Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie...
6 downloads
17 Views
946KB Size
Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.
Marteeka Karland FROZEN EARTH 01 Lionsblood „Lwia krew”
Tłumaczenie nieoficjalne : trinity26 Beta kawa020380
OPIS
Ziemia w przyszłości nie jest dobrym miejscem dla ludzi. Temperatura spada 100 stopni poniżej zera, ludzie są na łasce Lionsblood i mieszańców. Nocne wyjście na zewnątrz równa się śmierć. Bzdurą można wywołać u Lionsblood gniew. I Marie dokładnie to zrobiła. On jest jej najlepszym przyjacielem, ale dręczyła go tak długo i intensywnie, że w końcu zażądał spłaty długu.
Rozdział 1 – Co? – usłyszała w słuchawce znajomy ryk jej długoletniego przyjaciela. Ulżyło jej, że w ogóle odebrał. – Klark, przykro mi, że dzwonię cię tak późno. – Obudziła go z nocnej hibernacji. Większość Lionsblod spało głębokim snem już od dwóch godzin. W ten sposób chronią się przed nocnym spadkiem temperatury, choć temperatura w ciągu dnia też nie jest lepsza. Biorąc pod uwagę fakt, że odebrał, to prawdopodobnie nie rozespał się jeszcze na dobre. – Nie przejmuj się tym. Co się stało? – Znał ją zbyt dobrze. Coś kombinowała, i zamierzał z niej to wyciągnąć jeszcze przed końcem nocy. – Nic się nie stało. Po prostu potrzebuję podwózki do domu. Nastąpiła długa cisza. – Gdzie jesteś? Wzięła głęboki oddech. To była najtrudniejsza część. – Bar Shiffley's. Znów zapadła cisza. – Czy masz klejnot, który ci dałem? Pytanie zbiło ją z tropu. – Tak. – nie przyznała się, że zrobiła z niego naszyjnik i nigdy go nie zdejmowała. – Idż do Shiff. Pokaż mu kamień. Umieści cię w bezpiecznym pomieszczeniu. Nie wychodź z tego pokoju. Odłożył słuchawkę, a Marie się skuliła. Przyjaźnili się zbyt długo, więc miała pewność, że przyjedzie. Może dziś nie będzie jej przesłuchiwać, ale kiedyś na pewno to nastąpi. Nie tylko to ją martwiło. Nastrój Klarka nie wróżył dla niej zbyt dobrego zakończenia wieczoru. Zrobiła tak jak kazał. Zaprowadzono ją do małego pokoiku. Usiadła na łóżku. Okno miało zabezpieczenia laserowe i było przyciemniane, ale mimo to wciąż widziała wieczyste zaspy śniegu, który pokrywał krajobraz. Shiff – hybryda pół wampir pół Lionsblood, miał pokój jako przystań dla ludzi których zastała noc. Nie tylko był nadnaturalny. Był nieśmiertelny, ale za to śmiertelny dla ludzi, tak jak noc zimą na pustkowiu gdzie temperatura spadała do minus 100 stopni latem, a zimą do minus 150. Jedyną rzeczą, która trzymała ludzi przy życiu były podziemne farmy oraz parę "bezpiecznych pokoi", które hybrydy miały przeznaczone dla swoich zwierząt. Takiego pomieszczenia nie można opuścić, chyba, że Shiff na to pozwoli. Dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi wywołał w niej wrażenie skurczenia wnętrzności. Z wrażenia omal nie wyskoczyła ze skóry. Ile czasu jeszcze potrzebuję, by pamiętać o jego sile lwa, jest przecież w górnej części łańcucha pokarmowego. – Jezusie święty! – poczuła ulgę gdy zobaczyła Klarka, jednak nie trwało to długo. Był wściekły i wiedziała, że to właśnie na nią. – Przestraszyłeś mnie na
śmierć. Nic nie powiedział, patrzył się na nią jak na zdobycz. – Uważasz, że ty mnie nie straszysz, dzwoniąc dwie godziny po zachodzie słońca i informując, że jesteś 10 kilometrów od przypisanej ci farmy? – jego głos był gromem – Uważasz, że wzruszyłbym ramionami, gdybyś była w niebezpieczeństwie? Marie cofnęła się kilka kroków, aż poczuła chłód okna za sobą. – Cóż miałam nadzieję, że mi pomożesz. Jak zwykle. To jest całkowicie bezpieczny dom i mogłam tu przeczekać do jutra, kiedy byś mnie zabrał. Mam na myśli ... – Wzruszyła ramionami i starała się uśmiechnąć, ale jego wyraz twarzy sprawił, że włoski stanęły jej na karku. – Wiem, że nie mogę chodzić gdzie chcę, a wyjście po zmroku jest samobójstwem dla człowieka. – Która z bestii cię zostawiła? Parmathem? – zapytał. Wzruszyła ramionami – On jest gnojem. – Próbowała odwrócić uwagę swoją kwaśna miną. Ale chwycił ją za gardło i podniósł tak, że musiała stanąć na palcach. – Nie igraj ze mną, Marie! – Klark nigdy w ten sposób się nie zachowywał. Nie z nią. Był cal od jej twarzy. Jego ciepły oddech rozpływał się po jej policzku. – Celowo go zostawiłaś, prawda? – puścił ją delikatnie i cofnął kilka kroków. W małym pokoju jego ramiona wydawały się jeszcze większe. – Tak jak mówiłam, przestałam cieszyć się jego towarzystwem. – Potarła swoją szyję, myśląc, że proszenie go o pomoc to nie był najlepszy pomysł – Słuchaj, naprawdę przepraszam, że odciągnęłam cię od zajebistego bzykania . To się więcej nie powt... Jego ryk był tak głośny, że odskoczyła zakrywając uszy. Klark złapał ją jednak tak szybko jak tylko potrafił robić to ród Lionsblood. W jednym płynnym ruchu, zanurkował w powietrzu i przygwoździł ją do podłogi, obezwładniając swoim ciężarem. Starała się go odepchnąć, ale nie poruszył się o cal, a jedynie warknął z irytacji. Czuła jak wibruje. Był zwierzęciem, które właśnie upolowało swoją ofiarę. – Nie ma nikogo. Nigdy nie było i dobrze o tym do cholery wiesz. Zabawiłaś się mną ostatni raz, Marie. – Jego głos zmienił się, był głębszy bardziej szorstki. Zawsze kochała jego jedwabistą grzywę złotych włosów, a kiedy zaczął przemianę, kudłata twarz zwiększyła się, co rzadko widziała u swojego przyjaciela. W końcu nie bez powody nazywano ich właśnie Lionsblood. Klark był wielkim facetem, ale jego zwierzęca forma była olbrzymia. Jego ubrania były w strzępach. Potrząsnął swoim ciałem pozbywając się resztek odzieży. Marie zacisnęła dłonie w pięści, by nie złapać go i przyciągnąć bliżej. O dziwo, futro miał tylko na głowie, plecach i brzuchu, Tylko to zdążyła zauważyć w odbiciu w oknie. Jego ciało było teraz znacznie większe. Wydawał się być pół metra wyższy. Dreszcz zdumienia i pożądania przeszedł przez Marie, jednak Klark zinterpretował to inaczej i jeszcze mocniej przyszpilił ją do podłogi. Marie nie sądziła, że takie emocje mogą wywołać podniecenie . Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę. Jej serce zabiło mocniej. – Na co czekasz? – szepnęła – Musisz wiedzieć jak bardzo cię pragnę. Warknął w odpowiedzi, przeniósł ciężar ciała i przeciągnął dłonią w dół po jej
skórzanym stroju. Pięciocentymetrowe pazury cięły ubrania jak papier. Marie krzyknęła radośnie, kiedy ukrył twarz przy jej brzuchu liżąc i wdychając jej ostry zapach . Kolejny kawałek jej ubrania został ścięty do połowy przy samym kroczu. Resztę jej stroju po prosty zdarł. Rozsunął jej nogi, zanurkował między nie i lizał, pieścił jej łechtaczkę. Wydawało się, że dokładnie wie, gdzie nacisnąć mocniej, tak by jej nie skrzywdzić, ale sprawić jej rozkosz o jakiej marzyła. To było o wiele lepsze niż fantazjowanie. Jej łechtaczka pulsowała, cipka zaciskała coraz częściej, podniecenie rosło na myśl o tym co nadchodzi. Krzyczała, gdy zawładnął nią orgazm, ale on nie przestał lizać, wciąż trzymając ją mocno, dopóki nie doszła po raz drugi. Marzyła by teraz poczuć go głęboko w swojej cipce. Kiedy myślała, że więcej już nie zniesie, chciała go błagać by dał jej spokój i zaczął ją pieprzyć, Klark ostatni raz pociągnął językiem zlizując jej soki i wstał. Złapał ją i postawił przy oknie. – Rozsuń nogi i pochyl się. Zrobiła jak kazał i spojrzała na niego przez ramię. Nogi jej drżały, a lepki płyn ściekał jej po wnętrzu ud. – Boże drogi, Klark. Pieprz mnie teraz. – wyszeptała. Chwycił ją za biodra. Poczuła jak pazury boleśnie wbiły w jej ciało. Klark ustawił się za nią. Jego fiut potarł jej wilgotne wejście do cipki i jednym płynnym ruchem zatopił się w niej po same jądra. Marie krzyknęła odrzucając głowę do tyłu. Był duży, nawet więcej niż duży. Wypełnił ją tak, że każdy jego ruch palił jej łechtaczkę, a ona się tym rozkoszowała. Znaleźli wspólny rytm. Wgryzł się w jej ramię. Nie była pewna czy rozciął jej skórę. Tak naprawdę nie obchodziło jej to, ból dodawał swojej przyjemności. Wbijał się w nią coraz szybciej i mocniej. Marie musiała korzystać z resztek sił by utrzymać się w pozycji pionowej. Każdy ruch był kontrolowany wyłącznie przez Klarka, i niech niebo jej pomoże , ale całkowicie to kochała. Była na krawędzi, wiedziała, że długo nie wytrzyma. Jej oddech przyspieszył, ugryzła wnętrze policzka by dostać kilka kolejnych sekund. – Teraz, Marie! Obciągnij mojego fiuta! – Gdy słowa opuściły jego usta, zacisnął kły na jej ramieniu. Kiedy przyszedł jej orgazm, znów krzyknął, tym razem rzucając głową czując każdy skurcz jej cipki. Klark trzymał ją za biodra pompując w nią mocniej i szybciej, by osiągnąć własny orgazm. Kiedy osiągnął cel, uderzył w nią po raz ostatni. Oboje omal nie upadli gdy energia ich opuściła. Klark odwrócił ją do siebie. Wyglądał już jak człowiek, żadnej oznaki bestii. Bez słowa wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka, kładąc się obok niej. – Gody z Lionsblood nie są czymś, co robisz dla kaprysu człowieka. Nie możesz się bawić ze mną jak kot z myszą przez resztę mojego życia. Wzruszyła ramionami, uśmiechnęła się i uniosła dłoń do jego twarzy. Przeczesała jedwabiście miękką grzywę ześlizgując się do szczęki. – Ignorowałeś mnie wystarczająco długo. Poza tym, dręczyłabym cię dopóki byśmy się nie kochali. Mam dość udawania twojej przyjaciółki i nie mam zamiaru bawić się tobą. – Zachichotała – zbyt dużo. Klark westchnął i pochylił się, by uchwycić jej usta do pocałunku. Marie zadrżała, gdy jego język zanurzył się w jej ustach. Miała gęsią skórkę, dreszcz przebiegł przez jej ciało. Czy kiedykolwiek będzie miała dość tego człowieka?
– Lubisz moją zwierzęcą stronę? – Przecież wiesz, że tak. Całował jej ramię w miejscu które ugryzł. – Seks z Lionsblood nie jest czymś, co minie. Masz teraz swojego własnego kotka. I nigdy nie pozwolę ci odejść. – Daj spokój Klark. Starałabym się tak mocno, gdybym chciała cię tylko na jedną noc? AŁA! – Była pewna, że ostre kły przeniosły krew, ale miała to gdzieś. – Ten temat zostawimy na inny czas. – powiedział ponownie czując ból w kroczu. – Teraz, rozkładaj nogi kobieto. Śmiała się z zachwytu. – Znów? Posłał jej swój chytry uśmieszek. – I po tym znów, i z nów.
KONIEC
Marteeka Karland Lionsmate Tłumaczenie nieoficjalne trinity26
Beta Kawa8002
Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.
W brutalnej rzeczywistości, ziemia jest kulą lodu, ludzie nie są dominującym gatunkiem, a są jedynie tolerowani. Jeden z dominatów zwrócił na nią uwagę i zażądał jej jako własnej. Dykstra nie może przejść obojętnie obok zadziornej małej kobiety, która jest silniejsza, niż ktokolwiek, kogo zna. Kiedy widzi bliznę oznaczającą jej Lionsmate, wie że to los mu ją przyniósł. Niesiony przez pociąg graniczący z obłędem, zabiera ją z gospodarstwa ludzkiego do własnej kolonii głęboko pod ziemią. Talia jest zafascynowana Dykstrą, ale nawet możni Lionsblood nie mogą tłumić jej ducha. Daje jej rozkosz cielesną, ale nic poza tym. Niezdolna zrozumieć, dlaczego Dykstra nie zgłosi pretensji do niej, chce na nim to wymóc. Ale Dykstra czeka długo z uwagi na śmiertelne zagrożenie ze strony odwiecznych wrogów. Ma obowiązki wobec kolonii, ale mogą one spowodować utratę Talii na zawsze.
Rozdział 1 Zimno. Zawsze jest zimno, niezależnie od tego, czy na zewnątrz czy wewnątrz. Talia stała za drzwiami wewnętrznymi w gospodarstwie ludzi, u których mieszkała. Naga, okryta jedynie kocem starała się nie koncentrować na drżeniu swojego ciała. Przestrzeń pomiędzy wewnętrzną częścią dzienną, a zamarzniętą ziemią dawała niewielką ochronę przed chłodem, skutecznie zatrzymując jedynie wiatr. Czasami zdarzało się, że po jednej burzy śnieżnej ta niby zapora rozwalała się. To było naprawdę śmieszne, wznosić takie kruche konstrukcje, które nie spełniały swojej roli, nie chroniły ludzi, ale przecież i tak nie mieli własnego życia, a kolejny dzień był niewiadomą. Nikt o nich nie dbał. Wiedziała, że nie powinna się rozglądać, ani niczemu przyglądać, ale stała tam i patrzyła prosto na właściciela gospodarstwa. Niewątpliwie zapłaci za to później, ale gniew pomógł jej utrzymać ciepło. Postępowała według instrukcji uległości, ale robiła to z taką pogardą na twarzy, jaką tylko mogła pokazać. Wiedziała, że to oznaczało, iż nie będzie mile widziana, poza tym gdyby zainteresowała tego pół krwi Wolfsblood, który był ich dozorcą, inne dziewczyny w obozie zostałyby same. Słyszała rozmowę, w której mówiono, że nikt jej nie kupi, ale to była niewielka cena za to, by innym w obozie żyło się łatwiej. Talia pogodziła się już ze swoją marną egzystencją. – Ci ludzie nadają się tylko do służby. Są zbyt młodzi, aby trafić do porządnych hodowców, ale jeśli widzisz jednego, który może się przydać w ciągu następnych kilku lat, możemy jego lub ją dla ciebie zatrzymać. – informował Dragar swojego najnowszego klienta. Prawdopodobnie jakaś bogata para szuka służącej, lub kurwy do zabawy. Talia uśmiechnęła się szyderczo, utrzymując wzrok na Dragarze. Ludzkie gospodarstwa nie były przystosowane do życia dla klanów Lionsblood czy Wolfsblood. Wampiry były mieszańcami, ale stanowiły prawo same dla siebie. Tak czy inaczej, ludzie byli na końcu łańcucha pokarmowego. Niektóre gospodarstwa trzymały ludzi, chroniąc ich przed zimnem, bądź sprzedawały. Dzięki temu mieli swoich niewolników. Gdy Dragar zakończył prezentację swoich niewolników zerwała z nim kontakt wzrokowy i przeniosła go na kupca. Jej serce waliło szybko. Lionsblood! Mogła poczuć jego przenikliwy wzrok. Czuła się całkowicie obnażona, jakby widział każdy jej sekret. Zmrużyła oczy. Nie pozwoli by ten zapchlony kot miał ją pod kontrolą. Uciekła od niego wzrokiem, by nie podjął zainteresowania nią, ale kiedy Dragar zwrócił uwagę na wspaniałe cechy jednej z młodszych dziewcząt, warknęła.
