Elizabeth Power Wieczory w Monte Carlo Tytuł oryginału: A Delicious Deception 1 ROZDZIAŁ PIERWSZY Energiczne kroki odbiły się echem po rozgrzanych od ...
7 downloads
21 Views
597KB Size
Elizabeth Power
Wieczory w Monte Carlo Tytuł oryginału: A Delicious Deception
ROZDZIAŁ PIERWSZY Energiczne kroki odbiły się echem po rozgrzanych od słońca płytkach tarasu. Kroki mężczyzny, którego obecność zwiastowała niebezpieczeństwo. Nawet nie oglądając się, Rayne domyśliła się, kto to był. Wyczuwała w nim chęć wytrącenia jej z równowagi. Nie, to była raczej determinacja. Wiedziała, że czegokolwiek ten mężczyzna chciał, zawsze to dostawał. – To ty jesteś tym bezdomnym dzieckiem, zabranym przez mojego ojca
R
z ulicy, które z wdzięczności wozi go po okolicy? – Patrzyła właśnie na panoramę ponad blokami apartamentowców w kolorze koralu. Niektóre z nich miały na dachach ogrody, inne baseny z wodą odbijającą promienie
L T
zachodzącego słońca. Teraz jednak straciła zainteresowanie lśniącym morzem,
pałacem
na
skale,
oświetlonymi
słońcem
klifami,
tak
charakterystycznymi dla tego nadbrzeża i całego miejsca rozrywek, jakim było Monte Carlo. Lśniące włosy ciężko opadły jej na ramię, kiedy odwróciła się, sztywniejąc na dźwięk szyderczych tonów pobrzmiewających w głębokim głosie Anglika.
Ubranie miał idealnie skrojone i z pewnością kosztowne. Od nieskazitelnie białej koszuli i ciemnego garnituru od projektanta po czubki błyszczących czarnych butów. Chłodna, elegancka powierzchowność skrywała zdradziecko bezwzględną naturę i cięty niczym sztylet język. Przez chwilę nie mogła wykrztusić słowa, oszołomiona imponującą prezencją, jaką nadały mu te wszystkie minione lata. Fotografie publikowane ostatnio w prasie oddawały jego klasyczne rysy i wspaniałe gęste czarne włosy, uparcie opadające na czoło. Ale nie tę zapierającą dech aurę, otaczającą jego wysoką, muskularną postać. 1
– Dla pańskiej informacji, mam dwadzieścia pięć lat. – Dlaczego musiała to powiedzieć? Z powodu jego protekcjonalnego tonu? A może chciała mu pokazać, że była kobietą, a nie piskliwą osiemnastolatką, z jaką miał do czynienia, kiedy się spotkali ostatnim razem? Uniósł z dezaprobatą brew. Zapewne uznał, że spełniała niezbędne warunki, aby iść do łóżka z jego ojcem. Co, jak sądził, miała w planach, nawet jeśli jeszcze jej się to nie udało. Z czystego wyrachowania. Ale w stalowobłękitnych oczach nie dostrzegła przynajmniej błysku, że ją rozpoznał.
R
– Nie zabrał mnie z ulicy – poprawiła go, rozluźniając się odrobinę. – Oboje byliśmy ofiarami złośliwej intrygi, w wyniku której straciłam swoje rzeczy. Przyjechałam do Francji, a potem do Monako na krótkie wakacje i
L T
nagle zostałam bez kart kredytowych, pieniędzy i miejsca do spania. – Dlaczego musiała się przed nim tłumaczyć? Dlatego, że nie znalazła się w tamtej kawiarni przypadkowo? Bo jako doświadczona reporterka wcześniej dokładnie rozpracowała swój obiekt i świetnie wiedziała, gdzie mogła spotkać Mitcha Clayborne'a? – Pański ojciec wspaniałomyślnie zaoferował mi dach nad głową, dopóki nie uporam się ze swoimi problemami. Jego zmysłowe usta wykrzywił uśmiech. – Co za niedbalstwo, że nie zrobiłaś wcześniej rezerwacji w hotelu. – Dlaczego każde jego słowo brzmiało jak oskarżenie? A może tak jej się wydawało, bo czuła się winna? – Moja mama chorowała przez ostatni rok. Teraz jej stan się ustabilizował i mogła wybrać się z przyjaciółką na trzytygodniowy urlop. Korzystając z okazji, też postanowiłam wyjechać. – Z perspektywy bezpiecznego wynajętego wiktoriańskiego domku, który nadal dzieliła z matką w Londynie, ten pomysł wydawał się świetny. Ale Cynthia Hardwicke 2
uniosłaby ręce ze zgrozy, gdyby znała prawdziwą przyczynę wyjazdu córki. – Do tamtego ranka miałam gdzie mieszkać. – Wzruszyła ramionami. Postanowiła oszczędzić mu opowieści o tym, jak jej przyjaciółce Joannę, mieszkającej teraz z mężem w południowej Francji, z którą chciała spędzić trochę czasu, zwaliła się nieoczekiwanie na głowę siostra z trzema siostrzenicami. Musiała grzecznie wynieść się od niej, zanim by ją o to poproszono. – To początek sezonu i nie spodziewałam się problemu ze znalezieniem lokum. – Nie przypuszczała, że zostanie wcześniej obrabowana. – Tego dnia wynajęłam samochód. Zatrzymałam się tylko na kawę i... cóż... resztę pan zna.
R
Mitch rzeczywiście opowiedział mu tę historię. Ale wyraźnie był stronniczy. King widział dlaczego. Choć przed chwilą zwrócił się do niej jak
L T
do dziecka, miała dobre ponad metr siedemdziesiąt wzrostu i świetną figurę. Olśniewała tycjanowskimi włosami. A może raczej kasztanowymi? Kremową skórą i do kompletu wielkimi, szeroko, tak jak lubił, rozstawionymi oczami. Szczególnie zaś wydatnymi ustami, na widok których mężczyzna mógł stracić głowę. Była bardzo pewna siebie. Komuś tak doświadczonemu w ocenie ludzi jak on, wydała się zbyt asertywna jak na kobietę, która nie działałaby według jakiegoś planu. Zastanawiał się, co to za plan, przypominając sobie, jak Mitch opisał ich spotkanie. Wychodził właśnie z restauracji, gdzie zwykle jadał lunch. Był sam, bo pokłócił się z szoferem, którego King zatrudnił dla niego ostatnio. W efekcie zwolnił kierowcę, odsyłając go, żeby się pakował. Uparcie przywiązany do swoich rytuałów jak zwykle odmówił zmiany planów. Nie chciał też czekać, aż inny członek personelu
odwiezie
go
do
miasta.
Wsiadł do
starego
bentleya,
przystosowanego do jego potrzeb, i sam pojechał. Zapewne dałby radę. Ale niewskazane było, żeby sześćdziesięciosiedmiolatek z jego pozycją 3
wyjeżdżał bez właściwej ochrony. Nawet gdyby nie miał ruchowych ograniczeń. Po lunchu wsiadł jak zawsze z wielkim trudem do samochodu. Właśnie składał swój wózek inwalidzki, kiedy ktoś ukradł mu sprzed nosa w biały dzień koło. To pokazało, jak bardzo był bezbronny. Jak łatwo jego uparcie wywalczona niezależność mogła mu być odebrana. Gdyby ten rzekomo opiekuńczy anioł, którego King widział przed sobą, nie skoczył na równe nogi i nie ruszył za złodziejami w pościg. King uruchomił cały swój czar. – Wygląda na to, że powinienem pani podziękować za opiekę nad moim ojcem, panno.
R
– Carpenter. Rayne Carpenter. – To nie było jej prawdziwe nazwisko. Cóż, niezupełnie. Podała mu panieńskie nazwisko matki i imię, pod którym
L T
pisywała dla małej prowincjonalnej gazety. Gdyby przedstawiła się jako Lorrayne Hardwicke, wyrzuciłby ją stąd natychmiast. Zamierzała wprawdzie powiedzieć jego ojcu, kim jest, już na samym początku. Tylko że złodzieje pokrzyżowali jej plany.
– Jesteś najlepszą reporterką, jaką mam. Ale musisz wystarać się o jakąś dobrą historię – powiedział jej wydawca pół roku wcześniej. Zanim musiał ją zwolnić, gdy poważna choroba jej matki i nieunikniona operacja wymagały od niej zbyt długiego urlopu. Cóż, teraz postarała się o naprawdę dobrą historię. Tylko że była bardzo osobista... Podszedł bliżej. Na tyle, że poczuła zapach jego wody kolońskiej. Tak świeżej jak zapach sosen bujnie porastających okoliczne wzgórza. – Jestem Kingsley Clayborne, ale wszyscy mówią do mnie King. – Wyciągnął do niej rękę. Wiem, kim jesteś! Jej pewność siebie osłabła. Nie chciała go dotykać, ale obawa, że ją rozpozna, jeśli okaże niepokój czy niechęć, wymusiła na jej 4
ustach wesoły uśmiech. Ujęła wyciągniętą dłoń. – Założę się, że tak! Czując drżenie szczupłej dłoni, przesunął palcami wzdłuż delikatnych żyłek nadgarstka. Jej puls przyspieszył. Było też coś dziwnego w jej oczach. Intensywnie orzechowe tęczówki z zielonymi plamkami pociemniały czujnie, kiedy spotkały się z jego oczami. Były jednocześnie wyzywające i przestraszone, podobnie jak wymuszony uśmiech na pięknych, pociągniętych brązową szminką ustach. Wiedział, że ojciec mógł sam się o siebie zatroszczyć. Był w końcu, na litość boską, światowcem! Ale miał też słabość
R
do ładnych kobiet, co wydawało go na łup sprytnych naciągaczek. A Rayne Carpenter musiała być diabelnie sprytną damulką.
Sam też nie pozostał obojętny na elegancką linię jej długiej, delikatnej
L T
szyi i nerwową reakcję na każde jego spojrzenie. Nie mógł także nie zauważyć jej sprężystych i bujnych piersi. Rowek między nimi był drażniąco wręcz widoczny tuż nad dekoltem szykownej, choć prostej czarnej sukienki. Do diabła! Zaskoczyła go reakcja własnego ciała na jej kobiecość, z którą zdawała się obnosić bez najmniejszego wysiłku. Szczególnie, że jego wyostrzone zmysły mówiły mu, że pannę Rayne Carpenter należy zdecydowanie mieć na oku. Ale było w niej coś takiego... Jakieś wspomnienie przemknęło przez jego podświadomość, niczym urywek snu, zbyt ulotne, żeby je uchwycić. Dość jednak silne, żeby pogłębić zmarszczkę między gęstymi brwiami. – Czy nie spotkaliśmy się już wcześniej? Kropelki potu zaczęły perlić się nad jej górną wargą i wzdłuż głębokiego trójkątnego dekoltu. Wydała z siebie krótki nerwowy chichot. – Nie wydaje mi się. Nie była pewna, czy mężczyzna puści jej dłoń, czy też sama ma ją 5
wyrwać z jego ręki, ale oswobodziwszy się, musiała gwałtownie zaczerpnąć tchu. Coś w głębi niej drgnęło. Uraza? Pogarda? Co innego mogło spowodować tę obezwładniającą reakcję na jego pytanie i to niechciane, denerwujące dotknięcie. Przecież uczucia, jakie mogła mieć dla niego, zabiła w sobie już dawno temu. Ale zwykły uścisk dłoni sprawił, że czuła się niemal otaksowana, rozebrana i uwiedziona. Bo za tą wnikliwą, pozbawiającą ją tchu analizą, był też czysty podziw mężczyzny dla kobiety. Choć nadal nie dawał znaku, że ją poznaje. Mówiono jej już wcześniej, że od czasów nastoletnich bardzo się zmieniła. Siedem lat temu jej figurze brakowało prawdziwych
R
krągłości i nosiła krótkie, nastroszone włosy w innym kolorze. No i znana była jako Lorri.
– Tamci złodzieje uważali cię najwyraźniej za łatwy cel, nie sądzisz?
L T
We trzech zamierzyli się na ciebie tak precyzyjnie? – Słucham..?
– Musieli dostrzec twoje żywe zainteresowanie moim ojcem. Byli pewni, że chwycisz przynętę, kiedy zabrali tamto koło. Że ruszysz za nimi, żeby mu pomóc.
– Czy mógł dosłyszeć mocne bicie jej serca? – Nie lubię, kiedy się kogoś wykorzystuje. Co dokładnie pan insynuuje, panie...? – King. Był bogaty i potężny. A także bezwzględny, uznała z goryczą. Był taki już wtedy, przed laty. Kiedy wtargnęła, stając się świadkiem tamtej strasznej sceny między nim i jej ojcem, dostrzegła to, czego wcześniej w nim nie widziała. Stalowy charakter połączony z całkowitym jak na młodego człowieka brakiem skrupułów. Wypadek ojca zmusił go w wieku zaledwie dwudziestu trzech lat do szybkiej nauki wszystkiego, o co chodziło w branży. 6
Po to, by móc przejąć stery spółki i rozwinąć ją w światową korporację. – Chcąc nie chcąc, zainteresowałam się nim, a raczej tym, co robił, oczywiście! Determinacją, z jaką pokonywał swoje, oczywiste ograniczenia, żeby móc jeździć samodzielnie. Nie miałam świadomości, że podziwianie czyichś możliwości jest zbrodnią. – Nie jest. – Uśmiech zdawał się rozjaśniać jego twarz, jak wieczorne słońce rozświetlało dachy domów w Monte Carlo. Oszołomiła ją ta transformacja od posępnej podejrzliwości do czystego oślepiającego czaru. Nerwowo przełknęła ślinę. Czyżby się wycofywał?
R
– Jak ci prawdopodobnie wiadomo, szofer mojego ojca odszedł... dość nieoczekiwanie. Dlatego nie było z nim wtedy kierowcy. Ale dzięki tobie, ten wakat w cudowny sposób został wypełniony. – Skinęła głową, ignorując
L T
sarkazm zaprawiający jego słowa. Przy tym geście w jej wspaniałych długich włosach rozbłysło ogniem światło zachodzącego słońca. – Jak rozumiem nie straciłaś wszystkiego z rąk tych złodziei? – Wskazał na jej ubranie. Sposób, w jaki jego niebieskie oczy ześlizgnęły się po jej drżącej postaci, nadał temu niewinnemu z pozoru pytaniu dręczącą zmysłowość. – Moje ubrania były w samochodzie. – Nie zabrali ci kluczyków?
– Nie, były w kieszeni dżinsów. – Razem z komórką, na szczęście, choć nie powiedziała tego Kingowi. Wyjęła ją z torebki, żeby napisać mamie wiadomość. Na chwilę przedtem, nim Mitchell Clayborne wyszedł z hotelowej restauracji tuż obok tamtej kawiarni. Na szczęście. Dzięki komórce mogła zablokować swoje konto i karty kredytowe i zgłosić przestępstwo policji w zaciszu swojego samochodu, zostawiając im numer na wypadek rozwoju śledztwa. Nie było obaw, że ktoś zadzwoniłby na numer jej gospodarza, prosząc Lorrayne Hardwicke. – Zawsze w podobny sposób 7
przesłuchujesz wszystkich gości w domu swojego ojca? Przygryzł wargę, podchodząc do stolika z granitowym blatem. Nalał sobie kawy ze srebrnego dzbanka, który służący przyniósł kilka chwil wcześniej. Gestem dłoni spytał, czy powinien nalać kawy także dla niej. Potrząsnęła głową. Zauważyła, że nie użył cukru ani śmietanki. – Ale ty nie jesteś po prostu gościem, prawda? Nalegałaś, żeby pracować podczas swojego pobytu tutaj, dopóki nie wyjaśnią się twoje sprawy. To czyni z ciebie kogoś w rodzaju pracownika, aczkolwiek dość nietypowego, a mój ojciec nie zatrudnia obecnie nikogo bez konsultacji ze
R
mną. – To dobitnie pokazało, kto obecnie rządzi imperium Clayborne'ów, pomyślała, z urazą wobec władzy, jaką uosabiał, i złowieszczego magnetyzmu. Nadawały jego rysom siłę i styl przekraczający zwykłą męską urodę.
L T
– Musisz mi wybaczyć, jeśli myślisz, że jestem przesadnie ostrożny. – Przez parę unoszącą się z filiżanki obserwowała go, jak pije. Po chwili odstawił delikatną porcelanę na stolik. Jego ruchy były bardzo spokojne i oszczędne. – Ale, jak z pewnością wiesz, mój ojciec jest bardzo majętnym człowiekiem.
Podobnie jak ty, powiedziała do siebie. Pamiętała swoje zdziwienie, kiedy jakiś artykuł przedstawił go na zeszłorocznej liście najbogatszych Brytyjczyków, wyżej nawet niż Mitchella Clayborne'a. To, że obaj znaleźli się na takiej godnej pozazdroszczenia pozycji, stało się kosztem jej ojca. Ale musiała niechętnie przyznać, słysząc o wielu przedsiębiorstwach, w które King był zaangażowany poza ich technologicznym imperium, że mężczyzna z jego energią i determinacją odniósłby sukces we wszystkim, czego by się dotknął. – Co masz na myśli? – spytała. 8
Wykonał ręką niedbały gest. – Piękna młoda kobieta. Najwyraźniej bogaty, choć bezbronny starszy pan, którego ego potrzebuje nieco stymulacji. Nieprawdopodobna groteskowa grabież w środku zatłoczonej kawiarni. Musisz przyznać, że trudno o bardziej finezyjny plan, żeby zagrać na współczuciu starszego pana i dostać się do jego domu. Jeśli zaaranżowałaś to sama. Rumieniec, już wypływający na jej policzki, nabrał intensywności. Ponieważ rzeczywiście czekała przy tamtym stoliku właśnie na pojawienie się jego ojca. Choć z innych powodów, niż to sugerował jego syn i pies obronny zarazem. – To niedorzeczne! – Czyżby? Takie historie się zdarzają.
L T
R
– Z wyjątkiem jednego, King. – Oboje zerknęli w stronę, skąd dobiegł drżący, ponury głos. Towarzyszył mu charakterystyczny odgłos zbliżającego się wózka na kółkach. – Nie chciała tu przyjść. – To była prawda. Z początku nie chciała. Złodzieje pozostawili ją bez niczego za wyjątkiem samochodu z kompletnie pustym bakiem, bez pieniędzy, kart kredytowych i szansy na nocleg. Czuła się już wystarczająco niezręcznie, kiedy Mitchell Clayborne jej dziękował. W końcu, czekała tam wyłącznie z jednego powodu. Żeby mu się przedstawić i jeśli to okaże się konieczne, postraszyć go publikacją artykułu w gazetach. Gdyby się nie przyznał do zła, jakie razem z Kingiem wyrządzili jej ojcu. Chciała poruszyć jego sumienie, jeśli je posiadał. To nie udało się wcześniej Grantowi Hardwicke'owi. A przecież Mitch Clayborne i jego syn pozbawili jej rodzinę czegoś cenniejszego niż zwykłe koło. Wydawał się jednak tak roztrzęsiony, że nie był to odpowiedni czas ani miejsce. Wiedziała, że nigdy nie zmyliłaby ochroniarzy w jego willi, dlatego po chwili wahania zdecydowała się chwycić tę pojawiającą się szansę obiema 9
rękami. Musiała tylko poczekać na właściwy moment. Dopóki nie odzyska kart kredytowych i nie nacieszy się odrobiną luksusu przez noc albo dwie. Kiedy jej gospodarz poczuje się lepiej, przyzna się i wyjawi, kim jest. – Słyszałeś, King? – Mitchell Glayborne wjechał swoim wózkiem na taras. Jego siwe włosy, zaczesane do tyłu, były nadal tak gęste jak włosy jego syna. Ale twarz miał surową i pobrużdżoną, a podkrążone wodnistoniebieskie oczy nie miały dręczącej intensywności oczu młodszego mężczyzny. – Powiedziałem, że nie chciała tu przyjść. Pomimo kładących się już wieczornych cieni, Rayne ujrzała na ustach Kinga coś w rodzaju uśmiechu.
R
– Jesteś uosobieniem dyskrecji – zauważył cicho, z prawie niezauważalnym szyderstwem. Spojrzenie, jakie jej rzucił, mówiło coś
L T
całkiem innego. Czyżby odgadł, kim była, i tylko prowadził z nią jakąś grę? – Zostaw ją w spokoju, King. – Mitchell dopchał swój wózek do stołu. King sięgnął właśnie po karafkę z rżniętego kryształu i nalał sobie trochę złocistej zawartości do szklaneczki. – Czy nie mogę nacieszyć się odrobiną kobiecego towarzystwa, żebyś od razu nie zaczął jej sprawdzać, jak gdyby była młodą klaczą z niepewnym rodowodem? – Odebrał szklaneczkę synowi. Mężczyźnie ponad trzydzieści pięć lat młodszemu, którego wpływy i władza w światowej korporacji były w tych dniach wyżej oceniane niż jego własne. King wzruszył ramionami. Ostatni promień słońca przenikający przez gałęzie drzew rozszczepił światło w kryształowej karafce w jego ręku. – Oczywiście. – Włożył korek do karafki i odstawił ją na stół z głuchym łoskotem. – Ale zostawiam to na twojej głowie, Mitch. Nie zamierzam się tym zajmować. Plecy Rayne zesztywniały, kiedy patrzyła, jak odchodzi. Nie mniej dumny niż mężczyzna na wózku, wytwarzał aurę tak bezkompromisowej 10
niezależności, że mniej okazali śmiertelnicy, łącznie z jego ojcem, mogli tylko o takiej marzyć. – Nie lubi mnie – zauważyła sucho. – Będziesz musiała wybaczyć mojemu synowi. Podejrzewa każdą kobietę, której zdarzy się poświęcić mi swój czas. Zwłaszcza, jeśli jest młoda i ładna. Zwykle udaje mu się je odstraszyć, zanim kurz osiądzie pod ich stopami. – To bardzo samolubnie z jego strony. – Nie ma powodu się martwić. One wszystkie i tak wolą Kinga –
R
roześmiał się chrapliwie. – Cóż, kto chciałby taką skamielinę jak ja? – Zaczął kasłać, niemal rozlewając zawartość szklaneczki. Rayne podeszła, żeby mu ją zabrać, ale niecierpliwym gestem odsunął ją na bok. Słońce schowało się już
L T
za górami i na tarasie rozbłysły światła. Zalśniły w krysztale, który Mitch uniósł do ust. Wychylił trunek jednym haustem. – Nazywa to obroną moich interesów. – Wyciągnął pustą szklankę w jej stronę. – Nalej mi jeszcze jednego, dobrze?
Spojrzała na niego niepewnie. Już teraz jego twarz była wystarczająco czerwona. Od starszej, miłej gospodyni Szwajcarki słyszała, że miał wysokie ciśnienie i kłopoty z sercem. Właśnie dlatego wahała się przed wyznaniem mu prawdy.
– Myśli pan, że powinien? – Na litość boską, dziewczyno! Masz czelność kwestionować moje poczynania, będąc gościem w moim domu? – Nie to miałam na myśli. – Nie miała też zamiaru zamartwiać się o kogoś, kto tak strasznie obszedł się z jej ojcem. To byłoby zdrada, w pewnym sensie. Ale były kolega i partner w interesach jej ojca wydawał się zmęczony życiem i zdumiewająco zgorzkniały. Sądziła, że to z powodu kalectwa. 11
Przyzwyczajona do wybuchów swego gospodarza wzięła jego szklankę i nalała mu drinka. – Zachowujesz się jak King. Ale on jest usprawiedliwiony z racji pokrewieństwa. Nie będę tolerował tego u obcych, rozumiesz? – Doskonale. – Zdumiona, dostrzegła w jego oczach ciepło. Bratając się z nim, poczuła się bardzo niezręcznie. – Jeśli nie potrzebuje pan niczego więcej, pójdę wcześniej spać. Uśmiechnął się, odsyłając ją gestem. Jego zły nastrój prysł. – Dobry pomysł. Och, Rayne... – Zatrzymała się przed drzwiami
R
oddzielającymi luksusowe wnętrze salonu od tarasu. – Jeśli chodzi o Kinga... Zrobiłaś coś, czym mogłaś go do siebie zrazić, zanim się pojawiłem? Serce jej podskoczyło. – Nie. Dlaczego?
L T
– Nie widziałem u niego wcześniej tak... emocjonalnej reakcji. Wzruszyła ramionami.
– Może miał ciężki dzień?
– Nonsens. On rozkwita przy ciężkiej pracy i stresie, podczas gdy inni padają ze zmęczenia.
– Wydaje się, że rozpiera go energia. – Bo tak jest.
– Ale nawet dynamo może pęknąć. – Jeśli tak myślisz, nie znasz Kinga. Czyżby? Pomyślała gorzko. – Najwyraźniej nie. – Ale poznasz. Przez jakiś czas będzie się tu kręcił. – Jak miło. – Z trudem powiedziała to lekko, jak gdyby było jej wszystko jedno. Jej wnętrze jednak krzyczało. Z poczucia winy, z urazy i 12
przez całą stertę obaw z powodu tego, w co się właściwie wpakowała. – Rayne... – Prawie już wchodziła do środka, pragnąc jak najszybciej uciec do swojego pokoju. Niechętnie zerknęła przez ramię. – Bądź dla niego miła. Dla dobra nas obojga. Twarz bolała ją od wymuszonego uśmiechu. – Oczywiście. – Uświadomiła sobie nagle, że znalazła się w niebezpieczeństwie. King może i wyglądał jak uosobienie marzeń każdej kobiety. A komplement z jego ust lub najzwyklejszy uścisk dłoni sprawiały, że jej puls szalał. Cóż... to tylko efekt pracy hormonów. W końcu była istotą
R
ludzką. Ale przybyła do Monako naprawić zło wyrządzone jej ojcu. Nie miała zamiaru pozwolić ani mężczyźnie takiemu jak King, ani swoim nieokiełznanym hormonom, stanąć sobie na drodze.
L T 13
ROZDZIAŁ DRUGI Kształty, dźwięki i barwy Monte Carlo pozbawiły ją tchu. Jak za każdym razem, kiedy patrzyła w dół z balkonu swojego pokoju przez ostatnie kilka dni. Ale tego ranka, kiedy słońce stało jeszcze wystarczająco nisko, żeby ozłocić morską toń i otulić odległe góry mgłą, budzący się do życia kurort zdawał się, podobnie jak ona, wstrzymywać oddech. Zanim odda swoje wibrujące serce kolejnemu dniu pełnemu bogactwa, przepychu i luksusu.
R
Skrzywiła się na to porównanie, bo nie przyjechała tu dla własnej przyjemności. Skoro jednak tu była, mogła przynajmniej podziwiać scenerię. Jedynym cieniem nad jej horyzontem był teraz King.
L T
Zanim wyruszyła w tę podróż, była na tyle ostrożna, żeby przeprowadzić małe rozeznanie co do tego, gdzie mógłby się znajdować. W tym momencie powinien uczestniczyć w jakiejś akcji charytatywnej w Nowym Jorku. W końcu nie mieszkał tutaj. Miał luksusowe mieszkanie w Londynie i słyszała, że on i jego ojciec nie zawsze pozostają w bliskim kontakcie. Co robił teraz tutaj, nie miała pojęcia. Konfrontacja z samym Mitchem była już wystarczająco trudna. A z tym liczącym ponad metr dziewięćdziesiąt potężnym uosobieniem męskości na dodatek, perspektywa była po prostu przerażająca. King był twardy, bezwzględny i bystry. Przy tym tak podejrzliwy, że czuła, jak gdyby każdy jej sekret musiał być przez niego odkryty. Wszystkie komórki jej ciała reagowały na niego z siłą, która ją szokowała i zawstydzała. Takie gwałtowne reakcje były przecież typowe dla nastolatek. Siedem lat wcześniej obudził w niej wielkie uczucie, chociaż poświęcał jej zaledwie
14
przelotne spojrzenia. Nastolatce o pszenicznoblond nastroszonych włosach, z purpurowymi cieniami i szminką. Eksperymentującej i żałosnej Lorri Hardwicke i jej sekretowi dotyczącemu najmłodszego w firmie i najbardziej dynamicznego rekruta, świeżo po uniwersytecie, już przeznaczonego na dyrektora. Pragnęła go od pierwszej chwili, kiedy niemal zderzyła się z nim w drzwiach tamtego dnia, przychodząc do biura umówiona z ojcem na lunch. Od tego momentu miewała wszystkie rodzaje dzikich fantazji na jego temat. Młoda, prostolinijna i szukająca pracy, wykorzystała nadarzającą się szansę
R
dorywczej pomocy w biurze, kiedy zachorowała jedna z maszynistek. Żeby być blisko niego. Ale prawie się do niej nie odzywał i podobnie jak Mitch spędzał mnóstwo czasu poza biurem. A kiedy już tam był, obserwowała go z
L T
bolesnej oddali spoza matowej szyby ścianki działowej. Wyobrażała sobie, że ją nagle zauważy, zaprosi na randkę i wprowadzi w arkana wyrafinowanej sztuki miłości. Bo z mężczyzną takim jak on uprawianie miłości musiało być czystą sztuką. Tej nadziei nie traciła nawet już po odejściu z biura. Aż do tamtego wieczoru, kiedy pojawił się w ich domu i rozwiał wszystkie jej złudzenia. Znienawidziła go wtedy jeszcze mocniej, niż wcześniej kochała. Z goryczą sięgnęła myślami do tamtej nocy przed siedmioma laty. To było kilka tygodni po tym, jak jej ojciec pokłócił się z Mitchem Clayborne’em i w efekcie rozwiązał z nim spółkę. Co, jak się okazało, miało druzgocące konsekwencje. Wróciła z siłowni w deszczu na rowerze, kiedy usłyszała podniesione głosy. – To ty jesteś złodziejem, nie mój ojciec! Trzymaj się od niego z daleka. Czy wyrażam się jasno? Zostaw go w spokoju albo będziesz miał ze mną do czynienia! – Wspomnienie jego okrutnej, zimnej groźby nadal wprawiało ją w 15
drżenie. – Możesz mi wierzyć, nie będziesz nawet wiedział, co cię ugodziło, jeśli kiedyś jeszcze ośmielisz się pokazać w naszym domu albo w biurze. Górując wzrostem nad Grantem Hardwickiem, King stał w holu nowocześnie urządzonego domu, który tak bardzo ceniła jej matka. Ojciec wydawał się zmiażdżony. Widziała, jak chwycił się framugi, nie czując się na siłach znieść wrogiego ataku młodego człowieka. Przemoczona do nitki, skoczyła na Kinga jak zmokły wróbel. – Nie waż się dręczyć mojego ojca! – szlochała, rzucając się na niego z pięściami, bezbronnymi wobec opoki jego mocarnego ciała. – Bo najpierw cię zabiję. Zabiję. Zabiję cię!
