowrotnie w ręce magna tów i szlachty. Długosz zanotował później ze smętkiem
47
w sw ej kronice: król W ład ysław p rzez czas pobytu sw eg o na W ęgrzech p raw ie w szystk ie miasta, zamki, ziem ie, m iasteczka, w sie, tu d zież cła i dochody k rólew sk ie krociam i długów obciążył i p ozastaw iał...” Podjęta pom im o wielu trudności wyprawa w ojsk króla W ładysław a na Bałkany, dowodzona przez zna kom itego wodza węgierskiego Jánosa Hunyádiego, do prowadziła do pierwszego wielkiego triumfu nad Tur
kami w bitwie pod Niszem i wyzwolenia Sofii w 1443 r. Kronika Wapowskiegó wspominała o zwycięskim po chodzie króla Władysława przez Bałkany, iż: „ludność słowiańska i Bułgarowie, do których król umiał ich ojczystym językiem przemawiać, Bośniacy, Serbowie i Albańczycy witali z radością wojsko, w którym nie mało współplemieńców znajdowała”. Pod wpływem klęsk sułtan Murád zdecydował się prosić o pokój na bardzo dogodnych dla Węgier wa runkach, zgadzając się m. in. na utratę całej Serbii i Bośni. Już zawarto dziesięcioletni pokój w Segedynie, gdy legat papieski Julian Cesarini w imię idei krucja ty przeciw „niewiernym” namówił króla do wznowie nia wojny i zerwania uroczyście zaprzysiężonego trak tatu pokojowego. Na próżno szły z Polski błagania, by król Władysław nie ryzykował kolejnej wyprawy, że jest potrzebny przede wszystkim w e własnym kraju. W 1443 r. Tatarzy napadli na Kuś, pustosząc bez oporu całą ziemię aż do Lwowa, trwały walki na pograniczu Śląska, cały kraj był nękany przez zamieszki i rozboje. Szlachta i magnaci zebrani na sejmie w Piotrkowie 26 sierpnia 1444 r. wystosowali do króla pismo z proś bą o dotrzymanie segedyńskiego traktatu pokojowego, jako niezwykle korzystnego dla Polski. Akcentowali przy tym, że Węgrzy, dla których Polska poniosła tyle ofiar w ostatnich latach, winni żądania jej zrozumieć i nie sprzeciwiać się powrotowi króla do Polski. Król uległ jednak namowom Cesariniego, podsyca
48
jącego ambicje i zapał młodego polskiego władcy do walki z półksiężycem w imię hasła wypędzenia Turków za Bosfor i obiecującego wielką pomoc chrześci jańskich państw Europy Zachodniej. Wspierał Cesariniego dziekan krakowski, Mikołaj Lasocki, jeden z naj wybitniejszych humanistów polskich XV wieku. „Miał on duże wykształcenie, horyzonty szerokie. Może na wet za szerokie, bo odznaczał się zdecydowaną skłon nością do wytyczania odległych celów i poświęcania im rzeczywistych korzyści własnego narodu” — pisano o Lasockim w jednym z nowszych opracowań historii Jagiellonów. Namawiał Władysława do wojny dowódca floty papieskiej, słał listy z błaganiami o pomoc ce sarz bizantyjski Jan Paleolog, przyrównując polskiego króla do Justyniana i Tytusa, apelując do młodzień czych ambicji i żądzy sławy. Wkrótce po rozpoczęciu nowej wojny przeciw Tur kom okazało się, że Polska i Węgry będą walczyć w całkowitym osamotnieniu od reszty chrześcijańskiej Europy. Spełzły na niczym wszelkie obietnice pomocy. Co więcej, statki chrześcijańskiej Genui za sowitą opła tą przerzuciły armię sułtana z Azji na Bałkany. Decy dująca bitwa z Turkami pod Warną skończyła się śmiercią króla i rzezią wojsk węgiersko-polskich, w y ciętych niemal do nogi. Przebieg bitwy pod Warną jest na ogół dość znany. Warto tu jednak wspomnieć rela cję tureckiego dziejopisa Chodży Saad-ed-dina z tej bitwy, żywo ilustrującą obraz ogromnej paniki, jaka zapanowała w obozie tureckim w pierwszej części bi tw y i nagłego, szczęśliwego dla Turków zwrotu w lo sach boju pó lekkomyślnym ataku polskiego króla: „Powstała rzeź krwawa, mnóstwo mężnych poległo rycerzy, przewyższający liczbą nieprzyjaciel gwałtow nie nacierał i już zwyciężał... Przy osobie sułtana, oprócz przybocznej straży i wiekiem schylonych be jów, nikt więcej nie zostawał. Przerażenie i rozsypka
49
tak b y ły pow szechn e... K ról n iedow iarków , nierozważ n ie pędząc konia zagrzan y niebacznym męstwem, da lek o się przed sw oich w y p u śc ił i prosto pędził na świet n y buńczuk padyszacha. Wtenczas żołnierze, stosownie
do rozkazu otworzywszy drogę temu psu bez duszy, zwarli się i opasali go z częścią oddziału, a janczar, imieniem Kodża Chazer, dzielnym natarciem ranił mu konia, zwalił na ziemię wychowańca piekła, uciął nik czemną głowę i przynosząc ją padyszachowi, pochwały, względy i hojną nagrodę osiągnął. Ci, co wespół z tym obłąkanym młodzieńcem wpadli iw pośrodek żołnierzy, jak osaczone w ostępie zwierzęta, wykłuci i pałaszami rozsiekani zostali”. Uciętą głowę młodego króla rzuco no pod nogi mściwemu sułtanowi Muradowi. Później włożono ją do garnka z miodem dla zabezpieczenia przed zepsuciem i obnoszono z triumfem po uli cach stolicy muzułmańskiego imperium. Kilkudziesięciu wziętym do niewoli rycerzom polskim, okrytym cięż kimi pancerzami i zbroją żelazną założono kajdany na ręce i nogi i tak w kajdanach i zbrojach rozsyłano wraz z poselstwami do różnych władców, by świadczy li o triumfie islamu i sułtana. Jak pisał Chodża Saad-ed-din w swej relacji: „Do sułtana Egiptu wspomnia ny Azeb-Bej z listem 25 pancernych pogan przy prowadził. Słabe i bojaźHwe Araby, gdy ujrzały te straszne niedowiarków postaci, ogromem do wysokich twierdz podobne, najeżone grzywami końskimi i skrzy dłami, z podziwienia dla męstwa Osmańezyków woła ły: Allah jensor ibn Osman! (Bóg pomaga synowi Os mana)”. Po Warneńczyku pozostała tylko pamięć nie spełnionych nadziei na wyzwolenie Słowian południo wych utrwalona w licznych bułgarskich, i serbskich pieśniach ludowych. Wizerunki nieszczęsnego władcy długo jeszcze w isiały w w ielu bułgarskich cerkiewkach. Nasz Jan z Czarnolasu ze smutkiem wspomniał pamięć poległego tak młodo króla, pisząc, iż jego:
50
Kości nie są w ojczystym grobie położone Grób jego jest Europa, słup — śnieżne Bałchany!
Na śmierci Warneńczyka zyskali tylko Habsburgo wie. Znowu wróciła im do rąk korona Wągier, utraco na na rzecz młodego Jagiellończyka. Raz zyskawszy, będą odtąd w przyszłości powtarzać manewry, zmie rzające do popchnięcia Jagiellonów do śmierci „na po lu chwały” w boju z pohańcami, sami stojąc obojętnie na boku d czekając na nieuchronne zyski. Coraz więcej historyków uważa, iż koncepcja przedmurza, w imię których zginął nasz król pod Warną, była całkowicie sprzeczna z elementarnymi wymogami polskiej Realpolitik — dla kraju mającego i tak dość wrogów w pobliżu (Krzyżacy, Brandenburgowie, imperium Habsburgów, a później carowie i Szwecja) oznaczała szukanie jeszcze jednego więcej, i to potężnego, wroga w oddali. Po bitwie pod Warną pozostała jedna, drogo opłacona nauka — ostrzeżenie dla Polski przed anga żowaniem się w dalekich wojnach pod hasłami krucja ty i pochopnym liczeniem na wsparcie militarne Za chodu w walce przeciw muzułmanom. Jan Olbracht, wolny już od wszelkich złudzeń, zauważył, iż Polska pomimo ponawianych przez papieży gromkich wezwań do krucjaty w istocie rzeczy nie może liczyć na żadną prawdziwą pomoc przeciw Turkom i Tatarom, bo „mo narchowie chrześcijańscy albo śpią, albo interesują się tylko własnymi sprawami i ślą puste słowa miast po mocy”. Dobrze zrozumiał ostrzeżenie spod Warny Zyg munt Stary, którego polityka wobec Turcji była — jak pisał Z. Wojciechowski — „idealistycznie nastawiona na krucjatę, a realnie skłonna do porozumienia. Polska bowiem była świadoma, że w wieńcu przeciwników nie ma miejsca na Turków, tzn. takiemu zespołowi wrogów Polska nie podoła”. Pierwsze piętnastolecie po śmierci Warneńczyka to
51
czas niezwykłego zamętu na Węgrzech. Małoletni władca z rodu Habsburgów — Władysław V Pogrobowiec otacza się zausznikami, tworzącymi przy dworze stronnictwo proniemieckie. Przeciw nim formuje się narodowa opozycja na czele z bohaterskim Jánosem Hunyádim. Ten ostatni jest zarazem duszą oporu Wę grów przeciw Turkom. Na rozkaz papieża w całej Eu ropie biły dzwony, by uczcić wielkie zwycięstwo Hunyádiego pod Belgradem, gdy sam sułtan, słynny zdo bywca Konstantynopola, Mehmed II, zmuszony został do panicznej ucieczki. Jest to jednak już ostatnia bit wa Hunyádiego, który wkrótce potem umiera od zara zy. Jego śmierć staje się dla habsburskiego króla syg nałem do rozprawy z węgierskim stronnictwem naro dowym. Podstępnie zwabia na swój dwór 14-letniegó syna Hunyádiego — dzielnego, przystojnego Władysła wa, każe go aresztować i poddać okrutnej egzekucji. Ta zbrodnia przepełnia ez.arę goryczy. Społeczeństwo, wzburzone forytowaniem na każdym kroku niemiec kich możnowładców podnosi bunt, król ucieka do Pra gi, gdzie wkrótce potem umiera, podobno otruty. Na stroje panujące na Węgrzech dobrze odzwierciedlał wystosowany w 1457 r. list prałatów, baronów i panów Królestwa Węgierskiego do prałatów, panów i szlachty Korony Polsikiej stwierdzając m.in.: „Postanowiliśmy obwieścić wam rzeczy raczej wia dome niż obwieszczenia wymagające... o gnębiących nas zewsząd Teutonach, którzy lubo zawsze udaną przy jaźnią, czyli raczej wrodzoną i niczym niepowściągniętą uciskali nas nieprzyjaźnią, teraz przecie zasłonę wrogich zamiarów swoich otwarcie z siebie zrzucili i naszą niecnym sposobem uprowadzoną koronę jeszcze niecniej wiążą w swym ręku, rozsiewając przy tym na wszystkie strony nasiona waśni, skąd jak mnogie i wielkie wyniknęły rozterki, nienawiści, pokrzywdzę-
52
nia, mordy i napady wzajemne, jawno jest światu całemu”. Szlachta węgierska, wśród powszechnego aplauzu obiera królem narodowego kandydata, 15-letniego Ma cieja Korwina, syna pogromcy Turków, Jánosa Hunyádiego. Miał on się stać jednym z najwybitniejszych władców węgierskich, rzecznikiem silnej władzy pań stwowej, zwycięzcą w licznych wojnach, a zarazem wielkim mecenasem kultury. Korwin, słynny król hu manista, założył pierwszy uniwersytet w Pozsony (dziś Bratysława) i obserwatorium astronomiczne w Budzie (przez wiele lat pracował tam wybitny polski astronom Maciej Bylica, zmarły w Budzie w 1493 r.). Król Ma ciej inicjował wielkie budowle i upiększał już istniejące zamki, kodyfikował prawo, zgromadził wielką bibliotekę tzw. Corvina w Budzie. Jego rządy to koń cowy okres potęgi państwa węgierskiego — na Wę grzech żyło wówczas około 4 min mieszkańców, tj. tyle, co w ówczesnej Anglii. Uzyskane przez Karwina wielkie zwycięstwa i sukcesy wojenne, choć błyskotli we, okazały się dość efemeryczne, prowadząc tylko do wykrwawienia sił węgierskich w walkach o koronę czeską czy tron cesarski przy równoczesnym zaniedba niu najżywotniejszej dla Węgier sprawy efektywnego wystąpienia przeciw Turkom. Korwin był wychowy wany przez polskiego humanistę — Grzegorza z Sano ka. A jednak właśnie za Korwina doszło do najdłuż szego wojennego konfliktu Polski i Węgier, a z inicja tywy węgierskiego króla wyszły różne pomysły okrą żenia Polski przez Węgry do spółki z Krzyżakami i Mo skwą. Wszystko zaczęło się od walki o (władzę w kró lestwie czeskim. W 1468 r. Maciej Korwin, znęcony obietnicami cesarskiej korony, dał się namówić do inspirowanej przez papieży wojny przeciw popierają cemu husytów narodowemu królowi Czech, Jerzemu z Podiebradu. Gdy po śmierci króla Jerzego w 1471 r.
53
panowie czescy wybrali na króla Czech syna Kazimie rza Jagiellończyka, Władysława, doszło do krańcowego zaostrzenia stosunków Polski i Węgier. Korwin wypo wiedział twojnę nowo wybranemu królowi Czech, które go poparła Polska. Na tym tle na Węgrzech doszło do dość specyficznego spisku humanistów, największych węgierskich intelektualistów epoki, na czele z wielkim mecenasem kultury arcybiskupem Eszteregomu — Ja nosem Vitéziem, i pierwszym wybitnym poetą węgier skim — Janusem Pannoniusem. Spiskowcy, których poparła duża część magnatów, potępiali czeską wojnę jako niepotrzebną awanturę, podjętą kosztem jedynej niezbędnej wojny przeciw sułtanowi, i zwrócili się o pomoc do Polski. Wyprawa królewicza Kazimierza na Węgry zakończyła się jednak całkowitym fiaskiem. W odpowiedzi na wyprawę królewicza Kazimierza, Korwin nawiązał kontakty z Krzyżakami, udzielił im wielkiego zasiłku pieniężnego, wciąż podjudzał prze ciw Polsce, W 1476 r. król Kazimierz osobiście przy bywa do Malborka, skąd jednak odjeżdża „ani doko nawszy zmian zamierzonych... wykrywszy tylko i spra wdziwszy dowodnie rozmaite chytrości i adradziectwa, które Maciej, król węgierski, przeciw niemu i króle stwu polskiemu wraz z mistrzem, zakonem krzyżackim i wielu osobami potajemnie knował... Biegali ustawicz nie komturowie z Prus do Węgier i wchodzili w obo pólne układy z Maciejem, który na ich podstawie brał Krzyżaków w opiekę i obronę” — czytamy w kronice Długosza. Korwin systematycznie rozsnuwał sieć antypolskich przymierzy — w 1477 r. podpisał traktat przyjaźni z Zakonem Krzyżackim, później przyszła kolej na so jusz Węgier i Moskwy, W 1478 r. legat papieski Bal tazar z Piscii rzucił klątwę na Kazimierza i Władysła wa Jagiellończyków, ogłaszając ich jako wyłączonych z Kościoła szkodników, uniemożliwiających Maciejowi
54
zbożne zadanie zwalczania Turków. W piśmie legata papieskiego zabrakło tylko sugestii, aby Polacy i Cze si łaskawie odstąpili swe królestwa wybranemu przez papieży na „krzyżowca” Maciejowi. Długotrwała wojna o tron czeski między Jagielloń czykami a Korwinem osłabiła tylko obie strony, po zawarciu pokoju w Ołomuńcu Maciej podjął kolejną wojnę — tym razem przeciw Austrii, dążąc do zdoby cia cesarskiej korony. W 1485 r. zdobył Wiedeń i wię kszą część Austrii. Ambitny władca na parę lat przed śmiercią kazał wyryć na swym grobowcu napis: Mathias jaceo Rex, hoc sub ale sepultus Testatur vires Austria victa meas. Terror eram mundo; (Jam jest król Maciej, który spoczywa pod tym głazem. Pokonana Austria świadczy o mojej potędze. Byłem postrachem świata).
W ęgierska „M arysieńka” Los zakpił sobie srodze z wielkich planów Korwina. Król zmarł w wieku zaledwie 47 lat w zdobytym Wiedniu, podobno otruty, a jego następca szybko utra cił wszystkie królewskie zdobycze. Rządy króla, „po strachu świata”, nie przyniosły Węgrom żadnych trwalszych korzyści. Korwin wyczerpał zasoby kraju w ciągłych walkach i narobił Węgrom samych wro gów. Wdowa po królu Macieju, piękna Beatrycze, do prowadziła zaś do ostatecznego przekreślenia wielkich korwinowskich planów dynastycznych, skutecznie blo kując objęcie tronu przez syna zmarłego władcy — Jánosa Korwina. Podobnie jak nasza Marysieńka w przypadku Jakuba Sobieskiego! Odegrała tu ogromną rolę ambicją Beatrycze, córki >króla Neapolu, która za
55
wszelką cenę pragnęła zachować koronę dla siebie. Po parła więc Władysława Jagiellończyka, który potajem nie zawarł z nią związek małżeński. Ślub szybko okazał się farsą — udzielający go kardynał Bakócz z polece nia Władysława popełnił błąd w ceremoniale, dzięki któremu m ałżeństw o unieważniono w chwili, gdy po parcie Beatrycze przestało już być -królowi niezbędne. Na intrygach Beatrycze najgorzej w yszli sami Wę grzy — w yb ran y przy jej pomocy nowy król Włady sław Jagiellończyk już wcześniej jako król Czech zy skał sobie opinię kompletnego niedołęgi. Na Węgrzech przeszedł on do potomności jako „László Dobzse” (Wła dysław Dobrze), ponieważ natychmiast godził się z każ dym wysuwanym pod jego adresem żądaniem. I taki oto król, formatu naszego Michała Korybuta-Wiśniowieckiego, 'zasiadł na tronie węgierskim właśnie w mo mencie rosnącego zagrożenia kraju przez Habsburgów i Portę Ottomańską. Słabość Władysława „Dobrze” by ła tak widoczna, że jego własny brat, Zygmunt I Sta ry, chcąc przeciwdziałać knowaniom habsburskim, wo lał uciec się do pomocy potężnego magnata Zapolyi, niż liczyć na marionetkowego króla. W 1512 r. Zy gmunt X zawiera ślub z córką Jana Zapolyi — Barba rą, któremu towarzyszy zawarcie tajnego układu o wzajemnej pomocy obu stron przeciw Habsburgom. Tłumacząc swoje małżeństwo z Barbarą Zapolyą w liście dó brata, król Zygmunt ostrzegał go przed nie ustannymi intrygami stronników cesarza, .pisząc m in.: „nie ulega wątpliwości, że gdy raz Niemiec dopuści się do tych królestw, już ich nigdy nie będzie można wyrwać z ich rąk, trzeba więc się mieć na baczności, aby gdy słodkie rzeczy radzą i obiecują, goryczy nie odpłacili”. Zawierając tajny układ z Zapolyą, Zygmunt Stary chciał jeszcze utrzymać pozycję Jagiellonów na Wę grzech i Czechach i zabezpieczyć oba kraje przed
56
wpadnięciem w ręce Habsburgów. Historia dowiodła zresztą, iż do elementarnych zasad polskiej racji stanu należała troska o utrzymanie niepodległości Węgier i Czech. Wieść o utracie Smoleńska w 1514 r. okazała się jednak prawdziwym wstrząsem, który wpłynął na całkowitą zmianę stanowiska króla. W nowej sytuacji król Zygmunt postanowił bowiem przede wszystkim zneutralizować najgroźniejszego wroga — Habsburgów, którzy podjudzali przeciw niemu wszystkich możliwych przeciwników od Zakonu Krzyżackiego po Wołoszczy znę, starając się niby pajęczyną opleść Polskę siatką wrogich kombinacji i sojuszy. Tak doszło w 1515 r. do fatalnego dla interesów Polski układu wiedeńskiego, gwarantującego tron Czech i Węgier Habsburgom w przypadku bezpotomnej śmierci syna Władysława „Dobrze” — Ludwika II Jagiellończyka. Wystarczyło później otoczyć młodego króla Ludwika habsburskimi doradcami i popchnąć do samotnej walki przeciw Tur kom. Nieudolne rządy Władysława „Dobrze” i jego na stępcy doprowadziły Węgry na skraj przepaści — smęt ną prawdę na ten temat można wyczytać w pocho dzącej z tych czasów poufnej relacji legata papieskiego do Rzymu: „Brak tu kierownictwa, brak pieniędzy, brak rady (rządu), brak okrętów, brak porządku... Gdy by za cenę trzech forintów można było uratować kraj, nie znalazłoby się trojga ludzi, którzy by tę ofiarę chcieli ponieść... Król tak biednie żyje, że nawet na codzienne pożywienie musi prosić pieniędzy to tu, to tam, doszło nawet do tego, że nie może znaleźć nikogo więcej, kto by mu udzielił kredytu... Państwo nie ma nic, magnaci nic nie chcą dać, nie ma żadnego posłu szeństwa, panowie drżą nawzajem przed sobą, a król drży przed wszystkimi, nie ma żadnych przygotowań, żadnego porządku, a co może jeszcze gorsze, są i tacy,
57
którzy nie chcą, by kraj się bronił... Jego królewska mość nie mówi o obronie, a może nie zauważa jej po trzeby. Codziennie śpi do południa, dlatego narady za czynają się dopiero w południe. Nikt się go nie boi, nikt nie szanuje, a sytuacja pogarsza się z dnia na dzień. Nie mamy ani jednego statku na Dunaju, ani jednego działa, które byłoby w porządku i nadawało się do użycia...” W 1526 r. osamotnione Węgry ponoszą straszliwą klęskę iw toitiwie z Turkami pod Mohaczem. Ginie w niej kwiat rycerstwa węgierskiego i sam król Ludwik II Jagiellończyk, który tonie w bagnistym potoku w cza sie ucieczki (wg niektórych źródeł zaś — zdradziecko zamordowany przez ludzi z własnego otoczenia). W bitwie po stronie Węgrów zginęło blisko półtora tysiąca polskich rycerzy. Jak pisał o Polakach bezpośredni uczestnik bitwy i autor jej pierwszego opisu, István Brodarics; „Był wśród nich Leonard Gnojeński, zna komity dowódca polskiego pochodzenia... prowadził on tysiąc pięćset Polaków, a ta piechota daleko przewyż szała wszystko to, co zwykło się mówić na pochwałę tego rodzaju broni”. Poległych polskich rycerzy upa miętnia dziś pomnik w centrum Mohacza. Klęska Węgrów pod Mohaczem przypieczętowała na stulecia upadek państwa węgierskiego i miała bardzo negatywne skutki dla Polski. Odtąd miejsce tradycyj nego, wiernego węgierskiego sprzymierzeńca zajęło oskrzydlające nas od południa mocarstwo Habsburgów. Przejęli oni z rąk Jagiellonów Czechy i większość Wę gier. Na Węgrzech rozpoczęła się długotrwała wojna domowa między zwolennikami habsburskiego preten denta do tronu, Ferdynanda, a popieranym przez Tur ków węgierskim stronnictwem narodowym z królem Janem Zapolyą na czele. Nasz Rej pisał ze współczu ciem w wierszu „Węgrzyn”:
58
Węgrzyn to mężny naród, ale też ma wadę. Są prawie jako kmiecie, co ten zwyczaj mają I że się często w pany radzi odmieniają. Też, jako na Kleparzu, Bóg harcuje nimi, Owa Fan Bóg odwróci kiedy ten bicz srogi, A zasię w łaskę przyjmie ten naród ubogi.
W ciągu paru dziesięcioleci po klęsce pod Mohaczem potężne niegdyś państwo Madziarów rozpadło się na trzy części: zabór turecki, tzw. królestwo węgierskie pod władztwem Habsburgów i wciąż toczące z nim boje .formalnie niepodległe, choć zależne od Turcji księstwo Siedmiogrodu, przez długi czas centrum pla nów zmierzających do ponownego zjednoczenia całych Węgier. Tragiczna sytuacja podzielonych przez półtora stulecia Węgier stała się źródłem ciążących na całej ówczesnej węgierskiej m yśli politycznej podziałów na dwie „orientacje”: „proaustriacką” i „proturecką”, w zależności od tego, kogo uważano za mniej uciążliwe go zaborcę i od kogo oczekiwano zjednoczenia całych Węgier. W rzeczywistości obie orientacje były odbi ciem jednej i tej samej sytuacji bez wyjścia, nie dają cego się rozstrzygnąć wyboru między „niemieckim kłamstwem" a „turecką trucizną” — jak pisał wielki wódz i poeta Miklós Zrínyi w XVII wieku. Podobnie smętną myśl wyrażał inny słynny węgierski polityk i m yśliciel XVII wieku, kardynał Pázmány, stwierdza jąc w liście do stanów węgierskich: „Jesteśmy tu mię dzy dwoma potężnymi cesarzami, tak jak palec tkwią cy między drzwiami a futryną, trzeba nam ginąć za równo od wroga, jak i od obrońcy”. Przebieg wydarzeń XVI i XVII wieku dowiódł, że z dwojga nieszczęść — dominacji Habsburgów i za leżności tureckiej ta ostatnia mimo wszystko była mniejszym złem. Turcy przynajmniej nie wtrącali się do spraw wiary i autonomii wewnętrznej. Habsburgo wie za wszelką cenę chcieli germanizować i „nawra-
59
cać” z pomocą konfiskat i kontrybucji na katolicyzm (a jeszcze na początku XVII wieku przeważającą wię kszość węgierskiego sp o łecz eń stw a stanowili zwolenni cy reformacji — g łó w n ie kalwini). Opresje Habsbur gów z trudem znosili nawet najwytrwalsi ich zwolen nicy __ n a js ły n n ie jsz y przedstawiciel kontrreformacji kardynał P ázm ány, uważał, iż należy zachować nie podległość Siedmiogrodu od Austrii, bo inaczej „gal lérnak alá pökik a német” (Niemiec napluje nam za kołnierz).
Proturecki prym as i kanclerz — szpieg cesarza Przez cały wiek XVI w Polsce obserwujemy upor czywe zderzanie się agitacji zwolenników Habsbur gów i węgierskiego stronnictwa narodowego Zapolyów, a później Batorych. Intencje Habsburgów były dość przejrzyste — zmierzały wciąż do popchnięcia nas w ślady Warneńczyka i Ludwika n Jagiellończyka w imię bezpieczeństwa prowincji habsburskich. W XVI-wiecznej Polsce nie brakowało wezwań do otwartego zaangażowania się w antytureckiej krucjacie u boku Habsburgów w celu wyzwolenia „braci naszej obcią żonej turecką srogością” (w „Turcykach” Orzechow skiego, „Gwałcie na pogány” Paprockiego). Większość polskiej szlachty uważała jednak niebezpieczeństwo tureckie za typowe urojenie — „strachy na Lachy” — z tym większym niepokojem za to patrząc na panosze nie się Habsburgów u naszych południowych granic. „Aż do gardł naszych nie chcemy Niemca” — wykrzyk ną tłumy szlacheckie, odrzucając kandydaturę arcyksięcia austriackiego i obierając królem Polski Stefana Batorego. Sam prymas Polski, Jan Łaski, wolał przy jaźń z Turcją od zwycięstwa wiedzionej przez Habs burgów krucjaty, nie kryjąc się z opinią, iż „jeśli na
60
wet Europa miałaby kiedyś zginąć z ręki Turków, to lepiej, aby Polska była ostatnią w kolejce, niż pierw szą”. Nie kto inny właśnie, jak bratanek polskiego prymasa, Hieronim Łaski, postać niezwykle barwna i awanturnicza, doprowadził do przymierza między wodzem partii narodowej — królem Janem Zapolyą a sułtanem. Polityka polska wobec Węgier w czasach Zygmunta Starego to widok iście fantastyczny. Z jednej strony szczerze nienawidząca Habsburgów Włoszka — królowa Bona, z doskonałą świadomością polskich interesów dą żąca do maksymalnego wsparcia antyniemieckiego króla Jana Zapolyi, wciąż podejmująca zakulisowe ak cje dyplomatyczne, werbująca zbrojnych do antycesarskich działań na Węgrzech. Z drugiej strony zas skryty jurgieltnik na usługach dworu austriackiego — kanclerz Szydłowiecki, który natychmiast posyłał cesa rzowi odpis każdego najtajniejszego nawet polskiego dokumentu dyplomatycznego, co pewien czas przypo minając tylko o potrzebie podwyższenia stawek za usługi! A obok godny komiliton Szydłowieckiego — podkanclerzy Piotr Tomicki, równie gorąco jak on od dany cesarzowi i zniechęcający króla Zygmunta do „niebezpiecznych” węgierskich „awantur”. To Szydło wiecki i Tomicki blokowali najbardziej zdumiewająco cenne, nieoczekiwanie wprost pchające się Polsce do rąk szanse ofensywnej polityki na południu, szanse pełnego izolowania Habsburgów, pozbawienia ich Czech i Węgier i odzyskania Śląska dla Polski. I wreszcie sam hamletyczny król Zygmunt I Stary, spokój nade wszy stko miłujący, wciąż ospale deliberujący nad tym, jak tu >nie urazić swego szwagra (a później teścia) — Jana Zapolyi, a równocześnie nie obrazić cesarza. Pisał o nim z goryczą Bobrzyński: „W czasie kiedy od szczęku oręża drżała cała Euro pa, kiedy wznosiły się i padały trony, a dyplomacja
61
nowożytna cały świat oplatała siecią podstępu i intryg, jeden Zygmunt monarchów europejskich moralizował, obsyłał listami nakłaniającymi do zgody i odpowiadał błagającemu o poparcie Zapolyi, że Polska do pokoju, a nie do wojny chrześcijaństwu pomagać zwykła!” Cóż, XVI-wieczni Polacy Makiawela nie czytali, a po litykę i dyplomację zastępowali dobrodusznością i wia rą w dobre intencje sąsiadów. „Niestety Makiawel nie był Polakiem i nie m iał uczniów ani następców mię dzy polskimi przywódcami” — pisał jeszcze w parę wieków później wielki m yśliciel duński Jerzy Brandes, wzdychając nad zupełnym brakiem taktyki politycznej u potomków Lecha i Piasta.
D zieje polskiego „kondotiera” nad D unajem Apatię i ospałość króla Zygmunta w sprawie węgier skiej wyrównali nadspodziewanie liczni polscy wolon tariusze nad Dunajem. Prym wśród nich wiódł wspo mniany .już bratanek prymasa — Hieronim Łaski, typ polskiego kondotiera, postać równie ciekawa jak kon trowersyjna. Był to człek o niespożytej energii i sza lonej odwadze, a zarazem i niczym nie pohamowanej ambicji i samowoli. Należał niewątpliwie do kategorii tych ludzi, o których pisał Władysław Łoziński, iż po trafią wszystko załatwić „prawem i lewem”, szabloju i hramotoju, muszkietem i dekretem, krwią i atramen tem. Młody Łaski po studiach w Bolonii, w wieku 21 lat, wyruszył na „peregrynację rycerską” do Anglii, Hiszpanii, Portugalii, Ziemi Świętej, Afryki (walczył tam w wojskach portugalskich przeciw muzułmanom). Na wieść o wojnie domowej na Węgrzech wyrusza z Polski, pozornie — z pielgrzymką do włoskiego Lo reto, w rzeczywistości zaś, aby już wkrótce wynurzyć się jako zagorzały zwolennik narodowego króla wę
62
gierskiego Jana Zapolyi. Szybko oddaje mu niepośled nie usługi. To on, bratanek prymasa, na audiencji w Istambule doprowadza do sojuszu między Zapolyą a władcą muzułmanów, dzięki czemu Turcja podejmu je otwartą walkę przeciw ekspansji niemieckiej na wschodzie. Wyjeżdżając ze Stambułu na czele 10-tysięcznego oddziału wojsk turecko-tatarskich w 1528 r. Łaski z całą dezynwolturą wypowiada prywatną woj nę habsburskiemu królowi Ferdynandowi. Bierze z su kcesem udział w wielu walkach przeciw wojskom ce sarskim na Węgrzech, zdobywając twierdze dla Jana Zapolyi. Najcenniejsza była jednak jego działalność dyplomatyczna w służbie Zapolyi. W 1531 r. przeby wając w poselstwie u króla francuskiego uzyskuje do roczną pomoc finansową Francji dla Zapolyi, w rok później podczas pobytu w Rzeszy przyczynia się do zorganizowania w interesie Zapolyi i króla Francji antyhabsburskiego sojuszu książąt niemieckich. Za swe zasługi otrzymuje już w 1530 r. tytuł wojewody sied miogrodzkiego, a potem przychodzą liczne inne god ności i majątki. Łaski całą duszą oddaje się organizowaniu napływu polskich ochotników do Zapolyi, których liczba bły skawicznie wzrastała, budząc gniew i zaniepokojenie Wiednia. Pod naciskiem cesarskiej dyplomacji Zyg munt I ogłosił dekret, w którym przez wzgląd na „za grożenie napaściami Tatarów” surowo zabronił rycer stwu wydalania się poza granice królestwa. Zakazu jednak nie przestrzegano. Werbunkowi ochotników po tajemnie patronowała królowa Bona i coraz to nowe watahy zbrojnych — nawet z odległego Pomorza — spieszyły pod rozkazy Zapolyi. Austriacki poseł w Krakowie, Jerzy Longschau, ze zdumieniem konstato wał: „Nie mogę zrozumieć, jak się poczciwi Niemcy tam (tj. na Pomorzu) zachowywali, że ich tak śmier telnie nienawidzą”.
63
Ochotnicy polscy stanowili wielką część (a według niektórych węgierskich opracowań nawet przeważającą część) oddziałów Zapolyi, walczących przeciw Habsbur gom w 1527 r. Wyróżniali się też zdecydowanym od daniem królowi, nawet w najtrudniejszych sytuacjach, m. in. w ciężkiej i krwawej bitwie pod Tokajem. Kro nikarz króla, György Szerémi, notował: „Zginęli głów nie biedni Polacy, którzy przybyli królowi Janowi na pomoc”. Ten sam kronikarz odnotował swą rozmowę z królem, w czasie której w odpowiedzi na uwagę, iż: „Dobrze byłoby, gdyby panowie węgierscy byli wier nymi” usłyszał od króla „Mam inny wierny naród, to Polacy”. , Zdecydowanie antyniemieckie nastroje i sympatie do króla Jana w przeważającej części polskiej opinii szla checkiej objawiały się również w niczym nie ukry wanej niechęci do osoby samego posła habsburskiego — wspomnianego już Jerzego Longschaua. W jednym z listów uskarżał się on cesarzowi, iż bawiąc w Krako wie „muszę znosić prawdziwy Krzyż Pański. Każdy spogląda tu na mnie z nienawiścią, a szczególniej woj skowi, tak iż czuję się tu nierównie mniej bezpiecz nym, niż gdybym zostawał w obozie wobec nieprzyja ciela”. W innej relacji Longschau pisał, iż polscy stron nicy Zapolyi otwarcie mu wygrażają, mówiąc: „Dyabeł cię tutaj sprowadził. Jego Królewska Mość jeszcze przed ośmioma tygodniami odpowiedziała ci na twoją legacyę, a mimo to ciągle tu zostajesz; należy więc ku lą cię stąd odprawić”. Niestety wiosna 1528 r. przynosi przejściowe zała manie sprawy Jana Zapolyi. Szóstego marca ponosi on fatalną porażkę w bitwie pod Szina na skutek zdrady części wojsk węgierskich. Na polu bitwy padło 300 Po laków. Jak pisał później o przebiegu bitwy jeden z do wódców polskich ochotników Leonard Gnoiński :— wę gierscy huzarzy „poczęli wzajemnie się pozdrawiać
64
z przeciwnikami, ściskać sobie prawice i brać się w objęcia, po czym przeszli na drugą stronę. Piechota nasza (polska) walczyła z Niemcami. Król Jan widząc się zdradzonym i opuszczonym przez Węgrów również rzucił się do ucieczki, a z nim i myśmy poszli...” Dla Gnoińskiego przebieg bitwy pod Szina musiał być szczególnie tragiczny. Wszak to on niegdyś dowodził półtoratysięcznymi posiłkami polskimi podczas kata strofalnej klęski Węgrów pod Mohaczem, a teraz znów posiłkując Węgrów, o mało nie zginął na skutek po rzucenia własnego króla przez część węgierskiej szla chty. Przejście części szlachty na stronę Ferdynanda w toku bitwy pod Szina trzeba jednak widzieć w szer szym kontekście ówczesnych wydarzeń. Fraternizujący się na polu bitwy rycerze prawdopodobnie Uczyli, że ich decyzja przyniesie zakończenie niszczącej wojny domowej, stabilizację kraju pod berłem Habsburgów. Wystarczyło jednak kilka miesięcy, by grabieże najem nych niemieckich wojsk Ferdynanda rozwiały te na dzieje. Już pod koniec roku wysłannicy węgierskiej szlachty, wyrażając panujące w kraju powszechne nie zadowolenie odszukują Zapolyę na wygnaniu w Polsce i przywołują z powrotem do kraju. Podczas wygnania w Polsce Zapolya zyskał schronie nie u starego przyjaciela domu Łaskich, hetmana Jana Tarnowskiego, w Tarnowie. W opublikowanej przez Zdzisława Spieralskiego najnowszej biografii wielkiego hetmana polskiego znajdujemy wiele źródłowych in formacji o niezwykłej serdeczności i przyjaźni, z jaką przyjął on węgierskiego króla wygnańca. Hetman od dał Zapolyi do dyspozycji swój własny zamek na górze św. Marcina, osobiście troszczył się o jego bezpieczeń stwo. W mieście uruchomiono mennicę, gdzie prywatne srebra Zapolyi przerabiano na polską monetę. Przez cały czas pobytu w Polsce Tarnów i zamkowa rezy
65
dencja Zapolyi były centrum jego przygotowań do walki z Habsburgami. W kwietniu 1528 r. powstało specjalne polskie bractwo rycerskie dla obrony króla Jana w walce przeciw Niemcom. Pomimo opieki moż nego hetmana pobyt Zapolyi w Tarnowie nie był jed nak całkiem bezpieczny — szpiedzy Ferdynanda kil kakrotnie podejmowali próby podpalenia Tarnowa. Stronnicy Habsburgów na Węgrzech złośliwie komen towali, iż król Jan poszedł studiować na krakowskim uniwersytecie, a poza tym nigdy już więcej nie wróci na Węgry, bo zbrzydło mu węgierskie wino, tak roz smakował się w polskim piwie. W ciągu kilku miesięcy jednak ponownie odwróciły się losy wojny, zwolennicy Zapolyi odnieśli wiele zwycięstw, po których król Jan z powrotem opanował większą część Węgier. W wal kach wielką rolę odegrały oddziały polskich ochotni ków. We wrześniu 1528 r. Polacy zdobyli gwałtownym szturmem potężnie umocniony zamek w Sárospatak, a po połączeniu się z Węgrami w krwawej bitwie pod tą miejscowością rozbili 5-tysięczną armię austriacką, kładąc trupem na miejscu 500 landsknechtów i zgar niając całą artylerię wroga. Jak pisał o działaniach polskich ochotników nad Dunajem Paweł Jasienica: „Postępowania ochotników polskich żadną miarą nie wolno uważać za bezrozumną brawurę czy awanturnictwo. W danych warunkach przeszkadzać Niemcom wszędzie było stokroć mądrzej niż wpuścić ich na wła sny tron, jak to się stało w Pradze. Idąc za Karpaty tamci ludzie przeciwstawiali się grozie oskrzydlenia państwa od południa, chociażby nawet sami tego w pełni nie rozumieli”. Dobrze rozumieli za to celowość polskich walk nad Dunajem przywódcy stronnictwa narodowego na czele z prymasem Łaskim i królową Boną. Prymas Łaski w wystosowanym do króla Zygmunta Starego memoriale w lipcu 1528 r. otwarcie wykładał
66
swój stosunek do Turcji i Habsburgów, zapytując: „Czyż można się spodziewać, że Niemcy po opanowa niu Węgier będą wspierać Polskę przeciw Turcji, za miast jak to czynili dotychczas, działać na szkodę Polski w Prusach i szachować Litwę przez Moskwę?” Wy szkolony w arkanach sztuki politycznej i dyplomacji prymas radził królowi, aby w sytuacji, gdy „otwarcie Zapolyi wspierać nie można, gdyż w ten sposób król polski występowałby jako sprzymierzeniec sułtana”, należałoby jednak „potajemnie udzielać mu wszelkiej pomocy i zawiadomić go, że może w Polsce żołnierzy werbować w porozumieniu z pewnymi senatorami, wtajemniczonymi w te sprawy”. Zdaniem Łaskiego opanowanie całych Węgier przez Habsburgów byłoby dla Polski znacznie większym złem niż sojusz z potęgą turecką, toteż gorączkowo zaklinał polskiego władcę, aby bardziej myślał o własnym dobrze niż króla Fer dynanda.
Tajem nice królow ej B ony Nieocenioną wprost pomoc dla Zapolyi stanowiły potajemne misterne działania królowej Bony, umiejęt nie koordynującej całą pomoc dla narodowego króla węgierskiego i wywołującej bezsilną wściekłość habs burskich dyplomatów. (Po wielu latach już po opu szczeniu Polski dosięgnie ją za to trucizna podana przez agenta Habsburgów). Zdaniem jednego z najgruntowniejszych badaczy polskiej historii XVI wieku, profesora W. Pociechy, wbrew oficjalnej neutralnej polityce rządu polskiego „dzięki tajnej dyplomacji Bo ny Polska odegrała decydującą rolę przy wprowadzeniu Zapolyi na tron węgierski, udzielając mu dyplomaty cznego poparcia w Turcji i siłą zbrojną torując mu drogę na Węgry”. Podobną opinię wyrażał inny znaw
67
ca XVI wieku, Janusz Pajewski, przeciwstawiając „chwiejnej i lękliwej” polityce króla Zygmunta zaku lisowe, chytre, a na wskroś wrogie Habsburgom po sunięcia królowej Bony, stwierdzając: „to pewne, że bardzo wiele niepowodzeń króla Ferdynanda objaśnić się da intrygami tej kobiety. Szkoda, że cała ta gra królowej tak doskonale była zakonspirowana, tak za wsze w cieniach nocy utrzymana, iż tylko z jednostron nych z natury rzeczy doniesień posłów i agentów au striackich czerpać możemy dorywcze wiadomości 0 działaniach Bony”. Interesującą legendą, odzwierciedlającą ślady związ ków Bony z Zapolyą odnotował poeta Wincenty Pol podczas wycieczki krajoznawczej w Beskidach, w oko licach Wyszkowa (w pobliżu dawniejszej granicy z Wą grami). Otóż na szczycie Husii górale zaprowadzili Po la do kamienia powszechnie zwanego „łożem królo wej Bony”, mówiąc, że .właśnie tu zjechała niegdyś królowa, aby spotkać się z przybyłym znad Dunaju królem węgierskim. Po wielkim polowaniu na jelenie król i królowa wraz z całym orszakiem m ieli spędzić całą noc na wysokiej połoninie. Legenda niewątpliwie dotyczy czasów, gdy z poparciem królowej Bony liczne oddziały polskich zagończyków spieszyły przez Podkar pacie i Beskidy z pomocą zagrożonemu wigierskiem u królowi. Rozwścieczony węgierskimi porażkami król Ferdy nand użył całych swych wpływów w Rzymie, by na mówić papieża do potępienia swych wrogów w Polsce 1 na Węgrzech. Pod jego wpływem w 1529 r. papież wyklął króla Jana Zapolyę, a prymasowi Janowi Ła skiemu — przywódcy partii antyhabsburskiej w Pol sce — przysłał pełne obelg oskarżenie tew . moratorium. Elaborat ten, pełen nienawiści do obozu narodowego w Polsce — w istocie rzeczy pochodzący z cesarskiej kancelarii, nazywał polskiego prymasa ^zdrajcą chrze
68
ścijaństwa, bratem Judasza, z imienia arcybiskupem, a w rzeczywistości arcydiabłem gnieźnieńskim”. W mo ratorium „dostało się” również i bratankowi prymasa, przyjacielowi Zapolyi, Hieronimowi Łaskiemu, którego oskarżono, iż w ogóle o niczym innym nie marzy, tylko o tym, jak zgładzić chrześcijaństwo i zdobyć sła wę równą podpalaczowi świątyni Diany w Efezie. Pod groźbą klątwy, pozbawienia urzędu oraz zapłacenia 2500 dukatów grzywny wzywano prymasa Łaskiego na sąd papieski do Rzymu. Wprawdzie sąd papieski nie doszedł do skutku z racji negatywnego stanowiska króla Zygmunta wobec tej sprawy, ale prymas Łaski rozchorował się i zmarł w rezultacie wstrząsu wywo łanego tak bezprzykładnym atakiem ze strony najwyż szych dostojników Kościoła katolickiego. Hieronim Łaski natomiast mimo wszystkich ataków i potępień nie zaniechał ani przez chwilę swej działal ności obok króla Zapolyi. Przeciwnie, już w 1530 r. znalazł on okazję do jednego z najbardziej błyskotli wych przedsięwzięć w obronie króla Jana. W listo padzie tego roku bowiem na Węgry wkroczyła nowa armia austriacka pod dowództwem generała Roggendorfa i zająwszy Ostrzyhom przystąpiła do oblężenia Budy, w której zamknął się król Jan Zapolya z nie wielkimi oddziałami węgierskimi i posiłkującymi go Turkami. Po kilku tygodniach oblężonym zaczął do skwierać coraz dotkliwszy głód, wśród części załogi da wało się słyszeć szemranie, a niektórzy zaczęli zamy ślać nawet o poddaniu. Najbardziej stanowczo bronili Budy Turcy, ale z ich właśnie strony wyszedł pomysł, który wywołał największą konsternację w obozie Za polyi. Jak opisywał ówczesny kronikarz, György Sze rénái — w pewnej chwili Turcy „zwrócili się do Wę grów z zapytaniem, »czy są tu jakieś tłuste kobiety*. Powiedzieliśmy im: »Są, a o co chodzi?* — Odpowie dzieli: »Nie mamy już końskiego mięsa, a wiemy, jak
69
należy je przypiec, ugotować i zjeść«”. Na takie dictum blady strach padł na wszystkie białogłowy. Z opresji tej wybawiło je tyjko niespodziewane nadejście Hiero nima Łaskiego z pomocą oblężonym. Zebrawszy w Pol sce znaczny oddział żołnierzy Łaski przybył pod Budę, i tu stoczywszy zwycięską potyczkę z Austriakami po myślnie i zuchwale przedarł się do miasta. Wkrótce zaś potem Austriacy zniechęceni niepowodzeniami zwi nęli oblężenie i odeszli od Budy. Z wdzięczności za po moc Łaski otrzymał od króla 6000 zł węgierskich i opa ctwo szczawnickie w komitacie (województwie) seroc kim. Wystawiony przez Zapolyę akt nadania stwier dzał m.in., iż Łaski: „Kiedy więc nieprzyjaciele nasi oblegali nas, nagle, z największym niebezpieczeństwem swem stanął w naszej stolicy, niektórych z nich kła dąc trupem na polu walki, a innych wziąwszy do nie woli”. W 1530 r. król Jan nadał Łaskiemu tytuł woje wody siedmiogrodzkiego. Ambicje i wpływy Łaskiego ciągle wzrastały. W ciągłej walce przeciw panom feu dalnym i miastom spiskim zdołał ukształtować na Spi szu rodzaj własnego państewka ze stolicą w Kieżmar ku. W 1532 r. przyczynił się do zorganizowania w imie niu króla Francji Franciszka I antyhabsburskiego soju szu książąt niemieckich. Rok później wsławił się zdo byciem warownego zamku rozbójników w Palota, w środkowych Węgrzech. Marzyła mu się pełnia władzy nad Siedmiogrodem, a czysto tytularna godność woje wody siedmiogrodzkiego nie satysfakcjonowała jego ambicji. Skłóciwszy się z Zapolyą i bezskutecznie żą dając zwrotu wielkich sum pieniędzy, które mu król był dłużny, Łaski zaczął snuć różne ambitne plany do spółki z chytrym Wenecjaninem Grittim, głównym agentem tureckim na Węgrzech. Na dodatek nawiązał tajne kontakty z Wiedniem i dowódcą wojsk cesarskich W Słowacji. Tego już było za wiele dla Zapolyi, kazał
70
uwięzić Łaskiego w zamku budzińskim i planował uto pienie go w Dunaju. Łaskiego uratowała tylko pośpie sznie podjęta interwencja hetmana Tarnowskiego, nie gdysiejszego wybawiciela Zapolyi. Tarnowski osobiście udał się na Węgry, by wstawić się u króla na rzecz Łaskiego — barwną relację na ten temat znajdujemy w kronice Szerémiego. Po przybyciu hetmana na dwór Zapolyi król zaraz poprosił go na śniadanie. Hetman odpowiedział jednak, że musi szczerze wyznać, iż ślu bował nie jeść i nie pić tak długo, aż król nie wypuści na wolność Łaskiego, i że przybył na dwór wyłącznie z tego powodu. — „Zdaje mi się, że on już nie żyje” — zawołał król Jan. — „Najjaśniejszy Panie — wtrą cili dworzanie — żyje jeszcze pan Hieronim Łaski”. Skonfundowany Zapolya zrozumiał, że musi ustąpić wobec prośby hetmana, który go niegdyś tak gościnnie podejmował w swych tarnowskich włościach. — „Daw no już nakazałem kasztelanowi Amademu, żeby go jak najprędzej zgładził z tego świata. Skoro jednak los zrządził inaczej, to niech już będzie ułaskawiony” — powiedział. Tarnowski uzyskał dla Łaskiego nie tylko wolność, ale i duże odszkodowanie z racji kosztów po niesionych w służbie Zapolyi. A conto przyszłej wypła ty Łaski otrzymał od Zapolyi w zastaw bogate miasto Debreczyn i nie zwlekając obłożył jego mieszkańców wielkim podatkiem. Później Łaski przerzucił się na stronę króla Ferdynanda, uzyskując od niego nawet godność bana Chorwacji i Slavonii. Do końca pozostał postacią kontrowersyjną. Niena widzono go i podziwiano. Jedni ganili jego chciwość i szaleńcze marzenia o zdobyciu jakiejś królewskiej korony, szczególne zamiłowania do zbytku, towarzy stwa pięknych kobiet i gry w kości. Inni, jak Dantyszek, Mikołaj Rej czy Klemens Janicki chwalili jego talenty i odwagę, widzieli w nim typ współczesnego
71
bohatera. „Drugim polskim Hannibalem” zwał go Rej, Ulissesem Sarmackim nazywał Janicki, opiewając w IX Elegii w słowach pełnych uwielbienia: Ale nie znajdziesz wielu, których z Łaskim Można porównać. Czy umie miłość zwodzić? Jeśli wielkość męża mierzyć mamy Wiedzą o kunsztach wojny i pokoju. Czyż można sobie wyobrazić kogoś Bardziej godnego niźli on podziwu?... Przywrócił pokój, dał spokojnie rządzić Janowi, który się błąkał wygnany W kraju Sarmatów, bojąc się morderców Kiedy Hungarią władał brat cesarza. (przeł. Z. Kubiak)
■ ' Patrząc na to, co Łaski sam uczynił dla króla Zapolyi, można tylko żałować, iż umiej ętności tak przed siębiorczego i energicznego wojownika i dyplomaty nie zostały odpowiednio wykorzystane przez swoich włas nych rodaków. Czyż można się dziwić nostalgii profe sora Wojciechowskiego, który pisał: „Jak pożytecznym u- boku królewskiego mógł być taki Hieronim Łaski! Łaski służył obcym...” Zamiast Łaskiego u boku króla Zygmunta był jednak szpieg austriacki kanclerz Szydłowiecki. Tragedia „w ęgierskiego R ichelieu” W zbliżeniu między węgierskim stronnictwem naro dowym a Polską wielką rolę odegrał „węgierski Ri chelieu” — kardynał Martinuzzi, największy chyba węgierski polityk XVI wieku, wojownik i dyplomata. Znany w historii jako brat Jerzy, były przeor klaszto ru paulinów w Częstochowie, Martinuzzi jako doradca Zapolyi świetnie wykorzystał nabytą w częstochow skim klasztorze znajomość języka polskiego, licznymi kazaniami w tym języku werbując zwolenników do
72
walki zbrojnej przeciwko Habsburgom na Węgrzech. Tylko w ciągu 1528 r. Martinuzzi trzykrotnie prze dziera się z Węgier do Polski. Martinuzzi szybko stał się najbliższym przyjacielem i powiernikiem króla Zapolyi, nadzorcą finansów i sze fem dyplomacji. Polityka i dyplomacja były jego do meną. Brat Jerzy — mistrz gry zakulisowej, człowiek żelaznej woli i energii wszystkie swe siły poświęcił zadaniu ponownego zjednoczenia Węgier. Nie cofał się przy tym przed żadnymi środkami i podstępami, zwo dząc na przemian to cesarza, to sułtana. Zakonnik, na krótko przed śmiercią kardynał, utrzymujący znako mite stosunki z sułtanem, pertraktujący z muzułmań skimi paszami za pan brat, osobiście prowadzący woj ska do zwycięskich walk był w oczach wielu postacią niemal demoniczną, ucieleśnieniem cynizmu i makiawellizmu, wysłańcem piekieł. Inni widzieli w nim ge nialnego polityka i patriotę, jedyną nadzieję Węgier w najtrudniejszym okresie ich istnienia. Potomni uznali go za „węgierskiego Richelieu”. Najbardziej nawet zręczna gra polityczna brata Jerzego nie pozwoliła jednak na dobre rozwiązanie niezwykle trudnego dylematu, przed jakim stanęły Wę gry w latach 1538—1541. W 1538 r. starzejący się król Jan Zapolya podpisał z królem Ferdynandem układ waradyński, zapewniający obu królom dośmiertne utrzymanie w swych rękach piastowanych w tym cza sie posiadłości, a zarazem obiecujący przejście państwa Zapolyi po jego śmierci w ręce Ferdynanda. Specjalna klauzula zastrzegała, aby na wypadek, gdyby królowi Zapolyi urodził się syn (w momencie podpisania ukła du był on nieżonaty), to powinien uzyskać od Ferdy nanda odszkodowanie w postaci księstwa spiskiego. Układ waradyński prawdopodobnie był tylko podstę pem Zapolyi, zmierzającego do uzyskania dla swego państwa dłuższej chwili wytchnienia, skonsolidowania
73
kraju. Temu ostatniemu celowi służył zawarty wkrót ce potem związek małżeński króla Jana z Izabelą Ja giellonką, córką Zygmunta Starego i Bony. Zrodzone mu z tego małżeństwa synowi •— Janowi Zygmunto w i — Zapolya przed śmiercią przekazał swoje króle stwo wbrew układowi waradyńskiemu. Ale układ waradyński w praktyce został zenwany również i przez Ferdynanda, który wkrótce po jego zawarciu przez swego posła w Stambule doniósł sułtanowi o nielojal nym wobec Turcji traktacie jego sprzymierzeńca. Nie było to ani pierwsze, ani ostatnie tego typu posunięcie dyplomacji habsburskiej na Węgrzech — w przyszłości posłowie habsburscy kilkakrotnie jeszcze donieśli w Stambule o swych najtajniejszych pertraktacjach i układach z narodowymi królami Węgier czy książętami siedmiogrodzkimi. Cel był jednoznaczny — ściągnąć gniew sułtana na jego nie dość lojalnych węgierskich sojuszników, poróżnić ich z e Stambułem w interesie Austrii. Po śmierci króla Zapolyi i zerwaniu układu waradyńskiego groźba napaści Ferdynanda na Węgry sta wała się coraz bardziej nieunikniona, wróżąc dla kraju jak najbardziej katastrofalne konsekwencje. Martinuzzi dobrze oceniał, iż Turcja nigdy nie dopuści do zjed noczenia Węgier pod berłem Habsburgów i jest dosta tecznie potężna, aby temu zapobiec, Ferdynand, jak się to w iele razy miało okazać w przyszłości, nie był bowiem zdolny do zapewnienia prawdziwej obrony Węgier przed Turcją. Jedyną nadzieją pozostawało więc zachowanie dla państwa Zapolyi jak najlepszych stosunków z Turcją, szukanie względów sułtana i rów noczesne zapobieganie zbrojnym akcjom ze strony Fer dynanda. Pod tym względem bardzo wiele mogłaby po móc dyplomatyczna akcja Polski, sama groźba jej ak tywniejszego wystąpienia po strome Zapolyów. W tej sytuacji Martinuzzi pisze list do króla Zygmunta Sta
74
rego z rozpaczliwą prośbą o pomoc. List wyrażał — jak pisał prof. Janusz Pajewski — „stosunek do Polski jako do najbliższego sojusznika, który nie tylko może, ale i powinien służyć Węgrom daleko idącą pomocą w ich ciężkim położeniu oraz niezdawanie sobie sprawy ze stanu rzeczy w Polsce, jakaś dziwna wiara w ener gię, aktywność starego króla Zygmunta, który przecież znacznie wcześniej — za Władysława i Ludwika i bez pośrednio po klęsce mohackiej, będąc w sile wieku nie umiał się zdobyć na mocniejsze a konsekwentne posu nięcia w swej polityce węgierskiej”. Pisząc swój list do króla Zygmunta, Martinuzzi li czył nie tyle na zbrojną pomoc z Polski, co na możli wość polskiej akcji dyplomatycznej, manifestującej poparcie Zygmunta dla swej córki Izabeli i wnuka, wywarcia nacisku na Ferdynanda, aby zaniechał pla nów zbrojnej napaści na Węgry. Akcje zabezpieczenia praw maleńkiego Jana Zygmunta Polska mogła zresz tą dobrze skoordynować ze Stambułem, gdzie istniał w tym czasie życzliwy klimat dla spraw polskich. De cydowała o tym przede wszystkim ukochana małżonka Sulejmana II, słynna Roksolana, w młodości zabrana w jasyr ze wschodnich kresów Polski. Roksolana, zwa na przez Turków Khurrem Syltan (Radosna Sułtanka) wywierała tak silny wpływ na swego potężnego mę ża — zdobywcę, iż przeforsowała przekazanie tronu zrodzonemu z niej synowi Sulejmana, kosztem jego dwóch starszych synów zamordowanych z jej poduszczenia. Roksolana wyrażała nie ukrywaną sympatię do Polski i sama nawiązała korespondencję z królową Boną, dzieląc z nią antyhabsburskie uczucia. Poseł pol ski w Stambule widząc coraz żywsze kontakty między Roksolaną i Boną zdumiewał się, iż sułtan „wbrew zwyczajom i obyczajom tureckim posługuje się pomocą swej żony, jako kobiety do kobiety”. W ówczesnej sytuacji najważniejszą sprawą było po
75
wstrzymanie akcji Ferdynanda za wszelką cenę, uzy skanie dla królestwa węgierskiego czasu na konsolida cję wewnętrzną po śmierci króla Zapolyi. Zdaniem wie lu historyków staranna, zręcznie zorganizowana akcja dyplomatyczna Polski mogła zapobiec akcji Ferdynan da i uratować Węgry przed najgorszym, które już wkrótce miało nastąpić. Oto na wiosnę 1S41 r. wojska Ferdynanda wkroczyły na Węgry i szybkim pochodem dotarły pod Budę, bronioną przez brata Jerzego. Au striacki dowódca nawiązał potajemne pertraktacje z budzińskimi mieszczanami — w odpowiedniej chwili m ieli oni otworzyć bramy dla napastników. Mieszcza nie postawili tylko jeden warunek, aby jako pierwsze prześliznęły się przez bramy posiłkujące Austriaków oddziały węgierskie, lepiej znające Budę i łatwiej mo gące w razie potrzeby zmylić straże, niż nie znający węgierskiego landsknechci. Dowódca Austriaków Roggendorf wbrew porozumieniu posłał oddział Niemców, którzy w ciemną noc niepostrzeżenie przedostali się do miasta przez uchyloną bramę. Niemcy nie potrafili jednak porozumieć się z przybyłymi do nich spiskow cami i dowiedzieć tak niezbędnego hasła. Odbiło się to przy napotkaniu pierwszych strażników. Powstało za mieszanie i wkrótce dały się słyszeć rozpaczliwe wo łania o pomoc. Nadesłane przez Martinuzziego posiłki wycięły Niemców, a wkrótce potem krwawo pomszczo no próbę zdrady. Niedługo po tych wydarzeniach oblężonym na od siecz nadeszła armia tureckiego sojusznika. Wiódł ją sam sułtan Sulejman II Wspaniały. Turcy rozbili woj ska niemieckie, 7 tysięcy Niemców padło na polu bit wy. Oblężeni w Budzie odetchnęli, ale wtedy właśnie przyszło dla nich najokrutniejsze zaskoczenie, sułtan Sulejman znudzony węgierskimi komplikacjami, nie pewnością co do swego węgierskiego sojusznika (po zdradzeniu mu przez Ferdynanda sekretu układu wa-
76
radyńskiego) postanowił zabezpieczyć swą władzą na Węgrzech przez opanowanie Budy dla Turków. Plan swój doskonale zamaskował. Izabela, brat Jerzy i w ie lu dostojników węgierskich zaproszonych zostało w imieniu sułtana na wielką ucztę wydaną przez turec kich „wyzwolicieli”. Podczas uczty janczarzy „pod po zorem zwiedzania miasta” w coraz większych grupach wchodzili do Budy, aż nagle na dany znak rozbrojono straże i bez trudu opanowano miasto pozbawione do wódców, ucztujących u sułtana. Na sto pięćdziesiąt lat Buda dostała się we władanie sułtanów. Kościół Naj świętszej Marii Panny przemieniono w meczet i mia nowano pierwszego tureckiego baszę Budy. Zajęcie Budy przez Turków wywołało przerażenie w całej Europie, od Wiednia aż po Rzym — niektórzy zaczęli już z przerażeniem widzieć w niezbyt odległej perspektywie szturm mahometan na siedzibę papieży. Nasz Klemens Janicki w wielu „Elegiach” wyrażał współczucie dla losu Węgrów i żal nad pustoszoną Budą, wzywając w VIII Elegii: Teraz Korwinie, rozstrzaskaj grobowiec, Przybądź, o przybądź na pomóc rodakomf... Niech dziś wodzowie zobaczą Hungarię, Której nie wsparli, gdy mogli. (przeł. Zygmunt Kubiak)
Jedna z „Elegii” wyrażała otwarty niepokój o losy Polski — z Budy do Krakowa nie było przecież zbyt daleko: Zysk Pannończyków jest i waszym zyskiem Polacy, w jednej żeglujecie łodzi. Dopóki trwała Pannónia, przedmurzem Była i polskiej, i niemieckiej ziemi; Gdy padła, jakież dla nas bezpieczeństwo?... (Z „X Elegii” — przeł. Z. Kubiak)
77
Pod wrażeniem upadku Budy pod Wiedniem zebra no wreszcie kilkudziesięciotysięczne wojska koalicji antytureckiej, mianując ich wodzem najbardziej nie udanego z kandydatów — elektora brandenburskiego Joachima, który, jak to określił Marcin Luter, „w życiu nie widział nawet zakrwawionego miecza”. Wysłane pod takim to wodzem pod mury Budy oddziały po pierwszym niefortunnym szturmie zabrały się spokoj nie do domu „na urągowisko całemu chrześcijań stwu” — jak później pisano. Zawiódłszy się na wiarołomstwie sułtana brat Jerzy postanowił szukać ratunku dla Węgier z drugiej stro ny. Bez chwili wahania występuje z programem po jednania obu zwaśnionyćh obozów i zjednoczenia Wę grów z obu stron na drodze ugody z Ferdynandem. Z jego inicjatywy doszło do zawarcia umowy między Ferdynandem a Izabelą, przewidującej przekazanie w ręce habsburskiego króla wszystkich terytoriów znaj dujących się w rękach Zapolyów w zamian za księ stwo Jana Zygmunta. Czekając na aktywną akcję ze strony Ferdynanda dla realizacji tajnego układu brat Jerzy starannie organizował wschodnie królestwo wę gierskie z ośrodkiem w Siedmiogrodzie, formalnie za rządzane przez Izabelę Jagiellonkę w imieniu mało letniego Jana Zygmunta. Martinuzzi liczył, że jeśli wszyscy Węgrzy zjednoczeni skupią się wokół Ferdy nanda, a ten przyśle dostateczne siły zbrojne na Wę gry, to uda się obronić Węgry przed najazdem suł tana. Czekając całymi latami na odpowiednią akcję zbroj ną Ferdynanda, Martinuzzi zwłóczył jak mógł, zwodził sułtana, korespondował z baszami tureckimi, zręcznie im pochlebiając. W 1551 r. zdawało się, że nadszedł odpowiedni czas na wyzwolenie i zjednoczenie całych Węgier. Ferdynand posłał wreszcie na Węgry specjal ną armię pod dowództwem włoskiego generała Castal-
78
do. Siły Castalda okazały się jednak niewystarczające do walki przeciw Turkom. Zdesperowany Martinuzzi sam zorganizował naprędce węgierską armię i otwarcie wystąpił przeciwko Turkom, których tak długo łudził i zwodził, odniósł w iele zwycięstw, wyzwalając niemal cały Siedmiogród. Wódz wojsk austriackich, Castaldo, ciągle jednak zazdrościł Martinuzziemu wpływów, bo gactw i sławy, przerażała go rosnąca popularność brata Jerzego. Nie ufał Martinuzziemu mimo tak wyraźnie okazywanej przez niego dobrej woli również i sam król Ferdynand, widząc w stanowczym mnichu uosobienie węgierskich dążeń do niezależności. Austriaków prze rażała niezwykła zręczność polityczna mnicha, tak dłu go z sukcesem lawirującego między Wiedniem i Stam bułem. Najbliższy podwładny Castalda, Pallavicini, pi sał: „Nie można ludzkim umysłem pojąć tego człowie ka. W tej samej minucie płacze i śmieje się, obiecuje j zaprzecza, mówi jak święty, a czyni jak diabeł. Ten człowiek jest raczej Turkiem niż chrześcijaninem, ra czej Lucyferem niż Jerzym”. Nieufność i strach popchnęły Castalda do zbrodni. Mroczną nocą z 16 na 17 grudnia 8 zbirów cesarskich pod wodzą Pallaviciniego zasztyletowało pogrążonego w modlitwie 69-letniego wówczas kardynała. „Szty lety te przeszyły całe Węgry” — pisał później jeden z historyków. Podstępny, okrutny mord na wielkim węgierskim patriocie doprowadził do przekreślenia na -długo szansy zjednoczenia Węgier pod berłem Habs burgów. Oburzeni na cesarskich morderców Węgrzy powrócili do dawniejszej koncepcji Martinuzziego wal ki o niezależność kraju wbrew Wiedniowi przy popar ciu Turcji i zabiegali o współpracę z Polską. W ciągu kilku lat od śmierci Martinuzziego Austriacy zostali wypędzeni z Siedmiogrodu. W 1556 r. na wezwanie -sejmu siedmiogrodzkiego wraca z kilkuletniego wygna nia w Polsce królowa Izabela z małoletnim Zygmun
79
tem. Odprowadzało ją na Węgry pięćset polskich jeź dźców i pięćset zbrojnych pieszych, a na granicy przy witało królową grono najznakomitszych magnatów wę gierskich na czele z 23-letnim wówczas Stefanem Ba torym oraz dwie setki tureckich janczarów. Znowu wrócono do koncepcji tureckiego poparcia i sojuszu. W tym czasie na dworze Sułejmana wielkim rzeczni kiem sprawy Izabeli był główny doradca sułtana, Ibrahim-beg, sturczony potomek polskiego rodu Straszów. Izabela stała się pierwszą władczynią niezależnego Siedmiogrodu tworząc od podstaw jego organizację państwową. Sprawowała tam władzę niemal absolutną; w 1558 r. wykrywszy spisek grupy możnowładców bez wahania nakazała wymordować jego inspiratorów. Ró wnocześnie Izabela należała do władców najbardziej tolerancyjnych w sprawach religii — właśnie wtedy, za rządów tej katolickiej królowej, cały Siedmiogród stał się protestancki. Była gruntownie wykształcona i mówiła biegle czterema językami. Węgierski historyk Endre Veress określił ją jako „najbardziej wykształ coną królową w całych dziejach Węgier”. Popierała pi sarzy i rozwój drukarstwa, jej dwór stał się wielkim centrum humanistycznej kultury, znakomitym miej scem kontaktów humanistów z Węgier i Polski. Na siedmiogrodzkim dworze Izabeli wielkie kariery robią przybysze z Polski. Jeden z nich, kanclerz Piotr Porembski, zostaje najbliższym doradcą królowej. Królo wa uwielbiała przepych i tańce, nie stroniła też od wi na. Kronikarz Forgács zarzucał jej nadmierne upodo banie do mrożonego, wręcz lodowatego wina, które piła w dużych ilościach i latem, i zimą. Dramatyczne, pełne wstrząsów czasy Izabeli, począ wszy od jej pierwszego przyjazdu na Węgry i współ działania z bratem Jerzym, odżyły po wiekach w po wieściach Zsigmonda Keménya („Ponure czasy”) i Ma urycego Jókaia („Brat Jerzy”), w poemacie jednego
80
z wielkiej trójcy poetów węgierskich — Jánosa Ara nya. W Polsce postać Izabeli jest dziś niemal za pomniana, choć kiedyś budziła wielkie zainteresowa nie swych rodaków i poświęcono jej w iele utworów poetyckich od Janickiego aż po Reja. Ten ostatni na pisał o niej żartobliwie w „Zwierzyńcu”: Izabella z narodu zacnego Polskiego Dzyewka onego Króla, Zygmunta sławnego Potym była została, Węgierską Królową, A w iele światem trzęsła, w młodości swą głową. Króle, zacni Książęta, a snadź y pogani, M ieli z nią pracey dosyć, dziwna była pani. Ale jako dawno brzmią, stare przypowieści, Przedsię na cienkiey nici, ten rozum niewieści.
W czasach Izabeli wyłania się poparty również i przez Zygmunta Augusta projekt zapewnienia bez pośredniej unii Polski i Siedmiogrodu poprzez wybór syna Izabeli, Jana Zygmunta, na króla Polski po śmierci Zygmunta Augusta. Projekt ten udaremnia nieoczekiwana wcześniejsza śmierć Jana Zygmunta w wieku zaledwie 31 lat. Kilkanaście lat później jednak projekt unii miał zrealizować książę siedmiogrodzki i król Polski — Stefan Batory.
81
III Od Batorego do powstania kuruców
Węgry nie mogą rozpocząć -wojny przeciwko Polsce, ponieważ pomiędzy dwoma narodami istnieją dawne, ścisłe więzy przyjaźni i Jeśli nawet król polski wysłał ostatnio cesarzowi z pomocą oddziały Kozackie, uczynił to król, nie zaś naród polski, który nie może za to odpowiadać. (Z listu księcia Siedmiogrodu Gábora Bethlena do króla Szwecji Gustawa Adolfa 1829 r.)
Pochodzącą od Martinuzziego koncepcję współpracy Siedmiogrodu z Polską przy równoczesnym zachowa niu -poparcia tureckiego podjął przede wszystkim książę Siedmiogrodu, Stefan Batory, „czarniawy Wę gier, o nosie kęs zakrzywionym, za jakim pospolicie Attylę mianują”, jak pisano o nim współcześnie. Panowanie Batorego staje się najświetniejszym okre sem rozwoju stosunków polsko-węgierskich. Stanow czy, „nie malowany król” potrafił skupić wokół siebie i pozyskać sympatię najwybitniejszych współczesnych mu Polaków od Zamojskiego i Żółkiewskiego po Ko chanowskiego, który pisał o Batorym: Serce nieomylnie tuszy, że cię z Bolesławy Równo Polska kłaść będzie, a ty nie ustawaj, Ale dobrych początków coraz dokonawaj Jeszcze lepiej!...
82
Czas utrwalił legendę o Batorym jako wzorze wład cy, jednym z największych polskich królów. Tak nie przychylny Ludwikowi Węgierskiemu Niemcewicz o Batorym pisał jako o tym, który „wrócił Polsce wie ki złote” i stwierdzał: Nie dziw, że Polak w sławie wygórował Zamojski radził, Batory panował.
Mickiewicz w swych wykładach o literaturze sło wiańskiej mówił o Batorym jako o „ideale króla pa trioty, który kochał Polskę, przywiązał się do niej, po ślubił Rzeczpospolitę”. Poeta symboliczny Miciński przeciwstawiał postać dzielnego króla Stefana typowi układnego jezuickiego dyplomaty, wzywając: Niech Polak będzie Batorym, a nie Possewinem Niech pogardza małością, brudem, zaprzedaniem!
Przez całe stulecia nasze wyobrażenia o sławnym Siedmiogrodzianinie zdominowała wizja dzielnego kró la — wojownika, zwycięzcy spod Pskowa i Wielkich Łukóiw (m.in. iw znanym obrazie Matejki). Nowożytna historiografia wyżej podnosi zasługi Batorego w cza sie pokoju, widząc w nim postać wielkiego monarchy, któremu tylko przedwczesna śmierć przeszkodziła w ukróceniu samowoli magnatów i wprowadzeniu rady kalnych kroków dla naprawy Rzeczpospolitej. Nader wymowny pod tym względem jest bilans dokonań Ba torego w ciągu krótkiego, zaledwie dziesięcioletniego panowania. Z jego imieniem wiąże się zarówno uspra wnienie systemu podatkowego, rozwój działalności menniczej, jak i zreformowanie piechoty i kawalerii, stworzenie specjalnych oddziałów chłopskich — tzw. piechoty wybranieckiej. Wielu chłopom nadano szla chectwo za odwagę wykazaną w walkach zwłaszcza pod Wielkimi Łukami.
83
Batory podjął też pierwszą próbę uporządkowania stosunków wśród Kozaczyzny, specjalnym uniwersałem ustalając ich hierarchię wojskową, zapoczątkowując „wojsko zaporoskie jego królewskiej mości”, przyjmu jąc Kozaków w służbę Rzeczypospolitej, nadając im urzędową nazwę „mołojców”, ustalając żołd i hierar chię wojskową. Bitny Siedmiogrodzianin należał zarazem do najbar dziej wykształconych władców Polski. Były student słynnej padewskiej uczelni, gdzie podobno miał zawią zać pierwsze nici przyjaźni z późniejszym hetmanem Janem Zamojskim, usilnie dążył do ożywienia życia kulturalnego w Rzeczpospolitej. W 1578 r. utworzył w Wilnie Akademię, później przekształconą w uniwersy tet. Akademia w Wilnie była — jak pisze Janusz Taz bir — pierwszą wyższą uczelnią na terenie dzisiejszego Związku Radzieckiego. Pierwszym rektorem nowej uczelni został głośny kaznodzieja Piotr Skarga — i znów oddajmy tu głos Tazbirowi: „Wszystkie radzie ckie monografie i encyklopedie zaczynają od jego (tj. Skargi — JRN) nazwiska wykaz rektorów tamtejszego uniwersytetu, doprowadzony do czasów dzisiejszych”. Na tle następcy Batorego, fanatycznego bigota Zyg munta III Wazy, tym bardziej rzuca się w oczy sta nowczość, z jaką Siedmiogrodzianin przestrzegał zasad tolerancji religijnej. Sam katolik, ostro występował przeciw próbom organizowania antyprotestanckich tu multów religijnych, kazał karać śmiercią za napady na kościoły i domy różnowierców, głosząc, że nie ścierpi, by wiarę szerzono „przemocą, ogniem i żelazem miast nauczaniem i dobrymi przykładami”. Oświadczając, że nigdy nie zgodzi się na nawracanie na wiarę groźbą i przymusem dodawał: „Chociaż bym tego nie był po przysiągł, sam rozum, ustawa Rzeczypospolitej i fran cuskie przykłady (tj. pamięć o rzezi w noc św. Bartło mieja — JRN) dostatecznie by mię tego nauczyły”.
84
Polscy protestanci w późniejszych stuleciach niejed nokrotnie powoływali się na wzory tolerancji religij nej, tak mocno akcentowane przez Batorego. Sławił mądrość króla Stefana poeta jakobin Jakub Jasiń ski, na ogół nie mający do monarchów zbytniej predylekcji, pisząc w wierszu „Do Stefana Batorego” m .i m .:
Garnął się cudzoziemiec w taki kraj szczęśliwy Gdzie'monarcha roztropny, kochany, cnotliwy Gardząc podłe przesądy i gminne mniemania Cenił ludzi z wartości, a nie z ich wyznania..'.