– Co się stało Duży Chłopcze? Obawiasz się, że to zbyt wiele dla ciebie? Jej nagła reakcja pojawiła się nie wiadomo skąd, gdy zobaczyła jak Lionsblood podszedł do młodej kobiety, która stała w rzędzie. Odwrócił się do niej, jego rysy były nieczytelne, poza uniesionymi brwiami. Trudno było powiedzieć czy czuł irytację, czy rozbawienie. – Być może. – Odparł cicho. – A może wolę kobiety, które wiedzą, jak trzymać usta zamknięte – chyba, że owijają nimi mojego fiuta, a swoje opinie zatrzymują dla siebie. Dragar wybuchnął śmiechem. – Próbowałem przez lata utemperować ten zjadliwy język. Być może teraz jest dobry czas, by go wyciąć. – Jego okrutny uśmiech pokazał, że będzie się z tej tortury cieszyć. Talia nie przejmowała się tym. Zawsze wiedziała, że nie utrzyma się długo w tym miejscu. Było jej żal młodych dziewczyn, pozostawionych bez opieki. Lionsblood odwrócił się i podszedł tak blisko, że gdyby się lekko pochylił, dotykaliby się nosami. Przewyższał ją, zresztą jak każdy inny włączając w to Dragar. Zaczął ja wąchać, najpierw jej twarz a potem szyję. Kontynuował w dół jej ciała i nim skończył, Talia ledwie czuła zimno. Jego zapach wydawał się objąć jej całą istotę. To wydawało się bardzo osobiste, zamknęła oczy i próbowała się skupić. Gdy podniósł głowę, Talia zauważyła błysk w jego oczach, jej ciało zadrżało z niewyjaśnionej żądzy. Nikt nigdy na nią tak nie działał. Nie była pewna jak się z tym czuje. Mrużąc oczy, odwróciła się do niego plecami i zrobiła kilka kroków. Miękki, śmiertelny ryk za nią spowodował, że się zatrzymała, ale odwróciła się do niego, gdy była gotowa. Gdyby to zrobiła w inny sposób potwierdziłaby swoje niezadowolenie, a ona nie chciała okazać słabości jakiemukolwiek rodzajowi a w szczególności Lionsblood. – Mniejsza o dziewkę. – Dragar starał się go uspokoić. – Zajmę się nią. Spójrz na te dziewczyny. Z pewnością będą się nadawać o wiele lepiej do tego czego do nich oczekujesz. Każda z nich jest uległa. Osobiście sprawdzałem ich szkolenia. – Nie potrzebuję wyszkolonych uległych. Każda kobieta, jaką kupię będzie... – Urwał, dzięki czemu każde następne słowo brzmiało sarkastycznie i szyderczo. – ...trenowana przeze mnie osobiście. – Myślisz, że można przekonać je do uległości, tak jak robi to Dragar. – Talia nieznacznie podniosła głos, ale nie obchodziło jej to. – Potrzeba prawdziwego mężczyzny by bić delikatną kobietę, prawda, Lionsblood? – jej dłonie zacisnęły się w pięści, a koc opadł z ramion. – Dlaczego nie spróbujesz tego ze mną? Nastała grobowa cisza. Talia nie była pewna, dlaczego nie potrafi trzymać gęby na kłódkę. To na pewno nie było najmądrzejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiła, ale
coś kazało jej to zrobić w obecności nieznajomego. Była poirytowana, że bez trudu spowodował, że chciała go, tak jak nigdy wcześniej nikogo innego. Ponadto, myśl, że zabrałby kogoś poza nią, spowodowało, że była wściekła. Uniósł brwi. – Masz ostry język, dziewko. Trzeba nauczyć cię jak go używać. – Czego chciałbyś mnie nauczyć – jak trzymać usta wokół twojego fiuta? – Zakręciło jej się w nosie i kichnęła, czego nie mogła powstrzymać. Patrzyli na siebie przez długi czas. Jedynym dźwiękiem jaki słyszeli był wiatr. Dykstra był zaintrygowany jej nieposłuszeństwem. Nikt w tym gospodarstwie nie odważył się nawet unieść wzroku w jego obecności, ale ta kobieta naśmiewała się z niego. Fascynujące. – Wybacz mi panie. To podła kobieta, która nie powinna być przyprowadzona do ciebie. Zabiję ja od razu, jeśli sobie tego życzysz. Stała przed nim naga i dumna. Jej sutki były napięte od zimna, ale starała się wyglądać obojętnie. Długie ciemnoblond włosy rozwiały się wokół jej twarzy, upodabniając ją do królowej śniegu. Tylko zaniedbany wygląd niewolnika przeczył temu. Ta kobieta naprawdę miała serce Lionsmate. Nie szukał jej, ale wyglądało na to, że nieświadomie ją znalazł. – Myślę, że zabiorę ją ze sobą, handlarzu. Dragar odezwał się. – Bardzo dobrze sir. Przeniosę ją na farmę gdy jej kondycja... – Nie. Teraz. – Nie odwracał od niej wzroku. Zadrżała, a jej ramiona skuliły się od siarczystego mrozu. Dzielna kobieta, ale dotarła do ludzkiej wytrzymałości. – Ona nie posiada urządzenia ograniczającego, więcej z nią kłopotu, niż jest warta. Czy jesteś pewien, że ją chcesz? Dykstra postarał się, by jego głos był zimny i nieustępliwy. Bezlitosny. Posłał Dragar swój najgroźniejszy wygląd. – Ona idzie ze mną. W razie potrzeby mogę ją kontrolować, bez pomocy kogoś lub czegoś. Co do kłopotów z nią i jej wartości, to ja o tym zdecyduje. – Patrzył jak przedsiębiorca się kulił. – Ubierz ją. Dragar rzucił jej ubranie, które dziewczyna szybko na siebie założyła. Choć było ono poszarpane i brudne, to lepsze niż koc. Nałożyła je na siebie z wdziękiem lwicy. – Tylko tyle? To wszystko co ma? – Ludziom nie jest dozwolone by coś mieli. Dbamy o nich jak najlepiej. – Cisza. – Syknął. Nic i nikt się nie poruszył, czy odezwał. Spojrzał w górę, gdy skończyła się ubierać, w dłoniach trzymała koc. – Jak mam cię nazywać, kobieto. Przez chwilę nie była pewna, czy ma się odezwać, ale potem spuściła oczy i wzięła głęboki oddech.
– Talia. Chciała na niego spojrzeć, by wyczytać emocje z jego twarzy, ale zawahała się. Był zimny, jak powietrze wokół niej, a ona nie była pewna, czy może bardziej mu się sprzeciwić. Lionsblood mruknął gdy spełniła jego żądanie. – Jestem Dykstra. Będziesz się tak do mnie zwracać. Jego włosy były dzikie i nieujarzmione. Wiadomo było z jakiej linii pochodzi. Widziała kły a jego górna warga była jakby podzielona na dwie części jak u kota. Był wysoki, bardzo wysoki. Przewyższał każdego w tym gospodarstwie. Stanął prosto, pozornie nieruszony przez lodowaty wiatr. Był naprawdę gwałtowny jak lew. Ze względu na zimno, był ubrany w długą czarną pelerynę, która sięgała niemal do ziemi. Jego buty zostawiały głębokie odciski na śniegu i nie przypominały jej bosych stóp. Gdy ją oceniał, blady ślad blizny na jej przedramieniu zaczął swędzieć. Zaczęło się lekkim łaskotaniem, ale szybko zaczęło doprowadzać ją do szału. Stało się to przytłaczające, ale nie chciała nic z tym robić. Zaczęła drżeć w niekontrolowany sposób. Poczuła ciężki płaszcz opadający na jej ramiona. Jęknęła z zaskoczenia. Spojrzała na niego. Potknęła się do tyłu, gdy spotkała jego ostry wzrok. Złapał ją za ramiona i przyciągnął do siebie. Płaszcz lekko się rozchylił, obnażając jej piersi. Dotknęła jego gorącego ciała. Nie zauważyła nawet, kiedy jego płaszcz zniknął. Jej dłonie wylądowały na nagim torsie pokrytym delikatnymi własowiec. Jego ramiona były szerokie, a włosy na klacie, miękkie jak u kota pokrywały górną część jego ciała. Żaden Lionsblood nie był tak odporny na mróz. Ten człowiek wydawał się w ogóle nie czuć zimna. Gorąco promieniujące od jego nagiego ciała było na to dowodem. Przypomniała sobie, jak Dragar skulił się gdy Lionsblood patrzył na niego tym bezlitosnym wzrokiem. To był fakt, który wystraszył ją bardziej, niż zamarznięcie. Jeśli człowiek tak skąpy i bezduszny jak Lord Dragar obawiał się tego Lionsblood, to czy ona też powinna? Odsunął ją od siebie na długość ramienia i jeszcze raz zmierzył wzrokiem. – Dopilnuj by mój magazyn na statku został załadowany żywnością na dziesięć dni. Mają być obfite posiłki. – zwęził oczy na Dragar. – Powinieneś wiedzieć, mieszańcu, że wśród moich ludzi, kobiety i dzieci jedzą pierwsze. Jeśli nie dostarczysz dość jedzenia dla niej, wtedy będzie jadła moje porcje, a w takim wypadku wrócę po ciebie. Obiecuję, i nie spodoba ci się to co zrobię. – Warknął. To wystarczyło by Talia mimowolnie zrobiła krok w tył, co spowodowało, że Lionsblood spojrzał na nią ostro. Jego oczy błyszczały w irytacji i natychmiast przysunął ją do siebie. – Dziesięć dni? Ledwie mogę wyżywić tych nieszczęsnych ludzi, których mam tutaj. Nie mogę oddać tak ogromnej ilości jedzenia. – Dragar był wściekły, ale zważał
na słowa. Mógł protestować, ale Lionsblood i tak dostanie to, czego chce. – Znajdziesz jedzenie, albo będziesz miał bardzo dużego, bardzo głodnego Lionsblood polującego na ciebie, sprzedawco. Wyślij po zaopatrzenie, a ja i Talia pójdziemy przodem. Jeśli za kilka godzin się nie zobaczymy, wrócę. Dragar przytaknął, jego oczy się rozszerzyły. Dał jednemu z wielu strażników znak. Dykstra odwrócił się do Talii. – Idziemy? – nie dając jej szansy by odpowiedziała, złapał ją za rękę i szarpnął za drzwi, za którymi była droga do jego statku. Ledwie mogła widzieć przez zamieć, a jej zdrętwiałe z zimna stopy odmówiły poruszenia się. Spojrzał na nią z irytacją, bez wątpienia myśląc, że był to sprzeciw z jej strony. Błyskawicznie ją podniósł i ruszył dalej. Nim się zorientowała dotarli do statku. Wystawienie jej na działanie takiego mrozu spowodowało, że ciało Talii czuło jakby wchodziło w nią tysiące żądeł. Teraz jednak przestała drżeć, nie musząc zmuszać się do stania, a jej ciało poczuło się błogo i sennie. Talia zastanawiała się, czy jej nowy właściciel będzie się z nią męczyć? Mógł zdecydować, że nie chce inteligentnego człowieka, który nie wie kiedy ma się zamknąć i jednak ją tu zostawi. Dragar nie przyjąłby jej ponownie. Pewnie porzuciłby ją w tym śniegu. Talia zamknęła oczy i wtuliła twarz w ciepłą grzywę swojego nowego właściciela. Czuła się komfortowo w jego silnych ramionach. Nie liczyła na nikogo, odkąd była na tyle duża by radzić sobie sama. Ale tu czuła się inaczej. Próbowała otrząsnąć się z tej błogości. Była zbyt zmarznięta, by się ruszyć. Nie cierpiała przyznawać się, że jest od tego człowieka zależna. Był ciepły z zewnątrz, ale jego oczy były tak zimne, jak ten śnieg. Zimny. Przejmujący chłód. Zamykając oczy pozwoliła jego ciepłu przesączyć się do niej, jednak wiedziała, że to nie wystarczy na długi czas. Ale teraz czuła się dobrze. Wzdychając, pozwoliła by ciemność ją pochłonęła, po raz pierwszy odkąd pamięta nie miała dość siły na walkę.
Rozdział 2 Kobieta ważyła nie wiele więcej niż dziecko. Dykstra wiedział, że nie może narazić jej na długotrwały kontakt z takim zimnem, więc użył prędkości Lionsblood, by szybciej dostarczyć ją na statek. Cholera z nim, za te jego słabości. Była najzadziorniejszym człowiekiem jakiego kiedykolwiek spotkał i nie była tym czego potrzebował. Nie był nawet pewien, dlaczego nie spojrzał na inne kobiety z farmy. Początkowo chciał znaleźć mężczyznę, który pomoże mu w jego biznesie górniczym, który finansował jego kolonie. Teraz był skazany na towarzystwo kobiety nie dość silnej by mogła mu pomóc, a nie ma więcej pieniędzy na zakup kolejnego człowieka. Ale było coś w niej… Właz obniżył się, a on stanął na rampie. Gdy tylko na niej był, szybko zaczęła się zamykać. Kobieta leżała w jego ramionach, bezwładnie, ale jej płytkie oddechy, powiedziały mu, że jeszcze żyje. Teraz musi ją szybko ogrzać. Spojrzał na nią, zaciskając dłonie w pięść. Cerę miała bladą, niemalże porcelanową, a usta sine z zimna. – Dlaczego do kurwy, nie mogę wrócić i dostać tego, czego chcę? – Mruknął do siebie. Słabo podniosła głowę i spojrzała na niego. Brud w większości pokrywał jej twarz, a mimo to oddech uwiązł mu w gardle. Nie była ładna. Była uderzająco piękna. Miała piękno dzikiego zwierzęcia. Może to go tak dotknęło. Było w niej coś... Coś co przypominało mu zwierzę w nim samym. Otworzyła usta, prawdopodobnie po to by odpowiedzieć na jego pytanie, ale zabrakło jej sił. Przytulił ją, by czuła się bezpieczniej, a potem zaniósł prosto do swojej kabiny i położył na łóżku. Zatrzymał się na chwilę i spojrzał na nią. Wydawało się, że chce się inaczej ułożyć, ale wyczerpanie nie pozwoliło jej na to. Nic dziwnego. Srogi klimat ziemi mocno ją osłabił. Owinął ją grubym kocem i poszedł do toalety, by wziąć prysznic. Ze względu na pośpiech nie mógł pozwolić sobie na wezwanie lekarza. Chciał wrócić do domu najszybciej jak to mozliwe. Dlatego nie brał transportowca ze specjalistycznym sprzętem medycznym. Wiedział, że w ciągu tych dwóch dni drogi do domu dojdzie do siebie. Teraz mógł jedynie sprawić, by było jej ciepło i wygodnie. Talia była zmarznięta i słaba. Wszystko co chciał zrobić to w końcu się ogrzać. Leżała przykryta kocem na zachwycająco miękkim łóżku. Nigdy w życiu się tak nie czuła. Ale Dykstra wydawał się obojętny na jej potrzeby. – Trzeba cię rozebrać i wsadzić do wanny. Ciepła woda cię rozgrzeje. – Głos jej nowego właściciela był szorstki. Chciała odpowiedzieć, ale wysiłek wydawał się zbyt wielki. Koc był tak ciepły, a
ona chciała po prostu spać. Niestety, kiedy ten mężczyzna powiedział co trzeba zrobić, dokładnie to miał na myśli. Nie była pewna, dlaczego ją to tak zaskoczyło – to było normalne, to było całe jej życie. Czuła rozczarowanie, a gdy zabrał koc, doprowadziło ją to prawie do łez. Wyciągnął ją z łóżka i postawił na nogi. Zdjął jej ubranie i zaniósł ją do wanny. To było tak intymne, aż zarumieniła się. Woda w wannie nie była zbyt gorąca, bo nie unosiła się para. Nadal jednak była znacznie cieplejsza od jej skóry, więc uczucie wbijających się szpilek w jej ciało sprawiało dyskomfort. Mimo tego starała się nic po sobie nie pokazać. Przykucnął koło wanny, opierając się o jej krawędź. – Zostań tu przez kilka minut. Nie zasypiaj, bo utoniesz. – Zacisnęła zęby by nie krzyczeć z bólu, ale nie oderwała oczu od niego. Musiał żartować. Cierpiała katusze, ale delikatnie skinęła głową. Jej ciało poczuło ciepło, zanurzyła się głębiej w wodę. Ból był intensywny, szczególnie w kostkach i rękach, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Nie było rozsądnym posunięciem okazać słabość przy Lionsblood. Powinna się bać, lub być przynajmniej zakłopotana, że nie ma na sobie żadnej odzieży, podczas gdy człowiek, którego nie znała wpatrywał się w nią, a mimo to nie czuła tego. Kiedy ból zaczynał ustępować, poczuła się dziwnie pozbawiona kompleksów. Może to była jej śmiertelność, a może to było jego spojrzenie, które posłał jej teraz – wypełnione żądzą, ciepłem, tak jakby była pysznym kąskiem, który chciał zjeść. Cała jej kobiecość wynurzyła się i wołało o uwolnienie. – Byłoby naprawdę miło, gdybyś dołączył do mnie, Lionsblood. Jego oczy się zwęziły. Nie miała pewności czy był w gniewie, ale nie zrobił żadnego ruchu. – Byłoby łatwiej, gdybyś pomógł mi umyć włosy. – W co grasz? – jego głos był surowy, chropowaty. – Jesteś człowiekiem. Ja jestem Lionsblood. Nie masz pojęcia, co oznacza seks ze mną, rozumiesz? Chcesz być związana ze mną do końca życia? – Kupiłeś mnie, Dykstra. To mniej więcej tak, jakbym już była związana z tobą. – Jedna część zgadzała się z nią. Nigdy nie myślała, że ktoś tak szarpnie jej duszą, jak to się teraz stało. Był nieznajomym, ale miała wrażenie jakby na niego czekała – albo kogoś podobnego – przez całe życie. Dykstra powoli wstał i zrzucił swoje ubranie. Zmienił się w bardziej ludzką formę, ale mimo to był wciąż bardzo duży. Jego grzywa była teraz zwykłymi włosami w kolorze ciemnego blondu, ale te na klatce piersiowej miał ciemnobrązowe. Włosy na głowie były wciąż długie, to one ogrzewały ją, gdy niósł ją do statku. Gdy ściągnął spodnie, stanął przed nią cudownie nagi, a jego skóra świeciła w niewyraźnym świetle odbijającym się od wanny. Był naprawdę imponującym
mężczyzną. Oczywiście, widziała już mężczyzn, ponieważ podczas sprzedaży musieli pokazać się nago, jednak ten, który stał przed nią był o wiele większy od któregokolwiek z nich. Jego mięśnie wyrzeźbione i silne napinały się przy każdym ruchu. Zacisnął dłonie w pięść, tak jakby nie wiedział co z nimi zrobić. Puls Talii przyspieszył. On naprawdę do niej dołączy. Naprawdę zatwierdzi ją jako kogoś więcej niż zwykłą niewolnicę. Zabierze całe jej istnienie, tak jak powiedział. A może nawet więcej. Blizna na jej ramieniu swędziała i piekła jednocześnie. Nic na to nie mogła poradzić, ale jej serce chciało się wyrwać, kiedy wszedł do wanny i usiadł za nią. Natychmiast wziął w dłoń czarkę i kazał odchylić jej głowę do tyłu. Oparła się o jego klatkę, wyginając ją w tył i spojrzała na niego, gdy zaczął polewać jej włosy wodą. Ich końce płynęły pomiędzy nimi, Dykstra starał się jakoś poprawić ten bałagan. Talia zamknęła oczy, gdy sięgnął po butelkę perfumowanego szamponu i zaczął wmasowywać w jej włosy, masując jej skórę, co ją uspokajało. Uderzyła ją ta intymność. To nie był gest napalonego faceta, będącego w rui – to było tak jakby byli kochankami. Czuła jak ogień płonie w jej żyłach, ogrzewając ją, każda zimna część jej ciała zniknęła. Napotkała spojrzenie Dykstra, gdy wmasowywał wspaniałą mieszankę mydlanych zapachów w jej włosy. – Rozumiesz teraz. – Te słowa nie były pytaniem. Rozumiała. To znaczenie zawijało się wokół jej serca. Przywiązana do niego dożywotnio. Lionsblood skojarzony w parę do końca swoich dni. – Ty również masz swój udział w tym. Jeśli nie pragniesz mieć mnie wokół siebie, to dlaczego mnie kupiłeś? – Moi ludzie nie kwestionują przeznaczenia. Nie wyruszyłem, by kupić żeńskiego niewolnika. Początkowo pragnęłam męskiego kochanka, by pomógł mi w mojej pracy. Gdy wylądowałem w gospodarstwie Dragar i kobieta z osobowością lwicy zwróciła moją uwagę, nie wątpiłem, że to przeznaczenie i że właśnie tam wylądowałem. Podniósł miskę i zaczął płukać jej włosy, wciąż masując jej głowę, powodując że gorąco powędrowało w dół jej kręgosłupa. Żadne z nich się nie odezwało. Łagodnie przesunął ją by usiadła i zaczął pracować z plątaniną jej włosów. To zajęło kilka minut, a Talia zasnęła. Dykstra zacisnął w pięść jej włosy i szarpnął do tyłu. Prawie krzyknęła. – Nie pomyl się Talia i nie uważaj mnie za bezpiecznego mężczyznę. – wysyczał. – Pragnę cię. Bardziej niż pragnąłem jakąkolwiek kobietę. Nigdy wcześniej nie odczuwałem czegoś podobnego, więc w każdej chwili mogłem przestać. Z tobą, wezmę to czego chcę i na pewno się nie zatrzymam. Była zaskoczona tymi słowami. Jego podniecenie gdy wchodził do wanny było
