S P I S T R E Ś C I W stęp..................................................................................... 5 I. Synody i sobory — ich g e n e z a...
16 downloads
27 Views
11MB Size
SPIS TREŚCI
W s tę p ..................................................................................... I.
5
Synody i sobory — ich g e n e z a .......................................... 11
II. Rodzaje s y n o d ó w .................................................................. 14 III. Sobór powszechny — jego p o c z ą tk i..................................... 17 IV. Sobory w starożytności chrześcijańskiej...............................24 V. VI. VII.
Średniowieczne sobory zachodniego chrześcijaństwa Udział Polski w średniowiecznych soborach
. . .
.
30 36
Sobory r e f o r m a c y j n e ............................................................ 43
V III.
Sobór w Bazylei (1431—1437) i w Ferrarze-Florencji, (1438—1442), czyli siedemnasty sobór powszechny. . 100 IX. Piąty Sobór Lateraneński (1512—1517), czyli osiemnasty p o w s z e c h n y ..............................................................................120 X. Sobór Trydencki (1545—1563), czyli dziewiętnasty po wszechny ....................................................................................123 XI. Pierwszy Sobór Watykański (1869/1870), czyli dwudziesty p o w s z e c h n y ..............................................................................149
X II.
Sobór powszechny według dziś obowiązującego prawa kanonicznego..............................................................................160
W S T Ę P
Religia była i jest jedną z najsilniejszych więzi łączących ludzi nie tylko wspólną wiarą i nakazami moralnymi, lecz także wspólną organizacją dla osiągnięcia celów tak doczesnych, jak nadprzyrodzonych.1 Ponad inne organizacje religijne wyrasta Kościół katolicki, a wyrasta z wielu powodów, do których można zaliczyć głębokie przeświadczenie o swej misji przez Chrystusa Pana mu zleconej, wiarę ujętą w nie wzruszone dogmaty, bez mała dwutysiącletnie dzieje, jednolite w zasadzie mimo wielu wstrząsów, tak zewnętrznych, jak i wewnętrznych, wreszcie jego organizację na wskroś prawną, lecz bynajmniej nie skostniałą w formalizmie, bo wykazującą zdolność rozwoju i dostosowania się do zmiennych warunków życia. Organizacja ta jest jedyną w swoim rodzaju pomiędzy wszystkimi religijnymi związkami. Kościół katolicki posiada dwie podstawowe cechy: uniwersalizm i centralizm. Uniwersalizm polega na tym, że Kościół katolicki nie zamyka się w granicach jednego państwa czy jednej narodowości, ale obejmuje cały świat, a przynajmniej wierzy, że ogarnięcie całego świata jest jego posłannictwem. Centralizm zaś — to skupienie pełni władzy w ręku papieża i rzymskich urzędów kurialnych. Papież jako następca św. Pio tra, postawiony ponad całym Kościołem, i biskupi jako następcy apostołów w poszcze gólnych diecezjach, z władzą monarchiczną ponad klerem i ludem — to podstawy ustroju Kościoła. 1 Nie należy jednak zapominać, że religia nie tylko łączy, lecz także dzieli ludzi, budzi nie tylko solidarność, lecz także wrogość, w wypadku fanatyzmu dochodzącą niekiedy do bardzo wysokiego stop nia. Dość wspomnieć prześladowania chrześcijan nie tylko w starożytnym Rzymie, ale przez mahometan i w krajach misyjnych, zaś między chrześcijanami prześladowanie katolików w Anglii i Irlandii oraz wojny religijne w Niemczech i we Francji w XVI i X VII w. Bo religia, jeżeli wyradza się w fanatyzm, niesie z sobą nietolerancję, a epoki tolerancyjne i liberalne, jak X V III w. i druga połowa XIX w., są okresami osłabienia wiary i indyferentyzmu religijnego. Nawet wyprawy krzyżowe — ten szczyt poświęcenia się w imię gorącego uczucia religijnego — miały dwa oblicza: wzniosłe i straszne, co tak trafnie podkreśliła Zofia Kossak w zakończeniu swych Krzyżowców: ,,Czy dzieje te były istotnie tak straszne? Odpowiem najszczerzej. Rzeczywistość była znacznie gorsza od mojej narracji. Nie mając w usposobieniu sadyzmu starałam się cieniować, przemilczać szereg zdarzeń nieopisanie okropnych i odrażających. Wielka kru cjata nie była sielanką, o nie! Była, jak to ujrzał Urban II przed śmiercią, splątanym kłębem cnoty i zbrodni, taranem krwawiącym, bluzgającym ropą grzechu, była straszliwym skrótem ogólnych dziejów ludzkości” — Warszawa 1956, IV, 512.
6
WSTĘP
Organizm urzędowy Kościoła katolickiego nazywa się hierarchią. Zasadą jest podział na wiernych, czyli laików, i kler, czyli tych, którzy posiadają władzę bądź spra wowania funkcji duchownych, bądź rządzenia. Istnieją dwie równoległe hierarchie: jurysdykcyjna, czyli rządząca, i hierarchia święceń, która wynika z wyświęcenia {ordo) i nadaje w różnych stopniach moc administrowania świętymi sakramentami. Naj częściej jednak jedna osoba reprezentuje oba te aspekty, tak że na zewnątrz rozróż nienie to rzadko tylko występuje. Hierarchia kościelna oparta jest na wzajemnym podporządkowaniu jednostek władzą wyposażonych. Władza ta jest niezwykle silna. Z pokolenia na pokolenie przekazy wana bywa władza kościelna na prawie oparta, a prawo to powolnym tylko ulega zmia nom, jeśli zaś idzie o prawo Boskie — jest ono nienaruszalne i niezmienne. Organa kolegialne, czyli zbiorowe, nie są wprawdzie obce ustrojowi Kościoła, ale bądź nie utrzymały się, bądź mają dziś podrzędne znaczenie wobec władzy hierar chicznej jednostek. Kolegium kardynalskie przy papieżu, choć pierwsze w Kościele co do godności, raz tylko ma sposobność występowania samodzielnie, a mianowicie w czasie wyboru papieża. Kapituły przy biskupach działają w niewielkim zakresie i funkcje ich polegają głównie na uczestniczeniu w uroczystościach, podczas gdy daw niej przysługiwało im prawo obioru biskupa i wiele innych uprawnień. Laicy pozba wieni są wszelkiej władzy, w pewnych tylko wypadkach mogą wywierać wpływ, głównie ze względów politycznych. Zachodzi pytanie, czy dziś w Kościele katolickim są i mają jakieś znaczenie organa zbiorowe, czy mają jakąś władzę i jak ta władza w rzeczywistości bywa wykonywana. Takimi organami są rozmaitego rodzaju synody z soborami powszechnymi na czele. W historii Kościoła odegrały one doniosłą rolę. Dość wspomnieć tak zwane sobory reformacyjne z pierwszej połowy XV w. oraz Sobór Trydencki (1545—1563), którego prawem żyje Kościół po dziś dzień, a którego nauka, w sposób znakomity wyłożona, byia godną i zgodną z prawdą odpowiedzią na twierdzenia Lutra i Kalwina. Dziś stoimy w obliczu nowego soboru z woli papieża Jana XXIII. Jest to dwudziesty pierwszy z kolei sobór, a nazwa jego brzmi: Drugi Sobór Watykański. Nie przesądzając o jego uchwałach i ich skuteczności, przyznać trzeba, że doba obe cna, tak jak epoka reformacji XVI w., jest szczególnie odpowiednia dla soboru powszechnego. Ale przy tej sposobności myśl biegnie wstecz i rodzi się potrzeba roz patrzenia w ogóle soborów i rozmaitych nadzwyczajnych, a kolegialnych czynników rządu kościelnego. Historia tej instytucji nie jest bowiem ani jednolita, ani niezmienna, lecz podległa zmianom prawnym i faktycznym, do których długie dzieje soborów, pokrywające się niemal z dziejami Kościoła, dawały wiele sposobności o rozmaitej roli dziejowej i różnie przez naukę ocenianych. Historia soborów i synodów to znaczna i ważna część historii Kościoła w ogóle. Znakomity polski kanonista, autor uniwersyteckiego podręcznika prawa kościelnego,
WSTĘP
7
który w swych fragmentach poświęconych historii nie stracił do dziś wartości, Edward Rittner, mówi: ,,nauka o soborach, o ich składzie, ważności uchwał i stosunku do papieża należy do najsporniejszych kwestii prawa kościelnego”2. Oczywiście, miał na myśli prawo dawne i jego historię wielowiekową. Zarówno P. Hinschius, autor pomnikowego dzieła System des katholischen Kirchenrechts, Berlin 1883, jak A, Werminghoff w cennej książce Verfassungsgeschichte der deutschen Kir che im Mittelalter, Leipzig — Berlin 1913, traktującej o stosunkach nie tylko niemieckich, lecz także powszechnych, stwierdzają, że formy prawne, dotyczące soborów powszechnych, często się zmieniały, zmiany te zaś dotyczyły dwu zasadniczych kwestii: stosunku soboru do papieża oraz składu, czyli uczestników soboru. Dokoła tych podstawowych zagadnień rozgrywały się walki o ustrój Kościoła w XV w. m
# *
Praca niniejsza stawia sobie bardzo skromne zadanie poinformowania szerokiego ogó łu polskich czytelników o soborach, ich działaniu i ich dziełach. Potrzeba takiego wykładu nasuwa się szczególnie w związku z odbywającym się Drugim Soborem Watykańskim papieża Jana XXIII. Jedni oczekują po nim nadzwyczajnych osiągnięć, drudzy odnoszą się doń sceptycznie. Ale zainteresowanie jest powszechne, i to nie tylko wśród katolików, nawet nie tylko wśród wierzących chrześcijan. Praca ta ma wyjść naprzeciw temu zainteresowaniu, ma — w pewnym przynajmniej stopniu — zaspokoić tę zrozumiałą ciekawość. Nie jest to, oczywiście, praca naukowa w znaczeniu do tego pojęcia przywią zanym. Nie sięga do źródeł, chyba w wyjątkowych wypadkach, nie opiera się nawet na monografiach poszczególnych soborów czy kwestii na nich traktowanych. Na to nie stało mi sił ani czasu, w pewnych zaś sprawach, na przykład teologicznych, odpo wiedniego przygotowania. Nie zachodziła jednak potrzeba takiego studium szczegóło wego bądź specjalnego, gdyż istnieją zarówno dzieła obszerne, jak artykuły pisane przez ludzi nauki tak duchownych, jak świeckich, które podają prawdziwą treść w formie przystępnej. Oto spis tych, na których się oparłem, zresztą niezupełny, tu zaś przy toczony dlatego, by odnośnych dzieł nie cytować w wielu innych miejscach i by krytyka wiedziała, z czego głównie swoją treść czerpałem. Tylko odnośnie do udziału Polaków odstąpiłem od tej zasady, lecz w tej dziedzinie materiał źródłowy był niewielki. Dziełem znakomitym dotyczącym nie tylko soborów, lecz także synodów jest C. J. v. Hefele — H. Leclercq, Histoire des conciles, Paris 1907 ns., osiem podwójnych tomów. Poleca się używanie francuskiego wydania tego niemieckiego dzieła, ponieważ zostało pomno żone co do materiału i zwłaszcza co do przypisów przez uczonego benedyktyna Leclercqa. Przypisy te są oparte na najnowszej literaturze przedmiotu. 2 Prawo kościelne katolickie, Lwów 1912, I, 195 ns.
8
WSTĘP
Z dzieł traktujących o całości historii Kościoła najobszerniejsze jest — nie stety jeszcze nie ukończone — pisane przez różnych autorów i wydawane pod redakcją A. Fliehe — V. Martin, Histoire de VEglise depuis les origines jusqu'à nos jours, Paris 1934 ns. Z niemieckich cytujemy świetny, choć zwięzły trzytomowy podręcznik K. Bihlmeyer-H. Tüchle, Kirchengeschichte, Paderborn16 1959. W dziele tym, w swoim rodzaju dosko nałym, zasługuje na uwagę bibliografia, bardzo szczegółowa i dokładna. Z polskich mamy tylko jedną Historią Kościoła ks. prof. J. Umińskiego, 2 tomy, Opole4 1959—1960, opracowaną w czwartym wydaniu przez ks. prof. W. Urbana. Sobór jest instytucją prawną, więc zajmują się nim dzieła mające za przedmiot prawo kanoniczne i jego historię, przede wszystkim P. Hinschius, System des katho lischen Kirchenrechts w tomie II, i A. Werminghoff, Verfassungsgeschichte des deutschen Kirchenrechts, mimo tytułu, który wskazuje na Niemcy, książka zwięzła, lecz bardzo instruktywna, ma za treść organizację Kościoła powszechnego w średniowieczu, podaje więc wiadomości również o soborach. Na uwzględnienie zasługuje dzieło: G. Schnürer, Kirche und Kultur im Mittelalter, 3 tomy, Paderborn 1927—1929. Wczesną epoką chrześcijaństwa, jego organizacją i jego prawem zajmują się książki: z dawniejszych najlepsza: E. Loening, Geschichte des deutschen Kirchenrechts, Strassburg 1878, I: Das Kirchenrecht in Gallien von Constantin bis Chlodowech, II: Das Kirchen recht im Reiche der Merowinger; z najnowszych : J. Gaudemet, L'Eglise dans l'Empire Romain (IVe—Ve siècles), Paris 1958, dzieło wchodzące w skład wielotomowego opraco wania ustroju Francji średniowiecznej pod redakcją znakomitego historyka i kanonisty prof. Le Brasa. Dużo wiadomości teologicznych i w związku z teologią pozostających dostarcza Dictionnaire de la théologie catholique. Tom III z r. 1923 pod hasłem Conciles daje ogólną wiedzę o synodach i soborach, inne tomy pod nazwami miejscowości, w których odbywały się sobory, dają krytyczne o nich wiadomości z punktu widzenia teologii i prawa kanonicznego. Artykuły tam pomieszczone urastają do specjalnych rozpraw. Polskie wydawnictwa Encyklopedia kościelna podług teologicznej encyklopedii Wetzera i Weltego wydana przez ks. M. Nowodworskiego, Warszawa 1873 ns., i nowsza Podręczna encyklopedia kościelna pod redakcją ks. Z. Chełmickiego, Warszawa 1904 ns., choć nie dorównują podobnym francuskim i niemieckim, są pożyteczne, jeśli chodzi o Polskę. Na wyższym od nich poziomie stoi Polski słownik biograficzny, Kraków 1935 ns., w którym znaleźć można wiadomości o naszych uczestnikach soborów; jest on jednak daleki od ukończenia. Każda obszerniejsza praca z zakresu historii powszechnej czy historii poszczególnych krajów, na przykład E. Lavisse, Histoire de France, Paris 1930—1934, a) I—XVIII, b) I—X, zawiera również wiadomości o soborach, wiadomości te jednak zazwyczaj nie wykraczają poza te, które można znaleźć w dziełach dotyczących historii Kościoła
WSTĘP
9
w ogóle, a jeśli chodzi o poszczególne kraje, to wyjątkowo tylko, na przykład odnośnie do Francji lub Niemiec, zajmują się one historią Kościoła w tych krajach, sprawa zaś ich uczestnictwa w soborach, jako zbyt specjalna, pozostawiana jest zwykle na uboczu. To samo, tylko w większym jeszcze stopniu, odnieść można do dzieł obejmujących całość lub znaczniejszą część historii Polski. Jaki jest charakter tej pracy, w którą włożyłem wiele trudu, zważywszy rozpiętość chronologiczną tematu i jego rozmaitość pod względem rzeczowym? Że jest to praca popularna, zaznaczyłem już powyżej. Tu jednak muszę zwrócić uwagę, że z nauk dotyczących Kościoła, a w szczególności soborów, wciągnąłem w zakres mojego badania wyniki dwu dyscyplin, będących podstawą katolickiego wykształcenia: 1. historię Kościoła ze szczególnym uwzględnieniem historii prawa kanonicznego, 2. dogmatykę, jeśli idzie o prawdy wiary przed soborami przez heretyków zwalczane lub fałszywie rozumiane, a przez sobory autentycznie określone i wyjaśnione — historia soborów powszechnych bowiem nie jest niczym innym jak historią Kościoła w jego ważnych i krytycznych momentach, a uchwały soborowe są nieomylną wiedzą teologiczną.
VATÏCANVM
SECVNDVM
• It!v\\\ m o « i n \ ! i \ \ i N \ o >|iiv\N
i
& JLA/i x j u o n o ¥ iii * i
i i\ .t \ i * i i v u / r ^ v i i , \ vm¡
CONCILIVM j
|()EC\'.V!U.XI(:\'.\i:
ROZDZIAŁ I
SYNODY I SOBORY - ICH GENEZA
Nazwa „sobór” jest właściwością tylko polskiego języka i nie ma nic wspólnego z terminologią kościelną Zachodu. Da się ona wywieść ze słowa „zbór”, które na Rusi i u naszych dysydentów XVI w. oznaczało kościół jako budynek. Na Rusi nazywano soborem katedrę. Ta ruska postać słowa — co prawda w innym znaczeniu, mi nowicie w znaczeniu zgromadzenia kościelnego — p zyj la s ę u nas w XVII w. od czasów polemiki z prawosławnymi atakującymi szczególnie Sobór Florencki z r. 1439, który dokona! — nietrwałej zresztą — unii pomiędzy Rzymem a Konstantynopo em.1 Poza Polską i Rusią upowszechniły się inne nazwy, a mianowicie z greek ego wzl ta „synod” i z łaciny „concilium”. Języki: francuski, niemiecki i wlosk używają tak potocznie, jak w nauce terminu łacińskiego concilium i z niego wywodzących się. Stąd tytuł wydawnictwa J. D. Mansiego, Sacrorum conciliorum nova et amplissima collectio, Firenze 1759—1798, stąd tytuł najobszerniejszego dzieła o tych zgromadzeniach, C. J. v. Hcfele — G. Hergenróther, Konziliengeschichte, 9 tomów, Freiburgi. B. 1855, lub tego samego dzieła w znacznie rozszerzonym francuskim wydaniu Dom H. Leclercqa, Histoire des conciles, Paris 1907. Cały Zachód więc przyjął w tej dziedzinie nazwę wywodzącą się z łacińskiego concilium, gdyż łacina była i jest urzędowym języ kiem Kościoła katolickiego, Wschód zaś używa w tym samym znaczeniu terminu „synod” . Początkowo terminy concilium i synodos były jednoznaczne, z tym tylko, że pierwszy zaczerpnięty był i przyswojony Kościołowi z języka łacińskiego2, a drugi z języka greckiego mającego przewagę w świecie chrześcijańskim, zwłaszcza na Wscho dzie. Dodać przy tym należy, że obie nazwy oznaczały nie tylko sobór powszechny, lecz również rozmaitego rodzaju zgromadzenia kościelne, w których dopiero później nauka poczyniła odpowiednie rozróżnienia. Jeszcze w czasach przedchrześcijańskich i na długo przed zgromadzeniami zwoły wanymi przez chrześcijan odbywały się w państwie rzymskim concilla o różnym skła dzie, uprawnieniach i znaczeniu. Niektóre z nich zajmowały się także kwestiami reli gijnymi. Ale mylny byłby wniosek, że Kościół wzorował się w tej dziedzinie na rzym1 Por. A. Briickner, Encyklopedia staropolska, Warszawa 1939, II, 513 ns.; Słownik etymologiczny języka polskiego, Warszawa 1957, pod hasłem „sobór” . 2 Z łaciny przeszedł nie tylko do języków romańskich, lecz także do germańskich.
12
SYNODY I SOBORY — ICH GENE ZA
skim ustroju z doby cesarstwa. Wpływ prawa rzymskiego istniał w Kościele i był bardzo silny, co się jednak tyczy zgromadzeń kościelnych, czyli koncyliów, działały nie obce wzory i nie naśladownictwo, lecz zadośćuczynienie własnym potrzebom, w po czątkowej dobie dziejów Kościoła licznym, ważnym i dającym powód do sporów, a nawet groźnych rozłamów. To, co w miarę rozwoju wyjaśniało się i ustalało także w prawowity sposób, w początkach wymagało narad i uchwał. Dlatego w pierwszych wiekach Kościół ustala swe dogmaty i buduje swe ustawodawstwo głównie na zgro madzeniach z soborami powszechnymi na czele.3 Ustawy papieskie stoją wtedy na dalszym planie, bo i władza papieska nie osiągnęła jeszcze swej pełni, choć w rzeczy wistości istniała od początku, bo od początku istniał i działał nie tylko episkopat, lecz i papież. Naczelne miejsce zajmowały i zajmują sobory powszechne, czyli ekumeniczne, jako ciało ustawodawcze i reprezentacja całego Kościoła w osobach przedstawicieli jego hierarchii: papieża i zgromadzenia biskupów. Sobory dadzą się wywieść z apostol skiego zebrania, odbytego w Jerozolimie około r. 504, na którym zapadła uchwała 0 pierwszorzędnej doniosłości, mianowicie, że chrześcijanie nawróceni z pogaństwa nie potrzebują poddawać się prawu żydowskiemu wraz ze wszystkimi jego przepisami, nie znajdującymi potwierdzenia w nauce Chrystusa. Papież jako następca św. Piotra na stolicy rzymskiej i biskupi jako następcy apostołów w roli pasterzy poszczególnych diecezji stanowią od wieków głównych uczestników soboru powszechnego. Nie znaczy to jednak, by do uczestnictwa nie byli dopuszczani 1 inni, bądź klerycy, bądź laicy, z głosem doradczym, ale z faktycznym wpływem bardzo rozmaitym, zależnie od okoliczności politycznych. Znamienny był zwłaszcza wpływ cesarzy wschodnio-rzymskich w dobie pierwszych ośmiu soborów powszechnych, odbytych na Wschodzie, głównie w Konstantynopolu lub jego najbliższej okolicy; dziś jest to kwestia od dawna przebrzmiała, choć sporna i aktualna wydawała się jeszcze w XV i XVI w. Odpowiednie kanony prawa kanonicznego, zawarte w Kodeksie (kanony 222—229), regulują kwestię soborów i uczestniczenia w nich, w razie wątpli wości zaś pozostawiają interpretację Stolicy Apostolskiej. Apostolskie początki synodów są pewne. To jakby sprawdzian słów Chrystusa, przekazanych w Ewangelii św. Mateusza, że ilekroć zbierze się dwu lub trzech w imię Jego, On będzie między nimi.5 Istniejąca od czasów apostolskich tradycja utwierdza w przekonaniu, iż zgromadzenie biskupów pozostające w zjednoczeniu z papieżem, a odbyte w określonych warunkach, cieszy się specjalnym natchnieniem Ducha Świętego.6 3 Jest to rzecz znana i uznana przez wszystkich autorów historii prawa kościelnego. 4 Por. Dz. Ap. 15, 1 -3 4 . 5 Por. Mt. 18, 20. Ustęp ten, zwykle rozumiany w sensie wspólnej modlitwy i uczestniczenia w nabo żeństwach, może też być odniesiony do zgromadzeń, ustanawiających normy prawne i dyscyplinarne. 6 Częste wyrażenia: synodos in Spiritu S. congregata; sanctum concilium.
SYNODY I SOBORY — ICH GENEZA
13
Brak źródeł nie pozwala wywieść często odbywających się w początkowej dobie Kościoła synodów z czasów najdawniejszych, graniczących z apostolskimi — rzecz zrozumiała z powodu ubóstwa wiadomości nie tylko w ogóle, ale szczególnie w okresie prześladowań, kiedy wszelkie objawy życia zbiorowego w Kościele musiały być ukry wane przed władzami rzymskimi. Kiedy chrześcijaństwo osiągnęło pewien znaczniejszy stopień rozwoju, co stało się najpierw na Wschodzie, było rzeczą naturalną, że poszcze gólne gminy tego samego okręgu czy prowincji państwowej, o ludności złączonej wspólnotą pochodzenia, języka i interesów, wchodziły z sobą w łączność, naradzały się na odpowiednich zebraniach i uzgadniały wspólne normy dogmatyczne i prawne. Wiemy o takich zgromadzeniach już w końcu II w. przeciw montanistom7 oraz w spra wie terminu święcenia Wielkanocy. W III w. są one zjawiskiem zwykłym w Grecji, Azji Mniejszej i Afryce Północnej i wtedy ustala się dla nich nazwa concilium — nie bez analogii do tak samo określanych zgromadzeń państwowych —• i nazwa synodos na obszarze języka greckiego.8 Protestanccy uczeni, nawet bardzo wysokiej miary, bądź wywodzą koncylia kościelne z podobnych państwowych zgromadzeń (Hinschius), bądź doszukują się genezy koncyliów w gminnym ustroju pierwotnego Kościoła, w którym lud pospołu z klerem spra wował funkcje rządzące (Sohm). Najważniejszym tego śladem jest wybór biskupa przez kler i lud miasta biskupiego. Obsada Stolicy Apostolskiej ulegała również temu prawu. 7 Montanizm był to zrazu przesadnie surowy kierunek życia chrześcijańskiego, później herezja zaprzeczająca odpuszczaniu grzechów. Por. J. Umiński, dz. cyt. I, 101 ns. 8 Synod względnie sobór nie jest wynalazkiem i oryginalną cechą chrześcijaństwa. W Grecji, gdzie każde miasto było społecznością polityczną, odbywały się także zebrania obywateli w celach religijnych. Takie concilia odbywały się u Etrusków, Latynów i Rzymian. W dobie cesarstwa podobne zgromadzenia widzimy w Galii w Lyonie, w Prowansji w Narbonie, w Hiszpanii w Tarragonie. Także Żydzi w wypad kach sporów doktorów i szkół z powodu różnic w interpretacji i ustnej tradycji istniejącej obok prawa pisanego po zburzeniu Jerozolimy w 70 r. jako rozwiązanie stosowali zgromadzenia, których uchwały mogły być potem reformowane przez inne o wyższym autorytecie i większej ilości członków. Widać stąd, że różne narody i różne religie odbywały zebrania w celu ścisłego określenia wiary. W żadnej jednak religii instytucja synodów nie miała takiego znaczenia i tak się nie rozwinęła, jak w chrześcijaństwie. Opierały się one na autorytecie Chrystusa, a powoływały się jako na źródło na natchnienie Ducha Świę tego. Ich członkowie działali bądź w drodze nadzwyczajnej (charisma), bądź naturalnej. Łączyła ich jedność w Duchu Świętym. Tak było w czasach apostolskich. Te pierwsze zebrania były wzorem dla innych, zwoływanych czy to dla celów sądowych, czy orzeczenia o herezji. Bywały też i spory między synodami w sprawach orzecznictwa. Bujny rozwój życia synodalnego był ważną cechą chrześcijaństwa, zanim jeszcze zaczęto zwoływać sobory powszechne. Por. Enciclopedia Italiana XI, 64 ns.
ROZDZIAŁ II
RODZAJE SYNODÓW
Normy prawne i organizacyjne Kościoła tworzyły się nie tyle na drodze ustawo dawstwa, ile zwyczaju i praktyki. Dlatego zapewne w dziedzinie synodów panowała wielka rozmaitość, która odpowiadała potrzebom ówczesnego życia kościelnego. Nato miast brak jest ścisłości zarówno co do nazw, jak i co do istoty tych instytucji, ich składu, uprawnień i zakresu działania. Wynikają stąd dla nauki historii prawa kanonicznego zagadnienia dotyczące charak terystyki synodów, nie zawsze łatwe, a nawet nie zawsze możliwe do rozwiązania. Zagadnienia te zaś posiadają doniosłe znaczenie, gdyż w początkowym okresie prawo partykularne górowało ilościowo i jakościowo nad powszechnym, co więcej, urastało często do znaczenia prawa powszechnego dzięki tak zwanej recepcji prawnej, czyli przyjmowaniu przez poszczególne prowincje ustaw opracowanych i uchwalonych w innych okręgach. Nawet sobory powszechne nie podlegają jednolitej naukowe ocenie z uwagi na ważność wszystkich swych uchwal i swój charakter ekumeniczny w całości lub w części im przyznawany. Nie zmniejsza to bynajmniej znaczenia synodów w życiu Kościoła, zwłaszcza w dobie początkowej. Synod przecież stworzył właściwie tak ważny urząd metropolity, w ten mianowicie sposób, że odbywał się zwykle w mieście stołecznym prowincji państwowej i skupiał biskupów gmin do tej prowincji należących, przewodniczył na nim miejscowy biskup, który dbał później o wykonanie uchwał synodalnych, a z czasem zatwierdzał i konsekrował biskupów swej prowincji. Spośród różnego rodzaju synodów wyłączyć należy synod diecezjalny, który nie słusznie nosi nazwę synodu. Jest to zgromadzenie kleru danej diecezji pod przewod nictwem biskupa, ale bez władzy ustawodawczej. Na takim synodzie jedynym prawo dawcą jest biskup, dlatego też synod diecezjalny nazwano innym rodzajem wizytacji (altera visitatio). Różnica polegała na tym, że w czasie właściwej wizytacji biskup odwiedzał swą diecezję, na synod zaś kler diecezji przybywał do biskupa. Synod die cezjalny powstał dopiero później, z chwilą zaistnienia parafii poza miastem biskupim, ale przyjąć można, że wyłonił się znacznie wcześniej ze zgromadzeń członków gminy chrześcijańskiej, tak duchowieństwa, jak laików. Wobec biskupa i jego monarchicznej władzy nie miał stanowiska samoistnego, tylko doradcze i wykonawcze. Statuty synodów
RODZAJE SYNODÓW
15
diecezjalnych, choć niekiedy obszerne i ważne, były w istocie ustawodawstwem biskupim. W pierwotnym Kościele były też pokrewne synodom zgromadzenia kleru i ludu gminy w celu wyboru biskupa, w Rzymie zaś papieża. Od synodów jednak różnił je zarówno cel, jak udział laików oraz fakt, że odbywały się sede vacante — więc bez biskupa. O ile synod diecezjalny zamykał się w granicach gminy, czyli diecezji, o tyle sobór powszechny stał na przeciwległym biegunie, bo reprezentował cały Kościół i uchwalał prawa powszechnie obowiązujące. Stanowisko pośrednie między jednym a drugim zajmowały zgromadzenia pewnych większych lub mniejszych okręgów Kościoła. Najwybitniejszym z nich jest synod prowincjonalny, odbywany w poszczególnych prowincjach Kościoła pod przewodnic twem metropolity. Brali w nim udział zasadniczo biskupi danej prowincji, a statuty tam uchwalane były głównym źródłem prawa partykularnego, które w początkowej dobie górowało nad powszechnym i wpływało na jego powstawanie. Zwłaszcza synody prowincjonalne rzymskie, odbywane prawie rokrocznie od połowy XI w. za papieża Leona IX i jego następców, nie różniły się prawie od soborów po wszechnych, które zresztą wtedy nie odbywały się przez dłuższy okres (870—1123). Prócz biskupów rzymskiej prowincji kościelnej bywali na nich biskupi sąsiednich prowincji, bądź przypadkowo w Rzymie obecni, bądź specjalnie w tym celu przyby wający. Ale byli to wyłącznie biskupi Zachodu, albowiem Wschód już się był oderwał od jedności Kościoła po kilkakrotnej schizmie ostatecznie za patriarchy konstantyno politańskiego Michała Cerulariusza w r. 1054. Ten szczególny rodzaj synodu znany był od dawna w Konstantynopolu i zwał się tam synodos endemusa. Linia rozwoju prowa dziła stąd ubocznie do soboru powszechnego, którego zwołanie nie zawsze było możliwe, podczas gdy taki synod, większy od zwykłego prowincjonalnego i będący w pewnych warunkach namiastką soboru, łatwiej mógł być zwołany, a jego skutki były podobne do skutków soboru. Rozróżnienie i odpowiednie nazwanie różnych rodzajów synodów pierwotnego Kościoła nie zawsze jest możliwe zarówno w ówczesnym życiu, jak w późniejszej nauce. Zachodzi na przykład subtelna i ledwie dostrzegalna różnica pomiędzy takimi roz szerzonymi synodami, jak rzymskie czy wschodnie endemusa, a innymi, które noszą nazwę plenarnych, uniwersalnych lub generalnych, a które skupiały osobno biskupów Wschodu, osobno zaś Zachodu. Takimi były dla Zachodu synody w Elwirze (300—306), w Arles (314), w Lateranie (649), dla Wschodu zaś przede wszystkim synod trullański z r. 692, nazwany tak od wielkiej kopułą krytej sali cesarskiego pałacu w Konstantyno polu. W r. 347 odbyły się w Sardyce równocześnie i równolegle dwa synody generalne, wschodni i zachodni, ale żaden z nich nie był soborem powszechnym, choć Kościół wschodni ten synod za powszechny uznaje.
16
RODZAJE SYNODÓW
Synody plenarne wspólne większej ilości prowincji kościelnych spotykamy w pół nocnej Afryce, która żyła nader bujnym życiem religijnym, co znalazło swój wyraz w literaturze patrystycznej oraz na często odprawianych synodach. Synody patriarsze i prymasowskie określa sama ich nazwa. Synody narodowe, często identyczne z pań stwowymi lub prymasowskimi, obejmowały teren zakreślony obszarem i przynależ nością państwową. Do nich dadzą się zaliczyć tak zwane concilla mixta w państwie frankońskim, w których prócz biskupów brali udział dostojnicy świeccy. Przy ówczes nym ścisłym związku Kościoła z państwem jest to rzeczą zrozumiałą, choć z biegiem czasu przemijającą. Tak dawniej, jak i dziś doniosłą rolę spełniały konferencje biskupie, organ nader pożyteczny, choć w prawie nie unormowany. Konferencje te, których owocem bywają zazwyczaj wspólne listy pasterskie, nie są zaliczane do synodów. Powyższy krótki przegląd instytucji synodów wykazał wielką ich różnorodność, która była wynikiem nie tyle prawa, ile życia, nawet życia politycznego z kościelnym ściśle związanego. Jeśli wypadłoby uczynić między nimi wybór ze względu na ich ważność oraz rolę prawną i faktyczną, to trzeba by wysunąć na czoło dwa rodzaje synodów: sobory powszechne i synody prowincjonalne. Wszystkie inne schodzą na plan dalszy i mogą być rozpatrywane w stosunku do tych dwu głównych rodzajów.
ROZDZIAŁ III
SOBÓR POWSZECHNY - JEGO POCZĄTKI
Sobór powszechny jest to zgromadzenie przedstawicieli całego Kościoła, głównie zaś biskupów, zebrane i odbyte w sposób zgodny z prawem celem narad w sprawach Kościoła tak dogmatycznych, jak organizacyjnych i dyscyplinarnych oraz powzięcia odpowiednich uchwał. Nie można powiedzieć, żeby ta definicja, spotykana najczęściej u kanonistów i historyków Kościoła, odznaczała się ścisłością i jasnością. Od razu pytamy, co znaczy ów sposób zgodny z prawem, i różne otrzymujemy odpowiedzi, gdyż prawomocność soboru zależała od rozmaitych okoliczności, które ulegały w historycznym rozwoju, obejmującym ponad półtora tysiąca lat, zasadniczym zmianom. Również skład soboru nie jest w tej definicji określony, a wiemy, że w tej dziedzinie rozmaicie bywało — wspomnijmy choćby rolę cesarzy rzymskich i bizantyńskich wobec pierwszych ośmiu soborów powszechnych oraz udział elementu świeckiego, czy to książąt, czy też przed stawicieli i graduatów uniwersyteckich, na tak zwanych soborach reformacyjnych w pierwszej połowie XV w. Zagadnienie uczestnictwa odbiło się rozgłośnym echem w ówczesnej literaturze, począwszy od dzieła Marsyliusza z Padwy pod tytułem Defensor pacis z r. 1324,1 będącego najwybitniejszym pomnikiem literatury religijno-politycznej w jesieni średniowiecza o daleko sięgającym wpływie na z górą całe stulecie. Pierwszy w historii sobór powszechny w r. 325 w Nicei w Azji Mniejszej w pobliżu Konstantynopola odbył się z zarządzenia cesarza Konstantyna Wielkiego. Była to nowość raczej formalna, a właściwie — ściślej biorąc — rozszerzenie zgromadzeń synodalnych, które odbywały się tak na Wschodzie, jak na Zachodzie. Sobór zatem jest rozbudowaniem synodów generalnych, takich jak na przykład w Elwirze i szcze gólnie w Arles w r. 314, również pod protekcją cesarza Konstantyna zwołanych i od bytych. A i później Pierwszy Sobór Konstantynopolitański w r. 381 — drugi z kolei jako sobór powszechny — był zrazu synodem generalnym Wschodu, przy udziale czterech patriarchów: z Konstantynopola, Aleksandrii, Antiochii i Jerozolimy, oraz 1 Marsyliusz z Padwy, profesor paryski, lekarz i doradca cesarza Ludwika Bawarskiego. Głównymi zasadami jego wymienionego dzieła jest laicyzm i demokratyzacja Kościoła, co w rezultacie miało pro wadzić do przewagi władzy świeckiej nad Kościołem, a soboru nad papieżem.
18
SOBÓR POWSZECHNY — JEGO POCZĄTKI
wielu metropolitów i biskupów, jednak tylko greckich, a dopiero później uzyskał uznanie na Zachodzie i znalazł się między soborami powszechnymi. U genezy soboru powszechnego stoi Konstantyn — osoba świecka, nawet poganin lub co najwyżej katechumen, który przyjął chrzest dopiero tuż przed śmiercią. Nie ma w tym nic dziwnego, jeśli się zważy ówczesną sytuację religijno-polityczną i stanowisko w niej cesarza. W swym edykcie mediolańskim z r. 313 dał on chrześcijanom wolność wyznania i równouprawnienie oraz zwrócił biskupom mienie zagrabione w czasie prze śladowań. Ale edykt mediolański odnosił się na razie tylko do Zachodu, gdzie rządził Konstantyn i gdzie chrześcijanie stanowili mniejszość, nie wykraczającą ponad dziesięć do piętnastu procent ogółu obywateli. Toteż popierając chrześcijaństwo i obdarzając je przywilejami Konstantyn zachował nadal tytuł i urząd najwyższego kapłana — Pontifex Maximus — ale obok tego używał również chrześcijańskich symbolów krzyża i mono gramu Chrystusa. Objaw to znamienny dla epoki przejściowej, jednak z coraz wyraź niejszym skłanianiem się ku chrześcijaństwu, w którym cesarz widział nie tylko religię przyszłości, lecz także nową siłę potrzebną i zbawienną dla państwa. Na Wschodzie, gdzie chrześcijan było daleko więcej, a życie religijne i organizacyjne Kościoła bujniejsze, rządził do r. 324 szwagier Konstantyna Licyniusz, który stał po stronie pogaństwa. Dopiero po jego pokonaniu w r. 324 Konstantyn stał się jedyno władcą całego państwa, edykt mediolański zaś prawem powszechnie obowiązującym. Ze zwołaniem pierwszego soboru powszechnego w Nicei ma to ścisły związek, a jest to związek nie tylko chronologiczny, lecz także ideowy. Po klęsce i rychłej śmierci Licyniusza mógł być z woli Konstantyna zwołany sobór już dla całego państwa i mógł się odbyć na Wschodzie. Była to nowość, ale zupełnie naturalna, bo zgodna tak z ów czesnymi stosunkami politycznymi i działalnością cesarza, jak z organizacją i potrzebami Kościoła. Z jednej strony sobór był uwieńczeniem dawniejszej instytucji synodu, z drugiej zaś wskazywał drogę na przyszłość, gdyż utrzymał się i rozwinął na prze strzeni od IV do IX w. Konstantyn — jak pisze jego biograf biskup Euzebiusz z Cezarei — uważał, że zmiana religii sprowadzi inną zmianę — państwową. Kapłani rzymscy byli urzęd nikami; ich charakter i funkcje były polityczne. Na czele kapłaństwa stał cesarz, od Augusta począwszy jako Pontifex Maximus. Brakło istotnej religii. Tej religii miało dostarczyć chrześcijaństwo, które okazało swą siłę podczas prześladowania największego ze wszystkich pod niedawnymi rządami Dioklecjana. Tę siłę widział i uznał Kon stantyn. Religię pragnął zespolić z państwem i wykorzystać ją do celów państwowych. Aby jednak chrześcijaństwo spełniło to zadanie, musiało być jednolite dogmatycznie i jednolite w swej hierarchii. W tym duchu przemówił cesarz na Soborze w Nicei, podkreślając, że rozłam w Kościele jest gorszy od wojny. A właśnie groził jeden z naj większych rozłamów, spowodowany przez herezję Ariusza, godzącą w bóstwo Chrystusa. Utrzymanie jedności prawdziwej wiary leżało w interesie zarówno Kościoła, jak i państwa.
SOBÓR POWSZECHNY — JEGO POCZĄTKI
19
Jaka była rola cesarza wobec chrześcijaństwa i Kościoła? Nie była ona łatwa i nie pod każdym względem dla Kościoła korzystna; nie mogła jednak być inna niż zwierzch nia, na podobieństwo roli, jaką odgrywał cesarz w kulcie państwowym pogańskim. Na razie istniał parytet chrześcijaństwa z pogaństwem, ale już w połowie IV w. za panowania synów Konstantyna wydano nakaz zaprzestania qfiar i zamknięcia świątyń pogańskich, a za Teodozjusza Wielkiego w r. 380 chrześcijaństwo stało się jedyną religią państwową, kult zaś pogański został zakazany, jego objawy tłumione, a poganie ulegali z kolei prześladowaniom. Zresztą cesarze prześladowali tak samo heretyków: cesarze prawowierni arian, cesarze ariańscy katolików i ich biskupów. Obok hierarchii kościelnej, a poniekąd ponad nią wyrastała nowa władza, w ustroju Kościoła nie prze widziana — władza cesarska. System ten rozwinięty aż do przerostu w państwie wschodnio-rzymskim, czyli bizantyńskim, nosi nazwę cezaropapizmu. Najwybitniejszym przedstawicielem cezaropapizmu był cesarz Justynian (527—565), ale właściwie powstał on już za Konstantyna, a utrzymał się we wschodnim Kościele do upadku cesarstwa w r. 1453. Jakież są cechy tego osobliwego systemu? Oto cesarz jest uprawniony do wyda wania ustaw kościelnych, ponieważ jest przez Boga ustanowionym biskupem ze wnętrznym {episkopos ton ektos) czy pewnego rodzaju biskupem powszechnym (koinos episkopos), Drugi sobór powszechny w Konstantynopolu w r. 381 składa dzięki Bogu za ustanowienie władzy cesarskiej dla pokoju i utrwalenia wiary, prosi też cesarza o zatwierdzenie swych postanowień. Zatem przyznaje, że władza cesarska istnieje nie tylko w stosunku do państwa, lecz także do Kościoła. Jest prawem i obowiązkiem cesarza strzec prawd wiary. Papież Leon Wielki (w r. 457) twierdzi, że przez cesarza działa Bóg. Stąd przyznawany cesarzom tytuł archiereus-basileus, co oznacza połączenie władzy monarszej z naczelnym kapłaństwem. To nie tylko nazwa, to rzeczywistość, bo cesarz robi użytek z tej swojej władzy w dziedzinie spraw Kościoła. On zwołuje sobory powszechne, a ich uchwały zalicza do ustaw państwowych. Sobory stają się nie tylko organami jedności Kościoła w Duchu Świętym, ale także organami politycz nymi, cesarskimi. Występek przeciw Kościołowi i jego dogmatom jest uważany za występek przeciw państwu i jako taki podlega karze, którą jest — w odniesieniu do biskupów — kara wygnania. O samodzielności wobec rzymskich cesarzy nie ma mowy, tym bardziej że hierarchia kościelna jest uważana za integralną część urzędniczej hierarchii państwowej. Ale rzecz osobliwa: Kościół nie został mimo to pochłonięty przez państwo. Konstytucje Apostolskie, źródło z III/IY w., twierdzą, że jak dusza jest lepsza od ciała, tak władza duchowna przewyższa cesarską. To samo mówił biskup Hozjusz z Kordowy, przyjaciel i doradca cesarza Konstantyna, do jego syna Konstancjusza. Ale niektórzy cesarze, zwłaszcza ci, co hołdowali arianizmowi, stali na przeciw ległym stanowisku, podkreślając nieraz brutalnie swą przewagę nad Kościołem. Cesarz Konstancjusz powiedział na synodzie w Mediolanie w r. 355: „moja wrola jest kanonem
20
SOBÓR POWSZECHNY — JEGO POCZĄTKI
— albo usłuchacie, albo pójdziecie na wygnanie” ; istotnie zostali zesłani: papież Liberiusz, Atanazy, główny przeciwnik Ariusza, stary biskup Hozjusz z Kordowy i Hilary z Poitiers. Nawet prawowierny cesarz Justynian w dwieście lat później z okazji piątego soboru sprowadził gwałtem do Konstantynopola papieża Wigiliusza (537—555), sponiewierał go i wymusił na nim zgodę na załatwienie spornych, dość zawiłych spraw dogmatycznych co do tak zwanych trzech rozdziałów po swej myśli. Cezaropapizm znalazł swój prawny wyraz w Nowelach Justyniana z 16 marca 535 r. Na ogół jednak nie było prawnych przepisów normujących stosunek między Kościołem a państwem. Papież znajdował się daleko, a pozbawiony faktycznej siły nie zawsze mógł skutecznie przeciwstawiać się woli cesarza, rola cesarza zaś była tak wielka, że sobory i synody nazywano zgromadzeniami państwowymi, a Kościół Kościołem państwowym (po francusku Véglise de Vempire, w nauce niemieckiej Reichskirche). Charakterystyczne jest stanowisko papieża Leona Wielkiego, tak dbającego o niezawisłość Kościoła i swej rzymskiej stolicy. Nie tylko uznaje, że do cesarza należy zwołanie soboru, lecz prosi, a nawet błaga cesarza o nowy sobór po tak zwanym ,,synodzie zbójeckim” z r. 449, na którym monofizyci — nie bez gwałtów — odnieśli, nietrwałe zresztą, zwycięstwo. Papież nie przypuszcza, by sam to mógł zrobić. Cesarz Marcjan ustala datę i miejsce soboru, zrazu w Nicei, potem zaś w Chalcedonie, a jest to czwarty sobór powszechny o największej ze wszystkich soborów wschodnich liczbie uczestników (około sześciuset trzydziestu). Marcjan oświadcza ojcom soboru, że zatwierdza ich uchwały dogmatyczne nie aby dowieść swej potęgi, lecz aby iść za przykładem Konstantyna Wielkiego i za pewnić cześć dla prawd wiary. To dawało postanowieniom soboru wartość i skutecz ność praw państwowych, ale dla Kościoła nie było konieczne, bo od soboru — nie od cesarza — pochodził ich autorytet. Formalnego zatwierdzenia papieskiego nie było, ale były instrukcje i legaci papiescy, czasem nawet w roli przewodniczących. Papież Juliusz I (337—352) był zdania, że cecha powszechności soboru wynika z uczestnictwa całego Kościoła, nie ze zwołania przez cesarza. Tego rozgraniczenia nie ma jednak w żadnym źródle kanonicznym czy świeckim. Zresztą nie wszystkie synody zwoływane były z inicjatywy cesarskiej, ale tak było często, przede wszystkim, jeśli chodzi o sobory powszechne. Mimo jednak cezaropapizmu i wynikłej z niego przewagi państwa nad Kościołem częściej widzimy zgodne współdziałanie obu władz: kościelnej i cesarskiej, niż ich współzawodnictwo i wzajemne starcia. Samo życie łagodziło przeciwieństwa. Zagad nienia religijne, głęboko przeżywane i pobudzające nieraz do sporów i walk nie tyle z państwem, ile w łonie samego chrześcijaństwa, domagały się rozstrzygnięć, a uchwały soborowe i synodalne — wprowadzenia w życie. To mogła zapewnić tylko siła, a siłę tę miało państwo. Zgoda obu czynników — państwowego i kościelnego — stawała się koniecznością. Był to ideał postawiony jeszcze za Konstantyna Wielkiego, a realizowany szczególnie na soborach powszechnych. Bo w istocie jedynie cesarz mógł zwołać sobór
SOBÓR POWSZECHNY — JEGO POCZĄTKI
21
jeden dla całego państwa, nie tylko formalnie, lecz i materialnie: ponosił koszty z sobo rem związane, dawał do dyspozycji biskupów swą pocztę, przez co umożliwiał im przyjazd nawet z dalekich stron, utrzymywał ich w czasie pobytu na soborze, podejmował na uroczystych przyjęciach, a sobór otwierał i zamykał przemówieniami tak w łacińskim, jak w greckim języku. Następcy Konstantyna postępowali na ogół podobnie, tylko czasami w formie delikatnej, to znów z siłą nie pozbawioną brutalności, czego przykła dem może być Justynian wobec papieża Wigiliusza w połowie VI w., a jeszcze bardziej arianin Konstancjusz w IV w. Bez udziału cesarza sobór powszechny nie mógłby się zebrać, a jego uchwały nie miałyby znaczenia praktycznego. Cesarz w dziedzinie spraw kościelnych działał na mocy własnego prawa, wynikającego z jego zwierzchniej władzy, nie zaś na mocy delegacji papieskiej i z jego pełnomocnictwa. Jego celem było utrzymanie pokoju wewnętrznego tak w Kościele, jak w państwie, środki zaś posiadał nieograniczone. To nie uzurpacja, lecz prawo uznawane przez współczesnych, nawet przez papieży, prawo tym większe, że nie było wtedy rozróżnienia sfery kościelnej od państwowej. W zasadzie jednak odnosiło się ono raczej do formalnej i organizacyjnej strony soboru bez wkraczania w merytoryczną stronę obrad i uchwał dogmatycznych, choć i co do tego bywały wyjątki nie tylko w dobie arianizmu, powodującego głęboki wstrząs i rozłam, z którym nadaremnie szukano kompromisu; Justynian na przykład z upodobaniem zajmował się zagadnieniami religijnymi i usiłował narzucić swą wolę co do zgody z monofizytami. Trudną do określenia, bo nie zawsze jasna jest rola papieży wobec pierwszych ośmiu soborów.2 Sobór był organem autonomicznym o największym w chrześcijaństwie autorytecie, zwłaszcza jeśli miał poparcie cesarza. Papież był daleko, a jego władzajeszcze nie była rozwinięta i nie miała tej mocy, co później. Na żadnym z ośmiu pierw szych soborów nie występował papież osobiście, nawet na Drugim Konstantynopoli tańskim w r. 553, na który cesarz Justynian siłą sprowadził papieża Wigiliusza. Zastę powali papieża jego legaci spośród kleru rzymskiego, lecz nie biskupi, tylko członkowie niższego kleru. Mimo że niżsi w hierarchii kościelnej, na soborach mieli specjalne prawa honorowe, na przykład oni pierwsi podpisywali protokół obrad, nie do nich jednak należało przewodnictwo, lecz do któregoś z patriarchów, oczywiście wschodnich. Dopiero na ósmym soborze powszechnym, czyli Czwartym Konstantynopolitańskim, w r. 869 przewodniczyli legaci papieża Hadriana II, ale uczestniczyli w nim, tak jak w innych soborach, komisarze cesarscy i mieli nadzór nad uchwałami oraz wgląd w nie, a nawet przeciwstawiali się legatom. Przypuszczać należy, że legaci mieli instrukcje, przez co papież wywierał pośrednio wpływ na sobór. 2 Por. J. Gaudemet, dz. cyt.’ Uczeni katoliccy skłonni są rolę papiestwa wobec soboru powiększać protestanccy — przeciwnie1— pomniejszać na rzecz bądź władzy monarszej, bądź czynnika zbioro wego, czyli episkopatu.
22
SOBÓR POWSZECHNY — JEGO POCZĄTKI
Z zatwierdzeniem papieskim sprawa nie przedstawia się jasno. Pewne jest, że nie trze ba było zatwierdzenia formalnego, czyli prawnego, ale bywało zatwierdzenie następcze i efektywne współdziałanie papieża z soborem lub uprzednia decyzja papieska w spra wach, które miały być traktowane na soborze. Niekiedy odbywało się to z ramienia papieża na specjalnych synodach rzymskich. Z szóstego soboru, czyli Trzeciego Konstantynopolitańskiego, cesarz Konstantyn Pogonat pisze do papieża Agatona: „przyjęliśmy wykład Agatona jako naukę samego św. Piotra” , zaś tenże sobór w odpo wiedzi papieżowi: „odnosimy się do Ciebie jako do biskupa naczelnej stolicy i głowy Kościoła powszechnego, do Ciebie, który stoisz na trwałej skale wiary” . Zwołanie soboru i zatwierdzenie jego uchwał należało do cesarza, ale bez papieża nie byłoby soboru powszechnego. Czas i rozwój prawa pracował na rzecz papiestwa. Wiele zależało od ważności traktowanych spraw i indywidualności osób, bo insty tucja soboru nie była prawnie uregulowana, lecz kształtowała się według okoliczności i wymogów życia. Autorytet takiego na przykład papieża jak Leon I (440—461) był tak wielki, a jego rozstrzygnięcie sprawy dwu natur w Chrystusie tak trafne, że Sobór w Chalcedonie w r. 451 przyjął je jednomyślnie z okrzykiem: „Piotr przemówił przez Leona” . Potępienie herezji monofizytów było dokonane, i to zgodnie przez papieża oraz sobór najliczniejszy ze wszystkich pierwszych soborów. Jak się zdaje, przewod niczyło na nim trzech papieskich legatów, ale stwierdzony jest też udział pary cesarskiej, a na najważniejszym szóstym posiedzeniu, na którym uchwalono dekret dogmatyczny, cesarzowa Pulcheria miała przewodnictwo honorowe. Co się tyczy strony formalnej, to jest to dowodem, że cesarz nie sprawował przewodnictwa faktycznego ani sam, ani przez swoich komisarzy, tylko honorowe — ze względu na swą godność w państwie i w Kościele — oraz zewnętrzne polegające na pilnowaniu porządku obrad. Bez cesarza sobór w ówczesnym ustroju byl nie do pomyślenia i zorganizowania, a jego uchwały byłyby pozbawione mocy wykonawczej. Sprawy dogmatyczne pozostawiał jednak •cesarz orzecznictwu soboru. Uczestniczyli w soborach tylko biskupi ordynariusze. Wyjątek stanowili legaci papiescy, którymi bywali kapłani, a nawet diakoni. Wzywani byli metropolici i oni byli odpowiedzialni za udział swych sufraganów, oczywiście nie w pełnej liczbie, bo to byłoby niemożliwe. Biskupów łacińskich bywało zawsze mało z powodu dużej odległości i trudności podróży, ale tych kilku, którzy występowali, a zwłaszcza towarzyszący im legaci papiescy, reprezentowali dostatecznie cały Zachód. Sobór nie był zresztą nigdy, ani podówczas, ani potem, parlamentem, więc biskupi nie reprezentowali swych diecezji ani metropolici swych prowincji, lecz wszyscy razem Kościół, niezależnie od liczby uczestników. Dla przykładu podajemy, że w Nicei (325) było mniej więcej trzystu biskupów, w tym tylko siedmiu łacińskich, ale wybitną rolę odgrywał Hozjusz, biskup z Kordowy, mąż zaufania cesarza Konstantyna i papieża. Na Pierwszym Konstantyno politańskim Soborze było stu pięćdziesięciu biskupów prawowiernych i trzydziestu
SOBÓR POWSZECH NY — JEGO POCZĄTKI
23
sześciu skłaniających się ku arianizmowi, czyli tak zwanych euzebian. Na Soborze Efeskim było stu pięćdziesięciu trzech biskupów prawowiernych pod przewodnictwem Cyryla, patriarchy z Aleksandrii, który uważał się za pełnomocnika papieża, ale równo cześnie odbył się buntowniczy synod nestorianów z czterdziestoma trzema głównie syryjskimi biskupami. Cesarz zatwierdził zrazu uchwały obu zgromadzeń, dla pojed nania zaś obu stron uwięził tak Cyryla, jak Nestoriusza, ostatecznie jednak przechylił się ku Cyrylowi, reprezentującemu prawdziwą wiarę. Na Soborze Chalcedońskim, najliczniejszym, było około sześciuset biskupów, ale w tym tylko pięciu biskupów z Zachodu. Za absencję cesarz groził karami, podobnie za opuszczenie soboru przed końcem obrad. W uchwałach obowiązywała większość głosów. Jednomyślność była pożądana, nigdy jednak nie była warunkiem prawomocności, gdyż w takim razie nie ostałby się żaden sobór ani w ogóle żadne ciało ustawodawcze (czego dowodem mogą być dzieje polskiego sejmu). Mniejszość poddawała się woli większości, bądź dobro wolnie, bądź częściej pod przymusem i groźbami cesarza. Zdarzało się też, że biskupi z grupy mniejszości gremialnie opuszczali sobór i tworzyli własne zgromadzenie, oczywiście nie tylko nie powszechne, lecz uznane za nieważne, a co do uchwał — za heretyckie. Gorzej było, jeśli cesarz poparł mniejszość lub sztucznie tworzył swą większość, na co nie brakło mu środków. Wtedy następował rozłam, czyli schizma, pokrewna herezji, i prześladowanie prawowiernych sięgające nawet do Stolicy Apostol skiej. W odmęcie sporów ariańskich, kiedy cesarze szukali za wszelką cenę kompromisu z uszczerbkiem dla dogmatu, poszedł na wygnanie papież Liberiusz (352—366), za Justyniana zaś został brutalnie potraktowany papież Wigiliusz, zresztą człowiek nie wielkiego charakteru i nie dorastający do trudnej sytuacji w dobie zawiłych kwestii tak zwanych trzech rozdziałów.
ROZDZIAŁ IV
SOBORY W STAROŻYTNOŚCI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ
Pierwszych osiem soborów odbyło się na Wschodzie (325—869/870). Nic w tym dziwnego, jeśli się zważy, że chrześcijaństwo przyszło ze Wschodu (ex oriente lux), że tam było najwięcej chrześcijan i że tam powstawały jedne po drugich spory i walki dogmatyczne, do których Grecy, od wieków uzdolnieni i wykształceni w filozofii, posiadali szczególną skłonność. Przed r. 325 niemożliwe było zwołanie soboru po wszechnego, czyli jednego dla całego państwa, mimo że zasięg chrześcijaństwa pokrywał się prawie z granicami państwowymi. Ale państwo rzymskie, choć formalnie jeszcze nie podzielone na zachodnie i wschodnie, faktycznie miało dwóch władców: Konstantyna i Licyniusza, z których pierwszy jeszcze przed r. 313 skłaniał się ku chrześcijaństwu, drugi zaś nie był do niego przychylnie usposobiony. Dopiero kiedy w r. 324 Konstantyn zwyciężył rządzącego na wschodzie Licyniusza i stał się jedynowładcą całego państwa, mógł urzeczywistnić swą wielką myśl pokoju religijnego, który miał być podstawą pokoju i siły państwa, a może wlać weń ducha odrodzenia. To był cel, który przy świecał mu przy zwołaniu pierwszego soboru powszechnego. Miejscem tego soboru była Nicea, położona w Azji Mniejszej, w Bitynii naprzeciw Konstantynopola. Bo punkt ciężkości państwa przeniósł Konstantyn na Wschód, czego wyrazem było założenie przezeń w r. 330 Konstantynopola. Ta nowa stolica nie miała żadnej świątyni pogańskiej, w przeciwieństwie do starej stolicy, Rzymu, gdzie było ich wiele, kościoły zaś dopiero powstawały — w dużej mierze dzięki Kon stantynowi. Nicea była trafnie wybrana na miejsce obrad soboru, zwłaszcza jeśli się zważy, że Konstantynopol był jeszcze w budowie. Dalsze sobory odbywały się bądź w samym Konstantynopolu, jak drugi, piąty, szósty i ósmy, bądź w jego bliskim są siedztwie, jak czwarty w Chalcedonie, leżącym nad Bosforem naprzeciw Konstantyno pola, bądź w tejże samej Nicei — oprócz pierwszego także siódmy — leżącej w pobliżu morza Marmara. Tylko jeden spośród ośmiu, trzeci sobór odbył się nieco dalej, w Efezie w Lidii nad brzegami Morza Egejskiego, naprzeciw Aten. Konstantynopol tedy i Azja Mniejsza, a z niej przede wszystkim pobliże Konstantynopola, były miejscem pierwszych soborów powszechnych. Zachodzi pytanie, dlaczego żaden z soborów nie odbył się na Zachodzie lub gdzieś na granicy pomiędzy Zachodem a Wschodem. Wszak tam był papież rzymski, a na-
SOBORY W STAROŻYTNOŚCI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ
25
przeciw Italii północna Afryka o nader bujnym życiu religijnym, znajdującym wyraz w licznych synodach. Odpowiedź na to daje historia tych krajów. Począwszy od V w. Zachód przechodził ciężkie koleje najazdów germańskich, brakło cesarza, który by potrafił opanować sytuację, i brakło zmysłu państwowego i siły obronnej w społe czeństwie. Słabi potomkowie Teodozjusza Wielkiego dożywali w Rawennie swego koń ca — aż przyszedł ten koniec zachodniego cesarstwa prawie niedostrzeżenie w r. 476 — w Rzymie zaś jedyną myśl twórczą i zdolność do czynu reprezentowali papieże, ale i oni nie mogli ratować ginącego państwa. Tymczasem cesarstwo wschodnie trwało i ujęło w swe ręce sprawy kościelne z dogmatycznymi włącznie, a terenem tego były sobory powszechne. A oto zestawienie najważniejszych danych o tych soborach: I. Nicea, r. 325, za rządów Konstantyna i pontyfikatu papieża Sylwestra I. Potępiono na nim herezję Ariusza odmawiającą bóstwa Chrystusowi i uważającą Go za stworzenie Boga. Zarazem potwierdzono przywileje trzech stolic patriarchalnych: Rzymu, Alek sandrii i Antiochii, oraz ustanowiono termin obchodzenia Wielkanocy. II. Konstantynopol (Pierwszy Sobór Konstantynopolitański), r. 381, za cesarza Teodozjusza Wielkiego i papieża Damazego. Stwierdzono na nim wbrew Macedoniuszowi boskość Ducha Świętego i uzupełniono w ten sposób nicejskie wyznanie wiary, przez co powstał tak zwany symbol nicejsko-konstantynopolitański. Sobór ten był właściwie synodem generalnym Wschodu, bo ani papież nie był nań zaproszony, ani biskupi z Zachodu w nim nie uczestniczyli. Charakter i powagę soboru powszechnego uzyskał dopiero później. III. Efez, r. 431, za cesarza Teodozjusza Młodszego i papieża Celestyna I. Potę piono na nim naukę Nestoriusza o dwu całkiem różnych naturach w Chrystusie, wskutek czego Matka Boska miała być matką tylko Chrystusa-człowieka (
26
SOBORY W STAROŻYTNOŚCI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ
drogę do zgody z monofizytami, czyli zwolennikami nauki o jednej, tylko Boskiej naturze w Chrystusie. Powszechnym stał się on dopiero później dzięki przystąpieniu papieża, który mimo nacisku cesarskiego trzymał się zrazu od niego z daleka. VI. Konstantynopol (Trzeci Sobór Konstantynopolitański), r. 680, od nazwy sali pod kopułą w cesarskim pałacu zwany też trullańskim, za cesarza Konstantyna Pogonata i papieża Agatona. Potępił on monoteletyzm — słabszy odcień monofizytyzmu — czyli błędną naukę o jednej woli w Chrystusie, mianowicie Boskiej, a stwierdził dwie wole, jako wypływ dwu natur, przy czym wola ludzka nie przeciwstawiała się, ale ulegała we wszystkim Boskiej. VII. Nicea (Drugi Sobór Nicejski), r. 787, za cesarzowej Ireny i papieża Hadriana I. W dobie zaciekłych sporów zwolenników kultu obrazów świętych z ich przeciwnikami wypowiedział się za kultem obrazów, ale rozróżnił subtelnie uwielbienie należne samemu Bogu (latreia) od nabożnej czci, która zgodnie z tradycją winna być oddawana obrazom. V III. Konstantynopol (Czwarty Sobór Konstantynopolitański), r. 869/870, za cesarza Bazylego I z dynastii macedońskiej i papieża Hadriana II. Zajął się on schizmą uzurpatora na stolicy konstantynopolitańskiej Focjusza, którego deponował i wyklął.
Powyżej wymienione w liczbie ośmiu sobory zostały uznane przez naukę za po wszechne i jako takie figurują w dziełach traktujących o historii Kościoła i prawie kano nicznym, a nawet w podręcznikach szkolnych. Znaczenie ich polega na tym, że ustaliły pewne podstawowe dogmaty wiary wbrew innym błędnym naukom, które uznały za heretyckie i potępiły. Z tych błędnych nauk, w swoim czasie bardzo rozpowszechnio nych, najbardziej niebezpieczne były dwie, mianowicie arianizm w IV w. i monofizytyzm w V. Zasługą soborów jest, że je przezwyciężyły i przez to ustaliły niewątpliwe zasady prawdziwej wiary. W kwestii soborów trzeba jednak rozróżnić stronę dogmatyczną od prawnej i orga nizacyjnej. O ile pierwsza budzi uznanie i zdumiewa wielkością dokonanego dzieła, o tyle druga nie przedstawia się jednolicie i podlega krytyce. I tak Pierwszy Sobór Konstantynopolitański z r. 381 był zrazu planowany i zebrany jako synod generalny Wschodu, a charakter powszechnego zyskał dopiero później, po uznaniu przez Zachód jego uchwał, z wyjątkiem wszakże kanonu 3, który przyznawał biskupom Konstantyno pola stanowisko pierwsze w godności po biskupach rzymskich. Podobną ustawę w kanonie 28 uchwalił Sobór Chalcedoński, który nie tylko zastrzegał dla patriarchów Konstantynopola drugie miejsce po Rzymie, lecz także rozszerzał ich władzę na szereg wschodnich egzarchatów i prowincji. Papież Leon Wielki zatwierdził tylko kanony
SOBORY W STAROŻYTNOŚCI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ
27
dogmatyczne tego soboru, które otrzymały tym samym charakter powszechnie obowią zujących, natomiast zastrzegł się przeciw kanonowi 28, który skreślony został z praw na tym soborze uchwalonych. W tym tkwiła już w zarodku sprawa późniejszej schizmy wschodniej, która raz pojawiała się, to znów zanikała, aż w r. 1054 rozdzieliła ostatecznie Wschód od Zachodu. Wynikło to nie z powodu różnicy w wierze (słynne Filioąue, czyli pogląd o pochodzeniu Ducha Świętego, było raczej pozorem niż powodem i mogło interesować teologów ex professo), lecz z powodu ambicji Konstantynopola i jego pretensji, aby stać się „nowym Rzymem” . Starożytny Rzym opierał swój kościelny prymat nie na politycznym fakcie stołeczności miasta, lecz na tym, że św. Piotr, na miestnik Chrystusa, był tam biskupem, a jego następcy łączyli te dwa urzędy: biskupa Rzymu i zwierzchnika całego Kościoła, Konstantynopol zaś był tylko polityczną stolicą Wschodu. Z innych powodów wynikły zastrzeżenia co do powszechności Drugiego Soboru Konstantynopolitańskiego. Przemożną rolę odegrał na nim cesarz Justynian, który system cezaropapizmu doprowadził do szczytu. Rozstrzygał on zagadnienia dogma tyczne na swój sposób i narzucał je soborowi. Papież Wigiliusz i jego następca Pelagiusz I ugięli się, nie bez oporu, przed przemocą, ale Kościół zachodni długo trwał w opozycji przeciw dogmatycznym — zresztą spornym — orzeczeniom soboru, a opo zycja ta przybierała aż formy dążeń schizmatyckich, uspokojonych dopiero z biegiem lat. Ostatecznie sobór ten zaliczony został do powszechnych, chociaż charakter jego budził wątpliwości i otwarta była kwestia, czy był to sobór, czy synod generalny Wschodu. Grecy znowu uznawali i uznają do dziś 3 kanon Pierwszego Soboru Konstantyno politańskiego i 28 kanon Chalcedońskiego, lecz nie uznają za powszechny soboru ósmego, czyli Czwartego Konstantynopolitańskiego z r. 869/870, który deponował i obłożył anatemą uzurpatora patriarchę Focjusza, jednego z pierwszych i głównych twórców schizmy wschodniej. Kwestia uznawania soborów za powszechne nie przedstawia się więc z pożądaną jasnością, jeśli chodzi o początkowy okres dziejów Kościoła. Były to czasy zaciekłych sporów religijnych, nie zawsze fortunnej interwencji cesarskiej, głębokich antagonizmów między Wschodem a Zachodem, a nie ustalonych jeszcze stosunków prawnych. Synody rozmaitego rodzaju były zjawiskiem częstym, lecz regulowało je życie — nie litera prawa. Stąd rozmaite interpretacje ich charakteru zarówno współczesne, jak i w nauce późniejszej. Rozważmy kilka przykładów. W dobie walk i szukania kompromisu z arianizmem przez rozmaite formuły odbył się w r. 343 wielki synod w Sardyce — dzisiejszej Sofii — na pograniczu świata zachodniego i wschodniego. Przewodniczył sędziwy biskup Hozjusz z Kordowy, ten sam, co na Soborze w Nicei w r. 325, co było wyrazem przewagi katolików. Ale niebawem nastąpił rozłam. Euzebianie, czyli arianie o poglądach mniej
28
SOBORY W STAROŻYTNOŚCI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ
skrajnych, również licznie reprezentowani, urządzili sobie tuż obok osobny synod; obradowały więc dwa synody równocześnie i równolegle* Gdyby nie ten rozłam dogma tyczny i organizacyjny, synod w Sardyce mógłby przeistoczyć się w sobór powszechny. Zgromadzenie prawowierne powzięło na nim szereg ważnych uchwał, między nimi zaś w kanonach 3—5 uznanie rzymskiego papieża za najwyższą instancję apelacyjną. Zamiast jednego soboru powszechnego dla całego Kościoła bywały niekiedy dwa generalne synody w tym samym czasie, jak w r. 359/360 w Rimini i Seleucji. Synod rzymski, odbyty w Lateranie w r. 680 przez papieża Agatona, stanowił przygotowanie do Trzeciego Soboru Konstantynopolitańskiego (szóstego soboru powszechnego) i określał naukę Rzymu i Zachodu w sprawie herezji monoteletyzmu. Na specjalną uwagę zasługuje drugi synod trullański z r. 692. Ponieważ sobory piąty i szósty zajmowały się jedynie sprawami dogmatycznymi, a nie wydały żadnych kanonów dyscyplinarnych, celem uzupełnienia ich uchwał cesarz Justynian II zwołał osobny synod do Konstantynopola. Nie był on soborem, choć za taki uchodził na Wschodzie, gdzie przyznawano mu miejsce między piątym a szóstym soborem powszechnym i dlatego nazwano quinisexta, ale planowany był jako powszechny. Nie uznali go papieże, bo w swych stu dwóch kanonach uwzględniał tylko stosunki panujące w Kościele wschodnim i zajmował stanowisko wrogie względem papieża i Zachodu. Był więc objawem przygotowującego się rozłamu, czyli schizmy wschodniej. Obok synodów i soborów prawowiernych były — szczególnie na Wschodzie — zgromadzenia heretyckie i schizmatyckie. Tendencje schizmatyckie wykazywał wspom niany powyżej synod trullański i dlatego nosi nazwę synodos erratica — ,,wiodący do błędu” . Heretycki był euzebiański synod w Sardyce, powstały w wyniku secesji semiarian z legalnego synodu w r. 343. Na określenie takiego buntowniczego zgroma dzenia utarła się nazwa conciliabulum, zawierająca w sobie ich ocenę. Na najgorszą sławę zasłużył sobie wśród nich tak zwany ,,synod zbójecki” w Efezie z r. 449, czyli tuż przed Soborem Chalcedońskim. Zwołał go cesarz Teodozjusz II, a opanowali monofizyci przy poparciu fanatycznych mnichów i władzy państwowej. Nazwa ,,zbó jecki” (latrocinium Ephesinum) uzasadniona jest osobliwymi metodami na nim stoso wanymi. Był to gwałt połączony z fizyczną przemocą i biciem uczestników prawo wiernych przekonań. Legaci papiescy uciekli. Odmówiono im przewodnictwa i odczy tania dogmatycznego listu papieża Leona. Ale już wtedy, mimo braku prawnych norm dotyczących soboru, było zrozumienie i poczucie legalności jednych, a nielegalności całkowitej lub częściowej innych takich zgromadzeń. I to właśnie uznanie przez cały Kościół, później zatwierdzone przez naukę, tak teologiczną, jak naukę prawa kano nicznego, rozstrzygało o charakterze soboru jako organu powszechnego, nie tylko reprezentującego Kościół, lecz także uchwalającego zarówno zasady dogmatyczne, jak i przepisy dyscyplinarne. Tym był sobór od początku — najwyższym zbiorowym organem Kościoła — i tym pozostał w późniejszej epoce mimo upływu czasu i odmień-
SOBORY W STAROŻYTNOŚCI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ
29
nych warunków. Nie był to organ konieczny, jak w hierarchii episkopat i papiestwo, ale był pożyteczny, a w pewnych okolicznościach, zwłaszcza w okresach walk o wiarę, urastał do znaczenia środka najbardziej właściwego, o autorytecie zdolnym przekonać lub pokonać przeciwników, zwłaszcza przy poparciu władzy świeckiej cesarza i nie mniej ważnej, chociaż mniej silnej — papieża. Rola soborów polegała przede wszystkim na określaniu dogmatów wiary, i to naj ważniejszych, bo dotyczących bóstwa Chrystusa i obu natur: Boskiej i ludzkiej, w Nim obecnych. Te dogmaty wywoływały namiętne spory, połowiczne ich rozstrzygnięcie okazywało się niemożliwe wobec fanatyzmu heretyków i w ogóle wobec wypróbowanej prawdy, że w rzeczach wiary nie ma kompromisów. Sobory dokonały więc dzieła olbrzymiej doniosłości dziejowej i religijnej. Osiem pierwszych soborów odbyło się na Wschodzie przy niewielkim udziale uczestników z Zachodu. Grecki język, grecka umysłowość i grecka intelektualna kultura panowały na nich niepodzielnie, a także grecka subtelność przywiązująca wagę do słów i ich znaczenia, niekiedy fałszywie rozumianego. Obok Greków czy to z Kon stantynopola, czy z Azji Mniejszej, czy z Syrii (Antiochii), czy z Afryki północno-wschodniej (Aleksandria) brali w nich z rzadka udział biskupi łacińscy, ale daremnie szukalibyśmy między nimi biskupów spośród młodych narodów, przeważnie germań skich, wstępujących dopiero w progi historii. Świat łaciński reprezentowali jedynie legaci papiescy. Ich godność i wysokie uprawnienia zastępowały siłę liczebną. Oni mieli inną siłę — moralną, podczas kiedy siłę faktyczną miał cesarz, władzę swą od Boga wywodzący.
