TYLKO DLA DOROSŁYCH
ISSN 1429-6853 INDEKS 34222Х
ydanie
pecjalne
ZfjDZfl
IS S N 1A29-6853
64 strony • cena 2 zł 50 gr (w tym 7% vat)
D E t f l 1 T Y W WYDANIE SPECJALNE NR 3/2003 (24) Й
Ш
Ш
Ж
T Y L K O DLA D O R O S Ł Y C H
Antoni Borkowski
Zapach pieniędzy
Jeremi Kostecki
Żądza pieniądza
Mateusz Szczepański
Mariusz Rogoziński
Szczepan Nowakowski
Szampański tydzień Cena życia, cena śmierci
Skradzione impulsy Z kraju i ze świata
Anna Modelska
Joanna Klimaszewska
Piramidalne przekręty Złodzieje z hipermarketów
OD REDAKCJI
3
ARSZENIK1STARE KOBIETY
4
KAPELUSZ PRZED POCZTĄ ZDEJM...
11
PORWANIA DLA OKUPU 16
Zwierzęca kontrabanda ч
Ryszard Makowski
I
KROKODYLA KUP Ml LUBY! 22 ♦
SPOSOBY PAJĘCZARZY 26 ROZRYWKA Z TEMIDĄ 32 WIELKI SZMAL 34 GÓWNIARZU, DLACZEGO DAŁEŚ SIĘ ZŁAPAĆ!? 40
Antoni Borkowski
Polowanie na mordercę
OSTATNI ZACHÓD SŁOŃCA 46
Ryszard Wojciechowski
Bankowcy i młode wilki
PRZYPADKI “WAPNIAKA” 1SPÓŁKI 54 KRZYŻÓWKA Z PARAGRAFEM 63
Dwóch podejrzanych
ZAGADKA KRYMINALNA 64
AyWy/ redaguje ZESPÓŁ: redaktor naczelny - Adam KoscteimaK, z-ca rea. naczelnego - rsrzyszioia uraDowsKa, seKreiarz re6ЦРБ0 Bilm 1 i UW dakcji - Małgorzata Brykalska, kierownik działu reportażu - Monika Kamieńska, kierownik działu publicystyki - Ewa KozierWYDANIE SPECJALNEkiewicz-Widermańska, sekretariat - Elżbieta Kubuj, ilustracje - Jacek Rupiński, repro i layout - Krystyna Nowakowska. WYDAWCA: Państwowe Przedsiębiorstwo Wydawnicze „Rzeczpospolita”. Adres redakcji: 02-015 Warszawa, pl. Starynkiewicza 7, telefon 653 02 58, fax 621-53-46, E-MAIL:
[email protected] Stronowa internetowa: www.detektyw.ppw.pl Niezamówionych materiałów redakcja nie zwraca. PRZYGOTOWANIE: Studio „Rzeczpospolita”, pl. Starynkiewicza 7. DRUK: Drukarnia Prasowa S.A. w Łodzi, al. J. Piłsudskiego 82. Numer oddano do łamania 5 VIII 2003 r. © Copyright by „Detektyw”. Nakład 223 130 egz. Prenumerata: Oddziały „Ruch” S.A., urzędy pocztowe i doręczyciele. Prenumeratę ze zleceniem wysyłki za granicę przyjmuje “Ruch” S.A. Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy, 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, telefony 5328-731, 5328-816, 5328-820, infolinia 0-800-1200-29, www.ruch.pol.pl Rozpowszechnianie w USA i Kanadzie z prawem wyłączności (exclusive): USA „EXLIBRIS” - 5554 W. Belmont Ave. Chicago, II. 60641 - Polish .Book Gallery, tel. 312/2823107, fax 312/2823108. Biuro w Warszawie, Plac Trzech Krzyży 16. Kanada: „POLPRESS” - 90 Cordova Ave. Unit 908, Toronto Etobicoke, ON, M9A 2H8, tel. (416) 239-0648.
2
OD REDAKCJI
Z flP flC H P IE N IĘ D Z Y tej, którą niektórzy nadal nazywają z uporem “państwem prawa”. ie każdy wie, iż popularna na całym świecie maksyma, że Oto bowiem, mimo upływu ponad dziewięciu lat złodzieje, którzy “pieniądze nie śmierdzą” miata pierwotnie dosłowne znacze ukradli ponad trzysta milionów złotych z FOZZ pozostają nadal nienie i rzeczywiście chodziło o przykry zapach. Otóż kiedy osądzeni i nieukarani, natomiast chłopiec (informuje o tym “Gaze rzymski cesarz Wespazjan (ten sam, który zapoczątkował budowę ta Wyborcza z 20 sierpnia br.), który podrobił legitymację szkolną słynnego Koloseum w Rzymie) opodatkował dochody z miejskich la aby kupić bilet kolejowy ze zniżką, siedzi od dwóch miesięcy tryn, jego syn Tytus czynił mu z tego tytułu zarzut, twierdząc, że nie w areszcie. przystoi państwu czerpać dochodów (za przeproszeniem) z gówna. W ten oto sposób znaleźliśmy się w kręgu zainteresowań “De Cesarz miał wtedy odpowiedzieć, że pieniądze nie cuchną i powie tektywa”, piszemy wszak o przestępcach i przestępstwach. Zanim dzenie to jest odtąd znane w każdym cywilizowanym kraju. jednak skupimy się na tym wiodącym temacie naszego czasopi Rzeczywiście - pieniądze nie cuchną, ale jednak mają swoisty sma, wróćmy jeszcze do polskich przysłów, albowiem - jak rzekli zapach, a ponadto działają na ludzi jak magnes. Mało jest takich, śmy - informują one o sprawach, którymi przypisujemy na co dzień którzy potrafią się im oprzeć, kwestia tylko w tym - jak duża musi istotne znaczenie. Wydana w 1969 roku przez PIW “Nowa księga to być kwota. Dlatego powiada się często o “magii pieniądza”, zaś przysłów i wyrażeń przysłowiowych polskich” pod redakcją wybit potwierdzenie owej magicznej mocy znajdujemy codziennie w me nego filologa, profesora Juliana Krzyżanowskiego, zawiera 162 diach i na każdym niemal kroku w naszym codziennym życiu. Mó przysłowia mówiące o pieniądzach. Najstarsze, zapisane niemal wi się także, że “jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi na pew pięćset lat temu przez Biernata z Lublina brzmi: “Pieniądz zawżdy no o pieniądze” i jest w tym niemal sto procent prawdy, co udowad pachnie”, co jest trawestacją (ale prawie dosłowną, jeżeli chodzi niają także politycy, traktując stanowiska rządowe jako najlepszy sposób na wypchanie swoich kieszeni. 0 treść) słynnej maksymy cesarza Wespazjana. Ta liczba 162 Pieniądze nie są zatem zwyczajnym środkiem wymiany, za przysłów mówi nam bardzo wiele o ważności pieniędzy w życiu Po który otrzymujemy potrzebne i pożądane towary. Od zawsze sta laków, albowiem tylko dwie sprawy zaprzątały w większym stopniu nowią istotny element kultury i obyczaju, są ważnym tematem na uwagę naszych przodków. Paremiolodzy (czyli ci, którzy w sposób wet w literaturze. Takie komedie Moliera jak “Skąpiec” i “Mieszcza naukowy zajmują się przysłowiami) znaleźli 189 przysłów o kobie nin szlachcicem” weszły na trwałe do kanonu światowych arcydzieł tach (białogłowych, dziewczynach), ale aż 375 - w co trudno uwie i chociaż zostały napisane ponad trzysta lat temu, nadal bawią rzyć - gdzie główną postacią jest... pies. Z drugiej strony zaledwie i wciąż nie tracą aktualności. Również w literaturze polskiej mamy w stu dwudziestu przysłowiach polskich powiada się o pracy. Są wiele znakomitych dzieł, których głównym bohaterem są właśnie dząc po tym, co dzieje się dzisiaj w Polsce, nie jest to zapewne pieniądze. Gdybyśmy z “Ziemi obiecanej” Władysława Reymonta znamię dawnych czasów, ale świadectwo naszej rodzimej obycza usunęli wszystkie fragmenty, gdzie mówi się o pieniądzach i bo jowości i swoiście polskiego, nieprzemijającego światopoglądu. gactwie, w zasadzie nic by z tej powieści nie pozostało. Mówi ona I właśnie o tym traktuje niniejsze wydanie specjalne “Detektywa”. bowiem w istocie o wielkich namiętnościach, których jedynym źró Dla pieniędzy człowiek (oczywiście nie każdy) jest zdolny zro dłem są pieniądze. Można nawet powiedzieć (i nie byłoby w tym bić wszystko. Nie tylko dla wielkich, ale także dla bardzo małych. przesady), że bohaterowie “Ziemi obiecanej” są przez pieniądze Co można było kupić w 1978 roku za trzy, cztery złote? To nie by całkowicie opętani. ła równowartość nawet bochenka Chleba czy kostki masła. Trzy Ale nie tylko literatura zaświadcza, jak wielkie znaczenie posia złote i pięćdziesiąt groszy kosztowała paczka najtańszych papiero dają pieniądze w naszym codziennym życiu. Wiele zwrotów leksy sów: “Sportów” i “Mazurów”. Dołóżmy do tego pudełko zapałek kalnych dotyczących pieniędzy weszło do mowy potocznej i oddają 1mamy dokładnie cztery złote. Za takie pieniądze Waldemar T., one na pewno jakąś ważną prawdę. Powiada się więc często, że pseudonim “Pies”, zabił w Białymstoku swojego kolegę, gdyż ten “czas to pieniądz”. Jeżeli mamy na myśli pieniądze zdobyte dzięki zgubił w trawie kółko do zapalniczki benzynowej, którą ów “Pies” zdradzie, mówimy o “judaszowych srebrnikach”, kiedy zaś mamy właśnie reperował. Inny, dwudziestoletni zabójca z Łodzi obłowił na myśli dar złożony kosztem wielkich wyrzeczeń, powiadamy się w tym samym roku łupem w wysokości ośmiu złotych: tyle bo 0 “wdowim groszu”, nie mając najczęściej świadomości, że ten po wiem znalazł w kieszeniach czternastoletniego chłopca, którego pularny i powszechnie znany zwrot liczy sobie dwa tysiące lat, jako zadźgał nożem. Jolanta W„ zwana “Osą” zamordowała dla kilku że pochodzi z Biblii, a dokładnie - z ewangelii świętego Mateusza. telefonów komórkowych. Pięciu bardzo młodych mężczyzn spod O pieniądzach traktuje także wiele przysłów, i to w każdym nie Białegostoku pobiło w 2002 roku na śmierć Białorusina, aby mu mal języku. Samuel Adalberg, który pierwszy spisał polskie przy ukraść pięćdziesiąt litrów benzyny, za które mieli zapłacić 120 zło słowia, które wydał w 1894 roku, uznał je za “filozofię i mądrość lu tych. Przy podziale łupu na każdego z zabójców przypadło 24 zło dów”. Przysłów - oczywiście - nie można traktować dosłownie, ich te! Tyle bowiem warte dla każdego z nich było życie człowieka. znaczenie jest alegoryczne i przenośne, ale nie ma wątpliwości, że Czy jest w tym jakaś reguła, jakaś prawidłowość? Czy można powstały one na podstawie nadzwyczaj trafnej obserwacji świata tę bezrozumną namiętność do dużych, ale i bardzo marnych pie 1ludzi. Rej, który twierdzi, że: “wielcy złodzieje mniejsze wieszą” niędzy zmierzyć statystycznie? Już w siedemnastym wieku powia nie powiada przecież w ten sposób o stosunkach pomiędzy zło dali Polacy, że “za pieniądze masz, czego żąda serce”. Jest to, dziejami, ale potępia takie układy społeczne, w wyniku których łaj niestety, dla niektórych ludzi prawda. dacy na wysokich stanowiskach kradną bezkarnie, zaś na drob nych przestępców spadają ciężkie kary. Proweniencja tego przy Antoni Borkowski słowia - jak zresztą bardzo wielu innych - wywodzi się z odległej starożytności, ale chociaż ten, kto pierwszy tę prawidłowość za Żadne inicjały ani imiona nie zostały zmienione. Wszystkie uważył i ją wypowiedział nie żyje od kilku tysięcy lat, żywotność te nazwiska i fakty są całkowicie prawdziwe i można je go spostrzeżenia jest nieprzemijająca. Także w III Rzeczypospoli sprawdzić.
N
Dopiero gdy w mieszkaniu Karoliny Sz. pojawił się komornik, dotarło do niej, że sprawa jest poważna, Dług, a właściwie wszystkie jej długi, wynosił prawie trzydzieści tysięcy złotych, a ona na przeżycie do końca miesiąca miała w portmonentce niecałe dwieście złotych. Osiem tysięcy
4
była winna bankowi PeKaO SA, siedem i pół bankowi PKO BP, na kwotę cztery tysiące trzysta złotych zalegała spółdzielni mieszkaniowej z czynszem, zaś dziesięć tysięcy “wisiała” ZUS-owi, albowiem od dwóch lat nie płaciła alimentów orzeczonych przez sąd.
ARSZENIK I STARE KOBIETY Wyda się więc za mąż, ale jedynie pod warunkiem, że ymczasem Karolina Sz. nie dość, że mąż spłaci jej długi i weźmie ją na utrzymanie dopóty, była bez grosza, to na dodatek od po dopóki znowu nie znajdzie stałej pracy. nad roku nie miała stałej pracy. Teraz poczuła, jak wokół jej szyi zaciska się ★ ★ ★ pętla i zaczęła gorączkowo myśleć, skąd wziąć pieniądze. Pal licho banki, obiąc w pamięci remanent dawnych kandyda te są bogate i mogą sobie poczekać. Ale komornik tów do ożenku, pani Sz. doszła do wniosku, że uświadomił jej, że jeżeli od przyszłego miesiąca nie zacznie od Franciszka K., z którym przez pe zacznie spłacać alimentów, sprawa trafi do sądu i gro wien czas nawet chodziła, ale rzuciła go dlatego, iż nie zi jej kara dwóch lat więzienia. A poza tym może ogo mogła znieść docinków ze strony koleżanek. Franek łocić jej mieszkanie ze wszystkiego, co da się spienię był znaną postacią w środowisku studenckim. Pisał żyć: telewizora, komputera, pralki, lodówki i secesyjnej wiersze, które publikowała miejscowa prasa, był od biblioteczki. Cztery lata temu dała za nią w antykwaria niej dwa lata starszy, a po zrobieniu dyplomu magi cie prawie trzy tysiące złotych, a teraz poszłaby na li sterskiego dostał się (o czym mówiono z zadrością cytacji (rzecz jasna - dla jakiegoś kolesia) najwyżej za i podziwem) na reżyserię filmową w Łodzi. W tamtych trzysta, i to w majestacie prawa, gdyż komornicy jako czasach miał jednak dla Karoliny i jej przyjaciółek po funkcjonariusze sądowi działają w imieniu sprawiedli ważną wadę: był po prostu maleńki. Miał zaledwie wości. Karolina Sz. doskonale pamiętała owego ko metr sześćdziesiąt cztery wzrostu i nawet kiedy włożył mornika ze Słupska, który zarekwirowane rzeczy na głowę kapelusz, wyglądał przy niej jak kurdupelek. sprzedawał po kolei, jak leci, za jedną złotówkę i włos Sz. nie umiała sobie przypomnieć, aby nazwisko jej mu z głowy nie spadł. Franciszka pojawiło się kiedykolwiek w czołówce fil Zastanawiając się nad swoją przyszłością, która mowej. Może zresztą nie zwróciła na to uwagi. Tak czy jawiła się zdecydowanie w czarnych barwach, Karo owak, Franek K. powinien być teraz reżyserem, a ci, lina Sz. uświadomiła sobie, jak wiele zmarnowała jak powszechnie wiadomo, zarabiają krocie. szans na to, aby żyć wygodnie, bogato i bez proble mów i jak wiele popełniła błędów, za które przycho Jednak, ku wielkiemu zdumieniu, Karolina Sz. do dzi jej teraz płacić. Największym błędem było jej krót wiedziała się dwa tygodnie później, że K. zakończył ka rierę w Łodzi po pierwszym roku studiów i wrócił do ro kie i nieudane małżeństwo z Kazimierzem G., za któ dzinnego miasta, gdzie został dziennikarzem lokalnego rego wyszła będąc jeszcze studentką. Kiedy urodziła tygodnika. Wkrótce potem ożenił się z jakąś prawnicz się Agnieszka, przerwała studia, które skończyła za ocznie dopiero cztery lata później. Dziecko wychowy ką, ma dwoje dzieci. Czasopismo upadło trzy lata temu, a on jest teraz na utrzymaniu żony, która zresztą (co wali na wsi jej byli teściowie, zaś były mąż wyjechał do Stanów i słuch po nim zaginął. Zrażona tym nie wszyscy wiedzieli) nie szczędzi mu z tego powodu do cinków i upokorzeń. Franciszek K., który tak dobrze za udanym związkiem Karolina Sz. odrzucała później powiadał się jako student i któremu wszyscy wróżyli wszystkie propozycje małżeństwa i zanim się obej rzała, skończyła trzydzieści osiem lat, a jej uroda wspaniałą karierę, siedział teraz na prowincji pod pan mocno przybladła. toflem żony i stanowczo nie był mężczyzną, który mógł Bywały lata, kiedy zarabiała bardzo dobrze i mogła by Karolinę wyciągnąć z kłopotów. Zapewne i on prze odkładać co miesiąc nawet dwa tysiące złotych. Ale gapił swoje przysłowiowe “pięć minut”, sprząta więc nie umiała oszczędzać, wszystko wydawała na przy mieszkanie, chodzi po zakupy i gotuje obiady, a kiedy jemności, żyjąc, bawiąc się i podróżując po świecie żona wraca z pracy, podaje jej kapcie i musi wysłuchi w miłym złudzeniu, że tak będzie już zawsze. Przeli wać przykrych uwag, że to ona, a nie on nosi spodnie czyła się i teraz zastanawiała się gorączkowo, jak i utrzymuje całą rodzinę swoją ciężką pracą. Wiedziała wyjść z tej pułapki, w którą wpadła dzięki własnej bez jak nieznośne potrafią być kobiety, kiedy stracą szacu myślności, a nawet (co umiała szczerze przyznać) głu nek dla męża i nie widzą w nim partnera, który nad ni pocie. Był tylko jeden jasny punkt w jej obecnej sytu mi chociaż troszeczkę góruje. Zrobiło się jej żal Fran acji. Nigdy nie lubiła załatwiać urzędowych spraw, to ciszka, ale cóż, każdy ma takie życie, na jakie sobie za też mimo ponagleń siostry nie zdobyła się na to, aby pracuje (odnosiło się to zresztą także do niej samej). wykupić na własność swoje spółdzielcze mieszkanie. Teraz pocieszała się, że nawet jeżeli pójdzie do wię ★ ★ ★ zienia za długi, to nie zabiorą jej dachu nad gtową. arolina Sz. zwróciła teraz swoją uwagę na Zbi gniewa W., który siedemnaście lat wcześniej Kobieta po przejściach usilnie zabiegał, aby za niego wyszła. W. skoń astanawiając się nad zdobyciem pieniędzy, Ka czył wtedy studia na wydziale chemii (jest od niej czte rolina Sz. po kolei odrzucała rozliczne plany, ry lata starszy) i został asystentem w katedrze profe które mogłyby zapewnić jej szybkie i godziwe sora Tadeusza R. Ona była już mężatką z maleńkim zyski. Jedne były zbyt ryzykowne, inne znowu wyma dzieckiem, kiedy dowiedziała się, że Zbyszek błyska gały kapitatu albo długich miesięcy, po których zaczę wicznie zrobił doktorat i zapowiadał się na wybitnego łoby przynosić dochody. Doszła więc do wniosku, że uczonego. Zapewne jest już profesorem, może nawet jedynym dla niej ratunkiem jest bogaty mężczyzna. wykłada za granicą, a na pewno jeździ na różne zjaz
T
R
K
5
ARSZENIK I STARE KOBIETY dy naukowe i kongresy, na których przedstawia refera ty o swoich odkryciach i wynalazkach. Karolina dosko nale pamiętała, z jakiego powodu odrzuciła wówczas jego zaloty i ofertę zamążpójścia. On potwornie się ją kał, wprost zacinał się podczas mówienia i to było nie do zniesienia. Nie mógł pozbyć się tej wady, chociaż zainteresował się nim słynny logopeda, i wypróbował na nim wszystkie metody, które w innych przypadkach odnosiły skutek. Teraz jednak nie przeszkadzało jej ją kanie, zaś jedyny problem mógł polegać tylko na tym, że Zbigniew W. jest żonaty i ciągle kocha swoją żonę. Ale i to da się jakoś załatwiać, pomyślała Karolina Sz. Najpierw zostanie jego kochanką (któryż to bowiem mężczyzna nie lubi odmian?), a potem namówi go do rozwodu. Najważniejsze, by miał dobre stanowisko i pieniądze, albowiem mężczyzna z pieniędzmi - na wet okropnie jakający się - nie może się nie podobać... Odszukanie Zbigniewa W. zajęło jej tylko jeden dzień; mieszkał on nadal w K., ale - niestety - nie był profesorem, nawet nie zrobił habilitacji, a jedyne, co udało mu się osiągnąć w życiu, to... pozbycie się jąka nia. Karolina dowiedziała się, że Zbigniew W., będąc już doktorem i mając na uniwersytecie do dyspozycji nieograniczone ilości czystego spirytusu (zajmował się on bowiem chemią organiczną), odkrył w sobie pociąg do alkoholu. Było to zadziwiające i nikt nie potrafił te go sensownie wytłumaczyć, ale kiedy doktor W. wy chylił sobie parę “głębszych” (mieszał spirytus z wo dą), przestawał się jąkać. Toteż popijał coraz częściej, natomiast coraz rzadziej zasiadał do pisania rozprawy habilitacyjnej. Kiedy do dziekana doszły słuchy, że za jęcia ze studentami prowadzi w stanie “wskazującym na spożycie”, doktorowi W. odebrano ćwiczenia dy daktyczne, przeniesiono na etat pracownika technicz nego i pod rygorem zwolnienia z pracy nakazano mu leczenie w poradni antyalkoholowej. Dwa lata później, kiedy Zbigniew W. pracował jako kierownik laboratorium w Zakładzie Chemii Organicz nej, zainteresowała się nim policja. Okazało się, że doktor W. “po godzinach” produkował na wielką skalę amfetaminę, która wędrowała następnie do Holandii i Szwecji. Po odsiedzeniu trzech z pięciu lat więzienia, na które skazał go sąd w głośnym procesie, doktor W. miał już całkowicie zamkniętą drogę do kariery akade mickiej. Tułał się później po różnych firmach prywat nych, ale nigdzie nie zagrzał dłużej miejsca, albowiem nie potrafił zrezygnować z wódki. Kiedy przypomniała sobie o nim Karolina Sz., po dawnym, wspaniale zapo wiadającym się chemiku, doktorze Zbigniewie W., po zostały jedynie wspomnienia. Był zgorzkniałym i za niedbanym mężczyzną bez stałej pracy, który swoje frustracje topił w alkoholu. ★ ★ ★ arolina uznała, że taki facet nie pasuje do jej planów i skupiła swoją uwagę na Stefanie F., który także starał się kiedyś o jej rękę, gdy była jeszcze studentką. Ona wtedy miała dwadzieścia lat, a on był czterdziestodwuletnim docentem, łysawym, nieco zaokrąglonym i z widocznym brzuszkiem. Teraz
K
6
ma więc już na karku sześćdziesiątkę, ale jeżeli płeć niewieścia wzbudza w nim jeszcze zainteresowanie, to ona powinna wydawać mu się młoda i atrakcyjna. Karolina pamiętała, że docent F. kusił ją tym, że bę dzie miała przy nim wygodne i dostatnie życie. Nie opowiadał jej o miłosnych uniesieniach, jak to robili chłopcy w jej wieku, ale apelował do kobiecego zmy słu praktyczności. Ona była jednak za młoda, aby na leżycie to zrozumieć i docenić. Stefan F. mieszkał wówczas z matką w starej, se cesyjnej willi na przedmieściu, którą jego dziadek, znany w K. lekarz, wybudował w 1919 roku. Docent zawiózł ją tam kiedyś swoim Volkswagenem “garbu sem” i przedstawił swojej matce, która mówiła do niej “moje drogie dziecko” i wydała się jej bardzo stara. To był początek czerwca, jakaś inna stara i zasuszona kobieta przepasana białym, mikroskopijnym fartusz kiem podała im w ogrodzie podwieczorek, który skła dał się z małych bułeczek, konfitur i herbaty w porce lanowych filiżankach. Karolina Sz. pomyślała wtedy, że umarłaby z nudów w tym domu. Docent F. przy sta rej, pomarszczonej matce wyglądał na bardziej stare go niż na uniwersytecie, a ponadto w tym wielkim do mu unosił się jakiś dziwny, niemiły zapach, kojarzący się jej także ze starością. W pewnym momencie stara pani F. powiedziała: “To wszystko będzie kiedyś twoje i waszych dzieci” i Karolina domyśliła się, że docent F. przywiózł ją tu taj jako kandydatkę na żonę, czego z nią wcześniej nie uzgodnił. Była z tego powodu zła i naburmuszona i nigdy więcej nie pojawiła się w tej willi, która - co do skonale pamiętała mimo upływu lat - nazywała się pretensjonalnie “Willa Weneda”. Jeżeli jednak docent (a teraz na pewno profesor) nie ożenił się z jakąś mło dą siksą, która dała się skusić na jego pozycję, willę, antyczne meble i pieniądze, to będzie doskonałym “materiałem” (tak właśnie pomyślała o nim) do dalszej obróbki. Dwa dni później Karolina Sz. pojawiła się w gma chu Wydziału Filozofii i zapytała w recepcji o profeso ra F. Odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała numer pokoju a stary portier dodał beznamiętnym tonem: “drugie piętro, ze schodów na prawo”. Wdrapała się na górę i stojąc przed drzwiami gabinetu ucieszyła się, że mia ła szczęście. Akurat dzisiaj profesor F. miał w progra mie dwugodzinne konsultacje dla studentów. Postano wiła, że zaczeka na niego przed budynkiem wydziału, ponieważ chciała tak zaaranżować spotkanie, aby wy glądało na przypadkowe.
Kontrakt oznała go od razu i w pierwszej chwili ucieszyła się, widząc że Stefan F. wyraźnie schudł i cho ciaż miał sześćdziesiąt lat, poruszał się pew nym, sprężystym krokiem. Ale zaraz naszła ją myśl, że stało się tak zapewne za przyczyną kobiety i mina jej zrzedła. Spojrzał na nią uważnie, gdy powiedziała gło śno: “dzień dobry, panie docencie”; odpowiedział ma chinalnie, ale przystanął i to był ten właściwy moment, od którego zależało, jak potoczą się dalsze wypadki.
P
ARSZENIK I STARE KOBIETY
- O, przepraszam - powiedziała Karolina Sz. udając zmieszanie. - Pan na pewno jest już profesorem. Stefan F poznał ją od razu. - To ty, Karolino? - za pytał i dodał: - Mam teraz dwugodzinne konsultacje, ale zapraszam cię do gabinetu, bo jak zwykle na pew no nikt się nie pojawi, to sobie spokojnie porozmawia my. Opowiesz mi, co u ciebie, bo u mnie nic się wła ściwie nie zmieniło. Uznała, że nie będzie niczego owijała w bawełnę. Powiedziała, że jest wiele lat po rozwodzie, ma córkę i dużo kłopotów, z którymi nie umie sobie poradzić. - Widzisz? - odpowiedział na to profesor F. - Było by inaczej, gdybyś wówczas za mnie wyszła, ale cóż, nie chciałaś, byłem wtedy dla ciebie za stary i za po ważny. Ale chyba zmądrzałaś i już wiesz teraz, co się w życiu liczy. Młodość przemija szybko, ale chociaż dobijasz do czterdziestki, to nadal jesteś zgrabna, atrakcyjna i na pewno podobasz się mężczyznom. Masz teraz kogoś? Chociaż chyba nie, co za głupie py tanie - zreflektował się. - Gdybyś miała, nie przycho dziłabyś do mnie, aby opowiadać prosto z mostu o swoich kłopotach. - Jestem sama - odpowiedziała Karolina. - Jak pamiętasz, zawsze byłem prostolinijny i taki pozostałem. Powiem ci zatem otwarcie. Zawsze lubi łem dużo młodsze kobiety, ale nigdy się nie ożeniłem, 'mieszkam tam gdzie dawniej z matką i młodszą sio strą, starą panną, której nie miałaś okazji poznać. Kie dy patrzę na ciebie, to stwierdzam, że jesteś na tyle ode mnie młodsza, że wzbudzasz we mnie, jak kiedyś, pożądanie. Wtedy, przed dwudziestu laty byłem w to bie zakochany do szaleństwa. Później mi to przeszło. Jestem teraz dużo starszy i nie wiem, czy potrafię na nowo zakochać się w tobie. Ale możemy spróbować. Możemy? - powtórzył pytanie. - Co to znaczy “spróbować”? - zapytała. - Zamieszkamy na jakiś czas razem, po prostu wprowadzisz się do mnie. Kiedy okaże się, że może my żyć wspólnie, ożenię się z tobą i wyciągnę cię z kło
potów. Mam nadzieję, że potrafisz ułożyć sobie po prawne stosunki z moimi kobietami. One muszą cię po prostu zaakceptować, ponieważ w innym przypadku nie może być mowy, abyśmy mieszkali we czworo pod jednym dachem. Jestem za stary, aby znosić na co dzień jakieś niesnaski, dąsy czy broń Boże kłótnie. - A jeżeli mnie nie polubią? - Nie muszą ciebie lubić - odpowiedział profesor F. - Musisz zachowywać się tak, aby nie dawać im żad nych powodów do pretensji. Usadzę je, jeżeli będą się ciebie czepiać bez wyraźnych przyczyn. Myślę, że matka dzisiaj już staruszka - polubi cię i potraktuje jak córkę, ponieważ zawsze chciała, abym się ożenił i bę dzie szczęśliwa, kiedy doczeka się chociażby jednego wnuka. Bo to jest mój drugi warunek: koniecznie musi my mieć dzieci. Ja wiem, że jeszcze mogę być ojcem. A czy ty, Karolino, możesz być matką? - Tak. - Na wszelki wypadek poproszę mojego przyjaciela, profesora Ch. z Akademii Medycznej, aby dokładnie cię przebadał. Ja nie mam już czasu na niespodzianki i błędy. Jak widzisz, rozmawiam z tobą teraz inaczej niż dwadzieścia lat temu, może pomyślałaś, że za twardo, że moje warunki przypominają transakcję han dlową. Czy tak właśnie pomyślałaś? - Trochę tak- przyznała Karolina Sz. - ale doskona le ciebie rozumiem. Wiem, że nie możesz sobie po zwolić na błędną decyzję. Zgadzam się więc na próbę i na to, aby przebadał mnie ten twój przyjaciel. Jeżeli zaś twoja matka mnie zaakceptuje, to myślę, że wszystko ułoży się doskonale. Ty także nadal mi się podobasz, widzę że schudłeś i świetnie się trzymasz. Wcale nie wyglądasz staro, a nawet chyba lepiej, niż dwadzieścia lat temu. - Zrobimy więc tak - kontynuował profesor F. - Za ręczymy się oficjalnie, przy świadkach i wprowadzisz się do mnie już jako moja narzeczona. To będzie do brze wyglądało, gdyż moja matka przywiązana jest do starych zwyczajów. Ale nie wymagam, abyś odpowie-
7
ARSZENIK I STARE KOBIETY dziata mi już teraz. Zastanów się dobrze, daję ci czas do jutra. Zatelefonujesz do mnie doktadnie o dwuna stej w potudnie i opowiesz mi, jaką podjęłaś decyzję. Później przywiozę cię do mnie, przedstawię matce i Julii jako narzeczoną i jeszcze tego samego wieczo ru urządzimy zaręczyny. Świadkami będą Julia, to zna czy moja siostra i mój przyjaciel, profesor Henryk Ch. A dwa miesiące później weźmiemy ślub. Ty nie mo żesz wziąć ślubu kościelnego, gdyż jesteś po rozwo dzie. Na razie będzie zatem ślub cywilny i pomyślimy co zrobić, aby byt także kościelny. - Możemy także wziąć kościelny, ponieważ ja bra tam tylko cywilny. - No to świetnie - odpowiedział profesor Stefan F. - to bardzo dobrze, ponieważ moja matka i siostra są bardzo konserwatywne i przywiązują wagę do konwenansów.
Tajemnicza śmierć iecate dwa miesiące później Karolina Sz. uznana została przez prokuratora za podejrzaną o otru cie profesora Stefana F. Opowiadając o swoim życiu i wypadkach, które poprzedziły jej zaręczyny i wprowadzenie się do domu profesora, Sz. przyznała otwarcie, że zasadniczym motywem jej postępowania były pieniądze. Nie dawała sobie rady w życiu, toteż je dyny ratunek widziała w wyjściu za mąż za bogatego mężczyznę, który weźmie ją na utrzymanie, spłaci jej długi i zapewni przyszłość jej córce. Tuż przed ceremo nią zaręczyn profesor zobowiązał się bowiem, że ure guluje wszystkie jej długi, że będzie na bieżąco płacić alimenty na rzecz jej córki i obietnicy tej dotrzymał. Obiecał jej ponadto, że zaraz po ślubie piętnastoletnia Agnieszka będzie mogła zamieszkać razem z nimi i on weźmie na siebie wszystkie obowiązki drugiego ojca. Przede wszystkim zadba o jej edukację. Dziewczyna pójdzie do najlepszego liceum w mieście, a później już on dopilnuje, aby skończyła jakieś porządne studia. Jak wynika z akt sprawy, 24 maja 1993 roku do wil li profesora wezwano pogotowie, ponieważ Stefan F. zasłabł i tracił przytomność. Doktor Grzegorz T. stwier dził ogólne osłabienie organizmu, obniżoną tempera turę ciała i za niski puls, ale utrzymujący się w pobliżu dolnej granicy normy. Dowiedziawszy się, że od paru dni pacjent skarżył się na nudności, biegunkę i często wymiotował, lekarz postawił diagnozę zatrucia pokar mowego i nie uznał za konieczne umieszczenie profe sora w szpitalu. Zaaplikował mu leki, wypisał receptę, ale nakazał natychmiast wezwać ponownie karetkę, jeżeli w ciągu dwóch, trzech godzin stan chorego nie ulegnie poprawie. Istotnie, nie minęły trzy godziny, a profesor poczuł się wyraźnie lepiej. Wstał, pospacerował trochę po ogrodzie wokół domu i wobec nalegań przyszłej żony (ślub miał się odbyć za pięć dni) obiecał, że pójdzie do swojego przyjaciela, profesora Ryszarda G. i poprosi o bardzo dokładne zbadanie, łącznie ze szczegółową analizą krwi oraz moczu. Profesor Stefan F. rzadko się badał, gdyż mimo podeszłego wieku cieszył się, po dobnie jak jego matka i siostra, znakomitym zdrowiem.
N
8
Karolina obawiała się jednak, że dolegliwości na rzeczonego nie są wynikiem pospolitego zatrucia. Całą czwórką jadali bowiem to samo przy jednym stole. Śniadanie było o ósmej rano, obiad o piętna stej, zaś kolacja o dwudziestej i od tych stałych pór nie było nigdy odstępstwa. Profesor nie miał zaś zwy czaju jadania na mieście, czy w uniwersyteckim bu fecie. Popijał tylko wodę mineralną, a herbatę i kawę robiła mu sekretarka, jeżeli zaś wypadało mu tak, że nie mógł być punktualnie na obiedzie, zabierał ka napki, które przygotowywała mu gosposia, ta sama, która osiemnaście lat wcześniej podawała im w ogro dzie podwieczorek. Karolina Sz. obawiała się o zdro wie profesora nie tylko dlatego, że za parę dni miał się odbyć ich ślub. Stefan F. okazał się w codzien nym życiu wspaniałym mężczyzną i nie raz myślała sobie, że wyszłaby za niego nawet wówczas, gdyby nie wiązało się to z pieniędzmi. Bardzo dobrze układały się jej stosunki z osiemdziesięciosiedmioletnią matką przyszłego męża, nato miast Julia, jego siostra, odnosiła się do niej z dystan sem, a nawet z chłodną i wyszukaną niechęcią, która niekiedy przybierała postać otwartej wrogości. Nie by ły to oczywiście kłótnie, czy wprost formułowane pre tensje, na to Julia była zbyt wyniosła i zbyt dobrze wy chowana. Wyglądało jednak na to, jakby ta pięćdziesięciosześcioletnia kobieta uważała, że Karolina krad nie jej brata i co gorsza miała jej za złe, że jej i profe sora dzieci (a Stefan F. często wspominał przy posił kach, że zamierzają mieć dwójkę: chłopca i dziew czynkę) oddziedziczą okazałą willę, duży ogród, cen ne meble i obrazy. Kiedyś Karolina Sz. usłyszała, jak Julia mówiła do brata, że wziął sobie “starą, przecho dzoną wywłokę”, która zagarnie cały majątek zgroma dzony przez ich dziadka i ojca. Profesor stanowczo zakazał, aby kiedykolwiek odezwała się w ten sposób o Karolinie, odpowiedział, że pierwszy raz starał się o jej rękę osiemnaście lat temu, a jeżeli chodzi o ma jątek, to przypadnie on ich wspólnym dzieciom. Ale nie zdało się to na nic i widać było, że Julia jest stanow czo przeciwna temu małżeństwu. Następnego dnia, czyli 25 maja, profesor Stefan F. zmarł w szpitalu. Policja w toku śledztwa odtworzyła dokładnie przebieg tamtego dnia. To był wtorek, nie było już wykładów na uniwersytecie i zaczęła się sesja egzaminacyjna. Profesor od dziewiątej rano egzami nował studentów Wydziału Prawa i Administracji; był nauczycielem bardzo tradycyjnym i nie znosił pisem: nych testów. Miało go nie być tego dnia na obiedzie, zabrał więc kilka kanapek, które tym razem, co było odstępstwem od utartego zwyczaju, przygotowała mu Julia. Wrócił do domu o godzinie siedemnastej i widać było, że znowu odezwały mu się dolegliwości żołądko we czy też jelitowe. Tuż przed ósmą wieczorem zszedł jednak na dół i zapowiedział, że czuje się lepiej i sią dzie do kolacji. Tuż po dwudziestej trzeciej Karolina Sz. wezwała telefonicznie pogotowie, gdyż profesor znowu poczuł się niedobrze i był wyraźnie osłabiony. Objawy były identyczne jak poprzedniego dnia i Karolina domagała się teraz stanowczo, aby zabrać profesora do szpitala.
