© copyright by Marek Czachorowski ISBN 83-901684-6-4 Redaktor wydania: Jacek Krzystek Współpraca redakcyjna: Magdalena Politańska Adjustacja i korekta...
19 downloads
19 Views
1MB Size
Spis treści
WSTĘP 11 Części I
© copyright by Marek Czachorowski ISBN 83-901684-6-4 Redaktor wydania: Jacek Krzystek Współpraca redakcyjna: Magdalena Politańska Adjustacja i korekta: Liliana Koperska Łamanie: Romuald Sławiński/STUDIO K O N C E P T Projekt okładki: Marek Kreusch Printed in Poland Drukarnia E F E K T , Warszawa
W POLU PRAWDY
Owoce teraźniejszości i przeszłości 17 1. Niedowartościowanie ciała 18 2. „Tak się robi" 20 3. Edukacja seksualna a ciąże nastolatek 22 II Seks-preparacja a prawda 25 1. Seks poza dobrem i złem 25 2. Wychowanie seksualne a seksuologia 29 3. Seks w ramach dobra i zła 30 4. Prawdziwe przekazanie prawdy 30 5. Dezinformacja a AIDS 33 5.1 Bezpieczny seks a prezerwatywa? 33 5.2 Tolerancja a odpowiedzialność? 36 5.3 Skuteczna walka z HIV? 37 III Rodzice a państwo 42 1. Wychowanie bez rodziców 42 2. Podstawowe prawo rodziców do wychowania 44 3. Praca zawodowa kobiet 45 4. Wychowanie grupowe a indywidualne 48 5. Autorytet wychowawcy 49 6. Pedofilia przyjaźnią? 51 W Wychowanie seksualne a neokolonializm 53 1. WhoisWho? 54 1.1 IPPF 54 1.2 Bank Światowy 57 1.3 ONZ Fundusz Populacyjny (UNFPA) 57 1.4 UNICEF 58 1.5 WHO 59 1.6 CIA 59 1.7 Fundacja Forda i Fundacja Rockefellera 60 1.8 Zieloni 60 1.9 Towarzystwo Rozwoju Rodziny 61 2. Sposoby i cele działania 62 2.1 Chiński horror 62 2.2 Różne oblicza przymusu 63 2.3 Sterylizacja albo bezrobocie? 64
3.
4. 5.
2.4 Rasizm? 64 2.5 Neokolonializm? 65 2.6 Sytuacja Polski 66 Mit przeludnienia i jego skutków 67 3.1 Przeludnienie? 68 3.2 Liczba mieszkańców Ziemi 71 3.3 Ludzie a surowce i żywność 73 3.4 Żywność 74 3.5 Surowce 75 Populacja a ekologia 76 Konferencje ludnościowe i inne szczyty
Samopanowanie a masturbacja 142 1. Statystyka a etyka 142 2. Masturbacja a miłość 143 3. Możliwość samopanowania 146 Homofobia czy troska? 148 1. Nauka a obyczaje 148 2. Szacunek do człowieka a szacunek do prawdy 3. Rachuby polityków 153 4. Satysfakcja kryterium oceny? 156 5. Samopanowanie a homoseksualizm? 756 79
Część IV ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA ŻYCIE
Część II W SŁUŻBIE MIŁOŚCI I RODZINY
I
Moralny aspekt aborcji 765 1. Raz jeszcze karta katolicka 765 2. Aborcja zabójstwem człowieka 767 3. Może aż człowiek? 170 4. Dziecko jako skutek gwałtu 777 5. Zagrożenie życia matki 172 6. Prawo do życia człowieka chorego 174 7. Aborcja na żądanie 777 II Wychowanie poprzez prawo 7 78 1. Prawo do życia w Europie 7 78 2. Prawo a demokracja 180 2.1 Demokracja a sprawiedliwość 180 2.2 Demokracja bez najsłabszych? 767 2.3 Tolerancja dla inaczej myślących? 767 2.4 Szczególna troska o najsłabszych 182 2.5 Prawo do życia a referendum 763 2.6 O troskę dla najsłabszych wśród najsłabszych 763 3. Prawo a zasada „cel nie uświęca środków" 764 3.1 Polski dramat 764 3.2 Zamierzenie bezpośrednie zła a jego dopuszczenie 767 3.3 Troska o skuteczne prawo 766 4. Kodeks Etyki Lekarskiej w służbie siły? 189 5. Konsekwencje prawnego zakazu zabijania 794 6. Sens kary 795
I
Seks a miłość 85 1. Seks bez miłości 55 2. Seks a ponadinstrumentalna wartość osoby 86 3. Miłość na miarę podmiotu miłości 88 4. Miłość jako przedmiot wychowania 90 5. Miłość jako dar z samego siebie 91 II Miłość a rodzicielstwo 93 1. Nierozerwalność miłości i prokreacji 93 2. Antykoncepcja: skuteczność a godziwość 95 3. Środki antykoncepcyjne a środki wczesno poronne 96 4. Antykoncepcja a miłość jako dar z siebie 100 5. Antykoncepcja a aborcja 104 6. Antykoncepcja a naturalne planowanie rodziny 106 III Wychowanie do małżeństwa 114 1. Małżeństwo wrogiem miłości? 114 2. Małżeństwo wymogiem miłości 115 3. Nierozerwalność małżeństwa 116
Część III NA GRUNCIE WOLNOŚCI Miłość a samopanowanie 121 1. Seks bez panowania nad sobą 121 2. Samopanowanie na straży miłości osoby 122 3. Samopanowanie jako warunek daru z siebie 123 4. Samopanowanie na straży własnej rozumności i wolności 5. Pokusa resentymentu 725 6. Metody realizacji samopanowania 126 II Środowisko zagrażające samopanowaniu 129 1. Oddziaływanie świata kultury 129 2. Pornografia a prawda 131 3. Raporty o pornografii 132 4. Społeczna akceptacja pornografii 135 5. Społeczeństwo sutenerem? 137 6. Prokuratura a Kodeks Karny 138 7. „Seksperci"? 139 8. Dobroczyńcy? 141
I
6
150
124
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA 1. 2. 3. 4. 5. 6.
7.
„Świerszczyk" dzieciom 799 Partnerstwo czy małżeństwo? 200 Prokuratura a stręczycielstwo i pornografia Świat po Kairze 203 „Gazeta Wyborcza" a demografia 206 Dobra nowina o życiu 207 6.1 Spisek przeciw życiu 207 6.2 Pro-woman 208 6.3 Odpowiedzialność polityków 209 Dobroczyńcy? 211
201
7
Jednym z pierwszoplanowych pól wciąż aktualnej „bitwy o Polskę" jest zmaganie się o mającą zapanować w umysłach wizję seksualności oraz model jej wychowania. Tu bowiem rozstrzyga się nasz stosunek do siebie, osób najbliższych i całego społeczeństwa. Nikt z nas wszak nie spada z nieba. Stajemy się ludźmi, zaczynamy istnieć j a k o niepowtarzalna osoba, dzięki ogólnoludzkiej mocy energii seksualnej. Sposób myślenia o seksie nie może zatem nie być najbardziej fundamentalnym myśleniem 0 sobie, o drugich i... III Rzeczypospolitej. Z tego też powodu nieuniknione jest zderzenie ze sobą różnych koncepcji seksualności. Wyjaśnia się przez to także znamienny fakt, iż przeciwstawne wizje seksu są tak energicznie 1 z tak wielką uporczywością bronione: uporczywością nieporównywalnie większą niż np. własna przynależność partyjna. Nic również dziwnego, iż w spór ten zaangażowani jesteśmy wszyscy. Biorą w nim udział zarówno wielkie ogólnoświatowe organizacje, politycy oraz autorytety życia społecznego, jak i ci, którym mają oni służyć, mass media i ich odbiorcy. Instytucje publiczne i związki w y z n a n i o w e oraz anonimowe „tak się robi". Rodzice i ich dzieci. Interesujące nas zmaganie nie jest oczywiście rzeczą nową. Każde pokolenie ma własną „rewolucję seksualną". Ponadto toczy się ono nieza leżnie od epoki nie tylko na płaszczyźnie życia społecznego, ale także w samym człowieku. Już w samych sobie odkrywamy zmaganie się dwóch przeciwstawnych sobie ujęć seksualności, a więc i przeciwstawnych wizerunków nas samych. Szczególnym rysem naszej współczesności jest jednak to, iż spór ten wkroczył wraz z mass mediami ze zdwojoną mocą do życia wspólnotowego. Również jego takie czy inne rozwiązanie na tym gruncie bardzo poważnie rzutuje na nasze j u ż indywidualne myślenie i wybory życiowe. Z pewnością spór o ludzką seksualność na płaszczyźnie społecznej jest wyrazem i polem w s p o m n i a n e g o w e w n ę t r z n e g o zmagania. Niejednokrotnie j e d n a k ma on j e s z c z e i inne źródła. Aby nie szukać bardziej odległych przykładów przypomnę tylko, iż car polecił powtórzyć polskiej młodzieży myślącej o odrodzeniu Ojczyzny, że nie na anachoretów, lecz na ludzi praktycznych wychować was pragniemy (...) Bądźcie pewni iż ani wesołe pohulanki, ani uczęszczanie na zabawy i widowiska, ani gra w karty, ani romansowe intrygi nie zachwieją zaufania rządu ku wam (...) 11
WSTĘP Na wszystkie wybryki młodocianego szału władze będą wyrozumiałe, byle przywiązanie do tronu i wierność rządowej idei nie nadwerężone pozostały. Ale biada wam, jeśli nastawiwszy ucha zgubnym podszeptom przewrotnych buntowników, zechcecie roić o wskrzeszeniu upadłej 1 bezrządern Rzeczypospolitej i bawić się w spiski lub powstania. Nasza narodowa odrębność nie j e s t zaś wszystkim droga. Na łamach 2 „Trybuny Śląskiej" Ludwik Stomma (publicysta „Polityki") otwarcie głosi, że Jeżeli Polska chce wejść do Europy, musi się w niej roztopić. Roztapiamy się już dzięki zagranicznej prasie. 30 procent gazet lokalnych wychodzi za pieniądze zagraniczne w części lub całości. Obficie okraszone bardzo specyficznym i jednolitym ujęciem seksualności czasopisma - najbardziej poczytne wśród polskiej młodzieży - „Bravo'\ „Dziewczyna" (a także „Tina", „Świat Kobiety", „Claudia", „Super TV", „Tele-Magazyn") stanowią mutację tytułów niemieckich. „Fundacja Playboya" nie ukrywa zaś, iż zamierza w szkołach edukować seksualnie naszą młodzież. Nie j e s t to j e d n a k tylko nasz polski problem. Wyjaśnienia tego, co w III Rzeczypospolitej dzieje się w życiu społecznym z seksem, trzeba szukać w zmaganiu, które przybiera coraz bardziej globalny charakter. Przygotowania do Konferencji ds. Zaludnienia i Rozwoju w Kairze (1994) pokazały wystarczająco, iż pewnym kręgom droga jest myśl o ogólnoświa towym imperium, dla stworzenia którego niezbędnym warunkiem jest powszechne przyjęcie w praktyce życiowej seksu poza dobrem i złem, czyli seksu poza prawdą i wolnością. Nie tylko Lenin widział z całą jasnością, że Jeśli chcesz zniszczyć naród, zniszcz jego moralność, a spadnie on w twoje ręce jak dojrzałe jabłko z drzewa. W tym też celu wołał: Dajcie mi pierwsze lata w życiu dziecka i to dziecko będzie moje na zawsze. Te same poglądy miał również pierwszy dyrektor Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), Brock Chisholm, oddany zwolennik idei ogólnoświatowego rządu. Jego zdaniem drogą do uwolnienia najbardziej krępującego ludzkość pojęcia dobra i zła jest edukacja seksualna od najwcześniejszych lat. Polski B o y - Ż e l e ń s k i w „Piekle kobiet" także uważał, iż w y z w o l o n a i szczęśliwa ludzkość nastanie z chwilą powszechnego dostępu do skutecznej antykoncepcji. Pomocą w przybliżeniu i rozwiązaniu tego sporu chciałaby służyć ta książka. Niekiedy bowiem niezbyt wyraźnie jawią się walczące ze sobą stanowiska: kto, co i dlaczego ma do zaproponowania. Czasami nawet identyfikacja samej strony sporu natrafia na poważne przeszkody. Nie dzieje się to przypadkiem. W dziedzinie seksualnej w rachubę wchodzi prawda trudna. Jest to prawda, która w y m a g a od człowieka w i e l e . 1
Abp Z. Sz. Feliński. Pamiętniki cz. I. Lwów 1911 s. 127 (cyt. za: Walerian Słomka. Zabić Polskę seksem. W: „Niedziela" nr 22. 29. 05. 1994). 2
12
1994, nr 122.
WSTĘP Nic zatem dziwnego, iż rodzi ona pokusę ucieczki od związanych z nią wymagań i - co więcej - usprawiedliwienia kapitulacji pozorami zwycięst wa. Na tę słabość i ucieczkę od prawdy liczą zresztą budowniczy nowego imperium, dla którego prawda stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo. Również argumentacja w tej dziedzinie jest bardzo subtelna i skom plikowana. Stąd też pojawia się czasami pokusa rezygnacji z głębszych uzasadnień i poprzestania na tzw. pobożnych życzeniach. Pozbawia się przez to mocy prawdy i stąd płynącej siły przekonań. Co więcej - własna pozycja zaczyna niepokojąco zacierać swoje kontury. Nie pozostawię jednak całego sporu o ludzką seksualność tylko na teoretycznej płaszczyźnie. W k o m p o n u j ę ją b o w i e m w naświetlenie najważniejszych wydarzeń, które zarówno w naszym kraju, jak i poza jego granicami w dziedzinie wychowania seksualnego mają miejsce. Szczególnej okazji do podjęcia tego zagadnienia dostarcza ogłoszenie przez ONZ roku 1994 Rokiem Rodziny. Mobilizuje to wszystkich uczest ników sporu o wychowanie seksualne, który w istotnym swym aspekcie jest właśnie sporem o rodzinę, jako miejsce, w którym rodzi się człowiek. Parlament Europejski odpowiedział na tę inicjatywę wyrażając uznanie dla związków h o m o s e k s u a l n y c h i implikowanej przez nie koncepcji seksualności. Organizacja Narodów Zjednoczonych - przygotowując się do konferencji w Kairze na temat zaludnienia i rozwoju - postulowała zaś instrumentalne traktowanie rodziny przez ośrodki zainteresowane w tym ekonomicznie, a pojęcia „ m a ł ż e ń s t w o " i „ m i ł o ś ć " nie zostały uznane za godne uwagi w odniesieniu do rodziny. W Polsce zaś Sejm i Senat chciały przyznać rodzicom prawo do zabijania swych nie narodzonych dzieci, co - jak wiadomo - zostało udaremnione wetem Prezydenta. W inicjatywę Roku Rodziny włączył się w rozmaity sposób również Kościół katolicki. Jan Paweł II poświęcił rodzinie uwagę w większości tegorocznych swoich dokumentów. Ofiarował tej sprawie - jak sam wyznał - również swoje cierpienie spowodowane znanym wypadkiem. W doku mencie skierowanym 13 maja 1994 roku do włoskich biskupów określił on Rok Rodziny rokiem zagrożenia rodziny. W a r t o też przypomnieć, iż zdaniem głowy Kościoła katolickiego w przyszłości naukowcy będą mogli powiedzieć, iż wiek nasz był wiekiem rodziny. Nigdy bowiem, tak jak w tym stuleciu, rodzina nie była narażona na tyle niebezpieczeństw, ataków i erozji. Lecz jednocześnie nigdy jak w tym wieku nie wychodziło się rodzinie naprzeciw z tak wielką pomocą.3 Z pewnością książka ta może pokazać tylko w y c i n e k całego współczesnego sporu o rodzinę, czy też sporu o ludzką seksualność. Niech chociaż stanowi przyczynek do pełniejszego ujęcia. ó
Przemówienie w czasie spotkania z rodzinami 12 października 1980 (Jan Paweł II. Nauczanie papieskie. BI, 2. 1980 /lipiec-grudzień/ Poznań-Warszawa 1986 s. 463).
13
Część I
W POLU PRAWDY
Najgłębszą płaszczyznę współczesnego sporu o koncepcję wychowania seksualnego wyznacza stosunek do prawdy. Dla jednej ze stron tego sporu naczelnym kryterium oceny ludzkiej seksualności jest w zasadzie nieograniczona realizacja pragnień jednostki. Wychowanie seksualne sprowadzone zaś zostaje do „seks edukacji", podporządkowanej realizacji tych pragnień. Zdaniem natomiast drugiej ze stron, kryterium tym jest prawda: seks winien być na miarę prawdy o swej wielkości, a nie na miarę ludzkich chceń. Kryterium prawdy rządzi również proponowanym wychowaniem seksualnym, które wedle tego ujęcia polega na wychowaniu do prawdy o ludzkiej osobie w aspekcie jej seksualności.
I
Owoce teraźniejszości i przeszłości
Niejednokrotnie uważa się, iż pozytywne wychowanie seksualne pojawiło się w Europie dopiero w XX wieku, a w poprzednich stuleciach przeważał niechętny a nawet wrogi stosunek do sfery seksualnej, którą jakoby starano się stłumić lub też sprowadzić tylko do celów prokrea cyjnych. Taką opinię przedstawia się nawet czasami jako wiążącą w zor ganizowanym wychowaniu seksualnym. Tezę tę do tej poiy rozpowszech nia obowiązujący w dalszym ciągu wychowawców w polskiej szkole podręcznik „Przysposobienia do życia w rodzinie": Dopiero w XX wieku zaczęto patrzeć na eros i seks człowieka jako na źródło radości życia, zdrowia psychicznego i pole do rozwijania-estetycznych oraz etycznych zdolności i wrażliwości człowieka^ Takie opinie sugerują zatem, iż interesujący nas konflikt właściwie posiada charakter pokoleniowy i jedna z jego stron znajduje się na stra conych pozycjach wobec współczesnego kultu nowoczesności. Opatrując wszak jakiś produkt etykietką „new" z góry zakłada się jego większe wzięcie u nabywców. Trudno się jednak a priori zgodzić z tezą, iż cała przed dwudziesto wieczna przeszłość widziała ludzką seksualność jako coś negatywnego. Wiadomo bowiem, iż np. w wielowiekowej autentycznej myśli chrzęści jańskiej (nieskażonej wpływami manichejskimi) ludzką cielesność i seksu alność zawsze uznawano za ogromną wartość: za czynnik wyrażania miłości osoby, źródło zaistnienia niepowtarzalnej ludzkiej osoby oraz teren stwórczej miłości samego Boga. 5 To właśnie z uwagi na tę - wręcz 4
Różne odmiany wychowania seksualnego. W: „Przysposobienie do życia w rodzinie. Wychowanie". Red. M. Kozakiewicz i Z. Starowicz. Warszawa 1987 s. 97. 5 Sprawie wychowania seksualnego Kościół katolicki poświęcał zawsze wiele uwagi. Najnowszym dokumentem na ten temat jest: Wskazania wychowawcze na temat miłości ludzkiej. Zasady wychowania seksualnego. Kongregacja Doktryny Wiary. Rzym 1986 (tekst ten zamieszczony jest W: „Kościół a problemy etyki seksualnej'. Warszawa 1987). Szereg uwag dotyczących interesującej nas kwestii zawiera także deklaracja „O niektórych zagadnieniach etyki seksualnej" (Kongregacja Doktryny Wiary 1975) oraz adhortacja ..Familiaris consortio" Jana Pawła II z 1981 roku, a także watykańska .Karta Praw Rodziny". Sprawy tej dotyka także „List do Rodzin" Jana Pawła II z 1994 roku.
17
W POLU PRAWDY niezwykłą - wartość płciowości w ciemnych barwach nakreślano to, co od tego ideału się oddala i co zagraża jego realizacji. Wszelkie rozjaśnienie jego barwy, rozmycie j e g o konturów, zawsze wszak pociąga za sobą obdarcie z wartości samego ideału. Tendencje negatywnego postrzegania ludzkiej seksualności należy raczej łączyć z pewną praktyką życiową, która często nie dorasta do wymagań związanych z tą dziedziną, co rodzi pokusę „przykrojenia" ideału do swojej słabości. Wtedy j e d n a k te tendencje nie są związane tylko z przeszłością, ale - j a k twierdzi Karol Wojtyła - w ogóle przeważają w ludzkiej mentalności (najczęściej w sposób podświadomy) niezależnie od e p o k i . 6 A więc również w XX wieku, j a k to zaraz w szczegółach pokażemy. Nie należy tylko sugerować się samymi deklaracjami o przyj mowanym przez siebie radosnym obliczu seksu i sztandarowym odrzuce niem istnienia „nieustannego zagrożenia i zła" związanego ze sferą seksu alną. Same te deklaracje nie wystarczają. Muszą one jeszcze widzieć możliwość daleko idącego odejścia od ogromnej wartości ludzkiej seksual ności. Nieuwzględnienie możliwości tego odejścia wskazuje, iż tak naprawdę nie docenia się tego, co pragnie się chwalić. Wszak np. głęboką obrazą króla i znieważeniem jego majestatu jest chwalić go tak tylko, jakby był jedynie I ministrem! Drzewo - jak wiadomo -- poznaje się się po owocach. Trudno jakoś uwierzyć, aby tyle wybitnych indywidualności wielowiekowej przeszłości było jednak karłami w dziedzinie seksualnej, skoro jakoby nie otrzymali pozytywnego wychowania seksualnego i w fałszywych barwach mieli widzieć całą tę sferę. Również zanim zaczniemy gloryfikować wszystkie współczesne propozycje wychowania seksualnego, przyjrzyjmy się ich owocom, które są już dzisiaj dobrze widoczne.
1. Niedowartościowanie ciała Z pewnością trudno jest podejmować ocenę jakiejś epoki, dopóki ona jeszcze definitywnie nie przeminęła. Tym niemniej jeżeli chodzi o stosunek naszej współczesności do seksu - za co muszą wziąć odpowiedzialność również preferowane koncepcje wychowania seksualnego - to można bez większego ryzyka stwierdzić, iż jest ona niezadowalająca. Zgodnie się to zresztą powtarza zarówno w dokumentach watykańskich jak i w kręgach, którym bliska jest cała hedonistyczna ideologia „I can't get no satisfaction" Micke'a Jaggera czy zauroczeń Herberta Marcusego. Różne są co prawda diagnozy tego stanu rzeczy i proponowane doń terapie. Wszyscy się nato miast zgadzają, iż współczesny świat daleki jest w tym względzie od - różnie zresztą rozumianego - ideału. Karol Wojtyła. Instynkt, miłość, małżeństwo. W: „Tygodnik Powszechny" 1952, nr 42.
18
OWOCE TERAŹNIEJSZOŚCI I PRZESZŁOŚCI Dominujące w naszej współczesności oblicze seksu wyraża najdo bitniej jego wizja w mass mediach. Prezentują one często seks i ciało. Nie dlatego jednak, że bardzo je cenią. Przeciwnie. Wbrew wszystkim pozorom jest to seks i ciało poniżone. Poniżone, bo oderwane od wymowy tego, że jest to seks i ciało osoby. Skoro jest to ciało i seks osoby, to winno być traktowane tak, jak traktować należy osobę. Osoby zaś nie można czynić tylko środkiem dla jakichkolwiek celów. Tymczasem ciało w mass mediach to środek do rozmaitych celów: lepszej sprzedaży rozmaitych produktów czy też rozrywki. Rzeczywistość ludzkiej płci pomimo popu larności niezbyt jest zatem ceniona, skoro środek jest zawsze w wartości podporządkowany celowi. Seks mass mediów nie jest rzeczywistością zbyt cenioną, skoro również nie stawia się żadnych ograniczeń w odnoszeniu się do niej. To bowiem, co bardzo sobie cenimy, obwarowujemy szeregiem zakazów. Zakazów właśnie na miarę cenności tego przedmiotu. Cenę np. diamentu w czyichś oczach można wszak poznać poprzez sprawdzenie, czy trzyma się go w sejfie i stawia szereg zakazów w odnoszeniu się do tego diamen tu, a więc obchodzi się z nim w sposób, który wyklucza możliwość zniszczenia czy kradzieży. Tymczasem w rozpętanej przez „Gazetę Wyborczą" (i Towarzystwo Rozwoju Rodziny) zbiorowym ataku na „Zanim wybierzesz..." (znany podręcznik do nauki przedmiotu „Przysposobienie do życia w rodzinie" 7 ) wystarczającym argumentem dla sformułowania zarzutu, iż podręcznik ten straszy seksem i stanowi przykład anty seksualnej obsesji, j e s t wskazanie na pewne zakazy w odnoszeniu się do sfery seksualnej, których respektowanie doradzają autorzy. 8 Zakazy te jednak - o czym zapominają formułujący ten zarzut - są na miarę wielkości tej sfery! Widać zatem, iż to ekipa T o w a r z y s t w a Rozwoju Rodziny oraz „Gazety Wyborczej" ma manichejskie obsesje. Jeżeli z ciałem i płcią wszystko wolno jak zakładają krytycy „Zanim wybierzesz" - znaczy to, że sfera ta posiada charakter pozaosobowy (wręcz zły), którą w dowolny sposób można mani pulować! Wedle znanego starożytnego powiedzenia „extrema iunguntur".
' M. i W. Grabowscy, A. i. M. Niemyscy, M. i P. Wołochowicz. Zanim wybierzesz... Warszawa 1993. 8 Zob. „Gazeta Wyborcza" 1994, nr 87, s. 1 i 5 (wspomina się, iż znani liderzy Towarzystwa Rozwoju Rodziny: Mikołaj Kozakiewicz, Zbigniew Lew Starowicz, Andrzej Jaczewski, Kazimierz Imieliński, Jerzy Rzepka domagają się od MEN wycofania tego podręcznika. W „GW" nie znajdujemy jednak jakichś treściowo określonych zarzutów oprócz ogólników typu: „Nie można dopuścić do tego, by rzeczowa informacja była zastępowana moralizatorstwem i narzucaniem uczniom poglądów i postaw. „ośmieszanie nauki i systemu szkolnictwa", „kontrowersyjność, błędność i rozmijanie się ze współczes nym poziomem wiedzy". Każdy zarzut należy jednak wpierw nie tylko sprecyzować, ale również uzasadnić. Bez tego bowiem jest niepoważny).
19
W POLU PRAWDY Prorocy rewolucji seksualnej jak i manichejski purytanizm mają ten sam wspólny mianownik w spojrzeniu na ciało i seks. 9 Tę niską cenę seksu we współczesnej mentalności dobrze też potwierdza i ilustruje spontaniczna wulgarna twórczość na ścianach naszych miast. Wszechobecny bożek jest tu odmalowany jako przedmiot dogłębnego poniżenia i pogardy! Do tej samej smutnej konstatacji prowadzi również obserwowany czasami fakt, iż największe obelgi na swoich wrogów miotają niektórzy językiem tak rozumianego seksu. Skoro to właśnie wróg zasłużył sobie na taki epitet, widać sama oznaczana nim rzeczywistość posiada wrogi (zły) charakter dla użytkownika tego słownictwa. Takie czy inne pojmowanie ludzkiej seksualności ma oczywiś cie wpływ na cały szereg wydarzeń w naszym życiu. Do myślenia daje zatem fakt, iż w 1980 roku połowa osiemnastolatków na kontynencie amerykańskim pochodziła z domów r o z b i t y c h . 1 0 W Kanadzie wskaźnik rozwodów w latach 1968-1983 wzrósł o 500 proc. Rozwód świadczy zaś w dużej mierze o zawodności realizowanej w tym małżeństwie wizji seksu alności, chociaż sami zainteresowani niekoniecznie muszą sobie z tego zdawać sprawę, a tym bardziej zgłaszać to jako podstawę dla uzyskania rozwodu. 1 1 Również zastanawić się należy nad powodami tego, iż od 1963 roku w grupie wiekowej 15-30 lat zanotowano wzrost wskaźnika samobójstw o 600 proc. Powody? W każdym razie określone myślenie o seksie wskazuje na sposób myślenia o swoim życiu i jego wartości.
2.
„Tak się robi
Niejednokrotnie ten właśnie świat ze swoim niedowartościowaniem ludzkiego ciała i płci staje się pierwszym w y c h o w a w c ą dzieci. Z a n i m jeszcze rodzice spróbują cokolwiek na ten temat im powiedzieć w zaciszu swojego domu, ta wizja w wielu wypadkach już kształtuje ich świadomość. Otoczenie zaś posiada zawsze bardzo silny wpływ wychowawczy. Stąd też konsekwencją tego stanu rzeczy może być całkowicie bierne ulegnięcie panującemu m o d e l o w i seksualności. W s z e c h o b e c n e „tak się robi" („wszyscy tak robią") rodzi pokusę podeptania logiki i wyprowadzenia zeń wniosku: „tak powinno się robić". Jakże łatwiej nam wejść na wydeptaną już przez wielu ścieżkę na trawniku, niż wkroczyć samotnie na całkowicie zielony jego obszar. Nic zatem dziwnego, iż wszelkie badania opinii publicznej powodują
y
Zob. na ten temat: Karol Wojtyła. Miłość i odpowiedzialność. Lublin 1982, rozdział „Interpretacja rygorystyczna". AU Betty Steele. Together again: Reuniting Men and Women, Love and Sex, Mother and Children. Toronto 1991. 11 Jako główny powód rozwodów podaje się zdradę małżeńską i alkoholizm.
20
OWOCE TERAŹNIEJSZOŚCI I PRZESZŁOŚCI zawsze rozprzestrzenienie stwierdzanej prawidłowości. Zgodził się z tym w latach siedemdziesiątych również Zbigniew Lew Starowicz, który obciążył odpowiedzialnością za panujący chaos pedagogiczny w dziedzinie seksualnej między innymi opublikowanie głośnych badań Alfreda C. K i n s e y a . 1 2 Miały one jakoby wykazywać, iż mieszkańcy U S A w ogromnym procencie praktykowali (lata 40. i 50.) homoseksualizm, cudzołóstwo, sodomię, masturbację i inne tego typu zachowania seksu alne. Również w latach dziewięćdziesiątych przy szafowaniu rozmaitymi wątpliwymi statystykami należy pamiętać o ich ogromnym wpływie na panującą mentalność. Jeżeli chodzi o badania Kinseya, to ostatnio w USA jest coraz głośniej, iż nie spełniają one elementarnych wymagań naukowości, bo prowadzone były na całkowicie nie reprezentacyjnej grupie. 1 3 25 procent badanych to wszak przestępcy lub już karani. Poza nimi o swoje życie seksualne zapy tana została przez amerykańskiego seksuologa grupa homoseksualistów, męskich prostytutek, pedofilów i innych „mniejszości seksualnych". Nic zatem dziwnego, że „raporty" Kinseya nie obrazują w żadnym stopniu faktycznych poglądów ówczesnego społeczeństwa amerykańskiego na sprawy seksu. „Raporty" te zostały jednak w odpowiednim kierunku nagłośnione: np. ruch homoseksualistów często powołuje się na tezę Kinseya, iż 10 proc. amerykańskiej populacji miało homoseksualną orien tację, co absolutnie nie jest prawdą i o czym przyjdzie nam jeszcze mówić. Gdyby nawet założyć, iż takie mniej więcej były ówczesne amerykańskie obyczaje, to błędem logicznym jest wyprowadzanie ze zda nia „ludzie tak a tak postępują" zdania „ludzie tak a tak powinni postępować". Wszak z tego, że ludzie np. kradną i kłamią, nie wynika, że powinni kraść i kłamać. Tym niemniej raporty te zostały wykorzystane właśnie w celu uformowania poglądów społecznych w odpowiednim kierunku. Oczekiwany skutek został osiągnięty. Zgodnie zresztą z dowcip nie ujętym spostrzeżeniem Platona, który mówił, że jeżeli wszyscy wokół nas będę twierdzili, iż mamy tylko dwa łokcie wzrostu, to z pewnością prędzej czy później w to uwierzymy. Promowane obecnie w USA i innych krajach wychowanie seksualne jest oparte w dalszym ciągu na „odkryciach" Kinseya i wywiera znaczący wpływ na mentalność i postawy społeczeństwa. Należy wiedzieć, iż pod adresem badań prowadzonych przez Kinseya formułowane są również poważniejsze zarzuty niż tylko w s p o m n i a n e uchybienie wymogów naukowości. Główne oskarżenie, które wytacza się l 2 i
Zbigniew Lew Starowicz. Patologia kulturowa seksu. W: „Erotyka w aspekcie zdrowia psychicznego", Warszawa 1975, s. 130-131. 13
J. Reisman, E. W. Eichel. J. Gordon Muir. Kinsey, Sex and Fraud. 1990 Lafayette
(Huntington House Publishers). Por. też : V. Riches. Sex and Social Engineerings, s. 8.
21
W POLU PRAWDY amerykańskiemu seksuologowi dotyczy sposobu, w jaki prowadził on badania nad „seksualnością dzieci". Czy otrzymał je od znanych pedofilów i molestatorów dzieci, czy też osobiście prowadził swoje eksperymenty? 1 4 Wedle Reismana 28 tych dzieci miało mniej niż rok życia. W i e l e z badanych 317 dzieci było poddanych stałej seksualnej stymulacji, co doprowadziło do ich drżenia, płaczu, mdlenia, konwulsji i walki z molestatorami.
3.
Edukacja seksualna a ciąże nastolatek Szereg negatywnych zjawisk we współczesnym stosunku do ludzkiej
seksualności
nie jest
owocem
tylko
-
sygnalizowanego
dopiero
-
oddziaływania środowiska. Fakty przemawiają za tym, że wchodzi tu w rachubę również wpływ zorganizowanej edukacji seksualnej w szkołach. J e d n y m z celów wprowadzenia obowiązkowej edukacji seksualnej w szkołach było dążenie do ograniczenia problemu nieoczekiwanej i nie chcianej ciąży, zwłaszcza u młodocianych. Doświadczenia społeczeństw zachodnich, które już od wielu lat taką edukację prowadzą, pokazują, iż niejednokrotnie oczekiwania te nie zostały spełnione. Zostało to wykazane w badaniach prowadzonych przez różnych autorów posiada jących zresztą całkiem przeciwne koncepcje wychowania seksualnego. Jedne z badań nad efektami szkolnej edukacji seksualnej dokonane zostały w 1986 roku w U S A przez prof. Jacqueline Kasun z Uniwersytetu Humboldta. Według raportu opublikowanego przez ten poważny autorytet naukowy działania te nie spowodowały ograniczenia problemu nie chcianej ciąży u nastolatek, ale problem ten znacznie p o w i ę k s z y ł y . 1 5 Jednym z głównych elementów tej edukacji było dostarczenie młodzieży szerokiego dostępu do bezpłatnej antykoncepcji (tak j a k i innych form regulacji urodzeń). Raport Kasun pokazuje, iż pomiędzy poszczególnymi stanami istnieje znaczna rozbieżność w ilości ciąż u nieletnich. W 1980 roku Kalifornia, Hawaje, Georgia i N o w y Jork wprawdzie stworzyły największą dostępność do bezpłatnych form kontroli urodzeń również dla młodzieży, to jednak równocześnie zanotowano we wszystkich tych stanach najwyższy w kraju wskaźnik ciąż u nieletnich oraz aborcji. Tam natomiast, gdzie najmniej wydatkowano na kontrolę urodzeń (Utah, Dakota Południowa, Idaho, Dakota P ó ł n o c n a ) , tam też z a n o t o w a n o najniższy wskaźnik aborcji oraz ciąż u niezamężnych. Zdaniem Kasun
14
Zob. J. Reisman., J. Gordon Muir i E. W. Eichel, Kinsey, Sex and Fraud. Dz. cyt. Zob. tez Patrick Buchanan Sexologist Kinsey: Child Abuse Collaborator. „The Washington Times", May 20, 1983, p. 2C. 15 Teenage Pregnancy: What Comparisons Among States and Countries Show. Cyt. za: Melvin Anchell. .What's Wrong With Sex Education?" 1991 Selma.
22
Ik,-, i
OWOCE TERAŹNIEJSZOŚCI I PRZESZŁOŚCI to właśnie te rządowe programy stworzyły problem. Jeżeli w Kalifornii w latach 1971-73 przeznaczono na kontrolę urodzeń 4 miliony dolarów, to w 1983 już 95 milionów. W ciągu tego okresu wskaźnik ciąż u nielet nich wzrósł tam aż 30 procent ponad poziom całego kraju, potroiła się również liczba aborcji w tej grupie wiekowej (60 procent ponad narodowy poziom). We wszystkich stanach natomiast, w których zredukowano fun dowanie kontroli urodzeń, wystąpił spadek ciąż u nieletnich (Minnesota, Utah). Pomimo zatem prowadzonej od bardzo wielu lat (i ogromnymi środ kami) edukcji seksualnej w USA, kraj ten w dalszym ciągu posiada najwyższy wskaźnik ciąż u małoletnich pośród wszystkich państw Zachodu. 1 6 Badania Kasun potwierdzone są przez innych autorów. Pozytywne programy wychowania seksualnego w szkołach (nastawione na wycho wanie do samopanowania) owocowały 40 proc. obniżeniem aktywności seksualnej w stosunku do grupy kontrolnej nie przechodzącej takiego programu. Liczba ciąż wśród uczennic szkół elementarnych spadła z dziesięciu rocznie do zera, a w szkołach średnich z czterdziestu do dziesięciu. 1 7 Również dr Judith Bury (z „Edinburgh Brook Advisory Centres" w Wielkiej Brytanii, specjalizujących się właśnie w udzielaniu nieletnim antykoncepcji bez wiedzy rodziców) stwierdza, iż dostarczanie młodzieży antykoncepcji prowadzi do powiększenia liczby aborcji, a nie zmniejszenia. 1 8 Wprowadzenie natomiast w 1984 roku w Anglii zakazu udzielania antykoncepcyjnych środków dziewczętom poniżej 16 lat spowodowało spadek aborcji w tej grupie wiekowej. Również raport Royal College Położników i Ginekologów Wielkiej Brytanii (1972) stwierdził całkowitą nieskuteczność edukacji seksualnej na zahamowanie liczby nie plano 19 wanych ciąż u nieletnich. Fakty te potwierdzone są również przez szwedzkie doświadczenia, gdzie pomimo wieloletniej edukacji seksualnej w szkołach (od 1942) i łatwej dostępności do odpowiednich środków higienicznych w latach 60. nastąpił gwałtowny wzrost zachorowań na choroby weneryczne. 2 0 W 1964 roku amerykański „Los Angeles Times" przyniósł zaś informację, iż dr Ulf Nordwall (Królewski lekarz) oraz 140 innych sławnych szwedzkich lekarzy 16
Ch. K. Crowe. What's a parent to do? Social Justice Review. „Sex Education". Vol. 79, No. 3-4, p. 48. 17 Elena Neuman. Bfrds and the Bees and More. „Insight". Sept. 27. 1992, pp. 7-8. Larry Witham. Abstinence-Based Sex Classes Urged by Health Service Aide. „Washington Times". Sept. 27, 1992. 18 Zob. „The Scotsman". Sex Eduction For Bureacrats, 29. 0 6 . 81. 19 Tamże. An Analysis of Sex Education. Vanier (Canada) b. r. w.
23
W POLU PRAWDY
i nauczycieli podpisało petycję do rządu wyrażającą zaniepokojenie seksualną histerią pośród młodzieży. W petycji tej uznano to zjawisko 21 za produkt seks edukacji. Widać zatem, iż sposób prowadzenia tamtej szego wychowania seksualnego uznano za niewłaściwy. Jeżeli więc nie chcemy popełnić tych samych błędów, powinniśmy skorzystać z doświadczenia wspomnianych krajów, a nie ślepo naśla dować to, co nie przyniosło żadnych pozytywnych owoców.
Cyt. za: Melvin Anchell. Sexand Insanity. 1983 Portlant (Halcyon House) p. 134-5.
24
II Seks-preparacja a prawda Stanowiska w sporze o kształt wychowania seksualnego, które negują prawdę z dziedziny seksualnej, nie zawsze czynią to w sposób wyraźny. Czasami jest to ukryta przesłanka niektórych rozstrzygnięć.
1. Seks poza d o b r e m i z ł e m Jednym z bardzo często proponowanych współcześnie sposobów prowadzenia wychowania seksualnego jest unikanie jakiejkolwiek oceny różnych zachowań seksualnych. Ma to jakoby wyrażać współczesnego ducha pluralizmu i tolerancji, na gruncie których nie uważa się za godzi we narzucanie komukolwiek własnej hierarchii wartości. W rezultacie k a ż d ą z tych hierarchii uważa się w zasadzie za równowartościową. Twierdzi się bowiem, że jeżeli ktoś ma jakieś szczególne upodobania w dziedzinie seksualnej, to winien je po prostu realizować, a nie zastanawiać się, czy godzi mu się - jako osobie - im ulegać. Czasami zatrzymuje się uwagę wychowanków tylko na tym, aby otrzymać aprobatę partnera dla swojej wizji seksualności. Zakłada się zatem, iż np. mlaskanie przy stole miałoby stać się bardziej godne uzna nia, jeżeli tylko wszyscy uczestnicy biesiady nie mieliby nic przeciwko takim wyrazom czyjegoś apetytu. Taką opcję reprezentuje przygotowujący nauczycieli przysposobienia do życia w rodzinie wspominany kilkakrotnie podręcznik: sama wzajemna aprobata dla swoich upodobań miałaby stanowić jedyne kryterium oceny zachowań w dziedzinie seksualnej. Stąd też twierdzi się tu, iż na gruncie przyjmowanej etyki, określonej jako etyka „złotego środka", np. seks grupowy nie ma w sobie niczego zasługującego na negatywną ocenę, jeśli zachowanie takie wynika z dobrowolności zainteresowanych. 22 Opierając się o to samo kryterium ocenia się też homoseksualizm (nakaz zaspokajania tych potrzeb w gronie podobnych zz
Przysposobienie do życia w rodzinie. Wychowanie. Dz. cyt. s. 106. Należałoby tylko wyjaśnić, iż autor w sposób mylący określa swoje stanowisko „etyką". Etyka nie jest bowiem propozycją respektowania wszystkiego, co się ludziom podoba. „Etyka złotego śro dka" nie różni się właściwie niczym od odrzuconej tu tylko z pozoru „etyki permisywnej".
25
W POLU PRAWDY sobie),
czy niewierność (do uzgodnienia zainteresowanych).
Odpowiada to
zresztą t e n d e n c j o m spotykanym również i w innych rejonach świata. N p . w polecanym wszystkim amerykańskim nastolatkom podręczniku „Learning About S e x " 2 3 zapewnia się, iż sadomasochizm jest właściwą opcją dla tych, którzy mają takie właśnie potrzeby i wyrażają na nie obopólną zgodę. Czasami j e d n a k również i to minimum jakiejkolwiek oceny (opartej na konieczności obustronnej aprobaty) nie jest uwzględniane w tego typu „wychowaniu" seksualnej
seksualnym.
W s z a k w wielu p o d r ę c z n i k a c h
znajdujemy propozycje
„ubogacających"
edukacji
stosunków seksual
nych z dziećmi (również w ł a s n y m i ) . 2 4 Dzieci j e d n a k - z racji chociażby wieku (pomijając inne powody negatywnej oceny pedofilii) - do żadnej dojrzałej decyzji jeszcze nie są zdolne, a więc ich aprobata dla upodobań dorosłych nie może posiadać żadnego wiążącego charakteru. T r u d n o być z a s k o c z o n y m p r o p o n o w a n y m również przez polskie Towarzystwo Rozwoju Rodziny modelem „wychowania" seksualnego oder wanym od dobra i zła, skoro się jest świadomym, iż lider tej organizacji oceny etyczne
uznaje j e d y n i e za przejaw subiektywnych
upodobań,
których nie da się racjonalnie u z a s a d n i ć . 2 5 Przyjmuje z a t e m „etykę", której główną zasadą jest „de gustibus et coloribus non est disputandum" („o gusty i kolory nie należy się spierać"). Łatwo wykazać, iż jest to kryte rium odpowiednie do wyboru raczej ogórkowej niż pomidorowej, a nie do stosowania w dziedzinie dobra i zła moralnego. Nie sposób bowiem zwrócił uwagę Bertrand Russell - być zwolennikiem tej zasady u progu komory gazowej...
Ty? Typowym przykładem krytykowanej tu koncepcji edukacji seksualnej poza d o b r e m i złem j e s t głośna książeczka „AIDS i T y " 2 6 ,
wydana
w nakładzie 200 000 egzemplarzy za pieniądze nas wszystkich (do bez płatnego rozdawnictwa) przez Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej. Z d a n i e m Zofii K u r a t o w s k i e j , autorki w s t ę p u do polskiego przekładu 23
Gary F. Kelly. Learning About Sex: The Conteniporaiy Guide for Young Adults (Barron's, NY 1968, p. 61). 94^ Między innymi w książce Taught Not Caught (Learning Development Aids 1985) prezentuje sie szesnastolatkom jako jedną z właściwych opcji seksualną aktywność matki z trzyletnim synem. Podobne poglądy ma także współpracownik Kinseya Wardell B. Pomeroy (A New Look at Incest „Forum", November 1976, p. 84-89). Wedle tego autora kazirodztwo pomiędzy dorosłymi a młodszymi dziećmi może być wzbogacającym doświad czeniem. 25 Zob. M. Kozakiewicz. Moralne aspekty wychowania seksualnego. W: „Seksuologia społeczna". Red. K. Imieliński. Warszawa 1974 s. 36. 26 AIDS i Ty. Ilustrowany informator o HIV i AIDS. Warszawa 1993. PWN. 26
SEKS-PREPARACJA A PRAWDA broszury, lektura tego dzieła ma dostarczyć refleksji, iż akt seksualny powinien być pięknym przeżyciem związanym jednocześnie z wielką odpowiedzialnością za drugą osobę. Trudno się jednak z tą opinią zgodzić. Wprawdzie „AIDS i Ty" mówi o seksie, to jednak wyabstrahowuje go z jego pełnego o s o b o w e g o znaczenia. Brakuje tu b o w i e m jakiejkolwiek oceny moralnej rozmaitych z a c h o w a ń seksualnych, o których w i e l o k r o t n i e w s p o m i n a się. Traktuje się je „poza d o b r e m i z ł e m " . De facto j e d n a k zakłada się w tej pozornie sterylnej wizji wyjątkowo jednolitą skalę wartoś ci w odniesieniu do seksu: uznanie za dobre wszystkiego, co się komu zachce (byle tylko nie złapać H I V ) . Tę hierarchię wartości milcząco sugeru je się czytelnikowi. Pod pozorem tolerancji wobec odmienności poglądów na sprawy seksu narzuca się jeden pogląd! Tego wszystkiego zdają się bardziej świadomi angielscy wydawcy (cho ciaż chyba nie do końca, skoro wyrazili zgodę na publikację), jeśli we „ W p r o w a d z e n i u " wspominają o zgorszeniu, jakie może powodować „AIDS i T y " (s. I V ) . Trudno się nie zgodzić z ich opinią. Sam tytuł broszury j e d n o z n a c z n i e wskazuje, iż czytelnik (również mająca ją otrzymać gratis młodzież) jest owym „Ty", którego przez kilka dziesiąt stron ostrzega się, iż prowadzone przez niego życie seksualne z konieczności wiąże się z ryzykiem złapania wirusa HIV i z tego powodu powinien się zabezpieczyć przez stosowanie dobrych jakościowo prezer watyw. (Pominiemy tu problem innych dróg zarażenia się H I V ) . Wiadomość ta z pewnością jest niespodzianką dla tych wszystkich, którzy w swoim życiu małżeńskim nie widzą takiego niebezpieczeństwa i ostrzeżenie zawsze używaj prezerwatywy odczytują jako bezpodstawne i obraźliwe utożsamienie swej osoby z owym „Ty" prowadzącym widać życie seksualne, w ramach którego tego typu niespodzianka j a k H I V zawsze może się zdarzyć i z tego powodu jako koło ratunkowe stosuje prezerwatywę. Przemyca się zatem w „AIDS i Ty" nieuzasadnioną sugestię, iż „nor malne" i właściwe jest życie seksualne w innych ramach niż wyłączna miłość małżeńska, w obrębie której wszak HIV nie ma żadnego prakty cznie znaczenia. W bezpodstawny sposób utożsamia się również czytelnika omawianej broszury z owym „Ty", którego życie seksualne obejmuje stosunki oralne i analne, jakie poleca się zabezpieczyć prezerwatywą oraz gumową ręka wiczką (sic!). Nie praktykujący tego typu działalności muszą się zatem poczuć wyobcowani z otaczającej rzeczywistości i zachęceni autorytetem Ministerstwa Zdrowia do podjęcia tych praktyk. Sądzić też należy, iż zapewnienie Zofii Kuratowskiej w „Słowie wstęp nym", że po przeczytaniu omawianej książeczki nasuną się również rejlek sje, że akt seksualny powinien być pięknym przeżyciem ( . . . ) , wydaje się nieuzasadnione. W s z a k ktoś, kto ma trudności przed u ż y c z e n i e m 27
W POLU PRAWDY drugiemu chociażby swojej szczoteczki do zębów, z pewnością ma uzasad nione opory w nazwaniu stosunków analnych seksem (czy tym bardziej pięknym przeżyciem), a więc po lekturze „AIDS i Ty" sugerowane refleksje z pewnością mu się nie nasuną. Ślad realizmu w przedstawieniu ludzkiej seksualności broszura „AIDS i Ty" zachowuje tylko w jednym wypadku: szokująco naturalistycznych rysunkach, jakby wziętych żywcem z anoni mowej twórczości na parkanach naszych miast. Jedyna różnica polega tylko na tym, iż pod „ A I D S i T y " podpisało się szacowne Ministerstwo Zdrowia... Widzimy
zatem,
iż
od
wartościowania
zachowań
seksualnych
nie da się uciec. Brak takiej oceny jest bowiem również wartościowaniem. Jest właśnie uznaniem za dobre wszystkiego, co się komu podoba. W imię zatem tolerancji i pluralizmu narzuca się często wychowankom własną wyjątkowo jednolitą - skalę wartości. Skalę wartości, wedle której wszy stko w zakresie życia seksualnego jest jednakowo dobre. Taka zakamuflowana manipulacja występuje często pod maską chęci z a p r e z e n t o w a n i a w y c h o w a n k o m różnych
propozycji u k i e r u n k o w a n i a
aktywności seksualnej i pozostawienie ich do indywidualnej oceny dzieci i młodzieży. N p . w obowiązujących w Niemczech wytycznych dotyczących szkolnego wychowania seksualnego bezpośrednio zabrania się wygłasza nia przez nauczycieli jakichkolwiek ocen moralnych rozmaitych zachowań seksualnych. 2 7 To niby tak poważne traktowanie dzieci i młodzieży nie tylko przeoczą to wszystko, co dopiero powiedzieliśmy. Zapomina się tu także i o tym, że w y c h o w a n k o w i e są w wieku, który - według psychologii rozwojowej właściwie
uniemożliwia
psychiczną
dojrzałość
do
podejmowania
o d p o w i e d z i a l n y c h w y b o r ó w w trudnych kwestiach. Ignorancją byłoby przypuszczać, iż dzieci i m ł o d z i e ż zdolne są do samodzielnej i - tym bardziej - właściwej oceny różnych form seksualności człowieka. T y m c z a s e m obecnie w N o w y m Jorku w publicznych szkołach dzieci zapoznają się z użyciem prezerwatywy w czwartej klasie. W tamtejszym programie klasy szóstej znajduje się wszystko na temat „oral" i „anal sex". Sześciolatków poddaje się homoseksualnej propagandzie, co w 1992 roku s p o w o d o w a ł o p o r u s z e n i e n a w e t w ś r ó d m i e s z k a ń c ó w tej
metropolii,
którzy zorganizowali pierwszą tego typu ogromną manifestację przeciwko manipulacji ich d z i e ć m i .
28
Nie sposób bowiem sądzić, iż dzieci nie odczy
tują tej w y p r a n e j z w a r t o ś c i o w a n i a (ale tylko na pierwszy rzut oka, bo - j a k j u ż m ó w i l i ś m y - w gruncie rzeczy j e s t to uznanie za dobre
z /
Zob. International report on sex education. „HLI Reports", 1993, November p. 12. Joseph Sobran. Faith in the Closet, „The Human Life Review", 1992, No. 4. p. 7-16. Zob. także: Ray Kerrison. Parents to rally over sex-ed outrage. „New York Post" October 5, 1992 (w szczególności chodziło o program Children of the Rainbow). 28
28
SEKS-PREPARACJA A PRAWDA wszystkiego, c o się komu p o d o b a ) edukacji właśnie j a k o do takich zaangażowań.
2.
zachęty
W y c h o w a n i e seksualne a seksuologia
W ramach powyżej nakreślonej - i poddanej krytyce - koncepcji edukacji seksualnej uprawia się w y c h o w a n i e seksualne sprowadzone do przekazywania informacji z dziedziny seksuologii, zwłaszcza zaś seksu ologii medycznej. Wedle tego modelu to właśnie medycyna miałaby być kompetentna do prowadzenia tego typu edukacji. W takim jednak ujęciu zapomina się, iż troską medycyny są sprawy ludzkiego zdrowia i życia. Miłości p o m i ę d z y mężczyzną i kobietą nie da się zaś z r e d u k o w a ć do samych problemów zdrowotnych. Oceny postępowania ludzkiego w tej dziedzinie należy dokonywać na innej podstawie niż to, czy służy ono zdrowiu. Wszak należy się tu pytać bardziej ogólnie - co się godzi wobec ludzkiej osoby. Sama tylko seksuologiczna koncepcja „ w y c h o w a n i a " seksualnego pomija zatem, iż interesujące nas tu zagadnienie jest sprawą ludzkich osób, a nie tylko tego, co dzieje się w ich ciałach. Wszystkie podawane informacje seksuologiczne w ramach wychowania seksualnego muszą mieć więc wyraźne odniesienie do tego, co dzieje się pomiędzy osobami. Sfera ludzkiej seksualności posiada charakter - jak w kolejnych rozdziałach zobaczymy - ponadbiologiczny. W każdym razie ta informacja seksuologiczna nie może być wyłączna i podstawowa. Nie może być oder wana od wchodzących tu w rachubę wartości. Wtedy bowiem nie dostar czy się podstaw do orientacji w dziedzinie seksualnej. Stanie się nie tyle nawet „seks edukacją", ale „seks preparacją". Zgubi się wtedy również z pola widzenia ujęcie tej dziedziny w relacji do miłości osoby. Sama infor macja fizjologiczna i seksuologiczna łatwo może przesłonić w m ł o d y m umyśle widzenie całego bogactwa wartości sfery seksualnej. T y m c z a s e m praktyka edukacji seksualnej (nazwanej całościową osobową edukacją) kierujących N R D - o w s k ą „Ehe und F a m i l i e " 2 9 mającej w doddtku ambicje w 1989 roku tworzyć model w y c h o w a n i a seksualnego dla krajów bloku Wschodu - obejmowała również pokazanie klasie koedukacyjnej 14 i 15-latków badania ginekologicznego w celu rozbudzenia szacunku i zrozumienia przeciwnej pici30 Obustronne zrozu mienie - w e d l e dr Lykke Aresin, profesor neurologii i w i c e p r e z y d e n t „Ehe und Familie" - prowadzi bowiem do lepszych relacji. Z pewnością. Dziwi j e d n a k założenie, iż drogą do z r o z u m i e n i a kobiecości j e s t fotel ginekologiczny... 29
Organizacji afiliowanej w International Planned Parenthood Federation (o której w odpowiednim miejscu powiemy), odpowiednik polskiego Towarzystwa Rozwoju Rodziny. 30 Jeremy Hamand. A model for the East? W: „People" 1989, No. 3. p. 7 - 9 (zwłaszcza s. 9).
29
W POLU PRAWDY
3. Seks w r a m a c h dobra i zła Zamiast zatem edukacji seksualnej oderwanej od dobra i zła moral nego powinno się wyrobić w wychowankach wrażliwość na konieczność o c e n y w tej właśnie dziedzinie. W tym celu należy podać w y r a ź n e zasady moralne, na których ta ocena winna być oparta. Nie taka jednak ocena, w której s z u k a m y najbardziej skutecznych dróg zaspokajania naszych u p o d o b a ń . Ale ocena, która szuka tego, co jest dobre nieza leżnie od naszych takich czy innych upodobań. Ocena w świetle tego, co godzi się człowiekowi oraz w świetle tego, co godzi się wobec człowieka. S a m o tylko informowanie o życiu seksualnym bez w a r t o ś c i o w a n i a różnych jego przejawów w zależności od tego, czy godzą się one osobie, oznacza przeoczenie, ż e jest t o życie seksualne właśnie c z ł o w i e k a . Że musi ono dorastać do tej wielkości, którą jest ludzka osoba. W y c h o w a n i e seksualne w i n n o być zatem p r o w a d z o n e „w ramach dobra i zła m o r a l n e g o " . Jest to koncepcja tego w y c h o w a n i a uwzglę dniająca po prostu fakt, że aktywność seksualna ma miejsce w osobie i p o m i ę d z y o s o b a m i . M u s i zatem o d p o w i a d a ć pełnej prawdzie o tym, kim osoba ludzka jest i jakie jest miejsce energii seksualnej w tej relacji. W j e d n y m z kolejnych rozdziałów tej pracy tę prawdę - na gruncie elementarnych doświadczeń każdego z nas - odsłonimy. Pokaże się tam, iż w y c h o w a n i e seksualne nie może inaczej być pojęte j a k w y c h o w a n i e do miłości (miłości na miarę ludzkiej osoby) oraz wychowanie do samopanowania, jako koniecznego warunku tej miłości. Jest to zatem raczej w y c h o w a n i e do miłości niż samo w y c h o w a n i e seksualne. W s z e l k i e informacje biologiczne, a w szczególności seksuologiczne, muszą być umiejscowione w tym właśnie kontekście. Sfera seksualna człowieka nie stanowi dziedziny, w której oczekujemy tylko informacji (zwłaszcza na temat różnych szczegółów fizjologii człowieka). Sfera ta nie może być tylko przedmiotem kształcenia, musi stanowić przede w s z y s t k i m p r z e d m i o t w y c h o w a n i a . To ostatnie zaś nie jest funkcją tylko samej wiedzy. Potrzeba, aby człowiek (już od swej m ł o d o ś c i ) potrafił kierować tą właśnie sferą, a nie był z n i e w o l o n y jej d y n a m i z m e m . A zatem przekazywana informacja ma służyć formacji. Ma tej formacji w szczególności nie utrudniać przez rozbudzanie energii seksualnej w wieku, kiedy nie jest na to jeszcze czas.
4. Prawdziwe przekazanie prawdy W wychowaniu seksualnym chodzi nie tylko o przekazanie prawdy. Chodzi również o prawdziwe przekazanie tej wielkiej i ważnej prawdy o seksualności człowieka. S p o s ó b jej przekazania musi być z a t e m tak dobrany, aby mogła ona być właściwie zrozumiana i przyjęta. Potrzeba 30
SEKS-PREPARACJA A PRAWDA tu dostosowania się do dojrzałości i poziomu słuchaczy. Do dzieci trzeba mówić językiem dzieci, do dorosłych językiem dorosłych. W przeciwnym bowiem
przypadku
spowoduje
się
zaszczepienie
fałszywego
obrazu
ludzkiej płciowości. Jeden z takich błędów metodycznych opisuje prof. Gebsattel, kiedy wspomina o 13-letnim synu pewnego psychoanalityka, który na pytanie z zakresu „ u ś w i a d o m i e n i a " pokazał swojemu synowi tablice z atlasu anatomicznego. Chłopiec ten jeszcze po trzech latach nie mógł zapomnieć doznanego
urazu
spowodowanego
rozczarowaniem
w
odniesieniu
do spraw płci („Czy to ma być wszystko?"). 3 1 Oczywiście nie należy ukrywać, iż miłość małżeńska realizuje się również poprzez cielesne zjednoczenie, tym niemniej bardzo różnie można tę prawdę przekazać. Nigdy właściwą formą nie j e s t np. pokazywanie czyjegoś stosunku seksualnego
(co ma miejsce w wielu p r o g r a m a c h
edukacji seksualnej), bo całe jego „wnętrze", nigdy nie może być zoba czone. Widoczne jest bowiem tylko zespolenie ciał, a nie to, co poprzez to zespolenie ma być wyrażone, a więc miłość. Co więcej: to, co widoczne, może przesłaniać to, co niewidoczne. Codzienna obserwacja potwierdza bowiem znaną tezę psychologów, iż to, co niższe w hierarchii wartości, przeżywamy j a k o mocniejsze, bardziej wyraziste, niejako narzucające się nam w swej wartości, nato miast to, co bardziej wartościowe, w y m a g a większego trudu, aby było dostrzeżone i wybrane. Jest np. oczywiste, iż ludzie zazwyczaj z większym zapałem biegną na obiad niż na salę wykładową. Również i w dziedzinie seksualnej
odsłonięcie pełnej jej wartości w y m a g a swoistego trudu.
Nie leży ona bowiem na wierzchu, jest jakby zakryta. To natomiast, co jest tylko zewnętrzne w tej dziedzinie, poniekąd samo nam się narzuca. Nic zatem dziwnego, iż prezentacja nagości ludzkiego ciała wcale może nie ułatwić zrozumienia jego pełnego sensu. Przeciwnie, może wręcz go zasłonić. Bardzo wyrazista, narzucająca się zmysłom wartość seksualna swoją m o c ą zazwyczaj p r z y ć m i e w a to, co w tej sferze j e s t z m y s ł o w o niedostępne, czego nie da się zobaczyć. Nic zatem dziwnego, iż prezenta cja ludzkiej
nagości w formie różnych fotografii czy filmów w c a l e
nie pomaga w zrozumieniu wszystkich wchodzących tu w rachubę wartoś ci. To tak, jak przy rozpalonym słońcu tylko nikłym światełkiem jarzy się zapalony p ł o m y k świecy. Zwłaszcza człowiek młody tak właśnie musi z konieczności zobaczyć zaprezentowaną nagość. Dostrzeże tylko mocno narzucającą się zmysłom sytuację, a nie to
co jakby ukryte i wewnętrzne.
Ponadto tego typu pomoce audiowizualne rozbudzają seksualne napięcie (czy chociażby niepotrzebne zainteresowanie). Z obu tych powodów z zasa dy ukrywamy swoją nagość. Nie służy ona bowiem zdobyciu przez innych H. Giese. Seksuologia. Warszawa 1959, s. 8.
31
W POLU PRAWDY
tego, czemu wychowanie seksualne ma służyć. A więc dojrzałego panowa nia nad sobą, aby w ten sposób być dojrzałym do miłości jako daru z siebie w tej trudnej dziedzinie. O tym wszystkim niestety czasami zapomina się. Np. w pewnej amery kańskiej szkole w ramach „sex education" prezentowało się dzieciom 20-minutowy film z detalami męskiej i kobiecej masturbacji w wykonaniu młodocianych aktorów. 3 2 W szwedzkich „przedszkolach" pokazuje się natomiast dzieciom stosunek seksualny. Błędne jest tłumaczenie się, że niczego innego nie prezentuje się tutaj jak prawdę. Przecież tak właśnie - twierdzi się - wygląda nagie ludzkie ciało i jego seksualne pobudzenie, czy też stosunek seksualny. Zapomina się jednak o tym, że nigdy nie nazwiemy jakiegoś wizerunku prawdziwym, jeżeli brakuje w nim pełnej prawdy o tym, co on odwzorowuje. Ta pełnia sfery seksualnej jest zaś - jak już mówiliśmy - właśnie zmysłowo nieuchwytna dla obserwatora z zewnątrz. Co więcej, zapomina się tu jakby 0 wrażliwości dziecka, dla którego - wedle informacji psychoanalityków seksualny akt zawsze jest percypowany jako sadystyczne ujarzmienie kobiety. Stąd też powiada Zygmunt Freud: Psychoanaliza wykazuje, iż doznanie tego rodzaju we wczesnym dzieciństwie przyczynia się do powstania predyspozycji do późniejszego sadyzmu.33 Na miarę wieku winny być przedstawiane wszystkie informacje. Odnosi się to również do uświadamiania z zakresu cyklu płodności. Zdaniem dr Wandy Półtawskiej bardzo cenna dla małżonków książka Aliny Lichtarowicz „Kiedy jestem płodna a kiedy nie" 3 4 została decyzją Ministerstwa Edukacji Narodowej niewłaściwie skierowana także do szkół podstawowych. 3 5 Energię seksualną łatwo można rozbudzić również bardzo niewinną informacją i instruktażem. Według mojej opinii war 36 tościowemu podręcznikowi „Zanim wybierzesz..." wyszłoby tylko na korzyść zrezygnowanie z informowania młodzieży o ćwiczeniu mięśnia Kegla, czy z innych zagadnień mających znaczenie tylko dla małżonków. Samopanowania nie praktykujemy również przez rozważanie trudnych sytuacji zgodnie z zasadą „nil volitum nisi cognitum" (o czym nic nie wiesz, tego i nie zapragniesz). Z tego też powodu uznałbym za konieczne wyelimi nowanie z tej książki pewnych partii pamiętnika i listów Stefanii. 37 Nawet całkiem prawdziwa informacja z zakresu higieny osobistej 1 fizjologii okresu dojrzewania winna znaleźć swój pełny kontekst, jeżeli 32 America's XXX-rated sex education curricula. W: „New Dimensions: The Psychology Behind the News". September, 1990. 33 Cyt. za: Melvin Anchell. What Wrong With Sex Education? Dz. cyt. p. 11. 34 A. Lichtarowicz. Kiedy jestem płodna a kiedy nie. Katowice, Wydawnictwo Unia 1993. 35 Uwaga ta została zamieszczona w krakowskim „Źródle" (1994). 3 6 Dz. cyt. s. 192. 37 Tamże s . 312.
32
SEKS-PREPARACJA A PRAWDA przekazywana jest dzieciom. Tymczasem w wydanej przez amerykańską firmę Procter and Gamble (i Państwowy Zakład Higieny) broszurce „Czas przemian" (w trzech wersjach: dla dziewcząt, dla chłopców i dla rodziców) mamy do czynienia z c a ł k o w i t y m o d e r w a n i e m informacji biologicznej od ponadbiopsychicznego sensu wydarzeń zachodzących w ciele. Niczego się tutaj zatem nie wyjaśnia, a nawet przeciwnie całe przeznaczenie ku rodzicielstwu zachodzących zmian i właściwie rozumianej miłości pozos taje zasłonięte. To co najważniejsze znika za bogatym i wyczerpującym instruktażem
stosowania
rozmaitych
podpasek
higienicznych.
(Oczywiście tylko „Always" firmy Procter and Gamble...). Problemy wieku dojrzewania zredukowane zostały do intymnych zabiegów higienicznych, która to redukcja z p e w n o ś c i ą uderza we w r a ż l i w o ś ć dziecka. W i d a ć to zresztą doskonale z cytowanych w broszurkach listów amerykańskich dziewcząt, dla których wywleczenie na światło dzienne całej tej proble matyki j e s t bardzo p o w a ż n y m p r o b l e m e m , co łatwo z r o z u m i e ć . „Czas przemian" stawia na złamanie tej wrażliwości. Odpowiedzią na list dziew czyny krępującej
się deprywatyzacji czynności higienicznych j e s t ta
właśnie depiywatyzacja. Firma informuje rodziców o wręczeniu w szkole wszystkim ich córkom opakowania podpasek „Always"... Wszystkie przedstawione okoliczności czynią wychowanie seksualne dziedziną wymagającą szczególnego poczucia odpowiedzialności. Należy też pamiętać o zachowaniu reguły, iż w omawianej tu dziedzinie złoty środek bliższy j e s t tzw. niedomiaru niż nadmiaru. Bardziej lękać się należy tego, że coś się więcej powie, niż powie się zbyt mało. Że raczej zrazi się kogoś, niż rzeczywiście mu się pomoże.
5.
Dezinformacja a A I D S Realizacja w y c h o w a n i a seksualnego - j a k wskazują fakty - nieraz
połączona jest z daleko idącą dezinformacją, uderzającą w podstawowe prawo każdego do prawdy. Ta dezinformacja ma miejsce odnośnie do róż nych s z c z e g ó ł o w y c h spraw. Z w r ó c ę teraz uwagę na szereg z a k ł a m a ń dotyczących A I D S .
5.1 B e z p i e c z n y s e k s a p r e z e r w a t y w a ? Nieraz spotykamy się z r o z p o w s z e c h n i a n y m szeroko poglądem, iż drogą do ochrony przed HIV jest używanie prezerwatyw. 3 8 Tymczasem wiadomo, iż środek ten nie stanowi takiego zabezpieczenia, co z coraz tó" większą dokładnością potwierdzają kolejne badania. Opublikowy w „New England Journal of Medicine" ( 2 1 . 05. 1987) Zob. np. Naciągany problem. „Wprost" z 18 lipca 1993. s. 6.
33
W POLU PRAWDY raport podaje, iż użycie prezerwatywy aż w siedemnastu procentach zawodzi w odniesieniu do wirusa HIV. Nowsze zaś badania przeprowa dzone na Florydzie wykazały, iż 30 proc. małżonków uległo zakażeniu tym wirusem, p o m i m o wiadomości o chorobie drugiej osoby i używania prezerwatyw. 3 9 Stąd też w 1987 roku tamtejszy Departament Zdrowia opublikował raport stwierdzający, iż nie ma żadnych klinicznych danych popierających wartość prezerwatyw w zabezpieczeniu przed H I V . 4 0 Ostatnie zaś badania (których wyniki zostały podane na VII Międzynaro dowym Kongresie Towarzystwa Poparcia Antykoncepcji w Singapurze w 1990 roku) stwierdziły, iż ryzyko zainfekowania się wirusem HIV pomimo użycia prezerwatywy wynosi 43 procent. Nic zatem dziwnego, iż w poufnym raporcie Banku Światowego na temat AIDS (z 1991 roku) dyskretnie ostrzega się, iż użycie prezerwatywy będzie miało daleko mniejszy efekt na zahamowanie rozprzestrzeniania się tej choroby niż wierność s e k s u a l n a . 4 1 Również tej klasy ekspert, j a k i m j e s t dr Malcolm Potts odnośnie do prezerwatyw, stwierdził, iż Mówić osobie, która angażuje się w ryzykowne zachowania, aby używała prezerwatywy, jest tym samym, co mówienie komuś, kto pijany prowadzi samochód, aby używał pasóiu. 4 2 Trudno przecież mówić o linii lotniczej jako o „bezpiecznej", kiedy na sto przelotów prawie połowę oferuje jako przeloty na tamten świat... Wiedzą o tym ci, którzy profesjonalnie zajmują się propagowaniem idei „safe sex" z prezerwatywą. Podczas Światowego Kongresu Seksuologii w Heidelbergu 800 seksuologów zostało zapytanych przez dr Therese Crenshaw, czy zechcieliby mieć kontakt seksualny z w y m a r z o n y m partnerem, jeżeli byłby on nosicielem HIV i „zabezpieczeniem" byłaby p r e z e r w a t y w a ? 4 3 Okazało się, iż tylko j e d e n był gotów realizować opacznie zresztą - prawdę, iż „miłość jest potężniejsza niż śmierć"... Nieskuteczność prezerwatyw w zabezpieczeniu przed wirusem HIV tłumaczy się z jednej strony ich uszkodzeniami spowodowanymi przewo 44 żeniem i przechowywaniem z konieczności w niewłaściwych warunkach. W temperaturach powyżej pokojowej (70-72 stopni F) następuje bowiem 39
M. A. Fischel et al. Heterosexual Transmission of Human Immunodeficiency Virus (HIV). „Relationship of Sexual Practices to Sero Conversion". Ill International Conference on AIDS. Washington D. C, 1987. 40 A. Parachini. Condoms »and AIDS: How Safe is „Safe"? „Los Angeles Times", 18 August 1987. 41 Mary Anne Fitzgerald. Ugadan Research on AIDS May Spur 'Genüe' Sex Drive. „Washington Times", Nov. 30, 1992. 42 U. S. Department of Education, Will 'Safe Sex" Education Effectively Combat AIDS? 22 January 1988, p. 16. 43 T. Crenshaw. Congresional Testimony for Children and Teenagers to the Select Commitee of Children. „Youth and Families", 18 June 1987, p. 3. 4 4 William B. Vesey. Condom Failure. W: „HLI Reports", July 1991, No. 7., p. 1-4.
34
:
SEKS-PREPARACJA A PRAWDA proces utleniania lateksu, poniżej tej temperatury - krystalizacja. W obu wypadkach powoduje to pękanie i rozdarcia prezerwatyw. Każdy, kto wie, jak wygląda proces transportu, zdaje sobie sprawę, iż te produkty (zawie rające zalecenie „Przechowywać w temperaturze pokojowej") zanim trafią do użytkownika, znajdują się w warunkach bardzo odległych od tego ideału. Dziwi również ufność w „bezpieczny seks" z pomocą prezerwatywy, skoro się tylko wie, iż wirus HIV jest bardzo mały. Stąd też bez trudności może przejść przez pory w gumie (których rozmiary są od 50 do 500 razy większe od wielkości wirusa HIV, o średnicy wynoszącej 0,1 m i k r o n a 4 5 ) nawet niewybrakowanej prezerwatywy. Nic zatem dziwnego, iż w U S A pomimo użycia prezerwatywy 1 na 5 dziewcząt zachodzi w ciążę w ciągu r o k u . 4 6 Może się to stać jednak tylko około tygodnia w ciągu miesiąca, gdy tymczasem przekazać wirusa HIV można przez 365 dni w roku! Być może to właśnie tym d e z i n f o r m a c j o m 4 7 należy między innymi „zawdzięczać", iż w U S A (w 1991 roku 57 proc. przypadków śmierci na AIDS na całym świecie) w ciągu półtora roku podwoiła się liczba śmierci na A I D S , chociaż miliony dolarów wydano tam na rozpowszechnianie prezerwatyw. Rozwiązaniem problemu A I D S jest - jak powiedział prezy dent Bush - zmiana z a c h o w a ń . 4 8 Nie jest to jednak rozwiązanie popularne wśród mass mediów. Kiedy słynny amerykański koszykarz, Magie Johnson (okrzyknięty w 1992 roku narodowym bohaterem, kiedy przyznał się, iż choiy jest na AIDS) ogłosił, że bezpieczny seks dla młodzieży znaczy po prostu no sex oraz że zamierza młodych o tym przekonywać, zaintere sowanie mediów jego osobą spadło do z e r a . 4 9 Trudno się zatem dziwić również stanowisku Kościoła katolickiego, który z powodu swojego sprzeciwu wobec używania prezerwatyw, jest wielokrotnie oskarżany o rozpowszechnianie epidemii A I D S . Brak tego sprzeciwu oznaczałby zgodę na dawanie ludziom zamiast życiodajnych rozwiązań przesiewającą śmierć prezerwatywę. Co więcej, rozdawanie prezerwatyw j a k o ekwipunku seksualności na usługach pożądliwości (o czym przy okazji omawiania zagadnienia antykoncepcji przyjdzie nam mówić), oznacza rozpowszechnianie nieodpowiedzialnych zachowań, które 45
C. M. Roland. Do You Want to Stake Your Life on a Condom? Letters to the editor. „Washington Times", Apr. 22, 1992. 46 William R. Grady et al. Contraceptive Failure in the United States: Estimates from the 1982 National Seruay of Family Growth. „Family Planning Perspectives", 18 No. 5(1988): 207. 47 Amerykańska rządowa broszura Condoms and Sexually Transmitted Diseases Especially AIDS wprawdzie stwierdza, iż prezerwatywa nie gwarantuje stuprocentowego bezpieczeństwa, to jednak nie podaje się stopnia zagrożenia. 48 Zob. Patrie J. Buchanan. Morality and Magic. ..New York Post" November 13, 1991. 49 Zob. Joseph Sobran. AIDS and Tribe. W: „The Human Life Review", Winter 1992, p. 18.