Batory przywiązywał bardzo dużą wagę do sprawy kształtowania w przychylnym dla siebie duchu szlachec kiej opinii publicznej i odpowiedniej informacji dla za granicy. Powołał do tych celów specjalny zespół ludzi, pełniących rolę dzisiejszego biura prasowego. W czasie kolejnych kampanii wojennych w obozie królewskim bez przerwy pracowała specjalna „latająca drukarnia połowa”, wypuszczająca druki z najświeższymi infor macjami z pola boju i sławiąca wszem i wobec kunszt sztuki wojennej króla Stefana. Batory poświęcał wiele uwagi rozwojowi badań nad przeszłością, osobiście tro szcząc się o jak najlepsze warunki pracy związanych z dworem królewskim dziejopisarzy z Polski i Węgier. Niektórzy autorzy uważają, że Batory aż nadto inte resował się pisemnymi relacjami o jego panowaniu, widząc w nim „ojca cenzury prewencyjnej” w Polsce. Wyczulony na wagę słowa pisanego król zwykł był bowiem starannie kontrolować wszystkie zapisy dziejopisów, a ich rękopisy — jak wiemy ze słów Jana Zamojskiego — sam „rewidował i poprawiał”. Co wię cej, w lutym 1580 r. Batory wydał nawet specjalny dekret postanawiający, iż ze względu na niezmiernie ważne znaczenie wszystkiego, co tylko dotyczy prze szłości państwa lub spraw współczesnych, „bez naszej
85
wiedzy i przyzwolenia” nie wolno niczego drukować ani rozpowszechniać pod karą śmierci. Zakaz królew ski rozciągał się również na odnoszące się do wspo mnianej tematyki rysunki i obrazy. Wcześniej, w 1571 r. podczas swych rządów w Sied miogrodzie, Batory wydał rozporządzenie skierowane przeciwko głównej kolozsvarskiej drukarni Heltaiego, należącej do antytrynitariuszy (odpowiednika naszych arian), zabraniając jej drukowania książek religijnych bez uprzedniego zezwolenia. Rozporządzenie Batorego miało dość nieoczekiwany skutek — przyśpieszyło w Siedmiogrodzie rozkwit literatury świeckiej, której treści nie wymagały cenzurowania. W Polsce postano wienia Batorego miały efekt mniej pomyślny — bez wieści zaginęła np. wstrzymana przed publikacją i prze chowywana tylko w rękopisie kiłkuczęściowa historia czasów 'króla Stefana, napisana przez Andrzeja Patrycego Nłdeckiego. Największą chyba zasługą Batorego było jednak pod jęcie zdecydowanych kroków w celu przywrócenia au torytetu władzy królewskiej, jej konsekwentnego wzmocnienia. Już na sejmie w Toruniu w 1576 r. Ba tory stanowczo zapewnił, że nie będzie „królem ma lowanym”, mówiąc: „Urodziłem się i wychowałem, jako człowiek wolny, nie w oborze, ale w pałacu. Ani ubóstwo nie sprowadziło mnie do tego kraju, ponieważ zawsze miałem co jeść i w co się ubrać. Przeto miłuję swą wolność i jej bronię. Z wolą Bożą wyście mnie obrali waszym królem. Przybyłem tu na wasze prośby i nalegania. Wyście włożyli koronę na moją głowę. Dlatego też jestem waszym królem, a nie lalką rzeź bioną lub malowaną. Chcę panować i rozkazywać i nie ścierpię tego, żebyście m ieli być moimi nauczycielami albo nauczycielami doradców. Raczej pilnujcie waszej wolności, abyście jej nie nadużywali. Senatorowie! Albo trzymajcie się prawa, albo rozwiążcie mi ręce,
86
skrępowane waszymi ustawami, a ja sam potrafię sta nąć w jego obronie!” Inicjatywy króla napotykały jednak zbyt wiele przeszkód. W kraju istniało bowiem już niemało za lążków przyszłej anarchii. Dość przytoczyć takie oto odezwanie się do króla posła Jakuba Niemojewskiego na sejmie w 1585 r.: „Miłościwy królu, albo chowaj nam w całości naszej przywileje, a będziesz nam miło ściwym królem, zali nie, będziesz Stefanem Batorym, a ja Jakubem Niemojewskim”. Antybatordańskiej opo zycji szlacheckiej nie przekonały do króla nawet jego wielkie zwycięstwa wojenne. Szlacheccy oponenci wi dzieli w nich tylko jeszcze większą groźbę umocnienia „tyranii” Batorego i ukrócenia „złotej wolności”. Jeden z liderów antybatoriaóskiej opozycji na sejmiku w Opatowie w 1583 r., Prokop Pękosławski, nie ukrywał swych obaw przed umocnieniem władzy królewskiej, w przypadku jeśli Batoremu uda się zrealizować swe wielkie plany militarne, tak mówiąc o nich: „Ale te raz desidet hoc sibi, kiedy Król J. Mć chuć swą tę za leca Rzpltej, zdrowie swe dla niej wystawiać chce, a tu zaś fundamenta jej, prawa, przywileje, na których ozdoba wszystka należy, psuje. Na czemże tę materyą dalszego budowania stawić chcemy, kiedy fundamenta złe? Będzie to in ruina wszystko. Bo jeśliż prawa, swo body nasze upadną, te triumfy, by też były najszczę śliwsze, na co się nam przydadzą?” Oburzony zuchwalstwem szlacheckiej braci król Ste fan kilkakrotnie aż do korda się rwał, zwłaszcza gdy grożono zerwaniem sejmu na tle sprawy Zborowskich. Uskarżał się Siedmiogrodzianin, że polska szlachta jest chciwa i lekkomyślna i z goryczą odpowiadał na na mowy, by torował drogę swemu synowcowi do tronu polskiego, mówiąc, iż: .... w Polsce ciężko jest królo wać... Wszedłem sam in miserrinum purgatorium (tj. w ten straszny czyściec — JRN) — by nie szło o sła
87
wę, puściłbym to k ró lestw o , a miałbym jeszcze in istam carnificinam (tj. na te męki — JRN) synowca da wać”. Mimo tych chwil rozgoryczenia król Stefan potrafił sobie jednak radzić z samowolą szlachecką, z pomocą wprost nieocenionego hetmana Jana Zamojskiego, zwo lennika trwałego związania Siedmiogrodu z Polską. Zamojskiego nazywano „altér Rex” (drugim królem). Mówiono wtedy, że „król nie powinien iść bez Zamoj skiego na sejm, a Zamojski bez króla na wojnę”. Rządy Batorego doprowadzają do najbardziej wielo stronnego rozwoju kontaktów polsko-węgierskich w różnych dziedzinach. Kraków za jego rządów stanowi centrum niezależnej polityki węgierskiej i na dworze króla przebywają wszyscy najświetniejsi węgierscy po litycy epoki (Kovácsocsy, Berzevicsy i inni), najsłyn niejsi wojownicy (Kaspar Bekiesz), poeci, pisarze, hi storycy. Kacper Bekiesz-był posiadaczem znanej ka mienicy w rynku krakowskim „Pod Baranami” — wdowa po nim, Anna, urządziła w tym domu wyszynk win węgierskich. W Polsce przebywa przez dłuższy czas pierwszy w ielki poeta węgierski, Bálint Balassi, twórca węgierskiej poezji renesansowej, a zarazem „żołnierz króla Batorego”. Za Batorego w miejsce dawnych związków dyna stycznych przyszła wielość bezpośrednich kontaktów osobistych szlachty, możnowładeóiw i żołnierzy, ducho wnych i studentów. We wzajemnych kontaktach ogro mną, Wciąż dziś nie docenianą rolę odgrywała łacina, w której znajomości szlachta obu krajów celowała (zni kała w ten sposób tak ciężka bariera języka węgier skiego). Inna sprawa, iż wyjątkowo duże rozpowszech nienie łaciny w ówczesnym piśmiennictwie Polski i Węgier odbywało się ciągle kosztem języków narodo wych — i jak pisał Briickner — pod tym względem
88
„w Europie jedynie Węgrzy dotrzymywali nam towa rzystwa iście fatalnego”. Bliskość wzajemnych stosunków, nadania dóbr przez Batorego sprawiły, że wiele rodów węgierskich prze niosło się na stałe do Polski. Wielką rolę we wzajem nych kontaktach odgrywały miasta zastawionego w XV wieku przez Węgry Spiszu, zwłaszcza Kieżmark i Lubowla, które prosperowały dzięki ożywionym pol sko-węgierskim stosunkom handlowym. Historycy od naleźli ślady peregrynacji wielu rodów z Polski, naj częściej poprzez Spisz na Węgry. Z takiej polskiej ro dziny, która przed stuleciami wy wędrowała na Węgry, wywodził się np. słynny malarz węgierski Csontváry-Kosztka, przez wielu krytyków uważany za najwięk szego węgierskiego malarza XX wieku. Jednym z jego dalekich przodków był polski jezuita, święty Stanisław Kostka. Gwoli prawdy historycznej trzeba stwierdzić, że tak liczne i wielostronne kontakty z Węgrami w dobie Batorego, pobyt setek Węgrów na terenie Polski nie wśród całej naszej szlachty spotykały się z równie ży czliwym przyjęciem. Bartosz Paprocki np. w swym „Upominku albo przestrodze zacnemu Narodowi Pol skiemu” gwałtownie atakował Ferenca Wesselényiego, powiernika króla Batorego, za szafowanie dobrami państwowymi, pisząc: „Węgrzyn nad zwyczaj wielu Węgrów chował... Rzeczypospolitej dobra niemi pusto szył, nad dwu podskarbiów w Polsce i trzeciego (na Litwie)... miał czwartego, Węgrzyna Wiesielina, który bardzo szkodził Rzecz pospolitą. Niechże wam ten Wiesielin... liczbę czynią z tych skarbów, które do cu dzej ziemi wydali i co sobie za nie majętność kupo wali”. Antybatoriańska opozycja szlachecka wciąż utyski wała nad skrajnymi samowolami „wojska węgierskie go” przyprowadzonego przez Batorego. Wszystkie re
89
kordy pod tym względem pobił Krzysztof Zborowski (brat uwięzionego z rozkazu króla i ściętego za zdradę Samuela), który w swej mowie sejmowej opisał prze marsz piechoty węgierskiej w stylu Apokalipsy: „Ja kież to mordy, gwałty żon, ubogich dzieweczek, wyłupywanie sklepów, wydzieranie pospolitemu człowieko w i żywności na drogach i dóbr od nich się dzieją”.
K raków — centrum węgierskiej kultury Czasy Batorego to tylko kulminacja trwającego od przełomu wieku XV i XVI wielkiego rozkwitu polsko-węgierskich stosunków kulturalnych. Mało znany jest fakt, że włoski renesans trafił do Polski za pośredni ctwem Węgier, gdzie utrwalił się znacznie wcześniej właśnie za czasów żony 'Macieja Korwina — pięknej Beatrycze. Zygmunt Stary wykorzystał kilkuletnie pobyty w czasach swej młodości na dworze Władysła wa Jagiellończyka w Budzie (1498—1501, 1502 i 1506) dla przejęcia wielu rozwiązań węgierskiej architektury (bram, okien, plafonów). Plafon wawelski bogato zdo biony rzeźbionymi głowami renesansowymi jest podob no naśladownictwem zaginionego wzoru z zamku budańskiego. Klęska pod Mohaczem i upadek państwowości wę gierskiej sprawiły, że na całe dziesięciolecia przyjazna Polska stała się najbliższym i najpewniejszym miej scem intelektualnego azylu dla Węgrów. Po 1526 r. przez kilkadziesiąt lat humanista węgierski miał wła ściwie tylko dwa wyjścia — albo z bronią w ręku toczyć osamotnioną walkę przeciwko jednemu z dwóch zaborców w straszliwie spustoszonym kraju albo ucie kać ku Krakowowi, gdzie istniały szanse dalszej twór czości literackiej i naukowej. Dla Węgier XVI wieku Kraków na pewien czas stał się tym, czym Paryż dla
90
polskiej emigracji —■ Chopina, Mickiewicza, Słowac kiego czy Norwida. Jak pisał najwybitniejszy węgierski znawca stosunków polsko-węgierskich, prof. Endre Kovács: „Kraków, dawna stolica Polski, zajmuje wy datne miejsce w ukształtowaniu węgierskiej kultury narodowej... W toku XV—XVI wieku stał się on za razem centrum węgierskiej kultury... Kiedy w kraju zniszczonym przez Turków dzięki reformacji zrodziła się tęsknota za książkami, głównie Kraków zaopatrywał w książki domy węgierskie”. Podobną opinię wyraził historyk literatury Béla Varjas, pisząc, iż „Kraków przyczynił się do narodze nia książki węgierskiej i do rozwoju drukarstwa właś nie w dwóch najbardziej krytycznych dziesięcioleciach węgierskiej historii XVI wieku. Dopomogło to do prze zwyciężenia najtrudniejszych lat, zanim na Węgrzech mogła powstać samodzielna produkcja wydawnicza”. Pierwszą książkę węgierską wydrukowano już w 1527 r. w drukarni Hieronima Wietora w Krakowie. Przez mury tamtejszego uniwersytetu przeszły tysiące węgierskich studentów. W 1463 r. Węgrzy stanowili jedną czwartą wszystkich krakowskich studentów. W latach 1487—1494 liczba studentów z Węgier wyniosła 402, podczas gdy z Czech 96, Austrii — 16, a z ziem należących do Zakonu Krzyżackiego — 48. Węgrzy należeli zarazem do najliczniejszych i do najniespokojniejszych studentów krakowskiej wszechnicy, wywołując bardzo liczne bójki, zwłaszcza z niemiecki mi studentami. Najwięcej konfliktów wywoływał przy wieziony z Węgier nie najlepszy zwyczaj wszczynania z kolegami wielkich bójek 28 grudnia w dniu rzezi nie winiątek. Po jednej z takich bójek wezwani przed rek tora Węgrzy próżno usprawiedliwiali swe postępowanie istniejącym na Węgrzech zwyczajem. Rektor ukarał ich grzywną lub karcerem, mówiąc, iż powinni pamię tać, że w Polsce są inne zwyczaje, bo si fueris Romae,
91
Romano vivito more, si fueris alibi, vivito ut ibi (Jeśli byłbyś w Rzymie, musiałbyś żyć według rzymskiego obyczaju, jeśli jesteś gdzie indziej, żyj, jak tam żyją). Piosenka żakowska z tego czasu mówi o dzikich oby czajach Węgrów: Hungarorum natio crassorym morum, rudis atąue barbara. (Naród węgierski ma obyczaje ordynarne, surowe i dzikie). „W każdym razie na podstawie wielu danych można stwierdzić, że studenteria węgierska była na uniwer sytecie krakowskim elementem najbardziej niespokoj nym i porywczym... Węgrzy zachowywali się na ogół bardzo czupurnie” — stwierdzał Endre Kovács w źró dłowej pracy na temat związków uniwersytetu kra kowskiego z węgierską kulturą. Studenci węgierscy wyróżniali się jednak nie tylko czupurnością i skłonnościami do zwady. Wielu z nich zasłynęło przymiotami umysłu, przynosząc chlubę kra kowskiej wszechnicy. Węgrzy zdobyli bardzo wiele bakalaureatów. W letnim semestrze 1491 r. np. na dzie sięciu promowanych bakalarzy było aż siedmiu Wę grów. Jeden z Węgrów — Jan Turzo doszedł nawet dó godności rektora Akademii Krakowskiej w 1498 r. W Krakowie studiowali najwybitniejsi przedstawi ciele węgierskiej inteligencji końca XV i pierwszej po łowy XVI wieku. Tu studiował István Weribőczi, autor wielkiej kodyfikacji węgierskiego prawa feudalnego — tzw. Tripartitum (Potrójnej księgi), przez całe wieki uważanej za swego rodzaju „złotą księgę” szlachty wę gierskiej. Innym słynnym później węgierskim wycho wankiem krakowskiej Alma Mater był późniejszy pry mas Węgier Tamás Bakócz, humanista i mecenas kul tury, któremu zawdzięcza swe powstanie najpiękniej szy zabytek węgierskiego Renesansu — kaplica pryma sa Bakócza .przy katedrze w Ostrzyhomiu. Bakócz, oso bowość barwna i niespokojna, był przykładem jednej
92
z najbardziej zdumiewających karier doby Renesansu. Syn chłopa pańszczyźnianego, doszedł do najwyższych godności kościelnych i świeckich (tytuł kardynała i pa triarchy Konstantynopola oraz kanclerza Węgier) i ze brał olbrzymie bogactwa. W 1513 r. uznany za jed nego z najpoważniejszych kandydatów na papieża przy był do Rzymu ze wspaniałym orszakiem i dziesięcioma wozami wypełnionymi złotem i klejnotami. W pierw szej turze konklawe Bakócz zyskał osiem głosów, nie zdołał jednak zwyciężyć w rywalizacji z kardynałem z potężnego rodu Medyceuszy, który został wybrany na papieża jako Leon X. Do wychowanków krakowskiej wszechnicy należał również czołowy węgierski prozaik XVI wieku, Péter Bornemissa, i współtwórca węgierskiej reformacji, apo stoł luteranizmu w Siedmiogrodzie — János Honter. W nowicjacie krakowskim z kolei przebywał przez trzy lata duchowy przywódca węgierskiej kontrreformacji, świetny pisarz i kaznodzieja — Péter Pázmány. Batory zabiegał u papieża Grzegorza XIII o to, aby zamiast tworzonego wówczas w Rzymie „Colegium Germano-Hungaricum” stworzyć kolegium polsko-wę gierskie, powołując się na to, że Węgrzy są dużo bar dziej zbliżeni do Polaków niż do Niemców pod wzglę dem swego charakteru narodowego i sposobu myśle nia. Aleksander Briickner wspominając o niezwykle ożywionych polsko-węgierskich stosunkach kultural nych w XVI wieku pisał: „Polska szkoły i nauki, uczo nych dostarczała, polscy jezuici, Wujek np., w Kolozsvarze uczyli i zapomniało o tym przysłowie, co tylko o kordzie i szklance prawiło”. Wielką, choć niezbyt fortunnie zakończoną karierę zrobił w Polsce słynny lutnik węgierski Bekwark, jeden z najznakomitszych muzyków XVI-wiecznej Europy. Bekwark lub Bakfark (tj. kozi ogon — był to przydo
93
mek, który lutnista dodał do swego rodowego nazwi ska Greff) został w 1549 r. przyjęty na dworze króla Zygmunta Augusta, mając swą grą na lutni uśmierzać cierpienia chorej królowej Barbary Radziwiłłówny. Po raz pierwszy wystąpił przed królem i królową 14 maja 1549 r. i od tego koncertu wielce utalentowany „Węgrzynek” — jak go też w Polsce zwano, stał się nad wornym lutnistą Zygmunta Augusta i jego ulubieńcem. Po śmierci Barbary-Radziwiłłówny Bekwark na pe wien czas opuścił dwór królewski, podróżował do Włoch, koncertował przed papieżem, występował na dworze księcia pruskiego Albrechta w Królewcu. Po tem znów wrócił na dwór Zygmunta Augusta, szczo drze darzony łaskami polskiego króla — dostał od niego szlachectwo i majątek w podarku. Niestety, Bekwarkowi to wszystko, nie wystarczało. Dumny „Węgrzynek”, który zawsze miał skłonności do awanturnictwa i ryzyka, zaczął sobie dorabiać „na boku” szpie gowskim rzemiosłem. Później okazało się, że wielkiej miary artysta był przez w iele lat szpiegiem Albrechta, sowicie opłacanym przez dwór w Królewcu. Króla Zygmunta Augusta już wcześniej ostrzegano przed ob darzaniem Bekwarka zbytnim zaufaniem, lecz król nie dawał wiary żadnym zastrzeżeniom wobec swego ulu bieńca. W 1556 r. natrafiono jednak na bezpośrednie dowody zdradzieckich konszachtów Bekwarka z księ ciem pruskim. Oburzony król natychmiast zaprzestał wszelkiej opieki nad lutnistą. Jego dom w Wilnie zbu rzono, a sam Bekwark tylko z trudem salwował się ucieczką. Pamięć o zdradzie Bekwarka zatarła się dość szybko, tym głębiej natomiast utrwaliło się w tradycji jego znaczenie jako wielkiego artysty. Bekwark do dziś patronuje polskiej poezji, a użyty po raz pierwszy przez Jana Kochanowskiego zwrot „Nie każdy przej mie po Bekwarku lutniej” stał się niemal przysłowio wy.
94
W ęgier w śród pionierów polskiego przem ysłu Aleksander Bocheński w swych znakomitych „Wę drówkach po dziejach przemysłu polskiego” przypo mniał wśród pionierów polskiego przemysłu dynamicz nego przybysza z Węgier Jana Turzó (żyjącego na (przełomie XV i XVI wieku), pisząc m.in.: „My, Po lacy, całą sławę, jaką dysponowaliśmy, zastrzegliśmy dla wojowników, poetów d pisarzy... Ndc im nie ujmu jąc, rewindykuję wśród pierwszych Polaków miejsce dla chudopachołka, Jana Turzona, który przed pięciu set laty realizował ważne wynalazki, z czego bardzo zbogaciał”. Turzó, w ielki przedsiębiorca górniczy, w 1477 r. burmistrz Krakowa i ojciec wspomnianego już przez nas rektora uniwersytetu krakowskiego, Jana Turzó, odegrał wielką rolę w organizacji odwadniania kopalń i unowocześnianiu procesu hutniczej przeróbki rudy miedzi. Dzierżawiąc wielkie kopalnie srebra w Polsce i na Węgrzech przez wiele lat poszukiwał on najlepszej metody oczyszczania rud srebronośnych. Turzó był autorem licznych pomysłów i wynalazków, iwynalazł m.in. nowy system technologii otrzymywa nia czystej miedzi i srebra z rudy węgierskiej, zwanej „czarną miedzią”. Wprowadził własnego pomysłu urzą dzenia odwadniające zatopione kopalnie za pomocą kie ratów konnych. Wraz z głośnymi z bogactw bankie rami augsburskimi Fuggerami założył w 1495 r. wielką spółkę handlującą węgierską miedzią. Ogromne przed siębiorstwo górnicze spółki Fuggerów i Turzó, zatrud niające ponad 1000 ludzi, przez długi czas monopoli zowało cały handel miedzią w Europie Środkowej. Wśród pionierów węgierskiego drukarstwa spotyka my z kolei kilku Polaków: Bálinta Mantskowitsa i dwóch Skrzetuskich: Rafała (ojca) i Rudolfa (syna). Szczególny rozgłos zyskali sobie zwłaszcza dwaj ostat ni. Rafał Skrzetuski (Hofhalter) początkowo wydawał
95
k sią żk i katolickie w Wiedniu, pozostając jednak rów
nocześnie w tajnych związkach z innowiercami, po ich wykryciu musiał salwować sią nagłą ucieczką. Przybył wówczas do jednego z centrów węgierskiej reforma cji — Debreczynu, zwanego „kalwińskim Rzymem”. W tamtejszej drukarni wydał jedne z najpiękniejszych węgierskich książek XVI wieku, m.in. wspaniałe wy dania zbioru praw — „Tripartium” Werbócziego. Mia nowany później przez króla Jana Zygmunta Zapolyę typographus regni osiedlił się w Gyulafehérvár (dziś rum. Alba Julia), zapoczątkowując w niej drukar stwo. Bogatą sztuką graficzną odznaczały się również dzieła drukowane w debreczyńskiej drukarni jego sy na — Rafała, słynące z przepięknych drzeworytów. Szesnaste stulecie to okres wyjątkowo intensywnego przenikania wpływów kulturowych w różnych dziedzi nach kultury i, jak pisał nie bez racji znakomity bel gijski polonista Claude Backvis, był to czas „doskona łej symbiozy kulturalnej Polski i Węgier”. Późny Renesans przyniósł wyraźne „odwzajemnienie się” Pol sk i za (węgiersikie inspiracje w dziedzinie architektury w początkach naszego Odrodzenia. Niejednokrotnie wskazywano na wielkie podobieństwa architektury, kościołów, zamków, dworków szlacheckich czy ratuszy miejskich południowej Polski i ówczesnych górnych Węgier (dzisiejsza Słowacja). Przejmowano od nas mię dzy innymi oryginalny, odrębny od zachodnich polski typ attyki renesansowej (nadawano jej zresztą nazwę „lengyel végződés” — polskie zwieńczenie).
„Przykład w ęgierski” Jednym z ciekawszych przejawów wzajemnego od działywania była rola „przykładu węgierskiego” (czyli wniosków z upadku Węgier w XVI wieku) w inter
96
pretacjach polskich poetów, publicystów i moralistów szlacheckich. Już Klemens Janicki pisał: Owocem waśni niewola. Wrogami sami jesteście sobie Pannończycy. ...Gdybyź Hun przestał miotać się i knować Gdybyż potrafił słuchać jednej władzy. Pokój, nie Turek władałby Hungarią. (przeł. Z. Kubiak)
Wtórował Janickiemu Mikołaj Rej, ostrzegając: Moglibychmy się karać cudzymi szkodami Co wiedzieć, co też Pan Bóg czynić raczy z nami?
Podobne ostrzeżenia spotykamy w poezji polskiej doby rokoszu Zebrzydowskiego w 1606 r. Jeden z au torów pisze: Karzmy się aby Węgrami, Którzy takiemiż fakcyjami Przez prywatne rozróżnienie Wszystkim sprawili zniszczenie.
Na węgierski precedens powoływali się przedstawi ciele różnych orientacji politycznych. Każda ze stron starała się wyciągnąć inne wnioski co do przyczyny strasznego upadku Węgier, „wielkiej i straszliwej lek cji” dla Polski. Powoływał się na „przykład węgier ski” Zygmunt August tłumacząc swą ostrożność w stosunku do programu reform ustroju państwa, propo nowanych przez szlachtę — tzw. egzekucji praw. Twierdząc, że Węgry padły tylko wskutek wznieco nych nieostrożnie niesnasek, Zygmunt August ostrze gał, iż realizacja programu wielkich reform propono wanych przez szlachtę oznaczałaby otwarcie tak w iel kiego sporu i podjęcie nieraz tak wielu ważnych spraw,
97
iż mogłoby to doprowadzić do groźnego dla całości Rzeczpospolitej kryzysu wewnętrznego. Dla publicystów broniących ideału silnej władzy królewskiej Węgry były najlepszym przykładem tego, do czego prowadzi brak takiej władzy, niezgoda, roz kład i zdrady wewnętrzne. Akcentował ten przykład i sam król Batory, ostrzegając w przemówieniu sej mowym: „Wiele sławnych krajów zginęło już .wsku tek niezgody i niegodziwości ludzkiej. Oto — powia dam — przykładem tego jest moja ojczyzna, sąsiednie Węgry, które były bogate i kwitnące, m iały zarówno dużo wojska i wolności, a jednak popadły w niewolę, ponieważ ludzie troszczyli się tam o swe własne ko rzyści, a nie o interes państwa...”. Polscy publicyści katoliccy podawali przykład Wę gier jako jaskrawy skutek występowania różnic wy znaniowych i wojen religijnych. Publicyści obozu antyhabsburskiego z kolei powoływali się na przykład „uciśnionych niemiłosiernie Węgrów” jako wymowne ostrzeżenie, czym groziły Polsce rządy niemieckie. Charakterystyczne pod tym względem było np. takie oto antyrakuszańskie (Rakuszanami zwano wówczas u nas Austriaków) wystąpienie w rokoszowej „Elegii posłów splądrowanych przez pogan” z 1606 r.: O aurea libertás, mam ie cię utraciem, Tak się prędko z Inflanty, z Rakuszany zbraciem, Kupiłby cię dziś drogo brat Czech albo Węgrzyn, Którym Wolność w niewolę zmieniał Rakuszanin.
N aród krewki i w ojow niczy Najbardziej zbliżały podobieństwa temperamentów, obyczajów i zachowań szlachty obu krajów, w równie silnym stopniu skłonnej zarówno „do wypitki jak i do wybitki”. Nieokiełznanej polskiej fantazji rycerskiej
98
bliscy byli Węgrzy, powszechnie uważani za naród krewki i wojowniczy. Łukasz Górnicki wszak już w 1566 r. w „Dworzaninie polskim” pisał o Węgrach, jako o tych, „którym to jest rzecz przyrodzona za tar czą dobrze siedzieć i mężnie gonić”. Sławę tę jeszcze bardziej utrwalili Kacper i Władysław Bekieszowie (od nich bekiesza — długi płaszcz wełniany, podszyty futrem) i inni żołnierze króla Batorego, a później wer bowane przez polskich magnatów najemne oddziały hajduków węgierskich. U Sienkiewicza uwięzieni Wo łodyjowski i Zagłoba z nadzieją obserwują, jak taka nadworna chorągiew piechoty węgierskiej staje po stro nie polskich chorągwi zbuntowanych przeciwko Janu szowi Radziwiłłowi. Jeszcze w XVIII wieku było w Polsce kilka chorągwi węgierskich u hetmana polnego litewskiego oraz marszałka wielkiego koronnego. Wę gierski rodowód posiada nawet tak zdawałoby się zro śnięta z polską tradycją husaria. W 1539 r. w Krako wie podczas zaślubin Izabeli Jagiellonki z Janem Zapolyą po raz pierwszy pojawili się węgierscy rycerze w zbrojach ze skrzydłami u ramion. Węgierskie wpływy w dziedzinie wojskowości w XVI i XVII wieku znalazły odbicie w licznych naszych za pożyczeniach językowych typu słów: szereg, hajduk, czaty, czako, rokosz, szyszak, czekan, dobosz, giermek, harcować, kocz, kiereszować, hejnał, deresz, kantor, kord. Modny od czasów Batorego orientalny typ sza bli, tzw. węgierka, szybko stał się u nas dużo popular niejszy od zachodnioeuropejskich smeczy i rapierów. Sam Batory utrwalił u nas modę na węgierską czapkę tzw. magierkę (madziarkę) lub „batorówkę”, tj. czapkę bez daszka o oikrągłej lub czworokątnej główce, obszy tej barankiem i ozdobionej piórem lub kitą. Od końca XVI wieku sprowadzano ją iw coraz większych ilościach do Polski, a popularne powiedzenie głosiło: „Koń turek, chłop mazurek, czapka magierka, szabla węgierka”.
99
Za pośrednictwem Węgier przyszły do nas również różne odmiany strojów wschodnich: kontusz, dolman i ciżma. Szlachtę obu naszych krajów cechowało to samo rozmiłowanie w zbytku orientalnym, gościnność, wystawność, zasada „zastaw się, a postaw się”. Nie bez słuszności pisał więc dobrze znany z Trylogii książę Jeremi Wiśniowiecki: „Nie ma żadnego ludu ani na rodu, który by pod względem swej natury i obyczajów zgadzał się z Polakami tak dalece, jak naród węgierski, mają też jednakowe rodzaje oręża, identyczny tryb życia, a nawet przed niewielu laty nasz ubiór był taki sam jak Węgrów. Jednym słowem, z żadnym narodem nie zgadzamy się w tym stopniu jak z węgierskim”. Za czasów Batorego było chyba najwięcej powodów do ukształtowania tak popularnego stereotypu związ ków polsko-węgierskich wyrażonego w zwrocie — „i do szabli, i do szklanki”. Jest to bowiem nie tylko okres, gdy blisko 10 tysięcy Węgrów walczy w pol skich szeregach, ale również i czasy triumfalnej eks pansji węgierskiego wina w Polsce. Nie bez udziału w tym zresztą samego króla Stefana, który od szklanki nigdy nie stronił. Według niektórych ta właśnie skłon ność króla miała być nawet główną przyczyną jego zgonu. Próżno nadworny lekarz Bucella zniechęcał go do picia, w końcu już prosił tylko, aby król przynaj mniej popijał to wino wodą. — „Lepiej wypić naj pierw wino czyste, a potem dopiero wodę” — odpo wiadał Batory, który nie znosił tak modnych dziś na Węgrzech „szprycerów”. Wypiwszy jednak z trzy do bre szklanice węgierskiego wina, po wodę już nigdy nie sięgał. Wiele relacji świadczy o rozpowszechnieniu węgier skiego wina w Polsce tych czasów. Dowiadujemy się o tym i z wierszowanej skargi kobiet na pijaństwo mę żów, zawartej w „Sejmie Polskim”.
100
Wina i mocnych trunków by nie szynkowano, Ktoby je śmiał szynkować, by mu je zabrano; Bo wnet chłopi szaleją, gdy sobie podpiją, Zwłaszcza winem węgierskim albo małmazyją.
Według kroniki Bielskiego, jeden z kandydatów na tron polski w czasie pierwszej elekcji w 1573 r., arcyksiążę Ernest, wpadł na pomysł wykorzystania do swych celów politycznych znanego już wówczas do brze zamiłowania szlachty polskiej do smakowitego węgierskiego trunku. Jego obietnica przedelekcyjna na jednym z czołowych miejsc umieszczała zobowiązanie, iż w przypadku wyboru na króla Polski „nakłoniłby swego brata króla Rudolfa Węgierskiego, aby do jego śmierci żadnego myta ani cła od Polaków z wina na Węgrzech nie brał”. Szczególnie popularne w Polsce było wino z Tokaju, o którym sami Węgrzy mawiali, iż jest „dziełem Boga” (Tokaiense vinum est opus divinum).
Saga rodu B atorych Wiele osób czytających o dokonaniach i sławie czynów króla Stefana (do wielbicieli tego monarchy należał i słynny Montaigne) może się zdumiewać, dla czego energicznemu władcy nie udało się zapewnić sukcesji na tron polski komuś ze swego rodu. Sam król chyba o tym marzył, licząc na pomoc w tym względzie wiernego Zamojskiego. Świadczyć zdają się o .tym nie które posunięcia króla, m.in. starania o uzyskanie pol skich indygenatów szlacheckich dla paru członków ro dni, uzyskanie dla Andrzeja Batorego promowania na kardynała i biskupa warmińskiego, wreszcie jeszcze silniejsze związanie hetmana Zamojskiego ze swym ro dem przez oddanie mu za żonę o wiele młodszej od polskiego męża stanu — bratanicy królewskiej — Gry-
101
zeldy. Król Stefan pragnął zresztą wciągnąć Zamoj skiego jak najpełniej w sprawy Węgier i Siedmiogro du — ciekawą relację na ten temat znajdujemy w pra cy Ludwika Bazylowa o stosunkach Siedmiogrodu i Polski w latach 1576—1613. Według Bazylowa król Stefan miał zamyślać podobno o wyborze swego kuzy na Zygmunta Batorego na króla Węgier przy równo czesnym wyborze Zamojskiego na księcia Siedmiogro du, co stworzyłoby „silny blok zdolny do przeciwsta wienia się potędze niemieckiej i tureckiej”. Jednym ■zcelów małżeństwa między Zamojskim a Gryzełdą Ba tory miało być zapewnienie w przyszłości Zamojskiemu tronu siedmiogrodzkiego. Bazylow powołuje się rów nież na dane świadczące, że jeszcze w kilkanaście lat po śmierci 'króla Stefana w 1600 r. Zamojski nie po rzucał m yśli o tronie siedmiogrodzkim przynajmniej dla swego syna na wypadek bezpotomnej śmierci księ cia siedmiogrodzkiego Zygmunta. Plany króla Stefana wiązane z przyszłością swego rodu w Polsce i Zamojskiego na Węgrzech udaremniła przede wszystkim przedwczesna śmierć wielkiego mo narchy. Działały przeciw nim jednak również i inne czynniki. Jednym z nich była wyraźna niechęć części polskiej szlachty do wyboru na tron znowu kogoś z ro du „nazbyt stanowczego”, „nie malowanego króla”. Naj poważniejszą przeszkodą jednak stały się te specyficz ne cechy umysłowe á charakterologiczne licznych członków rodu Batorych, które sprawiły, iż niektórzy historycy głoszą nawet wręcz tezę o chorobliwej de generacji rodu. Potworną wprost postacią, ucieleśnieniem bezwzględ nego, planowanego na zimno okrucieństwa okazał się obrany jeszcze za życia króla Stefana księciem Sie dmiogrodu jego bratanek — Zygmunt Batory. Nie okiełznany gwałtownik, co chwila zmieniający decyzje (m in. po trzykroć rezygnował z tronu siedmiogrodz
102
kiego i po trzykroć nań wracał), po aktorsko zainscenizowanym pierwszym odejściu z tronu zorganizował krwawą zemstę na wszystkich, którzy poparli rządy jego chwilowego następcy, zresztą przez niego samego wyznaczonego. Po bestialskich torturach stracono za równo niefortunnego następcę Zygmunta na tronie, jego bliskiego kuzyna Boldizsára, jak i kwiat siedmio grodzkiej inteligencji; polityków — humanistów, by łych współpracowników króla Stefana. Gdy żona księ cia Boldizsára błagała o litość dla swego męża i ojca (bo i ten znalazł się w rejestrze skazanych) kazał ją rozebrać z szat i nago przepędzić poza zamek. I tego tyrana miał jednak przewyższyć w okrucieństwie inny członek rodu — Gábor, książę Siedmiogrodu w latach 1608—1613. Po licznych masakrach i okrucieństwach stał się on tak znienawidzony, iż w końcu właśni haj ducy zamordowali go w powozie. Historyk L. Szadeczky zanotował w związku z Gáborem Batorym opowieść o przechwałkach tyrana, który pewnego dnia chlubił się tym, że osiągnął liczbę 900 kochanek, obiecując, iż gdy dociągnie do tysiąca, to zacznie pod każdym wzglę dem poprawę. Nie wiadomo, czy dotrzymałby obietni cy, bo szybciej przeszyły go sztylety hajduków. Siostrę Gábora, Annę, skazano na śmierć za liczne przestęp stwa, w tym zamordowanie własnego dziecka i tylko wstawiennictwo księcia Gábora Bethlena uratowało ją przed egzekucją. Najokropniejszą jednak postacią z ro du Batorych miała okazać się sławetna bohaterka jed nej z nowel film u W. Borowczyka „Opowieści niemo ralne” — kobieta-wampir, Elżbieta Batory, „potwór zamku Csejte”. Uroiwszy sobie, że w zachowaniu uro dy mogą pomóc wyłącznie kąpiele w dziewczęcej krwi, z pomocą karła i kilku służebnic przez lata dokonała mordu na paruset dziewczynach, głównie chłopkach pańszczyźnianych. Dopiero po 7 latach okrutnego pro cederu w 1611 r. sprawę wykryto, Batorównę uzna
103
no za obłąkaną i skazano na dożywotnie więzienie, a służące i karła stracono. Wszystko zdaje się wskazy wać, iż ostatni potomkowie rodu musieli cierpieć na ja kieś dziedziczne obciążenie. Na tle tego dość ponurego grona okrutników i dege neratów wyraźnie odbija się tragiczna (postać bratan ka króla Stefana — kardynała Andrzeja Batorego. Był on jednym z najwybitniejszych węgierskich humani stów, mecenasów kultury w XVII wieku, jako biskup warmiński zgromadził bardzo cenne zbiory bibliotecz ne. Przebywając przez wiele lat w Polsce gruntownie spolonizował się i przywiązał do nowej ojczyzny. Wi dać to wyraźnie z jego wypowiedzi z 1599 r., kiedy to odrzucając projekt objęcia tronu siedmiogrodzkiego powoływał się mán. na to, iż „uważałby za rzecz nie uczciwą nagle odchodzić ze swego urzędu (tj. biskup stwa warmińskiego — JRN) bez wiedzy króla polskie go, bez poinformowania najbardziej znaczących pol skich doradców króla, chociaż dotąd dzielił z nimi los i w istocie rzeczy jest wobec nich bardziej nawet zo bowiązany niż wobec własnej ojczyzny (chodziło tu głównie o J. Zamojskiego — JRN). W ich środowisku przecież wychowywał się i dorastał, cieszył się ich obroną, ich poparciu zawdzięcza zaszczyty i godności, dzięki nim zaszedł tak wysoko”. Propolskie sentymenty Andrzeja Batorego były u nas zresztą bardzo dobrze znane, stąd też wynikały nadzie je wiązane z jego osobą przez Jana Zamojskiego. Wiel k i hetman i polityk stopniowo coraz krytyczniej na stawiony do polityki Zygmunta III Wazy liczył, że ten opuści Polskę w przypadku śmierci swego ojca, aby zostać królem Szwecji, a wtedy otwarłaby się droga na tron polski dla popieranego przez Zamojskiego Andrze ja Batorego. Pomimo początkowej odmowy przyjęcia tronu sied miogrodzkiego ze strony Andrzeja, w końcu zadecydo
104
wało jego poczucie obowiązku. W marcu 1599 r. decy duje się objąć rządy nad księstwem, znajdującym się w bardzo trudnej wewnętrznej sytuacji, zagrożonym najazdem turecko-tatarskim. Osaczony z różnych stron Andrzej zwraca się do swego starego przyjaciela Za mojskiego z rozpaczliwą prośbą o radę, „co ma zrobić w tym tak trudnym do rządzenia kraju”. Zamojski po radził Andrzejowi zwrócenie się bezpośrednio o pomoc do króla /Polski, podkreślając, iż: „Siedmiogród jest bez pośrednim sąsiadem Polski, w której wielkim interesie leży to, aby nie zapłonął dom sąsiada”. Dalsze pertrak tacje z Polską przerwał jednak nagły atak hospodara wołoskiego Michała Walecznego na Siedmiogród, za kończony klęską Andrzeja w bitwie pod Sellemberkiem. W trakcie ucieczki do Polski Andrzej zostaje dognany w ustronnej chacie góralskiej i zarąbany to porem przez ścigających go Szeklerów, nienawidzących ród Batorych od Czasu krwawej rzezi urządzonej w Sie dmiogrodzie przez Zygmunta Batorego — tzw. karna wału siedmiogrodzkiego. Tragiczna śmierć Andrzeja Batorego pozbawiła Pol skę wyjątkowo wprost bliskiego naszemu krajowi wład cy na tronie Siedmiogrodu. Jego zwycięzca, hospodar Michał, niedługo cieszył się swym triumfem, wikrótce został bowiem podstępnie i okrutnie zamordowany z inicjatywy tego samego habsburskiego dowódcy, z któ rym współdziałał przeciwko Andrzejowi. Raz jeszcze zatriumfowała konsekwentnie stosowana przez Austria ków zasada „dziel i rządź” — pozbywszy się obu ry wali, opanowali Siedmiogród. Nad całym krajem wła dzę objął despotyczny generał cesarski Basta. Dla Wę gier jest to czas ciągłych egzekucji i konfiskat, w hi storii znany pod mianem „panowania grozy”. Chciwi rządcy austriaccy rozwinęli proceder wysuwania fał szywych oskarżeń o „zdradę stanu” przeciwko najbar dziej zamożnym węgierskim szlachcicom i magnatom,
105
mnożyły się więc sfingowane procesy i zapełniały pla ce kaźni. Jest to zarazem okres największej nędzy niż szych warstiw społecznych. Jej symbolem stały się tzw. wozy Basty, gdy chłopi nie posiadając już nawet zwie rząt pociągowych musieli sami zaprzęgać się do jarz ma. Jeden z tajnych doradców cesarskich pisał z Sie dmiogrodu: „Wasza Cesarska mość, proszę mi wierzyć, bywałem już w wielu stronach, ale z taką nędzą jak tu nie spotkałem się nawet u najuboższych bułgarskich czy serbskich niewolników Turcji, a przecież to o nich właśnie myśli się, że nie można nawet sobie wyobrazić gorszego losu”.
N asza historia nie uczy logiki Węgrzy nie chcą jednak pogodzić się z cesarskim de spotyzmem, podnosząc sztandar buntu przeciwko zde cydowanie przeważającym siłom Austriaków. W hi storii Węgier zaczyna się era powstań narodowych wy woływanych przez łudzi, którzy swym zdecydowaniem, męstwem i poświęceniem bliźniaczo przypominają uczestników późniejszych polskich walk niepodległoś ciowych. Jakże „polsko” brzmiały też słowa jednego z największych Węgrów XX wieku, znakomitego poe ty Gyűli Illyésa, gdy stwierdzał: „Żadna z naszych walk wolnościowych nie miała nadziei na zwycięstwo. Zaskakujące jest to, że najmniej szans miały one w sa mym momencie rozpoczęcia: wróg był przynajmniej dwudziestokrotnie silniejszy, zdrowy rozsądek cofnąłby się przed takim przedsięwzięciem... Nasza historia nie uczy logiki. Uczy tego — i to jest w niej pocieszające i wzniosłe — że w życiu narodów mają sens również i takie pojęcia, jak odwaga, męstwo, przywiązanie do ideałów”. Jako pierwszy podniósł sztandar buntu znany z mę
106
stwa i energii Mózes Székely, były dowódca piechoty w polskiej armii króla Batorego. Znany był z ogrom nej odwagi osobistej — zyskała mu ona z rąk króla Stefana herb szlachecki, przedstawiający dwa lw y pod noszące się w górę i trzymające wyciągnięty miecz w swych łapach. W ciągu krótkiego czasu udało mu się przepędzić wojska niemieckie i ogłosić nowym księciem Siedmiogrodu. W szeregach Székelya znalazły się 2-tysięczne oddziały polskich żołnierzy najemnych. Nieste ty po początkowych sukcesach powstania Székelya obróciło się koło fortuny i sam Székely zginął w walce z posiłkującym Austriaków hospodarem wołoskim. Po lacy nie zaprzestali jednak walki i wraz z resztkami oddziałów powstańczych Székelya uderzyli na bronioną przez Niemców siedzibę książąt siedmiogrodzkich — Gyulafehérvár. Połączona polsko-węgierska armia wdarła się do miasta i zaczęła oblężenie najbardziej warownego punktu obrony — pałacu książęcego. Roz gorzała nieubłagana walka. Kronikarz węgierski Szamosközy opisywał: „Walka toczyła się dzień cały. Bezustannie strzelali do siebie, nawet noc nie przerwała ciągłej strzelaniny. Wciąż nie można było powiedzieć, kto osiągnął zwy cięstwo tego dnia: Polacy czy Niemcy. Żołnierze Al berta Nagya i Polacy zajęli kościół Świętego Michała, niemal bezpośrednio przylegający do pałacu. Znieśli w jedno miejsce wiele ławek i krzeseł znalezionych w kościele, a potem z dachu, z okien, z występów ścian wciąż atakowali Niemców, próbowali Strącić nie mieckich wartowników, wystawionych na ścianach, schwytać ich w dwa ognie... Pałac i całe miasto przed stawiały straszny obraz, jak gdyby walczyli ze sobą istni szaleńcy. Polacy walczyli naprawdę dzielnie, ale dość szybko zorientowali się, iż oblężenie pałacu sta nowi cięższe zadanie, niż mogli to sobie wyobrazić...” Walka była trudna zarówno ze względu na niezwy
107
kle zaciętą obronę Niemców, jak i na wielkie prze szkody, broniące dostępu do pałacu. — „Następnego dnia — pisze Szamosközy — Polacy zaatakowali pałac z jeszcze większym animuszem, zbierając wszystkie swe siły i wykorzystując wszystkie umiejętności”. Po lakom brakowało dział niezbędnych do decydującego szturmu na pałac, w końcu jednak dzięki różnym po mysłowym przedsięwzięciom i podejmowanym ze ślepą iwprost odwagą atakom podpa-iiM bramę i nie zważa jąc na płomienie wdaTli się do wnętrza. Nastała rzeź okrutna, nikomu nie dawano pardonu, zostawiono tyl ko dwóch Niemców żywych na dowód triumfu. Wkrót ce potem Polacy i Węgrzy wspólnie rozbili parotysięcz ne oddziały rabusiów i maruderów. Niedługo potem jednak doszło do decydującego starcia z wojskami Basty pod Varkapu. Skończyło się ono porażką i rozpro szeniem oddziałów polsko-węgierskich. To był właści wy kres powstania Székelya. Mimo ostatecznej klęski powstanie — zwłaszcza w swej fazie początkowej — dowiodło, iż powstańcy potrafią zwyciężać nad znacz nie lepiej uzbrojonymi i wyszkolonymi oddziałami au striackimi, i już w rok później Węgrzy przystąpili do kolejnego zrywu niepodległościowego.
Pow stanie hajduków Rządy austriackie potrafiły zniechęcić nawet najwytrwalszych, najwierniejszych zwolenników domu Habsburgów. Najlepszym tego przykładem stała się sprawa świetnego dyplomaty i wodza Istvána Bocskaiego. Jego wypróbowana, w niczym nie zachwiana wier ność cesarzowi przez całe dziesięciolecia nie uchroniła go od zachłanności austriackiego dowódcy, który dy biąc na majątki Bocskaiego rzucił nań fałszywe oskar żenie o zdradę stanu. Ostrzeżony w porę o grożącym
108
mu więzieniu Bocskai nie zwlekając, cwałując co koń wyskoczy wraz z garstką wiernych żołnierzy uchodzi nocą cesarskiej pogoni. Później napisze, iż „to cesarz działami odpędził go od wierności ku sobie”. Znalazłszy się w rozpaczliwej sytuacji, ścigany przez cesarskich żołdaków nie traci przytomności ducha, lecz postana wia pozyskać do walki przeciw cesarzowi jego włas nych najemnych żołnierzy — tzw. hajduków. Był to element najbardáej niespokojny na Węgrzech, ludzie ulepieni z tej samej gliny co nasi Msowczycy, czy Koza cy buszujący na Záporozni i na Dzikich Polach. Hajdu cy początkowo rekrutowali się głównie z południowych Słowian, którzy schronili się na Węgrzech w ucieczce .przed tureckim jasyrem. Później dołączyły się do nich całe rzesze zbiegłych chłopów i zubożałej szlachty, a czasami nawet włóczęgów i rozbójników. Luda, któ rym podczas długotrwałych zamieszek i wojen zginęły majątki, spłonęły domostwa, rodziny wymordowano lub wzięto do niewoli. Byli to na ogół desperaci, nie mający nic więcej do stracenia, nie szanujący ani praw, ani traktatów pokojowych. Swymi napaściami i zajazdami robili w całym krajiu tyle zamieszania, że już w 1557 r. parlament węgierski po prostu zarządził wytępienie „bestii hajduckich, gorszych od dzikich zwierząt”. Wszy stko na próżno, bo wynikłe wkrótce wojny liczbę haj duków jeszcze bardziej zwiększyły. Na ogół byli oni naj mowani do armii cesarskiej, ale Bocskai potrafił ich sobie pozyskać na trwałe, obiecując im ziemię, prawo i wolność, grupowo podnosząc do szlacheckiej rangi. Z tych to straceńców i włóczęgów potrafił w krótkim czasie uformować potężne wojsko, które w ciągu kilku miesięcy przepędziło cesarskich żołnierzy z Siedmio grodu i tzw. Węgier północnych (dzisiejsza Słowacja). Nie mogąc sam pokonać Bocskaiego na polu bitwy cesarz Rudolf postanawia wykorzystać przeciwko woj skom powstańczym, złożonym w przeważającej mierze
109
z protestantów, bigoterię fanatycznego rzecznika kontr reformacji Zygmunta III Wazy i zwraca się do niego 0 pomoc. Zygmunt III jest jej gotów udzielić, ale sejm polski pod -wpływem Zamojskiego zdecydowanie wy stępuje przeciw wszelkim planom antywęgierskiej in terwencji, stwierdzając, że nie wolno naruszać odwiecz nego sojuszu z Węgrami (antlqua foedera et poeta). Wkrótce potem do króla Zygmunta przybywa specjal ne poselstwo od Bocskaiego z tekstem listu powołują cego się na prastare tradycyjne związki przyjaźni Po laków i Węgier. Król w odpowiedzi zmuszony był przyobiecać swe pokojowe pośrednictwo między Wę grami a cesarzem. To z kolei wywołuje gorzkie zarzuty cesarza Rudolfa, ubolewającego, że Zygmunt nie naka zał Węgrom bezwzględnego posłuszeństwa wobec habs burskiego władcy. Zygmunt HI odpowiada mu na to z całym poczuciem bezsiły: „Wasza Cesarska Mość do brze wie, że nie możemy niczego zrobić bez zgody sta nów kraju, zgodnie z porozumieniami wiążącymi nas 1 kraj, tak że nie trzeba tego dłużej wyjaśniać”. Sprzeczna z interesami Polski prohabsburska i religiancka polityka Zygmunta HI wywoływała coraz ostrzejszą opozycję szlachecką w Polsce. Zebrzydowski i „diabeł łańcucki”, Stanisław Stadnicki, przygotowują się do zbrojnego wystąpienia przeciwko królowi — zy skuje ono sobie później nazwę „rokoszu Zebrzydow skiego”. Wygłoszone przez Stadnickiego na zjeździe opozycyjnej szlachty w Stężycy przemówienie odwo ływało się do powstania Bocskaiego jako zarazem wzo ru dla polskiej szlachty i ostrzeżenia dla króla, głosząc m.in.: „Węgrzy nie mogli ■znieść ucisku sumienia i zaraz porwali się do broni i wywalczyli sobie w daleko szer szej mierze to, czego im wprzód broniono. Byli tam na Węgrzech poprzednio bogaci biskupi, bogatsi nawet aniżeli nasi, a dziś tam nie zastał ani jeden... A z tegb przykładu niech sobie wezmą naukę duchowni, że im
110
może się przytrafić, co tamtym na Węgrzech... I w Pol sce może powstać drugi Boczkaj i nawet łatwiej niż na Węgrzech, bo Polska z powodu wielkich trudności pod lega szybszym niż inne państwa przewrotom”. Rokoszanie nawiązują ścisłe kontakty z Bocskaiéin. Znów wyłania się koncepcja unii personalnej Polski i Siedmiogrodu poprzez ewentualną detronizację Zyg munta i wybór królem Bocskaiego. Nagła śmierć Bocskaiego w 1606 r. położyła kres wszystkim tym pla nom. Zwolennicy Zygmunta III zdawali sobie sprawę ze związków między opozycyjną szlachtą polską a po wstaniem Bocskaiego. W wykpiwającej rokoszan wier szowanej „Tragedii rokoszowej” z 1607 r. symbolizują ca Perfidię postać mówi: Radźmyż o tym, jakby go (króla) strącić z majestata, A Bocskaja posadzić lub Polaka brata.
Polscy zagończycy na w ęgierskich kresach Polacy zyskiwali sobie sławę bitewną na Węgrzech nie tylko w antyhabsburskich walkach oddziałów Zapolyi czy Mózesa Székelya. Z nazwiskami polskimi spo tykamy się ciągle w miejscach najzaciętszych, naj krwawszych walk przeciw tureckim pohańcom. Polski turysta i dziś jeszcze może odczytać nazwiska polskich rycerzy wyryte w nagrodę za męstwo na murach pa łacu biskupiego w Eger, miasta słynnego z długotrwa łej bohaterskiej obrony przeciw Turkom w XVI wieku (są tam m.in. nazwiska Krakkói Szaniszlo — tj. Stani sława z Krakowa, Soncsi Szaniszlo — Stanisława z Są cza, Istvána i Miklósa Lengyela, tj. Stefana i Mikołaja Polaków. Słynny stał się walczący przez osiem lat na węgierskich kresach zagończyk i poeta, Adam Czachrowski, wzywający w swych wierszach do wielkiej
111
tu
krucjaty przeciw Stambułowi, ostrzegający Polskę przed oblężeniem Krakowa po upadku Egeru, wciąż przypominający, „a karzcie się ostrzegam węgierską przygodą”. Zamojskiemu polecił swe wiersze — „Tre ny” z głośną „Żałobą Egeru i sławnego rycerstwa wę gierskiego”. Jako rycerz kresowy Czachrowski walczył m. in. przeciw Turkom w garnizonie w Eger, pod Ostrzyhomiem i Syksowem na pograniczu chorwackim. Różne motywy ściągały polskie rycerstwo na węgier skie pola bitew z Turkami — od najszlachetniejszych intencji ratowania chrześcijańskiej ludności, jęczącej pod jarzmem sułtanów począwszy, po zwykłe poszuki wanie ryzyka, rycerskiej awantury. Ten ostatni mo tyw np. był chyba jedyną przyczyną węgierskich wy praw przeciw Turkom osławionego „diabła łańcuckie go”, wielkiego zabijaki, warchoła i okrutnika — Sta nisława Stadnickiego. Wspominał o nim Paprocki w swych „Herbach”, iż „samodziesięć gromił oddziały tureckie, złożone z 50 jeźdźców”.
Aw antury lisow czyków i Jerzego R akoczego Lukrowaniem historii byłoby przemilczanie momen tów, kiedy bratankowie sięgali nawzajem za kordy przeciwko sobie. Do najpoważniejszego przesilenia w stosunkach polsko-węgierskich doszło właśnie w XVII wieku w konsekwencji dwóch awanturniczych ak cji: dywersji lisowczyków w Siedmiogrodzie w 1619 r. i napaści Jerzego II Rakoczego na Polskę w 1657 r. W obu przypadkach dość istotną rolę odegrały TÓżnice wyznaniowe między społeczeństwem polskim i węgier skim pierwszej połowy XVII wieku, które stały się bodźcem do fanatycznych wystąpień przeciwko wy znawcom innej religii. Na Węgrzech tego okresu prze ważającą większość społeczeństwa stanowili zwolennicy
112
reformacji (głównie kalwini). Ucisk religijny sprawił, iż na Węgrzech protestantyzm na długo stał się syno nimem ruchu narodowego i patriotycznego (wyznanie reformackie nazywano na Węgrzech „nemzeti vallás” — wiarą narodową — w przeciwieństwie do narzucanego siłą przez habsburskie rządy katolicyzmu. Walka w obronie wolności religijnych węgierskich protestantów była jedną z decydujących przyczyn powstania Bocskaiego, odegrała istotną rolę również w kolejnej wal ce niepodległościowej pod wodzą księcia Gabora Bethlena, sojusznika protestantów czeskich, który w 1619 r. dotarł aż pod Wiedeń i rozpoczął oblężenie stolicy Habsburgów. Blady strach padł na zwolenników kontr reformacji, a Bethlen godnie zasłużył sobie na miejsce na słynnym pomniku reformacji w Genewie, gdzie stoi obok Cromwella, admirała Coligny i Knoxa. W tragicznej dla osaczonego cesarza Austrii sytuacji z pomocą przyszedł fanatyczny zwolennik kontrrefor macji Zygmunt III Waza. Pod wpływem jezuitów, wbrew elementarnym polskim interesom, zmusił on Bethlena do przerwania oblężenia Wiednia na skutek dywersji akcji 10 tysięcy polskich hsowczyków. Były to oddziały konnej jazdy złożone z najgorszych awan turników i szumowin — swego rodzaju wyższa szkoła rozboju i zdziczenia. Współcześni mawiali, że „u lisowczyków miasto sumienia — kieszenią”, że są to łotry, których „Pan Bóg nie chciał, a diabeł się bał”. Na sku tek gwałtów i rabunków dokonywanych przez lisowczyków Sejm Rzeczpospolitej musiał w końcu wydać następujące prawo: „Wywołaniec z kraju, jeżeli zabija lisowczyka, od kary tym samym jest iwolny i ma swo bodny powrót do kraju”. Takich to żołnierzy zdecydo wał się posłać z pomocą cesarzowi przeciw Węgrom król Zygmunt III. Król, który dobrze zdawał sobie sprawę z łupieżczego charakteru lisoiwczyków, w liście do hetmana tłumaczył, iż lepiej, aby „rozpustne li-
113
sowczyki zuchwalstwo swoje nieśli w obce kraje, niż gdyby niewinny lud gnębili u siebie”. Wojska lisowczyków, wspierając procesarskiego pre tendenta do tronu siedmiogrodzkiego, Györgya Homonnaiego, wpadły do północnego Siedmiogrodu i za częły go bezlitośnie pustoszyć. „Elearowie polscy na ratunek cesarza chrześcijańskiego naprzód poszli do Węgier i tam niesłychaną rezolucyją swoją Węgrom na kark nastąpili... W Węgrzech tedy gęsto dymnymi ogniami, a często krwawym mieczem nikomu nie fol gującym nieprzyjaciela cesarskiego z pod Wiednia odwabili” — pysznił się kapelan lisowczyków Wojciech Dębołecki w wydanej w 1623 . r. książce „Przewagi Elearów polskich, co ich niegdy Lisowczykami zwano”. (Nazwa elearowie pochodziła od węgierskiego słowa elöljáró — przodujący, harcownik). Lisowczykom uda ło się rozbić wysłane przeciw nim wojska jednego z wodzów Bethlena pod Humiennem. W tej sytuacji książę Bethlen był zmuszony do przerwania oblężenia Wiednia i pośpiesznego powrotu do zagrożonej ojczyz ny, a wkrótce potem zawarł kilkumiesięczny rozejm z cesarzem. „Stąd — pisze autor książki o lisowczykach, Henryk Wisner — spotykane określenie owej kampanii lisowskiej jako «odsieczy Wiednia». Cesar stwo zostało rzeczywiście ocalone, wojna, która miała zmienić bieg dziejów Europy, zamiast zakończyć się w roku 1619, poczęła się dopiero rozpalać, by wygas nąć po dziesięcioleciach” (chodziło tu o wojnę trzydzie stoletnią). W rok później lisowczycy znowu posiłkując wojska cesarskie pod Białą Górą złamali węgierską jazdę, wypędzili ją na czeskie szyki. Walnie przyczy nili się do druzgocącej dla Czech klęski, która przesą dziła o utracie przez ten kraj samodzielnego bytu na parę stuleci i poddaniu go akcji germanizacyjnej. Awanturnicza wyprawa lisowczyków miała jak naj fatalniejsze skutki. Pomogła cesarzowi w walce prze
114
ciw ruchom niepodległościowym Czech i Wągier, ściąg nęła na nas wojnę z Turcją, która mszcząc się za wy prawę polską przeciw protegowanemu przez nią Sie dmiogrodowi zgotowała nam Cecorę. Zaprzepaściliśmy równocześnie kolejną szansę odzyskania dla Polski Ślą ska od osaczonego cesarza. Ówczesną politykę Polski dyktowali jednak —- nie po raz pierwszy zresztą w na szej historii — ludzie, których fanatyzm religijny i dewocja zastępowały zdrowy rozsądek i troskę o najelementarniejsze choćby interesy własnego kraju. Lu dzie, których styl myślenia niewiele się różnił od men talności wspomnianego już kapelana lisowczyków, Woj ciecha Dębołeckiego. Fanatyczny kapelan, uważający lisowczyków za wybrane narzędzie Boga do zniszczenia herezji, tak oto wysławiał wielkoduszność i bezintere sowność Polaków walczących za wiarę, którzy mogli przecież odzyskać Śląsk, a jednak tego nie zrobili: „Kto by też chciał wątpić, iż jaka prywata naród polski podobno uwodziła, a nie tylko sama żarliwość a miłość sławy, niech zważy, że wszystkie narody in sze, nie tylko pobliższe, jako bawarski, saski etc., ale nawet i dalekie jako hiszpański, cesarzowi przeciw he retykowi pomógłszy cokolwiek im wzięli, sami trzyma ją. A cny animusz polski, najwięcej niż kto uczyniw szy, choć nie tylko przyległość sąsiedztwa z Szląskiem, ale nawet i prawo do niego mający, takowego nic ni gdy nie kusił, ale z szczerowiemej miłości chrześcijań skiej cesarzowi pomógłszy (pod tym czasem, gdy nie borak zrozumiał, co musiał, to rad czynił), żadnego ujemku państw jego nie domagał się”. Wysłanie lisowczyków przeciw Węgrom bez aproba ty sejmu tym większe wywołało wśród naszej szlachty „przeciwienie” — jak pisał kronikarz Paweł Piasecki. Powszechnie krytykowano takie naruszenie tradycyj nych więzów przyjaźni między obu narodami. Polska broszura polemiczna z tego okresu stwierdzała, że mo
115
że i cesarz z naszą pomocą „i połam ie te Węgry i lutry... będziem m ieli 'Wiarę katolicką, ale też i niewolę niem iecką”. Zachowały się listy niektórych panów polskich do Györgya Rakoczego, jednego z wodzów Bethlena,- gło szące, iż wbrew antywęgierskiej akcji podjętej przez króla Zygmunta III pragną oni utrzymania dalej tra dycyjnego polsko-węgierskiego „przymierza”. Jeszcze w kilkadziesiąt lat później Zbigniew Morsztyn pisał potępiając akcje lisowczyikáw: Nieszczęśliwi rodzice, którzy was zrodzili Gdyż wiele ojczyźnie sami zaszkodzili.
Sam książę Gábor Bethlen dobrze zdawał sobie spra wę z nastrojów zdecydowanej większości polskiego społeczeństwa szlacheckiego, wyraźnie potępiających awanturniczą antywęgierską akcję lisowczyków i jej inicjatora — Zygmunta III Wazę. Najlepiej świadczą o tym słowa Bethlena w wystosowanym w 1629 r. liś cie do króla szwedzkiego Gustawa Adolfa, gdy odrzu cając projekt wspólnej napaści na Polskę stwierdził an.in.: „Węgry nie mogą rozpocząć wojny przeciwko Polsce, ponieważ pomiędzy dwoma narodami istnieją dawne, ścisłe więzi przyjaźni i jeśli nawet król polski wysłał ostatnio cesarzowi z pomocą oddziały kozackie, uczynił to król, nie zaś naród polski, który nie może za to odpowiadać”.
K ostka-N apierski — buntow nik czy agent R akoczego ? W parę dziesięcioleci później, za rządów jednego z następców Gabora Bethlena, księcia Jerzego II Ra koczego, w Siedmiogrodzie rodzi się zamysł awantur
116
niczej eskapady do Polski w celu zdobycia polskiej ko rony. W kwietniu 1651 r. Rakoczy uzgodnił z Chmiel nickim plan wtargnięcia zbrojnego do Polski i obalenia Jana Kazimierza z pomocą Kozaków i Tatarów. Chmiel nicki i Tatarzy m ieli zaatakować Polskę od wschodu, Rakoczy miał opanować Kraków. Po sukcesie napaści korona Polski miała przypaść Zsigmondowi Rakocze mu, który z kolei zawarłby korzystny dla Chmielnic kiego pokój, zapewniający pełną autonomię Ukrainy. Specjalne zadania w tej antypolskiej akcji miały przy paść Aleksandrowi Kostce-Napierskiemu. Postać Kostki-Napierskiego, wodza zbuntowanych górali i według legendy syna Władysława IV z nie prawego łoża, wielefcroć fascynowała wyobraźnię hi storyków i pisarzy (m. in. Kazimierza Przerwy-Tetmajera w powieści „Maryna z Hrubego”). Dziś już wie my, że mniemany bohater był najprawdopodobniej tylko agentem Rakoczego, a górale buntujący się prze ciw szlachcie m ieli być wykorzystani tylko jako zwykłe narzędzie dla obcych interesów. Według najnowszej pracy o Naipierskim, pióra Adama Kerstema, Napderski, inicjując ruchawkę na Podkarpaciu i zdobywa jąc zamek w Czorsztynie, miał ułatwić późniejsze opa nowanie przejść górskich przez wojska Rakoczego. W przeciwnym razie dziwny w ogóle byłby zamysł opanowania zamku w Czorsztynie i czekania w nim z maleńką, zaledwie czterdziestoosobową załogą za miast rozpoczęcia chłopskiej partyzantki. Inna sprawa, że chłopi nie bardzo garnęli się do Kostki-Napierskiego. Miast przyciągać odstraszał ich Kostka, z cudzo ziemska przybrany i przemawiający językiem, do któ rego chłopi nie przywykli. Powszechnie też nazywano go „Niemcem”, co wcale nie sprzyjało popularności Kostki-Napierskiego u górali (niektórym jawił się on wręcz wysłannikiem szatana, w ówczesnych jasełkach chłopskich tylko diabli byli zawsze przybrani w stroje
117
niemieckie). Proboszcz z jednej miejscowości górskich informował władze kościelne, że chłopi chodzili ostat nio do dworu, zapytując, co należy zrobić, bo tu po wsiach chodzi jakiś podejrzany „Niemiec” i w imieniu króla wzywa ich do wystąpienia przeciw szlachcie. Antypolski sojusz Chmielnickiego, Siedmiogrodu i Tatarów groził wielkim spustoszeniem i rozbiorem ziem Rzeczpospolitej — kraj uratowała tylko wspa niała wiktoria berestecka, zresztą nie .wykorzystana, jak tyleż innych zwycięstw w naszej historii. W ciągu zaledwie kilku dni, jakie upłynęły od olśniewającego zwycięstwa i opanowania przez Polaków taboru kozac kiego cała szlachta znudzona bojami cichaczem z obo zów do domu się rozpierzchła, zostawiając za sobą tyl ko opustoszałe pola namiotowe i bezradnego króla. — „Chciało się do żon, do gospodarstwa i do pierzyn, a na pokrycie swego lenistwa wyszukiwali spod ziemi argumenta” — opowiadał ówczesny świadek o postawie szlachty polskiej po bitwie pod Berestecżkiem. Tymczasem Napierski na próżno czekał w Czorszty nie na wojska Rakoczego, które miały nadejść na świę tego Jana, tj. 24 czerwca. Miast nich 21 czerwca na Czorsztyn uderzyły oddziały przysłane dla stłumienia buntu. Ruchawka Napierskiego upadła, a jego samego skazano na wbicie ná pal, poddawszy przedtem bez względnym przesłuchaniom i torturom, tak oto opisa nym w szkicach historycznych Ludwika Kubali: „Nastąpiła ciężka próba w obecności sędziego, który Kostkę badał i katom wydawał rozkazy, do dziś dnia zanadto często w mowie potocznej powtarzane. Na rozkaz: Bierz go kat! wzięto obwinionego w kluby, tj. przywiązano nogi do podłogi, a ręce do powały i wy ciągano go w stawach, jak długo sędzia rachował: włócz go kat! raz dwa... Palono mu następnie oba boki pochodniami, a kiedy sędzia wyrzekł: Pal go trzy! kat bryznął żar płonącej siarki ha piersi.
118
Pomimo największych tortur nie wymienił Kostka żadnej osoby, z którą go wiązały jakiekolwiek stosun ki. Był niemy, gdy go pytano o imiona i nie wciągnął w sprawę nikogo... Co sam zrobił lub zrobić zamyślał, tego... się nie wypierał... Mówił, że się spodziewał po mocy od Chmielnickiego i od Węgrów”. Kubala jako pierwszy z historyków wskazał na rolę Kostki-Napierskáego jako agenta Rakoczego i Chmiel nickiego, którego zadaniem miało być opanowanie przejść górskich dla Rakoczego, przypominając, że Czorsztyn był położony tylko o kilkaset kroków od ówczesnej granicy z Węgrami i rodowych dóbr Rako czego. Najnowsze badania historyczne (wspomniana praca A. Kerstena z 1970 r.) ostatecznie potwierdziły słuszność powyższych przypuszczeń Kubali, obalając podejmowane w latach pięćdziesiątych próby kreowania Kostki-Napierskiego na bezinteresownego przywódcę chłopskiego (yjde film „Podhale w ogniu” itp). Już w kilka lat potem, w 1657 r., dochodzi jednak do awanturniczej eskapady księcia Jerzego II Rakoczego przeciw Polsce, tylko że w sojuszu ze szwedzkim Ka rolem Gustawem w miejsce Chmielnickiego. Akcję Ra koczego tłumaczono nie tylko szalonymi, niepohamo wanymi ambicjami księcia, lecz i jego protestanckim fanatyzmem religijnym, nienawiścią do katolicyzmu, chęcią zapewnienia w Polsce za wszelką cenę przewagi protestantyzmu. Do swoistej „protestanckiej krucjaty” przeciw Polsce zachęcali go też niektórzy protestanccy i ariańscy duchowni, a nawet słynny pedagog i myśli ciel Jan Amos Komensky. Na próżno odradzała Rako czemu wyprawę przeciw Polsce jego własna żona, cór ka Polki — Anny Zakreckiej, która ciągle płakała na myśl, iż jej mąż będzie walczył przeciw Polakom. Bez skuteczne okazały się również nalegania matki księcia, słynnej Zuzanny Lorántffy, przepowiadającej żałosny koniec wyprawy, czy list palatyna Franciszka Wesse-
119
lényiego, w imieniu stanów królestwa węgierskiego od radzający Rakoczemu napaść na tradycyjnie bliskiego sąsiada. W grudniu 1656 r. Rakoczy zawarł ze Szwedami traktat, mający na celu rozbiór królestwa polskiego. W myśl porozumienia Szwedom miała przypaść cała północ Polski wraz z Podlasiem, elektorowi branden burskiemu — Wielkopolska, Bogusławowi Radziwiłło wi — województwo nowogrodzkie i dziedziczne włości, a cała reszta wraz z Krakowem i Warszawą oraz ty tułem króla Polski — Rakoczemu. Wkrótce wtargnęła do Polski armia Rakoczego, złożona z Siedmiogrodzian, Wołochów i Kozaków. Żołnierze Rakoczego poczynali sobie w Polsce z okrucieństwem przewyższającym szwedzkie masakry, paląc swe ofiary na wolnym ogniu czy przecinając im brzuchy piłami w poszukiwaniu ukrytych klejnotów. Po przejściowych sukcesach, któ rym wszędzie towarzyszyły niebywałe łupiestwa, wy prawa Rakoczego zakończyła się kompletną katastrofą. Najpierw marszałek Lubomirski wtargnął zbrojnie do ogołoconego z wojsk Siedmiogrodu i srodze go spusto szył, niszcząc wszystko, co tylko po drodze napotkał. „Palił, ścinał, gdzie tylko zasiągł wodę, a ziemię zosta wił" — pisano w ówczesnej relacji. W niewielki czas potem doszło do osaczenia wojsk Rakoczego pod Mię dzyborzem nad Sanem i kapitulacji, zobowiązującej go m.in. do zapłacenia wielkiej kontrybucji, prośby do króla i Rzeczypospolitej o przebaczenie za wszczętą bez powodu wojnę. Wracających po kapitulacji żołnie rzy Rakoczego otoczyły z kolei wojska chana krym skiego i rozbiły na głowę. Kto nie zginął, został zabra ny w jasyr. Tylko Rakoczemu z garstką ludzi udało się dotrzeć do Siedmiogrodu, gdzie jednak szybko zo stał zrzucony z tronu przez sułtana niezadowolonego z podjętej bez jego zgody akcji Rakoczego w Polsce. Nieszczęsna „polska" wyprawa Rakoczego stała się ta
120
ką klęską, po której Siedmiogród nigdy już nie mógł wrócić do dawnego znaczenia. I Chryzostom Pasek mógł nie bez racji ironizować na temat „szalonego Ra koczego, którego świerzbiła skóra, zachciało mu się polskiego czosnku, który ktoś mu zachwalił, że miał być lepszego niż węgierski smaku, wybrał się więc po czosnek do Polski, aleć dano mu nie tylko czosnku, ale i dzięgielu z kminem”. Jak pisał Paw eł Jasienica iw swej prześwietnej „Reczpospolitej obojga narodów”: „Tak zakończyła się kampania węgierska, będąca jednym z najbardziej idio tycznych wydarzeń w dziejach środka Europy i właś nie dlatego niezmiernie pouczająca. Wszyscy trzeźwi ludzie na Węgrzech odradzali Rakoczemu przedsię wzięcie. Mitygowali go liczni magnaci, żona, inne da my ze dworu, duchowieństwo. Chór zaklinaczy wzmoc niły głosy przedstawicielstw zagranicznych. Pycha i ambicje zaślepiły małego, głupiego człowieczka i jego doradców. Szalona, z żadnej logiki nie wynikająca im preza przyniosła skutki jak najbardziej rzeczowe — straszliwe spustoszenie dwóch krain, zatratę dorobku pokoleń, śmierć i męczarnie tysiącom istot ludzkich”. Podobnie do potępienia, jakie spotkało antywęgierską awanturę lisowczyków w Polsce, również na Wę grzech nie brakowało słów potępienia dla wyprawy Rakoczego. W anonimowym wierszu węgierskim, pisa nym w formie fikcyjnej spowiedzi — samokrytyki Je rzego II Rakoczego, czytamy m.in.: Ja pomnę, jako wielu mi przepowiadało, Ze wojna z Polską będzie wojną, jakich mało; (...) Niewiele do gadania było jako żywo, Kiedy Polak nauczkę dawał nam prawdziwą, Kiedy wpław się przebywało rzekę — bez odzienia, Nie zabrakło nam w opresjach takowych zmartwienia. (przeł. J. Ficowski)
121
Współczesny Jerzemu II Rakoczemu Kozma Petrityvity-Horváth pisał w swej autobiografii, iż Anno 1657, w styczniu, wyruszył książę Rakoczy na Polskę, „na dobrych sąsiadów — którzy nigdy ani jemu, ani kra jowi nie szkodzili”. Na szczęście obie .niefortunne eskapady nie zakłóciły na długo tradycyjnych związków dobrosąsiedzkich. Miały tego już wkrótce dowieść bliskie stosunki mię dzy królem Janem III Sobieskim a węgierskimi po wstańcami, tzw. kurucami, dowodzonymi przez Thökölyego, oraz rozważane przez Sobieskiego plany przy wrócenia samodzielnego państwa węgierskiego.
122
IV Sobieski i „król kuruców”
W Tekellm, moja duszo, ja się nie kocham, ale nad narodem węgierskim mam wielkie mi łosierdzie, bo są okrutnie utrapieni... Perswa dowałem cesarzowi tak wiele razy (nie mając w tym mojej żadnej prywaty), aby było uspo koić Węgrów przynajmniej amnestią... (Z listów Sobieskiego do Marysieńki 1683 r.)