ROZDZIAŁ V
ŚREDNIOWIECZNE SOBORY ZACHODNIEGO CHRZEŚCIJAŃSTWA
Nowa epoka w dziejach soborów i synodów zaczęła się w połowie XI w. Instytucja soboru pozostała wprawdzie w swej istocie ta sama, lecz zmieniły się warunki, a poniekąd i cele, jakim te zgromadzenia służyły, co nie pozostało bez wpływu na niektóre prawne ich cechy.1 Przede wszystkim w r. 1054 Wschód oddzielił się ostatecznie od Zachodu i mimo kilkakrotnie podejmowanych usiłowań unii pozostał osobnym Kościołem. Schizma wschodnia była klęską niepowetowaną. Nie była jednak pozbawiona pewnego dodat niego pierwiastka: mianowicie przynosiła zmierzch cezaropapizmu, a tym samym zwiększenie władzy i potęgi papieskiej. Punkt ciężkości przesunął się ze Wschodu na Zachód, gdzie sobory składały się z innego już elementu — łacińskiego, o innej psychice, związanego ściśle ze Stolicą Apostolską. Toteż sobory zachodnie były tylko formalnie dalszym ciągiem ośmiu powszechnych soborów odbytych na Wschodzie. Faktycznie po dwóch wiekach bezsoborowych wywodzą się one z synodów papieskich zwoływanych rokrocznie w Rzymie lub poza Rzymem od połowy XI w., czyli od papieża Leona IX (1048—1054). Pozostają w związku z duchem i pogłębianiem się wielostronnej reformy, rozpoczętej w słynnym klasztorze Cluny, a szerzonej przez jego kongregacje i przez kilka innych znanych podówczas szeroko ognisk zakonnych w Lotaryngii, Burgundii i we Włoszech. Nowe czasy, nowe, młode ludy germańskie i słowiańskie i nowe, świeżo dla chrześci jaństwa pozyskane kraje wymagały długotrwałej pracy misyjnej i organizacyjnej. Cesarstwo rzymsko-niemieckie stawiało sobie za cel zwierzchnictwo nad chrześcijań skim Zachodem i protekcyjną opiekę w stosunku do Stolicy Apostolskiej. Powodem walki tych dwu władz: duchownej i świeckiej, była w XI i X II w. sprawa inwestytury, czyli obsadzania stanowisk duchownych, w XII i X III zaś za cesarskiej dynastii Hohenstaufów polityczna sprawa panowania we Włoszech. Tymi kwestiami zajmowały się również sobory powszechne. Wszak Pierwszy Sobór Lateraneński z r. 1123 zatwierdził konkordat wormacki z poprzedniego roku. Herezje będące głównym przedmiotem dawnych soborów schodzą w tym okresie na plan dalszy, bo wiara jest już w swych 1 Por.: P. Hinschius, dz. cyt. 362 ns.; A. Werminghoff, dz. cyt. 224 ns.
ŚREDNIOWIECZNE SOBORY ZACHODNIEGO CHRZEŚCIJAŃSTWA
31
dogmatycznych zasadach ustalona, zaś nowe błędne prądy i nauki są mniej groźne (podłoże ich jest raczej ekonomiczno-społeczne niż religijne). Taki charakter miało szybko opanowane wystąpienie Arnolda z Brescji w XII w. Daleko groźniejsze w skut kach było pojawienie się albigensów w południowej Francji z początkiem w. X III i burzenie się skrajnego odłamu franciszkanów w XIV. Przed chrześcijaństwem stają ciągle nowe zadania, jak na przykład wyprawy krzyżowe, prawdziwa wędrówka ludu rycerskiego z Zachodu na Wschód, pochłaniająca wiele sił i zakończona ostatecznie klęską, jak przelotne niebezpieczeństwo tatarskie i gorsze — bo trwałe — tureckie, jedno i drugie będące przedmiotem soborowych obrad. Kwestią stałą i wciąż powra cającą jest sprawa wewnętrznej reformy Kościoła. Rozluźnienie karności kleru świec kiego i zakonnego, zmaterializowanie i rozpolitykowanie nawet samego papiestwa, z zaniedbaniem właściwych Kościołowi religijnych i moralnych celów, są nie rozwią zanymi sprawami, znajdującymi często oddźwięk w obradach i uchwałach. Potrzeba reformy gruntownej, a zarazem szeroko ujętej, staje się coraz bardziej paląca, gdyż te ujemne zjawiska poczynają pod koniec średniowiecza budzić niezadowolenie wśród wiernych. Krytyka, która przejawia się najpierw w literaturze, znajduje posłuch u wiernych i wywołuje bunt. Kościołowi przeciwstawia się zyskujący coraz większe znaczenie laicyzm,2 będący zwiastunem humanizmu XV w. i oświecenia w. XVIII. Całkiem inaczej niż w okresie cezaropapizmu, kiedy to Kościół państwu ulegał, w średniowieczu na Zachodzie Kościół dążył do przewagi nad państwem i nawet tę przewagę chwilowo osiągał, zwłaszcza za papieża Innocentego III (1198—1218). Jednakże, by dojść do tego celu, podjął on obce swemu posłannictwu zadania, zanie dbując swe zadania właściwe. Świata przez to Kościół nie zmienił ani nie uświęcił, tylko sam ze swojej drogi zboczył. I znowu ratunku szukano od końca XIV w. w sobo rach powszechnych. Nastąpią tak zwane sobory reformacyjne z pierwszej połowy XV w.: w Pizie, w Konstancji i w Bazylei, nielegalne w całości lub częściowo, gdy odbywały się bez udziału papieża lub nastawione były względem niego wrogo. Sobory te, będące zarazem wielkimi kongresami międzynarodowymi, przeceniano w swoim czasie, bo wiele się po nich spodziewano: przede wszystkim reformy Kościoła. Tego zadania sobory reformacyjne nie spełniły, natomiast wniosły zamęt do organizacji Kościoła przez postawienie tezy o swojej wyższości nad papieżem i walki o jej zreali zowanie. Papieże też oczekiwanej reformy nie dokonali, bo pochłonięci byli obroną swej pozycji i w tym celu szukali porozumienia z państwem nawet za cenę ustępstw. Zdolny do reformy okazał się tylko sobór, który działał w zgodzie z papieżem, miano wicie Sobór Trydencki. 2 Por.: G. Lagarde, La naissance de Vesprit laïque au déclin du moyen âge, Paris2 1948, I, 190 ns.; G. Schnürer, dz. cyt. II, 443 ns.
32
ŚREDNIOWIECZNE SOBORY ZACHODNIEGO CHRZEŚCIJAŃSTWA
A oto zestawienie najważniejszych danych o soborach z okresu średniowiecza: IX. Lateran (Pierwszy Sobór Lateraneński), r. 1123, za papieża Kaliksta II i cesarza Henryka V. Zatwierdził on i ogłosił uroczyście konkordat wormacki z r. 1122 kładący kres walce o inwestyturę. Jest to jeden z pierwszych w ogóle konkordatów, czyli ukła dów prawa międzynarodowego na zasadzie równorzędności Kościoła i państwa. W okresie cezaropapizmu bizantyńskiego takie układy nie istniały, gdyż tam państwo miało nad Kościołem przewagę, a częściowo i władzę. X. Lateran (Drugi Sobór Lateraneński), r. 1139, za papieża Innocentego II i cesarza Lotariusza IV. Potwierdzono na nim wybór Innocentego na papieża i potępiono błędy oraz wystąpienia rewolucyjne Arnolda z Brescji. Uchwalono też tak zwane privilegiwn canonis, czyli prawo biorące w ochronę kler w wypadku czynnej jego zniewagi, co odtąd groziło klątwą. XI. Lateran (Trzeci Sobór Lateraneński), r. 1179, za papieża Aleksandra III i cesarza Fryderyka I Barbarossy. Wydano na nim ustawę regulującą wybór papieża w ten sposób, że papieżem zostaje ten, na kogo padną dwie trzecie ważnych kardynalskich głosów. Zatwierdzono też pokój wenecki, zawarty przez papieża z cesarzem w r. 1177. Długoletnia wojna obu tych najwyższych władz w chrześcijaństwie obfitowała w drama tyczne momenty. Na tym soborze podniesiono ideę Treuga Dei, czyli pokoju Bożego. XII. Lateran (Czwarty Sobór Lateraneński), r. 1215, za papieża Innocentego III, największego papieża średniowiecza. Zgromadził on ponad tysiąc dwustu uczestników, był więc najliczniej obesłanym soborem w dziejach. Potępiono na nim herezję waldensów i albigensów. Przyjęto obowiązek spowiedzi i Komunii świętej wielkanocnej. Wprowadzono zapowiedzi małżeńskie celem przeszkodzenia tak zwanym małżeństwom tajnym. Zajęto się też sprawami organizacyjnymi Kościoła i krucjatą do Ziemi Świętej. X III. Lyon (Pierwszy Sobór Lyoński), r. 1245, za papieża Innocentego IV. Pozbawiono na nim cesarza Fryderyka II czci i godności monarszej, na niego i jego stronników rzucono ekskomunikę. Zaciekła Wojna obu władz — cesarskiej i papieskiej, w której momenty polityczne górowały nad kościelnymi, spowodowała osłabienie obu stron (był to początek rozkładu porządku średniowiecznego). Działanie soboru nader szczupło i jednostronnie obesłanego wywołało krytykę. XIV. Lyon (Drugi Sobór Lyoński), r. 1274, za papieża Grzegorza X. Uchwalono na nim ścisłe przepisy dotyczące wyboru papieża na tak zwanym konklawe oraz spe cjalną daninę w celu przyjścia z pomocą ciągle zagrożonej Ziemi Świętej i dokonano unii z Kościołem greckim, zresztą nietrwałej i przez Greków tylko z politycznych
ŚREDNIOWIECZNE SOBORY ZACHODNIEGO CHRZEŚCIJAŃSTWA
33
powodów zawartej. Nie było wtedy najważniejszych, bo z wiary i przekonania płyną cych motywów unii, była tylko obawa przed coraz groźniejszym niebezpieczeństwem tureckim i chęć pozyskania pomocy z Zachodu. XV. Vienne, lata 1311-1312, za papieża Klemensa V. Jest to jedyny sobór doby awiniońskiej. Głównym jego celem była sprawa zakonu rycerskiego templariuszy, prześladowanego okrutnie i zniesionego z woli króla francuskiego Filipa Pięknego, pragnącego zagarnąć ogromne dobra tego zakonu. Papież wbrew sprawiedliwości i wbrew opinii soboru okazał powolność żądaniom króla francuskiego i rozwiązał zakon na drodze nie postępowania sądowego, lecz zarządzenia administracyjnego. Załatwiono również sprawy zarzutów przeciw papieżowi Bonifacemu V III (1294—1303), które były przedmiotem procesu zakończonego wyrokiem uwalniającym, lecz równocześnie zwolniono od odpowiedzialności za atentat na papieża w Anagni króla francuskiego, który był faktycznym jego sprawcą. Nad reformą Kościoła wprawdzie radzono i część dekretów reformacyjnych wydano, część zaś znalazła się w zbiorze praw noszącym nazwę Clementinae, z lat 1314— 1317, ale w istocie nic w tej dziedzinie nie zdziałano. Brakło szczerej woli i brakło ludzi zdolnych do poświęcenia własnych interesów dla idei reformy.
Omówionych siedem soborów stanowi osobną grupę, różniącą się od pierwszych ośmiu soborów. Wszystkie one odbywały się na Zachodzie: cztery w Lateranie, rzym skiej rezydencji papieży, trzy we Francji, która obok Włoch była w średniowieczu drugim ogniskiem życia i nauki. Wszystkie sobory były papieskie, bo papieże je zwoły wali, przewodniczyli na nich, przeprowadzali swój program i swoje prawo w formie soborowych uchwał. Uchwały te znalazły się potem niemal bez wyjątku w urzędowych zbiorach prawa kanonicznego, takich jak Decretales Grzegorza IX (1234), Liber VI Bonifacego V III (1298), Clementinae Klemensa V i Jana XXII (1314—1317). Jest to więc ustawodawstwo papieskie, tylko wzmocnione autorytetem soboru powszechnego, wskutek tego autorytetu bynajmniej jednak od zwyczajnego papieskiego prawa nie większe ani nie ważniejsze. Było to naturalnym wynikiem rozwoju władzy papieskiej, która, w swej istocie od początku najwyższa, teraz dopiero osiągnęła swą pełnię i doszła do szczytu. Powstają przy tym dwa pytania: 1. W jaki sposób powstał sobór średniowieczny? 2. Czym różnił się on od soboru starożytnego? Odpowiedź na pierwsze pytanie jest jasna. Sobory wieków średnich wywodzą się z generalnych synodów papieskich XI w., nie zaś z dawnych soborów wschodnich, z którymi nić tradycji zerwała się po dwuwiekowej przerwie i po odpadnięciu greckiego
*
34
ŚREDNIOWIECZNE SOBORY ZACHODNIEGO CHRZEŚCIJAŃSTWA
świata od jedności Kościoła. Ostatnim takim generalnym synodem papieskim był Piei wszy Sobór Lateraneński, który dopiero później uznany został za sobór powszechny i jako taki równocześnie zamknął szereg papieskich synodów, otwierając okres soborów. Po nim nie odbywały się już takie synody. Sprawy ważniejsze załatwiane były na sobo rach, bieżące na konsystorzach kardynalskich. Kolegium kardynalskie wykształciło swą organizację od połowy X II w. i wtedy synody zostały zastąpione przez jego sesje. Ich kompetencja, choć w prawie nie określona, była faktycznie olbrzymia. Współudział kardynałów w rządach znajdował zewnętrzny swój wyraz w ich podpisach na doku mentach papieskich, co stało się regułą od Innocentego II (1130—1143), a zdarzało się już w drugiej połowie XI w. Wyrobiła się formuła: de fratrum nostrorum consilio. Najważniejszym prawem kolegium kardynalskiego był wybór papieża, już od r. 1059 — prawem najważniejszym i jedynym samodzielnie wykonywanym. Papieskie koncylia, dawna namiastka soborów, odbywały się w Rzymie, rzadziej poza Rzymem, jak w Clermont w r. 1095 za papieża Urbana II w sprawie pierwszej wyprawy krzyżowej, zwykle w czasie Wielkiego Postu, jak w latach 1074, 1075, 1076, 1078, 1080. Papież zwoływał je, kierował nimi, zamykał je. Rada i zgoda uczestników wzmacniały autorytet i skuteczność tych zgromadzeń, ale były one podporządkowane papieżowi i wnioski papieskie były właściwym przedmiotem ich obrad. To przeszło na sobory powszechne. Od innych synodów, tak częstych podówczas, wyróżniało je znaczenie papiestwa oraz doniosłość uchwał i recepcja ich w prawie i w życiu. Sobór starożytności chrześcijańskiej był zebraniem biskupów zwołanym przez cesarza, średniowieczny papieski sobór, choć powoływał się na ich tradycję, był w istocie czymś innym — nie tylko z powodu dominującej roli papieża, lecz także z powodu odmiennego pojęcia o uczestniczeniu, co odpowiadało teorii współczesnych uczonych.3 Hugo z klasztoru Świętego Wiktora w Paryżu (fi 141) określa Kościół jako korpo rację składającą się z dwu stanów: kleru pod władzą prałatów i laików pod władzą książąt. Ponad wszystkimi stoi papież. Sobór jest zwołanym przez papieża zebraniem przedstawicieli obu stanów w celu odbycia narad obu stanów dotyczących. Podobnie uważa święty Tomasz z Akwinu (f 1274). Taka koncepcja była miarodajna dla soborów z lat 1245, 1274 i 1311. Zarówno pisarze kurialni, jak i ich przeciwnicy uważają, że władza prawodawcza należy do ogółu lub jego przedstawicieli. Pojęcie to z ustroju monarchii świeckiej zostaje przeniesione na teren Kościoła. Universitas fidelium rozstrzyga w czasie wakansu Stolicy Apostolskiej lub w wypadku gdyby papież popadł w herezję. Nawiasowo dodać należy, że ta druga ewentualność jest dziś bez przedmiotowa wobec dogmatu o nieomylności papieskiej. Ale stąd już krok tylko do postulatu ograniczenia władzy papieża na rzecz soboru, czyli do zdemokratyzowania 3 Por. A. Hauck, Die Rezeption und Umbildung der allgemeinen Synode im Mittelalter, Historische Vierteljahrschrift 1907, 4.
ŚREDNIOWIECZNE SOBORY ZACHODNIEGO CHRZEŚCIJAŃSTWA
35
Kościoła, albowiem w soborze i świeccy mieliby zapewniony udział. Ten krok uczynił Marsyliusz z Padwy, a za nim poszedł Wilhelm Ockham — obaj z pierwszej połowy XIV w. Marsyliusz uznawał prawo zwołania soboru przez władzę świecką, Ockham stawiał jako zasadę zwołanie soboru przez papieża, ale w wypadku koniecznym nawet i bez niego. Tak więc, gdy zaczęła się schizma zachodnia, koncepcje koncyliarystyczne były już ujawnione i określone. Chodziło o zastosowanie ich, co nie było łatwe, bo pociągałoby to za sobą zmianę całego ustroju Kościoła — rzecz w praktyce niewykonalna, tak z powodu charakteru wprost rewolucyjnego, jak z powodu nieuwzględnienia lub bodaj niedocenienia stanowiska papieża. Możliwość taka otwierała się jednak w dobie wielkiej schizmy zachodniej, która w skutkach swych osłabiła papiestwo i przechyliła szalę na rzecz soboru. Jak zaś ten sobór rozumiano, dowodzą pisma dwu wybitnych pisarzy ówczesnych: Konrada z Gelnhausen(f 1390) i Henryka z Langenstein (f 1387). Według nich sobór jest zgromadzeniem przedstawicieli różnych stanów całego chrześcijaństwa zebranych zgodnie z prawem (rite) dla wspólnego dobra.4 Definicja ta nie odznacza się ścisłością, toteż rozmaicie mogła być rozumiana. Mogła to być zarówno konsek wencja idei papieża Innocentego III, jak wyraz rodzącego się koncyliaryzmu wraz z przewagą soboru nad hierarchią kościelną i nad papieżem. Papiestwo odrodzone na Soborze w Konstancji zrozumiało niebezpieczeństwo ze strony tego zgromadzenia reprezentantów i postarało się je zażegnać. Zwycięstwo odniosło zupełne. Piąty Sobór Lateraneński z początku XVI w. stanowi powrót do soborów średniowiecznych XII w. pod supremacją papieża. Jeśli pierwsze osiem soborów było raczej dziełem cesarzy wschodnio-rzymskich, to siedem średniowiecznych (1123—1311) wywodziło się z synodów papieskich i było dziełem papieży. Papieże je zwoływali pismami lub przez legatów, kierowali nimi, otwierali je i zamykali. Poszczególne sprawy opracowywały komisje, a zatwierdzało plenum, ale zgodnie z decyzją papieża, jak na przykład ustawę o konklawe z r. 1274. To pomniejszało znaczenie soboru, zwiększało znaczenie papieża. Sobór, choć był instytucją znakomitą, spadał do roli senatu doradczego, w dodatku rzadko zwoływa nego. Rywalizacja między papieżem a soborem o rząd w Kościele miała rozegrać się w nadzwyczajnych warunkach w pierwszej połowie XV w. Bo mimo supremacji papieży, wywyższonej nadmiernie w teorii teokratycznej, ujętej w normy prawa kanonicznego, co w X III w. osiągnęło swój świetny rozwój, i raz po raz realizowanej w ich roli dzie jowej — nie zagasła wielka idea soboru, która nie tylko mogła powołać się na dawną tradycję, lecz także odpowiedzieć potrzebom chrześcijaństwa w momentach krytycznych, kiedy sam autorytet papiestwa okazywał się niewystarczający. 4 „ Congregatio, in qua diversae personae gereutes auctoritatem et vicem diversarum partium totius christianitatis ad tractandum de bono communi rite convenient” — cyt. A. Hauck, dz. cyt. 465.
ROZDZIAŁ VI
UDZIAŁ POLSKI W ŚREDNIOWIECZNYCH SOBORACH
.
1
Polska, położona na kresach zachodniego chrześcijaństwa i oddalona od jego głów nych ośrodków religijnych i kulturalnych, a także młodsza w cywilizacyjnym rozwoju wskutek swej stosunkowo późnej chrystianizacji, nie brała udziału aż do początku X III w. w tak bujnym na Zachodzie życiu synodalno-soborowym Kościoła. Warunki geograficzne i historyczne złożyły się na to, że wielkie zagadnienia religijno-kulturalne, roztrząsane na synodach, a następnie nie bez walki wprowadzane w życie, jak na przy kład reformy zakonne, usunięcie inwestytury przy obsadzaniu urzędów kościelnych i zdobywanie dla Kościoła rozmaitych wolności, zwanych immunitetami, docierały do Polski z opóźnieniem prawie stuletnim. Przyczyniły się do tego również dwie bardzo ważne okoliczności. Pierwszą z nich była panująca w Polsce aż do początku X III w. przewaga nad Kościołem państwa, które z jednej strony utrzymywało i ochraniało Kościół, lecz z drugiej strony rządziło nim i gotowe było złamać wszelki jego opór,^ drugiej zaś strony to, że nasz ówczesny kler nie dorósł jeszcze do wysokości zadań stawianych przez Stolicę Apostolską i szerzonych przez jej legatów. Na stolicach biskupich, w kapitułach i w zakonach widzimy cudzo ziemców, przeważnie Francuzów,1 którzy byli wyrazicielami postępu. Doniosłe zna czenie mają legaci papiescy, którzy w XII w. częstokroć odwiedzają Polskę i szerzą nowe poglądy, a nawet przywożą księgi prawa kanonicznego, jak Walo z Beauvais z początkiem, a Piotr z Kapui z końcem X II w. Na życie synodalne w Polsce i na udział Polski w synodach Zachodu jeszcze nie nadeszła pora, bo brakło do tego ludzi i odpowiednich warunków. Pierwszym soborem powszechnym, na którym ponad wszelką wątpliwość stwier dzony jest liczny udział episkopatu polskiego, jest Czwarty Sobór Lateraneński w r. 1215. Zachodzi wszakże pytanie, czy przedtem przedstawiciele naszego wyższego kleru — lub tylko poszczególne jednostki spośród niego — nie uczestniczyli jeśli już nie w sobo rach powszechnych, to w synodach papieskich, których wiele odbywało się od połowy XI w. tak w Rzymie, jak we Włoszech i Francji. 1 Por. T. Silnicki, Wpływy francuskie na Kościół w Polsce w wiekach średnich w zbiorze studiów Z dziejów Kościoła w Polsce, Warszawa 1960, 381 ns.
UDZIAŁ POLSKI W ŚREDNIOWIECZNYCH SOBORACH
37
Synody te nie były wprawdzie soborami, ale przynajmniej niektóre z nich niewiele się różniły od soborów, jeśli chodzi o ważność powziętych na nich uchwał lub też o ilość uczestników, którą niejeden sobór przewyższały. Dopiero późniejsza nauka wprowa dziła ściślejsze rozróżnienie między soborami powszechnymi a synodami, którym przyznawała nazwę generalnych albo uniwersalnych. Życie ówczesne nie zawsze było świadome tych różnic prawnych wskutek wielkiej rozmaitości ówczesnych koncyliów. Na takim rzymskim synodzie odprawionym przez papieża Sylwestra II w r. 999 została ogłoszona kanonizacja św. Wojciecha, pierwszego patrona Polski, i postanowiono utworzyć w Gnieźnie metropolię polską wraz z podległymi jej biskupstwami: krakow skim, wrocławskim i kołobrzeskim. Równocześnie wyświęcony został na pierwszego jej arcybiskupa Radzym-Gaudenty, brat i towarzysz misyjny św. Wojciecha, który 2 grudnia 999 r. występuje w rzędzie świadków na przywileju dla klasztoru Farfa i nosi już wtedy tytuł arcybiskupa św. Wojciecha. Powyższą uchwałę synodu rzymskiego wprowadzono w czyn w następnym r. 1000, w miesiącach marcu i kwietniu, w czasie słynnego zjazdu cesarza Ottona III z Bolesławem Chrobrym. Prawdopodobnie odbył się przy tej spo sobności synod, w którym uczestniczyli legaci papiescy, cesarz i nasz Bolesław. Najważniejszym zjawiskiem w dziedzinie kościelno-politycznej w latach od 1075 do 1250 jest walka cesarstwa z papiestwem rozgrywająca się głównie w Niemczech i we Włoszech, ale wciągająca też pośrednio inne państwa, a wśród nich Polskę. Walka ta, w której konkordat wormacki z r. 1122 i pokój wenecki z r. 1177 są tylko zawiesze niem broni, posiada głębsze ideowe podłoże, niezależne od zmiennej sytuacji politycznej. System teokratyczny, reprezentowany przez papieży tej miary co Grzegorz VII w XI w., Aleksander III w X II w. i Innocenty III u schyłku X II i na początku X III w., czy też cezaropapizm na wzór bizantyński znajdujący oparcie w odradzającej się nauce prawa rzymskiego — oto zagadnienia trudne do rozwiązania, a których rozwiązanie konieczne było dla utrzymania pokoju w chrześcijaństwie. W ogniu walki obie strony zwoływały synody. Papieże w X II w. powołali do życia po trwającej dwieście pięćdziesiąt lat przerwie sobory powszechne, wszystkie na Zacho dzie, bo Wschód już się był od jedności Kościoła oderwał. Cztery pierwsze z nich odbyły się w Lateranie rzymskim, głównym kościele i rezydencji papieskiej. Najważ niejszy jest czwarty za papieża Innocentego III, na którym byli obecni biskupi polscy z arcybiskupem gnieźnieńskim Henrykiem Kietliczem na czele. W X ll w. nie brak dowodów bliższych stosunków między Kościołem w Polsce a Stolicą Apostolską. Odwiedzają Polskę kilkakrotnie legaci papiescy i odbywają na miejscu synody oraz wydają na nich postanowienia prawne. Biskupstwa polskie otrzy mują bulle protekcyjne papieskie (gnieźnieńskie w 1136, pomorskie w 1140, włocławskie w 1148, wrocławskie w 1155). Dynastia piastowska idzie w ślad za czynnikami kościel nymi. Są to bądź zabiegi o dyspensę małżeńską (Bolesław Krzywousty), bądź o zatwier dzenie prawa podziału kraju i dziedziczenia władzy (ustawa sukcesyjna Krzywoustego
38
UDZIAŁ POLSKI W ŚREDNIOWIECZNYCH SOBORACH
z r. 1138 i jej zmiana za Kazimierza Sprawiedliwego w r. 1180). Władysław II zwany Wygnańcem używa protekcji papieskiej, popartej — bezskutecznie zresztą — klątwą i interdyktem legata Gwidona, do odzyskania tronu i prawdopodobnie bierze udział w drugiej wyprawie krzyżowej. Otóż w tych czasach, czyli w okresie drugiej, nader niefortunnej krucjaty, odbył się na wiosnę r. 1148 we Francji w Reims wielki synod o charakterze powszechnym, chociaż do soborów nie zaliczony. Zgromadził on ponad tysiąc uczestników, w tym przeszło czterystu biskupów włoskich, francuskich, niemieckich, hiszpańskich i angiel skich z papieżem Eugeniuszem III na czele.2 Z tego synodu, bo z 4 kwietnia 1148 r., pochodzi bulla protekcyjna wystawiona w Reims przez papieża Eugeniusza dla biskup stwa włocławskiego, zatwierdzająca jego posiadłości i granice.3 Stąd bardzo prawdo podobny wniosek, że na synodzie tym bawiło poselstwo polskie z biskupem włocławskim Wernerem, a możliwe że i z innymi naszymi biskupami, choć o nich ze źródeł nie wiemy. Kwestie polityczne wiązały się podówczas z kościelnymi. Wszak Władysław II poko nany przez braci, po których stronie stał episkopat, i wygnany z ojczyzny zyskał sobie poparcie cesarza Konrada III i papieża, w zgodzie z nim będącego. Chodziło o to, by zabiegom jego przeciwdziałać w interesie młodszych braci, do czego ten synod szczególnie się nadawał, tak że warto było nań przybyć. Niebawem — od r. 1152 — zasiadł na tronie niemieckim jeden z największych cesarzy średniowiecza Fryderyk I Barbarossa. Wstąpił on w ślady Ottona I Wielkiego (X w.) i Henryka III (XI w.) i z całym przekonaniem o słuszności swych praw dążył do zdobycia przewagi cesarstwa nad papiestwem. Przez siedemnaście lat walczyły z sobą ze zmiennym szczęściem te dwie potęgi. Charakterystyczny jest sposób, w jaki w r. 1177 w Wenecji zwyciężony, ale mimo to sławny i cieszący się uznaniem Fryderyk zawarł pokój ze zwycięskim papieżem Aleksandrem III: Na placu Świętego Marka cesarz klęczał przed siedzącym na koniu papieżem i całował go w nogę; chcąc zmniejszyć ten despekt, powiedział: „Non tibi, sed Petro” (,,Nie tobie, lecz Piotrowi”), na co papież w poczuciu triumfu odparł: „Et mihi et Petro” („I mnie, i Piotrowi”). Polska zwyciężona przez Fryderyka w r. 1157 znalazła się w obozie cesarskim. Bolesław Wysoki, syn zmarłego w r. 1159 Władysława II, brał udział w wyprawach włoskich Barbarossy. Dla naszego tematu ważniejsze jest jednak stanowisko Kościoła w Polsce. Cesarz chwycił się wypróbowanego środka przeciwstawienia legalnemu papieżowi Aleksandrowi III antypapieży od Wiktora IV począwszy. Nastała więc schizma, czyli rozłam w Kościele, znajdujący po obu stronach oparcie w synodach tu papieskich, tam cesarskich. Posłowie episkopatu polskiego zjawiają się we Włoszech na zwołanych przez cesarza 2 Por. A. Fliche-V. Martin, dz. cyt. IX, 64 ns. 3 Por. Z. Kozłowska-Budkowa, Repertorjum polskich dokumentów doby piastowskiej, Kraków 1937, PAU, Wyd. Komisji Historycznej, zesz. 1: Do końca wieku X I I , nr 47.
UD ZIAŁ POLSKI W ŚREDNIOWIECZNYCH SOBORACH
39
synodach: w Pawii w r. 1160, gdzie uznano za papieża Wiktora IV, i w Lodi w 1161, któremu tenże antypapież przewodniczył. W r. 1165 biskup kujawski Werner, zapewne Niemiec sądząc z imienia, posłuje do cesarza Fryderyka.4 Pojednanie nastąpiło w r. 1177, a w r. 1179 papież Aleksander III zwołał sobór powszechny jako Lateraneński Trzeci, jeden z najważniejszych w dziejach Kościoła bodaj ze względu na uregulowanie kwestii obioru papieża, obowiązujące po dziś dzień. Nie ma śladu obecności biskupów polskich na tym soborze, ale wpływ jego widoczny jest w statutach łęczyckich Kazimierza Sprawiedliwego z 1180 r. 2
.
Zarówno nauka, jak i tradycja są zgodne w uznaniu papieża Innocentego III (1198—1216) za największego papieża nie tylko wieków średnich, lecz i późniejszych dziejów Kościoła. Obrany jednomyślnie w trzydziestym siódmym roku życia łączył w sobie przymioty rzadko razem spotykane: głęboką wiedzę teologiczną i prawniczą, niezwykłą aktywność, prawdziwy instynkt władzy i umiejętność rządzenia, wszechstronność, która pozwalała mu wnikać w sprawy poszczególnych krajów, oraz przeświadczenie o wyższości władzy papieskiej nad świecką. Był on bowiem wyznawcą teorii teokratycznej, sprecyzowanej jeszcze za Grzegorza VII. Obrazowo streszczało się to w porównaniu władzy papieskiej do słońca, świeckiej zaś do księżyca, który nie własnym świeci światłem, lecz odbija tylko blask słoneczny. Miało to znaczyć, że jedynym źródłem wszelkiej władzy jest papiestwo i podlegli mu biskupi postawieni ponad wszelką świecką władzą. Poglądy te mogły być urzeczywistnione nie tylko dzięki potężnej indywidualności papieża, lecz także dlatego, że zewnętrzne warunki ułożyły się dla Kościoła nader pomyślnie, brakło bowiem podówczas cesarza, który by stanął do walki o swą władzę. Niemcy rozdarte były wojną domową, inne zaś państwa papież-dyplomata umiał od siebie uzależnić, występując jako najwyższy zwierzchnik i sędzia między monarchami. Sam przez się nasuwał się wtedy postulat zwołania organu zbiorowego, reprezen tującego zjednoczoną społeczność chrześcijańską. Takim organem mógł być tylko sobór powszechny — dwunasty w rzędzie soborów, a Czwarty Lateraneński, odbyty w listopadzie 1215 r. Tak licznego, dostojnego i zgodnego soboru nie było dotąd w średniowieczu. Był to wielki triumf papieża Innocentego III, osiągnięty pod koniec życia i panowania. Papież nie szczędził starań, aby sobór zgromadził jak największą ilość uczestników. Wszyscy biskupi mieli nakazane stawić się osobiście, mogło tylko zostać dwu w każdej prowincji kościelnej, aby załatwiać sprawy bieżące. Temu zarzą4 Por. W. Abraham, Pierwszy spór kościelno-polityczny w Polsce, Rozprawy P A U Wydz. Hist.-Filoz. XX XII (1895) 5.9, 280-329.
40
UDZIAŁ POLSKI W ŚREDNIOWIECZNYCH SOBORACH
dzeniu zawdzięczamy liczny udział episkopatu polskiego. Uczestników było ponad tysiąc dwustu, w tym czterystu dwunastu biskupów, ośmiuset opatów i przełożonych klasztorów oraz przedstawicieli kapituł. Zaproszeni też zostali książęta i panowie świeccy, by jawili się bądź osobiście, bądź przez posłów, jako że na soborze także ich sprawy miały być przedmiotem obrad. Przez to sobór stawał się też kongresem. Tak papież Innocenty rozumiał powszechność — pojęcie sporne na ogół. Taki charakter miały później sobory XV w. w Konstancji i Bazylei, nie mówiąc już o tak zwanych concilia mixta we wczesnym średniowieczu, które łączyły element duchowny i świecki w państwach germańskich dla wspólnych obrad w sprawach kościelnych, jak i pań stwowych. Pod innym jeszcze względem świetny Czwarty Sobór Lateraneński po dobny był do dawniejszych. Oto kanony jego poprzedzone były wyznaniem wiary, czyli symbolem, jak to było w Nicei w r. 325 i w Konstantynopolu w r. 381. Symbol ten był konieczny, jeśli się zważy szerzące się herezje katarów i albigensów. Użyto w nim po raz pierwszy terminu transsubstantiatio na oznaczenie przeistoczenia chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa. Zadaniem soboru było też przygotować nową krucjatę, albowiem wyprawa krzyżowa z r. 1204 nie doszła do Ziemi Świętej, tylko skończyła się zdobyciem Konstantynopola i utworzeniem tak zwanego cesarstwa łacińskiego oraz przeprowadzeniem tam unii Kościoła wschodniego z zachodnim. Śmierć papieża zniweczyła plany krucjaty, na znaczonej na r. 1217. Z kanonów treści reformacyjnej wymienić należy obowiązek spowiedzi i Komunii świętej wielkanocnej oraz wprowadzenie zapowiedzi małżeńskich. Prawie wszystkie kanony tego soboru znalazły się niebawem, bo w r. 1234, w Dekretales Grzegorza IX, mających charakter kodeksu, i oczywiście obowiązywały i w Polsce. Na podstawie spisu biskupów, którzy brali udział w Czwartym Soborze Lateraneńskim, odkrytego w bibliotece kantonalnej w Zurychu przez francuskiego historyka tej epoki Achillesa Luchaire, możemy z całą pewnością oznaczyć skład polskiej delegacji.5 Byli to następujący polscy biskupi: 1. arcybiskup gnieźnieński Henryk Kietlicz, 2. biskup krakowski Wincenty zwany Kadłubkiem, autor Kroniki, 3. biskup włocławski Barto albo Barta, 4. biskup wrocławski Wawrzyniec, 5. biskup lubuski Wawrzyniec. Brak jest spośród episkopatu polskiego dwu biskupów, a mianowicie Pawła, biskupa poznańskiego, i Getki, biskupa płockiego. Tak się złożyło, że właśnie ci dwaj, którzy pozostali w kraju, nie należeli do stronnictwa reformy kościelnej, któremu przewodniczył arcybiskup Kietlicz, przy czym Paweł zajmował stanowisko umiarko5 Por.: St. Kętrzyński, Wiadomość o udziale Polski w I V Lateraneńskim soborze, Przegląd Historyczny 1906, 141; ks. J. Umiński, Czwarty Sobór Lateraneński i udział w nim Polski, Przegląd Powsze chny 167-168.
UDZIAŁ POLSKI W ŚREDNIOWIECZNYCH SOBORACH
41
wane, a Getko był otwartym przeciwnikiem arcybiskupa. Może właśnie dlatego Kietlicz usunął ich od uczestnictwa w soborze. Z krajów sąsiadujących z Polską obecny był liczny zastęp biskupów niemieckich, z czeskich byli obaj biskupi, praski i ołomuniecki, pokaźna liczba węgierskich, arcybiskup z Rygi i biskup z Dorpatu. Nie było biskupa pruskiego Chrystiana. Spośród przedstawicieli Polski najwybitniejszy był Henryk Kietlicz, bojownik reformy kościelnej, znany w Rzymie z pobytu w r. 1206/1207 i szukający z pomyślnym skutkiem poparcia papieża dla swych idei i swej polityki. Kietlicz był indywidualnością wybitną, w tym czasie najwybitniejszą w Kościele w Polsce. Cały oddany reformie Kościoła, nie przebierał w środkach, które wiodły do jej przeprowadzenia, i nie unikał walki zarówno z opornymi biskupami, jak i z książętami. Umiał skupić koło siebie uległych książąt i zdobyć od nich dla Kościoła w Polsce immunitety, czyli wolności od ciężarów prawa książęcego i od sądownictwa księcia i jego urzędników. Wielkiego poparcia w tej walce udzielał mu papież, który za jego staraniem wystosował kilka dziesiąt pism do Polski — jak nigdy dotychczas. Można się domyślać, że na soborze Kietlicz stał na czele naszych biskupów, dla których teren rzymski m-usiał być obcy. W Kadłubku rozpoznajemy znakomitego historyka w stylu epoki, pierwszego biskupa z ele kcji kapituły, nie zaś z nominacji książęcej, jak dawniej. Wawrzyniec wrocławski, umiar kowany zwolennik reformy, rządził przez długie lata z pożytkiem swą diecezją i umiał ugodowo załatwiać sporne sprawy z księciem Henrykiem Brodatym. Na dwunastym soborze powszechnym odbytym w Lyonie (Pierwszym Soborze Lyońskim) w r. 1245 nie było żadnego biskupa polskiego. Co prawda były niemałe trudności w dostaniu się na ten sobór z powodu wrogiego stanowiska cesarza Fryde ryka II, pozostającego wtedy w zaciętej walce z papiestwem, a świeży najazd Tatarów (1241) zubożył zapewne polskich biskupów i pozbawił ich, podobnie jak i biskupów węgierskich, możności poniesienia kosztów tej dalekiej podróży. Natomiast z Czech przybył biskup praski Mikołaj, jedyny przedstawiciel krajów zagrożonych niebezpie czeństwem tatarskim, którym się sobór zajmował.6 Czternasty sobór odbył się również w Lyonie za papieża Grzegorza X w r. 1274. Zaznaczył się unią z Kościołem greckim, zresztą krótkotrwałą i zawartą nie z powodów szczerych religijnych intencji, lecz z powodów politycznych: dla uzyskania pomocy przeciw coraz groźniejszemu niebezpieczeństwu tureckiemu. W soborze tym wziął udział tylko jeden polski biskup, wrocławski Tomasz II Zaremba, znany później z walk z księciem wrocławskim Henrykiem IV Prawym.7 W początkach doby awiniońskiej za papieża Klemensa V w r. 1331/1332 odbył się piętnasty sobór powszechny w Vienne nad Rodanem opodal Lyonu. Mimo że trwa* 6 Por. J. Umiński, Niebezpieczeństwo tatarskie w połowie X V I w. i papież Innocenty IV , Lwów 1922. 7 Por. T. Silnicki, Dzieje i ustrój Kościoła na Śłąsku do końca X I V wieku, Warszawa 1953; Historia Śląska od najdawniejszych czasów do r. 1400, Kraków 1939, II, 194 ns.
42
UDZIAŁ POLSKI W ŚREDNIOWIECZNYCH SOBORACH
rok cały, nie zalicza się do wybitniejszych, a ponure światło rzuca nań uchwała o skaso waniu zakonu rycerskiego templariuszy pod naciskiem króla francuskiego Filipa V Piękne go. W soborze tym wziął udział jako jedyny z polskich biskupów wrocławski Henryk z Wierzbna. Obecność jego była raczej przypadkowa, znalazł się on bowiem wtedy na dworze papieskim jako ekskomunikowany i zasuspendowany wskutek tak zwanep sprawy Bibersteina, posła kardynała legata Mikołaja Boccasiniego. Biberstein — nie bez przyczynienia się biskupa Henryka — doznał na swej osobie gwałtów i krzywd, ostatecznie jednak wyszedł zwycięsko. W związku z tym incydentem Henryk z Wierzbna przebywał przez cztery lata w kurii papieskiej aż do ugodowego załatwienia swej sprawy z Bibersteinem, a ponieważ w tym czasie zebrał się Sobór w Vienne, miał okazję wzięcia w nim udziału. Z tego historycznego przeglądu widzimy, że udział Polski w siedmiu średniowiecz nych soborach zachodnich (od dziewiątego do piętnastego) był znikomy, nie mówiąc już o tym, że o działalności na nich episkopatu polskiego żadne nie dochowały się materiały. Przypuścić należy, że był to udział raczej bierny, a jeśli przy tej sposobności Polacy coś w Rzymie zdziałali, to było to chyba tylko załatwienie spraw własnych i lokalnych Kościoła w Polsce. Jedynie w dwunastym soborze powszechnym, czyli Czwartym Lateraneńskim, udział Polaków był większy, tak z powodu większej liczby obecnych na nim polskich biskupów, jak dzięki osobie arcybiskupa Henryka Kietlicza, męża, którego program pokrywał się z ideami papieskimi i który umiał wyrobić sobie w Rzymie odpowiednie stosunki i poparcie Stolicy Apostolskiej. Udział Polski w soborach powszechnych miał dopiero nabrać znaczenia w przy szłości w tak zwanych soborach reformacyjnych z pierwszej połowy XV w. Była to już inna Polska, nie rozczłonkowana na małe i słabe dzielnice o zacieśnionych horyzontach, tylko potężne państwo polsko-litewskie będące już mocarstwem. Na soborach refor macyjnych Polska osiągnie największe znaczenie, nie tylko jeśli idzie o swe ilościowe i jakościowe uczestnictwo, lecz także przez przejęcie się ideami koncyłiarystycznymi. Prócz państwa i Kościoła w Polsce niemałą rolę odegrał świeżo powstały Uniwersytet Jagielloński, wybitny reprezentant myśli soborowej. Po tym nagłym wzroście, który przez to także jest doniosły, że daleką i mało znaną dotąd Polskę światu chrześcijańskiemu świetnie pokazał, nastąpił spadek udziału polskiego w następnych soborach do roz miarów zgoła nieznacznych. Wyjątku nie stanowił nawet Sobór Trydencki, o którego zwołanie król Zygmunt I zabiegał, ale na którym episkopat polski stawił się w znikomej liczbie. Wybija się tylko wielka postać kardynała Hozjusza, ale on reprezentował nie Polskę, lecz Stolicę Apostolską, której był legatem.
ROZDZIAŁ VII
SOBORY REFORMACYJNE
1. P o ł o ż e n i e
i stan K ościoła
W połowie X III w. Kościół znajdował się u szczytu potęgi. Papież Innocenty III (1198—1216) rządził silną ręką w Kościele: poza tym ingerował w wewnę trzne sprawy poszczególnych państw, rozstrzygał problemy międzynarodowe, słowem — był jednym z największych władców w historii. Innocenty IV (1243—1254) w ciężkich walkach pokonał cesarza Fryderyka II, który zagrażał papiestwu we Wło szech. Jeszcze Bonifacy V III (1295—1303) wyznawał głośno teorię teokratyczną o przewadze władzy duchownej nad świecką i ściągnął na pierwszy jubileusz do Rzymu w r. 1300 niezliczone rzesze pielgrzymów. Niebawem czasy się zmieniły i Bonifacy uległ w walce z królem francuskim Filipem IV Pięknym. W. XIV to okres przebywania papieży w Awinionie (1306—1378); okres ten nie jest bynajmniej ,,niewolą,,> ale jest to bezsprzecznie okres osłabienia potęgi i blasku papiestwa. Tymczasem zaś rodzi się z wolna w teorii i praktyce idea państwa nowo żytnego, o absolutnej władzy monarszej z rzymskich wzorów zaczerpniętej, państwa narodowego czy dynastycznego, więc nie podlegającego uniwersalnym czynnikom: cesarstwu i papiestwu, państwa, które dąży do przewagi nad Kościołem, pragnąc uzależnić go od siebie. Przychodzi to państwu tym łatwiej, że Kościół zarówno w „głowie”, czyli w kurii papieskiej, jak i w „członkach” , czyli w hierarchii duchownej, zdradza objawy świad czące nie tylko o jego osłabieniu, lecz nawet o upadku. Przerost polityki i nadużywanie kar kościelnych dla osiągnięcia politycznych celów, pogoń za beneficjami z chęci zysku, nadmierne rozbudowanie organizacji kościelnej — oto ujemne objawy świadczące 0 zeświecczeniu. Okres awinioński wykształcił centralizm papieski z jego urzędami 1 sądami, a zwłaszcza papieską skarbowość, która dawała się we znaki tak klerowi, jak i ludom poszczególnych krajów. Kościół stał się jakby państwem w państwie, i to państwem doskonale funkcjonującym. Wspaniały dwór papieski w Awinionie i świetne dwory kardynalskie przewyższały niejeden dwór monarszy bogactwem i wystawnością życia. Nie brakło wszakże ludzi, którzy spoglądali na to krytycznym okiem. Nie prze-
44
^SOBORY REFORMACYJNE
brzmiały ideały ubóstwa i miłości, które przed stuleciem głosił św. Franciszek z Asyżu, a które usiłowali wznowić i zbyt dosłownie realizować franciszkanie kierunku spirytu alistycznego. Wiek XIV wydał najznakomitszego pisarza politycznego schyłku średnio wiecza, Marsyliusza z Padwy, który przy współudziale francuskiego uczonego Jana Jandun napisał w r. 1324 dzieło Obrońca pokoju (.Defensor pacis). Pewne ustępy tego dzieła dotyczą Kościoła i przebudowy jego organizacji. Program to bardzo radykalny, wprost rewolucyjny.1 Zasadą jest władza ludu. Kościół to społeczeństwo wiernych. Organem tego społeczeństwa jest sobór, do którego należą zarówno klerycy, jak i laicy, a który mogą również zwoływać książęta, jako przedstawiciele wiernych. Sobór stoi ponad papieżem. Kościół winien zrezygnować z dóbr doczesnych i świeckiej potęgi, bo to jest przyczyną jego walk z państwem. Dzieło Defensor pacis powstało w czasie zaciekłej wojny cesarza Ludwika Bawarskiego z papieżem Janem XXII i pomagało polityce cesarza, którego doradcą był Marsyliusz; miało ono też znaczenie ogólniejsze, sięgające w dalszą przyszłość. W tym dziele znajduje wyraz teoria koncyliarystyczna głosząca wyższość soboru nad papieżem, odzywa się hasło zdemokratyzowania ustroju kościelnego i przemienienia go z monarchicznego o absolutnej władzy papieskiej w republikański z soborem na czele. W czasie Soboru w Konstancji kierunek ten zyska na sile. Obecni na soborze Polacy będą koncyliarystami, w okresie Soboru Bazylejskiego zaś, a nawet w okresie po przeniesieniu obrad do Ferrary i Florencji, Uni wersytet Krakowski będzie stał pod sztandarem koncyliaryzmu.12 Wiek XIV wykazuje z jednej strony aż nadto wiele niedomagań i nadużyć w Kościele, graniczących niekiedy z wypaczeniem jego istotnych celów, z drugiej zaś strony dążenie do reformy ,,w głowie i w członkach” (,,m capite et in membris”), jak to wtedy w skróceniu wyrażano, czyli reformy ogarniającej wszystkie stopnie hierarchii od kurii papieskiej do kleru, zarówno wyższego, jak niższego, i aż do wiernych. Reformatorzy jednak nie zawsze umieją zachować właściwą miarę. Cechuje ich często doktrynerstwo nie wytrzy mujące próby życia, co gorsza zajmują się też oni kwestiami dogmatycznymi i głoszą nauki niezgodne z nauką Kościoła. Tak było z Wiklefem, teologiem i profesorem uniwersytetu w Oksfordzie, i Husem, profesorem w Pradze. Są to pierwsze oznaki nadciągającej burzy, która wybuchnie jako reformacja w XVI w. Już teraz staje przed Kościołem podwójne zadanie: dokonać samorzutnie i szczerze potrzebnej reformy i obronić się w ten sposób przed próbą pseudoreformy, zwłaszcza tam, gdzie ona dogmat narusza. Zadania te są tym trudniejsze do przeprowadzenia, że wtedy Kościół prze chodzi jeden z najcięższych kryzysów w swej historii, który nosi nazwę wielkiej schizmy zachodniej i trwa prawie przez lat czterdzieści (1378—1417). 1 Por. K. Hirsch, Die Ausbildung der konziliaren Theorie im X I V Jahrhundert, Wien 1903, 20 ns. 2 Koncyliarystyczne stanowisko Uniwersytetu Krakowskiego, które objawiło się zwłaszcza w okresie Soboru Bazylejskiego, wykazał ks. prof. J. Fijałek w dziele Mistrz Jakub z Paradyża i uniwersytet kra kowski w okresie soboru bazylejskiego, Kraków 1900.
SOBORY REFORMACYJNE
45
Wielka schizma — to zjawisko w swoim rodzaju jedyne, polegające na tym, że równocześnie było dwu, a nawet trzech papieży, a każdy uważał się za prawowitego i każdy z nich miał kraje sobie podległe, czyli swoją obediencję. Bywali wprawdzie i dawniej wybierani przez stronnictwa lub cesarzy antypapieże, niezależnie od papieży prawowitych, ale tym razem sytuacja była całkiem inna, bo podział Kościoła dokonał się bez nacisku czynników zewnętrznych i nie z politycznych powodów. Zawinili tu ci, w których ręku znajdował się wybór papieża — kardynałowie, i to zarówno w wypadku pierwszej schizmy z r. 1378, która dała dwu papieży, jak i w wypadku pizańskiej z r. 1409, która najniefortunniej dodała do nich jeszcze trzeciego.3 Upragniony powrót papiestwa z Awinionu do Rzymu przyniósł zamiast szczęśliwej ery nieoczekiwaną dla Kościoła klęskę. Po śmierci Grzegorza XI nastąpiły dwa wybory, dokonane przez to samo kolegium kardynalskie: najpierw Urbana VI w Watykanie, w parę zaś miesięcy później Klemensa VII w Fondi. Który wybór był legalny i który z dwu papieży był papieżem prawowitym, nie potrafili w sposób niewątpliwy osądzić nawet współcześni, a i w nauce nie brak sprzecznych zdań, choć Urban VI uchodzi za papieża, a Klemens za antypapieża.4 Elekcji Urbana towarzyszyły burzliwe i gorszące sceny, gdyż nie odbyła się ona bez presji ludu rzymskiego, jednak kardynałowie począt kowo ten wybór uznali, a dopiero wtedy ogłosili jego nieważność, kiedy papież Urban okazał się nazbyt twardy i trudny we współżyciu i współpracy. Kwestia zresztą, choć w zasadzie natury prawnej, przybrała narodowy i polityczny charakter. Nie o to bo wiem chodziło, który z dwu papieży jest prawnie wybrany, ale za którym opowie się większość państw. Bez względu na to, jak było, skutek okazał się fatalny. Kościół posiadał zamiast jednego — dwu namiestników Chrystusowych, co gorsza zaś mieli oni następców; utrwaliły się dwie równoległe linie papieży: rzymska i awiniońska, a co za tym idzie — i dwie w świecie chrześcijańskim obediencje. Rozłam zapanował nie tylko w papiestwie, ale zatoczył szerokie kręgi począwszy od biskupów, zakonów, uniwersytetów, aż do szlachty i miast; objął on państwa i kraje. Obie strony zwalczały się, choć był to ten sam świat katolicki. Ze względów politycz nych przechodzono często z jednego obozu do drugiego. Szczególniejszej wagi był fakt posiadania Włoch i Rzymu. Wśród papieży tak rzymskich, jak awiniońskich brakło wybitnej osobistości, o dużej 3 Por. M. Salembier, Le grand schisme d’Occident, Paris 1900. 4 Historycy niemieccy tylko rzymskich papieży uważają za prawowitych, na przykład L. Pastor, Geschichte der Papste seit der Ausgang des Mittelalters 1305—1799, 16 tomów, Freiburg i. B. 1886 —1933; F.X. Seppelt - K. Loffler, Dzieje papieży od początków Kościoła do czasów dzisiejszych, uzupełnił do rzeczy polskich T. Silnicki, przekład autoryzowany J. Kozubskiego, Poznań 1936; G. Schniirer, dz. cyt. III. Inaczej stawia i próbuje rozwiązać tę kwestię pewna część historyków francuskich, jak na przykład N. Valois, La France et L grand schisme d'occident, 4 tomy, Paris 1896 —1902, oraz H. Leclercq w przy pisach do francuskiego, ostatniego i bardzo rozszerzonego wydania C. J. v. Hefele - G. Hergenrother, Konziliengeschichte — Histoire des conciles VII, 872, przypis 1.
46
SOBORY REFORMA CYJNE
sile i autorytecie moralnym, która by nad innymi górowała swą indywidualnością.5 W Rzymie, gdzie papieże dość często się zmieniali, Urban VI był despotą ponurym i okrutnym, gwałtownym i upartym, pełnym nieżyciowych pomysłów, a niefortunnym w ich wykonaniu, a przecież uczciwym i uczonym. Jego następca Bonifacy IX posiadał talent władcy, energię i mądrość, także wymowę, ale sprzedawał bez skrupułów urzędy i beneficja. Innocenty VII, dobry administrator, był ustępliwy i słabej woli, Grzegorz X II to osiemdziesięcioletni starzec ulegający rozmaitym wpływom. On jeden zrezy gnował z urzędu w okresie Soboru w Konstancji będąc w przymusowej sytuacji. Po drugiej stronie, awiniońskiej, było tylko dwu papieży: dobrotliwy, lecz pozbawiony autorytetu Klemens VII i po nim jedyny na większą miarę papież epoki schizmy — Benedykt X III, hiszpański kardynał Piotr de Luna. Niskiego wzrostu i wątłej postaci, górował siłą ducha, rzadką energią i niezłomną wolą, górował też wiedzą i charakterem. Świetny kanonista i dawny profesor w Montpellier, był również humanistą i znawcą pisarzy starożytnych, a zamiłowanie to umiał łączyć z głęboką religijnością. Był głęboko przekonany o swym prawie do papieskiego tronu. W imię tego przekonania trwał na swym stanowisku przez lat dwadzieścia osiem i nie dał się złamać ani czteroletnim oblężeniem w Awinionie, ani złożeniem z urzędu przez sobór i mimo opuszczenia go przez wszystkich pozostał do śmierci papieżem bez ziemi i bez wiernych przebywając w górskiej, nadmorskiej twierdzy Penniscola w Aragonii. W innych czasach byłby to jeden z najznakomitszych papieży. Kraje podzieliły się mniej więcej w ten sposób, że do obediencji rzymskiej należały: Anglia, znaczna część Niemiec, Czechy, Węgry i Polska — do awiniońskiej: Francja, Hiszpania, Szkocja i niektóre niemieckie biskupstwa i księstwa. Polska od czasów króla Ludwika Węgierskiego, czyli od początku schizmy, podległa była Rzymowi i pozostała mu wierna aż do soboru pizańskiego w r. 1409. Nie doznała ona na sobie skutków schizmy w tym stopniu, jak na przykład Niemcy i Włochy, a nawet Francja. Nie było wstrząsów ani rozłamów w Kościele w Polsce, który stał jakby na uboczu, w oddali od tego, co schizma niosła. Wprost przeciwnie — rząd polski umiał wyzyskać sytuację papiestwa czy to w celu uzyskania dla swych kandydatów nominacji na bis kupstwa i beneficja, czy — co było o wiele trudniejsze — w kwestii krzyżackiej. Papieże w interesie utrzymania Polski przy sobie okazywali się ustępliwi i poczynali rozumieć jej żywotne interesy. Najbardziej ze wszystkich życzliwy był Jan XXIII. Przyznać trzeba, że ta pomyślna dla Polski sytuacja pogorszyła się z chwilą ustania schizmy przez wybór Marcina V na Soborze w Konstancji w r. 1417. Toteż wkrótce powstał między Marcinem V a Polską konflikt, którego powodem była kwestia krzyżacka, mająca dla Polski doniosłe znaczenie, dla kurii niezwykle trudna do rozwiązania. 5 Charakterystyki papieży według N. Valois, dz. cyt. IV, 472 ns., i A. Hauck, Kirchengeschichte Deutschlands, Leipzig, V —2, 676. 780. 957.
SOBORY REFORMACYJNE
47
Niemniej jednak Polska brała czynny udział w usunięciu schizmy kierując się dobrem chrześcijaństwa i chęcią rozszerzania apostolstwa na Litwie i Rusi. Wszak schizma krzyżowała zamiary Polski wobec litewskiego pogaństwa i ruskiego prawosławia. Nie można było myśleć o skutecznej propagandzie katolicyzmu w jego łacińskiej postaci czy też o unii kościelnej, skoro sam świat katolicki był rozdarty; stan ten nie mógł zachęcać nikogo do łączenia się z nim, lecz dawał innowiercom wiele powodów do niechęci i krytyki, zupełnie uzasadnionej. Niemal od chwili powstania schizmy rodzą się dążenia do jej usunięcia. Przejawia się to najpierw w literaturze, dążenie to ogarnia następnie takie instytucje jak uniwer sytety, sięga do kolegiów kardynalskich obu papieży, skłaniając nawet państwa do udzielenia pomocy czy użycia siły celem skuteczniejszego poparcia projektów zjedno czeniowych. Charakterystyczną cechą tego ruchu jest, że papieże obu stron nie biorą w nim udziału, co więcej — usiłują go sparaliżować w obawie o utratę swego stanowiska. Autorytet papieski, podkopany faktem istnienia schizmy, obniża się wskutek tego jeszcze bardziej. Uniwersytet nie wywodzi się z łona hierarchii kościelnej. Przychodzi więc do głosu czynnik obcy, instytucja naukowa złożona z duchownych i świeckich, ale w owym czasie o niemałym autorytecie, zwłaszcza że chodzi o słynny Uniwersytet Paryski.6 Kolegia kardynałów usiłujące z pominięciem papieży zjednoczyć Kościół wprowadzają faktycznie jakby oligarchię kardynalską w miejsce absolutyzmu papies kiego i z ciał doradczych urastają w tej sytuacji do roli czynnika rządzącego.7 Coraz bardziej krystalizuje się myśl zwołania soboru powszechnego, nawet bez udziału papieża, i dopuszczenia nań prócz biskupów także niższego kleru, delegatów uniwersytetów oraz ludzi świeckich. Moment wydaje się szczególnie dogodny do urzeczywistnienia 6 Wiek XIV jest epoką ogromnego wzrostu znaczenia i roli uniwersytetów. Obok cesarstwa i pa piestwa urosła nowa potęga, również uniwersalna, o najwyższym poziomie intelektualnym i największym autorytecie w chrześcijaństwie. Potęga ta wyrosła z Kościoła i z Kościołem pozostawała w związku, stąd jej rola w kwestii zjednoczenia i reformy Kościoła była naturalna. Kiedy wskutek schizmy siła papiestwa została nadwątlona, podniosło się jeszcze bardziej znaczenie uniwersytetów, szczególnie Paryskiego. Papiestwo i Uniwersytet Paryski stawiano w jednym rzędzie: ,fPapa et Universitas Parisiensis duo lumina mundi”. Mówiono, że Minerwa — la Sagesse — opuściwszy Ateny, a potem Rzym, osiedliła się w Paryżu. Gerson nazywał Sorbonę rajem ziemskim, w którym rosło drzewo wiadomości złego i dobrego. Kiedy świat chrześcijański był rozdarty schizmą, a państwa wojnami, uniwersytety, rozsiane coraz gęściej po całym Zachodzie, stanowiły łącznik między ludźmi. W tych ogniskach stykały się różne narody — nacje — ścierały się i formowały opinie, powstawały programy. To zapewniało uniwersytetom rolę pośrednika w Kościele. Por.: K. Morawski, Historia Uniwersytetu Jagiellońskiego. Średnie Wieki i Odrodzenie, 2 tomy, Kraków 1900, I, 113 ns., i E. Lavisse, dz. cyt. IV, 334 ns. 7 Doba awiniońska odznaczała się wzrostem wpływów i znaczenia kolegium kardynalskiego. Kardy nałowie otrzymywali około połowy dochodów ze skarbca papieskiego, utrzymywali świetne dwory. Oni narzucali papieżom kapitulacje wyborcze, coś w rodzaju paktów konwentów. W czasie schizmy rola ich jeszcze się wzmogła ze względu na osłabienie znaczenia papiestwa i na dążenie do usunięcia schizmy, które w nich znajdowało poparcie.
SOBORY REFORMACYJNE
48
idei demokratycznej w Kościele i do przemienienia jego ustroju z monarchicznego w republikański z soborem jako najwyższą władzą na czele. Skutki schizmy odbiły się też na stosunku Kościoła do państwa. Państwa emancypują się spod przewagi papieży, którzy teraz zabiegają o ich względy. Z jednej strony papieże czynią monarchom ustępstwa, by ich pozyskać lub przy sobie utrzymać, z drugiej strony królowie i książęta wyciągają dla siebie korzyść ze schizmy bądź w ten sposób, że wywierają nacisk na papieży odmawiając im obediencji, co łączy się z wstrzy maniem dochodów, bądź przez to, że sięgają po władzę nad Kościołem w swych krajach. Francja przoduje pod tym względem.