35
W POLU PRAWDY pociągają za sobą ryzyko z a c h o r o w a ń i - w konsekwencji - śmierci. Kto zatem rozprzestrzenia HIV?
5.2 T o l e r a n c j a a o d p o w i e d z i a l n o ś ć ? Zmowa milczenia panuje również czasami w sprawie związku A I D S z p r a k t y k o w a n i e m h o m o s e k s u a l i z m u . W a r t y m w s p o m n i e n i a (chociaż dającym wiele do myślenia) wyjątkiem jest pod tym względem dygresja Mikołaja Kozakiewicza, który zwrócił na ten fakt uwagę już w „Przyspo sobieniu do życia w r o d z i n i e " . 5 0 Za j e d n o z najpilniejszych zadań dla Towarzystwa Rozwoju Rodziny uznał w 1989 roku założenie organizacji homoseksualistów w celu ratowania ich przed A I D S . 5 1 Z informacji zamie szczonej w głośnej broszurze „AIDS i Ty" - o której j u ż wspominaliśmy wiadomo, że w 1993 roku takie stowarzyszenie już istnieje pod dyskretną nazwą Stowarzyszenie Grup Lambda (dla osób homoseksualnych). W U S A na 195 000 przypadków zachorowań (dane z 1991 roku, doty czą one tylko chorych na A I D S a nie wszystkich nosicieli wirusa(!), bo tych w 1992 roku obliczano na 3.5 min) aż 66 proc. dotyczyło homoseksu alistów (w E u r o p i e ten w s k a ź n i k j e s t n a w e t wyższy, bo aż 85 p r o c ) , a 22 proc. to stosujący iniekcje narkomani, 6 proc. - żony i dzieci ofiar A I D S . 5 2 Z d a n i e m Lwa S t a r o w i c z a tak również wygląda (zatem w b r e w temu, co m o ż e m y przeczytać na stronie siedemnastej „ A I D S i T y " ) sytuacja w Polsce: nie grupa narkomanów, ale homoseksualiści mają przeważać wśród nosicieli w i r u s a . 5 3 Nic dziwnego, skoro właśnie prak tykowany przez np. 90 proc. amerykańskich gejów „rectal sex" stanowi najłatwiejszą drogę przekazania wirusa H I V . 5 4 T o właśnie homoseksu aliści z N o w e g o J o r k u rozprzestrzenili ten wirus na resztę ś w i a t a 5 5 , a większość zarażonych wirusem HIV kobiet w Kalifornii przyjęła go od biseksualnych
mężczyzn.56 Tymczasem
np.
w rozpowszechnianym
w amerykańskich szkołach (w ramach edukacji seksualnej) przedsta wieniu „Secrets" „łapią" wirus i rozpowszechniają go stosujący iniekcje 50
Przysposobienie do życia w rodzinie. Wychowanie. Dz. cyt. s. 108. Zob. M. Kozakiewicz. Locked in batüe with the Catholic Chwrch. Dz. cyt. s. 15. 52 Zob. Paul Cameron. What Homosexuals Do. Washinghton 1992 (Family Research Institute). 51
KO
Opinię tę przytacza Ewa Szperlich w artykule AIDS to problem nas wszystkich. W: „Twoje Dziecko" nr 4. 1991, s. 26. 54 Rządowa broszura Condoms and Sexuaüy Transmitted Diseases Especially AIDS wprawdzie stwierdza, iż prezerwatywa nie gwarantuje stuprocentowego bezpieczeństwa, to jednak nie podaje się stopnia zagrożenia. 55 Beral V. et al. Risk oj KaposVs sarcoma and sexual practices associated withfaecal contad in homosexual or bisexual men with AIDS. „Lancet" 1992 p. 339; 632-35. 56 Zob. Chu S. et al. AIDS in bisexual men in the US „Amer J. Public Health", 1992: 82; 220-24. 36
SEKS-PREPARACJA A PRAWDA narkotyków, seksualiści.
a
nie
aktywni
seksualnie,
czy
tym
bardziej
homo
57
Amerykańscy
homoseksualiści
często
posługują
się
sloganem
„Silence=Death" (Milczenie=Śmierć) w celu zwrócenia uwagi społeczeń stwa na swoje zagrożenie przez AIDS, które jakoby prezerwatywa miałaby likwidować. Z p e w n o ś c i ą z a t e m są n i e ś w i a d o m i tego, iż to milczenie, którego oni bronią, znaczy dla nich właśnie ś m i e r ć . 5 8 Również i polscy homoseksualiści ostatnio organizują się (wspom niałem j u ż z czyjej inspiracji). „Teleekspres" TV uznał nawet za w a ż n e poinformować nas 16 stycznia 1994 roku o zjeździe „inaczej kochających" Lambda.
Hasło zjazdu brzmiało Żyj namiętnie,
kochaj się bezpiecznie.
Jednak w świetle znanych współcześnie medycynie faktów hasło to - i jego reklama - jest wewnętrznie sprzeczne i służy tylko dalszemu rozsiewaniu śmierci (i r o z m a i t y c h c h o r ó b ) . P o d o b n ą logiką o d z n a c z a ł się koncert rockowy zorganizowany kilka lat temu na Stadionie Dziesięciolecia na cele pomocy dzieciom zarażonym wirusem HIV. „Gazeta Wyborcza" zauważyła, iż koncert ten dał okazję do (kosztującej tylko 50 tysięcy dolarów) reklamy pornograficznemu
pismu
„Cats", j e d n e m u
ze
sponsorów
imprezy,
współodpowiedzialnemu za rozpowszechnianie mentalności narażającej na złapanie śmiercionośnego wirusa.
5.3 Skuteczna walka z HIV? Amerykańskie badania pokazały również całkowitą nieskuteczność d o t y c h c z a s o w e g o „edukowania" w ś r ó d c z ł o n k ó w grup obciążonych największym ryzykiem infekcji HIV. Chociaż wydano miliony dolarów na wiszące wszędzie (włącznie z „łaźniami" dla gejów) zachęty do „bezpiecz nego
59
seksu" ,
to
do
1989
z Houston „złapała" H I V .
60
roku
ponad połowa homoseksualistów
Na zbadanie efektywności użycia prezerwatyw
przez h o m o s e k s u a l i s t ó w p r z e z n a c z o n o 2,2. miliona dolarów, j e d n a k badania te m u s i a n o przerwać, p o n i e w a ż z a n o t o w a n o więcej zarażeń D /
Zob. Judith N. Ammenheuser. Secrets. W: „HLI Reports" May 1993, p. 5. Problem AIDS uważa się za bardzo poważny problem naszej współczesności. Nic dziwnego, iż w tej sprawie zabrał głos także Kościół katolicki. Zob. Jan Paweł II. Przemówienie do uczestników IV Międzynarodowej Konferencji zorganizowanej przez Papieską Radę ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia. Listopad 1990. Kard. Alfonso Lopez Trujillo. AIDS wyzwaniem dla ludzkości W: „L'Os servato re Romano." nr 11, 1992, s. 42-43. 59 D. Johnson et al. Perceived Changes in Sexual Practices Among Homosexual Men. Ill International Conference on AIDS. Wash., D. C 1987. No. TP. 188. F. Hickson et al. Unsafe Sexual Behavior Among Gay Men: A critique of the Relapse Model VII International Conference on AIDS, Florence 1991, Vol. 2, p. 36. Paul Cameron, et al. Effect of Homosexuality Upon Public Health and Social Order. W: ^Psychological Reports", 1989; 64; 1167-1179 60 M. Enochs et al. HIV Seroprevalence of STD Clinics in Houston, Texas. V International Conference on AIDS, Montreal, 1989, p. 90. 58
37
W POLU PRAWDY wirusem H I V (jak w i a d o m o - ostatecznie „anal sex" niż „zabezpieczeń". 6 1
śmiertelnych)
skutkiem
Jak dotychczas (1993) przeprowadzono tylko jedyne badania, które pokazują gwałtowne rozszerzanie się epidemii. 6 2 Wynika z nich, iż do jed nego amerykańskiego szpitala trafiło aż 4,7 proc. chorych, u których wykryto również wirusa HIV. W 1988 14 proc. kobiet z Nowego Jorku „sypiających" rocznie z wieloma partnerami było zarażonych (informowali o tym głośni seksuolodzy Masters i Johnson, za co zostali zresztą zaatakowani przez urzędników rządowych). W Waszyngtonie przebadano również grupę młodzieży. Okazało się, iż corocznie wśród nich podwaja się liczba nosicieli H I V . W 1991 roku j e d e n chory przypadał na 250, rok później 1 na 95, a w 1992 - 1 na 50! Szereg zachodnich autorów zauważa również i inne zakłamania powielane na temat A I D S przez zwolenników „bezpiecznego seksu" poprzez użycie prezerwatywy. W literaturze dostępnej w języku polskim najbardziej pokaźny zasób faktów na ten temat dostarcza głośna j u ż w naszym kraju książka amerykańskiego lekarza Gene Antonio: „AIDS. Zmowa m i l c z e n i a " . 6 3 Fakty te odbiegają zasadniczo od stereotypowych danych, którymi karmią nas codziennie mass media. Między innymi taką dezinformacją jest ponoć często podkreślana jakoby mała żywotność wirusa HIV poza organizmem (np. w „AIDS i Ty", s. 52). Tymczasem jest to najbardziej odporny wirus spośród wszystkich znanych ludzkości (cytowana jest publikacja z prestiżowego „The Lancet"), stąd też nie może być łatwo zabity domowymi środkami, np. alkoholem. Wprawdzie kontakt seksualny pozostaje główną drogą „złapania" wirusa, to jednak amerykańskie ośrodki nie mogą w ogóle zidentyfikować 5 proc. przypadków zachorowań. Jeżeli przyjmiemy, iż w USA było w 1985 roku milion infekcji, to tych 5 proc. reprezentuje aż 50.000 chorych. Cytowani przeze mnie autorzy twierdzą również, iż zbyt pochopnie zapewnia się nas, iż ślina nie może przenosić HIV. W USA zabezpiecza się j e d n a k dentystów przez obowiązkowe noszenie różnego typu osłon. Nie wyjaśnia się natomiast powodów, z uwagi na które ślina miałaby być niebezpieczna tylko na fotelu dentystycznym a nie poza nim. W „AIDS i Ty" nawet nie w y m i e n i o n o śliny jąjto również zawierającej wirus (s. 28), 01
A. Parachini. AIDS-Condom Study Grant Cut Off by U. S., „Los Angeles Times", 10 August 1988. 62 „New EnglandJournal of Medicine". August 13, 1992, p. 445. 63 Gdańsk 1993 (Exter) (tytuł oryginału The AIDS Cover-up? 1992 Bristol /Ignatius Press/). W następnym roku Antonio wydal kolejną książkę na ten temat AIDS: Rage and Reality. Why Silence Is Deadly? /1993 Dallas (Anchor Books)/, która dostarcza dalszą por cję szokujących faktów. Korzystam tu również z niektórych danych zawartych w broszurze dr. Stanleya Monteitcha: To Deceive a Nation: AIDS Update 1993. Gaithersburg 1993 (Human Life International).
38
SEKS-PREPARACJA A PRAWDA chociaż wiadomo, że po krwi zawiera największe jego ilości i jeden z testów na obecność HIV opiera się właśnie na badaniu śliny. „Przeoczenie" tego faktu pozostaje w oczywistej sprzeczności również z uspokajaniem w tej reklamowanej przez Ministerstwo Zdrowia publikacji, lękających się wirusa, iż urządzenia do sztucznego oddychania minimalizują kontakt z dużą ilością śliny (s. 51). Po co to zapewnienie, skoro ślina jakoby jest niegroźna? Antonio wspomina także o wynikach badań epidemiologi cznych przeprowadzonych w Zairze (donosił o tym „Wall Street Journal"), iż życie pod jednym dachem z nosicielem wirusa oznacza w tym kraju zwiększenie niebezpieczeństwa zarażenia aż o 300 proc. Zalecanie często środków plemnikobójczych wraz z prezerwatywą (zob. „AIDS i Ty", s. 20) także przeoczą, iż środki te (Nonoxynol -9) rozsze rzają nawet możliwość infekcji (były na ten temat prowadzone badania w Kenii). Wbrew częstym zapewnieniom (np. w „AIDS i Ty"), z obawy przed koniecznością rozpoczęcia poważnego traktowania HIV jako epidemii, ukrywa się, że również owady (przynajmniej teoretycznie jest to niewyklu czone) mogą przenosić wirusa. Antonio na poparcie tej tezy przytacza aż kilkanaście poważnych wypowiedzi medycznych autorytetów w tej sprawie. Epidemia również nie zmniejsza się. W Nowym Jorku i San Francisco zdaniem Antonio 70 do 90 proc. aktywnych homoseksualnie mężczyzn jest już zarażonych. Wprawdzie „AIDS i Ty" podaje, iż w połowie 1992 roku w USA było milion zarażonych wirusem, to są to dane wątpliwe. Taką liczbę książka Antonio podaje już na 1985 rok, a ilość infekcji miała podwajać się co roku. Na 1991 rok autor ten oblicza 10 milionów zarażo nych w USA, ale sygnalizuje, iż są to jeszcze optymistyczne szacunki. „The Catastrophe Ahead" Johnstona i H o p k i n s a 6 4 podaje, iż do 2002 aż 14.2 milionów Amerykanów będzie zarażonych. Narodowe Centrum AIDS Uniwersytetu w Harvardzie przewiduje, iż do końca tego wieku ponad 110 min ludzi będzie nosicielem wirusa, a zatem więcej ludzi umrze z tego powodu niż w dwóch ostatnich wojnach. Co się dzieje w Afryce, to tego właściwie nie wiemy, bowiem kraje tego kontynentu przeżywające epidemię A I D S cenzurują dane i nie przekazują statystyk Światowej Organizacji Zdrowia (Antonio wspomina o badaniach w Rwandzie, które wykazały, że aż 15,5 proc. losowo pobranych próbek krwi pozornie zdrowych krwiodawców zawierało wirus HIV; w połowie lat osiem dziesiątych co ósmy mieszkaniec tych rejonów miał być zarażony). Dlaczego zatem „AIDS i Ty" - uznany przez nasze Ministerstwo Zdrowia za światowy bestseller - dane te zaniża? Wiele jest również faktów dowodzących celowego rozpowszechniania HIV. W 1993 roku Reuter doniósł, iż w południowej Brazylii policja schwytała „wampirów śmierci". Była to grupa 27 homoseksualisów 1989 Hudson Institute (Praeger Publishing)
39
W POLU PRAWDY i prostytutek, która postawiła sobie za cel zarażanie innych. W „AIDS. 65 Zmowa milczenia" Gene Antonio podaje wiele innych podobnych faktów. W o d p o w i e d z i na w e z w a n i e b o j o w n i k ó w o prawa h o m o s e k s u a l i s t ó w do krwiodawczego terroryzmu, australijscy geje oddają krew trzy razy częściej niż ogół populacji. Badacze z A m e r y k a ń s k i e g o C z e r w o n e g o Krzyża podali, iż w 1985 roku aż 83 proc. zapasów krwi, w której wykryto wirus HIV, pochodziła od mężczyzn homoseksualistów. Jak dotąd nie ma żadnych zakazów, które zabezpieczałyby przed takim c e l o w y m rozpowszechnianiem śmierci. Tysiące ludzi chorych na hemofilię w ten właśnie sposób zostało zakażonych A I D S . . . Coraz liczniejsze są pytania, dlaczego nie podejmuje się żadnych działań, które mają zabezpieczyć społeczeństwo j a k o całość przed śmiercią (tak j a k w przypadku innych chorób zakaźnych), a zamiast tego traktuje się A I D S j a k o czysto prywatną sprawę otoczoną szczególną 66 tajemnicą, mającą zabezpieczać seksualny komfort nosicieli H I V . Choroba ta - twierdzi się - nabrała zatem charakteru politycznego (mowa 0 sytuacji przede wszystkim w USA, ale rzutuje to także na resztę świata), ponieważ dobrze zorganizowane i agresywne grupy homoseksualistów nosicieli wirusa narzucają reszcie społeczeństwa rozwiązania, które godzą w dobro wszystkich. Nie znaczy to oczywiście, iż opinie te - pochodzące z kręgów m e d y c z n y c h w U S A - zmierzają w kierunku j a k i e j k o l w i e k dyskryminacji grupy chorych. Oskarża się natomiast o zaniedbanie (opinia dr. Johnathana Manna, dyrektora Międzynarodowego Centrum A I D S w Uniwersytecie Harvarda i byłego szefa odpowiedniej sekcji na temat A I D S w W H O ) rządy i międzynarodowe organizacje o brak efekty wnych środków zabezpieczających przed rozszerzaniem się tej choroby. P o d o b n o nie brakuje na to pieniędzy, ale odwagi k o n s e k w e n t n e g o 1 służącego dobru całej populacji działania. N p . wiadomo powszechnie, iż funkcjonujące w U S A tzw. „łaźnie" dla homoseksualistów (które służą a n o n i m o w e j aktywności homoseksualnej) stanowią j e d n o z c e n t r ó w roznoszenia po całym świecie wirusa (chorzy na A I D S nowojorscy homoseksualiści przyznają się, iż 50 proc. swoich partnerów spotkali właśnie w tych ł a ź n i a c h ) . 6 7 Do tej j e d n a k pory władze sanitarne nie zamknęły tych „przybytków". Innego j a s k r a w e g o przykładu paraliżu sumień w sprawie A I D S dostarcza sytuacja dzieci w USA, których matki są nosicielkami śmier cionośnego wirusa. W 45 stanach w celu śledzenia rozszerzania epidemii prowadzi się tzw. ślepe testy na obecność HIV u nowo narodzonych dzieci. Matek j e d n a k nigdy nie informuje się o wynikach, aby w ten sposób Gene Antonio. AIDS zmowa milczenia. Dz. cyt. s. 69-70. Zob. Gene Antonio. AIDS: Rage and Reality. Dz. cyt. Zob. Antonio. AIDS. Zmowa milczenia. Dz. cyt. s. 57.
40
SEKS-PRE PARAĆ JA A P R A W D A
twierdzi się - zabezpieczyć ich prawo do prywatności (bo test wykrywa pośrednio również i ich chorobę). W i a d o m o jednak, iż 75 proc. dzieci u których po urodzeniu wykryto wirusa HIV, w niedługim czasie pozbywa się go. Jeżeli j e d n a k będą karmione mlekiem chorej matki, ulegną powtórnemu zarażeniu. Nie poinformowana zatem o stanie swojego zdrowia kobieta w nieświadomy sposób zadaje śmierć własnemu dziecku, poświęconemu przez decydentów dla komfortu silniejszych. Nat Hentoff, który na łamach „The Washington P o s t " 6 8 przedstawił tę sprawę, kończy swą relację stwierdzeniem, iż zatrważający jest nie tylko los tych dzieci, ale również fakt, iż na 45 stanów tylko w jednym (Nowy Jork) próbowano zakwestionować
te
praktyki.
Próbę
tę
udaremnił j e d n a k
tamtejszych u g r u p o w a ń homoseksualistów,
lobby
chorych
sprzeciw na A I D S
oraz Amerykańskie Zrzeszenie Swobód Obywatelskich. Prezentacja tych danych nie zmierza oczywiście ku dyskryminacji i odtrąceniu chorych na A I D S . T a k j a k każdemu innemu człowiekowi należy się im najwyższa troska i opieka, nie cofająca się również przed ofiarą własnego życia. Z obrębu naszego współczucia nie można jednak wykluczyć tych wszystkich, których przed śmiercią na A I D S należy uchronić. Milczenie i przekłamywanie znanych nauce faktów oznaczałoby rezygnację z tej podstawowej odpowiedzialności. Jest to odpowiedzialność nie tylko tych, którzy są zobowiązani do czuwania nad zdrowiem i życiem całego społeczeństwa, ale również o d p o w i e d z i a l n o ś ć tych, którzy niestety - są już nosicielami wirusa. Dojrzała troska i szacunek dla tej grupy chorych nie może zatem nie obejmować u ś w i a d o m i e n i a im tej odpowiedzialności za życie innych. W s z e l k i e kłamstwo, zaprzeczanie możliwości śmiertelnego ryzyka odnośnie do sytuacji, w których to ryzyko bardzo p o w a ż n i e istnieje, oznacza zgodę na uczynienie nosicieli H I V n i e ś w i a d o m y m i siewcami śmierci. Również, oczywiście, w stosunku do osób sobie najbliższych. Tymczasem miłość nie rozsiewa śmierci. Samo już ogromne (a nawet jakiekolwiek) ryzyko zadania śmierci osobie kochanej jako skutek aktu, który ma być aktem miłości, wyklucza z punktu widzenia etycznego wyrażenie tej miłości w sposób seksualny. Antonio kończy swą pierwszą książkę na temat A I D S smutną reflek sją, iż j e ż e l i w kraju, który szczyci się w o l n o ś c i ą słowa, tego rodzaju manipulacja była możliwa - to jakie szanse na usłyszenie życiodajnej prawdy ma reszta świata?
68
When a Baby Is HN Positive. „The Washington Post". April 9, 1994.
41
III Rodzice a państwo Kolejna rozbieżność w aktualnym sporze o wychowanie seksualne dotyczy proporcji pomiędzy udziałem rodziców a rolą państwowych instytucji wychowawczych w tym ważnym dziele.
1. W y c h o w a n i e bez rodziców Wiele współczesnych koncepcji edukacji seksualnej gwałci postawowe prawo rodziców do wychowania seksualnego swoich dzieci. Dystansuje się je bowiem wobec przekonań podzielanych przez rodziców. Prezentuje się tych ostatnich jako dyktatorów i wrogów szczęścia swych dzieci. Przykład takiej ideologii przedstawił między innymi dr Brock Chisholm, pierwszy dyrektor W H O . W swojej książce „Can People Learn to Learn" pojęcie dobra i zła uznał za największego wroga rozwoju współczesnej cywilizacji. Stąd też jego zdaniem należy podjąć wczesną edukację seksualną w celu eliminowania wpływu rodziców w tej dziedzinie, stosując nawet przymus, jeżeli to k o n i e c z n e . 6 9 Założycielka i prezydent głośnych Brook Advisory Centres w Wielkiej Brytanii (służą one - j a k j u ż w s p o m n i a ł e m ułatwianiu młodzieży prowadzenia życia seksualnego) z całą szczerością przyznaje, iż państwo - a nie rodzice - potrafią najlepiej określić, co jest dobre dla d z i e c k a . 7 0 Konferencja ds. Zaludnienia i Rozwoju w Kairze w zamierzeniu organizatorów miała na skalę światową przyznać dzieciom prawo do nieskrępowanego życia seksualnego, w czym państwo miałoby pomagać bez pytania o zgodę rodziców, co tylko częściowo zrealizowano. W niektórych krajach szeroko stosuje się w praktyce te wytyczne. Między innymi w Wielkiej Brytanii bez wiedzy i zgody rodziców dostarcza się nieletnim środki antykoncepcyjne, chociaż takie postępowanie w przy padku aplikacji jakichkolwiek innych leków jest nielegalne. Dentysta, który bada ząb dziecka bez pozwolenia rodziców, mógłby być oskarżony w tym kraju o przestępstwo. T y m c z a s e m dostarczenie - stanowiących zawsze ogromne ryzyko dla zdrowia - środków antykoncepcyjnych (czy też by
B. Chisholm. Can People Learn to Learn? Geo Allen and Unwin. 1952. (cyt. za Valerie Riches. No Entry for Parents. 1984). 70 Cyt. za Valerie Riches. Who cares for children? The implications of providing birth control for under-sixteens. 1989 Wicken (Family and Youth Concern) p. 6. 42
RODZICE A PAŃSTWO aborcji) nie wymaga powiadomienia r o d z i c ó w . 7 1 Pewnym sygnałem nad chodzących być może zmian jest podjęta w Wielkiej Brytanii w 1993 roku próba odwrotu
od
tych
zakorzenionych już zwyczajów.
Ministrowi
edukacji, który stara się to przeprowadzić, sprzeciwia się jednak tamtejszy minister zdrowia oraz brytyjskie związki zawodowe nauczycieli grożące bojkotem zajęć. Jak na razie obowiązują dawne praktyki. Podobnie dzieje się w USA. Pokazywany trzynastolatkom - w ramach sex ed - film „About Your Sexuality: Lovemaking, Heterosexual, Bisexsual and
Homosexual"
(który
przedstawia
seksualną
aktywność
dwóch
heteroseksualnych i dwóch homoseksualnych par) zawiera ostrzeżenie dla nauczycieli, aby ten film nie był pokazywany r o d z i c o m . 7 2 Ponieważ sygnałów takich manipulacji było coraz więcej, w marcu
1984 roku
Departament Wychowania prowadził przesłuchania w siedmiu amery kańskich miastach, które to wstrząsające świadectwa zostały zebrane w książce „Child Abuse in the C l a s s r o o m " . 7 3 Próba zaś wprowadzenia przez administrację Reagana konieczności zgody rodziców na przepisanie nieletnim
antykoncepcji uznana została przez prezydenta „Planned
Parenthood nakaz.
Federation
of A m e r i c a "
jako
najbardziej
destrukcyjny
74
R ó w n i e ż w naszym kraju w 1987 roku dzieci przyniosły s w o i m nierzadko z a s k o c z o n y m - rodzicom wręczony im w szkole podręcznik „Przysposobienia do życia w rodzinie", w którym w sposób bezpośredni podważa się rodzicielski trud wychowawczy i ich podstawową rodzicielską odpowiedzialność. Sformułowano tam młodzieży zasady postępowania, które - j a k dobrze wiedzieli autorzy książki - obce były przekonaniom ówczesnej w i ę k s z o ś c i katolickiej w tym kraju. Nic z a t e m dziwnego, iż rodzice podjęli walkę o wycofanie „podręcznika" ze s z k ó ł . 7 5 71
Więcej informacji na ten temat W: Valerie Riches. Następstwa edukacji seksualnej. Gdańsk 1994 (Human Life International. Europa). 72 Zob. Elena Neuman. Birdsand the Bees and More. „Insight", Sept. 27. 1992, pp. 7-8. 73 Phyllis Schlafly (ed.) Child Abuse in the Classroom (Alton, IL: Pere Marquette Press, 1984). 74 Cyt. za. V. Riches. Who cares. Dz. cyt. p. 23. 75 Walkę tę podjęli między innymi następujący autorzy: Kinga Wiśniewska-Roszkowska (zob. Anty w y chowanie. W: „Odrodzenie" 10.10.1987; zob. też Zdecydowanie protestu ję. W: „Przegląd Katolicki" nr 42, 1987. ; / ty kiedyś założysz rodzinę. 1990, s. 191n), Maria Braun-Galkowska (Wy choina nie do życia w rodzinie? W: „Niedziela" nr 42, 1987, Omówienie podręcznika szkolnego pt. Przysposobienie do życia w rodzinie. Sandomierz 1987), B. Jeznach (Podręcznik masturbacji i dejloracji. W: „Słowo Powszechne" nr 189, 1987), Jan Łopuszański [Przeciw życiu w rodzinie. W: „Przewodnik Katolicki" nr 42, 1987), Krystyna Ostrowska (Ciekawe co zwycięży, pruderia czy postęp? W: „Przegląd Katolicki" nr 42, 1987), Bolesław Suszka (Podręcznik szkolny Przysposobienie do życia w rodzinie zagrożenie czy wyzwanie. Poznań 1987), Tadeusz Styczeń SDS (Przysposobienie do życia w rodzinie? 1987 mszp. nieopublikowany przez „Tygodnik Powszechny"). Abp Kazimierz Majdański poświęcił „Podręcznikowi" specjalny list pasterski. 43
W POLU PRAWDY
2.
Podstawowe prawo rodziców do wychowania
Niespełnianie czasami przez rodziców obowiązku wychowania seksu alnego nie jest tylko skutkiem sygnalizowanych już odgórnych nacisków. Jest to b o w i e m j e d n o z najtrudniejszych zadań wychowawczych i nic zatem dziwnego (nie znaczy jednak - usprawiedliwionego), iż sami rodzice nieraz starają się odciążyć siebie od odpowiedzialności za wychowanie seksualne swoich dzieci i zrzucić ją na szkołę. Tym oczekiwaniom rodzi ców idą niejednokrotnie naprzeciw działania szkoły, która - wedle podrę cznika dla nauczycieli przysposobienia do życia w rodzinie - ma w swoje ręce przejąć całą edukację seksualną. Od rodziców ma się oczekiwać tylko 7 postawy gotowości do niesienia pomocy w realizacji programu. ^ Obecnie realizuje się często w polskiej szkole ten postulat z lat osiemdziesiątych. Można wyliczyć szereg faktów, które na to wskazują. Między innymi „Gazeta Lekarska" (1994, Nr 3) zamieściła protest krakowskiego lekarza przeciwko wręczeniu - bez zgody rodziców - jego córce, uczennicy liceum, broszury „AIDS i Ty", jako uzupełnienie pogadanki o A I D S . . . Innym przykładem takiej rażącej przemocy było wprowadzenie w 1993 roku przez Ministerstwo Zdrowia tzw. rówieśniczego programu promocji zdrowia młodzieży, który polegał na promowaniu antykoncepcji wśród małoletnich bez wiedzy i zgody rodziców. Pomimo złożonych protestów winni nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności. Podstawowym obowiązkiem szkoły, która podejmuje wychowanie sek sualne, jest przede wszystkim uświadamianie samych rodziców, że to właśnie p r z e d e wszystkim n a nich ciąży obowiązek takiego wychowania. Nikt inny nie potrafi ich zastąpić w tym obowiązku. Nikt inny nie jest wszak bliższy dziecku jak jego rodzice. Stąd też w s z y s t k i e inne i n s t y t u c j e - w ł ą c z n i e ze s z k o ł ą - p o w i n n y spełniać rolę tylko pomocniczą. Wprawdzie w całej dziedzinie wychowania udział rodziców jest podsta wowy i bardzo trudno zastępowalny (z uwagi na szczególną i j e d y n ą w swoim rodzaju relację łączącą rodziców i dzieci), to jednak tym bardziej ma to miejsce w wychowaniu seksualnym. Idzie w nim wszak o realizację podstawowego powołania człowieka, j a k i m jest powołanie do miłości. Żywy przykład miłości rodziców stanowi zatem najbardziej skuteczny wzór dla ukierunkowania płciowości dziecka ku tej właśnie miłości. Również pouczenie ze strony rodziców w interesującej nas tu dziedzinie ma naj większą szansę, aby we właściwy sposób zostało p r z y j ę t e . Rodzice mają zatem podstawowe prawo, aby szkoła w całym tym tak bardzo subtelnym i niezmiernie ważnym zadaniu wychowania seksual nego co najmniej nie przeszkadzała. Muszą mieć więc gwarancje, że ich Przysposobienie do życia w rodzinie. Wychowanie. Dz. cyt. s. 29 44
RODZICE A PAŃSTWO dziecko w wybranej przez nich szkole nie otrzyma niezgodnego z ich oczekiwaniami w y c h o w a n i a seksualnego. Szkoła musi b e z w z g l ę d n i e zagwarantować respektowanie tego podstawowego prawa rodziców. Ręczy za to ratyfikowanie przez państwo polskie art. 18 M i ę d z y n a r o d o w e g o Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych. W tymże artykule (punkt 4) zobowiązuje się bowiem do poszanowania prawa rodziców lub opiekunów prawnych do zapewnienia swym dzieciom wychowania moralnego zgodnie z ich własnymi przekonaniami. T a k jak nikt nie może nikogo zmuszać do uczęszczania na lekcje religii, tak również nie można nikogo zmuszać do edukacji seksualnej w szkole. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy rodzice nie mają żadnych gwarancji właściwego w ich pojęciu charakteru tego wychowania. Nie respektowanie tego prawa spowodowałoby, iż szkoła stałaby się placówką realizacji kolejnej formy totalitaryzmu: manipulacji obywatelami przez państwo. Liczyć się chyba zatem należy, iż wspom niany protest krakowskiego lekarza w organie Izb Lekarskich spotkał się z właściwą reakcją odpowiednich władz? Innego przykładu lekceważenia podstawowego prawa rodziców do w y c h o w a n i a swoich dzieci dostarcza sposób rozprowadzania wspomnianej j u ż broszurki „Czas przemian", która między innymi reklamuje podpaski higieniczne „Always". Wersję „dla rodziców" jak informuje się w „Przedmowie" rodzice otrzymują za pośrednictwem swoich córek, którym oprócz „poradnika dla dziewcząt" miano wręczyć również opakowanie z podpaskami... Koszty manipulacji rodzicami i dziećmi są ogromne. Na miarę warto ści dziedziny, którą się manipuluje. Koszty zresztą nie tylko dla samej jednostki, ale i dla całego społeczeństwa, którego kształt zależy wszak od osobistej dojrzałości jego członków.
3. Praca z a w o d o w a kobiet Należałoby jeszcze zwrócić uwagę, iż odsuwanie rodziców od wielkich zadań wychowawczych w stosunku do własnych dzieci jest procesem, który współcześnie dokonuje się również poprzez pracę zawodową kobiet poza domem. Oderwanie jej od rodziny - prowadzi z konieczności do przy znania państwu przewagi wychowawczej, a obniżenia rangi kształtowania człowieka w rodzinie, a więc i zmniejszenia autorytetu rodziców wobec dzieci. Z pewnością elementarna sprawiedliwość, wypływająca z równej godności mężczyzny i kobiety, wymaga, aby kobiety nie były dyskrymino wane również pod względem możliwości pracy zawodowej. T y m niemniej ta sama sprawiedliwość nakazuje ostro przeciwstawić się przeciążeniu kobiet pracą zawodową, którą wszak wykonują w tym samym wymiarze co mężczyźni, oprócz wszystkich obowiązków d o m o w y c h . Co więcej 45
W POLU PRAWDY uderza w samą kobietę, j a k i nas wszystkich, kiedy praca z a w o d o w a podejmowana j e s t przez nią kosztem jej powołania macierzyńskiego i rodzinnego. Trud kobiety związany z wydaniem na świat dziecka, z jego pielęgnowaniem, wychowaniem, zwłaszcza w pierwszych latach, jest tak wielki, że nie może mu dorównać żadna praca zawodowa, pisze Jan Paweł 77 w „Liście do rodzin". Trud ten jest nadto niezas tępo walny, twierdzi się w encyklice „Laborem exercens", zgodnie zresztą z bardzo oczywistymi faktami. Matka znajduje się w swoistej i najbliższej relacji z dzieckiem, aby ktokolwiek mógł ją wymienić w jej posłannictwie wychowawczym. Tylko bardzo krótkowzroczna polityka (lub też stawiająca sobie inne cele niż dobro społeczne) nie liczy się z tym ogromnym i specyficznym wkładem kobiety rezygnującej (przynajmniej czasowo) z pracy zawodowej, w celu wychowania dzieci. Niestety, w wielu rejonach świata wciąż tylko postu latem pozostaje wołanie Jana Pawła II, żeby macierzyństwo kobiet zostało zrozumiane jako wystarczający tytuł do odpowiedzialnego wynagrodzenia, 78 niezbędnego do utrzymania rodziny. W większości przypadków kobiety, w ten czy w inny sposób, są zmu szane do pracy zawodowej poza domem. Czynnikiem nacisku może być panująca mentalność, która - j a k w i a d o m o - wyżej ceni sobie pracę zawodową niż pracę wychowawczą w stosunku do swoich dzieci. Różne są oczywiście przyczyny tej mentalności. U jej podstaw znalazła się też fałszywie rozumiana idea demokracji, na gruncie której równość nie jest zainteresowana różnicami. Nie można nie niedostrzegać całej różnicy i k o m p l e m e n t a r n o ś c i osób odmiennej płci, również w ich stosunku do pracy zawodowej. Są jednak jeszcze i inne ośrodki przymusu. Jest nim niejednokrotnie sama polityka państwa, podejmowana jednak z innych powodów niż eko nomiczne (a nawet wbrew korzyściom ekonomicznym). Ponoć najdalej pod tym w z g l ę d e m współcześnie doszła Szwecja. Bulwersujące fakty na ten temat przedstawiła Katarina Runske na XIV Międzynarodowym Kongresie Rodziny w Bonn w 1989 r o k u . 7 9 Autorka jest historykiem sztu ki, przewodniczy kilku stowarzyszeniom mających na celu dobro rodziny. Oby od tamtego czasu sytuacja w Szwecji uległa pozytywnej zmianie! Zdaniem Runske ekonomicznie niemożliwe jest w Szwecji nie podjęcie przez zamężną kobietę pracy zarobkowej i poświęcenie się wychowaniu swoich dzieci. W celu utrzymania czteroosobowej rodziny potrzeba tam 150 tys. koron. Tymczasem przeciętny pracownik zarabia tylko 100 tys. 77
Zob. Jan Paweł II. List do rodzin 17. Por. „Laborem exercens" 19. Por. „Familiaris consortio" 23. 78 List do rodzin 17. 1X3 Zob. Katerina Runske. Daycarism and Socialism in Sweden. (Reprint 17, Humań Life International, Gaithersburg). Zob. też: Empty Hearts and Empty Homes. W: „Feminism v. Mankind. " Wicken 1990. 46
RODZICE A PAŃSTWO koron (1989 rok). Oczywiście nie wystarcza to dla zabezpieczenia bytu dla dwójki dzieci i niepracującej żony. Ta ostatnia zmuszona jest zatem do pracy poza domem (pracuje 86 p r o c ) , chociaż 51 proc. wszystkich kobiet chciałoby w tym kraju pozostać w domu, gdyby to tylko było możliwe. W celu uzyskania znacznej pomocy socjalnej ze strony państwa oboje rodzice muszą pracować i oddać swoje dzieci do ośrodków cało dziennej opieki (od 6 miesiąca do rozpoczęcia szkoły). W przeciwnym wypadku kobieta nie dostaje nic i pozbawiona jest j a k i e g o k o l w i e k społecznego statusu oraz praw. A zatem rodzice są praktycznie zmuszani do wysyłania swoich dzieci pod całodzienną kuratelę państwa, któremu z ideologicznych powodów na tym zależy. Z pewnością nie są to powody ekonomiczne: jedno dziecko w takim całodziennym „centrum", kosztuje państwo 100 tys. koron rocznie, a więc więcej niż pozostawienie matki w domu i wypłacenie jej odpowiedniego zasiłku. Cały ten totalitaryzm rozpoczął się w 1930 roku, kiedy to wydano książkę Alvah i Gunnara Myrdahl „Crisis in the Population Questions" (oboje są lauratami Nagrody N o b l a ) , w której zajmująca się dziećmi i domem kobieta została określona jako słaba, głupia, leniwa, nieambitna istota. Od tego czasu rozpoczęła się systematyczna kampania na rzecz ugruntowania tej oceny w świadomości społecznej. Premier Palme ogłosił „housewife" za „nieboszczkę", a jego minister równości (!) za jej właściwe miejsce uznał muzeum. Drogą oderwania dzieci na cały dzień od rodziców zaczęto w Szwecji realizować powiedzenie Lenina Dajcie mi pierwsze lata w życiu dziecka, a będzie ono moje na zawsze. Katarina Runske zaprezentowała również próbkę tego, czym karmione są w owych „centrach" szwedzkie dzieci. W rządowym kalendarzu („The World in the Pre-School") proponuje się tym dzieciom między innymi świętowanie Państwa, dzień urodzin Lenina, wyzwolenie Kuby i Angoli, założenie Związku Pracy Nauczycieli w Czecho słowacji. Zapytany o powody tak wysokiego szacunku dla Lenina, jaki mają wykazywać dzieci, szwedzki minister społeczny (Social Minister) odpowiedział: Lenin był tak dobrym człowiekiem i uczynił tak wiele dobrych rzeczy dla ludzi na całym świecie, iż jest całkiem naturalne, że szwedzkie centra całodziennej opieki powinny czcić go. Nie wszystkie koszty tej polityki są łatwo widoczne. Szwedzcy profeso rowie zwracają jednak uwagę na to, iż co piąte dziecko w tym kraju cierpi na psychologiczne zaburzenia, co czwarte - przeżywa stany l ę k o w e . Ponad 100 dzieci (4, 5, 6-letnie) rocznie popełnia samobójstwo (Szwecja liczy 8 milionów mieszkańców; w Niemczech na 56 milionów mieszkańców 100 samobójstw w tej samej grupie wiekowej). Katarina Runske w swoich życiowych wyborach nie poprzestała tylko na ubolewaniu na panującą niesprawiedliwość. Wyznała również, iż wprawdzie straciła 1,5 miliona koron, ponieważ sama zajmowała się 47
W POLU PRAWDY trójką swoich dzieci do czasu ich pójścia do szkoły, to jednak zdobyta swoje dzieci. Osobny rozdział należałoby napisać o pozycji kobiety pracującej w naszym kraju. Poprzestanę tylko na przypomnieniu, iż Jackowski w „Bitwie o Polskę" zwraca uwagę, że podobna sytuacja występująca również u nas nie jest efektem presji ekonomicznej, ale ideologicznej. Opłacalne jest bowiem inne rozwiązanie: To, co państwo łożyłoby w jormie uczciwego zasiłku na niepracującą żonę, z ekonomicznego punktu widzenia, jest o wiele bardziej opłacalne, niż utrzymywanie rozbudowanej 80 zinstytucjonalizowanej i niewydolnej opieki społecznej!
4.
W y c h o w a n i e grupowe a indywidualne
Specyfika wychowania szkolnego rodzi szereg problemów z prowadze niem w jego ramach wychowania seksualnego. Jeden z nich wiąże się z grupowym charakterem edukacji szkolnej. Tymczasem szczególność przedmiotu wychowania seksualnego powoduje, iż wychowanie indywidu alne ma zawsze priorytet nad zbiorowym. W rachubę wchodzi bowiem naj intymniej sza sfera ludzkiego życia, którą tak łatwo narazić na poni żenie. Każdy ma prawo do zachowania tej intymności, a w szczególnej mierze człowiek dopiero szukający punktów oparcia dla swojego zrozu mienia seksualności. Grupowy charakter omawiania pewnych kwestii (nie wszystkie są w ogóle do rozważań w grupie) domaga się zatem szczególnej odpowiedzialności ze strony prowadzącego, tak aby ta dogłę bna prywatność swej seksualności nie została w j a k i k o l w i e k sposób naruszona. W warunkach szkolnych całkowicie indywidualne wychowanie nie jest oczywiście do zrealizowania. Tym niemniej w przypadkach trudniejszych szczególnie odpowiedzialnym osobom (posiadającym j e d n a k nie tylko kompetencje, ale i dużą wrażliwość) powinna być powierzona troska o już prywatne rozmowy z wychowankami. Specyficzne trudności powstają też przy koedukacyjnym charakterze wychowania w szkole (które trzeba by już w konkretnych warunkach rozwiązać w porozumieniu z r o d z i c a m i ) . Rodzi to b o w i e m pewne szczególne kwestie wyznaczone przez odmienność rozwoju psychoseksu alnego mężczyzny i kobiety. Zasadniczo inaczej przeżywają oni własną płciowość. Wyznacza to zatem odmienny profil wchodzącego tu w rachubę wychowania. Oczywiście wychowanie seksualne dotyczy szeregu różnych kwestii. W niektórych jednak przypadkach przedstawianie w grupie koedukacyjnej u
° J. M. Jackowski. Bitwa o Polskę. Warszawa 1993. Inicjatywa Wydawnicza „ad astra", s. 168.
48
RODZICE A PAŃSTWO problematyki życia seksualnego rodzi szczególne niebezpieczeństwo pogwałcenia, przysługującego każdemu człowiekowi, prawa do intymnoś ci. Ludzie zazwyczaj - i w sposób całkowicie naturalny - ukrywają się ze swoim życiem seksualnym przed innymi osobami. Bowiem tylko w ich, niewidocznym dla innych, wnętrzu znajduje się wystarczający grunt dla tej seksualności. Uczynienie jej tematem rozważań grupy czyni tym samym własną seksualność czymś już bardziej uzewnętrznionym, narażonym na różne negatywne oddziaływania. Trudność ta, pojawiająca się w każdej grupie, szczególnie wzrasta w grupie koedukacyjnej. Kontakt z jakimś „przedmiotem" możemy wszak posiadać także za pośrednictwem mowy. R ó w n i e ż oddziaływanie wartości seksualnych dokonuje się i tą drogą (o czym nas też przekonuje istnienie poraofonii, czy telefonów specjalizujących się w słownym pobudzaniu seksualnym telefonującego). Z tego też powodu w klasie koedukacyjnej trzeba wziąć pod uwagę szczególną możliwość łamania wrażliwości wychowanków. Przez mówienie na tematy odsłaniające w większym stopniu ich seksualność czuliby się bowiem urażeni i zagrożeni w swej intymności. Zagrożeni przez słabość a chociażby tylko odmienność seksualną - innych. Z tym wszystkim realistycznie myślący wychowawca winien się liczyć. Tymczasem w przywoływanym tu kilkakrotnie podręczniku „Przyspo sobienie do życia w rodzinie" Wiesław Sokoluk proponuje - na co zwróciła uwagę dr Kinga Roszkowska - Wiśniewska - zbiorowe dyskusje uczniów na temat porozumienia seksualnego, metod, osiąganych satysfakcji, oczekiwań i ewentualnie popełnianych błędów, które to dyskusje byłyby rodzajem erotycznego ekshibicjonizmu, który niszczyłby wstydliwość stojącą na straży ludzkiej godności. 81
5.
Autorytet w y c h o w a w c y
Podstawową zasadą pedagogiki jest teza, iż wychowanie jest funkcją całego społeczeństwa. Rodzicom trudno nawet marzyć o pozytywnych owocach swojego trudu wychowawczego, jeżeli nie wspomagają go inni. Ci „inni" niejednokrotnie j e d n a k nie tylko nie wspomagają, ale raczej przeszkadzają i niszczą. „Naczelny" rozchodzącego się w o g r o m n y c h nakładach dziennika, który poprzez „Ogłoszenia" pośredniczy w seksie na sprzedaż, swoim autorytetem, chcąc nie chcąc, upowszechnia pewną receptę na życie. Jeden z czołowych dokumentów Kościoła katolickiego dotyczących rodziny („Familiaris consortio", 6) wśród różnych ciemnych stron współ czesnej rodziny wymienia również duży zamęt w pojmowaniu autorytetu rodziców i dzieci. Ilustracją dla tej niewyjaśnianej już dalej tezy wydaje się / ty kiedyś założysz rodzinę. Dz. cyt. s. 193 i 195. 49
W POLU PRAWDY obraz państwa, w którym hasło wolności rozbrzmiewa po wszystkich 82 kątach, z platońskiej „Rzeczypospolitej". W imię „wolności nierozcieńczonej" - czyli rozumianej jako całkowita niezależność - ojciec przyzwyczaja się do tego, że się staje podobny do dziecka, i boi się synów, a syn robi się podobny do ojca i ani się nie wstydzi, ani się nie boi rodziców, bo przecież chce być wolny. (...) W takim państwie nauczyciel boi się uczniów i zaczy na im pochlebiać, a uczniowie nic sobie nie robią z nauczyciela, a tak samo ze służby, która ich odprowadza do szkoły. W ogólności młodzi ludzie upodobniają się do starszych i puszczają się z nimi w zawody i w słowach i w czynach, a starzy siadają razem z młodymi, dowcipkują i stroją jigle, naśladując młodych, żeby nie wyglądać ponuro i nie mieć zbyt władczej postawy. T a k zatem oczywiste i godne, rzecz jasna, uznania dostrzeżenie i respektowanie równości niepowtarzalnego człowieczeństwa wszystkich osób w rodzinie, nie może jednak przemienić się w ślepotę niedostrzeżenia całej r ó ż n i c y tych osób. Np. rodzina, w której wszystkich obowiązuje mówienie sobie po imieniu, wcale nie świadczy w ten sposób o wielkiej wzajemnej bliskości, ale o ślepocie na jedyność i wyjątkową rolę swoich rodziców w stosunku do każdego innego człowieka na tym świecie (oraz na jedyność relacji do swojego dziecka). Bez podkreślania tej różnicy również w języku codziennym, łatwo i w działaniu o tej różnicy zapomnieć. Za nieporozumienie należy zatem uznać wypowiedź Henryka J. Sokol skiego - koordynatora Międzynarodowego Roku Rodziny (ogłoszonego przez ONZ na 1994 rok) - który demokratyczne aspiracje - a nie komunię osób - uważa za obowiązujące również w rodzinie, najmniejszej demokracji w sercu społeczeństwa.83 Widać również, iż same te „demokratyczne aspiracje" rozumiane są opacznie, bo kosztem prawdy (o różnicach odkry wanych w świecie) i zależnej od tej prawdy wolności. Niedostrzeganie tych różnic bezpośrednio uderza zatem w samą tę „równość" i „wolność", której chciałoby się bronić. T r u d n o również dziwić się upadkowi autorytetu w y c h o w a w c z e g o rodziców, skoro dzieci co najmniej podejrzewają, iż są produktem ubocznym pożądliwości, a nie owocem miłości. Jakże bowiem inaczej można patrzeć na swego ojca i matkę, kiedy dają oni dowody - np. poprzez swoją aprobatę dla wizji seksu ukierunkowanego nie na miłość, ale na traktowaniu osoby jako tylko środka do zaspokojenia pożądliwości (chociażby wspólna lektura czasopisma „dla młodzieży" „Bravo") - iż na tej właśnie drodze powołują swe dzieci do istnienia? 02
83
Ksiega VII, XIV.
H. J. Sokolski. The International Year of the Family: the World's Support for
the Smallest Democracy. One World Many Families. Karen Altergott. National Council on Family Relations.
50
RODZICE A PAŃSTWO Wiele uwagi należałoby również poświęcić problemowi autorytetu tych, którzy w szkole pełnią rolę wspomagającą rodziców w wychowaniu seksualnym. Nie sposób sobie nawet wyobrazić, iż takie p o z y t y w n e wychowanie mógłby prowadzić nauczyciel, który sam nie praktykuje tego, czego naucza. T r u d n o b o w i e m podczas lekcji z zapałem przekonywać uczniów o otwarciu ludzkiej seksualności na miłość i o niezbędności wyrobienia sobie sprawności samopanowania, j e ż e l i w czasie przerw układa się plany „przygody" z koleżanką z pracy. W tej bardzo ważnej dziedzinie przykład własnego życia jest warunkiem koniecznym autenty czności przekazywanych informacji i pozytywnego wpływu na uczniów, którzy zazwyczaj z dużą łatwością odczytują każde u d a w a n i e swoich wychowawców. Pamiętać też należy, iż działanie nauczyciela musi być dostosowane do roli, którą on pełni w całym tym organizmie, jakim jest szkoła. Z tego też powodu każdy z nauczycieli postrzegany jest przez uczniów w nieco odmiennej prespektywie. Konieczne jest zatem respektowanie tej perspek tywy, bowiem w przeciwnym przypadku oddziaływanie w tej tak delikatnej sferze może zostać niezrozumiane i nie przyjęte.
6. Pedofilia przyjaźnią? Decyzja
Parlamentu
Europejskiego
(podjęta w
Roku
Rodziny)
otworzyła drogę adopcji dzieci przez czynnych homoseksualistów w imię jakoby szacunku dla szlachetnych pragnień rodzicielskich. Zapomniano tym samym o pewnych elementarnych faktach. Owego „zapomnienia" dokonało j e d n a k wcześniej Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne w przygotowanym raporcie (za którym poszło wielu głośnych psychologów) twierdzącym, iż homoseksualiści są mniej skłonni do molestowania dzieci niż heteroseksualiści. B e z p o d s t a w n o ś ć tych opinii wykazuje dr Paul Cameron w „The Gay N i n e n t i e s " .
84
Jego zdaniem istnieje nie dający się
zaprzeczyć związek pomiędzy h o m o s e k s u a l i z m e m a m o l e s t o w a n i e m dzieci. Wskazuje na to zarówno przegląd raportów na temat molestowania dzieci w całej populacji, jak i wspomnienia samych badanych homoseksu alistów. Przytoczę tylko niektóre dane z bogatego zestawu przygotowanego przez amerykańskiego badacza. Ostatni raport na ten temat (z 1985 roku) ujawnia, iż homoseksualne akty stanowiły od 25 do 40 procent wszystkich przypadków molestowania dzieci odnotowanych w naukowej i sądowej literaturze. Wszystkie inne źródła podają bardzo podobne szacunki. Chłodne fakty nie pozostawiają również wątpliwości, iż czynny °4 Paul Cameron. The Gay Ninenties. What the Empirical Evidence Reveleas About Homosexuality. Franklin 1993 (Adroit Press).
51
W POLU PRAWDY homoseksualista nie jest materiałem na właściwego nauczyciela. Już w Raportach Kinseya 4 proc. badanych męskich homoseksualistów twierdziło, iż swoje pierwsze homoseksualne doświadczenie mieli z nau czycielem czy innym opiekunem. Badania w 10 stanach USA z 1987 roku wykazały, iż 32 proc. wszystkich przypadków molestacji przez nauczycieli było homoseksualnymi działaniami. Skoro jednak homoseksualistów jest tylko od 1 do 3 procent (lesbijek o połowę mniej), to powyżej przytoczone dane pokazują rozmiary istniejącego zagrożenia. Wedle jednego studium opublikowanego w kanadyjskim czasopiśmie psychiatrycznym aż 45 proc. pacjentów było homoseksualnie wykorzystywanych w dzieciństwie. Jeszcze parę lat temu w podręczniku „Przysposobienie do życia w rodzinie" mogliśmy znaleźć podobne informacje: Dorośli homoseksualiś ci wykorzystują często uczucie osamotnienia i głód uczuć dorastających, oferując przyjaźń i bliskość, którą stopniowo pogłębiają w kierunku 6 zbliżenia seksualnego. ^ Czy zatem kręgi stojące za w y d a n i e m tego podręcznika zaprotestują przeciwko decyzji Parlamentu Europejskiego? T y m c z a s e m w „Wiadomościach" TV panuje również pro-pedofilska atmosfera: bez żadnego komentarza pokazano zamieszki londyńskich homoseksualistów żądających obniżenia wieku dopuszczalności kontak tów homoseksualnych. Amerykańscy geje mają nawet swoje naukowe czasopismo, w którym między innymi walczy się o skończenie z gnębie niem pedofilii. W 1980 roku holenderska organizacja homoseksualistów zajęła pozycję, iż liberalizacja pedofilii stanowi istotny element ich inte resu. W 1990 roku odnieśli w swoim kraju poważne „ z w y c i ę s t w o " : obniżono w tym kraju wiek zgody na h o m o s e k s u a l n e akty do 12 lat. Nie tylko ta decyzja wskazuje, iż Holandia jest krajem przemocy o bardzo szerokim zasięgu: b e z w z g l ę d n i e nie w o l n o w Holandii niczego zabraniać. Gawędząca z dziennikarką na łamach „Gazety Wyborczej" właści cielka jednego z warszawskich sex-shopów zwierzyła się, iż klienci coraz częściej poszukują materiałów z dziećmi. Od świata przedstawionego (jednak z realnymi „aktorami", realnymi „twórcami" i handlarzami, konkretnymi prokuratorami i znanymi z nazwiska aktualnymi i byłymi ministrami, mającymi wiele ważnych spraw) tylko krok do świata real nego. Ofiarami padają - jak zawsze - najsłabsi. Trudno nawet wyobrazić sobie dramat dziecka tak strasznie okaleczonego w swej wrażliwości...
Dz. cyt. s. 218.
52
IV Wychowanie seksualne a neokolonializm Bezpośrednio formułowane cele prowadzonej przez państwo edukacji seksualnej zazwyczaj wskazują j e d y n i e na indywidualną pomyślność poszczególnych jednostek. Można przez to przeoczyć fakt, iż ta edukacja służyć ma często realizacji określonej polityki demograficznej. Mikołaj Kozakiewicz prezentując rozmaite koncepcje wychowania seksualnego twierdził nie tylko, że każda polityka ludnościowa wymaga kierowanego przez państwo wychowania seksualnego, ale - co więcej - ten praktyk wychowania seksualnego uważa, iż polityka populacyjna w zasadniczej mierze współwyznacza koncepcję wychowania seksualnego. 8 6 Nic zatem dziwnego, iż jedną z trzech decyzji szykowanych na konferencję demo graficzną w Kairze (wrzesień 1994) było upowszechnienie odpowiedniej edukacji seksualnej. Opinia prezesa Towarzystwa Rozwoju Rodziny znajduje potwierdzenie i w innych faktach. Tuż po zainicjowaniu w USA w 1965 roku programu planowania rodziny, tamtejszy Departament Zdrowia, Edukacji i Opieki Społecznej wystosował raport domagający się edukacji seksualnej w szkołach, aby dzięki niej młodzi ludzie uświadomili sobie swą odpowie dzialność w dziedzinie ograniczenia światowej p o p u l a c j i . 8 7 Wizja ta znalazła swe poparcie w działaniu S I E C U S (Sex Information and Education Council of the United States), lidera na polu amerykańskiej sex ed. Założycielka tej organizacji Mary Steichen Calderone przestrze gała, iż jeżeli ludzka reprodukcja nie zostanie wkrótce drastycznie zredukowana, to Ziemia zawierać będzie więcej ludzi niż przestrzeni i zasobówßs Nic zatem dziwnego, iż typowe amerykańskie programy sex ed pełne są horrorów związanych z problemem przeludnienia i w mniej czy bardziej zakamuflowany sposób sugeruje się, j a k nieatrakcyjne i kosztowne jest rodzenie i wychowywanie d z i e c i . 8 9 86
Przysposobienie do życia w rodzime. Wychowanie, Dz. cyt. s. 101.
87
Zob. J. Kasun. The War Against Population Dz. cyt. p. 95. 88 M. S. Calderone and Erie W. Johnson. The Family Book About Sexuality (New York: Harperand Row, 1981) p. 106. 89 Zob. J. Kasun. Dz. cyt. p. 101-102.
53
W POLU PRAWDY Wzory amerykańskie stają się jednak, j a k w i a d o m o , normą gdzie indziej. Stąd też liczyć się należy z tym, że oprócz IBM-ów ten sam profil sex ed stoi u naszych drzwi.
1. W h o i s W h o ? Zacząć należałoby od przedstawienia głównych organizacji działających we współczesnym świecie, które traktują edukację seksualną jako główny przedmiot swoich zainteresowań oraz jako środek do prowa dzenia polityki antynatalistycznej. Wyjaśnimy też powody tego zainteresowania.
1. 1. IPPF Liderem w promowaniu edukacji seksualnej w celach populacyjnych j e s t na całym świecie IPPF, czyli International Planned Parenthood Federation (Międzynarodowa Federacja Planowanego Rodzicielstwa). Została ona założona w 1952 i obecnie posiada swe filie w ponad stu kra jach świata (również w Polsce, filią tą jest TRR, czyli Towarzystwo Rozwoju Rodziny), a jej roczny budżet wynosił pod koniec lat osiemdziesiątych 48 milionów dolarów. IPPF jest - o czym warto wiedzieć - drugą co do wielkości (po W H O ) pozarządową organizacją na świecie, co - jej zdaniem - świadczy o uznaniu międzynarodowym, jakim się cieszy. 9 0 Z pewnością, dodać należy, świadczy to co najmniej o mocy działania tej organizacji. Należy być tego ś w i a d o m y m . Zdaniem Valerie Riehes IPPF j e s t tylko ramieniem wykonawczym organizacji Population Council Rockefellera, która jest mózgiem ruchu. 9 1 Według Schooyansa Population Council dys ponuje w badaniach i działalności takimi środkami, że sytuuje się w skali światowej w centralnym miejscu wśród instytucji zajmujących się proble mami demograficznymi. Instytucja ta - dodaje autor - jest w stanie zastraszyć nie tylko ośrodki badań demograficznych, lecz także rządy oraz organizacje międzynarodowe?2 W 1991 roku opublikowałem w „Słowie Powszechnym" kilka informa cji na temat omawianej o r g a n i z a c j i . 9 3 IPPF j e d n a k uznała (w liście do redakcji) tę prezentację za szkalowanie. Na taki zarzut zasłużyła zwłaszcza moja opinia o jej działaniu j a k o nie cofającym się również przed przymusowym realizowaniem swoich celów. IPPF jest przeciwna 90 Fakty o TRR - odpowiedź na artykuł „Słowa Powszechnego". „Słowo Powszechne" nr 230, 1991. 91 V. Riehes. Nastepsava edukacji seksualnej. Dz. cyt. s. 9. 92 Michel Schooyans. Aborcja i polityka. Lublin 1991 s. 160-61 (przypis 25). 93 Fakty o Towarzystwie Rozwoju Rodziny. W: „Słowo Powszechne" nr 129/130, 1991 s.7.
54
WYCHOWANIE SEKSUALNE A NEOKOLONIALIZM jakiejkolwiek formie przymusu, twierdzi kategorycznie Mark Laskin z IPPF 94 w przywołanym l i ś c i e . Twierdzeniu temu przeczą jednak fakty. Pierwszy z brzegu to straszenie redakcji katolickiego dziennika w „prowincjonalnej" Polsce kosztownym procesem w przypadku nie spełnienia wyszczególnio nych żądań. Z pewnością proces byłby kosztowny. Chyba jednak nie dla bogatej organizacji. Różne są zatem oblicza przymusowego wcielania pewnych pomysłów... O nie cofaniu się przez IPPF przed stosowaniem przymusu świadczy jednak wiele innych faktów. W IPPF - owskim „The Human Right to Family Planning" twierdzi się, iż Towarzystwa Planowania Rodziny nie powinny traktować braku prawa czy istnienia nie sprzyjających praw jako usprawiedliwienia dla bezczyn ności; działanie poza prawem, czy nawet gwałcenie go jest częścią pobudzającej zmiany.95 Wprawdzie w przywołanym przeze mnie liście do „Słowa Powszech nego" IPPF j e d n o z n a c z n i e potępiła chińską przymusową politykę populacyjną, to jednak było to oświadczenie nieoficjalne i sformułowane w czasach obowiązywania restrykcji administracji USA dla organizacji popierających aborcję. T y m c z a s e m IPPF wymieniana j e s t w szeregu opracowaniach jako dostarczająca w przeszłości pieniędzy na chińskie działania, a nawet powiększyła swoje fundusze po opublikowanych rapor tach, iż działania te łamią prawa człowieka. 9 6 W 1983 roku - szczytowym w stosowaniu przymusu - organizacja ta zadeklarowała, iż cele chińskiego programu są zgodne z jej w ł a s n y m i . 9 7 W wydanej w 1984 roku przez omawianą organizację książce uważa się chiński program planowania rodziny za najbardziej wybitny.98 Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych przedstawiciele tej organizacji zapewniali w angielskiej TV, że program ten nie jest oparty na przymusie. 9 9 IPPF znajduje się również na liście zachodnich organizacji oskarżonych imiennie przez brazylijskiego ministra zdrowia o kryminalne sterylizacje w jego kraju (wspominam o tym bardziej szczegółowo nieco dalej). Zdaniem Donalda Warwicka, harvardzkiego badacza populacji, IPPF dostarczała również aparatury do dokonywania aborcji na Filipinach, chociaż było to sprzeczne z obowiązującym tam prawem, jak i tamtejszą 94 Na te zarzuty odpowiedziałem w tekście zawartym w tym samym numerze „Słowa Powszechnego" (nr 230, 1991). 95 IPPF 1984 § 106. Cyt. za: V. Riches. No Entry For Parents. The history and consequences of birth control for youth. „Nightingale Press" 1984, p. 14. 96 Zob. J. Kasun. The War Against Population. Dz. cyt. p. 90, 190. Por. The Facts About IPPF. The Human Life Center. University of Steubenville. Ohio 1986. 97 Cyt. za: John. S. Aird. The China Model W: population Research Institute Review". 1994, No. 4. p. 1-5 (autor jest amerykańskim specjalistą ds. Chin). 98 Paul Harrison and John Rowley. Human Numbers, Human Needs. Suffolk 1984 (IPPF). 99 Zob. R. Whelan. Dz. cyt. s. 38.
55
(1
W POLU PRAWDY 100
polityką p o p u l a c y j n ą . T y m samym „dobrodziejstwem" obdarowano Bangladesz, Koreę, Singapur, Hong Kong, Tajlandię, W i e t n a m , Indie, chociaż nie wspomina się o tym w publicznych raportach. W wydanym przez tę organizację dokumencie natrafiamy również na propozycje kar dla małżeństw, które zaniedbują w y m o g i państwowej polityki 101 ludnościowej. W 1984 roku prezydent Reagan wycofał poparcie finansowe między innymi dla tej organizacji z racji propagowania przez nią aborcji na całym 102 świecie. Nic zatem dziwnego, iż pod koniec lat osiemdziesiątych niektóre kręgi starały się ukrywać swoje proaborcyjne zaangażowanie. Za czasów Clintona przestało to j e d n a k być potrzebne. Jak b o w i e m wiadomo, anulował on te restrykcje swoich dwóch poprzedników. IPPF jest również - np. zdaniem cytowanego już Donalda Warwicka największym orędownikiem aborcji w rozwijających się krajach. Na lata 90. organizacja ta przewidywała więcej aborcji niż w jakiejkolwiek innej 103 dekadzie ludzkiej historii Aborcję, sterylizację, antykoncepcję IPPF oferuje j u ż dziesięcio 104 latkom. Nic dziwnego, bowiem zdaniem tej organizacji moralność jest determinowana przez praktyki i oczekiwania społeczeństwa i poszcze gólnych ludzi. Stąd też I P P F - o w s k i autor w ramach sex ed twierdzi, iż kazirodztwo pomiędzy dorosłymi i dziećmi może także okazać się satys fakcjonującym i wzbogacającym doświadczeniem10^... Bardzo interesująca jest również genealogia IPPF. Wśród jej założycieli spotykamy b o w i e m głośną Margaret Sanger, która znana jest między innymi z powiedzenia, iż największym miłosierdziem, jakie duża rodzina może uczynić wobec jednego ze swoich członków jest zabicie go („Woman and T h e N e w Race", N e w Y o r k 1920). Ta wspaniała amerykańska działaczka - jak określił ją Boy w „Piekle kobiet" - prezentowała poglądy bliskie ideologom III Rzeszy, z którymi miała zresztą ścisły kontakt. Między innymi zaprosiła do U S A Eugena Fischera, doradcę Hitlera w sprawach „higieny rasowej". W Sangerowskim „Birth Control Review" drukowano też pochlebne recenzje niemieckich eugenistów, a w 1933 roku cały numer tego pisma poświęcono eugenicznej sterylizacji. Wśród autorów był również dr Ernst Rudin, fundator Nazistowskiego T o w a r z y s t w a dla Higieny Rasowej i dyrektor Instytutu Antropologii, Ludzkiej Genetyki i Eugeniki im. Wilhelma Kaisera, w latach panowania Hitlera. Również Sanger dla posiadającyh złe geny miała propozycje 100 101 102 103 1 0 4 1 0 5
56
Tenże, Bitter Pills. Cambridge 1982, p. 64.
Zob. The Facts About IPPF, Dz. cyt.
Zob. Schooyans. Dz. cyt. s. 155. IPPF „Medical Bulletin", Vol. 25, No. 1, 1991.
Zob. The Facts About IPPF, Dz. cyt. W. B. Pomeroy. A New Look at Incest „Forum". November, 1976, pp. 84-89.
WYCHOWANIE SEKSUALNE A NEOKOLONIALIZM
w postaci sterylizacji i obozów pracy. Nic zatem dziwnego, iż IPPF otrzymała swą londyńską siedzibę za darmo od Angielskiego Towarzystwa Eugenicznego. 1 0 6 Nie tylko amerykańskie feministki gloryfikujące Sanger winny wiedzieć, iż dla kobiet, które przekraczają rządowe limity na posia danie odpowiedniej liczby dzieci, amerykańska „położna" przewidywała kary oraz przymusową sterylizację. Okazuje się jednak, iż popularność Sanger, mającej za życia bardzo wpływowych przyjaciół, nie maleje. Niedawne coctail party urządzone z okazji wydania przez Ellen Chesler pochwalnej biografii Sanger zgromadziło 700-osobową manhatańską elitę, a książka otrzymała specjalne wyróżnienie ze strony „New York Timesa". 1 0 7
1.2. Bank Światowy Mało kto wie, iż głównym celem Banku Światowego jest kontrola populacji, co wyraźnie stwierdził jego prezes Barber B. C o n a b l e . 1 0 8 W publikacji dotyczącej pożyczek Banku zaleca się, aby wyżsi rangą pracownicy Banku i krajowi ekonomiści nadal dawali pierwszeństwo problemom populacyjnym i tam, gdzie to możliwe, zwiększali je w swoich kontaktach z politykami w krajach zaciągających pożyczki. 1 0 9 Co do metod swojego działania w stosunku do biorących pożyczki narodów, to Bank nazywa je dialogiem politycznym a nie przymusem. Dialog ten polega - według cytowanej publikacji z 1988 roku - między innymi na nieformalnych kontaktach z przywódcami rządowymi. „Polityka dialogu" łączy zagadnienia dotyczące populacji z innymi aspektami rozwoju. Możemy się zatem domyślać, jaka rzeczywistość „dialogu" się za tymi stwierdzeniami kryje...
1.3. ONZ Fundusz Populacyjny (UNFPA) Również Narody Zjednoczone bardzo zainteresowane są prowadze niem określonej polityki populacyjnej, w tym również z powołaniem się na ochronę środowiska. Organizacja ta zorganizowała na ten temat 1 U b
Tenże, Bitter PULs. Cambridge 1982, p. 64. v M. Flaherty. Norplant and Margaret Sanger's Legacy. W: „The Human Life Review", 1993, No. 3. s. 53. 1 0 8 Zob. John Cavanaugh-O'Keefe. Population and coercive diplomacy. W: „HLI Reports". 1990, No. 6,7. Poniżej pozwolę sobie na wykorzystanie informacji zawartych w tym artykule. Zob. też Jean Guilfoyle. World Bank Population Policy; Remote Control W: „PoDulation Research Institute". Vol. 1, 1991, No. 4. p. 8-9. 1 0 9 Zob. tamże (sygnalizowany dokument to: George Simons i Rushikesh Maru The World Bank's Population Lendung and Sector Review (jest to „publikacja robocza" Banku Światowego i zawiera oświadczenie, iż „niekoniecznie reprezentują one oficjalną politykę"). A
57
W POLU PRAWDY światową konferencję w 1992 roku w Rio de Janeiro. We wrześniu 1994 roku przeprowadziła konferencję demograficzną w Kairze. W następnym roku (1995) planuje się Światową Konferencję Kobiet w Beijing oraz Światowy Szczyt Społecznego Rozwoju w Danii. Problemami populacji zaj muje się przede wszystkim potężny Fundusz Populacyjny tej organizacji, powstały w 1967 roku (122,7 min dolarów w 1983). Jedna czwarta pieniędzy pochodzi z USA. Podczas przygotowawczego spotkania do kań skiej konferencji, w maju 1993 przedstawiciel U S A zapewnił o daleko 110 idącej życzliwości administracji C l i n t o n a , która j e d n y m ze swoich pierwszych posunięć uczyniła cofnięcie ograniczeń poprzednich prezyden tów w dotacji polityki populacyjnej (popierającej przymusową aborcję i sterylizację) między innymi dla tego ramienia Narodów Zjednoczonych. Po ujawnieniu b o w i e m faktów chińskiego ludobójstwa, Kongres U S A wstrzymał od 1986 do 1987 roku dotacje dla UNFPA za jej zaangażowanie 111 w to krwawe d z i e ł o . Innego jednak zdania w sprawie oblicza chińskiej polityki popula cyjnej był w 1986 roku Rafael Salas, sekretarz generalny UNFPA. Według niego polityka ta była przymusowa tylko wedle zachodnich standardów, 112 ale nie wedle c h i ń s k i c h . W 1991 roku Nafis Sadik, dyrektor UNFPA, powiedziała chińskiemu reporterowi, iż jego kraj ma wszelkie powody, aby czuć się dumnym z osiągnięć na polu polityki planowania rodziny w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Dodała również, iż jej organizacja (agenda Narodów Zjednoczonych!) ma zamiar popularyzować chińskie doświad czenia w innych krajach. 1 1 3 Charakteryzując działalność Organizacji N a r o d ó w Zjednoczonych prof. Michel Schooyans z całą mocą podkreślił, iż Obecny sposób dzia łania ONZ stanowi zagrożenie dla suwerenności państw i narodów. Ta organizacja nakłada (...) na kraje członkowskie, szczególnie na kraje biedne, zobowiązania „ukazy" sporządzone przez technokratów z Nowego Jorku.114
1.4.
UNICEF
Wśród organizacji ONZ, które włączają się w politykę antynatalistyczną, jest również UNICEF (Fundusz Narodów Zjednoczonych Pomocy 1 1 0
Amerykańscy baptyści - do których Clinton siebie zalicza - w czerwcu 1993 roku przyjęli rezolucję, iż amerykański prezydent wierzy w coś innego niż oni sami. Zob. „The Miami Herald", 17 June 1993. 1 1 1 Zob. J. C. Willke. Aborcja. Pytania i odpowiedzi Gdańsk 1990, s. 324. 1 1 2 R. M. Salas. Population Assistance is Here to Stay. W: „Populi" Vol. 12. No. 4. 1985, p. 6. (cyt. za : R. Whelan. Dz. cyt. s. 37). 1 1 3 Wywiad ukazał się w chińskiej gazecie. Cytuję za : John S. Aird. The China Model W: „Population Research Institute Review". 1994, No. 4. p. 1-5. 1 1 4 M. Schooyans. Rodzina w kontekście problemów demograficznych. Dz. cyt. s. 27.
58
WYCHOWANIE SEKSUALNE A NEOKOLONIALIZM Dzieciom). W e d ł u g Renato Martino, obserwatora Stolicy Apostolskiej, organizacja ta popiera aborcję również w krajach, gdzie jest ona zabro niona prawem. UNICEF (według danych z 1990 roku) przeznaczył 720 684 dolarów na abortywne środki na Jamajce. Przyczynił się również do zreali zowania p r o g r a m ó w depopulacyjnych w Kenii, Malawi, Rwandzie, Tanzanii, Zimbabwe, N e p a l u . 1 1 5
1.5. WHO W różnego typu poczynaniach antynatalistycznych na całym świecie spotykamy również Światową Organizację Zdrowia. W H O zajmowała się między innymi specjalnym programem poszukującym nowych metod aborcji, w tym i badaniami nad pigułką R U - 4 8 6 . 1 1 6 Dr Beaulieu - który przypisuje sobie odkrycie tego „pestycydu na ludzi" - w swojej książce twierdzi, że otrzymał wsparcie finansowe od Światowej Organizacji Zdrowia, by mógł prowadzić swoje badania. W tym s a m y m miejscu Beaulieu wyjaśnia, że głównym powodem, dla którego zainwestowano dużo pieniędzy w j e g o badania, jest chęć kontroli populacji biednych na skalę ś w i a t o w ą . 1 1 7 W 1984 roku organizacja ta przyznała Chinom nagrodę za skuteczność w dziedzinie ograniczania u r o d z e ń 1 1 8 (Chiny otrzymały w tej dziedzinie nagrody jeszcze od innych zachodnich organizacji). Przedstawiciele Watykanu bardzo krytycznie wyrazili się na temat działalności tej organizacji na światowej konferencji w B a n g k o k u . 1 1 9 Wedle tego wystąpienia W H O najmniej funduszów ma przeznaczać na badania nad poszukiwaniem naturalnych wskaźników płodności, a najwięcej na antykoncepcję i środki poronne. Podczas konferencji zorganizowanej przez tę organizację w Warszawie w sierpniu 1986 faktycznie nawet dyskryminowano te pierwsze metody.