R
– Uspokój się, Lorri... – zwrócił się do niej po imieniu. Nie mogła sobie przypomnieć, żeby zrobił to kiedykolwiek wcześniej. Ale tylko po to, żeby
L T
chwycić jej rozbiegane pięści i odepchnąć ją na bok, jak uprzykrzoną zabawkę. – Nie marnuj swojej histerii i dziecinnych gróźb na mnie – rzekł, brutalnie raniąc jej nastoletnią dumę. – Zachowaj je dla tego, kto na nie zasłużył. Jak twój ojciec. – Wypadł na dwór, trzaskając drzwiami, a jego zadające ból zagadkowe słowa rozbrzmiewały jej w uszach. – To dotyczyło tamtego oprogramowania, kochanie – wydyszał urywanie Grant Hardwicke, kiedy podbiegła do niego. Wyglądał na wyczerpanego. Pomogła mu dojść do fotela. – Mitchell twierdzi, że jest ono własnością firmy, a King popiera jego stanowisko. Obawiam się, że zrobią wszystko, aby zatrzymać prawa do niego. Wszystko straciłem, Lorri. Wszystko. – Nigdy nie zapomni rozpaczy w jego głosie. – Ale oprogramowanie należy do ciebie, tatusiu. To ty je stworzyłeś. – Było przeznaczone specjalnie dla lekarzy. Miało przynieść korzyść wielu ludziom. Bo jej ojciec właśnie taki był: wspaniałomyślny i hojny. MiracleMed powstał dla dobra ogółu. To było jego dziecko. Twór jego 16
umysłu, który począł, pracując niewolniczo w wolnym czasie, zanim jeszcze połączył siły z Mitchellem Clayborne’em. Ale ten ostatni skradł mu prawa do niego, zgarniając je pod szyld własnej spółki. Za wiedzą i aprobatą swego równie pozbawionego skrupułów ambitnego syna i dziedzica. Matka była wtedy na lekcji tańca i Rayne cieszyła się z jej nieobecności, bo po raz pierwszy i jedyny w swoim życiu widziała, jak ojciec płacze. Jej silny, pełen oddania ojciec, zawsze będący dla niej opoką i oparciem dla całej rodziny. Upokorzony do łez utratą wszystkiego, nad czym pracował. Ale nie miał dowodu swoich praw do oprogramowania. Clayborne’owie wzbogacili
R
się na nim w sposób niewiarygodny, podczas gdy sytuacja Granta Hardwicke'a coraz bardziej się pogarszała. Nie był już najmłodszy i nie mógł znaleźć innej posady. Zaczął pić, co zniszczyło mu zdrowie, a wreszcie
L T
ogłosił bankructwo. To z kolei znaczyło, że matka utraciła swój piękny dom. Wszystkie nieszczęścia jej ojca zaczęły się tamtej nocy, mając toksyczny wpływ na życie rodziny, niszcząc wszystko, co było w niej dobre i co Rayne kochała.
Zeszła na dół z nadzieją, że wbrew zapewnieniu jego ojca wizyta Kinga była przelotna i że został odwołany do swoich obowiązków. Aż do chwili, kiedy ujrzała go w białej koszulce z krótkimi rękawami eksponującymi opalone, muskularne ramiona i w ciemnych spodniach od garnituru opinających potężne uda. – Dzień dobry, Rayne. – Był bez krawata, a koszulkę miał rozpiętą po szyją, dokąd natychmiast powędrował jej wzrok. – Dobrze spałaś? – Bardzo dobrze, dziękuję. – W rzeczywistości przez całą noc przemierzała pokój, analizując, co się wydarzyło na tarasie. – Nie musisz dzisiaj wozić Mitcha, co cię pewnie ucieszy. Wstał wcześniej i skoro byłem już na nogach, zawiozłem go sam. 17
– Nie musiałeś tego robić, to znaczy... Powinien był do mnie zadzwonić. – Och, myślę, że musiałem. Co miał na myśli? Chciał chronić swego ojca przed jej szponami? – W takim razie pójdę na śniadanie. – Możesz się rozczarować. – Słucham? – Dałem dziś Helen wolne. – Dlaczego to zrobił? Żeby pod nieobecność ojca ją stąd wyrzucić? Uśmiech nieoczekiwanie rozjaśnił jego rysy, jak wcześniej słońce panoramę z tarasu.
R
– Skoro ranek jest taki piękny, to pomyślałem, żeby zjeść śniadanie na mieście. I że może chciałabyś mi towarzyszyć.
L T
– Naprawdę, to bardzo miło z twojej strony, ale... – choć określenie „miło” niezupełnie do niego pasowało – ... muszę tu zostać, gdyby twój ojciec chciał, żebym go przywiozła.
– Nie będzie. Aż do wieczora. Ma swoje przyzwyczajenia, czasem męcząco przewidywalne. Załatwia dziś jakieś sprawy zawodowe, a potem gra z przyjacielem w szachy. Nie zechce wracać aż do wczesnego popołudnia. A jeśli zmieni plany, natychmiast do mnie zadzwoni. I zapewniani, że nie próbuję być dla ciebie miły.
– Cieszę się, że mi to uświadomiłeś. Przepuścił ją w drzwiach frontowych. – Nie! – zawołał, kiedy skierowała się w stronę bentleya. – Pojedziemy moim. Poczuła skurcz żołądka, kiedy otworzył przed nią drzwi lamborghini. Lśniący potężny wóz z kremową skórzaną tapicerką był symbolem sukcesu. – Spokojnie, jestem znany z zamiłowania do władzy, ale nie jestem 18
brutalny wobec tych, których wożę. – Miło mi to słyszeć. – Patrzyła przez okno, kiedy prowadził. – Robi wrażenie, prawda? – Droga biegła od Francuskiej Riwiery do włoskich wybrzeży. Czytała gdzieś, że ktoś nazwał ją najbardziej romantyczną drogą świata. Lamborghini niczym ptak mknął ponad pokrytymi kafelkami dachami domów uczepionych klifu, ponad iglicami kościołów i wzgórzami. Nad nimi górowały ośnieżone szczyty Alp, tak wieczne jak czas. – Wyobrażasz sobie, że przywiozłem cię tutaj, żeby cię uwieść? – Nie, dlaczego. A przywiozłeś? Zaśmiał się.
R
– Nie. – Potężny silnik zamarł, kiedy wyciągnął ze stacyjki kluczyki. –
L T
Oczywiście, jeśli miałaś taką nadzieję...
– Zawsze jesteś taki pewny siebie?
– A ty? – Odwrócił się do niej, poświęcając jej całą swoją uwagę. Ile by dała za to siedem lat temu...
– Zastanawiam się, jaka kobieta przyjęłaby gościnę obcego mężczyzny, nawet jeżdżącego bentleyem, chyba głupia albo mająca nadzieję coś na tym zyskać.
– W innych okolicznościach nawet bym tego nie brała w rachubę. Ale mając na myśli jego wiek i dom pełen służby, sądziłam, że jestem całkowicie bezpieczna. – Wiedziałaś, kim jest? Zanim przywiózł cię do domu. – Nazwisko było mi znane. Jak każdemu. Kto nie znałby człowieka, który wprowadził na rynek MiracleMed? – Tak, ale zanim pojawili się ci delikwenci, za którymi ruszyłaś w pościg. 19
– Nadal sugerujesz, że zaplanowałam tę kradzież, żeby zagrać na współczuciu Mitcha i trafić do jego domu dla korzyści finansowych? Jeśli myślisz, że czyham na pieniądze twojego ojca, to masz wybujałą wyobraźnię. Zaśmiał się cicho. – Mogłabym pomyśleć, że dlatego nie lubisz kobiet zainteresowanych twoim ojcem, że gdyby to było z wzajemnością, to mógłbyś stracić wszystko, na czym ci zależy. – Raczej nie. – Miał udziały w wielu przedsiębiorstwach i nie był człowiekiem, który mógłby na kimś żerować.
R
– Chodźmy na śniadanie. – Rayne Carpenter wzbudzała jego podejrzenia. Widział swojego ojca zauroczonego wcześniej kilkakrotnie. Jeden z tych razów sprowadził na niego straszne konsekwencje. Podjął
L T
decyzję, żeby trzymać ją z dala od Mitcha. A na to był tylko jeden pewny sposób: sam musi ją uwieść.
Zabrał ją do kawiarni przy deptaku. Utrzymana w tonacji brzoskwiniowej i kremowej, podobnie jak inne budynki, udekorowana była koszami kwiatów czerwonych, filetowych i różowych. Wokół rosły drzewa pomarańczowe.
– Jesteśmy na miejscu. – Chwilę potem pili kawę i jedli domowe bułeczki z dżemem. Rozmawiali o zwyczajnych rzeczach, dopóki nie zapytał: – Zawsze spędzasz wakacje samotnie? – Zapytałbyś o to mężczyznę? – Gdybyś była moją dziewczyną, nie byłbym zadowolony, że włóczysz się w obcym kraju zdana tylko na siebie. – Ale nie jestem, prawda? – Fakt. Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Zawsze wyjeżdżasz sama? 20
– Nie. Ale moja mama jest chora. Nie masz pojęcia, czym jest stres, gdy coś takiego zdarza się komuś, kogo kochasz. – Możesz mi wierzyć, mam. – Co się przytrafiło Mitchowi? – Wypadek drogowy. Pozbawił go samodzielności ruchowej i żony. – To straszne. – A ty? Masz rodzeństwo? – Potrząsnęła głową. – A twój ojciec? – Dlaczego pytasz? – Jej głos nagle zabrzmiał twardo. – Nie wspominałaś o nim. Zacisnęła zęby. – Umarł ponad rok temu.
R
– Przykro mi. – Nie jest ci przykro. Ale będzie. Tobie i twojemu ojcu. Mogę ci to obiecać.
L T
– To co robisz, kiedy nie podrywasz starszych panów? Zignorowała te uwagę.
– Trochę piszę na komputerze. Właściwie sporo. – Na komputerze? Jako asystentka? – Wolny strzelec.
– Pracujesz dla agencji? – Nie, dla siebie samej.
– Piszesz na komputerze... – To takie dziwne? – Nie, ale wyglądasz mi na kogoś, kto wybrałby inny rodzaj kariery. – Wybrałam. Uwodzenie bogatych starszych panów. – Chyba musimy już iść. Powrót był nieprzyjemny, bo King zrobił się milczący. Próbując ocieplić atmosferę, Rayne paplała: 21
– Panorama jest niesamowita. Tak samo pogoda. Czy w Nowym Jorku było równie ładnie? – Kto powiedział, że byłem w Nowym Jorku? To był błąd. – Mitch. Wspominał coś o twojej podróży służbowej. Często do niego przyjeżdżasz? – Nie tak często, jak powinienem. Nie byłoby mnie tutaj, gdyby Helen mnie nie powiadomiła, że Mitch nie czuje się najlepiej. Przy okazji napomknęła o atrakcyjnej młodej kobiecie, która nieoczekiwanie zastąpiła
R
Talbota. Przyjechałem najszybciej, jak mogłem, i cieszę się, że to zrobiłem. – Dlaczego? Bo mi nie ufasz?
– Mężczyzn z naszą pozycją nie stać na zaufanie do nikogo.
L T
– Co za cynizm. Do tego doprowadziły cię pieniądze? – Niestety, tak.
– To dlaczego się z nimi obnosisz? Mam na myśli ten samochód. Bentleya. Wszystkie te domy, które prawdopodobnie posiadasz. Jeśli nie chcesz przyciągać nieodpowiednich ludzi, powinieneś jeździć mini Cooperem.
– Wtedy nie cieszyłbym się owocami swojej ciężkiej pracy. Ciężkiej pracy mojego ojca! – chciała wykrzyczeć. – I to po to tak ciężko pracujesz? Dla lamborghini, domów w Anglii, Szwajcarii i Bóg wie gdzie jeszcze? Wakacji na luksusowych jachtach? – Widzę, że odrobiłaś pracę domową. – Po prostu czytam, jak każdy. – To nie tylko moje pieniądze cię gryzą, prawda, Rayne? Jeśli to twoje prawdziwe imię. – Nie bądź śmieszny. Nawet cię nie znam. 22
– Może i nie. – Wyłączył silnik i otworzył jej drzwi. – Ale myślę, że z czasem to się zmieni.
L T 23
R
ROZDZIAŁ TRZECI – Jesteś w błędzie – rzuciła mu Rayne przez ramię, biegnąc przodem w stronę willi. Krew pulsowała jej w uszach. Serce biło tak szaleńczo, że jej głos zabrzmiał, jak gdyby przebiegła właśnie pięć mil. – Czyżby? Nie jestem niedoświadczonym młodzikiem. Jeśli twoja historia ma sens, a chciałbym wierzyć, że tak jest, to nie mogę sobie wyobrazić żadnej innej przyczyny, dla której nieustannie mnie do siebie zrażasz.
R
Och, dobry Boże! Zatrzymała się, ciężko dysząc. Zamknęła oczy, bo mógł to w nich zobaczyć. Nawet jeśli zaprzeczała. Jak to możliwe, żeby te uczucia były tak silne, skoro gardziła nim tak samo mocno jak Mitchellem
L T
Clayborne'em. Jak gdyby wszystkie jej nastoletnie frustracje powróciły z pełną siłą. Ale jak mógł być tak przenikliwy?
– Przerażasz mnie – odrzekła, zdumiewając samą siebie. Bo to z pewnością przemawiała Lorri.
Nieszczęsne dziecko, które uwielbiało go z daleka i było gotowe oddać za niego życie. A nie dwudziesto– pięciolatka, w pełni świadoma, jakim był człowiekiem, i nienawidząca go całą sobą.
– Wiem. Ale to samej siebie się boisz, Rayne. Obawiasz się zaangażować, bo nie miałaś tego w planach. Cóż, uwierz mi, moja piękna, to, co ze mną wyprawiasz, odkąd tu przyjechałem, i co wciąż możesz ze mną zrobić, mnie także przeraża. Śmiech uwiązł jej w gardle. – Ty? Przerażony? – To takie dziwne?
24
– To nie do pomyślenia. – Czuła się jak motyl złapany w pułapkę muchy,
której
obietnica
najsłodszej
przyjemności
kryła
tylko
niebezpieczeństwo. Kręciło jej się w głowie, a każda część ciała rwała się z nieokiełznaną potrzebą, żeby chwycić go w ramiona, przyciągnąć do siebie i zatracić się w jego pocałunku. – Dlaczego? Bo jestem mężczyzną? I najwyraźniej mam w tym ogromne doświadczenie? – Coś w tym rodzaju. – Nie wiedziała już, co mówi. Żałowała, że nie mogła prowadzić z nim gry. Połechtać jego ego i cieszyć się krótką chwilą
R
rozkoszy, jaką mógł jej dać. A potem patrzeć, jak wybucha gniewem, dowiadując się, kim naprawdę była i że zrobiła z niego głupca. Och, zranić go tak, jak on zranił jej ojca, kiedy razem z Mitchem zabrali mu to, co nie było
L T
ich własnością. Ale zdrowy rozsądek podpowiedział jej, że mężczyzn takich jak King nie można zranić. Nawet sama myśl o tym była szaleństwem. Zamiast tego powiedziała:
– Możesz sobie pomarzyć, King. Nie przyjechałam tutaj, żeby uwodzić ciebie czy kogokolwiek innego, jeśli tak myślisz, to bardzo się mylisz. – Nie celowo, nie.
– Co to niby ma znaczyć?
– Z pewnością nie zamierzałaś się tu znaleźć po to tylko, żeby walczyć z namiętnością silniejszą od ciebie. Silniejszą od nas obojga, jeśli mam być szczery. Ale wydzielasz feromony, których nawet dziewięćdziesięciolatek nie jest w stanie zignorować. I po prostu, kochanie, nie śmiałbym cię obrażać twierdzeniem, że na mnie nie działasz. Skoro się wypierasz, to muszę powiedzieć, że jesteś zbyt doświadczoną kobietą, żeby tego nie odczuwać. To, co się potem stało, było nieuniknione. Tylko że nic nie przygotowało Rayne na potęgę wrażeń, jakich zaznała, kiedy jego usta 25
spoczęły wreszcie na jej wargach. To było jak zderzenie dwóch wszechświatów. Z jej świadomości zniknęło wszystko poza potrzebą jego pocałunków, dotyku, pieszczot. Tego mężczyzny i tylko jego. Bo nadal go pragnęła. O wiele, wiele mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. A on pragnął jej... Nie musiała mieć doświadczenia, żeby to zobaczyć. – Możesz temu zaprzeczyć, Rayne? Co ci szkodzi przyznać, że chcesz mnie równie mocno, jak sprawiłaś, że ja chcę ciebie. – Z czego sam sobie dotąd nie zdawał sprawy. Swego czasu miewał kobiety, które przynosiły mu rozkosz i którym on dawał rozkosz. Ale tamte historie tylko do tego się
R
sprowadzały. Ta dziewczyna podniecała go o niebo bardziej, niemal do bólu. Jak to możliwe? Przecież plan uwiedzenia jej był chłodno wykalkulowany. Wszystko, czego chciał, to żeby go błagała na kolanach,
L T
żeby ją posiadł. Spokojnie, King. Ciężko oddychał, kiedy podniósł głowę. – Idziemy do ciebie czy do mnie? – Udało mu się to powiedzieć zaskakująco chłodno i obojętnie.
Nie było jednak ani chłodu, ani obojętności w policzku, jaki mu wymierzyła. Tak nieoczekiwanie, że niemal stracił równowagę. – Jak śmiesz! – Drżała tak bardzo, że z trudem mówiła. – Przepraszam, nic nie poradzę, że to wydawało się naturalną konsekwencją. – Rozcierał policzek. – Zawsze miewasz skłonność do agresji? – Doprowadziłeś mnie do tego. – Sama się doprowadziłaś, odmawiając uznania, że coś się między nami dzieje, a potem opierając się własnej żądzy. – Myśl sobie, co chcesz – dyszała, zaszokowana pasją, jaką w niej budził. Odwróciła się do niego plecami i wybiegła. Chciała udawać, że. to zawstydzające zachowanie nie miało miejsca. W zaciszu swojego pokoju 26
rzuciła się na wspaniałe łoże, chowając głowę i jęcząc. Co ją naszło? Rzuciła się na niego, a potem go spoliczkowała. Naprawdę chciała, żeby ją pocałował. Chciała bardziej niż czegokolwiek w życiu. Pragnęła człowieka, który skrzywdził jej ojca i rodzinę. Łzy gniewu płynęły jej po policzkach. Kwiaciarce po drugiej strony linii przyjęcie zamówienia zajmowało mnóstwo czasu. – Nazwisko na karcie? – pytała automatycznie z ciężkim akcentem. – Już wyjaśniałam pani, z którą rozmawiałam wcześniej, że nie mam karty. Powiedziała, że mogę zapłacić za zamówienie gotówką, jeśli zgłoszę
R
się do państwa przed zamknięciem sklepu. Nazywam się Lorrayne Hardwicke.
– Obawiam się, że nie możemy przyjąć zamówienia bez karty albo
L T
pieniędzy z góry. Przykro mi, mademoiselle, takie mamy przepisy. – Ale kierowniczka zapewniła mnie, że to możliwe.
– Właśnie wyszła na lunch. Spróbuję ją złapać i od– dzwonię. Nazwisko?
– Lorrayne Hardwicke. – Jak to się pisze?
– Oddzwonię do pani. – Rayne usłyszała zbliżające się głosy. Do pokoju wszedł King. – Co do... – Mój pokój jest właśnie sprzątany, a ja miałam kilka pilnych telefonów. Nie słyszałam, kiedy wszedłeś... – Najwyraźniej. W przeciwnym razie nie zachowałabyś, jak gdybym przyłapał cię na kradzieży sreber. Szukasz czegoś? – Jeśli musisz wiedzieć, to usiłowałam zamówić kwiaty dla mamy. Ale w tych czasach nie można nawet oddychać bez karty kredytowej. 27
Ku jej zdumieniu wyciągnął swoją kartę. – Wykręć numer. – Ja... nie mogłabym, nie chciałam... – Co to za numer? – Podała mu w końcu numer z kartki. – Co chcesz zamówić? – Szybko zamówił kwiaty w płynnej francuszczyźnie. – Adresat? Cynthia Hardwicke. – Już miała na końcu języka. – Dla mamusi. – Podała nazwisko i adres przyjaciółki matki. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Kocham, Rayne. Wszystko trwało kilka sekund. – Dzięki. Oddam ci gotówkę.
R
– Nie ma pośpiechu. Mieliśmy kiepski początek. Może dobrym
L T
pomysłem byłoby spróbować zacząć wszystko od nowa? – Spróbować?
– Zachowywać się w sposób cywilizowany. Ja zaakceptuję twój pobyt tutaj, a ty obiecasz trzymać ręce przy sobie. – Jeśli ty obiecasz to samo.
– Skoro naprawdę tego chcesz. – Co to ma znaczyć?
– Cóż, najwyraźniej jest między nami chemia, nawet jeśli chcesz temu zaprzeczyć. – Jesteś bardzo atrakcyjny. Ale to nie znaczy, że zawsze ulegamy naszym instynktom, prawda? Przykro mi, że tak zareagowałam. Poczułam się zraniona. Nieprzygotowana. – Na to, co się wydarzyło? Nadal jesteś nieprzygotowana? – Poradzę sobie z tym. – Naprawdę? Zobaczmy. – Zaczął rozpinać jej bluzkę. – Zaprzeczaj, 28
jeśli chcesz, ale będziesz moja. Jesteś moja. Rozumiesz? Bo inaczej nie pozwoliłabyś mi na to... – Pieścił jej krągłe piersi. – Albo na to... – Dłonią przesuwał wzdłuż ud aż przez cienką tkaninę spodni dotarł do serca jej kobiecości. Chciała zaprotestować. Wiedziała, że powinna. Ale jak mogłaby? Przecież po to właśnie przyszła na świat. Należała do niego i zawsze tak było. Nawet jeśli jej umysł uznawał to za zdradę, ciało go nie słuchało... Ale musiała sprawić, żeby posłuchało. Przecież on jest wrogiem. Przywołując resztkę samodyscypliny, jaką mogła jeszcze w sobie zebrać, wyrwała się z jego ramion.
R
– Nie chcę! – wykrztusiła, wycierając usta wierzchem dłoni. – Naprawdę? – Oparł się o biurko, oddychając tak samo ciężko jak ona.
L T
– Odgrywasz cholernie dobre przedstawienie, przekonując mnie, że jest inaczej.
– Nie dbam o to, co myślisz. Nie chcę się z tobą wiązać. – Dlaczego nie, skoro jest tak oczywiste, że może nam być razem dobrze?
–
Był
ożywiony,
zaczerwieniony
i
nadal
najwyraźniej
podekscytowany. – Jesteś z kimś związana? – To nie twoja sprawa.
– Zatem nie jesteś. To o co chodzi, Rayne? O zawód miłosny? Sam sobie odpowiedz! – krzyknęło jej serce z goryczą. Nic nie zawstydzało jej i nie pozbawiało złudzeń bardziej niż to lekkomyślne zadurzenie w nim. – Po prostu nie sypiam z facetami na prawo i lewo. – Miło mi to słyszeć. – Skupione na niej ciemne oczy wpatrywały się w nią z niezwykłą intensywnością. Zastanawiał się, dlaczego była taka roztrzęsiona. Pod każdym innym względem zdawała się tak bardzo światową 29
kobietą. – Jeśli cokolwiek to znaczy... to nie zajmuje to również zbyt wysokiej pozycji na mojej liście. Roześmiała się, wściekła na siebie za to, że miała taką nadzieję. – Masz o mnie bardzo złe zdanie, prawda? – Przeczesał palcami włosy. Ze zdumieniem dostrzegła, że jego dłoń lekko drżała. Czyli nawet jaśnie wielmożny Kingsley Clayborne jest człowiekiem. – Dlaczego miałoby to mieć dla ciebie jakieś znaczenie, co ja... – zaczęła. Oboje byli zbyt przejęci, żeby usłyszeć zbliżający się wózek. – King? Rayne? Och, tutaj jesteście. – Nienaturalnie zaczerwieniony
R
Mitchell Clayborne wjechał wózkiem do pokoju. Najwyraźniej znowu nie przestrzegał zaleceń lekarzy.
– King, chciałem odzyskać książkę, która spadła mi za szafkę nocną.
L T
Ale skoro Rayne jest tutaj, może to chyba dla mnie zrobić. I przy okazji trochę mi poczytać. Skończyłeś z nią?
King wyglądał na kompletnie nieporuszonego tym, co między nimi zaszło.
– Tak, skończyłem z nią.
Ale z jego miny wywnioskowała, że tak naprawdę nawet jeszcze nie zaczął.
30
ROZDZIAŁ CZWARTY Następnego dnia Rayne postanowiła wyrwać się z rezydencji choć na chwilę, żeby się zastanowić, co dalej robić. Nie czuła się komfortowo, wchodząc w bliższe relacje z ludźmi, którzy przyczynili się do nieszczęść jej rodziny. Nie bardzo jednak wiedziała, co innego miałaby robić. Nie mogła wyjechać, nie uzyskawszy dowodów i przyznania się do winy, których tak bardzo chciała ze względu na dobre imię ojca. Poprzedniego wieczoru, kiedy czytała Mitchowi, próbowała zadawać mu pytania. Z pozoru bardzo nie-
R
winne. O to, jak zaczynał karierę. Kiedy dokładnie wpadł na pomysł oprogramowania MiracleMed. Co czuł, kiedy się okazało takim sukcesem. – King musiał być z pana bardzo dumny. – Obserwowała jego reakcję.
L T
Szukała jakiejkolwiek zmiany w twardych, zmęczonych życiem rysach twarzy. Nuty poczucia winy w jego ponurym głosie. Z początku zdawał się nieporuszony. Ale potem coraz bardziej się denerwował. Nic dziwnego, myślała z goryczą. Wyglądał jednak tak źle i oddychał z takim trudem, że nie miała sumienia zadawać mu dalszych pytań. – Chyba powinien się pan położyć. – Zadzwoniła po służbę. Była jednak sfrustrowana, bo kolejny dzień przeszedł, a ona nie przybliżyła się ani o włos do celu. A teraz rano posłał po nią i powiedział, że nie będzie jej dzisiaj potrzebował. Zdecydowała się więc na wypad do miasta, żeby pozwiedzać okolicę. – Będziesz potrzebowała trochę tego. – Wcisnął jej w rękę zwitek banknotów. Zaszokowana i zawstydzona odmówiła. Myśl o braniu pieniędzy od kogokolwiek przerażała ją, a tym bardziej od kogoś, kim tak bardzo gardziła. – Nie bądź głuptasem. Jak zamierzasz zwiedzać okolicę i kupić
31
pamiątki? Za pomocą tych wielkich błyszczących oczu i zwycięskiego uśmiechu? Musiała przyznać mu rację. Ofiara kradzieży nie mogła sobie pozwolić na dumę. – Oddam – zapewniła nie tyle jego, co samą siebie. Nie chciała zaciągać u niego długu ani się z nim zaprzyjaźniać. Ale on robił, co mógł, żeby jej utrudniać te postanowienia. Na
schodach
zamarła
na
widok
Kinga
w
sportowych
w
ciemnoniebieskich sztruksach i koszulce koloru kości słoniowej. Właśnie
R
prosiła w swojej ograniczonej francuszczyźnie jedną z pokojówek o zamówienie dla niej taksówki. Jedno polecenie Kinga w rodzinnym języku dziewczyny sprawiło, że dygnęła posłusznie i rzucając szybkie spojrzenie na Rayne, zniknęła.
L T
– Co jej powiedziałeś?
– Że sam się tym zajmę.
– Nie musisz mnie ratować z każdej opresji. – Lekkie drżenie głosu świadczyło, jak niepewnie się czuła w jego towarzystwie. – A jednak... masz mnie. – Niebieskie oczy lśniły triumfalnie, kiedy leniwie taksował jej wciętą w talii kraciastą bluzkę i dżinsy z obciętymi nogawkami. – Dokąd chcesz jechać?
