Bronwyn Scott Kawaler do wynaj ciaę ROZDZIAŁ PIERWSZY Londyn, czerwiec 1839 Gdyby Nicholas D’Arcy był gorszym kochankiem, a bujna rudowłosa lady Alici...
8 downloads
12 Views
787KB Size
Bronwyn Scott
Kawaler do wynajęcia
ROZDZIAŁ PIERWSZY Londyn, czerwiec 1839 Gdyby Nicholas D’Arcy był gorszym kochankiem, a bujna rudowłosa lady Alicia Burroughs osobą bardziej dyskretną, jej mąż nie nakryłby ich in flagranti. Przymiotnik „gorszy” nie pasował Jednak do Nicka, podobnie jak określenie „dyskretna” do lady Burroughs. Właśnie dawała wyraz uznaniu dla jego alkowianych zalet, nie szczędząc głosu, którego siły mogłaby jej pozazdrościć niejedna diva operowa. Na Lucyfera! Niewątpliwie słyszał ją cały dom. Mało tego, najprawdopodobniej cała okolica! Tylko dzięki łutowi szczęścia Nick złowił uchem wściekły tupot, dobiegający z korytarza, gdy lady Burroughs, wziąwszy uprzednio głęboki wdech, szczytowała nieświadoma grożącego niebezpieczeństwa. Pochlebiał sobie, że dobrze się spisał, a lady Burroughs, jeśli pominąć jej krzyki, była warta zachodu. Kiedy finiszował, leżała wygięta w łuk w poprzek łóżka, rude loki spływały kaskadą z jego krawędzi, odchylona głowa eksponowała szyję. Dyszała ciężko i on też, prawdę powiedziawszy, bo akt miłosny kosztował go niemało wysiłku. Lord Burroughs nie wiedział, co traci. Wkrótce jednak może się dowiedzieć. – Alicia! – Za drzwiami rozległ się męski głos. – To Burroughs! Alicia usiadła przestraszona na tyle, że Nick zaczął się poważnie martwić. Ile miał? Dziesięć sekund? Może piętnaście? Burroughs był potężnej postury, zadyszka nie pozwalała mu biegać. Starczy czasu, by włożyć spodnie, ale nic poza tym. Wyskoczył z łóżka i szybko chwycił porzucone na podłodze spodnie. Wsunął jedną nogę w nogawkę i podskakując na drugiej, zagarniał swoje rzeczy – koszulę, surdut, wreszcie buty, które położył na wierzchu tobołka. – Mówiłaś, że nie będzie go do poniedziałku! – Cicho! Chyba nie chcesz, żeby cię usłyszał. Pospiesz się. –
Alicia przesunęła na środek łóżka, osłaniając prześcieradłem kremowobiałe piersi. Nick rozejrzał się po pokoju. Do okna było za daleko, a drzwi zdecydowanie nie wchodziły w rachubę. – Jest drugie wyjście z garderoby? Jeśli ma być przyłapany, uznał w duchu, to nie przez tego pompatycznego durnia, który nie potrafi docenić łóżkowych zalet żony. Mrugnął do lady Burroughs i już go nie było. Przejście do drugiej sypialni, sąsiadującej z garderobą, nie trwało dłużej niż dwie sekundy. Tam dobiegł go ryk lorda Burroughsa. – Gdzie on?! W twoim pokoju, stary ośle, pomyślał Nick. Nie miał czasu do stracenia. Garderoba będzie pierwszym miejscem, do którego zajrzy wzburzony mąż. Nie był aż tak głupi, by nie zrozumieć, że jedyna droga ucieczki wiodła przez garderobę. Nick wypadł na korytarz i postanowił skryć się w pokoju znajdującym się po stronie domu, wychodzącej na ogród. Cicho zamknął za sobą drzwi. Na razie był bezpieczny, rozłożył więc tobołek i zaczął wciągać buty. – Millie, to ty? – dobiegło z sąsiedniego pomieszczenia. Nick zamarł, po czym złapał swoje ubranie i z jedną nogą obutą rzucił się do okna. Niestety, było za późno na ucieczkę. Do pokoju weszła starsza dama w szlafroku. Hrabina wdowa! Nick spostrzegł, że zbiera się do krzyku. Musiał ją uciszyć, a miał na to tylko sekundy. Zrobił jedyną rzecz, jaka mu przyszła do głowy. Wykonał dwa kroki, porwał ją w ramiona i zamknął jej usta pocałunkiem. Niech go diabli, jeśli ona nie pocałowała go również, i to z języczkiem. Hrabina wdowa, kto by pomyślał? Była to bez wątpienia najmilsza niespodzianka tego wieczoru, bo starsza pani odchrząknęła i powiedziała: – Młody człowieku, zechcesz zapewne skorzystać z okna. Pergola jest dość stabilna. – Puściła do niego oczko i dodała: – Została wypróbowana. Dobry Boże, czy lord Burroughs miał pojęcie, co działo się w
jego domu? Nick podziękował i nie tracił czasu. Brakowało tylko tego, by pojawiła się owa pokojówka Millie. Musiałby i ją pocałować. Cóż, to i tak lepsze, niż wpaść w łapy Burroughsa, który trzasnąwszy drzwiami, aż tu było słychać, toczył się teraz w dół korytarza. Nick wyrzucił przez okno ubranie i wystawił nogę na zewnątrz, by wypróbować pierwszy szczebelek. – Wróć, kiedy zechcesz! – zawołała za nim hrabina wdowa. – Pilnuję, by ogrodnik utrzymywał pergolę w dobrym stanie. On myśli, że to dla róż. Nick uśmiechnął się i wykonał skok w ciemność dokładnie w chwili, gdy Burroughs pukał do apartamentu matki. Hrabinę wdowę czeka rozczarowanie, pomyślał Nick, bo nie zamierzał prędko wracać do tego domu. Dalsza droga ucieczki była łatwa. Znalazł wyjście z ogrodu i przystanął w wąskich alejkach na tyłach posesji, by całkowicie się ubrać. Jak na razie był bezpieczny, ale nie na długo. Alicia Burroughs nie słynęła z dyskrecji. Jest kwestią czasu, że jej mąż dowie się, kogo gościła w sypialni. Koszt będzie wysoki. Na szczęście, pocieszył się Nick, Burroughs pozna co najwyżej jego nazwisko. Pod żadnym pozorem nie powinien się wydać jego związek z agencją ani z Ligą Dyskretnych Dżentelmenów, która chociażby z tytułu swojej nazwy powinna bezwzględnie pozostawać w cieniu. Klientkom odpowiadało korzystanie z usług nadzwyczaj sprawnych panów do towarzystwa, lecz nie odpowiadałoby, gdyby ktoś się o tym dowiedział. Gdyby wiadomość o istnieniu ligi i o tym, czym się zajmuje, rozniosła się w Londynie, każdy z nich zostałby poddany bezwzględnemu ostracyzmowi. Nicholas ruszył wolnym krokiem przed siebie. Nie dojrzał jeszcze do powrotu do Argosy House, głównej siedziby organizacji. Co powie Channingowi Deverilowi? Założyciel ligi będzie bardzo zawiedziony. Dyskrecja była naczelną zasadą działalności, a jej niedochowanie oznaczało koniec przynależności Nicka do ligi oraz niezłych pieniędzy, które zarabiał, a przede wszystkim koniec Nicholasa D’Arcy’ego, najbardziej
rozchwytywanego kochanka w Londynie. Kobiety płaciły wielkie sumy, aby zwabić go do łóżka. Napychały mu kieszenie klejnotami, żeby się przekonać, jak daleko posunie się w swojej bezczelności. Zachęcał je, ponieważ potrzebował klejnotów i pieniędzy. Kim by został, gdyby nie był Bezczelnym Nickiem? Kopnął leżący na trotuarze kamień. Prawdę powiedziawszy, zależało mu na członkostwie w lidze nie tylko z powodu pieniędzy i sławy. Seks był chyba jedyną dziedziną, w której naprawdę był dobry. W dodatku potrafił wykorzystać ten atut z talentem. Dobrze się złożyło, że spotkał na swojej drodze życiowej Channinga Deverila; bez niego sukces byłby niemożliwy. Gdyby nie ten uśmiech losu prawdopodobnie nadal tkwiłby jako pisarczyk w kantorze firmy żeglugowej w dokach i zarabiał o wiele za mało, żeby wystarczyło na pokrycie potrzeb finansowych rodziny. Obecnie dzięki reputacji, jaką się cieszył, mógł posyłać matce całkiem przyzwoite kwoty. Do dwóch sióstr pisywał sążniste listy o eleganckich przyjęciach, w których uczestniczył, i dzielił się z nimi nowinkami ze świata mody, a przy tym niczego nie zmyślał. Naturalnie, ani matka, ani siostry nie wiedziały, czym się zajmował. Utrzymywał je w przekonaniu, że trudni się interesami. Kalectwo brata wymagało od nich stałego przebywania w domu. Nie będą mogły przyjechać do Londynu i się przekonać, czym w rzeczywistości Nick się para, za co był wdzięczny losowi. Jedno nieszczęście w postaci kalekiego brata wystarczy. Nie mógł złamać matce serca. Na ulicach pokazały się mleczarki, gdy Nicholas wstępował na frontowe schody Argosy House, budynku na pozór niczym nieróżniącego się od innych domów przy Jermyn Street, w większości zamieszkanych przez zamożnych dżentelmenów w bezżennym stanie. Światła paliły się jedynie w Argosy House. Zebrani w nim panowie będą jeszcze przez godzinę lub dłużej komentowali wydarzenia wieczoru i nocy, zanim udadzą się na spoczynek. – Dzień dobry, paniczu. – Do Nicka zalotnie uśmiechnęła się mijająca go mleczarka. – Znów wychodził pan na całą noc.
Nicholas ukłonił się i przesłał jej buziaka. – Dzień dobry, Gracie. – Znał z imienia zarówno mleczarki, jak i domokrążców odwiedzających Jermyn Street. – Niech pan ze mną nie próbuje dżentelmeńskich sztuczek. Znam się na nich. Zresztą doszły mnie słuchy, że z pana nic dobrego. Nicka korciło, by zapytać Gracie, co takiego jej opowiedziano, ale dziewczyna zdążyła odejść, kołysząc kształtnymi biodrami. Zaniepokoił się. Czyżby wieści o jego wyczynie u Burroughsów już się rozeszły? Wchodząc do środka, usłyszał dochodzącą z salonu salwę śmiechu. Miło, kiedy człowiek wie, co go czeka, gdy wraca do siebie, pomyślał i uśmiechnął się pod nosem. Argosy House to było obecnie jedyne miejsce, gdzie czuł się swojsko, swobodnie i bezpiecznie. Takich sprzyjających warunków nie miał w domu rodzinnym. W salonie zastał siedmiu mężczyzn siedzących w niedbałych pozach w fotelach i na sofach. Mieli rozwiązane fulary, rozpięte surduty i kamizelki. W rękach trzymali kieliszki brandy – jedne pełne, inne zapełnione po części. To byli jego koledzy od ostatnich czterech lat, członkowie Ligi Dyskretnych Dżentelmenów. Pierwszy dostrzegł go Jocelyn Eisley. – Ho, ho, Nick. Zaczynaliśmy się o ciebie martwić. Wszystkie głowy zwróciły się w stronę D’Arcy’ego. Rozległy się gwizdy podziwu. – Będzie o tobie głośno w gazetach. – Amery DeHart zasalutował do połowy opróżnionym kieliszkiem. – Twoje zdrowie, Nick. – Eisley wskoczył na otomanę z niezwykłą lekkością jak na zażywnego mężczyznę. – Przychodzi mi do głowy wiersz dla uczczenia tego wydarzenia. Nie każdej nocy zdarza nam się bawić u damy w czasie obecności w domu jej męża. Przez salon przeszedł pomruk wesołości. Nick usiadł na sofie obok DeHarta. Wiersze Eisleya należały do rytuału ich spotkań. – Niech to będzie limeryk! – zawołał Miles Grafton. – Swawolny czyn zasługuje na swawolną formę.
– Dobrze. – Wielki blondas poprosił dramatycznym tonem o uwagę. – Oto moje najnowsze dzieło: Raz pewien Nick w naszym mieście Dogadzał w łożu zamężnej niewieście. W antrakcie szepnęła doń dama owa: mój mąż niech ze wstydu się schowa a z nim męskiego rodzaju połowa. Zakończył występ teatralnym ukłonem. – To o nas wszystkich – zupełnie niepotrzebnie zauważył Amery. – Wszyscy przyprawiamy rogi godnym pożałowania mężom. – I niech tak pozostanie – wyraził swoje życzenie kapitan Grahame Westmore, usadowiony w kącie pod kominkiem. – Gdyby mężczyźni z socjety przykładali się do swoich obowiązków, nie mielibyśmy frapującego zajęcia. Były oficer kawalerii, Westmore, niewiele o sobie mówił, podobnie jak Nick. Nick wiedział o nim najmniej spośród wszystkich obecnych w salonie. – Powiedzcie, jak wam się podoba mój limeryk? – Eisley zszedł z otomany. – Czy nie jest zręczny? Wyrecytuję go dzisiaj po południu w klubie White’a i założę się, że w porze kolacji będzie powtarzany we wszystkich salonach Mayfair, w największej dyskrecji, naturalnie. Nick, twoja popularność wzrośnie. Gazety będą o tobie pisały Nick the Prick[1]. – Chyba raczej nazwą go Nick of Time[2] – dał się słyszeć ponury głos od drzwi. Nick skrzywił się z niezadowoleniem na myśl, że Channing Deveril, założyciel ligi, dowiedział się o jego przygodzie. Zdaje się, że mało kto o nim nie słyszał, skoro komentowały to między sobą mleczarki, a i prasa była gotowa podjąć temat. Nick liczył na to, że wiadomość o jego wyczynie jednak nie rozniesie się tak szybko. – Byłeś o włos od wpadki? – Spojrzenie niebieskich oczu Channinga poszukało wzroku Nicholasa. – Mimo wszystko udało się jej uniknąć – odparł, wzruszając
ramionami. Uznał w duchu, że Channing chyba nie jest na niego wściekły. W końcu coś takiego mogło się przydarzyć każdemu; przecież to ryzyko zawodowe. – Pozostaje nam się cieszyć. Wpadnij do mojego gabinetu, porozmawiamy w cztery oczy i zadecydujemy, co powinniśmy uczynić. Dobre samopoczucie Nicka ulotniło się w jednej chwili – zaczął się martwić. – O czym mamy decydować? – zapytał, posłusznie wchodząc za Channingiem do gabinetu i siadając po drugiej stronie biurka. – Co z tobą począć, rzecz oczywista. – Channing spojrzał na niego, jakby miał do czynienia z przygłupem. – Być może za daleko posunąłeś się dzisiejszej nocy. – W tych sprawach nigdy nie można posunąć się za daleko – odparł ze śmiechem Nick, lecz Deveril nie podzielił jego wesołości. – Mówię poważnie i ty też spoważniej. To nie rozejdzie się po kościach. Burroughs wyśledzi, że chodzi o ciebie. – Będzie mógł tylko podejrzewać. Nigdy nie zyska pewności, że to ja. – Łudzisz się. Niech no tylko zaczną krążyć limeryki zatytułowane Nick the Prick oraz karykatury podpisane Nick of Time. Poza tym nie jest tajemnicą, że Alicia Burroughs nie grzeszy dyskrecją. Ma sporo racji, pomyślał Nick. – Agencja nie będzie w to zamieszana. – Nick pragnął uspokoić obawy Deverila. – Martwię się nie tylko o agencję, ale także o ciebie. Nie życzę sobie żadnych pojedynków. – Channing otworzył szufladę i wyciągnął z niej tekturową teczkę. Popchnął ją w stronę Nicka. – Dlatego mam dla ciebie nowe zlecenie. Nick ze zmarszczonym czołem przejrzał zawartość teczki. – Pięć nocy rozkoszy na wsi? Czy to w ogóle możliwe? Wieś i rozkosz, jedno wyklucza drugie.
Nicholas D’Arcy z niechęcią odniósł się do propozycji. Stał się rasowym londyńczykiem. Miasto z jego wyrafinowanymi kobietami, z ich strojami, perfumami, ciętymi ripostami, było jego żywiołem. Londyńska kobieta dobrze wie, czego chce. Kobieta mieszkająca na wsi? Niech go Bóg broni! – To nie moja specjalność. – A moją specjalnością nie są pojedynki z mężami-rogaczami – stwierdził stanowczo Channing. – Pozwól, że ci przypomnę: misja ligi polega na dostarczaniu rozkoszy kobietom bez prowokowania skandali. Pojedynki sprzeciwiają się naszej naczelnej zasadzie – dyskrecji. Powinieneś opuścić miasto do czasu, aż ucichną plotki. Wiesz, jak jest w Londynie o tej porze roku. Za tydzień kolejny skandal przesłoni ten z twoim udziałem, pod warunkiem że nie będziesz o sobie przypominał, pokazując się w salonach czy innych miejscach spotkań socjety. Stanowczo bym nie chciał, żebyś stanął naprzeciwko zazdrosnego męża, mierzącego w twoją stronę z pistoletu. – Nic takiego się nie zdarzy – zaprotestował Nicholas. – Burroughs nie ma dowodów. Niczego nie widział. Może mignął mu za oknem jakiś cień. – Cały Londyn już wie, jak zamierza on rozprawić się z owym cieniem. Zostawiłeś jakiś ślad? Spinkę od koszuli? But? Cokolwiek, co mogłoby cię zdradzić? – Niczego nie zostawiłem – zapewnił gorąco Nicholas. – Nigdy o niczym nie zapominam. To był czysty odwrót, przysięgam. Channing roześmiał się. – Obrażasz mnie. – Nicholas przyłożył teatralnym gestem dłoń do serca. W gruncie rzeczy czuł się lekko urażony, że Channing w ogóle o to pytał. Był jednym z najlepszych współpracowników Deverila. Nie każda kobieta szukała kontaktu z ligą, aby znaleźć dyskretnego kochanka. Niektórym zależało wyłącznie na zrobieniu szumu wokół własnej osoby, na przykład w celu zwrócenia na siebie uwagi męża, który ją zdradzał albo zaniedbywał. Wśród
klientek były też takie, które rzeczywiście poszukiwały intymnych przyjemności, jakich nie zaznały przez całe życie. Wtedy wkraczał on – Nick. Liczył na to, że Deveril przeoczył pewien akapit w liście, który wyjął z tekturowej teczki. – Mimo wszystko chciałbym cię tam posłać. – Channing przestał się bawić nożykiem do papieru i spojrzał na Nicka. – Ta kobieta szuka fizycznego spełnienia, a to jest twoja specjalność. Nadzieja na to, że Channing mógł coś przegapić, zgasła. – Nie nadaję się do wiejskich warunków – próbował oponować, choć miał świadomość, że jest na straconej pozycji. – To bardzo nieodpowiedni czas na opuszczanie naszej organizacji. – Wskazał datę wymienioną w liście. – Prawie cały tydzień w środku czerwca. To szczyt sezonu. Już teraz otrzymujemy więcej zgłoszeń, niż jesteśmy w stanie obsłużyć. Nickowi nie uśmiechało się opuszczenie takich rozrywek, jak bal u lorda Marlborough czy maskarada u lady Hyde w Richmond, nie wspominając o fajerwerkach w Vauxhall Gardens. – Poradzimy sobie. – Channing był głuchy na wszelkie argumenty. – Mógłbyś posłać kogoś innego – nie dawał za wygraną Nicholas. – Jocelyna, Grahame’a, Milesa lub Amery’ego. Nie słyszałeś, jak DeHart opowiadał, że lubi wieś? Zrobił konkietę na zjeździe gości w wiejskiej rezydencji, do której go ostatnio posłałeś. Nicholas bał się wsi jak diabeł święconej wody. – Wszyscy są zajęci. Nie masz wyjścia. – Deveril posłał mu ten swój urzekający uśmiech, który sprawiał, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety robili to, czego sobie życzył. – Nie martw się, jak wrócisz, Londyn nadal tu będzie. Co mogłem rzec na takie dictum, nie chcąc powiedzieć za dużo? – zastanawiał się Nicholas. Były w jego życiu fakty, o których nawet Channing nie wiedział. – Przeczytałem w liście, że ona zamierza dobrze zapłacić. Ile? Nick wiedział, że pytanie o honorarium sygnalizuje jego
zgodę. Wolał ustąpić dobrowolnie, niż dostać bezpośredni rozkaz. – Tysiąc funtów – oznajmił spokojnie Channing. Nicholas uśmiechnął się krzywo. Zrobiłby prawie wszystko za tysiąc funtów. Nie było już mowy o sprzeciwie i obaj doskonale zdawali sobie z tego sprawę. – Cóż, to chyba rozstrzygający argument. Nick w gruncie rzeczy był wdzięczny Channingowi za to, że pozwolił mu myśleć, że wyjazd zależy od jego zgody. – Też tak sądzę. Idź się spakować. Zamówiłem ci powóz. Wyruszysz o jedenastej. Przyjedziesz na popołudniową herbatę. Cudownie, pomyślał z sarkazmem Nick. Nie było odwrotu. W sytuacjach bez wyjścia szukał pocieszenia w stwierdzeniu, że mogłoby być gorzej. Co prawda, w tym przypadku trudno byłoby to sobie wyobrazić. A jednak znalazł argument przemawiający za wyjazdem; miał spędzić na wsi tylko kilka nocy, a wizyta mogłaby zostać zaplanowana na dłużej, na przykład na miesiąc.
ROZDZIAŁ DRUGI Sussex, Anglia Annorah Price-Ellis miała przed sobą miesiąc życia w znajomym i lubianym otoczeniu, na poziomie, do jakiego przywykła, i w stylu, który jej odpowiadał. Czuła to całym jestestwem i była bezradna, bo nie mogła zatrzymać czasu. To, co nieuchronne, miało w końcu nastąpić. Wiedziała o tym od lat, ale wolała nie przyjmować tego do wiadomości. Tymczasem nieuchronnie zbliżała się fatalna data, zapisana w jej głowie wielkimi czerwonymi literami. Nie była całkowicie bierna – szukała pomocy w wyjściu z trudnej sytuacji. Wszyscy eksperci, z którymi się konsultowała, stawiali tę samą diagnozę: nie pozostawało nic innego, jak pogodzić się z losem. Taka konkluzja zmusiła ją do pójścia na ustępstwa, a wraz z ustępstwami, do podjęcia przygotowań. Dlatego właśnie owego pięknego czerwcowego popołudnia siedziała w zalanym słońcem salonie w Hartshaven, wystrojona w nową muślinową suknię w kolorze żonkili, i czekała. Było to dziwne u osoby, której czas kurczył się w zastraszającym tempie. Spojrzała na zegar nad kominkiem. Dochodziła czwarta. Mógł przyjechać lada chwila. Nerwowe napięcie sięgnęło szczytu. Po raz pierwszy w życiu ośmieliła się na niezwykle ryzykowny krok. Jednak w miarę przybliżania się zapisanej na czerwono fatalnej daty, coraz dłużej i intensywniej myślała o tym, jak wykorzystać uciekający czas, jakich przyjemności doświadczyć po raz ostatni. Była bogata, miała mnóstwo pieniędzy. Stać ją było na wszystko, o czym mogła zamarzyć: podróż po Europie, Paryż, piękne stroje. Ostatecznie całe to bogactwo na nic się jej nie przyda. Nie zabierze go ze sobą bez skazania swojej duszy na potępienie. Wisiało to nad nią niczym miecz Damoklesa. Czego chce? W głębi duszy znała odpowiedź. Za dwa tygodnie skończy trzydzieści trzy lata. Najpiękniejsze lata młodości minęły przynajmniej dziesięć lat
temu. Liczyła na to, że nie wygląda na swój wiek. Niestety, nie miała się czym pochwalić, a przynajmniej tym, co powinna mieć kobieta w jej wieku – mężem i dziećmi. Kilkakrotnie była o krok od zamążpójścia. Raz narzeczony opuścił ją, raniąc jej uczucia, kiedy indziej sama zerwała narzeczeństwo, żeby nie skończyć ze złamanym sercem. Po tych doświadczeniach znalazła ukojenie w Hartshaven, dokąd wycofywała się każdego roku na dłużej, aż doszło do tego, że w ogóle przestała bywać w Londynie i straciła kontakt z tamtejszym towarzystwem, a ono szybko o niej zapomniało. Od tamtej pory prowadziła samotnicze życie. Pocieszenie czerpała z faktu, że posiadłość jest prześliczna, a pieniądze pomagają rekompensować utracone miejskie rozrywki oraz bywanie w gronie socjety. Na dobrą sprawę brakowało jej jedynie mężczyzny, ale to właśnie miało się zmienić. Za kilka chwil na progu jej domu stanie nieznajomy. Zamówiła go w Londynie, tak jak zamawia się suknie. Było za późno na odwołanie przyjazdu, mimo że ogarnęły ją wątpliwości, czy postąpiła słusznie. Annorah na pamięć znała starannie zredagowany list, który wysłała w tej sprawie. Szanowni Panowie! Jestem zainteresowana nawiązaniem dyskretnej znajomości z mężczyzną odznaczającym się dobrym pochodzeniem i nieskazitelnymi manierami. Musi być czysty, zadbany, zdolny do prowadzenia zajmującej konwersacji – innymi słowy wykształcony – i powinien lubić spokojne życie na wsi. Otrzyma hojne wynagrodzenie za pięć nocy i dni. Skreślenie tych kilku linijek zajęło jej trzy dni. List powinien być dłuższy jak na wysiłek włożony w jego sformułowanie. Annorah żywiła nadzieję, że w agencji zrozumieją, o co jej chodzi. Niepozorny anons, który znalazła w gazecie, świadczył o tym, że są tam ludzie, którzy potrafią czytać między wierszami i dobrze wiedzą, czego się od nich oczekuje. Niemniej jednak, na tych kilka linijek złożyły się najodważniejsze słowa, jakie kiedykolwiek wyszły spod jej pióra.
– Czas, byś przestała być głupią gęsią – powiedziała do siebie w chwili, gdy poczuła, że opuszcza ją odwaga. Jeśli nie teraz, to kiedy? Znała odpowiedź. Nigdy. Jeśli chce poznać, czym jest namiętność, zanim będzie na to za późno, musi wziąć sprawy w swoje ręce. Teraz czeka na przyjazd prezentu urodzinowego, który sobie sama sprawiła. Idealnego mężczyzny, który nie złamie jej serca, nie będzie udawał miłości, mając na względzie wyłącznie jej majątek, i wprowadzi ją w świat rozkoszy cielesnych, umiejętnie i taktownie, tak by nie pożałowała swojej decyzji. Pięć nocy powinno wystarczyć. Potem pogodzi się z losem, którego nie da się uniknąć, ponieważ zadbały o to najtęższe prawnicze głowy w Anglii. Jeśli wyjdzie za mąż do dnia ukończenia trzydziestego trzeciego roku życia, zatrzyma posiadłość rodzinną i znaczny spadek po przodkach. Natomiast jeżeli zostanie starą panną, to majątek ziemski i większa część pieniędzy przejdzie na własność Kościoła i instytucji charytatywnych. We dworze powstanie szkoła, a ona będzie musiała przenieść się do domu na prowincji, gdzie czeka ją skromna egzystencja, w żadnym razie nie na wysokiej stopie, do której przywykła. Będzie musiała zapomnieć nie tylko o wytwornych sukniach, ale przede wszystkim o swobodzie robienia wszystkiego, na co ma ochotę. Z drugiej strony, małżeństwo i założenie rodziny też wiązałoby się ze zmianą dotychczasowego trybu życia. Krociowy spadek przeszedłby bowiem pod kontrolę męża, który podejmowałby nie tylko decyzje finansowe, ale także te dotyczące jej. I tak źle, i tak niedobrze. W przypływie desperacji Annorah zakupiła zatrważającą liczbę sukni wraz z dodatkami, a także mężczyznę, żeby miał kto docenić te stroje. Zazgrzytał żwir na podjeździe i Annorah drgnęła. Zerknęła w stronę okna i spostrzegła powóz zajeżdżający pod frontowe schody, zanim zniknął przesłonięty półkolistym portykiem. Gdyby podeszła do okna, zobaczyłaby osobę wysiadającą z powozu, ale nie zamierzała w demonstracyjny sposób okazywać przybyszowi
zainteresowania. – Panienko, przyjechał pani gość – zameldował kamerdyner Plumsby. – Ośmielę się zauważyć, że przystojny jak na bibliotekarza. Annorah nie miała odwagi wyznać prawdy służącym. Powiadomiła ich, że zamierza skatalogować zbiory biblioteczne przed przekazaniem ich szkole. – Dziękuję, Plumsby. Zaraz wyjdę. Już wcześniej zastanawiała się, jak przywitać gościa, i uznała, że powinna się zachowywać bez skrępowania, jak światowa dama. Spojrzała w lustro, by sprawdzić, czy włosy są w nienagannym stanie, a na twarzy nic się nie rozmazało. Wzięła głęboki oddech i wyszła do holu. Kiedy tam stanęła, pomyślała, że na tle dyskretnie niebieskich ścian i posadzki z włoskiego marmuru żółta suknia wygląda zbyt jaskrawo, ale było za późno na zmianę stroju. Nie mogła się wycofać, bo przybysz zdążył ją zauważyć. – Mam nadzieję, że podróż była przyjemna? Splotła dłonie na wysokości talii, żeby nie zadrżały ze zdenerwowania. Poczuła wykwitający na policzkach rumieniec. Mężczyzna rzeczywiście jest bardzo przystojny, pomyślała. Uzna, że ma do czynienia z idiotką. Co robić? Aha! Herbata! Uczepiła się tej myśli. – Plumsby, proszę kazać podać herbatę do salonu. – Gdy tylko te słowa wyszły z jej ust, wiedziała, że popełniła nietakt. – Przepraszam, pospieszyłam się. Nie zdążyliśmy się sobie przedstawić, a już zapraszam na herbatę. Jestem Annorah PriceEllis. Wyciągnęła ku niemu dłoń, lecz on zamiast wymienić uścisk, zgiął się ze wzrokiem utkwionym w jej oczach i ustami musnął kostki jej palców. Gest powitania zmienił się w obietnicę. – Nicholas D’Arcy, do usług. „Do usług” – powtórzyła w duchu Annorah. Wspaniały! Przykuwające uwagę niebieskie oczy, czarne włosy sczesane z twarzy, odsłaniające szeroko rozstawione kości policzkowe,
przepięknie wykrojone usta, najdoskonalsze, jakie widziała u mężczyzny. Aż się prosiły, by palcem obwieść ich kontur. Dobry Boże! Szybko jej idzie. Ledwo go poznała, a już pragnie go dotykać. Annorah uprzytomniła sobie, że dobre wychowanie nakazuje powitać gościa dygnięciem. Uczyniła to dość niezgrabnie i natychmiast ogarnęły ją wątpliwości. Czy przed takim mężczyzną należy dygać? A właściwie kim on jest? Doświadczonym przez niesprzyjający los dżentelmenem czy elegancko ubranym łobuzem, małpującym lepszych od siebie? Może dobrze, że dygnęła dla zachowania pozorów. Dlaczego nie? Przecież mogła robić wszystko, co nakazuje jej fantazja. Rozgrywać to, jak jej się podoba. Na pewno jednak nie powinna sterczeć w holu i gapić się na niego jak głupia. Lata wpajania jej dobrych manier dały wreszcie o sobie znać. Teraz wypadało zaprosić go na herbatę i wszystko ułoży się samo. Herbata dobrze jej zrobi na nerwy. Pytania „Pije pan ze śmietanką?”, „Z cukrem?”, „Poczęstuje się pan ciasteczkiem, a może kanapką?” będą dobrym wprowadzeniem do rozmowy, ta zaś wstępem do poznania przybysza. Wykonała gest w stronę szeroko otwartych drzwi do salonu. – Plumsby każe podać herbatę w salonie. Przy herbacie i małym poczęstunku będziemy mogli przystąpić do interesów. W błękitnych oczach Nicholasa pojawił się błysk. Uśmiechnął się i pochylił ku niej z konspiracyjną miną. Znalazł się tak blisko, że wyczuwała woń jego wody toaletowej; kojarzyła się jej z zapachem wyschniętych paproci, stanowiącym kwintesencję lata. – Do interesów? Mamy piękny letni dzień. Wyjdźmy na powietrze, Annorah. Chętnie obejrzę ogrody. Możemy rozmawiać, spacerując. – A co z prywatnością? – zaoponowała delikatnie. Nie życzyła sobie, żeby ktoś podsłuchał ich rozmowę. Nie była szczera wobec służby, kiedy zapowiadała jego wizytę. – Zbliżymy głowy i będziemy szeptali. Śmiały się mu oczy, gdy podawał Annorah ramię, silne i
okryte najlepszego gatunku błękitną wełną. Musiała przyznać, że ubranie i maniery miał nieskazitelne. Zniżył ku niej ciemną głowę i cicho dodał wprost do ucha: – Ryzyko, że ktoś pomyśli coś zdrożnego, dodaje pikanterii nawet najniewinniejszym spacerom we dwoje, nie uważa pani? – Będę musiała panu zaufać, panie D’Arcy. Wstrząsnął nią rozkoszny dreszcz na myśl, że mogłaby się znaleźć w dwuznacznej sytuacji, opanowała jednak podniecenie, przypominając sobie, że ten ubrany w kosztowny niebieski surdut, modne bryczesy i wyglansowane do połysku buty mężczyzna na pewno nie jest dżentelmenem. – Proszę zwracać się do mnie po imieniu. Dobrze? „Panem D’Arcy” był mój ojciec. Szybko utraciłam inicjatywę w rozmowie, uznała w duchu Annorah. Zadziwiające, jak on gładko przejął prowadzenie. Stał w holu jej domu od kilku zaledwie minut i już do niego należała decyzja, jakie będą jego pierwsze kroki po przyjeździe. Annorah nie przypuszczała, że tak może się stać. Sądziła, że ona będzie miała przewagę. Była u siebie, on był jej gościem. Tymczasem rozmazywało się rozgraniczenie między obu tym rolami. Ochłonęła w ogrodzie. Zatrzymywał się przed niektórymi okazami roślin, zadawał pytania, a ona odpowiadała, odzyskując poczucie, że jest gospodynią. W pewnym momencie przystanął. – Ach, co za rzadki kwiat. Irys bagienny z lasów deszczowych, o ile się nie mylę, prawda? Szczególny z tym sterczącym w górę pręcikiem? – Wszystkie kwiaty mają pręciki – odparła Annorah, ale się zarumieniła. Aluzja do penisa była jedynie lekko zawoalowana. – Ale nie u wszystkich są one tak wystawione na widok. Proszę spojrzeć na tamte różowe kwiaty. Ich pręciki są ukryte pomiędzy płatkami. Ten odważnie sterczy z kwiatu, wysoki i dumny, chce, żeby go wszyscy widzieli. – Kwiaty nie posiadają płci, panie D’Arcy. – Tak pani myśli? Z całym szacunkiem, ale się nie zgadzam. Kwiaty są zapewne najbardziej seksualnymi, najbardziej
rozwiązłymi… – zatrzymał się na tym słowie, jakby chciał podkreślić jego znaczenie – …istotami w królestwie ożywionej materii. Proszę pomyśleć, codziennie zapylają mnóstwo różnych partnerów, powierzają swoje nasienie wiatrowi, nie troszcząc się o to, gdzie trafi. Należało przerwać tę dziwaczną rozmowę, lecz Annorah nie potrafiła się na to zdobyć. Miał mile brzmiący dla ucha, działający na wyobraźnię, urzekający miękkością sposób mówienia. Jeśli już teraz, gdy tematem była botanika, uginały się pod nią kolana, to możliwe, że każdy inny temat będzie równie uwodzicielsko na nią oddziaływał. Mimo wszystko nie mogła nie zareagować. – Panie D’Arcy, niezbyt to przyzwoity temat do rozmowy. – Nalegam, by zwracała się pani do mnie po imieniu – napomniał ją. – Bądźmy szczerzy, nie zaprosiła mnie pani tutaj, żebym zachowywał się przyzwoicie. Uwaga była jak najbardziej na czasie; stanowiła doskonałe nawiązanie do natury ich znajomości, oceniła w duchu Annorah. Odeszli od fallicznego irysa, zostawili za sobą ogród kwiatowy. Znajdowali się dość daleko od domu, w wysadzanej drzewami alei wiodącej ku części parku, urządzonej na podobieństwo ruin rzymskich. Mieli tu zagwarantowaną pełną prywatność. Annorah przemknęło przez głowę, że on nie przypadkiem skierował rozmowę na ten temat. – Naturalnie, Nicholasie, nie sprowadziłam tu pana po to, żeby był pan nadmiernie przyzwoity, ale też nie po to, aby oddał się pan grzesznej orgii. W tym momencie wyczerpała się jej otwartość, mimo że nie była przywiędłą starą panną, która boi się mówić, co myśli. Do tej pory samodzielnie wytyczała kurs, którym podążało jej życie. Ta rozmowa wkraczała jednak na zupełnie nowe dla niej terytorium. Annorah nigdy przed nikim nie odkrywała tak wyraźnie swoich uczuć i pragnień, nie mówiąc już o tym, że owym kimś był przystojny mężczyzna z uwagą wpatrzony w jej oczy. Jakże mógłby nie skupiać na niej całej swojej uwagi! Przecież na tym polegała jego praca. Powinna się martwić, gdyby
było inaczej. – Rozumiem – odrzekł z powagą. Uspokajającym gestem przykrył dłonią jej dłoń spoczywającą na jego przedramieniu. – Co powiedziała pani służbie? – Zaprosiłam pana, aby skatalogował pan mój księgozbiór. Jest dość bogaty i nikt się nim nie zajmował od czasu, gdy uczynił to mój pradziadek przed pięćdziesięcioma laty. Uśmiech zrozumienia Nicholasa sprawił Annorah satysfakcję. Długo rozmyślała, jak usprawiedliwić pobyt męskiego gościa pod jej dachem. – Bardzo dobrze, Annorah – pochwalił ją. – Przedstawiła mnie pani jako kogoś w rodzaju mola książkowego, co oddali podejrzenia, że mógłbym mieć ukryte zamiary wobec pani. Wyznaczyła mi pani zadanie wymagające naszych codziennych osobistych kontaktów i, co najważniejsze, dała mi pani pretekst do towarzyszenia jej w wyprawach po okolicy. Ludzie nie lubią, jak ktoś trzyma gościa tylko dla siebie, a zwłaszcza na wsi. Każdy nowy przybysz jest przedmiotem powszechnego zainteresowania i trzeba się nim dzielić z innymi. Doszli do „rzymskich ruin” i zawrócili w stronę domu. – Jeśli chodzi o nas – kontynuował – nie będziemy o tym więcej rozmawiali. Pani i ja powinniśmy starać się zaprzyjaźnić. Nie możemy zawracać sobie głowy czymś tak prozaicznym jak umowa w interesach. Mamy poważniejszą sprawę na uwadze. W dali ukazał się dwór. Jego widok uzmysłowił Annorah, że gdy wyjdą z ogrodu, znajdą się w punkcie, z którego nie będzie odwrotu. Zadrżała, a Nick to spostrzegł, uchwycił jej dłonie i spojrzał w oczy. – Wyruszamy w cudowną intymną podróż, Annorah PriceEllis. Mam honor towarzyszyć pani. Oboje nas ona zmieni. Nie wątpię, że dobrze pani wszystko przemyślała, lecz muszę po raz ostatni zapytać: Czy jest pani gotowa? Naprawdę tego sobie pani życzy? Nie działa pani pod jawnym lub ukrytym przymusem? Tak musi się czuć kobieta, kiedy stoi przed ołtarzem i patrzy w oczy ukochanemu mężczyźnie, wiedząc, że on podziela jej
uczucie, przyszło ni stąd, ni zowąd do głowy Annorah. Wiedziała, że nie ma niczego niezwykłego w tym, że on musi po raz ostatni zapytać o jej zgodę. Wiedziała także, iż jego pytania nie mają nic wspólnego z miłością, małżeństwem i ołtarzem. Jednak ta świadomość nie niweczyła wrażenia, że zwiąże ich swego rodzaju ślub, skoro oddają się sobie nawzajem chociażby na bardzo krótki okres. Do końca życia będzie nosiła w duszy cząstkę Nicholasa D’Arcy’ego, jej pierwszego i prawdopodobnie jedynego kochanka. – Jestem gotowa – powiedziała cicho. – Ja także – odparł, uniósł jej dłonie do ust i uśmiechnął się zachęcająco. – Zapewniam panią, Annorah, że wiem, czego pani chce.
ROZDZIAŁ TRZECI Czeka mnie wyjątkowo trudne zadanie, doszedł do wniosku Nicholas. Trudność będzie polegała na stworzeniu atmosfery bliskości, wykraczającej poza sferę czysto fizyczną, ale bez wystawiania się na niebezpieczeństwo zaangażowania uczuciowego. Ona chciała przeżyć noc poślubną, miodowy miesiąc, doznać przyjemności, jakie są udziałem kochanków odkrywających tajemnice swoich ciał. Pragnęła zaznać bliskości fizycznej wiodącej do więzi duchowej. Natomiast Nick starannie oddzielał seks od sfery uczuciowej. W swoim pokoju na piętrze otworzył walizeczkę, jedyną sztukę bagażu, której nie pozwolił rozpakować lokajowi przydzielonemu mu w charakterze osobistego służącego. Rozłożył wyjęte z niej przedmioty na toaletce jak chirurg narzędzia. Znalazły się tam fiolki z olejkami eterycznymi, importowane z Francji kondomy z najcieńszej jagnięcej skórki, jedwabne wstążki, delikatne piórka. Potrzebował ich dla siebie, jak również dla klientek. Wszystkie te akcesoria służyły jednemu celowi: dostarczaniu przyjemnych wrażeń zmysłowych. Stosując je, mógł zadowolić kobietę, nawet jeśli nie był nią szczególnie zainteresowany. W przypadku, gdy miał do czynienia z właściwą kobietą, mogły zdziałać cuda. Dostarczenie rozkoszy zmysłowych, których oczekiwała Annorah, nie było problemem. Gorzej z poczuciem duchowej bliskości. Nicolas był powściągliwy z natury. Wcześnie jednak posiadł umiejętność wyciągania tajemnic z osób je ukrywających. Służyło to dwojakiemu celowi – poznawaniu innych i skrywaniu siebie. Gdy ludzie rozwodzili się o sobie, nie mieli czasu zastanawiać się nad nim i jego naturą. Nicholas schował akcesoria do szuflady, ukrywając je pomiędzy fularami. Bibliotekarzom nie są potrzebne wstążki i piórka. Dotychczas nie wcielał się w postać bibliotekarza – to dla niego nowość. W zależności od wymagań klientek zdarzało mu się
odgrywać różne role. Potrafił zmieniać się niczym kameleon. Z jego specyficznym zajęciem wiązało się udawanie, co nie zawsze miało złe strony, zważywszy że w świecie fantazji bywało znacznie przyjemniej niż w rzeczywistości, w której prześladowały człowieka długi, kłopoty, a także poczucie winy. Zatrzasnął szufladę. Trzeba przestać o tym myśleć i skoncentrować się na przygotowaniu strategii wobec Annorah. Dzisiaj wieczorem jego akcesoria nie będą potrzebne. Wbrew temu, co twierdziła, Annorah nie była gotowa do podjęcia gry – wyczuwał jej nerwowość. Chyba nie mogła uwierzyć, że ktoś potraktował jej list serio. Całował jej dłonie i prowadził ją pod ramię na spacerze. Reagowała na dotyk płochliwie i Nicholas bał się, by nie zmieniła zdania i nie wycofała się. Nie mógł sobie na to pozwolić, bo zanim opuścił Londyn, zdążył wydać w myślach pieniądze, które miał zarobić. Na szczęście ona zaczynała tajać po powrocie do domu. Nie była oziębła ani też niemile do niego usposobiona. Widział, jak przyspieszył jej puls, kiedy wyszła go powitać w holu. Zauważył rumieniec, gdy w ogrodzie rozmawiali o owym irysie. Miała wyobrażenie, co dzieje się w relacjach damsko-męskich. Najwyraźniej wpajane jej przez lata nakazy przyzwoitości były silne i krępowały ją bardziej, niżby sobie życzyła. Nicholas był pewny, że sobie z tym poradzi. Tak naprawdę intrygowało go jedno: dlaczego napisała list do ligi? Z rękami pod głową, wyciągnął się na łóżku. Miał dwie godziny do kolacji i musiał przemyśleć taktykę. Planował wieczór niczym generał bitwę. Zadanie przedstawiało się raczej łatwo ze względu na to, że spotkają się w jadalni. Napięcie seksualne przy stole da się utrzymywać na tysiące sposobów. Chodzi o to, żeby Annorah się otworzyła, odprężyła, zaczęła o nim myśleć jak o mężczyźnie, a nie jak o maszynie do zaspokojenia jej potrzeb. Założył sobie dwojaki cel. Ona powinna wyzbyć się wszelkiego poczucia sztuczności w ich wzajemnym odnoszeniu się do siebie, a on powinien dowiedzieć się, co skłoniło ją do napisania listu do agencji, i dlaczego uciekła się do tak
desperackiego kroku? Było oczywiste, że miała powody. Zachodziło pytanie: jakie. Nicholas pomyślał o pistoletach, które przywiózł ze sobą w bagażach i dokonał przeglądu najczęściej spotykanych motywów. Czyżby miał to być z jej strony rewanż? Istniał ktoś, kogo chciała zniechęcić do siebie? Nie byłby to pierwszy przypadek, kiedy kobieta próbuje w ten sposób uniknąć niechcianego małżeństwa. W takich razach rzadko działa wprost. List jej autorstwa był bardzo zwyczajny. Nicholas dokładnie go przestudiował w trakcie podróży i nie znalazł w jego treści żadnych wskazówek. Rozśmieszyła go wzmianka o tym, że mężczyzna musi lubić życie na wsi, na dodatek spokojne. Co to miało znaczyć? Czy naprawdę lubowała się w samotności, jakkolwiek trudne do przyjęcia mogło się to wydawać? Wniosek taki dało się wykluczyć przy pomocy prostej dedukcji. Trudno sobie wyobrazić samotnicę, osobę dobrowolnie stroniącą od towarzystwa i jednocześnie oczekującą od gościa, że będzie w stanie prowadzić zajmujące konwersacje. Po przybyciu na miejsce okazało się, że się nie pomylił. Annorah mogła być zdenerwowana, ale na pewno nie była typem samotnicy. Nick wziął pod rozwagę jeszcze inną ewentualność, mianowicie że Annorah została zmuszona do samotniczego życia i łaknęła kontaktu z inną istotą ludzką. Doszedł jednak do wniosku, że byłaby w tym przesada. Sussex nie leżał na końcu świata. Od Londynu dzieliło go zaledwie pięć godzin drogi. Z całą pewnością kobietę, która mogła wydać tysiąc funtów na pięć nocy przyjemności, byłoby stać na przyjazd do stolicy, gdyby przyszła jej na to ochota. Londyn miał ofertę dla majętnych kobiet: giełdę małżeńską. Spragniona mężczyzny dziedziczka pokaźnej fortuny mogła bez trudności znaleźć męża. Zwłaszcza w czerwcu, w trakcie sezonu obfitującego w rozmaite spędy towarzyskie. W mieście roiło się od mężczyzn poszukujących okazji do bogatego ożenku. O ile rację miała pewna autorka popularnych powieści, w których rozczytywały się znajome mu damy, że nierzadko „samotnemu i
bogatemu mężczyźnie brakowało do szczęścia żony”[3], to widok bogatej niezamężnej kobiety był doprawdy rzadkością. Jeśli zatem Annorah nie była samotniczką z natury i nie została zmuszona do życia z dala od ludzi, to nasuwał się tylko jeden wniosek: dobrowolnie osiadła na wsi. Ze wszystkich rozważanych przez Nicka scenariuszy ten był najbardziej zagadkowy. Dlaczego ktoś wybiera życie z dala od ludzi i rozrywek, jeśli nie zmuszają go do tego okoliczności? Dlaczego kobieta woli płacić za intymne kontakty z obcym, kiedy możliwość kupienia sobie męża była oddalona o zaledwie pięć godzin drogi od jej okazałej rezydencji? Bogata kobieta mogłaby unikać Londynu z wielu względów, na przykład z powodu swojej szpetoty, ale to nie był przypadek Annorah. Ten powód należało wykluczyć. Brak urody u klientki byłby dla niego problemem. Był zepsuty, nawykł do towarzystwa pięknych kobiet. Te, które było na niego stać, nie były brzydkie. Przeciwnie. Potrzebowały go z różnych przyczyn. Chciały też sprawdzić, jakie przyjemności mogłyby być ich udziałem w małżeństwie, gdyby ich mężowie sumiennie traktowali swoje obowiązki. Na szczęście Annorah Price-Ellis okazała się kobietą atrakcyjną, jaśniejącą spokojną, przyciągającą wzrok urodą. Dostrzegł to od razu, kiedy ujrzał ją w żółtej sukni na tle stonowanej elegancji holu. Miał sposobność przyjrzeć się jej podczas przechadzki po ogrodach. Nie umknął mu żaden szczegół: delikatny owal twarzy, żywe oczy koloru zielonego mchu, pszeniczne blond włosy. Nick wyobrażał sobie, że wilgotne muszą mieć kolor miodu od dzikich pszczół, i chętnie sprawdziłby swoją hipotezę. Muślinowa suknia doskonale leżała na zgrabnej sylwetce o długich nogach, wąskiej talii i wysokich, pełnych piersiach. Annorah Price-Ellis zdecydowanie nie była szpetnym babskiem, co tylko pogłębiało zagadkę. Jak to się stało, że urodziwa, bogata kobieta doszła do takiego momentu w swoim życiu, że zdobyła się na napisanie owego listu? Był tylko jeden sposób, żeby się dowiedzieć. Nicholas
zadzwonił na pokojowego. Czas przebrać się do kolacji, zwłaszcza że dzisiejszego wieczoru chciał poświecić temu szczególną staranność. Przeznaczony mu do posługi pokojowiec był młodym mężczyzną o imieniu Peter i gdy brakowało mu doświadczenia, nadrabiał je dobrymi chęciami. Mogło go dziwić, że bibliotekarz przywiązuje takie znaczenie do wyglądu, ale Nicka mało to obchodziło. W końcu był gotowy, mając na sobie ciemne wieczorowe ubranie, kamizelkę w lawendowo-niebieski wzór i nieskazitelnie zawiązany fular, którego wymyślny węzeł udało się Peterowi zawiązać już po dwóch próbach. Nicholas odprawił służącego i po raz ostatni przyjrzał się sobie w lustrze, by sprawdzić, czy zdobiąca fular brylantowa szpilka jest dostatecznie wyeksponowana, by odbijać światło, czy surdut nie marszczy się na ramionach, a włosy nie wymykają z wąskiej czarnej wstążki, którą zostały przewiązane nad karkiem. Wprawdzie dłuższe włosy u mężczyzn nie były ostatnim krzykiem mody i rzadko widywało się je w londyńskich salach balowych, ale wiele kobiet lubiło je w sypialniach. Zadowolony ze swojego wyglądu, Nicholas przymknął oczy i wciągnął głęboko powietrze. Oto przystąpi do uwodzenia. Nie będzie się przejmował złymi wspomnieniami, jakie budzi w nim wieś. Będzie kochał pannę Price-Ellis, jakby wszystko od tego zależało. A rzeczywiście zależało. Siedział w swobodnej pozie w salonie, zwrócony ku oknom wychodzącym na zielone ogrody, trzymając w dłoni kieliszek, wierny zasadzie, że żadna dama nie powinna samotnie, w zdenerwowaniu, oczekiwać przyjścia gościa. Odwrócił się, słysząc lekkie stukanie pantofelków o posadzkę i szelest sukni. – Piękny dom. Podziwiałem widok. – Dłonią z kieliszkiem wskazał w stronę okien, lecz utkwił wzrok w jej oczach, dając do zrozumienia, że podziwiał zupełnie inny widok niż ten rozpościerający się na zewnątrz. Annorah zareagowała lekkim zaróżowieniem policzków. Spędziła godzinę na rozmyślaniu, którą suknię włożyć, zanim
wezwała pokojówkę i postanowiła, że najodpowiedniejsza będzie ta z lawendowego szyfonu. Najwyraźniej wysiłek się opłacił. – Dziękuję. Hartshaven należy się uznanie. Wiele zrobiono, by było klejnotem. – Zapewne nim jest. – Nick uśmiechnął się, prezentując dołek w lewym policzku. Dobry Boże, czy on każdą uwagę będzie zmieniał w zawoalowany komplement? – zadała sobie w duchu pytanie Annorah. Nie pozostawało jej nic innego, jak udawać, że się nie zorientowała. Podeszła do okna i dała mu znak, by do niej dołączył. Starała się przenieść rozmowę na bardziej neutralny grunt, tak by się nie czerwienić i nie odczuwać skrępowania na myśl o czekającym ją wieczorze. – Mój pradziadek zaangażował do założenia ogrodów Kenta i Bridgemana[4]. – Poznaję ten styl. Stanął obok niej, bardzo blisko. Czuła delikatną woń jego wody kolońskiej, w której dominowała nuta cytryny i paproci, tworzący zapach letniej fantazji, idealny na taki wieczór jak ten. Nie przypuszczała, że mężczyzna może tak przyjemnie pachnieć. Była tak tym pochłonięta, że prawie zapomniała o rozmowie. – Miałem szczęście oglądać Chiswick House. Ogrody Burlingtona są równie wspaniałe jak tutejsze. Annorah nie mogła powstrzymać spojrzenia w bok. Chiswick House był rezydencją hrabiego Burlingtona. Nicholas D’Arcy, kimkolwiek był, obracał się w najwyższych kręgach socjety, naturalnie, o ile rzeczywiście tam był. – Zdziwiona? – Złapał jej spojrzenie, zanim zdążyła odwrócić wzrok. – Dopiero co się spotkaliśmy i mam prawo się dziwić – powiedziała tonem ostrzejszym, niż zamierzała, ale musiała się bronić. Mimo że nie znała tego mężczyzny, jej puls bił w przyspieszonym tempie, a umysł był gotowy chłonąć każde jego słowo. Kiedy podejmowała tę grę, liczyła na to, że rozsądek będzie
ją chronił od emocjonalnych reakcji. Strategia ta w widoczny sposób zawodziła. – Trafiony. – Nicholas sięgnął po jej dłoń i wsunął ją sobie pod ramię. Dotyk zelektryzował Annorah. – Naprawimy to podczas kolacji – dodał, wskazując głową ponad jej ramieniem. – Zdaje się, że pani kamerdyner chce nas poprosić do stołu. Annorah była tak zaabsorbowana Nicholasem, że nie zauważyła obecności Plumsby’ego. – Podano do stołu – oznajmił kamerdyner. – Prosiłam Plumsby’ego żeby nakrył w małej jadalni – powiedziała Annorah zadowolona, że ma okazję zabrać głos jako gospodyni. Z minuty na minutę czuła się coraz bardziej eliminowana z tej roli. Nie tak to sobie wyobrażała. Kiedy planowała to przedsięwzięcie, widziała siebie jako wyrafinowaną damę, która z łatwością będzie górowała pod względem towarzyskim nad gościem. Nietrudno było dostrzec skazę w jej rozumowaniu, bo wyraźnie nie dorównywała Nicholasowi wielkoświatowym obyciem. Miała nadzieję, że jej jadalnia okaże się na poziomie. Wygląd pokoju nie rozczarował Nicka. Jadalnia sąsiadowała z werandą na tyłach domu, a służba zadbała do perfekcji o każdy szczegół. Co prawda, miało to być tylko spotkanie w sprawie biblioteki, lecz ambicją personelu domowego było zaprezentowanie swoich umiejętności od najlepszej strony. Uwagę skupiał okrągły stół. Dwie wielkie świece stały jak na straży w srebrnych świecznikach na nieskazitelnie białym obrusie. Ich płomienie migotały zapraszająco. Na środku pyszniła się waza z herbacianymi różami z ogrodu. Naprzeciwko siebie znajdowały się dwa nakrycia ze zdobnej w niebieskie kwiaty porcelany z Wedgwood wraz ze smukłymi pucharkami do wina i srebrnymi sztućcami. W wiaderku z lodem mroził się szampan. Dwóch lokajów pomogło im zająć miejsca, a Plumsby zdjął srebrne pokrywy ze stojących na stole półmisków, na których podano dania. Na tym kończyła się rola służby. Plumsby został wcześniej uprzedzony, że Annorah i gość zjedzą kolację w
swobodnej atmosferze i będą obsługiwali się sami. Protestował, ale przemówił doń argument, że dla jednego gościa, w dodatku „bibliotekarza”, nie warto stawiać na nogi całego zastępu lokajów. – Napijemy się? Nicholas sięgnął po butelkę z szampanem i zręcznie ją odkorkował. Napełnił kieliszki, po czym zajął się pieczonymi kurczakami, demonstrując taką samą zręczność w krojeniu mięsa co w otwieraniu szampana. Nałożył na talerze porcje mięsa i zielonych warzyw. Bez względu na to, czy był dżentelmenem, czy nie, na pewno potrafił zachować się jak należy przy stole. Wybierał dla Annorah najlepsze kąski spośród podanych dań. Sprawiało to, że stawał się w jej oczach coraz bardziej intrygujący i zagadkowy. Cóż to za człowiek, który bywał w Chiswick House, prezentował przy stole maniery godne para Anglii, a jako pan do towarzystwa przybył pod dach damy prowadzącej samotnicze życie na wsi? Ze swoją prezencją i manierami mógł być mile widziany w każdym domu. – Proponuję toast. – Nick wzniósł swój kieliszek. – Za letni wieczór i nowe przyjaźnie. Kryształowe kieliszki stuknęły się, wydając dźwięczny odgłos. Annorah uwielbiała szampana i było ją stać na picie go każdego wieczoru, lecz picie w samotności wydawało się jej grzechem. Cóż, mimo wszystko niewielkim w porównaniu z grzechem, który zamierzała popełnić dzisiejszej nocy. Gorączkowo szukała w głowie tematu do konwersacji. Może tej sprawie powinna poświęcić więcej uwagi niż wyborowi sukni. Jak tak dalej pójdzie, niczego się o nim nie dowie, a powinna spróbować. Zainicjowała jedyny temat, jaki jej przyszedł do głowy. – Zauważyłam, że jest pan miłośnikiem ogrodów. – Jestem miłośnikiem piękna, w tym ogrodów – odparł Nick, przesuwając niedbale palce w górę i w dół po nóżce swojego kieliszka. Gdyby przy stole siedział inny mężczyzna, Annorah mogłaby tego nie zauważyć, a ponieważ robił to on, nie odrywała oczu od jego dłoni.
