Susan Carroll
Czarne koronki
Rozdział 1
Mężczyzna patrzył na nią.
Laura Stuart była tego pewna, chociaż dostrzegła niewiele więcej niż cień jego
wysok...
4 downloads
9 Views
Susan Carroll
Czarne koronki
Rozdział 1
Mężczyzna patrzył na nią.
Laura Stuart była tego pewna, chociaż dostrzegła niewiele więcej niż cień jego
wysokiej sylwetki. Pochylona nad bagażnikiem wynajętego wozu, zerkała
nerwowo przez ramię.
Myślała o wszystkich filmach, które w życiu widziała, a w których jakaś
samotna ofiara została zastrzelona, zakłuta, wysadzona w powietrze... lub
spotykały ją inne nieszczęścia w pustym podziemnym garażu.
– Nie wpadaj w paranoję, Lauro – szepnęła do siebie, próbując okiełznać
rozszalałą wyobraźnię.
Mężczyzna stojący między samochodami był pewnie pracownikiem garażu albo
hotelowym gościem, który nie mógł sobie przypomnieć, gdzie zostawił wóz.
Denerwowała się, bo była zmęczona i było jej za gorąco. Jazda z Bennington Falls
zabrała jej prawie pięć godzin. W czwartkowy wieczór drogi w stronę wybrzeża nie
były zbyt zatłoczone, ale parę razy się zgubiła, a jakiś wypadek spowodował korek
długi na parę kilometrów. Klimatyzacja w samochodzie przestała działać, więc
świeżo wyprasowany płócienny kostium był teraz wilgotny i lepki. Wiatr splątał jej
ciemne, długie włosy, rajstopy przykleiły się do stóp i...
I ten mężczyzna działał jej na nerwy.
Usłyszała głuche echo jego kroków. Kątem oka zauważyła, że teraz przyczaił
się obok betonowego filaru. Nie widziała go wyraźniej niż poprzednio; dostrzegła
tylko, że był wysoki i miał szerokie ramiona.
Wydostała z bagażnika niewielką torbę i uznała, że resztę rzeczy wyjmie z
niego, gdy wynajmie pokój. A jeszcze lepiej niech zaczeka do rana, kiedy garaż
będzie pełen przybywających i odjeżdżających gości.
Wyprostowała się i ruszyła przed siebie, a jej obcasy stukały głośno na
betonowej podłodze. Próbowała sobie przypomnieć wszystko, co wyczytała w
książce o samoobronie, pełnej dobrych rad dla kobiet podróżujących samotnie.
Idź śmiało i pewnie. Nie zachowuj się jak ofiara. Bądź czujna.
Myśli Laury rozproszyły się nagle. Wstrzymała oddech, gdy mężczyzna
wynurzył się zza filaru. Dzieliło ich tylko kilka metrów. Teraz widziała go
wyraźnie: światło lampy nad głową oświetliło jego postać.
Miał na sobie wieczorowy smoking z czarnym krawatem, ale nie wydawał się
przez to mniej groźny. Zablokował jej drogę do windy.
– L. C. ? – zapytał.
Dziwne pytanie. Podszedł bliżej i Laura dostrzegła ostre rysy opalonej twarzy i
niewielką bliznę przecinającą podbródek. Wypłowiałe od słońca jasne włosy
zaczesał do tyłu, odsłaniając szerokie czoło. Ale jej uwagę zwróciły chłodne szare
oczy, które sprawiły, że na moment zamarła.
– Słucham? – wyjąkała niepewnie.
Nie rozmawiaj z obcymi. Ta rada nie pochodziła z książki, tylko od jej babci.
– Długo czekałem na takie spotkanie na osobności.
Głęboki głos zabrzmiał w jej uszach jak odległy grom.
– Nie, dziękuję – odparła, wyminęła go i pobiegła do windy. – Nie jestem
zainteresowana.
Skrzywiła się. Rodzice solidnie wpoili jej zasady dobrego wychowania. Nie
musiała przecież odpowiadać grzecznie agresywnym mężczyznom, którzy
zaczepiali ją w podziemnych garażach.
Wcisnęła guzik windy i ponownie zamarła, słysząc, że obcy zbliża się do niej.
– Chciałem tylko porozmawiać – rzucił ze zniecierpliwieniem.
– Proszę się nie zbliżać!