ARSZENIK I STARE KOBIETY i to był najpoważniejszy dowód obciążający Karolinę Sz. Na buteleczce nie znaleziono jednak żadnych odcisków linii papilarnych, toteż nie można było stwierdzić z całą pewnością, kto - jako ostatni - miał ją w rękach. To była tylko poszlaka, ale na tyle jed nak poważna, iż prokurator Zbigniew S. nie miał naj mniejszych wątpliwości, że Stefana F. otruła jego niedoszła żona. Tymczasem Karolina Sz. bez przerwy rozpaczała, To było otrucie płakała, a podczas kolejnych przesłuchań uparcie daniem ordynatora oddziału chorób wewnętrz twierdziła, że jest niewinna. Tłumaczyła się prostolinij nych, doktora Franciszka K., istniały poważne nie i naiwnie: ona kochała profesora F., nie miała naj poszlaki wskazujące, że profesor Stefan F. mniejszego powodu, aby go otruć, gdyż nie odniosła zmarł w wyniku zatrucia jakimś związkiem arsenu. Kil by z tego tytułu żadnych korzyści. Przeciwnie: wszyst ka charakterystycznych objawów uzasadniało takie ko nagle straciła i cała jej przyszłość legła w gruzach. podejrzenie: ciągłe wymioty, znaczne osłabienie orga Trucizna zaś na pewno została podrzucona pomiędzy nizmu, nieco obniżona temperatura ciała oraz stolce jej kosmetyki, a ona nie wie nawet, co to za trucizna o wyglądzie ryżu. Postanowił jednak nie zawiadamiać i gdzie ją można zdobyć. policji, dopóki sekcja zwłok i badania toksykologiczne Na pytanie, kto mógł mieć interes w uśmierceniu nie potwierdzą tej wstępnej diagnozy. profesora Karolina Sz., nie potrafiła odpowiedzieć. A jednak policja błyskawicznie pojawiła się w willi Opowiedziała natomiast drobiazgowo o swoim prawie przy ulicy Parkowej, albowiem już o dziewiątej rano 25 dwumiesięcznym pobycie w “Willi Weneda”, o jej rela maja, czyli niecałe dwie godziny po tym, jak Karolina cjach z matką profesora i Julią F., o niedoszłym ślubie Sz. dowiedziała się w szpitalu, że jej przyszły mąż nie i o ich wspólnych planach na przyszłość. Przyznała żyje. Natychmiast zatelefonowała do matki profesora, otwarcie, że odszukała po tylu latach dawnego adora Antoniny F., aby powiadomić ją o tym tragicznym fakcie. tora, ponieważ znalazła się w finansowej pułapce, Okazało się, że policję wezwała Julia i oskarżyła z której o własnych siłach nie była zdolna się wydo wprost przyszłą bratową o otrucie profesora. stać. Interesowały ją pieniądze profesora F., który Szukajcie trucizny! - krzyczała Julia do policjan zresztą sumiennie wywiązał się z obietnicy i uregulo tów. - Może jej jeszcze nie zdążyła wyrzucić! wał jej wszystkie długi. Ale kiedy bliżej go poznała, Komisarz Waldemar M. zarządził, aby skrupulat stwierdziła, że jest wspaniałym człowiekiem i szyko ne przeszukanie przeprowadzić najpierw we wspól wała się do ślubu z prawdziwą radością. Cieszyła się nej sypialni profesora i Karoliny Sz. Truciznę w ma na myśl o ich wspólnym życiu i naprawdę była przeko łej, szklanej buteleczce aptecznej znaleziono w szu nana, że będą oboje szczęśliwi. fladzie toaletki, pomiędzy kosmetykami, których uży Antonina F., matka profesora, na postawione wała Sz. Niedoszłą żonę profesora przewieziono do wprost pytanie, czy jej zdaniem Karolina Sz. mogła komendy miejskiej, gdzie natychmiast zaczęto prze mieć powód, aby zamordować przyszłego męża, od słuchanie. O zaistniałych faktach komisarz Walde powiedziała, że stanowczo w to nie wierzy i domagała mar M. powiadomił prokuratora, który postanowił, że się, aby policja przeprowadziła “rzetelne śledztwo”. Karolina Sz. zostanie tymczasowo aresztowana na dwa miesiące. Cztery dni później na biurku komisarza znalazł się protokół autopsji i wynik badań toksykologicznych. Z dokumentów tych wynikało, że profesor Stefan F. był, co najmniej od miesiąca, systematycznie podtruwany trójtlenkiem arsenu, zwanym potocznie arszenikiem. Identyczną substancję znaleziono w sypialni
Tam zrobiono pacjentowi płukanie żołądka, podano le ki wzmacniające serce i krążenie oraz pobrano mu krew do analizy, która miała być natychmiast wykona na w dyżurnym laboratorium. Jak odnotowano później w karcie choroby, Stefan F. zmarł następnego dnia ra no, o godzinie piątej dwanaście, w “wyniku ustania pracy serca i zaniku krążenia krwi”.
Z
ARSZENIK I STARE KOBIETY - To jakaś bzdura podejrzewać ją o taką zbrodnię twierdziła. - Ja mam dobre oko do takich spraw i znam się na ludziach. Ona byta naprawdę szczęśliwa, a te raz jej życie legto w gruzach. A syn to ją wprost ubó stwiał i tylko ciągle dopytywał, czy jest już w ciąży. - Więc kto go otruł? - zapytał komisarz. - To policja powinna wyśledzić zbrodniarza - odpo wiedziała Antonina F. - macie chyba jakieś sposoby, a jeżeli nie potraficie sami, to wezwijcie kogoś na po moc, chociażby Interpol.
Niespodzianka m dłużej komisarz M. prowadził dochodzenie, tym więcej miał wątpliwości co do winy Karoliny Sz. Ale jeżeli nie ona, to kto? Pozostawała tylko Julia F., czyli siostra profesora; wyłączywszy wiekową gosposię nikt więcej nie kręcił się po willi, a przecież - jak wyni kało z badań toksykologicznych - profesor był od paru tygodni systematycznie podtruwany, co mógł robić je dynie ktoś z domowników. Ale czy siostra mogła otruć rodzonego brata? Jeżeli już nie chciała dopuścić do je go ślubu, to jej ofiarą powinna być raczej Karolina Sz., a nie brat, z którym zapewne była zżyta. To wszystko jakoś nie chciało trzymać się kupy. Materialny dowód zbrodni został znaleziony, ale motywu zbrodni (jeżeli oskarżoną miałaby być Karolina Sz.), nie było. Nie by ło nawet cienia motywu, niczego, co skłaniałoby Karo linę Sz. do otrucia profesora na cztery dni przed zapla nowanym ślubem. Gdyby chodziło jej tylko o pieniądze, to mogła po prostu od niego odejść, gdyż spłacił jej dłu gi. Tak zwyczajnie - spakować walizki i odejść, a nie mordować i narażać się na długoletnie więzienie. Czytając uważnie po raz któryś z rzędu protokoły przesłuchań, komisarz M. szukał jakiegoś punktu za czepienia, który pozwoliłby mu skierować podejrzenia na Julię F. i w końcu znalazł. To było tylko niepozorne, jedno zdanie, które dotychczas umykało jego uwadze. “Od kiedy wprowadziła się do nas ta Sz., nigdy nie wchodziłam do ich sypialni” - powiedziała siostra pro fesora, zeznając jako świadek. Gdyby znalazł się do wód, że w tej mierze skłamała, można by zasadnie po dejrzewać, że kłamstw z jej strony było znacznie wię cej. Tylko w jeden sposób można było Julii F. udowod nić kłamstwo: gdyby w sypialni profesora i Karoliny Sz. natrafiono na odciski jej linii papilarnych. Być może w szufladzie toaletki albo na kosmetykach Karoliny, Julia F. taki odcisk pozostawiła. Wytarła buteleczkę z trucizną, ale mimowolnie dotknęła jakiejś tubki z kre mem, szminki do ust albo lustra czy wewnętrznej ścianki szuflady. To była jedna szansa na milion, ale komisarz uznał, że nie może jej zaniedbać. Julia F. byta zdumiona i wyraźnie przestraszona, kie dy następnego dnia w willi przy Parkowej pojawił się ko misarz z technikami od daktyloskopii, wyjaśnił jej w czym rzecz i poprosił, aby pozwoliła zdjąć sobie odciski palców. - Czy jestem podejrzana? - zapytała nerwowo. Nie odpowiedział komisarz. - Chcemy jednak zbadać, czy do państwa domu nie zakradt się ktoś ob cy i w tym celu musimy mieć linie papilarne wszystkich członków rodziny.
I
10
To był przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Odcisków palców Julii F. w sypialni jej brata było tak wiele i znaj dowały się one w tak różnych miejscach, ze musiała tam bywać wiele razy. Było to zaś istotne dlatego, że dwa tygodnie po tym, jak do willi profesora wprowadzi ła się Karolina Sz., w pokoju sypialnym wymieniono ta pety i całe umeblowanie. Nie było to zresztą życze niem Karoliny Sz., ale profesora, który chciał w ten sposób zrobić przyjemność swojej przyszłej żonie. Wzięta w krzyżowy ogień pytań Julia F. nie przy znała się do otrucia brata. Prokurator uznał jednak, że miała ona motyw, a były nim pieniądze Julia F nie mogła pogodzić się z myślą, że to nie ona oędzie pa nią okazałej willi po śmierci matki i profesora, ale dzie ci jego i - jak nazywała - tej “przechodzonej wywłoki”, ona zaś będzie na stare lata zdana na ich łaskę. ★ ★ ★ odczas procesu, który odbył się przed Sądem Okręgowym w czerwcu 2001 roku, Julia F. me przyznała się do winy, zaś matka profesora od mówiła składania zeznań jako świadek. Karolina Sz. zeznawała i potwierdziła to wszystko, co powiedziała podczas śledztwa. Proces miał wybitnie poszlakowy charakter i prawdopodobnie dlatego sędzia Kazimierz B. zgłosił do wyroku dwudziestu pięciu lat więzienia tzw. zdanie odrębne. Julii F. broniło dwóch najlep szych w K. adwokatów, którzy po otrzymaniu pisemne go uzasadnienia wyroku wnieśli odwołanie do Sądu Apelacyjnego. Sąd Apelacyjny uchylił w całości orzeczony wyrok i skierował sprawę do Sądu Okręgowego w celu po nownego rozpatrzenia. W uzasadnieniu wytknięto są dowi pierwszej instancji “błędy w ustaleniach faktycz nych” a przede wszystkim to, iż “rozprawa nie wykazała jednoznacznie i bez wątpliwości, że to oskarżona Julia F. popełniła zbrodnię zarzucaną jej w akcie oskarżenia”. Ostatecznie Julia F. została uniewinniona i w styczniu 2002 roku opuściła areszt. Natomiast życie Karoliny Sz. potoczyło się zupełnie inaczej niż spodziewała się tego po zatrzymaniu przez policję. Kiedy przebywała w areszcie śledczym, okazało się, że jest w ciąży, a w styczniu 2002 roku urodziła zdrowego chłopczyka, któremu dała imiona Stefan Władysław po jej niedo szłym mężu. Antonina F. nie miała najmniejszych wątpliwości, że doczekała się prawowitego wnuka i Karolina Sz. za mieszkała w willi przy ulicy Parkowej wraz z matką pro fesora. Dwa lata później, decyzją sądu, Stefan Włady sław Sz. otrzymał nazwisko swojego biologicznego ojca. Natomiast co do losów Julii F., reporterowi udało się ustalić jedynie to, że nie mieszka ona z matką i nie doszłą bratową.
P
Jeremi Kostecki Wszystkie imiona, pierwsze litery nazwisk i niektóre szcze góły zostały zmienione na wyraźne życzenie Karoliny Sz. i Antoniny F.
KAPELUSZ PRZED POCZTĄ ZDEJM...
SZAMPAŃSKI TYDZIEŃ Mateusz SZCZEPAŃSKI
Co pewien czas gazety przynoszą informacje o na padach na listonoszy. Takie przestępstwa kwalifikowane są jako rozbój, przez co za grożone są karą od 2 do 12 lat więzienia. Jeżeli sprawca posługuje się bronią lub in nym, niebezpiecznym narzę dziem, kara pozbawienia wol ności nie może być niższa niż trzy lata.
podpiotrkowskiej Trzepnicy nieznani czyciele. Torby te w przypadku napadu rażą sprawców sprawcy napadli na listonosza jadące prądem, bądź też przy pomocy specjalnej farby niszczą go leśną drogą. Na skraju lasu stat pieniądze. Ze schwytaniem sprawców też będzie kłopot, czerwony Fiat 125p ze zdjętymi tabli bowiem zszokowany doręczyciel niewiele zapamiętał. cami rejestracyjnymi. Wysiadło z nie Szmatą owiniętą w rurkę próbowano zaatakować li go dwóch mężczyzn, którzy kilkunastoma stonosza ciosami zaata na jednym z poznańskich osiedli. Napastnik kowali Wojciecha J. Bandyci zostawili go w lesie, zabie czaił się na klatce schodowej wieżowca. Zaatakował rając torbę z listami i 13 tysiącami złotych. Pobity listo czymś, co przypominało metalową rurkę, choć niektó nosz zdołał dotrzeć do pobliskiej miejscowości i wezwał rzy twierdzą, że mógł to być kij od szczotki. Listonosz policję. Pomimo blokady głównych dróg, nie udało się ich - młody, sprawny mężczyzna, zdołał się obronić. Prze złapać. Ślady, które odnalazła policja, świadczą o tym, że szkolenie na kursach samoobrony przyniosło spodzie bandyci uciekli okrężną drogą, by utrudnić ewentualny wane efekty. Zaskoczony bandyta dał za wygraną. Nie pościg. Policja żałuje, że listonosz nie dysponował spe stety, sprowadzony przez policję pies zgubił trop po kil cjalną torbą, w jakie coraz częściej wyposażeni są dorę kudziesięciu metrach.
W
11
KAPELUSZ PRZED POCZTĄ ZDEJM.. O napadzie na listonosza w Krasnymstawie powia szali go do mieszkania, namawiali, by choć chwilę domili policję lokatorzy dwupiętrowej kamienicy. 28-letusiadł, porozmawiał, częstowali kawą albo herbatą. ni mężczyzna został zaatakowany na klatce schodowej I co równie istotne - niemal zawsze dostawał od nich przez dwóch zamaskowanych sprawców. Napastnicy kilkuzłotową końcówkę przyniesionego świadczenia. byli uzbrojeni w drewniane kołki, którymi zadawali ciosy To “kieszonkowe” w ciągu miesiąca składało się nawet listonoszowi. Byli bardzo brutalni, bowiem listonosz od na drugą pensję. niósł poważne obrażenia: złamanie ręki oraz rozległe Niestety, od kilku tygodni Janusz K. chodził coraz rany tłuczone głowy i spędził kilkanaście dni w szpitalu. bardziej zafrasowany, co było widać już na pierwszy Sprawcy siłą obezwładnili mężczyznę i zaczęli przeszu rzut oka. Na poczcie miał pracować jeszcze tylko sześć kiwać jego torbę. Zostali spłoszeni przez mieszkańców tygodni. Został zwolniony z powodu redukcji etatów, bo i zbiegli z miejsca zdarzenia. Prawdopodobnie niczego w miasteczku powstał nowy oddział pocztowy. Pogło nie ukradli. W wyniku działań podjętych bezpośrednio ski o planowanych zwolnieniach krążyły wprawdzie już po zdarzeniu, policjanci zatrzymali dwóch mężczyzn, dużo wcześniej, ale liczył, że to nie przed nim pojawi w wieku 22 i 28 lat, mieszkańców Krasnegostawu, po się widmo bezrobocia. Miał już wprawdzie 46 lat, ale dejrzanych o dokonanie napadu. był najmłodszym stażem doręczycielem. Trzeba było Kiedyś listonosz był powszechnie szanowanym kogoś zwolnić i padło na niego! Od tamtej pory zadrę człowiekiem, nikt go nie zaczepiał, a tym bardziej nie czał się, gdzie znajdzie nową pracę. Nie było to łatwe, napadał. Ostatnio jednak doręczyciele są bardzo ła bo co może robić mężczyzna w jego wieku, który legi twym łupem dla bandytów. Nie potrafią się bronić, nie tymuje się średnim wykształceniem zdobytym w tech mają przy sobie żadnych środków do odparcia ataku. nikum mechanicznym. Nie miał znajomości i układów Naczelnicy niemal wszystkich urzędów pocztowych w innych firmach, ani też głowy do interesów. Zresztą przyznają, że poczta będzie bezradna, dopóki listono do tego ostatniego potrzeba i smykałki, i pieniędzy, sze będą nosić pieniądze. a on nie miał ani jednego, ani drugiego. Przez pół roku Trudno doprowadzić do sytuacji, aby listonosze miał szansę na zasiłek dla bezrobotnych, ale z czego chodzili dwójkami - przekonuje jeden z nich. - Zresz żyć potem? Coraz częściej chodziło mu po głowie to tą, nawet gdyby to robili, to zawsze może na nich na natrętne pytanie. I, niestety, nie umiał jakoś znaleźć na nie odpowiedzi. paść na przykład trzech bandytów. Uzbrajanie w broń W tamten poniedziałek, który miał rozpocząć naj palną też niewiele by dato, bo na dobrą sprawę listo bardziej nieprzeciętny tydzień w jego życiu, wyszedł nosz musiałby chodzić z odbezpieczonym pistoletem w swój rejon kwadrans przed dziewiątą. Zabrał ze so w ręce. Stosowane są jednak inne dozwolone środki, bą kilkadziesiąt listów zwykłych i poleconych oraz pra które mają poprawić bezpieczeństwo pracownika wie 48 tysięcy złotych, które miał przekazać emerytom i przesyłek. Nasi ludzie przechodzą oczywiście różne i rencistom. szkolenia i treningi - również w sensie psychicznym. - Wrócę najwcześniej koto 15.00 - zameldował się Chodzi nam o to, aby się nie bali. Dopóki emeryci przed kierownikiem poczty. - Mam dzisiaj mnóstwo i renciści będą chcieli otrzymywać pieniądze do ręki dopóty będziemy je nosić, choć oczywiście namawia roboty. - Nie tylko roboty, ale i pieniędzy, więc uważaj na my wszystkich do zakładania rachunków oszczędnosiebie i jak zwykle bądź ostrożny - rzucił na pożegna ściowo-rozliczeniowych. nie przełożony. Tymczasem starsi ludzie, zwłaszcza mieszkający - Tak jest, szefie - zawadiacko odpowiedział Ma na wsi, nie chcą zakładać kont bankowych i jest to je riusz Z. den z powodów, dlaczego w przepastnej torbie listono Wyprowadził rower, przez ramię przerzucił torbę sza codziennie bywa kilka, a nawet kilkanaście tysięcy i ruszył w drogę. Kilka minut później zapukał do pierw złotych. Jednak pieniądze giną listonoszom nie tylko szego adresata, potem, do następnych. Szło mu szyb z powodów napadu. ko, sprawnie, jak co dzień. Praktyka robiła swoje. Kilka minut po dziesiątej zrobił sobie parę minut Cztowieku, przestań się dręczyć! przerwy. Zabrał się za segregowanie pieniędzy, które trochę mu się pomieszały w trakcie wręczania przeka la Mariusza Z., listonosza z O. - niewielkiej miej zów. Już na pierwszy rzut oka wydawało mu się, że scowości na północy Polski - tamten poniedzia ma ich mniej, niż powinien mieć. Trochę mocniej zabi łek nie zapowiadał się w jakiś szczególny spo ła mu serce. Zaczął liczyć. Raz, drugi, trzeci. Spraw sób. Jak zawsze wstał kilka minut po godzinie 6.00., dzał pokwitowania wręczanych sum i jeszcze nieoddaumył się, razem z dziećmi zjadł śniadanie, po czym ne blankiety wypłat. Zdenerwowanie rosło, bo brako wsiadł na rower i pojechał do pracy, odległej o cztery wało mu prawie pięciu tysięcy złotych. Byt zbyt skru kilometry. Poniedziałek był z reguły najcięższym pulatny, by mogła się zdarzyć taka pomyłka. Na pew dniem w pracy. Po weekendzie torba listonosza była no całą kwotę 48 tysięcy zabrał ze sobą wychodząc cięższa niż zwykle, od listów i paczek, które zebrały z poczty. Dwukrotnie sprawdzał i on, i kierownik. Nie się przez poprzednie dwa dni wolne od pracy. Jakby możliwe, aby dał komuś o kilka tysięcy złotych więcej. tego było mało, był to ostatni dzień miesiąca i do tego Zresztą znał osobiście wszystkich dzisiejszych odbior doszło blisko 30 przekazów. Niemal wszystkie przeka ców. Byli zbyt uczciwi, aby nie poinformować go na zy to emerytury i renty. I choć było z nimi najwięcej tychmiast o błędzie. chodzenia, lubił to robić. Starsi ludzie chętnie zapra
D
12
KAPELUSZ PRZED POCZTĄ ZDEJM..
Co się stało z tymi pieniędzmi? Gdzie ja teraz cia. Masz trochę pieniędzy - idź, zabaw się, poużywaj znajdę pięć tysięcy złotych? Jak się wytłumaczę na po sobie trochę. To wszystko jedno, czy będziesz odpo czcie? Przecież nikt mi nie uwierzy, że ot tak, zginęła wiadał za utracenie pięciu czy dwudziestu pięciu tysię mi tak duża kwota - przez głowę przebiegały mu jedno cy. Konsekwencje będą prawie takie same. Ale co cześnie różne myśli. przedtem zaznasz przyjemności i radości, to twoje. Podejrzewał, że ktoś wykorzystał jego chwilową Więc na co czekasz. Wstawaj i ruszaj... nieuwagę, kiedy oparł rower z torbą o bramę i wszedł Pokusa była mocna. Długo się jej nie opierał. Nawet na moment do czyjegoś mieszkania. Często tak robił, nie rozważał wszystkich za i przeciw. Nie wie, nie po bo nie chciał za każdym razem dźwigać torby. Zosta trafi powiedzieć, co wtedy w niego wstąpiło. wiał w niej pieniądze, ale nie widział w tym nic zdroż Bytem wtedy w fatalnym okresie - powie później nego. Przecież cały czas miał ją na oku. Przynaj w czasie policyjnego przesłuchania. - Nie wiedziałem, mniej tak mu się do dzisiaj wydawało. A jednak ktoś co ze sobą począć, miatem mnóstwo zmartwień. I do musiał go obserwować i wykorzystał te kilkanaście tego doszta jeszcze strata pieniędzy. Doszedłem do sekund, kiedy był do niej odwrócony plecami. To wy wniosku, że naprawdę nie miałem nic do stracenia. Za starczyło by zabrać kilka tysięcy złotych. Te pienią cząłem działać jak w narkotycznym śnie, choć cały dze mu skradziono! Ale jak to zgłosić na policji? czas bytem świadomy tego co robię. Doskonale zada Przecież sam był temu winien. Nie przestrzegał prze wałem też sobie sprawę z mojego postępowania. A jed pisów, które nie pozwalały na to, aby choć na chwilę nak, tak naprawdę, proszę mi wierzyć - nie potrafię te rozstawać się z powierzonym mu mieniem. Szanse go wszystkiego wytłumaczyć... na złapanie rabusiów były mniejsze niż zero. I tak bę Jakaś nieznana siła zaczęła kierować zupełnie nie dzie musiał oddać brakującą kwotę. Tylko skąd ją podobnym do niego postępowaniem. Solidny i uczciwy weźmie? Z zasiłku dla bezrobotnych? Nie ma nawet do tej pory listonosz zostawił rower w jednym z pobli czego sprzedać, aby mieć na pokrycie kosztów wła skich budynków, a w kilku skrzynkach pocztowych wi snej głupoty! szących na ścianie zostawił wszystkie listy, których nie Siedział tak na ławeczce w parku w centrum mia zdążył tamtego dnia poroznosić oraz odcinki emerytur, steczka i rozważał co zrobić, W końcu powiedział so których nie wydał ludziom. Poszedł na dworzec auto bie: - Człowieku, przestań się dręczyć! Co się stało, to busowy i pojechał do odległej o 50 kilometrów stolicy się już nie odstanie. Nie ma pieniędzy i trudno. Nic już województwa. Cichy i spokojny mężczyzna zaczął żyć na to nie poradzisz. Zresztą, czego ty zaznałeś od ży zupełnie nowym życiem...
13
KAPELUSZ PRZED POCZTĄ ZDEJM..
Nerwowe oczekiwanie
Miat gest...
ijata 15.00 a pracownicy poczty w O. coraz bar o przyjeździe do stolicy województwa, Mariusz dziej niepokoili się przedłużającą się nieobec Z. zamówił taksówkę i kazał się zawieźć do jed nością kolegi. Przez pierwszy kwadrans uspo nego ze znanych mu tutaj hoteli. Recepcjonistka kajali się tym, że miat dzisiaj sporo listów i przekazów, zażądała dokumentów. Powiedział że nie ma, ale po więc na pewno nie “wyrobił się” w czasie. A gdy zegar nieważ bardzo zależy mu na noclegu, może natych wybił 15.30 a Janusza K. nadal nie było, jego nieobec miast opłacić rachunek. To dzięki temu zameldował się ność tłumaczono sobie tym, że może załatwia przy pod fałszywym nazwiskiem. okazji jakieś swoje sprawy na mieście albo się z kimś Od taksówkarza, który go tam przywiózł, dostał na zagadał. miary na jedną z lepszych w mieście agencji towarzy Sytuacja, szczególnie dla jego szefa, była o tyle za skich. Zadzwonił i zamówił młodą dziewczynę. gadkowa, że jego podwładny przez roztargnienie za W drzwiach hotelowego pokoju pojawiła się godzinę pomniał zabrać pięciu tysięcy złotych, chociaż pokwi później. tował ich odbiór. Prędzej czy później powinien po nie - Mam na imię Natasza, jestem z Ukrainy. Znasz za wrócić, bo przecież musiało mu zabraknąć na wypłaty sady. Z każdą godziną płacisz coraz mniej - już na dla ludzi. wstępie ogłosiła zasady znajomości. Około 17.00 zdecydowano się na powiadomienie - Ty od razu o pieniądzach. Masz, płacę za całą noc. policji. Tyle się teraz słyszy o napadach na listonoszy. Od razu mi się spodobałaś. Ale może przedtem zeszliWprawdzie w L. nie było takiego zdarzenia od kilkuna byśmy na dół coś zjeść. Nie chodzi mi tylko o czysty stu lat, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Jednak seks. Chcę z kimś porozmawiać, bo nie ma nic gorsze dyżurny miejscowej komendy nie przyjął żadnego zgło go jak samotny facet w obcym mieście. szenia o takim przestępstwie. Potem szukano go na - Płacisz, a ja spełniam oczekiwania. Chociaż po pogotowiu. Może zasłabł? Może potrącił go samo wiem ci, że naprawdę jesteś pierwszym facetem, który chód? Ale i tutaj nie udało się rozwikłać zagadki zagi nie myśli tylko o łóżkowych figlach. Wiesz, naprawdę nięcia doręczyciela. zaczynasz mnie intrygować i interesować. Nie na żarty zaniepokojono się, kiedy pod koniec Nie były to czcze słowa. Spędzili ze sobą całą noc. dnia pracy zgłosiło się kilka starszych osób, zanie Umówili się na kolejne spotkanie. Mariusz odzyskał humor i wigor. Niemal cały dzień pokojonych faktem, że choć to ostatni dzień miesią spędził spacerując po sklepach. Kupił sobie kilka no ca, to jednak nie otrzymali renty albo emerytury. wych rzeczy, telefon komórkowy, markowe kosmetyki. Mariusz Z. miał im zanieść pieniądze, a jednak nie Miał portfel pełen pieniędzy, które w każdym momen doniósł. Proszę się nie denerwować, jutro, najpóźniej poju cie mógł wydać na dowolne rzeczy. Chyba każdy czuł by się komfortowo w takiej sytuacji. Bardzo szybko za trze wyjaśnimy sprawę - uspokajał poirytowanych klien pomniał o trapiących go zgryzotach. tów naczelnik poczty. Sam jednak też był naprawdę - Byłem naprawdę szczęśliwy - powie później zdenerwowany. Po jego podwładnym zaginął wszelki w czasie śledztwa. - Po raz pierwszy od kilku tygodni ślad. Martwił się nie tylko on, również sąsiedzi i przyja potrafiłem się cieszyć. Radowałem się w dzień, rado ciele. Zastanawiali się, co się stanie z trójką jego dzie wałem się nocami, bo spędzałem je w Nataszą. Czu ci w wieku 15-22 lat. łem, że odzyskuję drugą młodość. Naprawdę się Następnego dnia rano odnaleziono rower, na któ w niej zakochałem. To było uczucie od pierwszego rym w poniedziałek Mariusz Z. wyjechał w teren. Po wejrzenia. Każdą noc spędzaliśmy albo w hotelu, albo czątkowo przyjęto wersję o jego uprowadzeniu (prze w jakiejś dyskotece. Może to śmieszne, ale za pierw bąkiwano nawet o zabójstwie), jednak kiedy w tym sa szym razem bardzo batem się tej dyskoteki. Nie wie mym budynku odkryto niedoręczone listy i przekazy, działem, jak będę czuł się w tym miejscu, ale poszło sprawa nabrała zupełnie innego wymiaru. Coraz wię chyba nie najgorzej. Trochę głupio być najstarszym cej wskazywało na to, że listonosz po prostu zabrał na tańcach, ale jak się okazało, byli starsi ode mnie. powierzone mu pieniądze i uciekł. Muzyka też była taka, że nawet mi nie przeszkadzała Zaczęło się rutynowe śledztwo. Przepytywania w zabawie. jego dzieci, sąsiadów, znajomych. Wyłonił się Tak upływały dzień za dniem. Powoli przestał się z nich obraz spokojnego, przeciętnego mężczyzny, martwić, co będzie, jak skończą się pieniądze. Raczej który wiódł zwykłe życie, podobne do tego, jakie chyba brał pod uwagę, że prędzej czy później zostanie prowadzi kilka milionów Polaków. Przed kilku laty osadzony tam, gdzie jego miejsce - za kratkami. I choć zmarła mu żona. Choć został wdowcem, nie rozglą balował całymi dniami, to jeszcze pozostał mu całkiem dał się za innymi kobietami. Utrzymywał się z pra spory kapitał, bowiem w niedzielę rano dał Nataszy kil cy na poczcie i trochę sobie dorabiał pracą na roli, kanaście tysięcy złotych. chociaż nie szło mu to najlepiej. Dbał o dzieci, jak - Masz, schowaj to na wszelki wypadek, gdyby ze potrafił, chociaż nigdy im się nie przelewało, to mną coś się stało - powiedział zaskoczonej kobiecie. dom był zadbany. Zaglądał co prawda do kieliszka, W życiu różnie bywa. Raz jesteś panem wszystkiego, ale tyle co statystyczny mężczyzna. Nigdy jednak innym razem - żebrakiem. Ale najważniejsza jest mi po pijanemu nie wszczynał burd, tylko jak najszyb łość. Ja cię kocham i wierzę, że ty mnie też. ciej szedł spać.
M
14
P
KAPELUSZ PRZED POCZTĄ ZDEJM.. To było ich ostatnie spotkanie. Policja była już na jego tropie. Zaginionego listonosza widziało w stolicy województwa dwóch mieszkańców z jego miasteczka. Powiadomili o tym prowadzących śledztwo. Mariusza Z. zatrzymano go w centrum miasta, w po łudnie w niedzielę. Nawet nie próbował uciekać poli cjantom, wręcz sprawiał wrażenie, jakby tylko czekał, by na jego dłoniach zatrzasnęły się kajdanki. Był zbyt pijany, aby od razu go przesłuchać. Z badania alkoma tem wynikało, że miał 2,6 promila alkoholu we krwi.
Tatuś wyjechał “w Polskę” o był bardzo dobry klient, choć prawie zawsze widywaliśmy go mniej lub bardziej pijanego ocenili Mariusza Z. pracownicy hotelu, w któ rym przez tydzień mieszkał poszukiwany listonosz. By ło dla nich olbrzymim zaskoczeniem, że ten człowiek uciekł z kilkudziesięcioma tysiącami złotych. - Mity i bardzo uprzejmy. Trochę zaskoczyło nas, że przyje chał do nas jedynie ze sklepową reklamówką. Wpraw dzie nikt nie patrzy w zawartość portfela naszych gości, ale ten nie od razu wzbudził nasze zaufanie. Może dla tego daliśmy mu po dwóch dniach do zrozumienia, aby opłacił dotychczasowe rachunki. Nawet się nie żachnął i nie miał nic przeciwko temu. - Od razu regulował wszelkie zobowiązania również w hotelowym barze, którego byt codziennym, a właści wie cowieczornym gościem, spędzając tu przynajmniej kilka godzin w towarzystwie atrakcyjnej, młodej brunet ki - opowiadała jedna z barmanek. - Na początek kupo wał zawsze schłodzonego szampana, potem były przy stawki i jakieś gorące danie, również zakrapiane alko holem. Kilka razy poprosił ją do tańca, choć już na pierwszy rzut oka było widać, że daleko mu do miana “mistrza parkietu”. Któregoś dnia, kiedy miałam dyżur, zebrało mu się na zwierzenia. To jest wkalkulowane w mój zawód, więc cierpliwie słuchałam. Opowiadał, że jest wdowcem, któremu przed kilkoma dniami wpadła niespodziewanie większa suma pieniędzy. Postanowił wyrwać się z domu, a trójce dorastających dzieci po wiedział, że idzie “na całość” - jedzie na tydzień “w Pol skę” zabawić się i trochę rozerwać. Już w czasie pierwszego przesłuchania listonosz przyznał się do kradzieży pieniędzy. Powiedział, że ni czego nie żałuje i chciał wyszaleć się przed niechybnie czekającym go więzieniem. Mariusz Z. spędził w areszcie prawie pięć miesięcy. Potem wy puszczono go na wolność, gdzie oczekiwał na finał sądowy swojej sprawy. Skazano go na osiem mie sięcy pozbawienia wolności i nakaz zwrotu poczcie 43 tysięcy złotych... - Uważam, że to rażąco niski wyrok i niewspółmierny do czynu, dlatego złożyliśmy w tej sprawie apelację do sądu okręgowego - powiedział proku rator, który podpisał akt oskarżenia. Takim obrotem sprawy najbardziej zaskoczony był sam Mariusz Z. «i— — i—
T
Dziwię się, że prokuratura chce mi dołożyć odsiad ki - powiedział w rozmowie z dziennikarzem lokalnego pisma. - Dostałem tyle, ile trzeba. Teraz jest takie zło dziejstwo, że przestępcy chodzą spokojnie na wolno ści. Zresztą, co ja zrobiłem takiego złego. Zobaczymy, co zrobi okręgówka. Nie martwię się, byłem już w areszcie, nie było tak źle, nawet dostałem pracę w tamtejszym radiowęźle. Teraz jestem spokojny, odre agowałem stres z Nataszą. Synowie mają pretensję, że nie dałem im nic z tych pieniędzy. A z jakiej racji mia łem im dać? Dorośli są, więc mogą sobie zarobić, ale im nie chce się pracować. Córka nie ma do mnie żalu o pieniądze, ani o to, że musiała iść do ciotki, bo po tym zdarzeniu sąd ograniczy! mi prawa rodzicielskie. U ciot ki ma dobrze, niczego jej nie brakuje. Po tamtym szam pańskim tygodniu klepiemy biedę, bo z zapomogi 100 złotych muszę utrzymać siebie i synów. Oni nie mają zasiłków, bo do tej pory nie pracowali. Tak, wiem, że mam zwrócić pieniądze, bo ponadto poczta wytoczyła mi sprawę o to z powodztwa cywilnego, ale z czego ja oddam. Nawet jak przyjdzie komornik, to na pewno nie będzie miał co zabrać.
Mateusz Szczepański Imię, inicjat nazwiska oraz niektóre szczegóły zmieniono.