– Jakież to piękno bywa przedmiotem pana podziwu? – Podziwiam panią, Annorah. Skupiła wzrok na talerzu, czując, że się rumieni. Wcześniej nie miała tendencji do czerwienienia się. Może jej obycie towarzyskie jest gorsze, niż sądziła? – Nie oczekuję od pana mówienia mi takich rzeczy. Zresztą nie zna mnie pan i nie może wiedzieć, czy zasługuję na podziw. – Sądzi pani, że nie mówię szczerze? Zapewniam, że tak. Zostałem dzisiaj po południu mile ugoszczony w tym pięknym dworze, więc pozwolę sobie zachować odmienne zdanie. Można wiele powiedzieć o osobie na podstawie wyglądu jej domu. Wyczuwam, że ukrywa pani jakąś tajemnicę. Chciałbym ją poznać. Jak do tego doszło, że pani tu mieszka? – To uprzejmy sposób zapytania, jak dożyłam dostojnego wieku trzydziestu dwóch lat w samotności. – Zawsze jest pani taka sarkastyczna? – spytał ze śmiechem Nick. – Odkąd siedliśmy przy stole, wytknęła mi pani nieszczerość moich komplementów, a kiedy zainteresowałem się kolejami pani życia, zarzuca mi pani nieuprzejmość. Jest pani dla mnie prawdziwą zagadką. Miał rację. Zależało jej na pokazaniu się w roli wzorowej gospodyni, a tymczasem zawiodła przy pierwszej sposobności. Annorah patrzyła na swoją niedojedzoną kolację i próbowała zebrać myśli. – Muszę pana przeprosić. Nie mam doświadczenia w tego rodzaju rozmowach. – Nie oczekuję przeprosin. – Przykrył dłonią jej dłoń spoczywającą na obrusie. – Lubię zagadki. Proszę napić się więcej szampana. Pomoże. A my tymczasem zaczniemy od nowa. Kreślił palcem kółka na jej dłoni, co działało na Annorah jednocześnie uspokajająco i podniecająco. Od chwili pojawienia się D’Arcy’ego była wyczulona na jego bliskość i kontakt fizyczny. Jego zachowanie nie przekraczało dopuszczalnych norm przyzwoitości; dżentelmeni dotykali dam tak, jak on to czynił. Jednak do tej pory żadne dotknięcie mężczyzny nie wywołało u
niej takiej reakcji. Wcześniej nie odczuwała przyjemnego ciepła, rozlewającego się po jej ciele, zwłaszcza w jego dolnej części. – Proszę opowiedzieć mi swoją historię. Chciałbym dowiedzieć się, jak doszło do tego, że została pani królową na tych włościach. – Wolną ręką dolał jej szampana. – Tutaj wyrosłam i nigdy stąd nie wyjeżdżałam, przynajmniej nie na długo. Pociągnęła łyk szampana. Miał rację, szampan pomagał. Nie opowiadała o swojej rodzinie. Kiedyś dobra i szczęśliwa, z czasem popadła w trudności, pozostawiając ją z dziedzictwem, które będzie musiała wkrótce oddać. Nie miała chęci o tym rozmawiać, aby nie przypominać sobie, że utraci wszystko, o ile nie zaprzeda się w małżeństwo z niekochanym mężczyzną. – Dlaczego? – zapytał Nick z zachętą w głosie i ze szczerym zainteresowaniem w oczach. Panujący w pokoju nastrój intymności sprzysiągł się przeciwko Annorah, a on nie przestawał jej dotykać. W gęstniejącym mroku wdzierającym się do pokoju z zewnątrz, światło świec sprzyjało zbliżeniu i zwierzeniom. – Ponieważ to był mój rodzinny dom, zamieszkany przez ludzi, których kochałam. Hartshaven nie zawsze było takie puste. Annorah nie zamierzała mówić o sobie, o sprawach, które nie miały związku z wizytą zamówionego pana do towarzystwa. Jednak gdy zaczęła, nie potrafiła przestać. Zachęcał ją śmiechem i kiwaniem głową. Opowiedziała mu o dziadkach, rodzicach, kuzynach przyjeżdżających latem z wizytami. Nie wspomniała o ciotce. Opowieść o Georginie nie należała do pogodnych historii. W miarę opowiadania odżywały wspomnienia. Wracały do życia postacie, które przeminęły. Znów dźwięczał jej w uszach śmiech rozbieganych po ogrodzie kuzynów, przed oczyma stanął dziadek uczący ich łowienia ryb w zimnym nurcie rzeki. Wraz ze wspomnieniami i ona się ożywiła, wyrwała z przygnębienia czekającym ją losem. Już nie siedziała przy kolacyjnym stole z obcym mężczyzną, lecz z przyjacielem, o którym wprawdzie
niewiele wiedziała, ale czuła, że jest do niej przychylnie nastawiony. – I co się stało? – spytał Nicholas, rozlewając do kieliszków resztki szampana. Wielkie nieba, tyle wypili? Tak długo siedzą przy stole? – To, co zawsze. Dorośliśmy. – Szczęśliwe obrazy z przeszłości znikły. – Wiele bym dała, by móc cofnąć czas. Ale co pan powie o sobie? Jak pan osiągnął obecny status? – Pytanie było śmiałe, bo szampan zrobił swoje. – Myślę, że przyszłość kryje nieskończone obietnice. – Nicholas dopił szampana i odstawił kieliszek z poczuciem nieodwołalności. Wstał i wyciągnął do niej rękę. – Chodź ze mną. Annorah wolno odstawiła kieliszek, wszystkie jej myśli skupiły się wokół jego słów i tego, co oznaczały. Za chwilę on zaprowadzi ją na górę i położą się razem do łóżka. Wstała i z pewnym oporem chwyciła wyciągniętą ku niej rękę. Teraz, kiedy nadszedł ten moment, bliski spełnienia akt wydał się jej trywialną konkluzją szczerej rozmowy i przyjaciel ponownie stał się obcym człowiekiem. Czar prysł.
ROZDZIAŁ CZWARTY Tracę ją, pomyślał Nick. Magia szampana i światła świec nie działała. Zaczynały odżywać wątpliwości. Znowu zadawała sobie pytanie, czy dobrze postąpiła, zapraszając dżentelmena z ligi. Wcześniej założył, że po kolacji zaprowadzi ją na górę do sypialni, teraz zmodyfikował plan, wybrał taras, świeże powietrze i światło gwiazd. – Obawiam się, że złamałam jedną z kardynalnych zasad towarzyskich. – Wachlując dłonią policzki, Annorah zaśmiała się cicho. – Jaką? – zapytał, zadowolony, że się zaczerwieniła. – Tę, która nakazuje, żeby rozmową kierował mężczyzna. Kobieta może go co najwyżej naprowadzać na interesujące ją tematy zręcznie zadawanymi pytaniami. To pierwsza nauka wpajana debiutantkom. Jeśli dziewczyna nie potrafi flirtować, to przynajmniej niech umie słuchać. – Co też pani mówi! – Nicholas roześmiał się w głos. Zdumiewające, jak odświeżająca była jej szczerość. – Z przyjemnością słuchałem pani opowieści. Od lat nie przypominam sobie tak miło spędzonego wieczoru. – Doprawdy? Obserwowała go, w jej zielonych oczach była czujność. Czar wieczoru prysł. Będzie musiał utkać go na nowo z całkiem innej materii. – Nie rozumiem – odparł, chociaż zdawał sobie sprawę, skąd bierze się jej nieufność. – Rozumie pan. Kolacja przy świecach, szampan, zwierzenia. Bardzo sprytny trik zazwyczaj skuteczny wobec debiutantek. Jest inteligentniejsza od zwykłych klientek albo mniej podatna na manipulacje, doszedł do wniosku Nick. To zlecenie stawało się interesującym wyzwaniem. Oskarżała go o ni mniej, ni więcej tylko o traktowanie jej w stereotypowy sposób. Sięgnął po jej dłoń.
– Uznanie moich zabiegów za trik to zbyt surowa ocena, Annorah. Co panią skłania do myślenia, że nie jestem szczery, że stosuję wobec pani jakąś taktykę? Jest pani bardzo interesującą kobietą. – Jestem bardzo podejrzliwą kobietą. Zwłaszcza gdy mam do czynienia z kimś, kto nieoczekiwanie okazuje mi sympatię. Nick założyłby się, że mówiła generalnie o mężczyznach. Czuło się gorycz w jej słowach. Opowieść przy kolacyjnym stole zawierała luki, które teraz zaczynały się wypełniać. – U niektórych ludzi występuje naturalna skłonność ku innym, nie sądzi pani? – Być może u niektórych, ale nie u wszystkich. Przeważająca większość jej nie ma. Dzisiejszego wieczoru Annorah zburzyła wiele wyobrażeń Nicka o kobietach. Nie przypuszczał, że wiejska amatorka krótkiej przygody okaże się inteligentną, obytą w świecie pięknością. Myślał, że pójdzie mu łatwo. Teraz pojął, że nic z tego. W pewnym momencie, w czasie kolacji, zapomniała się i Nick miał nadzieję, że znowu zdoła do tego doprowadzić. Trzeba będzie nad tym popracować, uznał. Uniósł do ust jej dłoń, zaryzykował atak. – Nie poluję na majątek. Nie jestem groźny, jest pani ze mną bezpieczna. Nie należę do przeważającej większości. – Zaprosiłam pana, bo chciałam słuchać pochlebstw, o których z góry wiedziałam, że będą fałszywe od początku do końca. A może być jeszcze gorzej, jak sądzę… – Niech pani się nie uprzedza – przerwał Annorah, bo jej myśli nie zmierzały w kierunku sprzyjającym romansowi. Przyłożył dłoń do jej policzka, kciukiem pogładził aksamitną skórę. – Nie sprowadziła mnie pani, żebyśmy snuli rozmyślania i prowadzili dyskusje. Przyjechałem, bo chciała pani zaznać rozkoszy. – Zaczął przeplatać słowa z pocałunkami, posuwając się w dół szyi. – Rozkosz nie jest niczym wstydliwym. Nie jest hańbą chęć jej przeżycia. Rozkosz jest dla ludzi. – Dotykał ustami nasady jej szyi w miejscu, gdzie dawało się wyczuć puls. Znowu miękła. Pieścił ją słowami i pocałunkami i czuł, jak jej ciało ożywa, tak jak
tego pragnął. Wziął w posiadanie jej usta. Niespiesznie delektował się ich smakiem, po czym pogłębił pocałunek. Przytulił ją mocno do siebie, żeby przez ubranie poczuła kształty jego ciała, umięśnionego i męskiego. Zarzuciła mu ramiona na szyję, odchyliła głowę, dając mu dostęp do szyi. Nastał moment, w którym Nick uznał, że zdobywa na nowo jej zaufanie. – Chodź ze mną – powtórzył. Tym razem posłuchała. Starał się nie stracić z nią kontaktu, trzymał więc ją mocno za rękę. Okazało się to skuteczne przez całą drogę po schodach. Przestało działać, gdy doszli pod drzwi sypialni. Spłoszyła się, a tymczasem on jej zapragnął. Uznał, że nie będzie potrzebował uciekać się do żadnych z całego arsenału przywiezionych „pomocy”, jak je nazywał. To było jedyne, co przychodziło mu dzisiejszego wieczoru łatwo. Sięgnął do klamki. – Przepraszam, Nicholasie. Nie mogę dzisiaj. – Może jednak. Co powiesz na masaż przy świecach? Przed nami cała noc, nie musimy się spieszyć. Pocałował ją delikatnie w policzek. Perspektywa nocy niezakłóconej groźbą wtargnięcia zazdrosnego męża była zachęcająca. – Nie – powiedziała bardziej stanowczo, uchylając się od pocałunków. – Jesteś bardzo atrakcyjnym mężczyzną, Nicholasie D’Arcy, ale wciąż dla mnie obcym. Cokolwiek zrobilibyśmy dzisiaj, musiałabym uznać za błąd. Wolałabym jeszcze zaczekać. Mam nadzieję, że nadejdzie lepszy moment. Otworzyła drzwi, weszła do środka, a on został na korytarzu. Był podniecony i zawiedziony. Kiedy planował ten wieczór, nie przyszło mu do głowy, że zostanie sam i będzie musiał bez udziału Annorah poradzić sobie z rozładowaniem nagromadzonego napięcia. Pobudzony fizycznie i mentalnie rozebrał się w swojej sypialni po ciemku i położył nago do łóżka. Zajął się sobą. Nie trwało to długo i przyniosło częściową ulgę. Osuszył się ręcznikiem i czekał na sen, ale umysł nie chciał współpracować z
ciałem. W głowie kłębiły się myśli, w których poczesne miejsce zajmowała panna Ellis-Price. Czy położyła się spać równie zawiedziona jak on? Czy żałowała, że nie zaprosiła go do swojej sypialni? Nie była przecież całkiem niewrażliwa na jego bliskość. Czy tak samo jak on samodzielnie musiała szukać ukojenia dla pobudzonych zmysłów? Jeśli tak, to istna ironia losu. Leżeli w sąsiednich pokojach i musieli sobie poradzić z rozbudzonymi namiętnościami, zamiast dać sobie nawzajem rozkosz. Gdyby dowidzieli się o tym Channing i koledzy, pękaliby ze śmiechu. Nick nigdy im o tym nie opowie. Słońce stało już nad horyzontem, kiedy Nick doszedł do przekonania, że szanse na uwiedzenie Annorah nie są całkiem stracone. Nie wyspał się, chociaż łóżko było bardzo wygodne i w końcu zdołał się zdrzemnąć. Obudził się, gdy dzień wciąż jeszcze był bardzo młody. Z wychodzących na wschód okien sypialni rozciągał się widok na falujące trawniki, których perspektywę zamykały budynki stajenne i wozownia. Uwijała się tam służba, dopełniająca porannego rytuału karmienia i pojenia zwierząt. Nick dawno zapomniał, jak wygląda poranek na wsi. W Londynie o tej porze kładł się do własnego łóżka. To kolejna myśl, która go nawiedziła o poranku. Spędził całą noc we własnym łóżku. Właściwie był skłonny przyznać rację Annorah. Postąpiła rozsądnie, nie decydując się na wspólną noc. Mógł być mile widzianym gościem, dopuszczonym w czasie kolacji do bliższej konfidencji, mimo to było jej trudno zapomnieć, że zapłaciła za jego przyjazd. Będzie musiała uporać się z tym problemem, aby znaleźć przyjemność w jego towarzystwie, a także dostrzec w nim życzliwego bliskiego przyjaciela, jak to stało się przez krótką chwilę w czasie kolacji. Dopiero kiedy to nastąpi, będzie w stanie czerpać radość z męskiego towarzystwa, którego jest niewątpliwie spragniona. Annorah wykazała wrażliwość na bodźce, jakich jej dostarczał. Uczestniczyła w dwuznacznej rozmowie w ogrodzie, piła szampana, zdobyła się na zwierzenia na temat swojego
dzieciństwa. W pewnym momencie w trakcie pocałunku zapomniała, że ma do czynienia z kimś, komu płaci za towarzystwo. Nick potrafił odczytywać mowę jej ciała, które budziło się do życia w jego objęciach. Powinien stworzyć więcej takich chwil. Annorah była zdolna do przeżycia rozkoszy. Pytanie tylko, jak osiągnąć, żeby sama mu się oddała? Zapowiadał się piękny letni dzień. Nick przypomniał sobie fragmenty wspomnień, którymi podzieliła się z nim Annorah. Instynkt podpowiadał mu, że za przywdzianą maską światowej damy wciąż kryje się nieokiełznana dziewczyna, bohaterka tamtych letnich przygód. W jego głowie zaczynał krystalizować się plan. Pora się ubrać i rozejrzeć w terenie.
ROZDZIAŁ PIĄTY Pod moim dachem przebywa mężczyzna. To była pierwsza myśl, która przyszła Annorah do głowy po przebudzeniu. Towarzyszyła jej cały czas podczas porannej toalety. Pokojówka Lily przyniosła wiadomość, że gość wstał o świcie i udał się do stajni, gdzie kazał przygotować gig na przejażdżkę po majątku. – Trochę dziwne, że bibliotekarz wybiera się na objazd – zauważyła dziewczyna, przygotowując do włożenia jedną z nowych przedpołudniowych sukien swojej pani. – To pomoże mu zrozumieć tutejszą atmosferę – odpowiedziała raczej od rzeczy Annorah. Wolałaby, żeby Nick nie wzbudził ciekawości służby. – A jaki z niego przystojny mężczyzna. Wszyscyśmy o tym rozmawiali wczoraj wieczorem. Nieczęsto widuje się takich przystojnych bibliotekarzy. – Zalecam więcej umiaru. Mam nadzieję, że nie będziemy krępowali naszego gościa zbytnim zainteresowaniem jego poczynaniami. – Annorah posłała dziewczynie zimne spojrzenie z jasną intencją: niech zamilknie. Gdyby tylko sama mogła zastosować się do głoszonych zasad. W jej domu zamieszkał mężczyzna i chciała wszystko wiedzieć o jego poczynaniach. Był przystojny i ujmujący w obejściu. Kiedy na nią patrzył, gdy z nią flirtował i ją całował, coraz trudniej było pamiętać, że nic dla niej nie znaczy, że zachowując się tak, wykonuje swoją pracę. Poprzedniego wieczoru nie potrafiła sobie z tym poradzić. Targały nią sprzeczne uczucia. Z jednej strony, pragnęła mu ulec, wolałaby zapomnieć, że spojrzenia i uśmiechy nie były tylko dla niej, że nie biegał po całym Londynie, kierując je każdej nocy do innej kobiety. „Pani towarzystwo jest prawdziwą przyjemnością”. Chciała wierzyć w prawdziwość każdego takiego zapewnienia, i to ją przeraziło. Kiedyś zaangażowała się uczuciowo, ale z opłakanym skutkiem, i dlatego powinna
zachować ostrożność. Nie należało ponownie wkraczać na tę drogę. Głównie z tego powodu wynajęła Nicholasa. Pragnęła zaznać fizycznej rozkoszy bez emocjonalnego zaangażowania. Niestety, plan był zagrożony. Annorah obawiała się, że jest skłonna zapomnieć się w taki sam sposób, jak to już się kiedyś zdarzało, aby po otrzeźwieniu zrozumieć, na jakie ryzyko się wystawiła. Z drugiej strony, jeśli zachowa rezerwę i będzie miała nieustannie na uwadze, że on tylko wykonuje to, za co zapłaciła, nie zdobędzie się na zbliżenie. W jej odczuciu intymność to coś więcej niż rutyna. Rodzice się kochali, żyli w miłości i umarli niemal razem. Annorah obiecała sobie kiedyś, że nie zwiąże się z mężczyzną, z którym pożycie byłoby dla niej wyłącznie przykrym obowiązkiem. Gdzieś musiał być złoty środek i ona powinna go znaleźć. Może w porannym słońcu, bez księżyca i szampana, łatwiej dostrzeże właściwą perspektywę i będzie mogła wykonać krok do przodu. Nie potrzebowała długiego czasu, by się zorientować, że poranek nic takiego nie przyniesie. Kiedy zeszła na dół, Nicholas D’Arcy siedział przy śniadaniu ubrany w letni strój jeździecki. W starannie odprasowanych spodniach, wyglansowanych do połysku butach i nieskazitelnej koszuli wyglądał równie szykownie co w wieczorowym ubraniu przy kolacji. – Dzień dobry. – Uniósł wzrok znad pochodzącej sprzed dwóch dni gazety. Powitanie było miłe, jakkolwiek Annorah potrafiła sobie wyobrazić, że mogłoby być jeszcze milsze, gdyby oboje obudzili się we wspólnym łóżku. – Ranny ptaszek z pana – zauważyła i przestraszyła się, że on może dopatrzyć się w jej słowach jakiejś aluzji. – Możliwe. Musiałem się zająć paroma sprawami. – Odłożył gazetę, gestem zaprosił ją, by koło niego usiadła. – Tęskno panu do miasta? – spytała, wskazując głową gazetę. Rzadko sięgała po prasę. Było jej wszystko jedno, z jakim opóźnieniem docierała. Dla takiego mężczyzny jak on mogło to
mieć znaczenie. Jeszcze jedno przypomnienie dotyczące tego, jak bardzo się różnili. On był mieszkańcem wielkiego miasta, ona prowincjuszką. Czy kiedykolwiek poczuje się swobodnie w jego towarzystwie? – Staram się być na bieżąco z wiadomościami. – Wstał i podszedł do kredensu. – Co pani nałożyć? Jajka? Kiełbaskę? Powiedziałem kucharce, że po śniadaniu wyjeżdżamy na objazd posiadłości i poprosiłem o przygotowanie dla nas lunchu. Kazałem zaprząc do gigu i podjechać o dziesiątej. Dobrze by było wyruszyć, zanim zrobi się gorąco. Postawił przed nią pełny talerz. Wzruszył ją tym prostym gestem. Zjadłaby wszystko, co by jej podał. Może nie ma złotego środka, pomyślała. Może trzeba pozwolić, by rzeczy toczyły się swoją koleją. – Ja mogłam się tym zająć – powiedziała cicho. Śniadanie, piknik, gig. To była jej rola. Od lat sama zajmowała się takimi sprawami i sama podejmowała decyzje. – Naturalnie, że pani mogła. – Usiadł obok. – Nie o to chodzi. – Nie musi pan na mnie czekać – zaprotestowała, lecz mało energicznie. Nie pamiętała, by kiedykolwiek lepiej smakowało jej śniadanie. Zazwyczaj jadła je bez zastanowienia. Dzisiaj czuła, że jajka są gorące, kiełbaska dobrze przyprawiona, grzanka smacznie przyrumieniona, a topniejące na niej masło przyjemnie pachnie. – Niech pani mnie pozostawi decyzję, co powinienem robić. – Po śniadaniu szybko się przebiorę, nie będę panu kazała długo na siebie czekać. – Po co ma się pani przebierać? Ślicznie pani wygląda w tym, co ma na sobie. – To nie jest odpowiedni strój na przejażdżkę. – Annorah była w muślinowej białej sukience w delikatne różowe kwiatki. – Nikt nas nie będzie oglądał. Wystarczy, że pośle pani na górę pokojówkę po kapelusz i rękawiczki. – Wstał i wyciągnął ku niej rękę.
Annorah nie miała szansy odmówić. Nie pozostawił jej wyboru. Nicholas był tego ranka wulkanem energii. Przed wyjazdem zadbał o każdy szczegół. Uchylał się od odpowiedzi na pytanie, co jest przypięte paskami do tylnego siedzenia, przeznaczonego dla pokojówki. – Zobaczy pani, jak dojedziemy na miejsce – odparł ze śmiechem. Annorah wskoczyła na wąskie siedzenie, przeznaczone właściwie dla jednej i pół osoby, a nie dwóch, zwłaszcza jeśli tą drugą był rosły mężczyzna z długimi nogami. Ruszyli. Na próżno usiłowała nie dotykać Nicholasa udami, ale im dalej się od niego odsuwała, tym bardziej on wypełniał wolną przestrzeń swoimi nogami, w końcu nie pozostało jej nic innego, jak pogodzić się z jego bliskością i nie zwracać na to uwagi. Może naprawdę był tego nieświadomy? Szybko porzuciła to przypuszczenie. – Robi pan to specjalnie – zauważyła. – Co takiego? – Napotkali dziurę na drodze, powozik podskoczył, a oni wpadli na siebie. – Właśnie to. – Tu jest bardzo mało miejsca. Co mam zrobić z nogami, Annorah? Zresztą, czy to takie nieprzyjemne? Po prostu coś nowego. Zachodziła obawa, że łatwo by jej przyszło przyzwyczaić się do nowych wrażeń, podobnie jak do asysty przy śniadaniu. Gość był tu dopiero od wczoraj, a już wpasował się w rutynę codzienności. Postępował tak zręcznie, że jego obecność u jej boku wydawała się całkiem naturalna, jakby znali się od lat. – Niech pani nie wzbrania się przed obdarzeniem mnie sympatią. – Rzucił jej z ukosa przelotne spojrzenie, a ona aż się wzdrygnęła, pojmując, z jaką łatwością odgadł jej myśli. – Byłoby dobrze, gdyby mnie pani polubiła. – Skąd pan wie, nad czym się zastanawiałam? – Potrafię czytać mowę ciała i mam otwarte oczy na otaczający świat. Pani od dłuższego czasu jest niezależna, zbyt
długiego, moim zdaniem. Nie jest pani przyzwyczajona do troski i dbałości innych ludzi. – Myli się pan. Mam licznych służących. – Nie o to chodzi. Mówiłem o kimś, kto dbałby o panią z własnej woli, nieproszony. – A co to ma wspólnego z polubieniem pana? – Wszystko. Z powodu niezależności stała się pani nieufna wobec innych. – Ominął wielką dziurę na drodze. – Niech pani przestanie traktować mnie jak nowo zatrudnionego sługę i dopuści myśl, że można mnie polubić. Nic w tym złego. – Pan nie jest moim przyjacielem. – Nie, jestem kimś znacznie ważniejszym. – Ufam tylko przyjaciołom. – Naprawdę? W takim razie dlaczego tak długo jest pani sama? Annorah skupiła wzrok na drodze. Nie zamierzała wyjawiać Nickowi, co ogólnie myśli o ludziach, i jakie wnioski wysnuła z dotychczasowego doświadczenia. Wszyscy się nawzajem ranią, z rozmysłem lub niechcący, lecz rezultat jest ten sam, a ona nie chce więcej przez to przechodzić. Z powodu pokaźnego majątku ciotka i wszyscy starający się o jej rękę wyrządzili jej wielką krzywdę. – Nasze życie zależy od nas, Annorah. Nic się w nim nie zmieni, jeśli sami o to nie zadbamy – dodał łagodnym tonem. Nic, z wyjątkiem kalendarza i dokumentów prawnych. Miała to na końcu języka. Bez względu na to, jak się zachowa, i tak jej życie odmieni się w ciągu kilku tygodni , a ona wciąż nie potrafi podjąć ostatecznej decyzji. Postanowiła, że nie będzie o tym rozmyślała podczas obecności zaproszonego mężczyzny. W ten sposób po raz ostatni uciekała od rzeczywistości. Ciszę letniego dnia przerwało kwilenie jastrzębia. Nicholas trącił Annorah w ramię i wskazał jej ptaka szybującego na tle bezchmurnego nieba. – Rzadko widujemy je w Londynie. – Żyją na wzgórzach. Gniazduje cała rodzina. Są tam, jak tylko sięgnę pamięcią wstecz. Jak byłam mała, udawaliśmy
jastrzębie, naśladowaliśmy ich lot. Głupie, co? – Wcale nie. Jako mały chłopiec puszczałem latawca i żałowałem, że nie mogę latać. – Trudno mi wyobrazić sobie pana jako chłopca. – Dlaczego? Byłem miłym dzieckiem. Co nie znaczy, że nie zdarzało mi się rozbić kolana. Miałem też matkę, proszę sobie wyobrazić. Konwersacja potoczyła się raźniej. Rozmawiali o polnych kwiatach, rosnących wzdłuż drogi, i o uprawach na mijanych polach, dopóki Nicholas nie skręcił w stronę rzeki i nie zatrzymał powoziku w miejscu, gdzie w cieniu starego dębu utworzyło się szerokie rozlewisko, w którym można było popływać. – Całe wieki tu nie byłam. Jak pan dowiedziało się tym miejscu? – zapytała Annorah. Tymczasem Nicholas zeskoczył na ziemię i podszedł z jej strony, by pomóc wysiąść. – Popytałem ludzi. Pani koniuszy powiedział mi, że to idealne miejsce na piknik. Dowiedziałem się też, że biorą tu ryby. Wędki! Annorah nie miała ich w rękach od lat, od czasu śmierci dziadka. Nawet nie wiedziała, czy jeszcze są w domu, czy ktoś zdążył je przywłaszczyć. – Pan łowi ryby? – Spojrzała na jego wyglansowane buty. – Będzie pan musiał wejść w butach do wody. Woda je zniszczy. – Zdradzę pani tajemnicę: zamierzam je zdjąć. Pani radzę to samo. Te półbuciki też nie przetrwają kąpieli. – Usiadł na kamieniu i zrobił to, co zapowiedział. – Jest jeszcze jeden sekret. Zdejmę więcej części garderoby, nie tylko buty. Annorah patrzyła, jak Nicholas podciąga nogawki spodni, ściąga skarpety i odsłania dobrze umięśnione łydki. Śmieszne, że zdumiał ją widok męskich łydek, ale nie każdy mężczyzna miał takie. Pięknie wytoczone i opalone, wcale nie białe jak ciasto. Ich stan dowodził dobrej kondycji zdrowotnej Nicholasa. Rzeczywiście był okazem zdrowia i tężyzny. Nie potrzebował uciekać się do poduszek i krawieckich trików, by poprawić sylwetkę. Nie było w jego wyglądzie żadnej sztuczności.
Absolutnie żadnej, o czym przekonała się chwilę później, kiedy zdjął surdut. Cienka lniana koszula eksponowała szerokie bary i szczupłe biodra. – Niech pani nie traci czasu, Annorah. Będziemy jedli dopiero wtedy, gdy coś złapiemy. – Wszedł do wody i rzucił w jej stronę wędkę. – Chyba się pani nie boi? Kiedyś uwielbiała łowić ryby. Zdjęła buty i pończochy, podciągniętą w górę spódnicę przymocowała do talii wyjętą z włosów wstążką. – Pokażę takiemu mieszczuchowi jak pan, jak się łowi ryby. – Nie mogę się doczekać. – Uśmiechnął się od ucha do ucha.
ROZDZIAŁ SZÓSTY Annorah poczuła bosymi stopami wodę i czas momentalnie się cofnął. Niczego nie zapomniała. Zręcznie zarzuciła wędkę, prąd rzeki porwał spławik. Nicholas obserwował ją z widocznym podziwem, co napawało ją dumną. – Chyba miałam ze trzynaście lat, kiedy ostatni raz to robiłam! – podniosła głos, żeby Nick usłyszał ją mimo szumu rzeki. – Dobrze sobie pani radzi! – odkrzyknął i też zarzucił wędkę. – Nieźle jak na mieszczucha – pochwaliła go. Poczuła szarpnięcie. – Złapałam coś! – Zaczęła zwijać linkę, lecz prąd rzeki i ryba okazały się silniejsze. Wędka się wyginała. – Nie uciekniesz mi, draniu. Nicholas przyszedł Annorah z pomocą. Stanął za nią i dłonie położył na wędce. – Co za język! Nie spodziewałem się tego po damie. – Roześmiał się wprost do jej ucha. Czuła jego napięte mięśnie pod przemoczoną koszulą. – Ciągnijmy razem. Chyba ją mamy. Wyciągnęli z wody wielkiego rzecznego pstrąga. – Starczy na dwoje – orzekł Nick. – Zachowajmy go na kolację. – A co z lunchem? – Jest pani lepsza ode mnie. Niech pani wraca do wody i złapie coś na lunch, a ja zajmę się tym delikwentem. – Wyciągnął nóż i zabrał się do sprawiania ryby. Annorah ponownie stanęła w rzece. Suknia była przemoczona, ale nic jej to nie obchodziło. Kiedy wróciła na brzeg z koszykiem pełnym ryb, Nicholas zdążył już urządzić obozowisko. Rozłożył koc przed ogniskiem, nad którym zainstalował rożen. Dzień był gorący, lecz w przemoczonym ubraniu było przyjemnie przy ogniu. – Naprawdę nie mielibyśmy co jeść, gdybyśmy nic nie
złowili? – Nie umarlibyśmy z głodu. Mamy chleb i wino. – Trudno to nazwać posiłkiem. – Annorah zabrała się do krojenia chleba, podczas gdy Nick rozlewał wino do kubków. – Jadałem gorsze, zapewniam panią. – Rozsiadł się na kocu przed ogniem, nad którym piekły się ryby. Wilgotne włosy opadały mu na twarz. Rozchełstana koszula odsłaniała muskularny tors, równie opalony jak łydki. – Na przykład? – Lutefisk, czyli ryba moczona w ługu. Norweska specjalność dla ludzi o szczególnych upodobaniach kulinarnych. – Gdzie pan jadł podobne świństwo? Sama nazwa brzmi okropnie – orzekła ze śmiechem Annorah. Zauważyła, że od wczoraj nieustannie się śmieje i bardzo dobrze się z tym czuje. Do przyjazdu Nicholasa w jej domu było za cicho. – Na początku, kiedy przyjechałem do Londynu, zamieszkałem u pewnej norweskiej rodziny. Ciekawe, jakie są pani najgorsze doświadczenia kulinarne? – Właściwie żadne. O tak! – przypomniała sobie. – Kiedyś uparłam się, żeby upiec ciasto. Powiedzmy, że nie wyszło najlepiej. – Wiem z doświadczenia, że lukier potrafi uratować wiele nieudanych wypieków. – Tego nic nie mogło uratować. Zjedli ryby. Annorah uprzątnęła talerze. – Co teraz? Czuła się beztrosko, nawet euforycznie. Jak szybko upływał czas w towarzystwie Nicholasa! Tymczasem kolejna propozycja, z którą wystąpił, wprawiła ją w zdumienie. – Jeśli o mnie chodzi, to idę popływać. A pani? Kiedyś lubiła pływać, ale pływanie nie było zajęciem odpowiednim dla dam. – Moje spódnice nasiąkną wodą, będą za ciężkie. – To niech je pani zdejmie. Wiedział, że będzie ją musiał do tego przekonać, uznał
jednak, że to wykonalne. W jej głosie wyczuwał żal, że musi zrezygnować z pływania, bo tak wypada. Miał pomysł, jak się do tego zabrać. Wstał z koca, zdjął koszulę, powiesił ją na zwisającej gałęzi drzewa i zaczął odpinać pasek od spodni. – Co pan robi? – spłoszyła się. – Zdejmuję spodnie. Nie zamierzam w nich pływać. – A w czym pan zamierza pływać? – Nago. Pani mogłaby pływać w koszuli, jeśli pani woli. – Nie mogłabym. – To niech ją pani zdejmie. Ściągnął spodnie, przez wzgląd na jej skromność pozostał jednak w kalesonach. Zaczerwieniona Annorah patrzyła wszędzie, byle nie w jego stronę. – Niech pani nie opowiada, że krępuje panią mój naturalny wygląd. Nick nie potrafił sobie odmówić przyjemności prowokowania Annorah może dlatego, że było to łatwe. Z drugiej strony, dostrzegał w niej gotowość do spontanicznego zachowania wtedy, gdy pozwalała sobie na opuszczenie chroniącej ją przed nimi bariery dobrych manier. Cieszył się, ilekroć do tego dochodziło. – Nie o to chodzi. – A o co? Może krępuje panią własny naturalny wygląd? Moim zdaniem, mógłby raczej cieszyć wzrok. – Wyciągnął ku niej dłoń. – Odwagi, Annorah. Nie ma tu nikogo oprócz nas. Spoziera pani w kierunku rozlewiska, odkąd tu przyjechaliśmy. Przecież chce pani się wykąpać – powiedział, a w myślach dodał: Chce pani jeszcze czegoś oprócz kąpieli, a jeśli mi się pani przyjrzy, to zobaczy, że ja także tego pragnę. Poderwał ją z koca, otoczył ramionami. Obsypał pocałunkami jej szyję, policzki, przywarł wargami do ust. Smakowała jak wino. Nie wzbraniała się. Bez trudu uporał się z zapięciem sukni. Wstrzymał się na moment, zanim zsunął ją z ramion. Dał jej szansę na wycofanie się. Pozwoliłby na to, gdyby jednak tego chciała, lecz nic takiego nie nastąpiło. Uśmiechnął się
do siebie. Doprawdy, ludzie potrzebują niekiedy tylko bardzo niewielkiej zachęty. Spleceni dłońmi, wbiegli do rzeki, rozpryskując na wszystkie strony wielkie fontanny, i skoczyli w głębinę. Brr, była zimna! Nick wychynął na powierzchnię i strząsnął wodę z włosów. Annorah wynurzyła się obok. Odrzuciła mokre włosy do tyłu. Śmiała się. – Trzeba było mnie ostrzec! Nie przypuszczałam, że woda będzie tak zimna. – Ja miałem ostrzec panią? To pani teren! – Nick prysnął wodą w jej stronę. Odpowiedziała cichym okrzykiem i zanurkowała. Po chwili poczuł, jak go wciąga za nogi pod wodę. Dał nura w głąb. Złapał Annorah i razem wypłynęli na powierzchnię. Zamknął jej usta pocałunkiem, a ona zarzuciła mu ramiona na szyję. Pod oblepiającą ciało mokrą koszulą rysowały się ciemne krążki sutek. Z odrzuconą w tył głową patrzyła na niego radośnie. Woda była chłodna, lecz mimo to ten widok wprawił go w stan gotowości, spontanicznej, niestymulowanej żadnymi sztucznymi podnietami. Nicholas poczuł, że jego ciało ożywiło się. Tę radosną wiadomość rozniosła po wszystkich zakątkach jego ciała szumiąca w żyłach krew. Nie spodziewał się doświadczyć takiej ekscytacji. Tak się czuł, gdy miał siedemnaście lat i był po uszy zakochany w Brennie Forsyth, córce dziedzica z sąsiedztwa. Jakież wtedy było piękne lato! W zielonych oczach Annorah dostrzegł podobne emocje. Nie był osamotniony, ją też dopadło poczucie wyjątkowości chwili. Możliwość przeżycia miłosnego uniesienia z kobietą, którą znał tak krótko, uderzyła Nickowi do głowy. Annorah w niczym nie przypominała londyńskich dam. Była wyjątkowa. Rozchyliła wargi, ale odsunęła głowę. To było jedyne ostrzeżenie. Pocałowała go, początkowo delikatnie i nieśmiało. Skubnęła jego dolną wargę, obwiodła czubkiem języka kontur ust. Wcześniej nie całowała go tak żadna kobieta, więc wpadł w zachwyt.
– Myślałam o tym, od kiedy stanął pan w holu mojego domu – wyszeptała, wodząc palcem po jego wargach. – Ma pan bardzo zmysłowe usta jak na mężczyznę. – Dziękuję – odparł ze śmiechem. – A wie pani, co ja chciałem zrobić? Nie czekał na odpowiedź. Porwał ją na ręce i nie zważając na głośne protesty, wyniósł z wody na brzeg. Ułożył ją na kocu przed ogniskiem, wyciągnął się obok i wsparł na łokciu. – To chciał pan zrobić? – prowokowała go. Zauważył, że jest podekscytowana. – Tak – przyznał, kładąc dłoń na jej brzuchu. – Kiedy ujrzałem panią w żółtej jak żonkile sukni, pomyślałem, że pani mokre włosy przybierają barwę ciemnego miodu, i nie mogłem się doczekać, by to sprawdzić. Okazało się, że miałem rację, bo rzeczywiście są w kolorze gęstego letniego miodu. Niech pani zamknie oczy, Annorah. Pierwszy pocałunek złożył na jej wargach, potem powędrował ustami wzdłuż szyi do oblepionych mokrą koszulą piersi. Przyssał się do sterczącej spod cienkiej tkaniny brodawki. Podciągnął w górę koszulę, odsłonił brzuch i pocałował w pępek. Sięgnął dłonią do spojenia łonowego, w ślad za nią powędrowały usta. Annorah zadrżała. – Nicholasie! – Nie otwieraj oczu. Spodoba ci się, obiecuję. Robię to dla ciebie. Zapomnij się na chwilę. Dotknął językiem sekretnego miejsca. Narastało w nim pożądanie, ale w tym momencie nie zamierzał szukać zaspokojenia. Pieszczoty przy ogniu będą tylko dla Annorah. Wyczuł kciukiem nabrzmiały punkt. Pocierał go i cieszył się, czując, jak ona instynktownie napiera na jego dłoń. Szybko osiągnęła szczyt. Patrzył z satysfakcją na jej odrzuconą w tył głowę z rozsypanymi na kocu miodowymi włosami, na rozwarte usta łowiące z trudem powietrze, na twarz wyrażającą ekstazę i zdziwienie, że taki cud jest możliwy.
Błysnęła mu myśl, że powinien utrwalić w pamięci ten widok. Tej szczególnej przyjemności dostarczał kobietom wiele razy. Nie wiadomo dlaczego, teraz odniósł wrażenie, że ta chwila w nieodgadniony sposób różni się od wszystkich poprzednich doświadczeń. Annorah otworzyła oczy. Nicholas ponownie ułożył się na boku i wsparł na łokciu. Zauważył, że jej oczy nie były przymglone, nieobecne, jak się spodziewał. Patrzyła czujnie. Nagle przestraszył się słów, które mogły paść z jej ust. Nie chciał usłyszeć: jesteś wart każdego wydanego na ciebie funta. Nie chciał też rozmawiać o tym, co zaszło. Prawdziwi kochankowie nie analizują po fakcie szczegółów zbliżenia. Uniosła dłoń ku jego twarzy, odsunęła w tył opadający mu na czoło kosmyk. W jej geście była odrobina wahania, jakby zdawała sobie sprawę z tego, ile w nim intymności. – Dziękuję za cały dzisiejszy dzień. Całe wieki nie czułam się tak dobrze. – Zaśmiała się cichutko. – Za dużo mówię. Wiem, że to brzmi trywialnie, ale to prawda. Nie przypominam sobie, bym czuła się tak niefrasobliwie w ciągu całego dorosłego życia. – Między jej brwiami pojawiła się drobna zmarszczka. – Dlaczego dorośli przestają się bawić? Czemu społeczeństwo potępia takie zachowanie? Co by szkodziło, gdyby ludzie byli beztroscy i szczęśliwi? – Nie musimy przestawać, Annorah – powiedział cicho Nick. Nie chciał niszczyć zdumiewającej intymności, jaka między się nimi wytworzyła. Zupełnie jakby zatrzymał się otaczający ich świat; ciszę przerywał jedynie jednostajny szum rzeki i od czasu do czasu świergotanie ptaka. – Będziemy buntownikami? – Już jesteś większą buntowniczką, niż sądzisz, Annorah Price-Ellis. Podeptałaś wszelkie konwenanse. Jesteś bogatą dziedziczką, która uniknęła zamążpójścia, kobietą, która żyje tak, jak jej się podoba. W naszym świecie to doprawdy rzadkość. – Jestem buntowniczką, to mi się podoba. Oboje się roześmieli. Zdaniem Nicka, ona była
nadzwyczajna. Nic nie przesadził, kiedy o tym po raz pierwszy pomyślał. Wyjątkowa kobieta żyjąca w wyjątkowym otoczeniu. Jeśli coś było bliskie doskonałości, to na pewno jej życie. A jednak miała skazę. Ujawniła ostry język i pewną dozę cynizmu. Takich cech nie nabywa się, prowadząc doskonałe życiem w idealnym otoczeniu. Annorah skrywała tajemnicę. Na razie tylko trochę się przed nim otworzyła. Nick mógł sobie pogratulować skutecznej strategii. Dobrze to zaplanował, jednak nie chciał traktować dzisiejszych wydarzeń jako kolejnego taktycznego sukcesu. Wolał, żeby ten dzień zapisał się w jego pamięci jako coś bardzo przyjemnego, ponieważ on także dawno nie czuł się tak dobrze jak dzisiaj. – Czy mogę odwieźć buntowniczkę do domu? – zapytał, kiedy śmiech ucichł. – Nie, wolałabym zostać jeszcze chwilę. Nicholas przewrócił się na plecy i przytulił do siebie Annorah. – W takim razie zostańmy. On też tego pragnął. Pełnia szczęścia bywa trudno osiągalna, trzeba umieć cieszyć się drobnymi radościami. Niespodziewanie dzień obfitował w nie i on chciał się nimi delektować. Zaplanował piknik, mając nadzieję, że w obcowaniu z przyrodą Annorah wyzbędzie się zahamowań. Tak się stało. Na pewno jednak nie spodziewał się, że sam ulegnie uczuciom, które wypełniły jego pierś, kiedy obok niej leżał. Ten dzień był ważny z jeszcze jednego powodu. Po raz pierwszy od siedmiu lat pobyt na wsi nie wywoływał u Nicholasa złych wspomnień. Naturalnie, łatwiej trzymać na odległość złe duchy z przeszłości, kiedy leży się z uroczą kobietą w ramionach na skąpanej promieniami letniego słońca łące nad rzeką. Gorzej w czasie nocnej burzy jak ta, w trakcie której zawaliło się jego życie, a on nie miał siły, by temu przeciwdziałać.