2. S o b ó r w P i z i e
w r. 1 4 0 9
Gdy inne środki zawiodły, dzięki Francji nastąpiło porozumienie kardynałów obu obediencji i w wyniku tego porozumienia zwołanie soboru w Pizie na 25 marca 1409 r. Ten kardynalski sobór, samozwańczo bez papieża zwołany, był bezprawiem, ale uspra wiedliwiano się tym, że wyjątkowa sytuacja wymaga wyjątkowych środków, że należy obejść normy prawne, aby jedność Kościoła przywrócić. Obaj papieże odpowiedzieli zwołaniem własnych soborów, Benedykt w Perpignan u podnóża Pirenejów, Grzegorz w Cividale w Friaul, ale nie miały one znaczenia i żadnych też nie wywarły skutków z powodu małej liczby uczestników i braku szerszego poparcia. W Cividale znalazł się na tym miniaturowym soborze Mateusz z Krakowa, wielce zasłużony w sprawie założenia Uniwersytetu Jagiellońskiego, ale wcale nie w charakterze delegata Polski, bo był podówczas biskupem Wormacji i mężem zaufania króla Ruprechta z Palatynatu. Grzegorz X II mianował go kardynałem i legatem na Niemcy. Prawdopodobny jest też udział biskupa poznańskiego Wojciecha Jastrzębca, gorliwego zwolennika rzymskiej obediencji, który otrzymał legację na Polskę, Ruś i Litwę, zresztą bezprzedmiotową wobec faktu, że Polska niebawem porzuciła Rzym i przystąpiła do obediencji pizańskiej. Natomiast sobór pizański wzbudził powszechne zainteresowanie i wielkie nadzieje i — co za tym idzie — zgromadził wielu uczestników, mianowicie dwudziestu czterech kardynałów, wielu biskupów oraz doktorów teologii i prawa kanonicznego, a także posłów niemal wszystkich państw Zachodu. Opanowany był przez zwolenników teorii koncyliarystycznej z Piotrem d’Ailly, kanclerzem Sorbony, na czele. Wprowa dzając tę teorię w życie pozbawił on godności obu papieży, tak rzymskiego, jak awiniońskiego, i uznał ich za schizmatyków i heretyków, ponieważ uwłaczali jedności świętego Kościoła i złamali przyrzeczenie, że będą dążyć do przywrócenia tej jedności, tymczasem obaj nie dążyli wcale do porozumienia i gdy w r. 1407 mieli się spotkać, będąc zaledwie o jeden dzień drogi, zawrócili, co obciąża zwłaszcza Grzegorza, który wprawdzie zrazu okazywał gotowość do rozmów, a nawet do ustąpienia, cofnął się jednak
SOBORY REFORMACYJNE
49
w ostatniej chwili, ulegając swym chciwym krewnym i królowi Neapolu Władysławowi. Ta właśnie postawa skłoniła kardynałów, szczególnie rzymskiej obediencji, do buntu i wzięcia sprawy we własne ręce. W tym samym czasie Francja, główna ostoja Bene dykta X III, odwróciła się od niego, ogłosiła neutralność z utrzymaniem dawnych wol ności gallikańskiego Kościoła. Ale sobór pizański nie przywrócił jedności, bo deponowawszy obu papieży wybrał trzeciego własnego, którym został Grek Filargi z Krety rodem, arcybiskup Mediolanu, pod imieniem Aleksandra V. Zamiast dwu było więc trzech papieży i trzy obediencje, przez co schizma została jeszcze bardziej pogłębiona. Największa i najważniejsza okazała się obediencja pizańska, bo do niej przystąpiły Francja i Anglia, a potem znaczna większość Niemiec, Czechy, Węgry i Polska. Chwi lowo Aleksander V zawładnął Rzymem i państwem kościelnym. Nie Aleksandra jednak, który zmarł po kilku miesiącach, tylko jego następcę Jana X XIII należy uważać za papieża pizańskiego (1410—1415).8 Ten dawny oficer o dość mętnej przeszłości okazywał wszelkie talenty jako osoba świecka, natomiast nie wykazał żadnych jako osoba duchowna. Uczony ani świątobliwy nie był, podobno nie posiadał święceń kapłańskich, pod wzglę dem obyczajów nie był bez zarzutu, miał jednak energię i siłę woli prawdziwego władcy, zręczność polityka, dzielność żołnierza, tylko że i te zalety traciły na znaczeniu wobec jego pogoni za zyskiem (nie wykluczając symonii) i łamania bez skrupułów najuro czystszych przyrzeczeń. Nie reprezentował on godnie idei papiestwa i ułatwiał tym samym triumf koncyliaryzmu. Nie można jednak zapominać, że Jan X XIII okazał się przyjacielem Polski wszędzie i zawsze, szczególnie zaś wobec zakonu krzyżackiego, który w kurii papieskiej tak często doznawał poparcia wbrew oczywistej słuszności. Choć sobór w Pizie zadania swego nie spełnił, posiada doniosłe znaczenie. Przez trzeciego papieża i trzecią obediencję schizma została raczej skompromitowana do reszty, a potrzeba jej usunięcia bez względu na prawo i na osoby papieży narzucała się z całą koniecznością. Na dwudziestej pierwszej sesji soboru 27 lipca 1409 r. uchwa lono postulat zwołania nowego soboru powszechnego za trzy lata, przez co wskazano na właściwy sposób ratunku. Prócz tego już na soborze w Pizie, chociaż głównym jego celem było usunięcie schizmy, został także w sposób dość daleko idący postawiony i zakreślony program reformy. Stał on oczywiście na gruncie teorii koncyliarystycznej i uderzał swym radykalizmem, czy to w dążeniu do przeobrażenia soboru w najwyższy organ władzy kościelnej, który by zbierał się stale w oznaczonych terminach i władzę swą wykonywał, czy w poddaniu papieża pod jurysdykcję soboru i ograniczenia go niemal we wszystkich uprawnieniach. Myśli wyrażone w Pizie w formie wniosków odpowiadały nie tradycji i prawu kanonicznemu, lecz ówczesnej literaturze omawiającej 8 Obecny papież przybrał również imię Jana X X III. Z pozoru tylko może to się wydawać dziwne, w istocie zaś bynajmniej, Jan X X III pizański nie był bowiem nigdy papieżem prawowitym, nie wchodzi więc w rachubę, choć Marcin V uczcił go godnościami kościelnymi, a zwłoki jego spoczywają w pięknym grobowcu baptysterium katedry florenckiej.
50
SOBORY REFORMACYJNE
sprawę schizmy i krytykującej ówczesny opłakany stan Kościoła. Obfitego materiału dostarczyły pisma Gersona (Jean Charlier), Piotra d’Ailly, Konrada z Gelnhausen, Dietricha z Nieheim, Mateusza z Krakowa, Mikołaja de Clemangis i Zabarelli. Bardzo obfita bowiem była literatura dotycząca reformy. Z próbami urzeczywistnienia jej postulatów spotkamy się jednak dopiero na Soborze w Konstancji. W Pizie brakło do tego jeszcze warunków. Może, jak się wyraził jeden z członków soboru, egoizm i chciwość ludzka zwichnęły plan reformy, ale to jest pewne, że program ten zbyt naruszał odwieczną i tradycją uświęconą organizację Kościoła i łamał prawo dotąd obowiązujące, by mógł liczyć na uznanie. Zaledwie przedłożony, wkrótce został wyco fany ten projekt, a na jego miejsce wysunięto inny, znacznie bardziej umiarkowany, który w formie prośby został przedstawiony papieżowi Aleksandrowi i zyskał jego odpowiedź na ogół przychylną. Jest rzeczą prawdopodobną, że w opracowaniu pierw szego radykalnego projektu brali udział polscy członkowie soboru, gdyż przechował się on tylko wśród rękopisów Biblioteki Jagiellońskiej. Delegacja polska na sobór w Pizie była dość liczna i złożona z poważnych ludzi.9 Na jej czele stał biskup krakowski Piotr Wysz z Radolina, reprezentant króla i Witolda, arcybiskupa gnieźnieńskiego i Uniwersytetu Krakowskiego, którego był kanclerzem. Posłowie polscy — obok ambasadorów Francji, Anglii, Neapolu, Wenecji i Sieny — brali już wiosną 1408 r. udział w akcji, zmierzającej przez wywarcie nacisku na obu papieży, rzymskiego i awiniońskiego, do skłonienia ich do zgodnego usunięcia schizmy, a gdy się to nie udało, w przygotowaniach do kardynalskiego soboru. Wysz był we Włoszech też od 1408 r. Zrazu znajdował się zapewne w Sienie na dworze Grzegorza XII, do którego obediencji Polska należała, ale równocześnie starał się zorientować w sytuacji i wejść w kontakt z kardynałami w Pizie. Choć sobór już się odbywał, opóźniał swe przybycie i zjawił się dopiero po siódmej sesji (7 maja), a z nim posłowie księcia Ziemo wita Mazowieckiego i biskupa płockiego Jakuba Kurdwanowskiego. W chwili otwarcia soboru był z Polski tylko dominikanin Jan Biskupiec, spowiednik i zaufany Jagiełły, który w r. 1417 został biskupem chełmskim. Uczestniczył w soborze Mścisław, opat tyniecki, i Grzegorz, biskup włodzimierski, może z ramienia Witolda. O roli, jaką odegrali na soborze Polacy, nie dochowały się żadne wiadomości, ale przypuścić należy, że przechylili się na stronę koncyliaryzmu i że przychylne dla tej idei sprawozdania przesyłał Wysz do kraju. Dzięki Pizie koncyliaryzm począł zapuszczać w Polsce głębsze korzenie, przede wszystkim na Uniwersytecie Jagiellońskim. Nie tylko dzięki Wyszowi przechyliła się Polska ostatecznie na stronę obediencji pizańskiej, lecz uczyniła to chyba 9 Sobór w Pizie z punktu widzenia udziału w nim elementu polskiego i jego projektu reformy przed stawił prof. W. Abraham w dwu pracach: Udział Polski w soborze pizańskim 1409 r., Rozprawy P A U Wydz. Hist.-Filoz. XLVII, 1904, i Reforma na soborze w Pizie i udział w niej przedstawicieli Kościoła polskiego, Polonia Sacra 1919.
SOBORY REFORMACYJNE
51
pod wpływem krajów ościennych, to jest Czech i Węgier, a nadto wskutek ogólnej sytuacji korzystnej dla Pizy. Na pełnej sesji, która odbyła się pod przewodnictwem papieża Aleksandra V, 27 lipca, Wysz celebrował uroczyste nabożeństwo we wspaniałej katedrze pizańskiej. Cóż za wspaniały obraz: biskup krakowski w katedrze w Pizie! Postanowienie o zmianie obediencji z rzymskiej na pizańską musiały poprzedzić narady kleru w Łęczycy 22 października i sejm w Niepołomicach 11 listopada 1409 r. Rzecz to ważna, bo ówczesne społeczeństwo przeżywało kwestie religijno-kościelne ogromnie żywo, a łączność Kościoła z państwem była nader ścisła. Sprawa zmiany obediencji była w całym tego słowa znaczeniu sprawą państwową, i to sprawą wpły wającą tak na wewnętrzne, jak na zewnętrzne stosunki kraju. Poddanie się nowemu papieżowi zostało zdecydowane późną jesienią 1409 r., a wykonane z początkiem grudnia 1409, kiedy do króla bawiącego w Kamieńcu Litewskim wraz z księciem Witoldem przybyło poselstwo Aleksandra V z zawiadomieniem o wyborze i tu w myśl uchwał niepołomickich obaj władcy przyrzekli go uznać. Treść królewskiego listu dochowała się dotąd. Sobór pizański był wydarzeniem głośnym, o którym szeroko mówiono, lecz był on tylko preludium do następnego, na o wiele większą skalę zakrojonego Soboru w Kon stancji. Można z całą pewnością powiedzieć, że idee reformacyjne i koncyliarystyczne, których wyznawcami będą nasi delegaci w Konstancji z elektem poznańskim Andrzejem Laskarysem na czele, formowały się i wykuwały już teraz, pod wpływem tej atmosfery, którą owiane były pisma reformacyjne. Sobór w Pizie był żywym dowodem kontaktu Polski z Zachodem.
3. S o b ó r w K o n s t a n c j i
( 1 4 1 4 — 1418)
Mimo soboru pizańskiego schizma trwała dalej, nawet przybrała groźniejszą formę. A jednak tylko sobór mógł uratować Kościół i przywrócić mu upragnioną jedność, lecz sobór legalny, czyli przez papieża zwołany, i skuteczny, czyli o takim autorytecie, by mógł stanąć ponad nielegalnymi papieżami jako najwyższa instytucja w Kościele, pełna ducha i posłannictwa Bożego. Takie przekonanie utrwalało się coraz bardziej i poprzez liczne pisma ówczesne coraz bardziej się rozpowszechniało. Ale żaden z trzech papieży nie chciał do tego ręki przyłożyć w słusznym zresztą przewidywaniu, że sobór ten może każdego z nich kosztować utratę stanowiska. Trzeba więc było użyć nacisku na jednego z papieży. Według niemal powszechnej opinii mógł to uczynić tylko cesarz, druga uniwersalna władza średniowiecza, choć nadwątlona, jednak jeszcze żywa w osobie ambitnego i ruchliwego Zygmunta Luksemburskiego. Zygmunt, obrany właśnie królem w Niemczech w r. 1410, przywrócił tam jedność, po czym udał się do Włoch,
52
SOBORY REFORMACYJNE
aby skłonić Jana X XIII do zwołania soboru. Papież uczynił to, będąc w przymusowej sytuacji po utracie Rzymu i państwa kościelnego na rzecz Władysława neapolitańskiego. Cesarz wybrał miejsce, którym była Konstancja, miasto niemieckie. Nie było to bez znaczenia, gdyż w Konstancji malały wpływy papieskie, rosły zaś cesarskie. Dnia 30 października 1413 r. zapowiedział Zygmunt sobór i wystosował do królów i książąt i do wszystkich stanów i instytucji tak duchownych, jak świeckich wezwanie do wzięcia w nim udziału. Bulla Jana XXIII podobnej treści została wydana w Lodi dopiero 9 grudnia. Sobór naznaczono na 1 listopada r. 1414.10 f. Dnia 28 października zjechał do Konstancji papież w otoczeniu swych kardynałów, 5 listopada otworzył sobór. W połowie listopada przybył francuski kardynał Piotr d^Ailly, który miał być duszą obrad i uchwał, inni uczestnicy zjeżdżali się powoli, cesarz pojawił się w wilię Bożego Narodzenia. Delegacja polska przybyła 29 stycznia 1415 r. Zgromadzenie było nader liczne. Miało być w Konstancji ponad siedem dziesiąt tysięcy gości z różnych krajów i narodów. Prócz papieża, którego dwór wynosił około pięciuset osób, było trzydziestu trzech kardynałów, pięciu patriarchów, czter dziestu siedmiu arcybiskupów, stu czterdziestu pięciu biskupów, dziewięćdziesięciu trzech biskupów tytularnych, około pięciuset prałatów i książąt duchownych, dwa tysiące osób o uniwersyteckich stopniach, ponad pięć tysięcy księży i studentów. Ze świeckich było trzydziestu dziewięciu książąt, wielu utytułowanych panów i jeszcze więcej rycerzy. Konstancja stała się w czasie soboru prawdziwą stolicą świata chrześci jańskiego. To był nie tylko sobór co do swego składu najliczniejszy i najoryginalniejszy ze wszystkich, nie tylko zgromadzenie dla rozstrzygania spraw kościelnych, lecz także kongres międzynarodowy, na którym radzono o wielu innych sprawach. Zgromadzenie to miało także duże kulturalne znaczenie dzięki samemu już zetknięciu się i wymianie myśli tylu wybitnych mężów, prawdziwej elity intelektualistów. Nie brakło między nimi humanistów z Włoch, jak na przykład Leonardo Bruni, sekretarz republiki florenckiej Poggio Bracciolini, Florentyńczyk, pisarz kurialny. Idee humanizmu znaleźć można w wygłaszanych w Konstancji kazaniach. Sobór był też okazją do powstania wielu pism od ulotek aż do poważnych traktatów, od utworów wywołanych potrzebą chwili aż do prac o nieprzemijającym znaczeniu. Polscy uczestnicy soboru mieli tutaj sposobność przez kilka lat znajdować się 10 Ogromna jest literatura naukowa i wiele wydawnictw źródłowych dotyczących Soboru w Kon stancji. Bibliografię ważniejszych prac zestawił H. Leclercq, dz. cyt. VII-1, 167, przypis 1. W dziele tym, zwłaszcza jeśli się uwzględni bardzo cenne przypisy, przebieg soboru jest dokładnie przedstawiony. Z nowszych badaczy zajmujących się tym soborem pierwsze miejsce zajął H. Finke, Forschungen und Quellen zur Geschichte des Konstanzer Konzils, Paderborn 1889; Acta concilii Constantiensis, 4 tomy, I 1896, II 1923, III 1926, IV 1928. Tom czwarty przynosi ważne materiały co do procesu Falkenberga. Nie stracił znaczenia dawny zbiór soborowych źródeł w wydawnictwie H. van der Hardta, Magnum oecumenicum Constantiense Concilium, 6 tomów, Berlin 1697 —1700.
SOBORY REFORMACYJNE
53
w centrum kultury. Byli to ludzie o głębokim wykształceniu, zdobywanym całymi latami studiów na Zachodzie, wśród nich Paweł Włodkowic, rektor krakowski, i Andrzej Laskarys z Gosławic, elekt poznański. Dlatego ich wystąpienia zarówno co do treści, jak i metody i formy były na poziomie ówczesnej wiedzy i mogły znaleźć zrozumienie, dlatego też oni sami zdobyli sobie na soborze poczesne stanowisko. Polska, mało dotąd znana, zaprezentowała się całemu światu chrześcijańskiemu stosownie do swego kulturalnego znaczenia i politycznej potęgi, zwłaszcza że było to tuż po Grunwaldzie. Niełatwo było ująć członków soboru w organizację, niełatwo sprawić, by ta organi zacja sprawnie funkcjonowała. Zarzucono dawną praktykę, że głos mają tylko biskupi, dopuszczono szersze kręgi uczestników nie tylko do rady, lecz także do głosowania, przy głosowaniu zaś nie trzymano się zasady osobistej „według głów” , lecz przyjęto system kurialny, z podziałem na nacje, na wzór organizacji studentów na uniwersy tetach. W ten sposób odsunięto od przewagi najliczniejszych Włochów i złamano tym samym wpływy i nadzieje Jana XXIII, który ze swymi prałatami znalazł się nie na plenum, gdzie by miał zapewnioną większość, lecz w ramach jednej włoskiej nacji, co stanowiło jeden tylko głos spośród czterech. Nacje naradzały się i podejmowały uchwały osobno w swym składzie każda, po czym delegaci ich przynosili uchwały na zgromadzenie generalne, które przygotowywało i uzgadniało wnioski na pełne sesje soborowe. Uchwałą soboru stawało się to, co nacje u siebie przyjęły, a plenarne zgro madzenie uchwaliło. Był to więc aparat dość zawiły i wskutek tego działanie jego powolne. Prócz tego były jeszcze różne komisje kardynalskie i komisje deputatów poszczególnych nacji. Takimi były na przykład komisje do rokowań z papieżami, do badań nauk heretyckich, do sprawy reformy.11 Nacji było z początku cztery: włoska, francuska, angielska i germańska, później przybyła jeszcze piąta — hiszpańska. Do nacji germańskiej zaliczano nie tylko Niemców, lecz także Skandynawów, Szkotów, Czechów, Węgrów i Polaków. Tak więc delegacja polska włączona została w nację obcą i w jej ramach musiała działać, co nie ułatwiało jej zadania, bo u członków tej nacji nie mogła liczyć na zrozumienie polskich interesów, tak sprzecznych z niemieckimi. Kolegium kardynalskiemu przyznano prawo i głos osobnej nacji. Pojęcie nacji było więc obszerne i inne od dzisiejszego. Wysokim poziomem i inicjatywą odznaczali się zwłaszcza Francuzi.1112 Wśród nich przodowali dwaj kardynałowie: Wilhelm Fillastre, autor dziennika, który stanowi cenne źródło, i Piotr d’Ailly, biskup z Cambrai, autor wielu pism reformacyjnych. Ale górował nad nimi wiedzą, nieskazitelnym charakterem i świątobliwością Jan Gerson, były kanclerz Sorbony. Z Włochów odznaczał się Zabarella, profesor padewski, znany Polakom jako swym byłym studentom, najznakomitszy ówczesny kanonista, z Niemców 11 Por. A. Werminghoff, dz. cyt. 88 ns. 12 Podnosi to G. Schnürer, dz. cyt. III.
54
SOBORY REFORMACYJNE
Mikołaj z Dinkelsbühl, zwany ,,światłem Szwabii” . Znamienna była rola króla Zyg munta, niekoronowanego wprawdzie, ale noszącego tytuł rzymsko-niemieckiego ce sarza.13 Położył on niemałe zasługi w zwołaniu soboru i później w ratowaniu go od zerwania, gdy uciekł Jan XXIII. Cesarz podejmował rokowania i odbył nawet spe cjalną podróż za Pireneje, aby utorować drogę do usunięcia rozłamu poprzez rezygnację Benedykta X III. Nie wiadomo, czy czynił to z czystych intencji, czy raczej kierował się tylko ambicją chcąc dodać nowego blasku swej cesarskiej godności. Osiągnięcie przewagi nad papiestwem i Kościołem, jaka miała miejsce za cesarzy z dynastii saskiej i salickiej w X i XI w., było jego celem, a były momenty, że chciał dokonać zamachu na kolegium kardynalskie i opanować sobór.14 Delegacja polska prowadziła swą politykę zgodnie z polityką Zygmunta, któremu ufała jako sprzymierzeńcowi, choć — jak okazało doświadczenie — zawodnemu. Obłudny i zdradliwy Zygmunt w czasie soboru udawał przyjaciela Polski i znajdował słowa entuzjastycznego uznania dla apostolstwa Jagiełły, a równocześnie wiązał się z Krzyżakami, obiecując im, że jako rozjemca w ich sporze z Polską wyda wyrok na ich korzyść. Blisko osoby Zygmunta stał arcybiskup Mikołaj Trąba, który towarzyszył mu w podróży do Francji i Aragonii w r. 1415. W St. Denis pod Paryżem 6 kwietnia 1415 r. został przedłużony rozejm między Zakonem a Polską na następny rok, a w r. 1417 w Konstancji znowu jeszcze na rok. Prócz sympatii Zyg munta dla Krzyżaków były też i inne powody, które go z Polską różniły. Oto Zygmunt podkreślał silnie przy każdej okazji swą cesarską władzę rozciągającą się według średnio wiecznych uniwersalistycznych poglądów na wszystkie narody i państwa chrześci jańskie, Polacy zaś głosili mocno tak w pismach Pawła Włodkowica, jak w różnorodnych deklaracjach, że poddają się tylko władzy papieskiej, natomiast cesarskiej nad sobą nie uznają, gdyż państwo ich jest niepodległe i suwerenne. Był to jednak spór czysto teoretyczny, gdyż nie zanosiło się bynajmniej na renesans władzy cesarskiej, a zamiarom Zygmunta nie odpowiadała rzeczywistość ani jeśli chodzi o współczesne prądy zmie rzające we wprost przeciwnym kierunku — do tworzenia państw narodowych i dyna stycznych, od nikogo niezawisłych — ani ze względu na jego siły niewspółmierne do jego politycznych zamierzeń. Trzy sprawy stawały przed Soborem w Konstancji jako główne: usunięcie schizmy papieskiej i przywrócenie jedności Kościoła pod władzą jednego papieża (causa unionis), obrona prawdziwej wiary przeciw naukom heretyckim, w szczególności przeciw nauce Husa (icausa fidei), i przeprowadzenie reformy Kościoła in capite et in membris, czyli „w głowie i w członkach” (causa reformationis). Prócz tych ściśle kościelnych były 13 Por. J. Hollnsteiner, König Sigismund auf dem Konstanz er Konzil, Mitteilungen des österreichischen Institut fü r Geschichtsforschung X II (1926) 184 —200. 14 Por. B. Fromme, Der erste Prioritätsstreit auf dem Konstanz er Konzil, Römische Quartalschrift X (1896) 509 ns.
SOBORY REFORMACYJNE
55
i polityczne sprawy, jak na przykład wojna francusko-angielska i polsko-krzyżacka; polityczne sprawy łączyły się i przeplatały nieraz z religijnymi. Jedne i drugie prze noszono chętnie w dziedzinę spraw doktrynalnych, uogólniając kwestie konkretne i z daną sytuacją związane i sprowadzając je do dociekań teoretycznych, na pół akade mickich i moralno-naukowych. Sprawa schizmy wysuwała się na plan pierwszy, bo też była ona w danej chwili najważniejsza. Sobór został zwołany przez Jana XXIII, papieża najmniej uprawnio nego, lecz najbardziej uznawanego. Prócz niego byli jeszcze Grzegorz X II rzymski i Benedykt X III awinioński, o prawach silniejszych niż prawa Jana, lecz także o legal ności kwestionowanej. Zaproszeni na sobór nie przybyli. Rzeczą najprostszą było skłonić ich wszystkich trzech do rezygnacji lub usunąć ich ze stanowiska nawet wbrew ich woli: w tym właśnie kierunku szły usiłowania soboru popierane przez Zygmunta. Najpierw zajmowano się sprawą Jana XXIII, przeciw któremu wytoczono szereg zarzutów osobistej natury. Skoro Jan X X III zorientował się, że traci grunt pod nogami, bo miał opinię soboru przeciw sobie, ratował się ucieczką, w nadziei, że dotrze do Awinionu i odzyska w ten sposób władzę papieską, a sobór zerwie. Ucieczka jego w dniu 21 marca 1415 r. skończyła się jednak tragicznie. Po krótkim momencie wahania sobór kontynuował obrady, choć nie było papieża, który go zwołał i dotąd legitymował. Sytuację opanował tak Zygmunt, jak zwolennicy polityki francuskiej. Teraz sam sobór stał się suwerenny. Teoria koncyliarystyczna o wyższości soboru nad papieżem i jego jurysdykcji nad nim święciła triumf i znalazła swój wyraz w uchwałach soborowych. Przeciw Janowi XXIII, uwięzionemu w Niemczech, wdrożono na soborze proces. Było to widowisko godne pożałowania, gdyż wytaczano mu zarzuty, w których prawda mieszała się z fałszem, materiał dowodowy nie był wystarczający, obwiniony zaś wcale się nie bronił. Zwracali się przeciw niemu kardynałowie, którzy go na papieża wybrali, i prałaci, którzy mu wszystko zawdzięczali. Z Polaków czynny był przy tym skrajny zwolennik koncyliaryzmu Andrzej Laskarys.15 Skończyło się to depozycją papieża Jana XXIII; depozycję swą wciąż więziony Jan X XIII uznał. Jeden papież został usunięty, ale było jeszcze dwu innych i była kwestia dalszego trwania soboru, który — podobnie jak pizański — bez papieża nie mógł być soborem. Kwestię tę rozwiązał wielkodusznie i pomyślnie Grzegorz XII, który z Rimini przez osobnego legata nadesłał swoją rezygnację i zarazem bullę, zwołującą sobór w jego imieniu (4 lipca 1415 r.). Najtrudniej poszło z Benedyktem X III, który nie chciał zrezygnować nie z powodu swego uporu, lecz w poczuciu swego słusznego prawa. By go skłonić do rezygnacji, król Zygmunt odbył daleką podróż do południowej Francji i Katalonii. W tej podróży towarzyszył mu Mikołaj Trąba. Cesarz z papieżem się nie 15 Był on jednym z komisarzy w procesie przeciw Janowi X X III. Dnia 26 maja pojechał do Rudolfszell, aby papieżowi doręczyć akt oskarżenia — por. H. van der Hardt, dz. cyt. IV, 171. 237. 263.
56
SOBORY REFORMACYJNE
zetknął i stanowiska jego nie zmienił, skłonił jednak króla aragońskiego Ferdynanda, który był głównym zwolennikiem papieża, do opuszczenia Benedykta X III i przysłania Hiszpanów na sobór, na którym utworzyli piątą nację. Benedykt X III został depono wany w interesie jedności Kościoła. Z trzech papieży żaden nie ostał się przy władzy. Pozostał na ich miejsce sam suwerenny sobór i do niego należał teraz wybór nowego papieża — jedyny taki fakt w historii soborów i papiestwa. Nie było to wcale rzeczą łatwą. Pod względem prawnym nie ulegało wątpliwości, że wybór papieża przysługuje tylko kardynałom i że — na mocy konstytucji Alek sandra III z r. 1179 — papieżem zostanie ten, kto otrzyma dwie trzecie ważnych głosów kardynalskich. Cesarz Zygmunt był jednak przeciwnikiem kolegium kardynalskiego, a jego stanowisko podzielała nacja niemiecka, w której znajdowali się Polacy. Stąd powstała opinia, że szczególnie Andrzej Laskarys należy do grona tych, którzy idą razem z cesarzem i odbywają tajne narady, skierowane przeciw kardynałom.16 Zygmunt, korzystając z wyjątkowej sytuacji, pragnął przenieść z kolegium na sobór prawo wyboru papieża i przeprowadzić własnego kandydata — Niemca, który by w Niemczech obrał sobie siedzibę i pozostawał pod cesarską protekcją. Za pośrednictwem nacji angielskiej doszło jednak do kompromisu w ten sposób, iż organ wyborczy ma się składać z dwu równouprawnionych elementów: z kardynałów i z delegatów soboru po sześciu z każdej nacji, a papieżem ma zostać ten, kto otrzyma dwie trzecie głosów kardynalskich oraz po dwie trzecie od każdej nacji. Jako delegat nacji germańskiej znalazł się w kolegium wyborczym arcybiskup Trąba, zaś między dwudziestu czterema stróżami wolności i bezpieczeństwa wyboru było trzech rycerzy polskich: Janusz z Tuliszkowa, Zawisza Czarny z Garbowa i Stanisław Merski. Drugą kwestią, związaną z wyborem papieża, a powodującą niezgodę, było żądanie Zygmunta, poparte przez skrajnych koncyliarystów, aby reformy Kościoła dokonać przed wyborem papieża i obranego papieża związać już dekretami reformacyjnymi. Powodowałoby to jednak zbytnie odwleczenie wyboru i zarazem osłabienie autorytetu Stolicy Apostolskiej. Ze względów prawnych sobór musiał mieć papieża, aby stać się w pełni soborem, ze względów politycznych — aby przeciwstawić go cesarzowi, który wyzyskiwał nieraz brutalnie swoją przewagę nad soborem bez najwyższej władzy. Zwłaszcza wobec zbliżającego się wyboru papieża panowała atmosfera niepewności i obawy zbrojnego wystąpienia cesarza przeciw wolności wyboru i przeciw kardynałom.17 Impulsywny i nieobliczalny charakter Zygmunta, który z nacjami romańskimi był w niezgodzie, a ciągle groził i niemal terroryzował sobór, przyczyniał się tylko do po wszechnego niepokoju. Skoro cesarz stracił nadzieję, by narzucić własnego kandydata na papieża, pragnął przynajmniej władzę nowego papieża ograniczyć na rzecz koncylia16 Zanotował te opinie w swoim dzienniky kardynał Fillastre, por. H. Finke; Forschungen 207. 217. 17 Por. H. vąn der Hardt, dz. cyt. IV, 1471 ns.
SOBORY REFORMACYJNE
57
ryzmu, jak to otwarcie głosił, a w istocie — na swoją korzyść, jak skrycie planował. Wszak od momentu depozycji Jana XXIII (29 maja 1415 r.) do wyboru Marcina V (11 listopada 1417 r.) Zygmunt był najwybitniejszą osobistością na soborze i to swoje wyjątkowe stanowisko, wynikłe z nadzwyczajnej sytuacji, pragnął on zachować nawet w normalnych warunkach. Koncyliaryzm miał być tu jego narzędziem. Nie dobro Kościoła, lecz nieokiełznana ambicja była motorem jego zamiarów i postępowania. I z tej trudności jednak wybrnięto drogą kompromisu. Nie dokonał sobór bez udziału papieża tak potrzebnej i upragnionej reformy, bo nawet tacy ideowi koncyliaryści jak d’Ailly i Gerson przyznawali, że brak soborowi do tego podstaw prawnych i autorytetu. Natomiast przyjęto wytyczne przyszłej reformy, która miała być wspólnie z papieżem przeprowadzona. Jeszcze na czwartej i piątej sesji soboru (30 marca i 6 kwietnia 1415 r.), gdy chodziło o przełamanie ostatnich oporów Jana XXIII, sobór uchwalił zasadę swej wyższości nad papieżem, w przededniu zaś wyboru papieża na trzydziestej dziewiątej sesji (9 października 1417 r.) powziął uchwałę, zwaną Frequens, o konieczności perio dycznego odbywania soborów. W najlepszej wierze, nie widząc innego środka ratunku, teologowie i kanoniści poczęli zdecydowanie uznawać teorię wyższości soboru nad papieżem i upatrywać w soborze najwyższy organ, zbierający się na mocy prawa auto matycznie w określonych terminach. Czym miał zostać wobec tego papież, gdzież była jego inicjatywa i jego wolność? Papiestwo spadłoby wtedy do roli wykonawcy uchwał soborowych. Kościół miałby otrzymać nowy ustrój — jakby nową konstytucję. A przecież wystarczyło uznać uchwały konstancjeńskie za rzecz wyjątkową, podykto waną wyższą koniecznością, możliwą tylko z powodu schizmy i celem jej skutecznego usunięcia. Na takim stanowisku stanął też ostrożny i umiarkowany, ale pełen poczucia swych praw, wypływających z papieskiego urzędu, Marcin V. Nie zniósł on ani nie zatwier dził uchwał powziętych w Konstancji. Zastosował się nawet do nich zwołując w r. 1423 nieudany sobór w Pawii, przeniesiony niebawem do Sieny, tak samo zresztą bez powo dzenia. Już w Konstancji papież mocno potępił apelację od swego orzeczenia w sprawie Falkenberga do decyzji przyszłego soboru, wniesioną przez Mikołaja Trąbę w imieniu polskiej delegacji, a później w liście do Jagiełły z 13 grudnia 1425 r. oświadczył, że ,,nie ma na ziemi wyższej władzy, do której by się można odwołać od biskupa rzym skiego”18. Cały pontyfikat Marcina V przeniknięty jest ideą restauracji praw papieskich i walki z pozostałościami koncyliaryzmu, chociaż jako kardynał był on koncyliarystą i brał udział w soborze w Pizie w 1409 r. W dobie Soboru w Konstancji Kościół przeszedł więc poważny kryzys organiza cyjny, ale kryzys ten nie doprowadził do zmian ustrojowych w Kościele, bo został pomyślnie przezwyciężony. Organizacja kościelna pozostała taka, jaka była w średnio18 Liber cancellariae Stanislai Ciołek I, 162-163.
58
SOBORY REFORMACYJNE
wieczu: monarchiczna z papieżem jako jego głową. Nasi koncyliaryści z najskrajniej szym z nich Andrzejem Laskarysem na czele doznali zawodu. A przecież tenże Laskarys na sesji piątej w dniu 6 kwietnia 1415 r. odczytał dekrety o wyższości soboru nad pa pieżem, przed czym cofnął się nawet Zabarella19. Wybór papieża odbył się w dniach 9—11 listopada 1417 r.20 Wzięło w nim udział dwudziestu trzech kardynałów i trzydziestu delegatów nacji. Dla osiągnięcia wymaganej przez prawo większości dwóch trzecich głosów trzeba było, aby na jednego kandydata padło szesnaście głosów kardynalskich i dwadzieścia głosów delegatów nacji. Było to trudne do osiągnięcia. Toteż pierwsze głosowania przyniosły znaczne rozbicie głosów między kilku kandydatów (sześciu do ośmiu). Pierwotnie każda nacja chciała ze swego grona wysunąć kandydata na papieża. Z nacji germańskiej brali udział w konklawe nasz Mikołaj Trąba i arcybiskup Jan Wallenrod, poplecznik Krzyżaków. Cóż można powiedzieć o kandydaturze Trąby, o czym wiadomość przekazał Dłu gosz?21 Sąd w tej sprawie nie należy do łatwych. Przebieg konklawe znamy dość dokładnie z kilku źródeł, na ogół ze sobą zgodnych. Znamy nazwiska kandydatów i ilość oddanych na nich głosów, zarówno kardynalskich, jak i delegatów nacji. Wśród kandydatów nie ma Trąby. Zachowała się natomiast wiadomość, że nie w swoim imieniu, lecz w imieniu nacji, do której należał — germańskiej — wraz z drugim tejże nacji delegatem, arcybiskupem Wallenrodem, zrezygnował z kandydatury, nie swojej jednak, tylko z kandydatury zgłoszonej przez swą nację, aby nie utrudniać wyboru. Wersja Długosza jest dość późna i zabarwiona patriotyzmem. Źródłem jej są zapewne pogłoski, które zwykle towarzyszą takim doniosłym aktom, a o których nie wiadomo, ile mieści się w nich prawdy, a ile fantazji. Może pogłoski te powstały w otoczeniu arcybiskupa, skorym do wywyższania jego osoby? Wszak odgrywał on na soborze niemałą rolę, a cieszył się sympatią u swoich i obcych z powodu swej szczodrobliwości i umiejętności postępowania z ludźmi. Był człowiekiem umiarkowanym, nie tak skraj nym jak Laskarys, a tacy ludzie bywają zazwyczaj popularni. Ulryk Richental, autor znanej kroniki soborowej, który Polaków znał i interesował się nimi, nic nie wspomina o kandydaturze Trąby. Podaje tylko, że arcybiskupi Gniezna i Rygi starali się najgorliwiej o dojście do zgody i w tym celu zrzekli się wysuwania kandydata na papieża ze swej nacji, to jest germańskiej, a za ich przykładem uczyniły to samo i inne nacje. Natomiast na sam wybór miała przemożny wpływ nacja francuska, która kandydaturę kardynała Colonny postawiła i poparła. Wybrany więc został 11 listopada 1417 r. kardynał ad Velum Aureum Otto Colonna. Wpływy polityczne znaczyły niewątpliwie więcej niż zalety osobiste. Colonnę poparł 19 Por. 20 Por. 21 Por. Histoire du
H. van der Hardt, dz. cyt. IV, 96. B. Fromme, Die Wahl des Papstes Martin V, Römische Quartalschrift X (1896) 132 ns. Historia IV, 309; Vitae, Opera I, 370. Pogląd o kandydaturze Trąby podziela J. Lenfant, Concile de Constance, 2 tomy, Amsterdam 1714, II, 150 ns.
SOBORY REFORMACYJNE
59
cesarz Zygmunt, skoro nikogo ze swoich kandydatów nie mógł przeprowadzić. Roko wania poprzedzające wybór nie są nam znane, a miały one decydujące znaczenie. Wolno przypuszczać, że w tych rokowaniach przejawił się wpływ Trąby i jego częściowo za sługą było doprowadzenie do skutku jednomyślnego wyboru. Z chwilą wyboru Mar cina V została zakończona wielka schizma zachodnia i przywrócona jedność Kościoła. Sobór z legalnym papieżem stał się istotnie soborem, bo dotąd prawomocność jego mogła być słusznie kwestionowana. To było wielkie, ale też jedyne dzieło pozytywne soboru. Dalsze dwa zadania: sprawa wiary i sprawa reformy Kościoła, które postawił sobie sobór, nie zostały pomyślnie załatwione, co pociągnęło za sobą fatalne długotrwałe skutki. Sprawa wiary w związku z głoszeniem heretyckich nauk angielskiego Wiklefa i czeskiego Husa, pojęta zbyt ciasno i ograniczająca się tylko do potępienia i stracenia heretyków bez przeprowadzenia jednoczesnej reformy stosunków w Kościele, dała podstawę do niszczących wojen husyckich. Sprawa reformy, mimo tylu wysiłków myśli i poważnych prac, pozostała wciąż sprawą otwartą. Dokona jej dopiero w sto pięćdziesiąt lat później Sobór Trydencki, ale poniewczasie, kiedy reformacja Lutra i Kalwina wstrząśnie podwalinami Kościoła daleko groźniej, niż to uczyniły herezje z końca XIV i początku XV w. Nie zawsze można było rozróżnić, co jest sprawą jedności, a co kwestią reformy, tym bardziej że aspekt polityczny obu tych zagadnień nie przyczyniał się do ich uprosz czenia, lecz je komplikował i sprowadzał na bezdroża. O herezję posądzany był papież Bonifacy VIII, a Dante wymienił go nawet w Piekle12. W sporze Jana X X III z cesarzem Ludwikiem Bawarskim wysunięto z obozu cesarskiego przeciwko papieżowi oskarżenie 0 herezję, a wtórowali tym oskarżeniom franciszkanie kierunku spirytualistycznego. Na Soborze w Konstancji za schizmatyków i heretyków uznano wszystkich trzech papieży. Czy idea koncyliarystyczna, zwłaszcza w skrajnym ujęciu, nie trąciła herezją, pozostaje kwestią otwartą, choć przecież za ideą tą oświadczali się ludzie tej miary co francuski Gerson i nasz Andrzej Laskarys2223. W sporze polsko-krzyżackim, na wskroś politycznej natury, lecz wytoczonym przed soborem jako najwyższą instancją świata chrześcijańskiego, dominikanin Falkenberg, pisarz i polemista będący na usługach 22 Dante nie bez słuszności poczytywał Bonifacego V III za właściwego sprawcę największej tragedii swego życia — wygnania z ojczystej Florencji; por. W. Abraham, Dante jako polityk i publicysta, Lwów 1920. 23 Gerson skończył życie w klasztorze w Lyonie, podobnie jak nasz Włodkowic w Kłodawie. Andrzej Laskarys starał się będzie — bezskutecznie — o możność porzucenia swej poznańskiej biskupiej stolicy 1 wstąpienia do klasztoru, a upatrzył sobie klasztor benedyktynów w Melk nad Dunajem w Austrii. Dążenie do życia ascetycznego w klasztorze dowodzi świątobliwości tych ludzi, głębokiej szczerości ich poglądów i wysokiego ideowego poziomu. Koncyliaryści byli przekonani o swej słuszności i walczyli o nią na soborze w najlepszej wierze. Nie można ich sądzić według dziś obowiązujących kanonów praw nych.
60
SOBORY REFORMACYJNE
Zakonu, zarzucał Jagielle i Polakom herezję i żądał nie tylko potępienia ich, lecz także wyprawy krzyżowej przeciwko nim. Z drugiej strony delegacja polska przez usta Mikołaja Trąby żądała uznania jego dzieła za heretyckie i zastosowania doń takiej kary jak do heretyków: spalenia księgi i jej autora na stosie. Zagadnienia i spory poszcze gólne przenoszono w dziedzinę spraw doktrynalnych. Stąd pierwiastek wiary występuje nie tylko w dziedzinie jej właściwej (causa fidei), lecz także w sprawach luźno z nią związanych i dość sztucznie łączonych, jak na przykład w sprawach jedności i reformy Kościoła, a nawet w sprawach wybitnie natury politycznej. Była jednak na soborze sprawa wiary w ścisłym tego słowa znaczeniu, a była to sprawa czeskiego reformatora Jana Husa, byłego profesora uniwersytetu w Pradze.24 Sprawa ta rzuca ponury cień nie tyle na ojców soboru, którzy działali według ówczes nych poglądów, ile przede wszystkim na cesarza Zygmunta, którego nie da się uwolnić od zarzutu złamania królewskiego słowa25. Hus przybył na sobór dobrowolnie, mając królewski list bezpieczeństwa, przybył w nadziei, że zgromadzenie przekona i za sobą pociągnie. Ponieważ nauka jego była w oczywistej niezgodzie z dogmatami, musiał być uznany za heretyka. Nie przekonany o błędach swej nauki nie chciał jej odwołać, co musi budzić dla niego najwyższy szacunek, i tym samym podpisał też wyrok śmierci na siebie. Formalnie nie Kościół go skazywał, lecz władza świecka w myśl ówczesnych surowych praw, w państwie niemieckim obowiązujących. Kościół jednak nie tylko 0 tym wiedział, lecz to akceptował. Mimo że ten sam los spotkał ucznia i przyjaciela Husa, Hieronima z Pragi, nie stłumiło to herezji i jej następstw w postaci srogich wojen husyckich. Jak na ironię, pretendentem do korony czeskiej był właśnie cesarz Zygmunt, który przyczynił się do śmierci Husa i który w oczach Czechów uchodził za wiarołomcę 1 moralnego jej sprawcę. Czesi zaś uznali Husa nie tylko za męczennika za wiarę, co znajdowało też uzasadnienie w jego nieprzeciętnej etycznej wartości, lecz za swego narodowego przywódcę w walce z elementem niemieckim, za swego narodowego bohatera, czczonego w tym charakterze po dziś dzień.26 24 Sprawa Husa najdokładniej jest przedstawiona w cytowanym dziele Hefelego — Leclercqa VIII-1. Zwłaszcza obszerne przypisy Leclercqa, które rozmiarami i poziomem naukowym urastają do specjalnych rozpraw, dają nowe bezstronne naświetlenie tego tematu; por. V III-1; 110. 115. 133. 329. 335. 25 ,,U affaire du sauf conduit de Jean Hus est une iniquité d'un goût plus rare. S 'il est frequent de ren contrer au moyen âge des empereurs, qui pretendent faire violence à la papauté et à l'épiscopat il est malgré tout exceptionel et peut-être sans exemple de rencontrer un empereur qui se parjure sous prétexte de respecter un concile. Sigismond a été le mauvais génie de cette assemblée de Constance et non content de la violenter il a entrepris de l'associer à sa honte ou plutôt de rejeter sur elle sa propre honte. Il est heureusement peu d'exemples dans l'histoire parmi tant de princes corrompus et pervers d'un homme déchu à ce point d'en gager sa parole, de donner sa signature et de livrer au dernier supplice celui qui s'est fié à ses garanties” -H. Leclercq, dz. cyt. V III-1, 447-448. 26 Trudno zaiste o większy kontrast etycznych wartości niż Hus, cesarz Zygmunt i Jan X X III. Nie można nie przyznać, że z nich trzech nie papież o duszy kondotiera, nie cesarz pozbawiony nie tylko
SOBORY REFORMACYJNE
61
Husytyzm przeniknął do Polski i doczekał się potępienia w statutach wieluńsko-kaliskich Mikołaja Trąby z r. 1420, będących kodeksem partykularnego prawa Kościoła w Polsce. Wciskał się on bowiem z zewnątrz do Polski nie tyle ze względu na swą treść dogmatyczną, ile na swój program skierowany przeciw hierarchii kościelnej i jej nadużyciom oraz ze względu na swój narodowo-słowiański charakter. Sympatie polskie dla Czechów i dla Husa były na początku XV w. silne i dość powszechne. Nie polityka przyciągała oba narody, nie poglądy religijne je rozdzielały, tylko kultura czeska podówczas na najwyższym w państwach słowiańskich poziomie i Uniwersytet Praski jako wyraz tej kultury stanowiły podłoże przyjaznych wzajemnych stosunków. Hus był przyjacielem Polski, pisywał do Jagiełły, gratulował mu zwycięstwa grunwaldzkiego. W Konstancji, gdy został uwięziony, w jego obronie występowali Czesi i Polacy. Protest przeciw jego uwięzieniu, żądający dla niego wolnej i publicznej obrony, pod pisali ambasadorowie Jagiełły: Zawisza Czarny, Janusz z Tuliszkowa, Andrzej Balicki, Donin i inni. Rycerze polscy odwiedzali go w więzieniu. Z tego surowego więzienia Hus pisze: „Pozdrówcie i dziękujcie panom Królestwa Polskiego, bądźcie wdzięczni ich pilności, że jako stateczni moi obrońcy stanęli przeciw całemu soborowi” . Słowa te jednak nie oddają wiernie rzeczywistości, chociaż bowiem Polacy nie zgadzali się z postanowieniem soboru w sprawie Husa, na polu dogmatu nie mogli przeciwstawić się soborowi, by nie ściągnąć na siebie zarzutu herezji. Interwencja czeskich i polskich panów, nie zaś biskupów, nie nic zmieniła. Z duchownych polskich miał stanąć wT obronie Husa tylko jeden Łukasz z Koźmina, teolog-prawnik, niedawny rektor Uniwer sytetu Krakowskiego, uczeń Mateusza z Pragi i cystersa Jana Sczekny. Biskupi polscy musieli zająć stanowisko zgodnie z prawem kanonicznym. Dnia 5 lipca, czyli w przed dzień zapadnięcia wyroku i stracenia Husa, udała się do niego deputacja soboru, aby go skłonić do odwołania nauki, co jedynie mogło go uratować. W tej deputacji uczestjakiejś głębszej idei, ale pozbawiony też zasad moralnych tak w prywatnym, jak i w publicznym życiu, i pozbawiony poczucia honoru zwyczajnego człowieka, nie już honoru monarchy i świeckiego przywódcy chrześcijaństwa, lecz właśnie ten niewątpliwy heretyk-męczennik wzniósł się na szczyty moralne, tamtym dwu niedostępne. Zygmunt zdradził go haniebnie i bez skrupułu, jak tyle już razy i tylu ludzi zdradzał, Jan X X III nie osłonił go, by swej sprawy przez to nie pogarszać, ojcowie soboru potępili go w przeko naniu, że pełnią swój święty obowiązek, władza świecka zastosowała tylko prawo. Ale strzeżmy się stoso wania dzisiejszych pojęć do tamtych odległych czasów. Słusznie zauważył uczony benedyktyn H. Leclercq, dz. cyt. VII, 329 —331 i 335 —337, że wiek XV oświecają trzy stosy i rzucają nań ponure światło: stos Husa w Konstancji (1415), stos Joanny d'Arc w Rouen (1431) i florencki stos Savonaroli (1498). Te trzy tragedie dają wiele do myślenia nie tylko historykowi, lecz także każdemu, kto poza zmiennymi wypadkami potrafi wmyśleć się w naturę ludzką. Hus — heretyk, Joanna — święta, Savonarola — władca dusz swego miasta i reformator na wzór proroków biblijnych, ale buntownik przeciw władzy duchownej i świeckiej, padają ofiarą ładu społecznego i trium fującej nad jednostką organizacji — kościelnej czy politycznej. A ten ład w pewnych zwłaszcza epokach i momentach dziejowych opiera się na nietolerancji.
62
SOBORY REFORMACYJNE.
niczyi Andrzej Laskarys. Dnia 6 lipca wyrokiem soboru uznany został za heretyka, wydany władzy świeckiej i spalony na stosie. W tym samym dniu Mikołaj Trąba odprawił sumę w katedrze. Causa fidei — druga najważniejsza sprawa soboru, została załatwiona, ale w ubolewania godny sposób, na domiar złego bez pożytku dla Kościoła, nawet gorzej jeszcze, bo z fatalnymi skutkami. Od stosu Husa zapłonęły niebawem Czechy ogniem wielkiej rewolucji religijno-społecznej, a cesarz Zygmunt, główny winowajca tej tragedii, nie miał sił ani talentu do opanowania sytuacji. Husytyzm przybrał rozmiary nadspodziewanie wielkie, stał się zagadnieniem międzynarodowym. Hus zginął na oczach reprezentacji całego świata chrześcijańskiego. Do reprezen tacji tej należała też nasza polska delegacja soborowa z Mikołajem Trąbą na czele i z pewnością większość jej nie uważała losu czeskiego reformatora za niesprawiedliwy i niezasłużony. Suma odprawiona w katedrze konstancjeńskiej przez Trąbę w sam dzień 6 lipca 1415 r. nie jest pozbawiona wymowy. W sto lat później, w r. 1520, Luter, nie dorastający do etycznego poziomu Husa, nie tylko sam spalony nie został, lecz przed bramami Wittembergi publicznie spalił wyklinającą go bullę papieża Leona X i księgi prawa kanonicznego. Czyn ten, któremu połowa Niemiec przyklasnęła, wynika nie tylko z ducha czasu, zmienionego gruntownie przez renesans, który niósł z sobą indywidualizm, lecz także z faktu, że w Konstancji nie dokonano reformy Kościoła. Reformy miał dokonać dopiero Sobór Trydencki. Z trzech głównych zadań, jakie sobie Sobór Konstancjeński postawił, najłatwiejsze było, toteż najszybciej zostało spełnione, zadanie obrony wiary przed herezją. Już kwestia usunięcia schizmy była znacznie trudniejsza, ale i ją dało się przezwyciężyć. Kiedy sobór zaczynał swe obrady, było trzech zwalczających się papieży i zachodni świat chrześcijański dzielił się na trzy obediencje; kiedy je kończył, był jeden powszech nie uznany papież Marcin V. Ustały drażliwe pytania nie tylko o legalność papieży, lecz także o legalność soboru, który był zwołany przez najmniej prawowitego papieża, a przez dwa lata był zgromadzeniem bez właściwego zwierzchnika, o charakterze nie dość określonym i którego uchwały nie miały mocy obowiązującej. Sobór stał się istotnie soborem dopiero od wyboru Marcina V, a po obaleniu Jana XXIII, do czego dopomogła w znacznym stopniu delegacja polska. Żałować tylko należy, że Polacy przyczynili się do procesu i krzywdzącego potępienia Jana X X III (Andrzej Laskarys). Przy wyborze papieża Marcina V duże zasługi położył Mikołaj Trąba dzięki swej powadze i swemu talentowi dyplomatycznemu, czego dowód dawał nieraz w różnych okolicznościach. Pozostawała jednak trzecia kwestia — i to najtrudniejsza, tak w koncepcji, jak w wy konaniu. To była reforma Kościoła ,,w głowie i w członkach”, czyli w kurii papieskiej i w całym Kościele. Reforma ta, której potrzebę od dawna odczuwano i rozumiano, przez najtęższe umysły przemyślana i opracowana, pozostała ciągle postulatem, od zrealizowania równie dalekim jak sto i więcej lat przedtem. Przyczyna leżała w tym, że
SOBORY REFORMACYJ NE
63
reforma, po jakiejkolwiek poszłaby linii, dotykała zbyt wielu interesów i zbyt silnie naruszała istniejący stan rzeczy, aby ją można było samymi tylko ustawami przepro wadzić. Czy nie byłyby to bowiem martwe ustawy? Przecież na przykład kardynał d’Ailly, jeden z najwybitniejszych zwolenników i przywódców reformy i jeden z naj płodniejszych pisarzy, miał czternaście beneficjów kościelnych, mimo że kumulowanie prebend sprzeciwiało się prawu i nie było zgodne z samą istotą urzędu kościelnego. Inną przyczyną była również okoliczność, że kuria papieska potrzebowała środków i czerpała je dla utrzymania swych członków z posiadanych przez nich w rozmaitych krajach intratnych urzędów, których ći członkowie kurii faktycznie nie pełnili, pobierając tylko z nich dochody. Łatwiej było wszakże zburzyć istniejącą organizację, złą czy dobrą, ale funkcjonującą, niż wznieść na jej miejsce coś nowego, a właśnie plany refor matorów były zbyt skrajne i szły za daleko, bo nie w kierunku naprawy ani budowy, lecz zmierzały do obalania i burzenia. Rewolucja ustrojowa — to był istotny sens reformy koncyliarystycznej. Popadająca w doktrynerstwo teoria nie liczyła się nie tylko z prawem i tradycją, ale z wymaganiami życia. Kuria papieska musiała istnieć i funkcjo nować, a utrzymanie państwa kościelnego — na owe czasy ostoi niezawisłości papiestwa — więcej kosztowało, niż przynosiło dochodów, a ponadto wciągało Kościół w krąg interesów obcych jego powołaniu. N ato wszystko zaś potrzeba było ogromnych środków materialnych, czerpanych z opłat uiszczanych przez kler i lud, często nadmiernych i ściąganych nie bez nadużyć. Jakże trudno było znaleźć w tym złoty środek, zwłaszcza między tym, co należało do temporaliów (sprawy doczesne, materialne, majątkowe), a tym, co do spirytualiów (sprawy duchowe i czysto religijnej natury). Stąd rozbieżność zdań na soborze, stąd powściągliwość papieża Marcina V w sprawach reformy, dykto wana nie tylko praktycznymi, lecz także politycznymi względami. Reforma zresztą — tak jak ją rozumiał Sobór Konstancjeński — miała iść w duchu koncyliaryzmu. Papież zaś stawiał sobie cel przeciwny: odbudowę władzy papieskiej, przez schizmę osłabionej, i autorytetu Stolicy Apostolskiej, ale odbudowę na tradycyjnych zasadach. Do przeprowadzenia reformy trzeba było również ducha ofiary i gorliwości reli gijnej, który reformę nie tylko ułatwia, ale wprost umożliwia. Tego zaś brakło w Kon stancji. Temu sprosta dopiero Sobór Trydencki, wśród zupełnie innych okoliczności i całkiem innych już ludzi. Nie nadeszły jeszcze czasy odrodzenia ideału świętości, czasy Karola Boromeusza, Ignacego Loyoli, Teresy z Avila, świętego papieża PiusaV i kardynała Hozjusza w Polsce. Gerson był co prawda świątobliwy, podobnie też nasz Andrzej Laskarys (a także — trzeba to przyznać — w wysokim stopniu sam Hus), ale doba Soboru w Konstancji nie była dobą świętych, była raczej dobą intelektualistów. Nie można powiedzieć jednak, by sobór reformę zaniedbał. Powstało wiele progra mów i projektów, traktatów o rozmaitych tytułach i różnym zasięgu, zarówno z epoki sobór poprzedzającej, jak i w czasie samego soboru pisanych. Prócz tego było dużo ulotnych pism, kart z hasłami i nawet afiszów agitacyjnych, przybijanych na murach.
64
SOBORY REFORMACYJNE
Poruszały ten temat również liczne kazania. Andrzej Laskarys wygłosił ich kilka, że zaś po niemiecku biegle nie mówił, więc korzystał z pomocy księdza, władającego dobrze tym językiem. Materiał do przeprowadzenia reformy był więc obfity, ale nie był jednozgodny ani w ogólnym, ideowym kierunku, ani co do szczegółów, ani też co do sposobu jej urzeczywistnienia. W duchu koncyliaryzmu czy tradycyjnym papies kim; przed wyborem papieża, którego wiązać i ograniczać miały dekrety reformy, czy też dopiero po jego wyborze, więc z udziałem papieża i pod jego przewodnictwem; z położeniem nacisku na poprawę obyczajów i moralny poziom kleru czy też na ule pszenie organizacji i usunięcie najbardziej rażących nadużyć w Kościele — oto były zagadnienia na soborze roztrząsane i rozmaicie rozwiązywane. Jak zwykle na tak licznych zgromadzeniach istniała trudność opanowania sytuacji, zwłaszcza że brakło jednostki nieprzeciętnej, choć były jednostki o silnej indywidualności, musiało się więc skończyć na kompromisie, który — jak każdy kompromis — przyniósł niewielkie efekty. Choć dla dokonania reformy wybrano kolejno trzy komisje: pierwszą w lipcu 1415 r., drugą w 1417 i trzecią w 1418, już po wyborze Marcina V, właściwe prace nad reformą zostały odroczone i powierzone papieżowi, mimo że on odnosił się do nich z największą nie ufnością. Wysiłki swe skierował Marcin V na przezwyciężenie koncyliaryzmu, nie na przeprowadzenie reformy i naprawę Kościoła. Może ten ostrożny i zręczny polityk, ale człowiek dość powierzchowny i nie w stylu wielkich papieży prawodawców, organi zatorów i reformatorów, nie miał odwagi wystąpić przeciw różnym interesom, może obawiał się dalszego ciągu podjętej w Konstancji walki o ustrój Kościoła? Zamiast reformy powszechnej zawarto więc konkordaty z poszczególnymi nacjami tytułem próby na lat pięć, tylko z nacją angielską bez określenia czasu trwania.27 Jest rzeczą sporną, czy konkordat z nacją germańską, do której zaliczali się na soborze Polacy, odnosił się także do Polski, ale spór to raczej czysto teoretyczny, ponieważ w stosunkach kościelnych w Polsce żadne istotne zmiany nie zaszły. Dzieła reformy Kościoła nie dokonał więc ani Sobór w Konstancji, ani papież Mar cin V. Natomiast zaświtała nowa koncepcja: porozumienia papieża z królami i książę tami. Pod koniec soboru okres rządów kardynałów, biskupów i uniwersytetów w Ko ściele już mijał, ale idea koncyliaryzmu przezwyciężona jeszcze nie została. W zwalczaniu tej idei, która nadal wykazywała wielką siłę żywotną, łączył się papież z władzą świecką, bo tylko w ten sposób mógł ostatecznie zwyciężyć koncyliaryzm i utrzymać swój prymat. Z drugiej strony czynili to samo wyznawcy koncyliaryzmu, bo na soborze biskupi często byli uzależnieni od swoich monarchów i ich interesy reprezentowali. Tak więc z wielkiego kryzysu, jaki Kościół przebył, faktyczną korzyść odniosło państwo, zwłaszcza że jest to epoka budowania silnej władzy państwowej pod wpływem kultury Odrodzenia i odrodzonego już dawniej prawa rzymskiego. Legiści wyprzedzili humanistów, a jedni i drudzy stawiali ideał absolutyzmu. 27 Por. B. Hübler, Die Konstanzer Reformation und die Konkordate von 1418, Leipzig 1867.
SOBORY REFORMACYJNE
65
W Soborze Konstancjeńskim prócz duchownych różnych stopni i godności brali udział także świeccy, a nawet oni mieli ilościową przewagę. Tym wielkim udziałem .elementu świeckiego, który, choć bez prawa głosu, wywierał przecież pośrednio niemały wpływ na sprawy soborowe, Sobór w Konstancji odróżniał się od wszystkich innych soborów: stawał się podobny do olbrzymiego międzynarodowego kongresu, jednego z największych w dziejach. Na czoło soboru wysuwał się cesarz Zygmunt, dzięki któremu sobór doszedł do skutku i został uratowany przed zerwaniem po ucieczce Jana XXIII. Przez dwa lata, bo aż do wyboru papieża Marcina V, Zygmunt był w Kon stancji główną osobistością, a w swych dalekosiężnych planach chciał takim pozostać w przyszłości. Stąd popieranie przezeń koncyliaryzmu, a zwalczanie kolegium kardy nalskiego, stąd tendencja do odraczania wyboru papieża aż do uchwalenia reformy, stąd wreszcie chęć narzucenia na papieża własnego kandydata lub przynajmniej nakło nienia przyszłego papieża, by rezydencję swą obrał w jednym z państw niemieckich. Papiestwu awiniońskiemu z XIV w., pozostającemu pod wpływem Francji, pragnął przeciwstawić papiestwo niemieckie XV w. Oparł się temu Marcin V, który umiał zachować równowagę i ocalić niezawisłość Stolicy Apostolskiej. W dobie Konstancji Zygmunt stał u szczytu powodzenia. Były momenty, kiedy losy Kościoła dzierżył w swoim ręku, a przecież był to człowiek, któremu nie należało ufać. Polska delegacja z Mikołajem Trąbą na czele złączona fatalnie z Zygmuntem aż podwójnym węzłem: przymierzem politycznym, które miało okazać się tak zawodne, i soborową przynależ nością do nacji germańskiej, musiała to brać pod uwagę.
4o U d z i a ł
Polaków
w Soborze
w Konstancji
Na żadnym z soborów Polacy nie występowali tak licznie i w gronie tak doborowym, jak w Konstancji. Mimo znacznej odległości i wielkich kosztów, związanych z podróżą i pobytem, na które w kraju tuż po wielkiej wojnie z Zakonem, a w toku drugiej prze wlekłej wojny niełatwo było znaleźć środki, tym bardziej że pobyt ten przeciągał się i rosły nowe koszty, jak na przykład związane z koniecznością sprowadzenia delegacji Żmudzi i Rusi, Polska zdobyła się na ten wysiłek w przekonaniu, że warto i należy wyzyskać sposobność, by przedstawić soborowi jako najwyższemu trybunałowi wiele swych żywotnych spraw, wykorzystując sobór również do załatwienia ważnych spraw politycznych. Kościół w Polsce i państwo polsko-litewskie współdziałały na soborze. Nie bez znaczenia jest okoliczność, że stojący na czele naszej delegacji Mikołaj Trąba, arcybiskup gnieźnieński, był do niedawna jeszcze podkanclerzym, pełnił więc ważny urząd państwowy, będąc mężem zaufania króla. Swą wymowę ma też fakt, że z Kon stancji wrócił on do kraju prymasem, którą to godność zdobył dla siebie i swych następ ców jako najwyższą w Kościele, a niebawem i w państwie. Wyjazd na sobór poprzedziły
66
SOBORY REFORM AC YJNE
przygotowania. Papież Jan XXIII bullą z 3 marca 1414 r. wezwał arcybiskupa i bisku pów polskich do wzięcia w nim udziału, specjalny legat, biskup Wilhelm z Lozanny, przywiózł zaproszenie od papieża do króla oraz doprowadził do rozejmu między Polską a Krzyżakami, z tym że kwestie sporne miały być oddane do rozsądzenia papieżowi, królowi Zygmuntowi i soborowi. Rozejm był konieczny, bo obu stronom trudno byłoby zdobyć się na uczestnictwo w czasie wojny. Arcybi kup zwołał do Uniejowa synod prowincjonalny, którego składu ani przebiegu obrad nie znamy, ale o kórym wiemy, że uchwalił delegację dla Trąby jako dla głównego przedstawiciela Kościoła w Polsce; prócz tego osobne pismo uwierzytelniające tę delegację wystawiła 24 października 1414 r. kapituła gnieźnieńska. Ważną rzeczą było zebranie funduszów. Król wystosował z obozu pod Brodnicą 30 września 1414 r. list do kapituły, by przyszła arcybiskupowi z pomocą. Kapituła nie tylko udzieliła pozwolenia na zastaw niektórych dóbr kościel nych, ale nawet poręczyła długi zaciągane przez niego u prywatnych osób. Oddano w zastaw grody tak ważne jak Łowicz i Uniejów i wsie w Łowickiem. Arcybiskup wyczerpywał kredyt swój i swego Kościoła do ostatnich możliwości. Spłata pewnych długów przeciągnęła się po r. 1465. Między wierzycielami byli nawet Jagiełło i Witold. Jagiełło okazał się szczególnie przykry w dochodzeniu swej należności, tak że już po śmierci prymasa przyjechał nawet w tym celu do Gniezna. Inni duchowni też ratowali się pożyczkami nie zawsze oddawanymi, stąd rodziły się procesy, odsłaniające różne niepochlebne szczegóły, jak na przykład ucieczka pewnego naszego plebana z Kon stancji bez zapłacenia kosztów pobytu w gospodzie, jak zarzuty oszczerstwa w kwestiach poręki i gorszące spory co do sumy pożyczonych lub poręczonych pieniędzy. Ale i w innych krajach nie było pod tym względem lepiej. W połowie listopada Mikołaj Trąba spotkał się z królem w Bieczu, skąd razem poje chali do Niepołomic pod Krakowem. Tu nastąpiły ostatnie narady i instrukcje. Były one zapewne odzwierciedleniem nowego kursu politycznego, który był dziełem Witolda i biskupa Jastrzębca, a polegał na sojuszu z cesarzem Zygmuntem i zupełnym do niego zaufaniu. Załamała się ta błędna polityka dopiero w r. 1420. Delegacja polska zdążała na sobór przez Miśnię i Saksonię.28 O gościach polskich w Konstancji dowiadujemy się głównie z dwu źródeł. Jednym jest znana, bo ogłoszona jeszcze w r. 1486 kronika miejscowego mieszczan na Ulryka Richentala. Richental skrzętnie notował nazwiska, herby, ilość koni i ludzi towarzy szących, a nawet domy, w których zamieszkiwali. Czasem dowiadujemy się od niego jakiegoś szczegółu charakterystycznego ze względów obyczajowych, jak na przykład że biskup kujawski, osławiony Jan Kropidło, przywiózł ze sobą piwo, które pił też autor kroniki. Może miał on na myśli dobry polski miód. Drugim źródłem jest Księga 28 Kwestie te omawiam obszerniej w swej książce Arcybiskup Mikołaj Trąba, Warszawa 1954, 96 ns. i 144, przypis 13.
SOBORY REFORMACYJNE
67
bracka św. Krzysztofa na Arl ergu w Tyrolu.29 Bractwo św. Krzysztofa, patrona po dróżnych, utworzone zostało z końcem XIV w. z siedzibą na przełęczy góry Avula, na drodze prowadzącej z doliny Innu ku dolinie Renu, czyli ku Jezioru Bodeńskiemu i Konstancji. Należeli do niego liczni i wpływowi członkowie z różnych krajów. Wpisy wali się oni do księgi i umieszczali w niej swe herby, nieraz pięknie malowane, składając przy tym pewną ofiarę lub zobowiązując się do stałych świadczeń na rzecz pomocy dla ratowania zbłąkanych podróżnych. Księga ta stała się średniowiecznym herbarzem europejskim. Zapisy członków i ich herby z początku XV w. mają szczególne znaczenie, bo był to okres Soboru w Konstancji i można przypuszczać obecność na soborze tych, których imiona w tym czasie w Księdze brackiej się znalazły. Nie brak tu i polskich dość licznych herbów, które świadczą nie tylko o zgłoszeniu się naszych rycerzy do bractwa, lecz także o tym, że uczynili to będąc w Konstancji albo jadąc tam czy też z powrotem do kraju. Pozwala to nam na dokładniejsze ustalenie, kto z Polski brał udział w soborze. Dokumenty i listy współczesnych dorzucają do tych dwu głównych źródeł jeszcze nieco nazwisk, tak że oficjalna delegacja polska na sobór oraz nasi goście, którzy przybyli do Konstancji przyciągnięci znaczeniem i świetnością zgromadzenia, znani są nam dość dobrze. Do Soboru w Konstancji król i rząd polski przywiązywali wielkie, nawet przesadne nadzieje. Spodziewano się, że sobór rozstrzygnie lepiej niż wojna i lepiej niż sąd roz jemczy, bo w sposób sprawiedliwy {via iustitiae), wszystkie najżywotniejsze kwestie religijne i polityczne dotyczące Polski i Litwy, a przede wszystkim wiecznie aktualną i wlokącą się w nieskończoność sprawę krzyżacką. Nadzieje te miały się wszakże ziścić tylko w nieznacznej mierze, jedynie na odcinku sprawy żmudzkiej. I nawet trudna było oczekiwać czegoś więcej. Sobór, zgromadzenie liczne i powołane do załatwienia najważniejszych ogólnych spraw Kościoła, nie mógł wchodzić w odlegle i mało sobie znane zatargi, tym bardziej nie mógł ich rozstrzygać. Nie można jednak z drugiej strony zapominać, że sobór był zgromadzeniem o największym autorytecie, z którego opinią liczył się cały świat chrześcijański. Godne wystąpienie przed forum tej opinii, zjednanie jej sobie wbrew usilnej i umiejętnej propagandzie strony przeciwnej, a w każ dym razie niedopuszczenie do własnej kompromitacji i triumfu wroga, było zadaniem przedstawicielstwa polskiego, co prawda zadaniem niełatwym, tak jak niełatwa była polska polityka w ogóle. By zadanie to spełnić, trzeba było wysłać do Konstancji ludzi odpowiednio wykształ conych, mówców, uczonych, pisarzy i dyplomatów, którzy dawali już sobie radę w rozmaitych okolicznościach i nie tylko nie zagubiliby się w tym gąszczu ludzi i inte resów, jakim była w dobie soboru Konstancja, lecz potrafiliby zwrócić uwagę na siebie au Por.: H. Polaczkówna, Księga bracka św. Krzysztofa na Arlbergu w Tyrolu, Miesięcznik Heral dyczny X, 1931, z rzeczy dawniejszych F. Piekosiński, Goście polscy na soborze w Konstancji, Rozprawy PAU Wydz. Hist.-Filoz., seria II, X II, 1899.