16
PORWANIA DLA OKUPU ilka dni później porywacze zadzwo nili do rodziców chłopaka. Zażądali miliona dolarów okupu. Ojciec po rwanego, właściciel kilku firm, przede wszystkim ubojni, które za opatrują kilkanaście stołecznych supermarketów, należał do najbogatszych ludzi w re gionie. To najprawdopodobniej spowodowało, że wła śnie dlatego wybrano go jako ofiarę, która gotowa jest zapłacić wielkie pieniądze za ocalenie życia syna. Negocjacje z bandytami trwały kilkanaście dni. Rodzice, wobec gróźb gangsterów, nie zdecydowali się na powiadomienie policji. - Jak pójdziesz na policję, to najpierw wykonamy wyrok na twoim synu a potem na całej twojej rodzinie. Ojca zabijemy na samym końcu - zagrozili porywacze już w pierwszej rozmowie telefonicznej. Rodzice Błażeja najpierw zatrudnili prywatnego detektywa i próbowali pertraktacji z porywaczami. Mi jały kolejne dni, a podjęte przez nich działania nie od nosiły żadnego skutku. W domu zaczęły się nerwowe narady - co dalej robić? W końcu doszli do wniosku, że w tej sytuacji trzeba się zgodzić na przekazanie sprawy policji, która błyskawicznie zabrała się do pra cy. Stosunkowo szybko ustalono potencjalnych sprawców porwania. W takich przypadkach jak ten, trzeba działać bardzo uważnie i roztropnie, aby zde sperowani bandyci, zacierając ślady swego przestęp stwa, nie zamordowali ofiary. Sprawdzano wszelkie poszlaki i tropy, prowadzono liczne obserwacje, we ryfikowano dane osób skazanych w przeszłości za podobne przestępstwa. Przepytywano dziesiątki in formatorów, dyskretną obserwacją objęto kilku dale kich znajomych ojca porwanego. To był właściwy trop - w porwanie zamieszany był bowiem jeden z jego przyjaciół. Udało się nawet ustalić miejsce przetrzy mywania porwanego chłopaka, ale w tym samym czasie przestępcy zdali sobie sprawę, że wokół nich zaczyna się robić “gorąco”. Zupełnie niespodziewa nie przewieźli go w zupełnie nowe miejsce. Kilka dni później zadzwonili, ponownie żądając okupu. Rodzice - trochę ku ich zaskoczeniu - oświad czyli, że mają całą żądaną przez nich kwotę. Wtedy dostali od bandytów instrukcje, gdzie i jak mają je zo stawić. Policja zdecydowała się na odbicie zakładni ka, a cała akcja zakończyła się powodzeniem bo wiem Błażeja uwolniono. Znaleziono go w bagażniku Poloneza porzuconego na parkingu w podwarszaw skich Błoniach. Był skrajnie wyczerpany, gdyby trzy mano go kilka dni dłużej, już by nie żył. Odbity chłopak był w stanie krytycznym. Nic dziw nego, bowiem przez kilkanaście ostatnich dni więzio no go w nieludzkich warunkach. - Były chwile, kiedy miałem tego wszystkiego dość - wspominał tamte dwadzieścia trzy tragiczne dni po rwany chłopak. - Myślałem tylko o tym, by to wszyst ko już się skończyło. Przestało mi już zależeć na przeżyciu. Chciałem tylko końca mojej gehenny. Gdy zobaczyłem policjantów, poczułem wielką ulgę, a gdy rodzice zawieźli mnie do domu, zacząłem się śmiać. Dopiero po dwóch dniach usnąłem.
K
- Bandyci powiesili syna za ręce do sufitu, tak by tylko palcami stóp dotykał podłogi - opowiadał ojciec Błażeja. - Miał na szyi łańcuch, jakim wiąże się krowy. Gdy chciał stanąć na nogi, to się dusił. Bandyci bili go. Przez pierwszy tydzień głodzono go, potem do stawał jeden posiłek dziennie. Kiedy chciał się zała twić, podstawiano mu wiadro. Porywacze nie odzywa li się do niego ani słowem. Błażej zapamiętał, jak kil ka razy “próbowali go uspokoić”, mówiąc: “jak tatuś zapłaci, to wyjdziesz”. - Na twarzy chłopaka dostrzegliśmy ogromną ulgę - opowiadał policjant biorący udział w akcji. - Powie dział nam nawet “cześć”. Łańcuchy, na których wisiał, wżarły mu się w ciało. Wkrótce zatrzymano kilkanaście osób, prawdopo dobnie związanych z porywaczami, jednak więk szość z nich zwolniono z powodu braku dowodów wi ny. Jakby tego było mało, trzy tygodnie później Bła żej i jego rodzina ponownie przeżyli chwile grozy. Bandyci ostrzelali samochód, którym wraz z rodzeń stwem i rodzicami wracał z wakacji. Pociski trafiły je dynie w bok terenowej Toyoty, na szczęście nikomu nic się nie stało. Zdaniem policji, porwanie było dziełem gangu wo łomińskiego, który zaczyna się specjalizować* w po rwaniach dla okupu. Dla nich to bardzo łatwy zaro bek. Mato tego, stają się coraz bardziej zuchwali, bo wożą swoje ofiary niemal na oczach tłumu... Tego sa mego dnia, kiedy policja uwolniła Błażeja, policjanci z patrolu na motocyklach zatrzymali około 21.00 w centrum Warszawy czarnego Mercedesa. Siedzą cy na tylnym siedzeniu 66-letni mężczyzna był moc no pobity i skrępowany. Najprawdopodobniej ludzie związani z “Wołomi nem” byli w tym samym czasie sprawcami uprowa dzenia młodej mieszkanki Łomianek. Kobieta w za awansowanej ciąży została uprowadzona spod wła snego domu w Łomiankach. Po kilku godzinach do jej męża zadzwonił nieznajomy mężczyzna. Charaktery stycznym szorstkim, niskim głosem zażądał 200 ty sięcy dolarów. Cztery dni później kobieta została uwolniona. Nie wiadomo dlaczego: czy rodzina za płaciła okup, czy zadecydowały o tym działania ope racyjne stołecznej policji.
Plaga przełomu wieków tatystyki są przerażające. W Polsce średnio uprowadza się dwie osoby dziennie. To oficjal na statystyka, jednak policja dowiaduje się za ledwie o części tego rodzaju przestępstw, nieznana jest bowiem ich “ciemna” liczba. Coraz częściej orga nizatorami porwań są przestępcy zza wschodniej granicy. Grzegorza M., szefa firmy spedycyjno-transportowej z Lublina, porwali Ormianie. Mężczyzna był przekonany, że wywieziono go na Ukrainę. W szopie, w której go przetrzymywano, leżały butelki po ukraiń skiej wódce i świeże gazety z Kijowa. To był celowy kamuflaż, który miat wykazać, do czego zdolni są bandyci. W rzeczywistości więziono go w komórce pod Puławami. Spał na betonowej podłodze bez ja
S
17
PORWANIA DLA OKUPU kiegokolwiek przykrycia, uszy zalepiono mu wo no do lasu, gdzie zostały oblane benzyną i podpalo skiem, żywił się sucharami, starą kiełbasą i wodą. ne. Sprawców uprowadzenia i zabójstwa nigdy nie Uwolniono go dopiero po trzech miesiącach udręki. udało się ustalić. Często mamy do czynienia z tak zwanymi porwa W ciągu ostatnich pięciu lat liczba porwań dla niami rozliczeniowymi, kiedy uprowadza się dłużnika okupu wzrosła czterokrotnie. Ta metoda wymu oraz porwaniami dzieci przez rodziców, którzy wła szania pieniędzy staje się coraz bardziej popular śnie się rozwodzą - dodają policjanci. - Niemal wszy na w świecie przestępczym. scy sprawcy porwań zostają przez nas zatrzymani, - Obawa o bliskich i szansa na uwolnienie kogoś a ofiary uwolnione. To przestępstwo, które jest bar bliskiego sprawia, że wielu poszkodowanych nie zgła dzo skutecznie wykrywane przez policję na świecie sza policji przypadków wymuszenia okupu - twierdzi i w Polsce. W latach 70. na Zachodzie i w USA mieli oficer z Komendy Głównej Policji, zajmujący się na śmy do czynienia z falą kidnapingu. Teraz tego nie co dzień problematyką porwań. - To sprawia, że ban dyci w pewnym stopniu czują się bezkarni. Niemal we ma. Dla przestępcy ryzyko znalezienia się za kratka wszystkich przypadkach, w listownym albo telefonicz mi jest niewspółmiernie większe niż w wypadku prze nym żądaniu okupu jest zastrzeżenie, kierowane do mycania TIR-a z papierosami przez granicę. adresatów: “jeśli powiadomicie policję, to już nigdy go W wielu przypadkach, szczególnie tam gdzie nie zobaczycie”. Policja rozbita kilka grup przestęp w grę wchodzą podejrzane interesy, rodziny porwa czych, działających w różnych regionach kraju, które nych nie chcą współpracować z policją. Policja jest specjalizowały się w uprowadzeniu dla okupu. Osoby wtedy bezradna. Zresztą sami policjanci przyznają, trudniące się takim procederem są najczęściej bez że ich statystyki dotyczące porwań są niepełne, bo względne, brutalne, często działają pod wpływem nie każde takie przestępstwo jest zgłaszane. Ludzie narkotyków lub środków psychotropowych. Należy boją się, że organy ścigania są skorumpowane i ban się po nich spodziewać wszystkiego, co najgorsze. dyci bardzo szybko się dowiedzą, że policja wie o po Część z tych przestępstw wiązała się z wewnętrz rwaniu, a to skończy się tragicznie dla porwanego. nymi porachunkami gangsterskimi, były jednak i takie Kiedy jednak najbliżsi tego ostatniego zdecydują się przypadki kidnapingu biznesmenów, za których uwol współdziałać z organami ścigania, są duże szanse nienie żądano nawet miliona dolarów. Najczęściej na sukces. sprawcami są ludzie działający w grupach, którzy Przekonała się o tym rodzina trójmiejskiego biz w ten sposób szukają swojego miejsca w przestęp nesmena Mikołaja B., porwanego w południe w cen czym świecie. Najbardziej intratne interesy są bo trum Gdyni. Najpierw w Gdańsku torturowano go, рот wiem kontrolowane przez już istniejące grupy, które lewano wrzątkiem, przypalano żelazkiem i papierosa wchodzą na miejsce gangów rozbitych przez policję. mi, zgwałcono i zagrożono, że pikantne zdjęcia dotrą Porwania, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych do jego kontrahentów. Tydzień później przewieziono w latach 30. ubiegłego wieku, mogą stać się specjal go na Mazury, gdzie faszerowano psychotropami. Onością gangów, które widzą w tym procederze pew swobodzili go antyterroryści. Policja jest przekonana, niejszy i bezpieczniejszy zarobek niż na przykład że mężczyzna zostałby zamordowany, nawet gdyby w napadach na banki. rodzina wpłaciła cały żądany okup. - Mieliśmy w przeszłości do czynienia ze zdarze Wszystko wskazuje na to, że porwania dla oku niami, w których bandyci od razu zaplanowali, że pu stają się coraz bardziej znaczącym źródłem zy osoba przekazująca okup miała zginąć bezpośrednio sków rodzimych bandytów, którzy za uwolnienie za po dostarczeniu pieniędzy - wspomina oficer z wy kładnika niekiedy żądają nawet miliona dolarów. Są działu kryminalnego Komendy Stołecznej Policji. bezwględni - by skłonić rodzinę do szybszego pła Nie można wykluczyć, że była to próba wyeliminowa cenia okupu, zdarza się, że obcinają ofierze palce nia niewygodnego świadka. Takie zdarzenie miało lub ucho. miejsce w Warszawie. Po przekazaniu okupu bandy Największy jak do tej pory okup - 700 tysięcy ma ci zaczęli strzelać do kobiety, która przyniosła prze rek - zapłacono za uwolnienie Joanny S., żony jedne syłkę. Gdyby nie obecność policjantów, którzy dys go z łódzkich biznesmenów, inwestora w branży piw kretnie monitorowali akcję, kobieta najprawdopodob nej. 600 tysięcy DM kosztowała wolność Ireneusza niej już by nie żyta. M., szefa pewnej krakowskiej firmy, poszukiwanego jednocześnie listem gończym przez tamtejszą proku raturę. 150 tysięcy dolarów zażądali porywacze Paw Sprawy bez happy endu ła Z., który przed kilkoma laty znalazł się na liście naj iewielkie miasteczko pod Olsztynem przez kil bogatszych Polaków tygodnika “Wprost”. Ponieważ ka tygodni niemal kipiało od plotek. Ludzie nie spełniono ich żądań, zamordowano go. Zwłoki opowiadali sobie mniej lub bardziej wiarygod porwanego znalazły dwie dziewczynki na leśnej ne historie o jednym z miejscowych przedsiębiorców, ścieżce nieopodal trasy Warszawa-Białystok, na te który porwany przez gangsterów, musiał zapłacić renie dawnego województwa ostrołęckiego. Byty tak znaczny okup, aby odzyskać wolność i ocalić życie. zmasakrowane, że trudno było w ogóle rozpoznać, Kindapingu miało dopuścić się czterech bandytów. że to ludzkie ciało. Przeprowadzona sekcja zwłok wy Przebrani w kamizelki z napisem “Policja” i uzbrojeni kazała, że zabójca 6 razy strzelił porwanemu w gło w broń maszynową zajechali Volkswagenem Passa wę z pistoletu REK. Po zabójstwie zwłoki przewiezio
N
18
PORWANIA DLA OKUPU
O
°
Q
q
Q
Q
tem w kolorze bordo pod hurtownię należącą do przedsiębiorcy. Siłą wepchnęli go do pojazdu i odje chali. Świadkowie zdarzenia byli wręcz zafascynowa ni sprawnością “funkcjonariuszy”. Z tego powodu nikt chyba nie miał wątpliwości, że była to możliwość obejrzenia po raz pierwszy w życiu akcji policyjnych komandosów. Przebiegiem zdarzeń najbardziej byta chyba za skoczona żona przedsiębiorcy. - Dlaczego zatrzyma liście mojego męża? Co mu zarzucacie? O co jest po dejrzany? - w rozmowie telefonicznej zasypała dyżur nego z Komendy Powiatowej Policji w M. gradem py tań. Ale, ku jej zaskoczeniu, funkcjonariusze nic nie wiedzieli o sprawie. Skontaktowali się ze swoimi przełożonymi w Olsztynie, tamci z Warszawą, jednak nigdzie nie odnotowano żadnej interwencji. Nie było wątpliwości, że mężczyzna został porwany... ale nikt oficjalnie nie zgłosił takiego przestępstwa. Niestety, nie wszystkie porwania mają szczęśliwe zakończenie. Pod koniec kwietnia br. Prokuratura Garnizonowa w Warszawie zakończyła śledztwo w sprawie porwania i zabójstwa syna biznesmena z Tomaszowa Mazowieckiego przez żołnierzy z tamtejszej elitarnej jednostki kawalerii powietrz nej. Na ewentualne postawienie zarzutów trzeba jed nak jeszcze trochę poczekać, trwają bowiem badania psychiatryczne podejrzanych. Jeśli nie wykażą one żadnej choroby, za porwanie dla okupu i zabójstwo ze szczególnym udręczeniem podejrzanym grozi dożywocie. Do porwania 23-letniego mieszkańca Tomaszowa doszło przed Wigilią ubiegłego roku. Na pomysł ten wpadli dwaj żołnierze w wieku 25 i 26 lat. Przez kilka dni knuli plan intrygi. Zabójcy najpierw dokładnie po znali rozkład dnia swojej ofiary, potem zaś namówili do współpracy trzech miejscowych bandytów i przy gotowali łopaty, którymi mieli wykopać grób.
19 grudnia jeden z gangsterów, Julian A., zastukał do drzwi ofiary i pod pretekstem wyjazdu pod miasto w interesach wywabił go z domu. We dwóch wyje chali w kierunku Cekanowa Volkswagenem porwane go. Kiedy przejeżdżali przez las, Julian poprosił go o zjechanie na parking, bo musi wyjść za potrzebą. Tam w zaroślach czekali już jego kompani. Wycią gnęli chłopaka z samochodu, pobili kijami bejsbolowymi, wrzucili do bagażnika Opla Astry, którą przyje chali pozostali porywacze i wywieźli do lasu. Pół ży wego mężczyznę wepchnęli do wykopanego wcze śniej dołu, a jeden z żołnierzy zabił go kilkoma ciosa mi saperki. Kilka dni później jeden ze znajomych porwanego zauważył stojący na leśnym parkingu jego samo chód. Był pusty, ale zaniepokoiły go ślady krwi na sie dzeniu kierowcy. Zadzwonił do niego na komórkę, ale od razu włączyła się automatyczna sekretarka. Na tychmiast powiadomił rodziców, ci zaś opowiedzieli o wszystkim policji. Było więcej niż pewne, że syn zo stał porwany, ale przez kogo i dlaczego?! Porywacze odezwali się następnego dnia. Szykujcie kasę, mamy waszego syna. Jeśli chce cie jeszcze zobaczyć go żywego, musicie zapłacić 150 tysięcy ztotych. Ani grosza mniej i zachowajcie sprawę w dyskrecji. Jak powiadomicie policję, nie ma my o czym rozmawiać. Przestępcy obiecali, że po wpłaceniu pieniędzy mężczyzna pojawi się w domu jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Kiedy trwały pertraktacje, mężczyzna już nie żyt. Dzień przed Wigilią policjanci i żandarmi z Łodzi zatrzymali pięciu podejrzanych o porwanie, w tym dwóch podoficerów z tomaszowskiej jednostki. Aresztowano ich na terenie jednostki, w której służy li. Jeden z nich wskazał miejsce ukrycia zwłok w oko licznych lasach. Dowódca żołnierzy twierdzi, że cie
19
PORWANIA DLA OKUPU szyli się doskonałą opinią. I choć obaj od razu przy znali się do zabójstwa, wielu kolegów długo jeszcze nie chciało w to uwierzyć.
Propozycja nie do odrzucenia
- Wprawdzie bytem w przeszłości karany, ale w tej sprawie naprawdę jestem niewinny - próbował każdy z nich przekonać wymiar sprawiedliwości. - Nie wiem, dlaczego próbuje się mnie wmanewrować w czyny, których nigdy się nie dopuściłem. Nie przekonało to jednak Temidy, która skazała ich na kary pozbawienia wolności. - Chcemy żyć w spokojnym, normalnym kraju, w którym nie do pomyślenia jest porywanie ludzi w środku dnia, w centrum miasta, na oczach setek świadków - uzasadniał wyrok przewodniczący składu sędziowskiego. - To było doskonale zorganizowanie przestępstwo. Sprawcy dobrze wiedzieli, jak wygląda codzienny tryb życia ofiary, jak duży posiada mają tek. Mikołaja Z. porwano nie tylko, aby go okraść, ale również i po to, aby wyłudzić za niego okup. Sprawcy wynajęli nawet dom, w którym zamierzali przetrzymy wać porwanego. Mamy świadomość, że ta dwójka była jedynie wykonawcami przestępstwa, bowiem w porwaniu uczestniczyło jeszcze co najmniej trzech innych mężczyzn. Niestety, skazani nie ułatwili pracy prokuraturze odmawiając składania zeznań. To jeden z powodów, dlaczego pozostali uczestnicy tej grupy pozostają jeszcze na wolności.
a karę 8 i 6 lat więzienia Sąd Okręgowy w Czę stochowie w połowie marca 2003 roku, skazał dwóch mężczyzn, którzy w maju 2001 roku po rwali Adama O., biznesmena z Mysłowic, trudniące go się m.in. kupowaniem alkoholu z nielegalnych źró deł. Nie było dla niego żadnym zaskoczeniem i nie próbował nawet stawiać oporu, kiedy w centrum mia sta w godzinach popołudniowych podszedł do niego mężczyzna, okazał legitymację policyjną i zatrzasnął na jego dłoniach kajdanki. Pan Adam bez chwili na mysłu wykonywał dalsze jego polecenia: podszedł w kierunku zaparkowanego kilkadziesiąt metrów da lej Forda Mondeo, w którym siedział już inny, również nieznany mu mężczyzna i zajął miejsce na tylnym siedzeniu. Kiedy pojazd ruszył z piskiem opon, ale nie pojechał w kierunku komisariatu policji, nabrał pierwszych podejrzeń, że nie są to prawdziwi Stróże prawa. Kilka chwil później porywacze naciągnęli mu na twarz kominiarkę, a nogi skuli kajdankami. Zaje chali do opuszczonego domostwa w bezludnej okoli Miasto strachu cy. Tam bili go, kopali i przetrzymywali w piwnicy. Po iatach 1998-2001 Olsztyn stał się jednym dwóch dniach zażądali okupu za jego uwolnienie. z najniebezpieczniejszych miejsc na bizne Zadzwoń do żony albo do znajomych, którzy da sowej mapie Polski, zaś “Gazeta Policyjna” liby pieniądze za twoje życie - złożyli mu propozycję uznała nawet stolicę regionu za najbardziej zagrożo “nie do odrzucenia”. ne miasto wojewódzkie. Wszystko z powodu kilkuna Uwolnili go dopiero po tym, jak żona zostawiła stu porwań, bądź ich usiłowań. Policja początkowo okup w lesie około Zawiercia. Dodatkowo, za zwrot je była bezradna. Przełom nastąpił dopiero po tym, gdy go rocznego Poloneza, zażądali 19 tysięcy złotych. dochodzeniowcy wpadli na trop gangu liczącego po Nie miał ich, więc samochodu mu nie oddali. Jeszcze nad 20 osób. To byli ludzie spoza regionu, mieli jed tego samego dnia Adam O. zgłosił się do szpitala nak kontakty z miejscowymi przestępcami. Wszyscy z powodu obrażeń zadanych przez porywaczy, zaś na zostali ujęci. Do akcji włączyli się nawet funkcjonariu policji złożył zawiadomienie o popełnionym przestęp sze z Centralnego Biura Śledczego. stwie i zażądał ścigania bandytów. “Czarna seria” zaczęła się przed pięcioma laty, W ich zatrzymaniu pomógł trochę przypadek i... kiedy porwano 15-letniego chłopca. Kacper D. szedł głupota przestępców. Patrole śląskiej policji zostały do szkoły, kiedy na osiedlowym parkingu dopadło go poinformowane o numerze rejestracyjnym samocho kilku osiłków, którzy siłą wepchnęli go do zaparkowa du porwanego, który pozostał w rękach porywaczy. nego nieopodal samochodu i z piskiem opon odje Dwaj funkcjonariusze “drogówki” w czasie rutynowe chali w nieznanym kierunku. Wprawdzie jego rodzice go patrolu zauważyli w centrum Mysłowic poszukiwa natychmiast powiadomili policję, ale nie wystraszyło ne auto. Ruszyli za nim w pościg, a potem zmusili go to kidnaperów. Nakazali ojcu porwanego, by wziął ze do zatrzymania się na poboczu. Polonezem jechało sobą telefon komorkowy, 100 tysięcy dolarów i wsiadł dwóch mężczyzn - Karol P. i Piotr Sz., którzy zostali do samochodu. Przejechał wytyczoną przez nich tra przewiezieni na komendę. Byli oni dość dobrze znani sę kilkunastu kilometrów, kiedy nagle nakazali, aby lokalnym funkcjonariuszom, bowiem nie raz wchodzi zatrzymał się na leśnym parkingu ... i przesiadł się do li już w konflikt z prawem i byli karani, m.in. za rozbo stojącego tam pustego, innego pojazdu. je. Kilka godzin później doszło do konfrontacji z Ada - Teraz będziesz nim jeździł, a my będziemy się mem O. Ten ostatni, w czasie okazania przez lustro kontaktować przez leżącą na siedzeniu komórkę - na weneckie, rozpoznał w nich porywaczy. kazali. Mężczyźni zostali tymczasowo aresztowani. Po Znowu jeździł kilkadziesiąt kilometrów w okolicach kilkutygodniowym śledztwie prokuratura oskarżyła Olsztyna, a przez telefon wydawano mu kolejne pole ich o rozbój oraz o udział w porwaniu. Mimo ewident cenia. Wreszcie nakazali, by zjechał w leśną przecinkę. nych dowodów, m.in. ślady linii papilarnych w miej - Zostaw pieniądze na siedzeniu, wyjdź z auta i nie scu gdzie przetrzymywano porwanego, uparcie oglądając się za siebie idź prosto w głąb lasu... - na i konsekwentnie nie przyznawali się do winy i odmó kazali porywacze. wili składania wyjaśnień.
N
W
PORWANIA DLA OKUPU Oczywiście posłusznie wy konał ich polecenie. Nie miał nawet okazji, aby choć kątem oka spojrzeć na porywaczy, którzy zabrali pakunek z pie niędzmi. Usłyszał natomiast, jak chwilkę później samochód, którym przejechał, stanął w płomieniach. Kilkadziesiąt minut później uwolniono rów nież jego syna. Potem co kilka tygodni za częto porywać miejscowych biznesmenów. Za ich uwolnie nie żądano sum liczonych w setkach tysięcy złotych. Po rwania uniknął Z.Z., jeden z najbogatszych ludzi w regio nie, właściciel firmy w branży meblowej, który zgodził się współpracować z policją. O kulisach tej sprawy opowie dział na łamach lokalnego dziennika: “Między bajki trze ba włożyć kwoty, które podała jedna z gazet, która napisała o milionie marek. To niepraw da. Z tego co wiem, chodziło o 200 tysięcy dolarów. Pory wacze często przeceniają możliwości finansowe poten cjalnych ofiar. Przecież przed siębiorcy nie biorą do kieszeni całości obrotów firmy, tylko je inwestują. O planach porwania dowiedziałem się kilka tygodni wcześniej, ale powiem szcze rze, że je zbagatelizowałem. Kolejną informację potraktowa łem jednak bardzo poważnie. Od paru osób jednocześnie usłyszałem, że ktoś zbiera 0 mnie różne informacje. To włączyło mi alarm i wzmogło moją czujność. Nie batem się, bo ani ja, ani ludzie mojego po kroju nie mogą sobie na to po zwolić. Przecież nie można za mykać się w czterech ścianach własnego mieszkania albo cały czas spędzać w otoczeniu ochrony. W strachu nie da się żyć. Natychmiast skontaktowa łem się z policją, która bardzo profesjonalnie podeszła do sprawy. Od razu włączy li się operacyjni, którzy zaczęli tropić podejrzanego 1doprowadzili do jego zatrzymania. Do był doradca mojego brata i chłopak byłej pracownicy. Zresztą znam go nawet osobiście. Doskonale znał sytuację firmy. Wiedział, czym się zajmuję... Został"wpraw dzie zatrzymany, ale nie zwalnia mnie to z czujności.
Bo życie nie znosi próżni. Jedni bandyci powędrowali za kratki i na ich miejsce za jakiś czas mogą wejść in ni. Dlatego zawsze podejmuję pewne środki bezpie czeństwa, ale ze zrozumiałych względów nie będę o nich opowiadał, bowiem nie chcę nikomu ułatwiać zadania”. dokończenie na str 31
21
zuiitR zęcfl KONTRABANDA Szczepan NOWAKOWSKI ZOLL DOUANE
Poniedziałek, 4 listopada 2002 roku, dla celników na polsko-ukraińskim przejściu granicznym w Medyce koło Przemyśla nie wyróżniał się niczym specjalnym. Wprawdzie panował tu większy niż zwykle ruch spowodowa ny niedawnymi wyjazdami na groby
zmarłych, ale poza tym nic nadzwy czajnego się nie działo. Jednak kilka godzin później o przejściu w Medyce pisano na pierwszych stronach gazet i mówiono w radiowych serwisach in formacyjnych. Chodziło o niezwykły przemyt...
1 KROKODYLA KUP Ml LUBY! w arszaw skiego ogrodu zoologicznego, gdzie zarzało jeszcze, kiedy kilka minut trafiły w fachow e ręce. Ukraińcy twierdzą, że przed godziną 7.00, akurat kiedy byli je d yn ie kurieram i, którym pow ierzono zm ieniają się zmiany celników, na przew iezienie trefnego towaru do Polski. Poli przejście wjechał biały Mercedes cyjne dochodzenie ma teraz ustalić, skąd po typu bus na ukraińskich numerach chodził tow ar i do kogo m iała trafić kontraban rejestracyjnych. Zaczęła się ruty da. W iele wskazuje na to, że dochodzeniow nowa kontrola: paszporty, dowód rejestracyjny ców czeka wiele pracy. To nietypowa sprawa, samochodu, dowód ubezpieczenia czyli tzw. choć czarnorynkow y handel zwierzętam i z ro zielona karta, wreszcie rozmowa na temat celu ku na rok w Polsce staje się coraz większym podróży do Polski. Już na samym początku problem em . I nie ma się czemu dziwić. W pew uwagę celników przykuł fakt, że w pojeździe, nych now obogackich kręgach m odne staje się który mógł zabrać 11 osób, podróżuje zaledwie dwóch młodych Ukraińców. Poza tym cała pod posiadanie egzotycznych zwierząt. “Jeśli nie łoga w Mercedesie była zastawiona kilkunasto chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi luby” ma pękatymi, brezentowymi torbami, których nie stanow czo żądała Klara, doprow adzając Pap zgłoszono do odprawy celnej. kina, bohatera “Zem sty” Aleksandra Fredry, niemal do białej gorączki. Nie w ystarcza już - A co w nich wieziecie? - zaczęli sprawdzać pies, kot albo papuga w klatce. To wręcz ba dociekliwi celnicy. nalne hobby. O “zam ożności” domu św iadczyć - Nic takiego, trochę rzeczy osobistych, tro ma m ałpka w łazience, boa-dusiciel w ygrze chę odzieży, kilkanaście p a r butów, które wiezie w ający się zim ą na kom inku lub krokodyl m y dla znajomych. U nas są o połowę tańsze ja k w ogrodzie zim owym . Handlarze coraz czę tutaj w Polsce, a przecież nie trzeba za to płacić ściej dostają zam ów ienia na konkretne zw ie eta... - tłum aczył jeden z pasażerów. rzęta, a zleceniodaw cam i są ludzie, którzy - Niestety, to ju ż wygląda na maty handel. chcą “błysnąć” w tow arzystw ie nietypowym , Zresztą proszę otworzyć torby, przeliczymy, co egzotycznym zwierzęciem . dokładnie wieziecie. Nie ma miesiąca, żeby ktoś nie proponowat - Ale po co to wszystko. Spieszy nam się, bo nam przyjęcia takich egzotycznych okazów m am y jeszcze do przejechania kilkaset kilom e tw ierdzą pracow nicy w arszaw skiego ogrodu trów. No dobrze, niech pan wyliczy, co trzeba zoologicznego - nierozważnie kupionych ku zapłacić, uregulujem y należność i ju ż nas tu uciesze żony albo dzieci. To jednak tylko wierz nie m a! chołek góry lodowej, jakim je s t czarnorynkowy - Mimo wszystko proszę otworzyć bagaże. handel tymi zwierzętami. Nielegalne transakcje Obaj mężczyźni byli wyraźnie niezadowoleni sprawiają, że co roku wyginięciem zagrożonych z rozwoju wypadków, jednak posłusznie wyko je s t około 30 tysięcy gatunków. nali polecenie celnika. Rewizja kilkunastu toreb przyniosła niespodziewane wyniki. Jak wynika ze sporządzanego przez kilka godzin dokładne Niewinni handlarze go spisu, w Mercedesie próbowano przemycić: 1154 żółwie błotne, greckie i stepowe, kilkadzie edną z największych akcji, wym ierzoną siąt młodych węży, w tym wiele jadowitych, po w przemytników zwierząt, przeprowadziła dobną liczbę młodych szynszyli, 40 niewielkich łódzka policja, która wraz ze strażą miejską żab drzewnych oraz 40 małych skoczków pu dokonała kontroli na ogólnopolskiej giełdzie zoo stynnych. logicznej w Łodzi. Zarekwirowano wtedy około Wszystkie zwierzęta były w kiepskim stanie, 500 żółwi, a także pytony, warany, legwany i ka wyczerpane ciasnotą, wycieńczone i zm arznię meleony, o łącznej wartości około 20 tysięcy zło te, niektóre padły już w wyniku podróży. W szyst tych. Handel tymi zwierzętami bez specjalnego kie podlegały ochronie, bowiem zgodnie z mię zezwolenia jest zakazany na mocy Konwencji dzynarodow ym i przepisam i zabronione jest Waszyngtońskiej, która narzuca liczne ograni chwytanie i przewóz dziko żyjących zwierząt. czenia na obrót i posiadanie zwierząt gatunków - To absolutny rekord przem ytu na naszym zagrożonych wyginięciem. przejściu i najprawdopodobniej jeden z najwięk W prawdzie wszystkie zwierzęta przekazano szych w kraju - przyznała Krystyna Mielnicka, jeszcze tego samego dnia do ogrodu zoologicz rzecznik prasowy Izby Celnej w Poznaniu. nego, jednak część z nich zmarła w ciągu pierw Wprawdzie do tej pory co pewien czas notowali szego tygodnia albo wymagała uśpienia, m. in. śm y próby przem ytu zwierząt. Ale były to próby na skutek tragicznych warunków, w jakich były przewiezienia niewielkich ilości. Nigdy nie byt to przetrzymywane. W najgorszym stanie były żół przem yt na taką skalę, ani o takim zróżnicowa wie stepowe. Były chore, miały połamane skoru niu gatunkowym. py. Trzymano je po kilkadziesiąt sztuk, w dzie Ukraińcy zostali zatrzym ani do wyjaśnienia, sięciu w arstw ach, w kartonow ych pudłach, zaś zw ierzętam i początkow o zaopiekow ali się a temperatura na zewnątrz wynosiła zaledwie 6 celnicy. W środę zostały one przewiezione do stopni Celsjusza.
S
J
23
KROKODYLA KUP Ml LUBY! Rozpoczęto się śledztwo, a kilka tygodni póź problemem. Często dostają oni zamówienia na niej do sądu skierowano akt oskarżenia. Odbyła konkretne zwierzęta. Ich klientami są ludzie, któ się rozprawa sądowa, w wyniku której podejrza rzy chcą w towarzystwie pochwalić się egzotycz ni zostali... uniewinnieni z powodu braku dowo ną jaszczurką, wężem, papugą lub kolekcją mo dów winy. A przecież zgodnie z ratyfikowanymi tyli. Polscy przemytnicy słyną z fachowości - nic przez Polskę międzynarodowymi konwencjami dziwnego, bo niemal ich specjalizacją na euro już samo posiadanie zagrożonych wyginięciem pejskiej mapie przestępczości jest przemyt na zwierząt, nie mówiąc o handlu, jest przestęp Zachód zwierząt zagrożonych wyginięciem. Do stwem. Oskarżeni nie stawiali się na kolejne roz zakupów w Polsce przekonują cudzoziemców prawy, a kiedy wreszcie zjawił się jeden z nich, przede wszystkim o wiele niższe ceny: papuga okazało się, że jest kompletnie pijany (z tego po żako kosztuje nad W isłą ok. 1 tysiąc złotych, zaś wodu powędrował od razu za kratki na siedem w Niemczech - 2 tysiące euro. Za skórę śnieżnej dni). Oskarżeni, którzy od momentu zatrzymania pantery zapłacimy w Polsce ok. 800-2000 zło odmawiali składania wyjaśnień uparcie twier tych. Ten sam produkt po drugiej stronie Odry jest już wart ok. 8 tysięcy euro. Jednym z najgło dząc, że “przecież nie robili nic złego” , na jednej śniejszych przypadków przemytu zwierząt było z rozpraw jak jeden mąż przypomnieli sobie, że przetransportowanie do Niemiec kilku afrykań mają jednak świadectwa legalnego pochodzenia skich słoni pod pretekstem występów objazdo zwierząt. Choć początkowo wypierali się, jakoby wego cyrku. się nawzajem znali, pewnego dnia złożyli jedno brzmiące wyjaśnienia, z których wynikało, że chronione prawem zwierzęta nabyli od pewnego Twarde prawo, ale prawo śląskiego przedsiębiorcy, który przed sześcioma d momentu ratyfikowania przez Polskę laty sprowadził legalnie do Polski mnóstwo le w 1990 roku Konwencji W aszyngtońskiej gwanów i żółwi, i choć nie posiadają na to żad CITES m.in. zakazującej handlu rzadkimi nych faktur, to on doskonale pamiętał, że w ła okazami zwierząt (na liście tej znajduje się 3,5 śnie sprzedał im towar... Jest tajemnicą poliszynela, że na łódzkiej tysięcy dzikich zwierząt i roślin), przemyt i obrót w tej branży przeżywa prawdziwy rozkwit. Prze gietdzie zoologicznej można kupić w zasadzie mytnicze szlaki prowadzą najczęściej ze wscho wszystko, łącznie z młodziutkim krokodylem ni du na zachód. Ponad połowa zwierząt ginie lowym, z farmy hodowlanej gdzieś z Dalekiej jeszcze w czasie podróży, część już na miejscu. A zji - mówią tamtejsi policjanci. - Można handlo Na różnego rodzaju, mniej lub bardziej oficjal wać groźnym i zwierzętam i z hodowli, co sprze nych targowiskach, leżąc jedno na drugim w cia dawca m usi udowodnić m iędzynarodowym świa snych, tekturowych pudłach zdychają, czekając dectwem pochodzenia CITES oraz naręczem in na hurtowników lub indywidualnych kolekcjone nych dokumentów. Z drugiej strony ustawa rów, których niewiele obchodzi pochodzenie o ochronie zwierząt z 1997 roku zabrania zwierząt. trzymania w warunkach domowych zwierząt O dnajdujemy zwierzęta, które są w stanie jadowitych i niebezpiecznych bez zgody mi skrajnego wyczerpania i wycieńczenia - opowia nistra ochrony środowiska. Nikt więc nie ob dają celnicy z Medyki. - Niekiedy wyczerpanie nosi się z ich posiadaniem. i stres są tak duże, że przem ycane zwierzęta Czarny rynek w Polsce zdominowany jest uśmiercają “współtowarzyszy” podróży. Niedaw przez 3-4 osobowe grupy przestępców, którzy no zatrzym aliśm y mężczyznę, który próbow ał zajm ują się eksportem na zachód Europy. przem ycić z Ukrainy kilkanaście papug. Upcha Z operacyjnej wiedzy organów ścigania wynika, ne w kartonowym opakowaniu ptaki były tak że coraz częściej próbują namówić do współpra zdesperowane, że niem al wszystkie zadziobały cy dyplomatów, których bagaż zwolniony jest się na śmierć. Zdarza się, że nogi żółwi przem yt z kontroli celnej. Kiedy handlarz przylatuje na nicy przylepiają czarną taśmą izolacyjną do sko przykład do W iednia albo Berlina z Dalekiego rupy, by zwierzęta nie wydawały charaktery Wschodu z kilkoma walizkami żywego towaru, stycznego grzechotu, który m ógłby je zdem a dopiero na miejscu rozdziela je pomiędzy kurie skować w czasie kontroli celnej. rów. Z reguły są to studenci lub bezrobotni, któ 5 małych krokodyli, 4 węże, 2 jaszczurki i bli rzy przychodzą w okolice lotniska po kontraban sko 30 ptaków rzadkich gatunków próbował dę, a następnie każdy z nich, już na własną rę przem ycić przez polsko-litew skie kolejow e kę wraca do Polski pociągiem lub samochodem. przejście graniczne w Trakiszkach 28-letni Li Największe ryzyko wpadki z przem ycanym i twin. Zwierzęca kontrabanda ukryta była w ba zwierzętami występuje na lotniskach, bo tutaj gażu podróżnym - w płóciennych workach, pasażerowie mają do czynienia z najdokładniej a dodatkowo zawinięte byty rzeczy osobiste. szą kontrolą celną. Dlatego o wiele częściej Ptaki upchnięte były w kartonie w taki sposób, szmuglują trefny towar właśnie drogą lądową. aby nie m ogły się poruszać i hałasow ać. Dla polskich gangów dostarczenie klientowi W chwili kiedy je odkryto, jeden z ptaków - seżyrafy albo śnieżnej pantery nie jest żadnym
O
24
KROKODYLA KUP Ml LUBY!
negalska papuga - była już martwa. Najprawdo Gtowa warta majątek podobniej udusiła się z powodu braku tlenu. Młody Litwin tłum aczył celnikom, że zwierzęta artą 40-50 tysięcy dolarów wypchaną kupił w Czechach i wiózł je do domu w celach głowę barana argali skonfiskowali celni czysto kolekcjonerskich. cy na przejściu granicznym Terespol Na wschodnich przejściach granicznych p o Małaszowice. Trofeum myśliwskie ze zwierzęcia, jaw ia się bardzo dużo skór niedźwiedzich, zebr, znajdującego się na listach gatunków chronio antylop i wypreparowanych krokodyli - opowia nych Konwencją Waszyngtońską, odkryto w wa dają celnicy z przejścia w Medyce. - Nierzadko gonie kontenerowym z transportem poroży jadą znajdujem y również rzeźbione kły stoni. Na ryn cym tranzytem przez Polskę z Mongoli do Nie ku jeden wycenia się na ok. 25 tysięcy USD, jed miec. Celnicy postanowili bowiem dokładniej nak w rzeczywistości jest on bezcenny, zabito przyjrzeć się 7-tonowej przesyłce zamówionej przecież zagrożone wyginięciem zwierzę. przez producenta galerii myśliwskiej w Bawarii po Polskich przemytników charakteryzuje nieby zapoznaniu się z dość enigmatycznie wypełnioną wały spryt. Mężczyzna zatrzymany na przejściu listą przewozową. Celnicy przypuszczali nawet, granicznym w Chałupkach przewoził dwie papu że w wagonie mogą być przewożone także nar gi w kole zapasowym samochodu. Ptaki unieru kotyki. Po całonocnych poszukiwaniach znalezio chomił, wsadzając ich głowy w szyjki butelek po no wśród rogów kóz i owiec domowych, zamiast wodzie mineralnej. Ptaki były warte 200 złotych. narkotyków głowę barana argaili - zwierzęcia ży Dwa boa - dusiciele znaleźli cieszyńscy celnicy jącego w Mongolii i objętego ścisłą ochroną. To na plecach kierowcy w... garbie, specjalnie spre rzadkie zwierzę zagrożone jest całkowitym wygi parowanym na potrzeby przemytu. Jeden boa nięciem, i to jeden z powodów, dla którego jego mierzył 1,9 m, a drugi - 1,7 m. Mężczyzna pró trofea myśliwskie osiągają tak wysokie ceny, za bował wm awiać celnikom, że gady są ciepłolub równo w Europie jak i w Stanach Zjednoczonych. ne i dlatego w chłodny dzień ogrzewał je wła dokończenie na str. 52 snym ciałem...
