Jayne Castle
Gardenia
PrzełoŜyła ElŜbieta Zawadowska-Kittel
Rozdział pierwszy
Nie widzę nic skomplikowanego w naszej umowie, panie Batt. Zamierzam wkr...
4 downloads
8 Views
Jayne Castle
Gardenia
PrzełoŜyła ElŜbieta Zawadowska-Kittel
Rozdział pierwszy
Nie widzę nic skomplikowanego w naszej umowie, panie Batt. Zamierzam wkrótce
zawrzeć związek małŜeński. I w tym celu potrzebuję Ŝony. - Nick Chastain oparł dłonie o blat
masywnego inkrustowanego biurka. - A pan mija znajdzie.
Hobart Batt ubrany w elegancki wieczorowy garnitur przycupnął na brzeŜku krzesła
jak spłoszony myszko-strzyŜyk. Napotkawszy wyczekujące spojrzenie Nicka, zamrugał
niespokojnie powiekami.
- Obawiam się, Ŝe nie rozumiem, proszę pana.
Nick stłumił westchnienie. Zastraszenie rozmówcy przynosiło na ogół oczekiwane
skutki, ale naleŜało je stosować z umiarem. Zbyt duŜa dawka mogła wywołać u pacjenta atak
histerii. Niewielkie nie skutkowały.
Dzięki wiedzy intuicyjnej zdobywanej całymi latami Chastain zdawał sobie doskonale
sprawę z tego, Ŝe Hobart znajduje się na granicy wytrzymałości. Z drugiej strony, gdyby
przestał wywierać na nim presję, męŜczyzna zapewne odzyskałby odwagę i zaczął się bronić.
Ach, te trudne decyzje...
- MoŜe wytłumaczę to panu jaśniej. Dziś wieczorem przegrał pan u mnie na dole, w
kasynie, dziesięć tysięcy dolarów.
- Tak, proszę pana, wiem. - Hobart zatarł nerwowo dłonie. - Nie mam pojęcia, jak do
tego doszło, Bardzo rzadko uprawiani hazard. Przyszedłem tutaj z przyjaciółmi i to oni
namówili mnie na karty. Na początku nawet dobrze mi szło, a potem ni stąd, ni zowąd sprawy
zaczęły przybierać kiepski obrót. Próbowałem się odkuć, ale narobiłem sobie tylko jeszcze
większych kłopotów.
- Rozumiem. - Chastain uczynił ogromny wysiłek, aby jego uśmiech wyraził
współczucie.
Hobart rozszerzył oczy z przeraŜenia. Drgnął i wcisnął się głębiej w krzesło.
Dość uśmiechów - postanowił Nick. Nigdy nie wypadał dobrze w roli troskliwego
ojca.
- Ja po prostu nie dysponuję takimi pieniędzmi. - Hobart patrzył na niego błagalnie. -
Pewnie mógłbym sprzedać dom, ale jeszcze nie spłaciłem kredytu i jestem winien bankowi
sporą sumkę, więc...
- Po co się uciekać do tak drastycznych środków? Pan mnie chyba nie rozumie.
Proponuję układ. W ramach spłaty długu wyszuka mi pan tylko odpowiednią Ŝonę.
- Zonę? - Hobart wytrzeszczył na niego oczy. - Mam znaleźć panu Ŝonę?
Nick zmobilizował całą swoją cierpliwość.
- CóŜ w tym dziwnego? Pracuje pan przecieŜ w Koneksjach Synergistycznych,
jednym z najlepszych biur matrymonialnych w Nowym Seattle. Proszę pana tylko o to, co
zlecają panu inni klienci.
- To... prawda -jąkał Hobart, ocierając spocone czoło śnieŜnobiałą chusteczką. - Ale
przecieŜ skojarzenie pary nie jest warte dziesięciu tysięcy dolarów.
- Dla mnie jest warte.
W niespokojnych oczkach Hobarta błysnęła podejrzliwość.
- .Ale dlaczego mam spłacać panu dług za pomocą takich usług?
- Bo dobrze o panu mówią.
Nick nie uznał za stosowne wspomnieć, Ŝe przed paroma miesiącami Hobart połączył
Lucasa Trenta, talent iluzjonistyczny wykraczający poza skalę, z Amarylis Lark, pryzmatem o
pełnym widmie.