ROZDZIAŁ SIÓDMY Dzień ustępował pięknemu wieczorowi. Annorah leżała w wannie. Okna sypialni były otwarte na rozcież, do środka wpadały podmuchy wieczornego wietrzyku, przyjemnie chłodząc ciało rozgrzane gorącą kąpielą. Zanurzyła się w pachnącej lawendą wodzie i zamknęła oczy. Upajała się tym popołudniem, chciała, by na zawsze pozostało w jej pamięci. Wspomnienia będzie zaludniała postać Nicholasa. W uszach będzie jej dźwięczał jego śmiech, skóra zachowa pamięć pocałunków. Zapamięta, że przy tym wspaniałym mężczyźnie poczuła się istotą z krwi i kości. Postrzegał ją w zupełnie innym świetle niż mężczyźni, z którymi do tej pory miała do czynienia, i to było podniecające. Wielu dżentelmenów prawiło jej czcze komplementy, bo patrzyli na nią wyłącznie poprzez fortunę, którą posiadała. Inni byli płytkimi pochlebcami, którzy widzieli w niej tylko ładną, ubraną według najnowszej mody lalkę. Kobieta, którą dostrzegł w niej Nicholas, była tą, która istniała już wtedy, gdy Annorah wycofała się w domowe pielesze, rozczarowana życiem towarzyskim. Kiedyś lubiła tę kobietę, lecz z powodu niesprzyjających okoliczności prawie zapomniała o jej istnieniu. Dzisiaj odkryła ją w sobie na nowo. Dzień przyniósł cudowne niespodzianki, z których najważniejszym była ta, że wciąż jeszcze jest zdolna odczuwać i się cieszyć. A jeśli tak, to co działo się z nią przez ostatnich kilka lat? Nie żyła? Zniknięcie dawniejszej Annorah mogło o tym świadczyć. Przez ostatnich pięć lat bardzo się zmieniła i nie była to zmiana na lepsze. Po otrzymaniu ostatniej propozycji małżeńskiej, w jej mniemaniu bardziej niż niefortunnej, Annorah wycofała się na wieś, by móc wieść życie na swoich warunkach. Długo jednak trapiło ją podejrzenie, że kiedy wybierała samotność na wsi, chodziło jej jeszcze o coś innego. Chciała w ten sposób uchronić się przed kolejnymi porażkami matrymonialnymi, za które winę przypisywała własnej niezdolności do przyciągania wartościowych
mężczyzn. Tak było w przypadku młodego spadkobiercy wicehrabiego i wielu innych złotych młodzieńców kręcących się wokół niej tuż po jej londyńskim debiucie w towarzystwie. Najdobitniej jednak ujawniło się w przypadku Bartholomew Reddinga, sąsiada jej wujostwa. W jego przypadku rozczarowanie okazało się najbardziej dotkliwe. Był przystojny, niepozbawiony uroku osobistego, pewny siebie. Nie budził w niej tak gorących uczuć jak młody syn wicehrabiego, ale czuła się w jego towarzystwie dobrze. Znali tych samych ludzi, prowadzili podobny styl życia. Był dobrym znajomym jej wujostwa i nie za starym jak na kandydata na męża – miał trzydzieści jeden lat. Okazał się podstępny. Zamierzał skompromitować Annorah i wzorem wielu innych przed nim, położyć rękę na jej majątku. Tamtym od początku nie ufała, do niego jednak żywiła zaufanie, co uczyniło jego zdradę tym boleśniejszą. Nicholas był inny niż ci wszyscy mężczyźni – interesowni, podstępni, cyniczni i chciwi. Naturalnie, nie czyni to go automatycznie tym właściwym dla niej mężczyzną. D’Arcy postępuje z nią tak, jak powinien pan do wynajęcia za tysiąc funtów, przysłany przez Ligę Dyskretnych Dżentelmenów. Wolałaby, żeby nie okazał się kameleonem, który za każdym razem zmienia barwę, żeby przystosować się do otoczenia i być takim, jakiego pragnie aktualna klientka. Nie chciała, by upływający dzień kojarzył się jej z grą jak na scenie teatralnej: Nicholas udaje, że lubi łowić ryby, chce ją pocałować i dać jej rozkosz, zawsze mówi to, co myśli. Wbrew rozsądkowi Annorah zapragnęła, żeby to wszystko było naprawdę. Chciała, żeby on był po prostu tylko jej, niczyj więcej. Zdawała sobie sprawę, że zaprosiła Nicholasa nie po to, żeby poznać naturę doznań cielesnych, jakich może dostarczyć mężczyzna, ale dlatego, by po raz ostatni poczuć, że jest kobietą, jaką kiedyś chciała być, a nie taką, jaką stała się z winy świata. Seks był tylko jednym z elementów. Przez otwarte okno wtargnął z kuchni zapach gotowanej
kolacji. Optymizm ponownie zagościł w Annorah. Dzisiejszy dzień był piękny, a czeka ją jeszcze kolacja, a po niej noc. Weszła Lily z ręcznikami i pudełkiem. – To dla pani – powiedziała. Była ciekawa, co zwiera zawinięte w brązowy papier pudełko, które nadeszło pocztą. Po odwinięciu papieru okazało się, że pudełko jest z białego kartonu przewiązanego różową jedwabną wstążką, jakiego zazwyczaj używają krawcowe, co tylko wzmagało ciekawość Lily. – Przysłano je chyba z Londynu – oznajmiła. – Dla mnie? Annorah nie przypominała sobie, by ostatnio coś zamawiała nie tylko na miejscu, a co dopiero w Londynie. Ewentualność, że ktoś przysłał jej prezent, była zbyt podniecająca, by mogła dłużej udawać obojętność. Kazała podać prześcieradło kąpielowe i wyszła z wanny. Obie z pokojówką zaczęły oglądać przesyłkę. Na pokrywie wytłoczony był złotymi literami napis: Madame La Tour, Salon Mody Damskiej. Pod nim znajdował się adres pisany mniejszymi, również złotymi literami: 619 Bond Street, Londyn. Annorah rozwiązała różową jedwabną wstążkę, którą podarowała Lily, sprawiając pokojówce wielką radość. Pod pokrywą znajdowała się warstwa cienkiej bibułki, a pod nią zwartość. – Och, panienko! – wykrzyknęła Lily, gdy Annorah wyjęła z pudełka białą jedwabną koszulę nocną, jakiej do tej pory nigdy nie widziała. Staniczek w kształcie serca, na dwóch białych ramiączkach, pokrywała przepiękna wenecka koronka, z niej spływały w dół fałdy cienkiej materii. Przezroczysty peniuar, obszyty na rękawach tak samą koronką jak staniczek koszuli, stanowił komplet z koszulą. W takim nocnym stroju każda kobieta musi wyglądać zachwycająco, stwierdziła w duchu Annorah. Po chwili przyszło jej na myśl, że tą kobietą będzie ona, a mężczyzną, który będzie ją w tym stroju podziwiał – Nicholas.
– Jest jeszcze bilecik, panienko – zauważyła Lily. Drżącymi palcami Annorah otworzyła złożony kartonik, choć wiedziała, od kogo pochodzi prezent. Tylko jeden mężczyzna mógł pozwolić sobie na obdarowanie jej w ten sposób, i ona nie potraktowałaby daru jako niestosowny. Bilecik zawierał tylko kilka słów: Na dzisiejszą noc. Twój Nicholas. Właśnie tego sobie życzyła. – Jaki piękny strój. Szkoda, że wkłada się go tylko do spania – zauważyła Annorah i świadoma, że dłużej nie uda się zachować sekretu i uniknąć wtajemniczenia pokojówki, dodała: – Od pana D’Arcy’ego. – Paradowałabym w tym wszędzie, żeby każdy mógł mnie podziwiać – oznajmiła Lily. – On nie jest bibliotekarzem, prawda, panienko? – Nie, nie jest. Lily miała tyle rozsądku, by nie dopytywać się dalej. Pomysł pokojówki był kuszący. Może, pomyślała Annorah, powinnam włożyć peniuar do kolacji. Może nawet został jej podarowany z taką właśnie intencją. Annorah porzuciła ten pomysł. Pogłaskała delikatny jedwab i odłożyła strój na łóżko. Przyda się na później, uznała i przeszył ją dreszcz podniecenia. Jeśli owo „później” będzie takie przyjemne, jak mijający dzień, to należy się do tego odpowiednio przygotować. – Którą suknię panienka włoży? – Jedną z tych nowych. Może tę z brzoskwiniowego szyfonu. Kiedy ją kupowała, nie wzięła pod uwagę, że na wsi nie będzie miała okazji się w nią wystroić. Suknia nie nadawała się na wiejskie bale czy kolacje w okolicznych szlacheckich domach. Miała głęboko wycięty dekolt obszyty drobnymi perełkami i powiewną spódnicę. W tym stroju Annorah czuła się jak księżniczka z bajki. Z naszyjnikiem z pereł na szyi, usiadła nieruchomo przed lustrem, żeby Lily upięła jej włosy. Przyglądała się własnemu odbiciu. Wyglądała młodziej niż zazwyczaj. Do tej pory pozowanie na starszą, niż była w rzeczywistości, miało na celu
zniechęcenie ewentualnych kandydatów na męża, starających się o jej rękę. Annorah uperfumowała nadgarstki. Delikatny kwiatowy zapach pasował do letniej sukni. Rzuciła w lustro ostatnie spojrzenie. Kobieta w lustrze była gotowa. Nie zastała Nicholasa w salonie. Z sąsiedniej małej jadalni, gdzie wczoraj jedli kolację, dochodziło światło świec. Zaciekawiona Annorah weszła do środka. Od razu spostrzegła, że zniknął zazwyczaj stojący na środku stół. Drzwi na taras były otwarte. Nicholas stał na tarasie obok nakrytego do kolacji stołu. – Pomyślałem, że moglibyśmy kontynuować zwyczaj obsługiwania się samemu – powiedział, gdy podeszła bliżej, i podsunął jej krzesło. Gdy usiedli, sięgnął po butelkę szampana. Tak może być tylko w raju, pomyślała. Dlaczego wcześniej nie jadała w ten sposób: na powietrzu, pod rozgwieżdżony niebem, przy świecy osłoniętej szklanym kloszem? Wiedziała dlaczego. Posiłki przestały mieć uroczystą oprawę. Uniosła do ust kieliszek szampana. Nick wpatrywał się w Annorah rozpłomienionym wzrokiem znad swojego kieliszka. – Co takiego? – Dotknęła ręką włosów, chcąc sprawdzić, czy nie wypadła z nich jakaś szpilka. – Nic – uśmiechnął się. – Podziwiam piękną kobietę, która siedzi naprzeciwko mnie. Ten brzoskwiniowy kolor ci służy. – A tobie wiejskie życie. – Wskazała zaczerwienienie na jego nosie. – To nie jedyne miejsce, które złapało trochę słońca – odparł i mrugnął porozumiewawczo. – Zawsze jesteś taki śmiały? Czy zazwyczaj mówisz wszystko, co ci przyjdzie na myśl? – Absolutnie tak. Nie zwykłem się powstrzymywać, jeśli mam coś do powiedzenia. Annorah poczuła się wyjątkowo ośmielona. Uznała, że może zadać mu pytania, które od pewnego czasu miała na końcu języka. – Nie kłamiesz, nie powstrzymujesz się od mówienia, co myślisz. W takim razie zdradź mi, co robisz?
– Wszystko lub prawie wszystko. Rzucił jej uwodzicielskie spojrzenie, zatrzymując wzrok na ustach, jakby mu zależało na nadaniu dwuznaczności swojej odpowiedzi. Annorah pokręciła głową, nie zamierzała dać się zbyć w taki sposób. Nie namyślając się, położyła dłonie na jego dłoniach. Wczoraj zabrakłoby jej odwagi, by wykonać taki gest. – Poważnie. Naprawdę chcę wiedzieć. Klucz i wykręcaj się tak długo, jak się da. Nick miał receptę na zachowanie w podobnych sytuacjach. Zazwyczaj nie ulegał naciskom, ale Annorah była uparta. Rzecz oczywista, że chciała wiedzieć. Należała do rzadkiego gatunku kobiet, których piękność nie ogranicza się do wyglądu zewnętrznego. Ona była z tych, które z natury interesują się losem innych ludzi – istotą społeczną, nie stworzoną do życia w izolacji, co sprawiało, że jej sytuacja tym bardziej intrygowała jako pozbawiona sensu. – Nie obawiasz się rozczarowania? Nicholas patrzył z zachwytem na jej rozświetloną łagodnym światłem świecy twarz w aureoli włosów, ciemnozłotych dzisiaj wieczorem. Była eteryczna, a jednocześnie bardzo rzeczywista; jej uroda nie kojarzyła się z chłodem zimy, lecz z ciepłem lata. Tego typu kobietę powinna otaczać gromadka dokazujących dzieci. Potrafiłaby się z nimi bawić. Poczuł, jak ogarnia go dojmująca tęsknota. Kiedyś widział siebie w podobnych sytuacjach. Od dawna jednak nie pozwalał sobie na takie wyobrażenia. To było jedno z marzeń, z których zrezygnował. Kciukami gładziła boki jego dłoni, uśmiech wyginał jej stworzone do pocałunków wargi. – Nie. Z jakiego powodu miałabym się obawiać? Mężczyzna, który nie kłamie, mógłby się martwić, że mnie rozczaruje? Powiedziała to niewinnym tonem, lecz Nick dosłuchał się w nim nuty wyzwania. Wiedział, czego nie powinien powiedzieć. Na pewno, że schronił się na wsi, bo uciekał przed gniewem zazdrosnego męża, który był przekonany albo może tylko się domyślał, że on spał z
jego żoną. Także tego, że w pewnych kręgach cieszy się opinią uwodziciela, w którego ramionach kobiety krzyczą z rozkoszy. Annorah jasno dała do zrozumienia, że nie da się zbyć byle czym. Domagała się prawdy. Wkraczał na grząski grunt. Jak budować intymność, samemu się nie odsłaniając? Może lepiej oddać jej inicjatywę. – Co chcesz wiedzieć? Z reguły kobiety interesowało to samo. Z tego powodu powinien być względnie bezpieczny. W zasadzie mógł przewidzieć, o co ona zapyta. – Mogę pytać, o co zechcę? – Annorah puściła jego dłonie i nieoczekiwanie zabrakło mu ich ciepła. Uśmiechnęła się łobuzersko. – Jak doszedłeś do takiej wprawy w łowieniu ryb? Omal nie zakrztusił się szampanem. Połknął to, co miał w ustach, i odkaszlnął. Tego się nie spodziewał. Oczekiwał, że zapyta: Jak to się stało, że wybrałeś tego rodzaju zajęcie? – Wszystko w porządku? – Tak. Wziąłem do ust za duży łyk. – Haust – poprawiła go. – Łykiem byś się nie zakrztusił. – Niech będzie, haust – odparł ze śmiechem. Przechyliła się do przodu, by wysłuchać jego odpowiedzi. W mocno wyciętym staniczku sukni rysowały się półkule piersi. Czy o tym wiedziała? Nicholas poczuł przypływ pożądania. – No więc? – ponagliła, bo zwlekał z odpowiedzią. – Urodziłem się w Mere. Od dziecka łowiłem ryby w rzece Stour. Weszło mi to w krew. – Musiałeś to lubić, bo mówisz o tym z uśmiechem. – Bardzo. Latem po lekcjach codziennie chodziliśmy z bratem na ryby i siedzieliśmy nad rzeką do wieczora. Niekiedy ojciec musiał posyłać po nas o zmroku służącego. Bardzo rzadko pozwalano nam biwakować na brzegu przez całą noc. Dzisiejszego wieczoru nadeszła jego kolej na wspomnienia z dzieciństwa. Nicholas nie planował tego, lecz Annorah umiejętnie wyciągnęła go na zwierzenia. – Miałem walijskiego kuca imieniem Alfy. Upartego jak
każdy Walijczyk. Któregoś dnia pojechaliśmy na nim na wzgórza w poszukiwaniu skarbu. – Skarbu? – Oczy się jej zaświeciły. Bardzo mu się w tej chwili podobała. – W okolicy krążyły legendy o ukrytym na wzgórzach złocie, należącym rzekomo do pretendenta do tronu. Kiedy ryby nie brały, myszkowaliśmy po okolicy w jego poszukiwaniu. Pewnego dnia naszą drogę przeciął strumień. Mój uparty kuc, który dotychczas nie bał się wody, postanowił nagle, że do niej nie wejdzie. Stefan, mój brat, był już na drugim brzegu. Alfy pogalopował na brzeg strumienia i stanął jak wryty. Ot tak. – Nicholas pstryknął palcami. – On się zatrzymał, a ja wyleciałem z siodła jak z katapulty i wpadłem do wody. – Mam nadzieję, że nic ci się nie stało oprócz tego, że się zmoczyłeś. – Nic. Chłopaki są twarde. Dobre pół godziny trwało, zanim skłoniliśmy Alfy’ego, by przeprawił się przez strumień. Tamtego dnia nie znaleźliśmy złota. – A innym razem? – Zdziwisz się. Kiedyś natrafiliśmy na kilka złotych monet, starych hiszpańskich dublonów. Jestem wciąż święcie przekonany, że ten skarb gdzieś tam czeka na odkrycie. Nicholas nie wierzył własnym uszom. Wspominał dzieciństwo, brata i napełniło go to radością. Nie miał poczucia winy, które go nawiedzało, ilekroć wracał myślami do dawno minionych lat. – Powinieneś tam wrócić i jeszcze raz poszukać – stwierdziła Annorah. Nicholas wiedział, że nie miała nic złego na myśli. Pora zakończyć tę rozmowę, uznał w duchu. – To dziecinada. Za dużo nasłuchałem się bajek do poduszki, ale co szkodzi mówić takie głupstwa. – Nicholas wstał od stołu, wziął ją za rękę, przyciągnął do siebie. – Dzisiaj wieczorem mam w głowie co innego. Pocałował Annorah w usta, które smakowały szampanem.
Stwierdził, że najwyraźniej jest gotowa na ciąg dalszy. Tym razem on również szczerze tego chciał. – Moja kochana, czas do łóżka.
ROZDZIAŁ ÓSMY Annorah zapaliła ostatnią świecę i cofnęła się, żeby ocenić efekt: było nie za jasno i zarazem nie za ciemno. Mogła tylko zgadywać, że tak będzie dobrze. Co wiedziała o uwodzeniu? Czy na kochanka należy czekać w łóżku? A może w fotelu pod oknem? – zastanawiała się, ale szybko uznała, że to nie ma sensu. Wychodziło lepiej, gdy działała spontanicznie. Nerwowo wygładziła fałdy jedwabnej koszuli – prezentu od Nicholsa. Leżała na niej jak ulał. Annorah przeżyła moment niepokoju, gdy się przebierała. Co pocznie, jeśli koszula nie będzie pasowała? Na szczęście obyło się bez kłopotu. Na wierzch narzuciła przezroczysty peniuar. Gdy rozstawali się na schodach, Nicholas zapowiedział, że przyjdzie do sypialni za dwadzieścia minut. Spojrzała na zegar – zostało jej jeszcze pięć minut. Do tej pory zdążyła rozczesać włosy, zapalić świece, przebrać się w koszulę. Nic więcej nie przychodziło jej do głowy. Może powinna… Nie, wystarczy, powiedziała sobie w duchu. Nie przedobrzaj. Usiądź w fotelu i poczytaj książkę albo przynajmniej udawaj, że czytasz. Nicholas się pospieszył. Zazdrościła mu swobody, z jaką się czuł w jej oświetlonym świecami buduarze. Przebrał się we wzorzystą indyjską szatę, obramowaną czarnym szlakiem i przepasaną szerokim czarnym pasem. W trójkątnym rozchyleniu na piersi było widać, że pod spodem jest nagi, a w każdym razie na pewno nie miał na sobie nocnej koszuli. Rozpuszczonych do ramion włosów nie przykrywała szlafmyca. Zatrzymał się przy stoliku nocnym i z tajemniczym uśmiechem położył na nim kilka drobnych przedmiotów. Nerwowość Annorah ustąpiła podnieceniu. Jednak to się zdarzy, i to z nim, Nicholasem D’Arcym, który potrafił w krótkim czasie zyskać jej sympatię swoim wdziękiem, niewymuszoną swobodą zachowania zarówno w domu, jak i w plenerze, opowieściami, dotykiem, pocałunkami i zainteresowaniem jej osobą. Upojna
kombinacja, a ona była całkowicie pod jej wpływem, kiedy stał z rękami w kieszeniach szaty i patrzył na nią z jawnym pożądaniem w oczach. – Dam funta za twoje myśli. – Myślałam, że mówi się „dam pensa” – odparła ze śmiechem Annorah. – Owszem, lecz twoje myśli są warte więcej niż pensa. Powiedz, proszę. W świetle świec wyglądał tak zniewalająco, że trudno byłoby mu odmówić. Annorah wiedziała, że to jedynie wymówka, bo Nicholas był zniewalający w każdych okolicznościach. – Pomyślałam, że czuję się tak, jakbym znała cię dłużej niż jeden dzień. Wiem, że to nierozsądne, wprost głupie. – Pokręciła głową z niedowierzaniem. Głupie? Jak najbardziej. Prawdziwe? Oczywiście, że tak. – Wyznawcy niektórych prymitywnych religii wierzą, że dusze spotykają się we snach na długo przed tym, zanim ludzie zetkną się ze sobą na jawie – powiedział miękko. – Może nasze dusze kiedyś się spotkały. – Dajesz temu wiarę? – Uważam, że nie powinniśmy zbyt pochopnie odrzucać tego rodzaju wierzeń tylko dlatego, że wydają się nam nieprawdopodobne, zwłaszcza że uznaje je naprawdę dużo ludzi. – Serio? – Przechyliła się nad dzielącym ich stolikiem. On też się nachylił; malująca się na jego twarzy powaga udzieliła się Annorah. – Nasze spotkanie mogło wydawać się nieprawdopodobne, a jednak doszło do skutku. Jakaś siła chciała, żeby tak się stało. – Nick mówił powoli, ostrożnie dobierając słowa. – Tyle rzeczy musiało się złożyć na to, żebyśmy znaleźli się tutaj razem dzisiejszego wieczoru. Nie potrafię uwierzyć, że to czysty przypadek. – Ukląkł przed Annorah i dodał: – Jesteśmy sobie przeznaczeni. Przez jego dłonie spływało na nią ciepło i spokój. Wpatrywał się w nią z czcią.
– Naprawdę w to wierzysz? – spytała Annorah Wcześniej nie słyszała podobnych słów. Purytańska rodzina uznałaby je za skandaliczne, tak samo jak sprowadzenie do domu kochanka. Co za rozkosz czuć, jak jego palce rozczesują jej spływające luzem do ramion włosy. – Tak, wierzę w to – odpowiedział z przejęciem Nick. Pociemniałe z pożądania oczy nie pozostawiały wątpliwości co do jego głębokiego przekonania. Wstał i przyciągnął do siebie Annorah, jak wcześniej, gdy podnieśli się od stołu po kolacji. Przytrzymywał ją za opuszczone wzdłuż boków dłonie i uważnie się jej przyglądał. – Pięknie ci w białej koronce. Dotknął ustami jej szyi w miejscu, gdzie bił puls. Annorah objęła go w sposób jak najbardziej naturalny, a jej ciało z odrzuconą w tył głową, żeby ułatwić mu dostęp do czułego miejsca, przywarło do niego z determinacją. Pozwoliła, by ją ssał, lizał, żeby rozpalał w niej ogień, w którym miały spłonąć wszelkie zahamowania i wątpliwości, by mogła wybuchnąć niekrępowaną niczym żądzą. Przezroczysty peniuar opadł pierwszy. Annorah nawet tego nie zauważyła. Jedyne, co czuła, to dłonie Nicka na swoich piersiach. Obejmowały je i ugniatały poprzez jedwab koszuli. Skłonił ją, żeby na powrót usiadła, i znowu przed nią ukląkł, po czym ujmując ją za biodra, ściągnął ją na skraj fotela. Przywarł ustami do miejsca na złączeniu jej ud, czuła tam jego gorący oddech poprzez cienki materiał koszuli. Po chwili uniósł koszulę aż do bioder. Annorah była odsłonięta do pasa, całkowicie wystawiona na wzrok Nicka, i było to uczucie zarazem miłe i zawstydzające. Nie miała czasu pomyśleć, jak wielką jest rozpustnicą, bo poczuła coś nowego – jego usta dotykające jej sekretnego miejsca. Próbowała wzbudzić w sobie zażenowanie, że pozwoliła mu na taką śmiałość, ale bez efektu. Skupiła się na odczuciach – jego język dotykał sekretnego miejsca, a ono bardzo chciało być dotykane. Było jej rozkosznie, więc wysunęła się jeszcze bardziej do przodu, by ułatwić Nicholasowi dostęp.
Wczepiona dłońmi w ciemne włosy Nicholasa, oddawała się całkowicie przeżywaniu doznawanej rozkoszy. Zaznała już jej dzisiaj po południu, ale teraz, będąc świadoma jej istnienia, spodziewała się wznieść na jeszcze wyższy poziom wtajemniczenia. Tym razem wiedziała już, czego może się spodziewać, i gorąco tego pragnęła, a to niepohamowane pragnienie samo w sobie stanowiło dodatkową wyrafinowaną torturę. Wysunęła się ku Nicholasowi po raz ostatni w momencie, gdy poczuła, że tylko bardzo niewiele dzieli ją od wspięcia się na najwyższy szczyt rozkoszy i upajała się uczuciem, że doświadcza tego cudownego uniesienia. Stopniowo wracała do rzeczywistości. Świat bardzo powoli odzyskiwał swoje zwykłe kształty. Nicholas nadal przed nią klęczał, a jego oczy iskrzyły się jak dwa szafiry. Annorah na wpół świadomie osłoniła nagość koszulą. – Na razie ci na to pozwalam, ale nie na długo – uprzedził z uśmiechem i wstał. – Teraz patrz na mnie. – Jego dłoń powędrowała do szerokiego czarnego paska orientalnej szaty. Powoli rozwiązał węzeł i poły szaty się rozsunęły. Stał przed nią, demonstrując jej swoją wspaniałą nagość. – Patrz na mnie – powtórzył. Pokusa była zbyt silna, by jej nie ulec. – Dobrze – wydobyła szept z zaschniętego gardła. Wyglądał jak wyrzeźbiony. Zniżyła wzrok z jego wyrazistej twarzy na szeroką, gładką i opaloną na brąz piersi i brzuch, poniżej której dumnie sterczał penis. Nicholas sięgnął po rękę Annorah i pociągnął ją ku sobie tak, że stanęła na nogach. Oparł dłonie na jej barkach, zsunął ramiączka koszuli, która opadła, odsłaniając piersi. Zamknął na nich dłonie, kciukami rozkosznie pocierając sutki. – Jesteś piękna, idealnie dla mnie stworzona – szepnął i tyłem zaprowadził ją do łóżka. Położył się na niej, ciemne włosy opadły jej na twarz. Wyglądał jak dziki wojownik, który zamierzał posiąść swoją brankę. Annorah drżała z podniecenia. Na udzie czuła męskość
Nicka, domagała się zaproszenia, więc mu jej udzieliła. Chciała być jego branką, chciała, żeby ją posiadł. Nick wsparł się na rękach, uniósł i z nieomylną celnością, pewnie i powoli zagłębił w Annorah. To także było wyrafinowaną torturą, przyjemną i bolesną zarazem. Czuła, jak jej wnętrze przystosowuje się, poznaje najeźdźcę, ale on pchnął gwałtownie i już przestał być najeźdźcą. Ból spowodowany wtargnięciem ustąpił przyjemności posiadania go w sobie. Annorah poddała się narzuconemu jej rytmowi, wznosiła się i opadała, dopóki nie stał się równie obłąkańczy jak przed południem nad rzeką. Tym razem, chociaż oszołomiona przeżyciami, zdawała sobie sprawę, że samotnie zawędrowała na szczyt rozkoszy. W nieprawdopodobnym przebłysku instynktu zrozumiała, że nie powinna być sama. Nicholas powinien być z nią, a nie był. Wycofał się mentalnie na długo przed tym, zanim wycofał się fizycznie. Uświadomienie sobie tego było jak cios odłamkiem skądinąd gładkiej tafli szklanej i piekło boleśnie jak każda cięta rana. Poprzez zamknięte powieki Nicholas czuł padające na twarz promienie słońca. Przebudzenie było cudowne. W zasięgu ramion miał piękną kobietę. Nie ma jak leniwy seks na powitanie dnia. Pamiętał, jak gorliwie mu się oddawała w nocy. Wyciągnął po nią ramiona. Tam, gdzie powinno leżeć jej rozgrzane snem ciało, znalazł wyziębioną pościel. Zaalarmowany, otworzył oczy. Annorah nie było w pokoju. Tego się nie spodziewał. Odrzucił przykrycie, sięgnął po orientalną szatę. Wrócił do własnej sypialni i ubrał się pośpiesznie. Nie uda się jej tak łatwo. Złapał ją na schodach, uświadamiając sobie, że jeszcze chwila, a wyszłaby z domu. – Wcześnie wstałaś – zauważył. Było wpół do jedenastej. Zachowywał się spokojnie, ale miał wszelkie powody do obaw. Annorah była ubrana do wyjścia w jaskrawoniebieski kostium. Najwyraźniej zamierzała go opuścić. Jednak gdy spojrzała na niego w górę schodów, w jej oczach
dopatrzył się poczucia winy. – Mam spotkanie w wiosce. Zapomniałam powiedzieć ci o tym wcześniej. – Uśmiech rozwiewał wszelkie wątpliwości, jakie mogły się narodzić co do szczerości jej słów. – Pojadę z tobą – zaoferował się prędko. Czym mógł ją urazić? Mięła rękawiczki w sposób nieomylnie świadczący o skrępowaniu. W jego mniemaniu w nocy wszystko potoczyło się pomyślnie. Okazała tylko odrobinę dyskomfortu z powodu bólu na początku, ale potem było jej przyjemnie. Co mogło pójść niedobrze? Czego nie zauważył? Starał się traktować ją z największą delikatnością, żeby pierwszy raz kojarzył się jej z niemal doskonałym przeżyciem. Sam też prawie dał się ponieść autentycznemu poczuciu szczęścia, którego dawno już nie odczuwał. Był zaskoczony, że go dopadło, ale ku własnemu zadowoleniu prędko ochłonął. Na tej drodze mogły go czekać wyłącznie kłopoty. – Nie musisz. Zanudzisz się. Pomagam wiejskim dzieciakom w nauce czytania. Annorah starała się grzecznie zniechęcić Nicholasa, ale on postanowił nie dać się odwieść od swojego zamiaru, nawet gdyby musiał nalegać. – Tak się składa, że lubię czytać. Większość bibliotekarzy lubi. To cecha ludzi uprawiających ten zawód. Wziął ją pod ramię. Wyszli razem na zewnątrz i wsiedli do czekającego gigu. Kiedy ruszyli, przybrał poważniejszy ton. – Powiedz, co się dzieje. – Nic. Nie wiem, o co ci chodzi. – Patrzyła przed siebie na pustą drogę. – Domyślam się, że o ostatnią noc, skoro zostawiłaś mnie samego w łóżku i chciałaś większą część dnia spędzić poza domem. – Skądże! – zaprzeczyła. Jak dla niego zbyt pośpiesznie, by go przekonać. Przynajmniej zdołał wzbudzić w niej poczucie winy za to, że próbowała od niego uciec.
– Cieszę się, bo uważam, że noc przebiegła doskonale. Nie mogła nie odpowiedzieć, więc po namyśle przyznała: – To prawda. – W takim razie na czym polega problem? Nicholas znał się na kobietach, mimo to czasami go zaskakiwały. Co może być nieudane, jeśli wszystko odbyło się wspaniale? – Było zbyt doskonale, Nick. Spisałeś się znakomicie. Nie mam skali porównawczej, ale jestem pewna, że twojej technice nie da się nic zarzucić. Nie spodziewałam się, że będzie tak dobrze. Nie spodziewałam się także, że na koniec, w najważniejszym momencie, będę sama. A jednak była rozczarowana. Wróciły do Nicka słowa, które wypowiedziała pierwszego wieczoru: popełniłam błąd. Oceniała ostatnią noc jako błąd. Poczuł się urażony, że ostatecznie zawiódł kobietę w łóżku. Nick z zaciętymi ustami skoncentrował się na kierowaniu koniem. Przypuszczał, że oszołomiona doznaniami Annorah nie zauważy tej jego nieobecności. Najwyraźniej jednak było inaczej. Chciała, żeby towarzyszył jej w momencie kulminacji. Czyżby nie wiedziała, że jedyne, czego nie mógł jej dać, to choćby najmniejszy odruch serca? Wykonując specyficzne zajęcie, nie mógł dopuścić do zrodzenia się emocji. Nawet nie potrafił wyobrazić sobie, co by się stało, gdyby sobie na to pozwolił. Bibliotekarzom było pod tym względem o wiele łatwiej.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Annorah jechała na cotygodniowe spotkanie z wiejską dzieciarnią w niewesołym nastroju. Mogło ono być ostatnim. Dom, w którym miała zamieszkać, gdyby nie wyszła za mąż, znajdował się daleko stąd, na północy kraju. Rozmyślała o liście od ciotki, który nadszedł z ostatnią pocztą. Ciotka przypominała, że Annorah będzie musiała pożegnać się z dotychczasowym poziomem życia, jeśli nie skorzysta z ostatniej szansy wyjścia za mąż, jaką dla niej przygotowała. Zaprosiła ją do swojego majątku, gdzie wśród uczestniczących w przyjęciu gości znajdzie się wybrany przez nią kandydat na męża. Ciotka robiła, co mogła, by majątek pozostał w rodzinie. Annorah była ciekawa, jakiego to kandydata do jej ręki tym razem ciotka wynalazła. Od lat niestrudzenie ich wynajdywała i nie zrezygnowała z wydania siostrzenicy za mąż nawet wtedy, gdy Annorah porzuciła myśl o zamążpójściu po kilku zawodach miłosnych i nadziei na zatrzymanie majątku upatrywała raczej w zręczności prawników niż w mężczyźnie, któremu bez zastrzeżeń mogłaby oddać rękę. Nicholas zatrzymał gig przed wikarówką i wyskoczył na ziemię, by podać Annorah dłoń i pomóc jej wysiąść. Nie odzywali się do siebie od chwili, gdy padło zdanie o tym, że Annorah zawiodła się na wspólnie spędzonej nocy. Odpowiadało jej milczenie, nie była w nastroju do konwersacji. – Wszystko porządku? – zapytał Nick. – Zbladłaś. Czujesz się zmęczona? Troska wydawała się autentyczna, Annorah poczuła wyrzuty sumienia z powodu sposobu, w jaki go wcześniej potraktowała. – Może trochę. Była zmęczona, ale i martwa w środku. Zmęczona walką z wrogiem, którego nie mogła pokonać. Nie było w porządku, zreflektowała się, że przenosiła swoje frustracje na Nicholasa, który, tak jak mieszkańcy wioski, nie wiedział o jej sytuacji. W
nocy robił, co do niego należało. Bez wątpienia wyszukana londyńska klientela okazywała mu więcej zrozumienia niż ona. – Panna Norah, panna Norah! – Podbiegł do niej ciemnowłosy chłopiec i złapał ją za rękę. – Nauczyłem się czytanki, którą nam pani zadała. Sprawdzi pani? Przyjechała pani z tym panem? Annorah uśmiechnęła się i postanowiła, że będzie cieszyła się chwilą, odsuwając od siebie myśli o kłopotach. – Thomasie, ten pan ma na imię Nicholas. Nick wyciągnął rękę na powitanie i powiedział: – Przyjechałem pomóc pannie Annorah uporządkować książki. Pomyślała, że zachował się zręcznie. Thomas zaprowadził gości pod drzewo, gdzie czekały dzieci, podekscytowane obecnością nieoczekiwanego gościa. Trochę potrwało, zanim każde z nich przedstawiło się po imieniu. Pastor Norton ucieszył się, bo dzięki obecności Nicholasa można było rozdzielić gromadkę na trzy grupy, zamiast na dwie. – W małych grupach nauka idzie o wiele łatwiej. Dzieci pomagają sobie nawzajem i lepiej skupiają się na zadaniach. Annorah ukradkiem obserwowała Nicholasa, ciekawa, jak odnajdzie się w tej sytuacji. Wstając rano, na pewno nie spodziewał się, że przypadnie mu rola wiejskiego nauczyciela. Jak się wydawało, chyba nie miał nic przeciwko temu. Z uwagą słuchał pastora i nie opędzał się od dzieci, które uwiesiły mu się u rąk. Po krótkim zamieszaniu trzy grupki zabrały się do pracy. Było jak zazwyczaj, z tym wyjątkiem, że Annorah nieustannie wędrowała wzrokiem w stronę, gdzie siedział Nicholas. Zachowywał się całkiem naturalnie. Poprawiał błędy, pomagał sylabizować trudniejsze słowa, upominał dzieci, żeby nie rozpraszały uwagi. Patrząc na niego, doszła do wniosku, że byłby niezłym nauczycielem, wymagającym, ale życzliwym. Po lekcjach jedna grupa dzieci bawiła z się z Nicholasem w berka, inna poszła z Annorah pleść wianki ze stokrotek. Nie
spuszczała wzroku z kochanka. Z rozwianym włosem, bez surduta, z podwiniętymi rękawami koszuli, wyglądał na zadowolonego z przebywania w towarzystwie dzieci. Równie swobodnie i radośnie prezentował się wczoraj na rzeką, kiedy wyciągał z wody złowioną rybę i pływał w rozlewisku. To musi być jego prawdziwe oblicze, doszła do wniosku. Czyżby dopiero teraz był sobą? Annorah zdumiała się swoim odkryciem. Nicholas demonstrujący nieskazitelne maniery przy stole w jadalni, spacerujący po ogrodzie i czyniący nieprzyzwoite aluzje do budowy kwiatów, przysyłający jej w prezencie jedwabną bieliznę nocną także dawał się lubić. Nawet bardzo. Miał nieodparty urok. Był jakby urzeczywistnieniem jej fantazji, produktem jej imaginacji. Zupełnie inaczej było w przypadku Nicholasa, który dokazywał z dziećmi na trawie. Ten był tak rzeczywisty, że patrzyła na niego niemal ze łzami rozrzewnienia w oczach. Byłby wspaniałym ojcem, kochającym i cierpliwym. Tamten dał się lubić, w tym można się było łatwo zakochać. Takiego mężczyznę widziałaby u swojego boku. W końcu cała czereda dzieciaków z Nicholasem na czele otoczyła Annorah. – Znajdzie się wieniec dla mnie? – zapytał Nicholas. Był rozczochrany, zgrzany, niebieskie oczy się śmiały. – Fajnie się z panem bawić, panie Nicku. – Thomas upodobał sobie towarzystwo nowego znajomego. Od początku go nie odstępował. – Przyjedzie pan jeszcze raz? – Niech pani go przywiezie – poprosił Annorah. Nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. – Nie mogę obiecać, że wrócę. – Sytuację uratował Nicholas. – Przyjechałem na krótko, żeby uporządkować bibliotekę panny Annorah. Potem muszę wracać do Londynu. Bardzo chciałbym przyjść do was jeszcze raz, ale nie wiem, czy będę mógł. – Kto teraz będzie berkiem? – Zerwał się do biegu i otoczony dziećmi zniknął. Annorah zabrała się do zbierania porzuconych przez dzieci
książek i tabliczek do pisania. Dołączył do niej pastor. – Pani przyjaciel ma dryg do dzieci – zauważył. Duchowny był mężczyzną pod pięćdziesiątkę. Przyjechał z żoną do tej parafii jakieś pięć lat temu, po śmierci starego proboszcza. – W dzisiejszych czasach ojcowie nie poświęcają dość czasu rodzinom – dodał. Annorah uśmiechnęła się. To był konik pastora Nortona. W kazaniach ciągle napominał mężczyzn, żeby dbałości o rodzinę nie redukowali do zarabiania na chleb. – Chyba sam się dzisiaj dobrze bawił – zauważyła. Zastanawiała się, co powiedziałby pastor, gdyby wiedział, kim naprawdę jest Nicholas. Jak doszło do tego, że mężczyzna tak łatwo nawiązujący kontakt z dziećmi mógł wybrać takie życie? – zadała sobie w duchu pytanie. Zaobserwowała z oddali, jak Nicholas uwiązywał jakiś przedmiot z tyłu powoziku, którym przyjechali. Zaciekawiło ją, co on robi. Doszła do wniosku, że nie miałaby nic przeciwko spędzeniu więcej czasu z Nickiem, którego miała przed oczami, i być może udałoby się go zatrzymać na dłużej, gdyby się o to naprawdę postarała. Po pożegnaniu z dziećmi ruszyli w drogę. Nicholas nie skierował konia na drogę do domu. – Dokąd jedziemy? – zapytała. – Do prehistorycznego fortu. Dowiedziałem się od dzieci, że to wspaniałe miejsce na piknik. Mam nadzieję, że wiesz, gdzie to jest, na wypadek gdybym zgubił drogę. Objaśnienia dzieci były nieco mętne. – Nie martw się. Znam to miejsce. Ośmielę się jednak zauważyć, że nie jesteśmy do pikniku przygotowani. – Owszem, jesteśmy. Dzieci zaprowadziły mnie do gospody i tam udało mi się zaopatrzyć w całkiem przyzwoity lunch. Annorah poczuła, że opuszczają ją wszelkie troski. Oparła się wygodnie o siedzenie, zamknęła oczy i wystawiła twarz do słońca. Nie ma nic lepszego na zmartwienia jak ciepły letni dzień,
przejażdżka po wsi i piknik w romantycznym starym forcie. – Skąd mógłbyś wiedzieć, że fort jest jednym z moich najulubieńszych miejsc w całej okolicy? – W takim razie cieszę się, że dzieciaki mi o nim opowiedziały- odparł tak miękko, że Annorah otworzyła oczy. Nick patrzył na nią z uśmiechem. Zastanowiła się, nim zadała kolejne pytanie. – Nie nudziłeś się? – Ani trochę. Lubię dzieci. – Zrozumiał jej intencję. Dżentelmen do towarzystwa, który lubi dzieci – zadziwiające zjawisko. Jest nad czym pomedytować, doszła do wniosku. Nicholas D’Arcy okazał się mężczyzną pełnym niespodzianek. Annorah miała całe popołudnie, żeby je odkryć i zgłębić. Zapowiadało się, że mile spędzi ten czas. Czas tym ważniejszy, jeśli zechce zatrzymać dla siebie Nicka. Tego Nicka. Tak chyba czują się ludzie podczas miodowego miesiąca, pomyślała Annorah, leżąc na kocu w promieniach słońca i obserwując Nicholasa, uganiającego się poza ruinami fortu z latawcem, którego usiłował bez powodzenia puścić w powietrze. Biegał boso. Pierwszym, co zrobił po przyjeździe na miejsce, było zdjęcie butów. W koszuli i spodniach, ze związanymi nad karkiem, powiewającymi za plecami włosami, wyglądał bardzo chłopięco. – Wypuść więcej sznurka, ale nie za dużo – rzucała mu od czasu do czasu dobre rady Annorah. Latawiec natrafił wreszcie na wstępujący prąd i uniósł się nad ich głowami. Nicholas cieszył się jak dziecko, a ona uśmiechała do niego, starając się bagatelizować niepokój, jaki w niej wzbudzało każde jego spojrzenie kierowane w jej stronę. W pewnym momencie latawiec nie utrzymał się w powietrzu i spadł. Nicholas podjął jeszcze jedną próbę puszczenia go, w końcu zrezygnował. Ułożył się na kocu. – Poddaję się! Wiatr jest za słaby. Annorah zamknęła oczy, żeby zapamiętać wygląd Nicka leżącego w niedbałej pozie, z jedną nogą wspartą na drugiej ugiętej w kolanie.
– Co robisz? Otworzyła oczy. – Staram się utrwalić w pamięci twój obraz – przyznała się. Chciała zachować szczegółowe wspomnienie dzisiejszego dnia: ostatnią lekcję czytania, wianuszek otaczających ich dzieci i wrażenie, jakie wtedy odniosła. Tak mogłaby wyglądać rodzina, jej rodzina. Żachnęła się, że aż tak ponosi ją fantazja, że widzi w mężczyźnie pokroju Nicholasa kandydata na męża i ojca rodziny. W swojej karierze chyba nigdy nie spotkał się z prośbą o odgrywanie roli głowy rodziny. – Chciałam zapamiętać… Uciszył ją, kładąc palec na jej ustach. – Nie mówmy o tym. Przysunął się bliżej i delikatnie ją pocałował. Czy ona kiedykolwiek przyzwyczai się do sposobu, w jaki on jej dotyka? I do tego, jak na nią działa zwykły pocałunek? Nawet nie próbuj się przyzwyczajać, odezwał się w niej głos rozsądku. To nie dzieje się naprawdę, on w końcu wyjedzie. Tak, ale jeszcze nie teraz. Jest jeszcze dość czasu, by rozkoszować się pocałunkami, ciepłem jego ramion, złudnym wrażeniem, że ma to coś wspólnego z miłością. Miłością? – zreflektowała się. Ze wszystkim, byle nie z miłością. Annorah spojrzała w oczy Nicholasa, nakazując sobie uprzytomnić, że nie jest to miesiąc miodowy ani początek wspólnego życia. To jedynie zakończenie jej życia w dotychczasowym kształcie. Cóż, musi przyznać, że przyjemne zakończenie. Leżąc w słońcu, odczuwała zadowolenie, że zdobyła się na napisanie listu do Ligi Dyskretnych Dżentelmenów, nawet jeśli nieco zawiodła się ostatniej nocy. – Przepraszam za to, co powiedziałam rano na temat minionej nocy. Nie chciała przepraszać za to, że pragnęła czegoś więcej, jedynie za to, że oczekiwała więcej. – Dlaczego przepraszasz? – zapytał wyraźnie zaskoczony. – Jestem zadowolona z twojego przyjazdu. Tak jak przyjechał, tak wyjedzie. Prawdziwy koniec nastąpi
wtedy, gdy przysłany przez ciotkę powóz uwiezie ją do Badger Place, gdzie wśród zaproszonych gości czeka na nią obmierzły kandydat na męża i rodzina, która będzie się od niej domagała podjęcia ostatecznej decyzji. Będzie musiała postanowić, czy osiedli się na północy, czy pozostanie w Hartshaven za cenę utraty wolności. – Ja też jestem zadowolony z przyjazdu. – Nick uśmiechnął się ciepło i przyciągnął do siebie Annorah. Przez jej twarz przebiegł cień, który Nickowi uzmysłowił, że wbrew pozorom beztroski ciąży nad nią poważne zmartwienie. Zauważył to już wcześniej, kiedy była otoczona dziećmi. Dziwne, że właśnie wtedy, bo było wyraźnie widać, że przebywanie z dziećmi sprawiało jej przyjemność i miała do nich podejście, jak należało się spodziewać. Nicholas zapragnął przegnać ten cień. Annorah, ze swoimi zielonymi oczami i miodowymi włosami, mogłaby uchodzić za personifikację lata. Ciemność nie była jej żywiołem, mimo to tkwiła w niej, chociaż chyba nikt oprócz niego nie zdawał sobie z tego sprawy, gdyż potrafiła dobrze się maskować. Nikt zresztą nie miał podstaw podejrzewać, że w życiu Annorah Price-Ellis, kobiety na pozór uprzywilejowanej przez los, istnieje jakaś ciemna strona. Ale taki mężczyzna jak on wiedział, że los potrafi być bardzo kapryśny, i być może dlatego dostrzegał coś, co uchodziło uwagi innych. Jego ciało nie pozostawało obojętne na bliskość Annorah. Może, jeśli się postara, znajdzie sposób na wyprowadzenie jej z ciemności. Może warto dać jej w tym celu trochę z siebie. Nawet, gdyby ona miała dotknąć jego duszy, to niech się tak stanie. Ta wyjątkowa kobieta wymaga wyjątkowych starań. Przecież będzie mógł się w dowolnej chwili wycofać, jeśli zechce. Do takiego wniosku doszedł Nick, leżąc na kocu na łonie przyrody w zachodnim Susseksie. – Jestem szczęśliwy, Annorah. Obudziłaś we mnie chłopaka ze wsi. Moi londyńscy przyjaciele byliby zdumieni. Czy wiesz, co jeszcze można robić podczas pikniku w ruinach starego fortu? –
szepnął jej do ucha. Pytanie było retoryczne. Rozebrał ją i siebie. Przywarł ustami do jej warg i wszedł w nią bez pośpiechu, lecz pewnie. Czy może być coś wspanialszego od leniwego aktu miłosnego na kocu pod gołym niebem w ciepłe letnie popołudnie? Czy jest przyjemniejsze odczucie niż podmuch letniego wiatru na obnażonej skórze, pod którego wpływem człowiek wyzbywa się wszelkich zahamowań i stapia w jedność z naturą? Brakiem pośpiechu i czułością Nick obiecywał Annorah, że będzie z nią do końca, że dzisiaj nie pozostawi jej samej na drodze ku pełni satysfakcji. Wydała jęk rozkoszy i przyjęła go z zachwytem, a on dał się ponieść szczerości ich miłosnego zespolenia. Czar letniego popołudnia podziałał na oboje i sprawił, że w końcu odnaleźli uwolnienie – unoszeni powoli narastającą falą morskiego przyboju, która obracała nimi niemal bez końca, by wyrzucić ich na dalekim, lecz upragnionym brzegu. Nieważne, czy Annorah o tym wiedziała, czy nie, Nicholas oddał jej wszystko, co mógł oddać, czego nie dawał żadnej innej kobiecie od wielu lat, a na pewno od czasu przybycia do Londynu. Na tym polegał sekret skrywany przez wszystkich dżentelmenów do towarzystwa: pod żadnym pozorem żadnego emocjonalnego zaangażowania. Jak w każdym interesie, nie było miejsca na sentymenty, liczyły się tylko pieniądze. Już po wszystkim, Nicholas nie potrafił sobie przypomnieć, dlaczego to zrobił. Nie był nawet pewny, czy to od początku planował. Po prostu dał się ponieść instynktowi. – Jest w tym jakaś prawda, że to zaczarowane miejsce – powiedziała cicho Annorah, przytulając się do niego, otoczona jego ramionami. Muskała palcami skórę wokół jego brodawek. Nicholas rozkoszował się jej dotknięciem i tym, co ono oznaczało: oswajała się z jego cielesnością. Mógł spróbować zachęcić ją do bardziej intymnych pieszczot. – Tak myślisz? – zapytał sennym głosem. Był skłonny uznać, że wydarzenia dzisiejszego popołudnia
nastąpiły za sprawą czarów. Wolał takie tłumaczenie niż każde inne. – Wszystkie te forty z epoki kamienia są naturalnym siedliskiem duchów. U nas nie ma złota piratów, jak u was, ale pełno tu istot nadprzyrodzonych. – Czy ja kiedykolwiek wspominałem, że nasze złoto to złoto piratów? Opowiedz mi o waszych duchach. – Och, jest ich mnóstwo. Niektóre są życzliwe, pomagają ludziom w pracy. Są wszędzie. Moja niania wzywała je taką piosenką: „Przyjdź, mój miły, ciemną nocą, przyjdź i obdarz mnie rozkoszą”. Annorah zaczerwieniła się, bo dopiero teraz dotarł do niej sens owej piosenki. – W takim razie spróbujmy – rzekł ze śmiechem Nicholas – czy to zaklęcie działa. Przez resztę popołudnia obserwowali sunące po niebie obłoki i odgadywali, jakie przybierają kształty. Annorah nuciła piosenki niani i wyplatała wianki z polnych kwiatów. Nawet w tej idyllicznej atmosferze Nick czuł, że ona nie jest wolna od złych myśli. Zaczynał się martwić. Miał wielką chęć zapytać, czym się dręczy, ale to groziło konsekwencjami. Jeśli zapyta, a ona odpowie, będzie chciał jej pomóc. Nie mógł się nadziwić, skąd wzięła się u niego ta chęć przyjścia z pomocą Annorah. Przecież od ładnych kilku lat obracał się wśród kobiet i nigdy nie zainteresowało go, czy mają zmartwienia, czy nie. Może stąd, rozmyślał, że nierozsądnie przekroczył linię niedozwolonej w jego pracy szczerości w okazywaniu uczuć, a może to tylko wina pogody? Kiedy wsiadali do powoziku, by udać się w drogę powrotną do domu, niebo się zaciągnęło. W miejsce białych obłoczków pojawiły się szare chmury i zerwał się wiatr. – Teraz moglibyśmy puścić tego latawca – zażartowała Annorah. – Zanosi się na burzę. – Nicholas z troską popatrzył w ołowiane niebo.
Annorah zdziwiła się, skąd u niego ta obawa. – Może obejdzie się bez burzy i tylko popada. W każdym razie dobrze zrobiliśmy, że wczoraj wybraliśmy się na ryby. Po deszczu rzeka byłaby za głęboka. Deszcz czy burza, nieważne. Nicholasowi było wszystko jedno. I tak nie zmruży oka przez całą noc. Niczego bardziej się nie bał niż koszmarów, jakie go nawiedzały podczas letnich nocnych burz.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Do wieczora okazało się, że żadne z nich nie miało racji. Niebo wciąż było zachmurzone, ale deszcz nie spadł. Kolację zjedli pod dachem, a po niej przeszli do znajdującej się na piętrze galerii obrazów, gdzie na ścianach wisiały podobizny nieżyjących członków rodu Price-Ellis. Nicholas wziął ze sobą butelkę szampana, którym raczyli się, spacerując głowa przy głowie, w dobrych humorach, roześmiani. Annorah snuła opowieści. Oto stryjeczny dziadek August, który mądrze zainwestował w budowę kanałów i ciotka Flora, która wyszła za mąż za potentata żeglugowego i odziedziczyła po nim miliony, gdy utonął podczas katastrofy na morzu. A to dziadek George, ten, który uczył ją łowić ryby i nieustannie bawił się ze swoimi wnukami. – A to kto? – Nicholas wskazał dwa portrety w ostatnim rzędzie. Zauważył jej zawahanie. Przestraszył się, że na tym skończy się zwiedzanie galerii. – To moi rodzice – odpowiedziała krótko. Nicholas wyczuł, że więcej na ich temat nie usłyszy, ale nie mógł do tego dopuścić. Intuicja podpowiadała mu, że dotknął istotnej sprawy, być może wyjaśniającej przyczynę zmartwienia, które ją trapiło. Ciekawość popchnęła go do zadania kolejnego pytania. – Co się z nimi stało? – zapytał. Starał się nadać głosowi jak najwięcej ciepła, ale i stanowczości, żeby nie uchyliła się od odpowiedzi. – Piętnaście lat temu w naszej okolicy grasowała śmiertelna gorączka, która dotknęła wiele rodzin, bogatych i biednych bez wyjątku. Nick zrozumiał, co chciała powiedzieć. Nawet PriceEllisowie padli ofiarą epidemii, bogactwo nie uratowało ich od śmierci.