W
25
SPOSOBY PAJĘCZARZY
Skradzione impulsy Ryszard MAKOWSKI
Rosnące z roku na rok rachunki tele foniczne są zmorą niemal każdego abo nenta. Nie wszystkim udaje się po wstrzymać niemal nałogowe prowadze nie kilkunastominutowych rozmów, tym bardziej kiedy liczne reklamy zachęcają do częstszego dzwonienia do rodziny na drugim krańcu Polski, a nawet za grani cą. Nic dziwnego, że niektórzy myślą, jak ominąć bezlitosny licznik, taryfikujący każdy impuls. Okazało się, że są na to sposoby: phreaking - dzwonienie za dar mo, jest problemem praktycznie wszyst kich firm telekomunikacyjnych na świecie i, niestety, coraz częściej bywa też zmorą abonentów. 26
kazuje się, że można nie tylko za oszczędzić na rachunkach, ale i przy okazji dorobić się catkiem nie złej fortuny. Pierwsze wzmianki o phreakingu (od słów phone cra king - sztuka łamania zabezpieczeń stosowanych w telefonach i centralach) pochodzą ze Stanów Zjednoczonych, gdzie już przed pół wiekiem odnotowano pierwsze próby oszukiwania operatorów na masową skalę. Pierwszym tego typu przestępcą, był John Draper, późniejszy współpracownik i założy ciel firmy komputerowej Apple - Steve Wozniaka i Steve Jobsa, twórca m.in. myszy komputerowej. Draper za pomocą plastikowego gwizdka, wydają cego tony o częstotliwości 2600 Hz (tony te służą w Stanach Zjednoczonych do autoryzowania bezpłat nych połączeń telefonicznych) odkrył, jak telefono wać za darmo. Potrafił wygwizdać ten szczególny
SPOSOBY PAJĘCZARZY dźwięk nawet na pudełku od sucharków. Gwizdek, który wykorzystywał Draper... dołączany był jako do datek promocyjny do chrupek Captain Crunch. Kiedy Draper odkrył tę zależność, wraz z dwójką kolegów skonstruował “blue box”, które służyło właśnie do ge nerowania takiego dźwięku. “Blue box” były małym urządzeniem z głośniczkiem, który trzeba było przy łożyć do mikrofonu aparatu telefonicznego, dzięki czemu osłupiały automat nie wygłaszał tekstów w ro dzaju: “wrzuć monetę, wrzuć monetę”. Draper był również jednym z pierwszym hackerów skazanych na karę pozbawienia wolności po tym, jak przedstawiono mu zarzut nadużywania systemu tele komunikacyjnego. Publiczny proces stał się okazją do przedstawienia jego umiejętności, co uczyniło go jeszcze bardziej sławnym.
Telekomunikacja ułatwia życie arszawska policja na początku grudnia ubie głego roku zatrzymała czteroosobową grupę Wietnamczyków, którzy uruchomili nielegal ną, międzynarodową centralę telefoniczną. Kilkutygo dniowa zaledwie działalność oszustów zaowocowała wyłudzeniem od Telekomunikacji Polskiej co naj mniej 400 tysięcy złotych. Mechanizm działania byt bardzo prosty. Wietnam czycy grasowali w kilku miastach Polski. Wszędzie tam, dzięki sfałszowanym dokumentom, wynajmowa li mieszkania, w których rejestrowali fikcyjne firmy. Ponieważ powszechnie znana jest ich przedsiębior czość, nie było zaskoczeniem, że już na samym po czątku prosili o zainstalowanie dodatkowych linii tele fonicznych. Telekomunikacja, spodziewając się wy sokich rachunków, m.in. za rozmowy międzynarodo we, błyskawicznie załatwiała słane przez nich poda nia. Potem zakładali dodatkowe centralki telefonicz ne, a rozmowy z Wietnamem były u nich sporo tań sze niż wynikało to z oficjalnego cennika. Rodacy chętnie korzystali z ich usług. Ci, którzy chcieli poroz mawiać z krewnymi w Azji, najpierw dzwonili pod nu mer podany przez telepajęczarzy i podawali swój nu mer telefonu, potem odkładali słuchawkę i czekali na sygnał od specjalisty - operatora. Czwórka oszustów skrzętnie odnotowywała wszelkie połączenia, by “uczciwie” dzielić zyski. Nie spodziewali się tak szyb kiej wpadki, bo nie udało im się zniszczyć dowodów oszustwa, które bardzo przydały się w prowadzonym przez policję śledztwie. Zatrzymani Wietnamczycy przekonywali policjan tów, że mają jedynie po 13-16 lat. Wydawało się to jednak mało prawdopodobne, bo już na pierwszy rzut oka wyglądali na przynajmniej o kilka lat starszych. Aby udowodnić im kłamstwo, posłużono się stosun kowo rzadko stosowaną w czasie dochodzenia meto dą - wykonano im zdjęcia rentgenowskie lewych dło ni, które ujawniło ich łgarstwo. Zdaniem specjalistów ten nieco zapomniany dzi siaj sposób stosuje się przynajmniej od stu lat. Uży wane są do tego specjalne atlasy rozwoju kośćca, które pozwalają na precyzyjne ustalenie wieku nasto
W
latka i młodzieńca. Kości człowieka rozwijają się średnio do 20 roku życia. Przez ten czas zmieniają swoją strukturę, a nawet kształt. Dzięki takim specjal nym atlasom z dość dużą dokładnością można usta lić wiek niemal każdej młodej osoby. Niestety, nie da się już praktycznie odróżnić kości 25-latka od 30-latka. Zatrzymani Wietnamczycy nie zdawali sobie spra wy ze zdobyczy współczesnej kryminalistyki. Okaza ło się, że najmłodszy z nich ma 17 lat, najstarszy 21 lat. Oszuści zostali aresztowani. Zarzuca im się fał szowanie dokumentów i wyłudzenie ponad 410 tysię cy złotych na szkodę Telekomunikacji Polskiej i pry watnych osób. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że wszyscy Wietnamczycy dostali się do Polski przez “zieloną granicę” i przebywali u nas nielegalnie.
Horrendalne rachunki ieco inne śledztwo w sprawie telepajęczarzy prowadzi pomorska policja. W styczniu 2003 roku tamtejsi policjanci zatrzymali trzy osoby podejrzewane o oszukanie co najmniej kilkunastu osób na kwotę co najmniej 2 milionów złotych. W wy najętych mieszkaniach obrotni lokatorzy instalowali w telefonach stacjonarnych specjalne urządzenia umożliwiające przekierowywanie rozmów na numery 0-700... Jest to proceder na coraz większą skalę i niestety - dotyczy nie tylko północy Polski. Pierwsze sygnały o ich działalności trafiły do kilku komend rejonowych w Trójmieście. Scenariusz dzia łania przestępców byt niemal identyczny. Ofiarami byli ludzie, którzy w gazetach zamieszczali ogłosze nia o chęci wynajęcia swojego mieszkania. Szybko zjawiał się chętny, wpłacał “z góry” komorne za kilka miesięcy. Nikt nie spisywał go z dowodu, bo nie było takiej potrzeby. Zresztą prawie nikt nie rejestruje ta kich umów, bo od osiąganego tą drogą dochodu trze ba przecież płacić podatek dochodowy. Wprawdzie każde mieszkanie wynajmowano na inne nazwisko, jednak we wsżystkich przypadkach zgadzał się poda wany przez pokrzywdzonych rysopis. Lokatorzy wy prowadzali się “po cichu”, po kilku, najpóźniej kilkuna stu dniach. Jedyną “pamiątką” po nich, były horren dalne rachunki telefoniczne... Dopiero po kilkumie sięcznej pracy operacyjnej udało się zatrzymać w dwóch wynajmowanych mieszkaniach w Gdyni trójkę oszustów: 28-letniego Michała T., który naj prawdopodobniej wymyślił cały ten proceder, wcze śniej już karanego za różnego rodzaju oszustwa oraz 33-letniego Mariusza L. i 23-letnią Katarzynę B. Cała trójka zameldowana jest i na stałe mieszka na połu dniu Polski. Z naszych ustaleń wynika, że sprawcy rozpoczę li swoją działalność pod koniec 2001 roku - opowiada ją trójmiejscy policjanci. - Kiedy właściciele mieszkań otrzymywali po miesiącu wysokie rachunki za telefon, chcieli wyjaśnić tę sprawę z lokatorami, a wtedy oka zywało się, że ślad po nich zaginąt i nikt już tam nie mieszka. Oszustom potrzebne było mieszkanie, w którym zainstalowany był telefon Telekomunikacji Polskiej.
N
27
SPOSOBY PAJĘCZARZY Montowali w wynajętym pomieszczeniu swój aparat telefoniczny z zamontowanym urządzeniem, które automatycznie, bez przerwy niekiedy przez całą do bę, łączyło z numerem 0-700... Jak wykazało póź niejsze śledztwo, oszuści mieli udziały w firmach, które z kolei zawarły umowę z T.P. SA na odpłatne świadczenie usług. Zyski z tego procederu szły na konto żony jednego z zatrzymanych. Na marginesie tej sprawy: Telekomunikacja nie weryfikowała, czy abonenci dzwoniący pod numer 0-700 płacili ra chunki za te rozmowy, tylko automatycznie wywią zywała się z umowy i płaciła firmom dzierżawiącym od niej łącza. Podczas akcji zatrzymania przestępców, poli cjantom udało się zabezpieczyć kilkanaście apara tów telefonicznych z zamontowanym urządzeniem oraz kilkadziesiąt dokumentów, wśród których były m.in. faktury, dowody osobiste na różne nazwiska ze zdjęciem jednej osoby, karty telefoniczne SIM, kilkadziesiąt pieczątek różnych firm, urzędów, szpi tali, lekarzy itp. Trójka oszustów została osadzona w areszcie tymczasowym. Nadal przybywa ofiar ich działalności, które w międzyczasie zdążyły założyć stowarzysze nie, mając nadzieję, że dzięki niemu unikną zapłaty olbrzymich rachunków. Nie mają jednak na to więk szych szans, bowiem Telekomunikacja Polska nie ma żadnych podstaw prawnych do anulowania oszu kanym abonentom horrendalnych rachunków, któ rych wysokość w rekordowych przypadkach przekra czała 100 tysięcy złotych miesięcznie. Jedyne co mo że zrobić, to rozłożyć im te płatności na raty.
Znajomy technik zawsze pomoże nnym sposobem okradania Telekomunikacji przez dobrze zorganizowaną grupę oszustów było ko rzystanie z nikomu nie przydzielonych numerów telefonicznych na centralach TP SA (w każdej centra li miejskiej jest kilka procent nieużywanych numerów, do których nie jest przydzielony żaden abonent). W trakcie swojej działalności oszuści korzystali z po mocy technika na stałe zatrudnionego u naszego naj większego operatora telefonicznego. Pracownik cen trali dokonywał na nigdy niewykorzystanym numerze przekierowania rozmów na numer konkretnej linii 0-700. Dzięki temu oszust dzwonił pod numer miejski, łączył się w cenie rozmowy lokalnej z numerem wy kupionej “siedemsetki” i w ten sposób generował ko rzystny dla siebie ruch, za każdą minutę inkasując co najmniej 1-2 złote. Wystarczyło “podpięcie” się do kil ku numerów, by były to całkiem okrągłe sumy. Aby zatrzeć ślady swojej działalności, współpracujący z grupą technik, po zakończonym dyżurze “kasował” zarówno założone wcześniej przekierowanie, jak również billing pustego numeru. Na całe szczęście nieuczciwi technicy nie byli w stanie wykasować billingów przychodzących na wspomniane numery “siedemsetek”, wykupionych przez oszustów, dlatego ca ła ta sprawa ujrzała światło dzienne. Technicy zosta li zwolnieni w trybie dyscyplinarnym... i nie była to je
I
28
dyna kara, jaka ich dotknęła. Wkrótce razem z twór cami tego systemu zasiądą na ławie oskarżonych.
Ptotki i grube ryby o wykrywania tego rodzaju spraw przyczynia się działalność powołanego niedawno Cen trum Kontroli i Wykrywania Nadużyć Telefo nicznych T.P. SA. Zajmuje się ono jedynie oszustwa mi na wielką skalę, np. zorganizowanych grup Wiet namczyków, których “działalność” kosztowała T.P. SA w 2000 roku około 30 min złotych. Poza zaintere sowaniem centrum są domorośli kombinatorzy, któ rzy spowodowali około 6 min złotych strat. Anna K., mieszkanka Gorzowa Wielkopolskiego, w poniedziałek 2 grudnia wróciła do domu po całym dniu pracy późnym wieczorem. Spojrzała na telefon stojący na eleganckim stoliku w przedpokoju i trochę zaskpczyła ją paląca się na aparacie czerwona dio da. Świeci się ona jedynie podczas rozmowy, tym czasem słuchawka była odłożona. Podniosła ją i przyłożyła do ucha. Nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności trafiła na bardzo ciekawy nmoment. - Ty, a dlaczego tak cicho mówisz - usłyszała głos nieznanego mężczyzny. - Ktoś cię podsłuchuje czy co? Przecież starych nie ma w domu, więc możesz walić otwartym tekstem. - Nie w tym problem! Podłączyłem się pod linię są siadki, jestem w piwnicy i nie chcę, żeby ktoś mnie nakrył. Po kiego czorta mam płacić coraz większe ra chunki, jak zawsze może robić to ktoś inny. - Stary, nie kpij sobie. Przecież to bardzo trudne. - Łatwiejsze niż ci się wydaje. Najważniejsze, żebyś nigdy nie przegiął i nie nagadał zbyt wiele na jeden numer. Jak będziesz ostrożny, nikt nigdy na wet nie wpadnie na to, że dobiłeś mu kilkanaście impulsów. Anna K. w pierwszym momencie zbaraniała, na szczęście nie straciła zimnej krwi. Nie namyślając się wiele, kobieta pobiegła po sąsiada i wraz z trójką do rosłych mężczyzn, mimo późnej pory, razem zeszli do piwnicy, gdzie przebiegały kable telefoniczne. Tam zobaczyli mężczyznę, który spokojnie rozma wiał podłączony “na dziko” do skrzynki rozdzielczej Telekomunikacji Polskiej. W momencie kiedy zoba czył lokatorów, próbował uciekać. Na próżno. Jedyna droga odwrotu była odcięta. Dostał się w ręce sąsia dów, którzy “zaopiekowali” się nim do czasu przyjaz du policyjnego radiowozu, który zresztą zjawił się po kilku minutach. W czasie przesłuchania na komisariacie zeznał, że dzwonił do kolegi mieszkającego w tym samym mieście. - A skąd wiedziałeś, jak to się robi? - zapytali poli cjanci. - To proste. Nauczyłem się z Internetu - wyjaśnił. Potem szczegółowo zaczął wyjaśniać, jak udało mu się prowadzić bezpłatne rozmowy telefoniczne. 21-letni mężczyzna, mieszkaniec tego samego bloku, byt zresztą... sąsiadem okradanej z impulsów kobie ty. Za popełnione przestępstwo grozi mu kara do
D
SPOSOBY PAJĘCZARZY trzech lat więzienia, jednak na wniosek Telekomunikacji mo że też odpowiadać za kra dzież z włamaniem. Gdyby prokurator podpisał się pod tym drugim wnioskiem, męż czyzna mógłby być skazany nawet na 10 lat pozbawienia wolności. To jednak stosunkowo mała kradzież, bo wymiar sprawiedliwości ma do czy nienia z o wiele poważniej szymi sprawami. Złodzieje impulsów, facho wo nazywani pheakerami, to wytrawni specjaliści, którzy kradną impulsy, podłączając się pod numery innych abo nentów; Telekomunikacja Pol ska straty z tytułu działalności zorganizowanych grup prze stępczych oceniła na prawie 36 milionów złotych. W 2002 roku kwota ta - jak się na razie tylko szacuje - przekroczy 40 milionów. Przed Sądem Rejonowym w Lesznie odpowiadać będą trzej mężczyźni, podejrzani 0 kradzież impulsów telefo nicznych o wartości ponad 350 tysięcy złotych! Oskarże ni - Paweł S. z Piotrkowa Try bunalskiego oraz dwóch bra ci: Przemysław i Radosław M. z Leszna - przestępczym pro cederem zajmowali się jedy nie przez jedenaście miesię cy. Według aktu oskarżenia,, organizatorem przestępstw był Paweł S., który na prowa dzonych przez siebie stronach internetowych zajmo wał się reklamą usług audiotekstowych w rodzaju drogich linii 0-700. Paweł S. namówił poznanych za pośrednictwem Internetu braci, aby ci wynajęli jakieś mieszkanie w Lesznie, koniecznie z telefonem 1dzwonili pod wskazane przez niego numery audiotekstowe w dalekim Singapurze. Dzięki prostemu za biegowi technicznemu (ze zrozumiałych względów nie możemy podać szczegółów) wybierane przez nich numery nie obciążały konta konkretnego klienta, jedynie Telekomunikację, która płaciła singapurskie mu operatorowi za prowadzone przez Polaków roz mowy. Za każde takie połączenie Paweł S. otrzymy wał prowizję od jednej z międzynarodowych firm au diotekstowych i to on najwięcej zarobił na tym proce derze. Za udział w przestępstwie zapłacił braciom M. zaledwie 8 tysięcy złotych. Ci ostatni przyznali się do stawianych im zarzutów. Paweł S. odmówił składania wyjaśnień i nie przyznał się do winy.
Automaty w niebezpieczeństwie udka telefoniczna na jednym z nowo zbudowa nych osiedli we Włocławku. Jedna z wielu... ale tylko na pierwszy rzut oka. Dziwnym zbiegiem okoliczności bardzo często oblegają ją młodzi ludzie, którzy trochę dziwnie się zachowują. Krążą dookoła niej z telefonami komórkowymi, co pewien czas uży wają zapalniczek. O co w tym wszystkim chodzi? Po dobno młodzi ludzie mają sobie tylko znane sposoby na “kradzież” impulsów. Choćby po to, aby nie wyda jąc ani grosza łączyć się z numerami audio-tele. Sygnał o kradzieży impulsów po kilku tygodniach do tarł do Telekomunikacji. Dla włocławskich specjalistów to pierwsza tego rodzaju hakerska sprawa. Częściej bo wiem zdarzają się skargi na fałszowanie kart magnetycz nych. Wiadomo na czym polega caty proceder, dlatego szybko wymieniono automaty na karty chipowe, które uniemożliwiają ten proceder. Przynajmniej do czasu...
B
29
SPOSOBY PAJĘCZARZY Lekarstwem na ten proceder miała być nowa ge neracja aparatów - na karty z mikropocesorem. Taka karta wystaje częściowo z obudowy telefonu w trak cie rozmowy i nie można jej zablokować wewnątrz urządzenia. Ujawnił się jednak inny słaby punkt. Oka zało się, że łatwo je “przechytrzyć”, dzięki czemu wszelkie połączenia z numerami krajowymi traktują jak bezpłatną rozmowę z numerem 0-800. Aby oszu kać urządzenie, wystarczyło tylko poznać odpowied ni kod. Dlatego Telekomunikacja zaczęła zmieniać oprogramowanie wielu central, aby uniemożliwić ten proceder. Zresztą aparaty te, podłączone do central cyfrowych, pozwalają na skuteczniejszy nadzór nad ich pracą.
Gdzie się uczyć oszustw? nternet jest Mekką telefonicznych złodziei. Sieć zapewnia im anonimowość, a tym samym bezpie czeństwo. To jednak pozory, bo jak twierdzą infor matycy, można dotrzeć do każdego, choć sporo większe problemy może sprawiać np. udowodnienie winy. Na niektórych listach dyskusyjnych można zna leźć ogłoszenia osób, które oferują kluczyki do skrzy nek telekomunikacyjnych, dzięki którym można roz mawiać za darmo. Sprzedający okazatsię bardzo aktywny- opowia dają specjaliści z Komendy Stołecznej Policji. - Za 80-100 złotych kluczyki szły niczym świeże bułeczki! Od kiedy kradzież impulsów zrównano w kodeksie karnym z innymi przestępstwami, przestępcy nie są już tak rozzuchwaleni. Przeciwko złodziejom wyko rzystywana jest również elektronika aparatów. Te najnowocześniejsze mają wbudowane specjalne mo duły monitorujące, dzięki którym można natychmiast wysłać specjalistów w to miejsce, gdzie ktoś majstru je przy telefonie. Od kilku lat tele-złodzieje rozpracowują również systemy telefonii komórkowej. Na wielu giełdach elektronicznych w całym kraju można kupić specjalne karty SIM, które aktywują fałszywe dane. Po urucho mieniu takiej karty działają one do momentu kontroli płatności rachunku przez operatora. Specjaliści pro dukują również duplikaty legalnych kart aktywacyj nych, które można kupić po 300-500 złotych. Nie da się jednak ukryć, że skuteczność złodziei komórko wych impulsów jest jednak o wiele mniejsza niż w przypadku telefonu stacjonarnego, głównie z po wodu licznych zabezpieczeń ze strony firm oraz cy frowej technologii przesyłu. Operatorzy stacjonarnych telefonów dwoją się i troją, aby jak najlepiej zabezpieczyć linie i aparaty. Jeszcze niedawno największe straty przynosiły kra dzieże kabli i omyłkowe niszczenie przez zbieraczy złomu światłowodów, a także “lewe” podłączenia do linii abonenckich i sfałszowane karty telefoniczne. Teraz z roku na rok coraz większym problemem są telefoniczni hackerzy. Czy uda się ich powstrzymać? Czas pokaże.
I
Uliczne automaty przez wiele lat byty często wy korzystywane przez zdolnych informatyków do dar mowych rozmów. Szczególnie dotyczyło to najstar szych aparatów wrzutowych na żetony. Niektóre z nich, najczęściej po wielokrotnych próbach, łączyły się z dowolnym numerem, także międzynarodowym, inkasując jeden żeton. Były one na tyle sławne, że wiadomość o tych “cudownych” właściwościach ry chło niosła się po okolicy, prędzej czy później docie rając do pracowników Telekomunikacji, którzy ku po wszechnemu niezadowoleniu... likwidowali tę możli wość. Problem był jednak na tyle poważny - co ujaw niono dopiero po kilku latach - że w wielu automatach zostały zablokowane rozmowy międzymiastowe, międzynarodowe i do numerów audio-tele. Złodzieje byli zmuszeni przerzucić się na aparaty na karty magnetyczne. Aby dzwonić za darmo, stosu ją różne metody. Najbardziej prymitywna polega na blokowaniu wylotu karty, która chowa się w całości wewnątrz aparatu w czasie rozmowy. Po odłożeniu słuchawki nie można jej wyjąć, mimo upartego stuka nia w obudowę aparatu. Dopiero kiedy uzbiera się ich co najmniej kilkanaście, złodzieje zabierają łup. Spe cjaliści potrafią regenerować zużyte w całości karty i sprzedają je np. za pół ceny.
30
Ryszard Makowski
PORWANIA DLA OKUPU
CEMtf ŻYCIfl. CENfi ŚMIERCI dokończenie ze str. 21
Wykrycie gangu stało się wyzwaniem dla olsztyń skiej policji. Długotrwała praca operacyjna oraz współpraca z porwanymi, których udało się namówić na złożenie zeznań, zaowocowała zatrzymaniem bandytów, a potem aktem oskarżenia. Przed olsztyńskim Sądem Rejonowym stanęło 16 porywaczy. Gang składający się z członków grup przestępczych z Żyrardowa, Lodzi i Olsztyna został oskarżony o porwanie i przetrzymywanie dla okupu trzech przedsiębiorców i syna innego biznesmena. Tylko tyle udało im się udowodnić, choć nie można wykluczyć, że mają oni na sumieniu również inne podobne przestępstwa. Ofiary byty skute łańcucha mi, związane sznurami i miały zasłonięte oczy. W dwóch przypadkach przestępcy otrzymali okup, synowi biznesmena udało się uciec, zaś czwartą ofiarę odbili policjanci. Przestępcom udowodniono, że planowali jeszcze uprowadzenie trzech kolejnych osób, na szczęście zatrzymanie ich w areszcie przekreśliło te plany. Pytani przez sędziego o źródła utrzymania twier dzili, że nie mają żadnych oszczędności, bo są bez robotni i pozostają na utrzymaniu rodziców albo naj bliższych przyjaciół. Większość z nich nie czuła się winna. Tylko niektórzy w czasie procesu przeprosili swoje ofiary... Był to jeden z największych procesów w powojen nych dziejach olsztyńskiego sądownictwa. Ze wzglę du na charakter sprawy, towarzyszyły jej szczególne środki ostrożności. Do budynku, w irtórym mieścił się sąd, wpuszczono jedynie posiadaczy specjalnych przepustek. W dniach, kiedy występowali świadkowie koronni (za każdym razem tęwarzyszyli im funkcjona riusze z Centralnego Biura Śledczego i brygady anty terrorystycznej), policyjni pirotechnicy dokładnie przeszukiwali wszystkie pomieszczenia, sprawdza jąc, czy w gmachu nie ukrył się nikt niepożądany lub nie zostawiono np. ładunku wybuchowego. Potem in ni policjanci wraz z psami tropiącymi sprawdzali teren wokół budynku. - Ten proces był wyjątkowy, ze względu na szcze gólne rozmiary bólu i cierpienia osób pokrzywdzo nych - mówił w końcowym słowie prokurator Piotr Ja siński, żądając dla Jarosław J. i Dominika T., których uznał za organizatorów porwań, maksymalnej kary 15 lat pozbawienia wolności, z prawem warunkowe go zwolnienia dopiero po 13 latach. - Chcę, żebyście wiedzieli, że z powodu pieniędzy, które poszły na okup, musiałem zwolnić z pracy pra wie 40 osób. Dla mnie to była największa strata - po wiedział oskarżonym jeden z porwanych, Łukasz Z., właściciel salonu samochodowego.
Za jego uwolnienie wypłacono ponad 400 tysięcy złotych okupu. Mężczyzna przez tydzień był przetrzy mywany z zawiązanymi bandażami oczami. Jeden z porywaczy przekonywał sąd, ze traktował ofiarę bardzo łagodnie. Dowodem miało być to, że porwany po goleniu sam owijał sobie twarz albo że spał na jednym posłaniu razem z porywaczami. W październiku ub. roku 15 osób otrzymało wyro ki od roku i czterech miesięcy do 15 lat więzienia. Najwyższą karę orzeczono wobec Dominika T., naj bardziej brutalnego z gangsterów, który brał udział we wszystkich czterech porwaniach, jakie obejmo wał akt oskarżenia. Przywódca gangu, Jarosław J., został skazany na 13 lat więzienia. W jego przypad ku sąd zastosował złagodzenie kary, biorąc pod uwagę fakt, że nie byt on jeszcze do tej pory karany. Pierwszy z nich może ubiegać się o warunkowe zwolnienie dopiero po 12 latach, a drugi po 10 latach odbywania kary. Najłagodniej olsztyńska Temida potraktowała Mateusza K., ps. “Szprycha”, który był oskarżony 0 pomoc w uprowadzeniu swojego wujka. “Szpry cha” współpracował z organami ścigania i ujawnił wiele okoliczności z działalności grupy przestępczej, dlatego jest świadkiem koronnym w innej sprawie. Sąd uwzględnił ten fakt przy wymierzaniu wyroku 1na wniosek prokuratura skazał go jedynie na 4 lata więzienia w zawieszeniu na 10 lat. Sąd uniewinnił jednego mężczyznę, którego prokuratura oskarżyła o wynajęcie porywaczom siedliska, gdzie przetrzy mywano potem jednego z uprowadzonych. Sąd uznał, że działał on w dobrej wierze i nie znał planów porywaczy.
Przestrogi i rady rzestępczość w Polsce rośnie, więc i porwań będzie więcej - twierdzą policjanci. - Proszę jednak pamiętać, że i my mamy coraz więcej umiejętności i wiedzy. Tylko, że dla nas zawsze naj ważniejszą sprawą jest uwolnienie uprowadzonego tak, by był cały i zdrów. Tej zasady musimy bezwględnie przestrzegać. Niestety, przestępcy nie uznają żadnych zasad i reguł. Dlatego policja propaguje najważniejsze zasady, które zmniejszają ryzyko porwania. Przed wszystkimi nie można wchodzić w podejrzane interesy z prze stępcami. Policja radzi, aby nie brać pożyczek w po dejrzanych lombardach, które często są pod kontrolą profesjonalnych gangów. Ludzie zamożni, którzy są potencjalnym obiektem zainteresowania ze strony porywaczy, z reguły zatrudniają ochronę. Jeśli został porwany ktoś z twojej rodziny, należy w dyskretny sposób skontaktować się z policją. Nie prowadzić rozmów z porywaczami na własną rękę. Nigdy nie ma gwarancji, że porywacze oddadzą porwanego po wpłaceniu okupu.
P
Mariusz Rogoziński Wszystkie personalia zostały zmienione.
31
Z KRAJU I
ROZRYWKA Z TEMIDĄ
Spryciara Cwana panienka, bo zaledwie 22-letnia, oszukała 73 osoby, któ rym poprzez ogłoszenie prasowe oferowała dobrze płatną pracę w Niemczech. Chętni do zarobko wania za Odrą musieli najpierw wpłacić po 100 zł od osoby na po dane konto bankowe aby otrzymać potrzebne dokumenty legalizujące zatrudnienie w Niemczech. Oczywi ście żadnej pracy nie było, dziew czyna zgarnęła 7300 zł i rozpłynęła się w tzw. niebycie. Jednak policja nie dała za wygraną i po żmudnych poszukiwaniach odnalazła wreszcie sprawczynię przekrętu. 22-letnia oszustka okazała się mieszkanką Strzelec Krajeńskich, i w czasie przesłuchań przyznała się do winy. Miejscowy sąd wydał nakaz jej aresztowania. Grozi jej kara do 8 lat więzienia.
Dwie trzecie amerykańskich chłopców zaczyna współżycie seksualne przed ukończeniem 15 roku życia i większość z nich uważa, że seks bez miłości jest tylko sportem i do niczego nie zo bowiązuje. Największe obawy to warzyszące młodzieży wkracza jącej w świat seksu związane są z AIDS i chorobami weneryczny mi. Dopiero na drugim miejscu wymieniono strach przed niepo żądaną ciążą. Aż 85 procent an kietowanych dziewcząt i chłop ców wyraziło pogląd, że za spra wy antykoncepcji równą odpowie dzialność powinny ponosić obie strony, chociaż połowa zapytywa nych dziewcząt uważała, że cał kowitą winę za niepożądaną cią żę ponosi chłopak. Wiele do my ślenia daje fakt, że aż 56 procent uczestników sondażu po raz pierwszy dowiedziało się czegoś więcej o współżyciu seksualnym mężczyzny i kobiety, kiedy byli w wieku 8-11 lat, i to przeważnie od rówieśników, a nie od rodzi ców, nauczycieli czy lekarzy. 58 procent ankietowanych opowie działo się raczej za oddaniem niechcianego dziecka do adopcji, niż usunięciem ciąży. Znamien ne, że identyczny procent mło dzieży obojga płci opowiada się za prawem do legalnej aborcji na życzenie. Aż 42 procent bada nych przyznało, że ten pierwszy raz miał miejsce na tylnym sie dzeniu samochodu rodziców...
Pedofile wśród słowików Już trzeci mężczyzna z poznań skiego chóru “Polskie Słowiki” zo stał aresztowany przez Sąd Rejo nowy w Poznaniu, jako podejrzany o pedofilię. Aresztowany osobnik jest pracownikiem wspomnianego zespołu. Prokuratura podejrzewa go o odbywanie stosunków seksu alnych z małoletnimi chłopcami (poniżej 15 roku życia) oraz pre zentowanie treści pornograficz nych z ich udziałem, za co polski kodeks karny przewiduje karę od jednego roku do 10 lat więzienia. Dwóch wcześniej aresztowanych osobników pod zarzutem pedofilii to w jednej osobie dyrektor i dyry gent “Polskich Słowików”, związa ny z zespołem od 43 lat oraz nie ujawniony dotąd z nazwiska męż czyzna, aresztowany jako pierwszy z całej trójki.
S P O K O ! TO TVLKO SPRZECZKA (м / MAfcZEŃSKA,ZA CHWILĘ Się POGODZĄ
ZE ŚWIATA
ROZRYWKA Z TEMIDĄ
Kara za topless Grecy na słynnej wyspie Rodos najwidoczniej nie lubią oglądać pięknych damskich biustów, bowiem pewnej 18-letniej dziewczynie z Wielkiej Brytanii zagrozili karą 8 miesięcy więzienia za to, że na dyskotece pokazała się w stroju to pless. Gdyby takie sankcje za publiczne pokazywanie go łych piersi groziły mocno już starszym paniom, z pewnością byłoby to uzasadnione, ale w wypadku młodziutkiej i wdzięcznej panienki - tego zrozumieć nie sposób! Faktem jest jednak, że 18-letnia Jemma - Anne została aresztowa na przez policję grecką w dyskotece, w której kilka minut wcześniej zdobyła zaszczytny tytuł “Miss tyłeczek 2003”. Dziewczyna usiłowała przekonać pruderyjnych stróżów pra wa, że w zamieszaniu konkursowym po prostu zgubiła gór ną część bikini. Władze na Rodos były jednak nieugięte i oświadczyły, że cudzoziemcy muszą szanować zasady moralne obowiązujące w Grecji. Młoda Brytyjka uniknęła jednak ośmiomiesięcznej odsiadki, bowiem z opresji urato wała ją rodzina, przysyłając 1300 euro, które w zamian za więzienie zapłaciła jako grzywnę.