– Donikąd w szczególności. – Nie życzyła sobie jego pomocy jeszcze bardziej niż pomocy Mitcha. I z pewnością nie podobała jej się reakcja własnego ciała na samo jego spojrzenie. – Chciałam trochę pozwiedzać, nie martwiąc się o samochód. – Liczyła, że po prostu sięgnie po telefon i zadzwoni po taksówkę. Ale on ujął ją za łokieć. – W takim razie będę zachwycony, mogąc cię oprowadzić. Chciała zaprotestować. Ale jak już odkryła, spieranie się z Kingiem 32
Clayborne'em było daremne. Do bólu świadoma jego obecności i ze stanem umysłu dalekim od spokoju pozwoliła mu więc zawieźć się do miasta. Rozluźniła się jednak, kiedy podjął swobodną rozmowę, nie poruszając niewygodnych tematów. Takich jak: dlaczego za każdym razem, kiedy jej dotykał, w jej wnętrzu eksplodowały race hormonów. Albo dlaczego udawała, że nie chce iść z nim do łóżka, kiedy każda zdradziecka komórka jej ciała przekonywała ją, że jest na odwrót. W to miejsce, kiedy jechali przez ukwiecone ulice, które w sezonie wyścigowym zamieniały się w tor słynnego Grand Prix Formuły 1, zapoznał ją z mniej znanymi faktami na temat
R
Monako. Wzbudził jej żywe zainteresowanie swoimi spostrzeżeniami na temat historii kraju i rodu książęcego. Zasłuchana w jego głęboki i zmysłowo pieszczotliwy głos, przypominała sobie, jak ją ekscytował przed laty.
L T
– Czy twoja matka otrzymała kwiaty? – spytał, parkując wóz. – Tak, dziękuję.
– Podobały jej się?
– Prawdopodobnie – odpowiedziała równie zdawkowo. Dostrzegła ciekawość w jego oczach. Była mu winna wyjaśnienia, w końcu to on zapłacił za kwiaty. – Spała, kiedy zadzwoniłam. Jej przyjaciółka zaproponowała, że ją obudzi i pokaże jej kwiaty, ale nie chciałam mamy męczyć. Po tym wszystkim, przez co przeszła, potrzebuje jak najwięcej wypoczynku i spokoju. – Musi doceniać, że jej córka jest tak uważna i troskliwa. – Wyjął kluczyki ze stacyjki. – Zasługuje na to. Była przy mnie zawsze, kiedy jej potrzebowałam. – To wspaniale, że masz tak dobry kontakt z matką. – A ty nie miałeś ze swoją? – Rodzice rozwiedli się, kiedy miałem pięć lat. Opiekę nade mną 33
przyznano ojcu. Widziałem po tym matkę nie więcej niż kilka razy. Wolała hodować konie niż wychowywać dzieci. Kiedy ostatnio miałem od niej wieści, mieszkała z trzecim mężem w stadninie koni gdzieś w Kolorado. – Szkoda – powiedziała szczerze. Zacisnął usta. – Wcale nie. Poszedłem do szkoły z internatem, co było najlepszym rozwiązaniem dla Mitcha i dla mnie. Nauczyłem się od małego samodzielności i niezależności, co wyszło mi na dobre, kiedy to się stało. – Nie wypowiedział tego, ale Rayne wiedziała, że mówił o wypadku Mitcha. –
R
Nie wiem, czy w przeciwnym razie byłbym w stanie poradzić sobie ze wszystkim, co na mnie spadło. To prawda, co mówią, że nie tęskni się za czymś, czego się nie zna. – Gdyby zaznał trochę więcej matczynej miłości,
L T
może nie byłby teraz tak bezwzględny i nieczuły wobec innych, pomyślała. Pomyślała z bólem o swoim ojcu, zaciskając zęby i spoglądając w dal. – Byłam szczęściarą – wyszeptała w połowie do siebie. – Tata też był zawsze przy mnie. Najbardziej troskliwy, wyrozumiały i honorowy człowiek, jakiego spotkałam.
– Cóż za szczęśliwa rodzina – rzucił kwaśno. Bo sam tego nie zaznał? Posłany do szkoły z internatem, opuszczony, choć tego nie powiedział, przez oboje rodziców. Gdyby nie to, że King Clayborne nie był typem mężczyzny, który wzbudzał litość, mogłaby mu niemal współczuć. Ku własnemu zaskoczeniu świetnie się jednak bawiła w jego towarzystwie, kiedy oprowadzał ją po księstwie i pokazał porośnięty drzewami plac, ozdabiający szeroki okazały fronton pałacu książęcego. Jasny i majestatyczny, z blankami wież, był kiedyś domem pięknej aktorki z lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Wyrwana z Hollywood i przywieziona tutaj przez swego księcia, skradła serce jego poddanych. Jej fotografie 34
zdobiły wystawy sklepów w całym mieście, wciąż przyciągając turystów. Po tylu latach od jej śmierci. Była piękną legendą, a jej imię stało się synonimem Monako. – To musiało być dla niej jak bajka. Zdobyła nie tylko miłość księcia, ale także całego kraju. – Chociaż ten kraj ma niespełna pięćset akrów. A ty? Wierzysz w bajki, Rayne? – spytał rozbawiony. – Bajki? – No wiesz, żyli długo i szczęśliwie. Dwoje ludzi jedno przy drugim, kochający się, dopóki śmierć ich nie rozłączy.
R
– Cóż, ty najwyraźniej w to nie wierzysz. – Po tym, jak małżeństwo jego rodziców się rozpadło, zaczynała rozumieć dlaczego. – Wiem, jak to było z
L T
mamą i tatą. Może to nie była bajka, bo mieli swoje wzloty i upadki, ale kochali się i wiedzieli, że zawsze będą się kochać. – Dzięki nim Rayne wierzyła w miłość, zaufanie i wierność. I nie pozwalała nikomu traktować ich lekko. Nawet Kingowi Clayborne’owi. – Po prostu miałeś pecha. Katedra. Pałac. Egzotyczne ogrody. Zaliczyli wszystko. Pokazał jej nawet zdumiewający pałacowy budynek słynnego kasyna, choć nie zajrzeli do środka. Kiedy wrócili do samochodu, uświadomiła sobie, że wyłączyła telefon przed wejściem do katedry i nie włączyła go z powrotem. W towarzystwie Kinga zapomniała o bożym świecie. Telefon zaczął dzwonić niemal natychmiast, kiedy go uruchomiła. – Lorrayne? – usłyszała głos Cynthii Hardwicke Zesztywniała. King nie zapalił jeszcze silnika. Czy mógł usłyszeć, jak matka się do niej zwróciła? Siląc się na naturalny ton, złożyła mamie życzenia urodzinowe. – Cieszę się, że podobają ci się kwiaty. – Odetchnęła z ulgą, że matka jest taka ożywiona. Wyobraziła ją sobie ze świeżo ufarbowanymi 35
kasztanowymi włosami, odzyskującą utraconą wagę, z jasną jak u córki cerą, rozkwitającą pod słońcem Majorki. – Podobają mi się? Nie potrafię ci powiedzieć, jak mnie uszczęśliwiły. Ale dlaczego podpisałaś bilecik „Rayne”, kochanie? – zachichotała. – Jak możesz być aż tak roztargniona? – Wstrzymując oddech, Rayne rzuciła spojrzenie na Kinga. Zabijając czas w oczekiwaniu, aż ona zakończy rozmowę, sprawdzał w komórce terminy i kasował wiadomości. Nadal nie zapalił silnika, pozwalając jej spokojnie porozmawiać. Ze wszystkimi oznakami grzeczności i szacunku dla jej prywatności okazując zainteresowanie czymś
R
innym. Ale najwyraźniej rejestrował jej niespokojne odpowiedzi. – Sama nie wiem, przepraszam – dodała szybko, niezadowolona, że musi oszukiwać matkę. – Wszystko u ciebie w porządku, prawda?
L T
– Oczywiście. A u ciebie? Masz zmieniony głos, kochanie. Czy coś się stało?
– Nie, oczywiście, że nie.
– Jesteś z kimś? Kto to taki?
Rayne zawahała się przed odpowiedzią. – Po prostu przyjaciel. – Jej spojrzenie bezwiednie padło na zachwycający profil Kinga. Wyrażał siłę i zmysłowość. Autorytet i energię, w połączeniu z magnetyzmem, który podobnie oddziaływał na kobiety jak księżyc na przypływ oceanu. Najwyraźniej uchwycił sedno rozmowy, bo wykrzywił usta. Z pewnością nie uważał jej za przyjaciółkę, podobnie jak ona jego. Choć, jeśli o nią chodziło, z kompletnie innych powodów. – Myślałam, że znam wszystkich twoich przyjaciół. Jesteś bardzo tajemnicza. Zupełnie jak nie ty. – To ktoś mało ważny. – Natychmiast pożałowała swego komentarza, widząc spojrzenie Kinga, kiedy skończyła rozmowę, i rozłączyła się. 36
– Dlaczego nie powiedziałaś jej o nas? – Nie ma żadnych „nas”. – Nie? To dlaczego na każdy mój dotyk twoje hormony eksplodują? Powiedziałbym, że to wystarczająco znaczące, żeby mówić o „nas”. – Ponadto zabrał ją też na śniadanie pierwszego ranka, pokazał jej Monte Carlo i zaprosił na dzisiejszy lunch. Nie wspominając o tym, że zapłacił za urodzinowe kwiaty dla jej matki. – Przepraszam, że tak cię opisałam. – Czuła, że była mu to winna, nawet jeśli pomagał jej z czysto egoistycznych pobudek. – Ale musiałam zmylić trop. – Trop czego? – Że jestem tutaj.
L T
– W Monako czy ze mną?
R
– I to, i to. – Tym razem mówiła prawdę. – Mama myśli, że jestem w Nicei z przyjaciółką. Gdybym jej powiedziała, że jestem sama w Monte Carlo, martwiłaby się.
– A jeśli powiedziałabyś, że jesteś ze mną? – Wtedy musiałabym wyjaśnić, jak znalazłam się w domu Mitcha. A wtedy martwiłaby się jeszcze bardziej. – Poczuła dreszcz na myśl, co Cynthia Hardwicke powiedziałaby wiedząc, że jej córka kręci się wokół rodziny, która doprowadziła do ruiny jej męża. – Myślisz, że nie zaaprobowałaby zadawania się ze starszymi mężczyznami? – Nie zadaję się! Musiałabym jej powiedzieć, że mnie okradziono. Po niedawnej stracie męża wyobraża sobie, że przydarzają mi się same najgorsze rzeczy. Jeśli pozwolę jej myśleć, że jest mi potrzebna, pojawi się tu w mgnieniu oka. Nie chciałam tego ryzykować. Potrzebuje swoich wakacji sto 37
razy bardziej niż ja moich. Nie zamierzam jej ich zepsuć. – To bardzo chwalebne. Bardzo ją kochasz, prawda? Szybko odwróciła wzrok, nie odpowiadając. Nie chciała okazywać temu cynikowi swoich uczuć. King nie mógł oderwać oczu od jej drobnych, napiętych rysów twarzy: idealnej struktury czoła, zadartego nosa z delikatnymi falującymi nozdrzami, subtelnej linii kości policzkowych. Ta dziewczyna była prawdziwą zagadką. Jej rezerwa i wycofanie tylko zwiększały jego naturalną podejrzliwość. Zdecydowanie miała coś do ukrycia. Ale z drugiej strony mówiła i zachowywała się wobec matki, jak gdyby mogła oddać za nią życie.
R
To nie bardzo pasowało do cynicznej oportunistki, za jaką gotów był ją uważać. Najwyraźniej miał sprzeczne opinie na temat Rayne Carpenter, a nie
L T
leżało w jego naturze, żeby dać się komuś zwieść. W dodatku miał nieodparte wrażenie, że skądś ją zna...
– Wszyscy robimy to, co dyktuje nam sumienie, prawda? – Czy powinno ciążyć na moim sumieniu to, że za każdym razem, kiedy zbliżasz się do mnie, mam ochotę wziąć cię do łóżka? Lub że mnie pragniesz wbrew własnemu osądowi? – Między nimi nagle pojawiło się napięcie, jak gdyby ktoś podpalił wiązkę rakiet.
Serce Rayne zaczęło mocno bić.
– Czy możemy zmienić temat? Proszę – szepnęła. Wstrzymała oddech, kiedy otoczył ramieniem tył jej fotela. – Znasz to powiedzenie, że kto przyznaje się do winy, ten traci? – zamruczał z uśmiechem drapieżcy na wargach, kiedy spoczęły na jej drżących, lekko uchylonych ustach. Dotknął zaledwie ich kącika, a już łaknęła pełni jego pocałunku. Musiała chwycić się rękami fotela, żeby się powstrzymać przed zarzuceniem ich na jego szyję. Uniósł głowę. 38
– Coś nie tak, Rayne? Nie potrafisz zaakceptować konsekwencji tego, w co się uwikłałaś? – jego głos był całkiem spokojny, a nie pełen pożądania, jak to sobie wyobrażała. W zasadzie była w nim nuta groźby. – Nie wiedziałam, że uwikłałam się w cokolwiek – odparła, drżąc. Nadal był wobec niej podejrzliwy, nadal czujny. Jeśli sądziła, że zmiękł w stosunku do niej, to musiała być głupia. – Najwyraźniej musisz się o tym przekonać. Oczekiwała, że wyjaśni, co dokładnie ma na myśli, ale nic więcej nie powiedział. Uruchomił potężny silnik wozu i ruszył w kierunku willi. Nadal
R
się nad tym zastanawiała, kiedy pozostawił ją samą sobie, odchodząc do swoich zajęć w pracowni. Czy zamierzał trzymać ją w niepewności, czekając, aż opuści gardę i odsłoni swoje myśli? Pokaże, że nie potrafi mu się oprzeć?
L T
A może poznał jej sekret i celowo trzymał ją w fałszywym poczuciu bezpieczeństwa? Musiała być ostrożna. Groziło jej nie tylko zdemaskowanie, ale także to, że wyląduje w jego łóżku. A to byłby jego podwójny triumf. Ale nawet nienawiść do siebie samej nie mogła osłabić rozgrzewającego jej krew podniecenia, ilekroć myślała o zostaniu jego kochanką. – Nie powinien pan tego robić. – Rayne obserwowała, jak Mitch manewrował wózkiem po ścieżce wśród drzew. Nalegał, żeby go tutaj dzisiaj przywiozła.
– Wyjście z domu tak wcześnie rano, żeby wszystkich zmylić, to jedno, ale przekonywanie mnie do przyjazdu na tak nierówny grunt jak tu... – Zamkniesz się wreszcie? – Pokryte wątrobowymi plamami dłonie Mitcha uparcie pchały wózek ku wytyczonemu celowi. Las zrzedł, a Rayne wstrzymała oddech. Nie tylko z powodu śmiertelnego niebezpieczeństwa, jaki stwarzała krawędź klifu tuż pod nimi. Także na widok panoramy, która nagle ukazała się jej oczom. Nic, tylko 39
lśniące morze i niebo. – Pokażesz mi coś lepszego niż to? Przychodziłem tu bardzo często za młodu. Tutaj oświadczyłem się pierwszej żonie. – Matce Kinga? – Wiedziałaś, że ode mnie odeszła? – roześmiał się ochryple. – Ależ oczywiście. Wszyscy to wiedzą. Nie jestem najłatwiejszym z mężczyzn do wspólnego życia. Jako chłopiec King obwiniał siebie za to, że jego matka nas opuściła. Że opuściła jego. – Tego się nie spodziewała. – Zrobił się przez to twardy. Cyniczny. Zwłaszcza w kwestii małżeństwa i rodziny. Nigdy nie
R
udało nam się nawiązać więzi, jaką powinniśmy stworzyć. Kiedy poznałem Karen, był już mężczyzną.
– Pańską drugą żonę? – Kobietę dwukrotnie młodszą od niego, która
L T
zginęła tragicznie, kiedy ich samochód wypadł z drogi. Tak naprawdę Rayne myślała jednak o Kingu. Dziecku, które straciło matkę, mimo że ona nadal żyła. Mężczyźnie przerażonym tym porzuceniem. Twardym i nieczułym. Niezdolnym, żeby komuś zaufać...
Mitch przytaknął i zaczął kasłać.
– Tutaj. Pomóż mi z tym, dobrze? – Nie mógł sobie poradzić z zamkiem w skórzanym etui, które ze sobą przywiózł. Kiedy mu je oddała, zajrzał do środka i zaklął. – Co się stało? – Czy od razu coś się musiało stać? – wyrzęził, zawracając wózkiem z tak wściekłą siłą, że jedno z kół uwięzło w pokrytej trawą dziurze koleiny. Rayne chwyciła za rączki, próbując oswobodzić wózek. – Nie mogę go ruszyć z miejsca! – Zwalisty Mitch i niewygodny kąt nachylenia fotela to było ponad jej siły. W dodatku ciężki oddech Mitcha zaczął ją naprawdę niepokoić. 40
– Dzwonię do Kinga. – Nie! Nie potrzebujemy go. – Będę musiała. – Ta sytuacja przerażała ją bardziej niż sam Mitch. Chociaż każda cząstka jej ciała buntowała się przeciwko konieczności tłumaczenia się przed Kingiem. Odezwał się po drugim sygnale. Głęboki i silny głos mężczyzny, który stawiał czoło światu, zawsze gotów do walki. – King! Chodzi o Mitcha! Jesteśmy... – szybko powiedziała mu, gdzie się znajdują. – Jego wózek utknął w koleinie i wygląda na to, że nie zabrał
R
lekarstwa. Tego ułatwiającego oddychanie. Powinno być w... – Wiem, gdzie je znaleźć. – Był w drodze, zanim zdążyła się rozłączyć. Na odgłos silnika lamborghini poczuła niesamowitą ulgę. Poprzez
L T
drzewa ujrzała, jak wóz wpadł w poślizg i stanął. King wypadł zza kierownicy i popędził w ich stronę, nie trudząc się nawet zamykaniem drzwi samochodu.
– Dzięki Bogu, już jesteś.
– Odsuń się. – Ze zdecydowaną siłą i zręcznością udało mu się umieścić mężczyznę i jego fotel z powrotem na równym gruncie. – Nie powinnaś była w ogóle go tutaj przywozić – powiedział, kiedy się już upewnił, że Mitch zażył lekarstwo. Pchał jego wózek w stronę samochodu. – A przynajmniej dać mi znać, dokąd się wybieracie. – Nie pozwolił mi na to! – To trzeba się było nie zgodzić na przyjazd tutaj. – To nie była jej wina. – Mitch rzucił synowi gniewne spojrzenie przez ramię. – I przestań mówić o
mnie, jak gdyby mnie tutaj nie było. To do
ciebie niepodobne. Po prostu potrzebowałem trochę swobody. Mam dość robienia nieustannego szumu wokół mnie. Rayne jest inna – dokończył ku jej 41
zdumieniu, nie patrząc na nią. Stanęła obok nich, nadal roztrzęsiona, niesłusznie karcona niemiłosiernie ciętym językiem Kinga. – Nie wiedziałam, że każe mi przywieźć się aż tutaj. – Wyczuwała, że King nadal jest na nią wściekły. Umieścił ojca i wózek w bentleyu i wracał właśnie do własnego samochodu. – Nie mogłam sprzeciwić się jego życzeniom i powiedzieć ci, że wychodzi. Ma w sobie tyle dumy. Prawie tyle samo co ty. – Sama była zaskoczona, że wzięła Mitcha w obronę. – Upokarza go konieczność proszenia cię o najprostsze rzeczy, które kiedyś robił samodzielnie. – Łzy zaczęły się zbierać w jej oczach. – Czułeś kiedyś takie upokorzenie?
R
Wygląda jak bogini wojny, pomyślał King na widok tych roztańczonych szmaragdowych oczu i potarganych rudych włosów spadających w nieładzie
L T
na ramiona, kiedy tak stała naprzeciw niego, rzucając mu wyzwanie. Ale te łzy były prawdziwe, a gwałtowność, z jaką ujęła się za jego ojcem wzruszyła go w sposób, w jaki nie chciał się wzruszać. Jeden krok i już był przy niej. – Już dobrze. – Wziął ją w ramiona, czując, jak jej szczupłym ciałem wstrząsa szloch. – Już w porządku. Nic złego się nie stało – szeptał w jej pachnące włosy.
Pomyślała, jak to dobrze móc się w niego wtulić. Ciepło jego ciała przynosiło ukojenie. Wydawał się godny zaufania i silny. Chciała stać tak z głową opartą na jego ramieniu, wdychając męski zapach i czuć mocne bicie jego serca. Ale pewnie tak jej się tylko wydawało. Po tych przeżyciach po prostu potrzebowała się do kogoś przytulić, a on był tuż obok. – Muszę zabrać Mitcha do domu – powiedziała ochryple, oswobadzając się. Szybko ruszyła w stronę bentleya. Nie oglądając się za siebie. Wieczorem
przemierzała
energicznie
swój
pokój,
myśląc
o
wydarzeniach minionego dnia. Epizod z Mitchem wystraszył ją. Ale równie 42
mocno przeraziły ją doznania podczas tych kilku szalonych chwil w ramionach Kinga. Zauroczenie to jedno. Nie musisz kogoś znać czy nawet bardzo lubić, żeby odczuć tę szarpiącą i często niebezpieczną siłę. Ale to, co czuła, kiedy King okazał jej czułość, było zdecydowanie oszałamiające i bardziej skomplikowane. Przyjechała tu, żeby zmusić Mitcha do przyznania się do winy. Była gotowa odwołać się do mediów, gdyby odmówił. Emocjonalne angażowanie się nie należało do planu. – Czy jest coś, o czym mi nie mówisz, Rayne? – zapytał Mitch po tym,
R
jak uwolniła się z objęć Kinga i wsiadła do bentleya.
– Nie, nie wydaje mi się. – Doskonale wiedziała, że nawiązuje do uścisku, którego właśnie był świadkiem.
L T
– Szkoda. – Chyba jej nie uwierzył. – Pasujesz do niego. Potrzebuje kogoś, kto potrafiłby stawić mu czoło od czasu do czasu. Muszę przyznać, że nie miałbym nic przeciwko temu, gdybyś tu została.
Czego z pewnością nie zamierzała zrobić! Ale miała poczucie winy, że bezwiednie zaczyna czuć do Mitcha sympatię. Za bardzo się w to wszystko angażowała, a tego nigdy nie planowała. Im dłużej tu była, tym bardziej wikłała się w ich codzienne życie, obawy, troski. A jeśli chodziło o Kinga, nie musiała sobie nawet tego tłumaczyć. Tamta szalona gorączka, jaką cierpiała jako nieszczęsna nastolatka, wróciła z pełną siłą. Strasząc, że ją strawi z całą intensywnością, bo była wobec niej bezbronna. Okrutne słowa i czyny Kinga powinny ją obronić. Tak myślała, dopóki nie ujrzała go poprzedniego wieczoru. Działał na nią jak ciągle mutujący szczep zabójczego wirusa. Nie było na niego szczepionki, a po raz drugi okazał się jeszcze bardziej zabójczy niż za pierwszym razem. Jedynym antidotum byłby akt całkowitego oddania mu się. Ale wtedy ulga byłaby 43
tylko chwilowa. Bo jeśli raz przekroczy tę linię, nigdy już się nim nie znudzi. Jak po zażyciu narkotyku symptomy wracałyby, dopóki nie zaspokoiłaby się znowu. Rozpaczliwie uzależniona. Nie, postanowiła. Podjęła decyzję, której towarzyszył nagły skurcz brzucha. Jutro z samego rana powie im obu, kim jest i co tutaj robi.
L T 44
R
ROZDZIAŁ PIĄTY – Monsieur Clayborne? Nie, jeszcze nie wstał – poinformowała ją gospodyni, kiedy spytała o Mitcha. – A monsieur King... – Helen zawsze mówiła o nim w ten sposób. Jak gdyby nazywanie go po prostu Kingiem odbierało coś z szacunku, na jaki zasługiwał. – Jak sądzę nadal udziela wywiadu na tarasie. – Wywiadu? – Ciekawość Rayne wzrosła.
R
– W sprawie filmu dokumentalnego, który sponsoruje. O dostarczaniu czystej wody do afrykańskich wiosek. Jest w to mocno zaangażowany. Zadzwonili z samego rana. Nieoczekiwanie. Myślę, że to potrwa jeszcze jakieś pół godziny.
L T
– Dziękuję. – Uśmiech Rayne zamarł, bo w środku poczuła skurcz, jak to się działo nieustannie, odkąd zdecydowała się powiedzieć prawdę. Tak silny, że prawie w ogóle nie spała tej nocy. Zaangażowanie Kinga w działalność dobroczynną tylko pogorszyło jej samopoczucie. Wcześniej nie dopuszczała nawet myśli, że stać go na empatię. Ale przecież pocieszał ją na szczycie klifu tamtego ranka. Pomógł jej z kwiatami dla matki. I wrócił wcześniej z Nowego Jorku, jak tylko dowiedział się o chorobie ojca. Ale z drugiej strony, być może z Nowego Jorku wrócił właśnie na wieść o jej pobycie tutaj. A kwiaty? No cóż, w końcu chciał mieć ją w łóżku, prawda? Mógł mieć także inne powody, żeby udzielać pomocy ludziom, którym mniej się poszczęściło. Na przykład dbałość o wizerunek. W tej chwili jestem równie cyniczna jak on, pomyślała. Helen powiedziała jej, że był człowiekiem z zasadami. A jednak zhańbił się kradzieżą własności
45
intelektualnej innego człowieka, rujnując mu życie. Kingsley Clayborne, mężczyzna, który złamał jej serce, kiedy była nastolatką, i który oszałamiał każdą słabą, zdradziecką komórkę w jej ciele, po prostu nie był tym, kim chciała, żeby był. Pół godziny później Mitch nadal się nie pokazał, a King wciąż był zajęty z gościem na tarasie. Schodząc na dół do pustego salonu, Rayne mogła słyszeć ściszone głosy dobiegające z zalanego słońcem tarasu. Męski głos prowadzącego wywiad był raczej monotonny i mało interesujący, zwłaszcza w kontraście do głębokiego, bogato modulowanego głosu Kinga. Jak
R
jakakolwiek kobieta mogłaby mu się oprzeć, zastanawiała się, zasłuchana. Z całą tą jego doskonałością. Z jego wyglądem, ze sposobem, w jaki się zachowywał, w jaki się ubierał. Ten seksowny, ale i autorytatywny głos miał
L T
taką moc, że każdej kobiecie, do której King mówił, miękły kolana. Były też inne cechy jego osobowości. Determinacja i zapał, i ta niezmordowana energia dopełniające całości. Czyniły z niego kogoś, kogo nie sposób było ignorować. Powodował u niej na całym ciele gęsią skórkę, tak jak to się działo teraz. Gęsią skórkę i skurcze w brzuchu na myśl o tym, co musi zrobić i jakie mogą być konsekwencje wyznania prawdy. Słysząc, że wywiad zmierza do końca, nagle straciła głowę. Czy nie powinna najpierw porozmawiać z Mitchem? Dobiegła prawie do schodów, kiedy usłyszała na wyłożonej terakotą podłodze męskie kroki. Przyspieszyła, chcąc uciec, zanim dosięgną holu. Ale było za późno. – Och, Rayne... – Słysząc pełen słodyczy głos Kinga, poczuła, jak włosy unoszą się na jej odsłoniętym przez wysoko upięty kok karku. – Widziałaś Helen? – Od pewnego czasu nie. – Odwróciła się i wstrzymała oddech na widok jego pełnej wdzięku postaci, wystudiowanej elegancji ciemnego garnituru i 46
władczej imponującej postawy. Dlaczego inni mężczyźni zawsze wydawali się przy nim niepozorni? Omiotła tylko przelotnie wzrokiem jego młodszego i niższego towarzysza, bo wbrew woli cała jej uwaga skierowana była na Kinga. Aż do chwili, kiedy ten odezwał się do swego płowowłosego gościa. Przypominając sobie o dobrych manierach, zwróciła się do drugiego mężczyzny, żeby się przywitać. A wtedy słowa powitania i uśmiech zamarły jej na ustach. – Co ty tu robisz? – spytał dziennikarz. – Znacie się? – King miał dziwną minę. Chciała zaprzeczyć.
R
Chaotycznie zastanawiała się, jakie były szanse na to, żeby dziennikarz, który przyszedł na wywiad z Kingiem, okazał się jej znajomym. Nie tylko znajomym. Nelsonem Faradayem!
L T
– Pracowaliśmy kiedyś razem – przyznała, odzyskując mowę. Miała nadzieję, że wygadany dziennikarz jej nie zdradzi.
– W jakim charakterze? – spytał King z tym samym zaciekawionym uśmiechem, ale za jego uprzejmością krył się instynkt tropiącego ofiarę tygrysa.
– Byłam praktykantką w redakcji – powiedziała szybko. – Kiedy zaczynałam, Nelson był już przydzielony do większych zadań. – Tak wielkich, że już po kilku wspólnych zadaniach miała dość, tak bardzo nie podobały jej się jego reporterskie metody. Ten facet wiedział o niej stanowczo za dużo. Przeraziło ja to. – Jesteś zbyt skromna. – Pomimo wyraźnej z jej strony niechęci do rozmowy, jej były kolega celowo podjął wątek. Najwyraźniej zastanawiał się, co mogła robić w domu milionerów. – Może i była praktykantką, kiedy zaczynała pracę w tym prowincjonalnym małym szmatławcu – zwrócił się do Kinga – ale każdy wiedział, że niczym pies gończy miała nosa do łowienia 47
najbardziej gorących tematów. Nelson Faraday najwyraźniej nadal chował urazę, uświadomiła sobie, zerkając z przerażeniem w stronę Kinga. Ten zacisnął zęby, a jego rysy zastygły w granitową maskę. – Ojej... – Dziennikarz grał godną Oscara komedię, przybierając zawstydzoną minę, bo doskonale wyczuwał bijący od Kinga chłód, mogący zamrozić śródziemnomorski upał. – Powiedziałem coś, czego nie powinienem? – Nie, oczywiście, że nie – rzuciła Rayne szybko, świadoma taktyki
R
Nelsona i tego, co musiał sobie myśleć. Że albo miała romans z dynamicznym liderem rodziny Clayborne'ów, albo próbowała się dokopać do jakiegoś brzydkiego sekretu rodzinnego. Co do tego ostatniego nie bardzo się mylił,
L T
pomyślała z bijącym szaleńczo sercem.