– Dziadek już wtedy nie żył. Flory i Augusta również już nie było. Matka umarła pierwsza, prawdopodobnie zaraziła się, pielęgnując chorych mieszkańców wioski. Ojciec odszedł dwa dni po niej, także podobno wskutek gorączki, jednak ja zawsze byłam przekonana, że umarł, bo zabrakło mu woli życia bez ukochanej żony. Wtedy ciotka Georgina zarządziła nasz wyjazd. Mój i jej dzieci, a moich kuzynów. Zamieszkaliśmy u rodziny jej męża. – Dorastałaś poza tym domem? – dopytywał się Nicholas. – Przez kilka lat. Ciotka starała się o mnie, jak umiała. Zadbała o mój debiut towarzyski, zależało jej bowiem na korzystnym wydaniu mnie za mąż. Zawiodłam ją jednak i po pewnym czasie wróciłam do rodzinnej posiadłości. Annorah nie powiedziała całej prawdy. Nicholas był gotów założyć się o swoją brylantową szpilkę do krawata. Nikt bez powodu nie wraca do opustoszałego domu, kiedy ma gdzie indziej rodzinę, która może otoczyć go opieką. – Rozumiem – powiedział z namysłem. Wiedział, że to nie koniec historii, ale postanowił nie nalegać na dalszy ciąg. Nalał jej szampana do pustego kieliszka. – Jeśli chodzi o mnie, jestem zadowolony, że wróciłaś. Inaczej nie doznałbym na własnej skórze czarodziejskiej mocy oddziaływania skrzatów żyjących w starym forcie. Wyjął jej z dłoni kieliszek i odstawił go na bok. – Po co dolewasz, skoro nie dajesz mi wypić? – zaprotestowała. – Ćśś… – Nie przypuszczałem, że masz taką ograniczoną wyobraźnię. Szampan może służyć do innych celów, niekoniecznie do picia. Nicholas uznał, że nadszedł czas wypróbować gotowość Annorah do poznania kolejnych tajemnic intymnych relacji damsko-męskich. Od kiedy przyszli do galerii, zerkał w stronę obitych aksamitem ławek ustawionych na środku dla tych, którym przyszłaby chęć kontemplowania na siedząco portretów rodzinnych. Te ławki oferowały mnóstwo możliwości. – Chodź, Annorah – zachęcił, trzymając wolną dłoń na pasku
od spodni, co stanowiło wypróbowany sposób przyciągnięcia wzroku kobiety do miejsca, na które żadna przyzwoita dama nie ośmieliłaby się spojrzeć z własnej inicjatywy. Zauważył jej rozszerzone ze zdziwienia źrenice. Zdziwienie szybko jednak ustąpiło zrozumieniu. Otoczył ją ramionami i wyszeptał prosto do ucha zaklęcie: „Przyjdź, mój miły, ciemną nocą, przyjdź i obdarz mnie rozkoszą”. Obsypał ją przeciągłymi, powolnymi pocałunkami, które tak lubiła, i czuł, jak narastało w niej podniecenie. Podprowadził ją do ławki, lecz zamysł Annorah był inny; być może zainspirowało ją to, co jej powiedział o zastosowaniu szampana do innych celów niż picie. – Dotąd ty obdarzałeś mnie rozkoszą, teraz ja chcę obdarzyć ciebie. Już był gotów, wystarczyły te słowa. Nie potrafił przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek zdarzyło się, by jego przyjemność była ważna dla jego partnerek. Wkraczał na nowe terytorium i to zupełnie niespodziewanie. W ciągu ostatnich dwóch dni starał się dostarczać Annorah maksimum rozkoszy, jakich kobieta może przeżyć z mężczyzną. Jaki będzie jej rewanż? Dzisiaj po południu przeżył autentyczne uniesienie. Był to dlań owoc zakazany i usprawiedliwiało go jedynie to, że doszło do niego zupełnie spontanicznie. Co mu pozostało, skoro ona tak na niego działała? Annorah pociągnęła za końce fulara i rozwiązała go bez trudu. Wyciągnęła poły koszuli ze spodni, rozpięła guziki. Położyła dłonie na obnażonej piersi Nicholasa, palcami starała się wyczuwać każdą wypukłość, każde zagłębienie muskulatury, kciukami pocierała o brodawki. Zaczerpnął gwałtownie powietrze. – Och, jak dobrze. Było dobrze, nie udawał. Dotyk jej dłoni rozpalał go niewiarygodnie. Ile to jeszcze potrwa? Nicholas postanowił wysondować sytuację pocałunkiem. Pozna przecież, kiedy ona będzie gotowa oddać mu inicjatywę. Jednak Annorah go powściągnęła.
– Jeszcze nie skończyłam. Usiądź, proszę. Zrobił, o co prosiła, ciekawy, co ona zamierza. Uklękła przed nim. Jej intencje stały się jasne, kiedy zaczęła rozpinać mu spodnie. Zamierzała obdarować go rozkoszą w taki sposób, w jaki on zrobił to wcześniej nad rzeką. Odchylił się, żeby ułatwić jej dostęp. Rzuciła mu uwodzicielski uśmiech, jej dłoń odnalazła to, czego szukała. Jęknął, kiedy go dotknęła. Jego płowowłosa Annorah została uwodzicielką, ale z jej oczu można było wyczytać, że jednocześnie się trochę boi. Uczyła się go i zarazem uwodziła. Kombinacja zaiste oszałamiająca. Dotykała go niemal z uszanowaniem, ale i z godną podziwu determinacją. Nicholas zaciskał pośladki, żeby nie dopuścić do niekontrolowanego szczytowania, chciał, żeby ta sytuacja trwała wieczność, o ile to możliwe. Na szczęście Annorah nie zamierzała kończyć. Trwali zwarci wzrokiem. Jej zielone tęczówki pociemniały z pożądania i podniecenia, albowiem odkrywała właśnie potęgę władzy, jaką zyskuje kobieta nad mężczyzną. Wyciągnęła wolną rękę po butelkę szampana. Na samą myśl, co Annorah zamierza, omal nie eksplodował. Wylała kilka kropli musującego płynu na czubek penisa, spoglądając prowokująco na Nicholasa. – Myślałeś, że moja wyobraźnia nie sięga tak daleko. – Myliłem się. Gorące usta Annorah zamknęły się na najbardziej męskiej części ciała Nicholasa. W tym momencie przestał rozważać, kto miał rację, a kto się mylił. Teraz chciał jedynie zdążyć ostrzec ją przed tym, co nieuchronne. Zdążył i jeszcze długo pulsował w jej dłoni; dawał jej wszystko, co miał dla niej i z jej powodu. Czy kiedykolwiek kobieta tak go uczciła? Była to pierwsza jasna myśl, jaka zaświtała mu w głowie, kiedy oprzytomniał, czując, że dożył chwili, w której świat zdawał się mieć sens. Przeżytą rozkosz zawdzięczał Annorah. Zrobiła z nim, co chciała. Nicholas poczuł się dziwnie, był bowiem mężczyzną, który pysznił się tym, że zawsze od początku do końca panował nad aktem seksualnym. Wcześniej nie było żadnych wyjątków od tej normy.
Przyciągnął Annorah do siebie. Jej twarz pałała, potargane włosy nie przypominały eleganckiej fryzury, w jaką zostały upięte do kolacji. Leciutko pachniała seksem. Wydawała mu się piękniejsza niż zwykle, bo w tym momencie jej piękno promieniało z głębi jestestwa. Było to takie piękno, które nie potrzebowało oprawy w postaci sukien, fryzur i kosztownej biżuterii. Intymność, którą przeżyli, dopełniła ją tak samo jak jego. Pokocha ją później, uznał. Odpłaci jej wzajemnością najlepiej, jak potrafi. Tymczasem chciał jedynie odpocząć obok niej na aksamitnej ławce i poczekać, aż wrócą mu siły, bo nawet nie mógł się zdobyć na uporządkowanie ubrania. Po pewnym czasie oboje odzyskali wigor. Annorah ocknęła się z nieprzytomnej drzemki. Nicholas przygarnął ją do siebie i zaniósł do łóżka, skoncentrowany na sposobach obudzenia jej z odrętwienia. A kiedy niebem powietrzem wstrząsnęły pierwsze gromy burzy, Nicholas ich nie usłyszał. Stanąwszy w otwartym oknie sypialni Annorah, Nick rozkoszował się porankiem. Na niebie złociło się słońce. Lato wróciło do Susseksu, ale o tym, że w nocy padało świadczyły wilgotne wciąż cegły werandy. Przespał całą noc, mimo że do tej pory podczas burzy nie był w stanie zmrużyć oka. Szampan i seks to dobre środki nasenne. Magiczne zaklęcia również. Nigdy tego nie zapomni. Lista powodów się wydłużała. Nieuchronnie będzie musiał zmierzyć się z faktami, ale postanowił, że jeszcze nie teraz. Annorah poruszyła się w łóżku. Odwrócił się. Wyglądała przepięknie w dezabilu, z włosami opadającymi na jedno ramię, ze wzrokiem omiatającym jego nagą sylwetkę. – Jednak w nocy padało. – Nicholas wskazał głową w stronę okna. – Padało i trochę grzmiało około pierwszej nad ranem, ale ty tego nie słyszałeś, bo spałeś jak zabity. Oczywiście, że spał. Jakżeby inaczej po takich upojnych doznaniach. – Trzeba było mnie obudzić, jeśli nie mogłaś zasnąć. Nick wrócił do łóżka, wślizgnął się pod prześcieradło.
Przespał burzę? Ze słów Annorah wynikało, że nie była gwałtowna, ale jednak. Gdy w trakcie burzy udawało mu się zdrzemnąć, nawiedzały go koszmary, więc lepiej było czuwać. Z tym że czuwanie również stanowiło torturę. Dręczyły go natrętne, wciąż te same pytania. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślał? Czemu nie dobiegł szybciej? Czy naprawdę musiał zwlekać, żeby wciągnąć buty? Czy zaoszczędzone cenne sekundy sprawiłyby różnicę? A nade wszystko, dlaczego zrobił to, co zrobił? Gdyby tego nie uczynił, może nie doszłoby do nieszczęścia. – Długo to nie trwało. Wkrótce zasnęłam. – Wtuliła się w niego pośladkami. – Poszukamy skarbu? Co będziemy dzisiaj robili? Nicholas roześmiał się, zadowolony, że nie zauważyła jego chwilowej zmiany nastroju. – Cokolwiek. I tak wkrótce wszystko się skończy. Umówiony i wyznaczony czas szybko uciekał. Wkrótce wyjedzie i może tak będzie lepiej. Pokazał Annorah, czym jest rozkosz cielesna. Wykonał zadanie z naddatkiem. Niestety, wypadki wymknęły mu się spod kontroli. Pozwolił sobie zbyt daleko zejść ze zwykłej drogi. Ostatniej nocy zrobił sobie prezent, zdał się na wyobraźnię, teraz wypadało wrócić do rzeczywistości. Dzisiaj należało zacząć delikatnie ochładzać stosunki, wprowadzać między nich dystans po to, aby jutro mogli się rozstać w nie najgorszym nastroju. Tak się stanie, ale jeszcze nie teraz. Ten poranek Nick postanowił poświęcić sztuce kochania. – Nie wstawaj, zaraz do ciebie wrócę – pocałował Annorah w głowę i wysunął się z pościeli. Odprowadziła go zachwyconym wzrokiem. Dopiero w świetle dnia było widoczne, jak pięknie jest zbudowany i w jak doskonałej kondycji utrzymuje ciało. Z przyjemnością patrzyła na umięśnione plecy, wąskie biodra, wypukłe pośladki. Jeszcze większą przyjemność sprawiało patrzenie na niego, gdy do niej wracał. Będzie do niej należał jeszcze przez krótki czas. Wczoraj,
kiedy się kochali podczas pikniku w prehistorycznym kamiennym kręgu, Annorah odczuwała daleko większą rozkosz niż poprzedniej nocy. Coś się odmieniło na lepsze. Przyjemność nie ograniczała się do sfery wyłącznie fizycznej, przenikała całe jej jestestwo. Ośmieliła się podążyć bez zahamowań za Nicholasem, i dobrze się stało. Nikt jej nigdy nie odbierze tych przeżyć, bez względu na to, jakiego wyboru dokona, i ta świadomość stanowiła wielkie pocieszenie. – Co tam masz? – zapytała, widząc w jego rękach jedwabny woreczek. – Przedmioty, które nam się przydadzą na wyprawę w poszukiwaniu skarbów – odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem Nicholas. Wyciągnął z woreczka zwitek białego jedwabiu, który wyglądał jak rolka bandaży. – Poprowadzę cię. W tym celu poproszę, byś uniosła ramiona nad głowę. Annorah zrobiła, o co prosił, i ze zdziwieniem stwierdziła, że on oplata jej nadgarstki jedwabną wstążką i przywiązuje je do słupków u wezgłowia łóżka. – Co robisz? Uśmiechnął się tajemniczo. Więzy były luźne, bardziej symboliczne niż rzeczywiste. – Będziesz przewodniczką. Wiesz, gdzie jest ukryty skarb, ale nie możesz go sama wydobyć. Możesz jedynie naprowadzać mnie, żebym ja do niego trafił. Tylko obiecaj, że nie będziesz oszukiwać. Wyciągnął z woreczka nowy zwitek. – Pozwolisz, że unieruchomię ci także nogi? Annorah wyschło z podniecenia w ustach, kiedy sobie wyobraziła, ku czemu on zmierza. Okazało się, że nogi nie miały być związane razem, tylko każda noga osobno zostanie przywiązana do słupków w nogach łóżka. Będzie leżała wystawiona na najintymniejsze pieszczoty. Dawna Annorah, ta, która zamknęła się w Hartshaven przed natarczywością
zalotników, zdecydowanie by odmówiła, uznając, że wystarczyłyby skrępowane ręce. Natomiast nowa Annorah, a raczej przyszła Annorah, która nie bała się ryzyka, odpowiedziała bez tchu: – Dobrze. Nawet ułatwiała Nicholasowi zadanie. Gdy zaproponował, że zawiąże jej chustkę na oczach, zgodziła się bez wahania. – Będziesz lepiej się czuła z zawiązanymi oczami. Nic nie będzie cię rozpraszało. Łatwiej skupisz się na doznawanych przyjemnościach. Annorah milczała. Chustka pachniała Nicholasem, jak gdyby była przechowywana między jego ubraniami. – Jeśli ja jestem przewodniczką, to kim ty będziesz? – zapytała, zdziwiona, że jej głos zabrzmiał ochryple. – Ja jestem poszukiwaczem, z tym że mogę pójść tylko tam, gdzie ty mi nakażesz. Usiadł nad nią w rozkroku i poczuła jego pośladki. Miał rację. Jej wyczulenie na dotyk wzrosło. Z zamkniętymi oczami była zdana na wyobraźnię. Usłyszała, że ponownie poszukiwał czegoś w woreczku. – Każdy, kto wyprawia się po skarb, powinien zaopatrzyć się w mapę – powiedział Nicholas. Annorah usłyszała, jak wyciąga korek z butelki, i w tym momencie powietrze wypełnił zapach lawendy zmieszanej z czymś innym, pachnącym równie przyjemnie. – Tę mieszankę olejków eterycznych wykonano dla mnie na specjalne zamówienie w Londynie. Rozgrzewam je teraz w dłoniach, za chwile nałożę ci je na ciało. Annorah poczuła dotyk jego palców na policzkach. Przesunął nimi wzdłuż jej szyi. – Skarb może być wszędzie. W wodospadzie albo w dolinie. Dłonie Nicholasa gładziły przestrzeń między jej piersiami. – Albo w górach. – Otoczył dłońmi wzgórki jej piersi. – Może na ich szczycie. Annorah poczuła, jak drażnione kciukami sutki stają się
niesłychanie wrażliwe. Reagowały na najlżejsze dotknięcie. Po chwili Nicholas zaczął wmasowywać olejek w brzuch. Ogarnęło ją narastające podniecenie. Każdy nerw był napięty do granic wytrzymałości. Poruszyła się niespokojnie, chcąc zerwać krępujące ją więzy. – Nie kręć się – upomniał ją żartem Nicholas. Zsunął dłonie niżej, na jej uda, kciukami drażniąc miejsce, gdzie się łączyły. – Krzycz, jeśli znajdziemy skarb. Annorah rozumiała, na czym polega gra, ale nie wiedziała, jak długo miała trwać. Była świadoma, że im dłużej potrwa, tym większe będzie jej podniecenie i tym wspanialsza rozkosz przyniesie rozładowanie napięcia. Tymczasem Nicholas dotarł do jej stóp. – Mapa jest gotowa – oznajmił i rozpoczął odwrót, całując po drodze delikatne miejsce w zgięciu pod kolanami. Annorah czuła ciężar jego erekcji. – Powiedz, gdzie mam szukać. Czy tu jest jaskinia skarbów? Po sekundzie jego wargi spoczęły na jej ustach. Rozwarła je i zetknęły się koniuszki ich języków. Całował ją z taką natarczywością, jakby chciał wyssać z niej życie. – Spróbuj w górach – wyszeptała, gdy się od siebie oderwali. Powędrował w dół. Jej „góry” były istnymi wulkanami, gotowymi wybuchnąć z powodu najlżejszego muśnięcia. Ta gorączka, która ją trawiła, nie była niemiła, ale potęgowała jej niecierpliwość. Nie mogła doczekać się ekstazy, która miała stać się jej udziałem. Nicholas nie spieszył się. Pieścił językiem każdy wierzchołek tak długo, że Annorah była bliska omdlenia z rozkoszy. Jeśli nie krzyczała, to dlatego, że chciała zachować siły na moment, gdy jego poszukiwania dotrą do najwrażliwszego miejsca w jej ciele. – Poszukaj u zakazanego źródła – rozkazała resztkami sił. Odnalazł je ustami i językiem. Annorah już nie powstrzymywała krzyku. Złączyli się, a orgazm nastąpił szybko i był potężny. Nicholas opadł na nią wyczerpany, z bijącym sercem.
Co za cudowny początek dnia. Annorah czuła, że będzie mogła czerpać z niego siłę już na zawsze. Może nic innego jej nie pozostanie.
ROZDZIAŁ JEDENASTY Podczas spóźnionego śniadania Nick obmyślał przebieg pożegnania. Jutro rano będą kochali się po raz ostatni i usiądą do ostatniego posiłku. Nie chciał stwarzać wrażenia, że mu się spieszy do odjazdu. Wyjedzie zapewne późnym rankiem, bo nie chciał również zanadto przeciągać chwili rozstania. Jeśli ma zdążyć do opery z lady Burnham, z którą był umówiony, będzie musiał wyruszyć przed jedenastą. Lady Burnham zarezerwowała jego towarzystwo z wielotygodniowym wyprzedzeniem. Annorah siedziała po drugiej stronie stołu. Wyglądała świeżo i promieniała radością po wspólnej wyprawie w poszukiwaniu skarbów. Miała na sobie różową muślinową sukienkę w białe kwiatuszki i skromnie upięte włosy. Czy jutro będzie w równie dobrym nastroju? Nicholas poczuł nagłe ukłucie smutku. Po jutrzejszym rozstaniu zapewne już nie spotka Annorah Price-Ellis. Zazwyczaj nie czuł smutku, gdy żegnał się z klientkami, ale ten krótki tydzień różnił się od wszystkich dotychczasowych zleceń. Nick uważał, że tylko krótkie spotkania pozwalają na perfekcyjne wykorzystanie czasu. Nie był głupi. Perfekcja była kosztownym paliwem i nie można było z jej pomocą podtrzymywać ognia zbyt długo. W końcu musiałby wygasnąć. Lepiej wyjeżdżać, gdy z szampana wciąż wydobywają się bąbelki. Mimo wszystko trudno mu było pogodzić się z myślą, że więcej nie ujrzy Annorah. Chyba że przyjechałaby do Londynu i go odnalazła. Jednak miał nadzieję, że to nie nastąpi. Zdecydowanie wolał, by Annorah zapamiętała go takim, jaki był tutaj, w Hartshaven. Stanowczo nie chciał, żeby poznała jego londyńskie wydanie: dżentelmena do wynajęcia, którego rolą było wzbudzanie zazdrości w zaniedbujących swoje żony mężach. W ciągu tych kilku dni Annorah nie poznała niedoskonałości, a tych mu nie brakowało. Bliższa znajomość splamiłaby jego obraz w jej oczach i to doprowadziłoby do różnych następstw, na
przykład zaczęłaby sobie zadawać pytanie, jak mogła zadawać się z tego rodzaju mężczyzną. Nicholas uważał, że kobietom łatwiej jest akceptować własne wyobrażenia niż mężczyzn z krwi i kości. – O czym rozmyślasz? Jesteś stąd o tysiące mil. Annorah przyglądała mu się znad filiżanki z herbatą. Czy uznała, że on niecierpliwie wyczekuje na opuszczenie jej posiadłości? Jeśli tak, to była w błędzie. W ogóle mu się nie spieszyło. Co więcej, będzie wyjeżdżał z niechęcią. Loża operowa lady Burnham utraciła dla niego wszelki powab. – Przepraszam, rzeczywiście odpłynąłem. Nicholas zamierzał zapytać, co będą dzisiaj robili, lecz nie zdążył. Wszedł Plumsby, przynosząc korespondencje ułożoną na srebrnej tacy. – Panienko, są listy do pani. Do pana też jest jeden. Nicholas wziął list bez obawy. Musiał być od Channinga, nikt bowiem oprócz niego nie znał miejsca jego pobytu. Co takiego miał do przekazania Channing, co nie mogłoby zaczekać jeszcze dwudziestu czterech godzin? Nick wsunął list do kieszeni. Przeczyta go później. Wziął do ręki gazetę, położoną przy nakryciu. – Zostawiam cię z twoimi listami. Poczytam gazetę na tarasie. Świeci takie piękne słońce. – Nie musisz wychodzić – zaprotestowała pospiesznie Annorah. Nicholas uznał, że podzielała jego nastrój i odczuwała napięcie towarzyszące rozstaniu. Podobnie jak on najwyraźniej usiłowała wykorzystać każdy moment ich dobiegającego końca wspólnego czasu. Nie chciał, żeby Annorah przyszło do głowy, że się w nim zakochała, przy czym nie chodziło mu o nią, tylko o siebie. – Nie zajmie ci to więcej niż kilka minut – powiedział i rzucił Annorah przyjacielskie spojrzenie, ale nie odstąpił od swojego zamiaru. Czy mu się to podobało, czy nie, najwyższa pora zacząć się dystansować po to, aby ułatwić rozstanie. Sposoby były dość
proste, wyuczył się ich w ciągu kilku lat i to był kolejny sekret jego profesji. Chodziło o to, żeby mową ciała powiedzieć to, co ubrane w słowa zabrzmiałoby zbyt okrutnie: czas przypomnieć sobie, że połączyła nas jedynie umowa i musimy zakończyć naszą znajomość. Pomyślał, że po powrocie do Londynu uprzedzi Channinga Deverila, że więcej nie przyjmie długiego zlecenia. Zbyt wiele go to kosztowało. Niespodziewanie przy Annorah potrafił przespać nocną burzę i znaleźć prawdziwe ukojenie w akcie miłosnym. Ostatniej nocy przestraszył się nie na żarty głębią własnego zaangażowania. Gdybym był rozsądny, nie roztrząsałbym przyczyn takiego stanu rzeczy, uznał Nicholas, bo nic dobrego z tego nie może wyniknąć. Na tarasie otworzył list od Channinga i przebiegł wzrokiem jego treść. List zawierał zaledwie kilka linijek i przekaz był jasny. Nick nie powinien wracać do Londynu, ponieważ Burroughsowi wciąż nie przeszło. Chociaż coraz mniej ludzi było skłonnych słuchać jego pretensji, Burroughs nabrał przekonania, że słusznie podejrzewa, że mężczyzną, który wkradł się do jego domu, był Nicholas D’Arcy. Niestety, oliwy do ognia dolewała lady Burroughs, pomyślał z niechęcią Nick. Był przekonany, że sprawa ucichłaby, gdyby nie jej prowokacyjna natura. Uważał, że ta dama ma w nadmiarze poczucie bezkarności i pewność siebie. Na końcu Channing zapewniał, że agencja nie ucierpi pod jego nieobecność. Lady Burnham będzie towarzyszył w operze Amery. On też przejmie pozostałe zadania Nicka. Zatem nie mogę wrócić do Londynu jeszcze przez kilka dni, powiedział sobie w duchu Nicholas. Doskonale rozumiał, że niebezpieczeństwo grozi nie tylko jemu, lecz także Lidze Dyskretnych Dżentelmenów. Gdyby któryś z nich został zdemaskowany, również agencja natychmiast przestałaby istnieć. Nie wszyscy mogliby sobie na to pozwolić. Channing zapewne tak. Był synem hrabiego. Jocelyn był spadkobiercą hrabiego. Ci dwaj zapewne odczuliby upadek agencji, ale szybko doszliby do siebie. Nicholas oraz Grahame Westmore znaleźliby
się w trudniejszym położeniu. Westmore jako były wojskowy, który żmudnie piął się po wszystkich szczeblach oficerskiej kariery, potrzebował obecnie towarzyskich koneksji, jakich dostarczała agencja. Bez tego Westmore stałby się biednym wyrzutkiem społeczeństwa. Sytuacja Nicholasa była równie rozpaczliwa jak Westmore’a. Usłyszał za plecami szelest spódnicy, z czego wywnioskował, że Annorah przeczytała korespondencję. Nicholas wetknął do kieszeni list od Channinga, przywołał na twarz miły uśmiech i odwrócił się do niej. – Było coś ciekawego w twoich listach? Wzburzenie na jej twarzy mówiło samo za siebie. Nicholasowi zrobiło się bardzo przykro. Natychmiast osłabło postanowienie budowania dystansu między nimi. – Musimy porozmawiać – oznajmiła Annorah. Zazwyczaj, gdy kobiety tak zaczynały rozmowę, oznaczało to jedno z dwojga: usłyszy deklarację miłości albo dowie się, że ona jest w ciąży. Właściwie jego klientki nie mogły zajść z nim w ciążę, ponieważ był ostrożny i nie zapomniał o swoich francuskich kondomach. Zresztą w przypadku Annorah było za wcześnie, żeby coś na ten temat wiedzieć. Co do wyznania miłości, to był na nie przygotowany. Na tym polegało ryzyko zawodowe, z którym jednak nauczył się sobie radzić. Zastanawiał się, co pocznie tym razem, gdyż za bardzo zaangażował się osobiście w tę grę. – O co chodzi? – Podszedł do Annorah i ujął jej zaciśnięte kurczowo dłonie. – Mam dla ciebie propozycję kolejnej umowy. Wiem, że nie my powinniśmy uzgadniać między sobą takie rzeczy, ale to nie może czekać. Ciotka Georgina zaprasza mnie w gości do swojego domu. Właściwie zapraszała mnie od wielu tygodni. Pojedziesz ze mną? Zapłacę ci – dodała pospiesznie. W świetle listu Channinga taka propozycja byłaby dla Nicka darem niebios, gdyby nie ostatnie zdanie. Annorah wyglądała na zdesperowaną. Nie chciał, żeby go błagała ani by go kupowała. Wolał udawać, że pieniądze nie mają nic wspólnego z przyjęciem
jej propozycji, tak jak to było wtedy, gdy zgodził się przyjąć ofertę Channinga. Dlaczego było mu przykro na myśl, że ona uważa, że może go kupić? Nie potrafił sobie odpowiedzieć na to pytanie, zważywszy że przecież zapłaciła za jego pięciodniowy pobyt w Hartshaven. Niemniej jednak przekonanie Annorah, że on pojedzie dokądkolwiek i zrobi wszystko, jeśli tylko otrzyma za to zapłatę, świadczyłby o tym, że uważa go za osobnika pozbawionego elementarnych zasad moralnych. Tymczasem nie za takiego mężczyznę chciałby uchodzić w jej oczach. Co cię obchodzi, co ona o tobie myśli? – odezwał się głos rozsądku, który przychodził mu na ratunek w chwilach trudnych pod względem emocjonalnym. W ostatnich dniach odzywał się rzadko, ale teraz, kiedy Nicholas widział utkwiony w sobie pytający wzrok Annorah i malujący się na jej twarzy niepokój, głos ten przybrał na sile. Zapewne, pomyślał, nie cały niepokój wynikał z niepewności, czy on przyjmie jej propozycję. List od ciotki musiał też mieć w tym swój udział. Nagle w Nicku obudziła się chęć przyjścia z pomocą Annorah. Jeśli to od niego będzie zależało, nie pozwoli na naruszenie jej spokoju, i niech diabli wezmą wszelkie zasady gry. – W jakim charakterze miałbym z tobą pojechać? – Jako mój mąż. Ta odpowiedź wbiła go w ziemię niemal dosłownie. – To nie takie proste – odparł. Zaczął się zastanawiać nad tym, dlaczego ona nagle potrzebuje męża i co takiego czekało ją w domu ciotki, że tak bardzo ją przerażało? Mógł grać każdą rolę, tylko nie męża, choćby przez krótki czas. – To bardzo proste – zaoponowała. – Londyn jest oddalony zaledwie o pół dnia drogi. Wyjedziesz dzisiaj przed południem, postarasz się o specjalne zezwolenie na ślub i wrócisz jutro. Pobierzemy się następnego dnia, a potem wyruszymy w podróż do ciotki. To stwierdzenie dało mu do myślenia. Doszedł do wniosku,
że Annorah wpadła na szalony pomysł wtedy, gdy zostawił ją samą, by przeczytała swoją korespondencję. Po drugie, w jej zamyśle miało to być legalne małżeństwo. Nie prosiła go o to, by grał rolę jej męża, tylko by został jej mężem do grobowej deski. – Proszę, Nicholasie. Czas ucieka. Jesteś moją ostatnią nadzieją. Wiem, że to spadło znienacka i zakrawa na szaleństwo. Przysięgam, hojnie cię wynagrodzę. Nigdy nie będzie ci niczego brakowało. – Oprócz wolności i poczucia godności. Zapewniam cię, że obie są drogie każdemu mężczyźnie. Były to ostre słowa, które, jak się zorientował, zraniły Annorah. Sytuacja stawała się coraz trudniejsza do zniesienia. Powinien spakować się i natychmiast wyjechać. Z przyjęcia jej propozycji wynikną wyłącznie kłopoty. Nie mógł zostać jej mężem, zwłaszcza że miał problem z własną rodziną. Nie powinien wciągać Annorah w swoją zagmatwaną sytuację, bo źle się to dla niej skończy. Doskonale zdawał sobie sprawę z wszystkich uwarunkowań, a mimo to nie potrafił odwrócić się i odejść. Była pewna, że spotka się z odmową, bo dlaczego nie? Właśnie zaoferowała mu to samo, co jej proponowano: pieniądze w zamian za wolność. Opierała się temu przez lata. Dlaczego Nicholas D’Arcy miałby się zachować się inaczej? W końcu dałaby mu swobodę, gdyby sytuacja na to pozwoliła. Na razie jednak niczego nie mogła mu obiecać w sposób zobowiązujący. Annorah miała nadzieję, że desperacja, która ją ogarnęła, nie uwidoczniła się na twarzy czy w jej ruchach. Nie chciała litości Nicholasa, ale tolerowałaby ją, gdyby nie było wyjścia. Jeśli ktokolwiek miał jej pomóc stawić czoło tej podbramkowej sytuacji, to tylko on. Ciotka przysłała jej „delikatne przypomnienie”, że powóz przyjedzie po nią od dziś za dwa dni, i kazała jej spakować to, czego będzie potrzebowała na dłuższy pobyt. Wspomniała, że Bartholomew Redding wiele sobie obiecywał po ponownym spotkaniu z Annorah i należało się spodziewać, że tym razem dojdzie między nimi do porozumienia.
Zapewne pamięta pana Reddinga, czyż nie? Kiedyś zalecał się do niej i nadal darzy ją wielką estymą. Te słowa z listu ciotki wywołały panikę Annorah. Redding prześladował ją w koszmarnych snach, od kiedy przed laty cudem uniknęła zastawionych na nią sideł i uciekła mu niemal sprzed ołtarza. Teraz miałyby mu wreszcie ulec? Gorączkowo szukała wyjścia z opresji. Musiało przecież jakieś być. Wtedy pomyślała o Nicholasie. Mógłby zostać jej mężem, dzięki któremu zachowałaby Hartshaven. Na pewno łatwiej by go tolerowała niż Reddinga, który od czasu, gdy miała z nim do czynienia, zdążył podejrzenie szybko pochować dwie żony i znowu zagiął na nią parol. – O co chodzi? – Nicholas wyjął list ciotki z dłoni Annorah. Uznała, że musi porozmawiać z nim szczerze. – Ciotka Georgina organizuje doroczny zjazd gości w swoim majątku. Wśród zaproszonych będzie ktoś, z kim mam się na jej życzenie spotkać, a wolałabym nie widzieć tego człowieka. – Annorah wyraziła się najzwięźlej, jak potrafiła. – Przecież możesz zostać w domu. Pokręciła przecząco głową. – Wiem, że z pozoru wygląda to na zaproszenie, ale w gruncie rzeczy jest rozkazem. Ciotka urządza takie zjazdy rokrocznie w nadziei, że wreszcie mnie wyswata. Georgina grała na poczuciu winy Annorah, która zarzucała sobie, że nie wychodząc za mąż, nie spełnia oczekiwań rodziny. Annorah była świadoma, że ciotka zaprasza gości w terminie bliskim jej urodzin, by jej przypomnieć, że czas ucieka i każdy rok, w którym Annorah pozostaje w stanie panieńskim, przybliża ruinę finansową rodziny. – W tym roku ciotka stała się wyjątkowo natarczywa. Pisze do mnie w tej sprawie od kwietnia. – Ja bym raczej nakłonił ją do przyjazdu tutaj – powiedział Nick z przekornym uśmiechem i oddał Annorah list. – Miałabym zaryzykować, że się jej nie pozbędę? O nie! Wolę do niej pojechać i opuścić ją, gdy zechcę.
To była tylko część problemu. Annorah dobrze wiedziała, że to nie jest zwykła próba sił między dwiema kobietami. – Przespacerujmy się, Annorah. – Nicholas podał jej ramię. – Opowiesz mi, o co naprawdę w tym wszystkim chodzi. – Dlaczego sądzisz, że jest drugie dno? – Prosisz rzekomego bibliotekarza, którego znasz od czterech dni, by został twoim mężem. Wybacz, ale byłbym wyjątkowo niedomyślny, gdybym uznał, że nic się za tym nie kryje. Nie powiedział tego niegrzecznie i oboje się roześmiali. Słońce znowu zajaśniało na porannym niebie. Annorah położyła dłoń na przedramieniu Nicholasa, a on przykrył ją swoją dłonią i spoważniał. – Od początku wiedziałem, że taka kobieta jak ty bez powodu nie wynajmuje takiego mężczyzny jak ja. Musi być zdesperowana. Dlaczego piękna i bogata kobieta jest przekonana, że jedynym dla niej wyjściem jest małżeństwo ze mną? Annorah spojrzała uważniej na Nicholasa, poruszona jego słowami, z których przebijała rzeczywista troska. Wycedziła przez ściśnięte gardło: – Będę nadal bogata tylko wtedy, gdy wyjdę za mąż przed trzydziestymi trzecimi urodzinami. Wszystko utracę, jeśli to się nie stanie do końca przyszłego tygodnia.
ROZDZIAŁ DWUNASTY W pierwszej chwili Nicholas sądził, że się przesłyszał albo źle zrozumiał. Szybko jednak uświadomił sobie, że Annorah powiedziała prawdę. To, co mu wyjawiła, wyjaśniało, skąd się wziął ów cień rzutujący na beztroską atmosferę Hartshaven. – Jeśli po ukończeniu trzydziestego trzeciego roku życia pozostanę w panieńskim stanie, większość majątku rodu PriceEllis przejdzie na organizacje charytatywne i Kościół – oznajmiła Annorah. Na usta Nicholasa cisnęły się liczne pytania. Dlaczego zwlekała do ostatniego momentu? Czemu nie wyszła za mąż do tej pory? Dlaczego sprawy zaszły tak daleko? Przecież, uznał w duchu, na pewno nie brakowało starających się o jej rękę. Od dawna mogła być uwolniona od problemu. – Próbowałaś obalić testament? – zapytał, chociaż nie to interesowało go najbardziej, ale było to najmniej krępujące pytanie, jakie mu się nasunęło. – Oczywiście. Kazałam tę sprawę rozebrać na czynniki pierwsze najtęższym prawniczym głowom w Anglii. Żaden z prawników nie znalazł podstawy do zakwestionowania woli mojego ojca. W świetle prawa nie ma żadnych ograniczeń w stawianiu warunków dziedziczenia majątku, nawet jeśli spadkobiercą jest jedyny żyjący potomek. Wskutek tego jestem zmuszona podjąć działania mające na celu obejście litery prawa. Okazało się, że takie przypadki jak mój zdarzają się nader często. – A co z duchem prawa? Uśmiechnęła się blado. – Też trudno znaleźć punkt zaczepienia. Ojciec nie chciał, żebym spędziła życie w samotności. Warunkując dziedziczenie od zawarcia związku małżeńskiego, chciał mnie zachęcić do zdecydowania się na ślub i założenia rodziny. Wbrew jego intencjom, stało się inaczej. Majątek przyciąga najgorszego gatunku mężczyzn.
Nicholas potrafił łatwo wyobrazić sobie te tłumy podejrzanych typów, zaludniających jej salony: wydrwigroszy, hazardzistów, rozpustników, oszustów matrymonialnych. – Sądzę, że twoją fortuną nie pogardziłoby paru przyzwoitych szlachciców – zauważył. Znał osobiście baronów, a nawet wicehrabiów, którzy nie zawahaliby się wydać młodszych synów za bogate panny, nawet jeśli ich bogactwo nie łączyłoby się z arystokratycznym tytułem. – Wśród szlachetnie urodzonych też nie brak pozbawionych skrupułów łowców posagów – stwierdziła Annorah. – Wielu utytułowanych mężczyzn rozgląda się za majętnymi żonami. Nie chciałam brać ślubu tylko po to, by cieszyć się statusem kobiety zamężnej, jak również kupować sobie męża. Myślałam, że mam czas, że zdążę poznać kogoś uczciwego. Kiedy się jest osiemnastoletnią dziewczyną, perspektywa piętnastu lat wydaje się wiecznością. W zielonych oczach Nicholas dostrzegł smutek. Z głosu Annorah przebijała gorycz. Miał już pełny obraz sytuacji. Potrafił się domyślić, jak Annorah, córka kochających się rodziców, mogła się zbuntować przeciwko konieczności wyjścia za mąż tylko po to, by uratować majątek. Jej udziałem stało się rozczarowanie, a być może zawód miłosny. Młoda i wrażliwa dziewczyna łatwo mogła się zakochać, wierząc, że obiekt jej uczucia darzy ją wzajemnością. To dlatego żądała od niego, by włożył więcej serca w ich intymne relacje. Nie akceptowała półśrodków od nikogo, nawet od siebie. – I teraz za pięć dwunasta potrzebujesz męża? – zapytał miękko. W końcu musiała skapitulować i zrezygnować ze swoich zasad, pomyślał, skoro nie zjawił się rycerz w lśniącej zbroi. – Tak, inaczej czeka mnie skromne życie na północy. Miałam dużo czasu, by zastanowić się nad przyszłością, i nadal nie wiem, co począć. Jeśli sama nie zadecyduję, to rozstrzygnięcie zostanie mi narzucone. Egzystencja na północy byłaby w gruncie rzeczy wygnaniem, domyślił się Nicholas. Zostałaby odcięta od wszystkiego, co do tej
pory kształtowało jej byt. Nicholas nie miał wątpliwości, że rodzina nie wybaczyłaby jej takiego wyboru i zerwałaby z nią kontakt. – Czy ciotka poinformowała cię, że ma kogoś, kogo mogłabyś poznać? Za kogo chce cię wyswatać? Nicholas nie chciał odstręczać Annorah od takiej możliwości, chociaż sam się przeciwko niej buntował. Musiał jednak myśleć o tym, co jest dla niej najlepsze. – Tak. Nazywa się Bartholomew Redding. Znam go i raczej wolałabym polegać na własnym wyborze. To nie jest mężczyzna, z którym chciałabym się związać. Ale zaryzykowałaby ślub ze mną, chociaż nic o mnie nie wie, pomyślał Nicholas. To wiele mówiło o Bartholomew Reddingu. – Nie jestem materiałem na męża, Annorah. – Nie proszę, byś został moim mężem w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Ustanowię dla ciebie fundusz i po upływie przyzwoitego czasu pozwolę ci pójść własną drogą. Obawiam się, że nie będę mogła dać ci rozwodu, ale uzyskasz pewną swobodę. Nie będę prosiła o wiele. Błagała go. Było mu nieprzyjemnie, że widział ją w takiej desperacji i wcale mu nie pochlebiało, że mógł jej pomóc w rozwiązaniu problemu. Nie powinien się na to godzić. Jeśli nie będą mogli się rozwieść, to ona zostanie przykuta do niego na zawsze, bez możliwości ucieczki od jego grzeszków. – Pomyśl, o co prosisz, Annorah. Chcesz poślubić mężczyznę, którego znasz od czterech dni, a jedyne, co o nim wiesz, to że jest dżentelmenem do wynajęcia. Dodam jeszcze, zamieszanym w niejeden skandal. – Twoje najgorsze sekrety są o niebo lepsze niż wyrok dożywocia z Reddingiem. – Skąd możesz wiedzieć? – Widziałam, jakie masz podejście do dzieci, jak łowisz ryby, puszczasz latawce, a kiedy poprosiłam cię o jedyną rzecz, na której mi zależało, po prostu mi ją dałeś.
Mówiła o tym, w jaki sposób znalazł spełnienie w akcie miłosnym. Wzruszyło go, że zdawała sobie sprawę z tego, ile go to kosztowało. – Jesteś dobrym człowiekiem, Nicholasie. Wiem, że mnie nie kochasz, ale na pewno nie wyrządzisz mi krzywdy. Nie grała fair i zdecydowanie go przeceniała, bo wcale nie był dobrym człowiekiem. Mimo wszystkich zastrzeżeń zaczynał się poddawać. Channing mu tego nie wybaczy, bo złamie wszelkie reguły zakazujące emocjonalnych związków z klientkami, na których przestrzeganie kładł wielki nacisk. – Czy nie wystarczyłyby zaręczyny, Annorah? W jej oczach zaświeciły się iskierki nadziei, z wahaniem zaczęła formułować warunki. – Będziesz musiał podpisać kontrakt przedmałżeński wynegocjowany z moim wujem. Testament jest w tej sprawie jasny. Jeśli zaręczę się przed ukończeniem trzydziestego trzeciego roku życia, zaręczyny muszą być oficjalne, a ślub musi się odbyć w ciągu roku. – Natychmiast wyślę komunikat do gazet – odparł z uśmiechem Nicholas. Był świadomy, że to półśrodek, ale dzięki niemu Annorah zyskiwała na czasie. Kto wie, co może się przez rok wydarzyć? Jeśli takie rozwiązanie uratuje ją przed kimś w rodzaju Reddinga, jest tego warte. – Zrobisz to? Wiem, że nie proszę o błahostkę. – Zrobię. Channing mi nie daruje, pomyślał Nick. Zaręczeni mężczyźni nie mają takiego wzięcia jak wolni, co oznaczało, że zostanę wyłączony z działalności agencji. – Przejdźmy się po ogrodzie – zaproponował. – Wymyślimy, jak doszło do naszych zaręczyn, i porozmawiamy o twoich urodzinach. Annorah wzięła go pod ramię i wydawało się, że na niebie znowu zaświeciło słońce. Nick starał się wmawiać sobie, że decydującym argumentem były dla niego pieniądze. Będzie
bogaty, może nawet wystarczająco bogaty, aby odejść z ligi i skończyć się martwić o środki do życia. Wmawiał sobie, że robi to dla swojej rodziny. Nie poradziłaby sobie bez pieniędzy, którymi ją regularnie wspierał. Tłumaczył sobie nawet, że chce pomóc Annorah. A dlaczego miałby jej nie wesprzeć? Nie wiązał się na stałe, tylko na nieco dłużej, niż przewidywał. W głębi duszy wiedział jednak, że czyni to dla siebie, ponieważ nie chce pozwolić jej odejść, zwłaszcza że wiązałoby się to z rezygnacją z niej na rzecz innego mężczyzny. – Będziesz synem dżentelmena z dobrymi widokami na przyszłość. – Annorah przystąpiła do konstruowania ich wersji opowieści. – Nie za bogatym, by nie wywołać przesadnego zainteresowania, ani nie za biednym, aby nie wzbudzić podejrzeń – uzupełnił Nicholas. – Nieźle sytuowanym synem dżentelmena. Dochody czerpię z hodowli owiec czy z inwestycji giełdowych? – Naturalnie, że z hodowli owiec. Inwestycje giełdowe są stanowczo zbyt ryzykowne jak na gust mojej rodziny – odparła ze śmiechem. Nicholas przystanął, zerwał stokrotkę rosnącą przy drodze i wetknął ją za ucho Annorah. – Niech będą owce. Zaczyna mi się podobać ta historia. Na układaniu życiorysu upłynęło im całe popołudnie. Przemierzali ogród tam i z powrotem, zaśmiewając się w głos. W świadomości Annorah narastało pytanie: Jak dalekie jest to wszystko od prawdy? Kim jest Nicholas D’Arcy, a właściwie kim był wcześniej, zanim przystąpił do Ligi Dyskretnych Dżentelmenów? Czy Nicholas to jego prawdziwe imię? Przypuszczała, że niekoniecznie. Naturalnie, miała pewne wskazówki. Maniery Nicholasa świadczyły o dobrym wychowaniu, wyniesionym z domu. Pewnych nawyków nie można było przyswoić sobie w krótkim czasie, co sugerowało, że wtłaczanie go w rolę syna dżentelmena nie było nadużyciem. Z jego skąpych opowieści o sobie wynikało, że mógł wychowywać się w wiejskiej posiadłości, w otoczeniu
służby. Zastanawiające było, dlaczego syn dżentelmena skończył jako płatny towarzysz dam, a wcześniej zamieszkiwał z rodziną norweskich emigrantów na londyńskim East Endzie, a jednocześnie bywał u lorda Burlingtona w Chiswick. Z tych fragmentów układanki nie wyłaniał się spójny portret Nicholasa D’Arcy’ego. – Wymyśliliśmy już twoją przeszłość – powiedziała z przekornym uśmiechem, gdy stanęli pod drzewem. – A teraz powiedz, w jakim stopniu ta opowieść jest bliska rzeczywistości? Nicholasa nie zmylił lekki ton, jakim zadała pytanie. – Czy to ma znaczenie? – Właściwie nie – odrzekła z wahaniem. Nie powinna ulegać ciekawości. Niechby zachował swoje sekrety dla siebie. Najważniejsze, że był gotowy jej pomóc, uznała. – To dlaczego pytasz? Boisz się, że ktoś mógłby mnie rozpoznać? Nie o to jej chodziło, lecz wolała nie ujawniać prawdziwego powodu jej dociekliwości. Chodziło o to, że polubiła Nicholasa. Niemal obsesyjnie zapragnęła dowiedzieć się o nim wszystkiego. – A jest takie niebezpieczeństwo? – zapytała przestraszona. Powinnam o tym wcześniej pomyśleć, zreflektowała się. Rozpoznanie Nicholasa przez kogoś, kto poznał go w Londynie, groziło pokrzyżowaniem czy wręcz unicestwieniem planów. To byłby dopiero skandal, gdyby ciotka odkryła, że krewniaczka przyjeżdża do niej z wynajętym za pieniądze towarzyszem. – Wątpię, chyba że twoja rodzina obraca się w najwyższych kręgach towarzyskich Londynu – odpowiedział. – Nie martw się, nie przyniosę ci wstydu. Dopiero po chwili dotarło do Annorah, że nuta drwiny, którą usłyszała w głosie Nicholasa, odnosiła się nie do niej, tylko do niego. – Nie martwię się, bo z dumą stanę obok ciebie w każdym salonie. To ty powinieneś się niepokoić. Nie poznałeś jeszcze mojej rodziny.