-iiAJFAlNIElSZC 1E5T TO,
Boss w pudle
Złodziej na płocie
Dziarski staruszek
Domniemany boss gdańskiego gangu złodziei samochodów, nazy wany w środowisku przestępczym “Tygrysem”, został zatrzymany przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego. Sąd wydał nakaz jego aresztowania, gdy “Tygrys” nie stawił się na procesie, w którym jest jednym z oskarżonych. Mężczyzna ten, wraz z ośmioma kumplami, odpowiada za kradzież kilkudziesięciu luksusowych samochodów i ich przemyt za wschodnią granicę. Ponadto na tej bandzie złodziei ciążą też zarzuty nie legalnego posiadania broni, posługi wania się fałszywymi dokumentami oraz znieważania policjantów. Bul wersujące jest jednak to, że proces tych ośmiu przestępców i ich szefa “Tygrysa” nie może rozpocząć się od 2001 roku, bowiem co chwila któryś z oskarżonych zasłania się zwolnie niem lekarskim. Do kolejnej nieudanej próby rozpoczęcia procesu doszło kil kanaście dni temu, gdyż właśnie wte dy na rozprawę nie stawił się ‘Ty grys”, zaś jego obrońca oświadczył, że jego klient jest chory. Sąd jednak nie dał temu wiary, gdyż uznał, że przedstawione zwolnienie lekarskie jest niewiarygodne i polecił areszto wać oskarżonego. Podczas zatrzy mywania “Tygrysa”, funkcjonariusze CBŚ oddali strzały ostrzegawcze, bo wiem mężczyzna usiłował uciekać.
Kilkanaście dni temu mieszka niec jednej z podwarszawskich miejscowości zauważył przypadko wo, że do jego samochodu zaparko wanego na prywatnej posesji oto czonej wysokim ogrodzeniem wła muje się złodziej. Przestępca wybił szybę w aucie, wyrwał radio z deski rozdzielczej i zaczął uciekać. Mimo, że wokół panowały ciemności, wła ściciel auta ruszył w pościg za bez czelnym złodziejem. Jego determi nacja przyniosła pozytywny skutek, bowiem złodziej widząc zbliżający się pościg, wpadł w panikę i usiło wał sforsować ogrodzenie w naj mniej dogodnym dla niego miejscu. W efekcie szpikulec jednej z metalo wych żerdzi płotu wbił mu się w gat ki i złodziej nijak nie mógł się uwol nić z przypadkowej pułapki. Dzięki temu dopadł go gospodarz posesji i zarazem właściciel auta. Złodzie jem okazał się 19-letni chłopak, w którego mieszkaniu policjanci znaleźli wiele przedmiotów pocho dzących z kradzieży. Było tam wiele radioodtwarzaczy samochodowych różnych marek, sprzęt sportowy, trzy rowery i kilkanaście gramów marihuany. Miejmy nadzieję, że zto dziej “odpocznie” przez kilka lat za kratkami. Oby tak się stało. Dzięki temu wielu kierowców ocali swe sa mochodowe radia.
Ma 102 lata i może - tak, tak, to nie żarty. Pewien 102-letni obywatel słonecznej Italii po szukuje żony, bowiem właśnie po raz drugi owdowiał A ponieważ nie może obyć się bez kobiety, sędziwy pan Salvatore zamieści) ogło szenie w internetowym dzienniku “II Nuovo”, wktórymnapisał: “Mamdom, rentę i z powodze niem mogę spełniać obowiązki małżeńskie - re klamuje się dziarski staruszek, ojciec pięciorga dorosłych dzieci. Zaznacza jednak, że ma także wymagania: “Szukam pięknej kobiety, w dosko nałym stanie zdrowia. Nadal interesują mnie pewne sprawy...” Jesteśmy pełni podziwu, sza nowny panie Salvatore i życzymy rychłej i uda nej nocy poślubnej! J M t, C O T U j ^ “ W
tfS HTT' DORABIAĆ ;
PIRAMIDALNE PRZEIiRETY Anna MODELSKA
W III Rzeczypospolitej namnożyło się bankierów obiecujących błyskawiczne powiększenie zdeponowanych u nich pieniędzy. Mass media kreowały ich na genialnych biznesmenów, którzy dosko nale się czują w czasach raczkującego polskiego kapitalizmu. Dopiero z cza sem okazywało się, że jedyne czego się
34
nauczyli, to budowa finansowych kolo sów na... glinianych nogach. Wiele z nich to tzw. piramidy finansowe, które powstały i doskonale się rozwijały bazu jąc na ludzkiej nadziei łatwego i szybkie go pomnożenia pieniędzy. Dookoła tyle biedy więc nic dziwnego, że wizja łatwe go pieniądza skusiła niejednego Polaka!
WIELKI SZMAL
Łańcuszek nieszczęścia ikt już nie pamięta, kiedy w Polsce pojawił się pierwszy finansowy “łańcuszek szczęścia”. Był on w pewien sposób kontynuacją roz powszechnionych wcześniej tzw. łańcuszków św. Antoniego, który to - traktowany jako zabawa towarzyska - sprowadzał się do przepisywania w pewnej liczbie egzemplarzy listów o określonej treści, bądź też do wysyłania określonej liczby np. pocztówek. W przypadku niewywiązania się z tego obowiązku, straszono uczest ników zabawy nadejściem nieszczęścia. Jednak te go typu działań nie można było zakwalifikować jako działań przestępczych. Wraz z wprowadzeniem po 1989 roku gospodarki rynkowej, pojawiły się w Polsce firmy zagraniczne ofe rujące bardzo duży zysk w bardzo krótkim czasie, pod warunkiem zainwestowania określonej sumy pienię dzy. O tym, jak groźne są działania podejmowane przez organizatorów “piramid”, świadczy raport jednej z międzynarodowych firm doradczych sporządzony na zlecenie Komisji Europejskiej. Można się z niego dowiedzieć, że w wyniku międzynarodowych prze stępstw gospodarczych (do najważniejszych zaliczono m.in.: “rozpracowanie” komputerowych baz danych, oszustwa bankowe, fałszowanie towarów i pieniędzy oraz właśnie “piramidy finansowe”) - państwa Unii Eu ropejskiej tracą rocznie co najmniej 60 miliardów euro. Oczywiście są to dane szacunkowe, gdyż rzeczywistej skali tego procederu nigdy nie uda się ustalić. Do cze go może doprowadzić system “piramid”, mogliśmy ob serwować w 1997 roku, gdy doszło do upadku zorga nizowanych na tej zasadzie kas oszczędnościowych w Albanii, w wyniku czego Albańczycy stracili około 2 miliardy dolarów, zaś sam kraj znalazł się na krawędzi wojny domowej.
N
Spełniamy twoje marzenia lutym 1994 roku Makary Cz. zarejestrował w Pszczewie (dawne woj. gorzowskie) przed stawicielstwo niemieckiej firmy Silver World GmbH. Firma macierzysta została utworzona rok wcześniej w Niemczech przez małżeństwo Elke i Ro landa Muller. Zadaniem pszczewskiego przedstawi cielstwa było pozyskiwanie w Polsce chętnych do udziału w łańcuszku” o nazwie HellLine. HellLine szybko opanował województwa zachodnie i raźno kroczył na wschód. W samym tylko wojewódz twie szczecińskim do łańcuszka - zaledwie w ciągu kil ku tygodni - przystąpiło podobno 18 tysięcy graczy. Sposób znajdowania chętnych do gry był niezwykle prosty. W soboty i niedziele, w wynajętych lokalach w Poznaniu i Warszawie a także niekiedy w innych miastach, organizowane były spotkania osób zwabio nych do udziału w “łańcuszku”. Przychodziło na nie na ogół 300 - 400 chętnych. W czasie prezentacji zatrud nieni w firmie pracownicy zachęcali do wpłacenia 2100 marek na konto banku w Luksemburgu. Potem nale
W
żało szukać kolejnych chętnych do udziału w “łańcusz ku”. Za każde zwerbowane trzy osoby obiecywano 450 marek, a za następne po 800. Działalnością firmy Silver World zainteresowała się Prokuratura Wojewódzka w Poznaniu, ponieważ w czerwcu 1995 roku wpłynęły do Prokuratury Rejono wej Poznań - Wilda pierwsze doniesienia o przestęp stwie przeciw organizatorom HellLine. W sierpniu - ze względu na zasięg sprawy, wielkość strat i liczbę po szkodowanych - sprawę przejęła ówczesna Prokuratu ra Wojewódzka. Poznańscy prokuratorzy rozpoczęli śledztwo przeciwko trzem osobom z kierownictwa fir my, których uczestnicy “łańcuszka” oskarżyli o oszu stwo. Dziś wiadomo również, że wielu oszukanych nie powiadomiło prokuratury, ponieważ przystępując do HellLine podpisali zobowiązanie, że pod karą 50 min złotych (kwota sprzed denominacji) nie ujawnią niko mu zasad działania łańcuszka (chociaż takie zobowią zanie nie miało żadnej mocy prawnej). Mimo posta wienia zarzutu oszustwa szefom piramidy, prokurator nie zastosował wobec nich żadnych środków zapobie gawczych. Prokuratorzy tłumaczą to tym, że zarzut oszustwa nie oznacza, że zostało ono rzeczywiście popełnione. Działalność firmy Silver World zainteresowała rów nież jeden z największych polskich banków. We wrze śniu 1995 roku departament kontroli wewnętrznej tego banku zauważył dużą ilość wpłat na konto firmy Silver World w Banque Internationale w Luksemburgu. Za każdym razem była to taka sama kwota - 2100 marek i taki sam deklarowany przez klienta cel przelewu “udział w międzynarodowym systemie komputero wym”. Tego rodzaju operacje były realizowane w 22 oddziałach banku w całej Polsce. Od maja do wrze śnia 1995 roku przekazano na konto w Luksemburgu prawie milion marek! Podejrzewając pranie “brudnych pieniędzy”, bank powiadomił Prokuraturę Wojewódzką w Warszawie. Nie była ona jednak w stanie dotrzeć do organizatora procederu, ponieważ bank - zasłaniając się tajemnicą - odmówił podania nazwisk osób przesyłających pie niądze. Śledztwo zostało umorzone. Z kolei jeden z zagranicznych banków, pośredniczących w przeka zywaniu pieniędzy z Polski do Luksemburga, ustalił, że od wiosny 1995 roku podobne operacje przeprowa dzało co najmniej 20 polskich banków. Kiedy pierwszy raz spotkałam pana Rolanda Mullera, wydal mi się prawdomównym i godnym za ufania człowiekiem. W ciągu trzech tygodni od wpła cenia składki przysłano mi dwa razy tyle, ile zainwe stowałam. Podjęłam decyzję, że zostanę dealerem. Namówiłam do udziału rodzinę i przyjaciół - w sumie 30 osób, a te następnych chętnych. I nagle pieniądze przestały przychodzić - mówi Adela K. z Olsztyna. Rodzinna atmosfera przedsięwzięcia przyciągała ludzi, jak muchy do miodu. Młode małżeństwa, emery ci i bezrobotni lokowali bez cienia obaw po 1000 ma rek w systemie. Mało tego - namawiali innych. Pirami da rosła bardzo szybko. W Gdańsku najbardziej ope ratywna członkini systemu zwerbowała 500 osób, a w Poznaniu tylko jedna rodzina namówiła od udzia
35
WIELKI SZMAL łu 320. Takich aktywnych dealerów Roland Muller po kazywał na tamach wydawanej przez siebie gazety. Aż tu nagle gazeta zniknęła, a zniecierpliwionym ludziom sekretarka warszawskiego oddziatu ttumaczyta brak dywidendy opieszałością poczty. Później za milkł również telefon. Jak wykazało śledztwo, Roland Muller najprawdo podobniej zarobił na tej “piramidzie” około 15 milionów marek. Warszawska prokuratura przesłuchała 110 po szkodowanych. Śledztwo zostało jednak umorzone z braku cech popełnienia przestępstwa. Rolanda Mul lera nie sposób nigdzie spotkać, chociaż wcześniej chętnie pokazywał się na warszawskich i gdańskich “salonach”. Listu gończego za nim nie ogłoszono, bo nie było podstaw formalnych.
Zbrodnicze żądze ariusz K. należał do ścisłego kierownictwa pol skiej filii piramidy finansowej “HellLine”. To właśnie on sprowadził do Polski cały system piramidy finansowej. Niemal na samym początku dzia łalności w Polsce, w lipcu 1994 roku, poznał Julittę Z. Kilka miesięcy później panna Julitta była nie tylko zna jomą, ale również osobistą asystentką i kochanką. Na pewno pomagały jej w tym nieprzeciętna uroda, do skonałe maniery i inteligencja. Doskonale pasowali do siebie. Lubili luksusowe, wystawne życie, zabawy, drogie restauracje i takie same trunki. Nie musieli troszczyć się o pieniądze, bo te płynęły szerokim stru mieniem. Ludzie, oszołomieni wizją szybkiego wzbo gacenia się, chętnie kupowali udziały w ich firmie. Interesy tylko początkowo szły doskonale. Jednak jak długo można było szukać łatwowiernych klientów? W listopadzie 1996 roku w Niemczech aresztowano twórców firmy, co podważyło zaufanie do firmy w Pol sce. Doszło również do zmian w życiu osobistym dy rektora i jego asystentki - Mariusz K. związał się z mło dą dziewczyna, Anną B., której rodzina bardzo mocno zaangażowała się w działalność firmy, a Julitta Z. - z Kryspinem T. Wprawdzie wygasły ich uczucia, ale na dal łączyły ich interesy. Naprawdę duże! Aby nie płacić podatków niemieckiemu fiskusowi, Mariusz K. nakazał Julitcie założenie konta w Luksemburgu. Pieniądze do cierały tam w gotówce, wielokrotnie nielegalnie wywo żone przez specjalnie wynajętych kurierów. Mariusz K. jako obywatel Niemiec, by być w zgodzie z przepisami, musiałby ponad trzy czwarte zarobionych pieniędzy oddawać fiskusowi, dlatego skorzystał z pomocy - wte dy jeszcze - kochanki i założyli konto w Luksemburgu. Ona była właścicielką, on - jedynym pełnomocnikiem. Julitta Z. mogła teoretycznie podjąć pieniądze bez zgody pełnomocnika, ale bała się tego zrobić, bo zda wała sobie sprawę, że drogo by za to zapłaciła. Ma riusz K. wielokrotnie dawał jej do zrozumienia, że stoi za nim mafia rosyjska i jeśli nie on, to na pewno wy słannicy wschodnich szefów dopadliby ją nawet na końcu świata, gdyby chciała “wywinąć jakiś głupi nu mer”. Była kochanka uwierzyła w te groźby, choć ni gdy nie udało się ustalić, na ile były one realne, na ile zaś wytworem wyobraźni pana Mariusza.
M
36
Pewnego dnia w jej głowie zakiełkował pomysł, do którego z każdym dniem coraz bardziej dojrzewała musi zabić niewygodnego wspólnika. Tylko on stał na przeszkodzie do zdobycia pięciu milionów marek, zgromadzonych w zagranicznym banku. Gdyby nie on, cała ta fortuna należałaby tylko do niej! W swoje plany wtajemniczyła bliskich znajomych: Jakuba W., Kryspina T. i rodzonego brata Roberta. Nie musiała ich długo przekonywać, że warto zabić jej byłego kochanka, aby dorwać się do zgromadzonej przez niego fortuny.
Zwabiony w pułapkę ramat rozegrał się 4 sierpnia 1997 roku. Ma riusz K. od kilku dni przebywał wraz ze swoją nową “towarzyszką życia” w Międzyzdrojach, gdzie szastając pieniędzmi na lewo i prawo, zażywali rozkoszy wakacyjnego odpoczynku nad Bałtykiem. Tamtego dnia, około godziny 15.00, niespodziewanie na jego telefon komórkowy zadzwoniła Julitta. - Słuchaj, coś niedobrego dzieje się z naszym kon tem w Luksemburgu. Ktoś usitowat podjąć pieniądze za pomocą sfałszowanego czeku. Nie wiem dokładnie, o co chodzi, ale prosili o wyjaśnienie kilku rzeczy. To nie jest rozmowa na telefon, musisz do mnie przyje chać, aby być przy mnie, jak ponownie zadzwonią z Luksemburga. - Masz rację. Jeszcze dzisiaj po południu wsiadam w samochód i jadę do Poznania. Nie wyczuł w tym żadnego podstępu. Swojej nowej kochance nawet nie tłumaczył, dokąd jedzie. Zresztą ona nigdy go o to nie pytała. To była jedna z niepisanych za sad tego związku, że nigdy nie dociekała, skąd ma tyle pieniędzy albo dlaczego nagle w środku nocy, obudzony niespodziewanym telefonem, musiał jechać gdzieś “w in teresach”. Na spotkanie do letniskowego domku Julitty Z. przyjechał sam, bez żadnej obstawy. Jechał po własną śmierć, bo wszystko było już przygotowane. Kiedy tylko przekroczył próg domu, rzucił się na niego jeden z napastników i z całej siły zadał cios me talową rurką w głowę. Najprawdopodobniej już pierw szy uderzenie okazało się śmiertelne, bo niczym rażo ny piorunem osunął się na podłogę, nie dając żadnych znaków życia. Mordercy związali ciało mężczyzny ta śmą klejącą i wrzucili do specjalnie wykopanego dołu, który przygotowali kilka dni wcześniej pod podłogą w kuchni, skuwając wcześniej betonową posadzkę. Potem zabetonowali otwór, zrekonstruowali podłogę, na którą dwa dni później położyli używany dywan. Aby maksymalnie zatrzeć ślady zbrodni, w miejscu, gdzie ukryto ciało zamordowanego mężczyzny, mordercy postawili prawie dwumetrową, ciężką lodówkę. Przestępcza czwórka niemal od razu zaczęła korzy stać z rozkoszy życia. Już kilka dni później byli w Luk semburgu i wypłacili z banku 100 tysięcy dolarów w go tówce. Pojechali na dwa tygodnie na Wyspy Kanaryj skie, potem szaleli w Polsce. A kiedy skończyły się pie niądze, znowu pojechali do Luksemburga. Tym razem, aby nie tracić czasu na następne podróże, Julitta Z. po brała z konta od razu pół miliona marek.
D
WIELKI SZMAL Tymczasem w kraju kilka osób zaczęto dopytywać się o Mariusza K. - Wyjechał za granicę - niezmiennie odpowiadała na tego rodzaju pytania. - Policja za bardzo deptała mu po piętach i bał się, że mogą go zamknąć. Ta wersja byta na tyle prawdziwa, że prawie wszy scy w nią uwierzyli. Zresztą Mariusz K. nie byt pierw szym biznesmenem, który po szybkim zrobieniu ma jątku, w niekoniecznie uczciwy sposób, pakował manatki i zaszywał się gdzieś na drugiej półkuli. Wątpli wości co do tej wersji zdarzeń miała jedynie policja... nie było jednak żadnych podstaw formalnych do po stawienia Julitcie Z. jakichkolwiek zarzutów. Jednak wiele do myślenia dawał fakt, że od pewnego czasu tak bardzo poprawiła się pozycja materialna - zarówno jej, jak i trójki jej kompanów. To był jeden z powodów, dla których objęto ich dyskretną obserwacją. Na doda tek z uzyskanych drogą operacyjną wiadomości wyni kało, że jeden z mężczyzn dwukrotnie po pijanemu miał się przechwalać, że udało im się załatwić “jakie goś bogatego gostka i dzięki temu jest nareszcie usta wiony do końca życia”.
Mniejszy wyrok za współpracę lisko rok po zaginięciu Mariusza K. pplicjanci zatrzymali Jakuba W. Zagrali va banque:Wiemy, że zabiliście tego mężczyznę. Przyznała się do tego Julitta Z., którą zatrzyma liśmy wczoraj na granicy. Mamy na to dowody i ciebie obciąża główną odpowiedzialnością. Jak zaczniesz z nami współpracować, jest szansa na złagodzenie wyroku. No, chyba że do końca życia wolisz gnić za więzien nymi murami.... - Dobrze, wszystko powiem, nawet to, gdzie ukryliśmy zwłoki. To wszystko przez tę k... Julittę. To ona nas namówiła, żeby sprzątnąć jej byłego kochasia. Dzięki zeznaniom - najpierw Jakuba W. a potem trójki jego kom panów - udało sie odtworzyć przebieg dramatu. W zaplanowaniu i przeprowadzeniu zbrodni uczestniczyli: Jakub W. - bezpośredni sprawca, który łomem zmiażdżył ofierze głowę, Robert Z. - który wprowadził Mariusza K. do domu swojej siostry. Sąd stwierdził, że Kryspin T., który wiózł Julittę znad morza w celu zapewnienia jej alibi, nie był bezpośrednim uczestnikiem zbrodni, dlatego przypisanie mu wspótsprawstwa kierowniczego w zaplanowaniu i realizacji zbrodni byłoby wnioskiem zbyt daleko idącym. Można go było uznać jedynie winnym pomocnictwa, bo choć nie kierował i nie planował, to jednak o wszystkim wie dział i nie próbował zapobiec tragedii. Sąd Okręgowy w Poznaniu wymierzył oskarżo nym w tej sprawie surowe wyroki. Jakub W. otrzymał 25 lat więzienia, Julitta Z..- 15 lat, Robert Z. - 13 lat zaś Kryspin T. - 4 lata. - Gdyby nie przyznanie się do zabicia i wskazanie miejsca ukrycia zwłok, sąd zastanawiałby się nad do
B
żywociem dla Jakuba W. - stwierdziła w uzasadnieniu przewodnicząca składu orzekającego. Sąd nie potrak tował zeznań Roberta Z. i Jakuba W. jako okoliczności łagodzącej stwierdzając, że nie tworzyły one jednej, spójnej i logicznej całości i nie wyjaśniły wszystkich okoliczności sprawy. Nadzwyczajne złagodzenie kary w stosunku do Kryspina T. tłumaczono jego niewielkim udziałem w zbrodni. Zdaniem poznańskiej Temidy, zbrodnia została starannie zaplanowana i przeprowadzona z dużą de terminacją, a jedynym jej motywem była chęć zagar nięcia pieniędzy. Obrońcy trojga oskarżonych zaskarżyli wyroki. Sąd Apelacyjny złagodził wymiar kary zleceniodawcom zbrodni, jedynie wobec zleceniodawczyni nie znalazł podstaw do jakichkolwiek zmian. Jakub W. zamiast 25 lat dostał 11 lat i 11 miesięcy (z czego za kratkami mu si spędzić co najmniej 10 lat). Sąd doszedł do wnio
WIELKI SZMAL sku, że jego wyjaśnienia pozwoliły skazać zleceniodawczynię zabójstwa i odnaleźć ciało. Na apelacji sko rzystał również młodszy brat Julitty - dostał on niecałe 12 lat.
łatwo się można domyśleć - możliwy był jedynie po zwerbowaniu odpowiednio dużej liczby następnych chętnych. Spółka “Mercure” została zarejestrowana w marcu 1996 roku. Miała świadczyć usługi przedstawicielskie dla podmiotów zagranicznych, m.in. w branży kompu “Mercure” - piramidalne oszustwo? terowej. W rzeczywistości cały biznes sprowadzał się ajpierw przeraźliwie głośna muzyka z filmu do gigantycznej piramidy finansowej. Gry tego rodzaju “Gwiezdne wojny”. Tłum zrywa się z krzeseł, mają to do siebie, że nigdy nie inwestuje się pieniędzy skanduje, klaszcze w dłonie. Na podium staje gracza. Ludzie z dołu płacą swoimi pieniędzmi tym na młody, elegancki mężczyzna. Zaczyna się doskonale górze. Kiedy brakuje dalszych chętnych - cały system przemyślany w szczegółach, kilkugodzinny spektakl. traci rację bytu. To samo dzieje się, kiedy w grę wcho Kto nie chciatby jeździć luksusowym autem, dzi prokurator. Nie jako uczestnik gry, ale jako osoba mieszkać w willi z basenem, spędzać wakacji na Ha urzędowa, która szefom “piramidy” przedstawia zarzut wajach? - zaczyna od retorycznych pytań. - Tu się do udziału w związku przestępczym w celu oszustwa wiecie, co zrobić, by pieniądze same mnożyty się na i przywłaszczenia mienia... koncie. Ja jestem cztowiekiem sukcesu i to samo was - To było coś na kształt nowoczesnego łańcuszka czeka, jeśli nie jesteście duchowymi emerytami. Wa - mówią policjanci. - Każda osoba wchodząca do firmy szą chorobą jest bieda, ale my mamy na nią lekarstwo, wpłacała pieniądze, które miała szanse odzyskać do bo przecież nie musicie do końca życia jeździć “starym piero wciągając w interes czterech kolejnych kandyda maluchem”. Nie jesteśmy żadną sektą. My tylko przy tów. Interes prędzej czy później musiałby skończyć się nosimy wam pomysł na bogate życie, na zrobienie du gigantyczną klapą. Stwarzając pozory legalności dzia żych pieniędzy. Wybór należy do was... łań, wniosek o przyjęcie zawierał informację, iż zyski, Siedzący do tej pory łudzie ponownie zrywają się jakie osiągnie każdy członek systemu, podlegają 10z krzeseł i znowu skandują: “Mer-cu-re, Mer-cu-re”. -procentowemu opodatkowaniu, a ponadto każdy uczestnik jest zobowiązany do samodzielnego rozli Sala zaczyna szaleć. Spontaniczna owacja trwa kilka minut. Teraz następny punkt - projekcja filmu wideo, czenia swoich dochodów. na którym ci, którzy przed kilkoma miesiącami zaufali firmie błyskawicznie stali się bogaczami. Widać to na Cel: uszczęśliwić ludzi! ekranie: jeżdżą najnowszymi modelami “Mercede sów”, wprowadzili się do luksusowo umeblowanycyh “ IV /I ercure” został założony w 1994 roku przez Andreasa M. - obywatela niemieckiego poldomów, urlop spędzają na Hawajach i nie muszą li I f I skiego pochodzenia, który do tej pory jest czyć się z pieniędzmi. właścicielem firmy zarejestrowanej w Niemczech i pła Po kilkunastuminutowej projekcji kolejna owacja. cącej wszelkie podatki. Centrala firmy mieści się Chwilę później zaczyna się najważniejszy punkt pro w Szwajcarii i funkcjonuje pod szyldem “S.A.R.S. AG”. gramu: ci, którzy zjawili się po raz pierwszy mają je Na jej konto odprowadzane są zyski ze wszystkich dyną, niepowtarzalną szansę wstąpienia do systemu. przedstawicielstw krajowych. Urocze modelki rozdają nawet stosowne dokumenty. W Polsce spółką kierowali m.in. bracia Krzysztof Najpierw trzeba podpisać oświadczenie o zachowa i Henryk A. Jeden z nich wynajmował w Warszawie, niu w tajemnicy zasad działania firmy. Za jej złama na Pradze Płn. willę, za którą płacił 2 tys. USD mie nie płaci się karę w wysokości 8 tysięcy złotych i 3 sięcznie. Majątek obu panów szacowany był na około proc. od zysku konkurencji, która skopiowałaby po 8 milionów marek (po odliczeniu tego, co zostawili mysł. Teraz można już wpłacić 2 tysiące marek... w Niemczech). “Mercure” dorobił się przedstawicielstw i czekać na obiecywane profity. Osoba, która zwer regionalnych. bowała kandydata, otrzymywała z tej kwoty 450 ma W warszawskiej Sali Kongresowej w pierwszą rek, stojący nad nią tzw. biznesmen - 550 marek, rocznicę powstania polskiego oddziału firmy “Mercure” marketing manager - 200 marek a marketing dyrek zaplanowano wielką galę “Mercure-Oscary”. Szefowie tor -150 marek. Ci dwaj ostatni otrzymywali prowizję spółki sporo zapłacili za wynajęcie sali na imprezę, od całej sieci nowo przyjmowanych osób i to oni fak podczas której miały być wręczane nagrody dla naj tycznie zbijali fortuny. bardziej “zasłużonych” członków piramidy. Jednak kil Reszta pieniędzy z kwoty, którą wpłaciła nowa oso ka dni wcześniej prokuratura zatrzymała i tymczasowo ba, wędrowała do centrali firmy w Szwajcarii. Przy tych aresztowała pięciu mężczyzn ze ścisłego kierownic kWotach suma 20 zł, którą trzeba było zapłacić za twa firmy; określali się oni mianem menedżerów - dy udział w kilkugodzinnym mityngu, wydaje się zupełną rektorów. Podczas pierwszych przesłuchań byli pewni błahostką. Za podpisanie zobowiązania o zachowaniu siebie i najwyraźniej rozluźnieni. Twierdzili, że ich za w tajemnicy szczegółów spotkania nie pobierano na miarem było uszczęśliwienie ludzi. Groziła im kara od szczęście ani grosza. Dodatkową zachętą do wstępo sześciu miesięcy do 5 lat więzienia. wania w szeregi tego systemu była obietnica objęcia - Osobom, które zadeklarowały wniesienie opłaty w strukturach firmy funkcji menedżera, zastępcy albo za wejście do systemu, trudno się było potem wycofać nawet dyrektora oddziału, co rzecz jasna było związa - opowiadają funkcjonariusze warszawskiej dochodze ne z większymi zarobkami. Ten awans zawodowy - jak
38
WIELKI SZMAL niówki. - Byty nękane w domu i w pracy. Znam przypa dek, gdy pewna kobieta umówiła się na uiszczenie opłaty w biurze, w którym pracowała. Postanowiła jed nak uniknąć spotkania. Wyszta z pracy godzinę wcze śniej, ale samochód z “Mercure” już na nią czekał. Wsiadła więc zrezygnowana, pojechała do banku i wy płaciła pieniądze z konta. Prokuraturze nie udało sie nigdy oszacować skali działania spółki “Mercure”. Jeśli założyć, że zgodnie z dokumentacją do udziału w systemie uda ło się namówić 600 tysięcy osób, a każda z nich wpłaciła 2 tysiące marek, to robią się z tego mi liony DEM. Ile z tego nielegalnie wytransferowano poza granice Polski? Ile zarobili główni bosso wie? Na te pytania nie udało się uzyskać odpowie dzi. Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone z powodu niestwierdzenia cech po pełnienia przestępstwa.
Naganiacze ciągną na Śląsk e wszelkiego ro dzaju spotka niach, podczas których werbuje się no wych członków, tworzy się specyficzna atmosfe ra - opowiada jeden z uczestników systemu “Mercure”. - Są one pomie szaniem amerykańskiego show z tamtejszej kampanii wyborczej, koncertu rockowe go, wiecu sekty religijnej i meczu piłkarskiego z czymś jeszcze. Nie ma tu miejsca na improwizację, wszystko jest dokładnie wyreżyserowane i zawiera liczne elementy odziaływające silnie ma ludzkie zmysły. Są to bodźce wzrokowe takie jak światła laserowe albo lampy stroboskopowe, a także olbrzymie telebimy, na których ukazują się twa rze najlepszych uczestników, którzy osiągnęli szybki sukces. Do tego różne głośne fanfary i bębny, od któ rych aż puchną bębenki w uszach. Wszystko to sprzy ja powstawaniu atmosfery zbiorowej euforii, pod wpły wem której potencjalne “ofiary” bardzo łatwo przyswa jają sugerowane treści. Nieprzypadkowo w czasie tych wszystkich spotkań bardzo często pojawiają się słowa: fortuna, szczęście. Mają one być bowiem mocno zako dowane w świadomości obecnych. Mimo, że od lat niemal wszystkie media ostrzegają przed różnego rodzaju piramidami, naiwnych, niestety, nie brakuje. Jedną z ostatnich takich spółek był “Big Money”, który najmocniej rozwinął się na Śląsku. Nie była to przypadkowa lokalizacja, bowiem sporą część ofiar rekrutowano wśród górników, którzy zainkasowali kilkunastotysięczne odprawy w związku z zamyka niem wielu kopalń węgla kamiennego. Natychmiast pojawili się przedsiębiorczy “biznesmeni”, którzy za oferowali możliwość szybkiego pomnożenia pieniędzy.
M
Przyjechałem z Krakowa do Katowic, aby dać im za robić duże pieniądze - opowiadał jeden z “naganiaczy”. Być może wielu z tych naganiaczy uwierzyło, że oto zja wił się w ich życiu wybawiciel, wręcz bajkowy książę, któ ry wyzwoli ich z szarzyzny życia. Ich szansa na sukces stała się realna, a wiara w świetliste jutro znalazła się na wyciągnięcie ręki wpłacającego kilka tysięcy złotych. Ale nie wszystkim się powiodło. Zbyt wielu uwierzyło w pięk ne słowa i przeceniło swoje szanse w tym biznesie. -T o klasyczna piramida finansowa - przyznają nie oficjalnie policjanci. - Regułą jest, że na takiej działal ności zyskują jedynie jej założyciele. W czasie kilkugodzinnych mityngów oferowano za kup książek w rodzaju “Jak myśleć pozytywnie i od nieść sukces w biznesie”, sprowadzanych ze Stanów Zjednoczonych. Cena kompletu czterech publikacji zo stała ustalona na - bagatela! - 1900 dolarów i gwaran towała wejście do firmy, “otwarcie ścieżki do kariery” i szybki zarobek. I oczywiście towarzyszyła temu nie powtarzalna atmosfera spotkań, podobna do tych, jakie bywają w przypadku tego typu “zlotów” osób związanych z innymi piramidami finansowymi. dokończenie na str. 62
39
ZtODZKJC Z И1МЙМЙШТОШ Z analiz prowadzonych przez amerykańskich kry minologów wynika, że co jedenasty cztowiek na świecie przynajmniej raz w życiu dopuścił się kra dzieży! Rzecz jasna, rzad ko kiedy są to napady na banki albo włamania do domu sąsiada pod osłoną nocy. Z reguły jest to “drobne” przestępstwo, pośród których dominują cą część zajmują... kra dzieże ze sklepów samo obsługowych. Rocznie w USA kradnie się różnych drobnych rzeczy za około 10 miliardów dolarów, a to oznacza, że dziennie sprzedawcy tracą towar wart 25 milionów dolarów.
40
GÓWNIARZU, DLACZEGO DAŁEŚ SIĘ ZŁAPAĆ!? sce nie ma jeszcze osobnego określenia na drobne rzedświąteczny weekend w warszaw kradzieże w sklepach, ale zjawisko to staje się coraz skim hipermarkecie. Ruch, gwar, go większym problemem także i u nas. rączka zakupów udziela się niemal - Prawie każdy towar da się schować i wynieść wszystkim. Do jednej z kas podjeż opowiada Jacek K., były szef ochrony warszawskie dża elegancko ubrana kobieta z wóz go hipergiganta. - Złodzieje najczęściej kradną nie kiem wypełnionym świątecznymi wik ale drogie artykuły: kosmetyki, płyty CD i DVD, tuałami. Była już w trakcie płacenia ponadduże, 300-złotoubrania i książki. Łatwo je potem sprzedać na baza wego rachunku, kiedy podszedł do niej jeden rach. Od pewnego czasu panuje moda na kradzieże z ochroniarzy. jednorazowych maszynek do golenia. Są malutkie, - Czy mogę poprosić panią na zaplecze. Chcieli ale kosztują 30-40 złotych za sztukę. Niektóre towa byśmy coś wyjaśnić? - powiedział chwytając ją za ry są atrakcyjne też z innego powodu: można je zjeść ramię. na miejscu. Sporo klientów niemal cały czas podjada - Ale o co chodzi, proszę mnie natychmiast pu sprzedawane przez nas produkty. Kamery nikogo nie ścić! - zażądała twardym, stanowczym tonem. odstraszają. Widzimy to, ale jeżeli klient zjada np. - Może jednak nie będzie robiła pani zbiegowiska. upieczoną przez nas bułkę, nie robimy z tego powo Wydaje mi się, że nie za wszystko pani zapłaciła... du awantur, a często traktujemy to jako promocję fir Udali się na zaplecze do pomieszczenia ochrony. my. Musimy też bardzo uważać na stoisku monopo Tam wezwani przez ochronę policjanci dokładnie lowym, bo wielu panów potrafi otworzyć butelkę, wy przejrzeli zawartość dość sporych rozmiarów skórza pić kilka głębszych łyków... i z powrotem odstawić ją nej torby. Klientka ukryła w niej m.in. kawior, krewet na półkę. ki, angielski żel do kąpieli i buteleczkę perfum. W tym W Polsce podjadanie w sklepach nie urasta jesz momencie kobieta zmieniła linię postępowania. Bła cze do monstrualnych rozmiarów, ale szefowie hi gała, by ją puścić, tłumacząc, że towary te schowa permarketów aż boją się wspominać to, co działo ła... przez roztargnienie. w Argentynie. Przed dwoma laty, kiedy kraj ten prze chodził głęboki kryzys gospodarczy, podjadanie sta Świąteczne żniwa ło się prawdziwą plagą! W sklepach zaczęły poja łodzieje sklepowi są zmorą przez cały rok, ale wiać się całe grupy, doskonale zorganizowanych szczególnie aktywni bywają w okresach podjadaczy. przedświątecznego szału zakupów. Tłok, - Przychodzą setkami, wypełniają szczelnie całe zgiełk, tłumy przewalające się w takich okresach alejki w działach żywnościowych i jedzą tak długo, aż przez sklepy są dla nich olbrzymim wyzwaniem... na półkach pozostaną jedynie puste opakowania. i wtedy właśnie kradzieży jest najwięcej. Codzien Ochrona nie jest w stanie nic im zrobić, bo co nawet nie w ręce ochroniarzy każdego z warszawskich hi kilku rosłych facetów zrobi ze stojącym naprzeciwko permarketów wpada przynajmniej kilkunastu zło niego kilkudziesięcioosobowym tłumkiem. Jesteśmy dziejaszków. bezsilni wobec zgłodniałych ludzi, którzy nie mają Dwa brytyjskie uniwersytety w Leicester i Northprzy sobie żadnych pieniędzy - uskarżał się szef jed hampton przeprowadziły ankietę na temat kradzie nego z hipermarketów w Buenos Aires. ży sklepowych w 15 krajach Unii Europejskiej oraz - Nigdy nie wynosimy w kieszeniach ani w rękach, Szwajcarii i Norwegii. Okazało się, że najwięcej tylko w naszych żołądkach - tłumaczył jeden z sze kradną Norwedzy, których poziom życia uważany fów “ruchu nachodzenia hipermarketów”. - Dokładnie jest za jeden z najwyższych w świecie. Kradzieże tego pilnujemy, aby nikt się nie wyłamał, bo w prze sklepowe stanowią tam około 1,5 proc. obrotów. ciwnym razie można by nas oskarżyć o złodziejstwo. Skalę zjawiska tłumaczy się społeczną biernością Tę argumentację jako pierwsza zrozumiała... i wrodzoną Norwegom niechęcią do wszczynania tamtejsza policja, która uznała sprawę za bezna awantur. Ponadto tamtejszy sprzedawca nie ma dziejną: - Jaką karę można zastosować wobec bez prawa zatrzymać złodzieja do czasu przyjazdu po robotnego biedaka, który wyjada produkty z półki? licji. Ogółem straty w całej UE w wyniku sklepo Areszt z pełnym wyżywieniem? - zastanawiał się ko wych kradzieży szacuje się na blisko 30 miliardów mendant jednego z komisariatów. euro. Na statystycznego mieszkańca to kwota oko U nas, na szczęście, nie ma takiego problemu. ło 77 euro. Na pewno jednak złodzieje sklepówi stają się coraz W sklepie samoobsługowym okazja czyni zło większą zmorą wszystkich handlowców. Kradnie się dzieja, któremu wydaje się, że nikt go nie obserwuje, niemal wszystkie artykuły spożywcze. Kuszą także więc może bezkarnie schować do torebki paczkę ubrania - np. skórzane spodnie, a także torebki. mięsa, kilka tabliczek czekolady, czy butelkę alkoho W sklepowych przymierzalniach znikają guziki, paski lu. Albo bierze z półki gumę do żucia czy słodki ba od spodni... wypruwane są nawet zamki błyskawicz tonik, wkłada do ust, a papierek niepostrzeżenie ne. Łupy złodzieje wynoszą w torbach z podwójnym gdzieś porzuca. Oczywiście przy kasie nie przyznaje dnem, w specjalnych kieszeniach płaszczy, butach, się do tego. Rozgrzesza się... ale przecież jest to pod czapką na głowie. Nierzadkie są przypadki, gdy ewidentna kradzież. Amerykanie mają nawet na to złodzieje sprzedają wyniesione przedmioty taksów specjalne określenie - shoplifting. Wprawdzie w Pol karzowi, który czeka na pobliskim postoju.