Fakt, Ŝe oni odnaleźli się sami, nie posiadał dla Chastaina istotnego znaczenia. Hobart
poparł ten pozornie niemoŜliwy związek, co w rankingu agentów matrymonialnych plasowało
go automatycznie na jednej z czołowych pozycji. A Nickowi zaleŜało na najlepszym
specjaliście. Na Świętej Helenie małŜeństwo było zobowiązaniem doŜywotnim. Rozwody nie
wchodziły w rachubę.
Instytucję małŜeństwa i silną rodzinę chroniło prawo i struktury społeczne
ustanowione przez pierwsze pokolenie kolonistów z Ziemi.
Dwieście lat wcześniej ojcowie załoŜyciele utknęli w kwitnącym, zielonym świecie
Świętej Heleny, kiedy zamknęła się za nimi brama zwana Kurtyną.
Straciwszy bezpowrotnie nadzieję na powrót lub ratunek, koloniści stworzyli specjalną
grupę złoŜoną z filozofów, autorytetów religijnych, socjologów oraz antropologów, którzy
opracowali prawa i ustawy dla społeczności zmuszonej do Ŝycia w nieposkromionej dziczy,
całkowicie odizolowanej od reszty świata. A podstawę tej nowej, starannie obmyślonej
cywilizacji stanowiło małŜeństwo.
Prędzej czy później wszyscy musieli znaleźć sobie partnera. I choć szczęście nie było
głównym celem związków, ojcowie załoŜyciele wiedzieli, Ŝe dobrze dobrane pary gwarantują
stabilność rodziny. Pragnąc, by małŜeństwa wytrzymały próbę czasu, stworzyli całą sieć
agencji matrymonialnych zatrudniających psychologów synergistycznych.
Pomysł przyniósł tak wspaniałe efekty, Ŝe na ogół nikt nic zmieniał stanu cywilnego
bez pomocy profesjonalnych doradców. Wyjątki - niektórzy kierowali się Ŝądzą zysku lub
władzy - potwierdzały tylko regułę.
Hobart popatrzył na Nicka z zakłopotaniem.
- Proszę wybaczyć, ale skoro pragnie pan Ŝony, to dlaczego nie chce się pan po prostu
zarejestrować w jednej z naszych agend?
Chastain połoŜył łokieć na wyściełanej podpórce fotela, oparł głowę na dłoni i umilkł.
RozwaŜał dokładnie sytuację.
Nie przewidywał takich kłopotów z Hobartem. Ten jowialny, elegancki człowieczek,
który przed paroma godzinami wkraczał raźnym krokiem do kasyna, wyglądał teraz niczym
strzęp człowieka. Niemniej jednak nie stracił zdolności logicznego myślenia i lękał się
zagroŜeń płynących z propozycji Nicka. Strach nie przyćmił mu rozumu.
NaleŜało przyjrzeć się matrycy. Chastain zaczerpnął głęboki oddech i wypuścił trochę
powietrza, jakby zamierzał pociągnąć za spust lub rzucić noŜem. Nie dysponował pryzmatem,
który mógłby zogniskować jego energię psychiczną, ale po latach ćwiczeń potrafił przez kilka
sekund wykorzystywać samodzielnie swoje umiejętności.
Chastain posiadał niezwykły lub teŜ - jak sądzili niektórzy - przeklęty talent
matrycowy, polegający na intuicyjnym przeprowadzeniu Synergistycznych Analiz
Matrycowych. Dla nie wtajemniczonych oznaczało to tyle, Ŝe Chastain potrafił wyławiać
powiązania, przewidywać prawdopodobieństwo, oceniać szanse i wydedukować związki
synergistyczne w sytuacjach postrzeganych przez większość ludzi jako ciągi przypadkowych
wydarzeń lub teŜ kompletny chaos.
Talenty matrycowe zdarzały się rzadko i nie były specjalnie silne. Na
dziesięciostopniowej skali paranormalnej zajmowały przedział od klasy pierwszej do piątej.
A talenty wyjątkowo silne - takie jak Nick - występowały tylko w legendach o
wampirach psychicznych.
Badań nad matrycowcami nie prowadzono na zbyt szeroką skalę, gdyŜ nieliczni
wykazujący ten typ zdolności odmówili udziału w testach. Talenty matrycowe charak-
teryzowały się bowiem nadmierną podejrzliwością. Czasem popadały nawet w lekką
paranoję.
