Tom Drugi Tłumaczenie nieoficjalne: Monia Korekta: Kasia Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful 2 Aby uratować kobietę, którą kocha, musi skrajn...
26 downloads
30 Views
1MB Size
Tom Drugi
Tłumaczenie nieoficjalne: Korekta: Kasia
Monia
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Aby uratować kobietę, którą kocha, musi skrajnie wykorzystać swoje zdolności. Zmienni z Halle, Tom 2 Julian DuCharme, rzadki Duchowy Niedźwiedź z legendarnymi zdolnościami uzdrawiania, w końcu uwolnił się od groźby śmierci, w końcu jest wolny by oznaczyć swoją partnerkę - ale nie będzie z nią łatwo. Podczas gdy jego Niedźwiedź ryczy, że nadszedł czas na partnerstwo, miłość jego życia chce umawiać się na randki. Nie będzie łatwo utrzymać kontrolę nad swoim Niedźwiedziem i w tym samym czasie przekonać ją, że nie zamierza sterować jej wolą. Jest upartą i zamkniętą w sobie dziwaczką - innymi słowy, jest dla niego doskonała. Cynthia "Cyn" Reyes, właścicielka Living Art Tattoos, uważa Juliana za najgorętsze ciacho na dwóch nogach. Nie oznacza to, że ulegnie jego męskiemu urokowi. Patrzyła na swoją skołowaną matkę kiedy odszedł jej ojciec i zdecydowała, że nigdy nie uzależni się od kogoś innego. Nawet nie od mężczyzny, który skoczyłby na sam księżyc, gdyby go poprosiła. Kiedy kobieta z Living Art staje się celem mordercy, Julian nie zastanawia się dwa razy, tylko jest gotowy wykorzystać swoje ostatnie moce, by obronić Cyn. Jednak to Cyn jest tą, która wszystko poświęci - swoją niezależność, nawet człowieczeństwo by powstrzymać przed spełnieniem przerażającą wizję. Tę, która mówi o jego śmierci. Ostrzeżenie: Ta powieść zawiera zdecydowany seks, przekleństwa, wytatuowaną bohaterkę i Niedźwiedzia, który ją kocha. Może w końcu przekona ją by wytatuowała mu "Własność Cyn".
Tłumaczenie w całości należy do autorki książek jako jej prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto poniższe tłumaczenie nie służy uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba wykorzystująca treść poniższego tłumaczenia w celu innym niż marketingowym łamie prawo.
2
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Pierwszy Jego wyraz twarzy był bezcenny. Mogła wyskoczyć z tym wcześniej tylko po to, by zobaczyć jego minę. Ciemna brew uniosła się w niedowierzaniu. – Że co ty niby chcesz? - Słyszałeś mnie. – Cyn wzruszyła ramionami. Mógł to przyjąć lub odejść, ale nie pozwoli mu wziąć kęsa bez uprzedniego zapoznania się z jej żądaniami. Tym bardziej, że pojawił się u jej progu i wyskoczył z własnymi żądaniami, a mianowicie, że ma obnażyć kark i zaakceptować go od tak sobie. Pff. Jakby do tego miałoby dojść. No dobra, może jeśli naprawdę ładnie wybłaga. – Chcę chodzić na randki. – Oparła się o futrynę i wyszczerzyła do niego. Szczęka mu opadła. Julian nic nie mówił, prawdopodobnie pierwszy raz w życiu. – Masz z tym jakiś problem? – O człowieku, podobało jej się to. Jeśli sądził, że ich sprawy pokierują się tak jak u Alex’a i Tabby, jedna randka i BAM!, partnerstwo na całe życie, to musiał wymyślić coś innego. - Ale... Cyn, jesteśmy partnerami. - Według ciebie jesteśmy partnerami. Możesz być jakimś zboczeńcem, który przez połowę czasu miewa nieodpartą chęć depilacji. – Założyła sobie ręce na klatkę i postrzeliła go łobuzerskim spojrzeniem. – Masz na mnie ochotę? - O bogowie, tak. – Maluteńkie, lśniące na srebrno światełka pojawiły się w jego ciemnobrązowych oczach. Cienkie pasmo bieli wplotło się w czarne włosy, sięgające mu do pasa. – Bardziej niż byś mogła to docenić. Nie była zdziwiona. Widziała, w jaki instynktowny sposób byli złączeni Tabby z Alex’em, ich wewnętrzne zwierzęta zmusiły oboje do połączenia swoich żyć. Dobra wiadomość była taka, że Alex był wszystkim, czego Tabby pragnęła i wyglądało na to, że i ona była wszystkim, czego pragnął Alex. Przy Alexie jej przyjaciele byliby bezpieczni, dałby jej dom i upewniłby się, że już nigdy nie będzie sama. Co takiego Julian mógł dać Cyn, czego już nie miała? Większy tyłek? Przedwcześnie siwe włosy? – No więc. Kolacja. Filmy. Czasami jakaś bombonierka. Biżuteria, jeśli masz dobry gust oczywiście. Mądry z ciebie koleś. Dasz radę. 3
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Westchnął i przetarł oczy. – Czemu z tym walczysz? Możemy się umawiać jeśli chcesz, ale w końcu i tak wylądujemy w tym samym miejscu. Ty, ja, ugryzienie i fut... Położyła mu palec na ustach. – Nie rozpędzaj się. Pocałował ją w opuszki palców, lecz nie poruszył ustami. Te srebrne drobinki w jego oczach stały się bardziej wydatne. - Spokój. Wypuścił powietrze, śmiejąc się. – To tylko działa na psy. – Zdołał złapać ją za rękę. Bawił się jej palcami, wzroku nigdy nie spuścił z jej twarzy. – Randki, heh? Skinęła stanowczo. – I nie myśl sobie, że mnie przechytrzysz, Panie Czarusiu. – Umyślnie źle wymówiła jego nazwisko, ale z tego jak się szczerzył wynikało, że wcale mu to nie przeszkadzało. Cz w jego nazwisku powinno być wymawiane jako sz, ale większość ludzi za pierwszym razem się myliło. Bogowie tylko wiedzą, że ona właśnie się pomyliła, gdy pierwszy raz ujrzała jego nazwisko. Julian zachichotał i przejechał pocałunkiem po jej kłykciach, zanim puścił jej dłoń. – W takim razie, podjadę dzisiaj po ciebie. – Odwrócił się, jego długie do pasa włosy otarły się o nią. Miała słabość do facetów z długimi włosami. – Mogą być jeansy. No co ty nie powiesz? – O której? – Może dalej będzie w pracy, kiedy zajedzie. Albo już wyjdzie. Była szefem. Mogła od czasu do czasu wyjść sobie wcześniej. - Będę czekał na ciebie przed salonem. – Pomachał jej i oddalił się, każda jego część ciała ukazywała pewność siebie i to, jakim seksownym był mężczyzną. A to ją przerażało. Zamknęła drzwi zanim gapiłaby się jeszcze dłużej niż zwykle. Oparła się o nie i ciężko westchnęła. Był seksowny, mądry i zabawny oraz był wszystkim, czego pragnęła u mężczyzny. Julian złamie ją, nawet się nie starając.
- Heh. To było... niespodziewane. – Julian usiadł za kierownicą i rozmyślał nad kłopotliwym położeniem, w jakim się znalazł. Jego partnerka chciała chodzić na randki. Kto by pomyślał? Przynajmniej sny o partnerce, fakt gorące, nie doprowadzały go do szaleństwa. Jeszcze. 4
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Telefon mu zabrzęczał. Wpatrywał się w numer i skrzywił. Cholera. Znowu do niego dzwonił Tai Boucher, lider Duchowych Niedźwiedzi. Odkąd przyjechał do Halle, w stanie Pensylwania, Tai wydzwaniał do niego co tydzień. Jego szef chciał być na bieżąco z wizjami, przez które Julian był ścigany. Poważnie się wkurwi, kiedy dowie się, że Julian chce ubiegać się amerykańskie obywatelstwo. Juliana partnerka była Amerykanką; kochała Halle i nie miała zamiaru wyjeżdżać. Jej korzenie, jej rodzina z wyboru, wszystko znajdowało się tutaj. Wyrwanie jej stąd zabiłoby w niej coś specjalnego i nie mógł tego zrobić. Ale żaden Duchowy Niedźwiedź nie opuścił Kanady od... no cóż, nigdy. Tai się zesra, kiedy się o tym dowie. Julian wolałby żyć na własną rękę, bez wsparcia braci i sióstr, niż zabrać stąd Cyn. Tutaj był dom i zamierzał to tak zostawić. Tak że Julian pozwolił, by nagrał mu się na poczcie głosowej i skierował się do domu. Miał godzinę, by przygotować się do pracy na prywatnych praktykach doktora Howard’a. Dzięki Bogu jego wiza była aktualna. Zdołał zebrać wszystkie papiery i poświadczenia niezbędne do przyjęcia go do pracy w biurze doktora Howard’a, ale Jamie powiedział, że przyjąłby Juliana nawet bez nich. Cenił Duchowych Niedźwiedzi i to co prezentowali, pomimo faktu, że doktor był Pumą. Julian uśmiechnął się. Jak na razie sprawy miały się dobrze, a nie miał zamiaru pozwolić błahostkom, takim jak randki i niecierpliwy Niedźwiedź, zepsuć mu humor.
- Jak uważasz doktorze? – Julian patrzył się w postrzępioną ranę jaką Jamie właśnie kończył opatrywać. Palce mu świerzbiły. Desperacko pragnął ją uleczyć, ale nie otrzymał pozwolenia od Jamie’go. Moc rozprzestrzeniała się w nim, próbując wymknąć mu się spod kontroli, próbując zmusić go do uczynku, jaki nakazywała Duchowym Niedźwiedziom natura – do uleczenia. Mógł się założyć, że białe pasmo już zaczęło wydobywać mu się z włosów, od powstrzymywania się. Doktor Jamie Howard skończył czyścić ranę i westchnął. – Będzie potrzebował zastrzyku przeciw tężcowi.
5
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Julian zauważył jak ich pacjent, Ryan Williams, zrobił się blady. Wielki Grizzly zaczął kręcić głową jak sześciolatek. – Nie. Nie, nie, nie, nie. Żadnych igieł. Uhu. Nie dojdzie do tego. - Inaczej możesz dostać infekcji, Ryan. Może i jesteśmy zmiennymi, ale nie jesteśmy magicznie odporni na choroby. To nie jest film, gdzie się zmieniasz i bam! Zerwane głowy się łączą, kończyny nastawiają i nagle nie masz już trądu. Przysięgam, ludzie myślą, że bycie zmiennym jest receptą na wszystko. – Jamie spojrzał i Julian skinął. Julian bez patrzenia mógł powiedzieć, że Ryan już miał w sobie wirusa tężca. Nieprawdopodobne było jak Grizzly zdołał wpaść na kawałek zardzewiałego druta kolczastego na ulicy Halle, lecz wyglądało na to, że Ryan miał rękę do wpadania w interesujące sytuacje. Julian musiał tylko odwiedzić Living Art., by odnaleźć tego dowód. Wesoła Glory miała biednego Niedźwiedzia owiniętego wokół swojego palca. Jamie poprosił Juliana o przygotowanie zastrzyku. Podczas gdy Julian mógł wyleczyć coś tak błahego jak tężec w początkowym stadium, Dr Howard przekonał go, by trzymał swoje zdolności w tajemnicy i używał ich jedynie w przypadkach, w których zwykłe zastrzyki nie dałyby rady. Julian przygotował igłę. – To tylko ukłucie, ty duży bachorze. Ryan pisnął. – Za cholerę, nie pozwolę. - Powiem Glory jaką jesteś ciotą. – Julian wyciągnął igłę i potrząsał nią, potem podał Jamie’mu. - Powiem Cyn jak seksownie wyglądasz w pielęgniarskich rajstopach. – Warknął Ryan. - Poważnie? Tak uważasz? – Julian wyciągnął nogę, obecnie okrytą niebieską nogawką i spojrzał na nią zadumany. – Tak mi się wydawało, że moje łydki wyglądają za grubo w białym. – Zatrzepotał rzęsami w stronę Grizzly, próbując odwrócić jego uwagę. – Ale dzięki, słodziutki. Nie zadziałało. Ryan zauważył nadchodzącą igłę i podskoczył na stole operacyjnym. – Nie. – Podniósł dłonie i machał nimi jak trzylatek. - Dorośnij. – Jamie złapał Ryana za ramię i z całych sił trzymał go w miejscu. – Na trzy. Ryan patrzył się na igłę z przerażeniem. – A może na sto?
6
Jamie
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful westchnął. – No dobra. Raz, dwa, trochę
przeskoczymy,
dziewięćdziesiąt dziewięć, sto. - Ała! Ty skurwielu! – Ryan pocierał ramię w miejscu, gdzie Jamie go pokuł. Jamie wyrzucił igłę, jego twarz ukazywała maskę profesjonalizmu. – Było aż tak źle? - Tak! Jamie znowu westchnął. Sięgnął do szuflady i coś wyciągnął. – Musisz mieć czystą ranę. Żadnego zmieniania się przez dzień lub dwa. – Klapnął czymś o klatę Ryana. – Trzymaj. Skończyliśmy. Julian tak mocno się śmiał, że aż świszczał. O Boże, uwielbiał Pumy. Były popierdolonymi sadystami. Ryan odkleił sobie z klaty Hello Kitty. – Nienawidzę cię. - I dobrze. Nie zrób sobie znowu krzywdy. – Jamie wyszczerzył się. – Wystawię ci rachunek. – Wyszedł z gabinetu, po drodze puszczając oczko Julianowi. Ryan wymamrotał coś pod nosem i zeskoczył ze stołu. Klasnął naklejką o czoło Juliana i wyszedł z gabinetu, warcząc na pielęgniarkę za biurkiem, która poprosiła o jego dokumenty. Julian wytarł łzy i próbował złapać powietrze. – Kocham swoją robotę. – Sprzątnął gabinet i przygotował na następnego pacjenta, zastanawiając się, czy Ryan pokaże kuku swojej jeszcze nieoznaczonej partnerce, Glory. Jeśli tak, to Julian mógł się odprężyć. Odkąd Gary sześć tygodni temu zaatakował dziewczyny w Living Art., Julian, Alex i Ryan wyraźnie dali do zrozumienia, że przynajmniej raz na dzień będą sprawdzać co u nich. Wszyscy trzej mieli swoje wymówki. Alex był partnerem Tabithy Garwood, praktykującej artystki tatuaży. Partnerka Ryana, Glory, była specjalistą od piercingu i czyż nie było zabawnie, kiedy jakiś biedny klient wpadał na Prince Albert1, gdy był tam Ryan? Partnerka Juliana, Cynthia Reyes, była właścicielką Living Art. Umawiali się i tak było od dwóch tygodni. Julian wyszczerzył się na myśl o tym, co planował na później. Zamierzał ją ugościć i szczęśliwie namówić na skubnięcie bądź dwa, tak na deser. Doprowadzało go do szału to, że miał ją tak blisko i nie mógł dotknąć. Lecz nalegała, że zanim ją ugryzie, to musi się w nim zakochać. 1
Prince Albert (PA) – metoda piercingu polegająca na kolczykowaniu genitaliów.
7
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Julian nie potrzebował czasu na zakochanie się w Cyn. Wpadł jak śliwka w kompot, gdy tylko ją zobaczył. Tylko z Cyn chciał być. Była jego, a teraz gdy zagrożenie minęło, był gotowy na partnerstwo. Gdyby tylko mógł przekonać swoją oporną partnerkę, że nawet gdy się będzie waliło i paliło, czy nadejdą krwiożercze Wilki, Julian DuCharme nigdzie się nie wybierał.
8
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Drugi - Czy mi się zdaje, czy chłopacy przychodzą ostatnio dość często? – Tabby postukała mazakiem o szklaną i drewnianą ladę, jej limonkowo zielone włosy, w świetle popołudniowego słońca odbijały się w szklanej płycie. Cyn uśmiechnęła się, zadowolona z sugestii Emmy, by szklany blat zastąpić trochę drewnianym, trochę szklanym. Postanowiła pójść na całość; zamiast okleiny, zdobyła solidne drewno, które mogłoby zostać wymienione, gdyby chciała zmienić wnętrze sklepu. Była usatysfakcjonowana
z
prostego
kształtu
i
ciemnowiśniowego
zabarwienia.
Postanowiła nawet wstawić w tę samą wiśniową ramę prace, które prezentowały ich najlepsze tatuaże. Ściany
nadal były
pomalowane
na
jasno
morsko. Ogromny
obraz
przedstawiający tatuaż splecionych smoków, jednego czerwonego, drugiego niebieskiego, wisiał nad ladą. Ponowne obramowanie dużo kosztowało, ale opłacało się. Wzory w oknach i na ścianach oprawione były w srebro, czyniąc z tego jeszcze większą sztukę. Ich katalogi leżały otwarte na ladzie, oprawione w brązową skórę i przedstawiające jeszcze więcej wzorów. Podłoga była drewniana, ciemnohebanowe panele, na których nie było widać plam po atramencie. Myślała nad zastąpieniem brązowawych krzeseł szklaną płytą, z nowymi blatami i ramami nie wydawały się już dłużej tu pasować. Cyn nadal rozglądała się za zastępczynią dziewczyny, która odeszła po dowiedzeniu się, że Tabby była Wilkiem, ale nie znalazła nikogo, kto by pasował do jej wymagających standardów. Na samym końcu znajdowała się część za kurtyną oznaczona „Tylko dla pracowników”. Kurtynę przytrzymywał koślawy szyld De Nile2 Tabby. Nadal nie wiedziała, gdzie ta suka ukryła jej drabinę, inaczej za ten szyld miałaby przerąbane. - Ziemia do Cyn. Odezwij się, Cyn. Odbiór. Bzzt. – Cyn odwróciła się do Glory, współpracownicy z LA i uśmiechnęła się. Dzisiaj Glory miała swoje niebieskie
2
Egipskie bohaterki z bajki Monster High.
9
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful loki do pasa spięte wysoko w kucyka. Miała na sobie jeden ze swoich unoszących się strojów, sukienkę z warstw jakby zrobioną z różnych materiałów i wieśniacki top w takim samym kolorze jak jej niebieskie włosy. Bransoletki zdobiły jej nadgarstki i brzęczały, nawet gdy ledwo ruszyła rękami. – Tabby ma rację. Chłopcy przychodzą zbyt często. – Skrzywiła się, patrząc na Cyn. – Musimy załatwić coś na „Pozbycie się Niedźwiedzia”. Tabby parsknęła, rozbawiona. – Taa, przejdźmy się dumnie do lokalnego marketu i znajdźmy coś na promocjach. Jestem pewna, że pięknie wyjdzie. Glory zgniotła paragon i rzuciła nim w Tabby. Cyn zaśmiała się, widząc, jak jej przyjaciółki znowu się bawią. Sześć tygodni temu maniak żywiący urazę do Tabby, próbował rozwalić im życie. Teraz powróciły i były gotowe na uruchomienie wszystkiego od nowa. Dzwonek nad drzwiami zabrzęczał i wszedł powód tego, jak szybko ich życia powróciły do normalności. Alexander „Bunny” Bunsun wszedł do LA, z ogromnym uśmiechem na twarzy i torbą kanapek w dłoni. Jego piwne oczy rozpromieniły się, gdy wylądowały na Tabby. – Głodna, kochanie? - Zawsze, skarbie. – Tabby wyszła zza lady i pozwoliła wielkiemu Grizzly otoczyć ją ramionami. Nawet będąc w butach na siedmiocentymetrowych szpilkach, Tabby ledwo sięgała do dolnej wargi swojego partnera. Wyglądała przy nim delikatnie, krucho. Dzisiaj powiedziała im, że jest w ciąży. Cyn nie mogła bardziej się cieszyć z jej powodu. Tabby odnalazła to, za czym zawsze tęskniła... stabilny dom. Ku dużemu zaskoczeniu Cyn nie odnalazła tego w Halle, lecz w ramionach mężczyzny, który ją trzymał. Tabby poszłaby wszędzie za Alex’em i uśmiechałaby się przez całą drogę. Cyn nie była pewna, czy to rozumie, ale cieszyła się szczęściem swojej przyjaciółki. - Gotowe jesteście dziewczyny na jutrzejszą maskaradę? – Alex skradł partnerce szybkiego buziaka, który byłby o wiele dłuższy, gdyby nie obecność Cyn i Glory. Nie. Nie, nie była gotowa. Cyn przewróciła oczami. Jak do diabła pozwoliła Tabby się na to namówić? To nie ona przegrała ten głupi zakład, ale jakoś Tabby wybłagała i zaoferowała buty i czekoladki dopóki Glory i Cyn nie zgodziły się z nią
10
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful pójść. Rany. Na myśl o swoim kostiumie już ją tyłek bolał. – Nigdy nie będę gotowa na ten kostium. Pamela Anderson nie byłaby na niego gotowa. Alex parsknął. – Wy trzy będzie wyglądać niesamowicie. Będziemy musieli odganiać Pumy kijami. - Albo dobrze znanym kłębkiem wełny. – Glory ziewnęła. – Już znudzona. Cyn złapała za torbę jedzenia i praktycznie rzuciła nią Glory. – Jedz. - Jej! – Glory pobiegła na zaplecze, piszcząc jak nastolatka, która właśnie dostała od tatusia klucze do samochodu – Pieczeń wołowa, tylko dla mnie! - To moja pieczeń, ty suko! – Tabby wystartowała z ramion Alex’a i pobiegła za Glory. - Kogo nazywasz suką, suko? - Ciebie, suko. Obydwie zaczęły wojnę na ciągnięcie miedzy sobą torby, Alex i Cyn patrzyli się w czystym niedowierzaniu. Tabby obnażyła kły i warknęła na Glory. Glory odwarknęła, obnażając swoje ludzkie zęby i rozbawiając Tabby. Glory właściwie ujadała nad Tabby, sprawiając, że wilczyca puściła torbę, tak mocno się śmiejąc. Cyn chwyciła się za nos. – Dios. Jakbym oglądała dwa Yorki walczące o frytkę. Alex pokręcił głową, śmiejąc się miękko, gdy Glory wygrała walkę i pobiegła na zaplecze, mając Tabby na piętach. – Wszystko w porządku? - A dlaczego nie? – Chciałaby żeby ludzie przestali się o to pytać. Nie pierwszy raz została uderzona w twarz i wątpiła by był to ostatni. Idiotyczny pomagier Gary’ego bardziej naraził na szwank jej ego niż policzek. Była bardziej przerażona Tabby, odkąd Gary miał nadzieję przerazić Tabby pomysłem życia razem z nim. Jeśli musiałaby to... Zresztą, nie ma czym się już przejmować. – Koleś wali jak baba. To dzikie coś co czyniło z niego zmiennego zerknęło zza jego piwnych oczu, które pociemniały. – Powinienem zrobić z niego precel za ciebie. Ukryła drżenie. Alex nie mówił tak tylko sobie. Grizzly z łatwością mógł złapać Wilka i zamienić go w nowożytną sztukę. – Nie-ee. Z tego, co mówił mi Julian, do czasu, gdy Senat z nim skończy, wystarczająco wycierpi. – I czy nie da to temu pojebowi nauczki? Nie starczyło to, że byli zmiennymi, ale mieli swoje własne prawo, swój własny rząd. Mieli własnych strażników prawa... nawet więzienia.
11
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Nadal przetwarzała wszystko, czego się nauczyła, odkąd Tabby pojawiła się w ich życiu. Któregoś dnia, może nawet będzie jedną z nich. - Podjadę dzisiaj po Tabby. Jeśli cokolwiek i mam tu na myśli cokolwiek, zaniepokoi was, to zadzwoń do mnie, Ryana albo Juliana, słyszysz? Parę dni temu Gabe przekazał mi kilka niepokojących informacji i chcę byście miały ochronę. Świetnie. Jeszcze więcej gówna na nich spada? Jakby tego właśnie potrzebowali. – Jakie informacje? - Głównym powodem obecności Gary’ego w Halle nie była Tabby. Tylko Chloe. - Chloe? Co do chuja Gary ma wspólnego z Chole? - Była jedną z osób, na które musiał mieć oko. Nie mamy pojęcia, kogo jeszcze obserwował, ale wątpię by tylko ją. Powiedział mi też, że Hunterzy z innych części państwa znaleźli trzy ciała, wszystkie pogryzione tak jak Chloe. Wszyscy byli mieszańcami. - A Tabby jest w ciąży z mieszańcem. – Jebać piłą łańcuchową jej subtelność. Było źle. Alex był nadopiekuńczy z dobrych powodów. Alex uśmiechnął się. Był to w połowie ostry uśmiech, ukazujący kły Niedźwiedzia. Gdyby z całego serca nie wierzyła w sentyment ukryty za tym spojrzeniem, to zaniemówiłaby z przerażenia. - Racja. Uważaj na ciężarną, dzwoń, jeśli ktoś będzie miał oczy zmiennego. – Machnęła mu ręką w sposób godny Glory. – Aye, aye, proszę pana. Pokręcił znowu głową, szczerząc się sardonicznie. Dziki, nadopiekuńczy wyraz twarzy zniknął, zastąpiony złośliwym. – A propos, jak się mają sprawy z Julianem? Wzruszyła ramionami, mając nadzieję, że wyszło jej to tak obojętnie, jak właśnie nie było. – Umawiamy się. Jest dobrze. Nie jest taki zły. – I tylko tyle Alex z niej wyciągnie. Nie ma mowy, by powiedziała Alex’owi, że Julian całuje najlepiej ze wszystkich, z którymi się umawiała. - Może namówisz Glory, by zrobiła to samo z Ryanem. Jeśli niedługo jej nie oznaczy, to straci rozum. Powstrzymała uśmieszek. – Daje jej popalić.
12
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - A ona go rozpala. Po prostu... pogadaj z nią, proszę? Was dwie tylko słucha, a Ryan powoli szaleje. – Pierwszy raz odkąd wszedł do salonu, Alex wyglądał poważnie. – Nie możesz zrozumieć jak to jest, mając tuż obok swoją partnerkę i nie mogąc jej dotknąć, ledwo mogąc spojrzeć na nią, póki nie zaczyna uciekać. Wżyna się pod skórę, palące pragnienie, którego nie możesz ugasić. Zaczynasz o niej śnić. Twój Niedźwiedź nie może spojrzeć na nikogo innego, pomyśleć o kimś innym. To ona. Ona jest tą jedyną. Przełknęła ciężko. – Więc mówisz, że Julian i Ryan cierpią? Skinął. – Taa. Bardzo. Nie chciałabyś przechodzić przez to, co oni. – Uniósł dłoń. – A oni nie chcieliby tego dla ciebie. Cyn natychmiast się zjeżyła. – Zniosłabym to. - Nie powiedziałem, że byś nie zniosła. Powiedziałem, że nie chcieliby tego dla ciebie. Duża różnica. – Pochylił się, jego oczy zakończyły zmianę z piwnego w ciemnobrązowe. Niedźwiedzie oczy. – Może powinniście we dwoje o tym pomyśleć. Cyn nie ugięła się. Może i jej serce pędziło, dłonie spociły, ale Alex prędzej odgryzie sobie łapę niż ją skrzywdzi, nawet jeśli miałoby to tylko zranić Tabby. – Myślę. Zamrugał, kolor jego oczu znowu powrócił do piwnego. – Niczego się nie boisz, co? - Tylko jednej rzeczy. Uniósł jedną brew, pytając ją. - Utraty tego, kim jestem. – A była przerażona, że ekstremalnie seksowny Julian przekona ją do tego.
Julian wjechał na parking LA i wyskoczył z auta. Miał nadzieję, że Cyn była już gotowa. Umierał z głodu. Nagły przypadek w gabinecie doktora kosztował go lunch i w brzuchu mu burczało bardziej niż zazwyczaj Ryanowi. Julian wziął głęboki oddech i przeciągnął się, unosząc ręce nad głowę. Zapach dziwnych zmiennych, w większości Wilków, przepłynął mu przez zmysły. Wyłapanie zapachu innych zmiennych nie było dla niego czymś niezwykłym. Uniwersytet znajdował się na obrzeżach Halle i studenci często przyjeżdżali do 13
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful miasta, zwłaszcza do tej części miasta. Było trochę bardziej żywo niż w okolicy, gdzie Becky i Emma prowadziły Wallflowers. Był tu Living Art., naprawdę świetna chińska restauracja, mała księgarnia, która specjalizowała się w pogańskich książkach i pracach, które Cyn mówiła, że studenci uwielbiają oraz kilka sklepów z odzieżą, w których można znaleźć ubrania takie jakie nosi Cyn z dziewczynami. Uwielbiał przyjeżdżać do tej części miasta. Tętniła życiem i zapewniała rozrywkę oraz pasowała idealnie do Cyn. Podszedł do szklanych drzwi LA i zerknął, w ogóle nie zdziwiony tym, co zauważył. Chaos. Miejsce było nim wypchane po brzegi, jak zwykle, tyle, że tym razem ten chaos był przyjemny. Julian uśmiechnął się, gdy patrzył jak Cyn goniła Tabby wokoło ze zrolowaną gazetą. Cokolwiek zrobiła Wilczyca, Cyn była gotowa utrzeć jej za to nosa. Glory trzymała się za brzuch i śmiała, gdy Tabby na piętach poślizgnęła się i upadła. Julian tak szybko wszedł, że dzwoneczek ledwo zabrzęczał i ukląkł nad Tabby. – Nic ci nie jest? - Ała. – Tarła się po biodrze i krzywiła. – To tylko nadszarpnięcie mojej dumy. Julian sunął palcem po miejscu, szczerząc się na widok jej ulgi. – Cóż mogę powiedzieć? Jestem lepszy niż Bengay3. To sprawiło, że Glory zapadła w kolejną rundę muzykalnego chichotu. Cyn waliła Tabby gazetą po głowie. – Nie wytatuuję ciebie dopóki nie urodzisz dziecka. Odpuść sobie! Tabby pokazała Cyn język. – Błagam. Igły są zmieniane po każdym kliencie, wlewamy atrament w te małe szczeniaki, a niewykorzystany wywalamy. To jest doskonale bezpieczne. - Nie. Nie jest. – Cyn tupała stopą. – Dopóki lekarz nie powie mi, że nie doznasz szoku i nie stracisz dziecka, nic ci nie wytatuuję póki ten twój zwiotczały tyłek nie urodzi dziecka. Tabby zaskrzeczała i wstała. – Nie jest zwiotczały! Cyn wystawiła biodro i parsknęła na swoją praktykantkę. – Skarbie, widziałam cię nago.
3
Maść rozgrzewająca i uśmierzająca ból mięsni.
14
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Oooh! – Tabby skoczyła na nogi i zabrała Cyn gazetę. – Zaraz ci pokażę zwiotczenie! – Zaczęła gonić Cyn wokół salonu tatuażu, machając gazetą i wrzeszcząc buntowniczo, przez co uszy Juliana bolały. Glory opadła na jedno z krzeseł przy oknie, naprawdę nie mogąc oddychać ze śmiechu. Łzy spływały jej po twarzy. Julian tylko pokręcił głową. Oparł się na łokciach i skrzyżował kostki, ostrożnie trzymając się prosto, kiedy panny skakały mu przez nogi. – Witamy w dżungli. Julian zamrugał na obraz dziewczęcego pokoju, który zastąpił miejsce salonu tatuażu. Próbował zacisnąć lewą rękę, wzdychając, kiedy nie mógł. Do diabła, Chloe znowu patrzyła jego oczami. Duchowe połączenie jakie stworzył z Lisicą, kiedy uratował jej życie było o wiele silniejsze niż na początku myślał, a oto były tego rezultaty. Młodsza siostra Ryan’a prawie zmarła, kiedy została zaatakowana i porzucona na śmierć na środku drogi. Jeszcze nie odnaleźli tego, kto ją skrzywdził. - Chloe? - Hmm? Oh! Jasna cholera. Przepraszam Julian. Znowu to robię? Myślałam, że promienieję. Julian zacisnął szczękę. – Powodzenia, kochana. I nie, nie promieniejesz. Możesz przestać? Przypomnij mi, żebym cię jutro odwiedził, musimy trochę bardziej popracować nad twoją kontrolą. Kłopoty z jej ręką i przejmowaniem kontroli nad jego wzrokiem były jego najmniejszym problemem. Chloe przekształcała słowa, często z histerycznymi.. albo katastrofalnymi skutkami. Któregoś dnia powiedziała swojemu fizjoterapeucie, by uważał, żeby nie dostał pałką w tyłek, gdy będzie wychodził. Pięć minut zajęło im domyślanie się, że chodziło jej o gałkę od drzwi. Dla kogoś, kto pracował cholernie ciężko, by zdobyć stopień naukowy w medycynie weterynaryjnej, fakt, że nie mogła wymówić słów albo użyć poprawnie lewej ręki oznaczało koniec jej kariery zanim się jeszcze zaczęła. Żaden z lekarzy nie wiedział, czy uszkodzenia były stałe. Julian wiedział, i przez to cierpieli oboje, bo, dzięki ich więzi, Chloe również wiedziała. 15
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Julian! Zwrócił uwagę z powrotem na Cyn, jego podwójna wizja zanikła, gdy Chole go opuściła. Wyszczerzył się słabo do swojej partnerki. – Hej. Stukała stopą. Nie dobry znak. – Jesteś gotowy? Wstał i otrzepał spodnie szybkim ruchem. Proszę, niech Chloe trzyma dla siebie swoje myśli, kiedy będę prowadził. – Kiedy tylko chcesz. Uniosła torebkę jakby to wszystko mówiło. Julian, nie będąc idiotą, trzymał otwarte drzwi swojej przyszłej partnerce i modlił się, by jego kolacja dla dwojga nie została rozwalona przez potrzebującą, zrozpaczoną Lisicę.
Cyn kątem oka patrzyła się na Juliana, gdy jechał cichymi, ciemnymi ulicami Halle. Sposób, w jaki odpłynął w jej salonie, zmartwił ją. Jakby go tam nie było; jego ciemnobrązowe oczy nabrały tego szaro – plamistego wyrazu, z włosów wyrosło cienkie, białe pasmo blisko jego twarzy. Używał swoich zajebistych mocy, ale nie miała pojęcia do czego. Podjechali pod Bar u Franka i Cyn uśmiechnęła się. – O Boże. Skąd wiedziałeś, że dzisiaj zabiłabym za hamburgera? Julianowi tak mocno w brzuchu zaburczało, że aż zaczęła się śmiać. – Sam zjadłbym krowę albo nawet dwie. – Wyszczerzył się z zakłopotaniem i wyszedł z samochodu. Nie czekając na niego, otworzyła drzwi i również wyskoczyła, parskając, kiedy przewrócił oczami. – Głodny? - Wręcz umieram z głodu. – Zdołał otworzyć drzwi do baru zanim mogła ich dosięgnąć. Pokręciła głową i weszła do swojego ulubionego hamburgerowego więzienia. U Franka były najlepsze hamburgery w całym cholernym mieście, możliwe, że nawet
16
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful w całym cholernym stanie. Wpadła na kabinę i usiadła, machając na powitanie kilku osobom, które rozpoznała. Julian również się witał, ale trochę bardziej osobiście. Cyn ukryła szeroki uśmiech za kartą dań, gdy cała rodzinka Bunsun – Williams stała wspólnie wokół jej randki. Pierwszy raz Julian wyglądał jak upolowany, zamiast polujący, otoczony rodziną pełną Grizzly i Lisów. - Cześć. Cyn uśmiechnęła się i powitała nieśmiałą Lisicę, która zagłębiła się w kabinie naprzeciwko niej. Osiemnastolatka wpadała na Cyn wszędzie, gdzie tylko istniała możliwość wspólnego pobytu. – No cześć. Heather Allen, najmłodsza kuzynka Ryana i Alex’a, ugryzła się w dużą dolną wargę i patrzyła na włosy Cyn jak wygłodniały kociak. Kręciła lok swoich własnych, jasnoczerwonych włosów między palcami. – Zmieniłaś je. Cyn była wymuskana. Pofarbowała je dwa dni temu i uwielbiała rezultat. – Podoba ci się? Heather skinęła tak ochoczo, że aż Cyn zmartwiła się, że skręci sobie kark. – Podoba mi się mieszanka blond, czerni i różu. Cyn odrzuciła sobie włosy za ramiona. Na czubku były koloru jasnego blond, środkowa część była cukierkowo różowa, a końcówki, które spływały jej po ramionach były mroczną czernią. Były oszałamiające i zwracała uwagę wszędzie gdzie się pojawiała. W myślach pokazywała środkowy palec wszystkim tym, którym się nie podobało i uśmiechała się do tych, którzy podziwiali jej dzieło. – Dzięki. Chcesz żebym czasem twoje pofarbowała? - Nie. Nie chce. – Eric, młodszy brat Alex’a, wyciągnął dziewczynę z kabiny i spojrzał gniewnie na Cyn. – Podziękujemy, woli swoje czerwone włosy. Cyn uniosła brwi. Tak bardzo jak uwielbiała Alex’a zaczęła gardzić jego wysoko postawionym bracie. – To raczej powinna być jej decyzja. Faktycznie pomachał jej palcem. – Będziesz trzymać swoje łapy z dala od mojej kuzynki, rozumiesz? Heather wyswobodziła się z jego uchwytu i zamknęła w sobie. Cholera. Ostatnio ulubioną rzeczą Cyn było dotarcie do tej biednej dziewczyny. Jaka szkoda,
17
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful że Eric lubił się wtrącać. Heather wymówiła za nim. – Jeśli będę chciała, to pofarbuję sobie włosy. Cholera. Heather znowu mówiła tym małym, nieśmiałym głosikiem. Gdyby Cyn nie wiedziała lepiej, to pomyślałaby, że Erik znieważał to biedne dziecko. Ale Eric prędzej odgryzłby sobie stopę niż skrzywdził dziewczynę. - Moja kuzynka nie będzie robiła z siebie dziwadła. – Eric zmarszczył nos. Niskie warczenie wypełniło powietrze. Cyn, z szeroko otwartymi oczami, gapiła się na Juliana. To białe pasmo pojawiło się znowu w jego włosach, tym razem grubsze. Szarość w jego oczach prawie całkowicie zacierała brąz. – Odsuń się, Eric. Straszną rzeczą nie było to, jak szybko Eric posłuchał się Juliana. To cichy, zdziczały ton głosu Juliana sprawił, że wyprostował jej się kręgosłup. Nie potrzebowała, by Julian ratował ją od fanatyków. Warga Erica się cofnęła. Jego ogromne kły pojawiły się na sekundę zanim jego ojciec, William Bunsun, klapnął dłonią o jego buzię i zaczął wrzeszczeć na niego za bycie niegrzecznym idiotą. Cyn próbowała pozbyć się obrazu tych kłów, ale nie udało jej się. No dobra. Może powinna przyznać,
że potrzebuje ochrony przed
fanatycznym Grizzly. Julian wsunął się na miejsce wcześniej zajmowane przez Heather i puścił oczko, srebrne pasmo już znikło z jego włosów. – To tyle ze spokojnego posiłku. Cyn parsknęła. – W tym mieście? – Machnęła do kelnerki, która zręcznie mijała kłócących się zmiennych. Dzięki bogom pamiętali, że znajdowali się na ludzkim terenie, inaczej Cyn obawiała się, że futro by leciało. – Dwa hamburgery, wszystko co się da, dodatkowy ketchup, najlepiej niech muczą. - I dwa czekoladowe shake’i. – Baseballowa czapka wylądowała na stole i Julian odrzucił ją z powrotem w pole kłótni. William trzymał Erica za krawat. Truł synowi nad głową i żądał natychmiastowego podporządkowania się. Dzięki Bogu nie wiązała się z tą rodziną. Zwariowałaby w tydzień. Każdy z nich był wkurwiający. Julian wyszczerzył się słabo, gdy kelnerka minęła jedną z uciekających Lisic. Cyn była gotowa pójść za biedną dziewczyną prosto do wyjścia. – Możesz wziąć to na wynos? 18
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Trzeci
Julian podał swoje klucze lokajowi i podbiegł do jasno świecącej się posiadłości Fredeline’ów. Dzisiaj była coroczna Halloween’owa maskarada w Halle. Jamie i Marie Howard najwyraźniej kontynuowali długą tradycję i zgodzili się urządzić ją na swojej luksusowej posiadłości. Wszedł do budynku i uśmiechnął się szeroko. Miejsce wymiatało, a nie było nawet jeszcze dziewiątej wieczorem. Julian uśmiechał się do wszystkich, których mijał, póki jego spojrzenie nie padło na Eric’a Bunsun. Dalej był wkurzony na Erica. Nie tylko Grizzly namieszał z jego randką, ale też nie miał szacunku dla partnerki Juliana. Planował pójść na słówko z bratem Alex’a, jeśli koleś nie walnie prosto z mostu, o co chodzi. Nikt, a zwłaszcza żaden Niedźwiedź, nie traktuje w ten sposób partnerki Kermode’a. Julian może i nie był tak fizycznie silny jak Eric, ale nadal mógł pokazać mu, gdzie jego miejsce. Eric po prostu skinął i odwrócił się. Jeśli był zawstydzony swoją postawą, to nie pokazał tego. Julian warknął i dodał wyedukowanie Erica do swojej listy rzeczy do zrobienia. Uchwycił przelotne spojrzenia Pum tu i tam. Emma i Max byli ubrani w dopasowane stroje gangsterskie, długi płaszcz Emmy muskał o parę krótkich spodenek, na które Julian ze zdziwienia uniósł brwi. Curana miała niezłe nogi. Ona i Max przechadzali się przez pokój jakby byli właścicielami domu, Pumy na ich drodze pozdrawiali ich dyskretnymi skinieniami głowy, by ukazać swoje poddanie. Simon i Becky byli przebrani za Spiderman’a i Spiderwoman, materiał z lycrą przywierał do smukłej figury Becky. Gabe i Sara przyszli jako Indiana Jones i Lara Croft, dziwna, lecz pasująca kombinacja. Adrian z Sheri natomiast byli... neowiktoriańskimi wampirami? Może? Pomyślałby o kowbojach, gdyby nie mosiężne okulary ochronne na ich głowach i pomalowane na mosiądz bronie Nerf’a przy biodrach. Był całkiem pewien, że kły, które pokazywali, nie były z plastiku. Kiedy minęli Max’a i Emmę, 19
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful wyszczerzyli się i wyciągnęli broń, kując Curanę i Alfę, zanim uciekli, śmiejąc się jak małe dzieci. Ci dwoje są tacy dziwni. - Widziałeś dziewczyny? – Przestraszył go głęboki głos Alex’a. Odwrócił się, widząc za sobą Grizzly szczerzącego się do uciekających Pum. Max i Emma gonili za Sheri i Adrianem, przyrzekając Nerfy zemstę. Julian gapił się na twarz Alex’a, zakrytą maską i pękł ze śmiechu. Alex przyszedł przebrany za Tuxedo, razem z laską i czerwoną różą. Obsesja faceta na punkcie Czarodziejki z Księżyca była przerażająca. - Za kogo ty się do cholery przebrałeś? – Alex pokręcił głową. – Za Paula Bunyan4? Serio? Nie mogłeś wymyślić nic lepszego? - Za zimno jest na przepaski na biodra. – Julian pokręcił głową. Związał swoje długie, czarne włosy w kucyk opadający mu na plecy. Końcówka huśtała się i klepała pobliskiego imprezowicza. Pomachał kauczukową siekierą w ramach przeprosin. Nerf’y chyba są dzisiaj popularne. – Wybacz! Poza tym, jestem na całego za swoimi barwami wojennymi. Nie to, że mogę zamówić nową dostawę u Mary Kay.– Zmarszczył brwi. – Myślałem, że podwieziesz dzisiaj dziewczyny. – Julian natychmiast zaciągnął się powietrzem, szukając jakiegoś znaku Cyn. Za głośno było, by uchwycić jej głos pośród tłumu, mimo że nasłuchiwał, gdy tylko wszedł na posiadłość. - Powinny przyjechać za chwilę. Tabby chciała, by ich kostiumy były niespodzianką. – Alex podarował mu sekretny szeroki uśmiech. Do czego do cholery Alex namówił swoją partnerkę? Jeśli Cyn pojawi się przebrana za striptizerkę, no dobra. Jeśli Cyn pojawi się w skąpym stroju to nawrzeszczy na Alex’a... w towarzystwie. Prywatnie będzie mu winien hamburgera. Zaskoczone szemranie i śmiechy nadeszły z wejścia do sali. Julian odwrócił się i właśnie tam, w pełni glorii, kobiece fantazje Alex’a nabrały życia.
4
Paul Bunyan – legendarny drwal, będący znaczącą postacią w amerykańskim folklorze. Najczęściej przedstawiany jako olbrzym, ubrany w kraciastą koszulę flanelową i toporne buty, trzymający siekierę z podwójnym ostrzem. Niejednokrotnie również ukazywany w towarzystwie niebieskiego woła o imieniu Babe.
20
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Ta spódniczka jest tak krótka, że może robić za sportowy stanik. – Cyn sięgnęła za siebie i pociągnęła za czerwoną spódniczkę z pochrząkiwaniem. Tak jak w anime, biała, satynowa koszula błyszczała, a wielki, jak u czarodziejki, czerwony kołnierzyk był w pręgi. Wielka purpurowa kokarda wisiała jej na biuście jak zaproszenie, czerwony kryształ w środku połyskiwał. Jej rękawiczki do łokci były zakończone czerwonymi paskami w tym samym kolorze co spódniczka. Założyła perukę z długich do pasa, czarnych włosów by pasowała z bielą i czerwienią do Czarodziejki z Marsa. Julianowi szczęka opadła na widok długości jej ud, jakie odkrywała połyskująca, mini spódniczka. Jako jedyna z trójki nie miała kozaków. Za to Czarodziejka z Marsa nosiła czerwone, rozbrajające czółenka. Zaczynał rozumieć Alex’a obsesję. Kurwa mać, wyglądała seksownie. Wisiał facetowi dwa hamburgery. Może nawet frytki. - To, to tam nic. Spróbuj nosić tę perukę. – Tabby sięgnęła pod blond perukę, by podrapać się po głowie. Kilka jej limonkowych włosów uciekło, dając blond kitkom sięgającym do podłogi, naprawdę dziwne refleksy. Jej strój był przeważnie biały i niebieski, z drobinkami czerwieni. Była oszałamiającą Czarodziejką z Księżyca. - Mnie się podoba. – Glory wystawiła swoją nogę, by to przyznać. Nie przejmowała się nawet, by nałożyć krótką, granatową perukę Czarodziejki z Merkurego. Zamiast tego, swoje niebieskie kręciołki luźno spięła złotą tiarą, jaką nosiły Czarodziejki. - O mój Boże. Namówiłeś je by przebrały się za Czarodziejki? – Oczy Juliana błyszczały, gdy patrzył się na poważnie króciutką spódniczkę Cyn. – Podobać mi się. Ruszył naprzód, zatrzymując się jedynie, kiedy Cyn przykleiła mu do czoła podłużną karteczkę z japońskimi napisami. Był to dobrze znany trik Czarodziejki z Marsa, ale to tylko znali fani filmu, co oznaczało, że musiała nauczyć się tego od Alex’a. – Hej, to działa5! Wszyscy się zaśmiali. Julian wyrwał karteczkę z czoła. – Ha ha. Bardzo śmieszne. - Ekhem.
5
Dla tych, którzy nie wiedzą. Ten trik sprawia, że potwór nie mógł się ruszyć.
21
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Glory otworzyła szeroko oczy, gdy patrzyła się na coś za ramieniem Alex’a. Odwrócił się i ujrzał Ryan’a, ubranego na biało jak szejk, szczerzącego się do nich. Trzymał w dłoni białą różę. – Ktoś wzywał Księcia Północy?6 - O za cholerę,
nie. – Alex pchnął kuzyna do tyłu z niskim, wkurzonym
warczeniem. – Trzymaj się z daleka od Czarodziejki z Księżyca, ty podstępny draniu. Julian pękł ze śmiechu. Ryan musiał wiedzieć o kostiumach dziewczyn i kupił pasujący strój, ale jak dla Czarodziejki z Merkurego Glory, wybrał złego gościa. - Twoja Czarodziejka jest bezpieczna. Zorientowałem się, że oczarował mnie niebieski kolor. – Ryan podał Glory różę. – Czarodziejko z Merkurego, mogę prosić o taniec? Glory uciekła w przeciwnym kierunku. Ryan wyszczerzył się. – Kiedy ona się nauczy, że drapieżnik uwielbia być kuszony? – Ryan odszedł za swoją zbłąkaną, nieoznaczoną partnerką. Kiedy przestał się śmiać, zauważył, że Alex z Tabby też znikli. Została tylko Cyn. Pomachała do niego długimi, sztucznymi rzęsami. – Chcesz zatańczyć? Wyglądał na głupka? Zerknął na swoją czerwoną, kraciastą koszulę. Może nie powinien zapytać na głos. – Tak, proszę. – Wibrował z chęci wzięcia jej w swoje ramiona i trzymania jej blisko siebie, a chęcią zakrycia jej skóry przed każdym, kto zobaczyłby jaka była seksowna. Zbliżyła się do niego i jego pierwsze pragnienie wygrało. Boże. Niech to. Musiał kupić tej kobiecie więcej mini spódniczek. – Cudownie wyglądasz. - Dziękuję. Ty wyglądasz… drwalowato. Wyszczerzył się. – Dzięki. I tak dla zapamiętania, chciałbym pokazać ci jak śmigam swoją siekierą. – Poruszył brwiami, chichocząc, gdy odrzuciła głowę do tyłu i zaśmiała się. Ta niedorzeczna peruka prawie spadła jej z głowy. – Jak w ogóle znalazłaś się w tym kostiumie? Ściągnęła brwi i znowu pociągnęła za spódniczkę. – Tabby przegrała zakład. - I? - Namówiła nas na to głupie gówno. – Spojrzała na niego gniewnie. – Ani. Jedno. Słowo. Nie miał pojęcia, o czym mówiła, ale i tak zanotował.
6
Drugie wcielenie głównego bohatera Mamoru Chiba (Tuxedo).
22
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Ta spódniczka jest nielegalna w dwudziestu pięciu stanach. Peruka swędzi jak suka i wyglądam okropnie w białym kolorze. Heh. Uważał, że wyglądała rozkosznie. Ugryzł się w język i dalej tańczył. Czy to jego wina, że ręce mu tak przypadkiem zsunęły się nad jej tyłek? - A wtedy miała czelność namówić mnie na pełen makijaż! Chciała nawet żebym założyła te… łapy! Ręce Juliana, które szczęśliwie splądrowały jej pośladki, powróciły na jej talię. - Tych głupich szkieł kontaktowych nie można nawet nabyć u okulisty. Trzeba zamówić je na Internecie. Te same Lady Gaga miała w teledysku… łapy! Julian natychmiast wysunął ręce spod jej spódnicy. Do diabła, miała na sobie bokserki. Wszystkie jego sekretne fantazje o figlach na tylnim siedzeniu zostały roztrzaskane. - Nie masz nic do powiedzenia, proszę pana? Julian udawał, że się zastanawiał, zanim pokręcił głową. - Rany. Jakbym rozmawiała z trzylatkiem. - Trzylatek nie próbowałby zdjąć ci majtek. Julian przestał tańczyć na tyle długo, by wymasować sobie goleń. Te czerwone buty były twarde. - Jules! Julian wyprostował się i uśmiechnął do Jamie’go i Marie Howard. Byli przebrani za kowboja i seksowną kowbojkę. Do diabła, musiał kupić Cyn parę skórzanych rurek. Zastanawiał się jak Jamie czuł się z tym, że jego partnerka miała pod nimi nic innego jak tylko bokserki. – Niezła impreza! - Niezły kopniak. – Marie przybiła piątkę z Cyn, frędzle jej krótkiej, bombkowej koszuli podskoczyły przy tym ruchu. Julian z pewnością wybłaga Jamie’go o nazwę sklepu, z którego wytrzasnął ten kostium. - A co jeśli Julian nie zasłużył na kopniaka? – Jamie poklepał żonę po pośladkach. Marie wzruszyła ramionami. – Czy to ważne? – Puściła oczko do Cyn, akceptując jej „żółwika”. - Eh. Ma penisa, dlatego jest wrogiem. Łapię. Marie walnęła męża w ramię. – Nie jestem aż taka zła.
23
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Julian uśmiechnął się, widząc miłość między tą dwójką. Marie miała napiętą relację z Emmą i Becky, a co za tym idzie z Max’em i Simonem, ale nie wiedział dlaczego. Dla niego wyglądała na doskonale miłą kobietę. - Ty, bądź grzeczny. – Skierowała palec na twarz swojego partnera, lecz ledwo się uśmiechnął. Odwróciła się do Juliana i równie dobrze wskazała na niego palcem. – Ty też. - Tak, pani. Howard’owie odeszli, tańcząc, już witając nowych gości. - Kłamca - Cyn szepnęła mu do ucha. Złapał ją za tyłek i spiął się, czekając na uderzenie – Tak, pani.
Cyn rzuciła perukę na tylnie siedzenie samochodu Juliana i westchnęła. Pozwoliła mu odwieźć się do domu, ale tylko tyle. Facet ledwo sięgnął pierwszej bazy i miała zamiar trzymać go tam przez jakiś czas, nieważne jak dobre były jego dłonie. Wbrew wszystkiemu nie umawiali się jeszcze na tyle długo, by przejść do drugiej bazy. - Boże, bolą mnie stopy. - Tak jak mój goleń. Wyszczerzyła się. To powinno nauczyć go, żeby trzymał łapy tam, gdzie mogła je widzieć. Poza tym, był uroczy gdy nadymał wargi. - Zaprosisz mnie do środka? Ten głęboki, mroczny ton zawsze sprawiał, że przechodziły jej ciarki po plecach, lecz Cyn stężała. Nie podda się tak łatwo. Julian musi sobie zapracować, by pozwoliła żeby ją ugryzł. - Nie-ee. - Cholera. – Przesunął dłonią po jej udzie. – Wspomniałem już, że podoba mi się twój strój? - Może. – Przesunęła jego dłoń na kolano. Nie miała nic przeciwko temu, że ją dotykał. Właściwie to chciałaby czegoś więcej, lecz Cyn nie była łatwa. Julianowi zajmie więcej niż jedną randkę albo i nawet trzy, by ściągnąć jej bokserki. Znowu się pojawił ten niegrzeczny błysk w jego oku i już wiedziała, że coś skandalicznego wyskoczy mu z ust. - Co myślisz o gierkach? 24
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Cyn ugryzła się w policzek, by powstrzymać śmiech. Gierkach, hę? – No cóż, Gra Master była chujowa do obcykania przez te wszystkie przewodniki, dodatkowo potrzebowałeś kalkulatora, by zorientować się w swoich statystykach. – Samochód gwałtownie skręcił, gdy Julian się szarpnął z szokowaną miną. – Niektóre wersje Dungeon i Dragons nie były takie złe, ale Star Wars był do dupy chyba, że grałeś jako Jedi. – Postukała paznokciem o wargę. – Chwila, miałeś na myśli gry z papierem i długopisem, czy gry RPG, bo... Miał całkowicie pusty wyraz twarzy. – O mój boże. Jesteś dziwaczką! - No. – Czekała na typowy wybuch, który otrzymywała za każdym razem gdy ujawniała swój życiowy sekret bycia (sapnięcie!) świruską. Większość facetów, z którymi się umawiała, wyśmiewali się z niej, tym samym tracąc jakąkolwiek szansę, jaką mieli, na dobranie się do jej bokserek, albo po prostu przestali dzwonić. Który szanujący się facet chciał umawiać się z wytatuowaną dziwaczką? Jeśli zdołałaby czymkolwiek odstraszyć Juliana, to właśnie byłoby to. - Ale to jest kurewsko podniecające. – Spojrzenie zamieniło mu się w pełne czci, te brązowe oczy zaiskrzyły się z rozbawienia. Najwyraźniej jeden, dziwaczny Niedźwiedź dawał radę. Cyn szczęka opadła. – Przepraszam. Co właśnie powiedziałeś? Wyszczerzył się do niej i podjechał na krawężnik zanim przekręcił się w siedzeniu, twarzą do niej. – W jaką grę online grasz? Zamrugała. Nie mógł mówić poważnie. Mógł? – A jak myślisz, w którą? - Według mnie w DDO, ale mógłbym się założyć, że w World of Warcraft. Eve online by ci się znudziła. Nie za dużo w niej akcji. Skinęła mu zanim mogła się powstrzymać. – Chwila. Grywasz sobie? - No. - A ty. - Tak. – Wyglądał na zdezorientowanego. I dobrze, bo ona też. – Jedzie mi tu czołg? - Hej! Gram tylko, gdy czuję się niewyraźnie. Mam też szybki Internet w swojej jaskini, bardzo dziękuję. Dlatego też, niedawno, podłączyłem sobie lodówkę tuż obok posłania z futer. – Założył sobie ręce na klacie i gromił ją wzrokiem. - Niech będzie. Tak, gram w WoW i jestem paladynem. 25
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Zamrugał, następnie się wyszczerzył. – Ja gram warlock’iem. - Pff. No oczywiście. Teraz to wszystko ma sens. Jesteś magikiem.– Cyn wyszydziła z niego łagodnie. - Oh, no tak. Bo przecież potrzeba nie wiadomo jakiej inteligencji by bić innych wielkim, metalowym patykiem. – Julian przewrócił oczami, zniesmaczony. Cyn patrzyła się na swoje paznokcie. – Oh, patrz. Jestem dużym, złym warlock’iem. Chyba zrobię sobie pedicure, a moje przywołane zwierzątko odwali całą robotę. - A jak. Nazwałem je paladyn. Patrzyli się na siebie gniewnie – Hmph. – Cyn ustąpiła jako pierwsza. – Może kiedyś pogramy grupowo. - Oh, skarbie. Teraz to się dopiero podnieciłem. – Julian pochylił się i chciał ukraść jej pocałunek. Cyn dodała mu kolejnego siniaka na nodze. Naprawdę zaczynała lubić te buty. - Jesteś niedobra. – Julian wydął wargi, gdy odpalił silnik i wjechał na ulicę. - Tak. Masz z tym jakiś problem? – Walczyła ze śmiechem. Boże, facet był takim durniem! I lubił te same rzeczy co ona, jak dziwne by nie były. Miała przesrane. - Nie-e. – Wjechał na jej podjazd i wyłączył silnik. – Podoba mi się to. Zadrżała. Jego głęboki głos zamienił się w namiętny, seksowny jak diabli. Dostała gęsiej skórki. Jak niby miała się mu oprzeć, gdy mówił w ten sposób? Pochylił się i złapał ją za tył głowy. W krótkim czasie, kiedy się umawiali, nauczyła się tęsknić za jego smakiem. Cyn nie była tą, która tak po prostu ulegała tęsknocie, ale nauczyła się, że pocałunek Juliana był czymś więcej niż tylko tęsknotą. Szybko stawał się uzależnieniem. Serce szybko jej waliło, gdy zbliżył usta. Pragnęła jego pocałunku bardziej niż czegokolwiek innego, bardziej niż chciała Living Art. Boże, co niby miała zrobić? Dwa tygodnie randek i facet stapia ją w kałużę niemyślącej papki. Jego usta opadły na jej, delikatnie i cierpliwie językiem głaskał jej wargi, dopóki ich nie otworzyła dla niego i nie wpuściła go do środka. Uderzył ją jego smak, sprawił, że zadrżała. Sutki jej stwardniały pod usztywnionym biustonoszem, 26
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful nowym dodatkiem do szafy dzięki pewnemu, seksownemu Niedźwiadkowi. Dzięki temu nie dowiedział się, że są twarde za każdym razem, gdy tylko ją dotykał. Utrzymywał powolny rytm, kusząc ją pocałunkiem, dłonie zostały dokładnie tam, gdzie je położył. Trzymał się zasad, które ustanowiła i jeszcze nigdy nie było jej tak przykro. Julian przerwał pocałunek i uśmiechnął się do niej. Oczy miał czysto srebrne. – Pozwól się dzisiaj odprowadzić do drzwi. Oh, za cholerę nie. Jeśli Julian zbliży się do drzwi, to go zaprosi do środka, a nie była na to gotowa. Przełknęła mocno. – Jeszcze nie. To mój głos? Był ochrypły i niski i, Boże dopomóż jej, pełen pożądania, któremu nie była w stanie jeszcze ulec. Julian skrzywił się i przekręcił na siedzeniu. Uśmiechnął się i znowu przypomniała sobie, dlaczego chciała by wszystko szło powoli, gdy kły szturchnęły o jego wargę. – Będę czekał na sygnał. Pokręciła głową. Facet naprawdę czasami był za bardzo nadopiekuńczy. Nikt nigdy nie ścigał Cyn, a pojeb, który polował na Tabby, był już w więzieniu dla zmiennych, jak dobrze poszło to jego tyłek należał do Tygrysa Tony’ego. – To ty powiedziałeś Alex’owi i Ryan’owi by stale zajeżdżali do salonu, prawda? Te srebrne oczy pociemniały z powrotem do brązu. – Dlaczego miałby to zrobić? – Odsunął się, dopóki nie wrócił na swoje miejsce. – To Alex jest tym nadopiekuńczym, nie ja. A Ryan po prostu pragnie swojej partnerki. – Spojrzenie, które jej posłał, rozpuściłoby deskę rozdzielczą. – Rozumiem, co czuje. Zapamiętała niektóre rzeczy jakie powiedział jej Alex, o tym jak zmienny tęskni za swoją partnerką aż staje się to prawie bolesne. – Mówiłam ci już, że odwalasz świetną robotę z tymi wszystkimi randkami? - No, przecież robiłem to już wcześniej. Mogła już czuć jak śmiech próbuje się uwolnić. Westchnęła obrażona i postukała stopą. – Niezły sposób na zrujnowanie atmosfery, Miśka7. Zamarł. – Oo nie, nie zrobisz tego. Otworzyła drzwi od samochodu i wystrzeliła w stronę swoich wejściowych. Miała Niedźwiedzia na ogonie i nie zamierzała tak szybko dać się złapać. Zachichotała i wyciągnęła klucze, lecz tylko zdołały zabrzęczeć, skierowane w stronę 7
Miśka – fioletowy miś z symbolem na brzuszku, z bajki „Troskliwe Misie”.