oczywiste, ale teraz wydawało, jakby chciał się rzucić na nią. Brutalnie naparł na nią ustami, wciskając w nie swój język. Dziki, piżmowy smak wypełnił jej usta. Odwróciła się w jego ramionach, by pogłębić pocałunek. Nigdy nie była z mężczyzną, ale widziała dużo, więc teraz chciała zaspokoić swoją ciekawość. Potrzeba by płodzić kolejne pokolenie i wymuszony celibat, teraz to wszystko wybuchło. Wpasowała się wygodnie w jego ramiona i owinęła dłonie wokół jego szyi, naciskając na jego fiuta swoim ciałem. Był twardy i pulsował. Jedną ręką nadal trzymał jej włosy, a drugą złapał w tali i przyciągnął do siebie gdy się całowali. Talia chwyciła się go z całych sił, obawiając się, że ją zostawi. Przerażało ją to, że on jest Lionsblood. Poza tym nie wiedziała co oznacza życie partnerki dla Lionsblood. Zagłębiła swój język w nim i stwierdziła, że to nieistotne co przyniesie przyszłość. Chciała by przez wieczność kontynuował całowanie jej w ten sposób. Zostali tak przez dłuższy czas. Męski, korzenny zapach złamany odrobiną mięty wypełnił jej nozdrza, zatrzymując się na jej języku. Jej ciało stało w płomieniach. Pomimo, że niedawno zamarzała, to teraz czuła że nigdy więcej już nie będzie jej zimno. Prowadził swoją szorstką dłoń od włosów w dół, w najbardziej erotyczny sposób. Wydawało się jej, że nieważne czego by próbowała, to nie było wystarczające by się z nim stopić. Dłońmi przysunął jej biodra do swoich, którymi lekko zakręcił, by pokazać jak na niego działa. Pulsującym fiutem ocierał się o jej podbrzusze. Cipka Talii drżała w potrzebie. Jej łechtaczka pulsowała w rytm jej serca i nie miała wątpliwości, że oblała go swoimi sokami. Pragnęła, by to się nigdy nie skończyło. W tej chwili chciała wdrapać się na Dykstra i wziąć to, czego potrzebuje, czy on tego chce czy nie. Wszystko czego się bała to to, że będzie należała do niego do końca życia, jednak teraz to wydawało się błahostką . To jest rodzaj człowieka, którego nigdy nie miałaby dość. Zamknięta w seksualnej mgle, czuła głód jej najdzikszych fantazji, miała zawroty głowy, jakby była pijana. Nogi ugięły się pod nią, a zawładnięte przez Dykstrę usta były spuchnięte i nabrzmiałe. To było jak najmocniejszy eliksir który sprawiał, że wszystko odczuwała dziesięciokrotnie mocniej. Zabrało jej chwilę zorientowanie się, że Dykstra zakończył pocałunek. Żądza i tęsknota świecąca na jego twarzy wywołały u niej ostry oddech, a cipka zacisnęła się w oczekiwaniu. To było to. Zabrałby ją teraz i byłaby jego wiecznie. Jej serce waliło i wiedziała że on to słyszy. Zamiast porwania, którego oczekiwała, Dykstra odepchnął ją lekko i wstał. Odwrócił się plecami, chwycił ręcznik i zaczął się wycierać. Ogromne rozczarowanie zalało ją na krótką chwilę. Co do cholery się dzieje? – Musimy porozmawiać. – warknął Dykstra, co wysłało dreszcz po jej ciele. Był
zły, a przynajmniej to wyczytała z jego twarzy. Dlaczego? Nie zrobiła nic, czego by nie chciał. Odezwała się niepewnie. – Przepraszam, że cię obraziłam, panie. – Daruj sobie. – warknął. Był już ubrany, kiedy ją złapał i wyciągnął z wanny rozlewając wodę. – Jest kilka rzeczy, które musimy sobie wyjaśnić. Wydawał się w ogóle nie zwracać uwagi na fakt, że stała przed nim naga. Ale z drugiej strony na pewno był tego świadomy. Jej sutki stwardniały, gdy poczuła chłód na swojej skórze. Chciała go, a przy każdym smaganiu tuniki, gdy już szli do kabiny czuła ból. Talia zadrżała i starała się ignorować reakcje swojego ciała na Lionsblood. – Nie będę cię pieprzył, Talia. Mówiąc to Dykstra dopadł ją, chwycił za ramiona i ścisnął boleśnie. Jego spojrzenie było przenikliwe i magnetyczne. To było tak, jakby zaglądał do jej duszy, ale nie potrafiła przełamać kontaktu wzrokowego. Biorąc pod uwagę jego słowa, nie mógł czytać w jej myślach. – Ok – Mruknęła. – Nie będę kłamać. Nie chcę by nasz związek rozpoczął się od kłamstw. Chcę cię tak bardzo, nigdy nie pożądałem tak żadnej kobiety w całym swoim życiu, ale nie mam zamiaru cię pieprzyć. – Jego słowa były ostre, ale zauważyła rumieniec pnący się po jego szyi. Jej żołądek podskoczył. Nikt nigdy nie oskarżyłby Lionsblood o romantyczność, ale myśl, że ten człowiek chciał ją jak nikt inny, spowodował dreszcz płynący przez jej ciało To było dla niego trudne. Odwrócił się i odszedł od niej kilka kroków. Wzięła kilka głębokich oddechów i odpowiedziała. – Nie mam z tym problemu. Nigdy nie powiedziałam, że chcę byś mnie pieprzył. Dykstra zmrużył oczy i zaciągnął jej zapach. – Nie musisz. Czuję twoje podniecenie. Talia zmrużyła oczy. Bez względu na to, jak bardzo chciała tego człowieka, to drażniło ją, że miał tą zdolność czucia zapachów, wiedział dokładnie co z nią robił. Otworzyła usta by posłać jakąś ciętą ripostę, ale on uniósł dłoń, by ją powstrzymać. – Jak wcześniej powiedziałem, seks z Lionsblood nie jest błahą sprawą. Mam obowiązki, które muszą być spełnione za wszelką cenę. Jeśli to oznacza, że stracę swoją szczęśliwą przyszłość, to jestem w stanie to zaakceptować. Nie oczekuję od ciebie tego samego, ale oczekuję, że zrozumiesz i wesprzesz mnie. – Pomogłabym, gdybym wiedziała o co chodzi. – Pozbawiona ciepła Dykstry, Talia zadrżała. Wciąż wilgotna od kąpieli czuła teraz zimno na ciele. Dykstra szybko wszedł do łazienki i wytarł z niej resztkę wody.
– Wytłumaczę później. Teraz trzeba odpocząć. Przed nami dwa dni podróży, zanim znajdziemy się w moim domu. – Kiedy skończył złapał ją za ramiona i spojrzał jej w oczy. – Wiem, że miałaś ciężkie życie. Widziałem farmę i warunki w jakich mieszkałaś. Nie oferuję łatwiejszego życia, ale będziesz miała dach nad głową, nigdy nie będziesz głodna i zawsze będziesz ubrana. W zamian będziesz musiała pracować. Ciężko pracować. Jeśli nie jesteś w stanie udźwignąć tego, powiedz mi teraz. Zajmę się tobą, sprzedam cię do lepszego gospodarstwa, bo nie mogę pozwolić sobie na stratę pieniędzy, które w ciebie zainwestowałem. Uśmiechnęła się. – Pracowałam ciężko przez całe swoje życie. Nie wyobrażam sobie, by robić tego mniej mniej niż u Dragar. Puścił ją i skinął krótko. Bez słowa odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.
Rozdział 3 Gdy zamknęły się drzwi, Dykstra oparł się o ścianę i zamknął oczy. Słodkie wysokości. Ta kobieta będzie jego śmiercią. Kurwa. Nie było mowy, że będzie w stanie nie dotknąć jej, tak jak obiecał. Nie było nic na całym świecie czego by chciał, jak zatopić w niej swojego fiuta, po tym jak już widział jej mokrą cipkę. Była tak gorąca dla niego, jak on był dla niej, co sprawiło to wszystko trudniejszym. Gdy ruszył korytarzem zauważył, że nie jest w stanie myśleć o niczym innym niż ona. Blizna na jej przedramieniu była mu znana. Oznaczała Lionsmate od jej narodzin, czyli, że jedno z jej rodziców było Lionsblood, a drugie człowiekiem. Bardzo niewielu ludzi miało takie pochodzenie, dlatego dziwił się, że pozostawiono ją w takim miejscu jak Farma. Właśnie ze względu na ten znak ja wybrał. Został zobowiązany by ją uratować. Los nim kierował i nie mógł nic na to poradzić, ale nie żałował. Miała znak, ale nie wyglądała jakby miała siłę Lionsmate. Pokręcił głową aby oczyścić myśli. Dwukrotnie sprawdził zapasy żywności, które zabrał właścicielowi gospodarstwa. Rzeczywiście, mają mnóstwo jedzenia w ładowni, wystarczy dla niego i jego towarzyszki na kilka dni. Powinni dotrzeć bezpiecznie do jego jaskini Mammoths. Nie miał dużego domu, ale im to wystarczy, a rozległe jaskinie dadzą im bezpieczeństwo przed zimnem. Na zewnątrz domu było mroźno, ale w środku był w stanie utrzymać ciepło dla ludzkiej kobiety. Talia. Nazywa się Talia, przypomniał sobie. Miał nadzieję, że jego zakup był słuszny, bo nie mógł sobie pozwolić na kolejnego człowieka. Żaden z mężczyzn w kolonii nie był w stanie pracować na zewnątrz. Miał nadzieję znaleźć pół hybrydę, ale los dał mu Talię. Potrzebował pomocy przy jego pracy w rozległej sieci jaskiń, ale Talia zrobi kilka prac wewnątrz, może to okaże się najlepsze. Nadal może robić to czego potrzebuje, by nie ryzykować jej życiem. Statek Dykstry był gotowy by zacząć powolną wędrówkę przez tunele, które zrobiono pod powierzchnią ziemi. Mogą obsługiwać wiele statków w jednym momencie, ale w dzisiejszych czasach tylko nieliczni podróżowali nimi i to na krótkich dystansach. Ryzyko złapania przez zimno było zbyt wielkie. Teraz jednak dla niego czas robił różnice. Był zbyt długo od domu. Był wdzięczny za to, że zdecydował się wziąć statek z napędem automatycznym. Potrzebował odpoczynku, ale nie odważył się wrócić do swojej kabiny. Jeszcze nie. Nie gdy nadal widzi jej wilgotne ciało dociśnięte do jego. Wyprostował nogi, oparł głowę o zagłówek fotela i zamknął oczy, wiedząc że i tak
nie zaśnie. Jego kutas był boleśnie naprężony w spodniach, a wszystko co czyniło go Lionsblood ryczało w nim by uczynić tę kobietę swoją partnerką. Nie było możliwości, by związał ze sobą inną kobietę. Była to prosta sprawa chemii. Jeśli ludzka para lubiła siebie, by skonsumować związek, współpracowali ze sobą. Gdy Lionsblood znalazł kobietę, bez której nie mógł żyć, to znalazł partnerkę. Musi się upewnić, że Talia rozumie, co oznacza seks z Lionsblood, bo to nie był tylko seks. Ponadto była Lionsmate. Krew lwa płynęła w jej żyłach. Atrakcyjność została odwzajemniona, intymność wzmocni ich więź. Los sprowadził ich do siebie, ale chciał by miała wybór i wcale nie miał ochoty zaczynać czegoś nieuczciwie. Jego serce by nie zniosłoby, gdyby potem go zostawiła. Dla niego miała być tą jedyną. Dykstra potarł twarz dłońmi i przeczesał nimi swoje kudłate włosy. Teraz już wiedział, że czas z Talią będzie dla niego dobry, o ile jego fiut wcześniej nie wybuchnie – ale bał się tego, jak ona odnajdzie w swoim nowym życiu. Pod wieloma względami to życie zbytnio nie będzie się różnić od poprzedniego. Nie kupił jej aby żyła w luksusie. Będzie musiała ciężko pracować. Jego jedyną nadzieję było to, że ona zauważy, co on robi, jaki jest dobry i przyzwoity. Jeśli będą lecieć płytszą trasą, to za trzydzieści godzin będą u brzegu Mammoths, jeśli polecą głębszą ale bezpieczniejszą, to na miejsce dotrą za około dwa do czterech dni, a on nie chciał lecieć dłużej niż to konieczne. Zima zbliża się wielkimi krokami, nie lubił zostawiać kolonii na zbyt długo. Miał około dwadzieścia cztery godziny, zanim miną ostatnie zejście w głąb ziemi. Wykorzysta ten czas by zastanowić się, co powinien zrobić. Wiedział, że będzie musiał z nią porozmawiać. Była w niebezpieczeństwie, jeśli trafią na mróz. Gdyby ją zatwierdził, wtedy by cierpiał. Musiała poznać ryzyko, dlatego chciał jak najszybciej trafić do Mammoths. Westchnął, założył ręce za głowę, nogi położył na pulpicie i zamknął oczy, zapadając w lekki sen. *** – Jeśli śpisz, to kto prowadzi ten przeklęty statek? – Talia była wkurzona jak cholera. Nie mogła długo zasnąć, a gdy jej się to udało, sen wypełnił się obrazami Dykstry, robiącego wszystkie te gorące, erotyczne rzeczy. Musiała go mieć. Żadne doświadczenie nie przygotowało ją na to, co czuła do niego. Nie była pewna, o co chodzi w tym całym „kryciu”, ale musiała mieć więcej jego pocałunków. Więcej dla swojego ciała. Nie liczyła na to, że obudzi się obok niego, ale była zła, kiedy jednak go tam nie było. Znalazła jedną z jego koszul i choć była wielka, założyła ją czując się
komfortowo. Wyszła z kabiny by pozwiedzać statek i znalazła go przy kokpicie. Miał nogi oparte o blat a oczy zamknięte. Wydawało się, że nie był świadomy jej wejścia. Nawet teraz, nie była pewna czy ją słyszał. Zapadła długa cisza, a Dykstra nie poruszył się, nawet nie otworzył oczu. – Jestem doskonale świadom co się dzieje, autopilot jest włączony. Mam wszystko pod kontrolą. – Ok. – z powodu pocałunku nie czuła się jak niewolnica. – Czy wolno mi wiedzieć gdzie lecimy? – Musisz tylko zapytać, a powiem ci wszystko. Nie mam powodu by to trzymać w tajemnicy. – Otworzył oczy i przeciągnął się leniwie. Talia przyglądała się, jak jego mięśnie naprężają się, ręce ją swędziały by go dotknąć. Jej cipka pulsowała i omal nie jęknęła. Nie wiedziała nic o człowieku, który ją kupił, ale i tak go pragnęła. Czuła, jakby te wszystkie lata tęskniła za komfortem innego człowieka. Teraz budowało się w niej przyciąganie do Dykstra i do jego ciepłego ciała. Oparła się niedbale o ścianę, mając nadzieję, że nie zauważy jej podniecenia. – Więc, gdzie lecimy? – Do mojego domu. Muszę cię ostrzec, może ci się nie spodobać. – To jest dom, Dykstra. To lepsze, niż to, gdzie byłam. Patrzyli na siebie przez chwilę, zanim Dykstra wstał powoli, leniwie. Przeszedł przez niewielką dzielącą ich przestrzeń, dopóki nie stał tak blisko niej, że jej piersi dotykały jego klatki. – Nie będziemy mieć wypieszczonego, łatwego życia, Talia. Początkowo miałem zamiar kupić mężczyznę, aby pomógł mi z pracą w kolonii. Będę potrzebował, byś zajęła się wszystkim w domu. Ja wezmę na siebie pracę zewnętrzną. – Ludzka kolonią? – Tak. – czekał na jej sprzeciw, ale wobec jej ciszy kontynuował. – Mam ludzi, którzy potrzebują ochrony przed zimnem i nie chcą bądź nie mogą otrzymać pozwolenia na wstęp do innych gospodarstw. Mam mężczyzn i kobiety z dziećmi, którzy szukają dachu nad głową. Każda osoba może pracować, aby utrzymać społeczność. Nie ma nic za darmo. Wyobrażam sobie, że nie jest to życie jakiego się spodziewałaś. – Nie, to nie jest to czego oczekiwałam. – Skrzyżowała ramiona na piersi. – Spodziewałam się czegoś o wiele gorszego. Czego ode mnie oczekujesz poza pomocą w gospodarstwie? – Będziesz nadzorować działanie kolonii. Upewnij się, że podziemne ogrody i szklarnie funkcjonują prawidłowo, a sklepy są zaopatrzone ze starszych zbiorów w pierwszej kolejności. Musisz również sprawdzać, czy spleśniałe i zepsute produkty są
wyrzucane. Oszczędzamy jak możemy, ale nie kosztem zdrowia. Jest również kompleks sanitarny, gdzie są chorzy i ranni do pielęgnacji. Obawiam się, że zostałaś mianowana na głównego administratora. – Jego uśmiech zniknął, gdy tylko spojrzał na nią. Powaliła go wiedza, że znalazł już swoje dopełnienie. – Wygląda na to, że otrzymałam najbardziej niewdzięczne zadanie kontrolowania ludzi by pracowali, a nie zajmowali się czymś innym. – wywrócił oczami na jej niewinne spojrzenie. – Podejrzewam, że miałeś dość sprzeczek i narzekań. Dykstra nawet nie starał się zaprzeczyć. – Mniej więcej. Ale przede wszystkim mam pracę poza jaskinią, gdzie trzeba czyścić zatkane śniegiem otwory wentylacyjne. Posiadam również niewielką kopalnię diamentów, co przynosi podstawowy dochód. – Jego bliskość zaczęła wpływać na nią. Nie chciała już słuchać o obowiązkach. Nie widziała co z nią zrobi, ale z pewnością tego wyczekiwała. Nawet teraz, gdy tylko rozmawiali, chciała rzucić się na niego. Jego głos emanował seksem. Jej ciało krzyczało by ją dotknął. Talia zacisnęła dłonie na swojej koszuli. Starała skupić się na tym, co mówił. To było zbyt dobre, by było prawdziwe. – Brak opieki na farmach, to same problemy. Nawet wolne kolonie to nie piknik. Sprzedają kłopotliwych niewolników, wierzycielom – wierzyciel zabiera każdego, kto narzeka. – wzruszył ramionami. – Musisz sama ocenić. Będziesz odpowiedzialna za wewnętrzne działanie kolonii. Zrobisz to jak będziesz chciała. Pokażę co co i jak, ale jeśli będziesz chciała możesz zmienić wszystko, co uznasz za niesprawiedliwe dla mieszkających tam ludzi. Przez kilka oddechów myślała, że nie ma już nic do dodania, a potem Dykstra opuścił wzrok na jej koszulę. Wydawało się jakby dopiero teraz ją zauważył. – Ta koszula nie jest twoja. Cofnęła się o krok. – Cóż nie mam nic innego. Spodziewałeś się, że będę chodzić nago? – Masz ubrania w których przyszłaś, możesz je dalej nosić. – Uniósł jedną brew, jakby wyzwał ją by mu się sprzeciwiła. Jej ubrania były podarte i brudne, więc nie ubierze tego na umyte czyste ciało. – Chyba sobie ze mnie żartujesz? – Nie, nie żartuję. – Podszedł o krok bliżej. – Mówiłaś, że nie masz nic innego. Ja po prostu wskazuję, że się mylisz. Wolałaś wziąć coś mojego. Po raz pierwszy od spotkania, Talia czuła się niepewnie. Czyżby popełniła niewybaczalne przestępstwo biorąc coś Lionsblood? Zamrugała kilka razy, aby spróbować odzyskać spokój. Czy pomyślała, że są sobie równi? – Ja… Przepraszam jeśli cię uraziłam. Chodzi o to, że moje ciuchy są brudne i nie mogłam znieść ich na sobie. Delikatnie mrugnął, ale nie spuścił jej z oczu.