Wejście na tron cesarski Leopolda I w 1658 r. zapo czątkowało dla Węgier długotrwały okres tyranii i ter roru. „Wśród władców austriackich nie było nikogo, kto mógłby darować Leopoldowi I pod względem ilości podpisanych przezeń nakazów aresztowań, konfiskat, rozkazów posyłających ofiary na tortury” — czytamy w jednej z najnowszych węgierskich prac historycz nych. Już pierwsze dziesięciolecie rządów Leopolda I upłynęło pod znakiem tendencji do skrajnego absolu tyzmu i dławienia węgierskiej autonomii, niczym nie ograniczonego ucisku ekonomicznego. Do spotęgowania nastrojów niezadowolenia na Węgrzech przyczynił się również haniebny pokój w Vasvár z 1664 r., zostawia jący w rękach Turków wielkie, świeżo przez nich zdo byte, połacie węgierskiego terytorium. W trakcie we sela księcia Franciszka 1 Rakoczego z córką bana (na miestnika) Chorwacji, Iloną Zrínyi, zawiązany zostaje
123
spisek czołowych dostojników węgierskich, mający na celu wywołanie nowego powstania przeciw cesarzowi. Przywódcy spisku: palatyn Węgier — F. Wesselényi, arcybiskup Esztengomiu — G. Lippay, iban Chorwa cji — P. Zrinyi opracowują plan porwania Leopolda podczas polowania i zmuszenia go do uroczystego za przysiężenia praw dla Węgier. Spiskowcy wykorzystu ją pośrednio Polaków w kontaktach z przedstawicie lami króla Francji — Ludwika XIV, proszą go o po moc dla przygotowywanego powstania. Specjalny wy słannik spiskowców wyruszył do Turcji z prośbą o po moc i został przyjęty na audiencji u wielkiego wezyra. Na nieszczęście dla spiskowców tłumacz wezyra Panajotti był zdrajcą, sekretnym agentem sekretarza au striackiego. Jak wyszło na jaw kilka lat później, Panajotti natychmiast po audiencji przekazał dokładną treść rozmowy i nazwiska spiskowców posłowi austriackie mu w Stambule. Spisek został wykryty, ale Austriacy pozwolili spiskowcom na dalsze przygotowania, ude rzając na nich w najdogodniejszym dla siebie momen cie. Książę Ferenc I Rakoczy uratował się tylko za ce nę ogromnego okupu, a trzech przywódców spisku zo stało skazanych na karę śmierci. Cesarz zatwierdził wyrok na skazanych, po egzekucji „wielkodusznie” za mawiając odprawienie dwóch tysięcy mszy za ich du sze. Wykrycie spisku staje się dla Austriaków świetną drażją do dalszego wzmożenia terroru na Węgrzech — dziś jeszcze określa się czasy od 1671 r. do 1681 r. jako tzw. żałosne dziesięciolecie. Cesarz zniósł węgierską konstytucję stanową i powierzył rządy szczerze niena widzącemu wszystkiego, co węgierskie, wielkiemu mi strzowi niemieckiego zakonu rycerskiego — H. Ampringenowi. Sytuację ówczesnych Węgier dobrze cha rakteryzowało powiedzenie: „Jeśli jesteś Węgrem
124
i pragniesz długo żyć, nie bądź mądry, nie bądź dziel ny i nie miej za dużo pieniędzy”. Dwór planował podział Węgier, zastąpienie części ludności przez osadników z Austrii, aby całkowicie zlikwidować to „niespokojne gniazdo buntowników”. Doradca cesarza Leopolda I, Wenzel Lobkovitz, otwar cie głosił hasło: Faciam Hungáriám germanom, paupe rom et catholicam (Uczynię Węgry niemieckimi, ubo gimi i katolickimi). Szczególnie bezwzględnym prześladowaniom podda no węgierskich protestantów. W 1675 r. polecono wszy stkim duchownym protestanckim zgłosić się przed trybunałami cesarskimi á „oczyścić z zarzutu podburza nia do buntu”. Zgłosiło się 300 duchownych kalwiń skich i luterańskich, których bez wysłuchania skazano na śmierć, obiecując łaskę tylko tym, 'którzy bądź d o żą godność duchowną, -bądź zaprą się swej wiary, bądź ugodzą na emigrację z ojczyzny. 40 kaznodziejów, któ rych żadnymi torturami -nie potraiiono zmiusić do wy rzeczenia się wiary, przykuto łańcuchami do galer w Trieście i Neapolu — dopiero po kilku strasznych latach zostali uwolnieni dzięki zwycięstwu holenderskiego admirała' M. de Ruytera. Fanatyczne prześladowania wyznawców innej wiary nie były oczywiście tylko wynalazkiem Leopolda I — dość przypomnieć tylko stosy heretyków w Hiszpanii, prześladowania hugenotów we Francji, czy spalenie Serveta przez jednego z twórców reformacji — Kal wina. Na Węgrzech jednak — podobnie jak kilkadzie siąt lat wcześniej w Irlandii za Cromwella, gdzie naj okrutniejszym prześladowaniom poddano dla odmiany katolików — ucisk religijny zespolił się niezwykle sil nie z uciskiem narodowym. Habsburgowie głosili bo wiem maksymę „ilu heretyków, tylu zdrajców”, uwa żając, że bezpieczne panowanie na Węgrzech może zapewnić im tylko narzucenie katolicyzmu i wytępie-
125
1 9 .5
nie kojarzonego z buntem protestantyzmu. W imieniu cesarza stwierdzano: „Jego Cesarska Mość nigdy nie może oczekiwać bezpiecznych rządów w tym kraju, póki zachowa swą siłę herezja, która jest matką grze chów i podsyca zarazę rebelii”. To z kolei sprzyjało kształtowaniu na Węgrzech narodowej opozycji wobec narzucanej odgórnie religii katolickiej, powstawaniu opinii sugerujących, iż „każdy Węgier to protestant”. Kulminacja ucisku narodowego i religijnego po pchnęła Węgry do ‘k olejnego ruchu powstańczego, zna nego później jako powstanie kuruców (nazwa pocho dziła od słowa oznaczającego chłopów — krzyżowców z okresu powstania chłopskiego 1514 r.). W 1672 r. do szło do pierwszych zbrojnych wystąpień powstańczych przeciw Habsburgom. Powstańcy kuruccy początkowo rozwijali głównie walki podjazdowe, na każdym kroku szarpiąc i podskubując regularne wojska cesarskie. Walki toczyły się z dość zmiennym szczęściem. Dopie ro pod koniec lat siedemdziesiątych nastąpiła wyraźna zmiana sytuacji na korzyść kuruców. Korzystne dla powstańców okazało się zaangażowanie cesarstwa w długotrwałych walkach z Francją Ludwika XIV. Za warty z inicjatywy Francji w 1675 r. tajny układ z królem Janem III Sobieskim w Jaworowie przewi dywał współdziałanie obu krajów przeciw cesarzowi, nie zapominając o wykorzystaniu powstańców kuruckich w realizacji antyhabsburskich planów. Porozumie nie przewidywało, iż król Jan III część pieniędzy otrzy manych od Ludwika XIV przeznaczy na poparcie wę gierskiego ruchu powstańczego. Polska miała odzyskać Śląsk dzięki swej antyhabsburskiej akcji. W 1677 r. poseł francuski w Polsce, markiz Bethune, w imieniu króla Ludwika XIV zawarł sojusz z przy wódcami węgierskich powstańców. W tym samym roku zwerbowane z inicjatywy markiza Bethuna 3-tysięczne oddziały, złożone głównie z Polaków, m szyły przez
126
Karpaty ina Węgry i w krótkim czasie odniosły kilka zwycięstw nad cesarskimi. Wierszowana wiadomość na ten temat zamieszczona w popularnym paryskim pe riodyku w listopadzie 1677 r. stwierdzała m.in.: Six miile Folonais ont joint les Mécontents Dans le haute Hongrie proche Mangotsch
Sześć tysięcy Polaków przy łączyło się do zbuntowanych. Na Górnych Węgrzech przy Mongotsch
Le General Major Smith aliant au devant
Generał Smith (austriacki ge nerał Schmidt — JHN) wy szedł im naprzeciw I mniemając, że walczy, po niósł pełne fiasko Bo jego wielki pułk, najlep szy w całej armii, Odczuł tych Polaków uzbrojo ną rękę.
Et croyant les battre, a tiré sa poudre au vént Car son gros Regiment, le meilleur de l'Armée A de ces Folonais senti le main armée.
Tajne układy w Jawórowie i Warszawie oraz akcje polskich oddziałów najemnych na Węgrzech rozjątrzyły dwór wiedeński przeciw Polsce. Z inspiracji kręgów dworskich już w 1678 r. ukazuje się pamflet RélatUm von Entdeckung der Ungarischen Rebellerey (Relacja o odkryciu węgierskiej rebelii), w którym otwarcie oskarża się polskiego króla o wspieranie węgierskich rebeliantów. Autor pamfletu informuje o tajnym spot kaniu warszawskim między Polakami, Siedmiogrodzianinami i Francuzami, twierdzi, iż król Jan III pomaga węgierskim buntownikom wcale nie bezinteresownie, zamyśla bowiem przy okazji oderwać od Habsburgów Czechy, i swego starszego syna uczynić ich królem. Z poduśzczenia Habsburgów niektórzy magnaci pol scy knują spiski, jątrzą opinię szlachecką przeciw So bieskiemu, skłaniają go wreszcie do poniechania antyhabsburskich sojuszy. Król robi to tym skwapliwiej, że we własnym domu ciągle słyszy antyfrancuskie ty
127
rady Marysieńki, urażonej na własnych rodaków i Lud wika XIV. W tym czasie Luidwdk XIV zawarłszy po kój w Nijmwegen w 1678 r., rezygnuje z dalszego wspierania węgierskich powstańców. Mimo wstrzyma nia francuskiej pomocy finansowej akcja powstańcza nie tylko się nie załamała, lecz przeciwnie — przybrała na sile. Właśnie wtedy bowiem kuruccy powstańcy znaleźli dla siebie wymarzonego wodza. Był nim 21-letni Imre Thököly, człowiek niezwykle ambitny i od ważny, który już w wieku 13 lat wsławił się brawurową ucieczką z oblężonego przez cesarskich żołnierzy zamku Lukava. Energia i spryt Thökölyego, mistrza walk pod jazdowych, doprowadza w krótkim czasie do zaskaku jących sukcesów powstańców. Thököly opanowuje 13 komitatów, tworzy własne państwo ze stolicą w Koszy cach, jest określany jako „król kuruców”. Powstanie zmusza Wiedeń do ustępstw — w 1681 r. cesarz obie cuje przestrzegać dawnej konstytucji stanów węgier skich i poszanowania swobody wyznaniowej. Jest już jednak za późno — teraz Thököly nie chce już ani słyszeć o ugodzie, żąda niepodległości Węgier. Sukcesy Thökölyego zachęciły Turków do antyhabsburskiego wystąpienia. Wódz Turków, osławiony Kara Mustafa, zapytał Thökölyego, jak można za jednym zamachem osiągnąć trzy rzeczy: zemścić się na Leopoldzie, za pewnić potężne łupy janczarom i spahisom i skończyć z wpływami austriackimi ma Węgrzech. „Zniszczmy Wiedeń” — odparł bez namysłu Thököly i olbrzymie watahy tureckie runęły w stronę stolicy Habsburgów. Thököly nie uwzględnił w swych planach czynnika polskiego — dotąd tak bardzo dyskutowanej przez na szych historyków „odsieczy wiedeńskiej”. Dowiedziaw szy się o ruszeniu polskiego króla z pomocą pod Wie deń Thököly wysyła posłów do Sobieskiego, wyjaśnia jąc, że jego przyjaźń z Turkami wynika tylko z chęci zapewnienia wolności dla Węgrów. Wyraża nadzieję,
128
że król nie zaatakuje Węgrów, którzy swym charakte rem, umiłowaniem wolności, zwyczajami i walką tak bardzo przypominają Polaków. Chciałby też osiągnąć pośrednictwo Polski między nim a Habsburgami. Od powiedź Sobieskiego wyjaśniała, że on nie uważa swe go sojuszu ż. Leopoldem za wojnę przeciw Węgrom, a jako wrogów będzie traktował tylko tych, którzy bezpośrednio .wystąpią przeciwko niemu w sojuszu z Turkami. Równocześnie król polski zgłosił gotowość pośredniczenia u cesarza w sprawie porozumienia z Thökölym. Pertraktacje Sobieskiego z Thökölym w niemałej mierze zadecydowały o tym, że wódz kuruców nie zjaw ił się w decydującym momencie pod Wied niem, ułatwiając tym triumf nad armią Kara Mu stafy. Bezpośrednio po bitwie pod Wiedniem Thököly raz jeszcze zwraca się do króla Jana III z prośbą o po średnictwo w rozmowach z Austriakami — jak pisał Sobieski w liście do Marysieńki; „Tekeli przysłał po słów do mnie, chcąc wszystko uczynić, ale na niczyje, tylko na moje słowo”. Sobieski podjął się pośrednictwa, występując wobec cesarza na rzecz przywrócenia Wę grom wolności konstytucyjnych i amnestii, dogadania się z Thökölym i pozyskania w ten sposób Węgrów dla sprawy antytureckiej koalicji. Pośrednictwo Sobieskie go nie spotkało się jednak z nazbyt przychylnym po dejściem w obozie austriackim, gdzie, jak pisał król Jem III, po uratowaniu Wiednia „znowu się do daw nej wrócono pychy”. Sobieski uparcie próbuje wystę pować w imieniu Węgrów, przeciwstawiając program amnestii groźbie austriackich represji. Wciąż przeko nuje o słuszności swego stanowiska Marysieńkę wrogo usposobioną do Węgrów i Thökölyego, pisząc w kolej nych listach z obozu: „Marysieńka, tak wiele razy pi sałaś, że nie trzeba nad nimi mieć miłosierdzia, car c’est un traitre... W Tekelim, moja duszo, ja się nie
129
kocham, ale nad narodem węgierskim mam wielkie m iłosierdzie». bo są' okrutnie utrapieni... W klar (tj. otwar cie) mówią Węgrowie, że »jeżeli chcą, abyśmy odstą pili protekcji tureckiej, niechże weźmiemy polską i niech jedno z nimi będziemy*. Ja zaś w tych termi nach stawiam jako -mediator, prowadząc do zgody obie strony”. W październiku 1683 r, połączona armia polsko-au striacka pod wodzą Sobieskiego odnosi kolejne wielkie zwycięstwo nad Turkami pod Parkanami (dziś słów. Sturowo). Wkrótce potem 2ostaje odzyskany Ostrzyhom, gdzie dziś sławę zwycięstw polskiego króla upa miętnia jego piękny pomnik nad Dunajem. Uzyskane przez Sobieskiego zwycięstwa pod Wiedniem i pod Par kanami okazały się przysłowiowym wyciąganiem ka sztanów z ognia dla Austriaków, którzy urośli teraz ogromnie w pychę i zaczęli traktować swego polskiego wybawcę z całkowitą impertynencją. Pod koniec paź dziernika 1683 r. wysłannicy cesarscy zażądali wręcz od Sobieskiego, aby więcej nie pertraktował z Thökölym i przekazał im warunki wodza kuruców. Żądanie Austriaków wywołało oburzenie w otoczeniu Sobies kiego.. Polacy krzyczeli, że Sobieski nie jest ministrem cesarza, lecz królem suwerennego państwa. Sam Sobie ski nie chciał zaostrzać sporu Z Austriakami w czasie, gdy toczono jeszcze kampanię przeciw nieprzyjacielowi. Zdecydował się więc na przyjęcie żądań cesarskich, przekazał Austriakom warunki Thökölyego, dalej jed nak oferując swą rolę jako gwaranta pokoju między Węgrami a cesarzem. Rozgoryczony król wylewał tylko swe żale w listach do ukochanej Marysieńki, pisząc: „Jam jako jest zawiedziony przez cesarza i przez Tekelyego wypisać tego niepodobna. Perswadowałem cesarzowi tak wiele razy (nie mając w tym mojej żad nej prywaty), aby było uspokoić Węgrów przynajmniej
130
amnestią, a potem obietnicą, że w tych wolnościach będą zachowani, na jakie im cesarz na swej przysiągł koronacji, Tekelyego aby byle czymkolwiek ukonten tować, pokazując, że inaczej Węgrzy się nie uspokote” Oburzony niewdzięcznością Austriaków król Jan III przez pewien czas rozważał plany całkowitego zerwania z nimi i poparcia koncepcji utrzymania niezależnego od cesarza królestwa węgierskiego, nad którym włada nie mógłby objąć królewicz Jakub Sobieski. Thököly bardzo gorąco Sobieskiego do tego namawiał i plan tego typu wsparty wspólnym działaniem wojsk Sobie skiego i Thökölyego miał bardzo duże szanse realiza cji. Papieska dyplomacja wytężyła jednak wszystkie swe wysiłki, aby zniechęcić Sobieskiego do wspomnia nego planu i doprowadzić do jego zerwania z Thökölym. Sam papież raz po raz słał do Jana III listy, zmierzające do odciągnięcia go od Thökölyego. Nun cjusz papieski w Warszawie przekazał też w tej spra wie specjalne memorandum dla królowej Marysieńki, która i tak uparcie urabiana w wierności Habsburgom przez swego spowiednika nie przestawała wypisywać królowi ostrzeżeń przed wiązaniem się ze „zdradziec kim” Thökölym. Do dalszej walki przeciw Turkom po stronie Habsburgów parli liczni polscy magnaci, wła ściciele majątków na kresach wschodnich. W tej nie wygodnej sytuacji Sobieski zrezygnował z planów osa dzenia swego syna na węgierskim tronie i otwartego współdziałania z Thökölym. Nie zaniechał jednak na dal prób pośrednictwa między Thökölym a cesarzem, chcąc we wspólnym interesie antytureckiej koalicji uzyskać dla Węgrów godziwe warunki porzucenia so juszu z Turkami. Austriaków ani trochę nie obchodził jednak argument, że porozumienie z kurucami przy śpieszyłoby ostateczny triumf nad Turcją. Dążąc do
131
przywrócenia nad całymi Węgrami rządów absolut nych, uznali próby pośrednictwa Sobieskiego za wtrą canie się w wewnętrzne sprawy cesarstwa. W dodatku na pertraktacjach Sobieskiego z Thökölym fatalnie zaciążyło wkroczenie wojsk litewskich na Górne Węgry i łupiestwa, jakich zaczęły tam dokony wać, traktując cały kraj jako ziemię nieprzyjacielską. Pogmatwało to całkowicie plany Sobieskiego, który nie posiadał się z oburzenia w związku z poczynaniami Litwinów. Jak pisał do Marysieńki; „Tekeli też tu przy słał swych komisarzów (między którymi jest i Humanay młody, pan wielki), ale nam się wszystek pomie szał traktat tym postępkiem wojska litewskiego. A dla Boga, a za cóż to niewinni chłopkowie cierpieć ma ją?,.. Ja tu nawet wziętych na wojnie węgierskich żołnierzów nazad ich odsyłam, wyjmując im to z głowy, żeśmy tu nie chrześcijan ani kalwinów (jako im udano) wojować przyszli, ale tylko samych pogan. Ten naród ustawicznie ręce wznosi do P. Boga za nami, nam się w protekcję oddaje, w nas wszystką pokłada nadzieję — a za to ich ścinać. A jeszcze tych, którzy nas tu żywią i żywić dalej będą!...” Skutki ekscesów wojsk litewskich były tak fatalne, jak tylko to sobie można wyobrazić. Litwini bezlitośnie plądrowali te właśnie okolice, w których wojska pol skie miały w myśl porozumienia z Austriakami znaleźć swe leże zimowe. Były to tereny Górnych Węgier (dziś Słowacji) opanowane przez wojska Thökölyego, i po przednio Sobieski zamierzał uzyskać wstęp na nie przez pokojowe układy z wodzem kuruców. Thököly oburzony akcją Litwinów, nie widząc żadnych więcej szans na pośrednictwo Sobieskiego w układach z ce sarzem, opowiedział się ponownie za sułtanem, żołnie rzom swym polecając otwarcie ognia do wojsk Sobie skiego. Zamiast spokojnych leży zimowych oddziały polskie znalazły kraj w ogniu i Sobieski bezsilnie ubo
132
lewał: „zastaliśmy wszystko nieprzyjazne, zza każdego krzaka do nas strzelają, i z każdego miasta i chłopi, i szlachta, i żołnierze wołają: »Bij! Bij!« jako na w il ka.,. Otóż nam odpoczynek, otóż nam nagroda, otóż nam uznane po takich pracach wytchnienie! Prawda, że z tym narodem trzeba sobie inaczej było postępo wać...” Na dodatek całe wojsko polskie było już solidnie utrudzone trudami długotrwałej wyprawy i jak pisał król Jan III: „luboby ono wolało do Polski, do czar nych pieców i złego piwska, niżeli tu w pałacach i naj lepszym tokajskim winie”. Rozgoryczony tym wszystkim i oburzony na nie wdzięczność cesarza Sobieski w grudniu 1683 r. osta tecznie postanawia zrezygnować z dalszych walk w ramach świętej Ligi przeciw Turkom i wycofuje się do Polski. Propaganda austriacka postarała się zrzucić całą winę za stopniowy rozpad koalicji antytureckiej na Sobieskiego i Polaków. W 1685 r. w Lipsku ukazuje się — niewątpliwie z austriackiej inspiracji —pamflet „Pholen wie so kaltsinnig!” („Polacy, dlaczego tak chłodni”), w którym zarzucano Polakom, że nie prowa dzą dalej wojny przeciw Turkom z zapałem równym temu, z jaką ją zaczęli. — „Czemu tak jest — zapyty wał niemiecki autor — iż Polacy, którzy zawsze zwykli być tak »gorący« i porywczy dziś nagle zaczęli być tacy »zimnokrwiści« i »wyraehowani«?” I zaraz podaje odpowiedź wyjaśniającą powściągliwość Polaków in trygami Francji, wskazując na groźbę, iż Polacy na skutek tych „intryg” mogą zawrzeć odrębny pokój z Turcją. Te same argumenty powtarza w parę lat później kolejny inspirowany przez Austriaków pamflet pt.: „Der nach framtzözicher Pfeife tanzende Polack” („Polak tańczący w takt francuskiej fujarki”). W pamfletach ciągle spotyka się sugestię, że Sobieski pragnie, aby on sam lub jego syn zostali królami Węgier —■jak
133
widać, niepokój Austriaków przed takim rozwiązaniem ani przez chwilę nie ustawał. Na Węgrzech tymczasem całkowicie zaszła przez długi czas tak szczęśliwa gwiazda Thökölyego. Najfa talniejszy Cios m ieli mu wymierzyć właśnie tureccy sprzymierzeńcy. Pewnego dnia na wiosnę 1685 r. Thö köly został zaproszony na wielkie przyjęcie u paszy budańskiego i poczęstowany prześwietnym jadłem i trunkami. Po ostatnim daniu jednak wódz kuruców poczuł nagle dreszcz wątpliwości co do intencji gościn nego tureókiego gospodarza. Zabierał się już do w yj ścia, gdy posłyszał z ust paszy słowa: „Hátra van még a fekete leves” („Zaczekaj jeszcze na czarną polew kę” — jak określali Turcy kawę). Słowa te były zna kiem dla ukrytych żołnierzy tureckich, którzy znienac ka rzucili się na Thökölyego i zakuli go w kajdany. Prawdopodobnie aresztując Thökölyego Turcy dążyli do tego, aby poprzez wydanie później Austriakom nie potrzebnego już im więcej węgierskiego wodza jak naj tańszym kosztem okupić sobie pokój z cesarstwem. Zdradzieckie uwięzienie Thökölyego okazało się jednak z ich strony — by użyć słynnego określenia Talleyran da — nie tylko zbrodnią, ale kolosalnym błędem polity cznym. W ciągu 10 dni 17 tysięcy kuruców przeszło na stronę cesarza i złożyło mu przysięgę na wierność. Na próżno ijuż wikrótce potem Turcy wypuścili Thökölyego na wolność. Losy tureckiego panowania nad Węgrami zostały definitywnie przesądzone — w 1686 r. wojska cesarskie wyzwoliły Budę po 150-letniej tureckiej nie woli. Wyzwolenie Węgier spod jarzma tureckiego- nie oznaczało jednak prawdziwej wolności. Traktowane przesz Austriaków jak podbita prowincja Węgry były konsekwentnie obsadzane przez obcych urzędników. Szlachta węgierska straciła dawne prawo głosu w spra wach zarządzania krajem. Zamknięto forum dla polity cznych wystąpień szlachty, a począwszy od 1687 r. w
134
Ogóle nie zwoływano węgierskiego parlamentu. CesaTZ krok po kroku dążył do likwidacji niezależnego syste mu węgierskiego sądownictwa. Z doświadczeń poprzed nich powstań węgierskich Habsburgowie wyciągnęli tylko jeden wniosek, że należy jak najszybciej zgermanizować Węgry jako „rebeliantów od urodzenia”. Kie rujący polityką Wiednia wobec Węgrów kardynał Lipót Kollonics otwarcie głosił ideę „stopniowego zniemcze nia królestwa węgierskiego lub jego większej części” tak, aby poprzez „zmieszanie krwi węgierskiej, skłon nej do rewolucji i niepokojów, z krwią niemiecką” za pewnić wreszcie wierność Węgrów dla władców z habs burskiego rodu. Nieufność wobec „buntowniczych” Wę grów sprawiła, że zrezygnowano ze służby i odprawio no do domu setki węgierskich żołnierzy, stanowiących obsady pogranicznych zamków na „kresach” (przy gra nicy z Turcją). Na okupowanych przez Austriaków Węgrzech machi na policyjna doszła do niebywałej perfekcji. Rozbudo wano system szpiegowania wszystkich i wszystkiego. Każdy donos stawał się bowiem dla dworu wiedeńskie go nową okazją do konfiskaty węgierskich majątków. „Nie trzeba wcale być winnym, wystarczy mieć mają tek” — na takiej zasadzie oparł całe swe postępowa nie twórca austriackich sądów kapturowych w Eperjes (dziś Preszów) generał Caraffa. Mściwy, podejrzliwy, a nade wszystko zachłanny na pieniądze Caraffa w y korzystał odpowiednio spreparowane zeznania dwóch kobiet, markietanki i przekupki, by posyłać na śmierć dziesiątki najbogatszych węgierskich mieszczan i szla chciców. Rzucone na kogokolwiek podejrzenie wystar czyło jako dowód winy. W trakcie sfingowanych pro cesów Caraffa powoływał się na istnienie świadczą cych przeciw oskarżonym listów popierających Thökölyego, ale tych rzekomych dowodów nigdy w sądzie nie okazano. Oskarżeni pozbawieni byli 'wszelkiej możliwo
135
ści obrony, a tortury wymuszały przyznanie do najabsurdalniejszych nawet oskarżeń. Proceder Caraffy kw itł coraz lepiej i nie wiadomo, esy i kiedy zostałby w końcu przerwany, gdyby gene rałowi nie przyszło na m yśl pozbycie się z pomocą wy próbowanej metody sfingowanych oskarżeń o zdradę również i swych wpływowych wrogów z Niemiec, m.in, zaprzyj aźmonego z cesarzem margrabiego badeńskiego Ludwika. To już zdenerwowało cesarza — try bunały w Eperjes zostały rozwiązane. Ofiar procesów nigdy jednak nie zrehabilitowano ani nie oddano za garniętych majątków, a Caraffa już wkrótce dostał od cesarza na osłodę Order Złotego Runa.
136
V Pod sztandarami księcia Rakoczego
Śladow ska obiła z królem Polaki interes na zakup 1000 karabinów dla Rakoczego... powie* działa królow i, Ze chodzi o broń dla Jej m ę ka... Bez niej zakupy am unicji 1 w ysyłka pie niędzy byłyby praktycznie niem ożliwe. (Z listu francuskiego dyplomaty Marona 1703 r.) W K rólestw ie Polskim b yły dotąd knowane zaczątki każdej rebelii na Węgrzech. (Z posiedzenia austriackiej Rady Cesarskiej 1716 r.)
Na przełomie XVII i XVIII wieku Węgry poddane były bezwzględnemu uciskowi gospodarczemu i poli tyce germanizatorskiej Leopolda I. Wywoływało to co raz silniejsze wrzenie w całym kraju. Potrzeba było tylko człowieka, który scaliłby różne nurty antyhabsburskiej opozycji w jednym ogólnona rodowym powstaniu. Rola ta przypadła księciu Fran ciszkowi II Rakoczemu, jednej z największych indywi dualności węgierskiej historii nowożytnej. Już w wie ku 29 lat rozpoczął najdłuższe, trwające osiem lat, wę gierskie powstanie narodowe, które wstrząsnęło całym imperium Habsburgów. Znakomity mąż stanu i wy bitny wódz był zarazem jednym z największych wę gierskich pisarzy doby baroku, mistrzem analizy psy chologicznej i świetnym narratorem. Odważny do sza leństwa nieraz ważył się na rzeczy zdawałoby się zu pełnie niewykonalne, np. gdy na czele garstki powstań ców, głównie słabo uzbrojonych chłopów, ruszył wal
137
czyć o wyzwolenie kraju, okupowanego przez doboro we oddziały cesarskich żołnierzy. Rakoczy jakby był z góry predestynowany przez tradycje rodzinne do stanięcia na czele powstąnia wszystkich Węgrów niezadowolonych z władztwa Habsburgów. Jego dziadek, Piotr Zrínyi, został w 1671 r. stracony na szafocie za udział w antycesarskim spisku. Ojciec księcia — Franciszek I — poznany już przez nas wcześniej nowożeniec, którego ślub posłużył dla zamaskowania pierwszych spotkań spiskowców, uratował się od podobnej kaźni tylko dzięki ogromne mu okupowi. Najbardziej jednak chyba wpłynęła na późniejszy , los księcia Rakoczego jego matka, Ilona Zrínyi,' najsłynniejsza chyba kobieta w historii Węgier, symbol bohaterstwa i poświęcenia. To ona jako żona „króla kuruców”, I. Thökölyego, (ojczyma młodego księcia), sama kierowała przez trzy lata obroną rodzin nego zamku w Munkácsu (dziś Munkaczewo w ZSRR) przeciwko, przeważającym siłom austriackim. Kilka lat dzieciństwa księcia Rakoczego upłynęło właśnie w .u porczywie broniącym się Munkácsu, wśród świstu kul, palących się domów, w atmosferze ciągłego zagrożenia życia. Dęwódca oblegających Munkács wojsk cesarskich szantażował. Ilonę Zrínyi pogróżkami, iż jeśli bidzie dalej bronić: zamku, to będzie raczej macochą niż mat ką dla. sytych-dzieci. Po .kapitulacji Munkácsu Rakoczego siłą wydarto matce, której już nigdy więcej nie zobaczył. Już wó wczas, w wieku lat przymusem zatrzymany w ^Wie dniu w. areszcie domowym, po raz pierwszy poznaje, co to jest pozbawienie wolności, tylko za to, .że.?-jest synem, pokonanej „buntowniczki”, W końcu zostaje oddany pod przymusową kuratelę osławionemu, gęrmanizatorowi-.:—r. kardynałowi L. Kollonicspwi. Młodego księcia chciano siłą zmusić do zaparcia się w^gietskości, tradycji rodziców i całego rodu, stopniowo skłonić
138
do zniemczenia. Oddany do szkół jezuickich młody ksią żę Rakoczy przez Wiele lat zmuszony jest do ukrywa nia swych uczuć. Nosi strój austriacki w miejsce węgierskiego, zaniechuje spotkań z Węgrami, pozornie staje się lojalnym poddanym cesarza. Austriaccy jezui ci z zadowoleniem odnotowują stwierdzenie młodego księcia: „Gdybym wiedział, które moje żebro pozostało jeszcze węgierskim, gotów byłbym sam je sobie wy drzeć”. Równocześnie jednak ukradkiem kreśli plany zamku w Munkácsu i marzy o powrocie do ojczyzny. Nie bez słuszności nazwano go węgierskim „Konradem Wallenrodem”. B yły to najcięższe lata życia księcia Rakoczego. Wiedział, iż na dworze czekają tylko na ja kiś' jego szczery odruch, jedno potknięcie, na to, by się zdradził ze swymi prawdziwymi odczuciami — i już będą m ieli gotowy pretekst do represji i przejęcia ol brzymich dóbr rodu Rakoczych.
U cieczka z celi śm ierci Wprawdzie intrygi dworu się nie powiodły, ale Ra koczy coraz lepiej widział, że zawsze pozostanie kimś podejrzanym w oczach Austriaków. Stopniowo zdecy dował się na podjęcie przygotowań do jawnego wy stąpienia przeciw Habsburgom. W tym czasie wśród najbardziej wykształconej części węgierskiej szlachty zaczęły się budzić nadzieje na możliwość nowego wy stąpienia antyhabsburskiego w związku z zaostrzeniem się konfliktu Austrii z Francją wokół sprawy sukcesji hiszpańskiej. Wokół Rakoczego zaczyna się skupiać ma ła grupa opozycyjnych magnatów i szlachty. Rakoczy podejmuje starania w celu nawiązania tajnych pertrak tacji z dworem Ludwika XIV. W kwietniu 1701 r. na skutek zdrady oficera Longuevala, któremu powierzył tajne listy do króla Francji, Rakoczy został aresztowa
139
14A
ny przez cesarskich dragonów. Przewożą go do wię zienia w Wiener Neustadt, z którym wiązały się już tragiczne wspomnienia jego rodu, i. zamknięto w tej samej celi, z której niegdyś wyprowadzono jego dziad ka — Piotra Zrinyiego, mógł tam jeszcze odczytać wy skrobany przez przodka na parę dni przed egzekucją napis; Justum ac tenacem propositi virum ...Nec vultus instantis tyranni Mente quatit solida. (Prawdziwego i zdecydowanego do czynu męża nie odwiedzie od swych celów twarz prześladującego go tyrana).
Zgodnie z tym i przedśmiertnymi słowami dziadka książę Bakoczy i w więzieniu nie stracił hartu ducha. W trakcie przesłuchań zażądał, aby postawiono go przed sądem węgierskim jako jedynym kompetentnym w je go sprawie. W momencie, gdy śmierć zdawała się coraz bardziej nieuchronna, Bakoczemu udaje się pozy skać kapitana Lehmanna, dowodzącego strażą więzien ną. Przebieg ucieczki przypomina fragment sensacyj nej książki przygodowej. Ucieczka z dobrze obwarowa nej twierdzy nie była łatwa nawet przy współdziałaniu dowódcy straży. Przy drzwiach celi Rakoczego bez przerwy stał uzbrojony strażnik i trzeba było przejść koło niego przy każdej próbie wymknięcia się z celi. Aiby usunąć tę przeszkodę Lehmann polecił strażniko w i przynieść świece. Strażnik odparł, iż przecież nie wolno mu porzucać straży nad więźniem. Lehmann uspokoił go jednak mówiąc, aby szedł co szybciej, a tymczasem- on sam już popilnuje więźnia za niego. Bakoczy błyskawicznie prześliznął się do pokoju kapi tana i przywdział zawczasu przygotowany uniform ce sarskiego dragona. Nagle wyłoniła się .nowa nieprze widziana trudność -— giermek Bakoczego nie mógł wy dostać-się z zamku na skutek niespodziewanego za
140
mknięcia tylnej bramy. Rakoczy polecił wówczas giermkowi udać się główną bramą, a na wypadek gdy by ■zaczęto go indagować, poradził mówić, iż książę ciężko zachorował i prosi o spowiednika. Rakoczy po czekał, aż giermek szczęśliwie wydostanie się z twier dzy i już miał sam wychodzić z zamku, gdy fatalnym zbiegiem okoliczności właśnie w tym momencie do po koju kapitana Lehmanna wszedł sam komendant zam ku, typowy cesarski żołdak, znany z nienawiści do Wę grów i Rakoczego. Książę bez chwili zwłoki uskoczył za parawan wraz z młodszym bratem kapitana Leh manna. Komendant słysząc szepty za parawanem po myślał, że przerwał jakąś schadzkę miłosną i wkrótce wyszedł wraz z kapitanem z pokoju. Tymczasem Ra koczy nie tracąc przytomności umysłu, ledwo zamknę ły się drzwi głębiej, nasunął na głowę czapkę dragona, na plecy zarzucił jakiś worek i poszedł w stronę tea my zamku za kapitanem i jego bratem. Nikt ze straż ników nie zwrócił specjalnej uwagi na wysokiego, czarnowąsego dragona, i książę już wkrótce znalazł się za bramami więzienia. W umówionym miejscu pod oknem jednego z domów w mieście stał koń przygotowany dla księcia. Rakoczy wsiadł na konia i spokojnie nucąc pod nosem piosenki udając pijanego minął miejskie straże. Niedaleko od team y miejskiej czekał już giermek księcia. Natychmiast po spotkaniu dbaj co koń wysko czy ruszyli w stronę zbawczej polskiej granicy. Po paru tygodniach drogi, niewolnej od różnorod nych niebezpieczeństw, Rakoczy dotarł do francuskiej m isji lazarystów w Warszawie, przy kościele Świętego Krzyża. Tám znajduje schronienie, spotyka się z amba sadorem Francji du Heronem i z najbardziej oddanym swym przyjacielem i zwolennikiem — hrabią Bercsé nyim (miejsce spotkania upamiętnia dziś niedawno wystawiona specjalna tablica przy kościele Świętego Krzyża).
141
O bietnice i zdrada A ugusta II Ścigany austriackimi listam i gończymi książę Fran ciszek II Rakoczy znalazł schronienie w potężnym zamku rodu Sieniawskich, w Brzeżanach. Polacy ode grali wielką rolę w jego życiu. Jego największą miło ścią była księżna Sieniawska, a w 1711 r. został urato wany przed pojmaniem przez austriackich dragonów dzięki ostrzeżeniu ze strony polskiej ludności. Z Polski wyruszył Rakoczy po paroletnim pobycie, aby wznieść sztandar swej walki wolnościowej na Węgrzech, w Pol sce — w Brzeżanach — ogłosił swój słynny manifest wzywający do powstania i tu schronił się znów po upadku ruchu powstańczego wraz z trzema tysiącami kuruców. Przez cały okres powstania przez Polskę przechodziła ogromna większość powstańczej poczty dyplomatycznej oraz finansowa pomoc Francji. Z Pol ski dochodziły posiłki zbrojne, broń i amunicja. Jeszcze w kilka lat po upadku powstania — w 1716 r., pod czas posiedzenia austriackiej Rady Cesarskiej z obu rzeniem stwierdzono, iż: „W Królestwie Polskim były dotąd knowane zaczątki każdej rebelii na Węgrzech”: Godne podziwu są tak duże rozmiary pomocy poi-' skiej dla powstania Rakoczego, udzielane przecież W' okresie, gdy Polska sama znajdowała się w nadzwyczaj ciężkiej sytuacji, niszczona przez traktujące nasz kraj jak wielkie pobojowisko armie szwedzkie i-carskie, nę kana przez długotrwałą wojnę domową między zwo lennikami króla Augusta II i Stanisława Leszczyńskie go, Niezależnie od takich czy innych prywatnych ińte-: resów poszczególnych możnowładców polskich popiera jących Rakoczego z pewnością mocno zaważyły tu od wieczne bardzo ścisłe więzy przyjaźni między obu nar szymi narodami. Wśród przeważającej części polskiej społeczności szlacheckiej od dawna zaznaczały się nastroje, bardzo'
142
silnej sympatii i współczucia dla losu uciskanych i germanizowąnych Węgier. Charakterystyczne pod tym względem były opinie, zawarte "w kronice P. Piasec kiego, historyka polskiego z XVII wieku, wyrażającego panujące wśród polskiej •szlachty' nastroje nieufności wobec Habsburgów, którzy pozbawili węgierskie i cze skie-królestw o wolności. W niecałe sto -la t później Współczesny Rakoczemu- pamiętnikarZ Otwioowski po woływał się na przykład „uciśnionych niemiłosiernie Węgrów” jako wymowne ostrzeżenie, czym groziłyby Polsce rządy niemieckie.. W poparciu dla Rakoczego niemałą rolę wreszcie musiał odegrać wzgląd, b którym wspomniał już XIX-wieczny polski historyk, K. Jaro chowski: „Drugą przyczyną powodzenia Rakoczego w Polsce- była nadzwyczajność jego przygód młodości, urok osoby, odgrywająca wreszcie tradycyjnie W Pol sce rolę wielkopańska fantazja... Fantazja polska spotkawszy się z butną, pokrewną sobie fantazją węgier ską gotowa była wyprawiać ku zadowoleniu francus kiego króla sztuki swe bez względu' na wszelkie przykązy i wymagania urzędowej polityki”. Rakoczy nie bez powodów liczył na prowęgierskie sympatie w Polsce już w czasie układania pierwszych konspiracyjnych planów antyhabsburskich, snutych jeszfcze przed swym uwięzieniem i zdradą Longuevalla. Z protokołów austriackiego trybunału z zeznaniami Ra koczego dowiadujemy się o rozmowach księcia z Longuevallem na temat spodziewanego poparcia ze' strony Polski; Rakoczy przyznawał,, że w czasie rozmów ż Longuevallem mówił o tym, iż poprzedni król polski, tj, Jan III Sobieski, popierał partię: Thökölyego, a ak tualny-król Polski/tj. August II Mocny, „jest tak ambit nym władcą, że jeśli mógłby pomnożyć swą sławę ma Węgrzech i na Śląsku, to na pewno nie zaniedbałby takiej okazji”. sRakoezy • i Bercsényi swe plany wystąpienia- prze
143
ciwko Austrii w poważnej mierze opierali na możli wości dojścia do skutku ścisłego sojuszu antyhabsburskiego między Francjąa Polską. M ięli oni nadzieję, że król Polski August II Mocny może zostać pozyskany do sojuszu antyaustriackiego, widząc w nim szansę od zyskania Śląska, znajdującego Się wówczas pod berłem Habsburgów. Historyk I. Lukinich pisał o tych planach Rakoczego i Bencsényiego an,in.; „połsiki atak na Śląsk i równocześnie uderzenie elektora bawarskiego prze ciw prowincjom austriackim umożliwiłoby również powstanie węgierskie. Jeśli powstańcy uzyskaliby po parcie ze strony Polaków — wówczas wybór Augu sta II królem węgierskim mógłby nastąpić bez trud ności”. Sam Rakoczy już w listopadzie 1700 r. szczególną uwagę poświęcał sprawie związania na Węgrzech po wstania z Polską, stwierdzając: „Węgry znalazłyby się pod protekcją polskiego króla, co oznaczałoby w prak tyce, iż Polska popierałaby węgierskie, a Węgry polskie interesy, w tym przypadku zaś można by mieć nadzie ję, iż Węgry potrafią utrzymać niepodległość między Austrią a Portą Ottomańską”. Pierwsze bezpośrednie pertraktacje z królem Polski Augustem II w sprawie realizacji „polskich” planów Rakoczego rozpoczął kr. Bercsényi. W lipcu 1701 r. w trakcie spotkania z Augustem n Bercsényi wysunął projekt unii personalnej Polski i Węgier, sugerując plan zdobycia Śląska jako polski cel wojenny. Historyk M. Asztalos pisał o projekcie Bercsényiego, iż: „oży wiona została w nim zainaugurowana jeszcze w XV wieku koncepcja narodowej opozycji węgierskiej, która odtąd przetrwała całe stulecia i iktóra pragnęła prze ciwstawić polsko-węgierską unię personalną niebezpie cznym zakusom Habsburgów”. Pomimo początkowej, pozytywnej reakcji ze strony króla Augusta II szybko okazało się, że nie można polegać na obietnicach tego
144
władcy, który w całym swym postępowaniu myślał nie tyle o interesach Polski, co rodzimej Saksonii i włas nego rodu Wettyngów. Pod wpływem zagrożenia dla swych rządów ze strony króla Szwecji, Karola XII, August zaakceptował proponowaną mu przez Austrię pomoc i zawarł z nią porozumienie. Przekupiony przez Austriaków minister Augusta, hr. Beuchling, zgodził się na porwanie Bercsényiego przez austriackich dra gonów. Chytrze obmyślony plan austriacki zawiódł głównie dzięki męstwu polskiego giermka, który osła niając Bercsényiego, ciężko zranił w szyję dowódcę napastników — kpt. Briknera, umożliwiając w zamie szaniu ucieczkę Bercsényiemu, Jak pisał o tym później sam Rakoczy w swych „Wyznaniach”: „Bercsényi... chwyta za pistolet i udaje mu się jed nym strzałem zadać ranę człowiekowi, który go chwy cił, tak że ten puszcza go i pada. Wtedy hrabia bez bro ni wyskakuje z drugiej strony powozu, w czasie gdy napastnicy zajęci są nabijaniem swoich karabinów, wy strzelanych w pierwszym napadzie... Z trudnego poło żenia uratował go wierny giermek polski, który krwa w ił z dwóch ran, z nerki i z brody, mimo to zeskoczył z konia, podał mu własną szablę i ręką pokazał, w ja ką stronę proponuje ucieczkę” (przekł. A. Engelmayer).
Polska m iłość księcia R akoczego Sprawa porwania Bercsényiego, grasowanie cesar skich dragonów po Polsce, dwulicowa postawa króla Augusta nie były najlepszym prognostykiem dla przy byłego właśnie w tym czasie do Polski Rakoczego. Sy tuację Rakoczego pogarszał fakt, że mimo nalegań am basadora Francji w Warszawie, du Herona, Ludwik XIV nie kwapił się z pomocą dla ściganego przez Au
145
striaków księcia, a w sierpniu -1702 r. — jak pisze francuski historyk E. Pillias, „po raz siódmy odmówił interweniowania na rzecz Rakoczego”. Zdesperowany Rakoczy, czując beznadziejność sytuacji, zagrożony przez możliwość kolejnego wypadu oddziałów' -cesar skich na teren Polaki, od maja 1702 r. nosił-się z zamiarem opuszczenia Polski i udania się do Turcji. Trudno" dziś ocenić,, jakie byłyby polityczne koszty wyjazdu Rakoczego do Turcji, jeśliby został on wów czas zrealizowany. Nie można w tym przypadku wy kluczyć i najgorszej ewentualności, iż w rezultacie tego Rakoczy już 17 lat wcześniej stałby się osamot nionym tułaczem
146
niż o względy Augusta II, Leszczyńskiego lub najbar dziej wpływowych panów polskich”. Współcześni określali nieraz Sieniawską jako „niekorohowaną królową”, „pierwszą damę Rzeczpospoli tej”, podziwiali’ Jej energię i odwagę. W jednej z XVIII-wiecznych relacji zachował się opis sceny, gdy księżna Sieniawska wzburzona wpadła do komnaty, w której radzili hetmani, wołając; „Wy tu radzicie, a lepiej byście działali, a jeżeli zbywa wam na odwa d ze/to ja wsiądę na koń i wszystko załatwię”. Nie przypadkowo więc właśnie do Sieniawskiej zwrócił się poseł Ludwika XIV z prośbą o pomoc dla księcia ści ganego przez cesarskich siepaczy. Jak wspominał póź niej w swych pamiętnikach sam książę Rakoczy: „Król polski (tj. August Mocny — JRN) i najwięk sza część magnatów była po stronie cesarza austria ckiego, co groziło mi wszelkiego -rodzaju niebezpie czeństwem. W tej sytuacji poseł francuski nie wi dział nikogo, komu mógłby z większą pewnością po wierzyć opiekę nad moją osobą niż wojewodzinie bełzkiej... Jej siła ducha, męska odwaga i' wielkoduszność wykraczały ponad jej płeć”. Francuski dyplomata, markiz de Bonnac, wspominał zaś; „Pan Du Héron (tj. poseł francuski' w Warszawie — JRN) wprowadził księżnę Sieniawską w e wszystkie sekrety 'księcia Rako czego, kreśląc obraz jego osoby nader stosowny ku‘ temu, aby zachęcić tę wielkoduszną i jak najdalszą od* oziębłości damę do pomocy nieszczęśliwemu księciu”. Rakoczy i Sieniawska spotkali się po raz pierwszy w mroźną noc Bożego Narodzenia 1701 r. w Warszawie i spotkanie to zapoczątkowało zarazem ich długoletnie uczucie i współpracę polityczną. Sieniawska pomagała Rakoczemu w nawiązaniu szerszych kontaktów z róż nymi wpływowymi postaciami politycznymi w Polsce, stworzyła mu stosunkowo bezpieczne warunki prze trw acie najtrudniejszych dni do czasu wybuchu poi
147
wstania na Węgrzech przez dwa lata udzielając -W swych włościach schronienia księciu i jego zwolenni kom. Po rozpoczęciu walk powstańczych Sieniawska faktycznie kierowała pomocą dla powstania udzielając wielokrotnie pomocy finansowej i militarnej, werbując setki oficerów i żołnierzy, pośrednicząc w dyplomaty cznej korespondencji powstańców z Francją. Jak wspo minał ze wzruszeniem kierownik kancelarii powstań czej, Pál Raday, księżna Sieniawska była gotowa dla powstania nie tylko „ostatnie pieniądze, ale i krew własną oddać”. Armia Rakoczego początkowo była złożona głównie ze słabo uzbrojonych powstańców chłopskich (kuru ców) i występując przeciw doborowym regularnym jednostkom austriackim nade? pilnie potrzebowała bro ni i amunicji. I tu nieoceniona okazała się pomoc księ żnej Sieniawskiej. Dyplomata francuski Maron pisid w 1703 r;: „Sieniawska' ubiła;z królem Polski interes na zakup 1000 karabinów dla Rakoczego... Powiedziała królowi, że chodzi 0 broń dla. jej .męża... Bez niej za kupy amunicji i wysyłka pieniędzy byłyby praktycz nie niemożliwe”. Inny dyplomata francuski, Bonnac, stwierdzał: „Pani wojewodzina bełzka wyprawia właś nie, jeszcze dwustu czy -trzystu Wołochów do księcia Rakoczego, aby żywić w umysłach Węgrów przekona nie, że Polska da poparcie księciu, a nawet i to, że będzie wspierany również przez Tatarów”. Księżna osobiście obdarzała przedzierające się ku granicy wę gierskiej zwerbowane przez nią oddziały polskich ochotników własnoręcznie wyszywanymi chorągwiami z herbami Rakoczych i wolnościowymi hasłami Pro Patria et Libertate. Pomoę księżnej, którą współczesny badacz epoki Rakoczego, Daj os Hopp, określił jako najważniejszego polskiego doradcę księcia Rakoczego, znacznie przyczy niła się zarówno do początkowych sukcesów powstania,
148
jak i do jego tak długotrwałej kontynuacji: Przyznawał to nawet skądinąd niezbyt przychylnie nastawiony do Sięniawskiej historyk ThOmasivskij, stwierdzając: „A jednak- bez jej pomocy nie można było sobie wyobrazić możliwości przygotowania ruchu niepodległościowego, a nawet w pewnej mierze i jego podtrzymania. I za to właśnie odczuwał Bakoczy szczerą i głęboką wdzięcz ność”. Nic dziwnego, że w-ówczesnej korespondencji dworu wiedeńskiego z królem Augustem II co chwila przewija się nazwisko Sieniawskiej, sypią się zarzuty pod adre sem „wielce przedsiębiorczej i nader niebezpiecznej księżnej, o niewyczerpanej wprost energii w zdobywa niu środków dla pomocy powstaniu i Kakoczemu”. W 1705 r. członkowie cesarskiej rady wojennej w Wied niu zalecili dokonanie otwartego zamachu na osobę Sieniawskiej, dowiedziawszy się, że księżna wybiera się z odwiedzinami na Śląsk. Wysłano żołnierzy z polece niem natychmiastowego zaaresztowania Sieniawskiej. Plan spalił jednak na panewce, bo księżna, prawdo podobnie przez kogoś ostrzeżona, zmieniła plany i za trzymała, się w Krakowie, rezygnując z podróży na Śląsk. Postać Sieniawskiej i jej związki z powstaniem Bakoczego na pewno zasługują na dużo szerszą niż do tychczas popularyzację, stanowiąc znakomity materiał do’ scenariusza filmowego cży serialu telewizyjnego. Sieniawską cechowała wielostronność zainteresowań, bogata, wprost renesansowa osobowość. Francuski dy plomata De 1’Hommeau pisał o Sieniawskiej między innymi: „Ta wspaniałomyślna dama o wielkim umyśle załatwia wszystkie sprawy z wielką gorliwością, pracu jąc nad ich wykonaniem po cztery-pięć godzin bez przerwy z ..zadziwiającą żywością. Po pracy bardzo chętnie zajmuje, się polowaniami bądź strzelaniem,
149
stanowi to dla niej formę odpoczynku, ponieważ bar dzo zręcznie strzela do célú”. Jeden z najbliższych współpracowników Rakoczego, Pál Raday, pisał o księżnej z podziwem: „Wyszedłszy na plac zamkowy wzięła ze sobą pistolety i z ośmiu kroków strzelała do czapki raz po raz z taką werwą, że nie spudłowała ani jednego z pięciu strzałów. Co więcej, poprosiwszy mnie o pieniążek cesarski i poło żywszy go na drzewie trzykrotnie raz po raz przestrze liła go za zdrowie króla francuskiego. Gdy zaś potem zasiedliśmy do kolacji, wzniosła puchar wina za zdro wie króla Augusta, zaraz potem dodając, ale niech pa nuje tylko u siebie w Saksonii”. Polityka i strzelanie nie były jedyną domeną Sieniaiwskiej. Wydana przed kilkunastu laty książka Pio tra Bohdziewicza „Korespondencja artystyczna Elżbie ty Sieniawskiej z lat 1700—1729” przyniosła materiał świadczący o jej wielu imponujących inicjatywach ar chitektonicznych. Była ona inicjatorką rozbudowy pa łacu wilanowskiego oraz fundatorką lub inicjatorką prac restauracyjnych ponad dwudziestu wielkich bu dowli: pałaców, klasztorów i kościołów. Prócz tego była znakomitą znawczynią prawa, odnosząc ciągle zwycię stwa w prowadzonych przez siebie procesach. Prawda, że nie zawsze wolna była przy tym od tendencji ,do samowoli tak typowej dla jej epoki. Erazm Otwinowski opisywał na.przykład, iż porywcza księżna kazała powiedzieć deputowanemu Świniarskiemu, który „przeciwko niej podług sprawiedliwości ferował sen-, tenćyją”, iż w Kamieńcu jest ciemne więzienie, r Wielki wdzięk osobisty, energia, i. inteligencja .księż-. nej Sieniawskiej zyskały jej podziw wielu wybitnych postaci epoki: pod jej urokiem pozostawali m in . Piotr W ielki.i August II. Ponad wszystkich zalotników księż na preferowała jednak młodego, romantycznego -księcia węgierskiego. Współdziałanie polityczne tych dwojga
150
wspierane było przez w ieje lat uczuciem, .wielkiej wza jemnej- miłości. Znalazła ona odbicie między innymi w:pisanym po francusku pięknym madrygale księcia Rakoczego do Elżbiety Sieniawsjsiej z pełnymi melan cholii słowami końcowymi: Kryjmy nasze uczucia, zatajmy czułości Do dnia, gdy hic nie zmąci rozkoszy miłości.
Obok Sieniawskiej i jej męża w pomocy dla Rako czego brało udział również wielu innych magnatów polskich, głównie ze stronnictwa profrancuskiego. Byli wśród nich m.in. prymas — M. S. Radziejowski, wo jewoda kijowski — J.. Potocki, wojewoda krakowski — M. Kątski, książę Wdśniowiecki. Warto tu zwłaszcza wspomnieć o roli M. Kątskiego, znanego z legendarnej wprost odwagi dowódcy polskiej artylerii. Sam Rako czy w „Wyznaniach” w jak najgorętszych słowach wspominał przyjaźń i pomoc Kątskiego, w którego zamku ostatecznie .'.zdecydował się stanąć na czele chłopskich powstańców. Żołnierze Kątskiego stanowili pierwszą straż osobistą księcia w momencie, 'gdy wyru szył ku węgierskiej granicy. Pomocy zbrojnej w pier wszych najtrudniejszych miesiącach powstania dostar czyli również książę Wiśniowiecki i wojewoda Potocki. Dyplomata francuski, Bonnac, pisał w sierpniu 1703 r. do króla Ludwika XIV: „Pan Potocki, wojewoda kijow ski, rozwija w tej spraw ie. w iele gorliw ości.. Oddał księciu Rakoczemu bez pieniędzy, to trochę żołnierza, którego wodził ze sobą. Ostatnimi czasy oświadczył mi się z gotowością ułatwienia wszystkiego, co byś W.K. Mość- w tej stronie
151
pomoc dla náego stanowił przyprowadzony przez Bercsényiego 600-osobowy świetnie uzbrojny oddział pol ski. Historyk M. Asztalos pisał na ten temat: „Bardzo dobry efekt wywarło przybycie tych dobrze wyszkolo nych 600 zbrojnych. Z jednej strony bardzo ośmieliło lud, który dotąd doświadczył tylko dwóch odwrotów... Z drugiej strony posłużyło jako okazja do tego, aby idąca z ust do ust wieść fantastycznie zwielokrotniła rozmiary pomocy, co w kraju i tak już bardzo pod nieconym różnymi wieściami bardzo korzystnie ukształtowało nastroje na rzecz Rakoczego. Krążyły po głoski, że 'książę Rakoczy prowadzi ze sobą 40 tysięcy polskich i szwedzkich żołnierzy”.
Państw o R akoczego Powstanie rozpoczęte przez Rakoczego z grupkami uzbrojonych chłopskich powstańców i niewielkimi po siłkami polskimi dosłownie z dnia na dzień przybierało na sile. Gdy powstanie po kilku tygodniach walk osiąg nęło tak upragnione pierwsze zwycięstwo nad wojska mi cesarskimi pod Tiszabecs, szlachta przestała lekce ważyć „chłopskie wojsko”. Kolejne sukcesy oddziałów kuruekich, opanowanie pierwszych większych miejsco wości: Debrećzynu, Tokaju, Szolnoku sprawiają, że szlachta zaczyna wierzyć w pomyślny przebieg po wstania i coraz liczniej się doń przyłączać. Powstanie zaczyna mieć ogólnonarodowy charakter. Do coraz silniejszego rozwoju ruchu powstańczego na skalę ogólnokrajową w niemałej mierze przyczyniła Się nader rozsądna religijna i narodowościowa polityka Rakoczego. Jednym z najważniejszych jego osiągnięć politycznych było to, iż po długotrwałych prześladowa niach religijnych doby kontrreformacji doprowadził do prawdziwego pokoju religijnego. Jego powstanie stało
152
się pierwszą węgierską wojną niepodległościową, w której różnice religijne zostały całkowicie zepchnięte w cień. Przez cały czas .powstania Rakoczy bezustannie zabiegał o przeciągnięcie do szeregów kuruckieh wszy stkich mieszkańców kraju, niezależnie od języka i na rodowości. Wśród pułkowników Rakoczego było m .in. 3 Rumunów, 8 Słowaków, 1 Chorwat, 12 Niemców i 7 Francuzów. Postać Rakoczego stała się ogromnie po pularna również wśród narodowości zamieszkujących obszary ówczesnych Węgier. Świadczą o tym m.in. liczne pieśni słowackie (np. „Pisen o vitezstvy uherskem” — Pieśń o węgierskim zwycięstwie) czy zacho wane do dziś na Rusi Podkarpackiej liczne legendy, w których pojawia się postać Rakoczego jako „dobrego księcia”, który przyniósł wolność i chleb swym „wier nym Rusinom”. Rusinów nazywano nawet „gens fide•lissima” (najwierniejszym narodem), ponieważ w ca łości poparli powstanie Rakoczego. Cała druga połowa 1703 r. upłynęła pod znakiem ciągłego rozszerzania się powstania. Po kolei wpadały w ręce powstańców kuruckieh miasta Spiszu, Nagyszom bat, Miskolc, Komarom, duża część Siedmiogrodu. Pod koniec 1703 r. w posiadaniu kuruców znalazła się zde cydowana większość terytorium wchodzącego w skład danego królestwa węgierskiego. Sukcesy militarne wojsk kuruckieh umożliwiły podjęcie przez Rakoczego budowy niepodległego państwa węgierskiego. Było to niezwykle ciężkie zadanie. Od prawie 200 lat po tra gicznej klęsce Węgrów pod Mohaczem w 1526 r. Wę gry nie miały niepodległej organizacji państwowej. Przez blisko dwa wieki kraj był rozdzierany przez anarchię, uzależniony od różnorodnych, nawzajem sprzecznych ze sohą rozkazów habsburskich namiestni ków i tureckich baszów, nękany przez niezliczone prze jawy samowoli magnatów i żołdaków. „Trudno stwo rzyć tam porządek, gdzie go nigdy nie było” ■ — pisał
153
sam Rakoczy o trudach czekającego go zadania. Tym bardziej godne podziwu są więc dokonania Rakoczego w dziele odbudowy od podstaw węgierskiej organizacji państwowej. W ciągu zaledwie kilku lat Węgry, pro wadzące bezustanne działania wojenne przeciw jedne mu z największych mocarstw ówczesnej Europy, oparły na nowoczesnych podstawach swą gospodarkę i zbudo wały nowy system administracji. Szczególnie wiele wysiłków poświęcił Rakoczy spra wie stworzenia silnej centralnej władzy państwowej i gospodarki. W celu zapewnienia jak najwszechstron niejszego rozwoju życia gospodarczego Rakoczy powo łał w 1705 r. specjalną Radę Ekonomiczną (Consilium Oeconomicum). Realizowana przez Rakoczego merkantylistyczna i protekcjonistyczna polityka gospodarcza stworzyła warunki do rozwoju przedsiębiorstw prze mysłowych na Węgrzech. Podczas obrad powstańczego parlamentu w Onód, słynnych z niezwykłej wprost burzliwości {na sali rozsiekano dwóch przywódców prohabsburskiej opozycji szlacheckiej), posłowie do konali detronizacji następcy Leopolda I — cesarza Jó zefa I. Detronizacja odbyła się w nader dramatycznej scenerii. Zgromadzeni posłowie ogłosili detronizację skandując potężnym głosem „Eb ura fakó! (Pies niech panuje psom!) Od tej chwili Józef przestał być naszym królem!’' Na kolejnym parlamencie w Sárospatak ostatecznie uchwalono prawo przyznające wolność od pańszczyzny wszystkim chłopom, którzy chwycili za broń w szeregach powstania, ich rodzinom i wdowom po nich. Czasy „Węgier Rakoczego” to zarazem okres praw dziwego rozkwitu różnych dziedzin węgierskiej kultury, jej odrodzenia po długotrwałym zastoju doby kontr reformacji, okres wielostronnych prób „dogonienia Europy” podejmowanych z inicjatywy księcia Rako czego, wielkiego mecenasa kultury. Konsekwentnie
154
dążył do uczynienia ze swego dworu centrum węgier skiego życia kulturalnego, przyjmował na nim muzy ków francuskich i włoskich, otoczył opieką najsłyn niejszego węgierskiego malarza epoki A. Manyokiego. Do dziedzin szczególnie silnie odzwierciedlających dynamiczność i wielostronność osobowości księcia należa ły dyplomacja i propaganda. Warto tu może przyto czyć ciekawy komentarz XIX-wiecznego historyka pol skiego, K. Jarochowskiego, stwierdzającego m in.: „Co by tu może zasługiwało na szczególną wzmian kę, to wszechstronność i zręczność dyplomatycznej akcyi Rakoczego. W organizacyi jej, w umiejętnym, wy szukiwaniu sprzymierzeńców, w pozyskiwaniu jednych, w utrzymywaniu w związku przyjaźni drugich, widzi my stwierdzającą się i wówczas przysłowiową niemal i ogólnie znaną, przyrodzoną Węgrom zdolność polity cznego zmysłu. Jeżeli Rakoczy jest na tern polu mi strzem, należy się ważna część jego zasługi nieodstęp nemu odeń Bercsényiemu. Gdzież on to wszędzie jest i gdzie go wszędzie nie ma! Ciągła korespondencyja na wszystkie strony z wojewodziną bełzką i panami pol skimi. Ciągłe z tysięcznemu niebezpieczeństwami i tru dami połączone podróże do Polski w celu porozumie wania się osobistego bądź to z posłem francuskim Bonakiem, bądź z przyjaciółmi polskimi... Prócz niego zaś cóż za rój węgierskich dyplomatów i agentów za sypuje Polskę, wszystkie dwory i obozy wojującej naówczas Europy z ramienia Rakoczego”.
„G enerał-derw isz” i kuruccy zagończycy Swego rodzaju „piętą Achillesową” powstania był charakter armii Rakoczego zdominowanej przez nie karne oddziały zagończyków. Na działaniach kuruców negatywnie odbijał się stary węgierski styl walki, ty
155
powy dla poprzednich walk powstańczych toczonych od początku XVII wieku, scharakteryzowany przez Rakoczego w słowach; „Najlepiej jak najdalej obozo wać od nieprzyjaciela, straży nie wystawiać, dużo pić i spać, a kiedy ludzie i konie dobrze już sobie wypocz ną, dosięgnąć wroga trwającymi dwa lub trzy dni po śpiesznymi marszami, napaść na niego gorączkowo i dziko, ścigać go, jeśli rzuci się do ucieczki, a jeśli te go nie zrobi, samemu szybko się wycofać”. Kurucom na ogół męstwa nie brakowało. Z legen darnej wręcz odwagi słynęli niektórzy kuruccy zagończycy jak generał Vak (Ślepy) Bottyán, który wiele razy rozgromił oddziały cesarskie, jak Adam Balogh czy László Ocskay. Słynne były wypady kuruców z pogardą śmierci wdzierających się daleko w głąb tery torium wroga, siejących postrach i popłoch na samych przedmieściach Wiednia. Przeglądając opisy walk kuruckich co chwila odnosi się wrażenie, jakby czytało się znów o Kmicicu podchodzącym i szarpiącym całą ar m ię Chowańskiego czy później jako Babinicz bez prze rwy „podskubującym” Bogusławowe tabory. Dość przy pomnieć postać jednego z barwniejszych kuruckich zagończyków, słynnego „generała-derwisza”, barona Miklósa Andrassyego. Ten były zakonnik i głośny ka znodzieja stanął na czele parusetosobowegó oddziału, złożonego głównie z Tatarów. Fantastyczny wprost wi dok przedstawiał Andrassy, gdy pędził na czele siwych Tataróiw przystrojony w habit zakonny, z którym ni gdy się nie rozstawał, tatarską czapę futrzaną, wojsko we buty i wielką karabelę. Śmiałej i zawadiackiej postawy kuruców zbyt często towarzyszyły jednak niezdyscyplinowanie i brak nowo czesnej taktyki walki. Niezdolni byli do skoncentrowa nych ataków. Wciąż rozdrabniali swe siły, dokonując wielu brawurowych, lecz przynoszących małe korzyści militarne wypadów. Niezdyscyplinowanie oddziałów
156
kuruckich prowadziło do powtarzania się wciąż tego samego scenariusza. kolejnych, wielkich bitew, które mogły być wygrane przez Węgrów, a zostawały w ostatniej chwili zaprzepaszczone. Były to historie bi tew , rozpoczynanych nadzwyczaj dobrze, z wielkim impetem, a potem przegrywanych na skutek niekarności oddziałów kuruckich, które w momencie przewa gi zamiast rozbić wroga do końca, rzucały się na jego tabory. W tym czasie przeciwnik zyskiwał czas do ochłonięcia, ponownego zwarcia szyków i wreszcie od nosił niespodziewane zwycięstwo, uderzając z boku na nieskładne czy zajęte zdobywaniem łupu oddziały ku ruców. Taka była przyczyna porażki Węgrów w pierw szej wielkiej, początkowo wyraźnie wygrywanej bitwie pod Nagyszombat w 1704 r. i w ostatniej wielkiej bi twie powstania pod Romhány w 1710 r. Braki w strategii i taktyce kuruców uniemożliwiły utrwalenie ‘zdobyczy terytorialnych, sprawiły, iż mili tarne dzieje powstania to obraz ciągle zmieniającego się szczęścia wojennego, przechodzących wciąż z rąk do rąk miast i całych komitatów, wciąż następujących na zmianę kuruckich sukcesów i porażek. W ciągu kil ku łat nie można było nadrobić ogromnych braków w wyszkoleniu bojowym, skutków nieistnienia regu larnej armii węgierskiej przez w iele dziesięcioleci. Zda wał sobie z tego dobrze sprawę Rakoczy już w 1705 r. smętnie komentując: „Dostateczne byłyby siły narodu, gdyby sprawy jego były bardziej uregulowane, naród jest jednak niedoświadczony, ma naturę porywczą, po rządku nigdy nie zaznał, a czasu jest za mało”.
„G rzechy” i polityka Przez cały czas powstania ani przez chwilę nie usta wały kontakty kuruców z Polską. Pomoc militarna
157
i-finansowa z Polski dla powstania kuruców nić pozo stawała bez wpływu na tekst rezolucji przyjętej na posiedzeniu powstańczego parlamentu, głoszącej, iz„Ze względu na to, że naród polski i węgierski mają tyle wspólnych cech w swej przeszłości, obyczajach i przywilejach, a i nieprzyjaciel nasz wspólny, wszyst ko to uzasadnia, abyśmy zawarli między sobą wieczny sojusz”. • W Polsce natomiast, w atmosferze zniechęcenia, prze ciągającymi się zmaganiami „Sasa” i „Łasa” zrodził się pomysł obrania królem właśnie Rakoczego, „aby dobro wolności w jednym i drugim kraju, w Polsce i na Węgrzech powierzyć wraz z tronem męskiemu umysłowi gotowemu do wszystkiego, przez co wolność Węgier odżyć, rany Polski uleczyć się mogły”. Bardzo gorącym rzecznikiem elekcji Rakoczego na króla Pol ski stał się i car Piotr W ielki, który zniechęcony do pierzchającego wciąż przed Szwedami Augusta II mó wił; „Życzę sobie w sąsiedztwie moim dzielnego czło wieka, nie takiego Augusta”. Jakie cele stały przed oczyma tych polskich magna tów, którzy proponowali kandydaturę Rakoczego na tron polski? Autor jednej z najnowszych polskich pub likacji na temat historii tego okresu, A. Kamiński, pi sał: „Wybór zaprzysiężonego wroga Austrii, a więc na turalnego sprzymierzeńca Francji, na tron polski, miał skłonić Ludwika XIV do wystąpienia w jego obronie przed Karolem XII. Oczekiwano, że dzięki mediacji Wersalu Szwedzi zawrą pokój z Rosją i porzuciwszy sprawę Leszczyńskiego, pozostawią na tronie Rakocze go”. W ten sposób Polska mogłaby wreszcie zyskać upragniony spokój od niszczących ją wojsk obcych. Już po kilku miesiącach okazało się jednak, że wią zane z kandydaturą Rakoczego nadzieje na normaliza cję stosunków w Polsce z pomocą mediacji francuskiej, kończącej wojnę szwedzko-rosyjską, nie mogą być
158
urzeczywistnione. Przyczyną tego było przede wszyst kim nieustępliwe stanowisko króla Karola XII wobec Rosji, nie dopuszczające możliwości kompromisu. W tej sytuacji *kandydatura' Rakoczego straciła sens nawet dla jego najbliższych stronników, łącznie z księżną Sieniawską. Oznaczałoby to bowiem tylko dodanie jeszcze jednego więcej współzawodnika o tron polski i potę gowałoby zamieszanie nękanego wojną kraju. Sam Ra koczy szybko zdał sobie sprawę z niekorzystnego obro tu sytuacji i mimo nalegań cara Piotra Wielkiego sta rał się stopniowo wycofać swą kandydaturę. Za projekt wyboru Rakoczego na króla Polski naj ciężej Zapłaciła księżna Sieniawska. Król szwedzki Karol XII uznał ją za główną inicjatorkę tego niewy godnego dlań projektu i nakazał ją uwięzić. Tylko wstawiennictwo króla francuskiego umożliwiło uwol nienie Sieniawskiej po kilkumiesięcznym więzieniu. Natychmiast po wyjściu na wolność napisała list do Rakoczego, informując go, że jest już wolna, choć scho rowana, przeżyła ciężkie chwile, ale w niczym nie zmieniła swego stosunku do niego. Księżna dalej udzie lała pomocy Rakoczemu, wciąż dodając mu otuchy i nadziei. „Ta kobieta — pisze o Sieniawskiej historyk węgierski M. Asztalos — była jedyną istotą, która sta ła obok niego, popierała, zachęcała, była najwierniejszą podporą”. W lutym 1709 r. doszło do blisko miesięcznej uroczystej w izyty księżnej Sieniawskiej z wielką świtą w rodzinnym zamku Rakoczego w Munkścśu, który już na kilka tygodni przed wizytą zaczęto specjalnie przy strajać drogimi kamieniami i dywanami. Jak bardzo zależało samemu Rakoczemu na spotkaniu, świadczy napisany w przededniu w izyty Sieniawskiej list księcia do wiernego Bercsényiego ze słowami: „Ponieważ pani Siemawska jutro bezwarunkowo Wyruszy już ze Skoli ku nam i z dnia na dzień wydają się nam zapowiadać coraz lepsze obietnice z Polski, w których możemy
159
mieć rzeczywistą nadzieję, stąd niezbędna jest ta kon ferencja — na której i Waszą Wielmożność impatienter (niecierpliwie) oczekuję”. Pamiętnikarze węgierscy zostawili wiele relacji na temat niezwykle hucznego przyjęcia zgotowanego księżnej i jej dworowi podczas wizyty w Munkácsu, wspólnych spacerów konnych Sieniawskiej i Rakoczego, a nawet o zmożeniu niektórych polskich gości prześwietnym winem z Hegyalja, które sprawiło, że zaczęli się ze sobą nawzajem przycinać szablami. Austriacy dobrze sobie zdawali sprawę, że spotkania Rakoczego i Sieniąwskiej nie są jednak li tylko zwy kłym i spotkaniami towarzyskimi dwóch bliskich sobie ludzi. Po kolejnym spotkaniu księżnej i Rakoczego doradca cesarza austriackiego, hr. Wratislaw, pisał w styczniu 1710 x. do zausznika króla Augusta II Sa sa — hrabiego Flemminga: „Przed niejakim czasem odebraliśmy doniesienie, że wojewodzina foełzka miała na granicy spotkanie z Rakoczym, Benczenim i Des Alłeursem. Poczynamy już widzieć skutki obecne tej negocyaeyi, ponieważ pan Wojewoda bełzki (Sieniawski) pod pozorem rozpuszczenia pewnej części swego żołnierza wyprawia go małemi oddziałami do Rako czego...” • Oprócz spotkań oficjalnych i „negocyaeyi” nie brako wało tajnych schadzek miłosnych między Rakoczym i księżną i niechętnie nastawiony do Rakoczego prohabsburski historyk Gyula Szekfü stwierdzał z prze kąsem, iż „Rakoczy nierzadko w ważnych chwilach ©puszczał kraj, aby zaspokajać swą żądzę życia w Pol sce”. Sam Rakoczy po latach, przebywając w klaszto rze jensenistów w Grosboise wciąż bił się w piersi za „grzeszną namiętność” do Sieniawskiej. W siwych „Wy znaniach” — prawdziwej węgierskiej „Spowiedzi dzie cięcia wieku” — wyznawał: „W tym czasie jak pod pozorem spraw państwowych
160
jeździłem do Polski, ty wiesz dobrze, o Panie, dlaczego, chociaż przed ludźmi tego nie odkrywam, rozumiem dobrze te ciosy, którymi mnie karałeś, ale nie nabra łem rozsądku... moje serce dalekie było od ciebie, po nieważ wciąż grzech w nim zamieszkiwał”. Zabawnie brzmi komentarz jednego z węgierskich historyków do tych wyznań z całą powagą rozgrzesza jący księcia i mówiący, że Rakoczy kajał się niepo trzebnie, bo przecież jego związek z Sieniawską był tak bardzo przydatny pro piiblico bono, dla sprawy na rodowego powstania.
P olskie hufce nad Dunajem W 1710 r. na Węgry przybyły uchodzące przed pości giem wojsk carskich parotysięczne oddziały polskie pod wodzą wojewody kijowskiego, J. Potockiego, który już w 1703 r. udzielał pomocy Rakoczemu. Wzięły one udział w kilku bitwach węgierskich powstańców, szcze gólnie mężnie spisując się w bitwie pod Romhány w walce przeciwko wojskom austriackim i ich węgier skim poplecznikom ■— tzw. labancom. Sam książę Ra koczy pisał w liście do Bercsényiego, iż „Nowe wojska pomocnicze (tj. Polacy i Szwedzi — JRN) pokazały zaś jak należy walczyć z Niemcami”. A. Markó, autor pod stawowej pracy na temat wojskowej historii powstania Rakoczego, pisał o bitwie pod Ramhány m.in.: „Polacy napadli z wielkim impetem. Zaraz przy pierwszym starciu zgnietli linię kirasjerów Sickingena, a nawet wdarli się na ich tyły i przepędzili stojących tam huzarów labanckich... Okrążający manewr Pola ków został ukoronowany pełnym sukcesem. Doprowa dził do rozbicia i okrążenia części labanckich huzarów. O postawie oddziałów polskich najlepiej świadczy po chodząca z tych czasów wierszowana relacja węgier
161
ska pióra Dálnoki Veresa Gerzsona. Opisując, jak w zapale bitewnym Polacy z niepokojem zapytywali: »Ubi est princeps?* (Gdzie jest książę?), Veres ze wzru szeniem komentował »óbcy to był naród, a jednak drżał o księcia*”. W późniejszych walkach Polacy spi sywali się jednak znacznie gorzej niż pod Romhány, przysparzając zwłaszcza wiele kłopotów swą niekarnością. Pomimo całego bohaterstwa kuruców powstanie zo stało rozbite w 1711 r.; około 3 tysięcy powstańców i sam książę znaleźli schronienie w Polsce, Z tych czasów zachowały się liczne pieśni kuruców związane z tułaczką do Polski. Głównym ich motywem jest zarazem ucieczka do zbawczej Polski i nostalgia za węgierską ojczyzną: Kiedy wsiądę na konia siwego, Pocwałuję, gdzie Polska daleko, Ujrzę piękne Węgry z siodła mojego, Łzy m i w oczach zapieką, Gdy do Polski droga mi sądzona, Jak uściskam tam polską dziewczynę, Gdy ją ściskam, bolą mnie ramiona, Gdy całuję — łzami płynę. (przeł. A. Kamieńska)
Nie zabrakło objawów przyjaźni i współczucia ze strony ludności polskiej wobec węgierskich przyjaciół w potrzebie. Dzięki prowęgierskim sympatiom sam książę Rakoczy w 1711 r. uniknął bardzo niebezpiecz nej zasadzki ze strony austriackich dragonów. Jak pi sał znany węgierski historyk Béla Köpeczi: „Rakoczy szczęśliwie wyminął zasadzkę dwóch niemieckich kom panii umieszczonych w lesie wysokim. W udaremnie niu zamachu wielką rolę odegrała polska ludnośó. Ka pitan Scholtz skarżył się w jednym meldunku, i i prze ważająca większość Polaków sympatyzuje z Rakoczym i wspiera kuruców”.