Rozwój róŜnorodnych zdolności psychicznych u potomków kolonistów
zaobserwowano w niecałe pięćdziesiąt lat po opadnięciu Kurtyny. Zjawiskiem tym - podobnie
jak wszystkim innym na Świętej Helenie - rządziły oczywiście reguły synergistyczne.
Aby talent mógł efektywnie i twórczo wykorzystać swoje zdolności parapsychiczne,
potrzebował wsparcia jednostki zwanej pryzmatem.
Zdolności paranormalne pryzmatów ograniczały się do tworzenia kryształów
psychicznych na płaszczyźnie metafizycznej. Tam właśnie ludzie o zdolnościach para-
psychicznych mogli ogniskować i kontrolować swoją energię.
Osiągnięcie skutecznej więzi umoŜliwiającej ogniskowanie talentu wymagało zgody
obu stron. Według naukowców był to kolejny przykład synergizmu w praktyce a pryzmaty
zostały stworzone przez naturę, by uniemoŜliwić talentom wykorzystywanie zdolności
parapsychicznych do zbrodniczych celów.
Konieczność korzystania z pomocy pośredników irytowała równie mocno Nicka, jak
inne silne talenty. Nikt jednak nie mógł walczyć z Matką Naturą.
Autorzy popularnych powieści i filmów straszyli swoich miłośników opowieściami na
temat wampirów psychicznych - czyli talentów wykraczających poza skalę - które potrafiły
zniewolić niewinne pryzmaty i zmusić je do działania w niecnym celu.
Eksperci twierdzili jednak z całą stanowczością, Ŝe nawet bardzo silny talent nie jest w
stanie koncentrować swoich zdolności bez pomocy pryzmatu dłuŜej niŜ parę sekund. Dlatego
teŜ, nawet gdyby - czysto hipotetycznie - talentowi udało się zapanować nad pryzmatem, taka
dominacja trwałaby jedynie chwilę. Potem pryzmat mógłby się natychmiast wyłączyć.
Słabe pryzmaty/ próbujące ogniskować energię talentów wysokiej klasy naraŜały się
na niebezpieczeństwo wypalenia. Traciły wówczas na krótko jakiekolwiek zdolności
parapsychiczne. Dzięki prawom rynku pryzmaty o pełnym spektrum zarabiały natomiast
całkiem spore sumki w firmach oferujących usługi klientom obdarzonym zdolnościami
parapsychicznymi.
Nick nie lubił zatrudniać profesjonalnych pryzmatów, a one z kolei bardzo niechętnie
podejmowały się pracy z talentami matrycowymi.
W populacji Świętej Heleny osobnicy o zdolnościach paranormalnych manifestowali
swoje istnienie na wiele sposobów. Klasyfikowano i dokumentowano coraz to nowe typy
talentów psychicznych. Natomiast zasób wiedzy o matrycowcach nadal był niezadowalający.
Psychologowie synergistyczni wysnuli teorię, jakoby talenty matrycowe nie potrafiły
dojść do ładu z paranormalną stroną swojej natury. W społeczeństwie, gdzie większość
zdolności parapsychicznych uznano za naturalne, matrycowców, nawet słabych, postrzegano
zupełnie inaczej.
A w istnienie wersji wykraczającej poza skalę nikt by nie uwierzył.
Talenty matrycowe miały opinię niezwykle delikatnych. Osobnicy o tych zdolnościach
zamykali się najczęściej w czterech ścianach wyŜszej uczelni i pogrąŜali w ezoterycznym
zbiorniku myśli.
Niektórzy kończyli jednak na oddziałach zamkniętych szpitali synergistyczno-
psychiatrycznych. Talent dostrzegania ukrytego dna wszelkich problemów nierzadko
prowadził do obsesji, paranoi, czy teŜ skłonności samobójczych.
Nick juŜ dawno doszedł do wniosku, Ŝe kluczem do przetrwania jest samokontrola.
Ćwiczył więc panowanie nad sobą równie często, jak inni jedli lub oddychali.
Przygotowywał się właśnie do koncentracji energii na płaszczyźnie metafizycznej.
Bez pomocy pryzmatu był w stanie dostrzec kształt matrycy zaledwie pobieŜnie, co jednak
wystarczyłoby mu całkowicie, aby wydedukować, jakiej mocy presję powinien wywrzeć na
Hobarcie.
Przygotowując się psychicznie na ulotny stan dezorientacji szukał instynktownie
pryzmatu, w którym mógłby zogniskować swoją moc.