Westchnęła z ulgą, gdy rozsunęły się drzwi windy. Ale zanim zdążyła wbiec do
środka, mężczyzna chwycił ją za przegub ręki. Ten nieoczekiwany dotyk zaskoczył
ją. Próbowała się uwolnić i upuściła kluczyki od samochodu.
– Nie rezygnuję tak łatwo, panno Stuart – powiedział, zaciskając palce wokół
jej dłoni.
Ten uścisk przeraził Laurę dużo bardziej niż gniewny ton: ciepło dłoni na
przegubie, siła wyczuwana w smukłych palcach.
Nie bój się krzyczeć, radził autor książki.
Laura nabrała tchu, lecz miała wrażenie, że coś w krtani blokuje jej głos.
Mniejsza o książkę! Kierował nią czysty instynkt. Machnęła torbą, mierząc w
głowę napastnika. Trafiła go prosto między oczy.
Stęknął, zdumiony, i puścił ją. Laura wpadła do windy w chwili, gdy drzwi
zaczynały się już zasuwać. Rozpaczliwie wcisnęła pierwszy lepszy przycisk.
Drzwi zasunęły się w momencie, gdy napastnik odzyskał równowagę. Zdążyła
jeszcze zerknąć na jego twarz. Był tak bezczelny, że wyglądał na zdumionego.
Winda ruszyła z szumem, a Laura oparła się o ścianę. Jak większość
hotelowych wind, i ta była niewiarygodnie powolna. Westchnęła głęboko, próbując
uspokoić rozszalałe serce. Kiedyś takie przeżycie wywołałoby atak astmy. Dzięki
Bogu, że już z tego wyrosła, choć na wszelki wypadek wciąż nosiła przy sobie
inhalator. Sięgnęła do torby i znalazła gładki metalowo-plastykowy talizman;
ściskała go, póki tętno nie wróciło do normy.
Kluczyki zostały na podłodze garażu, ale nie miała zamiaru po nie wracać,
chyba że w towarzystwie potężnego strażnika, a najlepiej dwóch. Świetny początek
wakacji, pomyślała smętnie. Zanim jeszcze się zamelduje, musi znaleźć
hotelowego detektywa i zawiadomić, że groził jej... elegancko ubrany obcy
mężczyzna, który zaczepił ją i zwracał się do niej po imieniu. Laura zesztywniała,
uświadamiając sobie ten fakt.
Znał jej imię. Nazwał ją panną Stuart. Czy to możliwe, że kiedyś już się
spotkali? Nie, nie zapomniałaby takiej twarzy i tych chmurnych oczu.
A zatem? Może ją rozpoznał ze zdjęcia na okładce książki i postanowił
odszukać? Jakiś zwariowany wielbiciel? Zirytowany ojciec? Na miłość boską,
przecież pisała książki dla dzieci, bajki o psotnych leśnych stworzonkach. Niczego
kontrowersyjnego, co mogłoby usprawiedliwić atak obcego mężczyzny w białym
smokingu.
Oczywiście była jeszcze inna możliwość. Pomyłka. Wciąż o tym myślała, gdy
drzwi windy rozsunęły się wolno.
Hol hotelu Sea King był praktycznie pusty. Szklane drzwi prowadzące do
restauracji były zamknięte, a okna ciemne.
Nawet recepcjonista zniknął zza kontuaru. Jedyne oznaki życia dostrzegała za
otwartymi drzwiami sali bankietowej: czyjeś zniekształcone słowa w głośnikach,
cichy szum oklasków.
Ruszyła w tamtą stronę. Stanęła na progu, czekając, aż oczy przywykną do
półmroku sali... i doznała kolejnego wstrząsu.
Ktoś obwieścił przez głośniki:
– A teraz mam zaszczyt przedstawić naszego ostatniego gościa, laureatkę wielu
nagród, autorkę książek dla dzieci, pannę L. C. Stuart.
Laura zamarła, gdy na sali rozległy się oklaski. Wszelkie myśli o strażnikach,
garażach i grożących jej obcych mężczyznach rozwiały się nagle. Odruchowo
uniosła dłoń do ust.
Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że głowy obecnych nie odwracają się w
jej stronę. Wszyscy patrzyli na podium. Laura miała ochotę się uszczypnąć. Z
pewnością śni jakiś niesamowity sen.
A ten sen stawał się z każdą chwilą dziwniejszy. Zobaczyła „siebie”, jak idzie
między stołami i staje w świetle reflektora obok mikrofonu. W każdym razie ta
młoda kobieta była bardzo podobna do Laury Caroline Stuart. Szczupłą figurę
podkreślała jedwabna suknia z wysokim kołnierzem i bufiastymi rękawami.