1.6. CIA Ujawnione również zostały tajne dokumementy słynnej CIA, które wskazują duże zainteresowanie polityką populacyjną ze strony tej gałęzi 1113
Zob. Trick or Treat for UNICEF (ulotka wydana przez Population Research Institute. Baltimore). 1 1 6 Donald P. Warwick. Foreign Aid for Abortion, W: „ The Hasting Center Report". Vol. 10, No. 2. April 1980. (Institute of Society, Ethics and the Sciencies). 1 1 7 M. Schooyans. Rodzina w kontekście problemów demograficznych. Łomianki 1994 (Instytut Studiów nad Rodziną ATK) s. 9. 1 1 8 Zob. Schooyans. Aborcja a polityka. Dz. cyt. s. 155. 1 1 9 A submission of the Catholic Church to the XXII CIOMS Conference. Cyt. za: „The Philosophy of Life". Pro Fratribus Press 1989, s. 201-205.
59
W POLU PRAWDY rządowej. kontrolę
1 2 0
W y n i k a z nich, i ż Central Intelligence A g e n c y popierała
populacji w interesie
bezpieczeństwa narodowego U S A . W jed
nym z nich (pochodzącym z 1974 roku, z w a n y m Raportem Kissingera zatytułowanym bardzo znamiennie: „Skutki wzrostu populacji światowej dla b e z p i e c z e ń s t w a U S A i dla ich p o z a m o r s k i c h interesów") polityka populacyjna została określona j a k o istotna dla zasobów surowców oraz ekonomicznych interesów U S A . W tymże dokumencie rekomenduje się poparcie U S A dla prowadzonej przez UNICEF, W H O , F A O polityki popula cyjnej. W s p o m i n a się tu też o dostarczaniu połowy funduszów U N F P A i poleca się, aby U S A używały agend O N Z - u do r o z p o w s z e c h n i a n i a na całym świecie polityki antynatalistycznej („dla bezpieczeństwa U S A " ) .
1.7. Fundacja Forda i Fundacja Rockefellera Wśród wielu prywatnych fundacji obficie finansujących politykę antynatalistyczną szczególnie wyróżniają się Fundacja F o r d a i F u n d a c j a Rockefellera. Schooyans we wspomnianej już książce „Aborcja i polityka" przytacza dane, iż pierwsza z nich p r z e z n a c z y ł a na te cele 177 m i n 757 tys., a druga - 68 m i n 667 tys. d o l a r ó w (w latach 1965-1976). W i a d o m o również, że Fundacja Rockefellera finansowała w s p o m i n a n e tu kilkakrotnie badania Kinseya. Zdaniem Schooyansa ten sam Fundusz sowicie o p ł a c a działalność Klubu R z y m s k i e g o 1 2 1 , o którego r a p o r c i e będziemy jeszcze mówić.
1.8.
Zieloni Wkład partii zielonych w prowadzenie polityki depopulacyjnej prezen
tuje angielski e k o n o m i s t a R o b e r t W h e l a n 1 2 2 , założyciel organizacji Commitee on Population and the Economy, stawiającej sobie za j e d e n z celów odkłamywanie populacyjnych mitów rozsiewanych przez wspomi nane tutaj międzynarodowe organizacje. Partie „ z i e l o n y c h " na całym świecie są j e d n o m y ś l n i e pod j e d n y m względem: uważając człowieka za coś w rodzaju raka na organizmie naszej planety wyrażają całkowitą zgodę na aborcję, która uwalniałaby od tej niszczycielskiej narośli. N p . Brytyjska Partia Z i e l o n y c h d o m a g a się redukcji populacji tego kraju z aktualnych 57 milionów do 35-40 min. W p r a w d z i e autorzy tego p o m y s ł u zażegnują się, iż uwzględniają tylko dobrowolne i 2 U
metody,
to j e d n a k - z w r a c a
uwagę
Robert Whelan -
Korzystam jeszcze raz z artykułu J. Cavanaugh-O'Keefe (dokumenty te były
cytowane w „Washington Post").
60
1 2 1
Zob. Schooyans. Aborcja i polityka. Dz. cyt. s. 179.
1 2 2
R. Whelan. Greens and People. „Humań Life Review". Fall 1993, p. 27.
WYCHOWANIE SEKSUALNE A NEOKOLONIALIZM tak drastyczna redukcja jest nie do pomyślenia bez przymusu. Najbardziej e k s t r e m a l n y m o d ł a m e m Zielonych j e s t „ekoterrorys tyczna" grupa Earth First!, która uważa, że obowiązkiem naszego gatunku jest eliminacja 90 proc. spośród nas. Wielu wita nawet A I D S jako środek do osiągnięcia tego celu. Zdaniem bowiem lidera tej organizacji ludzkie istoty jako gatunek nie są bardziej wartościowe niż ślimaki. W „Zielonym Manifeście" (A Green Manifesto) wylicza się zaś szczegółowe środki nacisku na małżeństwa nie stosujące się do rządowych planów populacyjnych. Posiadanie zbyt wielkiej liczby dzieci - według amerykań skiego populacyjnego guru - jest tak wielką zbrodnią j a k morderstwo czy gwałt i nie p o w i n n i ś m y mieć skrupułów w ograniczeniu wolności również i w tym przypadku.
1.9. Towarzystwo Rozwoju Rodziny Po II Wojnie Światowej państwowe wychowanie seksualne w Polsce znalazło się w rękach Towarzystwa Rozwoju Rodziny. Zdaniem Mikołaja Kozakiewicza, jej długoletniego prezesa - do 1982 roku T R R nie było finansowane przez komunistyczne władze, co brzmi nieco egzotycznie dla znających realia PRL-u. W ówczesnym Statucie tej organizacji znajdu jemy wszak wiernopoddańcze przyrzeczenia. T R R powstało w 1957 roku (zmieniając kilkakrotnie swoją nazwę) i - j a k przyznaje Kozakiewicz pozostawiono mu całkowicie propagowanie planowania rodziny i edukcji s e k s u a l n e j . 1 2 3 W 1959 roku zostało członkiem wspomnianej już IPPF. M. Kozakiewicz pełnił też funkcję w i c e p r z e w o d n i c z ą c e g o Komitetu Wykonawczego Regionu Europejskiego I P P F . Relacjonując swe „30 lat z rodziną" jako jedno ze swych osiągnięć wymienia w 1981 roku skuteczne odparcie (przez ogniwa Towarzystwa) parakatolickich organizacji społe cznych występujących pod hasłem Ochrony dziecka nie narodzonego. Przy końcu 1988 roku T R R posiadało 8 medycznych centrów, 25 przed małżeńskich poradni, 13 tys. regularnych członków i 160 tys. członków wspierających, co wyraźnie wskazuje, iż organizacja ta stanowiła silny instrument realizacji celów ówczesnych władz. Nie sposób zgodzić się z tymi wypowiedziami prezesa T R R , które starają się sprawić wrażenie, iż ta organizacja w latach komunistycznych stanowiła niejako trzecią siłę, jednakowo borykającą się z wrogością Kościoła katolickiego i obojętnością oraz politycznym wyrachowaniem władz k o m u n i s t y c z n y c h . 1 2 4
i Z Ó
Zob. M. Kozakiewicz. Locked in battle with the Catholic Church (Zjednoczeni w walce z Kościołem katolickim). W: „People. IPPF review of population and development". 1989, No. 3, s. 13-15. Aktualnie prezesem TRR jest Zbigniew Lew Starowicz. 1 2 4 Por. M. Kozakiewicz. Sex and FamUy Life Education Through the Polish School System. Dz. cyt. 61
W POLU PRAWDY Wśród swoich zasług T R R wylicza również szkolną edukację seksu alną wprowadzoną w szerokim zakresie jako obowiązkową w szkołach średnich w ramach przedmiotu „Przysposobienie do życia w rodzinie" w 1987 roku. Zarówno program, jak i podręczniki zostały przygotowane przez TRR. W cytowanym tu artykule, który pojawił się w IPPF-owskim czaso piśmie „People", prezes T R R bardziej otwarcie mówi o zależności swej organizacji od IPPF. Zależności ujętej w dyplomatyczny sposób jako advice and h e l p 1 2 5 (rada i pomoc), co należy chyba przełożyć na codzienny język jako „zależność ideologiczną i finansową". Wszyscy wszak członkowie IPPF muszą dostosować się do jej fundamentalnych z a s a d . 1 2 6
2. Sposoby i cele działania Klasyczne adagium mówi, iż „operari seąuitur esse". Przyjrzymy się zatem obliczu organizacji zainteresowanych depopulacją świata poprzez analizę ich działania.
2.1. Chiński horror Najbardziej znana, bo najbardziej drastyczna, jest chińska polityka populacyjna 1 2 7 wielokrotnie nagradzana i popierana mniej czy bardziej jawnie przez Zachód (wspominałem o tym prezentując rozmaite organiza cje zajmujące się polityką antynatalistyczną). Wedle chińskich danych wprowadzony w tym kraju program obejmujący przymusową aborcję, sterylizację, dzieciobójstwo - przewidujący tylko jedno dziecko w rodzinie - odpowiedzialny jest za co najmniej 78 milionów sztucznych poronień w większości przymusowych (1971-1982) i milion przypadków dzieciobójstwa (1981-1983). T y m c z a s e m Mao jeszcze w latach czter dziestych i pięćdziesiątych uważał kontrolę populacji za burżuazyjny środek wyzysku proletariatu. Zdaniem Whelana tragedia śmierci głodowej 20-30 milionów ludzi pomiędzy 1958 a 1961 rokiem spowodowała jednak konieczność znalezienia kozła ofiarnego, aby nie obwiniać komunizmu i pomysłów M a o : łatwym celem stały się kobiety mające zbyt wiele Por. M. Kozakiewicz. Locked inbattle. Dz. cyt. s. 14. The Process of Policy Formulation within the IPPF. „IPPF Background Paper". April, 1981, p. 3. 1 97 Najbardziej obszerne opracowanie na ten temat to: Steven W. Mosher. Broken Earth: The Rural Chinese. Collier MacMillan. London, 1983 (autor jest amerykańskim sinologiem, którego publikacje spowodowały zwrócenie uwagi publicznej na chińskie ludobójstwo) oraz: John S. Aird. The Slaughter of the Innocents: Coercive Birth contiol in China. American Enterprise Institute. Washington 1990. Nawet „Gazeta Wyborcza" pare lat temu przedrukowała wstrząsające opowieści o realiach chińskiej polityki populacyjnej. 126
62
WYCHOWANIE SEKSUALNE A NEOKOLONIALIZM 128
dzieci. Zachodnie pieniądze i przyznane nagrody pokazały, iż takie tłumaczenie jest wygodne także i innym. Ujawnienie szokujących faktów chińskiej polityki populacyjnej na łamach amerykańskiej prasy spowodowało wydanie oświadczenia Senatu USA, w którym porównano te działania do zbrodni przeciw 129 ludzkości osądzonych w N o r y m b e r d z e . Jak bowiem wiadomo, skazano tam zbrodniarzy hitlerowskich również za przymusową sterylizację obciążonych dziedzicznie. Zdaniem autora przedmowy do polskiego 130 wydania „Historia medycyny SS, czyli mitu rasizmu b i o l o g i c z n e g o " Z pewnością żadne z poczynań hitlerowskich nie charakteryzuje i nie odsłania w tym stopniu obłędnej idei masowych mordów i zapanowania nad światem, jak gwałtowne pragnienie znalezienia prostych, a podstęp nych metod sterylizacji, tak aby w konsekwencji całe ludy zniknęły z powierzchni ziemi. Współczesny świat widać jednak tymi pomysłami już się nie przeraża. Stanisław Lem bez zażenowania proponuje Trzeciemu Światu tego samego typu rozwiązania. 1 3 1 Ostatnio w Chinach planuje się ustawę narzucającą także jakościową kontrolę urodzeń: gdyby ona przeszła to bez odpowiednich zaświadczeń 0 stanie zdrowia nie będzie można zawrzeć małżeństwa, a dziecko chore przed urodzeniem zostanie zabite. Małżeństwa dotknięte pewnymi chorobami byłyby sterylizowane. 1 3 2
2.2.
Różne o b l i c z a p r z y m u s u
Przykładów sposobu działania sił zainteresowanych depopulacją Trzeciego Świata może dostarczyć przypadek N i g e r i i . 1 3 3 Stanowi ona obecnie najgęściej zaludniony kraj w Afryce. Nie jest to jednak jak będziemy mówić - żadna przeszkoda dla j e g o (jak i dla jakiego kolwiek innego kraju) ekonomiczmnego rozwoju. Przeciwnie, rozwój demograficzny Nigerii j a k i innych krajów dostarczających surowców 1 stanowiących rynek zbytu jest zagrożeniem dla czołówki ekonomicznej współczesnego świata. We wspomnianym już dokumencie Narodowej 1 2 8
Zob. Whelan. Whose Choice: Population Controllers or Yours? London 1992 p. 30. Zob. J. Kasun. The War Against Population, Dz. cyt. p. 324-5. 130 rj r Y. Ternon. dr S. Helman. Historia medycyny SS, czyli mit rasizmu biolo gicznego. Warszawa 1973. Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, s. VIII (autorem przedmowy jest J. Mikulski). AOA Nie jestem prorokiem zagłady. Mówi „Spotkaniom" Stanisław Lem. W: „Spot kania" nr 7, 1993. Zob. także S. Lem. SexWars. W: „Tygodnik Powszechny" nr 38, 1992. 1 3 2 „Population Research Institute Review" 1994, No. 2, p. 14. 133 Opracowałem tu fakty podane w artykule: Jean M. Guilfoyle. Abortion in Nigeria: U. S. Connection. W: „Population Research Institute Review" Vol. 2, No. 2 1992, p. 6-9. 1 2 9
63
W POLU PRAWDY Rady Bezpieczestwa U S A (gdzie polityka populacyjna została określona jako istotna dla zasobów surowców oraz ekonomicznych interesów U S A ) . Nigerię wymieniono jako jeden z trzynastu krajów, w których U S A posia da szczególne polityczne i strategiczne interesy. Jak dotąd w N i g e r i i obowiązuje prawna ochrona życia ludzkiego od momentu poczęcia. Jednakże w sierpniu 1991 roku tamtejszy minister zdrowia stwierdził na konferencji prasowej, iż sytuacja demograficzna kraju może uczynić konieczną legalizację aborcji. Propozycja ta została przedstawiona społeczeństwu dwa miesiące po przyznaniu Nigerii przez Bank Światowy pożyczki 78,5 miliona dolarów na cele polityki popula cyjnej. Polityka taka - j a k j u ż mówiliśmy - według prezydenta Banku Światowego, Barbera B. Conable jest priorytetowa dla tego banku. W połowie 1991 Nigeria była winna tej instytucji 6 miliardów dolarów U S A . R ó w n i e ż w s p o m n i a n a j u ż organizacja U N F P A (United F u n d for Population Activities), ma dostarczyć Nigerii 35 milionów dolarów U S A na politykę populacyjną. Faktycznie wszystkie te pożyczki są przyznawane pod w a r u n k i e m d o s t o s o w a n i a się do standardów dyktowanych przez dającego pieniądze...
2.3.
Sterylizacja albo bezrobocie?
W Brazylii - j a k informuje chociażby lokalna gazeta „ D z i e n n i k Lubelski" - Jest powszechną praktyką żądanie, żeby kobieta mężatka bądź nie, dostarczyła zaświadczenie o sterylizacji jako podstawowy warunek wstępny dla uzyskania zatrudnienia. T e szokujące dane mało jednak wzruszają organizacje feministyczne (i nie tylko feministyczne), skoro brakuje protestów przeciwko tego typu praktykom. W kraju tym wy sterylizowano 7,5 miliona kobiet (44 p r o c ) . Dzieje się to nielegalnie i tamtejszy minister zdrowia, dr Alceri Guerra, oskarżył różne międzyna rodowe organizacje o finansowanie tego spaczonego kryminalnego programu kontroli urodzeń. Tamtejszy ruch praw czarnych uznał go za j e d n ą z form selekcji rasowej i rozpoczął k a m p a n i ę przeciwko tym p r a k t y k o m . 1 3 4
2. 4.
Rasizm?
W ramach polityki demograficznej prowadzonej w krajach Trzeciego Świata ich mieszkańców wykorzystuje się j a k o króliki doświadczalne, na których wypróbowuje się nowe metody regulacji urodzeń. N p . chociaż środek wczesnoporonny Depo Preverá (produkowany przez firmę Upjohn, znaną również z wyrabiania prostoglandyn stosowanych do zabicia „The Guardian". Feb. 5. 1991.
64
WYCHOWANIE SEKSUALNE A NEOKOLONIALIZM
dziecka przed urodzeniem w ostatnim trymestrze ciąży) był wielokrotnie odrzucany przez amerykańskie władze medyczne, to jednak stosuje się go w wielu krajach Trzeciego Ś w i a t a . 1 3 5 Widać zdrowie tamtejszych kobiet jest mniej ważne niż tych z „pierwszego" świata... Nie tylko zresztą zdrowie. W głośnym memorandum z 1969 roku Fredericka Jaffe, wiceprezydenta Planned Parenthood World Population, skierowanym do Bernarda Berelsona, prezydenta organizacji Rockefellera „Population Council", proponowano dodawać do wody środki sterylizujące dla kobiet krajów „ p r z e l u d n i o n y c h " . 1 3 6 To m e m o r a n d u m Berelson wykorzystał jako podstawę swojego odczytu na konferencji w Dakce. Warto też dodać, iż feministki krajów bogatych mało się troszczą o łamanie tych elementarnych praw kobiet Trzeciego Świata. Np. na świa towej konferencji „ E n d - o f - D e c a d e - f o r - W o m e n " w Nairobi (Kenia) zorganizowanej przez Narody Zjednoczone, zgromadzone feministki nie zaprotestowały przeciwko oświadczeniu tamtejszego prezydenta, który zapowiedział kary (np. wprowadzenie opłat za podstawowe wykształcenie) dla kobiet nie przestrzegających rządowej polityki p o p u l a c y j n e j . 1 3 7 Następną taką konferencję zaplanowano w Chinach na 1995 rok. Ciekawe, o jakim „free choice" (wolnym wyborze) radzić będą tak bardzo czułe na wolność feministki?
2 . 5 . Neokolonializm? Całą tę najnowszą formę totalitaryzmu tropi prof. Michel Schooyans w swojej głośnej książce „Aborcja a polityka", wydanej przez Instytut Jana Pawła II Katolickiego Uniwersytetu L u b e l s k i e g o . 1 3 8 Zdaniem autora ta strategia międzynarodowa pojawiła się zwłaszcza w latach siedem dziesiątych, kiedy to bogate kraje Zachodu uświadomiły sobie zagrożenie ze strony biednych krajów Południa, od którego surowców, energii i rynków zbytu są one uzależnione (ludność tych krajów stanowi zaś 80 proc. światowej populacji). Stąd też David Rockefeller organizuje Trójstronną Komisję, która miała wypracować wspólne stanowisko USA, Europy Zachodniej i Japonii wobec Trzeciego Świata, znajdującego się w pełni rozwoju demograficznego. Zafundowano zatem tym krajom ideę przyrostu zerowego (sformułowaną w
1972 roku w raporcie Meadowa),
którą następnie rozpowszechniono w umysłach między innymi przez Klub Rzymski
skupiający
przedsiębiorstwa
sowicie finansowane
przez
grupę
1 0 0
Zob. „Population Research Institute Review" 1992, No. 1, p. 4. Cyt. za: R. Whelan. Whose Choice. Dz. cyt. p. 6. 1 3 7 Zob. tamże, s. 41. 1 3 8 Dz. cyt. Por. tegoż autora: The New World Order and Demographic Security. W: „Population Research Institute Review". 1993, No. 4. p. 1-4. 1 3 6
65
W POLU PRAWDY Rockefellera (s. 179). Odpowiednie organizacje oraz potężne fundusze zarówno z wielkich fundacji, j a k i poszczególnych krajów Zachodu (1 mld 366 min 757 tysięcy dolarów w latach 1965-1976) zadbały zaś o wprowadzenie w życie tych idei. Obecnie bogata Północ gwałtownie roz szerza finansowanie polityki antynatalistycznej w krajach rozwijających 139 się. Administracja Clintona zapowiedziała pięćdziesięcioprocentowy wzrost (585 min dolarów rocznie), Japonia podniosła aktualne 40 min do 400 min dolarów rocznie (3 miliardy w ciągu siedmiu lat). Niemcy zgodzili się na podwojenie swych funduszy. Widzimy zatem, iż bez znajomości tych faktów nie można nawet marzyć o zrozumieniu współczesnej sceny politycznej... Opisane działania bogatej Północy były również przedmiotem ostrych wypowiedzi wielu oficjalnych dokumentów Kościoła katolickiego. N p . w Encyklice „Sollicitudo rei socialis" Jan Paweł II wskazywał na zagrożenia przez prowadzone w wielu krajach s y s t e m a t y c z n e k amp*ani e przeciw przyrostowi naturalnemu, które są często wymuszane i finansowane przez kapitały pochodzące z zagranicy, niekiedy zaś od nich bywają wręcz uzależnione pomoce i opieka ekonomi czno-finansową, (p. 25). Taka sama jednoznaczna diagoza postawiona została również w „Centesimus annus" (p. 33, 39) czy też w przemówieniu Jana Pawła II (7. 06. 1984) do sekretarza generalnego Międzynarodowej Konferencji na temat Zaludnienia i Rozwoju w Kairze.
2.6.
Sytuacja Polski
Białą plamą współczesnej historii Polski jest wiedza o wpływie wspom nianych międzynarodowych kręgów na to, co w naszym kraju w omawia nej dziedzinie się dzieje. Niektórych faktów możemy jednak się domyślać. Jan Łopuszański w wykładzie wygłoszonym pod koniec lat osiemdzie siątych w K U L - u 1 4 0 , wśród kilku hipotez odnoszących się do czynników, które zadecydowały o wprowadzeniu w 1956 roku ustawy o „warunkach dopuszczalności przerywania ciąży", wymienił nacisk zachodnich kręgów neomaltuzjariskich. Tuż przed lipcowymi obradami w Genewie (gdzie zebrali się przywódcy ZSRR, USA, Wielkiej Brytanii i Francji) Chruszczow grzmiał, iż ideolodzy burżuazji wymyślili wiele ludożerczych teorii, w tym również teorię przeludnienia. Zastanawiają się oni nad tym jak zmniejszyć ilość urodzin i ograniczyć przyrost ludności i wzywał do zakładania rodzin oraz rodzenia więcej niż dwoje dzieci (przemówienie wygłoszone w styczniu w Kijowie). Jednak jedną z pierwszych rzeczy, którą ówczesny przywódca l c j y
^Population Research Institute Review" 1994. No. 4, p. 8.
1 4 0
Fragment tej wypowiedzi ukazał się w nr. 5 „Ethosu", kwartalniku Instytutu Jana
Pawła II (1989 rok).
66
WYCHOWANIE SEKSUALNE A NEOKOLONIALIZM
imperium moskiewskiego zrobił tuż po powrocie z Genewy - zwraca uwagę Łopuszański - było przywrócenie zniesionej w 1936 roku ustawy dopuszczającej szerokie stosowanie aborcji. W najbliższych miesiącach dokonano tych samych kroków w pozostałych krajach bloku wschod niego. Zdaniem polskiego prawnika są również w archiwach ślady bezpośredniego oddziaływania zachodnich ośrodków antynatalistycznych na Polskę. Fundacja Rockefellera była w kontakcie z polskim Ministerstwem Zdrowia jeszcze w latach czterdziestych oraz w pięćdziesiątych. Hipotezę Łopuszańskiego potwierdza również oficjalna wypowiedź ks. Jerzego Buxakowskiego, Sekretarza Komisji Episkopatu Polski do spraw Duszpasterstwa Rodzin, przedłożona w senackiej Komisji Zdrowia i Polityki Społecznej oraz Komisji Prac Ustawodawczych (w 1 9 9 0 ) . 1 4 1 Jego zdaniem Polska i kraje demokracji ludowej stały się w latach pięćdziesiątych obiektem naporu neomaltuzjańskiego z dwu stron. Ze strony zachodniej były to wpływy wspomnianych już poprzednio organi zacji międzynarodowych. Owe wspomniane już poprzednio organizacje, to znane nam IPPF i UNFPA. W i a d o m o również, iż polska debata nad prawną ochroną dziecka poczętego wiązała się z próbami utrzymania proaborcyjnego prawodaw stwa ze strony różnych zachodnich ośrodków. Wszystkie te wydarzenia jednak dopiero czekają na bliższe zbadanie. Według Michela Schooyansa - opierającego się na specjalistycznych publikacjach - sterowane za oceanem kampanie antynatalistyczne zaczynają być bardzo aktywne w krajach postkomunistycznych, a szczególnie w Polsce. (...). A nawet Polska jest krajem szczególnie wybranym za cel działania tych kampanii.^2
3.
M i t przeludnienia i jego skutków
„Aborcja i polityka" Michela Schooyansa zwraca uwagę, iż Zbigniew Brzeziński - uznany przez tego autora za jednego z głównych teoretyków nowego ładu światowego, który ma być zaprowadzony drogą kontroli populacji b i e d n y c h 1 4 3 - w książce „Between Two Ages" (która w roku 1970 sygnalizowała ekonomiczne „zagrożenie" dla Północy ze strony biednego Południa) przypisał naukowcom rolę tylko służebną wobec priorytetów politycznych określonych r z ą d ó w . 1 4 4 Nic zatem dziwnego, iż również 1 4 1
Zob. „Ethos" nr 11/12, 1990, s. 407-418. M. Schooyans. Rodzina w kontekście Dz. cyt. s. 11-12. 1 4 3 Tamże s. 16. 1 4 2
1 4 4
problemów
demograficznych.
Zob. Aborcja i polityka. Dz. cyt. s. 193.
67
W POLU PRAWDY poprzez ośrodki naukowe poszło w świat wiele nieprawdziwych informacji o sytuacji demograficznej. Informacji mających przekonać świat o korzyś ciach sterowanej odgórnie polityki antynatalistycznej. Schooyans profesor Uniwersytetu w Louvain - twierdzi, że departament demogra ficzny jego katolickiego uniwersytetu, niestety również współpracuje 145 aktywnie w tego typu kampaniach.
3.1. Przeludnienie? Począwszy od T o m a s z a Malthusa „Essay on the Principle of Population" (1798) wielokrotnie powtarza się, iż ludzkość osiągnęła granice możliwego wzrostu w stosunku do ograniczonych zasobów żywności i surowców. W 1968 roku bestseller Paula Ehrlicha „Bomba Populacyjna" przyniósł proroctwo, iż batalia o żywność została już prze grana i w latach siedemdziesiątych cały świat zostanie straszliwie dotknię ty głodem z powodu przeludnienia. Równie ponury wizerunek najbliższej przyszłości zarysowywały też bliższe nam czasowo przepowiednie Klubu 146 Rzymskiego (Limits to G r o w t h ) , grożące w 1972 roku nadchodzeniem klęski przeludnienia, bardziej niszącej niż czarna śmierć w średniowie cznej Europie. W tym samym tonie utrzymany był raport administracji 147 Cartera „Global 2 0 0 0 " . Okazało się jednak, że przepowiednie te po prostu nie sprawdziły się. Ostatnia konferencja FAO „Rolnictwo przed rokiem 2010" (Doc. C 93/94) wskazała - jak podkreślił to w swoim przemówieniu do uczestników tej konferencji Jan Paweł II - bardziej zrównoważony stosunek między produkcją rolno-żywnościową a przyrostem demograficznym na świecie, który obecnie wydaje się stały lub nawet się obniża. Populacyjny kata strofizm nie ma obecnie za sobą poparcia poważnych autorytetów naukowych, które wykazują, iż sytuacja demograficzna świata nie jest katastrofalna i nie stanowi przeszkody dla ekonomicznego r o z w o j u . 1 4 8 Zamiast zabierać się do polityki depopulacyjnej należałoby się zabrać do odsłaniania naukowej i społecznej nieodpowiedzialności niektórych ludzi zawodowo zajmujących się problemami demograficznymi. Zdaniem ks. Jerzego Buxakowskiego - Sekretarza Komisji Episkopatu Polski 1 4 D
M. Schooyans. Rodzina w kontekście problemów demograficznych. Dz. cyt. s. 7. D. H. Meadows, D. L. Meadows et al. The Limits to Growth. A report for the Club of Rome's on the Predicament of Mankind. New York: Universe Books, 1972. 1 4 7 A Report Prepared by the Council on Environmental Quality and the Department of State (Washington 1980). 1 4 8 Poniżej wykorzystam dane zawarte w następujących pracach: J. Kasun. Population and Environment Debunking the Myths. 1991 Baltimore (Population Research Institute); Laurie Tych sen. Too Many People? 1986 Greenlawn, J. Simon. Population Growth is not bad for humanity. W: ^Population Research Institute Review". 1993. No. 6. p. 1-5. 1 4 6
68
WYCHOWANIE SEKSUALNE A NEOKOLONIALIZM
do spraw Duszpasterstwa Rodzin (opinia wygłoszona w przemówieniu 149 przedłożonym w Senacie III R z e c z y p o s p o l i t e j ) nauki demograficzne to odcinek wymagający dziś wyzwolenia z dawnych nawyków tenden cyjnej dyspozycyjności wobec wpływów pozanaukowych. W tej bowiem dziedzinie również pewne grono naukowców polskich - oprócz tych, którzy prawdę nauki stawiali wyżej od swej kariery - wyżej stawiało swą dys pozycyjność względem obowiązującego kursu. Ich wybiórcze ustawienia statystyk, enuncjacje prasowe i prognozy przyszłościowe z reguły niemal dostosowane ad usum delphini, do dziś powodują zamęt, potęgując chaos poglądów w opinii publicznej. Na tym bowiem gruncie kłamstwa przez cały okres komunistycznej dyktatury prowadzono w naszym kraju - jak stwier dza prof. A. S t e l m a c h o w s k i 1 5 0 - politykę depopulacyjną, preferującą małe rodziny, co doprowadziłoby do katastrofy narodowej, gdyby ten plan do końca mógł być zrealizowany. Już teraz jednak sytuacja demograficzna naszego kraju, co otwarcie przyznały odpowiednie ośrodki, jest tragiczna, rzutuje to na wiele trudności, z którymi wszyscy borykamy się. Dzisiejsze ośrodki dyspozycyjne, jeżeli chodzi o Polskę, może są w nieco innych punktach świata (a może i wcześniej - co niektórzy utrzymują - były w tym samym miejscu?), tym niemniej są równie silne. Nie mają jednak za sobą prawdy, ale tylko taki czy inny interes w prowadzeniu polityki antynatalisty cznej. Kryteria owego „przeludnienia", które mass media nieustannie obwieszczają światu, po pierwsze mogą być rozmaicie rozumiane. Niejednokrotnie ma się na myśli dużą gęstość zaludnienia (ilość mieszkańców na kilometr kwadratowy). Francja byłaby wtedy bardziej przeludniona niż Indonezja, Japonia - bardziej niż Indie. A najbardziej przeludnionym krajem na świecie byłoby Księstwo Monaco! Ta prosta jednak obserwacja pokazuje, iż kraje posiadające bardzo dużą gęstość zaludnienia wcale nie przeżywają ekonomicznych problemów, ale przeci wnie dynamiczny rozwój. Tymczasem kraje o małej gęstości zaludnienia (np. afrykańskie) są właśnie w stanie niedorozwoju. Również w Brazylii mamy do czynienia z gęstością zaludnienia tylko 18 mieszkańców na kilo metr kwadratowy, chociaż wciąż słyszymy o przeludnieniu tego kraju. Często o tym również zapominamy, że nasza planeta nie pęka w szwach. Dałoby się bowiem nas wszystkich ulokować na przestrzeni wielkości stanu Texas i każdy otrzymałby metraż typowego amerykańskiego domu, a reszta świata pozostałaby całkowicie pusta. Obliczył to już Mały Książę w znanej książeczce De Saint-Exupery'ego: Gdyby dwa miliardy mieszkańców Ziemi stanęło razem - jeden przy drugim, jak na wiecu 1 4 9
„Ethos", nr 11/12, 1990 W sprawie polityki lud W polityki ludnościowej. W: „Pro i contra". W planowaniu rodziny, w wychowaniu seksualnym, red. M. Kozakiewcz. Warszawa 1989, s. 163 150 1 5 0
69
W POLU PRAWDY to zmieściliby się z łatwością na publicznym placu o dwudziestu milach długości i dwudziestu milach szerokości. Można by więc całą ludzkość stłoczyć na maleńkiej wysepce Oceanu Spokojnego. Mały bohater również dodał: Oczywiście dorośli wam nie uwierzą. Oni wyobrażają sobie, że zajmują dużo miejsca. Tymczasem zajmujemy nie więcej niż tylko 1 proc. lądów, o czym się łatwo przekonać podróżując samolotem. Rolnicy - według raportu FAO z 1988 roku - użytkują zaś mniej niż połowę dostępnych gruntów uprawnych. O „przeludnieniu" nie może świadczyć sama współczesna eksplozja demograficzna, którą obserwowaliśmy w Europie od XVII wieku. Sam bowiem wskaźnik przyrostu naturalnego (czyli wskaźnik urodzeń minus wskaźnik śmiertelności) nic jeszcze nie mówi na temat dynamiki popula cyjnej danego regionu. Kraje Zachodu zresztą mają tę eksplozję właściwie już za sobą. W Europie i USA nie mamy już do czynienia z zastępowalnoś cią pokoleń. Gorsza jest pod tym wzglądem - zwraca uwagę Michel 151 Schooyans - sytuacja Europy. Autor cytując Eurostat (1993) podaje, iż we wszystkich krajach Wspólnoty Europejskiej (z wyjątkiem Irlandii) wskaźnik płodności całkowitej (ilość dzieci na jedną kobietę) znajduje się poniżej poziomu wymaganego dla reprodukcji. W byłej NRD osiągnął zaś w 1992 roku historyczny rekord: 0,83. W Rosji w przeciągu dwóch lat (1990-1992) z 1,9 spadł do 1,56. Dla Francji aktualne trendy demografi czne oznaczają, iż populacja może w przeciągu zaledwie jednego pokolenia spaść do 21 proc. Z biegiem czasu, być może - twierdzi Schooyans nie będzie już w Europie nikogo oprócz hord muzułmanów. Wymieranie Europy - korzystne dla USA, uważa Schooyans powoduje bardzo poważne społeczne, ekonomiczne i polityczne reperku sje. Np. w Północnej i Zachodniej Europie 5-6 milionów cudzoziemskich robotników stanowi aż 5 proc. siły roboczej (dane z 1986 roku). Natomiast około 80 proc. światowej populacji żyje w krajach Trzeciego Świata. Ma tu miejsce ten sam rodzaj demograficznych zmian, które zda rzyły się w Europie w ostatnich stuleciach, tyle tylko że w o wiele krótszym czasie. Ta populacyjna fala zrodzona została ogromnym spadkiem wskaźnika śmiertelności, a nie gwałtownym wzrostem liczby urodzeń na rodzinę, spowodowanym decyzją posiadania większej liczby dzieci, czy też niezdolnością do kontrolowania płodności. Obniżenie śmiertelnoś ci to owoc zwłaszcza rozwoju medycyny (przed 1800 rokiem połowa dzieci umierała zanim uzyskała dorosłość; dzisiaj w Szwecji przypada na 1000 żywych urodzeń tylko 10 śmierci dzieci, gdy tymczasem w 1750 roku 1 0 1
The Dangers of Europe's Population Decline (wykład odczytany, pod nieobecność
autora, na Sympozjum Instytutu Jana Pawła II Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego ..Jana Pawła II wizja Europy" 16-18 maja 1994).
70
WYCHOWANIE SEKSUALNE A NEOKOLONIALIZM 200 na 1000). Rezultatem niższej śmiertelności było podniesienie się wskaźnika populacyjnego rozwoju z 0,4 proc. w 1900 do 1 proc. w 1950. Demografowie przewidują jednak, iż ta populacyjna fala w Trzecim Świecie ustabilizuje się w najbliższej przyszłości. Demograficzny wzrost współzawodniczy tu bowiem ze spadkiem wskaźnika płodności kobiet (czyli ilością urodzeń na 1000 kobiet w wieku prokreacyjnym). Od 1950 roku - taki spadek doszedł aż do 20 proc. Np. w całej Ameryce Łacińskiej płodność spadła o 12 proc. pomiędzy 1965 a 1975. W Południowej Korei i Tajlandii płodność spadła ponad 20 proc. w ciągu dziesięciu lat. Indie i Brazylia doświadczyły od 10 do 19 proc. spadku. Dzieje się to między innymi skutkiem zmian w wieku zawierania małżeństw (podobnie j a k w ostatnich wiekach w Europie), a co redukuje płodność o jedną trzecią i nawet więcej). Wynika stąd, iż populacyjny rozwój w tych krajach zatrzyma się, ewentualnie nawet spadnie. Cytowany już dokument FAO również to przy znaje. Rozwój ten j e s t tylko czasowy, podobnie j a k to miało miejsce w Europie. W Azji roczny wskaźnik populacyjnego rozwoju już obniżył się z 2.3 proc. w 1970 do 1.9 proc. w 1990. W Południowej A m e r y c e z 2.9 proc. do 2.1. Z pewnością żadne przeludnienie nie grozi Polsce. Pod koniec 1993 roku „ R z e c z p o s p o l i t a " 1 5 2 poinformowała nas, iż pracownicy GUS twierdzą: Obalamy mit, że Polska j e s t krajem, w którym następuje gwałtowny przyrost ludności. Od 4 lat nie ma w naszym kraju prostej zastępowalności pokoleń. W województwie warszawskim, katowickim, łódzkim, krakowskim i gdańskim notuje się już ujemny przyrost rzeczywisty.
3.2. Liczba mieszkańców Ziemi Warto też zasygnalizować, iż podawana oficjalnie liczba aktualnych mieszkańców Ziemi (zwłaszcza w krajach Trzeciego Świata) jest przez niektórych podważana. Twierdzi się b o w i e m powszechnie, iż nasz glob zaludnia ponad 5 miliardów mieszkańców (5.5 mld), podczas gdy w 1939 roku było nas tylko dwa miliardy. Wieloletni włoski dziennikarz i historyk, Franco Bandini, na łamach prestiżowego tygodnika „II S a b a t o " 1 5 3 starał się wykazać bezpodstawność pierwszych z tych szacunków. Zdaniem tego autora obliczenia te oparte są na fałszywych danych podawanych przez niektóre kraje Trzeciego Świata. Pokazuje to Demograficzny alarm „Rzeczpospolita" 29.12.1993. „II Sabato". 6 Luglio 1991 (przedr. The Error of Demography. W: population Research Institute Review" 1992, 4, p. 1-3). 1 5 3
71
W POLU PRAWDY na przykładzie zwłaszcza Afryki i C h i n . 1 5 4 W Afryce w 1939 roku było 139 milionów mieszkańców, co można uznać za wiarygodną liczbę podawaną przez ówczesne władze kolonialne. Notowano wtedy również nie dający się zahamować fenomen demograficznego regresu, który obejmował cały kontynent. Złożyło się na to szereg przyczyn. Obecnie sytuacja ta (warunki sanitarne i plemienne zw/czaje) nie uległa zasadniczo zmianie. W ogromnym natomiast stopniu wzrosła liczba wojen na tym kontynencie, liczba śmierci z powodu głodu (doszedł także A I D S i oblicza się, że w połowie lat osiemdziesiątych co ósmy mieszkaniec centralnej części Afryki był nosicielm wirusa HIV; 21 państw afrykańskich przeżywających epidemię A I D S nie przekazuje statystyk W H O ) oraz przemieszczeń całych grup ludnościowych z powodów politycznych. Pomimo tego mass media utrzymują, iż liczba Afrykańczyków sięga 800 milionów. Na przykładzie Etiopii Bandini wykazuje, że taka liczba jest czystą fikcją. Rzetelne obliczenia włoskiego spisu ludności w tym kraju wykazały w 1936 roku 6 milionów mieszkańców. Obecnie władze w Addis-Abebie utrzymują, iż na tym samym terenie żyje 50 milionów (co oznacza 9-krotny przyrost, pomimo trzech zatrważających klęsk głodu, dwóch ogromnych epidemii, wojny z Somalią i Erytreą. Kilka lat temu Menghistu, tamtejszy dyktator, utrzymywał, iż jego kraj osiągnął prawie 3-procentowy wzrost populacji. Jest to całkowicie nierealna liczba. Gdyby nawet na nią się zgodzić, to wychodząc od 9 milionów mieszkańców z 1936 roku nigdy nie można by osiągnąć deklarowanych przez obecne władze 50 milionów. Zdaniem włoskiego dziennikarza sytuacja demograficzna Etiopii nie uległa zasadniczej zmianie od 1941 roku, kiedy opuścili ją Włosi. U podstaw błędnych szacunków podawanych przez tamtejsze władze ma leżeć to, iż zagraniczna p o m o c j e s t proporcjonalna do liczby mieszkańców. Przyznanie się do faktów również wykazywałoby sanitarne i obywatelskie zaniedbania tych reżimów. Z tych też powodów władze tamtejszych krajów w większości przypadków nie zezwalają na niezależne spisy ludnościowe. Narody Zjednoczone zmuszane są do przyjmowania tych danych, chociaż ponoć zdają sobie sprawę z istniejących realiów. Potwierdzeniem tego fałszowania danych są nieliczne przypadki krajów tego kontynentu, gdzie dokonano większego postępu w dziedzinie zdrowia i higieny oraz ułatwione są niezależne obliczenia. Nie notuje się tam nawet podwojenia populacji w minionym 50-leciu (jedynym wiarygodnym wyjątkiem jest 1 5 4
Hipotezę tę potwierdza przywołany tu wielokrotnie Michel Schooyans, który zwraca uwagę, iż liczni renomowani demografowie zaprzeczają obiegowym informa cjom, iż Chiny liczą 1 mld 100 min mieszkańców. Twierdzi się, iż populacja tego kraju wynosi naprawdę osiemset milionów. Zob. M. Schooyans. Rodzina w kontekście problemów demograficznych. Dz. cyt. s. 41. Por. także: Papieska Rada ds. Rodziny. Etyczny i pastoralny wymiar przemian demograficznych. Watykan 1994, p. 13.
72
WYCHOWANIE SEKSUALNE A NEOKOLONIALIZM Egipt: z 16 milionów w 1937 wzrost do 45 milionów). Z d a n i e m B a n d i n i e g o Afryka obecnie liczy około 400 m i l i o n ó w mieszkańców a nie 800, jak podają światowe mass media. Na gruncie tego fałszu w p r o w a d z a się j e d n a k w y g o d n e dla krajów bogatych programy populacyjne odnoszące się do tego kontynentu. Opinię B a n d i n i e g o zdaje
się p o t w i e r d z a ć ostatni spis l u d n o ś c i
w Nigerii, który miał miejsce w 1991 roku. W y k a z a ł on, że w tym najważniejszym państwie Afryki mieszka 88,5 miliona m i e s z k a ń c ó w , a nie 122 min, j a k zawsze podawali kontrolerzy populacji! W 1991 Robert S. McNamara, prezydent Banku Światowego, domagał się 50 proc. redukcji afrykańskiego wzrostu populacji (do 2025 roku). Z pewnością jednak nie doprowadziłoby to do rozwiązania ekonomicznych problemów tego kontynentu, a przeciwnie - jego ekonomicznego załama nia. Zdaniem prof. Jacqueline Kasun głód w Afryce jest b o w i e m rezul tatem wojen i socjalizmu, a nie p r z e l u d n i e n i a . 1 5 5 Gdyby tylko zapanował tam pokój, k o n t y n e n t ten zdolny byłby w y ż y w i ć dwa razy w i ę k s z ą niż obecna populację całego świata.
3.3.
Ludzie a surowce i żywność
Spadek
populacyjnego
wzrostu
-
jak
przyznał
przedstawiciel
amerykańskiej delegacji na zorganizowaną przez N a r o d y Zjednoczone Międzynarodową Konferencję Ludnościową w Meksyku w 1984 roku nie może sam w sobie rozwiązać takich problemów j a k głód, bezrobo c i e . 1 5 6 Również katastroficzne prognozy demograficzne grożące światu wszelkimi
możliwymi
nie sprawdzają s i ę .
157
klęskami
z
powodu
przyrostu
ludności
-
Przeciwnie. W krajach Trzeciego Świata poziom
życia podniósł się o ponad jedną trzecią od 1950 roku, śmiertelność dzieci spadła zaś o połowę. Współcześni ekonomiści zgodnie również twierdzą, iż rozwój populacji wcale nie działa hamująco na rozwój e k o n o m i c z n y .
158
T a k j a k popula
cyjny w z r o s t na Z a c h o d z i e od X V I I stulecia nie p r z e s z k o d z i ł j e g o gwałtownemu e k o n o m i c z n e m u rozwojowi, ale - twierdzi się - właśnie 1 0 0
J. Kasun. Populatton Control of the Family. 1988 Gaithersburg. J. L. Buckley. Statement oj U. S. Deiegate to the U. N. Conference on World Populatton. „New York Times", 9 August 1984, p. A8. 1 5 7 W dalszym ciągu korzystać będę z cytowanych już prac J. Kasun, L. Tychsen, M. Schooyansa. 158 Mi j.y 0 przeludnieniu obalano również na XVIII Międzynarodowym Kongresie Rodziny w Warszawie. W swoim wystąpieniu Gerard Francois Dumont (profesor Sorbony i dyrektor Instytutu Demografii Politycznej) wskazał między innymi, iż w XIX wieku liczba ludności mieszkańców Anglii powiększyła się o 400 proc, co jednak nie spowodowało katastrofy gospodarczej, lecz stało się nawet impulsem rozwoju. 1 5 6
73
W POLU PRAWDY mu pomógł, tak również może mieć miejsce (a w niektórych rejonach ma miejsce) w krajach Trzeciego Świata. Wiele z nich cieszy się takim szybkim rozwojem (Izrael, Południowa Korea, Tajwan, Malezja), pomimo gwałtownego przyrostu naturalnego i gęstego zaludnienia. Oczywistość tych danych musiał potwierdzić również sam prezydent Banku Światowego (a więc organizacji bardzo czynnej na polu polityki depopulacyjnej), który przyznał, iż przewaga ekonomicznego rozwoju wobec populacyjnego przyrostu może być osiągnięta i utrzymana zarówno 159 w rozwiniętych, jak rozwijających się krajach. Dokumenty watykańskie wielokrotnie zwracały uwagę, iż głównym źródłem trudności krajów Trzeciego Świata są stosunki międzynarodowe (zob. np. „Etyczny i pastoralny wymiar przemian demograficznych" s. 18), a więc egoistyczny interes bogatej Północy, o którym wielokrotnie przy chodzi mówić.
3.4. Żywność P r z e p o w i e d n i e Malthusa, iż przyrost ludności j e s t geometryczny, gdy natomiast produkcja żywności rośnie jakoby tylko arytmetycznie nie sprawdziły się. Od 1870 roku okazało się, iż ma miejsce przyrost geometryczny żywności, a nie a r y t m e t y c z n y . 1 6 0 Malthus nie przewidział przemysłowej i rolniczej rewolucji, która miała miejsce w Europie, U S A i Japonii. Amerykańskie Ministerstwo Rolnictwa twierdzi, iż produkcja żywności w świecie wzrosła o 37 proc. pomiędzy 1950 a 1979 rokiem. Dokonało się to również w rozwijających się krajach. W każdym z nich wzrost produkcji żywności był szybszy niż przyrost ludności. W ostatnich dekadach, według FAO, poprawiły się standardy żywienia we wszystkich rozwijających się krajach (osobnym problemem jest tylko sytuacja Chin i czarnej Afryki). Produkcja ziarna wzrosła tam o 13 p r o c , w Indiach pomiędzy 1955 a 1978 aż 120 proc. Było to między innymi rezultatem powiększenia się na całym świecie obszarów uprawnych w tym czasie 0 20 proc. O 25 proc. wzrosła też powierzchnia obszarów irygowanych, co umożliwiało lepsze opanowanie skutków suszy (np. w Indiach w 1979 roku). Indie i Chiny stały się nawet eksporterami żywności, a Bangladesz 1 Indonezja są już samowystarczalne w produkcji ziarna. Od 1950 roku cena żywności spadła zaś aż o 74 proc. Te nie dające się podważyć fakty muszą uznać sami „kontrolerzy populacji". W ostatnio wydanym raporcie Banku Światowego „The World A ö y
Speech by Barber Conable; President of the World Bank, to the IPPF Members' Assembly, Ottava, November 1989. W: „People" Vol. 17. No. 2, 1990. (cyt. za Whelan.
Whose choice? Dz. cyt. s. 42). 1 6 0
74
Tychsen. Dz. cyt. s. 28.
WYCHOWANIE SEKSUALNE A NEOKOLONIALIZM Food O u t p u t " 1 6 1 polemizuje się z rozsiewającym dezinformacje Worldwatch Institute Lestera Browna i wskazuje się, iż z a h a m o w a n i e produkcji ziarna od 1984 roku spowodowane jest ogromnymi plonami i wszystkich nadwyżek nie można przechować. Natomiast w rozwijających się krajach - dalej twierdzi raport Banku Światowego - od 1985 roku notuje się 2.45 proc. w z r o s t produkcji ziarna rocznie. W e d l e R o g e r a Revella (z Harvardu, zaufanego wiceprezydenta Al Gore'a) dzisiejszy świat mógłby wyżywić aż 40 miliardów ludzi! Sytuacje głodu, które zdarzają się na naszej planecie, są - zdaniem specjalistów - do uniknięcia. W niektórych miejscach był on rezultatem decyzji rządowych. N p . głód w Chinach, który pochłonął dziesiątki milionów ofiar pomiędzy 1961 a 1964 rokiem był następstwem posunięć Mao (między innymi zaniedbania rozbudowy sektora rolnictwa). Szczególne problemy Afryki z głodem, znów nie mają u swych podstav przeludnienia tego kontynentu. Posiada on wszak najmniejszą gęstość zaludnienia na świecie, gdy t y m c z a s e m Europa przeżywająca wielkie nadwyżki żywności (30 milionów ton w 1986 roku) jest najgęściej zalud niona. T o , że kryzys żywnościowy dotyczy ok. 39 proc. ludności Afryki, spowodowane j e s t przez złą sytuację polityczną i e k o n o m i c z n ą . Dla przykładu etiopski reżim przeznaczył w 1982 roku aż 40 proc. dochodu n a r o d o w e g o na cele wojskowe zamiast posłuchać ekspertów ostrzegających przed nadejściem głodu (który zresztą p r ó b o w a n o początkowo ukrywać w celu zatajenia faktu, iż 200 milionów dolarów wydano na celebrację dziesięciolecia marksistowskiej rewolucji w tym kraju) i zająć się rolnictwem. Podobnie jest w innych krajach tego konty nentu. W 1981 r. w całej Afryce wydano na cele militarne 11 miliardów dolarów, a na rolnictwo i przemysł tylko 5-6 mld. Toczące się tam ustawi cznie wojny uniemożliwiają rozwój rolnictwa. Efektywność p o m o c y zagraniczej uzależniona jest zaś od decyzji afrykańskich rządów i sama nie może zmienić sytuacji.
3.5. Surowce Rozpowszechniana obawa (np. w słynnym raporcie Klubu Rzymskie go) przed wyczerpywaniem się surowców również jest b e z p o d s t a w n a . 1 6 2 Niejednokrotnie bowiem błędnie utożsamia się dostępną ilość surowców z tą, która jest aktualnie znana. N p . w 1950 roku znano tylko sto tysięcy metrycznych ton miedzi, gdy tymczasem do 1970 roku odkryto jeszcze 179 tysięcy. W 1929 przewidywano brak ołowiu w najbliższej przyszłości, a od 1950 roku do 1970 nastąpiło odkrycie j e s z c z e d o d a t k o w y c h International Economics Department of the World Bank. November 1993. Zob. Tychsen. Dz. cyt. s. 25 n.
75
W POLU PRAWDY 86 tysięcy metrycznych ton tego metalu (wzrost o 115 p r o c ) . Zdaniem badaczy, większość potrzebnych nam metali, to żelazo, aluminium i mag nez, które są do w y d o b y c i a z praktycznie nieograniczonych źródeł. Również cena naturalnych surowców systematycznie spada. Obecnie jest o 20 p r o c niższa niż w 1980 roku, o 50 p r o c niższa niż w 1900. Cena 163 miedzi spadła zaś o 20 proc. pomiędzy 1980 a 1990 r o k i e m . Stąd też współcześni naukowcy krytykują tego typu raporty jak „Limits to Growth" Klubu Rzymskiego zwracając uwagę, iż przepowiadając brak bogactw nat uralnych w przyszłości opierały się błędnie na aktualnych cenach, aktual nym poziomie zapotrzebowania, zdolnościach produkcyjnych i znanych rezerwach.
4.
Populacja a ekologia
N a j n o w s z y m a r g u m e n t e m , który ma usprawiedliwić agresywną politykę antynalistyczną w krajach Trzeciego Świata, jest chęć ochrony środowiska naturalnego niszczonego j a k o b y z powodu przeludnienia. Głównym tematem konferencji na temat środowiska naturalnego w Rio de Janeiro w 1992 roku było w jaki sposób złamać rozwój demograficzny 1 krajów biednych. ^ Z pewnością problem ekologiczny jest współcześnie bardzo poważny. Próbuje się go jednak czasami wykorzystać dla własnych egoistycznych celów. Do grona wołających o redukcję populacji w celach ratowania środowiska naturalnego przyłączył się zdecydowanie wiceprezydent U S A Al Gore, który w wydanej w 1992r. książce „Earth in the Balance: Ecology and the Humań Spirit", uznał, iż Żaden cel nie jest bardziej rozstrzygający dla globalnego środowiska naturalnego niż stabilizacja ludzkiej popu lacji165 (notabene zapowiedziano wydanie tej książki w 15 językach, w tym po chińsku i po rosyjsku). Również Clinton w swej wyborczej kampanii przypisywał populacyjnemu rozwojowi rolę zagrażającą ekosystemowi i jakości życia na Ziemi. Propaganda ta, kierowana przez wpływowego milionera Hugha Moore, rozpoczęła się w 1970 roku, kiedy to organizacja Population Reference Bureau rozpowszechniła podczas pierwszego „Dnia Ziemi" w U S A setki tysięcy egzemplarzy broszury „Populacyjna bomba", wraz z zawartym w niej sloganem people pollute. Udzielono też prawa do posługiwania się tym tytułem b i o l o g o w i P a u l o w i Ehrlichowi, którego książka „The Population Bomb" - gdzie żąda się ograniczenia populacji do jednej piątej 1ÖCJ
Zob. Richman. Dz. cyt. M. Schooyans. Rodzina w kontekście problemów demograficznych. Dz. cyt. s. 21 1 6 5 Szczegółową analizę krytyczną tej książki przeprowadza James A. Miller. Gore in the Balance. „Special Supplement Population Research Institute Review". 1 6 4
76
WYCHOWANIE SEKSUALNE A NEOKOLONIALIZM stanu obecnego! - stała się światowym bestsellerem. Wkrótce też najwięk sze organizacje zajmujące się ochroną środowiska w U S A połączyły swe siły z grupami „kontrolerów populacji", w celu przeforsowania w Kongresie planu zatrzymania wzrostu populacji. Ponieważ wspomniana już organi zacja Population Reference Bureau korzystając z rządowych funduszy dostarcza swoich materiałów do użytku szkolnego, w amerykańskiej szkole (i mass mediach) szybko zapanowało przekonanie, iż populacyjny wzrost p r o w a d z i
do zanikania p o w i e r z c h n i leśnej,
rozszerzania
się
powierzchni pustynnej, zmniejszania się warstwy ozonu, w y m i e r a n i a gatunków zwierząt, z a n i e c z y s z c z e n i a środowiska, z m i a n klimatu itp. Okazuje się jednak, iż opinie te są bezpodstawne. W e d ł u g rzetelnych badań naukowych żaden z problemów ochrony środowiska nie jest rezultatem p r z e l u d n i e n i a . 1 6 6 Duże zanieczyszczenie środowiska
w
naszych
czasach j e s t
skutkiem
zmian
w
stosowanej
technologii i błędnych decyzji, a nie braku „birth control". N p . Międzyna rodowy F u n d u s z W a l u t o w y stwierdza, iż poziom skażenia środowiska w ZSRR był 10 do 100 razy wyższy niż na Zachodzie, chociaż kraj ten miał jeden z najniższych w świecie wskaźników urodzeń i j e d n ą z najmniej szych gęstości zaludnienia. Podobnie też legendarne wręcz zanieczyszcze nie o k r ę g ó w p r z e m y s ł o w y c h w Polsce ma miejsce niezależne od tego, iż posiadamy dużo mniejsze zagęszczenie niż dawne Niemcy Zachodnie.
Śmierć cieplna? Koła
zainteresowane
depopulacją
krajów
Trzeciego
Świata,
aby uzyskać poparcie opinii publicznej dla swego celu grożą nam między innymi katastrofą klimatyczną spowodowaną kurczeniem się powierzchni lasów. Głośna amerykańska organizacja U. S. Agency for International Development twierdzi nawet, iż do następnego stulecia w ogóle znikną tropikalne lasy, jeżeli utrzyma się ten sam co obecnie poziom ich wycina nia.
167
Prof. J a c q u e l i n e K a s u n (z H u m b o l d t State University w U S A )
wykazała całkowitą bezpodstawność tych o b a w . 1 6 8 N p . w Brazylii (o której szczególnie r o z p o w s z e c h n i a się zatrważające e k o l o g i c z n e o p o w i e ś c i ) wprawdzie wycina się rocznie powierzchnię leśną równą wielkości Polski, jednak s t a n o w i to tylko
1 p r o c e n t jej o g r o m n e j p o w i e r z c h n i leśnej.
A b b Zob. J. Kasun. Population and Environment Dz. cyt. p. 11. Zob. też: Sheldon Richman. The Environment: A Pretext to Control Births. W: ^Population Research Institute Review" 1994, No. 2. p. 1-4. Por. Etyczny i pastoralny wymiar przemian demograficznych. Dz. cyt. s. 21-23. I 6 7 U. S. Aid Hihlights. Vol. 6. No. 1. Winter 1989, p. 1. ADO Zob. Population and Environment Dz. cyt. p. 3-6. Autorka przytacza dane zawarte w pracy: R. A. Sedjo and M. Clawson. Global Forests. W: Julian L. Simon and Herman Kahn. „The Resourceful Earth" (Oxford: Basil Blackwell Inc. 1984). pp. 147-159.
77
W POLU PRAWDY I co w a ż n e - liczba drzew odrastających każdego roku j e s t większa niż tych, które w y c i ę t o . Ponadto w latach siedemdziesiątych Brazylia zadrzewiła 250 000 hektarów lasów rocznie. Sytuacja leśna Brazylii nie jest odmienna od sytuacji jakiegokolwiek innego państwa. Obszar leśny całego świata (4 miliardy hektarów) jest taki sam, j a k w 1950 roku. Drzew wycina się zbyt dużo tylko w miastach, co zmniejsza ilość miejsc zacienionych i prowadzi do podwyższenia się panującej w nich temperatury. W „Forum Ekologicznym" Jerzy Jaśkowski (z Katedry Fizyki i Biofizyki A M G ) wyraził identyczne wątpliwości, j a k cytowana przeze mnie 169 amerykańska a u t o r k a . Jego zdaniem mass media nie wspominają o wycinaniu lasów w europejskiej części byłego ZSRR lub wycinaniu tajgi (chociaż wycinany obszar jest trzykrotnie większy niż Amazonii), czy też o wycinaniu lasów na Borneo, w Nowej Gwinei i Kanadzie. Czyżby w tych krajach obowiązywały inne prawa przyrody dotyczące drzewostanu. Czy też sprawa ma w dużej mierze aspekt polityczny, a ekologia jest zasłoną dymną. Również wzniecany tak często alarm o śmierci cieplnej Ziemi z powo du nadmiaru dwutlenku węgla w atmosferze nie jest zdaniem prof. Kasun 170 usprawiedliwiony. Wprawdzie zwiększyła się ilość tego gazu, to jednak jest jeszcze wiele nieznanych nauce faktów na ten temat, aby cokolwiek pewnego m o ż n a było powiedzieć o ocieplaniu naszej planety z tego p o w o d u . Badania amerykańskich ośrodków naukowych (National Oceanie and Atmospheric Administration oraz Massachusetts Institute of Technology) ponadto wykazały, iż oceany mają tę samą temperaturę obecnie (1986) co w 1856 roku. W e d l e R i c h m a n a przepowiednie efektu cieplarnianego oparte są j e d y n i e na k o m p u t e r o w y c h fantazjach i nie znajdują potwierdzenia w pomiarach temperatur obu półkul Z i e m i . 1 7 1 Od 1979 roku nie zanoto wano żadnegą znaczącego ich ocieplenia. Wbrew rozsiewanym apokalipty cznym w i e ś c i o m ilość lodu na Grenlandii stale wzrasta. Na przekór komputerowym wnioskom odrobinę cieplejsza jest południowa półkula niż północna, chociaż ta ostatnia jest bardziej uprzemysłowiona, a więc produkuje więcej dwutlenku węgla. Zdaniem prof. Kasun sprawa tzw. dziury ozonowej również jest pełna n i e j a s n o ś c i . 1 7 2 N i e tylko nie potrafimy całkowicie w y t ł u m a c z y ć tego i o y
Jerzy Jaśkowski. O ekologii inaczej. W: „Forum Ekologiczne" nr 1. 1993 s. 11 i 12. Jaśkowski potwierdza również inne wyciągnięte poniżej wnioski na temat dziury ozonowej i efektu cieplarnianego.
1 70
L n j
Tamże s. 7- 9. (Autorka powołuje się tu na prace prof. H. E. Landsberga, prezy denta American Geophysical Union). Por. też Richman. Dz. cyt. 1 7 1 Richman. Dz. cyt. s. 2. 1 7 2 Zob. tamże s. 9-11. Zob. też Richman. Dz. cyt. s. 2-3. 78
WYCHOWANIE SEKSUALNE A NEOKOLONIALIZM fenomenu, ale w „The Wall Street Journal" nawet sugerowano, iż popu larność tego tematu wywołana została przez kręgi zainteresowane finan sowo we wprowadzeniu zakazu stosowania niszczącego warstwę ozonową freonu, gdyż wygasają patenty na j e g o produkcję i ma się nadzieję na 173 monopol związany z produkcją p r z y g o t o w y w a n e g o s u b s t y t u t u . Również prowadzone w U S A pomiary promieniowania ultrafioletowego pomiędzy 1974 a 1985 rokiem, wykazały jego zmniejszenie, a nie wzrost, co musiałoby mieć miejsce, gdyby brakowało ozonu. Problemem miast amerykańskich j e s t wręcz n a d m i a r produkcji o z o n u . W k w i e t n i o w y m numerze „The Washington Post" (1993) ogłoszono, iż ozonowy problem wydaje się nieistniejący: przywołano opinię n a u k o w c a z N A S A , który powiedział, iż Nie możemy pokazać nic rzeczywiście katastroficznego, co już się zdarzyło, ani nic katastroficznego, co wydarzy się w przyszłości W książce ,Apocalypse Not" Harold Lyons, chemik, przypomniał, iż zmiany w warstwie ozonowej zauważono jeszcze przed 1950 rokiem, a więc zanim zaczęto stosować C F C . N i e ma w i ę c żadnych racji, aby nie wierzyć, iż „dziury" ozonowe istniały nawet w prehistorycznych czasach.
5. Konferencje ludnościowe i inne szczyty Kręgi kontrolerów populacji (między innymi U N F P A , I P P F , B a n k Światowy) bardzo starannie przygotowywały się do kolejnej Światowej Konferencji nt. Ludności i Rozwoju, która tym razem odbyła się w Kairze we wrześniu 1994 roku. Z pewnością dobrze jest wiedzieć, j a k wyglądały przygotowania do tej konferencji. Pod koniec 1993 roku (24-27 października) zorganizowano w N e w Delhi „szczyt" reprezentantów różnych akademii nauk w celu dostarczenia naukowych podstaw dla rezolucji Narodów Zjednoczonych, która miała być wystosowana w K a i r z e . 1 7 4 Anglicy, Amerykanie, Szwedzi oraz przed stawiciele Indii przygotowali dokument, w którym ostrzega się przed podwojeniem populacji, co ma być przyczyną ubóstwa, w y s o k i e g o wskaźnika śmiertelności dzieci, dyskryminacji kobiet i wszystkich innych możliwych kłopotów. G o t o w y m do włączenia się w globalną „kontrolę populacji" (czyli aborcję, sterylizację, antykoncepcję) obiecuje się zaś świetlaną przyszłość. Wśród organizatorów „szczytu" w New Delhi spoty kamy znane j u ż nam ze swej działalności: Ford Foundation, MacArthur Foundation, Packard Foundation i Rockefeller Foundation.
/ö
George Melloan. Is Science, or Private Gain, Driving Ozone Policy? „The Wall Street Journal". October 24. 1989, p. A19. 1 7 4 Skorzystam z informacji na ten temat zamieszczonych w: Jean M. Guilfoyle. World Scientific Academies Population Summit „Population Research Institute" 1994, March/April, p. 12-13. 79
W POLU PRAWDY Z d a n i e m k o m e n t a t o r ó w tego dokumentu j e g o sygnatariusze nie wahali się zaryzykować swoim autorytetem na poparcie wątpliwych n a u k o w o twierdzeń. Kontrastują one b o w i e m wyraźnie chociażby z najnowszymi dokumentami Banku Światowego. Wbrew pesymistyczne mu zapewnieniu „szczytu" w New Delhi, iż w ostatniej dekadzie produkcja żywności spadla w stosunku do populacyjnego wzrostu, a obszar ziemi uprawnej skurczył się (itp), wiceprezydent jednej z komórek Banku (Ismail Serageldin) miesiąc później w W a s z y n g t o n i e głośno twierdził, iż ceni; artykułów rolniczych są najniższe w historii, plony wzrastają szybciej niż populacja, a głód może być przezwyciężony i środowisko zabez pieczone (...), jeżeli zaoferujemy ubogim środki, aby stali się bardziej 175 produktywnymi. Nic zatem dziwnego, iż z a p r e z e n t o w a n y w N e w D e l h i d o k u m e n t nie cieszył się p o w s z e c h n y m u z n a n i e m z g r o m a d z o n y c h n a u k o w c ó w . Przedstawiciele towarzystw naukowych z Japonii i Argentyny uznali go za przekraczający ich kompetencje. Hiszpanie, Gruzini, Armeńczycy i Włosi zaoferowali tylko wyrazy żalu z powodu nie podpisania go. N a u k o w c y z Afryki, Irlandii i W a t y k a n u o d m ó w i l i złożenia podpisu. Afrykańska Akademia Nauk, kierowana przez Thomasa R. Odhiambo, uznała nato miast za celowe przedstawienie odrębnego oświadczenia, w którym krok po kroku podważa się główne twierdzenia „szczytu" w New Delhi. W kwietniu 1994 roku na przygotowawczym spotkaniu do konferencji w Kairze przyjęto 87-stronicowy dokument, którego tylko siedem stron dotyczy rozwoju, a reszta to propaganda na skalę światową (oraz drogą odgórną) seksu poza dobrem i złem i bez odpowiedzialności. Aborcja to w myśl tego dokumentu - wbrew poprzedniej konferencji w Meksyku jeden z godziwych środków kontroli urodzeń, ogólnie dostępny, tak jak i antykoncepcja i sterylizacja. Prawo do nich ma przysługiwać również dzieciom i młodzieży, bez jakiegokolwiek informowania o tym rodziców. „Seksualna aktywność" jakiegokolwiek rodzaju to prawo także i każdego dziecka. Bill Clinton miał nakazać wszystkim amerykańskim ambasadorom i konsulom, aby poparli przygotowany do Kairu plan, co niezbyt dobrze świadczyłoby o etosie d y p l o m a c j i . 1 7 6 Przygotowania do kairskiej konferencji zaniepokoiły również Jana Pawła II, który w związku z tym wystosował 19 marca 1994 roku list do głów p a ń s t w całego świata oraz do sekretarza generalnego O N Z . Stwierdza się w tym liście między innymi, iż lektura dokumentu koń cowego konferencji wywołuje gorzkie wrażenie nakazu: narzucenia stylu życia typowego dla pewnych kręgów rozwiniętych społeczeństw, bogatych World Bank Press Release 94/S32, Washington, D. C. 29 Nov. 1993. Zob.Paul Marx. Special Report No. 115. „Human Life International" 1994, July, p. 10.
80
WYCHOWANIE SEKSUALNE A NEOKOLONIALIZM materialnie, zeświecczonych. Czy kraje bardziej wyczulone na wartości natury, moralności i religii przyjmą bez zastrzeżeń podobną wizję człowieka i społeczeństwa? Jednym z punktów sprzeciwu Jana Pawła II była próba przeforsowania w Kairze aprobaty na skalę światową dla abor cji jako jednej z metod regulacji urodzeń. Kard. Alfonso Lopez Trujillo przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny - określił kairskie przygotowania jako obarczone ideologicznym podejściem do zagadnień 177 demograficznych. Z tego też powodu kierowana przez kardynała Trujillo Rada wydała w połowie Roku Rodziny 70-stronicowy dokument zawierający stanowisko Kościoła wobec aktualnych problemów przyrostu naturalnego na świecie. Dokument ten nosi tytuł „Etyczne i pastoralne wymiary trendów demograficznych". Wyraża się tu między innymi obawę, iż instytucje międzynarodowe są na usługach krajów zamożnych, które za ich pośrednictwem wywierają swe w p ł y w y . 1 7 8 Przeciwko przygotowanej rezolucji na konferencję w Kairze zaprotestował również prezydent Argentyny, Carlos Saul Menem. W liście skierowanym do prezydentów krajów latynoamerykańskich podkreślił on, iż w grę wchodzi tu nasza tożsamość narodowa i nasza suwerenność.17^ Komentatorzy podkreślają, iż ta inicjatywa prezydenta przeciwko zakusom Północy nie ma sobie podobnej w historii naszego stulecia. Również i na majowym posiedzeniu przygotowawczym do konferencji w Kairze zgromadzeni w N o w y m Jorku przedstawiciele Unii Europejskiej nie aprobowali projektu dokumentu, opracowanego przez USA. Co z tego wszystkiego wynikło, zobaczyliśmy wszyscy. Polska telewizja jest jednak najlepiej zorientowana. W „Teleekspresie" tuż po relacji z warszawskiego XVIII Międzynarodowego Kongresu Rodziny pojawiło się „sprostowanie" podważającej mity demograficzne wypowiedzi biskupa Stanisława Stefanka. TV wierzy raczej w przywołane katastro ficzne prognozy demograficzne rozpowszechniane przez znaną już nam agendę Narodów Zjednoczonych (UNFPA). Qui bono?
L
" Zob. „Niedziela" 25. 05. 1994. Zob. Papieska Rada ds. Rodziny. Etyczny i pastoralny wymiar przemian demograficznych. (Katolicka Agencja Informacyjna). Warszawa 1994. Dokument ten przed stawia w zwięzłym skrócie wizję problemów demograficznych, zgodną z przedstawionym w mojej książce ujęciem. 1 7 9 Cyt. za: „Niedziela" nr 25, 1994, s. 14.
81
Część II
W SŁUŻBIE MIŁOŚCI I RODZINY
Pokazaliśmy już, iż ludzka seksualność musi znaleźć się w polu prawdy, a nie poza nim. Na czym jednak polega ta szczególna prawda o ludzkiej seksualności? Odpowiedź na to pytanie wyznacza kolejną rozbieżność w obecnym sporze o wychowanie seksualne, w które dalekowzrocznie zainwestowała czołówka ekonomiczna świata. Mało kto u nas wie, iż Japonia przoduje w eksporcie do krajów Trzeciego Świata (zwłaszcza do Ameryki Południowej) wyjątkowo jednomyślnych materiałów z dziedziny edukacji seksualnej. Naiwni sądzą, że służyć one mają seksualnej rozrywce biedaków.
I Seks a miłość Miłość -jak wiadomo - niejedno ma znaczenie. Sama zatem dość powszechna deklaracja, iż seks winien służyć miłości, wiele jeszcze nie mówi Współcześnie również coraz bardziej zyskuje sobie prawo obywatelstwa stanowisko, które otwarcie zrywa związek seksualności i miłości, czego przykładem jest głośna propozycja dokumentu końcowego konferencji ONZ w Kairze. Nowe imperium, które na skalę światową próbuje się stworzyć, wie dobrze, jaką drogą można tego dokonać. 1. Seks b e z miłości Mass media - posiadające tak bardzo znaczący wpływ na świadomość swoich odbiorców, iż zostały nazwane czwartą władzą - lansują zazwyczaj koncepcję, której najbardziej znanym teoretykiem był Zygmunt Freud. Wedle ojca psychoanalizy ludzka płciowość ma służyć doznaniu przyjem ności. Drugi człowiek - jak i ja sam - w swej seksualności to tylko środek do własnej przyjemności. Akt seksualny to zaś, według już współczesnych wyrażeń, radosna zabawa we dwoje. Tę wizję ludzkiej seksualności starał się upowszechnić wśród młodzieży szkolny (sic!) podręcznik „Przysposobienie do życia w rodzinie". Zdaniem autorów tego dzieła aktywność seksualną można określić jako ten rodzaj zachowań człowieka, dzięki którym zaspakaja on potrzebę rozładowania napięcia seksualnego. A tuż obok czytamy to samo: kontakt seksualny opiera się na zasadzie: Biorę żeby dać i daję żeby wziąć (s. 182), czyli na zasadzie wzajemnego czynienia siebie środkiem do celu obu stronnej satysfakcji seksualnej. Jasne jest, że nie jest to zasada miłości, bo miłością nigdy nie jest symbioza egoizmów. Taka koncepcja pozostaje jednak w sprzeczności z pewnymi oczywis tościami dla każdego z nas. Podporządkowując osobę pewnemu przyjem nemu doznaniu czynimy tę osobę jedynie środkiem do celu, którym jest przyjemność. Tymczasem osoby (zarówno drugiej, jak i siebie samego) nie należy czynić tylko środkiem do celu. Również tego celu, którym jest przyjemność. Wskazuje na to bardzo wyraźnie np. przeżycie wstydu 85
W SŁUŻBIE MIŁOŚCI I RODZINY seksualnego, które zaraz poddamy bliższej analizie. Należałoby tylko mocno podkreślić, iż fakt, że obie strony mogą w tym układzie czerpać z jego istnienia przyjemność, w niczym nie zmienia niegodziwości tego układu. Obustronne czynienie siebie tylko środkiem do przyjemności nie może przemienić się w coś więcej, niż tylko w obustronny egoizm. Odrzucając tę tzw. libidystyczną koncepcję seksualności, gdzie czyni się ją tylko narzędziem osiągania tego subiektywnego dobra, jakim jest przyjemność, wcale przez to nie neguje się godziwości przeżywania w akcie seksualnym doznania przyjemności. Czym innym bowiem jest tę przyjem ność doznawać, a czym innym czynić ją jedynym czy też podstawowym celem, któremu własna płciowość miałaby być podporządkowana. Tylko ta postawa ulega zakwestionowaniu w świetle tego, co mówi podstawowe rozeznanie na temat ludzkiej osoby. Seks bez miłości, seks sprowadzony do czynienia osoby tylko środkiem własnego celu, to propozycja niejako zamknięcia oczu na obecność osoby w polu seksualnego działania. Stojąc na gruncie omawianej teraz koncepcji seksualności oczywiście usprawiedliwione jest wszystko, o ile tylko sprawia komuś przyjemność. Również i gwałt seksualny. W 1992 roku krakowski tygodnik „Źródło" przyniósł dającą wiele do myślenia refleksję siostry zamordowanej ofiary gwałtu. Nieuchwytny sprawca wcielił tylko w życie szeroko lansowaną wizję seksu...