27
zamka,
zanim
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful znalazła się przyciśnięta do
drzwi.
Jeden
osiemdziesięcioczterokilogramowy śmiejący się przystojniak złapał ją w swoje sidła, imponujący pakiet otarł się o jej pośladki. Chwila. Chichotała? Niby od kiedy? Cyn śmiała się, parskała, czasami nawet rechotała, ale nigdy nie chichotała. Za chwilę założy fartuch od Marty Stewart, ucząc się robienia miodu na sto sposobów. – Złaź ze mnie, ty wielki durniu. - Nie chcesz pogłaskać mnie po symbolu na brzuszku? Niech to szlag. Jak on to robił? Znowu chichotała jak szalona! – Odsuń się! – Skręcała się, szturchając go łokciem w jego symbol. - Ale chcę się z tobą misiować! – Śmiał się razem z nią, a przez to te wszystkie głupie chichoty były tego warte. Mógł z łatwością się wkurwić, ale zamiast tego przejął inicjatywę i obrócił wyzywanie przeciwko niej. Dobrze się z nim bawiła, nawet, kiedy oboje mieli na sobie najbardziej lamerskie kostiumy na planecie. No dobra, koleś który pojawił się przebrany jako SpongeBob Kanciastoporty mógłby z nimi konkurować, ale ledwo. - Myślę, że na dzisiejszy wieczór już się zamisialiśmy. – Odwróciła się w jego ramionach i patrzyła na niego. Zdumiewało ją, jak ktoś taki przystojny mógł pragnąć kogoś takiego jak ona, ale zgadzając się z Tabby, gdy tylko Justin poczuł jej zapach, nikt inny już by nigdy nie mógł. - Ale naprawdę jestem dobry w przytulaniu. – Cholernie dobrze odgrywał niewinnego, lecz diabelski błysk i srebrne oczy go wydały. – Zwłaszcza w łóżku. – Poklepał ją po tyłku. – Mów do mnie Teddy. - Yhy. – Pchnęła go za klatę i zrobił krok do tyłu. Cholera. Chłopak miał mięśnie, które chciała zobaczyć. Dlaczego nie starał się ze mną związać w lecie? Otworzyła drzwi i pomachała mu na dobranoc z szerokim uśmiechem. – Dobrej nocy! Westchnął i spojrzał się na swój brzuch. – Zawiodłeś mnie. - Mówisz do swojego symbolu na brzuszku czy... Spojrzeniem, jakim ją postrzelił z ukosa, rzucił wyzwanie, by skończyła pytanie.
28
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Czwarty Te cudowne, wielobarwne włosy wyglądały niesamowicie przy skórze jego ud. Był to widok, który nigdy mu się nie znudzi. Cyn brzęknęła melodyjnie, gdy wyciągnęła jego fiuta. Jak kurewsko dobrze, że miał na sobie bokserki zamiast spodni od piżamy. O wiele łatwiej jej było wydobyć go, by wziąć do swojej gorącej, oczekującej buzi. Syknął, nabierając powietrza, gdy polizała spód jego fiuta. Głaskał ją po plecach, nie całkiem sięgając jej pośladków. Również były kuszące, okryte tą kurewsko króciutką spódniczką, którą miała na sobie na maskaradzie. – No dalej, kochanie. Ssij mnie. Cyn brzęknęła, a on zadrżał. Była w tym dobra, prawie za dobra. Patrzył oczarowany, jak jej głowa zaczęła sunąć w górę i dół, ssąc go. Prawie zrobił zeza, kiedy zatrzymała się na czubku, wzmacniając ssanie, gdy próbowała dać mu orgazm. Nie dojdzie tak łatwo. Dotykał jej biustu, zmieniając sutki w bolące twardości. Jej rytm osłabł, gdy zaczęła głaskać swoją łechtaczkę, tak chętna orgazmu jak on. - Chodź tu. – Jeśli miała zamiar dojść, to zrobi to na jego fiucie. Parsknęła na niego, z ustami nadal będącymi na jego fiucie i ssała mocniej. Tym razem, zrobił tego zeza. Był blisko, tak cholernie blisko. - Cyn. – Złapał ją za włosy i trzymał póki mu życie miłe. – Dochodzę. – Skinęła i to by było na tyle. Padło pozwolenie, dał swojej partnerce to, czego chciała. Czysta błogość eksplodowała z czubka jego fiuta, oślepiając go. Mrugnął i patrzył się na ciemny sufit, wiszący nad nim. Coś wilgotnego i zimnego znajdowało się na jego brzuchu. - Cholera. Pierdolone, partnerskie sny. – Julian zdjął wilgotną pościel z siebie i westchnął. Partnerskie sny stawały się już coraz bardziej i bardziej intensywne. Jeśli nie znajdzie sposobu na zaciągnięcie Cyn do łóżka, to wkrótce zeświruje. Był już zmęczony samotnym orgazmem, zmęczony spaniem samemu. I jak cholera był już zmęczony praniem pościeli po każdej nocy. Pościelił łóżko, wrzucając slipy do brudów. Rąbkiem pościeli się wytarł, krzywiąc na ten 29
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful klejący bałagan. W takim stanie jego rachunek za wodę będzie sięgał sufitu. Wsadził brudne rzeczy do pralki i włączył ją. Oparł się o nią na chwilę i z całego serca chciał, by jego partnerka czekała na niego w drugim pokoju. Już niedługo Julian. Już niedługo.
- Co ty chcesz? – Cyn ukryła uśmiech. Do diabła, dziewczyna jednak miała jakieś jaja. - Chcę tatuaż. – Heather Allen wręczyła jej papier. – To jest to, czego chcę. Cyn rozwinęła papier i spojrzała na cudowny, jednak smutny rysunek. – Jesteś tego pewna? Heather
ściągnęła brwi, Cyn była zachwycona tym widokiem. – Mam
osiemnaście lat. Mogę to zrobić jeśli chcę. Cyn pokręciła głową. – Nie to miałam na myśli. – Poruszała papierem. – Tego jesteś pewna? Tatuaż jest na zawsze. Heather wyglądała na przestraszoną i rozluźnioną jednocześnie. Przełknęła, jej zielone oczy błyszczały i były rezolutne. – Jestem pewna. Cyn westchnęła. – Czarno – białe czy kolorowe? - Tak! – Heather zatańczyła chwilę i Cyn zaśmiała się. Gdyby Eric ją tylko teraz widział. Zatrzymała się i postrzeliła Cyn małym, szczęśliwym uśmiechem, który rozjaśnił całą jej twarz. – Myślę, że w kolorze. - Kolor kosztuje więcej i bardziej boli, tak tylko żebyś wiedziała. – Heather przechyliła głowę, szczęśliwy uśmiech zgasł. – Przez długi czas będziesz pod igłą. – Cyn wzruszyła ramionami. – Wybór nadal należy do ciebie, ale musisz zrozumieć, co się stanie w drugim pokoju. Heather ugryzła się w wargę. Cyn właściwie mogła ujrzeć jak jej trybiki pracują. – Ile to będzie kosztować? Cyn poinformowała ją o cenie dwa razy mniejszej niż zwykle. – Ale to jest rabat rodzinny, także nie klep w około jak mało cię to kosztowało. Heather przytuliła ją mocno, zaskakując ją. Jak na takie maleństwo, dziewczyna była silna. Mogła ważyć czterdzieści dziewięć kilogramów, ale tylko wtedy, gdy miałaby na sobie jeden z tych ciężkich skafandrów. – Zdecydowanie w kolorze. – Pocałowała Cyn w policzek. – Dziękuję. 30
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Cyn uścisnęła ją. – Nie ma za co. – Zaprowadziła Heather do pokoju, gdzie mogła wybrać kolory, jakie chciała dziewczyna. Heather wręczyła jej czarno – biały rysunek, ale wyglądałby oszałamiająco w błękicie i zieleni na bladej skórze dziewczyny. Jeszcze raz zerknęła na rysunek. – Idziesz do szkoły plastycznej, prawda? Heather pokręciła głową, ramiona jej opadły w strasznie ochronnej pozie, którą Cyn zauważyła już u Frank’a. – Chcę, ale... - Ale co? – Kto rozdeptywał marzenia tego biednego dziecka? Cyn porozmawiałaby sobie z tym kimś. Najlepiej z kijem do baseball’a. - Inni uważają, że powinnam pójść na państwową uczelnię i studiować księgowość. - Ew. – Cyn zmarszczyła nos, zadowolona gdy Heather zachichotała. – Serio. Księgowość? - Wiem, prawda? – Heather usiadła na fotelu i odsłoniła ramię. - To ty powinnaś decydować, co chcesz robić, a nie ktoś za ciebie. Myślisz, że miałabym ten salon gdybym słuchała pesymistów? – Cyn nawilżyła alkoholem ramię Heather, oczyszczając miejsce na tatuaż. – Gdybym słuchała ludzi, którzy uważali, że nie powinnam zostać artystką tatuażu, to pewnie bym utknęła w ohydnym, brązowym kostiumie, pytając ludzi, czy może chcą frytki do tego. Heather westchnęła. – Chcę tylko malować. Czy to aż tak źle? - Nie-e. Zgłosiłaś się do plastycznej szkoły? Heather wzruszyła ramionami. – Ciężko jest się kłócić ze swoją rodziną, kiedy połowa z nich może pożreć cię w dwóch kęsach. Cyn okręciła się na taborecie, póki nie znalazła się z Heather twarzą w twarz. – Powiem ci coś. Pójdziesz złożyć aplikację do plastycznej szkoły. Zobaczysz, czy się dostaniesz. Jeśli to nie wypali, to przyjdziesz do mnie. Heather zmarszczyła brwi. – Po co? Cyn wzruszyła ramionami. – Mogłabym mieć pożytek z ucznia. – Tabby była gotowa pójść na swoje; do diabła, Cyn rozważała, czy nie chcę zrobić z niej wspólniczki. Cyn, Glory i Tabby pięknie się komponowały, nawet kiedy były dla siebie sukami. Stały się rodziną, cała trójka, i nie pragnęłaby niczego innego.
31
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Poza tym, Heather przypominała jej o Tabby i Glory. Obie kobiety zostały zranione w swoim życiu. Cyn zapewniła im bezpieczne miejsce do zasiedlenia i chętne ucho do wysłuchania. Była bardzo chętna zrobić to samo dla Heather. Ogromne, zielone oczy zamrugały na nią, jak zszokowana łania. – Naprawdę? - Nie proponowałabym tego gdybym nie uważała, że masz talent. – Po małych zerknięciach na prace Heather stwierdziła, że dziewczyna miażdżyłaby wszystko jako artystka tatuażu. Musiała tylko wykombinować jak pozbyć się jej lęków przed ogromnymi facetami, a zwłaszcza przed Alex’em. Może namówi Alex’a by zatańczył przed nią Makarenę? Nawet Chuck Norris nie byłby straszny tańcząc w ten sposób. Heather złapała Cyn wściekle za rękę. – Chciałabym tego. Cyn wyszczerzyła się. – Tak jak ja. – Puściła jej oczko i wstała, zabierając ze sobą Lisicę. – Lekcja pierwsza: mieszanie atramentu. Heather podążyła za Cyn na zaplecze, cała skora do zadawania pytań i szeroko uśmiechnięta. Cyn w myślach poklepała siebie po plecach. Nieźle im to wyjdzie.
Julian zdecydował się odwiedzić swoją ulubioną Lisicę. Poszedł za Chloe do jej malutkiego saloniku, obserwując jak w ostrożny sposób poruszała się w przestrzeni. Dziewczyna wyglądała jakby została pobita kijem, co było o wiele lepsze niż to, jak wyglądała, gdy pierwszy raz ją zobaczył, połamaną, krwawiącą i umierającą na środku drogi. Odepchnięcie przez jej partnera jedynie dodatkowo dawało jej się we znaki. Jeśli Jim Woods nie odzyska rozumu, to Julian zapoluje na pojeba i wymusi na nim zmianę. Może dzięki temu pokaże mu dokładnie, co robił tej biednej, zranionej lisicy. – Jak się czujesz? Westchnęła i przewróciła oczami. Jej długie, czerwone włosy zostały ścięte na krótko przez operację i tęskniła za nimi gorzko. – Bezużytna. Ukrył wzdrygnięcie. Lekarz nie był pewien, kiedy i czy w ogóle jej problemy z wymową się poprawią, lecz jej ręka nigdy już nie będzie mieć sprawności koniecznej chirurgowi. Edukacja Chloe i jej kariera, uleciały jej z rąk. – Taa. – Przesunął palcami po zgolonych włosach i skrzywił się z sympatii. Uleczył tyle ran, ile dał tylko radę, 32
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful ratując jej życie i prawie tracąc swoje, lecz uszkodzenia były dotkliwe i rozległe. Nawet Tai nie byłby zdolny zrobić więcej. Do diabła, Juliana zaskoczyło to, że przeżyła, a to on był tym, który ją uleczył. Jedno z nich powinno umrzeć tamtej nocy. Nadal nie był pewien jak Tabby i Alex mu pomogli, dając mu na tyle energii, by jego serce się nie zatrzymało. Nie miał zamiaru mówić im jak blisko był sięgnięcia światełka w tunelu. - Jesteś na to dzisiaj gotowa? – Wyglądała na zmęczoną, miała cienie pod tymi swoimi ślicznymi, zielonymi oczami. - Taa. Muszę, prawda? – Opadła na starą, lecz czystą, kanapę. – Nie chcę wylądować w twoim umyśle, kiedy w końcu oznaczysz swoją przynętę. – Zadrżała. – Bez urazy. Ale nie chcę widzieć nagiej Cyn. - Przyjęte. – Usiadł obok niej i wyciągnął dłoń. – Pamiętasz, co powiedziałem ci ostatnim razem? Skinęła i, biorąc go za rękę, zamknęła oczy. Julian patrzył na nią z bliska, gdy próbowała zablokować mu wtargnięcie w jej umysł. Rzucał w nią obrazem za obrazem, wzdrygając się razem z nią, kiedy z wysiłku zaczęło walić jej w głowie. Po pięciu minutach sapała jak maratończyk; po siedmiu, upuściła jego dłoń i jęknęła z bólu. Julian zesłał spiralą uleczającą ścieżkę i zabrał jej ból, uśmierzając tkankę zapalną, aż oparła się, wzdychając z ulgi. Opuścił swoją świadomość z jej ciała. – Jesteś coraz lepsza. - Jak daleko zaszłam? - Siedem minut. Ulga na jej twarzy była monumentalna. Musiała kontrolować te swoje świetne moce, ale napór dawał jej się we znaki. Fizjoterapia, terapia wymowy, dodatkowo jej sesje z Julianem ją wykańczały, a jej oszczędności zanikały. Niedługo może stracić mieszkanie. – Jamie będzie zadowolony. - Taa, będzie. Nieźle ci idzie, skarbie. Oparła głowę o jego ramię i zamknęła oczy. – Jestem taka zmęczona, Jules. Otoczył ją ramieniem i oparł głowę o jej biedną, pokrytą bliznami. – Wiem. – W myślach przeklął Jim’a za ponowne jej odrzucenie. Może i miała dwadzieścia dwa
33
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful lata, ale miała przepiękną duszę, którą Jim by docenił, gdyby tylko sobie na to pozwolił. Umysłowy związek między nim a Chloe był niezwykle silny. Efekt uboczny duchowego leczenia, czyli ich zdolność do ujrzenia siebie oczami drugiego, był czymś, czego nigdy by nie przewidywał. – Jakieś niezwykłe sny? Pokręciła się nie komfortowo. – Taa. - Opowiadaj. Westchnęła.
–
Dwoje
jednym
zostaje,
jedno
trojgiem
się
stanie,
niedźwiedziowi wyjście jest znane, lecz to lis ma klucz rozwiązanie. Zamrugał – O cholera. - Taa. Było cholernie dziwne. W jednej chwili jestem w środku partnerskiego snu, gdzie Jim jest dla mnie słodki. W następnej, pojawia się ogromny, przerażająco biały lis i gapi się na mnie, szczerząc się. Wygłasza tę zagadkę i upuszczając pod moje nogi klucz, ucieka. Co jest Jules? - No cóż. Um. – Wow. Nigdy nie słyszał by nie- Kermode był tak dogłębnie połączony z duchowym światem. Jeśli sam Lis do niej przemawiał... – Możesz coś dla mnie zrobić? - Hmm? - Zmień się dla mnie. Uniosła brwi. – Lekarz powiedział żebym trochę poczekała, bo mogę uszkodzić jeszcze niewyleczone części swojej ważki. Prawie się uśmiechnął. Chodziło jej o czaszkę. – Zapomniałem. No dobra, poczekamy z moją teorią dopóki nie dostaniesz pozwolenia Jamie’go. – Ciągnął za swój warkocz i rozmyślał o tym, co powiedział jej Lis. – Dwoje zostanie jednym, jedno stanie się trojgiem. - Nie. Dwoje zostaje jednym. Staną. Mam wrażenie, że z jakiegoś powodu ma to znaczenie. Pewnie miała rację. Osoba, która otrzymuje wizję, zwykle rozumiała niuanse lepiej niż ktokolwiek inny, prócz oczywiście osoby, której to dotyczyło. – O kim myślisz, że mówisz Lis? - Nie mam pojęcia. Może o mnie? O Jim’im, odkąd o nim śnię? O Jamie’im, bo on i ten drań fizjoterapeuta torturowali mnie kilka godzin wcześniej? – Wzruszyła 34
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful ramionami. – O tobie, bo jesteś Niedźwiedziem? Nie jestem pewna, ale mam złe przeczucia. Przeszkodziło im pukanie do drzwi. – Otworzę. Zostań tam. – Julian wstał i otworzył drzwi. – Cześć, Ryan. Ryan warknął na Juliana. – Czemu czuję na tobie zapach mojej siostrzyczki? Julian przewrócił oczami. – Witaj w Casa De Luv. – Odsunął się i pozwolił Ryan’owi się minąć, zamykając za Grizzly drzwi. – Hej, kochanie. Zrzęda przyszła. Chichotała jak szalona, kiedy podniósł ją jej brat i całował, dmuchając ją po szyi. Dobrze było widzieć, że zachowywała się jak dwudziestodwulatka zamiast stara, połamana kobieta. – Przestań Ryan! Przestań! – Zaczęła walić go po głowie i ramionach, uderzając go jak robiło to rodzeństwo. Ryan usadził ją z powrotem na kanapie. – Jak twoja fizjoterapia? Skrzywiła się. – Facet mógłby dawać lekcje Genhis Khan’owi. – Ściągnęła brwi, patrząc na Ryan’a, gdy usiadł obok niej. – I czemu słyszałam, że Eric czepia się Cyn? Julianowi uszy się ożywiły. Czy z Ericem był większy problem niż mu się wydawało? - Jeśli chodzi o Heather, to potrafi być niezłym dupkiem. – Ryan wzruszył ramionami. – Przejdzie mu. - Wyjaśnij, proszę. – Julian pozwolił, by trochę jego mocy przesączyło się do jego głosu, zmuszając innego Niedźwiedzia do dostosowania się. Ryan wzdrygnął się. – Kiedy Heather miała dziesięć lat grupka nastoletnich Niedźwiedzi zdecydowała, że zabawnie będzie zmusić ją do zmiany. Julian zamrugał. – Ale przemiana nie następuje przed dojrzewaniem. Ryan po prostu się na niego gapił, z obrzydzonym i wkurwionym wyrazem twarzy. - Oh. - Taa. Te pierdolone zboki terroryzowali ją. Wtedy pojawił się Bunny i wytłumaczył im ich błąd. Lider grupy nie chciał przeprosić Heather, więc Bunny rozerwał mu ramię. - Dobrze mu tak. – Julian założył sobie ręce na klacie. – Co się potem stało? - Heather przez lata miała koszmary, ale zamiast o swoich napastnikach, miała o Bunnym. Najwyraźniej był kurewsko straszny, kiedy złamał rękę kolesia jak 35
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful gałązkę i zażądał od niego poddania się. Bunny zaczął uważać, że musi przez to kontrolować swój gniew i zaczął tą całą swoją jogę i wykopy tai chi. – Ryan wzruszył ramionami. – Muszę przyznać, że łatwiej teraz się z nim dogadać, ale Heather nadal się go boi. - A Eric jest po prostu tak nadopiekuńczy jak Bunny. Jeśli uważa, że coś nawet w najmniejszym stopniu zagraża Heather, to daje z siebie wszystko, by się tego pozbyć, ale próbuje tego, kiedy Heather nie widzi. I nie tylko wobec Heather jest nadopiekuńczy. – Chloe oparła głowę o oparcie kanapy. – Szkoda, że nie widziałeś, co wyprawiał kiedy tu przyjechał. Jest gorszy od Zrzędy. - Ej! – Ryan zdjął koc ze stolika do kawy i przykrył swoją siostrzyczkę. – Był tutaj? - A kto nie był? – Chloe ziewnęła. – Chłopaki? Szybko padała, jej energia nie była nawet w przybliżeniu taka, jak powinna być. Musiał pogadać o tym z Jamie’em, może się trochę uspokoją z tymi terapiami, żeby nabrała sił. – Taa, idę. Ryan? - Zostanę, zrobię jej jakąś kolację. Nie odżywia się właściwie. - Ona tu siedzi. Debil. A pizza jest doskonale akceptowanym grupowym żarciem. - Hej, Ryan? - Hmm? – Ryan był rozkojarzony, już kierując się do aneksu kuchennego Chloe. - Czemu Eric uważa, że Cyn jest zagrożeniem dla Heather? Ryan wzruszył ramionami. – Przez to jak wygląda i jak Heather jest nią zafascynowana. Uważa, że każdy z tatuażami i śmiesznymi włosami jest niebezpieczny. Szkoda, że nie widziałeś jak był wkurwiony, kiedy Bunny zrobił sobie tatuaże. Julian wyszczerzył się. – Twoja kuzynka nie ma już czasem osiemnastu lat? - Taa, no i? Chloe zachichotała. – Zabierz ją do Living Art, debilu. Zabierz ze sobą też Bunny’ego. Ryan i Julian wymienili się grzesznymi uśmieszkami. - Mnie też wieźcie. Chcę sobie zrobić pewien tatuaż i chcę, by Cyn się za to wzięła. 36
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Chloe... - Nie. Nie odwiedziesz mnie od tego pomysłu, braciszku. - Chciałem tylko się zapytać, co chcesz sobie wytatuować. No oczywiście, że chciał. Julian podszedł do drzwi i czekał na odpowiedź Chloe. - Kitsune z dwiema kitami. - Co to do cholery jest kitsune? – Ryan zaczynał lunch Chloe i był rozkojarzony. - To japoński, duchowy lis. Mówi się, że im więcej ma kit, tym jest w posiadaniu większej mądrości. Mogli zmieniać się w człowieka, i mówiło się, że mają silne magiczne moce. Legendy pewnie powstały od zmiennych Lisów, którzy łączyli się z ludźmi, odkąd mogli być współmałżonkami, kochankami, doradcami, nawet strażnikami. - Ah. Podoba mi się. – Ryan wyszczerzył się. – Ale czemu tylko dwa ogony? - Bo zaczynam swoje drugie życie. Dwaj mężczyźni byli cicho, gdyż chłonęli ukryte znaczenie tego, co właśnie powiedziała Chloe. Miała rację. Jej dawne życie znikło; nadszedł czas rozpocząć nowe. Do diabła, była dzielniejsza niż mu się wydawało. - Jesteś mądra jak na swoje lata, młoda Padawan8. – Julian wyszczerzył się kiedy Chloe zgromiła go wzrokiem. – I tak żeby było wiadomo, wychodzę. Trzymaj się, kochanie. Do później Zrzędo. Warczenie Ryan’a zostało zagłuszone przez ciężkie, drewniane drzwi.
8
Padawan to nazwa określająca za czasów Starej Republiki młodego ucznia Jedi, który rozpoczął już trening pod okiem mistrza
37
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Piąty Niedźwiedź gapił się na niego, jego futerkowy pysk był zagadkowy. Julian też się patrzył. Dla Niedźwiedzia, cierpliwość naprawdę była cnotą. - Dwoje jednym zostaje, jedno trojgiem się stanie, niedźwiedziowi wyjście jest znane, lecz to lis ma klucz rozwiązanie. Po takim długim oczekiwaniu, dudniący, głęboki głos przestraszyłby młodszego Juliana, ale nauczył się niedźwiedzich sposobów i nie był w ogóle zaskoczony. Duch rzucił mu pod nogi mapę, wstał i poczłapał, zostawiając za sobą zdezorientowanego Kermode. Julian podniósł mapę i próbował ją rozszyfrować, lecz zapłonęła jasnym życiem, połyskując w jego dłoniach, przesiąkając w jego skórę, póki nic nie zostało. - Heh. – Wstał, otrzepując nagi tyłek i odwrócił się do ścieżki, która zaprowadzi go z powrotem do jego ciała. Po drodze skinął wielkiemu, białemu Lisowi, również nie zaskoczony, że się na niego natknął. Chloe była mocno powiązana z wiadomością, którą duch próbował zakomunikować, czy to przez ich dziwną więź albo bo była na ścieżce i zawróciła. Nie był pewien, ale dowie się. W końcu. Jednej rzeczy był pewien. Chloe prawie umarła. To oddziaływało na osobę głębiej, niż można było to zrozumieć, zwłaszcza po tym co uczynił, by sprowadzić ją z mrocznej ścieżki do ciała. Była bliżej ducha ziemi niż większość zmiennych, a więź między dwojgiem tylko to pogłębiła. Musiał pogadać z Tai, dowiedzieć się, co ich lider uważał o tym wszystkim. Jeśli jego domysły się sprawdzą, to Chloe zmieniła się w sposób, którego teraz jeszcze nie widział. Niestety, to oznaczało odpowiedzenie na telefony Tai’a. Julian był pewien, że to, co chciał powiedzieć mu Tai, nie było przyjemne. Podążył ścieżką, która prowadziła go z powrotem do jego ciała, gotowy zakończyć spacer po duchowym królestwie. Nie było nawet w przybliżeniu takie trudne jak wtedy, gdy wciągał Chloe z powrotem do jej ciała, ale nadal go wyczerpywało. Jeśli jego partnerka by tam była, to również znajdowałaby się na ścieżce, użyczając swojej siły, biorąc jego własną. Razem byliby o wiele silniejsi. 38
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Nie mógł się doczekać aż zabierze ją na tę ścieżkę. Kiedy tylko Niedźwiedź ją zaakceptuje, ich partnerstwo będzie kompletne. Tam. Osłona między tym światem a fizycznym, mglista bariera, przez którą tak łatwo przeszedł. Z westchnieniem wtargnął do swojego ciała, otulając się skórą i kośćmi jakby były kocem. Otworzył oczy… i podskoczył pod sufit na widok jasnoniebieskich oczu, gapiących się na niego. - Hej, Jules. Poszliśmy sobie na duchowy spacerek, co nie? Próbował uspokoić swoje pędzące serce. – Ja pierdolę, Jamie. - Nie no, dzięki. Nie jesteś w moim typie. – Jamie założył sobie stetoskop na szyję. – Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. - Czego? – Julian wstał z krzesła, na którym padł i podszedł prosto do ekspresu do kawy. Zasnął na zapleczu. - Kermode’a w transie. Julian nalał sobie trochę kawy. – Taa. No cóż. Zostałem wezwany. - Może to się stać, kiedy prowadzisz samochód? - Jeszcze się nie stało. – Julian sypnął tyle cukru, że sześciolatek dostałby ataku. – Niedźwiedzie na ogół są całkiem niezłe w tych sprawach. Za to Kojot, to prawdziwy skurwiel. Kiedy ma wiadomość, to lepiej być na to przygotowanym. Na moje szczęście, nie lubi zbytnio gadać. Bardziej woli działać. – Nalał śmietanki póki kawa, nie była prawie biała, czyli tak jak lubił. Jamie pokręcił głową. – Chcesz do tego trochę kawy? - Nie-e, jest dobrze. – Julian wziął łyk, jęcząc pod nosem. Boże, Jamie potrafił robić cholernie dobrą kawę. – Jak długo mnie nie było? - Jakieś pół godziny. Cholera. Ominął go lunch. – Do diabła. – Spojrzał na zegarek i skrzywił się. - Masz trochę czasu. Zjedz. Masz we włosach jeszcze trochę bieli, a to przerazi pacjentów. - Dzięki. – Julian wyciągnął z lodówki kanapkę i posadził tyłek na stole. - Co ten Niedźwiedź miał do powiedzenia? – Jamie usiadł naprzeciwko niego i zwinął Julianowi chips. - Dwoje jednym zostaje, jedno trojgiem się stanie, niedźwiedziowi wyjście jest znane, lecz to lis ma klucz rozwiązanie. - Chloe? 39
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Możliwe, odkąd miała ten sam sen - Julian wgryzł się w kanapkę i próbował ignorować to, jak gapił się na niego Jamie. - Od kiedy Niedźwiedź rozmawia z Chloe? - Nie rozmawia. – Wziął kolejny kęs i próbował się nie uśmiechnąć przez frustrację na twarzy Jamie’go. - No to kto? - Lis. – Upił trochę kawy i uniósł brew, patrząc się na Jamie’go. - Chloe jest teraz inna. - Taa, ale nie myślałem, że aż tak inna. – Jamie wstał i zaczął chodzić, wyraz jego twarzy z przyjacielskiego zamienił się w strapionego doktorka. – Będzie miało to wpływ na jej wyzdrowienie? - Nie tak jakbym był tego świadom. Ale kiedy wczoraj ją odwiedziłem, to była bardziej zmęczona niż powinna być. - Hmm. – Jamie głaskał się po brodzie, z nieobecnym spojrzeniem. – Chcę być informowany o jej nowych zdolnościach, nawet o snach. Może to mieć wpływ na inne obszary jej wyzdrowienia, zwłaszcza gdy wysysa z niej tyle energii. Julian skinął. – Dam z siebie wszystko, ale jeśli ze mną nie porozmawia, to nie wiele mogę zdziałać. - Zgadzam się. – Jamie spojrzał na zegarek. – Będziesz gotowy za dziesięć minut? - Taa. - To widzimy się w gabinecie. Julian skończył kanapkę i wrócił do pracy, słowa Niedźwiedzia nadal krążyły mu w głowie. Co on do cholery oznaczał i dlaczego podał Julianowi tę samą zagadkę, co Lis Chloe?
- Aw. Jakie śliczne. – Glory praktycznie zakwiliła na szklany wazon stojący na ladzie. Korciło Cyn, by otworzyć małą, białą kopertę, ale nie chciała tknąć tej przeklętej rzeczy. Trzymała nos w czasopiśmie, który czytała, ignorując dwie pierdolnięte suki, gruchające nad martwą rośliną. 40
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Cyn parsknęła. Co ten głupek sobie myślał? - Są śliczne. Dwa tuziny róż, w różnych kolorach. – Tabby westchnęła. – Alex nigdy nie przesyłał mi róż. - Nie wydaje mi się, by to Alex wysłał Cyn kwiaty. – Glory poruszała brwiami. - Jeśli dobrze pamiętam, co oznaczają kwiaty… - Tabby postukała szkło. – to czerwone oznaczają prawdziwą miłość. Różowe podziw. Lawendowe… - Cukierkowatość. – Cyn skrzywiła się. – Kwiaty? W moim wieku? - Po pierwsze, Zrzędliwa Frajerko, masz tylko dwadzieścia cztery lata. Po drugie, która kobieta nie lubi dostawać kwiatów? – Cyn otworzyła buzię, by odpowiedzieć, lecz Tabby przerwała jej, chrząkając. – A lawendowe oznaczają miłość od pierwszego wejrzenia. Cyn zacisnęła szczękę. Julian musiał wiedzieć jak zareaguje na kwiaty dostarczone do pracy, co oznacza, że zrobił to specjalnie. Próbowała ignorować dyskutujące na temat kwiatów dziewczyny, ale część jej sama słuchała. - Co oznaczają żółte? Myślałam, że to one oznaczają prawdziwą miłość, ale nie ma ich tutaj. – Kątem oka widziała jak Glory gładziła lawendowe róże, z zadumanym wyrazem twarzy. Może Ryan dotarł do niej bardziej niż chciała na to pozwolić. - Nie-e. Żółte oznaczają przyjaźń, pomarańczowe namiętność. – Tabby szturchnęła jaskrawo- pomarańczową różę. – Co wyjaśnia dlaczego są one tu, a nie żółte. - Przyjaciele bez zobowiązań ładnie brzmi. – Glory powąchała pomarańczową różę. – Ale jest o wiele więcej czerwonych i lawendowych. – Glory zarzuciła sobie włosy za ramię. - Cyndi ma chłopaka! – Zaśpiewała, szczerząc się do Cyn. Cyn zamachnęła się na nią. Suka wiedziała jak nienawidziła przezwiska Cyndi. - Oh, oczywiście, przeczytam wiadomość, dziękuję! Glory złapała liścik, ale Cyn była szybsza, zabierając jej go w ostatniej sekundzie. – Ha! Glory machnęła ręką. – Dobra. Teraz musisz to przeczytać.
41
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Cyn trzymała notkę jakby była gotowa przerwać kopertę na pół. Nie wiedziała, czy to zrobiła, bo Tabby była szybsza od niej. Tabby chwyciła kopertę i otworzyła ją, pękając ze śmiechu. – Co się stało między wami zeszłej nocy? - Oddaj mi to. – Cyn zabrała notkę, gryząc wargę na widok obrazka Miśki. Ten głupi fioletowy miś z dwoma lizakami w kształcie serc na brzuszku szczerzył się do niej. Notka mówiła Dzięki za misiowanie, schludnym, ekstremalnie starannie napisanym stylem, który mógł wyćwiczyć tylko socjopata. Niech to szlag. Teraz polubi kwiaty. Skurwiel jeden. - Pokaż mi! – Glory zabrał jej notkę z ręki i zmarszczyła brwi. – Hę? Co to do cholery jest? Straszne. Cyn odebrała jej liścik. – Nie twój interes. – Wzięła kartkę i kwiaty z powrotem do swojego biura, ignorując idiotki. Nie przyzna im się, co ten pierdolony Troskliwy Miś oznaczał. Postawiła kwiaty, gdzie mogła je widzieć, lecz nie przewrócić ich przypadkowo. Kartkę włożyła do swojej sekretnej szuflady, razem ze zdjęciem matki i pierwszymi kluczami do Living Art. Przecież nikt nie musiał wiedzieć, że ją zatrzymała prawda?
- No i? - No i co? Julian powstrzymał się przed warczeniem. – Spodobały ci się? – Był wykończony, ale nie chciał zrezygnować z randki, pomimo nagłego wypadku, który zmusił go do użycia swoich mocy. Facet umarłby w gabinecie Jamie’go, gdyby Julian nie wkroczył do akcji. Jamie był zarówno przerażony jak i wdzięczny, lecz pacjent nie miał pojęcia jak bliski był śmierci. Jeszcze dwie minuty. Tylko dwie minuty i tętniak pękłby, a wylew natychmiast by go zabił. Jamie wysłał pacjenta na badania, a Juliana na zaplecze dopóki jego włosy i oczy nie powróciły do normalności. Dzięki Bogu, był to zmienny pacjent; człowiek uciekłby, wrzeszcząc albo ogłosiłby drugie zejście. - Jak niby spodobały? Zjechał. Był zbyt zmęczony na gierki, niech to szlag. – Przepraszam. Możesz prowadzić? - Jules? – Cyn położyła mu dłoń na czole. – Jesteś chory? 42
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Spojrzał się na nią. - Niedźwiedzie łapią przeziębienia, jak każdy inny, prawda? Zamrugał. Musiała sobie chyba żartować. - No dobra. Kluczyki. – Wyciągnęła rękę a on jej podał, wzdychając z wdzięczności, kiedy wysiadła. Zdołał wysiąść i zająć jej miejsce, ale miał miękkie kolana. Cholera. Był o wiele bardziej zmęczony niż myślał. - Rany. Źle wyglądasz. Zawieziemy cię do domu, dobra? Zamknął oczy i skinął, zostawiając wszystko w jej bardziej niż kompetentnych rękach. Sekundy później delikatnie szturchała go o ramię. – Jesteśmy. – Julian otworzył oczy. Musiał zasnąć. Zabrała go do jego mieszkania, dzięki Bogu. Nie miał mocy, by dać sobie radę z żywiołowością Glory właśnie teraz. Cyn wysiadła z samochodu i podniosła rękę, gdy chciał pójść jej śladem. Otworzyła drzwi i pomogła mu wysiąść. – W razie jakbyś się zastawiał, zamówimy pizzę i obejrzymy romans. – Uniosła torbę i potrząsała nią, filmy, które chciała obejrzeć, zabrzęczały w środku. Nie mógł nic poradzić na swój uśmiech. – Jeśli masz tam prawdziwe romanse to pozwolę ci wytatuować na tyłku, co tylko zechcesz. - Zdefiniuj prawdziwe. – Otworzyła drzwi od domu i zaciągnęła go do środka, rzucając go na kanapę, zanim zapaliła światła i zamknęła drzwi. - Dla mnie prawdziwe, nie dla ciebie. Diabeł ubiera się u Prady się nie liczy. - Cholera. A już miałam wizję Kucyków Pony skaczącym po twoim tęczowym tyłku. Zdjął buty i położył się, głowa zaczęła mu walić. – Możesz mi przynieść jakąś aspirynę? – W domu poprosiłby innego Kermode’a, by mu pomógł, ale nie był w domu, a wbrew temu, że mógł poprosić o pomoc Alex’a czy Ryan’a, nienawidził tego robić. Wolał łyknąć aspirynę niż by jego przyjaciele mięli przyjść mu z „pomocą”. Broń Boże, zadzwoniliby do swojej rodziny i powiedzieli im, że nie czuł się dobrze. Zadrżał na myśl o jego mieszkaniu wypełnionym po brzegi oswojonymi Lisami i warczącymi Grizzly. Doświadczył już tego, zdrowiejąc po uratowaniu Chloe, a same poziomy szumów sprawiłyby, że jego gospodarz zagroziłby jego eksmisją. Dobrze by było, gdyby miał się przygotować na szturm, ale teraz nie miał na to ochoty. – No to jakie masz romanse? – Musiał to zobaczyć. Wątpił by było to
43
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful szalone i ckliwe. Może Zmowa Pierwszych Żon? Jego matka uwielbiała ten film. Cholera, nawet jego ojciec chichotał przy scenie na platformie do mycia okien. Przyniosła mu lekarstwo i parsknęła. – Zobaczysz. – Podniosła telefon i zamówiła dwie pizze, jedną hawajską i drugą z papryką i pieczarkami. Znowu musiał odpaść, bo obudził go zapach sosu pomidorowego. Nie słyszał nawet dzwonka do drzwi. Zaburczało mu w brzuchu. – Do diabła, ładnie pachnie. Cyn położyła pizze na stoliku do kawy i przyniosła im trochę wody. – Gotowy na horror? Wyszczerzył się. Już się lepiej czuł. – Pewnie. Dwa kawałki pizzy później, gapił się w ekran, zastanawiając się, w co on się do cholery wpakował. – Diablica to według ciebie romans? - Ta księżniczka z różowego pałacu zasługuje na wszystko, co dostaje. Szeroki uśmiech Cyn był pełen dziecinnej, grzesznej radości. Schrupała trzeci kawałek pizzy ze wzrokiem wbitym w ekran, gdy Roseanne Barr wysadziła swój dom z uradowanym westchnieniem Uśmiechnął się i oparł, pełen pizzy. Patrzył jak jego partnerka z radością oglądała film i ukrył szeroki uśmiech. Jego matka pokocha Cyn.
44
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Szósty Julian odpadł znowu na długo przed końcem filmu. Cyn patrzyła się na niego, zmartwiona cienkimi pasmami bieli nadal posrebrzającymi jego włosy. Kiedy po nią podjechał, nie widziała w jego oczach srebrnych przebłysków. Na zewnątrz salonu i w samochodzie było zbyt ciemno. Teraz, gdy już znaleźli się w domu Juliana, iskierki rzucały się w oczy i były niepokojące. Nie zanikały w sposób w jaki powinny, a on był tak słaby jak wtedy, gdy uratował Chloe. Co on kurwa sobie zrobił? Okryła go kocem i zostawiła, zdecydowana pozwolić mu odpocząć. Zostawiła film na pętli, więc brak głosu mu nie przeszkadzał. Po prostu przyciszyła zanim skierowała się do kuchni z pudełkami od pizzy. Włożyła do lodówki pozostałości po pizzy i myślała, co dalej robić. Powinna zostawić go tak leżącego na kanapie? Czy zadzwonić do Alex’a, Tabby i reszty pokręconego gangu zmiennych? Może wiedzieli, co było z nim nie tak. Nie podobało jej się to, że nie wiedziała, jak mu pomóc. Ani trochę. Cholera. Zaczęła mamrotać po hiszpańsku pod nosem. Może nadszedł czas, by zadzwonić po wsparcie. Cyn podniosła telefon. Jeśli Julian był chory lub potrzebował pomocy, to potrzebowała Alex’a. - Halo? Cyn? Co się dzieje? Cyn skrzywiła się na zdyszany głos Tabby. – Przeszkodziłam w czymś? - Tak. - Ups. Sorry. Julian ma białe włosy i odpadł na kanapie. Tabby westchnęła. – Czemu nie jest ci przykro? - Bo nie. Daj mi Alex’a do telefonu. Dobra psinka. Dobra psinka. - Do diabła z wami, nie jestem psem. I przestań zostawiać mi przed drzwiami karmę dla psów! Cyn usłyszała głęboki, stłumiony śmiech i potem Alex był przy telefonie. – Co się z nim dzieje? A niech to, Niedźwiedzie miały dobry słuch. Musiała sobie to zapamiętać. – Nie jestem pewna. Przyjechał po mnie pod salon, ale w drodze do jego mieszkania 45
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful zjechał na pobocze i poprosił mnie, bym prowadziła. Szczerze, kiedy już byliśmy w środku, doznałam szoku. Jego włosy są w połowie białe, a oczy zamglone. - Cholera. Będę za dziesięć minut. – Zakończono rozmowę. Cyn poszła z powrotem do salonu Juliana, by poczekać na Alex’a i Tabby, bo gdzie poszło jedno, tam drugie rzadko ciągnęło się daleko z tyłu. Usiadła na brzegu kanapy i obserwowała mężczyznę, który twierdził, że był jej partnerem. Białe refleksy w ogóle jej nie przeszkadzały; w sumie dawały mu nieziemski wygląd, który był oszałamiający. Jego indiańskie korzenie były widoczne w ciemnym kolorze jego skóry, głęboko brązowych oczach i wysoko wyrzeźbionych kościach policzkowych. Jego pełne usta zapraszały do pocałunków; silna szczęka uwydatniła jego upartą stronę. Cienkie zmarszczki mimiczne w kącikach oczu wzbudzały u niej uśmiech. Jego długie do pasa włosy były rozpuszczone, leżąc wokół niego jak kuszące morze, w które chciała zanurzyć palce. Miał szczupłą budowę ciała, którą zawsze wolała u mężczyzn, lecz ten niepozorny człowiek miał na tyle mięśni, że czuła się jakby wygrała na loterii. Musiał być jednym z najprzystojniejszych facetów jakich widziała, nie pomijając nikogo, i mówił, że cały należy do niej. Nadal nie była pewna, czy w to wierzyła, ale na pewno nie zamierzała kopnąć go w ten jego niezły tyłek. Siedziała i patrzyła się na niego póki nie wstała przez delikatne pukanie do drzwi. Wpuściła Alex’a i Tabby, prowadząc Alex’a to miejsca, gdzie leżał Julian. - O kurde. Wygląda jak trzydniowe psie gówno. Co tym razem narobił? – Tabby cicho mówiła, lecz ten południowy akcent był bardziej wyraźny niż zwykle. Tabby się martwiła, a to nie wróżyło niczego dobrego. Alex położył dłoń na czole Juliana, marszcząc brwi. To, co on do cholery wyprawiał, nie wyglądało za dobrze. - No i? – Cyn tupała stopą, niecierpliwość ostro przez nią przepływała. Co było nie tak z Jules’em? Alex usiadł z westchnieniem. Zachwiał się i prawie spadł z kanapy. – Jeśli miałbym zgadywać, to powiedziałbym, że uratował dzisiaj komuś życie. Cyn zazgrzytała zębami. – Oh. Serio.
46
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Piwne oczy Alex’a stały się głęboko, ciemnobrązowe. – Nie mógł nic na to poradzić Cyn. Sądzę, że powodem, dla którego Kermode trzymają się od reszty nas z daleka, to dlatego, że ich Niedźwiedzi dar jest również dla nich przekleństwem. Uśmiechnęła się, i nie było to ładne. – Więc. Jak blisko śmierci był tym razem? Alex uniósł brwi. – Jest wykończony, ale nic mu nie będzie. Dałem mu tyle, ile mogłem, ale jedynie odpoczynek uleczy go z tego, co mu dolega. Telefon Juliana zadzwonił. Cyn, nie martwiąc się tym, że węszyła, podniosła go i zmarszczyła brwi na ukazane imię. – Kto to kurwa jest Tai? Alex i Tabby wzruszyli ramionami, ale zanim się odezwali, Cyn odebrała telefon. – Halo? Była cisza, potem przemówił męski głos. – Zastałem Julian’a DuCharme? - Teraz śpi. Mogę przekazać wiadomość. - Kto to? Arogancki rozkaz w głosie mężczyzny wzburzył Cyn. Nie twój interes, cabron. – Lepszym pytaniem by było, kim ty jesteś? - Dobra. Kim ty jesteś? Uroczo. Kolejny mądrala. Ten miał protekcjonalny ton głosu, pod którym nie miała zamiaru się ugiąć. – Cyn. – Zostawiła to tak i czekała na jego odpowiedź. Nastąpiło głębokie, sfrustrowane westchnienie. – Możesz przekazać Julianowi, że dzwoniłem? Kolejny rozkaz. Miała wrażenie, że pokocha tego kolesia. – Po co? - Co masz na myśli mówiąc po co? – Brzmiał na zdumionego i trochę rozdrażnionego. - Nie jesteś jego szefem, nie jesteś też jego drugą połó ... chwila, a może jesteś? Facet właściwie warknął, zanim nagle uciął. - Bo to może oznaczać, że kantuje ci dupsko. - Nie jest moim... - A ma niezłe, prawda? Mam na myśli dupsko. - Jego życie jest w niebezpieczeństwie. Cyn zatkało, chwilowo znikły intencje bawienia się kosztem niegrzecznego rozmówcy. – To ma być groźba? Tabby, Wilk i drapieżnik, cofnęła się o krok na lodowaty chłód w głosie Cyn.
47
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Przekaż mu to: Dwoje jednym zostaje, jedno trojgiem się stanie. Niedźwiedziowi wyjście jest znane, lecz to Lis ma klucz rozwiązanie. Przekaż mu, partnerko Juliana, że każdy pierdolony Kermode miał ten sam sen. Wszyscy poza mną. Wzięła głęboki oddech. Przeszedł przez nią dreszcz. – Nie jestem jego partnerką. – Skąd do diabła ten obcy człowiek wiedział, że była Juliana? - Mój sen przedstawiał Juliana leżącego na ziemi, całego we krwi. Nawet nie zareagowała kiedy dupek się rozłączył. Alex musiał wyszarpnąć jej aparat z chłodnej ręki. – Słyszeliśmy. Tabby wzięła głęboki oddech, dłoń podążyła do nadal jeszcze płaskiego brzucha. – Zbiorę stado. Alex postrzelił Cyn zmartwionym wzrokiem zanim podniósł Julian’a jakby nic nie ważył. – Zaniosę Juliana do łóżka. Facetowi szyja zdrętwieje. Cyn mogła ledwo widzieć jak jej przyjaciele poruszają się wokoło. Była zbyt zajęta zjeżaniem się przez groźbę dotyczącą Juliana. Może i nie chciała przyznać, nawet
samej
sobie,
co
czuła
do
wkurzającego,
dziwacznego,
kurewsko
podniecającego Niedźwiedzia, ale jedna rzecz nie wymknie jej się z rąk. Wizja Tai’a nigdy się nie urzeczywistni. Nie jeśli Cyn Reyes jest w stanie ją powstrzymać.
Julian się poruszył. Coś było inaczej, nie na miejscu. Co go u licha obudziło... ? Głośne chrapanie przerwało jego myśli. Otworzył oczy i spojrzał na twarz, w której się zakochał odkąd trzy miesiące temu wprowadził się do Halle. Wbrew gorączkowemu działaniu by zdobyć certyfikat pielęgniarstwa i
utrzymać swoją
wizę, zdołał zaprzyjaźnić się ze wszystkimi dziewczynami z LA, ale żadna z nich nie znaczyła dla niego tyle, co Cyn. Pierwszy raz, gdy ją ujrzał, jej ciemne włosy były pokryte delikatnym różem. Jej śmiech był zaraźliwy dla mężczyzny, który był rozpaczliwie stęskniony za domem. Jej ciemne, błyszczące oczy zniewoliły go. Został powalony zanim zdołał uchwycić jej zapach, ale kiedy już do tego doszło, to by było na tyle. 48
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Była tą jedyną. Chodził po Halle, szczęśliwy, że tego dokonał, zmartwiony, że nie przybył na czas. Nie rozumiał, dlaczego Niedźwiedzie chciały, by opuścił dom i przyjechał do tego małego miasteczka w centrum Pensylwanii, ale rozprawianie się z kłopotami w dostaniu się do Ameryki bez pracowniczej wizy, zajęło mu miesiące. W końcu polityczna siła Tai’a sprawiła, że się tu znalazł. Prawie przeoczył salon tatuażu, ale dziewczyny otworzyły drzwi, by wpuścić trochę wczesnego, letniego powietrza. Został oczarowany lekkimi śmiechami, słodkimi uśmiechami dwóch dziewczyn. Potem Cyn wyszła z zasłony odgradzającej przód salonu od obszaru roboczego, śmiejąc się i żartując z siostrami jej serca, a jego życie zostało wywrócone do góry nogami. Odnalazł swoją partnerkę. Przekonując ją, że należał do niej, z drugiej strony, stało się jego głównym działaniem. Dobrą rzeczą było to, że trwał uparcie przy tym, czego pragnął. Nienawidził tego przyznać, ale ciekawiło go, dlaczego spała w jego łóżku. Nie sięgnęli tej części ich związku, gdzie Cyn bez problemów zostałaby u niego na noc. A może jednak? Zaciągnął się, mając nadzieję, że nie oznaczył jej jakoś i, broń Boże, zapomniał o tym. Westchnął z ulgi, kiedy zdał sobie sprawę, że nie zrobił tego, w każdym razie jeszcze nie. Kolejne niezbyt delikatnie chrapanie sprawiło, że się uśmiechnął. Była taka twarda, kiedy nie spała, taka żywa, że aż dziwnie było widzieć ją teraz. Była praktycznie rozwalona na nim, jedną nogę przełożyła przez niego, ramieniem przytrzymując go, głowę miała wciśniętą pod jego brodę. Jak dobrze mu z nią było, tak właściwie, niechętnie chciał ją przesunąć. No, ale do cholery jasnej chciało mu się sikać. Ruszył się ostrożnie, stopniowo wydostając się spod niej i skierował się do łazienki, wzdychając z ulgi, gdy w końcu zostawił wszystko w rękach natury. Ból głowy minął, a kiedy spojrzał na siebie w lustrze, wyglądał prawie normalnie. Pozostało kilka białych pasm, kilka szarawych plamek w oczach. Nie macie tu czego szukać. Proszę, idźcie sobie. - Jules? Wrócił do sypialni przez ten śpiący ton jej głosu. Nabrał ochrypłego brzmienia, przez co krew napłynęła mu prosto do fiuta. – Tu jestem. 49
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Siedziała, odrzucając z twarzy masę wielobarwnych włosów. – Gdzie byłeś? - W łazience. – Sięgnął nóg łóżka i, zamiast pójść na swoją stronę, zaczął włazić na czworaka póki nie znalazł się nad nią. – Hej. Spojrzała na niego gniewnie. – Jesteś w ogromnych tarapatach. Pisnął. Kurwa mać. Miał ją w swoim łóżku, a ona nie pozwoli mu się zabawić? To tak, jakby przykuć zdrowiejącego czokoholika przed sklepem Godivy, w którym rozdawano darmowe próbki. – Czemu? Cyn trzasnęła go po głowie. – Mogłeś umrzeć, tępaku. Oparł się na piętach, jego erekcja całkowicie poszła w zapomnienie. Było to coś, co nie mogło czekać, coś co każdy Kermode musi zrobić zanim weźmie sobie za partnerkę kogoś z zewnątrz. – To jest to, kim jestem, czym jestem. Niedźwiedź nie bez powodu mnie takiego stworzył. - Czy to oznacza, że musisz ryzykować swoje życie? - Tak. – Westchnął i pogłaskał ją po kolanie. – Był dwie minuty od śmierci. Tętniak. Co byś chciała żebym zrobił, pozwolił mu umrzeć, kiedy mogę go uratować? Wypuściła powietrze i nie chciała spotkać się z jego wzrokiem. - Jestem pielęgniarzem, bo jestem czym jestem. U wszystkich Niedźwiedzi chęć uleczania jest silna, ale bardziej odczuwają to Kermode. - Alex powiedział, że to właśnie dlatego Kermode trzymają się na uboczu. - Częściowo ma rację. Jest tego więcej niż to. Pierwsze Nacje głoszą, że Kermode został stworzony przez Kruka z bieli, by przypominać o Epoce Lodowcowej, ale to nieprawda. Kermode został stworzony z bieli bo... – skrzywił się. – Prawda jest taka, że nie wszystkie Kermode są białe. Tylko jeden na dziesięć, i to oni posiadają specjalne dary. Ale ci z nas, którzy zostali narodzeni jako Duchowy Niedźwiedź, powoli zamierają. – A większość ludzkich partnerów nigdy nie przemieniło się w Duchowego Niedźwiedzia. Wątpił, by Cyn była wyjątkiem. - Problemy genetyczne? - Częściowo. Mamy też własne problemy, które dotychczas próbowaliśmy rozwiązać samodzielnie. - Opowiadaj. Ukrył szeroki uśmiech. Nie mógł się doczekać momentu, w którym Tai i Cyn pierwszy raz porozmawiają. Miał przeczucie, że zachowywaliby się jak debile. – Nie 50
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful mogę. – Wyciągnął dłoń, gasząc jej sprzeciw. – Nie mam pozwolenia. Niedźwiedzie może nie mają Alf i Sfor, ale mamy swoje sposoby na pewne sprawy. Tai Boucher jest najbliższy byciu Alfą i dopóki nie pozwoli mi czegoś ci powiedzieć, albo nie zaakceptuje naszego partnerstwa i stania się jednym z nas, to nie mogę. – Postrzelił ją zuchwałym, szerokim uśmiechem. – To sprawa Duchowego Niedźwiedzia. Nie zrozumiałabyś. - Twój lider nazywa się Tai? Cholera. Nie pamiętał, by u kogoś wcześniej słyszał w głosie tyle poczucia winy. – Tak. A co? Przewróciła oczami. – To lepiej mi uwierz jak powiem ci, że nigdy nie dostaniesz od niego pozwolenia. Przewróciło mu się w żołądku. – Do diabła. Tai dzwonił, kiedy spałem? Skinęła. Wyraz jej twarzy idealnie teraz pasował do tonu jej głosu. - Co zrobiłaś? - Nic! - Cyn. - Może sprzeciwiłam się tonowi jego głosu. Może trochę też się odwdzięczyłam. Tylko troszeczkę. Potarł się po czole. Wow, tylko spójrz. Ból głowy naprawdę mógł powrócić do życia. – Czego chciał? - Powiedział, żeby ci przekazać, że każdy Kermode miał ten sam sen, coś o kluczu i Niedźwiedziu, zapomniałam dokładnie, co mówił. – Machnęła na to ręką nawet, gdy dreszcz przeszedł mu po plecach. Było źle. – On też… - Ugryzła się w wargę i zmarszczyła mocno brwi. - Co też? Ta ślicznotka kłamała mu w żywe oczy. Jego nawykiem było obserwowanie Cyn i jej lewa brew zawsze podskakiwała w najmniejszym stopniu zanim zaczęła cyganić. - Kazał cię pozdrowić. Wymieniał się z nią spojrzeniami, ale nie ugięła się, nie dała mu tego czego chciał: prawdy. – To wszystko, co miał do powiedzenia? - Masz ochotę na jakieś ciasteczka? Co do kurwy? – Wątpię, by to powiedział.
51
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Nie, głodna jestem. – Odepchnęła go i wygramoliła się z łóżka. – Chcę ciasteczka. - Chcę odpowiedzi. – Podążył za nią do kuchni, gdzie nalewała sobie ogromną szklankę mleka. – Cyn, co powiedział Tai? - Oreo? Nie masz żadnych czekoladowych płatków? – Położyła na ladzie paczkę i rozerwała. – Musisz przejść się do spożywczego. - Strzepię ci tyłek jeśli nie przekażesz mi jego słów. A Oreo to manna bogów, ty diabelska poganko. Zwłaszcza, gdy są podwójne. Zgromiła go wzrokiem i włożyła całe Oreo do buzi. - Oh, to dopiero pociągające. Wyszczerzyła się do niego, czarna papka plamiła jej zęby. – Nawet ty nie jesteś na tyle słodka, by przekonać do takiego widoku – Wręczył jej mleko i patrzył jak pożera sześć herbatników na raz. – Czemu nie masz rozmiarów walenia? - Metabolizm. – Odłożyła ciasteczka i skończyła mleko. – No cóż, miło było, ale wynoszę się stąd. – Pomachała mu i wystartowała do drzwi wejściowych. – Do później. Nie robiła tego. Nie mogłaby. Julian ścigał ją do wyjścia, ale już było za późno. Już wskoczyła do jego auta, zamykając za sobą drzwi. Pomachała mu krótko, lecz złośliwie i zostawiła go na jego ganku w świetle świtu. Julian odwrócił się na pięcie i wszedł do salonu. Podniósł telefon i zadzwonił do Tai’a. Pieprzyć zmiany czasowe. Potrzebował odpowiedzi i to teraz. Zostawił Tai’owi wiadomość, by migiem oddzwonił, następnie poszedł pod prysznic. Godzinę później zadzwonił do Alex’a, bo ktoś, kogo teraz potrzebował jechał właśnie do pracy. Niech szlag weźmie tę podstępną złodziejkę Oreo. Jednak nadal nie mógł powstrzymać się przed wąchaniem koszuli w miejscu, gdzie przez całą noc spoczywała jej głowa, ani nic nie mógł poradzić na uśmiech, który później nastąpił.