Kobieta miała ten sam kształt twarzy, te same pięknie zarysowane brwi i ten sam
prosty smukły nos. Ciemne kasztanowe włosy, dokładnie takie jak włosy Laury,
były zaczesane w kok. Okulary w drucianych oprawkach przesłaniały oczy, lecz
Laura wiedziała, że są orzechowe.
Przecież nie noszę okularów, pomyślała.
A kiedy pierwszy szok minął, mruknęła do siebie:
– Chelsey Stuart! Na miłość boską, co ty znowu wymyśliłaś?
Wchodząc do sali, Laura obserwowała występ swojej bliźniaczej siostry. Po
chwili dotarło do niej, że Chelsey wygłasza płomienną mowę na temat podniesienia
poziomu czytelnictwa. Był to jeden z ukochanych projektów Laury.
– Nigdy nie jest za wcześnie, by wzbudzić w naszych dzieciach miłość do
książek – mówiła Chelsey. – Kiedy zaczęłam pisać moją pierwszą książkę o
przygodach Futrzaka...
– To był Futrzana Łapka – mruknęła pod nosem Laura.
Złość na siostrę sprawiła, że prawie nie słyszała dalszego ciągu przemówienia.
Na szczęście było krótkie. Po końcowych oklaskach Chelsey zeszła z podium.
Laura nie była pewna, co bardziej ją zirytowało: fakt, że siostra się pod nią
podszywa, czy to, w jaki sposób to robi. Niczym naiwna bibliotekarka.
Zapłonęły światła i Chelsey zniknęła w tłumie gości, którzy chcieli jej
pogratulować i uścisnąć dłoń. Laura stała bez ruchu, wciąż ściskając torbę.
Czekając na odpowiednią chwilę, myślała o wszystkim, co miała zamiar
powiedzieć Chelsey, gdy tylko zostaną same.
Jednak Laura nie czuła się pewnie. Nie tak powinno się to wszystko potoczyć.
Kiedy zdołała wcześniej skończyć ostatnią książkę, poddała się nagłemu
impulsowi. Wiedziała, że Chelsey spędza wakacje w Ocean City, mieszka w hotelu
Sea King i pracuje – jak mówiła – nad fotoreportażem.
Laura miała nadzieję, że przyjeżdżając z Bennington Falls, zrobi jej
niespodziankę. Spędzą trochę czasu razem i wyleczą rany pozostałe po ostatnim
spotkaniu.
W myślach Laury wciąż jeszcze rozbrzmiewały echa kłótni, jaka odbyła się
sześć miesięcy temu...
– Kiedy przestaniesz się zachowywać jak moja matka, Lauro? Ona nigdy mnie
nie pouczała. Dlaczego koniecznie chcesz ją zastąpić?
– Bo cię kocham, Chelsey. Kiedy we wszystkich brukowcach zobaczyłam twoje
zdjęcie z Xavierem Stormem, zaniepokoiłam się o ciebie. Jako twoja starsza
siostra...
– Starsza! O dwie minuty. Głupie dwie minuty.
– Potrafisz sprawić, że czuję się, jakby było to dwadzieścia lat.
– Może gdybyś nie była pogrzebana żywcem w tym rozkosznym miasteczku z
bohaterami swoich książek, gdybyś prócz Futrzaka miała jakieś męskie
towarzystwo, nie martwiłabyś się tak bardzo, z kim ja się spotykam. Pomyśl o
sobie, Lauro.
Oczywiście, kiedy Chelsey była zła, mówiła wszystko, co tylko przyszło jej do
głowy, niekoniecznie zaś to, co naprawdę myślała. Laura miała ochotę
przypomnieć jej, że przecież ma własne życie: mieszkanie, niezliczone dyplomy w
gabinecie, stolik do szkicowania, ustawiony obok drzwi na patio, listy od
wdzięcznych obywateli Bennington Falls za jej pracę w różnych przedsięwzięciach
charytatywnych, pierścionek schowany w szufladzie, pamiątkę po zerwanych
zaręczynach...
Ale gorzkie słowa Chelsey zawierały dość prawdy, by zranić. Wszystko
wyjaśniły sobie w końcu przez telefon i z pozoru ich stosunki wróciły do normy.
Ale nawet przez te kilometry telefonicznego kabla Laura czuła, jak wibruje między
nimi napięcie.