Oczywiście nic przyniosło to Ŝadnego rezultatu. W złoconym pokoju nie przebywał
bowiem nikt o takich zdolnościach, a więź działała tylko z bliska.
Nick uśmiechnął się do swego doradcy synergistyczno--psychologicznego. Hobart nic
miał zielonego pojęcia, Ŝe stał się obiektem krótkiej matrycowej analizy synergistycznej, gdyŜ
jedynie talent o zdolnościach wykrywających mógłby wyczuć fale energii paranormalnej.
Chastain poczuł znajomy, nieprzyjemny zawrót głowy towarzyszący zwykle próbom
nawiązania łączności z pryzmatem. Wiedział jednak, Ŝe to wraŜenie minie, jeśli nie wytworzy
się więź. Nadal uśmiechał się sympatycznie do zmartwionego Hobarta.
Płaszczyznę psychiczną omiótł delikatny, jasny, dziwnie intensywny powiew energii.
Ale nie był to talent Chastaina, tylko odpowiedź pryzmatu.
Nick aŜ zamarł ze strachu.
Wykluczone!
Nieoczekiwane spotkanie metafizyczne zaszokowało go tak, Ŝe dostał dreszczy.
I nagle przeniknął go intymny, zmysłowy płomień. Z wraŜenia aŜ przestał oddychać.
Umysł jednak kazał mu natychmiast stworzyć więź z przypadkowo odkrytym pryzmatem.
Na płaszczyźnie psychicznej zaczął kształtować się wyraźnie lśniący kryształ. Nie, to
nie działo się naprawdę!
Zerknął w stronę drzwi, ale nikogo nie zauwaŜył. A juŜ tym bardziej nie dostrzegał w
pobliŜu Ŝadnej Ŝywej istoty, która potrafiłby ogniskować i to w dodatku tak silnie.
Kryształ okazał się bowiem perfekcyjnie przejrzysty. Chastain mógłby w nim skupiać
nieskończone pokłady energii, nie ryzykując, Ŝe go wypali.
Czuł się tak, jakby właśnie wychylił butelkę księŜycowej brandy. Był lekko
zamroczony. Oczarowany. Wrzała w nim krew.
Nigdy dotąd nie spotkał pryzmatu o pełnym widmie. A ten ogniskował jego talent,
który bez wątpienia wykraczał poza skalę.
Ogarniająca go euforia uruchomiła dzwonki alarmowe. Próbował walczyć zarówno z
tym wszechogarniającym doznaniem, jak i z bolesną erekcją.
Jedno wiedział na pewno. Kryształ wytworzyła kobieta. Wyczuwał to przez skórę.
Niedobrze. Zmusił się do zaczerpnięcia tchu. Nie panował nad sytuacją.
Działo się coś nadzwyczaj dziwnego. Więź między talentem i pryzmatem miała z
załoŜenia neutralny i aseksualny charakter. Ta jednak powodowała całkiem odmienne
doznania. Stary, bardzo osobisty demon wdarł się na samo dno jego umysłu.
Nie. Zacisnął dłonie w pięści. Nie wolno mu oszaleć. Zresztą ulegałby wówczas
innym wraŜeniom.
Znów wciągnął spazmatycznie powietrze. Tak naprawdę bał się niewielu rzeczy, ale
chaos choroby umysłowej zajmował z pewnością czołowe miejsce na tej krótkiej liście.
Zwykle chował ten strach w najdalszych zakątkach świadomości. Tego wieczoru jednak
macki lęku wysunęły się z głębin i wbiły mu swoje szpony w Ŝołądek.
- Panie Chastain?
Nick wiedział, Ŝe Hobart Batt patrzy na niego z przeraŜeniem, ale nie mógł się teraz
nim zajmować. Stał na metafizycznym skrzyŜowaniu, którego nie rozumiał. CzyŜby
przekroczył jakąś granicę? CzyŜby uległ parapsychicznym halucynacjom?
Targnął nim gniew i ból. Nie wolno mu było stracić kontroli nad umysłem. Wolał
śmierć niŜ szaleństwo, laką decyzję podjął juŜ dawno temu.
Do diabła! PrzecieŜ zyskał pewność, Ŝe potrafi się kontrolować. Niewykluczone
jednak, Ŝe wszystkie talenty matrycowe wmawiały sobie podobne niedorzeczności, zanim
pogrąŜyły się w chaosie.
A jeśli jego ojciec naprawdę popełnił samobójstwo w tej dŜungli przed trzydziestoma
pięcioma laty?