52
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Siódmy Cyn podjechała na parking LA i chwyciła za torbę pączków i kawę. Umierała z głodu, pomimo jej porannego ataku na herbatniki. Przejechała palcem po kierownicy Julian’a, uśmiechając się bez powodu i wyskoczyła z samochodu. Cień dostrzeżony kątem jej oka był jedynym ostrzeżeniem. Cyn przekręciła się, dźwięk roztrzaskanego szkła wstrząsnął nią na dłuższą sekundę. Bolesne uderzenie w bok twarzy sprawiło, że leżała na żwirze, wrząca kawa poparzyła ją w rękę. Podniosła się, gotowa walczyć o swoje życie, kiedy rozbrzmiało za nią niskie warczenie. Coś szarego i srebrnego z dziwną zieloną plamką na czubku głowy wylądowało przed nią. Tabby przeskoczyła nad sedanem Juliana w wilczej formie i zatrzymała się na żwirze przed Cyn, ujadając na cienie. Jej futro praktycznie stało, gdy rzucała się na coś, czego Cyn nie mogła dostrzec. Dopiero wtedy Cyn zdała sobie sprawę, że nie był to zwykły napad na ulicy. Więc zrobiła to, co każda rozsądna, współczesna kobieta by zrobiła. Chwyciła za klucze. – Adios, dupku. – Nacisnęła przycisk przy kluczach, włączając wysoki alarm, przez co Tabby zajęczała i zakryła pysk łapami. Cyn czuła jak sama robi zeza, ale wpłynęło to na jej napastnika tak, jak na Tabby, której była wdzięczna za poświęcenie słuchu na dzień lub dwa. Stanęła na nogach i chwyciła za kolejną rzecz do samoobrony przyczepioną do jej kluczy, za składaną pałeczkę lekko zwężoną na końcu. Machnęła nią w stronę cieni, trzymając palec na przycisku alarmu. – No dalej! Wyłaź, ty pierdolony tchórzu! Coś niewyraźnego wyskoczyło z cieni i uciekło ulicą, za szybko, by Cyn mogła podążyć za tym oczami. - Na miłość boską, błagam przestań. Cyn spojrzała w dół na nagą, piszczącą przyjaciółkę. Tabby była człowiekiem, zakrywając uszy drżącymi dłońmi. – Ubierz się. Chyba będziemy miały towarzystwo. – Stała przy drzwiach samochodu i próbowała się nie trząść jak mała dziewczynka, podczas gdy Tabby robiła to, co mówiła. - Cyn? 53
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Cyn chwyciła za trzecią rzecz przyczepioną do kluczy, która nie była kluczem, a malutką latareczką i wycelowała na ulicę. – Pani H? – Cholera, bolała ją szczęka, gdy mówiła. Skurwiel przestawił ją i to dobrze, a teraz gdy niebezpieczeństwo minęło, ból dawał o sobie znać. Evelyn Hagen, jedna ze stałych klientów LA, przyłożyła rękę do piersi i podeszła do niej. – Usłyszałam alarm i praktycznie przybiegłam. Nic ci nie jest? Co się stało z twoim samochodem? Cyn odwróciła się i spojrzała na okno przy siedzeniu kierowcy. Cholera. Julian wkurwi się o to. – Zostałam napadnięta. - Przybyłam na czas. – Tabby wyszła zza auta i przejechała palcami po włosach. Wyglądała blado, krucho, jakby to ona została zaatakowana. - Nic wam nie jest? Cyn skinęła, dając z siebie wszystko, by zignorować pulsujący ból narastający jej w czaszce. - Zupełnie nic. Pani H, zrelaksowała się trochę, przyczepiona do kluczy jej pałeczka została wrzucony do tylnej kieszeni. – To spoko. Nigdy nie chciałam przetestować swoich umiejętności karate. - Puściła oczko i poszła za nimi do tylnego wejścia do LA. – Mam zadzwonić po gliny? Cyn i Tabby wymieniły się spojrzeniami. – Możesz im powiedzieć żeby przysłali Gabe’a Anderson? - Szeryfa? Po co? - Po prostu mu powiedz, że Tabby i ja znowu zostałyśmy zaatakowane. Zrozumie. Pani H. Skinęła, ale wyraz jej twarzy nie ukazywał spokoju. – Tak zrobię. Musicie zamontować tu kamery. - Próbowałyśmy, ale właściciel lokalu nam nie pozwolił. Mówił, że rozwaliliby ceglaną fasadę budynku. – Tabby wzruszyła ramionami. Pani H. Chrząknęła. – Kim jest właściciel? Tabby podała nazwisko, podczas gdy Cyn zacisnęła dłonie w pięści po bokach. Gówno ją obchodził ten gruby dupek. Z jej szczęką się pogarszało i chyba straciła jednego zęba. – Tabs? Zadzwoń po Bunny’ego. Tabby pożegnała Panią H. po uspokojeniu jej, że obie miały się dobrze, wtedy wyjęła telefon. – Alex? Mnie i Cyn znowu zaatakowano. 54
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Ryk zmusił Tabby do odsunięcia telefonu od ucha. – Nic mi nie jest. To Cyn oberwała. – Tabby uniosła brwi i spojrzała na Cyn. – Taa, powiem jej. Nie, Nie ma Glory; pracuje od popołudnia do wieczora. Cyn otworzyła drzwi i weszły do salonu. Kurwa mać. Głowa ją waliła, miała mdłości i coraz bardziej bolała ją szczęka. Będzie musiała jechać do szpitala? Nie wydawało jej się, by miała złamaną szczękę, ale nie była lekarzem. Całkiem możliwe, że ten sukinsyn jej coś złamał. Przeszła do przodu salonu i usiadła ostrożnie na jednym z krzeseł. Odchyliła głowę do tyłu, słuchając miękkiego głosu Tabby, gdy próbowała uspokoić swojego zbzikowanego partnera. Kilka chwil później Tabby otwierała frontowe drzwi. Alex wtargnął do środka z dzikim spojrzeniem. Gdyby miał jakieś włosy na głowie, to by mu się zjeżyły. Złapał za Tabby, gdy tylko ją zobaczył, zgarniając ją sobie ramiona jakby byłą dzieckiem, siadając na jednym z krzeseł dla klientów i sprawdzając każdy jej kawałek dłońmi i oczami. Cyn naprawdę nie obchodziło jeśli rozebraliby się do naga i zatańczyli hula. Chciała tylko, by pierdolony ból głowy znikł. Zamknęła oczy i ignorowała parę, skupiając się na lekceważeniu bólu. Ciepła, delikatna dłoń pogłaskała ją po policzku. – Pakujesz się w coraz większe kłopoty. Otworzyła oczy i zauważyła Juliana stojącego nad nią, jego oczy były srebrne, włosy czysto białe. Ból w jej szczęce natychmiast znikł, a nudności ustąpiły. Nadal miała zawroty głowy i drżała, ale przynajmniej nie chciała już wyrwać sobie własnej twarzy. Dzikie zmarszczenie jego brwi zmartwiło ją. – Rozwaliłam ci samochód. - Ćśś. – Przejechał palcem po linii jej szczęki i poczuła, naprawdę poczuła jak obluzowany ząb wskoczył na swoje miejsce. - Wszystko z nią w porządku? – Glos Alex’a był dudniący, był to pewny znak, że jego Niedźwiedź był bliski wydostania się na powierzchnię. - Miała złamaną szczękę, obluzowany ząb. Naprawiłem to. Poruszała szczęką do przodu i tyłu, nigdy bardziej wdzięczna za brak bólu. – Dzięki. Uniósł brew. – Do usług. – A potem zrujnował wszystko, zakładając sobie ramiona na klatę. – Dlaczego od razu do mnie nie zadzwoniłaś? – Skupił wzrok na jej poparzonej dłoni i natychmiast było z nią lepiej, pieczenie znikło na jej oczach. 55
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Wstała i zmierzyła się z nim, tak jak z napastnikiem na parkingu. – Miałam złamaną szczękę. Niezbyt byłam rozmowna. Poza tym, powinieneś odpoczywać. Wystarczająco wczoraj zrobiłeś. – Julian nadwerężał się za bardzo. Ktoś musiał się upewnić, że nie zrobi sobie krzywdy, wykorzystując swoje moce i zapewne nie miał być to on. Już to udowodnił. Cyn usłyszała jak zazgrzytał zębami. – Dostałbym. Się. Tutaj. - Jak? Zarzuciłbyś pelerynę i kolorowe rajstopki Super Misia? Tabby uniosła rękę. – Zapłacę żeby to zobaczyć. Julian zignorował Tabby, wzroku nigdy nie oderwał od twarzy Cyn. – Mam swoje sposoby. - Ja mam twój samochód. Wziął długi wdech. – Nie drażnij mnie teraz. Zostałaś zaatakowana, miałaś złamaną szczękę. – Odwrócił się do Tabby. – To był zmienny? - Taa, ale nigdy wcześniej go nie wyczułam. To działo się szybko, za szybko jak dla mnie, by zostawił ślady, za którymi mogłabym podążyć. Alex warknął. – Myślicie, że to ci sami ludzie, którzy pracowali dla Gary’ego? – Kiedy Tabby zaczęła się wić na jego kolanach, mocniej ją przytrzymał. – Nigdzie się nie wybierasz, kochanie. Tabby przewróciła oczami, ale została na miejscu. – Powtarzam, że nie jestem psem. Siad i zostań na mnie nie działa. Poza tym, to nie mnie chcieli tym razem. - Chcieli? Tabby skinęła na wyszczekane pytanie Juliana. – Było ich więcej. Jestem tego pewna. - I zamierzałaś pójść ich śledzić? Sama? – Piwne oczy Alex’a zmieniły się w ciemny brąz. Piętnastocentymetrowe pazury wysunęły mu się z palców. - Spokojnie, słodziutki. – Tabby poklepała Alex’a po klacie, ale nie wydawało się, by to uspokoiło Grizzly. - Myślisz, że tym razem chcieli mnie? – Cyn zamieniła się z Tabby zdezorientowanym spojrzeniem. Tabby wzruszyła ramionami. – Nie mam pojęcia. Alex wyciągnął komórkę. – Tato. Mamy problem.
56
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Cyn gryzła się w wargę i gapiła na Tabby. Miała już dość tych bzdur. Gdyby była zmiennym, mogłaby się przemienić i obronić siebie zamiast polegać na ciężarnej przyjaciółce. Może gdyby Tabby ją ugryzła, to mogłaby... - Nawet o tym nie myśl. – Julian złapał ją za szczękę, przyciągnął jej twarz do swojej i tak głęboko i mocno pocałował, że zdziwiłoby ją gdyby usta nie zaczęły jej krwawić. Jego srebrne oczy iskrzyły na nią. – Jesteś moja. Nikt inny cię nie przemieni. Cyn przełknęła. Nie powinna czuć ulgi, do cholery jasnej. Była niezależną kobietą, która mogła o siebie zadbać. Oczywiście, lepiej by jej to wychodziło, gdyby miała futro. Jego usta ułożyły się w przebiegły uśmieszek. Pocałunek, który jej tym razem podarował był delikatniejszy, bardziej zmysłowy, w cholerę bardziej stapiający kości. Cyn chwyciła go za ramiona, jego włosy ocierały się o skórę jej dłoni. Jęknęła mu w usta i przyciągnął ją jeszcze bliżej do siebie, wciskając dłonie w plecy, nad jej tyłkiem, dopóki praktycznie nie znaleźli się w sobie. - Chyba jestem za młoda na taki widok - wymamrotała Tabby. - Chyba ja jestem na to za młody - Alex zachichotał. – Ludzie, znajdźcie sobie jakiś pokój. Cyn pokazała im środkowy palec, gdy nie pozwoliła Julianowi przerwać pocałunku, łapiąc go za tył głowy, kiedy próbował się odsunąć. Nie miała pojęcia, że można było parsknąć podczas całowania kogoś innego, ale niech to szlag, ten sukinsyn dał radę. Była zdyszana, kiedy w końcu go puściła. Julian trącił ją nosem w policzek, zanim puścił ją i usadził na krześle. – Gabe już jest. - Skąd... Dzwoneczki zadźwięczały i szeryf Halle wszedł do salonu, zerkając na całą czwórkę i kładąc ręce na biodrach. – Nie można was zostawić samych na chwilę, prawda? - Cyn została zaatakowana przez zmiennych. – Julian nie owijał w bawełnę. Ustawił się nieznacznie przed Cyn, prawie jakby był gotowy bronić jej przez Gabe’em, przed wszystkimi. Gabe pokręcił głową. – Jakieś pomysły dlaczego, albo kto to był?
57
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Albo co. – Tabby wstała z kolan Alex’a i przeszła się do lady, podnosząc długopis, by postukać nim o szkło. – Poczułam zapach, ale nie rozpoznałam jakiego był rodzaju. - Więc ani nie Wilk, Niedźwiedź czy Puma. – Panowie wymienili się zmartwionymi spojrzeniami. – Uczelnia? Cyn skrzywiła się. – A jakiego rodzaju zmienni tam przebywają? - Mnóstwo. – Julian westchnął i usiadł obok niej, nadal będąc blisko Gabe’a, ale już była poprawa. Niezbyt nadopiekuńczy ten mój tęgi tyłeczek. – Istnieją Lwy, Tygrysy, Niedźwiedzie, Pumy, Wilki, Lisy, Kojoty, wymienisz drapieżnika i są szanse, że ma zmiennego. - Masz na myśli to, że Aligatory naprawdę mogą żyć w ściekach? Każdy zmienny w pomieszczeniu spojrzał się na nią jak na nienormalną. Alex właściwie wyglądał na urażonego. – Ogranicz się do ssaków, proszę. - Jak na przykład do nietoperzołaków? Szczurołaków? Oh! A co z ... - Nie. – Julian zabrzmiał srogo, ale nie mógł całkowicie ukryć swojego rozbawienia. – Nie ma żadnych nietoperzołaków, szczurołaków, molołaków, nornicołaków czy chomikołaków. - I dzięki Bogu. – Alex zadrżał zniesmaczony. – No serio. Chomikołaki? - A co z delfinołakami? - N... właściwie to, gdy już o tym wspomniałaś, nie jestem pewien. Nigdy jakiegoś nie spotkałem. A wy? Pozostali pokręcili głowami. – Są legendą – dodała Tabby. - Tak jak orkołaki. Jeśli istniały, to bardzo prawdopodobne, że wymarły. Wiem tylko tyle, że żaden z nich nie zasiadł w radzie. – Alex odpowiedział. – Żaden z nich nie ma nic wspólnego z twoją roztrzaskaną twarzą. Przyjrzałaś się napastnikowi? Julian warknął pod nosem. – Dobre pytanie. - Nie-e. Cienie, roztrzaskane szkło, ból. Tabby z limonkowym irokezem w wilczej formie. To by było na tyle. – Wzruszyła ramionami; niewiele mogła dodać. Nie miała węchu Tabby. – Gdy jeden z nich uciekał, był rozmazany. Ledwo mogłam go wychwycić. Gabe pogładził się po szczęce. – Może Gepard? Słyszałem, że mogą być cholernie szybkie.
58
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Nie uchwyciłam zapachu zmiennego kota na ulicy, nie była to też miejscowa różnorodność. – Tabby wymieniła się z Alex’em zmartwionym spojrzeniem. - Mógłby być. – Alex znowu był u boku Tabby, trzymając ją ochronnie w ramionach. Zgarnął ją do siebie, jego ogromne dłonie spoczęły naturalnie na jej brzuchu. – Musimy dowiedzieć się, co do cholery się dzieje. - Zanim ktoś poważnie zostanie zraniony. – Gabe wyciągnął notes i długopis. - Ktoś został poważnie zraniony. Cyn miała złamaną szczękę. – Gniew Juliana nie wpłynął na delikatne głaskanie jej ramienia. Gabe zerknął na twarz zaniepokojony. – O cholera. Nic ci nie jest? - Nie-e. – Cyn poklepała Juliana po kolanie. – Super Miś mi pomógł. Julian gapił się na miejsce, gdzie spoczęła jej dłoń. – Dlaczego nie, oczywiście, że możesz. Zanim mogła zapytać, o co mu chodziło, Julian już ją miał na kolanach, wyglądał też z tego powodu na ogromnie zadowolonego. – Nie zapytałam, czy mogę usiąść ci na kolanach. - Zapytałaś. Poklepałaś mnie po kolanie i powiedziałaś żebym pomógł ci usiąść na moich kolanach. Gapiła się na niego, podczas gdy za nią dwie hieny zaczęły się chichrać. – Jesteś nienormalny. Wiesz o tym, prawda? Wyszczerzył się. – Taa. - No cóż. To dobrze. Tak długo jak jesteś tego świadom. Gabe zaśmiał się i zamknął notes. – No dobra. Powęszę po parkingu, zobaczę, co znajdę. Panie, błagam. Na litość boską, bądźcie ostrożne. Ktoś tam na was czyha, a póki go nie złapię jesteście podatne na atak. – Gabe zignorował huczące, ostrzegające warczenie Alex’a i wskazał na frontowe drzwi. – Parkujcie przy ulicy, pod latarniami. Panowie, miejcie na nie oko ... i tak, to rozkaz od Zastępcy Marshalla Halle. Julian zesztywniał. – To rozkaz od jednego z północno – wschodnich Hunterów? Gabe skinął twardo. – Tak. To rozkaz. Cyn sapnęła, gdy Julianowi wyszły kły. Jej słodki, zabawny misio zmienił się w śmiertelnego drapieżnika i to na jej oczach. Od kiedy kły były podniecające? 59
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Jeśli te sukinsyny znowu się zbliżą do partnerki Juliana to wyrwie im ręce i zamknie po nich dziury. Po czymś takim nawet Gepardowi byłoby ciężko polować na ludzką kobietę, mając tylko dwie nogi. - O mój Boże! Co tu się stało? Glory weszła do LA, rzucała spojrzeniem między nimi wszystkimi. Powracało do w większości białych włosów Juliana i rzucających się w oczy kłów, zbladła, gdy wnioski w nią uderzyły. – Kto jest ranny? - Nikt, już nikt. – Cyn potarła się po szczęce i Julian mógł się założyć, że jak echo nadal czuła bolesne uderzenie. Wzięła głęboki oddech i powiedziała Glory, co się stało. - Kto zadzwonił po Glory? – Julian wymamrotał. - Ja. – Ryan wszedł do salonu za Glory, miał buntowniczy wyraz twarzy. – Zasługuje na to, by wiedzieć, co się wydarzyło. – Julian zgodził się z nim. Skoro polowali na ludzką kobietę, to Glory musiała być przygotowana, by uważać na siebie. Glory wyglądała jakby byłą gotowa wyleźć ze skóry. – Co to kurwa jest! Jak do tego doszło? Któryś z was nie powinien tu być? Nie to, że Ryan nie ślęczy tu dwadzieścia cztery na siedem, próbując obwąchać mi tyłek. - Nie przebywam tu dwadzieścia cztery na siedem. – Odpowiedział Ryan. Ton jego głosu był łagodny, ale wzrok miał rozżarzony z gniewu i lęku. – Nie siedzisz tu tak długo. Julian zdusił jęk. Czy ten koleś kiedykolwiek chciał oznaczyć swoją partnerkę? Może bliżej mu do masochisty, bo z pewnością lubił drażnić Glory. - Błagam, tylko nie mów mi, że siedzisz w nocy w krzakach pod moim mieszkaniem. – Wyglądała na przerażoną, a Cyn nie wyglądała lepiej od niej. Posiadanie zaborczego Grizzly urzędującego pod twoim domem może starczyć, by rozłożyć kogoś na łopatki. Do diabła, nie był pewien czy i jemu to się podobało. Ryan uśmiechnął się ponuro. – Mam nocną zmianę. Julian przewrócił oczami, nawet gdy Alex skinął. – Tabby zabiłaby mnie, gdy coś się stało waszej dwójce. Nie obchodzi mnie jak słodkie jesteście albo jak mocno nadymacie wargi, jesteście na okrągło pod ochroną.
60
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Zgadzam się. – Julian zignorował gniewne spojrzenie Cyn. Nie ma mowy, żeby pozwolił, by jego partnerka znalazła się znowu w niebezpieczeństwie. Nie rozumiała jak cenna i niezwykła była? – Kto je przywozi i po nie przyjeżdża? - Ja się tym zajmę. – Alex wzruszył ramionami. – Korzyści bycia dla siebie szefem. Mi łatwiej tu przyjeżdżać niż wam, pracującym od dziewiątej do siedemnastej. - A korzyścią posiadania kuzyna za szefa jest to, że zrozumie, kiedy wezmę wolne, by chronić swoją partnerkę. – Ryan próbował złapać Glory za rękę, ale odsunęła się od niego. Rozwiązał problem, unosząc ją i trzymając sobie przy biodrze jak rozpuszczonego dwulatka. Taa. Glory go zabije. Jej spojrzenie nie wróżyło dobrze zdrowiu Grizzly. Sposób w jaki zerkała na pistolet do piercingu, dało mu znać, jak zamierza to zrobić. Glory, w salonie tatuażu, z bronią. - Chcemy tylko byście we trzy były bezpieczne, podczas gdy dowiemy się, co się kurwa dzieje. Nie możecie bronić się w sposób, w który my możemy, nie przed atakami zmiennych. - Chociaż pewnie, gdyby byli to ludzie to i tak oderwalibyśmy im głowy i pograli sobie nimi. – Ryan pacnął w biodro Glory, gdy tak próbowała zejść. – Trzymaj się kochanie. Nie chcę cię upuścić. - A upuść mnie. Masz pozwolenie, ty neandertalczyku. Ryan i Glory wymienili się zajadłym spojrzeniem. Ryan wzruszył ramionami. – Twój tyłek. Wylądowała z wrzaskiem i głuchym odgłosem. – Ał. – Przekręciła się na bok i potarła tyłek, krzywiąc się. - Mówiłem. - Dzieci, bawcie się ładnie. Czy mam was rozdzielać? – Julian poruszał palcem na Ryan’a. – Przestań się bawić partnerką, Ryan. - Jak ja lubię, Julian. Jest taka wypucowana i piszczy, kiedy ją ściskam. Glory pisnęła urażona. Julian odwrócił się do Glory. – Błagam, na miłość boską, bądź dorosła i przestań go męczyć. Założyła sobie ręce na piersi i chrząknęła obrażona, odwracając się zarówno tyłem do Juliana jak i Ryan’a. Nie miał pojęcia, co miała do partnerstwa, ale prędzej 61
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful czy później Grizzly pęknie, a ona znajdzie się przełożona przez jego kolano, ugryziona i sklepana po tyłku. Przyglądnął się jej, zastanawiając się, czy może nie dokładnie tego chciał ten dzieciaczek. - Jules? Zwrócił swoją uwagę tam, gdzie było jej miejsce, na swojej własnej partnerce. – Hmm? - Idź do domu. Cholera. Trzymała w dłoni telefon. – Zwolniłaś mnie właśnie z pracy? - Yhy. Jamie mówi byś sobie dzisiaj odpoczął, zobaczycie się jutro. - Cyn, ja muszę pracować. – Jego pobyt w Stanach Zjednoczonych zależał od wizy pracowniczej, przynajmniej mógł przekonać Cyn żeby za niego wyszła. Jeśli mu nie wyjdzie, zostanie deportowany. Chwyciła jego twarz w swoje ciepłe, silne dłonie. Miała surowy wyraz twarzy, ale zauważył niepokój
jaki czuła. Palcami głaskała białe pasma jego włosów,
przypominając mu, dlaczego był taki wykończony. – Wracaj. Do. Domu. Przyłożył czoło do jej i potarł czubkiem nosa o jej nos. Jego mama zawsze nazywała ten gest pocałunkiem Eskimosa. – Tylko jeśli obiecasz, że zadzwonisz, gdy coś się stanie. - Jules... - Tak albo nie, Cyn. – Jeśli coś mu obieca, to dotrzyma słowa. Najtrudniejszą rzeczą było coś obiecać. Właściwie mógł usłyszeć jak zgrzyta zębami. – No dobra. Obiecuję. - I dobrze. – Wstał, pociągnął też za sobą Cyn i pocałował ją na pożegnanie. Zdecydowany był przynajmniej zabrać ze sobą do domu jej smak. – Już za tobą tęsknię. Zwęziła oczy, ale też zarumieniła się. Pewnie zbiłaby go na kwaśne jabłko, gdyby powiedział jej jaka była urocza. – Idź! - Idę. – Machnął do Alex’a. – Zabierz mnie do domu, ty ogierku jeden. – Zatrzepotał rzęsami na Alex’a, szczerząc się, kiedy Alex się zaśmiał. - Sorry, ale nie jesteś w moim typie. Nie masz zielonych włosów. Ryan, niedługo wrócę. – Alex pocałował Tabby na do widzenia i wskazał na drzwi. – Panie przodem, księżniczko. 62
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Julian odrzucił sobie włosy za ramię i przeszedł się do wyjścia. – Mój bohaterze. Uśmiechnął się szeroko, gdy Cyn zachichotała, a potem próbowała ukryć to za dłonią. Jego życiową misją stawało się rozśmieszanie jej. Jak na razie, jest dobrze.
63
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Ósmy - No więc. Julian uśmiechnął się głupio znad kubka kawy. – Co, no więc? Kuzyni wymienili się rozbawionymi spojrzeniami. Gabe złapał ich pod salonem LA i oznajmił, że będzie obserwował salon, a oni w tym czasie mogą iść na szybkie śniadanie. Albo to, albo oglądanie jak Glory patroszy partnera igłą do robienia tatuażu. Mimo, że to drugie byłoby zabawne, to zdecydowali się, że naleśniki były lepszą opcją. Julian wzruszył ramionami. – Jest moja. – Musiał coś jeszcze dodawać? Ryan parsknął. – Tylko mi nie mów, że powiedziałeś to Cyn. Julian wzruszył ramionami. W diabły nie, nie był aż tak głupi, ale nie miał zamiaru tego mówić przed dwoma Grizzly. Facet w końcu miał jakąś dumę. - I ty to przeżyłeś? – Ryan pokręcił głową. – Do diabła. Może powinienem odsłonić kła na Glory i zobaczyć, co się stanie. Julian prawie zakrztusił się kawą. – Wtedy twoje jaja będą sobie dyndały na jednej z jej urzekających bransoletek. - Ałć. – Alex wziął kantalupa, odsuwając rękę Ryan’a. – Ty zamówiłeś, ten jak mu tam, zielony melon. - Wolę bardziej, ten jak mu tam, żółtego melona. Kuzyni zgromili siebie wzrokiem. - Jeśli wy dwie pizdy nie przestaniecie bić się nad kantalupem, to nie powiem wam, czego dowiedziałem się od Chloe. Od razu skupili się na nim. Alex natychmiast ściągnął brwi, wspomnienie jego kuzynki wywoływało u Grizzly ochronne instynkty. – Opowiadaj. Wyraz twarzy Ryan’a zamienił się w ponury. – Ktoś zamierza zaatakować Glory, prawda? Julian pokręcił głową. – Gdybym wiedział, czemu zaatakowali Cyn, to mógłbym stwierdzić też, czy Glory jest, czy może nie, w niebezpieczeństwie. - W takim razie zakładamy, że cała trójka jest w niebezpieczeństwie. – Alex podniósł owoc. – Nie stracę żadnej z nich; zabiłoby to Tabby. Już opowiada dziecku 64
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful historyjki o cioci Glory i cioci Cyn. Niektóre z nich klasyfikują się do tych tylko dla dorosłych. - Zgadzam się. – Ryan rozsiadł się z chrząknięciem. Nie zwracał uwagi na ogromny stos gofrów, który zrobił się zwiotczały od polanego na niego oceanu syropu. – Muszę oznaczyć swoją partnerkę. - Taa, musisz. – Alex wskazał na Juliana. – Tak jak ty. I musisz powiedzieć nam, czego się dowiedziałeś. Julian westchnął. Nie miał pojęcia jak ich dwóch zareaguje na wiadomość Niedźwiedzia. – Dwoje jednym zostaje, jedno trojgiem się stanie. Niedźwiedziowi wyjście jest znane, lecz to Lis ma klucz rozwiązanie. Siedzieli i gapili się na niego wyczekująco. Julian wzruszył ramionami i pił swoją kawę. Nie musiał czekać za długo na koniec cierpliwości Ryan’a. – I tyle? To przez to musieliśmy zwalić nasze świetne tyłki z wyra o świcie? Spojrzał gniewnie na Ryan’a, oczy błysnęły mu srebrem. – Masz na myśli, że oprócz ataku na moją partnerkę? - No cóż, taa, ale… Jest ósma rano! - Niech zgadnę, długie nocne posiedzenie pod oknem Glory? - Dokładnie. – Ryan wyglądał na zszokowanego. – Mogłeś wysłać mi to mailem. - Ale wtedy nie ujrzałbym twojej uroczej buźki tak wcześnie rano. Julian zatrzepotał rzęsami na Ryan’a, szczerząc się, gdy Grizzly zagderał i w końcu zaatakował swoje gofry. – Serio, kiedy Niedźwiedź wysyła nam taką wiadomość, oczekuje, że się skupimy. Tak w ogóle masz syrop na policzku. - Jak ja mogłem usiąść naprzeciwko ciebie? – Ryan wytarł syrop, ale Julian mógł powiedzieć, że mu nie zależało. Groźba wisząca na jego partnerce wygryzła jego dobry humor. Uwaga Alex’a pozostała skupiona na Julianie. – Jak myślisz, co to znaczy? W wiadomości chodziło o ciebie, prawda? - Nie jestem pewien. – Julian stukał palcem o kubek kawy. – Ale Chloe dostała taką samą wiadomość od Lisa. - Dostała? Nie wspominała mi o tym. – Ryan odłożył serwetkę i znowu chwycił za widelec. 65
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Może dlatego, że ktoś wcześniej zachowywał się beznadziejnie. Tym razem Ryan parsknął, lecz nie odpowiedział, również przez buzię pełną gofrów. Lecz miał całkiem niezłe śmiertelne spojrzenie. - A nie bardziej zrzędliwie? – Alex uniósł brwi, gdy patrzył w zakłopotaniu na tych dwóch. - Gdyby o to mi chodziło, to bym powiedział. – Alex przewrócił oczami, ale odpuścił. – Chloe wyraźnie powiedziała, że Lis się określił, iż dwoje jednym zostaje, a nie dwoje jednym się stanie. Alex zmarszczył brwi. – Dwoje jednym zostaje? - Tak. – Julian się martwił. Oczy Alex’a stały się ciemnobrązowe. – Czemu? - Kiedy dwoje jednym zostaje, to co to znaczy? Ryan przeklął miękko. – Ktoś traci partnera. Julian pokręcił głową. – Strata partnera oznaczałaby śmierć drugiego, pamiętasz? Alex skrzywił się. – Chyba, że zmienny posiada więcej niż jedną partnerkę albo nie było to prawdziwe partnerstwo. - Niewiele istnieje zmiennych z kilkoma partnerami. - Ryan wepchnął sobie do buzi coś, co wyglądało na belgijskiego gofra. - Wilki, Lwy i Kojoty mogą mieć wielu partnerów. Nikt inny nie przychodzi mi do głowy. – Julian zawołał kelnerkę. Zanim rozprawi się z czymkolwiek, potrzebuje większej dawki kofeiny. Musiał znowu zostawić Tai’owi wiadomość. Kermode jeszcze nie oddzwonił. Julian zaczynał się martwić. Cyn naprawdę mogła tak wkurzyć Tai’a? - Mówiłeś, że Chloe też otrzymała taką wiadomość? – Alex wyszczerzył się i nie był to ładny uśmiech. – Może to ona będzie miała dwóch partnerów? Julian pokręcił głową. – Nie. Jestem pewien, że to nie chodzi o Chloe. O mnie też nie. – I dzięki Niedźwiedziowi za to. Julian nie potrzebował drugiej partnerki. Jego Cyn była dla niego aż za bardzo wystarczająca. Poza tym, kiedy tylko zostanie oznaczona, a jej instynkty partnerskie wskoczą na swoje miejsce, to zeżre każdego, kto stanie między nimi. - No to kto? – Głos Ryan’a zaczął być huczący, jego Grizzly był bliski wydostania się na powierzchnię.
66
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Dwoje jednym zostaje. Może to nie mieć nic wspólnego z partnerami. Możemy iść w całkowicie złym kierunku. – Alex żuł ostatni kawałek kantalupa, przewracając oczami, kiedy jego kuzyn warknął. – To może oznaczać wszystko, serio. Kiedy dwoje jednym zostaje, oznacza to, że się łączą, prawda? Więc to może oznaczać, że kiedy dwoje jednym zostaje, to mogą się też rozdzielić. Więc co się rozkłada? - Jaja. Stary majonez. Schwarzenegger. – Ryan zamrugał, gdy zagapili się na niego. – No co? - Ale wtedy jedno trojgiem zostaje. – Julian nasypał sobie cukru do kawy, ignorując zniesmaczone skrzywienia na ich twarzach. Co z tego, że wolał bardzo słodkie. Ryan naprawdę musiał robić takie miny? - Może chodzi o chemię? Albo atomy, albo coś podobnego? – Ryan podniósł swój kubek z czarną kawą i upił trochę, wzdychając z zadowolenia. - Może. – Ale Julianowi się nie wydawało. Coś mówiło mu, że chodzi o zmiennych. Nie mógł jeszcze odkryć powiązania. – Tak w ogóle, Gabe chce byśmy zastanowili się nad taką możliwością, że ten kto napadł na Cyn, może być jakoś powiązany z ludźmi, którzy polowali na Tabby. - I czyż to kurwa nie świetnie? Mam nadzieję, że się myli. – Alex odsunął pusty talerz z szorstkim westchnięciem. – Kto do cholery stał nad moja kołyską i wyklął mnie, bym żył w takich interesujących czasach? Ryan był rozproszony, jakby w ogóle nie usłyszał ich słow. – Więc co się rozchodzi i ponownie łączy, coś innego niż ludzie i chemikalia? – Ryan wsunął ostatni kawałek gofra. Czterema gryzami rozprawił się ze stosem, którym zakrztusiłby się koń. Julian nie był pewien, czy powinien być pod wrażeniem, czy raczej przerażony. - Ryan, serio, masz na głowie partnerstwo. – Alex złapał za swój talerz i zaatakował jajecznicę. – Ugryź ją już. U mnie podziałało, nieprawda? Oczy Ryan’a rzuciły się w stronę czegoś, co znajdowało się za ramieniem Alex’a. – Tak myślisz? – Julian zdusił śmiech, gdy zauważył na co, lub lepiej na kogo, patrzył się Ryan, stojącą z torbą na wynos w ręku. - No tak. – Alex rozsiadł się z uśmieszkiem samozachwytu na twarzy. – Jeszcze nie słyszałem jakiegoś narzekania. Tabby wie, kto jest szefem.
67
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Naprawdę? – Delikatny, kobiecy głos z głębokim południowym akcentem sprawił, że Alex zamarł. – Uważasz słodziaku, że jesteś moim szefem? - O cholera. – Alex upuścił widelec, blednąc na głos buta stukającego o linoleum. - Wpadłeś - rżał Ryan, kradnąc Alexowi ostatni kawałek bekonu, gdy wielki Grizzly odwrócił się twarzą do swojej partnerki. - Hej, skarbie. – Alex tak szybko wstał z krzesła, że Julian nie mógł tego dostrzec, a nawet nie mrugnął. - Nie ‘hej, skarbie’ mi tu, Alex. - Ej, no daj spokój, nie bądź taka. – Alex sięgnął po Tabby, ale odskoczyła od niego. – Nie to miałem na myśli. - A ja myślę, że właśnie o to ci chodziło. – Tabby pacnęła Alex’a w dłonie. – Nie myśl sobie, że naprawisz to, będąc słodkim. Alex nadął wargi. Nawet Julian musiał przyznać, że Alex cholernie słodko wyglądał, gdy tak robił. Naprawdę przedstawiał ogromnego Misia przytulaka. – Ej, no weź. Tabby odwróciła się na pięcie i skierowała się do wyjścia z restauracji. – Hmph. - Tabby! – Alex pobiegł za partnerką, zostawiając kuzynowi i Julianowi rachunek do opłacenia. - Jeśli mam zapłacić za rachunek, to warto było to zobaczyć. – Julian zawołał kelnerkę nad rżącym Ryan’em. – Poproszę o rachunek!
- Myśli sobie, że jest moim szefem, hę? – Tabby prawie warczała, jej oczy przemieniały się z normalnie głęboko brązowych do Wilczych złotych i na odwrót. – Tylko żartował, ta jasne. Glory uniosła głowę. Wyglądała całkowicie niewinnie, więc Cyn wiedziała, że coś oburzającego wyjdzie z jej ust. – Ale wydawało mi się, że wy nie- alfy lubicie być uległe i takie tam. Tabby warknęła i... ... to były kły? Ktoś miał dzisiaj paskudny dzień. 68
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Cyn przewróciła oczami i wskazała na krzesło. – Spokój, psino. Siad. Zostań. - No właśnie, nie zjadaj współpracownic. – Glory rżała. – Źle to wpływa na interesy. - Glory? Zamknij się już, do cholery. – No poważnie. Co ona ma zrobić z tymi dwiema? Cały dzień się dzisiaj ścierały. Cyn była gotowa wykopać ich tyłki za drzwi. - Wiecie czego nam trzeba? – Glory zakręciła się na krześle, miała odchyloną głowę do tyłu, gdy wpatrywała się w sufit. - Nowych butów? – Wyraz twarzy Tabby rozjaśnił się na myśl o pójściu na zakupy. - Tylko jeśli są to buty do tańczenia. – Wyraz twarzy Glory był pozytywnie grzeszny, gdy patrzyła się tak na Cyn i Tabby. – Kiedy ostatnim razem pojechałyśmy do Harrisburg’a na nockę poza miastem? - Odważymy się? – Tabby skubała paznokieć na kciuku, był to pewny znak, że korciło ją to, co prawdopodobnie nie powinno. – Z tym wszystkim co się dzieje, może to nie być najbezpieczniejsza rzecz do zrobienia. - Zawsze możemy spytać się chłopaków, czy pojadą z nami. – Cyn nie miałaby nic przeciwko wytańczenia całej nocy w ramionach Juliana. Śliniła się już na widok jego chodu. Bycie na parkiecie było całkowicie innym doświadczeniem, takim, który powinien być zabroniony w kilku stanach. Glory już kręciła głową. – Za cholerę nie. Nie ma mowy żeby Ryan wbijał się na moje babskie wyjście. Cyn miała pomysł. Zaczęła trąc palcem o szkło blatu. Coś trzeba było zrobić z Ranem i Glory zanim do końca doprowadzą się do szału. – To doskonała okazja, żeby doprowadzić go do szaleństwa. - On już jest porąbany. – Glory mamrotała, lecz w jej oczach zaczął pojawiać się ten wredny błysk. Pewnie już wiedziała, gdzie zmierzała Cyn, albo przynajmniej tak jej się wydawało. Tabby załapała, ukrywając szeroki uśmiech za pięścią. – To może być zabawne. Zastanów się nad tym. Ty w króciutkiej spódniczce i opiętym topie, na parkiecie, otoczona facetami. Tańcząca z każdym z wyjątkiem jego. – Dzięki Bogu Tabby szybko łapała, o co chodzi. Ona również już byłą zmęczona sposobem, w jaki Glory krążyła wokół swojego zainteresowania Ryan’em. Nigdy nie robiła takich pierdół, chyba że była zainteresowana. – I tak nie wydaje mi się, żeby zobaczył cię w 69
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful klubie. Za każdym razem, gdy się zbliża, ty wykonujesz ten swój mistyczny bieg debila. Glory zmarszczyła brwi i skubała koraliki na swojej spódnicy. Mała spuszczoną głowę, lecz Cyn mogła wyobrazić sobie ten głupkowaty uśmiech na jej twarzy. – Macie rację. Nie wydaje mi się, by mnie znalazł. - I nikt nie mówi, że musimy powiedzieć mu, gdzie jedziemy. Tabby zamieniła się z Cyn szerokim uśmiechem. – To, że powiemy Julianowi i Alex’owi... – I tak to zostawiła, dobrze wiedząc, że zarówno Julian jak i Alex nie zostawią Ryan’a na pastwę losu w jego małej ekspedycji. - Nokturn? – Cyn wymówiła nazwę ich ulubionego miejsca w Harrisburg. Od miesięcy tam nie były. Glory spojrzała zza swojej grzywki, wyraz jej twarzy był znowu zarówno niewinny jak i groźny. Glory była jedyną osobą, jaką spotkała Cyn, która z takim wyrazem twarzy wyglądała tak wiarygodnie. – Ten były chłopak Cyn tam nie pracuje? Ten przystojniak z niezłym kaloryferem i błękitnymi oczami, za które można umrzeć? Cyn machnęła ręką. Jej były facet nie był problemem. Nie przejmowałby się tym, by cokolwiek z nią zaczynać. A jeśli Glory się koło niego zakręci, to Ryan już się nim zajmie. – Było minęło. Tabby praktycznie gryzła się w palce. – Może powinnyśmy pogadać z Gabe’em, upewnić się, że to bezpieczne? - Dobry pomysł. Może do niego zadzwonisz i powiesz mu, co chcemy zrobić. – Dzwoneczek do drzwi zadźwięczał i Cyn odwróciła się z uśmiechem na twarzy, by powitać klientów. – Witam w Living Art. Tattoos. W czym możemy pomóc? Ryan i Alex przyprowadzili Chloe i Heather do salonu i Cyn uśmiechnęła się szeroko. Na widok ukaranego spojrzenia Alex’a można było stwierdzić, że będzie to interesująca wizyta. Uśmiechnęła się do panien, ukrywając grymas na widok zgolonych włosów Chloe. Kiedy odrosną, będzie wyglądało jak naprawdę ładne, odważne ścięcie, ale do tego czasu cienki ślad jej blizn będzie się rzucał w oczy. – Co mogę dla pań zrobić?
70
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Heather i Chloe zerknęły na siebie i obie zaczęły mówić na raz. Cyn odchyliła się, zadowolona z żywej paplaniny kuzynek, gdy obie dziewczyny zaczęły ekscytować się nad takimi samymi tatuażami kitsune z dwoma ogonami. Przynajmniej jej życie nie było nudne.
Julian gapił się na telefon jakby miał go ugryźć w tyłek. – Co ty chcesz robić? - Potańczyć. – Ton głosu Cyn przedstawiał oczywistość. – Robisz coś takiego kiedy ruszasz ciałem w rytm muzyki i modlisz się, by nie wyglądać jak totalny pajac, tak jak ta kobieta z powtórek Kroniki Seinfelda. Westchnął ciężko i z powrotem przysunął słuchawkę do ucha. – Skarbie, uzgodniłaś to z Gabe’em? - Pozbyłam się z czoła tatuażu Głupek dawno temu, Jules. Powiedział, że nic nie powinno nam się stać jeśli z nami pojedziecie i będziemy go informować jeśli coś się stanie. Zastanowił się nad planem na jutrzejszy dzień i przyznał, że nie musiał iść do pracy przed południem. – Dla mnie spoko. Wchodzę w to. - Doskonale. - Raczej nie założysz dla mnie stroju Czarodziejki z Marsa? - Myślałam nad tym, by założyć coś lepszego. Serce mu prawie stanęło, nawet gdy jego fiut podskoczył zainteresowany. – Jest coś lepszego? – Człowieku, jego głos się tak nie łamał, odkąd skończył trzynaście lat. - Pomyśl o skórze. Ciasnej skórze. – Zachichotała, nisko, chrapliwie i tak w stylu Cyn. – Nie piszcz tak, zobaczysz to dzisiaj wieczorem. Do diabła. Usłyszała. – Ale jeszcze daleko do dzisiaj wieczorem. - Nie marudź, Miśka. Może dzisiaj wieczorem pogłaszczę cię po symbolu na brzuszku. Gdyby był psem, to zacząłby sapać. – Trzymam cię za słowo. - Może będziesz mógł potrzymać coś innego, jeśli będziesz naprawdę grzeczny. Czy on znowu pisnął? Umierał z oczekiwania dostania się do drugiej i trzeciej bazy. Nawet zgodziłby się, że naprawdę padłby martwy, gdyby znalazł się w domu. – Mówiłaś Alex’owi i Ryan’owi, gdzie jedziemy? 71
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Nie-e. Tabby może powie Alex’owi, ale tobie zostawiamy informowanie Ryan’a. Nigdy nie widziałeś Glory w imprezowym wydaniu, prawda? Jęknął. – Nie spodoba mi się to, co? – Jeśli Glory zamierzała flirtować z obcymi, to będzie miała pogryziony ten swój słodki, mały tyłek. Jeśli Ryan poczuje na niej zapach innego kolesia, to wyjdzie z siebie. Będą mieli szczęście, jeśli nie zabije faceta. Drażnienie Grizzly nigdy nie było dobrym pomysłem. Ale może znajdzie sposób, by zająć czymś Ryan’a. – Może zabierzemy ze sobą Chloe, co myślisz? Biedna dziewczyna od tygodni nie wychodzi z mieszkania, za wyjątkiem wizyt u lekarza i terapii fizjoterapeutycznych. - Zniesie taki poziom hałasu i świateł? Juliana dotknęło zmartwienie w głosie Cyn. – Mogę ją zapytać. Jeśli da sobie radę, to może się rozerwie i w tym samym czasie skupi na sobie uwagę Ryan’a. - Bardzo bym chciała ją zabrać z nami, ale rzecz w tym, że zostaliście zaproszeni żeby nas chronić. Jeśli Chloe tam będzie, Ryan będzie za bardzo zajęty opiekowaniem się swoją siostrą. Julian zaśmiał się. – Chyba nie rozumiesz jak silny potrafi być związany partner. Jeśli zauważy, że ktoś chce mu ukraść jego partnerkę, to ten ktoś zostanie tak szybko zwinięty w precel, że nawet sam Niedźwiedź tego nie powstrzyma. Już ma włączony czerwony alarm, dzięki atakowi na ciebie. Zaufaj mi, zauważy każdy ruch jaki zrobi. - A jeśli nie? - Wtedy znajdziemy się w dziwnej alternatywnej rzeczywistości, gdzie nie istnieją zmienni, bo tylko w ten sposób do tego dojdzie. - Skoro tak mówisz. – Widział jak wzrusza ramionami, odpychając rozkwitające partnerstwo Glory i Ryana. – A ty zauważysz każdy ruch jaki wykonam? No, niech to szlag. Naprawdę musi przestać piszczeć. To było takie... niemęskie.
72
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Dziewiąty Zanim Julian zrobił dwa kroki w Nokturn, uchwycił spojrzeniem kobiecą postać. Został oczarowany jej ruchami. Opięte, skórzane spodnie ukazywały niezłe, pełne pośladki. Opięty, różowy top jaki miała na sobie uwydatnił szczupłe, silne barki i smukłe, lekko umięśnione ramiona. Na jednym z nadgarstków znajdowała się gruba, skórzana bransoletka z ogromnym, połyskującym turkusem na środku. Na głowie miała czarną fedorę ze srebrnymi pasmami. Fedora była tylko dodatkiem, potrzebnym do uwydatnienia jej wielobarwnych włosów. Tańczyła jak kobieta, która wiedziała, kim była i wyzywała każdego faceta na parkiecie, by ośmielił się do niej podbić. Jeden próbował i został odrzucony machnięciem gładkiej dłoni i szyderczym kręceniem głowy. To cud, że kapelusz nie odleciał i nie uderzył kolesia, nie żeby Julian miał coś przeciwko. Nikt nie powinien w ten sposób podbijać do kobiety, pragnąc ją dotknąć. Tylko on miał ten przywilej, dzięki bardzo. Włosy jej delikatnie kołysały, gdy ruszała się do rytmu, jej ciało wiło się w surowym rytmie, przez który każdy nerw w ciele Juliana stanął na baczność. Zorientował się, że nie jest w stanie odwrócić wzroku od widoku swojej kobiety, gdy tańczyła z przyjaciółkami. - Jasna cholera. Czy to...? – Szok w głosie Alex’a sprawił, że odwrócił się, by spojrzeć na Grizzly. Alex miał otwartą buzię, wyraz jego twarzy był pełen grzesznej radości. - O kurwa nie. Nie, nie zrobiła tego. – Nawet przez walącą muzykę Julian mógł usłyszeć warknięcie Ryana. Jego dłonie były ściśnięte w pięści, a niebieskie oczy pociemniały do prawie czarnych. Julian odwrócił się z powrotem przodem do parkietu, by zobaczyć, na co tych dwóch się gapiło. Własna szczęka mu opadła na to, co zauważył. – Jasna cholera, to Glory? I pomyśleć, że spódniczka Sailor Mars była krótka. Bardziej zasłaniałoby ją bikini. Może i był prawie związany, ale nawet on musiał przyznać, że miała cholernie niezły tyłek. Uniósł głowę, gdy gapił się na więcej Glory, niż kiedykolwiek sądził, że ujrzy. Ta jej bladoniebieska grzywa interesująco pogrywała sobie w a kuku 73
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful między jej tyłkiem a facetami, tańczącymi wokół niej. Jakoś wyprostowała kręconą masę, sprawiając, że sięgała jej prawie do kolan. Ciasne, wysokie buty dawały strojowi iluzję przyzwoitości. – Myślałem, że nie wpuszcza się na parkiet ludzi w bieliźnie. Niskie warczenie Ryan’a pokazywało, że faceta to nie rozśmieszyło. - Ma na sobie gorset. – Alex podążył wzrokiem do swojej własnej partnerki, ubranej w parę ciasnych jak druga skóra jeansów i w jeden z jej koronkowych topów, które Tabby preferowała. - Zauważyłem. – Jeśli Grizzly jeszcze bardziej zaciśnie szczękę, to straci zęby. Alex odchylił głowę, powolny uśmieszek pojawił się na jego twarzy. – Myślisz, że powie mi gdzie go kupiła? Chciałbym sprawić taki Tabby. Julian wpatrywał się w gorset. Był to ten bez ramiączek, który zamienił maluchy Glory w olbrzymy. Wyobrażał już sobie, co by wyczynił z cudownym biustem Cyn. – Ja też. Ze sposobu w jaki huczało w klacie Ryna’a, Julian zorientował się, że sekundy dzielą go od wparowania na parkiet. Ale gdy uchwycił spojrzenie Cyn, zapomniał o Ryanie. Przywołała go palcem z grzesznym uśmieszkiem, ośmielając go, by do niej dołączył. Julian wiedział, że jego oczy stały się srebrne, ale nie obchodziło go to. Wszedł na parkiet i chwycił swoją partnerkę, przyciągając ją do siebie. Mógł praktycznie wyczuć zawód u mężczyzn wokół, gdy pokazał im, że Cyn należała do niego. – Dobrze się bawisz? - Zawsze. – Zerknęła za niego. – Gdzie jest Chloe? - Postanowiła nie jechać. Nadal szybko się męczy. Drgnęła i prawie jęknął. Cyn założyła mu ramiona na kark i pociągnęła za jego kucyk. – Powinnam poprosić żebyś rozpuścił włosy. Przewrócił oczami. Miała dziwną obsesję na punkcie jego włosów. – Może najpierw powinienem je podkręcić? - Pewnie. Zastanawiałam się nad zaplanowaniem nam takich samych masażów twarzy i mani - pedi. Istniała na to tylko jedna odpowiedź. – To te z ogórkami na oczach? Zapisz mnie! Słyszałem że wyczyniają cuda z porami. Cyn pokręciła głową. – Ależ ja ci wytatuuję fioletową wróżkę na tyłku.
74
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Wolę raczej twoje imię. – Było to trwające przekomarzanie się ich, bo z jakiś dziwnych powodów myślała, że sobie żartował. Od tygodnia próbował namówić ją na wytatuowanie mu na tyłku Własność Cyn, ale za każdym razem go spławiała. Może nadszedł czas na pogawędkę z Tabby. Może zrobiłaby to dla niego. Musiał się tylko upewnić, że podczas dziarania nie będzie się trzęsła ze śmiechu. Znienawidziłby to, gdyby wyglądało jakby robiła je pięciolatka. Ustalili wolny rytm, ruszając się i kołysząc razem jakby tańczyli ze sobą tysiące razy. Niedługo potem jej głowa spoczęła na jego klacie, jej kapelusz znalazł się na jego głowie. Palcami przesuwała po rozpuszczonych włosach, czesząc je. Schowała gumkę w jego tylnej kieszeni, kradnąc dotyk zanim jeszcze raz pogładziła go po włosach. Przesuwał własnymi palcami po jej plecach. Kiedy jego dłonie wylądowały na jej tyłku, ścisnął go. Cholera, podobały mu się te spodnie. Musiał zobaczyć, czy namówi ją, by założyła je na ich kolejną randkę. Odchyliła głowę do tyłu i spojrzała na niego spod swoich rzęs. Nie musiał długo czekać, by dowiedzieć się, co kombinowała. Zaczęła skubać go w skórę jego gardła, liżąc i smakując go. Zadrżał i odchylił głowę, kiedy odnalazła szczególnie wrażliwe miejsce. - Komuś się podoba - wyszeptała, jej ciepły oddech łaskotał wilgotne miejsce jakie zostawiła. - O tak, z pewnością. Poczuł jak pociągnęła za jego włosy i pozwolił, by odchyliła mu bardziej głowę.
Został
nagrodzony
za
swoje
posłuszeństwo
ciepłymi,
wilgotnymi
pocałunkami. Zamknął oczy, delektując się dotykiem swojej partnerki i faktem, że go pragnęła. Cholernie podniecające było to, że przejmowała kontrolę. Zwykle to on był tym, który prowokował dotyk i pocałunki. Kolana mu miękły przez inicjatywę Cyn. Był tak twardy, że pewnie mógłby wywiercić dziurę w granicie. - Cholera. – Pogłaskała go delikatnie w tył głowy i jego włosy jeszcze raz zostały rozpuszczone. – Grizzly grożący atakiem na drugiej. Julian otworzył oczy i zobaczył Ryana wciągniętego w układ naciskającego niedźwiedzia. Był bliski przemiany, był tak wstrząśnięty. Glory ze wszystkich sił go ignorowała, tańcząc plecami do niego, otoczona przez facetów, którzy wyciągali ręce by dotknąć to, czego nie powinni.
75
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Glory nie miała pojęcia, co uwalniała i jeśli Julian szybko czegoś nie zrobi to ktoś zginie. Pozwolił by jego wewnętrzna moc przepłynęła przez niego, moc, którą rzadko wykorzystywał. Uwolnił się z ramion Cyn i ruszył do Ryan’a. – Uspokój się. – Wycelował w tę część Ryan’a, gdzie panował gniew, uspakajając bestię zanim rzuciła się na człowieka. Plecy Ryan’a się wyprostowały, jego dłonie przestały się zaciskać, a ciemnobrązowe oczy zmieniły się znowu w niebieskie. Julian nie był pewien jak długo przytrzyma Grizzly, więc zrobił coś o czym mógł teraz pomyśleć. Musiał zabrać stąd Ryan’a. – Chodź za mną. Wycofał się powoli z tańczącego tłumu, jego wzrok nigdy nie opuścił Ryan’a. Od czasu do czasu ponownie nakazywał by podążył, trzymając Grizzly pod kontrolą aż znaleźli się na zewnątrz, na parkingu. Wskazał Ryanowi, by usiadł na motocyklu. – Siadaj. Ryan usiadł i Julian pozwolił swoim mocom zaniknąć. - Co to kurwa było? – Wyraz twarzy Ryana był w połowie respektujący, w połowie przerażony. - Kolejny powód, dlaczego Kermode odseparowują się od was wszystkich. – Julian dołączył do Ryan’a i patrzył się na klub, stukając piętą o asfalt. – Jasna cholera. Jesteś Alfą. Wy wszyscy jesteście. Julian wzdrygnął się. Nie znosił, gdy ktoś używał tego tytułu. Nie było to poprawne, nie w sposób jaki im chodziło. – Nie... za bardzo. - No to czym ty jesteś w takim razie? – Cyn stała przed nimi, miała ramiona założone na klatce, stopą tupała w rytm, który mogli dobrze słyszeć. Nie wyglądała na zdenerwowaną czy przestraszoną, tylko ciekawą. To dobrze, bo na szczęście była taka jak on. Julian wziął głęboki oddech. – Duchowi Niedźwiedzie to Szamani, nie Alfy. Nie mamy ochoty rządzić innymi, tylko pomóc im i chronić ich, kiedy tego potrzebują. – Zaśmiał się, ale nawet on nie mógł usłyszeć rozbawienia. – Co ja bym zrobił z całym stadem Niedźwiedzi? - Rządził światem? – Ton Ryan’a był zadumany. Może miał pojęcie, co tak naprawdę mogą zrobić Duchowi Niedźwiedzie, kiedy tylko się wysilą. Jedna z ciemnych brew Cyn uniosła się. – Wykraść cały zapas miodu na świecie? 76
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Świetnie. I takim oto sposobem z Miśki zamienił się w Misia Puchatka. Ryan szybko na niego zerknął. Jego ramiona rozluźniły się pierwszy raz odkąd weszli do klubu. – Zamienić łososie w zagrożony gatunek? - Zażądać papieru toaletowego w każdym lesie na ziemi? - Oooh, to dobre. Bo przecież Niedźwiedzie srają w lasach. - Mogę się założyć, że te szyszki drapią jak cholera. – Cyn miała poważny wyraz twarzy, ale Julian widział jak szeroki uśmiech próbował się uwolnić. - Nie masz nawet pojęcia. I niech Bóg cię broni jeśli jeszcze nie zorientowałaś się jaki jest jad z dębu. – Ryan zadrżał dramatycznie. - Wyczuwam tu jakąś historyjkę. - Nie taką, którą chciałbym opowiedzieć. Julian przewrócił oczami. – Dzieci, zachowujcie się. Cyn zatrzepotała na niego rzęsami. – Dobrze, tatusiu. - Powiesz to znowu, kiedy będziemy sami. – Usłyszał westchnienie Ryan’a nawet przez szybko stłumione chichoty Cyn. – Zostań tu i pilnuj Cyn. Ja zapoluję na Glory. Cyn uniosła brwi. – Jak ją namówisz, by wyszła? Całkiem nieźle się bawi i Glory lubi zostać aż do zamknięcia klubu. Ze sposobu, w jaki ramiona Ryna’a się napięły wynikało, że klub zostanie zamknięty na stałe, jeśli wkrótce nie wyprowadzą stamtąd Glory. – Nie martw się tak. Zajmę się tym. – Poklepał Ryan’a po ramieniu z sympatią. Szczerze, to jeśli jego partnerka w połowie tak odwalałaby jak Glory, to też by sobie z tym nie poradził. Znowu wszedł do klubu i przeskanował morze tańczących, szukając blado – niebieskich włosów. Szybko wyhaczył Glory i przeklął pod nosem. Stała przy barze i flirtowała skandalicznie z barmanem. Otarła się dłonią o jego i rzuciła mu wstydliwe spojrzenie, znak, który mówił, że była gotowa, dostępna i chętna. Może i była gotowa i chętna, ale na pewno nie była wolna, bez względu na to, co sobie wyobrażała. Julian umieścił na twarzy swój najbardziej niewinny uśmiech i przeszedł się do baru. – Glory! Wszędzie cię szukałem. Mógł zauważyć jak zazgrzytała zębami, gdy postrzeliła go paskudnym wzrokiem. – Idź sobie Julian. Barman zmarszczył brwi. – Koleś cię niepokoi?
77
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Tylko prawdziwe zmartwienie jakie mógł wyczuć od faceta Julian, powstrzymało go od przyprowadzenia Ryan’a. – To kumpela mojej dziewczyny, Cyn. Martwiliśmy się o nią. Uśmiech faceta osłabł. – Cyn tu jest? Umawiasz się z nią? Tym razem to Julian zazgrzytał zębami. Kim do diabła był ten koleś? – Jak najbardziej. Ból pojawił się w rysach barmana, ale został szybko zastąpiony rezygnacją. – Aha. No cóż, mam nadzieję, że tobie pójdzie lepiej niż mi. - Dzięki. Zamierzam zrobić z tego coś trwałego. – Mimo, że Julian poczuł trochę sympatii do kolesia, nie było mowy, by nie postawił jasno sprawy z Cyn. Ale teraz miał inne sprawy na głowie. Położył Glory na ramieniu dłoń i uśmiechnął się. – Czas na nas! - Eh. Nie wydaje mi się. – Próbowała odsunąć jego rękę, lecz nie drgnął. – Tak bardzo prostacki? - Nie czujesz się zmęczona? Może nawet trochę odurzona? Zachwiała się na stołku, otworzyła szeroko oczy ze strachu i podejrzenia. – Ty skurwys... - Jak powiedziałem, czas na nas. Wydobrzejesz, gdy wtłoczymy w ciebie trochę węglowodanów. – Odpowiedział i wymienił się z barmanem spojrzeniem. – Była tak podekscytowana dzisiejszym wyjściem, że zapomniała zjeść. Mógł powiedzieć, że barman tego nie kupił, ale gdy Julian pomachał Tabby, a ona mu odmachała, barman się wycofał. Julian pomógł Glory zejść ze stołka, otaczając ją ramieniem w pasie, gdyż było oczywiste, że sama nie ustanie na nogach. Kiedy byli wystarczająco daleko od barmana, warknęła na niego. – Kiedy przemienię się w Pumę, zeżrę ci twarz. Dalej się przy tym upierała? Ryan nigdy nikomu nie pozwoli, nawet Emmie, na przemienienie jego partnerki, bez względu na to ile razy Puma Currana się zaoferuje. – Ej, jesteś taka słodka. Jak wściekły ryjkowiec. Z wąglikiem. Próbowała stanąć mu na stopę, lecz spudłowała, prawie zwalając ich na chodnik. – Nie znoszę Niedźwiedzi. - W ten sposób będziesz mówić to swojego przyszłego pseudo szwagra? – Znowu warknęła, a Julian się zaśmiał. Do czasu, gdy dotarli do Ryan’a, waliła go
78
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful tymi swoimi maluteńkimi, słabymi piąstkami. Rzucił ją Rynnowi na kolana. – Jest twoja. - Czy jej się to podoba, czy nie. – Oczy Ryana znowu zaczęły nabierać czekoladowego koloru, jak w połowie rozpuszczony, niebieski M&M’s. - Nie! – Glory zmagała się, by wydostać się z uścisku Ryan’a, ale nie zamierzał wypuszczać swojego trofeum. Julian patrzył jak się szamotała i prawie wybuchł ze śmiechu. Teraz już wiedział kogo mu przypominała – Teraz łapię. Cyn złapała go ręką w pasie i Julian przyciągnął ją do siebie, zgarniając ją sobie do swojego boku. – Co łapiesz? - Niebieskie włosy. - Co z nimi? Oboje patrzyli się jak Glory siłowała się, by wydostać z rąk Ryan’a, po czym sapała kilka sekund, by później znowu odnowić zmagania. - Jest jak Super Grover. Glory warknęła na nich gdy oboje padli na siebie, rechocząc o-cholera-maszrację.