– Lubisz być czysta? – Tak, lubię. – I mniej śmierdząca? – To też. W trzech krokach był przy niej. Nie miała czasu zorientować się, gdy zaatakował jej usta. Zatraciła się w nich. Wszytko o czym myślała, to to by byli nadzy. Drapała go po plecach, chcąc go w jakiś sposób oznaczyć. Dłońmi zeszła do spodni, zaczęła grzebać przy pasku, ale on odepchnął jej rękę. – Jeszcze nie. – Syknął i jednym szybkim ruchem ściągnął z niej koszulę,. – Ja pierwszy. Skóra na jej szyi i ramionach paliła, gdy jego usta i język je pieściły. Szczypał zębami drogę do piersi, oznaczając ją. Kiedy zassał jej sutek krzyknęła z przyjemności. Chwyciła go za ramiona by nie ześlizgnąć się po ścianie. Jego ramiona wiły się wokół jej talii trzymając ją przy sobie i dając dodatkowe wsparcie. Szybko skierowała go do drugiej piersi. Jej ciało stało w ogniu, gdy mokre sutki zderzyły się z zimnem. Zwłaszcza, że zaczął wędrówkę ustami coraz niżej. Jego język pieścił brzuch i pępek, tuż nad jej cipką. – Nie jesteś kobietą jaką kiedykolwiek spotkałem i nie można cie do żadnej porównać, Talia. – Jego słowa były tylko szeptem, jakby mówił bardziej do siebie. – Będziesz moja, nie mam co do tego wątpliwości. Ale nie teraz. Jeszcze nie. Tym razem tylko cię posmakuję. Złapał ją za uda i położył je sobie na ramionach, przyciągając jej cipkę do swoich ust. Krzyknęła w chwili gdy tylko Dykstra dotknął jej łechtaczki. Jej mięśnie zaciskały się. Miała kontrolę tylko nad swoimi dłońmi, które znalazły drogę do jego włosów. Trzymały się jego jak życia, tak jak jego usta jej cipki. To było to, czego chciała. Teraz tylko musiała upewnić się, że pozwoli jej dojść, bo ze słów które powiedział, raczej nie złagodzi jej bólu. *** Dykstra chciał by było jej wygodnie, więc wstał i zabrał ja do kabiny. Rzucił ją na łóżko i skoczył na nią. W tak małym statku zajęło mu dziesięć sekund, by przebyć tę wędrówkę. Jej cipka była mokra i wiedział bez wątpienia jak bardzo tego chciała. On sam również słyszał swoją krzycząca duszę. Moja!! Wołała by zgłosić do niej pretensje, ale wiedział, że teraz nie ma na to czasu. Jeszcze nie. Musiał wiedzieć czy będzie małżonką, której się domagał. Lionsblood
i ich partnerzy są sobie równi. Jego rodzice tak mieli. To powodowało, że będą z życia bardzo zadowoleni. Porozmawiają o tym później. Teraz chciał czuć jej smak na języku. Pierwszej nocy po przybyciu do Mammoths dowie się, co znaczy życie z nim. Wciąż ubrany w spodnie, leżał na brzuchu, a jego twarz schowana była w jej cipce. Jedną nogę zgięła, a on złapał ją za uda, trzymając otwartą dla niego. Pragnął jeszcze więcej tego miodu, który spływał z jej cipki. Talia jęczała trzymając mocno jego włosy, przyciskając jego głowę mocniej do jej cipki, by zrobił coś więcej. Prawda, że znak który jej podarował, pozwalał jej na zachowanie się jak Lionsmate, ale żaden samiec nie będzie mógł już jej dotknąć. Gdy jego palec zaatakował jej cipkę, poczuł jej niewinność. Chciał rozerwać swoje spodnie, wspiąć się na jej ciało i zanurzyć całą długość fiuta. Powstrzymywał się, tu chodziło o jej przyjemność, chciał jej pokazać jak będzie o nią dbał. Musiał wiedzieć, że będzie w stanie go przyjąć, tak jak on chciał jej. Tak postępowali jego ludzie, jeśli chodziło o potencjalnych partnerów, kiedy niewiele o sobie wiedzieli. W tej chwili wszystko co robił miało udowodnić, że będzie dobrym partnerem. Nie chciał jej zatwierdzać, dopóki nie przekona się, czy chce spędzić z nim resztę życia. Jego język bawił się łechtaczką. Krzyczała przy każdym spotkaniu z nią, a jej ciało drżało. – Wielki panie! Nie waż się przerywać tego co robisz, Dykstra. Nie teraz. Uśmiechnął się, gdy jego język lizał jej opuchniętą łechtaczkę. Jej soki zmoczyły mu brodę. Palce delikatnie badały jej wnętrze, przesuwając się do cienkiej bariery jej dziewictwa. Przy każdym jego pchnięciu, jej jęki i krzyk były coraz częstsze. Nieuchronnie zbliżała się do orgazmu. Wreszcie, Dykstra wcisnął wargi na jej łechtaczkę i ssał mocno. Talia krzyczała i szarpała jego włosy tak, że Dykstra ledwo mógł utrzymać usta na niej. Gdy orgazm wybuchł, trzymał ja mocno. Zsunęła się puszczając jego włosy, a ciało uspokoiło się. Jego fiut był na granicy eksplozji. To się wydarzy, czy chce czy nie. Nie zaplanował tego. Jego ugryzienia i zadrapania na jej ciele to przeznaczenie. Rozluźnił pas, wyciągnął swojego kutasa, i wspiął się na jej ciało. Objął ustami jej usta, język wił się, lizał jej spuchnięte wargi. Jęczała i wtuliła się w niego. Jej paznokcie wbiły się w jego ramiona i plecy, kiedy starał się znaleźć odpowiednią pozycję by w nią wejść. Nogi wiły się przy jego talii, piętą dociskała jego tyłek. Mógł wziąć ją tak łatwo. Błagała go o to. Z największym wysiłkiem Dykstra złapał swojego fiuta z dala od jej gorącej cipki i położył go między ich ciałami. Była mokra i gorąca. Czuł w sobie ryk bestii, która chciała ją zatwierdzić, ale nie mógł. Nie teraz. Jeszcze nie. Poruszył się dosłownie dwa razy i opróżnił między ich ciałami. Całując ją stłumił
jęk w jej ustach. Leżeli odwróceni do siebie. Ona miała nogę zarzuconą na jego biodro a on trzymał jej tyłek, by trzymać blisko siebie. Przez kilka chwil po prostu się sobie przyglądali. Talia zamknęła oczy i potrząsnęła głową jakby chciała oczyścić myśli. – Jestem śpiąca. – szepnęła, drżąc w jego ramionach. – Idź spać, oczyszczę cię i będę pilnować cię dziś wieczorem. Chciała coś powiedzieć, ale zmieniła zdanie i kiwnęła głową. Jej palce nie chciały go puścić. Dykstra wiedział co się dzieje, widział już takie reakcje, nie musiała mu mówić w prost. Chyba, że jego instynkty zostały zamącone. Czuł niepewność tego co chciał i co ona chciała w zamian. Złapał mokrą szmatkę, umył ją i siebie, a potem położył się obok i nakrył ich kocem. Natychmiast wyczuła jego obecność i szybko wtuliła się, jakby należał właśnie do niej. Tak uważała. Serce Dykstra bolało. Gdyby to nie poszło po jego myśli, tak jak ma nadzieję, będzie cierpiał jak nikt inny.
Rozdział 4 Talia próbowała wydrapać sobie drogę ze snu, kilka razy. Za każdym razem, Dykstra przyciągał ją mocniej do swojego ciepłego ciała. Rozpaczliwie chciała dowiedzieć się, co to wszystko oznaczało. Nigdy nie zaznała takiej przyjemności. Rozgniewało ją to, że nie chciał jej pieprzyć, kiedy tak bardzo tego potrzebowała. Obudziła się sama. Przeciągnęła się, ubrała jedną z jego koszul i poszła go szukać. Zgodnie z oczekiwaniem znalazła go w pomieszczeniu kontrolnym. – Gdzie jesteśmy? – zapytała. – Dlaczego mnie nie obudziłeś? Odwrócił lekko głowę, ale nie patrzył na nią. Czyżby żałował tego co zrobili? Czy te ładne słowa to tylko słowa? – Czekałem aż do wschodu słońca, aby otworzyć drzwi do Mammoths. Sen to dobra i potrzebna rzecz. Dziś i tak nie będzie wiele do zrobienia. Jesteśmy w domu, Talia. Dom. Zapomniała o swojej irytacji na niego. Podniecenie kwitło w jej piersi, a ona niemal podskakiwała z radości. Nigdy nie miała swojego miejsca. Nawet jeśli będzie to brudne i straszne jak na farmie Dragar, spróbuje stworzyć tu miejsce o jakim zawsze marzyła. Wiedziała, że Dykstra jej to umożliwi. Osunęła się na siedzenie obok niego i wyjrzała przez okno. Przed nimi była ogromna skała i stalowe drzwi. – Co to za miejsce? – Nie mogła oderwać oczu od tego widoku. – Jest to system jaskiń, który rozciąga się we wszystkich kierunkach. Zabezpieczyłem go rok temu. Nie tylko jesteśmy bezpieczni przed drapieżnikami, ale cała struktura jest zdrowa, wykonana przez matkę naturę. – Na co czekamy? Lećmy. – Słońce wstaje. Drzwi są zaprogramowane, by zamykać się gdy słońce zachodzi i nie otworzą się choćby nie wiem co, aż do pierwszego promienia słońca. Talia spojrzała na niego z niedowierzaniem. – A co się stanie, jeśli ktoś utknie tu po zachodzie słońca? Spojrzał na nią a jego oczy były zimne bez emocji, tak jak wtedy gdy po raz pierwszy się spotkali. – Musi czekać, aż otworzą się z pierwszymi promieniami słońca. Każdy zna zasady, dlatego są one takie jakie są. Musimy zachować jak najwięcej ciepła. Noc zabiera ciepło ze wszystkiego. Kiedy mówił, słońce rzuciło pięknie pomarańczowe i czerwone smugi, a wtedy wielkie drzwi szczęknęły i zaczęły się otwierać. Dykstra spojrzał na Talię, zanim ruszył statek.
Pieczara do której wlecieli była ogromna, wysoka i szeroka. Talia przycisnęła twarz do szyby próbując zobaczyć dokąd światła dają widoczność. – Ależ to ogromne! – oddychała ciężko. To nie było jak kolonie w których wcześniej mieszkała.–Wątpię by można to porównać z czymkolwiek na tej ziemi. – Są inne. – potwierdził. – Ukryte głęboko pod ziemią. Moim zdaniem są lepsze, bo znacznie głębiej osadzone. – pędził w dół jaskini i nagle zatrzymał się. – Musimy znaleźć ci właściwą sukienkę. Daj mi kilka minut, zaraz wrócę. – Zostawisz mnie tutaj? – Tak, chyba że wolisz paradować po kolonii pół naga. – Brzmiał na rozdrażnionego i złego. Jego konfrontacyjny głos stawiał ją na krawędzi. Nie chciała by podejmował decyzje za nią, nawet jeśli były właściwe. – Wolałabym byś mnie nie ukrywał, jakbyś się mnie wstydził. Czy jest zabronione, by Lionsblood zabawiał się z człowiekiem? – Wolałbym… – Zacisnął dłonie w pięść i zacisnął zęby, oczywiście teraz był wściekły – ...byś nie wyglądała tak zapraszająco dla innych mężczyzn, którzy z chęcią zrobią tobie to co ja, a może nawet więcej. – Dlaczego to ma znaczenie? Zapewniłeś mnie, że nie zrobisz nic co nas zwiąże. Powiedziałeś, że nie będziesz mnie pieprzył. Jesteś ostrożny aby tego nie zrobić. Więc, dlaczego cię to obchodzi? Warknął na nią, machając dłonią w powietrzu. – Jak chcesz, człowieku! – Odwrócił się do niej plecami i wyszedł ze sterowni. Trzasnął ręką w panel sterujący rampą, wszedł na nią i powoli opuścił. Nie obejrzał się do tyłu, by słuchać co miała jeszcze do powiedzenia, a ona zastanawiała się czy zamknąłby ją na statku tak jak chciał to zrobić. Nie ma ani butów, ani spodni. Mroźne powietrze dostało się na statek, ciarki wybuchły na jej ciele. Krzyknęła, że żałuje, że jednak będzie czekać na niego tutaj. Ale albo jej nie słyszał, albo po prostu ignorował. Jednak, kiedy piękna, ciemnowłosa kobieta rzuciła się w jego ramiona i przytuliła, nic już dla niej nie miało znaczenia. *** Dykstra nie był w nastroju znosić awansów kobiet, które myślały, że dostaną się w jego łaski i liczyły na bezpłatny pobyt, zwłaszcza teraz, gdy zauważyły, że wybrał sobie partnerkę, która była na jego statku. Lola rzuciła się na niego, zanim zdał sobie sprawę, że jest w pobliżu, jednak szybko się odsunęła, gdy na nią warknął. – Jazmeen – zwrócił się do starszej kobiety, która należała do starszyzny w kolonii. – Mam kobietę na statku. Potrzebuje ciepłej odzieży, butów i miejsca do odpoczynku.