– Ależ skąd – dodał King z przyklejonym uśmiechem. Ton jego głosu przyprawił Rayne o drżenie.
– Cóż, cudownie cię było znowu zobaczyć, Lorrayne. – Faraday wycofywał się pod czujnym wzrokiem Kinga. – Wyślę panu kopię wywiadu. – Proszę tak zrobić – odparł King urywanie, niebezpiecznie cicho. Jego gniew wzrastał, a Rayne miała doznać całego jego impetu. Zdawała sobie z tego sprawę i wiedziała, że na to zasłużyła. Powinna mu była wszystko powiedzieć. Im obu. Na samym początku. Ale jak tylko tamten mężczyzna wyszedł, tchórzliwie czmychnęła w stronę schodów. Chciała zejść mu z oczu, dopóki się nie uspokoi. – Och, nie, nigdzie nie pójdziesz. – Silne palce Kinga zacisnęły się na jej nadgarstku, udaremniając ucieczkę. – Jesteś Lorri Hardwicke. No, no, no. Coś takiego. – Puść mnie. – Wyczuwała wściekłość pulsującą w palcach 48
wczepionych w jej rękę. – Miałam ci powiedzieć. Wam obu! – Tak? To bardzo wspaniałomyślnie z twojej strony! A kiedy dokładnie? Kiedy już zdobędziesz swój sensacyjny materiał? Czego właściwie szukasz? Za czym gonisz, Rayne? – Miał pobladłą twarz, a głos niebezpiecznie cichy. Przerażona, jednym rozpaczliwym szarpnięciem uwolniła się. – Tego, co prawnie należało do mojego ojca! – rzuciła mu, rozcierając nadgarstek. – A co to takiego?
R
– Wiesz doskonale! Ukradłeś mu oprogramowanie! Ty i Mitch. Wiedzieliście, że MiracleMed było jego dziełem. Ukradliście mu to. – Moja droga młoda damo, bardzo się mylisz, sądząc, że możesz
L T
wysuwać bezkarnie tak poważne zarzuty.
– Nie mylę się. Wiem, ile godzin tata nad tym pracował, w domu i w biurze. I nie mów do mnie w ten sposób. Nie potrzebuję, żebyś traktował mnie protekcjonalnie.
– Potrzebujesz wyłącznie przyjemności, jaką mogę dać twojemu pięknemu ciału, kiedy ci to akurat odpowiada. – Nie!
– Nie zaprzeczaj, Rayne. Jesteś opętana żądzą mojego ciała, podobnie jak ja twojego. A może to tylko część twojej gry? – Nie! – Co innego mogła powiedzieć? – To... po prostu się stało – wyjąkała, cofając się przed nim. – Założę się, że tak. Pewnie przez całą drogę do banku śmiałaś się na myśl o tym, jak dałem się nabrać. – Nie nabierałam cię. – Mnie może nie, ale Mitcha na pewno. Zatem czego chcesz? 49
Pieniędzy? – Tylko to się liczy dla takich jak wy, prawda? – Była bliska łez. Ale to były łzy gniewu i frustracji, powstrzymywane tak długo. – Cóż, pewnie zdziwi cię, że niektórzy stawiają honor i szacunek ponad bogactwo zdobyte kosztem innych ludzi. – Naprawdę? Niewiele było honoru w twojej małej intrydze, dzięki której znalazłaś się w tym domu. Złodzieje nie ukradli ci paszportu, prawda? – King Clay– borne mógł być wszystkim, ale na pewno nie głupcem. – Nie. Był w samochodzie w schowku na rękawiczki, razem z prawem jazdy.
R
– A twoje karty kredytowe? Gdzie się znajdowały, kiedy Mitch i ja finansowaliśmy wszystkie twoje wymagania? Posiłki. Wypady do miasta.
L T
Kwiaty dla twojej biednej niedomagającej matki.
Lekceważący ton, z jakim mówił o Cynthii Hardwicke, rozwścieczył Rayne.
– Moja matka jest chora! Bardzo chora! Nie waż się więcej mówić o jej chorobie w taki sposób! A moje karty kredytowe zostały skradzione. Zabrali mi torebkę. Czeki podróżne. Wszystkie pieniądze. Wszystko! Kiedy Mitch doszedł do wniosku, że straciłam także paszport i zaprosił mnie tutaj, to... cóż... pozwoliłam, żeby tak myślał. Czułam, że jest mi to winien. A przynajmniej mojemu tacie. Musiałam z nim porozmawiać i wiedziałam, że to nie będzie łatwe. To była szansa, na jaką czekałam. – Założę się, że tak. A co miałaś nadzieję uzyskać przez to wszystko? Skoro, jak mówisz, jesteś zbyt honorowa, żeby go szantażować sprzedażą jakichś sfiksowanych historii gazetom? Jesteś w zmowie z tym typkiem Faradayem? Tak? Czy to dlatego znalazł się tutaj tak przypadkowo właśnie dzisiaj? 50
– To zwykły zbieg okoliczności! Nie zamierzałam szantażować Mitcha. Gdyby udało mi się z nim porozmawiać, powiedziałabym mu, kim jestem i przez co przeszedł mój ojciec. Miałam nadzieję, że to wzbudzi w nim wyrzuty sumienia. – Nie mogła się powstrzymać, żeby nie dodać: – Ani przez chwilę nie łudziłam się, że mogłabym przemówić do twojego sumienia. – To dlaczego nie powiedziałaś mu, kim jesteś na samym początku? Tamtego dnia, kiedy tu trafiłaś? – zignorował tę ostatnią uwagę. – Może perspektywa zamieszkania tutaj była zbyt dobrą okazją dla twojego instynktu dziennikarki, żeby ją przepuścić?
R
– Nie powiedziałam mu, bo był roztrzęsiony po tym, jak tamci faceci zabrali koło od jego wózka – odrzekła, ignorując z kolei jego. – Nie chciałam mówić ani robić czegoś, co zdenerwowałoby go jeszcze bardziej. Ani
L T
następnego dnia, skoro nadal nie czuł się dobrze. – A wtedy przyjechałeś ty, przypomniała sobie, z ustami zaciętymi buntowniczo, choć mu tego nie powiedziała. – Helen powiedziała, że ma problem z sercem i wysokim ciśnieniem krwi... – Uniosła ramię w bezradnym geście. – Nie chciałam być odpowiedzialna za jego chorobę.
– Czyżbym wyczuwał wyrzuty sumienia, Rayne? To z pewnością niemożliwe. Skądże. Będziesz musiała mi wybaczyć – ciągnął bez cienia przeprosin w głosie.
– Zatem nazywasz się Lorri, prawda? Nie jest chyba łatwo radzić sobie ze zmianą tożsamości. – Nie zmieniłam tożsamości. Publikuję pod nazwiskiem Rayne Carpenter. – Dlaczego? Żeby twoje ofiary nie wiedziały, kim jesteś, kiedy będą czytać sensacyjne brudy, które uda ci się wywlec na ich temat? – Nie pisuję takiego rodzaju informacji. – Chociaż świetnie byłoby mieć 51
taką. szansę. Nigdy nie wyszła poza opisy pożarów mieszkań zaprószonych przez frytkownice i lokalnych demonstracji przeciwko zamykaniu bibliotek, cokolwiek Nelson Faraday mu zasugerował. – Pisuję wyłącznie prawdę. – Czy raczej przeinaczoną wypaczoną jej wersję. – Czy to wypaczenie oczekiwać uznania dla pracy mojego ojca? Nie chodzi mi o żadną osobistą ani finansową korzyść. – Po prostu stawiasz poważne zarzuty komuś, kto jest zbyt chory, żeby się bronić. Cóż, więc ja stanę w jego obronie, Lorri. Grant Hardwicke włożył wiele wysiłku w MiracleMed. To prawda. Ale zrobił to, pracując dla korporacji.
R
– To właśnie mu powiedziałeś, przychodząc do nas tamtego wieczoru. Strasząc go, ponieważ chciał dochodzić swoich praw. To on stworzył to
L T
oprogramowanie, dużo wcześniej, zanim połączył siły z Mitchem. Nie miał tylko środków, żeby je wprowadzić na rynek. Był uczciwy i ciężko pracował, i nigdy w całym swoim życiu nikogo nie oszukał ani nie okłamał. Zachorował przez ciebie. Przez ciebie i Mitcha! Gdyby nie to, być może nadal by żył. Podświadomie czuła, że to jednak nie była całkowita prawda. Jeszcze inne sprawy składały się na depresję jej ojca. Alkohol rujnujący życie rodziny. Utrata woli do robienia czegokolwiek, nawet szukania pracy. Potęgujące się poczucie bezsensu.
– Podziwiam twoją lojalność wobec ojca. – Zadziwił ją tym stwierdzeniem. – Ale w moich oczach nie był aż takim wzorem cnót, jakim najwyraźniej ty go widziałaś. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, najdroższa. Grant Hardwicke był takim samym oportunistą i egoistą jak inni. – To kłamstwo! – Czyżby? – Patrząc w przeszłość, King nadal nie mógł uwierzyć w krokodyle łzy Granta, kiedy powiedział mu o wypadku Mitcha. Skupiał się na 52
swojej osobistej tragedii i tym wszystkim, co mógł utracić, gdyby ujawnił oskarżenia dotyczące kradzieży. – Sprawianie ci bólu to ostatnia rzecz, jakiej bym chciał. Ale będę bezwzględny, skoro oskarżasz mnie o... Urwał gwałtownie, bo na schodach nagle pojawiła się zaczerwieniona Helen, zbiegając gwałtownie w ich stronę. – Och, monsieur! Lepiej niech pan szybko przyjdzie. Chodzi o monsieur Clayborne'a! Dostał ataku! King rzucił się na górę po schodach, pokonując po dwa stopnie naraz. Zanim Rayne, a za nią gospodyni wpadły do pokoju Mitcha, był już przy
R
łóżku ojca. Jeden rzut oka na siedzącego na brzegu łóżka starszego pana, nadal niekompletnie ubranego, wystarczał, żeby wiedzieć, że cierpi straszne bóle.
L T
– Dzwoń po karetkę! – zawołał King do Helen. Kiedy gospodyni wzywała pomocy przez telefon, Rayne szybko podeszła do łóżka. Boże, błagam, modliła się, pozwól, żeby wyzdrowiał. Nie pozwól, żebym miała go na sumieniu.
– Musi leżeć – zwróciła się do Kinga. To była jedyna sytuacja, kiedy King potrzebował czyjejś pomocy i rady. Spojrzał na Rayne pytająco. – W porządku, wiem, co robię. – To nie był dobry moment na wyjaśnienia, że po śmierci ojca poszła na kurs pierwszej pomocy. Poinstruowała go, jak może pomóc ojcu, układając go w możliwie najwygodniejszej pozycji. Obserwowała Kinga próbującego pomimo własnego przerażenia uspokoić starszego pana. Och, gdyby do niej odezwał się z takim uczuciem! Karetka nadjechała szybko. – Czy mogę pojechać z tobą? – spytała. King zbiegał po schodach, podczas gdy zespół ratowniczy zwoził Mitcha windą. – Ty? – wykrzyknął, jego mina wyrażała mieszankę zdziwienia i 53
ślepego sprzeciwu. Bez wahania rzuciła się na ratunek jego ojcu, pomyślał. Wyglądała na przejętą. Szczerze zdenerwowaną. Ale z kobietą, a zwłaszcza tą, czy można być czegoś pewnym? – To nie będzie konieczne – powiedział krótko, wychodząc. Patrzyła na ciemną oddalającą się sylwetkę i czuła się, jakby ją spoliczkował. – O co chodzi, synu? – Mitch wpatrywał się w szerokie plecy syna, wyglądającego przez okno prywatnej kliniki. – Bóg jeden wie, że nie byłem najlepszym ojcem. Ale skoro jednak nie umieram, mógłbyś okazać nieco więcej radości.
R
Ciężko wzdychając, King oderwał się od obserwacji nieobecnym wzrokiem pogodnego wieczornego nieba. Skrzywił się na uwagę ojca. Głos Mitcha brzmiał zdecydowanie lepiej. Oddychał lżej niż kilka godzin
L T
wcześniej. Nie zamierzał tak czy inaczej przysparzać ojcu cierpień. – To nic pilnego – odpowiedział.
– Nic, czego nie mógłbym znieść jak mężczyzna. Nawet przywiązany do łóżka niczym zwiędła marionetka. Mów! – To dotyczy Rayne.
– Co z nią? – Mitch uniósł głowę znad góry poduszek, nagle zaniepokojony. – Wszystko z nią w porządku, prawda? King przytaknął. To nie do wiary, jak bardzo jego ojciec ją polubił. – Zatem co? King wahał się, ale tylko przez chwilę. – To jest Lorri Hardwicke. – Jak mogłem tego nie wyczuć! – Wiesz, dlaczego się tu znalazła? Po co tu przyjechała? – Domyślam się. Ale mi powiedz. – Powtórzyła to, co Grant mówił przed laty. Że wzbogaciliśmy się na 54
MiracleMed, które w rzeczywistości należało do niego. W skrócie, oskarża nas, a ciebie w szczególności, o zachowanie głęboko nieetyczne. Właściwie o zwykłą kradzież. – Czy posunął się za daleko? Zastanawiał się niespokojnie, wściekły na siebie, że mu to powiedział, widząc jego pociemniałe z bólu oczy i słysząc nagle wysilony oddech. – Ona ma rację, King. – Co takiego? – Naprawdę ukradłem to oprogramowanie. – Co ty mówisz? – Usta Kinga wykrzywiły niedowierzanie i odraza.
R
– To prawda – przyznał Mitch z wysiłkiem. – Myślałeś, że włożyłem w to dużo własnej pracy, ale nie. Cieszę się, że to się w końcu wydało. I że się o tym dowiedziałeś, synu. Trzymanie tego w tajemnicy przed tobą przez te
L T
wszystkie lata było piekłem.
Po raz pierwszy King nie był w stanie jasno myśleć. Czy dobrze go zrozumiał? Czy jego ojciec naprawdę przyznawał się do kradzieży? Czy to właśnie gryzło go przez cały ten czas, powodując jego zgorzknienie? – Pozwoliłeś mi, nam wszystkim, sądzić, że stworzył to wszystko, pracując dla firmy. W każdym razie większość tego oprogramowania. Pod szyldem naszej korporacji – przypomniał mu ostro. – Miałem jego słowo przeciwko mojemu, a on nie miał żadnych dowodów. – I przywłaszczyłeś to sobie, nazywając własnym? Intelektualną własność innego człowieka? Nie przyszło ci do głowy, że pozbawiłeś go środków do życia? Że miał na utrzymaniu rodzinę? Żonę i córkę? – Przyszła po mnie. — Głos Mitcha brzmiał jak z oddali, jak gdyby słowa Kinga nie docierały do niego. – Po tych wszystkich latach. Cóż to za pełne życia stworzenie. 55
– Jest podstępna – wychrypiał King, czując narastający gniew. Nie był jednak pewien, czy ma być wściekły na nią i na ojca, czy po prostu na siebie. – Ale aż do tej chwili nie zdawałem sobie sprawy, że ty też taki jesteś. Mój ojciec! – Odwrócił się znowu do okna, masując sobie kark, niewidzącym wzrokiem wodząc po lśniącym niebie. Nie chciał mówić w ten sposób do chorego ojca. Nie chciał też mówić tamtych słów do Rayne. Ale szok po wyjawieniu, kim była, i świadomość, że zrobiono z niego głupca, były zbyt wielkim ciosem dla jego ego. Nie mógł zapomnieć, jak zaciekle broniła Granta Hardwicke’a, z całą lojalnością i determinacją kochającej córki. Ani
R
uczuć malujących się na jej twarzy, kiedy go poprosiła, żeby ją zabrał ze sobą do szpitala, a on brutalnie odmówił. Po tym, jak udzieliła pomocy jego ojcu, chociaż mogła odwrócić się plecami i pozostać z boku. A przecież kilka minut
L T
wcześniej oskarżała Mitcha o kradzież. Co gorsza, miała rację. – King? – Niechętnie odwrócił się w stronę na pół leżącej postaci na łóżku.
– Dlaczego? Dlaczego, do cholery, to zrobiłeś? Dlaczego, Mitch? W wodnistoniebieskich oczach wyzierających ze zwykle raczej rumianej pomarszczonej twarzy ojca ze zdumieniem ujrzał skruchę i smutek. – Czy naprawdę musisz o to pytać? – oddychał ciężko. – Przecież dobrze wiesz dlaczego.
56
ROZDZIAŁ SZÓSTY Niebo z bladozłotego przybrało barwę płonącego szkarłatu. Na terenach otaczających rezydencję i porośniętym lasem wzgórzu odezwały się świerszcze. W oddali poniżej Monte Carlo budziło się do nocnego życia. Na tarasie z ręką na rozgrzanej słońcem kamiennej poręczy balustrady Rayne obserwowała, jak światła rozbłyskują w hotelach i apartamentach, kawiarniach i barach nad brzegiem morza. Tysiące gwiazd błyszczało niemal tak samo jaskrawo jak planeta, która zdawała się mrugać do niej znad
R
ciemnego czubka cyprysu. Jedna samotna gwiazda w płonącym wszech– świecie. Dokładnie tak się czuła w tej chwili. Helen poszła do siebie ponad godzinę temu, a Rayne nie miała wiadomości od Kinga, odkąd wyjechał
L T
razem z ojcem i lekarzami pogotowia tamtego poranka. Gwałtownie
westchnęła,
słysząc
niski
pomruk
silnika
wozu
skręcającego w niewidoczną zza drzew bramę. Sekundę później lamborghini znalazło się na podjeździe. King wysiadł i wręczył służącemu kluczyki, żeby wstawił wóz na noc do garażu.
Słyszała przytłumione głosy. Niski i melodyjny Kinga oraz pełen szacunku głos drugiego mężczyzny. Szacunku dla swego bogatego i wpływowego pracodawcy. Nie miała wątpliwości, że King go zatrudniał. Helen wspomniała jej wcześniej, że przejął w tych dniach większość spraw ojca. Próbowała kilka razy dzwonić na jego komórkę, żeby zapytać o Mitcha. Telefon był nieustannie zajęty albo odzywała się poczta głosowa. Wiadomość, jaką zostawiła na sekretarce koło południa z prośbą, żeby oddzwonił, pozostała bez odpowiedzi. Helen nie była w stanie powiedzieć jej
57
nic ponad to, że chory jest poddawany badaniom. Ciemna głowa Kinga zniknęła pod portykiem. Czekała, wstrzymując oddech. Kilka chwil później odwróciła się z bijącym sercem na odgłos jego lekkich kroków zbliżających się do niej na tarasie. – Jak się czuje Mitch? – spytała bez wstępów. Oczekiwała jakiegoś pełnego ironii komentarza o jej udanej trosce. King nadal miał na sobie białą koszulę i ciemne spodnie od garnituru, który nosił rano. Ale marynarkę zawiesił na ramieniu. Był bez krawata, a – wymiętą koszulę rozpiął pod szyją. Czarne pasma włosów opadały mu na czoło. Silna szczęka pociemniała od
R
całodziennego zarostu, a zza rozpiętej koszuli wyzierał porośnięty czarnymi włosami tors. Nigdy wcześniej nie widziała, żeby wyglądał tak niechlujnie. Ani tak zniewalająco seksownie.
L T
– Miał atak dusznicy. To nie był zawał. – Ulga, z jaką wymawiał te słowa, była niemal namacalna. – Czyli wyzdrowieje?
Patrzył na złocistą opaleniznę jej ramion, a ona czuła, jakby biały delikatny szyfon sukni rozpuszczał się pod jego palącym spojrzeniem. – Naprawdę cię to interesuje? – szepnął. Tak cicho, że mogła się przesłyszeć. Rzucił niedbale marynarkę na jedno z wyściełanych krzeseł – Oczywiście. Zostawiłam ci przecież wiadomość. Nie odpowiedziałeś. Bo nie wiedział, co miał jej powiedzieć po kłótni dzisiejszego ranka. Nie miał pojęcia, jak powinien rozegrać sprawy, o których powiedział mu ojciec. Skinął tylko nieznacznie głową, potwierdzając, że słyszy jej słowa. – Zostawili go na obserwacji. Ale rokowania są dobre. Wyglądał tak bezradnie. Chciała podejść do niego i wziąć go w ramiona. Tak jak on to zrobił tamtego dnia. Powiedzieć mu, że dobrze rozumie, jaką traumą jest choroba rodzica. Ale powstrzymała się. To był 58
przecież King Clayborne. Twardy. Nieczuły. Nieprzenikniony. Podejrzewał ją, że od początku swojego pobytu tutaj knuła intrygę. Nie miał dla niej za grosz współczucia. Ani dla żadnego członka jej rodziny. – Przyszedłeś, żeby mnie stąd wyrzucić? – Nie. – Myślałam, że pozbędziesz się mnie natychmiast. – Też tak myślałem – przyznał z gorzkim uśmiechem. – Dlaczego zmieniłeś zdanie? A może chcesz mnie tu trzymać, żeby odpłacić mi za wszystkie te kłamstwa?
R
Podszedł bliżej i oparł się o balustradę, ze wzrokiem utkwionym w morze, ponad migoczącymi światłami miasta.
– Za jakiego człowieka mnie uważasz, Lorrayne?
L T
Nie mogła odpowiedzieć od razu, bo wszystkie określenia przechodzące jej przez głowę nie były zbyt pochlebne.
– Twardego. Zdeterminowanego. Nieprzejednanego.
– Dlaczego odnoszę wrażenie, że starannie wybrałaś te słowa ze steku pejoratywnych określeń – prychnął. – Myślisz też, że bez skrupułów uczestniczyłem w zdradzieckim, niezgodnym z prawem akcie wymierzonym przeciwko twojemu ojcu. Chcę, żebyś wiedziała, że nie miałem z tym nic wspólnego.
Dziwne, ale mu uwierzyła. Z głębi jego głosu i niepokojącej klarowności oczu biła prawda. —A Mitch? Powiedziałeś mu, kim jestem? – W jej tonie wyczuł urazę. Do Mitcha, do niego samego. Musiała ją w sobie chować całymi latami. – On wie. – 1 co powiedział? – Śliczna twarz Rayne pełna była bólu i oskarżenia. – Przyznał, że MiracleMed było własnością taty? I że ukradł mu je sprzed nosa? 59
King wziął głęboki wdech. – To niezupełnie było tak, Lorri. – Nie? A jak to było? Patrzył uparcie w dół na migoczące barwami Monako, na tylne światła aut tworzących plamę koloru na autostradzie biegnącej wzdłuż linii brzegowej. Ten dzień dokonał w nim spustoszeń jak żaden. Najpierw dowiedział się, że Rayne to Lorri Hardwicke. Potem Mitch miał podejrzenie ataku serca. I na dodatek to szokujące wyznanie w klinice, czyniące z ojca niemal kryminalistę. Choć jego wina miała bardziej naturę moralną niż
R
prawną. Mimo to świadomość, że Grant został potraktowany tak niesprawiedliwie, obrażała poczucie przyzwoitości Kinga. Nie będzie łatwo powiedzieć jego córce prawdę. Na pewno wolałaby jej nie poznać.
L T
– Zaraz po tym, jak zostali wspólnikami, twój ojciec podpisał z Mitchem umowę. Zgodnie z nią każda praca wykonana dla firmy stanowiła własność spółki. Wiem to, bo czytałem tamten punkt w umowie. Moja sekretarka przesłała mi go dzisiaj mejlem. Twój ojciec był technicznym geniuszem, ale za grosz nie znał się na prowadzeniu interesów. Gdyby było inaczej, zabezpieczyłby swoje prawa do tego oprogramowania, zanim podpisał umowę. Nie zrobił tego, niestety. To go miało wiele kosztować. – I tyle? Podpisał umowę pozbawiającą go praw. Niestety. Dlaczego? Bo przyniosło to rodzinie Clyborne’ów tak dużo pieniędzy? – Przestań, Lorrayne – powiedział cicho. Rozumiał jej ból, uzasadniony gniew i gorycz. Żałował, że Mitch powiedział mu to dzisiaj. Mógł przyznać, że oprogramowanie było własnością kogoś innego. Postanowił jednak tego nie robić. W akcie zemsty wobec człowieka, który był wcześniej jego przyjacielem. Z nienawiści. Żeby go dotkliwie zranić. – Nikt nie mógł przewidzieć sukcesu, jaki MiracleMed odniósł, pojawiając się na rynku. 60
– Ale odniósł. A tata nigdy nie otrzymał z tego tytułu profitów. – Możesz mi wierzyć, nikt tego bardziej nie żałuje ode mnie. – Nie dodał, że jego ojciec również tego żałował. Jeśli Mitch chce ją przeprosić, musi to zrobić osobiście. Nie wiedział, dlaczego nagle tym go obarczył. Może obawiał się śmierci i chciał zrzucić z piersi ten ciężar? Przynajmniej jednak mógł zrozumieć, dlaczego ojciec stał się zgorzkniały. Wyrzuty sumienia doprowadziły go do choroby. – Zatem nic nie mogę na to poradzić, bo wszystko było podpisane, zaplombowane i zgodne z prawem. Ale to nie zmienia faktu, że twój ojciec
R
wszedł w posiadanie tego oprogramowania w sposób niemoralny, czerpiąc z tego korzyści. Po tamtej kłótni, którą najwyraźniej sprowokował, kiedy tata odszedł z firmy. To nie mogła być wina taty. On się nigdy z nikim nie kłócił.
L T
– Na litość boską, Lorri, przestań być taka naiwna! – Naiwna? Myślisz, że nie znałam własnego ojca? – Najwyraźniej nie.
– Co to ma znaczyć?
– Najwyższy czas, mój źle poinformowany koteczku, żebyś usłyszała kilka słów prawdy o tym, co naprawdę zniszczyło ich partnerstwo. – To była zawodowa zazdrość. Mitch wiedział, że MiracleMed przyniesie fortunę. Chciał zatrzymać wszystkie zyski dla siebie. – Nie mogła uwierzyć, że mówiła te wszystkie rzeczy o mężczyźnie, który przygarnął ją pod swój dach. Zaoferował jedzenie, opiekę i bezpieczne schronienie, kiedy znalazła się pozostawiona własnemu losowi tak daleko od domu. – Tak, zazdrość. Ale głęboko osobista. Mój ojciec pokłócił się z twoim z powodu romansu, jaki Grant miał z żoną Mitcha. – Kłamiesz! – Nie mogła uwierzyć, że King mógł wymyślić coś tak podłego. 61
– Doprawdy? A jak myślisz, dlaczego twój ojciec nie wniósł żadnych roszczeń? Nie próbował zabezpieczyć swoich praw do własnego oprogramowania? – Bo mu groziłeś! Byłam tam wtedy – przypomniała mu z pasją. – I myślisz, że to by go powstrzymało, gdyby nie miał niczego do ukrycia? Chciała zaprotestować, ale z jego słów biła taka wiarygodność, że zabrakło jej słów. Kiedyś się zastanawiała, dlaczego ojciec nie walczył o prawa do MiracleMed. Błagała go o to, ale on tego nie robił. Myślała wtedy, że po prostu brakowało mu sił do walki.
R
– Przyszedłem do was tamtej nocy, żeby mu powiedzieć, by trzymał się z dala od mojego ojca. Myślałem tylko o tym, że moja macocha zginęła w
L T
wypadku, a ojciec prawdopodobnie do końca życia pozostanie na wózku inwalidzkim. Mitch wiedział o tym romansie od tygodni, ale szok spowodowany wyznaniem Karen, że go zostawia, by uciec z twoim ojcem, sprawił, że stracił kontrolę nad kierownicą i wpadł na drzewo tamtej nocy. Zamierzał cię zostawić, Lorrayne. Ciebie i twoją matkę. Ten kochany, oddany mąż i ojciec. – Pełne potępienia słowa świadczyły, jak mało szanował Granta Hardwicke'a i samą instytucję małżeństwa. – Naprawdę o tym nie wiedziałaś? Zdruzgotana Rayne mogła się tylko na niego gapić. W końcu potrząsnęła głową. Jak to możliwe? Przecież rodzice się kochali, myślała z bólem. A może King miał rację, wytykając jej naiwność? Czy Cynthia Hardwicke wiedziała? Czy była świadoma niewierności męża? Ależ nie, to niemożliwe. Z bólem przypomniała sobie nieustanne zapewnienia matki, że to pamięć o Grancie dawała jej siłę do walki z chorobą. Co by się stało, gdyby się teraz dowiedziała, że cała jego miłość i oddanie były fikcją? To by ją zabiło. 62
– Przykro mi, że musiałem zniszczyć wszystkie twoje iluzje co do miłości i małżeństwa, najdroższa. – Nie jestem twoją najdroższą. – Nie chciała jego czułości po tym, jak okrutnie otworzył jej oczy. – Może i nie – zgodził się z nią, a to zabolało ją jeszcze bardziej. – Ale czujesz się zraniona i nie możesz się pozbierać, to zrozumiałe. Skąd możesz wiedzieć, co ja czuję? – chciała rzucić mu w twarz, ale powstrzymała się. To nie była jego wina, że wszystko, w co wierzyła, rozsypało się w pył w ciągu kilku minut. Choć może tak jej się teraz wydawało.
R
Odwróciła się od niego z rękoma zwieszonymi na balustradzie. – Kłamał – tylko to mogła wykrztusić, wpatrzona w ciemniejące morze.
L T
Zraniona tak bardzo, że wątpiła, by mogła jeszcze kiedykolwiek w życiu komuś zaufać.