– Naprawdę? Wszyscy są tacy jak ty? – zapytał z udawanym przestrachem. Widział ich portrety, poznał ich ze słyszenia. Wielkie przywiązanie ojca Annorah do jej matki, skutkujące tym, że podążył za nią w zaświaty, pozostawiając na pastwę losu osieroconą córkę, mogło budzić sympatię. Jednak zupełnie niezrozumiałe było, jak kochający rodzic mógł sporządzić ów idiotyczny testament, stawiający dziecko wobec trudnej do zniesienia presji. Ciotka Annorah też nie wypadała lepiej. Motywowana chciwością, popychała krewną do zamążpójścia, oby tylko dostać przypadającą jej część rodzinnej schedy. – Nie! – Annorah żartobliwie uderzyła go w ramię, zadowolona, że jej taktyka została uwieńczona powodzeniem. Nieoczekiwanie Nicholas ujął ją w talii i obrócił nią w powietrzu. Krzyknęła, zaskoczona. Kiedy postawił ją na ziemi, za plecami poczuła pień drzewa, do którego przycisnął ją całym swoim ciężarem. Poczuła zapach mężczyzny i zapach lata. – To dobrze, bo jesteś wyjątkowa – powiedział z uśmiechem. Pocałował ją i oboje pogrążyli się w swoich urojeniach. Annorah chciała wierzyć w pomyślną realizację planu, który zapewni jej spokój i bezpieczeństwo. Nicholas także wierzył w udane wcielenie w życie ich pomysłu, chociaż inaczej je rozumiał. Niechby nadal widziała w nim swojego zbawcę, rycerza na białym koniu. Tyle że Nick zdawał sobie sprawę, jak przybrudzona jest zbroja owego rycerza, i wolał się tym nie chwalić. Annorah nie powinna się dowiedzieć o pewnych wydarzeniach z jego życia.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY Z perspektywy dwudziestu czterech godzin, które upłynęły od rozmowy w ogrodzie, Nicholas miał okazję na spokojnie zastanowić się nad konsekwencjami swojej decyzji i jej doniosłość go oszołomiła. Zabezpieczenie materialne rodziny, która nie poradziłaby sobie bez jego wsparcia; brak troski o zdobycie środków na własne potrzeby; poczucie życiowego bezpieczeństwa – były nie do pogardzenia. Annorah pojechała do wioski z jakimiś niecierpiącymi zwłoki sprawami. On został w Hartshaven na całe popołudnie i mógł rozważyć rozmaite konsekwencje wyrażenia zgody na niecodzienną propozycję. Po raz pierwszy od lat mógł sobie pozwolić na wybieganie myślami w przyszłość. Stwierdził, że bezpieczeństwo materialne otwiera wrota przed brakiem bezpieczeństwa w innych dziedzinach. Annorah nalegała na przekazanie mu znacznej kwoty pieniężnej za odegranie roli narzeczonego i musiał tę kwotę przyjąć. Na czas narzeczeństwa wypadało zrezygnować z działalności w agencji. Niewykluczone, że w ogóle nie będzie mógł brać zleceń i Nick the Prick przejdzie do historii. Rozmyślał, chodząc tam i z powrotem po tarasie. Channing się zdziwi, chociaż przepowiadał, że prędzej czy później kariera Nicka skończy się głośnym skandalem i ucieczką za granicę po krwawym pojedynku. Nikt, nawet Nicholas, nie przypuszczał, że zniknie po cichu i będzie pędził żywot finansowo ustabilizowanego, szacownego dżentelmena. Tak to będzie wyglądało z zewnątrz, w oczach innych. Zaręczy się i wytrwa w narzeczeństwie przez rok. Wróci do Londynu, ale nie będzie już tym samym Nicholasem D’Arcym, który nie tak dawno opuścił miasto. Zaręczeni panowie nie towarzyszą damom za pieniądze i nie odwiedzają ich w sypialni. Wkrótce w całym Londynie zahuczy o nadchodzącym ślubie Nicholasa z bogatą dziedziczką, bo każdy będzie mógł przeczytać
komunikat w „Timesie”. A powiadomienie jest niezbędne, aby zaręczyny wyglądały na autentyczne. Nie mogą budzić wątpliwości, skoro Annorah ma uratować majątek i pozostać niezależna. Tylko on i ona będą wiedzieli, że są pozorowane. Życiorys, który wymyślili, chodząc wczoraj po ogrodzie, mógł być fikcją, lecz konsekwencje ich zmowy będą realne. Nick przypuszczał, że po trwającym rok narzeczeństwie mógłby wrócić do agencji, ale wiedział, że nie będzie to konieczne. Dzięki hojności Annorah nie będzie musiał zarabiać w taki sposób na utrzymanie. Nie martwiła go utrata rozkoszy, jakich doznawał w ramionach pięknych i wytwornych kobiet. Prawdę mówiąc, już przed poznaniem Annorah był nimi znudzony. Każda noc była do siebie podobna i kończyła się tak samo. Natomiast autentycznie martwiła go utrata rozgłosu. Kim będzie, jeśli przestanie cieszyć się tą szczególną sławą, dzięki której zasłużył na miano pierwszego amanta stolicy? Będzie musiał wymyśleć siebie od nowa i bał się o rezultat tego wysiłku. Uprawiana przez niego profesja była pretekstem do unikania rodzinnego domu. Po zawieszeniu czy nawet zaprzestaniu działalności w Lidze Dyskretnych Dżentelmenów będzie mógł pojechać do domu, naprawić stosunki z rodziną i naprawdę zostać hodowcą owiec, gdyby przyszła mu na to ochota. Pogodzić się z matką, z bratem, ze swoją przeszłością. Czy zdobędzie się na ten wysiłek? Czy nadal będzie tchórzył? To nie wszystko, nad czym powinien się zastanowić. Co z Annorah? Zaplanowali narzeczeństwo na niby, żeby kupić dla niej rok swobody i bezpieczeństwa. A co się stanie po upływie tego roku? Będąc zaręczona, Annorah nie będzie mogła rozglądać się za prawdziwym kandydatem na męża. W efekcie zostanie na lodzie, chyba że on pomoże jej dyskretnie. Na przykład mógłby poprosić Channinga, aby polecił jej kilku sympatycznych, dobrze urodzonych dżentelmenów, którzy traktowaliby ją z należnym szacunkiem. Nie spodobał mu się ten pomysł. Tak samo jak wcześniej nie była mu miła myśl, że Annorah mogłaby wyjść za obcego faceta
tylko po to, żeby ocalić majątek. Naturalnie, nie byłby to pierwszy przypadek w historii, ponieważ małżeństwa oparte na majątkowym kontrakcie były na porządku dziennym. Nick nie chciał jednak, by taki los stał się udziałem Annorah. Na Lucyfera! Los tej kobiety obchodził go aż za bardzo, ale Nick nic na to nie mógł poradzić. W pewnym momencie poczuł się zmęczony dywagacjami na temat przyszłości. Uznał, że lepiej zająć się bieżącym dniem. Zresztą do tego sprowadzała się jego filozofia życiowa – nie myśleć o jutrze. Rano wyjadą do Badger Place, majątku ciotki Annorah. Dzisiejszy wieczór będzie ich ostatnim w Hartshaven i Nick wiedział, jak zamierza go spędzić: zjedzą urodzinową kolację we dwoje i pożegnają się z rajem, w jakim przyszło im żyć w ostatnich dniach. Przyjęcie w Badger Place, bez względu na to jak się skończy, odmieni to, co zaistniało między nim a Annorah. Rozstaną się, bo on prawdopodobnie powróci do Londynu. Zaręczony czy nie, nie będzie mógł zamieszkać w Hartshaven i kto wie, co jeszcze będą musieli przedsięwziąć, by uprawdopodobnić podstęp. Zastanowi się nad tym później. Jeśli zamierza zorganizować urodzinowe przyjęcie dzisiaj wieczorem, to musi już się tym zająć, tym bardziej, że Annorah prędzej czy później wróci do domu. Podczas jednego ze spacerów po posiadłości Nicholas zauważył letni pawilon nad jeziorem. Przyszło mu do głowy, że jeśli jest tak dobrze utrzymany jak cała posiadłość, mógłby go wykorzystać. Nick wezwał Plumsby’ego i zaczął ustawiać w szyki swoje wojsko. Trzy godziny później ruszył do pawilonu, by sprawdzić rezultaty. Wnętrze starej budowli przekształcono w romantyczną altanę. Na stole nakrytym starym serwisem obiadowym, który Nick wypatrzył w kuchni, znalazły się świeże kwiaty. Wiklinowy szezlong i pasujące doń fotele ustawiono w otwartych na oścież drzwiach wychodzących na jezioro. Zostały wyścielone miękkimi pledami, które ukryją podniszczenie i zapewnią ochronę przed nocnym chłodem. Można się będzie nimi otulić i obserwować świecące na niebie gwiazdy.
Najważniejszym meblem, ukrytym za parawanem, było łoże, obecnie zasłane czystymi prześcieradłami i kocami i uperfumowane olejkiem różanym. Koszula nocna Annorah i przedmioty osobiste obojga zostały poukładane na prowizorycznym biureczku. Wszystko było gotowe. Kucharka i lokaje przyniosą kolację. Szampan już się mroził. Nicholas zdołał nawet zapewnić tort urodzinowy. Było to bez wątpienia jego najwspanialsze dzieło. Przewyższało nawet wieczór w obserwatorium w Greenwich, który kiedyś zorganizował dla lady Carruthers, dlatego że Nick nie traktował obecnych przygotowań jako części zawodowych obowiązków. Pragnął, żeby to przyjęcie urodzinowe Annorah zapamiętała na całe życie. Wolał, żeby nie obchodziła uroczystego dnia w drodze, a co gorsza, u ciotki, w miejscu, do którego jechała z wielką niechęcią. W jego rodzinie starano się nadawać urodzinom, obchodzonym w gronie najbliższych, bardzo uroczystą oprawę. Z braku najbliższych Annorah będzie musiała zadowolić się jego towarzystwem. Nie rozpędzaj się tak, stary, zmitygował się Nicholas. Potrzebujesz własnej pespektywy. Dla Annorah był to kolejny etap w realizacji planów zachowania dziedzictwa, niezależności i swobody. Owszem, wczoraj, kiedy składała mu propozycję, była w stanie pobudzenia emocjonalnego, ale to nie znaczy, że żywi dla niego uczucie albo że nie pamięta, kim on jest. Płaciła mu za przysługę, którą jej wyświadczał. Dla niej wciąż była to umowa, choć bardzo ryzykowna. Podjęła decyzję pośpiesznie i rzuciła się do jej realizacji, nie bacząc na oczywiste zagrożenia, byle tylko uniknąć „przekleństwa niechcianego małżeństwa”. Nicholas miał nadzieję, że nie będzie go obwiniała za niepowodzenia, jeśli takowe się przydarzą. Przyszłość jest zawsze niewiadomą, nie warto martwić się z góry. Problemy należy rozwiązywać wtedy, kiedy się pojawiają. Pomyślał, że wypadałoby przygotować urodzinowy prezent
dla Annorah. Wiedział, co chciałby jej podarować, gdyby wystarczyło mu śmiałości. Londyńscy przyjaciele, Amery i Jocelyn, śmialiby się, widząc, jak on nie ma odwagi podarować komuś coś tak małego, a jednak traktowanego w kręgach, w których się obracali, za dowód uczucia. Takiego prezentu nie daje się kobiecie, ot tak sobie. Nicholas wracał z letniego pawilonu. Gdy zbliżył się do rezydencji, spostrzegł na frontowych schodach Annorah. Najwyraźniej czekała na niego i machała ku niemu słomkowym kapeluszem. Zajeżdżając pod ganek, doświadczył przedziwnego uczucia, że oto wraca do własnego domu, z którego za chwilę wybiegnie gromadka dzieci, a stojąca na ganku ich matka, a jego żona, będzie je ostrzegała, by nie zbliżały się zanadto do rozpędzonych koni. Jego żona? Skąd ten pomysł? Wyobraźnia bywa niebezpieczna. Człowiek gotów jest uwierzyć w niemożliwe. Nicholas zeskoczył na ziemię. – Gotowa na wieczorną przejażdżkę? – Chwycił Annorah za rękę i pociągnął w stronę powoziku. – A co z kolacją? – Annorah. – O kolację się nie martw. Cieszmy się pięknym wieczorem. – Usiadł obok, cmoknął na konia. – Opowiedz, co robiłaś w wiosce. Słuchał z uwagą jej relacji, chociaż nie znał ludzi, o których opowiadała, z wyjątkiem dzieci spotkanych w wikarówce. Uśmiechnął się na wieść, że Thomas o niego pytał. Nabrał sympatii do tego chłopca, który obudził w nim skrywane głęboko tęsknoty. To jeszcze jeden dowód, że ponosiła go fantazja. Nigdy nie będzie miał takiej posiadłości jak ta, kobiety tak pięknej, bystrej i przyzwoitej. Cóż, może zdobyć się na odwagę i chwilowo pomarzyć. Będąc na jego miejscu, rozważny mężczyzna wyjechałby w dniu dzisiejszym, tak jak to było w pierwotnym planie. – A to co ma znaczyć? – Na twarzy Annorah malowały się jednocześnie ciekawość i niedowierzanie. Policzki miała zaróżowione od jazdy, oczy błyszczące, jak gdyby spodziewała się
jakiejś psoty z jego strony. – Zamknij oczy. – Nicholas wprowadził ją do środka i kazał czekać z zamkniętym oczami do czasu, aż pozapala lampy i świece. – Możesz już popatrzeć. – Och, jak tu pięknie! – wykrzyknęła, rozglądając się po wnętrzu. Następnie skierowała pytające spojrzenie na Nicka. – To twoje dzieło? Tak spędziłeś popołudnie? Jeśli miał jeszcze jakieś wątpliwości, dokąd wiedzie go fantazja, to teraz się rozwiały. Widząc te utkwione w nim oczy, przepełnione wdzięcznością i jaśniejące radością, poczuł, że jest zgubiony. Annorah Price-Ellis zawojowała go całkiem wtedy, gdy najmniej się tego spodziewał. – Najlepsze życzenia urodzinowe! – Pocałował ją w policzek. – Kolacja zjawi się wkrótce, ale może najpierw zainteresuję cię szampanem i widokiem? – Podprowadził ją do foteli ustawionych na wprost jeziora i napełnił kieliszki. Powinienem dać jej ów podarunek, zanim kompletnie stracę pewność siebie, pomyślał. – Twoje zdrowie! – Wzniósł kieliszek. – Zdrowie pięknej kobiety w tak pięknie kończącym się dniu. Obyś miała takich dni więcej. Co z tego, że toast świadczył o nadziejach, jakie wiązał z dzisiejszym wieczorem? Nadziejach? Nie był zadurzonym w niej żółtodziobem. Jeśli zapragnie Annorah, to będzie ją miał. Dobry Boże, czy naprawdę tak bardzo pogubił się w swoich fantazjach, że zapomniał, iż jest Nicholasem D’Arcym, zawodowym uwodzicielem? Stuknęli się kieliszkami. – To przekracza moje najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewałam się, że tak będzie wglądał dzisiejszy wieczór. Nicholas nie potrzebował pytać, jak wyobrażała sobie ten wieczór. Żegnałaby się z nim, pakowała i przygotowywała do podróży. – Cieszę się, że nie wyjechałeś – dodała. – Ja też – przyznał szczerze. Naprędce urządzone urodziny sprawiały mu daleko większą
przyjemność niż wieczór w operze. – Pozwól, że teraz ja wzniosę toast. – Annorah uniosła kieliszek. – Twoje zdrowie, Nicholasie. Dziękuję za to, co zorganizowałeś. Przekroczyło to moje najśmielsze oczekiwania. Był autentycznie wzruszony. Wdzięczność Annorah napełniła go większą dumą, niż popisywanie się obecnością w loży lady Burnham. – Poczekaj z pochwałami. Jeszcze nie jedliśmy kolacji. Wieczór jest młody i my też. Spodziewał się, że Annorah się roześmieje, ale ona spoważniała. – Kończę trzydzieści trzy lata. Ile ty masz lat? – Dwadzieścia osiem – odrzekł zgodnie z prawdą, chociaż przez ułamek sekundy zastanawiał się, czy nie skłamać i nie powiedzieć, że jest w jej wieku. – Nie jestem już młoda. – Nie jesteś młoda, mając trzydzieści trzy lata? – zdziwił się Nick – Ludzie uważają, że nie. Ciotka podziela tę opinię i jest zdania, że prawdopodobnie nie będę miała własnych dzieci, a jeśli dopisze mi szczęście, znajdę wdowca i będę mogła wychowywać jego potomstwo. Uderzyło go, że podobne myśli snuł podczas ich pierwszej nocy. Wiedział, jak to jest żegnać się z nadziejami. Ujął dłoń Annorah. – Nie rozmawiajmy o tym. Nie wiemy, co przyniesie przyszłość. Zamartwianie się na zapas jest bezproduktywne. W ten sposób nie zmienimy przyszłości ani jej nie zapobiegniemy. Sięgnął do kieszeni. Miał nadzieję, że wręczając prezent, skieruje jej uwagę na inne tematy. – Tam, skąd pochodzę, zwyczajowo obdarza się na urodziny upominkami. – Z tymi słowami położył pudełeczko na kolanach Annorah. – Jak to? – zapytała lekko spłoszona. – Przygotowałeś to wszystko i znalazłeś czas, żeby zdobyć dla mnie prezent?
– Jeszcze nie nauczyłaś się nie zadawać za dużo pytań? – Uśmiechnął się. – Rzeczy niemożliwe bywają możliwe. Nie musisz wszystkiego wiedzieć, bo to psuje przyjemność. Otwórz, proszę. Czekał ze wstrzymanym oddechem. Cieszył się, widząc, że sprawił jej przyjemność. – Jest przepiękna. – Annorah przyglądała się subtelnie wyrzeźbionej kamei; cienki złoty łańcuszek połyskiwał w świetle świecy. – To za wiele. Nie mogę jej przyjąć. – Możesz. Należała do mojej matki. Dała mi ją, gdy wyjeżdżałem z domu. Chcę, żebyś ją przyjęła jako osobisty upominek ode mnie, bez związku z naszą umową. Wyjął klejnot z dłoni Annorah, rozpiął łańcuszek, zdziwiony, że drżą mu palce, i umieścił wisiorek na jej szyi, po czym schylił się i złożył pocałunek w miejscu, gdzie nad obojczykiem bił puls. Owionął go cytrusowy zapach jej perfum. – Nie wiem, co powiedzieć – odezwała się Annorah, kładąc dłoń na kamei. Była wyraźnie wzruszona i Nicholas był zadowolony, że podjął ryzyko. – W takim razie nic nie mów. Niech ten wieczór będzie tylko nasz, oddzielmy go od wszystkiego, co nas łączy. Czy to możliwe, czy może oczekuję za wiele? Skłoniła ku niemu głowę, musnęła ustami jego policzek. Na jej wygiętej szyi kamea wyglądała pięknie i na swoim miejscu. – Dobrze – szepnęła. – Niech ten wieczór należy tylko do nas. Znaleźli się na początku wspólnej drogi i oboje o tym wiedzieli. Narzeczeństwo to nie małżeństwo. Mimo wszystko zbliżał się moment, w którym Nick będzie musiał powiedzieć Annorah o sobie wszystko. Jeśli Annorah pozwalała sobie popuścić wodze fantazji, to wyobrażała sobie coś podobnego, tyle że rzeczywistość o niebo przewyższyła twory imaginacji. W pewnym momencie na niebie pokazał się księżyc. Jedli
kolację, pili szampana. Nicholas karmił ją truskawkami i urodzinowym tortem. Nic dziwnego, że kobiety za nim szalały. Obcowanie z nim przekraczało najpiękniejsze wyobrażenia. Kiedy wstał i wyrzekł trzy najulubieńsze słowa Annorah „Chodź ze mną”, nie wahała się ani chwili. Tyle że nie zaprowadził jej do łoża, jak się spodziewała, lecz na ganek, przed którym srebrzyła się tafla jeziora. – Pływałaś kiedyś nago w świetle księżyca? Dzisiaj możesz to zrobić. Rozebrał ją, a ona nie wstydziła się nagości. Była dumna, że te niebieskie jak szafiry oczy błyszczą z podziwu, gdy sycą się jej odsłoniętym ciałem. Jak cudowną rzeczą jest szczerość w stosunkach seksualnych! To jeden z wielu darów, którymi ją obsypał. Tymczasem on zdążył również pozbyć się ubrania. – Kto pierwszy, ten lepszy. Nick dał nurka z ganku. Annorah poszła jego śladem. Pływali, opryskiwali się wodą, dokazywali. Spoważnieli, gdy on wziął ją w ramiona, a ona oplotła go udami. Wyniósł ją na ganek. Oparł ją plecami o ścianę. Annorah zaczynała się domyślać, co nastąpi, i drżała z podniecenia. Kochali się już pod gołym niebem, ale inaczej niż teraz, nie tak gorączkowo, nie z takim zapamiętaniem. Wszedł w nią zdecydowanie, przygwoździł niemal do ściany. Krzyknęła i przywarła do niego ze wszystkich sił. – Krzycz, Annorah – zachęcał – nie krępuj się. Wyj do księżyca. Puściły wszelkie hamulce, wykrzykiwała pod niebo wszystkie nagromadzone emocje, może nawet miłość lub coś bardzo jej bliskiego. Osiągnęła pełnię zaspokojenia. Nicholas dał jej wszystko, czego potrzebowała. Była wolna, mogła wyć do księżyca, świat z jego szaleństwem przestał się dla niej liczyć.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY A jednak ten świat dopadł Annorah! Nie potrafiła oprzeć się irracjonalnemu strachowi, który ją ogarnął, gdy koła powozu zachrzęściły po żwirze na podjeździe pod domem ciotki. Za chwilę przedstawi rodzinie Nicholasa D’Arcy’ego jako narzeczonego i będzie liczyła na to, że uratuje w ten sposób zarówno spadek, jak i wolność. Wolała nie wyobrażać sobie, co by się stało, gdyby jej podstęp został odkryty. Wszelkie szanse na jakiekolwiek zamążpójście, a więc i na zatrzymanie majątku, ległyby w gruzach. Składając propozycję Nicholasowi, nie zastanawiała się nad konsekwencjami ujawnienia sekretu. Dopiero teraz, po dwóch dniach, dotarł do niej w pełni ogrom podejmowanego ryzyka. Przez całą drogę powtarzała sobie w duchu niczym mantrę słowa: nic ci nie grozi, nie zostaniesz przyłapana. Tłumaczyła sobie, że Nicholas dobrze wie, jak ważną role do odegrania mu powierzyła. Można mu zaufać, że bez zastrzeżeń wykona, co do niego należy, zapewniała samą siebie. Nikt go nie rozpozna. W ciągu roku będzie musiała znaleźć wytłumaczenie, dlaczego wciąż nie dochodzi do ślubu, ale Annorah postanowiła nie martwić się na zapas. To zresztą drobiazg w porównaniu z zadaniem na dziś, jakim będzie stawienie czoła Bartholomew Reddingowi. W przeszłości przeżyła kilka miłosnych zawodów, ale rany zadane przez Reddinga były chyba najboleśniejsze. Nie w pełni opisała Nicholasowi swoją sytuację, nie zapoznała go ze wszystkimi szczegółami dotyczącymi Bartholomew Reddinga. Nie był on nowym odkryciem ciotki pragnącej wydać ją za wszelką cenę za mąż. Już raz się o nią starał i tym razem będzie bardziej natarczywy. Obecność Reddinga to nie jedyna trudność, jakiej będzie musiał sprostać Nicholas. Drugą będzie kontrakt małżeński. Annorah miała nadzieję, że Nick nie stchórzy, jak się dowie, jakie pieniądze wniesie przyszłemu mężowi. – Zdenerwowana? – zapytał.
Annorah usłyszała, że stangret opuszcza schodki powozu. Za kilka sekund wszystko się zacznie. – Trochę. A ty? – Nie. – Uśmiechnął się nieznacznie. – Ty też nie powinnaś się przejmować. Ludzie uwierzą w to, co im powiemy, i będą widzieli to, co każemy im widzieć. Annorah chciałaby mieć połowę jego optymizmu i pewności siebie. Gdyby wyjawiła mu całą prawdę, a nie tylko połowę… Nie znał Reddinga, nie wiedział o kontrakcie małżeńskim, nie miał pojęcia, jaką osobą jest jej ciotka. Georgina jasno da do zrozumienia, jak bardzo jest rozczarowana, kiedy jej plany nie zostaną zrealizowane. Schodki były gotowe, otwarły się drzwi powozu. Nicholas puścił do Annorah oko i wysiadł pierwszy, po czym podał jej rękę. Dotyk jego gorącej dłoni dodał jej otuchy. Spojrzała na dom ciotki, a wolną rękę przycisnęła do brzucha. Badger Place, rodzinne gniazdo męża ciotki, wuja Andrew, nigdy nie budziło w niej pozytywnych skojarzeń. Dwór był mniejszy niż w Hartshaven, ale z wysokim dachem i olbrzymimi oknami w wykuszach frontowej ściany i tak dość okazały. Annorah nigdy nie czuła się tu jak u siebie. W tych murach spędziła najgorsze lata, tu rozegrały się najbardziej nieprzyjemne sceny w jej życiu. – Niektórym może się podobać, wszak są gusta i guściki – szepnął Nicholas, który zauważył reakcję Annorah. Poczuła się raźniej. Skąd wiedział, o czym myślała? Była mu wdzięczna za wsparcie. – Annorah, jesteś wreszcie! Z otwartych drzwi domu wyfrunęła ciotka, GeorginaTimmerman, z szeroko rozpostartymi ramionami. Potrafiła bardzo dobrze udawać miłość rodzinną. Za nią pojawił się jej mąż, Andrew Timmerman, sztywny jak zawsze. Nie przejawiał chęci uściskania krewniaczki, ale to wcale jej nie przeszkadzało. Był typem ponuraka, który nie rzucał się ludziom w ramiona i korzystał z każdej okazji, by zaznaczyć swoją pozycję społeczną.
Zawdzięczał ją temu, że jako miejscowy dziedzic sprawował funkcję sędziego pokoju. Ciotka wycałowała Annorah w oba policzki, po czym odstąpiła od niej na krok. – Popatrz, popatrz! To już cały rok? Racja, winszuję kolejnych urodzin. Mam dla ciebie urodzinowy prezent. To pan Bartholomew Redding. – Ja też przywiozłam wam niespodziankę urodzinową. Ciociu Georgino, wujku Andrew, poznajcie mojego narzeczonego, pana Nicholasa D’Arcy’ego. Annorah zaczynała robić postępy. W tym, co powiedziała nie było ani słowa nieprawdy. Odsunęła się, by przedstawić wujostwu Nicholasa, który grzecznie trzymał się za jej plecami, by nie przeszkadzać w rodzinnych powitaniach. Wystąpił teraz do przodu, przystojny, uśmiechnięty. Ciotka Georgina oniemiała. Przez jej oblicze przebiegł wyraz niezadowolenia, szybko zamaskowany zainteresowaniem osobą gościa. – Narzeczonego? Od dawna? Dlaczego nic nam o tym nie wspominałaś, droga Annorah? Bylibyśmy wydali na waszą cześć bal zaręczynowy. Wątpię, pomyślała Annorah. Żałowała, że nie miała przygotowanej odpowiedzi na tego rodzaju pytania. Przestraszyła się, że podstęp wyda się już na wstępie. Z pomocą ruszył Nicholas. – To świeża sprawa, nieprawdaż, Annorah? – Władczym gestem chwycił ją za łokieć. – Tak – potwierdziła i przywołała się do porządku. – Nie było sensu pisać o tym do was, skoro wkrótce mieliśmy się spotkać. Było niemal widać miliony pytań cisnących się na usta ciotce. Taki nieoczekiwany rozwój sytuacji burzył jej plan. Jej faworyt, Redding, stawał się figurą całkowicie zbędną. – Cóż, to rzeczywiście niespodzianka – rzekł wuj Andrew, wyciągając do Nicholasa dłoń na powitanie. – Wejdźmy do środka, mamy już paru gości, nie wolno nam ich zaniedbywać. Później nam o wszystkim opowiesz, Annorah. Pana też zdążymy poznać, panie D’Arcy – dodał i spojrzał na niego oceniająco. – Witamy w
naszych progach. Były to właściwe słowa, stało się w pełni zadość rytuałowi uprzejmości, jednak Annorah nie mogła nic na to poradzić, że Badger Place skojarzyło się jej z borsuczą norą[5]. Goście nadjeżdżali przez całe popołudnie i gromadzili się w salonie, gdzie toczyli pogawędki przy herbacie, do której podano małe lukrowane ciasteczka. Pomalowany na zielono, udekorowany białymi sztukateriami, salon był dumą i radością ciotki. Drewnianą podłogę pokrywały dwa wielkie dywany. Jeden z nich, leżący w pobliżu kominka, został wykonany na specjalne zamówienie i przedstawiał rodzinny herb wuja Andrew – borsuka uzbrojonego w miecz i topór, nad którym widniał łaciński napis: Audemus jura nostra defendere, czyli Mamy odwagę bronić naszych praw. Annorah, kiedy była małą dziewczynką, w chwilach złości deptała po głowie owego borsuka. Znała niektórych spośród obecnych w salonie. Naturalnie Evę i Matthew, kuzynów, którzy zjechali ze swoimi małżonkami i dziećmi, w tej chwili przebywającymi w pokojach dziecięcych. Resztę gości stanowili sąsiedzi wujostwa. Annorah zauważyła proboszcza Stewarta z żoną, który musiał czuć się zaszczycony zaproszeniem do tak znamienitego domu, a także Hadleyów, właścicieli sąsiedniego majątku. W miarę przebiegu prezentacji Annorah przestawała się denerwować. Nicholas miał rację. Nikt ze zgromadzonych nie mógł go znać. Ci ludzie bardzo rzadko podróżowali do Londynu. Najlepszego gościa ciotka zachowała jednak na koniec. Przy kominku stał wysoki, potężnie zbudowany jasnowłosy mężczyzna o czerstwym, zdrowym obliczu wiejskiego dżentelmena. Przybrał starannie upozowaną postawę, podparty jedną ręką o biodro w taki sposób, żeby spod odchylonej poły surduta widać było kamizelkę i złoty łańcuszek od zegarka schowany w kieszonce. Na jego widok Annorah stanęła jak rażona paraliżem. Teraz pożałowała, że nie opowiedziała o nim Nicholasowi. Ale niepotrzebnie się martwiła. Nicholas położył jej dłoń na krzyżu, gdy się do owego mężczyzny zbliżali, co dowodziło, że odgadł,
kim on jest. – Moja droga, pamiętasz pana Bartholomew Reddinga? – spytała ciotka. Czy pamięta? Związane z nim wspomnienie prześladowało ją do dzisiaj. To przez niego utraciła wiarę w ludzi. To on w największym stopniu przyczynił się do tego, że zamknęła się w Hartshaven i znalazła się w swoim obecnym położeniu. – Annorah? Nie widzieliśmy się całą wieczność. Redding rozjaśnił się na jej widok i wyciągnął ku niej obie ręce, jak gdyby spodziewał się, że ona je pochwyci. Tymczasem Annorah zatrzymała się w znacznej w odległości, bo nie zniosłaby jego dotyku. Zachowywał się tak, jak gdyby doznał serdecznego przywitania z jej strony. Widocznie zapomniał, że mocno nadużył jej zaufania przed laty. – Jestem na bieżąco wprowadzony przez pani ciotkę we wszystkie szczegóły pani życia – wyjaśnił i uśmiechnął się, a jej ścierpła skóra. – Zaczęła mi o pani opowiadać, gdy w zeszłym roku umarła moja druga żona. Annorah powstrzymała się i nie wypowiedziała złośliwej uwagi. Słyszała plotki o śmierci żony Reddinga, która nastąpiła podejrzanie szybko po zgonie pierwszej małżonki i jego pospiesznym powtórnym ożenkiem. Czuła dłoń Nicholasa na plecach i to dodawało jej odwagi. – Czy mogę przedstawić panu mojego narzeczonego, pana Nicholasa D’Arcy’ego? – Narzeczonego? – Redding uniósł brew ze zdziwienia. – Nic mi o tym nie wiadomo. – Rzucił ostre spojrzenie Georginie. – Najwyraźniej pani ciotka jednak nie zaznajomiła mnie ze wszystkimi wiadomościami dotyczącymi pani losu. – Wyłącznie z naszej winy – włączył się zręcznie do rozmowy Nicholas. – To nowa sprawa. Tak nowa, że nie poinformowaliśmy o niej listownie, żeby dać wujostwu szansę uprzedzenia rodziny, sądząc, że list nie dotarłby przed naszym przyjazdem. – Uśmiechnął się promiennie do Georginy. – Zresztą jestem zdania, że tego rodzaju wiadomością lepiej jest podzielić się
z rodziną osobiście niż za pomocą korespondencji. Komunikat ukaże się w jutrzejszym „Timesie”. Ciotka zbladła na wzmiankę o „Timesie”. Mistrzowskie zagranie! – uznała Annorah, uśmiechając się z satysfakcją. Nicholas grzecznie odpowiedział na wątpliwości Reddinga, dał prztyczek ciotce i jednocześnie pogłaskał ego obojga. – Czy będą ogłoszone zapowiedzi? – dopytywał się Redding. Najwyraźniej komunikat w „Timesie” mu nie wystarczał, potrzebował dalszych dowodów. Nicholas poczęstował go pogardliwym spojrzeniem. – To droga do ołtarza dla biednych. My pobierzemy się na podstawie specjalnego zezwolenia. Rzeczywiście? Wydałby dwadzieścia osiem gwinei, żeby ją poślubić? Annorah zaczerwieniła się, jak gdyby fikcja miała stać się prawdą. Wzmianka o specjalnym zezwoleniu wiele mówiła tym, którzy chcieli słuchać, jakiego rodzaju mężczyzną jest Nicholas. Odpowiedź pasowała do majętnego dżentelmena. Annorah spadł kamień z serca. Nicholas musiał wcielić się w całkowicie nową dla siebie rolę, ona powinna tylko pozostać sobą. Jak to się uda? Wiele przed nimi, na razie pokonali pierwszą przeszkodę. Annorah była pełna optymizmu, kiedy poszli na górę do przydzielonych im pokojów, aby się przebrać przed kolacją. Znalazła się w swojej dawnej sypialni z oknem wychodzącym na ogród. Nicholas jako niezapowiedziany gość dostał pokój w innym skrzydle domu. Trudno powiedzieć, czy było to przemyślane. Pokój musiał się dla niego znaleźć, podczas gdy goście pili herbatę i Annorah była wdzięczna ciotce, że uporała się z tym tak szybko. Mimo wszystko była przekonana, że przy odrobinie dobrej woli ze strony ciotki Nicholas mógłby być umieszczony bliżej jej pokoju. Wiedziała, że ciotka nie odda pola bez walki, zwłaszcza że w grę wchodzą pieniądze. Pieniądze, będące stawką w tej grze, były duże, a zgodnie z angielskim prawem po ślubie przejdą na męża. Gdyby mężem został ktoś wybrany przez ciotkę, mógłby poczuwać się do
wdzięczności i podzielić się z nią ową fortuną. Annorah nie żywiła wątpliwości, że ciotka liczyła na uzyskanie tą drogą dostępu do jej majątku. Już raz była w zmowie z Reddingiem, dlaczego nie miałaby chcieć posłużyć się nim ponownie. Od dawna ostrzyła sobie zęby na majątek Annorah. W przyszłym roku będzie wydawała za mąż najmłodszą córkę Mary. Pokaźny posag dawałby kuzynce szanse na korzystne zamążpójście, a całej rodzinie na awans towarzyski. Mary mogłaby liczyć nawet na barona, a może nawet na syna hrabiego. Naturalnie, nie najstarszego, lecz drugiego lub trzeciego, ale ich dzieci miałyby prawo powoływać się na pokrewieństwo z hrabiowskim domem. Annorah dokonała przeglądu sukien. Dzisiaj wieczorem chciała wyglądać jak królowa. Fortuna, która przypadnie jej po wyjściu za mąż, nie miała dla niej znaczenia. Jako jedyna spadkobierczyni Hartshaven i całkiem pokaźnego dożywocia, nie czuła potrzeby ubiegania się o pozostałą część dziedzictwa, do której kluczem był kontrakt małżeński. Lily zdążyła rozpakować i rozwiesić jej suknie, należało tylko wybrać odpowiednią. Nicholas zrobił po południu furorę w salonie. Oczy gości, a zwłaszcza dam, były nieustannie zwrócone na niego. Annorah rozpierała duma, że taki mężczyzna należy do niej, chociaż miała świadomość, że to tylko pozory. Poza nią nikt nie mógł o tym wiedzieć. Grał swoją rolę bezbłędnie, a ona chciała mu dorównać. Zdecydowała się na jasnoniebieską kreację z jedwabiu w kwiatowy rzucik. Obcisły gorsecik z cielistym obszyciem eksponował dekolt, osłonięty przed natrętnymi spojrzeniami chusteczką w tym samym cielistym kolorze. Suknia była bardzo wytworna. Nikomu z siedzących przy stole nie przyjdzie do głowy, jak to się stało, że taka skromna prowincjuszka złapała na męża takiego światowca jak Nicholas. Nie daj Boże, by ciotka zwietrzyła, że coś w tej sprawie brzydko pachnie. – Według mnie, coś tu śmierdzi. Dokładnie tak wyraził się Redding, nerwowo przemierzając
prywatny salonik Georginy Timmerman. Nie wiedział tylko, skąd pochodzi ów nieprzyjemny zapach. Czyżby Georgina w złej wierze zwabiła go do Badger Place, kłamliwie obiecując, że teraz ustrzeli Annorah, choć nie udało mu się to dwanaście lat wcześniej? A może sama była szczerze zaskoczona nieoczekiwanymi zaręczynami siostrzenicy? Jeśli tak, to podejrzana była Annorah i jej rzekomy narzeczony. – Też tak uważam – zapewniła gorączkowo Georgina, czerwona ze złości. – Nie wierzę w te zaręczyny. Ona próbuje wymanewrować nas i prawników. Ta niewdzięczna dziewczyna chce zatrzymać wszystkie pieniądze dla siebie. Zbyt długo stanowiła sama o sobie. Potrzebuje męża, który przywołałby ją do porządku. Idea przypadła do gustu Reddingowi. Lubił dyscyplinować kobiety. Miał kilka ulubionych sposobów, które chętnie wypróbowałby na Annorah. Przydałaby się jej mała nauczka za to, że odrzuciła go przed laty i skazała na dwa nieudane związki z niezbyt zamożnymi kobietami. Zadowoliła go odpowiedź Georginy Timmerman. Tylko tak mogła przekonać go o swojej wiarygodności. Nie wypadało przecież przyznać się, że wiedziała o tym, iż siostrzenica została przyobiecana innemu. Niemniej jendak on i tak jej niedowierzał. Był cynikiem i nikomu nie wierzył. – Jakie mamy dowody do przypuszczenia, że to podstęp? – Siostrzenica nie chce, żebym ja dostała pieniądze. Nigdy mnie nie lubiła. Storpedowała moje starania przed laty. Przedstawiałam jej dobre oferty małżeńskie, ale ona za każdym razem je odrzucała. Nikt nie był dla niej dość dobry. Pan wie o tym najlepiej. Pana też jej swatałam. – Wydaje się, że powinniśmy skoordynować nasze plany. Prawdziwy czy nie, ten pan D’Arcy jest dla nas istotną przeszkodą. Nie wypadałoby mi odgrywać zalotnika, skoro jeden już się przy niej kręci. Redding od początku podejrzewał, że będzie trudniej, niżby się na pozór wydawało. Zawsze tak jest, gdy coś wygląda za
dobrze. Stawka była olbrzymia i przez to warta licznych starań. Gdyby zdobył Annorah, do końca życia niczego by mu nie brakowało. – Mógłbym spróbować ją skompromitować – zasugerował. Już ją widział z uniesionymi spódnicami, przyciśniętą do ściany akurat wtedy, gdy ktoś wchodzi do pokoju. – Mogę zrobić coś, co rzuci na nią cień w oczach pana D’Arcy’ego. Przekonać go, że nie jest taką dziewczyną, jak on sobie wyobraża. Twarz Georginy rozjaśnił okrutny uśmiech. – Moglibyśmy zrobić to samo w stosunku do niego – powiedziała. – Może udałoby się nam pogrzebać w jego przeszłości i dowiedzieć czegoś, co świadczyłoby o tym, że on poluje na jej pieniądze. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby moja siostrzenica padła ofiarą łowcy posagów – dodała obłudnie. – Napiszę do Londynu. Może uda się nam posiać ziarno zwątpienia i do ślubu nie dojdzie. Redding przyklasnął pomysłowi. On także zamierzał napisać w tej sprawie do Londynu. Timmermanowie byli intrygantami, ale mogli nie znać ludzi, do których należało uderzyć, by zdobyć użyteczne kompromitujące informacje, o ile takowe istniały. Być może D’Arcy jest dżentelmenem, za jakiego się podaje. Redding jednak w to wątpił. Doświadczenie nauczyło go, że każdy ma coś do ukrycia. Nauczyło go również, że wdzięczność najlepiej można wyrazić w pieniądzach. Należy domniemywać, że Annorah tak właśnie by postąpiła.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY Annorah schodziła na kolację. Serce zabiło jej gwałtownie, kiedy chwyciła spojrzenie, jakim obrzucił ją stojący u stóp schodów Nicholas. Czekał tam na nią, mieli razem wejść do salonu. Kiedy na nią patrzył takim wzrokiem, zapominała, że ich narzeczeństwo jest fikcją, i zaczynała myśleć, że on naprawdę do niej należy. W czarnym wieczorowym stroju, nienagannie ogolony i uczesany, prezentował się wspaniałe. Było pewne, że nikt nie dorówna mu elegancją. – Wyglądasz ślicznie, jak zazwyczaj – powiedział Nick. – W niebieskim wyjątkowo ci do twarzy. – Skłonił się i złożył pocałunek na dłoni Annorah, chociaż nie był do tego zobowiązany. – Wejdziemy pogawędzić z moimi przyszłymi powinowatymi? – zażartował. W niebieskich oczach iskrzyła się wesołość. W tym tkwi jego urok, pomyślała Annorah. Jest dobrze ułożony i ma poczucie humoru. Wie, że jest bardzo przystojny i męski, ale nie uważa, że z tego tytułu należą mu się szczególne względy. – Nie mamy wyboru, jeśli chcemy dostać coś do jedzenia – odpowiedziała również żartem. – Jestem ci wdzięczna za to, co dla mnie robisz. Naprawdę to doceniam. Nachylił się do jej ucha, jak gdyby chciał jej powierzyć sekret. – Cieszę się. Ogarnęło ją poczucie winy. Tak chętnie uczestniczył w inscenizacji, bo nie znał wszystkich okoliczności. Nie miał pojęcia, że chodzi o coś więcej, niż tylko o odgrywanie roli oficjalnego narzeczonego. Prawda wypłynie na wierzch na spotkaniu z adwokatem w celu omówienia kontraktu małżeńskiego. Annorah nie uprzedziła Nicholasa, co będzie przedmiotem kontraktu. Uważała, że ta wiedza jest mu niepotrzebna do odgrywania roli. Teraz zastanawiała się, czy nie popełniła błędu. Z salonu dochodził miły dla ucha szmer rozmów. Większość
gości już tam była. Nicholas zamierzał rzucić jakąś żartobliwą uwagę, kiedy przekraczali próg, ale się powstrzymał. Annorah wyczuła, że zawahał się, czy wejść. Coś musiało zakłócić jego niezmącony spokój, jednak nie zbladł ani nie zadrżał. Gdyby nie trzymała dłoni na jego ramieniu i nie poznała go tak dobrze w Hartshaven, pewnie w ogóle nie zauważyłaby tej reakcji. Jednak dużo o nim wiedziała. Wychwyciła podobne nastawienie, ilekroć w rozmowach zbliżali się do tematów, które uznawał za nazbyt osobiste. Zerknęła z ukosa i podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem. W głębokim wykuszu okiennym, na tle sięgającej od podłogi do sufitu szklanej tafli, stał mężczyzna zwrócony twarzą do drzwi, otoczony grupką panów z kieliszkami w dłoniach. Nawet z tej odległości Annorah wyczuła, że obecność tego mężczyzny stanowi zagrożenie. Odpowiedni do okoliczności czarny wieczorowy strój nie maskował jego lekceważenia dla konwenansów. Miał ciemne, luźno puszczone włosy, na szczęce rysował się cień całodziennego zarostu. Brakowało mu nieskazitelności Nicholasa, jednak na swój sposób był atrakcyjnym mężczyzną. Annorah nie potrafiła odgadnąć, co ktoś taki robi w salonie jej ciotki. Wyraźnie tu nie pasował. Patrząc na Nicholasa, Annorah domyśliła się, że był podobnego zdania. Nieznajomy i Nicholas spojrzeli na siebie i jej narzeczony zaklął cicho pod nosem. Spokój Annorah prysł, wróciły obawy, które wiązała z pobytem u ciotki. Nicholas znał owego mężczyznę, co oznaczało, że ów mężczyzna znał jej rzekomego narzeczonego. A skoro tak, to wiedział, czym Nicholas się trudni, i mógł go zdemaskować. Zagrożenie, jakie przedstawiał Bartholomew Redding zbladło wobec zagrożenia, jakie stanowił nieznajomy. Bynajmniej nie dla Nicholasa, który zdążył już odzyskać pewność siebie. Jak gdyby nigdy nic zaczęli przesuwać się w stronę ciotki i wuja, stojących przy kominku. Kątem oka Annorah obserwowała mężczyznę, który podjął przerwaną rozmowę z otaczającymi go panami. Najwyraźniej nie zamierzał uczynić żadnego afrontu
Nicholasowi. Oczywiście, był myśliwym. Miał czas zapolować na nich przez cały wieczór. Nigdzie się nie ukryją. Mógł się nie spieszyć, co rodziło pytanie: jak długo jeszcze będzie się wstrzymywał? Uczyni to już podczas serwowania ryby czy poczeka do deseru, dzięki czemu ona będzie przez całą kolację trwała w potwornym napięciu? Nicholas gawędził z ciotką i wujem na temat cen wełny owczej, ale i on musiał być zaniepokojony. Annorah najchętniej wyciągnęłaby go z salonu i zapytała o znajomość z tajemniczym nieznajomym, a przede wszystkim o to, jak wielkie niebezpieczeństwo dla nich stanowi. Było to jednak niemożliwe. Nawet gdyby udało się im wyjść, nie mogliby tego zrobić bez wzbudzania podejrzeń ze strony owego mężczyzny. Nicholas uśmiechał się i potakiwał, robił, co mógł, by sprawiać wrażenie, że bardzo go zajmuje temat cen wełny, ale wolałby podejść do okna i zapytać Grahame’a Westmore’a co, u licha, on tu robi. Użyłby dokładnie takich słów. Czyżby Westmore przywiózł mu instrukcje z Londynu? A może znalazł się tu w charakterze dżentelmena do towarzystwa? O ile pierwsze wydawało się prawdopodobne, to drugie mocno wątpliwe. Nicholas zauważył już podczas popołudniowych powitań, że większość pań przybyła z mężami. W Londynie większość dam nie powstrzymałoby to przed skorzystaniem z usług agencji, ale dla pań z prowincji było to nazbyt kosztowne. Nicholas nie przypuszczał, by cnotliwe prowincjuszki z zachodniego Susseksu dysponowały takimi pieniędzmi, zwłaszcza że oprócz regularnej opłaty musiałyby ponieść koszty podróży. Pozostawała jedyna możliwość, że coś wydarzyło się w Londynie. Mimo wszystko nagłe przybycie Westmore’a było dziwne. Wprawdzie Nicholas zawiadomił Deverila o wyjeździe z Hartshaven, ale jego list nie mógł dotrzeć do adresata tak szybko, by ów zdążył wyekspediować Westomore’a. Jeśli tak, to jak należałoby tłumaczyć obecność kolegi po fachu? Jeśli chodzi o samego Westmore’a, to każde wyjaśnienie
mogłoby być trafne. Był do pewnego stopnia nieprzewidywalny. Jedyne, co Nicholas wiedział o klubowym koledze, to że wychodził zwycięsko z pojedynków i był bezgranicznie oddany Channingowi. Aż do dzisiaj Nicholas nie potrzebował wiedzieć więcej. Teraz walczył z sobą, aby do niego nie podejść i nie zażądać spotkania na osobności. – W Szkocji preferują hodowlę kastrowanych baranów – powiedział Nicholas. – Oczywiście, oni wypasają stada na górskich łąkach, ich zwierzęta muszą być wytrzymalsze. – To prawda – przyznał mu rację Andrew Timmerman. Nicholas zżymał się wewnętrznie. Bóg był dlań łaskawy, nigdy nie musiał utrzymywać się z hodowli. Może i wiedział co nieco, ale nie potrafił traktować tematu z taką samą powagą jak ci ludzie. – Chyba się zastanowię nad kupnem w obecnym sezonie paru szkockich samic i skrzyżowaniem ich z moimi trykami – oznajmił Andrew. – Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Nicholas miał nadzieję, że temat został wyczerpany, lecz Andrew nie zamierzał kończyć. – Tak, im dłużej o tym myślę, tym bardziej podoba mi się ten pomysł. Moje tryki rasy Merino uszlachetnią te owce. Krzyżówki mogą dać miększe runo. Nicholas miał absolutnie dość. Nie zamierzał dłużej roztrząsać kwestii rozmnażania owiec. – Pozwoli pan, że na chwilę ukradnę mu jego miłą żonę? Zauważyłem, że po podwieczorku przybył nowy gość. – Wskazał Westmore’a i zaoferował Georginie wolne ramię. – Annorah i ja powinniśmy go przywitać. Wyznaję, że wygląda mi znajomo. Być może spotkaliśmy się już kiedyś przelotnie, ale jego nazwisko wyleciało mi z głowy. W ten sposób Nicholas unikał przypadkowej demaskacji Westomore’a, gdyby ten występował pod zmienionym nazwiskiem. Georgina gładko połknęła komplement. – Chętnie spełnię pańską prośbę. Podeszli we trójkę do grupki otaczającej Westmore’a.
– Kapitanie Westmore, nie miał pan jeszcze okazji poznać panny Annorah Price-Ellis, mojej siostrzenicy, i jej narzeczonego, pana D’Arcy’ego. Nicholas i Westmore wymienili dyskretne spojrzenia. Georgina, nic o tym nie wiedząc, wyjaśniła kilka kwestii. Westmore występował pod prawdziwym nazwiskiem i przyjechał sam, albowiem Georgina nie skojarzyła go z żadną z obecnych pań. Jeśli towarzyszył którejś, to w sekrecie. Oczywiście, rodziło to dalsze pytania. Po co w ogóle tu przybył? Nicholasowi nie mieściło się w głowie, by chciał uczestniczyć w wiejskim zjeździe towarzyskim w zachodnim Susseksie dla przyjemności, skoro miał wiele okazji robić to za wynagrodzeniem. – Sądziłem, że to pan, kiedy pana zauważyłem – zauważył uprzejmie Nicholas. Najwyraźniej Westmore pozostawił mu wolną rękę, jak rozegra spotkanie. Zamierzał wykorzystać to do końca. – Panowie się znają? – zapytała zdziwiona Georgina. – Natknęliśmy się na siebie w Londynie – wyjaśnił lekkim tonem Nicholas. – Trudno to nazwać znajomością, ale mamy wspólnych przyjaciół. Może poznamy się lepiej podczas obecnego weekendu. Wszystko to było prawdą. Nick nie był blisko z Westmore’em. Nie miał pojęcia o jego prywatnych sprawach, co zresztą było normą w agencji. Nie wiedział, jaką whisky pijał, u którego szewca zamawiał buty, do którego klubu uczęszczał. Przynajmniej jednak teraz nikogo nie zdziwi, jeśli się okaże, że widywano go w towarzystwie Westmore’a. Westmore pochylił się ku dłoni Annorah. Spojrzenie drapieżnych niczym u wilka, siwych oczu zbyt długo zatrzymało się na częściach jej ciała, które przyzwoitość nakazywałaby ignorować u narzeczonej innego mężczyzny. – Gratuluję, panie D’Arcy. Wygrał pan los na loterii. Nicholas miał chęć strzelić go w pysk, by zetrzeć dwuznaczny półuśmieszek, towarzyszący słowom. Annorah nie była gąską, ale daleko jej było do Westmore’a. Potrafił być dość
wulgarny, kiedy nie zależało mu na pokazywaniu oblicza światowca. Najwidoczniej w Londynie nie brakowało wytwornych dam, które lubiły wpuszczać za drzwi swoich buduarów gruboskórne typy. Westmore niezmiennie cieszył się wzięciem. Oznajmiono, że kolacja została podana, i obecni w salonie zaczęli przechodzić do jadalni. Nicholas skorzystał z okazji, żeby odciągnąć Annorah od tego towarzystwa. Zaś wieczorem, kiedy domownicy i goście udadzą się na spoczynek, postara się dopaść Westmore’a i wyjaśnić, po co tu przyjechał. – Czy to przyjaciel? – zapytała Annorah, kiedy nikt nie mógł usłyszeć. – Raczej tak. Nie martw się – powiedział, odsuwając dla niej krzesło przy stole. Na szczęście Georgina umieściła ich razem na swoim końcu stołu, jemu przeznaczając miejsce po swojej lewicy. Annorah siedziała obok niego, po jej drugiej stronie zasiadał Bartholomew Redding. Nicholas skrzywił się na taką konfigurację. Zgodnie z zasadami, Redding powinien być przesadzony, gdyż wszyscy obecni przy stole wiedzieli, że został zaproszony na zjazd ze względu na Annorah. Nicholas zastanawiał się, dlaczego ciotka pcha Reddinga w objęcia siostrzenicy. Rzucił jej pytające spojrzenie. Georgina doskonale zrozumiała, o co mu chodzi. – Zabrakło czasu na dokonanie zmiany w planie rozsadzenia gości. Kłamała i Nicholasa kusiło, by jej to zarzucić. Jeśli znalazła czas, żeby posadzić go koło siebie, chociaż był gościem niezapowiedzianym, to tym bardziej mogła znaleźć dla Reddinga dalsze miejsce. Nie uległ pokusie. Konflikt z ciotką Annorah byłby bezproduktywny, a zrobiłby sobie z niej wroga. Lepiej robić dobrą minę do złej gry. Lokaje postawili na stole pierwsze danie, zupę z wermiszelem, co stanowiło sygnał do podjęcia konwersacji. Georgina Timmerman skwapliwie z tego skorzystała. – Cieszę się, że mam nareszcie okazję zadać panu kilka
pytań. Musi mi pan powiedzieć, jak poznał pan moją siostrzenicę. Nicholas był przygotowany. Ćwiczyli z Annorah odpowiedzi na podobne pytania, kiedy planowali tę maskaradę. – Prawdę mówiąc, korespondencyjnie. – Nie mijał się całkowicie z prawdą. – Podzielaliśmy wspólne zainteresowanie pewną organizacją i w końcu postanowiliśmy zawrzeć bezpośrednią znajomość. A kiedy już się poznaliśmy, zrozumieliśmy, że jesteśmy dla siebie stworzeni. – To brzmi, jakby porwała was istna trąba powietrzna – zauważyła Georgina. Nicholas poczuł jej dłoń na swoim kolanie. Spojrzał na nią z uniesioną brwią, dając do zrozumienia, że dziwi go ta śmiałość, ale ona udała, że nie wie, o co chodzi, i dłoni nie zabrała. Tak postępowały atrakcyjne kobiety. Były zbyt mocno przeświadczone o sile swojego uroku, by brać pod uwagę odmowę. Mając czterdzieści kilka lat, Georgina Timmerman wciąż była dość ładna. Nietknięte przedwczesną siwizną brązowe włosy lśniły, ciało zachowało młodzieńczą jędrność. Naturalnie, to wcale nie oznaczało, że on ją zechce. – Muszę pana ostrzec. Annorah jest bardzo uczuciowa. Już wcześniej nieopatrzenie wdawała się w romanse, które nie kończyły się dobrze. – Potrząsnęła ze smutkiem głową, ale było w tym więcej kokieterii niż smutku. Jej dłoń powędrowała po jego udzie. – Moja siostrzenica daje się porwać uczuciom i zapomina o konieczności uwzględnienia długofalowych konsekwencji. Najwidoczniej niedaleko padło jabłko od jabłoni, pomyślał Nicholas. Georgina dawała się porwać namiętności już przed daniem rybnym, usiłując złowić coś zupełnie innego niż ryba. – Nie opowiadała panu o tym? – ciągnęła Georgina. – Nic pan nie wie o jej przeszłości? Miało to miejsce dawno temu, podczas jej pierwszego sezonu towarzyskiego. Prawdopodobnie nie warto o tym wspominać, a pan wie, co jest dla was najlepsze. Oboje jesteście dorośli i macie świadomość, co powinniście sobie nawzajem wyznać. – Ostatniemu słowu towarzyszyło dotknięcie w okolicy krocza Nicholasa.