Ma jeden dzień by wypocząć, zanim zacznie zajmować się swoimi obowiązkami. – Jak sobie życzysz, Dykstra. – Uniosła brwi ze zdziwienia. Tutaj każdy musiał pracować, aby przeżyć. Jedynym wyjątkiem był chory lub ranny. – Masz pracę dla niej? – Tak. Omówimy to później. – Jaka to praca? – Lola zapytała słodkim głosem, kładąc dłoń na jego ramieniu. – Mogę wziąć ją pod swoje skrzydła, Dykstra, pokazać wszystko. – Jej uśmiech pokazał mu dokładnie, co ta kobieta zrobiłaby dla Talii, która była dla niej zagrożeniem. Lola nie miała powodów by myśleć, że miała do niego prawo, ale ciągle ostrzegała inne kobiety, by trzymały się od niego z dala. Dykstra patrzył na nią przez dłuższą chwilę, zanim podniósł głos by wszyscy go słyszeli. – Kobieta jest pod moją osobistą opieką. Jeśli ktoś zrobi jej krzywdę, odpowie przede mną. – Jestem w pełni zdolna, zadbać o siebie, Dykstra. Zassał powietrze. Talia właśnie schodziła po rampie, jak królowa. Jej miodowo– złote loki opadały wokół jej twarzy i wzdłuż jej pleców. Kiedy spojrzał na nią, powietrze uciekło z jego płuc. Jasna skóra, szczupła sylwetka. Zdziwił się, dlaczego wcześniej nie zauważył jej piękna. Oczywiście wiedział, że była ładna, ale to, co pokazała teraz, sprawiło, że jego serce biło zdecydowanie za szybko. Ona była wspaniała. – Nie ma potrzeby bym odpoczywała. Przejmę swoje obowiązki natychmiast. – Będziesz pracować na wpół ubrana. – Lola zadrwiła. Talia tylko uniosła brew. – Myślę, że mój strój nie będzie miał w pływu na jakość wykonywanej przeze mnie pracy. Nie szukam bezpłatnej wycieczki i specjalnych usług, a już na pewno nie będę leżeć na plecach w czasie tych zadań. – Twardo spojrzała na Dykstrę, ale on tylko zacisnął zęby z frustracji. – Jestem pewna, że jest wystarczająco dużo pracy dla każdego. Dykstra czuł ryk swojej bestii. Publicznie ogłosiła, że nie była jego kobietą. Jak śmiała? Z wielkim wysiłkiem wydawał ludziom polecenia, podczas, gdy Talia szła za nim. Chłód i kamienie nie wydawały się przeszkadzać jej bosym stopom. Zwróciła się do Jazmeen. – Byłabym bardzo wdzięczna za jakieś ubrania i kąt do spania, gdy skończę pracę, proszę pani. – jej szacunek nie został pominięty. Jazmeen uśmiechnęła się ciepło do niej i rzuciła zjadliwe spojrzenie Dykstrze, który zdjął swój płaszcz i zarzucił go na smukłe ramiona Talii. – Chodź ze mną moja droga. Mieszkam tam, niedaleko kopalni, pokażę ci. Mam mnóstwo ubrań, coś na pewno będzie pasowało. Ale przestrzegamy słowa Dykstry.
Wyglądasz na wyczerpaną, jutro możesz zacząć pracę. Dykstra warknął jeszcze raz gdy, Lola zbliżyła się do niego. Wszyscy, nawet Lola wiedzieli, że teraz lepiej go zostawić, by poszedł w głąb jaskini. Był sam, zabezpieczając wejście i swój pojazd. Musiał pomyśleć o tym, co się stało. Talia była zła na niego, co w sumie było zrozumiałe. Miał wszystko, chciał ją zatwierdzić, ale powstrzymywał się bez jakiegokolwiek wyjaśnienia. Karała go i wiedział, że na to zasłużył. Mimo to, miał powód. Musiał wiedzieć, czy wzajemnie się uzupełniają, zarówno w relacjach osobistych jak i zawodowych. Było to konieczne, aby zapewnić im szczęście. Ale jej kara bolała jak cholera. *** Talia dostała od Jazmeen kilka par ubrań i zostawiła ją w spokoju. Czuła się tak samotna, jak nigdy wcześniej. Tęskniła za Dykstrą. Mimo, że nie była z nim długo, to potrzebowała jego bliskości. Była samotna bez niego. Mieszkanie wyglądało tak, jakby było wykute w ścianie jaskini. Trzy małe pokoje, salon, kuchnia, sypialnia oraz łazienka. Nie było bieżącej wody, ale było ogrzewanie, jeśli ktoś chciał wziąć kąpiel. Brudna woda musiała być usunięta po każdym użyciu. Jazmeen pokazała jej skąd wziąć wiadro na wodę, którą trzeba przynieść każdego ranka. Nie było tu tak luksusowo jak na statku Dykstry, ale było wygodne. To i tak więcej, niż oczekiwała. Mieszkanie w jaskini, było czymś, o czym nawet nie marzyła. Usiadła na małej kanapie i spojrzała na drzwi. Co teraz powinna zrobić? Wiedziała, że musi odpocząć przed dniem jutrzejszej pracy. Poszła więc do sypialni. Wpatrywała się w łóżko, nie chcąc się na nim położyć. Nie byłoby tak źle gdyby Dykstra był z nią, ale spaliła ten most, kiedy straciła panowanie nad sobą. Teraz była sama. Naprawdę sama, po raz pierwszy w życiu. Dykstra był najprawdopodobniej z ciemnowłosą kobietą. Ta myśl sprawiła, że krew w niej wrzała. Pogrążała się w rozpaczy. Nie. Nie pozwoli mu – niezależnie od tego ile dla niej znaczył – dyktować jej szczęścia. Nie teraz. Nigdy. Spojrzała na zegar. Południe. Był jeszcze czas, by czymś się zająć. Chwytając kurtkę, poszła szukać Jazmeen.
Rozdział 5 Dykstra przykucnął obok płynącej rzeki. Oświetlenie w całej jaskini było skąpe. W godzinach wieczornych wszystko zostanie zgaszone, pozostaną tylko punkty świetlne ustawione co kilka stóp. Ciemność była jego samotnością. Dziś jednak potrzebował światła. Podziemna rzeka rośnie, a on chce wiedzieć, kiedy powinien zamknąć ten obszar. Zwykle delikatnie szumiała. Teraz miała fale, a na niej białe szczyty, jej stan się podnosił. Warknął ze złości. Wiosną, gdy podziemny lód topniał, było to normalne, jednak teraz to raczej niespotykane, co dodawało kolejny problem do jego i tak długiej listy. Wszystkie podziemne rzeki grożą zalaniem. Wpatrując się w wodę, dojrzał ryby płynące z prądem. Miał nadzieję, że trochę z nich złapało się w sieci ustawione niżej. Zadowolony chociaż z tego, ruszył do głównej sekcji kolonii. Jednak dwa głosy zwróciły jego uwagę. – Nie jesteś kobietą Dykstry? – rozpoznał głos Jakx Hargus. Jest dobrym człowiekiem, jednym z największych w tej jaskini. Był przyjacielem Dykstra. – Nie. On nie ma prawa do mnie, prócz tego, za które zapłacił. – Talia uśmiechnęła się słabo. – Gdyby chciał mnie zatwierdzić, zrobiłby to w drodze tutaj. – Wszyscy jesteśmy pod jego ochroną, panienko, ale będę zaszczycony oferując również swoją pomoc. Bez zobowiązań, chyba że chcesz inaczej. Dykstra mógł zobaczyć rumieniec na twarzy mężczyzny. Zawsze był nerwowy wokół członków płci przeciwnej. Zaskoczył go tym, że z Talią zaszedł tak daleko. To go rozgniewało. Pomimo iż czuł ochotę na rozszarpanie mu gardła, Dykstra nie ruszył się z miejsca, słuchając odpowiedzi Talii. – Każda pomoc jest mile widziana, Jakx, dziękuję ci bardzo. – Ale wolałabyś bym trzymał ręce przy sobie. – wymamrotał przygnębiony. – Nie powiedziałam tego. – dodała łagodnie. – Po prostu nie zaczynam niczego, dopóki się tu nie zadomowię. Doceniam twoją pomoc. Nigdy wcześniej nie żyłam na własną rękę i nie za bardzo mi się to podoba. – Przerwała na chwilę. – Dziękuję że broniłeś mnie wcześniej. Myślałam, że brunetka zamierza wyrwać mi rzęsy. – Lola? Niee. Ona jest po prostu zazdrosna. – Głos Jakxa był pewniejszy. – Chciałaby mieć Dykstrę dla siebie, ale wszyscy wiedzą, że wybrał ciebie na swoją bratnia duszę. – Nie. On zdecydowanie tego nie zrobił. – Dobrze. – Jakx odchrząknął. – Najlepiej zrobimy, jak wrócimy. To prawie wieczór, a tu gaszą światła już wkrótce. Bedzie tak ciemno, że nigdy nie znajdziemy drogi.
Ich rozmowa ustała, gdy Jakx prowadził ją do kolonii. Dykstra musiał zwalczyć pragnienie, chwycenia Talii i zaprowadzenia jej prosto do jego mieszkanie, gdzie należała. Szedł za nimi, aż dotarli do mieszkania Talii i Jakx pochylił się by niezdarnie pocałować ją w usta. Dykstra nie mógł zatrzymać ryku. Jakx odwrócił się w postawie bojowej, gotów jej bronić. Uspokoił się nieco widząc Dykstrę, ale wciąż sprawiał wrażenie gotowości. – Dobrze cię widzieć. – Powiedział cicho, lecz pewnie Jakx. Wszystkie ślady niepewności zniknęły, w zderzeniu z czymś znanym, nie takim strasznym, jak kobieca atrakcyjność. Dykstra spojrzał na Talię a ona zmrużyła oczy. – Tak fantastycznie. Zaprosiłabym cię do środka, ale Jakx już obiecał, ze się ze mną napije. – Otworzyła drzwi przed dużym mężczyzną. – Idziesz? Twarz Jakxa zalała się czerwienią. – Ja… eee, to tak. Myślałem… chciałem się zatrzymać na chwilę – Jego niepewność powróciła. – Wspaniale. – Mrugnęła do Jakxa, a Dykstra chciał uderzyć swojego przyjaciela. Talia chwyciła Jakxa za rękę i wciągnęła wielkiego człowieka do środka. Dykstra patrzył jak dziewczyna zatrzaskuje mu drzwi przed nosem. *** – Co ty do cholery wyprawiasz? – Jakx syknął cicho, kiedy byli już w domku. – Dykstra to mój najlepszy przyjaciel, nie jest mi potrzebny za wroga. – Przykro mi. – gorączkowo szukała czegoś by zabarykadować drzwi, miała przytłaczające uczucie, że Dykstra przyjdzie po niego w każdej chwili. Sądząc po wyrazie jego twarzy, gdy się zamknęli w domu, tak właśnie by zrobił. – Tak bardzo mi przykro, że cię w to wciągnęłam. Myślę, że go kocham, to nie może być prawda, po tak krótkim czasie, ale nie mam zamiaru siedzieć i czekać aż znów się mną zainteresuje. – Podniosła głowę i spojrzała na Jakxa – Jestem lepsza niż to. Wszystko zniknęło z twarzy Jakxa i otworzył ramiona przed nią. Ona z wdzięcznością opadła w nie, miała chwilę ucieczki. Zamknęła oczy, próbując zatrzymać łzy. Po kilku chwilach, Jakx odsunął ją od siebie na wyciągnięcie ręki. – Czy on cię obraził, Talia? Czy obiecał ci, że coś zrobi, a tego nie zrobił? Wziął coś od ciebie, a nie zapytał czy może? Milczała potrząsając głową, nie ufając sobie. Najwyraźniej zadowolony z jej odpowiedzi Jakx podniósł ją i usiadł na kanapie trzymając ją na kolanach. Zarzuciła
mu ręce na szyję i położyła głowę na ramię, czując się dobrze będąc pocieszaną. – Zajmiemy się tym – powiedział z przekonaniem. Mężczyzna najwyraźniej nie żartował, kiedy mówił, że weźmie ja pod swoją opiekę. Jej osobiste uczucia to nie jego sprawa, a mimo to chciał ją wysłuchać. To głęboko ją wzruszyło, ale nie mogła poradzić sobie z tym samodzielnie. Wstała z jego kolan i ruszyła wydłuż małego pokoju. – To nie ma znaczenia. Nie będę tracić czasu na miłość do osoby, która mnie nie chce. – Wątpię, że nie chce twojej miłości. Inaczej nie ścigałby cię. – Jakx mruknął. – No cóż… – miał skrzyżowane nogi, a rękę zarzucił na oparcie kanapy. – … Teraz już wiemy, gdzie jest twoje serce i że nie mam absolutnie żadnych szans. Więc jak zamierzamy wyciągnąć mnie stąd, bez okaleczenia mnie przez przyjaciela? Zanim Talia była w stanie odpowiedzieć, drzwi do domu rozsypały się. Dykstra spojrzał dziko, Jeszcze takiego go nie widziała. Wyraźnie wściekły, całkowicie zmieniony, tak jak na farmie, jego kły były dłuższe i ryczał głośno. – Moja! Jakx zerwał się na nogi, by stanąć między Dykstrą i Talią by ją chronić przed jego gniewem. – Zatrzymaj się na chwilę. – Jakx podniósł rękę – Miałeś okazję oznaczyć ją w chwili gdy wylądowaliście, ale tego nie zrobiłeś. Wszyscy widzieliśmy, jak Lola rzuca się na ciebie, a potem Talia opuściła statek pół naga. Nie próbowałeś jej okryć. Nie obchodziło cię, czy ona jest czy nie. Nie możesz oczekiwać, że będziemy ignorować takie piękno. – A teraz wyjdziesz, Jakx. – Ton Dykstry był zimny. Śmiertelny. – Mam pewne rzeczy do omówienia z Talią i mam zamiar zrobić to bez towarzystwa. – Nie mogę tego zrobić. – Jakx stał mocno, z głową uniesioną wysoko w obliczu śmiertelnie niebezpiecznego Lionsblood. – Talia jest moja przyjaciółką i dałem jej słowo, że będę ją chronił. A to znaczy, że będę ją chronił przed wszystkim, co możliwe. Nawet przed tobą przyjacielu. – Umrzesz dla niej? – Dykstra zadrwił, pokazując zęby, Talia poczuła dreszcz czegoś, czego nie potrafiła nazwać To był lew wyrwany spod kontroli. Na polowaniu. Czy nie powinna się bać? Nie! Była szalona! – Tak. – Jakx nie wahał się – wiesz, że tak. – Nie będziesz jej ochraniał, to nie twoje zadanie. – Te słowa były tylko szeptem, ale ich groźny efekt był bardziej widoczny, niż gdyby miał je wykrzyczeć. – A ty odmówiłeś oznaczenia jej. – Jakx cofnął się w postawie bojowej, będąc gotowym na wszystko. – Więc powiedz mi Lionsblood, czyja to praca by ją chronić? – To nie twoja sprawa! Musisz tylko wiedzieć, że nie jesteś za to odpowiedzialny!
Teraz idź! – Dykstra wyglądał coraz gorzej. To skończy się rozlewem krwi. – Wszystko w porządku, Jakx. Lepiej już idź. Będę uważała na siebie. – Talia dotknęła ramienia Jakxa, trzymając wzrok na Dykstrze. – On cię zabije, Talia. Wiem, że tak będzie. – Widziałam straszniejsze rzeczy niż on i przeżyłam. – Uśmiechnęła się, gdy Jakx posłał jej zirytowane spojrzenie. – Idź. Zajmę się tym kotem i znajdę cię później. – Naiwna kobieto, czy masz pojęcie jak bardzo on jest teraz niebezpieczny? Jeśli teraz odejdę ona cię może zabić. – Dużo za mnie zapłacił. – Uśmiechnęła się patrząc na Dykstrę. – Nie może sobie pozwolić na taką stratę. – Nie sądzę by to miało dla niego znaczenie. – Idź Jakx. Stań za drzwiami jeśli to sprawi, że lepiej się poczujesz, ale porozmawiam z nim w cztery oczy. – Jakx podszedł do drzwi. Podniosła palec do Dykstrę, tak jakby nie chciała mieć nic do czynienia z Lionsblood. – Tylko raz. Potem nie będę wykonywać takich rozkazów, tylko dlatego, że podniesiesz sierść i będziesz warczał. Jakx zatrzymał się przy drzwiach. – Może jednak to ty jesteś tym, który musi być ostrożny, Dykstra. Nie sądzę by można było ją tak łatwo oswoić, jak myślisz. – Wyszedł i zamknął drzwi za sobą. – Dlaczego mnie śledzisz? – Talia nie dała się zastraszyć, skrzyżowała ręce pod piersiami. – To nie ma znaczenia, dlaczego cię śledzę. Jestem twoim właścicielem. Mogę robić z tobą, co mi się cholernie podoba. – Nie. – Zrobiła krok do przodu, a on szybko cofnął się w obliczu jej agresji. – Mogłeś mnie kupić, ale mnie nie masz. Ale to nie istotna część. – Patrzyła na niego przez chwilę, upewniając się, że jej przesłanie dotarło do niego. – Wybieram sobie przyjaciół. Wybieram gdzie mieszkam. I nawet wybiorę sobie miłość i gówno możesz z tym zrobić. – Uważaj Talia. – Zawsze uważam. – Więc dobrze zastanów się nad częścią z wyborem kochanków. – Uspokoił się trochę – Nie chciałbym kogoś zabić. Uśmiechnęła się. – Miałeś swoją szansę na pokładzie statku. Odmówiłeś. Jestem wolna, więc… mogę znaleźć sobie towarzystwo. – Wymownie spojrzała na drzwi. – I myślisz, że Jakx jest tym, który cię zadowoli? – Dykstra uważnie obserwował jej reakcję. Talia wzruszyła ramionami. – Może. Nie wiem. Ale jeśli się dowiem, na pewno cię poinformuje o tym.
Dykstra ryknął i uderzył pięścią w ścianę. Jakx wszedł do środka. – Mówiłem ci, że jest niebezpieczny! – Spokojnie Jakx. To tylko ściana. – To mogła być twoja głowa, kobieto! – Ty ze wszystkich powinieneś wiedzieć, że bym jej nie skrzywdził! – Dykstra zagrzmiał – Znasz mnie lepiej, niż ktokolwiek inny. – Dokładnie. – Jakx kiwnął głową, stojąc między nimi. – Znam cię. Wiem, do czego jesteś zdolny. I nigdy nie widziałem cię tak wkurzonego! – Ona myśli, że jesteś w stanie ją zadowolić, a ja nie. – wykrzyczał Dykstra. Talia nie była pewna, jakiej reakcji miała się spodziewać. Jakx uśmiechnął się do niej szeroko. – Powiedziałaś to? – Spojrzał na nią i czuła jak rumieniec zalewa jej policzki. – Zrobiłaś to? Serce jej waliło, czuła się jakby ugryzła za dużo i teraz ciężko się to żuło, ale nie wycofała się. – Tak. Chcesz mnie? Mam wrażenie, że nie jesteś typem faceta, który wyrazi zainteresowanie kobietą, a potem się wycofa. – Uśmiechnęła się i dodała – Zbyt szybko się rumienisz, by zrobić to z tobą szybko. – Bardziej rumieni się, bo wie, że nie zadowoli cię tak jak ja. – Dykstra skrzyżował ramiona. – Przyjemność jest pojęciem względnym, a ja potrzebuję więcej. Wiesz czego chcę. – I nie dostaniesz tego od niego. – Dykstra rzucił jej spojrzenie, które obiecywało, że będzie tak, jak mówi. – A ja oczywiście nie dostanę tego od ciebie. Patrzyli na siebie przez kilka minut, zanim Dykstra podszedł do małej kanapy i usiadł na niej. – Proszę. – machnął na Talię i Jakxa. – Rób co chcesz. Daj jej przyjemność. Sprawdź, czy możesz jej dać to, czego myśli, że potrzebuje. Jakx rozglądał się, jakby chciał być wszędzie tylko nie z nimi. W rzeczywistości zaczął cofać się do drzwi, lecz Talia nie miała zamiaru pozwolić mu uciec. Nigdy nie wycofała się z rzuconego jej wyzwania. Bez chwili wahania rzuciła się na Jakx i pocałowała go.