Miała nadzieję, że ta wizyta nieco je złagodzi. Jednak wobec ostatniego
wybryku siostry nie wydawało się to prawdopodobne.
Laura ustawiła się obok drzwi, tak by Chelsey musiała ją zobaczyć. Wreszcie
Chelsey spojrzała w jej stronę i otworzyła ze zdumienia usta.
Odetchnęła głęboko i zawołała:
– Wielki Boże! Co ty tu robisz?
– Też się cieszę, że cię widzę – odparła sucho Laura. Siostra podbiegła do niej i
uścisnęła ją pospiesznie.
– Oczywiście, że się cieszę. Ale dlaczego nie uprzedziłaś mnie, że
przyjeżdżasz? Jestem taka zaskoczona.
– Nawet w połowie nie tak jak ja.
Chelsey zwilżyła wargi i zniżyła głos do szeptu.
– Wiem, co myślisz, Lauro. Ale daj mi szansę. Wszystko wyjaśnię. Ale nie
tutaj.
Zanim Laura zdążyła zaprotestować, Chelsey chwyciła ją pod ramię i
wyciągnęła z sali bankietowej, cały czas rozglądając się nerwowo na boki. Po
chwili znalazły się w toalecie.
Przez chwilę ich postacie odbijały się w obramowanym złotem lustrze. To
dziwne i trochę smutne, pomyślała Laura.
W dzieciństwie częste ataki choroby sprawiły, że była bledsza i szczuplejsza od
Chelsey. Potem nadszedł wiek dojrzewania i napady buntu Chelsey. Tleniła wtedy
włosy albo ścinała je na zapałkę.
Nigdy jednak fizyczne podobieństwo nie było większe, a one same bardziej
oddalone od siebie niż w tej chwili. Chelsey była trochę bardziej opalona i miała na
nosie śmieszne okulary, lecz poza tym obie twarze w lustrze były identyczne.
– Od kiedy zaczęłaś nosić okulary? – spytała Laura.
– Od dnia, gdy kupiłam je na wyprzedaży. – Chelsey uśmiechnęła się i zdjęła
szkła. – Za niecałe czternaście dolarów.
– Zniszczysz sobie oczy.
– To samo mówiła mi mama o seksie. Ale wzrok wciąż mam doskonały. –
Chelsey zaśmiała się.
Laura oparła torbę o brzeg umywalki, skrzyżowała ramiona na piersi i zrobiła
groźną minę. Uśmiech Chelsey zbladł. Oparła się o drzwi, praktycznie blokując
drogę na zewnątrz.
– Tym razem naprawdę jesteś na mnie zła, prawda?
– Zła na ciebie? – Laura starała się mówić spokojnie. – Czemu miałabym się
złościć? Przejechałam zaledwie trzysta kilometrów w upale, żeby spędzić parę dni
z siostrą. I znalazłam się w jakimś filmie grozy. Najpierw w garażu śmiertelnie
mnie przeraża jakiś obcy mężczyzna w smokingu, pewnie rabuś, a potem...
Zdenerwowana przeszła kilka kroków wzdłuż rzędu różowych umywalek.
– A potem uciekam na górę, trafiam na bankiet i o mało nie dostaję ataku serca,
gdy słyszę, że zapowiadają mnie jako gościa. Tyle że to nie ja stoję na podium,
ponieważ ty jesteś mną, a ja już nie jestem pewna, kim właściwie być powinnam.
A szczytem wszystkiego jest to, że więzisz mnie w różowej toalecie.
– Przepraszam cię, Lauro. Naprawdę wszystko ci wyjaśnię.
– Umieram z ciekawości..
– Tego lata zdarzyło mi się coś strasznego. – Chelsey potarła dłonią kark w
zakłopotaniu. – Chyba się zakochałam. On się nazywa Luke Barnhart.
– Luke Barnhart? A co się stało z tym właścicielem hoteli? Z tym Stormem?
– Między mną a Xavierem nigdy nie było nic poważnego. Dobrze bawiliśmy
się razem. Ale to już dawna historia.
Dawna historia? Przecież zdarzyła się parę miesięcy temu. Laura wiedziała
jednak, że nie ma sensu tego przypominać Chelsey. Siostra nie używała tej samej
skali czasu co reszta świata.
– Myślę, że to, co łączy mnie z Lukiem, to coś poważnego – kontynuowała. –
Jest tylko jeden drobny problem: on myśli, że jestem tobą.