- Panie Chastain? - Hobart zamrugał kilkakrotnie.
Czy coś się stało?
Nick rozluźnił dłoń, co kosztowało go zresztą niemało wysiłku. Nie chciał jednak
uzewnętrzniać swych uczuć.
- Nie, nic - odparł przez zaciśnięte zęby.
Poprzysiągł sobie, Ŝe nie odkryje kart. Nawet jeśli popadnie w całkowity obłęd,
nikomu się do tego nie przyzna.
CzyŜ szaleństwo moŜe jednak przybrać tak piękną i czarującą postać?
Kryształ znikał szybko z płaszczyzny psychicznej, jakby ten, kto go stworzył, bardzo
się gdzieś spieszył.
- Nie - szepnął Nick. - Nie.
Znowu ogarnął go strach. Równie mocno jak obłędu, Chastain obawiał się utraty tego
niesamowitego kryształu.
Wbrew rozsądkowi uczynił ogromny wysiłek, by pochwycić psychicznie tę lśniącą
konstrukcję i uwięzić ją w granicach swego talentu. Eksperci twierdzili jednak, Ŝe to
niemoŜliwe. Tylko w powieściach wampiry psychiczne zniewalały bezbronne pryzmaty. W
tamtej chwili Chastain jednak mógł zrobić wszystko, byle tylko zatrzymać to zadziwiające
zjawisko.
Wysilił całą swoją wolę, a moc zalała płaszczyznę psychiczną wzburzoną falą i
otoczyła pryzmat.
Udało się!
Kryształ juŜ nie uciekał. Nick zakuł go w kajdany czystej energii i pojmał. Sam ledwo
w to wierzył. Przejęła go groza.
- Panie Chastain? - Hobart zamrugał kilkakrotnie powiekami i wstał. - Dobrze się pan
czuje?
Nick zignorował pytanie. Pochłaniał go cenny więzień. Pryzmat błysnął nagle
wściekle, jakby tworząca go osoba zdała sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Nie zniknął
jednak z płaszczyzny. Nie mógł zniknąć. Chastain trzymał go mocno w okowach
psychicznych.
Przelewając talent przez kryształową konstrukcję, Nick rozkoszował się przypływem
czystej mocy. Nigdy dotąd nie korzystał w pełni ze swych zdolności. A to nowe
doświadczenie dawało mu ogromną satysfakcję.
Pławiłby się tak z rozkoszą całą noc, nie kierując swego talentu na określony cel.
Wystarczyłaby mu do szczęścia sama więź. Strach przed chorobą uleciał w niebyt.
Ognisko przesunęło się nieco zupełnie bez ostrzeŜenia. Fasety pryzmatu skręciły się
dziwnie i znów wyprostowały. Fale energii, jakie Nick przepuszczał przez kryształ, zaczęły
się załamywać.
Odczuł gwałtowny ból psychiczny i zdał sobie sprawę, Ŝe kobieta, która stworzyła
kryształ, doznaje takich samych cierpień.
Co on właściwie wyprawiał, do jasnej synergii?
Racjonalna myśl przedarła się w końcu przez wir zarówno seksualnego, jak i
psychicznego wygłodzenia.
PrzecieŜ nie był wampirem.
Całą siłą woli pohamował przypływ talentu. Pryzmat zniknął z pola widzenia.
Otoczyły go realia płaszczyzny fizycznej.
- Proszę się nie martwić - odezwał się Hobart od drzwi. - Zaraz sprowadzę pomoc.
- Niech pan siada. - Nick przymknął oczy i próbował uspokoić oddech.
- Chyba dostał pan jakiegoś ataku. Naprawdę powinienem kogoś zawołać.
Nick spojrzał na męŜczyznę spod przymruŜonych powiek.
- Proszę siadać - wyskandował.
Hobartowi zadrŜały ręce. Podszedł wolno do biurka i opadł na krzesło.
- Nic mi nie dolega. - Chastain zdobył się na spokój i rozejrzał po gabinecie.
Wszystko wyglądało normalnie. Przestało mu się wydawać, Ŝe zwariował. Pomyślał,
iŜ być moŜe nieuleczalna choroba zaczyna się od krótkich chwil szaleństwa, które stopniowo
przeradzają się w stan permanentny.
Nie, do diabła, nie dostawał obłędu. Czuł się doskonale. Przeszkadzała mu tylko
erekcja. Ale umysł pracował znakomicie. Wszystko pamiętał. Bez najmniejszego wysiłku
skupiał energię i samokontrolę.