P Z
41
GÓWNIARZU, DLACZEGO DAŁEŚ SIĘ ZŁAPAĆ!?
Zapobiegliwe mamusie
Wszystko przez biedę?
radną niemal wszyscy. Kobiety i mężczyźni, aprawdę trudno rozpoznać wśród licznej rze dzieci, nastolatki i dorośli, bogaci i biedni. szy klientów tych, którzy próbują wynieść to Zdarzają się “przedsiębiorcze” mamusie, war bez zapłacenia za niego. Bywają profe które kradzione rzeczy ukrywają w becikach nie sjonaliści, ale tych jest naprawdę niewielu. Coraz mowląt lub w ich wózkach. Większość z tych, któ częściej “rabusiem” jest starsza pani, schludnie rzy chowają przedmioty do torby zamiast do koszy ubrany młody mężczyzna w garniturze albo matka ka to zwyczajni amatorzy. Nie są wcale w skrajnej pchająca przed sobą wózek z kilkumiesięcznym nędzy i nie robią tego dla zarobku, ponieważ z re dzieckiem. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że mo guły mają jakąś pracę albo dostają kieszonkowe gą to być sklepowi złodzieje. Coraz częściej schwy od rodziców. tani na gorącym uczynku tłumaczą, że zmusił ich do Złodzieje twierdzą, że tylko jedna na 50 kradzieży tego brak pieniędzy. kończy się przyłapaniem ich na gorącym uczynku. - Ztapani na kradzieży bardzo różnie reagują Tylko w 10 procentach takich przypadków jest wzy opowiada Anna Z., detektyw sklepowy pracujący wana policja, natomiast zwykle wystarczy zwrócić w sieci sklepów znanej firmy. - Niektórzy najczęściej skradzioną rzecz i obiecać, że był to ostatni raz! przepraszają, chcą zapłacić za towar i czerwoni ze Coraz częściej w hipermarketach pojawiają się wstydu, chcą jak najprędzej wyjść ze sklepu. Inni są zorganizowane grupy złodziei. Jeden zaznacza to agresywni, a jeszcze inni tłumaczą się brakiem pie war, drugi odwraca uwagę personelu, trzeci krad niędzy. Ostatnio zatrzymałam blisko siedemdziesię nie. Trafiło tu wielu pospolitych złodziejaszków. cioletniego pana, który do bocznej kieszeni kurtki Jest już niemal prawidłowością, że kiedy po schował dwa serki topione, jednorazową maszynkę wstaje nowy sklep, “oni” będą jego stałymi klienta do golenia i opakowanie pieczywa tostowego. Ttumami przynajmniej przez kilka pierwszych dni. Ochro czyt się, że nie ma pieniędzy, bo skromną emeryturę na dopiero nabiera rutyny, detektywi sklepowi nie niemal w catości wydaje na lekarstwa dla siebie i żozawsze wychwycą nieuczciwych klientów, pracow ny. Tę grupę złodziei stosunkowo tatwo wychwycić. nicy są zmęczeni i jeszcze dobrze się nie znają, Marek S., bezskutecznie poszukiwany przez pra trwają liczne promocje... To prawdziwy raj dla prze wie rok listami gończymi przez prokuraturę i policję stępców. Zawodowcy noszą specjalne dresy z doza rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia szytymi wewnątrz kieszeniami, w których ukrywają i kradzieże samochodów osobowych, wpadł pod łupy. Do ulubionych sposobów oszustów należy na czas zakupów w jednym z trójmiejskich hipermarke klejanie na pudełka kodów kreskowych oderwanych tów. Zatrzymano go na gorącym uczynku, w dosłow z tańszych towarów. Częste jest chowanie małych nym tego słowa znaczeniu. Przedtem musiał się bo przedmiotów do dużych opakowań z innymi pro wiem nieźle napocić, pchając przed sobą wózek duktami albo zakopywanie cennych drobiazgów, z zakupami ubrany... w cztery pary spodni skradzio np. w kartonach z proszkiem do prania. Rekordziści nych ze stoiska odzieżowego. Dwie z nich zniszczył potrafią w przebieralni nałożyć na siebie kilka ko w czasie próby usuwania sklepowych zabezpie szul, a na dodatek podchodzą do kasy w kradzio czeń. Jakby tego było mało, zapakował do kurtki nych butach. wodę kolońską za 68 złotych. Straty poniesione Specjaliści od ochrony zwracają baczną uwagę przez sklep zostały ocenione na prawie tysiąc zło tych. Markowi S. do listy przestępstw dopisano na na tych, którzy podejrzanie długo trzymają ręce stępne, a w areszcie oczekuje na wyrok Temidy, w koszyku lub wózku. Dlaczego? Nie można wyklu która osądzi jego działalność. czyć, że w tym właśnie czasie próbują odkleić kod paskowy, na który reagują bramki przy wyjściu poza Coraz częściej sklepowymi złodziejami są kilku letnie dzieciaki, które niekiedy dopiero co rozpoczę linię kas. Kradzież łączy się z ryzykiem. W tym mo ły edukację w szkole podstawowej! - I nie ma w tym nic dziwnego - tłumaczy Anna mencie skacze nam adrenalina. Niektórych kusi Z. - Te dzieci nie mają nawet co marzyć o kieszon niebezpieczeństwo. Zamiast uprawiać sporty ekstremalne albo oddawać się np. grom hazar kowym, bo rodziców na to nie stać. Sklepowe półki petne są towaru w kolorowych opakowaniach, co dowym takie osoby idą kraść. Podnieca ich, kie dy robią rzeczy ryzykowne albo niedozwolone. dziennie przed dobranocką z ekranu telewizora ata kują ich reklamy z nowymi batonikami, czekoladka Do tego wszystkiego dochodzi niedoskonałe mi, zabawkami. Dzieciaki kradną, bo chcą to mieć, prawo. W większości ujawnionych przypadków zabłysnąć wśród rówieśników. Są i takie, które kradzieży jedyną konsekwencją jest pouczenie. kradną tylko z ciekawości. Chcą spróbować, jakie to Dopiero przy kradzieży powyżej 250 złotych jest wrażenie. wzywana jest policja. Rozprawa sądowa odby wa się najwcześniej za pół roku, choć często Małolaty kradną głównie drobne rzeczy: piwo sprawa jest umarzana ze względu na znikomą w puszkach, gumę do żucia, batoniki czekoladowe, szkodliw ość społeczną popełnionego czynu. a nawet chipsy za złotówkę. Jeśli kradzież jest drob Wyroki też nie są duże: minimalna grzywna to na, detektywi nie zawsze wzywają policję, tylko ro wszystko! dziców. Nie zawsze przynosi to oczekiwany skutek.
K
42
N
GÓWNIARZU, DLACZEGO DAŁEŚ SIĘ ZŁAPAĆ!?
- Przed kilkoma tygodniami mieliśmy tatusia, który przyjechał po syna zatrzymanego na kra dzieży żelu do wtosów. Krzyczał na niego... “gów niarzu, dlaczego dałeś się złapać!”. Byłam zdu miona i nawet nie wiedziałam, jak zareagować w takiej sytuacji - opowiada Anna Z. Choć coraz więcej przestępców z kradzieży skle powych uczyniło sobie niemal stale źródło zarobko wania... prawo nie zawsze uznaje ich za przestęp ców, a organy ścigania są wobec nich bezsilne. Przed sąd trafiają tylko ci, którzy jednorazowo krad ną towar o wartości powyżej 250 złotych. Jeśli mniej - jest to jedynie wykroczenie i sprawa trafia do sądu grodzkiego, a tam na wyrok skazujący - o ile w ogó le taki zapadnie - czeka się co najmniej kilka mie sięcy. Dlatego hipermarkety rzadko dochodzą tam swoich praw.
Złodzieje nowych czasów łodzieje błyskawicznie podążają za nowymi czasami. Już nie pakują w sklepach kiełbasy za pazuchę, jak to dawniej bywało, ale znacz nie prostszą metodą, przeklejają naklejki z kodami kreskowymi. Ten rodzaj kradzieży zdarza się niemal we wszystkich branżach towarów. - Obserwowałem młodego mężczyznę, który przez dłuższą chwilę wybierał coś na stoisku z filma mi - opowiada detektyw sklepowy z warszawskiego. -
Z
- Do kasy podszedł ostatecznie z dwoma wybranymi. Okazało się jednak, że wcześniej, podczas niby prze bierania między kasetami, zręcznie podmienił kody kreskowe na okładkach owych kaset. Do gustu przy padły mu dwie filmowe pozycje. Chciał nabyć “Gla diatora” na płycie DVD oraz film na wideo “Harry Pot ter”. Oszust w trakcie zakupów doszedł do wniosku, że normalna cena sklepowa obu tych pozycji jest dla niego stanowczo zbyt wysoka, więc postanowił sam udzielić sobie rabatu. Chciał nas oszukać na ponad 50 złotych. Kwota co prawda niewielka, ale spora od powiedzialność za oszustwo, za które będzie odpo wiadał przed sądem grodzkim. Detektywi sklepowi to jedna z najnowszych spe cjalizacji w branży ochroniarskiej. Ich praca polega na tym, że biorą wózek i ruszają pomiędzy sklepowe regały. Trudno odróżnić ich od innych klientów. Wkła dają dla niepoznaki jakieś drobne artykuły, dokładnie przeglądają opakowania różnych wyrobów, ale tak naprawdę to kątem oka dokładnie obserwują innych kupujących. Ich zadaniem jest uniemożliwienie kra dzieży. Sprawny detektyw udaremnia co najmniej kil ka kradzieży dziennie. Nie narzekają na brak zajęć, w żadnym hipermarkecie nie ma jednego dnia, aby, nie złapano drobnego złodzieja. W walce z nimi coraz częściej wykorzystuje się nowoczesną technikę. Coraz więcej sklepów, nawet tych małych, instaluje kamery, które podglądają klientów. I nawet jeśli nikt nie ogląda akurat w tym
43
GÓWNIARZU, DLACZEGO DAŁEŚ SIĘ ZŁAPAĆ!? * momencie ekranu monitora, to obraz rejestrowany jest w pamięci komputera. - W poniedziałek przez kilkanaście minut bytam sama w sklepie, bo koleżanka wyszta na zaplecze zjeść śniadanie - opowiada sprzedawczyni z niewiel kiego sklepiku spożywczego na warszawskim Ursy nowie. - Jedna z klientek bardzo dtugo kręcita się między regatami, w końcu wyszta niczego nie kupu jąc. Nie mogłam doktadnie się je j przyjrzeć, bo obsłu giwałam innych klientów. W wolnej chwili obejrzałam zapis z czterech kamer. Wtedy okazało się, że ele gancko ubrana kobieta wtożyta do torby drogie cze kolady i duże opakowanie kawy rozpuszczalnej. Zło dziejka pojawiła się znowu dwa dni później. Tym ra zem bardzo doktadnie ją obserwowatam. W pewnym momencie wzięta do ręki ptasie mleczko i błyska wicznym ruchem schowała do torby. Zablokowałam drzwi wejściowe i wezwałam policję, która spisała ją. Kobieta będzie odpowiadać za obydwie kradzieże.
Ci “niedobrzy” ochroniarze rzed kilkoma miesiącami dolnośląska telewizja pokazata nakręcony amatorską kamerą film, na którym widać jak ochrona jednego z tamtej szych sklepów dokonała - niczym zawodowi bokse rzy - samosądu na kliencie, który zdjął z półki butel kę wina i na miejscu wypił połowę jej zawartości. Te lewidzowie byli zbulwersowani relacją, ale jeszcze większy szok wywołała wiadomość, że ochroniarze nie będą odpowiadać za brutalne pobicie, a jedyną formą kary było przeniesienie ich do sklepu w innym mieście. Nie da się ukryć, że ochroniarze sklepowi, podob nie jak kontrolerzy w środkach komunikacji miejskiej, nie cieszą się specjalnym szacunkiem. Tak wynika przynajmniej z opowieści wielu klientów. - Mam ich powyżej uszu, po tym jak na oczach klientów, wśród których byli nasi znajomi, posądzili o kradzież moją żonę - opowiada klient jednego z łódzkich centrów handlowych. - Nie było żadnego tłumaczenia. Kazali jej publicznie wysypać na ladę całą zawartość torby, a potem zaprowadzili do tzw. recepcji. Tam w obecności kręcących się w pomiesz czeniu pracowników znów ją zrewidowali i znów nic nie znaleźli. Żona płakała, była wystraszona, bo nie wiedziała, co jeszcze przyjdzie do głowy brutalom w mundurach z napisem “security”. Zle się poczuta, ale nie pozwolono zadzwonić jej po syna. Zamiast
P
Apeis azsqój6 oj ez 9|e ‘azsfaiuiu UMejsoz оба* -e|p j Ajnq a u s e jM afo/ws qoe6ou eu jejiu ‘пюеш - b jm od uiop ofefezozsndo 'Apeis azsjAjd jjMeisoz Ainq azs>|Ó!M ipedojs eu ofefeiu ja|diue}s ‘nuu -op n^umapi м ofepi -BMHzoiueiu fazoej ejAq efoe -njAs eujojMpo łsejiuoteu ‘e ja p o j Ajnq oAzojez j6oui uai zAp6 ‘B J 8 |d u ie łs jeMoizsaje иощшен „ipAuezjfapod цзома,, "id t?9 '.lis az fau|eujiuAj)ł »|pe6ez amezfejMzoy
44
przeprosin, szef ochroniarzy oznajmił, że przeszuka nia i stres, jaki przeżyła małżonka... były dla je j do bra. Uznał, że moją żonę nie spotkało nic złego i na wet je j nie przeprosił, a on przecież zszargał je j do bre imię. Jak mamy teraz przekonać znajomych, któ rzy widzieli cały ten incydent, że moja żona nie jest złodziejem. Zresztą to nie jedyny zaobserwowany przeze mnie taki incydent. Ochroniarze rzucają się na klientów jak sępy, więc coraz więcej ludzi rezy gnuje z zakupów, bo w atmosferze nieustannej ła panki nie da się przecież wytrzymać. Rabuś i tak ma ich w nosie i będzie nadal kradł, natomiast poszkodo wani są Bogu ducha winni klienci. - Tuż przed Świętami Wielkanocy poszliśmy z bra tem na zakupy z talonem, jaki mama dostała w pracy. Przy kasie podeszło do nas dwóch mężczyzn i kazali nam iść na zaplecze. Tam zaczęli nas obszukiwać. Kiedy nic nie znaleźli, wyprosili brata za drzwi i zaczę li mnie bić. Dostatem w twarz, rzucili mną o ścianę, a potem skopali. Zakrwawiony pojechałem na najbliż szy komisariat policji. Policjant powiedział, że to nie pierwszy taki przypadek, ale żebym dat sobie spokój, gdyż prokurator nie podejmie śledztwa, jeśli nie było obdukcji i orzeczenia przez lekarza o niezdolności do pracy na okres nie krótszy niż trzy dni... - Kazano mi się rozebrać do spodni, bo ochronia rze podejrzewali, że ukradłem komplet trzech cienkopisów. Byli bardzo agresywni i zachowywali się aro gancko. Oczywiście nic nie znaleźli, ale nie usłysza łem żadnych przeprosin. Brutalni ochroniarze to jednak tylko jedna strona medalu. Złodzieje też często bywają agresywni, po trafią napluć kontrolującemu w twarz, kopnąć, ude rzyć. Niejeden ochroniarz stracił przez takich “klien tów” ząb, miał złamaną rękę albo nogę. - W takich sytuacjach nie ma innej rady, jak solidny wycisk - przyznają prywatnie i oczywiście nieoficjalnie.
Personel też nie bez winy prócz kłopotów z nieuczciwymi klientami spo ro problemów bywa również z pracownikami. Oni też “do świętych nie należą”. W średniej wielkości hipermarkecie pracuje około tysiąca osób - od sprzedawców, kasjerów i ekip sprzątających po cząwszy, a na magazynierach i ochronie placówki skończywszy. Wszyscy oni mają kontakt ze sprzeda wanymi tutaj towarami. Przy tak dużej grupie ludzi i pracy zmianowej kradzieże są wręcz “wkalkulowa ne” w działalność handlową. Rzecz w tym, by zjawi sko to ograniczyć do minimum. - Choć najwięcej tracimy przez nieuczciwych klientów, jeden “domowy” złodziej na zapleczu powo duje większe straty niż stu złodziei z zewnątrz - twier dzi szef ochrony jednego z warszawskich hipermar ketów. Kradzieże pracownicze wychodzą na światło dzienne jedynie wtedy, gdy do zakrojonych na sze roką skalę wzywana jest policja. Ale nawet ona nie jest w stanie podać rozmiaru tego zjawiska. Han dlowcy wolą nie mówić o tych sprawach i raczej za łatwiają je we własnym zakresie. W wypadkach
O
GÓWNIARZU, DLACZEGO DAŁEŚ SIĘ ZŁAPAĆ!?
tykuły spożywcze sprzedawaliśmy za pół ceny za drobnych wykroczeń bardziej im się opłaca pozbyć przyjaźnionemu sklepikarzowi. nieuczciwego pracownika niż wytaczać mu sprawę Złodzieje coraz częściej uciekają się jednak do w sądzie, która nie wiadomo, kiedy się skończy i z ja bardziej “wyszukanych” numerów. Swego czasu kim wyrokiem. głośna była afera z nieuczciwymi kasjerkami w hi Najsłabszym ogniwem tego systemu są kasy permarkecie na Pradze-Północ w Warszawie. Do i rampy, gdzie rozładowuje się towar. Szacuje się, że skonale obeznane z systemem księgowania uży ponad 95 procent kradzieży jest dokonywanych wały numerów kart płatniczych klientów, którzy wspólnie z pośrednikami odpowiedzialnymi za do płacili nimi przy kasie, by potem na ich rachunek stawę towaru. Tutaj nie ginie jedna butelka alkoholu dokonywać własnych zakupów. Ręcznie wprowa albo karton papierosów, lecz od razu cała paleta, dzały numery kart, a potem bezprawnie potwier która jest ładowana na inny samochód. dzały całą transakcję jako poprawkę w płatności. W hipermarketach większość kradzieży wewnętrz Było to możliwe jedynie wtedy, kiedy klient doko nych to jednak sprawy mniejszego kalibru. Można do nywał zwrotu z części zakupionego towaru, które nich zaliczyć na przykład wynoszenie pełnowartościo go wartość została już jednak wprowadzona do wych produktów w opakowaniach na... śmiecie. Taki kasy fiskalnej. Jak twierdzi policja, wiele ofiar tego proceder przez kilka miesięcy kwitł w jednym z war oszustwa nigdy się nie zorientowała, że zostały szawskich sklepów. Pracownicy zatrudnieni na nocnej okradzione, bowiem pojedyncze wyłudzenia wy zmianie wkładali towary do pojemników na śmiecie. nosiły maksymalnie kilkadziesiąt złotych. Ponie Rano kosze były wywożone ze sklepu bez kontroli waż nie wszyscy posiadacze kart kredytowych i wówczas wybierano z nich towar. mają w zwyczaju dokładne sprawdzanie banko Nagminnym, choć wstydliwie omijanym tematem, wych wyciągów, nie wiadomo, jak długo trwałby są kasjerki, które - obsługując swoich znajomych - li ten proceder, gdyby nie czujność służ kontrolnych czą tylko za niektóre produkty wypełniające wózek. Wesztam w uktad z dwoma znajomymi z po samego hipermarketu. Na trochę podobnej zasa dzie działali również kasjerzy w innym warszaw dwórka - opowiada była już kasjerka warszawskiego skim hipermarkecie dokonujący fikcyjnych zwro hipermarketów - którzy kilka razy w miesiącu przy tów towarów przy kasie. Przez niespełna pół roku chodzili na zakupy i zawsze płacili w mojej kasie. Li działalności udało im się oszukać pracodawcę na czyłam tylko drobniejsze pozycje, droższe rozbraja ponad sto tysięcy złotych. łam z zabezpieczeń i przekładałam poza linię kas. W wózku mieli towaru za około 400 złotych, płacili 100 -150. Zyskiem dzieliliśmy się u nich w domu, ar Joanna Klimaszewska
45
Antoni BORKOWSKI
23 sierpnia 1993 roku, o godzinie piątej po południu, w biurze szeryfa okręgowego w Saint Petersburgu na Florydzie odezwał się telefon. Mężczyzna, przedstawił się nazwiskiem Gregory Browning, dodał, że mieszka w Arizonie i spędza tutaj urlop, po czym głosem zdradzającym zdenerwowanie poinformował oficera dyżurnego, że właśnie przed chwilą przyholował do brzegu ludzkie zwłoki. Sądzi, że jest to prawdopodobnie ciało kobiety,
ale nie jest tego pewien, ponieważ długie włosy noszą też młodzi mężczyźni, a kobiety ubierają się często w spodnie i męskie koszule, zwłaszcza na wakacjach. Poproszony, aby wskazał dokładne miejsce i zaczekał na przybycie policji, mężczyzna odparł, że znajduje się na przystani jachtowej w zatoce Tampa, kilka mil od miasta w kierunku południowym. Oczywiście zaczeka i ze szczegółami opowie o tym, jak natknął się na zwłoki.
OSTATNI ZACHÓD SŁOŃCA że ta kobieta została zamordowana, dlatego p o iecałe pół godziny później we stanowiłem przyholować ją do brzegu i powiado wskazanym przez Browninga m ić policję. miejscu pojawiła się ekipa poli Po przewiezieniu zwłok do kostnicy i ich do cyjna, którą dowodził zastępca kładnym obejrzeniu, doktor Kendrick zauważył, szeryfa okręgowego, Paul Broże kobieta ma rozerwane końce uszu. Wytłuma nousky. Zwłoki unosiły się na czenie mogło wodzie, z czego lekarz policyjny, doktor John Ken- być tylko jedno: ktoś (zapewne za bójca) zerwał jej kolczyki, zaś musiały być one na drick, wywnioskował, że musiały być zatopione co tyle cenne, że potraktował je jako należny sobie najmniej trzy do pięciu dni temu; tyle bowiem po łup. Kendrick nie potrafił natomiast stwierdzić, czy trzeba czasu, aby w wyniku procesu gnilnego kobieta została przed śmiercią zgwałcona i czy zgromadziła się wewnątrz ciała dostateczna ilość żyta jeszcze, kiedy wrzucono ją wody. To była gazu i ciało mogło wypłynąć na powierzchnię. sprawa sekcji, on zaś nie był anatomopatologiem Była to rzeczywiście, jak przypuszczał Brow i nie chciał w tej sprawie zajmować stanowiska. ning, kobieta. Chociaż przeleżała tyle dni w wo Przy zmarłej kobiecie nie znaleziono żadnych dzie, jej usta nadal były zaklejone samoprzylepną dokumentów, pieniędzy, kart kredytowych czy taśmą. Miała skrępowane z tyłu ręce przy pomo kluczy. Toteż pierwszym i najtrudniejszym na tym cy żółtej liny uplecionej z plastikowych włókien, etapie śledztwa zadaniem policji było ustalenie zaś do lewej nogi - taką samą liną - przywiązany jej tożsamości. Dopiero gdy to nastąpi, będzie byt betonowy blok z prostokątnymi otworami, jaki można zrekonstruować ostatnie godziny jej życia można kupić w każdym składzie z materiałami i odszukać ludzi, którzy widzieli ją krótko przed budowlanymi. Mimo opuchnięcia i zniekształcenia twarzy, doktor Kendrick był pewien, że w chwili śmiercią. Ale zanim to nastąpiło, dzień później na wo śmierci kobieta nie miała więcej niż czterdzieści dach zatoki Tampa znaleziono kolejne zwłoki lat. Miała na sobie niebieskie dżinsy marki “Wrandwóch kobiet, utopionych w identyczny sposób. gler”, markowe adidasy i męską koszulę w niebie ską kratkę, typowy ubiór kogoś, kto spędzając na Te ofiary byty wyraźnie młodsze od pierwszej, ale Florydzie wakacje wychodzi wieczorem z hotelu niczego więcej nie dato się o nich powiedzieć. lub pensjonatu. Nie miała biżuterii i tylko jaśniej Przy ciałach nie znaleziono dokumentów ani żad nych innych przedmiotów, które pomogłyby w ich szy pasek wokół przegubu lewej ręki świadczył, że nosiła zegarek. identyfikacji. Ubrane były podobnie jak pierwsza Browning przedstawił policjantom swoją narze ofiara: w niebieskie dżinsy, adidasy i męskie ko czoną Samanthę Rothroock i opowiedział pokrót szule w delikatną kratkę. Do każdego z obu ciał ce o okolicznościach, w jakich natknął się na także przywiązano plastikową liną duży, betono zwłoki. Zaczął od tego, że dokładnie o dziewiątej wy blok budowlany. We wszystkich trzech przy przed południem odebrał z wypożyczalni jacht padkach węzły były identyczne, a to dowodziło, i po sprawdzeniu żagli, silnika i kamizelek ratun że wykonała je ta sama ręka. kowych, wypłynęli na wody zatoki. Skierowali się w stronę otwartego morza, czyli Zatoki Meksykań Kim są ofiary? skiej, ale po przepłynięciu kilku mil zawrócili, albo o sprawdzeniu, że w ciągu ostatnich dwóch wiem stwierdził, że z powodu wysokiej fali i silne tygodni nikt w stanie Floryda nie zgłaszał go wiatru z trudem panuje nad łodzią. To “coś policji o zaginięciu kobiet, kierujący śledz unoszącego się na wodzie” dostrzegła przez lor twem zastępca szeryfa Paul Bronousky postano netkę Samantha, która obserwowała jedną z wy wił zwrócić się o pomoc do lokalnych mediów. sepek, szukając dogodnego miejsca na postój Miejscowe gazety i stacje telewizyjne opublikowa i przygotowanie obiadu. Kiedy podpłynęli na odle ły wizerunki kobiet, podano także dokładny opis głość kilkunastu jardów, nie mieli wątpliwości. To ich garderoby. Bronousky zrobił również coś, co było ludzkie ciało. w dotychczasowej pracy policji było zupełnie no Browning powiedział dalej, że przez kilka mi we i wyjątkowe. Podobizny kobiet umieszczono nut zastanawiali się co robić. Widać było od razu, na wielkich billboardach w najruchliwszych miej że kobieta nie żyje, nie było zatem sensu wciągać scach Saint Petersburga. ciała na pokład jachtu, by próbować reanimacji. Dwa dni później do biura szeryfa zatelefono Z drugiej jednak strony pozostawienie ciała w tym wała Amanda Tockenfield i przedstawiając się ja miejscu rodziło obawy, że zwłoki zostaną wynie ko sprzątaczka w jednym z dużych hoteli, powie sione przez prąd na otwarte morze i pożarte działa, że zaginionymi kobietami mogą być matka przez rekiny, a wtedy nikt nie dowie się, kim była i jej dwie córki, które od kilku dni nie pojawiają się zmarła i w jaki sposób straciła życie. Ostateczną decyzję podjąłem - zeznawał w wynajętym pokoju. “ Po pościeli w łóżkach wi dać - mówiła - że nie nocują w hotelu, więc może dalej Browning - kiedy zauważyłem, że ma przy policja powinna to sprawdzić”. wiązaną do nogi linę. Powziąłem podejrzenie, że Policjanci niezwłocznie przyjechali do hotelu, do drugiego końca tej liny przymocowano jakiś gdzie okazało się, że we wskazanym pokoju za ciężar i nie myliłem się. Miałem więc pewność,
N
P
47
OSTATNI ZACHÓD SŁOŃCA meldowała się dziewięć dni wcześniej czterdzie stodwuletnia Elizabeth Colvert z dwiema córkami: czternastoletnią Marthą i szesnastoletnią Nelly. Z książki meldunkowej wynikało, że przyjechały z miasta Bismarck w stanie Dakota Północna. Pa ni Colvert zapowiedziała, że będą mieszkać w ho telu co najmniej dziesięć dni, ale jeżeli spodoba im się w Saint Petersburgu, przedłużą pobyt na dalszy tydzień. Policjanci skontaktowali się natychmiast z biu rem szeryfa w Bismarck i już następnego dnia John Colvert pojawił się na miejscu. Kiedy zoba czył pozostawioną w hotelu garderobę, nie miał wątpliwości; rzeczy należały do jego żony i dwóch córek. Identyfikacja zwłok była już tylko formalno ścią, ale Colvert musiał się na to zdobyć. Było to przeżycie ponad jego siły. Kiedy zobaczył trzy martwe ciała, osunął się zemdlony na ziemię, po czym został przewieziony do szpitala, gdzie przez cztery dni dochodził do siebie. Tymczasem policjanci przesłuchiwali pracow ników hotelu, próbując uzyskać jakieś informacje, które byłyby przydatne w śledztwie. Jednak ani recepcjonistki, ani pokojowe i sprzątaczki nie po trafiły powiedzieć niczego istotnego. Matka i jej córki niczym nie odróżniały się od pozostałych gości hotelu, typowych przybyszy z północnych i zachodnich stanów, którzy przyjeżdżali tu latem na urlop, aby zobaczyć gorącą Florydę i wygrzać się w słońcu. Kobiety wychodziły z hotelu zaraz po śniadaniu, obiad najczęściej jadły gdzieś w mieście czy na plaży, wracały po południu, przebierały się i przed zapadnięciem wieczoru znowu wychodziły. Saint Petersburg tętni latem życiem. Miasto nastawione jest na obsługiwanie dużej liczby turystów, toteż nie brakuje tu atrakcji, które przyciągają zarówno dojrzałe kobiety jak i nastolatki. Sekcja zwłok wykazała, że wszystkie trzy ko biety zostały przed śmiercią zgwałcone, było tak że pewne, iż żyły jeszcze, kiedy wrzucono je do wody. Nie można było jednak stwierdzić, czy zo stały zgwałcone przez jednego mężczyznę czy przez kilku, albowiem ciała zbyt długo przebywa ły w wodzie, która wypłukała wszystkie ślady. Za stępca szeryfa, Paul Bronousky, rozważał możli wość, że kobiety padły ofiarą przebiegłego zbo czeńca, ale inne okoliczności zbrodni mogły prze mawiać za tym, że powodem zabójstwa był zwy kły rabunek. Wszystkim trzem ofiarom wyrwano z uszu kol czyki, które John Colvert szczegółowo opisał i na rysował. Była to dosyć droga biżuteria, gdyż Colvert, jako pośrednik w handlu nieruchomościami, dobrze zarabiał. Każda para kolczyków koszto wała ponad tysiąc dolarów, wykonana była ze zło ta, zaś małe brylanciki miały oprawę z platyny. Ponad dwa tysiące dolarów kosztował złoty zega rek ze złotą bransoletą pani Colvert, który także zniknął. W pokoju hotelowym nie znaleziono rów nież trzech kart kredytowych. Oczywiście złodziej
48
nie mógłby przy ich pomocy nabyć samochodu czy jachtu, ale jeżeli miał wspólnika-kobietę mógł przez kilka dni dokonywać drobnych zakupów i wybierać pieniądze z bankomatów. Zabójca - rabuś nie mógł się w ten sposób ob łowić na więcej jak dziesięć tysięcy dolarów, ale Bronousky doskonale wiedział, że w Ameryce mordowano już dla o wiele mniejszych pieniędzy. Policja nie miała jednak żadnego punktu zacze pienia. Nikt nie widział trzech kobiet w towarzy stwie mężczyzny czy mężczyzn, chociaż przesłu chano ponad tysiąc osób, pracujących i kręcą cych się codziennie po tamtejszych plażach, re stauracjach i przystaniach jachtowych. Ostatecznie, z powodu braku jakichkolwiek wyników śledztwa, prokurator okręgowy zadecy dował o zawieszeniu dochodzenia. Zbrodnia była jednak tak przerażająca w swoim okrucieństwie, że Bronousky nie zaprzestał poszukiwania mor dercy. Najpierw z terenu okręgu, a później z całe go stanu Floryda zaczął ściągać informacje o za ginionych kobietach, niewyjaśnionych zabój stwach i gwałtach. Siedział później nad aktami całymi wieczorami, próbując znaleźć w nich coś, co by je ze sobą łączyło.
Przełom rzełom w śledztwie nastąpił dopiero rok póź niej, dokładnie 22 sierpnia 1994 roku. Tego dnia, o godzinie szóstej rano, do komisaria tu policji w Cleanwater (oddalonego około trzy dzieści mil na północ od Saint Petersburga) zate lefonowała młoda kobieta i roztrzęsionym głosem powiedziała, że została w nocy zgwałcona, wysa dzono ją z motorówki na brzeg, ale ona nie wie, gdzie się znajduje. Telefonuje z automatu przy drodze, podała numer aparatu i poprosiła, aby po licja ustaliła, gdzie to jest i przyjechała ją zabrać. Po przywiezieniu do komisariatu dwudziesto letnia Barbara Fisher zeznała, że przyjechała trzy dni temu wraz z przyjaciółką, także dwudziestolet nią Harriet McGregor, do Saint Petersburga na dwutygodniowy wypoczynek. Wczoraj po połu dniu, kiedy wychodziły ze sklepu z pamiątkami, zaczepił je bardzo grzecznie okoto czterdziesto letni mężczyzna i dowiedziawszy się, że są turyst kami, zaproponował, że pokaże im główne atrak cje miasta, dzięki czemu “zaoszczędzą sporo czasu”. Podziękowałyśmy uprzejmie - zeznawała Barbara Fisher - ale on był bardzo grzeczny, nie m iał nam tego za złe, więc i m y nie chciałyśmy być niegrzeczne i trochę z nim porozmawiałyśmy. Na koniec powiedział nam, że dobrze robimy, nie zawierając znajomości na ulicy, ponieważ “można trafić na różnych ludzi, dlatego lepiej uważać”. Barbara Fisher powiedziała następnie, że pod wieczór posprzeczała się trochę z przyjaciółką, ale w końcu rozstały się pogodzone. Harriet upie rała się, aby pójść na dyskotekę przy plaży, ona
P
OSTATNI ZACHÓD SŁOŃCA zaś nie miała ochoty na tańce. Dyskoteki ma u siebie na co dzień w Pocatello (obie mieszkają w stanie Idaho) i przyjechały na Florydę, żeby zo baczyć kawałek innego świata. - Wolałam pospacerować nad morzem, a przede wszystkim chciałam pójść na przystań i obejrzeć jachty, gdyż nigdy dotąd nie widziałam tylu na raz łodzi żaglowych. - 1poszła pani na przystań? - zapytał detektyw. - Tak - odpowiedziała Fisher. - Spacerowałam nabrzeżem i oglądałam jachty. Wtedy spostrze głam tego samego mężczyznę, którego spotkały śmy wcześniej przed sklepem. On także mnie za uważył i pom achał ręką. Podszedł do mnie i za częliśmy rozmawiać. Powiedziałam mu, że nigdy nie pływałam jachtem czy statkiem po morzu, na co on odpowiedział, że je st to bardzo przyjemne przeżycie. On często wypływa w morze, ma dużą łódź motorową, lubi zwłaszcza wypływać przed zmierzchem, ponieważ zachód słońca, a przede wszystkim widok czerwonej kuli chowającej się daleko za morzem, robi niezapomniane wrażenie. Właśnie ma zam iar wybrać się na przejażdżkę, je go łódź zacumowana je st kilka kroków stąd i jeże li mam ochotę, mogę mu towarzyszyć. Zapytałam kiedy wrócimy, na co on odpowiedział, że najpóź niej za godzinę. Był przez cały czas bardzo uprzejmy, grzeczny, nie nalegał ani w żaden inny sposób nie wywierał na mnie presji, nie sądziłam więc, że może mieć złe zamiary. No i weszłam do jego łodzi i nigdy nie zapomnę tego, co później ze mną wyrabiał. Barbara Fisher powiedziała następnie, że kie dy byli już tak daleko od brzegu, że nikt nie usły szałby jej wołania, mężczyzna powiedział, że chce ze nią mieć stosunek, a właściwie kilka sto sunków w ciągu całej nocy. Nie używał przemocy, ale zagroził, że jeżeli się nie zgodzi, wyrzuci ją do morza, a brzeg jest tak daleko, iż na pewno nie da rady dopłynąć. Powiedział tak: “lepiej będzie jak oddasz mi się parę razy i zrobisz mi przyjemność niż miałabyś w głupi sposób stracić życie”. - Więc robiłam wszystko, czego ode mnie żą dał. A kiedy ju ż m iał dosyć, popłynął dalej w głąb zatoki i wysadził mnie na brzeg.