2.
Seks a ponadinstrumentalna wartość osoby
Powiedzieliśmy już, iż koncepcja ludzkiej seksualności, czyniąca ją tylko środkiem do przyjemności, przeczy oczywistym dla każdego z nas faktom, a w szczególności znamiennemu dla człowieka przeżyciu wstydu seksualnego. Uzasadnił to Karol Wojtyła w epokowym dziele „Miłość i odpowiedzialność" - tłumaczonym na wiele języków świata. Niezwykle odkrywcze analizy tego Autora pokazują, iż istotna jest dla tego przeżycia dążność do ukrycia wartości seksualnej wiążącej się z własną odrębnością płciową (czy też swoich p r z e ż y ć wartości seksualnej drugiej osoby). Ukrycia jednak o tyle tylko (i tylko w takiej sytuacji), o ile z uwagi na tę właśnie wartość może zaistnieć niebezpieczeństwo bycia potraktowanym jako tylko środek do czyjegoś użycia seksualnego. Nie wstydzilibyśmy się, gdybyśmy byli przekonani, że można nas samych traktować jako tylko środek do celu przez drugie osoby. Skoro zaś w pewnych sytuacjach wsty dzimy się (oczywiście uczucie to u różnych osób występuje z różną siłą, może podlegać wyparciu przez różne czynniki, itp.), to wyrażamy przez to nasze przekonanie, iż nie możemy być traktowani j a k o tylko środek do tego celu, którym jest satysfakcja seksualna. Jest to centralna prawda dla każdego wychowania, a w szczególności wychowania seksualnego. Coś, co czynimy tylko środkiem do własnych celów, staje się nam
86
SEKS A MIŁOŚĆ podporządkowane, tak jak narzędzie jest podporządkowane zamierzone mu celowi. Stawiając drugą osobę w pozycji tylko środka do celu czynimy się panem tej osoby, podporządkowujemy ją sobie. Redukujemy ją tylko do roli narzędzia, do przedmiotu czy rzeczy, którą się posługujemy. Ponieważ w dziedzinie seksualnej adresatem działania jest zawsze osoba ludzka a nie jakaś sfera tylko przyrodnicza, o czym jeszcze szczegółowo opowiemy dalej, to również i tutaj obowiązuje przede wszys tkim nieinstrumentalne odnoszenie się do niej. To właśnie z tego powodu gwałt seksualny spotyka się z moralnym potępieniem: j e d n a z osób (kobieta) została tu potraktowana poniżej swej wartości, potraktowana jako tylko środek do zaspokojenia czyjejś pożądliwości seksualnej. Bardzo mocno należałoby jednak podkreślić, iż ten podstawowy moralny obowiązek nie czynienia drugich tylko środkiem do własnych celów nie zostaje zniesiony w sytuacji, kiedy druga osoba wyraża swoją zgodę na takie właśnie traktowanie, licząc np. na to, że w takim układzie coś również dla siebie skorzysta. Wszak czyjaś zgoda na potraktowanie siebie tak, jak traktuje się rzeczy, nie usprawiedliwia dokonanego poniżenia. Pamiętać zatem należy, iż degradujący osobę układ, w którym zachodzi jedynie używanie osoby, zostaje dopiero wtedy wykluczony, gdy uwzględnimy jeszcze coś więcej niż tylko samą obustronną aprobatę określonego postępowania. Trzeba zawsze każdorazowo pytać, czy nie wyrażamy własnej zgody, na coś, co nas o b i e k t y w n i e poniża. Ta podstawowa prawda odnosząca się do obowiązującego nas sposobu postępowania, kiedy adresatem naszego działania jest osoba ludzka, znajduje swój wyraz w wielowiekowej myśli etycznej. Dawał jej świadectwo Sokrates, który istotę moralnego działania widział w tym, że godzi się ono osobie od osoby. Stwierdzali ją stoicy w swoim powie dzeniu „homo homini res sacra". Oczywistość tego, że osoby nie należy traktować tylko jako środka do własnych celów, wyrażał również Kant w swoim tzw. drugim imperatywie: postępuj zawsze tak, abyś drugiego traktował zawsze jako cel, a nie tylko jako środek. Nieobca ta oczywistość była również i Marksowi, który wszak określił osobę ludzką jako summum bonum. Tę samą prawdę ujmuje również chrześcijaństwo w przykazaniu miłości. Ujawniającą się, na gruncie doświadczenia wstydu, prawdę o tym, że osoby nie można traktować tylko jako środka do celu można by również w sposób bardziej pośredni uzasadniać. Zakłada ona wszak to, że człowiek jest istotą mogącą określać cel własnego działania, ponieważ potrafi odróżniać prawdę od nieprawdy, czyli posiada rozum. Zakłada się tu również, że z uwagi na swą wolność człowiek ma możność samodzielnego określania kierunków swojego działania. Dotychczas powiedzieliśmy przede wszystkim, na czym nie powinien polegać sposób odnoszenia się do osoby również w dziedzinie seksualnej.
87
W SŁUŻBIE MIŁOŚCI I RODZINY A więc, sposób ten nie może być środkiem mającym na celu używanie osoby, bo czyniąc osobę tylko przedmiotem użycia wprowadza się w odniesieniu do osoby motywacje egoistyczne. Wszak kiedy osobę czynię środkiem do mojego celu, zmierzam wówczas do jakiegoś własnego dobra, a nie do dobra drugiej osoby. A zatem postulat respektowania ponadużytkowej wartości osoby od strony pozytywnej musi przede wszys tkim wyrazić się w przełamaniu tej egoistycznej motywacji. Brak wykształcenia w sobie wrażliwości na ponadrzeczową i ponadinstrumentalną wartość osoby, musi owocować w traktowaniu drugich osób jako tylko środków do własnych celów. Ma to zaś szczególne znaczenie właśnie w sferze seksualnej, w obrębie której jest bardzo wiele okazji do takiego traktowania osoby. Cała kultura seksualna polega właśnie na gotowości do szukania prawdziwego dobra drugiego człowieka pomimo całego naporu sił, które chciałyby czyjąś odmienność płciową potraktować jako tylko środek do jakiejś własnej satysfakcji. Jeżeli nieprzypadkowo w wielu językach właśnie ze sferą seksualną szczególnie wiąże się słowo „miłość", to mianem tym należy przede wszys tkim określić dopiero co odsłonięte odniesienie do drugiej osoby. Odniesienie respektujące ponadinstrumentalną wartość każdej osoby. Postawę i działanie szukające dobra drugiej osoby. Bez obecności w relacji do drugiej osoby (w tym również osób drugiej płci) tej właśnie troski o jej dobro, troski o to, aby jej w żadnej sytuacji nie potraktować jako tylko środka do celu, nie może być mowy o miłości. W szczególności miłości pomiędzy mężczyzną i kobietą. W dziele wychowania seksualnego trzeba to nieustannie podkreślać i na to uwrażliwiać wychowanków. Wychowanie wrażliwości na ponadrzeczową wartość każdej osoby zaczyna się oczywiście od początku całego procesu wychowawczego. Z chwilą zaś, kiedy budzi się świadomość wartości seksualnych trzeba, aby świadomości tej towarzyszyło i to przekonanie, że wartość osoby także istnieje w osobie. Osobie, czyli kimś, kogo nigdy nie można tylko używać, tak j a k się używa rzeczy. Nie można czynić drugiego człowieka w jego odmienności płciowej (oraz samego siebie) środkiem do rozrywki, przeżycia stanu „zakochania", czy też rozładowania napięcia seksualnego. To się bowiem nie godzi wobec osoby.
3. Miłość na miarę podmiotu miłości Uwrażliwianie wychowanków, iż ludzka seksualność winna być ukierunkowana na miłość, może jednak rodzić rozliczne nieporozumienia. Niejednokrotnie bowiem mianem miłości określa się tylko samorzutnie pojawiającą się reakcję emocjonalną w stosunku do drugiej osoby, czyli uczucie zakochania. W ciągu kilku ostatnich stuleci, w wyniku przyjęcia pewnych filozoficznych założeń, zdominowała panującą mentalność oraz
88
SEKS A MIŁOŚĆ odpowiadającą jej pedagogikę ta właśnie koncepcja „miłości". Miłości rozumianej jako tylko spontaniczne przeżycie. Wprawdzie tę tak bardzo zbliżającą ludzi ku sobie oraz nadającą specyficzny klimat reakcję należy jak najbardziej uznać za jeden z elementów miłości erotycznej, tym niem niej poważnym błędem i niebezpieczeństwem w życiu byłoby uznać ją za element j e d y n y . N i e byłaby t o b o w i e m miłość nie tylko n a miarę adresata tej miłości (bo pozostawałaby ślepa na wspomnianą już powyżej ponadinstrumentalną wartość samej osoby), również byłaby to „miłość" niejako nie na miarę s a m e g o p o d m i o t u tej miłości (czyli s a m e g o kochającego). Bogactwo człowieka nie sprowadza się b o w i e m do samych reakcji emocjonalnych. Oprócz nich dysponujemy również mocą „rozjaśniania" sytdacji swojego działania (mocą odróżniania prawdy od fałszu, czyli r o z u m e m ) . C z ł o w i e k obdarzony j e s t również zdolnością s t a n o w i e n i a o samym sobie, aktywnego określania kierunków swojego działania, czyli wolnością. „Miłość" bez rozumu (prawdy) jest ślepa i - wbrew wszystkim pozorom - n i e u c h r o n n i e u k i e r u n k o w a n a na w ł a s n e „ja" i j e g o tylko emocjonalne spełnienie. „Miłość" bez wolności jest zaś czymś, co w sposób całkowicie przypadkowy nam się p r z y d a r z a i co nie j e s t n a s z y m własnym d z i e ł e m . N i e j e s t z a t e m w pełni o s o b o w ą miłością. U c z u c i e „zakochania" stanowi tylko tworzywo miłości. Stąd też wskazując na to, iż akt seksualny w i n i e n być aktem miłości (winien stać na usługach miłości) nie można przeoczyć tego, że owa miłość musi angażować c a ł ą ludzką osobę, a nie tylko n i e k t ó r e jej sfery czy władze. Pascal zwracał uwagę, iż wprawdzie pożądliwość jest czymś przeci wnym miłości, ale j e d n a k najbardziej udaje miłość. S a m a p o z y t y w n a spontaniczna reakcja uczuciowa z uwagi na swoje specyficzne rysy (które określa się jako koncentrację uczucia na nim samym i na przeżywającym to uczucie człowieku) stara się przesłonić całe pole odniesienia do drugiej osoby. Stara się uznać samą siebie za wystarczającą, za „wszystko" w miłości. Trzeba tu zatem zdobyć się na trud obiektywizmu. Trud wprzęg nięcia światła prawdy oraz mocy stanowienia o samym sobie a nie tylko wygodnego p o d d a w a n i a się przepływającym przeze m n i e r a d o s n y m doznaniom w odniesieniu do drugiej osoby. Dopiero wtedy ta emocjonalna reakcja na drugą osobę stanie się w pełni dojrzała. Przestanie karmić nas złudzeniami (tzw. idealizacją tej osoby, przypisywaniem jej wartości, których ona naprawdę nie posiada) na temat drugiej osoby. Uwrażliwi nas natomiast na realne wartości oraz realne potrzeby tej osoby. Udzieli też mocy naszej wolności, zamiast ją krępować swą niezależną od „zako chanego" dynamiką. Karol Wojtyła w j e d n y m z mniej znanych artykułów zwracał kiedyś uwagę na p o w a ż n ą trudność przekazania drugim (zwłaszcza l u d z i o m młodym) tej prawdy, iż miłość nie m o ż e r e d u k o w a ć się do s a m e g o 89
W SŁUŻBIE MIŁOŚCI I RODZINY
spontanicznego przeżycia. Stąd wyciągał bardzo konkretny pedagogiczny wniosek, iż trzeba bardzo ostrożnie włączać wątek refleksji w tę sferę przeżyć, które w odczuciu młodego powinny stać pod znakiem całkowitej 180 i wyłącznej spontaniczności emocjonalnej, Uczucie miłości ma być wszak tworzywem miłości. Nie może zatem zostać zniszczone, ale w swym bogactwie wykorzystane. Nie należy j e d n a k zapominać, że ten, kto kocha, nie przestaje w i d z i e ć rzeczywistości i nie traci swej w o l n o ś c i . Gdyby bowiem było przeciwnie, to miłość pomiędzy mężczyzną i kobietą stanowiłaby naprawdę degradację człowieka w jego możliwościach, a nie jakąś ważną szansę dla jego rozwoju. Ktoś, kto kocha, ktoś, kto rzeczywiście pragnie dobra drugiej osoby (rzeczywiście a nie tylko pozornie ją uszczęśliwia) właśnie przede wszystkim troszczy się o moc potrzebną dla znalezienia p r a w d y o tym dobru. Troszczy się wszak o prawdziwe dobro dla tej osoby. Ktoś, kto kocha, troszczy się również o swoją wolność, bo tylko wtedy to, co ofiarowuje drugiej osobie, jest jego własnym dziełem, a nie owocem niezależnych od niego okoliczności. „Miłość" pojmowana jako samo tylko spontanicznie pojawiające się w człowieku uczucie zakochania byłaby czymś całkowicie we władaniu warunków zewnętrznych. Ktoś, kto rzeczy wiście pragnąłby dobra drugiej osoby (czyli naprawdę miłował), z pewnoś cią chciałby z tak rozumianej „miłości" zrezygnować, gdyby ona miała być nie związana z ludzką wolnością. Bez tej wolności, (bez tego poczucia, że „ja chcę", a nie tylko „chce mi się") musiałaby ona nieść zagrożenie dla tego właśnie dobra. Nikt wprawdzie nie odmówi uroku pędzenia łodzi bez własnego napędu oraz bez steru przez gwałtowny wiatr, ale jednak nigdy ukochanej osoby w takich okolicznościach nie wyprawi w podróż. Zanim to uczyni, zawsze postara się o zaopatrzenie łodzi w dobry silnik oraz czuły ster. Nie po to jednak, aby wykluczyć obecność (i cały z tym związany urok) wiatru i spienionych fal. Te okoliczności i tak mają miejsce niezależnie od nas. Chodzi natomiast o to, aby uczynić tę miłość w pełni ludzką, w pełni dojrzałą. Dojrzałość ta polega zaś na w y k o r z y s t a n i u siły pędzącego wiatru i fal przez odpowiednie kierowanie łodzią, mocą silnika i steru. Chodzi o zabezpieczenie dobra tej miłości przed zniszczeniem.
4. Miłość j a k o przedmiot wychowania Na gruncie miłości rozumianej jako tylko spontaniczne uczucie (pamiętać j e d n a k należy, iż w wielu językach europejskich termin „uczucie" jest używany w szerszym znaczeniu, niż to, którym tutaj się K. Wojtyła. Propedeutyka sakramentu małżeństwa. Dz. cyt. s. 28.
90
SEKS A MIŁOŚĆ posługujemy, a mianowicie także na oznaczenie zjawisk psychicznych, które są również d z i e ł e m człowieka, czyli aktów woli, a nie tylko spontanicznych pożądań zmysłowych, które w terminologii psycholo gicznej nazywamy „uczuciami") znika oczywiście możliwość j a k i e g o ś wychowania tak rozumianej miłości. Wszak wszystko w niej ma dziać się niezależnie od samego podmiotu. Co najwyżej należałoby tylko troskliwie zadbać o to, aby tej samorzutności nic nie przeszkodziło. „Miłość" ta z isto ty swojej nie ma być poddana jakiemukolwiek rozwojowi. Nie ma stawać się bardziej obiektywnie dojrzałą, coraz lepiej odpowiadającą na bogactwo drugiej osoby. T y m c z a s e m sam człowiek j e s t istotą, która powinna stawać się dojrzalsza nie tylko w swoim psychofizycznym uposażeniu. Również jego miłość do drugiej osoby musi podlegać rozwojowi i całemu procesowi samowychowania. Trzeba to wychowankom uświadamiać. O tym zapomi nają te koncepcje miłości, które sprowadzają ją do gotowego przeżycia: czegoś, co nie w y m a g a trudu przekraczania tego, co mniej dojrzałe, w kierunku tego, co bardziej dojrzałe.
5. Miłość j a k o dar z samego siebie Pokazując związek ludzkiej płciowości z miłością należy j e d n a k odsłonić jeszcze g ł ę b s z e rozumienie tej ostatniej. Jeżeli akt seksualny ma stanowić akt miłości j a k o respektowania ponadinstrumentalnej wartości osoby (o czym już wspomnieliśmy), to musi on być aktem d a r u z s i e b i e , czyli aktem miłości rozumianej jako dar z siebie dla drugiej 181 osoby. Oddanie seksualne nie jest wszak oddaniem tylko swojego ciała. 182 Będąc oddaniem swojego ciała jest oddaniem samego s i e b i e . Ciało - które oddajemy w akcie seksualnym - nie jest przecież tylko jakimś zewnętrznym wobec osoby czynnikiem. Nie jest tylko jej więzie niem, jak to twierdził chociażby Platon. Jest natomiast „częścią" tej osoby. Świadczą o tym bardzo dobitnie codzienne doświadczenia. Wskazuje na to chociażby w s p o m n i a n e j u ż przeżycie wstydu seksualnego, w którym dążymy do zasłonięcia wartości seksualnych wiążących się z ciałem. Zasłaniamy j e , aby nie były one tylko przedmiotem użycia ze strony drugiej osoby. Wstydząc się dajemy zatem wyraz przekonaniu, że także cielesność stanowi sferę miłowania a nie używania osoby! Uznając zaś ciało za sferę miłowania osoby wskazujemy na to, że jest ono (w jego płciowości) „elementem" ludzkiej osoby, bowiem tylko osoby nie należy traktować j a k o j e d y n i e środka do celu. Gdyby ciało było czymś zewnętrznym wobec osoby (jakimś jej więzieniem) sferą tylko 1 8 1
Zob. Karol Wojtyła. Miłość i odpowiedzialność. Dz. cyt. s. 87-92 i 112-116. Zob. T. Styczeń. Ciało jako „znak obrazu Stwórcy". W: „O Jana Pawła II teologii ciała". Lublin 1981. 1 8 2
91
W SŁUŻBIE MIŁOŚCI I RODZINY „przyodzianą" przez ducha, to oczywiście nie obowiązywałyby w j e g o obrębie prawa miłowania. Któż z nas zresztą - j a k j u ż mówiliśmy - gwałtu seksualnego nie odczytuje jako gwałtu zadanego ludzkiej osobie a nie tylko gwałtu na jej ciele? Właśnie dlatego, że jest to gwałt ciała, rozumiemy go jako zarazem gwałt ludzkiej osoby. Potwierdza to także język potoczny, w którym akt seksualny określany jest j a k o akt „oddania się", czyli oddania samego siebie, a nie tylko oddania swojego ciała. A zatem akt seksualny, który z istoty swej
jest
i
wyraża
dar
z siebie s a m e g o , musi znajdować swoje usprawiedliwienie w miłości pojętej j a k o w ł a ś n i e taki dar z oblubieńczą. Od
innej
siebie.
Miłości nazywanej
czasami
1 8 3
tylko
strony
tę
sprawę
ujmując
należałoby
wskazać,
że odrębność płciowa mężczyzny i kobiety, (ta zdumiewająca komplementarność płci) wskazuje bardzo dobitnie na to, że mężczyzna jest dla kobiety, a kobieta jest dla mężczyzny. Że oboje są wzajemnie dla siebie. Że są dla wzajemnego obdarowania się sobą. Czyli że istnieją do obustron nej miłości j a k o daru z siebie. N i c z y m więcej nie m o ż n a drugiego o b d a r o w a ć . N i c z y m mniej nie obdarowuje się drugiej osoby, kiedy darowuje się jej tylko swoje ciało. Nic zatem dziwnego, że prostytucja pojmowana jest powszechnie (i nawet bez głębszego namysłu) nie tyle jako kupczenie swoim ciałem, ale kupczenie sobą. Z o b a c z y m y w kolejnych rozdziałach, j a k bardzo p o w a ż n e konse kwencje etyczne i wychowawcze ma to doprecyzowanie pojęcia miłości, której aktem i wyrazem ma być oddanie się seksualne. Naświetlenie jej jako daru z siebie. W jej obrębie muszą zatem obowiązywać te wymagania, które obowiązują jakikolwiek „dar".
loó Tak określają Karol Wojtyła w Miłości i odpowiedzialności (zob. tamże, Dz. cyt. s. 89). W podręczniku Zanim wybierzesz nazywa się ją natomiast „miłością osobową" (Dz. cyt. s. 90) (odróżnionej od miłości erotycznej /zmysłowości/ i miłości uczuciowej). Zastosowanie tej ostatniej terminologii zaciera jednak to, co swoiste dla tej miłości, bo wszakże różne formy miłości (np. miłość rodzeństwa, rodziców, ojczyzny) stanowią również jak najbardziej miłość osobową, czyli miłość na miarę osoby. Charakterystyka tej „miłości osobowej" we wspomnianym podręczniku jako będącej „rezygnacją z własnych praw i własnej woli" nie jest niestety tożsama z tym, co w Miłości i odpowiedzialności określa się jako „miłość oblubieńczą". Istotny dla niej dar z siebie nie polega na „rezygnacji z własnych praw i własnej woli" (bo to oznaczałoby właśnie nieosobowy charakter tej miłości i godziłoby w niezbywalny charakter praw przysługujących osobie), ale na tym, że osoba „Chce niejako przestać być swoją wyłączną własnością, a stać się własnością tej drugiej", na tym, że ta „miłość wyrywa niejako osobę z tej naturalnej nienaruszalności i nie-odstępności" (konstytutywnych dla osoby) (Miłość i odpowiedzialność s. 112, por. tenże. O znaczeniu miłości oblubieńczej. W: „Roczniki Filozoficzne" 1974, z. 2, s. 162-173 /autor podkreślał tutaj metaforyczny charakter wyrażeń sygnalizowany w Miłości i odpowiedzialności słowami „niejako", „poniekąd" /s. 166/). 92
II Miłość a rodzicielstwo 1. Nierozerwalność miłości i pro kreacji Wskazanie
ukierunkowania
ludzkiej
seksualności
na
miłość
nie odsłania jednak jeszcze pełnej jej prawdy. Nie dostrzega jej j u ż wspom niana koncepcja czyniąca tę seksualność tylko środkiem do doznawania rozmaitych przeżyć. W y r a ź n i e tu w i d a ć nie tylko o d e r w a n i e sfery seksualnej od miłości, ale również pominięcie całego ukierunkowania tej seksualności n a
możliwość
p r o k r e a c j i . Wszak nikt z nas
nie pojawił się na ziemi w inny sposób jak właśnie jako owoc aktu seksu alnego. A k t ten jest zatem z istoty swej ukierunkowany na możliwość stania się w n i m ojcem i matką. D z i ę k i niemu m o ż e zaistnieć n o w a całkowicie niepowtarzalna
osoba
ludzka.
Z p e w n o ś c i ą mniej czy bardziej porusza nas niezwykłość swojego bycia l u d z k ą osobą. Grozi tu b o w i e m zezwyczajnienie s a m e g o siebie w wyniku nieustannego „sam na sam" z sobą s a m y m . Przy spokojnej refleksji nie może jednak chyba nie wstrząsnąć, iż uczynienie ludzkiego zaistnienia z konieczności tylko ubocznym produktem „zabawy we dwoje" bardzo głęboko degraduje każdego z nas. Degraduje też wartość aktu sek sualnego, skoro odrywa się go od tak niezwykłego wydarzenia, jakim jest powołanie do istnienia aż człowieka! To pominięcie prokreacyjnego ukierunkowania ludzkiej seksualności obecne jest niekiedy również na gruncie niesubiektywistycznych w swych deklaracjach koncepcjach m i ł o ś c i . K o n c e p c j e te twierdzą b o w i e m , iż aspekt prokreacyjny posiada charakter tylko biologiczny, a w i ę c nie może stanowić bezwzględnego zobowiązania dla realizacji ponadbiologicznej miłości. Nie jest to jednak założenie słuszne. U k i e r u n k o w a n i e ludzkiej seksualności na m o ż l i w o ś ć zaistnienia nowej ludzkiej osoby określa się bowiem czasami j a k o egzystencjalny, a
nie
biologiczny,
sens
tej
seksualności.
184
Wbrew
wielokrotnie
rozpowszechnianym mniemaniom również i pod tym względem energia seksualna w człowieku różni się od instynktu mającego miejsce w świecie Zob. K. Wojtyła. Miłość i odpowiedzialność. Dz. cyt. s. 50 n.
93
W SŁUŻBIE MIŁOŚCI I RODZINY zwierzęcym. W tym ostatnim bowiem przypadku zaczynają istnieć tylko poszczególne egzemplarze określonego gatunku zwierząt. Popęd seksual ny w człowieku natomiast, prowadzi do zaistnienia jedynej i niepowtarzal nej ludzkiej osoby. Aż osoby! Jeżeli tylko rozumiemy całą wielkość ludzkiej osoby, to równie wstrząsająca musi się okazać prawda o wielkości prokreacyjnego ukierunkowania aktu seksualnego. Ukierunkowania na możliwe zaistnienie kogoś tak zasadniczo różnego od wszystkiego tego, co możemy znaleźć w całym świecie przyrody. Kiedy zatem etyka uznaje za tak bardzo ważne, aby współżycie seksualne respektowało tę elemen tarną prawdę, iż w polu współżycia seksualnego zawsze może (w różnym zresztą sensie owego „może") zaistnieć nowa ludzka osoba, nasz syn czy córka, to daleko jesteśmy od tego, aby czynić moralnie zobowiązującym coś, co posiada tylko przyrodnicze znaczenie (pewną prawidłowość i ukierunkowanie, które występuje w całym świecie przyrody). Przeciwnie, domagając się - j a k jeszcze w szczegółach zobaczymy - uszanowania prokreacyjnej celowości popędu seksualnego, domagamy się uszanowania czegoś, co całkowicie przekracza instynkt seksualny występujący w przy rodzie. Co zasadniczo przekracza świat przyrody. Samo słowo „pro-kreacja" naprowadza nas jednak na jeszcze głębszy sens ludzkiej energii seksualnej. Wszak podstawowa f i l o z o f i c z n a analiza mówi nam, iż nikt z nas nie musi istnieć i nie musiał zaistnieć. Jeżeli jednak istniejemy, znaczy to, iż musimy to nasze istnienie mieć udzielone przez byt, który m u s i i s t n i e ć . Respektując t o A B C antropologii filozoficznej, nie możemy zatem również nie dojrzeć, iż to udzielanie istnienia - przez Byt, który musi istnieć - rozpoczyna się właśnie w płodnym akcie seksualnym. Jest to sfera właśnie stwarzania, sfera udzielania l u d z k i e g o istnienia. Prokreacja, czyli przygo towywanie kreacji nowej ludzkiej osoby! Zatem również i w tym aspekcie mamy do czynienia z przekraczaniem porządku tylko przyrodniczego, a nawet wkroczeniem w sferę sacrum. Po tych wszystkich wyjaśnieniach nie sposób przyjąć, iż miłość seksu alna może się realizować w bezpośrednim wyłączeniu ukierunkowania aktu małżeńskiego na prokreację. Dosyć często zarzuca się bronionemu tu ujęciu seksualności, iż zapomina o miłości i ludzkiej osobie, bo poświęca je dla prokreacji. Jakoby czyni osobę w jej seksualości tylko środkiem do prokreacji. Takie twierdzenie jest jednak nieporozumieniem. Dla przykładu można by wspomnieć, iż Karol Wojtyła w swoim klasycznym dziele „Miłość i odpowiedzialność" bardzo wyraźnie podkreśla, że osoby nie można uczynić tylko środkiem również i do tego celu, którym jest prokreacja. Współżycie małżeńskie - pisze autor - z a ś samo w sobie jest stosunkiem międzyosobowym, jest aktem miłości oblubieńczej, dlatego też intencja i uwaga winny być skierowane w stronę drugiej osoby, w stronę jej
94
MIŁOŚĆ A RODZICIELSTWO prawdziwego dobra. Nie wypada skierowywać tej intencji i uwagi w stronę możliwego (in potentia) następstwa stosunku, zwłaszcza gdyby to łączyło się z odwróceniem uwagi i intencji od współmałżonka. Akt małżeński sam powinien być aktem miłości, aktem zjednoczenia osób, a nie tylko narzędziem" czy „środkiem" prokreacji.1^ Nie tylko jednak prokreacja winna mieścić się w ramach i na poziomie miłości osoby, skoro jest czymś, co ma miejsce pomiędzy o s o b a m i . Również i miłość osoby - wyrażająca się we współżyciu seksualnym nie może się realizować bez respektowania prokreacyjnego ukierunko wania tego współżycia. Oba te jego sensy (oznaczanie miłości i oznaczanie możliwego rodzicielstwa) bowiem - powtórzmy raz jeszcze - z koniecz ności współwystępują ze sobą. Nieraz jest jednak tak, iż ten prokreacyjny sens przeszkadza człowiekowi i skłonny byłby go jakoś ominąć na drodze stosowania antykoncepcji. Zapytajmy się zatem, czy możliwość rodzicielstwa przeszkadza miłości osoby rozumianej jako obustronny dar z siebie? I czy z tego powodu należałoby w imię miłości zaaprobować antykoncepcję?
2. Antykoncepcja: skuteczność a godziwość Jak wiadomo, moralnym obowiązkiem małżonków jest planowanie liczebności swojej rodziny. Istnieje b o w i e m szereg okoliczności, które sprawiają, iż poczęcie dziecka jest w jakimś okresie trwania małżeństwa niewskazane (np. konieczność liczenia się ze zdrowiem żony, powody ekonomiczne, mieszkaniowe itp.). Współczesny homo technicus - zafascy nowany możliwościami, które daje postęp cywilizacyjny - niejednokrotnie uważa, iż właściwym sposobem rozwiązania tej kwestii jest antykon cepcja. Antykoncepcja, czyli bezpośrednie czynienie (w rozmaity sposób) aktu małżeńskiego niepłodnym. Ponieważ sposób ten j e s t mniej czy bardziej skuteczny dla osiągnięcia zamierzonego celu czyli niepożądanego poczęcia, nie wyraża się czasami żadnych wątpliwości pod adresem jego stosowania. Nie pyta się nawet o coś więcej niż o samą tylko skuteczność danego środka. Dla przykładu 0 można by przytoczyć opinię pozostawionego wychowawcom podręcznika „Przysposobienie do życia w r o d z i n i e " . 1 8 6 Twierdzi się tu bowiem, iż optymalny model planowania narodzin polega tylko na poznaniu zasad regulowania płodności, okresów płodnych i niepłodnych przez kobietę, wyborze metody wspólnie przez partnerów, po konsultacji ze specjalistą, i stosowaniu jej w ustabilizowanym związku uczuciowym. A s p e k t moralny sprawy - w książce, która ma służyć Tamże s. 2 1 0 .
Przysposobienie do życia w rodzinie. Wychowanie. Dz. cyt. s. 2 1 1 - 2 1 2 .
95
W SŁUŻBIE MIŁOŚCI I RODZINY wychowaniu! zainteresowania.
pozostał
natomiast
całkowicie
poza
obrębem
W przytoczonym rozumowaniu - tak często używanym - przeoczą się j e d n a k to, ż e środek s k u t e c z n y dla osiągnięcia j a k i e g o ś celu nie zawsze j e s t j u ż tym s a m y m środkiem g o d z i w y m . N p . j e s t w i e l e skutecznych środków uniknięcia głodu w Afryce, nie wszystkie są jednak chwalebne. Kto wszak uzna za moralnie dopuszczalne zdziesiątkowanie m i e s z k a ń c ó w tego kontynentu, chociaż z pewnością byłby to sposób s k u t e c z n y dla osiągnięcia zamierzonego celu? Nie wystarczy zatem zadowolić się stwierdzeniem - mniejszej czy większej - skuteczności środ ków antykoncepcyjnych. Trzeba jeszcze postawić sobie dodatkowe pytanie 0 ich g o d z i w o ś ć . Czy godzą się osobie ludzkiej i czy godzą się wobec osoby? I czy godzą się miłości? Mentalność techniczną (homo technicus) trzeba wszak podporządkować mentalności personalistycznej, wrażli wości na pozycję ludzkiej osoby. Czasami również przeciwnicy antykoncepcji nieświadomie wpadają w pułapkę krytykowanego teraz myślenia. Chcąc przekonać rozsądnego czytelnika, stawia się mu niekiedy tylko pytanie - jako całą argumentację przeciwko antykoncepcji - Po co stosować rozmaite metody anty koncepcyjne podczas całego cyklu miesiączkowego, skoro płodność jest ograniczona tylko do kilku dni w każdym cyklu? Czy nie prościej poznać schemat swojego własnego cyklu?187 W ten jednak sposób mimo więdnie zaciera się istotna różnica pomiędzy m e t o d a m i antykoncepcyjnymi a naturalnymi metodami planowania rodziny, które różnią się od pierw szych zakładaną diametralnie różną koncepcją człowieka, a nie tylko większym rozsądkiem w osiąganiu tego samego celu.
3.
Środki antykoncepcyjne a środki w c z e s n o p o r o n n e
Zanim j e d n a k przystąpimy do etycznej oceny antykoncepcji należy wpierw wyjaśnić j e s z c z e j e d n o p o m i e s z a n i e . Niejednokrotnie b o w i e m pod mianem środków antykoncepcyjnych ukrywa się środki, które nie przeciwdziałają poczęciu (anty-koncepcja), ale działają wczesnoporonnie. Oczywiście całkiem inną drogą biegnie etyczna argumentacja w jednym 1 drugim w y p a d k u . 1 8 8 Określenie środków wczesnoporonnych środkami antykoncepcyjnymi spotykamy między innymi w podręczniku „Przysposobienie do życia w rodzinie". Wkładkę domaciczną umieszcza się tu bowiem wśród metod 1 8
^ Alina Lichtarowicz. Kiedy jestem płodna a kiedy nie. Katowice 1993, s. 30. Podobne myślenie spotykamy w Zanim wybierzesz... (Dz. cyt.) w historyjce o niepotrzeb nym chodzeniu cały czas pod parasolem, chociaż cał y czas nie pada. 188 Moralną ocenę aborcji, a więc również dokonywanej we wczesnym stadium rozwoju dziecka, przeprowadzimy w jednym z kolejnych rozdziałów. 96
MIŁOŚĆ A RODZICIELSTWO 189
antykoncepcyjnych, wbrew całkiem trafnej uwadze, iż jej działanie polega na tym, że nawet jeżeli dojdzie do zapłodnienia, jajo nie zagnieżdża 0 się i ciąża nie może się rozwinąć.^ Spowodowanie zatem tego „nierozwinięcia" nie j e s t niedopuszczeniem do poczęcia czyli antykoncepcją, ale spowodowaniem wczesnego poronienia. Wskazują na to również ogólnie dostępne w Polsce monografie 191 i podręczniki ginekologii. W „Położnictwie i g i n e k o l o g i i " doc. dr hab. med. M. Obara pisze: mechanizm działania wkładki polega na przeszka dzaniu w zagnieżdżeniu się komórki jajowej w błonie śluzowej macicy. Chodzi tu oczywiście o z a p ł o d n i o n ą komórkę jajową. Z identyczną opinią spotkamy się w „Podręczniku ginekologii dla s t u d e n t ó w " 1 9 2 : wkładkę zakłada się do j a m y macicy w celu u n i e m o ż l i w i e n i a zagnieżdżenia się w błonie śluzowej z a p ł o d n i o n e g o jaja. W b r e w kursującym czasami fałszywym opiniom na temat działania w k ł a d e k wypowiada się też doc. dr hab. med. R. Czekanowski: Ogólnie można powiedzieć, żelUD nie zapobiega zapłodnieniu komórki jajowej. Mechanizm działania polega na niedopuszczeniu do zagnieżdżenia się już zapłodnionej komórki jajowej około 7 dnia i poronienia jej.193 Listę tych polskich autorytetów ginekologii można by jeszcze mnożyć oraz dodać do niej także zagranicznych autorów. Powtórzmy zatem raz jeszcze: wkładki domaciczne prowadzą d o w c z e s n e g o poronienia a nie zapobiegają poczęciu, o czym społeczeństwo powinno wiedzieć. Z tego p o w o d u wszelkie opinie określające wkładki j a k o środki antykoncepcyjne (czy też wykluczające ich wczesnoporonny charakter) są dezinformujące i godzą w przysługujące każdemu człowiekowi prawo do prawdy. Niejednokrotnie również propagowanie w k ł a d e k d o m a c i c z n y c h przemilcza negatywne skutki zdrowotne ich s t o s o w a n i a . 1 9 4 Skutki te nie są tylko zależne od źle dobranej lub starej wkładki, chociaż w zależności od jej rodzaju mogą się między sobą różnić. Według bowiem 1 8 9
Również pigułka antykoncepcyjna (Pili) jako jedno ze swoich działań ma spowodowanie wczesnego poronienia, jeżeli mimo wszystko dojdzie do poczęcia. 1 9 0 Tamże s. 234. 1 9 1 Red. prof. dr. hab. med. T. Pisarskiego, PZWL Warszawa 1987 s. 123. 1 9 2 Red. prof. dr. hab. med. W. Michałkiewicza. PZWL Warszawa 1977 s. 379. 1 9 3 Zarys ginekologii zachowawczej. PZWL Warszawa 1985 s. 258. Tę samą opinię możemy znaleźć również i w Ginekologii pod red. prof. dr. hab. med. R. Klimka. 1 9 4 W polskiej reklamie wkładki GYNE-T 380 określa się ją jako „bezpieczną". W specjalistycznych czasopismach mowa jest natomiast, iż badania nad tą wkładką wykazują zapalenie miednicy czy endometritis" u jednego procenta w pierwszym roku. (I. Sivin i inni. A randomized trial of the Gyne T 380 and Gyne T 380 Slimline Intrauterine Copper devices. Contraception 1990 Oct. 42(4), 379-89.) W USA kobieta, która chce mieć założoną wkładkę (ParaGard T 380 A i Progestasert) wypełnia siedmiostronicowy formularz informujący ją o możliwych poważnych negatywnych konsekwencjach użycia wkładki. 97
W SŁUŻBIE MIŁOŚCI I RODZINY raportu zamieszczonego w „Journal of Reproductive M e d i c i n e " 1 9 5 49 proc. kobiet stosujących wkładki cierpi na zapalenie jajowodów, podczas gdy to schorzenie dotyka tylko 1 proc. innych kobiet. Badania Snowdena 1 9 6 wykazały, iż zapalenie miednicy małej ma miejsce wśród wszystkich użytkowniczek wkładek, niezależnie od ich rodzaju. U jednej na 3000 kobiet stosujących spiralę Copper T (a u 1 na 300 stosującej krążek Dalkon) występowało przebicie jamy m a c i c y . 1 9 7 Trzy ciąże na 1000 stosujących spiralę to ciąże jajowodowe, kończące się zwykle pęknięciem jajowodu i interwencją chirurgiczną. 1 9 8 To tylko niektóre z tych negaty wnych konsekwencji zdrowotnych stosowania wkładek domacicznych. Warto - ku przestrodze - również przypomnieć, iż jeszcze w 1990 roku prowadzona była sprawa sądowa przeciwko A. H. Robinsowi o odszkodowanie na łączną sumę 12 miliardów dolarów USA dla kobiet, które ucierpiały z powodu stosowania wkładek tego producenta okrzykniętych kiedyś jako najlepsze. 1 9 9 Niejednokrotnie też zapomina się czy przemilcza również wczesnoporonne działanie pigułki nazywanej „ a n t y k o n c e p c y j n ą " . 2 0 0 Nie dowiadujemy się o tym np. z wydanej ostatnio broszurki (skiero wanej do dziewcząt) „Z antykoncepcją na t y " 2 0 1 przez szwajcarską firmę farmaceutyczną CILAG. Jako skutek działania „pigułki" wymienia się tylko uniemożliwienie zapłodnienia. Tymczasem - o czym wie współczesna medycyna - w przypadku mimo wszystko zajścia poczęcia dziecka mechanizm działania tego środka polega ńa uniemożliwieniu dalszego rozwoju dziecka. Pigułki młodszej generacji (czyli „mini-pills", nie zawierające estrogenu) działają tak w 40-60 p r o c . 2 0 2 , natomiast pigułki dawniejsze w 1-3 proc. przypadków. Dr Nine V a n der V a n g e na międzynarodowej konferencji w Dżakarcie poświęconej rozwojowi antykoncepcji wykazywał to na podstawie badań ultrasonograficznych. Wie o tym również (w każdym razie - powinien wiedzieć) każdy polski student medycyny ze swoich podręczników g i n e k o l o g i i . 2 0 3 Tylko firma 1 9 5
May 1983. „British Medical Journal", 26 May 1984. 1 9 7 A. Rosenfield. Oral and intrauterine contraception: a 1978 risk assessment. W: „Journal of Obstetrics and Gynecology", s. 100. 1 9 8 „British Medical Journal", 9 September. 1 9 9 „Humań Life Review". Winter 1990, p. 71. Z powodu rozprowadzanej przez siebie wkładki firma A. H. Robinson Company zbankrutowała. 200 Niektórzy przeciwnicy antykoncepcji co ze smutkiem należy stwierdzić, niekiedy nie dysponują tą informacją o również wczesnoporonnym działaniu „pigułki". Pod tym względem należy uzupełnić hasło „antykoncepcja" w Encyklopedii Katolickiej. 2 0 1 CILAG. Copyright Elżbieta Jęczmionka. (b. r. w) 2 0 2 Zob. D. Stern. G. Sterns. The Birth Control Game: Gambling with Life 1990 Stafford (American Life League) s. 2. 2 0 3 Zob. Ginekologia. Red. R. Klimek. PZWL Warszawa 1982 s. 95, 416, 417. 1 9 6
98
MIŁOŚĆ A RODZICIELSTWO C1LAG z niewiadomych (?) powodów o tym jednak nie informuje. Innego przykładu manipulacji opinią publiczną w związku z działa niem wkładki domacicznej tzw. „spirali" dostarcza opublikowane na lamach „Rzeczpospolitej" oświadczenie Ryszarda Jacka Żochowskiego, 204 ministra zdrowia i opieki społecznej w rządzie Waldemara P a w l a k a . Oświadczenie to - jak podaje minister - stanowi odpowiedź na protest Federacji Ruchów Obrony Życia, iż MZiOS nie wycofało z rynku spiral antykoncep cyj ny c h. Publiczna odpowiedź na postawione zarzuty wymaga zawsze poinformowania niezorientowanych nie tylko o treści tych zarzutów, ale również ich uzasadnieniu. T y m c z a s e m z wypowiedzi ministra Żochowskiego niestety nie dowiadujemy się, dlaczego Federacja zabrała glos w tej sprawie. Bez tego zamieszczona w „Rzeczpospolitej" odpowiedź jest dezinformująca. Skądinąd mogę się domyślać, iż Federacja zakwestionowała wkładki domaciczne z racji wczesnoporonnego ich charakteru. W oświadczeniu ministra nie znajdujemy jednak jakiejkolwiek wzmianki, która mogłaby sugerować, iż spór dotyczy właśnie tej sprawy, sprawy niebagatelnej. Sam minister bowiem stwierdza, iż kobieta przede wszystkim powinna dysponować rzetelną wiedzą o rodzajach i mechanizmie ich działania. Różnica pomiędzy środkiem antykoncepcyjnym a poronnym ma istotny charakter. Zastanawia zatem, dlaczego minister nie poinformował, iż tej właśnie sprawy dotyczy spór? Stosowana w wypowiedzi Żochowskiego terminologia sama w sobie ma charakter dezinformujący. Cały czas j e s t tam mowa o wewnątrzmacicznych środkach antykoncepcyjnych, co znaczy, że wyklucza się poronny charakter tych środków. „Concepcio" - to b o w i e m poczęcie, a co znaczy „anty" nie trzeba nikomu tłumaczyć. Minister wspomina, iż Mechanizm działania domaciczynch środków antykoncepcyjnych nie został jednoznacznie wyjaśniony, co j e d n a k w świetle cytowanych autorytetów medycznych jest informacją błędną. Dodam tu tylko, iż jedyna wymieniona z nazwy, i polecana przez ministra Żochowskiego kobietom, wkładka Progestastert również działa wczesnoporonnie. Jest o tym mowa m. in. w siedmiostronicowym (!) formularzu, który w USA musi wypełnić kobieta chcąca zainstalowania tej wkładki przez lekarza. Czytamy w tym oficjalnym dokumencie, iż IUD może nie dopuścić zapłodnionego jaja do pozostania w macicy. W tymże kraju wszystkie wkładki są oznaczane w wykazach jako wpływające na nidację ( i m p ł a n t a c j ę ) . 2 0 5 Specyfiką Progestasertu jest tylko to, iż nie Por. E. Gitsch, H. Janisch. Ginekologia. Warszawa PWN 1991. Por. Położnictwo i ginekolo gia. Red. T. Pisarski. Warszawa 1987, s. 123. 2 0 4 „Rzeczpospolita" 3 czerwca 1994 s. 4. 2 0 5 B. M. Kuchar. Abortifacient Drugs and Devices. 1993 Stafford (America Life League).
99
W SŁUŻBIE MIŁOŚCI I RODZINY m e c h a n i c z n i e , ale c h e m i c z n i e ( h o r m o n e m progesteron) tworzy stan zapalny tkanki endometrium, uniemożliwiając w ten sposób implantację. W w y p o w i e d z i ministra Ż o c h o w s k i e g o również tzw. zawierająca
środki
hormonalne
została
opatrzona
„pigułka"
mianem
środka
antykoncepcyjnego, chociaż - jak już mówiliśmy - jednym z mechanizmów ich działania j e s t także w c z e s n e p o r o n i e n i e . W przypadku gdy m i m o wszystko dojdzie do poczęcia dziecka, mechanizm działania tego środka polega na uniemożliwieniu dalszego rozwoju dziecka. W swojej odpowiedzi minister z pozoru tylko nie formułuje żadnej moralnej oceny zarówno środków wczesnoporonnych jak i antykoncep cyjnych. De facto j e d n a k zachęcając do stosowania wyraża ich własną ocenę. Oczywiście ocenę pozytywną. Z pewnością również minister ma prawo do własnego zdania na ten temat. Liczyć się on jednak powinien z tym,
że
ogólnie
znane
są
poważne
argumenty za
stanowiskiem
p r z e c i w n y m i w i n n o to być w w y p o w i e d z i służącego społeczeństwu (czyli ministra) w y r a ź n i e z a z n a c z o n e .
Inaczej b o w i e m „ o d p o w i e d ź
ministra" przybiera formę ukrytej indoktrynacji. N i e z a l e ż n i e od p o d z i e l a n y c h poglądów na temat moralnej oceny stosowania środków regulacji urodzeń każdy z nas ma prawo do prawdy przynajmniej na t e m a t m e c h a n i z m ó w ich działania. W p r z e c i w n y m wypadku poddaje się nas wszystkich poważnej manipulacji.
4. A n t y k o n c e p c j a a miłość j a k o dar z siebie Nieraz
uważa
się,
iż
negatywna
ocena
antykoncepcji
oparta
może być j e d y n i e na j a k i c h ś szczególnych przekonaniach religijnych (czy też stanowi w y m ó g jakiejś dyscypliny k o ś c i e l n e j ) . 2 0 6 T a k a j e d n a k teza wskazuje n a nieznajomość e t y c z n e j
2 0 7
argumentacji dotyczącej
antykoncepcji. Argumentacja ta może być bowiem oparta na całkowicie zvo Tak sprawę stawia przywoływany wielokrotnie podręcznik Przysposobienia do życia w rodzinie. Wychowanie. Zob. s. 214. Twierdzi się tu bowiem, iż u podstaw odrzu cania pewnych form zapobiegania ciąży (ma się na myśli antykoncepcję) leżą „różne prob lemy światopoglądowe (Kościół akceptuje jedynie metody biologiczne)". Nie jest to zatem zdaniem podręcznika - kwestia etyczna, ale teologiczna. Co więcej, stanowisko odrzu cające antykoncepcję uważa się wręcz za irracjonalne, bowiem „problemy światopoglądowe (...) utrudniają racjonalną i skuteczną antykoncepcję. " Wszystko to są podstawowe nieporozumienia, które będę się starał wyeliminować, aby oczyścić pole dla spokojnej i nieuprzedzonej dyskusji. Por. Przysposobienie do życia w rodzinie Dz. cyt. s. 235 (gdzie formułuje się identyczną opinię, iż to tylko przekonania religijne mogą kogoś odwodzić od uznania antykoncepcji). 2 0 7 Trudno oczekiwać od polskiego środowiska medycznego, aby dobrze rozumiało etyczne aspekty antykoncepcji, skoro do tej pory kształci się studentów medycyny na opinii, iż potępienie antykoncepcji może się opierać tylko na racjach ekonomicznych czy też politycznych. Jest to oczywiście nieprawda.
700
MIŁOŚĆ A RODZICIELSTWO pozakonfesyjnych racjach. N i e trzeba do tego wiary w takie czy inne Objawienie. Istnieje
- jak wiadomo
-
bardzo
wiele
negatywnych
skutków
zdrowotnych związanych z używaniem a n t y k o n c e p c j i . 2 0 8 Należy jednak podkreślić - w b r e w n i e p o r o z u m i e n i o m związanym z a k c e n t o w a n i e m czasami przy o m a w i a n i u metod antykoncepcyjnych tego, iż są one „ n i e e k o l o g i c z n e " 2 0 9 - że oceny etycznej dokonujemy w tym przypadku niezależnie od tego, czy służą one - czy też nie - zdrowiu i równowadze psychicznej stosujących te metody. W c h o d z ą tu b o w i e m w rachubę całkiem inne kryteria: przede w s z y s t k i m to, czy antykoncepcja służy miłości.210 Zwolennicy antykoncepcji odpowiadają na nie twierdząco. To miłość małżeńska ma ich z d a n i e m zostać ułatwiona czy u m o ż l i w i o n a dzięki antykoncepcji. Wszak lęk przed niepożądaną ciążą np. paraliżuje czasami seksualną aktywność kobiet. Boy w latach międzywojennych tak właśnie rozumiał antykoncepcję - j a k o właściwy środek do zabezpieczenia harmonii życia małżeńskiego i r o d z i n n e g o . 2 1 1 Zanim jednak zgodzimy się ze zwolennikami antykoncepcji, iż stanowi ona pozytywny element miłości małżeńskiej, należałoby bliżej się zasta nowić, w j a k i sposób ta miłość jest przez nich rozumiana. Pamiętamy bowiem z poprzednich rozdziałów, iż mianem tym określa się bardzo różne - a nawet wykluczające się - rzeczywistości. Ponieważ jednak miłość ta realizuje się poprzez seksualne oddanie się, winna być rozumiana jako wzajemne oddanie się osób. Dając swoje ciało - z powodów, o których również mówiliśmy - daję tym samym samego siebie. Czy zatem w akcie, w którym z a s t o s o w a n o antykoncepcję, mamy naprawdę do czynienia 2 0 8
Zob. np. E. Billings, A. Westmore. Metoda BiUingsa. Warszawa 1986. Jeżeli chodzi o pigułkę „antykoncepcyjną" (wspomnieliśmy o jej działaniu poronnym), to znany ginekolog Malcolm Potts wymienia aż 150 różnych chemicznych zmian w ciele w wyniku jej stosowania (M. Potts and Digory. Textbook of Contraceptive Practice Cambridge Press 1983 p. 144). Niektórzy autorzy uważają, iż tutaj leżą główne powody tego, iż na „pigułę" dla mężczyzn długo jeszcze mężczyzn nie będzie stać. 2 0 9 Ma się zwykle na myśli to, iż macica jest środowiskiem, w którym przebywamy przez pierwsze dziewięć miesięcy życia. Niszcząc to środowisko poprzez stosowanie antykoncepcji narażamy przez to zdrowie i życie następnej generacji. Czasami spotykamy się z szerszym rozumieniem „nieekologiczności" antykoncepcji: chodzi wtedy nie tylko o to, że niszczą one środowisko przyszłych pokoleń, ale i „środowisko" (zwykle biologiczne) samych stosujących antykoncepcję. 2 1 0 Ten aspekt niestety został właściwie pominięty w podręczniku Zanim wybierzesz (por. dz. cyt. 195-208). Akcent argumentacji przeciwko antykoncepcji położony jest na jej nieekologiczności. Wskazuje się wprawdzie na istotną dla niej ingerencję w naturalny cykl płodności (oraz szereg negatywnych aspektów jej stosowania), to jednak nie pokazuje się (a tym bardziej nie wyjaśnia) związku tego faktu z możliwością realizacji miłości jako daru z siebie. 2 1 1 Zob. Piekło kobiet Warszawa 1958.
W SŁUŻBIE MIŁOŚCI I RODZINY z miłością jako wzajemnym oddaniem się osób? Dopiero wtedy byłby to akt miłości. Każdy dar - jak wiadomo - rządzi się określonymi regułami. Dając komuś książkę, daję mu tym samym c a ł ą książkę, a nie pozostawiam sobie okładek. Dając komuś samochód, daję mu cały samochód, a nie samochód bez kół. (Chyba, iż zamierzam dać komuś samochód właśnie bez k ó ł ) . To spostrzeżenie oczywiście odnosi się również do tego daru z siebie, którym ma być akt oddania się małżeńskiego. Także i wtedy obowiązuje całkowitość tego daru. Dając siebie daje się całego siebie. Tymczasem zastosowanie antykoncepcji powoduje, iż ta znamienna dla daru całkowitość zostaje wykluczona. Wszak dwie osoby nie oddają się tu w pełni. Oddają się bowiem sobie bez swojej mocy rodzicielskiej. Czyli sfery, która jest elementem siebie jako osoby, a nie sferą tylko przyrodniczą. Stosując antykoncepcję j e d n a osoba „mówi" swoim obiektywnym działaniem drugiej: nie chcę ciebie jako możliwego ojca (ew. możliwej matki). A więc nie przyjmuje w pełni drugiej osoby. Wyłączając zatem w sposób bezpośredni możliwość prokreacji w akcie małżeńskim równocześnie wykluczamy, aby akt ten mógł pozostać w pełni aktem miłości. Chcąc utrzymywać, iż antykoncepcja służy miłości, trzeba by przyjąć, iż ta „miłość" jest inaczej rozumiana niż wzajemny dar z siebie osób. Przez „miłość" rozumie się wtedy tylko p r z e ż y c i e miłosne, które próbuje się ze wszystkich stron zabezpieczyć, aby nie zostało ono jakoś ograniczone. Pamiętamy j e d n a k - w świetle rozważań poprzednich rozdziałów - iż nie jest to miłość zarówno na miarę podmiotu jak i przed miotu tej miłości. Nie jest to miłość na miarę osoby. Jest to tylko pewien spontaniczny stan uczuciowy. Również i druga linia rozumowania pokazującego moralną nieprawi dłowość stosowania antykoncepcji nie przenosi nas do takiego czy innego objawienia. Wprawdzie Bóg filozofii i Bóg Objawienia może się między sobą różnić, to j e d n a k aby przyjąć Jego istnienie potrzeba mieć tylko oczy szeroko otwarte. Nie trzeba do tego informacji świętych ksiąg. W każdym razie jeżeli nie potrafimy inaczej wyjaśnić zagadki naszego niekoniecznego istnienia jak tylko przez pokazanie jego zależności od Bytu, który musi istnieć (czyli Boga), to otwiera nam to dodatkowo oczy na samo widzenie energii seksualnej. Ponieważ mówiliśmy już o tym w jednym z poprzed nich paragrafów, przypomnę tu tylko, iż w akcie seksualnym znajduje się bezpośrednie pole działania Absolutu. Wszak być Bogiem, znaczy między innymi powoływać do istnienia. W żaden zaś inny sposób człowiek nie pojawia się na tym świecie jak dzięki aktowi seksualnemu. To właśnie tutaj dokonuje się dzieło stworzenia człowieka. A zatem stosując antykoncepcję bezpośrednio wyklucza się również możliwość obecności w tym akcie samego Dawcy Istnienia. Przyszedł
102
MIŁOŚĆ A RODZICIELSTWO
do swoich, a swoi go nie przyjęli, nasuwają się znane dramatyczne słowa. Nic więc dziwnego, iż zdroworozsądkowe dostrzeżenie w ludzkiej płciowości dogłębnego otwarcia na Absolut (czy też - z punktu widzenia religijnego - otwarcia na Boga) owocuje w poważnym traktowaniu tej właśnie sfery. Ale równie p o w a ż n y m traktowaniu antykoncepcji jako wielokierunkowego „nie". „Nie" - jak widzimy - także dla samego Źródła Istnienia. W użyciu antykoncepcji należy zauważyć jeszcze jeden moment. Wspomnieliśmy, iż dla ludzkiej osoby właściwe jest s a m o p a n o w a n i e , czyli ogólnie mówiąc - wolność. Każde ograniczenie samopanowania odbieramy jako podstawowy zamach na n&szą ludzką wolność, chociaż niejednokrotnie - dla wygody - na to się godzimy. Zastosowanie antykoncepcji oznacza właśnie taką rezygnację. Działanie antykoncepcyjne polega bowiem na rezygnacji z samopanowania na rzecz próby panowania nad sobą przy pomocy środków technicznych. Środków wprawdzie całkiem właściwych dla panowania nad światem p r z y r o d y , to jednak nieadekwatnych w odniesieniu do samego siebie. Wszak nikt nie ma żadnych wątpliwości, że całkiem godziwe jest meliorować łąki czy orać pole nie siłą własnego rozumu i woli, ale dzięki użyciu odpowiednich maszyn. Tymczasem - jak już w jednym z poprzed nich rozdziałów mówiliśmy - sfera własnej płodności posiada charakter ponadprzyrodniczy. Stąd też obowiązują w tej sferze zasady samopano wania. Bez mocy samopanowania człowiek nie jest zaś w stanie siebie dać (czyli nie jest zdolny do miłości jako daru z siebie). Bo aby siebie dać, trzeba wpierw siebie posiadać i nad sobą panować. Antykoncepcja przekreśla to wszystko w akcie małżeńskim. Uderzając we własną wolność uderza zatem w miłość drugiej osoby. Antykoncepcyjny akt seksualny przestaje wyrażać miłość jako obustronny dar z siebie. Nic zatem dziwnego, iż Mahatma Gandhi - duchowy przywódca ogromnego narodu - doszedł ostatecznie do wniosku, iż w omawianej tu sferze należy raczej działać za pomocą impulsów wewnętrznych, a nie środków zewnętrznych, jednym słowem posługując się opanowaniem czy też „samokontrolą".212 Widzieliśmy zatem, iż akceptacja antykoncepcji posiada daleko idące antropologiczne konsekwencje. Zdają sobie z tego sprawę niektórzy zwolennicy antykoncepcji dążący do jej rozpowszechnienia właśnie w celu wcielenia w życie w całych społecznościach oczekiwanej wizji człowieka. I tak dr Pierre Simon, francuski ginekolog, wielki mistrz Wielkiej Loży Francuskiej uznał za konieczne szerokie stosowanie antykoncepcji, aby doprowadzić na szeroką skalę do rewizji znaczenia Z i Z
M. K. Gandhi. Autobiografia. Dzieje moich poszukiwań prawdy. Warszawa 1958, s. 242, 244.
103
W SŁUŻBIE MIŁOŚCI I RODZINY Dobrze
bowiem
był
świadomy
w
tego,
iż antykoncepcja zmienia zarówno ludzi jak i naturę ich relacji.
5.
materialistycznym
kierunku.213
życia
A n t y k o n c e p c j a a aborcja Wspominaliśmy już, iż doświadczenie edukacji seksualnej w krajach
zachodnich - która ukierunkowana była na dostępność środków anty koncepcyjnych dla młodzieży - wykazało bez jakichkolwiek wątpliwości, iż nie prowadzi ona do spadku ilości nieplanowanych ciąż wśród tej grupy wiekowej.
Powoduje natomiast z n a c z ą c y ich wzrost. Te obserwacje
sprawdzają się nie tylko w odniesieniu do młodocianych, którym można by zarzucić właściwą temu wiekowi pewną lekkomyślność i nieliczenie się z możliwymi następstwami swoich działań. Dane statystyczne pokazują, iż szeroki dostęp również dorosłych do antykoncepcji nie p r o w a d z i do zmniejszenia ilości aborcji. Widać to chociażby na przykładzie Holandii. W b r e w r o z p o w s z e c h n i o n y m ostatnio w naszym kraju dezinformacjom na ten t e m a t należy w s p o m n i e ć , iż dokonuje się tam nie 5 na 1000 (jak słyszeliśmy nieraz w Sejmie), ale w e d ł u g zaniżonych s z a c u n k ó w 100 aborcji na 1000 c i ą ż . 2 1 4 Ponadto do zabiegów „przerywania ciąży" nie zalicza się w H o l a n d i i w c z e s n y c h poronień z w a n y c h „regulacją menstruacji" (niektóre szpitale przeprowadzają ich do 600 tygodniowo). Wszystko to pomimo ogromnego rozpowszechnienia antykoncepcji w tym kraju. Tę samą prawidłowość spotykamy również w Danii (300 aborcji na 1000 ciąż) czy też Austrii (330-563 na 1 0 0 0 ) . 2 1 5 W i a d o m e to było nauce
od
dawna. Alfred
C.
Kinsey,
głośny
amerykański seksuolog, już w 1955 roku podczas wielkiej konferencji dotyczącej aborcji wyraźnie stwierdził, iż najwyższy wskaźnik aborcji ma miejsce
u
tych
osób,
które
najczęściej
stosują
antykoncepcję.216
P o t w i e r d z o n o tę opinię w z b i o r o w y m oświadczeniu p o d s u m o w u j ą c y m obrady tej konferencji, a wśród sygnatariuszy tego dokumentu spotykamy takie głośne nazwiska j a k Alan Guttmacher i John Rock (jeden z ojców „pigułki"). Z biegiem czasu te same kręgi nie zmieniły swoich poglądów, bo w 1981 roku dr Malcolm Potts, były kierownik International Planned Parenthood Federation (największej pozarządowej organizacji na polu „planowania rodziny", o której j u ż mówiliśmy) pisał, iż szerokie użycie 2 1 3
P. Simon. De la Vie Avant Tonte Chose. Paris (Ed. Mazarine) 1979 s. 85. Wskazuje na to praca Eleonory Zielińskiej Przerywanie dąży. Warunki legalności w Polsce i na świecie. Warszawa 1990 s. 203. 2 15 Zob. A. Szostek. Prawa miłości i prawo do życia. W: „O cywilizację miłości i życia". Warszawa 1992. s. 4-6. 2 1 6 Mary S. Calderone, ed. Abortion in the United States. A Conference Sponsored by the PPFA and the New York Academy of Medicine, at Arden House. (New York: Harper and Row, 1958), p. 157. 2 1 4
104
MIŁOŚĆ A RODZICIELSTWO antykoncepcji wiąże się z w y s o k i m w s k a ź n i k i e m a b o r c j i . 2 1 7 R ó w n i e ż w Memorandum z Ulm skierowanego do niemieckiego rządu (z 1964 roku) 400 lekarzy i 45 uniwersyteckich profesorów zwracało uwagę na wewnę trzny związek antykoncepcji i a b o r c j i . 2 1 8 Trudno się zresztą tej prawidłowości dziwić. Istotny dla antykoncepcji brak otwartości na możliwość zaistnienia dziecka w sposób całkowicie naturalny przechodzi w postawę, z której wyrasta aborcja. Postawę „obcą" i wrogą życiu. Z n a m i e n n e dla antykoncepcji „nie" dla możliwego życia (Anti-baby-pills) stanowi tylko pierwszy krok do bardziej radykalnego „nie" dla j u ż zaistniałego dziecka. R ó w n i e ż „nie" dla D a w c y istnienia, którego obecność w y k l u c z a się z aktu małżeńskiego, łatwo przechodzi w „nie" dla Jego uprawnień wobec j u ż istniejącego dziecka (ludzkie istnie nie wszak - j a k już mawiał Sokrates - jest własnością bogów i nie godzi się człowiekowi z tego tytułu nim d y s p o n o w a ć 2 1 9 ) . Rezygnacja z mocy samoposiadania i samopanowania na rzecz próby panowania nad sobą i posiadania siebie p r z y
p o m o c y
środków
t e c h n i c z n y c h nie m o ż e zaś nie zrodzić lęku w o b e c dziecka z powodu własnej bezsilności i bezradności wobec ciężaru odpowiedzial ności związanego z perspektywą macierzyństwa i ojcostwa. Wreszcie „nie" dla możliwego ojcostwa (ew. macierzyństwa) drugiej osoby w akcie przetworzonym manipulacją antykoncepcyjną (a więc „nie" dla drugiej osoby w akcie, który p o w i n i e n być aktem miłości, a k t e m całkowitej afirmacji drugiej osoby!) bez zastanowienia przechodzi w „nie" dla już z a k t u a l i z o w a n e g o ojcostwa (czy też macierzyństwa). Nie znaczy to jednak oczywiście, iż wszystkie osoby, które zawiedzie antykoncepcja, decydują się na aborcję. T y m niemniej sięgając po anty koncepcję otwierają sobie prostą drogę do a b o r c j i .
220
Dobrze widział to wspomniany j u ż głośny francuski ginekolog (i wielki mistrz W i e l k i e j L o ż y Francuskiej) Pierre S i m o n , którzy o c z e k i w a ł , iż następstwem legalizacji antykoncepcji stanie się prawna akceptacja a b o r c j i . 2 2 1 T a k też się stało. W e Francji d o p u s z c z o n o d o sprzedaży i reklamy ś r o d k ó w a n t y k o n c e p c y j n y c h w 1967 roku. N a t o m i a s t j u ż w 1975 tamtejsze społeczeństwo zgodziło się na legalizację a b o r c j i .
222
2 1 7
Abortion and0Contraception in Relation to Family Planning Service. W: „Jane Hodgson ed. Abortion and Sterylization: Medical and Social Aspects" (New York : Grune and Stratton, 1981), p. 490-91. 2 1 8 Dr Siegfried Ernst. Medizin und Ideologie. September 1988. 2 1 9 Platon. Fedon 2 2 0 Np. japońskie studium 3 500 rodzin wykazało, iż małżeństwa, które stosują antykoncepcję, zabijają swoje nie narodzone dziecko sześć razy częściej niż inne. Zob. J. Toulat Contraception and Violence. Paris (Pygmalion) 1980, s. 158-164. 2 2 1 Simon. Dz. cyt. s. 97-98. 2 2 2 Zob. Thierry Dejond. Contraception: the world, the flesh and the materialistic view of man. Gaithersburg 1992.
705
W SŁUŻBIE MIŁOŚCI I RODZINY
6.
Antykoncepcja a naturalne planowanie rodziny Nieraz wśród metod antykoncepcyjnych wymienia się również tzw.
naturalne planowanie rodziny, oparte na obserwacji rytmu płodności k o b i e t y . 2 2 3 Taka klasyfikacja jest jednak błędna. Rozpoznawanie różnych faz c y k l u 2 2 4 i dostosowanie doń współżycia małżeńskiego (poprzez rezy gnację z tego współżycia) nie ma samo w sobie powyżej wyróżnionych rysów postępowania antykoncepcyjnego. Zachowana tu bowiem zostaje całkowitość daru z siebie w akcie małżeńskim, skoro obie osoby oddają się sobie wraz ze swoim m o ż l i w y m rodzicielstwem. W tym w z a j e m n y m obdarowaniu (składającym się na ich miłość) nie przekreślają również możliwej obecności Dawcy istnienia. Wreszcie zaś - takie postępowanie oparte j e s t na praktyce samopanowania, a nie na rezygnacji z niego poprzez stosowanie antykoncepcji. A zatem to tylko intencja i okoliczności stosujących metody natural nego w
planowania
konkretnym
rodziny
wypadku.
mogą Ma
spowodować
to
miejsce
w
ich
negatywną
dwóch
ocenę
sytuacjach.225
Po pierwsze wtedy, kiedy małżonkowie w czasie całego trwania małżeń stwa rezygnują z poczęcia (czy też egoistycznie i małodusznie, bez uzasadnionych racji nadmiernie ograniczają płodność swej m i ł o ś c i ) . Po drugie to nadużycie naturalnych metod występuje w sytuacji, kiedy małżonkowie nie są gotowi przyjąć poczęcia, jeżeli ono mimo wszystko nastąpi. Ta okresowa wstrzemięźliwość miałaby bowiem charakter tylko 1 1 0
Zob. np. Przysposobienie do życia w rodzinie. Dz. cyt. s. 228. Jest szereg wskaźników płodności kobiecej, które można w prosty sposób rozpoz nać. Aktualnie dostępnych jest również kilka urządzeń, które mają w tym dopomóc. Nie wszystkie jednak są odpowiednie. Nie jest nim np. „PC 2000" rozprowadzane przez spółkę URMA Jerzego Urbana. Zwraca na to uwagę dr Zbigniew Szymański, założyciel i wieloletni prezes Towarzystwa Odpowiedzialnego Rodzicielstwa, w artykule Wielkie kłamstwo Urbana (W: „Kościół nad Odrą i Bałtykiem". 1992 nr 1(60) s. 16). Dołączona instrukcja dla użytkownika podaje niewłaściwe kryteria rozpoznawania płodności i niepłodności oparte na jednorazowym badaniu zjawiska krystalizacji śliny lub śluzu. Zaprezentowany na rysunku obraz nieskrystalizowanej śliny (lub śluzu) - co jakoby ma być znakiem okresu niepłodności - występuje nie tylko w okresie niepłodności, ale również w okresie jajeczkowania, a więc maksymalnej płodności. Kobieta jest zdolna do zapłod nienia także po wygaśnięciu krystalizacji śluzu aż do czasu, kiedy uwolniona podczas jajeczkowania komórka jajowa traci zdolność do zapłodnienia. Urządzenie PC 2000 nie jest zatem pomocne w planowaniu rodziny. Co więcej - wprowadza w błąd użytkowników. Szymański twierdzi, iż „Ze względu na nieprawdziwe informacje zawarte w komentarzu, słuszne byłoby upominanie się oszukanych kobiet o wypłacenie przez spółkę URMA Urbana jednorazowego odszkodowania w wysokości rekompensującej materialne koszty utrzymania dziecka od okresu poczęcia do osiągnięcia przez nie dojrzałości społecznej". Tymczasem w aptekach czekają opakowania PC2000... Por. też:Lichtarowicz.Dz. cyt. s. 36-37. 2 2 4
225 p o r K Wojtyła. Miłość i odpowiedzialność s. 217-218. O tych warunkach często jednak zapomina się przy prezentacji naturalnych metod planowania poczęć.
706
MIŁOŚĆ A RODZICIELSTWO interesowny, ukierunkowany na samą skuteczność a nie przede wszys tkim na godziwość podjętego działania. Karol Wojtyła zwracał również uwagę, iż prezentacja naturalnych metod regulacji poczęć nie może wypaczyć mentalności zainteresowanych: Technika życia seksualnego nigdy nie może zastąpić etyki - i dlatego pouczenia na temat metod regulacji muszą być rzetelnie przygotowane i osadzone w takim kontekście, w którym autentyczna miłość osoby 22 i poszanowanie jej godności stanowi zdecydowaną dominantę ^ O tym bardzo ważnym ostrzeżeniu należy pamiętać, bo inaczej narazimy się na zarzut reklamowania „naturalnej antykoncepcji". Ponieważ według znanej filozoficznej zasady „bytów nie należy mnożyć bez potrzeby" - a więc i autorów mnożyć bez potrzeby nie należy w prezentacji techniki naturalnych metod planowania rodziny skorzystam z uwag na ten temat przygotowanych przez Urszulę Dudziak, dyplomowaną nauczycielkę tych właśnie m e t o d . 2 2 7 Z przeznaczonego dla nastolatków przez M E N „Luzu" (ta właśnie agenda finansuje ten telewizyjny program) mogliśmy się w 1994 roku dowiedzieć (rozmowa seksuologa Ewy Żeromskiej z ginekologiem Grzegorzem P o ł u d n i e w s k i m ) 2 2 8 , iż do metod naturalnych należy zaliczyć również stosunek przerywany. Opinia ta świadczy o całkowitym niezrozu mieniu tego, co to są „naturalne metody", bo ich istota nie polega na nieobecności jakiegoś środka technicznego w obrębie aktu seksualnego. Dudziak dokonuje następującego ich podziału: „I M E T O D A R Y T M U (tzw. kalendarzyk małżeński); II M E T O D Y J E D N O O B J A W O W E : 1. Termiczna ścisła. 2. Owulacji (Billingsa); III M E T O D Y WIELOOBJAWOWE: 1. Metoda termiczna poszerzona; 2. Metody objawowo - termiczne z z ® Karol Wojtyła. Propedeutyka sakramentu małżeństwa. W: „Ateneum Kapłańskie" 50 (1958). t. 56 s. 20-33. 2 2 7 Korzystam - dzięki uprzejmości autorki - z fragmentów przygotowywanej pracy Metody naturalnego planowania rodziny. Instruktorów naturalnego planowania rodziny zrzesza w Polsce - kierowane przez dr Hannę Cerańską-Goszczyńską - Polskie Stowarzyszenie Nauczycieli Naturalnego Planowania Rodziny, działające na terenie całej Polski. Wiadomo również, iż w upowszechnieniu tych metod w ramach przygotowania do małżeństwa główna rola przypada Kościołowi katolickiemu. Problem ten jest również jed nym z elementów działania ogólnopolskiego Towarzystwa Odpowiedzialnego Rodzicielstwa, kierowanego przez szereg lat przez dr. Zbigniewa Szymańskiego, a aktualnie przez Kazimierza Trojana. Znanym i zasłużonym propagatorem naturalnych metod planowania rodziny oczywiście jest w Polsce prof. Włodzimierz Fijałkowski (zob. Biologiczny rytm płodności a regulacja urodzeń. Warszawa 1971), Teresa Kram arek (zob. Regulacja poczęć metodą objawowo-termiczną. Wrocław 1979) i Elżbieta Wójcik (zob. Naturalna regulacja poczęć. Warszawa 1988). 2 2 8 Korzystam z informacji na ten temat zawartych w krakowskim tygodniku „Źródło" (1994, nr 18, s. 12).