– A jak sądzisz, skąd przyszedł mu do głowy taki głupi pomysł?
– Nie wiem. – Chelsey uśmiechnęła się figlarnie. – Może dlatego, że udawałam
ciebie przez ostatni miesiąc czy dwa.
Laura otworzyła usta w zdumieniu.
– Udawałaś mnie przez całe lato?
– Nic nie mogłam na to poradzić. Wpadłam w paskudną sytuację po tym
drobnym romansie z Xavierem Stormem. I tylko nie mów: „a nie mówiłam”.
Laura nie miała takiego zamiaru, ale przecież żadne prawo nie zakazywało tak
pomyśleć.
– Sprawa rozwodowa Xaviera nie układała się najlepiej i z jakiegoś powodów
prasa uznała mnie za „tę drugą”, chociaż Xavier był z żoną w separacji na długo
przed naszym spotkaniem. – Chelsey westchnęła zniechęcona. – Nie dawali mi
spokoju, zwłaszcza ci z tych paskudnych brukowców. Ścigali mnie, gdy tylko
przekroczyłam próg hotelu. Nie wiedziałam, co robić. Mogłam tylko pogrzebać się
żywcem na plaży. I wtedy wpadłam na pomysł, żeby udawać ciebie. W końcu nikt
przecież nie chciałby przeprowadzać z tobą wywiadu, chyba że do „Misia”.
– Wielkie dzięki – rzuciła sucho Laura.
– Och, przecież wiesz, o co mi chodzi. W każdym razie zadziałało. Jako ty
powiedziałam reporterom, że Chelsey Stuart wyjechała na wakacje do Europy. I
dali mi spokój. Wszystko szło świetnie, dopóki nie pojawił się ten młody człowiek
i nie poprosił o autograf dla siostry na jednej z książek o Futrzaku.
– Podpisywałaś moje książki? – krzyknęła Laura.
– Zawsze umiałam podrabiać twój podpis. Do licha, umiem lepiej napisać
swoje nazwisko niż ty. – Uśmiech Chelsey zbladł nagle, kiedy dokończyła: – Tym
człowiekiem był Luke Barnhart. Zaprosił mnie na lunch i zanim się
zorientowałam...
– Więc cała ta mistyfikacja zrodziła się tylko dlatego, że znalazłaś nowego
chłopaka?
– Nie. Tym razem to poważna sprawa, Lauro. Przysięgam. Myślę, że
zakochałam się w Luke’u. – Głos jej zadrżał. – Nie wierzysz mi, prawda? – Zrobiła
urażoną minę. – No cóż, chyba nie mogę cię za to winić. Ale przyznasz chyba, że
przy tych wszystkich mężczyznach, z którymi mnie widywałaś, nie słyszałaś ode
mnie słowa „miłość”.
Nie, to prawda, pomyślała, starając się być obiektywna.
– Z Lukiem to co innego. Naprawdę – upierała się Chelsey. – Gdy go spotkasz,
to sama zobaczysz. Nie jest nawet taki przystojny, ale za to słodki, nieśmiały, czuły
i gra na saksofonie jak szatan. Jest bardzo inteligentny, błyskotliwy i... – Chelsey
odwróciła się, a jej głos zabrzmiał gardłowo.
– Ale co najlepsze: on myśli, że ja też jestem mądra. On mnie szanuje, Lauro.
Uważa, że jestem wyjątkowa.
Laura dostrzegła łzę na policzku Chelsey i była zdumiona. Nie pamiętała już,
kiedy widziała płaczącą siostrę. Podeszła i chwyciła ją za rękę.
– Jesteś wyjątkowa, Chelsey Stuart – szepnęła.
Chelsey obojętnie wzruszyła ramionami.
– Ale, jak zwykle, narobiłam straszliwego zamieszania.
Co mam teraz zrobić, Lauro?
– Powiedz Luke’owi prawdę – zaproponowała.
Chelsey pociągnęła nosem i otarła oczy rękawem.
– Wiedziałam, że wpadniesz na jakiś niepraktyczny pomysł.
– Nie masz wyboru. Nie możesz wiecznie udawać. Jeśli Luke’owi na tobie
zależy, zrozumie.
– To ty nie rozumiesz. – Chelsey potrząsnęła głową. – Luke pochodzi z bogatej
rodziny. Ma wuja, Adama, który jest jego prawnym opiekunem. Facet zadziera
nosa i nie lubi mnie nawet jako L. C. Stuart. A co by pomyślał Adam Barnhart,
gdyby wiedział, że jestem tą niesławną bliźniaczką?