Rozdział 6 Dykstra zacisnął dłonie w pięści. Ona blefuje. Wiedziała, że należy do niego. Postanowił siedzieć i oglądać jak próbuje udawać, nie ważne jak bardzo go irytowała. Bestia w nim ryczała, błagając o uwolnienie, chcąc zatwierdzić swoją partnerkę. Dykstra wiedział, że oboje zasłużyli na to szczęście. Będą musieli żyć w harmonii, tylko w ten sposób mogli współistnieć ze sobą. Niestety, to, że właśnie wkłada język do gardła Jakxa chyba im to uniemożliwi. W tej chwili nienawidził przyjaciela, który uzyskał uwagę jego kobiety. Początkowo Jakx próbował odepchnąć Talię, ale niestety nie udało mu się to. Dykstra wiedział, co on może czuć, przecież całował ją. Odurzała. Dykstra był wściekły, że Jakx zostawi ślad na niej, że pozwala swojemu najlepszemu przyjacielowi oznaczyć ją w ten sposób. Ale nie będzie przeszkadzać. Jeśli to jest to, czego chciała – jeśli Jakx był właśnie tym, nie będzie przeszkadzać. Tyle, że nie zamierza jej tego ułatwiać. Jeśli chce kolejnego samca w swoim życiu, musi to zrobić w jego obecności. I w tej chwili raczej im to nie przeszkadzało. Oboje całowali się tak, jakby ich życie od tego zależało, jak gdyby pragnęli siebie i nikogo innego. Dykstra czuł, jak jego bestia wyrywa się. Zabrało mu to wiele wysiłku by nie przemienić się w pełną formę lwa i zniszczyć Jakx. Trzymały go dwie rzeczy. Jakx był jego najlepszym przyjacielem, jeśli by go zabił, nigdy by sobie tego nie wybaczył. Po drugie, Talia zawsze widziałaby w nim potwora. Więc po prostu patrzył. Ich jęki i pomruki pasji rozchodziły się po małym pomieszczeniu. Jakx wsunął dłoń pod jej bluzkę i delikatnie pieścił jej nagie plecy. Talia złapała jego włosy, zanurkowała głębiej w jego usta. Dykstra pamiętał dotyk jej jedwabnego języka. Miękki, ale wymagający. Jej pocałunki sprawiały, że stawał się słaby, tak samo jak teraz Jakx. Talia puściła jego włosy, złapała za dół jego koszulki i jednym szybkim ruchem ją zdjęła. Gładziła jego włosy na piersi. Jakx nie czekając dłużej ściągnął z niej T–shirt, całując ją mocniej. Jej małe piersi dociskały się do Jakxa, jego dłonie mocniej nacisnęły na jej delikatną skórę pleców. Oboje dyszeli, twarze były zaczerwienione z podniecenia. Dykstra dostrzegł wybrzuszenie w jego spodniach, kiedy na krótko odsunął Talię od siebie. Policzki Talii były zaróżowione, ale nie robiła hałasu tak, jak z nim. Dykstra zmrużył oczy. Nie cieszyła się tym. Dlaczego to robi, czy wie, że tym go rozwścieczy?
Ostrożnie, by nie wystraszyć żadnego z nich, Dykstra wstał i zdjął koszulkę. Podszedł do Talii i położył delikatnie dłonie na jej biodrach, dociskając się coraz bliżej do jej rozgrzanego ciała i pocałował miejsce między szyją a ramieniem. Westchnęła i oderwała się od Jakxa, spoglądając na Dykstrę. Nie patrzyła na nią, tylko na Jakxa. Widział pożądanie, ale i rezygnację w jego oczach. Skinął na Dykstrę i oboje wrócili z uwagą na kobietę stojącą między nimi. Talia trzymała Jakxa wokół szyi, z drugiej strony złapała Dykstrę za jego tyłek, ściskała go i ugniatała niemal konwulsyjnie. Wzdychała i piszczała przy każdym ruchu ciała, co było piękne i bardzo seksualne. Jakx padł na kolana przed nią, głowę miał na wysokości jej piersi, uczepił się jednej z nich. Talia pisnęła i złapała obiema dłońmi za włosy Jakx, a swoją głowę oparła na piersi Dykstry. Jej włosy były jedwabne w dotyku, a jej krzyki były najpiękniejszą muzyką. Pachniała potem i mydłem. Chciał więcej, musiał jej posmakować. Czuł się jak żółtodziób. Chłopiec, który nigdy nie doświadczył przyjemności dotknięcia kobiety i tego, co ono przynosiło. Prawdziwy Lionsblood faktycznie nie odbywał stosunku z kobietami do czasu, gdy nie był gotowy na młode, ale było wiele innych form aktu seksualnego któremu się poddawał. W tej chwili Dykstra czuł się tak, jakby nigdy nie dotykał kobiety. Wystarczająco długo czekał by ją pieprzyć. Zniecierpliwiony złapał za spodnie Talii i je ściągnął. Stała między nimi naga, jej ciało reagowało na każdy dotyk. Choć Dykstra pomyślał, że teraz reaguje naturalnie, bardziej swobodnie odkąd do nich dołączył. Jakx dyszał ciężko, pozornie tylko chętnie dzieląc się kobietą tak długo, jak mógł ją smakować. Dykstra podejrzewał, że Jakx wie, że nie będzie miał Talii. Nawet teraz Lionsblood Dykstry chciał go ostrzec, ale to nie był jego wybór. Talia to kontrolowała. Całkowicie i zupełnie. *** Było tam. To uczucie euforii, którego doświadczała, gdy Dykstra jej dotykał. Choć lubiła Jakxa, to bardziej zależało jej na Dykstrze. Chciała by ją oznaczył. Dykstra przycisnął do jej pleców swoją schowaną w spodniach erekcję. Chciała go rozebrać, tak jak oni zajęli się nią. Dotyk Jakxa był miły, ale Dykstra dawał jej po tysiąc razy więcej i chciała mu się za to odwdzięczyć. Nawet teraz, opuścił jej piersi i wędrował w dół jej ciała. Jakx utorował sobie drogę między jej uda i wessał się w jej cipkę swoimi gorącymi ustami. Zanurzył język w jej wnętrzu, kolana załamały się pod nią na to uczucie, ale Dykstra złapał ją i wrócił do zabawy piersiami. Stał za nią więc, chwyciła się jego
nadgarstków i oparła ciałem o niego. Jakx złapał ją za nogi, kładąc je na swoich ramionach, wstał, co wyglądało jak most, ale nie oderwał od niej swoich ust. Słyszała siebie jak krzyczy, lecz była tego ledwie świadoma. Gdy Jakx wstał ona zacisnęła kolana, a kostki splotła za jego plecami. Jej tyłek spoczywał na wielkich dłoniach, jak gdyby leżała na łóżku. Korzystnie dla niej, że Jakxa ma masywne ramiona i plecy, które potraktowała jak dźwignię, wbijając pięty w jego plecy i kołysząc się w przód i w tył, tak że jej łechtaczka sunęła po jego ustach tworząc wspaniałe doznania. Przyjemność przechodziła jej ciało. Chciała prosić ich, by weszli w nią, wypełnili, ale pozycja na to nie pozwalała. Jedna z rąk Jakxa zostawiła jej tyłek w spokoju, i wsunął palec w jej cipkę. Świat Talii skurczył się tylko do tego miejsca, gdzie się znajdowali. Jej oddech stał się krótki, urywany. Chciała krzyczeć, ale ta zdolność jakoś jej umknęła. Wszystko, co mogła zrobić to wisieć między nimi i czuć. Orgazm przepływał przez nią w falami przyjemności. Całe ciało pulsowało i mrowiło w niekończących się skurczach. Kiedy w końcu ustąpiło, Talia łagodnie została postawiona na podłogę. Kolana miała słabe, więc Dykstra nadal ją trzymał. Spojrzała na Jakxa i uśmiechnęła się, ale nie mogła powiedzieć ani słowa. Przyjemność, jaką z nim przeżyła była wspaniale rzeczywista, jednak była pewna, że z Dykstrą byłoby lepiej. Zanim do nich dołączył, czuła… Inaczej. Niekoniecznie źle lub niewygodnie, ale nie aż tak pasjonująco. Tej części jej brakowało. To, co dał jej Jakx było wspaniałe, ale nie tak przyjemne. Mimo to, chciała mu się odwdzięczyć za to, co dla niej zrobił. Uklękła przed Jakxem i uwolniła jego fiuta ze spodni. – Słodki jeden wszechmocny. – Jakx zacisnął zęby w napięciu. – Ssij go Talia. – Dykstra brzmiał tak jak Jakx. Spojrzała kątem oka na Lionsblood. Nie wypuściła fiuta ze swoich ust, gdy Dykstra stanął koło niej. – To jest to. – Stał tak blisko niej, że nie mogła ruszyć dłonią. – Wyssij go do cna. Grzebała w spodniach Dykstry dopóki nie wyjęła jego kutasa. Zarejestrowała jego pomruk aprobaty. Odwróciła się i pochłonęła fioletową główkę fiuta. Jej głowa latała od jednego do drugiego, nie mogąc się nacieszyć żadnym z nich. Pomyślała, że powinna być zawstydzona tym, co robi – wiedziała, że to nie jest normalne by kobieta miała wielu mężczyzn – ale niczego takiego nie czuła. Jednego kochała a drugiego w tak krótkim czasie polubiła. Jakx stanął między nimi więcej niż raz, udowadniając swoją postawę. Również Dykstra nazywał go swoim przyjacielem. Miała nadzieję, że on jest jedynym jego przyjacielem i nie odnosił się do nikogo tak jak do Jakxa. Talia bawiła się dwoma fiutami liżąc i głaszcząc dłonią, słuchając ich pomruków i biorąc je jako zachętę. Wiedziała, że będzie z nimi żyła, więc chciała wiedzieć, co im się podoba.
Oddech Dykstry się zmienił, kiedy odwróciła się do niego i wzięła go w usta, złapał ją za włosy i nie pozwolił powrócić do Jakxa. – Och, tak, Talia. Och, yeah! – Mruczał, pchając się głębiej do jej gardła, czego nie mogła już dłużej znieść. Z głośnym rykiem Dykstra eksplodował w jej ustach. Zaskoczona, omal się nie zakrztusiła, ale gdy odnalazła kontrolę, połknęła łapczywie wszystko. Musiała wziąć wszystko, potrzebowała tego tak bardzo, jak żadnej rzeczy w swoim życiu. Chwyciła go za uda, ssała i połykała, aż nie było już nic. Spojrzała w górę na twarz Dykstry. Oczy miał zamknięte, a pot błyszczał na jego piersi. Wyglądał na niezwykle zadowolonego. Uśmiechnęła się i wróciła z uwagą na Jakxa. Byli zaskoczeni, gdy Dykstra klęknął przy niej, obok sterczącego fiuta Jakxa. *** – Co? – Jakx odwrócił swoją czerwoną twarz od nich. – Chcesz dojść? – Dykstra spojrzał na niego, z intensywnością kota. – Żartujesz sobie? – Brwi Jakx uniosły się. – Więc dojdziesz w moich ustach. – Dykstra, nie jestem pewny, co do tego. – Jakx nie zrobił żadnego ruchu, który by wskazywał na to, że się ofiaruje. – Jesteśmy przyjaciółmi i wiesz, że jestem prosty jak strzała. Do tego nie lubię mężczyzn. – Tak jak ja. Ale nie oznaczysz mojej kobiety. – Więc ty mnie oznaczyłeś? – Jakx nagle wzdrygnął się. – Czy to znaczy, że jestem twoim partnerem? Dykstra prychnął. – Ledwie. Lionsblood nie mogą brać mężczyzn na partnerów. – wyjaśnił. – Mamy już silny związek z wyboru. Ty będziesz naszym wzmocnieniem. Dykstra nigdy nie zaproponował tego innemu mężczyźnie. Próbował sobie teraz wmówić, że robi to tylko z życzliwości, za to, że Jakx oferuje mu ochronę Talii i za pomoc w kolonii. Nie miał wątpliwości, że szybko nie dotknąłby Talii, gdyby Jakx nie dał mu sposobności. Początkowo myślał, że Jakx odmówi. Spojrzał na Talię i dostrzegł coś co sprawiło, że się rozmyślił. Jakx bez słowa podszedł do Dykstry i dotknął fiutem jego ust. Dykstra otworzył usta, by go przyjąć, biorąc łatwo połowę jego kutasa. Zamknął usta wokół niego i zaczął ssać. Jakx syknął i zatoczył się do przodu, przytrzymując się ramion Dykstry. Talia wstała i objęła szyję Jakxa, odwrócił się i spojrzał na nią bezradnie, a ona go pocałowała. Jego fiut momentalnie stwardniał jeszcze bardziej, a Dykstra zaczął ssać mocniej. Jakx nie mógł już dłużej powstrzymać się. Jego członek był twardy jak skała w
ustach Dykstry. Jakx pchał swoimi biodrami coraz mocniej nie mogąc się powstrzymać, aż w końcu wystrzelił gorącą spermę. Dykstra połykał, upajając się tą przyjemnością, jaką dał swojemu przyjacielowi, był dumny z Talii, że wiedziała, czego drugi człowiek potrzebuje. Liczył na to, że zrobiła to nie z miłości do mężczyzny, takiej, jaką Dykstra czuł do niej. O Wielki na wysokości! To wszystko było skomplikowane. Cały czas krzyczała, by zgłosił do niej pretensje, ale on nie mógł tego zrobić. Nie do czasu, gdy będzie wiedział, że będzie jego małżonką, na którą czekał. Nie mógł zostawić tych ludzi, wybrali go, chronił ich tak długo i lubił to. Musiał wiedzieć, że będzie oddana im tak jak on. Gdy Jakx skończył, przytulił Talię. – Zawsze będziesz kimś specjalnym dla mnie, kobieto. Nigdy nie będziesz moja, ale nigdy nie zapomnę, że byłaś częścią tego. – Uśmiechnął się do niej, a w tym czasie Dykstra zapiął swoje spodnie. – Doświadczenie jedyne w swoim rodzaju, przyjacielu. – Prawda. Jakx kiwnął głową do Talii i ich zostawił. Żadne nie odezwało się przez dłuższy moment. Talia w końcu przerwała ciszę. – Dlaczego? – Zapytała, siadając na kanapie – Dlaczego musiało się to zdarzyć? Dykstra powiedział – Potrzebuję cię, Talia. Przewróciła oczami. – Praktycznie błagałam abyś mnie wziął. Co jest z tobą? Jestem... człowiekiem... nie dość dobrym dla ciebie? Usiadł obok niej, łapiąc w swoje ramiona. – Jesteś Lionsmate, Talia. Naznaczona po urodzeniu. Powinnaś być wychowana z Dumą, ale coś się wydarzyło i skończyłaś w niewoli. Bardzo mi odpowiadasz i to coś więcej niż ślad na lwim sercu. Chcę nie tylko matki dla moich młodych, ale również kobietę, która będzie pracować ze mną w kolonii. Moje cele i pragnienia nie koniecznie muszą być twoimi, ale oboje musimy respektować drugą osobę, kiedy zajdzie taka potrzeba. Mój dorobek życia to ta kolonia, Talia. Czy będziesz mogła mi pomóc? – Oczywiście. Myślałam, że zostało już ustalone. – Tak, ale nie zostało wprowadzone przez żadne z nas. I nie mam pojęcia, co chcesz zrobić. Masz ochotę coś zrobić, o czym marzyłaś przez całe życie, prócz tego by istnieć? – Wiesz skąd pochodzę, Dykstra. Jest wiele rzeczy, które chcę zrobić i na pewno na długo mnie tu zatrzymają. – W takim razie zaczniemy od jutra. – Dykstra posłał jej delikatny uśmiech. – Złap
trochę snu. – Tak, oczywiście. Jak chcesz. – Mruknęła. Zaczął zadawać pytania, ale zatrzymała się i obróciła do niego gdy zaczął iść w stronę jej sypialni. – Znajdziesz wyjście. Dykstra pokręcił głową zasmucony i zły. Ona nie zasługuje by być trzymaną na tak krótkim łańcuchu. Musi być kochana. Oczywiście, miała ciężkie życie, a on dodaje jej cierpienia. Jutro. Zaczną od początku, jutro.