Jak ona do cholery tu wylądowała? Marie Howard wyciągnęła kosz wiklinowy – Pałeczkę chlebową? Patrzyła się na koszyk, później na kobietę i z powrotem na kosz. – A niech to, czemu nie? – Wyjęła jedną, chrupiącą, maślaną pałeczkę chlebową i ugryzła ją. U Noego było najlepsze żarcie, ale nie myślała, że to zje na dzisiejszy lunch. Kanapka Cyn z salami i serem provolone znajdowała się obecnie w lodówce w Living Art. Tattoos, „Zaśmierdzając miejsce” jak to ujęła Tabby. Kiedy dostała od Marie zaproszenie na lunch, była zaniepokojona, lecz też zaintrygowana. Gdyby Marie powiedziała Cyn, że zabiera ją do Noego, to przynajmniej złapałaby za fedorę. Bez niej, czuła się żałośnie nieodpowiednio ubrana. Czarny top i jeansy nie były dokładnie tym, w co przyszłoby się ubranym do takiego miejsca. - Wszystko w porządku? Słyszałam, co się stało w twoim salonie. Jamie się o ciebie martwił. 79
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Cyn uśmiechnęła się. Jamie i Julian stali się dobrymi kumplami. Bycie miłym dla Marie miało sens, nawet jeśli nie miały ze sobą nic wspólnego. Dzięki ich facetom spędziły ze sobą przynajmniej trochę czasu razem. To było dobre miejsce na dowiedzenie się czegoś o sobie nawzajem. – Jest dobrze. Super Miś całkiem nieźle mi pomógł. - Dobrze wiedzieć. – Marie wykręciła pałeczkę chlebową, podskakując, gdy się rozpadła. Otrzepała palce, wzrok miała wbity w talerz. Cyn jeszcze nigdy nie widziała kogoś tak zdenerwowanego. – No więc. Patrzyła się na Marie, czekając. To logiczne, że z czymś wyskoczy, ale Cyn nie miała pojęcia, co to może być. Marie bawiła się połową pałeczki, rozrywając ją na małe okruchy. – No więc? Marie zawisła z grymasem. Wzięła głęboki oddech. – No więc. Przyjaźnicie się z Emmą, prawda? Oj. Heh. Nie tego całkiem oczekiwała Cyn. Myślała, że będzie to lunch zapoznawczy partnerkę kumpla mojego partnera, a nie.. cokolwiek to do cholery było. – Może? Nie jestem pewna. – Pumę Curanę ciężko było rozszyfrować, przynajmniej dla Cyn. Miała nawyk zmiecenia sobie wszystkich ze swojej drogi i z jakiś powodów, ludzie, którymi rządziła, byli jej za to wdzięczni. Cyn po prostu tego nie łapała, albo jej, ale musiała przyznać, że zabawnie było kiedy Emma wpadała do LA. Zwłaszcza motocykliści uwielbiali Małego Generała. – Lubię ją, z wyjątkiem tego, kiedy nie lubię, jeśli ma to jakiś sens. Marie zaśmiała się. – Myślę, że ma. Jest siłą natury. – Zarumieniła się. – Słuchaj, mogę ci zaufać? Cyn skinęła. Nie wiedziała, czy to o czym chce pogadać Marie było dobre czy nie, ale poruszało Marie, więc również Jamie. Jeśli poruszało Jamiego to potencjalnie również Juliana, a Cyn na to nie pozwoli. - Oh. To dobrze. – Marie wypuściła powietrze, lecz Cyn wiedziała, że nie czuła się całkowicie komfortowo. – To sprawy Dumy, dobrze? Nikt nie może wiedzieć, że o tym rozmawiałyśmy. Cyn pokazała jak zamyka usta na klucz. Marie wyszczerzyła się. – Dzięki, Emma i ja, my... – Znowu przełknęła. – Miałyśmy spięcie odnośnie jej panowania. Teraz jesteśmy dla siebie serdeczne, ale nie tak bliskie jak zwykle byłyśmy. 80
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - To ma coś wspólnego z Belindą Campbell, prawda? – Marie wzdrygnęła się na imię Luny Sfory z Poconos i Cyn skinęła. – Tak myślałam, że o to chodzi. Nawet ja słyszałam jak Belle opuściła Halle w cieniu podejrzeń. Co się do cholery stało? Marie westchnęła i wzięła łyk wody. – Belinda była tak blisko Liwii, że myślałam iż z pewnością o wszystkim wiedziała. To znaczy, była najlepszą przyjaciółką Liwii. Jak mogła nie wiedzieć? Cyn uniosła głowę. – Wiedziała? Zanim Marie odpowiedziała, podszedł kelner, by odebrać od nich zamówienia. Cyn wzięła swoje ulubione danie, lazanię, zaś Marie pastę e fagioli i sałatkę. Gdy kelnerka odeszła, Marie odpowiedziała na jej pytanie. – Kiedy Max oznaczył Emmę jako swoją Curanę, Liwia się wściekła. Myślała, że to ona powinna nią być, zawsze. Czekała tylko na Max’a aż wróci do domu ze studiów, zanim weźmie go dla siebie. - Myślałam, że partnerzy są sobie przeznaczeni. – Cyn jadła kolejną pałeczkę, zafascynowana wyglądem miejscowych zmiennych. W końcu dołączy do nich niedługo. - Zwykle, tak. Ale jeśli nie spotkasz swojego partnera do ukończenia trzydziestego roku życia, bezpiecznie jest założyć, że już ci się nie uda. Większość ludzi wybiera związanie się z kimś w kim się zakochali, niż żeby mieli dłużej czekać. Nie jest to prawdziwe partnerstwo, ale znam ludzi, którzy szczęśliwie żyli ze swoimi wybrankami. - Co się zdarza, kiedy właściwy partner się pojawi? Marie zadrżała. – Nie ma pojęcia, ale nic dobrego. – Uśmiechnęła się do miłego, młodego chłopaka, który przyniósł jej sałatkę. – W każdym razie, Liwia chciała Max’a, Max pragnął Emmę i Max wziął Emmę. Cyn zaśmiała się. – Max wziął Emmę? - Alfy mogą mieć naprawdę silne wole. - To tłumaczy dlaczego nazywa go Kapitanem Jaskiniowcem. – Cyn poruszała brwiami, szczęśliwa, kiedy Marie się zaśmiała. - Tak czy siak, Max nie dał szans Emmie, by mu odmówiła. Oznaczył ją, zanim powiedział jej czym był, a ona przyjęła to całkiem nieźle. – Marie skończyła sałatkę i odsunęła na bok pusty talerz. – Kiedy Liwia dowiedziała się, kto był nową Curaną,
81
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful wkurwiła się i zaatakowała najlepszą przyjaciółkę Emmy, Becky, mając nadzieję, że zabierze Emmie pierścień Curany. - Jaki pierścień? I czemu Becky? – Te bzdury Dumy były zagmatwane jak diabli. Dzięki Bogu Julian był Niedźwiedziem. Odkąd Niedźwiedzie żyły bardziej w rodzinnych stadach niż w Sforach lub Dumach, Cyn nie musiałaby się za często zmierzać z takimi pierdołami. Lecz znowu, jeszcze nie poznałam jego rodziców. Może powinnam poczekać z osądem aż do tego dojdzie. Wiedziała tylko, że DuCharme’owie byli tak samo poryci jak Bunsunowie. - Alfy Pumy obrączkują sobie swoje statusy. Odkąd tylko dwa rodzaje kotów tworzą Dumy, starożytne Pumy zdecydowały pójść za przykładem swoich Lwich braci i sióstr, którzy również nosili pierścienie, zamiast Wilków czy Kojotów, którzy czegoś takiego nie robią. - Dlaczego tak w ogóle, tak jest? Takie pierdoły mnie wnerwiają. – Kuguary były samotnikami w dziczy, więc dlaczego zmienne Pumy formowały Dumy? Marie uśmiechnęła się szeroko. – Uwielbiam opowiadać historie. Zobaczmy. Mówi się, że dawno temu, duchy wybrały ludzi do złączenia, tworząc pierwszych zmiennych. Pierwsze były Lwy, tworząc naszego Lwiego władcę. Uformował on pierwszą Dumę, jego Lwie instynkty do tego doprowadziły. - Innymi słowy, jego kot chciał mieć harem. Marie kaszlnęła. – Nie zapędzaj się tak bardzo. – Cyn zachichotała i Marie kontynuowała. – W każdym razie, Wilki i Kojoty również formowały Sfory, Niedźwiedzie i Lisy miały swoje rodzinne stada, ale większość kotów było samotnymi wędrowcami, którzy woleli żyć w odosobnieniu. Alfa Wilk otrzymał dar przemawiania do swoich ludzi ze Sfory. Lew, mógł rządzić każdym, i mam tu na myśli każdego, ponieważ był zmiennym Królem. Wszystkie Alfy Lwy posiadały tę zdolność do jakiegoś stopnia, lecz żaden nie tak silnej jak sam Lew. Lisy ukrywały się najlepiej ze wszystkich, Niedźwiedzie mogły uzdrawiać, Kojoty otrzymały dar wyczuwania kłamstw, i tak dalej. W każdym razie, kiedy nadszedł czas, by zapytać pierwsze Pumy o ich dary, rozglądały się dookoła, wskazując na Lwy i mówiły zasadniczo. – Chcemy to. - Chciały daru rządzenia innymi ,prawda?
82
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Marie pokręciła głową. – Nie-e. Pragnęły bezpieczeństwa w liczebności jakie dawały Lwom Dumy. Więc, mimo, że w naturze Pum nie było łączenie się w taki sposób, wszystkie Dumy Pum posiadały taką samą strukturę jak jedyny Lew. Kiedy bardziej samotni zmienni byli atakowani dla terytorium przez innych zmiennych, tylko Pumy i Lwy były zdolne utrzymać swoje ziemie. Tygrysy były atakowane aż do prawie wyginięcia; zapobiegła temu jedynie interwencja Lwa. Cyn zagwizdała. – To takie... cholera. - Taa. Nie wydaje mi się, by któraś Puma naprawdę żałowała umowy, jaką zawarto z duchami. Lubimy nasze Dumy, dziękuję bardzo. – Marie wzruszyła ramionami. – Wiec Emma jest Curaną, czy z pierścieniem czy też bez, ale nie wszyscy rozumieją, że pierścień jest wyłącznie symbolem. Jeśli jutro by znikł, to Emma nadal będzie Curaną. Nic tego nie zmieni. - Niech zgadnę. Liwia w to nie wierzyła. - Ani trochę. Wiedziała również, że Emma zrobiłaby prawie wszystko, by bronić Becky, z wyjątkiem oddania Max’a. – Marie pokręciła głową. – Liwia nigdy nie zrozumiała, czym jest tak naprawdę bycie Curaną. Nie możesz być Curaną, nie będąc partnerką Alfy. Kobieta Puma, która kieruje Dumą jest zwana Alfą, nie Curaną. Więc kiedy Liwia zaatakowała Becky i zakazała Emmie oddać pierścień oraz pozycję Curany, to nie groziła tytułowi Emmy, tylko jej partnerstwu z Max’em. - A nie grozi się więzi partnerskiej. – Cyn zrozumiała. Nauczyło ją to jedynie patrzenie w jaki sposób Alex traktuje Tabby i jak Ryan uważa na Glory. - Nie-e. Nie bez surowych konsekwencji. Liwia wierzyła, że jeśli Emma da jej pierścień, to Duma uzna ją za słabą. Myślała, że Duma zmusi Max’a do mianowania Liwii Curaną zamiast Emmy, czyniąc z niej partnerkę Max’a a Emmę kogoś na boku. Dodaj to, że Liwia zraniła Becky i Emma się wkurwiła. My byliśmy na sali, a oni w ogrodzie, a i tak mogliśmy wyczuć jak wnerwiona była Emma. Użyła swojej mocy, by zmusić Liwię do podporządkowania się jej, raz na zawsze udowadniając, że to ona byłą Curaną, pierścień czy nie pierścień. - Pewnie poszło całkiem nieźle. - Plotka głosi, że Liwia się wściekła, ale już dłużej nikogo nie obchodziło, co czuła. Max zrobił z niej Wyrzutka, i każdy z nas mógł poczuć zerwaną więź, bez względu na to jak daleko byliśmy. – Marie skrzywiła się. – I tu dochodzimy do małego podstępu. Widzisz, każdy wierzył, że Belinda wiedziała, co się działo, odkąd 83
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful znajdowała się w domu, próbując utrzymać przy sobie Simona. – Marie pokręciła głową, miała ponury wyraz twarzy. Cyn zmarszczyła brwi, nadal jakoś zdezorientowana. Belinda „Belle” Lowell, kiedyś Campbell, była Luną Sfory Poconos. Co ona do diabła miała z tym wszystkim wspólnego? – Chwila. Myślisz, że skoro były kumpelami to Belle, wiedziała o ataku Liwii na Becky? - Nie były tylko kumpelami, były najlepszymi przyjaciółkami. - Ale czy przypadkiem nie słyszałam, że ty też byłaś jej przyjaciółką? Nie czyni to też z ciebie podejrzaną? - Byłyśmy kumpelami, ale nie najlepszymi przyjaciółkami. To znaczy, czego Tabby i Glory nie wiedzą o tobie? Cyn zastanowiła się nad tym przez chwilę. – Nie za dużo, ale jeśli miałabym się poważnie wściec, to na początku bym im o tym nie mówiła. Pewnie domyśliłyby się, gdybym była zmartwiona albo zła, ale nie to, że mam zamiar zrobić coś monstrualnie głupiego. - Czemu nie? Cyn wzruszyła ramionami. – Bo nie chciałabym, żeby wpakowały się przeze mnie w kłopoty. Marie zagapiła się. – Żartujesz sobie, prawda? - Nie-e. – Cyn była poważna. Gdyby kiedykolwiek zeszła na złą drogę, nie pociągnęłaby ze sobą Glory i Tabby. Już wystarczająco wycierpiały w swoim życiu. Poza tym, były jej rodziną. - Heh. – Marie wzruszyła ramionami. – Nie wydaje mi się, by Liwia była kiedykolwiek taka wspaniałomyślna. - Możliwe. – Cyn stukała widelcem o talerz. – Jak również możliwe jest, że bała się, iż Belle ją wyda. Pomyślmy, z tego, co słyszałam, Belle udowodniła swoją lojalność Dumie. Mogło tak być, że to Liwia rzuciła ją w ramiona Simona, nie wspominając, dlaczego ma odwracać jego uwagę. – Cyn wzięła się za kolejną pałeczkę chlebową. O cholera, dobre były. Prawie tak dobre jak lazania. – Belle nie była czasem zakochana w Simonie? Jestem pewna, że można było ją przekonać, by zajęła mu czas. – Nawet Cyn słyszała o Belindzie i Simonie; chodziła do tej samej szkoły, rok czy dwa niżej niż Belle.
84
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Była w nim zakochana. Strasznie. – Marie głaskała się po czole. – Może masz rację. Ale nie tylko ja myślałam, że Belle zdradziła nasze alfy. Większość Dumy uważa podobnie. - Co zrobili? – Boże, tutejsza lazania była niesamowita. Musi zaciągnąć tu niedługo Super Misia. Najlepsze było to, że nie było widać żadnego Niedźwiedzia czy Lisa. - Praktycznie każdy unikał Belindę. – Cyn zauważyła, że Marie nigdy nie nazwala Lunę Belle, tak jak robili to inni. Tak jakby nie chciała przyznać, że Belle nie byłą kobietą, za którą ją zawsze uważała. – Ale pomogła Becky, kiedy ta zachorowała, potem poświęciła się, by ocalić Sheri i nastawienia zaczęły się zmieniać. Emma i Becky zgodziły się, że Belinda nie zrobiła niczego złego. Nawet Max i Simon jej uwierzyli. - Ale nie ty. Marie pokręciła głową. – Przykro mi, ale ja nie. Musiała wiedzieć, że coś się wtedy działo. Podobnie jest z kobietami, które wychodzą za seryjnych morderców. Jak można nie wiedzieć, że twój własny mąż jest obłąkany? - Czasami widzisz to, co chcesz widzieć, zamiast to, co masz przed oczami. – Cyn mieszkała z kimś takim. Jej matka uwielbiała w jej ojcu wszystko, nawet rzeczy, które nie były dla niej dobre. Oj, jej ojciec nigdy nie był obelżywy, ale kontrolował każdy aspekt ich życia. Po jego śmierci, matka się załamała i nadal nie mogła się pozbierać. Marie wzruszyła ramionami. – To prawda. - No to, co to ma wspólnego z twoją i Emmy przyjaźnią? - Miałam nadzieję, że puścisz jakieś dobre słówko. – Marie skrzywiła się. – Za dużo by gadać, ale nie chodzi już tylko o mnie. Kilka Pum myśli o Belindzie podobnie jak ja, ale żadna z nas nie chce, by Curana skierowała na nas swój gniew. Chcemy tylko oczyścić atmosferę w Dumie. – Patrzyła się na Cyn, miała zdeterminowane spojrzenie, a także smutne. – Trwa już to zbyt długo. Cyn nie miała pojęcia jak mogła ulżyć Marie. Kobieta najwyraźniej sama to na siebie sprowadziła. – Nie przeprosiłaś? - Powinnam przepraszać za coś, co uważam za prawdę? - Jeśli Belle udowodniła swoim Alfom, bez cienia wątpliwości, że była niewinna, to nie powinnaś w nią uwierzyć? 85
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Marie wzięła głęboki oddech, potem wypuściła go szorstko. – Myślałam już nad tym. - Nie lubię tego mówić, ale myślę że inicjatywa powinna wyjść od ciebie oraz od tych wszystkich, którzy uważają podobnie. Uważam, że tylko ty możesz to zakończyć. Marie kiwnęła głową powoli, ale logiczne było, że nie uszczęśliwiło ją to. – Pogadam z nimi. Dzięki Cyn. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Myślę, że będziemy dobrymi przyjaciółkami. – Marie nagle się wyszczerzyła. – A teraz, przejdźmy do ważniejszych spraw. – Pochyliła się, spojrzeniem obrzuciła szyję Cyn. – Kiedy to ciacho cię oznaczy? – Poruszała brwiami z lubieżnym szerokim uśmiechem. Cyn parsknęła, rozbawiona. – Błagam cię. Jeszcze nie został odpowiednio wytrenowany. Marie zaśmiała się. – Daj mi znać jeśli będziesz potrzebować jakiś wskazówek. Tym naszym facetom trzeba przypominać, kto naprawdę ustanawia reguły. Oh! – Zaczęła przekopywać się przez torebkę. – Mam najsłodszy malutki kapelusz z safari, który możesz pożyczyć. Cyn zachichotała gdy Marie podała jej do ręki swój telefon. Na zdjęciu była Marie, kapelusz z safari znajdował się na jej głowie, jej partner stał przy jej boku. – Czy to niedźwiedzie uszy? - Taa. - Masz bzika. - Ale miała bzika tak jak Cyn. Marie miała rację; będą dobrymi przyjaciółkami. Zadowolona, że jej momenty filozofowania już się skończyły na ten tydzień, zmiotła lazanię i zastanowiła się, co na to wszystko powiedziałby Julian. Zepchnęła na później myśli o Julianie. Miała teraz tiramisu do opanowania.
86
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Dziesiąty
- Cieszę się, że nie wpakowałyście się w żadne kłopoty, kiedy wyszłyście wczoraj wieczorem. – Gabe Anderson wyrwał Tabby długopis z ręki, którym stukała. – Ale nadal uważam to za lekkomyślne zachowanie. - Nie to Glory nam przekazała. – Cyn przewróciła oczami na to, jak jej kumpela zaczęła być nienormalna. – Nie lubię tego mówić, to znaczy naprawdę nie lubię tego mówić, ale myślę, że ktoś powinien ugryźć ją w tyłek. – Może wtedy przejdzie jej ten przytłaczający, pomylony nastrój, w którym się znajduje. - Mówisz tak, bo przez cały ranek śpiewałam sobie „Weird Al.” Yankovic. – Glory parsknęła na nich, gdy pracowała nad wystawą pierścionków do pępka. Cyn odwróciła się i zgromiła ją wzrokiem. – To zemsta za komentarz o Super Grover’ze. Glory otworzyła szeroko swoje niebieskie oczy z udawaną niewinnością. – Nic na to nie poradzę, że kocham ‘Perform This Way’9. Gabe chrząknął, na nowo zyskując ich uwagę. – Będę regularnie sprawdzał, co u was panie, ale na wszelki wypadek macie tu mój numer. Zadzwońcie jeśli coś chociaż trochę wyda się wam dziwne. Nie zamierzam ryzykować waszego życia dopóki nie znajdziemy tych kolesi. – Gabe rzucił Tabby długopis i wyszedł z salonu. Glory ułożyła ekspozycję z powrotem w gablocie i otrzepała sobie dłonie. – Zaraz wracam. Nie krępujcie się mnie obgadywać. - Co się do cholery z nią dzieje? – Akcent Tabby pochmurniał, był to znak tego jak dokładnie była zła. – Zachowuje się jak totalny dzieciak. - To przez całą tą sprawę nie-wiąż–mnie, która ją trapi. - Może ja powinnam ją przemienić. – Rat-a-tat-ta wystukała Tabby długopisem. – Może wtedy zrozumie, dlaczego Ryan jest tak bliski zatracenia się. - Może to nie jest głupi pomysł. Jeśli poczuje to partnerskie przyciąganie, o którym tak gadacie, to przestanie z tym walczyć. - Przynajmniej ty przestałaś.
9
http://www.youtube.com/watch?v=fUxXKfQkswE
87
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Cyn wzruszyła ramionami. Nie mogła powiedzieć, że całkowicie przestała z tym walczyć, ale bardziej przypominało to teraz dziewczęce plaśnięcie niż Geras of war10. Julian udowodnił, że w niczym nie przypominał jej ojca, a ona udowodniła sobie, że w niczym nie przypominała swojej matki. Teraz, gdyby mogła tylko poradzić sobie ze strachem, że Julian całkowicie zmieni swoje zachowanie, kiedy już ją ugryzie, to będzie pięknie. - Mówiłam ci, że Micah znowu do mnie dzwonił? – Stukający długopis Tabby przyśpieszył. Nowy Alfa dawnej Sfory Tabby nieustępliwie usiłował z nią pogadać. – Tym razem odebrałaś? - W cholerę, nie. Alex dalej chce tam iść i znaleźć Dennis’a Boyd, by go rozerwać na kawałki. Myślisz, że jestem gotowa otworzyć tę puszkę z wrzeszczącą Sforą Marietta? Cyn wzruszyła ramionami. – A co z twoimi rodzicami, też dzwonili? Tabby parsknęła. – Błagam cię. Wywalili mnie jak śmieci. Nawet, gdyby chcieli ze mną pogadać, to ja nie. – Skrzywiła nos jakby wyczuła śmieci, o których mówiła. – Poza tym, moja Sfora i rodzina są tutaj. Tak długo jak Tabby była szczęśliwa, Cyn miała w dupie, czy jej kumpela porozmawia ze swoimi biologicznymi rodzicami. – W takim razie, gdy jeszcze zadzwoni, to powiedz mu, by się odpierdolił. - Delikatnie, oczywiście. – Podniosła długopis i patrzyła się na niego zezem. - Yhyy. – Co ona do diabła robiła? - Bo przecież jestem damą. – Pociągnęła nosem wzdłuż długopisu, zaczynając, kiedy szturchnęła końcówką o nos. - Bardziej szczeniaczkiem. Nie zjedz tego, nie wiesz, gdzie wcześniej było. Cyn uchyliła się, gdy Tabby rzuciła jej w głowę długopisem. Powąchała powietrze szybko i przerywanie, potem prychnęła bardziej jak pies. – Co to za cuchnący zapach? Odgłos spłukiwanej wody wywołał u Cyn chichot. - Nie to! – Tabby zmarszczyła nos. – Chociaż to też jest ostre. Glory wyszła zza kotary i zerknęła na Cyn, która nadal chichotała jak głupia. – Co jest z nią do cholery nie tak? 10
Gra na xbox’a, tzw. strzelanka
88
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Czujesz coś cuchnącego? Glory zarumieniła się i wcisnęła palec w zniszczone linoleum. – Ee, taa, przepraszam za to. Widzisz, jadłam na lunch ser i… - Nie! Nie czuje nic … biologicznego. Cyn mocno się zaciągnęła, ale mogła tylko poczuć zapach salonu. Była to kombinacja tuszu, papieru, kurzu i płynu do mycia szyb, tak jak zawsze. – Nic nie wyczuwam. Tabby zmarszczyła nos. – Nie czujesz tego? To jak, coś jak, iiłłł. – Praktycznie wymiotowała. Zaciągnęła sobie na nos kawałek koszulki, ostrożnie wąchając. - Znowu czujesz kawę? – Ostatnio zapach kawy sprawiał, że Tabby brało się na wymioty. Dzięki Bogu nie mieszkała już z nimi. Glory musiałaby ją zabić. Glory bez swojej porannej kawy była jak Terminator bez John’ego Connor’a, nienormalna i absolutnie mordercza. Tabby zmarszczyła nos zniesmaczona. – Nie, to nie kawa. Nie wydaje mi się, bym wcześniej coś takiego wyczuła. Cyn spojrzała na Glory, która kręciła głową. – Nic nie czuję. Cyn ugryzła się w wargę, ale nie trudno było podjąć decyzję. - Myślę, że można zakwalifikować to do czegoś dziwnego. Zadzwoń po Gabe’a. - Już. – Glory wyciągnęła telefon. Musiała wrzucić szeryfa na szybkie wybieranie, bo po dwóch sekundach już z nim rozmawiała. - Idę poszukać, skąd to pochodzi. – Tabby wyszła zza lady i skierowała się na tyły, na zaplecze. – Co to jest? – Mówiła sama do siebie, gdy podążała za zapachem na tyły. Cyn trzymała się za nią jak klej. Nie ma mowy, by pozwoliła Tabby samej tam pójść. Złapała Tabby za ramię. – Poczekajmy na Gabe’a. Oczy Tabby przemieniły się w złoty brąz, w jej Wilcze oczy. – Mam co do tego naprawdę złe przeczucie. Ufała instynktom Tabby. Wyostrzyły się odkąd jej przyjaciółka zaszła w ciążę. Cyn odciągnęła Tabby od drzwi. – Chodźmy stąd. Glory już wyszła przed salon, czekając na nie. – Już miałam po was iść. Gabe chciał, byśmy tu na niego poczekały. Chce też wiedzieć, czym to pachnie.
89
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Plastykiem, metalem i... olejem silnikowym? Może? I czymś czego nawet nie mogę opisać. Gabe zatrzymał się przy krawężniku, z migotającymi światłami, ale bez syreny. Wyszedł ze swojego cruiser’a i podbiegł do dziewczyn. – No dobra, Tabby, chodź ze mną. – Odciągnął Tabby na bok i szepnął jej do ucha. Tabby odszeptywała mu. Gabe zbladł i pchnął Tabby na ulicę. – Wy trzy, idźcie na drugą stronę ulicy, już. – Następnie w zawrotnej prędkości podbiegł do salonu. Cyn nie trzeba było dwa razy mówić. Przebiegłą przez ulicę i do pralni chemicznej. – Co się tu kurwa dzieje? Gabe przybiegł zza rogu budynku z ponurym wyrazem twarzy. Pochylił się nad cruiserem, ale Cyn nie widziała co robił. Po zbyt długim czasie przebiegł przez ulicę. – Chodź za mną. Cyn, Tabby i Glory podążyły za nim do rogu. – Słuchajcie uważnie. – Mówił zbyt delikatnie dla Cyn i ledwo go słyszała. – Myślę, że na tyłach jest bomba. - Co takiego?- zimna furia przez nią przepłynęła. Ktokolwiek na nie polował, przekroczył granicę. Bomba nie wyrządziłaby tylko szkód mienia. Te cholerne rzeczy służyły do zabijania ludzi. - Już wysłałem oddział pirotechników. Zostańcie tu dopóki nie powiem inaczej. Cyn zacisnęła dłonie w pięści. – Tabby, znowu wyczułaś Geparda? - Nie. To było. Dziwne. To nie był człowiek, to wiem. – Potarła się po nosie. – To naprawdę dziwne. Przyrzekam że wyczułam sarnę. Cyn uniosła brwi, zaskoczona. – Istnieją zmienne sarny? - Nie. I to było w tym tak dziwne. Wyczułam sarnę, węgiel drzewny, wełnę, ale nic poza tym. - Mówisz, o tym zapachu, którego nie mogłaś opisać? – Glory bawiła się włosami, zakręcając ciągle pasma wokół palców. Była wystraszona i desperacko próbowała nie pokazać tego po sobie. - Nie. Może wyczułam materiał wybuchowy. – Tabby jęknęła, gdy znajomy motocykl zaparkował przed nimi. – Ja nic nie zrobiłam. Alex uśmiechał się spokojnie, lecz brązowe oczy jego niedźwiedzia zdradzały niepokój. – Tylko mi nie mów, że znowu grożono mojej partnerce. 90
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Gabe westchnął i przytrzymał się za nos. – To będzie długi dzień, prawda? Alex okręcił się na pięcie i wymaszerował w stronę salonu tatuaży. Tabby rzuciła się za nim i zawisła mu na ramieniu. – Nie, Alex! - Wracaj tu, to ci wszystko wytłumaczę. – Gabe złapał Alex’a za drugie ramię. – Spójrz tam. Moi zastępcy zaczynają już sprzątać wokół salonu. Nie możesz tam teraz iść. Alex warknął lecz pozwolił sobie zostać pokierowanym. Do czasu, gdy skończyli mówić mu, co się stało, Alex siedział na siedzeniu swojego motocykla z Tabby na swoich kolanach. Ciemne, trzynastocentymetrowe pazury wysunęły mu się z koniuszków palców i bębniły niespokojnie o jej brzuch. Tabby trzymała swoje dłonie na jego, próbując je ukryć, gdyż na chodniku zaroiło się od ludzi. – To zaczyna się robić niedorzeczne. - Zgadzam się. Ale tym razem mają po królewsku przejebane. – Gabe kiwnął w stronę ulicy. – Idą pirotechnicy. Może teraz zdobędziemy kilka odpowiedzi. Cyn trzęsła się, gdy ciężko odziani mężczyźni wyszli zza salonu. Między sobą trzymali czarne pudło, w którym założyła, że trzymali bombę. - Na szczęście ci kretyni zostawili po sobie odciski palców. – Szeroki uśmiech Gabe’a był zdziczały, Hunter w nim wyszedł na przód. – Dam wam znać, gdy będę miał jakieś wieści. - Od kiedy w Halle jest oddział pirotechników? – Glory tak mocno ciągnęła się za loki, że aż się wzdrygnęła. – Co teraz? Cyn przeszła przez ulicę. – Wracamy do pracy. – Zignorowała gderanie Glory. Jak dużo czasu jeszcze minie zanim ten, który na nie poluje, zdecyduje się włamać do ich mieszkań? Jak na razie obrali za cel salon, lecz Cyn wiedziała, że nie poprzestaną na tym. W jakiś sposób ci kolesie zorientują się, że tutaj były za dobrze chronione. Nadszedł czas zmusić ich do ujawnienia. Ale jak? Nie mogła narazić na niebezpieczeństwo Tabby czy Glory, a jeśli Julian dowie się, że zrobiła z siebie przynętę, to się wkurzy. Przeciwko ludzkim napastnikom byłą bardzo pewna siebie, ale miała stanąć przeciwko zmiennym. Może nadszedł czas, żeby naprawdę wybrała się na gryza.
91
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Ugryź mnie. Julian gapił się na swoją partnerkę i próbował powstrzymać jęk z frustracji. Powinien się domyślić, że gdy zaciągnęła go na zaplecze, będzie żądała od niego przemienienia jej. Widział jak blada była, gdy tylko przeszedł przez drzwi. Kiedy dowiedział się o bombie, wybiegł z pracy, jakby tyłek mu się palił. Ale zamiast trzęsąc się i pozwalając Ryanowi się uspokoić, jak robiła to Glory lub przytulić się do partnera, jak Tabby, zażądała od niego, by ją oznaczył. Nie tak chciał ją oznaczyć. Planował świece, dekadenckie jedzenie i pełno uwodzenia. Zamiast tego był na okurzonym zapleczu pełnego atramentu do tatuażu, igieł i żadnego miękkiego miejsca, gdzie mógłby się w nią właściwie zanurzyć. Pstryknęła mu palcami przed twarzą. - Już, Julian. Miejmy to za sobą. Muszę wracać do pracy. Chyba sobie z niego jaja robiła. – Że co przepraszam? - Słyszałeś mnie. Zrób to coś z kłem. – Wskazała na swoją szyję. – Muszę zakreślić miejsce, czy co? Założył sobie ręce na klatę i przygotował się na bitwę. – Nie. Zrobiła to, co on i prawie go rozproszyła. Nie mógł nic poradzić na to, że jego oczy skupiły się na hojności, którą chowały teraz jej ręce. – Co stało się z chęcią zasmakowania? Miał nadzieję, że wyraz jego twarzy mówił jej dokładnie jak czuł się z jej prośbą, bo jeśli teraz otworzy buzię, to powie coś, czego będzie żałował. Całkiem nieźle domyślał się, dlaczego to robiła, czym oznaczenie nie było na jej korzyść. Cyn westchnęła ze zmęczenia. – Nie mówię, że przestaniemy się umawiać. Proszę o bezpieczeństwo. – Machnęła ręką w stronę kotary, która kryła ich przed resztą salonu. – Tabby jest w ciąży, a Glory jest... Glory. – Błagała go wzrokiem. – Proszę, Julian. Daj mi to, czego potrzebuję, żeby się o nie zatroszczyć. Kurwa. Wyciągnęła ciężką broń. Ta uparta determinacja chronienia tego, co należało do niej, była częścią jej wdzięku, ale nieźle może to ją zaboleć, jeśli nad nią nie zapanuje. – Nie mogę. – Uniósł dłoń by powstrzymać jej natychmiastowy protest. – Słuchaj. Są rzeczy, o których ci jeszcze nie mówiłem. Stanie się czymś takim jak ja jest inne niż stanie się Wilkiem czy Pumą, albo nawet Niedźwiedziem. To nie jest tylko ugryzienie. - Niech zgadnę. To sprawy Kermode’a, których i tak nie skumam. 92
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Oj, skumasz. Uwierz mi. Ale jeśli chcę cię ugryźć, to musi być to zrobione właściwie. – Nie w zakurzonym pomieszczeniu. Nie kiedy była zła i przestraszona. Jeśli sądziła, że ukryje przed nim swój lęk, to bardzo się myliła. Mógł wyczuć jak wylewa się jej ze skóry. - Dobra. Co musimy zrobić? - Przyjadę dzisiaj do ciebie. Daję ci słowo, że wtedy ci wszystko wytłumaczę. – Pogłaskał ją po policzku, nie potrafiąc się powstrzymać przed dotykaniem jej. Męczyło go już patrzenie jak cierpiała; już wystarczająco źle było, gdy jeden z głupków Gary’ego ją uderzył, ale widząc jej złamaną szczękę, wiedział jak jeszcze gorzej mogło być, gdyby nie obecność Tabby. – Zaufaj mi. - Często to mówisz. – Ale wtuliła policzek w jego dłoń, zapewniając go, że zachowywał się właściwie. Rzucając ją Niedźwiedziowi bez przygotowania, zarobiłby sobie o wiele więcej gniewu niż prosząc ją, by poczekała kilka godzin. – Dobra. Ale oczekuję, że nad ranem będę puchata, zrozumiano? - Nie działa to tak. Minie kilka dni zanim przejdziesz pierwszą przemianę. Obserwowała go niepewnie. – Puszczę futro na środku marketu? - Możesz. – Wzruszył ramionami. – Taki się urodziłem, więc nie jestem pewien. Moi rodzice wiedzieli, że to nadchodzi i trzymali mnie odizolowanego aż nie dokonała się zmiana. Pamiętam, że stało się to nagle. Nie tak jak w powtórkach Gilligan’s Island i wyciąganie futra w środku scen z Ginger. Z tego jakie miała spojrzenie wynikało, że nie tknie tego nawet kijem. Tylko nie to. – No to może złożę wizytę Emmie. Max ją przemienił, więc może lepiej wie, czego oczekiwać. - Niezły pomysł. Gdy już tam będzie możesz powiedzieć Dumie, że będą mięli w mieście kolejnego Niedźwiedzia. Uniosła brwi. – Mnie? - Mnie. Wniosłem o obywatelstwo, gdy tylko dostałem pozwolenie. – Dwa długie lata minęły zanim mógł starać się o zieloną kartę, ale warto. Szybko ukryta przyjemność sprawiła, że czekanie było warte zachodu. – Zostajesz? - A ty nie?
93
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Zasłużył sobie tym na jej uśmiech i dumnie uniesioną, upartą brodę. – I dobrze. – Chwyciła go za ramię i odwróciła go. – Skoro nie dostanę tego czego chcę, no to musisz sobie iść. Westchnął dramatycznie, chociaż w środku był zachwycony. Zaakceptowała jego warunki i oboje dostaną to, co chcieli. – Zależy ci tylko na moich kłach. - Taa. Mam wampirzy fetysz. Nie mówiłam ci? - Wampiry nie są prawdziwe. – Zadrwił. - Tak jak zmienni. – Tymi słowami wypchnęła go z zaplecza. – Idź odpoczywać! Odpoczywać. Racja. Nic z tego, nie jeśli przedstawi dzisiaj Niedźwiedziowi swoją partnerkę. Julian skinął Alex’owi i czekał, aż Grizzly pożegna się z Tabby. W drodze do wyjścia wyszeptał. – Biała czy ciemna? - Hmm? - Czekolada. Tabby wyszczerzyła się. – Ciemna. Tak ciemna jak tylko może być, ale nadal nazywana słodką. - Spoko. - Ale Cyn woli mleko. Czy to tylko on, czy może wszystkie kobiety w L.A. miały ten sam grzeszny uśmieszek? Podążył za Alex’em na parking i skierował się do Harley’a, o którego Alex dbał prawie tak bardzo jak dbał o Tabby. – Oj. - Taa. - Jest na to gotowa? Julian włożył na głowę kask i wzruszył ramionami. – Nie. - W takim razie mam dla ciebie dwa słowa. Ostrożny ruch. Julian musiał przyznać, że facet miał rację.
Zadzwoniły
dzwoneczki,
ogłaszając
wejście
Cyn
dzierżawczyniom
Wallflowers. Rozejrzała się dookoła i próbowała ocenić miejsce z perspektywy właściciela. 94
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Panie na pewno utrzymały właściwą atmosferę. Ręczne rzeźbione lustra, maski, obrazy, zegary; wszystkie te rzeczy były porozwieszane na ścianach, wszystkie miały przystępne ceny. Zabytkowy dywan krył nieszczęsną, drewnianą podłogę. Mała wiktoriańska kanapa pokryta miękkim śmietankowym brokatem została postawiona na środku pomieszczenia, zapraszając ludzi, by usiedli i porozmawiali z właścicielkami. Stolik do kawy Królowej Anny z ciemnego, wiśniowego drewna stał przed sofą ze srebrną zastawą do herbaty. Dwa wiktoriańskie fotele z tego samego kremowego materiału co kanapa tworzyły ciepły, mały kącik rozmów, które utrzymywały Emma i Becky. Przy jednej ścianie stał gazowy kominek z wyrzeźbionym gzymsem. Chodziła plotka, że zawiła, artystyczna część na nim została stworzona przez partnera Becky, Simona, artystę szklanego rzemiosła. Cyn zawsze śliniła się na ten widok, żywe błękity i zielenie kontrastowały ładnie z różową tapetą. Na gzymsie kominka stały oprawione w srebrne ramki zdjęcia, wszystkie były albo biało – czarne albo stonowane sepią. Wiśniowo – szklana lada szczyciła jedną ścianę. Na niej stała kasa fiskalna ze starych czasów. Cyn mogła się założyć, że czytnik karty płatniczej był schowany pod ladą. Za każdym razem, kiedy przychodziła, czuła się jakby została walnięta w głowę kobiecością. Miała najdziwniejszą ochotę wrócić do domu, założyć sukienkę i wrócić tu, kiedy pasowała. - Cyn! O mój Boże, wszystko w porządku? – Becky wybiegła zza lady, miała szeroko otwarte oczy ze zmartwienia, jej długie, kręcone włosy praktycznie stały na głowie. – Słyszeliśmy, co się stało. - Taa, nic mi nie jest. – bez namysłu pogłaskała się po szczęce. – Julian wyleczył rany, a Gabe szuka napastników. - A potem ktoś zostawił wam pod salonem bombę. Co się do cholery dzieje? - Chciałabym wiedzieć, tak bym mogła ich odnaleźć i skopać im tyłki. – Cyn miała już dość tych pierdół. Kolejna osoba, która zagrozi jej ludziom, zostanie mocno okaleczona. Becky wskazała na sofę i kobiety siadły. – Emmy teraz nie ma, ale zadzwoniłam do niej. Jest naprawdę zła i chce wiedzieć, czy możemy coś dla was zrobić.
95
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Cyn zamrugała. Otrzymała więcej poparcia niż myślała. Nie była jedną z tych kociaków lub nawet zmiennych, ale Becky i Emma odpowiadały za nią jakby była. – Dzięki. Właściwie, przyszłam tu bo... no cóż, bo Julian mnie dzisiaj oznaczy. Nigdy nie spotkała kogoś, kto właściwie potrafi zgniatać , ale Becky to zrobiła, na tyle mocno, że Cyn zrobiła zeza. – Omójboże, gratuluję! – Becky uścisnęła ją, dusząc Cyn swoimi włosami na tyle, by lady Godiva ociekała dumą. - Dzięki. – Cyn próbowała nie wypluć loku, który wylądował w jej ustach. Nie myślała, by było to grzeczne. – Potrzebuję twojej rady. Możesz mi wyjaśnić jak człowiek odczuwa przemianę? Becky ułożyła się na siedzeniu. Jej włosom zajęło to trochę więcej czasu. – Ah. Chcesz wiedzieć o pierwszej zmianie, czy samym ugryzieniu? - I o tym, i o tym. – Cyn przesunęła palcami po włosach. – Nie jestem pewna. Tabby zmieniła się, by mnie chronić, a ja nie mogę tego dla niej zrobić. – Wstała i zaczęła chodzić. – Jest w ciąży. Nie mogę ryzykować, że się okaleczy i straci dziecko. - A niech to. – Becky oparła się. – Myślisz, że jest to kolejny atak zmiennego, tak jak było to z Chloe. - Jestem tego pewna. Tabby wyczuła kota i to nie miejscowego. – Cyn patrzyła się na Becky i gryzła swoją wargę. – Muszę chronić Tabby. Do diabła, muszę chronić Super Misia. Znowu za dużo od siebie wymaga. - Super Misia? – Becky parsknęła śmiechem. – No dobra, zadaj pytanie i odpowiem najlepiej jak potrafię. - Jak odczuwa się zmianę? Puma rozsiadła się i założyła sobie chudą nogę na chudą nogę. - Hmm. Niech pomyślę. Pamiętam, że czułam się niespokojnie, jakbym została zamknięta w klatce i nie mogła się z niej wydostać. Oznaczyłam Simona i nawet nie zdałam sobie z tego sprawy, gdy my... – Zarumieniła się jasną czerwienią. – Ee. Ale myślę, że najpierw zmieniły mi się oczy. - Twoje oczy? - Taa. Pumy nie widzą wszystkich kolorów, więc kiedy zorientowałam się, że nie widzę w jakim kolorze jest koszula Simona, zdałam sobie sprawę z tego, że się zmieniam. - Ciekawe jakie kolory Niedźwiedzie widzą.
96
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Nie jestem pewna. Musisz zapytać Juliana. Ty już masz ciemne oczy, więc możesz nawet nie zauważyć, że się zmieniają. - Ale gdy zamienią się w szare, jak u Juliana, to ktoś to powie, prawda? - Wątpię, by Julian zostawił cię samą przy pierwszej zmianie, a Dr. Howard może też chcieć cię przebadać. Będziesz pierwszym zmiennym Niedźwiedziem stworzonym w Halle i będzie umierał z ciekawości, by położyć na tobie swoje pazury. Świetnie. Właśnie tego Cyn potrzebowała. Będzie ogromnym, puszystym szczurem laboratoryjnym dla nadmiernie ciekawskiego koteczka. – Co jeszcze? - Zęby i pazury pojawiają się po zmianie oczu. Ale przemiana się dokona, kiedy futro pojawi ci się na rękach. Lepiej bądź wtedy naga, bo to nie jest jak w jakimś filmie o wilkołaku, że twoje ciuchy magicznie znikną. Albo je rozprujesz albo zrobisz sobie krzywdę próbując się z nich wydostać. - Oh. – Cyn usiadła na sofie i wyszczerzyła się do Bety. – Więc to tylko wymówka Juliana by mnie rozebrać do naga. - Zabawne, przed swoją przemianą powiedziałam coś podobnego. – Becky uniosła dłoń. – Czekaj, telefon dzwoni. Co? Cyn nie słyszała... Telefon zadzwonił i Becky odebrała. – Wallflowers, mówi Becky. Jak mogę... Hej, Simon. – Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy Becky. – Jasne, skarbie. Jadłam. Yhy. Poziom glukozy jest dobry, przyrzekam. Mh-mm. Tak, też cię kocham. Pa. - Jesteś cukrzykiem? - Hmm? Oh! Nie, choruję ciężko na hipoglikemię. Zaraz wracam. – Becky opuściła pokój i wróciła szybko ze szklanką soku pomarańczowego. – Miałam niemiłą niespodziankę po swoim partnerstwie z Simonem. Wylądowałam w szpitalu z niskim poziomem cukru po tym jak miałam halucynacje, że jabłko próbowało mnie zabić. A ona uważała Juliana za dziwaka. Może lepiej byłoby nawrócić Becky na temat, który najbardziej interesował Cyn. – Ugryzienie. Jakie to uczucie? Becky uśmiechnęła się. – Najlepszy cholerny orgazm twojego życia. Teraz to Cyn się zarumieniła. – O. - Taa. – Becky piła swój sok, lecz miała grzeszny wyraz twarzy. – Duże O. Kobiety wymieniły się spojrzeniami, po czym wybuchły śmiechem. 97
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Jedenasty Wieczorem, w ciszy podjechali pod dom Juliana. Cyn przeraziła się, gdy zobaczyła, że ręce jej drżą. Tak bardzo nie była na to gotowa. - Cyn, będzie dobrze. Jego głęboki głos przepłynął przez nią, usiłując ją uspokoić, ale nie było w niej żadnego spokoju. Dostawała coś, o co błagała przez ostatnie kilka tygodni, a kiedy już w końcu
ma się do zdarzyć, to zjadają ją cholerne nerwy. Uniosła brodę,
zdecydowana nie pokazać Julianowi jaka była niespokojna. – Oczywiście, że będzie. Julian pokręcił głową i wysiadł z samochodu. Cyn podążyła za nim wolniejszym rytmem po chodniku i przez drzwi wejściowe. – Zjemy coś zanim zaczniemy? Jestem głodna. - Nie. – Zawiesił kurtkę i sięgnął po jej, zawieszając ją obok swojej z dziwną satysfakcją – Mogłabyś wszystko zwymiotować. - Zabawne. Żadna z kobiet nie wspomniała, że rzyganie będzie skutkiem ubocznym ugryzienia. Wyszczerzył się i zaprowadził ją do salonu. – Bo żadna z nich nie jest Kermode. - Uroczo. – Zajęła miejsce na jego kanapie i zgromiła go wzrokiem. – Więc inne babki otrzymują niesamowite orgazmy. Ja natomiast wymiociny. Mrocznie zmysłowe spojrzenie jakie jej rzucił powinno stopić ją w kałużę. – Oh, będziesz miała orgazm. Z tym możesz mi zaufać. – Julian usiadł obok niej, zbyt blisko jak na jej spokój. – Ale są... skutki uboczne, które następują, gdy Kermode usiłuje przemienić człowieka. Brwi wystrzeliły jej w górę. – Usiłuje? Westchnął i pociągnął za warkocz, był to pewny znak, że nie czuł się tak komfortowo, rozmawiając o tym, jakby się mogło wydawać. – Nie wolno mi wygadać się o szczegółach tego, co następuje po ugryzieniu partnerstwa. – Puścił warkocz i wziął ją za rękę. – Absolutnie najgorsze nastąpi, gdy obudzisz się nie przemieniona i będziesz wymiotować. - A najlepsze? 98
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Pocałował ją w dłoń. – Będziesz taka jak ja. Nadal drżała. Przynajmniej nie próbował przed nią czegoś ukryć. – Myślałam, że gdy zanurzysz kły w mojej skórze, to zmiana będzie czymś w rodzaju podpisanej umowy. - Nie u Kermode’a. - Bo jesteś niezwykły. - Taa. Płacimy cenę za to jacy jesteśmy. Jedynie kilku nauczyło się, co to oznacza. Nasi partnerzy to ci z tych kilku. - Chwila. Czy ja powiedziałam, że dzisiaj zostaniemy partnerami? Ten dziki błysk powrócił w jego oczach, srebrne iskierki poszerzyły się aż jego tęczówki były całe szare. Grube pasmo bieli wyrosło z jego włosów. – Tak. Jej drżenie się pogorszyło. Tak bardzo nie była na to gotowa. Ale co innego mogła zrobić? – Dobra. Miejmy już to za sobą. - Ale z ciebie romantyczka. – Skradł jej miękki pocałunek. – Jesteś gotowa? Nagle nie mogła usiedzieć już nawet ani sekundy dłużej. Podskoczyła i zaczęła krążyć jak tygrys w klatce. – Nie. Nie jestem na to gotowa, do jasnej cholery. – Pociągnęła się za włosy, mając nadzieję, że ból pomoże jej się skupić. – Cholera. Wiążę swoje życie z twoim na ile, wieczność? A nawet nie przeszliśmy przez pierwszą bazę. - Mógłbym się tym zająć, kiedy już cię ugryzę. Do diabła, jestem chętny i gotowy. Bardzo gotowy. Odwróciła się i wskazała na niego palcem. – Ulubiony kolor. - Ostatnio? Różowy. Zwykle jest to niebieski. Zarumieniła się, ale nie chciała pokazać mu jak wpłynęła na nią jego odpowiedź. Znowu gapił się na jej włosy, palce mu drgały jakby chciał dotknąć różowych, blond i czarnych fal. – Ulubione jedzenie? - Jagodowe babeczki. - Twój... - Bliźnięta, hokej, żółte złoto, wszystko napisane prze Joss’a Whedon, seria Wehikuł Czasu i Jessica Alba. – Uniósł arogancko brew. – Coś jeszcze? Palec jej opadł. – Lubisz książki o Wehikule Czasu? - A ty nie? Wzruszyła ramionami. 99
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Oh. No cóż, zapomnijmy już o tym. – Podparł dłonie o swoje biodra. – A ja myślałem, że to z Jessicą będą problemy. - Bliźnięta. To jedno wystarcza, by przemyśleć wszystko dwa razy. Jesteście schizofrenikami. - I powiedział to kapryśny, wybuchowy Baran. Przynajmniej trzymasz mnie w ryzach, prawda? - Który zbiór, oh Bliźnięta? Dobre, czy złe bliźniaki? - Oba. – Julian śledził ją po pokoju, w oczach z drobinkami srebra, było widać jego zamiary. Nie wiedziała nawet, że zaczęła się cofać póki nie wpadła na stolik do kawy. – Mogę cię wyczuć. Twoje pragnienia mnie wołają. Mogę się założyć, że już dojrzałaś dla mnie, cała nabrzmiała i soczysta. Cyn przestała się cofać. – Przez ciebie czuję się jak parówka. Część jego dzikiej potrzeby się ulotniło, jego dziwne poczucie humoru zajęło jej miejsce. – Nie całkiem chodziło mi o taki obraz. Nie kręcą mnie parówki. - To w takim razie, kiełbaski? - NIE! Rany boskie. Nie. – Julian zadrżał. – Nie... Cholera. Mogę cię już ugryźć? Wzięła głęboki oddech i postanowiła iść w ciemno. – Myślałam, że już nie zapytasz. Julian nie rzucił się na nią jak myślała, przewracając ją jak ranną sarnę. Zamiast tego, wyciągnął rękę i zgarnął jej kark swoją dłonią. – Może trochę kłuć. Jeśli tak będzie, to przepraszam. Uśmiechnęła się i miała nadzieję, że nie pokazała jak bardzo się trzęsła. – No zrób to już. Jego oczy przemieniły się w czyste srebro, wypełnione pożądaniem. Pochylił się i skubnął ją w szyję, sprawiając, że dreszcze przeszły jej po plecach. – Tak ładnie pachniesz. Cyn zadrżała, gdy otarł się ustami o jej skórę. Złapała go rękami w pasie i odchyliła głowę, by dać mu lepszy dostęp. Julian dotykał ją jak żaden inny facet. Nadal próbowała zrozumieć jaką magią władał sprawiając, że tak się czuła, jakby nie mogła zdecydować, czy go zgwałcić, czy uciekać. Wtedy kły przejechały po jej skórze i decyzja została podjęta. Było to zbyt dobre uczucie, by od niego uciekać. 100
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Moja - szepnął. Zanim mogła zaprotestować, jego kły zanurzyły się w niej. Cyn krzyknęła, gdy przepłynął przez nią kurewsko najlepszy orgazm jaki miała. Nogi jej się trzęsły, ledwo utrzymując ją w pozycji stojącej. Trzymała się go, gdy przyjemność nie miała końca. O cholera, tak. To jest naprawdę Duże O.
Niewiarygodny posmak jego partnerki wypełnił mu zmysły. Cyn drżała i jęczała w jego ramionach. Wiedza, że w końcu, w końcu należała do niego, wchłonęła się w niego. Teraz nikt nie mógł jej mu zabrać. Nawet śmierć, podążyłby za nią. Była jego. Delikatnie wyciągnął kły z jej skóry, liżąc rany, by się zagoiły. Podniósł ją, jej drżenie prawie sprawiło, że oszalał z pragnienia. Zaniósł ją do sypialni, mając nadzieję, że nie będzie sprzeciwiać się temu, co musiał zrobić dalej. Te jej cudowne oczy się otworzyły, gdy posadził ją na łóżku. – Julian? Ochrypły, potrzebujący dźwięk jej głosu prawie zakończył sprawy zanim się nawet rozpoczęły. Julian jeszcze nigdy nie doszedł w swoich jeansach, lecz tylko dźwięk jej po orgazmowego głosu wystarczył, by znalazł się na krawędzi. Pochylił się i zgarnął jej usta, niezbyt zaskoczony, gdy próbowała przejąć pocałunek. Uśmiechnął się, jego usta nadal znajdowały się na niej. Moja dziewczynka. Pociągnęła go za koszulę. – Nago. - Hmm? – Podciągnął jej bluzkę, wzdychając szczęśliwie na widok złotej skóry. Boże, miała kolczyk w pępku! Jak to możliwe, że wcześniej tego nie widział? Śliczny, mały kawałek złota zwisający jej z pępka był najbardziej erotyczną rzeczą, jaką widział. - Julian, już. Zamrugał. – Co Julian, już? Wypuściła sfrustrowana powietrze. – Czemu kiedy chcę cię rozebrać, to się ociągasz, a kiedy nie chcę byś... mmph! Nie słyszał reszty tego, co miała do powiedzenia. W końcu bluzka zasłaniała jej twarz. Julian tak szybko zdjął z niej ubrania, że nawet Gepard, by to przeoczył. Wtedy znowu ją całował, szarpiąc za swoje własne ubrania w szale, by tylko dotknąć 101
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful jej skóra w skórę. Ledwo zsunął jeansy do kolan, kiedy złapała go nogami w pasie i przekręciła go na plecy. Gapił się na nią, zaskoczony. Jak do diabła...? Wyszczerzyła się do niego i wzięła w dłoń jego boleśnie twardego fiuta. – Za wolno! I wtedy zsunęła się na niego, chwytając go w sobie i już dłużej nie miało znaczenia to, że był za wolny, albo to, że miał jeansy opuszczone do kolan. Jego partnerka go ujeżdżała, biust jej podskakiwał, twarz miała ściągniętą w sposób, który mówił mu, że jechała nad cienką krawędzią po swój własny orgazm. Cholera, miała najładniejszy biust jaki kiedykolwiek widział. Chwycił go, zmieniając kciukami jej sutki w twarde punkty, chrząkając, gdy zacisnęła się wokół niego. Pozwolił jej ustawić tempo, obserwując jak go brała. Ten pierwszy raz, przynajmniej dla niego, miał należeć w całości do niej. Akceptował to, co potrzebowała, jakkolwiek chciała się z nim kochać. Ale później nadejdzie jego kolej. Miękkie wzdychanie, skrzypnięcie ramy łóżka i odgłos uderzania ciała o ciało wypełniło pokój. Spojrzenie Cyn nie było skupione, gdy sięgała po orgazm, uderzała biodrami coraz szybciej i szybciej. Ścisnęła go za ramiona, mały ból ledwo został zarejestrowany, gdy w krzyżu zaczęło go łaskotać. Julian złapał ją i przyciągnął do siebie, całując ją dziko, gdy eksplodował. Krzyknęła mu w usta, zaciskając się spazmatycznie wokół jego fiuta, gdy dostała orgazmu. Julian zmiękczył pocałunek, gdy oboje opadli ze swoich wyżyn, wdychając ją, gdy dyszała nad nim. W końcu próbowała się odsunąć, uciekając jedynie na dystans, gdzie kończył się jego nos. Nie pozwolił odsunąć się jej za daleko. - Wow. Julian wyszczerzył się w śpiącej satysfakcji. – Taa. Zachichotała. – Cały czas masz na stopach buty, kowboju. - Taa. - Westchnął, bardziej szczęśliwy niż kiedykolwiek pamiętał. Cyn pokręciła głową, lecz nie mogła ukryć małego uśmiechu unoszącego jej kąciki ust. – Następnym razem musimy cię całkowicie rozebrać. Przytulił ją mocno, ignorując jej nieoczekiwany skrzek. – Taa, musimy.
102
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Pokręciła głową, ale pozwoliła, by trzymał ją blisko. Wdychał jej zapach i zdecydował, że dzisiaj był najlepszy kurwa dzień.