– Okłamywał mnie. Mamę...
– Przykro mi. Namiętność pozbawia nas wszelkich skrupułów. To druga najsilniejsza pierwotna siła we wszechświecie. – Druga?
– Pierwsza to potrzeba utrwalania gatunków – mówił bezbarwnym tonem, bez jakichkolwiek sentymentów. Roześmiał się chrapliwie, kiedy mu to wytknęła. – Czyżby? – Tylko do tego służy miłość? Żeby powoływać do życia dzieci? – Tak, ale nie rozmawiamy przecież o miłości, prawda, Lorri? – Chwycił ją za rękę, ale gniewnie wyrwała się z uścisku. – Nie nazywaj mnie tak! – Ojciec, którego kochała i któremu ufała, pierwszy zaczął nazywać ją w ten sposób. Inni nazywali ją po prostu Lorrayne. – Dla ciebie jestem Rayne! 63
Nie miał nic przeciwko temu. Przyzwyczaił się do tego imienia. Pasowało do kobiety, jaką się stała. Tak bardzo różniła się od chudego i jąkającego się, przynajmniej kiedy rozmawiała z nim, małego stracha na wróble, którego znał pod imieniem Lorri. – Nie czuj do mnie nienawiści tylko dlatego, że uświadomiłem ci fakty. – Nie. – Nienawiść była zaledwie rewersem, sugerującym uczucia zbyt silne, żeby mogła choćby o nich myśleć. – Dlaczego miałabym? – Bo zrzuciłem twojego rycerza w złotej zbroi z konia. – Jestem do tego przyzwyczajona – wyszeptała ze łzami szklącymi się w
R
oczach. – W końcu już raz mi to zrobiłeś. Szalałam za tobą – przestała już zważać na słowa. – Wiem.
L T
– Czy to było aż tak widoczne? Zwracałeś na mnie uwagę? – W swoich najdzikszych marzeniach nastolatki nigdy nie ośmieliła się mieć na to nadziei. – Byłaś wtedy dzieckiem – odparł krótko. – Miałam osiemnaście lat!
– Jak powiedziałem, byłaś dzieckiem! – powtórzył, podnosząc jej podbródek jednym palcem i delikatnie gładząc kciukiem nadąsane usta. – Małą dziewczynką z ogromnymi wygłodniałymi oczami. Pamiętam nawet, że pomyślałem, że kiedyś jakiś mężczyzna w nich utonie. Ale jakie prawa przysługiwały chorej z miłości nastolatce? Podejrzewam, że chciałaś mnie uwieść. – Nie byłam chora z miłości – zaprzeczyła, z rumieńcem wstydu rozlewającym się po policzkach, wyczerpana nerwowo uczuciami, jakie narastały w niej w ciągu ostatnich godzin, kiedy trzymał ją w niepewności. Bo cierpiała z tęsknoty. Żeby go zobaczyć, porozmawiać z nim. Przez cały dzień, kiedy powinna pałać do niego nienawiścią. Wszystko, czego w tej 64
chwili chciała, od momentu, kiedy się tu pojawił dziś wieczór, to żeby wziął ją do łóżka. – A nawet jeśli, i tak nic by z tego nie wyszło, prawda? – wyszeptała, czując nagle krew pulsującą w skroniach, kiedy jego ręka ześlizgiwała się lekko po jej nagim ramieniu, rozpalając w niej płomień. – Przez większość czasu ignorowałeś mnie. – Nie zachwycały mnie nastroszone farbowane włosy, ciemnoczerwona szminka i jaskrawe cienie na oczach. A co byś wolała, żebym zrobił? Przełożył cię przez kolano za to, że myślałaś o robieniu tego z kimś o wiele od ciebie starszym?
R
– Miałeś tylko dwadzieścia trzy lata! To tylko pięć lat!
– Ale te pięć lat robiło olbrzymią różnicę. Pochłonięta pożądaniem silniejszym od jej woli spojrzała w górę na niego i spytała prowokacyjnie ochrypłym głosem:
L T
– Co właściwie chcesz przez to powiedzieć? Że jestem dla ciebie za młoda?
Ponad odgłosami świerszczy słyszała jego gwałtowny oddech. Na tarasie właśnie zabłysło światło i dostrzegła zmysłowy ruch ust, zanim wymamrotał: – Teraz już nie.
Zdrowy rozsądek powinien jej podpowiedzieć, żeby zatrzymała to szaleństwo, zanim zajdzie zbyt daleko i wymknie się spod kontroli. Ale kiedy jego usta dotknęły jej warg, na wszystko było już za późno.
65
ROZDZIAŁ SIÓDMY Utonęła w jego ramionach, kiedy ją objął. Nie golił się od tamtego poranka, więc jego broda drapała ją jak tarka. Ale cieszyła się tym, i ciepłem, które od niego biło. Ta bliskość przepędzała wszystkie bolesne chwile – tego dnia, zeszłego tygodnia i dalszej przeszłości. Liczył się tylko on, tutaj i teraz, pożądanie, które kazało jej przylgnąć do niego, jako jedynej dającej poczucie bezpieczeństwa osoby w jej rozpadającym się wszech– świecie.
R
Tak bardzo tego pragnęła. Teraz tysiąc razy bardziej niż dotąd. Jak gdyby uczucia, którymi darzyła go jako nastolatka, nie umarły. Ukryte gdzieś w jej głębi, dojrzewały i wzrastały, a teraz ogarnęły ją niczym powódź.
L T
Wybuchały od koniuszków jej palców przez każdy nerw. Wtedy była dzieckiem, ale teraz kobietą, i chciała mu to udowodnić. Pragnęła jego rąk na swoim nagim ciele.
Czytał w niej jak w książce, podążając za każdym niemym zdaniem wypowiadanym przez jej ciało.
Długie, opalone palce zsunęły ramiączka szyfonowej sukienki, która spłynęła, odsłaniając pełne piersi. Jęknął na widok tej doskonałej kobiecości. Doprowadzając ich oboje do szaleństwa, chciał wymazać to wszystko, co Mitch przed nimi odsłonił. Chciał się zatracić w ciepłej wilgoci jej ciała. Ale zmuszał się, żeby się powściągnąć, wiedząc, że mu za to nie podziękuje. Piękno jej ciała zasługiwało na rozkosz dostarczaną z wprawą i czułością. Zdradziła go, bo myślała, że brał udział w zmowie przeciwko jej ojcu, który nie zasługiwał na jej zaufanie i zażartą lojalność. Sam fakt zdrady jednak sprawił, że odczuwał przyjemny dreszczyk, wymierzając jej tę
66
zmysłową karę. Jej ciało – i jego! – musiały poczekać na spełnienie. Zanurzył twarz w jej piersiach, biorąc do ust twardy różowy sutek. Powstrzymywał się, by nie przyciągnąć jej do siebie, zatrzymując silne dłonie na łagodnych krągłościach jej bioder. Doprowadzał ją do szaleństwa. Chciała zerwać z niego koszulę, poczuć jego mięśnie i owłosiony tors na swoich piersiach. – Spokojnie. – Jego oddech wskazywał, że odczytał tę wskazówkę, zwalniającą go z rygoru, który sobie narzucał. – Czego pragniesz? Pokaż mi, czego pragniesz.
R
– Może powinna być zawstydzona, ale żądza pozbawiła ją wszelkich zahamowań. Zbliżyła piersi do jego twarzy. Kiedy jego usta do nich przywarły, gwałtowna przyjemność rozlała się po całym jej ciele. – O to ci
L T
chodziło? – zamruczał, – Tego pragniesz?
Nie, chcę ciebie! Ciebie całego! Na sobie! We mnie. Nie mogła uwierzyć, że mężczyzna mógł ją zredukować do takiego pożądania. Ale to nie był byle jaki mężczyzna. To był King.
Gorące, silne ręce na jej biodrach wciąż trzymały ją na dystans. A ona chciała go poczuć. Chciała dowodu jego pożądania. To on miał kontrolę nad sytuacją. Nadawał rytm. Ale chciała więcej. Rozpalonym językiem przejechał pomiędzy jej piersiami, zadając jej słodką torturę. – Nienawidzę cię, King – wyjęczała. Pożar pożądania ogarnął ją całkowicie. Już nie było odwrotu. Bo co miała do stracenia? – Nieprawda – wyszeptał. Nie mogła go oszukać, tak samo jak siebie. Z głębokim westchnieniem przyciągnął ją do siebie. W tej chwili straciła kontrolę. Wygłodniałe wargi przywarły do jego ust, ich oddechy się zmieszały, a języki połączyły, aż jej głowa opadła w przyzwoleniu na to, co miało się stać. 67
Byli teraz sobie równi. Usta przy ustach. Pulsujące ciało przy pulsującym ciele. Spleceni w najbardziej pierwotnym akcie między kobietą a mężczyzną. Śródziemnomorskie niebo ciemniało nad ich głowami. Monte Carlo tętniło nocnym życiem, ale nie zwracali na to uwagi. King desperacko pragnął się z nią kochać! Siedem lat temu w najśmielszych marzeniach nie wyobrażała sobie tego. Drżącymi palcami chwyciła guziki jego koszuli. Miał opalony, pięknie wyrzeźbiony tors, dokładnie taki, jak sobie wyobrażała. Dotknęła zarostu na jego piersi, co jeszcze bardziej ją rozpaliło.
R
– Jesteś piękny. – Wypowiedzenie tych słów było tak naturalne jak oddech. Zaczęła go całować. Pachniał sosną i piżmem, co działało jak afrodyzjak na jej już i tak pobudzone zmysły. Jego skóra miała lekko słony
L T
posmak, kiedy przejechała po niej językiem.
– Nie tak jak ty! – Czy naprawdę tak myślał? Może tylko chciał ją zaciągnąć do łóżka? Nie mogła się przecież nawet równać z tymi wszystkimi modelkami, z którymi się spotykał. W tym momencie jednak liczyło się tylko to, że był z nią.
– Zdejmij to – powiedział, choć wcześniej zdążył już ściągnąć jej sukienkę przez biodra. – Chcę cię zobaczyć. Całą. Nie zdążyła zaprotestować, w obawie, że w żaden sposób nie dorasta do jego oczekiwań, a już stała przed nim tylko w sandałach i białych koronkowych stringach, które niewiele zasłaniały przed jego spojrzeniem. – King – wyszeptała, kryjąc się zawstydzona w jego silnych ramionach. – Pozwól mi na siebie popatrzeć – powiedział tonem na wpół błagalnym, na wpół rozkazującym. Stała nieruchomo z zamkniętymi oczami, starając się nie myśleć o tym, co wiedziała, że zobaczy. Rude włosy spadające kaskadą na jedno ramię, 68
sterczące blade piersi i sutki, wciąż sztywne po jego pieszczotach. Czy tak jak ona myślał, że jej piersi są za duże przy wąskiej talii i mniej krągłych biodrach? Ale kiedy otworzyła oczy, uśmiechał się jak mężczyzna usatysfakcjonowany prezentem, jaki otrzymał. – Spójrz na mnie. – Nie chciała! Bała się, że jej ciało zdradzi, jak bardzo go pragnie. Ale jego głos panował nad nią tak samo jak uczucia, które nią zawładnęły, więc podniosła powieki. Był rozpalony, tak samo zniewolony przez pożądanie jak ona. Czuła na sobie jego palące spojrzenie, kiedy przesunął wzrokiem po jej piersiach, płaskim brzuchu, aż do białego trójkąta majtek.
R
– Taką urodą trzeba się cieszyć, oddawać jej cześć.
Przesunął dłońmi po talii, biodrach i drżących udach, aż dotarł do
L T
łagodnych wzniesień nagich pośladków. Gorące usta poszukiwały serca jej kobiecości, ukrytego za barierą koronek. Wilgotne ciepło rozpalało ją coraz bardziej. Chwyciła go za włosy i przyciągnęła do siebie. Nie krył satysfakcji, kiedy wiła się pod nim.
– Myślę, że nie możemy na tym poprzestać, nie sądzisz? – mruknął ochryple, cały w szponach namiętności.
Wstrzymała oddech, gdy jego palce rozprawiły się z ostatnim skrawkiem materiału, który ją okrywał. Wkrótce jej stringi wylądowały obok sukienki. Ubranie i tak nie mogło jej ochronić przed własną słabością wobec jego męskości i tymi zdecydowanymi dłońmi. Kiedy przyciągnął ją do siebie, poczuła, jak rośnie na widok jej nagości. Wyciągnęła mu koszulę zza paska; jego owłosiona pierś otarła się o jej nabrzmiałe piersi. – Och, King... – Wiła się, pragnąc jeszcze bliższego kontaktu. Nigdy nie czuła się tak lubieżnie i tak kobieco. – Spokojnie, kochanie. – Wiedziała, że nie jest; jedyną kobietą, do której 69
zwracał się takimi czułymi słówkami, ale chciała wierzyć, że tego wieczora coś dla niego znaczy. – Ja też to czuję... – Nigdy w swoim życiu nie miał w sobie takiego żaru. Nie planował tego, wracając wieczorem z kliniki. Ani tego, co musiał powiedzieć Rayne, burząc wszystkie jej wyobrażenia na temat miłości i lojalności. To był okropny dzień, dlatego chciał się zatracić w przyjemności. Domagając się jej ust raz jeszcze, przywarł biodrami do jej bioder, by pokazać, jakie wywierała na nim wrażenie. Uśmiechnął się zadowolony, kiedy przylgnęła do jego twardej męskości. Odciągając usta od jej'
R
narkotycznego ciepła, wychrypiał w jedwabiste włosy:
– Chodź ze mną do łóżka. – Ogrom jej pożądania stłumił przyzwalający szept, ale zrozumiał. Chwycił ją za pośladki i podniósł. Jej nogi owinęły go w
L T
pasie i tak dotarli do pokoju.
Przez otwarte okna wpadały światła Monte Carlo, skaliste wybrzeże niczym płomienisty wąż wiło się, nie wiadomo dokąd. Podobną niewiadomą był seks z mężczyzną, który miał ją za chwilę posiąść. Sprawy jednak zaszły za daleko, żeby miała się tym przejmować. Przez ramię, na skale w południowej części portu dostrzegła pałac, jaśniejący niczym latarnia pośród ciemnego aksamitu nocy. Jasność wobec zamętu. Zdrowy rozsądek wobec dzikiej przyjemności, jakiej dotąd nie znała.
Położył ją na łóżku. Przyglądała się, jak zdejmował ubranie, dostrzegła cień jego męskości. Podszedł, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz, kiedy dotknęła po raz pierwszy jego nagości. – Powoli – powiedział, trawiony żądzą, bliski utraty kontroli. – Nie chcę tego zepsuć. Chcę rozkoszować się każdą minutą z tobą. – Nie chciała nawet myśleć, że brzmiało to jak zapowiedź rychłego rozstania. W ogóle nie była w stanie zebrać myśli. Zdjął jej sandały, a potem zaczął lizać jej uda. Odnalazł 70
ustami sekretne miejsce, które je rozdzielało. Miała dotąd dwóch kochanków, ale nigdy nie pozwoliła sobie z żadnym na taką bliskość. Teraz zrozumiała, dlaczego żaden inny związek jej nie satysfakcjonował. Bo był tylko jeden mężczyzna, którego pragnęła! Jeden jedyny! Wiedziała, że po tym wieczorze nikt inny nie będzie mógł mu dorównać. Ustami sprawiał, że odpływała. Chwyciła delikatną tkaninę narzuty, by powstrzymać przypływ przyjemności, bo nie chciała jeszcze szczytować. – Co się stało, Rayne? Czego pragniesz? – zamruczał, przesuwając
R
ustami po wewnętrznej stronie jej ud. Ciebie! Jej umysł krzyczał, błagał, przemawiając do niego bezgłośnie. Jesteś wszystkim, czego pragnę. Od tak dawna!
L T
– Ach, więc to wszystko, czego chcesz – powiedział. Sięgnął do szuflady nocnej szafki i zaklął. – Nie masz żadnej?
– Myślałem, że jeszcze mam... Minął już jakiś czas. – W innych okolicznościach to wyznanie by ją ucieszyło, ale teraz czuła jedynie bolesne rozczarowanie. – Przepraszam, Rayne. Leżała na łóżku z włosami rozsypanymi na jego poduszce niczym ognista korona, z ciałem rozpalonym miłosną gorączką. – Powinienem był sprawdzić. Nie patrz tak na mnie, bo puszczą mi hamulce i złamię wszystkie swoje zasady, a nie mam zamiaru narażać cię na takie ryzyko. – Miał na myśli niechcianą ciążę. Widziała, jak wiele kosztowało go zapanowanie nad sobą. Usiadł. W słabym świetle wydawał się bezbronny i zmęczony. Oczywiście, pomyślała, przecież cały dzień martwił się o Micha. Jej serce lgnęło do niego. Chciała mu powiedzieć, jak bardzo jej 71
przykro, że tak źle go oceniła. Nieśmiało położyła dłoń na jego przedramieniu. – W porządku. Nie potrzebujemy prezerwatywy. – Jesteś zabezpieczona? – zapytał z niedowierzaniem, z rozjaśnioną twarzą. Uśmiechnęła się nieśmiało, zbyt podniecona, by wszystko mu wyjaśnić. Kilka tygodni temu lekarz przepisał jej pigułki antykoncepcyjne, żeby uregulować jej cykl. – Będziemy całkowicie bezpieczni, obiecuję. – Pożądanie znów zaczęło ją trawić, kiedy poczuła na sobie jego ciężar i siłę. Zamarła w oczekiwaniu, kiedy rozsunął jej nogi.
R
Nie wszedł w nią od razu. Dotykał jej członkiem, tą słodką torturą rozbudzając pragnienie, aż uniosła biodra w jednoznacznym zaproszeniu.
L T
Jedno mocne uderzenie sprawiło, że zatonął w jej cieple. Pchnął jeszcze mocniej, a ona zaczęła szczytować. Orgazm wybuchnął w niej plejadą kolorów, przyjemność była wszechogarniająca. Czuła, jakby przeniosła się na inną planetę. Wreszcie i on eksplodował, co połączyło ich jeszcze bardziej ze sobą. Ziemia zawirowała, kiedy razem się unosili, jeden duch i jedno ciało, w jakimś cudownym, równoległym kosmosie.
Gdy obudziła się rano, była sama w wielkim łóżku. Podciągnięte rolety odsłaniały bezchmurne śródziemnomorskie niebo. Pokój miał typowo męski wystrój i ciężkie, designerskie meble z gładkim obiciami. Na wspomnienie długiej i ekscytującej nocy poczuła mrowienie w brzuchu. Zastanawiała się, czy mądrze zrobiła, pozwalając na to, co się stało. Clayborne'owie zniszczyli jej rodzinę, a przynajmniej Mitch, nawet jeśli Grant Hardwicke sam ściągnął na siebie jego gniew, planując ucieczkę z jego żoną. Ale matka Rayne nie była tego świadoma. Jeśli chodzi o Kinga, wciąż uważała, że był tak samo jak Mitch winny kradzieży pracy jej męża. Co by powiedziała, wiedząc, jak łatwo 72
jej córka wylądowała w łóżku z Kingiem? Byłaby przerażona i zraniona tak samo, jak gdyby dowiedziała się o
romansie
Granta.
Nie
zniosłaby
prawdy. Jedyne co Rayne mogła zrobić, to dochować tajemnicy.Miała już wstać, kiedy usłyszała, jak otwierają się drzwi. Zdała sobie sprawę, że jest całkiem naga, wskoczyła więc z powrotem do łóżka, naciągając prześcieradło na piersi. Wszystkie jej obawy prysły, a serce skoczyło z radości na widok wchodzącego Kinga w białym szlafroku i skórzanych kapciach. – Dobrze spałaś? Helen szykuje śniadanie, ale pomyślałem, że szklanka soku pomarańczowego dobrze ci zrobi.
R
Chwyciła szklankę i wypiła łapczywie. Nie mogła uwierzyć, jak bardzo chciało jej się pić i jak bardzo była głodna. Najwyraźniej kochanie się z tym mężczyzną zwiększało nie tylko jej seksualny apetyt.
L T
– King... Jeśli chodzi o wczorajszą noc... – Nie miała odwagi na niego spojrzeć.
– Co chcesz mi powiedzieć? Że to nie powinno się stać? – Coś w tym rodzaju...
– Za późno, kochanie. Stało się. Nawet dwa razy, jeśli dobrze pamiętam. Jaką wymówkę teraz od ciebie usłyszę, po tym, jak praktycznie zdarłaś ze mnie koszulę, a potem doprowadziłaś do szaleństwa sobie tylko znanymi sztuczkami? – Spojrzenie jego ciemnych oczu wprawiło ją w dygot. Wciąż była nienasycona. – Nie zdarłam z ciebie koszuli. Powinnam już pójść – wydusiła z siebie. – Dokąd? Do łazienki czy do domu? – spytał nonszalancko. – Do domu, oczywiście. Nie mogę zostać. Teraz, kiedy Mitch wie, kim jestem. To zbyt krępujące. – Tylko dlatego? – zapytał miękko. Zanim zdążyła odpowiedzieć, dodał 73
kategorycznie: – Mitch twierdzi, że powinnaś zostać. Ja również. Żądam tego. – Żądasz? – powtórzyła niczym echo. Odezwała się jej buntownicza natura. – Dobrze więc, zapraszam cię, żebyś została – poprawił się. – Dlaczego? – Musisz być wyczerpana nerwowo i zmęczona po... wczorajsze) nocy. – Tęczówki mu pociemniały, choć wciąż się uśmiechał. – Jestem zaskoczona, że ci w ogóle zależy. Po tym, co usłyszałam od ciebie wczoraj. Że jestem zdradziecka, kłamliwa i naiwna.
R
– Oczywiście, że mi zależy. – Skwapliwie przyjęła tę deklarację. – Jesteś pod moim dachem – dodał, co ją zaskoczyło, bo była przekonana, że dom należy do Mitcha.
L T
– Nie chciałbym być powodem twojego wyjazdu.
– Pod twoim dachem? – Powoli oswajała się z faktem, że czuł się za nią odpowiedzialny. – Zaskoczona?
– Nie. – Nic, co jego dotyczyło, nie mogło jej zaskoczyć. – Pod moim dachem, w moim domu i... w moim łóżku. – Materac ugiął się pod jego ciężarem.
Ten głos działał na nią niezależnie od tego, co mówił. Pomyślała o tamtych tygodniach, kiedy usychała z tęsknoty w biurze, słuchając go zza szklanego przepierzenia. Wyobrażając sobie, jak się zmieniał pod wpływem pożądania. – Skoro Helen szykuje śniadanie, to nie mamy czasu – powiedziała bez tchu, kiedy odkrywał prześcieradło. Lekko się uśmiechnął, przyciskając usta do jej czoła. – Chyba jednak mamy. 74
ROZDZIAŁ ÓSMY Uznała, że musi odwiedzić Mitcha w klinice. Możliwie jak najszybciej, skoro już się wydało, kim jest i dlaczego tu przyjechała. Wciąż nie mogła się otrząsnąć z szoku po tym, co usłyszała od Kinga. Nadal jednak czuła, że jest to winna ojcu. Żeby usłyszeć prawdę z pierwszej ręki, bezpośrednio od Mitcha. King nalegał, żeby pozwoliła mu się zawieźć do kliniki. Garstka reporterów, którzy dowiedzieli się o
chorobie Mitcha, opadła ich niczym
R
szarańcza, gdy tylko podjechali do głównego wejścia.
– Czy to prawda, panie Clayborne, że stan zdrowia pańskiego ojca jest poważniejszy, niż to przedstawia zarząd kliniki? Czy jego stan się poprawia?
L T
Czy to znaczy, że udziały Clayborne'ów wzrosną, skoro to pan przejmuje kontrolę? – Pytania padały gęsto i szybko zza sterczących w ich kierunku mikrofonów. Rayne uświadomiła sobie nagle, jak potężne i medialne było ich nazwisko.
– Słyszeli państwo oświadczenie rzecznika prasowego kliniki. Stan ojca jest stabilny. – King parł do przodu nieporuszony. – Nie mam nic do dodania. –
Panie
Clayborne! –
Jakaś dziennikarka
krzyknęła
ponad
przepychającymi się głowami. – Czy możemy wywnioskować z dzisiejszego przyjazdu tutaj w towarzystwie... – żądnym sensacji wzrokiem wskazała Rayne – że pańska relacja z supermodelką Sophie Ringwood jest na dobre i ostatecznie zakończona? Rayne wydała cichy okrzyk, kiedy flesz wystrzelił prosto w jej twarz. – Bez komentarza. – King instynktownie otoczył ją ramieniem, próbując osłonić jej twarz połą marynarki. Aparat znowu błysnął fleszem,
75
zanim weszli do środka kliniki. – Bardzo mi przykro – powiedział, kiedy znaleźli się w końcu w jasnym, nowoczesnym i świetnie urządzonym przestronnym wnętrzu. – Obawiam się, że to jest nieodłączne... – Naturalnie. – Nie sądziła, żeby mogła kiedykolwiek przywyknąć do życia w blasku reflektorów, do którego on najwyraźniej był przyzwyczajony. Kiedy prowadził ją do windy, starała się nie rozpamiętywać słów reporterki o jego dziewczynie supermodelce. – Pamiętaj, że jest bardzo chory – przypomniał jej pod drzwiami do
R
pokoju Mitcha. Nie zgodziła się, kiedy chciał wejść tam razem z nią. Uparła się, że pójdzie sama. – Nerwy nie przyniosą nic dobrego żadnemu z was. – Nie mam zamiaru go denerwować. W odróżnieniu od twojego ojcu,
L T
kieruję się etyką – dodała, ściszając głos, bo właśnie mijała ich pielęgniarka zerkająca z zainteresowaniem na Kinga. Rayne przypadł w udziale zaledwie cień jej uśmiechu. To brutalnie przypomniało jej, jak bardzo był atrakcyjny dla płci przeciwnej. Na dodatek dręczyła ją niepewność, jak powinna rozpocząć rozmowę z Mitchem. Zaczerwieniona i skrępowana, niepewnie weszła do jasnego i pięknie umeblowanego wnętrza. Gdyby nie pisk aparatury i niezbędny sprzęt medyczny wokół łóżka, na którym leżał wsparty poduszkami chory, wyglądałoby na pokój w jakimś luksusowym hotelu. – Jak się pan czuje? – spytała powodowana szczerą troską, pomimo wszystko. Wyglądał o wiele lepiej niż wtedy, kiedy widziała go ostatnio. – Nie potrzeba żadnych wstępów, moje dziecko. – Jak zawsze niecierpliwy, odsunął jej troskę na bok. – Przecież widzisz, jak się czuję. Żyję! A ty, jak sądzę, masz mi coś do powiedzenia. Niepotrzebnie martwiła się, co dokładnie ma mu powiedzieć. Byli z 76
Kingiem tak do siebie podobni. Można ich było kochać albo nienawidzić, ale mężczyźni z rodziny Clayborne'ów zawsze ułatwiali sprawy, przechodząc od razu do sedna. Zawsze przejmując kontrolę. Cóż, ona też tak potrafi! – Dlaczego to zrobiłeś mojemu tacie? Nie obchodzi mnie, ile umów podpisał. Usta chorego poruszyły się bezgłośnie, jak gdyby zastanawiał się nad właściwą odpowiedzią. – King ci to powiedział? Że mogłem zachować się przyzwoicie i potwierdzić jego prawa, ale zdecydowałem się tego nie robić?
R
– Nie. Nie musiał. – King zapewne dowiedział się o
tym wczoraj. To
dlatego wyglądał na tak zdruzgotanego, kiedy wrócił z kliniki zeszłego wieczora. Nie powiedział jej, bo chciał chronić swego ojca. Nawet jeśli
L T
prawda nim wstrząsnęła. Nie miała pojęcia skąd, ale po prostu to wiedziała. – Och, wiem o twojej... żonie. – Te słowa sprawiły jej nieznośny ból. Musiała przyjąć do wiadomości fakt, że jej ojciec miał romans. – Tak, King rzeczywiście mi o tym powiedział. Ale na pewno to nie było wystarczającym usprawiedliwieniem dla... – Nie mogła mówić dalej. Ból i uraza, gniew i zdrada, wszystko to malowało się na jej wykrzywionej cierpieniem twarzy. – Czy byłaś kiedyś zakochana, Rayne? Nie, nie odpowiadaj. – Oddech z trudem wydobywał się z jego piersi. – To nie jest żadne usprawiedliwienie. Ale Karen była jedyną kobietą, którą kochałem, odkąd matka Kinga mnie opuściła, nas obu, dla australijskiego farmera. Nie mogłem znieść myśli, że wszystko zaczyna się od nowa. Oszalałem z gniewu i zazdrości. Myślałem, że Grant ukradł mi coś, czego nie można było zdobyć za żadne pieniądze. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że byłem zbyt zaślepiony, by dostrzec, że wyszła za mnie tylko dla pieniędzy. Sądziłem, że miałem słuszne powody, zabierając mu coś, co należało do niego. Ale to prześladowało mnie przez 77
wszystkie te lata. Myśl o krzywdzie, jaką wyrządziłem koledze i przyjacielowi. Jeśli to może cokolwiek znaczyć, jest mi naprawdę ogromnie przykro. Czuła się, jakby nogi wrosły jej w ziemię. Nie wiedziała, co ma myśleć. Co powiedzieć. Co zresztą mogła na to powiedzieć? Targana emocjami, ze łzami tryskającymi z oczu, zrobiła jedyną rzecz, jaką mogła. Uciekła. Żeby wpaść w ciepłe i silne ramiona Kinga na końcu korytarza. Gładząc ją uspokajająco po włosach, zajrzał jej w oczy. Dostrzegł napięcie i łzy, z którymi walczyła. Powiedział tylko: – Idziemy.