68
SOBORY REFORMACYJNE
i na sprawę przez siebie reprezentowaną. Wchodziły tu również w grę walory ze wnętrzne— reprezentacyjne. Trzeba było odpowiednio zachować się, niekiedy zaimpo nować nie tylko wiedzą, lecz także okazałością, blaskiem i hojnością. Pod tym względem arcybiskup Mikołaj Trąba stanął na wysokości zadania. Formalną legitymację poszczególnych delegatów stanowiły pełnomocnictwa, bądź królewskie, bądź udzielone duchownym przez synody prowincjonalne czy kapituły katedralne i zakony. Nie brakło przedstawicieli Uniwersytetu Krakowskiego, co szcze gólnie podkreślić należy, albowiem uniwersytety średniowieczne miały do spełnienia zadania nie tylko naukowe, lecz także wkraczające w dziedzinę spraw Kościoła i aktu alnej polityki. Niedawno powstały, lecz od pierwszych chwil istnienia świetnie się zapowiadający Uniwersytet Jagielloński poszczycić się może tym, iż dał państwu polskiemu wiele wybitnych jednostek, co okazało się w okresie soborów w Konstancji i w Bazylei.30 Pierwsze katedry zajęli na tym uniwersytecie nie cudzoziemcy, lecz Polacy wykształceni w ośrodkach cywilizacyjnych Zachodu. Konstytucję opracowano na wzór konstytucji Uniwersytetu Paryskiego. Studia w Italii dostarczyły najlepszych sil prawniczych założonemu w r. 1403 Collegium iuridicum. Wymienić należy pomiędzy przybyłymi na sobór dwu kanonistów, wprawdzie nierównej zasługi i sławy: Pawia Włodkowica z Brudzenia z ziemi dobrzyńskiej i Piotra Wolframa ze Lwowa. Byli oni w Padwie uczniami znakomitego profesora Zabarelli, który wraz z Mateuszem z Kra kowa, głównym doradcą Jagiełły w dziele organizowania wszechnicy, i teologami paryskimi należał do twórców teorii koncyliarystycznej. Włodkowic i Wolfram spotkali się ze swym mistrzem Zabarellą na soborze. Na podkreślenie zasługuje okoliczność, że w Krakowie powstawały i kształtowały się te idee, z którymi nasi uczeni jako delegaci do Konstancji przybyli. A więc w dzie-. dżinie prawa i polityki teoria o „godziwości wojny” była tematem rozprawy De bellis iustis pierwszego rektora Stanisława ze Skalmierza (Skarbimierza),31 od Mateusza z Krakowa zaś wywodzi się nasza szkoła w dziedzinie teologii praktycznej. Jest to ten sam kierunek, który w Paryżu zaszczepił równocześnie Jan Gerson. Dwie wielkie, palące, na soborze roztrząsane sprawy zostały w myśl założeń tego kierunku w Kra kowie przygotowane: niezachwiana prawowierność wobec heretyckich nauk Wiklefa i Husa — czym teologowie krakowscy różnili się od praskich — i reforma Kościoła w myśl idei koncyliaryzmu, której uniwersytet nasz wraz z uniwersytetami zachodnimi hołdował.32 30 Por. ks. J. Fijałek, O początkach i znaczeniu uniwersytetu krakowskiego w X I V i X V w., Księga pamiątkowa uniwersytetu lwowskiego ku uczczeniu 500-letniej rocznicy fundacji Jagiellońskiej uniwersytetu krakowskiego, Lwów 1900. 31 Por. L. Ehrlich, Studia nad genealogią prawa narodów, Sprawozdania P A U Wydz. Hist.-Filoz. L II (1951) 8; Paweł Włodkowic i Stanisław ze Skarbimierza, Warszawa 1954. 32 Por. K. Morawski, dz. cyt. I.
SOBORY REFORMACYJNE
69
Bez Uniwersytetu Krakowskiego, który potrafił godnie stanąć obok innych uniwer sytetów, i bez jego rektora Pawła Włodkowica reprezentacja nasza w Konstancji byłaby nie tylko niezupełna, ale i pozbawiona właśnie tego zasobu wiedzy i kultury, który ją na wysokim i równym poziomie z całą zachodnią Europą stawiał. Pierwsze miejsce należy się bezsprzecznie Włodkowicowi nie tylko jako uczonemu, lecz jako wielkiemu patriocie i obrońcy Polski. „Mąż rzadkiej cnoty i gorliwy miłośnik ojczyzny, który największym wyrównał mężom... Ze wszystkich tego wieku nie powiem tylko doktorów, ale w ogóle ludzi nikt z większą gorliwością, pracą i zabiegiem nie starał się o odzyskanie ziemi pomorskiej, chełmińskiej i michałowskiej... nikt silniej nie występował na Soborze w Konstancji, w Rzymie, w Budzie i na innych miejscach za sławą ojczyzny i za wykonaniem praw Królestwa Polskiego do ziem pomienionych” — ,,Regni Poloniae zelator supremus” — oto są słowa Długosza.33 Na czoło delegacji wysuwa się trzech wybitnych biskupów: Mikołaj Trąba, metro polita gnieźnieński, Jakub z Korzkwi Syrokomla, zwany Kurdwanowskim, biskup płocki, i Andrzej Laskarys z Gosławic, herbu Godziemba, elekt poznański. Natomiast nie był delegatem Jan książę opolski, zwany Kropidło, biskup włocławski, człowiek niezbyt poważny, goniący za beneficjami, będący ciągle w niezgodzie z Jagiełłą; bawił zresztą na soborze krótko i zajęty był własnym sporem z Krzyżakami, sporem o podłożu majątkowym. Tak samo niepodobna zaliczyć do przedstawicielstwa polskiego Wacława, księcia legnickiego, biskupa wrocławskiego, i biskupa Mikołaja z Lubusza, bo choć formalnie przynależni byli do prowincji gnieźnieńskiej, utrzymywali z nią luźną i rzadką tylko łączność, byli oni bowiem i czuli się Niemcami. Był też Tomasz, biskup cheł miński, podległy Zakonowi i metropolitalnej prowincji ryskiej. To jest lista biskupów z ziem polskich. Po skreśleniu trzech ostatnich i zakwestionowaniu Kropidły, który w pracach delegacji polskiej udziału nie brał, pozostaje trzech pierwszych.34 Mikołaj Trąba z urzędu, talentu i znajomości spraw publicznych, a nie mniej i z kró lewskiego mandatu, przewodniczył delegacji. Stosunkowo mało wiemy o jego działal ności na soborze, lecz nie wątpimy, że wszystko, cokolwiek ważnego delegacja przedsię brała, miało jego aprobatę, a wiele ważkich spraw i zagadnień było na soborze poru szanych z jego inicjatywy. Zachowywał zwykle dla siebie funkcje o charakterze repre zentacyjnym, na przykład towarzyszył na audiencję u papieża metropolicie grecko33 J. Chrzanowski, Dwie logiki i dwie etyki, w zbiorze Studia i Szkice, Kraków 1939, I, 17 ns. 34 Ustalenie właściwej liczby członków delegacji polskiej, wbrew dawnym tendencjom do zaliczania do niej zbyt wielu członków, którzy przybyli do Konstancji bądź w charakterze prywatnym, bądź prze bywali tam krótko, przeprowadził najtrafniej ks. prof. H. Likowski w rozprawce Kwestia unii Kościoła wschodniego z zachodnim na soborze w Konstancji, Przegląd Kościelny V III, 1905; IV (1906) 510 ns.Według niego, miasta polskie nie miały na soborze swych poselstw, jak wiele miast niemieckich i miast republik włoskich. Piotr Wolfram nie był więc urzędowym delegatem Lwowa, z którego pochodził, choć mógł interesy swego miasta prywatnie załatwiać. Nie było też wcale kniaziów ruskich, posłów miejskich z Rusi, a przede wszystkim biskupów-władyków w orszaku metropolity kijowskiego Camblaka.
70
SOBORY REFORMACYJNE
-ruskiemu Camblakowi, wniósł przeciw Falkenbergowi, oszczercy króla i narodu polskiego, oskarżenie o herezję, założył apelację od orzeczenia papieskiego w tej sprawie do przyszłego soboru, mimo że ta apelacja ściągnie na niego gniew papieża i groźbę kar kościelnych. Pojechał z królem Zygmuntem do Francji i tu w St. Denis pod Pary żem zawarł za jego pośrednictwem nowy rozejm z Krzyżakami, ale nie udał się z Zy gmuntem do Anglii, lecz wrócił do Konstancji, gdzie poświadczona jest jego obecność 8 maja 1416 r., w dniu św. Stanisława, który to dzień obchodzili Polacy uroczyście jako swe święto. W Paryżu wydał wspaniałą ucztę dla członków uniwersytetu, która rozsławiła jego imię, wprost przeciwnie niż uczta dla dam paryskich wydana przez Zygmunta, która zjednała mu tylko opinię skąpca. Utrzymywanie stosunków z Zy gmuntem należało widocznie do Trąby. Nie można powiedzieć, by przejrzał on dwu licowego i fałszywego cesarza, ale nikt w Polsce — nawet król Jagiełło i Witold — nie poznał się na jego grze i jego polityce. Trąbę rozsławił jego udział w konklawe w charakterze jednego z sześciu delegatów nacji germańskiej. Szanowany i łubiany powszechnie z powodu umiejętności obcowania z ludźmi i z powodu swej szczodrobli wości, nadawał się świetnie do roli przewodniczącego i dyplomaty. Jakub, biskup płocki, był człowiekiem rzadkiego wykształcenia, którego Trąba nie posiadał (rarae litteraturae — jak się Długosz wyraża). Wykształcenie zdobył w Bolonii, gdzie się uczył prawa i dostąpił nawet godności rektora, ale w bolońskim ustroju rektorat był godnością z ramienia studentów, nie profesorów. W r. 1409 był na soborze w Pizie, znał więc sprawy soborowe i programy reformy. W r. 1410 miał w Czerwińsku, w miejscu przeprawy przez Wisłę wielkiej armii, która szła pod Grunwald, po polsku kazanie, w którym uzasadniał sprawiedliwy charakter tej wojny. Krzyżacy nie byli mu obcy, bo diecezja jego z nimi sąsiadowała. O jego działalności na soborze nic nie wiadomo. Natomiast wybił się bardzo na soborze elekt poznański Andrzej Laskarys z Gosławic, który uzyskawszy sakrę wrócił do swej diecezji jako biskup. Odznaczał się świątobli wością i od współczesnych otrzymał miano świętego biskupa Polski. Serdeczny przy jaciel Włodkowica, z którym razem studiował, pracował też z nim razem dla dobra ojczyzny. Obaj oni nie z powodu ambicji i nie dla kariery czy dochodów, lecz z powo łania i dla lepszego przysłużenia się ojczyźnie poświęcili się nauce prawa kanonicznego. Studia w Padwie u Zabarelli uczyniły ich kanonistami na m‘arę europejską. Na Soborze w Konstancji rozdzielili swoje role w ten sposób, że Włodkowicowi przypadł w udziale cały ciężar sprawy krzyżackiej, Laskarys zaś podjął się pracy nad reformą Kościoła, ku której ciągnęła go żarliwa religijność. Nie umiał jednak zachować równowagi, bo nie był on człowiekiem złotego środka, lecz człowiekiem idei i gorącego serca. Jako uczeń Zabarelli był koncyliarystą, ale skrajniejszym od mistrza. Miał opinię nieprzyja ciela kurii rzymskiej i kolegium kardynalskiego, a stronnika cesarza. On to odczytał na sesji 6 kwietnia 1415 r. dekret o wyższości soboru nad papieżem, on był jednym z komisarzy w procesie przeciw Janowi X XIII i należał do poselstwa soborowego,
SOBORY REFORMACYJNE
71
które doręczyło mu oskarżenie i pozwało do wysłuchania wyroku pozbawiającego go godności papieskiej. Był też w komisji do spraw wiary i starał się nakłonić Husa do odwołania swej nauki. Wśród polskiej delegacji odznaczał się oratorskim talentem, co znalazło wyraz w kazaniach oraz w mowach do Zygmunta Luksemburskiego i Ja na X X III.35 Do Polski i swej diecezji wrócił wcześniej, nie doczekawszy końca soboru. Nie stawił się na soborze, lecz pozostał w kraju biskup krakowski i kanclerz Kró lestwa Wojciech Jastrzębiec. Sobór uwolnił go dwukrotnie w latach 1415 i 1416 od tego obowiązku, ponieważ ,,był zajęty koniecznymi sprawami państwa”36. Natomiast nie brakło księży z diecezji krakowskiej, kanoników czy delegatów uniwersytetu — tu należy wyżej wymieniony, ze wszystkich najznakomitszy Paweł Włodkowic. Z uniwer sytetem dość luźno związany, za to ściślej ze swym ojczystym miastem Lwowem, jest Piotr Wolfram. Jest bardzo czynny: przyjeżdża na sobór przed przybyciem całej delegacji, potem podczas jego trwania jedzie do Polski i znowu na sobór wraca. Służy obu stronom: Polsce, bo jest sekretarzem Trąby, oraz kurii papieskiej, której jest infor matorem i mężem zaufania.37 Bardziej obrotny niż ideowy i niebezinteresowny, choć Trąbie oddany. Z kleru zakonnego na wymienienie zasługuje opat cystersów z Mogiły Jan Stecher, sandomierzanin, zapewne krewny arcybiskupa. Towarzyszył on mu na sobór i uzyskał prawo pontyfikaliów dla opatóW mogilskich, a od generalnego opata zarządzenie, by cystersi z prowincji gnieźnieńskiej, ostrzyhomskiej, praskiej, ryskiej, lwowskiej i diecezji kamińskiej na Pomorzu studiowali na Uniwersytecie Krakowskim.38 Nie sposób wymienić wszystkich znanych ze źródeł naszych uczestników soboru. Biskupi musieli mieć sekretarzy i kapelanów, dwór Mikołaja Trąby wynosił około dwustu pięćdziesięciu osób, która to liczba wydaje się przesadnie wielka. Sama liczba koni, zanotowana pilnie przez Richentala, świadczy o tym, że podróżowano z całym dworem, do którego należała nie tylko służba, lecz także personel pomocniczy, coś w rodzaju przybocznej kancelarii. Przypuszczamy to przynajmniej co do Mikołaja Trąby, Andrzeja Laskarysa i Pawła Włodkowica. Przy Trąbie widzimy prałata Mirosława, prepozyta gnieźnień skiego, z którego usług w pełnieniu funkcji dyplomatycznych korzystała później jego kapituła, który był posłem Jagiełły w kurii papieskiej, podkomorzym Marcina V i po 35 W imieniu świeżo przybyłej delegacji polskiej 29 stycznia 1415 r. wygłosił powitalną mowę do cesarza Zygmunta i papieża Jana X X III, w której nieomieszkał poruszyć kwestii krzyżackiej. 36 Codex Epistolaris X V saeculi II, nr 61 i 67. 37 Nie ufano mu, i słusznie, bo oskarżony przez zauszników królewskich pisze do jednego z biskupów, że nie obawia się grożących mu z tego tytułu następstw „Niech się dwór królewski nie troszczy moją sprawą, ja i mój przeciwnik należymy do dworu papieskiego, tam też mamy kompetentnego sędziego. Nie obawiam się, choćby mnie miało spotkać wygnanie z królestwa. Wprawdzie Polak jestem, ale wtedy rzeknę razem z Sokratesem: cały świat jest moją ojczyzną” — list z Konstancji sprzed 8 listopada 1417 r. — Codex Epistolaris X V saeculi II. 38 Por. ks. J. Fijałek, Mistrz Jakub z Paradyża I, 16 ns.
72
SOBORY REFORMACYJNE
Laskarysie biskupem poznańskim z nominacji papieskiej. Na jego przykładzie widzimy, że sobór był nie tylko szkołą, ale okazją do uzyskania wielu godności państwowych i kościelnych. Spośród naszych gości świeckiego stanu zasługują na wyróżnienie trzej znakomici rycerze: Janusz z Tuliszkowa, kasztelan kaliski, Zawisza Czarny z Garbowa i Andrzej Balicki.39 Najważniejszy jest pierwszy ze względu na swą działalność o doniosłym znaczeniu. On to po półrocznym pobycie w Konstancji wraca do kraju, składa królowi sprawozdanie, po czym z nowymi instrukcjami wraca na sobór z delegacją Żmudzinów-neofitów. Zawisza trzyma się raczej cesarza Zygmunta, z którym odbywa podróż do Francji i Anglii, po soborze zaś nie wraca do Polski, lecz pozostaje nadal w służbie cesarskiej. Nierzadki to w tej epoce przykład rycerza polskiego znakomitego a żądnego przygód w dalekich krajach. Cesarz Zygmunt dziwnie umiał sobie jednać serca rycerzy. Ścibor ze Ściborzyc, też na soborze obecny, jego wódz i żupan na Węgrzech, posunął swą służbę u Zygmunta tak daleko, że w okresie bitwy grunwaldzkiej napadł na Polskę od południa, lecz doznał klęski.40 Ale tak Janusz, jak Zawisza to wierni ojczyźnie i swemu królowi rycerze i dyplomaci, którzy znajomość zagranicy zużytkowują w czę stych poselstwach z niemałym dla kraju pożytkiem. Z podróży, jaką Zawisza odbył z Zygmuntem do Francji i Anglii, Długosz podał barwny opis zwycięstw tego rycerza41, który na turnieju w Perpignan pokonał sławnego rycerza aragońskiego. Andrzej Balicki, który niebawem znajdzie w służbie Zygmunta przedwczesną śmierć w wojnie husyckiej, posiada order Smoka, ustanowiony przez Zygmunta w r. 1408. To wysokie odznaczenie figuruje przy jego herbie w Księdze brackiej św. Krzysztofa. Janusz z Tuliszkowa natomiast otrzymał order Kolii Sabaudzkiej, zapewne przy okazji pobytu na sabaudzkim dworze w Chambery razem z Zygmuntem w 1415 r. Wszystko to świadczy o rozległych europejskich stosunkach naszych rycerzy. Nie tylko dla duchownych otwierały się wtedy możliwości zbliżenia się do kurii i do uniwer sytetów, podróży, poselstw i pielgrzymek do Ziemi Świętej, którą po soborze w Pizie przedsięwzięli biskup krakowski Wysz i opat tyniecki Mścisław, lecz i rycerze polscy podróżowali dużo i słynęli nie tylko z dzielności, lecz także ze znajomości świata, ogłady i świetności wystąpień. Nie brak nawet Polaków pielgrzymujących do grobu św. Jakuba w Compostelli na krańcach Hiszpanii, jak na przykład Klemens z Moskorzewa, 39 Por. H. Polaczkówna, dz. cyt. 82 ns. 101 ns. 121 ns. 126 ns. 40 Por. H. Polaczkówna, O podróżnikach średniowiecznych z Polski i do Polski, Miesięcznik Heral dyczny XVI (1937) 65 ns. Ścibora ze Ściborzyc Długosz nazywa z szacunkiem miles hispanicus. Ludwik II, książę Brzegu na Śląsku, wyjeżdża do Aragonii i Grenady nie z pobudek religijnych, lecz politycznych. Podróż jego wyprzedziła o cztery miesiące wyjazd Zygmunta. Z przełomu w. XIV i XV znamy piętnastu polskich podróżników do Hiszpanii ze świtą (cum comitatis), więc około stu pięćdziesięciu osób. Por. H. Polaczkówna, tamże 70. 41 „Miles suae aetatis temporibus in christianitate nulli secundus” — ,,rycerz nie ustępujący w swoim czasie nikomu w całym chrześcijaństwie0.
SOBORY RE FORMACYJNE
73
o czym świadczą glejty wystawione im w tym celu przez króla aragońskiego. Miał więc Jagiełło możność wyboru, gdy układał skład poselstwa do Konstancji. Kredencja królewska z 9 listopada 1414 r. wymienia jeszcze kilku rycerzy, spośród których zasłu gują na wzmiankę przynajmniej dwaj: Tomasz ze Skały, uczestnik bitwy z Turkami pod Nikopolis w r. 1395, z której ledwie z życiem uszedł, i Stanisław Merski, spokrew niony z Ossolińskimi. Nad całą delegacją, tak nad duchownymi, jak nad świeckimi, objął przewodnictwo Mikołaj Trąba. On musiał być ze wszystkimi jej uczestnikami w kontakcie, czerpać od nich informacje i nawzajem udzielać im instrukcji, musiał uzgadniać postępowanie jednostek w myśl ogólnego planu i nadawać mu orientację. Legacja polska mimo wielkiej ilości osób miała jednolity charakter i kierunek. Tej jednolitości, tego zgodnego współdziałania Kościoła i władzy świeckiej i tej intensywności udziału w pracach soboru, a równocześnie tej troski o dobro kraju nie będzie już na następnym, Bazylejskim Soborze. Dlatego znaczenie Soboru w Bazylei dla Polski, jej polityki i kultury będzie 0 wiele mniejsze niż Soboru w Konstancji. Legacja, której znakomitszych członków wymieniliśmy, była główna i stała — od dnia przybycia do Konstancji 29 stycznia 1415 r. aż do dnia jej opuszczenia 17 maja 1418 r. Prócz niej jednak były dwa następne poselstwa polskie o specjalnych celach i specjalnym do tych celów dostosowanym składzie. Jest to legacja żmudzka, zorganizowana przez Witolda, przywieziona przez Janusza z Tuliszkowa, a bawiąca na soborze od 28 paź dziernika 1415 r. do 1 marca 1416 r., i legacja ruska z metropolitą Camblakiem, która przybyła pod koniec trwania soboru w połowie lutego 1418 r. W chwili pojawienia się Żmudzinów polskie przedstawicielstwo powiększyło się o trzech ich przywódców: dwu panów litewskich: Jerzego Giedywołda i Jerzego Golimina Nadobowicza, oraz jednego Polaka Mikołaja Sępińskiego, wszystkich trzech z najbliższego otoczenia Witolda. Camblak ze swymi ruskimi księżmi bawił krótko i prócz oryginalnego kolorytu wschodniego — a odprawił w swym obrządku mszę, o czym pisał Richental — nie wniósł nic pozytywnego dla sprawy unii religijnej, którą miał z inicjatywy rządu polskiego zapoczątkować. Natomiast stawienie sięlegacji żmudzkiej, mające wielką siłę wymowy — pomysł najprawdopodobniej Włodkowica — okazało się bardzo doniosłe w skutkach w sporze polsko-krzyżackim.42 Kontakt poselstwa soborowego z krajem był ścisły i częsty, zarówno przez listy jak przez ludzi, którzy w czasie trwania soboru jeździli z Konstancji do Polski i z po wrotem. Jedzie więc do Polski Janusz z Tuliszkowa w lecie 1415 r., zdaje królowi relację, we Lwowie 28 października otrzymuje od Jagiełły i Witolda nowe instrukcje 1 rusza z powrotem ze Żmudzinami. Kredencje te wydane są też na imię trzech posłów, przywódców żmudzkiego poselstwa. W r. 1416 przyjechał do Polski Piotr Wolfram 42 Legacja żmudzka i ruska omówione będą poniżej.
74
SOBORY REFORM ACYJNE
ale niebawem widzimy go znowu w Konstancji. W r. 1417 przybywa na sobór osobny poseł Jagiełły Andrzej z Kokorzyna, profesor teologii na Uniwersytecie Krakowskim, z prośbą o dyspensę od przeszkody powinowactwa duchowego między królem a Elżbietą Pilecką-Granowską, którą król zamierzał pojąć za żonę.43 Piszą z soboru do kraju Mikołaj Trąba, częściej Piotr Wolfram, do soboru zaś Jagiełło wysyła uroczystą skargę na postępowanie Zakonu.44 Sobór zwraca się do Jagiełły z wyrażeniem najwyższej wdzięczności za gorliwość w popieraniu jego celów i za starania o jedność w Kościele; nie może słów znaleźć, by podziękować mu, że tak znakomitych prałatów i tak dzielnych rycerzy na to święte koncylium wysłał. Ci polscy posłowie są ozdobą nie tylko króla i Królestwa, nie tylko polskiego kleru, lecz także stanu duchownego całego Kościoła. Pismo to pochodzące z końca lipca 1415 r. nosi charakter uroczysty, gdyż została do niego przywieszona pieczęć przewodniczącego czterech nacji45. Uczestnicy soboru mieli okazję brać udział w wielu ceremoniach kościelnych i świeckich, uroczystościach różnego rodzaju, wspaniałych wystąpieniach i zabawach. Szczególnie cesarz Zygmunt z upodobaniem je urządzał i jeśli go coś powstrzymywało, to tylko chroniczny brak pieniędzy. Zadłużał się też na wszystkie strony u mieszczan w Konstancji, u Janusza z Tuliszkowa, brał pieniądze od Krzyżaków, a gdy pojechał do Francji, kazał utrzymywać siebie i swój dwór na koszt skarbu francuskiego, by na stępnie bez skrupułu popierać interesy Anglii.46 Poważne narady i zabiegi dyploma tyczne przerywane były zabawami i turniejami. W czasie jednego z takich turniejów uciekł z Konstancji przebrany za giermka Jan XXIII. Zaślubiny Ludwika, księcia Brzegu z Piastów śląskich, z córką Fryderyka elektora brandenburskiego 9 kwietnia 1418 r. musiały dać sposobność do niejednej uroczystości. Audiencje, powitania legacji, koronacja papieża Marcina V w katedrze konstancjeńskiej odbywały się z całym cere moniałem. Legacja polska wnosiła w to środowisko pewien egzotyczny pierwiastek, zwłaszcza gdy wchodzili na widownię ludzie z Litwy i Rusi. Pojawienie się delegacji żmudzkiej z sześćdziesięciu osób złożonej musiało wywołać sensację. Jeszcze większą sensacją była osoba metropolity Camblaka i jego orszaku grecko-ruskich księży. 43 Por.: Długosz, Historia IV, 205; Polski słownik biograficzny I, 107. 44 Por.: Codex Vitoldi 1001-1018. 45 Por.: Codex Epistolaris X V saeculi II, nr 60. 46 „Le voyage de Sigismond à Paris et en Angleterre achève de dénoncer son immoralité transcedentale. Je n’insiste pas sur tels détails mesquins: ce médiateur pacifique se fa it rembourser de tous frais par le roi de France, payer même un tarif quotidien de 300 couronnes et une somme fixée d’avance qu’il encaisse avant d’en treprendre son rôle de courtier de paix internationale. Hebergé, comblé de présents et de vivres Sigismond part pour l’Angleterre pour conclure la paix. Mais aussitôt le roi des Romains oublie son rôle, il était venu conclure la paix et se borne à négocier une trêve. Et tandis qu’il fa it savoir à Paris ce joli avortement de ses belles pro messes, il met le temps à profit pour conclure une alliance avec VAngleterre, alliance défensive dirigée contre la France. Mais ce n’est pas tout. Trois semaines après cette fourberie, Sigismond écrit à Charles V I pour lui exprimer les sentiments de l’affection la plus sincère” — H. Leclercq, dz. cyt. VII —1, 443.
SOBORY REFORMACYJNE
75
Jeśli polscy rycerze i prałaci, obyci za granicą i o obyczajach podobnych do zachodnich, zresztą dostosowujący się nader łatwo do otoczenia, nie wyróżniali się spośród pozosta łych uczestników soboru, to przeciwnie Ruś i Żmudź zaciekawiała i zdumiewała swą odrębnością. Gdy papież Marcin V opuszczając Konstancję pojechał do Szafuzy, towarzyszyli mu Zawisza Czarny i Stanisław Merski przystrojeni dziwnie i przyozdo bieni strusimi piórami. Podczas spotkania z królem i królową Elżbietą w Pobiedziskach pod Gnieznem nasi delegaci przybrani byli, jak podaje Długosz, w kapy purpurowe i czarne kapelusze.47 Szkoda, że strona kulturalno-obyczajowa Soboru w Konstancji, na którą pewne światło rzucają wydawnictwa Hardta i Finkego, nie jest opracowana, choć na równi ze stroną kościelną i polityczną tego soboru na to by zasługiwała.
5. S p r a w a
krzyżacka
Nie wiemy, jakie instrukcje otrzymała delegacja polska na sobór, gdy w połowie listopada 1414 r. żegnała się z królem Jagiełłą w Niepołomicach. Przypuszczać tylko możemy, że wspólnie opracowany program składał się z dwu części, tak jak dwoma torami potoczyła się działalność poselstwa na soborze. Jedna część instrukcji obejmowała sprawy Kościoła powszechnego, nieobojętne dla Polski jako państwa chrześcijańskiego i pełniącego misję apostolską, drugą część zajmowała kwestia krzyżacka. Instrukcje zawierały też wytyczne zawarcia unii z Kościołem wschodnim, ważne dla Polski i Litwy tak z kościelnych, jak i z państwowych względów i żywo przez Jagiełłę i Witolda po pierane. Na czoło wysuwało się ciągle palące zagadnienie ostatecznego i sprawiedliwego załatwienia kwestii krzyżackiej. Dotychczasowe doświadczenia wykazały, że ani wojna, choćby przyniosła takie jak pod Grunwaldem zwycięstwo, ani sąd rozjemczy, jak ostatnio cesarza Zygmunta w Budzie w r. 1412, nie były właściwymi sposobami jej załatwienia. Wznowiona w r. 1414 wojna tak zwana głodowa nie wniosła nic nowego i zakończyła się rozejmem, zawartym na dwa lata, w którym to czasie sprawę miał rozpatrzyć papież, cesarz i sobór powszechny. Rozejm stanął w obozie pod Brodnicą 7 października 1414 r., więc w przeddzień soboru. Polacy mogli mieć jak najlepsze nadzieje. Jan X XIII obsypywał ich swymi łaskami, chcąc sobie zjednać ich poparcie. Już w czasie soboru zniósł przywileje krzyżackie, odnoszące się do ziem polsko-litewskich, i ustanowił Jagiełłę wikariuszem generalnym dla Pskowa i Nowogrodu. Cesarz Zygmunt od przymierza zawartego w Lubowli, a potwierdzonego w Koszycach i Budzie, uchodził nie tylko za przyjaciela Polski, ale także za osobistego przyjaciela Jagiełły i Witolda. Sobór, to najwyższe forum, mógł 47 Por. Historia IV, 216.
76
SOBORY REFORMACYJNE
budzić nadzieje na korzystne dla Polski rozstrzygnięcie tej sprawy, polska bowiem racja w sporze z Zakonem była oczywista, a zasługi Jagiełły około rozszerzania wiary były niewątpliwe i zjednywały mu uznanie soboru. W świetle tych nadziei program polski rysował się jakby w trzech ujęciach: maksy malnym, minimalnym i pośrednim. Program maksymalny polegał na zupełnym zlikwi dowaniu Zakonu, jako instytucji, która zupełnie minęła się ze swym celem i zamiast działać z pożytkiem, przynosiła tylko szkodę. Skoro bowiem Zakon powstał dla nawra cania pogan i obrony przed nimi, a pogan już w tamtych stronach nie było, zadania apostolskie zaś przejęła i wypełniała Polska, to Zakon był niepotrzebny i powinien być przeniesiony na kresy południowo-wschodnie, gdzie miał szerokie pole działania misyjnego i zarazem rycerskiego. Nie była to myśl nowa, bo jeszcze Olgierd w roko waniach z cesarzem Karolem IV o przyjęcie chrztu stawiał taki postulat w połowie XIV w.,48 a i później powracać on będzie niejednokrotnie. O ocenę tego programu niełatwo. Nie był on, jakby się wydawać mogło, tylko fantazją, skoro na początku XIV w. zniesiony został zakon templariuszy, dorównujący Krzyżakom bogactwami i sławą. Na ten to przykład powołała się w Konstancji delegacja polska. Program pośredni, bardziej od tamtego realny, obejmował zwrot ziem, które Zakon Pokce i Litwie wydarł i w ich posiadaniu bezprawnym się utrzymywał. Chodziło tu 0 ziemie polskie: Pomorze, ziemię chełmińską i michałowską, Nieszawę z Orłowem 1 Murzynowem, Santok i Drezdenko — oraz ziemie litewskie: Żmudź i Sudawię, czyli wielką puszczę stanowiącą niegdyś tereny Jadźwingów. Powyższy program stawiała Polska w rokowaniach bezpośrednich z Zakonem, które toczyły się nieraz49 i nawet już podczas trwania Soboru Konstancjeńskiego. Co więcej, Zakon w chwilach klęski czy trwogi sam ofiarowywał zwrot tych ziem, byleby się tylko przy posiadaniu Prus utrzymać. Program ten doczeka się urzeczywistnienia, lecz dopiero w r. 1466 po wojnie trzynastoletniej. Programem minimalnym był zwrot Żmudzi odstąpionej wprawdzie przez Zakon w pokoju toruńskim w r. 1411, ale tylko Jagielle i Witoldowi do końca ich życia, i to odstąpionej nieszczerze, bo właśnie o tę Żmudź toczyły się ustawiczne spory z Krzyża kami. Otóż gdy na soborze kwestia krzyżacka zeszła z dociekań doktrynalnych na grunt realny, zacieśniła się do kwestii żmudzkiej, i ta kwestia, doskonale postawiona i prze prowadzona, przyniosła zwycięstwo nie tyle zresztą Polsce, ile Litwie — jedynie istotne zwycięstwo, którym pochlubić się mogła nasza delegacja. W rzeczywistości bowiem Zakon utracił Żmudź już w Konstancji, utraciwszy tam ideową do jej posiadania legitymację.50 48 Por. W. Abraham, Powstanie organizacji Kościoła łacińskiego na Rusi, Lwów 1904, I, 225. 49 Na przykład na zjeździe w Grabowie w r. 1414. 60 Por. H. Finkę, Polen und das Konstanzer Konzil. V II Congrès International des Sciences historiques. Résumés des Communications présentées au Congrès, Varsovie 1933.
SOBORY REFORMACYJNE
77
Takie to zakreślono sobie cele, natomiast środki niezbędne do ich osiągnięcia były dwojakiego rodzaju: jedne natury ściśle politycznej, drugie z dziedziny teorii zaczerp nięte. Oczywiście, że bardziej zasadnicze były te drugie i one sprawiały, że Polska występowała nie tylko ze swą racją stanu, której Zakon znów swoją przeciwstawiał, lecz z racją wyższego rzędu, wznoszącą się ponad interesy i egoizmy partykularne i dzięki temu dla wszystkich zrozumiałą. Doktrynalne spory i dociekania to dziedzina raczej naukowa, dziedzina mądrych traktatów i scholastycznych wywodów, tak zresztą owej epoce właściwych. Nie prowadzą one prostą drogą do celu, który sobie stawiają, lecz z oderwanych ideologicznych przesłanek oceniają konkretną sytuację. Ten sposób działania miał więc raczej propagandowe znaczenie i jako taki okazał swą skuteczność, lecz gdy szło o osiągnięcia polityczne, trzeba było używać dawnych politycznych spo sobów. Sposoby te w znacznym stopniu uzależnione były od stanowiska miarodajnych na soborze czynników i od ich poparcia. Delegacja polska opierała swą taktykę na życzli wości papieża Jana XXIII, a jeszcze bardziej na życzliwości Zygmunta Luksembur skiego. Ustalono zapewne jeszcze w Polsce, że należy współdziałać z cesarzem, przyja cielem i sprzymierzeńcem. Zachodziły jednak pewne sprzeczności, w które uwikłali się nasi delegaci z prawdziwą dla polskich interesów szkodą. Wszak Jana XXIII, najbardziej przychylnego Polsce papieża, zwalczali Polacy, w szczególności zaś Andrzej Laskarys. Włączenie Polaków do nacji germańskiej, co ze strony polskiej nie wywołało żadnego sprzeciwu, nie pozostało bez konsekwencji. Nie chodziło wcale o dość dowolne pojęcie nacji — wszak na Uniwersytecie Paryskim Polaków zaliczano do nacji angiel skiej, a na Praskim tworzyli oni własną polską nację, do której znów należeli także studenci z Prus, przeważnie Niemcy. Ważniejsza była okoliczność, że nacja stanowiła pierwsze forum soborowych wystąpień. Tu wnoszono skargi i memoriały, tu rozpra wiano jakby w pierwszej instancji. W nacji niemieckiej decydował wpływ Zygmunta. Do jego najbliższego otoczenia należał Jan Wallenrod, arcybiskup ryski, protektor i poplecznik Krzyżaków.51 Sam Zygmunt wreszcie był sprzymierzeńcem raczej pozor nym niż rzeczywistym i nigdy nie można było przewidzieć, na którą się stronę przechyli. 20 kwietnia 1415 r. ponowione zostało w Konstancji przymierze między Jagiełłą a Zygmuntem. 11 maja sobór wyznaczył osobną komisję dó zbadania sporu polsko-krzyżackiego złożoną z delegatów nacji po dwu z każdej pod przewodnictwem Zabarelli.52 51 Czterech było głównych doradców Zygmunta: arcybiskup Mediolanu, patriarcha Antiochii, którego za uległość cesarzowi usunięto z nacji francuskiej, arcybiskup ryski i biskup angielski z Salisbury. Z początkowych liter ich stolic powstała nazwa M-A-R-S na oznaczenie tej czwórki. Spośród wymie nionego grona tylko biskup angielski był przyjacielem Polaków. W nacji niemieckiej jednak oprócz wrogów mieli Polacy też ludzi sobie przychylnych, jak na przykład Dietricha z Nieheim, autora pism reformacyjnych dużej Wartości. 52 Por. H. van der Hardt, dz. cyt. IV, 164.
78
SOBORY REFORMACYJNE
6 lipca Paweł Włodkowic przedstawił w nacji niemieckiej swój traktat O władzy papieża i cesarza w stosunku do niewiernych, co zostało źle przyjęte przez cesarza.5a 13 lipca Zygmunt postawił drażliwe pytanie, czy Polacy uznają władzę cesarską, i usłyszał odpowiedź, że król polski jest wolnym królem, a Polska niezawisłym pań stwem.5354 16 lipca Zygmunt przyrzekł tajemnie Zakonowi — ale w dokumencie opatrzonym pieczęcią majestatyczną — że wszystkie spory z Polską rozstrzygnie na jego korzyść.55 Oto postępowanie Zygmunta, z którym związali się Polacy, a na którym trudno było polegać. Taki był Zygmunt, zawsze fałszywy, zmienny, bez skrupułu, zdradziecki. Taki okazał się w sporze francusko-angielskim, gdy w 1416 r. przedzierzgnął się najniespodziewaniej ze sprzymierzeńca Francji w jej wroga i sojusznika Anglii. Francji to żadnej szkody nie przyniosło, bo siły Zygmunta nie były wielkie, natomiast prokrzyżackie stanowisko Zygmunta Polsce przysparzało niemało trudności. Na zajęcie stanowiska przez Zygmunta wielki wpływ wywierały pieniądze i poda runki, Zygmunt bowiem był przekupny, jak zresztą wielu książąt duchownych i świec kich w tych czasach. Toteż zarówno Krzyżacy, jak Polacy starali się przekupić króla, tylko Krzyżacy czynili to w sposób zręczniejszy. Być może, że obietnica korzystnego dla Krzyżaków wyroku została drogo opłacona. Zresztą niezależnie od pieniędzy sympatie Zygmunta były po ich stronie, podobnie jak sympatie papieża Marcina V* Mimo to Zakon nie ufał Zygmuntowi i wolał pośrednictwo papieża, przez co okazał więcej zmysłu praktycznego niż Polska. Jeżeli w polityce oparcia się o Zygmunta już tkwiła sprzeczność, to nie mniejsza tkwiła też w popieraniu przez Polaków idei koncyliarystycznej, w której najbardziej z Polaków zaangażował się Andrzej Laskarys. Działając zgodnie z tą ideą, która naówczas była wyrazem postępu i ratunku Kościoła, Polacy przyczynili się do upadku Jana XXIII. Ta postawa wiązała ich jeszcze mocniej z Zygmuntem i z soborem suwe rennym w okresie przed wyborem papieża. Ale trwanie przy tej idei doprowadziło wreszcie do tego, że pod koniec soboru Polacy złożyli apelację od orzeczenia papieskiego do przyszłego soboru, i to poróżniło ich z Marcinem V. Polacy zbytnio zaufali soborowi i wyidealizowali sobie tę instytucję ponad jej istotne znaczenie.56 Nie wątpili, że w ich sporze z Krzyżakami dopiero sobór wzniesie się na wyższe stanowisko, że to będzie owa ma iustitiae — droga sprawiedliwości. Tymczasem sobór — organ zbyt liczny, bardzo różnolity i zbyt wielu sprawami zajęty — uważał 53 Por.: Starodawne prawa polskiego pomniki, wyd. M. Bobrzyński, Kraków 1878, V, 161; H. van der Hardt, dz. cyt. IV, 38. 54 Por. Codex Vitoldi nr 641. 55 Por. Codex Epistolaris X V saeculi II, nr 60. 56 Taki na ogół trafny i realny pogląd reprezentuje H. Bellee, Polen und die römische Kurie in den Jahren 1414 —1424, Osteuropäische Forschungen, Heft 2, Berlin 1914.
SOBORY REFORMACYJNE
79
spór polsko-krzyżacki za rzecz uboczną i mniejszej wagi w stosunku do swych głównych celów. Sprawę tę przekazał na wlokące się powoli obrady komisyjne i właściwie nic w niej nie zdziałał. Co prawda również i Krzyżacy na forum soboru nie odnieśli żadnych sukcesów. Ten wynik negatywny ma swe znaczenie, jeśli się zważy, że po bitwie grunwaldzkiej powstał w całych Niemczech ruch wrogi Polsce. Król Zygmunt w orędziu do książąt Rzeszy ujął się za Zakonem jako instytucją związaną nie tylko z rzymsko-niemieckim państwem, lecz i z całym chrześcijaństwem. Przedstawiano, że Grunwald był triumfem barbarzyństwa i pogaństwa nad kulturą i chrześcijaństwem, i wierzono w to. Jakichże trzeba było dowodów i jakich argumentów, aby te fałsze sprostować i sprawę Polski z Zakonem w świetle prawdy przedstawić? Wywodem teoretycznym i prawnym zajął się krakowski rektor Paweł Włodkowic. W kilku znakomitych trak tatach potrafił całą kwestię postawić na zupełnie innej płaszczyźnie, sięgając do zasad moralnych. Spór stawał się więc sporem o zasady w pierwszym rzędzie, a dopiero na dalszym planie sporem o stosowanie tych zasad w polityce. Dowodu na ogromną różnicę metod polskich i krzyżackich w nawracaniu pogan dostarczyło poselstwo żmudzkie, które stanęło wobec soboru w wielkiej liczbie około sześćdziesięciu osób. To byli autentyczni świadkowie z ziemi krwią przesiąkniętej i ich pojawienie się było najlepszym poparciem skargi. Traktat Włodkowica przypada na 5 lipca 1415 r., a poja wienie się Żmudzinów — na koniec listopada. Oba te fakty pozostają ze sobą w ścisłym związku, tak dalece, że nasuwa się bardzo prawdopodobne przypuszczenie, iż działo się to według z góry ułożonego planu. Może u genezy tego planu stoi Mikołaj Trąba? Bez jego rady nie obyło się przy tym na pewno. Jeżeli Mikołaj Trąba był delegacji polskiej przewodniczącym, jeżeli Andrzej Laskarys obrał sobie reformę Kościoła w myśl teorii koncyliarystycznej za właściwe pole swego działania, to referentem sprawy krzyżackiej był rektor krakowski Paweł Włodkowic z Brudzenia, herbu Dołęga. Była to dla Polski sprawa najważniejsza, ale zarazem najtrudniejsza, rola Włodkowica staje się więc ogromnie doniosła.57 Na jego to barkach spoczywał nieledwie cały ciężar sprawy, pisania traktatów i formułowania wniosków, posługiwania się nauką i metodą naukową oraz właściwego interpretowania faktów, których dostarczało życie. Paweł Włodkowic — to jedna z wybitniejszych naszych postaci pierwszej połowy XV w., a postać to wielce szanowna i piękna zarazem, to typ uczonego, działacza i Polaka-patrioty. Należy w równej mierze do historii, jak i do lite ratury, zwłaszcza do literatury politycznej i moralnej. Jest przy tym kapłanem nie pozbawionym świątobliwości. Paweł Włodkowic jest człowiekiem nauki w całym tego słowa znaczeniu. Kilkanaście lat sumiennych studiów, najpierw na Uniwersytecie 57 Literatura naukowa dotycząca Pawła Włodkowica jest bardzo obszerna, czy to jeśli chodzi o osobne rozprawy, czy też dzieła ogólniejszej treści. Por. R. Piłat, Historia literatury polskiej, Kraków 1926, I —1 w opracowaniu S. Kossowskiego: Literatura średniowieczna w Polsce w wieku X V , 177.
80
SOBORY REFORMACYJNE
Praskim, potem Padewskim, sprawiło, że posiadł całą ówczesną wiedzę, zwłaszcza w dzie dzinie prawa kanonicznego. Pisze o nim Długosz: ,,badaniom naukowym tak bardzo był oddany, że ślęcząc nad księgami zapominał o posiłku i dopiero słudzy przypominać mu to musieli”58. A na soborze śmiało mógł o sobie powiedzieć: „non tamąuam ambassiator hoc facio, sed tamąuam doctor” — ,,nie czynię tego jako poseł, lecz jako uczony” . Należy to oświadczenie rozumieć w tym sensie, że jeżeli polityka jest grą, i to często grą fałszywą, to nauka jest poszukiwaniem prawdy — i w jej służbie trwał przez całe życie Włodkowic. Nie była to wszakże nauka oderwana od życia i pozostająca w sferze abstrakcji, ale raczej nauka dająca się zastosować do potrzeb życia. Włodkowic nie jest uczonym z katedry tylko, lecz uczonym w służbie swej ojczyzny. Między naszymi uczonymi zaś jest jednym z najbardziej europejskich. Jeśli nic, co polskie, nie było mu obce, to również nic, co europejskie. Życie strawił najpierw na zagranicznych studiach, następnie na ambasadach za granicą, najdłużej w Rzymie, ale głównym terenem jego działalności była Konstancja. Tam to na sesji nacji niemieckiej dnia 5 lipca wystąpił z główną swą pracą O władzy papieża i cesarza w stosunku do niewiernych, która zaczyna się od pamiętnych słów „Saevientibus olim Pruthenis” (,,Gdy niegdyś srożyli się Prusacy”).59 Zasadnicze pytanie wysunięte w tym piśmie brzmiało: czy papież i cesarz mają władzę nad niewiernymi, a jeśli mają, jaka jest ta władza? Nie o teorię jednak chodzi Włodkowicowi, ale o zasto sowanie wyciągniętych z niej wniosków do sprawy polsko-krzyżackiej. Dowodzi więc, że wszelkie nadania i przywileje papieskie i cesarskie, na które się Krzyżacy w stosunku do Litwy powoływali, są nieważne, bo ani papież, ani cesarz nie mają prawa do ziem pogan i nie mogą ziem tych im odbierać i innym nadawać; dalej, że nawracać pogan należy nie mieczem, tylko słowem, tak żeby nawrócenie było dobrowolne, bo o nawró ceniu stanowi wolna wola i łaska Boża, nie zaś przymus i gwałt; wreszcie, że dla własnej obrony wolno jest władcy chrześcijańskiemu przyzwać niewiernych na pomoc. W okre śleniu stosunku władzy świeckiej do duchownej jest Włodkowic zwolennikiem poglądu charakterystycznego dla średniowiecza, że władza duchowna, czyli papież, powinna panować nad świecką, czyli nad cesarzem, i tylko papieżowi mają być monarchowie podlegli. Było to unieważnieniem praw i potępieniem metod krzyżackich, było odpar ciem imperialistycznych roszczeń cesarza Zygmunta, było zwalczeniem nader niebez piecznego zarzutu, że Polacy korzystają z pomocy niewiernych, czyli pogan i schizmatyków, w wojnie z Zakonem. Z problemem tym wiąże się zagadnienie wojny sprawied liwej (ihelium iustum). Zagadnienie to nie było tylko teorią interesującą uczonych i moralistów, zajmowało ono ludzi ówczesnych, budząc rozliczne wątpliwości, dla Polski zaś miało pierwszo58 Historia VI, 567. 59 Wydana przez M. Bobrzyńskiego w Starodawnych prawa polskiego' pomnikach V, 297 ns.
SOBORY REFORMACYJNE
81
rzędne znaczenie w jej sporze z Krzyżakami, bo od takiej czy też innej odpowiedzi na wynikłe stąd pytania zależało przyznanie słuszności jej lub Zakonowi. Wszak Jakub, biskup płocki, wygłasza na ten temat kazanie do rycerstwa idącego pod Grunwald, a rektor krakowski Stanisław ze Skalmierza, autor traktatu De bellis iustis, w r. 1410 głosi kazanie, w którym według metod ówczesnej nauki omawia między innymi dopuszczalność przymierza z poganami i stanowisko prawne państw pogańskich, opierając się na Piśmie świętym i prawie kanonicznym,60 jak to później czynić będzie Włodkowic. W r. 1412 w Budzie w czasie procesu polsko-krzyżackiego zakończonego wyrokiem króla Zygmunta, gdzie obecni byli Laskarys i Włodkowic, z polskiej strony padły tezy moralno-polityczne o prawach narodów pogańskich do samoistnego bytu i obowiązkach chrześcijańskich braci względem nich.61 Wypowiedział je Andrzej Laskarys, główny przedstawiciel Polski w procesie z lat 1412—1414. Widzimy więc, że tezy, z którymi Włodkowic w Konstancji wystąpił, powstały i kształtowały się z wolna, zanim osiągnęły pełnię w jego traktacie, i że zawsze opierały się na realnym gruncie położenia politycznego. Zarazem przyjąć możemy pewną wspólność koncepcji paru wybitnych mężów, jak wymienieni: biskup Kurdwanowski, rektor Stanisław, a zwłaszcza Andrzej Laskarys. Niemniej jednak główna zasługa naukowego opracowania tych idei i wysnucia z nich wniosków (conclusiones) oraz postawienia sprawy na forum soboru przypada Włodkowicowi. Traktat powyższy jest najobszerniejszą i najważniejszą, ale wcale nie jedyną pracą Włodkowica z doby konstancjeńskiej. Następne jego prace z lat 1415—141762 są wywo dami procesowymi, w kcórych nie ma wykładu systematycznego, lecz jest polemika oraz zastosowanie poglądów ogólnych do wojen polsko-krzyżackich. W r. 1416 poddaje on badaniu poszczególne przywileje Zakonu, ponadto neguje charakter zakonny Krzy żaków i ich zdolność prawną do nabywania i posiadania ziem. W r. 1417 dochodzi jeszcze polemika z tezami przedłożonymi w obronie Krzyżaków. Rozgrywał się bowiem przed soborem, a raczej przed komisją przez sobór wyznaczoną, proces polsko-krzyżacki, jeden z wielu takich procesów, które ciągną się i powtarzają w XIV i XV stuleciu i pozostają bez rezultatu, niepodobna bowiem w drodze procesu skłonić zaborcę do oddania zabranych ziem. Jedynym na to sposobem może być tylko wojna. Tu wszakże 60 Por. L. Ehrlich, Paweł Włodkowic i Stanisław ze Skarbimierza 681. 61 Por. Lites ac res gestae Ínter Polonos ordinemque Cruciferorum, III, Warszawa 1935; wstęp J. Karwasińskiej, str. V II —V III. 62 Por.: De ordine Cruciferorum et de bello Polonorum contra dictos fratres; pismo z końca września 1417 r. będące rozprawą polemiczną przeciw pisarzom krzyżackim Falkenbergowi i Frebachowi z Bambergu i obroną Polski przed wysuniętymi tam zarzutami, ale o treści podobnie jak pierwsze ogólnej i wywodach teoretycznych. Prócz tych traktatów napisał on jeszcze kilka memoriałów w sprawie procesu polsko-krzyżackiego oraz traktat De annatis... przeciw opłatom na rzecz kurii papieskiej, będący wyrazem idei koncyliarystycznej (annaty są to taksy nominacyjne biskupów w wysokości jednorocznego dochodu, uiszczane przez nich Stolicy Apostolskiej).
82
SOBORY REFORMACYJNE
powstaje właśnie zagadnienie ,,wojny sprawiedliwej”, z punktu widzenia moralnych pojęć i zasad chrześcijańskich ogromnie doniosłe. Zagadnienie to nie było wcale nowe. Doktryną wojny sprawiedliwej zajmował się już św. Augustyn, potem zaś pojawia się ona często w literaturze średniowiecznej, moralnej i zwłaszcza prawnej X III i XIV w. Paweł Włodkowic zna tę literaturę i posłu guje się nią umiejętnie. Nie poprzestaje jednak na autorytetach, choćby największych; jego ujęcie tematu jest śmiałe i oryginalne. Zaprzeczenie władzy cesarskiej nad całym światem, dopuszczalność współistnienia państw pogańskich z chrześcijańskimi, nie dopuszczalność napadania na niewiernych, mordowania ich i ujarzmiania, przyznanie chrześcijanom prawa do wchodzenia z nimi w przymierza i do korzystania na wojnie z ich pomocy, wreszcie zasada: fides ex necessitate esse non debet (,,wiara nie powinna być narzucona pod przymusem”) — oto główne tezy Włodkowica ogniskujące się wokół naczelnej kwestii ,,wojny sprawiedliwej”. Do dociekań doktrynalnych przywiązywał Włodkowic ogromną wagę, ale nie pomijał bynajmniej faktów. Sobór kwestii polsko-krzyżackiej nie załatwił, wyroku żadnego nie wydał, nawet nie stworzył podstaw do jakichś rozstrzygnięć w przyszłości. Nadzieje polskie zostały więc zawiedzione. Via iustitiae okazała się dobra w teorii, nie do zastosowania zaś w prak tyce. Po dawnemu pozostawały wypróbowane już nieraz sposoby: wojna — kosztowna, niepewna i mimo zwycięstw zawodna — oraz sąd rozjemczy cesarski lub papieski, po którym również niewiele można się było spodziewać. Natomiast powstało piękne i mądre dzieło w dziedzinie literatury politycznej, jakiemu równego na Zachodzie nie można znaleźć, będące zapoczątkowaniem polskiej szkoły prawa narodów. 6. S p r a w a ż m u d z k a
Tezy postawione przez Pawła Włodkowica nie tylko miały akademicki charakter zasad moralnych obowiązujących w stosunkach międzynarodowych, nie tylko miały wydźwięk historyczny ze względu na słuszną ocenę sprawy chrystianizacji Litwy przez Polskę, lecz także zmierzały do osiągnięcia konkretnego celu, którym było w danej chwili załatwienie kwestii żmudzkiej.63 Traktat toruński z 1 lutego 1411 r. oddawał Żmudź w dożywocie Jagielle i Witoldowi, a zarazem nakładał na nich obowiązek sze rzenia tam wiary chrześcijańskiej.64 Dopiero po bitwie pod Grunwaldem i unii horo63 Idziemy tutaj za wywodami ks. J. Fijałka, Uchrześcijanienie Litwy przez Polskę i zachowanie w niej języka ludu pod koniec Rzeczypospolitej, w dziele zbiorowym Polska i Litwa w dziejowym stosunkuy Kraków 1914, 70 ns. 64 Por. Codex Epistolaris X V saeculi 41, nr 35. Ten mandat pokoju toruńskiego był niemałym osią gnięciem, dotąd bowiem wyłączność prowadzenia tam dzieła misyjnego przypisywali sobie Krzyżacy. Pokój toruński był jednak raczej zawieszeniem broni niż pokojem i za taki był przez obie strony poczyty wany. Orzeczenie soboru miałoby więc zasadnicze znaczenie.
SOBORY REFORMACYJNE
83
delskiej w listopadzie 1413 r. udał się Jagiełło z Witoldem na Żmudź drogą wodną, Niemnem przez Merecz i Kowno, a potem w górę rzeką Dubissą, i rozpoczął osobiście dzieło misyjne, tak samo jak ongiś w r. 1387 na Litwie. Były to jednak dopiero początki. Żmudź była znacznie od Litwy trudniejsza do nawrócenia na chrześcijaństwo, tak ze względu na silniejsze tu pogaństwo, jak i dlatego, że Żmudzini, doznawszy krzyżackich gwałtów, opierali się misjonarskim usiłowaniom, a także dlatego, że Zakon ustawicznie bruździł wywołując spory graniczne. Złożenie przez sobór misji apostolskiej na Żmudzi w polskie ręce przesądzałoby poniekąd o jej losach na rzecz Polski i Litwy i ratowałoby ją na zawsze przed Zakonem. Zakon za wszelką cenę pragnął zagarnąć Żmudź. To był punkt zapalny uniemożli wiający zawarcie pokoju, o który chodziło zwierzchnikom chrześcijaństwa. Oto powód, dla którego kwestia żmudzka znalazła się na soborze. Wytoczenie jej w Konstancji nie mogło wydawać się dziwne, bo wagą swoją wyrastała ona daleko poza swój lokalny charakter i nabierała ogólniejszego znaczenia symbolicznego — natomiast oryginalny był sam sposób postawienia tej kwestii drogą sprowadzenia do Konstancji licznej żmudzkiej delegacji. Takie wysunięcie na plan pierwszy woli ludności, zamiast woli władców, którzy w tej epoce o losach krajów zwykli byli rozstrzygać, można by nazwać przedświtem idei demokratycznej. W każdym razie rzucono na szalę czynnik nowy, tak jak nowe były w teorii idee Włodkowica. W końcu listopada 1415 r. przybyło poselstwo żmudzkie, a 4 grudnia zostało przy jęte w katedrze wobec całego soboru. Na jego czele stali trzej rycerze z najbliższego otoczenia Witolda, dwaj Litwini: Jerzy Giedywołd i Jerzy Golimin Nadobowicz, i jeden Polak Mikołaj Sępiński, z nimi zaś było około sześćdziesięciu Żmudzinów neofitów, którzy swoją obecnością i zeznaniami mieli zaświadczyć o nieszczęsnych losach swej krainy pod krzyżackim jarzmem i o gotowości przyjęcia wiary przez swych pogańskich jeszcze współbraci, ale z rąk polsko-litewskich, bo przez Krzyżaków Żmudź nigdy nawrócona nie zostanie. W ich imieniu przemówił Andrzej Laskarys, zaczynając od słów: ,,Przychodzą do Kościoła i kłaniają mu się dawni poganie Litwy i Żmudzi nawró ceni do wiary chrześcijańskiej nie pod wpływem gróźb i gwałtów, lecz z własnej woli i zasługą króla polskiego Jagiełły i księcia litewskiego Witolda. Od lat trzydziestu, kiedy sami przyjęli wiarę, zdążali wszelkimi siłami, by jej światło zapanowało wszędzie w rozległych obszarach ziem sobie podległych. Czyż będzie można twierdzić, iż po apostołach kto tyle zdziałał dla chrześcijaństwa, co ci dwaj książęta ?” Wrażenie wy warte na soborze było potężne. Donosi o nim w liście do króla Paweł Włodkowic: ,,Bogu dzięki wypadło to ku szczególniejszej chwale Waszej Królewskiej Mości. Wziąłeś cześć, Miłościwy Królu, ponad wszystkich królów na soborze”65. A prokurator 65 Cytowane za ks. J. Fijałkiem, Ostatnie słowo Pawła Włodkowica o zakonie krzyżackim, Przegląd Kościelny 1902.
SOBORY REFORMACYJNE
84
Zakonu pisze do wielkiego mistrza, że szerzy się niechęć ku Krzyżakom i że wobec zaufania, jakim cieszą się Polacy, nie może on nic zdziałać. Dzięki takiemu postawieniu sprawy żmudzkiej Polacy zyskali sobie na soborze silne stanowisko jako krzewiciele i obrońcy chrześcijaństwa.66 Publiczne przedłożenie sprawy żmudzkiej soborowi nastąpiło w dwa miesiące później, 5 lutego 1416 r. w ,,Propositio Samaytarum”. Była to skarga Żmudzi na Krzy żaków, akt oskarżenia prosty, szczery a mocny, pióra najprawdopodobniej Pawła Włodkowica. Przebija z tej skargi martyrologia Żmudzi podczas misji krzyżackich. Ukazano natomiast, jak odmiennymi metodami posługiwali się Polacy i Litwini, którzy wraz z wiarą nieśli wolność. W odpowiedzi Krzyżacy usprawiedliwiają swe postępo wanie wobec Żmudzi jej niechęcią do nowej wiary. Starły się z sobą dwa poglądy i dwa pojęcia chrześcijaństwa: idealistyczne i polityczno-państwowe. A sobór przyznał słuszność stanowisku Polski i Litwy i zgodził się na polsko-litewskie apostolstwo na Żmudzi, zezwalając w myśl wniosku żmudzkiego na misje arcybiskupa lwowskiego i biskupa wileńskiego, nie zaś, jak tego chcieli Krzyżacy, na podanie Żmudzi w zależność kościelną od metropolii ryskiej. Wysłał też sobór na Żmudź swoją własną delegację, na której czele miał stanąć kardynał biskup Raguzy Jan Dominici, dominikanin. O misji tej żadnych nie mamy wiadomości. Zapewne nie dotarła ona do celu. Właściwa akcja chrystianizacji Żmudzi przypadła na r. 1417 i odbyła się podobnie jak w r. 1387 na Litwie. Tylko że teraz prowadzeniem misji zajął się Witold, nie Jagiełło, on też, zgodnie z postanowieniem soboru, ufundował w Miednikach biskupstwo. Obaj biskupi: wileński Piotr Jastrzębiec i lwowski arcybiskup Jan Rzeszowski, którzy przez kilka miesięcy prowadzili pracę misyjną, występowali jako legaci soboru. Przesłali oni soborowi sprawozdanie, które wraz z listem króla Jagiełły odczytał 1 lutego 1418 r. Piotr Wolfram. Wywołało to wielkie wrażenie, którego wyrazem są listy do Jagiełły od papieża i dwa od króla Zygmunta.67 Słowa Marcina V, pochwalające prawowierność Jagiełły i jego gorliwość w szerzeniu wiary, są zadośćuczynieniem za podejrzenia i oszczerstwa, które rzucano na niego na soborze. Pisma króla Zygmunta, utrzymane w retorycznym napuszonym stylu, są też świadectwem prawo wierności Jagiełły, kwestionowanej przez stronę niemiecką. Wszystko to oczywiście nie przesądzało poli tycznej przynależności Żmudzi, pośrednio jednak stwarzało najlepszą podstawę do wygrania tej sprawy. Czyja to była zasługa — nie wiadomo: Pawła Włodkowica, Andrzeja Laskarysa czy może Mikołaja Trąby?
66 Por. tamże 85 ns. 67 Por. tamże 104.
SOBORY REFORMACYJNE
85
7. S p r a w a F a l k e n b e r g a
Sobór w Konstancji miał swój antypolski epizod, a epizodem tym jest tak zwana sprawa Falkenberga.68 Wiąże się ona najściślej ze sprawą polsko-krzyżacką, porusza i w odmiennym a jaskrawym świetle stawia te same zagadnienia, które były treścią traktatów Włodkowica, zmusza delegację polską do postępowania radykalnego o dra matycznym w pewnych chwilach napięciu. I Włodkowic jest tu zaangażowany jako polski rzecznik, i Mikołaj Trąba jako główny przedstawiciel Polski i jej znieważonego króla. W ostatnie obrady soboru wnosi ona zgrzyt, naruszający powagę zgromadzenia soborowego. Zresztą samo pismo niemieckiego dominikanina pałającego nienawiścią do Polski nie licuje z dostojeństwem soboru. Sprawa ta pociągnęła za sobą skutki, które dopiero w przyszłości ulegną osłabieniu i zapomnieniu. Dziwne wydać się musi, że jedno pismo fanatycznego mnicha niemieckiego, nazwane przez autora satyrą, a zasługujące na nazwę paszkwilu, zamiast pozostać tym, czym było: bezecną napaścią jednostki, za której wystąpienie nikt nie powinien brać odpowie dzialności — urosło do rozmiarów kwestii politycznej, a nawet religijnej. Jeden to dowód więcej na to, że w dobie Soboru Konstancjeńskiego literatura polityczno-religijną i polemiczna odgrywała ogromną rolę i że urabianie opinii było prawie tak samo ważne jak podejmowanie uchwał. Stąd wielkie znaczenie wystąpienia nie tylko Falkenberga, ale przede wszystkim Włodkowica. Sobór bowiem był najwyższym trybunałem nie tylko w sensie formalnym, lecz także ideowym, a zwycięstwo czy też klęska w tej dzie dzinie wpływały nieraz na losy ludzi i całych państw. Delegacja polska to rozumiała. Jan Falkenberg69 był Niemcem szczególnie do Polski wrogo nastawionym. Nazwisko wziął od miejscowości rodzinnej w Nowej Marchii nad rzeką Drawą. Był wycho wankiem i profesorem konwentu dominikańskiego w Kamieniu na Pomorzu, czyli należał do prowincji polskiej tego zakonu. W łonie tej prowincji wrzała wtedy zaciekła walka między elementem polskim a niemieckim. Niemcom chodziło o podział prowincji zakonnej na dwie — niemiecką i polską, i nawet chwilowo swój cel osiągnęli. Rozłam prowincji polskiej przypadł na czas soboru, na lata 1415—1417. Ta swego rodzaju „schizma” dominikańska była bezprawiem, toteż wywołała sprzeciw prowincjała Jana Biskupca, arcybiskupa Mikołaja Trąby i króla polskiego. Rozłam w zakonie budził bowiem nie tylko zgorszenie wewnątrz, ale był też jednym z wielu z różnych stron podejmowanych ataków niemieckich na Polskę. Separatyści pochodzili głównie ze Śląska i Prus. Antagonizmy narodowe były więc wśród dominikanów rozbudzone 68 Główną i podstawową pracą do sprawy Falkenberga na soborze jest rozprawa ks. J. Fijałka, Dwaj dominikanie krakowscy Jan Biskupiec i Jan Falkenberg. Nie jest bezstronna, ale przynosi dużo materiału z krzyżackich archiwów zaczerpniętego praca B. Bessa, Joh. Falkenberg O.P. und der preussisch-polnische Streit vor dem Konstanzer Konzil, Zeitschrift fü r Kirchengeschichte XVI, 1896. 88 Idziemy tu całkowicie za wywodami ks. J. Fijałka.
86
SOBORY REFORMACYJNE
i doszły w tej epoce do najwyższego napięcia. W takiej atmosferze nienawiści do wszyst kiego, co polskie, wyrósł Falkenberg. Ale był to człowiek nieprzeciętnie zdolny i na prawdę uczony. Zakon dominikański bowiem słynął z tego, że jego członkowie byli ludźmi wykształconymi: jedni kształcili się na uniwersytetach, inni w naukowych ogniskach zakonnych. Dzięki bullom papieży Bonifacego IX i Jana XXIII zakon osiągnął samodzielność w sprawie studiów i nadawania stopni naukowych na równi z uniwersy tetami. Jan Biskupiec, spowiednik Jagiełły pospołu z Mikołajem Trąbą, osiągnął stopień doktorski w r. 1410 na kapitule generalnej w Bolonii. Falkenberg czerpał wiedzę z obu źródeł: miał za sobą studia i tytuły uniwersyteckie z Pragi i Wiednia, może nawet doktorat paryski, i studiował dalej w zakonie prawo kano niczne i teologię. Talent miał duży, przede wszystkim dialektyczny i polemiczny, i temperament niesłychanie żywy, gwałtowny, agresywny. W obliczu przeciwnika tracił zupełnie panowanie nad sobą. Był fanatykiem niemiecko-krzyżackim, nienawi dzącym Polski z całej duszy, i fanatykiem zakonno-ortodoksyjnym, który wszędzie dopatrywał się herezji. Mimo pewnej sławy zawsze go spotykały niepowodzenia. Usunięto go z krakowskiego konwentu Świętej Trójcy i z granic Polski, przegrał proces w Rzymie ze słynnym Mateuszem z Krakowa, którego oskarżył o herezję, we własnym zakonie skazany został wyrokiem kapituły generalnej w Strasburgu w r. 1417 na wieczne milczenie, a nawet pozostawał w zakonnym areszcie, paszkwil na Jagiełłę zaprowadził go wreszcie do więzienia, a co więcej, Falkenberg musiał odwołać swe oszczerstwa, w końcu po jego klęsce wyparli się go nawet Krzyżacy. A przecież ten awanturnik, a zarazem uczony i zakonnik, wywarł duży wpływ na bieg spraw polskich w Konstancji. Bieg tych spraw wypaczył i przez to, nie zaś przez swoje pismo, Polsce istotną szkodę wyrządził. Kiedy, gdzie i z jakiej okazji Falkenberg napisał najgłośniejszą swą rozprawę — libellus, jak się Długosz wyraża — pod tytułem Satyra na herezje i inne nikczemności Polaków oraz ich króla Jagiełły (Satira contra hereses et cetera nephanda Polonorum et eorum regis Jagel) — nie wiadomo. Najpewniej napisał ją w Konstancji, na soborze, w ogniu walki z Pawłem Włodkowicem i z jego traktatowymi twierdzeniami. Przyznać należy, że walkę rozpoczął Włodkowic, swym wystąpieniem godząc w samą podstawę istnienia Zakonu. Ze strony krzyżackiej posypały się pisma polemiczne autorów wynajętych przez Zakon, ale Falkenberg to nie zwyczajny najmita, który ma myśl i pióro na sprzedaż, to najszczerszy przyjaciel i sprzymierzeniec Krzyżaków i wróg Polski. Wprawdzie wielki mistrz w związku z zarzutem Jagiełły zaprzeczył, jakoby on ponosił odpowiedzialność za pismo Falkenberga, ale nie mógł przecież postąpić inaczej wobec wielkiego skandalu, który to pismo wywołało. Cóż bowiem jest jego treścią? Fanatyczny mnich wzywa do tępienia Polaków i zgładzenia ich króla-bałwana, gdyż są to poganie, a nawet są jeszcze od pogan gorsi.