To był najgorszy kurwa dzień. Cyn szła wzdłuż skalistej, brudnej ścieżki i zastanawiała się, co do kurwy nędzy się działo. Na początku myślała, że śniła. Po niesamowitym seksie z Julianem pewnie padła. Wtedy stanęła na ostrym kamieniu, a ból był nieznośny. Nawet krwawiła. Nigdy wcześniej nie przydarzyło jej się to we śnie. - Paskudny Kermode. Cholerny Super Miś. – Spojrzała gniewnie na krzaki po obu stronach ścieżki. – Jeśli zobaczę chociaż jedną martwą osobę, to się stąd wynoszę! – Dmuchnęła grzywkę i na nowo rozpoczęła swój kłopotliwie nagi marsz ścieżką, kulejąc przez krwawiącą stopę. – Wiesz co, Cyn? Zapomniałem ci wspomnieć o kilku sprawach. Na przykład, kiedy cię ugryzę rzucę twoją duszę w sam środek M horroru. Ciesz się! – Zacisnęła dłonie w pięści. – Kiedy się stąd wydostanę, będzie miał ogromne kłopoty. Wędrowała drogą przez jakieś godziny. Raz rozważała nawet powrót, ale natychmiast odrzuciła ten pomysł. Każdy jej instynkt krzyczał, że jeśli zawróci to, to czego szukała, może nigdy nie zostać odnalezione. Musiała iść naprzód. Musiało jej się udać, jeśli zamierzała chronić tych, których kochała, nawet durnego Misia, który to jej zrobił. W końcu droga się rozwidliła, ale nie było to dla niej zaskoczeniem. Jednak była nią zwykła szklanka stojąca na środku, w połowie pełna czymś, co wydawało się być wodą. Cyn patrzyła się na nią. – Szklanka jest w połowie pełna, hę? Jebać to. Była spragniona. Wzruszyła ramionami, wąchając zawartość, by się upewnić, że na pewno była to woda, uniosła ją i wypiła, potem delikatnie postawiła szklankę tam, gdzie ją znalazła. Wzięła głęboki oddech i patrzyła się na dwie ścieżki. Jedna wydawała się być podobna do tej, którą tu przyszła, skalista i brudna, gdzieniegdzie z pniami drzew, by wizualnie zainteresowała. Mdła, nudząca, w ogóle nie podobna do drugiej ścieżki.
103
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Ta druga ścieżka, jakby można było ją tak w ogóle nazwać, wydawała się być pełna ciernistych krzaków i ostrych kamieni. Nawet powietrze nad tą ścieżką wydawało się być inne, pełne groźby. - Raany, Kapitanie Oczywisty. Ciekawe którą drogę wybiorę. – Była nieustraszonym ryzykantem w Dungeon & Dragons. Była dość pewna, że mogła domyślić się, gdzie ta mała podróż ją prowadziła. Zazgrzytała zębami i okryła piersi dłońmi. Były miejsca, których naprawdę nie chciała zadrapać, więc dzięki bardzo. W momencie, gdy postawiła stopę na mrocznej ścieżce zorientowała się, że dokonała właściwego wyboru. – Ała! O ja pierdolę! Po wieczności bolesnych kroków, jej ciało było podrapane w miejscach, które utrudniałyby siedzenie, ścieżka w końcu się rozjaśniła. Niebieskie niebo i łąka pełna dzikich kwiatów pojawiły się jej zmęczonym oczom. Na środku tej łąki klęczało dziecko, płacząc. Nad nim stał mężczyzna, z rękoma po bokach i ściągniętą twarzą. Dziecko skuliło się, gdy mężczyzna podniósł głos, jego słowa były stłumione przez odległość między nimi. Uniósł pięść w górę i potrząsnął nią. Cyn zwęziła oczy. Ten koleś znęcał się nad dzieckiem. Bez namysłu sięgnęła za siebie i chwyciła za ciernistą gałąź, odrywając ją od krzaka. Stanęła przed dzieckiem i uniosła gałąź jak miecz. – Dosyć! Zostaw dziewczynkę w spokoju. Mężczyzna skierował na nią palące, białe spojrzenie. – Nie wierzysz, że sprawiedliwie ją karzę? Cyn przesunęła się, gotowa bronić dziewczynkę. – Możliwe. Ale jeśli się mylę, to zrobisz jej krzywdę, a na to nie pozwolę. - A co jeśli to ona jest niebezpieczna, a nie ja? Niewinna twarz może ukrywać potwora tak dobrze jak i brzydotę. Cyn pokręciła głową, pewna jednej rzeczy. – Jej postawa. Była skulona, klęczała. Bezbronna. Miała dłonie na twarzy, więc jeśli nie wbiła sobie sztyletów w nos, to nie wydaje mi się, by kryła jakąś broń. - Więc stoisz odwrócona do niej plecami, mając nadzieję, że to ja jestem zagrożeniem. - Nie. By obronić dziecko. – Machnęła na niego patykiem. – Skończyliśmy już grę w dwadzieścia pytań? Muszę gdzieś być. – Skopać Niedźwiedziowi tyłek. Mężczyzna uśmiechnął się, miał olśniewająco białe zęby i wyciągnął dłoń. Dziecko ją przyjęło, używając drugiej, by wytrzeć łzy. – Spójrz za siebie. Ścieżka idzie 104
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful dalej. Wiedz, że ta, na której postawisz stopę, będzie ciężka, ale wierzę, że ci to odpowiada. Mężczyzna i dziecko uśmiechnęli się do niej i znikli. Odwróciła się i patrzyła na drogę. Była znacząco podobna do tej, którą właśnie opuściła. – Ekstra. Boże, część jej chciała położyć się na łące i zasnąć, ale nie mogła. Co więcej, jeśli osłabłaby tu coś ulotnego, czego potrzebowała, zaginęłoby. Miała wrażenie, że obudziłaby się w prawdziwym świecie, wymiotując i będąc całkowicie ludzka. Nie było żadnego innego wyboru. Cyn postawiła stopę na ścieżce i przeklęła po angielsku i hiszpańsku. Godziny, może nawet dni, minęły, gdy coraz więcej skóry Cyn zostało pociętej przez ciernie. Tak mocno krwawiła, że gdyby nie był to sen, to pewnie umarłaby od ran. Zignorowała kilka bocznych ścieżek, które otworzyły się dla niej, jej jedynym celem było ruszenie naprzód. Czysta determinacja trzymała ją na nogach, kiedy powinna osłabnąć. Ścieżka otworzyła się przed nią i westchnęła z ulgi. Jeszcze trochę i by padła, czy tego chciała, czy nie. Jej gołe, krwawiące stopy spotkały się z kamieniem i sapnęła. Dotyk chłodnego kamienia był jak balsam dla jej bolących stóp. Podkurczyła palce, prawie życząc, by była to trawa zamiast kamienia. Kiedy mogła znowu się skupić, prawie zaszlochała. Tam, na piedestale, znajdowała się tarcza, miecz, komplet skóry do jazdy z butami i jakiś kij, który widziała, że używa się w sztukach walki. - Ojej. Ciekawe, co powinnam wybrać. – Przewróciła oczami i podkulała do piedestału, ciernista gałąź, którą trzymała przez cały czas upadła ze stukotem na ziemię. Westchnęła nad skórzanymi ubraniami, bo, do diabła śliczne były. Szkoda, że mogła wziąć tylko jedną rzecz. To było dziwne, miała pewność, że w momencie, gdy dokona wyboru, wszystkie obiekty znikną. Sięgnęła po kij, gdyż tylko on był w jej zasięgu. Mimo, że ubrania były ładne, to mogłyby tylko zakryć jej nagość i chronić jej skórę. Nie wystarczyłoby to, nie przeciwko zmiennemu. Tarcza ochroniłaby ją przez ciosami, ale to wszystko. Uważała, że mogła kogoś nią ubić, ale ryzykowała, że zostanie jej ona również
105
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful odebrana. Miecz był zaprojektowany do zadania ran, z nikłą szansą obrony chyba, że było się profesjonalistą. Czyli kimś kim zdecydowanie Cyn nie była. Natomiast kij... Kij mógł być zarówno bronią i tarczą, czyli tym czego potrzebowała. Pole widzenia znikło w błyskotliwym błysku światła, gdy kij praktycznie wskoczył jej do rąk. Kiedy zamrugała, wyraźniej widziała i znalazła się na szczycie klifu nad skalistym morzem. Wszystkie jej rany zostały wygojone, lecz nadal była okryta swoją własną posoką. Zasłaniając jej widok, był tam ogromny, bardzo biały niedźwiedź. Cyn ścisnęła swój kij. Skoro miał to być ostateczny test, to była w niezłych tarapatach. – Cześć. Niedźwiedź parsknął jakby był rozbawiony. No tak. – Więc. Jestem. Co teraz? Niedźwiedź gapił się na nią. Oparła się o kij i patrzyła na niego. Niedźwiedź zmarszczył nieznacznie nos. Przeoczyłaby to, gdyby nie patrzyła się tak intensywnie. Cyn podniosłą stopę i podrapała swędzącą, zagojoną ranę pod spodem. Niedźwiedź tak sobie siedział, mrugając, jakby miał cały dzień. Gdyby tylko mogła zrozumieć, na co czekał, to byłoby dobrze. - Chcesz żebym znalazła ci trochę miodu? Ciasteczko? Może małe, puszyste zwierzątko? Możesz je przytulać, kochać i nazwać je George. – Wydrapała trochę wysuszonej krwi na brzuchu. – Naprawdę przydałby mi się prysznic. Deszcz spadł na nią z małej, czarnej chmurki, która pojawiła się nad jej głową. Odsunęła swoje mokre włosy z oczu i zgromiła niedźwiedzia wzrokiem. – Ale zabawny jesteś. Powinnam mówić do ciebie Baloo. Lewe ramię niedźwiedzia szarpnęło się. Była skłonna postawić swój jutrzejszy lunch, że śmiał się z niej.
Julian skrzywił się, gdy Cyn kręciła się boleśnie pod prześcieradłem. Cholera. Nie szło to w ogóle po jego myśli. Reagowała jakby zadawano jej ból, jej ciało się 106
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful trzęsło i pociło. Palce mu świerzbiły, by uleczyć ranę, której tam nie było. Pierwszy raz w życiu Julian walczył ze swoim Niedźwiedziem. Nic nie mógł zrobić dla swojej partnerki. Mogła liczyć tylko na siebie. Niski jęk uleciał z jej ust, a jego Niedźwiedź oszalał, usiłując wyłamać się spod kontroli Julian’a, by wyleczyć szkody, które musiały tam gdzieś być. Cholera. Co do cholery Cyn teraz robiła?
- Trzydzieści sześć butli od piwa na ścianie, trzydzieści sześć butli od piwa11, Cyn śpiewała sobie pod nosem. Leżała na plecach, patrząc się w chmury dryfujące leniwie nad jej głową. Miała już prawie suche włosy i pozbyła się ze skóry większości krwi. Przy jej stopach był biały niedźwiedź. Nadal tam siedział, nieruchomo. Gapiąc się. Już jej to nie przerażało. Teraz tylko... nudziło. - Julian jest o wiele bardziej cichy, gdy do mnie przychodzi. No niech to szlag. Zostało mi jeszcze trzydzieści pięć butli. – Pewnie tak. Super Miś nie jest zbytnio gadatliwy. – Oparła się na łokciach i zdmuchnęła sobie grzywkę z oczu. – No dobra, to nie tak. On rozmawia, trzeba tylko trochę czasu, by wydobyć z niego coś, co ma jakiś sens. Niedźwiedź dmuchnął jakby się zaśmiał. - Widzisz? Wiesz o czym mowa. - Tak. Rozumiem więcej, niż ci się wydaje. – Niedźwiedź powstał, jego masywny łeb unosił się nad nią. Nagle Cyn nie czuła się już jak wojowniczka, tylko jak przekąska z Tortilli. – Istnieje wiele rzeczy przeznaczonych dla ciebie, Cynthio Reyes – DuCharme, i nie wszystkie są miłe. Duża niedźwiedzia głowa na jej drodze czy nie, Cyn była już na nogach, zanim niedźwiedź mógł mrugnąć,
trzymając w ręku kij. – Julian jest w
niebezpieczeństwie? Niedźwiedź patrzył się na nią z aprobatą. – Tak. Jej serce stanęło. – Cholera. Wiedziałam.
11
Piosenka wyliczanka. Zaczyna się od stu.
107
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Wiedziałaś. – Niedźwiedź uniósł łeb; węszył w powietrzu. – Nadchodzi zmiana, czy jest chciana czy nie. Dwoje jednym się staje, jedno trojgiem zostaje. Niedźwiedziowi wyjście jest znane, lecz do Lis ma klucz rozwiązanie. – Znowu skupił na niej swoje spojrzenie. – Chroń dobrze moje dziecko, wojowniku. Będzie cię potrzebował w nadejściu dni. Skinęła. Chronienie Juliana było zapewnione. – Możesz mi powiedzieć, co jest grane? - Nie wolno mi powiedzieć więcej niż mogę. Są decyzje, które muszą same się spełnić, decyzje, które wpłyną na tych, którzy je czynią. Ze swoją siłą i odwagą zajedziesz daleko, jednak nie ignoruj tego, co podpowiada ci serce. - Spróbuję. – Tyle mogła obiecać. - Zrobisz to. – Niedźwiedź zaczął połyskiwać. – Czas byś powróciła. Twój partner oszalał z niepokoju. Zwalcza swojego Niedźwiedzia, obawiając się, że jesteś ranna. Nagle to wszystko miało sens. Słyszała jak Julian dyskutuje z Niedźwiedziem jak z osobą niż jakąś bezkształtną ideą. – Czekaj. Jesteś... Została rzucona w ciemność, jej pytanie nie zostało zadane i nie doczekało się odpowiedzi.
108
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Dwunasty Wzięła głęboki, sapiący oddech, a Julian ugiął się z ulgi. Nic jej nie było. Otworzyła oczy i był to dla niego najpiękniejszy widok. Były głęboko brązowe i przerażone. Wtulił się w jej zimne ciało i wdychał jej zapach. Pachniała niedźwiedziem. Została zaakceptowana. Obsypał pocałunkami jej znak partnerstwa. – Wszystko z tobą dobrze. Pociągnęła za jego warkocz, zanim pogłaskała go po plecach. – Trzęsiesz się. Przytulił ją jeszcze mocniej. Przestraszyła go. Myślał, że Niedźwiedź jej nie polubił i rozerwał jej duszę na strzępy. - Czuję się jakbym była po kilku rundach z tym wielkodupnym niedźwiedziem. Ałć. Odsunął się. – Zrobiłaś to? - Co zrobiłam? - Walczyłaś z Niedźwiedziem. - Nie. – Znowu pociągnęła go za warkocz, tym razem mocniej. – Śpiewaliśmy butelkową piosenkę i ucięliśmy sobie miłą pogawędkę. Brakowało nam tylko ogniska i pianek. Zaśmiał się, zdziwiło go, że był na skraju histerii. – Mogę się założyć, że cię pokochał. - O tak. Zaprosił mnie znowu na herbatę, kiedy tylko przestałam krwawić. Krwawić? Jego Niedźwiedź zaskomlał, lecz Julian nie mógł wyczuć żadnych prawdziwych ran jakie jej zadano. Jeśli były to duchowe rany, to Niedźwiedź musiał je uleczyć. To było nawet ponad mocą Juliana. – Opowiedz mi o wszystkim. - To może zająć trochę czasu. Ułożył się wygodniej, zgarniając ją do siebie. Położyła głowę na jego klacie, a on prawie zawył jak wilk przez uczucie słuszności. – Mamy czas. - Zobaczmy. Była tam długa, zakurzona ścieżka z ostrymi, szpiczastymi kamieniami. Myślałam, że w każdej chwili może wyskoczyć Gorn i rzuci mi wyzwanie, bym stanęła do pojedynku. A wspomniałam, że była naga?
109
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Julian zachichotał. Tylko Cyn mogła pomyśleć o odcinku klasycznego Star Treka podczas spaceru po duchowym świecie. - Doszłam do rozwidlenia i zobaczyłam wypełnioną do połowy szklankę wody. Interesujące. Podczas swojej pierwszej wyprawy znalazł książkę. – Co z nią zrobiłaś? - Wypiłam. Zamrugał. – Oh. – Nie powinno go to zaskoczyć. Podniósł książkę i starał się ją przeczytać. Zdziwiło go, gdy nagle znikła mu w dłoniach. - No co? Byłam spragniona. W każdym razie, jedna ścieżka wydawała się być taka sama jak ta, którą szłam. Druga była pełna cierni i kamieni. Wzdrygnął się. – Niech zgadnę, którą wybrałaś. - No ej, grałam w Dungeons & Dragons. Nigdy nie wybiera się prostej drogi. Na jej końcu zawsze czyha pułapka. - To nie była gra. – Jeśli tylko dlatego wybrała drugą ścieżkę... Przekręciła głowę aż nie znaleźli się oko w oko. – Wybrałeś łatwiejszą drogę, czyż nie? - Nie łatwiejszą. Inną. – Kto sam z siebie przeszedłby się ścieżką pełną ostrych kamieni i cierni? Wydawała się to być najgłupsza rzecz, jaką można zrobić, umyślnie zadając sobie ból. Druga ścieżka może była dłuższa, lecz nie mniej wymagająca. Ostrożność skradła się na jej twarz. – Nie musiałam wybierać ciernistej drogi? - No nie. – Pierwsza decyzja podjęta, napotkano pierwszy kryzys, który został pokonany. Coś mówiło mu, że rezultat miał być taki, jakiego się spodziewał. – Co później było? - Łąka z mężczyzną stojącym na płaczącą dziewczynką, drącym się na nią. Uhu. Julian pamiętał coś podobnego. Przez kilka chwil obserwował, by odkryć problem, a wtedy dał z siebie wszystko, by zabandażować nogę dziecka. – Co zrobiłaś? - Chwyciłam za gałąź i broniłam dziewczynki. Tak, brzmiało to w stylu Cyn. – Co się stało? - Facet zapytał mnie, czy byłam pewna, że to on zagrażał dziecku, a nie na odwrót. Dość dosadnie powiedziałam mu, żeby spadał i ci dwoje nakierowali mnie na następną ścieżkę i znikli. 110
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Kolejną ciernistą jak przypuszczam. - I gorszą niż poprzednia. Prawie nie dałam rady. Zamarł. Ci, którzy nie przetrwali na tej ścieżce... Lepiej o tym nie myśleć. Później jeszcze będzie miał koszmary. - Dostałam się na sam koniec i stał tam stół z przedmiotami. - Książka, kielich, ekwipunek uzdrowiciela i łowca snów. Patrzyła się na niego jakby na głowie hodował sobie węże. – Miecz, tarcza, skóra motocyklisty i kij. - Oh. – Taa. To całkiem nieźle obrazowało to, co myślał, że się stanie. Nie było mowy, żeby Cyn była Duchowym Niedźwiedziem. Do diabła. Ubiło go to rozczarowanie. To nie było nic takiego. W końcu była teraz Niedźwiedziem, a nie Pumą, jak groziła więcej niż raz. - Chciałam skórę. Uniósł brew. – Kręcą cię skóry, co? Wyszczerzyła się. – Nawet nie masz pojęcia. Ale wzięłam kij. - Czemu? - Ochrona i broń w jednym, dogodnym opakowaniu. - Ah. – Już zaczynał widzieć wzór, a o ile nie tworzył on Duchowego Niedźwiedzia, nie tworzył też Czarnego Niedźwiedzia. Czarny Niedźwiedź wziąłby skórę lub tarczę. Co się działo? - A wtedy BAM! Stoję sobie przed tym ogromnym, białym misiem który... gapił się tylko na mnie. Siedział i gapił się. To było straszne, zwłaszcza, że byłam naga. - Ja medytowałem. - Ja śpiewałam piosenkę o piwie. Zostało mi trzydzieści pięć, kiedy zdecydował, że byłam Gadułą, w przeciwieństwie do niektórych ludzi. Od tego jak go zgromiła spojrzeniem mógł zgadnąć, kto był tymi ludźmi. – No i co powiedział? - Oprócz tego jaki jesteś cichy? – Wzięła głęboki oddech. – Dwoje jednym się staje, jedno trojgiem zostaje. Niedźwiedziowi wyjście jest znane, lecz do Lis ma klucz rozwiązanie. Aha i to, że nadchodzą zmiany. Świetnie. Cudownie. Trzeci raz wiadomość została przekazana. Miał nadzieję, że duchy uważały ją za przyjętą. – Czego mi nie mówisz? 111
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Te przepiękne oczy poszerzyły się. Lewa brew jej podskoczyła. – Nic. Postrzelił ją wzrokiem, dzięki któremu niejeden pacjent przyznał się do tego, co chcieli wiedzieć. - No poważnie. – Zwęziła oczy. – No dobra, jest coś jeszcze. - Hmm? - Nazwał mnie wojownikiem. Julian gapił się na nią. Nie mogło oznaczać tego, o czym myślał, co nie? Wtulił nos w jej szyję i zaciągnął się jej zapachem. Kiedy dokładnie zrozumiał, co wyczuł, zaśmiał się tak mocno, że aż spadł z łóżka. Wychyliła się z łóżka i zgromiła go wzrokiem. Potem uniosła rękę i powąchała się pod pachą. – Zajeżdżam? Nigdy nie rozumiał tego śmiania-się-tak-mocno-że-aż-łzy-lecą, ale teraz całkowicie to kumał. Alex zbzikuje z radości. A Eric będzie w niezłym szoku.
Cyn obudziła się, czując ciężkie ramię na sobie i mając wrażenie, że przeżyła ciężką noc. Od dłuższego czasu jej ciało nie bolało ją w ten sposób. Ruszyła nogą, gotowa wyjść z łóżka i odpowiedzieć na raczej pilną potrzebę matki natury, kiedy ręka się zacisnęła. - Nie idź. Do diabła. Chropowaty od snu głos Juliana sprawił, że wszystko w niej zadrżało. – Zsikam się jeśli mnie nie puścisz. Parsknął śmiechem i przekręcił się, wypuszczając ją, żeby mogła pobiec do łazienki, jakby gonił ją niedźwiedź. Gdy skończyła, użyczyła sobie jego szczoteczkę do zębów i rozczesała włosy, które rozczochrały się jej w całkiem nowy i interesujący sposób. Kiedy skończyła spojrzała na siebie długo i dobrze. Nie wyglądała inaczej. Na pewno nie czuła się inaczej. Może był to stuknięty, wywołany seksem, sen? Palce przejechały po znaku ugryzienia na jej szyi, a ona prawie padła na podłogę, w kałuży papki. – Dobry, Cyn. – Otarł się ustami o znak i jej kolana prawie
112
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful nie dały rady. – Whoa! – Chwycił ją zanim upadła, silne ramionami złapały ją w pasie. – Nic ci nie jest? - Co to kurwa było? – Przejechała palcami po znaku. Nadal to czuła, ale nie było to takie silne. Jakby ktoś delikatnie gładził ją po łechtaczce, na tyle by zainteresować, ale nie na tyle, by pobudzić. - No cóż... – Julian polizał znak, a ona jęknęła. Teraz to był dopiero dotyk kogoś zdecydowanego ją podniecić. – To jest znak, o który błagałaś zeszłej nocy. Jak ktoś mógł wyglądać tak niewinnie i jednocześnie grzesznie? Wyglądało na to, że Glory nie zmonopolizowała rynku tym spojrzeniem. – To wszystko? To jest ugryzienie? – Skinął. – No dobra. Jak długo czasu minie zanim zniknie? – Nie było mowy, że przeżyje dzień z czymś takim na szyi. Co jeśli ktoś dotknie ją tam, gdy będzie robić tatuaż? Zwykle klepnięcie w ramię od kolesia z dużymi dłońmi może spowodować przypadkowy orgazm. Uśmiechnął się głupio. – A kto powiedział, że zejdzie? Odwróciła się w jego ramionami i zgromiła go wzrokiem. Julian wyglądał na zadowolonego z siebie, gdy sunął palcem po znaku. – Daje wszystkim znać, że jesteś zajęta. Należysz do mnie. – Prawie natychmiast musiał zauważyć swój błąd, bo odskoczył na bezpieczną odległość, z ostrożnym wyrazem twarzy. – Cyn, teraz... - Należę do ciebie? – Założyła sobie ręce na klatkę piersiową. – Od kiedy? Pociągnął się za warkocz. – Odkąd cię ugryzłem? Zazgrzytała zębami. Dobra, zrobił jej znak partnerstwa, ale odkąd oznacza to, że należy do niego? - Kiedy mnie ugryziesz, ja będę należał do ciebie. - Oh serio? – Gniew utrzymywał się w jej głosie, ale przeszło przez nią dziwne uczucie. Myśl o zanurzeniu kłów w Julianie, zostawieniu na jego ciele znaku, żeby ostrzec każdą inną kobietę, dziwnie ją pociągała. Zrobił ostrożnie krok do przodu. – Kiedy mnie ugryziesz, jedyną rzeczą jaką będę się przejmował będzie sprawienie ci orgazmu. Zamrugała, wspomnienia z ostatniej nocy podskakiwały jej w głowie. – Naprawdę? - Nie będę czuł się inaczej niż teraz, z wyjątkiem tego, że przynajmniej raz będę musiał dać ci orgazm zanim mój Niedźwiedź pozwoli mi ciebie mieć. 113
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Przełknęła ciężko. Czuła jak sutki jej twardnieją. – Oh. - Będziesz mogła zrobić ze mną, co tylko będziesz chciała. – Wypowiedział te słowa przy jej znaku i dopiero wtedy zorientowała się jak blisko stał. Ugryzła się w wargę, walcząc z podnieceniem przepływającym przez nią. – Zmuszę cię do...? - Hmm? – Skubnął ją w ucho i zadrżała. - ... zrobienia mi... Pocałował ją w szczękę. – Wszystko. - ... gofrów? Zamarł, lecz mogła wyczuć jego uśmiech przy swojej skórze. – Jesteś niedobra. Poklepała go po tyłku, zdumiona jaki był twardy. – Ale lubisz mnie taką. - Ku mojemu wstydowi, tak. – Uśmiechnął się do niej szeroko. – Dostanę przynajmniej porządny pocałunek na dzień dobry? Wygięła na niego jedną brew. – A umyłeś zęby? - Nie. - No to nie. Pokręcił głową i sięgnął po szczoteczkę. – Co ja dla ciebie robię. - No taa. Pozbywanie się ziającego oddechu to taki przykry obowiązek. Uszczypnął ją w biodro. – Jeśli mam zrobić ci gofry, to może zechcesz się ubrać. Weź sobie na razie jedną z moich koszul i bokserki. Możemy wyprać ci ubrania, gdy będziemy jeść. - Wow. Praktyczny facet. – Zerknęła na sufit. – Nie. Niebo nie spadło. W ogóle nie spodobało jej się to, jak wypchnął ją z łazienki i zamknął drzwi. Usiadła na łóżku i czekała aż wyjdzie. Kiedy to zrobił, podskoczyła i przemknęła obok niego z powrotem do łazienki. - Co robisz? - Jestem brudna i się kleję, chcę wziąć prysznic. Jego ciemne brwi uniosły się, gdy łypnął na nią okiem. – Ty... Gorąca woda... bańki mydlane... wchodzę w to! Wyciągnęła rękę, gdy próbował przepchnąć się obok niej do prysznica. – Myślałam, że idziesz zrobić mi gofry. – Pisnął i rzucił jej spojrzenie szczeniaka. Przewróciła oczami i westchnęła, potajemnie zachwycona, że chciał wskoczyć z nią pod prysznic. – No dobra, ale dodasz czekoladę do moich gofrów, jasne? 114
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Odpowiedział sięgając za nią i odkręcając wodę. – Interesuje mnie coś innego niż te gofry. Ze sposobu w jaki jego penis podskakiwał, domyślała się czego chciał. – Naprawdę? – Wyciągnęła rękę i złapała go, uwielbiając miękkie syknięcie, jakie uciekło mu z ust. – Już sobie wyobrażam, co to może być. Przejechał placami po jej znaku partnerstwa. – Chyba możesz zgadnąć. – Julian zakręcił wodę i zaprowadził ją z powrotem do sypialni. - Co masz na myśli? – Nie miała nic przeciwko jeszcze jednej rundce, zanim zjedzą. Do diabła, ze sposobu w jaki Julian na nią patrzył, mogła się założyć, że w jego menu widniała tylko ona. Położył się i pociągnął ją na siebie. – Odwróć się. Chcę spróbować. O do diabła. Taa, mogła na to pójść. Przekręciła się póki jego fiut nie znalazł się tuż przed nią, połykając go. Złapał za jej biodra, ustawiając ją w pozycji. Od pierwszego ruchu jego języka, sapnęła. Był prawie nie do zniesienia, ciepły i wilgotny oraz doskonały. Lizał jej łechtaczkę jakby była najlepszą rzeczą, jaką smakował, doprowadzając ją do szaleństwa z potrzeby. Jęknęła wokół niego, przepłynęły przez nią doznania. Nigdy nie miała faceta, który tak by ją smakował. Boże. Dobry był. Była na skraju orgazmu, a ledwo zaczęli. Coś szturchnęło o jej wejście i rozłożyła szerzej nogi. Zaczął pieprzyć ją tym pięknym, utalentowanym językiem, palcami głaszcząc łechtaczkę. Cyn nie mogła już dłużej wstrzymać. Cholera, była w potrzebie, prawie tak bardzo jak zeszłej nocy. Ale czegoś brakowało, czegoś przez co z naprawdę dobrego zamieniłoby się w niewiarygodne. Possała czubek jego fiuta, głaszcząc główkę językiem, próbując zorientować się, co takiego niezwykłego brakowało. Odsunęła sobie włosy, przypadkowo pocierając o znak partnerstwa. To było to, czego potrzebowała, czego brakowało. Musiał pogłaskać ją tam, ugryźć ją i zanurzyć kły w nią aż nie krzyknęłaby. Odsunęła się od niego i odwróciła, biorąc jego fiuta jednym, gładkim ruchem. - Cyn? – Był zdyszany, miał rozszerzone źrenice, jego tęczówki były czysto srebrne. Pochyliła się nad nim i chwyciła o zagłówek. - Co teraz? – Złapał ją za pośladki, napierając mocno na nią, aż się unosiła.
115
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Uśmiechnęła się i pogładziła się po znaku na szyi, drżąc, gdy odczucie przepłynęło przez jej ciało do łechtaczki. – Pieprz mnie. Jego spojrzenie skierowało się prosto na znak, wyraz jego twarzy ukazywał podbój i potrzebę. Oblizał usta, kły mu się wysunęły. – Znowu cię ugryzę. Miała kurwa taką nadzieję. W sumie to liczyła na to. Zacisnęła mięśnie wokół niego, jęcząc z nim, gdy jego fiut podskoczył w niej. Przyciągnął sobie jej głowę, przechylając ją w bok. O tak. Ugryź mnie Jules. Zakołysała się na nim, oczekując dotyku jego zębów na swojej skórze. Zamiast tego, polizał znak. Oh cholera. Prawie doszła. Jakby w tym samym czasie ją pieprzył i lizał. Ciągle i ciągle lizał ten cholerny znak, spychając ją coraz bliżej i bliżej krawędzi. Zaczęła ujeżdżać go mocno, dźwięk skóry uderzającej o skórę był głośny w cichym pokoju. - Czekaj. Pisnęła. Chciał poczekać? Była tak blisko! Przekręcił ich, leżąc bokiem za nią. Uniósł jej nogę i wsunął się z powrotem do środka, jego usta zacisnęły się na jej szyi, język pracował nad znakiem. Jęczała, dochodząc zanim wykonał dwa ruchyu, orgazm przemknął przez nią falami. - Dobrze. Tak dobrze. – Znowu wessał znak, czując jego zęby skrobiące o jej skórę została doprowadzona na nowo na krawędź. – Dojdź dla mnie znowu. Znowu ich przekręcił, tym razem kładąc ją na brzuchu. Znowu się w niej zanurzył, pieprząc ją mocno i szybko, jego usta były czystą magią na znaku, przytrzymując ją. Nie to, żeby się gdzieś wybierała. Koleś był pieprzonym bogiem. Jego dłonie były wszędzie, głaszcząc jej skórę, odsuwając jej włosy na bok, dotykając jej piersi. Jej sutki były twardymi punktami przy jego palcach, skręcone i gładzone aż zaczęły boleć. Odrzuciła głowę do tyłu, zmuszona brać to, co jej dawał, nie zdolna się dźwignąć, by naprzeć na niego. Brał ją i kochał się z nią. Kombinacja jego dłoni na jej piersiach i jego ust na jej szyi była nie do zniesienia. Pisnęła, gdy jej orgazm osiągnął maksymalny poziom, elektryzujące sunięcie jego skóry o jej jeszcze raz ją przytłoczyło. - Kurwa, tak, Cyn. Więcej. Daj mi więcej. 116
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Zaczął coś robić, obracając jakoś cholernie dziwnie biodrami, całując i liżąc jej kark aż do nieoznaczonego ramienia. Smakował jej skórę, szepcząc nieprzyzwoite słowa do jej ucha, natarczywe słowa, przez które się zarumieniła, przez które skręcała się pod jego uchwytem, zdecydowana poczuć tą intensywna przyjemność, jaką tylko Julian potrafił jej dać. Już nigdy nie spojrzy na niego w ten sam sposób. Jej milutki, głupkowaty chłopak przemienił się w zdobywającego barbarzyńcę, żądającego od niej poddania się jeszcze raz. Była otoczona przez niego, przez część niego. Posiadł ją, za jej pozwoleniem. Z tego co jej mówił, również ona go posiadła, więc może nie było to takie złe. - Dochodzę Cyn. Dojdziesz ze mną, dojdziesz mocno. – Jego zęby wbiły się, przerywając skórę. Cyn krzyknęła z przyjemności tak intensywnej, że nie mogła widzieć, oddech ugrzązł jej w płucach. Całe jej ciało się zacisnęło, palce podkurczyły. Szukała po omacku na prześcieradle czegoś, czego mogła się złapać. Chrząknął za nią, ciepło rozlało się w niej, gdy doszedł z jej imieniem jak łamiącym się, pełnym czci szeptem.
117
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Trzynasty - I jak wczoraj było? Cyn oparła brodę o dłoń i westchnęła marzycielsko. – Robi najlepsze gofry. - Więc robiliście sobie wczoraj gofry? – Glory nachyliła głowę, wyraz jej twarzy zamienił się w słodko niewinny. – Rozprowadził masełko we wszystkich kątach i szczelinkach? Dobrze rozgrzał twój syrop? Zamówiłaś sobie jakąś kiełbaskę? Tabby zaczęła się śmiać. – Myślisz, że rozgrzał jej babeczki zanim je schrupał? – Nienawidzę was. – Ale nawet ich durne żarty nie mogły zetrzeć jej głupiego uśmieszku z twarzy. Julian był wszystkim o czym marzyła, a nawet więcej, ale nie podzieli się szczegółami z tymi idiotkami. Glory pisnęła i klasnęła w dłonie. – Zrobił to! Rozgrzał jej babeczki! - Pochyliła się nad ladą, póki nie znalazła się z Cyn nos w nos i podarowała jej szeroki, zębny uśmiech. – Szczegóły, błagam! Cyn parsknęła i odepchnęła twarz Glory. – Znajdź sobie swojego Misia. Oh, czekaj... - Ej, daj spokój. Tylko jedną malutką, smakowitą nowinkę? Proszę? – Glory zatrzepotała w nią tymi swoim niebieskimi oczami, lecz Cyn była nieugięta. - No dobra. Ma naprawdę... - Yhyy... - Dużego... - Yhyyy, yhyyy! – Glory tak szeroko otworzyła oczy, aż Cyn myślała, że wyskoczą jej z orbit. - Opiekacza. Glory zamrugała, bez wątpienia próbując stworzyć z tego coś sprośnego w swojej głowie. Cyn wyciągnęła dłonie oddzielone od siebie na trzydzieści centymetrów. – Serio, ma jednego z tych wielkich przemysłowych potworów, które mogą zrobić, jakieś, sześć bajgli naraz. Chichoty Tabby zamieniły się w totalny śmiech, gdy Glory warknęła na Cyn.
118
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Musiałabyś zobaczyć jego kuchnię. Jakby wycięta z erotycznego snu Marty Stewart. Gdyby Emeril tam wszedł, to powiedziałby – A niech cię! Glory gromiła ją wzrokiem, lecz Cyn wiedziała, że nie była zła. Kąciki jej ust unosiły się, także na pewno powstrzymywała śmiech. – Zrobiliście to na ladzie? - Nie. – Chociaż nie miałaby nic przeciwko spróbować. Julianowi spodobałby się pomysł uprawiania seksu w kuchni? Musiałaby go spytać, kiedy się zobaczą. Niektóre z tych wysokich stołków byłyby idealne na... - No to czemu myślałaś, że obchodzi mnie jego kuchnia? - To wy zaczęłyście gadać o babeczkach. – Cyn wzruszyła ramionami i ziewnęła. Dalej była zmęczona po swoim spacerze w świecie duchów i po niesamowitym seksie. Może powinna jednak posłuchać Juliana i zostać w domu, ale nie chciała zostawić dziewczyn samych. Co jeśli ten, który próbował je skrzywdzić, wróciłby, a Cyn by tam nie było? Musiała tu być, by chronić je, czy im się to podobało, czy nie. Drzwi od salonu otworzyły się, dzwoneczki rozbrzmiały wesoło. Cyn stanęła prosto i uśmiechnęła się szeroko do ich klienta. Rozpoznała go jako studenta, który kilka miesięcy temu przyszedł do salonu, by zrobić sobie tatuaż w kształcie wilka. Nie wiedział, że był to obraz Gary’ego, prześladowcy Tabby, w jego Wilczej formie. Tabby namówiła wtedy Tim’a, by zrobił sobie inny tatuaż i od tamtej pory łączyła ich przyjaźń. Był to jego trzeci wypad do salonu, pewnie po to, by znowu dopracować tatuaż. – Hej Tim. Przyszedłeś po jakieś kolory na swojego smoka? Tim uśmiechnął się szeroko i wzruszył ramionami, policzki zarumieniły mu się jasną czerwienią. No naprawdę, zbyt uroczo. – Nie, podoba mi się czarny. Myślę, że jest doskonały. Ale myślałem nad innym na drugim ramieniu. – Patrzył się na Tabby z czymś podobnym do wielbienia swojego idola. Tabby uśmiechnęła się delikatnie i złapała Tima za ramię, prowadząc go do ksiąg ze wzorami. – Może zerkniemy i zobaczymy, co ci się podoba? – Usadziła go na jednym z krzeseł przy oknie. – Chcesz coś do picia? - Mogę dostać szklankę wody? – Tim postrzelił ją wstydliwie szerokim uśmiechem, a Cyn modliła się by Alex nie wrócił tak szybko z lunchem. Jeśli wyczuje choć trochę, że ktoś leci na jego partnerkę, to wyjdzie z siebie. Tabby poszła na zaplecze po wodę dla Tim’a. Glory zawędrowała podejrzeć nad jakim tatuażem zastanawiał się Tim. Zaczęła pochylać się nad księgą, jej 119
niebieskie,
długie
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful włosy zakrywały jej twarz. Nagle rozbrzmiał
odgłos
roztrzaskanego szkła, a ją odrzuciło do tyłu. Tim skulił się nad książką i upadł na kolana, ramionami zasłaniając głowę. Cyn wyczuła krew. Bez namysłu wystrzeliła w stronę Glory i zasłoniła ją sobą. Zerknęła na Tima orientując się, że patrzył się na nią, jego twarz była wypełniona przerażeniem, a szkło połyskiwało w jego włosach. Za nim, okno było roztrzaskane. - Chyba oberwała. Spojrzała na Glory i zobaczyła jak odpływała. Krew wylewała się z jej rany na klatce piersiowej, mocząc jej bluzkę w orientalne wzory. - Jasna cholera. – Tabby przyczołgała się do nich, miała bladą twarz. – Tylko nie mów, że ktoś właśnie postrzelił jedną z nas. - Dzwoń po karetkę. – Tim przyczołgał się do nich i zdjął koszulkę. Podciągnął bluzkę Glory i wytarł trochę krwi. – Idę na medycynę. Muszę coś zrobić. - Zadzwoń do Juliana. – Tabby z trzęsącymi się dłońmi, wyjęła komórkę. Cyn nie mogła mówić. Ledwo mogła oddychać. Ktoś próbował zabić Glory na jej oczach, a ona nie mogła go powstrzymać. Nie potrafiła ochronić swojej przyjaciółki. - Cyn! – Ostry głos Tabby prawie przebił się przez zamgloną wściekłość, która nią zawładnęła. - Ja pierdolę, czym ty jesteś? – Tim gapił się na nią, miał szeroko otwarte oczy wypełnione strachem, lecz koszulka pozostała tam, gdzie ją trzymał. - Powstrzymaj to, Cyn, dla dobra Glory. Potrzebuje twojego spokoju i kontroli. Cyn zdołała przenieść wzrok z rany Glory na twarz Tabby. Złote, Wilcze oczy wpatrywały się w nią. Tabby miała na policzku krew, a jej oczy były załzawione. Tabby uśmiechnęła się słabo. – Wyszły ci pazury. Zerknęła na dół i ujrzała piętnastocentymetrowe pazury, które wysunęły się z miejsca, gdzie powinny być jej paznokcie. Wzięła głęboki oddech i spróbowała się uspokoić, ale przez to tylko zapach krwi zrobił się bardziej intensywny, póki nie wypełnił jej zmysłów. - Dzwonię po karetkę. Musisz się uspokoić Cyn. - Taa. Błagam, uspokój się, przerażasz mnie. – Głos Tima trząsł się, ale wydawał się być skupiony na ranie Glory, a nie na dziwaczności Cyn. 120
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Cyn próbowała schować pazury, ale coś z nią walczyło, coś co rozpaczliwie chciało się wydostać, odnaleźć sedno, które krzywdziło jej przyjaciółkę i wyrwać je własnymi łapami. Chciało ryknąć swoją wściekłość i smutek, póki budynek by się nie zatrząsł. Słyszała jak Tabby rozmawiała przez telefon. Karetka już jechała, lecz ta wiadomość wcale nie pomagała. Musiała coś zrobić. Wyciągnęła rękę i umieściła dłoń na krwawej koszulce, prawie szlochając z powodu tego, jak była przemoknięta. Krew wylewała się Glory z ust przy oddychaniu. To nie mogło być nic dobrego. Wzięła głęboki oddech i powoli go wypuściła, próbując się uspokoić. Jeśli miała zamiar tego spróbować, to nie powinna odczuwać zabójczej wściekłości. Jeśli jej Niedźwiedzica była z nią na tyle, że mogła wysunąć pazury, to była z nią na tyle, by pomóc jej uleczać. Cyn zamknęła oczy i mentalnie sięgnęła po postać, której obecność czuła w zakątkach swojego umysłu. Zawinęło się wokół niej jak futrzany, przytulny koc, jak żyjący przytulak w jej głowie. Już nigdy więcej nie będzie sama, będzie miała kogoś, kto w nią uwierzy. Jej Niedźwiedzica rozumiała ją w sposób jaki inni nie potrafili, nawet jej partner. Kochała i akceptowała ją, a Cyn nie była jej dłużna. Otworzyła dla Niedźwiedzicy swoje serce, łącząc je na zawsze. Kiedy tylko jej Niedźwiedzica zrozumiała, czego chciała, chętnie ukazała jej spiralę, uzdrawiającą ścieżkę, którą musiała przyjąć. Też chciała ocalić Glory i użyczyć jej siły. Moc wystrzeliła z jej dłoni w ranę Glory. Nie miała jej na tyle, by uzdrowić Glory. Ale nie musiała. Musiała tylko utrzymać Glory przy życiu aż Julian bądź karetka przyjadą. Nie była pewna, czemu nie posiadała uzdrawiających mocy Super Misia, ale teraz nie był czas na zadawanie pytań. Czuła jak jej siła szybko zanika i modliła się, by szybko przyjechali. Świat wokół niej szybko zszarzał, jej wizja pociemniała przy krawędziach. Kiedy medycy w końcu podjechali, zabrali ją z miejsca, szybko oceniając ranę na klatce piersiowej Glory. Wbili się w żyły i zakryli ranę gazą. Cyn wiedziała, że coś się dzieje z płucami Glory i to ją przerażało. Alex przyjechał jak tylko położyli ją na noszach i wsadzili do ambulansu. - Co się tu kurwa stało? – Jego piwne oczy stały się ciemnobrązowe. Podbiegł do Tabby, sprawdzając, czy nie jest ranna. 121
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Cyn cofnęła się, nie przejmując się tym, że stała na roztrzaskanym szkle. Jej ręce i ramiona były okryte krwią Glory i tak kręciło jej się w głowie, aż przestraszyła się, że w każdej chwili zemdleje. Nigdy w życiu nie była tak zmęczona. – Ktoś do nas strzelał i trafił Glory. - Bez urazy, ale myślę, że odpuszczę sobie dzisiaj tatuaż. – Tim był blady. Patrzył tępym wyrazem twarzy, jak Alex sprawdzał Tabby. Biedny dzieciak się zakochał. Nachyliła głowę i próbowała uśmiechnąć się do Tima. – Nic ci nie jest? W odpowiedzi jego śmiech był roztrzęsiony. – Oj tam, nic. Jest spoko. Tak w ogóle to, o co chodzi z tymi pazurami? - Widział twoje pazury? – Alex wymamrotał pod nosem. – A myślałem, że to ja mam problemy z kontrolą. Pokazała mu środkowy palec. – Naprawdę chcesz znać odpowiedź, Tim? Skinął powoli. – Myślę, że tak. Rozejrzała się, by się upewnić, że zostali w salonie sami. – No dobra, tylko nie mów, że nie ostrzegałam. Wypuścił drżący oddech. – Po prostu mi powiedz. - W porządku. - Cyn. – Alex postrzelił ją ostrzegającym spojrzeniem, ale co niby miała zrobić? Tim widział jej pazury, a wątpiła, by kupił bajeczkę o manicure. - Wierzysz w wilkołaki? To znaczy, nie jestem jednym z nich, ale czy w nie wierzysz? - Cholera. – Alex westchnął i przytulił mocniej Tabby. – Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, co właśnie zrobiłaś. - Wilkołaki, co? – Tim gapił się na Alex’a i ugryzł się w wargę, zastanawiając się nad Bóg wie czym. Wtedy spojrzał na dłonie Cyn, miał rozkojarzony wyraz twarzy. – Teraz już tak.
Julian gonił przez szpitalny korytarz, chciał tylko zobaczyć swoją partnerkę. Nic jej nie było? Została postrzelona? Ktoś strzelał do Cyn. 122
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Mógł ją stracić. Te dwie myśli krążyły mu po głowie. Mogła zginąć. Glory była w stanie krytycznym, kula przebiła jej płuco. Ryan biegł daleko przed nim, rozpaczliwie chcąc dostać się do swojej partnerki. Jeśli Glory umrze, Ryan podąży za nią. Pomimo tego, że nie wiązał ich znak partnerstwa, Ryan jakoś już złączył ich życia razem. Julian jeszcze nigdy czegoś takiego nie widział. Zanim otrzymali telefon, Ryan już wiedział, że Glory została poważnie zraniona. Walił w drzwi Juliana, szaleńczo, gdy telefon Juliana zadzwonił. Kiedy Cyn powiedziała mu co się stało, jednakowo się zmartwił. Ryan przyszedł po niego zamiast gonić do szpitala. Dał jasno do zrozumienia, że miał nadzieję, iż to Julian zdoła uratować Glory, kiedy lekarze nie dadzą rady. Julian był bardziej niż chętny spróbować. Mimo, że frustrujące było patrzenie jak szarpała za łańcuch Ryana, Julian zrobiłby wszystko, by uratować partnerkę najlepszego kumpla. Ryan wystartował w chmurze palonej gumy, kiedy Julian za długo się ubierał. Julian, widząc jak Grizzly się oddalał, był właściwie wdzięczny, że nie znajdował się teraz w jego samochodzie. Nie życzył sobie śmierci. Skręcił za rogiem w drodze do recepcji. – Szukam Glory Walsch. - Pan z rodziny? – Julian pokręcił przecząco głową. – Przepraszam, proszę pana, nikt z poza rodziny nie jest upoważniony do otrzymania informacji. Musi pan iść do poczekalni. Zazgrzytał zębami. – Jest tu Ryan Williams? Kobieta przełknęła. – Obawiam się, że musieliśmy go wyprowadzić. Za bardzo się awanturował. O cholera. Nie mięli pojęcia co zrobili. Mieli szczęście, że nie zostawili na parkingu szalejącego Grizzly. - Wie pani, że właśnie wykopaliście jej narzeczonego. Miał prawo tu być. Obydwie pielęgniarki wymieniły się zmartwionymi spojrzeniami. – Nie powiedział nam, że jest jej narzeczonym. - Pójdę go poszukać i go przyprowadzę. Zrobię, co się da, żeby go uspokoić, ale rozumiem, że wiecie, dlaczego był rozgniewany. – Jeśli wkrótce nie znajdzie Ryan’a, to nie miał pojęcia, co zrobi Grizzly. Musiał też wykombinować jak dostać się do pokoju Glory. Wyjął telefon i zadzwonił do Jamiego Howard’a. Najdyskretniej jak potrafił, zaciągnął się
123
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful powietrzem, mając nadzieję, że wyłapie zapach Ryan’a. Zaprowadził go do windy i wszedł do niej, gdy właśnie Jamie odebrał. - Hej, Julian. Jak Glory? - Nie pozwolili mi się z nią zobaczyć. – W drodze do szpitala zadzwonił do Jamiego, by poinformować go, co się stało i że nie będzie mógł przyjść do pracy przez dzień lub dwa. Jamie powiedział mu, żeby został w szpitalu póki Glory nie będzie miała najgorszgo za sobą. – Najgorsze, że wykopali Ryan’a za to, że się awanturował. - Cholera. Wykonam kilka telefonów. Pomogę ci zobaczyć się z Glory, ty uspokój Ryan’a. - Szukam go teraz. Nie widziałem jeszcze Tabby ani Alex’a i nie znalazłem Cyn. – Przejechał palcami po włosach. Było tak dużo do zmartwienia; dostawał już powoli od tego bólu głowy. – Zastanawiam się, czy ktoś powiadomił rodziców Glory. - Skup się na Ryanie i Glory. Pozwól Alex’owi zająć się Tabby i Cyn. Wyszedł z windy i podążył zapachem Ryna’a do wyjścia ze szpitala. – To mi nie wystarcza. Muszę wiedzieć, że Cyn nic nie jest. - Gdyby coś jej się stało, to by nie zadzwoniła przecież do ciebie i nie powiedziała ci o wszystkim. Julian zatrzymał się i odsunął sobie telefon od ucha, gapiąc się na niego w niedowierzaniu. – Nie za dobrze ją znasz, prawda? -
Podsunął sobie telefon z
powrotem, akurat słysząc chichot Jamiego. – Miała złamaną jebaną szczękę i nie zadzwoniła do mnie, bo nie chciała żebym się tym martwił. - Słuszna uwaga. Julian znowu się zaciągnął i zaczął iść na parking. W zapachu Ryana nie wyłapał za dużo gniewu. To mógłby być po prostu szpitalny zapach zaniepokojenia, rozpaczy i choroby, ale wyłapywał tylko u Ryana dziwny spokój. To przejęło go bardziej niż wściekłość. – Myślę, że mamy problem. - Co takiego? Patrzył jak Ryan wyjeżdżał spokojnie z parkingu. Nawet z tej odległości mógł widzieć dziesięciocentymetrowe pazury zaciśnięte na kierownicy. – Ryan chyba pojechał na polowanie.
124
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Zadzwonię do Gabe’a, więc nie martw się tym. Wracaj do środka i zobacz, co możesz zrobić z Glory. Powinni teraz cię wpuścić. - Dzięki Jamie. - Chociaż, ciekawi mnie jedna rzecz. Julian wszedł z powrotem do szpitala. – Co takiego? - Czy twoje życie w ogóle bywa nudne? Julian westchnął. – Nie, odkąd przyjechałem do Halle. – Do diabła, był zupełnie ospały zanim przyjechał do Halle. Rozłączył się i wszedł do windy, znowu kierując się do recepcji. Tym razem, kiedy poprosił o dostęp do pokoju Glory, niezwłocznie go otrzymał. Dźwięk maszyn podtrzymujących życie przeszkadzał mu bardziej niż był chętny przyznać. Glory była zaintubowana, co pomagało jej w oddychaniu. Kolejna rurka wystawała jej z klatki piersiowej, wskazując na zapadnięte płuco. Była blada i prawie sina jak jej włosy. Podawali jej krew, którą straciła. Dźwięk bijącego serca, dochodzący z monitora, był zbyt wolny, żeby to mu się podobało. Mógł powiedzieć, że była stabilna, ale ledwo. Pielęgniarka przygotowywała ją do operacji. Jak dużo czasu zajęło im ustabilizowanie jej stanu? Z Living Art. nie było daleko do szpitala, ale jemu dostanie się tutaj zajęło godzinę. Czuł jak jego Niedźwiedź sięga po nią, niecierpliwy żeby ją uzdrowić. Poruszał go widok rannej kobiety, która zwykle była taka żywa. - Julian. Tylko jeden szept, ciężkie od łez słowo, uspokoiło jego serce. Cyn miała opuchniętą twarz od płakania, oczy były czerwone i załzawione. Wyciągnęła do niego ręce, a on wziął ją w swoje ramiona. Głaskał ją po włosach, gdy padła mu w ramiona, cała jej siła ją opuściła. Szlochała przy nim jak rozbite dziecko i Julian zrozumiał, dlaczego Ryan pojechał na polowanie. Nigdy nie chciał, by jego partnerka znowu tak cierpiała i zrobiłby wszystko, by się upewnić, że już nigdy nie stanie się to znowu. – Naprawię to, obiecuję. Zesztywniała i uniosła głowę. – Można zostawić nas samych na chwilę? Pielęgniarka krótko skinęła i wyszła z pokoju. Cyn wzięła jego twarz w obie dłonie i zgromiła go wzrokiem. – Nie chcę stracić żadne z was. Rozumiesz mnie? Uzdrowisz ją tak, żeby mogła przetrwać operację i pozwolisz lekarzom się tym zająć. Nie będziesz ryzykował. Entendido? 125
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Rozumiem. – Pocałował ją w czoło, uleczając opuchliznę po płaczu i ból głowy, który zaczynał się budować. Już czuł jak jego Niedźwiedź ciągnął go do łóżka. Glory go potrzebowała. Ryan i Cyn liczyli na niego. Usiadł na brzegu łóżka i chwycił Glory za dłoń. Z głębokim oddechem skupił się na uleczającej drodze, jego instynkty i wiedza o anatomii złączyły się, gdy zaczął odbudowywać szkody wyrządzone ciału Glory. Rana jej płuca była poważna i jak na razie najbardziej szokująca. Zaczął powolny proces łączenia zranionego ciała, przerwanych naczyń krwionośnych. Kula wystawała z jej żeber i wchodziła w płuco, spuszczając z niego powietrze jak z balona. Zdziwiło go, że nie leżała jeszcze na chirurgii. Musiało być naprawdę źle skoro lekarze postanowili, że lepiej poczekać. Istniało ryzyko, że straci niższy segment płuca i będzie potrzebowała miesięcy terapii. Nawet jeśli Ryan, by ją teraz ugryzł, zmiana nie wyleczyłaby zadanych ran. Julian zrobił, co mógł, by ustabilizować jej stan i zwiększyć jej szanse podczas operacji, ale chyba, że chciał się zdradzić czy ryzykować własne życie, nic więcej nie mógł zrobić. Więc upewnił się, że miała możliwe duże szanse, zanim wydostał się z uzdrawiającej ścieżki. Westchnął, gdy odsunął sobie z oczu białe jak ściana włosy. – Będzie żyła. Cyn uśmiechnęła się i włożyła mu na głowę czapkę baseballową, ukrywając grube, białe pasmo w jego włosach. – Świetna robota, Super Misiu. Pozwolił jej podciągnąć się na stopy, gdy właśnie pielęgniarka wróciła. Uśmiechnął się słabo do biednej kobiety. – Dziękuję. W odpowiedzi pielęgniarka uśmiechnęła się współczująco. – Nie ma za co.
Mijały godziny, a nadal nie było żadnej wieści o stanie Glory. Cyn wyglądała jakby naprawdę była gotowa wyrwać sobie włosy z głowy. Gabe dzwonił i powiedział mu, że po Ryanie nie ma żadnego śladu, co mogło być zarówno dobrą informacja jak i złą. Dobrą, ponieważ instynkty Huntera Gabe mogły się nie ujawnić, co oznaczało, że Ryan jeszcze nie narozrabiał. Złą, ponieważ nikt nie miał pojęcia, gdzie był Ryan albo w co się wpakował. Tabby i Alex zajęli się zamknięciem sklepu i zasłonięciem rozbitego okna. Przyszło kilku policjantów, by porozmawiać z Cyn i z
126
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful jakimś dzieciakiem o imieniu Tim, o tym, co się wydarzyło, ale niewiele mogła powiedzieć. Nikt nie widział strzelającego. - Pomyślałem, że przydałaby ci się kawa. – Tim, młody mężczyzna, który był w salonie, kiedy postrzelono Glory, wręczył Julianowi kubek z kawą. Julian wziął łyk i skrzywił się od gorzkiego smaku. Tim pochylił się bliżej, wyraz jego twarzy był gdzieś między zaciekawieniem i zmartwieniem. – Mogę cię o coś spytać? - Śmiało. – Mógł zgadnąć, czego od niego chciał. - Dlaczego żadne z was jej nie ugryzło i nie przemieniło? Nie uzdrowiłoby to jej wszystkich ran? Julian przewrócił oczami. – Czemu wszyscy tak myślą? Głupie Hollywoodzkie filmy. – Oparł się ramieniem o twarde, plastikowe krzesło i utrzymywał cichy ton głosu. Nie chciał, by któryś z ludzi go usłyszał. – Słuchaj. Wszystkie rany, choroby czy inne problemy, fizyczne czy umysłowe, które miałeś jako człowiek, utrzymają się po przemianie. Jeśli jako człowiek miałbyś raka, to jako Niedźwiedź również. Jeśli masz blizny, to nadal będziesz je miał. – Wziął kolejny łyk naprawdę niedobrej kawy i zastanawiał się, czy może wymknąć się do kawiarni. – Fajnie jest uważać, że coś takiego prostego jak ugryzienie może wszystko naprawić, ale to jest prawdziwe życie. Problemy nie znikają magicznie, gdy zostaniesz ugryziony przez zmiennego. - Oh. – Tim skrzywił się ze współczucia. – To kicha. - Oprócz tego, kilka dni zajmuje przemiana. Większość ludzi nie może zamienić się w swoje zwierzęce formy póki nie minie jakiś tydzień od ugryzienia. Słyszałem o przypadkach, kiedy dokonywało się to szybciej, ale ci ludzie są niesamowicie silni psychicznie. - Więc Cyn została ugryziona jakiś tydzień temu? Julian zamarł, z kubkiem kawy w połowie drogi do swoich ust. – Została ugryziona wczoraj wieczorem. - No to jakim cudem ma już pazury? Julian podążył wzrokiem do miejsca, gdzie odpoczywała Cyn. Prawie już spała, jej głowa spoczywała na umięśnionym ramieniu Alex’a. Jego partnerka była wyjątkowa pod każdym względem i nie mógł być z niej bardziej dumny. – Bo to jest Cyn.