Następnie dziewczyna opisała łódź i podała dokładny rysopis gwałciciela. Policjanci z Cleanwater przewieźli ją zaraz potem do Saint Peters burga, gdzie złożyła ponowne zeznanie przed Paulem Bronouskym. Na podstawie podanego
49
OSTATNI ZACHÓD SŁOŃCA przez nią i przez Harriet McGregor opisu sporzą dzono portret pamięciowy przestępcy, który na stępnego dnia opublikowały miejscowe gazety i stacje telewizyjne. Jednocześnie Bronousky skierował kilkudziesięciu policjantów na wszystkie przystanie w mieście i okolicach w poszukiwaniu łodzi. Według Barbary Fisher była to bardzo duża motorówka z kabiną o długości od dziesięciu do piętnastu jardów. Górna potowa burty pomalowa na była na niebiesko, a dolna - na biało. Nie pa mięta dobrze, jaki kolor ma kabina, ale wydaje się jej, że także niebieski. Nie zauważyła, by łódź miała jakieś imię czy inny napis, jak na przykład cyfry lub litery. Mimo usilnych poszukiwań, policjantom nie udało się znaleźć łodzi, odpowiadającej opisowi podanemu przez Barbarę Fisher. Nie było także żadnego odzewu na opublikowany portret pamię ciowy gwałciciela. Nie pojawiła się żadna wska zówka czy hipoteza, która popchnęłaby śledztwo chociaż o milimetr. I wtedy Bronousky, któremu intuicja bez przerwy podpowiadała, że tajemni czym gwałcicielem i zabójcą.trzech kobiet jest ten sam mężczyzna, postanowił jeszcze raz przejrzeć uważnie wszystkie protokoły, notatki i dowody, jakie zgromadziła policja rok temu w sprawie zabójstwa Elizabeth Colvert i jej dwóch córek. W aktach sprawy znajdował się między inny mi folder reklamowy jednego z dużych centrów handlowych Saint Petersburga, na którym skre ślono odręcznym pismem kilka słów i żaden z policjantów nie zwrócił na nie wcześniej uwagi. Te słowa brzmiały: 72 av., za Техасо 2 w lewo i do końca. Folder ten znaleziono w pokoju hote lowym wynajm owanym przez panie Colvert i Bronousky przypomniał sobie, że rutynowo szukano na nim odcisków palców, ale niczego nie wykryto. On sam uznał wówczas, że notatka sporządzona została ręką Elizabeth Colvert i dlatego nie przypuszczał, że ma ona jakiekol wiek znaczenie. Ale teraz uznał, że należy to jeszcze raz sprawdzić. Zatelefonował do Johna Colverta i poprosił,' aby przysłał mu próbki odręcznego pisma żony i każdej z córek. Jednocześnie, po sfotografowa niu, wysłał folder do laboratorium FBI z prośbą, aby zrobili tam wszystko co tylko można, by od kryć na nim odciski linii papilarnych. Bronousky wiedział, że bywają ślady, których nie ujawnia |Aze e je j ‘epos ‘ip n j ‘>łjzp ‘dn>|o ‘ł!>|soui 'leujnz ‘>|ooj ‘łaiyo d 'uejojd ‘o zim b ‘Bfo>|npqo ‘łUBJoqe| ‘Bfoi|od ‘B>|MBjdAM ‘ubj>|0 ‘s ś >| ‘sbjib ‘цоо ‘J0|0>i ‘pzojp ‘|9j6uAo ‘S|uopv 'ZJB!SB>| :O M O N O Id
■joiod ‘}Аоцер ‘oeiMoepi ‘oun ‘>цио>| ‘>jBZBJłs ‘jepuBłzs ‘ourns ‘виюм ‘jo}>)8j ‘Bzojd ‘op! >ł|zpnq ‘|idnd ‘BłouiodsM ‘bjjsb| bl| ‘J9|>) ‘Bzop ‘|9joizB>|o ‘>i!ufo;sop ‘BouiBpi :oWOIZOd
uieje.i6e.jed z |>|mozAzj>| зшег&мгоц
50
proszek daktyloskopijny (np. biel ołowiana czy powszechnie stosowany argentorat), ale że w do brze wyposażonym laboratorium potrafią odkryć odcisk postawiony na przedmiocie, który kilkana ście dni przeleżał w wodzie. Wówczas, rok temu, zaniedbał tę sprawę, ale nie jest jeszcze za póź no, aby ją wyprostować.
Na tropie mordercy aulowi Bronousky’emu wystarczył jeden rzut oka na przysłane próbki pisma by stwierdzić, że notatki na folderze nie spo rządziła ani pani Colvert, ani Martha czy Nelly. Być może zapisek został sporządzony ręką mor dercy, byłby to więc istotny dowód, gdyby go schwytano. I tym razem biuro szeryfa skorzystało z pomocy miejscowej prasy, która opublikowała próbkę pi sma domniemanego zabójcy, zwracając się przy tym do czytelników z zapewnieniem, że policja gwarantuje anonimowość każdemu, kto rozpozna charakter pisma. Równocześnie powiększono i umieszczono próbkę pisma także na billboardach. Bronousky chciał bowiem dotrzeć w ten sposób do osób, które nie kupują i nie czytają gazet, a mogą posiadać istotne dla policji informacje. Biuro szeryfa nie czekało długo na odzew. Wśród kilkudziesięciu telefonów i faksów byt je den, który policjanci uznali od razu za “pewnia ka”, ponieważ podobieństwo obu rodzajów pi sma było uderzające. To była kopia umowy spi sanej ręcznie, zawartej pomiędzy Cynthią White a niejakim Thomasem Pearsonsem a dotycząca remontu domu i uporządkowania ogrodu. Poli cjanci niezwłocznie pojechali do pani White, któ ra potwierdziła, że wystała faks do biura szeryfa. Kiedy jeden z detektywów pokazał jej portret pamięciowy domniemanego gwałciciela, Cynthia White zmieszała się i powiedziała szczerze: Miatam niemal pewność, że to on, kiedy zobaczy łam ten rysunek w gazecie, ale w końcu nie za dzwoniłam na policję, gdyż nie mieściło m i się w głowie, że ten uprzejmy i bardzo grzeczny Tom mógłby kogoś skrzywdzić. Uznałam, że to może być ktoś inny, podobny do niego. Kiedy jednak zo baczyłam na billboardzie jego pismo, pozbyłam się wszelkich oporów. To na pewno on, teraz ju ż nie mam żadnych wątpliwości.
P
★ ★ ★ eszcze tego samego dnia czterdziestosześcioletni Thomas Pearsons został zatrzyma ny przez policję i przewieziony do aresztu. Nie został od razu poddany przesłuchaniu. Bro nousky chciał zgromadzić uprzednio jak najwięcej dowodów jego winy, toteż dom Pearsonsa i wszystkie pomieszczenia gospodarcze zostały drobiazgowo przeszukane. To, co policjanci zna leźli, przeszło ich najśmielsze oczekiwania.
J
OSTATNI ZACHÓD SŁOŃCA
Najpierw w dobudowanym do domu garażu, który specjalnie w tym celu wydłużono, znale ziono niebiesko-białą łódź motorową, betonowe bloki budowlane i zwój żółtej, plastikowej liny, takiej samej jak ta (co potwierdziło później ba danie), którą zabójca skrępował panią Colvert i jej córki. Ponadto, w licznych i przemyślnie ukrytych skrytkach, policjanci znaleźli wiele róż nej biżuterii, złoty zegarek ze złotą bransoletą należący do Elizabeth Colvert (zidentyfikował go mąż ofiary) oraz wiele kart kredytowych na różne nazwiska, które łączyło jedno: byty to w y łącznie nazwiska kobiet. W toku żmudnego śledztwa, które trwało jeszcze ponad półtora ro ku, Bronousky’emu udało się dopasować znale zioną biżuterię oraz trzy karty kredytowe do pię ciu kobiet, które w tajem niczych okoliczno ściach zaginęły na Florydzie w ciągu ostatnich czterech lat. Thomas Pearsons nie przyznawał się do zgwałcenia Barbary Fisher, chociaż zarówno ona jak i jej przyjaciółka, Harriet McGregor, roz poznały go bez cienia wątpliwości, zaś Fisher stwierdziła stanowczo, że była to ta sama łódź, na której Pearsons wielokrotnie ją zgwałcił. On sam wypierał się wszystkiego. Tw ierdził z upo rem, że biżuterię i karty kredytowe po prostu znalazł i zabrał do domu. Ukrył zaś to wszystko jedynie dlatego, że nie zam ierzał korzystać z kart, jeżeli natomiast chodzi o biżuterię, to “krępow ał się proponować kom ukolw iek jej kupno” .
Przepytywany o panią Colvert i jej córki (poka zano mu ich fotografie) Pearsons powtarzał upar cie, że nigdy tych kobiet nie widział. Nie potrafił jednak wyjaśnić, skąd wzięła się sporządzona przez niego notatka w ich pokoju hotelowym. Trzech sądowych grafologów nie miało wątpliwo ści, że była sporządzona jego ręką a zresztą od cisk jego palca serdecznego, który odkryto w labo ratorium FBI, był dowodem nie do podważenia. W czerwcu 1996 roku Thomas Pearsons sta nął przed sądem w Saint Petersburgu, oskarżony przez prokuratora o siedem zbrodni: cztery gwał ty i trzy zabójstwa z premedytacją. Prokurator Thaddeus Thornton stwierdził m.in., że z zabija nia i okradania kobiet Pearsons uczynił sobie sposób na życie i dlatego domagał się najwyższe go wymiaru kary. Proces trwał dwa miesiące i ła wa przysięgłych nie miała wątpliwości co do winy oskarżonego. Po sześciu godzinach sędziowie przysięgli uzgodnili jednomyślny werdykt: winny wszystkich zarzucanych mu czynów. Czterdziestosześcioletni Thomas Pearsons został skazany trzy razy na karę śmierci za każde z zabójstw i cztery razy na trzydzieści lat więzienia za każdy gwatt. W tej chwili przeby wa w więzieniu stanowym, gdzie czeka na wy konanie wyroku.
Antoni Borkowski Wszystkie imiona i nazwiska ofiar oraz niektórych świadków zostafy zmienione.
51
KROKODYLA KUP Ml LUBY!
zuiicftzęcn KONTRIieflNDA dokończenie ze str. 25
Pomysłowość przemytników nie zna granic. Ptaki, gady, płazy - nawet po kilkadziesiąt sztuk próbowano szmuglować w zapasowych kołach do samochodów. Znajduje się tam często do 400 małych żółwi albo po kilkadziesiąt sztuk ptaków w bagażach. Krokodyle, węże, jaszczurki najczę ściej “podróżują” w zwykłych torbach. Małpy i in ne większe zwierzęta po prostu usypia się na czas podróży. Celnicy na warszawskim lotnisku Okęcie średnio raz na 7 - 10 dni w bagażach tu rystów odnajdują jaszczurki i papugi. Podobne wpadki, wprawdzie o wiele rzadziej, zdarzają się również na innych krajowych lotniskach! Kakadu molucka - niezwykle rzadki gatunek papugi - zarekw irow ali celnicy na lotnisku w podkrakowskich Balicach. Ptak przyleciał z Los Angeles przez Chicago w podręcznym ba gażu 51-letniego Polaka, posiadacza również paszportu amerykańskiego. Podczas odprawy pasażerów, szczególną uwagę celników przykuł starannie ow inięty m ateriałem pakunek, umieszczony pomiędzy innymi bagażami. W ła ściciela niezwłocznie poproszono o okazanie je go zawartości. Wtedy okazało się, że w środku znajduje się niezwykle cenny okaz papugi. Nie udało się ustalić, gdzie pasażer lecący aż z Ka lifornii kupił ptaka. Możemy się jedynie dom y ślać, po co go przywiózł - czarnorynkowa cena papugi kakadu wynosi co najmniej 15-20 tysię cy złotych. Zamiast do nielegalnej kolekcji ptak trafił do krakowskiego ogrodu zoologicznego. Handlarze nie cofają się przed niczym. Na jed nym z zachodnich przejść granicznych u jednego z turystów w pudełku po koniaku przewożono 3 pa pugi kakadu palmowe. Czarnorynkowa wartość jednego ptaka wynosi blisko 10 tysięcy dolarów. Papugi zostały przewiezione do ogrodu zoologicz nego. Tam powinny im być wszczepione chipy identyfikacyjne. Musiano się z tym wstrzymać, bo ptaki przemycane w niezwykle małym opakowaniu, byty w bardzo złej kondycji. Po dwóch dniach... zo stały skradzione. Udało się je odnaleźć trzy tygo dnie później, ale osobie, która je wówczas po siadała, nie sposób było udowodnić, że są to te same ptaki, które wcześniej zatrzymano na przejściu granicznym. Niekiedy zdarzają się wręcz makabryczne znaleziska. Na przejściu granicznym w Kroto szynie celnicy w TIR-ze jadącym tranzytem z Rosji do Austrii znaleźli w skrzyniach wypcha ne egzotyczne zwierzęta. Były wśród nich dwa hipopotamy, dwa lamparty, lew, 6-metrowy kro kodyl nilowy, sewal i antylopa szabloroga. W cię żarówce był nietypowy stolik - szklany blat pod
52
pierały nogi hipopotama, wiaderka do lodu z nóg tego zwierzęcia i popielniczki z kopyt zebry.
Gigantyczny biznes wiatowy handel zwierzętami przybiera gi gantyczne rozmiary. Szacunki mówią, że w 2000 roku w obrocie było 500-600 milio nów ryb tropikalnych, 2-5 milionów żywych pta ków, do 10 milionów skór gadów i ok. 30 tysięcy małp. Handluje się praktycznie wszystkim. Znaj dują się nabywcy na wypchane rzadkie okazy ptaków, mięso i skórę strusi, pióra i przedmioty z piór, skóry i futra ssaków, kość słoniową, skóry krokodyli, waranów, węży, skorupy żółwi, mięso na zupę żółwiową, żabie udka, a nawet motyle. Mimo, że wiele zwierząt ginie, a większość jest skrajnie wyczerpana, proceder ten nie prze staje być opłacalny. Światowe obroty czarnego rynku w tej dziedzinie szacowane są na ok. 5 mi liardów dolarów rocznie. Przed nim plasuje się je dynie handel narkotykami, a handel bronią jest na trzeciej pozycji. Wciąż nieduże kary za tego ro dzaju wykroczenia tylko rozzuchwalają parają cych się tym procederem ludzi. Mało kto zdaje sobie sprawę, że zaledwie jed na na sto dzikich papug, odłowionych w krajach tropikalnych, dociera do odbiorcy, który bardzo często kupuje ptaka nie nadającego się do oswo jenia i nie mającego praktycznie żadnych szans na przeżycie w niewoli. Łapaniem tych papug zaj mują się nawet kilkuletnie dzieci. Za jeden okaz otrzymują 2-3 dolary. Za tego samego ptaka koń cowy nabywca musi już zapłacić ponad 100 dola rów. “Przebicie” w tej branży przewyższa opłacal ność handlu bronią i narkotykami. Bywa, że za to war pośrednicy - przemytnicy żądają tysiąc razy więcej niż zapłacił w dalekiej Azji czy Afryce. Wy specjalizowane grupy egipskich kłusowników odławiają corocznie setki ptaków drapieżnych za pomocą mniej lub bardziej przemyślanych metod. Jedną z nich jest zaszywanie powiek rarogom i używanie ich jako wabika na cenniejsze sokoły wędrowne. Wiele takich okaleczonych ptaków można potem zobaczyć choćby na targu w Kairze. Według ocen Brytyjskiego Towarzystwa Ochro ny Ptaków (RSPB) corocznie około 5,5 miliona dzi kich ptaków z 1500 gatunków jest na świecie wy stawianych na sprzedaż. Znaczny odsetek w tym stanowią ptaki drapieżne, decyduje o tym przede wszystkim spodziewany zysk z takiego handlu. Ce ny za żywe sokoły ułożone do łowów są znacznie zróżnicowane, sięgając od 100 do 120 tysięcy do larów zapłaconych przed kilku laty za samicę białoroza przemyconą na Bliski Wschód. W Europie głównym ośrodkiem handlu ptakami drapieżnymi są Niemcy. Liczbę przetrzymywa nych tam w niewoli skrzydlatych drapieżników ocenia się na ok. 20 tysięcy sztuk, zaś z szacun kowych danych wynika, że procederem tym zaj muje się około 6 tysięcy pseudohodowców.
Ś
KROKODYLA KUP Ml LUBY!
W krajach Wspólnoty Europejskiej przepisy dotyczące zakazu handlu rzadkimi okazami zwie rząt są bardzo rygorystycznie przestrzegane. W 1996 roku angielski sokolnik P. Noble odsie dział wyrok ośmiu miesięcy więzienia za wybranie z gniazd i przemyt z Majorki do Wielkiej Brytanii 12 jaj niezwykle rzadkiego sokoła skalnego. Wy kradzione z Wyspy Dragonera jaja poddał inkuba cji, następnie zaś wychował pisklęta i przeznaczył je na sprzedaż, żądając za młode osobniki po ty siąc funtów od sztuki. Dwa lata później w Szkocji został aresztowany Wilhelmus Enylin, sokolnik z Eindhoven za próbę zakupu za cenę 4 tysięcy funtów i przemytu do Hofandii 16 piskląt sokoła wędrownego. Największym zainteresowaniem na czarnym rynku cieszą się podrośnięte pisklęta, które nie uzyskały jeszcze upierzenia ptaków dorosłych twierdzi inspektor RSCB Scotland Dive Dick. - Są one najbardziej atrakcyjne, a opinia ta wywodzi się jeszcze z czasów średniowiecza. Ludzie bo wiem od dawna wierzyli, że takie sokoły, kiedy zo staną odpowiednio ułożone, najlepiej nadają się do polowania. Przed dwoma laty w Niemczech został opubli kowany ranking rekordowych cen okazów. Na pierwszym miejscu znalazł się wytresowany sokół wart 100 tysięcy dolarów. Największą popularno ścią cieszą się te ptaki w krajach arabskich. Po
nad 60 tysięcy dolarów warta jest na czarnym ryn ku skóra śnieżnej pantery, zaś kilogram piżma w ziarnach (wykorzystywanego do produkcji ko smetyków) wyceniono na 50 tysięcy USD. W Eu ropie Zachodniej za rzadkie gatunki papug płaci się nawet po 40 tysięcy dolarów. Celnicy i policjanci nie mają wątpliwości, że ujawniano zaledwie niewielką część przypadków przemytu zwierząt. Wiele drobnych grup prze stępczych przerzuciło się np. z handlu narkotyka mi na równie dochodowy handel zwierzętami. Przy podobnej opłacalności czarnorynkowego biznesu ryzyko wpadki i wyroku przed wymiarem sprawiedliwości, w tym drugim przypadku, jest o wiele mniejsze. Za przemyt kilograma marihu any na długo idzie się do więzienia, a za kilogram, równie cennego, sproszkowanego rogu nosoroż ca, grozi zaledwie rok pozbawienia wolności i ka ra grzywny. Ujawnienie próby przem ytu rzadkich oka zów zwierząt z reguły kończy się przypadkiem m ienia - przyznają celnicy. - To z reguły je d y na kara, jaka spotyka przem ytników, bo sądy bardzo rzadko orzekają w podobnych przypad kach grzywny, nie mówiąc o karze pozbawie nia wolności.
Szczepan Nowakowski 53
Napad przed bankiem “Pod Orłami” to jedna z najbardziej bulwersujących spraw kryminalnych na przestrzeni ostatniego półwiecza. Doskonale przy gotowany rabunek nadal jest przed miotem wielu analiz i domysłów. Nic dziwnego, bo tego typu zdarzeń jest coraz mniej - włamania, napady i
doskonale obmyślone operacje w stylu przedwojennego Szpicbródki to zaledwie trzy procent ogółu przypad ków działania na szkodę polskich banków. A jednak pojawili się ludzie, którym zamarzył się podobny wyczyn, a w grę wchodziły równie duże pieniądze.
BANKOWCY i młode w ilk i
PRZYPADKI “WAPNIAKA” I SPÓŁKI rę lat wcześniej, bo w 1957 roku, w napadzie na kasjerkę rawie 40 lat temu, 22 grudnia 1964 roku, sklepu “Chełmek”. Dwa lata później z tej samej broni za nieustaleni nigdy sprawcy napadli na mordowano na warszawskim Mariensztacie plutonowego bank mieszczący się w centrum Warsza Milicji Obywatelskiej, Zygmunta Kiełczykowskiego, a dwa wy, przy ulicy Jasnej. Jego siedziba znaj dowała się na parterze zabytkowej kamie miesiące potem - konwojenta Łukasza Czeczunia i ranio no strażnika pocztowego Stanisława Furmańczyka. Pięć nicy, która z racji kamiennych orłów, które innych łusek zdobią fronton budynku, nazywana jest “Pod Orłami”. Nic znalezionych pod bankiem “Pod Orłami" po chodziło z pistoletu zabranego zabitemu milicjantowi. dziwnego, że w kronikach kryminalnych jak i w pitawa lach tamto dramatyczne zdarzenie nazywane jest napa dem na bank “Pod Orłami”. 28 lat później, w trochę inny Przedawnienie sposób, w tym samym miejscu próbowano dokonać ko yło więcej niż pewne, że za wszystkimi tymi zdarze lejnego “napadu stulecia”. Ten drugi, na szczęście, nie niami stała grupa, która w 1964 roku dokonała napa doszedł jednak do skutku. Zanim złodzieje zdążyli się du na bank “Pod Orłami”. W ciągu siedmiu lat grupa dobrać do bankowego sejfu, zostali otoczeni przez poli 3 - 4 mężczyzn dokonała kilku głośnych napadów, zabiła cję i nie mieli żadnych szans na ucieczkę. Jedyne co mo trzech ludzi, czterech innych zostało •ciężko rannych. gli zrobić, to poddać się i pozwolić sobie skuć ręce poli Ukradli ogromne, jak na tamte czasy, pieniądze. Nigdy nie cyjnymi kajdankami. Do powtórki napadu stulecia tym ra ustaiono, kim byli i co zrobili ze zdobytym majątkiem. zem nie doszło. I choć wieloletnie śledztwo prowadzili najlepsi ówcześni dochodzeniowcy, sprawy tej nie udało się nigdy rozwikłać. Kryptonim 500 Bandyci nigdy więcej nie dali o sobie znaku życia, co ic nie zapowiadało dramatu, który rozegrał się na uli dla dochodzeniowców było sporym zaskoczeniem. Spo cy Jasnej przed blisko 40. laty. Na dwa dni przed wi dziewali się, że przestępcy przekonani o swojej bezkar gilią świąt Bożego Narodzenia, około 18.30 pod ności, prędzej czy później znowu gdzieś uderzą. Kim by bank podjechała główna księgowa Centralnego Domu To li, co się z nimi stało, niestety, nie wiadomo. Znowu ska warowego (dzisiaj mieści się tam popularny “Smyk”), która zani jesteśmy na domysły i snucie niczym niepotwierdzo w towarzystwie dwóch uzbrojonych konwojentów przywio nych hipotez. Być może wyjechali z Polski na Zachód, by zła całodzienny utarg. Byt on wyjątkowo duży - 1 336 500 tam nieniepokojeni przez nikogo rozpocząć zupełnie no złotych. To ogromna jak na tamte czasy suma, która dzisiaj we życie. A jeśli pozostali w kraju, na pewno dobrze ukry odpowiada co najmniej kilkunastu milionom złotych. li pieniądze, by kilka lat później mądrze zainwestować. Wyszli z samochodu i wmieszali się w tłum ludzi na Na początku lat 70. śledztwo opatrzone kryptonimem Pulicy. Kiedy wchodzili do banku, nie wiadomo skąd na -64 (nazwane od typu broni, jaką posługiwali się bandyci) przeciwko nich wyrósł niewysoki, młody męzczyzna. zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawców prze Trzymał w ręku pistolet, który wycelował prosto w pierś stępstwa. Ale tylko oficjalnie. Prace były jeszcze kilka jednego ze strażników bankowych. Ten ostatni nie zdą krotnie wznawiane, lecz niestety bez większych efektów, żył nawet sięgnąć po broń, bo napastnik w ułarnku se a w 1989 roku ich czyny uległy przedawnieniu. kundy pociągnął za spust, po czym wyrwał worek z pie niędzmi i zaczął uciekać w kierunku ulicy Marszałkow Nieudana powtórka skiej. Wtedy zza rogu wyszedł drugi napastnik i dwa ra ilka minut przed godziną 23.00, 3 czerwca 2001 ro zy strzelił do drugiego konwojenta. Rany były śmiertelne. ku, oficer dyżurny Komendy Stołecznej Policji ode Dwie minuty później na miejscu dramatu zjawił się pierw szy radiowóz. Milicję o napadzie powiadomił jeden brał alarmujący telefon: - Jacyś dziwni ludzie kręcą się przy banku na Jasnej - mówił anonimowy informator. z dziennikarzy “Kuriera Polskiego”, który widział cały - Wyglądają na zdenerwowanych, ktoś tam wchodzi i wy przebieg napadu przez okno. chodzi, wnoszą do budynku jakieś duże torby. Wydaje mi Śledztwo natychmiast ruszyło pełną parą. Kilka minut się, ze dzieje się tam coś niedobrego. Warto żebyście wy później warszawska milicja zarządziła “akcję 500” - był to stali tam swoich ludzi! kryptonim alarmu dla załóg radiowozów i ustawienia punk Dyżurny potraktował zgłoszenie bardzo poważnie, tów zaporowych na mostach i wszystkich drogach wyloto wysyłając radiowóz na ulicę Jasną, w okolice Filharmonii. wych z Warszawy. Obława, jakiej nigdy od czasów wojen Kilka minut później pod bank “Pod Orłami”, gdzie na par nych nie widziała stolica Polski, nie przyniosła żadnego re terze mieści się VIII Oddział Powszechnego Banku Kre zultatu. Spore nadzieje na schwytanie sprawców brutalne dytowego, podjechał policyjny patrol. Do funkcjonariuszy, go napadu wiązano potem ze sporządzeniem portretów którzy nawet nie zdążyli zapukać do drzwi, od razu wy pamięciowych rabusiów, które zostały opublikowane w ca szedł jeden z ochroniarzy bankowych. łej Polsce. Sprawdzono alibi setek tysięcy podejrzanych, - Wszystko w porządku, nie dzieje się nic podejrzane przejrzano teczki ponad 300 tysięcy mężczyzn, którzy go? - spytał jeden z policjantów. choć w części podobni byli do sprawców napadu na bank. - A co ma się dziać? Warszawa powoli usypia, tylko Niestety, nie przyniosło to żadnego rezultatu. my musimy dyżurować do rana i nawet na moment nie Już kilka dni po napadzie przed bankiem “Pod Orłami” można oka zmrużyć. powiało pierwszą sensacją, kiedy milicyjni eksperci zba Na pewno wszystko w porządku? Mieliśmy sygnat, dali łuski znalezione na miejscu zdarzenia. Okazało się, że kręcą się tu jacyś podejrzani ludzie... że trzy z nich pochodziły z pistoletu PW-33, użytego pa
P
B
N
K
55
PRZYPADKI “WAPNIAKA” I SPÓŁKI - To pewnie jacyś podchmieleni faceci, którzy wyszli z restauracji po suto zakrapianej imprezie. Tacy kręcą się tutaj co noc. Nie ma w tym nic dziwnego. Wyjaśnienia strażnika nie brzmiaty zbyt przekonywu jąco. Tym bardziej, że wyglądał na nadmiernie pobudzo nego i zdenerwowanego. Na pewno nie wzbudzał za ufania. Na dodatek czuć było od niego woń alkoholu. Poproszono go do radiowozu, aby okazał dokumenty. Policjanci wezwali też do przyjazdu kilku dodatkowych załóg, bo ich zdaniem wewnątrz banku mogło jednak dziać się coś podejrzanego. Wiele do myślenia dawały im na przykład pozapalane w budynku światła, choć zwykle był ciemny. Parę minut później, na ulicę Jasną podjechały na sy gnale kolejne radiowozy. Funkcjonariusze błyskawicznie obstawili pozostałe wejścia. Odgłos dobiegających z ulicy syren i przedłużająca się nieobecność pierwszego straż nika - który nadal siedział w radiowozie - sprawiły, że w drzwiach banku pojawił się jego kolega. - Panowie, co tu się dzieje? - zapytał. - Pewnie macie jakieś ćwiczenia?! Tylko dlaczego nikt nas nie uprzedził? Jeszcze bym pomyślał, że to jakiś napad - próbował żar tować, choć i na jego twarzy widać było potworne zde nerwowanie. - Nieważne, co się dzieje, proszę otworzyć bramę... - Ależ oczywiście, tylko po co te nerwy? Zaskoczeni policjanci zobaczyli na bankowym dzie dzińcu Chryslera, który na pewno nie powinien tam stać 0 tej porze. Po sprawdzeniu w policyjnej bazie danych nu merów rejestracyjnych samochodu okazało się, że został on skradziony kilka tygodni wcześniej na południu kraju. Sytuacja stawała się coraz bardziej dwuznaczna, a wła ściwie jednoznaczna. Policjanci najprawdopodobniej na kryli rabusiów na gorącym uczynku. Nie wiedzieli, ilu ich jest, czy są uzbrojeni, gdzie się ukryli. Na wszelki wypa dek wezwano grupę antyterrorystyczną. - Poddajcie się! Jesteście otoczeni! - rozległ się głos z megafonu. Po krótkich negocjacjach z banku wyszło czterech mężczyzn z podniesionymi do góry rękoma. Poddali się, bo w sytuacji okrążenia przez kilkudziesięciu policjan tów, jakikolwiek opór nie miał żadnego racjonalnego uzasadnienia. W samochodzie zatrzymanych były wor ki, palnik do cięcia metali, wiertarki i młot pneumatycz ny. W samym budynku banku policjanci odnaleźli trzy pistolety ukryte w koszu na śmiecie. Dwa z nich miały tłumiki. - Napad się nie udał, bo zareagowało społeczeństwo - powiedział nazajutrz rzecznik prasowy banku. - Ktoś za uważył, że coś dziwnego dzieje się przy banku i zadzwo nił na policję. Dzięki sprawnej akcji nie ucierpiał ani bank, ani pieniądze naszych klientów. - Bez współpracy kogoś z wewnątrz, bank był prak tycznie nie do obrabowania - dodał ówczesny rzecznik Komendy Stołecznej Policji Dariusz Janas. - Był pełen monitoring. Wszędzie zamontowano kamery. Były wszę dzie czujniki, zarówno wstrząsowe, sygnałowe, ruchowe 1 świetlne. Okazało się jednak, że jeden z pracowników ochrony w momencie gdy włączył się alarm, po prostu go rozkodował tak, aby sygnał ten nie dotarł do centrum mo nitoringu.
56
Wielki plan racownicy banku długo zastanawiali się, jak mogło dojść do zatrudnienia takich nieuczciwych strażni ków. PBK nie wynajmował firmy ochroniarskiej, ale sam zatrudniał pracowników za pośrednictwem firmy córki, która zajmowała się sferą bezpieczeństwa. Wpraw dzie wykonująca tę pracę półtoratysięczna rzesza ludzi była i jest cały czas weryfikowana i kontrolowana, jednak trafiło się dwóch nieuczciwych strażników. To dzięki ich zeznaniom, jak również dwójki z sześciu przestępców, udało się zrekonstruować przebieg zdarzeń. Około godziny 21.30 do zamkniętego budynku weszło pięciu mężczyzn. Mieli ze sobą broń z tłumikiem. Jeden z nich był pracownikiem ochrony, więc bez problemu wszedł do środka. Pracujących tej nocy ochroniarzy po częstowali wódką ze środkami nasennymi, jednego zaś obezwładniono. Po unieszkodliwieniu ochrony, specjalnie ukradzionym wcześniej sprzętem próbowali przewiercić ściany i skarbiec banku. Przestępcy liczyli, że łup wynie sie około 5 - 6 milionów złotych. Najprawdopodobniej mógłby być jeszcze większy, jednak szefowie PBK nigdy nie ujawnili, jaka suma była przechowywana w banko wym skarbcu tamtej nocy. Wszystko wskazuje na to, że gdyby kradzież się udała, byłby to “napad stulecia”. Policja nie miała wątpliwości, że do takiego przedsię wzięcia na pewno nie zabrali się amatorzy. Bezpośrednio w banku zatrzymano sześciu mężczyzn. Nie można było wykluczyć, że byli oni jedynie wykonawcami wynajętymi do tej roboty, natomiast zleceniodawcy pozostawali na wolno ści. Czy tak rzeczywiście było? Kim byli ewentualni bosso wie? Na te pytania miało odpowiedzieć policyjne śledztwo. Stosunkowo szybko ruszyło ono z miejsca. Jednego z uczestników napadu, Mateusza K., udało się namówić na współpracę z policją. Uzyskał on nawet status świad ka koronnego. W zamian za szczegółowe zeznania, mógł liczyć na złagodzenie przyszłego wyroku. Dzięki jego otwartości wydarzenia powoli zaczynały układać się w jedną całość. Na pomysł napadu wpadł 32-letni Bartosz Z., absol went zasadniczej szkoły zawodowej o kierunku stolar skim, który od kilku lat zatrudniony byt jako ochroniarz w Powszechnym Banku Kredytowym. Wprawdzie była to praca niebezpieczna, stresująca, a na dodatek zmiano wa, to zarobki do oszałamiających nie należały. Razem z nadgodzinami udało mu się zarobić do tysiąca złotych miesięcznie. Siedząc kiedyś na nocnej zmianie i patrząc się na wzmocnione drzwi do bankowego skarbca, w któ rym ukryta była kilkumilionowa fortuna, zaczął rozmy ślać, co by było, gdyby choć malutka część tych pienię dzy należała do niego. Marzył, myślał... aż wreszcie wy myślił obrabowanie banku, w którym pracował. Wystar czyło przewiercić dziurę w ścianie, aby dobrać się do tej fortuny. Bartosz Z. zwrócił się do mnie z pomysłem napadu na bank - zeznawał w śledztwie Mateusz K. - Mówił, że są tam duże pieniądze, że ma dostęp do skarbców. Ja prze kazałem tę informację “Wapniakowi”. “Wapniak” czyli Marek W., to syn Zenona W. - “Ła py” - jednego z założycieli gangu pruszkowskiego, a następnie szefa grupy wołomińskiej. “Łapa” zginął
P
PRZYPADKI “WAPNIAKA” I SPÓŁKI w 1999 roku, zastrzelony w jednej z warszawskich re stauracji na Woli. W biały dzień, czterech zamaskowa nych bandytów nierzucającym się w oczy białym Polo nezem podjechało wówczas pod samo wejście do loka lu. Kierowca został na podjeździe, pozostali weszli do środka i z zimną krwią rozstrzelali z pistoletów maszy nowych i broni myśliwskiej pięciu jedzących tam obiad mężczyzn. Zabici byli doskonale znani organom ściga nia. Cała akcja trwała kilkadziesiąt sekund, nikt po stronny nie został nawet draśnięty...