SOBORY REFORMACYJNE
87
Radzi ich powywieszać jako psy bezwstydne i heretyków. Twierdzi, że Polska jako państwo i naród jest obrazą Boga i istnieć nie może. Kto Polaków zabija, zasługuje na żywot wieczny, kto im pomaga, jest potępiony. Na czoło zaś wysuwa hasło zamor dowania Jagiełły. Samo to pismo zaginęło, dochowały się tylko tezy w liczbie jedenastu, zawarte w akcie polskiej apelacji.70 Nie jest to jednak jedyne pismo Falkenberga, tak samo jak nie jest on jedynym pisarzem na usługach Zakonu. Znamy jeszcze Jana Frebacha z Bambergu, doktora prawa kanonicznego, który polemizuje z Włodkowicem poważnie, nie fanatycznie i nie demagogicznie. Z nich wszystkich Włodkowic jeden jest człowiekiem prawdziwej idei i czystych rąk. Ludzie Zakonu piszą za pieniądze i dla pieniędzy. Satyra Falkenberga pojawiła się na soborze w 1416 r. Następstwem jej była skarga arcybiskupa Mikołaja Trąby odwołującego się do soboru. By skardze tej nadać większą wagę, a zarazem wprowadzić ją niewątpliwie na drogę postępowania procesowego, arcybiskup obwinił Falkenberga o herezję. Pojęcie herezji w ścisłym znaczeniu dotyczy zasad wiary, czyli dogmatów, lub moralności, nie dotyczy zaś polityki, bo ta należy już do zupełnie innej dziedziny. W tym wypadku chodziło o ciężką obrazę króla i narodu polskiego, zarzucanie pogaństwa i herezji, wzywanie do wojny i mordu. Oszczerstwa były niewątpliwie bardzo ciężkie, nie było jednak pewne, czy dałyby się one podciągnąć pod pojęcie herezji, nawet herezji w najszerszym znaczeniu tego słowa, chyba że stwo rzyłoby się ad hoc jakieś pojęcie herezji moralnej. Inny był jednak pogląd ludzi współ czesnych, czego dowodem jest także głośna na soborze sprawa traktatu paryskiego doktora, franciszkanina Petita (Parvus), pochwalającego tyranobójstwo. Nieżyjącego już wtedy autora oskarżono podobnie o herezję i zażądano spalenia jego księgi, tak jak ksiąg heretyckich. Spór ten miał również podłoże polityczne walki stronnictwa burgundzkiego z francuskim. Nie trzeba przeto sądzić, że arcybiskup Trąba, człowiek rozważny i umiarkowany, dał się unieść afektowi i głęboko dotknięty w swej dumie narodowej i w obronie honoru swego króla działał pod wpływem impulsu. Jeżeli uczeni i sławni kanoniści soborowi podzielili ten jego pogląd, chociaż ostatecznie nie zgodził się z nim papież Marcin V — to rzecz była sporna, bezsporne zaś było jedynie zgor szenie wywołane satyrą, jako obrażającą nie tylko króla i naród, lecz także dobre oby czaje. Kwestia herezji mogła ulegać rozmaitemu tłumaczeniu. Na razie jednak w myśl wniosku polskiego arcybiskupa sprawa jako causa fidei została przedłożona komisji do spraw wiary, a Falkenberg dostał się do więzienia śledczego. Komisja złożona ze znakomitych teologów i prawników uznała satyrę za heretycką i potępiła wyjętych z niej jedenaście tez. Wtedy sprawa normalnym porząd kiem dostała się pod obrady nacji, które przychyliły się do orzeczenia komisji, nawet 70 Akt apelacji polskiego poselstwa od orzeczenia papieża Marcina V w tej sprawie do przyszłego soboru z dnia 1 maja 1418 ogłoszony został w Kodeksie dyplomatycznym katedry krakowskiej II, nr 58 1
SOBORY REFORMACYJNE
88
nacja niemiecka, w której jednak uwidoczniła się różnica zdań, bo Falkenberg znalazł obrońcę w osobie profesora wiedeńskiego Mikołaja z Dinkelsbühl. Taka sama była opinia kolegium kardynalskiego, w którym do referentów tej sprawy należały takie znakomite osoby jak d’Ailly i Zabarella. Pozostało jeszcze ogłoszenie wyroku w sposób uroczysty na sesji publicznej soboru. Do tego jednak nie doszło, choć wszystko było przygotowane i wyrok napisany po myśli Polaków. Miał on napiętnować satyrę jako heretycką, Polacy jednak — i tu trzeba podkreślić ich humanitaryzm — w razie upokorzenia się autora polecali go łasce sędziów i tylko księgę jego chcieli spalić. Zachodzi pytanie, dlaczego sobór nie uchwalił i nie ogłosił wyroku, który zwycięsko przeszedł przez trzy instancje soborowe: ko misję do spraw wiary, nacje i kolegium kardynalskie. Nie było to bynajmniej spowodowane chęcią ratowania Falkenberga, nie nastąpiło też wskutek zabiegów jego protektorów, zwłaszcza Krzyżaków, którzy odżegnywali się od pamflecisty. Było to wynikiem połączenia tej sprawy ze współcześnie głośną i rozpatrywaną na soborze kwestią: czy wolno zamordować tyrana. Ta zaś kwestia prócz swej teoretycznej strony miała realną: chodziło o osądzenie morderstwa dokonanego w r. 1407 w Paryżu na księciu orleańskim z namowy księcia burgundzkiego. Mord ten był uplanowany, książę burgundzki przyznał się otwarcie do czynu.71 Obrony księcia podjął się doktor Uniwersytetu Paryskiego Jan Petit w rozprawie Justificatio ducis Burgundiae. W rozprawie swej starał się udowodnić, że godzi się, a czasem nawet trzeba zabić tyrana, książę orleański był tyranem, książę burgundzki miał więc prawo, a nawet obowiązek go zabić. Przeciw temu wystąpił ostro Gerson potępiając tyranobójstwo. Wywiązała się polemika, która podzieliła opinię we Francji na dwa obozy. W latach 1415—1416 kwestia ta omawiana była na Soborze w Konstancji i postawiona przed komisją do spraw wiary, ze względu na to, że chodziło o takie lub inne tłumaczenie Boskich przykazań. Już zresztą w r. 1413 i 1414 za staraniem Gersona dwa synody paryskie potępiły doktrynę Petita i traktat jego skazały na spalenie. Teraz sobór również ją potępił, lecz w formie ogólnej i ostroż nej i z unieważnieniem wyroku synodu paryskiego.72 Burgundczycy mieli wpływy i postarali się o dobrą obronę, przy czym odgrywały tu rolę pieniądze i wino burgundzkie. Gerson w tej sytuacji nie mógł nic zdziałać. Otóż Falkenberg związał się od razu ze stronnictwem burgundzkim, Polacy zaś z Francuzami i Gersonem, który walczył piórem w ich sprawie. Satyra Falkenberga wzywała do zamordowania „tyrana” Jagiełły i mord taki poczytywała za zasługę przed Bogiem. Jej analogia z rozprawą Petita była więc prawie zupełna. Potępienie Falkenberga z powodu wiary stanowiłoby groźny precedens dla sprawy Petita i dla księcia burgundzkiego. Trudno było wybrnąć z tej sytuacji. Po jednej stronie stali znieważeni 71 Por. E. Lavisse, dz. cyt. VI —1, 359 ns. 72 Por. B. Bess, dz. cyt.
SOBORY REFORMACYJNE
89
i zniesławieni Polacy i król, którego Marcin V nazwał „znakomitym członkiem wojują cego Kościoła” i któremu udzielał publicznych pochwał za chrzest Żmudzi — po drugiej stronie nie tyle nędzny oszczerca Falkenberg, którego nikt nie miał zamiaru oszczędzać, bo na wieczyste więzienie skazał go własny dominikański zakon, i którego, odtrącili Krzyżacy, ile możni Burgundczycy, ich przyjaciel cesarz Zygmunt i zapewne ciche wpływy krzyżackie. Postanowiono nie kończyć sprawy na plenarnej sesji soboru, lecz wstrzymać jej dalszy bieg. Sprawę Falkenberga wziął w swoje ręce sam papież. Dnia 22 kwietnia 1418 r. odbyła się w katedrze czterdziesta piąta, ostatnia sesja soboru.73 Przed zamknięciem soboru całe poselstwo polskie zażądało potępienia satyry Falkenberga, grożąc w przeciwnym razie wniesieniem protestu do protokołu i apelacją do przyszłego soboru. Powstało niezadowolenie. Papież oświadczył, że zatwierdza w sprawach wiary tylko to, co sobór uchwalił na posiedzeniach plenarnych: ,,Conciliariter — non nationaliter”. Gdy Paweł Włodkowic chciał mówić, papież nie dopuścił go do głosu i zabronił odczytania protestu pod groźbą klątwy. Włodkowic wyraził ubolewanie z powodu ograniczenia go w jego prawach i wręczył notariuszowi zapowiedź apelacji z żądaniem odpisu. Dopiero po tej dramatycznej scenie, która zakłóciła powagę sesji, odbyło się zamknięcie soboru. Polska apelacja założona w imieniu Jagiełły i Witolda, opracowana przez Włodko wica notarialnie 1 maja, doręczona została papieżowi na audiencji w dniu 4 maja wie czorem. Brało w tym udział całe poselstwo polskie, oczywiście z Mikołajem Trąbą na czele. Cóż sądzić o tej apelacji? W myśl wciąż żywej teorii koncyliarystycznej, której Marcin V zawdzięczał swe papiestwo, apelacja taka mogła być dopuszczalna, natomiast papież, jakby w przewidywaniu jej wniesienia, zakazał na odbytym w marcu konsystorzu wnoszenia jakiejkolwiek apelacji do soboru.74 Każdy przejaw koncyliaryzmu był dla papieża sprawą drażliwą, gdyż jego celem była odbudowa monarchicznej, suwerennej i nieograniczonej władzy papieskiej. Powodem polskiej apelacji było prze wlekanie przez papieża sprawy Falkenberga. Apelacja ta miała postawić papieża w przy musowej sytuacji i skłonić go do nadania sprawie dalszego biegu. Rzeczywiście, odbyło się postępowanie procesowe przed komisją złożoną z trzech kardynałów, którą papież wyznaczył. Polacy stali na stanowisku ważności poprzednich uchwał soborowych, 73 Przebieg wypadków znamy przede wszystkim ze sprawozdań Piotra z Ornety, prokuratora zakon nego, dla wielkiego mistrza. Otóż prokurator przedstawia to w oświetleniu stronniczym na niekorzyść Polaków, a chodzi mu o to, aby własne zasługi około ich pognębienia wywyższyć i skłonić Zakon do tym większej hojności. Dlatego sprawozdania te trzeba oceniać bardzo krytycznie. Zwrócił na to najsłuszniej uwagę prof. Ehrlich, który koryguje w tym względzie sądy nawet tak znakomitego jak ks. J. Fijałek uczo nego. Nie wydaje się na przykład prawdą, by Polacy wtargnęli gwałtownie do papieża, który musiał się przed nimi chronić, ani by biskupi polscy zostali oddani pod sąd i zagrożeni aresztem, ani by ich urato wał swym wstawiennictwem cesarz Zygmunt. 74 Por. H. van der Hardt, dz. cyt. IV, 1532.
SOBORY REFORMACYJNE
90
które szły po ich myśli, papież zaś stał na stanowisku formalnym, że w sprawach wiary wiążące są tylko uchwały powzięte na plenum soboru. Delegacja polska chciała wnieść sprawę na następny sobór, który miał być dalszym ciągiem Konstancjeńskiego, papież wziął ją jednak w swe ręce i powierzył komisji, która z pewnością otrzymała odpowiednie instrukcje. Dnia 9 maja odbył się konsystorz publiczny, na który zostało wezwane całe po selstwo polskie.75 Obecny był także cesarz Zygmunt. Papież chciał nakłonić delegację do cofnięcia apelacji i groził polskim biskupom procesem o złamanie przysięgi posłu szeństwa Stolicy Apostolskiej — z takim wnioskiem wystąpił adwokat papieski. W obro nie biskupów przemawiał mistrz Maurycy Rwaćka z Pragi. Na pytanie papieża, czy biskupi trwają nadal w zamiarze wniesienia apelacji, arcybiskup gnieźnieński odpowie dział: ,,Ojcze Święty, chcemy zostać przy swojej apelacji”76. Konsystorz był skończony. Nie wdrożono jednak procesu przeciw dwóm biskupom polskim, Trąbie i Kurdwanowskiemu — trzeci, Laskarys, już wcześniej wyjechał do kraju i nie brał udziału w tej akcji. Zostali oni, gdyż czekali na wyrok komisji papieskiej w sprawie Falkenberga. Byli obecni przy wyjeździe papieża. Dnia 17 maja opuścili Konstancję, doczekawszy się wyroku komisji złożonej z trzech kardynałów, który zapadł 14 maja. Wyrok77 był arcydziełem sztuki prawniczej i dyplomatycznej zarazem. Jest on zbliżony, zarówno pod względem treści, jak i formy, do zamierzonego wyroku komisji soborowej, który miał zostać, a nie został na plenum uchwalony. Od tamtego różni się zasadniczo tym, że o herezji zawartej w satyrze Falkenberga wcale nie wspomina. Nie potwierdza tego zarzutu ani go nie uchyla, lecz wydanie sądu w tej kwestii odkłada na później. Orzeka, że pismo to ma być stargane i zdeptane nogami — więc nie spalone, jak księgi heretyckie — jako błędne i dobrym obyczajom przeciwne, gorszące i buntow nicze. Zakazuje też pod groźbą klątwy podtrzymywać jego zarzuty, pochwalać, bronić go i przyjmować. Autor zaś, czyli Falkenberg, ma nadal pozostać w papieskim więzieniu, dopóki nie zostanie mu wyznaczona pokuta — i oczywiście dopóki sprawa jego herezji nie zostanie zbadana i rozstrzygnięta. Wyrok był połowiczny nie tylko dlatego, że połowicznie postulaty polskie uwzględniał, lecz i dlatego, że załatwiał część sprawy, drugą zaś część — herezję — i w związku z tym dalsze losy Falkenberga pozostawiał w zawieszeniu. Wyrok komisji kardynalskiej z 14 maja 1418 r. został zatwierdzony przez papieża dopiero 10 stycznia 1424 r. Sprawa herezji Falkenberga została pokryta milczeniem. Nie żyli już wtedy ani Trąba, ani Kurdwanowski, którzy apelację wnosili. Król również apelacji nie cofnął, ale też nie poparł jej. Wtedy zresztą była ona już bezprzedmiotowa. W tydzień później na konsystorzu publicznym 17 stycznia odbyło 75 Por. ks. J. Fijałek, Dwaj dominikanie... 74. 76 Tamże 74. 77 Tekst wyroku u Długosza, Historia IV, 212.
SOBORY REFORMACYJNE
91
się odwołanie satyry i upokorzenie jej autora,78 który po siedmiu latach więzienia wolność odzyskał. Z polskich delegatów konstancjeńskich obecni przy tym byli biskup Andrzej Laskarys i Paweł Włodkowic. Z całego przebiegu sprawy należy wysnuć wniosek, że w sprawie Falkenberga Polacy nie tylko nie ponieśli klęski, ale odnieśli zwycięstwo, wprawdzie nie całkowite, ale w każdym razie zwycięstwo, i to w trudnych warunkach. Dlatego postępowanie ich, które w nauce nieraz spotyka się z krytyką,79 wypada uznać za trafne i właściwe.
S.
Sprawa unii religijnej
W połowie lutego 1418 r., a więc na dwa miesiące przed zamknięciem soboru, przybyło do Konstancji trzecie poselstwo z państwa polsko-litewskiego. Było to posel stwo ruskie,80 zorganizowane i występujące przed soborem dla jednej tylko sprawy: unii Kościoła wschodniego z łacińskim. Na jego czele stał metropolita kijowski Grzegorz Camblak, otaczało go grono duchownych i świeckich, razem około trzystu osób. Inni ludzie, stroje, obyczaje, przepych i koloryt Wschodowi właściwy, Msza święta według greckiej liturgii odprawiona — wszystko to sprawiało na uczestnikach soboru wrażenie niezwykłe. Dnia 25 lutego nastąpiła uroczysta audiencja u papieża Marcina V z udziałem cesarza Zygmunta. Camblaka wprowadzili biskupi polscy: Trąba i Kurdwanowski. Przemawiał do papieża Maurycy Rwaćka z Pragi, bo Camblak po łacinie nie umiał. Oświadczenie Camblaka brzmiało: ,,Połącz, Ojcze Najświętszy, lud nasz ze świętym rzymskim Kościołem i niechaj już dwa wielkie słowiańskie narody, Ruś i Wołoszczyzna, 78 Por. Codex Epistolaris X V saeculi II, nr 134. 79 Krytyka ta wynika bądź z przekonania o niedopuszczalności apelacji od wyroku papieża do soboru (por.: ks. Korytkowski, Arcybiskupi gnieźnieńscy, prymasowie i metropolici polscy, 5 tomów, Poznań 1888 —1892; A. Prochaska, Na soborze w Konstancji, Rozprawy A U Wydz. Hist.-Filoz. XXXV, 1898), bądź z poglądu, że środka tego użyto niewłaściwie, że zatem był to krok wysoce niepolityczny, który tylko szkodę Polsce wyrządził. Co do pierwszego — nie należy przenosić późniejszych, uregulowanych w Kościele stosunków prawnych i faktycznych na ówczesną dobę kryzysu i zmagania się poglądów. Co do drugiego — zdania mogą być podzielone, jak w ogóle przy ocenianiu każdego politycznego kroku; nie były też one zgodne w opinii współczesnych. W nowym świetle, subtelnie rozróżniając bynajmniej nie jednolite pojęcie apelacji, stawia tę sprawę prof. L. Ehrlich, Pawel Włodkowic i Stanislaw ze Skarbimierza 100 —135, oraz w pracy pod tytułem Sprawa Falkenberga na soborze w Konstancji, znanej dotąd tylko w streszczeniu ze Sprawozdań PA U L III (1952) 6, 384. 80 Co do sprawy unii z Kościołem wschodnim w Polsce i na soborze por. następujące prace: A. Pro chaska, Dążenie do unii cerkiewnej za Jagiellonów, Przegląd Powszechny X III, 1896; A. Lewicki, Sprawa unii kościelnej za Jagiellonów, Kwartalnik Historyczny XI, 1897; H. Likowski, dz. cyt.; St. Smolka, Władysław Jagiełło, w Historii politycznej Polski, Encyklopedia P A U I (1920) 488.
92
SOBORY REFORMACYJNE
wrócą do tej pierwotnej łaski i miłości, od której przez tak długą schizmę odpadły”81, W odpowiedzi Marcin V obiecał wziąć sprawę unii pod rozwagę i wyznaczyć czas na jej omówienie. Przy tym odczytano list Jagiełły z obediencją dla nowego papieża i poleceniem mu metropolity kijowskiego.82 Camblak wraz z towarzyszami dopuszczony został do ucałowania stopy, rąk i twarzy papieża. Tak wyglądał ceremoniał, poza którym jednak kryło się niewiele sprzyjających unii elementów. Camblak nie odważyłby się na tak ważny krok, mając poparcie tylko Jagiełły i Witolda, bez zgody patriarchy carogrodzkiego, z którym miał zatarg. Unia według jego mniemania powinna była być dokonana w szerszych ramach, a nie tylko w granicach państwa polsko-litewskiego, drogą zjednoczenia obu Kościołów na równych prawach bez jakiegokolwiek podporządkowania Wschodu Rzymowi.83 Papież większą wagę przykładał do patriarchatu w Konstantynopolu niż do metropolii w Kijowie. Niebezpieczeństwo tureckie budziło nadzieję, ale i łudziło bliską możliwością porozu mienia z głównym ogniskiem schizmy. Zresztą kwestia ta nie była uważana wtedy za aktualną. Moment nie był właściwy wobec zbliżającego się końca soboru. Toteż świetnie rozpoczęta akcja pozostała na razie bez dalszego ciągu. Komu wtedy na unii religijnej Wschodu z Rzymem istotnie zależało ? Odpowiedź łatwa: do zjednoczenia Kościołów dążyli Jagiełło i Witold, i to nie tyle z religijnych, ile raczej z politycznych pobudek. Warunki w obrębie polsko-litewskiego państwa układały się dla tej idei pomyślnie. Jagiełło był po matce, księżniczce twerskiej Julian nie, wnukiem i potomkiem ruskich kniaziów i prawosławie wrogie mu być nie mogło, a jako nader gorliwy po chrzcie katolik współdziałałby najszczerzej w zawarciu unii obu Kościołów. Witold miał w granicach Litwy trzy czwarte ruskiej, schizmatyckiej ludności, która swego zwierzchnika religijnego miała w Moskwie. Metropolita mos kiewski zaś pozostawał do wielkiego księcia Moskwy w takim mniej więcej stosunku zawisłości, jak patriarcha konstantynopolitański do swego bizantyńskiego cesarza. Dlatego jasne jest, że Witold, choć w sprawach wiary neutralny i prawie obojętny, usilnie popierał odnowienie metropolii kijowskiej, a w dalszym zasięgu — unię Wschodu z Rzymem. Unia kościelna miała być dopełnieniem unii politycznej. Takie zobowią zania złożył Jagiełło w Krewie, takie wytyczne wyrażono w akcie erekcyjnym wydziału teologicznego Uniwersytetu Krakowskiego. Dla Polski i Litwy była to kwestia żywotna 0 bardzo doniosłym znaczeniu. Kwestię tę starano się rozwiązać zarówno w kraju, jak 1 na soborze. Pod koniec XIV w. przybył na Litwę wysłannik patriarchy, Bułgar Cyprian. Dał on się nakłonić do przyjęcia godności metropolity kijowskiego. Na tym stanowisku musiał zatwierdzić go patriarcha. Metropolita Cyprian był w przyjaznych stosunkach z królem Jagiełłą. W r. 1396 podejmują oni wspólnie myśl unii, chcą zwołać 81 H. Likowski, dz. cyt. 82 Por. Codex Epistolaris X V saeculi II, nr 81. 83 Por. M. Hruszewski, Istoria Ukrainy —Rusi, Lwów 1904 —1909, V, 515.
SOBORY REFORMACYJNE
93
na Rusi sobór Kościoła wschodniego, co jednak do skutku nie doszło. Cyprian umarł w 1406 lub 1407 r., ale prace jego podjął bratanek Grzegorz Camblak z bułgarskiej Tyrnawy, człowiek nieprzeciętny, wykształcony, znający zagadnienia Kościoła wschod niego, dzielny i aktywny. Kiedy w r. 1409 przybył na Ruś, Jagiełło i Witold postano wili wykorzystać jego pomoc do uniezależnienia Kościoła Rusi Zachodniej od Moskwy, a w dalszym ciągu do urzeczywistnienia unii z Kościołem rzymskim. Już w 1414 r. na krajowym soborze Camblak został obrany metropolitą kijowskim, ale zatwierdzenia w Konstantynopolu nie uzyskał, a nawet został wyklęty. Widocznie nie ufano mu, zapewne bruździł tu metropolita moskiewski Focjusz. Wtedy 15 listopada 1415 r. w Nowogródku na licznym zjeździe duchowieństwa i książąt biskupi wyświęcili Camblaka na metropolitę Kijowa i Rusi powołując się na przykład krajów południowosłowiańskich z zastrzeżeniem, że nie porzucają ani swej wiary, ani związku z patriar chatem.84 Pierwszym wysłannikiem królewskim, który przedstawił projekt unii papieżowi Janowi XXIII i soborowi już w połowie stycznia 1415 r., byłopat mogilski Jan Stecher, krewniak Trąby. Przybył on w tym celu do Konstancji na trzy tygodnie przed dele gacją.85 Jeszcze przed synodem w Nowogródku Jagiełło i Witold wysłali do Konstancji osobnego delegata w sprawie unii. Był to Teodor z Konstantynopola, wikariusz gene ralny dominikanów, zajmujący się z ramienia swego zakonu misjami na Wschodzie. Miał on utorować drogę do dalszych, bardziej oficjalnych starań o unię. Starania te nie ustają. Kwestię unii Kościołów przypomina poselstwo żmudzkie, chociaż ubocznie, bo cel jego jest inny. W liście królewskim,86 który na uroczystym przyjęciu tego posel stwa w dniu 4 grudnia 1415 r. odczytano, król wspomina o unii, przypomina misję dominikanina Teodora i prosi sobór, by mu dopomógł w przeprowadzeniu unii, nad czym on sam pracuje, bo jego ziemie są zamieszkałe przez schizmatyków. Następnie przemawiał Andrzej Laskarys, który bliżej tłumaczył intencje królewskie i porównywał Jagiełłę do apostołów. Sukces ideowy osiągnięto ogromny. Jeśli z krzyżackiej strony zarzucano Jagielle, że sprzymierza się przeciw chrześci jaństwu z poganami i schizmatykami, jeżeli Falkenberg wzywał z tego powodu do wytę pienia (exterminatió) Polaków z ich królem na czele, to Jagiełło mógł temu przeciwstawić swoją prawdę, ponad wszelką wątpliwość potwierdzoną przez świadków w osobach posłów, że pogan nawraca, a schizmatyków łączy z Kościołem rzymskim. Król-neofita stawał się naprawdę królem-apostołem i nawet Zakonowi apostolskie cele na południowo-wschodnich kresach wskazywał. Pod tym względem wyrastał on wysoko nad wszyst84 W powyższym przedstawieniu opieramy się przede wszystkim na cytowanej pracy ks. H. Likowskiego. 85 Wiadomość o tym w pracy ks. H. Likowskiego, Powstanie godności prymasowskiej arcybiskupów gnieźnieńskich, Przegląd Historyczny XIX (1915) 176, przypis 2. 88 Por. Codex Epistolaris X V saeculi, nr 58.
SOBORY REFORMACYJNE
94
kich władców współczesnych. Wyrazem uznania jego zasług, zwłaszcza w sprawie Kościoła wschodniego, było zamianowanie go wraz z Witoldem generalnym wikariu szem na ziemiach Pskowa i Nowogrodu. Taką bullę wystosował doń najpierw Jan X XIII 26 lutego 1415 r., następnie Marcin V 13 maja 141887, podkreślając przy tej sposobności jego zasługi dla chrześcijaństwa na kresach i dla sprawy unii. Sprawa unii jednak nie postąpiła na Soborze w Konstancji ani o krok naprzód, a w 1419 r. po śmierci Camblaka, uzdolnionego działacza, szanse jej zawarcia zupełnie upadły. Tak sobór* jak i papież Marcin V zmarnowali akcję Jagiełły i Witolda.88
9. G e n e z a g o d n o ś c i
prymasa
Z Soborem w Konstancji łączy się powstanie godności prymasowskiej arcybiskupów gnieźnieńskich. Mikołaj Trąba jest pierwszym polskim prymasem, a tytuł ten przy wiózł sobie i swoim następcom z Konstancji. Taką tradycję przechował Długosz,89 za nim zaś powtarzali tę wiadomość historycy dawniejsi i nowsi, uważając to za rzecz zupełnie pewną90. O ile jednak sam fakt uzyskania przez Trąbę tytułu prymasa podczas soboru zdaje się nie ulegać wątpliwości, o tyle podstawa prawna tej nominacji nie jest jasna, ponieważ nie dochował się żaden dokument, nadany metropolicie gnieźnień skiemu przez sobór czy przez papieży rządzących w okresie soboru, mianowicie Jana X XIII do 29 maja 1415 r. i Marcina V od 11 listopada 1417 r. A powinien się był dochować, powinien był być znany przede wszystkim kapitule gnieźnieńskiej i przecho wywany najstaranniej w archiwum kapitulnym w Gnieźnie. Jeśli dochowały się tam inne, mniej ważne dokumenty dotyczące Mikołaja Trąby, pochodzące z czasów pełnienia 87 Por. A. Theiner, Vetera monumenta Slavorum meridionalium historiam illustrantia, 2 tomy, Romae 1863-1875, II, nr 25 i 26. 88 Być może, że liczono tylko na unię z Konstantynopolem, jako głównym ogniskiem schizmy. Taka myśl powstaje na Uniwersytecie Paryskim w końcu XIV w. 89 Por.: Historia IV, 206. 309; Vitaey Opera I, 369. 90 Trzy prace i trzy wyrażone w nich poglądy mają znaczenie podstawowe. Pierwszą z nich jest cytowane Powstanie godności prymasowskiej arcybiskupów gnieźnieńskich ks. H. Likowskiego. Autor wy wodzi prymasostwo z nadania królewskiego, czyli od władzy państwowej, i zaprzecza, jakoby miało ono jakikolwiek związek z Soborem w Konstancji. W. Abraham w recenzji tej pracy w Kwartalniku Historycznym XXXIV (1920) 120 ns. wyraża pogląd, że godność ta powstała na Soborze w Konstancji, lecz nie w drodze nadania jej przez sobór czy papieży, tylko w drodze uznania przez te czynniki istnieją cego już faktu. Ks. J. Nowacki, De archiepiscopi gnesnensis dignitate ac praerogativa primatiali, Collec tanea Theologica X V III, 1937, opowiada się za nadaniem tej godności przez sobór i papieża w foimie przywileju, który był znany Długoszowi, lecz zaginął. Autor nie przytoczył na to dość przekonywających dowodów, a tekst listu Piotra Wolframa, na którym usiłuje się oprzeć, jest tak nieiasny, że trudno wyciągać z niego taki wniosek.
SOBORY REFORMACYJNE
95
przez niego urzędu podkanclerzego, a także udziału w soborze, to brak tego właśnie dokumentu może budzić wątpliwość, czy on w ogóle istniał. Nie wiedział nic o tym przywileju prymas Łaski, kiedy w sto lat później na Piątym Soborze Lateraneńskim w r. 1515 postarał się o tytuł legata urodzonego, czyli na stałe z tą stolicą związanego (legatus natus), i zarazem o potwierdzenie tytułu prymasowskiego. Gdyby bowiem znał ten zasadniczy dla swej prośby dokument, byłby o nim w tej prośbie wspomniał, a papież Leon X nieomieszkałby się nań w swoim przywileju powołać. Ale i sam Mikołaj Trąba ani nie zakomunikował odnośnej bulli kapitule, ani nie opublikował jej w statutach synodu wieluńsko-kaliskiego w r. 1420. Może więc istnienie konstancjeńskiego dokumentu jest tylko hipotezą, a opowieść Długosza jego domysłem ? Taki pogląd znajduje poparcie w historii urzędu prymasowskiego. Urząd ten nie był konieczny w hierarchii kościelnej. W niektórych krajach nie było prymasa, w nie których było ich kilku, na przykład we Francji i w Niemczech, prymas nie miał też określonych uprawnień względem krajowego episkopatu. Godność prymasa, honorowa czy wyposażona w jurysdykcję, wyodrębniała jednak dany kraj w ramach organizacji kościelnej i stąd jej znaczenie dla państwa, ale zarazem niezbyt chętne stanowisko Stolicy Apostolskiej w nadawaniu tej godności metropolitom, którzy jej dotąd nie posiadali. Z dawnych prymasowskich stolic nie wszystkie mogły wykazać się doku mentami erekcyjnymi, co by wskazywało na zwyczajowy ich początek, w wielu wypad kach początków w ogóle dociec nie można, a w każdym razie sięgają one odległych czasów. W XV w. urząd ten był przeżytkiem z epoki minionej, od X II zaś Stolica Apostolska nadawała godność legatów prymasom lub łącznie obie te godności metro politom, którzy ich dotąd nie posiadali, lecz nigdy nie nadawała samej godności pryma sowskiej.91 Legacja bowiem była urzędem ściśle kościelnym i papieskim i odbierała poniekąd prymasostwu jego nazbyt państwowy charakter. Jeżeli tedy w późnym średniowieczu nie ma wypadku nadania godności pryma sowskiej bez równoczesnego złączenia jej z urzędem legata — to nominacja Trąby na samego tylko prymasa byłaby wyjątkiem trudnym do uzasadnienia. Z drugiej strony wysunięto w nauce przypuszczenie co do państwowych początków tego urzędu w Polsce, czyli że Trąba zawdzięczałby to swoje wyniesienie królowi, nie zaś takim czynnikom kościelnym jak sobór i papież.92 Przypuszczenia tego jednak żadnym sposobem utrzy mać się nie da; władza państwowa nie może tworzyć urzędów kościelnych, a nadto brak jest jakiegokolwiek dowodu, aby Jagiełło tę godność Mikołajowi Trąbie nadał. Jest w tym jednak pewne ziarnko prawdy, a mianowicie to, że król popierał dążenia Trąby do prymasostwa i kancelaria królewska pierwsza mu ten tytuł przyznała. 91 Por. P. Hinschius, dz. cyt. I, 607 —623. 92 Por. ks. H. Likowski, dz. cyt. Pogląd ten obalił prof. W. Abraham w swojej recenzji, uznając zresztą inne cenne wyniki badań autora.
96
SOBORY REFORMACYJNE
Popierał je również episkopat polski wraz z drugim krajowym metropolitą, lwowskim, gdyż sama godność prymasa była godnością tylko honorową i poza uprawnieniem do koronowania króla i królowej nie dawała — w przeciwieństwie do urzędu legata — żadnych określonych praw jurysdykcyjnych. Być może, że synod uniejowski z 1414 r., na którym byl obecny także arcybiskup lwowski, zajął w tej sprawie pozytywne stano wisko, bo rozważano tam sprawy, które miały być przedstawione na soborze, a wedle wyrażenia króla szło o „honor et commodum huius sacrae coronae” (,,honor i korzyść tej świętej Korony”),93 bez wątpieńia zaś brak godności prymasowskiej w Kościele w Polsce przynosił ujmę Królestwu, zwłaszcza na zgromadzeniu, w którym znajdowało się tylu prymasów z różnych krajów. Główny przedstawiciel Polski mocarstwowej, nie będąc prymasem, zająłby pośledniejsze miejsce na sesjach soborowych czy w sze regu podpisów na aktach przez sobór wystawionych. Otóż właśnie nie brak dowodu, że Mikołaj Trąba znalazł się na soborze tuż po kardynałach i patriarchach, a przed innymi, choć dawniej wyświęconymi metropolitami. Richental opowiada w swej Kronice, że Trąbie podlega jedenastu biskupów, którą to liczbę da się osiągnąć jedynie przez wliczenie biskupów metropolii lwowskiej należących do jego prowincji prymasowskiej. Widocztiie komisja ceremoniału soborowego uznała stanowisko Trąby za stanowisko prymasa, a papież Marcin V jej decyzji nie zmienił.94 Nie było to żadną uzurpacją praw, lecz wyrazem przekonania o istotnie należącym się arcybiskupowi gnieźnieńskiemu stanowisku i godności. Specjalny jakiś akt nadawczy ze strony soboru czy papieża nie był w tych warunkach potrzebny i wątpliwe jest nawet, czy dalby się on uzyskać. Stworzenie faktu okazało się równoznaczne ze stworzeniem prawa. Należy więc przyjąć — Według trafnych wywodów prof. Abrahama — że podstawę prawną do używania tytułu prymasa stanowił dla arcybiskupów gnieźnieńskich fakt, iż na Soborze w Konstancji za zgodą ojców soboru oraz Jana X X III i papieża Mar cina V przyznano Mikołajowi Trąbie miejsce między prymasami, fakt ten zaś wedle ówczesnych zasad prawnych stanowił o wejściu w posiadanie i używanie tego tytułu. Trąba nie otrzymał tedy bulli nadającej mu godność prymasa; bulla taka byłaby ana chronizmem i byłaby wobec tych faktów niepotrzebna. Dlaczego właśnie wtedy ustanowione zostało prymasostwo w polskiej hierarchii kościelnej ? Odpowiedź na to pytanie podaje Długosz, a mianowicie, że doszło do tego z powodu koronacji królowej Elżbiety Granowskiej-Pileckiej, trzeciej żony Jagiełły, 93 Acta capitularía I, nr 1521. 94 Podzielamy tu pogląd prof. W. Abrahama, który wydaje się nam bardziej uzasadniony. Ks. H. Likowski, dając bardziej przekonywające argumenty w negatywnej niż w pozytywnej części swej pracy, obalił tezę o przywileju nadającym arcybiskupom godność prymasa; prof. W. Abraham postawił hipotezę bardziej uzasadnioną niż hipoteza przywileju podtrzymywana przez ks. Nowackiego przy pomocy co prawda nowych, ale niezbyt silnych dowodów.
SOBORY REFORMACYJNE
97
czego dokonał, pod nieobecność arcybiskupa gnieźnieńskiego Trąby, arcybiskup lwowski Jan Rzeszowski. Chodziło więc o to, by na przyszłość zastrzec to prawo arcybiskupom Gniezna jako prymasom. Nie jest to jednak powód istotny, gdyż zachodził podówczas inny, ważniejszy. Oto w tym samym czasie istniała już druga metropolia polska ze stolicą we Lwowie przeniesiona tam właśnie z Halicza (1412—1414). Dopóki była jedna tylko prowincja kościelna — gnieźnieńska, nie było kwestii o pierwszeństwo w godności, gdyż jeden metropolita był najwyższym dostojnikiem i zwierzchnikiem całego Kościoła w Polsce. Skoro zaś były dwie prowincje — gnieźnieńska i lwowska — trzeba było rozwiązać ostatecznie i na zawsze kwestię pierwszeństwa Gniezna. Roz strzygało o tym prymasostwo — i tu leży przyczyna jego ustanowienia.
10. W y n i k i
Soboru
w Konstancji
dla Polski
Odpowiedź na pytanie, jakie znaczenie miał Sobór w Konstancji dla Polski, w szcze gólności zaś czy przyniósł Polsce jakie korzyści i na czym one polegały — nie jest łatwa. Korzyści moralne były niewątpliwe, kulturalne również. Polska stanęła w obliczu całego niemal świata chrześcijańskiego jako potęga polityczna. Stało się widoczne, że Polacy, gorliwi w wierze, w apostolstwie i w przyczynieniu się do jedności Kościoła odgrywają w nim ważną rolę. Przezwyciężyli skutecznie nie tylko nieufność, z którą się spotykali przy różnych okazjach, lecz także zarzuty przeciw sobie wysunięte, bo sobór uznał je za oszczerstwo i potępił je. Stanowisko Polski na Wschodzie zostało uznane i zatwierdzone. Dowodem tego był wikariat generalny dla Żmudzi i Rusi łącznie z Pskowem i Nowogrodem. Kościół w Polsce zyskał dla arcybiskupa gnieźnień skiego godność prymasa, nieobojętną zdobycz dla samej organizacji kościelnej i dla państwa. Poprzez sobór przedostały się do Polski nie tylko nowe idee, lecz także do cierały pisma i książki. Nic też dziwnego, że pod względem kulturalnym zyskały nie tylko obecne na soborze jednostki, lecz za ich pośrednictwem cały wykształcony ogół w Polsce. Gorzej natomiast przedstawiały się rezultaty polityczne. Spór z Zakonem nie został rozstrzygnięty. Nie została nawet załatwiona pośrednio z nim związana sprawa Falkenberga. Sobór tu zawiódł nadzieje. Sytuacja była ta sama co przed soborem, naprężona i niepewna. Stan wojny trwał od r. 1414 nadal, przerywany tylko rozejmami. Jeżeli trybunał międzynarodowy świata chrześcijańskiego, za który sobór uważano, okazał się bezsilny i nieskuteczny, to pozostawało przenieść sprawę na miejsce sporu i tu prowa dzić bądź rokowania, bądź wojnę. Wojna jednak, zawsze kosztowna i niszcząca, nie budziła wielkich nadziei, bo siły obu stron prawie się równoważyły, układy zaś z powodu nieustępliwości Krzyżaków były tylko półśrodkiem, bo chociaż zapobiegały wojnie, nie prowadziły do trwałego i sprawiedliwego pokoju. Czas pracował na rzecz strony
98
SOBORY REFORMACYJNE
polskiej, lecz pracował bardzo powoli, na razie zaś nawet po ideowych triumfach Polski na soborze pozycja Zakonu była mocniejsza, mógł on bowiem liczyć na poparcie dwu potęg światowych: cesarstwa i papiestwa, Polska zaś nie tylko była odosobniona, ale, co gorsza, łudziła się fatalnie licząc na przyjaźń i pomoc cesarza Zygmunta. Nowy papież był przyjacielem Krzyżaków,95 którzy umieli tę przyjaźń utrzymywać i którzy prócz papieża mieli wśród kardynałów swych popleczników. W stosunku do Polski Marcin V postawił sobie dwa cele: nie dopuścić do przeniknięcia do Polski husytyzmu, a nawet nakłonić Polskę do walki z husytami, oraz doprowadzić do pokoju między Polską a Zakonem, lecz do pokoju dla Zakonu korzystnego. Antyhusyckie stanowisko zajmował zresztą i Mikołaj Trąba, a później Zbigniew Oleśnicki, ale z filokrzyżackim stanowiskiem papieża i jego legatów96 nie sposób było się zgodzić. Dlatego Polska odrzucała pośrednictwo papieskie w swym sporze z Zakonem i zdawała się bez zastrzeżeń na sąd rozjemczy Zygmunta, na którym mocno się zawiodła, jak to wykazuje jego wyrok wrocławski z r. 1420. Był to zresztą dalszy ciąg naszej polityki z okresu Soboru w Konstancji. Zakon natomiast poddawał się nie cesarskiemu, tylko papieskiemu orzecznictwu — nie bez podstawy, gdyż Marcin V potwierdził przywileje Zakonu, które zniósł Jan XXIII. Sprawa Falkenberga pozostawiła pewien osad nieufności i niechęci na najbliższe lata. Dopiero gdy cesarz zawiódł Polaków, Jagiełło i Witold z konieczności zwrócili się do papieża. W tym czasie Falkenberg odpokutował swą winę w więzieniu papieskim i aby odzyskać wolność, musiał odwołać uroczyście swe oszczerstwa, a Polacy z właści wym sobie humanitaryzmem nie nastawali dalej na zaostrzenie i przedłużenie jego kary. Sprawa jego straciła już swą aktualność, którą miała na Soborze w Konstancji. Waż niejszy okazał się zatarg Polski z papieżem z tego powodu. Nikłe polityczne wyniki Soboru w Konstancji wywołały istną burzę w kraju na zjeździe w Jedlnie w r. 1419.97 Krążyły po kraju jakieś pisma oskarżające arcybiskupa i całą delegację o złe prowadzenie spraw na soborze, skierowane specjalnie przeciw Mikołajowi Trąbie. Wobec braku danych źródłowych trudno snuć domysły, o co go oskarżano i jakie stawiano mu zarzuty. Chodziło jednak o sprawy poważne, skoro Trąba zaprzeczał prawdziwości stawianych sobie zarzutów pod przysięgą, złożoną na relikwie Krzyża świętego, które nosił w relikwiarzu na piersiach, król zaś po zbadaniu 95 Za takiego uważali go historycy doby konstancjeńskiej i niepośledni znawcy tego przedmiotu oraz całej tej epoki, ks. prof. Fijałek i ks. prof. H. Likowski. 96 Por. H. Bellee, dz. cyt. 97 Sprawę tę omawiam w swej książce Arcybiskup Mikołaj Trąba, 183 —185. Cały rozdział VII jest w przeważnej części powtórzeniem odnośnych ustępów wymienionej książki, str. 100 —186. W rozdziale tym znajduje się więcej niż w innych przypisów z literatury przedmiotu i źródeł. Tłumaczy się to osobliwym znaczeniem tego soboru i największym w nim udziałem Polski. Żaden z soborów pod tym względem nie da się porównać z Konstancjeńskim, toteż żadnemu nie poświęciliśmy tyle miejsca i tylu cytatów w przypisach.
SOBORY REFORMACYJNE
99
sprawy doszedł do przekonania, że powód oskarżenia leżał nie w dbałości oskarżycieli o dobro publiczne, lecz w zazdrości i nienawiści do prymasa, od wszelkiego podejrzenia go oczyścił, łaskę swoją mu przywrócił i wdzięczność zachował, listy zaś uwłaczające jego czci nazwał lekkomyślnymi, fałszywymi i krzywdzącymi. Ta tak dramatyczna scena, która miała miejsce na zjeździe jedlneńskim, musiała jednak mieć przyczyny głębsze i poważniejsze niż sama tylko zazdrość i nienawiść. Chodziło o politykę polską w Konstancji, o taktykę delegacji w poszczególnych spra wach, o jej znikome osiągnięcia, zwłaszcza w porównaniu z wielkimi nadziejami, które żywiono. Główną odpowiedzialnością za to obarczono Trąbę jako zwierzchnika dele gacji. Wszak najważniejsza ze wszystkich sprawa krzyżacka załatwiona nie została. Via iustitiae — droga sprawiedliwości — zawiodła. Tylko na jednym żmudzkim odcinku był pewien sukces, ale bardziej ideowy niż realny, który należało dopiero zamienić w rzeczywistość polityczną. Nowy papież, do którego wyboru Mikołaj Trąba w znacznej mierze się przyczynił, sprzyjał najwidoczniej Krzyżakom, czego dał dowód nie tyle w sprawie Falkenberga, ile w zatwierdzeniu przywilejów krzyżackich, skasowanych niedawno przez Jana XXIII, te zaś przywileje właśnie stanowiły zawsze prawny tytuł posiadania zabranych Polsce przez Zakon ziem. Sprawa unii z Kościołem wschodnim, jeden z ważnych celów polsko-litewskiej polityki, nie wyszła poza ceremoniał audiencji delegacji u papieża. Natomiast arcybiskup gnieźnieński wrócił z soboru prymasem, co właśnie mogło budzić zazdrość i krytykę. Krytyka jednak, jak zwykle w podobnych wypadkach, szła za daleko i widząc nikłe rezultaty nie brała pod uwagę warunków i możliwości oraz nie uwzględniała istotnych na terenie Konstancji prac i sukcesów. Przecież światu chrześcijańskiemu zaprezento wała się Polska świetnie, w czym niemała była zasługa Trąby. Polemizowano z Krzy żakami nader skutecznie, co było znowu sprawą i zasługą Włodkowica. Fakt, że sprawa Falkenberga nie została pokryta milczeniem, lecz skończyła się porażką wrogiego Polsce mnicha i przyniosła satysfakcję królowi i Królestwu Polskiemu, jest zasługą delegacji z Mikołajem Trąbą na czele, która przeciwstawiła się papieżowi z niebywałą odwagą, gdy o cześć imienia polskiego chodziło. Jeden mógłby być tylko zarzut poważny: owo ślepe zaufanie do cesarza Zygmunta i uzależnienie się od niego. Przez czas trwania soboru, a także po soborze poselstwo polskie na nim opierało swe nadzieje i jego, nie papieża, chciało mieć za pośrednika. Podczas soboru właśnie ta rzekoma przyjaźń i to wątpliwej wartości przymierze doszło do szczytu. Dlatego też delegacja polska wzma cniała szeregi stronników Zygmunta na soborze i szła najczęściej po jego myśli, zwłaszcza zaś Andrzej Laskarys w swym koncyliaryzmie, podobnie także Mikołaj Trąba. Sobór w Konstancji zawiódł Polaków, jeżeli chodzi o sprawy polityczne, a zawód ten osłabił zaufanie Polski do soboru w ogóle, co miało okazać się już w Bazylei.
ROZDZIAŁ V in
SOBÓR W BAZYLEI (1431—1437), W FERRARZE-FLORENCJI (1438—1442) I W RZYMIE (1442—1445), CZYLI SIEDEMNASTY SOBÓR POWSZECHNY 1. S o b ó r
Sobór w Konstancji uchwalił na trzydziestej dziewiątej sesji w dniu 9 października 1417 r., a więc na miesiąc przed obiorem papieża Marcina V, ustawę Frequens o koniecz ności periodycznego zwoływania soborów. Według tej ustawy następny sobór miał się odbyć za lat pięć po ukończeniu Soboru w Konstancji, drugi z kolei w siedem lat po tamtym, a wszystkie dalsze co lat dziesięć. Uchwała ta została podjęta pod wpływem teorii koncyliarystycznej. Jeśli bowiem sobór miał być najwyższym i rzeczywiście rządzącym organem w Kościele, to musiał zbierać się częściej i na mocy własnego prawa, niezależnie od zwołania go przez papieża, co zapewnić miała mu ta ustawa. Wyższość soboru nad papieżem mogła tylko w ten sposób się objawić. Papież Marcin V nie potwierdził tej ustawy, bo wyraźnie zatwierdził tylko ustawy soboru dotyczące zasad wiary, ale też jej nie uchylił, jak to uczynił w sprawie apelacji od wyroku papieża do soboru. Z prawnego punktu widzenia, przy zastosowaniu dziś obowiązujących zasad, konstytucja Frequens była nieważna. Nie tylko ograniczała ona papieską władzę zwoływania soboru, lecz także powzięta była przez sobór bez udziału papieża w czasie wakansu na Stolicy Apostolskiej. Papież Marcin V uznał ją jednak faktycznie za obowiązującą, o czym świadczy fakt, że zastosował się do niej, zwołując w przepisanym terminie w pięć lat po Soborze w Konstancji sobór do Pawii-Sieny, następnie zaś do Bazylei za lat siedem. Niezależnie od tego tak za rządów Marcina V, jak jego następcy Eugeniusza IV nie wysuwano żadnych wątpliwości co do ważności tych uchwał konstancjeńskich, które zostały wznowione zaraz na początku Soboru Bazylejskiego, a kardynał legat Julian Cesarini pisał do papieża w liście z dnia 5 czerwca 1432 r., że nikt nie wątpi o ważności uchwał Soboru w Konstancji, bo inaczej wątpiłby w ważność depozycji Jana XXIII i obioru Marcina V. Nikomu więc bardziej niż papieżowi nie powinno zależeć na obronie dekretów tego soboru. Toteż Eugeniusz IV w konkordatach zawar tych z książętami — breve z 5 lutego 1447 r. — uznał za ważną ustawę Frequens, jak również inne dekrety soborowe, choćby nawet nie zatwierdzone przez Marcina V.
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENCJI I W RZYMIE
101
Jest to jeszcze jeden przykład więcej, że decydujący wpływ ma nie tylko treść ustawy, lecz także i jej interpretacja zależna od różnych okoliczności. Konieczność soboru wynikała nie tylko ze względów ustawowych, lecz także fa ktycznych. Sobór w Konstancji nie dokonał przecież dzieła reformy, lecz zaledwie je rozpoczął; papież Marcin V również nic w tej dziedzinie nie zdziałał. W Europie środkowej szalały wojny husyckie i coraz bardziej rozumiano konieczność zawarcia pokoju z husytami, gdyż nie można już było liczyć na pokonanie ich w walce. Prócz tego państwa rozdarte były wojnami, a niebezpieczeństwo tureckie stawało się coraz bliższe i groźniejsze. Czy sobór był zdolny do zaradzenia tym aktualnym sprawom — to inna kwestia, ale ciągle jeszcze wiązano z nim wiele nadziei i dlatego nawet niechętni soborowi papieże nie mogli przeszkodzić w zwołaniu go. Niechęć Stolicy Apostolskiej do soboru płynęła z zasadniczych względów: z uznania praw papieskich, które teoria koncyliarystyczna chciała ograniczyć na rzecz soboru. Potrzebę zwołania soboru narzucały same sprawy bieżące, do których załatwienia papiestwo, zaledwie po zwal czeniu schizmy wzmocnione, nie miało sił. Opinia publiczna była stanowczo za zwoła niem soboru. 0 Sobór został zwołany przez Marcina V i otwarty 23 kwietnia 1423 r. w Pawii, lecz z powodu zarazy przeniesiony już w czerwcu do Sieny. Formalnie był on powszechny i za taki sam się uważał oraz był uważany przez papieży, nie figuruje jednak wśród powszechnych, bo ilość jego uczestników była niewielka i ich działalność znikoma, zwłaszcza jeśli chodzi o reformę Kościoła. Z Polaków wziął w nim udział tylko Andrzej Laskarys z Gosławic, biskup poznański, znany koncyliarysta z Soboru w Konstancji. Przewodniczyli soborowi legaci papiescy i oni, uznawszy sobór za nieudany, zawiesili jego obrady wbrew opozycji i protestowi zwolenników teorii koncyliarystycznej i wybrali Bazyleę na miejsce przyszłego soboru za lat siedem. Znaczenie soboru pawijsko-sieneńskiego, choć historycznie minimalne, polega na tym, że był on poddany papieżowi; dopiero Bazylea miała stać się polem walki papiestwa z koncyliaryzmem i punktem przełomowym w tej walce. Okazało się przy tym, że zbyt częste zwoływanie soborów, jak postanawiała konstytucja Frequens, nie było ani celowe, ani nawet możliwe w ów czesnych warunkach. Sobór w Bazylei1 rozpoczął się w oznaczonym terminie w r. 1431 mimo niechęci obu papieży: tak Marcina V, jak Eugeniusza IV, jego następcy. Uczestnicy zjeżdżali się powoli, tak że dopiero pod koniec lipca, zamiast w marcu, można go było otworzyć. Papież Marcin wyznaczył na legata i przewodniczącego soboru kardynała Juliana Cesariniego, upoważniając go do zamknięcia lub przeniesienia soboru; papież zmarł, zanim bulle doszły do rąk Cesariniego przebywającego w Niemczech w związku 1 Z dzieł traktujących o soborze w Bazylei przytaczamy tylko najważniejsze: J. Haller-G. Beckmann-H. Herre, Concilium Basiliense, Studien und Quellen zur Geschichte des Konzils von Basel, 8 tomów, 1896 — 1936; J. Haller, Papsttum und Kirchenreform, 1903; N. Valois, La crise religieuse du X V s.
102
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENGJI I W RZYMIE
ze sprawą husycką. Eugeniusz IV zatwierdził legację Gesariniego. Musiał zresztą chcąc nie chcąc kontynuować sobór i przystąpić razem z nim do reformy Kościoła, ponieważ zobowiązał się do tego pod przysięgą w kapitulacjach wyborczych, narzu conych mu przez kardynałów. Kapitulacje te zawierały zasady podziału władzy między papieża i kardynałów, regulowały też kwestię jego stosunku do soboru. Była to nowość nie rokująca trwałości, ale była ona niczym w porównaniu do żądań, które sobór stawiał papieżowi. Sobór w Bazylei był od początku pod złymi auspicjami. Nie wiadomo było, jak przezwyciężyć nieufność papieża, często usprawiedliwioną. Zanosiło się na burzę, która mogła doprowadzić do nowej schizmy. Na osiemnaście lat trwania tylko przez trzy lata sobór był z papieżem w zgodzie, zresztą nie zawsze szczerej, przez ostatnie dwanaście lat był soborem schizmatyckim (conciliabulum), przez cztery lata — do r. 1442— działał obok legalnego papieskiego soboru, obradu jącego w Ferrarze i we Florencji. Jeżeli Sobór w Konstancji zlikwidował schizmę zachodnią, co stanowiło główne jego dzieło i główną zasługę, to w Bazylei doszło do nowej schizmy, na szczęście niedługo trwającej i niegroźnej, ale już przez sam fakt swego istnienia ubolewania godnej. W Bazylei sobór przeciwstawiał się papieżowi, cesarz zaś zajmował chwiejrie stanowisko, bo wprawdzie przybył na sobór, ale później przechylił się na stronę Eugeniusza IV, który go ukoronował. Sobór w Bazy lei nie miał tego znaczenia i tego moralnego autorytetu co Sobór Konstancjeński, który zgromadził najwybitniejsze jednostki ówczesnego świata chrześcijańskiego. W Bazylei było niewielu dostojników kościelnych: siedmiu do jedenastu kardynałów, którzy — z wyjątkiem kardynała z Arles — wkrótce odjechali, stu biskupów, których liczba spadła później do dwudziestu, pięciuset do sześciuset doktorów teologii i kanonistyki, ludzi ambitnych, którzy chcieli narzucić soborowi swe zdanie. Wszyscy wielcy działacze doby konstancjeńskiej już zmarli. Z wybitniejszych obecni byli: Ce3arini, Mikołaj z Kuzy, wreszcie dwu kardynałów, którzy namiętnie, choć z dobrą wiarą zwalczali papiestwo: Hiszpan Jan Cervantes i Francuz, arcybiskup z Arles, Ludwik d’Alleman, o opinii świętego, beatyfikowany w r. 1527. Charakter soboru był demokratyczny ze względu na skład, w którym olbrzymią przewagę mieli nie dostojnicy kościelni, lecz kler niższy, uniwersytety i ludzie świeccy. Zarzucono stosowany w Konstancji podział na nacje, który okazał się niepraktyczny, a przyjęto rzeczowy podział na cztery deputacje, czyli komisje: 1. do spraw wiary, 2. do sprawy pokoju, 3. do spraw reformy Kościoła i 4. do spraw ogólnych. Do każdej z nich wchodzili reprezentanci poszczególnych stanów. Na czele każdej deputacji stał przewodniczący, który zmieniał się co miesiąc. Wnioski przygotowane w deputacjach były, przedstawiane na plenum soboru, które odbywało się co tydzień. Do pełnej ważności trzeba było uchwały na sesji publicznej w katedrze według starej formuły placet. Przewodniczył z początku legat papieski, którym był kardynał Cesarini,
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENCJI I W RZYMIE
103
i sobór tego nie kwestionował, ale kiedy wskutek zatargu soboru z papieżem Cesarini zrezygnował z tej godności, sobór wybrał własnego przewodniczącego i określił jego władzę. Wprawdzie gdy doszło do zgody z papieżem, dopuszczono do prezydium pięciu papieskich legatów, lecz bez uprawnień, w razie zaś gdyby nie zgadzali się z większością, miał objąć przewodnictwo najstarszy z soborowych prałatów. Na wet po zerwaniu z papieżem Eugeniuszem IV i wyborze antypapieża Feliksa V nie przyznano temu własnemu elektowi prawa do przewodniczenia. Ani dla papieża, ani dla kolegium kardynalskiego nie było w Bazylei miejsca. Było to skrajnym objawem wyższości soboru nad papieżem. Coraz bardziej malało znaczenie prałatów na rzecz niższego kleru świeckiego i zakonnego oraz uczonych. Był to kierunek radykalny, a jednocześnie i wyraz tendencji demokratycznych w łonie Kościoła. Jedno i drugie było w oczywistej niezgodzie z prawem i tradycją oraz ze stanowiskiem i uprawnie niami papieża. Dzieje tego soboru są zawiłe i wyjątkowe. Zwołany przez Marcina V, któ ry powierzył przewodnictwo kardynałowi Cesariniemu, doszedł on do skutku za Eugeniusza IV, który bardziej jeszcze niż Marcin V był mu przeciwny. Dnia 14 grudnia odbyła się w Bazylei pierwsza uroczysta soborowa sesja, a już 18 grudnia papież rozwiązał sobór i zapowiedział zwołanie nowego do Bolonii na lato 1433 r. Było to posunięcie niefortunne i nie pochwalano go w kołach wiernych papieżowi. Powodem, dla którego miał się zebrać nowy sobór, miała być mała frekwencja w Bazylei, obawa papieża przed koncyłiaryzmem oraz widoki na zawarcie unii religijnej z greckim Kościołem, do czego ze względu na położenie bardziej nadawały się Włochy niż odległa Bazylea. Jeśli jednak papież kładł główny nacisk na unię z Grekami, to Bazylejczycy mieli też swoją, niemniej ważną rację, a było nią dążenie do zawarcia ugody z husytami, dotyczącej zarówno wiary, jak pokoju w chrześcijaństwie, na miejsce zaś zawarcia tej ugody, której odwlekanie nie było dowodem roztropności politycznej, nadawała się lepiej Bazylea niż Bolonia. Ojcowie soboru nie poddali się, lecz wbrew papieżowi obradowali dalej. Sam Cesarini prosił papieża o odwołanie bulli, a cesarz Zygmunt oraz wielu królów i książąt stanęło również po stronie soboru. Na drugiej uroczystej sesji 14 lutego 1432 r. sobór określił się sam jako powszechny, wznowił dekrety konstancjeńskie o swej wyższości nad papieżem i pod sankcją procesu zażądał, by papież z kardynałami przybył w terminie trzech miesięcy na sobór. Pomyślny przebieg układów z husytami, którzy z początkiem 1433 r. przybyli do Bazylei, wzmógł jeszcze bardziej znaczenie soboru. Z drugiej strony papież znalazł się w nader nieszczęśliwym położeniu, bo musiał nawet uciekać z Rzymu i z państwa kościelnego przed rzymskimi arystokratycznymi rodami i księciem Mediolanu. W tej sytuacji był zmuszony ustąpić przed soborem i uznać jego wyższość bezwarunkowo w myśl formuły przez sobór przedłożonej. Stało się to w bulli z 15 grudnia 1433 r. Pierwsze starcie papieża z sobo rem skończyło się zwycięstwem soboru.
104
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENCJII W RZ
W rzeczywistości jednak powody konfliktu istniały, a nawet mnożyły się. Sobór wstąpił na drogę reformy. Niektóre dekrety jego były słuszne, jak na przykład uchwała przeciw konkubinatowi kleru, przeciw symonii, przeciw zbyt lekkiemu szafowaniu interdyktem i przeciw zbyt daleko idącym skutkom ekskomuniki, ale inne dekrety reformowały dwór papieski, pozbawiając papieża i kardynałów dochodów przez skaso wanie annat i różnych opłat kancelaryjnych. Omawiano też kwestię obsadzania urzędów kościelnych, wyboru papieża, liczby kardynałów i inne ważne sprawy odnoszące się do ustroju Kościoła. Nie te sprawy jednak, tylko sprawa unii z Grekami, a ściślej biorąc przeniesienie obrad soboru do jakiegoś miasta włoskiego, położonego dogodniej, dostarczyła powodu do zerwania soboru z papieżem. Większość członków soboru była za pozostaniem w Bazylei lub za przeniesieniem się do Awinionu — mniejszość godziła się na Włochy. Papież Eugeniusz stanął po stronie mniejszości, a gdy go z tego powodu sobór pozwał przed swój sąd, przeniósł sobór bullą z 18 września 1437 r. do Ferrary, które to miejsce uzgodnił przedtem z cesarzem wschodnim. Po daremnych próbach porozumienia się z papieżem mniejsza część uczestników soboru, wierna pa pieżowi, z kardynałem Cesarinim na czele, udała się na sobór papieski, radykalna większość zaś obradowała dalej w Bazylei. Nastąpił więc rozłam. Nie ulegało wątpli wości, że legalny był tylko sobór w Ferrarze, przeniesiony niebawem do Florencji, a bezprawny i pozbawiony tytułu ekumenicznego stał się ów samozwańczy, kontynu ujący swe obrady w Bazylei. Istotnym, głębszym powodem rozłamu i zarodkiem nowej schizmy zachodniej była nie tyle sprawa miejsca obrad soboru i sprawa jego przenie sienia, ile zasadnicza sprawa stosunku soboru do papieża. Sobór obradujący nadal w Bazylei, mimo przeniesienia obrad do Ferrary, poszedł nawet dalej i postąpił rady kalniej niż Konstancjeński, bo gdy dekrety Konstancji mówiły tylko o wyższości soboru nad papieżem w sprawach wiary, usunięcia schizmy i reformy Kościoła i tylko w tych sprawach przyznawały soborowi władzę ustawodawczą, to Bazylejczycy chcieli mu odebrać wszelką władzę w Kościele. Wytoczenie papieżowi procesu, z zagrożeniem depozycją jako przewidywanym jego wynikiem, było wyrazem skrajnie pojętego koncyliaryzmu. Istotnie, w styczniu 1438 r. pseudosobór zasuspendował papieża i sam objął jego funkcje jako organ suwerenny. W maju 1439 r. uchwalono trzy zasady: 1. sobór stoi ponad papieżem, 2. papież nie może soboru przenieść, odroczyć i rozwiązać i 3. kto tego nie uznaje, ten staje się heretykiem, bo zasady te są dogmatem. Było co prawda wiele rzeczy niejasnych w stosunku papieża do soboru. Pseudosobór obradujący nadal w Bazylei uznawał się za organ najwyższy, nawiązując do idei Soboru Konstancjeńskiego, ale w tym błądził, bo w okresie jego działalności schizmy nie było, a historyczny rozwój władzy papieskiej szedł w kierunku jej wzrostu. Nową schizmę, już ostatnią w dziejach Kościoła, stworzyli właśnie Bazylejczycy. Dnia 25 czerwca 1439 r. pozbawili władzy papie ża Eugeniusza, a 5 listopada tegoż roku obrali antypapieża Amadeusza VIII, księcia sa baudzkiego, który przybrał imię Feliksa V (1439—1449). Było więc znowu dwu papieży.
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENCJI I W RZYMIE
105
Tym razem jednak antypapież, którego nieprawny wybór był oczywisty, niewielu tylko zyskał zwolenników, ale bądź co bądź rozbita została jedność Kościoła i zapanowało zamieszanie. Skorzystały z tego poszczególne państwa, aby ogłosić neutralność w sporze między pseudosoborem obradującym nadal w Bazylei a papieżem rzymskim. Mogły w ten sposób uwolnić się od zależności od Stolicy Apostolskiej, potem zaś za cenę ponownego uznania Eugeniusza wytargować od niego najrozmaitsze ustępstwa. Najdalej poszła w tym kierunku Francja, gdzie już na wiosnę 1438 r. wydano w Bourges tak zwaną sankcję pragmatyczną, zajmującą wobec papieża stanowisko koncyliaryzmu i zabezpie czającą królowi francuskiemu duży stopień niezależności od Rzymu. W tym samym celu złożyli deklaracje o neutralności elektorowie niemieccy i sejm Rzeszy w Moguncji w r. 1439 w tak zwanym Instrumentum acceptationis, zyskując dla tej koncepcji poparcie nowego króla rzymskiego, którym był Albrecht austriacki, zięć i następca Zygmunta. Nawet po rychłej śmierci Albrechta (1439) i po wyborze Fryderyka III (1440) Niemcy pozostały neutralne i razem z Francją żądały zwołania nowego soboru w celu usunięcia nowej schizmy. Fryderyk długo zwlekał, zanim zajął zdecydowane stanowisko, sto pniowo jednak przechylał się na stronę Eugeniusza, pod wpływem młodego humanisty Eneasza Sylwiusza Piccolominiego (późniejszego papieża Piusa II). Ostatecznie uzy skawszy znaczne uprawnienia Fryderyk uznał papieża w r. 1446. Trwał tylko nadal zatarg papieża z elektorami duchownymi, trewirskim i kolońskim, którzy zostali zasuspendowani z powodu dalszego popierania Bazylei. Zażądali oni we Frankfurcie w marcu 1446 r., by papież uznał dekrety Konstancji i Bazylei o wyższości soboru i aby do r.1447 zwołał sobór w jakimś niemieckim mieście. Porozumienia w sprawie powszechnego uznania papieża w całych Niemczech dokonały dopiero konkordaty z poszczególnymi książętami zawarte z początkiem 1447 r., a potwierdzone przez papieża w czterech bullach i w jednym breve. Papież obiecywał zwołanie soboru według życzeń narodu niemieckiego i innych książąt w terminie do dziesięciu miesięcy. Dopiero jednak kon kordat wiedeński, zawarty w rok później z Austrią (17 lutego 1448 r.), lecz rozszerzony także na innych książąt, kładł kres rozdarciu Kościoła w Niemczech. Papież umiał wyzyskać radykalizm i doktrynerstwo Bazylejczyków, obawę przed nową schizmą, słabość cesarza Fryderyka i brak jedności książąt niemieckich. Z drugiej strony cesarz i książęta otrzymali szereg przywilejów w dziedzinie obsadzania urzędów duchownych i udziału w dochodach. Oczywiste zyski ze sporu papieża z soborem wyciągało więc pań stwo, które poparło papieża. Schizma dobiegała końca. Pseudosobór stracił na znaczeniu po przeniesieniu się z Bazylei, skąd usunął go cesarz, do Lozanny. Przy Feliksie V pozostały tylko Sabaudia i Szwajcaria. Od r. 1443 sobór nie odbył już żadnej uroczystej sesji. W kwietniu 1449 r. Feliks V złożył swą godność. Był to ostatni antypapież w dziejach papiestwa. Na Stolicy Apostolskiej panował już wtedy po śmierci Euge niusza IV Mikołaj V. Jego uznał także szczątkowy sobór w Lozannie dla ratowania swego autorytetu, po czym uchwalił swe rozwiązanie.