162
Przebywający na emigracji w Polsce książę Rakoczy znalazł znowu opiekę u księżnej Sieniawskiej, pewien czas przebywał w Jarosławiu, gdzie jego pobyt dotąd upamiętnia ulica Węgrów, później z obawy przed za machami organizowanymi przeciwko niemu przez ce sarskich agentów przenosi się do Gdańska. W końcu decyduje się wyjechać do Francji, licząc, że na miejscu łatwiej uda mu się zyskać pomoc Ludwika XIV dla planów dalszych akcji przeciwko Austrii. W Paryżu bu dzi powszechną sympatię, ktoś ze współczesnych no tuje: „Nigdy dotąd żaden cudzoziemiec nie osiągnął we Francji równie wielkich sukcesów jak on”. Nawet tak kostyczny w swych sądach Saint Simon, autor nie zwykle krytycznych pamiętników o Ludwiku XIV i je go dworze, niemal tylko dla jednego księcia Rakoczego zachował słowa podziwu i szacunku, pisząc o nim m.in.: „Nadzwyczaj uczuciowy, prostolinijny i szczery... krań cowo odważny człowiek”. Nie widząc żadnych szans na efektywną pomoc sułtana, zwiedziony przez niego obietnicami wielkiej wojny przeciw Austrii, Rakoczy, prawdziwy „książę niezłomny”, udaje się do Turcji. Tam, w dalekim Rodostó nad morzem Marmara spędził ostatnie piętnaście lat życia, do końca nie przestawając snuć różnych planów powstańczych i układać memo randum w sprawie międzynarodowej akcji na rzecz Węgier. A co się stało z innymi dramatis personae naszej opowieści? Sieniawska do końca życia pozostała pełna życzliwości dla Węgrów i Rakoczego. Świadczy o tym najlepiej historia nieudanego porwania doradcy Rako czego — Bercsényiego w 1716 r. Po klęsce powstania dwór austriacki nie przestawał z niepokojem śledzić emigracyjnej działalności Bercsényiego w Polsce, oba wiając się przygotowań do nowej rebelii. W związku ż tym, w cichym porozumieniu z faworytem Augu sta II, hr. Flemmingiem, austriaccy dyplomaci przygo
163
towali szczegółowy plan porwania Bercsényiego i jego przyjaciół. Uniknęli oni jednak tej pułapki ostrzeżeni przez Sieniawską. W momencie, gdy poseł austriacki miał wydać ostateczne decyzje w sprawie napaści na Bercsényiego, otrzymał list od Sieniawskiej, w którym jakby z poczuciem dobrego żartu informowała go, że „hrabia Bercsényi, Forgacz i Eszterházy wyjechali właśnie do Chocimia do Turków”. Ciekawym epilogiem „polskich związków” Rakoczego był projekt, podjęty przez niego korespondencyjnie z wygnania z Turcji w 1727 r. wspólnie z Sieniawską, pożenienia ich dzieci, tzn. syna księcia — Györgya, z córką Sieniawskiej — Zofią Denhoffową. Niestety, przeszkody ze strony rzą du austriackiego i śmierć księżnej Elżbiety Sieniaw skiej uniemożliwiła realizację tego planu. László Bercsényi, syn uratowanego przez Sieniawską ■przed. porwaniem przez zbirów cesarskich Miklósa Bercsényiego, głównego doradcy Rakoczego, stworzył Z byłych kuruckich powstańców pierwsze francuskie .pułki huzarów i z czasem został (w 1758 r.) marszał.kiem Francji. Związki polsko-węgierskie w dobie powstania Rako czego, pamięć o schronieniu udzielonym w Polsce Ra koczemu i kurucom głęboko zapisały się w węgierskiej świadomości narodowej. Jak pisał L. Hopp: „Jest rze czą pewną, iż polskie elementy tradycji Rakoczego wy warły duży wpływ na późniejsze wzajemne spotkanie Się węgierskich i polskich patriotycznych ruchów szlaehecko-narodowyeh’’. Już w kilkadziesiąt lat po po wstaniu Rakoczego liczni Polacy — byli uczestnicy nie podległościowej konfederacji barskiej — znaleźli schro nienie na Węgrzech. Tradycje pomocy udzielonej przez Polskę powstań com kuruckim powracały wciąż w węgierskiej literatu rze. Jeden z trójcy największych poetów węgierskich ■XIX wieku, M. Vörösmarty, napisał w iersz.pt. „Gdy
164
Rakoczy z Bercsényiim ruszyli do Polski”. Poeta i hi storyk Kálmán Thaly w opartej na motywach pieśni kiuruckich „Pieśni Bertóka Bus, 1703” pisał m in.: O usłysz, Boże, nasze błaganie, Dalekich przywiedź do kraju, Panie! Chorągwie polskie i Rakoczego, i Bercsényiego... Wolności bronią Niech walczą o nią I Wągier strzegą! (przeł. J. Ficowski)
Motyw Polski jako schronienia dla węgierskich po wstańców kuruckich powracał również w wierszach naj większego XX-wiecznego poety węgierskiego, E. Adyego: „Wierszowanka kuruca-tułacza”, „Ostatni kuruc” i inne. W wierszu „Ostatni ikuruc” poeta nazywając sam siebie ostatnim kurucem, walczącym przeciwko uci skowi Wiednia i kompromisom z Habsburgami, ze smętkiem i goryczą stwierdzał, iż jego los jest jednak o wiele gorszy niż kuruców Rakoczego, bo „nie ma dlań schronienia, Polska nie istnieje” (wiersz powstał przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości, na po czątku naszego stulecia).
165
VJ Od konfederacji barskiej do walk Wiosny Ludów
Sprawa Polaków Jest sprawą Europy i śmiało mogą powiedzieć, te kto Polaków nie kocha, ten... własnej nie kocha ojczyzny. ' (Lajos Kossuth 1831 r.) Dążenie do wolności w tej walce odsłoniło przede inną nowy świat... Wybuchami radości witaliśmy każdą wiadomość o świetnych suk cesach polskiego orąte, przygnębiała nas kaida kląska. (Józef Madarász o nastrojach węgierskich w 1831 r.)
Już w kilkadziesiąt lat po upadku powstania kuru ców czasy konfederacji barskiej przynoszą nowe oży wienie kontaktów między Polakami i Węgrami. Jed nym z głośniejszych konfederatów staje się awantur niczy szlachcic węgierski Maurycy Beniowski, wsła wiony swą późniejszą odyseją na Kamczatce i Mada gaskarze. Na przypomnienie przez historyków ciągle jeszcze czeka postać innego Węgra, Mihálya Kovátsa, który podczas pobytu w Saksonii zaprzyjaźnił się z pol skimi konfederatami barskimi, a zwłaszcza ze słynnym Kazimierzem Pułaskim i wraz z nim udał się do Ame ryki, by walczyć o wolność Stanów Zjednoczonych. Zaprzyjaźniony z Pułaskim, był przez niego stale po pierany i awansowany, na prośbę Pułaskiego Waszyng ton mianował Kovátsa pułkownikiem i zastępcą Polaka jako dowódcy legionu. Zginął na parę m iesięcy przed swym polskim przyjacielem w szarży pod Charlesto nem.
166
Na terenie ówczesnych Górnych Węgier, w Eperjes, mieściła się przez pewien czas główna kwatera dowód ców konfederacji barskiej. Po jej upadku setki kon federatów znalazły schronienie na gościnnej ziemi wę gierskiej. Prawdziwym wstrząsem dla madziarskiego pokolenia oświeceniowego stały się rozbiory Polski. Nad Dunajem ukazują się różnorodne analizy źródeł upadku Polski. Autorzy węgierscy powtarzają w nich wymowne ostrzeżenia pod adresem szlachty własnego kraju, zwracając uwagę na fatalne skutki szlacheckiej samowoli w Polsce. Tym większy entuzjazm za to. wy wołują reformy polskie doby Sejmu Czteroletniego, a zwłaszcza Konstytucja 3 Maja. Bardzo wymowna pod tym względem jest przypomniana przez I. Csapiá rosa opinia jednego z wybitniejszych pisarzy węgier skiego Oświecenia, Józsefa Gvádanyiego, na temat „Hi storii Karola XII” Woltera: „Tu pan Voltaire opisuje Polskę, ale w tak niestwo rzony sposób, jak gdyby Polacy wciąż jeszcze byli owymi Sarmatami, którzy pierwotnie tę ziemię podbili, opisuje ją jako kraj ciemny i bez żadnego składu, ale ponieważ pan Voltaire w tym kraju nigdy nie był i może na ten temat jedynie czytał stare relacje, dla tego pisze o nim tak plugawie. Ja, który przez 10 lat mieszkałem w tym kraju i ku mojemu zadowoleniu gawędziłem z Polakami, jestem nie tylko przeciwnego zdania o tym kraju, lecz wiem z całą pewnością, że opis pana Voltaire’a od początku do samego końca jest nieprawdziwy i gdyby teraz mógł on zobaczyć nową konstytucję, obecnie pełnego chwały władcę o wielkiej mądrości i wiedzy, króla polskiego Stanisława Augu sta, wiem, że pisałby delikatniejszym piórem”.
167
Zaprzepaszczona szansa Ciekawy, choć ciągle nazbyt mało znany moment stosunków polsko-węgierskich stanowiły próby zbliże nia między opozycją węgierską a Polską pod koniec rządów cesarza Józefa II w latach 1788—1790. Józef II, słynny cesarz reformator, w krajach monarchii wsła w ił się przede wszystkim swymi oświeceniowymi re formami, zmierzającymi do równouprawnienia wy znań, unowocześnienia oświaty, poprawy sytuacji chło pów. Cesarz, który zniósł przypisanie chłopów do zie m i, konsekwentnie dążył do polepszenia sytuacji naj uboższych warstw społecznych. Przyrównywany nieraz do słynnego VIII-wiecznego kalifa arabskiego Harun ar-Raszida lubił w przebraniu odwiedzać najodleglej sze zakątki kraju, rozmawiać z ludźmi z różnorodnych środowisk, wysłuchiwać szczerych skarg i zażaleń. Głośny był z różnych spektakularnych posunięć jak np, polecenia, aby go przykuto na parę godzin w lo chach najcięższego austriackiego więzienia w Spigelbergu (aby zbadać warunki, w jakich żyją więźniowie). Osnuła jego postać prawdziwa legenda — jeszcze dłu go po śmierci Józefa II w niektórych prowincjach opo wiadano, iż cesarz wstaje nocami i objeżdża różne pro wincje swego kraju, wysłuchuje skarg ludu... Dla Węgrów Józef II był jednak tylko urażającym ich godność narodową „królem w kapeluszu” (kalapos király), który do końca życia nie chciał się koronować na króla Węgier, aby nie złożyć obowiązkowej przy sięgi na przestrzeganie węgierskich praw. Reformy Józefa II S2ły w parze z tendencjami centralizatorskimi, likwidacją węgierskiego samorządu komitackiego i narzuceniem języka niemieckiego jako urzędowego. To wszystko wraz z obciążeniem Węgier kosztami nie fortunnej dla cesarstwa wojny z Turcją wywołało gwałtowny wzrost węgierskiej opozycji szlacheckiej.
168
Wzrastają tendencje niepodległościowe, w 1789 r. Wą gry nie zapłaciły niemal połowy podatków. Szlachta żądała oddalenia obcych wojsk z Węgier i utworzenia armii narodowej. Pojawiły się nawet głosy żądające detronizacji Habsburgów. Niezadowolenie Węgrów podsycali Prusacy, pragnąc osłabienia Austrii poprzez oderwanie od niej Węgier i powołanie na ich tron przyjaznego Prusom kandyda ta. Wtedy to właśnie — a są to czasy Sejmu Cztero letniego — zaznacza się 'zbliżenie między komitatami węgierskimi a stanami galicyjskimi w obliczu wspólnej opozycji wobec Habsburgów. Wywołuje to skrajne za niepokojenie w Wiedniu. W styczniu 1790 r. znajdują cy się na łożu śmierci cesarz decyduje się odwołać swe postanowienia godzące w autonomię Węgier, oba wiając się, jak piszą węgierscy historycy, aby Węgry nie spróbowały kolejnego powstania niepodległościo wego z pomocą Polski i Prus. Ustępstwa Józefa II były jednak już spóźnione. Opozycyjny węgierski ruch szla checki uznając je za sukces swej walki tym otwarciej zaczął akcentować patriotyczny program niepodległoś ciowy. Kanonik Jędrzej Kitowicz w swych pamiętni kach pisał o tym, iż ówczesna węgierska opozycja antyhabsburska aż paliła się do wspólnej antycesarskiej akcji wraz z Polakami i ubolewał, że politycy Sejmu Czteroletniego przez kunktatorstwo zaprzepaścili szan sę wyzwolenia Galicji we wspólnej akcji z Węgrami. „Węgrzy po śmierci Józefa cesarza •— pisał Kito wicz — niemałe Leopoldowi roztargnienie uczynili, oświadczywszy mu, iż nim się zabierze do panowania nad nimi, wprzódy należy mu umówić się z nimi o kon dycje panowania, jako z narodem wolnym, przez elek cją, nie przez dziedzictwo domowi austriackiemu pod ległym. Węgrzy, widząc Polaków krzątających się oko ło Krakowa, spodziewali się, że wtargną do Galicji i Lodomerii, a w tym czasie mieli Się złączyć z Pola
169
kami i przyjąć z nimi unią na kształt Litwy. Na te intencje Pani Krakowska, siostra królewska, cały post Wielki (gdyż to w poście do wiadomości dworu przy szło) pościła na oleju, która innych czasów jadła z mię sem w poście. Te okoliczności słusznie mieszały Au striaka, Polakom zaś sama prawie fortuna lazła w rę ce, lecz jej zażyć nie umieli i chwycić się jej nie śmieli, jedno zawsze klepiąc we wszystkich obradach publicz nych i prywatnych, że wojsko świeże, że jeszcze nie wyegzercytowane, że jeszcze niezupełnie, że jeszcze nie masz po dostatku amunicji, dział, namiotów, piekarniów, kowalniów obozowych, magazynów i innych po trzeb wojennych. Widząc taką gnuśność w Polakach Węgrzy rozruchy swoje z Leopoldem w dobry sposób zakończyli. Szlachta też dawniej polska, teraźniejsi Lodomercy i Galiczanie, za przykładem Węgrów po szedłszy, podali Leopoldowi swoje dolegliwości, otrzy mali w nich folgę, jakiej sobie życzyli, i tak wszelkie prawdopodobieństwo odzyskania przynajmniej Wielicz ki z solą razem zgasło”. W 1791 r. po przewlekłych obradach sejmu węgier skiego szlachta madziarska zdecydowała się pójść na kompromis z nowym cesarzem Leopoldem II. O decy zji zadecydowały zarówno zręczne posunięcia cesarza na arenie międzynarodowej — doprowadzenie do zbli żenia z wrogimi dotąd Prusami, i pokój z Turcją — jak i wynikła z postępów rewolucji francuskiej obawa przed radykalizacją nastrojów społecznych. Cesarz po twierdził dawną konstytucję węgierską, a nowa usta wa stwierdzała, że Węgry są państwem wolnym, o rzą dach niezależnych i żaden obcy język nie może być im narzucany. B yły to duże sukcesy, ale zaprzepaszczono szanse wywalczenia pełnej niepodległości Węgier. Stra cona została też szansa współdziałania polsko-węgier skich ruchów niepodległościowych. Zachowały się licz ne świadectwa ówczesnych propolskich nastrojów na
170
Węgrzech. Spotykamy wiersze otwarcie afirmujące sympatie i współczucie dla Polski i Polaków, sławiące Konstytucję 3 Maja i piętnujące Targowicę. Do naj piękniejszych węgierskich poloników tego okresu na leżą wiersze najwybitniejszego węgierskiego poety ja kobina Jánosa Batsányiego, o postaci, osobowości i pro filu twórczym bardzo zbliżonym do naszego Jakuba Jasińskiego. Nastroje propolskie widoczne są w ów czesnych komentarzach węgierskiej prasy, która pisa ła, tak jak np. „Ephemerides Budenses”, że walczące W obronie Konstytucji 3 Maja wojska polskie walczą i umierają za dobrą sprawę (pro bona causa bellent et moriantur). Powstanie kościuszkowskie budzi dalsze ożywienie sympatii propolskich na Węgrzech. Program przywód cy spisku „jakobinów węgierskich’*, Ignáca Martino vicsa, (notabene b. profesora .uniwersytetu lwowskie go) nawiązywał do idei powstania kościuszkowskiego, stąd nieprzypadkowe miano „węgierskiego Kołłątaja” nadane Martánovicsawd przez Suworawa. Program spi sku przewidywał również, iż po przechwyceniu przez jakobinów władzy na Węgrzech kraj ten zawrze sojusz z Polską. Nieprzypadkowe wydaje się nagromadze nie węgierskich ośrodków jakobińskich w pobliżu gra nic Polski. Historycy wskazywali na liczne dowody kontaktów jakobinów węgierskich z rewolucjonistami polskimi, przytaczano powstały po upadku insurekcji kościuszkowskiej memoriał emigrantów polskich do ambasadora Francji w Wenecji, podkreślający bliskie kontakty rewolucyjne Polaków i Węgrów. W trakcie powstania Polacy puszczali wolno Węgrów służących W armii austriackiej, liczni z nich wstąpili do powstań czej armii. Napisany wkrótce po wybuchu insurekcji kościuszkowskiej propolski wiersz „Hungari ad Polonos” po przełożeniu na język polski już w maju 1794 r; był kolportowany po Polsce w formie odrębnej ulotki.
171
Począwszy od czasów napoleońskich społeczeństwo polskie znalazłszy się w orbicie promieniowania fran cuskich wpływów politycznych i kulturalnych stosun kowo mało uwagi zwracało na to, co się dzieje u sta rych przyjaciół nad Dunajem. Odwrotnie miała się rzecz z Węgrami, gdzie począwszy .od lat dwudziestych wśród tak zwanego „pokolenia reform” zaczyna się prawdziwa moda na Polskę i Polaków. Na Węgrzech, gdzie w 1812 r. zawieszono konstytucję, tym większe zainteresowanie budzi konstytucja Królestwa Kongre sowego, jedna z najliberalniejszych .w Europie, z uwagą śledzi się wystąpienia polskiej opozycji sejmowej. Jest jeszcze jeden specyficzny aspekt węgierskiego zainte resowania Polską w XIX wieku. Węgrzy coraz bardziej obawiając się panslawizmu, jego popularności wśród Czechów i południowych Słowian, z -tym większą sym patią patrzą na Polskę, traktowaną jako tamę przeciw ekspansji carów. Powstanie listopadowe wywołuje prawdziwy wybuch sympatii dla Polski i Polaków. 36 węgierskich komi tatów uchwala rezolucje popierające powstańców, ape lujące do cesarza o akcje na rzecz Polski. W obronie Polaków rozbrzmiewają liczne stanowcze wystąpienia podczas obrad sejmowych. Późniejszy wódz rewolucji węgierskiej 1848—1849 r., Lajos Kossuth, stwierdzał wręcz: „Sprawa Polaków jest sprawą Europy i śmiało mogę powiedzieć, że kto Polaków nie kocha, ten... wła snej nie kocha ojczyzny". Komitaty nie otrzymały jed nak żadnej odpowiedzi władz na swe wystąpienia w sprawie Polski. Austriacy zdając sobie sprawę z jed noznacznie propolskiego stanowiska opinii węgierskiej, starali się zwłóczyć z odpowiedzią na żądania komita tów. Jeden z żupanów, Antal Majláth, informując o sy tuacji w swym komitacie stwierdzał, że wszyscy tu pragną zwycięstwa Polaków, podkreślał, że nie byłoby celowe otwarte występowanie przeciwko powszech-
m 172
nie panującym nastrojom, a należy raczej cierpliwą „pracą wyjaśniającą” uzyskać jąkie takie tispokojenie podnieconych usposobień. Meldunki policyjne donosiły o coraz to nowszych prze jawach sympatii z polskimi „buntownikami”, 0 ma nifestacyjnym śpiewaniu polskich pieśni w restaura-1 cjach, wywieszaniu portretów polskich generałów lub polskich emblematów, a nawet modzie na noszenie spe cjalnego pokroju polskich czapek — tzw. Klopicki sápká („czapka Chłopickiego”). 19 lipca 1831 r. mło dzież Koszyc urządziła manifestacją, w trakcie której wznosiła okrzyki na cześć polskich generałów i kon stytucji. Bardzo duże rozmiary osiągnęła zbiórka pie niędzy dla rannych powstańców. Gdy zaczęło grozić, że Austria wystąpi przeciw polskim powstańcom, poto mek słynnego generała kuruckiego, M. Bercsényiego, hrabia László Bercsényi zrzekł się rangi pułkownika w wojsku austriackim, stwierdzając, iż nie mógłby się gać za broń do walki przeciw takiemu narodowi, który udzielił przed stuleciem schronienia jego przodkowi. Sprawa polska wywarła wielki wpływ na kształto wanie nastrojów na Węgrzech. Ludzie z węgierskiego „pokolenia reform” dotąd nastawieni na starania 0 stopniowe, pokojowe rozwiązywanie problemów kon fliktowych z cesarstwem dostrzegli, że istnieje również 1 inna droga — walki, na wzór polskich powstańców. Anonimowy wiersz węgierski wzywał „Obudź się, na rodzie... Za wzorem Warszawy zrzuć wiedeńskie pęta!” Jeden z najgłośniejszych XIX-wiecznych polityków węgierskich — József Madarász tak oto wspominał po latach znaczenie oddźwięków powstania listopadowego dla radykalnej „edukacji” młodych Węgrów: „Dążenie do wolności w tej walce odsłoniło przede mną nowy świat i wraz z resztą młodzieży ja również z całego serca pragnąłem zwycięstwa narodu polskiego. Gromadziliśmy się razem w gorączkowym podnieceniu,
173
nasłuchiwaliśmy nowych wieści. Wybuchami radości witaliśmy każdą wiadomość o świetnych sukcesach, polskiego oręża, przygnębiała nas każda klęska”. Nie brakowało otwartych apelów do pośpieszenia Polsce na. pomoc. W ówczesnych aktach policji austriackiej odnotowano tzw. sprawę Perczela, młodego szlachcica węgierskiego, po latach wsławionego _ jako jednego z najlepszych generałów rewolucji węgierskiej 1848— 1849 r, Meldunek do władz austriackich donosił, iż Perczel próbował namawiać — i nie bez sukcesu — żołnierzy z miejscowego pułku artylerii (w Peszcie) do dezercji i przyjścia z pomocą polskim powstańcom. Perczela aresztowano, po dłuższych debatach w końcu decydując się na oddanie jego sprawy jako szlachcica jurysdykcji sądu komitatowego w Peszcie. I tu władze austriackie czekała niezwykle przykra niespodzianka. Zwołane przez nie zgromadzenie komitatowe szybko zmieniło się w entuzjastyczną manifestację na cześć Perczela i Polaków. Większość zgromadzonych zażąda ła wprowadzenia Perczela do sali obrad, co gdy nastą piło, rozbrzmiała kolejna, jeszcze burzliwsza niż przed tem owacja. Natychmiast zdecydowano o wypuszczeniu Perczela na wolność.
W ęgier na czele em igracji polskiej w U S A Zdecydowanie najciekawszą postacią pośród Węgier-skich ochotników, którzy pośpieszyli na pomoc powsta niu, był Károly Kraitsir. Na wieść o wybuchu powsta nia listopadowego porzucił on przynoszącą spore zyski praktykę lekarską i pośpieszył do Polski, gdzie prze był niemal cały szlak bitew powstańczych. W powsta niu uzyskał rangę sztabslekarza, odpowiadającą stop niowi majora, i został odznaczony Złotym Krzyżem Virtuti Miłitari. Po klęsce powstania nie wrócił na Wę
174
gry, lecz wraz z Polakami wyruszył na emigrację do Paryża. Zaprzyjaźniwszy się z Lelewelem jeszcze w czasie powstania, przez pewien czas działał na emi gracji w lelewelowskim Komitecie Narodowym, a na stępnie w Towarzystwie Demokratycznym, on redago wał w imieniu lelewelowskiego komitetu głośną ode zwę do Węgrów: „Poloni ad Hungaros”. Od tego momentu był traktowany przez policyjne władze au striackie jako szczególnie niebezpieczny wróg politycz ny i wszelki jego powrót na Węgry stał się absolutnie niemożliwy. Po paroletnim pobycie w Paryżu Kraitsir udaje się wraz z dużą grupą Polaków do Stanów Zjed noczonych, a w 1841 r. zostaje profesorem uniwersy tetu w Wirginii. Nawet tam, na drugiej półkuli, nie zaniechał swej propolskiej działalności. Od połowy lat trzydziestych do 1838 r. stał na czele Komitetu Pol skiego w Ameryce. Przez całe lata podejmował wysiłki W celu polepszenia losu polskiego uchodźstwa, kieru jąc w tej sprawie specjalne memoranda do Kongresu, organizując zbiórkę funduszy dla polskich wychodźców politycznych. Jest autorem jednej z pierwszych ksią żek na temat wychodźstwa polskiego w USA — wy danej w 1837 r. „The Poles in the United States of America”; systematycznie informował prasę amery kańską o sprawie polskiej. Pamiętnik polskiego emi granta w Stanach, Juliana Juźwikiewicza, w nader ciepłych słowach charakteryzował zasługi Kraitsira dla Polaków w Ameryce: „Przybył też do nas poczciwy Węgier Karol Kraitsir, dawniej członek Komitetu tak nazwanego lelewelowski w Paryżu (już go zastaliśmy w Nowym Jorku); zaprosiliśmy więc onego do naszego Komitetu. Ten szanowny mąż udzielał rad bardzo zba wiennych, które charakter jego nieskażony i znajomość rzeczy dyktowały... Kraitsir podawał zbawienne rady, lecz na nieszczęście, jak nigdy i nigdzie, tak i tu nie było między naszymi, zgody... Postrzegłszy ten ostatni
175
usiłowania swoje bezskuteczne, odsunął się od Komi tetu, a tylko, jako prawdziwy filantrop i przyjaciel sprawy polskiej, z ruiną osobistych interesów oddał się przedsięwziętemu dziełu”.
„Jeśli m ilczałbyś, Polakiem pozostałbyś” Po klęsce powstania listopadowego setki dworów węgierskich, zwłaszcza w północnych Węgrzech, chlu biło się tym, że przechowują polskiego uchodźcę: „na szego Polaka” (A mi lengyelünk), jak głosił tytuł jed nej z powieści M. Jókaia. Jak silne były węgierskie uczucia sympatii i gościn ności wobec polskich rewolucjonistów, najlepiej świad czy fakt, że Jerzy Bułharyn, dowódca pułku w powsta niu listopadowym, znalazł na Węgrzech bezpieczne schronienie w okresie od 1834 r. do 1848 x., pomimo ścigania go listami gończymi przez władze austriackie Z Galicji. Później Bułharyn stał się jednym z naj wybitniejszych dowódców polskich, biorących udział w węgierskiej „Wiośnie Ludów”. Wyrazem ówczesnej „mody” na Polskę i Polaków na Węgrzech była charakterystyczna anegdota spisana w pamiętnikach znanego rewolucjonisty Ferenca Pul-*skiego. Otóż w latach czterdziestych minionego stu lecia znaną postacią w kręgach arystokracji węgier skiej był niejaki Hugo, o którym krążyły rozsiewane przez mego samego pogłoski, iż jest uchodźcą politycz nym z Polski. Zyskiwało mu to wszędzie gorące przy jęcie i gościnę. Gdy jednak Hugo wydał książkę w ykpiwającą wielu znanych magnatów węgierskich, któ ryś z nich z zemsty złożył w wiedeńskiej żandarmerii doniesienie na „podejrzanego Polaka”. Podczas śledz twa wyszło wkrótce na jaw, że Hugo wcale nie jest ani Polakiem, ani uchodźcą politycznym, lecz najzwy
176
klejszym pruskim podróżnym ze Śląska, który przybył na Węgry z legalnym paszportem. Na wieść o takich wynikach śledztwa, jak pisze Pulszky, „natychmiast prysnął cały nimb Hugona, a żartobliwa uwaga Józsefa Eötvösa: „si tacuisses polonus mansisses” (Jeśli mil czałbyś, Polakiem pozostałbyś) tak go ścigała na każ dym kroku, iż był zmuszony opuścić na pewien czas Budapeszt”. Popularna pieśń węgierska „Smuci się Polak losem swej ojczyzny” stawiała Polaków za wzór wyliczając, że Francuz walczy dla próżnej sławy, Włoch za wiarę, Węgier o dobrobyt, a tylko Polak walczy o wolność. Nie ma właściwie wybitniejszego Węgra tego okresu, który nie zabrałby publicznie głosu w obronie polskiej sprawy, od wodza rewolucji 1848 r. — Kossutha po inicjatora ugody z Austrią w 1867 r. — Ferenca Deáka. Do najpiękniejszych wystąpień w sprawie Polski na leżało przemówienie sejmowe twórcy węgierskiego hymnu narodowego Ferenca Kölcseya w listopadzie 1833 r. Kölcsey wypominał Austrii niewdzięczność, która pozwoliła na to, że „na oczach całego świata roz bito naród, który razem z nami przez stulecia słusznie nazywano przedmurzem chrześcijaństwa, bez którego wieże Wiednia leżałyby teraz w ruinach, a wędrowiec szukałby równie bezowocnie jego pałaców, jak dziś szuka dzieł króla Macieja na zamku w Budzie...” Wzywając członków parlamentu do przypomnienia sobie historii minionych pięciu stuleci, Kölcsey akcen tował ze wzruszeniem: „Ileż to razy gościnność polska otwierała ramiona przed wygnanymi Węgrami, ofiaru jąc im wierne serca i schronienie!” Piętnował obojęt ność mocarstw wobec tragedii Polaków, stwierdzając: „Potężniejsze narody Europy milczały w polskiej spra wie, a jeśli nawet nie całkiem milczały, to i nie pod nosiły głosu z należną siłą i z takim efektem, jak to
177
zrobić należało. Ale jeśli oni milczeli, przemówmy my! Hoże, jeśli zobaczą, iż ten bezsilny i znajdujący się w nie najlepszej sytuacji naród dokonał tego, co oni powinni zrobić, to trafi wreszcie i do ich serc taka iskra, która zapali w nich potrzebny ogień”. W umacnianiu związków polsko-węgierskich w la tach popowstaniowych znaczną rolę odegrali emisariu sze polskiego ruchu rewolucyjnego. Trasa przez Węgry — podobnie jak sto lat później w czasach „kurier skich ścieżek” z okupowanej Polski — należała do ulubionych dróg polskich emisariuszy. Nieprzypadkowo chyba tytułowy bohater słynnego wiersza W. L. AnCzyca — „Emisariusz” ukazany był jako człowiek: ...Co dziś jak flisak do Gdańska płynie Jutro jak handlarz do Węgier zmierza.
2 meldunków austriackiej policji, z listów gończych, wreszcie z zapisków pamiętnikarskich możemy się do wiedzieć licznych nazwisk emisariuszy polskich, któ rzy konsekwentnie podtrzymali więzi rewolucyjne między radykałami z Węgier i Galicji (Damis2ewski, Pawelowsłri, Rosnowski á inni). Do 1845 r. na Węgrzech wg E. Kovácsa istniało kilka polskich centrów rewolu cyjnych i punktów przerzutu emisariuszy. Wśród emi sariuszy trafiali się ludzie ze świetną znajomością wę gierskiego. Np. w latach trzydziestych w Siedmiogro dzie działał były absolwent węgierskiej akademii górniczej, Adolf Dávid, który zrobił bardzo wiele w rozbudowie kontaktów między ruchem polskim W Galicji a węgierskimi i rumuńskimi działaczami z Siedmiogrodu. Tym cięższym ciosem dla ruchu rewo lucyjnego była jego samobójcza śmierć — Dávid zażył truciznę po uwięzieniu bojąc się, aby podczas grożą cych mu tortur nie wydać współspiskujących Węgrów i Polaków. Bliskość wzajemnych kontaktów sprzyjała szybkie mu wyciąganiu wniosków zarówno z sukcesów, jak
178
i niepowodzeń. Szczególnie cenne okazały się dla Wę grów nauki z nieudanego ruchu powstańczego w Gali cji 1846 r. i tzw. rabacji Jakuba Szeli. Na Węgrzech bardzo szybko dowiedziano się o złowrogich intrygach dworu austriackiego, które popchnęły oszukanych chło pów galicyjskich do wystąpienia przeciwko tym wła śnie polskim demokratom szlacheckim, którzy pragnęli poprawy chłopskiego losu. Odtąd widmo galicyjskiej rzezi jak miecz Damoklesa ciążyło nad Węgrami, kra jem o tak podobnej do Polski strukturze społecznej. Węgry wyciągnęły wnioski z tragicznych wydarzeń galicyjskich — już w dwa dni po wybuchu węgierskiej rewolucji w 1848 r. uchwalono tam zniesienie pań szczyzny. Wiele interesujących danych na temat bezpośrednich reakcji węgierskich na rabację Szeli zebrał I. Csapiá ros. Przytoczył on na przykład zredagowaną w 1846 r. rezolucję rady komitatu liptowskiego, która domagała się zniesienia danin chłopów dla panów i podkreślała: „Jeśli chcemy być godni lepszego losu, niechaj los na szego nieszczęśliwego sąsiada nam za przestrogę posłu ży... jeśli więc arystokracja węgierska, w szczególnoś ci szlachta chcą uniknąć nieszczęść podobnych jak W Polsce, muszą bez zwłoki położyć kres położeniu, które za naszych jeszcze dni istnieje między panem a poddanym i muszą podnieść tych ostatnich do rzędu obywateli”. Podobne wezwanie zawierał tekst rezolucji komitatu Szatmar, w której proszono cesarza, aby „na skutek wypadków polskich zwołał sejm węgierski w sprawie przerwanych reform, a głównie w sprawie ludu uci skanego podatkami”. Znaczna część komitatów węgier skich jeszcze w 1846 r. zwróciła się do cesarza ze spe cjalnym adresem prosząc, aby panujący zechciał użyć swego wpływu na rzecz Galicji, dał jej konstytucję i zastosował prawo łaski wobec buntowników.
179
YII Polacy w rewolucji węgierskiej 1848-1849 r. „Polska, uciśniona z Jedne] strony przez siłę brutalną, z drugiej zaś przez brak Życzliwej pomocy, na którą mogłaby liczyć, nie mogąc walczyć na własne] ziemi, posyła wam swych najlepszych generałów: Dembińskiego 1 Bema, swoich najodważniejszych Żołnierzy, których Imię — legion...” (Adam Mickiewicz: „Odezwa do Węgrów” 1849 r.) „Dwa się narody nasze zespoliły, polski z węgierskim. Wolność naszym krajom! Nie znaleZć nigdzie potężniejszej siły Od dwu narodów, co Jeden cel mają...” (Sándor Petőfi: „Armia Siedmiogrodzka” 1849 r., (przeł. J. Ficowski)
Jest coś bardzo pięknego i symbolicznego zarazem, że dwaj najwięksi poeci obu naszych narodów niemal w tym samym czasie piszą tak bliskie swą wymową cytowane powyżej teksty. Okres rewolucji węgierskiej 1848—1849 r. staje się niewątpliwie szczytowym punk tem zbliżenia obu narodów — zadecydowały o tym udział parutysięcznego Legionu Polskiego w walkach 0 wolność Węgier i zwycięskie kampanie generała Bema w Siedmiogrodzie, które na kilka miesięcy ura towały węgierską rewolucję. Obok Bema historia wę gierskiej Wiosny Ludów zapisała nazwiska takich ge nerałów polskich, jak dowódca Legionu Polskiego — Wysocki, czy przez pewien czas głównodowodzący ca łej armii węgierskiej — Dembiński, generał Bułharyn, 1 tysiące innych Polaków, dla których kampania wę gierska była często pierwszą szkołą życia, chrztem bojowym w walkach o wolność i demokrację. Nieprzy padkowo kampania węgierska jawi się jako coś szcze-
180
golnie pięknego, niezapomnianego w pamiętniku sta rego subiekta w „Lalce” Prusa. — „Ej, Katz — wspo minał z melancholią Rzecki — jeżeli w niebie nie. ma węgierskiej piechoty i tartych kartofli, niepotrzebnieś się tam pośpieszył". Cele polskich uczestników walk o wolność Węgier najlepiej wyrażała zredagowana przez Adama Mickie wicza i publikowana przezeń w kwietniu 1849 r. na łamach paryskiej „La Tribüné des Peuples” (Trybuny Ludów) „Odezwa do Węgrów”, głosząca m.in.: „Polska, uciśniona z jednej strony przez siłę brutal ną, z drugiej zaś przez brak życzliwej pomocy, na któ rą mogłaby liczyć, nie mogąc walczyć na własnej zie mi, posyła wam swych najlepszych generałów: Dem bińskiego i Bema, swoich najodważniejszych żołnierzy, których imię — legion. Armia węgierska nie może się zatrzymać na tej granicy, którą Polacy pomimo wszel kich przeszkód potrafili przekroczyć po to, aby przy być z pomocą na rzecz niepodległości Węgier... Obywatele Węgier! W Waszych rękach spoczywa przyszłość świata, i jeśli tylko potraficie zebrać owoce zwycięstwa, tak jak potrafiliście na nie sobie zasłużyć, wasz triumf będzie triumfem wolności w Europie...” Rewolucja węgierska 1849 r., bohaterskie wyczyny honwedów ponad rok z powodzeniem walczących prze ciwko jednemu z naszych zaborców musiały szczegól nie mocno rozpalać polską wyobraźnię. Fascynować musiał już sam przebieg początków rewolucji, zaini cjowanej 15 marca 1848 r. przez młodego, zaledwie 25-letniego poetę Sandora Petófiego, dziś powszechnie uważanego za największego węgierskiego poetę. To Pe tőfi, pełen ognia i rewolucyjnej energii na czele garst ki takich jak on młodych zapaleńców poniżej trzy dziestki, rozdyskutowanych bywalców kawiarni Pilvax, dał hasło do rewolucyjnej manifestacji. B ył nim jego
181
wiersz „Pieśń Narodowa” ze słynnym wezwaniem „Powstań, Węgrze, wzywa cię Ojczyzna”. Prowadzeni przez Petőfdego młodzi wdarli się do drukarni i obala jąc wszelkie zakazy kazali odbić kopiie „Pieśni Naro dowej” i 12-punktowy program rewolucyjny. Późniejwywalono bramy więzienia d w Peszcie zapanowała re wolucja. Kilkanaście lat wcześniej w Polsce stu kilku dziesięciu podchorążych zapaliło iskrę ogólnonarodo wego pożaru powstańczego, teraz jeden węgierski poe ta i kilkudziesięciu jego towarzyszy rozpoczęli trwają cą blisko półtora roku rewolucję, która przejściowo zatriumfowała nawet nad mocarstwową Austrią. W sto lat później napisze o tym nie bez poczucia dumy XX-wieczny intelektualista węgierski, Gyula Illyés: „Jesteśmy narodem poetów... Na Zachodzie wybu chy niezadowolenia narodu były bezpośrednio wywo ływane przez gwałtowne wystąpienia polityków i ad wokatów. U nas wielkie wydarzenia 1848 r. zostały sprowokowane przez jeden wiersz” (tj. „Pieśń Naro dową”). Pamiętniki i relacje z tamtych czasów zawierają nie zwykłe dużo dowodów polsko-węgierskiej solidarności, począwszy od pierwszych dni rewolucji w Peszcie. Bardzo wymowne pod tym względem było wydarzenie opisane we wspomnieniach Juliusza Grosse, byłego legionisty z rewolucyjnej gwardii lwowskiej w 1848 r. Jest 20 marca 1848 r, w pięć dni po wybuchu węgier skiej rewolucji, trwa rewolucja w Wiedniu, w całej Galicji panuje atmosfera pełna napięcia. Na ulicach Lwowa zebrały się w ielkie tłumy manifestantów, żą dających wolności i praw demokratycznych. I nagle — jak pisał Grosse — „niemiły widok uderzył zebranych na ulicach, wiodących do pałacu gubernatora. Wzdłuż' ulic po obu stronach ustawione było wojsko, grenadie rzy w dużych »bermycach«, armaty zwrócone wylota mi do ludu. Nagle nadleciał pędem oddział huzarów
182
pod dowództwem rotmistrza Barkó, co wywołało po płoch wśród publiczności. Ale huzarzy, zatrzymawszy się przed kamienicą Kulczyckiego (gdzie podpisywano adres domagający się wypuszczenia na wolność więź niów politycznych) zasalutowali i kilkakrotnie wznieśli okrzyk »Éljen« (Niech żyje). Lud nabrał otuchy i ty sięczne tłumy pociągnęły za deputacją przed pałac gu bernatora. Wojsko spokojnie stało z bronią u nogi... Wspomniany rotmistrz Barkó z całym szwadronem przeszedł później do powstania węgierskiego”. Przejawów manifestacyjnie propolskiej postawy ze strony węgierskich huzarów w Galicji nie brakowało. Słynne stało się pod tym względem wystąpienie huza rów z kompanii kapitana Lenkeya wsławionego później jako jednego z najodważniejszych dowódców węgier skiej Wiosny Ludów. W kwietniu 1848 r. w Stanisła wowie oddziały austriackie rozpędziły manifestację ludności urządzającej kocią muzykę dla cesarskiego generała; jeden z manifestantów padł na miejscu, 30 zostało rannych. Następnego dnia Polacy urządzili uroczysty pogrzeb poległego. Węgierscy huzarzy Len keya nie tylko, że poszli wraz z manifestantami na cmentarz, ale kilku z nich niosło nawet trumnę ze zwłokami zabitego. Za tę manifestację kapitan Lenkey został usunięty ze stanowiska i skazany, na 6 dni wię zienia. Huzarzy z jego kompanii na znak protestu nocą •dosiedli koni i przebijali się do kraju, ścigani wciąż przez oddziały austriackie. Odyseja huzarów Lenkeyá z Galicji na Węgry znalazła piękne literackie odzwier ciedlenie w wierszu barda węgierskiej rewolucji Sándora Petófiego. Dodajmy, że inna słynna historia prze bicia się na Węgry huzarów z Galicji — opisana m in. W książce węgierskiego pisarza XIX-wiecznego, X . Eotvösa, sprawa tzw, huzarów Wilhelma — miała swego polskiego bohatera. Był nim porucznik Zsurmay (pier wotne polskie nazwisko Surmacki), którego stanów-
183
czość i energia, a zarazem świetna znajomość terenów Galicji w decydującej mierze zaważyły o sukcesie huzarskiej eskapady i umknięciu austriackiej pogoni. Z polskiej strony bardzo szybko podjęto próby sko ordynowania polskiej i węgierskiej akcji przeciw cesar stwu Habsburgów. I. Csapiáros przypomniał powitanie delegacji polskiej w peszteńskim klubie radykalnym. Jak pisano W kwietniu 1848 r. w tygodniku literac kim — „Pesti Divatlap”: „na salę obrad naszego koła weszli goście i krewni polscy. Już sama wieść o -ich po jawieniu się nadzwyczaj poruszyła wszystkich zebra nych, a kiedy przyglądaliśmy się im z bliska i widzie liśmy ich charakterystyczne narodowe rysy twarzy oraz ich bardzo do naszego podobny strój narodowy — czarne dolmany, czarne szerokie spodnie, czerwone czapki — polska żałoba, polska krew — głośny wy buch bolesnego współczucia i radość braterskiej sympa tii wywołał scenę, jakiej nie da się opisać”. Ten sam „Pesti Divatlap” wyszydzał przejawy ase kuracji niektórych stołecznych czynników niepokoją cych się, czy aby okazywanie sympatii Polakom nie ściągnie na Węgrów wojny z carem Mikołajem I. Pu blicysta tygodnika ironizował: „Naszym świętym obo wiązkiem ma być strach i drżenie przed carem Miko łajem, północnym świętym Mikołajem, postrachem dla dzieci”. Solidaryzując się z Węgrami w ich walce o niepod ległość Polacy wypowiadają się na rzecz przyznania przez Węgrów pełni praw narodowych dla Serbów, Chorwatów czy Rumunów, podejmują ustawiczne wy siłki w celu ich wzajemnego pojednania. W tym kie runku zmierzały działania dyplomacji Czartoryskiego przez parę dziesięcioleci przed i po rewolucji 1848 r. Węgierski badacz historii Europy Wschodniej, Endre Arató, pisał, iż pod koniec 1848 r. zarysowały się mo żliwości pojednania między Węgrami a Słowianami
184
i Rumunami, podkreślając, iż: „te właśnie możliwości starała się wykorzystać dyplomacja polskiej emigracji pod kierownictwem księcia Czartoryskiego, energicz nego i niezwykle aktywnego dyplomaty, który wszyst ko zrobił w interesie pojednania Węgrów, Słowaków i Rumunów”. Polacy dobrze zdawali sobie sprawę z te go, jak wielkie szkody dla rewolucji węgierskiej przy nosi umiejętnie stosowana przez Austriaków polityka divide et impera, i robili co mogli dla zasypania prze paści, dzielącej Węgrów z sąsiadami. Generał Dembiń ski, który przybył na Węgry z pragnieniem odegrania roli w pogodzeniu Słowian z Węgrami, uporczywie, acz bezskutecznie nakłaniał Kossutha do porozumienia z południowymi Słowianami. Polacy pośredniczyli w wy pracowaniu ugody węgiersko-rumuńskiej. Zdaniem niektórych historyków węgierskich wysiłki Bema w •celu pogodzenia Węgrów z narodami sąsiednimi i Ru munami były jeszcze cenniejsze od jego genialnych kampanii wojskowych. Na osobną uwagę zasługuje polska działalność dy plomatyczna ńa rzecz porozumienia między Węgrami a Serbią. Chodziło tu głównie o akcję Ludwika Bystrzonowskiego, niesłusznie zapomnianego oficera i dy plomaty o bardzo ciekawej osobowości. Były major Wojsk polskich w czasie powstania listopadowego, wy słannik Hotelu Lambert w Egipcie 1833 r., Algierze 1834 r., w Brukseli i Hamburgu 1839 r., Londynie 1846 r., Bystrzonowski był przede wszystkim świetnym znawcą spraw bałkańskich, autorem wielu prac na ten temat. Dobrze znał również stosunki na Węgrzech, .gdzie już w 1835 r. odbył rozmowy z przywódcami liberalnej opozycji, namawiając ich do wspólnej akcji polsko-węgierskiej. Bystrzonowski trzymał w swym ręku wszystkie najważniejsze nici kontaktów węgierSko-serbsko-chorwackich, uporczywie starając się prze konać swoich rozmówców do potrzeby pojednania
185
i utworzenia rodzaju konfederacji naddunajskiej skier rowanej przeciw despotom. Nieustępliwość Kossutha, a później klęska rewolucji udaremniła realizację tych planów. Ciekawie potoczyły się również i późniejsze losy Bystrzonowskiego, który po podejmowanych w czasie wojny krymskiej wysiłkach w celu stworzenia polskich formacji wojskowych na terenie Turcji został w końcu tureckim attaché wojskowym w Paryżu w la tach 1857—1872. Największą pomocą dla rewolucji węgierskiej był jednak udział paru tysięcy Polaków w walkach prze ciwko monarchii Habsburgów. Obok niezwykle dużej roli kampanii prowadzonych przez generała Bema hi storia węgierskiej Wiosny Ludów zapisała również liczne zwycięskie boje Legionu Polskiego, nazwiska polskich bohaterów straconych przez Austriaków za walkę po stronie Węgrów: Rulikowskiego, d’Abancourta i księcia Woronieckiego. Najlepszym wyrazem uzna nia dla polskich ochotników była krótka notatka za warta w liście Kossutha do dowódcy wojsk węgier skich, A. Görgeya: „Posyłam Panu polskiego majora pana Idzikowskiego — nie chce przyjść z pustymi rę koma i prowadzi ze sobą 42 ludzi, ale każdy z nich jest bohaterem, a on sam walczy jak lew i jest starym doświadczonym zagończykiem, posyłaj go Pan wszę dzie tam, gdzie tylko jest niebezpieczeństwo”. Węgierski badacz historii XIX wieku, Endre Ko vács, pisał: iż: „Prawdziwy moment próby dla polskich sił walczących w węgierskiej walce wolnościowej nad szedł w czasie wiosennej kontrofensywy i wielkich zwycięstw wiosennych. Świetnie spisali się w bitwach. Ich czyny bojowe, ich męstwo zostały zaznaczone przez wszystkich pamiętnikarzy. Śmiałość Polaków zdobyła sobie całkowite uznanie wszystkich. Seria znakomitych czynów wojennych rozpoczęła się już 5 marca pod Szolnok, gdzie Poniński na czele szwadronu ułanów
186
rozbił dwa oddziały austriackiej kawalerii i zdobył pięć dział... Polacy dali świadectwo swej odwagi pod Isaszeg. Zwycięska armia przemaszerowała przed Kossuthem w Gödöllő, który zdjętym kapeluszem salutował polskich ułanów. Pod Vác Polacy jako pierwsi wdarli się do miasta*’. Polskie oddziały wyróżniły się również w bitwach pod Hatvan, przy zajmowaniu Bicske, pod Nagysarló, przy odbijaniu Budy. Ważne znaczenie miał fakt, że Polacy, wśród których dużą część stanowili doświad czeni, zawodowi oficerowie, zaspokoili tak dotkliwy w ówczesnej armii węgierskiej niedobór kadry oficerskiej, wynikły z opowiedzenia się znacznej części korpusu oficerskiego za Habsburgami. Do najsłynniejszych ocbotndków polskich należał młody 24-letni pułkownik jazdy, książę Mieczysław Woroniecki, którego postać otoczyły fantastyczne wprost opowieści i legendy. Ucze stnik kampanii węgierskiej Antoni Langie zanotował np. w swych wspomnieniach opowieść o tym, jak mło dy książę Woroniecki spieniężywszy swój majątek w Polsce przybył na Węgry z sumą 40 tysięcy rubli w złocie i przeznaczył cały ten fundusz na uformowanie pułku jazdy. Gdy okazało się, że posiadana przezeń kwota nie wystarcza do zamierzonego celu, a książę znalazł się w trudnościach finansowych, niespodzie wanie zjawiła się u niego słynna z urody i talentu ak torka wiedeńska. Wystąpiła ona podobno z niecodzien ną ofertą, oświadczając, iż pragnie złożyć dla jego mi łości w ofierze cały swój majątek 60 tysięcy rubli w złocie, sumę pozwalającą dokończyć formowanie puł ku — pod warunkiem, że ożeni się z nią po zakończeniu wojny. Podobno, zgodnie z przyrzeczeniem zawarł ślub z piękną wiedenką iw celi więziennej, w której prze bywał, skazany na karę śmierci. Młody książę został stracony w wieku zaledwie 24 lat przez Austriaków. Już w 1877 r. z inicjatywy węgierskiej młodzieży uni
187
wersyteckiej na budapeszteńskim cmentarzu dla zasłu żonych wystawiono specjalny granitowy obelisk ku czci bohaterskiego polskiego pułkownika. Imią jegó upamiętnia również specjalna tablica pamiątkowa na rogu ulicy Sagváriego w pobliżu gmachu parlamentu. Przeglądając stronice bardzo licznych, a w Polsce zupełnie nie znanych węgierskich pamiętników o latach 1848.—1849 nader często trafia się na ciekawe, barwne relacje o wielu niesłusznie zapomnianych postaciach polskich patriotów i rewolucjonistów. Jeden z najsłyn niejszych węgierskich pamiętnikarzy, współpracownik generała Bema, Sándor Teleki, kreśli np. znakomity kilkustronicowy portret polskiego rewolucjonisty Au gusta Strzelickiego, najpierw uczestnika spisku "pol skich oficerów, siedem lat więzionego przez Austria ków, w 1848 r. pułkownika w armii rewolucji węgier skiej, organizatora polskiej jazdy w Siedmiogrodzie na zlecenie Bema, później powiernika generała Klapki (czołowego obok Kossutha przywódcy węgierskiej emi gracji) i wreszcie poległego w powstaniu styczniowym. Teleki opisywał m in., jak Stnzelicki, po tak wielu ciężkich przejściach w swym życiu, długoletnim poby cie w odosobnionej ponurej celi więziennej, klęskach, tułaczkach i nędzy znajduje wreszcie bezpieczną, wy godną przystań jako czołowy agent reklamowy wielkiej firm y handlarzy wina (Beleresque et Comp) z bardzo dobrą pensją. Niedługo potem jednak wybucha powsta nie styczniowe d Strzelicki porzuca świetnie płatną pra cę, żegnając się ze swym węgierskim przyjacielem w słowach: „Niech Cię Bóg błogosławi, bo już nigdy więcej sięnie zobaczymy. Wiem dobrze, że popełniam szaleństwo, ale czynię świadomie, z obowiązku, wbrew swym prze konaniom. Ta rewolucja będzie tylko puczem o roz głosie międzynarodowym, inaczej być nie może. Uczci wy żołnierz patriota musi pokazać jednak, że nawet
188
bez efektu potrafi umrzeć za ojczyzną”. Otoczony przez .nieprzyjaciół z małym oddziałkiem przedarł się przez wrogie szyki, wycofał do pobliskiej wsi, zabarykadował ulicę, i bronił jej przez długi czas. Gdy nieprzyjacielsicie działa rozbiły tę barykadę, wycofał się za kamien ny mur kościoła, kiedy i ta ściana zaczęła upadać pod obstrzałem, w ostatniej chwili wysunął się do przodu, celną kulą ugodził oficera prowadzącego nieprzyjaciół do ataku i sam zginął przeszyty kulami. Austriacy, nie mogąc ukryć wściekłości z powodu męstwa okazywanego przez Polaków walczących na różnorodnych węgierskich polach bitewnych, nie żało wali najgorszych wyzwisk pod adresem „awanturni czych polskich kondotierów”. Wydana przez nich na wiosnę 1849 r. książka „Die Rebellen in Ungarn” (Re belianci na Węgrzech) głosiła bez żadnej żenady, iiż „wojsko buntowników składa się głównie z polskich, włoskich i francuskich dezerterów, jak również z uwol nionych z różnych więzień przestępców, których umie szczono pod dowództwem działających na wzór śred niowiecznych kondotierów (wszystko można uzyskać za pieniądze) polskich emigrantów”. Antypolska propa ganda cesarska miała na widoku jeszcze jeden cel do raźny — uzyskanie jak najszybszej pomocy carskiej. I tej pomocy już wkrótce się doczekała. Ogłoszony 8 maja 1849 r. manifest cara Mikołaja I zapowiadał otwartą interwencję zbrojną caratu na Węgrzech, gło sząc m in.: „Na Zachodzie nie ustały bunty i burzliwe ruchy. Zbrodnicze pokusy uwiodły łatwowierne po spólstwo zwodniczą ponętą szczęścia, które nigdy nie było następstwem bezrządu i rozpusty, i rozszerzyły się aż na Wschodzie... Na Węgrzech i w Siedmiogrodzie siły rządu austriackiego, rozdzielone prowadzoną na innym miejscu wojną z domowymi i obcymi nieprzy jaciółmi, nie zdołały dotąd uśmierzyć buntu. Powsta nie, wzmacniane napływem naszych buntowników poi-
189
skich z roku 1831 i posiłkami wygnańców i włóczęgów z innych krajów coraz groźniejszą przybierało postać. Wśród tych nieszczęsnych wypadków Najjaśniejszy Ce sarz Austrii zażądał naszej pomocy przeciwko wspól nemu nieprzyjacielowi: nie odmówimy mu tej przy sługi”. Bohaterstwo i poświęcenie węgierskich honwedów i polskich ułanów, Woronieckich i Strzelickich, nie mogły zapewnić zwycięstwa węgierskiej rewolucji 1849 r. w sytuacji, gdy pokonanej przez powstańców Austrii przyszła w sukurs 130-tysięczna armia feld marszałka Paskiewicza. Po kolejnych upadkach rewo lucji w Pradze, Wiedniu, Berlinie i we Włoszech Wę grzy walczyli coraz bardziej odosobnieni. Petőfi, który już wkrótce miał zginąć w wieku dwudziestu sześciu .lat pod Segesvárem (dziś rum. Sighisoara), pisał w jed nym ze swych najbardziej wstrząsających wierszy, „O Europo, cisza wszędzie”: O Europo, cisza wszędzie, Nie słychać buntowniczych salw... Ześ cnót wolności nie broniła, Ze wstydu za to dziś się spal. Tchórzliwie ludy nas odbiegły, Któż Węgrom da pomocną dłoń?... Podnieśmy w górę serca nasze. Myśmy pochodnią, lampą, skrą, Które w ciemnościach płoną światu, Gdy znów narody twardo śpią... (przeŁ A. Rymkiewicz)
G d y Turek w W iśle nap oi sw e konie Kapitulacja wojsk węgierskich pod Világos w sier pniu 1849 r. przypieczętowała upadek rewolucji, ochot nicy polscy wraz z Bemem udali się ńa tułaczkę do Turcji.
190
Większość z nich umieszczono w zorganizowanym przez Turków obozie w Widyniu nad Dunajem, gdzie znalazło schronienie 4 polskich generałów, 258 ofice rów i 772 szeregowców i podoficerów. Wielu z nich po klęsce rewolucji węgierskiej postanowiło, podobnie jak Bem, związać z Turcją swe nadzieje na zmianę losu Polski, czekając na wypełnienie z turecką pomocą — mitycznej przepowiedni Werszyhory o wolności Pol ski, która nadejdzie w chwili, „gdy Turek w Wiśle napoi swe konie”. Liczni uchodźcy polscy przybyli do Turcji po klęsce kampanii węgierskiej dość szybko do czekali się wysokich stanowisk w wojsku bądź admi nistracji tureckiej. Wspaniałą karierę zrobił słynny z szaleńczej odwagi i brawury Antoni Aleksander Iliński, były adiutant gen. Bema w 1849 r., a od 1855 r. generał turecki jako Iskander-basza, postać nader bar wna i awanturnicza. Iliński, przebywający na emigra cji od czasów powstania listopadowego, wkrótce potem zasłynął jako toreaidor na arenach Hiszpanii i Portu galii, brał udział w wojnach w Algierii, Afganistanie, Indiach, Chinach, potem w węgierskiej kampanii. Zna lazłszy się w 1849 r. w Turcji doszedł aż do tytułu tureckiego gubernatora w Bagdadzie. W czasie wojny krymskiej dowodził pułkiem baszybuzuków, na ich czele rozbił pułk carskich huzarów w 1854 r. Rok później w czasie walk na Krymie zasłynął świetną szarżą pod Eupatorią, za którą dostał stopień generała brygady. Inny Polak z kampanii węgierskiej, major wojsk węgierskich i adiutant Dembińskiego, Zygmunt Jordan, został w czasie wojny krymskiej szefem sztabu woj skowego armii tureckiej, walczącej pod Batum. Jego brat Władysław, niegdyś adiutant gen. Bema na Wę grzech, został pułkownikiem tureckim, a zarazem głów nym przedstawicielem Hotelu Lambert na Wschodzie. Międzynarodowy rozgłos zyskał sobie korespondent
191
Marksa — Teofil Łapiński, dowódca artylerii na Wę grzech w 1849 r., później dowodzący oddziałem ture ckim jako Tiffłik-bej. Kampania węgierska okazała się dobrą szkołą kadr dla przyszłych walk o niepodległość Polski i „za wol ność naszą i waszą”. Spośród byłych uczestników kam panii węgierskiej wywodzili się dzielni garibaldczycy, wchodzący w skład słynnego tysiąca Garibaldiego — ma in. Władysław Englert (kapitan
192
Teofil Łapiński zorganizował wyprawę morską na Lit wę; dowodzili oddziałami partyzanckimi Ignacy Mystkowski, Władysław Englert i Stanisław Szumlański. Dwaj inni byli żołnierze rewolucji węgierskiej, Kon stanty Bobczyński i Antoni Żabicki, po latach odegrali ważną rolę w pracach kierowanego przez Marksa Mię dzynarodowego Stowarzyszenia Robotniczego ■— tzw. I Międzynarodówki. Bobczyński i Żabicki stali się członkami Rady Generalnej I Międzynarodówki, jej kolejnymi sekretarzami do spraw polskich, oni też zor ganizowali w Londynie w 1865 r. polską sekcję I Mię dzynarodówki. W świetle relacji pamiętnikarskich nawet „odkrycie Tatr” przez Tytusa Chałubińskiego okazuje się swoi stym epilogiem węgierskiej kampanii. Otóż 28-letni do ktor warszawski Tytus Chałubiński, który przedarł się na Węgry w tajemnicy przed policją i władzami car skimi, w czasie walk 1848—1849 r. był lekarzem am bulansu, po klęsce Węgrów zmuszony był przekradać się z powrotem do kraju równie niepostrzeżenie, jak z niego wyjeżdżał. Powrót był jednak dużo niebezpie czniejszy, a straże na granicach kilkakrotnie zwięk szone. Chałubiński chcąc nie chcąc przedzierał się więc najmniej typową drogą, przez niebezpieczne przejścia tatrzańskie. Wtedy też poznał po raz pierwszy Tatry, zachwycił się ich pięknem i na trwale w nim rozmi łował, aby stać się później ich niestrudzonym popula ryzatorem, słynnym „królem tatrzańskim”. Walki Wiosny Ludów na Węgrzech pomimo ostatecz nej klęski zachowały piętno wielkości jako symbol nieugiętości w bojach przeciwko despotom. Reminiscencje ze wspólnych walk spotykamy w bardzo bogatej pol skiej literaturze pamiętnikarskiej — od wspomnień generałów Wysockiego, Bułharyna, Dembińskiego po cząwszy, po pamiętniki T. T. Jeża „Od kolebki przez życie”. Już w 1849 r. ukazuje się w Poznaniu maleńka
193
broszurka „Walka Wągrów o niepodległość, ich Na czelnik Koszut i jenerałowie Bem i Dembiński” nakła dem drukarni W. Stefańskiego. Publikowana w grudniu 1849 r. broszura informuje już o egzekucji 13 genera łów węgierskich w październiku 1849 r. w Aradzie i W pełnym patosu tonie akcentuje znaczenie wspólnej pol sko-węgierskiej walki o wolność, wysławia walkę Kos sutha i polskich generałów. „Polacy dążyli w kraj za góry Karpaty, by walczyć za węgierską d swoją wol ność, Lud zbrojny chodził od w si do wsi i wołał: éljen, éljen, co znaczy: niech żyje. Lud wołał: Niech żyje ojczyzna węgierska i ojczyzna polska; Niech żyje Kos suth, Bem, Dembiński”. •Tradycja wspólnych polsko-węgierskich walk wolno ściowych znajduje bardzo żywe odzwierciedlenie w polskiej literaturze od słynnej opowieści starego su biekta w „Lalce” po powieści T. T. Jeża: „Ci i tamci” i „Szandor Kowacz”, Lenartowicza „Brankę”, wiersze Konopnickiej, fragmenty „Dzienników” Żeromskiego. Tradycje wspólnych walk sprzyjają szczególnie dużej popularności w Polsce utworów Jókaia, poświęconych rewolucji 1848 r. Młody Stefan Żeromski notuje w swych „Dziennikach” pod datą 11 maja 1883 r. o po wieści Jókaia „Synowie człowieka o kamiennym ser cu”: „Dziś jeszcze jestem pod wrażeniem wczoraj prze czytanej powieści. Słyszę niemal te okrzyki radości tak mistrzowsko skreślone, gdy Węgrzy Peszt zajęli: Éljen a haza! Boże, mój Boże i my mogliśmy kiedyś swobodną piersią tak wołać. Co znaczy okrzyk taki dla piersi przez długi czas stopą tyrana gniecionej, zrozumieć może ten tylko, kemu na piersi wróg stopą bolesną ślady wycisnął”. Ciekawe uwagi na temat polskich źródeł kultu Jó kaia zawarł w jednym z artykułów poeta i popularyza tor literatury węgierskiej, Antoni Langie, stwierdzając: „Dla nas kiült wolności, jakim dyszały powieści Jókaia,
194
był źródłem szczególnych wzruszeń, gdy pod ich maską za naszych lat młodzieńczych przemycaliśmy własne marzenia o wolności. Duch rewolucyjny 1848 r. wiązał się w naszym sercu z innymi motywami insurekcji, spisków, buntów”. Po 1849 r. mnożą się akcenty węgrofilskie w polskiej literaturze. Sympatie polsko-węgierskie stają się głów nym motywem powieści Jana Zacharasiewicza: „Sąsiedzi” (1856 r.). W „Alkhadarze” Edmunda Chojeckiego (1854 r.) czytamy z kolei: „Niech żyją Węgry, bo póki Węgier żyw, przyjacielowi marnie zginąć nie pozwoli”. Wiosna Ludów chyba najsilniej wpłynęła na formowa nie się przychylnego stereotypu Węgrów jako dziel nego „narodu przyjaciół” w Polsce, Część badaczy uważa, że przysłowie o bratankach powstało w 1848 r. Miało ono ciekawą kopię, powstałe chyba wśród sku pionej wokół Bema polsko-węgierskiej emigracji woj skowej w Turcji przysłowie „Polak, Węgier a Turek to rodzeni bracia”. W polskiej wizji Węgrów szczególnie silnie utrwaliło się określenie o gorącym „węgierskim temperamencie”. Na ukształtowanie tego stereotypu wpływ musiał mieć fakt, iż w Polsce przez stulecia na ogół spotykano się z Węgrami stanowiącymi dość spe cyficzny, najbardziej zawadiacki element swego naro du. Najczęściej byli to piechurzy węgierscy na żołdzie prywatnym, najlepiej nadający się do różnych zajazdów pod hasłem „Hejże na Soplicę”. Często byli to zbiego wie polityczni (m in. .trzy tysiące kuruckich zagończyków). Uogólnienie o „węgierskim temperamencie” wzmocniły wreszcie liczne węgierskie tancerki czy śpie waczki, wszak węgierski eksport kulturalny w tej dzie dzinie od XIX wieku po dzisiejszą Kati Kovács zawsze osiągał znakomite rezultaty. Węgrzy imponują wresz cie umiejętnością bawienia się z wielką żywiołowością i wigorem, zdolnościami do śpiewu, w których nas zde cydowanie przewyższają.
195
Niesłuszne jednak jest często u nas spotykane utoż samianie tej żywiołowości Węgrów podczas zabawy z cechami narodowymi na co dzień. W istocie rzeczy Węgier na co dzień na ogół jest znacznie bardziej po wściągliwy, racjonalny i introwertyczny od swego nad wiślańskiego bratanka. Polacy są bardziej popędliwi i gorączkowi, łatwiej też wybuchają. Ciekawe porów nanie natur obu narodów przekazał świetnie znający Polskę i Polaków autor monografii Norwida, poeta wę gierski G. Gömőri, w słowach: „Polacy mają większą wyobraźnię, są bardziej niż Węgrzy skłonni zarówno do mistycyzmu, jak i do przy gody — Węgier jak gdyby wolniej się poruszał, jest bardziej rozważny i pełen zahamowań, bardziej pod porządkowuje się społecznym prawom ciążenia”. Na ogół występujące w obu krajach stereotypy „bra tanków” są zdecydowanie pozytywne, z rzadka tylko można trafić na jakiś odcień krytyczny. Odnotowane na Pomorzu przysłowie: „Gdzie Węgier, tam gniew, gdzie Słowak, tam śpiew” odzwierciedla dość utarte, pojawiające się już w XIV-wiecznych kronikach pol skich przekonanie o srogości Madziarów. Z kolei wę gierskie powiedzenie „lesni a lengyelt” (czekać na Po laka), oznacza czekanie bardzo długo na kogoś, kto się bardzo spóźnia. Pobyt wieluset uchodźców polskich na dworach węgierskich w XIX wieku utrwalił się rów nież i zachowanym do dziś dość specyficznym idiomem „lengyeleskedni” (dosłownie — polakować), który zna czy tyle, co przebywać u kogoś w gościnie, uprawiać słodkie próżnowanie, popijając gorzałkę i uwodząc ko biety.
196
VIII Legenda generała Bema chciałbym być Wergiliuszem, aby opisać Eneasza w osobie ojczulka Bema. Czemuż nie mamy swego Woltera, który mógłby napisać nową Henriadę o tym małym, niepozornym Polaku. (Z pamiętników Sándora Telekiego IMS r.) Na Austryjaka gnały huzary, I złote słońce wstawało z chmur z węgierskich armat Bem walił stary A tam honwedy stały Jak mur i ponad bitwy zamęt 1 szał z tysięcy gardeł wzbijał się, grzmiał Marsz Rakoczego. (Z wiersza Artura Oppmana — Or-Ota „Marsz Rakoczego”)
Postać generała Józefa Bema przeszła do legendy w krajach Europy środkowo- i południowo-wschodniej. S. Petőfi (poświęcił mu kilka (pięknych wierszy, czołowi XIX-wieczni intelektualiści rumuńscy, N. Balcescu i C. Bolliac, snuli plany wybrania Bema na króla Ru munów, a wśród rewolucjonistów chorwackich zrodził się projekt przekazania Bemowi godności namiestnika (bana) Chorwacji. Jak żywa jest dziś jeszcze legenda Bema, najlepiej świadczy węgierski bestseller 1974 r .— pełna uwielbienia dla polskiego generała powieść P. Dobaiego, liczne piękne szkice nt. Bema w Rumunii czy ekstatyczne wprost słowa wiersza współczesnego poety tureckiego, Refeta Körüklü: Imię Twe Bem czy Murád Pasza, W Twoich żyłach pulsowała turecka krew, Byłeś huraganem, niezależnie od tego, jak cię zwano... Ojcze nasz Murád Paszo, nasz wzorze, nasz wodzu Bemie.
197
Bem, uczestnik wojen napoleońskich, bohater bitwy pod Ostrołęką z 1831 r., wódz rewolucji wiedeńskiej w 1848 r., naczelny dowódca armii siedmiogrodzkiej w 1849 r. a później przywódca polskiej i węgierskiej emigracji w Turcji, przeszedł do historii jako prawdzi wy symbol „człowieka czynu”, antyteza bierności i kontemplacji. W społeczeństwie znającym „chcenia iskierkowate, lecz chęci stałej nie mającym” Bem wy różniał się niezwykłą pasją życia, nie znosząc ani chwi li bezczynności, nie rozumiejąc, co to rozpacz albo załamanie. Urodzony w 1794 r. już w wieku 17 lat zo staje porucznikiem w armii napoleońskiej. W dwa lata później za bohaterstwo w walkach o obronę Gdańska otrzymuje rycerski krzyż francuskiej Legii Honorowej. Generał dywizji Grandjean pisze, iż „pełen godności, znakomity oficer, Pan Bem, zyskał sobie uznanie wszy stkich dowódców”. W 1815 r. Bem rozpoczyna służbę w armii Królestwa Kongresowego, szybko awansuje. Wkrótce jednak po pada w konflikty z wielkim księciem Konstantym, jest kilkakrotnie karany dyscyplinarnie, a w 1822 r. llfaięziony za udział w patriotycznej konspiracji. W 1826 r. odchodzi ze służby wojskowej. Nie mogąc znieść bez czynności podejmuje się zadania przebudowy gmachu Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Lwowie — praca ta spotkała się z ogólnym uznaniem, dowodząc wielkich umiejętności inżynierskich Bema. Prowadzi wielostronną działalność: administruje majątkiem ziemskim, uruchamia cukrownię, duże zainteresowanie wzbudza jego pionierskie stúdium o zastosowaniu ma szyn parowych. Po wybuchu powstania listopadowego w ciągu kilku miesięcy awansuje od stopnia majora do generała. Od grywa wielką rolę w zwycięstwie pod Iganiami, ale prawdziwą sławę wojskową przynosi mu bitwa pod Ostrołęką, w której przemyślnie kierując artylerią ra
198
tuje armię polską od całkowitego rozbicia. Engels, pi sząc później w „New American Encyclopaedia” o Be mie, z na jwiększym uznaniem wyrażał się o wykazanym przez niego pod Ostrołęką „talencie wojskowym i upo rze, z jakim walczył przeciwko o wiele liczniejszym oddziałom wroga”. W końcowym okresie powstania pa rokrotnie wysuwana jest propozycja wybrania Bema na naczelnego wodza; należy on do rzędu tych nie licznych generałów, którzy do ostatka przeciwni są kapitulacji. Nie złamany po k l^ ce powstania, robi wszystko, by ułatwić przejście oddziałów polskich z Niemiec do Francji, organizuje pomoc finansową dla uchodźców polskich, publikuje w „Allgemeine Zeitung” artykuły wymierzone przeciwko caratowi. Po przybyciu do Pa ryża działa w kierownictwie Towarzystwa Historycz nego i Literackiego, publikuje głośne prace o stosun kach między Polską i imperium rosyjskim, o powstaniu narodowym w Polsce. W 1835 r. zakłada w Paryżu Towarzystwo Politechniczne Polskie, mające na cełii kształcenie emigrantów oddających się „sztukom, kunsztom i rzemiosłom”, pomoc w zatrudnianiu ich i sprzedaży wyrabianych przez nich przedmiotów. Bem zostaje prezesem tego towarzystwa, planuje wydawanie specjalnego „Dziennika Politechnicznego Polskiego" i wysuwa dziesiątki różnorodnych inicjatyw. Wzywa, aby emigranci rozwijali jak najintensywniej swą wie dzę techniczną tak, aby po powrocie do Polski mogli tworzyć „fabryki machin parowych, gisernie żelaza... przesadzać na ziemię polską to wszystko, co się może przyczynić do podniesienia w kraju... kunsztów i rze miosła”. Rozwija nader szeroką działalność publicy styczną i naukową, publikuje liczne atlasy chronolo giczne, prace na temat zastosowania metod mnemotechniki. Jego podręcznik historii wprowadzony zostaje we francuskich szkołach podstawowych (primaire),
199
a w 1845 r. król Francji przyznaje mu Krzyż Legii Honorowej za działalność naukową i wydawniczą. Bez przerwy snuje plany organizowania różnych pol skich legionów. Realizacja jednego z tych planów — legii polskiej po stronie pretendenta do tronu, Pedra, walczącego przeciw ahsolutystycznym rządom w Portu galii, doprowadza w końcu do uwięzienia Bema w twierdzy portugalskiej, skąd po miesiącu ratuje go interwencja ambasadora brytyjskiego. Kilkakrotnie rozważa plany przedostania się do walczących przeciw ko caratowi Czerkiesów i stanięcia po ich stronie, uwa żając, że tam na wschodzie „z całą pewnością potrzeb niejszy *będę, ponieważ łatwiej będzie ze wszystkimi polskimi uchodźcami stamtąd przedostać się przez ste py ukraińskie do Polski niż przez morze”. Wiosna Ludów w 1848 r. przynosi wreszcie tak ocze kiwaną przez Bema szansę bezpośredniej walki o wol ność. Po niepowodzeniu próby zorganizowania akcji rewolucyjnej w Galicji, 54-letni generał udaje się do Wiednia. Mianowany dowódcą obrony rewolucyjnego Wiednia przeciwko wojskom Windisehgraetza osobiście kieruje obroną tzw. Gwiaździstej Barykady, najdłużej stawiającej rozpaczliwy opór wojskom cesarskim. Po wdarciu-się armii Windischgraetza do miasta ranny Bem, w przebraniu woźnicy, z fałszywym paszportem przedostaje się przez kordon wojsk austriackich do Węgier. Przywódca węgierskiej walki niepodległościo wej, Lajos Kossuth, powierza Bemowi najcięższe i naj niebezpieczniejsze zadanie odzyskanie Siedmiogrodu resztkami rozbitych i rozproszonych oddziałów węgier skich. Obejmując dowództwo armii siedmiogrodzkiej Bem faktycznie mógł liczyć tylko na oddziały jazdy d piechoty złożone z ośmiu tysięcy na ogół nie wyszko lonych i nie zdyscyplinowanych rekrutów. Miały one zmierzyć się z około 28 tysiącami regularnych, dobrze wyszkolonych żołnierzy austriackich, wspieranych przez 200
200
wielotysięczne oddziały saskiej i rumuńskiej gwardii narodowej. Bem przybywa do Siedmiogrodu 7 grudnia, w ciągu tygodnia reorganizuje armię, wprowadza żelazną dy scyplinę. I wtedy rozpoczyna się wspaniała epopea siedmiogrodzka — w ciągu pary tygodni Bem odniósł serię olśniewających zwycięstw pod Csucsą, Zsibó, Dés, Bethlen, Naszód, Tihucą, Beszterce, Galfavą d Szókefalvą, i wyzwolił głóiwne centra Siedmiogrodu Kolozs vár (obecnie rum. Cluj) i Márosvasárhely (dziś rum. Tirgu Mures). Austriacy byli do tego stopnia zaskocze ni tempem i gwałtownością ataku wojsk Bema, iż np. w zdobytym z marszu mieście Bethlen zasiadł on do świeżo ugotowanej kolacji przygotowanej dla austriac kiego generała Urbana. Sam Kossuth pisał z podziwem w styczniu 1849 r.: „Dałem Bemowi 8000 najbardziej zdezorganizowanych, zastraszonych, pozbawionych du cha, zdemoralizowanych ludzi, on wypowiedział słowo »naprzód« — dobrze przemyślanymi marszami popro wadził ich do zwycięstwa i nie tylko, że nie uciekł od niego ani jeden żołnierz, lecz ma dziś 18 000 żoł nierzy, znajdujących się w najlepszym duchu bojo wym”. Gdzie leżały źródła ówczesnych tak niezwykłych sukcesów militarnych Bema, które zyskały sobie okre ślenie „cudów” (miracles) nawet w skądinąd nie sko rej do nadmiernych pochwał Encyclopaedia Britannica (wyd. 1963 r.)? Endre Kovács, przytaczając opinię au striackiego oficera, iż sam Bem liczył się za 20 tysięcy żołnierzy, pisak „Bem oczywiście nie mógł robić cu dów, ale to, czego potrafił dokonać ze stosunkowo ma leńką armią przy mistrzowskim zastosowaniu taktyki napoleońskiej wobec o w iele większych od jego armii sił wroga, nie bez powodu wzbudzało podziw całej Eu ropy”. Źródłem militarnych sukcesów generała była przede
201
wszystkim maksymalna szybkość działania. Pomnażał siły swej niewielkiej armii poprzez nader zręczne i- szybkie manewry, błyskawicznie skierowując atak całą dysponowaną siłą na najsłabszy punkt przeciw nika. Bardzo dużą rolę przypisywał elementowi za skoczenia, stąd też skrytość, z jaką taił plany wojenne nawet przed własnymi oficerami sztabowymi. Zdarzyło się, że któryś z oficerów zniecierpliwiony brakiem naj drobniejszej choćby informacji o dalszych planach ar mii zapytał Bema, co teraz uczynimy? Bem odpowie dział pytaniem — Czy potrafi Pan milczeć? Tak — odpowiedział oficer. — I ja również — odparł Bem. Bem uwielbiał różne dróbne podstępy wojenne. Np. w toku bitwy pod Piski Bem wysłał pięciu węgierskich huzarów naprzeciw pułku austriackiej piechoty. Gdy huzarzy ociągali się z wykonaniem rozkazu, zawołał: „Każę was rozstrzelać!” wyciągając pistolet. Huzarzy, chcąc nie chcąc, {wyruszyli w kierunku pułku austriac kiego, który natychmiast sformułował regulaminowy czworobok. Wówczas Bem błyskawicznie zaczął strze lać z dobrze wyrychtowanych dział w tłum Austria ków, i zacierając ręce z uśmiechem pomrukiwał: „österreichisehe Taktik” (austriacka taktyka). Ogromna odwaga osobista, czasami granicząca z ry zykanctwem, chyba w największym stopniu pozyskała mu uwielbienie żołnierzy szekleirskich, którzy „wresz cie znaleźli kogoś jeszcze odważniejszego od siebie” — jak pisał największy poeta węgierski, adiutant ge nerała Bema, Sándor Petőfi. Dodajmy, że uprzednio Petőfi zwracając się do Kossutha o skierowanie do oddziałów Bema, pisak „Moim zdaniem dziś bez hańby można walczyć tylko u boku Bema”. Bem kilkakrotnie znajdował się w najbardziej za grożonych punktach walki i tylko przysłowiowy łut szczęścia pozwolił mu wyjść cało z opresji. Tak*'było w. -bitwie pod Szőkefalve, gdy ścigając rozgromione
202
jednostki austriackie niespodziewanie znalazł się w samym centrum wojsk nieprzyjaciela. Tak było rów nież w słynnej bitwie pod Piski (dziś rum. Simeria), gdy próbując przeszkodzić nacierającym Austriakom w zagarnięciu 2 armat węgierskich uderzył pejczem austriackiego żołnierza z okrzykiem: „Zostawcie, ka nalie, to są moje armaty!” i tylko chwilowe osłupienie nieprzyjaciół uchroniło Bema przed śmiercią. Bliski współpracownik Bema, S. Teleki, pisał, iż polski gene rał zachowywał dobry humor w każdym momencie bitwy, niezależnie od tego, czy wygrywał, czy przegry wał. Jego specyficzną cechą była umiejętność zachowy wania maksimum zimnej krwi, nawet w najrozpaczli wszych zdawałoby się sytuacjach, i właśnie wtedy tra fianie na najlepszy, najbardziej nieraz nieoczekiwany pomysł wykołowania wroga. Jednej rzeczy tylko Bem nie mógł znieść ani przez chwilę — tracenia bezczyn nie czasu, stawał się wówczas natychmiast kapryśny i wściekły. Zwycięstwa Bema były tym cenniejsze, iż przyszły w sukurs rewolucji węgierskiej dosłownie pięć minut przed dwunastą, w chw ili gdy rewolucyjny rząd wę gierski po serii porażek zmuszony był opuścić stolicę, a ofensywa austriacka groziła zduszeniem ruchu nie podległościowego w ciągu kilku tygodni. Zwycięska kampania Bema nie tylko przywróciła -wiarę w sukces rewolucji, ale na wiele miesięcy odwróciła losy wojny, umożliwiła zwycięską wiosenną ofensywę wojsk wę gierskich 1849 r. na terenie samych Węgier. I nie były to słowa bez pokrycia, gdy Kossuth w liście do Bema pisał: „Imię Twoje stało się nierozdzielne z historią Węgier, złączone z nią na zawsze, będzie jej wieczystą chlubą”. Sándor Petőfi poświęcił ukochanemu przez siebie polskiemu wodzowi, „Bem apó” (ojczulkowi Bemowi) kilka ze swoich najpiękniejszych wierszy, pisząc m. in.:
203
Ze szczęściem Bóg pospołu Opuścił wtedy nas; Bem tylko jeden został — Opiekun w straszny czas. O Bemie, dzielny wodzu, 0 generale mójl Twej duszy wielkość czuję, Gdy idziesz z nami w bój... 1 gdyby ktoś z śmiertelnych Mógł czczony być jak Bóg, Ty byłbyś z nim z pewnością, Do twoich padłbym nógt... Niejeden cię porzucił, Klnąc twardość twą i hart, Ja zawsze pozostanę, Boś, starcze, tego wart. Do śmierci będę z tobą I pójdę w każdy bój. O Bemie, wodzu świetny! O generale mój! (Z wiersza „Dni cztery bito z dział”, przeł. Z. Czajkowski)
. Inny słynny wiersz, „Armia Siedmiogrodzka”, Petófiego rozpoczynał się już słowami: Nie nam zwyciężać? Przecie Bem dał hasło, Szermierz wolności z nami dzisiaj stawa! Na czele kroczy, zemstą nieugasłą Jarzy się gwiazda Ostrołęki krwawa.., (przeł. J. Ficowski)
Długo można by zresztą wymieniać różnorodne prze jawy niezwykłego kultu i węgierskiej legendy gene rała Bema, o którym jeszcze w 30 lat po Wiośnie Lu dów Sándor Teleki pisał: „Chciałbym być Wergiliu-
204
szem, aby opisać Eneasza w osobie ojczulka Bema. Czemuż nie mamy swego Woltera, który mógłby na pisać nową Henriadą o tym małym, niepozornym Po laku”. Najsłynniejszy XIX-wieczny pisarz węgierski, Maurycy Jókai, pisał o Bemie, iż on tak bardzo kochał swych żołnierzy, iż gdyby mógł, wydałby na nich całe bajeczne skarby nie jednej, a dwóch Indii. Nawet wciąż toczący spory z Bemem komisarz cywilny ö . Beöthy z największym niepokojem myślał o rozwoju sytuacji w przypadku, gdyby zabrakło Bema. Jak pisał do Kos sutha: „Jeśli Bem nawet myli się, jest jednak wspa niałym żołnierzem, może trochę zbyt porywczym i ry zykantem, teraz znów został ranny. Jeśli go jednak spotka nieszczęście — Boże, ustrzeż nas od tego — to co się stanie z jego wojskiem?” Po zakończeniu wyzwalania Siedmiogrodu w kwiet niu 1849 r. Bem wkracza do Banatu i opanowuje go w ciągu 20 dni, osaczając jedną z armii austriackich. Druga armia austriacka w popłochu wycofuje się do Wołoszczyzny. Obok zwycięskich kampanii Bem oddał rewolucji węgierskiej jeszcze inną ogromną przysługę — po przez odegraną przez siebie wielką prekursorską rolę w dziedzinie pojednania Węgrów z Rumunami i Sło wianami południowymi. Od początku zdając sobie sprawę z tragicznych skutków, jakie niosło dla rewo lucji węgierskiej zaostrzanie się konfliktu z Rumunami i Chorwatami, podsycanego przez austriacką kamarylę dworską, Bem starał się wyjść ponad narodowe szowinizmy i wzywał do maksymalnego poszanowania przez Węgrów praw innych narodów. Symboliczna pod tym względem stała się odezwa Bema w Braszowie, głoszą ca „Węgrzy, Sasowie, Rumuni, podajcie sobie nawza jem braterskie dłonie i porzućcie wszelką narodową nienawiść”, która jeszcze sto lat później posłużyła za motto dla programowego wystąpienia demokratycznej
205
węgierskiej inteligencji. Już w pierwszej proklamacji Bana z 6 grudnia 1849 r. znalazło się stwierdzenie, iż chociaż język węgierski jest oficjalnym językiem kra ju, to narody „zachowując swoją narodowość przy roz strzyganiu swych spraw wewnętrznych mogą korzy stać na równi z węgierskim ze swych języków narodo wych”. Jeszcze w tym samym miesiącu obiecał amne stię wszystkim walczącym po stronie Austrii żołnie rzom z różnych zamieszkujących Siedmiogród nacji. Polityka narodowościowa Bema, który zamiast sto sować represje wobec Rumunów, Sasów i Chorwatów bezustannie dążył do ich pozyskania dla sprawy antyhabsburskiej rewolucji, przyniosła cenne rezultaty. Do armii Bema przystąpiło kilka tysięcy żołnierzy rumuń skich, poprzednio walczących w przeciwnym obozie, a wśród jego współpracowników znaleźli się tak wy bitni intelektualiści jak poeta, pisarz i najwybitniejszy historyk rumuński XIX wieku — Nicolae Balcescu i poeta Cesar Bolliac. Balcescu tak pisał o polskim wodzu 8 maja 1849 r.: „A jednak Bemowi udało się stworzyć braterskie związki między siedmiogrodzkimi Węgrami, Sasami i Rumunami, Mówią, że już kazał nawet wybić pieczęć, przedstawiającą trzy zjednoczone kraje: Węgry, Polskę i Rumunię... Cała nasza nadzieja w Polakach (chodziło o Polaków walczących na Wę grzech — JRN), z którymi jesteśm y w dobrych stosun kach”. Cezar Bolliac układa specjalny marsz rewolucyjny „Solidaryzująca się Rumunia”, w którym każda zwrot ka kończy się refrenem: Pijmy, weselmy się, bo z nami ojciec Bem.