Dzięki Bogu wniesiono homary i turboty. Oznaczało to, że Georgina będzie potrzebowała obu rąk, a on będzie mógł nawiązać rozmowę z Annorah. – Jak nasz przyjaciel, pan Redding? – zapytał. – Nie jest naszym przyjacielem. Kolekcjonuje wyłącznie monety. Ma ich pięćset czterdzieści dwie. Zauważyłam, że ciotka cię polubiła. – Dam sobie z nią radę. Nie pierwszy raz zdarza mi się odrzucać niepożądane awanse. – Przecież jesteś moim narzeczonym! – powiedziała tonem, który go rozczulił, bo dawno nikt się o niego nie troszczył. – Czyni awanse przyszłemu mężowi siostrzenicy. To nikczemne. Na dodatek przy kolacji. – Byłoby lepiej, gdyby robiła to w letnim pawilonie w ogrodzie? – zażartował. – Nie o to chodzi. W ogóle nie powinna tego robić. Annorah ładnie wyglądała z zaróżowionymi policzkami i roziskrzonymi zielonymi oczami, wyrażającymi słuszne oburzenie. Kiedy ostatnio ktoś stanął po mojej stronie? – zastanowił się Nicholas. Oczywiście Deveril. Zawsze do pewnego stopnia angażował się w jego sprawy, tak jak chociażby w aferę z Burroughsem. Jednak to był układ zawodowy. A kiedy jakaś kobieta pomyślała o tym, co jest dobre dla niego, naturalnie poza sytuacjami, w których on mógł dać jej rozkosz? Pojawiła się pieczeń wołowa i konwersacja zamarła. Nicholas poczuł, jak pantofelek Georginy obciera się o jego łydkę. Nie mógł zareagować, musiał znosić jej zaloty, nie chcąc zrobić sobie z niej wroga. Z jej słów zaczynał wyłaniać się pewien sens. Chciała, żeby dowiedział się czegoś o jej siostrzenicy, co miało niepochlebnie o niej świadczyć. Nie tak zazwyczaj zachowują się rodzice i krewni panny na wydaniu. Nie były to opowieści o rozbitych kolanach i nieszkodliwych psotach powtarzane w towarzystwie w jak najlepszej wierze. Georgina miała złe intencje, chociaż starała się przybierać lekki ton. Dlaczego ciotka chciała oczernić „ukochaną”, jak się
wyraziła, siostrzenicę, która późno, bo późno, ale znalazła kandydata na męża. Wujostwo powinni być zachwyceni, że w końcu odbędzie się ślub. Nicholas rozumiał, że ciotka mogła być niezadowolona, bo dowiedziała się o tym jako ostatnia, zwłaszcza że swatała siostrzenicę wcześniej. Jednak niezadowolenie nie usprawiedliwiało chęci oszkalowania krewnej, bo dzięki je zamążpójściu pieniądze pozostawały w rodzinie. Najbardziej urażona ciotka nie powinna z tego powodu narzekać. – Zdążył pan ją poznać. – Georgina nawiązała do porzuconego przy rybie tematu, kiedy uprzątnięto nakrycia po pieczystym. – Owszem, zdążyłem – odparł Nick, ale zaczynał w to wątpić. Coś się nie zgadzało, przy czym nie chodziło o pantofelek Georginy, który posuwał się w górę po jego łydce. – Ona będzie wymagała twardej ręki. Pantofelek zawędrował bardzo wysoko i Nicholas niemal podskoczył na krześle. Złapał rozbawione spojrzenie Westmore’a siedzącego po przeciwnej stronie stołu o dwa miejsca w bok. – Przepraszam, chyba upuściłem coś na podłogę – zaimprowizował wyjaśnienie. Kiedy Nicholas szedł na górę, żeby się położyć, był już pewny, że coś w całej tej sprawie nie gra. Bardzo chciałby złożyć nocną wizytę w pokoju Annorah i uzyskać wytłumaczenie niektórych zagadek, ale pierwszeństwo miał Grahame Westmore, zwłaszcza gdyby miało okazać się, że Channing Deveril przesyłał mu przez niego ważną wiadomość.
ROZDZIAŁ SZESNASTY Grahame czekał w bibliotece. W każdej rezydencji biblioteka była miejscem, w którym, jak wcześniej uzgodniono, panowie należący do Ligi Dyskretnych Dżentelmenów mieli się spotykać, gdyby zaistniała taka konieczność. – Nareszcie jesteś. – Grahame uniósł wzrok znad książki. – Zdziwiłeś się na mój widok. – Posłał Nicholasowi półuśmiech, który od biedy można by uznać za przyjacielski. – Nie spodziewałem się ciebie. Musisz przyznać, że raczej nie mogłem liczyć na to, że akurat tu spotkam któregoś z nas. Nicholas podszedł do bocznego stolika i nalał sobie drinka. Pytającym gestem uniósł w powietrze drugi pusty kieliszek. Grahame pokręcił głową. – Przyjechałeś w interesach czy dla przyjemności? – Częściowo w interesach, a częściowo dla przyjemności. Nie mam zlecenia, jeśli to chcesz wiedzieć. – Zaśmiał się. – Obecny sezon w Londynie jest bardzo marny. Kolejne pokolenie debiutantek jest żałosne – same głupie gęsi. Z roku na rok są coraz młodsze. Nicholas pociągnął długi łyk brandy. – Gdybyś nie był takim ponurakiem, może wydawałyby ci się mniej żałosne. Westmore nie należał do najbardziej przystępnych spośród ludzi Channinga, ale kobiety nie płaciły mu za bycie przyjemnym. – Nie potrzebuję twoich rad. Nawet jeśli Westmore’owi brakowało ogłady, to nie brakowało dam lubiących takich mężczyzn jak on: szorstkich, po wojskowemu skutecznych. Nicholas pociągnął kolejny łyk, mając nadzieję, że kolega przerwie panujące milczenie, przekazując mu informacje. Jednak nie doczekał się i musiał pociągnąć rozmowę. – Czy słusznie się spodziewam, że masz dla mnie wiadomość? – Tak. Deveril nalegał, bym szybko do ciebie dotarł. Złość
lorda Burroughsa wciąż jeszcze nie ostygła. Chce mieć twoją głowę na tacy. Któregoś wieczoru nawet natarł na Deverila na balu u księcia Rothburgha, domagając się wydania miejsca twojego pobytu. – Zamilkł, po czym podjął na nowo. – Channing nie był zadowolony, dowiadując się, że wyjeżdżasz z Hartshaven. Obawiał się, że trafisz do Londynu albo że Londyn może przez przypadek trafić do ciebie. Domyślam się, że on nie poznał twoich najnowszych planów. – Nie miałem czasu napisać do niego dłuższego listu, zresztą o niektórych rzeczach lepiej informować osobiście. Nicholas niechętnie się tłumaczył, tym bardziej że brak aprobaty ze strony Westmore’a był widoczny. – Czy to nie miało trwać tylko kilka nocy? – Postanowiliśmy wspólnie rozszerzyć zlecenie. Ona mnie potrzebowała na tym zjeździe, a ja nie miałem dokąd się udać. Westmore nie musiał wiedzieć, że nie powiedział o tym Annorah. Tłumaczenie brzmiało sensownie i Westmore powinien wziąć je za dobrą monetę. Takie argumenty zazwyczaj do niego przemawiały. – Ona ci płaci za dodatkowy czas, oczywiście? – Tak. – Doskonale. Robisz dobry interes, dostaniesz podwójną zapłatę. Ona jest bogata i ładna. Masz szczęście. – Co sugerujesz? – Nicholasowi nie podobał się cyniczny ton kolegi i jego dobór słów. – A właściwie po co ona cię tutaj ściągnęła? Chyba nie chodzi o seks, skoro siedzisz tu ze mną dobrze po północy. – To chyba jasne, nie sądzisz? Ona potrzebuje kogoś, kogo mogłaby przedstawić rodzinie jako narzeczonego. Nicholas skupił się na drinku. Pytania Westmore’a trafiały zbyt blisko sedna. Sam zaczynał się nad tym zastanawiać po rozmowie z Georginą , do której doszło podczas kolacji. Redding był dość atrakcyjnym mężczyzną. Co miała przeciwko niemu Annorah, że musiała skryć się za swego rodzaju tarczą ochronną w postaci narzeczonego?
– A ty potraktowałeś jej wyjaśnienia dosłownie? Co takiego ci powiedziała? Albo lepiej, co takiego zrobiła, że dałeś się jej zaciągnąć na zjazd u ciotki? – dopytywał się Westmore. – Musiałem dokądś wyjechać. Nie miałem wyboru. Nicholas przypomniał sobie scenę na tarasie w Hartshaven. Annorah nic nie zrobiła, a przynajmniej nic takiego, co insynuował Westmore. Po prostu stała blada, w dłoniach ściskała kurczowo zaproszenie od ciotki. Nie miał serca jej odmówić. – Powiedziała, że ciotka wzywa ją do siebie rokrocznie, a podczas tego spotkania zamierza podjąć ostatnią próbę wydania jej za mąż, tymczasem ona ma dość jej swatania. Już na miejscu, w Badger Place, Nicholas zauważył, że Annorah reaguje nerwowo na obecność Bartholomew Reddinga, lecz nie potrafił zrozumieć dlaczego. – Uhm – mruknął Westmore. – A ty masz jakąś teorię na ten temat? – przycisnął go Nicholas. – A muszę? Najwyraźniej wiejskie powietrze przytępiło twoją inteligencję – odparł z westchnieniem kolega. – No dobrze. Otóż mnie się wydaje, że twoja słodka Annorah coś ukrywa i wciąga cię w sam środek intrygi. – Ona nie jest taka i…- zaczął Nicholas. Westmore uciszył go machnięciem ręki. – Skąd wiesz, jaka jest? Znasz ją od tygodnia i cały ten tydzień spędziliście w izolacji od świata, prawda? Siedzieliście w jej majątku i gruchaliście niczym para podczas miesiąca miodowego. Wszystko, co o niej wiesz, usłyszałeś od niej. Ładna, bogata młoda kobieta, prowadząca samotne życie na wsi. Czy już tylko z tego powodu nie powinien zabrzmieć ci w głowie dzwonek alarmowy? Co ci naopowiadała? Że ma dosyć samotności? Że jest zmęczona zalotnikami, którzy polują wyłącznie na jej pieniądze? Założę się, że tak. Widzę to w twoich oczach. Co gorsza, ty w to uwierzyłeś. Sytuacja wygląda paradoksalnie. Nie ty ją uwodziłeś, ona uwiodła ciebie. Pozostaje zadać pytanie: W jakim celu? Nicholas czuł wzbierającą złość. Jak Westmore śmie
oczerniać Annorah, uosobienie szczerości i prostolinijności! Nie będzie mu opowiadał wszystkiego, co wie o testamencie jej ojca i warunkach, które musi spełnić, by zachować rodzinny majątek. – Nie muszę jej przed tobą tłumaczyć – odrzekł z niezadowoleniem. – Nie, ale zdążyłeś wytłumaczyć ją przed sobą. – Westmore machnął ręką i dodał: – W końcu jakie to ma znaczenie? Ty pójdziesz swoją drogą, a ona swoją. – Wymierzył w stronę Nicholasa wskazujący palec. – Nigdy nie mieszaj interesów z przyjemnością. To nie fair zarówno wobec niej, jak i samego siebie. Mam nadzieję, że masz plan wywikłania się z tych zaręczyn. Uważaj, żebyś nie narobił sobie kłopotów. Trudno było z tym dyskutować. Wątpliwości Westmore’a zasługiwały na uwagę, tym bardziej że instynkt podpowiadał Nickowi, by zachował czujność. Mimo wszystko nie zamierzał debatować z kolegą z agencji na temat intencji Annorah, zwłaszcza że sam nie miał wyrobionego zdania w tej kwestii. – Idę do łóżka – oznajmił. – Swojego czy czyjegoś? Może Georginy? Zauważyłem jej manewry pod stołem w czasie kolacji. – Swojego. Dzień był długi, jestem zmęczony. W holu Nicholasa kusiło, żeby skręcić w korytarz wiodący do pokoju Annorah. Pragnął jej. Chciał otoczyć ją ramionami i przytulić jej rozgrzane ciało do siebie. Chciał też zasypać ją pytaniami. W końcu położył się we własnym łóżku, a pytania wciąż pozostawały bez odpowiedzi. Nie przychodził. Ostatecznie Annorah uznała, że Nicholas jej nie odwiedzi, i zdmuchnęła lampę. Powinna postarać się zasnąć. Zjazdy towarzyskie w wiejskich rezydencjach bywają bardzo męczące. Gospodarze starają się urozmaicić program licznymi imprezami, ciągle trzeba się przebierać. Tańce przeciągają się do późna. Trwa nieustanna presja. Wszyscy obserwują się nawzajem, osądzają sposób ubrania, zachowania, roztrząsają każde wypowiedziane słowo. Dobiegł końca dopiero pierwszy dzień, a już się zaczęło. Po
kolacji w salonie huczało od plotek jak w ulu. Damy oblegały Annorah, wypytując o Nicholasa. – Lubi żółty kolor, szampana, łowić ryby… – Annorah powtarzała bez końca to, co o nim wiedziała, lecz niekoniecznie wszystko. Było mnóstwo informacji, którymi nie zamierzała się dzielić. Ciotka próbowała przemycić do konwersacji temat pana Reddinga. – Pan D’Arcy nie jest jedynym w tym gronie właścicielem pięknej majętności. Pan Bartholomew Redding ma doskonałe widoki na przyszłość, od kiedy odziedziczył po drugiej żonie posiadłość w naszej okolicy. Nikt jednak nie był zainteresowany widokami na przyszłość pana Reddinga, natomiast wszyscy łaknęli informacji o panu D’Arcym. Annorah odetchnęła z ulgą, gdy rozmowa zboczyła na inne tory. Wydawało się jej, że wie wiele o Nicholasie, ale gdy zaczynała o nim opowiadać, okazywało się bardzo szybko, że brakuje jej tematów. Annorah zamierzała wypytać Nicholasa o Grahame’a Westmore’a, lecz niestety przez cały wieczór nie znaleźli okazji do rozmowy. Z tego powodu była pewna, że Nicholas zajrzy do niej przed pójściem spać, nawet gdyby nie planował zostać z nią na noc. Tymczasem wybiła północ, a potem pierwsza w nocy. Teraz dochodziła druga, a jego ciągle nie było. Pytania, które zamierzała mu zadać, pozostaną bez odpowiedzi. Leżała długo, bezsennie. Usnęła dopiero przed świtem, mając pewność, że obudzi się niewyspana i w złym humorze. Tak też się stało. Z jękiem otworzyła oczy. Przez okno wdzierało się do wnętrza światło dzienne. Wadą jej pokoju było to, że okna wychodziły na wschód i od samego rana zaglądało do niego słońce. Lily właśnie odciągała zasłony i szczebiotała. – Zapowiada się piękny dzień, panienko. Słyszałam w kuchni, że będzie piknik w forcie na wzgórzu. Przyniosłam panience gorącą czekoladę. Pani ciotka kazała zanieść czekoladę wszystkim paniom w ich pokojach.
Odbierając od Lily filiżankę gorącej czekolady, Annorah uśmiechnęła się półgębkiem. Rytuał podawania porannej czekolady do łóżka ciotka przywiozła z Londynu, w którym bawiła tylko dwa razy w życiu, ale to nie przeszkadzało jej pozować na damę bywałą w wielkim świecie. – Jakieś wieści o panu D’Arcym? – zapytała Annorah. Może on wyspał się lepiej od niej i zdążył już wstać, a nawet odbyć przejażdżkę konną? Uderzyło ją, jak mało wie o jego porannych zwyczajach. W Hartshaven ona dyktowała, co będą robili każdego poranka. Spał w jej łóżku, z nią jadł śniadanie, razem planowali zajęcia na cały dzień. Tęskniła za nim w nocy. Czy on tęsknił za nią? Bez niego łóżko wydawało się puste i zimne. Jak szybko przyzwyczaiła się do jego obecności! Annorah nie przypuszczała, że dzielenie łóżka z drugą osobą jest takie przyjemne. Lily wyciągnęła z szafy ładną letnią sukienkę z zielonego muślinu i półbuciki z cielęcej skórki, odpowiednie na wiejskie ścieżki. – Zszedł już chyba na dół i je śniadanie razem z innymi panami – odpowiedziała. Annorah chciała jak najszybciej znaleźć się w towarzystwie Nicholasa, ale zanim była gotowa do zejścia na dół, upłynęła jeszcze prawie godzina. W holu zastała wielu gości ciotki, oczekujących na podstawienie powozów i przyprowadzenie wierzchowców. Nicholas odnalazł ją, zanim zeszła z ostatniego stopnia schodów. Był ubrany do wyjazdu w teren – miał na sobie irchowe bryczesy, buty do jazdy konnej i tweedowy żakiet. Wyglądał nieskazitelnie, lecz miał nieco zmęczone oczy, ale jeśli był niewyspany, to znosił to daleko lepiej niż Annorah. – Uratowałaś mnie ze szponów swojej ciotki – szepnął żartobliwie, biorąc ją pod ramię, jednak Annorah wyczuła w nim pewną nerwowość kontrastującą z jego zazwyczaj spokojną naturą. – Dzień dobry. – Już teraz rzeczywiście dobry. Czekałem na ciebie. – Uśmiechnął się i Annorah pomyślała, że może pomyliła się,
podejrzewając go o niepokój. – Przepraszam, że nie przyszedłem do ciebie wieczorem. Miałem co innego do roboty. – Wskazał głową w lewo. Annorah spojrzała tam i zauważyła Westmore’a w otoczeniu grupy panów. Zdecydowanie należał do mężczyzn podziwianych przez innych przedstawicieli swojej płci. Na wsi wyraźnie był w swoim żywiole. Prawdopodobnie celnie strzelał i górował nad innymi we wszystkich sportach terenowych. – Mam nadzieję, że wszystko w porządku. – Popatrzyła badawczo na Nicholasa, ale nie znalazła na jego twarzy oznak świadczących o tym, że się czymś martwi. – Tak, wszystko w porządku – potwierdził. – Jego przyjazd nie ma żadnego związku z nami. – Uścisnął jej dłoń. – Porozmawiamy później – obiecał. Annorah myślała, że piknik dostarczy wiele okazji do sam na sam z Nicholasem, ale się pomyliła. W otwartym powozie, którym jechali na wzgórze, znajdowały się oprócz niej trzy młode kobiety, które zabiegały o skupienie na sobie uwagi Nicholasa. On zabawiał każdą z nich po kolei, starając się, by nie zapominały, że nie jest mężczyzną wolnym. Robił to tak zręcznie, że Annorah prawie wcale nie odczuwała zazdrości. Razem z nimi mógł się śmiać i żartować, lecz było jasne, że nie zamierza zapominać o narzeczonej. Oczywiście, ty idiotko, przecież płacisz jego rachunki, powiedziała sobie w duchu, ale zrobiło się jej wstyd. Nicholas był człowiekiem lojalnym. Nie była pewna, skąd to wie ani dlaczego w to wierzy, ale takie żywiła przekonanie. Być może zdecydowało to, co jej opowiadał o swoim bracie, z którym się nie rozstawali w okresie dorastania. Po dojeździe na miejsce, gdzie był zaplanowany piknik, sytuacja nie uległa mianie na korzyść. Uformowały się grupki chętnych przespacerowania się do starego fortu, ale ich skład był płynny. Annorah raz po raz znajdowała się to bliżej, to dalej od Nicholasa, który przesyłanym jej od czasu do czasu uśmiechem zapewniał, że wszystko jest w najlepszym porządku. Całkiem dobrze bawiła się w towarzystwie kuzynek do momentu, kiedy
przyłączył się do nich Bartholomew Redding. – D’Arcy jest duszą towarzystwa, zauważyły panie? – zagadnął, prawdopodobnie pewny, że demonstruje sympatyczny sposób bycia. Annorah miała inne zdanie w tej kwestii, bo znała jego prawdziwe oblicze. – Owszem, podoba się wszędzie, gdzie się pokazujemy – odparła z rezerwą. Nie chciała, by Redding odniósł wrażenie, że z chęcią wda się z nim w pogawędkę. On udawał jednak, że nie rozumie jej intencji. – Jest pani wspaniałomyślną kobietą. Nie wiem, czy tak chętnie jak pani dzieliłbym się kimś tak mi drogim, zwłaszcza gdyby ten ktoś był podobnie rozrywany w towarzystwie. – Co pan sugeruje? – Annorah poczuła się dotknięta, chociaż jej narzeczeństwo było fikcyjne. Uświadomiła sobie surrealizm sytuacji; występowała w obronie wierności opłacanego przez siebie dżentelmena do towarzystwa. – Pani narzeczony jest przystojnym mężczyzną. Będzie niezmiennie przedmiotem zainteresowania ze strony kobiet. Być może zamierza pani przymykać oko na jego konkiety, naturalnie, za obopólnym porozumieniem. Annorah zorientowała się, że Redding separuje ją od reszty grupy i wpadła w irytację. – Nic panu do naszych prywatnych spraw – zareagowała dość ostro, ale Reddinga to nie zniechęciło. – Jak pani myśli, co on w pani widzi, Annorah? Ładna buzia to za mało dla kogoś takiego jak on. Każdego dnia i tygodnia może mieć koło siebie inną ładną buzię. Oczywiście, za pani urodą stoi majątek. Niewykluczone, że zatrzymać go pani przy sobie na smyczy, jaką są pieniądze. To niekiedy się udaje. Myśli pani, że dobrze mu będzie na smyczy? Czy może wolałby być spętany linką? – Za wiele pan sobie pozwala! – ostrzegła go Annorah. Gdyby była mężczyzną, mogłaby wyzwać go na pojedynek
za takie wulgarne słowa. Będąc kobietą, musiała słuchać, chyba że udałoby się jej uwolnić od jego osoby. – Niech się pani nie gorszy, mówię szczerze, co myślę. Byłoby wiele szczęśliwszych małżeństw, gdyby ktoś powiedział ludziom prawdę w oczy. – Przysunął się bliżej, ale Annorah natychmiast się odsunęła. – Między nami nie powinno być niedopowiedzeń. Długo się znamy i rozumiemy. Nie jest już pani dziewczątkiem. Nie przestałem o pani myśleć przez te wszystkie lata, kiedy los nas rozdzielił. – Przeżył pan dwie żony – przypomniała mu. Nie chciała, by zauważył, że wzbudza w niej strach. Przecież tu jej nie skrzywdzi. Byli otoczeni ludźmi, a i Nicholas znajdował się w pobliżu. – Żadna nie mogła zastąpić mi pani, moja droga. Pragnąłem tylko pani. Długo na panią czekałem, a tymczasem zaręczyła się pani z innym. Jestem pewny, że da się temu zaradzić. – Nie! – wykrzyknęła gwałtownie. Strach o siebie przerodził się w strach o Nicholasa. – Niech pan nie waży się go tknąć. – Bo co? – żachnął się. – Jak go pani obroni? O niczym nie wie, prawda? Nie wie o nas. – Nigdy nie było żadnych „nas”. Był tylko pan i starał się pan postawić młodą dziewczynę w kompromitującej sytuacji. – Drobiazg. – Redding uśmiechnął się lekceważąco. – Mam zrujnować jego reputację? Każdy mężczyzna ma jakiś słaby punkt. Znajdę jego słaby punkt i co pani wtedy zrobi? Czy nadal będzie go pani chciała? Wiem, że jest pani związana terminem, Annorah. Jest pani gotowa utracić majątek z powodu D’Arcy’ego? Proszę o tym pomyśleć. Chętnie zaproponuję pani korzystne warunki, by ocaliła pani fortunę. – Żegnam pana, panie Redding. Annorah przestała się kłopotać tym, jak bardzo niestosownie będzie wyglądał jej odwrót. Za wszelką cenę chciała znaleźć się w pobliżu Nicholasa. Wcześniej powinna mu wszystko opowiedzieć. Nie przypuszczała, że Redding będzie chciał dosięgnąć Nicholasa, a należało wziąć to pod uwagę. Nie tylko ją wiązał termin;
Redding też nie miał czasu. Zostałby na lodzie, gdyby ona ponownie wymknęła mu się z rąk. Musiała mieć wypisane na twarzy te emocje, bo Nicholas odłączył się od swojej grupki, podszedł i objął ją w pasie. – Chodźmy. Mamy godzinę do lunchu. Nikt za nami nie zatęskni. Pójdźmy tą ścieżką na prawo. Będziemy wciąż widziani, lecz nikt nas nie usłyszy. Powiedz, o co chodzi. Wyglądasz, jakbyś chciała coś zniszczyć. – Nie coś, tylko kogoś – odparła. – Reddinga? Starałem się mieć was na oku. – Głaskał ją pocieszająco po dłoni. – Co ci powiedział? – On cię nienawidzi. – Bo mam ciebie. – Tak, ale tylko po części z tego powodu. Nienawidzi wszystkich atrakcyjnych mężczyzn. – Chyba nie ma w tym nic złego. Annorah roześmiała się po raz pierwszy podczas tego przedpołudnia. – Nie to miałam na myśli. Najpierw próbował mnie przekonać, jakim będziesz okropnym mężem, a kiedy nic nie wskórał, zagroził, że cię zniszczy. – To bardzo interesujące, zważywszy że twoja ciotka przez większą część wczorajszego wieczoru usiłowała mnie przekonać, jaką okropną będziesz żoną. Jak sądzisz, co to może znaczyć? – Nick uniósł brodę Annorah, by spojrzeć jej w oczy. – O czym mi nie powiedziałaś?
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY – Nie wiem, o co ci chodzi – wyjąkała Annorah, odwracając wzrok. Coś przed nim ukrywała… Nicholas nie miał co do tego wątpliwości. Przypomniał sobie słowa Georginy, sugestie Westmore’a i własne podejrzenia. Do czego chciała go użyć? Poprzedniego wieczoru bronił jej przed Westmore’em, teraz nie był pewny, czy słusznie. Jak mógł tak się pomylić? Zazwyczaj był dobrym sędzią ludzkich charakterów. Potrafił właściwie odczytywać intencje. – Myślę, że wiesz. Wreszcie wyjaw prawdę. – Nie okłamałam cię – broniła się gwałtownie. – Nie okłamałaś, ale, jak podejrzewam, przemilczałaś pewne niewygodnie szczegóły. Annorah ukryła twarz w dłoniach. Trafił w sedno. – Nie jest tak, jak mówisz. – Sądzę, że jest dokładnie tak, jak mówię – zaoponował łagodnie. Delikatnie odciągnął jej dłonie od twarzy, popatrzył na nią wyrozumiale, po czym pocałował w czoło. – Nie zasłaniaj twarzy, bo pomyślą, że się kłócimy, a chyba tego byśmy nie chcieli. Niech się nie cieszą, że wystarczył im jeden dzień, aby nas poróżnić. Annorah skierowała błyszczące od łez oczy na Nicholasa. Poczuł się nieswojo, ponieważ robił to, przed czym ostrzegał go Westmore: mieszał sprawy zawodowe z odruchami serca. – Wiem, że tego by chcieli. – Zdradź mi więc, co właściwie się tu dzieje? Nie będę mógł ci pomóc, jeśli się nie dowiem. Kim jest dla ciebie Redding? Znasz go od dawna, prawda? Przypominam sobie słowa twojej ciotki, kiedy wczoraj się z nim witaliśmy. „Annorah, pamiętasz pana Reddinga?”. Ruszyli ścieżką, trzymając się pod rękę. Nicholas starał się nie myśleć o tym, jak dobrze się czuje, mając u boku Annorah.
– Redding starał się o mnie przed laty. To był wybór ciotki. Dogadali się między sobą. Ułatwiała mu zabieganie o moją rękę, a on miał się jej hojnie odwdzięczyć po ślubie, kiedy jako mój mąż uzyska dostęp do rodzinnej fortuny. Dodam, że Redding serio potraktował swoją szansę. Nicholas poczuł gniew. Dobrze wiedział, co w tym kontekście znaczyło „serio”. – Chciał cię zgwałcić? – spytał, mając świadomość, że jeśli posunął się tak daleko, to bez powodzenia. Wiedział, że był pierwszym kochankiem Annorah. Był dumny z tego, że go wybrała i że odbyło się to w odpowiednich okolicznościach. Nie pozostała z poczuciem krzywdy, jakie by miała, gdyby padła ofiarą Reddinga. – Najgorsze, że nie byłam bez winy. Na początku wierzyłam mu. Myślałam, że jego uczucie jest szczere i że zależy mu na mnie. Był naszym sąsiadem. Korzystnie różnił się od innych adoratorów, których poznawałam na balach. Był wtedy dość przystojny. Pewnego razu wybraliśmy się na spacer. Odwiedzał nas przez całe lato i ciotka uważała, że taka zażyłość jest między nami do przyjęcia. Pocałował mnie, gdy zniknęliśmy domownikom z oczu. Nie wzbraniałam się, byłam ciekawa. Jednak on nie zamierzał na tym poprzestać. Nicholas widział, jak bolesne dla Annorah są te wspomnienia. Był wściekły na mężczyznę, który nie znał granic przyzwoitości. Wyzwałby łajdaka na pojedynek. – Nie musisz mówić nic więcej – powiedział łagodnie. – To zły i mściwy człowiek. Powinieneś wiedzieć, że potrafi być bezwzględny. Groził, że jeśli nie wyjdę za niego, to doprowadzi cię do ruiny. – Dam sobie radę, Annorah. Nie jest gorszy od wszystkich zazdrosnych mężów – zauważył gorzko Nicholas. – Zwolnię cię z danego słowa. Nie będę cię w to wciągała. Powinnam ci wcześniej o nim powiedzieć, byś mógł decydować, mając pełny obraz sytuacji. Nie przypuszczałam, że on będzie chciał mścić się na tobie. Sądziłam, że bitwa rozegra się między
nim a mną. – Nie mogę dopuścić do tego, żebyś samotnie stawiła mu czoło – zaoponował stanowczo Nicholas. – Zgodziłem się wziąć udział w tej grze dobrowolnie i nie wycofam się teraz, gdy pojawiły się dodatkowe trudności. Nie mógł zostawić Annorah sam na sam z duchami z przeszłości. Wiedział z doświadczenia, jak potrafią być dokuczliwe, a jej prześladowca miał jak najbardziej cielesną postać. – Nie zawracaj sobie mną głowy, Nicholasie. Może myślisz, że jestem doskonała? Nie jestem. Redding nie był jedynym zalotnikiem, którego odrzuciłam, tylko ostatnim. Wujostwo nie chcieli, żeby przeszła im koło nosa taka szansa. Kiedy im powiedziałam o jego awansach, stwierdzili, że sama sobie jestem winna, bo go bałamuciłam. Mężczyzna ma prawo ulegać żądzom. Nicholas był gotów zastrzelić łajdaka, a potem ciotkę Georginę z jej błądzącymi pod stołem rękami. Teraz lepiej rozumiał Annorah. Stało się jasne, co skłoniło ją do napisania listu do agencji, a wcześniej z jakiego powodu zamknęła się przed ludźmi w Hartshaven. Bartholomew Redding nie był pierwszym zalotnikiem, który uraził jej uczucia, ale jego postępowanie było kroplą, która przepełniła czarę goryczy. Uznała, że w oczach mężczyzn jest warta zachodu jedynie dlatego, że ma pokaźny majątek. – Dlatego wróciłaś do Hartshaven? – zapytał. Wszystkie fragmenty układanki znalazły się na swoich miejscach i utworzyły wyraźną całość, doszedł do wniosku. Annorah mogła mieć wtedy nie więcej niż dwadzieścia jeden lat, najwyżej dwadzieścia dwa. Była bardzo młoda jak na osobę, która zamierza samodzielnie gospodarować swoim majątkiem w całkowitej izolacji od świata. – Tak, i z roku na rok coraz mniej brakowało mi świata zewnętrznego poza wioską. Wujostwo zaczynali zdawać sobie sprawę z tego, że szansa dobrania się do moich pieniędzy wymyka się im z rąk.
– I dlatego zażądali twojej obecności na tym zjeździe. – Właśnie. Dotarli na szczyt. Rozciągał się stąd piękny widok na okolicę. Uczestnicy pikniku u stóp wzgórza wyglądali jak karzełki. – Z odległości wszystko wydaje się mniej groźne. Nikt by nie podejrzewał, jakim kłębowiskiem żmij są ci ludzie. Ciekawe, jaką rolę odgrywa Westmore. – Westmore nam nie zaszkodzi – uspokoił ją Nicholas. – On jest moim kolegą z agencji, ale nie wykonuje tu żadnego zlecenia. Nie zdemaskuje nas. Zauważył, że Annorah przyjęła to zapewnienie z ulgą. On też był zadowolony z takiego stanu rzeczy. Gdyby Redding zaczął przysparzać kłopotów, wsparcie ze strony Westmore’a mogłoby okazać się nieocenione. – O jedno zmartwienie mniej, dzięki Bogu – odparła Annorah. – Wystarczy tego, co nas czeka ze strony Reddinga i moich wujostwa. Ingerencja osoby trzeciej byłaby całkiem zbędna. Nicholas powinien sprostować. Nie powiedział, że nie spodziewa się ingerencji ze strony Westmore’a. Kolega wczoraj zadawał wiele ingerujących pytań. Na niektóre znalazły się dzisiaj odpowiedzi. Każda historia ma dwie strony i teraz, kiedy zapoznał się z wersją Annorah, mógł wrócić do swojej wstępnej oceny jej charakteru. Miała nieszczęście być kobietą, której przekleństwem stały się pieniądze. W obronie wyznawanych zasad wycofała się z życia towarzyskiego i ten wybór ściągnął na nią gniew rodziny. Nicholas podziwiał ją za zdecydowanie się na ambitną drogę, chociaż cena była wysoka. On nie miał przed sobą ambitnej drogi. – Chyba powinniśmy wracać. Widzę, że rozkładają koce na trawie, zaczyna się piknik. Odwróciła gwałtownie głowę. Gdyby nie odskoczył w tył, zahaczyłaby go szerokim rondem słomkowego kapelusza. Te nowe kapelusze były piękne, ale niebezpieczne. Poza tym trudno było skraść pocałunek damie chronionej przez takie rondo, a Nicholas właśnie tego pragnął, i to bardzo gorąco. Często całował kobiety dlatego, że one tego się po nim spodziewały, rzadko natomiast
dlatego, że sam miał ogromną ochotę. – Poczekaj. – Złapał Annorah za rękę i przyciągnął do siebie. – Dawno tego nie robiłem – stwierdził, po czym zawładnął jej ustami w długim, namiętnym pocałunku. Właściwie minął tylko jeden dzień bez pieszczot i pocałunków, a wydawało się, jakby wieczność dzieliła ich od leniwych poranków, kiedy budzili się obok siebie w Hartshaven, od niekończących się popołudni czy wypełnionych namiętnymi pieszczotami nocy. Potrzeba pocałowania Annorah była dla Nicholasa równie szokująca, jak nagła tęsknota za Hartshaven. Chciał znaleźć się tam znowu, aby mogli we dwoje przebywać w swoim świecie bez ciotek intrygantek i arogantów uwodzicieli. – Kiedy będziemy mogli stąd wyjechać? – wymknęło mu się pytanie oparte na niczym nieuzasadnionym założeniu, że ona będzie chciała, by razem wrócili do Hartshaven. – Po jutrzejszym balu. Moglibyśmy wyjechać następnego dnia. Odpowiedź zaskoczyła ich oboje. W tej rozmowie doszli do punktu, w którym musieli porozmawiać o przyszłości i o tym, jak się zachowywać w ich fikcyjnym narzeczeństwie. Annorah odsunęła się tak, żeby Nick nie mógł jej znowu pocałować. Nerwowo wygładziła spódnice. – A mógłbyś wrócić? – spytała. Nick pomyślał o obawach Channinga, związanych z wciąż szalejącym z zazdrości Burroughsem. – Chwilowo dysponuję czasem. Może znajdę mieszkanie w wiosce, żeby nie przebywać pod twoim dachem. – Thomas będzie szczęśliwy – zauważyła z uśmiechem Annorah. – To prawda. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość, pomyślał Nick. Na szczęście ta kwestia została załatwiona. Wsunął sobie dłoń Annorah pod ramię. Czuł, że ona chce coś powiedzieć, i bał się, że wie, co to ma być. Zamknął jej usta pocałunkiem, żeby do tego nie dopuścić. Zaskoczył ją, i o to mu chodziło. Nie chciał
usłyszeć: Zapłacę ci. Kiedy schodzili ze wzgórza, by dołączyć do innych uczestników pikniku, Nicholas głowił się, jak to się stało, że nie chciał pobierać od niej wynagrodzenia. Nie miał pewności, kiedy dokonała się w nim zmiana. Może dochodziło do niej stopniowo, po nadejściu listu od Channinga, a może raptownie wskutek mało eleganckich uwag Westmore’a na temat Annorah. Bardzo możliwe, że przyczyną była jego wrodzona przekora. Wolał mieć rację i zwykł upierać się przy swoim zdaniu, gdy napotykał przeciwne opinie. Tak, najbardziej zawinił Westmore. Zmiana dokonała się w nim na przekór ocenie kolegi. Takie wytłumaczenie byłoby łatwe do zaakceptowania. Trudniej byłoby się przyznać, że odgrywając rolę zakochanego narzeczonego Annorah Price-Ellis, padł ofiarą iluzji. To by dopiero było nieszczęście. Nicholas wiedział, że tego rodzaju odkrycie musi zachować dla siebie. Nie ma mowy o podzieleniu się nim z Annorah. Gdyby ich związek miał się przekształcić w rzeczywisty, musiałby jej opowiedzieć o sobie to i owo. I po co? W końcu i tak by się rozeszli. Rozstanie nie byłoby opcją, lecz koniecznością. Musiałby odejść bez względu na uczucia, jakie do niej żywił. W Lidze Dyskretnych Dżentelmenów wyznawali zasadę, że od wytrwania w związku ważniejsze jest zachowanie po sobie dobrych wspomnień. – Obiecaj, że będziesz ostrożny – poprosiła. – Bardziej obawiam się rąk twojej ciotki niż Reddinga – odrzekł ze śmiechem. – Dobrze, będę ostrożny. Niestety, nie zachował ostrożności. Zdradził się ze swoimi uczuciami, pozwolił, żeby kontrolowanie sytuacji wymknęło mu się z rąk, a co gorsza, przestał dbać o konsekwencje. Tak było przez całe gorące popołudnie. Zjedli kanapki, zbierali poziomki, potem Nicholas położył się na trawie z głową na kolanach Annorah, wpatrzony w jej zielone oczy. Tak jak sobie obiecywał, cieszył się chwilą aż do czasu, gdy po powrocie w holu dworu zbliżył się do niego Andrew Timmerman, demonstrując poważną minę.
– Musimy porozmawiać. Pozwoli pan ze mną, panie D’Arcy? Nicholas spojrzał przelotnie na Annorah, by dać jej do zrozumienia, że nie ma się czego bać. Zgodnie z powiedzonkiem „Kto zawczasu ostrzeżony, ten na czas uzbrojony”, cieszył się, że zdążył zadać jej na wzgórzu kilka nurtujących go pytań. Gdy dwie godziny później, tuż przed kolacją, Nicholas opuścił gabinet pana domu, kręciło mu się w głowie od liczb, którymi zasypał go Andrew. Na Boga, ta dziewczyna jest bogata! Nic dziwnego, że debiut towarzyski Annorah ściągnął żywe zainteresowanie łowców fortun. Źródłem znacznego wzbogacenia się były handel i spekulacje inwestycyjne i z tego tytułu w oczach socjety uchodziły za „brudne” pieniądze. Z drugiej strony, było ich tak dużo, że tracił znaczenie fakt, skąd pochodzą. Co cię obchodzi, jak duże są te pieniądze i skąd się wzięły, skarcił się w duchu Nicholas. Nie jesteś jej prawdziwym narzeczonym, nie zobaczysz ani pensa. Weźmiesz swoje dwa tysiące funtów i powinieneś czuć się szczęśliwy. – Jak przyszły teść? – Zza zakrętu schodów wyłonił się Westmore. – Długo siedzieliście tylko we dwóch, co oznacza jedno: omawianie kontraktu małżeńskiego. – To naturalny bieg wydarzeń – odrzekł ostrożnie Nicholas, próbując odgadnąć, o co chodzi Westmore’owi. – A tobie jak idzie? Masz kogoś na oku? – Zastosował stary trik, polegający na przerzucaniu zainteresowania na rozmówcę. Im więcej mowy o koledze, tym mniej o nim. – Może. – Westmore nie był skłonny do wynurzeń i trik nie zadziałał. – Martwię się o ciebie. Deveril nie przysłał mnie tu, abym nad tobą czuwał, ale cieszę się, że jestem i mogę ci się przydać. – Nie ma powodów do zmartwienia. Wszystko jest pod kontrolą – zapewnił cicho Nicholas. Nie chciał, żeby zostali podsłuchani. – Nie jest. Widzę, że straciłeś głowę, dowiedziawszy się o pieniądzach. Zaczynasz myśleć, czynie wycałować by ich od niej i nie przekształcić waszego rzekomego narzeczeństwa w
prawdziwe. – To śmieszne. Miałem do czynienia z wieloma bogatymi kobietami i nigdy coś podobnego nie przyszłoby mi do głowy. – Większość z nich miała mężów – zauważył ze śmiechem Westmore. – Poza tym żadna nie podobała ci się tak jak ta. Przyznaję, panna Price-Ellis jest dość powabna i świeża. Nie przypomina twoich londyńskich flam. Ta jej świeżość może pociągać, zwłaszcza kiedy wiesz, że byłeś jej pierwszym. Założę się, że budzi w tobie uczucia opiekuńcze i inne podobne szlachetne odruchy, a przynajmniej wmawiasz sobie, że tak jest. – W tej chwili przestań! Chyba czyta mi w myślach, uznał Nicholas. Rzeczywiście chciał bronić Annorah. Co prawda, nieźle sama dawała sobie radę, ale on wolał, by nie musiała tego robić, w każdym razie nie wtedy, kiedy on znajdował się u jej boku. Co do pieniędzy, Nicholas nie przyznawał się przed sobą, że o nich myśli. Wolałby nie wiedzieć, ile ich jest. Co innego domyślać się, że Annorah jest bogata – to od początku było jasne – a co innego mieć jasność, jak bardzo jest bogata. To wiele zmienia. Niemożliwe, żeby nie zmieniało, ale nie tak jak przypuszcza Westmore. Pieniądze nie przyciągały Nicholasa; przeciwnie odpychały go. Bywały chwile, kiedy przychodziło mu do głowy, że Annorah potrzebuje go nie tylko jako partnera do łóżka. Zaczynał się zastanawiać, czy nie mógłby jej zaproponować czegoś więcej niż tylko rozkosze alkowy. Teraz, kiedy uzyskał wiedzę, jak bardzo majętna jest Annorah, zrozumiał, że nie ma jej nic do zaoferowania. Nicholas zostawił Westmore’a. Lepiej by było, gdyby temat pieniędzy nigdy nie wypłynął. Dziwne, że takie życzenie miał ktoś uginający się pod ciężarem długów do spłacenia i obarczony rodziną do wyżywienia. Świat stanął na głowie.
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY Świat najwyraźniej zwariował. Annorah nie potrafiła przeciwstawić się jego szaleństwu. Powinna przebrać się do kolacji, tymczasem chodziła tam i z powrotem po pokoju, rozmyślając o Nicholasie i pieniądzach. Co on sobie pomyśli? Będzie zły, że nie zaproponowała mu więcej, kiedy się dowie, jak ogromny jest majątek, który dostanie jej przyszły mąż? Czy oślepnie na widok bogactwa, które każdego może sprowadzić na manowce? Czy skusi go do podjęcia starań o przekształcenie ich narzeczeństwa w prawdziwe? Annorah zatrwożyła taka możliwość. Chciała, żeby Nicholas okazał się inny niż mężczyźni, z którymi miała do czynienia. Zaczęła szczotkować włosy, chcąc usunąć z nich wszelkie źdźbła trawy czy liści, pozostałości po przebywaniu na zewnątrz podczas pikniku. Robiła to tak energicznie, jak gdyby chciała wypędzić z głowy kłębiące się w niej domagające się odpowiedzi pytania i niewygodne myśli. Na czym miałaby polegać odmienność Nicholasa, której ona tak pragnie? W gruncie rzeczy nie znała go i zapewne nie zdoła poznać. Na przeszkodzie stanie jej majątek. Na dobrą sprawę już to się stało. Pieniądze i to, co można sobie dzięki nim zapewnić, kuszą. Nawet dla niej są na tyle istotne, że nie chce dopuścić do zrealizowania jednego z warunków testamentu ojca. Zastanawia się, czy nie użyć ich do nakłonienia Nicholasa do potraktowania serio zaręczyn. Czy rzeczywiście tego chcę? Małżeństwa z wyidealizowanym obrazem mężczyzny? – zastanawiała się Annorah. Czy mężczyzna, którego od niedawna codziennie widuje, to prawdziwy Nicholas, czy tylko postać, którą przybrał na potrzebę określonej sytuacji? Czy zakochałam się w mężczyźnie nieistniejącym, kreacji stworzonej po to, by mnie zadowoliła, czy w realnym człowieku, który jedynie skrył się za maską? To nie były pytania, na które potrafiłaby jednoznacznie odpowiedzieć.
Annorah nie wiedziała, co byłoby dla niej gorsze: pokochać wytwór wyobraźni, kogoś, kto nie istnieje, czy człowieka, który nie zaistnieje? Jednak w ich krótkiej znajomości były momenty, kiedy w jej odczuciu miała wgląd w prawdziwe oblicze Nicholasa. Na przykład dzisiaj, gdy zostali sami na wzgórzu, a wcześniej podczas zabawy z dziećmi z wioski czy w trakcie urodzinowej kolacji, którą z takim staraniem urządził dla niej w letnim pawilonie. Wtedy jego troska o nią była szczera i nie miała nic wspólnego z posiadanymi przez nią funtami. Annorah odłożyła szczotkę i zadzwoniła po Lily. Musisz przestać o tym myśleć, nakazała sobie w duchu, inaczej całkiem się zapętlisz. Sprowadzenie Nicholasa jako mężczyzny do towarzystwa miało służyć określonym celom. Chciała zaspokoić ciekawość i znaleźć się w intymnej sytuacji z mężczyzną bez narażania się na komplikacje związane z prawdziwym związkiem. Miało się obyć bez wątpliwości w kwestiach pieniężnych, bez emocjonalnego zaangażowania, i potrwać zaledwie kilka dni. Zresztą właśnie tak było dopóty, dopóki została przekroczona ważna granica. Annorah nie wiedziała, kiedy do tego doszło, ale była pewna, że to się stało. Z pomocą Lily ubrała się w sukienkę z szyfonu w kolorze akwamaryny, piękną, lekką, idealną na lato. Lily wplotła sznurek pereł w spiętrzone wysoko włosy. Annorah uznała, że odpowiedni wygląd doda jej wewnętrznej siły, której będzie potrzebowała, żeby stanąć naprzeciwko Nicholasa, niezależnie od tego, co wyniknęło z jego rozmowy z wujem. Tak samo jak poprzedniego wieczoru czekał na nią w holu, żeby mogli razem wejść do salonu. Tam natychmiast otoczyły go podekscytowane panie. Spojrzał z rozbrajającym uśmiechem na Annorah, która w tej chwili przypomniała sobie słowa Reddinga, i poczuła ukłucie w sercu. Nigdy nie będzie go miała w pełni, jedynie dla siebie, jeśli sam nie odda się w jej ręce. Bogate kobiety mogą gromadzić trofea. Z tego powodu do tej pory nie wyszła za mąż i ten sam
problem leżał u podłoża obecnej sytuacji. Nie była zainteresowana zdobywaniem trofeów, podobnie jak sama nie chciała się stać czyimś trofeum, rzeczą znaczącą nie więcej niż cenny bibelot, który eksponuje się na półce i zdejmuje z niej od czasu do czasu, by się nim pochwalić. Annorah przywarła do ramienia Nicholasa, świadoma, że każda z obecnych w pomieszczeniu kobiet chętnie znalazłaby się na jej miejscu, gdyby tylko zdołała. Dzisiejszego wieczoru ona im udowodni, że nie mogą jej zastąpić, i być może pokaże Nicholasowi, że on też by tego nie chciał z powodów niemających nic wspólnego z bogactwem łączonym z jej nazwiskiem. Zaryzykuje, nawet gdyby to miało okazać się bezskuteczne. Wyglądało to bardzo interesująco. Ze swojego końca stołu Nicholas obserwował, jak Annorah czaruje siedzącego po jej prawej stronie dżentelmena. Dzisiaj wieczorem pary zostały rozdzielone przy stole. Dało to Nicholasowi okazję przypatrzenia się Annorah z odległości. Uznał, że bardzo zmieniła się od czasu, kiedy ją ujrzał po raz pierwszy w holu jej domu, nerwowo zaciskającą dłonie. Wtedy wyglądała dość ładnie, natomiast teraz wprost olśniewała. Również w sensie dosłownym. W uszach miała brylantowe kolczyki, nie tak duże, jakie wypadałoby włożyć na bal w Londynie, niezbyt ostentacyjne i tym samym odpowiednie na wiejską uroczystość. Brylantowa bransoletka rozsiewała skry. Uszy Nicholasa łowiły ciche tryle jej śmiechu, jego oczy napotykały rzucane mu przez nią spojrzenia. Najwyraźniej Annorah go uwodziła. To podziałało, bo zaczął gorączkowo wymyślać sposoby zwabienia jej do łóżka po kolacji. Właśnie włożyła do ust truskawkę, nagryzła ją i zlizała z warg sok. To przypieczętowało jego decyzję. Był gotów i tylko czekał na moment, w którym panie wstaną od stołu i przejdą do salonu. Po kilku łykach porto oznajmi, że rozbolała go głowa i ucieknie z jadalni. Kiedy panowie dołączą do pań w salonie, Annorah zauważy, że go wśród nich nie ma, i z pewnością do niego przyjdzie. Najlepsza część planu polegała na tym, że nie będzie musiała nigdzie chodzić.