Skok yn “Łapy” gangsterską karierę rozpoczynał od kra dzieży samochodów. W 1995 roku, kiedy “Łapa” został skazany na karę więzienia za dotychczaso wą działalność, “Wapniak” miał po raz pierwszy okazję, aby wyjść z cienia ojca i pokazać, na co go stać. W cią gu kilkuletniej “kariery” podporządkował sobie kilka mniej szych grup przestępczych. Podlegli mu ludzie zajmowali się m.in. kradzieżami samochodów, wymuszaniem hara czy, ściąganiem długów i wyłudzaniem kredytów. “Wapniak” początkowo dość nieufnie potraktował pro pozycję Bartosza Z., wietrząc w tym prowokację policyjną, która miałaby zaprowadzić go za kratki. Jednak po trzech spotkaniach nabrał do niego niemal całkowitego zaufania. Zaczęły się przygotowania do “skoku stulecia”. Plan był bardzo prosty. Trzeba wejść do banku, wywiercić w ścianie dziurę do sejfu, zabrać gotówkę i uciec. Problemem był jednak specjalistyczny sprzęt nie zbędny do pokonania półmetrowej grubości żelbe tonowej ściany. Ale i na to znaleźli sposób. W kwietniu 2001 roku skontaktowali się z przed stawicielem handlowym pewnej znanej firmy i zamówili u niego ciężki sprzęt do wiercenia 1rozpruwania betonu. Nie był tani - specjal ne wiertło kosztowało 50 tysięcy złotych, wier tarka ze specjalnie wzmocnionym silnikiem ponad 80 tysięcy złotych. Towar mieli legalnie odebrać w Siedlcach, jednak od razu wiedzie li, że nie będą inwestować w planowany napad blisko 130 tysięcy złotych. Postanowili zamó wiony sprzęt ukraść. W połowie drogi Warsza wa - Siedlce zatrzymali ciężarówkę, która wio zła zamówiony przez nich towar. Pretekstem do kontroli było sprawdzenie, czy przypadkiem w samochodzie nie ma przemycanego spirytu su. W pewnym momencie zaatakowali kierow cę, skrępowali mu ręce i nogi, a potem przy wiązali do drzewa kilkanaście metrów od szo sy. Chwilę potem z piskiem opon ruszyli upro wadzoną ciężarówką. Teraz już tylko oczeki wali na dogodny moment do przeprowadzenia finałowej akcji. Pierwszą, nieudaną próbę przeprowadzili 2 czerwca. Koledzy nie chcieli jednak wpu ścić Bartosza Z. do banku. Napad przesunę li więc na następny dzień. To byta niedziela. Bartek mówit, że wte dy będzie druga zmiana, a na niej ochronia rze, którzy nie wylewają za kołnierz - relacjo
S
nował Mateusz K. - Bartosz Z. wszedt do banku pod pre tekstem skorzystania z prysznica w gorący, czerwcowy wieczór. Razem z nim wszedt jeden z naszych ludzi, któ ry udawat jego kuzyna. Wcześniej ustaliliśmy, że dadzą im do picia wódkę i napój ze środkiem usypiającym. Je den wypił od razu podwójną porcję i już po kilku minutach smacznie spat. Jego kolega, który się oszczędzał pod pretekstem, że ktoś musi być trzeźwy w pracy, tylko umo czyi usta. Nie byto innej rady, trzeba byto go skrępować, zakneblować usta i zamknąć w jednym z pomieszczeń. Nie chcieliśmy nikomu zrobić żadnej krzywdy, ani przez moment nie braliśmy pod uwagę, że może polać się krew. Kiedy uporali się ze strażnikami, do banku weszło ko lejnych trzech wspólników, zaś ostatni wjechał na dziedzieniec bankowy Chryslerem, w którym mieścił się sprzęt niezbędny do rozwalenia ścian. Oprócz tego za brali ze sobą również specjalną mini kamerę, dzięki któ rej mogli obserwować zawartość skarbca po wywierceniu nawet maleńkiego otworu. Kilka minut później zabrali się za robotę. Wprawdzie przewiercili mur, jednak nie udało im się pokonać wzmocnionej blachy, otulającej sam skar biec. Zdenerwowali się i poszli do drugiego skarbca.
57
PRZYPADKI “WAPNIAKA” I SPÓŁKI W pewnym momencie usłyszeli dobiegające z policyj nych megafonów nawoływania do poddania się. Wyda wało im się, że to jakieś złudzenie. Wyjrzeli przez okno. Dookoła stały policyjne radiowozy, błyskały niebieskie “koguty”, a w kierunku drzwi i okien celowali funkcjonariu sze z brygady antyterrorystycznej. Do takiego rozwoju wypadków zupełnie nie byli przygotowani. Skapitulowali i po krótkich negocjacjach zaczęli wychodzić z banku. Skok się nie udał. Liczyli na łup w wysokości co najmniej 5 milionów złotych, a tymczasem, zamiast szampańskiej zabawy czekała na nich aresztancka prycza, a potem proces sądowy.
Eliminacja zięki zeznaniom świadka koronnego udało się bar dzo dokładnie ustalić odpowiedzialność każdego z zatrzymanych mężczyzn. Na wolności pozosta wał jedynie “Wapniak”. Wydano za nim list gończy, ale przez wiele miesięcy był nieuchwytny dla policji. Wresz cie dopadli go... ale nie policjanci, tylko płatni mordercy z konkurencyjnego gangu. Zastrzelono go w sobotę 17 sierpnia, w Mikołajkach Zginął również przypadkowy po licjant, oddelegowany na czas wakacji do tętniących wa kacyjnych gwarem Mikołajek vStrzelanina trwała raptem kilkaście sekund. Tuż przy jeziorze Mikołajskim, w pubie “Lin” siedziało kilkadziesiąt osób. Przy jednym z nich wraz z kompanami bawił się “Wapniak”, Pretekstem do upojnego wieczoru byty jego imieniny. Przy sąsiednim stoliku siedziało trzech mło dzieńców w wieku około 18-22 lat. Wołomińscy gangste rzy w ogóle nie zwracali na nich uwagi. Nagle jeden z nich wstał, podszedł do “Wapniaka” i kilka razy strzelił mu w plecy, po czym wybiegł z pubu, Korzystając z za mieszania, ulotnili się również jego kompani. Żaden ze świadków nawet nie próbował ich zatrzymać. Nie ma się co dziwić takiej reakcji - to na pewno nie byta znieczulica społeczna Gdyby ktokolwiek spróbował to zrobić, z pew nością by zginął. W momencie, kiedy zabójca i jego kompani szybkim krokiem przechodzili pobliskim mostem, zauważył ich tam przypadkowy przechodzień. Zatrzymał przejeżdżający ra diowóz i wskazał na uciekających zabójców. Jeden z funkcjonariuszy pojechał za uciekającymi radiowozem, drugi - wysiadł z samochodu i pobiegł za nimi na piecho tę. To go zgubiło! Byt już kilkanaście metrów za nimi, kie dy jeden z nich niespodziewanie odwrócił się i wystrzelił mu dwa razy prosto w piersi, 33-letniego policjanta próbo wała ratować pielęgniarka, która usłyszała wołanie o po moc, ale bez efektu.
D
★ ★ ★ śród kilkunastu osób zatrzymanych po strze laninie w Mikołajkach znalazły się osoby no towane w stołecznych kartotekach policyj nych za pospolite przestępstwa kryminalne. W wyni ku pracy specjalnej grupy dochodzeniowo-śledczej, powołanej przez komendanta Wojewódzkiego Policji w Olsztynie, zabezpieczono także broń, z której strzelali sprawcy.
W 58
Już następnego dnia policja sporządziła portret pamię ciowy jednego z trzech zabójców Marka W. Ponieważ mo ment strzelaniny widziało kilkadziesiąt osób, co jest rzadko ścią w tego rodzaju sprawach, portret byt wyjątkowo dokład ny. Wśród tych, którzy pomogli w jego sporządzeniu był na wet przypadkowo tam obecny policjant, którego mordercy kilka kwadransów wcześniej pytali o drogę do tawerny “Lin”. - Świadkowie zaobserwowali jedną, charakterystyczną rzecz: wyjątkowo zacięty wyraz twarzy tego człowieka, świadczący o tym, że nie cofnie się przed niczym - sko mentował jeden z policjantów, którzy szukali zabójców. Jednak, mimo upływającego czasu, zabójca Marka W., pseudonim “Wapniak”, jest ciągle na wolności. Policja podejrzewa, że śmiertelne strzały oddał Roman G., za którym Prokuratura Okręgowa w Olsztynie wydała list gończy. Na pewno jednak nie będzie łatwo go zatrzymać, Już wcześniej podejrzewano go o popełnienie zabójstwa w Warszawie w 1999 roku, a dwa lata później dopuścił się napadu z bronią w ręku na jedną ze stołecznych hur towni. Niewykluczone jest, że jako płatny morderca dopu ścił się innych tego typu przestępstw. - Ta zbrodnia nie była dla nas zaskoczeniem - przeko nuje jeden ze stołecznych policjantów. - “Wapniak” dzia łał poza mafijnymi układami, a poza tym za wszelką cenę chciał podporządkować sobie warszawski półświatek. Od początku stał na straconej pozycji, chciał kontynuować dzieło ojca. ale nigdy nie potrafił zdobyć sobie posłuchu. Chyba z każdej strony miał wrogów. Ta egzekucja od dawna wisiała w powietrzu. Wreszcie konkurencja posta nowiła się go pozbyć. Dzięki temu bandyci zamiast we wnętrznych rozgrywek mogli znów prowadzić swoje ciemne interesy. Zresztą, w zgodnej opinii większości specjalistów od spraw przestępczości zorganizowanej, w Warszawie i okolicy, już dawno skończył się podział na terytoria bę dące we władaniu “Pruszkowa” lub “Wołomina”. Na tere nach “należących” jeszcze przed kilkoma laty do tych wielkich grup przestępczych działa dzisiaj kilkadziesiąt mniejszych albo większych grup, choćby z Mokotowa, Nowego Dworu, Otwocka, Piaseczna... Nie uznają one żadnych granic, ostro zwalczając konkurentów na wszystkich niemal frontach, co zresztą nie przeszkadza im wcale wchodzić w doraźne koalicje w różnych celach, z likwidacją chwilowego wroga włącznie. Przykładem są choćby porachunki pomiędzy “młody mi wilkami”. Z drugiej jednak strony dawni bossowie, sie dzący od dawna za kratami, nadal próbują kierować sto łecznym podziemiem. Nic dziwnego, bo gra idzie o na prawdę duże pieniądze. Majątek zabitego w Mikołajkach “Wapniaka” policja oszacowała na około 20 milionów do larów! To gotówka, ziemia pod autostrady, restauracje i udziały w różnych przedsiębiorstwach. I co z tego, sko ro padł ofiarą mafijnych porachunków...
Młode wilki o była prawdziwa rzeź - mieszkańcy podwarszaw skich Laz i Walendowa są przerażeni i nie ma w tym żadnej przesady. - Ktoś, kto do nich strzelał, musiał opróżnić cały magazynek. Do tej pory była tu cisza i spokój, a jednak i w nasze okolice dotarły przestępcze porachunki.
T
PRZYPADKI “WAPNIAKA” I SPÓŁKI Środa, 13 listopada 2002 roku. Przez długie aż pod widnokrąg szczere pole między trasą katowicką i krakow ską, kilka kilometrów od potężnego centrum handlowego w Jankach jedzie na rowerze Bronisław T., bezrobotny mężczyzna, dorabiający sobie wyplataniem mioteł, które potem sprzedawał wśród sąsiadów albo gdzieś na pobo czu szosy. Wjechał właśnie na niewielką polankę, która sąsiaduje z nielegalnym wysypiskiem śmieci. To za nim znajduje się spory zagajnik, w którym często rwał witki na wyplatane potem w domu miotły. Na to kompletne odludzie, bo do najbliższych zabu dowań jest co najmniej półtora kilometra, przyjeżdżał przynajmniej 1 - 2 razy w tygodniu. Trochę zaskoczył go widok stojącej tutaj luksusowej limuzyny, czarnego Audi A6. Zaciekawiony podjechał trochę bliżej. Nikt nie kręcił się w okolicy, a bardzo wątpliwe było, aby wart ponad sto pięćdziesiąt tysięcy złotych luksusowy wóz ktoś próbował zostawić tutaj na śmietniku. Im bardziej zbliżał się do samochodu, tym silniej ciekawość zamie niała się w niepokój... Najpierw zaskoczyło go kilka dziur w przedniej szybie, podobnych do tych, jakie powstają po oddanych strza łach. Ślady przestrzelin były również widoczne na karose rii: na przednich drzwi, tak od strony kierowcy jak i pasa żera. Oj, nie wyglądało to na pozostałości wypadku dro
gowego. Mężczyzna zajrzał przez szybę do wnętrza au ta. W samochodzie podziurawionym kulami (teraz nie miał już co do tego żadnych wątpliwości) w kałuży za krzepłej krwi leżały ciała dwóch zastrzelonych mężczyzn. Bronisław T., nie namyślając się wiele, wsiadł na ro wer, nacisnął mocniej na pedały i pomknął w kierunku najbliższego gospodarstwa. Stamtąd telefonicznie powia domił policję o makabrycznym znalezisku. Kilka minut później w szczerym polu zaroiło się od po licyjnych radiowozów, które szczelnym kordonem otoczy ły czarne Audi. Przybyły lekarz mógł tylko stwierdzić zgon obydwu mężczyzn, który nastąpił co najmniej kilkanaście godzin wcześniej. W wyniku odniesionych ran, co po twierdziła późniejsza sekcja zwłok, zginęli od razu. Na miejscu dramatu padło w sumie kilkanaście strzałów, naj prawdopodobniej z broni maszynowej. Samochód i sie dzący w nim mężczyźni zostali ostrzelani z obu stron. Później - dla pewności - mordercy (musiało ich być co najmniej dwóch) dobili swoje ofiary, strzelając do nich przez boczne okna samochodu. Do morderstwa doszło najprawdopodobniej we wtorek wieczorem. Padał wtedy deszcz, wycieraczki samochodu były uruchomione, kiedy przednią szybę Audi przebiło kilkanaście kul. Dzięki dokumentom znalezionym wewnątrz samocho du nie było problemu z identyfikacją zwłok zamordowa
59
PRZYPADKI “WAPNIAKA” I SPÓŁKI nych mężczyzn, którzy już wielokrotnie pojawiali się w po licyjnych kartotekach. Pierwszym z nich byt 54-letni Pawet B., ps. “Majdak” z Podkowy Leśnej i mtodszy o 30 lat Mariusz R., ps. “Szluga” z pobliskiego Piastowa. Potwierdziły to ich rodzi ny, które kilka godzin później na miejscu tragedii potwier dziły tożsamość swoich bliskich. - Od dwóch dni nie miałem żadnego kontaktu z synem - zeznał policjantom ojciec “Szlugi”. - Wyszedt z domu w poniedziałek wieczorem i od tamtej pory nie miałem z nim żadnego kontaktu. Kilka razy dzwoniłem do niego na komórkę, ale odzywała się jedynie skrzynka głosowa. Nagrałem się, żeby się ze mną skontaktował, ale nie uda ło mu się to ...
pretekstem zaproponowali spotkanie w odludnym terenie niedaleko Nadarzyna. W przestępczym półświatku nie jest to niczym dziwnym. Tam doszło do egzekucji. Męż czyźni nie mieli nawet szans, aby się obronić. Dżdżysta pogoda sprawiła, że policji, która zjawiła się tutaj conajmniej 24 godziny po dokonanej zbrodni, nie udało się za bezpieczyć zbyt wielu śladów. Dlaczego zginęli? Nie można wykluczyć, że wrogowie “Majdaka” na krótko połączyli siły i zlikwidowali człowie ka, który chciał ich wykończyć. Nie można jednak wyklu czyć, zupełnie innego motywu zbrodni. Z nieoficjalnych ustaleń operacyjnych policji wynika, że wyrok na zastrzelonych pod Warszawą mężczyzn wy dali przebywający za kratkami bossowie gangu. W warszawskim półświatku panuje atmosfera podob ★ ★ ★ na trochę do “ciszy przed burzą” - mówią nieoficjalnie funkcjonariusze z wydziału zabójstw Komendy Stołecznej л ajdak” był jedną z ważniejszych postaci ganPolicji. - Nasi informatorzy twierdzą, że dotarły do nich plotki, jakoby dawnym bossom nie na rękę byta zbytnia | \ / | 9U pruszkowskiego i jednym z nielicznych I V I członków “starej gwardii”, który przebywał samodzielność młodszych przestępców, którzy zbyt szyb jeszcze na wolności. Swego czasu należał do grona naj ko próbują się usamodzielnić. Bossowie, choć są jednymi bliższych współpracowników osławionego już, pierw z najpilniej strzeżonych aresztantów, sobie znanymi spo szego szefa tzw. gangu pruszkowskiego”, zastrzelone sobami rozpuścili informację, że najpóźniej na wiosnę go przed kilku laty w Zakopanem. Zawsze jednak celo wyjdą na wolność i znowu obejmą władzę w półświatku. wo pozostawał w jego cieniu, co pozwalało mu na spo Swoje przekonanie opierali na wierze, że adwokaci pod ważą wiarygodność świadków koronnych w toczącym się kojne prowadzenie interesów, którymi długo nie intere przeciwko nim procesie. Byli tak pewni siebie, że podob sowały się organy ścigania. no wynajęli ludzi, którzy mieli zająć się wielką czystką. Pa W połowie 2001 roku Paweł B. wyszedł z więzienia. Od tego czasu - wedle nieoficjalnych ustaleń policji - pró dły nawet konkretne sumy - dziesięć tysięcy dolarów za bował przejąć kontrolę nad tzw. “młodym Pruszkowem”. głowy “młodych wilków’’... Prawdopodobnie to on przed rokiem w listopadzie zlecił zabójstwo “Szlugi” i “Kartofla” (do którego doszło w anNowe reguły gry? drzejkowy wieczór w pubie w centrum Pruszkowa), bo eraz za największych wrogów uchodzą grupy wiem ci dwaj nie chcieli mu się podporządkować. Nie “Tymoteusza” z Łomianek i “Dewiantów” z Piasto można wykluczyć, że to on stoi również za zamachem na wa. Ta ostatnia grupa stała się “sławna” w całym Roberta K., ps. “Raban”, do którego doszło 15 stycznia kraju, kiedy w sobotę, 23 marca, we wsi Parole po raz 2002 roku w salonie gier automatycznych, w Grodzisku pierwszy od 1990 roku - czyli najnowszej historii policji Mazowieckim. Robert K. z kolei próbował prowadzić zbyt - przestępcy zaatakowali bezpośrednio funkcjonariu duże interesy w świecie narkobiznesu, w znacznej mierze szy. Na jednym z podwórek policjanci odnaleźli wtedy kontrolowanym również przez “Majdaka”. uprowadzoną wcześniej ciężarówkę z telewizorami Ten ostatni na przestrzeni ostatnich miesięcy powoli wartymi ponad milion złotych. Późnym popołudniem, zaczął wyrastać na jednego z bossów podwarszawskiego gdy w obejściu pozostało już tylko kilku policjantów, do półświatka. Mało tego, podobno buńczucznie zapowiadał wsi zajechały trzy luksusowe samochody. Bandyci, któ likwidację kilku mniejszych konkurentów, z kręgu “mło rzy z nich wyskoczyli, od razu zaczęli strzelać do poli dych wilków”, którzy nie chcieli uznać jego przywództwa. cjantów z broni długiej i krótkiej. Podczas regularnej Policja zaczęła powoli rekonstruować ostatnie godziny strzelaniny zginął policjant z Piaseczna, szef tamtejsze życia zamordowanych mężczyzn. Ostatni raz widziano ich go wydziału kryminalnego, 43-letni Mirosław Ż. Ranio w poniedziałek wieczorem, w domu “Majdaka”, w Podko no też dwóch lub trzech przestępców, których zabrali wie Leśnej. Obecność “Szlugi” nie była tam przypadkowa. uciekający bandyci. Postawiono na nogi cały stołeczny Od pewnego czasu pełnił on rolę ochroniarza Pawła B., garnizon. Wszczęto poszukiwania na drogach i wśród który coraz częściej obawiał się o swoje życie. przestępców podejrzewanych o napady na TIR-y. Do W tamten poniedziałkowy wieczór ktoś zadzwonił na tej pory zatrzymano sześciu podejrzewanych o udział telefon komórkowy “Majdaka”. Rozmowa nie była długa. w tamtej strzelaninie, kilku innych nadal poszukiwanych - Muszę jechać - powiedział rodzinie po jej zakończe jest listami gończymi. niu. Jak zawsze i tym razem nie tłumaczył, co jest celem W podwarszawskich miejscowościach robi się coraz tej nagłej wieczorowej eskapady, gdzie i po co jedzie, kie bardziej niebezpiecznie i - czego najbardziej obawia się dy wróci. Razem z ochroniarzem wsiedli do stojącego policja - niestety coraz częściej mogą padać strzały. Co pod domem Audi i odjechali w nieznanym kierunku. raz młodsi przestępcy chcą zająć miejsca po zatrzyma Dalszy przebieg wypadków jest jedynie jedną z poli nych w ostatnich miesiącach szefach gangu pruszkow cyjnych hipotez, przyjętych na obecnym etapie śledztwa. skiego, przestali opłacać się mafii i odprowadzać część Najprawdopodobniej dzwonili zabójcy, którzy pod jakimś
T
60
PRZYPADKI “WAPNIAKA” I SPÓŁKI
zysków z nielegalnych interesów. Siedzący dziś gang żoliborski i tzw. Stary Mokotów. Przez ostatni rok w areszcie albo więzieniu bossowie przez kilka lat kon zginęło co najmniej 10 członków obu grup, zaś kilku in trolowali niemal caty podwarszawski półświatek. To oni nych mężczyzn uważa się za zaginionych. Teraz dołą “trzymali pieczę” nad wieloma przestępcami działający czyła się do tego obawa, że dawni mafiosi zaczęli kolej mi wokół Warszawy: kontrolowali rynek narkotyków, wy ną “czystkę”. muszali haracze, kradli samochody, napadali na TIR-y Gdy wyjdą na wolność, chcą mieć już “posprzątany” wiozące ładunki o kilkusettysięcznej wartości. Bandyci teren, aby z marszu przejąć kontrolę nad niegdyś kontro kontrolowali wiele punktów gastronomicznych i dysko lowanym obszarem. Egzekucje na buntownikach mają tek, które byty doskonałym miejscem dla sprzedania być jednocześnie ostrzeżeniem dla innych, którzy zdecy narkotyków, zajmowali się ponadto “ochroną” różnych dowaliby się wystąpić przeciwko dawnym szefom - twier lokali rozrywkowych. dzą “dobrze wtajemniczeni”. - “Majdak”, chociaż był ze Kiedy znaleźli się za kratkami, ich miejsce jak najprę “starej gwardii”, stanowił dla dawnych bossów takie samo dzej zapragnęli zająć młodzi podwładni. Do tej pory mó zagrożenie jak “młode wilki”. wiło się o nich “młode wilki”, mając na myśli młodych, Te ostatnie nie znają żadnego kodeksu honorowego, dwudziestokilkuletnich, zdecydowanych na wszystko który mimo wszystko obowiązywał kiedyś w przestęp przestępców. Początkowo wydawało się, że nauczeni czym podziemiu, bo wśród młodych bandytów nikt nawet wieloletnim doświadczeniem swoich “mistrzów”, nie będą nie słyszał o honorze. Zabijają, bo to się po prostu opła popełniać ich błędów i prowadzić wyniszczających wojen ca. Są gwałtowni i nieprzewidywalni. Niemal wszystkie między gangami, które nie dość, że negatywnie odbijają pieniądze przeznaczają na codzienne rozrywki i luksuso się na przestępczych interesach, to na dodatek zwracają we życie. Po udanym napadzie na TIR-a albo kradzieży uwagę policji! kilku drogich samochodów, bawią się do upadłego, by po Koniec wojny, czas na robienie interesów. Kto nie tem szukać następnej okazji do “zrobienia” większej go jest z nami ten jest przeciwko nam! - tak wedle policyj tówki. Tak precyzyjnie opracowane sposoby “zarobkowa nych informatorów mieli ustalić w czasie narady w jed nia” jak - na szczęście - nieudana kradzież z oddziału Po nych z luksusowych hoteli na Mazurach aktualni bosso wszechnego Banku Kredytowego w centrum Warszawy wie kilku stołecznych gangów. można policzyć na palcach jednej ręki. “Młode wilki” na Nowe reguły gry miały być bardzo proste. Nie ma jed takie akcje nie mają ani ochoty, ani czasu, a przede nego przywódcy ani żadnego podziału na hermetyczne wszystkim rozumu i inteligencji. strefy wpływów. Ten nieformalny sojusz, chociaż wła ściwszym - być może - wydaje się określenie “pakt o za Ryszard Wojciechowski wieszeniu broni”, miał zapewnić bezpieczeństwo i równo wagę w stołecznym półświatku. Współpraca nie trwała Wszystkie personalia (z wyjątkiem osób urzędowych) zostajednak długo. Konkurencja między grupami stawała się ty zmienione. Zmieniono również wszystkie przestępcze coraz większa. Szczególnie wyniszczającą walkę toczyły pseudonimy oraz nazwy wtasne pubów i restauracji.
61
WIELKI SZMAL
Piramidalne przekręty dokończenie ze str. 39
Duża sala, migające światła, głośna muzyka. Była oranżada i słone paluszki. Ludzie próbowali się wza jemnie podpytywać, co to będzie. Nagle zgasło świa tło na scenie, faceci z ochrony robią brawa i okrzyki “Big-Mo-Ney, Big-Mo-Ney”. Na scenę wszedł młody, elegancko ubrany mężczyzna w gustownych okula rach przeciwsłonecznych. Przedstawił się, ale mało kto usłyszał jego imię i nazwisko. - Jesteśmy wspólnotą interesów, działamy na zasa dach wzajemnego zaufania zgodnie z prawem. Nasz produkt posiada trzy cechy: każdy go chce, każdy mo że go użyć oraz każdego wciąga i uzależnia. Weźcie sprawy we własne ręce. Nie dajcie się wykorzystywać. Pracujcie dla siebie. Decydujcie o własnym losie. Dzi siaj możecie dokonać wyboru: albo szara egzystencja, albo dobrobyt, bogactwo, niezależność. Wykształcenie nie jest potrzebne, a czasami nawet przeszkadza. Naj lepiej w tym biznesie powodzi się ludziom z wykształ ceniem zawodowym. Musicie wierzyć i pracować. To przyniesie cel - upragnione pieniądze! - Boże, jaki ja byłem głupi, że dałem się na to na brać - opowiadał potem jeden z werbowanych byłych górników. - Za wydane na te durne książki pieniądze to zgromadziłbym sobie pół domowej biblioteki i to na do datek w skórzanej oprawie. Nie wiem, co mi wtedy strzeliło do głowy, że zgodziłem się na ten durny za kup. Chyba coś mi odebrało rozum... Dopiero kiedy ochłonąłem, zacząłem się zastanawiać, jak to się sta ło, że takich firm nie ściga policja. Przecież powinny być jakieś przepisy, które tego zabraniają. Na począt ku miałem wrażenie, że to jakaś sekta, potem że ma fia, a teraz to zgłupiałem i naprawdę nie wiem, co 0 tym wszystkim myśleć. Może to jest sekta powiąza na odpowiednio z mafią i dlatego tak trudno się do nich dobrać organom ścigania. Spotkania werbunkowe organizowano przede wszystkim na terenie dawnego województwa katowic kiego. Wynajmowano sale, które mogły pomieścić przynajmniej 200-300 osób. Za każdym razem sku tecznie organizowano otoczkę sprawiającą wrażenie luksusu. Przed budynkiem stały lśniące, eleganckie 1 drogie samochody, przyszłym ofiarom wręczano kwiaty albo jakieś inne drobne prezenty. Wewnątrz serwowano kawę, herbatę zimne napoje. Na scenie występowało zawsze kilka osób, które “jeszcze nie dawno” były biedne, ale odniosły znaczący finansowy sukces dzięki firmie. Drugim sposobem werbowania przyszłych członków piramid były kontakty osobiste lu dzi już przyjętych. Do kupna super drogiej książki trze ba namówić następne osoby, a one - muszą znowu namówić następne. Od każdej nowej transakcji dosta je się pieniądze - 450 dolarów za nakłonienie do kup na dwóch pierwszych osób i po 750 dolarów za każcie dwie następne.
62
O tym jak niebezpieczna może okazać się “zabawa” z “Wielkim Pieniądzem” przekonało się już co najmniej 15 osób tylko na terenie województwa śląskiego, prze ciwko którym prokuratura okręgowa w Katowicach pro wadzi śledztwo o wyłudzenie kredytów bankowych, za które to przestępstwo można zostać skazanym nawet na karę 5 lat pozbawienia wolności. Osoby te we wnio skach kredytowych napisały, że pieniądze będą prze znaczone na zupełnie inne cele niż zakup książek. Jak to się działo, że ludzie oddawali nawet ostatnie pieniądze, zapożyczali się, a nawet brali wysoko opro centowane bankowe kredyty, byle tylko zapisać się do firmy?! Najpierw zostały rozbudzone emocje i oczekiwa nia, tłumaczą psycholodzy fenomen tego rodzaju firm. Ludzie w grupie są bardziej skłonni do podejmo wania ryzyka, nie zwracają uwagi na sygnały ostrze gawcze. Pieniądz zawsze nęci, a człowiek zaczyna wyobrażać sobie, że w krótkim czasie dorobi się du żych pieniędzy. Podczas spotkań jest odpowiednia atmosfera, ściśle realizowany scenariusz, podstawie ni ludzie, którzy nas przekonują. Ktoś o obniżonym krytycyzmie daje się łatwo wciągnąć w szeregi takiej firmy. Najczęściej takie osoby mają małą zdolność krytycznego myślenia. Kiedy nie spełniają się ich oczekiwania, wchodzą w fazę odczuć negatywnych. Wtedy pojawia się depresja, załamania, czasem wręcz próby samobójcze. Z każdym przystępującym do piramidy “Big Money” podpisywano umowę. Grożono w niej, że w razie niedo trzymania warunków, nowo zwerbowany członek zmu szony będzie zapłacić wysokie odszkodowanie. Zresztą umowy celowo sformułowane byty w sposób niezwykle zawiły, roiło się w niej od wielu odnośników i odwołań. Brak świadomości prawnej powodował, że ci, któ rzy weszli w strukturę firmy, bali się ją opuścić i musie li pracować na jej rzecz - twierdzą policjanci. - Często podstępem wyłudzano na oszukanych ludziach oświad czenia o zachowaniu tajemnicy. Nie mają one żadnego znaczenia i złamanie “zmowy milczenia” na pewno nie grozi konsekwencjami prawnymi. Żaden sąd na ich podstawie nie będzie przecież broniI oszustów. Policja może tylko po raz kolejny apelować. Im korzystniejsze warunki oferują firmy handlowe al bo usługowe, tym większą rozwagę należy zacho wać przy podpisywaniu wszelkiego rodzaju umów. Twórcy tego rodzaju “okazji” bardzo profesjonal nie działają na psychikę swoich klientów. Napraw dę nie jest dla nich problemem uśpić czujność i rozsądek kientów. Nic dziwnego, że nadal udaje im się znaleźć naiwnych.
Anna Modelska Wszystkie personalia i nazwy firm zostały zmienione.
KRZYŻÓWKA Z PARAGRAFEM POZIOMO: 1) krętacz, matacz, 4) dygnitarz, 6) osoba okazująca, 7) porcja leku, 10) ogót duchowieństwa, 12) pospólstwo, mottoch, 13) związek państw, narodów, 18) ulubieniec, faworyt, 19) zegarek z alarmem, 20) odmiana esperanto, 21) mowa niewiązana, 22) przełożony szkoły wyższej, 26) konflikt zbrojny, 27) japońskie zapasy, 29) chorągiew, 32) walczy z czerwonym kurem, 35) hobby, 36) model fiata, 37) prawy człowiek sprawy, 38) niedobór, manko, 39) fantazja poety. PIONOWO: 1) złodziej przy sejfie, 2) piękny, urodziwy młodzieniec, 3) spust, 4) kwiczoł, 5) barwa, 8) wykrzyknik wyrażający zachwyt, zdzi wienie, 9) błyszczący na podszewkę, 10) kawałek czegoś jadalnego, 11) biały w kinie, 13) ekwipunek dla nie mowlaka, 14) pilnuje porządku, 15) pomocnik chemika, 16) oględziny sądowo-lekarskie, 17) pocztowe zawiadomienie, 18) świętokradca, 21) wizerunek, 23) muzyka mło dzieżowa, 24) pismo poświęcone modzie, 25) kuzyn komara, 28) for sa dla porywacza, 30) Świnia z la su, 31) gest, skinienie, 32) oczysz czona w proszku do pieczenia, 33) twór koralowców, 34) udzielany uchodźcom. (rozwiązanie w numerze)
PAZDZIERNIK 2003
64 strony • cena 2 zl 50 gr
• DIAMENTY SĄ WIECZNE - Diamenty, te naj cenniejsze kamienie jubilerskie, wieczny przed miot pożądania, stale padają tupem rabusiów. Chronione niczym najlepszy szwajcarski bank diamentowe centrum - Antwerp Diamont Center - zostało ograbione. Złodzieje rozpruli aż 123 spośród 160 znajdujących się tam skrytek. Jak imsię to udało?! • PRZYJACIÓŁKA - Tego dnia Dorota miała podjąć pieniądze z banku, żeby wreszcie kupić
W NASTĘPNYM NUMERZE sobie wymarzony komputer. Nie wróciła do do mu. Może poszła gdzieś ze swoją najlepszą przyjaciółką i zapomniała o bożym świecie? • WIZYTA NIEBOSZCZYKA - Podejrzany był trzeźwy i mógł zeznawać. Powiedział policjan tom, których uprzednio do swego mieszkania wezwał, że do późnego wieczora pił wódkę z sąsiadem i nie ma pojęcia, skąd wjego domu znalazł się trup z nożem w brzuchu... • PĘTLA DLA ŚMIERDZIELA - Sprawa, która zaczęła się w B. w 2002 r. zapowiadała się na trudną i w niewielkim stopniu rokującą wykrycie sprawcy. Tak bywa najczęściej w przypadku przestępstw na tle seksualnym. Ale tym razem było inaczej. Bardzo istotna okazała się postawa ojca 9-letniej, skrzywdzonej dziewczynki. • ROSYJSKI “HRABIA MONTE CHRISTO” Aleksander Politkowski jest bohaterem wiel kiego skandalu finansowego, jaki wstrząsnął Sankt Petersburgiem w 1852 r. Podobnie jak Monte Christo rozporządzał olbrzymim mająt kiem i miał szeroki gest! • KOSZMAR BRZASKU - Tajemniczy głos wciąż powtarzał jej natrętnie: “zrób to!” Była zi mowa noc. Jej dwoje dzieci spało spokojnie, kiedy znów usłyszała ten głos... • APASZKA - Okazuje się, że czasem nawet anonim może się do czegoś przydać. W tym
konkretnym przypadku anonim wybronił kogoś przed niezasłużoną karą więzienia za zabójstwo sąsiada! •RABUSIE MAJĄ TUPET! - Co można ukraść? Wszystko, wszędzie i zawsze. Rabusie mają tu pet i sa bardzo pomysłowi! • SZEŚĆ KUL DLA MINISTRA - Mimo upływu niemal 22 lat, sprawa zabójstwa ministragospo darki Hesji - Heinza Herbera Karry - nie została wyjaśniona. Dlaczego? • SUKCES CZYBLAMAŻ - Młoda, bardzo atrakcyjna dziewczyna została zgwałcona i za mordowana we własnym domu, Śledztwo trwa ło 7 lat, wykonano ponad tysiąc specjalistycz nych badań i przesłuchano prawie 4 tys. osób. Bez rezultatu! Dopomógł dopiero przypadek... • KARUZELA ZAWIŚCI - Być młodym, zdro wym i bogatym, to - jak się okazuje - też może być kłopot! Zawiść w stosunku do szczęściarza powoduje, że ludziom przychodzą do głowy najrozmaitsze pomysły, jakby tu bogaczowi po psuć szyki. Czasami zazdrość i niechęć przy biera wręcz niebezpieczne formy, tak jak w przypadku Dariusza Ch,
Październikowe wydanie “DETEKTYWA” do kupienia pod koniec września! 63
ZAGADKA KRYMINALNA
DWÓCH PODEJRZANYCH
Komisarz Hamilton prowadzi dochodzenie w sprawie kradzieży z włamaniem do domu zamożnego właściciela sieci aptek. Penetrując uważnie otoczenie domu, komisarz zauważa na rozmiękłej od deszczu ziemi dwa rodzaje odcisków podeszew butów: duże - prowadzące w kierunku domu, według męskiej numeracji obuwia rozmiar 46, które zagłębiły się w ziemi na głębokość 6 mm, oraz mniejsze o rozmiarze 40 (prowadzące w przeciwnym kierunku), odciśnięte na głębokość 12 mm. Wszystko wskazywało na to, że ślady pozostawili dwaj włamywacze. Przeglądając policyjną kartotekę recydywistów, którzy w przeszło ści często wchodzili w konflikt z prawem oraz mając doskonałe roze znanie w środowisku przestępczym na swoim terenie, Hamilton od ra zu wytypował i polecił zatrzymać celem przesłuchania dwóch męż czyzn, kilkakrotnie karanych w przeszłości za włamania do mieszkań. Przeszukanie w ich mieszkaniach ujawniło dwie pary męskich butów o identycznych wzorach podeszew z tymi, których ślady policjanci za bezpieczyli przed domem ofiary włamania.
W komisariacie policji pierwszy z zatrzymanych o nazwisku Stampler zeznaje: - “To ten Fooler ukradł moje buty, aby zostawić fałszy we ślady i skierować podejrzenie na mnie!” Przesłuchiwany następnie Fooler, odpiera zarzuty koleżki twierdząc: - “To Stampler zabrał pota jemnie moje buty, aby mnie wrobić w tę paskudną sprawę i tym sa mym skierować śledztwo na fałszywy trop!” Zniecierpliwiony tymi matactwami komisarz Hamilton huknął na obu starych cwaniaków: - Myślicie, że nie wiem, który to zrobił!? Uwa żacie się za mądrali, gdy tymczasem wasz podstęp nie wart jest nawet funta kłaków! Z pewnością działaliście wspólnie i w*porozumieniu, lecz tylko jeden z was jest bezpośrednim sprawcą włamania i kradzieży, więc lepiej niech się zaraz przyzna, bo inaczej zapudłuję was obu, za niewinność, oczywiście! Którego z tych dwóch Hamilton uznał za sprawcę? (rozwiązanie w numerze)