W ogłoszonej 25 marca 1849 r. odezwie do narodu rumuńskiego Bolliac nie szczędził słów dla wyrażenia wielkości Bema, pisząc m. in.: „Po trwających sześć
206
miesięcy prześladowaniach i więzieniu przebywający na emigracji tułacze rumuńscy mogą wreszcie otwo rzyć oczy i swobodnie oddychać dzięki węgierskiej broni i archaniołowi wolności — generałowi Bemowi, który zgniótł szatanów tyranii i oczyścił od nich niebo”. W połowie 1849 r. Balcescu i Bolliac występują z projektem obrania Bema królem Rumunów! Niezmor dowane wysiłki generała dla pojednania między Wę grami a innymi narodami podporządkowanymi dotąd monarchii austriackiej zaczęły przynosić rezultaty rów nież wśród Chorwatów, gdzie poprzednio triumfowała bez reszty prohabsburska reakcja. W trakcie pertrak tacji z Węgrami demokraci chorwaccy zażądali, aby właśnie Bemowi powierzyć dowództwo w planowanym wkroczeniu wojsk węgierskich do Chorwacji, ponieważ cieszy się on wielką popularnością dzięki swemu po chodzeniu i powszechnie znanej postawie. Demokraci chorwaccy sugerowali również wybranie Bema banem, tj. zwierzchnikiem Chorwacji. • Na dalsze losy węgierskiej wojny niepodległościowej tragicznie wpłynęła jednak interwencja wojsk carskich. Bem do ostatka próbujący stawiać czoło przeważająćym wojskom carskim, w ostatnich dniach rewolucji mianowany naczelnym wodzem całej armii węgierskiej zmuszony jest w końcu udać się na emigrację do Tur cji. Tam wkrótce decyduje się przejść na islam i przyj muje tytuł Murada Paszy, mając nadzieję, że umożliwi mu to odegranie większej roli w armii tureckiej i stwo rzenie bazy wyjściowej do przyszłej walki o niepod ległość Polski i Węgier. Jak pisał K. Gaszyński w pięk nym „Rapsodzie żałobnym”: Ty wiesz, żem nie przez dumę lub chęć marnej sławy, lecz na to, by z Twym wrogiem bój odnowić krwawy I pod obcym sztandarem służyć sprawie bratniej. Pochwycił za półksiężyc, jak za lont armatni.
207
Początkowo bardzo realne wydawały się szanse ob jęcia przez Bema dowództwa nad całą artylerią im perium ottomańskiego, ale interwencje Rosji i Austrii udaremniły ten projekt, a Bem wiraż z liczną rzeszą emigrantów został internowany w Aleppo w Syrii. W ciężkich w a ru n k a c h , pomimo bardzo niezdrowego klimatu, schorowany Bem do końca nie ulega załama niu. Opracowuje różnorodne projekty modernizacji ar mii tureckiej, na terenie koszar w Aleppo urządza zakład oczyszczania saletry niezbędnej do produkcji prochu, zajmuje się projektami regulacji Tygrysu i Eu fratu. Starając się w jak największym stopniu poznać otaczające go społeczeństwo, do ostatnich chwil życia poświęca wiele uwagi przyswojeniu sobie języków, Obyczajów i religii Wschodu, nauce pisma arabskiego, wciąż zachęca innych emigrantów do najgłębszych stu diów nad kulturą i nauką Wschodu. Postępowanie Be ma zyskało mu ogromny szacunek w społeczeństwie muzułmańskim. W zapiskach przebywającego wraz z Bemem na emigracji w Turcji słynnego węgierskiego aktora, Gábora Egressyego, w 1850 r. czytamy: „Słowa Bema są wyrocznią dla Turków. Odnoszą się do niego z bezgranicznym szacunkiem i zaufaniem. Uważają, że tak wielcy bohaterowie często spotykają się z Bogiem i osobiście z nim naradzają”. Ciężki klimat syryjski przyśpiesza jednak zgon gene rała Bema. Umiera 10 grudnia 1850 r. Ostatnie jego słowa wypowiedziane przed śmiercią były: „Polsko, Polsko, ja Cię już nigdy nie zbawię”. W orszaku ża łobnym za trumną Bema szło z górą trzydziestu du chownych muzułmańskich, śpiewając, modląc się i wy krzykując „Allach ekber Allach” oraz tłum oficerów polskich, węgierskich i tureckich. Jeden z Polaków wrzucił Bemowi do grobu woreczek z ziemią, którą zabrali emigranci, gdy opuszczali Polskę. Węgierski emigrant, major J. Fiala, pisał o echach
208
śmierci Bema na Wschodzie z nieco wschodnią przesa dą, iż: „Po jego śmierci szejkowie złożyli wyrazy dzięk czynienia Allachowi za to, że im go zesłał i uznali Be ma za świętego mahometańskiego. Nie istniało takie plemię na pustyni, które nie wspominałoby z najwię kszą czcią imienia Murád Paszy”. Rząd turecki wy stawił później Bemowi pomnik w Syrii z napisem gło szącym między innymi: „Szczęśliwe są matki, które mogą wydać na świat takie dzieci, jak On. Jakże wiel ki jest nasz ból, jak wielka ta strata. Jakże okrutny był los wobec tak wielkiego człowieka”. Śmierć nie zahamowała jednak coraz silniejszego kultu generała i legendy jego postaci szczególnie ży wych na Węgrzech i w Siedmiogrodzie. Jak pisał E. Kovács: „Nazwisko tego żołnierza, przybyłego z ob cego kraju, tak silnie tkwiło w świadomości ludu wę gierskiego, że niemal zapomniano o jego pochodzeniu i widziano w nim ucieleśnienie węgierskiego geniuszu wojskowego”. Imię Bema przetrwało w rozlicznych wę gierskich anegdotach, pieśniach ludowych, spotyka się je nawet w popularnym siedmiogrodzkim toaście. Na dziesiątki liczą się węgierskie powieści, sztuki, poema ty poświęcone postaci polskiego generała. Do wyprodu kowanego w 1948 r. węgierskiego filmu o Bemie, „Wzburzyło się morze”, scenariusz napisał największy żyjący intelektualista węgierski, wiceprezes światowe go Pen-Clubu, Gyula Illyés. W jednym tylko Buda peszcie jest słynny pomnik bohatera obu narodów, plac i bulwar Bema oraz kilkanaście ulic noszących jego miano. W Polsce pamięć bohaterskiego generała uczciło przede wszystkim rodzinne miasto Bema — Tarnów, gdzie znajduje się jego piękne mauzoleum i gdzie zgro madzono wielką bibliotekę książek i dokumentów zwią zanych z jego postacią. Postać generała przetrwała w licznych wybitnych utworach literackich m. in. „Be
209
ma pamięci rapsod żałobny” C. K. Norwida i „Marsz Rakoczego” Artura Oppmana. Kult generała Bema nie ograniczał się jednak tylko do Węgier i Polski czy cytowanych wyżej opinii ru muńskich i tureckich. Na dziesiątki liczą się prace hi storyków i pisarzy różnych narodów, począwszy od licz nych naukowych i publicystycznych książek brytyj skich i francuskich po wiersze angielskie (np. W. Landora „Bem i Petőfi”), francuskie, niemieckie czy austriackie. Wspomnę tu tylko o jednym z najpiękniej szych literackich oddźwięków legendy Bem a— powsta łym już w 1849 r. wierszu austriackiego poety M. Hartmanna pt. „Diament »Rem«”. Wiersz opisywał, jak Kossuth wyłamał najpiękniejszy diament z węgierskiej korony św. Stefana i posłał go w nagrodę bohaterskie mu wodzowi, umieszczając na miejsce diamentu krótki napis: „Bem", który błyszczał jak „najpiękniejszy ka mień drogocenny”. Historycy odnotowali również nie zwykle bogaty zestaw poświęconych Bemowi wypowie dzi rewolucjonistów, polityków, dyplomatów całej ów czesnej Europy Zachodniej od entuzjastycznych wypo wiedzi Marksa i Engelsa począwszy do stwierdzeń dyplomaty angielskiego, Effinghama Granta, czy poli tyka, lorda Dudleya Stuarta. Ten ostatni pisał m. irn., iż: „Sukcesy Bema oznaczają nie tylko sukcesy Węgier, ale są zarazem również sukcesem ojczyzny Bema — Polski i całej Europy”.
210
IX
Powstańcy i realiści To co zabierze Bila 1 władza, to czas 1 sprzy jające okoliczności mogą przywrócić z powro tem, ale to, z czego naród obawiając się cier pień sam zrezygnuje, tego odzyskanie Jest za wsze ciężkie 1 zawsze wątpliwe. (Ferenc Deák 1861 r.) Żadna z naszych walk wolnościowych nie miała nadziel na zwycięstwo. Zaskakujące Jest to, że najmniej szans miały one w samym momencie Ich rozpoczęcia: wróg był przynaj mniej dwudziestokrotnie silniejszy, zdrowy Umysł cofnąłby się przed takim przedsięwzię ciem... Nasza historia nie uczy logiki. Uczy tego, 1 to Jest w niej wzniosłe 1 pocieszające, że w życiu narodów mają sens również 1 ta kie pojęcia, jak odwaga, męstwo, przywiązanie do Ideałów. (Gyula Illyés 1936 r.)
Udziałem uczestników wszystkich polskich i węgier skich walk niepodległościowych i ruchów społecznych XVIII i XIX wieku stała się ta sama gorycz porażki. Nasze Maciejowice, Ostrołęka i kapitulacja Warszawy w 1831 r., stracenie Traugutta i towarzyszy na stokach Cytadeli, egzekucja proletariatczyków miały swe wę gierskie odpowiedniki w kapitulacji pod Világos 1849 r., straceniu pierwszego premiera rządu rewolucyjnego, L. Batthyániego i 13 generałów rewolucji węgierskiej w 1849 r. Słowa Stanisława Pigonia o „strzelaniu do wroga z brylantów”, napisane w związku z tragiczną śmiercią zaledwie 24-letniego poety Krzysztofa Kamila Baczyńskiego na szańcach powstańczej Warszawy, moż na by odnieść również do przedwczesnej śmierci na polu bitwy w wieku 26 lat największego poety węgier skiego — Sandora Petófiego. Podobnie jak naszym powstaniom, klęsce każdego węgierskiego powstania towarzyszyła długoletnia tu-
211
laczka licznych uczestników ruchów niepodległościo wych. J znów, (podobnie jak Polacy, liczni Węgrzy prze bywający na emigracji (uczestniczą w walkach wolnoś ciowych innych narodów. Spotykamy ich wśród tysiąca „czerwonych koszul" G. Garibaldiego (np. jego pierw szy adiutant I. Türr, późniejszy generał rewolucyjnej armii włoskiej) czy na barykadach Komuny Paryskiej (np. minister pracy w jej rządzie, L. Frankéi). I tak jak my chlubimy się bohaterską szarżą K. Pułaskiego pod Savannah, tak dla Węgrów przedmiotem dumy jest uwieńczona na fresku w sali waszyngtońskiego Kapitolu brawurowa szarża kawalerii pod wodzą „jeź dźca śmierci”, K. Zagonyiego, podczas wojny domowej w USA w 1861 r. Wśród tak wielu analogii dziejów Polski i Węgier wciąż za mało znane są ogromne podobieństwa tragicz nych, skomplikowanych dylematów, przed którymi sta ły XIX-wieczne Węgry (polityczny romantyzm czy realizm), z dylematami, przed którymi stały patriotycz ne pokolenia polskie w tym okresie. Na historii Wę gier XIX wieku zaciążyła jakże „polska” kontrowersja między koncepcją rewolucyjnej walki niepodległościo wej, reprezentowaną przez L. Kossutha, a głoszoną przez twórcę węgierskiej Akademii Nauk, hr. I. Széchenyiego, koncepcją stawiającą przede wszystkim na 'wydźwignięcie Węgier poprzez rozwój gospodarczy. Prawie zupełnie nie znane w Polsce spory między tym i dwiema tendencjami, które później nabrały no wego charakteru w związku ze sprawą oceny kom promisu austriacko-węgierskiego w 1867 r. (ogłoszony ■przez Kossutha słynny „List Kasandry”), do złudzenia przypominają nasze XIX-wieczne dylematy wyboru pomiędzy drogą powstańczą lub pozytywistyczną pracą organiczną. Każdy, kto choć raz usłyszy melodię narodowego hymnu węgierskiego, musi być zaskoczony tak mocno 2 12
212
odróżniającą się od innych hymnów narodowych nutą patetycznego tragizmu, o wiele bliższą np. naszemu chorałowi „Z dymem pożarów” niż dźwiękom „Ma zurka Dąbrowskiego” czy „Roty”. Powstały w 1823 r. hymn węgierski stanowił jedno wielkie błaganie do Boga, „aby przyniósł wreszcie weselsze lata po tak długo gnębiących Węgry nieszczęściach złego losu, od pokutował już ten naród za całą przeszłość i przy szłość”, Los sprawił jednak inaczej — w ciągu stu lat od skomponowania muzyki do węgierskiego hymnu narodowego w 1845 r. Węgry przeżyły klęskę rewo lucji 1848—1849, upadek Węgierskiej Republiki Rad w 1919 r. i tak katastrofalny udział w dwóch wojnach światowych po stronie Niemiec — konsekwencję germanofilskiej polityki węgierskich warstw rządzących. Wszystko to przyczyniało się przez całe dziesięciolecia do obciążenia świadomości poważnej części węgierskie go społeczeństwa poczuciem wyjątkowego tragizmu narodowej historii. Jeszcze w 1967 r. pisano na łamach czołowego miesięcznika kulturalnego „Űj írás”: „Nie wierzę, aby istniały narody (może z wyjątkiem Polaków), których poczucie narodowego tragizmu od żywałoby co chwila z równie przejmującą jak u Wę grów siłą w trudniejszych okresach historycznych”. W różnorodnych dziedzinach węgierskiej kultury napotykamy wciąż kolejne objawy smętnych rekolekcji narodowych. Z ekranu dobiegają słowa bohatera filmu „Korona Śmierci”, (przywódcy największego węgier skiego powstania chłopskiego, Dózsy: „Bo my, Węgrzy, zawsze pragnęliśmy więcej, niż to było możliwe i coraz mniej uzyskiwaliśmy”. W jednym ż najgłośniejszych dzieł historycznych ostatniego dziesięciolecia, książce Jenő Szücsa, trafia się na słowa: „Od wojen króla Macieja w historii Węgier zdarzały się liczne zwycięskie bitwy, ale nie było ani jednej
213
zwycięskiej wojny. Od 1485 r. m ieliśmy tylko przegra ne wojny”. Tragiczne zakręty węgierskiej historii, przegrane wojny i powstania z pokolenia na pokolenie wciąż pro wokowały kolejne narodowe rachunki sumienia, gorz kie wzajemne swaty i oskarżenia. Na węgierskiej my śli politycznej ostatnich dziesięcioleci niezwykle moc no zaciążył podział na dwie przeciwstawne orientacje: kuruców i labanców — powstańców i „realistów”, rzeczników bezkompromisowej walki zbrojnej przeciw Habsburgom i zwolenników jakiejś formy porozumie nia, dogadania się z Austrią. Początki tego podziału przypadają na lata 1703—1711 — czasy powstania Ra koczego. Dowodzeni przez romantycznego księcia Fe renca Rakoczego kuruce, drobnoszlacheccy i chłopscy zagończycy, przez wiele lat walczyli przeciwko woj skom mocarstwa Habsburgów, wspieranych przez wę gierskich zwolenników ugody z Austrią — tzw. laban ców. Zawiodły nadzieje na pomoc, obiecywaną przez antyhabsburską Francję, po ośmiu latach bojów jeden z generałów Rakoczego — hrabia Sándor Károlyi uznał za iluzoryczną wszelką możliwość dalszej walki prze ciw Austrii i wbrew woli księcia Rakoczego zgodził się na zawarcie pokoju i kapitulację wojak powstańczych. Rakoczy i 3 tysiące ostatnich nieugiętych kuruców schroniło się do Polski. I tak zaczęła się wielka histo ryczna kontrowersja, która nabierała wciąż nowych barw, wciąż rozpalała się na nowo wraz z kolejnymi spiskami i powstaniami, ugodami i kompromisami. Kto miał rację, czy książę Rakoczy, pragnący walczyć dotąd, dopóki była najmniejsza choćby szansa sukcesu, czy hrabia Károlyi, pragnący oszczędzić istniejący jesz cze potencjał ludzki, uzyskać amnestię wtedy, kiedy jeszcze nie było za późno? Przez współczesnych mu i późniejszych rzeczników orientacji powstańczej hr. Károlyi, który uzyskał w iel-
214
ki majątek od rządu austriackiego, był uważany za zdrajcę, dla ówczesnych i późniejszych zwolenników orientacji prohabsburskiej, rzeczników tzw. polityki realnej, książę Rakoczy był tylko fantastą, ucieleśnie niem nierealnych iluzji i mrzonek. Czołowy historyk orientacji prohabsburskiej, G. Székfű, ukazując ostat nie 20 lat życia księcia Rakoczego spędzone na emi gracji we Francji i w Turcji i obfitujące w coraz to nowsze plany powstańcze, przedstawiał go jako roman tycznego Don Kichota. Zarówno Saekfű, jak i inni rzecznicy polityki realnej wykpiwali ciągłe złudne na dzieje powstańców na pomoc zachodnią, przypomina jąc zdanie samego Rakoczego, który mówił o francu skich’ nadziejach, jakimi żył przed laty: „Od- dawna traktują mnie tak, jak wyciśniętą cytrynę, której skór kę można wyrzucić”. Realiści oskarżali rzeczników ten dencji niepodległościowej o szafowanie krwią narodo wą, wywoływanie powstań, prowadzących tylko do wykrwawiania małego narodu węgierskiego (tylko w powstaniu Rakoczego zginęło 85 tysięcy osób), śmier ci najlepszych jednostek w walce i żadnych konkret nych efektów. Szekffi, który określał własnych roda ków jako „buntowników od urodzenia”, uważał, że wciąż ponawiane węgierskie spiski i powstania (m. in. spisek Wesselényiego 1670, powstanie Thökölyego 1678—1686, Rakoczego 1703—1711, spisek Martinovicsa 1794, rewolucja 1848—1849 -i inne) były z góry skazane na upadek i prowadziły tylko do narodowego samobój stwa. •Odpowiedzią ruchu niepodległościowego na antypowstańcze egzorcyzmy była ciągła krytyka minimalizmu i ciasnoty aspiracji realistów, wskazywanie, że nad mierny lojalizm i uległość wobec Habsburgów prowa dziły w rzeczywistości na manowce fałszywego realiz mu, pozbawiały naród godności i nic w zamian nie da wały. Niepodległościowy nurt historiografii i publicy
215
styki wskazywał, iż powstania pomimo swych klęsk na ogół doprowadzały w rezultacie do pewnego polepsze nia warunków Węgrów, zmuszały kolejnych cesarzy austriackich do uznawania z konieczności odrębności Węgier wewnątrz cesarstwa. Występując przeciwko „adwokackiej historiografii” realistów przypominano, że dzięki powstaniom naród zdobywał samowiedzę i chronił swą godność. Wysuwanym przez realistów zarzutom wykrwawiania narodu przez ciągłe spiski i powstania druga orientacja przeciwstawiała zarzut kilkakrotnego zaprzepaszczenia znakomitych szans od zyskania niepodległości na skutek skrajnie posuniętego „fałszywego realizmu”. Szczególnie znamienne pod tym względem były dwie daty 1741 i 1809 r. W 1741 r. obejmująca tron austriacki Maria Teresa znalazła się wobec frontalnego ataku ze strony wszystkich niemal sąsiadów. W beznadziejnej sytuacji cesarzowa z ma łym półrocznym dzieckiem na ręku przybyła na wę gierski sejm stanowy, zwracając się z rozpaczliwą proś bą o pomoc: „Opuszczeni przez wszystkich, uciekamy się jedynie do wierności szanownych stanów, do ich broni i do starych cnot węgierskich, prosząc Węgrów, abyście dali radę i zrealizowali, to co niezbędne". Prośbie królowej wtórował rozpaczliwy płacz 6-miesięcznego następcy tronu (późniejszego Józefa II). Zło śliwi wiedeńczycy opowiadali później, że królowa pod szczypywała dziecię, aby swym rozdzierającym serce szlochem jeszcze bardziej wzruszyło węgierskie stany. Poruszona wezwaniem cesarzowej szlachta węgierska wyciągnęła szable i zaprzysięgła, iż Vitám et sangvinem — swe życie i krew odda za władczynię. Habs burgowie zostali uratowani tylko dzięki poparciu szlachty węgierskiej, która jeszcze 40 lat przedtem tak długo walczyła przeciw nim w powstaniu Rakoczego. Jeszcze w sto kilkadziesiąt lat po wydarzeniu słynny pisarz węgierski Jókai — z dawnego zwolennika rewo-
216
Jucji 1848 r. przeobraziwszy się w człowieka duszą i ciałem oddanego ugodzie z Austrią — ponad wszyst ko wychwalał zachowanie szlachty w 1741 r. Pisał, iż każdy naród ma swoje piękne właściwości, Francuzi — olśniewający esprit, Niemcy mądrość, Polacy krew go rącą, Węgrzy natomiast potrafią okazać serce. I tu jako najlepszy dowód przytaczał fakt, że naród węgierski zamiast pójść za głosem zimnej logiki, usłuchać wro gów Austrii zachęcających Węgrów do oderwania i nie podległości, „widział przed sobą tylko sprawę wołają cej o pomstę do nieba niesprawiedliwości popełnianej przez pół świata na kobiecie, na królowej!!” Pamiętam długą nocną dyskusję przy tokajskim wi nie, gdy moi madziarscy rozmówcy komentując z gorz ką ironią cytowaną wyżej wypowiedź Jókaia, tak lu krującego węgierskie związki z Habsburgami, mówili: „My, Węgrzy, tylekroć przez całe lata walczyliśmy i wykrwawialiśmy się w powstaniach, a oto były takie chwile, gdy niepodległość niemal wkładano nam jak lekarstwo do ust, wystarczyło tylko przegryźć pigułkę i właśnie wtedy jednak...” Drugą taką zaprzepaszczoną wielką szansą był dla Węgróiw rok 1809. Był to moment, gdy ziściło się nigdy nie zaspokojone marzenie Rakoczego — zwycięscy Francuzi wkroczyli do Wiednia. Z murów pałacu Schönbrun Napoleon wystosowuje odezwę do Węgrów, proklamującą ich niepodległość i wzywającą, by wy brali nowego króla na dawnym polu elekcyjnym Rá kos. I wtedy okazało się — jak pisał historyk Sándor Pethó —* iż szlachcie węgierskiej „obca była ta mowa, która proponowała jej dawną niepodległość. Francuska polityka, która zawsze z całą pewnością mogła liczyć na węgierskich malkontentów, teraz nie ma więcej związków z narodem węgierskim. Nawet Polacy wy ciągają ręce po pomoc francuską. Szlachta węgierska natomiast sięga po broń tylko po to, aby uderzyć na
217
rękę, która ofiarowywała im pokój i niepodległość’*. Zamiast wykorzystać okazję szlachta węgierska stanęła po stronie Austrii, jej pospolite ruszenie zostało zupeł nie rozproszone pod Győr przez Francuzów. Na postawie węgierskiej szlachty wobec Austrii w dużej mierze zaważyła koniunktura wojenna na węgierskie zboże, którego cena podniosła się wówczas kilkakrotnie. Natychmiast po zakończeniu wojen napo leońskich okazało się jednak, jak krótkowzroczne było postępowanie szlachty, w imię przejściowych zysków materialnych pozwalającej umknąć szansie stworzenia własnego państwa narodowego. Austria odwdzięczyła się bowiem za krew dziesiątków tysięcy Węgrów po ległych w wojnach napoleońskich tylko ogromnym zwiększeniem podatków i uderzającą przede wszystkim w Węgrów dewaluacją pieniędzy. Bezsilne protesty niepotrzebnych już więcej Węgrów zakończyły się tyl ko decyzją cesarza o niezwoływaniu więcej węgier skiego parlamentu!
Grand, G askon, H otentot Przyjrzyjmy się bliżej racjom wysuwanym przez przedstawicieli obu głównych nurtów węgierskiej my śli politycznej w najciekawszym chyba okresie węgier skiej historii — od wystąpienia hrabiego Széchenyiego w latach trzydziestych XIX w. począwszy, aż do sporów wokół ugody austro-węgierskiej w 1867 r. Nazywany „największym z Węgrów” hrabia István Széchenyi, twórca wielkiego programu węgierskiej polityki real nej, był zarazem najsłynniejszym przeciwnikiem wszel kiego romantyzmu politycznego, wszelkiej — jak to określał — „polityki uczuć”. Sam najlepiej zdefinio wał swe stanowisko w słowach: „Podstawą mego systemu politycznego jest to, że isfc-
218
nieje całkowita odrębność między sferami działania rozumu i serca, że w polityce, tak jak w medycynie, ma prawo działać wyłącznie rozum, zadanie serca zaś powinno ograniczać się wyłącznie do zachęty ku wszy stkiemu, co dobre i szlachetne”. Széchenyi uznał, że naród nie może równocześnie rozwiązać dwóch zadań, tj. gospodarczego i duchowego podźwignięcia kraju i niepodległości. Stawiając na pierwszym miejscu konieczność realizacji reform go spodarczych i społecznych wystąpił na rzecz wypra cowania modus vivendi z monarchią Habsburgów. Zda jąc sobie sprawę z niezwykle trudnej sytuacji ówczes nych Węgier, obciążonych problemem bardzo silnych liczebnie mniejszości narodowych (Rumunów, Słowa ków i Chorwatów), Széchenyi uważał wszelkie dążenie do oderwania się od Austrii za szaleństwo, a nawet zdradę, ponieważ groziłoby to ostatecznym zużyciem sił żywotnych narodu i rozpadem kraju. Jego zdaniem czas nastawić się głównie na podniesienie materialne i duchowe kraju, rezygnację z mrzonek niepodległoś ciowych, snutych przez tych, którzy „nienawiść do rzą du za miarę patriotyzmu biorą, dobre stare czasy w melancholicznych piosenkach opiewają, wciąż klęskę pod Mohaczem opłakują i zamiast naprzód iść, wstecz poza siebie patrzą”. Dominującej wśród szlachty opinii zrzucającej winę za wszystko zło na „przeklętych Austriaków” Széche nyi przeciwstawiał wielki rejestr węgierskich wad na rodowych, od których usunięcia należy zaczynać na prawę kraju. Uderzał w próżniaczą naturę węgierskich szlachciców, którzy „w jednej osobie ucieleśniają rów nocześnie hiszpańskiego granda, francuskiego Gaskona i leniwego Hotentota”, obciążał ich winą za poziom życia węgierskiego chłopa przypominającego los Basz kirów i Tunguzów. Bez przerwy krytykował zacofane Węgry j&ko jeden wielki „ugór”, krytykował niereal
219
ność i słomiany ogień swych rodaków, „Hunnię bez przerwy rozkołysaną w marzeniach”. Uważanym przez siebie za złudne miraże aspiracjom niepodległościowym przeciwstawiał konkretne osiągnięcia zainaugurowanej przez siebie swego rodzaju „-pracy organicznej”: zaini cjowanie Akademii Umiejętności, inicjatywę budowy pierwszego mostu między Budą i Pesztem, Węgierskie go Banku Handlowego, regulacji Dunaju -i Cisy i inne. Konsekwentne akcentowanie przez Széchenyiego po trzeby realizmu politycznego, ciągłego, ostrożnego po szukiwania jak najwłaściwszej taktyki do realizacji postulatów narodowych dobrze wyrażało ułożone prze zeń porównanie dwóch narodów: Polaków i Anglików. „Czy jest naród — zapytywał Széchenyi — w którym byłoby więcej poświęcenia, więcej wzniosłości charak teru, który miałby odważniejsze serce i świetniejsze zdolności umysłu niż pełni chluby Polacy! Wątpię. ‘ 0 Anglikach natomiast mówią — choć w to nie wie rzę — iż bardzo mało u nich wzniosłości ducha — ale za to tym więcej pieniędzy; że niełatwo wzrusza się im serce — ale za to tym lepiej doradza im umysł. A jednak niestety pierwszy naród jęczy pod jarzmem, Anglicy natomiast... stoją dziś możliwie najwyżej. Je den naród w kajdanach, drugi wolny tak jak myśl. A wszystko dlatego, że pierwszy miał błędną taktykę 1 zachowanie, drugi zaś dobrą”. Do wymarzonego przez Széchenyiego kompromisu austro-węgierskiego potrzebne były jednak dwie stro ny. Tymczasem skrajny konserwatyzm i nieustępli wość austriackiej kamaryli dworskiej niweczyły kon cepcje reiorm Széchenyiego i torowały drogę do rady kalnych koncepcji Lajosa Kossutha, stawiającego na pierwszym miejscu niepodległość i dążącego do całko witego zerwania z Wiedniem. Na próżno Széchenyi miotał oskarżenia przeciw „politycznym lunatykom”, zarzucał Kossuthowi, iż ulegając rozgorączkowanej wy
220
obraźni spycha kraj w przepaść bez wyjścia. Gdy na deszła Wiosna Ludów, węgierskie pokolenie reformy, wychowane na książkach o wielkiej rewolucji francus kiej, a zwłaszcza na niezwykle popularnej na Węgrzech „Historii •żyrondystów” Lamartine’a, poszło za Kossu them, a nie Széchenyim. Kossuth stał się duszą wę gierskiej rewolucji 1848—1849. Występując przeciwko kunktatorom, którzy chcieli trzymać się martwej litery dawnych układów z Austrią, nawet wówczas, gdy woj ska austriackie nacierały już na Węgry, Kossuth wo łał z pasją: „Nam potrzebne jest męstwo i energia, a wówczas nic nie zostanie stracone. A oni mówią na to: »owszem, energia, ale wewnątrz form prawa, nie można wyjść poza nie, cokolwiek by się działo«. A ja mówię: »przez te formy zginie ojczyzna«”.
Zdrajca czy bohater Po zwycięstwach Bema zdawało się, że rewolucja węgierska ostatecznie wywalczy upragnione cele na rodowe. Węgrzy byli jednak całkowicie osamotnieni. Pobitej przez węgierskich powstańców Austrii przy chodzą z pomocą carscy interwenci i nie kto inny jak angielski minister spraw zagranicznych Palmerston zwracał się do posła carskiego z apelem „Finissez en vite” (Skończcie szybko) z Węgrami. Głównodowodzą cym armii węgierskiej w tym czasie był generał Artur Görgey. Służbę w wojskach rewolucyjnych rozpocząwszy w 1848 r. w stopniu majora Görgey zwrócił na sie bie przede wszystkim uwagę zdecydowaniem, z jakim kazał stracić za zdradę hrabiego Zichyego, wywodzącego się z jednego z najbardziej wpływowych węgierskich rodów magnackich. Tym pozyskał też sobie sympatię Kossutha, który mianował go generałem. Görgey od niósł błyskotliwe zwycięstwo pod Vác i Nagyszálló,
221
uratował Komarom, odzyskał Budę. Ten niewątpliwie jeden z najbardziej utalentowanych dowódców rewo lucji był jednak — podobnie jak nasz Chłopacki — jednym z największych przeciwników jej radykalizacji, rzecznikiem dogadania się z Habsburgami. Wszystko to sprawiło, że po cichu związany z tzw. partią pokoju Görgey stawał się coraz gorętszym przeciwnikiem ra dykalnego Kossutha i polskich „kondotierów rewolu cji” — jak określał Bema i Dembińskiego. W sierpniu 1849 r. uznawszy, że odczuwające coraz większy nie dostatek żywności i amunicji wojsko węgierskie nie ma szans dłużej walczyć przeciwko przeważającym siłom austriackim i carskim, Görgey kapituluje z główną ar mią węgierską pod Világos, przypieczętowując tym klęskę rewolucji. Zwolennicy ugody z Austrią uznają za wyraz realiz mu politycznego decyzję Görgeya, nie chcącego akcep-' tować kossuthowskich wezwań do walki „do ostatniej kropli krwi”. Sam Kossuth uznaje decyzję Görgeya za zdradę. Tak zaczyna się długotrwały spór — tzw. Görgeyvita (spór wokół Görgeya). W opinii publicznej bezpośrednio po 1849 r. więk szość skłonna jest uważać Görgeya za zdrajcę, później po ugodzie z Austrią w 1867 r. oficjalnie coraz częściej jest przedstawiany jako niesłusznie oczerniany boha ter, który uratował naród przed dalszym niepotrzeb nym wykrwawieniem. Podziały i kontrowersje trwały nadal. Dla buntowniczego Adyego, największego wę gierskiego poety XX wieku, Görgey był tylko podłym zdrajcą, dla Zsigmonda Mórdcza, jednego z najwybit niejszych -węgierskich powieściopisarzy XX wieku, Gör gey był człowiekiem skrzywdzonym przez opinię. „Co mógł bowiem zrobić Görgey? — zapytywał Móricz. — Kto stał za nim? Mały naród. Niewykształcony mały naród. Oddział guerrilli, liczący się tyle, co kropelka w środku Europy... Napoleon, ten włoski kondotier
222
z francuskimi sztandarami i z francuskimi niewyczerpanymi rezerwami mógł sobie dalej ruszać przeciw Europie. Cóż mógł jednak począć Görgey ze swymi czarnowłosymi, zajadającymi słoniną pasterzami kumańskimi. Wągier nie może rozbić ram narzuconych mu przez Europą... To wszystko musiało już od pierw-t szej chwili złamać w nim cały zapał rewolucyjny. Dla tego musiał być cyniczny. Dlatego musiał torować drogą Ferencowi Deákowi z zasadą: kompromis, jeśli można”. W 1948 r. przeprowadzono ankietę wśród starszej generacji chłopów, czy uważają Görgeya za zdrajcę. Na 457 odpowiedzi 204 stwierdzało — tak, 194 — nią a 59 wyrażało brak opinii. Jak żywa pozostała ciągle ta sprawa, świadczył fakt, że dwaj czołowi węgierscy twórcy współcześni: poeta Gyula Illyés i prozaik, au tor tłumaczonych i u nas powieści „Odraza” i „Li tość" — László Németh, obrali jako temat swych dra matów konflikt Görgeya i Kossutha. Dla Illyesa jed nak Görgey pozostał tylko zdrajcą, dla Németha stał się niemal beatyfikowanym bohaterem. Dziś mało pamiętamy u nas o tych węgierskich kon trowersjach, ale przed stu laty sprawa kapitulacji ge nerała Görgeya pod Világos również i w Polsce wy woływała bardzo żywe dyskusje. Wieści o decyzji Gör geya dotarły do nas głównie poprzez polskich uczest ników Wiosny Ludów, ludzi zdecydowanych na walkę, a nie na rokowania. Dla nich nie było żadnej wątpli wości w ocenie Görgeya, instynktownie uznali go za zdrajcę, którym „matki winny straszyć dzieci przy kominku” (wg wiersza Konopnickiej „Na Węgrzech 1849”). Dla byłych polskich legionistów Görgey był zresztą człowiekiem podwójnie antypatycznym ze względu na swą nigdy nie ukrywaną niechęć do Pola ków. Bardzo wymowna pod tym względem była hi storia opisana w pamiętnikach Antoniego Langie. Kil
223
ku polskich oficerów dowiedziawszy się o tym, że Gör gey ma *zamiar złożyć broń wojskom carskim, poszła do niego z zapytaniem, co się z nimi stanie w przypad ku, jeśli on zechce skapitulować. Görgey, naczelny
224
Młody Żeromski zaś notował: „Czytamy razem (z wujem) historię Węgier. Ja wymyślam na Gör-
geya — on na Kossutha. »Barbarzyńca, Robespierre«”.
Pom iędzy pow staniam i a ugodą Natychmiast po kapitulacji wojsk węgierskich Au striacy rozpoczynają okrutne represje, aresztując po nad tysiąc węgierskich oficerów i wydając dziesiątki wyroków śmierci. Na szubienicy ginie były premier rządu niepodległościowego Lajos Batthyány, kule plu tonu egzekucyjnego godzą w trzynastu najwaleczniej szych generałów — „męczenników z Aradu”. Egzeku cjom patronuje wszechpotężny okrutnik — generał Haynau, zwany „hieną z Brescii” (poprzednio wsławił się bowiem okrutnymi represjami wobec włoskich po wstańców w Brescii). Przygnębienie po klęsce rewolu cji, powszechne odczucie wielkiej niemożności i bezna dziejności wywołują nowy etap dyskusji „realistów" i „niepodległościowców”. Jeden z rzeczników orientacji realistycznej, wybitny pisarz, polityk i publicysta Zsigmond Kemény, potępiając „fantastę” — Kossutha i wę gierskie „gaskoniady” w napisanej w 1850 r. książce wzywa Węgry, aby znalazły wreszcie sobie miejsce w ramach monarchii Habsburgów. Węgry powinny wreszcie zrozumieć — pisał Kemény, iż nie mogą li czyć na oderwanie się o własnych siłach od mocar stwowej Austrii, a jedynie ktoś obdarzony dziecinną fantazją może snuć nadzieje na pomoc z zagranicy w chwili, gdy utrzymaniem Austrii zainteresowane są wszystkie państwa Europy od liberalnego Albionu po despotyczny carat. Nie tracili jednak nadziei rzecznicy orientacji po wstańczej. Przebywający na emigracji Kossuth, współ działający z Garibaldim i rewolucjonistami polskimi
225
bez przerwy starał się inspirować nowe antyhabsburskie działania wewnątrz Węgier i w dyplomacji na arenie międzynarodowej. Charakterystyczna pod tym względem była wypowiedź Kossutha z 1861 r., stwier dzająca m. in.: „Jest rzeczą oczywistą, iż każda manifestacja rewo lucyjnego charakteru musi pociągnąć za sobą mniejsze lub większe niebezpieczeństwa. Z jednej strony jednak niebezpieczeństwa te dzięki ostrożności można zredu kować do minimum i zadaniem przywódców winna być troska o to; z drugiej strony ruch rewolucyjny pocią ga za sobą różne ryzyka i gdzie indziej (np. w Polsce), a jednak wciąż się rozwija, tajna prasa działa, roz dziela się setki tysięcy ulotek wśród narodu, ulice miast rano są pokryte nielegalnymi afiszami, zdrajcy,' goniący za urzędami, Judasze otrzymują ostrzeżenia, słowem dzieje się to, co winno się dziać. A tu nic! Zło czynnie działa, a patriotyzm m ilczy, najwyżej się smu ci, czeka na pieczone gołąbki, pocieszając się tym, że powstanie się wtedy, gdy nadejdzie pomoc zagra niczna”.
W jednym w orku z nieboszczykiem Wydarzenia następnych lat nie sprzyjały jednak wielkim konspiracyjno-powstańczym marzeniom Ko ssutha. Klęska powstania styczniowego w Polsce i bru talne represje wobec pokonanych powstańców podzia łały jak zimny prysznic na węgierską opinię publiczną. Coraz więcej Węgrów zdesperowanych niepowodze niami kolejnych walk niepodległościowych zaczęło się skłaniać ku ugodzie z Austrią. By lepiej wyjaśnić te nastroje, cofnijmy się znów ku wcześniejszej historii. Od klęski pod Mohaczem w 1526 r. na blisko 200 lat Węgry stały się niszczonym „ogniem i mieczem” w iel-
226
kim pobojowiskiem między monarchią Habsburgów a imperium tureckim. Nieustanne krwawe walki w róż nych częściach Węgier, olbrzymie jasyry tureckie spo wodowały skrajne wyniszczenie kraju. Mimo to jeszcze w XVII wieku Węgry zdobyły się na serię walk nie podległościowych, którą można porównać tylko do na szych tak licznych zrywów niepodległościowych z koń ca XVIII i XIX wieku. Siedemnaste stulecie to dla Węgrów jeden w ielki ciąg walk powstańczych — po cząwszy od krótkotrwałego zrywu Mózesa Székelya w 1603 r. poprzez powstanie Bocskaya 1604—1606, po wstanie hajduków 1607—1608, wojny niepodległoś ciowe Gabora Bethlena i Jerzego I Rakoczego, początki walk wolnościowych kuruców 1672, powstanie kuru ców Thökölyego 1678— 1686, bunt kuruców w Tokaju 1697 r. po wielkie powstanie narodowe Rakoczego 1703 —1711. Bezustanne wałki doprowadziły jednak do takiego wykrwawienia narodu, że Węgry, które przed Moha czem liczyły 4 m łn ludzi, w ciągu 200 lat od 1526 r. zmniejszyły zamiast zwiększyć swą liczebność. W tym czasie ludność innych krajów wzrosła w dwójnasób! Skutki katastrof, jakie kraj przeszedł w stuleciach po Mohaczu, wywoływały coraz więcej obaw o przyszłość Węgrów, o możliwość ich przetrwania jako narodu. Na Węgrzech XVIII i XIX wieku obserwujemy znacznie mniejszą niż kiedyś gotowość do nagłych powstańczych zrywów, znacznie częściej natomiast słyszy się uwagi o potrzebie oszczędzania żywotnych sił narodu, prze czekania do korzystniejszej chwili. Wiele mówiące pod tym względem byłoby porównanie, jak kończyły się kolejne walki niepodległościowe XVIII i XIX wieku w Polsce i na Węgrzech. Na Węgrzech zarówno pod ko niec powstania Rakoczego, jak i pod koniec rewolucji 1849 r., gdy raz dowódcy uznali, że nie ma szans na zwycięstwo, natychmiast dochodzi do kapitulacji pod
227
Szatmár i Világos. Kto może, ratuje się uchodząc do Polski w 1711 r. lub do Turcji w 1849 r. i nie ma już mowy o żadnych długotrwałych walkach rozproszo nych oddziałów partyzanckich. W Polsce przeciwnie (za wyjątkiem wojny 1792 r. i powstania listopadowego) — najczęściej obserwujemy ten sam schemat zaciętych, długotrwałych walk, nawet wówczas, gdy powstańcy nie mają już właściwie żadnych szans i ze wszystkich stron rozlega się tylko ponure „biada zwyciężonym”. Symboliczne wprost pod tym względem było powstanie styczniowe. Już w miesiąc po wybuchu okazało się, że powstanie nie ma żadnych szans na zwycięstwo, ogień walk podsycały jedynie złudne obietnice Anglii i Fran cji. Nawet i wtedy jednak, gdy już było powszechnie wiadomo, że powstanie ani o własnych siłach nic nie zyska, ani też na pomoc z zewnątrz liczyć nie może, powstańcy biją się do upadłego przez cały 1864 r., a ostatni podkomendni księdza Brzóski toczyli bój je szcze w 1865 r. Cztery lata walczyli konfederaci bar scy, choć już po roku widoczne było, że nic nie po radzą przeciw przemocy. Warszawa w 1794 r. broniła się nawet i po Maciejowicach. Węgrzy jako mały naród, tak mocno zdziesiątkowa ny przez historię, w XVIII i XIX wieku z dużo więk szą rezerwą podchodzili do wszelkich inicjatyw i pla nów powstańczych. Zauważmy, że ich ostatnie dwie wielkie walki niepodległościowe: powstanie Rakoczego i rewolucja 1848 r. wybuchły w momencie szczególnie dobrej koniunktury międzynarodowej. Sam wódz ru chu niepodległościowego, niezłomny Kossuth, którego Marks porównał kiedyś do Carnota i Dantona w jed nej osobie, nie wahał się ostrzegać naród przed zbyt pochopnym pójściem na zew krwi gorącej, pisząc, iż: „Włochy mogą ryzykować nieudane rewolucje, pozo staną Włochami nawet po stu upadkach. Nam nato miast wystarczy jeszcze jeden upadek i Węgrzy będą
228
tylko mieszkańcami we własnym kraju, ale naród ist nieć przestanie”. W społeczeństwie węgierskim dobrze zdawano sobie sprawę, że Węgry liczyły się dla Austrii tylko jako potencjalna groźba dotąd, dopóki ciągle jeszcze dy sponowały siłą nie zniszczonego, zdolnego do działania w razie potrzeby narodowego ruchu oporu. Ewentual ne przedwczesne wystąpienie, równie tragicznie zakoń czone jak nasze powstanie styczniowe, mogłoby na dłu go przekreślić wszystkie szanse Węgier. Po klęsce po wstania styczniowego i odzyskaniu niepodległości przez Włochy Węgry straciły dwóch potencjalnych sojusz ników dla swej walki o wolność. W takiej to sytuacji W 1867 r. ostatecznie zatriumfowała na Węgrzech idea kompromisu z Austrią, głoszona przez przywódcę par lamentarnej opozycji, Ferenca Deáka. Pokonana przez Prusy pod Sadową Austria zaakceptowała w 1867 r. projekt ugody z Węgrami. Ugoda przyznawała Węgrom całkowitą niezależność w sprawach wewnętrznych, za wierała jednak ograniczenie ich suwerenności poprzez uczynienie wspólnymi sprawami monarchii dziedzin finansów, spraw zagranicznych i wojskowych. Pierw szym premierem Węgier został hrabia Gyula Andrássy, słynny Ie beau pendu (pięknie powieszony) — na symbolicznej egzekucji in effigie urządzonej przez wła dze austriackie w 1851 r. Z punktu widzenia węgier skich klas posiadających ugoda przynosiła w iele ko rzyści: zapewniała im szeroki dostęp do władzy i urzędów, znosiła nieograniczony system absolutystyczny, wspierając Węgry politycznym i wojskowym potencja łem mocarstwa austriackiego, gwarantowała im utrzy manie pod swą władzą wielkiego terytorium, zamie szkanego w poważnej mierze przez narody niewęgierskie: Słowian i Rumunów. Ceną tego miała stać- się jed nak bezwarunkowa identyfikacja Węgier z polityczny mi i wojskowymi interesami rozpadającego się impe
229
rium Habsburgów — „zawierając ugodę w 1867 r. zaszyliśmy się do jednego worka z nieboszczykiem” — smętnie komentował po latach w ielki pisarz węgierski, László Németh. Ugoda z 1867 r. natychmiast po jej ogłoszeniu wy wołała gwałtowne kontrowersje wśród węgierskiej opinii publicznej, wywołując podział na dwa obozy, któ ry miał przetrwać całe dziesięciolecia. Początek kontro wersji przyniósł przesłany z emigracji do Deáka list Kossutha — słynny „List Kasandry”. Kossuth ostrze•gał w nim przed skutkami wiązania losu Węgier z ana chroniczną monarchią, skazaną prędzej czy później na upadek. Podkreślając, iż nawet w okresie po upadku rewolucji 1848 r. naród węgierski nie przestał istnieć jako czynnik samodzielny, oddziaływający na bieg eu ropejskiej historii, Kossuth ubolewał, że Węgry same w sposób samobójczy „rezygnują z najcenniejszych praw państwowych, i to rezygnują w taki sposób, sta jąc się narzędziem polityki, która uczyni ich wrogami sąsiadów zarówno z zachodu, jak i wschodu, która unie możliwia należyte rozwiązanie problemu mniejszości narodowych i szanse porozumienia z Chorwacją, a w wyraźnie zbliżających się konfliktach europejskich uczyni Węgry celem rywalizujących ambicji”. Ostrze gając, że: „Naród zdeptany może się odrodzić na nowo, ale nie ma zmartwychwstania dla narodu samobójców”, Kossuth kończył swój list słowami: „Wiem, że rola Kasandry jest Tolą niewdzięczną, ale poimyśl o tym, że Kasandra miała rację”. Ostrzeżenia Kossutha miały się sprawdzić w sposób tragiczny — skutki ugody z 1867 r. uniemożliwiły po rozumienie z mniejszościami narodowymi, doprowadzi ły do tak katastrofalnego dla Węgier związania z orien tacją niemiecką i wciągnięcia ich wbrew własnym in teresom do I wojny światowej. Czy wszystko to było jednak na pewno rzeczą nie do uniknięcia — dotąd dy-
230
skatuje się na Węgrzech, przypominając, że sam twór ca ugody z 1867 r., Deák, nigdy nie traktował jej jako ostatniego słowa Węgier w dialogu z Austrią. Deák nie był w żadnym razie tylko „węgierskim Wielopolskim", któremu się udało, jak przypuszczał nasz znakomity publicysta Ksawery Pruszyński. Reprezentował on zu pełnie odmienne podejście wobec swych rodaków niż Wielopolski z jego powiedzeniem: „Dla Polaków można coś zrobić, z Polakami nigdy”, w żadnym razie też nie absolutyzował zawieranej przez siebie ugody jako jedy nego lekarstwa na wszystko. Dla Deáka porozumienie to było tylko podstawą, wychodząc z której można by ło stopniowo osiągnąć pełną niepodległość. Jak mówił W jednym z przemówień: „Wielu pragnęłoby więcej osiągnąć. Owszem, ja również więcej pragnąłbym, nie można jednak tego osiągnąć w ten sposób, że zaryzykujemy to, co jest, lecz tylko w ten sposób, iż posuniemy się naprzód bu dując na podstawach tego, co już istnieje”. Argumentom Kossutha, ostrzegającego przed wiąza niem losów Węgier z zagrożonym upadkiem imperium Habsburgów, Deák przeciwstawiał wywód, iż w tej sy tuacji tym niezbędniejsze jest, aby Węgry znalazły się w stanie uporządkowanym na wypadek takiej ka tastrofy. „Łatwiej wówczas Węgry mogą się stać pod stawą nowego kształtu państwowego — mówił Deák — podczas gdy będąc nadal w zamieszaniu prowizoriów mogłyby zostać potraktowane tylko jako nie uformo wany materiał, który rozmontowując wykorzystano by dla celów innych budowli i cóż by nam wtedy przyszło z powoływania się na nasze prawa i naszą konstytu cyjną niepodległość”.
231
N iepodległość na niby Przy ocenie skutków ugody nader godne uwagi są refleksje Endre Bajcsy-Zsilinskiego, wybitnego polity ka i publicysty, bohatera węgierskiego ruchu oporu w II wojnie światowej. Należący skądinąd do czołowych rzeczników kuruekiego (powstańczego) nurtu węgier skiej historii Bajcsy-Zsilinszky daleki był od generali zujących potępień ugody, tak typowych dla radykal niejszych „niepodległościowców”. Przyznając, że czas potwierdził negatywne przewidywania Kossutha, pisał, iż nie musiało to jednak weale być koniecznością po lityczną, a stało się tak tylko dlatego, iż po śmierci ostatnich wielkich polityków węgierskich XIX wieku, I>eáka i Andrássyego, zabrakło autentycznego myśle nia i działania politycznego w kierunku dalszych prze kształceń ugody z 1867 r. w duchu niepodległościo wym, „A przecież — pisał Bajcsy-Zsilinszky — łatwo można sobie wyobrazić takie pokolenie 1867 r., które umiałoby stopniowo wywalczyć powrót do 1848 r., dla którego gwiazda 1848 r. była ideałem, które pamięta łoby, że 1867 r. jest tylko kompromisem i niczym wię cej, i które by się z nim nigdy nie pogodziło na trwałe. Jedno wielkie bohaterskie pokolenie, a nawet seria wielkich i bohaterskich pokoleń potrzebna była do te go, aby poprzez wielką dynamikę skupiania od we wnątrz wszystkich sił narodu, rozwoju gospodarczego i społecznego wyrównać przejściowe kalectwo życia państwowego”. Niestety, w tak przełomowych dla narodu węgier skiego pierwszych dziesięcioleciach po 1867 r. zabrakło pokolenia idealistów. Najlepsi, najdzielniejsi z wielkie go pokolenia 1848 r. polegli w krwawych walkach przeciwko przeważającym siłom wroga (taki los spot kał Sandora Petófiego d większość jego rówieśników z tzw. młodzieży marcowej, która wywołała rewolucję),
232
zginęli na szafotach lub zmarli na wygnaniu w Aleppo wraz z Bemem czy w Turynie wraz z Kossuthem, po legli w walkach „Za wolność Naszą i Waszą” we Wło szech, Stanach Zjednoczonych, w Polsce (w powstaniu styczniowym). Zabrakło tego pokolenia. Jak pisał nie bez racji autor jednej z najciekawszych książek wę gierskich o 1848 r., Gábor Mocsár: „Młode Węgry zbuntowały się i wykrwawiły, stare Węgry przetrwały i poszły na ugodę... odeszli, zginęli w 1848 r. ci młodzi, którzy inaczej przeżywaliby swój prawdziwy wiek męski właśnie wówczas, gdy w przy gotowującym się do ugody węgierskim życiu publicz nym zaznaczała się największa potrzeba ich doświad czonej i dojrzałej odwagi. Z procesu samokształtowania narodu wypadło jedno pełne, na dodatek rewolu cyjne pokolenie”. Na miejsce dawnego wielkiego poko lenia reformy wkroczyli natomiast, wg historyków wę gierskich, łowcy urzędów i próżniacza „gentry”. Sam Deák z przerażeniem patrzył na tych, którzy wykorzy stali zawartą przezeń ugodę w celu zdobycia jak naj lepszych łupów; rzucił im prosto w twarz: „Diabeł jest waszym przywódcą, nie ja” i rozgoryczony zerwał wszelkie osobiste kontakty ze skorumpowanym pre mierem Lónyayem. Atmosfera ówczesnych Węgier mi mo woli budziła skojarzenie z atmosferą moralną w Stanach Zjednoczonych po śmierci Lincolna i zakoń czeniu wojny domowej — w ciągu jednego pokolenia to samo błyskawiczne odejście od wielkich ideałów, dominacja haseł „bogaćmy się” i zwykłej korupcji. Do atmosfery Węgier po 1867 r. można było odnieść bez słowa modyfikacji gorzkie refleksje Stanisława Wit kiewicza na temat ówczesnej Galicji: „W Galicji jest zupełna swoboda, wolno grać i śpie wać »Jeszcze Polska nie zginęła«, wolno mówić o jej odbudowaniu, wolno chodzić w kontuszach z karabela mi u boku. Swoboda ta wynikła stąd, że nikt nie wie
233
rzy, że ona nie zginęła, nikt nie dąży do jej odbudo wania, a kontusze i karabele stały się etnograficznym znakiem, po którym poznaje się Polaków wśród tłumu lojalnych poddanych cesarza Austro-Węgier”. W czterdzieści lat po zawarciu ugody poeta Endre Ady ze smętną nostalgią konfrontował przygnębiającą atmosferę ówczesnych pougodowych Węgier, „węgier skiego ugoru”, z blaskiem walk kuruokich i 1848 r., przeciwstawiał czas rewolucji 1848 r., gdy „byliśmy młodością świata”, atmosferze współczesnych mu Wę gier •— „kraju chorego na starczą podagrę”. I pisał 0 tragizmie losów małych narodów, których wielcy lu dzie „są z góry predestynowani do stania się bohate rami greckich tragedii. Łamią się, duszą i ślepną, po nieważ nie mamy dość miejsca, powietrza, światła...” Za związanie z polityką Habsburgów, a wraz z nią 1z interesami Hohenzollernów, Węgrom przyszło zapła cić za udział
234
wet beznadziejny opór wobec żądań niemieckich od bezwolnej kapitulacji i przekształcenia Węgier w cał kowicie satelickie państwo. Zbrojna okupacja niemiec ka przeprowadzona dla spacyfikowania węgierskiego oporu, nawet jeśli miałaby kosztować Węgry ogromne cierpienia i zniszczenia — zwróci im jednak honor i wiarę w przyszłość”. Za quislingostwo „fałszywych realistów” Węgry za płaciły dotkliwą cenę w czasie drugiej wojny świato wej.
„P olityk realny zna słabości sw oje i przeciwnika” Jak współczesna historiografia i publicystyka wę gierska ustosunkowuje się do dysput z XVIII i XIX wieku?! W przypadkach sporów wokół Károlyiego i Görgeya dzisiejsi historycy skłaniają się na ogół do opinii, że były to kapitulacje przedwczesne. Károlyi i Görgey nie byli zdrajcami, lecz zgrzeszyli małodusz nością — taki jest sens aktualnych komentarzy. Naj nowsze dzieła o powstaniu Rakoczego przynoszą dane dowodzące, iż rację miał Rakoczy, sprzeciwiając się kapitulacji Károlyiego jako przedwczesnej, wynikłej z przecenienia sił austriackich, nie wykorzystującej istniejących jeszcze węgierskich szans na polu militar nym i dyplomatycznym. Jeszcze surowsza jest ocena kapitulacji Görgeya. Dziesięć lat temu w archiwach wiedeńskich znalezione zostały dokumenty dowodzące, że austriacka Rada Ministrów W 3 dni po kapitulacji wojsk Görgeya, nic o niej jeszcze nie wiedząc, a zda jąc sobie sprawę z wyczerpania wojsk austriackich opracowała bardzo umiarkowany projekt pacyfikacji na Węgrzech, umożliwiający swobodne opuszczenie kraju przez dowódców rewolucji. Wieść o kapitulacji Görgeya uczyniła projekt niepotrzebnym — natych
235
m iast zastąpiono go systemem bezwzględnych represji,
których ofiarą padło m. in. 13 „męczenników z Ara du” — najsłynniejszych generałów węgierskiej rewo lucji. Komentując z perspektywy historii decyzję Gorgeya publicysta tygodnika „Élet és irodalom” pisał: „Politycy realni to nie ci, którzy znają tylko własne słabości, ale ci, którzy potrafią również zauważyć słabe punkty przeciwnika... Ten, kto w panicznym strachu z powodu przeważającej siły wroga nie czuje własnej siły, nie dostrzega okoliczności utrudniających działa nie nieprzyjaciela, i co więcej, kto ufa w rycerskość kontrrewolucyjnych katów, ten nie ma prawa zwać się politykiem realnym”. Bardzo ostre dyskusje i kontrowersje wywołuje na dal ocena ugody 1867 r. i jej późniejszych skutków. W debatach tych coraz częściej znajduje odbicie punkt widzenia, wychodzący ponad skrajności i zacietrzewie nia dawnych sporów dwóch nurtów historiografii: 'ku ruców i labaneów. Coraz częściej wskazuje się na to, że ugoda z 1867 r. była odbiciem realnych stosunków sił, że w ówczesnych warunkach historycznych nie było innej drogi niż kompromis. Publikowane w 1976 r. w 100-lecie śmierci Deáka szkice i artykuły przypomi nały, iż on sam zawsze traktował ugodę tylko jako podstawę do dalszych starań o niepodległość i odcinał się od tych swych zwolenników, którzy realizm poli tyczny m ylili z tchórzliwą układnością, hiperlojalizmem i pogonią za urzędami (sam Deák odrzucił propo nowane mu stanowisko premiera i do końca życia od rzucał wszelkie proponowane mu odznaczenia i za szczyty). Tym negatywnie] za to ocenia się sposób realizacji ugody przez polityków węgierskich przełomu XIX i XX wieku, którzy zaprzepaścili wszelkie szanse zwiększenia w pokojowy sposób możliwości manewru Węgier, doprowadzili do pogłębienia ich zależności od Austrii i wejścia w orbitę wpływów niemieckich.
236
Z węgierskich dyskusji wokół historii coraz częściej wyłania się wniosek, iż niesłuszne byłoby wszelkie absolutyzowanie jednej drogi — czy to walki zbrojnej, czy to kompromisu, jako jedynie słusznej, niezależnie od określonych warunków historycznych i sytuacji. Coraz wyraźniej zaczyna dominować opinia, że w za leżności od sytuacji wewnętrznej i zmiennych warun ków międzynarodowych w danych okresach na prze mian słuszniejsza była bądź jedna, bądź druga droga, niesłuszne zaś jest potępianie a priori wszelkiej swalki zbrojnej jako „bohaterszczyzny” i „iluzjonizmu”, a wszelkich prób kompromisu jako „zdrady” i „kola boracji”. I co najważniejsze — najwybitniejsi politycy węgierscy: Széchenyi, Kossuth czy Deák realizowali właśnie takie stanowisko. Symboliczna wprost pod tym względem była posta wa zajęta pod koniec życia przez Széchenyiego. Czło wiek, którego w naszej nomenklaturze można byłoby nazwać klasycznym pozytywistą, twórca wielkiego pro gramu pracy realnej, nie mogąc dłużej znieść atmo sfery policyjnego systemu monarchii zdecydował się na rozpoczęcie nielegalnej akcji, łączącej się z najwięk szym ryzykiem. Przebywając od lat w zakładzie dla nerwowo chorych w Döbling koło Wiednia zaczął pisać anonimowe korespondencje do „Timesa” i redagować nielegalne broszury i pamflety w bardzo wyrafinowany i złośliwy sposób wyszydzając austriacki despotyzm, Świetną pomocą przy zbieraniu materiału był dlań A. Kecskemethy, który w imię zdobycia lepszej wiedzy o niegodziwościach systemu podjął się pracy w au striackiej policji, a później w cenzurze. Przynosił Szé chenyieméi stamtąd każdą skonfiskowaną 'książkę, a że było ách niemało — świadczy to, siż gdy później podczas rewizji zapytano Széchenyiego, czy ma zaka zane książki, ten z dumą pokazał na półki z książkami, umocowane na każdej ze ścian pokoju: „To wszystko
237
są książki zakazane. Nigdy nie czytam bowiem takich książek, na jakie Panowie dają pozwolenie”. Po ano nimowym wydaniu w Anglii i ogromnym rozgłosie zy skanym przez książkę „Blick,..”, niezwykle zjadliwym ataku na austriacki system policyjny, Austriacy po stylu domyślili się autorstwa Széchenyiego. W trakcie rewizji trafili na ślad zakonspirowanych rękopisów Széchenyiego i minister policji Thierry oświadczył mu, że „schronienie, jakie przed laty wybrał dla siebie w zakładzie dla nerwowo chorych przestało być odtąd schronieniem. Cesarski trybunał karny zna jdzie w prze chwyconych rękopisach dość materiału na udowod nienie obrazy majestatu. Na nic zda się wszelkie twier dzenie, że hrabia jest niepoczytalny. Nie można tra ktować jako niepoczytalnego tego, kto pisze takie dzie ła”. Széchenyi od początku swej działalności zdawał sobie sprawę, czym grozi jego konspiracyjna działal ność publicystyczna. „II y va pour le cou” {narażamy tu własne głowy) ostrzegał syna Bćlę w momencie, gdy ten chował rękopis „Blicku” do walizki z podwójnym dnem, by przemycić go do Anglii. I teraz nagle docho dzi do najgorszego — 69-letniemu starcowi grożą liczne przesłuchiwania, wypytywania o „wspólników spisku”, więzienie, a może i kara śmierci. Znękany szyka nami, o świcie 8 kwietnia 1860 r. popełnia samobój stwo, zostawiając notatkę: „Zamęczą mnie na śmierć. Muszę schronić się przed nimi”. Dziś określa się Szé chenyiego jako ostatniego męczennika węgierskiej walki wolnościowej, który poświęcił swe życie za to, co jeszcze dziesięć lat wcześniej sam określał jako na daremne poświęcenie. Podobnie jak Széchenyi, również i Lajos Kossuth ni gdy nie traktował swej postawy jako tamującego wszelką swobodę ruchów ciasnego gorsetu. Główny rzecznik walki zbrojnej z Austrią, kiedy trzeba stawał się przede wszystkim politykiem, kazał milczeć entu-
238
zjazmom i studzić zapały. Nie kto inny jak Kossuth, tak często oskarżany o polityczny „iluzjonizm” i „fan tastykę”, „uleganie nadmiernym emocjom”, kilkakrot nie (w 1859 r., 1861 r. i 1866 r.) odrzucał wysuwane przez Francję bądź inne państwa sugestie wywołania powstania na Węgrzech, nie widząc w danej chwili dostatecznych gwarancji pomocy z zewnątrz i szans militarnego sukcesu. Niejednokrotnie ostrzegał swych rodaków przed wyolbrzymionymi iluzorycznymi na dziejami na sympatie i pomoc z zagranicy, stwierdza jąc m. in.: „Polska również opierała się tylko na sym patii Francji. Sympatia istnieje, ale Polski już więcej nie ma”. Z kolei sam twórca ugody z Franciszkiem Józefem w 1867 r., Ferenc Deák, zdecydował się na nią dopiero po odrzuceniu wielu przedwczesnych kompromisów. Gdy na przykład kilka lat wcześniej jeden z wysokich dostojników austriackich usiłował namówić Deáka na zaakceptowanie nie zaspokajającego aspiracji Węgrów dekretu konstytucyjnego i twierdził, że nie można go odrzucić, bo został ogłoszony na rozkaz samego cesa rza, Deák odpowiedział, iż w przypadku, gdy ktoś źle zapnie kamizelkę, zawsze jest czas ją rozpiąć i zapiąć jeszcze raz. To przecież nie kto inny niż Deák stwier dził na sześć lat przed ugodą z 1867 r., którą sam za inicjował: „To co zabierze siła i władza, to czas i sprzy jające okoliczności mogą przywrócić z powrotem, ale to, z czego naród obawiając się cierpień sam zrezygnu je, tego odzyskanie jest zawsze ciężkie i zawsze wąt pliwe”. Gdy czyta się te słowa Deáka, natychmiast mimo ■woli budzą się liczne asocjacje polskie — przypomnij my choćby strofy Asnyka: Póki w narodzie myśl swobody żyje, Wola i godność, i męstwo człowiecze,
239
Póki sam w ręce nie odda się czyje I praw się swoich do życia nie zrzecze To ani łańcuch, co mu ściska szyję, Ani utkwione w jego piersiach miecze, Ani go przemoc żadna nie zabije I w noc dziejowej hańby nie zawlecze.
We współczesnej historiografii i publicystyce wę gierskiej coraz częściej mówi się o tym, iż dwie tak odrębne orientacje polityczne jak linia Kossutha i linia Deáka w istocie nieformalnie wspierały się nawzajem. „Deák i Kossuth byli nieformalnymi sojusznikami... Deák i Kossuth po 1849 r. nie tylko wybrali przeciw stawne drogi, ale też nawzajem szli sobie na rękę, wspomagając swe odrębne polityki” — pisał jeden z węgierskich historyków. Przebywając na emigracji Kossuth zyskiwał potężny oręż do swych działań nie podległościowych z utrzymującego się wciąż w kraju (do 1867 r.) biernego oporu kierowanego przez Deáka, a cała działalność większości parlamentarnej skupionej wokół Deáka nie wystarczyłaby do wytargowania ugo dy z 1867 r. bez siły najważniejszego argumentu, ja kim był w oczach Habsburgów potencjał krajowych i emigracyjnych zwolenników kossuthowskiej polityki niepodległościowej. I tu budzi się jedna dość smętna refleksja. W innych krajach — jak to przedstawiliśmy na węgierskim przy kładzie — jakoś łatwiej niż u nas dochodziło do współ pracy ludzi realizmu i chłodnej rozwagi politycznej z ludźmi czynu, współpracy Kossutha z Deákiem, Camillo di Cavoura z Giuseppe Garibaldim i Giuseppe Mazzinim we Włoszech. Węgierscy Mochnaccy potrafili w razie potrzeby szczerze współdziałać z węgierskimi Druckimi-Lubeckimi. Rewolucyjny Kossuth mógł na zwać swego głównego przeciwnika ideowego, zwolen nika pracy organicznej, hr. Széchenyiego, „najwięk
240
szym z Węgrów”. U nas natomiast w historii aż nazbyt często ludzie dążący do niepodległości Polski, ale reprezentujący inną drogę walki o ten cel (walki zbroj nej lub pracy organicznej), zamiast się nawzajem uzu pełniać i wspomagać, starannie odsądzali się od czci i wiary. Zbyt często wybór jednej drogi musiał ozna czać niechęć i nienawiść do ludzi drugiej tendencji. Konflikt Aleksandra Wielopolskiego i „białych” dopro wadził do branki. Stefan Bobrowski zginął w pojedyn ku w konsekwencji nienawiści „białych” i „czerwo nych”. Roman Dmowski pojechał aż do Japonii, by krzyżować powstańcze plany Józefa Piłsudskiego. Bo lesława Prusa obili radykalni młodzieńcy. Generał Jó zef Bem przed swą tak słynną bohaterską kampanią na Węgrzech omal nie zginął od kuli rozpolitykowane go podoficera, który nie mógł znieść odmienności po glądów politycznych Bema. I tak dalej. Tym ciekawszy jest dlatego przykład Węgier, gdzie w centralnych punktach Budapesztu zgodnie współistnieją obok siebie pomniki Széchenyiego, Kossutha i Deáka — przedsta wicieli odmiennych orientacji, ale równie gorąęo dą żących do wzmocnienia swej ojczyzny.