Nicholas czekał, kiedy godzinę później Annorah przyszła do swojego pokoju. Czekał gotowy – leżał w łóżku ubrany w swoją orientalną szatę. Nie dał jej szansy, nie mogła wycofać się z obietnic, jakie mu składała uwodzicielskim zachowaniem przy kolacji. Chciała go na deser? Doskonale, będzie go miała. Cofnęła się, zaskoczona jego widokiem. Roześmiał się. – Spodziewałaś się kogoś innego? – Oczywiście, że nie. – Zamknęła za sobą drzwi na klucz. – Ktoś mógłby wejść i zobaczyć cię! – Niby dlaczego? To twój pokój. Tylko ty mogłaś tu wejść. – Wstał, żeby rozpiąć jej guziki sukni i zbliżył ku niej twarz. – Och, jak mi tego brakowało. Mówił prawdę. Wczorajszego wieczoru dokuczała mu samotność; jeszcze jeden dowód, że jego świat stanął na głowie. Cytrusowy zapach perfum Annorah, odurzający i słodki zarazem, zawsze będzie mu się z nią kojarzył. Westmore śmiałby się, że jest sentymentalny, ale on będzie dzisiaj spał sam. – Połóż się na brzuchu, mam dla ciebie niespodziankę – poprosił, kiedy była rozebrana do naga. Usiadł na niej okrakiem, zdjął swoją szatę. Przedtem wyciągnął z kieszeni fiolkę i ją odkorkował. Powietrze wypełnił aromat lawendy i tymianku. – Oddychaj głęboko. Lawenda działa relaksująco. – Co robisz? – Rozgrzewam w dłoniach olejek. – Olejek? Po co? – Spróbowała się odwrócić, lecz Nicholas przytrzymał ją udami. – Miałaś kiedyś masaż? – spytał i zaczął wcierać olejek w ramiona Annorah, delektując się dotykiem jej skóry, gładkiej i sprężystej. – Nie. Oprócz zabawy w poszukiwanie skarbów nie zetknęłam się z podobnym wyrafinowaniem. – Doskonale, zatem postaram się, żebyś odniosła jak najprzyjemniejsze wrażenia. – Przesunął dłonie na jej plecy. – Na Wschodzie uważa się, że masaż ma nie tylko znaczenie lecznicze,
działa również pobudzająco na zmysły. Jego gotowość do uprawiania miłości świadczyła o tym, że odnosi się to zarówno do masującego, jak i do osoby masowanej. Nicholas ugniatał teraz pośladki Annorah, a kiedy skończył, złożył na każdym pocałunek, następnie zaczął masować uda. – Och, jakie to było przyjemne – powiedziała z westchnieniem. Odwróciła się do niego przodem, otworzyła ramiona i przyciągnęła Nicholasa do siebie. Ułożył się między jej rozwartymi nogami. Masaż spełnił swoją rolę. Była odprężona i gotowa go przyjąć, ale nie musieli się spieszyć. Mieli przed sobą całą noc. Tak to zaplanował. Długie i upojne pożegnanie, które na zawsze wryje mu się w pamięć. Chciał pocałować Annorah, ale go powstrzymała. – Może najpierw powinniśmy porozmawiać o dzisiejszym popołudniu? Chciałam cię już o to poprosić przed kolacją, ale w holu i w salonie byłeś otoczony wielbicielkami. – Rozmowa z twoim wujem otworzyła mi oczy. Lepiej rozumiem, z czym musiałaś się zmierzyć. Nie jesteś zwykłą bogatą dziedziczką – powiedział, domyśliwszy się, o co jej chodzi. Był zmiażdżony tym, czego dowiedział się o majątku, jaki zostanie przekazany jej mężowi po ślubie. Bardziej jednak był przejęty tym, co to znaczyło dla młodej dziewczyny, dopiero wchodzącej w świat. Musiała być dosłownie osaczona przez amatorów łatwego wzbogacenia się. Z całego serca jej współczuł. On nie będzie kimś podobnym. – Czy teraz masz pojęcie, dlaczego zależało mi na samodzielnym wyborze męża? W tej kwestii Nicholas miał pełną jasność. Ciotka, wybierając dla niej męża, poszukiwałaby takiego, który hojnie odwdzięczyłby się jej za wyswatanie bogatej żony. Natomiast Annorah, zanim poinformowałaby przyszłego narzeczonego o mającym nań spłynąć bogactwie, chciałaby mieć czas, by mu się lepiej przyjrzeć, poznać jego charakter. Uniosła się na łokciach i spojrzała mu poważnie w oczy.
– Skoro rozumiesz, to zadam ci kolejne pytanie. Nicholas słuchał, wstrzymując oddech; nie podobał mu się kierunek, w którym zmierzała rozmowa. – Pytaj, o co chcesz – odparł, chociaż nie była to szczera odpowiedź. Wolałby, żeby nie zadała trzech lub czterech pytań. – Czy zawsze tak jest? Tak jak między tobą a mną? Zawsze jest w tym tyle pasji i radości, i to ciągłe nienasycenie? To była jedna z kwestii, których nie chciał poruszać. Wolałby nie odpowiadać, ale nie mógł skłamać. Przecząco pokręcił głową. – Nie, nie zawsze tak jest. – Zastanowił się chwilę. – Zazwyczaj jest przyjemnie, ale… nie wiem, jak ci to wytłumaczyć. Nie zawsze tak się to głęboko przeżywa. Jeśli pytasz, jak jest z innymi klientkami… – Skrzywił się z niechęcią, że musiał użyć tego słowa. Annorah była dla niego kimś znacznie ważniejszym. – Cóż, jest inaczej. Ty też z kim innym czułabyś się inaczej, jeśli to cię interesuje. – Nienawidził samej myśli o tym, że Annorah znalazłaby się w intymnej sytuacji z innym mężczyzną. – Dziękuję, Nick – powiedziała cicho. – Czy dzisiaj po południu, kiedy dowiedziałeś się o wielkości mojego majątku, pomyślałeś o tym, że nasze zaręczyny mogłyby zmienić się w prawdziwe? Bo mnie przyszło to do głowy. – Och, Annorah. – To było kolejne pytanie, które nie powinno paść. – Dlaczego nie? – Drążyła uparcie temat, a w nim zamierało serce. – Przed chwilą powiedziałeś, że pasujemy do siebie, przynajmniej w łóżku. Potrzebujesz pieniędzy, a ja myślę, że moglibyśmy uszczęśliwić się nawzajem, gdybyśmy się postarali. Muszę wyjść za mąż teraz lub najpóźniej za rok. Dlaczego nie za ciebie, Nick? Może jesteś najlepszym kandydatem, jakiego udało mi się spotkać w ciągu piętnastu lat. Nicholas wyswobodził się z ramion Annorah i usiadł. – Wcale nie chcesz za mnie wyjść. Zapewniam cię, że nie jestem najlepszym kandydatem do twojej ręki. Ona też usiadała, zarumieniona z gniewu. Nie będą się kochali dzisiejszej nocy, Nicholas już to wiedział.
– Powiedz dlaczego. Nicholas wstał z łóżka, sięgnął po orientalną szatę. – Zastanów się, co by się stało, gdybyśmy razem pojechali do Londynu? Nie udałoby się nam uniknąć spotkania z moimi dawnymi klientkami, a nie wszystkie one są osobami miłymi. Wzięłyby cię na języki, a któraś mogłaby się pochwalić: spałam z twoim mężem. Mogłyby zacząć rozpuszczać o nas nieprzyjemne plotki, a one potrafią przybrać niewyobrażalny zasięg. Wyobrażasz sobie minę twojego proboszcza, gdyby plotki dotarły do Hartshaven? Wyobrażasz sobie, co pomyśleliby tamtejsi ludzie, gdyby dowiedzieli się, kim jestem? Wtedy na pewno nie byłabyś przekonana, że jestem wymarzonym kandydatem na twojego męża. – Pozwól, że sama będę sędzią w tej sprawie – stwierdziła ze spokojem, ale było widać, że jego słowa zrobiły na niej wrażenie. Nicholas wypowiadał je ze ściśniętym sercem, ale było to konieczne, żeby Annorah dostrzegła bezsens swojego pomysłu. – A to tylko jedna strona problemu. Drugą są pieniądze. Zaczną się plotki, że ożeniłem się z tobą z powodu twojego majątku. Po pewnym czasie sama zaczniesz w to wierzyć. Ludzie będą mówili, że jedyne, co miałem ci do zaoferowania, był mój członek. – Nie pleć głupstw – rzuciła w niego poduszką. – Nienawidzę, kiedy opowiadasz takie bzdury, kiedy redukujesz siebie do roli seksualnej zabawki. Jestem gotowa słuchać wszystkich innych argumentów, ale oprócz tego. Jesteś przyzwoitym człowiekiem, Nicholasie D’Arcy. Szkoda, że tego nie dostrzegasz. Sytuacja była skrajnie upokarzająca dla Nicholasa. Annorah byłaby o nim innego zdania, gdyby znała jego sekrety. Gdyby wiedziała, jak pewnej letniej nocy, kiedy szalała potężna burza, wpędził do grobu własnego ojca, a brata skazał na kalectwo. – Dotrzymam warunków naszego porozumienia nie dlatego, że mi zapłaciłaś, lecz dlatego, że tego chcę. Ale to wszystko. Nie mogę się z tobą ożenić.
Słuchała z ponurą miną. – Nie powiedziałeś mi wszystkiego – stwierdziła. – Jest coś więcej, prawda? Nie chodzi ani o pieniądze, ani o skandal. – Lepiej, żebyś nie wiedziała – odpowiedział, lecz zdawał sobie sprawę, że nie ma ucieczki. Droga do wolności wiodła poprzez wyznanie całej prawdy. Kiedy Annorah ją pozna, albo nim wzgardzi i każe mu zniknąć z oczu, albo go zaakceptuje takiego, jaki jest, ze wszystkimi wadami. To ostatnie było zbyt piękne, by mogło się ziścić. – Pozwól, że będę twoim sędzią – szepnęła, przyciągając go za ręce do siebie. – Co się wydarzyło? Nicholas zaczął mówić. Wcześniej nikomu, nawet Channingowi, nie opowiadał o wypadkach, do których doszło owej strasznej nocy. – Rozpętała się burza. Mój ojciec i brat znajdowali się w stajni, próbowali uspokoić rozszalałe ze strachu konie. Biegłem do nich, gdy piorun uderzył w potężny dąb, który runął na dach stajni. Widziałem, jak piorun rozłupuje drzewo i wiedziałem, co nastąpi. To działo się w spowolnieniu, jak w złym śnie. Biegłem ku stajni i krzyczałem, żeby ich ostrzec, ale mnie nie słyszeli. Drzewo runęło na dach, który zawalił się pod jego ciężarem. Byłem bezradny, nie mogłem im pomóc. – To nie twoja wina. – Annorah ścisnęła dłoń Nicholasa. – Bardzo się mylisz – zaoponował z goryczą. – Chcesz wiedzieć, czemu dach się zawalił? Dlaczego mnie nie było razem z ojcem i bratem? W tym momencie zaczynała się najgorsza część historii. Do tragicznych wypadków dochodzi w rozmaitych miejscach, ale ten wypadek nie wydarzył się bez powodu. To on się do tego przyczynił. Annorah patrzyła wyczekująco na Nicholasa. – Przez cały poprzedzający burzę tydzień wymieniałem spróchniałe krokwie w dachu stajni. Owego popołudnia zrobiłem sobie wolne, żeby spotkać się z dziewczyną, w której się kochałem. Pozostała mi do wymiany jedna belka. Całe popołudnie
spędziłem z dziewczyną w chatce drwala w naszym lesie. Wciąż tam byliśmy, gdy zaczęła się burza. Zapewne gdybym był w domu, mógłbym ostrzec ojca i brata, że dach nie jest do końca zabezpieczony. Od tej drewutni do domu było z pół mili. Nie mów, że to nie moja wina – ciągnął. – Ojciec umarł na miejscu. Brata przygniotła belka. Wyciągnąłem go, ale został sparaliżowany. Do dzisiaj nie odzyskał władzy w nogach. Jest skazany na wózek inwalidzki. Przeze mnie, bo nie było mnie tam, gdzie powinienem być. Ojciec przypłacił moją lekkomyślność życiem, a brat kalectwem. Nicholas patrzył na Annorah i widział, jak miękną rysy jej twarzy. – To tragiczna historia, ale musisz sobie przebaczyć. Może nie do końca rozumiem, co czujesz, lecz wiem, jak to jest, gdy człowieka prześladuje poczucie winy. Nicholas był tego pewny. Miała do czynienia z poczuciem winy wobec rodziny. Było w tym pewne pocieszenie. Może ona jak nikt inny na świecie zrozumie, co on czuje. – Obecnie nie wchodzi w grę powrót z tobą do Hartshaven – powiedział. – Będę jednak czuł się związany słowem i zachowywał jak twój narzeczony, jeśli tego sobie życzysz. – Wstał, żeby odejść, lecz ona mocno trzymała go za nadgarstek. – Chcę czegoś więcej, Nick, niż tylko dotrzymania słowa w sprawie narzeczeństwa. Jej oczy wymownie dawały do zrozumienia, jak bardzo go pragnie. Nie mógł nie spełnić jej oczekiwań. Delikatnie pocałował jej powieki, jedną po drugiej. Ma przed sobą dzień i noc. Dość czasu, by na zawsze zapamiętać, jak cudownie jest przywrzeć do jej gorącego ciała, w którym ona zamyka go, jak gdyby nigdy nie miała mu pozwolić opuścić tej słodkiej kryjówki. Sprawy nareszcie przybierają pomyślny obrót, ucieszył się Bartholomew Redding. Nieważne, że ktoś mógłby sądzić inaczej. Dla postronnego obserwatora jest może odrzuconym zalotnikiem, najbardziej żałosną figurą, jakie zaludniają świat, ale on wiedział lepiej.
Gwizdał pod nosem i próbował ze swojego punktu obserwacyjnego w ogrodzie odgadnąć, które okno należy do pokoju Annorah. Nie było to wcale trudne. W środkowym oknie nie było światła. Pokój tonął w ciemnościach. Wnętrza innych pokojów w tym skrzydle domu nadal były oświetlone, a to dlatego, że goście wciąż jeszcze przebywali w salonie albo w sali bilardowej. Służba Georginy Timmerman miała zwyczaj pozostawiania przed udaniem się na spoczynek zapalonych lamp w pokojach gości. Redding był przekonany, że w ciemnym pokoju nikt jeszcze nie śpi. Słyszał jak D’Arcy skarży się przy porto na ból głowy, i zauważył, że wychodzi z jadalni. Potem w salonie zwrócił uwagę na to, że Annorah po cichu zostawia towarzystwo. Nie wymagało wielkiej wyobraźni, żeby się domyśleć, kogo zastanie w swoim pokoju. Bardzo śmiało sobie poczynała przy kolacji, flirtując przez całą długość stołu z Nicholasem. Sposób, w jaki wkładała do ust truskawki, musiał działać nie tylko na D’Arcy’ego, lecz także na innych mężczyzn. Redding wymacał palcami złożony list, który trzymał w kieszeni. Zostawi ich na tę noc w spokoju. Stać go na wielkoduszność, skoro zwycięstwo jest tak blisko. Niech Annorah wyciągnie maksimum korzyści ze swojej inwestycji. Tak, dowiedział się o wszystkim. Londyński szpieg umiejętnie zabrał się do poszukiwań potrzebnych informacji. Redding dziwił się, że wcześniej sam na to nie wpadł. Ta historia była szyta grubymi nićmi. Ktoś obdarzony dociekliwym umysłem zastanowiłby się, jakim cudem Annorah, która przez dziesięć lat wymigiwała się od wyjścia za mąż, a przez ostatnich pięć żyła w izolacji od świata, nagle zjawia się w towarzystwie z uczepionym u jej spódnicy narzeczonym. Tym bardziej podejrzane, że ów narzeczony jest przystojnym, obytym w towarzystwie fircykiem, o którego przeszłości nikt nic nie wie. Inna sprawa, jak wykorzystać zdobytą cenną informację i w którym momencie? Nie ulegało wątpliwości, że musi ujrzeć światło dzienne, a kiedy to nastąpi, panna Price-Ellis będzie
rozpaczliwie poszukiwała bezpiecznej przystani, w której mogłaby się schronić przed burzą. Ratując resztki przyzwoitości, będzie szczęśliwa, mogąc wyjść za mąż za mężczyznę, który zaoferuje jej ratunek przed skandalem, a on to uczyni. Taki był jego plan. Redding zapalił cygaro, w ciemnościach rozbłysło i zgasło światło zapałki. Zaciągnął się głęboko. W świetle tego, czego się dowiedział, śmiałość Annorah przy stole wcale nie była zaskakująca. Przywiędłe kwiatuszki nie wynajmują męskich prostytutek. Tymczasem Annorah to zrobiła. Co każe się zastanawiać, jakie jeszcze nagrody trzyma dla niego w zanadrzu, aby go należycie zachęcić.
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY Nic nie będzie w stanie zepsuć mi dzisiejszego wieczoru! Annorah była podekscytowana niczym debiutantka wybierająca się na pierwszy bal. Co prawda, nie powinna zapominać, że będzie to ostatnia noc z Nicholasem. Kiedyś musiało to nastąpić i dobrze o tym wiedziała, gdy pisała list do agencji. Jednak dzisiaj nie zamierzała się smucić. Na smutek będzie dość czasu później. Weszła do salonu przekształconego w salę balową. W tym celu zwinięto dywany, meble przeniesiono do innych pomieszczeń, krzesła i kanapki poustawiano pod ścianami, żeby było na czym usiąść, porozstawiano wazy ze świeżymi kwiatami i kandelabry ze świecami. Rozwieszona pod sufitem draperia z ciemnego błyszczącego materiału z ponaszywanymi kryształkami imitowała rozgwieżdżone letnie niebo. Wszystkie drzwi na taras były otwarte na oścież, żeby goście stracili orientację, gdzie kończy się wnętrze, a zaczyna ogród. Było to zrobione po mistrzowsku. Annorah mogła nie przepadać za ciotką, ale musiała przyznać, że znała się na wydawaniu przyjęć. – Jak tu pięknie – szepnęła Nicholasowi, który natychmiast odnalazł się u jej boku. Podziwiała go za tę umiejętność. – Piękne otoczenie dla pięknej kobiety. – Ukłonił się szarmancko. – Dzisiaj wieczorem będziesz moją Tytanią, a ja twoim Oberonem[6]. – Czy oni aby nie kłócili się ze sobą? – zapytała ze śmiechem. – Nieistotny szczegół. Ważniejsze, że byli królową i królem elfów, władającymi bajkową leśną krainą. Na parkiecie zaczynały się ustawiać pary do pierwszego tańca, tradycyjnego kadryla. Nicholas i Annorah zajęli miejsce w pobliżu otwartych drzwi, gdzie dały się wyczuwać powiewy świeżego powietrza, przez co było chłodniej. Kadryl był tańcem długim, składał się z wielu figur wykonywanych przez cztery pary. W każdej figurze partnerzy
wymieniali się partnerkami, by po kilku obrotach wracać do swoich partnerek. Nicholas droczył się z Annorah, prowadząc z nią rozmowę, która z konieczności musiała być raz po raz przerywana. Uśmiechając się do niej, przypominał raczej psotnego Puka[7] niż Oberona. – Nie wyobrażałem sobie, że najkrótszą noc w roku będę spędzał w takim miejscu – powiedział. – A jak sobie ją wyobrażałeś? – zapytała, lecz nie doczekała się odpowiedzi, bo kolejne kroki oboje tańczyli już z innymi partnerami. – Gdybym był w Londynie, spędzałbym ją na maskaradzie u lady Hyde w Richmond – odparł i znów zostali rozdzieleni. Annorah poczuła lekki niepokój. Z kim by tam był? Co by robił? Wolałaby, żeby nie poruszał takiego tematu. Nie chciała wyobrażać go sobie w towarzystwie innych kobiet, rozmownego, śmiejącego się, zadowolonego. Kadryl się skończył, lecz natychmiast rozległy się dźwięki skocznej polki, podczas której nie dało się rozmawiać. Nicholas był wyśmienitym tancerzem, Annorah czuła się, jak gdyby fruwała, kiedy obracał się z nią na parkiecie. Z kim innym bałaby się zderzenia z jakąś parą, z Nicholasem nawet o tym nie pomyślała, tym bardziej że było tyle innych rzeczy absorbujących uwagę: gracja, z jaką prowadził ją po parkiecie, dotyk gorącej dłoni, którą czuła na plecach, śmiejące się do niej błyszczące niebieskie oczy. Choć wcześniejsze słowa Nicholasa wywołały w niej pewien niepokój, to szybko o nich zapomniała. Widziała, że dobrze bawił się w jej towarzystwie. Zdyszani, wyszli przez otwarte drzwi do oświetlonego papierowymi lampionami ogrodu. Było tu sporo par napawających się ciepłą letnią aurą. – Całe wieki tak nie tańczyłem – rzekł zdyszanym głosem Nicholas. – Nie tańczy się tak w Londynie? – Prawdę powiedziawszy, nie. Naturalnie tańczymy polki i walce, ale chyba w znacznie wolniejszym tempie. Może uważamy
się za zanadto wyrafinowanych, aby dawać publicznie upust radości w tak niepowściągliwy sposób. Annorah zauważyła owo „my” w jego odpowiedzi. Nie posądzała go o złe intencje, po prostu mimowolnie zaczynał się od niej stopniowo dystansować. Dzisiejszy wieczór traktował jako preludium do rozstania. Pomału wracał myślami do swojego prawdziwego życia, uznała. A dlaczego miałoby tak nie być? Ona też już planowała, jak spędzi pierwsze godziny bez Nicholasa. Wybiegała myślami do chwili, kiedy znajdzie się z powrotem w Hartshaven, i układała w głowie listę spraw, którymi się zajmie. Nie będzie przecież snuła się po pokojach i usychała za nim z tęsknoty. Być może on czynił to samo. – Bardzo ci brak Londynu? Wiem, że wyjechałeś na dłużej, niż pierwotnie zamierzałeś. Doceniam to. Annorah przypomniała sobie list, który otrzymał w Hartshaven. Nie zaznajomił jej z treścią, ale ona wiedziała, że przyszedł z Londynu. Przypomniała sobie także, z jakim zainteresowaniem codziennie przy śniadaniu przeglądał gazety. Musiał szukać w nich jakichś wiadomości. To wszystko świadczyło o silnych związkach ze stolicą. Zatrzymali się w pobliżu różanej altanki, obsypanej maleńkimi różowymi pączkami kwiatów. Nicholas zerwał jedną różyczkę, sprawdził, czy na łodyżce nie ma kolców, i zatknął ją Annorah za ucho. – To trudniejsze pytanie, niż podejrzewasz. Kiedy myślę o Londynie, przychodzi mi do głowy to wszystko, co chciałbym ci pokazać. To wspaniałe miasto, jeśli wiesz, czym się zainteresować. – Na przykład norweskimi rybakami i ich daniem z suszonej ryby. – Pamiętasz. – Najwyraźniej się ucieszył. Oczywiście, że pamiętała. Pamiętała wszystko, co do niej mówił, i wszystko, co z nią robił. – Nie tylko, także na przykład Soho. To tygiel zamieszkany przez imigrantów, którzy przyjechali do Londynu, żeby zacząć nowe życie. W Soho znajdziesz prowadzone przez nich restauracje
i posmakujesz ich jedzenia. Annorah potrafiła sobie to wyobrazić. Londyn Nicholasa byłby podobny do niego: wibrujący życiem, czerpiący radość z każdej przeżywanej chwili. Zapragnęła ten Londyn zobaczyć. – Myślę, że to byłoby wspaniałe. Tylko na taką odpowiedź mogła się zdobyć. Powiedzenie czegoś więcej zepsułoby nastrój. Nie ma mowy o tym, żeby on mógł pokazać jej Londyn. Ich umowa nie sięgała tak daleko. – Co będziesz robił po powrocie? – zapytała cicho. Oboje dobrze wiedzieli, że Nicholas nie będzie mógł w nieskończoność przebywać w gospodzie w pobliżu Hartshaven. Zresztą narzeczeństwo tego nie wymagało. Annorah była pewna, że on wróci do Londynu i więcej nie pokaże się w Hartshaven. Ona będzie patrzyła od czasu do czasu na zegar i myślała: już szósta, Nicholas zaczyna przebierać się do kolacji, albo: ósma, Nicholas wyjdzie zaraz do opery. – Nie wiem. Annorah poczuła się odrobinę winna. Z jej powodu będzie musiał zmienić tryb życia w Londynie – nie będzie mógł brać zleceń. – Cokolwiek będziesz robił, na pewno nie będzie ci brakowało Westmore’a – zażartowała. – Westmore’a? Nie chodzi o to, że go nie lubię, po prostu mało go znam. Jest zapewne w trochę odmiennej sytuacji niż reszta z nas. – Reszta z was? Zdradzisz, co się za tym kryje? Annorah przeczuwała, że takie sformułowanie powinno jej dużo powiedzieć o Nicholasie i o agencji, ale nie potrafiła odcyfrować ukrytego w jego słowach sensu. Za mało wiedziała, żeby zrozumieć to odniesienie, co było jaskrawym przypomnieniem, że Nicholas wcale nie był taki, jak wydawało się na pozór. – Już ci bardzo dużo powiedziałem. Większość z nas można porównać do upadłych aniołów. Westmore aspiruje do naszego grona.
– Czy powiesz mi kiedyś o swoim upadku? Chciała się dowiedzieć, kim był i jak stał się tym, kim jest, oraz co nim kierowało. To nie mogła być konsekwencja tamtego nieszczęśliwego zdarzenia. Annorah była pewna, że wszystkie te pytania doczekałyby się odpowiedzi, gdyby poznała jego całą historię. – Wolałbym cię pocałować. Kciukiem i palcem wskazującym uniósł w górę jej brodę. Wziął w posiadanie jej usta, jak gdyby było to najnaturalniejsze zachowanie pod słońcem. Jak zawsze jego pocałunki pozbawiły ją zdolności zbornego myślenia. Chęć poznania historii Nicholasa ustąpiła całkiem innej chęci. – Za bukszpanowym żywopłotem jest altana – szepnął. – Nikt tam nas nie wypatrzy. Ostatni raz. Będzie to zabawna sytuacja. Ona i Nicholas w ogrodowej altance podczas balu, ryzykujący złapaniem na gorącym uczynku. Co prawda, nikt nie będzie mógł ich potępić, skoro są oficjalnie „zaręczeni”. Tylko ciotce może się to trochę nie spodobać. Wszystko razem czyniło owoc zakazany tym bardziej kuszącym dla Annorah. W altanie było ciemno, światło lampionów tu nie docierało. Znajdowała się tam ławka. Nicholas zajął na niej miejsce, usadowił Annorah na swoich kolanach i aż do bioder uniósł jej spódnice. Osłonięte jedwabnymi pończochami nogi owiało wieczorne powietrze. Jedną ręką pracował przy zapięciu spodni, drugą wyciągnął z kieszeni kondom. – Zawsze jesteś przygotowany? – wyszeptała mu prosto do ucha Annorah. – Przygotowany to niewłaściwe określenie. Raczej pełen nadziei. W skrytości ducha liczyłem na to, że nadarzy nam się taka szansa, i nie chciałem, by się zmarnowała. Coś się poruszyło przy wejściu do altany. Annorah poczuła, że Nicholas w obronnym geście otacza ją ramionami. – Przepraszam, że przeszkadzam – rozległ się męski głos. Rozpoznali, że należy do Westmore’a. – Moim zdaniem,
powinniście wracać do sali balowej. Redding szykuje wam kłopoty. Może już to mu się udało. Trochę mi zajęło, zanim waz odnalazłem. Nicholas pomógł Annorah się podnieść. Osłonił ją sobą, żeby mogła uporządkować garderobę, chociaż Westmore i tak już pewnie zdążył zobaczyć za wiele. Westmore zapytał Nicholasa, czy przywiózł ze sobą pistolety. – Naturalnie, ja swoje też mam – dodał, usłyszawszy potwierdzenie ze strony Nicholasa. – Nie musisz się o to martwić. Nicholas miał pistolety? Był z nią i cały czas posiadał broń? – przestraszyła się Annorah. – Co Redding może wiedzieć? – zapytał rzeczowym tonem Nicholas. Zdążył wsunąć poły koszuli w spodnie i je zapiąć. Zmienił się na twarzy; zniknął beztroski uśmiech, miał ściągnięte rysy. Annorah, unosząc w palcach spódnicę, usiłowała nadążyć za mężczyznami zmierzającymi stanowczym krokiem w stronę domu. Zdawali się nie pamiętać o jej obecności, co raczej jej odpowiadało. Może lepiej było zostać w altanie i doprowadzić do porządku potargane włosy? Nicholas twierdził, że nie jest za blisko z Westmore’em, ale teraz działali ręka w rękę jak najlepsi przyjaciele. – Jedno albo drugie. Niewykluczone, że i jedno, i drugie – odparł Westmore. – Albo wie o agencji, albo o żonie lorda Burroughsa. Nie muszę ci mówić, że byłoby lepiej, gdyby chodziło o Burroughsów. Annorah zauważyła, że Nicholas skinął głową. – Wtedy odium skandalu spadłoby na mnie, a nie na agencję i wszystkich, którzy są z nią związani – powiedział. O co chodzi z żoną Burroughsa? Annorah była przerażona. Poślizgnęła się na śliskiej trawie. Szli na skróty, trawnikami, nie ścieżkami. – Mówiliście o żonie Burroughsa. Co to ma do rzeczy? – spytała. Właściwie nie powinna być zaskoczona. Wiedziała, czym
Nicholas się trudnił i z kim miewał do czynienia. Jednak nie radziła sobie z sytuacją, w której dochodziło do konfrontacji teorii z praktyką. Westmore spojrzał na nią pobłażliwie, jak na niedorozwiniętą. – Mąż jego ostatniej klientki okazał się zazdrosny i poszukuje go w całym Londynie od chwili, kiedy przyłapał go na ucieczce przez okno z jego rezydencji. Jak pani sądzi, co Nick tam porabiał? Annorah zrobiło się słabo. – Nicholas, to prawda? – Złapała go za rękaw, zmuszając do zatrzymania się. Po co to zrobiła? W jego oświetlonej papierowymi lampionami twarzy szukała zaprzeczenia, ale znalazła tylko litość dla niej, biednej zamożnej dziewczyny, która kupiła sobie kochanka i teraz dziwi się, że on ma jakąś przeszłość. – Tak. Wszystko ci wyjaśnię, ale nie teraz. Musimy wejść do środka i zobaczyć, co da się ocalić. Ocalić. Piękne określenie, pod którym kryje się konieczność wymyślenia strategii w celu uratowania jej reputacji. Annorah zwolniła kroku. Pozwoliła, by Nicholas i Westmore się oddalili. Nie powinna być zaskoczona, ale powtarzanie sobie tego w kółko nie poprawiało jej samopoczucia. Niczego o nim nie wiedziała. Wybrał taką metodę postępowania, a ona pozwoliła mu zachować wszystkie sekrety, myśląc, że i tak nie zmieniłyby sytuacji. Może i nie, a to wszystko i tak by się zdarzyło. Czy rzeczywiście? Gdyby nie uprosiła go o towarzyszenie jej podczas wizyty u ciotki, nie byłby narażony na kontakt z większą liczbą ludzi. Z głową pełną myśli, Annorah opadła na kamienną ławkę w ogrodzie. Poszczególne elementy zaczynały składać się w spójną całość, miała wszystko, co powinno ją zaalarmować, ale niestety tak się nie stało. Dała się uśpić pocałunkom i pieszczotom, którymi Nicholas ją obdarował. Wszystko było widoczne jak na dłoni: gazety, list, pospieszna zgoda na przedłużony pobyt. Gdy się patrzyło wstecz, to
postępowanie było zrozumiałe. W gazetach szukał informacji, jak rozwija się skandal i czy już może bezpiecznie wrócić do Londynu. Odpowiedź znalazł w liście, tyle że była negatywna; dowiedział się, że jeszcze nie może przyjechać. W tej sytuacji prośba o towarzyszenie jej podczas wizyty u ciotki, wraz z dodatkowym tysiącem funtów, musiała być niczym manna z nieba. Była beznadziejną głupią gęsią i tylko część winy spadała na Nicholasa. Kilkakrotnie wskazywał, co może jej grozić, jeśli się z nim zwiąże. Nie chciała w to uwierzyć lub powątpiewała, że może być aż tak źle, jak mówił. Nie okłamał jej. Doszło do tego, przed czym ją lojalnie ostrzegał. Jeszcze gorsze było to, że uległa najniebezpieczniejszej ze wszystkich iluzji: znowu uwierzyła, że jest kochana. Myślała, że jest bezpieczna, jeśli chodzi o Nicholasa. Zbyt się pospieszyła i teraz padła ofiarą najczarniejszej zdrady. Poczuła się bardzo zmęczona, niemal odrętwiała. Jej świat się rozpadł. Musi wstać z tej ławki i stawić czoło rzeczywistości. Będzie awantura, wybuchnie skandal i trzeba będzie podjąć decyzje, tyle że nie była w stanie tego dokonać. Z domu wyszła hałaśliwa grupka młodych mężczyzn. Rozmawiali ze sobą, przekrzykując się. – Murowany pojedynek! – Niekoniecznie. Rzecz nie jest potwierdzona. – Redding sprowokował go do rzucenia wyzwania. – Nazwał go męską prostytutką. Nikt nie puści czegoś takiego płazem. Gdyby powiedział coś takiego o mnie, z miejsca strzeliłbym mu w łeb. D’Arcy musi go wyzwać. Nicholas stoczy pojedynek? Annorah chciałaby uznać taki pomysł za niedorzeczność, ale niestety był całkiem realny. Pojedynki były częścią życia Nicholasa, tą, o której nie miała pojęcia. Tym razem to ona uruchomiła lawinę. Przywiozła go tutaj, wciągnęła w grę, w której wystawiła go na ryzyko. Annorah wstała, starając się nadal pozostać w cieniu. Wolałaby nie wchodzić do sali balowej, lecz nie miała wyboru. Ponosi winę za postawienie go w niebezpiecznej sytuacji. Musi
tam pójść i chronić Nicholasa, chociaż serce pęka jej z bólu. Nie ma już dla niej znaczenia fakt, że pozostanie jej wycofać się do skromnego domu na północy. Poniosła klęskę. Być może sprawa była przegrana od początku. To na pewno najciemniejszy moment w jej życiu.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY Chronić Annorah, Westmore’a, Channinga, agencję. Jednak przede wszystkim musi chronić Annorah. Z takim postanowieniem Nicholas wracał do sali balowej wraz z towarzyszącym mu Westmore’em. Podstawową zasadą działania Channinga w krytycznych sytuacjach było: izolować i rozładować. On i Westmore mieli wbudowane te mechanizmy, natomiast Annorah pozostawała bezbronna. Wyglądała jak chora, gdy zostawili ją przed domem, wyraźnie przygnębioną informacjami, które bez ogródek, wręcz gruboskórnie rzucił Westmore. Był znany z braku delikatności, ale Annorah tego nie wiedziała. Nie wróciła razem z nimi do sali balowej i być może wyjdzie jej to na dobre. Im dłużej uda się ją utrzymać z dala od skandalu, który nieuchronnie wybuchnie, tym lepiej. Wokół Timmermanów tłoczyły się grupki ciekawskich. Nie ulegało wątpliwości, że Andrew jest wściekły – jego twarz była niczym gradowa chmura. Natomiast Georgina najwyraźniej nie mogła się zdecydować, jak powinna zareagować. Widoki na fortunę wciąż istniały, frustrujący był jednak fakt, że siostrzenica znowu padła ofiarą towarzyskiego zamieszania. Obok nich stał Redding z triumfującą miną. – Mamy do pomówienia, panie D’Arcy – odezwał się ostrym tonem Timmerman. – Nie tutaj – odrzekł Nicholas, korzystając z pierwszej sposobności przeniesienia konfliktu w zacisze czterech ścian gabinetu. Pranie brudów nie powinno odbywać się na widoku publicznym. Należało zastosować zasadę izolowania, czyli przechodzenie na zamknięty teren. Sala balowa zdecydowanie nie była takim terenem. Skoro Timmerman był tak zaślepiony, że tego nie dostrzegał, Nicholas musiał mu to uprzytomnić. – Racja – poparł go Westmore. – Przejdźmy do pańskiego
gabinetu. Timmerman zaczynał dostrzegać mądrość takiego rozwiązania. Wydawało się, że posępne sine zabarwienie na jego twarzy nieco blednie. Nicolas był skłonny sądzić, że udało mu się wykonać pierwszy dobry krok, ale w tym momencie wkroczył Redding, który dostrzegł, że traci przewagę. Informacja była potężną bronią tylko wtedy, kiedy dostęp do niej miało jak najwięcej ludzi. – On chce to zatuszować, nie dostrzegasz jego taktyki, Timmerman? Gdyby nie miał niczego do ukrycia, nie zabrakłoby mu odwagi publicznie oczyścić swoje imię, tak aby każdy mógł go usłyszeć. – Już zdążyłeś je oczernić?! – rzucił Nicholas. – Jak wielkiej odwagi trzeba, by rozpowszechniać kalumnie o kimś, kto jest nieobecny i nie może się bronić? – Uspokójcie się – interweniował Westmore. Nicholas jednak dociskał Reddinga. – Jeśli o mnie chodzi, nie potrzebuję chronić się w zaciszu gabinetu. Dyskrecja jest potrzebna Annorah i wy powinniście się o nią zatroszczyć. – Zmierzył zimnym spojrzeniem Georginę i Reddinga. – Chyba że macie plan zrujnowania jej publicznie po to, byś ty, Redding, mógł wyciągnąć pomocną dłoń i uratować ją od ruiny. Pasowałoby to wam obojgu, prawda? Pani dostałaby swoją część majątku, a ty, Redding, miałbyś do dyspozycji całą resztę. Nicholas trafił w sedno. Georgina zbladła, Redding wykonał krok w jego stronę. Zostali pobici własną bronią. Oni też woleliby, żeby ich motywy i interesy majątkowe nie były roztrząsane publicznie. Ponadto zrozumieli, że nie tylko Nicholas miał coś do stracenia. – Jak będzie? Zaprosi nas pan do gabinetu? – zwrócił się Nicholas do Timmermana, który badawczo patrzył na żonę i Reddinga. Taktyka Nicholasa zadziałała. Gniew Timmermana skierował się w tej chwili na ich oboje. – Redding, ściągnął pan na nas za poważne kłopoty. Jest pan
tu wyłącznie na życzenie mojej żony. Proszę się spakować i w ciągu godziny opuścić mój dom. Nie! Nie tak powinno być. Nicholas był niemal zrozpaczony. Było tak blisko pożądanego przez niego celu: przejścia do gabinetu i rozbrojenia bomby. Wiedział, co teraz nastąpi. Redding wybuchnie i zrobi to tak, żeby każdy mógł go usłyszeć. Raz, dwa trzy, liczył myślach. Nie omylił się. – Jest pan głupcem, Timmerman! – zagrzmiał Redding. – Trzyma pan pod dachem męską prostytutkę, a wygania szanowanego obywatela ziemskiego i sąsiada. On jest oszustem, płatną dziwką, węszącą, jak dobrać się do majątku pańskiej siostrzenicy. Zapytaj się pan siebie, jak on się tu dostał. Nie zaprosiła go przypadkiem pańska najdroższa siostrzenica? Mówiąc „zaprosiła”, wyrażam się bardzo oględnie. Być może go wynajęła. Tego było Nicholasowi nadto. – Jak śmiesz plamić honor kobiety! – wybuchnął. Krąg słuchaczy wokół nich gęstniał. Stanowczo nie było mowy o prywatności. Widowisko stało się publiczne, czego Nicholas zdecydowanie sobie nie życzył. Musiał zachować ostrożność. Publiczne widowiska mają to do siebie, że skłaniają mężczyzn do buńczucznych zachowań, których skutki stają się nieodwracalne. Mimo wszystko Nicholas uprzytomnił sobie, że jeszcze ma szansę obrócić sytuację na swoją korzyść, pod warunkiem że będzie szybki. Może jednak uda się uratować reputację Annorah, na czym bardzo mu zależało. Redding zdawał sobie sprawę z chwilowej przewagi. – Honor kobiety, a co z twoim? Czyż nie jest interesujące – zwrócił się do Timmermana – jak D’Arcy atakuje? Nie zaprzecza temu, co o nim powiedziałem. – Zważaj na to, co robisz, Redding. Ty i ja jesteśmy mężczyznami, nasze pretensje możemy załatwiać w sposób przyjęty w naszym gronie. Kobieta nie ma takiej możliwości, jest zdana na to, na co pozwolą jej męscy obrońcy. Nicholas recytował z pamięci. To były podstawowe nauki wpajane przez Channinga kolegom z agencji. Usłyszał stłumione
kaszlnięcie Westmore’a. Przynajmniej on zawiezie do Londynu wiadomość, że Nicholas dobrze się spisywał i działał w zgodzie z obowiązującym kodeksem. – Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. On udaje, że nie wie, o co chodzi, Timmerman, ale się nie wymiga. – Redding zaczął wymachiwać złożoną kartką papieru. – Mój znajomy pisze z Londynu, że krążą tam plotki, jakoby Nicholas D’Arcy był wysoko opłacaną męską kurtyzaną. Jak widać, mój znajomy wyraża się bardziej elegancko niż większość ludzi. Ta sprawa jest przesądzona. Pozostaje jedynie kwestia, jak taki ktoś znalazł się w tym domu? Czy panna Price-Ellis ci zapłaciła? – zapytał wprost Nicholasa. Po sali balowej przeszedł szmer, po czym natychmiast zapadła cisza. Nikt z obecnych nie chciał stracić odpowiedzi. W pewnym momencie ciszę przerwał szelest jedwabnych spódnic. Tłum zaczynał się rozstępować. Tylko tego brakuje, żeby wchodzącą osobą była Annorah, pomyślał Nicholas. Przewidywał, że jej obecność jedynie pogorszy sytuację. Ona może sądzić, że mu pomaga, a nawet, że powinna mu pomóc, biorąc winę na siebie. Była do tego zdolna. Sytuacja wymagała poświęcenia i Annorah stanie w jego obronie, nie myśląc o długofalowej szkodzie, jaką przyniesie wyjawienie prawdy. Nicholas do tego nie dopuści. Nie miał nic przeciwko mówieniu prawdy, ale miał świadomość, że to potężna broń, której należy używać oszczędnie i z wielką ostrożnością. Spojrzał z ukosa na Westmore’a, jedynego sojusznika, który mógł go zrozumieć. Kolega zareagował bez zwłoki. Ruszył naprzeciwko Annorah, by ją wyprowadzić z sali. Nie będzie jej się to podobało, lecz Nicholas musiał zaufać Westmore’owi, że potrafi jej wytłumaczyć, dlaczego było to konieczne. Nicholas wiedział, że więcej nie zobaczy Annorah. Nie będzie miał szansy się z nią pożegnać, a z całą pewnością nie tak, jak zaplanował. Upewniwszy się, że Annorah została bezpiecznie wyprowadzona z sali balowej, stanął ze skrzyżowanymi ramionami. Skoro mimo wysiłków nie udało się rozbroić sytuacji,
musi stawić jej czoło. – Panna Price-Ellis nie zapłaciła mi za towarzyszenie jej podczas tego wydarzenia towarzyskiego. Całkowicie spontanicznie podjąłem decyzję, aby tu wraz z nią przyjechać. Było to pod każdym względem prawdą. Z własnej woli, po otrzymaniu listu Channinga, postanowił wybrać się w podróż wraz z Annorah. Ponadto jeszcze mu nie zapłaciła za udawanie jej narzeczonego. Do tej pory nie wziął od niej żadnych pieniędzy za te dodatkowe dni, podczas których jej towarzyszył, i nie zamierzał uczynić tego w przyszłości. Postanowił, że gdyby przysłała je do agencji, on poprosi Channinga, by je odesłał. Timmermanowi w widoczny sposób ulżyło, że siostrzenica została oczyszczona ze współwiny. Świadkowie tej sceny przestali się aż tak bardzo interesować rozwojem sytuacji. Skandal nie był tak wielki, na jaki się zanosiło. Dobrze, że ludzie zaczynali myśleć, że Redding przeszarżował z insynuacjami i listem z Londynu. Nicholas wiedział, że był jeszcze jeden płotek do przeskoczenia. Im szybciej Redding go ustawi, tym prędzej będzie po wszystkim. – Czy ona wie, kim pan jest? Okazało się, że ostatni płotek wzniósł nie Redding, lecz Timmerman. To było potencjalnie najniebezpieczniejsze ze wszystkich pytań. Kłamstwo nie ochroniłoby Annorah. Nicholas nie życzył sobie, by najmniejszy odłamek tego skandalu dotknął spokoju Hartshaven. Wystarczyło, by ktoś pojechał do Hartshaven, i prawda natychmiast wyszłaby na jaw. Przecież spędził w posiadłości Annorah cały tydzień i nie był bibliotekarzem. Przez cały czas nawet nie zajrzeli do książki. – Ona nie ma pojęcia, kim jestem, proszę pana – oznajmił, patrząc Timmermanowi prosto w oczy. – Poznaliśmy się korespondencyjnie. Darzę ją autentycznym szacunkiem, a moja przeszłość nigdy nie była przedmiotem szczegółowej rozmowy między nami. Nie może pan obarczać winą siostrzenicy. Nikt z państwa nie może. Jeśli chcecie kogokolwiek winić, to Reddinga za to, że wykazał się brakiem delikatności, albowiem wyciągnął swoje wątpliwości na forum publiczne, zamiast zwrócić się z nimi
do mnie. Możecie nawet mnie obarczyć winą za to, że miałem śmiałość przekroczyć wasze wysokie progi, ale nie miejcie pretensji do Annorah. Resztę dopowiedział w myślach. Jest piękna i samotna, albowiem tacy ludzie jak wy chcą ją zmusić do zaakceptowania ich pomysłów na to, co powinna uczynić ze swoim życiem i z kim związać swój los. Nic dziwnego, że w tej sytuacji zwróciła się do mnie. Bal skończył się wkrótce po awanturze wywołanej przez Reddinga. Westmore wyprowadził Annorah z sali balowej, a około pół godziny później do gabinetu przyszedł wuj i poinformował ją, że Nicholas wyjechał. Annorah siedziała z Westmore’em w gabinecie wuja i patrzyła na przesuwające się wskazówki wielkiego stojącego zegara. Były wczesne godziny poranne. Wuj i ciotka żegnali większość gości, która postanowiła opuścić dwór Timmermanów. Pozostali udali się na spoczynek w przygotowanych dla nich pokojach na piętrze. Wreszcie w domu zapanował spokój. – Pójdzie pani do siebie? – zapytał w którejś chwili Westmore. – Zapewne jest pani zmęczona. Annorah przecząco pokręciła głową. Nie była zmęczona, lecz odrętwiała, a to duża różnica. Po chwili do gabinetu weszli oboje wujostwo. Miała nadzieję, że i oni prędko udadzą się na spoczynek, ale na to się nie zanosiło. Usiedli, demonstrując chęć przeprowadzenia długiej rozmowy. Może i lepiej, pomyślała, kiedyś i tak musieliby porozmawiać, nie dałoby się pominąć milczeniem tego, co się ostatnio wydarzyło. – Moja droga, jest nam przykro z powodu zachowania pana D’Arcy’ego – zaczął wuj. – Nie postąpił z tobą przyzwoicie, nie ujawniając, kim jest i czym się zajmuje. Mówiąc oględnie, jego tryb życia w Londynie okazał się mocno podejrzany. Jego towarzystwo było nieodpowiednie dla ciebie, podobnie jak dla każdej kobiety z dobrego domu. Nie będę cię zmuszał do wysłuchiwania wszystkich szczegółów – dodał, spoglądają prosząco na żonę.
Ciotka Georgina, co należało zapisać na jej dobro, wyglądała na przybitą. Annorah po raz pierwszy dostrzegła oznaki starzenia się na jej bladej twarzy. – Moja droga, masz wyjątkowego pecha w tych sprawach. Do tej pory powinnaś zrozumieć, że potrzebujesz rady tych, którzy mają więcej doświadczenia. Gdybyś nas posłuchała, już dawno byłabyś zamężna. Obecnie chyba sprawa jest przesądzona. – Niezupełnie – dał się słyszeć męski głos od drzwi. Pewny swego Redding wszedł do gabinetu. – Ciągle jeszcze jest wyjście. Timmermanowie poparzyli na niego z nadzieją, natomiast Annorah zamarła. Była przekonana, że Redding wykorzysta okazję, by przedstawić plan uknuty przez niego i ciotkę na długo przed jej przyjazdem do Badger Place. – Jesteśmy długoletnimi sąsiadami. Dlaczego nie mógłbym poprosić państwa o rękę siostrzenicy? Annorah i ja moglibyśmy się pobrać w terminie, który zadowoliłby prawników i uratował rodzinną fortunę. Nie muszą państwo się martwić. Annorah pobladła. Spełniał się zły sen, od którego tak długo uciekała. Dopadł ją mimo podejmowanych przez nią usilnie starań i rozmaitych machinacji. Może to prawda, że los człowieka jest zdeterminowany gdzieś wyżej? – przyszło jej do głowy. Znowu jest sama, jak zawsze w przeszłości. Widziała, że wuj i ciotka już są gotowi obsypać Reddinga słowami wdzięczności. Miała jednak pewnego cichego i zapomnianego sojusznika. Grahame Westmore poruszył się w fotelu, ściągając na siebie uwagę, do tej pory skupioną na Reddingu. – Jest problem. W dzisiejszym „Timesie” ukaże się komunikat o zaręczynach panny Annorah i Nicholasa D’Arcy’ego. Przypuszczam także, że już został podpisany kontrakt małżeński. – Prawda to? – zaatakowała męża Georgina. Przez chwilę Annorah pożałowała wuja. – Przecież chciałaś mieć gwarancję dotrzymania terminu ogłoszenia zaręczyn – odpowiedział ze złością Andrew. – Porozmawiamy na górze! – ucięła dyskusję Georgina, nie kryjąc złości.
Redding dyskretnie oddalił się z gabinetu, po nim wyszli wujostwo. Annorah została z Westmore’em. Odrętwienie częściowo już ją opuściło. Podejrzewała jednak, że całkowicie nigdy się od tego nie uwolni. Dawno temu myślała, że spotkało ją całe zło, jakie kryło dla niej w zanadrzu życie, tymczasem okazało się, że może być gorzej. Zastanawiała się, czy osiągnęła dno, i doszła do wniosku, że chyba jeszcze nie. – Nicholas wyjechał bez pożegnania – zauważyła. – Nie miał wyjścia. Pani wuj nie mógł mu pozwolić zostać. Musiał się zatroszczyć o zachowanie twarzy. Gdyby dzisiejsze wieczorne wydarzenia toczyły się w zaciszu gabinetu, być może okazałby więcej tolerancji. – Mogłam go uratować, gdyby pan mi pozwolił. – Szlachetna to, lecz nierozsądna postawa, panno Price-Ellis. Co by pani powiedziała? Tak, wynajęłam go na pięć nocy alkowianych rozkoszy za wynagrodzeniem w wysokości tysiąca funtów? Jakże by to miało uratować panią lub Nicholasa? Pogrążyłoby was oboje. Ciężko się napracował, żeby panią z tego wyplątać. Nie mogłem dopuścić do tego, żeby jego wysiłek został zniweczony przez jeden akt niepotrzebnego poświęcenia. – Niczego pan nie rozumie. Kiedyś powiedziałam mu, że z dumą stanę u jego boku w każdym salonie. Tymczasem uciekłam przy pierwszej okazji udowodnienia, że mówiłam prawdę. Bez znaczenia jest fakt, że zostałam do tego zmuszona. Powinnam znaleźć sposób, aby przeprowadzić swój zamiar. Argumenty Annorah nie przemawiały do Westmore’a. Był szorstkim, praktycznym człowiekiem nie tylko z wyglądu, lecz prawdopodobnie także z charakteru. Nie kierował się sentymentami, czego trzykrotnie dowiódł dzisiaj wieczorem. Teraz dowodził tego po raz czwarty. Najlepszym potwierdzeniem był kolejny argument, gdyby ktoś miał wątpliwości. – Co chciałaby pani w ten sposób udowodnić? Moim zdaniem, pani uczucia dobrze świadczą o pani, ale są skierowane w niewłaściwą stronę. Nie spodoba się pani to, co mam do powiedzenia, niemniej powinna pani tego wysłuchać. Nicholas jest
przystojnym, czarującym mężczyzną. Nigdy nie dorosnę mu pod tym względem do pięt. Nie ma kobiety w Londynie, która nie pragnąłby mieć go swoim łożu, za pieniądze czy bez nich. Jest przedmiotem powszechnych westchnień. Niech sobie mówi, że panią kocha i inne tym podobne romantyczne dyrdymałki, a potem niech odejdzie, albowiem tak się robi z marzeniami. Jeśli jesteśmy mądrzy, to budzimy się z sennych marzeń i na trzeźwo zaczynamy dzień. – Albo jeśli czujemy się zranieni – odparowała Annorah. Westmore miał rację. Nie chciała słuchać tego, co miał do powiedzenia. – W przeszłości ranili mnie mężczyźni, którzy wykorzystywali mnie z powodu moich pieniędzy, a Redding był spośród nich najgorszym. Podejrzewam, że pan został zraniony o wiele głębiej niż ja, i do tej pory pan nie wydobrzał. Na tym polega między nami różnica. Cień przesłonił twarz Westmore’a, czyniąc ją jeszcze bardziej posępną. Annorah zlękła się, że posunęła się za daleko. – Wynajęcie mężczyzny w celu zaznania seksualnych rozkoszy nazywa pani wydobrzeniem? Ja bym to nazwał tchórzostwem. Pani myślała, że to bezpieczna gra, pozwalająca zaspokoić ciekawość i uzyskać wszystkie korzyści z intymnej relacji bez poniesienia żadnych ofiar. Nie pani pierwsza na to wpadła, ale nie nazywajmy tego wydobrzeniem. Annorah spojrzała w okno, za którym widać było pierwsze oznaki świtu. – Nie obchodzą mnie pańskie wynurzenia, panie Westmore – powiedziała. – Moje wynurzenia czy ja? Bądźmy precyzyjni, panno PriceEllis. – Prawdę mówiąc, jedno i drugie. Pan wybaczy, wyjeżdżam. Zamierzała wstać i wyjść z godnością i prawie się jej udało, ale ostatnie słowo, które ją dosięgło w drzwiach, należało do Westmre’a. – Najgorszymi kłamstwami są te, którymi raczymy samych
siebie. Rzuciła mu ostre spojrzenie, które miało zastąpić odpowiedź. Zamierzała wrócić do domu, do Hartshaven, gdzie oddzieli gorycz porażki od piękna ostatnich dwóch tygodni i weźmie się w garść. Żywiła nadzieję, że mimo wszystko sprawy ułożą się pomyślnie, tak jak to sobie wykoncypowała. Myśl ta wciąż nią kierowała, kiedy budziła Lily, patrzyła, jak ładują kufry,a także potem, gdy powóz z chrzęstem odjeżdżał spod Badger Place w promieniach wschodzącegonad horyzontem słońca. Nigdy tu już nie wróci. Oparła głowę na poduszce kanapy i pozwoliła, aby pokonałoją zmęczenie, pewna, że obudzi się w Hartshaven, gdzie wszystko będzie w takim stanie, w jakim je zostawiła.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY – Nie zostałeś tam, dokąd cię posłałem – stwierdził Channing. Na biurku, przy którym siedział, leżała rozłożona gazeta. Nicholas nie potrzebował się wysilać, by odgadnąć, co Deveril w niej wyczytał. – Przecież zabroniłeś mi wracać do Londynu, miałem zostać na wsi – zauważył cierpko. Był niewyspany; nie zmrużył oka od dwóch dni. – Tej instrukcji też nie wykonałeś. Ponadto zaręczyłeś się z klientką. To poważna sprawa, Nicholas. Mając na karku Burroughsa, lekkomyślnie pojechałeś w gościnę do Timmermanów. W całej tej sprawie nie chodzi wyłącznie o ciebie. To, co ci się przytrafiło, stanowczo powinno cię skłonić do większej ostrożności! Channing był wściekły. Wcześniej Nicholas nie widział go w takim stanie. – Co mam zrobić? Stanę do pojedynku z Burroughsem, jeśli uznasz, że tak należy postąpić. – Na Boga! Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co mówisz! – wybuchnął Channing. – Skąd przyszło ci do głowy, że pojedynek rozwiąże problem? Pojedynek będzie równorzędny z przyznaniem się do winy i zwróci uwagę na Ligę Dyskretnych Dżentelmenów. W żadnym wypadku nie możemy sobie na to pozwolić! – podkreślił zdecydowanie. – Ludzie mogą domyślać się lub podejrzewać, czym zajmują się panowie zatrudnieni przeze mnie, nikt jednak nie powinien wiedzieć, że działają poprzez agencję, której funkcjonowanie koordynuje Channing Deveril, syn hrabiego. Nasza działalność była oparta na zachowaniu całkowitej dyskrecji. Klientkom zależało na dyskrecji równie mocno, jak zamawianym przez nich dżentelmenom. – W takim razie czego oczekujesz ode mnie? – Chcę się dowiedzieć, co wydarzyło się w Susseksie.