707
W SŁUŻBIE MIŁOŚCI I RODZINY (w modyfikacji: polskiej - T. Kramarek; austriackiej - J. Roetzera; amerykańskiej - S. J. K i p p l e y ó w ) . 3. Metoda podwójnego sprawdzenia (multiple - index). We w s p o m n i a n e j j u ż audycji telewizyjnej całą uwagę p o ś w i ę c o n o „kalendarzykowi małżeńskiemu", co świadczy o kolejnym nieporozumie niu, skoro współcześnie tej właśnie metody już się nie stosuje. Spełnił on dobrze swoją rolę, zanim pojawiła się dzisiejsza znajomość wskaźników płodności. My również możemy zatem pominąć prezentację kalkulacji, stanowiącej istotę „kalendarzyka". Nie wiadomo, czy i w jakim stopniu zaproszeni przez „Luz" eksperci znali jakieś inne metody, bo mogliśmy tylko usłyszeć na metodę Billingsa i termiczną nie mamy już czasu, chociaż - j a k zauważyła pisząca do redakcji „Źródła" czytelniczka - był to dopiero początek programu, a znalazł się j e s z c z e czas na totalną krytykę tych metod. Nie pierwszy to zatem raz krytykuje się metody naturalne zanim sieje pozna. P r z y p o m n ę więc, iż współcześnie stosowane naturalne metody planowania rodziny opierają na znajomości tzw. wskaźników płodności, dzięki którym można wyróżnić dni, w których może dojść do poczęcia dziecka. Podstawowe wskaźniki płodności to: śluz szyjkowy, zmiana pod stawowej temperatury ciała, zmiana szyjki macicy (co do tego wskaźnika trwa w Polsce jeszcze pewna dyskusja, której przedstawienie można tu pominąć). Korzyść znajomości wielu tych wskaźników Alina Lichtarowicz tłumaczy w prosty sposób: Stare samochody miały tylko jeden system hamulcowy, ale nowoczesne auto posiada dwa niezależne systemy hamulcowe, więc jeśli jeden zawiedzie, to drugi pozwoli zatrzymać auto. Podobnie samoloty mają teraz co najmniej trzy niezależne systemy kontrolujące, by zapewnić bezpieczeństwo lotu.22^ Dzięki śluzowi szyjkowemu można w y z n a c z y ć zarówno początek, jak i koniec okresu płodności. Zmiana w przebiegu podstawowej ciepłoty potwierdza natomiast tylko fakt odbytego jajeczkowania i wyznacza koniec - okresu p ł o d n o ś c i w danym cyklu. N a t o m i a s t zmiany w otwartości, miękkości i ustawieniu szyjki macicy przydatne są w potwierdzeniu p o w y ż s z y c h ustaleń. Powyżej przywołany podział metod naturalnych opiera się g ł ó w n i e na poszczególnych wskaźnikach płodności i ich łączeniu. Metoda termiczna ścisła opiera się tylko na tym wskaźniku, jakim jest podstawowa ciepłota ciała. W zwięzłym, ale wystarczającym skrócie D u d z i a k charakteryzuje ją następująco: Temperaturę mierzy kobieta codziennie rano po przebudzeniu, przed wstaniem z łóżka przez 5 min. (zwykłym termometrem lekarskim) lub 1 min. (termometrem „minutówka"). Pomiaru dokonuje się nie pod pachą, jak przy zwykłym mierzeniu, Kiedy jestem płodna, a kiedy nie. Dz. cyt. s. 28. 108
MIŁOŚĆ A RODZICIELSTWO lecz w jednym, stałym, dowolnie wybranym (z trzech) miejscu: w odbycie, pochwie lub ustach pod językiem. Na podstawie pomiaru temperatury można ustalić jedynie koniec fazy płodności. Dlatego za początek fazy płodności przyjmuje się początek cyklu. Niepłodność poowulacyjna rozpoczyna się rankiem 4-tego dnia „wyżu termicznego", którego wszys tkie 3 punkty powinny być o co najmniej 0.2 stopnia C wyższe od 6-ciu dni niskiej temperatury poprzedzających skok. N i e d o g o d n o ś ć metody termicznej ścisłej można przezwyciężyć np. metodą owulacji Billingsa. Dzięki tej ostatniej m o ż e m y b o w i e m wyznaczyć także fazę niepłodności przedowulacyjnej, a nie tylko poowulacyjnej. Metoda owulacji Billingsa - oddajmy znów głos specjaliście - opiera się na obserwacji zmian śluzu szyjkowego. Śluz obserwuje kobieta na zewnątrz narządów rodnych zwracając uwagę na jego wygląd i odczu cie. Dokonuje tego kilkakrotnie w ciągu dnia przed podjęciem czynności higienicznych, a ostateczny wynik zapisuje na karcie cyklu wieczorem. Śluz płodny od niepłodnego (ew. braku objawu śluzu) jest zaś bardzo łatwo odróżnić: Śluz płodny jest przezroczysty, wodnisty, rozciągliwy, podobny do białka jaja kurzego, dający odczucie śliskości, mokrości, naoliwienia. Natomiast śluz niepłodny jest mętny, kłaczkowaty, lepki, rwący się, gęsty i nierozciągliwy. Zastosowanie w praktyce tych informacji jest równie proste i niekłopotliwe, j a k ich u z y s k a n i e : Faza płodności wg metody Billingsa rozpoczyna się pierwszego dnia pojawienia się jakiegokolwiek śluzu lub przynajmniej jego odczucia po tzw. dniach „suchych", ewentualnie w dniu zauważalnej, jakiejkolwiek zmiany w stałej, niezmieniającej się wydzielinie pochwy. Faza płodności trwa przez wszystkie dni występowa nia śluzu płodnego plus 3 dni po jego ustaniu. Wieczór czwartego dnia od ustania objawu śluzowego rozpoczynajazę niepłodności poowulacyjnej. Fazę niepłodności charakteryzuje suchość bądź stała, niezmieniająca się wydzielina określana jako śluz niepłodny. U d o s k o n a l e n i e m metody termicznej ścisłej jest metoda termiczna poszerzona. Opiera się ona nie tylko na pomiarze temperatury (co umożliwia w y z n a c z e n i e tylko fazy niepłodności poowulacyjnej), ale również na kalkulacji, wskazującej na koniec fazy niepłodności przedowulacyjnej i początek okresu płodnego. Dokonuje się tego przez odjęcie 6 dni od najkrótszej fazy niższej temperatury z ostatnich 6-12 cykli, lub liczby 19 od najkrótszego cyklu w roku. Otrzymany wynik określa ostatni dzień niepłodności przedowulacyjnej. Faza płodności rozpoczyna się następnego dnia. Natomiast metoda objawowo-termiczna (w interesującej tylko specja listów modyfikacji T. Kramarek, J. Roetzera - i S. J. Kippleyów, które różnią się między sobą drobnymi szczegółami) - jak wskazuje sama nazwa w oznaczaniu płodności uwzględniają zarówno objaw śluzowy, 109
W SŁUŻBIE MIŁOŚCI I RODZINY jak i temperaturowy oraz wszelkie dostępne objawy poboczne. W oznacza niu dni płodności zwraca się uwagę na uzgodnienie metod podanych wyżej przez korelacje występujących wskaźników. Gdyby komuś wyżej wymienione metody z jakichś względów jeszcze nie wystarczały możliwa do stosowania jest jeszcze metoda tzw. w i e l o w s k a ź n i k o w a podwójnego sprawdzania. W celu ustalenia początku fazy płodności stosuje się zarówno kalkulację, j a k i badanie objawu śluzu. Kalkulacja ta jest możliwa po 6 cyklach : od najkrótszego z nich należy odjąć liczbę 21. Następny, po uzyskanym wyniku dzień jest pierwszym dniem fazy płodnej. (...). Oprócz tego w celu precyzyjnego rozpoznania granic płodności przedowulacyjnej obserwuje się tu również objaw śluzowy, tak j a k w metodzie Billingsa. Należy obydwa wnioski ze sobą zestawić i ostatecznie początek fazy płodnej wyznacza się w zależności od tego, który wskaźnik (śluz czy kalkulacja) jest wcześniejszy. Natomiast koniec fazy płodności określamy w tej metodzie na pod stawie obserwacji temperatury i zmian w śluzie szyjkowym: Dzień wyznaczony przez wskaźnik późniejszy (bądź to ranek 3-ciego dnia ustalonej fazy wyższej temperatury; bądź wieczór czwartego dnia od usta nia objawu śluzuj uznawany jest za początek niepłodności poowulacyjnej. Ponadto w metodzie „podwójnego sprawdzania" uwzględniane są zauważane na podstawie samobadania palpacyjnego - zmiany w szyjce macicy. W fazie niepłodnej jest ona twarda (jak koniuszek - nosa), zamknięta i ustawiona nisko. W fazie płodności szyjka macicy otwiera się, mięknie (przypominając płatek ucha) i ustawia wysoko, by znów w fazie niepłodności poowulacyjnej stać się twarda, zamknięta i obniżona, wieczór czwartego dnia po szczycie szyjkowym, czyli dniu, w którym szyjka macicy była najbardziej miękka, otwarta i ustawiona najwyżej, rozpoczyna fazę niepłodności poowulacyjnej. T y l e głosu fachowca. W zależności od indywidualnych potrzeb wybiera się jedną z metod do stosowania. Często jednak manipuluje się informacją na temat naturalnych metod planowania rodziny. Niektórzy bowiem są zainteresowani, aby kobiety sięgały po antykoncepcję, a nie rozpoznawały własny cykl płodności. Urszula Dudziak zwraca uwagę, iż szereg takich dezinformacji podaje Longin Marianowski wyzna czony przez T o w a r z y s t w o Rozwoju Rodziny do obrony antykoncepcji w publikacji „Pro i c o n t r a " . 2 3 0 Jednym z fałszywych mitów jest zawarta tam opinia o niemożności stosowania metod N P R przy cyklach nieregu larnych. Zdaniem Dudziak nie jest to prawda, ponieważ większość metod Ż Ó U
„Pro i contra". W planowaniu rodziny, w wychowaniu seksualnym. Red. Mikołaj Kozakiewicz Warszawa 1989 (Longin Marianowski. Czy istnieje idealna metoda regulacji
urodzeń?).
110
MIŁOŚĆ A RODZICIELSTWO NPR to metody obserwacyjne, a nie kalkulacyjne. Przy cyklach nieregu larnych nie można stosować jedynie zwykłego wyliczania, jakie oferuje „kalendarzyk małżeński". Dla metod obserwacyjnych nieregularność nie stanowi problemu, ponieważ stała obserwacja pozwala określić czas płodności i ewentualne jego przesunięcie „na bieżąco". I tak: w cyklu krótszymfaza płodności występuje wcześniej, w dłuższym później. Zmiana ta jest wyraźna i dokładnie wyznaczana za pomocą metod obserwa cyjnych. Utożsamienie kalendarzyka małżeńskiego z naturalnym planowaniem rodziny w ogóle jest typowym błędem pars pro toto (przyjęciem części za całość). Następny fałszywy mit na temat naturalnych metod planowania rodziny to uporczywe utrzymywanie twierdzenia o występowaniu w cyklu dodatkowych jajeczkowań spontanicznych, uniemożliwiających stoso wanie metod NPR. Zdaniem Dudziak: Osoby tak twierdzące wykazują swą niewiedzę o hamującej roli progesteronu i estriolu 3 na dojrzewanie kolej nych pęcherzyków wzrostowych w sytuacji, gdy owulacja już nastąpiła. Fakt występowania ciąż bliźniaczych dwujajowych (bądź wielorakich) wiąże się z podwójnym, bądź nawet wielokrotnym jajeczkowaniem, ale dotyczy to tej samej fazy płodnej, występującej w cyklu tylko raz. W „Pro i contra" twierdzi się również, iż naturalne metody wymagają „dobrego stanu zdrowia". W e d ł u g Dudziak nie jest to prawda: Jeżeli występujące schorzenie nie wyklucza współżycia w ogóle, tym bardziej nie wykluczy obserwowania oznak płodności. Bywają choroby nie mające wpływu na zmianę objawów płodności. Gdyby jednak takie wystąpiły, metody obserwacyjne pozwolą je łatwo zauważyć. Wielość objawów płodności uwzględnianych przez metody NPR umożliwia przy czasowym zaburzeniu jakiegoś z nich zwrócenie większej uwagi na inny. Notowanie na karcie cyklu obserwowanych wskaźników płodności, a także informacji 0 aktualnie występującej chorobie stwarza możliwość uwzględnienia ewentualnie występujących zmian przy interpretacji karty cyklu Wyznaczony z ramienia T R R specjalista utrzymuje również, że metod naturalnej regulacji poczęć nie można stosować u kobiet, u których wzrost temperatury nie jest wyraźny. Tymczasem - twierdzi Dudziak Użytkowniczek metody Billingsa może w ogóle nie obchodzić, jaki wzrost temperatury występuje w drugiej fazie ich cyklu, ponieważ fazę płodności określają one wyłącznie na podstawie obserwacji śluzu. Błędem termino logicznym jest sprowadzanie metod rozpoznawania płodności wyłącznie do metody termicznej. Decyzje o wyborze którejś z metod NPR, a tym samym obserwacji tego bądź innego objawu płodności, podejmuje kobieta 1 nie wolno jej tego narzucać. Przy wyborze metody termicznej prawidłowe oddzielenie niżu i wyżu termicznego ułatwia tzw. linia graniczna (stosowana dawniej) bądź pokrywająca, (obecnie). Definicje i sposoby ich wyznaczania podają podręczniki naturalnego planowania rodziny.
111
W SŁUŻBIE MIŁOŚCI I RODZINY Posłużenie się nimi przy interpretacji kart cyklu sprawia, że oznaczenie okresu płodności jest prawidłowe niezależnie od tego, czy „skok termiczny" był stopniowy, schodkowy, czy zębaty. Dudziak polemizuje również z opinią pojawiającą się w przywoły wanym tu wielokrotnie podręczniku „Przysposobienia do życia w rodzinie", gdzie twierdzi się, że przed wykorzystaniem tej termicznej metody w celach antykoncepcyjnych należy wykonać pomiary co najmniej 6 kolejnych cykli dla nabrania wprawy w jej stosowaniu i ocenie krzywej PCC (s. 230). Tymczasem Nabranie wprawy w ocenie wykresu termicznego jest możliwe na wielu kartach ćwiczeniowych zamieszczanych w podręcznikach lub udostępnianych w poradniach NPR, bez czekania na zebranie znacznej liczby swoich własnych. Oznaczanie końca płodności na podstawie krzywej termicznej przy zastosowaniu linii pokrywającej jest możliwe na bieżąco, już w pierwszej karcie cyklu. Od siebie również dodam, że jeżeli niektórzy twierdzą, iż naturalne metody ich zawiodły, to p o w o d e m może być niewłaściwy instruktaż. O d r a d z a m k o m u k o l w i e k korzystać np. z e w s p o m n i a n e j j u ż broszurki 231 firmy farmaceutycznej C I L A G (rozprowadzającej swoją antykoncepcję i środki w c z e s n o p o r o n n e na polskim rynku) j a k o źródła informacji na temat naturalnych metod. Natykamy się tu bowiem na twierdzenie, iż wedle zasad metody Billingsa w ciążę zajść możesz od trzeciego dnia po szczycie wydzielania /śluzu/ (s. 5 ) . Czyli - zakłada się - do tego trzeciego dnia w ciążę zajść nie można, w e d l e firmy C I L A G . J e s t to oczywiście nieprawda! Kto będzie się na tym opierał z pewnością będzie musiał narzekać na metodę Billingsa. D u d z i a k z w r a c a też uwagę, iż W wypowiedziach na temat metod rozpoznawania płodności demonizowany bywa często nakład czasu im poświęcany. Tymczasem wiele jest codziennych czynności, np. higie niczne, którym poświęcamy czasu znacznie więcej i to bez kwestionowania tego faktu. Wydaje się, że umiejętność życia z płodnością, bez jej niszczenia (jak to ma miejsce w antykoncepcji) staje się forma pewnego nawyku i przyzwyczajenia, staje się stylem życia. Dostarcza też satysfakcji z tytułu pewności siebie, odpowiedzialności i większej wiedzy nt. własnej fizjologii niż to jest w przypadku zwolenników antykoncepcji, zdających się na środki sztuczne. W a r t o też znać j e d n ą z przyczyn w a l k i z naturalnymi m e t o d a m i . W o d p o w i e d n i m miejscu w s p o m i n a m o organizacji International Planned P a r e n t h o o d Federation, której członkiem j e s t polskie T o w a rzystwo Rozwoju Rodziny, mające w naszym kraju oficjalny m o n o p o l na „oświatę seksualną". IPPF żąda od swoich członków informowania małżeństw o nieefektywności stosowania naturalnych metod planowania Z antykoncepcją na ty. Dz. cyt. 112
MIŁOŚĆ A RODZICIELSTWO r o d z i n y . 2 3 2 Nic zatem dziwnego, iż również w Polsce ciągle słyszymy narzekanie na te metody. Odpowiadając na ten zarzut Dudziak przypo mina, iż m e t o d y N P R należą do grupy metod o najwyższym stopniu skuteczności. Światowa Organizacja Zdrowia przeprowadziła badania w 5 krajach o różnej kulturze i warunkach społeczno - ekonomicznych, z których wynika iż skuteczność metody Billingsa sięga 97.8 proc. (Fertility and Sterility vol. 36, s. 59, 98). Podobną skuteczność ma metoda objawowo - termiczna, zaś skuteczność metody wielowskaźnikowej wg badań Frank - Herm z 1988r. wynosi 99. 3 proc. Nawet najbardziej zawodna z metod NPR, jaką jest „kalendarzyk małżeński", przy cyklach regularnych ma skuteczność powyżej 90%, jedynie przy nieregularności spada i do 53 proc. i dlatego nie jest polecana. („Natural - F a m i l y Planning" vol. 52(5), 11. 1978). Na produkcji witaminy C trudno chyba zrobić majątek. Z pewnością jednak niezły interes zapewnia produkcja antykoncepcji. Niektórym zatem sen z oczu może spędzać myśl, iż ludzie szeroko zaczną stosować „Billingsa". Za darmo!
2 3 2
Policy on Periodic Abstinence, IPPF 1982. 113
III Wychowanie do małżeństwa 1. Małżeństwo wrogiem miłości? Niektóre programy wychowania seksualnego nie stawiają sobie za cel wychowania do małżeństwa:. Małżeństwo bowiem - ich zdaniem - j e s t tylko j e d n ą z opcji (czasami twierdzi się, iż wprawdzie najwłaściwszą, to j e d n a k nie konieczną), w których realizować może się współżycie seksualne (jedną z odmian „związku partnerskiego"). W niektórych rejonach świata rozpowszechniają się różne typy związków nieformalnych (czasami stoi za tym niewłaściwa polityka władz stawiająca bardzo poważne przeszkody dla zawarcia małżeństwa). W kręgach kultury Zachodu „wolne związki" wypływają bardzo często z niepostrzeżenia czy nawet wręcz wrogiego stosunku do społecznego wymiaru naszego bytowania. Wreszcie może tu też wchodzić w rachubę zwykły egoizm szukający najkrótszych dróg do rozwiązania związku, o ile tylko zmieni się obiekt seksualnego zainteresowania. Ściśle zresztą z tym związana jest dość popularna w pewnego typu literaturze opinia - kształtująca społe czne przekonania - iż małżeństwo stanowi wręcz wroga miłości pomiędzy mężczyzną a kobietą. Dla Lorda Byrona miłość była niebem, małżeństwo piekłem. W s p o m n i a n a j u ż Margaret Sanger uważała łoże małżeńskie za czynnik w największym stopniu degenerujący porządek społeczny.233 234 Podobnie myślał M a r k s , dla którego małżeństwo i rodzina były przesz kodą dla zbudowania nowego świata. W niektórych krajach w praktyce realizuje się te idee. N p . w Szwecji - j a k pokazała Katarina Runske w swoim referacie, obszernie już tu p r z y w o ł a n y m 2 3 5 - na 77 tys. 233 cyt za V. Riches. Następstwa edukacji seksualnej. Dz. cyt. s. 9. 2 3 4 Myśl Marksa czeka jeszcze na prezentację. Albert Camus twierdził w Człowieku zbuntowanym, iż jeżeli trzydzieści tomów Marksa i Engelsa zostałoby opublikowanych nowy Marks pojawiłby się przed światem. Uważa się, iż większość idei Marksa w dalszym ciągu trzyma się w ukryciu. Wicedyrektor Instytutu Marksa w Moskwie tłumaczył się 35 lat po wojnie, iż to właśnie ona przeszkodziła wydawaniu spuścizny Marksa. Zob. Richard Wurmbrand. Marx and Satan (Westchester, IL: Crossway Books; a division of Good News Publishers, 1986). Zob. też: William T. Still. New World Order: The Ancient Plan of Secret Societas. Lafayette 1990 (Huntington House Publishers). 2 3 5 Daycarism and Socialism in Sweden Dz. cyt. 114
WYCHOWANIE DO MAŁŻEŃSTWA zawartych w 1984 roku małżeństw 20 tys. rozwiodło się. Wśród różnych powodów tego stanu rzeczy jest określona polityka społeczna. Rozwie dzionym wiedzie się w tym kraju ekonomicznie lepiej niż małżonkom. Z tego też powodu wielu ludzi nie zawiera związków małżeńskich i nie zakłada rodziny, ale „żyje razem" z podwójną sumą pieniędzy w stosunku do tej, którą dysponowaliby jako małżonkowie. Również wrogie małżeń stwu zamiary ma Fundusz Populacyjny ONZ. W przygotowanym przez tę organizację na konferencję w Kairze dokumencie - jak zwrócił uwagę Jan Paweł II w swym przemówieniu do Nafis Sadik - uznano małżeństwo za sprawę jedynie przeszłości. Jaki j e s t zatem stosunek miłości do małżeństwa? Czy można się z przywołanymi opiniami i postawami zgodzić (niezależnie od współczesnej częstotliwości ich występowania)?
2. Małżeństwo w y m o g i e m miłości Z pewnością małżeństwo jest bardzo złożoną rzeczywistością, którą można analizować od wielu stron. Weźmy je jednak tutaj tylko jako insty tucję, która polega na wyrażeniu i stwierdzeniu (w rozmaity zresztą sposób, bo zależnie od środowiska kulturowego) społecznej akceptacji miłości pomiędzy mężczyzną i kobietą. Trudno się dziwić, iż społeczeństwo ma prawo oczekiwać od swoich członków, aby niejako pamiętali o nim w przypadku zaistnienia wspólnoty utworzonej na bazie tej miłości. Wszak dobro tej społeczności z konieczności jest zależne od rodziny. Owocem bowiem miłości mężczyzny i kobiety jest w naturalny sposób dziecko jako nowy członek tej społeczności. Czymś zatem całkowicie zrozumiałym i usprawiedliwionym jest, iż cała ta społeczność winna być niejako obecna na progach swojego stawania się. Nie jest to z jego strony jakaś niesłuszna ingerencja. Bez społeczno-prawnej akceptacji miłości mężczyzny i kobiety również dobro dziecka - jako owocu ich miłości - jest w poważny sposób zagrożone. Bez tych ram ma ono bowiem utrudniony dostęp do całego szeregu świadczeń ze strony społeczeństwa. Zakłócony jest cały proces właściwego włączenia dziecka w życie społeczne. Małżeństwo nie jest j e d n a k instytucją służącą tylko dobru społeczeństwa oraz dobru dziecka zrodzonego z tego związku. Stanowi bowiem również wewnętrzny wymóg samej miłości pomiędzy mężczyzną i kobietą. Nie stanowią wszak oboje jakichś wyizolowanych od społe czeństwa monad. Zycie w społeczności jest koniecznością naszej natury. Z tego też powodu ten obustronny dar z siebie, którym - jak już mówiliśmy - ma być miłość małżeńska, winien być darem z siebie właśnie w kontekście społecznym obu osób. Darem z siebie z uznaniem i potwierdzeniem społecznym. Inaczej bowiem ten dar z siebie jest jakoś
115
W SŁUŻBIE MIŁOŚCI I RODZINY niepełny, niecałkowity, a jedność powstałego z niego związku jest jeszcze v/ rozmaity sposób nie zawiązana i stojąca wciąż pod znakiem zapytania. Stąd też współżycie seksualne na tym gruncie (to wzajemne oddanie się w swoim ciele) będzie nosiło w sobie rysy pewnego zakłamania. „Mówić" ono będzie o wzajemnej jedności, kiedy jedność ta w aspekcie społecznym ich życia nie została jeszcze de facto w pełni ukonstytuowana. Bez ram związku małżeńskiego współżycie seksualne nie może również być znakiem całkowitego daru z siebie, ponieważ zwykle zachwia niu ulega w tej sytuacji stosunek do możliwego rodzicielstwa. Cóż to bowiem za miłość do drugiej osoby, kiedy mogę ją obdarować darem którym jest dziecko - w sytuacji, kiedy nie są spełnione optymalne warun ki dla rodzicielstwa? Dopiero instytucja małżeństwa bierze w swoją ochronę możliwe rodzicielstwo związane z miłością mężczyzny i kobiety. Szczególną opieką otacza zwłaszcza kobietę, która z racji swojego macierzyństwa w większym stopniu narażona jest na negatywne konsekwencje związku nieformalnego, w którym dziecko zawsze może się pojawić. Nic zatem dziwnego, iż w tzw. wolnych związkach jego partnerzy zazwyczaj nie otwierają się na możliwość rodzicielstwa i widzą w nim przeszkodę a nie dopełnienie ich wzajemnej miłości. Świadczy to o tym, iż dobrze rozumieją, iż między nimi nie ma jeszcze dostatecznej jedności, która zapewniłaby wystarczającą ochronę ich wszystkich. Czasami próbuje się usprawiedliwić dopuszczalność współżycia przedmałżeńskiego (tzw. małżeństwa na próbę) przez wskazanie na konie czność poznania siebie oraz poznania wzajemnego dopasowania seksual nego, bez którego małżeństwo miałoby być ryzykiem. Pomijając szereg dodatkowych uwag (np. to, że całkiem inne warunki współżycia seksual nego mają miejsce w obrębie małżeństwa i poza nim, i nie sposób go wypróbować, zanim się związku małżeńskiego nie zawrze) zwróćmy uwagę, iż w samym sformułowaniu tego argumentu wyrażona jest zgoda na tylko instrumentalne traktowanie drugiej osoby. Czyni się ją tylko środkiem do własnego samopoznania, w co nawet wkalkulowana jest możliwość porzucenia jej! Trudno o bardziej wyraźną deklarację braku miłości w tej sytuacji. Współżycie seksualne z takim zamierzeniem z pewnością nie może być czynem miłości, która jest zawsze przeciwna używaniu drugiej osoby.
3. Nierozerwalność małżeństwa Wśród wielu wskazań etycznych, które winno przekazać właściwie rozumiane wychowanie seksualne, winna znajdować się również jasna ocena monogamii i nierozerwalności małżeństwa. Musi to być jednak ocena niezależna od tego, jak wygląda w tym względzie praktyka wielu małżeństw. T o , że wielu ludzi akceptuje i praktykuje w swoim życiu
116
WYCHOWANIE DO MAŁŻEŃSTWA
wielożeństwo, nie znaczy, że ocena moralna ma automatycznie dosto sować się do tych praktyk. Wielokrotnie przychodzi nam to podkreślić. Chociaż szeroko przekracza się przepisy ruchu drogowego, to z tego jednak logicznie nie wynika dopuszczalność ich przekraczania. Podobnie ze zrywaniem małżeństwa i powtórnym jego zawieraniem z inną osobą. Niezależnie zatem od tych praktyk pytamy się znowu, czy dadzą się one pogodzić z w y m o g a m i miłości rozumianej jako wzajemny dar z siebie samego? Jeżeli miłość pomiędzy mężczyzną a kobietą ma być obustronnym darem z siebie, to należy zwrócić uwagę, iż do istoty każdego daru należy znamienne na zawsze. Kiedy coś komuś daję, to daję mu „na zawsze". W przeciwnym bowiem wypadku coś tylko pożyczam, a nie daję. Dając więc siebie, również daję siebie na zawsze. Akt seksualny, który nie będzie podjęty w ramach tego trwałego i nierozerwalnego związku będzie zatem kłamstwem, współżyciem, które posiada znamiona miłości. Wszelka próba rozerwania małżeństwa oznacza - sprzeczną z prawa mi daru - próbę odebrania siebie w sytuacji, kiedy siebie już się dało. Jeżeli zaś siebie komuś się dało, t o dało się n a z a w s z e . Próba darowania siebie (znów na zawsze?) drugiej osobie przez powtórne zawarcie małżeństwa jest sprzeczna z miłością. Fakt, iż czasami oboje wyrażają zgodę na wzajemne odebranie się nie ma żadnego wpływu na ocenę ich działania jako przeciwnego prawom każdego daru, a więc i prawom miłości. Ta wzajemna ich przynależność, która zaistniała mocą ich decyzji daru z siebie, trwa w dalszym ciągu (aż do śmierci, bo jest to związek również cielesny i śmierć ciała rozwią zuje go) niezależnie od tego, czy chcą czy też nie chcą dalej ją akceptować. Zaistniałe zjednoczenie - będące skutkiem obustronnego oddania się ma bowiem za podstawę sam obiektywny byt osoby - i osób, które tu wzajemnie oddały się - a nie jedynie ich chcenia. Nie trzeba chyba zbyt wiele wyobraźni, aby zgodzić się, iż rozwód bezpośrednio uderza również w ten owoc i znak jedności małżeńskiej, jakim jest dziecko. Dla ośmielenia budowniczych III Rzeczypospolitej warto przypomnieć, iż w Irlandii w 1986 roku większość tego narodu (63.5 proc.) - pomimo zmasowanego ataku mass mediów i raczej samotnej pozycji pod tym względem na mapie świata - opowiedziała się za istniejącym od 1938 roku zapisem w tamtejszej konstytucji wykluczającym dopuszczalność rozwodów. Na Rok Rodziny zapowiedziano jednak kolejne r e f e r e n d u m . 2 3 6
Z o J b
Zob. Desmond Rushe. Ireland^s Forgotten Empire. W: „Humań Life Review" 1994, No. 3.
117
Część III
NA GRUNCIE WOLNOŚCI
Dwudziestowieczne koncepcje seksualności człowieka różnią się między sobą również odmiennym stosunkiem do wolności. Jedne z nich przyjmują typowo nowożytne rozumienie wolności jako całkowitą niezależność i w jej obręb włączają także i ludzką seksualność. Wolność jako niezależność od poznanej i uznanej prawdy, to oczywiście robienie wszystkiego, co się człowiekowi zachce, a zatem nie pisana człowiekowi wolność, ale swawola. Pokazaliśmy już powyżej sygnalizując, iż seks poza prawdą nie jest na miarę człowieka. Również nie na miarę człowieka jako bytu przygodnego i rozumnego jest wolność poza prawdą, ale wolność jako samozależność zależna od prawdy. Znamiennym rysem naszej współczesności jest jednak paradoksalne współistnienie dopiero co wspomnianego rozumienia wolności jako całkowitej niezależności ze stanowiskami deterministycznymi, negującymi możliwość wolności. Na gruncie tych założeń ludzka seksualność jest w całkowitym władaniu determinizmów psychofizycznych oraz społeczno-kulturowych. Tym prze konaniem niejednokrotnie próbuje się uspokajać zwłaszcza osoby podejmujące działania autoerotyczne i homoseksualne. Przyjrzyjmy się zatem już w szczegółach obecnemu sporowi o wolność w dziedzinie seksualnej.
I Miłość a samopanowanie 1. Seks bez panowania nad sobą Znamiennym rysem wszechobecnej zwłaszcza w „czwartej władzy" (oraz w wielu współczesnych propozycjach wychowania seksualnego) koncepcji seksualności jest całkowite zapomnienie, iż również i w tej dziedzinie potrzebny jest d y s t a n s wobec tego, c o człowiekowi prezentuje się jako atrakcyjne. Dystans również wobec odkrywanej w sobie pewnej łatwości poddania się tej atrakcyjności. Od innej zaś strony tę sprawę ujmując - często nie dostrzega się zagrożenia sfery seksualnej przez jakieś jej poniżenie czy niedowartościowanie. Znamienne jest jednak, iż to właśnie przeoczenie uważa się czasami za pozytywny element XX-wiecznej koncepcji seksualności. Dystansuje się ją bowiem wobec całej dotychczasowej przeszłości, dla której jakoby instynkt płciowy człowieka i cała sfera doznań i motywów seksualnych (...) była źródłem nieustannego zagrożenia i zła.237 Jeżeli nawet jeszcze czasami taki dystans się postuluje (bo np. braku je akceptacji „partnera", czy też nie ma odpowiednich warunków do pełnej satysfakcji seksualnej), to nie bardzo wiadomo, w jaki sposób mogłoby nas być stać na to samopanowanie. Uważa się je bowiem jakoś za sponta niczne, samo przez się przychodzące. Nie wymagające szczególnego ćwiczenia się w tej dziedzinie. Dziwić to musi jednak każdego, kto świadomy jest mocy przeżywania energii seksualnej. Jej spontaniczne ukierunkowanie ku każdemu „obiektowi" posiadającemu wartość seksualną stawia pewien opór, jeżeli jego przebieg zechcemy sami wyznaczać. Niezbyt zatem serio traktuje się wspomniane rady, aby z tego czy tamtego w dziedzinie seksualnej zrezygnować. Dostrzegamy więc bardzo wyraźną różnicę tej koncepcji seksu bez samopanowania wobec tego, co stanowi wspólny wątek całej naszej kultu rowej przeszłości. Wszak nie tylko chrześcijaństwo i tradycja żydowska, 2 , 0
' M. Kozakiewicz. Różne odmiany wychowania seksualnego. W: „Przysposobienie do życia w rodzinie. Wychowanie". Dz. cyt. s. 97.
121
NA GRUNCIE WOLNOŚCI ale i filozofia grecka (oprócz hedonistów typu Arystypa z Cyreny), myśl Indii i Chin, zawsze pamiętały o konieczności zachowania rozumności i wolności również i w tej dziedzinie. Nie zapominano o konieczności niełatwego kierowania sobą w polu oddziaływania wartości seksualnych. W dzisiejszym świecie mass mediów zapanował natomiast ideał - pozwolę sobie skorzystać z użytego już przez Kingę Wiśniewską-Roszkowską porównania - supermana, który pokonuje wszystkie ciemne siły wszechświata, kapituluje natomiast przed każdą napotkaną „słabą" istotą płci odmiennej. Co więcej - nie uważa tego za kapitulację, ale za kolejne zwycięstwo. Dowód własnej mocy a nie słabości. Dowód również obopólnej miłości. Nie pada nawet pytanie, na czym to zwycięstwo nad sobą tutaj polega. Nie pyta się również, czy tej „miłości" czegoś istotnego jednak nie brakuje. Nie padają te pytania, ponieważ „miłość" jest na gruncie tej wizji w bardzo specjalny sposób rozumiana. A mianowicie jako tylko pewne spontanicznie nachodzące na człowieka pozytywne emocjonalne przeżycie. Ta „miłość" nie j e s t zatem zaangażowaniem całej osoby. Ponieważ o tych różnych znaczeniach „miłości" już mówiliśmy, przypomnę tylko, iż musi ona być zaangażowaniem, które wprzęga również siłę rozjaśniania rzeczywistości (czyli r o z u m ) , j a k i wolność (samostano wienie). Nic więc dziwnego, iż na gruncie koncepcji miłości sprowadzonej tylko do pewnego spontanicznego przeżycia nie ma miejsca na jakąś moc, która w jakikolwiek sposób powinna stawiać tamę spontanicznej fali ogarniających osobę przeżyć. Dlatego też najlepszym chyba sprawdzianem koncepcji miłości - które się w różnych podręcznikach edukacji seksu alnej proponuje - jest właśnie obecność (lub nieobecność) sygnału konieczności panowania nad spontanicznością pojawiających się w człowieku przeżyć seksualnych. Gdy tego brakuje, trafnie musimy odczytać, iż samą tę „miłość" rozumie się nie na miarę tego, kim jest człowiek. W takiej istocie, jaką j e s t człowiek, miłość nie może tylko „się wydarzać". On sam musi być również jej aktywnym twórcą. Człowiek jest bowiem kimś więcej niż tylko biernym obserwatorem przepływających przezeń przeżyć.
2.
Samopanowanie na straży miłości osoby
Bardziej realistyczne widzenie człowieka i miłości - widzenie niejako na miarę człowieka - prowadzi ku innemu rozwiązaniu. Pokazał to precy zyjnie K. Wojtyła w „Miłości i odpowiedzialności". Przypomnę zatem tylko, iż eksploatowane już wielokrotnie w poprzednich rozdziałach przeżycie wstydu odsłania bowiem nie tylko to, że osobie od osoby należna jest miłość, a nie używanie. (Używanie, czyli traktowanie jako tylko środek do celu.) Przeżycie wstydu seksualnego ujawnia również istnienie
122
MIŁOŚĆ A SAMOPANOWANIE z a g r o ż e n i a ponadinstrumentalnej wartości osoby (oraz „reakcji" na tę wartość, czyli właśnie miłości). Zagrożenia przez wartości seksualne tkwiące w osobie. Wszak wstyd seksualny nie pojawia się w sytuacji takiej nagości ciała, kiedy nie istnieje zagrożenie tej nagości przez czyjeś niesięgające miłości pożądanie. Wstyd ten został bowiem zasymilowany przez miłość. T a m jednak, gdzie pojawia się wstyd, jest to sygnał, iż obecne jest niebezpieczeństwo bycia niedowartościowanym w swej seksualności. Niebezpieczeństwo bycia poniżonym, to bycie potrakto wanym jako tylko środek do czyichś celów. Nic zatem dziwnego, iż tak przeżywający siebie człowiek potrzebuje obecności w sobie pewnej siły, która chroniłaby przed tym zagrożeniem. Siły, która miałaby dwojakie ukierunkowanie. Z jednej strony jak uwydatniliśmy - zabezpieczałaby przed niedowartościowaniem w dziedzinie seksualnej inne osoby. Siły, która chroniłaby miłość, a zatem i dobro drugiej osoby. Z drugiej zaś byłaby ta siła również zabezpieczeniem przed poniżeniem s a m e g o s i e b i e . Poniżeniem samego siebie poprzez brak podporządkowania sobie zastanych w sobie energii. Sprawność tę - stanowiącą, powtórzmy raz jeszcze, warunek miłości osoby w dziedzinie seksualnej oraz warunek rozumności i wolności własnego działania - rozmaicie można nazwać. Niejednokrotnie posługi wano się terminem „czystość" chcąc przez to uwydatnić jej nieodzowność dla dobrego widzenia. Sprawność ta miała bowiem gwarantować niejako przeźroczysty stosunek do osoby drugiej płci. Dzięki tej sprawności dobrze widzimy, że oprócz posiadania wartości seksualnych druga osoba jest również wartością ponadinstrumentalną. Wartością, która wyklucza traktowanie jej jako tylko środek do celu. Bez omawianej sprawności (za grecką filozofią używamy tu terminu „cnota") widzi się w drugiej osobie tylko jej atrakcyjność seksualną. Nic zresztą dziwnego - zgodnie z tym co na początku powiedzieliśmy - ponieważ ta właśnie atrakcyjność jest w sposób bardzo silny przeżywana. Niejako narzuca się naszemu widze niu. Przy tak silnej koncentracji uwagi na samej sobie nie pozostawia ona miejsca na dostrzeżenie w drugiej osobie czegoś więcej niż tylko jej ciała. Ciała jako tylko możliwego przedmiotu użycia (ew. samej kobiecości i męskości wiążących się z odmiennością płciową drugiej osoby).
3.
Samopanowanie j a k o warunek daru z siebie
Analizując w poprzednim rozdziale miłość osoby powiedzieliśmy, iż w dziedzinie seksualnej winna to być miłość, która polega na darze osoby dla osoby. Miłość, w której daje się samego siebie. Jednakże aby coś dać, trzeba to coś wpierw posiadać. Nie można wszak dać komuś samo chodu, którego się nie posiada. Można kogoś obdarować tylko czymś, co znajduje się w naszej mocy. Taka sama zasada obowiązuje i w obrębie
123
f
NA GRUNCIE WOLNOŚCI miłości j a k o daru z siebie. O tyle tylko można siebie dać, o ile siebie się posiada i nad sobą panuje. A zatem ktoś, kto znajduje się całkowicie we władaniu obecnej w nim energii seksualnej, nie jest w stanie siebie dać. Nie jest zdolny do miłości jako daru z siebie. W i d z i m y zatem, iż od innej jeszcze strony odsłonięta została konieczność posiadania w sobie mocy panowania nad energią seksualną. Bez tego samopanowania staje się ona przeszkodą dla miłości drugiej osoby. Zamiast służyć tej miłości staje się tworzywem jej zniszczenia. Zamiast być dobroczynną siłą staje się niszczącym żywiołem. Żywiołem niszczącym j e d n a k również i przede wszystkim tego, kto nad nim nie zapanował.
4. Samopanowanie na straży własnej rozumności i wolności Siła panowania nad własną energią seksualną chronić ma nie tylko odniesienie do drugiej osoby (czyli miłość), ale również samego siebie przed rezygnującym z wolności oraz rozumności biernym ulegnięciem rodzącemu się w nas pożądaniu. Wszak nie każde, budzące się w nas spontanicznie, odniesienie do wartości seksualnych drugiej osoby jest usprawiedliwione. Nie zawsze bowiem znajduje obiektywne pokrycie w respektowaniu ponadużytkowej wartości osoby, czyli w miłości osoby. Również - jak na to zwracali uwagę greccy filozofowie - po to mamy rozum, aby ocenić, które z tych pożądań jest w konkretnej sytuacji właściwe. Rezygnując z tego kierownictwa rozumu z góry rezygnujemy też z wolnoś ci poddając się temu, co niezależne od naszej woli. Po to jednak mamy wolność, abyśmy sami mogli określać kierunek swojego działania posługując się w tym celu rozumem, a nie tylko być liściem na wietrze, który jest całkowicie we władaniu zewnętrznych sił. A w szczególności bezwolnym obiektem rozmaitych budzących się w człowieku pożądań. Wiemy również, iż cała obiektywna wielkość energii seksualnej (którą w pełni przedstawiliśmy w jednym z poprzednich rozdziałów) nie jest przez
$
;
człowieka z taką siłą przeżywana, j a k wiążąca się z tą energią wielopostaciowa przyjemność. Ta ostatnia bowiem absorbuje bardzo mocno świadomość nie pozostawiając jakby miejsca na to, aby do głosu doszły jeszcze inne wartości. Pamiętamy wszak platońską uwagę o potędze E r o s a . 2 3 8 Cały ten urok i bogactwo ogarniających człowieka radosnych przeżyć w przypadku stanu zakochania, a tym bardziej zmysłowa przyjemność związana z samym pożądaniem seksualnym, nie może jednak stać się zasłoną, która stłumi całe (głębsze) bogactwo ludzkich przeżyć. N i c zatem dziwnego, iż samopanowanie zabezpiecza również Platon. Uczta.
124
MIŁOŚĆ A SAMOPANOWANIE właściwość samego przeżywania sfery seksualnej. Bez tej mocy samopanowania to przeżywanie nie jest otwarte na całe bogactwo tej sfery, ale zasłonięte przez powierzchowne przeżycia. Inaczej mówiąc: nie można znać smaku miłości bez wolności.
5.
Pokusa resentymentu
Dzieło wychowania seksualnego - o ile tylko ma być wychowaniem do miłości - nie może zatem nie być wychowaniem do panowania nad sobą w dziedzinie seksualnej. W y m a g a to jednak, j a k w i a d o m o , pewnego wysiłku. Brak tego panowania natomiast, nie żąda żadnego trudu zmaga nia się z samym sobą. Trzeba tylko - jak mówił bohater jednego z platoń skich dialogów - pozwolić swoim pragnieniom, aby były jak największe, i nie osłabiać ich; gdy są ogromne, należy je zaspokajać 2 3 9 Pragnienia te niejako same biorą człowieka w swoje ręce. W i e m y jednak, że to co trudne rodzi zawsze w człowieku pokusę resentymentu. Pokusę obniżenia wartości temu, co trudne. A nawet czasami odmówienie mu wartości. Uznanie go za coś bezwartościowego czy nawet zło. Mechanizm ten został wyrażony np. w znanej bajce 0 kwaśnych winogronach. Konieczność włożenia wysiłku w zdobycie trudno dostępnych winogron prowadzi łatwo do próby przekonywania samego siebie, że są one bezwartościowe (bo kwaśne). Jest to najkrótsza droga do tego, aby zrezygnować z wysiłku ich zdobycia. Uświadomienie sobie zatem, że posiadanie mocy panowania nad sobą wymaga pewnego trudu, pewnej pracy nad sobą, musi wiązać się co najmniej z podejrze niem, że łatwo w tej dziedzinie o zaistnienie usprawiedliwiającego swoją słabość resentymentu. Resentymentu, który uzna panowanie nad sobą w sferze seksualnej za wroga miłości. Za coś niemożliwego, czy też szkodli wego dla człowieka. Tego niebezpieczeństwa należy zatem być świadomym 1 przed nim przestrzec wychowanka. To szczególne zakłócenie działalności rozumu, w przypadku zaistnienia braku panowania nad sobą w dziedzinie seksualnej, nie jest tylko rezultatem uświadomienia sobie odpychającego trudu związanego z procesem osiągnięcia samopanowania. W szczególnej mierze to zaśle pienie pojawi się wtedy, kiedy zrezygnujemy z podjęcia tego trudu. Kiedy już skapitulujemy wobec wygodnej (miłe złego początki) propozycji niekontrolowanego pójścia za swoją spontaniczną dynamiką seksualną. Pole naszego widzenia ulega wtedy szczególnemu zawężeniu, tak jak pole widzenia psa łańcuchowego, który widzi tylko fragment świata. Fragment wyznaczony oczywiście przez zasięg łańcucha. Po rezygnacji z własnej wol ności w sferze seksualnej zaczyna się zatem proces demoralizacji rozumu. Gorgias 491, E.
125
NA GRUNCIE WOLNOŚCI Jego widzenie zaczyna być determinowane przez przywiązanie kryjące się za brakiem panowania nad samym sobą. Wtedy już z całą szczerością nie uważa się braku panowania nad samym sobą za coś złego. Przeciwnie. Uważa się je za coś jak najbardziej dobrego. Nic zatem dziwnego - j a k dostrzegł już Platon w „Państwie" - iż czyjaś rezygnacja z udziału rozumu i wolności w sferze seksualnej prowadzi do tego, iż panowanie nad sobą uważa się za brak rysów męskich, a brak tego panowania za dowód wielkiej dzielności. O braku wolności w swoich wyczynach seksualnych wtedy otwarcie opowiada się tak, jakby się spod Troi wróciło.
6. M e t o d y realizacji samopanowania Wskazując na konieczność podporządkowania sobie rozmaitych prze jawów działania energii seksualnej (zarówno w celu zachowania swojej rozumności i wolności, j a k i zagwarantowania miłości jej właściwego kształtu) wcale nie twierdzimy, iż to, co ma zostać opanowane jest jakoś złe. Wszak nikt za coś negatywnego nie uważa płynącej bystro rzeki, tylko dlatego, że musi podjąć działania mające uregulować jej bieg. Można bowiem dzięki temu osiągnąć wiele dobra. Stanie się to jednak wtedy, jeżeli nie będzie ona płynęła ani zbyt szybko, ani zbyt wolno, bo wtedy będzie niezdolna do żeglugi. Należy również zabezpieczyć się przed niszczącymi pola i zabudowania zmianami biegu rzeki spowodowanymi powodziami, itp. Krótko mówiąc: należy tę rzekę uczynić w miarę możności taką, aby jak najlepiej służyła oczekiwanym przez człowieka celom. Podobnie jest z energią seksualną, nie zapominając jednak o całej jej różnicy wobec siły tylko przyrodniczej. (Popęd seksualny - j a k już mówiliśmy - posiada sens ponadbiologiczny, jest elementem ludzkiej osoby). Człowiek panujący nad sobą musi uczynić przejawy tej energii jak najbardziej odpowiednim tworzywem miłości osoby. Dla wypełnienia tego zadania nie wystarcza j e d n a k tylko ślepe powstrzymywanie budzących się w człowieku reakcji seksualnych i spychanie ich do podświadomości. Taka praktyka jest zarówno nieodpo wiednia, jak i nieskuteczna. Treści stłumione w podświadomości czekają tylko na okazję, aby się z niej wydostać. Dopiero wtedy gdy człowiek rozu mie, dlaczego ma w konkretnej sytuacji powściągnąć budzące się w nim spontanicznie przejawy seksualności, ma miejsce proces ich podporząd kowywania sobie. Jesteśmy wszak istotami, które ukierunkowane są na prawdę i prawda ta (w tym przypadku rozumienie tego, jaka wartość uzasadnia dystans wobec określonego przeżycia wartości seksualnej) wyzwala nas, daje nam nadrzędność wobec wszystkich naszych sponta nicznych zachceń. Inaczej mówiąc: jasność rodzi moc. Należy zatem nie w sposób despotyczny (przez tłumienie), ale polityczny (poprzez niejako tłumaczenie i zachęcanie tym, co pozytywne).-jak zwracał uwagę
126
MIŁOŚĆ A SAMOPANOWANIE chociażby Arystoteles - sprawować władzę w interesującej nas teraz dziedzinie. Wynika stąd, iż podstawową sprawą w praktyce samopanowania w dziedzinie seksualnej jest troska o zrozumienie ogromu wartości osoby ludzkiej oraz energii seksualnej, które są ze sobą nierozłącznie związane. W każdym odniesieniu do osoby drugiej płci (czy też do własnej płciowości) należy mieć na uwadze prawdę o tym, że przedmiot tego odniesienia jest osobą a nie tylko rzeczą, którą można posługiwać się do własnych celów. Od innej strony to samo ujmując: należy pamiętać, iż ciało i płeć również stanowią pole miłowania, a nie używania osoby. Wychowanie sek sualne musi tę świadomość ogromu (i powagi) wchodzącego tu w rachubę dobra rozbudzać. W przeciwnym bowiem wypadku - jak mówił Platon w „Państwie" myśli blagierskie zamkną wrota królewskiego muru w duszy młodzieńca i uczynią go bezradnym wobec wszelkich szturmów pożądli wości. Budzące się w człowieku różnorodne przeżycia o podłożu seksualnym posiadają j e d n a k - j a k wiadomo - wielką intensywność: starają się zapełnić sobą całą świadomość. Aby zatem w konkretnej sytuacji mogła dojść do głosu dopiero co postulowana prawda o wartości osoby, potrzeba również mocy powstrzymania narzucających się przeżyć seksualnych. Bez tej powściągliwości wartość osoby zostałaby całkowicie przesłonięta przez atrakcyjność seksualną tej osoby. W realizacji tej powściągliwości ważne jest odpowiednie sterowanie swoją uwagą, która musi unikać sytuacji, kiedy przeżycie seksualne objęłoby w posiadanie całą świadomość. Trudno się zatem dziwić, iż człowiek, który wręcz szuka treści o charakterze seksualnym, ma kłopoty z panowaniem nad sobą. Sztuka panowania nad sobą na sposób polityczny a nie despotyczny wykorzystuje również pewne szczególne rysy tworzywa miłości. Tworzywa, które ma zostać podporządkowane sobie oraz podporządkowane miłości osoby. Bliższa analiza psychologiczna miłości pokazuje bowiem, iż oprócz reakcji na wartość seksualną związaną z ciałem i płcią osoby (reakcji ukierunkowanej jednoznacznie na używanie tej osoby z racji jej płciowości) osoba drugiej płci rodzi również to, co w języku codziennym nazywamy uczuciem zakochania. Jest to spontaniczne przeżycie reakcji nie tyle na ciało i płeć osoby, ale na całą odmienność płciową drugiej osoby. Na psychiczną męskość i kobiecość drugiej osoby. Znamiennym rysem tego przeżycia nie jest wtedy poszukiwanie „użycia", ale samej bliskości tej osoby. Ta zatem reakcja uczuciowa przez swe ukierunkowanie może być wykorzystana dla włączenia w stosunek do drugiej osoby ponadużytkowego odniesienia. Reakcja ta zawiera bowiem w sobie szczególny rys nazywany idealizacją przedmiotu miłości. Polega on na wkładaniu w „obif-.kt" miłości wartości żyjących w świadomości osoby zaangażowanej
127
NA GRUNCIE WOLNOŚCI uczuciowo, a przez to niejako rozrośnięciu się wartości przedmiotu tej miłości. Stąd też w kształtowaniu mocy panowania nad sobą w odniesie niu do drugiej osoby należy to zjawisko idealizacji przedmiotu miłości uczuciowej wykorzystać. Można na tej drodze niejako umocnić wartość samej osoby (przedmiotu tej miłości), aby w każdej sytuacji miała ona swój silny emocjonalny rezonans w miłującym podmiocie. Nie dzieje się to jednak s p o n t a n i c z n i e . Reakcja uczuciowa n a wartość seksualną związaną z osobą drugiej płci nie podporządkowana rozumności i wolno ści staje się tylko surowcem u ż y w a n i a osoby. Należałoby też zwrócić uwagę, iż z obowiązku samopanowania nie są wyłączone osoby żyjące w małżeństwie. Ta droga życiowa nie jest bowiem tylko społecznym usprawiedliwieniem ludzkiej słabości. Byłoby to błędne rozumienie zarówno małżeństwa, jak i samopanowania. Rezygnacja z mocy samopanowania oznaczałaby rezygnację z osobowego poziomu współmałżonków. Być osobą to bowiem między innymi znaczy panować nad sobą. Oczywiście w inny j e d n a k sposób praktykuje się samopanowanie w małżeństwie i poza nim. W tym pierwszym przypadku realizuje się ono między innymi przez okresowe powstrzymywanie się od wyrażania wzajemnej miłości poprzez akty małżeńskie, jeżeli są uzasa dnione powody, że prawidłowość tych aktów (czyli bycie przezeń właśnie aktami miłości) uległaby zakłóceniu przez różne czynniki. Jest wiele takich sytuacji w życiu małżeńskim, kiedy współżycie nie mogłoby być podniesione na poziom miłości (np. stan zdrowia, obowiązek nie powięk szenia w danym czasie rodziny). Bez mocy samopanowania u obojga małżonków sytuacje te prowadziłyby do kryzysu miłości pomiędzy nimi.
II Środowisko zagrażające samopanowaniu Jednym z czynników, który w ogromnym stopniu ułatwia - zwłaszcza człowiekowi wchodzącemu dopiero w życie dojrzałe - realizację niełatwej mocy samopanowania, jest właściwe środowisko społeczno-kulturowe. 2 4 0 Środowisko, które ceni sobie i realizuje ten ideał. Nic zatem dziwnego, iż w amerykańskich szkołach podjęto decyzję o wychowaniu seksualnym również w celu ochrony młodzieży przed wpływem pornografii. 2 4 1 Inaczej zamierza się czynić w naszym kraju. Z prasy dowiadujemy się, iż wycho waniem seksualnym w szkole ma zamiar zająć się „Fundacja Playboya w Polsce", na czele której stoją Mikołaj Kozakiewicz (prezes), Zofia Kuratowska i Olga Lipińska. Nie wróży to dobrze polskiej szkole, bowiem już w latach siedemdziesiątych oceniano imperium Hefnera na 200 milionów dolarów, a K. T. Toeplitz - w „Kultura w stylu blue jeans" - znający z bliska zawartość „Playboya" określił ją j a k o świat doskonałego nieomal kon formizmu. Oferowany zaś przez to pismo „seks" nazywa infantylnym, a dowcipy rysunkowe w większości żenująco naiwne. (...) Infantylizm spla ta się tu z dość niskim progiem pikanterii. Połączenie bogactwa, konformiz mu, infantylizmu i seksu daje niestety tragiczne efekty. Fundacja informuje, iż dotychczas wydała ponad 8 milionów dolarów na cel tworzenia „środowiska lobbystycznego" w naszym kraju... Są j e d n a k kłopoty z rejestracją fundacji. Nie może ona bowiem udowodnić służenia „interesowi kraju", co jest koniecznym wymogiem. Owe 8 milionów poszło do prywatnych i chyba nielicznych kieszeni.
1. Oddziaływanie świata kultury Kiedy Platon pisał karty jednego z najgenialniejszych swoich dialogów, jakim jest „Rzeczpospolita", nie spodziewał się, że za ponad dwa tysiące lat ludzkość wytworzy coś takiego jak fotografia, film czy T V . Zarysowując 2 4 0
Zwięzłą analizę nowego elementu III Rzeczypospolitej (w kontekście światowych tendencji), jakim jest „panseksualizm, który urasta do roli światopoglądu" przeprowadzili Barbara i Jan Kłysowie W: Deprawacja seksualna jako wyzwanie duszpasterskie. Warszawa 1993 (Wyd. Krajowy Ośrodek Duszpasterstwa Rodzin). 2 4 1 M. Anchell. Sex and Insanity. Dz. cyt. s. 124. 129
NA GRUNCIE WOLNOŚCI b o w i e m znany obraz egzystencji człowieka (porównanej
do pobytu
w jaskini przykutych do skały kajdaniarzy karmiących swą uwagę iluzją) być może zwątpiłby w możliwość opuszczenia uroku tego świata cieniów. Cieniów - j a k pamiętamy - rzucanych na skałę jaskini (na wprost oczu jej mieszkańców) między innymi przez przedmioty w y t w o r z o n e
przez
człowieka. Życie nasze - wedle tej metafory Platona - to właśnie karmienie się cieniami w ł a s n y c h naszych dzieł, o d b i c i a m i stworzonego przez człowieka świata kultury. Z pewnością jednak, im bardziej ten świat swoją iluzorycznością nasyca człowieka (im bardziej stwarza mu iluzję swej rzeczywistości) tym trudniej z niego zrezygnować i przedrzeć się do upragnionego świata prawdziwego. Żaden jednak inny rodzaj wytworów człowieka nie przenosi go bardziej do sfery tylko quasi-realnej jak właśnie film i fotografia. N i g d z i e bardziej nie mamy pełniejszego odczucia przeniesienia się w nową rzeczywistość. W kontakcie z rzeźbą, dziełem architektury,
dziełem
malarskim,
muzyką zawsze tylko w p e w n y m
stopniu przenosimy się do sfery naprawdę nieistniejącej, tylko j a k b y częściowo z nią się utożsamiamy. Nic zatem dziwnego, iż tak poważne odnoszenie się Platona do artys tów w dwójnasób musiałoby stosować się i do tych, którzy tę nową rzeczy wistość stwarzają (czy też reprodukują) poprzez fotografię i film. T y m bardziej uwrażliwiałby tych twórców na potencjalne zagrożenia ich dzieł. Te same poważne ostrzeżenia kierowałby oczywiście także i do odbiorców. N i e trzeba więc lekceważyć sobie wpływu w y t w o r z o n e g o przez człowieka świata kultury. Dzięki kontaktowi z nim stajemy się przezeń albo dojrzalsi (lepiej coś możemy dojrzeć), lub ubożejemy, karłowaciejemy. Współczesny świat często jednak o tym zapomina uznając niejednokrotnie każdą
informację zawartą w świecie kultury za „strawną", możliwą
do przedstawienia i odbioru. Bardziej rozumieją to ci, którzy próbują manipulować świadomością społeczną dzięki mocy świata kultury. N p . Lenin uważał, iż szybką drogą do zniszczenia społeczeństwa jest wykorzystanie muzyki (przypomina nam się ostrzeżenie Platona, iż nie ma rewolucji w obyczajach bez zmiany stylu w muzyce). Jimi Hendrbc - nieżyjący już idol rocka i związanej z nim subkultury - w wywiadzie udzielonym czasopismu „Life" z całą szczeroś cią wyznał, że muzyka u m o ż l i w i a mu kontrolę nad u m y s ł a m i swoich s ł u c h a c z y . 2 4 2 Przeciętny nastolatek w U S A słucha od 4 do 6 godzin rocka, co daje
11 tys. godzin łącznie pomiędzy siódmą a dwunastą klasą
w szkole.
Jest z a t e m wystarczająco
dużo
czasu,
aby „kontrolować
umysły". Spór o rocka nie dotyczy bowiem sprawy muzycznego gustu, ale związanej z nim wizji świata. Wizji tej zresztą nie ukrywa się: Rób z
^
z
Zob. Pat Pulling. The Devil's Web. Who Is Stalling Your Children For Satan?
Lafayette 1989. Hunting House Inc. p. 103.
130
ŚRODOWISKO ZAGRAŻAJĄCE SAMOPANOWANIU cokolwiek chcesz. Wal heroinę, nie obchodzi mnie to. To twoje życie, mówi Vice Neil, muzyk grupy „Motley Crue". Za owym „róbta co chceta" stoi zresztą ogromny interes. Sami A m e r y k a n i e wydają na rocka 15 miliardów dolarów rocznie. Wszystkie te czynniki nie mogą zatem być bagatelizowane. Wielu uważa, iż przedstawiane treści seksualne są zawsze jednozna cznie pozytywne, i nie mają jakiegokolwiek negatywnego wpływu na ich „konsumentów". Odpowiada to zresztą, już wspomnianej tak popularnej wizji seksu bez jakichkolwiek zasad moralnych.
2.
Pornografia a prawda
Prezentacja poprzez świat kultury ludzkiego ciała w jego nagości oraz miłości seksualnej może posiadać rozmaity wpływ wychowawczy. Zależy to oczywiście od tego, czy ta prezentacja będzie niosła pełną prawdę o ludzkiej cielesności i miłości pomiędzy mężczyzną a kobietą. Czy też będzie zawierała ich zniekształcony lub tylko zubożały wizerunek. Zniekształcony obraz ludzkiej płciowości to - zgodnie z już wcześniej przeprowadzonymi analizami - ludzkie ciało i płeć ujęte jako tylko przed miot użycia, j a k o tylko środek do seksualnej satysfakcji. Osoba zredukowana tylko do wartości seksualnej. Wypaczona natomiast wizja miłości pomiędzy mężczyzną a kobietą, to sprowadzenie jej do wzajemnego (lub jednostronnego) używania jednej osoby przez drugą. Są to wizerunki nieprawdziwe, ponieważ osoba nie jest nigdy tylko wartością seksualną, a ludzka płciowość to sfera miłowania a nie używania osoby. W y t w ó r kulturowy, który to przeoczą lub też celowo zniekształca, zasługuje zatem na miano pornografii (czy też pornowizji, ew. porno fonii). Najwięcej problemów rodzi dla niektórych odróżnienie pornografii od tego, co pornografią nie jest. Niektórzy sądzą, iż wysokie walory artysty czne dzieła automatycznie wyłączają go z obrębu pornografii. Ta ostatnia miałaby być tylko kiepską sztuką erotyczną. Wystarczy, aby uznany skądinąd artysta tylko podpisał się pod swoim dziełem, aby z całym szacunkiem i powagą odnosić się do każdego jego wytworu. Podobnie też szyld czcigodnego M u z e u m Narodowego pozwala łatwo zapomnieć, że pewna produkcja stanowi zwykłą pornografię a nie „ars erotica". Resztki zakłopotania pozwalają łatwiej ukryć autentyczne - i niepornograficzne - arcydzieła. Są niczym listek figowy na... twarzach niektórych obecnych. Szkoda tylko, że te dzieła, a zwłaszcza ich twórcy zechcieli w takiej roli występować. W i a d o m o , iż kryteria estetyczne różnią się od stosowanego tutaj kryterium szacunku dla prawdy o ludzkiej seksualności. Nie można zatem apriorycznie uznać, iż walory artystyczne dzieła zatrą j a k o ś dogłębną nieprawdę prezentacji ciała i jego seksualności. Przeciwnie, wykrzywiona 131
NA GRUNCIE WOLNOŚCI czy też niepełna ich wizja w wartościowym z punktu widzenia artysty cznego dziele rodzi niebezpieczeństwo, iż j e s z c z e mocniej p r z e m ó w i do odbiorcy i jeszcze głębiej zaszczepi się w nim. Nie wyklucza się oczywiście tego, że ludzka cielesność oraz miłość pomiędzy mężczyzną i kobietą (a w szczególności ich wzajemne obdarowanie siebie w ciele) mogą stanowić temat sztuki. Przeciwnie, jego wielkość domaga się podjęcia takich właśnie tematów. Pamiętać jednak należy, iż ciało to zostaje wtedy w y r w a n e ze swego w ł a ś c i w e g o znaczeniowego kontekstu. Z tego, że jest ciałem, które w swej nagości i płciowej odrębności ma wyrażać dar osoby dla osoby (czyli m i ł o ś ć ) . W przypadku prezentacji tej nagości w dziele kultury staje się ciałem „do oglądania". Poprzez to oglądanie następuje zaś przywłaszczanie sobie tego, co oglądane. Problem ten szczególnie odnosi się do współczesnych technik filmowo-fotograficznych, które czynią ludzkie ciało przedmiotem reprodukcji. W i e l o k r o t n i e p o w i e l a n e traci kontakt z ciałem, które posłużyło za model. Staje się publiczną własnością. Anonimowym przed miotem n a r a ż o n y m na n i e w i a d o m y odbiór. Odbiór, który m o ż e być p o n i ż e n i e m tego ciała, p o t r a k t o w a n i e m go j a k o tylko przedmiotu służącemu zaspokojeniu pożądliwości. Niepełna czy też wypaczona wizja ludzkiej płciowości (a w szczegól ności pornografia) trafia w istniejącą w człowieku pewną skłonność do takiego skróconego widzenia. Odsłania to w s z a k przeżycie wstydu seksualnego. Nie wstydzilibyśmy się, gdyby nasza seksualność (czy też odniesienie do seksualności innych) nie znajdowała się w potencjalnym zagrożeniu przez tendencję do tylko przedmiotowego traktowania innych (i siebie) w tej dziedzinie. Szkodliwość pornografii zarówno dla jej konsumentów, j a k i całego społeczeństwa jest potwierdzona przez poważne badania naukowe.
3. Raporty o pornografii Społeczeństwo niejednokrotnie lekceważy sobie zjawisko pornografii. Twierdzi się bowiem czasami, iż stopień niebezpieczeństwa jej społecznej akceptacji jest znikomy. Taka opinia jest jednak niezgodna z wynikami badań dotyczących pornografii, które wykazały jej niewątpliwą szkodli wość nie tylko dla osób mających bezpośredni kontakt z wydawnictwami pornograficznymi, ale także dla całego społeczeństwa. Między innymi raport F B I wskazuje, iż spośród 36 wielokrotnych morderców 81 procent wypowiedziało się, iż pornografia była ich głównym seksualnym zainteresowaniem. W e d ł u g badań dr. Williama Marshalla (kanadyjskiego psychologa) 86 proc. gwałcicieli regularnie korzystało z pornografii, 57 proc. przyznało, iż w swoich zbrodniach imitowali sceny gwałtów prezentowanych w filmach pornograficznych (warto też pamiętać,
132
ŚRODOWISKO ZAGRAŻAJĄCE SAMOPANOWANIU iż w ciągu ostatnich 10 lat w U S A liczba gwałtów wzrosła o 43 p r o c , najczęstszą ich ofiarą są młode dziewczęta). Również 87 proc. zboczeńców wykorzystujących seksualnie dziewczynki i 77 proc. tychże w odniesieniu do chłopców przyznało się do oglądania pornografii hard-core. Raport Policji z Los Angeles stwierdza, iż spośród 700 aresztowanych w ciągu dziesięciu lat pedofilów więcej niż połowa miała w swoim posiada niu pornografię z wykorzystaniem dzieci. FBI w 1985 roku sygnalizuje, iż podczas przesłuchań 365 wielokrotnych morderców na tle seksualnym wyszło na jaw, iż 29 spośród nich było k o n s u m e n t a m i pornografii. Również psychoterapeuta amerykański, David Scott ujawnił, iż połowa spośród gwałcicieli, których przypadki studiował, używała pornografii dla pobudzenia się bezpośrednio przed rozpoczęciem szukania ofiary. Victor Cline, klinicysta i profesor psychologii Uniwerystetu w Utah, ekspert w sprawie pornografii, stwierdził bardzo m o c n e uzależnienie od pornografii wśród jej użytkowników, podobne do uzależnienia od alko holu i n a r k o t y k ó w . 2 4 3 W swojej książce stwierdził między innymi: W ciągu wielu lat leczyłem ok. 240 pacjentów (96 proc. mężczyzn), wśród których były osoby uzależnione seksualnie (erotomani), przestępcy na tle seksual nym i inni z zaburzeniami na tym tle. U moich pacjentów występowały niechciane odruchy seksualne, w następstwie których dopuszczali się oni takich praktyk jak seksualne molestowanie dzieci, ekshibicjonizm, podglą danie aktywności seksualnej innych osób, sado-masochizm, fetyszyzm, gwałty, etc. Poza kilkoma wyjątkami, we wszystkich przypadkach pornografia w mniejszym lub większym stopniu spowodowała albo ułatwiła popadniecie tych osób w seksualną dewiację czy uzależnienie. Niemal u wszystkich moich pacjentów odnotowałem obecność syndro mu z czterema charakterystycznymi objawami: 1. Efekt uzależnienia Od kiedy zaczęli interesować się pornografią, ich zaangażowanie rosło i sięgali po coraz to nowe pisma i video-kasety. Materiały te dostarczały im silnego pobudzenia płciowego, które najczęściej realizowali przez mas turbację. Poza tym, wyobraźnię ich wypełniały silnie podniecające sceny, które często przywoływali na pamięć i rozwijali w formie własnychfantazji. 2. Efekt eskalacji - Z upływem czasu, badani amatorzy pornografii zaczynali rozglądać się za materiałem coraz bardziej wyrazistym, drasty cznym, dewiacyjnym, by utrzymać się na dotychczasowym poziomie pobudzenia. Jeśli mieli żony lub byli w wolnych związkach seksualnych z kobietami, wymuszali na partnerkach coraz bardziej dziwaczne i dewia cyjne zachowania seksualne, co doprowadzało w efekcie do rozwodu czy zerwania znajomości. Bycie w małżeństwie czy w czasowym związku z q : ö
Victor B. Cline. Pornography Effects: Empirical and Clinical Evidence. Department of Psychology. Salt Lake City. 1992 Utah USA. Por. tez: M. Yorkey and D. Merrill. Offa Deep and Dangerous End. W: «Focus on the Family". October 1989.
133
NA GRUNCIE WOLNOŚCI seksualnym nie rozwiązywało ich problemu, bowiem w centrum ich pożądania pozostawały sugestywne wizje seksualne wypełniające ich wyobraźnię. Mężczyźni ci często woleli pozostać ze swoją wyobraźnią i dokonać masturbacji niż współżyć z kobietą. 3. Tracenie wrażliwości - Materiały (książki, magazyny, filmy), które wcześniej postrzegali jako szokujące, nieprzyzwoite, nielegalne, odrażające, z czasem zaczynały wydawać się im możliwe do zaakcep towania, zwyczajne. Seksualne zachowania, jakim się w tych materiałach przyglądali (niezależnie jak antyspołeczne i dewiacyjne) stawały się uprawnione. Wzrastało w nich przeświadczenie, że wszyscy tak robią więc oni też mogą, nawet jeśli byłoby to wbrew obowiązującemu prawu lub kłóciłoby się z ich dotychczasowymi przekonaniami 4. Wzrastająca tendencja wcielania w życie - U osób tych coraz silniej odzywała się potrzeba praktykowania zachowań oglądanych w publika cjach pornograficznych, nie wyłączając niepohamowanej swobody płciowej, ekshibicjonizmu, grupowego współżycia czy gwałtów. Podejmując te zachowania mężczyźni ci często popadali w stan zależności, z którego nie potrafili się wydostać, niezależnie od tego jak negatywne były konsek 244 wencje takiego postępowania dla ich życia. Również Komisja Prokuratora Generalnego U S A w sprawie pornografii (1985-86, Finał Report of the Attorney Generals. C o m m i s s i o n on Pornography. Tutledge Hill Press. Nasłwille-Tennesse 1986) stwierdziła bardzo p o w a ż n e fizyczne i psychologiczne szkody z p o w o d u bycia pornograficznym modelem czy a k t o r e m . 2 4 5 T e d Bunty, skazany na karę śmierci za z a m o r d o w a n i e około 100 młodych kobiet i dzieci z powodów seksualnych w wywiadzie udzielonym przed w y k o n a n i e m w y r o k u stwierdził: pornografia popchnęła mnie na drogę gwałtu. W korespondencji z Londynu zamieszczonej w „Gazecie W y b o r c z e j " czytamy również Komputer stał się niemal bezpośrednią przyczyną próby gwałtu na zaledwie 6-letniej Angielce. Napastnik, 13 letni chłopak, naoglądał się po kryjomu pornograficznych obrazków ze specjal nych komputerowych programów. Nic zatem dziwnego - wracając na polskie podwórko - iż Zbigniew Lew Starowicz jeszcze w latach siedemdziesiątych odrzucał pornografię, ponie waż ma za zadanie erotyzować ośrodki podkorowe seksu, co w praktyce utrwala niedojrzałość psychoseksualną246. Obecnie głosi również, że tzw. pornografia twarda prawdopodobnie sprzyja gwałtom s e k s u a l n y m . 2 4 7 2 4 4
Korzystam z tłumaczenia fragmentu książki Clinea zawartego W: Pornografia ijej konsekwencje. Wyd. Towarzystwo Odpowiedzialnego Rodzicielstwa. Oddział Gdański (b. r. w.) 2 4 5 D. D. Schroeder. Why Porn Reigns in the U. S. W: „The Plain Truth". February 1990. 2 4 6 Patologia kulturowa seksu, Dz. cyt. s. 140. 2 4 7 Zob. A. Machowska. Zgwałcił mnie mąż. W: „Gazeta Wyborcza - Magazyn 15. 10. 1993, s. 6. 134
ŚRODOWISKO ZAGRAŻAJĄCE SAMOPANOWANIU Szkoda zatem, iż stojący na straży polskiego prawa nie biorą na serio tych opinii i przymykają oko na szerokie rozprowadzanie pornografii w naszym kraju, a „szerokie koła" i niektóre prokuratury rozpowszech niają twierdzenie o znikomym stopniu społecznej szkodliwości pornografii.
4.
Społeczna akceptacja pornografii
Jak jednak wiadomo, do wszystkiego można się przyzwyczaić. Coraz powszechniejszy udział pornografii w życiu społecznym prowadzi do stępienia naszej wrażliwości na to niekorzystne dla nas wszystkich zjawisko i uruchamia mechanizmy racjonalizacji. Nieraz wszak aprobuje się obecność pornografii w życiu społecznym odwołując się do konieczności tolerancji wobec inaczej myślących. Nie zmusza się b o w i e m nikogo do korzystania z usług świadczonych np. przez sex-shop. W p r z y t o c z o n y m rozumowaniu nie tylko przeoczą się dopiero co przytoczone ponure fakty znane z raportów policyjnych i praktyki psychologów. Przymyka się jakby oko na tragedię wielu zgwałconych kobiet, głęboki uraz molestowanych dzieci i wiele innych nieszczęść s p o w o d o w a n y c h przez w y c h o w a n y c h na pornografii. Z a p o m i n a się również o innym elementarnym fakcie - wychowanie jest zawsze funkcją całego społeczeństwa. Całkiem inne znaczenie ma pornografia „ k o n s u m o w a n a " ze świadomością społecznej aprobaty tego czynu, niż wtedy gdy stanowi ona coś, z czym przed nim należy się ukrywać. Trzeba ogromnej niezależności w myśleniu, aby nie percypować stojącego w centrum miasta - z całkowitą aprobatą władz, a więc reprezentantów naszego społeczeństwa - sex-shopu jako wcielenia co najmniej jednej z wielu usprawiedliwionych opcji na życie. Nie sposób sobie wyobrazić, aby zwłaszcza młodzież i dzieci mogły myśleć inaczej. Niektórzy uważają, że ta ostatnia grupa wiekowa w zasadzie nie ma dostępu do tego typu miejsc, jakim jest sex-shop. Stanowiłoby to jakby wystarczającą ich ochronę przed urazem. To zabezpieczenie nie j e s t jednak skuteczne w obronie dzieci przed światem dorosłych konsumentów pornografii. Bez jej społecznej dezaprobaty (między innymi przez poważne traktowanie obowiązującego w dalszym ciągu w naszym kraju art. 173 KK, który zabrania rozpowszechniania pornografii pod groźbą pozbawienia wolności do lat 2) trudno sobie wyobrazić, aby właściwy obraz ludzkiej seksualności mógł zaszczepić swojemu dziecku rodzic, który swą wiedzę na tak ważny temat czerpie w sex-shopie. Jak nauczy się szacunku dla ludzkiej osoby dziecko, które korzystając pod nieobecność rodziców z zakupionych w sex-shopie materiałów łatwo nabiera przekonania, iż osoba druga (oraz własna energia seksualna) to tylko środek do własnej przyjemności? 135
NA GRUNCIE WOLNOŚCI Jak ponadto uchronić inne dzieci, z którymi z pewnością zachce się podzielić swoim „odkryciem"? Nauczyciele pracujący z dziećmi i młodzieżą świadomi są, j a k wielu ich wychowanków ma kontakt z produkcją jakoby „tylko
dla
dorosłych".