106
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENGJI I W RZYMIE
Dalszym ciągiem Soboru Bazylejskiego był nie ów nielegalny, wbrew woli papieża obradujący dalej w Bazylei pseudosobór, lecz sobór prawowity, przeniesiony przez papieża początkowo do Ferrary, a następnie do Florencji. On też razem z pierwotnym Bazylejskim został uznany za siedemnasty sobór powszechny. Głównym celem Soboru Ferraryjskiego było zawarcie unii z Kościołem greckim. Dlatego przybyło do Ferrary w marcu 1438 r. poselstwo greckie złożone z siedmiuset osób z cesarzem Janem VIII Paleologiém, patriarchą konstantynopolitańskim Józefem i metropolitą nicejskim Bessarionem na czele. Ten ostatni, szczery zwolennik unii, został na stałe we Włoszech i otrzymał godność kardynalską. Z ruskiego Kościoła był metropolita kijowski Izydor, późniejszy kardynał, również gorliwie unii oddany. Obrady zaczęły się 8 stycznia 1438 r., a zakończyły we Florencji 6 lipca 1439 r. Bulla papieska nosi nazwę Laetentur coeli. Unia ta, zwana florencką, tak samo jak lyońska z r. 1274, doszła do skutku na podstawie uznania dogmatów katolickich przez Kościół wschodni i uznania obrządku wschodniego przez Rzym. Można się było spodziewać, że okaże się trwalsza niż tamta, gdyż przygotowały ją gruntowne rozprawy teologiczne, a reprezentacja Bizancjum była tym razem liczniejsza i poważniejsza. Nadzieje te jednak zawiodły, gdyż wielu spośród Greków kierowało się względami nie religijnymi, lecz politycznymi. Zawierali oni unię, aby uzyskać pomoc Zachodu przeciw Turkom. Pomoc ta zawiodła, Konstan tynopol upadł w 1453 r., a wraz z nim upadła i unia, która przetrwała jeszcze, i to tylko do końca XV w., w metropolii kijowskiej.2 Oprócz unii z Grekami zawarto też podobną unię z monofizyckimi Ormianami i jakobitami w Egipcie i Etiopii. Pod koniec r. 1442 sobór został przeniesiony przez papieża do Lateranu. Papież Eugeniusz wrócił do Rzymu, z którego uciekł przed powstaniem w r. 1434. Tu doszły do skutku dalsze unie z wschodniosyryjskimi jakobitami i z mniejszymi grupami Chaldejczyków (nestorianie) i maronitów na Cyprze (monoteleci).3 Te osiągnięcia wzmocniły stanowisko papieża. Nie tylko jednak sprawiły to unie religijne, lecz także sam charakter soboru po jego przeniesieniu, więc w Ferrarze, Florencji i Rzymie. Po odsunięciu się Bazylejczyków znaleźli się na soborze tylko stronnicy papieża i kurii rzymskiej, a zatem wrogo wie koncyliaryzmu. Już sam ten skład oznaczał zerwanie z Konstancją i Bazyleą i powrót do dawnego prawa. Stosunkowo słabym echem prądów demokratycznych było dopusz czenie prócz kardynałów, biskupów, opatów i prałatów także niższych duchownych oraz uniwersyteckich graduatów teologii i prawa, ale nie miało to znaczenia wobec 2 Od początku za unią opowiadał się tylko cesarz i patriarcha, a przeciw niej ogół Greków, kler i mnisi. Patriarchowie z Aleksandrii, Antiochii i Jerozolimy odstąpili od unii już w r. 1443. Dla cesarza przestała ona mieć znaczenie, kiedy nie otrzymał z Zachodu oczekiwanej pomocy. Jego następca, ostatni cesarz bizantyński Konstantyn XI Paleolog, odnowił unię w r. 1452, ale w rok później zginął przy obronie Konstantynopola. Mimo prześladowań tureckich Grecy trwali przy swej religii. Turcy oddali stolicę patriarszą wrogiemu unii mnichowi. Synod w Konstantynopolu w r. 1472 odwołał unię formalnie. 3 Były to szczątki herezji z pierwszych wieków chrześcijaństwa.
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENCJI I W RZYMIE
107
podporządkowania się soboru papieżowi. Grecy tworzyli na soborze osobną grupę. Tak więc Sobór Ferraro-Florencko-Rzymski byl stanowczym zerwaniem z zasadą koncyliaryzmu i nieodłącznie z nią związaną walką z papiestwem, a zarazem byl konty nuacją dawnego średniowiecznego prawa. Papiestwu udało się zahamować reformę in capite i wzmocnić system kurialny. 0 zasadzie periodyczności zwoływania soborów nie było mowy; ani Eugeniusz IV, ani Mikołaj V nie zgodzili się na zwołanie nowego soboru, mimo kilkakroć ponawianego żądania. Pius II jako papież (1458—1464) chciał podnieść autorytet papiestwa. W tym celu 1. zakazał apelacji od papieża do soboru w bulli Exsecrabilis z r. 1460; 2. uznał za nieważną sankcję pragmatyczną z Bourges, która gwarantowała Francji prawo uchwalone w .Konstancji i Bazylei, i wezwał do opozycji wobec niej biskupów francuskich, ale właśnie to skłoniło przeciwników papiestwa do obrony koncylia ryzmu; nawet zrzeczenie się sankcji przez Ludwika XI w r. 1461 pozostało bez skutku z powodu oporu parlamentu, który miał prawo rejestrowania królewskich rozporządzeń i przez to nadawał im moc prawną. Za następców Piusa II znów pojawiały się żądania zwołania soboru wysuwane bądź ze strony kardynałów, bądź ze strony książąt w celu ograniczenia władzy papieskiej. Paweł II w swych kapitulacjach wyborczych zobowiązał się do zwołania soboru. Takie same żądania wysunęli także kardynałowie przy obiorze Innocentego V III 1 Juliusza II. Nadużycia papieskich kollektorów sprawiały, że książęta domagali się zwołania soboru, nawet soboru bez papieża i wbrew niemu. Raz było to bliskie urzeczy wistnienia, kiedy w r. 1511, za staraniem króla francuskiego Ludwika XII i cesarza Maksymiliana I, zebrał się w Pizie sobór przeciw Juliuszowi II, lecz zakończył się niesławnie w roku następnym w Lyonie. Tutaj należy szukać genezy Piątego Lateraneńskiego Soboru — papieskiego.4 Czy sobór obradujący w Bazylei miał charakter soboru powszechnego i w jakim stopniu — oto pytanie, na które teologowie i kanoniści niejednakową dawali i dają odpowiedź. Istnieją co do tego dwie teorie skrajne i dwie pośrednie: 1. Skrajny gallikanizm twierdzi, że wszystkie dekrety tego soboru są ważne i że on sam jest powszechny. 2. Gallikanizm umiarkowany, reprezentowany przez Bossueta, uznaje ekumeniczność tego soboru do r. 1437, to jest do czasu przeniesienia go do Ferrary; sam Eugeniusz IV ten jego charakter uznał przenosząc go z Bazylei, a jego kontynuacja: Sobór Ferraro-Florencki, jest już uważany za powszechny. 4 Por, rozdział następny.
108
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENCJI I W RZYMIE
3. Uznaje się tylko pierwszych szesnaście sesji, do uznania powszechności soboru trzeba bowiem trzech cech: a. by był legalnie zwołany przez papieża i odbywał się pod przewodnictwem jego lub jego legatów; b. by faktycznie reprezentował cały Kościół; c. by jego uchwały były zatwierdzone przez papieża; a wszystkie te cechy posiadały pierwsze sesje tego soboru. Papież Marcin V zapo wiedział zwołanie tego soboru, zatwierdzając uchwały nieudanego soboru w Pawii i Sienie; w myśl tych uchwał zwołał on sobór do Bazylei w r. 1431. Zwołanie soboru i wyznaczenie jego przewodniczącego znalazło swój wyraz w dwu bullach z 1 lutego 1431 r. Papież Eugeniusz IV to potwierdził. Sobór na swej pierwszej sesji uznał się za kanonicznie zwołany. Stwierdził to i sam Cesarini jako legat papieski. Wpraw dzie biskupów na nim było niewielu, niemniej oni i delegaci uniwersytetów reprezen towali wtedy cały Kościół. Chociaż sobór ten został rozwiązany 18 grudnia 1431 r., a jego uchwały dotyczące papieża unieważnione bullą In arcano z września 1433 r., to jednak z kolei ta bulla została unieważniona inną bullą Dudum Sacrum z grudnia tegoż roku. Papież i jego legaci zatwierdzili wszystko, co zostało uchwalone od po czątku soboru. Natomiast następne uchwały, powzięte po 5 lutego 1434 r. (data szesnastej sesji i przeniesienia soboru do Ferrary), nie były zatwierdzone przez papieża i od 30 grudnia 1437 r. sobór miał charakter tylko zgromadzenia partyku larnego i schizmatyckiego, ale to nie wpływa na charakter i ważność uchwał pierw szych szesnastu sesji, które trzeba uznać za ekumeniczne. I tu znów zachodzi różnica zdań: jedni — gallikanie, a w szczególności Bossuet, twierdzą, że sobór do 30 grudnia 1437 r. lub przynajmniej do 5 lutego 1434 r. był powszechny, a w kon sekwencji tego zrealizowana została zasada wyższości soboru nad papieżem, w ka żdym razie w niektórych wypadkach — drudzy zaś, uznając jego powszechność, są zdania, że niektóre tylko akty tego soboru, podobnie jak i poprzednich, nie wy magały zatwierdzenia papieskiego, w szczególności te akty, które dotyczyły stosunku soboru do papieża. To całkiem słuszne zastrzeżenie daje możność uznania drugiej i trzeciej teorii. Zgodny z tym jest pogląd Bellarmina z XVI w. Pozostaje to też w zgodzie z oświadczeniem Eugeniusza IV i jego legatów na sejmie niemieckim w r. 1446, że tak jak jego poprzednicy honorowali i uznawali sobory powszechne w sposób kanoniczny odbyte, tak samo on akceptuje i honoruje sobory w Kon stancji i Bazylei, ten drugi tylko od jego początku do chwili przeniesienia, jednak nie dotyczy to jego uchwał odnośnie do praw, zwierzchnictwa i władzy Stolicy Apostolskiej. 4. Skrajną opinię wyraża autor artykułu w Dictionnaire de théologie catholique, hasło Bale, że sobór w Bazylei, choć zwołany jako powszechny, nigdy się nim nie stał w rzeczywistości, bo słowa papieża Eugeniusza IV nie mają przypisywanego im
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENCJI I W RZYMIE
109
znaczenia, gdyż były podyktowane sytuacją wymagającą wielkiej roztropność1 w rozgrywce z elektorami niemieckimi, którzy chcieli zmusić papieża do uznania dekretów konstancjeńskich i bazylejskich. Papież działał niejako pod przymusem, gdyż nie mógł zaostrzać sytuacji. Cechy soboru powszechnego miał tylko Sobór w Ferrarze-Florencji. Zgromadzenie bazylejskie zwołane było i ukonstytuowało się legalnie w r. 1431, czyli w swych początkach, ale nie można go uznać za reprezen tację Kościoła powszechnego z powodu zbyt małej liczby uczestników, a także dlatego, że legaci nie mieli pełnej swobody i nie mogli działać według intencji papieża. Nie był powszechny dlatego, że nie reprezentował faktycznie Kościoła powszechnego, a także dlatego, że jego akty nie zostały zatwierdzone przez papieża. Potępił je Sobór Florencki, Eugeniusz IV, Pius II, Leon X i Piąty Sobór Lateraneński. Zresztą znaczenie soboru obradującego w Bazylei jest niesłusznie przeceniane. Nie dodał on nic nowego do ustaw konstancjeńskich w sprawie stosunku soboru do papieża. W sprawie unii z Grekami nie przedyskutował istoty rzeczy, tak samo w kwestii husyckiej. Co do reformy Kościoła, to od początku ją zaniedbał, zajmując się przede wszystkim roztrząsaniem teorii koncyliarystycznej i sprawami natury fiskalnej: uchwały soboru likwidowały dotychczasowe źródła dochodów Stolicy Apostolskiej, która w przyszłości miała pokrywać swe wydatki tylko z ofiar kleru i państwa. Papież przeciw temu protestował. Przeciw Eugeniuszowi IV wysuwano raz po raz zarzuty. Delegaci soboru prowadzili rokowania z Grekami bez wiedzy papieża. W marcu 1434 r. delegacja grecka przybyła do Bazylei, ale Grecy odrzu cali Bazyleę, jako miejsce dla siebie niedogodnie położone. Ze swej strony papież prowadził z nimi układy z daleko lepszym skutkiem i oni również pokładali ufność w papieżu i w jego soborze, nie w pseudosoborze, który już wyraźnie tracił swe znaczenie. Z powyższego wywodu widać, że sobór w Bazylei, jak żaden inny w historii, podlega ostrej krytyce, i to zarówno co do swego charakteru prawnego, jak i ze względu na zna czenie swej działalności. Rozbieżność zdań w jego ocenie jest bardzo wielka. Wydaje nam się jednak, że sprawę da się uprościć, jeżeli się odrzuci obie skrajne teorie: pierwszą i czwartą. Jeśli chodzi o pierwszą — należy ją odrzucić, gdyż jest ona wyrazem oczy wistej herezji. Także czwartej nie można przyjąć mimo jej pozornej słuszności. Sobór Bazylejski figuruje przecież od wieków w rzędzie soborów powszechnych jako siedem nasty z kolei i traktowany jest w nauce jako całość z Soborem w Ferrarze i Florencji, a powszechności i legalności tego nikt nie zaprzecza. Nie odbierze mu tego charakteru usiłowanie podważenia go od strony prawnej i pomniejszanie — zresztą dość słuszne — jego roli faktycznej. Zarzut dotyczący małej ilości uczestników, a w konsekwencji odmawianie mu prawa reprezentacji całego Kościoła, nie jest racjonalny. Sobór Try dencki rozpoczął się przy udziale dwudziestu sześciu biskupów. Po odrzuceniu obu
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENCJI I W RZYMIE
110
skrajnych teorii pozostają do przyjęcia ,obie umiarkowane, zwłaszcza jeśli się uwzględni zastrzeżenie, że uznając sam sobór za powszechny nie musi się uznawać wszystkich jego uchwał za prawne i obowiązujące.
2. S o b ó r w B a z y l e i
a Polska5
Od czasów Konstancji idea soborowa, tak żywa i tak atrakcyjna niegdyś, znacznie w Polsce osłabła. Przyczyniły się do tego polityczne wyniki Soboru Konstancjeńskiego, na ogół dla Polski niepomyślne, zwłaszcza jeśli się porówna niewspółmierność nadziei i wysiłków z faktycznymi osiągnięciami. Nic więc dziwnego, że do następnego wiel kiego soboru powszechnego w Bazylei Polacy odnosili się z rezerwą. Jeśli w Konstancji wierzono, że sobór rozstrzygnie z korzyścią dla Polski jej sprawy polityczne, to po nie fortunnych doświadczeniach wiara ta zagasła i nie chciano się zdawać na sąd soboru, popieranego przez ciągle wrogiego Polsce cesarza Zygmunta, mimo że ataki Krzyżaków na Polskę nie ustawały. Polska miała dość swych wewnętrznych kłopotów i dość wojen, by jeszcze uwagę i siły poświęcać bezpłodnej walce przed forum soborowym. W r. 1430 zmarł wielki książę Witold, a następca jego, najmłodszy brat Jagiełły, Świdrygiełło, wywołał w r. 1431, więc w roku otwarcia Soboru Bazylejskiego, powstanie przeciwko Polsce w oparciu o ludność ruską, schizmatycką, a z poparciem Krzyżaków, którzy niespodzianie zerwali pokój melneński i spustoszyli Kujawy oraz ziemię dobrzyńską. Krzyżaków — jak zawsze — popierał cesarz Zygmunt, Polska zaś szukała pomocy u papieża, przychylniej niż Marcin V usposobionego do niej Eugeniusza IV. Z początkiem 1432 r. wysłano z Polski do Rzymu dwu posłów. Papież obiecał poparcie, o ile Polska nie przystąpi do soboru. Jest to właśnie chwila wyraźnego nieprzychylnego ustosunkowania się papieża do soboru, chwila pomiędzy zawieszeniem jego obrad 18 grudnia 1431 r. a reaktywowaniem ich 15 grudnia 1433 r, Faktem jest, że przed 1433 r. nie ma Polaków w Bazylei. Zresztą również trudności finansowe stały Polakom na przeszkodzie. Polska jeszcze się nie opowiedziała oficjalnie za soborem, a już, korzystając z nieobecności Polaków, cesarz Zygmunt oskarżył Jagiełłę i Polskę o sprzyjanie husytom, którzy mieli mieć w Polsce popleczników. Krzyżacy i Świdrygiełło również wystąpili przed soborem przeciw Polsce. Sobór nie chciał Polski zrażać, a kardynał legat Cesarini położył kres tym atakom aż do momentu przybycia polskiej delegacji. 5 Stosunek Soboru Bazylejskiego do Polski przedstawiamy na podstawie następujących książek: L. Grosse, Stosunki Polski z soborem bazylejskim, Warszawa 1885; K. Morawski, dz. cyt. I, 329 ns.; J. Fijałek, M istrz Jakub z Paradyża; A. Lewicki, Unia florencka w Polsce, Rozprawy PA U Wydz. Hist.Filoz. XXXVIII, 1899; St. Zachorowski, Polityka kościelrta Polski w okresie wielkich soborów, Themis Polska, seria II, t. 4, Warszawa 1914. /
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENCJII W RZYMIE
111
Sobór dwa razy zapraszał Polskę do uczestnictwa i słał do niej poselstwa — drugie z Delfinem, biskupem Parmy, na czele — ale dopiero pogodzenie się papieża, z soborem skłoniło Jagiełłę do tego, że uznał ważność soboru i zaczął myśleć o wysłaniu odpowiedniej delegacji. W lutym na zjeździe w Korczynie wybrano posłów na sobór. Byli to: biskup krakowski Zbigniew Oleśnicki, biskup poznański Stanisław Ciołek, proboszcz krakowski Lasocki i kanclerz Koniecpolski. Przedtem jeszcze, bo w październiku 1433 r., zaliczony został z urzędu jako uczestnik soboru arcybiskup gnieźnieński Jastrzębiec w osobie swego zastępcy. Dnia 31 maja zmarł Jagiełło, wskutek czego Oleśnicki i Koniecpolski pozostali w kraju, a pojechali tylko Ciołek i Lasocki. Mszę żałobną za Jagiełłę odprawił kardynał Bran da Castiglione, a kazanie-panegiryk wygłosił mistrz krakowski Mikołaj Kozłowski, najstar szy wiekiem i urzędem spośród profesorów krakowskich. W tym kwiecistym, utrzymanym w duchu epoki przemówieniu, cytując autorów chrześcijańskich, a także Senekę, wysławiał życie zmarłego króla, jego niepospolite zasługi w dziele rozszerzania chrześcijaństwa — porównywał go nawet z apostołami — jego dobrodziejstwa dla uniwersytetu. Będąc na soborze Kozłowski wygłosił kilka kazań wobec członków zgromadzenia. Najwybit niejszym i stosunkowo najdłużej przebywającym na soborze członkiem naszej delegacji był bez wątpienia Mikołaj Lasocki. Z przekonań był zdecydowanym koncyliarystą, co mu później stanęło na przeszkodzie w uzyskaniu infuły biskupiej po zgonie bisku pa poznańskiego Stanisława Ciołka. Wielki patriota, był równocześnie wykształconym i znającym świat kosmopolitą. Kiedy w r. 1435 Zakon znowu wystąpił ze swymi oskar żeniami, Lasocki gorąco ujął się za zmarłym Jagiełłą i obiecał udowodnić, że Zakon nie tylko nie jest potrzebny, lecz przynosi ujmę Kościołowi i dlatego powinien być zlikwidowany. Tę samą myśl wysuwał już wielokrotnie na Soborze w Konstancji Paweł Włodkowic. O znaczeniu Lasockiego na soborze świadczyć może fakt, że w r. 1435 w maju wysłano go do Arras z deputacją mającą pogodzić Anglię z Francją i położyć kres długotrwałej wojnie, która do historii przeszła pod nazwą stuletniej. Innym wybitnym ówczesnym koncyliarystą był profesor Uniwersytetu Krakow skiego, wielki znawca teologii Tomasz Strzempiński, piastujący po Zbigniewie Oleś nickim godność biskupa krakowskiego. W r. 1432 był on rektorem uniwersytetu. Do Bazylei przybył jeszcze przed delegacją jako zastępca arcybiskupa gnieźnieńskiego. Biskup poznański Stanisław Ciołek, urzędujący niegdyś w kancelarii królewskiej, okazywał wielkie zamiłowania humanistyczne. Bawił on na soborze krótko, a wydał wiele pieniędzy, na co skarżył się w liście do króla Władysława Warneńczyka. Być może, że te wydatki spowodowane były kosztami reprezentacji, podobnie jak niegdyś u Mikołaja Trąby w Konstancji. W r. 1433 widzimy w Bazylei jeszcze Tomasza Strzempińskiego — zapewne jako przedstawiciela uniwersytetu, z którym był silnie związany, i reprezentanta biskupa krakowskiego Zbigniewa Oleśnickiego, po którym miał w przy szłości objąć krakowską katedrę — oraz Lutka z Brzezia z kapituły poznańskiej, który urzędował w kancelarii Witolda i Jagiełły i sprawował różne funkcje dyplomatyczne.
112
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENCJI I W RZYMIE
Z czasem zostanie on kolejno biskupem kujawskim, potem krakowskim, będzie pod kanclerzym państwa, zbliży się do papieża Mikołaja V. Bazylea to początek jego świetnej kariery zarówno kościelnej, jak politycznej. Kiedy poselstwo polskie przybyło do Bazylei, działalność soboru była w pełnym toku, a niebawem po pogodzeniu się z papieżem — na krótko zresztą — sobór stanął u swego szczytu, nie tylko jeśli chodzi o liczbę Uczestników, lecz także o rolę, jaką sobie zakreślił i częściowo odgrywał, przede wszystkim zaś dlatego, że w tym okresie swego istnienia był on soborem legalnym. Nie było — przynajmniej pod względem formalnym — rozłamu między soborem a papieżem, gwarancję zaś tej jedności i prawo mocności dawał kardynał legat Julian Cesarini, jeden z najszlachetniejszych i najmąd rzejszych książąt Kościoła tego okresu. Uczestnicy soboru nie mieli więc żadnych wątpliwości i nie musieli podejmować decyzji, po czyjej stronie stanąć. Teoria koncyliaryzmu była na ogół uznawana, ale nie w swej skrajnej formie i bez intencji jawnej walki z papieżem. Ta przyjazna atmosfera miała się jednak ku końcowi wobec narasta jących przeciwieństw między kurią a soborem. W r. 1437 radykalizm wziął górę, wsku tek czego ludzie umiarkowani z Cesarinim na czele opuścili sobór, który w r. 1438 papież przeniósł do Ferrary. Bazylejczycy nie ustąpili i zostali. Doszło do schizmy nie tylko na soborze, lecz także w poszczególnych krajach, a między nimi i w Polsce. Polska, którą oszczędziły rozłamy i wstrząsy wielkiej schizmy zachodniej, przeżywała teraz na mniejszą skalę podobne zjawisko. Komplikowały sytuację nadto dwa wystę pujące podówczas niebezpieczeństwa: husyckie, którego zlikwidowaniem zajęła się Bazylea, i tureckie, które skłoniło Greków do unii z Kościołem rzymskim — sprawę tę ujął w swe ręce i przeprowadził papież. Obie te kwestie pośrednio dotyczyły Polski, a sprawa unii i wyprawy na Turków — nawet bezpośrednio. Nielegalny sobór słał do Polski poselstwo za poselstwem, by zjednać sobie naszych biskupów. W jesieni r. 1440 poselstwo soboru przybyło najpierw do Poznania i Gniezna, potem do Krakowa. Na czele stał Katalończyk Marek Bonfili, a w jego skład wchodziło także dwu Polaków: Dersław z Borzynowa, archidiakon krakowski, wybitny kanonista i teolog, oraz Stanisław z Sobniewa, później rektor uniwersytetu. Bonfili, który z czasem przerzucił się na stronę papieską, odgrywał na soborze znaczną rolę. W* Polsce przebywał z przerwami przez kilka lat i uchodził za znawcę spraw polskich. Nie tyle Polsce zależało na soborze, ile soborowi na Polsce. Nie pozbawione wymowy jest też obiecywanie godności kardynalskiej Oleśnickiemu i Wincentemu Kotowi, arcybisku powi gnieźnieńskiemu. Rzecz charakterystyczna, że pierwsze kapelusze kardynalskie przyjęła Polska od antypapieża. Wynikiem niejasnej S}rtuacji w Kościele powszechnym był też brak jedności w Ko ściele w Polsce — chwiejność i odwlekanie decyzji co do obediencji, jakby w oczeki waniu, co przyszłość przyniesie. Podobnie zresztą było w Niemczech i poniekąd we Francji. Odpowiadała temu najlepiej neutralność (subtractio animarum), czyli nieuzna-
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENCJI I W RZYMIE
113
wanie na razie żadnego z dwu papieży, ale i niezrywanie z żadnym. Neutralność taka nie była bez korzyści przede wszystkim dla państwa, które umiało ją wyzyskać osiągając ważne ustępstwa, określone w konkordatach, lecz także dla biskupów, którzy umacniali się kosztem centralnej władzy. Objawy te widoczne są we Francji i w państwach niemieckich, nawet drobnych, w Polsce w daleko mniejszym stopniu i dopiero za rządów Kazimierza Jagiellończyka. Prócz zwolenników prowadzonej przez pewne kola polityki neutralności, która była w Polsce niejako oficjalna, bo zatwierdzona na synodzie w Łę czycy w r. 1441, była jednak pokaźna partia soborowa i ta była stosunkowo najruch liwsza i do pewnego okresu najsilniejsza; była też partia papieska, której znaczenie było o tyle większe, że miała za sobą króla. Pseudosobór obradujący w dalszym ciągu w Bazylei i jego schizmatyckiego wybrańca Feliksa V popierał przede wszystkim Uniwersytet Krakowski, który od zarania, już od soboru w Pizie w r. 1409, wyznawał idee koncyliarystyczne i pozostał im naj dłużej wierny. Znamienną jest rzeczą, że w tej walce stronnictwo papieskie i soborowe prześcigały się w zabiegach, aby pozyskać dla siebie uniwersytety. One były instytu cjami wpływowymi, na wpół prawnie kościelnymi, do nich zwracali się książęta świeccy i książęta Kościoła o radę i opinię o sprawach, które świat chrześcijański dzieliły. W r. 1440 trzy uniwersytety niemieckie: w Erfurcie, w Kolonii i w Wiedniu, na życzenie swych metropolitów wystąpiły z traktatami. W Krakowie Oleśnicki, choć z urzędu kanclerz uniwersytetu, nie narzucał mu swego zdania, lecz przeciwnie, czekał jego wyroku, jako najwyższej instytucji naukowej. Posłowie soboru w Bazylei, a tym samym Fe liksa V, zażądali od uniwersytetu wypowiedzenia się, po której stronie jest słuszność i prawda, z góry jednak mogli przewidzieć, że tu znajdą najgorliwszego sprzymierzeńca, który da odpowiedź po ich myśli. Uniwersytet wyznaczył komisję złożoną z teologów i dekretystów, a ostateczną redakcję wypowiedzi powierzył dwom mistrzom: Jakubowi z Paradyża i Tomaszowi Strzempińskiemu. W tej samej sprawie powstało pięć trak tatów, mianowicie teologów Benedykta Hessego, Wawrzyńca z Raciborza i Jakuba z Paradyża oraz kanonistów Jana Elgota i Tomasza Strzempińskiego. Wyróżniały się prace Elgota i Jakuba. Elgot był scholastykiem krakowskim, odda nym Oleśnickiemu, od którego będzie posłować w Bazylei. Jego praca to wywód prawny poparty argumentami z prawa kościelnego, zmierzający do obalenia zarzutów przeciw zasadniczej prawdzie koncyliaryzmu o wyższości władzy soboru nad papieską. Jakub z Paradyża, profesor teologii i najlepszy w Krakowie znawca Pisma świętego, w swym traktacie opiera się na Biblii i pismach Ojców Kościoła, by ,,wyjaśnić prawdę, która jest od słońca jaśniejsza,\ Paradyżanin posunął się w swym koncyliaryzmie tak daleko, że odmówił papieżowi pełnej władzy, nie nazywał go ani głową Kościoła, ani namiestnikiem Chrystusa, tylko głową urzędniczą i służebną (instrumentale, ministeriale). Nie papież, tylko Kościół jest nieomylny w sprawach wiary, więc najwyższą władzę w Kościele ma nie papież, istota grzeszna, ułomna i nie pozbawiona błędów, lecz sobór
114
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENCJI I W RZYMIE
reprezentujący jedynie cały Kościół. Piotr — to tylko pośrednik między Chrystusem a Kościołem. Nic dziwnego, że te tezy wydały się mistrzom krakowskim zbyt skrajne, nie przyjęto ich więc, a całą sprawę oddano w ręce Tomasza Strzempińskiego, który na podstawie wszystkich prac miał zredagować w ostatecznej formie traktat urzędowy, oczywiście w duchu koncyliaryzmu, ale bez zbyt daleko idących wniosków. Strzempiński zręcznie wybrnął ze sprzeczności pomiędzy koncyliaryzmem a wszechwładzą papieża twierdząc, że Chrystus dał klucze św. Piotrowi jako przedstawicielowi Kościoła, czyli dał nie w faktyczne, lecz symboliczne posiadanie, więc w zasadzie (principialiter) władzę dzierży Kościół, a nie św. Piotr i papieże. Przyznaje jednak papieżowi za stępstwo Chrystusa i tytuł Jego namiestnika. Traktat ten posiada przejrzysty układ i jest pisany dobrym językiem. Jest to zwięzły podręcznik nauki o soborach XV w. Tym zaletom zawdzięczał on wielkie uznanie u soboru i popularność w kołach uczonych. To była urzędowa enuncjacja — oświadczenie złożone na żądanie posłów bazylejskich, ale jako jego adresat figuruje biskup Zbigniew Oleśnicki. Pogląd Oleśnickiego pokrywał się z pewnością z opinią tu wyrażoną. „Non est enim neutralizandum in hac re, cum sit res fidei, hoc est enim claudicare in utramque partem” — „Nie wolno być neutralnym w tej sprawie, bo to jest sprawa wiary — to [czyli zachowanie neutralności] by było kuleniem na obie strony” . Dosadne, ale trafne określenie. Stanowisko uniwersytetu nie pozostało bez wpływu na kanclerza, biskupa Zbi gniewa Oleśnickiego, który, początkowo niezdecydowany, przeszedł otwarcie na stronę koncyliaryzmu. W grudniu 1439 r. Eugeniusz IV mianował go kardynałem, ale on ofiarowanej sobie przez rzymskiego papieża godności nie przyjął, przyjął ją zaś w r. 1441 od antypapieża Feliksa V i przykładem swym pociągnął arcybiskupa Wincentego Kota. Obóz koncyliarystyczny w Polsce był dość liczny. Najwcześniej, bo w połowie r. 1441, złożył obediencję soborowi i Feliksowi V arcybiskup lwowski Jan Odrowąż, teraz uczynili to Oleśnicki i Kot. Oleśnicki wysłał Elgota, aby sobór i Feliksa V o tym zawiadomił i złożył obediencję w jego imieniu. Życie i polityka nie są pozbawione sprzeczności. Wszak ten sam Oleśnicki był głównym inicjatorem przyjęcia węgierskiej korony przez Władysława, na Węgrzech zaś król Władysław był stronnikiem papieża Eugeniusza IV, podczas gdy jego przeciwniczka, królowa Elżbieta, broniąca praw swego syna Władysława Pogrobowca, opowiedziała się za soborem i Feliksem V. Do naszych koncyliarystów należeli wspomniani wyżej Tomasz Strzempiński i Jan Elgot, a także Mikołaj Lasocki i Dersław z Borzynowa, archidiakon krakowski, który brał udział w wyborze Feliksa V z ramienia soboru. Na Litwie koncyliarystą był biskup wileński Maciej. Ale to są tylko najwybitniejsi i najbardziej czynni, mający odwagę ujawniania swych przekonań. Znacznie więcej było takich, którzy pod pozorem neu tralności wyznawali teorię koncyliaryzmu.6 6 Byli jednak i tacy, którzy liczyli na korzyści z obu stron równocześnie, jak na przykład Paweł Giżycki, biskup płocki, który postarał się o nominację od papieża i od arcybiskupa Kota.
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENCJI I W RZYMIE
115
A jak przedstawiał się obóz przeciwny — papieski ? Należał do niego przede wszyst kim król, z episkopatu zaś dwaj znakomici biskupi: poznański Andrzej Bniński i chełmski Jan Biskupiec. Z innych zasługują na wymienienie podkanclerzy Jan Lutek z Brzezia i kanonik krakowski Jan Chebda z Niewiesza. Czas pracował jednak nie na rzecz koncyliaryzmu, który przeżył się i zamierał, lecz na rzecz papiestwa. Dlatego nasz obóz zwolenników wyższości soboru liczbowo malał, natomiast obóz papieski wzrastał. Sobór, zajmując zbyt skrajne stanowisko, tracił autorytet. Zręczna polityka papieska odnosiła sukces za sukcesem w oparciu o pomoc rządową. Sukcesem papieskim był Sobór w Ferrarze-Florencji-Rzymie i główne jego dzieło: zawarcie unii z Grekami. Z Polaków znamy na pewno tylko jednego, który bawił podczas koncylium w Ferrarze. Jest to Sędziwój z Czechła, od młodości kształcący się w kraju i za granicą. O innych, jak na przykład o Lasockim, możemy tylko przypuszczać, że również był obecny na soborze. Unia florencka okazała się dziełem nietrwałym. Upadek Konstantynopola zgotował i jej koniec. W Polsce, a raczej na Rusi litewskiej, filarem jej był metropolita kijowski Izydor, z pochodzenia Grek, którego papież mianował kardynałem i legatem na Ruś, Litwę i Inflanty. Przybył on w r. 1440 do Krakowa, skąd udał się na Ruś, ale i tam unii nie udało się uratować.7 Zarówno Zbigniew Oleśnicki, jak Uniwersytet Jagielloński uważali unię florencką za dzieło od początku chybione. Wątpili oni w szcze rość intencji Greków i sądzili, że przez zbyt wielkie na ich rzecz ustępstwa hamuje się rozwój katolicyzmu na Litwie i Rusi, co później historia potwierdziła. Unia nie okazała się pożyteczna ani dla Kościoła, ani dla Polski. Drugim zagadnieniem była wyprawa krzyżowa na Turków, ale zamiast zwycięstwa przyniosła ona klęskę pod Warną (1444), gdzie zginął młody król Władysław i legat kardynał Cesarini. 7 Sprawa unii religijnej miała być na terenie polsko-litewskim uzupełnieniem i ukoronowaniem unii politycznej Polski z Litwą. Kwestia schizmatyckiej Rusi była żywotna i mogła się stać niebezpieczna, jak tego dowiodło powstanie Świdrygiełły, wspomagane przez Krzyżaków, a stłumione już w okresie soborowym w r. 1435. Unia florencka miała dla państwa Jagiellonów osobliwe znaczenie, przynajmniej w koncepcji, gdyż w rzeczywistości miała więcej przeciwników niż oddanych sobie wyznawców. Niższe duchowieństwo świeckie i zakonne oraz szerokie warstwy ludności były jej raczej przeciwne, a i w sferach rządzących nie było zdecydowanego stanowiska. Zamiast unii wywiązał się jakiś niejasny stosunek Koś cioła ruskiego do Rzymu. Jedynym wyraźnym skutkiem unii florenckiej był podział metropolii ruskiej na dwie: kijowską, czyli litewską, i moskiewską. Od tego czasu, to jest od r. 1466, nigdy się już te metro polie nie łączyły. Metropolia moskiewska nie tylko na rozkaz wielkiego księcia odrzuciła unię florencką, ale stamtąd szła wroga unii i wiernym jej metropolitom propaganda. Co prawda i Kościół łaciński w Pol sce, zwłaszcza zaś w Krakowie, zwalczał unię i jej wschodni obrządek, żądając od nawróconych Rusinów ponownego chrztu. Por. J. Tretiak, Piotr Skarga w dziejach i literaturze unii Brzeskiej, Kraków 1812, 9 -3 0 . A przecież tylko zorganizowanie Kościoła wschodniego na Rusi w jedną samoistną całość i nadanie mu zupełnego równouprawnienia z zachodnim w Polsce i na Litwie mogło rozproszyć obawy Rusinów, stworzyć im wewnątrz państwa możliwości swobodnego rozwoju i pozyskać ich dla tego państwa. Por. H. Bobrzyński, Dzieje Polski w zarysiet Warszawa4 1927, I, 238.
116
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENCJII W RZYMIE
Mimo śmierci króla nie zwyciężył w Polsce koncyliaryzm. Polska nadal była oficjal nie neutralna, a hierarchia kościelna w Polsce była rozdwojona. Rok 1447 dał Polsce nowego króla — Kazimierza, Kościołowi zaś nowego papieża Mikołaja V. Kazimierz jako wielki książę litewski był po stronie soboru i złożył mu obediencję, lecz w r. 1447, kierując się poczuciem rzeczywistości, opowiedział się za papieżem. Mikołaj V łagodził sytuację, nie szukał zemsty, tylko zgody, umiał jednać sobie ludzi, jak na przykład naszego Lasockiego, mimo jego koncyliarystycznej przeszłości. Dnia5 1ipca 1447 r., nie bawem po koronacji, król Kazimierz na radzie królewskiej przeprowadził uchwałę uznającą Mikołaja V za jedynego papieża, co przekreśliło istniejącą dotąd neutralność Polski. W tej sytuacji poszczególni biskupi musieli pomyśleć o uporządkowaniu swych spraw z kurią rzymską, groziło bowiem niebezpieczeństwo, że król, który zawiadomił 0 uchwale episkopat, może ingerować w wewnętrzne sprawy Kościoła w Polsce, dzia łając w porozumieniu z Rzymem. Tak też postąpił Zbigniew Oleśnicki składając hołd 1 obediencję Mikołajowi V. Przykładem był dla niego Eneasz Sylwiusz Piccolomini, który z koncyliarysty stał się papistą, i to już wtedy, gdy żył jeszcze Eugeniusz IV. Chodziło Oleśnickiemu nade wszystko o to, by uratować swój kapelusz kardynalski. A miał przeciw sobie opozycję Wielkopolan z biskupem poznańskim Bnińskim na czele. Oleśnicki zabiegał długo o urząd kardynalski. Początkowo czynił starania z pomocą Lasockiego, potem z pomocą swego sekretarza Jana Długosza. Dnia 1 sierpnia 1449 r. Długosz przywiózł Oleśnickiemu nominację — 1 października odbyło się w katedrze wawelskiej uroczyste wręczenie kapelusza. Fakt ten później wywołał burzę na radzie królewskiej, gdyż powstał konflikt co do pierwszeństwa kardynała czy arcybiskupa prymasa. Najdłużej z episkopatu trwał przy idei koncyliarystycznej arcybiskup lwowski, przez co ściągnął na siebie klątwę, z instytucji zaś — Uniwersytet Krakowski. Jego członkowie przebywali najdłużej na soborze, usiłował on skłonić króla do przedłużenia neutralności, ale daremnie. Kiedy legat papieski Enrici przybył do Krakowa z Rzymu i doznał wspaniałego przyjęcia, brakło przy tym reprezentantów uniwersytetu, co wywo łało oburzenie. Uniwersytet Jagielloński był skłonny postąpić w myśl wskazań innych uniwersytetów: niemieckich i paryskiego. Jeden tylko Erfurt zachęcał go do.trwania w dalszym oporze, inne nakłaniały go do uległości. Mający największe znaczenie Uniwersytet Paryski wprost zalecał uznanie Mikołaja V. Tymczasem sytuacja na arenie światowej szybko ulegała zmianie. Dnia 7 kwietnia 1449 r. Feliks V zrzekł się tiary i został wynagrodzony urzędem kardynalskim i innymi godnościami kościelnymi. Dnia 25 kwietnia sobór, rezydujący wtedy w Lozannie, sam się rozwiązał. Wobec tego 3 lipca Uniwersytet Krakowski, trwający w opozycji najdłużej, uznał papieża, przesy łając pismo obediencyjne na ręce Długosza. Za rządów Mikołaja V w połowie XV w. prądy koncyliarystyczne zanikły. Papiestwo triumfowało. Otwarta pozostała tylko sprawa stosunku Kościoła do państwa, które wykorzystywało umiejętnie schizmę
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENCJI I W RZYMIE
117
bazylejską. Państwem tym nie była jednak Polska, która z konfliktu koncyliaryzmu z papiestwem nie wyniosła żadnej większej politycznej korzyści.8 Podczas gdy we Francji Karol VII, a w Niemczech nawet książęta miniaturowych państewek potrafili wyzyskać w szeregu konkordatów trudne położenie Kościoła i osłabienie papiestwa, i to tak w okresie wielkiej schizmy zachodniej, jak i schizmy bazylejskiej, to w olbrzy mim państwie polsko-litewskim w XV w. i w następnych stuleciach istniały nadal średniowieczne stosunki i nadmierne uprzywilejowanie Kościoła. Kazimierz Jagiel lończyk zyskał tylko od Mikołaja V prawo obsadzania dziewięćdziesięciu beneficjów kościelnych. Umiał on przy użyciu władzy państwowej zmuszać duchowieństwo do ponoszenia ciężarów finansowych na potrzeby publiczne; wygrał też w r. 1460 spór o biskupstwo krakowskie przeforsowawszy własnego kandydata wbrew dwu innym kandydatom, mianowicie kapitulnemu i papieskiemu. W czasie wojny trzynastoletniej nie liczył się z karami kościelnymi, które papież, protektor Krzyżaków, nakładał na ich przeciwników, i zabronił legatowi nie tylko wstępu do Polski, lecz nawet prawa publiko wania pism uwłaczających królowi. Były to jednak drobne fakty, nie wpływające na zasadniczy stosunek państwa do Kościoła. Przewaga państwa nad Kościołem była wszędzie na Zachodzie jedną z zasad absolutyzmu monarszego. W Polsce absolutyzmu nie było, a linia rozwojowa ustroju zmierzała ku demokracji szlacheckiej. W stosunku do Kościoła była to linia odmienna od polityki państw zachodnich, ale w zgodzie z ogólnym rozwojem publicznego prawa polskiego. Król miał szczupłe uprawnienia wobec Kościoła, z olbrzymich dóbr duchownych państwo niewiele miało pożytku. Duchowieństwo było i pozostało nadal zorganizowane w silny stan na podstawie przy wilejów, a państwo polskie nie znalazło sposobu, by je sobie odpowiednio podporząd kować. Wydawało się, że chwilą odpowiednią będzie właśnie Sobór w Bazylei, który odby wał się pod znakiem skrajnych haseł teorii koncyliarystycznej. Jedyny podówczas w Polsce człowiek o dużych wpływach, Zbigniew Oleśnicki, o przekonaniach wprost teokratycznych, jako koncyliarysta osłabił, a nie wzmocnił, stanowisko Kościoła, jego zaś rządy w państwie wywołały słuszną krytykę. Kazimierz Jagiellończyk nie mógł już naprawić tego, czego nie uczyniono w odpowiednim momencie, który nie miał się już więcej powtórzyć. W rządzie polskim naczelne i najbardziej wpływowe stanowisko zajmowali biskupi, którzy nie zapominali o swej przynależności stanowej i interesach swoich i stanu duchownego. Nawet z okresu wielkiego kryzysu kościelnego Korona wychodziła bez sukcesu, bo o obediencji rozstrzygał nie król, którego właśnie brakło, lecz biskupi, i to niejednomyślnie. Za Kazimierza Jagiellończyka trzeba było używać spo sobów gwałtownych, nie zawsze słusznych, by bodaj częściowo stan ten zmienić. Korona zdobyła sobie prawo decydującego wpływu na obsadzanie stanowisk biskupich, 8 Specjalnie oceną wyników działalności soboru w kwestii polityczno-prawnej zajmuje się St. Zachorowski w cytowanej pracy.
118
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENCJI I W RZYMIE
dlatego że biskupi byli nie tylko dostojnikami Kościoła, lecz także państwa — senato rami, do których król musiał mieć zaufanie, bo ich dopuszczał do rady i do tajemnic państwowych.9 Nie było wprawdzie stałego opodatkowania duchowieństwa na rzecz państwa, ale było tak zwane subsidium charitatwum, czyli dobrowolna ofiara stanu duchownego, uchwalana na synodach lub częściej na kapitułach, a ściągana we własnym zakresie przez organa kościelne już od XV w. Tak więc w okresie wielkich soborów reformacyjnych nie wytworzyła się w Polsce przewaga państwa nad Kościołem, natomiast wpływ idei koncyliarystycznej, niosącej z sobą pewien demokratyzm, objawił się w innej dziedzinie. Był to okres powstawania i organizowania się stanu szlacheckiego, który rozszerzał swe przywileje i walczył o udział w rządach. Kościół był nauczycielem świeckiego, szlacheckiego społeczeństwa, szerzył w nim swoje idee polityczne. Głosił on wtedy i wcielał w życie ideę repre zentacji stanowej, czyniąc z soboru rodzaj parlamentu. Polscy biskupi i prawie cały Kościół w Polsce te idee wyznawał. Wywarło to wpływ na dalsze kształtowanie się pozycji politycznej stanu szlacheckiego i jego uprawnień, na rozwój zgromadzeń szla chty — sejmików. W okresie soborów XV w. stało się jasne, że w Polsce nie powstanie absolutna monarchia, lecz utrwali się ustrój stanowy, szlachecki, mimo że Kościół poszedł drogą absolutyzmu papieskiego, a nie drogą republiki soborowej. Oprócz wielkiego znaczenia dla ustroju Kościoła, a mniejszego dla państwa polskiego, Sobór Bazylejski razem z Konstancjeńskim miał doniosłe znaczenie dla rozwoju pol skiej kultury.10 Trudno powiedzieć, który z tych dwu soborów miał większe. W lite raturze naukowej przeważa na ogół zdanie, że większe znaczenie miał Sobór Bazylejski. Był on późniejszy i trwał dłużej, prawie do połowy XV w., nawet nie uwzględniając jego schizmatyckiego okresu, lecz biorąc pod uwagę tylko legalny jego ciąg dalszy w Ferrarze, Florencji i Rzymie. We Włoszech był to okres rozkwitu Odrodzenia. Nowy kierunek miał pęd i siłę właściwą młodości, zaczynał nawet rozprzestrzeniać się na sąsiednie kraje. Florencja była jego stolicą duchową, stąd też promieniowały nowe idee kulturalne na inne miasta i kraje. Bazylea takim ogniskiem nie była, ale w związku z soborem znaleźli się w niej wybitni humaniści, jak kardynał Cesarini, Mikołaj z Kuzy, dziekan z Koblencji, jeden z pierwszych humanistów niemieckich, i Eneasz Sylwiusz Piccolomini, mistrz stylu łacińskiego, zręczny dyplomata, późniejszy papież. Do jego korespondentów należał Zbigniew Oleśnicki. Są to już czasy nieco późniejsze. W Fer rarze żył i nauczał słynny pedagog i reformator szkoły, Guarino. Wiadomo, że pozosta wał z nim w kontakcie Mikołaj Lasocki, być może, iż spotkał się z nim podróżujący wtedy po Włoszech młody Grzegorz z Sanoka, który przywiózł do ojczyzny przeko9 Por. W. Abraham, Prawne podstawy królewskiego mianowania biskupów w dawnej Polsce, stu dia historyczne ku czci St. Kutrzeby, Kraków 1938, I, 1 ns. 10 Por.: K. Morawski, dz. cyt. I, 299 ns. 387 ns.; R. Piłat, dz. cyt. II, 103 ns.
SOBÓR W BAZYLEI, W FERRARZE-FLORENCJI I W RZYMIE
119
nania i upodobania humanistyczne. Na soborze jednak inne sprawy, nie sprawy kultury, zaprzątały umysły i pobudzały namiętności. Nie bez znaczenia musiało być przybycie delegacji greckiej, początkowo nielicznej, do Bazylei, później składającej się z siedmiuset osób, z cesarzem i patriarchą na czele, do Florencji, która łożyła na ich utrzymanie. Greczyzna stawała się modna. W r. 1434 sobór uchwalił, aby uniwersytety postarały się o nauczycieli języka hebrajskiego i grec kiego; uchwała ta była niewykonalna z powodu braku odpowiednich jednostek. W r. 1439 sobór posłał do Polski z listem polecającym do uniwersytetu Greka Demetriosa z Konstantynopola, który już przez czas dłuższy przebywał na soborze i był Kościołowi katolickiemu szczerze oddany. Demetrios do Polski zawitał, lecz nic nie wiemy o jego nauczycielskiej działalności. Prawdopodobnie greczyzną zaintere sowano się dopiero w późniejszych czasach, na razie było to jeszcze przedwczesne. Wia domo natomiast że Demetriosem zajął się Zbigniew Oleśnicki i na synodzie w Łęczycy w r. 1441 za zezwoleniem soboru postarał się, by część pieniędzy odpustowych, ze branych na cele unii, przeznaczyć na jego utrzymanie. Wśród naszej delegacji na Sobór Bazylejski nie było męża tej miary, zarazem uczo nego i działacza polityka, co Paweł Włodkowic w Konstancji, ani też mówcy imponu jącego świątobliwością jak Andrzej Laskarys. Najwybitniejszym okazał się bezsprzecz nie Mikołaj Lasocki, i to o ile chodzi o znajomość wielu zagadnień: soborowych, wę gierskich i rzymskich. Długosz ma dla niego słowa entuzjastycznej pochwały. W po czątkowym okresie trwania soboru obecny jest Stanisław Ciołek, któremu nieobce są pierwsze powiewy humanizmu. Ludzi prawdziwej wiedzy i nauki nie brakło z Polski na soborze, że wymienimy Jana Elgota, bliskiego Oleśnickiemu, i Tomasza Strzempińskiego. Powszechne uznanie zdobył sobie i niezwykle był ceniony traktat mistrzów krakowskich o zasadzie wyższości soboru nad papieżem. Nasi delegaci na sobór mieli rzadką sposobność przebywania wśród ludzi o wysokiej kulturze, co oczywiście nie pozostało bez wpływu na ich umysłowość. Ponadto mieli możność przywiezienia do kraju rękopisów autorów klasycznych, świeżo odkrytych lub zapomnianych, a teraz budzących żywe zainteresowanie. Wywarło to swój wpływ na dalszy rozwój literatury, wymowy i epistolografii. Długosz na przykład, przeby wający co prawda w Rzymie nieco później (1448/1449), przywiózł z sobą dzieła Cycerona, Liwiusza, Salustiusza, Kurcjusza, a wpływ Liwiusza jest w Historii Długosza oczywisty. Te i inne rękopisy autorów starożytnych przeszły potem do uniwersytetu i biblioteki jagiellońskiej. Dla rozwoju tych studiów i dla krzewienia humanizmu Sobór Bazy lejski ma większe znaczenie niż Konstancjeński. Nie należy jednak przeceniać, jeśli chodzi o stosunki polskie.
ROZDZIAŁ IX
PIĄTY SOBÓR LATERANEŃSKI (1512—1517), CZYLI OSIEMNASTY POWSZECHNY
Jest to sobór w pewnym sensie „zapomniany”, gdyż mimo swej niewątpliwej legal ności i powszechnego charakteru nie odegrał w dziejach Kościoła większej roli i nie spełnił nadziei, jakie w nim pokładano, nie przeprowadził bowiem reformy Kościoła. W ówczesnej sytuacji zarówno kościelnej, jak i politycznej był on dla papiestwa po trzebny, gdyż miał być ochroną przed grożącą schizmą gallikańską i przed nieprzebrzmiałymi jeszcze dążeniami koncyliary styczny mi. Był wyrazem zwycięstwa dwu papieży, tak do siebie niepodobnych: pełnego temperamentu Juliusza II i ustępliwego humanisty Leona X, a tak zgodnych w swych zasadach, dotyczących naczelnej władzy papieża w Kościele oraz stosunku Kościoła do państwa. Znaczenie jego nie jest takie, jak soborów: Trydenckiego i Watykańskiego, bo mimo swej długotrwałości jest on jednym z mniej ważnych soborów jako fakt historyczny i jako źródło ustawodawstwa. W pewnym jednak stopniu zapowiadał on już Tridentinum. Była to wszakże zapowiedź słaba i zgoła niewspółmierna do naglących potrzeb, brakło bowiem atmosfery odpowied niej do reform i brakło ludzi reformie oddanych i przygotowanych do jej przeprowadzenia. Piąty Sobór Lateraneński zwołany został przez papieża Juliusza II na dzień 3 maja 1512 r., a zamknięty przez jego następcę Leona X 16 marca 1517 r. Do zwołania soboru zobowiązał się papież Juliusz w kapitulacjach wyborczych, ale do spełnienia tego zobo wiązania skłoniły go nie kapitulacje ani tym mniej uchwała Freąuens — jedno i drugie z punktu widzenia prawnego nieważne, więc nie wiążące papieża — ani nawet nie powszechnie odczuwana potrzeba reform, tylko osobliwa sytuacja kościelna i poli tyczna, która powstała pod koniec jego pontyfikatu. Juliusz II, znany ze swego nie zwykle gwałtownego usposobienia, „z7 papa terribile”, raczej polityk i wojownik niż papież, bardziej dbał o państwo kościelne i Włochy niż o Kościół. Podjął on walkę z Francją, której dążenia wydawały mu się najbardziej niebezpieczne dla Italii i papie stwa. Król francuski Ludwik XII w przymierzu z Ferrarą i Wenecją używał wszelkich środków dla pognębienia papieża. W tym celu w porozumieniu z cesarzem Maksymi lianem zwołał nielegalny sobór do Pizy pod pozorem, że Juliusz II nie dochował własnej przysięgi i uchwały Freąuens Soboru Konstancjeńskiego. W tym pseudosoborze uczestniczyło czterech kardynałów, dwóch arcybiskupów, czternastu biskupów, pięciu opatów i pewna ilość teologów i kanonistów, przede wszystkim narodowości francuskiej.
PIĄTY SOBÓR LATERANEŃSKI
121
Odbyli oni w Pizie trzy uroczyste sesje w listopadzie 1511 r., ale wobec wrogiej postawy Pizy przenieśli się do Mediolanu, będącego we władaniu francuskim. Soborowi pizańsko-mediolańskiemu położyła kres bitwa pod Rawenną 11 kwietnia 1512 r., w której wprawdzie Francuzi odnieśli zwycięstwo, ale poległ ich bohaterski wódz Gaston de Foix, który miał zająć Rzym. Buntowniczy sobór przeniósł się do Lyonu, gdzie się też bez rozgłosu rozwiązał. Francuzi ewakuowali północne Włochy i wycofali się za Alpy. Na Francję papież rzucił interdykt, cesarz Maksymilian przeszedł na stronę Juliusza II. Niebezpieczeństwo schizmy zostało zażegnane. Wszystko to skłoniło Juliusza do działania i przyśpieszyło zwołanie soboru. W r. 1504 papież zamianował komisję reformy, ale otwarcie soboru nastąpiło dopiero 3 maja 1512 r. w Lateranie. Uczestników było niewielu: stu do stu pięćdziesięciu, prawie samych Włochów. Sobór Lateraneński był przede wszystkim odpowiedzią Stolicy Apostolskiej na nielegalny sobór pizański. Głównym jego zadaniem było doprowadzenie do pokoju między chrześcijańskimi władcami, święta wojna przeciw Turkom, zlikwidowanie tendencji koncyliaryzmu, grożącego zwłaszcza ze strony Francji, oraz poprawa oby czajów kleru i laików. Program ten został spełniony tylko częściowo. W czasie piątej sesji soboru zmarł 20/21 lutego 1513 r. papież Juliusz II; 11 marca obrany został Leon X Medici, który kontynuował sobór. Dnia 27 kwietnia odbyła się szósta sesja soboru, która ustanowiła trzy komisje: 1. do rozpatrzenia sprawy schizmy, 2. do re formy kurii papieskiej, 3. do sankcji pragmatycznej francuskiej. Schizma okazała się niewielka i niegroźna, toteż powoli zanikała sama, a ostatecznym jej zażegnaniem było zawarcie konkordatu między Francją a papieżem w r. 1516, obowiązującego do wielkiej rewolucji francuskiej i zastąpionego później w r. 1801 przez konkordat napoleoński. Konkordat z r. 1516 kładł kres sankcji pragmatycznej z Bourges przez to, że zrywał z koncyliaryzmem i z zasadą przewagi soboru nad papieżem, natomiast przyznawał królowi francuskiemu wielkie przywileje w dziedzinie obsadzania arcybiskupstw (dzie sięciu), biskupstw (dziewięćdziesięciu trzech) i opactw (pięciuset dwudziestu siedmiu) oraz wielu prałatur w kapitułach. Oczywiście nie było to mianowanie na dane stano wiska, tylko wskazanie kandydata, którego formalnie mianował papież, by stało się zadość zasadom kanonicznym, papież jednak związany był nominacją królewską i fak tycznie rozstrzygał nie on, tylko król. Konkordat francuski posiadał doniosłe znaczenie nie tylko ze względu na umocnienie stanowiska papieża w Kościele, lecz także ze względu na to, że był zawarty po bitwie pod Marignano, kiedy Francja przez krótki czas miała we Włoszech przewagę, z którą papież musiał się liczyć. W tych warunkach hasło Juliusza II: ,,precz z barbarzyńcami” , za których uznawał Francuzów, było nie do zrealizowania. Konkordat został zatwierdzony przez sobór 19 grudnia 1516 r. na jede nastej sesji. Bezpośrednio przedtem odbyło się w Bolonii spotkanie króla Franciszka I z papieżem Leonem X. Od ósmej sesji Francja uczestniczyła w soborze, dzięki czemu sobór nabrał cech prawdziwej powszechności.
122
PIĄTY SOBÓR LATERANEŃSKI
Sobór nawracał do dawnego, średniowiecznego prawa. Prawo głosowania mieli tylko prałaci. Głosowanie odbywało się według ilości osób. Dekrety były przedkładane soborowi w formie wniosków papieskich sacro approbante concilio. Nie było wcale rozdźwięku między papieżem a soborem, jak na soborach reformacyjnych w Konstancji i Bazylei. Protestował tylko parlament — czyli najwyższy sąd — paryski i Uniwersytet Paryski: pod pretekstem obrony wolności gallikańskiego Kościoła opowiadał się on za sankcją pragmatyczną z Bourges z r. 1438.1 Na Soborze Lateraneńskim wiele mówiono na temat reformy w kurii i wśród niższego duchowieństwa, uchwalono nawet dekrety, które w pewnych punktach przyjął potem So bór Trydencki. Toczono ożywione dysputy o konieczności odnowy katolicyzmu. Słynne pozostało powiedzenie generała augustianów Idziego z Viterbo w dniu otwarcia soboru 3 maja 1512 r.: „ludzie powinni być zmienieni przez religię, nie religia przez ludzi” . Nie było jeszcze warunków do przeprowadzenia głębszej zmiany obyczajów. We Wło szech panował Renesans, który był właśnie w rozkwicie, Leon X był jego wielbicie lem. Sobór nie badał nadużyć rzymskiej kurii, zapewne w poczuciu bezsilności w tej dziedzinie. Leon X, pochłonięty sprawami sztuki, nie spostrzegał i nie doceniał potrzeb Kościoła. Pomimo że sobór trwał długo, bo około pięciu lat, podczas gdy poprzednie Lateraneńskie nie trwały nawet miesiąca, nie zasłużył sobie na dobrą sła wę. Bellarmin kwestionował jego powszechność, a Bossuet wprost ją odrzucał — obaj niesłusznie. Sobór został zamknięty przedwcześnie z powodów politycznych. W soborze tym uczestniczył prymas Polski, arcybiskup gnieźnieński Jan Łaski, i przywiózł dla siebie i swych następców tytuł legata urodzonego (legatus natus). Nie stety, co do jego działalności soborowej nie dochowały się żadne źródła. Wiadomo, że Polska chciała poruszyć na soborze swe aktualne sprawy, a mianowicie: krzyżacką, od lat nie załatwioną, i turecko-tatarską, będącą groźnym niebezpieczeństwem nie tylko dla niej, lecz także dla całej chrześcijańskiej Europy.12 Sobór nie zdziałał niczego w obu kwestiach, Polska musiała więc samodzielnie je rozstrzygnąć. Kwestia krzyżacka rozwiązana została przez sekularyzację Prus w r. 1525, jeśli zaś chodzi o Turcję, obrano nie drogę wojny, do której prowadzenia nie było środków, lecz drogę pokojowej neutral ności. Łaski po powrocie do kraju rozwinął ożywioną działalność na szeregu synodów prowincjonalnych odprawianych głównie w Łęczycy w latach 1522—1527. Uchwały tych synodów, pozostające w związku z Soborem Lateraneńskim, uzupełniły statuty Mikołaja Trąby z r. 1420.3 Prymas Jan Łaski — to ostatni wielkiej miary prawodawca polskiego prawa partykularnego. 1 Por. L. Madelin, France et Rome, Paris 1927. 2 Por. J. Brzeziński, O stosunku piątego powszechnego soboru Lateraneńskiego do Polski, Kraków 1897. 3 Por. W. Abraham, Stan ustawodawstwa Kościoła polskiego w chwili wybuchu reformacji, Pa miętnik zjazdu hist.-liter. im. M. Reja, Kraków 1910, 135 ns.
ROZDZIAŁ X
SOBÓR TRYDENCKI (1545—1563), CZYLI DZIEWIĘTNASTY POWSZECHNY 1. R e n e s a n s ,
reformacja,
reforma
Najważniejszym wydarzeniem w nowożytnej historii Kościoła jest Sobór Trydencki (1545—1563).1 Mimo że upłynęły od niego cztery wieki, Kościół nadal kieruje się jego zasadami i jego prawem, a można powiedzieć, że i jego ideami, które nie przeminęły, bo nie straciły nic ze swej prawdy. Olbrzymie znaczenie Soboru Trydenckiego wynika nie z liczby jego uczestników, gdyż był on mniej liczny od innych, ani też z długości czasu jego trwania, bo po odli czeniu dwukrotnych przerw pozostanie dla trzech okresów obrad soboru trochę ponad cztery lata. Wynika ono z ważności chwili, w której się on odbywał, przede wszystkim zaś z ogromu i rezultatów jego prac, sprecyzowanych w uchwałach o treści tak dogma tycznej, jak organizacyjno-dyscyplinarnej. Dzieło Soboru Trydenckiego jest tym większe, że uchwały te nie pozostały martwą literą czy tylko zbiorem haseł wzniosłych, lecz nie realizowanych; weszły w życie i stały się rzeczywistością. Spowodowane to było zarówno wymogami życia, którym Tridentinum czyniło zadość, jak też pracą i poświęceniem szeregu wybitnych ludzi: papieży, świętych i organizatorów, którzy przyczynili się do powzięcia uchwał trydenckich, a przez to do odrodzenia i umocnienia stanowiska Kościoła. Na czele licznej grupy ludzi światłych i ożywionych duchem Bożym stał arcybiskup Mediolanu, św. Karol Boromeusz2, papież Pius IV, a w Polsce kardynał Hozjusz3. 1 W niniejszym krótkim przedstawieniu historii i prac soboru oraz jego tła dziejowego oparliśmy się na znakomitym dziele L. Cristianiego, L ’Église à l’époque du Concile de Trente w cytowanym wydawnictwie A. Fliehe —V. Martin XVIII, 1 —242 z uzupełnieniami i przypisami Michel-Richarda. Bibliografię dopro wadzoną do czasów najnowszych podaje K. Bihlmeyer-H. Tiichle, dz. cyt. 103 —104. Na uwagę zasługuje z literatury naukowej H. Jedin, Geschichte des Konzils von Trient, Freiburg i. Br. 1951, ze zbiorów źródeł nie ukończone jeszcze Concilium Tridentinum, ed. Societas Goerresiana, 13 tomów, 1901 —1950, i oczywi ście odpowiednie ustępy z pomnikowych cytowanych dzieł C. J. v. Hefelego-H. Leclercqa oraz Pastora. Co do poszczególnych kwestii, szczególnie dogmatycznych, cenne są obszerne artykuły w Dictionnaire de théologie catholique. 2 Wielu wiadomości o św. Karolu Boromeuszu, jak również o papieżach jego epoki i o Soborze Trydenckim, zwłaszcza w jego trzecim okresie, dostarcza pięknie i ze znajomością rzeczy napisana ksią żeczka Z. Morawskiego, Św. Karol Boromeusz na tle odrodzenia religijnego w X V I w., Poznań 1922. 3 O Hozjuszu brak monografii odpowiadającej wymogom naukowym. Przygotowujący ją w szeregu
124
SOBÓR TRYDENCKI
Idea reformy Kościoła była sprawą dawną, mającą swe dzieje już w literaturze polityczno-religijnej XIV w. Była ona częścią zasadniczego programu tzw. soborów reformacyjnych z pierwszej połowy XV w.: w Pizie, Konstancji i Bazylei. Niestety, idea ta nie została urzeczywistniona, lecz schodziła na plan dalszy w okresie konfliktów soborów z papieżami. W walce tej papiestwo zwyciężyło i odnowiło swą zachwianą przez koncyliaryzm władzę, ale reformy Kościoła nie dokonało. Brak było na to warun ków i wybitnych ludzi, duchem reformy przejętych. Tymczasem przybyły nowe przyczyny, które wzmagały konieczność przeprowa dzenia reformy. Jedną z nich był Renesans, któremu hołdowali przez przeszło sto lat (XV/XVI w.) papieże, będąc mecenasami literatury, nauki, a zwłaszcza sztuki, ale który bez reszty absorbował papiestwo i Kościół, odsuwając sprawę reformy i niosąc ze sobą zeświecczenie, owiane duchem pogańskim grecko-rzymskim. Inną przyczyną, ważniejszą jeszcze, bo dotyczącą bezpośrednio spraw Kościoła, była reformacja, która wybuchła w Niemczech w r. 1517. Nie bez słuszności można dopatrywać się w angiel skim Wiklefie z końca XIV w. i w czeskim Husie z początkiem XV w. poprzedników Lutra. Rzecz znamienna, że wszyscy trzej byli profesorami uniwersytetów: Wiklef w Oksfordzie, Hus w Pradze, a Luter w Wittenberdze. Bo też uniwersytety odegrały w przygotowaniach do reformy zarówno konstruktywną, jak i destrukcyjną rolę; dopiero w okresie Soboru Trydenckiego, na którym górował czynnik kościelny, rola ich zmalała i zeszła na dalszy plan. Jeżeli zapytamy, jaki był stosunek Renesansu do reformacji, odpowiedź wypadnie w skrócie następująco. Reformacja w zasadzie potępiała Renesans i gorszyła się rene sansowym stylem Rzymu, nawiązując do czasów ideałów pierwotnego chrześcijań stwa zresztą na swój sposób rozumianego — wzięła jednak z Renesansu to, co w nim było najistotniejszego, a mianowicie indywidualizm humanistyczny, polegający na wywyższeniu jednostki ponad tradycję, prawo i więź organizacyjną. Była to już rewo lucja religijna, gdyż występowała z rewolucyjną siłą, dochodzącą do fanatyzmu, lecz — co ważniejsze — wprowadzała zasadnicze zmiany nie tylko w samej organizacji religijnej, lecz także w dziedzinie wiary. I znowu o przeprowadzeniu tych zmian decydował subiektywizm, bo jednostka stawała się dla siebie tłumaczem prawd religijnych i sędzią swego sumienia. Kościół zareagował na to wyjaśnieniem swych dogmatów i pod kreśleniem ich wagi, a jednocześnie naprawą wad i niedomagać, istotnie niemałych i zastarzałych, oraz usunięciem nadużyć w zakresie swej organizacji i w hierarchii — ,,w głowie i w członkach” („in capite et in membris”), jak podówczas mówiono. Nie da się zaprzeczyć, że ruch wywołany przez Lutra był wcześniejszy od Soboru Trydenckiego, lecz biskupi i teologowie soboru nie zawdzięczali nic reakcji antyprotespomniejszych studiów ks. prof. J. Umiński zmarł nie wykonawszy tego swego dzieła. Por. ks. J. Umiński. Kardynał Stanisław Hozjusz, biskup warmijski 1504—1579, Opole 1948; Zagadnienia hozjańskiey 1930; Polityczna rola Stanisława Hozjusza, Warszawa 1933.