Nicholas popatrzył tępo na Channinga. Jak mógł mu to wyjaśnić, skoro nie potrafił sobie tego wytłumaczyć? Oczywiście, istniała pewna teza, ale przez swoją śmiałość wydawała się zupełnie nieprawdopodobna, nawet jeśli była prawdziwa. – To skomplikowane. – Nie wątpię. – Istny węzeł gordyjski. Nicholas nie mógł spać ani jeść. Nie był zdolny podjąć się czegokolwiek ani skupić na jakimś działaniu. Wszystko dlatego, że nieustannie myślał o Annorah. Wręcz zadręczał się pytaniami. Czy Westmore się nią zaopiekował? Czy zrobił to właściwie? Czy jest na niego wściekła? Czy mu przebaczyła? Jakie ma plany? Co będzie porabiać w Hartshaven? – Wiem, że to jakieś mityczne odniesienie, ale go nie znam – powiedział Channing, który był szczwany jak lis, ale nie wyróżniał się oczytaniem. – Możesz wyrazić się bardziej precyzyjnie? – Nic nadzwyczajnego. Wiesz, jak to bywa z długoterminowymi zleceniami – odparł Nick. Uznał, że strzała dosięgła celu, chociaż twarz Channinga niczego nie zdradzała. Channing wykonywał długoterminowe zlecenie w okresie świąt Bożego Narodzenia i od tamtej pory nie był sobą. Nicholas podejrzewał, że coś się wtedy wydarzyło albo do czegoś nie doszło. – Wszystko skończy się dobrze – zapewnił go, lecz nie był o tym całkiem przekonany. Channing popatrzył na niego sceptycznie. – A zaręczyny? Też skończą się dobrze? Wybacz, ale wątpię. Wyglądasz okropnie. – Potrwają rok. To uzgodniliśmy – oznajmił stanowczo Nicholas. Zamierzał dotrzymać słowa. To ostatni przejaw lojalności wobec Annorah. – Podejrzewam, że przez ten rok nie będziesz pracował. Co zamierzasz? Nicholas wzruszył ramionami. Annorah zadawała to samo
pytanie. Nie miał pojęcia, co ze sobą pocznie. – W Londynie nie brak rozrywek. – Burroughs dowie się, że wróciłeś. Nie pomyślałeś, żeby pojechać do domu? Tam będziesz bezpieczniejszy. – Channing sięgnął do kieszeni, wyciągnął grubą kopertę. – Panna Price-Ellis przysłała pieniądze. – Nie mogę ich wziąć. Trudna decyzja. Wiedziałby, jak wydać te pieniądze. Mógłby przeznaczyć je na kurację dla Stefana, suknie dla sióstr, ulżyć finansowo matce. – To je odeślij. – Channing rzucił kopertę w jego stronę. Nicholas udał się na piętro, gdzie panowie należący do ligi mieli swoje pokoje. Nie zapraszali do nich klientek; w końcu ten dom nie był burdelem. Większość panów zatrudnianych przez Channinga nie miała mieszkania i potrzebowała dachu nad głową. On także pilnie rozglądał się za własnym kątem wtedy, gdy Channing natknął się na niego na East Endzie. Od tamtej chwili pokonał długą drogę. Kiedy przybył do Londynu, nie miał niczego wartościowego. Wcześniej wszystko sprzedał i posłał pieniądze do domu, starając się utrzymać z zarobków w kantorze maklera w dokach. Rozpakował kufer podróżny. Spinki do koszuli i krawata włożył do pudełka stojącego na biurku. Starannie uprasowane koszule umieścił w szufladzie bieliźniarki. Tamte dni w dokach stanowiły niemiłe przebudzenie dla syna dżentelmena nawykłego do swobody. Miał dwadzieścia jeden lat i utracił wygody, z których korzystał od dzieciństwa. Odłożył jednak na bok dumę i poszedł do pracy, oszczędzając każdego pensa, by móc wysyłać pieniądze matce i dwóm siostrom. Mieszkał nad sklepem rybnym i dzielił posiłki z rodziną rybaka, ucząc się sposobów przetrwania od otaczających go ludzi. Channinga poznał przy okazji dostawy do rezydencji Deverilów, położonej w Mayfair, najlepszej dzielnicy Londynu, zamieszkanej przez arystokrację. Przez tydzień rozważał jego propozycję dołączenia do Ligi Dyskretnych Dżentelmenów mieszczącej się przy Jermyn Street.
To było sześć lat temu. Obecnie wiódł wygodne życie pod dachem Channinga i dzięki Annorah pozbył się długów. Ani razu nie żałował decyzji związania się z Deverilem. To zajęcie nie tak bardzo różniło się od trybu życia, który prowadziłby, gdyby żył ojciec. Przyjechałby do Londynu i robiłby od czasu do czasu to samo. Różnica polegała na tym, że jako członek ligi robił to co wieczór przez cały rok, a nie tylko w sezonie. Channing nie zmuszał go, żeby podejmował się nie tylko towarzyszenia damom, lecz również wchodził z nimi w intymne relacje. Sytuacja sama ewoluowała w tym kierunku, a on nie miał nic przeciwko temu aż do ostatniego zlecenia. W jego życiu zjawiła się Annorah i dzięki temu uprzytomnił sobie, że popełnia błąd, ograniczając się do uczestniczenia w kolejnych wydarzeniach towarzyskich oraz do upojnych, ale powierzchownych znajomości z kobietami. Annorah sprawiła, że zapragnął czegoś więcej, i dane mu było to z nią przeżyć. Nicholas odstawił walizeczkę z miłosnymi akcesoriami do szafy. Nie chciał jej rozpakowywać, aby nie budzić wspomnień. Zrobił dobry użytek z tych przedmiotów. Teraz myślał o ostatniej rozmowie z Annorah, którą odbyli w nocy poprzedzającej dzień balu. Czy zrozumiała, że podzielał jej zainteresowanie? Że tak samo jak ona zagubił się w świecie fantazji? Zauważył swoje odbicie w lustrze nad toaletką. Channing miał rację. Wyglądał okropnie. Przynajmniej temu łatwo było zaradzić z pomocą kąpieli i kompresów z ogórka na powieki. Zadzwonił po lokaja i kazał przynieść gorącej wody. Na dzwonek odpowiedział William. On także zawdzięczał bezpieczną egzystencję Channingowi. Lokajami u Channinga byli często młodzi chłopcy uratowani z ulicy. Channing szkolił ich, nabywali umiejętności prowadzenia dużego domu i służenia jako kamerdynerzy. Po ukończeniu osiemnastu lat dostawali referencje i szansę znalezienia pracy. – Cieszę się, że pan wrócił. – William wlał do wanny ostatnie wiaderko gorącej wody. – Dobrze się pan bawił? Mam plasterki ogórka.
Nicholas zanurzył się w kąpieli. – Tak, było miło. I dziękuję za ogórek. Aha… jeszcze jedna sprawa, zanim odejdziesz. Na biurku leży koperta. Możesz dopilnować, żeby została odesłana do kobiety, która ją przysłała? Nicholas położył się w wannie, na powieki nałożył plasterki ogórka. Miał nadzieję, że w kąpieli przestanie rozmyślać o tym, czego się wyrzekł. Niestety, kąpiel nie pomogła mu zmienić biegu myśli. Annorah patrzyła w głąb ogrodu, wsparta o balustradę tarasu. Nic nie pomagało na to, że wszędzie widziała Nicholasa. Płynęły tygodnie, a jej nie udało się zapomnieć o jego bytności w Hartshaven. Gdziekolwiek poszła, ścigały ją wspomnienia: w ogrodzie, na werandzie, w sypialni, gdzie były najżywsze. Nie mogła tego dłużej wytrzymać i zaczęła nocować w innym pokoju pod pretekstem, że zamierza zmienić wystrój sypialni. Była pewna, że służba domyśla się, co się z nią dzieje, bo jak do tej pory nie sprowadziła ani farb, ani tapet, ani próbek materiałów obiciowych. Próbowała zapomnieć o Nicholasie. W kółku dla pań, które zbierało się w wiosce, była aktywna jak nigdy wcześniej. Zarządziła generalne porządki na strychach, a składowane tam meble przekazała proboszczowi, który obdarował nimi ubogich wiernych. Nadal działała w letniej szkole czytania i pisania dla wioskowych dzieci. Bardzo lubiła to zajęcie, chociaż także przypominało jej o Nicholasie. Planowała, że jesienią będzie poświęcała szkółce jeszcze więcej uwagi. – Panienko, jest do pani list. – Plumsby wyszedł na taras, niosąc tacę z kopertą. Annorah zadrżała. W końcu Nick dał znak życia. Cieszyłaby się nawet z kilku słów podziękowania. Radość szybko zgasła. Na tacy leżała ta sama koperta, którą wcześniej wysłała. Nie wziął pieniędzy. Z rosnącą irytacją obracała w rękach kopertę. Dlaczego? Nie chciał mieć z nią nic więcej do czynienia i w ten sposób komunikował jej, że jego rola dobiegła kresu? A może dlatego, że chciał, aby było prawdą wszystko to, co mówił w jej obronie w sali balowej w domu wujostwa? Westmore
powiedział jej, że Nicholas nie weźmie pieniędzy za towarzyszenie jej do Badger Place. Jakże inny okazał się w końcu od bohaterów wszystkich wcześniejszych porażek uczuciowych. Po prostu najgorszy. Tamtym przynajmniej zależało na jej majątku. W przeciwieństwie do nich Nicholas nie chciał nawet pieniędzy. Jesteś niesprawiedliwa! – odezwał się głos serca buntującego się przeciwko surowemu osądowi. Jest trzecia możliwość: Nicholas zwrócił pieniądze, aby podkreślić, że chciał jej towarzyszyć, chociaż nie musiał. Uczepiła się tej wątłej nadziei. Wiedziała doskonale, jakie okoliczności stały na przeszkodzie jego powrotowi do Hartshaven, trudno jednak było się z nimi pogodzić. Dotrzyma zawartego porozumienia, nawet jeśli on nie pójdzie w jej ślady, postanowiła. W jej głowie zaczynał kiełkować pomysł i przybierał postać konkretnego planu. Pojedzie do Londynu i wręczy mu te pieniądze osobiście. Nikt bez ważnych powodów nie odrzuca tysiąca funtów za wykonanie zlecenia, do którego został wynajęty. Zobaczy się z nim po raz ostatni i przekona raz na zawsze, czy jest między nimi coś, co należy do sfery realnej, a nie pozostaje jedynie w sferze marzeń. Annorah była świadoma, że odpowiedź może okazać się bolesna. Wiedziała, że pojedzie do Londynu nie tylko po to, żeby zaproponować mu gotówkę, lecz również siebie. Postawi go wobec możliwości odrzucenia zarówno jej serca, jak i pieniędzy. Kiedy Nicholas D’Arcy dokonał jej przebudzenia, obudził tygrysa. Przez trzynaście lat pasywnie znosiła swoją sytuację. Czekała na opinie prawników, na pojawienie się kandydatów do ręki, mając przy tym świadomość nieuchronności swojego losu. Teraz uprzytomniła sobie, że być może nie wolno jej dłużej pozostać bierną, nie zjawi się bowiem nikt, kto stanie między nią a jej przeznaczeniem. Pozostała sama na placu boju. Trzeba działać. Kolejny raz uderzyła kopertą o dłoń. – Plumsby, proszę powiedzieć Lily, żeby mnie spakowała. Wyjeżdżam do Londynu po farby i próbki materiałów.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI Londyn pulsował życiem. Annorah nie przypominała sobie, żeby w mieście panował taki ruch, kiedy tu była ostatnio. Zatrzymała się u Grillona. Przedpołudnie poświęciła na spotkanie z krawcową oraz wizytę w renomowanym magazynie w dokach, gdzie sprzedawano najwyższej jakości tkaniny. Obecnie dochodziła czwarta i należało wreszcie podjąć odkładaną decyzję. Wyciągnęła wizytówkę z woreczka. Rozsądek nakazywał zejść do restauracji i zamówić herbatę wzorem innych pań przebywających w hotelu. Wpatrywała się w adres wydrukowany na wizytówce. Może lepiej poinformować listownie o swoim przyjeździe i umówić się na jutro? Nie, nie będzie czekała, bo co pocznie, jak Nicholas odmówi spotkania? Wysłanie listu równałoby się ostrzeżeniu go; utraciłaby element zaskoczenia, ale zachowałaby godność. Dostałaby uprzejmą odpowiedź odmowną opakowaną w eufemizmy wyrażające rzekomy żal, że nie mógł się z nią skontaktować. Takiej sytuacji nie mogła tolerować. Kwestia pieniędzy byłaby wciąż nierozwiązana, a co gorsza, nie osiągnęłaby celu swojej podróży do Londynu. Skoro już zdobyła się na przyjazd w lipcu do tego zatłoczonego i cuchnącego miasta, to nie zadowoli się półśrodkami. Nie zamierza siedzieć w hotelu i czekać na odpowiedź na list. Przywiozła pieniądze, które Nicholasowi słusznie się należą, i musi mu je wręczyć osobiście. Nie pozostawił jej wyboru, zwracając nieotwarty list. Annorah Price-Ellis miała dość dotychczasowego życia, w którym nie pozostawiano jej wyboru. Zadzwoniła po Lily. – Przygotuj niebieski kostium podróżny. Wychodzimy – postanowiła i nie mogła się wycofać. – Ja też? – ucieszyła się Lily. Była ciekawa miasta. Nie znała świata poza sąsiadującą z Hartshaven wioską. – Tak, Lily. Jesteś mi bardzo potrzebna. Po mieście dama nie porusza się bez pokojówki.
Pokojówka pełniła rolę przyzwoitki i jej towarzystwo podnosiło prestiż kobiety. W Londynie należało zważać na pozory. Annorah wiedziała, że działa na granicy przyzwoitości, udając się na Jermyn Street. Samotne kobiety nie zbliżały się do miejsc zamieszkania dżentelmenów. Annorah zdawała sobie sprawę, że Jermyn Street była ulicą znaną z tego, że tam znajdują się luksusowe mieszkania dla kawalerów. Miała jednak nadzieję, że obecność pokojówki oraz jej dojrzały wiek zrównoważą niestosowność, z jaką w oczach londyńskiej socjety ta eskapada mogła być związana. Zresztą pojedzie tam wyłącznie w interesach. Niestety, nie wyglądało to wcale na wyprawę w interesach, stwierdziła półtorej godziny później, kiedy powóz toczył się Jermyn Street. Annorah z wizytówką w dłoni odczytywała numery domów, dopóki nie ujrzała tego właściwego: 619. Była na miejscu. Budynek wyglądał na zwyczajny miejski dom, tyle że był nienagannie utrzymany. Różnił się również tym, że nie sprawiał wrażenia, jakby był podzielony na niezależne apartamenty. Był normalnym domem mieszkalnym. – To tu? – zapytała Lily, wyciągając szyję, żeby obejrzeć budowlę. – Tak mi się wydaje – odparła Annorah, czując, jak mocno bije jej serce. Zebrała całą odwagę. Miała powody do niepokoju. Jak zostanie potraktowana przy wejściu? Odprawią ją czy wpuszczą do środka? A jeśli znajdzie się wewnątrz, to czy nie okaże się to bardziej dla niej upokarzające? Czy on jest w domu? Doszła do wniosku, że nie pozna odpowiedzi na te pytania, jeśli się nie ruszy. Zwróciła się do pokojówki: – Lily, zaczekaj w powozie. To może trochę potrwać. Mosiężna plakietka z brązu na drzwiach zawierała nazwę domu – Argosy House – i nic poza tym. Nic nie wskazywało na to, że dom jest siedzibą agencji. Annorah uniosła kołatkę, ciężką głowę lwa z mosiądzu, i zastukała, chociaż była pewna, że wewnątrz wszyscy musieli słyszeć jej mocno bijące ze zdenerwowania serce.
W otwartych drzwiach stanął lokaj, jak w każdym przyzwoitym domu. Annorah była zaopatrzona we własny bilet wizytowy i miała przećwiczone zdanie, które teraz wypowiedziała: – Dzień dobry, mam nadzieję, że zastałam pana D’Arcy’ego. – Z tymi słowami podała wizytówkę lokajowi. – Proszę wejść. Zobaczę, czy pan D’Arcy jest w domu – odparł lokaj i wpuścił ją do środka. Annorah odetchnęła z ulgą, że nie kazał jej czekać na progu. Nie obawiała się, że ktoś ją rozpozna, ale czułaby się poniżona, stojąc na schodach cudzego domu w oczekiwaniu, aż jego mieszkańcy zadecydują, czy jest godna wejść do holu. Lokaj wprowadził ją do niewielkiego saloniku sąsiadującego z holem. – Napije się pani herbaty? – zapytał. – Nie, dziękuję. – Przecząco pokręciła głową. Propozycja nastroiła ją optymistycznie, uznała bowiem, że lokaj nie wyraził chęci poczęstowania jej herbatą, gdyby Nicholasa nie było. Przygotowanie herbaty wymagało pewnych starań. Po co mieliby zadawać sobie trud, gdyby za chwilę zamierzali ją wyprosić? Lokaj zniknął, a Annorah rozejrzała się po pokoju. Miał ciepły wystrój, będący efektem użycia tapety w dyskretne kremowe pasy, jeden w nieco jaśniejszym odcieniu od drugiego. Kanapa i komplet foteli były obite ciemnoniebieskim, błyszczącym materiałem dekoracyjnym o kwiatowym deseniu. Niebieski chiński wazon, stojący na czereśniowym stoliku, wypełniały świeże kwiaty. Minęło piętnaście minut. Nikt nie nadchodził. Może powinnam przyjąć propozycję herbaty – zastanawiała się Annorah. Do głowy przyszła jej porażająca myśl. A jeśli Nicholas jest z kimś? Może zapomniał o ich porozumieniu? Annorah zamknęła oczy, starając się odpędzić te przykre myśli, ale należało być realistką. Wrócił do Londynu, do agencji. Zrobił to i ona o tym wiedziała. Powinna się skupić na własnych celach. Próbowała znowu obudzić w sobie irytację.
Przyjechała, żeby mu oddać pieniądze, aby po raz ostatni go zobaczyć i doprowadzić sprawę do końca. Ta wizyta nie ma nic wspólnego z nierealistycznymi nadziejami, że połączy ich obopólna miłość. Stać ją było na to, by się przed sobą przyznać, że zakochała się w Nicholasie. Na szczęście wiedziała, co z tego wynika, a co nie. Na przykład to, że on nie musiał się w niej zakochać czy że jej marzenia pozostaną odwzajemnione. W holu rozległy się kroki. Zaraz go zobaczy! Annorah wstała i utkwiła wzrok w drzwiach. Po chwili ogarnęła ją konsternacja. Mężczyzna, który wszedł do pokoju, nie przypominał Nicholasa. Był wysoki i na tym wszelkie podobieństwo się kończyło. Miał włosy koloru szczerego złota, jakich Annorah nigdy u nikogo nie spotkała. Patrzyło mu sympatycznie z oczu. – Panna Price-Ellis, miło panią poznać. Przepraszam, że kazałem pani czekać. Jestem Channing Deveril. Witam w Argosy House. Grzeczne słowa powitania sprawiły, że Annorah łatwiej przełknęła rozczarowanie. – Proszę, niech pani usiądzie. Zaraz podadzą herbatę. Czym mogę służyć? – Czy pan D’Arcy do nas dołączy? – Annorah w to wątpiła, inaczej gospodarz nie zaoferowałby jej swojego towarzystwa. – Niestety, nie. Pana D’Arcy’ego nie ma dzisiaj w domu, ale ja jestem gotowy przekazać mu każdą wiadomość, jaką zechce pani zostawić lub odpowiedzieć na każde pani pytanie. Wniesiono tacę z herbatą i Annorah zajęła się napełnianiem filiżanek, jednocześnie starając się zebrać myśli. Co to wszystko znaczy? Czy Nicholas jest na górze, ale nie chce się z nią widzieć? Czy pan Deveril został przez niego przysłany, aby się jej uprzejmie pozbyć? A może Nicholasa naprawdę nie ma w domu i pan Deveril mówi prawdę? – Tak, poproszę śmietankę, dziękuję – odezwał się Deveril i odebrał filiżankę z jej rąk. – Panno Price-Ellis, może pani ze mną rozmawiać bez skrępowania. Wiem, że pan D’Arcy darzy panią wielkim szacunkiem. Będzie niepocieszony, że się z panią
rozminął. Była to standardowa uprzejma odpowiedź. Prawdopodobnie nie pierwszy raz zdarzało mu się to mówić. – Często pan to robi, panie Deveril, to znaczy pociesza klientki pana D’Arcy’ego? – Annorah uśmiechnęła się znad filiżanki, żeby złagodzić ostrość swojego zapytania. – Zazwyczaj pozwalam Nicholasowi, żeby robił to samodzielnie. Odpowiedź została zręcznie sformułowana, oceniła Annorah. Nicholasa naprawdę nie było w domu, uznała i ugodziła ją nieracjonalna zazdrość. Był z inną kobietą, chociaż obiecywał, że do tego nie dopuści. – Zjawiłam się tu, ponieważ jestem mu winna zapłatę. Mam powód, aby przypuszczać, że nie podejmie tych pieniędzy, jeśli przekażę je do banku. W oczach Deverila zabłysło zrozumienie, lecz wykazał daleko idącą powściągliwość. – Naturalnie, to zapłata za nieudany zjazd towarzyski i za zaręczyny. Doceniam pani wysiłek. Wybrała się pani w podróż, by przywieźć te pieniądze. Mam jednak nadzieję, że to nie jedyny powód pani wizyty w Londynie, bo Nicholas tej zapłaty nie przyjmie. Nie może. Oznajmił to bardzo wyraźnie. Oboje wiedzieli, że Deveril więcej nic nie powie. Miał wąski margines do działania pomiędzy chęcią dopomożenia jej a koniecznością ochrony prywatności współpracownika. Annorah położyła wypchaną banknotami kopertę na stoliku. Grubość koperty była obiecująca. Namacalne pieniądze trudniej odrzucić niż abstrakcyjne. – Mam nadzieję, że dopilnuje pan, aby pan D’Arcy jednak dostał te pieniądze. Nie musi pan dawać mu ich bezpośrednio. Zapewne zna pan stan jego finansów i może przekazać je w jego imieniu na poczet jego zobowiązań. – Zauważyła, że Deveril się zawahał. – Wiem, że ma rodzinę. Może dałoby się przekazać te pieniądze rodzinie? Deveril zareagował żywo na ostatnie pytanie.
– Opowiadał pani o rodzinie? Wreszcie odniosła zwycięstwo, pomyślała. Niewielkie, ale lody zostały przełamane. Annorah uchwyciła się tej szansy. – Opowiadał mi o bracie Stefanie i o wspólnych letnich wyprawach w poszukiwaniu skarbów. Przypuszczam, że jego rodzina zamieszkuje w Stour. Deveril rzucił jej uważne spojrzenie. – Interesujące. Nicholas jest wyjątkowo zamkniętą osobą. Są sprawy, o których nie mówi nawet mnie. – Sięgnął po jedno z ciasteczek podanych do herbaty, ale Annorah nie zmylił ten zwykły gest. Deveril będzie ją sondował. – Co jeszcze pani opowiadał? Nie wyczuwała w nim złej woli. Musiała mu zaufać. Był jedynym kluczem do Nicholasa, jaki miała. – Wspominał, że mieszkał z rodziną norweskiego rybaka i poznał ich narodową potrawę, lutefisk – odparła i nagle doznała olśnienia. – Pan go stamtąd wyciągnął? Zaproponował mu pan coś lepszego? Deveril potwierdził. – Długo nie wytrzymałby w dokach. Praca w portowym kantorze nie była dla Nicka. – Odstawił filiżankę, wstał i sięgnął po kopertę. – Dopilnuję, żeby jego rodzina to dostała. Coś jeszcze? Był to znak, że należy kończyć rozmowę. Annorah podniosła się z krzesła. – Chciałabym podziękować, że przysłał go pan do mnie. Bardzo go polubiłam. To dobry człowiek. Zauważyła, że wstrzymał oddech, i pomyślała, że zapewne zamierza powiedzieć coś pocieszającego, uprzejme słowa, jakie zapewne mówi wszystkim kobietom ze złamanymi sercami, zjawiającym się na progu jego domu w nadziei, że ujrzą choćby przelotnie Nicholasa D’Arcy’ego. Powstrzymała go ruchem dłoni. – Proszę, może pan myśleć, co pan chce, ale dla mnie nie jest to przejściowe zauroczenie. Chciałabym, żeby tak było. Byliśmy razem szczęśliwi, a zdaję sobie sprawę, jaką to ma wartość. Dziękuję, że poświęcił mi pan swój czas, panie Deveril. Annorah chciała przejść obok niego, ale ją zatrzymał.
– Mam nadzieję, że podoba się pani w Londynie. Na długo się pani tu zatrzyma? Annorah odniosła wrażenie, że on się waha; nad czymś się zastanawia. – Nie lubię Londynu. Przyjeżdżam tu najrzadziej, jak mogę – odparła i się roześmiała. – Na czas pobytu wynajęłam pokoje u Grillona. – Zamilkła, po czym dodała, decydując się na pełną szczerość: – Przyjechałam specjalnie dla Nicholasa. Po powrocie do Hartshaven nieprędko znowu pokaże się w Londynie. Jakże by mogła, wiedząc, że Nicholas tu przebywa, tyle że dla niej kompletnie niedostępny. Byłaby to tortura. Dlatego lepiej nie opuszczać Hartshaven i żyć wspomnieniami. To też tortura, ale o wiele mniej przerażająca. – Powiedziałem prawdę, Nicholasa nie ma. Deveril wziął Annorah pod łokieć i odprowadził do niewielkiej sieni przy wejściowych drzwiach. – Zanim pojechał do pani, groził mu pojedynek. W Londynie nadal nie jest dla niego bezpiecznie. Ponadto zamierza dotrzymać danego pani słowa i wytrwać przez rok w narzeczeństwie. Zapewne rozumie pani, że byłoby to trudne do pogodzenia z pobytem w mieście. Ponieważ opowiadał pani o swojej rodzinie i ze względu na inne okoliczności powiem coś pani w największej dyskrecji. Nicholas udał się do rodzinnego domu. W tym momencie Annorah podjęła decyzję: pojedzie za Nicholasem. Przyjechała do Londynu, to równie dobrze może odbyć podróż do Stour.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI Upłynęły trzy tygodnie i nic się nie zmieniło. Nicholas był zmuszony pogodzić się z faktami. Pobyt w domu nie wynagradzał utraty Annorah. Wcale nie było mu też łatwiej stawić czoło duchom przeszłości. Nie pomagał nawet fizyczny wysiłek, jakim była naprawa dachu nad stajniami w lipcowym skwarze. Nick wyprostował się, odłożył młotek i otarł czoło. Było gorąco jak w piekle. Sięgnął po naczynie z wodą. Byłoby zapewne lepiej, gdyby wszyscy krewni nie byli dla niego tacy serdeczni. Matka, siostry, nawet Stefan ucieszyli się z jego przyjazdu jak z powrotu marnotrawnego syna na łono rodziny. Zwłaszcza Stefan był spragniony towarzystwa brata. Najwyraźniej łaknął podjęcia ich stosunków w punkcie, w którym urwały się przed laty. Zawsze byli sobie bliscy, Nick nie spodziewał się jednak, że brat przyjmie go tak ciepło. Przecież to z jego winy był sparaliżowany. Stefan zdawał się o tym nie pamiętać. Jeśli chodzi o siostry i matkę, to były autentycznie szczęśliwe, że znowu go ujrzały, i chętnie demonstrowały mu, jak wykorzystały pieniądze, które przysyłał im przez lata nieobecności. Zastanawiał się, co by zrobiły, gdyby wiedziały, skąd pochodziły owe pieniądze. Miał sobie za złe, że ukrywał przed nimi prawdę o swoim londyńskim życiu, ale także z tego powodu, że nie wziął od Annorah pieniędzy, które bardzo by im się przydały. Nick zabrał się z powrotem do roboty, waląc młotkiem w deszczułki gontu z zupełnie niepotrzebną siłą. Annorah niewłaściwie go oceniła. Nie był dobrym człowiekiem. Przeciwnie, stał się złym człowiekiem wskutek popełnionych przez siebie grzechów. Nawet jeśli starał się być dobry, to nic z tego nie wychodziło. Czy nie tak skończyło się z Annorah? Powinien ograniczyć się do roli, w jakiej czuł się dobrze. Był uwodzicielem i kobieciarzem, nie nadawał się do małżeństwa. Gdy wykroczył poza swoje granice, postawił Annorah w skandalicznej sytuacji.
Nie liczyło się to, że kierował się szlachetnymi pobudkami. Miał nadzieję, że dobrze znosiła obecne położenie, a jej życie w Hartshaven nie doznało uszczerbku. – Nick, mamy gościa! – usłyszał wołanie Stefana. Spojrzał w dół. Brat podjechał do stajni na wózku inwalidzkim. Nicholas nie mógł się nadziwić, do jakiej wprawy w poruszaniu się doszedł Stefan po latach, które upłynęły od wypadku. – Kto przyjechał? – spytał, schodząc po drabinie. – Nie wiesz? Jesteś zaskoczony? – droczył się z nim Stefan. – Byłem ciekawy, kiedy ona się u nas pokaże. Twoja narzeczona. Ta, o której czytaliśmy w londyńskich gazetach. Chyba ciągle o niej pamiętasz? Annorah tutaj? Stefan wie o zaręczynach? – Skąd wiesz, że się zaręczyłem? – Fakt, że żyjemy na wsi, nie oznacza, że nie wiemy, co dzieje się na świecie. Po twoim wyjeździe do Londynu, kiedy zaczęły nadchodzić twoje listy, matka postanowiła zaprenumerować „Timesa”, żebyśmy nadążali za tobą. Bała się, że gdy wrócisz do domu, stwierdzisz, że jesteśmy strasznymi prowincjuszami. Widzieliśmy komunikat. Czekaliśmy, aż sam nam o tym opowiesz. Nicka ogarnął niepokój. – Stefan, co jeszcze wiecie? Ile powinien im zdradzić? – zastanawiał się Nicholas. Przecież nie mógłby wyjawić, że zaręczyny są fikcyjne. Czy Annorah kontaktowała się listownie jego matką i zdążyła zdradzić jego najnowsze grzechy? A może rozbudziła jej nadzieje? Matka chciałaby, żeby się ożenił. Zapewne była zachwycona, gdy przeczytała o zaręczynach. Nicholas bał się pójść do domu i spotkać z Annorah w obecności rodziny, a jednocześnie miał chęć pobiec, by jak najprędzej ją zobaczyć. Stefan dotknął jego ramienia. – Wiem, że nie jesteś kancelistą w firmie żeglugowej –
powiedział cicho, potwierdzając najgorsze obawy Nicholasa. – A matka i dziewczęta? Co one wiedzą? – Matka wie, że jesteś ulubieńcem dam, bo czyta wzmianki w kolumnach towarzyskich. Właśnie z nich dowiedziała się o twoich kłopotach z lordem Burroughsem. Bała się, że dojdzie do pojedynku. Starałem się ją uspokajać. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Może któregoś dnia opowiesz mi o tym. Stefan ciągle zachowywał się tak, jak gdyby nic ich nie oddaliło od siebie i wciąż byli najlepszymi kompanami, przemierzającymi okolicę w poszukiwaniu przygód jak za dawnych chłopięcych lat. Z tym że obecnie Nick wyczuł w postawie brata pewną pretensję o to, że nie uczestniczył w jego obecnym życiu. Stefanowi zależało na tym, żeby bez względu na inne okoliczności pozostać blisko brata. Natomiast Nick orientując się, że brat wciąga go w swoje życie, poczuł dławienie w gardle. Annorah powiedziałaby, że to szczęście mieć rodzinę i dom, bliskich, z którymi łączy człowieka szczególna więź. To ludzie, którzy kochają bez względu na okoliczności. Tym trudniej było Nickowi zaakceptować ten dar. Nie zasłużył na dobroć Stefana, który krył go przez te wszystkie lata, chociaż on zasłużył na kompromitację. – Zaręczyny są fikcyjne. To wybieg w celu uratowania jej dziedzictwa. Właściwie nie wiem, po co przyjechała. Mógł tylko zgadywać. Annorah nie spodobało się, że zwrócił jej pieniądze. To otwierało kolejną kwestię. Jak odkryła, że on jest tutaj? Tylko Channing mógł jej o tym powiedzieć. Następnym razem, gdy się spotkają, nie omieszka wytknąć mu niedyskrecji. – Pokonała daleką drogę po coś, co nie istnieje – stwierdził Stefan. – Rozmawiałem z nią zaledwie kilka minut, zanim matka wysłała mnie po ciebie. Mimo to spodobała mi się i zdążyłem ją polubić. Jest miła. Od razu wiedziała, kim jestem. Ma na szyi kameę naszej matki i dlatego myślę, że kłamiesz, bracie. – Nie mogę się z nią ożenić. Nick pochylił się po kamień i rzucił go przed siebie, żeby rozładować napięcie.
– Nie możesz czy nie chcesz? Zaręczyny może są fasadą, ale twoje uczucia wydają się prawdziwe. Dobrze cię znam, Nick. Jesteś bardzo zamknięty w sobie. Nie opowiadasz o sobie byle komu, a jednak jej musiałeś sporo mówić o naszej rodzinie. Ona coś dla ciebie znaczy. – To skomplikowane. Nie mam czasu, żeby ci to wyjaśnić. Ona jest bogata. Jeśli ją poproszę, żebyśmy uznali zaręczyny za prawdziwe i w konsekwencji się pobrali, to będzie myślała, że zrobiłem to dla pieniędzy. Znajdą się ludzie, którzy ocenią, że je od niej wyłudziłem pocałunkami. Stefan zamyślił się na chwilę, po czym zapytał: – Tylko z tego powodu wzbraniasz się przed zaproponowaniem jej małżeństwa? – Ściągnę ją do swojego poziomu. Ona jest uosobieniem dobra. Na przykład prowadzi wiejską szkołę. – Zaraz. Czy dobrze rozumiem? Ciągle masz poczucie winy z powodu tego, co wydarzyło się w czasie tamtej nocnej burzy? – Jestem winny. Nie było mnie tam, gdzie powinienem być. Ojciec zmarł, a ty zostałeś kaleką. Stefan zdecydowanym ruchem ręki zatrzymał Nicka. – Nigdy cię o to nie obwiniałem. Tragiczne wypadki po prostu się zdarzają. Nie pozwól, żeby przeszłość rzutowała na twoją przyszłość. Poza wszystkim uratowałeś mnie tamtej nocy, wyciągając spod belki. Dotarli do schodów, przy których zbudowano pochylnię, żeby Stefan mógł się swobodnie poruszać. – Zaraz do ciebie dołączę. Idź i powiedz jej, dlaczego twoim zdaniem nie możesz się z nią ożenić, i pozwól, żeby cię osądziła. Na tym polegał problem, uznał Nicholas. Wyznał Annorach wszystko, co najgorsze, ale wciąż za mało. Nie dała się zniechęcić. Przeciwnie, odszukała go i przyjechała. Nick usłyszał Annorah, zanim zdążył ją zobaczyć – dobiegł go jej śmiech. Zorientował się, że rozmawia z jego matką i uświadomił sobie, że jest kobietą, jakiej matka dla niego pragnęła. Nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad tym, bo nie było takiej potrzeby. Teraz nagle zaistniała.
Potrafił wyobrazić sobie Annorah wśród członków swojej rodziny, prowadzącą letnią szkołę dla wiejskich dzieci jak w Hartshaven, i omal nie pękło mu serce. Spojrzała na niego, gdy wchodził do pokoju. Wyglądała świeżo w białej sukni z włosami związanymi w kok nad karkiem. Lipcowy upał nie robił na niej wrażenia. On powinien się przebrać, a przynajmniej umyć pod pompą. Był brudny. Ich oczy się spotkały. Zauważył jej zdenerwowanie i zrozumiał, skąd się wzięło. Nie była pewna, jak on zareaguje na nieoczekiwaną wizytę. Była świadoma, jakiej śmiałości dopuściła się niezapowiedzianym przyjazdem. – Witaj, Annorah – powiedział. Zbliżył się do niej i uniósł jej dłoń do ust jak owego pierwszego dnia w Hartshaven. – Poznałaś już wszystkich. Stefan zaraz tu będzie. Pieje z zachwytu na twój temat. – Powinieneś nas uprzedzić, że pani się do nas wybiera. Naturalnie, bardzo się cieszymy z pani odwiedzin – wtrąciła matka. – Czekaliśmy, żebyś nam coś opowiedział, Nick. Prenumerujemy „Timesa” i przeczytaliśmy komunikat o zaręczynach – powiedziała do Annorah. – Wolelibyśmy jednak, żeby Nick nam o tym oznajmił, kiedy do tego dojrzeje. No i stało się. Annorah uśmiechnęła się niezręcznie. Nicholas pojął, że powinien porozmawiać na osobności z „narzeczoną”, zanim matka zacznie ją nazywać synową. – Mamo, jeśli pozwolisz, chciałbym na chwilę zostać sam na sam z Annorah. – Oczywiście. Zakrzątnę się wokół podania czegoś chłodnego do picia. Nicholas zamknął drzwi za matką. Patrzył na Annorah. Była tak piękna, że mógł się w nią wpatrywać bez końca. Jak przetrwał aż trzy tygodnie bez jej widoku? Spojrzał jej w oczy. Wiedział, co powie, zanim otworzyła usta. Będą to słowa, które tak bardzo chciał usłyszeć. Otworzą przed nim przyszłość, o której sądził, że nie jest dla niego – małżeństwo, dzieci, rodzina. Ziściłoby się jego
marzenie. Jednak on nie ma prawa do marzeń i będzie musiał odrzucić to, co zamierzała mu zaproponować. – Co cię sprowadza do Stour? – zapytał. – Nie takiego powitania oczekuje kobieta – zauważyła z uśmiechem Annorah, mobilizując całą swoją odwagę. Wyjęła kopertę. – Przyjechałam do ciebie, Nick. Nie chcesz wziąć moich pieniędzy, ale może weźmiesz… mnie. – Przestań, Annorah. Nie zamierzała przestać ani się poddać w kwestii tak ważnej dla nich obojga. – Usłyszałam już wszystko, co najgorsze. Znam twoje sekrety. Nie wystarczyły, żeby mnie zniechęcić. Miałam czas, żeby wszystko przemyśleć, i doszłam do wniosku, że za dużo bierzesz na siebie. Istotnie wydarzyło się nieszczęście, ale nie ponosisz za nie winy. Nie możesz wciąż się biczować. – Złapała go za ręce. – Co mogłeś uczynić? Przybiec szybciej? Przytrzymać drzewo, żeby nie runęło? Powstrzymać burzę? – Mam wątpliwości, czy powinienem wyciągnąć Stefana. Czy robiąc to, nie pogorszyłem jego stanu. Wtedy myślałem tylko o tym, żeby go nie stratował przestraszony koń. – Nie możesz brać na siebie winy. Zrobiłeś wszystko, co mogłeś w tamtej sytuacji. Najwyraźniej Annorah chciała uwolnić mnie od poczucia winy, udzielić mi rozgrzeszenia, rozmyślał Nick, odwracając wzrok. Tymczasem on przyjechał do rodzinnego domu, do miejsca, gdzie nawiedzały go zmory przeszłości, bo chciał od niej uciec. – Nie wiesz, nie było cię tutaj. Nie przyjmowała do wiadomości takiego argumentu. Wiedziała aż nadto dobrze, jak działa mechanizm obronny, który sprawia, że ludzie pozostają pogrążeni w smutku. – Masz rację. Nie było mnie tutaj, ale znalazłam się w podobnej sytuacji. Popatrz na mnie, Nicholasie. – Nie spuszczała z niego wzroku, dopóki na nią nie spojrzał. – Po śmierci rodziców zapragnęłam pójść w ich ślady – chciałam umrzeć. Brakowało mi chęci do życia. Byłam zła na matkę, że poszła pielęgnować
chorych; obrażona na ojca, że nie potrafił żyć bez niej, i niezadowolona z siebie, że nie zachorowałam i nie umarłam. Dlaczego wszyscy wokół mnie chorowali, a ja nie? Nadal tego nie wiem i prawdopodobnie nigdy się nie dowiem. Najważniejsze, że ty i ja zostaliśmy oszczędzeni po to, żeby żyć. Zaczął słuchać jej z uwagą. – Mogę ci coś wyznać? – kontynuowała. – Nie wiodło mi się najlepiej, zanim ciebie spotkałam. Wmawiałam sobie, że mimo wszystko taka egzystencja powinna mnie zadowolić. Ty mi udowodniłeś, że nie tylko nie zadowala, ale nawet nie zasługuje na miano życia. – Zamilkła, jak gdyby chciała zmobilizować resztki odwagi. – Przyjechałam do Londynu, bo chciałam cię odnaleźć. Niestety, nie zastałam cię w domu przy Jermyn Street, gdzie odważyłam się dotrzeć. Przyjechałam więc tutaj, ale nie po to, żeby przekazać ci pieniądze, które ci się należą. – W takim razie po co się tu zjawiłaś? – zapytał głosem nabrzmiałym pożądaniem, którym były przepełnione także pociemniałe oczy. Annorah była gotowa postawić wszystko na jedną kartę. – Stęskniona, przyjechałam po ciebie. Pragnę cię, Nicholasie D’Arcy, ale ty też musisz mnie pragnąć. Nie mogę być podobna do kobiet z twojej przeszłości. Nie zadowolę się twoim ciałem. Musisz oddać mi siebie całego, także umysł i serce, które pokochałam w tobie najbardziej. Czy je dostanę, Nicholasie? Czy mi je podarujesz? – Czy ty w ogóle słuchałaś, co do ciebie mówiłem? Czy rozejrzałaś się naokoło? Mam rodzinę na utrzymaniu: matkę, dwie siostry i kalekiego brata. Oni zawsze będą mnie potrzebowali, a za mną niezmiennie będzie się wlokło odium skandalu. W gruncie rzeczy to były papierowe smoki, pomyślał Nick. Wahał się. Chciał się zgodzić. Chciał zachować się samolubnie i przyjąć wszystko, co Annorah mu oferowała. Nie chodziło mu o pieniądze, tylko o nią, tę jedną jedyną. Mogłaby nie mieć niczego, byleby ją miał. – Ja słuchałam, a ty? Nie dbam o tytuł i majątek. Mam tyle
pieniędzy, że ich nam nie zabraknie. Możesz bratu wybudować szpital, jeśli zechcesz, ale, o ile zauważyłam, on tego nie potrzebuje. Poza tym jesteś w błędzie. Możesz mi dać nie tylko siebie. Masz rodzinę, a bardzo chciałabym znowu ją mieć. Chętnie bym z nią zamieszkała tutaj lub w Hartshaven, jeśli zechcesz ich tam przywieźć. Jedyne, czego pragnę, to uzyskać odpowiedź na pytanie. Czy będziesz należał do mnie duszą i ciałem, Nicholasie D’Arcy? Annorah wstrzymała oddech, każde włókno jej ciała drżało z emocji. Czuła, że żyje. Sześć tygodni temu, kiedy ta historia się zaczęła, była na wpół odrętwiała; myślała, że przed nią tylko miesiąc prawdziwego życia. Teraz stała wobec perspektywy życia aż po jego kres. Wpatrując się w Nicholasa, szukała w jego twarzy znaków. Najpierw pojawiły się w oczach. Zmrużył je, a mimo to z ich niebieskiej głębi sypały się iskry. Potem stworzone do pocałunków usta złożyły się w uśmiech. Zrobiło się jej ciepło na duszy. – Proszę o wyjaśnienie, panno Price-Ellis – wycedził. – To oświadczyny czy umowa w interesach? Roześmiała się z ulgą. Uratował ją. Nie jej fortunę, nie Hartshaven, lecz ją samą. – Ani to, ani to, Nicholasie. To umowa na wieczność. – W takim razie masz moją zgodę.
EPILOG Skromny ślub odbył się w kościele parafialnym w Stour w obecności rodziny i kilku przyjaciół. Kościół był udekorowany świeżymi kwiatami, siostry Nicholasa i panna młoda wystąpiły w pięknych sukniach. Uroczystość odbyła się bez rozmachu, albowiem dla Annorah liczyła się nie forma, a treść: połączenie węzłem małżeńskich dwóch kochających się osób. O wiele większe reperkusje wywołał ten ślub w Londynie, gdzie socjeta potraktowała go jak ogromną sensację. Nick D’Arcy ożenił się, na dodatek z bajecznie bogatą dziedziczką! Jocelyn Eisley, jak to on, ułożył z tej okazji dość nieprzyzwoity wierszyk, zaś Grahame Westmore zarządził toast za zdrowie pana młodego w salonie Argosy House. Dawni koledzy z Ligi Dyskretnych Dżentelmenów chętnie wznieśli kielichy za pomyślność pana młodego. Jednak nie wszyscy londyńczycy życzyli mu szczęścia na nowej drodze życia. Na pewno nie lord Burroughs. Wciąż był gotów domagać się satysfakcji, lecz zależało mu w tej chwili nie tyle na zemście na Nicku, co na zdemaskowaniu Ligi Dyskretnych Dżentelmenów, mimo że jej istnienia i związków Nicka z nią nie był do końca pewny. Nick nie zaprzątał sobie głowy ani tymi, co dobrze mu życzyli, ani mściwym Burroughsem. Noc poślubną zamierzał spędzić w grocie na wzgórzach dominujących nad rzeką Stour. Była to jedna z tych grot, które w chłopięcych latach penetrowali ze Stefanem, obecnie przemieniona w komnatę. Udekorowana kwiatami, wyposażona w miękkie łoże, zaopatrzona w szampana i dobre jedzenie, od razu wzbudziła zachwyt Annorah. Ona i Nick zamierzali spędzić tu kilka dni, eksplorując miejscowe groty i łowiąc ryby w rzece. Nick nie myślał o niczym innym, a tylko o tym, jak bardzo kocha żonę i cieszy się z tego, że ona do niego należy. Wyszedł z łoża, by nalać szampana. Czuł na sobie wzrok
Annorah. W pewnej chwili jej zainteresowanie skupiło się na czym innym. Podążył za jej spojrzeniem. – Co cię tak zaciekawiło? Ja ci już nie wystarczam? – zażartował. – Ta szczelina w ścianie groty – odpowiedziała poważnie. – Wygląda szczególnie. Annorah wyszła z łóżka i owinięta prześcieradłem, z lampą w dłoni, podeszła do ściany. – W dziennym świetle trudno byłoby zauważyć tę różnicę kolorów, w świetle lampy jest jednak bardzo wyraźna. – Zajmiemy się tym jutro. Wracaj do łóżka – poprosił Nick, ale Annorah nie zamierzała posłuchać. Postawiła lampę na podłodze i zaczęła grzebać w szczelinie. Nick nie miał wyjścia, musiał dołączyć do żony. Kiedy Annorah na coś się nastawiła, nie zwykła rezygnować. I całe szczęście, pomyślał. Nie dała za wygraną, nie zrezygnowała z niego, a on będzie jej za to wdzięczny do końca życia. Zaczęli razem usuwać materiał skalny, zatykający szczelinę. Annorah miała rację. Szczelina nie była tworem naturalnym, ktoś ją wyżłobił, po czym zatkał kamieniami. Nick usunął ostatni kamień i przekonali się, że za szczeliną znajduje się komora. – Wyglądasz jak uczniak – stwierdziła ze śmiechem Annorah. – Jak myślisz, co tam jest? Podniecenie Nicka udzieliło się Annorah. Oboje na kolanach zbliżyli się do otworu, Annorah poświeciła do środka lampą. Nick wsunął tam rękę i wyczuł miękką skórę. – Mam coś! Wyciągnął owo coś. Był to dość ciężki skórzany mieszek. Nick rozwiązał troczki, którymi był przewiązany otwór. – Myślisz, że to…? Nie dokończyła. Na jej dłonie wysypały się złote monety. Było ich tak dużo, że nie zmieściły się w dłoniach i rozsypały po podłodze. – Złoto! – wykrzyknął Nick. – Złoto piratów, skarb jakobitów, królewski okup, nazywaj je, jak chcesz.
Sięgnął do środka skrytki. Mieszków było trzynaście. – Nie mogę uwierzyć, że spoczywały tu przez te wszystkie lata. Tę grotę przeszukiwaliśmy ze Stefanem chyba ze sto razy. – Ktoś musiał spojrzeć na te ściany świeżym okiem – odparła Annorah. – Powiemy im? Nie jest jeszcze tak późno, moglibyśmy zejść na dół z wiadomością o naszym odkryciu. – Przeciwnie, jest bardzo późno – zaoponował Nick i spojrzał z udawaną powagą na żonę. Był w pełni podniecony, jednak nie widokiem skarbu, lecz piękną ukochaną, owiniętą jedynie prześcieradłem, na szczęście niezbyt szczelnie. W świetle lampy widać było wszystkie strategiczne miejsca. – Skarb nam nie ucieknie, tymczasem ja dłużej nie wytrzymam – oznajmił i dodał szeptem trzy słowa, które zawsze na nią działały: – Chodź do łóżka. Posłuchała.
[1] Prick (j. ang.) – wulgarnie członek męski (przyp. tłum.). [2] Nick of Time (j. ang.) – w ostatniej chwili, w samą porę; gra słów związana z imieniem bohatera (przyp. red). [3] Aluzja do głośnej powieści Jane Austen Duma i uprzedzenie (przyp. tłum.). [4] Kent i Bridgeman – modni projektanci ogrodów w XVIIIwiecznej Anglii (przyp. tłum.). [5] Badger Place (j. ang.) – borsucze miejsce (przyp. tłum.). [6] Tytania i Oberon – postacie z komedii Szekspira Sen nocy letniej (przyp. tłum.). [7] Puk – psotny duszek prześladujący Tytanię, kolejna postać ze Snu nocy letniej W. Szekspira (przyp. tłum.).