Pokazano
to
we
wstrząsającym
opublikowanym na łamach „Gazety W y b o r c z e j " . szkoły
podstawowej
prześcigały
się
w
248
materiale,
Dzieci z czwartej klasy
opowiadaniu
dziennikarce
o szczegółach oglądanych przez siebie filmów pornograficznych na kase tach wideo swoich rodziców lub też z rozmaitych kanałów T V . Materiał ten opatrzony został tytułem „Pierwszy krok w chmurach", co wskazuje na jeden aspekt dramatu tych dzieci: zobaczyły one ludzką seksualność w sposób, który im ją właściwie zasłonił. Być może na zawsze. Te pierwsze kroki na zawrotnej wysokości kończą się zazwyczaj tragicznie. Nie można j e d n a k również nie dostrzec, iż zarówno dziennikarka, która sprowo kowała dzieci do wzajemnych wynurzeń, j a k i szkoła, w której się to zdarzyło, pogłębiły całą tę tragedię, czy też dodały do niej nową. Zachęcenie dzieci do tego typu publicznych wyznań stanowi naruszenie elementarnych w y m a g a ń wstydu. Autorytetem w y s ł a n n i c z k i „Gazety Wyborczej" przypieczętowana została realność i właściwość tego, co po kryjomu zobaczyły. Uderzono również w elementarne prawo rodziców do wychowania swoich dzieci. Jakim prawem ktokolwiek bez zgody rodziców mógł pytać dzieci w tak delikatnej materii? Nie ma zatem innej drogi do wychowania dzieci i młodzieży jak przez samowychowywanie rodziców. Pomocą w tym samowychowywaniu ma zaś służyć całe społeczeństwo, nie ukrywające pod płaszczykiem tolerancji swej obojętności na ludzkie tragedie. Fakt zaś, że część społeczeństwa chce szerokiej dostępności do porno grafii, nie j e s t wystarczającym argumentem za tym, iż ma swoją w o l ę narzucić pozostałym. Jeżeli bowiem to obawa przed nietolerancją wobec „inaczej
myślących"
miałaby
nas
wstrzymywać
przed
społecznym
nie respektowaniem pornografii, to wtedy - chcąc być konsekwentnym trzeba być tolerancyjnym właściwie wobec wszystkiego. Trzeba by zatem „być tolerancyjnym" w o b e c realizacji swoich pragnień również przez gwałcicieli i molestatorów dzieci, złodziei czy wreszcie ideologów mitu rasy. Stanowią oni bowiem część każdego społeczeństwa i jak najbardziej pragną samorealizacji na wybranej przez siebie drodze. Widzimy więc, że muszą być granice tolerancji dla ludzkich upodobań i chęci. Granicą tą jest oczywiście dobro wspólne całego społeczeństwa i jego poszczególnych członków. Widać zatem, że jeżeli lekceważymy sobie zjawisko pornografii, to nie dość wyraźnie rozumiemy, w jak wielką wartość zjawisko to godzi. Pornografię również rozpowszechnia się wśród samych młodocianych. Z 4 G
Agnieszka Stawiarska. Pierwszy krok w chmurach. „Gazeta Wyborcza", nr 107, 10 maja 1994. s. 5.
136
ŚRODOWISKO ZAGRAŻAJĄCE SAMOPANOWANIU Małe ma o tym pojęcie ktoś, kto sam nie zobaczył zawartości takich pism j a k „Bravo", „Cats", czy „Dziewczyna", które są czytane szeroko przez dzieci i młodzież. Szukając korzeni o g r o m n e g o przemysłu pornograficznego napo tykamy czasami na zdumiewające odkrycia. W „Kurierze Lubelskim" niedawno u z m y s ł o w i o n o czytelnikom, iż za szeroko r e k l a m o w a n y m i seks-telefonami do egzotycznych krajów stoją również zagraniczne kompanie telefoniczne. W e d l e b o w i e m rzecznika prasowego Dyrekcji Generalnej T e l e k o m u n i k a c j a Polska S. A. rozmowy m i ę d z y n a r o d o w e są rejestrowane oddzielnie i rozliczane między państwami. Jeśli np. więcej osób dzwoni z Polski do Australii (niż odwrotnie), to różnicę pokrywa w dolarach właśnie Polska. Kompanie telefoniczne z odległych kontynen tów finansują zatem prywatne firmy służące monologami pornograficzny mi. Szkoda tylko, iż ten sam organ prasowy, który zamieścił tę godną uwagi informację, jednak także pośredniczy w całym interesie na łamach swych „Ogłoszeń". Wedle niektórych „pecunia non olet" ...
5.
Społeczeństwo sutenerem?
W a ż n y czynnik w y c h o w a w c z y stanowi również stosunek społe czeństwa do takich patologii społecznych, j a k i m i są prostytucja i stręczycielstwo. Prostytucja czasami nazywana jest najstarszym z a w o d e m świata. Różni się j e d n a k od innych sposobów zarabiania na życie nie tylko wiekiem. Traktuje bowiem zbliżenie seksualne - ze swej istoty mające być jedynym w swoim rodzaju wyrazem wzajemnej miłości, wzajemnego d a m z siebie - jako tylko środek do zdobycia pieniędzy. Korzystający zaś z tych „usług" w ten sam przedmiotowy sposób traktują oferującą swoje ciało osobę. Wykorzystuje się ją jako tylko środek do uzyskania doznań seksu alnych. Obustronnie kupczy się tu o s o b ą , zarówno własną, jak i cudzą. Oczywiście nie sposób za nikogo dokonywać moralnych w y b o r ó w i w ten sposób wyręczyć go od zachowania pisanej mu wielkości osoby. Z tego między innymi powodu społeczeństwo w zasadzie nie ingeruje swoim prawem w czyjąś wolę np. kupczenia własnym ciałem. Prostytucja wszak rzadko bywa prawnie zabraniana. T y m niemniej społeczeństwo może ułatwić lub utrudnić dokonywanie właściwych decyzji. Powinno zaś swoim członkom stwarzać sprzyjające warunki dla zachowania własnej godności, a utrudniać zaistnienie okoliczności, które skłaniałyby do wyboru poniżającej sytuacji. Stąd np. nie możemy pozostać obojętni wobec materialnego korzystania przez osoby trzecie z uprawiania prosty tucji. Z racji tej właśnie korzyści ułatwiają wszak zaistnienie sytuacji obiektywnie poniżającej drugiego człowieka. Nic zatem dziwnego, iż według Art. 174. §2. KK karze pozbawienia wolności od roku do lat 10 137
NA GRUNCIE WOLNOŚCI podlega ten, kto czerpie korzyści majątkowe z cudzego nierządu albo w celu osiągnięcia korzyści majątkowej ułatwia cudzy nierząd. W e d l e komentarza do tego artykułu Działanie przestępne polega na doprowadza niu do osób trudniących się nierządem, wskazywaniu ich adresów itp. czynnościach mających na celu ułatwianie cudzego nierządu. Pod ten para graf podpada też między innymi utrzymywanie domów schadzek (...). Szkodliwość stręczycielstwa dla dobra społecznego ulega j e d n a k zwielokrotnieniu, jeżeli w roli alfonsa występuje całe społeczeństwo, rękami swych przedstawicieli np. legalizując prosperowanie d o m ó w publicznych. T a k a bowiem społeczna aprobata prowadzi do szybkiego ugruntowania w świadomości i praktyce obywateli (a w szczególnej mierze u dzieci i młodzieży) przekonania, iż ta patologia seksualna, jaką jest 249 uprawianie i korzystanie z p r o s t y t u c j i - oraz ta wizja seksualności, jaką prostytucja zakłada - jest jedną z właściwych opcji na urządzenie się w życiu i tzw. korzystanie z życia. T r u d n o zaś inaczej r o z u m o w a ć (zwłaszcza dopiero w c h o d z ą c y m w dorosłe ż y c i e ) , skoro szanowani reprezentanci tego społeczeństwa nie mają skrupułów przed zasileniem kasy miasta ze wspomagania prostytucji. Każdy, kto rozumie wagę sfery seksualnej w człowieku oraz jej właściwego ustawienia w swoim życiu, musi sobie zdawać sprawę, jakie katastrofalne skutki społeczne przynosi uczestnictwo w stręczycielstwie - rękami swoich władz - właściwie całego społeczeństwa. M a s o w y m ostatnio zjawiskiem stało się reklamowanie prostytucji w ogłoszeniach wielonakładowych dzienników. T y m c z a s e m w świetle cytowanego powyżej komentarza K o d e k s u Karnego podpada to pod przestępstwo stręczycielstwa. Jak na razie prokuratura (oraz telewizyjni „seksperci") i w tej sprawie milczy...
6.
Prokuratura a K o d e k s Karny
W wielu rejonach kraju w ostatnich latach podjęto próbę walki z rozpowszechnianiem pornografii w oparciu o obowiązujący w dalszym ciągu art. 173 K K . Rezultaty tej walki wydają się nikłe. Nie znaczy to jednak, że nie należało i nie należy jej prowadzić. Warto w każdym razie znać bliżej szczegóły jej przebiegu. Jedna z prób uderzenia w nieukrywającą się pornografię dotyczyła rozprowadzania filmów (reklamowanych j a k o pornograficzne przez samych sprzedawców) na łamach czasopisma „Skandale". Prokuratura 2 4 y
Zob. Seks nietypowy Z. Lwa Starowicza. Warszawa 1988 s. 114. Cytuję tę właśnie pozycję, aby nie narazić się na zarzut stronniczości oraz aby zapytać dyżurnych sekspertów, jakie wnioski praktyczne wyprowadzają ze swych przemyśleń.
138
ŚRODOWISKO ZAGRAŻAJĄCE SAMOPANOWANIU rejonowa w Wałbrzychu - poinformowana o zaistnieniu przestępstwa nie uznała za właściwe zajęcie się tą sprawą. Uzasadnieniem tego kroku jak podano - miałby być po pierwsze znikomy stopień społecznego niebez pieczeństwa tego czynu. Taka teza jest jednak oczywiście niezgodna ze wspomnianymi j u ż powyżej wynikami badań dotyczących pornografii, które wykazały jej niewątpliwą szkodliwość nie tylko dla osób mających bezpośredni kontakt z wydawnictwami pornograficznymi, ale także dla całego społeczeństwa. Znikomy jakoby stopień społecznego niebezpieczeństwa opisanego czynu stwierdzono zaś nie w oparciu o j a k ą ś opinię biegłych, ale jak czytamy w liście - w kontekście postępującego otwarcia społeczeństwa polskiego na europejskie wzorce życia. W i d a ć zatem, iż prokuratura zapomniała, iż jej obowiązkiem jest interweniować w przypadku przestępstwa mającego miejsce w świetle p o l s k i e g o Kodeksu K a r n e g o , a nie wydawać sądy o zgodności jakiegoś przestępnego czynu ze światowymi tendencjami, czy europejskimi wzorcami życia. Zrezygnowano również ze ścigania przestępstwa, ponieważ uznano, iż z oferty „Salonu Wysyłkowego" z Wałbrzycha osoby, których wrażliwość moralna stoi na przeszkodzie oglądania w/w filmów, korzystać nie muszą. To wyjaśnienie również jest zaskakujące, skoro w myśl art. 173 KK (i komentarza) nie te właśnie okoliczności decydują o zakwalifikowaniu jakiegoś czynu jako naruszający tenże artykuł. Ułatwieniem dla Prokuratury w Wałbrzychu zamknięcia raz na zawsze mało wdzięcznej widać sprawy ścigania pornografii było przekroczenie przez instytucję informującą o przestępstwie (Oddział W o j e w ó d z k i Towarzystwa Odpowiedzialnego Rodzicielstwa w Lublinie) ustawowego czasu odpowiedzi. Zamiast udzielić stosownej nagany o uchybienie proce duralne i podziękować za pomoc w zaprowadzaniu praworządności oraz szybko zabrać się do badania przestępstwa, omawiana Prokuratura zamknęła całą sprawę na zawsze. Ciarki przelatują po plecach, kiedy pomyśli się, iż jeżeli przekroczy się jakieś przepisane minuty, to proku ratura odłoży do kosza zawiadomienie o olbrzymim napadzie na bank...
7.
„Seksperci"?
Sprawą podstawową we wszystkich sprawach dotyczących rozprowadzania pornografii jest powołanie właściwych biegłych, którzy mają za zadanie orzeczenie pornograficznego charakteru jakiejś pro dukcji. W ostatnich latach takim dyżurnym ekspertem stał się seksuolog Zbigniew L e w Starowicz. Jednakże ta swoista medyczna specjalizacja może utrudniać dokonania tej prostej oceny. R o z p o z n a ć dzieło pornograficzne, to b o w i e m coś innego niż rozpoznać stan ludzkiego zdrowia, do czego lekarz (również seksuolog) jest powołany. Być może to 139
NA GRUNCIE WOLNOŚCI właśnie z tego powodu sprawy „o pornografię" w Polsce w większości przypadków nie kończą się. Gdański Oddział Towarzystwa Odpowiedzial nego Rodzicielstwa twierdzi, że są jeszcze inne powody tego stanu rzeczy. W o p u b l i k o w a n y m w prasie liście skierowanym 29 lipca 1993 roku do ministra sprawiedliwości Oddział Towarzystwa domagał się skreślenia Zbigniewa Lwa Starowicza z listy biegłych sądowych, opiniujących sprawy dotyczące upowszechniania treści pornograficznych. W uzasadnieniu tego wniosku podaje się, iż znany seksuolog wystąpił w programie I Telewizji Polskiej pt „Kariery-Bariery" w dniu 10 lipca br. Wśród różnych poruszanych problemów ustosunkował się także do kwestii pornografii. Autorzy programu zaprezentowali scenę z pornograficznego filmu „Emmanuelle"', przedstawiającego współżycie seksualne w miejscu pub licznym, któremu przygląda się grupa ludzi. Scena ta - zdaniem pana Zbigniewa Starowicza - stanowi przykład erotyki, nie zaś pornografii. Uważamy, że taka interpretacja przedstawionej sceny jest sprzeczna z jej treścią. Dla wielu oglądających stanowiła ona drastyczny przejaw pornografii. (...) Możemy się spodziewać - konkludują autorzy wniosku że pan Zbigniew Starowicz, podobnie jak w programie telewizyjnym tak również w opiniach do prokuratury, wykaże się nieznajomością problematyki pornografii i jego oceny niezgodne są z treścią opiniowanych prezentacji. Opinia ta potwierdzona j e s t i przez inne fakty. W „Expresie W i e c z o r n y m " można było znaleźć reklamę pierwszego polskiego filmu o sztuce miłości - filmu „Ars amandi" nakręconego według scenariusza, z komentarzem i narracją Starowicza. Występuje w nim tylko dwójka aktorów, którzy prezentują naturalne sceny z życia intymnego. Rozumieć zatem należy, iż seksualny kontakt tych osób potraktowany został jako tylko środek do realizacji jakiś innych celów niż wyraz miłości. T o , co ma być ściśle międzyosobowe stało się przedmiotem oglądania i materiałem do przemyśleń i praktyki innych osób. To się oczywiście zdarza. Jednakże ekspert od życia seksualnego, który tego nie widzi (który nie widzi mającego tu oczywiście miejsce poniżenia osób), z pewnością ma również kłopoty w pracy eksperta w sprawach o rozpowszechnianie pornografii. Sami natomiast handlarze i konsumenci pornografii nie mają żadnych trudności w identyfikacji „ulubionego gatunku". W „Ekspresie Wieczor nym" bez ogródek reklamuje się „ X Y Z " 2 5 0 , czyli - jak czytamy - oryginal nego pornosa z czołówką zaoceanicznego pornobiznesu. Również prezes Zarządu Spółki Akcyjnej „Ruch" (Włodzimierz Słowiński) bez żadnych ogródek wyjaśnił w „Miliarderze", iż poinstruowany przez ministra Chrzanowskiego, że prawo dotyczące pornografii jest obowiązujące, tylko 2 D U Tytułu nie podaję. Gdyby jednak potrzebny był prokuraturze, to bez namysłu go prześlę.
140
ŚRODOWISKO ZAGRAŻAJĄCE SAMOPANOWANIU Westchnął ciężko i przykazał kioskarzom, by „twardą pornografię"chowali pod inne gazety. Ale sprzedaży nie mogę odmówić. Mamy tu jak na dłoni zgłoszenie zaistniałego przestępstwa...
8. Dobroczyńcy? W poszukiwaniu coraz to większej liczby nabywców pisma pornograficzne nie cofają się przed reklamowaniem swoich ofert poprzez sponsorowanie dobroczynnych inicjatyw. Kilka lat temu telewidzowie w całej Polsce -oprócz zgromadzonej 30-tysięcznej widowni - mieli wystar czająco dużo czasu, aby zapoznać się z reklamą czasopisma „Cats" stanowiącą element wizualny koncertu zorganizowanego na Stadionie Dziesięciolecia. Dochód z koncertu przeznaczony był na dzieci zarażone wirusem H I V . Paweł Paliwoda na łamach „Gazety Wyborczej" (nr 196, 1992) wyjaśnił nam w szczegółach, co to jest „Cats" i dlaczego wydali oni 50 tysięcy dolarów na pomoc dzieciom. „Wyborcza" podała zatem, iż „Cats" specjalizuje się w poda waniu informacji o usługach seksualnych na całym świecie. Koncert reklamował zatem między innymi usługi seksualne 13-14 letnich dzieci w Tajlandii. Ukrytą gwiazdą polskiej TV stała się też między innymi Eva z Assleholn, która po swej wizycie w Turcji wyznała w „Cats", że Wtedy po raz pierwszy przekonałam się, jak to cudownie być związaną i mocno bitą cienkimi rzemieniami... Cezary Ritter w „Niedzieli" zauważył ponadto, iż chcąc nie chcąc dokonano tej gigantycznej reklamy czasopisma pornograficznego autory tetem kilku czołowych osobistości naszego życia politycznego, które pojawiły się na tle napisu „Cats" lub też wyraziły niekwestionowane uznanie dla całego przedsięwzięcia. Z pewnością wiele młodych umysłów zostało w ten sposób ostatecznie przekonanych do sięgnięcia po „Cats".
III Samopanowanie a masturbacja Za ważny element swojej działalności „Gazeta Wyborcza" widać uznała propagandę masturbacji, skoro w 1993 roku opublikowano na łamach tego dziennika głośny tekst „Onanizm polski". Czy jednak na czyichś upodobaniach można zbudować program etyczny?
1. Statystyka a etyka Zwolennicy masturbacji zwykle uważają, iż stwierdzana jakoby częs totliwość praktyk masturbacyjnych pociąga za sobą ich pozytywną ocenę. Uważa się czasami te praktyki za „normalne", ponieważ ponoć wielu tak czyni. Takie jednak rozumowanie obciążone jest elementarnym błędem logicznym, jak to zresztą już przy innej okazji przyszło nam powiedzieć. Z tego, iż ludzie często np. kradną, nie wynika, że powinni kraść. Z faktu, iż kłamią, nie wynika, że powinni kłamać. T o , że ewentualnie wielu się masturbuje, wcale nie przemawia za tym, iż powinno się tak czynić i że ocena tego czynu ma być odpowiednia do stopnia rozpowszechnienia tej praktyki. T y m c z a s e m we w s p o m n i a n y m j u ż z m a s o w a n y m ataku w „Gazecie Wyborczej" na podręcznik „Zanim wybierzesz..." jedynym argu mentem za tym, że książka nie liczy się z realiami jest teza, że onanizuje się ponad 90 proc. nastoletnich chłopców.2^1 Trudno też podać jakieś dokładne rozmiary samego zjawiska m a s t u r b a c j i . 2 5 2 Zależy to bowiem od wielu czynników. Między innymi od środowiska społeczno-kulturowego i proponowanej przezeń wizji płciowości. Wszak środowisko - jak już widzieliśmy - ma niebagatelny wpływ w y c h o w a w c z y . Trudno się zatem specjalnie dziwić, iż dzieci i młodzież czerpiące rozumienie seksualności tylko z mniej czy bardziej bezpośrednio zachęcających do masturbacji czasopism i filmów (gdzie seksualność jest prezentowana jako tylko środek do doznań seksualnych) w praktyce tak właśnie rozładowuje nagromadzone napięcie. Natomiast w społecznościach, gdzie panuje odpowiednie dowartościowanie płci, 25
* W. Staszewski. Seks po rzymska czy wikioriaiiskw „Gazeta Wyborcza" 1994, nr 87,s.5. Nie można zbyt pochopnie i tym bardziej bez żadnego komentarza formułować opinii, iż „Statystyki pokazują, że praktykowanie masturbacji zdarza się u zdecydowanej większości chłopców" (Zanim wybierzesz, dz. cyt. s. 94). Na temat tych „statystyk" trzeba by powiedzieć coś więcej. Wspominaliśmy już bowiem o statystykach A. Kinseya - zob. s. 5. 2 5 2
142
SAMOPANOWANIE A MASTURBACJA gdzie dzieci znajdują społeczne poparcie dla swej wrażliwości, tam też problem masturbacji nie ma większego z a s i ę g u . 2 5 3 Rozpowszechnienie w niektórych środowiskach praktyk masturbacyjnych jest też niejednokrotnie skutkiem niewłaściwego w y c h o w a n i a seksualnego, w którym uznaje się je w p r o s t za pozytywny e l e m e n t rozwoju seksualnego człowieka. Zresztą samo już rozgłaszanie informacji (względnej zresztą, j a k j u ż w s p o m n i a ł e m ) o częstym w y s t ę p o w a n i u masturbacji może być ź r ó d ł e m - z d a n i e m nie tylko Zbigniewa Lwa Starowicza, którą to opinię wygłosił on w latach siedemdziesiątych jej u s p r a w i e d l i w i a n i a 2 5 4 , a zatem i rozpowszechnienia. Z opinią tą całkowicie należy się zgodzić. U
podstaw
masturbacji
w wielu
wypadkach
tkwi zbyt w c z e s n e
rozbudzenie popędu seksualnego przez negatywne wpływy środowiska. Ta o g r o m n a siła tkwiąca w człowieku j e ż e l i nie znajdzie w ł a ś c i w e g o zrozumienia - co z racji wieku i z tym związanego stopnia rozwoju wydaje się rzeczą bardzo trudną - oraz odpowiedniej siły woli, to oczywiście w swojej samorzutności zmierza do samozaspokojenia przykrego napięcia. Stąd też konkretną subiektywną odpowiedzialność moralną należałoby każdorazowo już indywidualnie rozpatrzyć. Niejednokrotnie praktyki masturbacyjne młodzieży są też skutkiem nie rozwiązanych problemów tkwiących w jakiejś innej sferze (np. zabu rzenie relacji z rodzicami, trudności nauki). Doznania seksualne mają tu służyć odwróceniu uwagi od dręczących spraw.
2. Masturbacja a miłość Wszystko
to
oczywiście
czyni
problem
masturbacji
szczególnie
delikatnym. Najgorszą j e d n a k przysługą byłoby próbować „rozwiązać" ten problem, bardzo dramatycznie przeżywany przez m ł o d y c h 2 5 5 , przez zbagatelizowanie wagi tych praktyk. Przez przekonywanie, że to tylko normalny etap rozwoju seksualnego c z ł o w i e k a 2 5 6 czy też „mniejsze Sygnalizowane jest to np. w odniesieniu do buddyjskie) społeczności, uciekinierów z Tybetu, zamieszkujących północne Indie. 2 5 4 Zob. tenże. Patologia kulturowa seksu. Dz. cyt. s. 140. 2 5 5 Wskazywali na to pracujący w młodzieżowych telefonach zaufania (zob. Pizy sposobienie do życia w rodzinie. Wychowanie, dz. cyt. s. 110). Niestety, w świetle dal szych partii tej książki wynika, iż odpowiedzi udzielone pytającej młodzieży, nie były właściwe. 256 Wrażenie takie - nie zamierzone - może także wywołać opinia o masturbacji, iż „zwykle są to zachowania przejściowe, potem dość szybko i skutecznie odrzucane". [Zanim wybierzesz. Dz. cyt. s. 94). W tej samej książce negatywne skutki onanizmu zasygnalizowane są jako tylko m o ż l i w o ś c i : „Pozostawanie w nałogu m o ż e m i e ć bowiem poważne konsekwencje w przyszłym życiu", „życie w ciągłym poczuciu zniewolenia b ę d z i e u t r u d n i a ł o dochodzenie do dojrzałości uczuciowej" (s. 95) (podkr. M. Cz.). 143
NA GRUNCIE WOLNOŚCI 2 5 7
zło" . Nauka w ciągu ostatnich dwudziestu lat nie podważyła w niczym opinii Lwa Starowicza z lat siedemdziesiątych: lekceważenie samogwałtu 2 8 jest przyczyną niedojrzałości, a następnie niskiej kultury współżycia. ^ Zmieniają się zatem ludzie, a nie prawda... Etyczna ocena masturbacji zgadza się z głębokimi o d c z u c i a m i młodzieży, która w zasadzie otwarcie nigdy nie chce się przyznać do takich praktyk. Zapytana o to klasa (niekoedukacyjna) o bardzo „luźnych" poglądach na sprawy seksu rzadko wyłoni tych, którzy nie widzą powodu do wstydu przed innymi z powodu własnego autoerotyzmu. Natomiast swoich rzeczywistych (czy też w y m y ś l o n y c h ) kontaktów seksualnych z drugą płcią zwykle nie zamierza ukrywać. Nie można zatem tej wrażliwości młodego człowieka stępiać. Praktyki masturbacyjne stanowią b o w i e m poważne naruszenie sensu ludzkiej płciowości (który w j e d n y m z poprzednich rozdziałów poddaliśmy szczegółowej analizie) i nie można ich uznać za tylko normalny etap roz woju seksualnego człowieka. Nic zatem dziwnego, iż relacjonując wyniki badań Alfreda Kinseya Mikołaj Kozakiewicz uznał, iż stwierdzone przez amerykańskiego seksuologa częste występowanie praktyk onanistycznych 2 stanowi ciemne strony rzeczywistości seksualnej. ^ Jeżeli to zjawisko jest „ciemną" stroną, to znaczy czymś złym. Trudno zatem nie zapytać o kon sekwencję, kiedy w tej samej pracy czytamy, iż akceptowana przez autora etyka złotego środka uznaje, iż onanizm jest nieszkodliwy i pozamoralny, tyle tylko, że należy go ograniczyć i kontrolować z powodów pozaetycznych.260 Dyskutując nad „szkodliwością" czy „nieszkodliwością" onanizmu nie można sprawy postawić na niewłaściwej płaszczyźnie. Nie chodzi tu bowiem przede wszystkim o ewentualną szkodliwość tych praktyk dla zdrowia psychofizycznego. T y m c z a s e m tylko takie pytanie stawia się w propagującym o n a n i z m „Przysposobieniu do życia w rodzinie" i uspokaja młodego czytelnika, iż Rzetelne badania, jakie w ostatnim ćwierćwieczu prowadzono nad seksualnością człowieka, nie potwierdziły absolutnie żadnego z wymienionych następstw masturbacji, czyli chorób 2 5 7
Taka teza zostaje niefortunnie przywołana w zalecanym młodzieży przez podręcznik Zanim wybierzesz tekście mającym być pomocą w rozwiązaniu problemów w tej dziedzinie (zob. Dz. cyt. s. 95). Pozostawiona jest bez jakiejkolwiek dyskusji. A zatem oczekuje się, iż czytelnik całkowicie na ślepo zaufa autorowi, który pomimo, iż uznaje, że „masturbacja jest jakby mniejszym złem" - niż wykorzystywanie narzeczonej lub innej dziewczyny - „nie poleca masturbacji". Obawiam się, iż w sytuacji, kiedy siły zmysłowości starają się nagiąć myślenie do własnego kierunku, wręcz podpowiada się młodemu człowiekowi określoną racjonalizację swojej słabości (że to „mniejsze zło"). Raczej trzeba by pójść w kierunku wyjaśnienia, iż tego typu kolizji wartości nie ma. 2 ^ 8 Z. Lew Starowicz. Patologia kulturowa seksu. Dz. cyt. s. 132. 259 Przysposobienie do życia w rodzinie. Wychowanie. Dz. cyt. s. 100. 2 6 0 Tamże s. 106. 144
SAMOPANOWANIE A MASTURBACJA psychicznych, padaczki, ślepoty, impotencji, wysychania mózgu i rdzenia 261 kręgowego. Chodzi natomiast przede wszystkim o inne skutki. Z b i g n i e w L e w Starowicz jeszcze nie tak dawno (w 1989 roku) ostrzegał przed możliwoś 262 cią rozwoju dewiacji seksualnych poprzez praktyki m a s t u r b a c y j n e . Na różne trudności mogące wynikać z tych praktyk dla dalszego życia seksualnego w s k a z a n o również w „Przysposobieniu do życia w rodzi 263 nie". Tyle tylko, iż w obu pracach zasygnalizowano je - bez wyjaśnienia - jako jedynie „możliwości". Przede wszystkim jednak znów zbyt wąsko rozumiano te negatywne skutki. T y l k o dlatego stwierdza się pewną ich przypadkowość i niekonieczność. Przestrzegając przed tymi nega tywnymi m o ż l i w y m i skutkami z a p o m n i a n o , iż pierwszym z nich j e s t z k o n i e c z n o ś c i p o g w a ł c e n i e istotnego sensu własnej seksu alności, co oczywiście z konieczności rzutuje na sposób rozumienia i odnoszenia się do seksualności drugich osób. Nietrudno bowiem zauważyć, iż w masturbacji odrywa się sens energii seksualnej o d jej związku z m i ł o ś c i ą osoby. Masturbacja jak powiedział Woody Allen - to seks z kimś, kogo się kocha. Nie jest to jednak druga, realna osoba. Nie jest to również miłość samego siebie, bo czynienie siebie tylko środkiem do własnej przyjemności również nie może zasłużyć na miano miłości. Pamiętamy także, iż odkrywana w sobie energia seksualna ma nam umożliwić nie tylko wyrażenie naszej miłości do drugiej osoby. Dzięki tej energii może zaistnieć jedyna i niepowtarzalna istota ludzka. Każdy z nas, jako człowiek! Oczywiście również i ten w y m i a r seksualności j e s t całkowicie nieobecny w masturbacji. Trudno zatem zrozumieć opinię tych, którzy chcieliby w masturbacji widzieć normalną (...) formę rozwoju aktywności seksualnej26^, jako mniej czy bardziej konieczny etap ludzkiego dojrzewania osobowo-seksualnego. Wprawdzie dojrzewanie owszem polega zawsze na przechodzeniu od tego, co mniej doskonałe, do tego, co bardziej, to jednak nigdy nie dojrzewa się przez fazę całkowicie p r z e c i w n ą okresowi tego dojrzewania. Uczymy się np. j ę z y k a niemieckiego poprzez kontakt z tym właśnie j ę z y k i e m , a nie bardzo odległym od niego językiem suahili. Nie sposób zatem pojąć, j a k „uczenie się" seksualności poprzez praktyki masturbacyjne może doprowadzić do „nauczenia się" jej (i wcielenia w życie, na czym wszak oczekiwana dojrzałość polega), skoro nie mają one nic w s p ó l n e g o ani z miłością, ani z wrażliwością na ludzkie istnienie. Masturbacja może stanowić etap do ujęcia i realizowania w życiu seksualności rozumianej Tamże s. 183. Zob. tenże. Etyczne, społeczne i pedagogiczne..., Dz. cyt. s. 184. Zob. tamże s. 183-4.
Przysposobienie do życia w rodzinie. Wychowanie. Dz. cyt. s. 183. 145
NA GRUNCIE WOLNOŚCI tylko j a k o używanie osoby (zarówno osoby własnej j a k i drugich) jako tylko środka do własnej satysfakcji seksualnej. Nie jest to jednak jak widzieliśmy - sens właściwy dla ludzkiej płciowości.
3.
Możliwość samopanowania
Problem masturbacji w praktyce zaczyna się zwłaszcza tam, gdzie w wyniku powtarzania tych aktów wystąpiło silne przywiązanie do ich spełniania. Pojawia się tu b o w i e m , począwszy od Arystotelesa znana psychologii pokusa, aby uznać je za coś normalnego, a nawet dobrego. Jak b o w i e m w i a d o m o skutkiem każdego nałogu j e s t między innymi ograniczenie naszego „widzenia". T e g o , co złe, nie tylko zaczyna się nie uważać za zło, ale uważa sieje za dobro. Nie sposób bowiem nieustan nie żyć w stanie wewnętrznego konfliktu. T a m , gdzie nie dostosujemy naszego postępowania do naszego widzenia, tam też zaczyna się stop niowy proces dostosowania naszego widzenia do naszego postępowania. Stąd też drogą do pomocy młodzieży, u której problem masturbacji pojawił się, nie jest umniejszanie niewłaściwości tego czynu. Ale - przeciwnie pokazywanie całej jego wagi. W parze z tym jednak musi iść rozbudzanie przekonania o ogromnej wartości ludzkiej seksualności, bo oczywiście wizja seksu, który służy tylko rozrywce, nie ma nic przeciwko jakiemukol wiek spędzaniu czasu. Walka z masturbacją, tak jak z każdym nałogiem jest rzeczą trudną. Trud ten zawsze wywołuje niebezpieczeństwo niewiary w możliwość jego przezwyciężenia i uznania masturbacji za usprawiedliwioną konieczność fizjologiczną. Niezbędne jest zatem ugruntowanie w wychowanku przeko nania, iż energia seksualna nie j e s t siłą znoszącą ludzką w o l n o ś ć . Przeciwnie, jest to siła, nad którą jesteśmy w stanie zapanować. Człowiek jest bowiem przez to człowiekiem, że jest wolny, że sam stanowi o sobie. Z tego też powodu moim zdaniem błędem w pomocy komuś w przezwy ciężeniu p r o b l e m u masturbacji j e s t w m a w i a n i e , iż w danym okresie nie jesteś jeszcze w stanie odnieść pełnego zwycięstwa i sformułowanie dyrektywy: Staraj się więc ograniczyć samogwałt tylko na tyle, na ile możesz.26^ Zakłada się tu zatem, iż w tej dziedzinie może kogoś aktualnie nie być stać na samopanowanie, a więc należy się tylko starać ograniczać swoją słabość, a nie po prostu jej zaprzestać. Takie twierdzenie jest jednak czysto dogmatyczne: z jakich bowiem powodów ktoś miałby mieć znie sioną wolność w tak istotnej dziedzinie? Tego się nie wyjaśnia. Odbiera się zaś przez to z a i n t e r e s o w a n e m u niezbędną moc dla zapanowania nad silnym n a w y k i e m : skoro „nie mogę", to „ m o g ę " , „powinienem". Coś jest moralnie zobowiązujące, o ile tylko jest w mojej mocy. Nic zatem Stanisław Sławiński. Dojrzewać do miłości Warszawa 1990, s. 121, 122.
146
SAMOPANOWANIE A MASTURBACJA dziwnego, że w myśl przedstawionej pedagogiki długa droga do ostate 266 cznego zwycięstwa. Czas pokazał, ze nie pomyliłem się. Potrzeba jednak wskazać konkretne drogi do zdobycia tej niezbędnej siły woli, która - podobnie j a k każda inna siła - zdobywana jest dzięki bardzo k o n k r e t n y m i prostym regułom (o których m o w a przy okazji analizy siły samopanowania). Podstawą jest tu - jak pamiętamy - najpierw karmienie umysłu prawdą. Prawdą o całej niezwykłej wielkości ludzkiej płciowości. Dostarczanie wychowankowi wypaczonej wizji seksualności z góry skazuje na przegraną w zmaganiu o własną wolność i dojrzałość.
Z b b
Tamże s. 126. Z innymi uwagami na temat omawianego problemu, które możemy znaleźć w tej książce, zgadzam się oprócz jeszcze jednego szczegółu. Za osłabiające energię woli uznaję bowiem przypominanie komuś, „że bardzo wielu twoich rówieśników przeżywa to samo", (s. 122) - niezależnie od ewentualnej prawdziwości tej opinii. 147
IV Homofobia czy troska? Współczesny spór o wychowanie seksualne dotyczy również homo seksualizmu. Z biegiem czasu obserwujemy w pewnych kręgach coraz bardziej życzliwą jego ocenę. Lord Boothby wyraził nawet obawę - po wprowadzeniu w Anglii prawodawstwa popierającego homoseksualizm -iż w przyszłości pederastia może stać się obowiąz kowa. Zdaniem bowiem bojowników o prawa homoseksualistów nie jest to opcja nawet równorzędna z heteroseksualną, ale l e p s z a .
1. N a u k a a obyczaje Nie wspominając już dawniejszych czasów, jeszcze w cytowanym wielokrotnie podręczniku „Przysposobienia do życia w rodzinie" umie szczono homoseksualizm wyraźnie wśród nietypowych zachowań seksualnych (czyli, j a k autorzy wyjaśniają, zboczeń lub dewiacji267) i p r o p o n o w a n o młodzieży grzecznie i stanowczo ucinać otwarte zaloty homoseksualne.268 Jednakże już w tej samej książce nieco dalej sugero wano pewną trudność w jednoznacznie negatywnej ocenie homoseksu alizmu. Nie podano jednak - co jest przede wszystkim ważne - żadnych a r g u m e n t ó w za w y r a ż o n y m i trudnościami oceny oprócz wskazania 269 na akceptację homoseksualizmu w niektórych społecznościach. Podobne niezdecydowanie, ale i bardziej pozytywną ocenę, można zaobserwować w n o s z ą c y m ten sam tytuł podręczniku s k i e r o w a n y m tym razem do w y c h o w a w c ó w : h o m o s e k s u a l i z m w p r a w d z i e u w a ż a się za niedogodność i kłopot życiowy, to j e d n a k na gruncie etyki złotego środka w gronie podobnych sobie i przy zachowaniu niewielu zasad, które proponuje się przestrzegać także heteroseksualistom, ma być usprawiedliwioną o p c j ą . 2 7 0 Brak j e d n o z n a c z n e j oceny h o m o s e k s u a l i z m u w przywołanych tu podręcznikach był rezultatem rozbieżności zdań na ten temat w kręgach 2 6 7
Tamże s . 217. Tamże s . 218. 6 9 Tamże s . 221. 7 0 Dz. cyt. s. 106, por. s. 139-140.
2 6 8 2 2
148
HOMOFOBIA CZY TROSKA? stojących za ich wydaniem. Wyjaśnił to w swoim raporcie do nadrzędnej organizacji (International Planned Parenthood Federation) długoletni prezes polskiego T o w a r z y s t w a Rozwoju Rodziny. Sygnalizował tutaj, iż nawet w ś r ó d członków zarządu (którym zarzuca konserwatyzm, szkodliwy dla dobrego wizerunku TRR w świecie) nie znajduje poparcia 271 dla własnej samotnej (pozytywnej) oceny h o m o s e k s u a l i z m u . Pomimo, iż od czasu napisania podręcznika „Przysposobienie do życia w rodzinie" minęło dopiero parę lat i nauka nie znalazła jakiś argumentów za propagowaniem homoseksualizmu, to te same kręgi idą już bardziej zdecydowanie w tym kierunku. Jednym z często formułowanych celów wprowadzanej do szkół edukacji seksualnej ma być - wedle niektórych wyrobienie tolerancji wobec mniejszości seksualnych.272 Taki cel stawia np. skierowany w 1993 przez Ministerstwo Zdrowia do M E N program edukacji zdrowotnej. Również „Gazeta Wyborcza" - uprzedzając inne ośrodki wychowawcze także mocą 550 000 egzemplarzy weekendowego numeru - zamieściła bardzo obszerny reportaż o subkulturze polskich gejów, w ten bardzo konkretny sposób kształtując opinię publiczną do „tolerancji" dla najliczniejszej „mniejszości seksualnej", określonej jako obywatele drugiej kategorii.273 „Wyborczej" (i „Wprost") wtórują zresztą i inne media: w tym i T V . W programie r a d i o w y m „Czwarta fala" (adresowanym do m ł o d z i e ż y ) 2 7 4 można było usłyszeć korespondencję z Holandii informującą o zorganizowanej w tym kraju gejowskiej olimpiadzie. Z d a n i e m korespondenta chłopcy w Holandii cieszą się i nie mogą się doczekać tego wydarzenia. Zaprosił na tę „olimpiadę" polską młodzież, którą nie było stać na Mundial. Dojechać do Holandii jest taniej. Na łamach czasopisma dla polskich homoseksualistów - jak poinfor mowała „Gazeta P o l s k a " 2 7 5 - pojawili się również A d a m Michnik, Zofia Kuratowska i w i c e m a r s z a ł e k Sejmu RP A l e k s a n d e r M a ł a c h o w s k i , popierający „kochających inaczej". Te nowe tendencje w Polsce są zresztą dokładną kopią tego, co dzieje się od jakiegoś czasu poza naszymi granicami. W U S A jeszcze dziesięć lat temu - pisze amerykański dziennikarz - nikt nie podejrzewał sytuacji, która aktualnie ma miejsce w dziedzinie propagandy homoseksualizmu w amerykańskiej s z k o l e . 2 7 6 W p r a w d z i e j e s z c z e do 1961 roku w U S A homoseksualne akty były zakazane prawem, to obecnie w Nowym Jorku 2 7 1
M. Kozakiewicz. Sex and Family Life Education Throught the Polish School System. New Curriculum. London 1989, p. 195-225 (zob. s. 209). 2 7 2 Zob. Naciągany problem. „Wprost" 18. 07. 1993, s. 9. 2 7 3 Zob. „Gazeta Wyborcza - Magazyn", nr 15. 11. 06. 1993. 2 7 4 Dnia 17. 06. 94, g. 15. 40. 2 7 5 Rafał A. Ziemkiewicz. Homolewica. „Gazeta Polska", nr 11 1994. 2 7 6 J. Sobran. Faith in the Closet W: „The Human Life Review", No. 4. 1993. 149
NA GRUNCIE WOLNOŚCI j u ż sześciolatków zachęca się do homoseksualizmu. Przeciętnie od 64 do 77 proc. programów sex ed (dla wieku od 7 do 12 lat) w ogóle podejmuje problem h o m o s e k s u a l i z m u 2 7 7 i powszechnie uważa się go tam za jedną z możliwych do wyboru opcji. Skutkiem tego j e s t r o z p o w s z e c h n i e n i e praktyk homoseksualnych, co zostało wykazane w raporcie amerykań skiego Departamentu Z d r o w i a . 2 7 8 Nauka
oczywiście
przestaje
być
nauką, j e ż e l i
dostosowuje
się
do panujących mód czy obyczajów. Pół biedy, jeżeli dzieje się to nieświa domie.
Tymczasem
- j a k widzieliśmy
to
w
cytowanych
polskich
p o d r ę c z n i k a c h „ w y c h o w a n i a seksualnego" - w przypadku naukowej aprobaty dla homoseksualizmu jest to także wybór świadomy: j e d y n y argument, z którym czytelnika zapoznano, na rzecz pozytywnej oceny homoseksualizmu, to tylko rozpowszechnienie takich zachowań w niektó rych
społeczeństwach.
socjologizmu
musimy
Nie uznać
chcąc tę
jednak
wpaść
argumentację
za
w
typowy
błąd
niezadowalającą.
Z tego, że np. jakieś społeczeństwo szeroko będzie akceptowało kłamstwo, złodziejstwo,
zabójstwo
czy
też z
przymrużeniem
oka traktowało
przekraczanie przepisów ruchu drogowego, nie wynika, że te działania staną się moralnie chwalebne. Podobnie z homoseksualizmem...
2. S z a c u n e k do człowieka a szacunek do prawdy Powiedzieliśmy już, iż współczesna aprobata dla homoseksualizmu ma często
u podstaw przywoływaną ideę tolerancji w o b e c
inaczej
myślących. Należy się z a t e m kilka słów o owej „tolerancji", której powszechny brak - określany jako „homofobia" - widać zakłada się, skoro tyle energii i środków finansowych poświęca się na tworzenie odpowiednio ukierunkowanych programów edukacyjnych. Oczywiście bezdyskusyjny jest ten element tolerancji wobec homosek sualistów, który polega na szacunku dla nich jako ludzi. Jednak toleran cja i szacunek wobec kogoś nie może polegać na nietolerancji... dla jego, oraz każdego innego, prawa do prawdy. Prawdy o homoseksualizmie. Niejednokrotnie bowiem spotykamy się z faktami zacierania tej prawdy. Widoczne to było np. w natychmiastowym odwołaniu w 1991 roku minis tra zdrowia Kazimierza Kapery w wyniku publicznej j e g o w y p o w i e d z i na
temat h o m o s e k s u a l i z m u ,
chociaż była ona
całkowicie
zgodna
z obowiązującymi lekarza opiniami polskiej m e d y c y n y . 2 7 9 2 7 7
J. D. Forrest and Silverman. Wath Public School Teachers Teach About Preventing Pregnancy, AIDS and Sexually Transmitted Diseases. 21 Family Planning Perspectives 65, 67 (1989). 2 7 8 Douglas Kirby et. al. An Analysis oJ'U. S. Sex Education and Evaluation Methods, (Department of Health, Education, and Welfare. Public Health Service 1979). O 7Q
150
Które określają homoseksualizm jako ^boczenie". Zob. A. Kępiński.
HOMOFOBIA CZY TROSKA? Zamiast zastanawiać się nad trafnością często rozpowszechnianych uwag (np. we wspomnianym artykule w „Gazecie Wyborczej") o pozyty wnych wartościach artystycznych i kulturowych wypracowanych przez niektórych
homoseksualistów
(czy
tych,
których
z
niewiadomych
powodów jako takich zaklasyfikowano; „Gazeta Wyborcza" bez komen tarza przyjęła enuncjację o homoseksualizmie Sokratesa, co w świetle chociażby „Uczty" jest niepoważną historycznie opinią, znieważającą jeden z filarów kultury Zachodu), zajmę się dużo mniej wdzięcznym tematem. W
1986 roku A m e r y k a ń s k i e T o w a r z y s t w o
Psychologiczne
oraz
Amerykańskie Towarzystwo Zdrowia Publicznego (APHA) zapewniło Sąd Najwyższy, iż praktyki homoseksualistów nie pociągają za sobą żadnych psychicznych i fizycznych negatywnych skutków z d r o w o t n y c h . 2 8 0 Czy to rzeczywiście prawda? Odpowiedź na to pytanie ma również znaczenie dla każdej innej, a nie tylko amerykańskiej, części świata, skoro stał się on „globalną wioską", w której nieraz bezkrytycznie powiela się panujące w USA opinie. Dr Paul Cameron - uznany przez amerykańskie lobby homoseksualne za najniebezpieczniejszego człowieka w USA - opierając się na specjalisty cznych
medycznych
publikacjach
wykazał,
iż
przytoczona
opinia
Amerykańskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego jest nieprawdziwa, zwłaszcza odnośnie do homoseksualizmu praktyki
homoseksualistów
są
medycznym
mężczyzn: horrorem.281
Typowe seksualne Obejmują
one
wymianę śliny, kału, nasienia, krwi, doświadczenie rektalnej traumy z ogromną liczbą mężczyzn każdego roku. Przeciętny gej na Zachodzie ma od 10 do 110 partnerów rocznie. Najczęstszą praktyką jest „oral sex" połączony z konsumpcją nasienia w połowie w y p a d k ó w , co łączy się z otrzymaniem drobnoustrojów zawartych w krwi. 90 proc. uprawia „anal sex" (2/3 regularnie) a 80 proc. „fecal sex". 63 proc. londyńskich gejów (34% amerykańskich) uprawia również „sport" nazywany „fisting" (daruję czytelnikowi szczegóły tych praktyk, które nie były w użyciu jeszcze w cza sach raportów A. Kinseya). 23 proc. gejów zaangażowanych było także w „urine sex". Rezultatem tych wszystkich niehigienicznych (co najmniej) praktyk jest to, iż 66 proc. w Nowym Jorku (50 proc. w San Francisco, 56 proc. w T o r o n t o ) z a c h o r o w a ń w 1991 roku na zapalenie wątroby Z psychopatologii życia seksualnego. PZWL Warszawa 1988. (wydanie czwarte w 1992 roku). Tak też określa się homoseksualizm w podręczniku Przysposobienie do życia w rodzinie. Dz. cyt. s. 217. Jednakże z biegiem upływu lat czyni się to rzadziej (dostosowując się nie do nowych odkryć nauki w tym zakresie, ale tendencji światowych). Z. Lew Starowicz w 1989 roku nazwał homoseksualizm „dewiacją" (zob. tenże, Etyczne, społeczne i pedagogiczne problemy zachowań dewiacyjnych. W: „Pro i contra" (red. M. Kozakiewicz). Warszawa 1989, s. 183. 2 8 0 Amici curiae brief, in Bowers v Hardvich 1986. 2 8 1 What Homosexual Do. 1992. The Family Research Institute. Washington. Szereg danych na ten temat zawiera też cytowana już książka G. Antonio AIDS. Zmowa milczenia. 151
NA GRUNCIE WOLNOŚCI (A, B, C) dotyczy homoseksualistów. 70-78 proc. gejów ma za sobą choroby przekazywane drogą płciową. (Na temat związku homoseksualiz mu i AIDS już wspominałem). Średnia życia homoseksualisty w USA (obliczona przez dr. Camerona w oparciu o 5,371 nekrologów zamieszczonych w 16 homoseksualnych c z a s o p i s m a c h ) w y n o s i 39 lat, a wyłączając z tego przypadki śmierci na A I D S - 42 lata. 90 proc. używa narkotyków, 87 razy bardziej niż n i e h o m o s e k s u a l i s t a narażony j e s t na morderstwo, 25 razy na popełnienie samobójstwa. Wiedzą o tym (czasami) także homoseksualiści. Widzą w tym jednak niejednokrotnie powód do uznania. Edmund White w wydanej w 1980 roku książce reklamującej homoseksualizm „The Joy of Gay Sex" uważa nawet, iż gej powinien nosić swoje seksualnie przekazywane choroby jak czerwoną odznakę odwagi w wojnie przeciwko wrogiemu seksowi społeczeństwu. W ł a d z e w U S A często nie interweniują, b o w i e m jak wyraził się jeden z urzędników - nie chcą wpływać na alternatywny 282 styl życia. Dr Richard Isay - otwarty homoseksualista, przewodniczący homo seksualnego Komitetu Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego kategorycznie stwierdził, iż to nie homoseksualizm, ale „homofobia" (definiowana przez niego jako irracjonalna negatywna postawa w o b e c homoseksualistów) jest psychologiczną nienormalnością.283 Nie domaga się jednak dla tej „nienormalności" (homofobii) - w odróżnieniu od wszys tkich innych (nie tylko psychiatrycznych) schorzeń - w s p ó ł c z u c i a . 2 8 4 Ta psychiatria uznająca negatywną ocenę homoseksualizmu za „irracjo nalną", podobna jest do sowieckiej swej odmiany, która odmienny punkt widzenia traktowała nie jako propozycję do przedyskutowania, ale jako chorobę będącą źródłem irracjonalnych poglądów i zachowań. Cóż z konsekwencjami psychicznymi praktykowania homoseksu alizmu? Przywoływany tu kilkakrotnie doktor Cameron pokazał, iż nawet badania na ten temat prowadzone przez Evelyn Hooker - które ostatecznie spowodowały odwrót długoletniego stanowiska psychologii amerykańskiej uważającego h o m o s e k s u a l i z m za psychopatię czy też socjopatię wykazują istotną różnicę homoseksualistów wobec heteroseksualnych o s ó b . 2 8 5 Badania te zostały podjęte na prośbę homoseksualistów, którzy świadomi byli ich rangi dla ukształtowania swojego nowego wizerunku 2 8 2
David Horowitz. The Queer Fellows. „American Spectator". January 1993, p. 46. 283 Joseph Sobran. Is Homophobia a Disease?^: „Human Life Review", Fall z a : 1992, p. 85. 2 8 4 Joseph Sobran (zob. poprzedni przypis) zwraca uwagę, iż Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne w 1970 roku wycofało homoseksualizm z „psychologicznych nienormalności" na drodze głosowania. Jako nauka psychiatria różniłaby się zatem od innvch nauk, w których o prawdzie nie decyduje się większością głosów. 2 8 5 Zob. The Gay Ninenues, Dz. cyt. s. 31-38. 152
HOMOFOBIA CZY TROSKA? w oczach amerykańskiej społeczności. Stąd też sami wybrali spośród siebie odpowiednich reprezentantów. Pomimo to - j a k przyznała sama Hooker, zmierzająca mimo wszystko do potwierdzenia swej wyjściowej hipotezy o braku różnic pomiędzy homoseksualistami a heteroseksualną populacją - w i ę k s z o ś ć gejów niezdolnych była do p o w s t r z y m a n i a się od jawnie homoseksualnych fantazji podczas badań przy pomocy Testu Apercepcji
Tematycznej
i
Make-a-Picture-Story
Test.
Natomiast
heteroseksualiści od podobnego natręctwa byli wolni. Nawet tzw. monogamiczne związki homoseksualne są bardzo odległe od tego, co ma miejsce w związkach heteroseksualnych. Gejowska obycza jowość domaga się bowiem zwykle miana seksualnej obsesji. Wedle repor tażu w „New York Times" prowadzący „monogamiczne" życie tamtejszy gej raz w tygodniu noc spędzał jednak osobno. W ciągu dziesięciu lat wyniosło to pięciuset partnerów. Również z cytowanego już artykułu z „Gazety Wy borczej" dowiadujemy się, iż gawędzący z dziennikarką dobrze sytuowani, mieszkający od dwudziestu lat ze sobą, szpakowaci już panowie, zanim się poznali,
mieli
po
kilkuset
partnerów,
opowiadają o swoich męskich kochankach.
a
aktualnie
z
przyjemnością
Miewali nawet wspólnych.
Głośna decyzja Parlamentu Europejskiego przyznała homoseksu alistom prawo do adopcji dzieci. Problem ten poruszyłem już wcześniej, nie będę zatem jeszcze raz do niego wracał.
3. R a c h u b y polityków Coraz częściej uwagę odbiorców „Wiadomości" telewizyjnych kieruje się ku jakoby dyskryminacji zachodnich „gejów". Niektórzy nasi politycy j a k j u ż w s p o m n i a ł e m - twierdzą, iż ten p r o b l e m ma miejsce również w Polsce. Zofia Kuratowska wniosła propozycję zagwarantowania konsty tucją homoseksualistom prawa do życia ... w błędzie. Logika jest jednak taka, że trzeba również wtedy zadbać o „tolerancję" wobec jeszcze inaczej niż homoseksualnie „kochających". Dlaczego oni mieliby nie mieć tych samych praw co homoseksualiści? Dla większości pewną zagadką jest siła polityczna homoseksualistów. Wiadomo na przykład, iż wspomniana już decyzja Amerykańskiego Towa rzystwa Psychiatrycznego uważana jest za rezultat politycznego manewru „National Gay Task Force", a nie za efekt rozwoju badań n a u k o w y c h . 2 8 6 z
b
° Zob. Rachel Tingle. Gay Lessons. How Public Funds are used to promote Homosexuality among Children and Young People. 1986 London (Pickwick Books) s. 3. (Autorka cytuje studium Ronalda Bayera Homosexuality and American Psychiatry). Na ten temat zob. również: William Dannemeyer. Homosexuality: Shadow in the Land (San Francisco: Ignatius Press, 1990). Ten ostatni autor był kongresmenem, zna sprawę z pierwszej ręki. Zob. również: Marjorie Rosenberg. Jak wymyślono homoseksualistę. W: „W Drodze". 1992, nr 6. s. 92-100. 153
NA GRUNCIE WOLNOŚCI Szereg organizacji politycznych również bezpośrednio popiera „ h o m o seksualną mniejszość". N p . K o m u n i s t y c z n a Partia Wielkiej Brytanii 287 serdecznie powitała rozwój gay movement Podobną orientację ma również Socialist Workers' Party. W 1985 Labour Party opowiedziała się 288 za opracowaniem „praw" dla h o m o s e k s u a l i s t ó w , a Greater London Council przekazał 1 000 000 funtów dla zrzeszających gejów organi 289 zacji. Rezolucję Parlamentu Europejskiego - z lutego 1994, uznającą prawo homoseksualistów do zawierania małżeństw oraz adoptowania dzieci - zgłosili zaś Zieloni. Partia Demokratów w U S A w wewnętrznych wytycznych skierowanych do członków postuluje udzielenie większego dostępu przedstawicielom mniejszości seksualnych do władz partii na wszystkich jej szczeblach ( . . . ) . Wytyczne nakazują także, by przedsta wiciele „kochających inaczej" brali liczniejszy udział w szkoleniach partyjnych, działalności organizacyjnej itp. Chociaż u R e p u b l i k a n ó w takich instrukcji nie znajdziemy, trzeba zauważyć, że partia ta nie udziela najmniejszego wsparcia, wręcz dystansuje się od tych jej członków, którzy przeciwstawiają się coraz większym wpływom homoseksualnego lobby. Co więcej, wśród pracowników administracji byłego prezydenta George'a Busha wszelkie przejawy niechęci w stosunku do mniejszości seksualnych 290 pociągały za sobą natychmiastowe z w o l n i e n i e . Homoseksualiści amerykańscy również bardzo liczą na Clintona i poparli jego kandydaturę. (Nawet w „Polskim Z O O " Clinton wystąpił jako obrońca między innymi „mniejszości seksualnych"). Jak dotąd jednak nie udało mu się wywiązać ze swych zobowiązań i próba zagwarantowania gejom miejsca w amery kańskiej armii nie powiodła się. Tamtejsza prasa zwróciła również uwagę, iż aktualny prezydent - inaczej niż j e g o poprzednicy - nie przybył na wielkie spotkanie skautów, na którym między innymi ślubuje się bycie moralnie „straight" (przeciwieństwo „gay"). Mówi to wiele nie tylko o nowej administracji, ale również politycznej mocy zorganizowanego amerykań skiego h o m o s e k s u a l i z m u . 2 9 1 W s p o m n i a n a j u ż „ z m o w a milczenia" w sprawie A I D S również i w tych kręgach ma swoje źródło. „Flirt" niektó rych polityków ze środowiskiem homoseksualistów ponoć czasami ma u podstaw proste wyrachowanie. Na ślepo bowiem uwierzono Kinseyowi (i zorganizowanym homoseksualistom), iż 10 proc. amerykańskiej popu lacji to h o m o s e k s u a l i ś c i . 2 9 2 10 proc. - j a k zwraca uwagę wspominany 287
The British Road to Socialism. Communist Party of Great Britain. „ S u n d a y Telegraph", 6th October, 1985. 2 8 9 Zob. Tingle. Gay Lessons, Dz. cyt. 2 9 0 Opieram się na nie opublikowanym jeszcze fragmencie tekstu Macieja Zakrzewskiego. Autor podaje także wiele innych godnych uwag faktów. Korzysta z artykułu C. F. Horowitza. Homosexuality's Legal Revolution. W: „The Freeman". 1991, No. 5. 2 9 1 W. Murchison. Telling ItStraight W: „The Human Life Review". 1993, No. 4. p. 43. 2 9 2 Por. też: W. Murchison. Telling ItStraight Dz. cyt. p. 40-48 (zwłaszcza s. 45). 288
154
HOMOFOBIA CZY TROSKA? tu
niejednokrotnie
Paul
Cameron
-
stanowiłoby
potężną
grupę,
bo aż 25 milionów (w USA) wyborców, czyli więcej niż żydowska populacja w tym kraju (2.5%) i trochę mniej niż murzyni (12 p r o c ) . Zawyżenie liczby homoseksualistów do jednej dziesiątej populacji jest jednak bezpodstawne i opiera się tylko na - omawianych tu kilkakrotnie raportach K i n s e y a . 2 9 3 Wiadomo jednak, iż 20-25 proc. rozmówców Kinseya było więźniami (którzy - j a k wiadomo - w swoich obyczajach różnią się od nie mających konfliktu z prawem), inni zaś to bywalcy homoseksualnych barów i hoteli, co oczywiście nie stanowi właściwej próbki populacji. Reszta wypyty wanych przez amerykańskiego biologa to ochotnicy spośród studentów jego kursu. Poprosił o ich przebadanie znany psycholog amerykański Abraham Maslow i okazało się, iż o detalach swojego życia seksualnego skłonni są rozmawiać przede wszystkim osoby lubiące angażować się w seksualne „przygody", a więc mające swoistą biografię. Kinsey poinfor mowany o tym fakcie przestał się do M a s ł o w a odzywać. Pomeroy, w s p ó ł p r a c o w n i k i biograf Kinseya w s p o m i n a również, iż w y p y t y w a n i godzinami w i ę ź n i o w i e bardzo lubili te spotkania. Miały one b o w i e m miejsce przy suto z a s t a w i o n y m stole (również napojami i t y t o n i e m ) , a zatem w warunkach bardzo odległych od ówczesnej celi więziennej. Ponieważ n i e z a d o w o l o n y z w y p o w i e d z i amerykański badacz zdradzał zamiary z a k o ń c z e n i a miłej r o z m o w y , z d a n i e m Pomeroya, w i ę ź n i o w i e mówili zwykle to, co Kinsey chciał usłyszeć. Dr Paul Cameron poświęcił wiele lat badań nad wykazaniem nonsensowności przyjęcia tezy o 10 proc. populacji homoseksualistów w USA, do której wyraźnie nawiązują takie p r z y g o t o w y w a n e akty prawne j a k „Projekt 10" w amerykańskim Senacie. Żadne z cytowanych skrupulatnie kilkudziesięciu największych badań naukowych absolutnie nie potwier dza tych szacunków. Wysiłek Camerona nie poszedł na marne. Po wielu latach przemilczania tych zestawień, wreszcie w ostatnim czasie zostały ono szeroko rozpowszechnione w Stanach przez „Newsweek" oraz „The Wall Street Journal", czasopismo o największym zasięgu w tym kraju. Najnowsze dane (z Battelle Centers w Seattle, 1993 rok) potwierdzają tezę amerykańskiego lekarza. Tylko jeden procent z 3321 mężczyzn w wieku 20-39 lat przyznał się do wyłącznych związków homoseksualnych w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Również amerykański Census Bureau (raport opublikowany w 1993 roku w „USA Today") na 1990 rok zliczył - spis zrobiony na żądanie h o m o s e k s u a l n y c h aktywistów - nie 6 m i l i o n ó w homoseksualnych par, jak twierdzono i oczekiwano, ale tylko 157 400, czyli mniej niż j e d n a piąta j e d n e g o procenta wszystkich par w U S A . ^ ó Zob. P. Cameron. The Gay Ninenties. Dz. cyt. p. 5. Por. także. J. Reisman i inni.
Kinsey, Sey and Fraud. Dz. cyt. 155
NA GRUNCIE WOLNOŚCI Cameron sygnalizuje, iż te niedające się podważyć fakty spowodowały nawet zmianę taktyki homoseksualnych aktywistów, którzy teraz coraz częściej utrzymują, iż liczby nie są ważne. Widzimy zatem, iż pod płasz czykiem tolerancji można ukrywać coś, co tolerancją nie jest. Co j e s t natomiast posługującą się zakłamaniem obojętnością, czy też nawet wyra chowaniem. Obojętnością również wobec tych, którzy na pochyłą drogę homoseksualizmu wkroczyli. Często właśnie z pomocą „troszczących" się o tę tolerancję.
4. Satysfakcja kryterium oceny? Innym argumentem, jaki się często podaje na rzecz pozytywnej oceny aktów homoseksualnych, jest doznawana satysfakcja seksualna. W i e m y jednak, iż nie wszystko, co daje satysfakcję, uznajemy tym samym za godne wyboru. W przeciwnym bowiem wypadku - jak to sfor mułował Sokrates w rozmowie z Kalliklesem - życie człowieka-lamparta, który odczuwa wielkie swędzenie na całym ciele i może całe życie leżeć na plaży i tylko drapać się, należałoby uznać za godny człowieka i d e a ł . 2 9 4 A zatem również sama satysfakcja seksualna z realizacji homoseksualnej skłonności nie może stanowić wystarczającego argumentu, aby ewentual nie próbować usprawiedliwić uleganie jej. Jeżeli mielibyśmy ją pozytywnie ocenić, należałoby poszukać jakichś innych uzasadnień. W dyskusji z obrońcami homoseksualizmu należy jednak posługiwać się właściwą a nie drugorzędną argumentacją. Dla sformułowania negaty wnej oceny tych zachowań nie wystarcza tylko wskazanie na większą niż w związkach heteroseksualnych
trudność w znalezieniu w ł a ś c i w e g o
partnera czy też na zaburzone poczucie bezpieczeństwa tych ludzi, lub też pewne społeczne z ich strony zagrożenie (zwłaszcza dla dorastających). 2 9 5 Inne są bowiem główne kryteria moralnej oceny homoseksualizmu.
5. S a m o p a n o w a n i e a homoseksualizm? W ocenie homoseksualizmu należałoby też wpierw odróżnić samą skłonność h o m o s e k s u a l n ą od realizacji tej
skłonności.
Zjawiska te
czasami nie idą ze sobą w parze. Nie każdy, kto odkrywa w sobie taką z y 4
Gorgias 494 C, D, E. 295 Przysposobienie do życia w rodzinie. Wychowanie s. 218. Jeżeli chodzi o te społeczne zagrożenia ta opinia kryje się za twierdzeniem, iż „Dorośli homoseksualiści wykorzystują często uczucie osamotnienia i głód uczuć dorastających, oferując przyjaźń i bliskość, którą stopniowo pogłębiają w kierunku zbliżenia seksualnego. " Na s. 221 sygnalizuje się też pogląd (podkreśla się, iż jest on dyskusyjny), że między innymi homoseksualizm „pogłębia niektóre zjawiska z zakresu patologii społecznej, np. prosty tucję, zwłaszcza homoseksualną i dziecięcą, produkcję pornografii itd.". 156
HOMOFOBIA CZY TROSKA? skłonność, staje się c z y n n y m homoseksualistą, a nawet może się jej pozbyć. Różne są bowiem przyczyny zaistnienia homoseksualnej skłonności. Niektórzy uważają, iż decydują o tym jakieś czynniki fizjologiczne. Jednak w przeszłości nawet większość homoseksualistów była na ten temat innego zdania. Zwłaszcza współcześni homoseksualni aktywiści szeroko głoszą, iż urodzili się ze swoją skłonnością i z tego powodu nie mogą jej zmienić. Również i tę szeroko rozpowszechnianą opinię podważa między 296 innymi przywoływany już wcześniej dr Paul C a m e r o n . Wskazuje on na wyznanie Zygmunta Freuda, ojca psychoanalizy, który odkrywszy w sobie patologiczne skłonności homoseksualne poprzez samoanalizę przezwyciężył je. Te same poglądy podziela (zdaniem homo seksualisty, dr. Richarda Isaya, który j a k wspomniałem przewodniczy homoseksualnemu Komitetowi Amerykańskiego Towarzystwa Psychia trycznego) większość tamtejszych dynamicznie zorientowanych psychia trów i psychoanalityków. Opinie te próbuje się jednak podważyć poprzez często przywoływane i nagłośnione przez czołowe amerykańskie mass media badania Simona Le Vaya nad mózgami homoseksualistów czy też Baileya i Pillarda studia nad homoseksualnymi bliźniętami. Okazało się jednak, co w y k a z a n o w psychiatrycznej specjalistycznej literaturze, iż wyniki Le Vaya niewłaściwie zakładały porównanie ludzkich mózgów z mózgami szczurów i błędnie umiejscowiały analogiczne w nich regiony (SDN-POA u szczurów i S D N - P O A w mózgu ludzkim). Nie można zatem twierdzić, j a k ma to miejsce we wspomnianej już apologii homoseksu alizmu zamieszczonej w „Gazecie Wyborczej" (1993, 11. 06, Magazyn), iż Le Vay jest bezspornym autorytetem w swojej dziedzinie i nikt nie podważa prawdziwości jego wyników. Okazuje się ponadto, iż tylko 3 studia wskazują na mniejszy poziom testosteronu (męskiego h o r m o n u ) u męskich homoseksualistów, gdy tymczasem aż 20 różnych badań temu przeczy. A więc również nie hormony są odpowiedzialne za homoseksualizm. Badania nad bliźniętami ujawniają h o m o s e k s u a l n ą skłonność tylko u 25 proc. identycznych bliźniąt, a wielka ich liczba różni się w swej seksualnej orientacji pomimo wychowania w tym samym środowisku. Przeciwko tak popularnemu głoszeniu, iż geje „tacy się urodzili" Cameron między innymi przywołuje wiele badań, które wskazują na kilka krotne zmiany seksualnej orientacji u homoseksualistów: np. w e d l e danych z Instytutu Kinseya aż 84 proc. dokonało takiej zmiany chociaż raz, 60 proc. dwa razy, 32 proc. trzy, 13 proc. - pięć! Oczywiście cech niezmiennych, takich j a k kolor skóry czy oczu, nie da się nawet pięciokrotnie odwracać. The Gay Ninenties. Dz. cyt. s. 68-75. Por. uwagi na ten temat psychoanalityka amerykańskiego: Melvin Anchell. Sex and Insanity. 1983 Portland (Halcyon House) s. 77. 2 9 6
157
NA GRUNCIE WOLNOŚCI W rachubę zatem wchodzą inne czynniki jako wpływające na pow stanie homoseksualnej skłonności. Wielokrotnie mamy tu do czynienia z n e g a t y w n y m w p ł y w e m środowiska, wychowania
czy
np. w postaci n i e w ł a ś c i w e g o
też h o m o s e k s u a l n e g o
uwiedzenia.
Mówiliśmy już
na ten temat. Psychoanalitycy twierdzą, iż perwersje seksualne dorosłych są p r o d u k t e m negatywnych doświadczeń seksualnych we w c z e s n y m dzieciństwie. Freud np. uważał, iż we wszystkich przypadkach homosek sualizmu j e s t on o w o c e m takich właśnie p r z e ż y ć . 2 9 7 Ma to miejsce również w innego typu odwróceniach kierunku działania energii seksual nej. P a m i ę t a m y w s z a k z „Wyznań" J. J. Rousseau, iż j e g o inklinacje seksualne rozpoczęły się od chłosty, którą otrzymał j a k o o ś m i o l e t n i chłopiec. Podobnie też Sacher Masoch w dziewiątym roku życia był świad kiem sceny, która zadecydowała o jego perwersji. Na rozbudzenie homoseksualnych zainteresowań mogą też oddzia ływać wzorce współczesnej kultury, niejednokrotnie otwarcie obnoszące się ze swoim homoseksualizmem. Czasopisma takie j a k „Bravo", kiero wane do dzieci i młodzieży, pełne są szczegółów (i wyrażonego uznania) 0 biseksualnych i h o m o s e k s u a l n y c h u p o d o b a n i a c h r o c k o w y c h idoli. Kinsey natomiast zauważył, iż w grupach, które są przekonane o niemoralności h o m o s e k s u a l i z m u , j e s t
dużo
mniej
przypadków wcielania
go w życie Wreszcie:
poszukiwanie
coraz
to
nowych
s p o s o b ó w ugaszenia
rozbudzanych wciąż pragnień seksualnych może skierować również w stronę doświadczeń homoseksualnych. Nie realizowanie odkrytych w sobie skłonności h o m o s e k s u a l n y c h 1 brak o d p o w i e d z i a l n o ś c i za ich zaistnienie oczywiście nie zasługuje na moralną ocenę. W s z a k ocena ta może dotyczyć tylko tego, co sami świadomie i dobrowolnie (Courage),
zrzeszająca
czynimy. Jest nawet w U S A organizacja
osoby
o
skłonnościach
homoseksualnych,
które jednak (zachowując reguły Anonimowych Alkoholików) nie realizują tej skłonności. Inaczej natomiast p o w i n n o się ocenić homoseksualizm praktyko wany. Wprawdzie oczywiście należy zdystansować się wobec wszelkich form braku szacunku czy aktów przemocy wobec osób homoseksualnych, to jednak nie zwalnia nas to od jasnej negatywnej oceny ich seksualnej aktywności.
Pamiętamy
wszak,
iż
sensem
aktu
seksualnego
jest
wyrażenie wzajemnej miłości jako daru z siebie. Z istoty swojej to zjedno czenie odniesione j e s t również do możliwego rodzicielstwa, możliwego zaistnienia nowej osoby ludzkiej w tym akcie. Bez respektowania tego odniesienia niemożliwa jest też miłość jako całkowity dar z samego siebie z y /
Sigmund Freud. Three Essays on the Theory oj Sexuality, (cyt. za. M. Anchel.
Whats Wrong With Sex Education? Dz. cyt. s. 14.). 158
HOMOFOBIA CZY TROSKA? oraz jedność dwojga. Jedność będąca owocem tego obustronnego daru z siebie. Aktywność homoseksualna nie realizuje tego znaczenia seksual ności. Przestając respektować ukierunkowanie aktu seksualnego na możliwość prokreacji przekreśla możliwość realizacji miłości w tym akcie. Sygnalizowany przez psychologów typowy dla homoseksualistów (większy niż w związkach heteroseksualnych) lęk przed utratą partnera jest jednym z sygnałów tego stanu rzeczy. W dokumentach watykańskich dotyczących h o m o s e k s u a l i z m u do czego p o w r ó c i ł Jan Paweł II komentując decyzję Parlamentu Europejskiego - zwraca się uwagę na częste poważne poniżenie homosek sualistów. A mianowicie przekonuje się ich niejednokrotnie, iż nie są wolni, że nie potrafią panować nad swoją skłonnością, bo np. tacy się urodzili. W podręczniku dla w y c h o w a w c ó w „Przysposobienie do życia w rodzinie" twierdzi się, iż konieczna jest pomoc w akceptacji przez daną osobę tej orientacji. (...) Wychowanie seksualne powinno podkreślać (...) potrzebę akceptacji tej formy zachowań.296 T a k i e poglądy stanowią poniżenie homoseksualistów, ponieważ ograniczenie czy zniesienie naszej wolności oznacza upośledzenie nas w naszym człowieczeństwie. Być człowiekiem znaczy między innymi być wolnym. Jednakże nikt nas nigdy nie zwolni od trudu zdobywania tej wolności. Również osoby homoseksualne nie mogą nie walczyć o własną wolność w o b e c swojej skłonności. Nie w i a d o m o , dlaczego tylko one miałyby być odsunięte od zadania samopanowania. Członkowie wspom nianej j u ż amerykańskiej organizacji Courage (Odwaga) pokazują, iż nie jest to zadanie niewykonalne. Potwierdzają to również wspomniane już powyżej wyniki badań psychologicznych, które wykazały możliwość zmiany homoseksualnej s k ł o n n o ś c i . 2 9 9
Przysposobienie do życia w rodzinie. Wychowanie, s. 140. Potwierdzili to także amerykańscy seksuolodzy William H. Masters and Virginia Johnson („Daily Telegraph" April 18, 1979). Por. Victor Cohn. Homosexuals not IH, Therapists Say. „Washington Post". April 17. 1979. Cyt. za: Rachel Tingle (Gay Lessons. Dz. cyt. s. 2-3). z y o 2 9 9
159
Część IV
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZAŻYCIE
NietiTidno zauważyć, iż seks poza miłością małżeńską jest śmiertelnie poważną sprawą: życie własnego syna czy córki, które zawsze może być zapoczątkowane w takim związku, zostaje złożone w ręce osoby, nie dają cej jeszcze żadnych realnych gwarancji życzliwości wobec tego dziecka. Decydując się na taki związek z góry wyraża się zgodę, iż może on zakończyć się tragicznie dla dziecka: że może ono być zabite przez drugą osobę. Głośną sprawą w 1994 roku stała się prośba włoskiego studenta o pośrednictwo Jana Pawła II w ratowaniu swojego dziecka, poczętego z kobietą, która podjęła decyzję o aborcji W 1991 skazano w stanie New Jersey (USA) Alexandra Loce za próbę uchronienia od śmierci swojego 8-ty go dniowego nie narodzonego dziecka, które matka chciała zabić. Loce wraz z innymi 14 przyjaciółmi w wyznaczonym dniu aborcji przykuł się łańcuchami w sali operacyjnej kliniki aborcyjnej. Aresztowano ich wszy stkie}}, dziecko zabito.300 Zwykle jednak sytuacja jest odwrotna: ostatnim żądanym „dowodem miłości" ma być zabicie poczętego „z miłości" (?) własnego dziecka... Bez względu na to, czy ten właśnie aspekt problemu ma się na myśli, jednym z często formułowanych celów wychowania seksualnego jest również wychowanie szacunku do życia dziecka poczętego możliwego owocu miłości pomiędzy mężczyzną i kobietą. W praktyce jednak bardzo różnie się ten cel realizuje. Na. gruncie omawianych już koncepcji tego wychowania, które starają się ominąć aspekt etyczny podej mowanych zagadnień, cel ten sprowadza się do odwodzenia od aborcji poprzez wskazanie jej negatywnych zdrowotnych i psychologicznych skutków dla kobiety.30^ Takie jednak ujęcie jest niezadowalające, bowiem w przypadku aborcji w rachubę - jak wiadomo - wchodzą jeszcze inne (i bardziej podstawowe) wartości niż własne zdrowie (czy nawet własne życie) i własna równowaga psychiczna. Również całkiem inny efekt wychowawczy osiąga się w zależności od przyjętej perspektywy. Na przykład wiadomo, iż z punktu widzenia psychologicznego świadomość powikłańpoaborcyjnych może być nawet czynnikiem usprawiedliwiającym podjęcie tego czynu („zasłużona kara", co zmniejsza psychiczne napięcie). Trzeba zatem sprawę tę postawić w szerszym wymiarze.