127
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Czternasty
Cyn patrzyła się na sklejkę na oknie jej wymarzonego salonu. Co ona teraz zrobi? Bez Living Art., nie tylko straci środki na życie, ale też swoją niezależność. Będzie zmuszona polegać na Julianie we wszystkim. Nieważne jak dobrym Julian byłby mężczyzną, nigdy nie tolerowałaby tego przez dłuższy czas. Musieli odnaleźć tego, kto na nich polował i skończyć już z tym. Glory od dwóch dni leżała w szpitalu. Przez uszkodzenia jakie wyrządziła kula, trzeba było usunąć jej część płuca. Strasznie ją bolało i była cholernie humorzasta. Dwie rurki w jej boku doprowadzały ją do szału, ale lekarze powiedzieli im, że usuną je jutro. Fizjoterapeuci namówili Glory do kaszlu, czyli do czegoś, co chciała zrobić tak mocno, jak chciała wpakować sobie do tyłka rozżarzony pogrzebacz . Nie zbliżali się w ogóle do odnalezienia strzelca. Cyn wiedziała, że humory Glory pochodziły bardziej ze strachu niż z bólu. Alex i Tabby praktycznie mieszkali w szpitalu, podczas gdy cały klan Williams - Bunsun szukał Ryan’a, który jeszcze nie wrócił. Gabe powiedział jej na osobności, że coś szarpało jego Huntera. Jeśli Ryan zdziczeje przez zranienie Glory, to nic go nie uratuje przez Gabe’em. - Znajdziemy go. – Julian otoczył ją ramionami i oparł brodę o jej ramię. Miał rozpuszczone włosy, więc przy jej policzku pasma były chłodne. Mogła poczuć kawę, którą na jednym wdechu przywiózł jej pod salon. Siedzieli w jego samochodzie, Julian nie pozwolił jej wyjść, czy zbliżać się do Living Art. bardziej niż teraz się znajdowali. Rozumiała jego przejęcie. Jeśli strzelec obserwował LA, będzie wtedy pierwszym jego celem. Nadal nie była pewna, czy to Glory miał zamiar zastrzelić czy nie. Gdyby trafił Tabby, straciłaby dziecko. Niskie warczenie rozbrzmiewające w samochodzie przestraszyło ją. Zdziwiło ją bardziej to, że pochodziło od niej. – Pogram sobie ich jajami w zośkę. Parsknął śmiechem. – Tylko tyle potrafisz wymyślić? Jestem rozczarowany. - Wspomniałam, że im je wyrwę? 128
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Mm. W takim razie, znam paru Niedźwiedzi, którzy z miłą chęcią dołączyliby do gry. - Jeśli możesz ich znaleźć. – Westchnęła zmęczona. – Myślę, że Glory jest też zła, bo nie ma przy niej Ryan’a. Bez względu na to, jak się wykręca i kłóci, zależy jej na nim. - Wiesz dlaczego tak walczy z ich partnerstwem? - Jej ojciec był strasznym dupkiem. To znaczy, moja mama nigdy nie powiedziała słowa bez zgody ojca, ale nigdy był wobec niej agresywny. Po prostu prowadził jej życie jak wojskową operację. Dla niego prawdopodobnie tak to wyglądało. - A ojciec Glory był napastliwy. – Julian był zamyślony, jakby próbował rozwiązać unikalną zagadkę, nie mając wszystkich części. - Jej ojciec był niezmiernie konserwatywny. Był silnym zwolennikiem wychowywania dzieci mocną ręką i bycia nadzwyczaj zaborczym względem żony i dzieci. Jeśli ktoś ukazał zainteresowanie którąś z jego córek, to ich odganiał. Nie jestem pewna, czy jego metody były legalne. - Zgaduję, że już go nie ma w pobliżu? - Może być. Nie jestem pewna. On i Pani Walsh opuścili teren dwa dni po zaginięciu Hope. Zabrał ze sobą Faith i Temp, ale zostawił Glory. Chyba się pokłócili i nie chciała z nim jechać. Odkąd miała osiemnaście lat nie mógł jej zmusić, ale mógł zrobić z jej życia piekło. Zostawił ją z ciuchami na plecach i z tym, co miała wtedy w portfelu. Dzięki Bogu moja mama pozwoliła jej z nami mieszkać, póki nie znalazłyśmy sobie jakiego mieszkania. – Wzdrygnęła się, pamiętając jak Glory wyglądała tamtego dnia. – Miała na całym ciele siniaki, Jules. Skrzywił się, ale nie pytał o więcej. – Nie wiedziałem, że Glory miała zaginioną siostrę. - Była najstarszą córką, bliźniaczką Glory. Przysięgała, że idzie tylko do biblioteki, ale nigdy nie wróciła. Policja nie potrafiła znaleźć nikogo, kto by ją widział. Nigdy nie znaleźli śladu. Cała rodzina Walshów była zdruzgotana, ale najbardziej Glory. Miały po szesnaście lat i robiły wszystko razem. - Wow. Powiedziała o tym Ryan’owi? Gdyby powiedziała, to nigdy nie zniknąłby w ten sposób. Ryan nie potrafiłby w ten sposób skrzywdzić Glory. Była skłonna się założyć, że to dlatego Glory była 129
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful wściekła. Jakby od nowa straciła siostrę. – Żadna z nas o tym nie rozmawiała, zwłaszcza przy Glory. Zniknięcie Hope jest nadal otwartą sprawą. Przez kilka chwil siedzieli cicho, każde chłonęło swoje własne myśli. – Glory, Hope, Faith i Temp? Cyn przewróciła oczami. Biedny Temp. – To skrót od Temperance12. - Okropna rzecz jaką można zrobić dziewczynce. - Jeszcze gorsza, kiedy robisz to małemu chłopcu. Zwłaszcza, kiedy jest najstarszym dzieckiem i musi patrzeć jak jego siostrzyczki dostają w miarę normalne imiona. Julian gwizdnął i pociągnął się za pukiel włosów. – No to ile ma czarnych pasów? W szkole musiał pewnie męczyć się z kolesiami specjalizującymi się w kopaniu tyłków. Pewnie dalej ma siną dupę. Posiadał niesamowity talent sprawiania, że się uśmiechała, nawet gdy miała gorsze dni. – Zawsze mówił, że czułby się lepiej, gdyby dziewczyny miały na imię Chastity, Prudence i Patience13. - Już widzę jak Glory nosi imię Prudence. Strasznie do niej pasuje. – Mogła usłyszeć lekkie rozbawienie w jego głosie. – Moglibyśmy mówić do niej Prue, Prude, albo po prostu Dence. - Głosuję na numer trzy. – I niech to szlag, oto się pojawiły, te głupie małe chichoty. Zawsze potrafił wydobyć z niej chociaż jednego. - Temp był taki jak ich ojciec? - To najdziwniejsza część. Nie powiedziałabym, że nie, ale cały czas szedł za ojcem zamiast zostać przy swoim. - Może próbował chronić Faith. - Może. Pan Walsh był złośliwym sukinsynem. Faith miała zaledwie dwanaście lat, kiedy wyjechali; teraz ma osiemnaście. Żadne z nich nie próbowało skontaktować się z Glory po wyjeździe. - Miała tamtej nocy iść z Hope? - Taa, myślę, że tak. Patrzyła się w salon, zmęczona jak diabli. Trochę minie zanim władze miasta pozwolą jej znowu go otworzyć. Mimo, że rozumiała ich, nadal łamało jej to serce.
12 13
Wstrzemięźliwość. Niewinność, Rozwaga i Cierpliwość.
130
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Jakby tego było mało, była całkiem pewna, że jej ubezpieczenie diabli wezmą. Przejechała palcami po włosach. – Żegnaj, umowo najmu. Będę tęsknić. - Właściciel budynku wyrzuci cię na bruk? Jej miejsce było pod ostrzałem tyle razy, że żaden właściciel nie popuściłby. – Dostałam pismo, by zwolnić lokal i nie dostanę z powrotem swojej kaucji. – Westchnęła. – Przynajmniej mam wyposażenie. - No to zaczniesz od nowa, gdzieś indziej - Julian dotknął ją w policzek, próbując ją uspokoić. Wzruszyła ramionami. Cyn była wojowniczką. Opłakiwałaby swoje stracone marzenie, ale nie pozwoliłaby, żeby dobiło ją na długo. Rozpocznie nowe marzenie. – Rozejrzę się za jakimś miejscem niedaleko. Kocham tę okolicę, ale nie wiem, czy ze wzajemnością, kiedy już to się skończy. - Nic ci nie będzie. To nie była twoja wina. Wzruszyła ramionami. Może i nie, ale to nie miało znaczenia. Jeśli kolejny najemca wrzuci ją sobie na czarną listę, to będzie zmuszona pójść dalej. Do diabła. Naprawdę kochała tę okolicę. - Chcę poznać twoich rodziców. Powinna oczekiwać tego stwierdzenia, ale z jakiegoś powodu nadal ją zaskoczyło. – Mój ojciec nie żyje. Zmarł kiedy miałam szesnaście lat, na zawał serca. Zacisnął wokół niej ramiona, wtulając ją sobie bardziej. – Przykro mi skarbie. Musiało być ciężko tobie i twojej mamie. Rozluźniła się przy nim, pozwalając mu trzymać jej ciężar. Nie było żadnej litości w jego głosie, po prostu spokojna akceptacja. Wyzbyłaby się choć cząstki litości. Od dawna było po wszystkim. – Gorzej zniosła to moja mama niż ja. Nie potrafiła funkcjonować bez ojca. Rachunki się nie spłacały, zakupy się nie robiły. Śmieci się nagromadzały, bo nie mogła zmusić się do sprzątania. Nauczyłam się jak gotować, żebyśmy nie umarły z głodu. Nauczyłam się też jak płacić rachunki przez Internet. - Zawsze uważałem cię za silną kobietę. – Dał jej delikatnego buziaka w bok szyi, tuż nad znamieniem partnerstwa. – Dzięki tej sile przejdziesz przez to, co teraz się dzieje. Pogłaskała go po policzku. – Nadal chcę pograć ich kośćmi w Jengę. Uśmiechnął się do niej szeroko. – Uwielbiam brutalne kobiety. 131
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Brutalne? – Zaśmiała się gorzko. – Moja najlepsza przyjaciółka leży w szpitalu po jebanym postrzale, nie mam pojęcia jak spłacę czynsz i w każdej chwili zrobię się puszysta. A puszysta część wydaje się być najlepsza w tym tygodniu. Masz szczęście, że nie kiwam się w przód i tył, ssąc własnego kciuka i mamrocząc jak pokręcona. - Lepiej ci idzie od innych. Glory pewnie by umarła, gdybyś jej nie uleczyła. Powinnaś być z siebie dumna. – Potrząsał ją za ramię, podkreślając swoje słowa. – Większości Niedźwiedziom zajmuje miesiące, by się tego nauczyć. Ty to zrobiłaś dzień po oznaczeniu. - Ale nie mogłam wyleczyć jej tak jak ty. Westchnął delikatnie, jego ciepły oddech połaskotał ją w znamię partnerstwa. – Bo nie jesteś Duchowym Niedźwiedziem. Odwrócił ją tak, że patrzyła się teraz na niego, a nie na salon. Jeszcze nie mówił jej, że nie będzie Duchowym Niedźwiedziem. – No to czym jestem? Ugryzł się w wargę. – Nie lubisz niespodzianek? Uniosła brwi. Dlaczego nie chciał jej powiedzieć, czym się stanie? – Jules. - Mówiłem ci, że jesteś inna. - Julian. W coś ty mnie zamienił? - Jego niechęć by odpowiedzieć, zaczynała ją przerażać. Co on do cholery zrobił? - Ja? To ty zdecydowałaś się na spacer po ciernistej drodze. - A co to ma z tym wspólnego? Zerknął zza jej ramię, otworzył szeroko oczy. – Tam jest Ryan? Okręciła się, by zobaczyć, na co się gapił, by się dowiedzieć, czy naprawdę był to Ryan. Puścił ją tak nagle, że prawie upadła na podłogę. Włączył silnik i ruszył jakby ścigały ich psy z piekła rodem. – Siedzę z tobą w wozie, ty ćwoku. Miał tupet by wyglądać na niewinnego. – W filmach im to wychodzi. - Zapomniałeś części o Najpierw wywal ją z samochodu. – Walnęła go w ramię. Mocno. – W co ja się zamienię, Julian? - Więc, gdzie mieszka twoja matka? - Julian DuCharme, odpowiesz mi w tej chwili albo zero seksu! - Kodiak14. 14
Podgatunek Niedźwiedzia Brunatnego. Największy Niedźwiedź na świecie. Kuzyn Grizzly.
132
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Gapiła się na niego w szoku. – Ee... Nie mówisz chyba serio? Wzruszył ramionami. – A co mogę powiedzieć? Najwyraźniej Niedźwiedź uważa, że musisz być naprawdę, naprawdę duża. Spójrz na to z drugiej strony, nie zmienił cię w Polarnego. - Jules! - Chociaż, jakby się zastanowić, Kodiaki wielkością są porównywane do Polarnych. Są nawet krzyżówką. Albo chyba mówię Grizzly. Otworzyła usta, ale nic z nich nie wyszło prócz pisku. Będzie pierdolonym Kodiakiem? Rzucił jej ukradkowe spojrzenie, ale szybko skupił swoją uwagę na drodze. Starczyło jej tyle, by wiedziała, że próbuje powstrzymać szeroki uśmiech. – Mogę się założyć, że będziesz mogła skopać Ericowi tyłek. - Będę mogła skopać nawet twój tyłek. - Niedźwiedzice Kodiak w sumie mogą być większe od niedźwiedzic polarnych. Muszę to jeszcze sprawdzić, nie jestem pewien. No cóż, jasna cholera. Będzie ogromna. – Więc gdy Tabby mówiła mi, że będę miała grubą dupę... - Odmawiam odpowiedzi na niestabilnym gruncie. Znowu warknęła, wcale nie rozbawiona, kiedy tak bardzo się śmiał, że aż musiał zjechać.
Julian westchnął z ulgi, gdy przyprowadził uspokojoną Cyn do szpitala. Szok po dowiedzeniu się, że będzie Kodiakiem, sprawił, że nie mogła mówić. No cóż, jak na Cyn w każdym razie. Mamrotała do siebie przez całą drogę do szpitala, nieświadoma tego, że słyszał każde jej słowo. Naprawdę miał nadzieję, że nie mówiła serio o drylownicy do ananasa. To może boleć. Zauważył Gabe’a przed Cyn. Julian miał nadzieję, że miał dla nich coś, co uspokoi jego partnerkę, ale widząc wyraz twarzy Gabe’a, wątpił w to. - Cyn. Julian. Muszę z wami porozmawiać na osobności. – Gabe wskazał, żeby poszli za nim z powrotem przez podwójne, szpitalne drzwi. 133
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Pójdę sprawdzić co z Glory. – Cyn spojrzała zza swoje ramię, ale pozwoliła Julianowi by pociągnął ją za Gabe’em. - Tabby i Alex tam są. Dadzą ci znać, jeśli coś się zmieni w jej stanie zdrowia. – Będzie chciała dowiedzieć się z pierwszej ręki, co Gabe miał do powiedzenia, chyba, że Julian się mylił. Gabe zaprowadził ich do samochodu i oparł się o maskę samochodu. Założył sobie ręce na klatę i westchnął ze zmęczenia. – Pirotechnicy zajęli się bombą. Zdołali bezpiecznie ją zdetonować i sprawdzamy, czy możemy zdjąć z tego DNA, czy odciski palców. Kiedy już nam się uda, prześlemy to do oficerów śledczych Senatu, by zobaczyli, czy mogą dopasować je, do któregoś ze zdziczałych zmiennych. Ale powinienem was ostrzec, nie było żadnego zapachu Geparda na bombie. - Co wyczułeś? - Wilka. – Zmarszczył brwi roztargniony. – Znajdował się pod zapachem sarny. Julian przeklął pod nosem. – Myślisz, że ten, kto zatrudnił Gary’ego i jego gnojków, przysłał teraz innych, by skończyli robotę. Gabe wzruszył ramionami. – Rozmawiałem z reprezentantem Senatu odpowiedzialnym za ich sprawę. Nie udało mu się wydobyć z nich nic więcej. Odkąd Gary wydał się, że to nie oni zaatakowali Chloe, trzymał gębę na kłódkę. Powiedziałem Max’owi, że na terytorium może być zdziczały Wilk, tak jak zdziczały Gepard i zadzwoniłem też do Ricka Lowell. - Rick Lowell? Jak do Alfy Sfory z Poconos? – Cyn zerknęła na szpital. – Ktoś niech lepiej powie Tabby, że obaj jej przywódcy Alfa niedługo tu będą. Dr Max Cannon, Puma Alfa Halle, przyznał ochronę Tabby, Cyn i Glory, kiedy Gary im groził oraz zaakceptował Tabby jako członka swojej Dumy, pomimo faktu, że była Wilkiem. Niedługo potem, Rick Lowell i jego Luna, Belle, przyjechali z Poconos i również włączyli Tabby do swojej Sfory. Max był nawet skłonny przemienić Cyn i Glory w Pumy, dopóki nie usłyszał, że miały niedźwiedzich partnerów. Wtedy nie mógłby za szybko opuścić Living Art. Max miał powód do ucieczki. Gdy Czarny Niedźwiedź jak Julian odpuściłby sobie walkę z Pumą, brunatne Niedźwiedzie jak Alex czy Ryan okaleczyłyby nawet kogoś tak potężnego jak Max. Jeśli ktoś zamiast Ryan’a przemieniłby Glory, rezultat byłby katastrofalny. Nawet Senat nie byłby w stanie zignorować bezpośredniego 134
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful ataku Niedźwiedzia na Alfę. Mimo unikalnych okoliczności, Ryan’a uznano by za zdziczałego i Gabe byłby zmuszony do dorwania go. - Myślimy nad poproszeniem jego Marshalla, by asystował mi i Adrianowi w dopadnięciu Wilka. – Gabe pokręcił głową, miał zdezorientowany wyraz twarzy. – Dzieje się więcej niż jesteście w stanie pojąć. - Innymi słowy, brzęczą ci zmysły Huntera? - Jeśli tak, to Julian musiałby znaleźć Ryan’a przed Gabe’em. Tylko on był w stanie dotrzeć do Ryan’a. Gdyby mógł się zbliżyć, to mógłby też uspokoić Ryan’a. Kiedy tylko zrozumie, że może iść do Glory i że była na dobrej drodze do wyzdrowienia, jego Niedźwiedź dałby sobie spokój. Ryan znowu miałby pod kontrolą swoje instynkty. Cyn tupała stopą z rękoma na biodrach. – Musimy znaleźć Ryan’a. - Ciągnie mnie w różne kierunki. I nie jestem do końca pewny, czy nie pochodzi to skądś od Ryan’a. – Gabe pożegnał się z Cyn, przechylając kapelusz i uścisnął rękę Julianowi. – Zadzwonię do was, kiedy będę coś wiedział. W międzyczasie, kiedy już jesteście partnerami... tak w ogóle to gratuluję... sugeruję byście zamieszkali razem. Z Glory w szpitalu, Cyn będzie teraz sama w mieszkaniu, a to mnie martwi. - Upewnię się, że nie będzie sama. – Nawet jeśli oznaczało to, że musi odpuścić sobie robotę u Jamiego. Prędzej zmusi ją, by pojechała z nim do Kanady, niż narazi jej życie. - Nie mogę uwierzyć, że to mówię, ale jeśli z Julianem weźmiemy ślub, to otrzyma automatycznie obywatelstwo? Martwi go strata pracy, a jest tu na wizie pracowniczej. Jeśli ciągle będzie przy mnie, to narazi to jego wizę, prawda? – Cyn ugryzła się w wargę, wyraz jej twarzy był mieszaniną zmartwienia i zdecydowania. Gabe uniósł brwi zaskoczony. – Nie jestem pewien. Julian pokręcił głową. – Małżeństwo z obywatelką Stanów Zjednoczonych pozwoliłoby mi ubiegać się o zieloną kartę po naszej trzeciej rocznicy. Mogę się ubiegać o obywatelstwo, ale dalej nie ma gwarancji. A kiedy mam zamiar nad tym pracować, muszę sprawdzić, czy mogę zrobić sobie małe wakacje. Dlatego też, moja wiza będzie bezpieczna. - Inną opcją może być to, że będę z tobą chodzić do pracy. Będę bezpieczna w gabinecie Jamie’go, prawda? – Ściągnęła brwi, ale miała zbyt uroczy wyraz twarzy, by to onieśmielało. – Nie to, że mogę otworzyć salon. 135
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - I mogę się założyć, że Alex będzie trzymał przy sobie Tabby, więc powinna być bezpieczna. – Udręką może być obecność Cyn w jego miejscu pracy. – Jeśli Jamie’mu nie będzie to przeszkadzało, to tak zrobimy. - W takim razie zostawiam was, żebyście mogli pójść do Glory. Już z nią rozmawiałem, ale niestety nic nie widziała. – Gabe odszedł, ale zatrzymał się, kiedy był już przy wozie patrolowym. – Zrób coś dla mnie Julian, pogadaj z Timem. Dowiedz się, czy trzeba podjąć niezbędne kroki. – Odjechał zostawiając Juliana z wyjaśnieniem Cyn, co dokładnie oznaczało podjąć niezbędne kroki. Zastanawiał się, otrzymując wybór, jaką opcję wybierze Tim.
136
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Piętnasty - Jestem wykończona – Cyn klapnęła z jękiem na kanapę. Julian padł obok niej i przyciągnął ją do siebie. – Ja też. – Jego ciemne włosy popieściły ją, gdy pochylił się i pocałował ją w czubek głowy. – Jakieś pomysły co zrobimy? - Z czym? – Zaczęła głaskać jego włosy, które opadły na jej klatkę piersiową. Zawsze zdumiewało ją jak miękkie były. - Z Ryan’em i Glory. Uśmiechnęła się. – Ukradniemy im ciuchy, zamkniemy ich razem i pozwolimy naturze działać. - Heh. Powinienem wypróbować to z tobą. Walnęła go w brzuch. Jakby to miało na nią podziałać. Tylko by ją wkurwiło. - Dlatego też nie wydaje mi się, żeby podziałało to u Ryana i Glory. – Skubnął ją w ucho. – Pieścisz swoje piersi moimi włosami i coś już przychodzi mi do głowy. Zarumieniła się, gdy zdała sobie sprawę, że miał rację. Głaskała sobie biust jego włosami. – Coś złego czy dobrego? Julian uśmiechnął się przy jej szyi, gdy lizał znamię partnerstwa. – Zdecydowanie złego. Cyn zadrżała i przesunęła jego włosami o swoje sutki. - Chyba lepiej to wyjdzie jeśli zdejmiemy z ciebie ubrania. – Zanim mogła zasugerować, by poszli do sypialni, ściągał już jej bluzkę. – Stanik też. Jęknęła, gdy jego włosy spłynęły po jej piersiach. Cholera. Nie mogła uwierzyć, że to zrobią. Nigdy nie czuła żadnego dziwacznego fetyszu, więc co ma znaczyć ten dotyk jego włosów? Jej biustonosz spadł na podłogę, a sutki zostały wystawione na powietrze. Boże, była obolała, a on ledwo ją dotknął. Julian pocałował ją, smakując jej usta powolnymi, zmysłowymi ruchami. W tym samym czasie zdejmował jej jeansy, zsuwając je po jej udach, eksponując jej różowe majteczki. – Ściągnij je całkiem.
137
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Zdjęła spodnie i majtki, chętna na to, co planował. Miał w oku ten grzeszny błysk, ten, który obiecywał, że oboje dobrze się zabawią. Mogła skorzystać na tej cholernie dobrej zabawie. Julian stał nad nią okrakiem, ostrożnie trzymając swoją wagę. Położył dłonie na kanapie, efektywnie trzymając ją w potrzasku. – A teraz. Jeśli chodzi o moje włosy. – Pokręcił głową, a końcówki jego włosów połaskotały ją po sutkach. Wygięła plecy, nie mogąc powstrzymać się przed sięgnięciem po przyjemne doznania. – W ten sposób, hmm? - Oh, Boże. – Zasłoniła sobie twarz dłońmi. – Jestem zboczona. Zaśmiał się i zabrał jej dłonie. – Nie-e. Dajesz mi kolejny powód, by nie ścinać włosów. Zgromiła go wzrokiem. – Lepiej tego nie rób. – Uwielbiała jego włosy. Pisnęła, gdy sunął długimi, jedwabnymi pasmami po jej piersiach. Może to za dużo. - Nie przejmuj się Cyn. Każdy coś tam ma. Zerknęła na jego krok. – Mam nadzieję, że nie. Zachichotał i pochylił się, skubiąc ją w bok szyi. – Nie to. – Ruszył biodrami, ocierając się o nią swoim twardym czymś. – Coś, co ich podnieca. Na ciebie działają moje włosy. Przechyliła głowę w bok, by dać mu lepszy dostęp. Chciała tam mieć inne znamię, takie, które wszyscy zrozumieją. – A co ciebie kręci? Julian wgryzł się delikatnie i possał. Cyn przesunęła dłońmi po jego włosach i złapała za tył głowy, przytrzymując go w miejscu. Chciała by jego malinka była duża i ciemna. Bryknęła biodrami, ssące doznanie robionej malinki zawędrowało prosto do jej łechtaczki. - Dalej chcesz wiedzieć co mnie kręci? Skinęła. Jeśli reagował tak samo, to dam mu wszystko, co chciał. - Poczekaj tu. – Wyskoczył z niej i wystartował do pokoju. Poszedł po bitą śmietanę? Po czekoladę? Może... nie, pobiegł po schodach. Co tam miał? Dildo? Pudełko wibrujących zabawek, które chciał sobie użyć? Zszedł na dół trzymając ręce za plecami, całkowicie nagi. Jego fiut podskakiwał gdy szedł, twardy jak skała i zapierający dech w piersi. – Chcesz zobaczyć? 138
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Taa. – Teraz to była ciekawa. Usiadła, oglądając go z pewną obawą. Wyglądał na cholernie winnego. Wyciągnął czerwony kawałek materiału. – Włożysz to dla mnie? Wstała i wzięła od niego materiał. Gdy go rozłożyła zorientowała się czym był. – Będę potrzebowała więcej kanji, prawda? - To zależy, gdzie chcesz je przykleić. Zdusiła śmiech i wsunęła czerwoną, satynową spódniczkę Czarodziejki z Marsa po łydkach. Kiedy sięgnęła kolan uniósł dłoń. – Czekaj! – Zatrzymała się, zastanawiając, co on do diabła kombinował. Kiedy ruszył za nią, już wiedziała. A myślałam, że to ja jestem zboczona. - Dobra. Ruszaj. Drażniła go, powoli zakładając spódniczkę, dając mu przedstawienie, którego najwyraźniej pragnął. Upewniła się też, by pokręcić tyłkiem, gdy spódniczka sunęła ostatnie kilka centymetrów, sprawiając, że zakołysała się kusząco. Zbliżył się do niej, unosząc włosy i przerzucając je za jej ramię póki kaskada nie znalazła się na jej piersiach. – Stój prosto, kochanie. Cyn zrobiła, co prosił, zastanawiając się, co będzie dalej. Nie musiała długo czekać. Wsunął dłonie pod jej spódniczkę i pogłaskał ją po pośladkach. Znowu zaczął skubać ją po szyi. – Podoba ci się? Miało to potencjał. – Zamierzasz robić wszystko byle tylko mnie nie wziąć? - Myślałem nad tym, by cię przelecieć. Jeśli nie masz nic przeciwko, to tyle. - Oh. Nie. To dobrze. – Nagle pieścił jej cipkę, palcami igrał z jej loczkami. – Kurewsko dobrze. Muszę przestać brzmieć jak piszcząca zabaweczka, kiedy mnie dotyka. Polizał kolejne miejsce na jej szyi. – Idź do przodu. Z przodu były schody. Pójdą na górę? Była gotowa na to, żeby ją wpieprzyć w materac. Cyn zrobiła krok na próbę i Julian ruszył za nią, oboje niezgrabni na wszelkie możliwe sposoby. Nagle została pchnięta do przodu, jej dłonie wylądowały na jednym ze schodków. – Wspomniałem już jak bardzo kocham twój tyłek? Kręciła się, gdy pogłaskał ją po pośladkach. – Nie zrobisz tego. – Nie teraz, w każdym razie. Jeśli mieli kiedyś to zrobić, musiała być najpierw przygotowana, 139
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful dobrze nawilżona i nieźle pijana. Nie zrobi tego, czego nie mógł żaden inny facet, bez upewnienia się, że zarówno w środku jak i na zewnątrz była dobrze zwilżona. Zaśmiał się. – Nie o tym myślałem. Zgromiła go wzrokiem zza swojego ramienia. – No to, na co patrzysz? Wyszczerzył się w ten grzeszny sposób i padł za nią na kolana. Sekundy później jego język znalazł się w jej cipce i prawie sama upadła na kolana. Uniosła się na palcach, gdy odnalazł naprawdę dobre miejsce do possania. – Oh, Boże. Jules. – Zacisnęła palce na dywanie. Przyjemność była przytłaczająca. Skrzyżowała ręce na schodku i położyła na nich głowę, patrząc jak czerwona spódniczka kołysała się delikatnie, kiedy jej partner ją pożerał. Zaczęła napierać na niego. Potrzebowała w sobie czegoś większego od języka. - Przeleć mnie, Jules. Polizał ją ostatni raz zanim wstał. – Jesteś pewna, że nie chcesz najpierw dojść? Warknęła, nisko i nieludzko. Jeśli za dwie sekundy jej partner nie włoży w nią swojego fiuta, to sama to zrobi. Julian złapał ją za biodra i przyciągnął do siebie. Z jękiem wszedł w nią, jego biodra klapnęły o jej pośladki. Pochylił się nad nią i położył dłonie po obu stronach jej głowy, jego włosy zasłaniały ich, zamykając w ich własnym, małym świecie. - Ciągnij mnie za włosy, baw się nimi. Rób co tylko chcesz - wyszeptał jej do ucha. Zadrżała, gdy delikatnie ugryzł ją w ramię, nie na tyle mocno, by przebić skórę. Bryknął biodrami, wchodząc jeszcze głębiej. – Chciałem to zrobić w chwili, gdy zobaczyłem tę spódniczkę. Zmieniła pozycję póki nie klęczała na schodach. Rozłożyła szerzej nogi, chcąc go mieć najgłębiej jak się dało. – No dawaj. – Pociągnęła go mocno za włosy i została nagrodzona niedźwiedzim warknięciem. Kurwa mać. Nigdy nie myślała, że dźwięk jego warczenia może być tak podniecający. Znowu pociągnęła go za włosy i Julian zdziczał, wstając, by napierać na nią z taką siłą, że musiała trzymać się schodów. Przyciągał ją do siebie, gdy pieprzył ją póki nie zrozumiała wiadomości, by brykać do tyłu, sprawiając, że oboje nad tym pracowali. Głaskała wściekle swoją łechtaczkę, gotowa na orgazm. – Jules. Boże, Jules. Doszedł ze zduszonym jękiem, wypełniając ją gorącem. 140
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Cholera. Była tak. Cholera. Blisko. Jeszcze dwie sekundy. Tylko tyle... Ostre jak brzytwa kły wbiły się w nią i krzyknęła, dochodząc w oślepiająco białych falach przyjemności, tak brutalnych, że prawie zemdlała. Julian trzymał się nad nią i sapał jej do ucha. – Uwielbiam tę spódniczkę. Do diabła. Znowu wpadli w te głupie, szczęśliwe chichoty. Któregoś dnia będzie musiała przyznać, czemu przez cały ten czas ją tak uszczęśliwiał. Pocałował ją w bok szyi i pomógł jej wstać. – Do łóżka. - Do łóżka - zgodziła się i zatoczyła z nim na górę. Przytulanie się do niego w jego przytulnej sypialni zarówno przerażało ją jak i kusiło do wypowiedzenia dwóch słów. Wtuliła się w niego, gdy oboje zasypiali, jej ostatnia myśl była o samoobronie. Ale nie dzisiaj.
Szukanie Ryana okazało się być trudniejsze niż myślała. Jakby koleś się rozpłynął. Wspaniały Super Miś powiedział, że nie mógł wyczuć Ryan’a, nawet kiedy podjechali pod granice miasta.
Przez dwa dni przeszukiwali studenckie
miasteczko, tylko po to, by opuścić je z pustymi rękami. Dzisiaj
Julian wracał do pracy i Cyn szła razem z nim. Nie mogła się
doczekać, by zobaczyć go, jak robi to, co kocha. Oczywiste było, że uwielbia pomagać ludziom. Założył te niebieskie portki i cała jego twarz pojaśniała. Jego śmiech był bardziej promienny, jego chód lżejszy. Miał błysk w oku, którego brakowało przez ostatnie dni. Słuchanie jak paplał o swoim nadchodzącym dniu podczas śniadania wystarczyło by się upewnić w jednej rzeczy. Nie było mowy, że kiedykolwiek go od tego odciągnie. Lepiej by jej wyszło wyrwanie mu serca z piersi i skończenie z tym wszystkim. Cyn rozumiała. Tęskniła za Living Art. tak, jak tęskniłaby za ręką czy nogą. Palce ją świerzbiły, by wrócić do pracy, by tworzyć sztukę, którą tak kochała. Kupił jej jakieś szkicowniki i ołówki, ale po prostu to nie było to samo. Kiedy nie ganiali za Ryanem czy nie spali, tworzyła nowe tatuaże na witrynę. Miała jeden szczególny, nad którym zastanawiała się, czy nie wytatuować Julianowi, ale najpierw musiałaby mu go pokazać. Był jedynym mężczyzną, z którym się umawiała, bez tatuażu na skórze i pragnęła to zmienić.
141
-
Będziesz
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful dzisiaj grzeczną dziewczynką prawda
i
dasz
tatusiowi
popracować? – Zgromiła go wzrokiem, ale on tylko zachichotał. – Siedź tu spokojnie, jedz swoje ciasteczko i pij soczek. - Tylko jeśli dolejesz mi wódki - wymamrotała Cyn. Podniosła szkicownik. – Dostanę też jakieś kolorowe kredki? - Tylko jeśli stworzysz dla mnie jakiś tatuaż. – Postrzelił ją głupawym, szerokim uśmiechem. – Pamiętaj, to ma być ‘ Własność Cyn’ dużymi, pogrubionymi literami. - Już wcześniej ci powiedziałam, że nie wytatuuję ci tego na dupie. - Mogę się założyć, że przekonam Tabby. - Naprawdę chcesz, żeby Alex się dowiedział, że Tabby widziała twój goły tyłek? Zmarszczył brwi, ale ciężko mu było to utrzymać, uśmiech, który tak powstrzymywał, w końcu się pojawił. – Dobrze powiedziane. Jest paskudny, kiedy się wkurwia. - Taa. A odkąd udowodniłeś, że wiesz jak go używać... – poklepała go po rozporku... – Nie chciałabym, żeby okaleczył go Grizzly. - Zarówno ty jak i ja. – Przycisnął sobie jej dłoń. – Zapamiętaj to na później, mogłabyś? Drażniący facet. Znowu chichotała, wbrew sobie. Trzasnęła go szkicownikiem, zachwycona, kiedy się zaśmiał. Kto by przypuszczał, że coś tak zwykłego jak męski śmiech może polepszyć jej samopoczucie? - Rozmawiałem z Timem. I po dobrym humorze. – Jaką podjął decyzję? - Chce się spotkać z Rickiem Lowell. Cyn zamrugała. Alfa Sfory Poconos był kurewsko przerażającym kolesiem. Skoro Tim myślał o wybraniu tej drogi, to miał większe jaja niż myślała. – Myślisz, że Rick na to pójdzie? - Z moim i Tabby zapewnieniem, czemu nie. Rick zresztą mamrotał coś, że chce na jakiś czas pielęgniarkę czy lekarza w Rezydencji. Sfora może właśnie potrzebować kogoś takiego jak Tim. - Rick próbował cię przekonać, żebyś się tam przeniósł? - Taa. 142
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - I jak odpowiedziałeś? – Była całkiem pewna jak, ale potwierdzenie nie bolało. - Nie-e. - I dobrze. Nie wydaje mi się, by w Górskiej Rezydencji Czerwonego Wilka potrzebowali tatużystki. Delikatny uśmiech zaszczycił jego wargi. – Jeszcze się nie domyśliłaś? Pójdę tam, gdzie ty. Jeśli oznacza to, że spędzę w Halle całe swoje życie jako nielegalny imigrant, to niech tak będzie. Jeśli zdecydujesz się na wyprowadzkę na Hawaje czy Alaskę? To spakuję rzeczy. Mam tylko jedną prośbę, by nie jechać do wielkiego miasta jak Nowy Jork czy Los Angeles. Nie wydaje mi się, żebyśmy byli tam szczęśliwi. Poza tym, nasze niedźwiedzie mogą nie mieć wolnego obszaru, kiedy będziemy chcieli się przemienić. Na myśl o Julianie w takim miejscu jak Nowy Jork czy Los Angeles, z tak wieloma zranionymi ludźmi, przeszedł jej dreszcz po plecach. Dosłownie zabiłby się, próbując uzdrowić świat. Teraz jej robotą było upewnienie się, że jej Super Miś będzie w pobliżu tych, którzy naprawdę potrzebowali pomocy. Chwyciła za szkicownik i zaczęła rysować. - Jesteśmy. – Wjechał na parking przy gabinecie i zaparkował na miejscu dla pracowników. – Alex mi powiedział, że jeśli chcecie z Tabby iść na lunch, to podjedzie po ciebie. Proszę tylko, żebyś trzymała się blisko niego. Fajnie by było pójść na lunch z Tabby. – Może Alex zabierze nas do szpitala, zobaczę jak się miewa dzisiaj Glory. - Możemy się tam spotkać jeśli chcesz. Razem z Tabby powinniście być bezpieczne w szpitalu. – Dał jej lekkiego całusa w usta. – Obiecaj, że będziesz ostrożna. Strata ciebie dosłownie by mnie zabiła. Zbladła. Zapomniała o tym. Kiedy zapytała Tabby o jej partnerstwo z Alex’em, Tabby powiedziała jej, że kiedy dwoje zmiennych zostaje partnerami, ich życia się splatają. Co oznacza, że jeśli coś jej się stanie, to Julian może umrzeć. - Cyn? Wzięła głęboki oddech i próbowała się uspokoić. Później sobie zbzikuje, może z Tabby. Albo jeszcze lepiej, z Alex’em. Teraz rozumiała, dlaczego Alex reagował tak jak zawsze, kiedy jego partnerce coś groziło. Prawie zapomniała o słowach Tai’a, wizji Juliana leżącego w kałuży własnej krwi, którą miał. – Nic mi nie jest. 143
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Założył jej kosmyk za ucho. – Jesteś pewna? - Taa. – Musiała. Nie zamierzała teraz tracić wyłącznie Tabby i Glory. Miała całą puszystą rodzinkę, najważniejszy z tych puszaków siedział tuż obok niej. Podarowała mu uśmiech, przeklinając samą siebie, kiedy zadrżała. – Po prostu ostatnio za dużo ścierwa się dzieje. Skinął jakby rozumiał, ale szczerze w to wątpiła. Ledwo sama to rozumiała. – No to chodźmy. – Pomachał do kogoś zza jej ramienia i odwróciła się widząc dr Howard’a machającego z własnego auta. Razem z nim z samochodu wyszła Marie i Cyn uśmiechnęła się do niej. Odkąd poszły razem na lunch, Marie pisała do Cyn maile, powoli budując z nią przyjaźń. Może nigdy nie będą miały za dużo wspólnego, poza ich facetami, ale Cyn cholernie ją szanowała. – Dzień dobry! – Marie pomachała do nich, uśmiechając się do Juliana i Cyn. – Słyszałam, że spędzisz dzień z Jamiem. – Jamie i Marie położyli sobie ręce na talii ,wtulając się w siebie, jakby robili to tysiące razy. Pewnie też tak było. - Pomyśleliśmy, że to dobry pomysł. Masz z tym jakiś problem? – Nie chciała by Marie martwiła się o bezpieczeństwo Jamiego. Powiedział Marie, co się dzieje? Jamie już wiedział i był chętny ich wspomóc. Marie machnęła lekceważąco ręką. – W ogóle. Tylko zrób coś dla mnie i upewnij się, że będzie brał przerwy, które mu się należą. – Zerknęła czule na męża. – Wychodzę zrobić sobie fryzurę. Udanego dnia kochanie. - Tobie też. – Para pocałowała się na pożegnanie i Marie odeszła. Patrzenie na tych dwoje dało jej do myślenia, jacy będą z Julianem, kiedy już ustatkują się w tym partnerstwie. Marie była kobietą interesu, współwłaścicielką kilku firm jej ojca i głównym fundatorem przynajmniej dwóch lokalnych instytucji dobroczynnych. Była zajęta, będąc tym, kim była i dzieliła to z Jamiem, tak samo jak on dzielił swoje życie z Marie. Może wypowiedzenie tych dwóch małych słów wcale by niczego nie zmieniło. Może mogła mieć to wszystko z Jules’em. Jasny błysk na ziemi zwrócił jej uwagę. Pochyliła się i podniosła kolczyk. – Jaki śliczny. Ciekawe kto go zgubił? - Cholera. To jeden z ulubionych kolczyków Marie. – Jamie sięgnął po niego. Cyn już szła, ściskając kolczyk w pięści. Chciała o coś zapytać drugą kobietę, z dala od facetów. – Jest niedaleko. Poczekajcie sekundkę, zanim wejdziecie. 144
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Cyn, nawet się nie waż. – Julian szedł za nią, wyraz jego twarzy ostrzegał. Cyn przewróciła oczami. – Nie wydaje mi się, żeby coś złego mi się stało za półtora metra. – Wyciągnęła rękę, trzymając kolczyk w dłoni. – Marie, zgubiłaś chyba kolczyk. Marie zaczęła się odwracać. – Dzięki... – Poleciała do przodu, lądując na ziemi. Zaledwie sekundę później Cyn usłyszała dlaczego. Strzały. Rozbrzmiały głośno i wydawały się lecieć ze wszystkich stron na raz. - Na ziemię! – Julian pchnął ją za samochód, zanim wystrzelił po Jammie’go. Zaryzykowała, szybko zerkając i widząc, że Jamie również leżał na ziemi. Jego skóra nabrała woskowe, sine zabarwienie. Nie oddychał. Podczołgała się do Marie. Snajper mógł gdzieś tam być, lecz Cyn musiała sprawdzić leżącą kobietę. Dotknęła Marie za nadgarstek. Już nie żyła. Z tego, jak wyglądał tył jej głowy wynikało, że zginęła zanim upadła na ziemię. A jeśli Marie nie żyła... Wstała i wystartowała do Juliana. Jebać snajpera. Super Miś zamierzał uratować Jamie’go, bez względu na wszystko. Jeśli Jamie już odszedł, to Julian mógł zostać zabrany razem z nim. Przelałby wszystko, co miał, w utrzymanie mężczyzny przy życiu, póki sam nie miałby nic, co mogłoby go ocalić. Cyn położyła palce na ramieniu Juliana i skoncentrowała się, bardziej niż po postrzale Glory. Nie mogła pozwolić Julianowi odejść. Miłość, namiętność, pojebane hormony zmiennego; nieważne jakby to nazwała. Jeśli Julian umrze, to będą cztery ciała dla zakładów pogrzebowych, trzy bez ran. Miał śnieżno białe włosy, oczy zamknięte jakby same walczyły ze śmiercią. Podążyła za nim spiralą uzdrawiającej ścieżki, użyczając mu własną moc, nawet tak małą ilość. Trzymała go związanego do jego ciała, gdy jakoś jebnął cudem i sprawił, że Jamie znowu zaczął oddychać, uruchomił na nowo jego serce. Uleczył rany, przez które Jamie stracił dech w piersi. Jamie wynagrodził ich kwileniem, lecz się nie obudził. Kiedy Julian opadł, wykończony i nieprzytomny, Cyn była tuż obok, by go złapać. Nadal tam siedziała, pochylając się ochronnie nad nim, kiedy Gabe Anderson podjechał. Światła i syreny ryknęły ze wszystkich trzech patrolów, a z daleka mogła
145
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful usłyszeć karetkę. Głaskała Juliana po policzku, nie przejmując się, ze miała pazury. – Posiłki przyjechały, Jules. Nie ruszał się. Nie było ani jednego pasma czarnych włosów w jego dzikiej grzywie.
146
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Szesnasty
Jasna cholera, bolało go. Przez całe jebane życie nic go tak nie bolało. Powieki jakby miał obciążone kamieniami i mógł przysiąc, że nawet paznokcie go bolały. Co on do cholery robił? A co ważniejsze, gdzie jest Cyn? W końcu zdołał otworzyć oczy tylko po to, by zorientować się, że był w szpitalnej sali. Do diabła, nawet wyglądała znajomo. Może to ta sama sala, w której był ostatnim razem, kiedy... Cholera. Marie. Stracili Marie i prawie stracili Jamiego. Miał nadzieję, że postąpił głupio, ratując Jamiego. Jak Jamie miał teraz żyć bez swojej partnerki? Przez resztę swojego życia będzie tęsknił, torturowany przez partnerskie sny, które nigdy by się nie zrealizowały? Jedno było pewne- Jamie już nigdy nie będzie taki sam. Pisk tenisówki o linoleum zmusił go do odwrócenia głowy. Cyn łaziła w tę i z powrotem, jej tenisówki piszczały przy każdym kroku. Warczała, dźwięk ten nie był ludzki. Jej Niedźwiedzica była bliska wydostania się, próbując uciec jej spod kontroli. Próbował wyszeptać jej imię, ale z jego ust wyszedł tylko bezdźwięczny wyziew. I tak musiała go usłyszeć, bo odwróciła się twarzą do niego, jego imię było wydyszanym szeptem. Mógł widzieć w niej zdziczenie, ale był zbyt słaby, by ją uspokoić. Zrobiła krok w jego stronę, wyciągając do niego ręce, kiedy drzwi za nią się otworzyły. Gabe wszedł, a za nim jego partnerka, Sara, Omega Pum w Halle. Oboje byli wykończeni, oczy mieli zaczerwienione. Julian mógł wyczuć zapach niedawno wylanych łez. Cyn złapała Juliana za rękę i odwróciła się do nich twarzą. – Gabe. Sara. Sara przejechała dłońmi po włosach. – Jak się macie? Julian nie mógł przewrócić oczami, ale mógł o tym pomyśleć. - Jules właśnie się obudził. Nadal jest słaby jak kociak i nie może jeszcze mówić. On... – Cyn przełknęła i dopiero wtedy zorientował się jak bliska była płakania. – On prawie umarł. Oczy Sary wypełniły się łzami. – Tak bardzo mi przykro. 147
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Gabe wziął swoją partnerkę w ramiona i trzymał ją mocno, gdy się załamała. – Adrian padł na środku biura. W tej chwili przeżywa najgorszą na świecie migrenę. Jest w domu, razem z partnerką Sheri, która się nim zajmie. Max wychodzi z siebie. Ogłosił snajpera zagrożeniem nie tylko dla ciebie, ale dla całej Dumy. Oficjalnie kazał mi go dorwać. – Gabe wzruszył ramionami. – Skontaktowałem się z Senatem i może przybędą jakieś posiłki. A może nie, to zależy od tego, jak wielkie stanie się zagrożenie. - Snajper jest zmiennym. Jestem tego pewna. – Sara starła z oczu łzy. Miała drżący, lecz zdecydowany głos. – Gniew odpowiedzialny za jego zachowanie był przytłaczający. - Skąd możesz to wiedzieć? – Cyn usiadła na łóżku obok Juliana, nadal mocno ściskając jego rękę. - Omegi mogą wyczuć emocjonalny stan Dumy. Kiedy Marie upadła, Sara wyczuła cierpienie Jamiego. – Gabe skrzywił się. – Z powodu jakichś... niefortunnych nieporozumień, moc Sary jest wyjątkowo silna. Kiedy doświadczyła straty Jamiego, sięgnęła czegoś niezwykłego. - Kiedy połączyłam się z Jamiem, poczułam wściekłość snajpera. Ktokolwiek to jest, robi to z osobistych pobudek. - Więc polują na mnie. – Cyn zacisnęła rękę Juliana, a on sapnął. Prawie zgniotła mu palce. Stawała się silniejsza. – Musimy zastawić pułapkę na tego sukinsyna. - Nie wydaje mi się, bym mogła go wyśledzić. Nie jest jednym z nas; wyczuję to, gdy celem stanie się znowu jedno z was. – Sara ugryzła się w wargę i patrzyła na Cyn, miała współczujący wyraz twarzy. – Nie poluje na ciebie, jako tako. Myślę, że poluje na was wszystkich. Cyn przechyliła głowę. – Hę? - Na ciebie, twoją przyjaciółkę Glory i na Tabby. Myślę, że cała wasza trójka jest w niebezpieczeństwie. - Więc strzał, który zabił Marie był przeznaczony dla mnie i się wkurwił, gdy nie trafił. - Tak, tak myślę.
148
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Cholera. Julian musiał odzyskać swoje siły jak najszybciej. Cyn była w większym niebezpieczeństwie niż mu się wydawało. Urządzenie monitorujące bicie serca wybijało jego strapienie, pikając szybciej niż powinno. - Ćśś. – Cyn pogłaskała go po włosach, uśmiechając się do niego jakby nie obchodził ją cały świat. Jaka szkoda, że wyraźnie widział jej kły. – Nic mi nie będzie, Jules. Gówno prawda. Jego przepiękna, silna partnerka wyjdzie na zewnątrz i zrobi z siebie przynętę, gdy on będzie przywiązany do szpitalnego łóżka. Tylko dwie inne osoby mogły ją powstrzymać, a jedna z nich znajdowała się w tym samym cholernym szpitalu. Próbował wstać. Desperacko chcąc odnaleźć siłę, by zatrzymać ją przy sobie. - Jules, nigdzie się nie wybieram. Nie, póki stąd nie wyjdziesz. Nie jestem głupia, querido15. Uspokoił się. Nigdy nie użyła pieszczoty, mówiąc do niego. Musi później spytać, co to znaczyło, kiedy tylko znowu będzie mógł mówić. - Usiądziemy razem z Gabe’em i wykombinujemy najbezpieczniejsze z tego wyjście. Najlepiej się do tego nadaję. Glory jest dalej zbyt obolała i pod nieobecność Ryana nie będę jej narażać. Tabby jest w ciąży. Zostaję tylko ja. – Wyszczerzyła się do niego dziko. – Poza tym, chcę zobaczyć minę tego skurwiela, kiedy zorientuje się, że zadarł z Kodiakiem. - Jesteś Kodiakiem? – Gabe parsknął śmiechem, kiedy Cyn skinęła. – Jasna cholera. Jak to się stało? Tym razem Julianowi udało się przewrócić oczami, lecz dalej nie działał mu głos. To, co z niego wyszło, brzmiało bardziej jak chrypienie. - Zapytaj kiedyś Super Misia. Myślę, że ma to coś wspólnego z ciernistymi ścieżkami i piosenką o piwie. - Dobra. – Gabe miał ten sam na wpół zdezorientowany, na wpół rozbawiony wyraz twarzy jak pozostali ludzie wokół Cyn. – Julian, tak tylko żebyś poczuł się lepiej, przy twoich i Glory drzwiach ustawiłem straże. Nie będziemy ryzykować. Adrian wydał rozkaz, że żadne z was nie będzie się poruszało bez ochrony. - Jeśli będziemy łazić z ochroną, to jak niby złapiemy tego skurwiela?
15
Kochany
149
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Musiał zdać już sobie sprawę z tego, że był Poszukiwany. – Gabe głaskał Sarę po włosach, Julian nie wiedział, czy chcąc uspokoić ją czy siebie. – To, że chciał do ciebie strzelać w towarzystwie innych ludzi, naprawdę mnie niepokoi. Nie wiem, czy ma dla niego znaczenie to, że obstawię cię setką strażników, nadal będzie polował. No to jak niby zapewnią dziewczynom bezpieczeństwo? Alex musiał bzikować ze zmartwienia. Julian nie miałby mu za złe wywiezienie Tabby do Oregonu, gdzie żyła reszta jego klanu. Jeśli Julian postanowiłby, że było to lepsze dla Cyn, to namówiłby Alex’a by i ją zabrał. Uleczanie szkód, które sobie zadał, ratując Jamiego, zajmie Julianowi kilka dni. - Chyba powinieneś zapewnić ochronę Jamiemu. – Cyn usiadła na brzegu jego łóżka ze zmartwionym westchnieniem. – Teraz, gdy stracił Marie, będzie chciał... – Przejechała ze zmęczenia dłońmi po twarzy. – Do diabła, nie wiem, co zrobi, ale daje mi to do myślenia. Mam partnera od niedawna, ale nie wydaje mi się, bym mogła żyć na tym świecie bez Juliana. Julian ścisnął jej dłoń najmocniej jak potrafił, co prawda nie za bardzo mu to wyszło. Nie miał na tyle siły, by nawet to zrobić. To, że była skłonna mówić takie rzeczy, zwłaszcza w obecności innych, rozgrzało go aż na wskroś. Czy chciała w to uwierzyć czy nie, w końcu go pokocha. Podobała mu się myśl, że pokochałaby go nawet bez więzi partnerstwa, ale nie bolało się upewnić. W tej sprawie korzystałby z okazji, jaką tylko by otrzymał. Jego partnerka była upartą kobietą. Odpychałaby każdy trwały związek z osobą inną niż Tabby i Glory. Robi to ze mnie drania czy tylko desperacko zakochanego faceta? - Powiedz swoim ochroniarzom, że wprowadzam się do Juliana. – Patrzyła się na niego, miała dziko opiekuńczy wyraz twarzy. – Nie spuszczę go z oczu. Nie miałby z tym problemu, gdyby nie zauważył, że z jej ramion wyrasta futro. - Zmieniasz się. – Gabe przeklął delikatnie. – Nie może do tego dojść tutaj. - Serio? Tak myślisz? – Cyn gapiła się na swoje ramię z czymś podobnym do przerażenia. – Co ja kurwa mam robić? Zadzwoń do Alex’a. Julian dalej nie mógł mówić. Ja pierdolę, zadzwoń do Alex’a!
150
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Gabe’a telefon zadzwonił. Skrzywił się, gdy zobaczył, kto to. Patrząc z winą na swoją partnerkę, odebrał telefon. – Cześć, Chloe. Co jest? Sara napięła się, ale nie odsunęła od swojego partnera. - Przepraszam. Możesz powtórzyć? – Gabe patrzył się dziwnie na Juliana. – No tak. Zrobię to. Dobra. Taa. Trzymaj się, lisiczko. Później pogadamy. – Rozłączył się i przyciągnął mocno Sarę do swojego boku. – To była Chloe. Powiedziała, że chcesz byśmy zadzwonili do Alex’a. Julian westchnął z ulgi i rozluźnił się. Pierwszy raz dziękował za swoją dziwną więź z małą Lisicą. - Wezmę to za potwierdzenie. – Gabe otworzył klapkę telefonu i zaczął wystukiwać numer. - Nie martw się, Super Misiu. – Cyn pocałowała go w czoło, jej kły były chłodne przy jego skórze. – Wszystko będzie dobrze.
Wcale nie będzie dobrze. Było tak dalekie od bycia dobrym, że prawie było paskudne. Kogo próbowała nabrać? Juliana czy siebie? - To jest o wiele łatwiejsze niż ci się wydaje. Cyn przewróciła oczami i zastanawiała się jak u licha wkopała się w tę sytuację. Proszę, oto stała naga w lesie, z ukochanym swojej najlepszej przyjaciółki, który również był nagi (i smakowicie wyglądający, ale nie to, że powie Tabby i Julianowi). A co gorsze, stała z gołym dupskiem w lesie z Alex’em i sześcioma innymi facetami, z czego połowa z nich miała przy sobie broń. Druga połowa była w swojej pumiej postaci, badając tak cicho obszar, jak tylko kot potrafił. Wszyscy byli glinami z Halle i każdy z nich zerkał na nią zanim rozbiegli się do swoich wyznaczonych zadań. Brązowe futro wyłaziło jej z najdziwaczniejszych miejsc, a pazury nie chciały się schować. Jej kły były tak kurewsko długie, że zaczęła seplenić. Julian, który powinien pomóc jej przejść przemianę, leżał nadal w szpitalu. Ledwo miał siły, by coś powiedzieć, a co dopiero się obronić. Zgadzając z Gabe’em i Sarą, to 151
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful również wpływało na to, że jej Niedźwiedzica tak wcześnie się ujawniała. Przez rany Glory i słabość Juliana, potrzeba bronienia swoich ukochanych była zbyt silna. Niedźwiedzica reagowała na jej emocje i to zmuszało ją do ujawnienia się. Dzisiaj się przemieni, czy jej się to podobało, czy nie. A pomoże jej w tym goły facet jej najlepszej przyjaciółki. Przy świadkach. Ale radocha. Dzięki Bogu Tabby nie widziała jej upokorzenia. Była bezpieczna, ubrana, pilnująca Glory i otoczona strażnikami. - Zrób coś dla siebie i się zrelaksuj. – Alex pokazał jej jak, biorąc głęboki oddech, wypychając naprawdę imponującą klatę. Nic dziwnego, że Tabby zawsze miała uśmiech na twarzy. – Teraz ty. Cyn przewróciła oczami i wzięła głęboki oddech, wydmuchując go przez nos. Alex wyszczerzył się. – Teraz to czujesz. Taa jasne. Czuła wyłącznie zamrożone cycki i ukradkowe spojrzenia. Nastoletni koszmar się spełnił. Teraz niech tylko ktoś zacznie wyśpiewywać sobie Oklahoma! i będzie idealnie. - A teraz, wypuść swoją Niedźwiedzicę. Chce się wydostać. Zamknij oczy i poczuj wiatr. Cyn zamknęła oczy. Odchyliła głowę do wietrzyka, próbując wyczuć zapach tak jak Alex. Zdumiewająco wyczuwała to, czego wcześniej nie potrafiła. Nie miała pojęcia, co to było, ale była pewna, że Julian będzie w stanie pomóc jej się dowiedzieć, gdy tylko będzie mógł się zmienić razem z nią. - Zmysł węchu niedźwiedzia jest o wiele silniejszy od tego Bloodhound’a16. Możemy ścigać zdobycz milami, a nasze partnerki jeszcze dalej. Nasze nocne pole widzenia jest lepsze od ludzkiego, ale widzimy te same kolory. Nos jej drgnął. Uniosła głowę, próbując wyłapać dziwnie kuszący zapach. - Niedźwiedzie to zwierzęta wszystkożerne. To, co czujesz, to wiewiórka goniąca przez wierzchołki drzew z dala od nas. No cóż. To było obrzydliwe. Śliniła się nad wiewiórką? Może Alex powinien zabrać ją do McDonald zanim tu przyjechali.
16
Rasa psa, tropowiec, pies gończy.