R
Zanim się zorientowała, znaleźli się na zewnątrz. Reporterzy tkwili tam jeszcze, żądni sensacji na temat budzącego się romansu. King, torując
L T
ramieniem drogę wśród nich, ignorował całkowicie ich natrętne pytania. Aż w końcu, ku jej ogromnej uldze, dotarli do samochodu.
– Chciałabyś mi o tym opowiedzieć? – spytał, kiedy znowu byli na drodze w luksusowym, cichym azylu jego lamborghini. – Nie! – Na szczęście nie naciskał. W duchu była mu za to wdzięczna. Może po jakimś czasie będę mogła wybaczyć Mitchellowi Clayborne'owi, pomyślała. A nawet wybaczyć własnemu ojcu. Ale teraz jedyne, co mogła zrobić, to siedzieć tam, gapiąc się niewidzącymi oczami na okoloną palmami drogę i błyskające fale lazurowego morza. Żałując, że w ogóle przyjechała do Monte Carlo i że nie mogła stąd po prostu uciec. King musiał wyczuć jej nastrój, bo bez słowa zabrał Ją na długą przejażdżkę po niezwykle malowniczo ukształtowanym wybrzeżu. Ponad nimi domy w pastelowych kolorach wydawały się kurczowo uczepione występów w ścianie klifu wśród porośniętych lasami gór. Parasole sosen, gęsto rozsiane wśród figowców, palm daktylowych i jaskrawych plam kolorowych śródziemnomorskich 78
kwiatów, roztaczały zachęcający cień. Poczuła się lepiej, kiedy dotarli do antycznego portu, gdzie stały zacumowane łodzie rybackie, pontony i eleganckie jachty. Wzdłuż nadbrzeża ciągnęły się sklepiki z rękodziełem, galerie i kawiarnie mieszczące się w zabytkowych budynkach. – Patrz pod nogi – ostrzegł ją, kiedy wysiedli. Wziął ją za rękę, żeby bezpiecznie przeprowadzić przez gąszcz lin cumowniczych i stert ładowanych na statki pełnych towaru skrzyń o zdumiewających rozmiarach. Ale to te chłodne palce ściskające jej palce pozbawiały ją tchu. I wspomnienie
R
namiętności, jaka ich połączyła rano i poprzedniej nocy.
Jacht Kinga stał przycumowany w porcie. Pomógł jej wejść na pokład i zostawił przy parzeniu kawy w dobrze urządzonym kambuzie, podczas gdy
L T
sam udał się na szybkie zakupy. Ledwie kawa była gotowa, a już Rayne usłyszała jego lekkie kroki z powrotem na pokładzie. Właśnie sięgała do szafki po dwa kubki, kiedy poczuła jego ramiona wokół talii. Przycisnął do jej piersi bukiet białych kwiatów wypełniających wnętrze pięknym zapachem. – Róże!
– Z przeprosinami. Za to, że byłem takim apodyktycznym dupkiem. I za wyciąganie pochopnych wniosków. Spojrzała na niego pytająco.
– Wcześniejsze doświadczenia Mitcha z kobietami tak młodymi, że mogłyby być jego córkami, miały katastrofalne skutki. Nie powinnaś mnie winić za to, że byłem czujny. – Czujny? Byłeś jak przyczajony tygrys. – Bo wiedziałem, że coś ukrywasz. Powiedziałaś, że Mitch wspomniał ci o moim pobycie w Nowym Jorku. On nie wiedział, że tam byłem. No i dlatego że bardzo cię pragnąłem – przerwał z ciężkim westchnieniem, 79
przyciągając ją do siebie. – Poprawka: bardzo cię pragnę. Pragnął jej. Nic poza tym – ostrzegła samą siebie, kiedy każdy jej nerw drżał pod dotknięciem jego warg pieszczących delikatną skórę dekoltu jej prostej sukienki. – Nie chciałam się ujawnić, zanim nie porozmawiam z Mitchem. – Gdybyś przyszła do mnie wcześniej, przynajmniej dałbym ci szansę. A tak, osądziłem cię po pozorach. – Nie wiedząc o mnie nic. Albo bardzo niewiele. – Czyżby?
R
– No dobrze. Zrywam z mężczyzn koszule, wykorzystując chwile ich słabości.
– Co do mnie, to nie mogę się doczekać, kiedy znowu mnie
L T
wykorzystasz – westchnął, kiedy dała mu łokciem kuksańca w żebra. – Racja. Dajmy temu spokój, bo inaczej oboje umrzemy z głodu – roześmiał się, kiedy wstawiała kwiaty do wazonu i ustawiała na stole. – Będę musiał z godzinę popracować – przeprosił. – Ale najpierw... – Aż do tej chwili nie zauważyła, że w drugiej ręce trzymał turystyczną lodówką. Uniósł ją teraz i umieścił na barku. – Na zakąskę ostrygi z Madery z serem. – Otworzył torbę z zadowoloną miną. – Stek ze świeżego tuńczyka do obsmażenia, sałata i chrupiący chleb. A na deser świeże maliny z Sosem z owocu męczennicy. – Dobry Boże! – Rayne roześmiała się, oczekując czegoś o wiele mniej egzotycznego. – Kiedy idziesz do miasta, to naprawdę idziesz. – Cóż, mężczyzna taki jak King Clayborne, nigdy niczego nie robił połowicznie. – Czy ostrygi nie są przypadkiem afrodyzjakiem? – Spojrzała na niego prowokacyjnie. – A co do owoców męczennicy, jakie właściwie popołudnie planujesz? 80
– Jeśli nie przestaniesz patrzeć na mnie w ten sposób, to bardzo mało produktywne. – I nie mów mi – zaśmiała się znowu, bo cudownie się czuła, tak się z nim przekomarzając – że akcje Clayborne'ów spadną na łeb na szyję, razem z globalnym zatrudnieniem, bo zarząd firmy postanowił się troszkę zabawić. – To tylko świadczy o skali problemu. – Jak ci się udało to kupić? – W końcu nie wyszedł na aż tak długo. – Właściciel tamtej restauracji – wskazał ręką na port – jest moim przyjacielem. Zadzwoniłem wcześniej do niego, żeby się mnie spodziewał.
R
– Ty... – cwaniaku, dokończyła po cichu, ujęta faktem, że zaplanował to wcześniej. Łącznie z kwiatami.
Niewiele pamiętała z ich rozmowy podczas posiłku, który zjedli na
L T
pokładzie, ale była lekka, zwyczajna i toczyła się zdumiewająco gładko. Potem, kiedy już zmywarka do naczyń pracowała w kambuzie, a King poszedł do salonu, żeby popracować na laptopie, Rayne leżała na pokładzie w bieliźnie w kolorze burgunda, bo nie miała bikini. Wsłuchana w płynący z oddali głęboki głos Kinga prowadzącego przez telefon rozmowy służbowe, czuła, jak jej ciało pulsuje na wspomnienie ich miłości i w oczekiwaniu na to, co wkrótce nastąpi.
Nieoczekiwanie zadzwoniła jej komórka. – Cześć, Lorrayne. – To był Nelson Faraday. – Dostałem twój numer od starego znajomego. Powiedział mi o chorobie twojej matki. Mam nadzieję, że czuje się już lepiej. – Po tym wstępie przystąpił od razu do rzeczy. – Rozumiem, że to, co widziałem, oznacza, że jesteś bardziej niż zaprzyjaźniona z Kingsleyem Clayborne'em. Chcesz mi o tym opowiedzieć? – Nie. – Jesteście tylko przyjaciółmi? A może jest w tym coś więcej, niż się 81
wydaje? – Nie wiem, o czym mówisz. – Ten człowiek mógł na nią sprowadzić kłopoty. – Czyżby? Masz krótką pamięć, Lorrayne. – Jeśli myślisz, że zapomniałam, jakimi metodami dokopujesz się do swoich sensacji, to możesz mi wierzyć, że mam pamięć niczym słoń. Znowu ten śmiech, tym razem nieszczery. – Teraz brzmisz jak ognista istota, jaką pamiętam. Słuchaj, musimy porozmawiać. Może spotkamy się na drinka w Cafe de Paris? Chyba żartował.
R
– Znajdź sobie inne drzewo do obszczekania, Faraday. Nie mam ci nic do powiedzenia. Cześć.
L T
Dłoń jej drżała, kiedy odkładała telefon.
– Co się dzieje? – King pojawił się na pokładzie w odpowiednim momencie. – Nic takiego.
– Nic? – Zerknął na telefon, marszcząc brwi. Zastanawiała się, ile mógł usłyszeć z jej rozmowy.
– Ktoś dzwonił, pytając o zdrowie mamy. – To częściowo było prawda. – Dobrze się czuje, prawda? – Ta troska w jego głosie i silna dłoń na jej ramieniu odegnały troski. – Oczywiście – szepnęła. Brzoskwiniowe usta uśmiechnęły się kusząco. – Myślisz, że jak cię teraz pocałuję, to będę mógł dokończyć to, nad czym pracuję tam na dole? – powiedział, dotykając palcem do ust i przyciskając go do jej spragnionych warg. Wręczył jej jedną ze swoich nieskazitelnie białych koszul. – Masz już dosyć słońca jak na jeden dzień – zauważył z troską. Nie zrobił jednak nic, żeby ukoić szalejący w niej ogień, 82
kiedy jego palce gładziły jej rozgrzane od słońca ramię. – Załóż to. Posłuchała grzecznie, kiedy zniknął pod pokładem. I tak zamierzała schować się przed słońcem. Może ostrygi rzeczywiście były afrodyzjakiem, a może to ciepło słońca na jej ciele sprawiło, że zatęskniła za nim. Zebrała swoje rzeczy i zeszła pod pokład. W klimatyzowanym komforcie salonu King leżał rozciągnięty na luksusowej sofie, z zamkniętym już po skończonej pracy laptopem. Z aparatury sączyła się muzyka. Tak naprawdę to ona zwabiła ją tutaj. Tęskna, boleśnie piękna melodia. Świetnie jej znana.
R
– Symfonia Z nowego świata – uśmiechnęła się radośnie. – Uwielbiam ten utwór. – Wiem.
L T
– Co? Skąd możesz to wiedzieć?
– Byłem tamtego poranka w biurze, kiedy twój ojciec wpadł, mówiąc, że kupiłaś płytę Dvoraka za pieniądze otrzymane w prezencie urodzinowym. Cieszył się, że mógł wrócić do pracy, bo puszczałaś tę płytę przez calutki weekend na okrągło.
– A ty to zapamiętałeś? – Było nie było, minęło od tego czasu siedem lat.
– Bo pomyślałem sobie wtedy, że ta muzyka nie pasuje do wizerunku stracha na wróble połączonego z wampirzycą. Znowu się roześmiała. – Naprawdę było aż tak źle? Pamiętam też, że byłam tyczką. – Słabo jak na swój wiek rozwiniętą i chudą jak patyk z powodu nieustannej niepotrzebnej diety. – Nic dziwnego, że mnie ignorowałeś. Ale nie miałeś nic przeciwko mojej muzyce, prawda? Nawet jeśli wolałeś dać mi klapsa niż zaprosić na randkę. 83
– To także mój ulubiony utwór. – To ucieszyło ją bardziej niż jakiekolwiek inne słowa. – Czytałam, że kompozytor próbował zawrzeć w tej muzyce tęsknotę za domem. To miało być o kimś, kto pojechał do Ameryki szukać lepszego życia. Patrząc na wierzchołki nieznanych gór, tęsknił za domem. – To bardzo prawdopodobne. Dvorak napisał to chyba podczas swojego pobytu w Nowym Jorku, sam jako emigrant, wiele kilometrów od domu. – Nie wiedziałam. Nie sądzisz, że dobrze oddał te uczucia? – Kiwnął głową.
R
– A ciebie do myślenia o czym skłania ta muzyka?
– Oderwał wzrok od dwóch pasków koronki w kolorze burgunda pod rozchełstaną koszulą, która na niej wyglądała o niebo lepiej niż na nim.
L T
Zastanowił się nad jej pytaniem. Ta muzyka zawsze przypominała mu matkę. To była także jej ulubiona symfonia. Tę płytę znalazł wśród osobistych rzeczy, które zostawiła, odchodząc pewnego dnia, żeby nigdy nie powrócić. Miał pięć lat i cierpiał z tęsknoty za utraconym domem. Czuł ból, jak gdyby ktoś wydarł mu serce. Pamiętał, jak wystawał w oknie, dzień po dniu, czekając na jej powrót, a Mitch nieustannie włączał i znowu puszczał tę muzykę. Rayne zadała mu pytanie i musiał udzielić jej odpowiedzi. – O czymś, czego nie mogę dostać.
Wyglądał tak smutno, że chciała wyciągnąć rękę i dotknąć jego policzka. Zetrzeć z niego tę samotność, którą wyczuwała w nim gdzieś głęboko, zbyt odległą, żeby mogła tam dotrzeć. – Co to takiego? – Wiedziała, że nie mówi o czymś, co można by kupić za pieniądze czy zdobyć dzięki wpływom lub potędze. Uśmiechnął się, poświęcając jej całą swoją uwagę. – Nieważne. A ty? O czym marzyłaś, doprowadzając rodzinę, przyjaciół 84
i prawdopodobnie wszystkich sąsiadów do szału symfonią Z nowego świata Dvoraka? O tobie. Nie mogła mu tego powiedzieć. O tym, jak wyobrażała sobie, że bierze ją w ramiona i zanosi do luksusowego łóżka. Dokądś, gdzie mógł ją powoli rozbierać, całując i pieszcząc każdy zakątek jej wrażliwego ciała. A przez cały ten czas muzyka rozbrzmiewała crescendo, kiedy brał ją w posiadanie, szepcząc głębokim głosem jedyne słowa, których pragnęła. Kocham cię. Teraz nabrały nowego znaczenia, przychodząc z głębi serca ze zdumiewającą intensywnością. To dlatego nigdy nie przestała cierpieć,
R
wierząc, jak bardzo skrzywdził tatę. Zawsze go kochałam! I teraz go kocham. I zawsze będę. To uczucie falowało i rosło. To, że bardzo mało go znała, nie miało żadnego znaczenia. Należała do niego. Wiedziała to od pierwszej
L T
sekundy, kiedy go ujrzała.
Zdawała sobie sprawę, jak ponętnie musiała wyglądać w jego białej koszuli, rozpiętej i odsłaniającej skąpą bieliznę. On najwyraźniej też tak myślał, wodząc błyszczącymi oczami od jej gwałtownie unoszących się piersi do ciemnego trójkąta satyny u złączenia ud.
– Chodź tutaj – rozkazał cicho. W następnej sekundzie trzymał ją za rękę.
– Co robisz? – udawała zaskoczenie. Dzikie impulsy przebiegały przez wszystkie jej zakończenia nerwowe pod jego dotykiem. Zarzuciłaś mi, że w przeszłości nie poświęcałem ci zbyt wielkiej uwagi. Nie chciałbym, żebyś myślała, że nadal ci się opieram. Ich wargi spotkały się, a dłoń Kinga wędrowała wzdłuż jej ciała pod rozpiętą koszulą, aż odnalazła wyprężone piersi. Wsunął palec pod satynowy biustonosz, ściągając go i odsłaniając ich pełnię. Jęknęła cicho, kiedy pieścił je kolejno. Zawsze żałowała, że jej biust nie był mniejszy. Ale teraz już nie. 85
Nagle poczuła dumę z ponętnych kształtów podkreślających jej kobiecość. Dumę z rozkoszy, jaką dawała Kingowi i jaką dostawała w zamian, kiedy pieścił jej sutki językiem. – Całkiem nieźle jak na tyczkę – wyszeptał. Jego wargi zaczęły podążać za dłońmi wzdłuż jej ciała, doprowadzając ją do ekstazy. Ale było coś, co nie dawało jej spokoju. Co koniecznie musiała wyjaśnić, zanim pozwoli, żeby to się znowu stało. Coś, co musiała wiedzieć. – A co z...? – Nie mogła tego z początku wypowiedzieć. – Z czym? – Uniósł głowę znad jej brzucha. – Z Sophią Ringwood. – Co z nią?
R
– Czy nadal jesteś z nią związany? – szepnęła drżącym głosem, kiedy pieścił jej piersi.
L T
– Nie. To już dawno skończone – wyszeptał.
Ciepły oddech na krawędzi jej ucha doprowadzał ją do obłędu. Ale musiała być poważna przez kilka chwil. – Dziennikarze są innego zdania.
– Prasa goni za sensacją. Na pewno to wiesz. – To prawda – przyznała zduszonym głosem, bo jego dłonie czyniły dziwne rzeczy z jej ciałem. – Ale nie ma dymu bez ognia. – Będziesz musiała uwierzyć mi na słowo. Media lubią rozpisywać się o każdej kobiecie, z którą mnie widziano. Zawsze jednak uważałem, że to nieetyczne wiązać się z więcej niż jedną kobietą równocześnie. – Wędrował palcami wzdłuż jej ud, szukając dostępu do najbardziej sekretnej części ciała, tęskniącej za jego dotykiem. Nagle, żeby zadać pytanie, które mogło wydać się w tej sytuacji niedorzeczne, złączyła nogi, uwięziwszy między nimi jego rękę. Po prostu musiała je zadać. 86
– Czy to znaczy, że jesteśmy w związku? Tęczówki pociemniały mu z żądzy. – Nie sądzisz, że leżąc tak nago tworzymy coś w tym rodzaju? – Wydała z siebie chrapliwy jęk, bo jego wędrujące palce odnalazły właśnie wilgotne ciepło jej kobiecości. – 1 że to czyni z nas kochanków? Chyba że coś przede mną ukrywasz. Na przykład, że masz chłopaka gdzieś tam w Anglii. A wtedy naprawdę przerzucę cię przez kolano. Jeśli wierzyć mediom, mógł znać blisko wiele kobiet. Najwyraźniej jednak brzydził się zdradą w związku. Stąd jego brak szacunku dla Granta
R
Hardwicke’a i jego macochy. Nie śmiała żywić nadziei, że mogli mieć coś w rodzaju wspólnej przyszłości. Czy mógłby się w niej zakochać? Kiedyś tam? Zdecydować, że ma dość top modelek, aktorek i zarozumiałych pięknych
L T
bizneswoman? Ustatkować się z kimś, kto nie będzie nieustannie z nim rywalizować? Czyje imię nie będzie pojawiać się w gazetach? Ale nie chciała wybiegać zbyt daleko w przyszłość. Zresztą i tak nie mogłaby teraz o niczym myśleć, bo jego długie, wprawne, doświadczone palce wyczyniały swoją magię, doprowadzając ją do szaleństwa. Było coś niezwykle podniecającego w tym, co z nią robił, uświadomiła sobie, czując się jak marionetka w palcach lalkarza. To on tu dowodził i wszystko, czego od niej wymagał, to spełnianie jego poleceń. Co teraz właśnie oznaczało okazywanie mu, jak wielką sprawia jej rozkosz. Wbijając paznokcie w jego ramiona uczepiła się go, jak tonący. Łkała i wiła się, kiedy zmysłowy rytm powodował przyspieszające oddech dreszcze, biegnące wzdłuż jej ud. Nigdy wcześniej nie czuła się tak wyuzdana i wyzwolona jak w tej chwili, kiedy ostatnim pchnięciem bioder ku jego głęboko penetrującym palcom szczytowała, osuwając się na niego, szlochając i jęcząc, a on trzymał ją mocno, póki napięcie nie zelżało w całym jej ciele. 87
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Obudził się i automatycznie wyciągnął rękę w stronę kobiety leżącej obok niego w wielkim łożu. Rayne nadal spała spokojnie, jej smukłe ciało było zwrócone w jego stronę. Przez kilka chwil po prostu leżał, patrząc na nią. Kochali się prawie nieustannie od tamtego pierwszego razu, dwie noce wcześniej, kiedy wrócił z kliniki. Po tym, gdy uświadomił sobie, jak bardzo się co do niej mylił.
R
Teraz nie mógł się nadziwić, że wcześniej jej nie rozpoznał. Albo może rozpoznał, ale podświadomie. Pewnie dlatego zalazła mu za skórę od
L T
pierwszej chwili, kiedy wrócił do domu i ujrzał ją stojącą na tarasie. Może jakaś jego cząstka tęskniła za tamtym zauroczeniem sprzed lat, które skończyło się, zanim się nawet zaczęło. Chociaż nigdy wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy. W wieku dwudziestu trzech lat był zbyt zajęty planowaniem sobie życia i kobietami w swoim wieku, żeby naprawdę dostrzec Lorri Hardwicke. Ale kiedy zniknęła, tęsknił za nią, uświadomił to sobie teraz. Brakowało mu jej spojrzenia pełnej uwielbienia sarenki, gdy się do niej odzywał. Jej uśmiechu. Jej cichej obecności. Poruszyła się, wtulając się w niego mocniej. Czekał, aż otworzy oczy, ale spała dalej. Uśmiechała się leciutko przez sen, jak gdyby śniło jej się coś miłego. Miał nadzieję, że to on jej się śnił. Była ciepła, delikatna i czuła. Wiedział to już wcześniej, z przeszłości. I cokolwiek zrobiła, żeby znaleźć się w życiu Mitcha, a w konsekwencji w jego życiu, zrobiła to wyłącznie dla ukochanego ojca. Podziwiał energię i ducha, motywujące ją do działania wobec kogoś tak groźnego i cynicznego 88
jak Mitch. Po odwiezieniu Rayne z jachtu poprzedniego wieczora wpadł z szybką wizytą do kliniki, żeby sprawdzić stan ojca. Ku jego radości poprawiał się. Lecz ojciec rozpaczał. – Straciłem ją. – Opowiedział, co nastąpiło między nim a Rayne poprzedniego dnia. – Straciłem szacunek, jaki mogła do mnie żywić lub jaki sądziłem, że mogła żywić – poprawił się – wtedy, kiedy nie wiedziałem, kim jest. Czy możesz ją przekonać, żeby nie myślała o mnie bardzo źle? Byłem oszalałym z miłości głupcem, kiedy zrobiłem to, co zrobiłem. Ale jaki ma sens mówienie ci tego?
R
Nie ma, bo przecież King nigdy nie był zakochany.
I ojciec wiedział o tym. Lepiej niż ktokolwiek. King nauczył się w
L T
dzieciństwie, w najbardziej okrutny z możliwych sposób, jaką głupotą jest zaufać kobiecie.
I ani drugie małżeństwo Mitcha, ani żaden z jego własnych, pełnych rezerwy związków nie zmieniły jego spojrzenia. Co nie znaczyło, że nie chciałby tego. Od momentu, gdy Lorrayne Hardwicke wkroczyła przypadkowo w jego życie tydzień wcześniej, był niemal nieustannie podekscytowany. Tak jak teraz, kiedy leżał tuż obok, rozgrzany, wpatrując się w delikatne rysy jej twarzy, okolonej bujną masą rudych włosów. Nie mógł przestać myśleć o tym, co robili i co nadal chciał jej robić. Robić z nią, poprawił się, bo nie zależało mu tylko na dobrym seksie. Chciał ją zabierać tu i tam. Nie po to, żeby się z nią pokazywać jak z Sophie Ringwood, czego chciał od niego świat. Rayne pragnął mieć tylko dla siebie. Pokazywać jej nowe rzeczy i dzielić z nią doświadczenia, które mogłyby ją zainteresować i które mogli potem omawiać. Chciał odkrywać wszystko, czego jeszcze o niej nie wiedział. To z pewnością plasowało ją bardzo 89
wysoko na liście jego kobiet. Jednej lub dwóch kobiet w jego dorosłym życiu. A seks z nią, czemu nadal nie mógł zaprzeczyć, był bardzo dobry. A nawet więcej. Był fantastyczny. Na pewno w ostudzeniu jego libido nie pomagało wspomnienie wczorajszego popołudnia. Jakby była tam na jachcie wyłącznie po to, żeby dać mu rozkosz... Jak wtedy, kiedy doprowadził ją do ekstazy po raz pierwszy, a ona tak namiętnie na to zareagowała. Poczuł się wtedy jak milion dolarów. I potem, kiedy rozbierała go powoli i prowokacyjnie, pieszcząc i wielbiąc jego ciało, jak gdyby było świątynią. Wargami, dłońmi i w końcu wilgotnymi ustami...
R
Czując, że eksploduje, jeśli nie zrobi czegoś, by ugasić swoje żądze, wstał z łóżka i ruszył pod zimny prysznic.
L T
Obudziły ją promienie słoneczne wyzierające zza zasłon. Gorące słońce śródziemnomorskie grzało mocno już we wczesnych godzinach. Mogła być równie dobrze siódma rano jak południe. Druga strona łóżka była pusta. Tylko odcisk głowy Kinga na poduszce przypominał o rozkoszach minionej nocy. Czuła się jak ktoś, kto umarł od nadmiaru fizycznej miłości i znalazł się w niebie.
Wzięła prysznic i włożyła cytrynowe szorty i biało– – cytrynową koszulkę. Znalazła Kinga w jego pracowni przeglądającego papiery. – Tutaj jesteś! – uśmiechnął się radośnie. – Już myślałem, że będę musiał przyjść i połaskotać cię w te ślicznie pomalowane paluszki u nóg. – Dlaczego tego nie zrobiłeś? – Bo gdybym to zrobił, nie zatrzymałbym się tylko na palcach. I zgadnij, gdzie byśmy teraz byli? W raju, odpowiedziała w duchu. – Jest dopiero siódma. 90
Zerknął na zegarek. – Masz pojęcie, jak długo byliśmy w łóżku? Nie dość długo. Jak to możliwe, że po tylu godzinach uprawiania miłości mogła nadal pragnąć go z takim samym nienasyconym głodem? – Miałam ciężką noc. Potrzebowałam snu, żeby być piękna – uśmiechnęła się zalotnie. Wziął ją delikatnie w ramiona, całując w czubek nosa. – Jesteś wystarczająco piękna. A co do ciężkiej nocy, to nie zauważyłem, żebyś specjalnie narzekała.
R
– To zamknij się i mnie pocałuj – rozkazała, myśląc, że umrze z żądzy, jeśli się nie pospieszy. — Inaczej mogłabym...
– Chyba muszę cię zabrać na śniadanie. W przeciwnym razie znowu
L T
wylądujemy w łóżku. Co oczywiście bardzo by mi odpowiadało. Ale jest sporo administracyjnych spraw, które wymagają mojej uwagi, zanim dzień się skończy.
– Może mogłabym ci w czymś pomóc? – Ty?
– Dlaczego nie? Piszę na komputerze. Mogę pisać za ciebie listy. Zredaguję ci je nawet, jeśli chcesz.
Oczywiście, była przecież dziennikarką. Wzruszyła go jej chęć niesienia pomocy, zwłaszcza w taki piękny dzień jak ten. Większość kobiet, szczególnie Sophie Ringwood, narzekałaby, że nieustannie pracuje i nie poświęca im należytej uwagi. – Gdybyś mogła, skróciłoby to czas o połowę. A wtedy będę twój na resztę dnia. Kiedy chwilę później wkładała do teczki kopię listu, który napisała w jego imieniu, podczas gdy on prowadził ważną międzynarodową rozmowę 91
telefoniczną, poczuła pełną ciepła satysfakcję, że dzieli z nim takie poważne aspekty jego życia. – Ktokolwiek to odłożył, włożył do złej teczki. – Zamachała listem wyjętym z segregatora. – Dzięki, że zauważyłaś. To prawdopodobnie moja wina. – Nawet gdyby tak nie było, nie był typem człowieka, który otwarcie winiłby sekretarkę przed kimś innym. Wziął od niej list, wyciskając pocałunek na jej kuszącej obnażonej szyi. Nie włożyła stanika, a jej ciepło i delikatny zapach egzotycznych perfum podekscytowały go.
R
– Robisz tak wszystkim swoim sekretarkom?
– Nie. Zwykle też nie uprawiam miłości na biurku.
– Przestań... Ktoś mógłby wejść! Jedna z pokojówek. Helen...
L T
– Do diabła z Helen i pokojówkami. Do diabła z pracą, interesami i całym przeklętym światem. – Sięgnął do spinek w jej włosach. – Tak lepiej. – Oczy zapłonęły mu gorączkową satysfakcją, kiedy ognisty płaszcz spłynął na jej ramiona. – Taka właśnie mi się podobasz. Podniecona i w nieładzie. Jak gdybyś właśnie spędziła całą noc w moim łóżku. Obiecaj mi, że zawsze będziesz tu, kiedy będę cię potrzebował, tak jak teraz – wymruczał urywanie, okrywając gorączkowymi pocałunkami jej policzki, szyję, włosy. Czy to były oświadczyny? Dusza Rayne utonęła na moment w tej oszałamiającej nadziei. Nie, po prostu chciał ją mieć w łóżku. Choć instynkt podpowiadał jej, że nie był mężczyzną, który lekko robiłby takie sugestie. – Obiecuję – westchnęła cicho, bliska zgody na to, by zostać jego kochanką. Choć nie była pewna, co ostatecznie by odpowiedziała, gdyby nie rozdzwonił się za nimi telefon. Dzwonił i dzwonił, dopóki King nie podniósł w końcu słuchawki. – Tak, o co chodzi? 92
– Za bramą czeka banda reporterów. – Głos angielskiego ochroniarza, którego Rayne widywała w okolicy, brzmiał niepokojąco. – Powiedziałeś im, że stan mojego ojca jest stabilny i nie zamierza dać im satysfakcji, umierając, żeby mieli oczym
pisać?
–
King
spytał
niecierpliwie. – Myślę, że to bardziej dotyczy pana i panny Hardwicke, proszę pana. King zaklął i usiadł prosto. – Na litość boską, Peters! Miałeś do czynienia z tego rodzaju rzeczami wystarczająco często, żeby wiedzieć, co robić.