SOBÓR TRYDENCKI
125
tanckiej. Upadek Kościoła, widoczny w dziedzinie dyscyplinarnej i moralnej, nie do tyczy samej wiary. W dziedzinie dogmatu sobór nie wprowadził nic nowego, tylko dawną naukę odnowił przez autentyczną interpretację i wyjaśnienia w duchu żarliwości, który zresztą jeszcze przed soborem ogarnął Kościół. Fałszywy jest więc rozpo wszechniany dawniej pogląd, że przed wystąpieniem Lutra zasady wiary nie były ugrun towane, Pismo święte zapomniane, a karność kościelna w opłakanym stanie, oraz że dopiero Luter miał wskrzesić zainteresowanie Biblią, zwłaszcza Ewangelią, i doprowa dzić Kościół do konieczności zwołania soboru, a w rezultacie do powstania kierunku zwanego w skróceniu „kontrreformacją” . Już sama ta nazwa sugeruje, że ruch luterański był wcześniejszy, a dopiero jakby w odpowiedzi na niego przyszła późniejsza reforma katolicka. Jednakże już Manrenbrecher w swym dziele Geschichte der katho lischen Reformation (1880) unikał słowa ,,kontrreformacja”, a historyk angielski Hulme zatytułował swą książkę: Renesans, rewolucja protestancka, reforma katolicka (1917). Jest to stanowisko słuszne, rewolucja religijna nie była bowiem reformą, tylko burze niem. Reformatorzy byli rewolucjonistami, ich doktryny były rewolucyjne, według Wundta były refleksem wieku Odrodzenia. Słowo „reformacja” w znaczeniu powrotu do Kościoła pierwotnego było mirażem, który nęcił fantazję przeciwników Kościoła tradycyjnego — było to słowo wygodne, które zakrywało istotne cele ,, reformator ów” . To, czego oni chcieli — to nie była restauracja, lecz nowość, realizowana w tym celu. by dać ludziom XVI w. religię dostosowaną do ich nowych potrzeb i nowych warunków, I dlatego że wyszli oni naprzeciw hasłom bardzo rozpowszechnionym, osiągnęli sukces niebywały. Dwie trzecie Niemiec, połowa Niderlandów i więcej niż połowa Szwajcarii, cała Anglia i Szkocja, wszystkie kraje skandynawskie były dla katolicyzmu stracone — Francja, Polska, Czechy i Węgry były poważnie zagrożone. Nasuwała się w tej roz paczliwej dla Kościoła sytuacji z jednej strony myśl o ugodzie z protestantami, którą łudzono się zarówno w kołach politycznych, jak i kościelnych — z drugiej zaś strony jedynie zdrowa i realna tendencja naprawy stosunków w Kościele i umocnienia go. Zresztą zła sytuacja w Kościele nie była tego rodzaju, by naruszała w czymkolwiek zasady nauki dogmatycznej i podstawy moralne, w tej dziedzinie teologowie Soboru Trydenckiego nie mieli nic do zawdzięczenia reakcji antyprotestanckiej. Reforma katolicka nie była więc jakąś kontrreformacją, lecz aktem odrodzenia Kościoła. Należy tylko ubolewać, że odrodzenie to przyszło zbyt późno, nie w Kon stancji i Bazylei i nie na — niezbyt słusznie lekceważonym — Piątym Soborze Lateraneńskim z początku XVI w. Na to opóźnienie złożyło się wiele powodów, powyżej przytoczonych, które tworzyły warunki dla reformy Kościoła niepomyślne. Przede wszystkim zaś brak było w ówczesnym Kościele ludzi przejętych głęboko duchem re formy, gotowych do poświęcenia się jej bez reszty i do ponoszenia koniecznych ofiar — aż do zmiany zbyt świeckiego stylu życia — chociaż nie brak było wtedy wybitnych umysłów w dziedzinie nauki i sztuki i nie brak było polityków. Kardynał Cesarini,
126
SOBÓR TRYDENCKI
jeden z najmędrszych i najbardziej zasłużonych w epoce Soboru Bazylej skiego, ginie pod Warną (1444), papież Pius II, wielki humanista, umiera w Ankonie, oczekując nadaremnie na przybycie floty weneckiej, która miała wyruszyć przeciw Turkom, papież Juliusz II nie tylko restauruje państwo kościelne, lecz także rzuca nowe i na swój czas niezwykle śmiałe hasło ,,precz z barbarzyńcami’’ (fuori i barbari), skierowane w danej chwili przeciw inwazji francuskiej, a mające na celu zrealizowanie niepodleg łości Włoch, będącej gwarancją niezawisłości Stolicy Apostolskiej. Równocześnie toczył papiestwo rak nepotyzmu, zrozumiały o tyle, że papieże, często zagrożeni, nie mieli zaufania nawet do kardynałów, a mieli je jedynie do swych krewnych, związanych z nimi wspólnymi interesami. Z objęciem Stolicy Apostolskiej przez Sykstusa IV zyskują znaczenie jego nepoci z rodziny Rovere i Riario, zwłaszcza przewrotny Girolamo, z Aleksandrem VI — jego syn, zbrodniczy i bezwzględny Cezar, zaś w XVI w. z Pawiem III — rodzina Farnesich, a nawet z niezłomnym Pawłem IV — jego niegodziwy bratanek Carlo Caraffa, który wprawdzie skończył nj. szafocie, lecz przedtem wyrządził papiestwu niepowetowane szkody. Epoka Renesansu niosła z sobą co prawda rozluźnienie obyczajowe tak w życiu publicznym, jak i prywatnym, ale dobre imię papiestwa cierpiało wskutek plagi nepotyzmu. Cóż to był za materiał dla wszelkiego rodzaju rewolucyjnych reformatorów! Nepotyzm utrudniał, a nawet unie możliwiał w pewnym stopniu katolicką reformę Kościoła, bo reforma ,,w głowie” („w capite”) musiała się zacząć właśnie od jego usunięcia, to zaś usunięcie naruszałoby zbyt wiele osobistych interesów papieży. Na ten krok zdobył się dopiero Paweł IV. Znamienną, nie pozbawioną symbolicznego znaczenia okolicznością jest, że pierwsze wystąpienie Lutra w r. 1517. skierowane było przede wszystkim przeciw nauce Kościoła o odpustach, czyli indulgencjach, jak je wtedy z łacińska nazywano. Powód do tego dał papież Leon X ogłaszając odpust — oczywiście nie grzechów, jak niektórzy błędnie rozumieli, tylko kar doczesnych — połączony z datkiem pieniężnym na budowę bazyliki Świętego Piotra w Rzymie. Tak to wielkie — największe w Renesansie — dzieło sztuki architektonicznej już od pierwszej chwili swego powstania dostarczyło materiału dla rewolucji religijnej. Sztuka, której mecenasami byli papieże z tej epoki, utrudniała reformę Kościoła, bo nie tylko odciągała od reformy umysły i zabierała na swoją rzecz potrzebne siły i środki, lecz także wydawała się reformatorom spod znaku Lutra, a jeszcze bardziej Kalwina, zejściem z właściwej drogi Kościoła i zaprzeczeniem jego istotnych celów. Wszak zbory protestanckie pozbawione były artystycznej dekoracji rzeźb i obrazów religijnej treści, a kalwiniści urządzili nawet w Antwerpii tzw. szturm do obrazów, polegający na barbarzyńskim zniszczeniu wielu dzieł sztuki, co żywo przypominało obrazoburstwo, tak charakterystyczne dla epoki bizantyńskiej. Ani silna ręka papieża Juliusza II, ani ,,słodkie jarzmo” jego następcy Leona X, typowego Medyceusza, za którego czasów wybuchła w Niemczech reformacja, nie sprzyjały przeprowadzeniu katolickiej reformy. Można powiedzieć, że Leon X zmarno-
SOBÓR TRYDENCKI
127
wał okazję, nadarzającą się w okresie Piątego Soboru Lateraneńskiego. Następny z ko lei — po krótkich rządach Hadriana VI — papież Klemens VII Medyceusz nie był zdolny do przeprowadzenia dzieła reformy, a był przeciwnikiem soboru, jak bez mała wszyscy od stu lat papieże, w obawie przed zmartwychwstaniem teorii koncyliarystycznej. Był to raczej polityk niż zwierzchnik Kościoła, na domiar złego polityk chwiejny na miarę Florencji, nie Rzymu, bynajmniej nie dorosły do trudnej sytuacji tak w Kościele, jak nawet w państwie kościelnym. Toteż jego pontyfikat należy do najnieszczęśliwszych w historii papiestwa, między innymi dlatego, że zdarzyła się wtedy (w r. 1527) klęska zwana Sacco di Roma, czyli straszliwe spustoszenie Rzymu przez niby zbuntowane cesarskie wojska pod wodzą francuskiego zdrajcy Karola Bourbona.4 Papież był bez silnym więźniem zamkniętym w Zamku Świętego Anioła przez kilka miesięcy w naj większym poniżeniu, potem ratował się ucieczką. Blask renesansowego Rzymu ginął na długie lata. Ale już świtał blask rodzącej się reformy katolickiej. Jak to już było niejednokrotnie w dziejach Kościoła, reformę oficjalną poprzedziła inna, głębsza reforma zakonna, która dla tamtej przygotowała pole do działania. Zanim zebrał się Sobór Trydencki, powstawały i działały już nowe zgromadzenia i zakony. Doświadczenie uczy, że łatwiej i skuteczniej jest tworzyć nowe zakony niż zreformować dawne, bo nowy zakon nie jest obciążony tradycją i może się przystosować do nowych warunków, a przy tym posiada prężność właściwą każdemu młodemu organizmowi. Zakony posiadają w Ko ściele katolickim doniosłe znaczenie, jeśli chodzi o kwestię reformy i odrodzenia religij nego. Dość wspomnieć reformę kluniacką i jej podobne, na przykład w Lotaryngii w X i XI w., jeszcze przed pontyfikatem Grzegorza VII, które umożliwiły dzieło reformatorskie tego papieża. Teraz znów nadszedł okres powstawania nowych zgro madzeń zakonnych. W tym samym pamiętnym r. 1517, kiedy w Wittenberdze wystąpił Luter, na Zatybrzu w kościele Świętego Sylwestra i Świętej Doroty zbierała się grupa wybitnych ludzi początkowo na dysputy teologiczne i filozoficzne, później na wspólną modlitwę i przystępowanie do świętych sakramentów, dla pełnienia dzieła miłosierdzia, a wreszcie dla dyskutowania nad potrzebami Kościoła i nad koniecznością reformy kościelnej. Byli to Kajetan z Thiene, zaliczony w poczet świętych, Jan Piotr Caraffa, późniejszy papież Paweł IV, świetny humanista Sadolet, Giberti, po latach biskup Werony, polityk Contarini i Anglik Reginald Pole. Tak powstało Bractwo Bożej Miłości, środowisko nieskażonej wiary i myśli reformatorskiej w Kościele. Z tego zgromadzenia zwanego Oratorium wyłoni! się niebawem pod przewodem Kajetana z Thiene i Caraffy zakon teatynów zajmujący się kształceniem duchowieństwa świeckiego i naprawą jego obyczajów. Równocześnie zaś z powstaniem teatynów zawiązywały się inne zakony, jak barnabitów, kapucynów, somasków i urszulanek, mające na celu pracę wśród ludu, 4 Por. Z. Morawski, Sacco di Roma, Kraków 1923.
SOBÓR TRYDENCKI
128
dzieła miłosierdzia i wychowanie młodych pokoleń. Wszystkie je jednak przewyższył niebywałym rozwojem i olbrzymim wpływem tak w Kościele, jak i w państwach kato lickich zakon jezuitów, powstały w dzień Wniebowzięcia Najświętszej Panny Maryi, w r. 1534, na Montmartre w Paryżu. Założycielem jego był Ignacy Loyola, dawny żołnierz hiszpański, a głównym założeniem — bezwzględne podporządkowanie się papieżowi. Zakon ten został zatwierdzony w r. 1540 przez papieża Pawła III, tego właśnie papieża, któremu mimo wszelkich trudności udało się zwołać Sobór Trydencki w r. 1545. Tak więc zalegalizowanie zakonu jezuitów i rozpoczęcie obrad soboru przypadają prawie na ten sam czas. Wielką rolę na soborze, ściślej mówiąc w pierwszym jego okresie (1545—1549), odegrał papież Paweł III z neapolitańskiego rodu Farnesich. Żył on w epoce Renesansu w dobie pełnego jego rozkwitu i rozpoczynającego się już odrodzenia Kościoła. W itfłodości był uczniem pogańskiego humanisty Pomponiusza Laetusa, następnie przebywał we Florencji na dworze Medyceuszów, potem znowu w Rzymie za czasów Aleksandra VI Borgii, który mianował go kardynałem. Przyszły papież lubił renesansowy przepych i świetność i nieobcy był nepotyzmowi. Był świadkiem sześciu pontyfikatów i wielu zdarzeń historycznych, nie brak mu więc było doświadczenia. Papieżem został będąc już starcem, co wcale nie osłabiało jego energii. Nie był on w całym tego słowa znaczeniu człowiekiem reformy i bojownikiem o nią, ale otworzył do niej drogę swym następcom z drugiej połowy XVI w. Miał rzadki talent dobierania*1sobie odpowiednich ludzi i doradców. Zaraz w początkach swych rządów stworzył kolegium kardynalskie, jakiego Rzym dawno nie pamiętał. Znaleźli się tam Caraffa i Sadolet, Contarini i Reginald Pole, Cervini, późniejszy papież, Cortese, Moroni i Fregoso, wszyscy przejęci na wskroś duchem kościelnym. Oni to stanowili doskonały zastęp ludzi odpowiednich do podjęcia reformy, do czego papież z ich grona wybrał osobną komisję i jej prace śledził gorliwie. W ten sposób — przez powołanie odpowiednich ludzi i powierzenie im odpowiednich stanowisk i funkcji — papież przygotował dzieło naprawy. Można twierdzić z całą pewnością, że sobór nie udałby się i nie przeszedłby do historii Kościoła jako jedno z najważniejszych wydarzeń, gdyby nie te prace przygotowawcze.
2. I d e a
soboru
a reformacja
Uznanie soboru za najlepszą możliwość reformy Kościoła nie wygasło od czasów Konstancji i Bazylei, tylko zamiast urzeczywistnić się w zgodnym współdziałaniu papieża z episkopatem dla pożytku powszechnego, zeszło na ścieżkę wzajemnej nie ufności, a nawet walki tych obu głównych w organizacji Kościoła sił, co w rezultacie przynosiło istotną szkodę. Dlatego cała druga połowa XV w. jest epoką bezsoborową. Niebezpieczeństwo zmartwychwstania koncyliaryzmu było rzeczywiste i groziło ze
SOBÓR TRYDENCKI
129
strony państw z Francją na czele, która wysuwała ten program w tak zwanym gallikanizmie. Dowodem tego jest sankcja pragmatyczna z Bourges w r. 1438 za króla Ka rola VII i jej wznowienie w r. 1499 za Ludwika XII. Toteż papieże strzegli bacznie swych zwierzchnich praw i niejednokrotnie potępiali wszelką apelację od swych orze czeń do soboru jakoby do wyższej, a nawet najwyższej instancji.5 Leon X na Piątym Soborze Lateraneńskim w r. 1515 powiedział: ,,Romanum pontificem super omnia con cilia auctoritatem et potestatem habere” — „autorytet i władza papieża rzymskiego roz ciąga się na wszelkiego rodzaju sobory” . Nieprzychylnie odnosił się do projektu zwo łania soboru papież Klemens VII (1523— 1534), mimo że wywierano na niego presję w tym kierunku, szczególnie ze strony Niemiec, a nawet z Polski.6 Wolał on konfe rencję państw chrześcijańskich zwołaną do Rzymu, która jednak nie doszła do skutku. Dla przełamania papieskiej podejrzliwości i zadawnionej niechęci do soboru trzeba było człowieka innej miary niż Klemens VII, człowiek chwiejny i zmienny. Na jego usprawiedliwienie należy przyznać, że ówczesne położenie polityczne nie sprzyjało samej idei zwołania soboru. Toczyła się bowiem zacięta i przewlekła wojna francusko-hiszpańska, która uniemożliwiała przybycie biskupom obu tych państw na sobór, stosunki papieża z cesarzem Karolem V pełne były wzajemnej nieufności, a ciągle zagrażało niebezpieczeństwo tureckie, tym bardziej że na ten okres przypadło pierwsze oblężenie Wiednia przez Turków w r. 1529. Niebezpieczeństwo tureckie zmuszało cesarza do szukania zgody z protestantami, aby uniknąć wojny domowej w Niemczech i wspólnie walczyć z Turkami. Tymczasem nalegania o zwołanie soboru wzmagały się tak ze strony katolickiej, szczerze spragnionej reformy, jak ze strony protestantów spod znaku Lutra. Prote stantyzm rozwijał się w Niemczech z niepowstrzymaną siłą mimo edyktu wormackiego z r. 1521 i zyskiwał sobie książąt, z którymi Luter się sprzymierzał, miasta, a nawet lud. Siła ideowa nowej religii, opartej na skrajnym indywidualizmie, łączyła się u protestantów z interesami materialnymi w związku z konfiskatą dóbr i księstw duchownych. Przy braku więzi organizacyjnej niemałą ich spójnią była nienawiść do Rzymu, którą pałał szczególnie niepohamowany w swych pismach i odezwach Luter. Niebawem jednak protestanci zdobyli się na polityczną i wojskową organizację w tak zwanym związku szmalkaldzkim, z którym cesarz musiał się liczyć. W tych warunkach, które spowodowały rozdarcie Rzeszy niemieckiej na dwa wrogie obozy, idea soboru małe przedstawiała szanse powodzenia, a jednak wysuwano ją i łudzono się, że sobór zażegna niebezpieczeństwo. Łudził się największy humanista Erazm 5 Cytaty z odnośnych buli papieskich od r. 1418 do 1563 podane są w brzmieniu łacińskim w książce A. Koeniger, Grundriss einer Geschichte des katholischen Kirchenrechts, Köln 1919, 80 —81. 6 Por. ks. J. Gołąb, Starania Polski o sobór powszechny i reformę Kościoła za pontyfikatu Klemensa V II, Kraków 1911.
130
SOBÓR TRYDENCK
z Rotterdamu, łudził się cesarz Karol V, któremu zależało na jedności religijnej w pań stwie, łudziło się wielu innych. Żądanie zwołania soboru było bardzo rozpowszechnione. Pojawiało się ono w uchwa łach sejmów niemieckich w Spirze i w Norymberdze (0524). Zabiegał o nie król polski Zygmunt I. Sobór idealizowano spodziewając się pó nim nie tylko reformy kościelnej, ale jakiejś nowej ery chrześcijańskiej. Po reformie zaś, która miała przynieść Kościołowi odrodzenie, obiecywano sobie zgodę z protestantami na drodze wzajemnych ustępstw. Zapominano, że w kwestiach wiary żadne ustępstwa nie są możliwe i że do reformy nie wystarczą same, najlepsze nawet, prawa i najwznioślejsze hasła, jeśli brak dla ich spełnienia odpowiednich warunków tak zewnętrznych — politycznych, jak wewnętrznych w duszach i umysłach ludzkich. Sobór nigdy nie był wszechmocny. Przykładem może być Piąty Sobór Lateraneński, w przeddzień reformacji odbyty, którego uchwały pozostały jednak martwą literą. .!>: i';, yj ’ ^ ;••••;.' ? *y Sam Luter początkowo chciał zwołania soboru, lecz pojmował go inaczej niż Koś ciół katolicki. Dnia 28 listopada 1518 r. w kaplicy kościoła parafialnego w Wittemberdze, będąc już w ostrym zatargu z władzą duchowną, choć jeszcze nie wyklęty, wysunął formalne odwołanie do przyszłego soboru nawiązując do teorii koncyliarystycznej XV w. Bulla Exsecrabilis papieża Piusa II z r. 1460 zakazywała wprawdzie takiej apelacji, a zakaz ten powtórzył niedawno Leon X, ale z tym się me* liczono i bywały takie ape lacje, jak na przykład ostatnio ze strony Sorbony przeciw konkordatowi francuskiemu z r. 1516. Według Lutra papież jest omylny, sobór zaś, zgromadzony w Duchu Świętym, daje większą gwarancję nieomylności. Dla Lutra była to droga wyjścia i zajęcia dogodnej pozycji. W dyspucie lipskiej w lipcu 1519 r., idąc dalej, zaprzeczył on nieomylności soborów, co wywołało oburzenie, gdyż tę nieomylność powszechnie uznawano i na niej ópierano ideę wyższości soboru nad papieżem. Luter czuł się zmuszony sprecyzować 'pojęcie soboru. Najpierw usiłuje usunąć trzy; przeszkody: 1. podział Kościoła na kler i wiernych niweczy, wprowadzając pojęcie powszechnego kapłaństwa, 2. wyłączne prawo Kościoła do interpretacji Pisma świętego zmienia w tym sensie, że każdy może je inter pretować, 3. kwestionuje wyłączne prawo papieża do zwołania soboruy Żąda udziału świeckich w soborze i wzywa cesarza do; zwołania takiego zgromadzenia, postulat ten /zaś wywodzi ze starochrześcijańskich tradycji. ,Stąd wywodzi się pojęcie Lutrą o chrze ścijańskim „wolnym’? soborze. Sobór będzie wolny pod trzema warunkami. Po pierwsze ma się odbywać bez udziału papieża, cżyli ma być od niego niezależny, po wtóre, ma się odbyć poza Włochami, najlepiej w Niemczech, po trzecie ma być zniesiona przysięga posłuszeństwa papieżowi składana przez biskupów, więc obalona istotna więź hierarchii kościelnej. Na taki tylko sobór Luter gotów był się zgodzić, ale takie zgromadzenie nie byłoby soborept, lecz czymś zupełnie innym, zgromadzeniem w rodzaju na przykład sejmu niemieckiego. Oczywiście, że katolicy nie mogli pójść na tę koncepcję, dlatego zgoda była niemożliwa. Prócz załatwienia sprawy religijnej wysuwano na sejmie, i to
SOBÓR TRYDENCKI
131
nie tylko w Niemczech, ale także na przykład w Polsce, ideę soboru narodowego pod przewodnictwem monarchy, co zagrażało rozpadnięciem się jedności Kościoła katolic kiego na luźne federacje Kościołów w różnych państwach. Naturalnie władza papieska byłaby wtedy nieistotna, lecz miałaby tylko symboliczne i reprezentacyjne znaczenie. Luter mimo edyktu wormackiego, w którym został wyjęty spod prawa, działał dalej pod opieką elektora saskiego aż do śmierci, to jest do 28 lutego 1546 r. Wtedy już odbywał się Sobór Trydencki w swej pierwszej fazie. Protestanci nie zjawili się na nim, zresztą rozłam między nimi a katolickim Kościołem zaszedł już tak daleko, że był nie do usunięcia, co okazało się jasno w drugiej fazie soboru, kiedy protestanci przybyli, ale nie w celu zawarcia zgody, tylko dla zaznaczenia różnic i podkreślenia swego odejścia od katolicyzmu.
3. P r e l i m i n a r i a
i tło d z i e j o w e
soboru
Paweł III nie był przeciwnikiem soboru, jak Klemens VII, ale jedenaście lat minęło, zanim mógł sobór zwołać. Na przeszkodzie stała przede wszystkim wojna francusko-hiszpańska, a raczej czwarta z kolei wojna Karola V z Franciszkiem I. Dopiero wraz z pokojem w Crespy 17 września 1544 r. powstały warunki możliwe dla soboru. Już przedtem była powzięta decyzja zwołania soboru i rozpoczęte były prace przygoto wawcze do niego. Dnia 17 października 1534 r. na zebraniu kardynałów papież uznał konieczność soboru, a niebawem ogłosił, że pragnie go zwołać do Mantui. Ferdynand austriacki, brat Karola V, proponował Trydent, jako miasto należące do Rzeszy nie mieckiej, ale włoskie i położone na pograniczu Włoch i Tyrolu. Luter i jego zwolennicy chcieli soboru ,,wolnego” , czyli niezależnego od papieża, co oznajmili wysłanemu do Niemiec nuncjuszowi Vergerio. Żądanie to było, oczywiście, nie do przyjęcia, bo wtedy nie Luter, ale papież byłby tam oskarżony. Wskutek osobistego porozumienia się w Rzymie cesarza z papieżem zwołanie soboru, oczekiwane przez jednych, a przejmujące obawą innych, miało widoki powodzenia. Dnia 29 maja 1536 r. ukazała się bulla konwokacyjna, ogłoszona uroczyście na konsystorzu 2 czerwca i podana do wiadomości afiszami w bazylikach Świętego Piotra i Świętego Jana Lateraneńskiego, na pałacu Cancellaria i na Campo dei Fiori. Otwarcie soboru zostało wyznaczone na dzień 23 maja 1537 r. Do tego czasu papież miał dokonać reformy kurii, nad czym pracowała już osobna komisja zożona z dziewięciu kardynałów pod przewodnictwem Contariniego. Owocem tej pracyb ył memoriał Consilium delectorum cardinalium de emendando ecclesia, zwany aun urn consilium, zawierał bowiem w skrócie to, co miało być omawiane na so borze. Od tej chwili można było wierzyć, że sobór rzeczywiście się odbędzie. Książę Gonzaga z Mantui nie ręczył jednak za bezpieczeństwo soboru bez obecności wojska, utrzymywanego na koszt papieża, papież zaś i kardynałowie nie godzili się na to,
132
SOBÓR TRYDENCKI
Mantua więc jako miejsce odbycia soboru nie mogła być brana w rachubę, natomiast Wenecja proponowała położoną na swym terytorium Vicenzę. Wskutek tej przeszkody termin otwarcia soboru przesunięto na 1 maja 1538 r. Karol V próbował bezpośredniego porozumienia się z protestantami na tak zwanych kollokwiach, za którymi opowiadał się Ferdynand z obawy przed niebezpieczeństwem tureckim. Kollokwia te jednak okazały się złudzeniem, co gorsza — były one w istocie sprzeczne z ideą soboru, bo spraw dotyczących całego chrześcijaństwa nie można było rozstrzygać na zgromadzeniach wyłącznie niemieckich. Zwyciężyliby na nich niechybnie protestanci. Do obalenia tego niefortunnego pomysłu przyczynili się nuncjusz Morone i Contarini. Cesarz powrócił więc do idei soboru, a jeśliby ten się nie zebrał — do synodu narodowego lub w ostateczności do sejmu niemieckiego. Postanowienie zwołania soboru dojrzewało powoli wbrew różnym przeszkodom. Na konsystorzu w maju 1542 r. zdecydowano się na Trydent jako na miejsce jego obrad i na datę 1 listopada 1542 r. Papież wydał odpowiednią bullę konwokacyjną. Gdy jednak legaci przybyli do Try dentu, nie zastali tam prawie nikogo. Trwała jeszcze wojna francusko-hiszpańska i pogarszały się stosunki między cesarzem a papieżem. Sobór musiał walczyć nie tylko ze złą wolą protestantów, ale i z brakiem dobrej woli ze strony cesarza. Karol V bowiem nie ufał Pawłowi III, nie wierzył w szczerą chęć reformy, a wskutek antagonizmu z Francją dopatrywał się podejrzliwie we wszystkim wpływów dworu francuskiego, od początku wrogo usposobionego do soboru urzędującego w granicach cesarstwa. Przy tym cesarz, który z początku usilnie nalegał o zwołanie soboru, obawiał się teraz, że sobór zaogni jeszcze bardziej konflikty religijne w Niemczech i podrażni protestan tów, którzy posiadali znaczną siłę w swym związku szmalkaldzkim. Toteż wystąpił on ze szczególnym żądaniem, aby sobór poniechał na czas pewien kwestii dogmatycz nych, a zajął się najpierw reformą Kościoła. Papież się temu sprzeciwił, bo słusznie sądził, że wobec wielkiego wzrostu protestantyzmu niezbędne było jasne i mocne sprecyzowanie pewnych dogmatów, jako sprawa najważniejsza, a następnie dopiero zajęcie się reformą. Stanęło na tym, że oba zadania będą połączone i traktowane od początku równorzędnie, co ratowało powagę Kościoła i świadczyło o szczerości zamiarów papieża. Różnice dogmatyczne między nauką Kościoła katolickiego a protestantyzmem były tak wielkie i tak zasadnicze, że ustępstwa w dziedzinie wiary w celu stworzenia czegoś pośredniego między katolicyzmem a protestantyzmem były niemożliwe, wszelkie próby ugody okazały się zawodne, tak że sobór stanął wobec konieczności jasnego określenia prawd wiary, zwłaszcza tych, którym protestanci zaprzeczali lub inaczej je rozumieli. Niełatwego tego zadania dokonano z powodzeniem na Soborze Tryden ckim. I to stanowi treść jego kanonów, które zgodnie z dawnym zwyczajem zostały ujęte w formie negatywnej jako tak zwane anatemismata. Znaczy to, że najpierw podano twierdzenie fałszywe, czyli heretyckie, po czym dodano sentencję, że kto by
SOBÓR TRYDENCKI
133
tak sądził, zostanie wyklęty, czyli ekskomunikowany. Natomiast decyzje co do usu nięcia nadużyć i naprawy wewnętrznych stosunków w Kościele były przedmiotem innego rodzaju uchwał soborowych, które nazywały się decreta de reformatione. Te dwa zagadnienia: wiara i reforma stanowią treść księgi praw Soboru Trydenckiego. Prawa te tworzą tom dużych rozmiarów. Tą księgą żyje Kościół po dziś dzień. Przy badaniu tej księgi nasuwa się szereg zagadnień różnorodnej natury. Najpierw więc kwestia genezy, czyli powstania prawa trydenckiego, i warunków, w jakich to prawo powstało, dalej kwestia formalna, w jaki sposób te uchwały doszły do skutku, wreszcie kwestia treści tych ustaw zarówno dogmatycznych, jak dyscyplinarnych, czyli reformacyjnych. Historia Soboru Trydenckiego i analiza dzieła tego soboru, w skrócie tylko podana ze względu na założenia i ramy tej książki, stanowią nasze zadanie. Jak każdy skrót, tak i ten daje tylko ogólny zarys przedmiotu, przedmiot zaś nie może być traktowany sam w sobie, w oderwaniu od epoki i od osób, które bądź były czynne na soborze, bądź pośrednio na sobór i jego losy wpływały. Byli to przede wszystkim papieże. W pierwszym, najtrudniejszym okresie zwołania soboru Paweł III, w drugim okresie, gdy sobór już trwał, Juliusz III (1550—1555), niedawny legat i przewodniczący soboru, nie dorównujący wprawdzie swemu poprzed nikowi zdolnościami i wszechstronnością, co gorsza oddany zanadto świeckiemu życiu w iście renesansowym stylu, lecz za to pod względem politycznym bardziej od niego wyrobiony, cieszący się zaufaniem cesarza, bez którego życzliwego stanowiska podjęcie prac soboru wydawało się niemożliwe. Natomiast następny z kolei papież Paweł IV Caraffa, człowiek niezłomnej surowości, nie był zwolennikiem soboru, bo uważał, że uratować Kościół może tylko silna jednostka nie przebierająca w środkach, jeśli szło o wielki cel reformy. Nie sobór, lecz inkwizycja była jego organem, a śledztwa i kary dotykały winnych i niewinnych. Nie można zaprzeczyć, że częściowo przepro wadził on odnowę Kościoła, szczególnie zlikwidował wiele nadużyć w Rzymie. O ile chodzi o politykę zewnętrzną, nie miał szczęścia, bo uwikłał się w wojnę z królem hiszpańskim Filipem II i omal nie przyczynił się do zajęcia i spustoszenia Rzymu (1556/1557). Obrady soboru wznowił i doprowadził do pomyślnego końca jego na stępca Pius IV (1559—1565), pogodny i ujmujący w obcowaniu, istne przeciwieństwo swego srogiego i znienawidzonego poprzednika. Surowo ukarał on tylko zbrodniczych nepotów Pawła IV, sam zaś miał wprawdzie nepota i ulegał jego wpływowi, ale był to wpływ zbawienny dla Kościoła i jego reformy, bo nepotem tym był św. Karol Boromeusz, późniejszy arcybiskup Mediolanu, oddany całą duszą soborowi. Papież Pius IV odznaczał się talentem dyplomatycznym i trafną oceną politycznego położenia, w którym dom habsburski miał przewagę. Dla soboru i jego dzieła było rzeczą niezbędną liczyć się z tą przewagą. Sobór zależał nie tylko od papieży, lecz także od monarchów państw katolickich. Byli to z jednej strony Habsburgowie: król hiszpański i cesarz Karol V oraz jego brat Ferdynand austriacki, z drugiej królowie francuscy z dynastii Walezju-
134
SOBÓR TRYDENCKI
szów: Franciszek I i Henryk II. Najpierw długoletnia wojna między tymi potęgami, potem zaś wzajemna między nimi nieufność stanowiła dla soboru ważną i trudną do przezwyciężenia przeszkodę. Karol V, choć wierny Kościołowi, nie był skłonny pod dawać się papiestwu, raczej pragnął mieć nad nim przewagę. Za Klemensa VII cesarskie wojska spustoszyły Rzym w r. 1527, w Niemczech cesarz ujmował sprawę religii w swoje ręce i usiłował narzucić swe pośrednictwo protestantom i katolikom, papieży podejrzewał 0 sprzyjanie Francji i dopatrywał się w ich poczynaniach intryg francuskiego dworu, a arcykatolicki syn jego Filip II zajął w r. 1556/1557 państwo kościelne i groził Paw łowi IV i Rzymowi powtórzeniem Sacco di Roma z r. 1527. Siła Habsburgów była bardziej realna od francuskiej, była bowiem większa i bliższa. W rękach hiszpańskich znajdowały się tak Włochy północne, czyli Mediolan, jak południowe, czyli Neapol z Sycylią. W rękach Habsburgów znajdowała się korona cesarska, co dawało im wpływ na sprawy religijne w Niemczech i skłaniało do ugodowego ich załatwienia, skoro ani edykty, ani walka nie dały pomyślnego rezultatu. Waśń religijną w Niemczech pod sycała Francja w swym interesie, aby osłabić przeciwnika. Tak więc polityczna sytu acja nie układała się dla soboru w sposób korzystny. Wprawdzie żaden z monarchów nie był z papieżem w otwartej wojnie, ale panowały nieprzyjazne stosunki, co ujemnie odbijało się na soborze. Dlatego też stosunkowo mała była ilość uczestników tego soboru. Polem walki obu partii: hiszpańskiej i francuskiej, w kolegium kardynalskim bywało konklawe, które na przykład w r. 1559 przy wyborze Piusa IV trwało aż cztery miesiące. Wybór Trydentu, małego podalpejskiego miasta, na siedzibę soboru nastąpił nie z woli papieży, lecz zgodnie z wolą cesarza. Trydent bowiem, choć zamieszkany przez Włochów, politycznie należał do Niemiec, spełniał więc postulat protestantów, by przyszły sobór odbywał się w granicach Rzeszy. Cesarz, czyniąc im to ustępstwo, miał nadzieję pozyskania ich dla soboru. Nadzieja ta zawiodła, ale Trydent już pozostał. Podjęta przez Pawła III próba przeniesienia soboru do Bolonii — na terytorium pań stwa kościelnego — nie udała się z powodu nieustępliwego stanowiska cesarza. Zna mienny to wyraz silnych wpływów władzy świeckiej na tę instytucję kościelną. Cesa rzem był wtedy Karol V, a rok 1547 jest momentem — krótkim zresztą — kiedy stanął on u szczytu swej potęgi i chwały, rozgromiwszy protestancki związek szmalkaldzki w bitwie pod Muhlbergiem. Cesarz zaważył niemało, choć nie zawsze korzyst nie, na losach Soboru Trydenckiego. Był to partner w grze polityczno-kościelnej dla papiestwa i soboru niebezpieczny, bo ze wszystkich monarchów ówczesnych najpotęż niejszy. Po Karolu V ideę przewagi nad Kościołem, połączoną z prawowiernością katolicką, realizował nie jego brat, cesarz Ferdynand, chwiejny i słaby, lecz jego syn, Filip II hiszpański. Stosunek Filipa II do papiestwa charakteryzuje jego najazd na państwo kościelne, do soboru zaś — zastrzeżenie, że przyjmuje jego ustawy, o ile one nie sprzeciwiają się prawom królewskim. Dawało to pole do różnych interpretacji 1 zatargów.
SOBÓR TRYDENCKI:
135
Francja nie była niebezpieczna dla papiestwa, a tym mniej dla soboru, skoro zre zygnowała z Włoch, które kosztowały ją tyle daremnych wysiłków. Papieże wahali się czasem między polityką prohabsburską i profrancuską. Klemens VII. i Paweł IV, przechyliwszy się na stronę Francji, doznali niepowodzeń. / Na soborze Francja nie odgrywała większej roli, w drugim okresie obrad brakło Francuzów zupełnie, w trze cim — brał udział kardynał lotaryński de Guise. Od czasu do czasu pojawiało się widmo gallikanizmu, który mógł. doprowadzić do powstania narodowego Kościoła, a w następ stwie do schizmy, zwłaszcza że idea ta była podówczas dosyć popularna, skoro dotarła nawet do Polski.
4.
Przebieg
i dzieło
soboru
\
Sobór Trydencki zwołany bullą Pawła III Laetare jfenisalem z 19 listopada 1544 r. miał zacząć się na wiosnę 1545 r., ale z powodu różnych przeszkód zaczął się w trzecią niedzielę adwentu, czyli 13 grudnia 1545 r., w katedrze w Trydencie i miał trwać osiemnaście lat z dwukrotnymi vdłuższymi przerwami. Dzieli się on więc wskutek tego na trzy następujące okresy: i I.
od 13 grudnia 1545 do 14 września 1549 (sesje od pierwszej do. dziesiątej) za pa pieża Pawła III, przy czym w marcu 1547 r. został przeniesiony do Bolonii; II. od l maja 1551 do 28 .kwietnia 1552 (sesje od jedenastej do szesnastej) za papieża Juliusza III; III. od 18 stycznia 1562 do 4 grudnia 1563 (sesje od siedemnastej do dwudziestej piątej) za papieża Piusa IV. Poszczególne okresy nie są nowymi soborami, lecz stanowią ciąg dalszy i zakoń czenie soboru rozpoczętego w r. 1545. Muszą więc być — mimo przerw — traktowane jako całość. Najważniejszy jest okres pierwszy, ponieważ na jego dziesięciu sesjach zapadły niemal wszystkie zasadnicze uchwały, najmniej doniosły i najkrócej trwający okres drugi. W okresie trzecim zakończono wykład nauki o sakramentach i powzięto szereg uchwał odnoszących się do reformy. Coraz — i to nie tylko ze strony pro testantów, lecz także ze strony potęg katolickich, jak cesarz i Francja — podnoszono zarzuty, że dawniejsze uchwały soborowe nie są wiążące i że należy na nowo zwołać sobór, nawet w innym miejscu, dla podkreślenia jego odrębności. Zwłaszcza dziesięcio letnia bez mała przerwa między drugim a trzecim okresem obrad soboru i stosunkowo mniejsze znaczenie drugiego okresu dostarczały argumentów przeciwnikom soboru. Księga praw soboru jest jednak mimo to całkowicie jednolita, jak jednolity był sobór. Podział na kanony dogmatyczne i dekrety de reformatione jest więc podziałem naturalnym ze względu na treść, nie chronologię obrad.
136
SOBÓR TRYDENCKI
Uczestnicy soboru zjeżdżali się powoli. W dniu otwarcia, czyli na pierwszej sesji, było trzech legatów, jeden kardynał, czterech arcybiskupów, dwudziestu jeden biskupów, trzech Opatów i pięciu generałów zakonów, na sesji piątej — 17 czerwca 1546 r. — trzech legatów, jeden kardynał, dziewięciu arcybiskupów, czterdziestu ośmiu biskupów, dwóch opatów, trzech generałów zakonów, razem sześćdziesięciu sześciu uczestników. Dopiero w trzecim okresie obrad liczba ta wzrosła. Na ostatniej, dwudziestej piątej sesji w dniu 3 i 4 grudnia 1563 r. było obecnych sześciu kardynałów, w tym czterech legatów, dwudziestu pięciu arcybiskupów, stu sześćdziesięciu sześciu biskupów, siedmiu opatów, siedmiu generałów zakonów, trzydziestu dziewięciu prokuratorów, czyli za stępców nieobecnych członków, ale bez prawa udziału w głosowaniu. Protokół obrad podpisało dwustu pięćdziesięciu pięciu ojców soboru. Pod względem narodowości przeważali Włosi stanowiąc dwie trzecie ogólnej liczby uczestników, a niekiedy nawet więcej, po nich drugie miejsce zajmowali Hiszpanie, trzecie Francuzi, Niemców było przez cały czas niewielu, na przykład przy końcu obrad soboru tylko ośmiu. Nie brali w soborze udziału przedstawiciele instytucji niekościelnych, jak uniwersytety, tak pełne znaczenia w okresie soborów reformacyjnych, nie było też reprezentantów miast i książąt świeckich, natomiast dopuszczono — lecz tylko do udziału w obradach, bez prawa głosu — uczonych teologów, głównie spośród kleru zakonnego: jezuitów, domini kanów i franciszkanów; swoją niezwykłą wiedzą służył soborowi generał augustianów eremitów Hieronim Seripando. W ogóle przedstawiciele nauki, choć formalnie po zbawieni prawa głosowania, faktycznie wywierali na nie wpływ biorąc udział w nara dach i opracowywaniu dekretów. Tym to theologi minores dekrety trydenckie zawdzię czają swój wysoki poziom. Zarzucono podział na nacje (Konstancja) czy zebrania pewnych tylko grup dla przedyskutowania poszczególnych, uprzednio wyznaczonych kwestii (Bazylea), lecz przyjęto bezpośrednie głosowanie według ilości osób. Właściwa praca soboru odbywała się w komisjach, zwanych congregationes generales\ porządek ich ustanawiali legaci. Na uroczystych sesjach publicznych uchwalano formalnie i ogłaszano uchwały, uzgodnione uprzednio na kongregacjach. Żaden z trzech papieży, których pontyfikat przypadał na okres soboru, nie brał osobiście udziału w Soborze Trydenckim, niemniej jednak wywierali oni wpływ rozstrzygający za pośrednictwem swych legatów (trzech — czterech), których sami ustanawiali, dawali im instrukcje i pozostawali z nimi w ustawicznym kontakcie. Sobór nie miał wobec papieża samo dzielnej inicjatywy, jego uczestnicy mogli tylko zgłaszać wnioski i dopiero w razie zgody legatów powyższe wnioski szły pod obrady; mimo to była pełna, nieskrępowana wolność słowa, z uwagi na opinię świata, a zwłaszcza książąt, którzy nieraz występowali z opozycją, zresztą pozbawioną istotnego znaczenia, nawet jeśli był to głos samego cesa rza Karola V. Legaci panowali nad przebiegiem uchwał soborowych, toteż żadne ważniej sze postanowienie nie zapadło bez zgody papieża. Sobór czerpał swe uprawnienia i autorytet tylko z władzy papieża, co nawet w tytulaturze jego aktów znalazło swój
SOBÓR TRYDENCKI
137
wyraz, albowiem zarzucono dawną formułę: sacro approbante concilio i określenie soboru jako organu universalem ecclesiam representantem na rzecz nowej: sacra oecumenica et generalis synodus in Spiritu Sancto legitime congregata ze znamiennym dodatkiem: praesidentibus Apostolicae sedis legatis. Jeżeli nawet papiestwo obawiało się takich prądów, jakie wystąpiły w Konstancji i Bazylei, to obawa ta okazała się płonna. Nie było elementu opozycyjnego, a cóż dopiero rewolucyjnego, bo ten został poza soborem. Protestanci sami zrezygnowali z udziału przez przeniesienie spraw dotyczących ich wiary na teren sejmów Rzeszy, na którym pewni byli zwycięstwa. Na soborze zostali sami prawowierni i uznający papieża. A przecież sobór nie powziął żadnej uchwały 0 prymacie papieskim. Był wprawdzie taki projekt, lecz został on wycofany ze względu na nieprzychylne stanowisko państw, szczególnie Francji. Taka uchwała nie była zresztą potrzebna, w życiu bowiem ujawniała się stała przewaga papieża nad soborem. Sobór sam oddawał swe uchwały do zatwierdzenia, ogłoszenia, uzupełnienia, interpretacji 1 wykonania papieżowi: papież stanął nie tylko ponad soborem, ale i ponad prawem kanonicznym, które mógł według swej woli zmieniać i udzielać od jego przepisów dyspensy. Związany był tylko prawem Boskim. W pierwszym okresie obrad pod przewodnictwem legatów del Monte, Cerviniego i Reginalda Pole dokonano wielu prac o zasadniczym znaczeniu. Najpierw sobór ukonstytuował się, określił porządek swego działania, następnie zaś uchwalał równo legle dekrety dogmatyczne z odpowiednimi wywodami teologicznymi oraz dyscypli narne. Zaczęto od kwestii źródeł wiary. Podczas gdy Luter za jedyne źródło wiary uznał Pismo święte, sobór obok Pisma świętego, i to w tekście Wulgaty św. Hieronima, uznał również Tradycję zawartą w pismach Ojców Kościoła i w ustawach soborów oraz konstytucjach papieskich, interpretację Pisma świętego zaś powierzył Kościołowi i jego uprawomocnionym organom, nie zaś, jak to uczynił luteranizm, jednostkom. Obowiązuje interpretacja oficjalna i autentyczna, nie zaś subiektywna, z konieczności prowadząca do wielu dowolności w tłumaczeniu prawd wiary. Na sesji piątej uchwalono dekret o grzechu pierworodnym nie odbiegający od tradycyjnej nauki. Szczególne znaczenie miała sesja szósta ze względu na wykład nauki o usprawiedli wieniu (ide iustificatione), dotyczyła bowiem jednego z najbardziej spornych punktów między protestantyzmem a katolicyzmem, także przez samych katolików rozmaicie rozumianego. Dopiero teraz w sposób jasny i nie pozostawiający żadnych wątpliwości określono stosunek istniejący między łaską Bożą i jej działaniem w duszy człowieka a wolną wolą ludzką i ludzkimi czynami z wolnej woli wynikającymi. Luter pojmował tę sprawę jednostronnie, a więc zupełnie błędnie, wyłączny nacisk kładąc na łaskę Bożą i na wiarę, która tę łaskę uzasadnia. Według niego człowiek nie może nie grzeszyć, nie uczynki więc go zbawiają, bo one są z natury złe, tylko wiara i łaska bez jego udziału. „Pecca fortiter, sed fortius crede” — ,,grzesz mocno, lecz mocniej jeszcze wierz” . „Der Glaube allein macht seelig” — „tylko wiara zbawia” — oto jego słowa, dobitne,
138
SOBÓR TRYDENCKI
może nawet ponętne, lecz nieprawdziwe w treści. Sobór przeciwstawił temu stanowisku7 własną naukę o usprawiedliwieniu: Człowiek ma wolną wólę; ale ta wola została osłk-< biona i skłonna jest do zła wskutek grzechu pierworodnego. Bóg zesłał Syna jako Odku-'. piciela świata. Przez5śmierć Chrystusa człowiek odrodził się w życiu łaski w chrzcie\ Sam człowiek nic nie może Uczynić dla swego zbawienia bez łaski, ale może łaskę przyjąć: lub ją odrzucić. Na tym właśnie polega współdziałanie między łaską Bożą a wolną wolą ludzką, na tym opiera się wolność człowieka — wbrew lutęrańskiej nauce o prze-1 znaczeniu. Usprawiedliwienie nie dokonuje się tylko przez A^iarę i; tylko ze względu na zasługi Chrystusa* Łaska Boża nie działa sama, bez współdziałania człowieka, bowprawdzie bez łaski zbawionym być nie można, ale przez samą łaskę również nie. Łaska pobudza wolną wolę człowieka ochrzczonego, który współdziałając k nią przygoto-r wuj e się dó usprawiedliwienia, iStosunek tych dwu czynników bywa różny, stąd różny jest stopień zasługi. Trzeba wypełniać prawo Boże. - Każdy dobry uczynek ma wartość’ wieczną w obliczu Boga i jest zasługą. Wbrew nauce Lutra, który uznawał jeden tylko grzech śmiertelny: utratę wiary, i jedno usprawiedliwienie: przez wiarę — sobór uznaje* akt woli osobistej w podniesieniu się z grzechu przez żab Sobór określił .stosunek; między wolnością woli a działaniem łaski. Sama łaska nie jest dana dla ułatwienia życia bez zasługi; sama wola bez łaski nie może osiągnąć usprawiedliwienia. Bez łaski ■ -— tego daru Ducha Świętego — człowiek nie może wierzyć, mieć nadziei i miłować oraz żałować za grzechy, ale bez wolnej woli, która dopuszcza wolność współdziałania« z łaską, człowiek byłby istotą bez życia, bierną i bezczynną, w której jedynie Bóg spra wiałby zło i dobro, to zaś nie jest prawdą i kto tak twierdzi, niech będzie wyklęty.Ten wykład jasny i zwięzły uznany został za niezwykłe osiągnięcie teologii, tym większe,* że przewyższał ówczesny stan wiedzy w tej dziedzinie. Doktryna o usprawiedliwieniu zawierała trzydzieści trzy kanony w szesnastu rozdziałach, podane w formie anatemismatów. ; ! •' : : . - v: w. i Na siódmej sesji zajęto się nauką o sakramentach, w szczególności sakramentem: chrztu i bierzmowania, odraczając sprecyzowanie nauki o innych sakramentach.Równocześnie na sesjach od piątej do siódmej wydano' szereg dekretów z zakresu reformy. Dotyczyły one studiów teologicznych i podniesienia poziomu wykształcenia kleru. W tym celu żądano ustanowienia przy głównych kościołach i klasztorach lekto ratów Pisma świętego, które miało* Być głównym przedmiotem nauczania. Uchwalono też przepisy o urzędzie kaznodziejskim. V Z 1 i( Największe wszakże znaczenie miał dekret o rezydencji biskupów. Nie wdawano się: w roztrząsanie, czy obowiązek rezydencji wynika z prawa Bożego, czy kanonicznego,: i nie określano ściśle kar za jego niedochowanie* -lecz ujęto rzecz w sposób bardziej1 praktyczny. Zdawano sobie bowiem sprawę z tego, że rezydencja nie zawsze jest mo-: żliwa. Od wieków Stolica Apostolska wynagradzała swoich prałatów przynoszącymi, dochód biskupstwami i opactwami, leżącymi w różnych krajach; niektórym dawańo:
SOBÓR TRYDENCKI
139
nawet po kilka biskupstw, jak nepotom papieskim i kardynałom. Liczba takich nierezydujących biskupów dochodziła do stu osób. Przebywali oni w kurii rzymskiej, a ich obowiązki spełniali na miejscu ich zastępcy. Opinia świata katolickiego była temu przeciwna, dochodziło do protestów ze strony książąt, ale i sami książęta naśladowali przykład Rzymu, gdyż na mocy konkordatów mieli prawo nominacji na beneficja kościelne i w ten sposób wynagradzali swych doradców, ministrów i dyplomatów. Ówcześni królowie francuscy Franciszek I i Henryk II czynili to na wielką skalę. Stało się więc regułą to, co było niezgodne z prawem. W Polsce takie same stosunki wynikały z innych przyczyn. Niektóre nasze biskupstwa, zwłaszcza na kresach wschod nich, były źle uposażone i ciągle narażone na spustoszenia. Utarło się o nich wyrażenie, że leżą ,,w paszczęce tatarskiej” . Niektórzy biskupi, jak na przykład kijowski i kamie niecki, zabezpieczali swój byt posiadaniem beneficjów w innych diecezjach, w głębi kraju. Przy kumulacji urzędów w celu pomnożenia dochodów rezydowanie było nie możliwe. Nakaz rezydencji i zakaz kumulacji musiały być razem traktowane. Trudno jednak było w poszczególnych wypadkach rozstrzygnąć, czy przekraczanie tych nakazów i zakazów było usprawiedliwione słuszną przyczyną, czy też spowodowane tylko chci wością i zmaterializowaniem wyższego kleru. Odnośny dekret trydencki składa się z pięciu rozdziałów. Na wstępie postawiono zasadę, że najważniejsza jest troska o dusze i że za zbawienie swych wiernych odpowiadają przed Bogiem duszpasterze. Stąd w konsekwencji na duszpasterzy, nie spełniających swych obowiązków, nałożono kary, i tak na przykład sześciomiesięczna nieobecność w rezydencji powodowała pozbawienie jednej czwartej dochodów rocznych. Jakby w przewidywaniu nierealności nakazu rezydencji dodano do tej ustawy przepis, który w praktyce osłabiał jej ostrość: określono mianowicie sprawiedliwe przyczyny i legalne przeszkody, które uprawniały do uzyskania dyspensy, nietrwałej jednak i tylko w razie zastępstwa przez inną odpowiednią osobę. Obowiązek rezydencji odnosił się nie tylko do biskupów, lecz do wszystkich duszpasterzy, a czuwać nad jego wykonaniem mieli biskupi na mocy specjalnej stałej delegacji papieskiej. Wizytacja biskupia, rozciągająca się nawet na kapituły, miała być środkiem wykrywania tych niedociągnięć. Pierwszy okres soboru dobiegał końca. W Trydencie wybuchła zaraza, która mogła papieżowi dostarczyć pretekstu do przeniesienia soboru do innej miejscowości w pań stwie kościelnym, na przykład do Bolonii. Papież od początku niechętnie patrzył na Trydent, miasto Rzeszy, położone tuż obok posiadłości cesarskich i narażone na wojnę, którą właśnie Niemcy przeżywały. Była to tak zwana wojna szmalkaldzka z r. 1547, toczona przez Karola V z protestanckim związkiem szmalkaldzkim i zakończona świe tnym zwycięstwem cesarza w bitwie pod Miihlbergiem 24 kwietnia. W wojnie tej papież był sprzymierzeńcem cesarza, popierał go finansowo i militarnie, lecz stosunki między nimi już się psuły, co natychmiast odbiło się na polityce Karola w sprawie protestanckiej i w sprawie soboru. Na sesji ósmej uchwalono przeniesienie soboru do Bolonii w myśl
140
SOBÓR TRYDENCKI
życzeń papieża. Ale czternastu prałatów, w tym jeden kardynał, zgodnie z wolą cesarza pozostało w Trydencie. Groziło to rozbiciem soboru, a może Kościoła. Tego jednak udało się uniknąć. W Bolonii sobór wprawdzie obradował, ale dziewiąta i dziesiąta sesja tam odbyte nie miały większego znaczenia i nie podjęły żadnych uchwał; praco wały tylko komisje. Gdy wskutek ostrego protestu cesarza sytuacja, już i tak naprężona, uległa jeszcze pogorszeniu, Paweł III zawiesił sobór 13 września 1549 r., a w dwa miesiące później zmarł. Odroczenie i przeniesienie soboru do Bolonii spowodowało konflikt między cesa rzem a papieżem. Łagodny kardynał Ceryini powiedział trafnie: ,,Sobór został zwołany do Trydentu dla wygody Niemców. Oczekiwano ich latami. Nie przybyli nie tylko ci, którzy zwą się protestantami i oświadczają, że w ogóle nie przybędą, ale także katolicy niemieccy, usprawiedliwiając się wojną i obawą przed protestantami. Sobór obradował w Trydencie wyłącznie ze względu na nich, ale na próżno — Niemcy nie przybyli. Nie było powodu pozostawania tam dłużej, zwłaszcza że w Niemczech panowała zaraza”. Pracę soboru w Bolonii hamowała jedynie polityka cesarza. Karol V zawsze niechętnie patrzył, gdy sobór zajmował się kwestiami doktrynalnymi. Łudził się, że możliwa jest zgoda z protestantami w sprawach dogmatycznych, i chciał do niej doprowadzić bądź przy użyciu siły, bądź układami i namową. Skorzystał więc z okazji, by przerwać prace soboru i unieważnić uchwały dotychczas powzięte. Najpierw wydał podległym sobie biskupom zakaz opuszczania Trydentu. Wezwanie papieża, by udali się do Bolonii, było bezskuteczne. Z cesarzem trzeba się było liczyć, bo był zwycięzcą, panem sytuacji w Niemczech, a mógł się stać czynnikiem rozstrzygającym w kwestii religijnej, jak już nieraz w historii Kościoła bywało. Papież pragnął uniknąć konfliktu z cesarzem, ustąpił więc o tyle, że nie nadał normalnego biegu soborowi w Bolonii, a gdy to cesarzowi nie wystarczało, odroczył sobór sine die, czyli na czas nieokreślony. Cesarz, będąc u szczytu potęgi, chciał uregulować stosunki religijne w Niemczech na własną rękę, bez udziału papieża i bez porozumienia się z Kościołem. Do zgody między katolikami a protestantami na drodze wzajemnych ustępstw miało doprowadzić tak zwane Interim Augsburskie z czerwca 1548 r.; jak sama nazwa wskazuje, było to porozumienie tylko tymczasowe. W dwudziestu sześciu artykułach zawierało zasady tak doktrynalne, jak obrzędowe. Kwestie dogmatyczne były niejasno postawione i mogły być rozmaicie interpretowane, na przykład o dwojakim usprawiedliwieniu i o Mszy świętej. Pozostawiono zewnętrzną stronę kultu: ołtarze, szaty liturgiczne, obrazy. Dwa najważniejsze ustępstwa dotyczyły zezwolenia na przyjmowanie Komunii świętej przez wiernych pod dwiema postaciami i na zawieranie małżeństw przez księży. Interim nie spełniło zadania, jakie mu cesarz stawiał; wprost przeciwnie — wywołało tylko niezadowolenie, i to z obu stron, katolickiej i protestanckiej. W Rzymie panowało oburzenie, że władza świecka miesza się w sprawy czysto religijne. Stąd zwrot Rzymu do Francji skierowany przeciw cesarzowi. Odprężenie sytuacji przyniosło w pewnym
SOBÓR TRYDENCKI
141
stopniu zawieszenie obrad soboru, a potem nieoczekiwana śmierć papieża. Wypadki w Niemczech potoczyły się tymczasem innym torem i przyniosły ostatecznie Karolowi V zawód i klęskę. Papieżem został po dwumiesięcznym konklawe kardynał del Monte jako Juliusz III (1550—1555). Nie górował on nad swoim poprzednikiem zdolnościami ani siłą charak teru, lecz za to był w dobrych stosunkach z Karolem V i w niezłych z królem francuskim Henrykiem II. Te stosunki umiał on wyzyskać dążąc do wznowienia obrad soboru, który za jego pontyfikatu rozpoczął swój drugi okres pracy. Nowy papież szczerze stał po stronie reformy i soboru i w tym zgadzał się z Karolem V, który, doznawszy zupeł nego niepowodzenia przy forsowaniu Interim, powrócił na utartą soborową drogę. Sprzeciwiała się tylko Francja, która z powodu zatargu o Parmę znalazła się w wojnie z cesarzem i papieżem. Toteż w drugim okresie nikt z Francji nie przybył na sobór, liczniej natomiast stawili się Niemcy: trzej elektorowie duchowni, arcybiskupi Kolonii, Moguncji i Trewiru oraz arcybiskup Wiednia jako reprezentant króla Ferdynanda. Przybyli nawet pod wrażeniem świeżego zwycięstwa cesarza protestanci; był więc uczony Sleidanus ze Strasburga, przedstawiciele sześciu południowoniemieckich miast oraz posłowie książąt brandenburskiego, saskiego (Maurycego) i wirtemberskiego. Przybyli oni nie w celu zawarcia ugody z Kościołem, tylko oddzielenia się od niego. Zażądali bowiem, by sobór unieważnił dotychczasowe uchwały i wstrzymał się od podejmowania dalszych uchwał dogmatycznych aż do przybycia ich teologów, a także zażądali uznania zasady supremacji soboru nad papieżem i zwolnienia biskupów od złożonej papieżowi przysięgi na wierność. Oczywiście, postulaty te były nie do przyjęcia i papież zabronił wszelkiej dyskusji nad nimi. Tak więc zawiodła ostatecznie i bez powrotnie nadzieja, by sobór mógł przywrócić jedność religijną doprowadzając do zgody z protestantami, co zresztą było do przewidzenia. W drugim, najkrótszym okresie swych obrad sobór zajął się sakramentami. Na trzy nastej sesji opracował i uchwalił naukę o przeistoczeniu (transsubstantiatio) i o Eucha rystii, a na czternastej — o ostatnim namaszczeniu. Wydał też sobór szereg dekretów reformacyjnych, dotyczących sprawowania urzędu biskupiego, życia i obyczajów duchowieństwa {de vita et honéstate clericorum) i nadawania beneficjów. Naukę o odpu stach zdjęto z porządku obrad, by nie drażnić protestantów. Nieoczekiwanie nastąpiła katastrofa, która zaważyła także na losach soboru. Książę Maurycy saski w porozumieniu z Francją zdradził Karola V i dokonał na niego nie spodziewanego napadu. Cesarz musiał ratować się ucieczką, a równocześnie Francja zajęła trzy należące do Rzeszy, choć o ludności francuskiej, biskupstwa lotaryńskie: Metz, Toul i Verdun. Zachodziło niebezpieczeństwo, że Maurycy z pobliskiego Innsbruka zaatakuje sobór. Jedynym sposobem ratunku było zawieszenie obrad soboru, czego dokonano na szesnastej sesji w kwietniu 1552 r. Zawieszenia dokonano na dwa lata, ale w rzeczywistości przerwa miała trwać lat dziesięć. W Niemczech zwyciężyła
142
SOBÓR TRYDENCKI
reformacja, czego wyrazem był pokój religijny w Augsburgu w r. 1555. Przyjął on zasadę „cuius regio eius religio”, czyli że panujący książęta na swoich terytoriach, a w wol nych miastach zarządy miejskie miały decydować o wyznaniu podległych sobie obywa teli, którzy z konieczności musieli się temu prawu podporządkować lub emigrować tam, gdzie panujący był ich wyznania. W czasie pomiędzy drugim a trzecim okresem soboru przypada pontyfikat Pawła IV Caraffy (1555—1559). Był on zwolennikiem reformy jak najściślej pojmowanej. Choć w chwili wyboru był już siedemdziesięciodziewięcioletnim starcem, okazywał żelazną wolę i niezłomną energię. Nie był on zwolennikiem zwołania soboru, bo jego zdaniem same prawa i uchwały nic nie zmienią, do reformy Kościoła trzeba przede wszystkim ludzi twardych i bezwzględnych. Od początku zabrał się on do reformy najdrażliwszej i najtrudniejszej i dlatego dotąd ustawicznie odwlekanej — do reformy kurii rzymskiej. Powołał do życia komisję o nadzwyczajnych pełnomocnictwach, złożoną z sześćdzie sięciu dwóch członków. Ostrej krytyce poddał przeszłość Stolicy Apostolskiej od papieża Sykstusa IV (1471—1484) począwszy. Twierdził on, że tylko dzięki szczególnej opiece Ducha Świętego Kościół mógł trwać mając takich papieży. Za jego rządów stolice biskupie były bardzo starannie obsadzane, surowo przestrzegano obowiązku rezydencji, stosowano represje wobec mnichów włóczęgów i biskupów nie pełniących w Rzymie obowiązków. W krótkim czasie w Rzymie ukarano przeszło dwieście osób. Niestety, i ten papież uległ nepotyzmowi, co stanowiło kontrast z jego postępowaniem w innych dziedzinach. Zrozumiał to dopiero pod koniec swych rządów w r. 1559, a wraz z upad kiem jego nepotów nepotyzm skończył się w ogóle. Surowy dla innych i dla siebie aż do ascetyzmu, bezwzględny aż do braku rozumnej i praktycznej miary, spragniony doskonałości, powinien był żyć w czasach Innocentego III. Robił wiele dobrego, zwłaszcza dla przyszłości Kościoła, ale i wiele złego, i to dla sprawy reformy, której poświęcił życie. Nienawidził Habsburgów, widział w nich ciemiężycieli Włoch, a w szczególności rodzinnego Neapolu. „Kościół wolny w wolnych Włoszech” — późniejsze słynne hasło Cavoura — mogło być też dewizą jego życia. Ten bez wątpienia niepospolity papież nie znalazł uznania u współczesnych. Śmierć jego powitano z radością; a przecież dla reformy Kościoła zasłużył się wielce. Na konklawe ścierały się z sobą przez cztery miesiące stronnictwa: francuskie i hisz pańskie, zanim wybór padł na kardynała Jana Angela Medici, nie spokrewnionego z florenckimi Medyceuszami, który przybrał imię Piusa IV (1559—1565). Ustępował on siłą charakteru swemu poprzednikowi, ale był za to zręcznym dyplomatą, a właśnie taki papież był potrzebny, aby Tridentinum doprowadzić do pomyślnego końca. Jego dobrym duchem był jeden z najwybitniejszych ludzi swego czasu, arcybiskup Medio lanu Karol Boromeusz, uznany w 1610 r. za świętego, całą duszą oddany sprawie soboru. Trzeba było przezwyciężyć wiele trudności, albowiem tak cesarz, jak Francja niechętni byli soborowi, a jeśli się na jego kontynuację zgodzili, to tylko bez poddania
SOBÓR TRYDENCKI
143
się uchwałom trydenckim z poprzednich dwu okresów. Jednym z pierwszych aktów Piusa IV była bulla z 12 stycznia 1560 r., w której zobowiązał się w myśl kapitulacji wyborczych na konklawe do zwołania soboru i reformy Kościoła. Te dwie myśli po wracają na jego konsystorzach i w audiencjach. Jego instrukcje dla nuncjuszów mówią 0 zwołaniu soboru jako o pilnej konieczności. Jakby w odpowiedzi na to Franciszek II zwołał francuski ,,sobór” narodowy na 31 marca 1560 r. Zawierała się w tym groźba gallikanizmu, czyli powstania francuskiego narodowego Kościoła z jego własnym soborem. Filip II działał na zwłokę. Natomiast Ferdynand I, cesarz i władca krajów austriackich, liczył się z opozycją protestancką i wysuwał dawny postulat zawierania małżeństwa przez księży i Komunii świętej pod dwiema postaciami, czyli — jak wtedy mówiono — „kielicha dla wiernych” . Ferdynand posuwał swą ustępliwość wobec protestantów dalej, niż się godziło, nie zyskując jednak z ich strony żadnych ustępstw. Odnawiano bardzo drażliwą sprawę określenia władzy papieskiej, ale w duchu koncyliaryzmu. Włosi nienawidzili — nie bez przyczyny — Hiszpanów, od których wiele wycierpieli z powodu ich chciwości i okrucieństwa, a których jarzmo ciążyło nad Medio lanem (odczuje je później jako arcybiskup Karol Boromeusz) i Neapolem. Trzeba było prowadzić rokowania z dworami katolickimi. Commendoni przywiózł bullę konwokanyjną do Francji, Hozjusz przekonywał cesarza Ferdynanda w Wiedniu. Książęta protestanccy na swym zjeździe w Naumburgu w styczniu 1561 r, w obraźliwej formie odrzucili zaproszenie papieskie na sobór. Ich odejście było zdecydowane, a wszelkie próby pojednania się z nimi, podejmowane czy to ze strony cesarskiej, czy papieskiej, były daremne. Zresztą działo się to wkrótce po zawarciu pokoju religijnego w Augs burgu w r. 1555, na którym odnieśli zwycięstwo. Uczestnicy soboru zbierali się powoli. Na zapowiedziane otwarcie obrad w dniu 4 kwietnia 1561 r. było w Trydencie zaledwie czterech biskupów, żadnego legata; dopiero w początku r. 1562 zebrała się dostateczna ilość uczestników: stu sześciu biskupów — prócz kardynałów — czterech generałów zakonów, czterech opatów, a liczba ta z czasem wzrosła, tak że sobór w tym okresie znacznie przewyższył ilościowo liczbę uczestników w okresach poprzednich. Legatów było czterech, przewodniczył z początku kardynał Gonzaga, później już do końca kardynał Moroni. Wśród legatów znajdował się nasz rodak kardynał Hozjusz, wsławiony już na polu dyplomacji papieskiej. Trzeci okres Soboru Trydenckiego był dalszym ciągiem tego samego soboru nie tylko pod względem formalnym, lecz także jeżeli chodzi o omawiane zagadnienia. Rozważano bowiem naukę o sakramentach świętych, z kolei więc o sakramencie Ciała 1 Krwi Pańskiej, o ofierze Mszy świętej, o kapłaństwie i małżeństwie. Rozstrzygnięcie kwestii „kielicha dla wiernych” pozostawiono do uznania papieżowi, ale podkreślono, że Chrystus jest obecny również w jednej postaci. Wywiązały się przy tym długie i gorące dyskusje, które w pewnych momentach groziły zerwaniem soboru. W dziedzi nie reformy powzięto cały szereg uchwal. Zaostrzono obowiązek rezydencji biskupów
144
SOBÓR TRYDENCKI
i zakaz kumulacji beneficjów. W celu należytego kształcenia kleru nałożono obowiązek organizowania seminariów duchownych diecezjalnych7 oraz studiów teologicznych na uniwersytetach. Kapłanom postawiono jako ideał naśladowanie Chrystusa. Biskupom przypomniano obowiązek wizytacji i odbywania synodu diecezjalnego co rok, zaś metropolitom odbywanie synodu prowincjonalnego co trzy lata. Kult relikwii i obra zów, reforma zakonów i zakaz pojedynków również były przedmiotem uchwał. Na osta tniej, dwudziestej piątej sesji poruszono drażliwą kwestię odpustów. Uznano, że są one rzeczą zbawienną i że Kościół ma moc ich udzielania nadaną mu przez Chrystusa. Szczególnie ważne, bo związane jak najbardziej z życiem, było ustalenie obowiązu jącej pod sankcją nieważności formy zawarcia małżeństwa. Podkreślony został tym sakramentalny charakter małżeństwa, wbrew opinii protestantów, którzy widzieli w małżeństwie tylko rzecz czysto świecką („ein ganz weltlich Ding3so wie Haus und H o f’ — jak powiedział Luter). Odnośny dekret nosi nazwę Tametsi. Kościół stał zawsze na stanowisku, że istotę małżeństwa stanowi umowa, czyli konsens („consensus facit nuptias”), i że sakramentu tego udzielają sobie nawzajem osoby zawierające małżeństwo („ipsi nupturientes”) w chwili zawierania umowy, kapłan zaś pełni przy tym rolę nie udzie lającego, czyli ministra sakramentu, lecz urzędowego świadka. Dlatego uznawał za ważne małżeństwa tajne, czyli zawarte prywatnie, nie w obliczu Kościoła i bez asysty kapłana. Stwarzało to jednak szerokie możliwości nadużyć, bo takie tajne małżeństwa uchylały się spod kontroli i łatwo je było zerwać, nasuwała się więc potrzeba ustawowego uregulowania formy zawarcia małżeństwa, zwłaszcza w związku z zaprzeczaniem przez protestantów jego sakramentalnego charakteru. Rozwiązano ten dylemat w sposób nader zręczny pod względem prawniczym. Oto słowa dekretu Tametsi: „Chociaż małżeństwa tajne są prawdziwymi małżeństwami, to jednak sobór postanawia, że kto by inaczej niż wobec właściwego plebana i dwu świadków usiłował zawrzeć mał żeństwo, tego Kościół uznaje w danym wypadku za niezdolnego do zawarcia małżeństwa i wskutek odjęcia mu zdolności sprawia, że małżeństwo jego jest nieważne” . Dekret Tametsi uzdrowił stosunki prawne w tej dziedzinie, ale i on wykazał w praktyce pewne braki. Znowelizował go papież Pius X dekretem Ne temere z 2 sierpnia 1907 r.8 Na ostatnich sesjach (dwudziestej czwartej i dwudziestej piątej) pracowano bardzo gorliwie, zgodnie i szybko. Dekrety, prawdopodobnie przygotowane już wcześniej, 7 Jeszcze w r. 1552 powstały w Rzymie dwa seminaria: Collegium Germanicum przy współudziale Ignacego Loyoli i Anglicanum Reginalda Pole. Hozjusz założył u siebie w Braniewie w r. 1567 pierwsze w Polsce seminarium diecezjalne, a za jego przykładem niebawem biskup Karnkowski we Włocławku. Wszystkich jednak przewyższył w tej dziedzinie Karol Boromeusz w Mediolanie. Otworzył on w krótkim czasie pięć seminariów: trzy małe o charakterze szkół średnich i dwa wyższe; jedno z nich było zakładem poprawczym i uzupełniającym zaniedbane wykształcenie księży, których podczas wizyt pasterskich uznano za nieodpowiednich do pełnienia funkcji duchownych. 8 Por. W. Abraham, Forma zawarcia zaręczyn i małżeństwa w najnowszym ustawodawstwie kościel nym, Lwów 1909 i 1913. Chociaż praca ta po\vstała w związku z dekretem Piusa X Ne temere i dekret
SOBÓR TRYDENCKI
145
uchwalano jeden po drugim bez dyskusji, sporów i zwłoki, i to zarówno dogmatyczne, na przykład o czyśćcu i sakramentalności oraz nierozwiążalności małżeństwa, jak i dyscyplinarno-reformacyjne — te drugie w wielkiej ilości. Mimo tego wysiłku i pośpiechu jednak nie wszystko udało się załatwić, nie wszystko zresztą można było załatwić na soborze. Te niezałatwione sprawy reformy zostały przekazane ustawodawstwu papie skiemu, które przez swe stałe organa w późniejszych latach opracowało i wydało: kate chizm, indeks książek zakazanych, mszał i brewiarz poprawione. Nie rozstrzygnięto jednej z najważniejszych w ustroju Kościoła kwestii, mianowicie określenia i rozgrani czenia władzy papieża i władzy biskupów. Tego dokonał dopiero Pierwszy Sobór Watykański. Pośrednio jednak władza papieska po Soborze Trydenckim wzmocniła się, jeśli nie na drodze ustaw, to faktycznie. Sobór bowiem nigdy w czasie swego długoletniego trwania nie był z papieżami w sporze i nie zdradzał skłonności koncyliarystycznych, w końcu swych obrad zaś przedłożył papieżowi wszystkie swoje uchwały do zatwierdzenia, ogłoszenia, wykonania i interpretacji. Władza biskupów również wyszła z Tridentinum silniejsza, choć wcale nie kosztem władzy papieskiej. Stało się to w ten sposób, że rozszerzono jej zakres w formie delegacji papieskiej w tak zwane facultates. Ta delegacja, odnawiana automatycznie, miała charakter prawie stały. Dotyczyła ona głównie dyspens. Odtąd więc biskupi, wprawdzie nie mocą własnej władzy wynikającej z urzędu, tylko zleconej im przez papieża, mogli działać w szerszym zakresie. Na ostatniej plenarnej sesji z dnia 4 grudnia 1563 r. kardynał Moroni zamknął sobór. Papież Pius IV zatwierdził uchwały soboru bullą Benedictus Deus z dnia 26 stycznia 1564 r., a 12 sierpnia tegoż roku ustanowił specjalną kongregację dla autentycznej interpretacji ustaw soborowych pod nazwą Congregatio cardinalium concilii Tridentini interpretum, czyli w skróceniu Congregatio concilii. Trzecia bulla z 17 lutego 1565 r. unieważniała wszystkie egzempcje i przywileje, immunitety i dyspensy, udzielone osobom czy miejscom, a przeciwne uchwałom soboru. Kościół wchodził w nowy okres swego prawa, okres prawa trydenckiego. Powszechny charakter tego prawa wynikał nie tylko z formalnej aprobaty papieskiej, lecz także z powszechnego, jednomyślnego przyjęcia go przez cały Kościół. Inaczej sprawa wyglądała, jeśli chodziło o przyjęcie przez państwa katolickie. W katolickich krajach niemieckich, nawet w Austrii za Ferdynanda I, przyjęto je w latach 1564 i 1566, w czym zasłużył się jezuita św. Piotr Kanizjusz, zwany drugim apostołem Niemiec. Fran cja robiła trudności: uchwały treści dogmatycznej przyjęła od razu, uchwały dyscyplinar ne początkowo odrzuciła, lecz poszczególni biskupi francuscy wprowadzili je w swoich ten był jej głównym przedmiotem, autor, znakomity historyk prawa, poprzedził wywód dogmatyczno-prawny obszernym wstępem historycznym, w którym dał obraz dziejowego rozwoju formy zawarcia małżeństwa, uwzględniając prawo trydenckie.