– Nie musisz się chyba martwić tym, co myśli jego wuj Adam.
– Owszem, muszę. Luke bardzo szanuje opinię wuja. – Chelsey przygryzła
dolną wargę. – Potrzebuję jeszcze trochę czasu, Lauro. Żebyśmy z Lukiem byli
pewniejsi naszych uczuć i żeby Luke lepiej mnie poznał.
– Jak może poznać cię lepiej, gdy udajesz kogoś innego?
– Boję się, Lauro. Luke to najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Nie chcę go
stracić. Musisz mi pomóc.
– Czego właściwie ode mnie chcesz? Mam wyjechać? Wrócić do Bennington
Falls?
– Nie! – Chelsey objęła siostrę. – Cieszę się, że przyjechałaś. Przyda mi się
moralne wsparcie. Może nawet poradzisz sobie jakoś z tym okropnym Adamem
Barnhartem. Zawsze dobrze ci szło z takimi zdziwaczałymi facetami.
– Nie bardzo rozumiem, do czego zmierzasz. Przecież nie mogą istnieć dwie
Laury Stuart.
– Nie... – zgodziła się Chelsey. – Ale może być jedna Laura i jedna Chelsey.
Laura poczuła, że krew ścina się jej w żyłach.
– O, nie. Wykluczone! Nie mogę udawać ciebie.
– Oczywiście, że możesz. Gdybym włożyła na ciebie którąś z moich bardziej
śmiałych sukienek...
– I bez tego wszystko to jest dostatecznie zwariowane.
– Na krótko. Dzień, najwyżej dwa. W dzieciństwie zawsze byłaś bardzo
poważna. Nigdy nie chciałaś zamienić się ze mną miejscami, nawet dla żartu.
Myślę, że jesteś mi to winna.
Laura czuła, że jest siostrze winna o wiele więcej. Chodziło o wszystkie
szczeniaki i kotki, których nie mogły trzymać w domu z powodu jej astmy. O
wszystkie stracone mecze i występy, kiedy Chelsey siedziała przy niej w szpitalu.
Dwunaste urodziny, które Chelsey obchodziła, patrząc na siostrę leżącą pod
namiotem tlenowym.
Ale żeby dwie dorosłe kobiety zamieniały się rolami?
– Jako twoja starsza siostra... – zaczęła Laura.
– O dwie minuty. Tylko o dwie głupie minuty.
– Powinnam natychmiast przerwać ten bezsens.
– Proszę cię, Lauro – powiedziała Chelsey i błagalnie złożyła dłonie,
spoglądając na siostrę.
To jej spojrzenie już nieraz powodowało, że Laura zapominała o rozsądku.
– Ale jako kochająca siostra... – westchnęła. – No cóż, możesz do mnie mówić
Chelsey.
Chelsey rozpromieniła się i uściskała radośnie siostrę.
– Dzielna dziewczynka. Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. Chodź, nie
mogę się doczekać, żeby ci przedstawić Luke’a. Był ze mną dzisiaj na bankiecie,
ale po moim wystąpieniu poszedł poszukać wuja. Tylko dlatego przyjęłam
zaproszenie na ten występ, żeby zrobić wrażenie na Adamie Barnharcie. Ale ten
stary drań w ogóle się nie pokazał.
Jakby się bała, że Laura zmieni zdanie, Chelsey pociągnęła ją do drzwi. Nagle
zatrzymała się i zmierzyła siostrę wzrokiem.
– Do licha! Musimy coś z tobą zrobić. Spójrz na to ubranie!
Laura wygładziła klapy płóciennego żakietu.
– Tak się składa, że to garsonka z kolekcji najbardziej ekskluzywnego salonu w
Bennington Falls.
– Bennington Falls! Centrum światowej mody. – Chelsey wzniosła oczy w
górę. – Nie ma czasu, żebyś przebrała się w coś mojego. Ale przynajmniej zdejmij
ten okropny żakiet.
Laura tylko jęknęła cicho, patrząc, jak siostra upycha do torby żakiet za trzysta
dolarów. Potem szybko rozpięła jej kilka guzików przy bluzce.
– O tak! Może nie idealnie, ale na razie wystarczy.
– Chelsey! – Laura ze zgrozą spojrzała na odkryty dekolt.
Ale siostra odsunęła jej dłoń, gdy próbowała zapiąć guzi...