Zapiski Lauren KingLarne, 14 września 1978 r.
Nie pisałam dziennika odkąd skończyłam jedenaście lat. Nigdy nie wydarzyło się nic takiego, żebym musiał...
4 downloads
7 Views
Zapiski Lauren KingLarne, 14 września 1978 r.
Nie pisałam dziennika odkąd skończyłam jedenaście lat. Nigdy nie wydarzyło się nic takiego, żebym musiała o tym notować. Może dlatego, że zawsze w takich chwilach miałam Lily. Tymczasem teraz, ona jest w Londynie, pewnie martwiąc się w jakie to ja znowu kłopoty się wpakowałam, a ja tkwię w obcym mieście, zupełnie sama. Na razie jednak nie wyobrażam sobie, żebym mogła wrócić do domu. Tam zaraz każdy będzie czegoś ode mnie chciał a ja… chcę zachować resztki godności, jakie mi jeszcze pozostały, a wiem, że gdy wrócę do domu nie wytrzymam i pojadę do Syriusza. A tego nie zniosę.
Powiedziałam rodzicom, że jestem w Bostonie. Sama nie wiem dlaczego skłamałam. Bałam się, że mogą mnie szukać. Nie chcę teraz się z nikim widzieć. To ma być kilka dni tylko dla mnie.
Larne, 18 września 1978 r.
Zaczynam myśleć, że jednak jestem głupia. Siedzę tutaj już prawie pięć dni, myśląc nieustannie o jednym i tym samym i zaczynam zastanawiać się, co w ogóle strzeliło mi do głowy, kiedy wdawałam się w tą idiotyczną rozmowę Chrisem. Nie wspominam nawet o wszystkim, co wydarzyło się potem, bo jest mi wstyd przed samą sobą za to wszystko, co zrobiłam. Teraz te wszystkie argumenty, które wtedy miały sens, teraz zupełnie go straciły i przestaję dziwić się Syriuszowi, że tak ostro do tego podszedł. Cholernie za nim tęsknię.
Larne, 23 września 1978 r.
Nie wytrzymam tutaj ani dnia dłużej. Mam dość samotności, tego, że nie znam ludzi ani miejscowych zwyczajów. Wynajmuję pokój w domu pewnego starszego małżeństwa. Państwo Owerlock są bardzo miłymi ludźmi, ale strasznie brakuje mi już rodziców. Może czas pomyśleć o powrocie?
Larne 26 września 1978 r.
Im dłużej tu jestem, tym trudniej mi myśleć o powrocie. Nie chodzi o to, że nie chcę – bardzo chciałabym wrócić do domu, naprawdę wszystkich mi ich brakuje. Kiedy jednak pomyślę ile będę musiała się tłumaczyć – o ile ktoś w ogóle zachce mnie słuchać, bo nie wolno wykluczać, że nie będą chcieli słuchać – od razu odechciewa mi się wracać. Znalazłam sobie pracę. Dorywczą, na kilka dni, potrzebowali pomocy w okolicznej karczmie. Dopóki czegoś nie postanowię, przynajmniej wypełnię jakoś te dni, bo więcej bezczynności już nie zniosę.
Larne, 27 września 1978 r.
Ledwo żyję. Jeden bardziej ruchliwy wieczór w karczmie i nie czuję nóg, rąk ani żadnej innej części ciała. Jeszcze nigdy nie pracowałam tak mocno w tak krótkim czasie. Kiedy wróciłam do pokoju, musiałam wyglądać koszmarnie, bo nawet Pani Lidia zainteresowała się moim stanem zdrowia. Chyba próbowała mnie o coś podpytać, ale na szczęście mąż natychmiast nam przerwał. Dostałam dziś potwierdzenie przyjęcia na Londyński oddział Wydziału Zielarskiego. Zajęcia zaczynają się od połowy października, toteż mam jeszcze trochę czasu, żeby jakoś to wszystko ułożyć i rozwiązać. Pewnie mieszkanie już dawno mi przepadło – zdziwiłabym się bardzo, gdyby Lily czekała na mnie – więc mogę dopisać do swojej listy kłopotów kolejny punkt. Myślałam dziś o Syriuszu. Znów. Zdecydowanie zbyt wiele o nim myślę. Wydawałoby się, że po niespełna roku bycia parą, powinnam być mniej przywiązana i rozstanie powinno być dużo łatwiejsze, niż wtedy, gdy zerwaliśmy z Chrisem a jednak… Nigdy nie sądziłam, że to może aż tak cholernie boleć…
Larne, 30 września 1987 r.