241
X Drogi i rozdroża przyjaźni (1863-1939)
Odtąd więc polska 1 Węgry Jeden cel dzia łań, jeden cel bytu mleć będą. Walczyć bę dziemy za WOLNOŚĆ LUDŰW. (Z tekstu porozumienia powstańczego rządu Traugutta 1 węgierskiej emigracji rewolucyjnej 8 marca 1864 r.) Niegdyś Polska a Węgry, za dni Jagiellonów — Chwaliły się wspólnotą myśli, serc 1 tronów. Dziś, gdy siła te śluby na rozwód przemienia, Tylko w księgach swych mistrzów ślą sobie westchnienia. (Z wiersza Jadwigi Łuszczewskiej-Deotymy)
Wybuch powstania styczniowego doprowadził znowu do odnowienia polsko-węgierskiego braterstwa broni. Przywódca węgierskiej emigracji Lajos Kossuth już w marcu 1863 r. pisał do jednego ze swych przyjaciół emigracyjnych: „Z nerwowym napięciem śledzimy bieg wypadków w Polsce. Jak niezłomną rasą są ci Polacy! Przyjacielu! 90 lat minęło, gdy koronowani rabusie rozdarli ich na kawałki, od 90 lat wszystkimi sposobami próbowano zniszczyć ten naród; wszystkiego dali Polakom zaznać od jadu korupcji aż do niszczą cej wściekłości, musieli oni aż do dna wypić czarę go ryczy”. Od marca 1863 r. Kossuth w iele razy proponował powstańczemu Rządowi Narodowemu zorganizowanie kilkutysięcznego ochotniczego legionu węgierskiego. W jednym z listów w tej sprawie, w lipcu 1863 r., stwierdzał m. in.: „Czujemy się powołani do uczynienia tej propozycji w pierwszym rzędzie dlatego, iż wyma-
242
ga tegQ wspólny interes obu krajów, a po drugie skła nia nas ku temu braterskie uczucie, jakie nas łączy ło z Polską... A zresztą niech będzie, co chce, nasi dumni żołnierze Polacy bohatersko walczyli za nas (w 1848/49 r. — JEN) i m y poczuwamy się do obo wiązku ofiarować im w zamian podobne usługi”. Kossuth wciąż namawiał, aby rozszerzyć powstanie również na Galicję, czym zmusi się Austrię do porzu cenia nieszczerej neutralności, a sprawę polską uczyni sprawą europejską, w pełni związaną ze sprawą walki o niepodległość Węgier i Włoch. Polski Rząd Narodo wy, w którym przewodzili wówczas umiarkowani „bia li”, nie przyjął propozycji Kossutha, bojąc się pogor szenia stosunków z Austrią, dotąd neutralną wobec powstania. Część „białych” liczyła zresztą, że zajmują ca początkowo dwuznaczne stanowisko wobec powsta nia Austria wypowie się po stronie Polski. Za odmową Rządu Narodowego kryły się również złudne, jak się to później okazało, nadzieje na pomoc Francji Napoleo na III i wywodzące się stąd obawy przed odstrasze niem mocarstw zachodnich kontaktami z rewolucyj nym Kossuthem. Władysław Czartoryski wypowiadał się w liście do Rządu Narodowego na rzecz odrzucenia oferty Ko ssutha, twierdząc, iż „wmieszanie się Węgrów przywró ciłoby znowu szatańskie święte przymierze, skleciłoby na powrót sojusz trzech naszych morderców, gdy tym czasem jedną z najgłówniejszych właśnie korzyści obecnej chwili jest — przy dzielności ducha narodo wego — rozszczepienie się tego zbójeckiego sojuszu w taki sposób, że w jednym z tych państw, to jest Austrii, Polska może znaleźć, nie powiem pomoc, w którą nie wierzę, ale przynajmniej drogę, przez któ rą może na ratunek przejść Francja. Akcja węgierska zamknęłaby znowu szczelinę, przez którą Polska ze swego więzienia na świat wyjrzeć może”.
243
Czas pokazał, iż zwodne były wszystkie rachuby wiązane z Austrią, Austria po przejściowych dwu znacznych manewrach dyplomatycznych w końcu od słoniła przyłbicę, ogłaszając stan oblężenia w Galicji i aresztując mieszkańców, popierających powstanie. Stanowisko Rządu Narodowego uniemożliwiło więc zawarcie porozumienia z Węgrami już w pierwszym okresie powstania. Sprawa polsko-węgierskiego współ działania została znowu podjęta dopiero w momencie agonii powstania. Ostatni dyktator powstańczy Romu ald Traugutt, tracąc wszelką nadzieję na pomoc mo carstw zdecydował się postawić na kontakty z rewolu cyjnymi ruchami Europy. 8 marca 1864 r. następuje podpisanie polsko-węgierskiego sojuszu przez wysłan ników rządu powstańczego Traugutta i węgierskiej emigracji rewolucyjnej (generała Klapki). „Odtąd więc Polska i Węgry jeden cel działań, jeden cel bytu mieć będą. Walczyć będziemy za WOLNOŚĆ LUDÓW...” — pisano w tekście porozumienia. Było już jednak za późno, powstanie dogorywało... Nie trzeba było jednak wcale żadnego formalnego porozumienia, aby dziesiątki, a nawet setki Węgróiw pośpieszyło z pomocą powstaniu. Tomasz Polak, autor źródłowej pracy na ten temat, ocenia na ponad tysiąc osób udział Węgrów w powstaniu. B yli oni rozproszeni w różnych oddziałach powstańczych, zwłaszcza D. Cza chowskiego, M. Lelewela-Borelowskiego, J. Hauke-Bosaka. Wielu Węgrów walczyło w szeregach tzw. żua wów śmierci Francuza Rochebruna i uczestniczyło w słynnej wyprawie na Miechów. Czwartego lipca 1863 r. przyłączył się do powstańców pod Zastawem 120-osobowy oddział jazdy, prawie w całości złożony z Węgrów. W bitwie pod Wąsowem kilkudziesięciu Węgrów wraz z Polakami przez dwie godziny po wstrzymywało pięciokrotnie większe siły wroga. Do najdzielniejszych węgierskich ochotników nale
244
żeli majorowie: Wallis, Nyáry i rotmistrz Eszterházy. Warto tu bliżej nakreślić sylwetką przynajmniej jedne go z nich — majora Alberta Nyáryego, który niejedno krotnie potwierdził bohaterskim czynem swe słowa, iż „Polską uważa za drugą ojczyznę”. Jego sentyment do Polski zrodził się już w młodzieńczych latach, gdy sta cjonował w Galicji jako oficer huzarów. Już w 1848 r. w czasie węgierskich walk o wolność Nyáry decyduje się wstąpić do Legionu Polskiego na Węgrzech, jako porucznik zostaje wyróżniony za męstwo i kończy kampanię w stopniu rotmistrza. Po klęsce wyrusza wraz z Bemem do Turcji, bierze udział w wojnie krym skiej, zdobywając tytuł majora. W 1856 r. przyłącza się do wyprawy Garibaldiego. Na wieść o wybuchu powstania styczniowego już w marcu 1863 r. przybywa do Galicji, a potem dociera na plac bojów powstań czych wraz z siedemnastoma innymi Węgrami. Tak dzielnie odznacza się od razu w pierwszych potycz kach, iż M. Lelewel-Borelowski powierza mu dowódz two oddziału kawalerii. We wrześniu 1863 r. prowa dząc kilkakrotnie kawalerię do udanych szarż na nieprzyjaciela pod Panasówką zostaje ciężko ranny w trakcie pogoni za uciekającymi przeciwnikami. Przed śmiercią prosi o przekazanie ostatniego pożegnania swej pięknej polskiej narzeczonej. Trzy dni później w bitwie pod Batorem oddał swe życie w walce „Za Wolność Naszą i Waszą” inny dzielny oficer węgier ski — major Wallis, szef sztabu M. Lelewela-Borelowskiego. W bitwie pod Melchowem zginął bohaterską śmiercią rotmistrz Otto Eszterházy, wywodzący się z jednego z najświetniejszych węgierskich rodów. Nie dla wszystkich jednak walki w Polsce skończy ły się aż tak tragicznie. Dla wielu węgierskich uczest ników powstania styczniowego udział w nim był tylko wstępem do długotrwałych zmagań o wyzwolenie na rodowe i społeczne we własnym kraju. Był wśród nich
245
m .in. Ottó Herman, jeden z najsłynniejszych węgier skich uczonych XIX wieku, a zarazem aktywny dzia łacz polityczny. Poza bezpośrednim udziałem w powstaniu nie brako wało innych objawów sympatii wobec polskich po wstańców. Posterunki ułanów węgierskich nierzadko pomagały powstańcom polskim przy przejściu granicy, ułatwiały zmylenie austrackiej pogoni. Roman Dallmajer odnotował w swych wspomnieniach wzruszające spotkanie z węgierskimi huzarami w momencie, gdy z transportem rannych po bitwie pod Grochowiskami jechał ku granicy galicyjskiej: „Naraz widzimy, eskadron huzarów idzie z Tarnowa kłusem na granicę, a przed nimi młody oficer huzarski pędzi, a prosto na nas. I stanął przy mnie, pogłaskał po czole i rzekł: »To piękna rana« i krzyknął *Éljen! (tj. Niech żyje — JRN), Éljen Polacy!« a za nim »Éljen!» szwadron jego cały. I dobył manierki, i mówi do mnie: »pij, pij kedwesz Lengyek (tj. drogi Polaku — JRN), i głaszcze po czole, i naraz rozpłakał się jak dziecko. I wyjął potem paczkę cygar, dawał, pchał w ręce, kieszenie, aż wszy stkie rozdał, i dałby jeszcze, lecz nie miał więcej, je mu nie zostało ni jedno. Raz jeszcze uścisnął mą rękę i pocałował w czoło, spiął konia i pognał, obejrzał się jeszcze i ręką żegnał, a my krzyknęli »ÉIjen a Ma gyar!*”. Powstanie styczniowe zyskało bardzo duży oddźwięk wśród węgierskiej opinii publicznej. Nielegalnie two rzyły się komitety zbierające broń, pieniądze i środ ki lekarskie dla polskich powstańców. Tajne ulotki przypominały rolę Polaków w walkach wolnościowych w latach 1848—1849, wzywały: „Powstańcie, Węgrzy, abyśmy z honorem spłacili dług z 1849 r.”. Na łamach prasy węgierskiej wiadomości o polskich bitwach po wstańczych przez całe miesiące trafiały na pierwsze kolumny gazet i periodyków, nierzadko wraz z ilustra-
246
cjami najsłynniejszych dowódców powstańczych. Po wstają dziesiątki wierszy i nowel, sławiących męstwo polskich powstańców, wyszydzających obłudną i ego istyczną nieinterwencję Francji i Anglii. T. Polak przypomniał tak ciekawą, specyficzną for mę pomocy węgierskiej dla powstania, jaką stanowiła propowstańcza agitacja węgierskich kramarzy wędrow nych w Królestwie i na Litwie. Wędrując po Polsce i Litwie ze swymi towarami kramarze węgierscy nie tylko roznosili wieści o najnowszych walkach powstań czych, lecz również częstokroć przenosili tajne pisma powstańcze, sprzedawali zabronione przez carskie wła dze przedmioty kultu narodowego {orzełki i inne), ozna ki narodowej żałoby, symboliczne krzyżyki. Przeciwko tej działalności węgierskich kramarzy wystąpił sam Murawiew-Wieszatiel, wydając 11 stycznia 1864 r. osobne rozporządzenie głoszące, iż: „Pomiędzy wielu cudzoziemcami przebywającymi w kraju mnie powie rzonym znajdują się poddani austriaccy, Węgrzy, zaj mujący się roznoszeniem towarów po wsiach i mia steczkach, między którymi, jak się naocznie przekona no, znajdują się przedmioty do utrzymania w kraju żałobnych manifestacji, jako też i inne drobiazgi po dejrzanej własności. Polecam przeto naczelnikom gu berni, ażeby takich wędrownych kupców Węgrów jako ludzi szkodliwych natychmiast zmuszali do powrotu za granicę”. Po 1867 r. na długo rozeszły się drogi obu krajów. Na Węgrzech wybrano kompromis z Austrią, w Polsce, mimo przejściowych triumfów pozytywizmu, znacznie silniejszy niż na Węgrzech okazał się nurt niepodle głościowy, a idea ugody z zaborcami nie zyskała szer szego poparcia. W zaborze austriackim Galicja osiągnę ła większą autonomię, wprowadzenie polskiego języka w sądach, szkołach i urzędach —* głównie dzięki wę gierskiemu premierowi dualistycznego rządu — An-
247
drássyemu, Za te galicyjskie swobody zapłaciliśmy jed nak chyba zbyt dużą cenę — cenę poparcia przez po słów z Galicji w parlamencie koncepcji dualizmu, co rozstrzygnęło W 1867 r. o przebudowie państwa Habs burgów w monarchię austro-węgierską. Oznaczało to jednak, iż posłowie polscy w zamian za zwiększenie praw narodowych w Galicji odstąpili od poprzednio popieranej przez siebie i reprezentowanej przez inne narody słowiańskie koncepcji federacyjnej, jedynej, która mogła zapewnić wszystkim narodom całkowitą równorzędność w ramach monarchii Habsburgów. Po litycy galicyjscy spróbowali ubarwić swe oportunistyczne porozumienie z rządem monarchii poprzez wsteczne teoryjki przeciwstawiające przyjaźń z Wę grami związkom z narodami słowiańskimi. Później okazało się, że sytuacja w dualistycznej mo narchii austro-węgierskiej -— powstałej, jak wspomnie liśmy, nie bez pomocy galicyjskich polityków — mu siała prowadzić do coraz pełniejszego oddalania się Węgier od polskich interesów w imię przyjaźni z hohenzollernowskimi Niemcami. Węgry zagrożone w swej dominacji nad narodami słowiańskimi i Rumunami w coraz większym stopniu widziały możność utrzyma nia swej pozycji wyłącznie poprzez jak najszerszą roz budowę sojuszu z Niemcami. Początkowo, w pierw szych latach po 1867 r., wybitny polityk węgierski premier Andrássy konsekwentnie zmierzając do zacieś nienia związków z Niemcami próbował jednak coś uzy skać dla Polaków, a nawet rozważał możliwość akcji na rzecz połączenia Królestwa z Galicją pod berłem Habsburgów. W trakcie spotkania z Bismarckiem An drássy postawił mu pytanie, czy kanclerz miałby coś przeciw rozszerzeniu granic Austrii tak, aby nabyła Warszawę? Bismarck odpowiedział: „Bardzo wiele?" Usłyszawszy tę odpowiedź Andrássy natychmiast wy cofał się z aktywniejszych planów w sprawie polskiej
248
tłumacząc galicyjskim politykom: „Statek węgierski jest tak przepełniony, że wszelki dodatek gotów przy prawić go o zatonięcie, bez względu na to, czy to bę dzie cetnar złota, czym są niewątpliwie Polacy, czy cetnar błota”. Zwołany we wrześniu 1872 r. w Berlinie zjazd trzech cesarzy: niemieckiego Wilhelma, austriackiego Franciszka Józefa i rosyjskiego Aleksandra II dopro wadził do dalszego zacieśnienia antypolskiej solidar ności trzech zaborców. Uzgodniono na nim, że wszyst kie trzy mocarstwa rozbiorowe dalej będą „wspólnie bronić istniejącego porządku europejskiego”, występu jąc przeciwko tym, którzy pragnęliby w jakimkolwiek stopniu naruszyć „zasady monarchiczne i konserwa tywne”, zobowiązano do wspierania się nawzajem w walce z przejawami polskich dążeń niepodległościo wych.
K onspiracje galicyjskie Po zjeździe trzech cesarzy sprawa polska znowu zo stała na długo pogrzebana. W Galicji zatriumfowali zwolennicy trójlojalizmu. Historyk Walerian Kalinka zresztą już w 1871 r. rozstrzygnął: „Na polu zagranicz nej polityki nie mamy nic zgoła do roboty”. Inny stań czyk — hrabia Stanisław Tarnowski postawił później kropkę nad „i” nad tym i sugestiami Kalinki dodając (w „Przeglądzie Polskim” w styczniu 1880 r.): „Prawo do przyszłości mamy wprawdzie bez uszczuplenia i za kwestionowania, ale mamy obowiązek żyć, nie sprze niewierzając się rządom, pod które popadliśmy, owszem i ucząc się od nich, także od rosyjskiego, karności i rządności”. Sukcesy koncepcji stańczyków w Galicji mają dla sprawy polskiej skutki dość opłakane. Polscy arystokraci, nawet gdy zostają ministrami spraw za
249
granicznych Austro-Węgier, jak Agenor Gołuchowski, czy premierami, jak Kazimierz Badeni, są wyłącznie arcylojalnymi ministrami ck monarchii, nie próbując niczego zrobić dla własnego kraju. Konserwatywni kierownicy polskiego koła poselskiego zamiast dążyć do zmiany stanowiska Andrássyego umożliwili mu za warcie zgubnego dla polskich interesów przymierza z Niemcami, ułatwili przetrwanie jego rządu, przymie rze to konsekwentnie podtrzymującego. Jakby się sami pogodzili z zaleceniem skierowanym dwadzieścia lat przedtem przez cara Aleksandra II do Polaków: „Point de réveries” (Żadnych marzeń!). Pisał później Wilhelm Feldman w swych dziejach polskiej m yśli politycznej, iż: „Pamięć klęsk narodowych, widok triumfującej przemocy i zimna woda wylewana na serca przez stań czyków nauczyły wszystkich ostrożności, co jest rzeczą zawsze potrzebną, i bojaźni, co już jest oznaką chorobliwości”. W połowie lat siedemdziesiątych w odpowiedzi na ciasnotę aspiracji i oportunizm stańczyków zaczęły się znów pojawiać tendencje do konspirowania, rozkwit swoistej liberum, conspiro, jak współcześnie złośliwie określano. Po raz któryś już w naszej historii skrajne stanowiska jednych pobudzały skrajności drugiej stro ny. Pierwszy spisek zawiązał we Lwowie w marcu 1876 r. Wacław Koszczyc, swego rodzaju chorobliwy maniak spiskowania i fantasta, a z zawodu dziennikarz i autor kilku powieści egzotycznych, pisanych pod pse udonimem Sahi-bej. Spiskowcy, których z trudem ze brało się trzynastu, przyjęli nazwę „Konfederacji Na rodu Polskiego” i natychmiast wyłonili specjalną Generalicję. Na jesieni 1876 r. powołano we Lwowie z ko lei ugrupowanie polityczne „Koło”, przewodzone przez dość już zdziwaczałego starca, hrabiego Władysława Platera, które natychmiast zaczęło rozsyłać w imieniu
250
całego kraju najróżniejsze memoriały do europejskich dworów i rządów. Tymczasem w 1877 r. po długiej ciszy wokół spra wy polskiej na arenie międzynarodowej nagle zaryso wała się nieoczekiwana koniunktura dla Polski. Wraz z wybuchem wojny rosyjsko-tureckiej na wiosnę tego roku w koncercie wielkich mocarstw pojawiły się wy raźne dysonanse. Rozszerzenie wpływów carskich na Bałkanach spotkało się z jawną wrogością Anglii, za niepokoiło też kręgi polityczne Austro-Węgier na czele z Arndrássym. Tuż przed iwybuchem wojny z carem Turcy skierowali do Wiednia poufne propozycje „wspól nego działania dla odbudowy Polski”. Turcy gotowi byli oddać Austro-Węgrom księstwa naddunajskie w zamian za przekazanie Galicji dla Polski, która zo stałaby wskrzeszona z jednym z Habsburgów na tro nie (oczywiście po uprzednim rozbiciu Rosji i zabraniu jej obszarów Kongresówki). Andrássy ponoć długo roz ważał tę propozycję. Wojna rosyjsko-turecka i wzrost tarć między zaborcami znowu ożywiły nadzieje w pol skich kręgach politycznych w kraju i na emigracji. W Turcji rozpoczęto tworzenie legionu polskiego. Po paru tygodniach werbunku kilkudziesięciu pierwszych ochotników defilowało nad Bosforem w czerwonych krakuskach pod sztandarem z-białym orłem i półksięży cem. Dowódcą legionu został major Józef Jagmin, we teran walk Wiosny Ludów na Węgrzech. Jako dowódca kompanii piechoty w legionie Wysockiego walczył on pod Szolnok i Hatvan, odznaczając się wyjątkowym męstwem i brawurą, graniczącymi niemal z szaleń stwem —•ściągało to nań nieraz reprymendy przełożo nych. Była to postać nader barwna i oryginalna — we dług pamiętników Teodora Tomasza Jeża Jagmin był to „typ w rodzaju, co Sienkiewicza Podbipięta, ale nie nabożny”. Tworzony przez Jagmina legion nad Bosfo rem stanowił ostatnią już formację wojskową, wal
251
czącą pod polskim sztandarem aż do momentu zorgani zowania legionów polskich w dobie pierwszej wojny światowej. Polscy działacze w Turcji pragnęli co szyb ciej ściągnąć tam jakąś reprezentatywną osobę z Pol ski, która mogłaby wytargować jak najlepsze warunki dla Legionu od sułtana. „Na rany Chrystusa, przysy łajcie, co żytwo, grubego szlachcica i pieniądze” — pi sano ipo wybuchu wojny z Konstantynopola do Gillera, jednego z czołowych działaczy Koła. W połowie lipca 1877 r. w Wiedniu utworzono nawet czteroosobowy Rząd Narodowy z udziałem księcia Adama Sapiehy, Z nastrojów w Polsce postanowili natychmiast sko rzystać Anglicy. Bardzo im by się przydała najmniej sza nawet ruchawka antyrosyjska w Polsce, wszak nie oni ponieśliby jej koszty. Ekscentryczny angielski ary stokrata i turkofil Butler-Johnston, od lat prowadzący tajemnicze interesy nad Bosforem, przyobiecywał pol skim emigrantom w Istambule 40 tysięcy karabinów, które już miały czekać na transport do Polski na gra nicy węgierskiej w Wiedniu. Wieść o tym doszła do Galicji w postaci wielce przesadzonej — w kręgach „konspiratorów” lwowskich już po miesiącu głoszono, że Anglia obiecuje pół miliona karabinów i 6 milionów funtów pożyczki. Szef lwowskiej „konspiracji", Koszczyc, nabierając coraz większej pewności siebie zaczął już rozdawać na prawo i lewo godności wojewodów i kasztelanów. W czerwcu 1877 r. przybyło tajemnie do Lwowa specjalne poselstwo, rzekomo wprost od sułtana do Konfederacji z przebywającym od lat nad Bosforem awanturnikiem, prawdopodobnie szpiegiem carskim — Aleksandrem Zwierzchowskim na czele. Kilkunastu spiskowcom odczytano pozdrowienie sułta na dla narodu polskiego, złożono obietnice wielkich dostaw broni i pieniędzy, żądając, by wywołali powsta nie w ciągu dwóch tygodni. To już zebranych nieco zmroziło. Mimo tych niezbyt szczęśliwych początków
252
agitacji na rzecz powstania wraz z rozwijaniem się wojny rosyjsko-tureckiej rosły szeregi zwolenników wywołania kolejnej akcji zbrojnej przeciw carskiemu zaborcy. W aurze wielkiej tajemniczości powtarzano nocą roty spiskowych przysiąg w opustoszałych gali cyjskich parkach i na cmentarzach, rozsyłając pocztą konspiracyjne rezolucje i wezwania.
W yprawa szeklerska W atmosferze coraz bardziej przybierających na sile nastrojów spiskowych pojawia się nagle na widowni postać ruchliwego i ofiarnego księcia Adama Sapiehy, słynnego „czerwonego księcia”, członka działającego w Wiedniu samozwańczego Rządu Narodowego. Sapie ha, polityk doświadczony i rozważny, bojąc się wybu chu z góry skazanej na klęskę ruchawki powstańczej i pragnąc oszczędzać polskie siły, postanowił wywołać dywersję antyrosyjską rękami Węgrów, inicjując plan tzw. wyprawy szeklerskiej. Sapieha nawiązał kontakt z radykałami węgierski mi i zwodząc ich obietnicami, zapowiadającymi rychły wybuch antyrosyjskiego powstania w Polsce, namówił do zorganizowania oddziału zbrojnego złożonego z sied miogrodzkich górali — tzw. Szeklerów, niegdyś najbitniejszych żołnierzy generała Bema. Oddział ten miałby wypaść z Siedmiogrodu na tyły wojsk rosyj skich, walczących w Bułgarii i wysadzić mosty, wy wołując zamęt i odcinając carską armię od głównych baz zaopatrzenia. Sapieha i radykałowie węgierscy oczekiwali, że planowana wyprawa szeklerska w razie sukcesu mogłaby sprowokować wybuch wojny rosyjsko-austriackiej. Koszty broni i przygotowań organiza cyjnych miały zostać pokryte z sumy 10 tysięcy fun tów otrzymanej przez Butlera na akcję antyrosyjską
253
w Polsce. Organizacja oddziału postępowała bardzo energicznie. Kierował nią specjalny komitet z Pesztu, złożony z radykalnych posłów Semberyego, Simonyiego i Orbana oraz dr. Kovácsa i Verhovaya. Wyzna czony na wodza akcji, głośny niegdyś generał rewolu cji 1848—49 r., György Klapka czekał tylko na wezwa nie telegraficzne do stanięcia na czele wyprawy. We dług informacji podanych przez Stefana Kieniewicza, autora biografii „czerwonego księcia” organizującego całe przedsięwzięcie, podobno zdołano razem zgroma dzić około 1400 ochotników Węgrów i 450 Polaków. Zdaniem Kieniewicza: „Jedno da się stwierdzić: ze wszystkich sposobów wywołania konfliktu między Au strią i Rosją ten sposób był z pewnością najmniej ry zykowny dla Polski”. Plany spiskowców udaremniła jednak zdrada dziennikarza czeskiego Kuczery, wy trawnego konfidenta austriackiej policji. Powiadomił on o spisku austro-węgierskie Ministerstwo Spraw Za granicznych i ambasadę rosyjską w Wiedniu. 28 wrześ nia 1877 r., tuż przed zapowiadanym terminem rozpo częcia wyprawy, policja austriacka ruszyła do akcji, uderzając na planowane miejsca koncentracji, tajne schowki i transporty. W samej Galicji skonfiskowano razem 28 skrzyń broni i amunicji. Równie w ielki trans port broni i amunicji padł łupem policji na dworcu w Wiedniu. O stanowczej akcji udaremnienia spisku tym razem zadecydował właśnie Asndrássy, zaskarbiając sobie wdzięczność cara. Tylko wydatkowanych na przygoto wania pieniędzy <10 tysięcy funtów) nigdy nie udało się z powrotem od Węgrów wyciągnąć. Sapieha zwra cał je później Butlerowi częściowo z własnych fundu szy. Stracił krocie pieniędzy, ale inni członkowie sa mozwańczego Rządu Narodowego przez ostrożność ni gdy nie wtajemniczani w „szeklersłoie” plany „czerwo nego księcia” wystąpili przeciwko niemu z żądaniem,
254
aby rozliczył się z uzyskanego od Butlera funduszu. Na zwołanym przez działaczy polskich sądzie polubow nym w Wenecji Sapieha bronił się przed zarzutami kolegów z Rządu Narodowego dowodząc, iż wybuch powstania w Polsce w ówczesnej sytuacji uważał za pomysł iście szaleńczy, a swą inicjatywę „szeklerską” podjął tylko po to, by zapobiec katastrofalnym skut kom ewentualnej polskiej ruchawki powstańczej. Tłu maczył, że przez szeklerską akcję chciał sprowokować wojnę między zaborcami, stwierdzając: „Choć raz w na szej historii chciałem wyciągnąć cudzymi rękami kasz tany z ognia dla Polski”. Od końca lat siedemdziesią tych przez całe dziesięciolecia polityka węgierska w ra mach monarchii bądź ograniczała się do czysto zdaw kowych objawów przyjaźni wobec Polski, bądź nawet była nam nieprzychylna. Ostatni szef rządu Austro-Węgier, premier István Tisza, jeszcze w 1917 r. sprze ciwiał się koncepcjom podjęcia sprawy polskiej w ra mach monarchii, uważając, iż może to się niekorzystnie odbić na stosunkach z Niemcami. Jak pisał w 1918 r. jeden z najwybitniejszych znawców stosunków polsko-węgierskich, prof. A. Divéky: „Węgrzy ze względu na drażliwość sprzymierzeńca niemieckiego nie chcieli dla interesów Polski wysta wiać na szwank swego stosunku z potężnym sprzymie rzeńcem... Polacy z Księstwa Poznańskiego m ieli zaś do* nas urazę za przyjazne stosunki z Niemcami, ich śmiertelnymi wrogami”. Dodatkowe dysonanse powstały na skutek zaciętego sporu o granicę węgiersko-gahcyjską na początku XX wieku (głównie o Morskie Oko). Dzięki świetnemu wystąpieniu historyka prawa Osvalda Balzera spór o Morskie Oko został jednak definitywnie rozstrzyg nięty w 1902 r. na korzyść Polski. Ułożony przez Ludwika Solskiego triumfalny czterowiersz ogłaszał wszem i wobec:
255
Jeszcze Polska nie zginęła! Wiwat, plemię lasze, Słuszna sprawa górę wzięła, Morskie Oko nasze!
Wbrew oficjalnej polityce węgierskiej w ramach monarchii, węgierska opinia publiczna nie zapomniała jednak o Polsce i Polakach. Nurt niepodległościo wy, opozycyjna publicystyka, nawołując do zerwania z Habsburgami i Hohenzollernami wzywają do popar cia przez Węgry wysiłków na rzecz niepodległości Pol ski. Ukazuje się wiele propolskich wierszy i powieści. Najsłynniejszy XIX-wieczny pisarz węgierski Maurycy Jókai opiewał Polaków iw licznych, nie pozbawionych uroku nowelach i wierszach („Biała Dama Polski”, „Polska szabla”, „Dwaj uchodźcy polscy” i inne). Postaci polskich bohaterów przewijają się na kartach wielu jego powieści, m. in. w książce o tak symbolicznym ty tule „Nasz Polak”. Znany krytyk i poeta, Gyula Re viczky, wyrażając nadzieję w przyszłe Polski zmar twychwstanie pisał: I śnieżyca wymiecie w syberyjskiej stronie Złych proroctw kasandryjskich ślad — „finis Poloniae!” (przeł. J. Ficowski)
Jednym z najpiękniejszych węgierskich poloników była książka wielkiego kompozytora węgierskiego Fe renca Liszta o Chopinie, pełna niezwykle gorącej sym patii dla Polski i narodu polskiego. Prawdziwym pea nem zaś były zawarte tam słowa na temat zalet i cha rakteru Polek. Liszt, który sam wielce gustował w pięknych damach z Polski — vide Karolina Iwańska-Wittgenstein, pisał o nich w książce o Chopinie m. in.: „Hołdy składane Polkom muszą być żarliwe, bo nie troszcząc się o wywarcie chwilowego wrażenia, szukają
256
przywiązania, oczekują poświęceń, żądają wysokiego poczucia honoru i gorącego umiłowania ojczyzny. Wzniosły swój ideał ukazują w rozmowie, jak w zwier ciadle, zachęcając niejako do uchwycenia go. Gardząc powodzeniem łatwem do zdobycia, chcą podziwiać tych, co serca im oddają, szukają wcielenia snów o mę stwie i wielkości ducha. Podobnie romantycznych pragnień, odgrywających tak wybitną rolę, nie żywią żadne inne kobiety Wschodu i Zachodu... boskim przymilaniem zyskiw ały męczenników sprawie narodowej. Wszelka *zalotność innych kobiet musiała się potem wydawać mdłą i pospolitą, Polacy mieli prawo mówić z dumą: Nie ma jak Polki! (To ostatnie zdanie Liszt zacytował w swym tekście po polsku — JRN)... Podob nie jak wyznawczynie arabskiego proroka, przesądne, łakome, dziecinne, łatwe do zainteresowania i zabawie nia, inteligentne; wykształcone, obdarzone niezwykłą przenikliwością, umieją zgrabnie pochwalić się swemi wiadomościami, a w razie potrzeby potrafią też milczeć długo, choćby przez całe życie! Wspaniałomyślne, nie ustraszone, skłonne do uniesień...” (ii. Maria Pomian). Tematyka polska powraca na kartach licznych utwo rów znakomitego powieściopisarza realistycznego Kálmána Mikszátha i urzekającego poetycznością opisów sennych wizji i marzeń Gyűli Krudyego. Bohaterką powieści Krudyego o więgierskich jakobinach w 1794 r. jest ukochana przywódcy spisku Martinovicsa, piękna i energiczna polska rewolucjonistka. Krúdy w ogóle był skłonny darzyć Polki szczególnym sentymentem; w swej przepysznej „Księdze snów” wyjaśniał: „Polkę we śnie widzieć — wielkie pragnienie!” Nostalgia za Polską, „polską łodzią o strzaskanych wiosłach” po wraca w wielu wierszach największego węgierskiego poety XX wieku — Endre Adyego, m. in. w pięknej „Pieśni nad Wisłą”, powstałej pod wpływem wydarzeń rewolucyjnych 1905 r. w Polsce.
257
W zainicjowanej przez Sienkiewicza międzynarodo wej ankiecie, wyrażającej potępienie pruskich metod germanizacji w Poznańskiem zabrało głos 7 Węgrów, w tym wspomniany już znakomity pisarz Kálmán Mik száth, jednoznacznie akcentując swe sympatie dla uci śnionych Polaków. Tematyka związków polsko-węgier skich znajduje na Węgrzech paru świetnych badaczy i popularyzatorów, przede wszystkim Endre Veressa i Adorjána Divékyego, którzy wbrew linii oficjalnej polityka ck monarchii przypominają tradycje polsko -węgierskiego braterstwa broni i historycznej wspól noty losu. Do ich to prac można odnieść słowa Deoty m y (Jadwigi Łuszczewskiej): Niegdyś Polska a Węgry, za dni Jagiellonów — Chwaliły się wspólnotą myśli, serc i tronów, Dziś, gdy siła te śluby na rozwód przemienia, Tylko w księgach swych mistrzów ślą sobie westchnienia.
Wbrew oficjalnej germanofilskiej polityce kół rzą dzących reprezentanci różnych środowisk węgierskich uczestniczą w uroczystościach odsłonięcia pomnika grunwaldzkiego w Krakowie w 1910 r. Kilkuset Węg rów zgłasza się ochotniczo do różnych zbrojnych for macji polskich w pierwszej wojnie światowej.
P olak — tw órcą „O rionów ” Stosunkowo mało znane są w Polsce dzieje, datują cej się od drugiej połowy XIX wieku, polskiej emi gracji zarobkowej na Węgrzech. Ściągały tu na sa ksy setki bezrolnych chłopów i najemników z Pod hala, wchłaniały ich kopalnie Tatabanyi, i zakłady przemysłowe Kóbányi, robotniczej dzielnicy Budapesz tu. Do dziś w Kóbányi zachował się kościół polski, dawne centrum polskiego wychodźstwa zarobkowego
258
w Budapeszcie. W zubożałej Galicji Węgry stanowiły symbol zamożności i dostatku; z tych czasów wywodzi się przysłowie przestrzegające — „I na Węgrach nie położą chleba na węgłach” (tzn., że i tam mimo całego dostatku też trzeba dobrze zapracować na chleb). Ma my wiele dowodów na to, że imigranci z Polski i „na Węgrach” nie szukali „chleba na węgłach”. Pionierem węgierskiego przemysłu elektrotechnicznego był Polak, Janusz Krzemieniecki, założyciel węgierskich zakładów Wolfram, twórca pierwszych radioodbiorników serii Orion (warto o tym pamiętać dziś, gdy tak cenione są węgierskie Oriony). Słynny most Łańcuchowy (Lán chíd) w Budapeszcie był rekonstruowany wg planów Szilárda Zielińskiego, pierwszego przewodniczącego Węgierskiej Izby Technicznej, inżyniera, który jako pierwszy zastosował na Węgrzech konstrukcje żelbeto nowe. Zieliński, który praktykował u słynnego Eiffla w PaTyżu, po przybyciu do Budapesztu, pracując jako profesor i inżynier, zaprojektował i zbudował wiele mostów, wież ciśnień, hal produkcyjnych. Prezesem Krajowego Towarzystwa Gospodarczego był inny Po lak — Władysław Żeleński, dyrektorem żeglugi na Dunaju — inżynier Malina Mierzwiński, dyrektorem kolei — Stefan Maskurowicz. Pochodzący z Kielc Leon Pantoczek był na Węgrzech zarazem pionierem prze m ysłu szklanego i dagerotypii, a później fotografiki. Polscy wychodźcy na Węgrzech na ogół znani byli z tendencji radykalnych. Polscy robotnicy, Kubit i Bor kowski, byli przywódcami wielkiego strajku robotni czego w Köbányi w 1897 r. Polacy na Węgrzech licz nie stanęli pod sztandarami węgierskiej Armii Czer wonej w okresie Węgierskiej Republiki Rad w 1919 r. Liczbę polskich żołnierzy walczących w obronie Re publiki Rad ocenia się na 1500 osób, tworzyli oni dwa bataliony bojowe i wyróżnili się odwagą w bojach nad
259
Cisą. Wydawany był specjalny tygodnik rewolucyjny „Czerwona Gazeta”. Część polskich żołnierzy Węgier skiej Republiki Rad została uwięziona po triumfie kontrrewolucji.
R egent uw ielbiał pojedynki Obalenie Węgierskiej Republiki Rad z pomocą ob cych wojsk interwencyjnych doprowadziło na Węgrzech do utrwalenia na parę dziesięcioleci niezwykle ana chronicznego systemu politycznego i społecznego. Pod względem zakresu swobód obywatelskich Węgry tych czasów cofnęły się nawet w stosunku do osławionej monarchii austro-węgierskiej doby Franciszka Józefa. Zmiana ordynacji wyborczej poważnie ograniczała licz bę wyborców i znosiła tajne głosowanie w większości okręgów wyborczych. Oficjalni ideolodzy reżimu tłu maczyli brak tajności wyborów tym, iż jakoby po pierwsze — nie daje się ona pogodzić z otwartością ludu węgierskiego, po drugie — chłop węgierski do niej nie dorósł. Czołową postacią kontrrewolucyjnych Węgier stał się regent —■admirał Miklós Horthy, czło wiek o poglądach nader ograniczonych i konserwaty wnych. Nic chyba lepiej nie świadczy o ich anachroni czności niż fakt, że Horthy, już jako regent Królestwa Węgierskiego, zdecydował się w pewnym momencie wyzwać na pojedynek prezydenta Czechosłowacji, T. Masaryka, aby w ten sposób, „po rycersku”, roz strzygnąć sporne problemy polityki zagranicznej Wę gier i Czechosłowacji. W liście do Masaryka liczący wówczas 67 lat Horthy zażądał stanowczo, aby pre zydent Czechosłowacji dał mu zadośćuczynienie za po niesione przez Węgry krzywdy bądź stanął z nim do pojedynku, dodając: „Ponieważ jednak jest Pan chorym starcem, prag
260
nąłbym odbyć pojedynek z Pana najbliższym pomocni kiem — ministrem spraw zagranicznych Beneszem, który w moim przekonaniu jest głównym sprawcą wszystkich naszych nieszczęść i poniesionych krzywd”* Swego rodzaju symbolem atmosfery rządów Horthyego było wprowadzenie przez pierwszy kontrrewolucyj ny parlament prawa chłosty. W dyskusji parlamentar nej wokół tej sprawy Horthy stwierdzał: „Ten chłop, który raz poczuje na tyłku siłę władzy, dobrze potem pomyśli, zanim coś przeciwko niej przedsięweźmiel” Dzielnie sekundowała mu w argumentach posłanka Margit Schlachta, skądinąd siostra miłosierdzia!, stwier dzając: „Społeczność czeka na tę propozycję, tak jak umierający z pragnienia na wodę... nie ma takiego sła bego człowieka, któremu nie można by było wymie rzyć kary chłosty w tej czy innej formie. Można ją stosować nie tylko wobec mężczyzn, ale i wobec ko biet...” Podczas gdy kurs polityki wewnętrznej określony był przez bezwzględny terror wobec wszelkich sił lew i cowych i postępowych, w polityce zagranicznej domi nowało hasło rewizji postanowień traktatu pokojowego z Trianon z 1920 r. Traktat sankcjonował utratę przez Węgry wszystkich terytoriów zamieszkanych przez na rodowości niewęgierskie, ale przesądził również o po zostaniu ponad trzymilionowej rdzennej ludności wę gierskiej poza granicami kraju. Wykorzystały to wę gierskie koła rządzące do rozpętywania wrogości prze ciw krajom sąsiednim i odwrócenia uwagi od potrzeby głębszych reform socjalnych. W sytuacji gdy mocarstwa zachodnie wypowiadały się na rzecz status quo i udzie lały poparcia Małej Entencie (Rumunia, Czechosłowa cja, Jugosławia) skierowanej przeciwko rewindykacjom terytorialnym Węgier, kraj ten poróżniony ze wszy stkimi sąsiadami zaczął się coraz 3ilniej zbliżać do fa szystowskich Włoch, a później Niemiec, które obiecy
261
wały mu pomoc w realizacji rewizji terytorialnych. Fakty te decydowały o zasadniczej odmienności celów Polski i Wągier w dziedzinie polityki zagranicznej — w przeciwieństwie do Węgier, zainteresowanych w oba leniu i rewizji ładu powersalskiego, Polska była zain teresowana jego utrzymaniem. Np. w 1939 r., właśnie w momencie, gdy Polska stawała przed groźbą hitlero wskiej agresji, w Budapeszcie omawiano plan wybu dowania na Górze Gellérta wielkiej stumetrowej wie ży rewizjonistycznej »w kształcie głowy cukru. Mimo tych różnic Węgry Horthy ego były u nas dość gorąco hołubione, to w imię ponownie odgrzebywanych idei antywschodniego przedmurza, to w duchu antyczeskim (vide hasła o wspólnej granicy). Symbolicznym wprost pod tym względem dziełem był wielki album okolicznościowy „Polska—Węgry”, wydany w 1936 r. w obu krajach pod redakcją b. premiera K. Huszára. W rzeczywistości jednak poza doraźnymi, okolicznoś ciowymi czy jubileuszowymi publikacjami oraz kilku cennymi monografiami historyków na temat niektó rych okresów stosunków polsko-węgierskich (prace J. Dąbrowskiego, J. Pajewskiego i A. Divékyego) nie wiele zrobiono dla autentycznego zbliżenia i lepszego poznania wzajemnego obu narodów. Wśród wzajem nych przekładów z obu literatur dominowały pozycje drugorzędne, ckliwe i kiczowate. W przeciwieństwie do tak żywych kontaktów intelektualnych z XIX wieku stawaliśmy się sobie coraz bardziej egzotyczni, coraz bardziej zagubieni w mrokach wzajemnej ignorancji. By przytoczyć dwa drastyczne przykłady — świetny międzywojenny eseista i historyk literatury, Antal Szerb, w swej historii literatury światowej przypisał autorstwo „Konrada Wallenroda” Słowackiemu, inny świetny eseista, poeta i prozaik, Mihály Babits, w swej 700-stronicowej historii literatury europejskiej Pola kom poświęcił jedno zdanie, nie wymieniając ani jed
262
nego utworu! Wśród jaśniejszych punktów tego okresu nie wykorzystanych szans zbliżenia kulturalnego zé strony tak bliskich sobie krajów, które odzyskały nie podległość po stuleciach, należy wymienić przede wszy stkim działalność lektoratów języka węgierskiego w Polsce i Instytutu Polskiego w Budapeszcie oraz bar dzo dynamiczną działalność węgierskiego Towarzystwa im. A. Mickiewicza.
263
XI Polacy i Węgrzy w drugiej wojnie światowej
Gdybyśmy bez żadnego sprzeciwu czy na wet po ewentualnym proteście pozwolili Niem com! aby z naszego terytorium walczyli prze ciw Polsce, wybuchłaby tu rewolucja... (Z listu węgierskiego ministra spraw zagranlcznych I. Csśkyego 1939 r.) Pozwolić płynąć krwi węgierskiej albo pol skiej byłoby przestępstwem, od którego po wstrzymuje nasza wspólna historia. (Z listu dowódcy VIII regionu powstańczego, kpt. Szymona, do dowództwa dywizji węgier skie], stacjonującej pod Warszawą 1944 r.)
Tradycyjna przyjaźń obu narodów została wystawio na na szczególnie ciężką próbę w okresie drugiej woj ny światowej w związku z wciągnięciem Węgier do wojny po stronie III Rzeszy. Nawet i wtedy jednak naród węgierski pozostał wierny tradycjom przyjaźni, okazując wyraźną sympatię wobec znajdującej się w przeciwnym obozie wojennym Polski i niejednokrotnie wywołując z tego powodu oburzenie hitlerowskich po lityków i dyplomatów. Co więcej, nawet poważna część węgierskich kół rządzących właśnie w sprawie polskiej potrafiła się zdobyć na największy stopień samodziel ności i oporu wobec wielekroć ponawianych nacisków niemieckich. Przyznawał to nawet zdecydowanie pro niemiecki węgierski minister spraw zagranicznych, István Csáky, w liście do ambasadora węgierskiego w Rzymie P. Villaniego w kwietniu 1939 r.: „Gdybyśmy bez żadnego sprzeciwu czy nawet po ewentualnym proteście pozwolili Niemcom, aby z na264
264
c
szegő terytorium walczyli przeoiwko Polsce, wybuchła by tu rewolucja i nastąpiłby taki wstrząs moralny, że stracilibyśmy całą wiarę w siebie. (...) zrodzone w ciągu paru stuleci sympatie doprowadziły bowiem do swego rodzaju niepisanego przymierza, które musi być brane pod uwagę zarówno przez rząd węgierski, jak i pol ski”. Pomimo wciąż ponawianych nacisków niemieckich Węgry kilkakrotnie w okresie od lipca do września 1939 r. odmówiły udzielenia zgody na przemarsz wojsk niemieckich przez ich terytorium przeciw Polsce. O odmowie Węgier zadecydowała przede wszystkim po stawa ówozesmego premiera, Pala Telekdego, jednego z niewielu postaci z szerszym horyzontem w horthystowskim obozie rządzącym. Teleki, polityk o ukrytych sympatiach proalianckich, mimo coraz silniejszych wpływów politycznych i gospodarczych III Bzeszy w Europie Środkowej, idąc nawet na. ustępstwa wobec niej, wciąż manewrował, usiłując uniknąć bezpośred niego zaangażowania się w wojnie po stronie osi. Jesz cze 10 września 1939 r. rząd Telekiego odrzucił kolejne żądanie zgody na przejście wojsk niemieckich jako nie dające się pogodzić z węgierskim honorem narodowym i stwierdził, iż gdyby Niemcy po odrzuceniu ich żąda nia pojawili się mimo to na terytorium wigierskim, wtedy .rząd Królestwa Węgierskiego podejmie odpowie dnie kroki w celu stawienia im oporu. Decyzja Węgier uniemożliwiła Niemcom całkowite osaczenie Polski od południa i w ten sposób zapobieże nie przedostaniu się licznych oddziałów wojskowych i tysięcy cywilnych uchodźców do Francji,' gdzie już wkrótce zaczęła się organizować armia generała Sikor skiego. Była to więc niewątpliwie wielka przysługa dla Polski. Tym większe było za to oburzenie nazistow skich polityków. Hrabia G. Ciano — minister spraw zagranicznych faszystowskich Włoch — zapisał w
265
styym dzienniku: „Węgrzy odmówili prawa przejścia wojsk niemieckich i Ribbentrop na to nie zareago wał (..•)• Sądzę jednak, że Niemcy nie zapomną tej odmowy i że Węgry prędzej czy później za to za płacą”. Węgry udzieliły również schronienia blisko 140-tysięcznej rzeszy polskich uchodźców. Spotykali się oni na ogół z wyjątkową wprost gościnnością ze strony c ludności węgierskiej. Generał Stanisław Maczek pisał w swych wspomnieniach „Od podwody do czołgu”: „10 brygadę kawalerii przyjmowała i fetowała, poi ła i żywiła na każdym kroku cudowna ludność węgier ska... Gdy w pewnym dniu przesunięto sztab bryga dy do małego miasteczka... cała ludność miasteczka wy legła na rynek i w mig rozdrapali nas między sie bie... Mnie i mej rodzinie dostał eię zasobny i duży dom kierownika poczty. Gospodarze usunęli się do jakiejś komórki, by dać nam najlepsze pokoje”. W niektórych okolicach Węgier dochodziło do ma nifestacyjnych przejawów sympatii wobec Polski. Ra port szefa węgierskiego sztabu generalnego z 27 wrze śnia 1939 r. zwracał uwagę na fakt, że „część lud ności w miastach wykupuje polskie emblematy i nosi je w sposób rzucający się w oczy” i ostrzegał przed konsekwencjami tych demonstracji, jako „niepożąda nych ze względu na politykę zagraniczną”. Wiele pięknych objawów sympatii wobec walczącej Polski i Polaków okazały węgierskie środowiska inte lektualne, czołowi pisarze i poeci. Trudno i dziś czytać bez wzruszenia pisane 13 września 1939 r. słowa świet nego eseisty Györgya Balinta, poświęcone bohaterskiej obronie Warszawy: „Wśród frenetycznej wrzawy euro pejskich radiostacji co pewien czas daje się słyszeć dra matyczny, a jednak napawający otuchą głos warszaw skich spikerów radiowych: «Nadajemy ważny komunikat* —- ogłaszany nierzadko wśród grzmotu dział
266
i salw karabinów maszynowych. Między jedną a drugą detonacją bądź przekazują nowe komunikaty, bądź zdążą zaledwie powiedzieć »Jeszcze Polska nie zginę ła!*. Mówią przeważnie po polsku, a większa część mie szkańców naszego globu, choć nie zna polskiego, w na pięciu oczekuje głosu Warszawy. Ja również nie znam polskiego, nie mogę więc wiedzieć, jak brzmią w tym miękkim i melodyjnym słowiańskim języku takie słowa jak »poczucie obowiązku« czy »bohaterstwo«. War szawscy spikerzy to wiedzą i wprowadzają w czyn w duchu Kościuszki i Bema. Nigdy i nigdzie nie było większej zgodności między słowem i czynem niż teraz na częstotliwości fal Warszawy II, częstotliwości fal symbolizującej rozsądek i bohaterstwo”. (Przeł. Maja Paczoska-Nowak). Wielu znanych węgierskich poetów poświęciło swe wiersze tragedii Polski, ujawniając bez osłonek sym patie dla narodu znajdującego się w przeciwnym obo zie wojennym. Utwory te wyrażały niekłamany podziw dla waleczności polskiego żołnierza, podkreślając „A jednak Polak się nie podda” — jak głosił tytuł opubli kowanego już we wrześniu 1939 roku wiersza J. Erdé lyiego. Do najpiękniejszych utworów poświęconych Polsce należały wiersze: „Tam na północy” Z. Jékelyego, „Uchodzący żołnierze polscy, 1939” S. Rákosa i „Polacy” I. Csanádiego. Ten ostatni podajemy w peł nym brzmieniu: Naciągnąwszy na oczy czapki obdartymi oddziałami idą. Obce deszcze'smagają im karki. Obce nieba piorunami biją. Na ich twarzach zarośnięty stężał jak maska ból posępny i troska. Wloką wszyscy tragiczny ciężar: kiedyś, za górami, była Polska. (przeł. Jan Zych)
267
Serdeczne przyjęcie uchodźców z Polski, liczne ma nifestacyjne niemal objawy sympatii wobec Polaków i polsko-węgierskiej fratemizacji wywoływały nie ukry waną wściekłość i pogróżki na łamach hitlerowskiej prasy. Już 27 października 1939 r. „Neues Wiener Tagblatt” ostrzegał: „Nie zniesiemy dłużej tego manifesta cyjnego pielęgnowania przez Węgrów zdemoralizowa nego polskiego motłochu”, a „Berliner Börsenzeitung” (z 28 października 1939 r.) stwierdzał z oburzeniem, iż „trzeba raz wreszcie położyć kres irrealnemu senty mentalizmowi Węgrów wobec Polaków”.
Konspiracja i drogi ucieczki Uchodźcom polskim na Węgrzech zapewniono stałe miesięczne zasiłki, stworzono możliwości pracy, studiów, życia kulturalnego. Na Węgrzech powstało i działało jedyne wówczas w całej Europie gimnazjum polskie w Balatonbogłśr oraz 27 szkół podstawowych. Uchodźcy wydawali wiele czasopism, w tym ukazujące się trzy razy w tygodniu „Wieści Polskie”. Specjalne wydaw nictwo — Biblioteka Polska — wydało ponad 80 to mów dzieł polskich i węgierskich autorów. Mimo iż uchodźcy polscy na Węgrzech „znaleźli tu ciepło ser deczne, przyjaciół dobrych i czułość opieki” — jak pi sano w „Wieściach Polskich” w 1943 r. — to jednak głównym celem większości z nich, a zwłaszcza inter nowanych wojskowych, było przedostanie się z Węgier do armii polskiej, walczącej na zachodzie. Do czerwca 1940 r. kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy i oficerów pol skich przeszło przez granicę węgiersko-jugosłowiańską, udając się do armii Sikorskiego. Znalazła się wśród nich m. in. cała 10 brygada kawalerii izmotoryzowanej dowodzona przez S. Maczka, która później miała się tak wyróżnić w bojach pod Falaise i 900-osobowy per
268
sonel lotniczy, który już w 1940 r. odegrał istotną rolę w Bitwie o Anglię. Opuszczający Węgry polscy żołnierze na ogół prze dzierali się przez Jugosławię, Włochy (wówczas jesz cze formalnie neutralne), Szwajcarię do Francji, gdzie głównym punktem docelowym był centralny wojskowy obóz szkoleniowy w Coetquidan w Bretanii. W tym czasie pociągi jadące z Budapesztu do Jugosławii roiły się od polskich „turystów”, dysponujących antydato wanymi paszportami wystawionymi przez polskie po selstwo w Budapeszcie na daty sprzed 1 września 1939 r. Angielski historyk C. A. Macartney pisał, iż wracając w lutym 1940 r. z Węgier do Londynu przez Triest, Mediolan, Simplon, Paryż był „jedynym nie-Polakiem i niemal jedynym cywilem w pociągu, który wyruszył z Budapesztu”. ■ Wielką rolę w pomocy dla nielegalnej „ewakuacji” wojskowych polskich z Węgier na Zachód odegrał szef powołanego przez Telekiego Biura Uchodźców w wę gierskim MSW — dr József Antall. Wyposażył on setki uchodźców w fałszywe dokumenty, ułatwiające im ucieczkę i w pełni zasłużył na nadawane mu przez uchodźców miano „ojca Polaków”. Uwięziony za swą działalność w maju 1944 r. przez gestapo, Antall ocalił życie tylko dzięki temu, iż Niemcom, mimo wielokrot nych przesłuchań, nie udało się wydostać żadnych ob ciążających go zeznań od aresztowanych przywódców polskiego uchodźstwa. Pomoc Antalla i dziesiątków in nych węgierskich patriotów w niemałym stopniu przy czyniła się do tak licznego udziału Polaków w walkach Brygady Podhalańskiej pod Narwikiem, w -bojach „na placówkach pod Tobrukiem” i innych. ■ O sukcesie nielegalnej „ewakuacji” internowanych żołnierzy polskich z Węgier zadecydowała również po stawa wielu żołnierzy i oficerów węgierskich, którzy
269
patrzyli przez palce na ucieczki uchodźców z obozów. Komendant jednego z obozów, S, Mihály, którego zdję to ze stanowiska za nieprzeszkadzanie w ucieczkach dużych grup uchodźców, próbował usprawiedliwiać się przed zwierzchnikami następującą argumentacją: „Wszystko na próżno. Można zapchać Polaka do worka, zawiązać worek i postawić obok niego strażnika. Po pewnym czasie pozostaną tam strażnik, worek i sznu rek, a nie będzie już ani śladu po Polaku”. Dodajmy, że od późnej jesieni 1939 r. Budapeszt stał się centralnym punktem organizacji przerzutów z kra ju do wojsk polskich na Zachodzie, dokonywanych za pośrednictwem tajnych polskich placówek mieszczących się w stolicy Węgier. W kraju tym aż do 1944 r. dzia łała szeroko rozgałęziona konspiracyjna akcja uchodź ców polskich. Koordynowały ją dwa niezależne od sie bie centra: utworzona w grudniu 1939 r. Baza Woj skowa, kierująca całością konspiracyjnej akcji wojsko wej uchodźców, i powstała w maju 1940 r. tzw. Pla cówka W, naczelna polska instytucja polityczna na Węgrzech. Placówkom tym podlegała sieć tajnych ku rierów, kursujących między krajem i Budapesztem, a nierzadko i między Budapesztem a Londynem. W re jonach Zakopanego, Nowego Sącza i Sanoka utworzo no zakonspirowane punkty etapowe dla osób usiłują cych sdę przedrzeć przez góry na Węgry. W iele do skonale przeszkolonych przewodników górskich, m .in. mistrzowie narciarscy Polski, Helena i Stanisław Ma rusarzównę, pełniło pełną poświęcenia służbę, z nara żeniem życia przebywając parę granic, wraz z powie rzonymi ich opiece uciekinierami. Część kurierów, w tym i bohaterska Marusarzówna, zginęło przy wyko nywaniu swych zadań, nie było natomiast nigdy ani jednego przypadku zdrady ze strony polskiego górala-przewodnika, czy górala-kuriera, oddania Niemcom przewożonej poczty czy wsypania swej placówki.
270
Sam obójstw o prem iera -Nie bez wpływu na losy polskich uchodźców i ich organizacji pozostawały bardzo skomplikowane zyg zaki węgierskiej polityki lat 1939—1944. Wielką stratą dla uchodźców z Polski była niewątpliwie tragiczna śmierć premiera Pála Telekiego. Przez całe dwa lata — od 1939
271
Pál Teleki waha się, rozpaczliwie próbuje opóźnić decyzję, lawiruje. Wszystko na próżno. 2 kwietnia do wiaduje się, że regent Horthy i proniemiecko nastawio ny sztab generalny (na 113 węgierskich generałów aż 53 i gam szef sztabu generalnego Werth było niemiec kiego pochodzenia) już się dogadali z Hitlerem za jego plecami. Węgry wezmą udział w napaści na Jugosła wię. Ciszę nocną z 3 na. 4 kwietnia nagle przerywa samotny wystrzał z rewolweru. Przed śmiercią Teleki zostawił Horthyemu dramatyczny list-oskarżenie: „Złamaliśmy nasze słowo... Podeptaliśmy nasz honor. Stanęliśmy po stronie zbrodniarzy. Staniemy się naro dem szakali — najgorszym z narodów... Czuję się win ny”. Następca Telekiego proniemiecki Bárdossy poszedł na całkowite ustępstwa wobec Rzeszy. Stopniowo wcią gnął on Węgry do wojny po stronie Osi, najpierw prze ciw ZSRR, a później wypowiadając wojnę Anglii i Sta nom Zjednoczonym. Ten ostatni fakt świetnie skwito wała ówczesna węgierska anegdota, bezkonkurencyjna w oddaniu paradoksów sytuacji Węgier tego czasu. Węgierski poseł w Waszyngtonie przekazuje w ame rykańskim MSZ notę z wypowiedzeniem wojny. Od bierający ją urzędnik, będąc bardzo słabo zorientowa ny w sprawach odległego kontynentu europejskiego, prosi go o bliższe wyjaśnienie problemów związanych z węgierską decyzją i pyta: „— Czy Węgry są repu bliką? Nie, są królestwem. —- A więc macie króla? — Nie, my mamy admirała. — A więc macie flotę? —• Nie, skądże, w ogóle nie mamy morza. — Macie rosz czenia terytorialne, czyż nie tak? — Oczywiście. — Czy są to roszczenia wobec Stanów Zjednoczonych? — N ie. •— A więc wobec Anglii? — Nie. — Wobec Rosji? — Nie. —■A więc wobec kogo -macie te roszczenia? — Wo bec Rumunii. A więc wypowiedzieliście wojnę Rumunii? — Nie, panie, z nią jesteśmy w sojuszu”.
272
Za rządów Bárdossyego doszło do znacznego ograni czenia swobody działalności polskich organizacji uchodź czych, a nawet do przejściowego uwięzienia wielu ich działaczy. Wierność prawdzie historycznej zmusza do stwierdzenia, że w tym okresie zdarzały się wypad ki wydalania uchodźców polskich schwytanych na gra nicy z powrotem do Słowacji, a dwukrotnie doszło na w et do wydania polskich kurierów w ręce gestapo na polecenie Bárdossyego (na szczęście obydwaj przeżyli niemieckie więzienia i obozy koncentracyjne). Inter wencje podejmowane w celu ich ratowania były odrzu cane przez Bárdossyego. Polityka Bárdossyego popchęła Węgry do katastro falnych walk na wschodzie, których kulminacją stała się później wielka klęska słabo uzbrojonych wojsk wę gierskich pod Woroneżem (około 150 tysięcy zabitych i rannych). Coraz wyraźniejsze podporządkowywanie interesów Węgier polityce III Rzeszy, stopniowe „za ciskanie pasa” na skutek wzmożenia dostaw węgier skich produktów żywnościowych do Niemiec, zaczęły wywoływać rosnący sprzeciw opinii publicznej. Praw dziwym wstrząsem dla tysięcy Węgrów okazały się informacje o osławionych „zimnych dniach”: zamordo waniu i utopieniu w przeręblach kilku tysięcy Serbów w Nowym Sadzie. „Odwołuję się do sumienia narodu węgierskiego” — wołał w parlamencie bohaterski Bajcsy-Zsilinszky, żądając bezzwłocznego ukarania spraw ców masakry, dokonanej z poduszczenia hitlerowców. Wzmagają akcję antyfaszystowską partie lewicy na czele ze zdelegalizowaną przez Horthyego partią ko munistyczną. Podw ójny czardasz W atmosferze coraz pełniejszej kompromitacji Bár dossyego w marcu 1942 r. Horthy decyduje się zastąpić
273
go na stanowisku premiera przez Miklósa Kállayego, zręcznego i wyrafinowanego polityka, znanego ze swych sympatii proalianckich. Goebbels notuje w swym dzienniku: „Nowy premier był już od dawna znany jako wrogi Niemcom; na szczęście nigdy nie mieliśmy żadnych złudzeń na temat Węgier. Musimy tylko pil nie uważać, aby nie zrobiono żadnej szkody”. Charakterystyczne dla całej polityki nowego pre miera były ustawiczne próby balansowania pomiędzy III Rzeszą a zacłmdmnm aliantami, które zyskały tej polityce żartobliwe miano ,.kállai kettős” („podwójny kállai”) od popularnego w rodzinnych okolicach Kál layego czardasza polegającego na wykonywaniu przez ■tancerza kolejno dwóch kroków w lewo i dwóch w pra wo. Kállay, mimo początkowych ustępstw wobec naci sków III Rzeszy, zaczął coraz wyraźniej zmierzać do zawarcia porozumienia z aliantami. W trakcie tajnych rokowań z dyplomatami brytyjskimi w Konstantyno polu we wrześniu 1943 r. wysłannicy Kállayego usta lili warunki ewentualnej kapitulacji Węgier wobec aliantów. Sytuacja wewnętrzna na Węgrzech w tym Czasie sprawiała dość paradoksalne wrażenie. W cen trum nazistowskiej Europy istniał kraj, w którym po został bez zmian system parlamentarny, a większość prasy miała zdecydowanie antyfaszystowski charakter. Ukryte proalianckie stanowisko premiera doprowa dziło do szybkiej i zdecydowanej poprawy polskich organizacji uchodźczych. Nie tylko uwolniono wszy stkich aresztowanych za Bárdossyego działaczy uchodź czych, ale doszło do zacieśnienia kontaktów między premierem i skupionymi wokół niego kołami a kierow nictwem polskich uchodźców. To dzięki pośrednictwu strony polskiej udało się nawiązać w Lizbonie pierw sze tajne kontakty- wysłanników Kállayego z przedsta wicielami aliantów. W węgierskich kołach rządzących z zadowoleniem powitano wysuniętą przez gen. Sikor
274
skiego sugestią ewentualnego udziału Węgier w projek towanej polsko-czechosłowackiej federacji. Węgierscy kurierzy przewozili polską pocztę dyplomatyczną do Lizbony i dostarczali ją bezpośrednio do polskiego po selstwa. Propolska polityka Kállayego zaszła nawet tak daleko, że w rocznicę września (1 września 1943 r.) w radiu budapeszteńskim retransmitowano wcześniejsze przemówienie prezesa polskiej Bady Ministrów w Lon dynie — gen. W. Sikorskiego — do narodu, wyrażające wiarę w ostateczne zwycięstwo aliantów. Fakt ten w y wołał szczególne oburzenie hitlerowców, jeszcze w mar cu 1944 r. był wymieniony na liście antywęgierskich oskarżeń, przygotowanych Hitlerowi przez niemieckie MSZ. Zygzaki „podwójnego czardasza" zakończyły się jed nak ponurym dramatem. W marcu 1944 r, Hitler krań cowo zirytowany podejrzanymi manewrami węgierskie go sprzymierzeńca daje hasło do przygotowywanej skrzętnie od m iesięcy „Operacji Margarethe". Horthyego i szefa sztabu armii węgierskiej podstępnie zwa biono do Niemiec na rozmowy z Hitlerem, a tymcza sem niemieckie jednostki wojskowe ruszyły w kierun ku Budapesztu. Przebieg akcji w dość paradoksalny sposób potwierdził słuszność przewidywań niemieckie go marszałka Brauchitscha. Zapytany przez jednego z dyplomatów, ile czasu zajęłaby mu zbrojna okupacja Węgier, Brauchitsch odpowiedział: „— Dwadzieścia cztery godziny. — A jeśli napotka się opór? — Dwa naście godzin. — Jak to? — Nie trzeba będzie wygła szać przemówień”. Obezwładniona przez „piątą kolum nę" armia węgierska nie stawiała oporu. Regent Hor thy ostatecznie zaakceptował niemieckie ultimatum i narzucony przez Rzeszę skład nowego rządu, będą cego już właściwie tylko zbiorowiskiem węgierskich Quislingów.
275
G dy zasługą był donos W października 1944 r. Horthy pod wpływem coraz wyraźniej zbliżającej się klęski Niemiec hitlerowskich, podejmuje próbę wyjścia z wojny. Akcja przygotowana nadzwyczaj nieporadnie, po prostu bez głowy, kończy się jak najfatalniejszymi skutkami dla Węgier. Kiero wane przez kata Warszawy, Ericha von dem Bacha, oddziały niemieckie opanowują Budapeszt, narzucając dyktaturę fanatycznego przywódcy faszystów nilaszowskich — Ferenca Szálasiego. Są to już ostatnie mie siące wojny, gdy na Węgrzech w większej części kra ju zapanowuje brutalny, niczym nie osłonięty terror faszystowski. Trwają masakry Żydów, obozy zapełnia ją się więźniami politycznymi, stracony zostaje boha terski przywódca ruchu oporu — Endre Bajcsy-Zsilinszky. Giną w obozach: świetny eseista — A. Szerb, czołowy nowelista — A. E. Gelléri i wspaniały liryk — M. Radnóti, którego najbardziej wstrząsające wiersze odnaleziono przy ekshumacji awłok zakopanych w jed nym z masowych grobów. Atmosferę tych dni najpeł niej oddawał fragment jego utworu napisanego na pa rę miesięcy przed tragiczną śmiercią: Żyłem w takich, czasach na ziemi, gdy zasługą był donos, bohaterem — zdrajca, kat i zbir. (19 maja 1944 r.)
Kolejne akcje niemieckie w marcu i październiku 1944 r. zadały dotkliwy cios polskim organizacjom uchodźczym na Węgrzech. Już w pierwszych dniach po okupowaniu Węgier przez wojska nazistowskie w marcu 1944 r. gestapo aresztowało większość czołowych działaczy legalnych i tajnych organizacji uchodźczych, a paru z nich z miejsca zamordowano. Zamknięto wszystkie instytucje i stowarzyszenia uchodźcze. Stop
276
niowo konspiracyjny ruch uchodźców polskich zaczął się odradzać z ciosów zadanych mu w pierwszych ty godniach działalności. Znowu powstała tajna placówka w Budapeszcie, a jej kontakty z krajowym ruchem oporu koordynowane były przez utworzoną również na wiosnę 1944 r. tajną placówkę w Bratysławie, kiero waną przez Wacława Felczaka, jednego z najbardziej zasłużonych polskich działaczy konspiracyjnych na Wę grzech (po wojnie stał się on autorem znakomitej „Hi storii Węgier” od Arpadów po dzień dzisiejszy). W dru giej połowie 1944 r. jednak zarówno cywilna, jak i wojskowa Sieć konspiracji polskiej na Węgrzech zo stały ostatecznie rozbite.
C zy ten czołg jest d o sprzedania? Opowiadanie Stawińskiego „Węgrzy” i oparta na nim nowela filmowa w głośnym film ie Munka, „Eroica”, przyniosły dość groteskową wizję współdziałania pol sko-węgierskiego w czasie wojny. Była to jednak typo wa licentia poetica twórców. W rzeczywistości można przytoczyć wiele przykładów efektywnej pomocy żoł nierzy węgierskich dla polskiej ludności cywilnej, a na w et dla, polskich oddziałów partyzanckich, zarówno z AK, jak i Gwardii Ludowej i AL. Ocenia się, że paruset Węgrów wzięło bezpośredni udział w walkach w szeregach partyzantki polskiej. Na przykład w od dziale płk. Roberta Satanowskiego, walczącym pod na zwą „Jeszcze Polska” na linii Kowel—Brześć—Pińsk, wyróżniła się .grupa węgierskich partyzantów na czele z Gyulą Ráczem. W maju 1944 r. cała kompania woj ska węgierskiego przyłączyła się do polskiego oddziału partyzanckiego w miejscowości Gliny na Lubelszczyźnié. Węgierskie jednostki wojskowe przyczyniły się w
277
dużej mierze do uratowania miejscowości Łosice na Lubelszczyźnie przed jej zaplanowanym zniszczeniem przez oddziały hitlerowskie. Między innymi Węgrzy poinformowali partyzantów o niemieckich przygotowa niach do wysadzenia mostu i wielu budynków w Łosi cach, umożliwiając przez to zorganizowanie na czas akcji, która to udaremniła. Poza tym żołnierze węgier scy przekazali działającym tam partyzantom znaczne ilości broni, a w szczególności ciężkich karabinów ma szynowych. W oddziałach Armii Ludowej i Armii Krajowej zda wano sobie dobrze sprawę z propolskich nastrojów pa nujących wśród węgierskich jednostek wojskowych i rozwijano szeroką agitację, aby nakłonić je do prze chodzenia na stronę partyzantów. W rozpowszechnia nych wśród Węgrów ulotkach starano się uwypuklić tradycyjne historyczne związki polsko-węgierskie, ak centując potrzebę ponownego zespolenia losów obu na rodów we wspólnym froncie przeciwko faszyzmowi. Taki charakter miała m. in. zredagowana przez oficera Armii Ludowej w Lubartowie, w kwietniu 1944 r., ulo tka wzywająca Węgrów do natychmiastowego przyłą czenia się do polskich oddziałów. Na jednej z ulotek zawierającej tekst tłumaczony na język węgierski uimeszczono odbitkę portretu Sandora Peiófiego, i cy towano fragment z jego wiersza „Armia Siedmiogrodz ka” o Bemie. Interesującą inicjatywę propagandową stanowiły spe cjalne dwujęzyczne „Rozmówki polsko-węgierskie”, wydane przez Tajne Wojskowe Zakłady Wydawnicze Armii Krajowej, Zawierały one m .in. następujące sformułowania, imające ułatwić polskim chłopom odpo wiednie dogadanie się z Węgrami: „Dzień dobry panu! Czy z daleka pan jedzie?... Czy pan jest Węgrem?... U nas wszyscy sympatyzują z Wę grami. Jesteśmy bratnimi narodami i często sobie wza
278
jemnie pomagamy. Może pan pozwoli do mego domu ogrzać się trochę, odpocząć... Mogę panu dostarczyć trochę chleba i słoniny lub masła... Chętnie kupię u pa na broń (ekwipunek, naboje). A może chce pan wymie nić to na chleb (masło, mleko, jedzenie)? Czy ten koc (buty, koń, wóz, samochód, motocykl, armata, czołg) jest do sprzedania? A może do zamiany na żywność (wódkę)?... Z Rosji pam /wraca? Do domu już niedaleko. Postaraj się pan dostarczyć nam broni i innych przed miotów wojennych, a zapłacimy dobrze i dopomożemy do powrotu. Do widzenia panu, życzę szczęśliwej po dróży!” Bardzo interesujący historyczny epizod stanowiły stosunki między powstańcami warszawskimi a stacjo nującymi pod Warszawą oddziałami węgierskimi. Niemcy powierzyli tym oddziałom zadanie stworzenia swego rodzaju zapory między działającą w lasach pod warszawskich partyzantką i walczącą Warszawą. Wę grzy w praktyce jednak nie spełnili zaplanowanej dla nich przez Niemców roli niejednokrotnie przepuszcza jąc swobodnie przez swe linie całe polskie jednostki bojowe (np. 450-osobowe zgrupowanie Romana Trzaski-Kałuskiego w dniu 14 sierpnia 1944 r.), a w rejo nie Puszczy Kampinoskiej praktycznie nawet ubezpie czając przez pewien czas linie komunikacyjne powstań ców. Węgrzy przekazywali powstańcom informacje o grożących im ruchach wojsk hitlerowskich. W znako mitej monografii powstania warszawskiego pióra Ada ma Borkiewicza znajdujemy np. uwagi o tym, że „przy chylni W ęgrzy— (kwateruj ący w Pyrach i w okolicy — uprzedzali o przygotowaniach niemieckich do natar cia na Warszawę na linii Służew—Wilanów”. Dochodziło do różnych manifestacyjnych przejawów sympatii jednostek węgierskich dla powstańców war szawskich. Jednostki węgierskie zajmujące rejon wsi Stanisławów przywitały oddziały powstańcze wiwatami
279
i bez przeszkód przepuściły je przez swe linie. W Ur synowie orkiestra uczestnicząca w nabożeństwie polowym odegrała polski hymn narodowy. Powstańcy, za chęcani różnymi objawami sympatii Węgrów dla wal czącej Warszawy, podjęli próbę pozyskania jednostek węgierskich do aktywnego udziału w walkach przeciw ko hitlerowcom. Inicjatywa w tym kierunku wyszła ze strony kpt. Szymona (Józefa Krzyczkowskiego), do wódcy VIII Rejonu, który skierował do dowództwa dy wizji węgierskiej stacjonującej między Puszczą Kam pinoską a Żoliborzem pismo stwierdzające m. in.: „Po zwolić płynąć krwi węgierskiej albo polskiej byłoby przestępstwem, od którego powstrzymuje nas wspól na historia”. Wprawdzie ta próba pertraktacji nie dała większych rezultatów, ale Węgrzy obiecali zachowanie neutralności w walkach, a w późniejszym czasie doszło do przejścia kilkudziesięciu żołnierzy węgierskich do polskich oddziałów partyzanckich w rejonie Puszczy Kampinoskiej. (Niektórzy z nich polegli w walkach po stronie polskiej). Wkrótce potem oddziały węgierskie zostały wycofa ne spod Warszawy na żądanie Niemców, do których dotarły informacje o kontaktach między Węgrami a powstańcami. Niemieckie dowództwo wyznaczyło na wet specjalne oddziały wojskowe, które miały zaata kować Węgrów w wypadku upewnienia się co do ich ostatecznego porozumienia się z powstańcami. Nadzór niemiecki uniemożliwił zrealizowanie danej przez do wództwo węgierskiego korpusu obietnicy przekazania powstańcom sprzętu artyleryjskiego w momencie wyco fania się części ich oddziałów. Wycofujący się Węgrzy zabrali natomiast ze sobą licznych Polaków, którzy pragnęli uratować się przed represjami Niemców i w łasowców, umożliwiając im wydostanie się poza kordon wojsk hitlerowskich osaczających Warszawę..
280
Bajcsy-Zsilinszky a Polska
...do dziś nie znalazł się ani jeden polski nau czyciel na terenie tzw. Generalnej Guberni, który skłonny byłby wykładać historię polską tak, Jak tego sobie życzą najeźdźcy... Praw da, źe m y za to mamy wszędzie zdrajców we wnętrznych. Ale właśnie dlatego trzeba z wiel ką mądrością 1 zdecydowaniem przynajmniej zneutralizować tę piątą kolumnę. (Z memorandum E. Bajcsy-Zsillnsklego IMS r.)