146
SOBÓR TRYDENCKI
diecezjach. Filip II hiszpański, który uważał się za protektora i obrońcę katolicyzmu, przyjął prawo trydenckie, jednak z zastrzeżeniem, że o tyle tylko, o ile nie jest ono sprzeczne z prawami monarszymi. W Polsce na sejmie w Parczowie w r. 1564 nuncjusz Commendoni wręczył królowi Zygmuntowi Augustowi Księgę trydencką. Jest wszakże rzeczą sporną, czy przyjęcie jej przez króla stanowiło akt prawny, czyli było zatwier dzeniem państwowym, czy też było tylko przyjęciem tych ustaw do wiadomości. Epi skopat polski przyjął prawo trydenckie na synodzie w Piotrkowie w r. 1577/więc sto sunkowo późno, i z zastrzeżeniem w formie prośby o zwolnienie od przestrzegania obowiązku rezydencji i zakazu kumulacji. W Polsce na czele ruchu trydenckiej reformy stali kardynał Hozjusz, biskup warmiński, i Stanisław Karnkowski, biskup kujawski, późniejszy prymas. Udział przedstawicieli Polski w Soborze Trydenckim był znikomy i nie może być porównywany z udziałem w soborach reformacyjnych XV w., a zwłaszcza w soborach w Konstancji i w Bazylei. Na sesjach soborowych pierwszego i drugiego okresu Polacy byli nieobecni, co nie było wynikiem nieprzychylności dla samego soboru, lecz niskiego poziomu intelektualnego, a poniekąd i moralnego naszych biskupów, wśród których wyróżniał się korzystnie jeden tylko biskup krakowski Samuel Maciejowski. Nie po mogła gorliwość religijna Zygmunta Starego i zachęta ze strony znakomitego pisarza politycznego Modrzewskiego, skłaniającego się ku protestantyzmowi. Brak decyzji w r. 1547 w sprawie przeniesienia siedziby soboru z Trydentu do Bolonii ostatecznie pokrzyżował wszelkie plany naszego udziału. W drugim okresie prac soboru Polska znalazła się na rozdrożu pomiędzy ruchem reformacyjnym a katolicyzmem. Dysydenci mieli większość w izbie poselskiej sejmu, episkopat nie stał na wysokości swego zadania, król niezdecydowany zwlekał. Wielu było zwolenników zwołania synodu narodowego, myśli zresztą nie oryginalnej polskiej, bo przejawiającej się również w Niemczech i we Francji. Aby usprawiedliwić nieobecność Polski na soborze, wyjechał do Trydentu i stamtąd do Rzymu Piotr Głogowski,9 ale — rzecz jasna — niepodobna uważać go za posła na sobór ani od rządu, ani od Kościoła w Polsce. Dopiero w trzecim okresie101 pojawili się w Trydencie Polacy, ale w bardzo skromnej liczbie. Hozjusz, najwybitniej szy bez wątpienia z ówczesnych polskich biskupów, był na soborze legatem papieskim, nie reprezentantem Polski. Tym był Walenty Herburt, biskup przemyski, delegat Zygmunta Augusta, obecny od 14 września 1562 r. Przedtem jeszcze przybył do Trydentu Stanisław Falęcki11, sufragan gnieźnieński i opat sulejowski, w imieniu prymasa Jana Przerębskiego, który ustanowił go swoim pełnomocnikiem i zastępcą. 9 Por. B. Dembiński, Die Beschickung des Tridentinums durch Polen und die Frage vom Nationalkonzil, Breslau 1883. 10 Por. B. Dembiński, Rzym i Europa przed rozpoczęciem trzeciego okresu soboru trydenckiego, Lwów 1891. 11 Por. Polski słownik biograficzny.
SOBÓR TRYDENCKI
147
Pius IV prekonizował go na biskupstwo teodozyjskie (Kaffa na Krymie) 9 stycznia 1562 r. Sakrę biskupią otrzymał w Trydencie. O ich działalności nic nie wiemy. Akta soboru z Polaków podpisali Hozjusz i Herburt.
5. Z n a c z e n i e
Soboru
Trydenckiego
Na ostatniej sesji soboru biskup wenecki, a zarazem biskup tytularny Nazjanzu - i koadiutor Famagusty, Hieronim Ragazzoni, dał krótką charakterystykę jego działal ności w słowach: ,,Biskupi przybyli do Trydentu, leżącego prawie w gardzieli Niemiec. Bez ochrony wojskowej mieli zupełną swobodę. Dali protestantom wszelkie żądane przez nich gwarancje. Na próżno pragnęli ich przybycia, błagali o nie i oczekiwali ich. Wobec ich nieobecności trzeba było zaradzić złu w Kościele, bronić zaatakowanej wiary, przywrócić rozluźnioną dyscyplinę. Sobór z początku odnowił stary symbol wiary, określił, które księgi Pisma świętego są kanoniczne, i ustalił ich autentyczną wersję. Przestudiował i wyłożył tak ważne* dogmaty, jak o grzechu pierworodnym, usprawiedliwieniu i sakramentach, a w szczególności Eucharystii. Oczyścił Mszę świętą od niepotrzebnych dodatków. Przywrócił honor prawu małżeńskiemu. Przeprowadził reformę kleru z biskupami włącznie” — czyli dokonał wielkiego dzieła ,,potrzebnego i oczekiwanego od całych pokoleń”12. Bossuet, znakomity francuski pisarz, kaznodzieja i teolog z drugiej połowy XVII w., rozróżnia w Tridentinum dwie rzeczy: 1. historię soboru i 2. jego wartość doktrynalną. Historia była zmienna: trudności w zwołaniu, opozycja, którą napotykał nie tylko ze strony protestantów, lecz także niektórych katolików, ujawniające się różnice zdań, interwencje świeckich. Z chwilą jednak kiedy uchwały powzięto, tak dzięki zatwier dzeniu ich przez papieża, jak przyjęciu przez Kościół powszechny, cała ta ludzka strona przestała mieć znaczenie wobec wartości jego dekretów. Obecni w Trydencie teologowie należeli do różnych szkół, lecz po przeprowadzeniu dyskusji, często burzli wych, godzili się w końcu na formuły subtelne i zarazem pojemne (souples et larges), dokładne i ścisłe: ścisłe pod względem dogmatycznym, a giętkie i delikatne, jeśli idzie 0 zastosowanie. Dlatego mogą one być niewyczerpanym źródłem studiów. Są autory tatywnym komentarzem Pisma świętego. Interpretacja ludzka soboru strzeżona jest przez dar Ducha Świętego. Zwłaszcza jeśli chodzi o usprawiedliwienie, którego wykład słusznie uważany jest za wielkie osiągnięcie soboru, jest to wyraz jasnej i mocnej wiary, że zbawienie osiąga się przez współpracę łaski Bożej i wolności ludzkiej, miłości Boskiej 1 nędzy człowieka. Dla ożywienia nabożeństwa do Najświętszego Sakramentu i ofiary Mszy świętej nie ma nic skuteczniejszego niż studium dekretów soboru. Myśl ojców 12 L. Cristiani, dz. cyt.
148
SOBÓR TRYDENCKI
soboru jest rozwinięciem myśli średniowiecznej. Innymi słowy religia katolicka w sfor mułowaniach Soboru Trydenckiego jest tą samą religią, co średniowieczna, tą samą, co w pierwotnym chrześcijaństwie. Sobór nie wymyślił nowych dogmatów — byłoby to nawet niemożliwe, wszystkie bowiem dogmaty istnieją implicite od początku — on je tylko określił i wyjaśnił explicite. Nieistotny jest zarzut protestantów — powtórzony przez Leibniza w liście do Bossueta — że sobór był synodem włoskim pod absolutną władzą papieską i że w spra wach wiary wprowadził nieuzasadnione nowości, tak że religia podana przez niego jako obowiązująca nie była chrześcijaństwem pierwotnym. Był to jednak sobór naprawdę powszechny i za taki przez współczesnych i potomnych został uznany. Kto go odrzucał, zrywał — razem z protestantami — jedność z Kościołem. Te zarzucane soborowi ,,nowości” w wierze nie dotyczyły wcale istoty doktryny katolickiej, lecz logicznej konsekwencji dogmatów, jeszcze przed soborem znanych i powszechnie przyjmowanych. Wyjaśnienie i lepsze, bardziej zrozumiałe wytłumaczenie — oto postęp doktryny i na ] tym polegała rola soboru. To nie zmiana religii na jakąś nową, lecz ulepszone i poniekąd dlatego nowe środki zachowania i utwierdzenia dawnej. Nie ma soboru, który nie wnosiłby nowości, w przeciwmym bowiem razie nie służyłby niczemu i byłby niepo trzebny. Dogmaty religijne na Soborze Trydenckim były inaczej wyłożone i lepiej rozumiane niż w średniowieczu, ale była to ta sama religia, choć w innej epoce. W spra wach dyscyplinarnych, chociaż osiągnięcia Soboru Trydenckiego były znaczne, były jednak mniej doniosłe niż w dogmatycznych. Sobór i w tej dziedzinie nie stworzył nic nowego. Upowszechnił tylko reformę już rozpoczętą samorzutnie w wielu punktach, a w niektórych nawet dokonaną. Wielki historyk L. von Ranke — mimo że sam protestant — oddał Soborowi Try denckiemu sprawiedliwość twierdząc w swym dziele Die römischen Päpste, że dzięki niemu katolicyzm przeciwstawił się światu protestanckiemu z pełną młodości i dobrze zorganizowaną siłą,13 a Pastor w Geschichte der Päpste orzekł: „nie można zbyt wy soko ocenić znaczenia Tridentinum dla rozwoju Kościoła, bo wszelka miara okazuje się za mała w porównaniu z jego wielkością”14. 13 Por. I, 345. 377 14 Dz. cyt. VII, 279.
ROZDZIAŁ XI
PIERWSZY SOBÓR WATYKAŃSKI (1869-1870), CZYLI DWUDZIESTY POWSZECHNY 1. S o b ó r W’a t y k a ń s k i
Od Soboru Trydenckiego minęło przeszło trzysta lat; w okresie tym nie odbył się żaden sobór powszechny. Co więcej — nawet działalność synodów prowincjonalnych osłabła, bo odbywały się rzadko i nie posiadały swego dawnego znaczenia. Dla przykładu warto nadmienić, że ostatni synod prowincjonalny w Polsce odbył się w r. 1643. Ten okres jest najdłuższym w historii Kościoła i prawa kościelnego okresem bezsoborowym. Co mogło być tego przyczyną? Bez wątpienia wielka doniosłość Soboru Trydenckiego i jego ustawodawstwa, które na daleką przyszłość określiło i rozstrzygnęło wszelkie kwestie dogmatyczne i dyscyplinarne, tak że później nie pozostało już nic innego, jak tylko wykonywać prawo trydenckie. Ale właśnie w tym zakresie nasuwało się wiele trudności. Wieki XVII i XVIII oraz prawie cała pierwsza połowa w. XIX są epoką absolutyzmu monarszego, który uznawał system przewagi państwa nad Kościołem i nie sprzyjał instytucji soboru. Wyrazem tej przewagi były takie prądy, jak gallikanizm francuski, febronianizm niemiecki i józefinizm austriacki. Papieże zwalczali te prądy * ale nie zawsze skutecznie, bo chociaż w Kościele w epoce potrydenckiej władza papieska bez zastrzeżeń i sprzeciwów się utrzymała, to na terenie międzynarodowym papiestwo straciło swą dawną siłę i tylko z rzadka zdobywało się na jakąś szerszą akcję, jak na przykład w XVII w. utworzenie ligi anty tureckiej. Papiestwo nie miało też wybitniej szych przedstawicieli, z wyjątkiem może Benedykta XIV w połowie XVIII w., który imponował zarówno swą wiedzą, jak i niezwykłym talentem rządzenia i jednania sobie ludzi różnych obozów i przekonań. Około r. 1700 nastąpił niespodziewany kryzys religijno-kułturalny. Jeszcze dawni protestanci, choć wrogo do Kościoła katolickiego usposobieni, odznaczali się na swój sposób gorliwością religijną dochodzącą do fanatyzmu, czego dowodem były wojny w imię religii toczone. Teraz zaczęła się epoka zobojętnienia w kwestiach wiary. Ideałem jej była tolerancja wynikła nie tyle z humanitaryzmu, ile z indyferentyzmu religijnego. Miejsce religii objawionej zajęła filozofia. Tak tworzył się nowy świato pogląd warstw oświeconych znany pod imieniem racjonalizmu. Triumfem tego świato poglądu była wielka rewolucja francuska zwracająca się w swych prawach i czynach przeciw Kościołowi. Wojny napoleońskie rozniosły niektóre zdobycze rewolucji fran-
150
PIERWSZY SOBÓR W ATYKAŃSKI
cuskiej na obszarze niemal połowy Europy. W dziedzinie prawa małżeńskiego był to na przykład obowiązek ślubów cywilnych będący nowością w stosunku do istniejącego ustawodawstwa kościelnego, w dziedzinie stosunku państwa do Kościoła — przewaga państwa, większa i bardziej bezwzględna niż za absolutyzmu monarszego. Wyrazem tej przewagi był konkordat z r. 1801 oraz artykuły organiczne samowolnie przez Na poleona do konkordatu dodane. Zniesienie państwa kościelnego i wywiezienie papieża do Francji było dalszą konsekwencją tego systemu. Wprawdzie po upadku Napoleona papież powrócił do Rzymu, a Kościół do znacznej części swych praw, panujący zaś wtedy romantyzm miał zabarwienie religijne i chętnie zwracał się ku średniowieczu, tej epoce największego znaczenia religii i Kościoła, ale już tworzyły się nowe stosunki gospodarcze, społeczne, polityczne i kulturalne, do których Kościół musiał się ustosunko wać. Idee wolnościowe, czyli liberalizm, i narodowościowe były dla XIX w. przewodnimi, Kościołowi jednak nie wróżyły nic pomyślnego, liberalizm bowiem występował przeciw ideologii i ustrojowi Kościoła, tendencje narodowe zaś groziły zaborem państwa koście lnego przez Włochów dążących do zjednoczenia całego narodu w jednym państwie ze stolicą w Rzymie. Niezwykle trudne było położenie Kościoła wśród ścierających się prądów XIX w., pomiędzy narodowymi dążeniami do wolności, równości i konstytucyjnej formy rządu, do niepodległości i zjednoczenia, a rządami usiłującymi utrzymać dawny system. Dążenia te znalazły swój wyraz w spiskach, zamachach i rewolucjach — rządy tłumiły je przemocą przy użyciu policji i wojska, często zaś szukały poparcia Kościoła, jako czynnika konserwatywnego. Na domiar złego brakło przez całą pierwszą połowę XIX w. papieża większej miary, zdolnego do zrozumienia i wykonania zadań, które daremnie go czekały, brakło też świętych, zakony zaś raczej wegetowały, niż rozwijały zbawienną działalność. Takim papieżem miał się dopiero okazać Pius IX (1846—1878), ale i on, doznawszy prześladowania ze strony rewolucji włoskiej i zmuszony do ucieczki z Rzymu, porzucił swój dawny postępowy kierunek i stanął na stanowisku konserwatyzmu. Stanowisko to zaznaczyło się trzykrotnie z całą wyrazistością: 1. w tak zwanym Syllabusie z r. 1864, który wraz z encykliką Quanta cura z tegoż roku stanowił obrachunek z nowożytnym państwem i nową kulturą: w osiemdzie sięciu lapidarnych zdaniach potępiał błędy nowoczesnej myśli; 2. w Soborze Watykańskim w r. 1869/1870; 3. w sprawie zaboru państwa kościelnego wraz z Rzymem przez państwo włoskie 20 września 1870 r., na co papież odpowiedział nieprzejednaną opozycją i klątwą. O ile dwa pierwsze dzieła Piusa IX miały charakter religijno-moralny i prawno-kościelny, o tyle trzecia kwestia była polityczna, a stanowisko zajęte w niej przez pa piestwo nie dało się zbyt długo utrzymać. Państwo kościelne bowiem było przeżytkiem minionej epoki i anachronizmem we współczesnej. Dla niezawisłości Stolicy Apostol skiej nie było wca e konieczne, czy zaś i o ile było pożyteczne, nie da się ogólnie roz-
PIERWSZY SOBÓR W ATYKAŃ SKI
151
strzygnąć, bo to zależało od zmiennej sytuacji politycznej, tak lokalnej rzymskiej, jak również europejskiej, na co historia dostarcza wielu przykładów. W nowej sytuacji równie dobrze, a nawet lepiej gwarantowały tę niezawisłość traktaty o charakterze międzynarodowym, Kościół zaś pozbywał się troski o rządy świeckie, obce jego właści wej misji, które wciągały go w powikłania i walki nie zawsze pomyślne. Po upadku księstw duchownych na początku XIX w. musiał przyjść upadek państwa kościelnego. Pius IX, ostatni papież-król, protestował, ale Pius XI w paktach lateraneńskich z r. 1929 przyjął stan faktyczny i zadowolił się tak zwanym państwem watykańskim (Citta del Vaticano), miniaturowym co do przestrzeni i ilości obywateli (pół kilometra kwadrato wego i około pięciuset stałych mieszkańców), ale wielkim pod względem ideowo-kulturalnym i w istocie suwerennym. Sobór Watykański,1 uznany za dwudziesty w rzędzie soborów powszechnych, rozpoczął się dnia 8 grudnia 1869 r. i trwał do 20 września 1870 r., w którym to dniu nie został zamknięty, lecz odroczony na czas nieograniczony z powodu zajęcia Rzymu przez wojska włoskie. Już przed tą datą formalnego zawieszenia zaczęło opuszczać Rzym i sobór za zezwoleniem papieskim wielu biskupów, jedni z powodu cichej opo zycji przeciw dekretowi o nieomylności papieża, drudzy, Francuzi i Niemcy, z powodu rozpoczętej w sierpniu 1870 r. wojny francusko-niemieckiej. Zachodziło więc pytanie, czy ewentualny następny sobór będzie kontynuacją Watykańskiego, czy też będzie nowym samoistnym soborem. Pytanie to rozstrzygnął papież Jan XXIII, zwołując na 11 października 1962 r. sobór, który jest nie dalszym ciągiem Soboru Watykań skiego z r. 1869/1870, lecz nowym soborem pod nazwą Drugiego Watykańskiego. Pius IX nosił się już dawniej z zamiarem zwołania soboru. Przyczyną nie były herezje ani schizmy, jak za dawniejszych soborów, ale szerzące się błędy oraz nowe stosunki, niemniej również potrzeba uzupełnienia dzieła trydenckiego uchwałą określa jącą władzę papieża i jej stosunek do wiernych, w szczególności zaś do biskupów. Sobór został zwołany bullą Aeterni Patris z 29 czerwca 1868 r., lecz już w latach 1864 i 1865 kardynałowie i biskupi byli wzywani przez papieża do rady w sprawie soboru, co było kierowane przez komisję centralną złożoną z kardynałów. Na podstawie wyrażo nych przez nich opinii zorganizowano sześć komisji, które opracowały plan soboru. Dnia 2 grudnia 1869 r. odbyło się w kaplicy Sykstyńskiej zgromadzenie wstępne, na którym wyznaczono funkcjonariuszy i ogłoszono porządek obrad konstytucją Multí plices. 7j tego pobieżnego przeglądu przedsoborowych czynności wynika, że Sobór Watykański był przygotowywany bardzo starannie w ciągu prawie sześciu lat. Był to jeden z najliczniejszych soborów. Spośród tysiąca pięćdziesięciu uprawnio nych przybyło siedemset sześćdziesięciu czterech, w tym czterdziestu dziewięciu 1 Bibliografii Pierwszego Soboru Watykańskiego nie podajemy, gdyż znajduje się ona w czwartym wydaniu Historii Kościoła ks. prof. Umińskiego z r. 1960, II, 418, a dokładniej w K. Bihlmeyer — H. Tüchle, dz. cyt. III, 391-398.
152
PIERWSZY SOBÓR W ATYKAŃ SKI
kardynałów, dziesięciu patriarchów, siedmiu prymasów, stu dwudziestu czterech arcybiskupów, pięciuset dwudziestu dwóch biskupów, sześciu Opatów nullius, czter dziestu dziewięciu wikariuszy apostolskich, czterdziestu sześciu przedstawicieli zakonów. Zaproszeni zostali jeszcze w r. 1868 wschodni biskupi z powołaniem się na sobory Drugi Lyoński i Florencki, zaś nieco później także protestanci, ale tak jedno, jak drugie wezwanie ich w imię przywrócenia jedności Kościoła pozostało bezskuteczne. Nato miast nie byli zaproszeni monarchowie i w ogóle nikt ze świeckich, w przeciwieństwie do niejednego z soborów poprzednich. Rządy państw, nawet katolickich, jak Bawaria i Austria, zostawiły soborowi swobodę, ale odnosiły się doń z nieufnością. Obawiano się, by sobór nie uchwalił czegoś niezgodnego z ideą państwa nowożytnego, a nawet był pomysł przedsięwzięcia w tym celu środków prewencyjnych. Rosja zakazała swym biskupom udziału w soborze. W Kościele katolickim panowała na ogół radość, biskupi wydawali listy pasterskie wyrażające poparcie dla soboru, ale nie brakło i głosów przeciwnych. Nie chciano określenia praw papieskich, czyli prymatu, w szczególności zaś uchwalenia dogmatu nieomylności papieża. Widziano w tym intrygę papieża i jezuitów. Szczególnie w Niem czech rozgorzała polemika, w dziennikach i czasopismach pojawiały się nieprzychylne dla soboru artykuły. Na konferencji biskupów niemieckich w Fuldzie u grobu św. Boni facego czternastu biskupów zwróciło się do papieża z pismem, że formułowanie dogmatu 0 nieomylności nie jest na czasie. Najwybitniejsze było pismo Dóllingera z Monachium pod tytułem Janus, na co Hergenróther odpowiedział rozprawą Antijanus. We Francji do przeciwników nieomylności należeli Maret i biskup Orleanu Dupanloup. Masoni próbowali w dniu otwarcia soboru odbyć własne zgromadzenie, skupiające wolnomyślicieli wszystkich narodów. W rzeczywistości 9 grudnia 1869 r. zebrało się ich w Neapolu około siedemdziesięciu, ale to zgromadzenie zostało przez rząd włoski rozwiązane, bo okazało w równej mierze tendencje antypaństwowe, co antykościelne. Wydało ono odpowiednie oświadczenie. Co do organizacji i metody pracy soboru, trzymano się wzoru Soboru Tryden ckiego, z tą jednak różnicą, że tu nie legaci, lecz sam papież miał w swym ręku kierow nictwo. Jako rzecz naturalną przyjęto wyłączną inicjatywę papieża. Tylko papież dopuszczał ze strony soboru wnioski i przedmioty obrad. Były tak jak na Tridentinum dwa rodzaje sesji: kongregacje generalne dla narad i sesje publiczne, na których wnioski były uchwalane i po zatwierdzeniu papieskim ogłaszane. Głosowanie odbywało się większością głosów oddanych przez poszczególnych uczestników soboru. W razie trudności rzecz odsyłano do odpowiedniej komisji, których było cztery: 1. do spraw wiary, 2. dyscypliny kościelnej, 3. zakonów i 4. Kościoła wschodniego i misji, każda z przewodniczącym kardynałem, mianowanym przez papieża. Mowy musiały być uprzednio pisemnie zgłaszane do prezydium. Papież wywierał też osobisty wpływ 1 nacisk na opozycję, szczególnie w sprawie nieomylności. Grupy biskupów francuskich
PIERWSZY SOBÓR W ATYKAŃSKI
153
i austriacko-niemieckich wnosiły zaraz z początku o zmianę tego systemu, aby dla so boru osiągnąć większą wolność i samodzielność, ale to pozostało bez odpowiedzi, podo bnie jak protest przeszło stu członków soboru. Z obawy przed schizmą mniejszość się poddała. Miejscem soboru była prawa poprzeczna nawa bazyliki Świętego Piotra. Sesjom publicznym przewodniczył w zasadzie sam papież, co jeszcze bardziej podkreślało charakter doradczy soboru. Pod osobistym przewodnictwem papieża odbyły się cztery sesje: 1. 8 grudnia dla otwarcia soboru, 2. 6 stycznia dla wyznania wiary, 3. 24 kwietnia dla ogłoszenia konstytucji De fide catholica i 4. 18 lipca dla konstytucji De ecclesia Christi z dogmatem nieomylności papieskiej. Kongregacja generalna odbyła od 10 grudnia do 1 września osiemdziesiąt dziewięć posiedzeń. Dzieło Soboru Watykańskiego streszcza się w dwu głównych konstytucjach: De fide catholica w osiemnastu rozdziałach, która jest mniej więcej powtórzeniem Syllabusa z r. 1864, i De ecclesia Christi w piętnastu rozdziałach, a dwudziestu jeden kanonach, zawierająca dogmat nieomylności papieża. Ta druga sprawa stała na pierwszym planie w pracach soboru, wywołała i wywołuje do dziś najwięcej sprzecznych opinii, toteż wymaga zarówno w swym przebiegu, jak i w swej treści rozpatrzenia. Constitutio dogmática de ecclesia Christi zajmuje się genezą, historią i cechami prymatu. Prymat, czyli zwierzchnictwo papieża nad Kościołem, jest prawem Boskim, bo pochodzi od Chrystusa, który św. Piotra ustanowił swym namiestnikiem, wyposa żonym w pełnię władzy. Ale prymat nie zgasł ze śmiercią św. Piotra, lecz przeszedł na jego następców, którymi są zawsze biskupi rzymscy, gdyż św. Piotr był pierwszym rzymskim biskupem i łączył w swej osobie dwa urzędy: biskupa rzymskiego i papieża. To połączenie nie ustało nigdy i trwa do dziś. Władza papieża posiada trzy zasadnicze cechy. Jest ona 1. immediata, 2. ordinaria i 3. vere episcopalis. Immediata>czyli bez pośrednia, bo pochodzi bezpośrednio od Chrystusa, nie jest zaś dziełem ludzkim ani wynikiem historycznego rozwoju i organizacyjnej ewolucji. Ordinaria oznacza, że wywodzi się ona z własnego prawa, z urzędem związanego i z urzędu wynikającego, nie zaś z delegacji jakiegoś ciała zbiorowego, ani więc całego Kościoła, ani soboru. Określaniem^ episcopalis oznacza, że władza papieża jest rządząca w pełnym znaczeniu, nie jest więc tylko reprezentacyjna dla zewnętrznego utrzymania jedności ani tym mniej tytularna. Jakaż jest wobec tego władza biskupów? Posiada ona te same wymienione trzy atrybuty, czyli jest również immediata, ordinaria i vere episcopalis. Ale podczas gdy papież sprawuje rządy nad całym Kościołem, to biskupi jedynie w ramach swych diecezji; podczas gdy papież ma nad sobą tylko prawo Boskie, a nie podlega prawu kanonicznemu, ponieważ stoi ponad nim i sam jest czynnikiem prawotwórczym, to biskupi związani są prawem kanonicznym i podlegają władzy papieża. Nie są jednak, jak chciała średniowieczna teoria papaina, delegatami papieża, albowiem władzę swą wywodzą od Chrystusa i jako następcy apostołów czerpią ją z własnego w urzędzie
154
PIERWSZY SOBÓR W ATYKAŃSKI
zawartego prawa. Znaleziono więc na Soborze Watykańskim złoty środek między teorią papainą a episkopalną. Obie uznano za przebrzmiałe i wskutek ich skrajnej jednostronności za niezgodne z dogmatem i prawem. Rozwiązano trafnie i szczęśliwie nie tylko kwestię prymatu, pominiętą przez Tridentinum, lecz także kwestię stosunku istoty władzy papieskiej do władzy biskupów. Najważniejsza wszakże i budząca najwięcej zainteresowania, a także krytyki i sprze ciwów, była czwarta i zarazem ośtatnia część konstytucji dogmatycznej De ecclesia Chństi zajmująca się zasadą nieomylności papieskiej. Nieomylność papieża została uznana z dwoma ograniczeniami: formalnym i rzeczowym. Pod względem formy orzeczenia papieskie są tylko wtedy nieomylne, gdy są głoszone ex cathedra, czyli z powołaniem się na urząd i w wykonywaniu tegó urzędu. Gdy więc papież przemawia prywatnie lub jako uczony, jest omylny jak każdy człowiek. Pod względem rzeczowym, czyli materialnym, nieomylność papieska odnosi się tylko do dwu sprawy a mianowicie do wiary i do obyczajów. Dogmat i moralność — oto jej jedyna dziedzina, więc na przykład nie polityka ani nie kwestie gospodarcze czy społeczne, o ile z moralnością nie pozostają w związku. Niemniej jednak otwiera się tu możliwość szerokiej inter pretacji tych pojęć. Powyższe ograniczenia stanowią ochronę przed nadużyciem owej nieomylności i dają gwarancję, że jest ona uzasadniona i celowa. Zresztą — jak każdy dogmat — nieomylność papieska nie została wymyślona jako nowość dotąd nieznana od Soboru Watykańskiego istniejąca, bo wszystkie dogmaty istniały od po czątku Kościoła, a sobór tylko poszczególne dogmaty określał, formułował i odpowied nio interpretował. W tym określeniu nieomylności i nadaniu jej postaci dogmatu ważną rolę odegrały studia i wywody historyczne. Badania wykazały, że papieże nawet miernej osobistej wartości, jak się zdarzało w X w., nazwanym saeculum obscurum, nigdy w wierze nie błądzili, a chociaż sami nieraz nie prowadzili życia moralnego, to nauk niemoralnych nie głosili i w swym urzędzie papieskim z punktu widzenia wiary i obyczajów byli nieomylni. Uchwalenie dogmatu o nieomylności nie przyszło łatwo i nie bez nacisku papieża. Za nieomylnością była wprawdzie znaczna większość członków soboru, ale przeciw niej była mniejszość poważna ilościowo i jakościowo. Wynosiła ona czwartą część głosujących, a należeli do niej mężowie tak wybitni, jak Rauscher, Hefele, Ketteler i Dupanloup. Przeciw nieomylności wysuwano silne argumenty, jak obawę odpad nięcia od Kościoła pewnych grup katolików, zrażenie ciążących ku katolicyzmowi anglikanów, zaostrzenie schizmy wschodniej oraz opozycję i represje ze strony państw nawet katolickich. Mniejszość posługiwała się parlamentarnymi środkami bez żadnego ograni czenia wolności słowa. Na trzydziestu czterech posiedzeniach wygłoszono około stu sześćdziesięciu przemówień. Dnia 13 lipca na osiemdziesiątej piątej sesji kongregacji generalnej zarządzono głosowanie z następującym wynikiem: na sześciuset jeden obecnych opowiedziało się za nieomylnością według starodawnej formuły placet czterystu
p ie r w s z y so b ó r w a t y k a ń s k i
155
pięćdziesięciu jeden, przeciw — osiemdziesięciu ośmiu przez non placet, a sześćdziesięciu dwóch głosowało przez placet iuxta modum, czyli godziło się w zasadzie na nieomylność, lecz uważało za lepsze odłożenie tej kwestii ze względów oportunistycznych. Dnia 15 lipca mniejszość starała się uzyskać od papieża złagodzenie formy, aby mogła gło sować za nieomylnością — ale bezskutecznie. Dnia 17 lipca pięćdziesięciu pięciu oponentów oświadczyło w piśmie do papieża, że nie mogąc głosować ,,za” , opuszczają sobór, co niektórzy uczynili już przedtem za zezwoleniem. Dnia 18 lipca 1870 r. na czwartej publicznej sesji sprawa osiągnęła punkt kulminacyjny. Na pięciuset trzy dziestu pięciu obecnych tylko dwóch głosowało przeciw według formuły non placet, ale i oni poddali się po głosowaniu. Nieomylność papieska stała się dogmatem przyjętym jednomyślnie na soborze. Kwestię rozumienia terminu ex cathedra pozostawiono interpretacji Stolicy Apostolskiej. Tak przeszła ta najdonioślejsza z ówczesnych dogmatycznych konstytucji przez sobór, lecz wywołała ona również skutki poza soborem, a objawiły się one w dwu kierunkach: jako miniaturowa zresztą schizma tak zwanych starokatolików, którzy do dziś istnieją w Niemczech oraz w kilku szwajcarskich kantonach — w nich szuka oparcia tak zwany polski Kościół narodowy — i w stosunku Kościoła do państwa, w szczególności zaś do Austrii. Austria zawarła w r. 1855 konkordat bardzo dla Kościoła korzystny, teraz zaś wypowiedziała ten konkordat pod pozorem, że kontrahent, czyli papież, zmienił się wskutek dogmatu swej nieomylności. Właściwy jednak powód zerwania austriac kiego konkordatu leżał gdzie indziej. Oto Austria stała się od r. 1867 państwem konsty tucyjnym o zagwarantowanym równouprawnieniu wyznań, więc uprzywilejowane sta nowisko Kościoła katolickiego nie dało się z nowym ustrojem pogodzić. Konkordat austriacki był nie do utrzymania nawet bez względu na wyniki Soboru Watykańskiego, ale sobór przez uchwałę dogmatyczną o papieskiej nieomylności dostarczył Austrii, państwu prawdziwie katolickiemu w swej habsburskiej dynastii i w znacznej większości swych ludów, dogodnej sposobności do jego zerwania. Niebawem miała wybuchnąć w Niemczech pod przewodem Bismarcka nader ostra walka z Kościołem katolickim, znana pod nazwą Kulturkampf. W toku tej walki trwającej przez kilka lat, a zażegnanej dopiero po śmierci Piusa IX przez jego następcę Leona X III, papieża niepośledniej mądrości i dyplomatycznnego talentu, atakowano papiestwo, wysuwając jako argument przeciw niemu Sobór Watykański i uchwalony na nim dogmat nieomylności. Dnia 20 września (Venti settembre — święto narodowe zjednoczonych Włoch) wojska włoskie zajęły Rzym, a w miesiąc później 20 października papież bullą Postąuam Dei munere zawiesił sobór na czas nieograniczony. Sobór Watykański przerwały ze wnętrzne wydarzenia, pozostał on nieukończony nie tylko w czasie, lecz także co do wielu aktualnych spraw. Jałową rzeczą byłoby snuć przypuszczenia co do ewentualnych dalszych działań i dzieł soboru, którego podjęcie w bliskich latach nie było możliwe ani nie rokowało dla Kościoła żadnych korzyści. Z projektem nowego soboru wystąpił
*
PIERWSZY SOBÓR W ATYKAŃ SKI
156
dopiero po pierwszej wojnie światowej papież Pius XI, który pismem Ubi arcano Dei z 23 grudnia 1923 r. zapowiedział jego zwołanie przy sprzyjających okolicznościach i wezwał do pracy nad tym specjalne komisje i episkopat.
2. P o l a c y
na S o b o r z e W a t y k a ń s k i m
Biskupi polscy stawili się na Soborze Watykańskim w niepełnej liczbie.2 Rząd rosyjski zabronił biskupom katolickim ze swego państwa wyjazdu na sobór; nic dziw nego, wszak było to w dobie reakcji w kilka zaledwie lat po powstaniu styczniowym, kiedy zarówno polskość, jak katolicyzm ulegały prześladowaniom. Znane też były w Rosji carskiej sympatie, jakie okazywał Pius IX naszemu powstaniu. Spod zaboru austriackiego, czyli z Galicji, byli obecni następujący biskupi: arcybiskup lwowski obrządku łacińskiego Wierzchlejski, arcybiskup lwowski obrządku ormiańskiego Szymonowicz, biskup tarnowski Puchalski, wikariusz apostolski krakowski Gałecki, biskup przemyski obrządku łacińskiego Monastyrski, który zmarł w Rzymie w kilkanaście dni po otwarciu soboru. Spod zaboru rosyjskiego przybył na sobór jeden tylko admini strator diecezji lubelskiej ks. Sosnowski, któremu papież w drodze wyjątku udzielił prawa uczestnictwa wraz z prawem glosowania. Nad nimi górował godnością, doświadczeniem, zdolnościami i umysłem arcybiskup gnieźnieńsko-poznański Mieczysław Halka Ledóchowski3, który wznowił na pół już zapomniany tytuł prymasa Polski, związany z jego gnieźnieńską stolicą, i jako prymas występował na soborze. Niełatwo scharakteryzować tę postać i niełatwo zrozumieć jego politykę. ,,Episcopus Polonus, civis romanus, subditus Borussiae” — ,,biskup polski, obywatel rzymski, poddany pruski” — powiedział o nim lapidarnie a trafnie znakomity historyk Adam Skałkowski, istotnie bowiem reprezentował on trzy prądy: kurialny rzymski, który był najsilniejszy, pruski, który skłaniał go do lojalności wobec wrogiego polskości rządu, i polski, bo Polakiem byl z rodu i z zajmowanego najwyższego w hie rarchii polskiej stanowiska. Te trzy prądy nie dały się z sobą pogodzić, zwłaszcza kato licki z pruskim — bismarckowskim w okresie Kulturkampfu, kiedy Ledóchowski prze siedział dwa lata w więzieniu w Ostrowie i jako więzień otrzymał purpurę kardynalską, i pruski z polskim. Ale i oddzielenie katolicyzmu od polskiej idei narodowej nie udało się Ledóchowskiemu, który w tej dziedzinie nie wiadomo czy uprawiał podwójną grę, 2 Uczestników spośród episkopatu polskiego wymienia ks. J. Umiński, dz. cyt. II, 444. 3 Por.: A. Skałkowski, Civis Romanus — biskup polski w zbiorze Fragmenty, Poznań 1928, 213 —219; J. Feldman, Bismarck wobec Kościoła katolickiego, Kraków 1932; cenna uzupełniająca recenzja tej książki A. Wojtkowskiego, Roczniki Historyczne IX (1933) 152 —155; ks. W. Klimkiewicz, Arcybiskup Ledóchowskiy Kraków 1938, opracował tylko dzieje Ledóchowskiego przed objęciem katedry arcybiskupiej w Gnienie—Poznaniu.
PIERWSZY SOBÓR W ATYKAŃSKI
157
czy też kierował się oportunizmem polityczno-kościelnym. Zapewne było i tak, i tak. Toteż Ledóchowski, człowiek niezaprzeczonego talentu dyplomatycznego, nie mógł poszczycić się powodzeniem, a nie narażone na te sprzeczności stanowisko zajął dopiero w Rzymie w ostatnim okresie swego życia, gdy skończyły się troski wynikłe z pracy duszpasterskiej w Gnieźnie i Poznaniu, a pozostała mu tylko służba dla Kościoła na jednym z najwyższych kościelnych urzędów prefekta kongregacji De propaganda fide. Pochodził Ledóchowski z polskiej szlacheckiej rodziny z Sandomierskiego. Rodzina ta miała pewien arystokratyczno-kosmopolityczny odcień, ale była to arystokracja świeżej daty, bo dopiero cesarz Franciszek II w r. 1800 nadał jego dziadkowi pożądany podówczas tytuł hrabiowski. Stryjowie kardynała służyli Habsburgom na wysokich stanowiskach dworskich i wojskowych: jeden był feldmarszałkiem austriackim i cesarsko-królewskim szambelanem, drugi szambelanem i wychowawcą młodych arcyksiążąt, między którymi znajdował się późniejszy cesarz Franciszek Józef. Ojciec prymasa hr. Józef mieszkał stale w Wiedniu i tu wdowa po nim, a matka prymasa, wstąpiła do zakonu bernardynek. Ona też umieściła syna po ukończeniu przez niego gimnazjum w Radomiu i seminarium duchownego w Warszawie na dalsze studia w Rzymie w pa pieskiej akademii szlacheckiej, której absolwenci przeznaczeni bywali do kościelnej dyplomacji. Odtąd przez dwadzieścia lat młody Ledóchowski żył i pracował poza krajem, a jedynie na wieczorach u słynnej księżnej Zofii Odescalchi, Branickiej z domu, miał sposobność zetknąć się z rodakami. Po ukończeniu studiów w akademii i na uniwersytecie rzymskim zajmował coraz wyższe stanowiska, zawsze w dyplomacji. Był kolejno audytorem przy nuncjaturze w Portugalii, delegatem apostolskim w Nowej Grenadzie (Bogota) w Ameryce Południowej, a od r. 1861 nuncjuszem w Brukseli, jako pierwszy w XIX w. nuncjusz niewłoskiej narodowości. Wyrabiał się na pierwszo rzędnego kurialistę. Sposobność powrotu do kraju i pracy na polskim terenie nada rzyła mu się dopiero w r. 1865 po śmierci arcybiskupa gnieźnieńsko-poznańskiego Przyłuskiego. Rząd pruski — czyli Bismarck i prezydent rejencji Horn — chciał mieć na tej stolicy Niemca, kanonicy obu kapituł: w Poznaniu i Gnieźnie, Polaka z poznań skiej dzielnicy. Wtedy papież Pius IX wysunął kandydaturę Ledóchowskiego, który, chociaż gente Polonus, stał z dala od miejscowych walk i stosunków, a całą swą prze szłością dawał gwarancję, że będzie mu przyświecać nie polski nacjonalizm, lecz służba dla Kościoła. Pod osobistym naciskiem papieża zgodziły się na to obie kapituły w obawie, by nie otrzymać Niemca jako arcybiskupa, ale była to zgoda wymuszona, co nie uła twiało stanowiska Ledóchowskiego w polskim społeczeństwie. Do dalszego rozdźwięku przyczyniła się polityka, jaką celowo i konsekwentnie prowadził —- polityka lojalności względem rządu, a obojętności dla narodowej sprawy, którą całkowicie wykreślał z programu swego i z działalności podległego sobie duchowieństwa. Już w jego orędziu powitalnym z 24 kwietnia 1866 r. znalazły się napomnienia, wprawdzie oględne, jak ,,miłujcie wszystkich bez względu na to, czy wam są przy-
158
PIERWSZY SOBÓR W ATYKAŃ SKI
chylni, czy nieprzychylni, czy tegoż, co wy, języka i plemienia, czy zaś innego” — i słowa umiarkowane „o rzetelności w obywatelskim poddaństwie, o praw sprawiedli wym i sumiennym wykonywaniu, o udziale szczerym i życzliwym w ogólnej pracy dla dobra kraju, z którego losami Opatrzność nas związała”. Ale wkrótce wydał zakaz uczestnictwa duchowieństwa w akcji wyborczej, przez co ilość mandatów polskich do sejmu znacznie zmalała, i odsunął je nawet od pracy w czytelniach ludowych. W semi narium duchownym wprowadził zamiast polskiego ogólny wykład łaciński, wykłady filozofii powierzył Niemcowi. W kościołach zabronił śpiewać Boże coś Polskę i urządzać nabożeństwa w związku z obchodami narodowymi, ale równocześnie polecał czcić modłami uroczystości dworskie i składać dziękczynienia za triumfy wojenne pruskie. Nawet suplikacji nie pozwalał intonować inaczej niż po łacinie, a z litanii loretańskiej skreślił wezwanie „Królowo Korony Polskiej” . Postępowców raził jego tytuł hra biowski uwidaczniany w każdym liście pasterskim i jego stosunki z dworem pruskim, a cóż dopiero jego bezwzględne wystąpienie przeciw włoskim rewolucjonistom, dążącym do niepodległości i zjednoczenia Italii, ale nawet konserwatystów, jak Stanisław Tar nowski, zadziwiła i zgorszyła akcja dyplomatyczna Ledóchowskiego, podjęta w obronie władzy świeckiej papieża, która zawiodła go jesienią 1870 r. do kwatery niemieckiej króla Wilhelma w Wersalu. Spodziewał się widocznie, że sprzymierzony wtedy z Wło chami król pruski interweniować będzie na rzecz uciemiężonego zaborem Rzymu papieża. Nadzieja go zawiodła. Wszak politykę prowadził nie król, lecz Bismarck, a ten był wrogiem papiestwa i Kościoła katolickiego. Znamienna jest rozmowa, jaką Ledóchowski miał w r. 1867 z Libeltem, prezesem Koła Polskiego w Berlinie. Chodziło o to, by skłonić arcybiskupa do cofnięcia zakazu udziału duchowieństwa w akcji przedwyborczej. Libelt przypomniał Ledóchowskiemu, że był on dostojnym następcą prymasów Polski, w których ręce naród w swoim osiero ceniu zwykł był składać ster rządu i losy swoje. Czasy się zmieniły, ale zostały tradycje. Na to prymas odpowiedział następująco: „Pamiętajcie, panowie, że tym, w czym duchowieństwo najwięcej potrafi pomóc krajowi, jest moralność i podniesienie ducha chrześcijańskiego ludu naszego. To jest moje zadanie i mojego duchowieństwa. Wy macie inne zadania, rozumiem je i pojmuję, czego ode mnie żądacie, ale zadanie to jest waszym obowiązkiem, który — nie wątpię — z gorliwością wykonacie. I mnie są drogie interesy, które wy reprezentujecie, ale niechże każdy z nas na swym pracuje polu, a wtedy prawdziwe osiągnie się dobro. Pochwalam odezwy wasze względem wyborów, mające na celu oświecać lud, ale to jest wasza rzecz, my, kapłani, mieszać się w to nie możemy. Wszelka agitacja wyłączona jest z obrębu działania kapłańskieg} — to jest wasze pole pracy. W ogóle zaś nie myślę, abyśmy waszym usiłowaniom pomóc mogli. To zależy od woli Boskiej”. Oto autentyczne wytłumaczenie polityki, stoso wanej przez Ledóchowskiego od samego początku jego rządów. Zadanie swe, choć ograniczone do sfery duchowej, pojmował arcybiskup bardzo
PIERWSZY SOBOR W ATYKAŃSKI
159
szeroko, bo widział je nie tylko w obu swych archidiecezjach, lecz także w całej Polsce. Ten chłodny z pozoru dyplomata kochał jednak Polskę i traktował ją mimo trzech zabo rów jako żywą całość. Piastowanej przez siebie godności prymasa Polski nie uważał Ledóchowski za pozbawioną treści, pustą formalność, lecz na tej podstawie utrzymywał tajemne stosunki z episkopatem Królestwa Kongresowego, jak wynika z papierów ks. Jana Koźmiana, jego głównego współpracownika, zebranych w czasie Kulturkampfu. Okazało się z nich, że wykonywał rzeczywistą jurysdykcję prymasowską nad biskupami zaboru rosyjskiego. Na Soborze Watykańskim występował Ledóchowski jako prymas Polski, co bez wątpienia ważniejsze było od wydawanych przez niego nakazów i zakazów, tak głęboko raniących uczucia narodowe polskie. Mimo pozorów kosmopolityzmu zręczny dyplomata papieski pozostał w głębi duszy Polakiem. Toteż nie bez racji nie dowierzano mu w Berlinie. Ale dopiero Kulturkampf rozpętany po r. 1872 sprawił, że Ledóchowski porzucił swe neutralne stanowisko i przesunął się otwarcie na stronę narodową polską, zyskując sobie tym miłość i zaliczenie w poczet męczenników. Udział jego w Soborze Watykańskim w roli prymasa Polski posiada olbrzymie znaczenie, albowiem był na polu międzynarodowym stwierdzeniem jedności ziem polskich mimo rozdarcia na trzy zabory. Przez to samo, jak nie mniej przez wykonywa nie swych prymasowskich praw, Ledóchowski ma zasługi dla ojczyzny.
ROZDZIAŁ XII
SOBÓR POWSZECHNY WEDŁUG DZIŚ OBOWIĄZUJĄCEGO PRAWA KANONICZNEGO
Sobór powszechny (Concilium Oecumenicum) jest instytucją określoną w Kodeksie Prawa Kanonicznego ogłoszonym w r. 1917 z mocą obowiązującą od Zielonych Świąt 1918 r. Traktują o nim kanony od 222 do 229, zawarte w księdze drugiej de personisy w tytule siódmym, zajmującym się najwyższą władzą i tymi, którzy w prawie kościelnym są w nią wyposażeni. Rozdział pierwszy tego tytułu mówi o rzymskim papieżu (de Romano Pontífice), a zaraz następny drugi rozdział o soborze powszechnym (de Con cilio Oecumenico), trzeci zaś o kardynałach. Przez samo takie umieszczenie przepisów 0 soborze tuż po przepisach o papieżu Kodeks daje do poznania jego najwyższą władzę po władzy papieskiej, a przed wszelką inną. Daremnie jednak szukalibyśmy w Kodeksie definicji soboru. Określanie instytucji 1 pojęć prawnych nie jest na ogół zadaniem kodeksów, lecz nauki, nauka zaś stwierdza, że sobór powszechny jest zgromadzeniem przedstawicieli całego Kościoła zwołanym i odbytym legalnie, czyli w sposób przez prawo przepisany. Aby definicję tę uczynić jasną, trzeba wpierw przedłożyć pojęcie Kościoła. W tej dziedzinie przyjęła się defi nicja kardynała Bellarmina z XVI w., że Kościół to zespół wiernych wyznających tę samą wiarę, przyjmujących te same sakramenty i pozostających pod wspólną władzą papieża i biskupów. Ostatni człon tej definicji zawiera moment prawny, albowiem odnosi się do organizacji i władzy. Papież jako następca św. Piotra i biskupi jako następcy apostołów piastują z ustanowienia Bożego władzę w Kościele i stanowią jego urzędowe i jedyne przedstawicielstwo. Stąd wynika w konsekwencji logicznej i praw nej, że oni są członkami soboru powszechnego. Takie jest stanowisko Kościoła katolickiego i jego nauki, trzeba wszakże przyznać, że nie jest to stanowisko bezsporne, gdyż do nazwy ,,Kościołów” roszczą sobie prawo także inne wyznania chrześcijańskie, jak schizmatyckie i protestanckie. Opierają się one na nauce Chrystusa, lecz różnią się od katolicyzmu pod względem dogmatycznym i organizacyjnym. Stosunkowo najmniejsza różnica zachodzi pomiędzy Kościołem katolickim a schizmą wschodnią, mającą niegdyś swój główny ośrodek w Konstantyno polu, dzisiaj zaś rozdzieloną na autokefaliczne Kościoły w poszczególnych państwach, przeważnie słowiańskich. Samo pojęcie schizmy oznacza nie błąd w wierze, tylko odszczepieństwo organizacyjne. Stąd nadzieja połączenia tych Kościołów z Kościołem
SOBÓR POWSZECHNY WEDŁUG PRAWA KANONICZNEGO
161
katolickim, żywiona od wieków, a ożywiona przez obecnego papieża w związku z so borem. Idea jedności wszystkich ludzi wierzących obejmuje także ewangelików, tak anglikanów, jak niemieckich protestantów, choć tu różnice są znacznie ważniejsze, bo dogmatyczne, ale szanse zjednoczenia z katolicyzmem wydają się większe i bar dziej szczere. Według prawa obowiązującego, ustalonego już w XI/X II w., a dziś wyrażonego w kanonie 222 Kodeksu, sobór powszechny zwołuje wyłącznie papież — i nie tylko zwołuje, lecz także przewodniczy mu sam lub przez swych legatów, ustanawia porządek obrad i spraw mających być ich przedmiotem, on też sobór przenosi, zawiesza, rozwią zuje i uchwały jego zatwierdza, a następnie w życie wprowadza, uzupełnia i interpretuje. Sobór bez papieża, sobór samozwańczy lub zbuntowany nie jest soborem i za taki nie jest w nauce uznany. Zapytamy, czy było kiedy inaczej. Owszem, i to niejeden raz w historii, jak na przykład w okresie cezaropapizmu rzymsko-bizantyńskiego, kiedy osiem pierwszych soborów zwoływali i często przewagę nad nimi mieli cesarze, oraz w pierwszej połowie XV w. w tak zwanych soborach reformacyjnych, które bądź od bywały się bez papieża, bądź były skierowane przeciw niemu. W myśl obecnych prze pisów nie jest dopuszczalna ani ingerencja czynnika państwowego, ani tendencja anty papieska w łonie samego soboru. Papież ma nad soborem bezwzględną przewagę w każdym jego stadium i przy wszystkich jego czynnościach. Przewaga ta staje się tym bardziej oczywista, jeśli się zważy, że według kanonu 226 członkowie soboru nie mają inicjatywy prawodawczej, czyli że nie przysługuje im prawo swobodnego stawiania wniosków, lecz dopiero po uprzednim zatwierdzeniu przez przewodniczącego, którym jest papież lub jego legaci. Nie może więc na soborze wypłynąć i objawić się nic nie zgodnego z wolą papieża. Innym zabezpieczeniem i zarazem podkreśleniem zwierzch nictwa papieża nad soborem jest dwukrotnie w Kodeksie powtórzona (kanon 222 § 2 i kanon 227) zasada, że dekrety soboru uzyskują moc dopiero po zatwierdzeniu i ogłoszeniu przez papieża. Od orzeczeń papieskich nie jest dopuszczalna apelacja do soboru, jakby do najwyższej instancji (kanon 228 § 2) — rzecz mocno dyskutowana i sporna w dobie soborów reformacyjnych XV w., ale zarazem sprawa, w której papieże od Marcina V w r. 1418 począwszy zawsze i nieugięcie stali na swoim stanowisku, tak samo dawny koncyliarysta Pius II w r. 1460, jak ustępliwy esteta Leon X (Medici) w r. 1516. Jeszcze po raz ostatni przed Kodeksem Sobór Watykański na sesji czwartej w kanonie 3 uchwalił w rozwinięciu zasady, że władza papieska jest immediata et vere episcopalis : „docemus et declaramus Romanum Pontificem esse iudicem supremum fidelium et in omnibus causis ad examen ecclesiasticum spectantibus ad ipsius posse iudicium recurrí. Sedis vero Apostolicae cuius auctoritate maior non est iudicium a nemine fore retractandum ñeque cuiquam de eius licere iudicare iudicio. Quare a recto veritatis tramite aberrant, qui affirmant licere ab iudiciis Romanorum Pontificum ad oecumenicum concilium tamquam ad auctoritatem Romano Pontifici superiorem appellare”. Ostatnie najważniejsze dla
162
SOBÓR POWSZECHNY WEDŁUG PRAWA KANONICZNEGO
naszej kwestii zdanie zawiera właśnie potępienie apelacji od papieża do so boru. Konsekwencją zasady, że sobór tylko razem z papieżem działa i w ogóle jest soborem, jest postanowienie zawarte w kanonie 229, czyli ostatnim z traktujących o soborze, że gdyby w czasie soboru papież umarł — jak się już w historii zdarzało — sobór zostaje zawieszony, aż nowy papież nakaże jego podjęcie i kontynuację. Sobór bowiem bez papieża przestaje istnieć, ponieważ brak mu wtedy drugiego podstawowego czynnika. Episkopat i papież razem tworzą dopiero sobór. A więc supremacja papieża nad soborem? Kwestia stanowiska, jakie zajmuje sobór w ustroju Kościoła, nie jest wcale tak prosta, jakby się na pozór zdawało. Kodeks Prawa Kanonicznego bowiem przyznaje z jednej strony kierowniczą i zwierzchnią władzę nad soborem papieżowi, z drugiej zaś powiada, że sobór ma najwyższą władzę w całym Kościele (kanon 228 § 1: ,,Concilium Oecumenicum suprema pollet in universam Ecclesiam potestate”). Tkwi w tym jeśli nie zasadnicza sprzeczność, to w każdym razie niejasność, dająca pole do sporów i do bardzo rozmaitej interpretacji. W tym, jak w rozmaitych podobnych wypadkach, rozstrzyga nie słowo ustawodawcy i nie sama tylko teoria, lecz życie niosące z sobą rozwój spraw, które z góry nie dadzą się prze widzieć. Jeśli sobór bez papieża istnieć nie może, bo nie byłby wtedy soborem, to papież bez soboru mocen jest robić bez żadnego wyjątku wszystko w zakresie ustawo dawstwa i rządu kościelnego. Nie ma bowiem takich spraw, które byłyby zastrzeżone soborowi — nie istnieje przyznana mu przez prawo własna kompetencja. Z tego punktu widzenia sobór spadłby do roli zgromadzenia bardzo dostojnego, ale niepotrzebnego, a w każdym razie niekoniecznego. Stąd rzadkość odbywania soborów: w XVII i XVIII w. nie było żadnego, w XIX w. tylko jeden Watykański. Mija dziewięćdziesiąt lat od jego przerwania. Nie żyje już nikt z jego uczestników ani z pokolenia, które go pamię tało. Atmosfera tego soboru, chwilami nie pozbawiona dramatycznych momentów, należy do przeszłości, znanej tylko ze źródeł i z opracowań. Teraz w drugiej połowie XX stulecia, w obliczu nowych, doniosłych zagadnień, obraduje nowy dwudziesty pierwszy sobór. Od papieża zależy, jakie będzie on miał znaczenie i jaka będzie jego działalność. Przyznanie soborowi najwyższej władzy w Kościele jest nie tylko stwierdzeniem jego autorytetu, lecz także echem niewygasłej tradycji. Sobory, zwłaszcza niektóre, nosiły istotnie znamię wielkości. Dość wspomnieć tak ważne pod względem prawo dawczym i ideowym sobory, jak ostatni, Watykański, i szczególnie przedostatni, Try dencki. Nie zachodzi dziś obawa, by mógł zaistnieć konflikt między papieżem a soborem i by zmartwychwstała należąca już do zamierzchłej przeszłości teoria koncyliarystyczna. Jesteśmy tedy głęboko przekonani, że obecny papież postara się autorytet soboru w oczach całego świata chrześcijańskiego — nie tylko katolickiego — podnieść, bo jedynie wielki i potężny sobór będzie mógł odegrać przeznaczoną sobie epokową rolę.
SOBÓR POWSZECHNY WEDŁUG PRAWA KANONICZNEGO
163
Uczestników soboru wymienia szczegółowo kanon 223 Kodeksu. Są to mianowicie: 1. kardynałowie, choćby nie byli biskupami (ale zwykle są nimi); 2. patriarchowie, prymasi, arcybiskupi i biskupi diecezjalni, choćby jeszcze bez sakry biskupiej; 3. spośród kleru zakonnego: opat prymas zakonu benedyktyńskiego, opaci stojący na czele kongregacji zakonnych, czyli zespołów klasztornych, oraz zwierzchnicy zako nów wyjętych spod władzy biskupiej, co się w prawie nazywa egzempcją, inni zaś tylko w tym wypadku, jeśli ich dekret zwołujący sobór wyraźnie dopuszcza; 4. opaci i prałaci nallius (scł. dioeceseos), czyli wyposażeni we władzę biskupią na nie licznych i niedużych obszarach mających charakter diecezji; 5. biskupi tytularni, czyli bez własnej diecezji, tylko dodani do pomocy biskupom ordynariuszom, jeśli zostaną zawezwani, mają głos na równi z innymi członkami soboru, lecz na mocy własnego prawa do soboru nie należą; 6. teologowie i biegli w prawie kanoniści, jeśli w drodze nadzwyczajnej zostaną zapro szeni, nie mają innego głosu jak tylko doradczy (przepis ten czyni zadość zasadzie, iż normalnymi członkami soboru są biskupi ordynariusze, bo stanowi przeszkodę do rozszerzania tego członkostwa, co objawiło się zwłaszcza na Soborze Konstancjeńskim i Bazylejskim). Widać stąd, że sobór w dzisiejszym rozumieniu jest instytucją czysto kościelną, i to zamkniętą w gronie wyższego kleru, tak świeckiego, jak zakonnego. To jest stanowisko dzisiejszego prawa. W średniowieczu jednak odzywało się nieraz popularne hasło demokratyzacji Kościoła przez dopuszczenie do soboru także niższego duchowieństwa oraz ludzi świeckich, bądź książąt, bądź szczególnie przedstawicieli uniwersytetów. Prądy te wystąpiły najpierw w literaturze. Dzieło Marsyliusza z Padwy Defensor pacis jest ich najwybitniejszym, ale i najskrajniejszym pomnikiem, lecz nie jest jedynym, bo echo demokratyzacji soboru, a przez sobór Kościoła, odzywało się również w religijno-politycznych pismach XIV/XV w. Nie było to jakąś niebywałą nowością, gdyż naj większy sobór wieków średnich za papieża Innocentego III zgromadził również świe ckich uczestników, co prawda w nieznacznej liczbie. Na soborach reformacyjnych ogromną rolę odegrały uniwersytety z paryską Sorboną na czele. Za jej przykładem szedł nasz młody Uniwersytet Jagielloński. Obok episkopatu, a ponad papiestwem sięgały one po władzę w Kościele. W Bazylei górowały uniwersytety i tłum niższego kleru. W razie urzeczywistnienia tych tendencji ustrój Kościoła zmieniłby się w duchu demokratycznym i republikańskim, zamiast hierarchicznego i monarchicznego. Z dru giej jednak strony sobory reformacyjne XV w. urastały przez to do znaczenia kongresów międzynarodowych świata chrześcijańskiego, co miało doniosłe kulturalne znaczenie. W dobie reformacji Luter nawiąże do tych prądów żądając soboru „wolnego” i chrześci jańskiego. Nie uznawał on podziału na duchownych i świeckich, toteż udział laików
164
SOBÓR POWSZECHNY WEDŁUG PRAWA KANONICZNEGO
w soborze był dla protestantów rzeczą naturalną, nie do przyjęcia jest jednak przez Kościół katolicki. Uczestnictwo w soborze jest zarazem prawem i obowiązkiem. Nieobecni spośród uprawnionych powinni się usprawiedliwić i wysłać zastępców, którymi mogą być uczestnicy soboru, lecz bez prawa podwójnego głosu, lub osoby spoza soboru, ale wówczas nie mają prawa głosowania (kanon 224). Uczestnicy nie mogą opuścić soboru przed jego ukończeniem, chyba po uzyskaniu pozwolenia w wypadku słusznej i zbadanej przyczyny (kanon 225). Oto ogół przepisów dotyczących soboru powszechnego w Kodeksie Prawa Kano nicznego. Nie wnoszą one nic nowego do tych zasad i praktyk, które stosowane były na soborach Trydenckim i Watykańskim, natomiast sprzeciwiają się przebrzmiałym już prądom i dążnościom soborów reformacyjnych XV w.
Księga praw Kościoła katolickiego przyznaje z jednej strony soborowi pierwsze razem z papieżem stanowisko, z drugiej pozbawia go wszelkiej samodzielności i poddaje papieżowi bezwzględnie. Jak to rozumieć? Tę pozorną sprzeczność można wytłu maczyć, jeśli się spojrzy na tę sprawę z wyższego punktu widzenia. Kościół katolicki jest bez wątpienia instytucją prawną, prawo jednak nie jest w Kościele wszystkim, gdyż wiele zależy od jego stosowania w życiu na miarę potrzeb i w rozmaitych chwilach dziejowych — wiele też zawisło od interpretacji. Ponad prawo wyrasta cel, któremu ono ma służyć, i duch, który ożywia martwą literę. Przepisy prawa są ważne i granice przez nie soborowi zakreślone — obowiązujące, ale prawo tworzą i stosują ludzie, zaś ponad prawem kanonicznym stoi papież, wcale mu nie poddany. Tym opatrznościo wym człowiekiem jest obecny papież Jan XXIII, indywidualność niezwykła, już od zarania swych rządów. Jeśli zwołał sobór, co dziś połączone jest z niemałymi trudnościa mi to nie dla samych uroczystości i nie dla powtarzania prawd znanych i uznanych od wieków. Jeśli sobór Jana XXIII ma być twórczy, to ożywiać go musi duch — dar Ducha Świętego, którego narzędziem jest tak papież, jak sobór w zgodnym współ działaniu. W tym rozumieniu rola soboru urasta do współrzędnej z rolą papieża.
10ANNES a
d
p
e
r p
e
m
a
m
r e
í
m
e n
w
r i a
m
\ M u ja íu tü fr/u ra rt? r
tfm .
anr/pgam
m m eütm
astpndgrgta se
¿
¡
u € ‘Im rufdM Cxm,m- q¿nn£u¿ u m tw si? mjérrenc, mimgri¿uun&rirgltML m g y j w> aJ
graJtra tjpfif
2T,-
gtpuyáamg-tmmad-cúre?,
f á e u m , s um»
% £ M , J d~
á a
' —.
d ts fu x uscfu*
¿ P ú a * ¿ iu m d d is
etj0 ía ¿ n fem . n u m ^im m ¿ u fira d a m #
d i gram ,
t&mppm.,Úürtftt
g f s a lu m
C dns rnW'j?ra*xM it,tum
iw rid m
¿ ftu m m
¿b
p ra cd Z is s m
p a íü rg n r
ta s é m
u m
'Upscm-sa-
m m u rra rricem t fi
U
idcuí
asta tu d ¡t¿ tir ita s
xp¿rimas*r gtgyruruvu**
susirtgJCM Pgríiádia . .mm, * a d m (Ú am as tjpftu f
gu^wx-a¿m
p u l*
^lam p y ra
ir.¿fupur (upgrnat,, san*
.. ^ | * | | t í | j | | | j j r «a,
tm
aslbt$u *n :, yut-
-cnza
*í :
tíaáen sta r, r, <. ¿a* i.'.x . • 'sts.%ae--erur. mt t’utw Á^'.Kvrra a te r r e a tn
■
, f r ; t ;
tum m ^
t*í
gnt s:
. v\ •; ¿senes: i r e n t , •
.
s ta tu ysat w
m rę
f
i^ummxrum n m
sentitJh tu m of/m f tSemctutn sé.?: pris, i ti ¿^.‘łan n m te ‘fflstrnini k jfêsm ann& MiS.i U jJjĄ Ż ifieśittis xjL ven an n a quasi**.
< r
Û »> -»,
, , -c fky ,i /'.Ą ^ e -Ł, «y
'
"T “
/C Cc0*+».%u*Âùl /
^
t (
% f o # / * ‘* r ^ >
u
,
 0-w t¿m ^4 Æ t o i é
®4-<ł«s-i— *•
.
îs>4 $ x f^ iö fth d ty ■f ’ ' ■• H m  st^ é
«V*
4 ^C € e€
&{
*444¿ 4