3 0 0
Zob. Jan Bilewicz. Radość czystej miłości. Poznań 1993 (Wyd. Fundacja „Głos dla Życia") s. 36. Sprawa ta tak została postawiona np. w podręczniku Przysposobienie do życia w rodzinie, Dz. cyt.
162
Wielokrotnie zwracamy uwagę w naszej pracy, iż czynnikiem wycho wującym (również w interesującej nas kwestii) jest cale społeczeństwo. Dokonuje tego oczywiście w bardzo różny sposób. Między innymi poprzez stanowienie prawa. Jest ono bowiem również drogowskazem postępowa nia. Stąd też obok moralnej oceny aborcji konieczne jest uwzględnienie w naszych rozważaniach również jej aspektu prawnego. Sukces wychowawczy zależy bowiem w tej sprawie od właściwej koordynacji obu tych czynników wychowawczych. Podjęte teraz zagadnienie jest oczywiście bardzo szerokie i wyma gałoby osobnego rozważenia.302 Skupię uwagę - zgodnie z perspektywą przyjętą w całości pracy - tylko na prezentacji argumentacji, która pozwala udźwignąć tezę, iż seks w polu odpowiedzialności za życie oznacza bezwarunkowy respekt dla życia poczętego człowieka. Nie zapominajmy również, iż propaganda aborcji nieraz stawia sobie daleko idące cele. Giselle Animi, b. minister we Francji, należąca do masonerii, podczas pewnego kongresu nie ukrywała: „Chcemy zniszczyć rodzinę i aby zniszczyć rodzinę, chcemy najpierw i musimy zniszczyć najsłabsze ogniwo rodziny, jakim jest jeszcze nie narodzone dziecko".303
ÓUZ literaturze polskiej szeroko tę sprawę omawia książka Aborcja. Pytania i odpowiedzi J. i B. Willke. Gdańsk 1990 (książka miała 15 wydań na całym świecie) oraz J. Toulata Sztuczne poronienie - wyzwolenie czy zbrodnia. Paryż 1973. 3 03Cyt. z a : Schooyans. Rodzina w kontekście problemów demograficznych. Dz. cyt. s. 44.
163
I
Moralny aspekt aborcji Dyskusja nam moralnymi aspektami aborcji posiada-jak wiadomo szereg różnych wątków. Potrzeba je kolejno rozważyć.
1.
R a z jeszcze karta katolicka
Należy wyraźnie stwierdzić - wbrew często r o z p o w s z e c h n i o n y m opiniom - iż moralna ocena aborcji jest niezależna od takich czy innych przekonań religijnych. Aprobata dla aborcji nie da się jednak pogodzić z żadną autentyczną postawą religijną. Bóg jest Dawcą istnienia, a więc godząc w ludzkie życie w sposób szczególny uderzamy w j e g o D a w c ę . Inaczej na ten temat zdaje się sądzić „Gazeta Wyborcza" z dużą życzliwością zamieszczająca głosy rozmaitych „ale-katolików" (=jestem katolikiem, ale...). W Magazynie „GW" (kwiecień'94) redakcja nawet całą stronę przeznaczyła na wywiad z Frances Kissling, kierującą amery kańską organizacją Catholics for Free Choice. Pani ta chociaż sporo mówiła o swoim życiu, to jednak pominęła szereg ważnych dla czytelnika faktów, o których wiadomo skądinąd. C F F C znamy w Polsce j u ż od kilku lat. Staraniem tej organizacji ukazała się w j ę z y k u polskim broszura Jane Hurst „Historia aborcji w K o ś c i e l e k a t o l i c k i m " 3 0 4 , gdzie próbuje się przekonać czytelnika, iż aborcja powinna być uważana przez katolików za dobrodziejstwo. Współczesne stanowisko Kościoła katolickiego jednoznacznie i mocno potępiające aborcję jakoby nie znajduje wystarczającego uzasadnienia ani poparcia w wielowiekowej myśli katolickiej. Bliższe j e d n a k przyjrzenie się pracy Jane Hurst pokazuje bezpodstawność tych tez. „Historia aborcji w Kościele k a t o l i c k i m " 3 0 5 została wręczona polskim parlamantarzystom w czasie poprzedzającym sejmowe debaty na temat prawnej ochrony dziecka poczętego. Broszura ta służyć miała rozbiciu 3 0 4
Jane Hurst. Historia aborcji w Kościele katolickim. Warszawa 1991. Wyd. Polskie Stowarzyszenie Feministyczne, „Pro Femina". o u o Zająłem się tym w artykułach: Katolicy-histoiia-aborcja. „Słowo Powszechne", nr 24. sierpień 1992. oraz Współczesność a przeszłość. „Słowo Powszechne", nr 25. wrzesień 1992. 165
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA ŻYCIE wizerunku jedności świata katolickiego. Taktykę tę dobrze opisał słynny Bernard N a t h a n s o n . 3 0 6 Z a n i m nakręcił głośny film „Niemy krzyk" i stanął z d e c y d o w a n i e po stronie życia był założycielem największej w USA organizacji na rzecz legalizacji aborcji / N A R A L / . Przyczynił się w ten sposób do wprowadzenia w 1973 roku ustawy aborcyjnej w tym kraju. Aby osiągnąć swój cel, jego organizacja w odpowiedni sposób manipulowała opinią publiczną. Jednym z głównych środków była tzw. karta katolicka, która polegała na e k s p o n o w a n i u grupy „katolików" przychylnych aborcji, aby w ten sposób „zmiękczać" sumienia tych, którzy w imieniu swojej wspólnoty mieli ponieść ciężar rozstrzygnięć prawnych. Nic zatem dziwnego, że ten scenariusz próbuje się powtórzyć w Polsce. 25 lipca 1992 roku podczas historycznej
debaty
sejmowej
dotyczącej
prawnej
ochrony
dziecka p o c z ę t e g o j e d n a z p r z e c i w n i c z e k tej ochrony poparła swoje stanowisko istnieniem organizacji CCFC (czyli Katolików za Zabijaniem Nie Narodzonych Dzieci). Wprawdzie w przedmowie do „Historii aborcji w Kościele katolickim" Catholics
for a Free
Choice
określają
się j a k o
ludzie czystej wiary,
to jednak stanąwszy po stronie gwałtu wobec człowieka przed narodze niem znajdują się poza obrębem wspólnoty katolickiej. Wbrew też przyjętej przez siebie wizytówce CFFC nie j e s t popierana w żaden sposób przez Kościół k a t o l i c k i . 3 0 7 Fundusze dla swej działalności znajduje natomiast wśród antykatolickich sił, takich jak: unitarianie (Fundacja Veatcha, antykatoliccy fanatycy), przemysł „porno" („Playboy"), fundacje: Forda, Sunnena (przemysł antykoncepcyjny), Gunda, Schermana, Rockefellera (rządzący tymi fundacjami głośni są ze swoich antykatolickich pozycji). W 1983 roku dochód C F F C w y n o s i ł ćwierć miliona dolarów, z czego 97 procent pochodziło od wyżej wymienionych organizacji. CFFC została założona w N o w y m Jorku w 1970 roku. Początkowo kierowana była przez ex-jezuitę, a od 1980 roku jej dyrektorem j e s t Frances
Kissling.
Zanim
mianowała
siebie
katolicką liderką była
dyrektorem National Abortion Federation, która jest organizacją nie dla sympatyków 3 0 6
i
teoretyków
aborcji,
ale
dla
samych
aborcjonistów.
Bernard Nathanson. O legalizacji sztucznych poronień w USA. W: „Ethos" 11/12 1990. 3 0 7 Zob. J. Cavanaugh O'Keefe. The Power of Death in Brazil W: „HLI Reports" Vol. 7, No. 12, p. 2. James A. Miller. The condom worshippers. „HLI Reports". August 1990 p. 9. Paul Marx. Confessions of a Prolife Missionary. 1988 „Humań Life International" Gaithersburg, Maryland, p. 157. Tenże Fighting for Life. 1989 „Humań Life International". Gaithersburg, Maryland, p. 187. Donna Steichen. Ungodly Rage. The Hidden Face of Catholic Feminism. Ignatius Press. San Francisco 1991. Richard Doerflinger. Who Are Catholics for a Free Choice? (supplement „Catholic League Newsletter" 13, No. 2. p. 1-4. Zob. także Joan Turner Beifuss. Pro-Choice Catholics Reap Widespread Publicity. „National Catholic Reporter". Jan. 11, 1985, p. 4. 166
MORALNY ASPEKT ABORCJI Prowadziła też trzy kliniki aborcyjne w Nowym Jorku. Pomagała również w zakładaniu tego typu nielegalnych „klinik" również we W ł o s z e c h i w M e k s y k u . W 1984 CFFC stała się głośna poprzez wykupienie dwustronicowych ogłoszeń w „New York Times", z których każde koszto wało 10 000 dolarów. Ogłoszenia te miały informować społeczeństwo amerykańskie o istnieniu jakoby katolickiej opcji za aborcją. Potężne fundusze umożliwiają C F F C prowadzenie działalności w wielu rejonach świata. W kilku krajach episkopat zmuszony był zatem oficjalnie zdystansować się w o b e c poczynań tej organizacji. Frances Kissling przybyła również na niedawną światową konferencję w Rio de Janeiro poświęconą problemom środowiska i rozwoju (1-12 czerwca 1992). Usiłowała przekonać słuchaczy, iż Watykan jest ślepy na problemy populacyjne. Przedstawiciele CCFC - za pośrednictwem Zbigniewa Lwa Starowicza - zaproponowali pewnym akademickim środowiskom w Polsce swojego wykładowcę, który bezpłatnie miałby informować o godziwości zabijania nie narodzonych dzieci i zgodności tego czynu nie tylko z nieza leżnym od opcji religijnej sumieniem, ale także z sumieniem katolika. Swoją wizję katolicyzmu Kissling wyłożyła jasno parę lat temu otwie rając konferencję dwóch największych w USA proaborcyjnych organizacji. Jej zdaniem Katolicy nigdy nie słuchali Kościoła, ale zawsze robili to, co chcieli robić. Jest to zatem „katolicyzm" na miarę własnych chęci i właściwie każdy mógłby się takim katolikiem nazwać. Poświęcenie Frances Kissling całej strony Magazynu „Gazety Wyborczej" łącznie z dużym zdjęciem liderki może niektórych zaskoczyć, skoro jak dotychczas żadna katolicka organizacja nie otrzymała na tych łamach tyle miejsca. Wiadomo również, iż „GW" reprezentuje inny punkt widzenia niż katolicki. Skąd zatem to zainteresowanie „katolikami" optującymi za zabijaniem nie narodzonych dzieci? Odpowiedź jest prosta. Zainteresowanie panią Kissling zbiegło się z kampanią z w o l e n n i k ó w zabijania nie narodzonych o podjęcie przez Sejm tzw. ustawy aborcyjnej. Liczy się widać na „kartę katolicką"...
2.
Aborcja zabójstwem człowieka
Sprawą podstawową dla moralnej oceny tzw. aborcji jest oczywiście rozstrzygnięcie, czy jej „obiekt" jest - czy też nie jest - człowiekiem. Wszak z punktu widzenia moralnego jest zasadnicza różnica pomiędzy zabiciem człowieka a zjedzeniem marchewki, wycięciem dębu czy złowieniem ryby. Przeoczą to czasami ruch obrony życia zwierząt. W swojej logice nie powinien iść w kierunku zamazania tej różnicy, bo wtedy podcina gałąź, na której s i e d z i ) 3 0 8 , np. Peter Singer, intelektualny ojciec ruchu P. Singer. PracücalEihics. 1979, p. 97.
167
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA ŻYCIE praw zwierząt, uważa, że zabicie szympansa jest większym złem niż zabi cie poważnie upośledzonego człowieka, który nie jest osobą. W s p ó ł c z e ś n i e stosunkowo najrzadziej usprawiedliwia się aborcję przez twierdzenie, że nie jest to zabójstwo człowieka (przynajmniej do pewnego czasu). Tak natomiast twierdził w latach międzywojennych Tadeusz Boy-Żeleński, wedle którego płód nie może być uważany za orga 309 nizm, ale za „część matki". Tą samą linią argumentacji idzie również znane hasło feministyczne: mój brzuch należy do mnie. Nieprzypadkowo jednak jest to najmniej dzisiaj uczęszczana droga argumentacji za dopuszczalnością aborcji. Głoszenie takiego poglądu jest bowiem niezgodne z wynikami współczesnej nauki, która nie zna jakiegoś innego momentu powstania organizmu ludzkiego jak moment poczęcia. Nic zatem dziwnego, iż w podręczniku „Biologia i higiena człowieka" dla V I I klasy czytamy Życie człowieka nie zaczyna się w chwili jego przyjścia 310 na świat, ale już w momencie zapłodnienia (s. 1 0 4 ) . Dla współczesnej nauki jest niepodważalne nie tylko to, iż brzuch każdego należy do jego posiadacza, ale także to, że dziecko nie jest częścią tego brzucha. Wszak to właśnie w momencie poczęcia powstaje nowa isto ta - całkowicie odrębna od organizmu matki - która posiada specyficzny dla człowieka kod genetyczny, wyznaczający cały dalszy rozwój tej istoty. W chwili poczęcia Zostają zdeterminowane ogólne kształty charakterysty czne dla homo sapiens, jak również płeć i indywidualne cechy somatyczne: kolor oczu, włosów i skóry, rysy twarzy, budowa ciała, tendencja do wysokiego lub niskiego wzrostu, otyłość lub astenia, krzepkie zdrowie lub skłonność do pewnych chorób. Dziecko dziedziczy niewątpliwie również predyspozycje do takiego czy innego temperamentu i inteligencji.311 Cały dalszy rozwój człowieka jest zaś procesem ciągłym, stąd też proponowany czasami - wybór któregoś innego momentu jako przejścia do stanu „bycia już człowiekiem" jest całkowicie arbitralny. Każda kon cepcja początków naszego człowieczeństwa lokująca go poza momentem poczęcia (np. widząca ten początek w momencie pierwszego poruszenia, posiadania ludzkiego kształtu, zdolności samodzielnego istnienia poza organizmem matki, momencie urodzenia czy tuż po urodzeniu) prowadzi również do absurdalnych konsekwencji. Z grona ludzi musielibyśmy wtedy w y e l i m i n o w a ć nie tylko człowieka do pewnego wieku życia, 3 0 9
T. Boy-Żeleński. Piekło kobiet Warszawa 1958. Na uwagę zasługuje w kontekście tej problematyki książka Doroty Kornas- Bieli Wokół początku życia ludzkiego Nasza Księgarnia, Warszawa 1993 (zatwierdzona przez MEN do użytku szkolnego). Znajdujemy tu również fakty na temat rozwoju psychicznego dziecka, który ma miejsce jeszcze przed urodzeniem. Zob. również D. Kornas-Biela. Z zagadnień psychologii prenatalnej. W: „W imieniu dziecka poczętego". Red. J. W. Gałkowski i J. Gula. Rzym-Lublin 1991 s. 25-52. 3 ^ Geraldine Lux Flanagan. 9 pierwszych miesięcy życia. Warszawa 1972. 3 1 0
168
MORALNY ASPEKT ABORCJI ale również i innych - całkiem już dorosłych - ludzi. W s z a k gdybyśmy mieli stawać się ludźmi np. w m o m e n c i e zdolności do samodzielnego istnienia poza organizmem matki, to oczywiście żyjący dzięki sztucznej nerce również nie mogliby być uznani za ludzi, skoro nie są zdolni do samodzielnego istnienia. Podobnie trzeba by i niemowlętom odmówić człowieczeństwa, gdyż i one nie są w stanie żyć samodzielnie. Dobrą krytykę tych koncepcji początku ludzkiego istnienia przeprowadzają zresztą niejednokrotnie sami czołowi zwolennicy dopuszczalności aborcji. 312 Nic zatem dziwnego, iż wybitni przedstawiciele współczesnej nauki wypowiadają się jednomyślnie w omawianej sprawie. Prof. E. Blechsmidt (dyr. Instytutu Anatomii Uniwersytetu w Gotingen w Niemczech) twierdzi: Człowiek jest już człowiekiem od momentu, gdy męski plemnik zapłodni żeńską komórkę jajową. Dr med. C. E. Koop (US Surgeon General w U S A ) : Od chwili uzyskania naukowych dowodów z badań „dzieci z probówki" wiemy, że życie zaczyna się w momencie poczęcia. Zycie każdego z nas zaczyna się w bliżej nieokreślonym i umykającym uwagi momencie, kiedy plemnik wślizgnął się do dojrzałej komórki jajowej313 Prof. J. Lejeune, kierownik Katedry Genetyki w Uniwersytecie R. Descartesa w Paryżu, twierdził zaś: Przyjęcie za pewnik faktu, że po zapłodnieniu powstała nowa istota ludzka nie jest sprawą upodobań czy opinii. Ludzka natura tej istoty od chwili poczęcia do starości nie jest metafizycznym twierdzeniem, z którym można się spierać, ale zwykłym faktem doświadczalnym.3^^ Prof. K. Bożkowa (dyr. Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie): Rozwój dziecka zaczyna się nie w chwili jego urodzenia, lecz w momencie poczę cia.31^ Można by tu jeszcze przytoczyć opinię Komisji Praw Człowieka (z listopada 1985 i marca 1986), która wyraźnie stwierdziła, iż Wiemy już, że życie istoty ludzkiej zaczyna się w chwili zapłodnienia jajeczka. 3 1 6 Czasami usiłuje się w nas zachwiać przekonanie, iż w omawianej sprawie należy oddać głos współczesnej nauce. T w i e r d z i się b o w i e m niekiedy (mniej czy bardziej bezpośrednio), iż raczej winniśmy posłuchać głosu starożytnych i średniowiecznych p r z y r o d n i k ó w . 3 1 7 A w szczegól ności, że powinniśmy przyjąć z uznaniem królowanie w starożytności 3 1 2
Zob. Z. Szawarski. Etyka a przeiywanie ciąży. W: „Etyka" 1978, nr 16, s. 51-79. Sprawę tę podejmuje również - tym razem przeciwnik „przerywania ciąży" - Janusz Gula w artykule Problem człowieczeństwa człowieka nie narodzonego. W: „W imieniu dziecka poczętego". Dz. cyt. s. 146-159. 0 1 0 R. Rugh, L. B. Shettles. Od poczęcia do narodzin. PZWL Warszawa 1988, s. 27. 3 1 4 „Wiedza i życie". 1986, nr 11 s. 8. 3 1 5 Zdrowie rodziny. Red. prof. K. Bożkowej i dr med. A. Sitko. PZWL Warszawa 1988, s. 27. 3 1 6 Cyt. za: M. Schooyans. Aborcja a polityka. Dz. cyt. s. 55. 3 1 7 Takie stanowisko prezentowane jest we wspomnianej już broszurze Histońa abor cji w Kościele katolickim wydanej przez „Catholics for a Free Choice". 169
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA ZYCIE i średniowieczu opinii Arystotelesa. W e d ł u g tego greckiego filozofa mężczyźni stają się ludźmi w 40 dni od poczęcia, a kobiety w 90 dniu. Do tego czasu embrion - jak pisze Arystoteles w swojej „Zoologii" - stanowi tylko
niezróżnicowaną masę ciała.
Taka opinia Arystotelesa i jego następców była wynikiem ówczesnego rozwoju - czy też niedorozwoju - nauk przyrodniczych. W p r a w d z i e Arystoteles jest w dalszym ciągu o g r o m n y m autorytetem w dziedzinie filozofii, to jednak jego poglądy przyrodnicze należą tylko do historii nauki. Nieznajomość rozwoju embrionalnego człowieka przez Stagirytę traktuje my dzisiaj ze zrozumieniem - chociaż nie z uznaniem - tak jak powszechne przyjmowanie w ówczesnych czasach systemu geocentiycznego. Bez oddania głosu współczesnej nauce w celu rozstrzygnięcia kwestii, czy
płód jest
człowiekiem,
jesteśmy
zatem
skazani
na
ferowanie
żenujących dla współczesnego naukowca opinii.
3.
Może aż człowiek? Pomimo tego wyraźnego stanowiska współczesnej nauki wielu zwolen
ników zabijania nie narodzonych dzieci twierdzi, iż,
nie
wiemy,
w którym m o m e n c i e stajemy się ludźmi. Czy gdyby nawet zgodzić się na tę tezę (chociaż - powtarzam - byłoby to wbrew stanowisku współczes nej nauki), to czy wynika stąd, iż aborcja byłaby w sensie moralnym usprawiedliwiona? Czy byłaby mniejszym złem, od aborcji w sytuacji, kiedy dysponowalibyśmy p e w n o ś c i ą co do człowieczeństwa płodu? Gdyby takie wątpliwości - z j a k i c h p o w o d ó w ? - j e d n a k w kimś powstały, to oczywiście nie mogą one stanowić przesłanki dla moralnej i prawnej akceptacji aborcji. Przesłanki dla uznania jej za coś mniej złego niż zabójstwo człowieka. Jest to o c z y w i s t e
dla każdego, kto ilekroć
będąc na p o l o w a n i u zawsze odkłada strzelbę, o ile nie ma pewności, i ż poruszający się obiekt z
pewnością
nie
jest
człowiekiem.
Jeżeli zatem ktoś twierdzi, iż nie wie, czy płód jest człowiekiem, to oczy wiście nie wolno mu dokonać czynu (oraz prawnie go usankcjonować), któiy co najmniej - powtarzam co najmniej - może być z a b ó j s t w e m aż człowieka. O tym wszystkim jakby z a p o m n i a ł Nicolaus L o b k o w i c z ,
rektor
Katolickiego Uniwersytetu w Eichstatt, który na łamach polskiej prasy („Gazety Wyborczej" i „Tygodnika Powszedniego") próbował przekonywać polskich katolików, iż nie powinni opowiadać się za prawnym zakazem zabijania 3 1 8
nie
narodzonych
dzieci.318
W
tekście
z
„Tygodnika
Kościół nie jest mścicielem zła. W: „Gazeta Wyborcza" 29/30 06. 1991; Zapędzony w narożnikW: „Tygodnik Powszechny" 45(1991) nr 48. s. 4, 6, 8. Tezy Lobkowicza poddane zostały krytycznej dyskusji przez Tadeusza Stycznia {Prawo - mścicielem czy obrońcą? W: „Słowo Powszechne" 8. 08. 1991, s. 1,2, 4), Tadeusza Ślipke (Za czy przeciw życiu. 170
MORALNY ASPEKT ABORCJI P o w s z e c h n e g o " oparł on b o w i e m ocenę moralną aborcji na pewnej przesłance wziętej z Objawienia: na wierze w nieśmiertelność duszy. Jego zdaniem
dopiero wtedy
Oczywiste jest jednak,
może
to być
sprawa
śmiertelnie
poważna.
że jeżeli dla uznania aborcji za morderstwo
potrzebna jest wiara w istnienie nieśmiertelnej duszy w dziecku poczętym, to oczywiście potępienie i każdego innego zabójstwa musiałoby zakładać tę wiarę. Co więcej, nawet gdyby zgodzić się, że tylko w oparciu o Objawienie możemy uznać aborcję za morderstwo, to również i dla niewierzącego musiałaby to być „śmiertelnie poważna sprawa"! Jeżeli b o w i e m tylko z Objawienia można by wiedzieć, czy płód jest czy też nie jest człowiekiem (a nie w oparciu o jakieś inne źródło w i e d z y ) , to oczywiście sytuacja niewierzącego jest identyczna z powyżej wspomnianą sytuacją myśliwego na polowaniu.
4. Dziecko j a k o skutek gwałtu Niezależnie od stanowiska w sprawie człowieczeństwa płodu (a więc nawet przy założeniu, iż jest on człowiekiem) wyróżnia się czasami kilka konfliktowych sytuacji, które mają usprawiedliwiać aborcję. W rachubę wchodzić tu ma jakoby wyższe dobro, w imię którego mniejszym złem miałoby być zabójstwo nie narodzonego dziecka. Wymienia się zazwyczaj kilka takich dóbr. Jedno z nich to dobro zgwałconej kobiety. Jak w i a d o m o , dziecko, które miało nieszczęście być poczęte nie z miłości, ale wskutek gwałtu (czy też - ogólniej mówiąc - przestępstwa) niczym obiektywnie nie różni się od każdego innego dziecka. Wartość naszego życia nie jest zależna od kondycji moralnej naszych rodziców. Z tego też p o w o d u dziecku „z gwałtu" przysługują te same prawa, co i innym, zwłaszcza zaś prawo do ż y c i a . 3 1 9 Z pewnością sytuacja kobiety zgwałconej, która stała się skutkiem tego matką, wiąże się z poważnym emocjonalnym obciążeniem kobiety, chociaż - jak twierdzą amerykańscy psycholodzy W większości przypadków problemy ciężarnych ofiar
wywodzą
się
bardziej
z
dramatu gwałtu
niż
z
samej
ciąży.320
Pokłosie dyskusji Kraków-Warszawa 1992), Józefa Tischnera [Ludzie z mrokiem w sercu oraz Próba wyjaśnień W: „Tygodnik Powszechny" 45(1991) nr 28) oraz niżej podpisanego (Katolicy a aborcja W: „Słowo Powszechne" nr 1 1992 „Obrona życia".) 3 1 9 J. i B. Willke. Aborcja. Pytania i odpowiedzi Dz. cyt. s. 164. 3 2 0 inaczej trzeba by jednak ocenić postępowanie lekarza (opisane w powieści M. Choromańskiego, Zazdrość i medycyna), który dokonując operacji np. wyrostka robacz kowego wykrywa fakt ciąży pozamacicznej i wtedy dokonuje wycięcia jajowodu. W tym wypadku mielibyśmy - jak się wydaje - do czynienia z bezpośrednim zabiciem dziecka, bowiem jego śmierć musiała by być bezpośrednio zamierzona, skoro zły skutek (śmierć dziecka) wystąpił wcześniej niż dobry (uratowanie życia matki, które nie było bezpośrednio zagrożone). Znane są ponoć również przypadki donoszenia ciąży pozamacicznej i urodzenie dziecka, ale dopiero po urodzeniu dowiadywano się o patologicznym umiejscowieniu dziecka. 171
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA ŻYCIE Jednakże fakt, iż dopuszczenie do urodzenia tego dziecka jest ewentualnie źródłem psychicznych cierpień dla matki, nie jest żadnym uzasadnionym powodem
dla
dopuszczalności zabicia go.
Jest b o w i e m
oczywiste,
iż nie j e s t g o d z i w e próbować uwolnić się od przeżywanych k ł o p o t ó w życiowych za cenę zadania śmierci swojemu bezbronnemu i niewinnemu dziecku. Cóż to za wolność, którą się tutaj oferuje, kiedy do jednej tragedii dodaje się tej kobiecie drugą? Z ofiary gwałtu czyni się ją samą spraw czynią gwałtu na swoim dziecku i obciąża się ją tym samym straszliwym brzemieniem. Jeżeli zatem życie dziecka poczętego w wyniku przestępstwa niczym się nie różni od życia każdego z nas, przysługują mu te same prawa, co życiu każdemu z nas. Nasi bliźni - j a k wiadomo - przysparzają nam rozmaitych cierpień psychicznych (i vice v e r s a ) . Któż j e d n a k uzna za moralnie godziwe zabicie swojego uciążliwego i z n i e n a w i d z o n e g o sąsiada tylko dlatego, aby uwolnić się od cierpienia widzenia go? Zabicie tak właśnie poczętego dziecka oznacza również kulminację przemocy. Nie tylko zostało ono skrzywdzone przez to, że nie z miłości, ale z przemocy przyszło na świat. Oprócz tego u zarania jego istnienia zadaje mu się kolejny gwałt. Na żywo, kawałek po kawałku, wyrywa się go z łona swej matki. T y m c z a s e m ono samo nie j e s t o d p o w i e d z i a l n e za przestępstwo swojego ojca. (Całą procedurę odracza się zresztą zwykle do późnego okresu ciąży, bo sporo czasu zabierają konieczne w tym względzie formalności prawne.) Poczęcia wskutek gwałtu są niezwykle rzadkie. Na każde z 25 tysięcy aborcji w U S A przypada tylko j e d n a aborcja wskutek g w a ł t u . 3 2 1 Wiele z tak poczętych dzieci - nie skazanych przez matkę na śmierć - po dojściu do dojrzałości publicznie dziękowało swojej rodzicielce (przykładem jest autobiografia Ethel Wathers „His Eye Is on the Sparrow"). Warto też wiedzieć, iż przypadek Jane Roe, który doprowadził w 1973 roku do legalizacji zabijania nie narodzonych dzieci w USA, po latach okazał się mistyfikacją. Kobieta ta dopiero niedawno w w y w i a d z i e r a d i o w y m wyznała, iż nie została zgwałcona, ale zaszła w ciążę w wyniku miłości. Twierdząc przed sądem, iż została zgwałcona, miała na celu uzyskanie wyjątku w prawie.
5. Zagrożenie życia matki Innym dobrem (z p e w n o ś c i ą w y ż s z y m niż to, które pojawia się w dopiero analizowanym przypadku cierpienia psychicznego z powodu gwałtu), z którym czasami popada w kolizję życie dziecka, jest życie matki. Niezależnie od tego, czy we współczesnej medycynie rzeczywiście mają miejsce takie sytuacje (wielu w to wątpi), przynajmniej teoretycznie J. i B. Willke. Aborcja. Pytania i odpowiedzi. Dz. cyt. s. 161.
172
MORALNY ASPEKT ABORCJI kwestię tę należy postawić. Czy zatem wolno zabić nie narodzone dziecko w sytuacji, kiedy przebieg ciąży zagraża życiu matki? Z pewnością moralnym obowiązkiem jest ratować zagrożone życie człowieka napadniętego przez bandytę. W przeciwnym bowiem wypadku stalibyśmy się współsprawcami dokonanej zbrodni. Próba obrony jednak nieraz kończy się śmiercią napastnika. T y m niemniej trzeba wyraźnie odróżnić tę sytuację od zagrożenia życia matki w przypadku nieprawidłowo rozwijającej się ciąży. Dziecko bowiem nie jest tu nigdy agresorem, tak jak to ma miejsce w pierwszym przypadku. Z racji braku dostatecznego swojego rozwoju nie jest zdolne do tego, co nazywamy „agresją". W omawianym przypadku zagrożenia życia kobiety ciężarnej należy j e d n a k rozróżnić dwie sytuacje. Czasami obowiązek ratowania życia kobiety usprawiedliwia interwencję chirurgiczną (czy też procedurę innego rodzaju), której ubocznym skutkiem, nie chcianym ale nieuniknionym, jest śmierć dziecka. Jako przykład takiego działania podawano w podręcznikach etyki wycięcie fragmentu chorego jajowodu w przypadku identyfikacji tzw. ciąży pozamacicznej, bezpośrednio zagrażającej życiu matki i dziecka (zagrożenia sygnalizowanego krwotokiem). Działanie takie określano w technicznej terminologii jako abortus indirectus. Śmierć dziecka nie była tu bezpośrednio zamierzona, ale tylko dopuszczona dla o d p o w i e d n i o ważnej racji, j a k ą j e s t ratowanie bezpośrednio zagrożonego życia matki. M o ż l i w o ś ć tylko „dopuszczenia" (ew. „tole rowania") śmierci dziecka - a więc spowodowanie tej śmierci nie przez działającego lekarza ale przez zespół zewnętrznych okoliczności - jest kon sekwencją tego, iż wycięcie fragmentu chorego jajowodu w sposób istotny nie było połączone ze śmiercią dziecka. Tę operację można było bowiem przeprowadzić bez obecności dziecka w jajowodzie. To subtelne rozróżnienie jest bardzo ważne. Kto uzna za zabójcę swoich pacjentów lekarza, który dysponując tylko j e d n y m aparatem tlenowym, nie podaje go wszystkim, którzy tego potrzebują, b o w i e m bez tego aparatu umrą? Czyż j e d n a k tak właśnie tego lekarza nie określimy, jeżeli bezpośrednio wstrzykuje swoim pacjentom kurarę? Któż również uzna za samobójcę ojca zasłaniającego swoją piersią własnego syna przed wystrzeloną kulą? Ale czyż nie uznamy go za samobójcę, kiedy przyłoży sobie nabity rewolwer do czoła i naciśnie spust? Czy za samobójcę, a nie bohatera moralności, należałoby uznać Maksymiliana Kolbe, gdyby zamiast wystąpić z szeregu (przez co tylko dopuścił do swojej śmierci, a nie sam ją bezpośrednio zamierzył), bezpośrednio spowodował swą śmierć przez zastrzelenie się? Od dopuszczenia śmierci nie narodzonego dziecka należy j e d n a k odróżnić bezpośrednie zadanie mu śmierci w celu ratowania życia matki. Tak jak w przypadku zabicia dziecka poczętego w wyniku przestępstwa, 173
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA ŻYCIE mamy tu do czynienia z klasycznym przykładem traktowania tego dziecka jako tylko środka do celu innej osoby. Ponieważ zaś - j a k w i a d o m o żadnej osoby nigdy nie należy traktować jako tylko środka do celu, nie wolno jej tak traktować również w przypadku zagrożenia życia matki. Nie za wszelką cenę żyć należy, mówił Sokrates. Zwłaszcza zaś nie można żyć za cenę zadania śmierci swojemu niewinnemu i b e z b r o n n e m u dziecku. Swojemu synowi czy córce. Jest to oczywistość porządku moralnego, ale także i prawnego. Któż z nas bowiem uzna za moralnie chwalebne opuszczenie jaskini przez rodziców, których dziecko zablokowało swoim ciałem wyjście i jedyną drogą ratunku przed śmiercią wszystkich jest wysadzenie trotylem tego dziecka? Czy można coś więcej ofiarować swojemu dziecku jak tak bardzo zwyczajną w swej wielkości gotowość ofiarowania dlań swojego życia? Jest to wielka szansa zarówno dla dziecka j a k i dla jego rodziców: być rodzicem, który może aż tyle uczynić dla swojego dziecka! Ogromna też szansa dla dziecka (i dzieci): mieć takiego właśnie rodzica! Cóż to natomiast za miłość, która stawia sobie tę granicę, jaką jest zagrożenie własnego życia? Z pewnością Ziemia pełna jest p o m n i k ó w ludzi słabych, którzy za wszelką cenę chcieli żyć. Nie możemy j e d n a k przykroić etyki oraz pisanej człowiekowi wielkości do tej słabości! Nie zawsze jednak w literaturze dostępnej na polskim rynku możemy się spotkać z wystarczająco precyzyjnym naświetleniem interesującej nas tu kwestii. Przykładem może być znana i bardzo cenna książka autorstwa J. i B. W i l l k e ' ó w „Aborcja. Pytania i o d p o w i e d z i " . 3 2 2 Na temat ciąży jajowodowej autorzy bowiem piszą Nawet jeśli z jajowodu zostało usunięte jeszcze żyjące, maleńkie dziecko organizacja Right to Lije wyraziłaby na to zgodę, ponieważ bez tej operacji oboje (i ono i matka) musieliby na pewno umrzeć. Dziecko ma zerowe szanse przeżycia. Operacja uratuje życie matki A w innym miejscu czytamy: przerywanie ciąży zawsze jest abso lutnym złem z wyjątkiem tragicznej sytuacji, gdy trzeba uratować jedno życie, aby nie zginęli oboje (199). Mowa w tej książce również o aborcji koniecznej dla uratowania życia matki, gdyż inaczej zginą oboje (267). Pokazałem, iż całkiem inaczej sprawę tę należy naświetlić.
6. Prawo do życia człowieka chorego Niektórzy uważają, iż moralnie usprawiedliwione j e s t zabójstwo nie narodzonego dziecka również i w tej sytuacji, jeżeli jest ono głęboko upośledzone w swoim rozwoju psychofizycznym. Za dopuszczalne uważa się zatem prowadzenie pewnego typu badań prenatalnych, które miałyby na celu rozpoznanie niektórych schorzeń nie narodzonego dziecka. Dz. cyt.
174
MORALNY ASPEKT ABORCJI 323
Nie po to jednak, aby je leczyć, ale aby to chore dziecko z a b i ć . Za takim rozwiązaniem opowiedzieli się np. niektórzy członkowie T o w a r z y s t w a Popierania i Krzewienia Nauk, którzy podpisali „Apel grupy członków TPKN w sprawie badań prenatalnych", gdzie czytamy: Przygotowywane obecnie w Polsce akty normatywne (...) zawierają przepisy zakazujące lub praktycznie uniemożliwiające przeprowadzenie takich badań 324 w naszym kraju). W tym rozumowaniu przeoczą się jednak fakt, iż niezależnie od rodza ju i stopnia choroby człowiek chory nie przestaje być człowiekiem i z tego powodu przysługują mu te same prawa, co każdemu innemu człowiekowi. Przysługuje mu zatem również i prawo do życia. Żadna choroba nie czyni nikogo mniej człowiekiem, bo w przeciwnym wypadku trzeba by przyjąć, iż o człowieczeństwie decyduje stan zdrowia. Wtedy zaś wszystkie prawa poszczególnych ludzi byłyby relatywne w stosunku do ich zdrowia. W tym także ich prawo do życia. Takie są zgodne z logiką konsekwencje uznania za mniej wartościowe życia niektórych z nas z racji upośledzenia na zdrowiu. Często też dezinformuje się opinię publiczną na temat szczegółów badań prenatalnych. Przykładem j e s t przytoczony fragment apelu członków TPKN. Oczywiście nie ma niczego negatywnego w takich bada niach, które są ukierunkowane na zachowanie życia i zdrowia pacjenta (np. całkiem godziwe jest stosowanie zabiegu amniocentezy w przypadku konfliktu serologicznego prowadzącego do choroby hemolitycznej nowo r o d k ó w ) . 3 2 5 Negatywnie natomiast należy ocenić tylko te badania, których celem jest zabicie chorego pacjenta. W „Apelu" członków TPKN proponuje się zabijać dzieci, u których wykryto zwłaszcza bezmózgowie lub choroby metaboliczne, w wyniku których dziecko ginie w ciągu paru lat po urodze niu, czy też zespól Downa, który jest najczęstszą przyczyną głębokiego upośledzenia umysłowego. W tym apelu o prowadzenie badań prenatal nych z całym szacunkiem i zrozumieniem traktuje się światopogląd, wedle którego zabicie swojego chorego dziecka może być dla k o g o k o l w i e k dobrodziejstwem!
3 2 3
Jak dotychczas nie wykrywa się obecności wirusa HIV u dziecka przed urodze niem. Czasami jednak proponuje się zabicie tego dziecka, jeżeli matka jest nosicielką tego wirusa. Niezależnie od oceny etycznej (którą tu dalej przedstawimy) należy też pamiętać, iż nie wszystkie dzieci urodzone przez zarażone matki są chore. 80 proc. w ciągu 15 mie sięcy pozbywa się definitywnie objawów zakażenia. Włoskie Towarzystwo Pediatryczne (jego Sekcja Immunologiczna) uchwaliło w 1992 roku Kartę praw dziecka będącego nosicielem wirusa HN albo chorego na AIDS. 3 2 4 „Życie" 17. 12. 92. on
R
o z o
Zob. Helena Gulanowska. Wybrane zagadnienia diagnostyki prenatalnej. W: „W imieniu dziecka poczętego". Dz. cyt. s. 53-64. Zob. również: D. Kornas-Biela. Wokół początku życia ludzkiego. Dz. cyt. s. 87-99. 775
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA ŻYCIE Chorzy z z e s p o ł e m D o w n a są, j a k w i a d o m o , członkami niejednej polskiej rodziny. Jeżeli usprawiedliwione byłoby zabijanie ich przed urodzeniem, to oczywiście również słuszne byłoby zabijanie ich po urodze niu. Logika j e s t nieubłagana. Jeśli wolno zabić swoje dziecko chore przed narodzeniem, to dlaczego nie po urodzeniu? Fakt, iż niektóre przeznaczone do zabicia dzieci chore (które proponu je się zabijać po identyfikacji choroby poprzez badania prenatalne) giną około porodu czy też w ciągu paru lat po urodzeniu nie ma żadnego znaczenia z punktu widzenia etyki. Wszak każdy z nas prędzej czy później z pewnością umrze i nie jest to fakt, który w najmniejszym stopniu czyni godziwym zabicie nas. Lekarz nie jest zwolniony od szacunku dla życia tych swoich pacjentów, którzy wkrótce wskutek choroby odejdą z tego świata. Nasze społeczeństwo również nie jest na ogół zorientowane, iż zakwestionowane badania prenatalne nie są prowadzone we wczesnym okresie ciąży, j a k to sugerowano w apelach o prowadzenie tych badań przy okazji dyskusji nad Kodeksem Etyki Lekarskiej. Badania te prowadzi się bowiem na ogół w drugim trymestrze ciąży (pomiędzy 16 a 20 tygod n i e m ) . Dziecko zabija się zaś w 6 miesiącu w procedurze nazywanej j u ż nawet nie przerywaniem ciąży, ale przyspieszonym p o r o d e m . Jeżeli urodzi się żywe - według informacji j e d n e g o z instytutów prowadzących te praktyki - to w chłodniejszej porze roku przesuwa się je bliżej okna, aby szybciej odeszło z tego świata, przykrywa się je gazetą aby nie raziło oczu. Oszczędzę dalszych szczegółów opisu tej maka brycznej procedury. (Można ją zobaczyć w filmie „Eclipse of Reason" Bernarda N a t h a n s o n a ) . Opisu tego brakuje również w kursujących w naszym kraju apelach „w sprawie badań prenatalnych", gdzie zamiast tego uspokaja się niezorientowanego czytelnika pewnymi szczegółami dotyczącymi pierwszych dwóch tygodni rozwoju człowieka. Widać liczy się, że mało kto będzie chciał kruszyć kopie w boju o pierwsze dni życia. Czasami przedstawia się kwestionowane badania prenatalne, jako jedną z dróg ratowania dzieci przed narodzeniem. Sugeruje się, że matki znajdujące się w grupie podwyższonego ryzyka, podejrzewające chorobę swojego nie narodzonego dziecka często jakoby zabiłyby j e . Wiadomość o zdrowiu swojego dziecka miałaby zaś być krokiem ratunku dla niego. Gwałt etyki w dopiero przytoczonym myśleniu polega na tym, iż proponuje się spokój jednym (tym rodzicom, których upewniono o zdrowiu swoich dzieci) za cenę zaproponowania zadania śmierci dzieciom c h o r y m ! Cóż to jednak za życie, cóż to za „spokój" za cenę czyjejś krwi? Cóż to za miłość swojego dziecka, które utrzymało się przy życiu tylko pod pewnym w a r u n k i e m ? Pod warunkiem, że j e s t ono zdrowe? Cóż to za światopogląd, w ramach którego miłość rodzicielska stawia 176
MORALNY ASPEKT ABORCJI tak straszny i przeciwny jej warunek? Warto wiedzieć, iż w identyczny sposób co nasi zwolennicy eutanazji przed urodzeniem, tłumaczyli się przed sądem niemieccy lekarze uczestni czący w eutanazji osób u m y s ł o w o chorych w czasach III Rzeszy. Usprawiedliwiali swoje działanie tym, że dokonując nakazanej selekcji ratowali życie wielu chorych przez umieszczanie ich w klasztorach. Chorzy ci musieliby umrzeć, gdy oskarżeni lekarze odmówiliby udziału w akcji. N i e m i e c k i Sąd Federalny w 1952 roku potępił j e d n a k ich działanie, wychodząc z elementarnego założenia, iż żadne spodziewane dobro nie może uczynić godziwym zabójstwa człowieka niewinnego.
7.
Aborcja na żądanie
Są wreszcie tacy zwolennicy moralnej słuszności aborcji, którzy uważają, iż to decyzja zainteresowanych (zwłaszcza kobiety) wyznacza moralną słuszność aborcji. Jeden z marksistowskich etyków twierdził bowiem, iż Każda kobieta ma moralny obowiązek urodzić dziecko w tej mierze, w jakiej uzna to za swój obowiązek; cokolwiek uczyni w tej sytuacji kobieta, jest ona najlepszym sędzią rozstrzygającym to, co w danej sytuacji należy uznać za właściwy wybór i decyzja jej winna być respektowana. (...) nawet wtedy, gdy kobieta nie potrafi przedstawić żadnych istotnych racji, gdy po prostu nie chce mieć dziecka, nawet wtedy życzenie jej powin no być respektowane.32^ Takie jednak tezy wskazują, iż głoszący je opuszczają już grunt etyki. Miarą dobra i zła stają się tu bowiem ludzkie chęci, a nawet zachcianki. Wtedy oczywiście wszystko będzie moralnie słuszne, jeżeli tylko komuś się zachce. A więc j e ż e l i ktoś odczuje pragnienie posiadania portfela spotkanego przechodnia, to moralnie słuszna okaże się grabież i zabicie opierającego się tym chęciom. U progu komory gazowej pozostanie nam też tylko westchnienie nad rozmaitością ludzkich chęci a nie moralna ocena tych działań.
Z. Szawarski. Spór o przerywanie ciąży. „Problemy" nr 10. 1987.
177
II Wychowanie poprzez prawo Z pewnością nie wszystkie normy moralne znajdują wyraz w prawodawstwie. Ponieważ jednak aborcja - jak pokazaliśmy jest nie dającym się usprawiedliwić z punktu widzenia moralnego zabójstwem niewinnego i bezbronnego człowieka, to musi ona stanowić również przedmiot prawnego zakazu. W rachubę wchodzi tu bowiem fundamentalne dobro każdego człowieka. Formułuje się jednak szereg różnych wątpliwości przeciwko takiemu zakazowi.
1.
Prawo do życia w Europie
Polska nie jest samotną wyspą. Zrozumienie zatem całego kontekstu kulturowego, w którym żyjemy i z którego się wywodzimy, pomoże nam właściwie rozwiązać problem prawnej ochrony dziecka nie narodzonego. Jak wszystkim chyba wiadomo, obecnie większość krajów europejs kich w swoim prawodawstwie dopuszcza zabijanie nie narodzonych dzieci. Jedynie w Irlandii oraz na Malcie istnieje całkowity prawny zakaz dokony wania tego czynu. W zależności od kraju inne jest jednak przyjmowane rozwiązanie prawne. Różny jest między innymi pułap wieku, do którego zabicie dziecka przed narodzeniem jest prawnie dozwolone. W Wielkiej Brytanii dopuszcza się tego czynu do 24 tygodnia. W innych krajach granicę tę zakreśla wiek 12 czy 14 tygodni. Pomimo tych rozbieżności nie słychać o istnieniu sporów wśród zwolenników aborcji, że gdzieś, za którąś granicą zabija się dzieci, które w innym kraju podlegają już ochronie prawnej. Widać zatem, iż współczesny świat zdaje się być jedno myślny w tej sprawie. Warto jednak zwrócić uwagę, iż nie ma kraju, który nie przyjmuje żadnego rozwiązania prawnego w sprawie aborcji. Inaczej mówiąc - nie ma takiego kraju, który w ogóle nie karze za aborcję (oprócz rzecz jasna Chin, gdzie karze się za nie dokonanie aborcji). Dla przykładu można by podać, iż w Holandii karze się zabójstwo zdolnego do samodziel nego życia płodu 15 latami więzienia lub traktuje się jako morderstwo zagrożone karą do 20. lat więzienia albo dożywociem. Spod karnej odpo wiedzialności nie wyłącza się w tym kraju również ciężarnej kobiety, jeżeli swego czynu dokonała z r o z m y s ł e m . Karała za aborcję również 178
WYCHOWANIE POPRZEZ PRAWO w p r o w a d z o n a przez Z S R R - polska ustawa aborcyjna z 1956 roku, jeżeli dokonałoby się tego czynu wbrew przepisom ustawy. Między innymi lekarz, który dokonywał tzw. przerywania ciąży u nieletniej kobiety, mógł otrzymać, w myśl tej ustawy, pięć lat więzienia. To liberalne prawodawstwo w sprawie aborcji jest jednak nowością cywilizacji zachodniej i pojawiło się dopiero w XX wieku. Zasadnicza ciągłość w sprawie uznawania aborcji za zabójstwo człowieka w historii europejskiej kultury ulega zakwestionowaniu dopiero w 1920 roku w Z S R R , który j a k o pierwszy w p r o w a d z i ł u siebie ustawę aborcyjną. Lenin zresztą już w 1913 roku w y p o w i e d z i a ł się przeciwko z a k a z o m w tej dziedzinie (Dzieła t. X I X s. 2 3 1 ) . Po szesnastu latach ustawę aborcyjną jednak w Z S R R zniesiono. Zniesiono z racji demograficznych, a nie dlatego, iż Stalin bardzo cenił sobie ludzkie życie. Długo zanim demokracje Z a c h o d u w p r o w a d z i ł y u siebie ustawy dopuszczające zabijanie nie narodzonych dzieci, w 1955 roku Z S R R powtórnie zalegalizował aborcję u siebie i parę miesięcy później w pozostałych krajach obozu socjalistycznego. A zatem dopiero w XX wieku w obrębie tradycji obcej antytotalitarnej kulturze Z a c h o d u nastąpiło pewne pęknięcie. Dla Europy Zachodniej proaborcyjne prawodawstwo posiada krótszą historię. W większości tych krajów zostało wprowadzone dopiero w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych naszego stulecia. Czy zatem prawny zakaz zabójstwa nie narodzonego dziecka ulokuje nas poza w s p ó ł c z e s n y m światem, który w swojej większości przyjął odmienne rozwiązania? Takie myślenie objawia jednak głęboką mental ność konformistyczną, ślepe dostosowywanie się do opinii większości. Czy z tego, iż wyrok na niewinnego Sokratesa zapadł większością głosów, wynika, iż chwalebne byłoby znaleźć się wśród tej większości? Czy tylko dlatego, iż większość krajów nie tak dawno akceptowała niewolnictwo, należałoby być wśród tej większości? Wspomniany już nauczyciel Europy, Sokrates, przed śmiercią przy pomniał swojemu przyjacielowi, iż w sprawach dobra i zła należy słuchać w ł a s n e g o r o z u m u oraz ludzi najprzyzwoitszych i najrozumniejszych a nie opinii „szerokich kół". Tymczasem wciąż jakbyśmy o tej elementarnej prawdzie z a p o m i n a l i . Jeszcze nie tak dawno j e ż d ż o n o do Moskwy, aby pytać, ile jest dwa dodać dwa. Teraz niektórzy odsyłają nas do szuka nia tej odpowiedzi w Brukseli. Myślę jednak, że należy raczej posłuchać rady mędrca ateńskiego, niż tych, którzy chcą nas zwolnić z wysiłku posługiwania się w ł a s n y m r o z u m e m i otwartości na r o z u m innych. Jeszcze nie z a k o ń c z o n o pisania historii tego stulecia. Proaborcyjne prawodawstwo w naszej cywilizacji liczy sobie niewiele lat w stosunku do całej naszej przeszłości. Oby nam nie przyszło wstydzić się za tworzoną obecnie teraźniejszość. 179
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA ŻYCIE
2.
Prawo a demokracja
Projekt prawnej ochrony dziecka nie narodzonego czasami spotyka się z zarzutem, iż godzi on w p o d s t a w o w e prawa demokratycznego społeczeństwa. Społeczeństwo to nie ma bowiem jednakowych przekonań w sprawie aborcji. Nie można zatem - w imię zasady tolerancji wobec inaczej myślących - narzucać wszystkim nie aprobowane przez wszyst kich rozwiązania.
2 . 1 . Demokracja a sprawiedliwość Zgodnie ze swoim źródłosłowem „demokracja" to tyle co „władza ludu". W dziejach myśli europejskiej niektóre jednak rozumienia owej „władzy ludu" nie cieszyły się uznaniem. Począwszy od Platona i Arysto telesa oraz w wielu wypowiedziach dawniejszych papieży ostro kryty kowano zawsze rozumienie „władzy ludu", kiedy owa władza miała charakter ślepy, niezainteresowany prawdą. Innymi słowy: odrzucano podejmowanie decyzji w oparciu o to jedyne kryterium, jakim jest siła większości. Widziano też z całą ostrością, iż ślepota na prawdę owocuje w zniewoleniu: owa „władza ludu" nie zainteresowana prawdą staje się bowiem podporządkowaną takiej czy innej sile swawolą a nie wolnością, czy też „władzą". Najsłynniejsza krytyka tak rozumianej demokracji zawarta jest w pla tońskiej księdze VII „Państwa". Ucieleśnieniem tej demokracji były dla niego współczesne mu Ateny. Los Sokratesa, który zginął z rąk niezainteresowanej prawdą demokracji ateńskiej, na mocy ślepej siły większości a nie mocy argumentów, jest na wieki wystarczającą wskazówką, iż rządy wszystkich nie mogą odbywać się poza prawdą. Właściwych decyzji nie można podejmować w oparciu tylko o samą większość głosów. T r u d n o się z tą platońską, już klasyczną krytyką demokracji nie zgodzić. Jej echo znajdujemy w przestrzeżeniu Jana Pawła II w „Centesimus annus" przed demokracją bez wartości, która łatwo się przemienia w jawny lub zakamujlowany totalitaryzm (46). Współczesne pojęcie demokracji niekiedy jest inne niż to krytykowane przez Platona, Arystotelesa czy XVIII-wiecznych papieży. U podstaw współczesnego rozu mienia demokracji leży bowiem nie tylko zasada większości, ale przede wszystkim - oparta na rzetelnej trosce o poznanie prawdy - zasada sprawiedliwości. To wszak sprawiedliwość uzasadnia postulat udziału wszystkich w sprawowaniu władzy w państwie. Każdy bowiem jest osobą rozumną i wolną. Z tego też powodu nie może być traktowany jako tylko ślepy i bezwolny pionek władzy. Zasada sprawiedliwości każe zatem liczyć się z dobrem każdego obywatela. Sprowadzenie demokracji do stosowania tylko „zasady większości", bez zainteresowania się sprawiedliwością, 180
WYCHOWANIE POPRZEZ PRAWO prowadzi więc do samobójstwa demokracji. Prowadzi do podważenia własnego fundamentu, na którym demokracja jest oparta i która uspra wiedliwia oddanie władzy wszystkim. Nic zatem dziwnego, iż na gmachu będącym siedzibą Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych widnieje napis: „Justice T h e Guardian of Liberty" - „Sprawiedliwość obrońcą wolności".
2.2. Demokracja bez najsłabszych? Jeżeli zatem fundamentem demokracji jest zasada sprawiedliwości, czyli troska o dobro każdego, to oczywiście każda próba wykluczenia niektórych z grona tych, których dobrem wspólnota jest zainteresowana, oznacza uderzenie w fundament demokracji. Łatwo to dostrzec w zgło szonym przez Parlamentarną Grupę Kobiet pod koniec 1993 roku projekcie nowelizacji ustawy „o warunkach przerywania ciąży". Projekt ten oznacza zgodę na zabijanie jednych z nas (nie narodzonych) dh interesu innych. D o b r e m jednych z nas propozycja ta nie jest zatem zaintere sowana. Nie jest więc zgodna z podstawową ideą demokracji, domagającej się troski o dobro dla każdego. Widać to bardzo wyraźnie w przedstawionym Sejmowi uzasadnieniu złożonej propozycji. Mowa jest tu tylko o - wąsko zresztą rozumianym interesie kobiet. Interesie zdrowotnym, ekonomicznym, psychicznym. Ani słowa o dobru dziecka. Wprawdzie w jednym miejscu pojawia się wyrażenie ochrona ptoda ludzkiego, to kontekst wyraźnie pokazuje, iż sfor mułowanie to jest nie na miejscu. Owej bowiem „ochronie płodu" służyć ma zdaniem Parlamentarnej Grupy Kobiet postulowana obowiązkowa konsultacja z drugim lekarzem ginekologiem. O tej zaś „konsultacji" czytamy, iż ma chronić przed decyzjami nieprzemyślanymi, pochopnymi, impulsywnymi. Zakłada się tu zatem, iż sam fakt przemyślenia pewnej decyzji jest już wystarczającym warunkiem jej słuszności. Wystarczy jeżeli ktoś coś odpowiednio długo przemyśli, aby jego decyzja była godna uznania i honorowania. Dość - zdaniem omawianego dokumentu - prze myślenia pewnej decyzji, aby została zrealizowana idea „ochrony płodu ludzkiego" i zadanie mu śmierci stało się czynem usprawiedliwionym.
2.3. Tolerancja dla inaczej myślących? Propozycja Parlamentarnej Grupy Kobiet ma za sobą część naszego społeczeństwa. Czy zatem w imię szacunku dla odmienności poglądów, czyli tolerancji dla inaczej myślących, nie należy zabraniać „inaczej myślącym" aborcji? Czy prawny zakaz tego czynu nie godzi właśnie w tę zasadę tolerancji, która chce stać na straży dobra każdego z nas? Takie jednak myślenie przeoczą znów, iż tak droga demokracji idea tolerancji 181
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA ŻYCIE oparta j e s t
na
tym
kryterium,
którym j e s t
wspólne
dobro
całego
społeczeństwa i każdego z jego członków. Z p e w n o ś c i ą b o w i e m zgodzić się należy, iż tolerancja dla inaczej myślących
jest
wielką
wartością.
Kraj
nasz
może
się
poszczycić
przykładami takiej tolerancji. Jednym z nich są słowa sympatyzującego z luteranizmem Zygmunta Augusta, który na wieść o uchwaleniu pokoju augsburskiego („cuius regio eius religio") powiedział: „nie jestem królem ludzkich sumień". Obca nam była również dążność do nawracania ościen nych narodów mieczem. Podobnie w wielu innych sprawach należy być tolerancyjnym. Jest jednak oczywiste, iż muszą być jakieś granice tole rancji dla odmiennych poglądów. Granice te wyznacza dobro wspólne społeczeństwa. Nie sposób bowiem być tolerancyjnym wobec wszystkich inaczej myślących. N i e sposób być tolerancyjnym w o b e c np. całkiem przekonanych o słuszności swojego postępowania złodziei, bandytów, różnego typu zboczeńców, ideologów i praktyków mitu rasy czy też mitu klasy. Nie sposób być tolerancyjnym wobec każdej takiej odmienności poglądów. Tolerancja nie może być tożsama z obojętnością na zło. Trudno być tolerancyjnym wobec dokonywania czynu, o którym sam rozum mówi, iż jest to zabójstwo niewinnego i bezbronnego człowieka. Dopóki zatem „inaczej
myślący"
nie
potrafią
przedstawić
dającego
się
utrzymać
argumentu, iż aborcja nie jest takim właśnie zabójstwem, czyli nie jest zabójstwem niewinnego i bezbronnego człowieka, dopóty nie możemy zrezygnować z prawnej ochrony tego człowieka. Demokracja nie polega bowiem na akceptacji przez państwo wszys tkiego, na co mają ochotę obywatele. Robienie wszystkiego, czego się obywatelom zachce, nie stanowi ideału demokratycznego społeczeństwa ale „ideał" społeczeństwa
a n a r c h i s t y c z n e g o , którego konsek
wencją musi być obowiązywanie prawa dżungli. Prawo dżungli to zaś prawo silniejszego, prawo jego przewagi nad słabszym.
2.4. Szczególna troska o najsłabszych Prof. T a d e u s z Styczeń w swoich analizach stosunku demokracji do prawa do życia dziecka poczętego zwracał uwagę na j e s z c z e j e d e n aspekt tej s p r a w y . 3 2 7 Dla demokracji - w imię wyrastającej ze sprawiedli wości troski o dobro k a ż d e g o
- istotna jest również szczególna troska
o najsłabszych: w celu niejako wyrównania ich szans wobec silniejszych. Jasne jest, iż pośród nas człowiek nie narodzony jest najsłabszy. Nie ma wśród nas słabszego niż on. Nic zatem dziwnego, że zgoda na jego śmierć 0 1
' Zob. Tadeusz Styczeń. Nie narodzony - miarą i szansą demokracji. W: „Ethos" 2(1989) nr 6-7 s. 241-255. Zob. także: Me narodzony miarą demokracji. Red. Tadeusz Styczeń. Lublin 1991.
182
WYCHOWANIE POPRZEZ PRAWO - a nawet stworzenie szczególnie sprzyjających warunków do zadania mu śmierci poprzez uchwalenie ustawy dopuszczającej j e g o zabójstwo podcina w sposób szczególny korzeń demokracji, j a k i m j e s t zasada sprawiedliwości. Zasadę sprawiedliwości zamienia się w zasadę prymatu silnych nad najsłabszymi, co odsłania szczególne rozmiary odejścia od zasady demokracji.
2.5. Prawo do życia a referendum W zasadę demokracji godzi również ewentualne oddanie sprawy życia nie narodzonych pod referendum. W s z a k na tej drodze nie dojdziemy do innego rezultatu, jak tylko do mniej czy bardziej dokładnego poinfor mowania się o tym, co ludzie sądzą na temat zabijania nie narodzonych dzieci i prawnej ich ochrony. Nie wystarczy to dla zagwarantowania tak uchwalonej ustawie charakteru demokratycznego, czyli zainteresowanego dobrem wszystkich. Za tak ustanowionym prawem nie stałyby bowiem żadne inne racje oprócz racji siły większości, co zakłada logikę totalitaryz mu. Takie zatem prawo nie mogłoby rościć sobie pretensji do zaspokaja nia
demokratycznych
aspiracji
społeczeństwa.
Stosowanie
zasady
większości bez troski o uchwycenie prawdy (a tego wszak nie może być w oddaniu
tej
sprawy pod
referendum)
oznaczałoby
samobójstwo
demokracji.
2.6. O troskę dla najsłabszych wśród najsłabszych Niestety również wprowadzona w 1993 roku ustawa „ ( . . . ) o warunkach dopuszczalności przerywania c i ą ż y " 3 2 8 również nie odpowiada ideałom społeczeństwa d e m o k r a t y c z n e g o . Wyjęto w niej b o w i e m spod prawa do życia najsłabszych wśród najsłabszych. W s z a k wśród najsłabszych wśród nas, czyli dzieci jeszcze nie narodzonych, jest jeszcze grupa skrajnie słabych. Chodzi tu o tych najsłabszych, którymi są dzieci poczęte wskutek przestępstwa i te, których rozwój zagraża żydu matki. Są oni najsłabsi wśród najsłabszych, bowiem - jak się wydaje - znajdują w nas j u ż u r o d z o n y c h jakby najmniej
g o t o w o ś c i do ratowania ich życia.
W różnych miejscach tej książki wskazuję na szereg faktów, które zdają się o tym świadczyć. Wspomnę tu tylko, iż przez szereg lat bój o prawo do życia dla dziecka poczętego toczył się w naszym kraju pod sztandarem walki ze stalinowską ustawą z 27 kwietnia 1956 roku. Ja sam zresztą tym hasłem się posługiwałem. Z pewnością zawiera ono pewną ważną dla naszej sprawy prawdę. W odpowiednim miejscu już o tym mówiłem 3 2 8
Pełny tytuł tej ustawy: O planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warun
kach dopuszczalności przerywania ciąży. 183
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA ŻYCIE (bezdyskusyjne jest, iż w 1956 roku to Z S R R narzucił nam to ustawo dawstwo). Jednakże hasło to mogło nieść ze sobą możliwość pewnych nieporozumień. Otóż dopuszczalność zabójstwa nie narodzonego dziecka w pewnych szczególnych przypadkach (tzw. wskazania m e d y c z n e i prawne) zagwarantowana była już w przedwojennym Kodeksie Karnym. Nie znaczy to oczywiście, że prawo to było słuszne. Nie sposób bowiem glo ryfikować całej II Rzeczypospolitej. Często też uważa się, iż przedstawiony Sejmowi w 1992 roku projekt prawnej ochrony dziecka poczętego (projekt przyjęty ostatecznie - jak wiemy - z szeregiem modyfikujących go bardzo głęboko poprawek) dopuszczał możliwość zabójstwa tego dziecka tylko w jednym wypadku. Mianowicie zagrożenia życia matki. Na takie rozumie nie pierwotnego projektu ustawy wskazują np. komentarze prasowe zamieszczane między innymi w czasie debaty sejmowej w „Gazecie Wyborczej". Świadczy o tym również znany apel członków Wydziału Nauk Biologicznych PAN z 20. 11. 1992. Sądzić zatem należy, iż to poważne niezrozumienie zapisu, że przestępstwo zabicia nie narodzonego dziecka nie ma miejsca w przypadku, gdy śmierć dziecka stalą się skutkiem ubocznym działań zmierzających do ratowania życia matki było jeszcze 329 bardziej zakorzenione w szerokich kręgach s p o ł e c z e ń s t w a . Ponieważ niejasność i niejednoznaczność nigdy prawdzie nie służy, nie należy rezyg nować z kładzenia akcentu właśnie na tych najrzadszych i najbardziej dramatycznych przypadkach. I na koniec - cóż to będzie za demokratyczne prawo, które pominie najsłabszych wśród najsłabszych? Postawa wobec nich jest zatem kryte rium naszej postawy wobec wszystkich nie narodzonych i naszego stosunku do demokracji.
3.
Prawo a zasada „cel nie uświęca środków"
Wiadomo, iż podpisanie przez Prezydenta decyzji Sejmu z 7 stycznia 1993 roku wyjmującej spod prawnej ochrony niektóre z dzieci podzieliła także tych, którzy chcieliby, aby w s z y s t k i e dzieci cieszyły się prawem do życia. Podzieliła jednak właśnie w imię troski o nie narodzonych, a nie z powodu jakiś osobistych interesów. Trzeba to z całą mocą podkreślić. Trosce o prawdę odległy jest ideał „sejmu niemego" epoki komunizmu.
3.1. Polski dramat Jedni uznali, iż tą niezadowalającą ustawą uratuje się wiele z tych dzieci. T y m c z a s e m maksymalistyczne roszczenia prawne są nie do 3 2 9
Sprawą tą bliżej i bardziej precyzyjnie zająłem się w artykule Pełna ochrona życia „Słowo" 1. 02. 1993. nr 7, s. 2. oraz w Jeszcze o sporze wokół Kodeksu Etyki Lekarskiej. W: „Słowo Powszechne". 27-29. 03. 92.
184
WYCHOWANIE POPRZEZ PRAWO zrealizowania i narażają życie w s z y s t k i c h dzieci przed narodzeniem. Inni byli przeciwni takiemu k o m p r o m i s o w i i odłożeniu broni wiedząc 0 tym - jak to sformułował Jan Łopuszański - że prawo nigdy nie chroni siłą sankcji, ale siłą zawartej w nim prawdy. Sama groźba trafienia do więzienia nie odwiedzie od zabójstwa swego dziecka. Aborcja poprzez pryzmat uchwalonej fałszywej ustawy będzie musiała być widziana jako jakieś dopuszczalne rozwiązanie swej trudnej sytuacji. Bo skoro w pewnych wypadkach wolno zabić, to dlaczego nie w innych? Również podkreśił Jan Łopuszański - zło ustawy legalizującej zabijanie nie naro dzonych dzieci wynika nie tylko z tych jej skutków, jakimi jest śmierć wielu nie narodzonych. Zło tej ustawy tkwi już w samym fakcie legalizacji zabójstwa człowieka. A więc sama ta legalizacja jest zła, niezależnie od swoich skutków. Stanowisko Łopuszańskiego podzielił arcybiskup Kazimierz Majdan ski: w swojej homilii wygłoszonej na dorocznych uroczystościach na Majdanku nazwał polskim dramatem podpisanie /przez prezydenta/ tragicznie uchwalonej i tragicznie znanej ustawy o uznaniu prawa śmierci...330 Wreszcie w lipcu 1993 roku na naszych oczach zadano śmierć bezbronnemu dziecku w Krakowie. Zadano śmierć w mocy obowiązującej 1 podpisanej ustawy. Zadano śmierć właściwie przy wielkim społecznym milczeniu (oprócz inicjatyw środowiska krakowskiego) nas samych... Oto jeden - bardzo konkretny - z owoców uchwalonej ustawy... Ostatnio wydana encyklika Jana Pawła II „Veritatis splendor", pokazująca zręby poprawnego etycznego myślenia, oświetla również i ten nasz polski dramat. Jako j e d n ą z zapomnianych często współcześnie zasad moralnych przypomina także zasadę cel nie uświęca złych środków. Opiera się ona na założeniu, iż pewne czyny są same w sobie, zawsze i wszędzie, moralnie złe. A więc żadne chociażby najlepsze oczekiwane skutki, czy też najlepsze ludzkie intencje nie uczynią go czynem dobrym. Czy zatem stanowienie prawa wchodzi w obręb takich działań, które są same w sobie, zawsze i wszędzie moralnie dobre lub moralnie złe? Pozytywna odpowiedź na to pytanie wynika ze zwrócenia uwagi na istotny sens prawa, które polega na strzeżeniu dobra wspólnego. Podstawowym takim dobrem jest, jak wiadomo, godność każdej osoby, której funda mentem jest życie. Stąd też wykluczenie niektórych z nas spod prawa do życia - nawet dla tak wielkiego celu, jakim jest respektowanie życia innych z nas - uderza zawsze i wszędzie w dobro wspólne. Uchwalenie takiej ustawy jest zatem samo w sobie niezależnie od wszystkich okoliczności moralnie niesłuszne i żadna dobra intencja nie jest w stanie usprawie dliwić tego czynu. Ojciec Jacek W o r o n i e c k i , tomista, klasyk polskiej Zycie jest święte. Red. T. Styczeń. Lublin 1993, s. 214.
185
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA ŻYCIE
literatury etycznej i teologiczno-moralnej nie ma żadnej wątpliwości, iż stanowienie prawa, które nierachuje się z prawem bożym, oznacza nadużycie władzy i podwładni będą w sumieniu obowiązani jej się przeciw stawiać za każdym razem, gdy od nich zażąda czegoś, co by się wprost 331 sprzeciwiało prawu bożemu, czy to przyrodzonemu czy objawionemu. Także i Tadeusz Styczeń - podejmując problem godziwości uchwalenia ustawy wykluczającej niektórych spod prawa do życia - przywołuje za Janem Pawłem II opinię św. Tomasza, iż prawo państwowe czerpie moc bycia prawem ze swej więzi ze sprawiedliwością i to do tego stopnia, że gdy zostanie wykorzenione ze sprawiedliwości nie jest prawem, ale 332 śmiercią prawa. W swoim zaś wykładzie na XVIII Międzynarodowym 333 Kongresie Rodziny w Warszawie (zat. „Narodzić się, aby kochać" ) autor ten również przestrzega przed Błędem liczenia. Liczenia - ilu za ilu. Liczyć tu - to popełnić podstawowy błąd. Tu nie o rzeczy chodzi. Tu chodzi o czło wieka. Tu wystarczy - i trzeba koniecznie - zatrzymać się przy fakcie bodaj jedynego przypadku egzekucji, wykonanej w obliczu prawa i państwa na bezbronnym człowieku. Taka jedna egzekucja, takie jedno wyjęcie prawem człowieka spod prawa to samobójcza śmierć moralna twórców tego prawa i zamach stanu na wszystko, co zasługuje na miano prawa i państwa. Inny znany etyk - Andrzej Szostek w „Pogadankach z etyki" - nie ma również wątpliwości, że gdy wyjęto spod ochrony prawnej niektóre poczęte istoty ludzkie, to cały system prawny zostaje zakażony głębokim bezprawiem.33^ 3 3 1
J. Woroniecki. Katolicka etyka wychowawcza. T. I, Lublin 1986, s. 237. W dyskusji po wygłoszonym przeze mnie w lutym 1994 roku w Warszawie referacie (na konferencji zorganizowanej przez Polską Federację Ruchów Obrony Życia i Stowarzy szenia Rodzin Katolickich) wskazano na artykuł Wojciecha Giertycha Malchwsowe ucho („Tygodnik Powszechny" nr 5, 1993) jakoby przeciwstawiający zajęte przeze mnie stano wisko poglądom Tomasza z Akwinu. Ponieważ publicznie zobowiązałem się do odpowiedzi, kilka w związku z tym uwag. Po pierwsze artykuł Ojca Giertycha nie dotyczy bezpośrednio kwestii przeze mnie podjętej, ale bardziej ogólnej problematyki stosunku moralności i prawa. Nie ma w nim zatem bezpośrednio nic o interesującej nas sprawie. Po drugie, w wywodzie tego autora odsłania się stanowisko Tomasza zbieżne z zajętym przeze mnie. Ojciec Giertych podaje bowiem za Tomaszem granice państwowej tolerancji wobec zła moralnego, jakimi jest zakaz czynów, „które przynoszą innym ludziom bezpośrednią szkodę" (jako przykład podane zostało prawo ochrony życia). Sam zresztą dominikanin twierdzi, iż Tomaszowa zasada „non subito sed gradiam" („nie natychmiast, lecz stop niowo, licząc się ze słabością ludzką i własnymi możliwościami organizacyjno-techniczny mi") nie ma zastosowania odnośnie do prawa do życia. Tego rodzaju zła państwo nie może w żaden sposób tolerować poprzez jakieś dostosowywanie się do ludzkiej słabości. 3 3 2
T. Styczeń. Czy „krok we właściwym kierunku" musi znaczyć „właściwy krok"? „Słowo", 28. 01. 1993. 3 3 3 „Niedziela" nr 19, 1994. s. 1, 6-7. 3 3 4 A. Szostek. Pogadankiz etyki. Częstochowa 1993. s. 134.
186
WYCHOWANIE POPRZEZ PRAWO Jeżeli zatem ustanowienie niektórych praw j e s t ze swej istoty moralnie złe, to oczywiście nie ma sensu pytać o j a k i e k o l w i e k dobre skutki stąd płynące. Nigdy one nie przeważą złości tego czynu.
3.2.