Jestem absolutnie nie wytrzymała. Zupełnie brak mi sił, wracam do domu po zaledwie kilu godzinach pracy, przewracając się w progu i śpię po dwanaście godzin, a kiedy się budzę, wcale nie jest lepiej. Brak mi sił i jedną dobrą stroną tego wszystkiego jest to, że udaje mi się mniej myśleć o Syriuszu. Za wyjątkiem tych nielicznych chwil, kiedy mam na to czas, leżąc w łóżku, kiedy dla odmiany nie mogę usnąć. Pani Lidia chodzi zaniepokojona w około mnie od kilku dni, wypytując przy każdej okazji, jak się czuję i czy wszystko jest w porządku. Zarezerwowałam dziś bilet pociągowy z końca września, na połowę października i wysłałam sowę, potwierdzając rozpoczęcie studiów. Odnalezienie magicznej dzielnicy zajęło mi naprawdę dużo czasu. Przy okazji rozesłałam wiadomości do rodziców i Lily. Znając rudą, wzniesie alarm, bo nie popisałam się wartościami merytorycznymi, podczas pisania. Ciężko mi się ostatnio skupić. Chyba lepiej będzie, jak położę się spać.
Larne, 3 października 1987 r.
Pani Lidia dopadła mnie dziś przed śniadaniem i otwarcie zapytała, kiedy ostatnio robiłam badania. Przyznam się szczerze, że zaskoczyła mnie tym pytaniem i nim się obejrzałam, wyciągnęła ze mnie wszystkie zwierzenia na temat ostatnich dolegliwości, poczym zadecydowała, że powinnam odwiedzić lekarza. Nie miałam zbyt dużego wyboru i chociaż bardzo mi to teraz nie odpowiada, jestem umówiona już na większość badań. Bardzo mnie zaskoczyła swoją troską, w końcu jakby na to nie patrzeć w ogóle mnie nie zna, tymczasem zainteresowała się, chociaż nie musiała. Powinnam poszukać kominka sieciowego, przyleciał dziś Rome z listem od rodziców, upominając się wiadomość.
Larne, 8 października 1987 r.
Byłam pewna, że już gorzej być nie może. Myliłam się, gorzej dopiero będzie. Jestem w ciąży. Nie mam pojęcia, jak do tego doszło. Mam wrażenie, że los robi wszystko, żeby to tylko bardziej utrudnić. Jestem pewna jednego, że w takiej sytuacji, muszę wrócić do domu. I to natychmiast.
Larne 9 października 1987 r.
Nie dałam rady. Pojechałam do pobliskiego miasteczka, skąd odlatują świstokliki i nie mogłam polecieć. Stchórzyłam w ostatniej chwili. Pomyślałam o tym, co będzie kiedy powiem rodzicom o dziecku, pomyślałam o Syriuszu i spanikowałam. Nie wiem, co teraz powinnam zrobić. Jestem zła na siebie za własną bezmyślność i nieostrożność. Ale nie mogę wrócić. Nie chodzi tu tylko o tatę, który pewnie da mi nieźle popalić. Z nim sobie dam radę. Ale co mam powiedzieć Syriuszowi? Przecież będę musiała mu coś powiedzieć, a biorąc pod uwagę to, co ostatnio między nami zaszło, trudno mi wyobrazić sobie, jak potem mają wyglądać nasze relacje. Po za tym, przecież wszystko co się wtedy stanie, stanie się ze wzgląd na dziecko i nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy umieli rozróżnić te wszystkie emocje i relacje. Okropnie bredzę, ale wszystko co myślę jest tak chaotyczne, że zupełnie brak w tym jakiegoś sensu.
Larne, 12 października 1987 r.
Zastanawiałam się dziś co będzie, kiedy urodzę. Bo w końcu kiedyś urodzę i wtedy będę musiała podjąć jakąś decyzję. Nie mogę tu zostać, nie będzie stać mnie na utrzymanie i nie mogę wrócić do domu.