152
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Mmm. Big Mac. Zaburczało jej w brzuchu. Modliła się, żeby tylko nie na myśl o dwóch wiewiórkowatych pasztecikach w sezamowej bułce. To było po prosty... fu. - Spójrz na swoje dłonie. Otworzyła oczy i zobaczyła, że jej dłonie stały się łapami. - Pozwól temu wypłynąć. Podążyłaś już wcześniej uzdrawiającą spiralą. To prawie to samo, oprócz tego, że zamiast czerpiać moc ze swojej Niedźwiedzicy, ona czerpie siłę z ciebie. Była to najdziwniejsza rzecz, jakiej doświadczyła. Skóra jej się zmarszczyła, otaczając mięśnie i kości, które naraz stały się większe. Nie czuła nic potwornego, boleśnie łamiącego, gdy jej kości się przesuwały, bez względu na to, co pokazywano w horrorach. Było to bardziej odrętwiałe i kłujące uczucie, elektryzujące doznanie wzdłuż zakończeń nerwowych, które wydawały się być teraz w innych miejscach. Jej dłonie... nie, jej łapy, wylądowały na suchym i brudnym podłożu. Jej przemiana prawie się dokonała. Oderwała wzrok od swoich rąk tylko po to, by znaleźć się noc w nos (pysk w pysk?) z Grizzly, który pachniał jak Alex. Szarpnęła się do tyłu, lądując na swoim futrzanym zadzie, szczekając z zaskoczenia. Kto by pomyślał, że niedźwiedzie potrafiły się śmiać? Ramionami Alex’a trzęsły się, gdy sapał. Cyn wstała i delikatnie na niego warknęła, prawie sama się śmiejąc, gdy Alex ukrył pysk pod łapami. Był takim durniem, że czasem ciężko było zapamiętać, jak niebezpieczny potrafił być. Alex pogładził ją nosem pod brodą, a potem wstał z podłoża. Przestraszyło ją to, że w sumie byli tej samej wielkości. Myślała, że będzie większy, ale naprawdę byli pysk w pysk. Na chwilę się zatrzymał, zerkając na nią jakby mówił I jak? Cyn poczłapała za nim, uradowana zabawą ,,podążaj za liderem”, dysząc ze śmiechu, gdy jej grupa Pum gramoliła się za nimi, tym, którzy zostali w ludzkiej formie, szło to gorzej. Ale nawet strażnicy nie mogli odwrócić jej uwagi od tego całego nowego świata, który otworzył się na jej zmysły. Jej wzrok nie wydawał się różnić od tego w ludzkiej formie, ale jej lepszy słuch i zmysł węchu były prawie przytłaczające. Zajmie jej trochę czasu uporządkowanie tego, co właśnie doświadczała. Miała tylko nadzieję, że następnym razem przemieni się, mając u swojego boku Juliana. Pomimo tego jak słodki był Alex, tęskniła za swoim partnerem. 153
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Siedemnasty Julian jęknął gdy Cyn pomogła mu usiąść na kanapie. – O kurwa, dzięki. Jak ja nienawidzę tych jebanych szpitali. Uniosła mu stopy, oparła o poduszki i przykryła go jakąś narzutką, której nigdy nie widział, ale wyraźnie pachniała nią. – Pozwolono ci wyjść tylko po to, byś mógł odpoczywać. - Będę. Obiecuję. – Do diabła, ledwo mógł chodzić. Myślała, że co będzie wyrabiał, żonglował piłami łańcuchowymi? Zdołali przytrzymać go w szpitalu przez dwa dni, a gdyby został tam dłużej, to by zbzikował. Nie było mowy, żeby wyzdrowiał wokół tych wszystkich ludzi. Wymamrotała coś pod nosem, coś po hiszpańsku co kończyło się cabron17 i poszła prosto do kuchni. Uparcie sprzeciwiała się opuszczaniu szpitala póki nie wyjaśnił jej, jak na niego wpłynęłoby zostanie tam. Nadal nie była pewna, czy podjęła właściwą decyzję, pomagając mu namówić lekarzy, by go wypuścili, ale się przekona. Już był silniejszy, a jego Niedźwiedź spokojniejszy. Ucieczka przed tymi wszystkimi chorymi i rannymi, ogromnie wpływała na jego wyzdrowienie. Zadzwonił dzwonek do drzwi, niepokojąc go, ale nie przejmował się wstaniem i otwarciem drzwi. I tak nie podszedłby do nich. Nie, bez upadnięcia prosto na swój tyłek. Cyn przeszła obok niego, nadal mamrocząc po hiszpańsku. Współczuł temu, kto znajdował się po drugiej stronie. Jego partnerka rwała się do kłótni. Usłyszał jak Cyn sapnęła, gdy otworzyła drzwi. – Oh, cześć. - Cześć, Cyn. – Wparowała do środka Emma Cannon, Curana Dumy Pum w Halle. Jej ciemnobrązowe włosy były związane u góry w długi, podskakujący kucyk. Jej purpurowa bluzka w serek i ciemnoszare jeansy opinały każdą krągłość. W dłoniach trzymała trzy pudełka z pizzą, mocny zapach pikantnego mięsa, stopionego sera i soczystego sosu pomidorowego sprawił, że ślinka napłynęła mu do ust. Za nią błyskawicznie podążył jej partner, blondyn z niebieskimi oczami, Alfa Halle. Max trzymał jeszcze pięć pudełek z pizzą i z zapachu Julian wiedział, że co
17
Skurwiel
154
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful najmniej jedna z nich była jego ulubioną, hawajską. Max poszedł za swoją malutką partnerką prosto do kuchni Juliana, uśmiechając się uroczo do Cyn i kiwając Julianowi. – Hej, Julian. Sorry za to. Dzwonek do drzwi zadzwonił zanim mógł mu odpowiedzieć. - Wspomniałem, że niedługo przyjdą pozostali? – Max wślizgnął się w kocim stylu, na ulubiony fotel Juliana. Rozsiadł się i natychmiast usadził sobie partnerkę na kolanach. Julian zmarszczył brwi na Emmę. – Masz niedobór żelaza. Emma otworzyła szeroko oczy, przesyłając wyraźną wiadomość, że jeśli Julian cenił sobie swoje jaja, to będzie siedział cicho. - Emmo? – Uwaga Max’a była całkowicie skupiona na jego partnerce, ledwo zdając sobie sprawę z tego, że Simon i Becky Holt zanieśli jeszcze więcej pudełek z pizzą do kuchni Juliana. - Nic mi nie jest Max. – Pokręciła tyłkiem, najwyraźniej próbując rozproszyć jego uwagę. Ze sposobu, w jaki nozdrza Max’a się rozszerzyły, było widać, że działało. - Ostatnio często byłaś zmęczona. – Max głaskał Emmę po biodrze, uspakajając ją. Jego złote spojrzenie nagle wbiło się w Juliana, gdy biała mgiełka otoczyła parę Alfa. – Powiedz, co jest nie tak z moją partnerką. Usłyszał jak Simon i Becky jęknęli, gdy moc ich Alfy przepłynęła przez pokój. Cyn właściwie padła na kolana, niezdolna utrzymać równowagi. Julian uśmiechnął się i ziewnął. Emma walnęła Max’a w ramię. – Wrzuć na luz, Lwiątku. Biała mgiełka znikła, razem z ciężarem niezadowolenia Max’a. – Przepraszam, ale jeśli chodziłoby o twoją partnerkę, to co byś zrobił? Julian patrzył się na Emmę przez chwilę zanim odpowiedział na pytanie Max’a. – Pozwoliłbym, żeby mi powiedziała, co się dzieje, gdy będzie na to gotowa. Max trochę się wyprostował, powoli zrozumienie zaczęło pojawiać się na jego twarzy, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. – Emma? - Ćśś. – Głaskała Max’a po policzku, z czułym spojrzeniem. – Porozmawiamy, kiedy wrócimy do domu. Obiecuję. Biedny Max wyglądał na oszołomionego, gdy Adrian i Sheri weszli do środka, niosąc wody sodowej jak dla drużyny futbolowej Pittsburgh Steelers. Albo inaczej, 155
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Adrian tyle jej niósł. Sheri trzymała swojego psa przewodnika, Jerry’ego, który wprowadzał ją do domu. Pomachała ogólnie w pokoju. – Cześć, wszystkim. Gabe i Sara już idą. – Sara śmignęła do domu i prosto do pary Alfy. – Co się dzieje? Max uśmiechnął się, wpatrując w oczy swojej partnerki i pogłaskał ją po brzuchu. – Absolutnie nic. - Chyba znasz odpowiedź na swoje pytanie, prawda Lwiątku? – Lecz Julian zauważył, że Emma nie odepchnęła ręki swojego partnera. Przeciwnie, głaskała palcami wierzch jego dłoni, gdy wpatrywała się czule w niebieskie oczy, w których nadal znajdowały się plamki złota. W odpowiedzi szeroki uśmiech Max’a był pełen leniwej arogancji. – Owszem. Julian znowu ziewnął. Tym razem nie było to udawane. – Nie to, że nie jestem wzruszony, widząc was wszystkich, ale czemu do cholery tu przyszliście? - Bo ty nie mogłeś przyjść do nas. – Spojrzeniem jakim postrzeliła go Emma mówiła, że to było oczywiste. - Rick i Belle powinni przyjechać za piętnaście minut, a Tabby z Alexem już są w drodze. – Gabe zaczął przynosić krzesła z kuchni i jadalni do salonu. - No to urządzamy sobie zaimprowizowaną imprezę pizzową, bo…? – Cyn założył sobie ramiona na klatkę i zaczęła tupać stopą. Miała ten uparty wyraz twarzy, który mówił, że lepiej niech szybko otrzyma odpowiedź. - Spotkanie Dumy. No cóż, Dumy i Sfory, odkąd Tabby należy do obydwu. – Emma poklepała Max’a po ramieniu i wstała, kierując się prosto do kuchni. – Macie jakieś papierowe talerze i kubki? - Ale my nie należymy do Dumy. – Cyn wyglądała na tak zdezorientowaną, jak Julian. - Jeszcze nie - zachichotała Becky. - Kiedy mówiłem Gary’emu, że ty, Glory i Tabby jesteście pod moją opieką, to mówiłem poważnie. – Max założył sobie ręce na klatę i praktycznie wyzywał Cyn, by dalej go wypytywała. Jej spojrzenie wylądowało na Julianie i grzeszny, szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy. – Czy ta opieka obejmuje mojego partnera? W odpowiedzi uśmiech Max’a był pełen złości, jak tylko kot potrafił. – Teraz tak.
156
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Julian grzmotnął głową w oparcie kanapy z jękiem. Cudownie. Teraz był chroniony przez Pumy, Lisy i Niedźwiedzie, o rany. Zastanawiał się czy może sprzedać bilety na ten cyrk. - Musiałam o tym zapomnieć. – Sara patrzyła się troskliwie na Cyn. – Może dlatego mogę wyczuć tak dobrze snajpera. - Ponieważ było tam trzech członków Dumy. – Max skinął mądrze. Julian zorientował się, że facet wciskał kit. Max lubił udawać, że był wszechwiedzącym Alfą, ale Julian… - Chwila. Kiedy Cyn niby stała się członkiem Dumy? Alex i Tabby weszli do domu jakby był ich własnym, nie przejmując się nawet, by zadzwonić. Jakiekolwiek poirytowanie uleciało, kiedy ujrzał, kto z nimi był. – Glory! Glory natychmiast została otoczona zbyt troskliwymi kociakami. Usadzono ją w ulubionym fotelu Juliana, które Max szybko zwolnił i wręczono jej picie oraz kawałek pizzy, na który zmarszczyła nosem. Położyła talerz na stoliku i odwróciła swoje niebieskie jak woda oczy do Max’a. – Gdzie jest Ryan? Wow. Mówiąc o niezręcznej ciszy. - Nie mamy pojęcia. – Gabe zamienił się długim, niepocieszonym spojrzeniem z Adrianem, Marshallem Halle. – Jakby po prostu znikł. Julian wzdrygnął się. To była pewnie najgorsza rzecz jaką Gabe mógł powiedzieć. Glory wzięła głęboki oddech jakby chciała krzyknąć, lecz zamiast tego skończyła z długim, boleśnie brzmiącym, kaszlącym atakiem. Natychmiast została otoczona przez wszystkich prócz Juliana, próbujących ją uspokoić. Nigdy jeszcze nie czuł tyle winy w pokoju od czasu, gdy jego matka przyłapała go i jego kumpli wybrudzonych okruchami świątecznych ciasteczek dwie godziny przed przybyciem krewnych. Wszyscy mówili na raz, więc nic z tego nie miało sensu. Było tak głośno, że tylko Julian wyłapał jak drzwi od domu znowu się otwierały. Potężny rudy ze zwężonymi oczami i blondynka wyglądająca jak laleczka weszli i patrzyli się na chaos, zanim blondynka nie sięgnęła do torebki i nie wyciągnęła… Na miłość boską to było głośne. Lecz efektywne. Wszystkie Pumy przestały gadać i gapiły na uśmiechającą się kobietę, trzymającą klakson. Rudy potrząsnął głową jak pies podczas deszczu. – Nienawidzę, kiedy tak robi. Blondynka, która musiała być Belindą „Belle” Lowell, potrząsnęła kusząco klaksonem w stronę Curany. – No chodź, wiesz, że chcesz takiego. 157
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Max zwęził oczy, widząc błysk w oku swojej partnerki. – Nawet o tym nie myśl, Emmo. - Ale Max, to się tak błyszczy. – Emma wydęła wargi na swojego partnera i potrzepała swoimi niedorzecznie grubymi rzęsami. - Emma. Kątem oka Julian zauważył jak Luna Sfory Poconos pokazała powszechny znak zadzwoń. - O nie, nie zrobisz tego. – Rick Lowell podniósł swoją partnerkę jakby nie ważyła więcej od kociaka. – Pozwól Maxowi wierzyć, że to on rządzi. A wtedy wszystkie Pumy zaśmiały się na leniwy szeroki uśmiech Belle, łagodząc napięcie, które zostawił po sobie wcześniejszy komentarz Gabe’a. Wkrótce potem wszyscy siedzieli z pizzą i piciem, niektórzy na podłodze, niektórzy szturchając Juliana, póki nie usiadł. Cyn siadła w jego nogach, opierając się o nie plecami. Obok niego siedziała Belle, jej partner siedział na podłodze między jej nogami. Pochylała się ciągle i ciągle karmiąc go pizzą, nigdy nie przerywając strumienia plotek między sobą i Emmą. Ich ulubionym tematem zdawali się być dwaj mężczyźni -Ben i Dave, którzy planowali ceremonię zaślubin gdzieś koło Świąt. Najwyraźniej, Dave przesłał Emmie kilka zdjęć Drag Queen w sukniach ślubnych. Chciał znać jej zdanie na temat tego, która najbardziej by mu pasowała. Belle nawet się nie zaśmiała. Do diabła, miała swoją ulubioną i planowała powiedzieć o niej Dave’owi, kiedy tylko wróci do domu. Kiedy każdy skończył jeść, Max powstał, gotowy rozpocząć spotkanie. – Dziękuję wszystkim za przybycie. Myślę, że wszyscy wiemy czemu tu jesteśmy. Rick podniósł rękę. – Zapraszam Tabby, Alex’a i ich przyjaciół, by przyjechali do Rezydencji, póki snajper nie zostanie złapany. Julian zamrugał zaskoczony. Nie oczekiwał po Wilku Alfa takiego posunięcia. – Jak będziemy tam bezpieczniejsi niż jesteśmy tu? – Skoro Rick mógł zagwarantować Cyn bezpieczeństwo, jej futrzany tyłek pojedzie w góry, czy jej się to podobało czy nie. - Nawet o tym nie myśl, Super Misiu. – Cyn zgromiła go z dołu wzrokiem, co było naprawdę dziwne przy tym, jak musiała zrobić to do góry nogami. – Potrzebują mnie, by złapać tego skurwysyna.
158
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Niestety uważam, że ma rację. – Kilka razy w przeszłości, kiedy Julian spotkał się z Adrianem Giordano, facet wydawał się był wyluzowany. Nie wyglądał już tak, kiedy siedział naprzeciwko niego z opartymi łokciami na kolanach. Wymieniał się z Cyn spojrzeniem za spojrzeniem, lecz Marshall nie odpuszczał. – Odkąd to ciebie objął za cel, myślę, że będzie cię śledził. – Skinął Julianowi, niepokój w wyrazie jego twarzy został usunięty przez absolutne zdecydowanie. – Przykro mi, ale tylko tak widzę złapanie go. - Niestety, zgadzam się. – Facet, którego Julian nigdy nie spotkał, podniósł swoją dłoń. – Ted Pedroza, Zastępca Marshalla Sfory z Poconos, przybył by powstrzymać swoje Alfy przed wpakowaniem się w kłopoty. – Ted zaśmiał się na głos, gdy Rick parsknął z rozbawienia. – Miło cię poznać. - Ciebie również miło poznać. – Ted miał super krótkie, prawie czarne włosy, oczy tak ciemne, że Julian nie mógł zauważyć źrenic i odcień skóry kogoś z pochodzeniem latynoskim. - Jeśli mogę zapytać, jak długo twoja partnerka tu mieszka? Nawet przez chwilę Julian’a nie zmylił beztroski uśmiech i zrelaksowana postawa Ted’a. Żeby zostać Zastępcą Marshalla musisz być cholernie dobrym wojownikiem. – Nie za długo. A co? - Wokół twojego domu nie ma żadnego zapachu oznaczenia. Wszyscy patrzeli się na Teda, zdezorientowani. Każdy z wyjątkiem Ricka i Tabby. Rick zwrócił swoje przeszywające, jasnoniebieskie spojrzenie na Tabby. – Ma rację. Jak tylko przychodzisz do domu, sprawdzasz zapach oznaczenia. Tabby skinęła jakby rozumiała dokładnie, o czym on gadał. Emma uniosła w górę rękę. – Ee, dla tych spoza psowatej rasy, możesz to proszę wyjaśnić? - Psy oznaczają swoje terytorium. – Belle ziewnęła subtelnie za swoją dłonią. - Nie jestem psem. - Dalej to sobie wmawiasz, Fido. – Belle poklepała swojego męża po klacie, śmiejąc się, kiedy warknął. – Z tego, co mówisz, wynika, że ich obserwuje, jakby ich śledził.
159
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Co oznacza, że będzie z silnym poczuciem własnego terenu. – Tabby praktycznie zwinęła się wokół Alex’a, lecz jej zmartwione spojrzenie było wlepione w Cyn. – Oznaczy miejsca, które zajęłyśmy, jak Living Art. Czy mieszkanie. - I twój nowy dom. – Cyn warknęła. – Chciałabym już dać temu skurwielowi nauczkę. - Przeszłaś już swoją pierwszą przemianę? – Cyn skinęła i Max westchnął z ulgi. – To dobrze. Nie rzucimy cię bezbronną tym wilkom. - Powiedziała wam, w co się zmienia? – Wyszczerz Gabe’a był złośliwie uradowany. - Myślałem, że będzie Duchowym Niedźwiedziem, jak Julian. - To nie działa w ten sposób. – Julian pociągnął się za warkocz, niepewny jak poinformować Alfę Halle, że po jego terytorium łazi Kodiak. - Jestem Kodiakiem. – Cyn wzruszyła ramionami. – To niedźwiedzia sprawa. Nie zrozumielibyście tego. Alex nie zdołał całkiem zdusić swojego śmiechu. Tabby nawet się tym nie przejmowała. - Ahaa. – Max zamrugał z pustym wyrazem twarzy. – To… Duża sprawa. - I złośliwa. – Gabe tarł radośnie swoje dłonie. Adrian patrzył się na Cyn z grzesznie zachwyconym wyrazem twarzy. Jego duży, złośliwy uśmiech przypominał Julianowi Grinch’a. – Mogę patrzeć jak zamieniasz tego głupka w futrzane origami? To stanie się koszmarem. Cyn może i była duża jak na Niedźwiedzia, ale kula by ją zabiła. – Myślę, że musimy bardziej się martwić tym jak zapewnimy jej bezpieczeństwo. – Julian wzdrygnął się, gdy trochę za mocno pociągnął się za warkocz, jego nerwy brały górę. - Nasi ludzie będą ją obserwować dwadzieścia cztery na siedem. Living Art. pozostaje zamknięte by chronić klientów. Cyn nie mogła ukryć swojego niezadowolenia z wypowiedzi Gabe’a. Korciło ją by wrócić do pracy, ale musiała zgodzić się z Hunterem. W Living Art. Była bezbronna. Miał tylko nadzieję, że szybko to rozwiążą. Ryzykowała całkowitą utratą swojego biznesu, gdy za długo zostanie zamknięte. - Julian, póki nie będziesz silniejszy, musisz nam zaufać w ochranianiu twojej partnerki. – Wzrok Adriana był życzliwy, lecz bezkompromisowy. – Ten koleś jest 160
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful winny morderstwa i usiłowania morderstwa. Musimy złapać go, zanim jeszcze kogoś skrzywdzi. - Jesteśmy tacy pewni, że to facet? – Dłoń Sheri była tak mocno ściśnięta, że kłykcie jej pobielały. - Już dobrze kochanie. – Adrian natychmiast sięgnął po swoją partnerkę i wtulił ją w siebie. – Sheri była ofiarą ataku prześladowcy. Sheri poklepała Adriana po kolanie. – Nic mi nie jest, obiecuję. - To zdecydowanie facet, Sheri. – Sara ukradła Gabe’owi picie i wzięła łyk. – Czułam jego gniew, gdy nie trafił w cel. - Jest poczytalny? Sara wykręciła dłonie . – To zależy jak rozumiesz poczytalność, Max. Wyczułam gniew, dużo gniewu. Ale nie wydawało się to być maniakalne, jeśli to ma jakiś sens. - Prawdziwe pytanie brzmi, czemu to robi? – Adrian patrzył się na Tabby jakby miała na czole wycelowaną czerwoną kropkę. – Czemu skupił się na waszej trójce? - Przypuszczamy, że może to mieć coś wspólnego z Gary’m. – Gabe złapał się za nos, wzdychając. – Chociaż nie jestem całkiem pewien. Rozkazano Gary’emu obserwować Chloe, nie Tabby. Ma coś wspólnego z tym, kto obrał sobie za cel mieszańców, nawet jeśli o tym nie mówi. Tabby, Cyn i Glory były tylko pobocznym bonusem. Są również ludźmi, bądź zmiennymi. Ich partnerstwo nie stworzy mieszańców jak Alex i Tabby. - Dalej musimy się tym przejmować? Myślałam, że skoro Gary siedzi w więzieniu, to się to skończy. – Tabby pogłaskała się po brzuchu. Mała fasolka rosnąca w nim miała tylko kilka tygodni, lecz Tabby już kochała to dziecko. - Gepard mnie zaatakował. Pracuje z Wilkami czy sam? – Cyn wstała i zaczęła chodzić. – Co jeśli był to niepowiązany przypadek? - Nie widzę powodu by ci, którzy polują na mieszańców, mieli atakować ciebie. To musi być coś innego. – Julian nie wiedział, co przeoczali. - To z osobistych pobudek. – Sara chwyciła Gabe’a za ramiona i założyła je sobie na talię, na co pozwolił jej Gabe z pobłażliwym uśmiechem. – Chce twojej śmierci.
161
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - W takim razie, musimy się dowiedzieć, która z waszej trójki ostatnio kogoś wkurwiła. – Belle sięgnęła do ogromnej torebki i wyjęła tablet. Wystukała kilka razy i potem spojrzała oczekująco. – Ludzie, nazwiska proszę. - Nie mam nikogo konkretnego. To znaczy, oprócz Gary’ego i jego głupków. – Tabby ugryzła się w wargę. – Co z rodziną Gary’ego? Nie odmówił czasem podania nazwiska swojego Alfy, kiedy go aresztowano? - Głupki też mieli swoje rodziny. – Cyn odwróciła się i spojrzała na Glory. - Nie gap się tak. Nic nie wiem. - Wiesz, że masz ranę po postrzale. - No cóż. Oprócz tego. Cyn przerwała chodzenie, gdy postrzeliła Glory skruszonym spojrzeniem. – Jest jeszcze Hope. Glory wzdrygnęła na się na dźwięk wymawianego imienia jej siostry. – Wątpię żeby to coś miało z nią wspólnego, po tych wszystkich latach. - Ale to możliwe. - Jakakolwiek cząstka informacji pomogłaby. – Gabe klęknął przed Glory i wziął jej dłoń w swoje. – Powiedz mi co sądzisz, że się stało twojej siostrze. - Według mnie… - Glory opuściła głowę, wyglądając na tak zmęczoną, że Julian chciał ją zabrać i położyć do łóżka. – Nieważne, co ja sądzę. Hope znikła. - Ten, którego to sprawka, wyjechał z miasta. – Glory zatrzęsła się na ciche stwierdzenie Cyn. – To przez twojego ojca, prawda? - Nie wiem. Nigdy nie odważyłam się powiedzieć tego na głos. – Glory wykręciła dłonie, póki skóra nie zrobiła się czerwona. – Zwariował, kiedy nie wróciła do domu tamtego wieczora. - Obwiniał ciebie. – Sara stanęła za Glory i położyła dłonie na jej ramionach. Wyglądało na to, że Omega usiłowała użyć swojej mocy na człowieku. - Tak było. Miałam wtedy z nią iść. Nie chciałam i pokłóciłam się z nim. – Glory rozluźniła się pod dłońmi Omegi. – Kiedy nie wróciła, bił mnie aż nie mogłam się ruszyć. Kiedy Ryan się o tym dowie, to się wkurwi. Jeśli ojciec Glory wróci kiedyś do Halle, to nie będzie się długo cieszył życiem. - Myślisz, że twój ojciec wrócił do miasta? – Gabe mówił cicho i kojąco, współpracując z Omegą, by uspokoić Glory. 162
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Nawet jeśli, nie ma powodu by atakować Tabby i Cyn. - Ma rację. Pan Walsh był dupkiem, ale nie był głupi. Nie miał powodu by w nas strzelać. Przecież nie prowadzimy śledztwa nad zniknięciem Hope. - I nie ma pojęcia o istnieniu zmiennych. – Glory zmarszczyła brwi. – Przynajmniej tak myślę. Cyn pokręciła głową. – Wszystko, co odkryliśmy, wskazuje na zmiennych, nie na ludzi. - Co sprowadza nas z powrotem do jednego. Czemu wy trzy? - Mój ojciec nie żyje, ale umarł z naturalnych powodów. – Cyn wznowiła chodzenie, trzymając dłonie na biodrach, gdy myślała na głos. – Moja matka dalej żyje, ale jest kompletnym głuptasem. Nie wydaje mi się, by się z kimś umawiała, a ojciec umarł parę lat temu. Uwielbiała ojca, zrobiłaby dla niego wszystko. - A wkurwieni klienci? – Palce Belle stukały szybko po jej tablecie. - Jeśli miałabym klientów, którzy nie byliby zadowoleni tatuażem, to albo zaproponowałabym poprawienie go za darmo, albo oddałabym część zapłaty. Jak na razie nie miałam żadnych skarg. - Więc żadnych wkurzonych klientów czy dawnych wrogów. Mamy tylko zaginioną
siostrę,
nieznaną
osobę
bądź
osoby
polujące
na
mieszańców,
rozłoszczonego gnoja, który próbował zabić was trzy i to by było na tyle. – Luna zwróciła swoje błyszczące, zielone spojrzenie na Tabby. – A co z twoim dawnym Alfą, Tabby? Może mieć coś z tym wspólnego? - Tak przypuszczam. Ale nadal powinien być w Marietta. - Jego syn, Micah Boyd, próbował się z tobą skontaktować. – Cyn i Tabby wymieniły się tajemniczym spojrzeniem. – A Dennis Boyd nie jest już alfą Marietty. Możliwe, że opuścił Mariettę. Tabby wyglądała na całkowicie zdezorientowaną. – A co to u licha ma wspólnego ze mną? - Nie mam pojęcia, ale pytała o dawnych wrogów. – Cyn machnęła ręką. – Nie żeby cokolwiek z tego wszystkiego miało jakiś sens. - Dalej wydzwania? Myślałem, że sobie darował. – Alex wyjął telefon Tabby z jej kieszeni i zaczął przeszukiwać jej połączenia.
163
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Myślę, że powinniśmy zaspamować go Nyan Cat18 póki sobie tego wszystkiego nie odpuści. – Glory zachichotała, kiedy wszyscy na nią spojrzeli. – No co? Zerknijcie na YouTube. Wkurzająca bzdura. – Chichoty zamieniły się w wykańczający kaszel, ale przynajmniej się uśmiechała. - Ma rację. Kiedyś ją czymś wkurzyłam i zrobiła mi z niego wygaszacz ekranu. Do dzisiaj nie mogę jeść wiśniowego pieczywa Pop Tarts. – Cyn wzdrygnęła się. – I nie miałam pojęcia, że jest tak dużo różnych wersji tego kota. - Najbardziej przerażający był Nyan Cat 3-D. - Ty suko. Dalej nie mogę uwierzyć, że zmusiłaś mnie do obejrzenia tego. - I tak się zemściłaś. – Glory puściła Cyn oczko. – Zmusiłaś mnie do grania w Guitar Hero19. Moje palce jeszcze nie wyzdrowiały. Cyn puściła jej oczko i Julian wiedział, że robiły sobie z kogoś jaja. – Wkurzasz się, bo mój Nyan’owski wynik był wyższy od twojego. Tabby gapiła się na nie w niedowierzaniu. – Skąd do cholery wytrzasnęłyście Nyan’a na Guitar Hero? Glory pociągnęła nosem. – Widzisz, co tracisz, gdy się wyprowadzasz? - Panie. – Gabe pokręcił głową, rozbawienie walczyło z niedowierzaniem. – Mamy do złapania zabójcę. Później się martwcie swoją gwiezdną potęgą, dobrze? – Wyszczerzył się. – Poza tym, nie ma żadnego Nyan Cat na Guitar Hero. - Jesteś pewien? – Cyn prowokowała Gabe’a. - Taa. – Szeroki uśmiech Gabe’a zamienił się w zażenowany. – Już bym go miał. Tabby zgromiła Cyn i Glory, które chichotały jak głupie. – Wy wszyscy jesteście do dupy. Julian’a gówno obchodziły w tym momencie jakieś gry wideo. Uwagę miał nadal skupioną na najważniejszej sprawie. – Musi być jakieś inne wyjście by zdemaskować
tego
kolesia.
Niedopuszczalne
jest
wykorzystanie
Cyn
do
wyciągnięcia go z ukrycia. - Masz lepszy pomysł, Super Misiu? – Cyn skrzyżowała ręce i parsknęła na niego. Myślała, że go miała.
18
Internetowy mem, przedstawiający kota lecącego w przestrzeni kosmicznej, który zamiast tułowia ma wiśniowe pieczywo Pop – Tarts. Zostawia za sobą tęczowy szlak. - Nie wiem co to za gra, gif czy cokolwiek innego. 19 Ooooooh! Uwielbiam!
164
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Myliła się. Odwrócił się to jedynej osoby, która powinna być na zewnątrz, ścigając zabójcę, a nie siedzieć w jego salonie, pożerając pizzę. – Gabe, czego dowiedziałeś się o snajperze? - Nie za wiele. Strzelił do Marie z pustego mieszkania. Cieszę się, że właścicielka wyszła już do pracy. Po tym wszystkim, cholernie bała się wrócić do domu. - Puma? - Nie, ale jest zmienną i poprosiła o schronienie. Max jej to zapewnił. Tylko tyle mogę powiedzieć. – Gabe przyciągnął do siebie Sarę i położył brodę na jej głowie. – Nie zostawił za sobą żadnych odcisków palców. Zaczynają napływać raporty z laboratorium, ale możemy tylko powiedzieć, że nie zostawił za sobą nawet pojedynczego włosa. Zdemolował tylko jej mieszkanie. Wybił kilka dziur w ścianach, rozbił kilka jej bibelotów. Wygląda na to, że kiedy nie trafił Cyn, dostał napadu złości. - Co z pozostałymi miejscami zbrodni? - Prawdopodobnie dostaniemy jeszcze więcej informacji o bombie. Moi ludzie nad tym pracują, dowiadując się, gdzie zostały zakupione części. Zajmie to trochę czasu. Musimy być cierpliwi. Julian chciał walnąć Gabe’a. Jeśli chodziłoby o jego partnerkę, to też byłby taki cierpliwy? Odwrócił się do Ricka, mając nadzieję, że Wilk Alfa wiedział, gdzie zmierza. – Łatwiej będzie dorwać go na twoim terytorium? - Jeśli będę znał jego zapach, to tak. – Wilk Alfa brzmiał na całkowicie pewnego. – Te lasy należą do mnie. Nie ma mowy, by ten skurwiel się tam ukrył. - No to się rozdzielamy. Tabby, Alex i Glory pojadą do Poconos, gdzie Wilki Ricka będą ich chronić. Ja zostanę tutaj i spróbuję wyciągnąć snajpera z ukrycia tam, gdzie Pumy będą mogły się mną zająć. – Cyn uniosła dłoń, gdy Tabby otworzyła buzię, by się jej sprzeciwić. – Alex, zabierz kilkoro ze swoim krewnych z wami, a resztę zostaw tutaj. Przez to Julian i Tabby będą czuć się lepiej. Alex wymienił się z Tabby spojrzeniem. Bez względu na to, co chciała Tabby, jechała do Poconos, wlekąc za sobą teściów. – Jeśli Lisy uchwycą zapach, to zamienią się w przydatnych łowców. - A ja w końcu otrzymam odpowiedź na odwieczne pytanie. – Belle przechyliła głowę, wyraz jej twarzy był bardziej tępy od tego, który Julian widział u 165
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Paris Hilton. Słyszał plotki na temat Luny Poconos. Może były prawdziwe. Może serio była Psycho Barbie. – Czy niedźwiedzie srają w lasach? Alex rzucił jej równie durne spojrzenie. – Tylko jeśli mają rolkę papieru zawieszoną na pobliskiej gałęzi. Julian skinął mądrze. – I musi to być taki papier, który nie przyczepia się do naszego futrzanego zadu. - Właśnie. To jest całkowite pogwałcenie etykiety Niedźwiedzia. Rick zakrył dłonią buzię Belle, zanim mogła odpowiedzieć. – No to mamy plan? Wymieniono się spojrzeniami. Po serii skinień, kilku niechętnych, kilku nie, zdecydowano. Alex zabierze Tabby i Glory do kryjówki, podczas gdy Cyn pogra w berka z zabójcą. Julian prawie warknął z cholernej frustracji. Nie szło to po jego myśli. Kurwa mać.
166
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Osiemnasty Cyn otworzyła drzwi wejściowe tak cicho, jak tylko potrafiła, mając nadzieję, że Julian zdrzemnął się, tak jak mu nakazała. Kiedy nie zobaczyła go wałęsającego się po pokoju, westchnęła z ulgi. Był stanowczo przeciwko odgrywaniu przez nią roli przynęty, ale co innego mieli zrobić? Tydzień minął od śmierci Marie, a nie dowiedzieli się niczego więcej na temat tego, gdzie snajper się ukrywał. Nie przysłano żadnej informacji z laboratorium i nawet Cyn wiedziała, że zmysłem węchu nie wyśledzi zabójcy. Raz próbowała wyczuć zapach, lecz Gabe powstrzymał ją zanim zaszła za daleko. Przynajmniej Tabby i Glory były bezpiecznie daleko. Alex tak szybko zgarnął jej przyjaciółki, że Cyn ledwo zdołała się pożegnać. Ale nic się nie stało, jeśli po wszystkim będzie mogła powitać je z powrotem. Powiesiła płaszcz z westchnieniem, pocierając ze zmęczenia kark, gdy zamykała drzwi od szafy. Była tak spięta, że mogła robić za kamerton. – Wspaniała Cyn, drgająca na c-moll. Niski zduszony śmiech sprawił, że okręciła się dookoła. Julian siedział w połowie schodów ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. – Mógłbym się tym zająć jeśli chcesz. Cholera. Nie spał. – Hej, Jules. – Próbowała z całych sił uśmiechnąć się do niego, lecz wiedziała, że zawiodła, kiedy jego powitalny uśmieszek osłabł. – Boli cię. Pozwól sobie pomóc. Jej mięśnie były jak ciasny węzeł, ale nigdy w życiu nie pozwoli Julianowi ją uleczyć. – Nie. Dopiero co wyszedłeś ze szpitala. – Był w domu dopiero od sześciu dni, a już próbował się zachowywać jakby nic się nie stało. Jakby miał wyrąbane na to, że prawie umarł. Tymczasem, Cyn miała koszmary o Julianie leżącym w kałuży krwi. Kiedy spotka Tai’a Boucher’a, to skopie mu dupę. Lider Duchowym Niedźwiedzi nie odzwonił nigdy do Juliana, a to doprowadzało zarówno ją jak i jej partnera do szału.
167
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Przekręciła ramieniem i próbowała ukryć skrzywienie. W jego oczach nadal znajdowały się srebrne drobinki. W jego włosach nadal było więcej bieli niż czerni. Naprawdę myślał, że ją nabierze? - Mogę zrobić ci masaż. Nie wierzyła mu. Podejdzie ją i uzdrowi, po prostu to wiedziała. – Nie. Westchnął. – Daję ci słowo, że nie użyję swoich mocy. Nieufnie się na niego patrzyła. – Obiecujesz? – W oka mgnieniu złamałby słowo, gdyby wiedział jak poważnie ją boli. - Obiecuję. – Położył sobie nawet rękę na sercu, durnowaty Miś. Wpatrywała się w niego, lecz wyglądał jak niewiniątko. Zdecydowanie coś kombinował. – Dobra. Grzeszny uśmieszek, który pojawił się na jego twarzy, zaniepokoił ją. – Rozbierz się, a potem wskakuj do łóżka. Szybko zdjęła ubrania, nie chcąc, by zamieniło się to w coś erotycznego. Julian nie był gotowy na figle. Położyła się i przykryła pośladki prześcieradłem, zasłaniając się przed nim. I tak nie bolał ją tyłek, tylko ramiona. - Eej. I po widoku. – Zaśmiał się, gdy pokazała mu środkowy palec. – Zamknij oczy i spróbuj się zrelaksować. Zrobiła jak prosił, zastanawiając się, czemu słyszy jak stuka czymś dookoła. Oczekiwała, że usłyszy jak ściąga ciuchy, ale zamiast tego słyszała coś co brzmiało jak… szkło? Przestraszyło ją słabe stuknięcie. Jedna z jej pachnących świeczek została ustawiona na nocnym stoliku. Obok znajdowała się butelka z lawendowym olejkiem do masażu. Julian przygasił światło i w końcu zdjął koszulę. – Podoba ci się to, co widzisz? Znowu zamknęła oczy. - Jesteś złośliwa. – Usłyszała szeleszczenie ubrań, dźwięk otwieranej nakrętki. Sekundy później rozluźniający zapach lawendy wypełnił pokój. Jego ciepłe, naoliwione dłonie zaczęły głaskać ją po plecach, wmasowując samo nagrzewający się olejek. – Podoba ci się? Już czuła jak rozluźnia się pod jego dotykiem. – Mm-hmm. Zaczął masować jej plecy i ramiona, mieszając mocne, prawie zadające ból ugniatanie z łaskotliwymi dotykami, przez które się wiła. Jęknęła, kiedy trafił na 168
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful szczególnie bolące miejsce, napięcie w jej ramionach rozpłynęło się pod jego uzdolnionymi dłońmi. Mogłaby przysiąc, że używał swoich mocy, ale kiedy otworzyła oczy, jego własne dalej posiadały jedynie drobinki srebra, a jego włosy nadal były zabarwione czernią. Jego dłonie zjechały do jej tyłka, masując ją tuż nad pośladkami. Było to zaskakująco dobre uczucie i cholernie podniecające. – Julian. - Hmm? - Masz nadzieję, że zaliczysz? Jego dłonie nawet się nie zatrzymały. – Przyszło mi to na myśl. Warknęła. – Nie jesteś na to gotowy. Zachichotał. – Mam inne zdanie. – Przesunął się na bok i wziął jej rękę, umieszczając ją na swojej naprężonej erekcji. – Jestem bardzo gotowy. – Patrzyła jak nalewał sobie na dłoń więcej olejku. – Dobrze się czuję, Cyn. Nawet bardziej niż dobrze, gdy już wróciłaś do domu. Skrzywiła się. Włóczenie się po Halle i czekanie na atak złego kolesia było jej pomysłem. Gabe był przeciwko temu, ale zgodził się, gdy pozwoliła mu obstawić się więcej niż jednym strażnikiem. Julian zaczął masować ją po udach i jęknęła. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak napięte miała mięśnie póki Pan Sprawne Łapki nie zaczął działać, ale do diabła, było jej dobrze. Nawet nie wiedziała, że zsunął prześcieradło, póki nie dotknął jej obolałych stóp. I to by było na tyle ze zniechęcenia go. Znowu zaczął masować jej tyłek, rozsuwając pośladki. – Julian. Cholera. Jego imię wyszło bardziej jak jęk niż ostrzeżenie. Miała przejebane. Dosłownie. - Tak mam na imię. – Poklepał ją po pośladkach. – Przekręć się. Uniosła brew na niego. Oczekiwał, że się ruszy? Po zamienieniu jej mięśni w galaretkę? Zdołała przewrócić się na plecy, klapiąc niezgrabnie. – No to jedziesz z tym olejkiem. - Tak pani. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. – Masował ją po ramionach, palcami celowo głaszcząc jej znamię partnerstwa zanim zsunął się na jej biust. Całą wieczność spędził na smarowaniu i bawieniu się nimi. Jej sutki były tak twarde, że bolały ją bardziej niż mięśnie. 169
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Jules - wiła się, pragnąc go. - Mam cię. – Złapał ją za ramiona i uniósł je nad jej głowę. Jego jasnosrebrne oczy były zaciekłe, gdy umieścił jej dłonie na listwie zagłówka. – Potrzymaj to dla mnie. Złapała, nie to, że i tak mogła się gdzieś ruszyć. Była bezwładną, podnieconą kobietą, akceptującą wszystko, co chciał jej dać. I zrobił to, zanurzając w nią palce jednym, gładkim ruchem, olejek ogrzał się wewnątrz jej ciała. Cipka ją mrowiła, gdy pieprzył ją delikatnie, pochylając się nad nią by wziąć do ust sutek. Ssał ją mocno, kombinacja delikatnego palca w niej z twardym językiem na jej sutku sprawiła, że znalazła się na krawędzi.
Najwyżsi bogowie, Była niesamowita. Od samego patrzenia jak dochodziła, prawie zrobił to samo, rozlewając nasienie na jej brzuch. Ale miał inne zamiary wobec swojej partnerki, te do których wliczało się posuwanie jej póki nie zaśnie, ciepła, zaspokojona i wolna od bólu. Mógł to poczuć, nadal ukrywający się pod jej przyjemnością ból, jej mięśnie nie były do końca wyleczone. W najmniejszym stopniu złamał obietnicę, usuwając na tyle bólu ile śmiał, ale wątpił, by się zorientowała. Była zbyt zajęta skręcaniem się pod jego dłońmi, dochodząc od jego palców. Podobała mu się zwłaszcza ta ostatnia część. Więc zsunął się po jej ciele, biorąc w usta tę śliczną, małą łechtaczkę, trzymając dalej palce wewnątrz niej. Chciał żeby zgłupiała, podskakiwała pod jego językiem. Widział jak zacisnęła dłonie na zagłówku. Uniosła ku niemu biodra, zmuszając go, by polizał ją tam, gdzie chciała. Nawet gdy się rozpływała, nadal próbowała rządzić ich pasją. Prawie się zaśmiał. Jeśli powiedziałaby mu, żeby skoczył, to pewnie spytałby się jak wysoko i w którym kierunku. Wtedy pewnie nawrzeszczałaby na niego, że nie skakał za szybko. Ssał, lizał i pieprzył ją póki nie zaczęła drżeć, gotowa na niego. Kiedy się odsunął, pisnęła w sprzeciwie, dźwiękiem, którego by się wypierała aż po grób. Pragnęła go, a tyle mu wystarczyło.
170
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Wsunął w nią fiuta, drżąc, kiedy założyła mu nogi na pas, biorąc go głębiej. – Cyn. Nie ruszaj się. Bogowie, jakim on był kłamcą. Ostatnią rzeczą jakiej chciał było, żeby jego piękna partnerka się nie ruszała. Chciał by wpieprzała go w materac. Ale zdecydował się być delikatny. Była obolała, a on nie chciał jeszcze dołożyć jej bólu. Poczuje to później, po dwóch orgazmach. Otworzyła oczy i warknęła na niego. – Jeśli w tej chwili mnie nie przelecisz, to pożałujesz. Nie chcesz tego. - Nie chcę, żeby znowu cię mięśnie bolały. Wyszczerzyła się do niego. – Zawsze możesz znowu zrobić mi masaż. Tym razem to on pisnął. Zacisnęła nogi na jego pasie, nakazując mu zrobić to, czego żądała. Zrobił to, co w takiej sytuacji uczyniłby każdy facet. Zaczął mocno ją pieprzyć, uwielbiając jęki, które wypływały jej z ust. Kątem oka widział jak zwinęła palce. Jej cipka zaczęła zaciskać się na nim. Złapała go za włosy i przyciągnęła do siebie, kradnąc pocałunek, zanim wbiła kły w jego szyję. Oh. Oo kurwa. Oznaczała go. Gdy partnerskie hormony śmignęły przez jego organizm, chęć odczucia jak dochodzi na jego fiucie, była obezwładniająca. Wysunął kły i pochylił się, wgryzając się w nią tak, jak ona wgryzła się w niego. Krzyknęła, jej cipka zacisnęła się wokół niego tak mocno, że nie mógł się ruszyć. Całe jej ciało wygięło się znad łóżka. Kiedy opadła na materac wyczerpana, zaczął znowu ją pieprzyć, tym razem delikatnie. Dojdzie przynajmniej jeszcze raz zanim z nią skończy. - Jules. – Ciągnęła go za biodro, zachęcając by przyśpieszył. - Potrzebuję tego. - Chcesz znowu dojść? Przejechała paznokciami po jego plecach, drapiąc go. Syknął, ból sprawił, że wszedł w nią głębiej. Pojawiła się krew, a on nie zamierzał tego uleczyć. Skoro jego partnerka chciała, żeby miał na ciele ślady po pazurach, to niech tak będzie. Uniósł jej nogi, automatycznie uzdrawiając mięśnie, które nadwyrężyła polując na szaleńca. Julian zauważył jak zmarszczyła brwi, ale miał to gdzieś. Chciała żeby mocno ją przeleciał, to musi być w stanie to znieść. Położył sobie na ramionach jej łydki i zaczął napierać w nią tak mocno, że aż trząsł łóżkiem. Tym razem, dojdzie razem z nią. 171
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Jej skóra błyszczała się od olejku w świetle świeczki. Ścisnęła prześcieradło, aż kłykcie jej pobielały. Rzucała głową na boki, a najsłodsze małe jęki wypływały jej z ust. – No dalej, Cyn. Dojdź dla mnie. Głaskała palcami swoje znamię na szyi, przybliżając się do orgazmu. Trzymał ją za nogi, czekając na jej upadek. Cyn zadrżała. – O kurwa. Kurwa. – Jeszcze raz krzyknęła i doszła, tak mocno go ściskając, że podążył za nią za tę wspaniałą krawędź. Oślepł, gdy przyjemność przepłynęła przez niego, rozgrzana do białości, przelewając się w nim falami. Potrzebował całych sił by nie opaść na nią, ale było blisko. Leżeli nos w nos, kiedy odzyskiwał zmysły. - Wow. Uśmiechnął się zmęczony. – Podobał się masaż? Miała pełen leniwego zadowolenia wyraz twarzy, jak kot, który dostał nie tylko mleko, ale i miskę. – Na tyle, by zrobić ci jeden, kiedy ty będziesz obolały. - Ah, więc to było sześć – osiem. Zachichotała. – Robisz coś dla mnie, a ja jestem ci potem coś winna? - Jak jasna cholera. Przyciągnęła go do siebie i przytuliła, głaszcząc go po włosach. – Daj mi znać, kiedy będziesz chciał odebrać dług.
172
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Dziewiętnasty To go zabijało. Zabijało go kurwa to, że była tam na zewnątrz, ryzykując życie, a on utknął w domu, zdrowiejąc. Powinien tam z nią być, chronić ją. Co jeśli ten skurwysyn zacznie strzelać? Julianowi nie wydawało się, że byłby w stanie żyć sam ze sobą, jeśli coś by się jej stało, a jego nie byłoby w pobliżu, by temu zapobiec. Julian przejechał ze zmęczenia dłońmi po włosach. Kogo do cholery oszukiwał? Już jej coś groziło, a jego nie było tam, żeby się nią zająć. Pociągnął się za włosy, niewiarygodnie sfrustrowany. Czasem wydawało mu się, że odkąd przeprowadził się do Halle, nie działo się nic innego prócz pierdolnika za pierdolnikiem. Nie był zdolny obronić Tabby, kiedy Gary zaatakował ją w lesie. Nie było go, gdy Glory została postrzelona. Jasne jak jebana cholera było to, że nie mógł uratować Marie, a Jamie... nikt nie wiedział, czy Jamie będzie jeszcze kiedyś taki sam. Jamie nadal się nie przebudził, a minęły trzy tygodnie od śmierci Marie. Przyleciał jej ojciec, zrozpaczony przez stratę jedynej córki i zorganizował pochówek. Rodzice i brat Jamie’go byli obecni przy miejscu spoczynku jego partnerki. Brat Jamie’go, Grayson, przyjechał zobaczyć się z nim i po cichu podziękował mu za uratowanie Jamiego. Gray był całkowitym przeciwieństwem Jamiego, cichy i powściągliwy. I to nie tylko z powodu tragedii. Gray był jak głęboki, spokojny staw, podczas gdy Jamie bardziej przypominał faliste morze. Gray został, robiąc dla Juliana lunch, współczując mu, z powodu udziału Cyn w odnalezieniu zabójcy. Zaoferował, że będzie stał na czatach, chroniąc ją, kiedy Julian nie mógł. Julian podziękował mu, lecz odmówił. Nie mógł pozwolić, by Gray ryzykował swoje życie. Rodzina Jamiego i tak już miała dość. Gray zrozumiał z cichą łaskawością, ale Julian i tak nie wiedział, czy Gray pójdzie, czy nie pójdzie na polowanie. Szczerze miał nadzieję, że nie. Zadrżał, cały skostniały. Niespokojne mrowienie, które czuł pod skórą odkąd Cyn wyszła z domu, pogarszało się. Zaczął chodzić, trąc ramiona, gdy pojawiła się na nich gęsia skórka. Coś się działo i było w całości skupione na Cyn. Zamknął oczy i próbował się skupić na tym, co to mogło być, ale był zbyt zmęczony. Usiadł na podłodze po turecku, co robił przy medytacji. Nie planował 173
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful wybrać się do zaświatów, by porozmawiać z Niedźwiedziem, ale jeśli uspokoiłby szalejące serce, to może wyczuje zagrożenie czyhające na jego partnerkę. Jeśli będzie miał szczęście, to Niedźwiedź podeśle mu wizję. Nawet jeśli jego duchowe wizje nie były takie dogłębne jak te Tai’a, to zawsze były dokładne. Głębokie, uspakajające oddychanie pomogło mu się zrelaksować. Skupił umysł na kolorze białym, kolorze śniegu, kolorze Niedźwiedzia. Jego oddech zaczął nawet się stabilizować, jego myśli uspokoiły się, walące serce zwolniło. Pozwolił bieli płynąć, czekając cierpliwie, by zobaczyć, co do niego wyjdzie. Krew zaczęła przesączać się przez biel. Gdy tak patrzył, prosta, płaska biel przyjęła formę. Jego wizja pojawiała się i zanikała póki nie patrzył się na leżące twarzą do ziemi ciało z białymi włosami, splamionymi czerwienią. Pod ciałem rozpościerała się kałuża krwi. Ale to, co go najbardziej przeraziło, było znajomą czupryną blond, różowych i czarnych włosów. Cyn leżała pod nim z jedną ręką wyciągniętą na bok, bluzka, którą miała na sobie, kiedy wychodziła z domu, była przemoknięta. Wtedy zorientował się, że to nie jego krew znajdowała się na ziemi. Zamrugał, roztrzaskując
wizję
na
wspomnienie
obryzganych
krwią
włosów
Marie
przeplatających się z włosami Cyn. Wstał, splątując włosy, by mu nie przeszkadzały. Przebierając się w jeansy i koszulę, włożył na gołe stopy tenisówki i wybiegł przez drzwi wejściowe. Ledwo pamiętał, by złapać swoje kluczyki do samochodu i portfel, a już wskakiwał do samochodu, gotowy jechać tam, gdzie Cyn powiedziała mu, że założą nocą zasadzkę. - Julian DuCharme? Julian odwrócił się do tego, kto go wołał i wpatrywał się w nieznajomego Wilka. Wilk wydzielał aurę, która była wyczuwalna jedynie przy Maxie Cannonie i Richardzie Lowell. Posiadał mocny, południowy akcent przypominający ten Tabby. Jego jasnobrązowe włosy praktycznie błyszczały pod lampami ulicznymi. – Kim jesteś? Mężczyzna trzymał wyciągnięte dłonie po bokach, wskazując, że nie jest uzbrojony. – Nazywam się Micah Boyd.
174
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Czemu to nazwisko wydawało mu się znajome? Dreszcz niepokoju przeszedł mu po plecach. Kimkolwiek był ten koleś, był jakoś związany z tym, co się przydarzyło dziewczynom. - Jestem Alfą Sfory Marietta. Szukam Thabity Garwood. O jasna cholera. To był koleś, przez którego Tabby wyrzucono z rodzimej Sfory. W wieku piętnastu lat stała się Wyrzutkiem. Gdy się z nim umawiała, stary Alfa oskarżył ją o kradzież w jego domu, kiedy po prostu próbowała uciec niezauważona z pokoju Micah’a. Jeśli on tu był, to Alex się zesra ze złości. – Tabby tu nie ma. Micah opuścił ręce i wsadził je w przednie kieszenie jeansów. – To już wiem. Nie chciała odpowiadać na moje telefony. – Ściągnął brwi. – I przysłała mi tego naprawdę
wkurzającego kreskówkowego kota ubranego w ciasto wiśniowe. –
Pokręcił głową, ściągnięcie brwi rozluźniło się do prostego zmarszczenia. – Słuchaj, nie ma powodu mi ufać, ale chcę jej tylko powiedzieć, że jest bezpieczna i może już wrócić do domu. Julian nie mógł powstrzymać huczącego warczenia, nawet jeśli chciał. – Już jest w domu. Micah przesunął się, jego postawa zmieniła się z obronnej do pewnej siebie. – Wyrzuciłem swojego ojca. – Patrzył się prosto w oczy Juliana i Julian wiedział, jak ten koleś został Alfą. Miał w sobie siłę i determinację. Julian mógł wyczuć jego pragnienie, by rozegrać to dobrze z innym zmiennym i cholernie martwiło Micah’a to, że Tabby mu na to nie pozwoliła. - Czemu? Spojrzenie Micah’a wypełniło się złością i żalem, dziwna kombinacja. – Nie tylko Tabby zranił. To zimne, mrowiące odczucie było teraz nawet silniejsze. – Kiedy go wyrzuciłeś? Micah zmarszczył brwi. – Był to pierwszy ruch jaki zrobiłem, zostając nowym Alfą. Julian przeklął pod nosem. – Jak długo jesteś alfą? - Od ponad dwóch lat. Tabby żyła w Halle jako człowiek mniej niż rok. Spędziła lata jako Wilk, unikając Sfor z powodu bycia Wyrzutkiem przez jej byłego Alfę, za coś, czego nie 175
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful popełniła. Pociągnął się za warkocz, modląc, by się mylił. – Proszę, na litość boską, powiedz mi, że ten skurwiel jest obserwowany. - Szczerze, mam nadzieję, że gnije w piekle. Powiedziałem mu, że nie chcę go już nigdy więcej widzieć i odszedł. Nie wiem, czy nadal jest w Georgii, czy nie i szczerze, mam to gdzieś. - Cholera. – Machnął na miejsce pasażera. – Wskakuj, pomożesz mi sprzątnąć swój rodzinny bałagan. - O czym ty mówisz? Julian zrobił coś, czego nigdy nie próbował z nie niedźwiedzim zmiennym. Użył swojego szamańskiego głosu, pozwalając mocy Duchowego Niedźwiedzia przepłynąć przez mężczyznę. – Właź do auta, Alfo Boyd. Micah otworzył szeroko oczy, ale stał dalej. – Co u licha? Co ty właśnie próbowałeś ze mną zrobić? No cóż. Jak dobrze pójdzie, to ciekawość wygra nad próbą skopania tyłka, nad czym pewnie myślał Micah. – Wyjaśnię, jeśli wsiądziesz w końcu do tego cholernego auta! - Nie obchodziło go to, że się wydzierał. Micah musiał wsiąść do samochodu albo zejść mu z drogi. Czy on nie rozumiał? Cyn była w niebezpieczeństwie. Pozwolił by jego oczy stały się srebrne, jego włosy białe i zgromił alfę wzrokiem. – Dostałeś pozwolenie na pobyt od Max’a i Ricka? – Kiedy Micah przeklął, Julian prawie się zaśmiał. Wszedł na terytorium innego Alfy bez uzgodnienia tego z nim, a jeśli Max nie skopie mu tyłka, to zrobi to Rick. – Jeśli wsiądziesz, do samochodu to będę cie krył. Micah zagderał, ale wsiadł do auta. – No to wytłumaczysz się? Julian wskoczył do auta i ruszył z piskiem gumy i dymu. – Słyszałeś kiedyś o Duchowym Niedźwiedziu? Micah wzruszył ramionami. – Są najbardziej mistycznymi, magicznymi i legendarnymi duchownymi
z całego rodzaju zmiennych. Mój ojciec zwykle
opowiadał o nich historie, ale nigdy w nie nie wierzyłem. No serio, Duchowy Niedźwiedź? Kto wierzy w takie bzdury? Julian’a kusiło, by zaśpiewać piosenkę z troskliwych Misiów. Znalazł tekst i nauczył się słów, by rozśmieszyć Cyn, ale nie miał na tyle jaj, by jej to zaśpiewać. Jeszcze. – Od duchownego wolimy bardziej określenie szaman. – Wjechał w zakręt tak ostro, że prawie jechał na dwóch kołach. 176
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Micah gapił się na niego jak na rąbniętego. – Mówisz mi, że jesteś jakąś legendą? - Tylko w mojej własnej głowie - Julian wymamrotał. Zignorował chichot Micah’a. – Skoro mi nie wierzysz, to możesz zadzwonić do mojego przywódcy, Tai’a Boucher. – Jak on by chciał podsłuchać tę rozmowę. Tai w minuty zakręciłby młodym Alfą jak lassem. Z piskiem zatrzymał się tuż przed Living Art. Tattoos, pamiętając, by wyłączyć silnik, zanim wysiadł, mając Micah’a na piętach. - Powiesz mi co się dzieje? Julian otworzył szorstko drzwi do LA, ignorując przestraszone spojrzenie na twarzy Cyn. – Twój ojciec chyba chce zabić moją partnerkę.
Cyn prawie wyskoczyła ze skóry, gdy Julian wtargnął do salonu z dziwnym kolesiem za plecami. Kucnęła z rozciągniętymi pazurami, gotowa bronić partnera przed obcym. Julian nie powinien nawet wychodzić z łóżka, a co dopiero biegać, gdzie popadnie. Lekarze dalej nie pozwolili mu robić niczego cięższego od zjedzenia kanapki czy odlania się. Po dwóch krokach Julian miał ją w swoich ramionach, wtulając twarz w jej włosy. – Nic ci nie jest. Pozwoliła pazurom i kłom się cofnąć. Julian nigdy nie przytuliłby jej przed niebezpiecznym nieznajomym. – Jules? – Trząsł się jak osika. Pociągnęła go za warkocz, głaszcząc go po plecach, kiedy zadrżał. – Co się dzieje? Ulga w jego srebrnych oczach była obezwładniająca. – Nic, po prostu miałem złe przeczucie. Cyn zmroziło. Tabby kiedyś mówiła jej, że złe przeczucia Juliana były prawie jak przepowiednia. Coś się stanie, a jej partner był w samym środku tego wszystkiego. Nie puszczając Juliana, wskazała prosto na nieznajomego. – On ma coś z tym wspólnego? Julian poluźnił uścisk i odwrócił się, by spojrzeć na obcego, trzymając rękę na jej tali. – Tak, ale to nie to, co myślisz. – Skinął na nieznajomego, ale mogła przyznać,
177
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful że Julian był spokojny przy nim. – To Micah Boyd, Alfa Sfory Marietta. – Julian pociągnął za końcówkę warkocza. – Przybył schwytać swojego ojca, Wygnańca. Jak ona nienawidziła, kiedy Julian sobie z niej żartował. – Taa, jasne. - Jego ojciec, Dennis, wygnał Tabby. Micah jako nowy Alfa od razu Wygnał jego. Ponad dwa lata temu opuścił Mariettę. Chce też przywrócić pozycję Tabby w jej rodzimej Sforze. Dawno temu Tabby powiedziała jej, że Wygnanie było czymś poważnym dla Sfor i Dum. Pamiętała płochliwość Tabby, jej strach, że Max wywali ją z Halle bez ostrzeżenia, bo po prostu mógł. Wygnańcy nie mieli na kim polegać, nie mieli gdzie prosić o pomoc. Wygnanie miało być skierowane do tych, którzy dopuszczali się przestępstw przeciwko Sforom czy Dumom, ale Alfa Boyd wykorzystał je, by skrzywdzić małą nastolatkę, która nigdy nie zrobiła niczego złego prócz tego, że ośmieliła się wyróżniać. Tabby dalej nosiła emocjonalną bliznę życia w swojej Wilczej formie przez osiem lat. Tylko teraz poprzez zaakceptowanie jej zarówno Dumy Halle jak i Sfory z Poconos, w końcu czuła się jakby dobiła do bezpiecznej przystani. – Uważasz, że twój ojciec jest zdolny do zemsty? - Nie dałbym za niego głowy. – Micah patrzył się na nich, wyglądając na całkowicie zmieszanego – Czy ktoś może mi powiedzieć, co się u licha dzieje? - Ktoś próbował nas zabić. – Cyn nie widziała powodu, by owijać w bawełnę. Jeśli naprawdę jego ojciec to robił, to Micah zasługiwał na jego krytykę. – Jedna z Pum Max’a właśnie zginęła. – Nadal czuła się winna za stratę Marie, pomimo tego, że nic nie mogła zrobić, by ją ocalić. Było to głupie, ale chciała cofnąć czas. Jeśli nie poszłaby oddać Marie kolczyk, to Marie by żyła. - Dlaczego mój ojciec chciałby cię zabić? Jeśli miałby już na kogoś polować, to pomyślałbym, że na Tabby. - Esta loco en la cabeza?20 – Obaj mężczyźni spojrzeli się na nią jakby to ona upadła na głowę. Wzruszyła ramionami. – Jest jak sadysta, dobijający ofiarę. - Tabby i Alex są nadal w górach? – Julian ciągle ciągnął się za warkocz, wzrok miał wbity w drzwi wejściowe. - Tak mi się wydaje. Czemu? – Zamrugała. – Cholera. Jeśli to naprawdę Alfa Boyd i jeśli poluje na Tabby...
20
Czyś ty upadł na głowę?
178
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - ... A Tabby tu nie ma... – Julian rzucił jej szybkie, przerażone spojrzenie zanim wyciągnął z kieszeni telefon. Cyn wyciągnęła swoją komórkę i wystukała numer. Gabe odebrał za pierwszym razem. – Cyn, moi ludzie już powiadomili mnie przez radio. Kto tam do diabła wbiegł za Julianem? - Powiedz im, żeby się wstrzymali. Alfa Micah Boyd przyjechał tu z Marietty. Myśli, że to jego ojciec nas atakuje. – Zaczęła chodzić, jej Niedźwiedzica była niespokojna i gotowa rozerwać kogoś na strzępy. – Dennis Boyd Wygnał Tabby kilka lat temu, a teraz on został Wygnany za swoje uczynki. Myślimy, że na nią poluje. - Spokojnie. Nie są sami. Powiadomię swoich ludzi by się rozglądali. Wy troje musicie wytrzymać. Jeśli Dennis jest w miasteczku, to może zdecydował zdjąć swojego syna zamiast gonić za Tabby. Zostańcie tam, gdzie jesteście obserwowani, zrozumiano? - Tak jest - powiedział głośno Julian, chowając telefon do kieszeni. – Rick już wie, kogo podejrzewamy. Zabierze Tabby i Alex’a na małą wycieczkę, by się przekonać, czy może wyłapać jego zapach. Jak dobrze pójdzie, to niczego nie znajdą. Warknęła na niego. – Musimy chronić Tabby. Srebrne oczy Juliana zalśniły. Jego Niedźwiedź był bliski wydostania się. – Nie. Zostaniemy tutaj, jak nakazał nam Gabe. Otworzyła buzię, gotowa się kłócić, lecz zamknęła ją, kiedy ujrzała jak się trząsł. – Co się dzieje? Co cię tak przestraszyło? – Cholera, jak on reagował, jej Niedźwiedzica
próbowała
to
wydrapać.