R
– Tak, proszę pana. Ale to coś innego. Myślę, że powinien pan zejść na dół.
– O co chodzi? – Rayne poczuła narastający niepokój, ucisk w żołądku i
L T
suchość w ustach. Czy jej romans z Kingiem dotarł do gazet? Głęboko schowana obawa, kiedy ujrzała tutaj Nelsona Faradaya, i ich wczorajsza rozmowa przez telefon, spowodowały ucisk w żołądku i suchość w ustach. – Witamy w świecie bogatych ludzie, Rayne. Z czasem przywykniesz do tego, ale to nie znaczy, że stanie się to mniej irytujące. – Faktycznie wyglądał na zirytowanego, i to bardzo.
– Powinnam była wyjechać. – Miała wrażenie, że jej świat zaraz eksploduje.
– Nie, nie powinnaś. – King pochylił się i ucałował czubek jej głowy. – Poczekaj tutaj – powiedział spokojnie, wygładzając ubranie i przebiegając palcami po niesfornych włosach, bo ktoś zaczął stukać do drzwi. – Helen? – Gospodyni wyglądała na tak wytrąconą z równowagi jak wtedy, kiedy przyszła z wiadomością, że Mitch zachorował. – To ten artykuł, monsieur King. W angielskiej gazecie. King wziął gazetę z rąk gospodyni. 93
– W porządku, Helen. Poradzę sobie z tym. Helen wydawała się bliska łez, kiedy King zamykał za nią drzwi. – O co chodzi? – Rayne ledwo śmiała oddychać, obserwując, jak silne męskie rysy, wcześniej zaróżowione od miłości, stopniowo siniały, kiedy czytał. – Zechciałabyś mi to wyjaśnić? – spytał, kiedy skończył, rzucając jej gazetę. Na zdjęciu rozpoznała siebie i Kinga, a powyżej widniał wytłuszczony nagłówek: W ŁÓŻKU Z WROGIEM?
R
Palce drżały jej tak bardzo, że z trudem mogła utrzymać gazetę, kiedy czytała:
Wydaje się, że król handlu i technologii naszego wieku, Kingsley
L T
Clayborne, odwrócił swoje zainteresowanie od seksownych kociaków ekranu i wybiegów, oddając się w szpony prasy bulwarowej. Drugorzędna dziennikarka, Lorrayne Hardwicke, widziana wczoraj pod klinikę ze wspaniałym prezesem Clayborne’em, podobno oskarżyła korporacyjnego giganta o kradzież oprogramowania MiracleMed jej ojcu, kiedy dla niego pracował. Jeśli w tych plotkach jest prawda, a nasze nieujawnione źródła to sugerują, to co w takim razie urocza dwudziestopięciolatka robi z Kingiem? Może, jak sugeruję te zdjęcia, wszystkie oskarżenia poszły razem z nimi do łóżka? Bo to z pewnością wygląda na happy end. Rayne patrzyła na fotografię, na której King obejmował ją opiekuńczo, próbując osłonić przed paparazzi, a ona zwracała ku niemu twarz. – Nie... nie mogę – wydusiła, potrząsając głową z niedowierzaniem. – Och, daj spokój, Rayne! – Ledwo panował nad wściekłością. – Potrafisz zrobić to lepiej. – Nie mogę. Nie wiem, o co chodzi. 94
– Kto inny mógł wiedzieć o tych oskarżeniach zaledwie czterdzieści osiem godzin po tym, jak poznałem prawdę, jeśli to nie ty im powiedziałaś? Poczuła chłód. Wiedziała, nawet zanim przeczytała nazwisko autora. Nelson Faraday! Właśnie tego obawiała się od chwili, kiedy go spotkała po wywiadzie. – O co chodzi, kochanie? – W jego głosie nie było śladu ciepła. – Zamierzałaś uciec, zanim ten – wyrwał jej z ręki gazetę – rynsztokowy artykuł się ukaże? – Nie!
R
– Możesz spojrzeć mi w oczy i powiedzieć uczciwie, że nie miałaś z tym nic wspólnego? Że nigdy nie kontaktowałaś się z Faradayem i nie mówiłaś mu o swoim ojcu i firmie?
L T
Chciała powiedzieć, że nie. Odegnać ból, gniew i niedowierzanie, z jakimi na nią patrzył. Ale jak mogłaby? Po prostu stała tam i cicho jęczała. – Rozumiem – wychrypiał. W jego głosie było wszystko. Potępienie. Rozczarowanie. Niesmak.
– Nie, nie rozumiesz.
– To mnie oświeć, skarbie. – Udane czułości i ostry ton zabolały, ją do żywego po tym, co razem przeżyli, a zwłaszcza po jego czułych słowach zaledwie przed kilkoma minutami. – Powiedz mi, co za dziwaczny zbieg okoliczności nagle spowodował druk tego artykułu, jeśli jesteś tak niewinna, jak usiłujesz to przedstawić. Potrząsnęła głową. – Jedyny zbieg okoliczności to to, że Faraday tu jest. – Myślałaś, że wzbogacisz się na tym szczęśliwym przypadku i sprzedasz mu swoją historię? – Nie! 95
– Kiedy dokładnie to zrobiłaś? Tamtego dnia, kiedy widziałaś go w moim domu? Wczoraj? To nie z nim rozmawiałaś przez telefon na łodzi? – Tak, ale... – Kochaliśmy się. Sprawiłeś, że czułem się jak jedyny facet, jakiego kiedykolwiek pragnęłaś. Już wtedy planowałaś z nim... to! – Zgniótł z wściekłością gazetę. – Nie. To nieprawda! – Czyżby? Powiedz mi więc, co jest prawdą! Poznałabyś prawdę, gdyby cię uderzyła, Rayne? – Nie mógł uwierzyć, że mówi do niej w taki sposób, ale nie myślał, że zrobi z niego takiego głupca.
R
– Powiedziałam mu o MiracleMed – przyznała drżąco. – Ale nie wczoraj. I nie niedawno. To było lata temu. Nie wiedziałam, że mógłby się
L T
tym kiedykolwiek posłużyć, krzywdząc kogoś. Krzywdząc mnie... Byłam taka naiwna. Tata przechodził trudny okres i pił. Po prostu potrzebowałam kogoś, żeby pogadać i... cóż... on tam był.
– I tak po prostu nagle odtworzył to wszystko? Ryzykując proces na podstawie opowieści zwykłej praktykantki sprzed Bóg wie ilu lat? – Przyszedł tutaj i zobaczył nas razem. Zaczął coś podejrzewać, bo nie używałam prawdziwego imienia.
– Najwyraźniej. – King nie miał litości. – Zawsze chował urazy. – A dlaczego? Ukradłaś mu temat? O to chodzi? – Nie! – Podaj mi powód, Rayne, i lepiej, żeby był wiarygodny. – Bo nie chciałam z nim sypiać – rzuciła, zraniona tym nieubłaganym przesłuchaniem. – Zadowolony? – Ze mną spałaś. Z tak zwanym „wrogiem”. – Wykrzywił pogardliwie 96
usta. – To co innego. – Dlaczego? Bo jestem o wiele lepszą partią? Bo cię kocham! – krzyczała jej dusza, choć nie mogła mu tego powiedzieć. – Wierz w to, co chcesz. Powiedziałam ci prawdę. Dlaczego mi nie wierzysz? – Podaj mi jeden dobry powód, dla którego powinienem. Bo to prawda, znowu chciała powiedzieć, ale wiedziała, że to daremne.
R
Oszukała go na początku, kłamiąc w sprawie paszportu, w sprawie powodów, dla których się tu znalazła, i nie wyjaśniając, kim jest.
– Gdybyś mi ufał, nie musiałabym – powiedziała z rezygnacją. Niczym
L T
nie zasłużyła na jego zaufanie. To było wypisane na jego twardej, przystojnej twarzy, w lśniącej, stalowej głębi jego oczu. Nie mogłaby tam zostać ani chwili dłużej. Pobiegła do swojego pokoju i padła na łóżko, pogrążona w rozpaczy.
Gdyby teraz wyjechała, musiałaby pokonać kordon reporterów, ale wolała to niż dalszy pobyt tutaj i pogardę Kinga. Nie kochał jej. Była tylko przygodą. Sposobem na oderwanie się od wszystkiego, co wydarzyło się w ostatnim tygodniu. To, co było między nimi, nigdy nie wytrzymałoby próby czasu, skoro ta odrobina szacunku i wiary, jaką miał dla niej, legła w gruzach przy pierwszej przeszkodzie. Kiedy taszczyła walizkę na łóżko, usłyszała ryk silnika lamborghini. Popędziła do okna wystarczająco szybko, żeby ujrzeć jeszcze, jak mknie z podjazdu w stronę elektrycznie otwieranej bramy. Tłum paparazzi musiał uskoczyć, żeby go przepuścić. Wyobrażając sobie, jak niewidoczna z jej okna brama zamyka się za potężnym wozem, i słysząc odgłos silnika, pomyślała, 97
że prawdopodobnie już nigdy więcej nie zobaczy Kingsleya Clayborne’a.
L T 98
R
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Jest w ciąży? Jak to możliwe? Zadawała sobie w kółko te same pytania od tygodnia, kiedy to dowiedziała się o tym fakcie. Brała przecież pigułki. Niewielką dawkę, to prawda, ale wierzyła, że stanowi pełne zabezpieczenie. Poza tym, kiedy kochali się z Kingiem w czasie ich szalonego pobytu w Monako, czuła się dodatkowo pewnie, wiedząc, że to były bezpieczne dni cyklu. Jednak matka natura najwidoczniej zakpiła z niej, wbrew rachunkowi
R
prawdopodobieństwa. Wbrew ich woli. Wbrew, przynajmniej jeśli chodziło o Kinga, ich życzeniom. Na szczęście nie było go tutaj i o niczym nie wiedział. Walcząc z mdłościami, dopchała wózek w supermarkecie do kasy i
L T
zaczęła wyładowywać zakupy.
Minęło ponad dziesięć tygodni, odkąd opuściła rezydencję w Monako. Jedyne, czego wtedy pragnęła, to złapać najbliższy samolot do domu. Dziesięć tygodni, odkąd zostawiła mu na stoliku nocnym list. Napisała w nim, że wszystko, co mu powiedziała, było prawdą, i że życzy mu wszystkiego dobrego. Odpowiedzi nie było. Nie spodziewała się jej zresztą. Była przecież tylko dziewczyną, z którą po prostu dobrze się bawił. Przez jakiś czas.
Dziennikarze ścigali ją potem przez kilka tygodni. Odmawiała komentarzy w sprawie domniemanych oskarżeń i jej związku z Kingiem. W końcu zostawili ją w spokoju i sprawa przycichła. Prawdopodobnie, jak sądziła, dlatego, że nie była wystarczająco interesująca dla mediów, żeby przyciągać więcej uwagi. Najwyraźniej nie należała do ulubienic Kinga. A teraz nosiła jego dziecko.
99
Kasjerka podała jej sumę należności. Włożyła kartę do terminalu. Kiedy zaczęła wybierać pin, nagle oślepiły ją łzy. – Proszę wyjąć kartę i spróbować ponownie. – Kasjerka wyklepała formułkę, kiedy terminal nie zaakceptował jej pinu. Posłuchała. Z identycznym skutkiem, dwukrotnie. Usłyszała, jak kasjerka mruczy coś niepochlebnego, kiedy z kolejki odezwał się głęboki głos. – Proszę mi pozwolić. – Odwracając się gwałtownie, Rayne ujrzała parę znajomych niebieskich oczu.
R
– King! – Cały świat zawirował. – Nie musisz tego robić – wykrztusiła, drżąc tak bardzo, że z trudem mówiła. Ale on już podszedł i włożył swoją kartę do terminalu, odsuwając ją gestem i dając jej w ten sposób czas na złapanie oddechu.
L T
Kasjerka zapatrzyła się na niego rozmarzona. Wręczyła mu paragon, nie kwestionując w żadnym razie jego wypłacalności. Rozpromieniona życzyła mu miłego dnia, kompletnie przy tym ignorując Rayne. – Nie możesz tego robić – zaprotestowała Rayne, kiedy wsadzał pokwitowanie razem z kartą do wewnętrznej kieszeni swojej ciemnej marynarki. Ręcznie szyty, nienagannie skrojony garnitur i biała jedwabna koszula onieśmieliły ją. W swoich beżowych rybaczkach z gumką w pasie i obszernym podkoszulku maskującym jej uwrażliwione i już wyraźniej pełniejsze piersi poczuła się bardzo nieatrakcyjna. – Jak widać, zrobiłem to. – Jedną ręką chwycił jej torbę na zakupy, która była tak ciężka, że ona musiała ją nieść oburącz. Drugą bezceremonialnie ujął jej łokieć. – Idziemy. – Dokąd? – Za kogo się uważał, myśląc, że może wmaszerować tu i zacząć dyrygować jej życiem? 100
Mijali właśnie stoisko z pieczywem. Słodki zapach ciasta był tak intensywny, że nagła fala mdłości kazała jej umknąć w stronę toalety. Kiedy pojawiła się z powrotem chwilę później, była blada i ze szminką całkowicie rozmazaną. King czekał w pobliżu drzwi, za którymi zniknęła. – Już myślałem, że uciekłaś oknem lub coś w tym rodzaju. – Był lekko rozbawiony, ale spoważniał, kiedy obrzucił ją badawczym wzrokiem. – Wyglądasz okropnie. Dobrze się czujesz? Nie. Spodziewam się twojego dziecka! – chciała krzyknąć, ale wiedziała, że to by mu się nie spodobało.
R
– Miałam taki zamiar – odpowiedziała na jego uwagę o znikaniu przez okno – ale po tym epizodzie z niewłaściwym pinem bałam się, że mnie natychmiast zaaresztują. – Uświadomiła sobie w tym momencie, że musiała
L T
użyć niewłaściwej karty.
– To nie jest śmieszne.
– Nie, nie jest. Raczej żenujące. Ale niepotrzebnie się martwiłam, skoro byłeś pod ręką, żeby wyratować mnie z opresji. – Nie mogła się powstrzymać, żeby nie dodać: – Jak za dawnych czasów, prawda? – I, jak za dawnych czasów, za wszelką cenę trzymasz mnie na dystans i traktujesz jak najgorszego wroga.
A czego się spodziewał? Zamiast tego jednak spytała: – Jak się miewa Mitch? – Świetnie. – W tym momencie nie miał najmniejszego zamiaru rozmawiać o swoim ojcu. Skinęła głową, uspokojona przynajmniej, że Mitch wydobrzał po chorobie. Odwróciła wzrok od jego nieustraszonego syna w stronę stoiska z pączkami pod szyldem „Towar dnia”. Przygryzła wargę. – Dlaczego ode mnie uciekłaś, Rayne? 101
– Musiałam pójść do toalety. – Nie pytałem o teraz. Dobrze wiesz, o czym mówię. – A czego się spodziewałeś? Uważałeś mnie za dwulicową kłamczuchę. Nie potrafiłam cię przekonać Och, mogę zrozumieć, dlaczego nie zdobyłam twojego dozgonnego zaufania, ale nie zasłużyłam na to, co mi powiedziałeś. Ucieczka była najlepszym rozwiązaniem. – Tak bez słowa? – Niedowierzanie, kiedy zorientował się, że wyjechała, nadal brzmiało w jego głosie. – Zostawiając mi ledwie krótki uprzejmy list?
R
Wzruszyła ramionami nonszalancko. Jak gdyby w środku nie umierała z nieodwzajemnionej miłości do niego.
– Powinnam była zachować się odpowiedzialnie i dojrzale i uprzedzić
L T
cię, że odchodzę. Jeśli cię uraziłam, to przepraszam, bardzo mi przykro, ale nie dałeś mi odczuć, że chciałbyś, żebym została.
Dławiące ją emocje w połączeniu ze słodkawym zapachem ciastek przyniosły jeszcze jedną falę mdłości.
– Och, mój Boże! – Podniosła dłoń do ust, próbując powstrzymać nudności, żeby nie zrobić z siebie idiotki na oczach ludzi. Na jego oczach. Nie chcąc, żeby wiedział...
– Co do... – Silne palce chwyciły jej rękę, odrywając ją od ust, żeby przypatrzyć się jej napiętym, nieufnym rysom. Wyglądała blado, zbyt blado. Miała ciemne smugi pod oczami, z powodu których wydawała się bardzo zmęczona. Ale nawet teraz nadal była zdolna wzbudzić w jego lędźwiach pożądanie. W mało twarzowej luźnej koszulce i wyciągniętych spodniach wciąż była najpiękniejszą kobietą, jaką znał. Z tymi długimi, zmysłowo rudymi włosami, zapraszającymi do zanurzenia w nich palców, i tymi czujnymi zielonymi oczami, zakrytymi grubymi rzęsami. Jak gdyby 102
skrywała... I nagle to do niego dotarło. – Jesteś w ciąży? – wyszeptał chrapliwie, mrużąc stalowobłękitne oczy. Rayne przełknęła. Mdłości ustąpiły. – Dlaczego tak myślisz? – spytała; nonszalancko. – Nie urodziłem się wczoraj. Zaprzeczanie nic by nie dało, umiał liczyć równie dobrze jak ona. – A jeśli tak, to co? – Jeśli tak, to mamy raczej sporo do omówienia, nie sądzisz?
R
– A o czym tu gadać? To nie miało się stać. – Na miłość boską, nie myślał chyba, że mogłaby go o coś prosić.
– Ale się stało. Chyba nie okażę się zarozumialcem, domyślając się, że
L T
jestem ojcem? W porządku – skapitulował natychmiast przed niemym atakiem w jej oczach – to nie miało być obraźliwe. – Nie – prychnęła.
– Nie! Zatem jako ojciec twojego dziecka myślę, że daje mi to pewne prawa do decyzji, jak postąpimy.
– My? – Osłupiała, jak szybko przejął kontrolę. Nie miała świadomości, że ją prowadzi na zewnątrz dopóki nie znaleźli się nagle na parkingu. Po chłodzie klimatyzacji zalało ich ciepło letniego popołudnia. – Dlaczego mi nie powiedziałaś, Rayne? — zignorował jej ostatni komentarz, celując pilotem w zaparkowane kilka kroków dalej znane jej lamborghini. – Nie jesteś wściekły? – spytała, obserwując jego chłodne, oszczędne ruchy, kiedy otwierał bagażnik i umieszczał tam jej zakupy. – A co by to dało? – Podkreślił tę uwagę trzaśnięciem bagażnika. Jednak był wściekły. 103
– Przyjechałam swoim samochodem. Nie mogę go tu zostawić. – Wrócimy po niego. – Obszedł wóz dookoła, żeby otworzyć przed nią drzwi pasażera. – Bo jeśli sądzisz, że pozwolę ci uciec ode mnie znowu, i to kiedy jesteś w ciąży, to się mylisz. – Gestem zaprosił ją do środka. – Jestem w ciąży po raz pierwszy – przypomniała mu ironicznie, sadowiąc się w luksusowym fotelu. – Wtedy jeszcze nie wiedziałaś. – Pewnie myślisz, że i to ukartowałam, prawda? – skonstatowała bezradnie, kiedy wsunął się na fotel kierowcy. Mogłaby, ale nie zrobiła tego,
R
pomyślał King. Wiedział, że kobieta z jej klasą, która miała w sobie dość odwagi, żeby zrobić to co ona dla swojego ojca, nigdy by się do tego nie zniżyła. Bez względu na to, co jej zarzucił tamtego ostatniego poranka w
L T
Monako. Poczuł zażenowanie na to wspomnienie.
– Nie przyjechałem tu, żeby z tobą walczyć – oświadczył, jednym dotykiem palców przywołując potężny silnik do życia.
– A po co przyjechałeś? – spytała, próbując nie myśleć o tym, co te długie doświadczone ręce mogły Jej robić.
Widząc, jak dumnie unosi brodę, miał ochotę chwycić ją w ramiona i pocałować.
– Chciałem cię zobaczyć. Nie rozstaliśmy się jak przyjaciele. – A czyja to wina? – Z powodu tamtego artykułu straciłem nad sobą panowanie. Zareagowałem zbyt emocjonalnie. Powinienem cię wtedy wysłuchać. Ale nie sądziłem, że wy– jedziesz. Tak po prostu. – Niektórzy nie lubią być traktowani jak ostatni z ostatnich. – I za to bardzo cię przepraszam. Popełniłem błąd. Przyjechałem, żeby ci to powiedzieć osobiście. A biorąc pod uwagę okoliczności, dobrze się stało. 104
– Miał na myśli jej ciążę. Nie mogła go sobie wyobrazić uchylającego się od odpowiedzialności. – Niczego od ciebie nie chcę, jeśli właśnie to sobie wyobrażasz – wyrzuciła z siebie, zanim zdołał cokolwiek powiedzieć. – Co do tego, to zobaczymy. Wóz z rykiem opuścił parking. Myślał o tym, jak jego ojciec, jego rodzina zrujnowała życie jej rodziny. – Dokąd jedziemy? – Tam, gdzie będziemy mogli porozmawiać.
R
O ciąży. O tym, jak mógłby jej pomóc i utrzymać ją wraz dzieckiem. Chyba że po prostu zamierzał zaproponować jej jednorazowo pieniądze? – Skąd wiedziałeś, gdzie mnie znaleźć? A może robiłeś przypadkowo
L T
zakupy w tym supermarkecie w tym samym czasie co ja? Albo zaangażowałeś agentów wywiadu, żeby mnie zlokalizowali? – Zadzwoniłem do twojego domu i twoja mama powiedziała mi, gdzie jesteś. Pewnie nie była szczęśliwa, dowiadując się po powrocie z Majorki od jednej z sąsiadek, że jej córka dała się sfotografować ze mną w plotkarskiej gazecie.
– Nie, nie była. – Nadal wzdragała się na wspomnienie tego artykułu i przerażenia swojej matki.
– A co powiedziała na wieść, że jesteś ze mną w ciąży? – Skręcił z głównej ulicy w boczną. Wzięła głęboki wdech. – Jeszcze jej nie powiedziałam. – Nie sądzisz, że to najwyższy czas? – Mam taki zamiar. Po prostu nie chciałam jej dokładać dalszych zmartwień. 105
– Dalszych? Zakładam, że u niej wszystko w porządku. Dobrze się czuje? – pytał podejrzliwie. – Świetnie. – Nie mogła się zdobyć na powiedzenie mu prawdy, że choroba Cynthii ma dalsze komplikacje. To było zbyt osobiste i bolesne, żeby dzielić się tym z nim w tym momencie. W końcu to o dziecku powinni porozmawiać. – Zamierzam je sama wychować, ale pozwolę ci je widywać, jeśli o to ci chodzi – powiedziała szybko, zanim opuściła ją pewność siebie. Musiała pokazać mu jego miejsce, na wypadek gdyby miał inne pomysły na temat
R
tego, co powinna zrobić z małym cennym zalążkiem życia, jaki w sobie nosiła. Bez względu na nieszczęsne okoliczności, w jakich zostało poczęte, kochała to dziecko.
L T
– Co przez to rozumiesz? Tego właśnie chcesz? – Powiedziałam tylko. – Nie.
– Jak to nie? Nie chcesz praw do widywania go? – Nie mogła uwierzyć, że nie chciałby widzieć dziecka, które powołał na świat, nawet z nią. – Myślę, że powinniśmy się pobrać. – To było tak odległe od tego, czego oczekiwała, że zapatrzyła się w niego niemo, kiedy zatrzymał samochód w cichej uliczce, nieopodal starej żelaznej bramy okolicznego parku. – Z powodu dziecka? – Nie ośmieliła się mieć nadziei, że jakieś inne motywy skłaniały go do tak drastycznego kroku. – Masz na myśli jakiś lepszy powód? Tylko miłość, pomyślała z bólem, ale nie powiedziała tego. Niewidzącymi oczami patrzyła przez otwartą bramę na olbrzymi dąb w samym środku parku. Wyglądał, jak gdyby stał tam, od wieków patrząc w dół 106
na ludzi z ich radościami i smutkami. – Wiem, co znaczy dzieciństwo tylko z jednym rodzicem. To nie była kaszka z mlekiem, zapewniam cię. Nie chcę, żeby moje dziecko przechodziło przez to co ja. – Nie przechodziłoby. Miałoby dwoje kochających rodziców, nawet jeśli... – W ograniczonym zakresie. – Nawet nie znamy się dobrze. – Czuła, jak miękną jej kolana. – Pary rozwodzą się, znając się przez całe dekady. Dla dobra dziecka powinnaś chociaż dać nam szansę.
R
– Wiedząc, że będziemy się ranić nawzajem z nienawiści? – Nie sądzę, żebym kiedykolwiek przestał cię pragnąć. Żebyśmy oboje
L T
przestali się pragnąć wzajemnie, Rayne. Ten magiczny pociąg, czy chemia, czy jakkolwiek to nazwiesz, jest zbyt silne. A co do wzajemnej nienawiści... cóż... jeśli nam się nie uda, po kilku latach możemy to zakończyć. Chcę jednak, żeby moje dziecko urodziło się w legalnym związku dwojga rodziców i nosiło moje nazwisko.
Czyli to było wszystko, na czym mu zależało. Legalizacja dziedzica i zabezpieczenie praw swoich i dziecka. Ona się nie liczyła. Ani siła jej miłości. Nie chciała wychodzić za niego na takich warunkach, wiedząc, że jeśli on nie będzie szczęśliwy, to po prostu to zakończy. Lepiej odejść od niego już teraz, zachowując dumę i godność. – Nie mogę – usłyszała swój głos. – Jak możesz tak mówić? Odrzucisz to, ot tak, po prostu? Proponuję ci nie tylko stabilizację i wygodne życie dla naszego dziecka, ale też z uwagi na przeszłość... pojednanie pomiędzy naszymi rodzinami. Nie widzisz tego? To dziecko, które powołaliśmy do życia, nie tylko będzie miało dwoje 107
kochających rodziców, dbających o jego dobro, ale odziedziczy także dorobek naszych ojców, a zwłaszcza twojego. Czy on lub ona na to nie zasługuje? Uświadomiła sobie całą losową sprawiedliwość tego małżeństwa. Ich dzieci zostaną spadkobiercami fortuny Clayborne’ów poprzez kombinację genów i krwi obu rodzin. Przez ich połączenie. Ale z drugiej strony zostałaby przywiązana do mężczyzny, który żenił się z nią tylko dlatego, że ją zapłodnił. Przyjechał tutaj, żeby ją przeprosić, a potem powrócić do sytuacji, w jakiej się rozstali. Tam, gdzie oboje chcieli się
R
teraz znaleźć. W jego łóżku! Zamiast tego stanął wobec konieczności zaplanowania przyszłości dziecka i zamiany chętnej kochanki na niechcianą żonę.
L T
– Nie mogę – szepnęła. – To nie byłoby w porządku. Po pierwsze, nie kochamy się.
– Zgoda. – Zranił ją bardzo tym jednym słowem. – Ale będziemy mieć dla siebie wzajemnie szacunek i lojalność. A jeśli się postaramy, to może ta miłość, którą tak jesteś opętana, sama zadba o siebie. – Nie wciągniesz mnie w to.
– 1 nie chciałbym tego. Proszę cię tylko o to, przede wszystkim i nade wszystko, żebyś się zastanowiła, co będzie najlepsze dla naszego dziecka. Ale jeśli to cię nie przekonało, to może do porzucenia tych wyidealizowanych romantycznych fantazji na temat prawdziwej miłości skłoni cię myśl o pomocy twojej mamie. – Co masz na myśli? – spytała ostro. Aż do tej chwili nie był pewien, czy to, co wcześniej podejrzewał podczas wizyty u Cynthii Hardwicke, było prawdą. Ale teraz ból, od jakiego pociemniały te piękne, pełne czujności oczy, i jej reakcja, kiedy kilka minut 108
wcześniej zapytał ją o matkę, pozbawiły go wątpliwości. – Twoja mama potrzebuje dalszego leczenia. Kuracji, która, jak przypuszczam, jest bardzo kosztowna i na którą żadnej z was nie stać. Jak zamierzasz sobie z tym poradzić, Rayne? Z pensji dziennikarki wolnego Strzelca? Pomogę ci, jeśli mi pozwolisz. Dopilnuję, że twoja matka otrzyma wszystkie konieczne terapie i opiekę, jakiej potrzebuje, żeby zoptymalizować jej szanse na całkowite wyzdrowienie. – Powiedziała ci o tym? – Usiadła, patrząc przez okno na wiewiórkę biegającą naokoło dębu.
R
– Niezupełnie. Wymknęły jej się niechcący jedna czy dwie rzeczy, które dały mi do myślenia. I twoja reakcja, kiedy cię o nią zapytałem. Zatem jeśli go nie poślubi, to nie tylko pozbawi swoje dziecko możliwie
L T
najlepszego startu w życie, ale także zniweczy szanse matki na pełne wyzdrowienie.