Chyba niewielu polskich turystów wysiadających na dworcu Nyugati zdaje sobie sprawę, kim był człowiek, którego imię nosi zaczynająca się tam jedna z central nych ulic Budapesztu — Bajcsy-Zsilinszky út. A prze cież postać Endre Bajcsy-Zsilinskiego, największego bohatera węgierskiego ruchu oporu, powinna być szcze gólnie bliska właśnie Polakom. To on bowiem był czo łowym przedstawicielem orientacji propolskiej na Wę grzech od początku lat trzydziestych aż do swej boha terskiej śmierci w 1944 r., niestrudzenie występując na rzecz Polski i Polaków w najtrudniejszych chwilach, gdy Węgry znalazły się w obozie Osi. Przywódca Wę gierskiego Narodowego Komitetu Powstańczo-Wyzwoleńczego, przygotowującego powstanie antyhitlerow skie, w okresie II wojny stał się swego rodzaju sym bolem walki o niezależność Węgier, nie wahając się nierzadko w odosobnieniu podejmować walkę przeciwko temu, co uważał za hańbiące dla swego narodu. Bobił
281
to zawsze z odwagą i bezgranicznym poświęceniem, zarówno wtedy, gdy w 1942 r. po masakrze ludności serbskiej, tzw. zimnych dniach w Nowym Sadzie, rzu cał w parlamencie swoje samotne „Oskarżam” premie rowi Bárdossyemu, jak i w dniu okupacji Węgier przez oddziały niemieckie 19 marca 1944 r., gdy był jedyną osobą stawiającą zbrojny opór Niemcom i dostał się w ich ręce dopiero ciężko ranny. Jak pisał o tym fakcie poeta węgierski, Gyula Illyés: „Była to chwila, gdy samotny Zsilinszky reprezentował sobą całe Wę gry, gdy drzwi jego mieszkania broniły dostępu do całego kraju”. Eseista węgierski, György Bálint, napisał: „Bardzo trudne, niemal' niemożliwe jest żyć pięknie w cza sach teraźniejszych”. Współczesny publicysta, nawią zując do tych słów Balinta napisał, iż to „niemal nie możliwe” odnosi się do całego życia Endre Bajcsy-Zsilimskiego, będącego jakby romantycznym XIX-wiecznym bohaterem powieści Jókaia, przerzuconym w dwu dzieste stulecie. Zycie Bajcsy-Zsilinskiego nie było wolne od wielu paradoksów. Czołowy przywódca le galnej opozycji lewicowej w czasie drugiej wojny świa towej, współdziałający z przywódcami partii komuni stycznej, swą karierę polityczną rozpoczął wiele lat wcześniej na prawicy. Tragiczny incydent w młodości na długo odseparował go od tych, którzy w przyszłości stali się jego najbliższymi towarzyszami broni. Poszło o sprawę honoru rodowego. Kadykalny przywódca chłopski András Achim, znany zarówno z wielkiej od wagi osobistej, jak i z wielkiej impulsywności i poryw czości, któregoś dnia miał osobiście obrazić matkę i sio strę Zsüinskiiego, którego ojciec był przeciwnikiem po litycznym Achima. Wychowany w tradycji „szlachec kiego honoru” młody 23-letni Endre Zsilinszky wraz z bratem poszli do Achima z żądaniem satysfakcji. Do szło do gwałtownej sprzeczki i tragicznej w skutkach
282
szamotaniny — brat Endrego śmiertelnie zranił Achi ma. Pamięć o -zabójstwie Achima na całe dziesięciole cia zaciążyła na drodze życiowej Bajcsy-Zsilinskiego, przez długi czas uniemożliwiając mu pozyskanie za ufania chłopów. Zdarzały się wypadki, iż w trakcie wieców, na których przemawiał Bajcsy-Zsilinszky, ktoś z obecnych ba sali wyciągał nagle na widok publiczny zbroczoną krwią koszulę zabitego trybuna ludowego, stanowiącą dla chłopów swoistą relikwię. Powoli jed nak radykalizm Bajcsy-Zsilinskiego, jego odwaga i zde cydowanie w walce o interesy chłopstwa zyskały mu niezwykłą popularność wśród tej klasy. Już pod koniec lat dwudziestych wraz z pogarsza niem się sytuacji gospodarczej na Węgrzech zaczyna się radykalizacja poglądów społecznych Bajcsy-Zsilinskie go. Dojście Hitlera do władzy w Niemczech, groź ba anschlussu, nasilenie tendencji separatystycznych i otwartych wystąpień prohitlerowskich wśród mniej szości niemieckiej na Węgrzech budzą u Bajcsy-Zsi linskiego coraz większe zaniepokojenie groźbą eks pansji niemieckiej przeciw Węgrom. Zsilinszky, który we wczesnej młodości w okresie studiów w Niemczech przebywał pod urokiem wszystkiego co niemieckie i ży w ił kult dla niemieckiej armii, teraz jako jeden z pier wszych Węgrów dostrzega hitlerowskie zagrożenie, sta je się czołowym przedstawicielem antyniemieckiej orientacji w parlamencie węgierskim. Orientacja antyniemiecka oznacza wówczas automatycznie orientację propolską. Już 18 maja 1933 r. podczas dyskusji w par lamencie na temat polityki zagranicznej akcentuje, że Węgry powinny były natychmiast po zakończeniu pier wszej wojny światowej odciąć się od tak katastrofal nych dla nich więzi z Niemcami i jak najsilniej zbliżyć do Polski. Odtąd jako stały refren w kolejnych prze mówieniach Bajcsy-Zsilinskiego pojawiają się ostrze-
283
żenią przed, groźbą -niemieckiej ekspansji, wezwania do zacieśniania więzów między Węgrami a Polską prze ciwko wspólnemu niebezpieczeństwu. Szczególnie duży rozgłos wywołuje wystąpienie Bajcsy-ZsiUnskiego z 16 maja 1934 r., kiedy wręcz oświad cza, że tragedią narodu węgierskiego jest sposób, w jaki zajmuje się sprawą polską, piętnując fakt, iż na skutek związania się z Niemcami Węgry utraciły możliwość należytego rozwoju stosunków z Polską. Je go przemówienie podkreśla, że przyjaźń z Polską nie może być tylko uzupełnieniem przyjaźni z III Rzeszą, wskazuje, że więzi z Polską powinny całkowicie zastą pić dotychczasowe stosunki Węgier z Niemcami hitle rowskimi. Stanowczo podkreśla, że w interesie Węgier leży wzmocnienie Polski, bo oznaczać ono będzie rów noczesne wzmocnienie Węgier wobec groźby wielkomo carstwowych Niemiec. W kwietniu 1934 r. zdecydowa ne wystąpienie Bajcsy-Zsilinskiego w obronie Polski doprowadza do dymisji przewodniczącego komisji za granicznej węgierskiego parlamentu, Gyűli Pékára, który pozwolił sobie na nieprzychylne uwagi na temat Polaków. W maju 1934 r. Bajcsy-Zsilinszky zostaje wi ceprzewodniczącym Towarzystwa Przyjaźni Węgier sko-Polskiej. Protestując przeciwko wyjazdowi faszyzującego, pro niemieckiego premiera, Gyűli Gombosa, na zjazd partii nazistowskiej, z oburzeniem zapytał go, czego szukał na nazistowskich uroczystościach partyjnych, czy nie widział wydanych przez partię nazistowską map wy raźnie przedstawiających hitlerowskie roszczenia do ziem czysto węgierskich. W pewnym momencie swego wystąpienia, nie mogąc już dłużej pohamować wzbu rzenia, Zsilinszky walnął pięścią w stół wołając: „Niech sobie to pan premier zapamięta, że tu przez tysiąc lat nie zapanowała niemczyzna i nigdy nie zapanuje tu w przyszłości, ponieważ, jeśli tylko będzie potrzeba,
284
odważymy się pójść nawet pod kule czy na szubienicę”. Pál Pesthy, jeden z zaufanych Gombosa, na próżno próbował przekonać Zsilinskiego: „Otrzymasz wszy stko,. go tylko zechcesz, ale bądź ostrożny, nie atakuj Niemców”. Jeszcze na krótko przed wyborami 1935 r. Gömbös zaproponował Żylińskiem u 8 mandatów dla niego, i pozostałych przywódców Partii Radykalnej w zamian za połączenie się z partią rządzącą i zaniecha nie antyniemieckiej agitacji politycznej. Wszystko na próżno. Zsilinszky właśnie w 1934 r. objechał prowin cję nadgraniczną Baranya, zamieszkaną przez sporą mniejszość niemiecką tzw. Szwabów i ten objazd stał się dlań źródłem szczególnie wstrząsających obser wacji, na miarę wrażeń, które przeżył w innych wa runkach autor „Na tropach Smętka”. Zsilinszky, który w czasie swego objazdu na każdym kroku zderzał się z szowinistyczną butą miejscowej ludności szwabskiej, teraz w dziesiątkach artykułów bił na alarm przed groźbą pangermanizmu, przypominał antywęgierskie fragmenty „Mein Kampf” i gorzkie nauki płynące z wszystkich zbliżeń Węgier do Niemiec w przeszło ści. Premier Gömbös robił wszystko dla uniemożliwienia ponownego wyboru Bajcsy-Zsilinskiego do parlamenrtu. Brutalny terror przedwyborczy doprowadził do po rażki wyborczej Zsilinskiego i rozbicia jego partii. Wy dawany przez Zsilinskiego tygodnik „Szabadság” staje wobec groźby likwidacji ze względu na trudności fi nansowe. W tej sytuacji — jak opowiadał jeden z naj bliższych współpracowników Zsilinskiego — z pomocą pospieszyli Polacy, proponując „przekazanie 50 000 pengő — co starczyłoby z nawiązką na pokrycie wszy stkich kosztów. Zsilinszky jednak odrzucił propozycję pomocy, podkreślając, iż nie dlatego głosi przyjaźń pol sko-węgierską, aby ją rozmieniać na drobne pieniądze
285
kapitału, i pomimo, że zapewniono go, iż suma ta zo stanie przekazana przez polskie przedsiębiorstwa w za mian za zwyczajowe ogłoszenia — nie dał się przeko nać”. Bajcsy-Zsilinszky decyduje się na przyłączenie swej partii.do Niezależnej Partii Drobnych Rolników. W parę lat później, w toku nowych wyborów zor ganizowanych w bardziej demokratycznych warunkach przez premiera iPála Telekiego, Zsilinszky uzyskuje po nownie mandat do parlamentu. Od pierwszej chwili wykorzystywał go do demaskowania „brunatnego nie bezpieczeństwa” i wzywał do sojuszu między Buda pesztem a Warszawą. Po napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę Bajcsy-Zsilinszky stara się wykorzystać róż ne możliwe forum, by wyrazić sympatię do Polaków, od artykułów w prasie, po wystąpienia w parlamencie. Depesza hitlerowskiego ambasadora w Budapeszcie, Erdmansdorffa, z 15 września 1939 r. stwierdza, iż wę gierski minister spraw zagranicznych, Csáky, informo wał o gwałtownym wystąpieniu Zsilinskiego w ko m isji zagranicznej parlamentu, piętnującym proniemie ckie oświadczenie Gsákyego w sprawie odpowiedzialno ści za wybuch wojny. Równocześnie Zsilinszky z całą energią rzuca się w wir działalności na rzecz pomocy dla pierwszych uehodźeów z Polski, należy do tych działaczy politycz nych, którzy najwięcej robią dla wspomożenia 140-tysięcznej rzeszy uchodźców polskich. Jak pisał Lajos Dernőá-Kocsis, autor monografii o Bajcsym-Zsihnskim: „Uwielbienie Zsilinskiego dla Polaków niemal predestynowało go do tego, żeby pomagał im wszę dzie tam, gdzie to tylko było możliwe”. Od chwili klęski Polski w 1939 r. Bajcsy-Zsilinszky próbuje szukać możliwości przeciwstawienia się zagro żeniu Węgier ze strony Niemiec hitlerowskich po przez sojusz mniejszych państw naddunajskich. W tym celu wyjeżdża, nie bez wiedzy ukrytego zwoleimi-
286
ka orientacji anglosaskiej, premiera P. Telekiego, do Belgradu w lutym 1940 r. i przeprowadza rozmowy z czołowymi jugosłowiańskimi mężami stanu na temat możliwości i współpracy Węgier z Jugosławią. Wyda na w 1941 r. przez Zsilimskiego książka „Nasze miej sce i los w Europie” głosi na krótko przed napaścią Niemiec na Jugosławię potrzebę jak największego wza jemnego zbliżenia między Węgrami i południowymi Słowianami. Publikowana w półtora roku po okupacji Polski przez Niemcy hitlerowskie książka Bajcsy-Zsilinskiego poświęcała osobny podrozdział sprawie pol skiej, szczególnie silnie eksponując propolskie wypo wiedzi węgierskiego polityka Andrássyego z okresu pierwszej wojny światowej: „W przeszłości Europa środkowa wiele zawiniła wobec Polaków... Szanujmy historyczną osobowość i prawa naturalne polskiego na rodu, kierujmy się zaufaniem i sympatią wobec Pola ków, którzy cierpieli tyle, jak mało który z naro dów”. Wyrażając pełne poparcie dla stwierdzeń Andrássyego Zsilinszky ubolewał, że nie dało się stworzyć trwa łego zbliżenia polsko-węgierskiego w okresie między wojennym. W kwietniu 1941 r. premier Teleki popełnił samobójstwo, nie chcąc zgodzić się na udział Węgier w napaści na Jugosławię. Jego następca, Bárdossy, do prowadził do pełnego wciągnięcia Węgier w iwojnę po stronie Osi, wypowiadając 1941 r. w czerwcu wojnę ZSRR. Bajcsy-Zsilinszky, który był jednym z trzech posłów protestujących przeciwko przyłączeniu się Wę gier do Osi, był jedynym posłem parlamentu protestu jącym przeciwko wypowiedzeniu wojny ZSRR wołając do premiera Bárdossyego: „Pan nie miał prawa”. Do magał się od rządu Bárdossyego, aby umożliwił opo zycji prawo do publicznego wypowiadania odrębnego stanowiska w dziedzinie polityki zagranicznej: „Prosimy o odrobinę powietrza, jeśli nie można in
287
nego to przynajmniej powietrza więzień lub obozów internowania, dla naszej niezbitej z logicznego i histo rycznego punktu widzenia opozycji w dziedzinie poli tyki zagranicznej, tak, abyśmy mogli zdobyć kredyt zaufania dla naszych słów w razie nowego strasznego upadku”.
O dw ołuję się do sum ienia narodu... W styczniu 1942 r. Bajcsy-Zsilinszky, który tak go rąco dążył do pojednania i zbliżenia między Węgrami a Jugosławią, otrzymuje tragiczną informację o rzezi w Nowym Sadzie. Jak się okazało, jeden z węgierskich generałów niemieckiego pochodzenia, Ferenc Feketehalmy-Czeydner, pacyfikujący partyzantkę na terenach przyłączonych do Węgier po napaści na Jugosławię, po lecił dokonanie masakry ludności seribsikiej zamieszku jącej Nowy Sad (niektórzy historycy uważają, że do konał on tego z polecenia niemieckiego wywiadu, prag nącego na zawsze skłócić Węgry z Jugosławią). Zginęło kilka tysięcy osób. Natychmiast po otrzymaniu wiado mości o masakrze Bajcsy-Zsilinszky rozpoczął akcję na rzecz ukarania jej sprawców. Dochodzi do jakże dra matycznej konfrontacji w parlamencie, gdy Bajcsy-Zsi linszky, próbując napiętnować sprawców zbrodni, w osamotnieniu odpiera skoncentrowany przeciw niemu atak posłów ze skrajnej prawicy, głównie faszystów niłaszowskich. Oto kilka fragmentów z dyskusji w par lamencie 2 grudnia 1942 r. według stenogramu z po siedzenia: — Bajcsy-Zsilinszky: „Mówmy uczciwie, tak jak to nam, Węgrom, przystoi. Zginęło ponad 4500 ludzi, w tym 199 dzieci i 280 starców”. F. Rajniss: „Niepraw da, zginęli żandarmi, bo ich zastrzelono z ukrycia!” — Bajcsy-Zsilinszky: „pozostały setki wdów i sierot w konsekwencji tych nieszczęsnych i... (Rajniss: sieroty
288
po żandarmach!) całkowicie sprzecznych z duchem wę gierskich praw i z węgierskim kodeksem wojsko wym...” J. Bognár: „Znów wysuwa podejrzenia pod adresem armii!” K. Mosonyi: „Świństwo!” K. Tihamér: „To zdrada kraju!” E. Korponay: „I pan jest Wę grem?”... J. Prokopecz: „On obraża naszą armię!” Mo sonyi: „Natychmiast odebrać mu głos i postawić przed komisją dyscyplinarną!” Przewodniczący obrad: „Pro szę pana posła Zeilinskiego... Wypowiedzi pana posła Zsilinskiego wymierzone są przeciw interesowi ogółu (okrzyki z obu stron sali: „Niech żyje przewodniczący obrad!" — oklaski). Dlatego przywołuję pana posła do porządku i oświadczam, że jeśH powtórzy tego typu Słowa, to odbiorę mu głos!”... Bajcsy-Zsilinszky: „Te wdowy i sieroty... Te wdowy i sieroty powinny zna leźć obronę i opiekę w trwałych zasadach węgierskiego prawa państwowego i w szlachetnym sercu narodu wę gierskiego”, Prokopecz: „Żałuję, że to jego zabrakło w Nowym Sadzie”. Rajniss: „Cóż to za absurd tego typu sędziowie moralności!”... Okrzyki na prawicy: „Nie zniesiemy tego!” Prokopecz: „Wyrzućmy go!” J. Piukovich: „Lepiej, żebyśmy go nie słuchali ani chwili dłużej! Niech go słuchają w Ameryce i w Lon dynie!” J. Halmai: „Po to tylko mówi, by go usłyszano w Ameryce!”... L. Nagy: „Nikt nie ma prawa denuncjować, a zarazem bronić tych, co wysadzają pociągi!” Bajcsy-Zsilinszky: — „Odwołuję się do sumienia naro du .węgierskiego i nikogo nie denuncjuję. Odwołuję się się do sumienia narodu węgierskiego!,..” Atakowany, spotwarzany i szykanowany Bajcsy-Zsi linszky kontynuował wystąpienia przeciwko temu, co uważał za haniebną zbrodnię. Po ponad rocznych wy siłkach jego bezkompromisowa akcja demaskatorska do prowadziła do powołania specjalnego trybunału w spra w ie generała Feketehalmy-Czeydnera i kilku innych sprawców masakry , w Nowym Sadzie. Był to pierw
289
szy i jedyny, przypadek, że w czasie drugiej wojny, światowej, w kraju walczącym po. stronie III Rzeszy, wezwano przed sąd winnych zamordowania obywateli kraju okupowanego, Oskarżeni oficerowie pozostali je dnak na wolności do czasu rozprawy, ponieważ dali oficerskie słowo honoru, że nie będą próbować .ucieczki. Złamali je już po kilku dniach uciekając do Niemiec w grudniu 1943 r. Główny winowajca Feketehalmy-Czeydner oświadczył po swej ucieczce, iż wie, że Zsi linszky chciał ich oddać w ręce kata, ale fortuna kołem się toczy, i sznur zarzucony zostanie na szyję tego, który przeciwko nim wystąpił. „I to już niedługo” — dodał. Feketehalmy-Czeydner i inni oficerowie wrócili na Węgry w marcu 1944 r. wraz z wkraczającą armią hitlerowską. Pół roku później Feketehalmy-Czeydner z satysfakcją podpisywał zatwierdzenie wyroku śmier ci na Zsilinskiego... W tym okresie Bajcsy-Zsilinszky coraz konsekwent niej zbliżał się do radykalnej lewicy, współpracując z komunistami w stworzeniu pierwszego zalążka ruchu antyhitlerowskiego; był świadkiem obrony w procesie przywódców komunistycznych. Przez cały czas wojny, od 1939 aż do marca 1944 r. kontynuował działalność na rzecz zerwania przez Węgry więzi z Niemcami, bez kompromisowo występował w parlamencie wywołując oburzenie faszystowskich polityków. Informacja o jed nym z jego przemówień parlamentarnych odnotowana zostaje w dzienniku Goebbelsa jako przykład skrajnej „nielojalności” węgierskiego sojusznika. W hpcu 1943 r. Bajcsy-Zsilinszky wystosował do premiera Kállayego specjalne memorandum w imieniu Partii Drobnych Rolników, otwarcie domagając sięwyjścia Węgier z wojny i ogłoszenia ich neutralności.Zsilinszky postulował dymisję wszystkich oficerów i urzędników' odpowiedzialnych za współpracę z Niem cami i okrucieństwa, przywrócenie pełni swobód de-
290
mokratycznych, równouprawnienie mniejszości naro dowych, sojusz z Polską i Jugosławią i utworzenie fe deracji małych narodów od Skandynawii po Dardanele. Wskazując na potrzebę podjęcia niezbędnego ryzyka dla wyprowadzenia Węgier z wojny, memorandum Zsilinskiego powoływało się na przykład bohaterskiego narodu polskiego wobec przeważających sił wroga. Znaleźć tam można m. in. następujące stwierdzenie: „...do dziś nie znalazł się ani jeden polski nauczyciel na terenie tzw. Generalnej Guberni, który skłonny był by wykładać historię polską tak, jak tego sobie życzą najeźdźcy... Prawda, że my za to mamy wszędzie zdraj ców wewnętrznych. Ale właśnie dlatego trzeba z wiel ką mądrością i zdecydowaniem przynajmniej zneutra lizować tę piątą kolumnę”. Regent Horthy i premier Kállay odrzucili jednak wnioski memorandum, których realizacja mogła za pobiec późniejszej tragedii Węgier w 1944 r. Podjęta «w marcu 1944 r. przez Niemcy okupacja Węgier nie napotkała żadnej próby zbrojnego oporu poza jedną ze strony Bajcsy-Zsilinskiego. Gdy gestapowcy przyszli go aresztować, powitał ich kulami, dostał się w ich ręce dopiero po ■zranieniu dwóch Niemców i wy strzelaniu wszystkich nabo'jów, sani ranny w brzuch i w ramię. Później wspominał z goryczą, iż w momen cie, gdy gestapowcy krwawiącego z ran wynosili go z mieszkania — przed domem stał w bezruchu tłum ludzi, którzy patrzyli na aresztowanie i milczeli. Wy krzyknął: „Niech żyją wolne i niepodległe Węgry”, ale •i ten krzyk nie znalazł oddźwięku. Według wspomnień przyjaciół Bajcsy-Zsilinskiego, w celi, której został osadzony po uwięzieniu, na 14 współwięźniów było aż .8 Polaków. Jeden z nich, nazwiskiem Rybak, znał do brze język węgierski. . Gestapowcy od pierwszych niemal chwil po Uwięzie niu rozpoczęli bezwzględne przesłuchania Bajcsy-Zsi-
291
lińskiego, usiłując się dowiedzieć o jego kontaktach z innymi członkami ruchu oporu, poddając go tortu rom. Po nieudanej próbie samobójstwa Bajcsy-Zsilinskiemu udało się skierować śledztwo na ślepe tory. 15 października 1944 r. po ogłoszeniu zawieszenia broni przez Horthyego Zsilinszky zostaje wypuszczony z więzienia. Tego samego dnia jednak wojska hitlerow skie obaliły Horthyego i wprowadziły rządy fanatycz nego przywódcy faszystów nilaszowskich, Szálasiego. Bajcsy-Zsilinszky stanął na czele podziemnego Węgier skiego Narodowego Komitetu Powstańczo-Wyzwoleńczego koordynującego działalność całego ruchu oporu. Komitet rozpoczął bezpośrednie przygotowania do wy wołania w stolicy powstania, które miało wybuchnąć w momencie, gdy Armia Czerwona zbliży się do Buda pesztu. Z opublikowanych w 1947 r. informacji przy wódcy partii socjaldemokratycznej, Arpáda Szakasitsa, wiadomo, iż kierownictwo węgierskiego ruchu oporu na czele z Bajcsym-Zsilinskim wyznaczyło polskiej uchodźczej konspiracji wojskowej poważne zadania wojskowe w przygotowanym powstaniu.
M y, którzy będziem y um ierać Niestety, po miesiącu przygotowań, pod koniec listo pada 1944 r,, Niemcom udało się aresztować kilkaset osób z kierownictwa i różnych sekcji komitetu, w tym jego cały sztab generalny wraz z Endre Bajcsym-Zsilinskim. Znowu więzienie i tortury, tym razem ze strony rodzimych faszystów nilaszowskich. Zapada wy rok śmierci. Egzekucję wyżnaczono na w igilię świąt Bożego Narodzenia. Idąc na miejsce straceń Bajcsy-Zsi linszky pożegnał się z żoną słowami: „My wszyscy, któxzy dziś tu będziemy umierać, przez swą śmierć bę dziemy obecni później na rokowaniach pokojowych”.
292
Po wykryciu spisku i zniweczeniu nadziei na powsta nie uważał, iż odtąd najlepiej może pomóc swemu na rodowi poprzez ofiarę z własnego życia. 24 grudnia 1944 r. przed południem Bajcsy-Zsilinszky został stracony na szubienicy. W niecałe pół roku później — 27 kwietnia 1945 r. w kilka tygodni po wy zwoleniu Węgier wojskowy pogrzeb Bajcsy-Zsalinskiego zmienił się w ogólnonarodową uroczystość żałobną. Oddając cześć bohaterskiemu przywódcy węgierskiego ruchu oporu mianowano go pośmiertnie ministrem obrony narodowej i generałem broni. Bohaterska postać Endre Bajcsy-Zsilinskiego i jego związki z Polską są szczególnie pięknym symbolem wzajemnego współdziałania obu narodów w walce o wolność i niepodległość. Współdziałania, które zawa żyło o tym, iż — jak pisał czołowy węgierski znawca historii Polski, Endre Kovács: „Do specyficznej natury stosunków polsko-węgier skich należy to, że najbardziej rzucają się w oczy ich cechy postępowe, i to właśnie jest zawsze najbardziej pociągające i pasjonujące w treści tych stosunków”.
293
294
Część druga
W kręgu węgierskiej literatury 295
296
X ffl I do książki, i do szklanki
Od niedawnego czasu nastąpiło coś, co m oina by określić Jako odkrycie w spółczesnej li teratury w ęgierskiej. (W ojciech Żukrowskl 1971 r.) Co było powodem, że zainteresow anie Ję zykiem polskim na W ęgrzech a i tak mocno wzrosło na początku la t sześćdziesiątych? Nie w ątpliw ie tym , co skoncentrowało uwagą na Polsce, b yło oddziaływanie polskiej literatury i film u, ich rosnąca popularność.
(István Kovács 1913 r.)
Może obruszą się na mnie sympatycy Keveya, pol skiej i węgierskiej szermierki za zawartą w tytule roz działu trawestację znanego przysłowia, ale w tym przy padku idę tylko za duchem czasu. W umacnianiu zbli żenia obu narodów obok wciąż niedoścignionej „szklan ki” mało dziś przydatna szabla ustępuje bowiem coraz bardziej miejsca książce, filmowi czy dramatowi. Ob chodzone w 1978 r. 30-lecie podpisania Układu o Przy jaźni, Współpracy i Wzajemnej Pomocy między Polską a Węgrami, a zarazem 30-lecie pierwszej polsko-wę gierskiej umowy kulturalnej (podpisano ją 31 stycznia 1948 r.) są szczególnie dobrą okazją do przypomnienia wspólnych osiągnięć na drodze wzajemnego zbliżenia i współpracy w okresie powojennym. Szerszej opinii stosunkowo najlepiej znane są tak ożywione wzajemne kontakty międzypartyjne i międzypaństwowe na szcze blu politycznym oraz wielostronna wzajemna współ praca gospodarcza. H. Ciszewski i M. Kral poświęcili
297
osobną książkę problemom polsko-węgierskiej współ pracy gospodarczej. Nie zawsze w pełni znane są na tomiast fakty o tak wielostronnej' wzajemnej współ pracy w różnych dziedzinach kultury, roli wzajem nych inspiracji kulturalnych — czynnikach stymulu jących lepsze wzajemne poznanie.
Od „W ytw ornych pensjonatów ” do autentycznej literatury Dobrą ilustrację kolejnych etapów powojennej wy miany kulturalnej stanowi historia postępów w recep cji węgierskiej literatury. Start w tej dziedzinie nie był wcale najłatwiejszy. W okresie międzywojennym .pomimo wielu oficjalnych dowodów przyjaźni plon wzajemnej recepcji w dziedzinie literatury nie był wcale zbyt obfity. Poza przyswojeniem polskim czytel nikom kilku powieści Jókaia i Kosztolányiego, paru wartościowszych utworów F. Herczega i F. Molnára, publikacją wyboru węgierskich wierszy w „Panteonie Literatury Światowej” zrobiono stosunkowo niewiele dla przedstawienia najwybitniejszych węgierskich dzieł literackich w Polsce. Wśród przekładów zdecydowa nie dominowały książki autorów drugo- i trzeciorzęd nych, nierzadko zatrącające o kicz. O tym, czego szu kali nasi wydawcy w ówczesnej literaturze węgier skiej, najlepiej mówią same tytuły niektórych przekła dów: „Wytworny pensjonat” K. Csathó, „Muszę wyjść za mąż” J. Földes, „Dwaj mężowie pani Viky” i „Z mi łości niedostatecznie” L. Bus-Fekete, „Bezdroża mi łości” F. Kormendiego, „W obronie kobiety” J. Bokaya, „Dziewczę nowoczesne” J. Gergelya czy wiersza G. Dalmadyego „Modląca się dziewica”. W popularyzacji literatury węgierskiej w okresie po wojennym można wyróżnić jak gdyby dwa etapy: od
298
1945 do 1956 r. i od 1956 r. W pierwszym okresie do 1956 r. przyswojono polskim czytelnikom m. in. wiele wartościowych dzieł węgierskiej klasyki począwszy od nowego iwyboru poezji S. Petófiego poprzez powieści K. Mikszátha „Oblężenie Bystrzycy”, „Nowa Zriniada”, do „Krewnych” Z. Móricza. Przetłumaczono znakomitą książkę Á. Tamásiego „Abel w puszczy”, dzieła Gy. Illyésa „Lud puszty”, i „Wódz i poeta” (poświęcone przyjaźni Bema i Petófiego). Niestety jednak w tym pierwszym okresie (zwłaszcza w latach 1949—1956) zbyt dużą część przekładów stanowiły pozycje schematyczne, podrzędne artystycznie czy wręcz nieudane — jak antologia „Wolność”, rojąca się od wierszowanych w ypracowań na temat „śpiewających parowozów”, czy powieści w stylu „Nim przelecą jaskółki” A. Balázs, W której elegancki wygląd bohatera, a zwłaszcza jego sposób wiązania krawata stawały się koronnym dowo dem jego klasowej obcości wobec ruchu robotniczego. Nawet w pierwszych latach po 1956 r. zdarzały się jeszcze różne nieporozumienia przekładowe. Przetłu maczono np. aż dwie powieści Berkesiego, uchodzącego na samych Węgrzech za głównego reprezentanta współ czesnej węgierskiej szmiry. Jest to pisarz, u którego nagromadzenie najbardziej nieprawdopodobnych wąt ków sensacyjnych idzie w parze z uproszczonym, wul garnym dydaktyzmem. W jednej z jego, nie przetłu maczonej u nas na szczęście, powieści postać kobieca wykrzykuje w pewnym momencie — „Biada mi, zosta łam kochanką kontrrewolucjonisty!” Stopniowo jednak w okresie po 1956 r. zaczyna do chodzić do coraz wyraźniejszej poprawy w recepcji li teratury węgierskiej w Polsce. Przełożono m. in. dwie powieści historyczne G. Gárdonyiego, a w tym niezwy kle popularną na Węgrzech powieść historyczną z okre su walk przeciw Turkom w XVI wieku „Gwiazdy z Egeru”, M. Kaffki „Barwy i lata”, D. Kosztolányiego
299
„Ptaszynę”, kilka innych powieści Mikszátha, w no wym przekładzie C. Mondrał wydano świetną książkę Jókaia „Poruszymy z posad ziemię”. W popularyzacji węgierskiej literatury współczesnej początek auten tycznego przełomu przyniosły lata 1964—1965, gdy pol skich czytelników zapoznano z pierwszymi utworami prawdziwie reprezentatywnymi dla poszukiwań wę gierskiej młodej prozy: „Tchórzostwem” I. Sarkadiego W przekładzie J. Śląskiego i „Cmentarzysko starego że lastwa” w przekładzie A. Sieroszewskiego. W 1965 r. okazała się wreszcie w przekładzie C. Mondral „Odra za” Németha, najwybitniejszego obok T. Déryego wę gierskiego pisarza współczesnego. Prawdziwy przełom w popularyzacji węgierskiej li teratury w Polsce przyniosło ostatnie dziesięciolecie. Dość wymienić tylko niektóre najbardziej reprezenta tywne pozycje: „Grzech” i „Litość” Németha, „Miłość”, „Kochany teściu” Déryego, „Dwadzieścia godzin”, „Zdrajca” i „Piąta pieczęć” Sánty, „Makra” Kertésza, „Zielono-biała narzeczona” Moldovy (wybór opowia dań), „Saul z Tarsu” Mészölya, „Zimne dni” Cseresa, „Zabawa w koty” örkénya, „Obiad w pałacu” Illyésa, „Byłeś prorokiem, kochanie” Somogyi Tótha. „Od niedawnego czasu nastąpiło coś, co można by określić jako odkrycie współczesnej literatury węgierskiej” — napisze w 1971 r. Wojciech Żukrowski. Od połowy lat sześćdziesiątych wydano w Polsce kilka interesujących wyborów węgierskiej nowelistyki klasycznej i współ czesnej w opracowaniu G. Kerényi, A. Sieroszewskiego, G. Szperlingowej i J. Zimierskiego. Wydany w 1977 r. pierwszy szerszy wybór węgierskiego humoru współ czesnego „Humor z papryką” zaprezentował całą do braną plejadę satyryków i szyderców z humorystycz nego czasopisma „Ludas Matyi”. Pismo to jest praw dziwym fenomenem węgierskiego ruchu czasopiśmien-
300
niczego — ponad pół miliona czytelników na 10 milio nów mieszkańców. Ostatnie dziesięciolecie jest zarazem okresem bardzo dużych postępów popularyzacji węgierskiej poezji, tak długo zaniedbanego u nas dominującego na Węgrzech gatunku literackiego. Jeszcze w 1967 r. pisałem w „Ży ciu Warszawy”: „Znajdujemy się w tyle nie tylko za recepcją węgierskiej poezji w ZSRR i -innych krajach demokracji ludowej, ale i za szeregiem krajów Zacho du (np. w Anglii, Francji, Włoszech wyszło już po kil ka udanych antologii poezji węgierskiej)”. Dziś nato miast można stwierdzić bez przesady, iż od tamtego czasu nastąpił ogromny skok naprzód w dziedzinie re cepcji poezji węgierskiej w Polsce. Prawdziwym wydarzeniem na rynku wydawniczym stała się wielka antologia poezji węgierskiej, wydana przez PIW w 1975 r. W liczącej ponad dwadzieścia pięć arkuszy antologii zaprezentowano polskim czytelnikom prawie trzysta utworów siedemdziesięciu poetów wę gierskich od średniowiecznego „Lamentu Maryi” z koń ca XIII wieku po wiersze jednego z najzdolniejszych poetów generacji rocznik 1930 — Sandora Csoóriego. Bardzo znaczną część antologii stanowiły wiersze ni gdy przedtem nie tłumaczone na język polski, a pośród 38 autorów przekładów figurujących w antologii zna leźli się m. in. poeci tej miary, co Miron Białoszewski, Mieczysław Jastrun, Tadeusz Nowak czy Tadeusz Ró żewicz. (Wyboru wierszy zamieszczonych w antologii dokonali I. Csapiáros, G. Kerényi i Ą. Sieroszewski), Antologia prezentowała pokaźną liczbę przekładów, tak wiernie oddających piękno oryginału, iż miały one szanse zapisać się na trwałe w pamięci polskich czytel ników — przypomnijmy tu na przykład fragment wier sza László Nagya „Kto przeniesie miłość” w przekła dzie T. Nowaka:
301
Gdy los mój spełni się u wód, kto będzie świerszczom skrzypce wiódł? Kto dmuchnie płomień w szron gałęzi? i kto na tęczy się rozpręży? Kto płacząc biodra skał uściśnie, aż w nich się poczną trawy wszystkie? Kto będzie pieścił, pieszcząc śnił w kamieniu włosy, źródła żył? Kto wiarom — popiół na popiele — buduje kościół przy kościele? Gdy los mój spełni się u wód, kto przegnać sępa będzie mógł? I kto, co w zębach jak grosz tkwiła, na tamten brzeg przeniesie Miłość?
Obok w ielkiej antologii poezji węgierskiej nakładem PIW-u wydano tom Petöfiego w znakomitej serii Bi blioteki Poetów i tomiki prezentujące twórczość Illyésa, Weöresa i Kassáka. Jeżeli dodamy do tego antologię wierszy węgierskich o Polsce pt. „Kocham twój kraj” (Wydawnictwo Literackie w Krakowie), tomy Petófiego i A. Józsefa w LSW, węgierskie numery „Poezji”, „Literatury na świecie” i „Nowego Wyrazu”, wydany w Wydawnictwie Literackim tom Adyego i przygoto wywane obecnie w WL tomy poezji L. Nagya, S. Radnótiego i S. Csoóriego, to Węgrzy mogą odczuwać na prawdę dużą satysfakcję z takich postępów populary zacji w Polsce ich dominującego rodzaju literackiego w ostatnim dziesięcioleciu. Wiele zrobiono dla zapoznania polskich widzów tea tralnych z najciekawszymi węgierskimi sztukami tea tralnymi. Prawdziwym przebojem teatralnym stała się zaprezentowana w Teatrze Małym w Warszawie „Za bawa w koty” örkenya, na polskich scenach pojawiły się sztuki Gy. Illyésa („Doskonali”), Szakonyiego, Mészölya, Csurki i innych. Bardzo ważną rolę w prezen tacji węgierskiej literatury odegrało polskie radio, któ re nadało wiele słuchowisk i adaptacji utworów proza-
302
żorskich oraz liczne udane audycje na temat pószcże.gólnych zjawisk węgierskiej literatury. Można Chyba śmiało zaryzykować tezę, iż niewiele spośród literatur nie należących do tzw. wielkich lite ratur świata miało w Polsce równie ciepłe i wielostron ne przyjęcie jak literatura węgierska. W ciągu minio nego 30-lecia w Polsce wydano około 280 węgierskich dzieł literackich, a na Węgrzech przełożono około 250 polskich pozycji literackich. Prawdziwym wyda rzeniem stał się przygotowany w wyborze A. Siero szewskiego węgierski numer „Literatury na świecie*’ (nr 3/1975), na 400 stronach druku przedstawiający ■najcenniejsze, najbardziej reprezentatywne utwory z węgierskiej poezji i prozy. W popularyzacji węgier skiej literatury i kultury w Polsce wielką rolę odegrała działalność kierownictwa i absolwentów katedry filo logii węgierskiej w Warszawie. Utworzona w 1952 r. i kierowana najpierw przez Jana Reychmana, a póź niej Istvána Csapiárosa katedra filologii węgierskiej wykształciła dotychczas 60 absolwentów, rozwinęła ży•wą działalność wydawniczą, współpracując przy wyda niu pod redakcją J. Reychmana pierwszego wielkiego słownika węgiersko-polskiego, wydając trzy tomy studiów z dziejów polsko-węgierskich stosunków- lite rackich i kulturalnych oraz dwa tomy „Bibliografii przekładów z literatury węgierskiej w Polsce" (w opra cowaniu A. Sieroszewskiego i I. Csapiárosa). Studia hungarystyczne cieszą się u nas dużą popularnością •*.na każde miejsce na pierwszym roku kandydują prze•ciętnie po tr2y—cztery osoby. > Do największych osiągnięć katedry filologii węgier skiej w Warszawie należy stałe seminarium tłumacze niow e — jak pisał znany węgierski drąmaturg i eseista M. Hubay — jedyne tego typu seminarium przy hun garystyce poza granicami Węgier. i. Znakomity węgięrski intelektualista, pisarz László
303
Németh pisał w 1940 r.: „Minęło już 7—8 lat od mo mentu, gdy zauważyłem jednostronność naszej kultury, wciąż orientującej się na Zachód. Ta jednostronność miała korzenie historyczne. Po odzyskaniu Budy i po zornym wyzwoleniu Węgier całkowicie zaprzepaszczo ne zostały dawne związki włosko-południowo-słowiańsko-węgiersko-polskie, a nawet czeskie i rumuńskie, które niby wschodni prąd Golfstromu rozgrzewały ży cie małych narodów Europy Wschodniej. ...Ten roz przestrzeniający się od Padwy po Gdańsk gorący prąd, który niósł ze sobą łaciński humanizm w piętnastym stuleciu... Któż pamięta dziś o tym wielkim prądzie intelektualnym Wschodu, tym włosko-południowo-słowiańsko-węgiersko-polskim przepływie wartości kultu ralnych, który dopiero w XVII wieku został zduszony przez wpływy Wiednia". Po drugiej wojnie światowej podjęto wreszcie kroki w celu usunięcia tak rażących zaniedbań w naszej wie dzy o wspólnych kontaktach doby Renesansu, o „wiel kim Golfstromie Wschodu". Obok książki profesora E. Kovácsa, poświęconej znaczeniu Uniwersytetu Ja giellońskiego dla węgierskiej kultury, pionierską rolę w tej dziedzinie odegrały prace Jana Śląskiego, autora m.in. podstawowej pracy komparatystyczmej „Litera tura staropolska a literatura starowęgierska". Wiele uwagi poświęcono również badaniom problematyki związków polsko-węgierskich w dobie Oświecenia (m.in. obszerne prace I. Csapiárosa i Jana Reychmana) i w XIX wieku (książka I. Csapiárosa „Kraszewski a Wę gry”). Cenną inicjatywę wydawniczą z dziedziny komparatystyki stanowiła wydana w 1976 r. praca A. Sie roszewskiego „Węgierska i polska powieść historyczna W dobie romantyzmu”. Literatura węgierska po wojnie zyskała sobie w Polsce naprawdę szeroki krąg tłuma czy i popularyzatorów. Kilkadziesiąt pozycji, w tym ■ponad 30 powieści, tłumaczyła z węgierskiego na polski
304
Camilla Mondral, należąca do najbardziej znanych współczesnych polskich tłumaczy literatury pięknej. Wielostronną działalnością przekładową z literatury węgierskiej mogą się poszczycić T. Olszański, K. Pi sarska i A. Sieroszewski. Literaturę węgierską po wojnie tłumaczyli również xn.in. Szperlingowa i J. Żimierski, J. Śląski, T. Fangrat, E. Mroczko, A. Brosz, A. Ma zurkiewicz, H. Kuźniarska, A. Nawrocki (autor wybo rów poezji Petőfiego i Jótasefa). W ostatnich kilku la tach pojawiło się nowe pokolenie tłumaczy z literatury węgierskiej: m.in. A. Błażewska, E. Cygielska-Gutman, T. Kulisiewicz, M. Paczoska-Nowak, M. Sadowski, M. Schweinitz-Kulisiewicz, J. Trzcińska-Mejor. Na ła mach prasy kulturalnej i społeczno-politycznej w okre sie powojennym (od „Polityki” po „Kulturę” i „Życie Literackie”) ukazały się dziesiątki szkiców i artykułów na temat literatury węgierskiej. Opublikowano również kilka szerszych omówień lite ratury węgierskiej: przekład „Historii literatury wę gierskiej”, wydaną w Wydawnictwie Uniwersytetu Warszawskiego pracę „Nowe tendencje literatury wę gierskiej 1957—1966 r." J. R. Nowaka i „Mały słownik pisarzy węgierskich” w opracowaniu A. Sieroszewskie go, E. Cygielskiej, J. Jakubiuka i A. Korola. W przy gotowaniu do druku znajduje się poświęcona literatu rze węgierskiej część „Dziejów literatur europejskich”. Popularyzacja węgierskiej literatury pięknej dawno już wyszła poza kręgi samych hungarystów — dość przypomnieć np. szkice: J. Iwaszkiewicza (o węgier skiej poezji), W. Żukrowskiego o powieściach L. Németha, Gy. Rónaya i innych, W. Sadkowskiego o Sáncie, E. Brylla o powieściach Németha, K. M ętrakaoLukácsu, omówienia licznych pozycji węgierskich w szki cach krytycznych L. Bartelskiego i M. Sprusińskdego. Węgry i Węgrzy, węgierska historia i los węgierski, współdziałanie polsko-węgierskie stały się po wojnie
305
tematem wierszy wielu czołowych poetów polskich, po wieści licznych polskich pisarzy — m.in. tak popular nych wśród polskich czytelników „Kamiennych tablic” W. Żukrowskiego, książek I. G. Kamińskiego, L. Kaltenberga, J. Chamiec, wspomnień K. Koźniewskiego, K. Iłłakowiczówny, J. Kurdybowicza, J. Rychlewskiego i innych, reportaży T. Różewicza, korespondencji J. Loweila. Tematyka węgierska staje się inspiracją głoś nych kompozycji muzycznych A. Malawskiego, książki T. Zielińskiego o Bartóku i S. Szenica o Liszcie. Stałą działalnością popularyzatorską na temat różnych pro blemów węgierskiej kultury zajmują , się T. Csorba, D. Jakubiec i Z. Tyszka.. Okres powojenny przyniósł również poważne rozsze rzenie wiedzy o historii Węgier i związkach polsko-węgierskich. Wydano na ten temat m.in. pierwszą szerszą nowoczesną monografię dziejów Węgier w Pol sce pióra W. Pelczaka pt. „Historia Węgier”, tegoż au tora „Ugodę węgiersko-chorwacką 1868 r.”, „Węgierską politykę narodowościową przed wybuchem powstania w 1848 r.”, pracę J. Reychmana „Dzieje Węgier” (skrypt uniwersytecki), .L. Bazylowa „Siedmiogród a Polska 1576—rl613”, J. Tazbira „Bracia polscy w Sie dmiogrodzie (1660—1784), M. Koźmińskiego „Polska i Węgry przed drugą wojną światową X 1938—IX 1939”, K. Morawskiego „Od czerwonej rewolucji do białego terroru”, M. Wieliczko: „Polacy na Węgrzech”, J. R. Nowaka: „Węgry 1939—1969” (2 wydanie „Wę gry 1939—1974”) i inni. Od końca lat sześćdziesiątych w Polsce zaznacza się bardzo wyraźny wzrost zainteresowania gospodarczym i społeczno-politycznym życiem na Węgrzech. Szcze gólnie wiele artykułów i komentarzy poświęcono wę gierskiej reformie gospodarczej (publikacje Z. Lewandowieza, J. Maziarskiego, R. Łazarka, W. Stankiewicza, M. Wierzyńskiego, Z. Kleera i innych). Wyrazem uwa
306
gi, z jaką śledzono nad Wisłą naddunajskie eksperymen ty ekonomiczne, były kolejne przekłady książek wę gierskich: „Reformy mechanizmu gospodarczego”, „So cjalistycznej polityki ekonomicznej” B. Csikós-Nagya, „Gospodarki żywnościowej na Węgrzech” E. Csizmadii i inne. Duże zainteresowanie wzbudziły również nowe węgierskie rozwiązania w dziedzinie pogłębienia demo kracji socjalistycznej, reforma węgierskiego systemu wyborczego, polityka WSPR wobec bezpartyjnych* osiągnięcia węgierskiej polityki kulturalnej. Coraz żywszym zainteresowaniem w Polsce cieszy się węgierska muzyka, symbolizowana przez tak głoś ne nazwiska, jak F. Liszt, B. Bartok czy Z. Kodály. Szczególnie popularne są kompozycje Béli Bartoka* którego twórczość wywarła znaczny wpływ na dzieła niektórych wybitnych polskich kompozytorów, a zwła szcza W. Lutosławskiego (Lutosławski w 1959 r. otrzy mał specjalne wyróżnienie Tribüné Internationale des Compositeurs UNESCO za „Muzykę Żałobną”, poświę coną pamięci B. Bartoka). Dość przypomnieć, że tylko z okazji 30 rocznicy śmierci Béli Bartoka zorganizowa no w Polsce ponad 700 koncertów poświęconych po pularyzacji węgierskiej muzyki. Zdaniem wielu entu zjastów muzyki polska premiera baletu „Cudownego mandaryna” B. Bartóka ze wspaniałym odtworzeniem roli kobiecej .przez Alicję Boniuszko należała do naj lepszych wystawień Bartóka w skali międzynarodowej. Bardzo żywy rozwój wzajemnych kontaktów muzycz nych w okresie powojennym ilustrują dane, wskazują ce, że już podczas pierwszego powojennego 25-lecia w Polsce wystąpiło ponad 600 solistów węgierskich i 130 orkiestr i zespołów ludowych. Coraz bardziej niepoślednią rolę w popularyzacji węgierskiej muzyki odgrywa polskie radio, które wielekroć przedstawiało milionowym rzeszom słuchaczy utwory Liszta, Bartóka i Kodálya. Radio również przoduje w dziedzinie prezen
307
tacji węgierskich wytworów lżejszej muzy, a zwłaszcza piosenki. Od wielu lat trwa prawdziwy festiwal wę gierskiej piosenki na falach Warszawy I i III, zajęła ona poczesne miejsce tuż za piosenką angielską i fran cuską. Niewielu dziś chyba można spotkać u nas radio słuchaczy, którzy nie słyszeliby takich nazwisk, jak Zsuzsa Kończ, Kati Kovács, Sarolta Zalatnay, Klári Katona, nagrania zespołów „Lokomotív GT”, „Omega”, „General”. Dyrektor Węgierskiego Instytutu Kultury w Warszawie, Dániel Hegedűs, mówiąc w wywiadzie dla „Literatury na świecie” o popularności węgierskich nagrań muzyki rozrywkowej, z dumą stwierdzał: „Do dziś nie mogę zapomnieć, co się działo, kiedy muzycy młodzieżowego zespołu »Lokomotiv GT« podpisywali swoje płyty. W kolejce ustawiło się parę tysięcy na stolatków. Oczywiście zatarasowali ruch na Marszałko wskiej; czułem się wtedy niewyraźnie jako sprawca te go bałaganu...” Wiele zrobiono u nas również dla pełniejszego zapre zentowania w eterze węgierskiej muzyki ludowej, któ rej oddziaływania w muzyce polskiej zauważalne były już przed stuleciami. Węgierska muzyka ludowa cieszy się na Węgrzech wciąż nie słabnącą (popularnością — oryginalnym węgierskim zjawiskiem jest np. bardzo dynamicznie rozwijający się młodzieżowy ruch folklo rystyczny. Młodzieżowe zespoły rozrywkowe coraz chęt niej sięgają po stare instrumenty ludowe, odtwarzają stare tańce ludowe. Należący do najlepszych zespołów tego typu „Délibáb” z Debreczyna zdobył w 1975 r. na Jesieni Tatrzańskiej w Zakopanem nagrodę dla najlep szej kapeli. W 1976 r. w Polskim Radio rozpoczęto wielki cykl audycji na temat muzyki ludowej, z troską o jak najszerszą prezentację piękna i różnorodności węgierskich melodii obrzędowych, związków węgier skiej muzyki ludowej z profesjonalną, różnorodnych oryginalnych instrumentów ludowych od cytry po du
308
dę i drumlę — każdemu z instrumentów poświęcono osobną audycję. Inicjatorem i duszą całego przedsię wzięcia był dynamiczny przybysz z Węgier, Ákos Engelmayer, który przed kilkunastu laty znalazł w Pol sce drugą ojczyznę, stał się głównym filarem pisma „Polska” w jego węgierskiej edycji pt. „Lengyelor szág”. Ákos Engelmayer jest również autorem wielu artykułów o związkach polsko-węgierskich, tłumaczem poważnej części materiałów zamieszczonych w „Len gyelország”. Jak sam mówi o sobie: „Jestem Węgrem z pochodzenia, Polakiem — z wyboru, z wykształce nia — etnografem, z zawodu — dziennikarzem. Jeśli dodać do tego moje hobby — muzykę ■ — nietrudno dojść przyczyny powstania cyklu audycji, jakie przy gotowałem dla Polskiego Radia”. K inem atografia bez kom pleksów Ostatnie dziesięciolecie przyniosło prawdziwy prze łom w polskiej recepcji filmu węgierskiego. Takie fil my jak „Desperaci”, „Zimne dni”, „Miłość”, „Dwadzie ścia godzin”, znalazły się w centrum zainteresowania zarówno polskich widzów, jak i krytyki. Nadzwyczaj wielką zasługę w spopularyzowaniu najśmielszych, najbardziej pasjonujących poszukiwań węgierskiego kina odegrały różnorodne inicjatywy Dyskusyjnego Klubu Filmowego „Kwant”, organizującego wieczory dyskusyjne z praktycznie wszystkimi czołowymi twór cami naddunajskiej kinematografii. Węgierscy reżyse rzy (M. Jancsó, A. Kovács, I. Szabó, Z. Huszárik, S. Sára, F. Kosa, F. Kardos, I. Gyöngyössy, M. Mészá ros i inni) należeli do najczęstszych gości ^Kwantu”, stawali się obiektem najgorętszego zainteresowania i‘ najzacieklejszych dyskusji. W listopadzie 1972 r. w ,Kwancie” zorganizowano wielkie ogólnopolskie pię
309
ciodniowe seminarium filmowe nt. filmów Jancsó, któ re polscy krytycy filmowi oceniali jako pod wielu względami imprezę modelową, podczas której sale „trzeszczały w szwach” od naporu publiczności. W kwie tniu 1977 r. w „Kwancie” zorganizowano kolejne wiel kie seminarium pt. „Nowe kino węgierskie wczoraj i dziś” z udziałem czołowych węgierskich reżyserów i polskich krytyków filmowych. Węgierscy znawcy fil mu oceniali, że żaden węgierski klub filmowy nie zor ganizował tylu spotkań z czołowymi postaciami wę gierskiego kina co polski „Kwant”! Wydana przez „Kwant” w 1977 r. publikacja tak oto wyjaśniała szczególną popularność węgierskiego kina podczas dys kusji klubowych: „Dyskusje z twórcami węgierskimi należały do naj ciekawszych, ponieważ dotykały spraw istotnych, draż niących, bolesnych. Nowe kino węgierskie inspirowało do myślenia, prowokowało sprzeciwy, proponowało po lemikę na płaszczyźnie poważnej, nierzadko pryncy pialnej”. W polskiej krytyce filmowej niejednokrotnie już akcentowano śmiałość i zaangażowanie współczes nej kinematografii węgierskiej, jej dążenia do odtwo rzenia całej złożonej prawdy o rzeczywistości. Konrad! Eberhardt pisał np.: „Jest to kinematografia zupełnie pozbawiona inteligencko-szlacheckich kompleksów. Re żyserzy węgierscy operują eleganckim bądź, jak kto woli, nawet wytwornym stylem, lecz nie nastręcza im trudności przeniesienie się z Budapesztu na wieś, z sa lonu z tradycjami do starej rudery bądź do wiejskiej chaty. Ferenc Kosa, autor jednego z najpiękniejszych filmów, jakie widziałem, »Dziesięciu tysięcy dni« opi suje dzieje swej chłopskiej rodziny tak, jakby była to historia królewskiego rodu; Pál Zsolnay mówi o lu dziach ze wsi z tkliwością i wrażliwością, jaką u nas rezerwuje się dla »kordianowskich« bohaterów... Wiel ki film małego terytorialnie kraju”.
310
Wypowiedź Eberhardta była tylko jedną z wielu po chlebnych opinii w ankiecie na temat źródeł popular ności filmu węgierskiego, zorganizowanej z inicjatywy wicedyrektora węgierskiego Instytutu Kultury w War szawie — Pala Pappa. Niezwykle dynamicznie działa jący „Węgrzy na Marszałkowskiej” — jak pisano o In stytucie Węgierskim w tytule korespondencji „Życia Warszawy” — zaprezentowali na swych spotkaniach praktycznie wszystkich najwybitniejszych współczes nych węgierskich reżyserów filmowych. W popularyzacji węgierskiej kultury w Polsce wiel ką rolę odgrywa działalność dynamicznych towarzystw przyjaźni polsko-węgierskiej — m.in. w Tarnowie, Poznaniu, Piotrkowie Trybunalskim. Szczególnie wiele uznania dla swych bogatych i różnorodnych inicjatyw w dziedzinie zacieśniania zbliżenia z Węgrami zyskało sobie Towarzystwo Przyjaciół Węgier, działające w ro dzinnym mieście generała Bema — Tarnowie. Niemała w tym zasługa czołowego działacza towarzystwa — in żyniera Norberta Lippóczego, odznaczonego tzw. Srebr ną Jaskółką za zasługi dla miasta Tarnowa. Lippóczy był inicjatorem współpracy z miastem rodzinnym Petőfiego — Kiskoros. Przyczynił się do bardzo poważ nego rozszerzenia tarnowskich zbiorów dokumentów, książek i rycin, poświęconych postaci generała Bema.
W ęgierski kult Sienkiew icza i R eym onta Tradycyjnie już literatura polska należy do najbar dziej łubianych literatur zagranicznych na Węgrzech. Co ciekawsze, właśnie to nasycenie naszej literatury wątkami patriotycznymi, polską narodową specyfiką, które tak utrudnia jej recepcję na Zachodzie, tym bar dziej sprzyja jej popularności na Węgrzech, które prze szły równie ciężkie jak Polska doświadczenia histo
311
ryczne. Nieprzypadkowo już od dziesięcioleci najpo pularniejszym polskim pisarzem na Węgrzech wciąż pozostaje Henryk Sienkiewicz, i to przede wszyst kim za „Trylogię” i „Krzyżaków”. Same liczby najle piej ilustrują ciągły wzrost popularności historycznych powieści Sienkiewicza na Węgrzech: „Krzyżacy — I wydanie powojenne w 1955 r. — nakład 9 tys. egzem plarzy, II wydanie w 1963 r. — nakład 26 500, III wy danie w 1965 r. — 68 500 egz., „Potop” — I powojenne wydanie w 1962 r. — 11 tys. egz., II wydanie w 1967 r. —* 30 tys. egz., III wydanie w 1969 r. — 83 400 egz. Dla Węgrów, którzy z taką dumą wspomi nają walki swych rycerzy kresowych przeciw Turkom w XVI i XVII stuleciu, muszą być specjalnie bliskie opisy bojowych wyczynów „małego rycerza” Wołody jowskiego, Kmicica czy Skrzetuskiego. Od dziesięcioleci można również mówić na Węgrzech o wciąż nie słabnącej popularności Reymonta, prawdzi wym kulcie otaczającym polskiego pisarza. Przegląda jąc stare węgierskie książki o literaturze z satysfakcją natrafiłem kiedyś na ślad niczym nie ukrywanego od ruchu zazdrości o polskiego twórcę „Chłopów”. Znany historyk literatury, Antal Szerb, pisał m in.: „Jakże ci chłopi Reymonta przypominają chłopów węgier skich... Niedościgniony uniwersalizm tej książki czyni ją wspólną, ponadnarodową wartością literacką. Rów nie dobrze mógłby ją napisać pisarz węgierski. Jaka szkoda, że to nie pisarz węgierski był jej autorem”. Po wojnie Węgry były krajem, w którym ukazało się najwięcej wydań „Chłopów” Reymonta, co więcej po wieść była nadawana w odcinkach w węgierskim radio, a postać polskiego pisarza została spopularyzowana specjalną monografią páóra profesora Endre Kovácsa. Duże powodzenie zyskały sobie również utwory B. Pru sa z tym, że największą poczytnością wśród węgier skich czytelników cieszy się nie „Lalka”, lecz „Faraon”
312
(sześć wydań i blisko 150 tysięcy egzemplarzy tylko w okresie od 1956 r. do 1968 r.!). Polska proza klasyczna zyskała sobie znakomitego interpretatora w języku węgierskim w osobie Istvána Mészárosa, twórcy blisko pięćdziesięciu przekładów z literatury polskiej, a m.in. przekładów „Trylogii” i „Krzyżaków” Sienkiewicza, które zyskały mu nagro dę polskiego Pen-Clubu w 1959 r. Koleje wojennego losu również i w jego przypadku w niemałym stopniu przyczyniły się do trwałeg-o związania z losami polskiej kultury, której wielbicielem był zresztą już od czasu spędzonych w Galicji lat młodości. Właśnie Mészárosowi,
O d fascynacji film em d o nowej polskiej prozy Przez pierwsze piętnastolecie powojenne przekłady ze współczesnej literatury polskiej pozostawały ciągle w cieniu polskiej klasyki. Dopiero od początku lat sześćdziesiątych zaczęła się droga polskiej prozy współ czesnej do autentycznych sukcesów na węgierskim ryn ku (wydawniczym. Ekspansję nowej prozy polskiej po przedziła fascynacja arcydziełami polskiej szkoły filmo wej, „Popiołem i diamentem” i „Kanałem”. Jak pisał na ten temat poeta i tłumacz István Kovács: „Pionierska
313
wprost była rola polskiego filmu, Polska sztuka filmom wa jak gdyby »poleciła« nowoczesną literaturę polską węgierskim czytelnikom w okresie po 1956 r. Filmy Andrzeja Wajdy: »Kanał«, »Popiół i diament«, Kawa lerowicza »Matka Joanna«, Polańskiego »Nóż w wo dzie* utorowały drogę również i dla polskich pisarzy”. Poza „Popiołem i diamentem”, który w ciągu czterech lat od 1962 r. zyskał sobie trzy wydania i prawie 100 tysięcy nakładu, zainteresowanie węgierskich czytelni ków zwróciło się przede wszystkim ku przekładom książek T. Brezy, K. Brandysa, S. Dygata i sztuk S. Mrożka. Dosłownie rozchwytana przez węgierskich czytelni ków została głośna książka Brezy, „Spiżowa brama”. Wielki wpływ na prozaików węgierskich wywarł esei styczny tom K. Brandysa „Listy do pani Z”. Refleksje na temat tej książki spotykamy w utworach licznych węgierskich twórców (m.m. u jednego %. czołowych poetów i prozaików średniego pokolenia, S. Csoóriego). Młody prozaik G. Bereményi jednej ze Swych mikropowieści, mówiącej o „polskich drogach” swego poko lenia, nadał tytuł zapożyczony od książki Brandysa. Ze szczególnym zainteresowaniem spotykały się wy stawienia i wydanie dwóch tomów wybranych jedno aktówek i krótkich grotesek S. Mrożka (m in. „Poli cjantów”, „Karola”, „Na pełnym morzu”). Według oce ny jednego z węgierskich krytyków „groteskowe utwo ry Mrożka w znacznym stopniu utorowały drogę innym awangardowym sztukom europejskim na sceny buda peszteńskie”. Bardzo popularna i poszukiwana na Wę grzech jest wciąż fantastyka naukowa Stanisława Le ma. Wydano tu dotąd siedem jego powieści i dwa wy bory nowel w łącznym nakładzie blisko 200 tysięcy egzemplarzy. Węgierscy czytelnicy bardzo żywo reagują również na zbeletryzowane relacje na temat historii Polski .
314
dawniejszej czy nowszej. Książka Lesława Bartelskie go „Powstanie warszawskie” została sprzedana w ■ciągu paru tygodni, mimo wielkiego jak na stosunki Węgierskie nakładu 16 tysięcy egzemplarzy. Węgierscy wydawcy zapewniali mnie, że już teraz mogą przepo wiedzieć pewny sukces czytelniczy tłumaczonych dziś na węgierski „Kolumbów” Bratnego i „Kozietulskiego i innych” M. Brandysa. O sukcesach licznych polskich książek na Węgrzech, zdobyciu przez niektóre z nich pozycji prawdziwych bestsellerów na tamtejszym rynku wydawniczym w niemałej mierze zadecydowała celna polityka wydaw nicza dyrekcji „Europy” — głównego węgierskiego wy dawnictwa, zajmującego się zagraniczną literaturą pię kną. Dyrektor „Europy” — János Domokos znany jest zresztą z wielu świetnych inicjatyw wydawniczych, zmierzających do ciągłego zapoznawania węgierskich czytelników na bieżąco z najwybitniejszymi pozycja mi literatury światowej. Polska literatura ma przy tym w „Europie” specjalne fory — redakcja polskich książek spoczywa w rękach jednej z najlepszych tłu maczek naszej literatury — Romany Gimes, mán. autorki przekładów „Listów do pani Z” Brandysa i „Barbarzyńcy w ogrodzie” Herberta, wciąż szturmu jącej nasze oficyny wydawnicze w poszukiwaniu no wych dzieł -pasjonujących i prowokujących dyskusje. I nie tylko nowych — obecnie z inicjatywy p. Gimés przygotowuje się na Węgrzech w ielki wybór polskiego eseju klasycznego, który ma stać się niezastąpionym kompendium przy każdej próbie zrozumienia proble mów XIX-wiecznej Polski. Polską literaturą na Węgrzech zajmuje się szerokie grono tłumaczy, historyków literatury i popularyzato rów. Do tłumaczy od wielu lat zajmujących się litera turą polską na Węgrzech należą m.in.: M. Baba, J. Cservenits, I. Fejér, J. Elbert, G. Kerényi, I. Ko-
315
vács, B. Murányi, Q. Radó, É. Sebők i K. Sutarski. Liczne prace o polskiej literaturze należą do najwybit niejszych osiągnięć węgierskiej slawistyki. Są to prze de wszystkim prace profesorów Endre Kovácsa i Lász ló Sziklaya, studia o polskim romantyzmie profesorów L Sőtéra i J. Szaudera, porównania polskiego i węgier skiego baroku w pracach E. Angyala, prace L. Hoppá o polsko-węgierskich związkach kulturalnych w dobie powstania Rakoczego, studia E. Bojtára na temat po dobieństw poezji W. Broniewskiego i A. Józsefa, pol skiej awangardy literackiej. Spójrzmy tu bliżej na kil ka sylwetek twórczych spośród tego grona tak zasłużo nego dla naszej kultury. Dla wielu polskich czytelników z pewnością nie jest obce nazwisko poetki i tłumaczki Gracji Kerényi, au torki wydanej w Krakowie książki „Odtańcowywanie poezji” (o teatrze M. Białoszewskiego) i współautorki PIW-owskiej antologii węgierskiej poezji. Kerényi, tłu maczka m.in, „Nocy i dni” Dąbrowskiej, dramatów Mrożka i Różewicza, wierszy Szymborskiej i Białosze wskiego, jest także autorką obszernego wyboru współ czesnej nowelistyki polskiej i antologii polskiej poezji. Ta ostatnia antologia, określana w kręgach węgierskich slawistów żartobliwym mianem „antologii od Boguro dzicy do Grochowiaka”, przyniosła wybór kilkuset pol skich wierszy i poematów od XI wieku po lirykę współ czesną. I w jej przypadku o związaniu się na trwałe z polską kulturą zadecydowały dramatyczne losy z cza sów wojny. Uwięziona przez Niemców rozpoczęła w celi więziennej naukę polskiego. Kontynuowała ją po tem w obozie koncentracyjnym, gdzie przebywała ra zem z Polkami, zdobywając znajomość polszczyzny w najtrudniejszych warunkach „czasów pogardy”.
316
Rodzinna Europa Wschodnia Trzy książki w wielkiej części, a osiem książek w całości poświęconych polskiej tematyce — oto rezultaty kilkudziesięciu lat pracy badawczej najwybitniejszego węgierskiego badacza związków polsko-węgierskich, Endre Kovácsa, laureata głównej węgierskiej nagrody państwowej im. Kossutha. Historia i literatura, to dwie główne dziedziny jego prac badawczych i popularyza torskich. W obu — wiele pozycji pionierskich, przecie rających szlaki dla następnych pokoleń badaczy. E. Kovács jest zarazem autorem pierwszej wielkiej monografii o Józefie Bemie (750 stron druku — za nią właśnie otrzymał nagrodę państwową), i pionierskiej monografii „Polacy i Węgrzy w wirze historii”. A prócz tego tłumaczonej również i na język polski książki 0 roli krakowskiego uniwersytetu dla węgierskiej kul tury, monografii na temat stosunków polsko-węgierskich w okresie międzywojennym i sprawy polskiej na Wę grzech doby reform, książki o Reymoncie, tłumaczeń utworów Mickiewicza i innych. Jedną z najważniej szych cech twórczości Kovácsa jest swego rodzaju „patriotyzm środkowo-wschodnioeuropejski”, myślenie w kategoriach interesów całego naszego regionu, ciągłe przypominanie — obok tradycji polsko-węgierskich ■— różnych dziś często zapomnianych wysiłków na rzecz pojednania i zbliżenia narodów środkowo-wschodniej Europy. Badania Kovácsa wydobyły na światło dzienne w iele nie znanych przedtem informacji na temat roli Bema w wysiłkach pojednania Węgrów z Rumunami 1 południowymi Słowianami czy podobnej roli i wielo stronnej działalności emisariuszy Czartoryskiego na Bałkanach. Podobne zafascynowanie tradycjami zbliżenia naro dów „naszej ojczyzny, Europy Wschodniej” cechuje twórczość innego znakomitego slawisty węgierskiego,
317
profesora László Sziklaya, autora pierwszej węgierskiej monografii o A. Mickiewiczu. Sziklay, świetnie znający niemal wszystkie języki środkowo-europejskie i czo łowy specjalista od literatur tego regionu (m in. autor blisko tysiącstronicowej historii literatury słowackiej), jest jednym z pionierów zastosowania nowoczesnych metod koittparatystycznych przy badaniu problematyki naszego regionu. Zrywając ze stanowiącymi taką zmo rę badań komparatystycznych czysto erudycyjnymi metodami gromadzenia różnych informacji i faktów
318
pisano we wstępie książki. Jej inicjator — młody, dynamiczny polonista Csaba Kiss Gy., znawca literatury polskiej i słowackiej, pisał w jednym ze swych licz nych szkiców o potrzebie autentycznie głębokiego po znania i zrozumienia narodów Europy Wschodniej: „Żyjemy tli wśród narodów środkowo- i wschodnio europejskich na wyciągnięcie ręki obok siebie, od stu leci kształtowani przez podobne warunki historyczne. Pragnienie dogonienia Europy w ten sam sposób ogar niało najwybitniejsze jednostki spośród naszych na rodów, przy licznych okazjach musieliśmy szukać od powiedzi na podobne dylematy historyczne... Musimy polepszyć stopień naszej wiedzy o Europie Wschodniej, nie zrozumiany bowiem jest fakt, że czasami więcej Wiemy nawet o drobnych epizodach wielkich narodów, niż o decydujących zwrotach w losie naszych sąsia dów”. Stałą trybuną tego pokolenia jest znakomicie reda gowany przegląd wschodnioeuropejski w miesięczniku „Tiszatáj”, omawiający najciekawsze wydarzenia kul turalne krajów naszego regionu. Szczególnie mocny punkt tego przeglądu stanowi tematyka polska. Do związanego z pismem „Tiszatáj” kręgu entuzjastów kultur środkowo- i wschodnioeuropejskich należą bo wiem przedstawiciele najzdolniejszego i rokującego największe nadzieje pokolenia węgierskich polonistów: I. Kovács, Cs. Kiss Gy., I. Lagzi, I. Molnár, Gy. Spdró, A. Petneki i inni. Większość z nich nabrała en tuzjazmu do Polski i polskiej kultury pod wpływem polskich filmów, a zwłaszcza „Popiołu i diamentu”, który na Węgrzech był przyjmowany jak autentyczne olśnienie i przyczynił się do ukształtowania tam praw dziwego mitu Zbyszka Cybulskiego, mitu wciąż nie zwykle żywego. Jeden z krytyków przygotowuje wę gierską książkę o Cybulskim, piękny wiersz poświęcił mu jeden z najzdolniejszych młodych poetów, E. Rózsa.
319
W 1975 r. trzydziestoletni krytyk filmowy G. Bikácsy opublikował węgierską monografię Wajdy, pełną entu zjazmu dla twórczości polskiego reżysera. Nawiązując do słów Wajdy o tym, iż tylko Polacy mogą prawdzi wie zrozumieć jego film y, Bikácsy stwierdzał, iż „widz węgierski dowiódł jednak, że film y Wajdy są praw dziwie zrozumiałe właśnie w Europie Wschodniej, przemiawiają prosto do nas” (tj. do Węgrów — JRN). W cieniu fascynacji Zbyszkiem Cybulskim i polską szkołą filmową dojrzewało najdynamiczniejsze dziś po kolenie węgierskich polonistów — rocznik 1945—-1950. Jak pisał młody poeta, tłumacz i eseista István Kovács: „Chyba nawet dobry film nie przyciągał tyle osób, ile tłoczyło się co tydzień na lekcjach języka polskiego w piętrowej sali kamienicy przy placu Döbrentei. Zde cydowaną większość pośród nas stanowili około 20—25-letni młodzi chłopcy i liczba uczęszczających na kurs w niewielkim stopniu zmniejszyła się do końca roku. Co było powodem, że zainteresowanie językiem pol skim aż tak mocno wzrosło na początku lat sześćdzie siątych? Niewątpliwie tym, co zwróciło uwagę ku Pol sce, było oddziaływanie polskiej literatury i filmu, ich wciąż rosnąca popularność... Na początku lat sześćdzie siątych polski film i literatura wydawały się węgier skiemu widzowi i czytelnikowi dużo śmielsze i no wocześniejsze od pozycji rodzimych... Wiedziano już co nieco o wrocławskich i warszawskich eksperymen tach teatralnych, znane były z renomy (a powoli rów nież i z tłumaczeń) polska socjologia, filozofia i teoria literatury, a to wszystko razem wzięte sprzyjało re cepcji polskiej literatury pięknej”. Sam István Kovács jest najlepszym symbolem siły „polskiego entuzjazmu” swego pokolenia. Zaledwie 31-letni poeta, laureat specjalnej nagrody za debiut poetycki, jest autorem znakomitej pracy doktorskiej o Norwidzie, tłumaczem książek; „Czerwone tarcze”
320
Iwaszkiewicza,- „Kozietulski
321
ków polskiej i węgierskiej sztuki zajmuje się młody historyk, Aron Petneki. I to właśnie pokolenie węgier skich 30-latków budzi największe nadzieje w dzie dzinie popularyzacji polskiej kultury na Węgrzech. W’ostatnich latach miejsce zajmowane niegdyś przez polski film. na Węgrzech zaczął coraz .bardziej zajmo wać polski teatr, zdobywając tu sobie wielu gorących entuzjastów. Niejednokrotnie już miałem' okazję roz mawiać z- fanatycznymi wprost wielbicielami polskiego teatru na Węgrzech. Byli wśród nich młodzi poloniści, regularnie dojeżdżający- do Krakowa na wystawienia Teatru Starego, równie żywo • jak polscy widzowie przeżywający najgłębsze- myśli „Nocy listopadowej” czy „Wyzwolenia”. Byli też młodzi studenci, którzy ■dosłownie koczowali we Wrocławiu, ale uparcie dzień po dniu szturmowali wejścia na kolejne eksperymen talne przedstawienia organizowanego tam festiwalu, a zwłaszcza inscenizacje Grotowskiego. Teatr Grotow skiego od wielu lat cieszy się bardzo dużym zaintereso waniem w węgierskich kręgach teatralnych Bardzo symptomatyczne pod tym względem były słowa wro cławskiej korespondencji Andrása Pályiegó na témát kolejnej inscenizacji Grotowskiego w 1973 r.: „feyło nas około dwustu naraz w maleńkiej sali i samym ar tystom ledwo starczało miejsca i powietrza. Jeszcze nigdy przedtem nie uczestniczyłem w tak naturalnym i głębokim zarazem spotkaniu między aktorem i wi dzem”. J Obok systematycznie popularyzujących naszą drama turgię," świetnie znających polski język krytyków ta kich, jak A. Pályi czy Gy. Spiró wiele interesujących spostrzeżeń i porównań można było znaleźć w kore spondencjach z Polski takich profesjonalnych ludzi te atru, jak reżyser K. Kazmir, krytycy: I. Takáts, P. Mol nár, G. T. Koltai i innych. W wielu węgierskich ko respondencjach, szkicach- czy artykułach teatr polski
322
oceniany jest jako wzór poszukiwań treściowych i for malnych. Znany popularyzator ■literatury polskiej na Węgrzech, tłumacz i krytyk, János Elbert, pisał na przykład w 1968 r.: „Nowoczesność, śmiałość i intelektualizm polskiego dramatu stały się już niem al przysłowiowe w naszych kręgach teatralnych, czytel nicy wiedzą i czują, że pośród literatur krajów socja listycznych właśnie polska dramaturgia'poszła najdalej w odnowieniu tradycyjnego realizmu, w jego prze kształceniu, a częstokroć nawet po prostu odrzuceniu. Polski teatr stał się już niemal legendarnym pojęciem dla' zainteresowanej sztuką publiczności, a więc nie tyl ko w kręgach snobów, sekrety tego teatru są sekretami fascynującymi dość znaczne kręgi intelektualne”. Krytyk Li Ablonczy pisał w Czasopiśmie ,r,Forrás” w 1971 r‘: „Przykładem dla nas może być teatr w Pol sce. Sposób, w jaki tam tworzono nowe teatry, jak ożywik się dramaty poświęcone przeszłości i jak stwa rza możliwości wypowiedzenia i działania współczes nym dramaturgom”, Inny krytyk, I. Takács, pisał w 1974 r. w tygodniku „Magyarország”, iż „polska sztuka teatralna jest obecnie (i to już od dłuższego czasu) jedną z najbardziej interesujących, najbardziej' wielo stronnych w naszej części świata, należy dó czołówki teatrów;pod względem eksperymentów, nowoczesnego stylu gry, zastosowania nowoczesnej scenografii”. Dotąd szczególnie miło wspominam impresje z na rady na temat węgierskiej dramaturgii w Debreczynie w listopadzie 1976 r. W toku dyskusji, co najmniej pię ciu — sześciu dramaturgów odwoływało się do przy kładu polskiego teatru, jako czegoś szczególnie godne go naśladowania, chwalono też pismo „Dialog” jako najlepsze pismo fachowe tego typu w całej Europie. Sukcesami zakończyły się wymienne gościnne występy polskich i węgierskich zespołów teatralnych, sprzyjając nie'tylko wymianie wzajemnych doświadczeń, ale i za
323
wiązaniu wielu trwałych, szczerych przyjaźni. Jak pi sał, wspominając swe występy w Polsce w 1957 r., Zoltán Latinovics, jeden z najsłynniejszych węgier skich aktorów powojennych: „Podróż po Polsce, bez graniczna sympatia, z jaką nas tu wszędzie przyjmowa no, całkowicie wydobyła mnie ze stanu psychicznej de presji”. Powyższa relacja dowodzi o wielu sukcesach w dzie dzinie rozszerzania wzajemnej wiedzy o sobie na Wę grzech i w Polsce w okresie po drugiej wojnie świato wej. Mimo tylu sukcesów istnieją również i białe pla my we wzajemnej recepcji polskiej i węgierskiej kul tury. W Polsce np. ciągle jest zbyt mado znamy wę gierski esej — najznakomitszy obok poezji gatunek węgierskiej literatury XX-wiecznej. A właśnie esej od Adyego i Babitsa po Németha i Illyésa jest wprost nieoceniony w zrozumieniu złożonych losów węgier skich, trudnych, a jakże podobnych do „spraw Pola ków”, dylematów kolejnych węgierskich pokoleń, w zrozumieniu tego wszystkiego, co gnębiło i przejmo wało Węgrów w ostatnich stuleciach. Esej pozostaje wciąż niezastąpionym kluczem do zrozumienia, węgier skiej historii, kultury i Węgier współczesnych. By przypomnieć na przykład końcowe słowa znakomitego eseju wielkiego kompozytora Zoltana Kodálya pt. „Co to jest węgierskość w muzyce?”: „Węgierska kultura to odwieczna walka między wschodnią tradycją a za chodnią kulturą. ...Jedną naszą rękę trzymają jeszcze Tatarzy nogajscy, Wotjafeowie i Czeremisi (spokrew nione z Węgrami narody ugrofińskie), drugą Bach i Pallestrina. Czy potrafimy zbliżyć te dalekie świa ty?” Dopiero w 1979 r. ukazał się wydany przez PIW pierwszy (polski wybór węgierskiego eseju. Pozostaje wciąż nie znana cała plejada wspaniałych węgierskich pamiętnikarzy od księcia Rakoczego po F. Pulskiego i S. Telekiego z barwnymi relacjami na
324
temat Bema, emigracji polskiej we Francji czy Turcji. Nie mamy jak dotąd żadnej polskiej monografii wiel kich postaci węgierskiej historii. Nie mamy żadnej pol skiej biografii węgierskiego pisarza XX-wiecznego, cze goś w stylu świetnych książek Wierzbickiego o Krleży i Andricsu. Ciągle nazbyt mało jest autentycznych, subiektywnych korespondencji kulturalnych z Węgier, prób pokazania węgierskich „ludzi żywych”, .nie upozowanych węgierskich twórców, z wszystkimi, niei'az bardzo gwałtownymi kontrowersjami wokół ich osobo wości twórczych. Prawie zupełnie nie znamy w Polsce tak zaciętych węgierskich sporów wokół Lukácsa, twórczości Illyésa czy filmów Jancsó. A przecież lite ratura węgierska właśnie teraz przeżywa najbardziej interesujący, pełen fascynujących poszukiwań okres „burzy i naporu” — pragniemy im poświęcić końcowe rozdziały tej książki.