Z a m i e r z e n i e b e z p o ś r e d n i e zła a j e g o d o p u s z c z e n i e
Pozostaje tu do wyjaśnienia tylko jedna wątpliwość. Niektórzy z nas popierając decyzję prezydenta uznali, iż w tym konkretnym przypadku kierować się należy oczywistą godziwością ratowania tylko niektórych w przypadku, kiedy nie można uratować wszystkich. N i k t w s z a k nie obwinia bohatera, który wyciąga tylko j e d n o dziecko - nie będąc w stanie wszystkich - z grupy prowadzonej do gazu. N i e uznamy j e g o działania za łamiące zasadę „cel nie uświęca środków". N o w ą ustawą zastąpiono tę, która zezwalała n a zabijanie w s z y s t k i c h nie narodzonych. W tym rozumowaniu przeoczą się jednak bardzo ważne rozróżnienie, które przypomniane zostało również w „Veritatis splendor" (80). Encyklika ta za „Humanae vitae" (14) cytuje dokument Piusa XII skierowany do włoskiego katolickiego związku prawników: chociaż wolno niekiedy tolerować mniejsze zło moralne dla uniknięcia jakiegoś zła większego lub dla osiągnięcia większego dobra, to jednak nigdy nie wolno, nawet dla najpoważniejszych przyczyn, czynić zła, aby wynikło z niego dobro. (14). Czym innym jest zatem (i inne znaczenie posiada w moralnej ocenie) „dopuszczenie" (czy też „tolerowanie") zła, a czym innym jego „bezpośre dnie zamierzenie". Wracając do podanego wcześniej przykładu: całkiem inaczej (oczywiście negatywnie) ocenilibyśmy to postępowanie, gdyby warunkiem uratowania dziecka było wyrażenie zgody na postawione przez hitlerowców żądanie uczestniczenia w zadaniu śmierci pozostałych. Kto wszak wtedy będzie usprawiedliwiał swoje działanie tym, że i tak wszystkie dzieci skazane były na śmierć, i tak z pewnością zostałyby zabite? Jeżeli w pierwszej z rozważanych sytuacji nie dostrzegamy utyli tarnego podejścia do osób, to tylko z tego powodu, iż nie ma tam miejsca n a b e z p o ś r e d n i e z a m i e r z e n i e zła (śmierci pozostałych dzieci), ale tylko j e g o tolerowanie, dopuszczenie dla odpowiednio ważnej racji (ew. niemożnością wpływu na bieg w y p a d k ó w ) . W drugiej zaś - mamy bezpośrednie zamierzenie pewnego zła, jego sprawstwo. Pozytywny udział w uchwaleniu ustawy „(...) o warunkach przerywa nia ciąży" z 7 stycznia 1993 roku z konieczności oznacza bezpośrednie zamierzenie wynikającego z niej zła a nie jego tolerowanie. Dlaczego? Z w r ó ć m y b o w i e m uwagę, iż pewnych „skutków" naszych działań n i e m o ż e m y nie zamierzać. Ktoś, kto przykłada sobie nabity rewol w e r do czoła i naciska spust, nie może wiarygodnie twierdzić, 187
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA ŻYCIE ż e n i e z a m i e r z a ł swej śmierci. Najkrócej mówiąc: bezpośrednio zamierzamy zawsze ten „skutek" naszego działania, który płynie z jego istoty. Powiedzieliśmy już powyżej, iż stanowienie prawa z istoty swej zmierza do realizacji pewnego dobra lub zła. Jest to działanie będące samo w sobie moralnie dobre lub moralnie złe. Nie można go zatem bezpośrednio nie zamierzać! Oddajmy jeszcze głos prawnikowi: Prawo karne w całko witym wyłączeniu karalności matki za zabicie dziecka nie narodzonego i w formule „dopuszczalności" zabicia dziecka wysyła przekaz o legalności 33 takich czynów i jakby ukrytą zachętę zabicia. ^ Według zatem marszałek Alicji Grześkowiak uchwalając ustawę, która w niektórych wypadkach dopuszcza zabijanie nie narodzonego dziecka, wyraża się zgodę na tę właśnie „zachętę". Zachętę do zabójstwa swojego dziecka! Próba ratowania niektórych przez wyrażoną zgodę na niemoralną ustawę dokonuje się za cenę „zachęty zabicia dziecka"!
3.3.
Troska o skuteczne prawo
Nie szukajmy zatem skróconych dróg wbrew logice i etyce. Te skró cone drogi nie zapewniają również żadnej s k u t e c z n o ś c i działania. Prawo oddziałuje bowiem przede wszystkim zawartą w nim p r a w d ą . Stąd też wszystkie propozycje legislacyjne, które chciałyby chronić tylko niektóre (a nie wszystkie) z nie narodzonych dzieci, zawierają w sobie wewnętrzną sprzeczność i nie są w stanie skutecznie przekonać nikogo o chronionym przez siebie dobru. Potwierdzają to konkretne fakty. W Szwajcarii obowiązują nadal przepisy KK. z 1937 ograniczające możliwość przerwania ciąży do wskazań lekarskich336. Dwukrotnie w tym kraju o d r z u c o n o - w wyniku referendum - propozycję rozszerzenia tych „wskazań". Pomimo to Szwajcaria od razu stała się aborcyjnym rajem dla całej Europy i zachodniego ś w i a t a . 3 3 7 Dzisiaj w tym kraju ponad 90 proc. aborcji dokonuje się z tzw. psychiatrycznych p o w o d ó w , pod którym to pojęciem rozumie się właściwie każdą sytuację (np. nie planowaną ciążę). Szwajcarskie obserwacje sprawdzają się na naszym gruncie. Według profesora R. Żochowskiego w 1991 roku dokonano w naszym kraju aż 62 proc. aborcji ze wskazań medycznych i prawnych338 Ta zdumiewająca statystyka (w stosunku chociażby do poprzednich lat funkcjonowania 3 3 5
A. Grześkowiak. Matka i jej dziecko. W: „Życie jest święte". Dz. cyt., s. 97. E. Zielińska. Przerywanie ciąży. Warunki legalności w Polsce i na świecie. Wyd. Prawnicze. Warszawa 1990 s. 86. 3 3 7 P. Marx. The Folly of Lopholes: A Case History. W: „Special Report" No. 84, October 1991, p. 2-3. 338 C y t za j Quia. Statystyka aborcji: dane i interpretacja. „Słowo" nr 4, 27. 01. 93. 3 3 6
188
WYCHOWANIE POPRZEZ PRAWO ustawy z 1956 roku) ma swe źródło we wprowadzeniu w tamtym roku obowiązkowej konsultacji psychologicznej dla kobiet starających się 0 „przerwanie ciąży" ze wskazań społecznych. Inne grupy „wskazań" takiego bądź co bądź utrudnienia nie wymagały. „Życzliwy" lekarz łatwo mógł znaleźć odpowiednie schorzenie mieszczące się w ramach tzw. wskazań medycznych do przerwania ciąży. Ustawa z 1993 roku wśród swoich skutków ma również krakowski dramat... Ponadto, cóż to za „skuteczne" prawo, które skutecznie wykoślawia sumienie? Prawo wszak ma stać na straży nie tylko dzieci nie narodzonych, ale także tych sumień. A mniejszy grzech jest człowieka zabić, rzekł jeden filozof, niźli na stanowienia prawa pobłądzić, bo ono złe prawo długo będzie i ciała, i dusze ludzkie zabijało. To oczywiście słowa Ks. Piotra Skargi.
4.
K o d e k s Etyki Lekarskiej w służbie siły?
Szczególnym typem prawa stanowionego są rozmaite kodeksy zawodowe. Nas tu oczywiście interesuje Kodeks Etyki Lekarskiej, o który od początku III Rzeczypospolitej toczy się ostra walka, koncentrująca się głównie na zagadnieniu stosunku lekarza do życia dziecka nie naro dzonego. Już na Pierwszym Krajowym Zjeździe Lekarzy (grudzień 1989) podjęto uchwałę wnoszącą o uchylenie ustawy o dopuszczalności przerywania ciąży z 1956 roku i zobowiązano Naczelną Radę Lekarską do działań zmierzających do opracowania nowej ustawy o o c h r o n i e prawnej życia poczętego. Powołano także Komisję Etyki Lekarskiej N R L 1 powierzono jej opracowanie Kodeksu Etyki Lekarskiej. Projekt nowego Kodeksu przedstawiono na II Krajowym Zjeździe Lekarzy, który odbył się w Bielsku-Białej w grudniu 1991 roku. Z punktu widzenia etycznego w interesującej nas kwestii projektowi nie m o ż n a niczego zarzucić. Wykluczał on dopuszczalność bezpośredniego zabójstwa dziecka nie narodzonego w jakiejkolwiek sytuacji. Omówioną już przeze mnie różnicę pomiędzy „abortus directus" i „abortus indirectus" wyrażono zaś w subtelnym sformułowaniu art. 38: Działania lekarskie, które niosą ze sobą ryzyko utraty życia płodu są dopuszczalne tylko dla ratowania życia matki. W wyniku burzliwego głosowania - przy braku merytorycznej dyskusji - odrzucono jednak przedstawiony projekt. Większość zgroma dzonych uznała, iż powołaniem lekarza jest zabicie dziecka, jeżeli zostało ono poczęte w wyniku gwałtu oraz w celu ratowania życia i zdrowia kobiety. Zarówno głosująca większość - j a k i komentująca wydarzenie uch walenia KEL prasa - nie dostrzegła całej subtelności (a może i przez to nie jasności?) użytego w projekcie sformułowania i w sposób mechaniczny tylko dołączono kilka słów do będącego przedmiotem głosowania art. 37. 189
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA ŻYCIE Przeszedł zatem zapis: Działania lekarskie, które niosą ze sobą ryzyko bądź wiążą się z ryzykiem utraty życia płodu są dopuszczalne tylko dla ratowania życia i zdrowia matki oraz w przypadkach, gdy ciąża jest skutkiem przestępstwa. Nie zauważono zatem, iż mówienie o „ryzyku utraty życia" nie ma nigdy sensu w przypadku b e z p o ś r e d n i e g o zada nia komuś śmierci, ale tylko w sytuacji, kiedy ta śmierć jest skutkiem ubocznym podjętych działań. Jak j u ż wcześniej w s p o m n i a ł e m , kiedy bowiem ktoś przykłada komuś nabity rewolwer do skroni i naciska spust, to nie może sensownie powiedzieć o swoim działaniu, iż niesie ono tylko „ryzyko utraty życia" swojej ofiary. Gwałciłby bowiem również reguły użycia naszego języka. Krótko mówiąc: pewien rodzaj działania lekarza z góry wyklucza możliwość wchodzenia w rachubę tylko „ryzyka utraty życia" dziecka. Lekarz przystępujący do zabiegu nazywanego łyżeczkowaniem jamy macicy - np. po wydaniu nakazu prokuratora - w przy padku obecności tam dziecka zawsze bezpośrednio zabija to dziecko, a nie jedynie „ryzykuje utratę jego życia". A zatem w wyniku głosowania 14.12.1991 roku został zatwierdzony Kodeks, który precyzyjnie rozumiany wykluczałby zabójstwo jakiegokolwiek dziecka p o c z ę t e g o ! Niestety, intencje i sposób rozumienia tego zapisu przez większość głosu jących były inne. Owoce tego głosowania? W lipcu 1993 roku na mocy między innymi tego zapisu art. 38 zażądano od lekarzy zabicia nie naro dzonego dziecka poczętego w wyniku gwałtu. Wyrok ten wykonano... Kodeks z 1991 roku nie spodobał się oczywiście również zwolennikom aborcji. Sekcja Praw Kobiet Unii Demokratycznej w y e l i m i n o w a n i e wskazań społecznych i eugenicznych do zabójstwa dziecka nie narodzo nego uznała za ograniczenia praw kobiet. Tę samą opinię wyraził również ruch społeczny - Niezależna Inicjatywa Europejska „Nie" Jerzego Urbana (składowa SLD), który stanowczo zaprotestował w imię praworządności (!) i podobania się „Europie". Urban podparł się autorytetem Boya, który w „Piekle kobiet" twierdził, iż płód j e s t częścią ciała matki, a N i e m c y stawiał jako wzór do naśladowania w zakresie szacunku dla ludzkiego życia. Również Rzecznik Praw Obywatelskich zamiast zaskarżyć obowią zującą od 1956 roku ustawę stalinowską, zaskarżył KEL, ponieważ nie jest on zgodny z narzuconym przez sowieckiego okupanta bezprawiem. „Tygodnik P o w s z e c h n y " 3 3 9 w swoim komentarzu do uchwalenia KEL twierdził, iż obrońców życia nie narodzonych nie satysfakcjonuje ten Kodeks tylko z tego powodu, iż dopuszcza on zabójstwo dziecka przed narodzeniem wtedy, gdy jego zaistnienie jest wynikiem przestępstwa oraz dla ratowania zdrowia matki. Zakłada się zatem w „TP", iż obrońców życia nie narodzonych może satysfakcjonować zabójstwo dziecka, jeżeli jego rozwój zagraża życiu matki! Również nasze protesty przeciwko uchwaleniu 3 3 9
190
Nr 1, 1992.
WYCHOWANIE POPRZEZ PRAWO nowego K o d e k s u kierowały się prawie wyłącznie w o b e c przyjętej dopuszczalności zabijania nie narodzonych, poczętych w wyniku gwałtu i zagrożenia zdrowia kobiety. Dla drugiej strony sporu o Kodeks Etyki Lekarskiej była to wska zówka, iż obrońcy nie narodzonych nie są konsekwentni w swoich poglądach. W „Gazecie Wyborczej" Ewa Klimowicz - uczennica Zbigniewa Szawarskiego - sprzeczność preambuły „pierwszego" Kodeksu Etyki Lekarskiej (która nakazywała szacunek dla życia ludzkiego od momentu poczęcia) z dopuszczalnością przerywania ciąży dla ratowania życia lub zdrowia matki, albo gdy ciąża jest wynikiem gwałtu traktuje j a k o argument, iż podpisujący się pod tym projektem przyznają, iż płód w łonie matki nie ma takiego samego jak ona prawa do ż y c i a . 3 4 0 W i d z i m y zatem, iż z g r o m a d z o n a w Bielsku-Białej mniejszość nie znalazła wystarczającego poparcia ze strony przeciwników zabijania nie narodzonych dzieci. Zespół redakcyjny projektu K o d e k s u złożył bowiem votum separatum w odniesieniu do nowego zapisu. Analogiczne votum złożyło też prawie dwustu lekarzy zgromadzonych na sali obrad. W e w n ę t r z n i e sprzeczne prawo nie może się nigdy ostać i nikogo nie przekonało do bezwzględnego szacunku do ludzkiego życia. Na III Krajowym Zjeździe Lekarzy w Warszawie w grudniu 1993 roku wykreślono nie tylko zapis z preambuły, który zobowiązywał lekarza do służby życiu i zdrowiu ludzkiemu od chwili poczęcia, ale właściwie jakiekolwiek ograniczenia dla dokonywania aborcji przez lekarza. Warto j e d n a k pamiętać, iż pozostawiono w Kodeksie zapis domagający się od lekarza starania o zachowanie życia i zdrowia dziecka, również przed jego urodzeniem (art. 39), co oczywiście nie rodzi etycznych zastrzeżeń. Jednak duży stopień ogólności tego zapisu niedoinformowuje lekarza o zakresie j e g o konkretnych zobowiązań. T e g o niedoinformowania nie usuwa również art. 74, który zabrania lekarzowi uczestniczenia w akcie pozbawienia życia, czy też art. 2, który głosi, iż powołaniem lekarza jest ochrona życia i zdrowia ludzkiego. Gdyby Kodeks nie musiał ukonkretniać ogólnych norm, to właściwie mógłby być zredukowany do preambuły ewentualnie zasady „dobro należy czynić" a nie potrzebne byłyby poszczególne artykuły. Tymczasem jedną z czterech istotnych cech każdego prawa j e s t podanie go w taki sposób, aby obowiązywało ono sumienie: Prawo (...) ma być tak ogłoszone, aby dotrzeć do woli i wzbudzić u podwładnych zrozumienie obowiązku zastosowania się do m e g o . 3 4 1 Nic zatem dziwnego, iż z nowego Kodeksu zadowoleni są aborcjoniści, co wyraźnie widać z wypowiedzi Jacka Zaremby zamieszczonej w „Gazecie L e k a r s k i e j " 3 4 2 . Jego zdaniem nowy K o d e k s nie stawia żadnej zapory 3 4 0
Gazeta w Lublinie, nr 71, 1992, s. 5.
3 4 1
J. Woroniecki. Katolicka etyka wychowawcza t. 1. Dz. cyt. s. 207. Kodeksowi potizebny był kompromis. W: „Gazeta Lekarska" nr 5 1994. s. 4-5.
3 4 2
191
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA ŻYCIE lekarzowi chcącemu zabijać nie narodzone dzieci, warunki dopuszczal ności przerywania ciąży określa obowiązująca ustawa. W czasach komunizmu głównym problemem całej etyki lekarskiej 343 było jej podporządkowanie wobec administracji i władz p o l i t y c z n y c h . Oznaczało to po prostu nieobecność etyki jako etyki (ta wszak ma stać na straży wartości niezależnych od takich czy innych rozporządzeń władz) i sprowadzenie lekarza do posłusznego narzędzia reżimu komunisty cznego. W 1951 roku zniesiono Kodeks przedwojenny i aż do 1967 roku nie było ż a d n e g o . Dopiero wtedy opracowano „Zbiór zasad e t y c z n o deontologicznych Polskiego Lekarza". Jednakże w niektórych jego zapi sach lekarza wprost sprowadzano do wspomnianej roli. Zapisy te zostały narzucone redaktorom przez ówczesne czynniki polityczne. W nowej rzeczywistości politycznej okazało się, iż problem ten nie zniknął, ale przybrał tylko nowe oblicze. Uchwalenie ostatniej wersji aktualnego Kodeksu Etyki Lekarskiej dokonane b o w i e m zostało nie w oparciu o dyskusję podanych różnych racji, ale poprzez samo głosowanie i wybranie rozwiązań, za którymi opowiedziała się większość. Znów zatem lekarza sprowadzono do roli wykonawcy żądań strony repre zentującej nie siłę argumentów, ale argument siły. Kiedyś siłą tą dyspo nowały oparte o Moskwę władze, teraz zadecydowała siła większości... Nic zatem dziwnego, iż i sami lekarze nie traktują Kodeksu poważnie. Wskazuje na to między innymi dość powszechne milczenie tego środo wiska w związku ze „sprawą Deca". Prof. W a c ł a w Dec - kierownik Instytutu Ginekologii i Położnictwa w Lodzi - pod koniec 1993 roku kilka krotnie publicznie (m. innymi w „ W i a d o m o ś c i a c h " T V ) stwierdzał, iż fałszuje dokumenty lekarskie i zabija dzieci poczęte, chociaż było to w y k l u c z o n e przez obowiązujący Kodeks Etyki Lekarskiej. Jedynie Zarząd Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia (kierowany przez dr. Pawła W o s i c k i e g o ) skierował sprawę dwukrotnie do prokuratury. J e d n a k za p i e r w s z y m razem prokuratura wojewódzka nie zbadała wystarczająco przedstawionych zarzutów, okazała się stronnicza, nie przesłuchała wnioskowanego przez Federację świadka, czytamy w oświadczeniu Federacji. Stąd też 9 maja 1994 roku ta organizacja (zrzeszająca większość polskich ruchów Pro-Life) wystąpiła do ministra sprawiedliwości o ponowne nadanie biegu tej sprawie. N a t o m i a s t łódzka Izba Lekarska - zmuszona do działania stanowiskiem ówczesnego prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej prof. Tadeusza Chruściela, który uznał, iż Dec przyznał się do przestęp stwa - oczyściła Deca z zarzutów. Łódzki rzecznik odpowiedzialności zawodowej - dr Zbigniew Muszyński - zajął stanowisko że nie ma podstaw ó ą ó
Zob. J. Umiastowski. Prawa człowieka i prawo moralne. W: „Gazeta Lekarska" 1992, ni i. s. 1. (autor był członkiem Komisji Etyki Lekarskiej NRL).
192
WYCHOWANIE POPRZEZ PRAWO do dalszych wyjaśnień i odmówił wszczęcia właściwego postępowania wyjaśniającego. W „Gazecie Wyborczej" czytamy, iż profesor, kiedy to usłyszał od Muszyńskiego, bardzo się ucieszył i dodał: Właściwie spodziewałem się takiej decyzji, bo rozmowy były sympatyczne i nikt 3 nie traktował mnie jak przestępcy. ^ Z pewnością od relacji prasowej trudno zbyt wiele wymagać, ale czytelnik musiał chyba poczuć się zawie dziony, bo zamiast jakiś argumentów za podjętą decyzją Muszyńskiego znalazł tylko nic nie mówiące Uznałem, że nie ma podstaw do dalszych wyjaśnień. Wiemy jednak, że rozmowy były sympatyczne. W międzyczasie zmienił się prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Został nim dr Krzysztof Madej, który okazuje się przeciwny oskarżeniu Deca: upomniałbym go tylko, żeby nie robił tego typu prowokacji, bo są szkodliwe dla środowiska.3^ Interesujące j e s t tu również, iż E w a M i c h a ł o w s k a (z Polskiego Radia) na łamach dopiero co przywołanego numeru „Gazety Wyborczej" uznała - j a k to nazwała - nagonkę na prof. Deca za niebez pieczny precedens pogardy dla prawa i kodeksu etyki lekarskiej. A więc ci, którzy fałszują dokumenty lekarskie działają zgodnie z prawem i Kodeksem? Również wiceminister Zdrowia, Marek Balicki, w swoich wywiadach w prasie i telewizji mało dbał (1993 rok) o aktualny wtedy Kodeks Etyki Lekarskiej. Wbrew bowiem niemu (jak i obowiązującemu prawu) zapowia dał, iż nie zostaną ograniczone żadne badania p r e n a t a l n e . 3 4 6 Z pewnością wszystkim nam p o w i n n o zależeć na nieskazitelności środowiska medycznego. Środowisko to zresztą samo o to czasami dba. Zastanawia zatem brak z tej strony jakiejkolwiek reakcji na tak częste zarzuty pod adresem polskich ginekologów, które kierowane są publicznie ze strony zwolenników zabijania nie narodzonych dzieci. Takie poważne oskarżenie padło na sali sejmowej z ust Barbary Labudy 28 maja 1994 roku. Stanowiło ono część argumentacji zmierzającej do przywrócenia w naszym kraju legalności nieograniczonego zabijania nie narodzonych dzieci. Inaczej niż w „sprawie Deca" polscy ginekolodzy zostali przez Labudę przedstawieni nie j a k o b e z i n t e r e s o w n i humaniści, ale j a k o żerujący na ludzkiej krzywdzie chciwi zysku oszuści. Jakiś „rzecznik" winien chyba się zająć wyjaśnieniem tej sprawy?
Czyny czy rozmowy. W: „Gazeta Wyborcza" nr 29, 4. 02. 1994, s. 2. ^ Małgorzata Kozerawska. Wioleta Bąk. Czy lekarz Dec złamał prawo? W: „Gazeta Wyborcza". 20. 01. 1994. 3 4 6 Na to odejście od prawa zwróciło uwagę w swym liście do Ministerstwa Zdrowia z 21. 03. 1993 roku Gdańskie Porozumienie w Obronie Życia, kierowane przez Antoniego Szymańskiego. 0544 3 4
193
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZAŻYCIE
5. K o n s e k w e n c j e p r a w n e g o zakazu zabijania Niektórzy twierdzą, iż prawny zakaz aborcji spowoduje szereg negaty wnych konsekwencji dla całego społeczeństwa. Nie tylko nie obroni życia nie n a r o d z o n y c h , bo ludzie i tak nie b ę d ą respektować tego zakazu, ale spowoduje zaistnienie podziemia ginekologicznego. Kobiety biedne z u w a g i na w y s o k ą cenę nielegalnego w y k o n a n i a tego zabiegu przez nieuczciwych lekarzy - skazane jakoby będą na pomoc osób niewykwali fikowanych w warunkach zagrażających ich zdrowiu i życiu. Opinia, iż delegalizacja aborcji nie ma w p ł y w u na liczbę dokony wanych zabójstw dzieci nie narodzonych, jest całkowicie bezpodstawna i sprzeciwia się znanym faktom. Dla przykładu można by przytoczyć dane z USA. Przed legalizacją wykonywanych było w tym kraju ok. 100 tysięcy aborcji r o c z n i e . W 1973 - w p i e r w s z y m roku po legalizacji aborcji w y k o n a n o j u ż 750 tysięcy. W 1980 liczba ta wzrosła aż do 1,5 min! Ten sam gwałtowny wzrost miał miejsce we wszystkich innych krajach, gdzie zalegalizowano aborcję. Z tej prawidłowości nie wyłamuje się również Holandia, wspomnijmy raz jeszcze. O kraju tym niektórzy parlamentarzyści ubiegłej kadencji r o z p o w s z e c h n i l i w n a s z y m społeczeństwie p r z e k o n a n i e (powtarza je w czerwcu 1994 roku Izabela Sierakowska), iż w konsekwencji bardzo liberalnego prawodawstwa dokonuje się tam najmniejszej ilości aborcji. N p . S e n a t o r R o m a s z e w s k i twiedził, iż na 1000 ciąży m a m y tam tylko 5 p r z y p a d k ó w aborcji. T a k i e informacje są j e d n a k całkowicie bezpod stawne, bo w e d ł u g pracy naukowej Eleonory Zielińskiej „Przerywanie ciąży. Warunki legalności w Polsce i na świecie" (Warszawa 1990 s. 203) w kraju tym
dokonuje się nie
5 aborcji na
1000 ciąż,
ale w e d ł u g
zaniżonych szacunków 100 na 1000. Ponadto do zabiegów przerywania ciąży nie zalicza się tam wczesnych poronień, tak zwanych regularnych menstruacji, tygodniowo.
których
pewne
szpitale
przeprowadzają
do
600
347
Liczyć się zatem należy, iż delegalizacja aborcji musi doprowadzić do znaczącego spadku ilości tych z a b ó j s t w .
348
Prawo stanowi bowiem jeden
z e l e m e n t ó w k s z t a ł t o w a n i a ś w i a d o m o ś c i społecznej, j e d e n z drogo w s k a z ó w w ł a ś c i w e g o p o s t ę p o w a n i a . Z w ł a s z c z a zaś prawo traktowane poważnie przez autorytety życia społecznego i politycznego. N a t o m i a s t legalizacja tego czynu o z n a c z a w ł ą c z e n i e z i e l o n e g o światła dla j e g o ó ą /
Na tę mistyfikację zwrócił uwagę Janusz Gula w artykule Aborcja w Holandii Fakty przeciwko mistyfikacji „Słowo Powszechne" nr 142, 1991, s. 7. 3 4 8 Rok po ustawie - Jak prawo chroni życie. Ocena funkcjonowania ustawy O plano waniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży z dn. 7. 01. 93 i jej realizacji przez ministerstwa: Zdrowia i Opieki Społecznej, Sprawiedliwości, Pracy i Polityki Socjalnej oraz Edukacji Narodowej. 194
WYCHOWANIE POPRZEZ PRAWO
dokonywania. Wszak bowiem za każdym prawem stoi określony pra wodawca, który zawsze stanowi autorytet mający wpływ na przekonania społeczne. Oczywiście - należałoby jeszcze dodać - nikt nie twierdzi, iż prawo stanowi jedyny czynnik kształtowania świadomości społecznej. Walkę z podziemiem ginekologicznym - tak jak i z każdym innym podziemiem - należy prowadzić właściwymi doń środkami, a nie przez legalizację podziemnej działalności. Przecież nie rozwiąże się problemu podziemnego handlu narkotykami przez zalegalizowanie tego procederu. Który zaś prawodawca w obawie, aby wynajęcie killera na czarnym rynku nie kosztowało zbyt dużo najbiedniejszych, godzi się na legalne wykony wanie tego typu usług dla ludności? Z pewnością należy okazać współczucie kobiecie, która w wyniku pokątnie wykonanego poronienia odniosła szkody na zdrowiu. Który jednak rozsądny prawodawca legalizuje np. napady na bank w celu zabez pieczenia przestępcy przez skutkami naruszenia dobra społecznego, a w związku z tym rozbraja strażników, aby nie postrzelili uciekających z łupem? Cóż to zresztą za dobrodziejstwo pomóc komukolwiek zabić swoje dziecko? Czy może być jakaś gorsza krzywda, którą można wyrządzić tej kobiecie? Prawo ma chronić nie tylko samo życie dziecka nie narodzonego. Prawo ma również chronić nas wszystkich przed doko naniem czy uczestnictwem w tej przemocy. Będzie jednak czyniło to skutecznie, gdy my wszyscy - zwłaszcza reprezentanci tego społeczeń stwa - damy sobie wzajemnie świadectwo, iż prawo to traktujemy poważnie i rozumiemy jego znaczenie.
6.
S e n s kary
Jak wiadomo, przeciwnicy prawnej ochrony życia nie narodzonego dziecka często podnoszą problem karalności za jego zabójstwo. W ich oczach sama propozycja penalizacji kogokolwiek w tej sytuacji już dyskwalifikuje to rozwiązanie prawne. Różne jednak - o ile jakiekolwiek podaje się powody takiego mniemania. Wspólnym ich mianownikiem wydaje się opinia, iż kara - mająca odstraszać od podejmowania tego czynu i chronić życie dziecka nie narodzonego - wymierzona byłaby zwłaszcza przeciwko kobiecie. Głosujący za tą karalnością przedstawiani są zaś często jako bezlitośni mściciele abstrakcyjnego z ł a 3 4 9 , nie posia dający w sobie odrobiny elementarnej wrażliwości na ludzki los. Przypomnieć tu jednak należy - jak już zresztą wcześniej sygnali zowaliśmy - iż nie ma kraju, który nie przyjmuje żadnej karalności 349 j a f c j tylko sens kary (jako zemsty) widzi wspomniany już Nicolaus Lobkowicz, rektor uniwersytetu w Eichstatt. Wskazuje na to sam tytuł jego wypowiedzi: Kościół nie jest mścicielem zła (art. cyt.).
195
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA ŻYCIE za zabójstwo nie narodzonego dziecka (oprócz Chin, gdzie karze się za nie zabijanie swoich dzieci). Wydaje się, iż zwolennicy prawnej dopuszczalności zabijania nie naro dzonych dzieci przeoczają czasami również podstawowy sens kary. Służy ona bowiem przede wszystkim dobru samego karanego. To właśnie jego samego ma uratować przed złem, którego on sam w wyniku spełnienia swojego czynu stanie się pierwszą ofiarą.
Szczęśliwsza ofiara mordu niż jej
oprawca - mawiał Sokrates. Trudno zatem nie zauważyć, iż prawny zakaz zabójstwa nie narodzonego dziecka bierze w swoją obronę również spraw ców tego samobójstwa duchowego, jakim jest zadanie śmierci swojemu niewinnemu i bezbronnemu dziecku. Kara ma między innymi umożliwić zrozumienie wagi swojego czynu. Waga ta często w indywidualnej świado mości bywa jakby zaniżana przez presję różnych trudności życiowych, które wiążą się z pocięciem dziecka. Stąd też ci wszyscy, którzy zwłaszcza w imię dobra kobiet wołają o prawo do bezkarnego zabijania dzieci, stają się p i e r w s z y m i p r z e c i w n i k a m i tego dobra. Czy m o ż n a k o m u ś gorzej przysłużyć się, j a k pomóc mu w zabójstwie własnego d z i e c k a ? 3 5 0 Z p e w n o ś c i ą wiele z nie narodzonych dzieci dzisiaj by żyło, gdyby obowiązywało właściwe prawo.
Ratunkiem
dla nich byłaby j e d n a k
nie sama siła mniej czy bardziej trudnego do przekroczenia prawa, ale jego wewnętrzna prawda i autorytet stojącego za nim prawodawcy. Weto Prezydenta udaremniło w 1994 roku plany powtórnej legalizacji zabijania
dzieci przed
n a r o d z e n i e m z tzw.
względów społecznych.
10 czerwca Sejm wyraził b o w i e m zgodę na te zabójstwa, a w i ę k s z o ś ć w Senacie zaaprobowała tę decyzję. Radując się z utrzymania w mocy weta Prezydenta nie należy jednak zapominać, iż żyjemy w kraju, którego prawo dopuszcza zabijanie dzieci z innych - równie nieważnych - p o w o d ó w . W
1993
roku
mocą
tego
prawa
wykonano
777
takich
zabójstw.
Ktoś jest za to odpowiedzialny... To
polskie
ułomne
prawodawstwo
jest
mimo
wszystko
jedną
z samotnych wysp na mapie Europy. Czy w pokairskim świecie - który z a a p r o b o w a ł zabijanie nie narodzonych dzieci j a k o element osiągania dominacji ekonomicznej i ideologicznej przez pewne kręgi - ta pozycja zostanie utrzymana? Co więcej - czy ta pozycja zostanie pogłębiona przez b e z k o m p r o m i s o w e o p o w i e d z e n i e się naszego prawa po stronie życia każdego z nas? Osobnym problemem są skutki psychiczne zabicia swojego dziecka przed urodze niem, określane w literaturze jako syndrom postaborcyjny (PAS). Zwróciła nań uwagę dużo wcześniej od alarmujących raportów amerykańskich dr Wanda Półtawska. Sygnalizował je Karol Wojtyła w Miłości i odpowiedzialności Zajmują się tym problemem w Polsce także Dorota Kornas-Biela, Andrzej Winkler. Kwestionujących publicznie istnieniu tych powikłań (Z. Lew Starowicz) warto odesłać do obszernej pracy na ten temat: D. C. Reardon. Aborted Women. SUentNo More. 1987 Westchester (Crossway Books). 196
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA
Każdy dzień przynosi nowe wydarzenia w niewygasąjącym sporze 0 wychowanie seksualne. Nie sposób je tutaj wszystkie odnotować 1 poddać analizie. Korzystając z długiego cyklu produkcyjnego tej książki o niektórych faktach należałoby jeszcze jednak chociażby wspomnieć.
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA
1. „Świerszczyk" dzieciom Idąc śladem poszczególnych rozdziałów zasygnalizować przede wszystkim należy włączenie się (obecnego chyba w każdej z niższych klas szkoły podstawowej) „Świerszczyka" do dzieła uszczęśliwiania dzieci poza plecami rodziców. W numerze 10 (15. 05. 94) tego pisma zamieszczono 351 fragmenty książki „Jak tam z d r ó w k o ? " , zaleconej w 1992 roku do użytku szkolnego - jak wynikałoby z zamieszczonej adnotacji - przez ówczesnego ministra edukacji narodowej. Informuje się tu kilkuletnich czytelników - czyli dzieci wczesnego okresu szkolnego (i przedszkolaków) - o pewnych faktach dotyczących życia seksualnego człowieka. Między innymi obszernie opisuje się m e c h a n i z m stosunku płciowego, w tym erekcję, immisio, ejakulację, doznania libidogenne. Odpowiedzialni za tę prezentację widać nie wiedzą, iż w rozwoju psychoseksualnym człowieka występuje okres latencji, który przypada właśnie na wczesne szkolne lata. Informuje o tym chociażby w s p o m i n a n y już wielokrotnie niechlubnej sławy podręcznik „Przysposobienie do życia w rodzinie". Możemy w nim wyczytać, iż okres latencji charakteryzuje się swoistą ciszą. Nie obserwu jemy ani szczególnych form aktywności w tym zakresie, ani zaintere sowań.3^ Chyba, że ktoś te zainteresowania seksualne wzbudzi! Wtedy oczywiście dokonuje się ogromna szkoda w rozwoju dziecka, która może zaciążyć na całym jego dalszym życiu. Łatwo też zauważyć, iż samozwańczy dobroczyńcy naszych dzieci dla zastosowanej przemocy wykorzystali również kłamstwo, z czym przemoc zawsze się łączy. Stosunek płciowy zaprezentowali nie jako akt małżeński (czym on ze swej istoty powinien b y ć ) , ale j a k o stosunek mężczyzny i kobiety. Poczęcie dziecka oderwane zaś zostało od swego dogłębnego związku z D a w c ą istnienia, co od innej j e s z c z e strony zafałszowuje zrozumienie tej tak ważnej sprawy. „Zapomniano" również wspomnieć, iż ludzka praktyka seksualna jest narażona na niedorośnięcie do ogromnej wagi tego problemu, czego przykładem jest właśnie redakcja „Świerszczyka" publikująca powyższy tekst. Ciśnie się również pytanie o kompetencje i odpowiedzialność M E N . . . Ponieważ opisane przeze mnie fakty naruszają elementarne prawa rodziców, zwracam się przy okazji z prośbą do dysponujących odpowied nią bazą prawną i finansową o ochronę naszych dzieci i pociągnięcie redakcji „Świerszczyka" do odpowiedzialności, a rozumiejących w a g ę sprawy rodziców o przyłączenie się do protestu. W „Orędziu na Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu" (1981) Jan Paweł II przypomniał o b o w i ą z e k szczególnej ochrony dzieci i młodzieży przed „agresjami", 3 5 1
Autorstwa Catheriny Dolto-Tolitch (wyd. Hatier). ^ Tamże. Dz. cyt. s. 155. Cytuję to właśnie źródło, aby nie być posądzonym o stronniczość. 3 5
199
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA którym podlegają również ze strony mass mediów. Ojciec Święty dodaje jednak znamienne wezwanie: Niech nikt nie uchyla się od tego obowiązku w imię zbyt wygodnego motywu braku zainteresowania!
2.
Partnerstwo czy małżeństwo?
Przeprowadzone w książce analizy pokazują, iż zarówno „Przysposobienie do życia w rodzinie" Wiesława Sokoluka oraz broszurka „AIDS i Ty" (jak i prace dyżurnych „sekspertów" z T R R - u ) są nieodpowied nie. T a k j a k H I V są śmiercionośne. Stąd też nawet w „Literaturze 353 pomocniczej" jakiejkowiek wartościowej p o z y c j i nie powinny - moim zdaniem - te dzieła w y s t ę p o w a ć . Nabierają b o w i e m p o z o r ó w zdrowia występując w otoczeniu niekwestionowanych powag naukowych i moral nych (m. in. Jana Pawła I I ) . Z tego też powodu skuteczniej infekują. Układ odpornościowy odbiorców ulega uśpieniu. Nic zatem dziwnego, iż powracający wielokrotnie na łamach mojej książki „fachowcy" od seksu wciąż starają się „sfotografować" w dobrym towarzystwie. J e d n a k j a k i k o l w i e k cień ich p r o m o w a n i a wróży wręczenie naszym dzieciom znanych rysunków z wyrzuconego nie tak dawno „podręcznika", o którym bardzo dużo w tej książce mówiono. Okazuje się, iż jeszcze trochę należy dopowiedzieć, bo p r z y p a d k o w o Wiesław Sokoluk p o w r ó c i ł ze swoim „partnerstwem seksualnym", czyli ze znanym rozdziałem z „Przysposo bienia do życia w rodzinie". Ten właśnie rozdział okraszony był szczególnie w swym pierwodruku rysunkami przedstawiającymi stosunki seksualne młodzieży. W 1987 roku udało się wycofać ten t e k s t 3 5 4 . Z jakich powodów wzbudził on jednomyślne oburzenie i skuteczną akcję? Przede wszystkim zawarta tam informacja seksuologiczna (oderwana od dobra i zła moralnego) w ogóle nie jest potrzebna młodzieży, bo dotyczy spraw, które odnoszą się do życia małżeńskiego, a nie przedmałżeńskiego. Co więcej utrudniałaby ona przygotowanie do małżeństwa (czy jakiejś innej drogi życiowej), które to przygotowanie polega na umacnianiu się w panowaniu nad energią seksualną. Klasyczną zasadą w tym względzie j e s t „nihil v o l i t u m nisi praecognitum", czyli „niczego nie zachcesz, jeżeli sobie tego nie uświadomisz". T e m u zaś z pewnością nie służą wszelkie medytacje np. nad sferami erogennymi, które Sokoluk chce z młodzieżą prowadzić. Krytyka „podręcznika" w latach osiemdziesiątych dotyczyła również proponowania młodzieży współżycia przedmałżeńskiego. Ta właśnie oferta 353 Maria Braun-Gałkowska. W tę samą stronę. T. 1. Książka dla nauczycieli o wychowaniu i lekcjach wychowawczych. T. 2 i 3 Antologia tekstów. Warszawa 1994 (Wydawnictwo Krupski i S-ka). 3 5 4 Zob. przypis 75.
200
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA
zawarta jest między innymi w rozdziale „Partnerstwo seksualne". Współżycie seksualne nie jest tu ujęte jako współżycie małżeńskie (bo tylko na gruncie małżeństwa - jak już mówiliśmy - staje się aktem miłości, a nie aktem używania osoby), ale elementem „związku partner skiego". T e n ostatni - takiej możliwości nigdzie się tu nie wyklucza można rozumieć jako związek pozamałżeński. Ponadto młodzieży proponuje się w omawianym rozdziale „petting", a nawet wmawia się jej, że już tę działalność praktykuje, tak jak rodzice. Mowa tu bowiem, iż dla małżonków jest to działalność 355 stara, bo uprawiana w okresie młodzieńczym Q0 więcej Sokoluk w swej „etyce" seksualnej poza dobrem i złem moralnym (czyli „etyce" j a k „wycisnąć" z „partnera" maksimum przyjemnych d o z n a ń 3 5 6 ) błędnie informuje młodzież (i wszystkich innych), iż różne formy onanizmu małżeńskiego są właściwe, jeżeli stan zdrowia kobiety uniemożliwia „aktywność koitalną". Mężczyzna ma tu bowiem otrzymać pełną gratyfikację seksualną357. Wszystkiego tego jest dosyć, aby powierzyć „Partnerstwo seksualne" raczej historii a nie wychowawcom i naszym dzieciom.
3.
Prokuratura a stręczycielstwo i pornografia
W j e d n y m z rozdziałów omawiałem rozpowszechnione zjawisko stręczycielstwa, w które zaangażowała się spora część codziennej prasy. Lubelski Oddział Towarzystwa Odpowiedzialnego Rodzicielstwa zgłosił ten fakt w Prokuraturze Rejonowej w Lublinie odnośnie do miejscowego „Kuriera Lubelskiego". Prokuratura nie dostrzegła w tym przypadku przestępstwa. Nie uzasadniono jednak w żaden sposób tej decyzji, chociaż powszechnie znany jest charakter „usług" świadczonych przez „agencje towarzyskie". Np. w „Expresie Wieczornym" „Absolutna Ewa" proponuje bez osłonek „anal sex" (nr 214, 1994 r ) . Zajęciem się „agencjami towarzyskimi" i strę czy cielska działalnością prasy domagano się również w „WC kwadrans" T V 1 , ukazującym się w piątkowe wieczory. Oby tylko ten głos zdrowego rozsądku dotarł do nas wszystkich. Niektóre fakty wskazują, iż przepisy Kodeksu Karnego w odniesieniu do sutenerstwa nie są powszechnie znane w prokuraturach. Kiedy jeden z warszawian zgłosił podrzucenie mu na wycieraczkę „Stołecznego Infor matora Handlowo-Usługowego" z zamieszczoną reklamą usług prosty tutek (wraz z ich zdjęciami właściwie bez strojów), Prokuratura Rejonowa dla Dzielnicy Warszawa-Żoliborz (Sygn. akt 2 Ds. 1631/93/11) oraz 355 przysposobienie do życia w rodzinie. Wychowanie. Dz. cyt. s. 209. 3 5 6 3 5 7
Por. tamże s. 199. Tamże s. 102.
201
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA
Prokuratura Wojewódzka (I 1 Dsn 393/94/Ż) w ogóle nie zidentyfikowały, iż chodzi tu o artykuł 174 §2 K K , czyli o przestępstwo sutenerstwa! Ponadto wśród ofert „Informatora" znaleźć można zachętę do usług seksualnych „nastolatek", czyli osób nieletnich, co kwalifikowałoby się pod inny jeszcze artykuł KK. Pogratulować natomiast należy wytrwałości i poczucia obywatelskiego obowiązku mieszkańcowi Warszawy, który wiele wysiłku włożył w prowadzenie tej sprawy, zamiast przyłączyć się do ruchu „róbta co chceta". Z lektury „Postanowienia" Prokuratury Wojewódzkiej w Warszawie w omówionej wyżej sprawie możemy również wiele się dowiedzieć na temat nowego rozumienia przestępstwa pornografii w stołecznej instytucji. Twierdzi się tu bowiem za dyżurnymi ekspertami, iż: Aktualnie nie istnieje definicja pornografii, która posiadałaby pełne empiryczne podstawy oraz pozostawała w zgodzie z wymogami logiki. Dotychczasowe próby określe nia pornografii są niedoskonałe i w związku z tym nie stanowią rzetelnej podstawy do dokonania, w oparcia o nie, rozstrzygnięć prawnych. Analiza zmian zakresu znaczeniowego pojęcia pornografii w ujęciu historycznym wskazuje, iż sens tego pojęcia pozostaje pod ścisłym wpływem zmiennych 0 charakterze społecznym i kulturowym. Wskutek tego pojęcie pornografii nie ma charakteru absolutnego, lecz zawsze jest uzależnione od dominu jących w danym okresie czasu, w określonej kulturze społeczności, poglądów na seksualność człowieka oraz towarzyszących im wzorów postępowania w zakresie tej sfery życia człowieka (opinia sądowo-seksuologicznaz dnia 14. II. 1994 r. zespołu 3 biegłych, m. in. prof. dr. hab. med. K. Imielińskiego w sprawie 5Ds 2671/93 Prok. Rejonowej dla Dzielnicy Śródmieście w Warszawie). Z powyższego powodu dzisiaj inaczej pojmuje się pornografię niż w czasach kiedy stosowne poglądy ogłoszone zostały w publikacjach przytoczonych przez żalącego się. Tyle głosu prokuratora i znanych już nam „biegłych", w tym również Z. Lwa Starowicza. Mamy tu kolejny przykład redukcji tego, co dobre i złe (pornografii), do tego, co uważa się za dobre i złe (co uważa się za pornografię). Również przykład redukcji Kodeksu Karnego, który j a k wiadomo nie ma kłopotu z relatywizacją pojęcia pornografii, jaką mają dzisiejsi prokuratorzy. Sami handlarze 1 konsumenci „pornosów" także takich kłopotów nie mają. Szczególne zagrożenie naszej współczesności przez zjawisko pornografii skłania do wielkiej precyzji w podejmowaniu tego tematu. Łatwo być b o w i e m niewłaściwie zrozumianym. Generalnie negatywna ocena pornografii musi być głoszona konsekwentnie, aż do wyciągnięcia bardzo konkretnych norm. Twierdzi się bowiem czasami, iż prawo jest w trudnej sytuacji, gdy trzeba zdecydować, czy konkretny film lub zdjęcie ma charakter pornograficzny (s. 177) i ostatecznie oceniać należy nie tyle poszczególne „przedmioty pornograficzne", ile postępowanie
202
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA 358
osób z pornografii korzystających i rozpowszechniających j ą . Niejasna jest również opinia, iż użycie „przedmiotów pornograficznych" j a k o „narzędzia" jest właściwe (i wtedy dany „przedmiot" nie jest pornografią), a niewłaściwe jest używanie ich tylko jako celu (s. 177). W książce wyjaśniłem również powody, dla których nie mogę zgodzić się z opinią, iż Biorąc pod uwagę fakt, że dorosły człowiek sam decyduje o ewentualnym korzystaniu z pornografii, praktycznie nie da się jej produkcji całkowicie zabronić, co zresztą (jak wszelkie prohibicje) nie byłoby skuteczne. (...) Praktycznie biorąc sprzedaż odbywać się powinna w sklepach bez wystaw i tylko dla dorosłych, którzy sami mogliby decydować o tym, czy chcą 359 czy też nie chcą do nich wchodzić. Inna jest opinia „Humanae vitae", gdzie czytamy, iż wszelkie formy pornografii (...) powinny spotkać się z otwartym i jednogłośnym potępieniem ze strony tych wszystkich, którzy bądź to troszczą się o rozwój kultury społecznej, bądź też mają obowiązek bronić najwyższych wartości duchowych.3^0
4. Świat po Kairze Bardzo wyraźnej i jednoznacznej oceny domaga się efekt kairskiej Konferencji na temat Zaludnienia i Rozwoju (wrzesień 1994), która ma wyznaczać politykę światową w tej dziedzinie w ciągu najbliższych dwu dziestu lat. Wśród organizatorów i pierwszoplanowych uczestników tej konferencji znaleźliśmy znane nam już organizacje, a przede wszystkim U N F P A , IPPF, Bank Światowy. Widać wspomniane j u ż oskarżenie chińskiej polityki ludnościowej o ludobójstwo przez Senat U S A nie zaszkodziło opinii tych zachodnich organizacji, które finansowały i nagradzały tę politykę oraz w dalszym ciągu uważają, iż należy ją rozsze rzyć na cały świat. Sygnalizowałem już bowiem, iż w 1991 roku Nafis Sadik, dyrektor U N F P A (wcześniej pracowała w IPPF), powiedziała chińskiemu reporterowi, że jego kraj ma wszelkie powody, aby czuć się dumnym z osiągnięć na polu polityki planowania rodziny w ciągu ostat nich dziesięciu lat. Dodała również, że jej organizacja (agenda Narodów Zjednoczonych!) ma zamiar popularyzować chińskie doświadczenia w innych k r a j a c h . 3 6 1 Natomiast o wpływach IPPF w Kairze świadczy, iż prezydent tej organizacji (Fred T. Sai) piastował bardzo ważną funkcję przewodniczącego głównej komisji, która odpowiadała za wypracowanie 358 j^aria Braun Gałkowska. Parę słów o pornografii. W: W tę samą stronę. T l . Dz. cyt. 176 - 179. 3 5 9 Tamże s. 178. 3 6 0 Humanae vitae 22. Stanowisko Katechizmu Kościoła Katolickiego w sprawie pornografii jest również wyraźne. 361 Wywiad ukazał się w chińskiej gazecie. Cytuje za: John S. Aird. The China Model. W: ..Population Research Institute Review". 1994, No. 4. p. 1-5.
203
C'
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA tekstu deklaracji i programu działania. Nie świadczy to zatem dobrze o tej konferencji, skoro tak k l u c z o w e stanowiska oddano w ręce - mówiąc najbardziej oględnie - bardzo kontrowersyjnych organizacji. Inne ważne funkcje w Kairze - jak zaraz zobaczymy - przypadły podobnie myślącym i podobnie zaangażowanym gremiom. W roli fachowego autorytetu wystąpiła Światowa Organizacja Zdrowia. Z dokumentu końcowego zaszokowani lekarze będą mogli wyczytać, iż zdaniem W H O legalna i wykonana przez lekarza aborcja to procedura „bezpieczna". Trzeba będzie od nowa pisać podręczniki ginekologii, bo jak dotychczas żadna aborcja nie mogła na takie miano zasłużyć. W Kairze byli również wspom niani j u ż „Catholics for a Free Choice". Pani Kissling powiedziała „Wyborczej", iż konferencja stanowi krok do przodu. Wśród komentarzy panuje zgoda, iż nastąpiło pewne złagodzenie spreparowanego przez wąską grupę projektu końcowego konferencji. A nawet według Grażyny Sołtyk (członkini polskiej delegacji rządowej) w dokumencie końcowym z Kairu zostały obronione podstawowe trady cyjne wartości ogólnoludzkie, do których w pierwszym rzędzie zalicza się 3 2 rodzina. ^ Inaczej natomiast ocenił rezultat Konferencji ks. prof. Tadeusz Styczeń, członek Papieskiej Akademii Życia, który owoc konferencji uznał ostatecznie za klęskę ludzkości. Jego zdaniem pierwotny plan uszczęśli wienia świata za cenę krwi nie narodzonych dzieci został podtrzymany, przyjmując formę zalecenia skierowanego do poszczególnych państw członkowskich ONZ, by podtrzymały swe proabortywne ustawodawstwo, o ile chcą mieć dostęp do finansowej pomocy „na rozwój rodziny" z funduszy pozostających w gestii ONZ. W ten oto sposób Konferencja ONZ przeprowadza swój pierwotny program pod postacią sui generis blokady ekonomicznej wobec tych wszystkich w danym kraju inicjatyw polity cznych, które by miały na celu jakąkolwiek restrykcję przyjętego w nim permisywnego ustawodawstwa dotyczącego życia nie narodzonych. Rzuca się więc raczej na pierwotny program tylko coś w rodzaju słownego welonu, spod którego przecież wyłania się w końcu wyraźnie poparcie dla takiego modelu rodziny, której ma być z góry zagwarantowane prawo do swobod nego zabijania tych. których rodzi.363 Tę samą opinię wyraziła również delegacja watykańska twierdząc, iż Dokument Końcowy, w przeciwieńst wie do wcześniej szyc}} dokumentów z Bukaresztu i Meksyku, uznaje aborcję za element polityki ludnościowej, a nawet podstawowej opieki Grażyna Sołtyk. Konferencja Kairska w relacji świadka. W: „Niedziela" 1994 nr 44 s. 1 i 7. 3 6 3 T Styczeń. Kto nam ocali śmiertelnie dziś zagrożoną rodzinę - źródło i szkołę życia, (w druku). 3 6 4 Zob. Wystąpienie abpa Renato Rąjjaele Martina. Aprobata częściowa z zastrzeżeniami. W: «L'Osservatore Romano" nr 11 1994 s. 47. Dokument kairski według tego samego wystąpienia - postawił pewne ramy dla aborcji: „aborcja nie powinna
204
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA 364
medycznej . Żadne zatem pozytywy wpisane w Dokument Końcowy nie mogą przeważyć tej wielkiej klęski ludzkości w Kairze. Innym negatywem jest na pewno to, iż przyjęty w Kairze dokument zawiera (a przynajmniej nie wyklucza takiej inverpretacji) akceptację 365 pozamalżeńskiej aktywności seksualnej, zwłaszcza wśród młodzieży . (Jedynym pozytywem jest uznanie podstawowego prawa rodziców do wychowania seksualnego swoich dzieci). Podczas wrześniowych obrad Fred Sai (wspomniany j u ż prezydent IPPF) stwierdził, iż nie rozumie zastrzeżeń Watykanu dotyczących nastolatków (którym zgotowano nie skrępowaną zabawę seksem) i te zastrzeżenia nazwał melodramatycznymi. Z pewnością cudze tragedie dla niektórych są tylko melodramatami... W swoim przemówieniu do Nafis Sadik (sekretarza generalnego konferen cji demograficznej w Kairze i dyrektor UNFPA) Jan Paweł II między innymi zapytał: Jaką przyszłość proponujemy młodzieży, jeżeli pozostawiamy ją, w jej niedojrzałości, na pójście za instynktami bez wzięcia pod uwagę międzyosobowych i moralnych implikacji jej seksualnego zachowania? Cały zresztą dokument - zdaniem Watykanu - cechuje indywidu alistyczna wizja płciowości.366 Na skalę światową również zareklamowano prezerwatywę jako środek ochrony przed HIV. T o , że z przygotowanego projektu dokumentu końcowego wykreślono w trakcie obrad terminy „prawa seksualne" i „inne związki", który to zapis otwierał drogę dla uzna nia związków homoseksualnych, nie stanowi ostatecznego zwycięstwa. Przyjęte sformułowanie mówiące o różnych formach rodziny przy odpowie dniej interpretacji może bowiem obejmować także związki homoseksu alne. Nie powiedziano tu bowiem otwarcie, iż pełna rodzina ma u swych podstaw związek mężczyzny i kobiety. Jan Paweł II w swoim przemówieniu 18 marca 1994 roku do Nafis Sadik (dyrektor Funduszu Populacyjnego O N Z ) określił ewentualne przyjęcie projektu dokumentu końcowego jako zdradę szczytnych ideałów Narodów Zjednoczonych. Okazało się, iż w istotnych punktach dokument ten został przyjęty (przy sprzeciwie co do szeregu spraw wyrażonym przez Watykan, większość krajów Ameryki Południowej i m. in. krajów muzułmańskich). Uruchomił już ogromne fundusze, które przy pomocy odpowiednich polityków mogą łatwo przełamać wszelkie prawne, kulturowe i zwyczajowe granice poszczególnych państw. Dokonany zapis o respektowaniu tych granic sam w sobie nie wystarczy. Konferencję demograficzną w Kairze należy widzieć j a k o j e d e n z etapów gigantycznej wojny Północy z biednym Południem, dla której być propagowana jako środek planowania rodziny i zaleca rządom poszukiwanie alternatyw dla aborcji. Preambuła sugeruje, że dokument nie wyraża poparcia dla nowego, uznanego na arenie międzynarodowej prawa do aborcji." 3 6 5 Tamże s . 48. 3 6 6 Tamże s . 48.
205
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA wygrania próbuje się wykorzystać odpowiednio spreparowaną edukację seksualną w
krajach
zorientowaną Trzeciego
na
antynatalistyczną
Świata.
Tuż
po
politykę
powrocie
z
ludnościową
Kairu
minister
Cimoszewicz z dumą zapewnił nas, iż zostaliśmy zaliczeni do krajów rozwijających się, co oznacza pieniądze. Dla kogo, czyim kosztem i za jaką cenę?
Żadne
z
tych
pytań
nie
ma
optymistycznej
odpowiedzi...
Ile za to będziemy musieli również finansowo zapłacić, bo trudno będzie polskim jedynakom w przyszłości pracować na gromadę emerytów? Z pewnością za niepoważną należy uznać opinię wyrażoną w „Gazecie Wyborczej", iż w Kairze osiągnięto zgodę, a rozdzielenia funduszy winna pilnować z a r ó w n o Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, j a k i Polska Federacja Ruchów Obrony Życia. Cóż to za tajemnicze pieniądze, których ofiarodawcom wszystko jedno, czy zostaną wykorzys tane dla zabijania nie narodzonych dzieci, czy też dla ich ratowania? Wszystkie te pytania domagają się odpowiedzi, zanim mielibyśmy się kairskim „zwycięstwem" cieszyć.
5.
„Gazeta Wyborcza" a demografia Do realizacji pokairskiego świata ruszyła już „Gazeta Wyborcza",
która poświęciła aż 5 stron (!) oraz okładkę M a g a z y n u 3 6 7 na przekonanie czytelników o istnieniu bomby P (populacyjnej) i konieczności niezwło cznego jej rozbrajania. W roli „autorytetu naukowego" wystąpił tu między innymi znany nam już Paul Ehrlich (biolog, specjalista od motyli), którego głośna książka „Bomba Populacyjna" (28 wydań, 2 min nakładu) w 1968 roku ogłaszała przegranie batalii o żywność i prorokowała na lata siedem dziesiąte straszliwą klęskę głodu z powodu przeludnienia. Teraz Ehrlich straszy nas tą klęską w „Gazecie W y b o r c z e j " . 3 6 8 Jako ciekawostkę można by dodać, iż autor ten między innnymi oblicza, iż w 2000 roku będzie w U S A o 40 min więcej ludzi niż obecnie, jeżeli utrzyma się aktualny wskaźnik wzrostu. Łatwo sprawdzić, iż oznaczałoby to, że nikt w tym kraju do 2000 roku nie u m r z e ! 3 6 9 Obok niego „Gazeta" poprosiła o głos również znanego nam Lestera R. Browna, który między innymi grozi
światu
wyczerpaniem zasobów wody
(oczywiście z powodu
przeludnienia). T y m c z a s e m w j e d n y m ze szwedzkich uniwersyteckich raportów twierdzi się, iż te przepowiednie oparte są na błędnych danych
óiCf/
„Gazeta Wyborcza - Magazyn" 28. 10. 94. 368 Na temat działalności Ehrlichia zob. J. A. Miller. Paul Ehrlich: The Bombardier Returns („Bombardier powraca", „bombardier" od „bomby P") W: „Population Research Institute Review" 1991 No 1. p. 1-4. 3 6 9 Zob. Popcorn. 40 Million More In U. S. by Year 2000? W: „Population Research Institute Review" 1991 No. 6, p. 12.
206
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA dotyczących Sahary, która naprawdę od 1984 dramatycznie zmniejsza 370 swą powierzchnię. W roli autorytetu naukowego wystąpił w „Wyborczej" również prof. J. Holzer, który jeszcze parę lat temu był przeciwny wprowadzeniu płatnych urlopów wychowawczych w naszym kraju (aby nas uratować od klęski przeludnienia). Zdaniem prof. Andrzeja Stelmachowskiego proponowany przez J. Holzera cel polskiej polityki ludnościowej (tzw. model zastojowy), gdyby został zrealizowany, byłby prawdziwą kata 371 strofą n a r o d o w ą . Nic zatem dziwnego, iż „Wyborcza" zaprezentowała bardzo optymistyczną wizję aktualnej sytuacji demograficznej Polski, co - jak już mówiliśmy - rozmija się z prawdą. Pamiętamy apetyty rozmaitych kręgów na Nigerię. Wspomniała o niej oczywiście i „Wyborcza", twierdząc, iż kraj ten już się nie cieszy, bo pęka z przeludnienia. „Eksperci" nie poinformowali niestety wysłannika oma wianego organu prasowego o rzeczywistych danych dotyczących ludności Nigerii, zdobytych w ostatnim spisie ludności. Mówiliśmy j u ż o tym w odpowiednim miejscu. Przypomnę tylko, iż Nigeria na pewno liczy nie 108 min - jak twierdzi „Wyborcza", powtarzając stare kłamstwa - ale tylko 88,5 min! Mówienie zaś z zachwytem o osiągnięciach Bangladeszu w dziedzinie ograniczenia populacji szokuje, skoro się wie, iż te „osiągnię cia" miały miejsce za cenę łamania elementarnych praw człowieka (np. sterylizowanie za ż y w n o ś ć ) . 3 7 2
6.
Dobra nowina o życiu
Opublikowanie 25 marca 1995 roku przez Jana Pawła II encykliki „Evangelium vitae" z pewnością otworzyło kolejny etap interesującego nas w tej książce sporu.
6.1. S p i s e k p r z e c i w ż y c i u Mowa jest w tym dokumencie Kościoła Katolickiego o współczesnym „spisku przeciw życiu", który wciąga nie tylko pojedyncze osoby w ich relacjach indywidualnych, rodzinnych i społecznych, ale sięga daleko szerzej i zyskuje wymiar globalny, naruszając i niszcząc relacje łączące narody i państwa. (12). W spisek ten zamieszane są także instytucje międzynarodowe, zajmujące się propagowaniem i planowaniem 3 7 0
Zob. Popcorn. Desertification and Population. W: „Population Research Institute Review" 1994 No. 3 p. 16. 3 7 1 A. Stelmachowski. W sprawie polityki ludnościowej. W: „Pro i contra". Dz. cyt. s. 153. 3 7 2 Zob. np. W. H. Marshner. Sterytization in exchange for food. W: „HLI Reports" 1991 No. 12.
207
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA
prawdziwych kampanii na rzecz upowszechnienia antykoncepcji, sterylizacji i aborcji. Nie można na koniec zaprzeczyć, że również środki społecznego przekazu biorą często udział w tym spisku, utwierdzając w opinii publicznej ową kulturę, która uważa stosowanie antykoncepcji, sterylizacji, aborcji, a nawet eutanazji za przejaw postępu i zdobycz wolności, natomiast postawę bezwarunkowej obrony życia ukazują jako wrogą wolności i postępowi. (17). W innym zaś miejscu wskazuje się na istnienie zorganizowanego sprzysiężenia, ogarniającego także instytucje międzynarodowe, fundacje i stowarzyszenia, które prowadzą programową walkę o legalizację i rozpowszechnienie aborcji na świecie. (59). Wspomina się w tej encyklice także o przerażeniu wielu możnych tego świata obecnym tempem przyrostu ludności i ich obawie, że narody najbardziej płodne i najuboższe stanowią zagrożenie dla dobrobytu i bezpieczeństwa ich krajów. Oskarża się też owych „możnych" o to, że zamiast podjąć próbę rozwiązania tych poważnych problemów w duchu poszanowania godności osób i rodzin oraz nienaruszalnego prawa każdego człowieka do życia, wolą propagować albo narzucać wszelkimi środkami na skalę masową politykę planowania urodzin. Nawet wówczas, gdy proponują pomoc gospodarczą, uzależniają ją wbrew sprawiedliwości od akceptacji polityki antynatalistycznej. (16). Środek do realizacji tych celów to między innymi określona edukacja seksualna, b o w i e m Banalizacja płciowości jest jednym z głównych czynników, które stoją u początków pogardy dla rodzącego się życia: tylko prawdziwa miłość umie strzec życia. (97). W s z y s t k i e te tematy znalazły swój konkretny wyraz na kartach tej książki.
6.2. Pro-woman Wspomniałem już, iż 1995 rok stoi pod znakiem światowej konferencji ds. kobiet, która ma się odbyć we wrześniu w Chinach. Trwają już przygo towania do tej konferencji, również w Polsce. Zaprasza się jednak tylko te organizacje kobiece, które są za zabijaniem nienarodzonych dzieci. Tymczasem już w bestsellerze 1994 roku, którym jest „Przekroczyć próg nadziei", Jan Paweł II - wbrew rozpowszechnionym w pewnych kręgach schematom myślowym - swoją pozycję określił jako „pro woman", czy też „postawą radykalnej solidarności z kobietą", co od różnych stron uzasad nia. Papież zwraca uwagę, iż współczesny feminizm, który przede wszystkim walczy o prawo do aborcji, jest reakcją na brak tej czci, jaka należy się każdej kobiecie, czy też - jak niżej czytamy - w braku prawdzi wej czci dla kobiety. To przemyślenie Ojca Świętego potwierdzone jest przez fakty historyczne: pierwsze organizacje feministyczne były przeciwko tzw. „aborcji", antykoncepcji, pornografii. Jeżeli zatem ruchy
208
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA
feministyczne współcześnie walczą o prawo do tego, co kobietę tak bardzo niszczy, to widać ruchy te poddane zostały jakiejś manipulacji, jakiemuś dogłębnemu kłamstwu. Będąc reakcją na brak czci dla kobiety, jednocześnie proponują kobietom coś tak dogłębnie „anty-woman" jak aborcję. Rodzi się zatem pytanie o mechanizm tej manipulacji? Ta pozycja „pro-woman" obecna jest również wyraźnie w „Ewangelii życia". Jan Paweł II zwraca się tu również w przejmujących słowach do tych kobiet, które poznały gorycz zadania śmierci swojemu dziecku przed narodzeniem. Pozwolę sobie przytoczyć ten fragment w całości: Szczególną uwagę pragnę poświęcić warn, «kobiety, które dopuściłyście się przerwania ciąży». Kościół wie, jak wiele czynników mogło wpłynąć na waszą decyzję i nie wątpi, że w wielu przypadkach była to decyzja bolesna, może nawet dramatyczna. Zapewne rana w waszych sercach jeszcze się nie zabliźniła. W istocie bowiem to, co się stało, było i jest głęboko niegodziwe. Nie ulegajcie jednak zniechęceniu i nie traćcie nadziei. Starajcie się raczej zrozumieć to doświadczenie i zinterpretować je w prawdzie. Z pokorą i ufnością otwórzcie się -jeśli tego jeszcze nie uczyniłyście - na pokutę: Ojciec wszelkiego miłosierdzia czeka na was, by ofiarować wam swoje przebaczenie i pokój w Sakramencie Pojednania. Odkryjecie, że nic jeszcze nie jest stracone, i będziecie mogły poprosić o przebaczenie także swoje dziecko: ono teraz żyje w Bogu. Wsparte radą i pomocą życzliwych wam i kompetentnych osób, będziecie mogły uczynić swoje bolesne świadectwo jednym z najbardziej wymownych argumentów w obronie prawa wszystkich do życia. Poprzez wasze oddanie sprawie życia, uwieńczone być może narodzinami nowych istot ludzkich i poświadczone przyjęciem i troską o tych, którzy najbardziej potrzebują wcCszej bliskości, ukształtujecie nowy sposób patrzenia na życie człowieka. (99).
6.3. Odpowiedzialność p o l i t y k ó w „Evangelium vitae" sporo uwagi poświęca problemowi odpowiedzial ności polityków w sprawie szacunku dla życia. Znajdujemy tu również passus, który zobowiązuje do p o w t ó r n e g o przemyślenia o m a w i a n e g o w jednym z rozdziałów („Prawo a zasada cel uświęca środki") problemu oceny słuszności głosowania za przyjęciem obowiązującej od 7.01.1993 r. ustawy „ ( . . . ) o warunkach dopuszczalności przerywania ciąży". W 73 punkcie czytamy: Szczególny problem sumienia mógłby powstać w przypadku, w którym głosowanie w parlamencie miałoby zadecydować o wprowadzeniu prawa bardziej restryktywnego, to znaczy zmierzającego do ograniczenia liczby legalnych aborcji, a stanowiącego alternatywę dla prawa bardziej permisywnego, już obowic^zującego lub poddanego głosowaniu. Takie przypadki nie są rzadkie. Można bowiem zauważyć,
209
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA
że podczas gdy w niektórych częściach świata nadal prowadzi się kam panie na rzecz wprowadzania ustaw dopuszczających przerywanie ciąży, popierane nierzadko przez potężne organizacje międzynarodowe, w innych natomiast krajach - zwłaszcza tych, które doświadczyły już gorzkich konsekwencji takiego permisywnego ustawodawstwa - pojawia się coraz więcej oznak ponownego przemyślenia sprawy. W omawianej tu sytuacji, jeżeli nie byłoby możliwe odrzucenie lub całkowite zniesienie ustawy o przerywaniu ciąży, parlamentarzysta którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest «ograniczenie szkodliwości» takiej ustawy i zmierzających w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej. Tak postępując bowiem, nie współdziała się w sposób niedozwolony w uchwalaniu niesprawiedliwego prawa, ale raczej podejmuje się słuszną i godziwą próbę ograniczenia jego szkodliwych aspektów. Oczywiście, Jan Paweł II wcale nie twierdzi, iż „polski dramat" z 1993 roku podpada pod powyżej opisaną sytuację, a zatem pierwszym zadaniem byłoby się nad tym właśnie zastanowić. W świecie podjęto szereg prób ograniczenia permisywnego prawodawstwa w sprawie aborcji, np. poprzez wprowadzenie obowiązkowej konsultacji psychologicznej, informowania rodziców nieletniej kobiety. Czy polski przypadek jest tego samego rodzaju? Łatwo również zauważyć, iż w omawianej w encyklice sytuacji działanie parlamentarzystów ocenia się jako pozytywne, bowiem nie są oni sprawcami niezależnych od nich złych skutków ustawy, której zło starają się ograniczyć. Te złe skutki oni tylko dopuszczają. Widać zatem, iż nie należą one do istoty podjętego przez nich działania, bo tych jak pamiętamy - nie można by bezpośrednio nie zamierzać. A więc w argu mentacji etycznej nie chodzi o utylitarystyczne „ilu za ilu". Sygnalizuję tylko te problemy, bo oczywiście są one tej rangi, iż nie śmiałbym ich tu samodzielnie rozwiązać. Na koniec chciałbym przypomnieć, iż 7 stycznia 1993 roku w Sejmie odbyło się kilka głosowań i zawsze uważałem, że podstawę do oceny wiarygodności parlamentarzystów stanowi ich postawa tylko wobec: „poselskiego projektu uchwały o referendum"; poprawki „by dopuścić przerywanie ciąży w czterech wypadkach, m. in. „z powodu trudnych warunków życiowych kobiety ciężarnej lub jej rodziny": oraz poprawka dopuszczająca aborcję w trzech wypadkach: „dla ratowania zdrowia i życia matki w wypadku poważnego zagrożenia", „z powodu ciężkiego a nieodwracalnego uszkodzenia płodu" oraz „gdy ciąża jest wynikiem przestępstwa". Wyniki tych głosowań opublikowała „Gazeta Wyborcza' 8 stycznia 1993 roku (nr 6). Kto natomiast jak głosował nad przyjęciem
210
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA ostatecznej wersji ustawy, moim zdaniem nie ma żadnego praktycznego znaczenia w rozmyślaniach wyborców.
7. D o b r o c z y ń c y ? W 265 numerze Gazety Wyborczej (z 17 listopada 1994) W a n d a Nowicka - dyrektorka Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny informuje, iż fundusze dla swej działalności na polu edukacji seksualnej czerpie również z Fundacji Stefana Batorego. Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny (której współ założycielem jest znana z P R L - u Liga Kobiet Polskich) za główny cel stawia sobie „działalność na rzecz przywrócenia prawa do legalnej aborcji", czyli prawa do zabijania nienarodzonych dzieci. Organizacja ta zapowiada na najbliższą przyszłość „referendum aborcyjne" i odpowiednie wybory prezydenckie. Dyrektorka Federacji dała się zauważyć podczas konferencji demograficznej w Kairze, gdzie wyznała, iż polskim nieszczęś ciem jest to, że papież jest Polakiem. Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny wyjaśnia w Gazecie Wyborczej, iż pieniądze otrzymane z Fundacji służą jej do prowadzenia edukacji seksualnej w 20 podwarszawskich szkołach. Statutowe cele świadczą o swoistym profilu tej „edukacji seksualnej". Uczy się młodzież, jak ułożyć swoje życie, aby znalazło się w nim miejsce na zabicie swojego dziecka. Wyrazić należy niepokój, czy elementarne prawa rodziców do w y c h o w a n i a seksualnego swoich dzieci są przez tę organizację respektowane? Obawiać się zatem należy, iż promowanie przez Fundację Stefana Batorego omawianej organizacji prowadzi do negatywnych dla całego społeczeństwa skutków, w tym i łamania elementarnych praw rodziców. Kto odpowiada za Fundację Stefana Batorego? •
#
•
„Upomnij mędrca, a znajdziesz przyjaciela", głosi nieśmiertelna mądrość. Brzmi to optymistycznie, kiedy jeszcze raz sięgam pamięcią do stron tej książki, nie uciekającej od polemiki. Czasami również przyszło mi nie zgadzać się z pewnymi poglądami osób, które uważam za przyjaciół Tylko dlatego podjąłem polemikę. Czegóż bardziej pragnąć dla przyjaciół jak właśnie prawdy? Nieraz zresztą jest ona ich zasługą: jesteśmy jak karły na barkach olbrzymów i tylko dlatego lepiej coś widzimy, jak tłumaczy znane powiedzenie. Przyjazna mi prawda jest nieraz bolesna. Gdybym jednak gdzieś prawdzie uchybiał, wolę ją raczej od przyjaznego mi czytelnika niż cokolwiek innego. maj 1995 M. Czachorowski
Przeczytajcie Państwo książki Inicjatywy Wydawniczej « a d astra» — żądając ich w księgarniach — zanim zechcą zamienić nam Ojczyznę na europę Inicjatywa Wydawnicza «ad astra» powstała w 1990 roku. Już jed nak w latach 1984-1988 ukazywały się poza zasięgiem cenzury se rie okolicznościowych, rocznicowych kart o tematyce religijno-pa triotycznej, sygnowane
Cgd astra). Stanowią one rzadkość bibliofil
ską, choć niektóre z nich (archiwalne) można jeszcze otrzymać na specjalne zamówienie. Wszystkie książki IW «ad astra» opatrzone są skrótem literowym A . M . D . G . — zawołaniem świętego Ignacego z Loyoli. Podajemy numer konta dla tych z Państwa, którzy chcą złożyć zamówienia, przesyłając już dowód wpłaty (podajemy ceny detalicz n e ) , aby uniknąć w ten sposób kosztownych opłat pocztowych „za pobraniem". Zwracamy się również z prośbą do tych z naszych Czytelników i Sympatyków, którzy będąc przekonani o wyrazistym ideowo oraz niekomercyjnym profilu na szej działalności i pracy, chcieliby wspomóc Wydawnictwo darem. dziękujemy. Z góry serdecznie «ad astra» XIV Oddział PKO BP Warszawa 10201143-73206-270 Zainteresowanych, zwłaszcza z mniejszych miejscowości, gdzie trudności w nabyciu naszych książek są jeszcze większe, zachęcamy do składania zamówień indywidualnych. Poszukujemy uczciwych kolporterów. Udzielamy korzystnych upustów. Inicjatywa Wydawnicza « a d astra» 00-963 Warszawa 81, skr. poczt. 86, tel./fax (0-22) 625-10-28