– Skoro sprawy między nami tak się ułożyły, to nie sądzę, żeby przyjęła jakąkolwiek pomoc finansową ode mnie. Nie będę więc jej obrażać, próbując ją przekonywać. Ale gdybym został jej zięciem, przyjęłaby moje wsparcie. Zwłaszcza za namową szczęśliwie poślubionej jedynej córki. Żeby dostała wszystko, czego potrzebuje, nalegałbym na szybki ślub. To niezwykle ważne, żeby zapewnić jej opiekę możliwie najszybciej. – W tej sytuacji nie bardzo mam wybór, prawda? Jak powiedziałeś, jest o wiele więcej do rozważenia niż to, czego każde z nas naprawdę by chciało – odrzekła Z udaną brawurą. – Tak, owszem. – Po prostu robił to, co powinien. Nic ponadto. – Są okoliczności ważniejsze od naszych pragnień, myśli i uczuć. Zatem uzna dziedzica Clayborne'ów i dopilnuje, żeby jej matka otrzymała wszelką możliwą pomoc, jakiej potrzebuje. Jednak z drugiej strony 109
zawsze mierzył wysoko i przyzwyczajony był do związków z pięknymi celebrytkami. Przypuśćmy, że pewnego dnia znudzi się nią i zdecyduje się zakończyć małżeństwo. Co wtedy? Zapewne zabezpieczy swoje prawa do dziecka i pozostanie na zawsze częścią jego życia. Ale co z nią? Czy zniesie ból po jego stracie? Bo przecież urodziła się, żeby go kochać. Musiała się zgodzić, bo oferował jej matce szansę na wyzdrowienie. Wszystkie możliwe nieszczęścia osobiste, jakie mogłyby być tego konsekwencją, warte były widoku matki przychodzącej do zdrowia. To nie podlegało dyskusji. Kiedy zostaną z Kingiem mężem i żoną, zrobi ze swojej
R
strony wszystko, żeby to małżeństwo było udane. Ze wszystkich sił postara się, żeby ją pokochał. W końcu skoro miało się pojawić dziecko, na którym się skupią, to czy był jakikolwiek powód, żeby chciał odejść?
L T 110
ROZDZIAŁ JEDENASTY Zarezerwowano w urzędzie stanu cywilnego termin za dwa tygodnie. Miała to być mała prywatna uroczystość obliczona na garstkę gości. King skonsultował się już z czołowymi specjalistami na temat stanu zdrowia Cynthii Hardwicke. Jak to przewidział, z początku zdecydowanie odmówiła przyjęcia jakiejkolwiek pomocy finansowej, jednak na wieść o tym, że zostanie babcią, czego, jak przyznała, domyślała się, i o tym, że King, ojciec jej przyszłego wnuka, zamierza ożenić się z jej córką, wkrótce złożyła broń.
R
Zachęcona, jak podejrzewała Rayne, nie tylko perspektywą narodzin dziecka, ale także nieodpartym urokiem Kinga.
W międzyczasie w kwestii ślubu jej jedynej córki Cynthia Hardwicke
L T
chciała koniecznie okazać całą matczyną pomoc i wsparcie, jakie mogła. – Nie masz nic przeciwko temu, prawda? – spytała Rayne matkę kilka dni później, kiedy razem rozglądały się po dziale dla nowożeńców w eleganckim londyńskim sklepie.
– Twojemu małżeństwu z Clayborne’em? Chcę tylko tego, czego ty pragniesz dla siebie, Lorrayne. Żałuję tylko, że mi nie powiedziałaś o dziecku. Nie musiałabym się domyślać, że jesteś z nim w ciąży. – Nie chciałam cię denerwować. Nie rozczarowałam cię za bardzo? – Nie mogłabyś mnie rozczarować, kochanie, zwłaszcza jeśli jesteś szczęśliwa. – Kocham go, jeśli to masz na myśli. – A on cię kocha? Rayne zerknęła w dal. – Ach tak. Och, kochanie...
111
– Ale pokocha mnie – powiedziała nonszalancko, kierując na siłę całą uwagę na metry satyny w kolorze kości słoniowej jednej z kosztownych sukni ślubnych. – Moja miłość wystarczy dla dwojga – ciągnęła z determinacją. – A dobro dziecka jest dla niego wszystkim. Na pewno nam się uda – podkreśliła, chcąc przekonać o
tym matkę. Nawet jeśli sama nie była wystarczająco
przekonana. I nagle, nie wiadomo skąd, w jej głowie pojawiło się pytanie. – Mamusiu... czy byłaś z tatą zawsze szczęśliwa? Cynthia Hardwicke przyglądała się trzymanej przez córkę tkaninie z tym samym co ona roztargnieniem. – Mieliśmy swoje dobre i złe chwile.
R
– Ale czy kiedykolwiek były momenty... kiedy pomyślałaś, że wam nie
L T
wyjdzie? – Uparcie wpatrywała się w suknię. Kątem oka dostrzegła, że matka marszczy czoło.
– Skąd te wszystkie pytania? Tak bardzo jesteś niepewna Kinga? – Nie. – Wszystko wyłożył przed nią czarno na białym. Doskonale wiedziała, co czuł i gdzie było jej miejsce. – Chcę się tylko upewnić, że akceptujesz to, co robię, bo... – nie była w stanie spojrzeć matce w oczy, kiedy powiedziała – bo ty i tata byliście tacy szczęśliwi, I ponieważ myślałaś, tak jak ja wcześniej, że King wspierał Mitcha w kradzieży pomysłu taty i... – Co było powodem, dla którego spotkałaś się z Mitchem Clayborne'em. Po pierwsze, Lorrayne, nigdy nie miałam nic przeciwko Kingowi. – Nie miałaś? – Teraz z kolei Rayne zmarszczyła czoło. – Twój ojciec podpisał coś, co nie dawało nam żadnego prawa do roszczeń wobec tego oprogramowania. Mitch i on uzgodnili, że wprowadzą je na rynek pod ich wspólnym szyldem. Z pewnych powodów ojciec Kinga nie 112
wywiązał się ze zobowiązań. Nie wiem, czy powinnam ci to mówić ani jak to ująć, ale żona Mitchella i twój ojciec... Zawahała się, a Rayne szybko spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami w szoku. – Wiedziałaś o tym? – Tak, kochanie, wiedziałam. Myślałam, że i ty już o tym wiesz. – Och, mamo! Dlaczego mi nie powiedziałaś? – Nie chciałam cię ranić, psuć obraz ojca, jaki w sobie pielęgnowałaś. Wiem, jak bardzo go kochałaś i jak bardzo on kochał ciebie. Zresztą poza tym
R
małym głupim brakiem rozwagi był dobrym człowiekiem.
– Powinnaś mi była powiedzieć. – Żałowała, że matka zmagała się z takim bólem serca samotnie.
L T
– A ty powinnaś mi była powiedzieć, kiedy tylko nabrałaś podejrzeń, że jesteś w ciąży. – Cynthia zrzędziła, czule gładząc policzek córki. – Przypuszczam, że to z nas czyni parę upartych, niezależnych kobiet. I o wiele silniejszych niż każda z nas mogłaby pomyśleć o drugiej. – Przepraszam. Myślałam, że byłaś całkowicie zaślepiona miłością i oszalałabyś, dowiadując się, co tata zrobił. Och, mamo. Dlaczego z nim zostałaś?
– Zostałam, bo mnie potrzebował. Chciałam też ocalić nasz dom. Inaczej nasza mała rodzina, będąca dla mnie wszystkim, po prostu by się rozpadła. A ona sądziła, że to matka była w małżeństwie tą, która potrzebowała pomocy, wsparcia i ochrony przed uczuciowym stresem, faktycznie zaś było na odwrót. Miała tylko nadzieję, że jej samej nie zabraknie tej siły, żeby wspierać męża i dziecko lub dzieci, kiedy jej będą potrzebowali, tak jak matka w tych wszystkich trudnych latach. Dziękowała szczęśliwym 113
gwiazdom, że Cynthii Hardwicke dane będzie cieszyć się wnukami. Nie pojechałaby do Monako, gdyby znała prawdę. Nie cierpiałaby teraz straszliwych wątpliwości w związku ze ślubem z mężczyzną, którego kochała, a który żenił się z nią tylko dlatego, że nosiła jego dziecko. Padła propozycja, że po ślubie zamieszkają w domu Kinga na wsi, niedaleko Londynu. Ten dom pozbawił Rayne tchu, kiedy po raz pierwszy King ją tam zabrał. Specjalnie zaprojektowany i całkowicie nowoczesny budynek zbudowany był głównie ze szkła. Jego pawilony zdawały się wyrastać ze wzgórza, wznosząc się wraz z drzewami, co nadało mu
R
prywatności i odosobnienia. Otaczający go ogród, z całą masą zakątków i tajemnych ścieżek, był wymarzony do zabawy dla dzieci. Taras na tyłach schodził do Tamizy i prywatnego pomostu, gdzie King cumował łódź.
L T
– Zatem to jest mieszkanie dla drugiej połówki – zauważyła ironicznie. Nie umiała wyobrazić sobie siebie mieszkającej w takim domu, jako żona Kinga Claybome’a.
– Nie. To nasze mieszkanie – poprawił ją, obejmując ramieniem, kiedy prowadził ją do drzwi frontowych. – Będziesz moją drugą połówką, Rayne. Będziemy jednością. Rodziną.
– Zbudowaną na przypadkowej ciąży i fizycznym zauroczeniu? – Zbudowaną przez dwoje ludzi, którzy razem robią to co najlepsze. Żałowała, że potrafi się cieszyć jak każda zakochana przyszła panna młoda, pewna uczuć przyszłego męża, wprowadzana przez niego do ich przyszłego domu. Ale nie mogła nie podziwiać bogatego wnętrza, urządzonego z wyrafinowanym gustem. Od hebanu i włoskiego marmuru po cenne antyki, wygodne sofy i zasłony z chińskiego jedwabiu, udrapowane na niekończących się oknach, które dawały poczucie, że jest się częścią ogrodu. Zachwyciły ją ogromne i piękne rośliny ozdabiające wnętrze. Był tam nawet 114
biały fortepian. – Nie wiedziałam, że grasz – zawołała radośnie, podchodząc do fortepianu. W ogóle niewiele o nim wiedziała. – Nie gram. Otworzyła klapę, odsłaniając klawisze, i zaczęła przebiegać po nich lekko palcami. Ale kiedy uświadomiła sobie, co powiedział, spojrzała na niego szybko, pytająco. Podszedł i stanął przy niej. – To dlaczego... – W tym momencie przypomniała sobie, jak tamtego dnia na jachcie powiedziała mu, że jako dziecko uczyła się grać na
R
fortepianie, a rodzice sprzedali instrument. Nie powiedziała mu, że musieli to zrobić, spłacając długi. Wspomniała tylko, że pewnego dnia zamierza wrócić do grania. Jeśli uda jej się uzbierać dość pieniędzy na jakiś niedrogi in-
L T
strument. Ale tego też mu nie powiedziała. A teraz...
– Nie mogę uwierzyć, że zrobiłeś to dla mnie – szepnęła ze łzami w oczach.
Objął ją i przyciągnął do siebie. Każdy jej nerw drgnął w odpowiedzi. Jak zawsze, kiedy zaczynali się całować, byli nienasyceni. Spragnieni zapachu, dotyku i wzajemnych uczuć, zaczęli zrywać z siebie nawzajem ubranie, kierując się do olbrzymiego okrągłego łoża dwie kondygnacje wyżej. Kochali się tak namiętnie jak gdyby dla obojga był to pierwszy raz. Potem, leżąc w ramionach Kinga wśród satynowych prześcieradeł w kolorze granatowym i patrząc, jak słońce rzuca plamy na drzewa, które zdawały się tak samo częścią wspaniałej sypialni, jak podwieszony sufit i okna, Rayne myślała o wszystkim, co King ofiarowywał jej, żeniąc się z nią. Bezpieczeństwo dziecka. Pomoc dla matki. Nawet pięknie odrestaurowaną willę w sąsiedztwie, żeby nie musiała się zamartwiać, że jest od niej zbyt daleko. A na dodatek do tego wszystkiego ten fortepian. Nawet jeśli nigdy nie 115
będzie mógł dać jej miłości, było jasne, że będzie hojny we wszystkim innym. I nie miała wątpliwości, że przynajmniej pragnął jej fizycznie. Żywiła tylko nadzieję, że potrafi się tym zadowolić. Nazajutrz King poleciał na kilka dni do Edynburga w interesach, a ona kontynuowała przygotowania do ślubu. Wpłaciła zaliczkę na suknię. Prostą, z koronkowym gorsetem i spódnicą w kształcie litery A. Wymagała drobnych poprawek w talii z uwagi na ciążę. Zamierzała ją odebrać na początku kolejnego tygodnia. Potem spędziła kilka godzin, wędrując wśród półek z mięciutkimi zabawkami i zmyślnymi małymi śpioszkami. Oczekiwała
R
nadejścia tego dziecka z miłością i niecierpliwością.
Kolejny ranek przyniósł list od Mitcha, z jego domu w Loire, dokąd wrócił. Przebijał z niego żal, że opuściła Monako, zanim wrócił z kliniki. A
L T
także powracające niczym temat w rondzie ubolewanie z powodu tego, co wydarzyło się w przeszłości pomiędzy nim a jej ojcem. Jak również zaskoczenie na wieść, że wiązała się z, jak to ujął, jego jedynym synem. Jednak wydawał się podekscytowany faktem, że King da mu dziedzica, którego matką będzie ona. Pisał:
Powiedziałem Ci, że pasowałabyś do niego, bo potrzebuje kogoś takiego jak Ty. Kto stawiłby mu czoło. A teraz tak się stało i nie potrafię sobie wyobrazić nikogo innego w roli matki mojego wnuka czy mojej synowej, moja mała Lorri. Ten ostatni fragment sprawił jej satysfakcję, ale jednocześnie trochę zasmucił, bo przypomniał jej o młodzieńczym optymizmie i wierze w miłość, i o tych dniach, które spędziła w biurze ojca, spragniona kontaktu z Kingiem. Wtedy pragnęła go, ale nie tak jak teraz. Teraz jednak nosiła jego dziecko i wiedziała, że nie żeni się z nią z właściwych powodów, takich jak miłość, wzajemne zaufanie i szacunek. Prawdopodobnie miał wobec niej poczucie 116
winy za krzywdę, którą jego rodzina wyrządziła jej rodzinie. Z tą nie najprzyjemniejszą myślą wsiadła do pociągu, który powiózł ją w stronę przyszłego domu. Z miasteczka wybrała się pieszo, bo dzień był piękny, ciepły i łagodny. King nadal był nieobecny. Cynthia czuła się wystarczająco dobrze, żeby pójść z przyjaciółką do teatru na West Endzie i zanocować w mieście. Rayne uznała więc, że to dobra sposobność na pomiary w pokoju, który wybrała na pokój dziecinny. Chciała pozostać na wsi aż do powrotu Kinga. Dał jej wolną rękę w kwestii odnawiania czy przemeblowania domu.
R
Kiedy jednak poddała wnętrze niespiesznej ocenie, uznała, że jego gust doskonale jej odpowiada. Zanim skończyła mierzenie, zrobiło się ciemno. Ucieszyła się, stwierdzając, że malutkie białe mebelki zamówione do pokoju
L T
dziecinnego będą pasowały do zaprojektowanego wnętrza idealnie. Zmęczona, postanowiła wziąć ciepłą kąpiel w luksusowej łazience na szczycie domu, a potem pójść do łóżka.
Gigantyczne rozmiary i obfitość ciemnych satynowych poduch i poduszek sypialni były niezwykle kuszące. Zbyt kuszące, uznała. Na wspomnienie miłości z Kingiem zatęskniła za nim. Po długiej kąpieli w luksusowej wannie owinęła się olbrzymim białym ręcznikiem. Nagle, zerkając nieobecnym wzrokiem na ręcznik, którym się wytarła, zamarła, uświadamiając sobie, co się dzieje.
117
ROZDZIAŁ DWUNASTY – Musisz zawiadomić Kinga. – Cynthia Hardwicke już jechała do niej taksówką. – Jeśli tracisz dziecko, ma prawo o tym wiedzieć i to teraz! – Nie mogę. Jeszcze nie. – Rayne walczyła ze łzami. Jak miała powiedzieć matce, że nie zniosłaby jego reakcji w połączeniu z własnym strachem i rozpaczą. King pewnie odczułby ogromną ulgę. Bo który mężczyzna byłby na tyle szalony, żeby się wiązać z kobietą, której nie kochał, skoro już nie musiał... Nie chciała tego mówić nawet własnej matce. Nie tylko
R
dlatego, żeby nie dokładać jej zmartwień. Także dlatego, że dopóki nikomu o tym nie powiedziała, to było tak, jakby tego nie było. W końcu jednak zadzwoniła wystraszona do swojej przyjaciółki Joanny we Francji.
L T
– Musisz zawiadomić matkę – orzekła Joanna, słysząc, że Kinga nie ma na miejscu. – Nie możesz być teraz sama.
Wkrótce przybyła Cynthia, chwilę po przyjeździe lekarki, którą Rayne wezwała.
– Jeśli nie masz bóli i nie krwawisz, nie wyślę cię natychmiast do szpitala – powiedziała lekarka energicznie. – Na tak wczesnym etapie ciąży nic nie można poradzić, żeby zapobiec poronieniu, skoro już się zaczęło. Ale jeśli zaczną się problemy – wymieniła kilka typowych objawów – koniecznie zadzwoń na pogotowie. Kiedy matka położyła się w jednym z pokoi gościnnych, Rayne próbowała zasnąć, ale natłok myśli jej na to nie pozwolił. Co mogło być gorsze od utraty dziecka, dla którego miała już tyle uczuć? Chyba tylko to, że może stracić także Kinga. Niezdolna zasnąć, wstała, ubrała się w długi jedwabny szlafrok w
118
kolorze kości słoniowej i poszła do kuchni. Lodówka była nieźle zaopatrzona przez kobietę, którą King zatrudniał do sprzątania dwa razy w tygodniu. Nalała sobie trochę soku i przeniosła się do salonu, gdzie księżyc w pełni rzucał niezwykłe jaskrawe światło na białe klawisze z kości słoniowej. Po stracie ojca, i potem, kiedy matka zachorowała, życie nabrało dla niej wielkiej wartości. A teraz... Opadła na stołek fortepianowy, z palcami zaciśniętymi wokół szklanki. Rozpaczliwie pragnęła tego dziecka. Było cząstką Kinga. Mężczyzny, którego kochała od osiemnastego roku życia. Przyjęła je jako symbol swojej na nowo rozbudzonej miłości do niego, którą zawsze będzie
R
żywić, nawet jeśli pozostanie nieodwzajemniona.
Zastanawiała się, kiedy dokładnie poczęła. Czy to było wtedy, kiedy wrócił do domu taki zmęczony? A może następnego dnia na jachcie, kiedy
L T
spostrzegła jego samotność i kiedy zaskoczył ją, puszczając jej ulubioną symfonię? Odstawiła szklankę i jednym palcem zagrała temat z niej. To było jak tortura nie do zniesienia dla jej duszy, zatrzasnęła klapę.
Musiała zasnąć przy fortepianie, bo King kiedy wrócił godzinę później, znalazł ją tak, bladą, z głową opartą na rękach. – Rayne? – Chciał dotknąć delikatnie jej ramienia, ale bał się ją wystraszyć. – Rayne – powtórzył miękko.
– Wróciłeś – wymamrotała słabo, nie mogąc uwierzyć, że przyjechał dzień wcześniej. – Cynthia telefonowała do mnie. Dlaczego sama nie zadzwoniłaś? – Nie mogłam. – Nie potrafiła wyznać mu prawdy. – Nie chciałam, żebyś gnał do domu. – Co najwyraźniej właśnie zrobił. – Pomyślałam, że lepiej będzie, jeśli dowiesz się rano. – Że tracisz nasze dziecko? – W jego głosie było niedowierzanie, ale nie chciał jej denerwować. – Nie powinnaś być w łóżku? Zmarzłaś. – Zdjął 119
marynarkę i otulił nią jej ramiona. – Jesteś pewna? – wyszeptał. – Lekarka tak uważa i... przestałam czuć ruchy dziecka. Wiesz, co to znaczy, prawda? – Zmusiła się, żeby to powiedzieć, zanim jej przerwie. – Nie musimy już brać ślubu. – Porozmawiamy o tym później. Teraz muszę cię zanieść do łóżka. – Idąc po schodach uświadomił sobie, że czuje ból. Kochał to dziecko bardziej, niż mógł to sobie wcześniej wyobrazić. I nagle dotarło do niego, jak bardzo ona musiała go pragnąć. – Och, moje kochane biedactwo... Tak mi przykro.
R
Tak bardzo mi przykro. To dziecko musiało być dla ciebie wszystkim, prawda?
– A co sobie wyobrażałeś? – Nie patrzyła na niego, tylko wpatrywała się
L T
w jeden punkt gdzieś pomiędzy drzwiami a przeszkloną ścianą. Czekając, aż powie, że jest młoda i silna i że pewnego dnia będzie miała więcej dzieci, z kimś, z kim naprawdę będzie chciała być. Nic takiego jednak nie zrobił. Po prostu wpatrywał się w nią z niezwykłą intensywnością. Nie chciała jego współczucia.
– Będziesz musiał odwołać ślub.
– Porozmawiamy o tym jutro – powiedział, podnosząc się. Zatrzymała go ręką, czując jego silne mięśnie i przypominając sobie, jak niezwykłym był człowiekiem. Jak wielkiej rozkoszy zaznali razem. – Nie, teraz. – Dobrze. – W jego tonie brzmiała rezygnacja. – Mów. – Stracimy część zaliczek – zaczęła z trudem. – Niektóre wydatki mogę ponieść sama, ale nie mogę zwrócić ci pieniędzy, które wydałeś do tej pory na mamę. Jeśli jednak pozwolisz, żeby jej kuracja trwała dalej, będę pracować jak niewolnica, dzień i noc, żeby oszczędzać i... 120
– Dosyć! – Uderzył pięścią w kolano. Spostrzegła, że drży na całym ciele. – Czy uważasz mnie za aż tak niewrażliwego człowieka? Już kiedyś zadał jej takie pytanie. Dziesięć tygodni temu w Monako. Tylko dlaczego teraz to zabrzmiało jak ryk rannego zwierzęcia? – Czy pomyślałaś przez chwilę, że mógłbym cierpieć z powodu utraty tego dziecko tak jak ty? Czy tylko kobieta może odczuwać ból? Stratę? Żal? Czy kiedyś dotarło do ciebie, że mógłbym nie chcieć odwołać ślubu? – Co takiego? – Tak. Chociaż to ci się może wydać szalone, chcę zrealizować to, co zaplanowaliśmy.
R
– Dlaczego? Z litości? Bo myślisz, że jesteś mi to winien? – Nie przyszło ci do głowy, że mógłbym... cię kochać?
L T
– Ale... Jak to możliwe? To znaczy... my nie...
– Nie znamy się dostatecznie długo? – podsunął z cieniem uśmiechu. – Już przyznałaś, że szalałaś za mną wcześniej. A sądząc z twojej reakcji na każdy mój dotyk, powiedziałbym, że nadal za mną szalejesz. Możesz pomyśleć, że zwariowałem. I prawdopodobnie będziesz mieć rację. Ale nigdy wcześniej nie byłem zakochany. Nie potrafię właściwie ocenić, co to za uczucie. Jeśli jednak miłość to chęć, żeby nigdy się z tobą nie rozstawać, pewność, że strata ciebie by mnie zniszczyła, pragnienie, żebyś była matką moich dzieci, to znaczy, że jestem zakochany. – Och, King. – Złożyła głowę na silnym, twardym ramieniu, a łzy zalśniły w jej oczach. To były łzy miłości. – Nikt nigdy nie wzbudził we mnie takich uczuć – wyszeptał w jej pachnące jedwabiste włosy, tuląc ją w ramionach, jak gdyby nigdy nie miał jej puścić. – Chcę się tobą zaopiekować. – Popchnął ją delikatnie na poduszki. – Zestarzeć się z tobą. Uczyć się ciebie i od ciebie. 121
Mamy tak wiele do nauczenia się, najdroższa. Wspierać cię w potrzebie... Pozwolisz mi na to, Rayne? – Gdybyś tylko wiedział, jak bardzo tego chcę. Zawsze chciałam, już wtedy, kiedy myślałeś, że jestem dla ciebie zbyta młoda i nawet mnie nie zauważałeś. – Ależ zauważałem cię – wyznał, uśmiechając się. – A przynajmniej twoją obecność. Od pierwszej chwili, kiedy cię zobaczyłem. Kiedy byłaś w biurze przez tamten krótki czas i nie mogłem przestać patrzeć na ciebie, na twój zarys przez szybę. Byłaś szalonym dzieciakiem. Poddawano mnie
R
ciężkim próbom, nawet jeśli cię tam nie było, bo twój ojciec nie przestawał o tobie mówić. – O mnie? W jaki sposób?
L T
– Na przykład jak poświęciłaś swój wyjazd z przyjaciółmi do Stanów, żeby opiekować się chorym psem. Co znaczyło, że nosiłaś go ze sobą wszędzie, dopóki nie zaczął znowu chodzić.
– Cóż, w końcu wyzdrowiał. – Przypomniała sobie moment, kiedy King w biurze wywołał ją, żeby zapytać o spaniela.
Pieściła
w
sobie
to
wspomnienie całymi tygodniami.
– Tylko dzięki tobie. Twój ojciec bardzo cię kochał, Rayne. I myślę, że ja także, choć tylko podświadomie. Planowałem, że się z tobą umówię za rok albo dwa. Kiedy trochę podrośniesz, a ja będę miał mniej na głowie. Ale kilka tygodni potem twój tata i Mitch pokłócili się. A wtedy, po tamtej nocy, kiedy wpadłem do waszego domu, żeby zobaczyć się z Grantem, rzuciłaś się na mnie, jak gdybym był jakimś potworem. Wiedziałem już, że schrzaniłem swoją
szansę.
Wiem też,
że przesadziłem z tą
zaborczością i
apodyktycznością w kwestii... dziecka – kontynuował z wahaniem. – Ale to była jedyna szansa, żeby zatrzymać cię przy sobie, w moim życiu – 122
dokończył, gładząc kciukiem z miłością zarys jej pięknych ust. – Wybaczysz mi kiedyś? – Tylko jeśli obiecasz, że zawsze będziesz równie zdeterminowany, aby zatrzymać mnie przy sobie. Nie zniosłabym, gdybym miała cię stracić. Kocham cię. – Obiecuję. – Schylił się, żeby ją pocałować. – A teraz, kochanie, myślę, że już czas, żebyś odpoczęła. Przygotowania do ślubu postępowały zgodnie z planem. King siedział w poczekalni oddziału położniczego, podczas gdy Rayne poszła na badanie
R
USG. Żałował gorzko, że musiała sama przez to przechodzić: wizyty u lekarzy, badania kontrolne, obmacywania i szturchania. Chciał być tam z nią, ale nalegała, żeby poczekał na zewnątrz, i niechętnie musiał spełnić jej
L T
życzenie. Domyślał się, że chciała mu zaoszczędzić wybuchu swojej rozpaczy na kategoryczne potwierdzenie, że nastąpiło poronienie. Będzie potrzebowała opieki w nadchodzących tygodniach. Własny żal i rozczarowanie pokrył swoim zwykłym wytrenowanym spokojem. Obiecał sobie, że zrobi wszystko, żeby ułatwić jej ten trudny czas. Wyszła z gabinetu zapłakana. Obiecała mu, że będzie dzielna, ale od razu spostrzegł, że cierpienie ją przerosło. Nawet jeśli bardzo się starała to ukryć przed innymi radosnymi przyszłymi rodzicami, którzy siedzieli naprzeciw niego. – Powinienem pójść tam z tobą. – Podszedł i otoczył ją wspierającym ramieniem. Wziął ją za rękę. Tę ze szmaragdowo– brylantowym pierścionkiem zaręczynowym. Przywiózł go z Edynburga i włożył jej na palec dzisiejszego ranka. Symbol jego miłości. Dowód, że żenił się z nią, ponieważ za nią szalał. Zrozumiał, właśnie wtedy, że była zbyt wyczerpana nerwowo, żeby się odezwać. 123
Dopiero na zewnątrz, gdy znaleźli się w łagodnym świetle słońca, w końcu znalazła ujście dla swoich emocji. Szlochała w jego ramionach. Trzymał ją blisko siebie, czując każdy konwulsyjny szloch niczym ból w sercu. W końcu udało jej się nad sobą zapanować. Gdy spojrzała mu oczy, dostrzegł, że zdołała się nawet do niego uśmiechnąć przez łzy. – Nasze dziecko... – drżała, krztusząc się słowami – wyczuli bicie jego serca. Było widoczne na monitorze. Powiedzieli, że jest miarowe i mocne. Ono żyje, King! Nadal jestem w ciąży! Tamta lekarka się myliła. Gdyby miała opisać efekt tych słów na jego twarzy, powiedziałaby, że
R
to było niczym wyjście na słońce po długim pobycie w ciemnym tunelu. Sama nie mogła uwierzyć, że przydarzył im się taki cud.
King z trudem uwierzył w jej słowa. Czuł się, jakby jego ciało wykonało
L T
radosny podskok, sięgając nieba. Wzruszyły go też jej słowa o „naszym dziecku”.
Znaczyły, że zamierzała dzielić z nim każdą cząstkę i każdą chwilę rozwoju ich dziecka w zbliżających się miesiącach. Poradzą sobie z problemami, jakie się przed nimi mogą pojawić. Razem. Z chorobą jej matki i Mitcha. Ze wszystkimi trudnościami i cierpieniami, jakie mogą stanąć na ich drodze.
– Kocham cię. – Położył dłoń na jej delikatnie zaokrąglonym brzuchu. – Was oboje. – W odpowiedzi stanęła na palcach, żeby go pocałować. – Gazety będą miały używanie, kiedy się zorientują, że nie tylko bierzemy ślub, ale także założyliśmy już rodzinę. – Perspektywa zainteresowania mediów lekko ją niepokoiła. – Pozwólmy im na to. – King uśmiechnął się szeroko, tuląc ją mocno do siebie. Szli niespiesznie w stronę samochodu. Biła z niego duma i szczęście z perspektywy zostania mężem i ojcem. Wiedziała, że z radością wykrzyczałby 124
to całemu światu.
L T 125
R