325
XIV Wędrówki w smutną noc węgierską Jeśli cudzoziemiec zapytałby, co Jest naj bardziej charakterystyczną, najbardziej rzuca jącą się w oczy cechą literatury węgierskiej, poprosiłbym go o to, abyśmy wyliczyli dzie sięciu—dwunastu największych twórców nowo żytnej literatury światowej i zobaczyli. Hu by ła pośród nich prozaików. ...Sądzę, ie w koń cu zgodzilibyśmy się, iż pośród dziesięciu twór ców był najwyżej jeden czy dwóch liryków!.. A teraz wyobraźmy sobie taką literaturę, w której do grona dziesięciu największych twórców z trudem dałoby się wcisnąć jednego czy dwóch prozaików, a wśród poetów, za wy jątkiem Aranya, widzimy samych liryków. (Ze szkicu László Németbe)
Cytowane wyżej słowa wybitnego węgierskiego po wieściopisarka, dramaturga i eseisty, L. Németha, zna nego i u nas w Polsce z przekładów powieści „Odraza”, „Grzech” i „Litość”, niezwykle, wymownie ilustrują rangą poezji w węgierskim życiu literackim. Gdyby okrzyk Konrada z „Wyzwolenia”: „Poezjo, precz!!! Je steś tyranem" zostałby wysłuchany kiedyś na Wę grzech, literatura węgierska straciłaby za jednym za machem swój wiodący genre twórczy i główną pod stawę rozkwitu. W żadnym bowiem kraju nie było tak wielkiej wszechwładzy popzji w życiu umysłowym, jak na Węgrzech, gdzie spełniała ona rolę odgrywaną gdzie indziej równocześnie przez powieści, eseje, dra maty, traktaty filozoficzne i polityczne. Wiersz S. Fetófiego „Pieśń Narodowa” stał się sygnałem do roz poczęcia węgierskiej Wiosny Ludów, a pół wieku póź niej największy węgierski poeta XX wieku, Endre Ady, ze swą pełną buntu liryką był centralną postacią
326
całego ruchu postępowego, szturmującego tamtejsze „Okopy Świętej Trójcy”. Ady przyrównywał skupio nych wokół siebie intelektualistów do armii powstań czych hajduków, z pomocą których będzie można stwo rzyć nowe Węgry, a premier Tisza powołał specjalne czasopismo do zwalczania „anarchistycznych tenden cji” Adyego i jego zwolenników. W okresie drugiej wojny światowej, redagowane przez poetę Gy. Illyésa czasopismo „Magyar Csillág” stało się centrum ducho wego ruchu oporu przeciwko faszyzmowi, a na kon spiracyjnych zebraniach deklamowano strofy ze słyn nego wiersza Attili Józsefa — „Powietrza!”: Wiem, że notują telefony moje
Z kim mówią, o czym... W aktach zamieszczą, co śnię, kiedy roją, Kto ze mną kroczy, Kiedy nadejdzie czas, przeczuć nie mogą, Że kartoteką zagrodzą mi drogę, Kodeksem oczy. (przeł. E. Fiszer)
Poezja węgierska ze względu na podobieństwo od twarzanych dramatycznych doznań historycznych, tra gizm wydarzeń z przeszłości, które towarzyszyły jej powstawaniu, jest nam tym bardziej bliska. Znany węgierski dramaturg i eseista, Miklós Hubay, akcen tując liczne literackie paralele pomiędzy twórczością poetów z obu naszych krajów, stwierdził: „Jeśli nawet zdarzają się takie przypadki, że brak jest poetyckich odpowiedników czy paralel w którejś z naszych poezji, oznacza to tylko, że właśnie w tym momencie w Pol sce lub na Węgrzech nastąpiło chwilowe uciszenie hi storycznej burzy”.
327
Burzliwy żywot „węgierskiego Villona” W poezji węgierskiej nigdy nie zyskali sobie więk szego znaczenia wymuskani, gładcy moralizatorzy w stylu poéte lauréate — lorda Alfreda Tennysona; na Węgrzech dominowała zawsze poezja przekory i buntu, gniewu i namiętności. Symboliczna wprost pod tym względem jest już postać pierwszego wielkiego poety węgierskiego, twórcy węgierskiej poezji renesansowej, Balinta Balassi ego. Z temperamentu przypominał on bardziej Kmicica niż opiewającego piękno sielskiego życia na łonie natury współczesnego mu Jana z Czar nolasu. Życie Balassiego — kondotiera, obieżyświata i zarazem pełnego ekstatycznej wiary „rycerza kre sów*' walczącego przeciw pogańskim Turkom — to jed no wielkie pasmo awantur, przygód, procesów, mogą cych z powodzeniem posłużyć za kanwę niejednego sensacyjnego scenariusza. Ód początków swej młodości aż nazbyt gorliwie starał się dostosować do opinii Ul richa von Huttena o czasach renesansu, głoszącej, iż ludzkość wtedy „nauczyła się żyć”. Ustawicznie poje dynkował się i procesował, raz nawet stał się sprawcą zajazdu na obronny zamek szlachecki. Pewną piękną mieszczkę zaś tylko śpieszący w sukurs zbrojni zdołali uchronić przed srogim despektem na czci ze strony nie lubiącego kiełznać swego temperamentu poety. Miał zaledwie 15 łat, gdy Austriacy aresztowali mu ojca pod zarzutem udziału w rzekomym spisku. Po udanej ucieczce z więzienia ojciec Balassiego wraz z ca łą rodziną schronił się do Polski. Tu młody Balassi tworzy swe pierwsze dzieło — jest to dokonany dla pocieszenia rodziców, znękanych przeciwnościami losu, przekład niemieckiej książki religijnej. Wydaje ją w 1572 r. w Krakowie. Po powrocie na Węgry Balassi bierze udział w walkach w Siedmiogrodzie i tylko dzię ki stanowczej postawie Stefana Batorego zostaje ura-
328
towany przed wydaniem w ręce sułtana. Wraz z Bato rym w 1576 r. przybywa do Polski, bierze udział w oblężeniu zbuntowanego Gdańska, Szybko staje się ulubieńcem najpiękniejszych dam dworu królewskiego. W liście do przyjaciela odmawia powrotu do Węgier, pisząc, że nie porzuci przeżywanego w Polsce „wspa niałego życia” oraz „wielu delicji” na rzecz grożących mu w ojczyźnie różnych utrapień i „podejrzeń". Gdy jednak jego ojcu grozi niebezpieczeństwo, bez zwłoki wraca na Węgry, nie bacząc na „polskie delicje". Po powrocie na Węgry szybko zyskał sobie sławę nieustraszonego zagończyka; opiewa sławę rycerzy kre sowych, uwodzi piękną Annę Losonozy, żonę namiest nika Chorwacji. A potem znów kolejne zatargi i pro cesy. Niemałą rolę w nich odegrało nieudane małżeń stwo z Krystyną Dobo, unieważnione na skutek upar tych zabiegów jej rodziny. Próbuje zaczepić się na trwałe wśród załogi zamku Érsekújvár (dziś slow. Nő vé Zámky). Zona dowódcy zamku zakochuje się jed nak w zawadiackim poecie; dowódca dowiaduje się o romansie i zmusza Balassiego do odejścia. Ścigany ze wszech stron przez przeciwników i procesy Balassi znowu chroni się do Polski, w Krakowie tworzy część swych najpiękniejszych wierszy, m. in. erotyki na cześć Celii zażywającej kąpieli i dziewczyny polskiej z cytrą. Oddajemy jednak głos samemu Balassiemu — oto kilka zwrotek z „Wiersza, który opiewa polską dziewczynę z cytrą” w przekładzie S. J. Lecą: Zuzanna w sercu moim roznieca płomienie, A ty jej w tym pomagasz, miły Kupidynie... Swe oczy zakochane rozpala płomieniem. Serce anielskim kryje purpurowym cieniem. Gdy wzywa mnie spojrzeniem, weseli mą duszę. Lecz kiedy w nim nienawiść, gorzko płakać muszę, Cierpię katusze...
329
W cytrę trąca Zuzanna, cudna polska dziewa, I do jej wtóru piękną pieśń tobie zaśpiewa. Ja rozum tracąc, ku niej afektem'ciągniony I w sercu mym płomieniem wewnętrznym trawiony, Już usidlony.
Po pewnym czasie jednak, znowu idąc za popędem niespokojnego ducha Balassi wraca na Węgry, by znów stanąć w szeregach rycerzy kresowych i ginie bohater ską śmiercią w walce przeciw Turkom pod Ostrzyhomiem. Balassi nie tylko udoskonalił zastane strofy węgier skie, ale wzbogacił poezję węgierską o bardzo wiele motywów z literatur innych narodów, bezustannie po szukiwał nowych form i tonów. Doskonale władający dziewięcioma językami, w tym m.in. polskim, turec kim, włoskim, chorwackim, łaciną, niemieckim, Balassi natychmiast przyswajał w swojej poezji ciekawszą in nowację artystyczną czy melodię wyrażoną w cudzo ziemskim utworze literackim lub pieśni ludowej, Do swych utworów czerpał pomysły z epigramów baroko wych Angerianusa, chorwackich pieśni miłosnych, mo tywów tureckich czy polskich pieśni ludowych, pisał włoskie kancony na wzór Petrarki (cykl wierszy do Julii). Świetny liryk miłosny był zarazem jednym z największych węgierskich poetów religijnych, którego psalmy wyrażały pełne subiektywizmu skargi do Boga na swą tułaczkę i na nieprzyjaciół. Bardzo popularny w późniejszej literaturze węgierskiej stał się stworzo ny przez niego melodyjny nowy rodzaj strofy — tzw. strofy Balassiego. Składała się ona z trzech członów, każdy po trzy wiersze, z których dwa pierwsze — sześciozgłoskowe — rymowały się ze sobą, a ostatni siedmiozgłoskowy z ostatnimi z pozostałych dwóch czło nów (a, a, b, c, c, b, d, d, b). Charakteryzujący pierwsze dwa wiersze cichy, figlarny, wibrujący ton w ostatnim
330
trzecim wierszu nagle nabierał namiętnego, nieokieł znanego rytmu. Burzliwe koleje losu cechowały również najwybit niejszego węgierskiego poetę XVII wieku — Miklósa Zrinyiego. Był on zarazem jednym z najsłynniejszych wodzów swej epoki. Już w wieku 26 lat został gene rałem, a w wieku 27 lat namiestnikiem Chorwacji. Nie szczęk broni i zgiełk bitewny jednak, lecz filuterny Eros bez reszty dominował w pierwszych utworach najmłodszego generała XVII wieku. Dopiero po dłuż szym cyklu wierszy miłosnych Zrínyi napisał swe naj słynniejsze dzieło — bohaterski epos rycerski „Opresja Szigetu" w stylu Torquata Tassa, poświęcony walkom z Turkami toczonym przez jego pradziada — „węgier skiego Chodkiewicza” — Miklósa Zrinyiego. W twórczości Zrinyiego spotykamy połączenie w iel kiego talentu poetyckiego z geniuszem realistycznej myśli politycznej, próbami węgierskiej adaptacji nauk Makiavela, które miały pozwolić na wyzwolenie Wę gier spod „niemieckiego kłamstwa” i „tureckiej tru cizny”. Zamysły młodego wodza dość szybko zostały rozpoznane przez Austriaków. W 1667 r. dochodzi do tragicznej śmierci Zrinyiego. Oficjalna wersja głosiła, że zabił go rozjuszony dzik na polowaniu, ale na Wę grzech powszechnie mniemano, iż winnym był skryto bójca nasłany z Austrii. Mówiono, że w Wiedniu prze chowywana jest strzelba z napisem: „To ja jestem tym dzikiem, który zabił hr. Zrinyiego".
M uszkieterow ie, księża, „szaleni poeci” Poezja węgierskiego Oświecenia zrodziła się na kruż gankach pałaców Marii Teresy — pierwszym wybitniej szym twórcą był przystojny i zawadiacki muszkieter Jej Cesarskiej Mości, György Bessenyei, autor woltę-
331
riańskich wierszy i tragedii. Wkrótce po nim pojawiła się cała barwna plejada poetów, muszkieterzy Barcsay i Báróczi, całe życie próbujący wpaść na sekret wytopu złota, generałowie Orczy i Gvadányi, amtyklerykalnie nastrojeni księża Révay i Dayka, wolnomularze, Kazin czy, reformator języka, późniejszy dyktator życia lite rackiego i „węgierski Jasiński" — Batsányi, zalecający Węgrom, by „zwrócili uważne spojrzenie na rewolu cyjny Paryż”. Niestety, nadzieje wiązane z. tym nie zwykle bogatym pokoleniem twórczym zostały szybko zniweczone po wykryciu w 1794 r. spisku „węgierskich jakobinów”, uwięzieniu Kazinczyego, Batsányiego i pa ru innych poetów w lochach Spigelbergu i Kufsteinu. Na Węgrzech przełomu XVIII—XIX wieku zwyciężyła, nie po raz ostatni zresztą, ponura noc represji i terroru. Jak pisał w przystępie rozpaczy największy poeta wę gierski XVIII wieku, Mihály Csokonai Vitéz, autor cy klu pięknych erotyków (wierszy do Lilii): „Szalonym, kto na Węgrzech staje się poetą”. Po zdziesiątkowaniu węgierskiego pokolenia oświe ceniowego dopiero zapoczątkowany w latach dwudzie stych XIX wieku okres reform przynosi narodziny no wego potężnego ruchu literackiego. Końcowe lata pier wszej połowy XIX wieku przynoszą szczytowe osiąg nięcia wielkiej trójki ;poetów: Mihálya Vörösmártyego, Sándora Petőfiego i Jánosa Aranya. Vörösmarty stwo rzył romantyczną lirykę i dramat, w głębokich, reflek syjnych wierszach wyraził niepokój o losy Węgrów jako narodu i przyszłość całej ludzkości. Petőfi, twórca realizmu lirycznego, zerwał z ckliwym sentymentali zmem cechującym lirykę pierwszych dziesiątków XIX wieku, zbliżył ją do życia codziennego i szerszych rzesz społeczeństwa, a zarazem wyzwolił poezję węgierską ze sztywnych reguł i kanonów. Arany, największy mistrz stylu w węgierskiej literaturze XIX wieku, był twór cą najwybitniejszego poematu epickiego „Toldi” i bal-
332
]ad o niezrównanej, niemal muzycznej melodyjności i rytmice. Wiek XIX przyniósł również arcydzieło wę gierskiego dramatu, „Tragedię człowieka” Imre Madácha, przejmującą wizję historii ludzkości, jej postę pów, potknięć i upadków. Twórczość i losy osobiste wszystkich tych wybitnych twórców węgierskich XIX wieku stanowiły wierną kontynuację tradycji jak najsilniejszego bezpośrednie go zaangażowania w żywej historii swego narodu. Pe tőfi stał się czołowym bardem węgierskiej .walki o wol ność 1848—1849 r., rzecznikiem rewolucyjnego czynu i Heinrich Heine mógł z całym uzasadnieniem pisać: „zarówno u Petőfiego, jak i u jego narodu na szczęście brak jest jakichkolwiek hamletycznych cech charakte ru”. Poeta węgierski, którego pokój zdobiony był por tretami przywódców rewolucji francuskiej i Kościu szki, zginął przedwcześnie w wieku 26 lat jako adiu tant generała Bema tw bitwie pod Segesváréin. Vörös marty, twórca słynnego „Wezwania”, uważanego nie gdyś za drugi hymn węgierski, śpiewanego przez wę gierskich studentów w rewolucyjnym Paryżu 1848 r. jako „węgierską Marsyliankę”, poseł do parlamentu rewolucji węgierskiej, po jej upadku przez dłuższy czas musiał się ukrywać, zagrożony uwięzieniem. Arany w balladach: „Walijscy bardowie”, „Włady sław V” i innych głosił bezkompromisowe potępienie tyranii, a pod koniec życia odrzucił odznaczenie z rąk rządu habsburskiego. Madách był przez rok uwięziony za udzielenie schronienia uchodźcy politycznemu.
X X -w ieczny „król poetów ” — A dy Początek naszego wieku nie zapowiadał się dla Wę gier zbyt radośnie. Zatęchła, senna atmosfera ck mo narchii coraz bardziej zmieniała kraj Madziarów w ro
333
dzaj naddunajskiego zaścianka. Arystokracja i warstwy średnie wciąż jeszcze snuły swój taniec chocholi, wiel biąc starego, dobrego Franza Josefa, który pozwolił im zrealizować hasło „bogaćmy się” i zapomnieć o naro dowej suwerenności. Nagle jednak zabrzmiał złoty róg — pojawiła się niewielka grupa „źle wychowa nych” intelektualistów, założyła pismo „Nyugat” (Za chód) i smagając zniedołężnienie oficjalnych Węgier — „węgierskiego ugoru” — żądała „dogonienia Europy”. „Nie będę nigdy skrzypkiem ludzi szarych” — wołał ich przywódca Endre Ady, dziś powszechnie uznawany za największego węgierskiego poetę XX wieku. Jego tom „Nowych wierszy” z 1906 r., przesycony świeżymi, drapieżnymi, nie spotykanymi dotąd tonami szybko stał się skandalem literackim i politycznym. Młody poeta, świeżo po powrocie z Paryża, butnie rzucał rękawicę oficjalnemu światu „knurogłowych mocarzy”, atakował tchórzliwą układność i oportunizm, głosił upojenie re wolucją i wizję nowych, zreformowanych Węgier. Zry wając z wszelkimi konwenansami prowokował opinię strofami otwarcie wielbiącymi piękno miłości zmysło wej. Zbuntowany intelektualista wkrótce stał się bo żyszczem intelektualnej bohemy, kabaretów i literac kich kafejek, a zarazem głównym celem zatrutych strzał z węgierskich „Okopów Świętej Trójcy”. Za geniuszem poetyckim Adyego kryła się niezwykle złożona osobowość. W jednej osobie jakby zespoliły się równocześnie namiętny rewolucyjny zapał młodej Przybyszewskiej z okresu, gdy pisaki „Sprawę Danto na”, z wielką domieszką satanizmu i dekadentyzmu jej ojca, baudelaireowski spłin i bergsonowski elan vitai. Od początku zadziwiał bogactwem i różnorodnością swych poszukiwań poetyckich. Jednym z głównych motywów jego poezji był gorzki, bezwzględny, a jed nak pełen miłości dialog z Ojczyzną, „ukochanym, nie nawistnym narodem”. W poezji Adyego wciąż powta
334
rzają się tragiczne symbole Jeziora Śmierci, mającego odzwierciedlać zapóźnione o stulecia Węgry, „Madziar skiego Ugoru", węgierskiej równiny, przepojonej po nurą ciszą śmierci, czarnej węgierskiej nocy, z której nie ma wyjścia dla nikogo. Jak pisał znakomity wę gierski krytyk i historyk literatury, zamordowany w 1945 r. przez faszystów, Antal Szerb: „Ady atakował Węgrów swoich czasów w imię Wę grów przyszłości. N ie tylko atakował, ale wielokroć również nienawidził, i to z gwałtownie wybuchającą nienawiścią swej wrażliwej, nerwowej natury. Jego nienawiść była jednak tylko drugim obliczem miłości... Uwielbiał Paryż i w swych strasznych, mitycznych wizjach przeklinał «Madziarski Ugór» ■ — cmentarzysko duszy, ponieważ nikt nie pragnął bardziej namiętnie od niego, aby Węgrzy wyzwolili się wreszcie od wschod niej bezsiły i bierności. Poprzez swą nienawiść i ataki chciał wstrząsnąć Węgrami i dodać im pasji, aby wreszcie nauczyli się od Paryża szybszego tempa ży cia, żyli życiem pełniejszym, bardziej godnym ludzi". Ady stał się ucieleśnieniem węgierskości, w „gryzą cych sercem" wierszach, wytyczającym szlaki samopoznania narodowego. Pokrewny nurt stanowiły wiersze pełne rewolucyjnego buntu, pragnące wreszcie wstrząs nąć bezsilną „smutną, śpiącą Hunnią”, „narodem cho rym na podagrę" i otworzyć drogę do nowych Węgier przyszłości („Wiosną krwawych panoram”, „Pieśni wę gierskich jakobinów”, „Się Wam Arkę Przymierza”). Dla wielu czytelników Ady to przede wszystkim jed nak w ielki poeta miłości, autor wspaniałego cyklu ero tyków („Daj m i twe oczy”, „Jastrzębie gody na opad łych liściach”, „Pałac Śpiącego Pocałunku” i innych). Współczesny Adyemu Żeromski swe namiętności i roz czarowania miłosne ukrywał jeszcze skrzętnie na kar tach „Dzienników”. Ady dumnie wychodził z nimi na przeciw zgorszonemu, pruderyjnemu światu, prowoko
335
wał i rzucał wyzwanie. Oleodrukowe portreciki daw nych wyidealizowanych „panienek z dobrego domu” zastąpił prawdziwym hymnem na cześć upojnego „sza leństwa zmysłów”, gorąca i zachłanności pożądań (mi łość i wiersze do ukochanej „Ledy” — mężatki Adeli Briill). Erotyki Adyego przedstawiały burzliwy epos miłości jako odwiecznej walki między mężczyzną a ko bietą. Jej najdramatyczniejsze odbicie przyniósł słynny wiersz „Pożegnalne, piękne słowa” — posunięte do ostatnich granic szczerości, jedno z najokrutniejszych pożegnań w całej światowej literaturze miłosnej. Piewca wielkich miłości zmysłowych był równocześ nie autorem jednych z najpiękniejszych w całej historii węgierskiej liryk poetyckich „rozmów z Bogiem”. Mie szało się w nich kurczowe, rozpaczliwe pragnienie wia ry na przemian z blużnierczymi niemal oskarżeniami pod adresem Boga — „ojca chłodnego Amen”. Wciąg nięcie Węgier do pierwszej wojny światowej po stronie Niemiec i szał szowinizmu prowokują cykl antywojen nych wierszy Adyego. Osamotniony, izolowany uparcie zaklina rodaków, aby każdy z nich pozostał „człowie kiem w czas nieludzki”. Wypalony wewnętrznie, schoTowany Ady, odczuwając zbliżający się coraz szybciej nieuchronny koniec, pisze wiele wstrząsających wier szy na temat ludzkiego losu, śmierci i sensu istnienia, przeplatanych wizjonerskimi ostrzeżeniami przed nad chodzącą wielką narodową katastrofą. Urnáéra w 1919 r. wkrótce po klęsce Węgier, którą tylekroć przepowia dał. O sile artystycznej wizji utworów Adyego w niema łej mierze zadecydowała dokonana przezeń „wielka re wolucja słów i rymów”. Bogactwu wyobraźni poety odpowiadał dynamizm jego wysiłków słowotwórczych, wyczarowywanie ciągle nowych znaczeń. Pisał: „Słowo jest dla mnie opium, z którego mogę czerpać pogańskie tajemnice..., chcę odkrywać przysypane kurzem stare
336
słowa, tworzyć nowe, zgodne z duchem języka, używać ich w nowych złożeniach, przyciągać biedne, a wspa niałe wyrażenia gwarowe, nadawać węgierski kształt słowom obcym”. Ady drw ił sobie z dotychczas panują cych sztywnych reguł wersyfikacji. Charakterystyczną cechą jego poezji była pohrytmia, występowanie tuż obok siebie jambów, węgierskich wierszy sylabicznych czy greckiego anapestu. „Duszą wiersza niech będzie żar i rytm wewnętrzny. Nie zaś wystudiowana po wściągliwość i wypolerowane rymy” — pisał. Dążył przede wszystkim do jak najdynamiczniejszego odda nia nastroju, jak największej melodyjności. Charakte rystycznymi cechami jego poezji była dynamiczna bu dowa utworów, często przypominających jedną wielką szarżę od pierwszego do ostatniego wiersza, bardzo du ża rola intonacji, bardzo częste rozpoczynanie utworu czasownikiem — „Związali mą duszę” i inne. Wydanie tomu „Nowych wierszy” Adyego w 1906 r; powszechnie oceniane jest dziś jako symboliczna nie mal data, zapoczątkowująca rozwój nowoczesnej lite ratury węgierskiej. Wpływy Adyego wyszły jednak daleko poza samą literaturę. Wiersze Adyego stały się inspiracją dla wielu utworów muzycznych Bartóka i Kodálya, wywarły wpływ na twórczość czołowych reżyserów „nowej fali” węgierskiego filmu: Jancsó, Sáry czy Kovácsa (filmy „Na węgierskim ugorze", „Kamień podrzucony w górę” i inne). Na Węgrzech otoczyła go prawdziwa legenda, liczne zwroty z jego wierszy stały się niemal przysłowiowe, przeszły do mo w y potocznej.
W ędrówki w sm utną n o c węgierską Smętne refleksje Adyego o narodowym losie nie były w liryce węgierskiej niczym wyjątkowym. Niby
337
czarna nić z norwidowskiej „Mojej piosenki” przez całą poezję węgierską przewija się wielka nuta tragizmu. Widać to bardzo wyraźnie w tekstach wydanej przez PIW w 1975 r. .wielkiej antologii poezji węgierskiej, począwszy od XV-wiecznego Pétera Bornemisszy wo łającego z wygnańczą nostalgią: Ścigają mnie wszędy butni Germanowie, Zewsząd mnie otaczają przeklęci Turkowie. Czyż kiedy w lubej Budzie oczy dom obaczą! (przeł. B. Zadura)
Uczeń Balassiego, János Bmnay, pisał pełne rozpaczy „Żale nad upadkiem narodu węgierskiego”, poeta doby Oświecenia, Dániel Berzsenyi, zapytywał „Cóż dziś jest Madziar? Szkielet sybaryty!”. XI-wieczny liryk, József Bajza, pisał o Węgrzech „Przeszłość twa bez radoś ci. Przyszłość bez nadziei” („Westchnienie”, przeł. A. Rymkiewicz). Nawet twórca węgierskiego hymnu narodowego — Ferenc Kölcsey nie był wolny od tonów głębokiego pesymizmu, skarg; „Zaludniły kraj bez ser ca karły" („Pieśni Zrinyiego”, przeł. J. Waczków). Do najtragiczniejszych motywów węgierskiej litera tury należy zawarta w poezji Adyego wizja Węgier ja ko „zagubionego jeźdźca”, przybyłego do Europy z da lekich stepów wschodnich, pogrążonego w osamotnie niu i nie mogącego znaleźć sobie miejsca. Na węgier skiej świadomości w minionych stuleciach poważnie zaciążyło poczucie izolacji kulturowej wśród pozosta łych narodów środkowo-wschodniej Europy jako kon sekwencja niezwykle poważnej węgierskiej bariery ję zykowej. Odczucia tego typu można było nieraz spot kać w XX-wiecznej literaturze węgierskiej w słowach László Németha: „Jesteśmy małym narodem, bez krew nych w Europie”, czy wierszu Kosztolányiego „O ma łym Węgrze”: „Oby nie widział, że wszystko daremne, jeżeli śpiewa i w dal patrzeć umie, bo każdy mały
338
Węgier jest niemową, którego słowa wszechświat nie zrozumie” (przekł. Gracji Herényi). Gyula Illyés pisał kiedyś, że czytając utwory poetów węgierskich od Berzsenyiego poprzez Vörösmártyego, Aranya do Adyego ma się wrażenie, że „jak gdyby naród stale chwiał się na krawędzi przepaści, skąd wy starczy jeden nieostrożny krok, a nawet niespodzie wany podmuch wiatru, aby nie tylko strącić naród w nędzę i ciemność, lecz by go na trwałe zetrzeć z po wierzchni. Takich obaw i niepokojów nie zna litera tura żadnego innego narodu. Nie znają ich nawet mniejsze od nas narody”. Cudzoziemcowi trudno zrozumieć, skąd bierze się tak silna doza tragizmu w więgierskiej poezji. Sam zrozu miałem to dopiero wielekroć uczestnicząc w tamtej szych długich „nocnych rodaków rozmowach”. Mają one piękną, stylizowaną na poezję Adyego nazwę — „Wędrówki w smutną noc węgierską” (Kalandozások a bús magyar éjszakába). Ileż to razy nasłuchałem się o nie wykorzystanych, straconych okazjach historii Wę gier, o tragicznym paśmie narodowych klęsk i niepo wodzeń, upadkach kolejnych powstań, wszystkich spi skach krwawo stłumionych w zarodku. Począwszy od klęski pod Mohaczem w 1526 r. czy nawet od zduszenia wielkiego powstania chłopskiego Dozsy w 1514 r. upar ta Nemezys wciąż jakby ścigała Węgry przez stulecia. Pomimo bardzo dużego ładunku goryczy zawartego w węgierskiej poezji niemal nigdy nie spotykamy W niej atmosfery krańcowej beznadziejności i rozpa czy. Dramatyczne, pełne tragizmu i pesymizmu tony węgierskiej liryki nader często służyły tylko jako śro dek do wstrząśnięcia narodem, obudzenia go, zainicjo wania drogi naprawy. I nawet w najsmętniejszych wierszach węgierskich w pewnej chwili pojawia się nagle nuta nil desperandum, apel o mobilizację ostat nich sił narodu. Miejsce krańcowej rozpaczy zajmuje
339
uśmiech przez łzy, wątła nić nadziei, iż „Będzie jeszcze święto na tym świecie” („Stary cygan”), „a jednak — trzeba się trudzić” („Rozmyślania w bibliotece” — Vőrösmártyego). Jednym z najpiękniejszych świadectw postawy poetyckiej tego typu był wiersz Illyése — „Bartók”, w którym autor pisał m. in.: Gdy rozpacz oniemia, rozum mówić nie może, ty zabierz głos, Béla Bartók, groźny kompozytorze, wołaj, że warto jest jednak żyć i wyzywać los!... (przeł. A. Międzyrzecki)
W kręgu w spółczesnej poezji Słowa „żyć i wyzywać los” mogą być najlepszym mottem dla całej twórczości Gyűli Illyésa, uważanego za największego z współczesnych intelektualistów wę gierskich. Po młodości spędzonej w kompanii Bretona i Tzary, Eluarda, Aragona i Crevela, po przygodzie surrealistycznej i dadaistycznej wraca na Węgry, i tu przeżywa straszny szok w zetknięciu z przytłaczającą rzeczywistością czasów Horthyego. Awangardowy eks perymentator w jednej chwili staje się czołowym rzecz nikiem „walki o treść”. „Zrozumiałem, byłbym zdraj cą, jeśli pragnąłbym być tylko pisarzem” — napisał później. Z wielkim zaangażowaniem i odwagą staje do walki o rozwiązanie najbardziej palących problemów narodowego losu (tzw. sorskérdések), wywiera coraz większy wpływ na opinię publiczną swego kraju. Pa rokrotnie skazany przez trybunały horthystowskie, po szukiwany przez gestapo w 1944 r. jest, po wojnie do 1948 r., jednym z przywódców Narodowej Partii Chłop skiej, swoistego węgierskiego fenomenu — partii w ca łości założonej i kierowanej przez pisarzy. W ciągu
340
burzliwych, a niekiedy nader tragicznych wydarzeń historii Węgier XX wieku dzieła Illyésa były symbo lem trwałych imperatywów moralnych, „pokrzepiały serca”, a zarazem odwoływały się do sumienia naro dowego, broniły narodu przed uproszczonymi, fałszy wymi potępieniami i wzywały do autentycznego samorozrachunku, chroniły przed samookłamywaniem. Po czucie szczególnych obowiązków poetów-bardów kaza ły mu sformułować głośne słowa: „W ważnych momentach historycznych, a zwłaszcza w momentach kryzysowych, naród zwraca się zwykle do swych pisarzy i poetów. Kiedy trybuni prowadzą do bankructwa, poeci mają obowiązek, nawet wbrew sobie, zająć się sprawami publicznymi, podjąć walkę o własne idee, awansować do roli bardów”. Centralne miejsce w poezji Illyésa zajmują próby refleksji na temat zawikłań węgierskiej historii, pełne niepokoju o losy i przyszłość narodu („Zamek na wo dzie”, „Arpad” i inne). Wciąż powracającym wątkiem jego liryki są „drogi samotności” ludzkiej, refleksje nad sprawami bytu i istnienia, postawy człowieka w o bec śmierci. Mimo pozorów opanowania i spokoju, chłodnego racjonalizmu, wiersze Illyésa zawierają za wsze jakieś ukryte podteksty, zmuszające do zastano wienia czy wręcz prowokujące do namiętnej dyskusji. Jakiś krótki, prosty zdawałoby się obraz przyrody, od łamek skały drążonej przez wodę czy stos kamieni, sta je się tu pretekstem do łatwo zrozumiałego dla wszy stkich czytelników podtekstu historycznego czy filozo ficznego. Bogata, wielostronna twórczość Illyésa (ponad 60 to mów poezji, dramatów, esejów i powieści) wywierała ogromny wpływ na kolejne węgierskie pokolenia twór cze, które pobudzała do walki o odrodzenie narodu. Przestrzegając młodych poetów i pisarzy przed mało oryginalnym naśladownictwem dawno przebrzmiałych
341
obcych eksperymentów twórczych Illyés głosił już nie jednokrotnie, iż; „prawdziwa szansa międzynarodowe go sukcesu poezji polskiej, węgierskiej czy chorwackiej leży przede wszystkim w jak najsilniejszym zaakcento waniu ich narodowej specyfiki i odrębności”. Określo ny przez jednego z krytyków jako „ostatni europejski poeta narodowy”, Illyés ciągle patronuje „walce o treść” we współczesnej węgierskiej literaturze. Inny czołowy poeta starszego pokolenia — Sándor Weöres stał się z kolei symbolem ciągłych poszukiwań formalnych, bezustannych eksperymentów z różno rodnymi stylistykami z przeszłości i współczesności. Twórczość jego czerpie natchnienie z mitów, religii i filozofii starożytnego wschodu od Indii po Egipt i Me zopotamię, buddyzmu i hinduizmu, poezji Babilonu. A tuż obok tych motywów spotykamy wpływ Jaspersa i psychologii głębi Junga, obrazy niepokojów i zagro żenia człowieka w XX-wiecznym świecie, pełnym „mo ralnych lodowców”, dramatycznych „grobowców stra chu”. Poezja Weöresa to równocześnie pełna gniewnej pasji apoteoza wolności jednostki i piękne panteistyczne marzenia o integralności życia i miłości. Nikt ze współczesnych poetów węgierskich nie poszedł dalej niż Weöres w opisie ekscytujących uniesień miłosnych, w przekornym, zmysłowym wdzięku cyklu „Fairy Spring” (zwłaszcza „Eklogi antycznej”), który wywo łał na Węgrzech gwałtowne kontrowersje wokół gra nicy swobody poetyckich flirtów z Erosem. Przejmująca w swych pejzażach niepokojów i roz paczy poezja Weöresa potrafi równocześnie oczarowywać bajecznie kolorowymi tonami „Bagatel” — kilku dziesięciu wierszy naśladujących dźwięki i formy poe tyckie od starożytności aż po rytmikę twista. Weöres opanował jak nikt inny w poezji węgierskiej wirtuoze rię igraszek z rytmem, uroczych żartów lirycznych, groteskę, najswobodniejszych asocjacji słownych. To
342
warzyszy im ciągła inspiracja muzyczna, różnorodność wątków muzycznych od nut węgierskich melodii lu dowych po smętne negro spirituais, od poważnych to nów wierszowanych „Dziesięciu symfonii” po jazzową rytmikę cechującą roztańczone rytmy wierszy „Rum ba" czy „Kock and Roli”. Sam Weöres wyznał na te mat tajników swej ars poetica: „Moje nowe wiersze mało przypominają to wszystko, co nazywane jest poezją. Wprawdzie w końcu obok formy pojawia się u mnie treść, ale zawsze w zupełnie odmienny niż dotychczas sposób. Ta treść nie ma lo gicznych powiązań: myśli, tematy główne i poboczne krążą jak w dziele muzycznym, nie skonkretyzowane, pozostające na szczeblu intuicji. Nie sprecyzowane, jak by zza mgły przeświecające m yśli są pobudzane w wier szu przez coraz to różnorodniejsze rytmy, każące im zabłysnąć na przemian to w jednym, to w drugim miej scu”. Skala poszukiwań współczesnej węgierskiej poezji jest bardzo bogata i różnorodna — dość spojrzeć na jakże odmienne sylwetki twórcze czterech najgłośniej szych poetów średniego pokolenia: László Nagya, Fe renca Juhásza, László Benjamina i Jánosa Pilinskiego. László Benjámin jest przedstawicielem liryki naj bardziej zaangażowanej, tradycji rewolucyjnego ro mantyzmu, ciągłego przeciwstawiania czystości ideałów zbanalnieniu i spłaszczeniom codzienności, nostalgicz nych wyznań: „Pogmatwały się drogi między człowie kiem i człowiekiem, człowiekiem i działaniem, człowie kiem i przyszłością”. Wiersze Benjámina to wroga wszelkiej apologii i panegiryzmowi afirmacja wiary w ideały i zaangażowanie wśród dramatycznych dyle matów historii („Pod krwawiącymi sztandarami” i in ne), ciągłe, bezkompromisowe poszukiwanie prawdy o losach swego pokolenia. Zupełnie inny świat, pełen surrealistycznych wizji, i malarskości obrazów, moty
343
wów z Dylana Thomasa i Garcii Lorki przynosi poezja László Nagya. Liryka pochodzącego z rodziny chłop skiej L. Nagya jest przesycona trochę „jesieninowską” w stylu nostalgią za naturą, starym pejzażem wiej skim, nie ‘zmąconym przez wpływy standardowej cywi lizacji technicznej, fabryki stereotypowych domów. W centrum poezji Nagya znajdują się wielkie przeciw stawienia: rozwój i zniszczenie, życie i śmierć, rozpacz i nadzieja, postać Zielonego Anioła — symbol wielkiej niszczącej siły. Do najoryginalniejszych węgierskich zjawisk poetyc kich należy liryka Ferenca Juhásza — nader ambitna próba ciągłego konstruowania swoistego świata kos micznych wizji opartych na pełnych egocentryzmu i wiary w swą misję próbach stworzenia nowej mito logii bez Boga. W siwych poematach, stanowiących nie kończący się strumień wrażeń i pełnych wschodniej barwności obrazów Juhász próbował na nowo ocenić różne tradycje węgierskiej historii i literatury, zdefi niować rolę i zadania współczesnej poezji. „Poeta po winien bez przerwy protestować i buntować się prze ciw głupocie, pysze, samowoli, tyranii i uciskowi w imię godności ludzkiej i uczciwości. Poeta nie powi nien nigdy zaprzestać powtarzania, iż wolność jest je dynym sensem ludzkiego istnienia” — głosił w jednym z wywiadów. Liryka Jánosa Pilinskiego — to najgłębsze, najbar dziej przejmujące w całej literaturze węgierskiej prze życie tragedii człowieka sponiewieranego i upodlonego w „czasach pogardy”, zredukowanego do bezimiennych obozowych numerów („Na ścianie jednego obozu kon centracyjnego”, „Harbach 1944”, „Jeniec francuski", „Rekwiem”). Poczucie „zranionego humanizmu”, kru chości egzystencji ludzkiej porażonej okrucieństwem wojny każe Pilinsikiemu tym rozpaczliwiej poszuki wać ratunku dla jednostki przez akcentowanie potrze
344
by wielkich imperatywów moralnych, powagi moral nej. Z protestu przeciw koszmarom wojny, powszech nej zagładzie uczuć zrodziła się tu poezja głębokiego niepokoju moralnego, walczącego protestu przeciwko bezbronności i izolacji człowieka, wiersze nawiązujące do filozofii Simone Weil i powieści Dostojewskiego (m.in. w wierszu poświęconym Aloszy Karamazowowi „Pod pewnym portretem”). Jeden szkic nie wystarczy do nakreślenia całej tak bogatej panoramy węgierskiej liryki od twórczości świetnego poety i eseisty S. Csoóriego po najmłodsze pokolenia twórcze — grupę „9 poetów”: I. Kovácsa, B. Kissa, J. Utassiego i innych. Poezja utrzymała swą wiodącą rolę w świadomości węgierskiego społeczeń stwa — świadczą o tym wielusetosobowe audytoria, oblegające wieczory autorskie Hlyésa, L. Nagya czy F. Juhásza, długie uliczne szpalery osób „polujących” na tom z osobistą dedykacją J. Pilinskiego. Węgrzy pozostali „narodem poetów”.
345
XY „Nowa fala" w literaturze węgierskiej
Liryka dalej zajmuje czołowe miejsce, ale największym literackim wydarzeniem lat sześć dziesiątych stało się pojawienie „nowej fali*' w powieści... Większość powieści nowej lali daje przede wszystkim wyraz zmaganiom ze sprawami wciąż jeszcze mało znanymi, dotąd nie wypowiedzianymi 1 nie zbadanymi, budzą cymi najwięcej niepokojących pytań i wątpli wości, oddając atmosferę niepokoju 1 zagu bienia człowieka współczesnego. (M iklós B élád! 1967 r.)
Lata sześćdziesiąte przyniosły węgierskiej prozie naj bogatsze w sukcesy artystyczne dziesięciolecie w całej historii węgierskiej prozy XX wieku. Zadecydował 0 tym zarówno niezwykle bogaty w osiągnięcia twór cze dorobek czołowych twórców najstarszego pokole nia — tzw. nagy öregek (wielkich starców), jak i poja wienie się dynamicznego pokolenia trzydziesto-, czter dziestolatków, swego rodzaju „nowej fali” w węgier skiej literaturze. Specyficznym zjawiskiem węgierskiej literatury współczesnej jest rola odegrana w niej w ostatnich dziesięcioleciach przez najstarsze pokolenie pisarzy, twórców urodzonych pod koniec ubiegłego wie ku lub na początku naszego stulecia (Gy. Lukácsa, Gy. Illyésa, T. Déryego. L. Németha). Było to pokolenie szczególnie zaangażowane w walkach swej epoki, po kolenie budzicieli sumień, pełne niezwykłej energii 1 entuzjazmu. Pod wieloma względami przypominało ono hiszpańskie „pokolenie 98”: Ortegę y Gasseta czy
346
Unamuna, pragnących wyrwać swój naród z fatalistycznej bierności i marazmu, przytłaczającego odczucia katastrofy, jaką stała się klęska Hiszpanii w wojnie ze Stanami Zjednoczonymi w 1898 r. Podobne nastroje cechowały Németha, Illyésa czy Déryego, których doj rzewanie przypadło na okres po tragicznej klęsce Wę gier w pierwszej wojnie światowej, pokoju w Trianon, upadku ruchów rewolucyjnych, czasy triumfu horthyzmu. Németh, Illyés i inni twórcy tego pokolenia podjęli olbrzymią pracę zmierzającą do wyrwania narodu z długotrwałego bezwładu, przebudowy jego psychiki i rozpoczęcia dzieła reform. Szczególnie w ielki wpływ na dojrzewanie intelektu alne węgierskich pokoleń w latach trzydziestych i czter dziestych wywarł László Németh, który przez wiele lat sam jeden redagował regularnie czasopismo „Tanu” (Świadek) zawierające pogłębiony program społecznego i kulturalnego odrodzenia Węgier, zbliżenia Węgier do Europy. Németh jest jednym z najbardziej wielostron nych twórców, znakomitym powieściopisarzem i dra maturgiem, a zarazem mistrzem eseju. W Polsce zna my jak dotąd niestety tylko jego powieści („Odrazę”, „litość” i inne), zupełnie nie znana natomiast pozosta je jego bardzo bogata twórczość dramatyczna. Do naj słynniejszych jego dramatów należą: „Grzegorz VII”, „Széchenyi”, „Zdrajca” (o Görgeyu), „Jan Hus”, „Ga lileusz”, „Józef II”, „Śmierć Gandhiego”, ukazujące wybitne postacie historyczne dokonujące wyboru w skomplikowanych sytuacjach moralnych czy politycz nych — walki bądź kompromisu. Najbardziej jednak dyskutowaną w ostatnim dzie sięcioleciu dziedziną twórczości Németha były jego ese je — dziedzina, w której jest on nieporównanym mis trzem, i w której prowokuje najzaciętsze, najbardziej gorące dyskusje. Mało jest dzieł w węgierskiej litera turze współczesnej, które mówiłyby równie wiele jak
347
esej Németha o bolesnych doświadczeniach węgierskiej historii, miejsca Węgier jako narodu w Europie i miej scu węgierskiej literatury w świecie (tomy „Szkiców nie publikowanych”, „Podróżującego po Europie”, takie eseje, jak „Bartók i węgierska muzyka XIX wieku” i inne). Niemal rok po roku zaskakiwał czytelników nową książką wydarzeniem słynny pisarz węgierski Tibor Déry. B o najbardziej ważkich pozycji Déryego należą: tom opowiadań „Miłość” (u nas, niestety, wydany tylko we fragmentarycznym wyborze), surrealistyczna po wieść „Pan A. G. w mieście X ”, stylizowana powieść — parabola historyczna „Rzucający klątwy” i tom auto biograficznych wyznań „Bez wyroku”. Powieść „Rzucający klątwy”, opisująca życie święte go Ambrożego, biskupa Mediolanu i pogromcy arian w IV w.n.e„ przynosi w istocie liczne aluzje do XX-wiecznej historii. Utwór Déryego fascynuje artyz mem stylu i ironią m.in. w opisie sposobów rozbijania opozycji soborowej przez „rzucającego klątwy” św. Am brożego czy metod organizowania sfingowanych pro cesów arian oskarżanych na podstawie wymuszonych zeznań o próby mordowania ortodoksyjnych biskupów katolickich itp. Wydane w 1969 r. wyznania autobiograficzne Dérye go „Bez wyroku” powszechnie uznane zostały za naj wartościowszą książkę węgierską roku. Déry zrezygno wał w nich z tradycyjnej chronologii. Zamiast tego czytelnicy otrzymują nakreślony bardzo plastycznie obraz zachowania się pisarza i jego konfliktów we wnętrznych w najbardziej ciężkich momentach epoki, w czasach narastania faszyzmu, wojny, okresu kultu jednostki. Co chwila spotykamy się w książce z reflek sjami na temat roli pisarza w społeczeństwie, proble mów moralności i polityki, poznajemy napisane z po zornym dystansem opisy przeżyć więziennych twórcy
348
w latach 1937 i 1957—1960. Obserwujemy nakreślone z okrutną szczerością portrety wybitnych postaci wę gierskiego panteonu literackiego esy nieco ekshibicjonistyczny opis kilkuletniego romansu pisarza z żoną znanego węgierskiego prozaika okresu międzywojenne go F. K., nie przemilczający i najbardziej intymnych szczegółów tajonej przez lata miłości. Do najpoczytniej szych książek Deryógo należy również powstały w 1971 r. „Wyimaginowany reportaż z festiwalu muzyki pop”, którego przeróbka sceniczna stała się największym węgierskim przebojem teatralnym ostatnich lat. Po serii międzynarodowych sukcesów węgierskiego film u, reprezentowanego przez takie nazwiska, jak Jancsó, Sára, Kósa czy Kovács nikogo chyba nie trzeba przekonywać o wartości „nowej fali” w film ie węgier skim. Stosunkowo mniej znana za granicą jest „nowa fala” w węgierskiej powieści lat sześćdziesiątych i sie demdziesiątych, nabrzmiała pasją i prowokująca mo ralnie, a zarazem przynosząca niebłahy ładunek nowych propozycji intelektualnych. Powieść węgierskiej „no wej fali” zerwała z napuszonym stylem, opisowością i monotonią prozy lat pięćdziesiątych. Dominującą rolę w poszukiwaniu węgierskiej prozy odgrywa stosunkowo młoda generacja twórcza (około 30—45 lat) złożona z debiutantów lat 1954—1958, zgod nie oceniana przez krytyków jako najbardziej dyna miczne i utalentowane powojenne pokolenie twórcze. Jest to zarazem generacja, której okres dojrzewania przypadł na pierwszą połowę lat pięćdziesiątych i która przeżyła moralno-ideowy wstrząs 1956 r. A. Földes, jedna z krytyków, pisała: „Każdy wie, że w 1957 r. byliśmy prawie o sto lat starsi niż w 1945 r. i prawie każdy z nas czuł, że o tym pokoleniu... należałoby na pisać wielką powieść stulecia”. Młodzi twórcy węgierskiej „nowej fali”, którzy stali się kronikarzami dramatycznych losów swego pokolé-
349
nia, nie bez kozery w centrum swej twórczości umieś cili problemy rozrachunków z niedawną przeszłością. Podejmując problematyką obrachunkową, młodzi pi sarze węgierscy wystąpują nie w imię jakiejś totalnej, niczym nie ograniczonej negacji wszystkiego, lecz prze ciwnie, w imię tym pełniejszego przywrócenia war tości słowu socjalizm — często spaczanemu w latach pięćdziesiątych na Węgrzech — tym silniejszego uwy puklenia słuszności nowej polityki partii po 1956 r., jej pełnej zgodności z celami całego narodu. Charakterystycznym przykładem może być pod tym względem powieść „Dwadzieścia godzin” pióra Ferenca Sánty, jednego z najwybitniejszych współczesnych twórców węgierskich. Bohater powieści „Dwadzieścia godzin” (przekł. T. Olszańskiego, Czytelnik, 1967), mło dy reporter, chcąc poznać pełną prawdę o przyczynach śmierci mieszkańca pewnej wioski węgierskiej, zamor dowanego w 1956 r., w ciągu dwudziestu godzin prze prowadza dziesiątki rozmów z miejscowymi chłopami, wysłuchuje przy tym wielu nawzajem sobie przeczą cych motywacji postępowania poszczególnych uczest ników bratobójczych walk, bada źródła tych wydarzeń i ich dzisiejsze konsekwencje. Sánta nie waha się przed ukazaniem najbardziej bezwzględnych i drastycznych prawd o błędach minionego okresu, starając się jak najpełniej zrozumieć motywy postępowania dziesiąt ków uczciwych chłopów, którzy zostali odepchnięci od władzy ludowej przez politykę Rákosiego i w decydu jącym momencie w 1956 r. znaleźli się „po drugiej stronie barykady”. Równocześnie jednak pisarz w całej pełni akcentuje swą wiarę w socjalizm, wypowiadając się po stronie racji reprezentowanych przez głównego bohatera powieści Jóskę, który potrafi dochować wiary socjalistycznym ideałom w najtrudniejszym, najbar dziej niebezpiecznym momencie, a później występuje na rzecz tolerancji i pojednania wobec tych, którzy
350
zbłądzili w czasie tragicznych -wydarzeń. Powieść Sánty, obok licznych przekładów na języki obce, zyskała również niezwykle udaną wersję filmową nagrodzoną Wielką Nagrodą na Festiwalu w Moskwie w 1965 r. Godne uwagi są również dwa inne utwory Sánty przełożone na język polski — powieść „Piąta pieczęć” (przekł. K. Pisarska, PIW, 1968) i „Zdrajca” (przekł. C. Mondral, PIW, 1969). W obu powieściach spotyka my się znowu z tak fascynującą Sśntę problematyką skomplikowanych rozstrzygnięć politycznych i trud ności jednostkowego wyboru w decydujących momen tach historycznych (czasy terroru faszystów nilaszowskich w 1944 r. w „Piątej pieczęci”, a wojen husyckich w „Zdrajcy”). Oba utwory wypełnione są ustawiczny mi konfrontacjami sprzecznych racji politycznych i moralnych, namiętnymi dyskusjami filozoficzno-etycznymi wokół różnych przejawów sprawdzania się człowieka w sytuacjach -ostatecznych, na granicy wy boru pomiędzy podłością a śmiercią. Najpopularniejszym pisarzem „nowej fali” jest czterdziestokilkuletni György Moldova, pisarz o bardzo ma lowniczych kolejach losu. Debiutował w 1956 r. w wie ku dwudziestu jeden lat opowiadaniem, które spotkało się z ogromnym zainteresowaniem krytyki literackiej, a wkrótce potem rozpoczął naukę w wyższej szkole tea tralnej. W 1957 r. porzuca jednak studia i rozpoczyna pracę w charakterze zwykłego robotnika. Przez kilka lat pracuje w fabryce konserw, potem przy budowie dróg, jako monter itp. Dopiero w 1962 r. powraca do twórczości literackiej, rozpoczynając niezwykle wielo stronną pracę twórczą. Do roku 1974 publikuje osiem powieści, dwa tomy opowiadań, trzy tomy reportaży, tom satyr, sztukę teatralną i scenariusz filmowy. Kilkuletnia praca w charakterze robotnika ułatwia Moldovie zrozumienie, wczucie się w psychikę i pro blemy przeciętnych, szarych ludzi, dając wielu jego
351
opowieściom wartość autentyku. Bohaterami swych utworów czyni on najczęściej młodych, zdolnych ludzi, oszukanych i wydziedziczonych przez historię, pogru chotanych moralnie i wyrzuconych poza nawias społe czeństwa, na próżno usiłujących później przezwycię żyć, najczęściej niezawinioną, złą passę i ponownie znaleźć sobie jakieś miejsce w otaczającym ich świę cie. Wciąż pozostają swego rodzaju „bezprizomymi”, tragicznie nie przystosowanymi do otoczenia. Taką po stacią jest János Flandera, główny bohater powieści „Piekielny młyn”, na początku lat pięćdziesiątych nie słusznie wyrzucony ze studiów, i młody chłopak Dürr, który w konsekwencji potwornego zeszpecenia twarzy w toku walk 1956 r. stopniowo stacza się do środowi ska łudzi z marginesu społecznego. Co ciekawsze, twórczość Moldovy, rojąca się od dziesiątków tragicznych, szamocących się postaci, w y pełniona jest równocześnie dużym, jak na dość ponurą w tonacji literaturę węgierską, nagromadzeniem ele mentów groteski. Moldova jest prawdziwym mistrzem od wynajdywania najbardziej fantastycznych i absur dalnych sytuacji, prowadzących do dotkliwej satyry na różne paradoksy naszego „najlepszego ze światów”. W ogromnie różnorodnym dorobku twórczym Mol dovy ostatnio znalazła się również i jego pierwsza powieść historyczna, opublikowana w 1973 r. pt.: „Czterdziestu kaznodziejów” („Negyven prédikátor”). Książka ta, powszechnie oceniona przez krytykę jako jedna z najbardziej ważkich węgierskich powieści lat siedemdziesiątych, w znakomitym stylu i z troską o jak najwierniejsze odtworzenie kolorytu epoki ukazywała prześladowania protestantów przez rządy Habsburgów w drugiej połowie XVII w., dramaty ludzi, którzy zde cydowali się na bezkompromisowy opór w obronie swo ich przekonań wbrew wszechwładnej przemocy. Prozaikiem, który wywołał najwięcej sporów, jest
352
S. Sómogyi Tóth, także jeden z przedstawicieli „nowej fali”. Powieść jego „Byłeś prorokiem, kochanie”, po święcona dylematom i wstrząsom pokolenia „węgier skich Kolumbów”, wywołała kilkumiesięczną zaciętą dyskusję na łamach głównych węgierskich czasopism literackich. Jest to plastycznie nakreślona bezkompro misowa analiza przyczyn osamotnienia, a nawet izola cji wielu ludzi z pokolenia entuzjastów, aktywnych uczestników przemian socjalistycznych pierwszych lat powojennych, ich zagubienia w atmosferze węgierskiej „małej stabilizacji”. Bohater utworu, G. Szabados, nie gdyś pełen energii młody publicysta, dziś rozbity we wnętrznie i schorowany (akcja powieści odbywa się w sanatorium), opisuje lekarzowi kolejne etapy swego zagubienia moralnego i ideowego w atmosferze ogólnej stagnacji otaczającego środowiska: „Wie pan, ja byłem takim sobie prorokiem. Ludowym prorokiem. Do jutra poruszym z posad ziemię... Braciszku, cóż to był za ruch, co za ruch! (...) Tylko że nie ja jeden byłem pro rokiem. Prorokowaliśmy, walczyliśmy, oblewaliśmy się potem. Aż wreszcie w pewnym momencie rozejrzałem się dokoła... Jeszcze dzisiaj śmiech mnie bierze, gdy sobie ten widok przypomnę. Proszę sobie wyobrazić, że wszyscy otaczający mnie prorocy utyli. Widział pan kiedy tłustego proroka? Ohydny widok... Zobaczyłem, że muszę zrezygnować z tak ogólnie łubianej manii, ja ką jest na przykład zbawienie świata” (przeł. A. Sie roszewski). O wartości książki Sómogyi Tótha w niemałej mierze stanowią stawiane przez autora pytania o sens i drogę rozsądnej i twórczej rewolucji w epoce konsolidacji, namiętna krytyka znieczulicy ideowej i stagnacji. Spra w y te są zresztą przedmiotem natarcia znacznej części młodej prozy węgierskiej, piętnującej zmaterializowanie poszczególnych środowisk, panowanie ograniczonych, konsumpcyjnych ideałów. Już pierwszy głośniejszy
353
utwór węgierskiej „nowej fali” — tłumaczona na kil* kanaście języków powieść Endre Fejesa „Cmentarz starego żelastwa” — koncentrował się głównie na ata ku przeciw utrzymującej się, mimo zmiany ustroju, drobnomieszczańskiej formie życia, nazbyt powolnym przemianom w świadomości ludzi, dla których słowo „kultura” wciąż jeszcze ogranicza się do słuchania w radio ogromnie popularnej węgierskiej odmiany „Ma tysiaków” — „Rodziny Szabó” i lektury „Esti Hírlap” {popularna popołudniówka). I tak typowa dla prozy Sánty, Moldovy i Fejesa wyostrzona wrażliwość na najbardziej konfliktowe, po lityczne i społeczne zjawiska współczesności oraz bez względna szczerość i odwaga w ich literackim odtwo rzeniu są zarazem cechą wspólną całej generacji wę gierskiej „nowej fali”. Czytelnicy nasi sami zresztą mogą się o tym przekonać biorąc do ręki wydany przez „Iskry” w 1967 r. w wyborze A. Sieroszewskiego tom „11 opowiadań węgierskich”, zawierający m in . dra pieżną, pełną oskarżycielskiej pasji, niezgody na wszel ki przejaw jednostkowej krzywdy, prozę nowelistyczną S. Csoóriego, I. Csurki, L. Galambosa, E. Galgóczi, T. Pintéra i K. Szakonyiego. Jest to pozycja tym cen niejsza, iż małe formy, a zwłaszcza nowelistyka, sta nowią — obok powieści — ulubioną formę wypowiedzi młodych prozaików węgierskich. Notabene nowelistyka już od dziesięcioleci stanowi na Węgrzech o w iele bardziej niż u nas popularny gatunek literacki. Prozę węgierskiej „nowej fali” cechuje ciągłe ekspe rymentowanie i różnorodność poszukiwań formalnych. Coraz częściej spotykamy się z przemieszaniem róż nych konwencji literackich, rozbiciem kompozycji utworów, nerwowością i lapidarnością narracji, stoso waniem impresjonistycznej metody pisarskiej, koncen trowaniem się wyłącznie na dramatycznych opisach szybko zmieniających się nastrojów i uczuć.
354
Obok zajmujących tak poważne miejsce w węgier skiej młodej prozie utworów utrzymanych w konwen cji realistycznej, dążących do jak najpełniejszego au tentyzmu w odtworzeniu konfliktów współczesności i niedawnej przeszłości, spotykamy liczne utwory o cha rakterze awangardowym, „powieści eg^rstencjalistyczne”, parabole historyczne itp. Tego typu problematykę m in. podejmuje w swej twórczości czołowy pisarz wę gierskiej awangardy, Miklós Mészöly, Już pierwszy głośniejs2y jego utwór, symboliczny dramat-burleska „Czyściciel okien”, poruszył sprawy obrony autonomii wewnętrznej jednostki, zagrożonej przez jakąś wyab strahowaną władzę zewnętrzną, dawał subtelny obraz strachów i niepokojów gnębiących współczesnego czło wieka, tajemnych odrębności psychiki ludzkiej, W na stępnych utworach MészÖlya — cieszącej się dużą po pularnością na Zachodzie „Śmierci lekkoatlety” i po wieści „Saul z Tarsu” — spotykamy się z quasi-egzystencjalistycznymi rozważaniami nad problematyką etyczną, dylematami „zabójczej prawdy”, moralnej od powiedzialności jednostki, ciągłych nieuchronnych pod świadomych przemian osobowości ludzkiej. Szczególnie interesująca jest powieść „Saul z Tarsu” ukazująca — na tle zapożyczonych z Biblii dziejów przemiany fana tycznego wroga chrześcijan Szawła — historyczną pa rabolę dylematów współczesnych intelektualistów eu ropejskich. Specyficznym zjawiskiem węgierskiej młodej prozy jest ogromna popularność reportaży i opowiadań socjograficznych. Łączą one w sobie elementy badań socjo logicznych z walorami literackimi, akcją, dialogiem i rysunkiem psychologicznym postaci. Jest to nurt o bogatej tradycji, sięgającej do lat trzydziestych, kie dy to w ielu lewicowych twórców z potężnego ruchu pisarzy ludowych zajęło się szeroko pojętymi społecz nymi analizami sytuacji węgierskiego chłopstwa, trak
355
tując je jako najlepszą metodą zdemaskowania quasi-feudalnych stosunków na wsi międzywojennej („Lud puszty" Gyűli Illyése, książki G. Féji, J. Darvasa i in nych). Powojenna socjografia literacka też w dużej mierze koncentruje się na problemach węgierskiej wsi, wy suwając jako swój główny cel poznanie całej prawdy o rzeczywistości z jak najbliższej perspektywy, od pod staw. Jeden z najgłośniejszych reportaży socjograficznych, „Prąd głębokiego morza” Gy. Csáka, akcentujący sprzeczności między osiągnięciami gospodarczymi wę gierskiej wsi a równoczesnym zacofaniem kulturalnym d moralnym jej mieszkańców, wywołał wielomiesięczną zaciętą dyskusję na łamach prasy. Popularność i ogrom ny wpływ społeczny zapewniły sobie również liczne cykliczne reportaże socjograficzne na łamach czasopism literackich (publikacje E. Galgóczi, S. Csoóriego i in nych). Kilka lat temu 2 inicjatywy byłych członków grupy pisarzy ludowych w latach trzydziestych i przewodni czącego Węgierskiego Związku Pisarzy — J. Darva sa, oraz sekretarza generalnego Akademii Nauk — F. Erdeiego, zainaugurowano jedną z najciekawszych węgierskich serii wydawniczych pt.: „Odkrywanie Wę gier" (.Magyarország felfedezése"). Inicjatywa ta miała na celu doprowadzenie do wydania licznych książek socjograficznych, poświęconych szczeremu i autentycz nemu przedstawieniu sytuacji w różnych regionach Węgier i nawiązywała do socjografii pisarzy ludowych z końca lat trzydziestych, z jedną podstawową różnicą w stosunku do sytuacji socjografii lat trzydziestych, prześladowanej przez horthyam, tak sformułowaną przez Darvasa: „W interesie naszego systemu, naszego społeczeństwa leży, abyśmy jak najwięcej wiedzieli o sobie, żeby na sze samopoznanie stało się jak najpełniejsze. Dlatego
356
ośmieliłem się gdzieś napisać, że dzisiejsza socjografia literacka może być tylko »po stronie rządu«. Słowa te oznaczają, iż im głębsze, im bardziej złożone są prze prowadzone analizy społeczne, tym bardziej oddziały wają one w duchu ulepszania systemu” — pisał J. Dar vas. Ponad 10 tomów opublikowanych dotychczas w serii „Odkrywanie Węgier” w pełni potwierdziły sło wa Darvasa, przyczyniające się do wydobycia na świa tło dzienne wielu takich zahamowań i przeszkód w ro zwoju społecznym na prowincji, które przedtem nie trafiały w centrum zainteresowania opinii społecznej. Godny uwagi jest fakt, że autorami poszczególnych tomów serii są znani pisarze, tacy jak Gy. Moldova, G. Mocsár, F. Erdei, F. Kunszabó i inni, najczęściej omawiający sytuację w tych regionach kraju, z któ rych sami się wywodzą i których perspektywy rozwoju są im szczególnie bliskie.
357
Wybrane pozycje z literatury uwzględnionej przy pisaniu niniejszej książki I. Pozycje syntetyczne (do całego okresu historii związków polsko-węgierskich) A. Brückner: Dwa bratanki w: A. Briickner: Kultura, piśmien nictwo, folklor, Warszawa 1974. J. Csapiáros: Stosunki literackie węgiersko-polskie w: Historia literatury węgierskiej, Wrocław 1966. J. Dąbrowski: Węgry, Kraków 1924. W. Felczak: Historia Węgier, Wrocław 1966. E. Hollók: Nexus nationis Hungarae cum Polonica, Cassoviae 1831. K. Huszár (red.): Polska i Węgry, Budapest—Warszawa 1936. Kocham twój kraj. Antologia wierszy węgierskich o Polsce (zebr. I. Csapiáros), Kraków 1971. E. Kovács: Magyarok és lengyelek a történelem sodrában, Bu dapest 1973. E. Korács: Népek országútján, Budapest 1972. J. R. Nowak: Polak—Węgier w: Sąsiedzi i Inni, Warszawa 1977. M. Wieliczko: Polacy na Węgrzech, Lublin 1977. S. Worcell: La Pologne et la Hongrie, Paris 1849.
2.
Od X wieku do klęski pod Mohaczem 1526 r.
J. Dąbrowski: Elżbieta Łokietkówna, Kraków 1914. J. Dąbrowski: Ostatnie lata Ludwika Węgierskiego 1370—1382, Kraków 1918.
358
J. Dąbrowski: Władysław I Jagiellończyk na Węgrzech (1440_ 1444), Warszawa 1922. A. Divéky: Pochodzenie węgierskiej Złotej Bvlli i jej wpływ na prawo polskie, Kraków 1938. D. Dümmerth: A z Árpádok nyomában, Budapest 1977. P. Jasienica: Polska Piastów, Warszawa 1974. P. Jasienica.- Polska Jagiellonów, t. I—II, Warszawa 1975. M. Jókai: A magyar nemzet története regényes rajzókban, t. I, Budapest 1969. J. R. Nowak: Rodzinna Europa Wschodnia, „Kultura”, 10 sierp nia 1975. Z. Nowak: Polityka północna Zygmunta Luksemburczyka do roku 1411, Toruń 1964, „Roczniki Towarzystwa Naukowe go w Toruniu za r. 1964”, zesz. 1. A. Pór: Magyar-lengyel érintkezések a XIV században, „Szá zadók”, 1903. 3. Od 1526 r. do powstania Rakoczego 1783 t. L. Bazylow: Siedmiogród a Polska 1576—1613, Warszawa 1967. W. Dębołącki; Pamiętniki o lisowczykach, czyli przewagi elea rów polskich, Kraków 1859. L. Finkel: Polityka Polski w sprawie węgierskiej w r. 1528, „Kwartalnik Historyczny”, 1899. A. Hirschberg: Hieronim Łaski, Lwów 1888. Humanista történetírók, Budapest 1977. Janicjusz: Poezje wybrane, Warszawa 1975. P. Jasienica: Ostatnia z rodu, Warszawa 1975. P. Jasienica: Rzeczpospolita obojga narodów, t. I—III, War szawa 1967. K. Kamieniecki: Pobyt króla Jana Zapolyi w Polsce w 1528 roku, „Przegląd Historyczny”, 1907. A. Kersten: Na tropach Napierskiego, Warszawa 1970. E. Kovács: Uniwersytet Krakowski a kultura węgierska, Wro cław 1965. B. Köpeczi: „Magyarország a kereszténység ellensége” A Thökölyfelkelés az európai közvéleményben, Budapest 1976. L. Kubala: Szkice historyczne, t. II, Warszawa 1923. J. Pajewskii Stosunki polsko-węgierskie i niebezpieczeństwo tureckie w latach 1516—1526, Warszawa 1930. J. Pajewski: Węgierska polityka Polski w połowie XVI wieku (1540—1571), Kraków 1932.
359
K. Pferad2ka: Handel Krakowa z Wągrami w XVI wieku, Kraków 1935. W. Pociecha: Królowa fiona. 1494—1557, t. IV, Poznań 1958. A. Rembowski: Rokosz Zebrzydowskiego. Materiały historycz ne, Warszawa 1893. J. Sobieski: Listy do Marysieńki, (opr. L. Kukulski), Warszawa 1962. Z. Spieralski: Jan Tarnowski 1488—1561, Warszawa 1977. L. Sz&deczky: Izabella és János Zsigmoitd Lengyelországban 1552—1556, Budapest 1888. J. Szamosközy: Erdély története, Budapest 1963. J. Śląski: Z działalności drukarzy polskich, Skrzetuskich-Hoffhalterów na Węgrzech 1563—1586, w: Odrodzenie i Re formacja w Polsce, t. X, 1965. J. Tazbir: Bracia polscy w Siedmiogrodzie 1660—1784, Warsza wa 1964. J. Tazbir: Stefan Batory, „Kultura”, 4 lipca 1976. E. Veress: Izabella királyné 1519—1559, Budapest 1901. Z. Wojciechowski: Zygmunt Stary (1506—1548), Warszawa 1946. W. Zakrzewski: Rodzina Łaskich w XVI wieku, „Ateneum", 1882, t. II, z. II i III.
4. Od 1703 r. do Wiosny Ludów 1848 r. D. Angyal: Késmárki Thököly Imre, t. I—II, Budapest 1888. M. Asztalos: II Rákóczi Ferenc és kora, Budapest 1934; L'autobiografie d’un prince rebelie. Confession et memotres de Franęois II Rákóczi (wyd. B- Köpeczi), Budapest 1977. J. Csapiáros: Sprawy polskie w literaturze węgierskiej epoki Oświecenia, Warszawa 1961. A. Divéky: Magyarok és lengyelek a XIX században, Budapest 1919. W. Felczak: Węgierska polityka narodowościowa przed wybu chem powstania 1848 roku, Wrocław 1964. J. Feldman: Polska w dobie wielkiej wojny północnej, Kra ków 1925. Francia tervezet magyar — lengyel felkelésre 1796-ból (publ. S. Vadász), „Századok”, 1970, nr 1.
360
L. Glatman: Szkice historyczne, Krak6w 1906. Li. Hopp: A lengyel-magyar hagyományok újjászületése, Buda pest 1972. K. Jarochowski: Z czasów saskich, Poznań 1886. J. Kitowicz: Pamiętniki, czyli Historia Polski, Warszawa 1977. D. Kosáry: Napóleon és Magyarország. Budapest 1977. E. Kovács: A lengyel kérdés a reformkori Magyarországon, Budapest 1959. B. KÖpeczi, Ágnes R. Várkonyi: II Rákóczi Ferenc, Budapest 1976. J. R. Nowak: Powstańcy i realiści, „Kultura”, 18 lipca 1976. J. R. Nowak: Rakoczy. Zycie i działalność, Warszawa 1976. E. Pillias: Études sur Franęois II Rákóczi, Paris 1939. K. Piwarski: Polska a Francja po roku 1683, Kraków 1933. Rákóczi tükör, t. I—II, Budapest 1973. J. Reychman: Jakobini węgierscy w roku 1794 a Insurekcja Kościuszkowska, „Kwartalnik Historyczny”, 1957. J. Reychman: Ze stosunków kulturalnych polsko-węgierskich w epoce Oświecenia, Warszawa 1960. S. Thomasivskij: Ugorszczizna i Polsza na początku XVIU wieka w: Zapiskach naukowego towaristwa imieni Szevczenki, Lwów 1908. 5. Od Wiosny Ludów 1848 r. E. Bajcsy-Zsilinszky: Helyünk és sorsunk Európában, Buda pest 1941. Bem-Album, red. S. Kerekes, Márosvasárhely 1881. J. Bułharyn: Rys wojny węgierskiej w latach 1848—1849, Paryż 1852. J. Csapiáros: Kraszewski a Węgry, Warszawa 1964. J. Czetz: Jenerał Bem w Siedmiogrodzie i Węgrzech w r. 1848 —1849, Poznań 1862. Deák Ferenc munkaiból, t. II, Budapest 1906. A. Divéky: Węgry i sprawa polska w czasie wojny, Warszawa 1917. K. Eötvös: A nagy év, Budapest 1905. J. Falkowski: Wspomnienia z roku 1848-^1849, Poznań 1879. W. Felczak: Powrót i legenda, „Więź”, 1966, nr 9. K. S. Frycz: Charakter narodu węgierskiego, „Problemy Euro py wschodniej”, 1939, nr 6.
361
D. Irányi, C. L. Chassin: Histoire politiąue de la revolution de Hongrie 1847—1849, t, II, Paris 1860. J. Jarzębowski: Węgierska polityka Traugutta, Warszawa 1939. T. T. Jeż: Od kolebki przez życie, t. I, Kraków 1936. S. Kieniewicz: Adam Sapieha (1828— 1903), Lwów 1939. Kossuth Lajos iratai — t. V, ez. II, 1863. Lengyel forradalom, Budapest 1895, E. Kovács: Bem József, Budapest 1954. E. Kovács: Magyar-lengyel kapcsolatok a két világháború között, Budapest 1971. E. Kozłowski: General Józef Bem, Warszawa 1959. M. Koźmiński, A. Sieroszewski: Uwagi o stereotypie Polaka i Węgra w XIX i XX wieku — referat na sesji polsko-węgierskiej komisji historycznej w Szczecinie w 1977 r. J. I. Kraszewski: Sprawa polska w roku 1861. List z kraju, (listopad 1861), Paryż 1861. J. Lagzi: Lengyel menekültek Zala megyében a második vilgágháború idején, „Zalai Gyűjtemény”, 1975, nr 3. A. Lampe: Polak — Węgier dwa bratanki w: Myśli o nowej Polsce, Warszawa 1948. A. Langie: Pamiętniki niedoli,,, z lat 1849—1856, Kraków 1896. P. Liszt; Chopin, Lwów 1924. J. R. Nowak: Nowa fala w literaturze węgierskiej, „Polityka”, 12 września 1970. J. R. Nowak: Poezja gniewu i namiętności, „Kultura”, 2 listo pada 1975. J. R. Nowak: Polityka Węgier wobec Polski w latach 1938— 1939 (wybór dokumentów), „Sprawy Międzynarodowe”, 1971, nr 1. J. R. Nowak: Węgry 1939— 1969, Warszawa 1971; wyd. II uzupełnione — Węgry 1939— 1974, Warszawa 1975. J. Pálffy: Magyarországi és erdélyi urak, Kolozsvár 1939. T. Polak: Węgrzy W powstaniu styczniowym1863—1864, „Studia i materiały do historii wojskowości”, t. V, 1960. C. Pridham: Kossuth and Magyar Land, London 1851. H. N. de Puy: Kossuth and his Generals, Buffalo 1852. L, Russjan: Polacy i sprawa polska na Węgrzech w roku 1848—1849, Warszawa 1934. A. Sieroszewski: Węgierska i polska powieść historyczna w dobie romantyzmu, Warszawa 1976. S. A. Sochacki: Fejezetek a lengyel-magyar fegyverbarátság történetéből, Budapest 1964.
362
L. Sziklay: Szomszédainkról, Budapest 1974. S. Szilágyi: A magyar forradalom férfial 1848—1849 — bőt, Pest 1850. K. Szokolay: A z osztrák-magyar kormány lengyel politikája az első világháború idején, Budapest 1967. S. Teleki: Emlékezzünk régiekről, Bukarest 1973. Uchodźcy polscy na Węgrzech w czasie wojny, Budapest 1946. Walka Węgrów o niepodległość, ich Naczelnik Koszát i jene rałowie Bem i Dembiúski, Poznań 1849. M. Zdziechowski: Węgry i dookoła Węgier, Wilno 1933.
363
SPIS RZECZY
W s tę p .........................................................................................
5
Część pierwsza. Siadami wspólnych tradycji historycznych I. Sojusze Piastów i A r p a d ó w ................................. 13 II. Między „niemieckim kłamstwem” a „turecką trucizną” .......................................................................40 III. Od Batorego do powstania kuruców . . . 82 IV. Sobieski i „król kuruców” ..................................... 123 V. Pod sztandarami księcia Rakoczego . . . 137 VI. Od konfederacji barskiej do walk Wiosny L u d ó w ..................................................................... 166 VII. Polacy w rewolucji węgierskiej 1848—1848 r. 180 VIII. Legenda generała B e m a ................................... 197 IX. Powstańcy i realiści . . . . . . . . 211 X. Drogi i rozdroża przyjaźni (1863—1939) . . 242 XI. Polacy i Węgrzy w drugiej wojnie światowej 264 XII. Bajcsy-Zsilinszky a P o lsk a..................................... 281 Część druga. W kręgu węgierskiej literatury XIII. I do książki, i do szk lank i..................................... 297 XIV. Wędrówki w smutną noc węgierską . 326 XV. „Nowa fala” w literaturze węgierskiej . . 346 Wybrane pozycje z literatury uwzględnionej przy pisaniu niniejszej k sią ż k i........................................................................... 358
364