Rozdział 7 Ale jutro nie przyniosło nic nowego. Talia unikała go, zwiedzała jaskinie. Zadawała pytania różnego rodzaju. Pytała, co robią, dlaczego to robią i czy są z tego zadowoleni. Kolejne tygodnie mijały jej na poznawaniu mieszkańców kolonii. Jej szczególną uwagę mieli młodzi, dostawali ciepłe ubranie i jedzenie, a także odpowiednią opiekę. Niewiele dzieci miało swój dom, rodzinę, ale szybko go znaleźli. Ten fakt, bardziej niż cokolwiek zainteresował Dykstrę. Powinien był się tego spodziewać. Bez wątpienia widziała wiele strasznych rzeczy, które spotykały dzieci na brudnych farmach, takich, na jakiej ją znalazł. Była prawdziwą Lionsmate. Miała nie tylko genetyczne warunki, ale umysł również. Interesowało ją dobro dzieci, będzie dobrą matką. Uświadomił sobie, że był tego świadkiem, uderzyło go to z bardzo brutalna siłą. Przejęła kolonię, wzięła ją pod swoja opiekę biorąc odpowiedzialność za sprawę najbardziej dla niej istotną. Dzieci. To było to, czego oczekiwał. Wzięła pod kontrolę swoje życie i znalazła w sobie coś, czym się otoczyła. Niestety dla niego mogło być już za późno. Talia nie rozmawiała z nim od dnia, kiedy opuścił jej pokój, po ich potrójnej randce. Z drugiej strony ona i Jakx zostali bliskimi przyjaciółmi. To sprawiało mu ból. Nie lubił tego, ale zdawał sobie sprawę, że jest to nieuniknione po tamtym wieczorze. Dykstra chciał, by poświęciła mu taką samą uwagę. Jej unikanie go było tak oczywiste, że w ogóle jej nie widywał. Inni powiadamiali go na bieżąco… prawie radośnie… o jej przyjaźni z Jakxem. Taka była natura Lionsblood. Byli podobni do kotów, kapryśni i nie zawsze taktowni. Lionsmate miały dużo takich cech. Jeśli były złe, mogły atakować, albo ...jak w przypadku Talii… ignorować, dopóki nie uznały, że wina została spłacona. Jego praca była na zewnątrz, więc jeśli czegoś potrzebowała, to jej to dostarczał. To było to, nad czym myślał wiele godzin. Był na drodze prowadzącej do specjalnego miejsca… do starożytnej ziemi zwaną „Mroźna Niagara”… kiedy spotkał pełną niepokoju kobietę spoglądającą na pięciu mężczyzn. – Dykstra! Musisz iść, szybko! – jeden z nich krzyczał zbiegając z drogi. – Nie ma czasu do stracenia… nie mamy czasu. – Co się stało? – Dykstra poszedł z nimi bez pytania. – Długo cię szukaliśmy. Chłopcy mogą już nie żyć. Serce Dykstry zaczęło szybciej bić. Było wiele niebezpieczeństw w jaskini, chociaż próbował je minimalizować, gdy tylko mógł. Najgorszy był mróz. Bycie
poza jaskinią przez dłuższy czas groziło śmiercią. Z temperaturą spadającą sto stopni poniżej zera, nikt by nie przeżył gdyby był tam przez dłuższy czas, bez odpowiednich ubrań. Myśl o dziecku na zewnątrz była wręcz przerażająca. – Kto to? Które z dzieci? – Bryson i Gray. Bry uciekł i Gray poszedł go szukać. Dreama poszła do matki, gdy ta przyszła do nas. – człowiek, który mówił nie mógł złapać tchu, jakby biegł. Dykstra znał trójkę dzieci. – Które wyjście? – Dykstra wiedział, że musi się spieszyć. – Południowo–wschodnie. Minęło może trzydzieści minut jak wyszli. Za długo. Było za długo. Dzieci mogły już zamarznąć. Bez słowa Dykstra przyjął swoją lwią formę i pędem ruszył do wyjścia. Czas był bardzo istotny. Jeśli szybko ich nie znajdzie, będą już martwi. *** Coś się działo. Krzyki stawały się coraz głośniejsze i Talia wiedziała, że musi to sprawdzić. Otworzyła drzwi w chwili, gdy Dykstra przeleciał obok niej, łapiąc futra, koce i wybiegł. Nie odezwał się słowem do niej, nie odpowiadał na jej pytania, kiedy krzyczała w jego kierunku. Nie rozumiała, co się dzieje, ale usłyszała, że dwoje dzieci z kolonii zaginęło. Zobaczyła Jakxa, jak kierował się do wyjścia w którym zniknął Dykstra. Instynktownie złapała go, kiedy przebiegał obok niej. – Co się dzieje? Jakx osłupiał na początku, szybko jednak wrócił do siebie. Delikatnie wziął jej dłoń w swoją. – Dykstra poszedł szukać dwójki dzieci, które wyszły na zewnątrz. On jest jedynym, który może tam wyjść. – Jeśli nikt z dorosłych nie może wyjść, to co sprawia, że myślisz iż którekolwiek z dzieci jeszcze żyje. – jej głos stał się głośniejszy niż potrzeba, ale chciała znać odpowiedź. Kilka osób spojrzało na nią, ale tylko jeden się odezwał. – Mogą przeżyć przez jakiś czas, ale nie za długo. Jest bardzo trudno spędzić noc w takich warunkach. – Tali uwierzyła ogrodnikowi, był jednym z najbardziej wpływowych ludzi w kolonii. – Dykstra znacznie bardziej nadaje się do szukania ich, niż ktokolwiek z nas. – Zabrzmiał na pewnego, tak protekcjonalny i urażony, że zadała takie pytanie, ale ją to nie obchodziło. To były dzieci. Najbardziej podatne z nich wszystkich. – Więc, wypchnąłeś Dykstrę w niebezpieczeństwo, ale również zostawiłeś swoje dzieci na powierzchni, tylko dlatego że się boisz? – wiedziała, że jej brwi unosiły się
wyżej z każdym słowem, ale nie mogła się powstrzymać. – Wybierz najsilniejszych wśród was. Po dwie osoby. Każdy będzie szukał, możemy je znaleźć szybciej niż w przypadku, gdy Dykstra idzie sam. – Nie. On jest o wiele bardziej biegły w polowaniu i jest w stanie przetrwać zimno o wiele dłużej niż my. On je znajdzie. – Ten sam człowiek mówił do grupy i to rozwścieczyło Talię, że nikt się nie sprzeciwił. Spojrzała na drobną kobietę płaczącą w rogu pokoju, która trzymała w ramionach małą dziewczynkę. Stał koło nich mężczyzna, starając się je pocieszyć. Spojrzał na Talię, a ona zapytała. – Chłopcy są twoi? Kobieta skinęła głową, a jej partner pocałował ją w głowę. – Czy nie byłoby lepiej szukać ich, niż opierać się na jednym człowieku? – Gniew Talii rósł. Wyobrażała sobie, że to jej dzieci i nic by jej nie powstrzymało przed szukaniem ich na powierzchni, a także od żebrania o pomoc innych. – Dykstra ich znajdzie. – powiedział jej partner całując ją. – To jest jego obowiązek. – Może i tak, ale to tylko jeden człowiek. – Talia starała się dotrzeć do człowieka, by zrozumiał co miała na myśli. – On nie da rady uratować dzieci i siebie. Nawet potężny Lionsblood może odnaleźć jedno dziecko, jeśli się rozdzieliły, a co z drugim. – Nie. Dykstra zrobi to samodzielnie. Zawsze tak robił. – Odezwał się rolnik. Było do bólu oczywiste, że nikt nie miał zamiaru szukać dzieci poza jaskinią. Byli zgodni by zostawić Dykstrę samego. – Ty ryzykujesz, życie tych dzieci. – Traciła cierpliwość. – Boisz się lub nie, ale to nie jest sytuacja gdzie jeden człowiek temu podoła. Musisz zorganizować grupy poszukiwawcze i rozmieścić je po całym terenie. – Jak oni śmieją oczekiwać pomocy od Lionsblood, a sami siedzieć i czekać, że wszystko będzie ok. Rolnik odezwał się ostro. – Wszyscy pracujemy, nowa! Tu nikt nie dostaje nic za darmo. – Zmarszczył brwi. – Dykstra widzi to. Ale to on zajmuje się bardziej niebezpiecznymi aspektami tej kolonii. – Kilka dźwięków pochodzących od ludzi, podsyciło gniew Talii. – Dlaczego? Dlaczego on musi brać na siebie takie ryzyko? Nawet przy ratowaniu życia każdemu, tutaj nikt nie pomoże. To wiele więcej niż jakikolwiek człowiek powinien nieść na swoich barkach. Nic dziwnego, że musiał kupić sobie pomoc. Jeśli uważacie, że robicie tu ciężką pracę, to musicie zasmakować pracy w ludzkich gospodarstwach. Nawet darmowe obozy czynią to miejsce jak raj. Macie dużo jedzenia, każdy ma ciepłe ubranie i każdemu można wyrażać swoje zdanie, nie byliście w niewolniczej farmie., – Nie masz pojęcia, o czym mówisz. – Kobieta w tłumie parsknęła. – Żyjemy tu,
bo nikt nie wie jak daleko rozciągają się pustkowia wokół jaskini. Dykstra mówi, że trwałoby wiele dni, by je przelecieć, a nikt bez statku nie przeżyłby tego. Zabronił nam się stąd ruszać. Jeśli on umrze, niech tak będzie. – Oświadczenie kobiety wydawało się niewygodne, bo nikt w tłumie nie odezwał się. Kilka osób przebierało nogami i rozglądali się dookoła, ale nie spojrzeli ani na Talię, ani na kobietę. – Potrafiłabyś posługiwać się tym pojazdem, gdyby umarł? – Cisza, gdy Talia zadała pytanie rozglądając się dookoła. Czas naglił. Nie miała czasu sprzeczać się z nimi, bo i tak nie chcieli jej słuchać. – Czy ktokolwiek z was prosił go by was zabrał na zewnątrz? Znów cisza. Talia kiwnęła głową wolno. – Tak właśnie myślałam. – Złapała futra i szybko ubrała się idąc w kierunku, gdzie poszedł Dykstra. Nie była zaskoczona, gdy Jakx do niej dołączył. – Bezpieczniej jest podróżować w parach, tak powiedziałaś. – uśmiechnął się do niej. – Gotowa? – Ruszajmy w drogę.
Rozdział 8 Lodowaty śnieg bił wokół niego, piekły go oczy i każdy kawałek odsłoniętego ciała. Dykstra znalazł uciekinierów, ale nie mógł ryzykować, przenosząc ich w czasie burzy. Znaleźli schronienie w skalnej grocie, która niestety była płytko schowana w ziemi. Przy szybko zmieniającej się pogodzie, byli w niebezpieczeństwie zamarznięcia. Gdyby tak się stało, Dykstra może uszedł by z życiem, ale dzieci byłyby martwe w ciągu kilku sekund. Rozpalił ogień i owinął ich futrami, które zabrał ze sobą, ale i tak drżeli z zimna. Musiał jak najszybciej doprowadzić ich do jaskini. To tylko ćwierć mili, ale ta krótka odległość była dla nich zbyt daleko. Mógłby wziąć jedno i potem wrócić po drugie, ale to było w ogóle nie do pomyślenia. Nie zostawi tu jednego z nich samego przez dłuższy czas. Chmury zasłaniały słońce, które prawie zaszło, ale światło, które przenikało przez nie, było pomarańczowo–czerwone. Może godzina została do całkowitego zachodu. Potem szanse na przeżycie chłopców znacznie spadną. Rozpacz, jaką czuł, legła mu jak wielki głaz na sercu. Straci je, jeśli nie będzie działać szybko. – Musimy się ruszyć. – przerwał milczenie i zwrócił się do chłopców. – Trudno będzie was obu przeprowadzić, ale nie ma innego wyboru. Myślisz, że będziesz w stanie uwiesić się na mnie? – zapytał najdelikatniej jak potrafił, by nie obudzić ich alarmu. – S–s–spró–b–buje. – Starszy chłopak Bryson odpowiedział szczękając zębami. Dykstra był bardziej zaniepokojony młodszym dzieckiem. – Piętnaście minut, chłopcy. Wystarczy byś powiesił się na mnie na piętnaście minut i będziemy z powrotem w jaskiniach i wszystko będzie dobrze. – Kiwnęli głowami, nie próbując mówić. Stali drżąc gwałtownie, a Dykstra wiedział już, że chłopiec nigdy nie będzie w stanie utrzymać się na nim. Zamknął oczy i odwrócił się, kryjąc niepokój najlepiej jak umiał. Kiedy otworzył oczy, kątem oka zauważył dwie postacie zbliżające się do niego. Jego tętno przyspieszyło, wysunął pazury, przygotowując się do walki, jeśli to będzie konieczne. Kto mógłby chodzić w taką pogodę? Poznał postacie Jakxa i Talii tylko kilka sekund przed tym, nim weszli do groty i ściągnęli kaptury z głów. Jakx odwiązał linę od swojego pasa i przywiązał do jednego z wielu stalagmitów przy wejściu do groty. Jeśli byłoby to możliwe, serce Dykstry mogłoby bić jeszcze mocniej.
Talia, co ona robi? – Dlaczego przyprowadziłeś ją, Jakx? – Syknął na nich. – Nie tylko zaryzykowałeś swój los, ale również jej. – Dykstra starał utrzymać się swój głos spokojnym, miał nadzieję, że dzieci nie będą go słuchać. Talia nie zatrzymując się przy mężczyznach podeszła prosto do chłopców, którzy siedzieli przy ognisku. Uklękła przy nich i rozmawiała. Podała im kolejne futro i opatuliła. – Owiń tym pierś. – Słyszał jak do nich powiedziała, głosem ciepłym i cichym. – Jest bardzo ważne by to miejsce, centrum twojego ciała utrzymać w cieple, bardziej niż ręce. – To nie był mój pomysł. – Powiedział Jakx. Dykstra prawie nie słyszał swojego przyjaciela, wpatrując się w Talię. – Przyszedłbym sam, ale ona mnie wyprzedziła. – Jakx spojrzał na zamieć. Było tam prawie biało. Powinni wyruszać, lub ryzykować zostanie tutaj. – Ona na pewno otworzyła mi oczy na pewne rzeczy, Dykstra, Jakx złapał za ramię Dykstrę. – My, zbyt wiele oczekujemy od ciebie mój przyjacielu i to jest to, co mam zamiar zmienić. Dykstra zamrugał, usłyszał tylko, że to jest jego obowiązkiem. Talia wezwała dzieci do wejścia. Miała ogień w dłoni, radiolatarnie, chciała im umożliwić znalezienie drogi. Ta kobieta miała więcej umiejętności przetrwania, niż większość z Lionsblood. – Musimy iść – powiedziała, patrząc prosto na niego. – Ty weźmiesz Brysona – ja i Jakx weźmiemy Graya. Biegnij najszybciej jak potrafisz, Dykstra. Oznaczyliśmy drogę liną, jeśli pobiegniesz obok tego, trafisz prosto do jaskini. Uniósł brwi. – Jestem pod wrażeniem. Spojrzała na niego rozdrażniona. – Nie musisz być pod wrażeniem, zejdź mi z oczu! – warczała. – Nie mamy wiele czasu. Kiedy już Brayson będzie bezpieczny w jaskini, wrócisz po Gray. – Brzmi jak dobry plan. – Dykstra prawie uśmiechnął się, na myśl, że odziedziczyła więcej po Lionsblood. Czasami jednak sprzeczki z Lionsmate są gorsze niż z Lionsblood. Zwłaszcza, jeśli Lionsmate była twoją partnerką. Miał tylko jedno pytanie. – Czy nie powinienem najpierw zabrać Graya? Jest mniejszy. ma mniejsze szanse niż Bryson. – Nie. – Talia zmrużyła oczy, zauważył jak usta ścisnęły się w wąską linię, zanim dodała. – Ty możesz nieść każdego chłopca, ale ja i Jakx nie. Więc weźmiesz cięższe dziecko tak byśmy my mogli się szybciej poruszać, nawet jeżeli Bryson szybciej będzie bezpieczny. – Dobre spostrzeżenie. – Dykstra zmienił się w pół lwa. Oodzież, którą miał na
sobie uchylił tak by dziecko mogło wczepić się w jego owłosioną klatę, Talia i Jakx pomogli dziecku to zrobić, upewniając się, że żadna część jego ciała nie będzie narażona na chłód. – Trzymaj twarz blisko mojej piersi, przytul mnie tak mocno jak tylko potrafisz, Bry. – starał się zachować spokojny kojący głos, ale chłopiec był absolutnie przerażony możliwością zamarznięcia na śmierć, zanim dotrze do jaskini. Kiedy wszystko już było zrobione, spojrzał znacząco na Talię i dodał. – Kiedy to się skończy, musimy porozmawiać. Uśmiechnęła się do niego, po raz pierwszy od dłuższego czasu i wiedział, że musi to zrobić. Dla siebie. Dla niej i dla Bry. Talia miała pełne zaufanie do niego, a on nie chciał jej zawieść. – Tak. – powiedziała Talia. – Porozmawiamy, ale teraz zabierzmy te dzieci w bezpieczne miejsce. – Gotowy? – Dykstra zapytał Bry, który kiwnął głową. – Trzymaj się mocno. Idziemy. – wyskoczył z jaskini i zniknął w zamieci. *** Talia przywiązała Graya do piersi Jakxa, tak jak to uczynił Dykstra z Bry. Owinęła ich futrami, tak by było im ciepło. Zostawiła sobie tylko jedno futro, ale była zdecydowana i tak to zrobić. Musi im się udać. Zrobią to. Ruszyli znacznie wolniej niż Dykstra, ale starali się przepychać przez zamieć. Tak jak się obawiała, pogoda pogarszała się z każdą sekundą i gdyby nie liny, nie miała żadnych wątpliwości, że zgubiliby się nie więcej niż dwadzieścia kroków od jaskini. Szli bez końca. Zdawało się, że minęły godziny. W rzeczywistości Talia wiedziała, że nie mogło minąć więcej niż trzydzieści minut. Czuła chłód, który dręczył jej ciało. Niewielką część odsłoniętej skóry kłuł mróz. Ciało ją bolało. Gray jęczał. Co jakiś czas, słyszała jak Jakx mówił uspokajającym głosem, by nie spał, zadawał pytania chłopcu a on automatycznie odpowiadał. W końcu, jak anioł, który zstąpił z nieba, Dykstra, wyłonił się ze śniegu i lodu jakieś pięć kroków od nich. Złapał Jakxa wraz z dzieckiem nie odzywając się ani słowem i ruszył sprintem. Talia nie widział, by ktoś mógł mieć tyle siły. Gray dał radę, obaj byli bezpieczni. A to wszystko dzięki Dykstra. Ten człowiek był naprawdę cudowny. Była prawie przy wejściu do jaskini, gdy Dykstra pojawił się przy niej. Gdy chciał podnieść ją, odmówiła pomocy. Nie, że tego nie chciała, ale dlatego, że chciała sama do niej wejść, bez niczyjej pomocy. Musiała udowodnić ludziom, że mogą przeżyć na zewnątrz, kiedy zajdzie taka potrzeba. Brakowało parę jardów do jaskini, gdy burza osiągnęła furię. Talia słyszała swój krzyk, gdy Dykstra przyciągnął ją do siebie i zaciągnął do płytkiego zawieszenia