Szybko przeanalizował sytuację. Jego sonda psychiczna z pewnością natrafiła
przypadkiem na bardzo silny pryzmat płci Ŝeńskiej. Nieznajoma posiadała moc pozwalającą
na stworzenie więzi nawet z pewnej odległości.
Co więcej, była niesłychanie rzadkim typem pryzmatu, takim, który potrafi sam
dostroić się do fal energetycznych wysyłanych przez matrycę.
I z pewnością była gdzieś w pobliŜu. W kasynie. śaden bowiem pryzmat nic
dysponowałby taką siłą, Ŝeby połączyć się z nim z ulicy.
Przeczesał palcami włosy i nakazał sobie analizę matrycy. Wiedział, Ŝe wbrew temu,
co się powszechnie sądzi, istnieją jednak talenty wykraczające poza skalę. Sam do takich
naleŜał. Zdawał sobie sprawę równieŜ i z tego, Ŝe pewne pryzmaty nie mieszczą się nawet w
granicach pełnego spektrum uwaŜanego za szczyt ich moŜliwości. Kilka miesięcy temu
przyjaciel Nicka, Lucas Trent, niesłychanie mocny talent iluzyjny znalazł tego rodzaju okaz w
osobie Amarylis Lark.
A tego wieczoru Nick odkrył kolejną taką kobietę. Tyle Ŝe jeszcze nie wiedział, kim
jest.
Przypomniał sobie, Ŝe wprowadził w kasynie znakomity system zabezpieczający.
Jedna z kamer wychwyciła z pewnością tajemniczy pryzmat juŜ przy samym wejściu.
Świadomość, Ŝe twarz tej kobiety zarejestrowano na taśmie, przyniosła Chastainowi
natychmiastową ulgę.
Miał gwarancję, Ŝe w ten czy inny sposób pozna jej toŜsamość.
Panował nad sytuacją. Tymczasem musiał się zająć swoim małŜeństwem. Zebrawszy
całą silną wolę, zerknął na Hobarta.
- Wymaga pan ode mnie wyjawienia pewnych szczegółów, jakie wolałbym zachować
w tajemnicy.
Hobart zdenerwował się jeszcze bardziej.
- A konkretnie?
- Pytał mnie pan, dlaczego nie chcę pójść po prostu do jednego z biur Koneksji
Synergistycznych i dokonać tam oficjalnej rejestracji. OtóŜ istnieją pewne powody, dla
których ten tryb postępowania zupełnie mi nie odpowiada.
-
Rozdział drugi
Gardenia Spring oparła się cięŜko o drzwi oznaczone kółkiem i weszła do toalety. Wy-
starczył jej zaledwie jeden rzut oka, aby się przekonać, Ŝe to pomieszczenie - przypominające
buduar kosztownej kochanki -jest równie niegustowne jak reszta kasyna.
Za pozłacanymi drzwiami kabin lśniły biało-róŜowe sedesy. Złocone umywalki i
krany w kształcie egzotycznych ptaków osadzono na marmurowych podstawach w kolorze
pasującym do muszli klozetowych. W części wypoczynkowej, gdzie podłogę wyłoŜono
grubym dywanem w odcieniu fuksji, dominowała sofa z róŜowym aksamitnym obiciem.
KaŜdy szanujący się dekorator wnętrz na ten widok dostałby boleści, ale Gardenia
czuła się tak fatalnie, Ŝe nie mogła tracić energii na szydzenie z wystroju łazienki.
Na szczęście miała całe pomieszczenie dla siebie, więc doznała głębokiej ulgi.
Po tym, jak stała się ofiarą tego brutalnego, paranormalnego ataku, nadal odczuwała
pulsowanie w skroniach. Serce biło jej zbyt szybko, a bluzka przylegała do spoconych
pleców. Ale przynajmniej nie musiała juŜ ogniskować dla tego łajdaka.
Gardenia nadal nic wiedziała, czy talent wypuścił ją z własnej woli, czy teŜ ona sama
zdołała się wyrwać. Podczas krótkiej więzi panował straszny chaos, toteŜ dziewczyna nie
potrafiła odtworzyć przebiegu wydarzeń.
Oparłszy się o złoconą, rzeźbioną umywalnię spojrzała w lustro. Pomijając wyraz
przeraŜenia w oczach wyglądała całkiem norm...