Widziała
go
już
zgłupiałego,
przestraszonego, złego, nawet wściekłego. Ale pierwszy raz widziała go przerażonego. Wargi miał zaciśnięte, szczękę tak mocno ściśniętą, że ona nawet mogła wyczuć ból. - Jules? Po prostu mów. I tak się dowiem. Westchnął i oparł się o ladę, trzymając ręce na piersi. Nie chciał na nią patrzeć. – Miałem wizję. - Zgaduję, że złą. – Trzeba było się rozprawić z tym, co przeraziło tak bardzo jej partnera. Nie zorientowała się nawet, że jej pazury się wysunęły, póki nie wbijały jej się w dłonie. 179
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Musisz być bezpieczna. – W końcu na nią spojrzał, te jasne, przepiękne oczy były wypełnione bólem. – Nie mogę... – Ugryzł się w wargę i znowu odwrócił. Cholera. Było gorzej niż myślała. Ledwo zdawała sobie sprawę z tego, że Micah ich obserwował z bliska, miała uwagę całkowicie skupioną na Julianie. – Opowiedz mi o wizji. Zignorował ją, patrząc się przez frontowe okno na ciemną ulicę. Był taki spięty, aż bała się, że roztrzaska się przy oddechu. Zrobiła krok w jego stronę, chcąc go uspokoić. – Julian, powiedz mi, bym mogła się uporać z tym co... - Nie! Sapnęła, gdy jego moc ją otoczyła, jego siła ją oszołomiła. Nie wiedziała jak silny był, póki jej Niedźwiedzica nie schyliła głowy w poddaniu, akceptując prawo Juliana do dyrygowania nią. Byłaby wkurwiona na maxa, gdyby jego lęk nie wwiercał się w nią, przez co prawie padła na kolana. - Nie mogę cię stracić. – Praktycznie sapał, miał rozszerzone od strachu oczy. Musiała się zmusić, by podejść do niego. Czuła się jakby stała w oceanie, próbując zmusić się do ruchu, podczas gdy napływające fale pchały ją do tyłu. Ledwo mogła utrzymać równowagę, zarówno emocjonalną jak i ruchową. – Nie stracisz mnie. - Nie mogę. – Jej pięknemu kochankowi spłynęły łzy i Cyn wiedziała, że nigdzie się nie wybierała. Nie, kiedy jego wizja tak mocno na niego wpływała. – Tak długo na ciebie czekałem. Nie mogę cię teraz stracić. - Ćśś. – Wyciągnęła do niego ręce i wytarła krystaliczne łzy, ciężar jego strachu opadł od uczucia jego skóry pod jej palcami. – Nigdzie się nie wybieram. Nie, bez ciebie. – Mocno go przytuliła, prawie sama płacząc, gdy drżał w jej ramionach. Od jego łez miała mokre policzki. – Musisz mi powiedzieć o swojej wizji, dobrze? Byśmy oboje byli bezpieczni. Julian wziął głęboki, drżący oddech i skinął. Pogłaskała go po włosach, rozwiązując jego warkocz, by mogła przejechać palcami po długich pasmach. Nadal było w nich zbyt wiele srebra niż czerni. – Jak długo właściwie na mnie czekałeś? – Miała drżący głos, ale przynajmniej zdołała utrzymać lekki ton. Całkiem nieźle domyśliła się o czym miał wizję, ale była bardziej
180
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful przerażona o niego niż o siebie. Musiała dowiedzieć się, co widział, ale najpierw musiała go uspokoić. - Odkąd pierwszy raz cię zobaczyłem. Odsunęła się i patrzyła na niego. Julian poznał ją prawie rok temu. Alex miał rację. Julian cierpiał zanim zostali partnerami. – Byłam tego warta? Przejechał kciukiem po jej policzku i uśmiechnął się do niej. – Jesteś warta wszystkiego. - Jesteście tacy słodcy. Powinniście widnieć na kartce walentynkowej. Cyn i Julian odwrócili się by zgromić Micah’a wzrokiem. - Sorry. – Rzucił im nieśmiały, szeroki uśmiech. – Jeszcze nie znalazłem swojej partnerki. Nie wiem, czy powinienem być zazdrosny, czy może rzygnąć od tej całej słodkości. Julian poklepał ją po tyłku, nadal mając w oczach łzy. – No cóż, moja słodka musi ukryć swój tyłek za jakąś ładną, grubą ścianą. – Patrzył się nieprzychylnie w okno. – Naprawdę grubą ścianą. Może nawet pod ziemią. Cyn przewróciła oczami i ukryła uśmiech. – Jestem Niedźwiedziem, nie kretem. Julian wytarł nadgarstkami swoje wilgotne oczy. Jego uśmiech w odpowiedzi był drżący. – Bo przecież kretołaki są takie głupie. - Ee, że co? – Micah uniósł brwi. – O czym wy do diabła gadacie? Cyn zachichotała, gdy Julian zaczął wyliczać na palcach. – Nie ma żadnych kretołaków, nornicołaków, szczurołaków, myszołaków. – Jej Julian był już bardziej sobą, a nie w połowie zbzikowanym szaleńcem, który wtargnął do salonu kilka minut temu. Dowie się, o czym była jego wizja, tak czy inaczej. Ale teraz, była skupiona na tym, żeby był bezpieczny. - ... ale nadal nie wiemy o istnieniu delfinołaków i orkołaków. A jak ty myślisz? Julian wiedział, że cholernie przestraszył Cyn, ale było tego za dużo. Najpierw Glory została postrzelona, potem Marie, ale wizja martwej Cyn w jego ramionach była jak kropla przepełniająca czarę. Po prostu nie mógł poradzić sobie ze strachem. Do diabła. Jeśli Ryan i Alex dowiedzą się, że płakał, to będzie musiał oddać swoją plakietkę mężczyzny. Do końca życia na Boże Narodzenie będzie dostawał filmy z Judy Garland. 181
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Mówisz serio? – Szczęka Micah’a wydawała się być wyłamana ze sposobu, w jaki jego usta były otwarte. Julian ledwo usłyszał roztrzaskujące się szkło i dźwięk wystrzału. Wyczuł jedynie nagły ból wydobywający się promieniście od Micah’a. Alfa Marietty zatoczył się i chwycił za ramię. Bez namysłu Julian skierował swoją moc na rannego mężczyznę, rozpoczynając proces uzdrawiania. Kula przeszła mu na wylot, dzięki Bogu. Jedynie infekcja mogła martwić. - Na ziemię! – Cyn chwyciła go i rzuciła się na niego, zrywając jego połączenie z uzdrawiającą spiralą. Micah padł na ziemię, gdy na zewnątrz salonu świat wybuchł, gliniarze krzyczeli do snajpera, by wyszedł z ukrycia. Wszyscy gliniarze otaczający Cyn byli Pumami; Julianowi nie wydawało się, że tym razem ucieknie. -Jezu. Nie żartowałeś, kiedy mówiłeś, że ktoś próbuje was zabić. – Micah podczołgał się do nich, jego twarz ukazywała maskę bólu. - Bez jaj. – Julian zepchnął z siebie Cyn. Kiedy w końcu odpuści sobie, by go kryć? To jego zadaniem było ochranianie jej, a nie na odwrót. – Musimy się stąd wydostać. – Zaczął czołgać się na tyły salonu, kierując się do pomieszczenia dla personelu. - Czy to nie ty czasem mówiłeś żeby siedzieć na dupie? – Cyn podążała blisko za nim, nawet gdy się z nim kłóciła. - Snajper musi nadal być z przodu. Nie przedrze się przez Pumy. Ale moglibyśmy bardziej tam oberwać. - Ma rację. Mój ojciec zawsze był dobry w polowaniu. Nie wierzyłbym też, że zostanie na miejscu. Będzie uciekał, mając nadzieję na dopadnięcie cię innego dnia. Julian odsunął kotarę i znalazł się na zapleczu. – Myślisz, że poszedł zapolować na Tabby? - Jeśli zorientuje się, że nie ma jej w mieście? To tak. – Micah przytrzymał kurtynę dla Cyn, puszczając ją, kiedy była bezpieczna w środku. - Rick zapewni jej bezpieczeństwo. Ben i Ted nie pozwolą, by ktoś ją tknął, zwłaszcza że jest członkiem Sfory. – Julian nasłuchiwał, czekając aż gliny przyjdą do salonu. W końcu będą musieli powiedzieć mu, czy złapali tego skurwiela, czy nie. - Kto to Ben i Ted? – Micah wstał i otrzepał spodnie. Julian zrobił to samo, ale wyciągnął rękę, by pomóc Cyn wstać z podłogi. – Ben jest Marshallem Sfory z Poconos, a Ted jego Zastępcą. 182
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Dłonie Micah’a zatrzymały się na jego kolanach. – W takim razie dołączyła do innej Sfory. - I Dumy - dodał Julian. Micah gapił się na niego zdumiony. – Dumy? Jak niby Wilk wylądował w Dumie? Cyn wzruszyła ramionami, wzrokiem krążyła po zapleczu jakby snajper chował się w kredensie. – Max ją lubi. - I udowodniła mu swoją lojalność. Nie miał problemu z zaakceptowaniem jej, Rick też nie. Cyn wyszczerzyła się. – Dzielą się nią. Micah wyglądał na przerażonego. – Jak ich partnerki się z tym czują? Cyn i Julian zagapili się na niego. Nie mógł mieć na myśl tego, o czym myślał Julian. – Zgłupiałeś? Emma i Belle wypatroszyłyby każdego, kto tknąłby Max’a czy Ricka. Dzielą się nią jak członkiem Sofry, nie jak zabawką do ruchania. – Cyn warknęła. – Jaką ty w ogóle Sforą rządzisz? Micah łaskawie wyglądał nieśmiało. – Sorry. To po prostu... Niektóre rzeczy, do których zmuszał nas ojciec, były straszne. Dzielenie się kobietą, czy to partnerką czy nie, było normalne. Zmuszanie kogoś do uprawiania seksu z osobą, która nie była jego partnerką nie było możliwe dla mężczyzny i było równoznaczne z gwałtem na kobiecie, gdy tylko więź została dokończona. Stary Alfa musiał być chorym skurwysynem, robiąc coś takiego. – Twój ojciec nie był partnerem twojej matki, czyż nie? - Skąd wiesz? - Strzelałem. – Julian cofnął się na dźwięk kolejnego strzału. – Cholera. Muszą złapać tego dupka. - Przynajmniej nie jest to centrum. Nawet restauracje są zamykane o szóstej. – Cyn przewróciła oczami na niego, gdy obeszła go dookoła. Zerknęła zza kurtynę, odsuwając się, gdy rozbrzmiał kolejny strzał. – Taa. Myślę, że musimy tu zostać. Kucnęli na zapleczu, pozostając w ukryciu. Przynajmniej Julian był pewien, że Cyn jest bezpieczna. Pogwizdywała i stukała palcami, niespokojna jak nigdy. Nienawidziła tego, że byli tu przetrzymywani, bezradni by powstrzymać kolesia, który postrzelił Glory. 183
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Micah zmarszczył dziwnie brwi na Cyn. – Czemu wygwizdujesz piosenkę z Hawaii Five-O? Cyn zamrugała i przestała gwizdać, lecz palcami dalej stukała niespokojnie. – Tak bez powodu. Po kilku minutach, Micah uniósł rękę. – Ćśś. Słyszeliście to? Julian przechylił głowę, próbując wychwycić to, co sprawiło, że Micah zadrżał spięty. - Ani jednego dźwięku. – Cyn zamknęła oczy i uniosła głowę. – Nic nie słyszę. Julian wyślizgnął się z zaplecza. Coś się działo. – Zostańcie tu. Cyn zrobiła krok za nim. – Nie. Cyn. – Pocałował ją mocno zanim popchnął ją z powrotem na zaplecze. – Musisz zostać w bezpiecznym miejscu. - Tak jak ty. Zgromił ją wzrokiem. Za żadne skarby nie opuści zaplecza. – Nie zmuszaj mnie, bym użył głosu. Zdmuchnęła sobie grzywkę z oczu i spojrzała na niego gniewnie. – Daj mi jeden porządny powód, dlaczego mam z tobą nie iść. - Bo nie chcę patrzeć jak umierasz.
184
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Dwudziesty Patrzyła jak Julian wychodzi z zaplecza, przez kurtynę i na przód salonu. – Co on wyprawia? - Zakładam, że poszedł na zwiady. – Micah oparł się o stół i westchnął. – Słuchaj, tak bardzo jak chcę dorwać swojego ojca i znowu skopać mu tyłek, tak obawiam się, że jeśli ma ze sobą strzelbę, to nie złapiesz go, zanim on nie dorwie nas. Niech zgadnę. Robisz za przynętę? - Taa. – Oparła się o framugę. Może i nie poszła uganiać się za partnerem, ale niech ją szlag trafi, nie będzie się kulić w pomieszczeniu. – Wiesz może, dlaczego twój ojciec polowałby na Glory i na mnie? Skoro ściga Tabby, to czemu jej po prostu nie zastrzelił? - Jest mściwym skurwysynem. Powiem ci prawdę, przez ten cały czas czekałem, aż mnie zaatakuje. – Micah wzruszył ramionami. – Jak blisko jesteście z Tabby? - Jesteśmy rodziną. – Cyn postrzeliła go wzrokiem. – Żartujesz sobie ze mnie. Dlatego tak robi? Micah skinął. – Chce, by cierpiała, zanim ją zabije. Gapiła się na niego, przerażona. – Już to przecież zrobił. - I gdy się o tym dowiedziałem, odebrałem mu Sforę i Wygnałem go z niej. - Dlaczego nikt go nie powstrzymał? W odpowiedzi jego szeroki uśmiech był skwaszony. – Był Alfą. Nikt nie był na tyle silny, by go powstrzymać. Do diabła, nie jestem pewien, czy jego Beta nie był w to zamieszany, ale bez powodu nie mogę do Wygnać. Stale muszę go obserwować, upewniać się, że nie miesza się w to gówno. Omedze cały czas były podawane narkotyki i dopiero teraz dochodzi do siebie na intensywnej terapii. Nigdy już nie będzie taki sam jak wtedy zanim został Omegą ojca. Zrujnowali go. Mogę tylko trzymać od niego z dala starego Betę, tak na wszelki wypadek. A Marshall był sadystycznym skurwysynem, który zmarł krótko po Wygnaniu przeze mnie ojca. Rzucił mi wyzwanie i przegrał. - Wow. Cieszę się, że nie jestem wilkiem. 185
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Czasami chciałbym nim nie być. Niekiedy bycie Tygrysem wydaje się naprawdę niezłe. Żadnych polityk w Sforach, tylko ogromne zębiska i wkurwiająca postawa. – Wstał i ruszyło drzwi. – Nie ma go od dłuższego czasu. - Przód salonu wcale nie jest taki duży. Uniósł brwi. – Chcesz sprawdzić, co się dzieje? - Do diabła, oczywiście. – Cyn odsłoniła kurtynę i weszła w główną część salonu. – Julian? Julian odwrócił się od drzwi wejściowych, gdzie rozmawiał z jednym z glin. – Wracaj na zaplecze, Cyn. - Dorwali go? Julian pokręcił głową. – Nie. Próbują go wyśledzić. – Wskazał na kurtynę. – A teraz zabieraj z powrotem swój tyłek dobrze? - Świetnie -Tak, jest. To naprawdę świetny tyłek. A teraz ukryj go za kurtyną. – Micah parsknął śmiechem, gdy wchodził za Cyn z powrotem na zaplecze. – Zawsze taki jest? - Nie-ee. Ma dzień wolny. Zwykle jest o wiele gorszy. – Cyn rozglądała się po zapleczu, zniecierpliwiona by coś zrobić, cokolwiek. Kurwa mać, zrobi inwentaryzację towaru, jeśli to oznacza, że może się ruszyć. – Idę na chwilę na tyły. Daj znać Jules’owi, gdzie jestem. – Nie było tam żadnych okien, o które mógłby się zezłościć Super Miś. - Jesteś pewna, że to bezpieczne? No świetnie. Tylko tego brakowało. Kolejny nadopiekuńczy samiec Alfa. Była Kodiakiem. To ona powinna być z przodu, ryzykując, a nie Jules. – Tak mi się wydaje. Nie ma tam żadnych okien, a tylne drzwi są zamknięte. - Może powinienem iść z tobą. Cyn patrzyła się na upartą szczękę Micah’a. Nic co powie, go nie zniechęci. – No to za mną. – Machnęła na niego palcem i zaprowadziła do magazynku. – Ale będziesz pracował. - Jak dla mnie spoko. I tak czuję jakbym miał mrówki w dupie. – Podniósł pudło z najbliższej półki i zerknął do środka. – Nienawidzę siedzieć i czekać. Wolę raczej wyjść i coś zrobić. - Ja też. Robię za ofiarę, lecz czasem chciałabym być tym, kto na nie poluje. 186
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Micah zachichotał. – Wiem, co masz na myśli. – Postawił pudło z powrotem na półkę i podążył dalej za Cyn do pokoju. - Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli cię o coś zapytam? Cyn wzruszyła ramionami. – To zależy od pytania. - Partner Tabby dobrze ją traktuje? Cyn patrzyła się na Micah’a i zaczęła się śmiać. - No co? To uzasadnione pytanie. - Partnerem Tabby jest nadopiekuńczy Niedźwiedź Grizzly, który wszystko w niej ubóstwia. Nawet to, że nazywa go słodziakiem. Micah zbladł. – Aha. - Taa. Słuchaj, na twoim miejscu zostawiłabym jej ostatnią wiadomość i pozwoliła zadecydować, czy chce z tobą pogadać. Bo jeśli nie przestaniesz do niej wydzwaniać, to twój tyłek będzie nieźle wyrzuty. - Kumam. – Potarł się po twarzy ze zmęczenia. – Nic nie jest tak jak myślałem, że było. - Tabby przeszła ciężki okres, po tym jak została wygnana, ale w końcu zebrała do kupy swoje życie. Nie odbierzesz jej tego. - Nie chcę. Chcę tylko, żeby zrozumiała, że ma opcję. Jej rodzice też chcą z nią porozmawiać. Cyn zmarszczyła brwi i zaczęła zliczać purpurowy atrament. Musiała niedługo zamówić tego więcej. – Jej rodzice nie powiedzieli ani jednego słowa, kiedy została wykopana ze Sfory. - To niecałkiem prawda. Po tym jak odeszła, próbowali ją odnaleźć. Prawie od razu. Zatrudnili prywatnego detektywa, kiedy zorientowali się, że nie była blisko. Ale nigdy jej nie odnaleźli. - Bo spędziła osiem lat w wilczej postaci. – Cyn pokręciła głową. – Co by zrobili, gdyby ją odnaleźli? - Uciekli z nią. Tamtej nocy chcieli za nią podążyć, ale Alfa zesłał kilku ze swoich osiłków, by ich pilnowali, by zniechęcili do pójścia za nią. Od tamtego dnia znienawidzili go. Do diabła, są moimi największymi zwolennikami, a to dlatego, że obiecałem im, że przyprowadzę Tabby z powrotem do domu, do nich. Cholera. Tabby musiała się o tym dowiedzieć. Jeśli to, co mówił Micah było prawdą, to rodzice Tabby zasługiwali na odnowienie z nią relacji. – Pogadam z nią. 187
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Nie zdawała sobie sprawy z tego jaki był spięty aż do momentu, kiedy praktycznie opadł na półki. – Doceniam to. Nawet jeśli już nigdy się do nich nie odezwie, przynajmniej będą mogli to zamknąć. Myślę, że obie strony tego potrzebują. – Uniósł głowę, nasłuchując. – Tam jest naprawdę cicho. Kopnęła półkę, niewiarygodnie sfrustrowana. – Znowu uciekł, prawda? - Pewnie tak. – Micah wzdrygnął się i chwycił za ramię. – Myślisz, że twój Julian mógłby ukończyć uzdrawianie? Cyn przewróciła oczami. Jakby miała pozwolić Julianowi uzdrowić cokolwiek większego od komara. – Ja to zrobię. Zmarszczył brwi. – Zapomniałem, że tak jak on, jesteś Niedźwiedziem. Parsknęła śmiechem, gdy układała na jego ranie dłonie. – Uwierz mi. Nikt nie jest taki jak Julian. – Zaczęła skupiać się na jego ranie, przywołując Niedźwiedzicę by jej pomogła. Micah zmarszczył brwi. – Cyn? - Hmm? – Musiała się skupić. To uzdrawiające gówno było trudniejsze niż jej się wydawało. - Czujesz sarnę?
Julian podziękował uprzejmemu oficerowi za powiedzenie mu, że jebany dupek im uciekł. No poważnie. Był tak blisko, strzelając do Cyn, a oni go zgubili? I nazywali siebie zmiennymi. Mógł się założyć, że małpa z zapaleniem płuc wyczułaby gościa, ale nie. Musiał skombinować Deputy Fife’a i Gomer’a Pyle. Miał nadzieję, że będą w stanie się zorientować, że byli pieprzonymi patrolami. Może nie był sprawiedliwy, ale miał już dość. Cyn skończyła z tym. Nie pozwoli jej dłużej bawić się w przynętę. Zabierał jej tyłek i kierował się w góry, gdzie razem z Alex’em mogliby się zaopiekować dziewczynami, podczas gdy Wilki bawiłyby się w Marco Polo z gnojem. Niech Dennis Boyd zostanie porządnie upolowany. Byłby niezłą zabawką dla dwóch skorych do zabawy Niedźwiedzi Grizzly. - Cyn? – Wszedł na zaplecze, ale było puste. Chłodny dreszcz przeszedł mu po plecach. – Cyn! 188
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Zaciągnął się powietrzem następnie, runął do kolejnego pomieszczenia, podążając jej ostro słodkim zapachem. Potknął się o coś i wylądował płasko na brzuchu, miał nogi zaplątane w… - Ugh. – Micah usiadł, pocierając się o tył głowy. – Cholera. Julian rzucił się na nogi. – Gdzie jest Cyn? - Hę? – Micah wzdrygnął się i odsunął głowę. Miał palce pokryte krwią. – O nie. Julian zamknął oczy i próbował zdusić panikę, która groziła, że go ogarnie. – Twój ojciec. - Tak myślę. - Jak mogłeś go nie wyczuć? – Julian wrzeszczał. Co się działo z ich nosami? Micah zamarł. – Kurwa mać. Zamaskował swój zapach. Zwykle cały czas polował na sarny. Jest mistrzem w maskowaniu swojego zapachu. Posiada całą górę ubrań na polowania z aktywnym węglem w podszewce i zapach piżmowy sarny w spray’u. Jules wziął głęboki oddech i wyjął telefon. – Gabe, ma ją. Sznur przekleństw został urwany przez dźwięk cruisera Gabe’a, jego syreny wstrząsały cichą nocą. – Zostań tam, gdzie jesteś, będę za parę minut. Gówno prawda. Zbyt wiele razy słyszał by zostać. Nie był jebanym psem. – Będę na zewnątrz. Skoro nie mogli przedrzeć się przez przód, to istnieje tylko jedno wyjście. – To, którym właśnie uciekał. - Julian, do diabła. Siedź spokojnie. Jeśli coś ci się stanie, to Cyn tego nie przeżyje. - On ją zabije. Widziałem to. – Julian przedarł się przez tylne drzwi, szukając, jak uzależniony dealera koki. Zapach Cyn pokierował go w prawo, zmieszany z krwią. Jego partnerka była ranna, a jego znowu przy niej nie było. Więcej przekleństw wyszło z Huntera. – Już prawie jestem. - Ona krwawi. Idę za zapachem. – Poślizgnął się po żwirowanym parkingu, przeklinając sam pod nosem, gdy zorientował się, że Boyd zaciągnął ją do ciemnej uliczki. - Idę na tyły salonu. Nie rób niczego głupiego Julian. Gabe sobie jaja robił? To, co mogło pójść źle, już poszło. Jebany Murphy był mu winny przysługę. – Idę za nimi uliczką. 189
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Do kurwy nędzy, słuchaj mnie. Musisz się zatrzymać na chwilę i skupić. Cyn jest twoją partnerką. Powinieneś dokładnie wyczuć, gdzie jest. To była dla niego nowość. No, ale znowu, nigdy nie miał partnerki. Wszyscy partnerzy potrafili wyczuć swoje drugie połówki? – Spróbuję - Zatrzymał się, zapach starego chińskiego żarcia, wyrzuconych śmieci i psiego gówna prawie przytłoczyły zapach krwi Cyn. Zamknął oczy i modlił się, by Dennis Boyd się nie rozpłynął w powietrzu. Jeśli tak było, to Julian był w czarnej dupie. Sięgnął po swojego Niedźwiedzia, błagając by jego partnerka nie była daleko. Jeśli Boyd wrzucił ją do samochodu, Gabe i jego zmienne gliny byli skończeni. Julian sięgnął po ducha Cyn, podążając połączeniem, jakie mieli, będąc partnerami. Więź była solidna i mocna, niczym jasne światło ciągnące się przez ciemność, stała i trwała. Bez namysłu ruszył, podążając tą promienistą drogą. Gabe miał rację. Jakby śledził niewyraźną postać w ciemności i teraz mógł w końcu zobaczyć, gdzie idzie. Nie martwił się nawet, by przełączyć swoją wizję na Niedźwiedzia. Nie potrzebował dodatkowej. To jasne światło zabierze go prosto do jego partnerki. – Masz coś dla mnie? – Juliana przeraziło to, jak Gabe się do niego zbliżył, bez jego wiedzy. Tuż przy nim stał Hunter, idąc z nim ramię w ramię. Jego ciemnoniebieskie oczy zmieniły się w złote, Pumie, pozwalając mu lepiej widzieć w przyćmionym świetle alei. Julian odpowiedział spiętym skinieniem. – Za mną. – Cyn była blisko i nadal żywa. Albo Boyd trzymał blisko niej broń albo była nieprzytomna, gdyż jego porywcza partnerka wyrywałaby się, walcząc o życie. Nie było żadnego dźwięku niż ten wydawany przez ich kroki. Światło jaśniało; zbliżali się do miejsca, gdzie Boyd zabrał Cyn. - Nie powiem ci, gdzie ona jest. – Prawie potknął się na dźwięk buntowniczego głosu Cyn. Dźwięk mięsistego łomotu został poprzedzony przez hiszpańskie przekleństwa. Julian zaczął zrywać z siebie ubrania, przygotowując się na zmianę. Nie martwił się, gdzie lądowały. Boyd dowie się, co naprawdę jest w stanie zrobić wkurwiony Duchowy Niedźwiedź.
190
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful
Rozdział Dwudziesty Pierwszy Cyn nie mogła uwierzyć, że dała się podejść temu dupkowi. W jednej chwili leczyła ramię Micah’a, w następnej doświadczyła oślepiającego bólu. Nieważne, czy ból był Micah’a czy jej. Boyd z pewnością na tym skorzystał. Dzięki jej dezorientacji wyciągnął ją z salonu, zaciągając do alejki. Ale teraz będzie musiał postrzelić ją w tyłek, by się ruszyła. Nie ma mowy, że wejdzie do tej furgonetki. - Nie bój się dziewczynko, pomożesz mi, czy ci się to podoba czy nie. – Podczas gdy jasnobrązowe oczy Micah’a były pełne ciepła, oczy Dennis’a Boyd były chłodne i martwe. Mierzył do niej z ogromnego pistoletu z jakimś celownikiem przeznaczonym na polowania– Jestem pewien, że wróci na twój pogrzeb. To jest naprawdę duża broń. I zostawiłaby po sobie naprawdę wielką dziurę w niej, jeśli nie ruszy teraz dupy. – Mogłeś po prostu zabić mnie w salonie. - Ciężej jest ciągnąć umarlaka niż ci się wydaje. A teraz muszę tylko wrzucić cię do furgonetki, pociągnąć za spust i spadamy. - Gdzie spadamy? – Całkiem nieźle zrozumiała, co miał na myśli, ale musiała odwrócić jego uwagę, póki nie przybędą Julian z Gabe’em. I nie wątpiła, że już są w drodze. Mogła praktycznie wyczuć jak Julian ją ściga, wkurwiony, bo nie było jej tam, gdzie miała być. Przerażony przez to, kto ją miał. Jeśli umrę, to nigdy mi nie da z tym żyć. Jego uśmiech był srogi i straszny, a to nie tylko dlatego, że zamierzał ją zastrzelić. – Tak myślałem, by wyrzucić cię gdzieś do lasu niedaleko Rezydencji Czerwonego Wilka. Ciekawe jak poczuje się wielki, przerażający Alfa, kiedy dowie się, że zabiłem kogoś kogo miał chronić? - Myślę, że jego Luna wyżre ci jelita. – Bo, jeśli z jakiegoś powodu tego nie przeżyje, to w Tabby włączy się czerwony alarm. Jeśli Rick lub Alex nie dorwą Dennisa, to zrobi to Belle, a to nie będzie ładny widok. Luna była tak złośliwa, że nawet trochę to przerażało Cyn. Ale to o reakcję Alex’a powinien się martwić ten koleś. – A jeśli cię nie dorwą, to na pewno zrobi to jej partner. Oh, jak ona by chciała być zmiennym jak z tego mistycznego Hollywoodu. Nie musiałaby się wtedy martwić o takie rzeczy jak ubranie podczas przemiany w 191
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Niedźwiedzicę. Po prostu by się zmieniła i zdjęła Sukinsyna zanim skrzywdziłby kogoś jeszcze. A później nie byłaby magicznie naga, kiedy zmieniłaby się z powrotem. Niestety, już teraz wiedziała, że jeśli przemieni się w ubraniach, to tylko zrobi sobie krzywdę. Julian, pośpiesz się! - Partner, hę? – Boyd pokręcił głową ze skrzywionym uśmiechem. – A ja zastanawiałem się jak dołączyła do Sfory z Poconos. - Boyd nie wiedział, że Alex był Niedźwiedziem, a nie Wilkiem. Prawie zaśmiała się na głos. Nie znała nikogo innego, kto by bardziej zasłużył na przeżucie przez wkurzonego Grizzly. – Richard Lowell wydaje się być twardzielem. Ciekawe jak udowodniła mu swoją lojalność? Była tylko i wyłącznie sobą, a to jak najbardziej wystarczyło Rick’owi i Belle. Boyd zwęził oczy i spiął się. Wyglądało na to jakby jej czas się kończył. Zamknęła oczy, nie chcąc patrzeć, jak pociąga za spust, przez co nie skończy się tylko jej życie, ale też Juliana. – Kocham cię, Jules. – Czemu nie była na tyle odważna, by mu to powiedzieć, gdy miała jeszcze szansę? Głębokie, śmiercionośnie ryknięcie rozbrzmiało tuż za nią, przestraszając ją. Jeszcze nigdy nie słyszała czegoś takiego. Otworzyła oczy, by zorientować się przed jakim piekłem właśnie stała i wzdrygnęła się, gdy przeskoczyła przez nią ściana ciemnobrązowego futra. Głębokie, lamętujące wycie wydobyło się od giganta, gdy zamachnął się na Dennis’a Boyd, rozrywając rękę mężczyzny od dłoni po ramię. Wrzeszcząc, Boyd upuścił pistolet... ale wcześniej pociągnął za spust.
Grizzly stanął na tylnych łapach i ryknął jeszcze raz Boydowi w twarz. Julian ledwo zorientował się, że Ryan dosłownie rozerwał Boyda na pół mimo próśb Gabe’a, by przestał. Widział tylko jak Cyn leżała na ziemi i krwawiła. Nieważne, że był nagi, że nigdy nie dokończył przemiany. Krew wylewała się z jej klatki piersiowej i prosto na ziemię. Już była nieprzytomna, rzęsy były ciemne na jej bladych policzkach. Będzie musiał użyć każdej cząstki swojej siły, by ją uleczyć, a i to może nie wystarczyć. Jeśli dusza uleciała z jej ciała, to on za nią podąży. 192
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Julian zanurzył się głęboko, wdzierając się w rejony, których nigdy nie ośmielał się tknąć, głębiej wskakując w uzdrawiającą spiralę niż kiedykolwiek. To, co czynił, powinno być niemożliwe i powinno kosztować go życie, ale z przyjemnością oddałby je, by ją uratować. Starożytne modlitwy powtarzały się w kółko w jego głowie, gdy błagał o siłę, by zrobić to, co trzeba było. Sam walczył ze śmiercią i tym razem nie było nikogo, kto by użyczył mu siły, nikogo, kto by uratował go przed samym sobą. Pod jego dłońmi rozerwane mięśnie splotły się ponownie. Naczynia krwionośne same się gładko naprawiły. Fragmenty roztrzaskanych żeber złączyły się jeszcze raz w całość. Kula była dużego kalibru, odbijając się w jej żebrach zanim wyleciała i wyrządziła jeszcze więcej szkód niż był zmuszony kiedykolwiek wyleczyć. Jej serce było draśnięte, zmuszone do nieregularnego bicia. Naprawił szkody, upewniając się, że biło właściwie. Następnie ruszył do jej płuc, dając z siebie wszystko, by zachowywać się zawodowo i zawiódł marnie. Chciał krzyczeć przez to, co zostało wyrządzone jego pięknej partnerce. Rany były obszerne. Prawe płuco Cyn było praktycznie rozerwane na pół. Splótł je razem kawałek po kawałku, naprawiając rozerwane i podrażnione oskrzela. Jama opłucnowa została naruszona, sprawiając, że płyn wytrysnął dalej. Delikatnie uzdrowił zarówno opłucną ścienną wzdłuż jej żeber jak i opłucną trzewną na powierzchni jej płuc, nakierowując płyn opłucnowy między błony, tam gdzie powinien być. Zaczynał się męczyć, powoli tracąc kontakt ze swoim ciałem. Nie przeżyje tego. - Julian. Było małe ryzyko infekcji, ale poprawił jej system immunologiczny, by się na nią przygotował. - Julian. Musisz już przestać. Ale jeszcze nie skończył. Musiał uzdrowić rany aż do kości i mięśni jej ramienia, gdzie wyszła kula. Jeśli nie będzie ostrożny, już nigdy w życiu nie będzie w stanie użyć swojej prawej ręki tak jak dawniej. Jej kariera, Living Art. którym żyła i oddychała, będzie skończone. - No dobra. Spróbuję ci pomóc, ale jeśli uronię choćby łzę, to dorwę twoje dupsko. 193
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Wlała się w niego energia, kobieca energia, której nigdy wcześniej nie czuł. – Chloe? - Tak, to ja. Trzymaj się Julian. Obiecuję, że nigdzie się nie wybierzesz. Tyle starczyło. Będzie mógł dokończyć robotę. Był obolały i to bardzo, ale dzięki Chloe i ich połączeniu przeżyje to. Musiał tylko upewnić się jeszcze, czy przeżyje to, co zrobi mu Cyn, kiedy dowie się jak daleko poszedł. Nie będzie się za bardzo złościć, prawda? - Tak sobie wmawiaj. Gdzieś z daleka mógł usłyszeć jak ktoś błagał go, by przestał, ale to była ostatnia rzecz jaką planował zrobić. Już prawie skończył. Jej ramię było prawie w całości wyleczone. Zostało mu tylko uzdrowić skórę, upewnić się, że nie zostanie na niej ani jedna blizna. Jedynym znakiem, który powinien znajdować się na jej skórze, był znak partnerski, które jej podarował. - Jules. Krwawienie Cyn uspokoiło się, prawie ustało. Nie pozostały żadne krwawiące wnętrzności. Chloe wycofała się z szybkim, psychicznym uściskiem, zostawiając go samego ze swoim zmęczeniem i ostatnimi ranami oraz siniakami Cyn. - Wrzuć już na luz, Super Misiu. Na to chyba mogę już przykleić sobie plaster. Część jego rozpoznała ten głos, ale nie mógł odpowiedzieć. Tam, gdzie się znalazł, było ciemno. Już nie wiedział, gdzie była góra, gdzie dół, w którą stronę szło się do przodu, w którą do tyłu. Ciało pod jego dłońmi nadal się uleczało; musiał wytrzymać jeszcze trochę. Kiedy skończy, będzie spał przez tydzień. - Gabe, weź skop mu dupę. Co? Nie...
Cyn go zabije. No dobra, może go nie zabije. Sam nieźle próbował się zabić. Najwyraźniej nie potrzebował do tego żadnej pomocy. 194
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Dzięki. – Cyn wzięła zapasowe ubranie i, nie przejmując się, kto patrzył, przebrała się ze strzępionej, zakrwawionej bluzki. - Nie ma za co. – Sara siedziała obok niej i trzymała ją za rękę. – Jesteś bardzo rozłoszczona. A jak, oczywiście, że była. Powinien przestać, kiedy już wiedział, że przeżyje. Zamiast tego, nalegał by uzdrowić wszystko, aż do najmniejszej ranki. - Gabe każdego dnia ryzykuje życie i to nie tylko jako Hunter. Jest Zastępcą Marshalla i gliną. Za każdym razem, gdy wyjdzie, martwię się, że ostatni raz go widzę. O cholera. Nadchodził kolejny moment filozofowania. Cyn mogła to poczuć. – Rozumiem obsesję Juliana do uleczania. Cholera, zachęcam do tego. – Postrzeliła Sarę krzywym spojrzeniem. – Głównie. Jednak, kiedy naciska za bardzo na to, co powinien zrobić, to mam ochotę związać go i wrzucić do szafy. Sara zaśmiała się delikatnie, nie chcąc przeszkodzić obecnie śpiącym członkom Dumy. Wyglądało jakby wszystkie Pumy przyjechały do szpitala, by zebrać się wokół Juliana, gotowe i skłonne podać pomocną dłoń. Emma, twarda Curana, kuliła się na kolanach Max’a, brzmiąc na śpiącą. Wyglądała młodo i niewinnie, a Max patrzył na nią z tym samym miłosnym skupieniem jakim Julian obsypywał Cyn. Becky wgryzała się w jakiś owoc, który podał jej Simon, miała czerwone oczy od łez bądź braku snu. Prawdopodobnie od obydwu. Simon ledwo zerkał na boki przy rozmowie z Adrianem, póki nie przestała jeść. Wtedy odwrócił się i zmarszczył na nią brwi, wskazując na owoc, ignorując wszystkich dookoła jej, póki nie przewróciła oczami i jeszcze raz nie wgryzła się w owoc. Adrian głaskał po włosach Sheri, której głowa spoczywała na jego kolanach, ciemne okulary chroniły jej wrażliwe oczy. Gabe łaził, jego wzrok był wlepiony w wyglądającego na podbitego Ryan’a. Ryan, z nawiedzonym spojrzeniem na twarzy, gapił się na swoje dłonie, jakby nigdy wcześniej ich nie widział. Okazjonalnie otarł je razem zmywającym ruchem, przez co skrzywiła się ze współczucia. Nie zostało mu wybaczone to, jak rozerwał faceta na pół, bez względu na to jak sprawiedliwie się zachował. Gabe powiedział Cyn, że nie
195
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful aresztuje Ryana za obronienie jej, ale będzie miał oko na Grizzly, by się przekonać, że nie wykazuje żadnych oznak zdziczenia. Cyn miała nadzieję, że nie. Tak bardzo jak Glory protestowała, jeśli coś stanie się Ryanowi to zrujnuje ją to. William i Barbara Bunsun, rodzice Alex’a, weszli razem do pokoju Juliana, by pomóc w uleczaniu. Oboje wyszli bladzi i wykończeni. Nadal nie wiedziała, czy byli w stanie pomóc, ale i tak była wdzięczna. - Cynthia Reyes? Cyn wstała, gdy lekarz wszedł do pokoju. Z padniętym Jamie’m, nie było już dłużej lekarza dla Dumy w szpitalu. Bardzo ludzki lekarz uśmiechnął się do Cyn i machnął, by podeszła. - I jak z nim? - Nic mu nie będzie. Jest wykończony i odwodniony. Mamy go pod kroplówką i jak na razie na środkach uspokajających. Walczył z nami, chciał wstać i cię znaleźć. - Mogę się z nim zobaczyć? – Zacisnęła dłonie w pięści, by powstrzymać się przed wykręcaniem ich, jak jakaś płaczliwa bohaterka niczym z romansu. Tak bardzo chciała go zobaczyć, że była gotowa zalać się łzami. - Tak, ale nie za długo. Teraz najbardziej potrzebuje odpoczynku. - Dzięki, doktorze. – Praktycznie wbiegła do pokoju, w którym leżał Julian, zamierając w ruchu na widok swojego partnera, do którego znowu były wczepione rurki. To cholerstwo musi się skończyć. Tak często tu bywała, że równie dobrze może wstawić sobie sypialnie w szpitalu. Julian załkał, skręcając się w pościeli, zwalczając lekarstwo, które utrzymuje go w nieprzytomności. Cyn położyła dłoń na jego, uważając na wczepioną rurkę i widząc zszokowana jak natychmiast się uspokoił. Wyglądało na to, że Super Miś nadal próbował ją uratować, czy tego potrzebowała czy nie.
196
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Usiadła na fotelu obok, gotowa walczyć o to, by zostać przy swoim partnerze. Jeśli Julian potrzebował jej obecności do odpoczynku, no to się nigdzie nie wybierała, niech diabli wezmą regulamin szpitala. Godziny minęły zanim Julian się poruszył. Cyn miała skurcz w plecach, ręka jej praktycznie ścierpła od sięgania po jego dłoń i miała suche oczy od braku snu. Ale kiedy te przepiękne brązowe oczy z drobinkami srebra otworzyły się i skupiły na niej, uśmiechnęła się. – Hej, Jules. – Przełknęła, mając ochotę zapłakać, czego sobie odmówiła. – Kocham cię. Ty debilu. Był zbyt słaby by jej odpowiedzieć, ale nic nie szkodzi. Żył. Nic więcej się nie liczyło.
- Nie. - Tak. - Do diabła, nie. – Cyn miała założone pięści na biodra. Stopą stukała wkurzająco o podłogę. – Jebać to, nie. Julian westchnął i poprawił obrazek, który zawieszał na ścianie. Był w nowej, grubej ramce, która wyróżniała się na perłowoszarej ścianie nowego salonu. – To najlepsze wyjście dla wszystkich, Cyn. Cyn położyła na podłodze pudło z tuszem, które zanosiła na zaplecze i warknęła. – Nie pójdziesz do medycznej szkoły, Jules. – Nie ma kurwa mowy. Jeśli wróci i zostanie lekarzem, będzie musiał przynajmniej przez trzy lata urzędować w szpitalu. Co on sobie do diabła myślał? Miesiąc temu wyszedł ze szpitala i chce znowu tam wrócić? – Max i Rick pracują nad wyjściem. Niech oni wykombinują jakiegoś lekarza dla zmiennych, proszę. Julian zrobił minę. – Ja tylko chcę... Pogłaskała go po ramieniu, gdy odwrócił wzrok, miał winny i rozżalony wyraz twarzy. – Wiem, Jules. – Uratowanie Jamiego nie było błogosławieństwem. Facet w końcu się obudził, ale stał się oziębły i wkurzony na cały świat. Nigdy nie widziała, by komuś tak zmieniła się osobowość. Nie zdziwiłaby się, gdyby zamienił się w seryjnego mordercę. 197
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Każdy zgodził się, że gdyby Jamie kiedykolwiek zdecydował zemścić się na Julianie za uratowanie go, to zaatakowałby najpierw Cyn. Nawet jego rodzina powiedziała im, by trzymali się z daleka od byłego lekarza, obawiając się, że na widok Cyn lub Juliana, poczuje potrzebę zabicia. Gabe trzymał go na oku, by wiedzieć, czy wyjdzie z traumy, czy stanie się zdziczały. Powiedział jej na osobności, że się tym niepokoi. Niepotrzebne było mówić, by trzymała się z daleka i upewniła się, że Julian robił to samo. - Co mam zrobić? Są tam ludzie, którzy nie otrzymują pomocy, bo Jamie zachowuje się jak dupek. – Jules opadł na turkusowy fotel przy oknie i patrzył na przejeżdżające samochody. Zostawiły sobie stare fotele, ale zmieniły tapicerkę, by pasowały do szarego, turkusowego i czarnego wystroju. Nowy wystrój bardziej jej się podobał, niż morski ze starego salonu. Uspokajał, lecz był nowoczesny. Tabby namówiła je do kupienia całkowicie wyrąbanych foteli w przydymionej szarości, który zaklepała sobie Glory i jasnoszary, w którym Cyn zakochała się od pierwszego wejrzenia. Zasłony na oknach były biało-czarne, w nowoczesnej kwiatowej kompozycji, którą Cyn chciała wziąć sobie do domu. Do diabła, nawet podłogi były ładniejsze, ze wspaniałego, ciemnego dębu, które przekonały ją do wzięcia tego salonu, nawet bez dodatku podnieconej, wspaniałej wynajmującej. - Jesteś Duchowym Niedźwiedziem. Jeśli Duma czy Sfora potrzebują pomocy, to mogą się do ciebie zgłosić. W innym razie pozwól ludziom znaleźć nowego, ludzkiego lekarza, by się z tym zmierzył. – Krótko po wybudzeniu Jamiego ze śpiączki, jego rodzina zamknęła praktykę. Był w śpiączce przez sześć tygodni zanim obudził się, wściekając się i płacząc. W żadnym wypadku nie był w stanie poradzić sobie z pacjentami. – Zmienni mogą też iść do doktora Woods. Przewrócił oczami. – Jim Woods jest weterynarzem, nie lekarzem. - Widzisz? Idealnie. Parsknął śmiechem, ale nie trwało to długo. Julian wyglądał na zamyślonego, co nie wróżyło niczego dobrego. Jak dla niej to zamartwiał się za bardzo. – Co mam zrobić? Jeśli Departament ds. Imigracji dowie się, że nie pracuję, to mogę zostać deportowany do Kanady.
198
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Cyn wzruszyła ramionami. – Jeśli do tego dojdzie, to otworzę salon w Manibota. - W Brytyjskiej Kolumbii. – Odwrócił się do niej i patrzył się na nią ogłuszony. – Wróciłabyś ze mną? Naprawdę był taki głupi? – Nie mogę uwierzyć, że o to pytasz. – Za swoim partnerem poszłaby do samego piekła. Dziwne uczucie jak dla kogoś, kto nigdy nie chciał być zależny od innych, ale wiedza, że jej partner cenił jej szczęście, sprawiała, że decyzja stawała się łatwiejsza. - Twoja rodzina jest tutaj. Wszyscy twoi przyjaciele. – Wstał i podszedł do niej, głaszcząc ją po policzku. – Nie mogę prosić byś zrezygnowała z tego wszystkiego dla mnie. - No to ożeń się ze mną. – No poważnie, to było no-brainer. Nawet jeśli zdobycie zielonej karty zajmie trzy lata, to będzie w stanie znaleźć pracę i uaktualnić wizę, była tego pewna. Jeśli nie, to przekona się, czy Gabe nie mógłby pociągnąć za parę sznurków w Senacie zmiennych i załatwić Julianowi stały angaż w dobrym Ole US od A. Posiadanie rzadkiego, nieuchwytnego Duchowego Niedźwiedzia w amerykańskim kraju powinno zapewnić Julesowi obywatelstwo, legalnie czy nie. Zaśmiał się. – Brzmi to dziwnie znajomo. To nie ty czasem poprosiłaś mnie, bym został twoim partnerem? - Bo załatwienie takich spraw zajmuje ci trochę za dużo czasu. – Pomachała mu w twarz palcami. – No działaj z tym pierścionkiem, Miśka. – Wiedziała, że już go miał. Jej Jules był drobiazgowy. Zamknął oczy i jęknął, ale uśmiech utrzymywał się na jego twarzy. – Nie spytam, jak się dowiedziałaś. Uniosła na niego brew. – Mamy swoje sposoby. Złapał ją i przyciągnął to siebie. – To ty chciałaś zwolnić i umawiać się na randki, pamiętasz? Wzruszyła ramionami. – Odwołuję się do prawa kobiety i zmieniam zdanie. – Znowu pomachała palcami. Kiedy pielęgniarki próbowały wyrzucić ją z pokoju Juliana rozdrażniło to w niej coś dzikiego. Musiała namówić Gabe’a, by kłamał i powiedział, że była jego narzeczoną. Nie weszłaby znowu bez konkretnego przywileju. – Załóż pierścionek.
199
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful Pokręcił głową i wyjął pierścionek z tylnej kieszeni. Był to cudowny, mały, ale błyszczący diament otoczony szmaragdami, umieszczony na złocie. – Diament to mój szczęśliwy kamień. Wyszczerzyła się, uwielbiała go. Miał urodziny 30 maja. – A szmaragdy są moimi. – Urodziła się 5 kwietnia i za każdym razem dziękowała Bogu, że urodziła się pięć dni później. Uniósł jej dłoń i pocałował, jego brązowe oczy się iskrzyły. Jego ciemne włosy były opuszczone wokół jego ramion, tak jak lubiła. – Dziękuję, że zgodziłaś się być moja. Zachichotała. – Zgodziłam, pocałuj mnie w mój wielki tyłek. Ścisnął ją za pośladki i westchnął szczęśliwie. – Strasznie polubiłem ten twój wielki tyłek. Walnęła go w ramię, gdy Tabby podeszła albo raczej poczłapała się do pokoju. Kobieta była prawie w czwartym miesiącu, a zachowywała się tak jakby miała za chwilę pęknąć. – Przysięgam, że wyrzucę z siebie trojaczki. – Opuściła się z jękiem na fotel. – Moje kostki wyglądają jak klopsiki Mamy Leone. Julian natychmiast podszedł do Tabby. Niepokoił się jej popuchniętymi kostkami odkąd pierwszy raz na nie narzekała, zaniepokojony ciążową cukrzycą, ale nie odnalazł w niej niczego złego, kiedy ją zbadał. Alex groził, że wyrzuci jej wszystkie szpilki, podejrzewając, że to one były sprawcami. - Niezły kamień. – Cyn podskoczyła przestraszona, kiedy Glory podniosłą dłoń Cyn, stojąc za nią. – Hej, Alex. Patrz na to. Alex podszedł i wyszczerzył się na pierścionek zaręczynowy Cyn. – Więc w końcu się oświadczył? Julian pokręcił głową, sunąc dłońmi po brzuszku Tabby. – Jakby w ogóle dała mi jakąś szansę. – Małe pasmo srebra pojawiło się w jego włosach, gdy pracował przy Tabby. Glory zaciągnęła rękę Cyn, i samą Cyn, do okna. Przytrzymała pierścionek blisko lampek świątecznych, które zawiesili. – Oo, tak. Możemy dodać go do dekoracji. Cyn trzasnęła niebieskowłosego diabełka w głowę, potajemnie rozbawiona tym, że Glory wróciła so siebie. Czasami nadal ciężko oddychała, ale nie wydawało
200
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful się, że było z nią gorzej. Nawet to, że Ryan był stale u jej stóp nie wydawało się ją wkurzać, tak jak wcześniej. Dzwoneczek nad drzwiami zadzwonił. Nawet nie musiała się odwracać, by zobaczyć kto to był. Przychodził zawsze o stałych godzinach. – Hej, Ryan. - Cyn. Niezły kamyk. -Dzięki. – Patrzył się na Glory z tęsknym spojrzeniem, który szybko zamaskował. Ruszył do jej boku, podtrzymując ją na małej drabince. – Pozwól mi to zrobić, SG. Glory parsknęła, wieszając wianek na oknie ich nowego salonu. – Tu jest lepsze miejsce dla Super Glory, a nie dla tego niebieskiego, futrzanego dziwactwa. - Skoro tak mówisz. Ryan również w większości wyzdrowiał. Opowiedział im jak zniknął i próbował upolować kolesia, który postrzelił jego partnerkę, ale nie miał szczęścia, póki Cyn nie została przynętą. Spędził czas przeszukując las za granicami Halle, sądząc, że zmienny ukrywał się tam, odkąd było to jedyne miejsce jakie Gabe nie sprawdził. Dał radę, powstrzymując się przed zdziczeniem, skupiając się na Glory. To, że jego partnerka nie mogła być bezpieczna, póki nie dorwie snajpera, było jego ratunkiem. Kiedy nie znalazł żadnego śladu obcego, na czas wrócił do Halle, by zobaczyć jak Cyn zostaje porwana. Szybko się przemienił, ratując życie Cyn. Boyd celował jej w głowę; interwencja Ryana naruszyła jego plan, dając Julianowi czas, który potrzebował, by uratować ją. Kiedy Julian próbował mu podziękować, właściwie się zarumienił. Dla niego Jules był rodziną, a przez ich więź, Cyn również. Dzwoneczek znowu zadzwonił, przestraszając ją. – Dzień dobry, Pani H.! – Jedna z ich najlepszych, stałych klientek była właścicielką, wynajmując im miejsce dwa bloki dalej od poprzedniego. Cyn była wdzięczna za to, co zrobiła Evelyn Hagen i obiecała jej darmowe tatuaże, kiedy tylko zechce. A Pani H. nie niepokoiły alarmy bezpieczeństwa jakie ich Niedźwiedzie upierali się, by wstawić wewnątrz i na zewnątrz salonu. W sumie, sama za to zapłaciła. Najwyraźniej Pan H. dobrze zadbał o swoją wdowę, gdyż wykupiła całe komplety, by zapewnić „swoim dziewczynkom” bezpieczeństwo. - Hej, dziewczęta i chłopcy! – Uniosła kilka białych toreb. – Przyniosłam coś z grilla! – Pani H. zaśmiała się, gdy otoczyli ją trzej wielcy mężczyźni i zaczęli błagać 201
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful oraz jęczeć bezwstydnie. Cyn miała ochotę unieść tabliczkę : Zakaz karmienia Niedźwiedzi. Pani H. praktycznie zaadoptowała tych trzech, ku rozbawieniu ich rodzin i partnerek. Pani H. nawet odwiedziła Pana Bunsun i czyż Cyn nie chciała tego podsłuchać? Tabby podeszła do Cyn i założyła jej rękę na ramiona. – Myślisz, że zauważyli nowy szyld? Cyn pokręciła głową. Zaczekała z odsłonięciem go, póki wszyscy się nie pojawili, wliczając w to Panią H. Ciężko było zmienić nazwę salonu, lecz Tabby uparła się, że muszą podjąć ryzyko. Najlepszym sposobem na to, powiedziała, była zmiana nazwy. Glory się zgodziła. We trzy usiadły i kombinowały jaka powinna być nowa nazwa. Dalej nie była pewna, czy był to dobry pomysł, ale Glory i Tabby ją przegłosowały. Odkąd Tabby była teraz partnerem biznesowym, wykorzystała swój pełny jeden głos i użyła go, by trzasnąć Cyn tak, by uległa. Teraz mogła to przed sobą przyznać. Nazwa, którą wykombinowali, schlebiała jej. Jednakże, kiedy chłopcy ją zauważą, to zacznie się przekomarzanie, zwłaszcza ze strony Juliana. Glory zeskoczyła z drabiny, ku wyraźnym przerażeniu Ryana. Niedźwiedź zmarszczył brwi na nią. Traktował ją jak kruchą laleczkę pomimo tego, że lekarz zaświadczył o jej zadowalającym stanie zdrowia. Odkąd Cyn znała dobrze Glory, wiedziała, że nie poprzestanie na tym. Glory zrobi coś całkowicie oburzającego, by pokazać jak dobrze się miała. Nadal miała problemy ze złapaniem powietrza, ale każdy lekarz zapewnił ich, że jej problemy znikną z czasem. – Mówię, że musimy odsłonić nowy szyld. - Nowy szyld? – Julian uśmiechnął się, gdy pomógł drugiemu rozłożyć jedzenie. – Myślałem, że użyjecie starej nazwy. Cyn wzruszyła ramionami, zażenowana. – Zdecydowałyśmy, że potrzebna nam jest nowa nazwa. - Zdałyśmy sobie sprawę, że czas zaryzykować. – Glory zakręciła sobie niebieski lok wokół palca. - I wprost uwielbiamy nową nazwę. – Ton Tabby był tak nieśmiały, aż Cyn zdziwiło, że Alex niczego nie podejrzewał. Wtedy znowu, tak obwąchiwał styropianowe pojemniki, aż dziwiło ją, że nie zaczął pożerać żeberek, razem ze styropianem i tak dalej. 202
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Jaka jest nowa nazwa? – Tylko Julian patrzył się na nie podejrzanie. Ryan miał sos na całej brodzie i błogi wyraz twarzy. Cyn wymieniła się spojrzeniami z dziewczynami. – Teraz? - Teraz. – Tabby wzięła Alex’a za rękę, ignorując jego zrzędzący protest, gdy zmusiła go, by odłożył żeberka. - Zdecydowanie. – Glory stała przy drzwiach i czekała. Ryan, oczywiście, wytarł się i pobiegł, by jej otworzyć. - Mała księżniczka. – Cyn przewróciła oczami i wyszła na zewnątrz za Glory, uśmiechając się, gdy dołączyła do nich Tabby. Pani H. została. Już powiedziały jej jak chcą nazwać salon i płakała ze śmiechu. Ale uniosła dwa kciuki w górę i, jak wspaniała kobieta którą była, zaczęła podawać do stołu ogromniaste talerze z jedzeniem dla chłopców. - Gotowa? – Tabby chwyciła za sznurek, który prowadził do płótna zawieszonego na szyldzie. - Ja tak. – Glory właściwie oparła się o Ryan’a, sprawiając, że Niedźwiedź zamarł z szokiem wypisanym na twarzy. Cyn skinęła. – Zrób to. - Taaa, zróóóób tooo. – Wycedziła słowa Glory, z trzęsącymi się zębami. Drżała na grudniowym powietrzu, zwiewna sukienka nie była żadną barierą dla zimnego wiatru. Ryan niepewnie otoczył swoją partnerkę ramionami, dając jej swoje ciepło. Może w końcu między nimi będzie dobrze. Cyn uśmiechnęła się, szczęśliwa, że jej przyjaciółka w końcu zaczęła przekonywać się do Niedźwiedzia. - No to jazda! – Tabby pociągnęła za sznurek, lecz płótno zahaczyło o róg nazwy. - Chwila. Czemu widzę tam C Y? – Julian nachylił głowę i zmrużył oczy, jakby dzięki temu mógł widzieć przez płótno. - Przestań używać swojego rentgena Super Misiu. – Cyn zdmuchnęła sobie włosy z twarzy i próbowała znieść swoje własne trzęsiawki. – Ktoś wie czemu się zaczepiło? Tabby znowu pociągnęła, ale nic się nie stało. Przeszła na drugą stronę szyldu, ze sznurkiem w ręku, chcąc pociągnąć tym wzdłuż znaku i tym samym ściągnąć.
203
Dana Marie Bell – Halle Shifters 02 – Cynful - Kumam - Julian wyszeptał jej do ucha, gdy ukazało się C Y N. – Nazwałaś salon swoim imieniem, co nie? - Tak jakby. – Czuła swoje gorące policzki i wiedziała, że się zarumieniła. Założyła sobie ręce na piersi. – Przegłosowały mnie. Jedna, ciemna brew uniosła się, gdy patrzył się na nazwę. – Teraz to jestem zaintrygowany. Przewróciła oczami i przytuliła się do niego. Cholera, zimno było na zewnątrz. - No dobra. – Chyba już mam. – Tabby pociągnęła po raz ostatni i płótno spadło. Cofnęła się zanim zostałaby okryta narzutą. Julian wybuchł śmiechem, gdy w końcu było widać nazwę. Ryanowi szczęka opadła. Spojrzał na niebieskowłosą partnerkę. – To był twój pomysł, prawda? Alex pokręcił głową. – Jakoś pasuje do miejsca. – Wciągnął sobie Tabby w ramionami i wyszczerzył się strasznie. – Gratuluję, Cyn. Cyn gapiła się na nazwę. – Nie uważacie, że to przesada? Julian pocałował ją w czoło. – Myślę, że jest doskonała. – Zachichotał. – Zawsze mówiłem, że jesteś sinful.21 - Nie, Jules. – Uśmiechnęła się szeroko, patrząc na znak, który nosił jej imię... no, tak jakby. – Jestem Cynful.
Koniec
21
Grzeszna
204