skalnego. Głęboki mróz! Słowa kotłowały się w jej głowie, rozbrzmiewając echem. Nie przeżyją. Nie na otwartej przestrzeni. Mieliby szczęście, jeśli byliby w płytkich częściach jaskini. – Przepraszam. – Dykstra wyszeptał. Prawie go nie słyszała przez szalejący wiatr. – Nie możemy dostać się do środka. – To nie twoja wina. – skryła twarz w jego ciepłą pierś. – Nie powinieneś przychodzić po mnie. Priorytetem jest utrzymanie społeczności w bezpieczeństwie. A nie można tego zrobić, gdy będziesz martwy. Warknął lekko, ale bardziej to poczuła niż usłyszała. Zacisnął dłoń na jej włosach i pociągnął jej głowę do tyłu tak, że musiała na niego spojrzeć. – Talia, moim priorytetem byłaś i zawsze będziesz ty. Jesteś moją partnerką. Nawet gdyby okazało się, że nienawidzisz życia tutaj, że nienawidzisz mnie za ściągnięcie cię tutaj do tak podobnego miejsca, z którego cię zabrałem, wciąż nie mógłbym znaleźć kobiety, którą mógłbym tak całkowicie pokochać jak ciebie. Jego słowa spowodowały wstrząs i mrowienie w całym ciele, wzruszyło ją to łez, ale by nie wypłynęły. – To miejsce nie jest podobne do tego skąd mnie zabrałeś. Jesteś również dobry dla tych ludzi. – Pod pewnymi względami, może. Ale nie jest to ich winą, że potrzebują pomocy by przeżyć. Próbowałem dać im dużo niezależności. – Opierają się na tobie, liczą że ich ochronisz, i nawet nie próbują pomóc sami sobie. – Hodują swoje jedzenie, dzielą się nim między sobą, są uczciwi wobec siebie. Wiatr wiał teraz tak mocno, śnieg zaczął ich zakrywać. Gryzło jej ciało, tam gdzie nie było zakryte futrem, schowała twarz w jego pierś. – Kocham cię, Talia. Przepraszam, że nie powiedziałem ci wcześniej. Przepraszam, że nie zgłosiłem pretensji w drodze do moich ludzi. – Nie! – serce Tali biło gwałtownie. Chciał się z nią pożegnać. – Jeszcze nie. Powiedz mi, że skończy się burza i wrócimy do jaskini. Nie teraz. – Talia, moja miłości, nie zamierzam wracać tam. Jestem zbyt słaby od wcześniejszego biegu, a moje płuca zamarzają. Pogoda działa przeciwko nam. Mógłbym zrobić to sam, ale ty idąc ze mną zamarzniesz, a ja nie będę mógł cię chronić na otwartej przestrzeni. – Więc chodź. – Błagała go, by poszli. Niepokonany Lionsblood chciał zrezygnować, ranny praktycznie nie jest w stanie sobie pomóc. – Nie potrzebuję ochrony. Nie jesteśmy daleko od jaskini. Ta formacja skalna jest praktycznie tuż pod przewodem wentylacyjnym, do którego przywiązaliśmy linę. Dam radę ten kawałek. – Talia, ja…
– Tam są! Nie rozpoznała głosu, ale cieszyła się, że go słyszy. Pomoc nadeszła. – Potrzebują futer, byśmy mogli wprowadzić ich do środka inaczej zamarzną. Kto ma kompresor? Grupa czterech mężczyzn otoczyła ich, przyciągając ich do siebie i otaczając futrami pokrytymi termicznymi kocami. Wyciągnęła szyję, by zobaczyć co robią pozostali. Spojrzała na Dykstrę, który wykrzywiał twarz łapiąc haust ciepłego powietrza przez maskę którą mu założyli. Jęczał i wykrzywiał twarz, kurczowo trzymając się za klatkę piersiową. – Skurwysyn. – Wysapał, rzucając się z pazurami na jego twarz. – Zabierz tą pieprzoną rzecz z dala! – To rozgrzeje twoje płuca. To boli, ale będziesz mógł lepiej oddychać. Głęboko oddychać. – Krzywdzisz go! – Talia krzyczała. – Usmażysz mu płuca! – Uspokój się Talia. – Jakx znalazł się przy jej boku, obejmując jej twarz. – To wypróbowana metoda. Dykstra wykorzystywał ją u kilku z nas, gdy byliśmy zbyt długo na mrozie. Będzie dobrze. Wzięła powiew ciepłego powietrza, a jej płuca płonęły. Nie z ciepła, ale z rozmrażania. Czuła się jakby biegła bardzo długo i daleko. Klatka piersiowa bolała ją z wysiłku oddychania, też próbowała zdjąć maskę, ale Jakx jej nie pozwolił. – Po prostu oddychaj głęboko. Ból zaraz ustąpi. Widzisz. Z Dykstrą jest już w porządku. Rzeczywiście, Lionsblood wydawał się być w znacznie lepszym stanie, ale widziała, że był bardzo zmęczony. – Musimy wrócić do jaskini, Jakx. Dykstra zbyt mocno naciskał siebie. Nie da rady zbyt długo. – Ruszamy teraz. Ty pierwsza. Talia zaczęła protestować, ale Dykstra pokręcił głową i wskazał na śnieg. Wiedząc, że nie ma sensu się kłócić, pozwoliła Jakxsowi się zaprowadzić. Zimno wcześniej było nie do zniesienia, ale teraz było o wiele gorzej. Wiatr prawie ją przewrócił. Niejednokrotnie, czuła kłucie mrozu, gdy próbowała złapać linę, którą razem z Jakxem wcześniej przywiązali. Każdy krok był niemożliwy, ale robiła to. Rozpaczliwie chciała wiedzieć, gdzie był Dykstra, czy robił takie same postępy, co ona, chciała się obrócić by to sprawdzić, ale człowiek idący za nią uniemożliwiał jej to. Nie oglądaj się. Mówiła sama do siebie. Jakby nie wiadomo skąd przewód wentylacyjny prowadzący do jaskini, pojawił się przed nią. Talia potknęła się i uderzyła o ciężkie drzwi. Ludzie szybko je otworzyli, wiedziała, że coś mówią, ale przy szalejącym wietrze nie rozumiała ich. Została
wciągnięta do środka. Przechodziła z rąk do rąk, dopóki nie znalazła się z dala od wejścia i mogła usiąść pod skałą. Jej futra zostały usunięte i zastąpione kocem termicznym. Próbowała wstać, ale była zbyt zmęczona. Dykstra opadł obok niej, zanim nawet zauważyła, że wszedł do jaskini. Obrócił głowę, gdy Jakx ściągnął mu maskę. – Wszystko w porządku? – Miała w nosie, że mówiła z troską. Wiedziała jak blisko śmierci byli, szczególnie Dykstra. Kiwnął głową i sięgnął po nią. Pozwoliła mu przyciągnąć się. Oparła głowę o jego ramię, potrzebując być blisko niego, nie chciała pokazywać swoich uczuć z tymi wszystkimi oczami na nich. Mieli tylko chwilę by się przytulić, bo zaraz zostali podciągnięci do góry i ruszyli dalej do jaskini. Dykstra trzymał ją za rękę i odmówił puszczenia jej. Talia uśmiechnęła się. Jak tylko będzie pewna, że wszystko z nim dobrze, to mają niedokończony biznes. Gdy Talia próbował skierować ich do gabinetu lekarskiego, Dykstra warknął i szarpnął ją w stronę jego mieszkania. – Później. – Wysapał. – Dykstra jesteś ranny. Potrzebujesz lekarza. – Talia protestowała. – Powiedziałem, później! Do środka! – Otworzył drzwi do swojego mieszkania, i praktycznie wniósł Talię do środka utrzymując swój uścisk na jej ręce. Wszedł za nią głośno zatrzaskując drzwi. Rzucił się na nią, przyciskając się do jej ciała. – Tym razem nie pozwolę ci wyjść. Jesteś moja! – Jego ryk wysłał pełno emocji do niej. To było to. – Zamknij się i pieprz mnie.
Rozdział 9 Chwyciła go za włosy i przyciągnęła jego usta do swoich. Zagłębiła język w jego wargach, walcząc o dominację. Chciała pokazać mu, co ma robić, ale on miał swoje palny. Mimo to walczyła o przejęcie kontroli. Ryk Dykstry rozpłynął się po całej jaskini. To oszołomiło Talię, zdążyła tylko sapnąć, gdy złapał ją i okręcił, zaciskając swoje zęby na zagłębieniu szyi. Jego sztywny fiut dociskał się do jej tyłka. Kilkoma spokojnymi ruchami, Dykstra rozebrał ją i siebie, na nowo stając za nią, wciskając swojego sterczącego fiuta między jej pośladki. Trzon był ciepły i twardy, ślizgał się między jej pośladkami. – Jesteś moja, Talia. Nikogo innego. Nie mogę obiecać ci łatwego życia, ale zobowiązuję się oddać tobie moje serce, ciało i duszę. Akceptujesz to? Słowa były zakończeniem łączenia. Talia wiedziała, że gdy odpowie twierdząco jej życie zmieni się na zawsze. Nie zamierza poddać mu się tak łatwo. – Jeśli się zgodzę, wypieprzysz mnie teraz? – zabrzmiała bardziej gderliwie niż chciała. Rozpaczliwie pragnęła mieć go w sobie, bez względu na wszystko. Prawda była jednak taka, że nie chciała żyć bez swojego Lionsblood. Zaakceptowałaby go, choćby nie wiem co. Stanowili całość i miała dość bycia z dala od niego. – Z całą pewnością. – odpowiedział łagodnie – Wiem, że będę w tobie, nawet jeśli tego nie masz na myśli. – Dobrze – warknęła. – Teraz wypieprz mnie, nim. – Powiedziała wskazując na fiuta. Dykstra rozsunął jej nogi i fiutem ruszył po jej wilgotnych fałdkach, przesuwając się tam i z powrotem kilka razy. Kiedy zanurzył się w niej, oboje krzyknęli. To był raj, wiedział, że tak będzie. Wjechał głębiej w jej cipkę, a ona przywitała go, ściskając i sprawiając że stał się szalony. Był szalony. To musiało być to. W przeciwnym razie nie wziąłby jej opierającą się o jego drzwi, wziął by swój czas z nią w łóżku. Tak. Racja. To budowało się, od kiedy zobaczył ją w tym gospodarstwie, czekającą by zostać kupioną, przez jakiegokolwiek człowieka skłonnego do wydania pieniędzy. Czekanie było przyczyną tego, co się teraz dzieje. To było nieuniknione, ich pierwsze łączenie się w pary, będzie agresywne i pośpieszne. Wjeżdżał w nią ostro. W kółko poruszał biodrami, trzymając ją mocno. Pochylił głowę do jej ramienia i znów ugryzł, trzymając ją nieruchomo. Talia próbowała poruszać się by mu pomóc, ale trzymał ją mocno w ramionach i brutalnie najeżdżał jej cipkę. Wszystko, co mogła zrobić to stać tam i czuć jak ją pieprzy. Był dużym
mężczyzną pod każdym względem, a jego fiut był gorący, gdy pchał w jej dziurkę. Dziwne, ale nie bolało tak bardzo, gdy wdarł się w jej dziewiczy teren. To prawda, czuła lekkie ukłucie, ale minimalnie. Była podniecona jego walką o dominację, ale jej ciało czekało tak długo na tą chwilę, chciała być zdobyta. Potrzebuje uwolnienia, a on da jej to. Fiut był cięższy i grubszy, a jego ruchy przyspieszyły. Talia czuła jak rośnie wewnątrz niej. Dykstra ręką odnalazł jej łechtaczkę, była wilgotna od swoich soków, jednym paznokciem delikatnie jej dotknął. Talia krzyknęła, gdy orgazm w niej eksplodował. Miała zamknięte oczy i widziała gwiazdy, układając głowę na ramieniu Dykstry. Czuła jak nasienie rozlewa się w jej wnętrzu i rozkoszowała się tym gorącym uczuciem, myśląc, że jest szansa iż zajdzie w ciążę. Ale to Dykstry nie powstrzymało. Kiedy nogi jej zadrżały, złapał ją pod kolana i uniósł. Jego fiut był wciąż w niej. Podszedł do łóżka i położył ją, Talia klęczała a on stał za nią. Pchnął ją biodrami dając znak by posunęła się dalej, wciąż zagłębiony w niej. Jej tyłek wisiał w powietrzu, głowę opuściła na skrzyżowane dłonie. Dykstra ruszył ponownie. Chwycił ją w pasie i uderzył mocno zagłębiając się po same jaja. Oddech Dykstry przyspieszył i zaczął jęczeć, a Talia nie próbowała powstrzymywać się, czy zagłuszać swoich krzyków. Pokój wypełnił się odgłosami ich miłości, nie obchodziło ich czy ktoś to słyszy. Dykstra nagle uderzył ją w pośladek, a Talia pisnęła zaskoczona. – To za to, że zostawiłaś mnie, gdy przybyliśmy. – Brzmiał stanowczo i władczo. Znów ją uderzył, a tyłek zaróżowił się. Skowyt Talii był tym razem głośniejszy. – To za to, że nie mogę cię zostawić samej poza jaskinią.– Dał jej kolejnego klapsa, znacznie silniejszego i krzyknęła po raz trzeci. – A to za to, że kazałaś mi czekać tak długo na to bym cię pieprzył. Nie zrobisz tego ponownie. Talia spojrzała na niego przez ramię. – To było na odwrót ty draniu. Błagałam cię byś mnie zerżnął jak tylko weszliśmy na pokład, więc nie karm mnie tym gównem. Uderzył ją w tyłek znowu, i znowu, i znowu. Za każdym razem, trafiał w jedno miejsce, a każdy był mocniejszy niż poprzedni. Tyłek Talii był teraz jaskrawo czerwony, ale cieszyła się z tego. Była zadowolona z siebie. – Zamknij się! – warknął na nią. – Tylko pieprzyć. Tylko to musisz teraz robić, Talia. Kurwa. Złapał ją i obrócił, przykrywając swoim ciałem, zanurzając się głęboko w jej cipce. Całował ją pieprząc językiem jej usta. Owinęła nogi wokół jego pasa, bolał ją tyłek, ale to przypomniało jej, że żyje, a powinna być martwa. Wszystko, co miało wartość w tym momencie to dawać i
otrzymać przyjemność od tego niesamowitego człowieka. Poczuła jak znów w niej rośnie, tak jak i jej orgazm się budował. Dykstra nie spowolnił swojego tempa, ale odsunął się od niej, by spojrzeć w jej oczy. – Kocham cię, Talia. Całym moim sercem, kocham cię. Wiedziała, że na to czas nigdy nie będzie dobry. – Ja też cię kocham. Kocham cię. – Powtarzała to w kółko, gdy oddech uwiązł w jej gardle. Jego jęki i warczenie stawały się coraz głośniejsze, w końcu oboje krzyczeli, głośno i brutalnie. Talia czuła nasienie rozlewające się w jej cipce. Chwyciła jego tyłek mocno dociskając do siebie, a on trzymał ją za biodra, była pewna, że nic ich nie rozłączy, nie pozwoliłby na to. Gdy uniósł głowę i spojrzał na nią, uśmiechała się tak słodko, jak tylko potrafiła. – Na to było warto czekać. Uśmiechnął się i opuścił głowę, by nosem dotknąć jej szyi, wysyłając ciarki po jej ciele. – Zgadzam się. Taki był mój plan. Nacisnęła na niego figlarnie, ale nawet się nie poruszył z miejsca. – Wątpię w to, ale na pewno działało. Zaplanowane czy nie. – Dobrze. Bo nie sądzę bym wytrzymał, gdybym miał to powtórzyć. – Uśmiechnął się i złapał ją obracając tak, że siedziała teraz na nim okrakiem. Talia złapała futro i zaciągnęła na nich, kładąc głowę na jego piersi. – Nie będzie takiej powtórki. Chcę to robić każdego dnia i każdej nocy, no czasami po obiedzie. – Westchnęła, szczęśliwa jak nigdy dotąd. – Nie mogę uwierzyć, że udało ci się, Talia. – Dykstra pocałował czubek jej głowy i uśmiechnął się zadowolony. – Och, naprawdę? Co takiego zrobiłam? – Dzięki tobie, ci ludzie zjednoczyli się. Zanim przyszłaś, nie naraziliby swojego życia, by uratować mnie lub kogokolwiek. Widziałaś jak reagowali, gdy dzieci opuściły jaskinię. Od razu przyszli do mnie, nie pomyśleli by spróbować zrobić to samym. Nie to żebym nie chciał – spodziewałem się, że przyjdą do mnie z tak niebezpiecznym problemem. Jakx powiedział mi, że dałaś im wykład, zanim odeszłaś, by mi pomóc. Talia zarumieniła się. – Powiedział ci to? – Oczywiście. Nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. – spojrzał na nią mrocznym wzrokiem. – Pamiętaj o tym, gdy będziesz chciała ponownie go uwieść. Zaśmiała się. – Nie martw się. Nigdy bym tego nie zrobiła, gdy będziemy razem, chyba, że ty też będziesz tego chciał.
Uśmiech pokazał się na jego twarzy. – Och, naprawdę. Może o tym pomyślę. Talia uśmiechnęła się w nieoczekiwanym przypływie namiętności, który ogarnął ją po tych słowach. – Zrób to. – Talia spojrzała na niego z góry i pocierając swoją mokrą cipką o jego fiuta. – A w tym czasie myślę, że będę cię kusić. Dykstra lekko przesunął się i kiedy Talia zsunęła się w dół, nadziała się na jego fiuta. – Brzmi dla mnie jak plan. Więc tak zrobiła.